Jan Rydel

Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Pedagogicznego Kraków

Polityka historyczna w Republice Federalnej Niemiec Zaszłości Idee Praktyka Uniwersytet Pedagogiczny im. Komisji Edukacji Narodowej Prace Monograficzne nr 599 Jan Rydel

Polityka historyczna w Republice Federalnej Niemiec Zaszłości Idee Praktyka

Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Pedagogicznego Kraków 2011 Recenzenci prof, dr hab. Bernadetta Nitschke prof, dr hab. Janusz Józef Węc

© Copyright by Jan Rydel & Wydawnictwo Naukowe UP, Kraków 2011

Na okładce Dziedziniec w Bendlerblock w Berlinie, miejsce egzekucji spiskowców 20 lipca 1944; Deutscher Widcrstand/Nikolaus Koliusis fragment Pomnika Pomordowanych Żydów Europy w Berlinie; Philipp Treier/Pixelio.de na stronie tytułowej Strażnicy Umarłych w krypcie Pomnika Bitwy Narodów w Lipsku; fot. Jan Rydel

redaktor prowadzący Zuzanna Czarnecka projekt okładki Jadwiga Burek

ISSN 0239-6025 ISBN 978-83-7271-686-6

Wydawnictwo Naukowe UP Redakcja/Dział Promocji 30-084 Kraków, ul. Podchorążych 2 teh/faks 12 662-63-83, tel. 12 662-67-56 c-mail: [email protected]

Zapraszamy na stronę internetową: http://www.wydawnictwoup.pl układ typograficzny i łamanie Jadwiga Czyżowska-Maślak druk i oprawa Zespól Poligraficzny UP, zam. 12/12 Spis treści

Uwagi wstępne (7) Historia i władza. Tradycje Rzeszy Niemieckiej (15) Historycy i państwo (15), Leopold von Ranke (16), Johann Gustav Droysen (19), Heinrich von Sybcl (22), Heinrich von Treitschke (24), Historia w szkole (26) Pomniki. Ideologia, oddziaływanie, współczesność (29) Walhalla (29), Hermann (31), Straż nad Renem (34), Barbarossa- Wilhelm I (36), Deutsches Eck (41), Żelazny Kanclerz (42), Pomnik Bitwy Narodów (43) Wielka wojna i jej następstwa (49) Idea 1914 roku (49), Zeitgeschichte (53) Wersal: historia i mit (55) Ustawianie zwrotnic (55), Instrumentarium mitu (58), Historycy w służbie mitu (62), Pierwsza kampania polityki historycznej (64), Ostforschung (66), Lata rozkwitu (69) Nauki historyczne po 1933 roku (71) Szlachetny dystans? (71), W głównym nurcie nazizmu (73) Wobec klęski Niemiec (77) Pierwsze interpretacje (77), Niepodważalna ciągłość (81), Hermann Aubin (82), Theodor Schieder (83), Werner Conze (85), Dietrich Erdmann (86), Późne obrachunki (88), Przypadek Fritza Fischera (88), Kamień, który uruchomił lawinę (93) „Polityka wobec przeszłości” (97) Ściganie zbrodniarzy nazistowskich przez mocarstwa okupacyjne (98), Ściganie zbrodni w radzieckiej strefie okupacyjnej (101), Ściganie zbrodni nazistowskich w Polsce (102), Reakcje społeczeństwa zachodnioniemiec- kiego (103), Denazyfikacja w zachodnich strefach okupacyjnych (106), Denazyfikacja w strefie radzieckiej (108), Koniec denazyfikacji (108), Amnestionowane społeczeństwo (110), Czyste ręce Wehrmachtu (112), Trwałość mitu (114), Polityczne następstwa zaniechanego obrachunku (115) Przebudzenie (119) Poszerzanie stanu wiedzy (119), Proces w Ulm i Zentrale Stelle Ludwigsburg (122), Moralny sprzeciw wobec zaniechań epoki Adenauera (124), Aktion Sühnezeichen (127), Proces Eichmanna (128), Proces załogi Auschwitz we Frankfurcie n.M. (130) Wola rozliczenia nazizmu zwycięża (135) Przedawnienie - początek debaty (136), Proces załogi Majdanka i nieprzedawnienie (137), Współczesne problemy obrachunku z nazizmem (139) „Wypędzenie” i „wypędzeni” w polityce historycznej RFN (141) Przymusowa migracja Niemców z Polski (141), Faza ucieczki (141), Wysiedlenia wojskowe (143), Wysiedlenia „poczdamskie” (143), Ofiary wśród Niemców w Polsce (144), Problemy z integracją wysiedlonych i początki ich organizacji (145), Karta wypędzonych i kwestie terminologiczne (146), Ministerstwo ds. wypędzonych i ustawa o wypędzonych (147), Partia „wypędzonych” (150), Związek Wypędzonych i jego działacze (150), „Dokumentacja wypędzenia” (151), Polityczne rachunki (156), „Symetria ofiar” (158), Obecność „niemieckiego Wschodu” w sferze publicznej RFN (161), „Wypędzenie” w szkole (163), Kultura wysiedlonych (164) W opozycji do przemian (169) Zerwanie z SPD (169), Cięcia finansowe i próby rozbicia BdV (171) „Zwrot duchowo-moralny” (175) Gesty i symbole (175), Wielkie przemówienie (178), Muzea historii Niemiec (185), Historikerstreit (188) Zawiedzione nadzieje „wypędzonych” (195) Lata osiemdziesiąte (195), „Wypędzeni” a zjednoczenie Niemiec (197) Po zjednoczeniu Niemiec (201) Debaty wyznaczają kierunek (201), Berlińska Neue Wache (207), Upamiętnienie ofiar nazizmu w zjednoczonym Berlinie (211), Pomnik Sintich i Romów (215), Muzeum Żydowskie w Berlinie (217), Pomnik Zamordowanych Żydów Europy (218), Pamięć o oporze (223), Ratowanie Żydów (225) Radziecka strefa okupacyjna i N R D : nowy wymiar polityki historycznej (229) Pamięć okupantów (229), Obrachunki z komunizmem (231), Stasi (233), „Dekomunizacja” przestrzeni publicznej? (235), Upamiętnienie ofiar komunizmu (240), Rosnąca rola polityki (245) Dekada Eriki Steinbach (251) Rząd Gerharda Schrödera wobec „wypędzonych” (251), Erika Steinbach (253), Centrum przeciw Wypędzeniom (255), Nagroda im. Franza Werfla (260), Centrum przeciw Wypędzeniom na berlińskiej scenie politycznej (263), Wymiary zaskoczenia - Niemcyjako ofiary (266), Opór wobec planów Centrum przeciw Wypędzeniom (268), Rozgrywka w Berlinie (269), Sieć (274), „Widoczny znak” (279) Zamiast zakończenia (285) Bibliografia (291) Indeks nazwisk (305) Uwagi wstępne

Zapewne trudno wskazać społeczeństwo, którego stosunek do historii byłby bardziej intensywny i skomplikowany niż niemieckie, a Pola­ cy, wraz z kilkoma innym narodami, należą do najbardziej zainte­ resowanych - poza samymi Niemcami - ich sposobem rozumienia przeszłości i obchodzenia się z nią. Te niewymagające specjalnych wyjaśnień zależności są powodem, dla którego postanowiłem pod­ jąć temat polityki historycznej RFN . Katalizatorem tej decyzji były osobiste doświadczenia i obserwacje, zebrane w latach 2001-2005 w Berlinie, gdzie pracowałem jako radca Ambasady RP odpowiedzial­ ny za polsko-niemieckie kontakty na polu kultury i nauki. Lata pracy w Berlinie przypadły na bardzo ważny okres dla stosunków polsko- -niemieckich. Właśnie wtedy - po okresie harmonijnej współpracy, która doprowadziła do osiągnięcia jasno zdefiniowanych, obustronnie korzystnych, strategicznych celów - pojawiły się napięcia. Napięcia te - pozostawiając nietknięte cale obszary wzajemnych, dobrosąsiedz­ kich stosunków - w pewnych dziedzinach doprowadziły do poważ­ nych tarć i pogorszenia wzajemnego postrzegania się społeczeństw i ich elit, a przede wszystkim do aktywizacji sil niechętnych polsko- -niemieckiemu zbliżeniu. Jedno z najważniejszych pól owych napięć dotyczyło kwestii historycznych i wiązało się z planami stworzenia Centrum przeciw Wypędzeniom. Uważam je za tak ważne, gdyż - przynajmniej po polskiej stronie - to właśnie te plany wyrządziły naj­ więcej szkód, jak chodzi o zaufanie do niemieckich partnerów. Z kolei obniżone zaufanie doprowadziło do tarcia w dziedzinach niemających nic wspólnego z historią i sprawiło, że są trudniejsze do usunięcia. Strona polska była u progu X X I wieku zaskoczona takim obrotem sprawy, gdyż polskie i niemieckie środowisko historyczne współpra­ cowało do tej pory bardzo intensywnie i w sposób całkowicie otwarty i rzetelny. Niejako symbolem tej sytuacji jest fakt, że w okresie na­ rastania kontrowersji wokół Centrum przeciw Wypędzeniom ukazy- [8] wały się kolejne tomy pionierskiej edycji polskich dokumentów na temat dramatycznych losów Niemców w Polsce w latach 1945-1950 pod redakcją Włodzimierza Borodzieja i Hansa Lemberga1. Po pol­ skiej stronie padały w związku z tym pytania o mechanizmy, jakie rzą­ dzą w RFN owym specyficznym pograniczem nauk historycznych, mediów, systemu edukacji, społeczeństwa obywatelskiego, instytucji społecznych oraz polityki wszystkich szczebli, kto posiada w kraju na­ szych zachodnich sąsiadów i jak wykonuje „władzę objaśniania” [Deu­ tungsmacht] przeszłości. O dobre diagnozy było wówczas po polskiej stronie bardzo trudno, a zasadą działania była improwizacja. Z tego powodu uznałem, iż w Polsce powstać powinna praca, która opisy­ wałaby najważniejsze fakty i linie rozwojowe, a także tradycje polityki historycznej w Niemczech i współczesną praktykę uprawiania polity­ ki historycznej. Chciałbym, aby książka ta służyła osobom z różnych środowisk zawodowych zainteresowanym stosunkami polsko-nie­ mieckimi jako wprowadzenie w tę problematykę. W Polsce jest niewiele ujęć szeroko traktujących kwestię pogra­ nicza polityki i historii w Niemczech, nie oznacza to wszakże, iż nie posiadamy bardzo wartościowych pozycji. Należy tu zwrócić szcze­ gólną uwagę na książkę Wojciecha Pięciaka Niemiecka pamięć. Współ­ czesne spory w Niemczech o miejsce III Rzeszy w historii, polityce i tożsamości. 1989-2001, wydaną w Krakowie w 2002 roku. Jest to praca dogłębna i błyskotliwie napisana, chociaż oczywiście ograniczona do wyzna­ czonych tytułem ram. Wiele miejsca polityce i pamięci w Niemczech poświęca wydany w 2009 roku przez Polsko-Niemiecką Współpracę Młodzieży obszerny przewodnik/encyklopedia dla nauczycieli i ani­ matorów polsko-niemieckich spotkań młodzieżowych pod tytułem Polska-Niemcy. Wojna i pamięć pod redakcją Jerzego Kochanowskie­ go i Beaty Kosmali. Zainteresowani tą problematyką wiele korzy­ ści odniosą również z lektury książki Klausa Bachmanna Długi cień Trzeciej Rzeszy. Jak Niemcy zmieniali swój charakter narodowy (Wrocław

W. Borodziej, H. Lemberg (red.), Niemcy w Polsce. 1945-1950. Wybór dokumentów, t. 1-4, Warszawa 2000-2001 = Die Deutschen östlich von Oder und Neiße. 1945-1950. Dokumente aus polnischen Archiven, Marburg 2000-2004. Włodzimierz Borodziej był także spiritus movens badań nad wysiedleniem Niemców z Polski, prowadzonych już od 1995 r., których wyniki zebrane zostały w wydanym wspólnie z Arturem Hajniczem tomie pt. Kompleks wypędzenia, Kraków 1998. [9J 2005). Interesujące rozważania metodologiczne oraz analizy różnych faz i aspektów dyskursu o historii, pamięci i polityce, raczej w Polsce niż w Niemczech, zawiera książka Roberta Traby Historia - przestrzeń dialogu, wydana w Warszawie w 2006 roku. Wspomnieć też można 0 małym zbiorze artykułów Piotra Burasa pod tytułem Niemieckie lek­ cje historii. Szkice i portrety (Szczecin 2003), z których część poświęcona jest zajmującej nas dziedzinie. Ważne teksty na temat polityki histo­ rycznej, chociaż odnoszące się głównie do problematyki polskiej, za­ wiera tom pokonferencyj ny Pamięć i polityka. Doświadczenia Polski i jej sąsiadów pod redakcją Sławomira M . Nowińskiego, Jana Pomorskiego 1 Rafała Stobieckiego, wydany w Łodzi w 2008 roku. W Niemczech, chociaż nie były one kolebką rozważań nad wza­ jemnymi relacjami historii, pamięci oraz polityki, ten obecnie modny i płodny kierunek badań rozwinął się znakomicie w latach 90., osiąga­ jąc w krótkim czasie godne podziwu rezultaty i stając się najważniej­ szym dyskursem prowadzonym w tamtejszym środowisku histo­ ryków. I chociaż po blisko dwudziestu latach blask owego dyskursu wydaje się słabnąć, nie widać jeszcze tematu, który miałby go zastąpić. Nb. Christoph Cornelißen umiejscowił ów zwrot ku „drugiej histo­ rii” już w połowie lat osiemdziesiątych2. Istotnie, motyw nieupraw­ nionej, politycznej interwencji państwa w formowaniu świadomości historycznej i tożsamości wystąpił już w rozpoczynającym Histori­ kerstreit artykule Jürgena Habermasa, a Christian Meier w inaugura­ cyjnej mowie podczas Zjazdu Historyków Niemieckich w Trewirze w 1986 roku użył po raz pierwszy terminu Geschichtspolitik w tym wła­ śnie negatywnym sensie. Zagadnieniu pamięci, tożsamości, historii i polityki poświęcili wiele dociekań znakomici badacze, jak egiptolog 1 kulturoznawca Jan Assmann, autor klasycznej dziś książki Pamięć kulturowa. Pismo, zapamiętywanie i polityczna tożsamość w cywilizacjach sta­ rożytnych, wydanej już w roku 1992, a po polsku w 2008 przez Roberta Trabę, lub wielki historyk metodolog i kulturoznawca Jörn Rüsen, autor książki Zeit und Sinn. Strategien historischen Denkens [Czas і sens. Strategie myślenia historycznego] (Frankfurt a.M. 1990) oraz tekstu Was ist Geschichtskultur? Überlegungen zu einer neuen Art, über Geschichte

2 Ch. Cornelißen, Geschichtswissenschaft und Politik im Gleichschritt? Zur Geschichte der deutschen Geschichtswissenschaft im 20. Jahrhundert, „Neue Politische Literatur“, 1997, 42, s. 275. [10] nachzudenken [Czym jest kultura historyczna. Rozważania nad nowym sposobem myślenia o historii] wydanego w 1994 roku3. Riisen zebra! swe przemyślenia w dziele Geschichte im Kulturprozeß [Historia w pro­ cesie kulturowym. O podejściu do niemieckiej przeszłości po 1945] (Köln 2002). Wielki dorobek na tym polu ma także Aleida Assmann, która już w 1993 roku zainteresowała się tą problematyką, czego efek­ tem była monografia Arbeit am nationalen Gedächtnis. Eine kurze G e­ schichte der deutschen Bildungsidee [Praca nad narodową pamięcią. Krótka historia niemieckiej idei edukacji]. Następnie (wspólnie z Utą Frevert) opublikowała książkę Geschichtsvergessenheit und Geschichtsversessenheit. Vom Umgang mit deutscher Vergangenheit nach 1945 [Zapominanie o hi­ storii i opętanie historią] (Stuttgart 1999), a w 2006 roku dedykowaną Reinhardowi Koselleckowi znakomitą syntezę Der Lange Schatten der Vergangenheit. Erinnerungskultur und Geschichtspolitik [Długi cień prze­ szłości. Kultura pamięci i polityka historyczna], o której znaczeniu świadczy fakt, iż już w 2007 roku w masowym nakładzie wydała ją Bundeszentrale für politische Bildung [Federalna Centrala Kształce­ nia Politycznego] w Bonn. Ważnym wydarzeniem stało się wydanie w 1996 roku książki Norberta Freia pod tytułem Vergangenheitspolitik. DieAnfäge der Bundesrepublik und die NS-Vergangenheit [Polityka wobec przeszłości. Początki Republiki Federalnej Niemiec i przeszłość nazi­ stowska], której polska wersja ukazała się już w 1999 roku. Rolę im­ pulsu odegrały w tym wypadku zarówno rozważania nad tytułowym pojęciem Vergangenheitspolitik, jak i imponująca demonstracja waloru poznawczego badań nad stosunkiem polityki do przeszłości. Tym wielkim dziełom wyznaczającym historiografii nowe horyzonty ba­ dawcze, towarzyszy do chwili obecnej - w specyficznych warunkach bardzo licznego i płodnego niemieckiego środowiska historycznego — cała „biblioteka” monografii poszczególnych aspektów „drugiej hi­ storii” i prac przyczynkarskich. Jak łatwo zauważyć, piszący te słowa używa bez lęku terminu po­ lityka historyczna, chociaż - ze względu na negatywną jego konotację za czasów Historikerstreit oraz dość dramatycznych polskich sporów o treść tego pojęcia - pewna doza ostrożności byłaby tu może uza­

3 J. Rüsen, Was ist Gesdiiditskultur? Überlegungen zu einer neuen Art, über Geschich­ te nachzudenken, w: Historische Faszination. Gesdiiditskultur heute, (ed.) J. Rüsen, K. Füßmann, H.Th. Grütter, Köln 1994. sadniona. Otóż pojmuję politykę historyczną tylko i wyłącznie jako ideologicznie neutralną kategorię analityczną. Idę w tym wypadku za poglądami Edgara Wolfruma, który uważa, iż polityka historyczna to: obszar działania i polityki, na którym różni polityczni aktorzy przypisują prze­ szłości określone interesy polityczne, a następnie walczą o akceptację opinii publicznej dla takich przypisań.

[ein Handlungs- und Politikfeld, auf dem verschiedene politische Akteure die Vergangenheit mit bestimmten Interessen befrachten und in der Öffent­ lichkeit um Zustimmung ringen.]

Wyjaśnia przy tym, że:

W pluralistycznych społeczeństwach politykę historyczną uprawia się stale, gdyż elity polityczne - jako znacząca część elit objaśniających - formują i de­ finiują konstytutywny dla związków politycznych zespół wyobrażeń, norm, wartości i symboli.

[In pluralistischen Gesellschaften wird ständig Geschichtspolitik betrieben, denn politische Eliten - als gewichtiger Teil der Deutungseliten - gestalten und definieren das für einen politischen Verband konstitutive Ensemble von grundlegenden Vorstellungen, Normen, Werten und Symbolen]4.

Zwolennikami nieuprzedzonego posługiwania się terminem poli­ tyka historyczna są także Claus Leggewie i Erik Meyer autorzy polito­ logicznej monografii powstawania Pomnika Zamordowanych Żydów Europy w Berlinie „Ein Ort, an den man gerne geht“. Das Holocaust-Mahn­ mal und die deutsche Geschichtspolitik nach і 989 [„Miejsce, do którego chętnie się przychodzi“. Pomnik ofiar Holocaustu i niemiecka poli­ tyka historyczna po 1989]. Według nich polityka historyczna spełnia

4 E. Wolfrum, Geschichtspolitik in der Bundesrepublik Deutschland. 1949-1989. Phasen und Kontroversen, w: Umkämpfte Vergangenheit. Geschichtsbilder, Erinnerung und Ver­ gangenheitspolitik im internationalen Vergleich, (ed.) P. Bock, E. Wolfrum, Göttingen 1999, s. 58; por. także wcześniejsze sformułowania Wolfruma na temat znacze­ nia polityki historycznej: der Kampf um die Herrschaft tind ihre Dauerhaftigkeit war und ist auch ein Kampf um die Herrschaft über die Geschichte [walka o panowanie i jego utrwalenie była i jest walką także o panowanie nad historią] (E. Wolfrum, Geschichte als Politicum - Geschichtspolitik. Internationale Forschungen zum 19. und 20. Jahrhundert, „Neue Politische Literatur“, 1996, 41, s. 376, [12] wszelkie kryteria policy i w sensie analizy politologicznej nie różni się od innych „polityk” (zagranicznej, gospodarczej, edukacyjnej etc.)5. Tak rozumiana polityka historyczna może być pluralistyczna, obiektywna, liberalna, krytyczna, ograniczona do minimum, dobra, jak też autorytarna, zideologizowana, nacjonalistyczna, wsteczna, wszechobecna i zla. Dla polityki historycznej charakterystyczne są współzależności, a więc i napięcia między władzą, nauką, mediami i opinią publiczną. Jej klasycznymi instrumentami są we współcze­ snym świecie muzea, miejsca pamięci, pomniki, nazewnictwo ulic, publiczne obchody rocznicowe, święta państwowe, programy szkolne oraz np. dotacje dla produkcji filmowych6. Dystans, jaki do tak rozumianej polityki historycznej odczuwają hi­ storycy uprawiający naukę, jest naturalny i zrozumiały, gdyż o akcep­ tacji i ocenie pracy uczonego rozstrzygają wyłącznie kryteria prawdy, wnikliwości, obiektywizmu i naukowości, gdy tymczasem kryterium oceny polityki jest w pierwszym rzędzie jej skuteczność, przy czym - jak tego doświadczyliśmy wielokrotnie - polityka historyczna oparta na kłamstwie, a nawet „tylko” niewystarczająco podbudowana nauko­ wo, jest skazana na klęskę, a zatem nieskuteczna. W książce używane jest też pojęcie polityka wobec przeszłości, odnosi się ono - zgodnie z intencjami jego twórcy Norberta Freia - do rzeczowego, personal­ nego i prawnego obrachunku z odsuniętą od władzy dyktaturą nazi­ stowską (sądowe ściganie zbrodni dyktatury, odsuwanie obwinionych osób od działalności publicznej, opieka nad ofiarami, amnestionowa- nie, rehabilitacja etc.). Tak więc polityka wobec przeszłości oznacza coś innego niż polityka historyczna. W praktyce życia publicznego w Niemczech jednak obydwie te polityki prowadzone były (są) rów­ nocześnie i silnie się przenikają.

Po zamknięciu pracy nad tekstem książki ukazały się dwie wybitne monografie, odnoszące się w dużym stopniu do jej tematyki, są to

3 C. Leggewie, E. Meyer, „Ein Ort, an den man gerne geht”. Das Holocaust-Mahnmal und die deutsche Geschichtspolitik nach 1989, München 2005, s. 12-19. 6 W tym duchu Peter Reichel, Harald Schmid, Peter Steinbach w teoretycznej części wstępu zatytułowanego Die „zweite Geschichte“ der Hitler-Diktatur. Zur Einführung, w: Der Nationalsozialismus. Die zweite Geschichte. Überwindung - Deutung - Erinne­ rung, (ed.) P. Reichel, H. Schmid, P. Steinbach, Bonn 2009, s. 16-17. [131 Evy Hahn і Hansa Henninga Hahna Die Vertreibung im deutschen Erin­ nern. Legenden, Mythos, Gechichte (Paderborn-München-Wien-Zürich 2010) oraz Anny Wolff-Powęskiej Pamięć: brzemię i uwolnienie. Niemcy wobec nazistowskiejprzeszlos'ci. 1945-2010 (Poznań 2011). Niestety, nie mogły być one wykorzystane w niniejszej książce.

Kraków, wrzesień 2010

Historia i władza. Tradycja Rzeszy Niemieckiej

Historycy i państwo

Zjednoczenie Niemiec przez Prusy i powstanie Rzeszy Niemieckiej w 1871 roku było najważniejszym procesem politycznym X IX stule­ cia w tym wielkim i zróżnicowanym kraju. Niezmiernie ważną funk­ cję kronikarzy i interpretatorów tego zjawiska wzięły na siebie kolej­ ne generacje pruskich historyków. Ich oddziaływanie w tym zakresie było tak głębokie, iż mówi się, że przejęli swego rodzaju ideowe przy­ wództwo narodu, tworząc spójną i niezmiernie sugestywną narrację na temat niemieckiej przeszłości, miejsca Niemiec i Prus w dziejach świata, współczesnej walki o zjednoczenie i - w pewnych sytuacjach — podsuwając wizje przyszłości. Zdolność pruskiego historyzmu, do którego to nurtu należeli ci twórcy, do modelowania znaczących obszarów niemieckiej tożsamości narodowej wynikała z tego, iż stwo­ rzona przez nich narracja miała, w odróżnieniu od dawniejszych przedstawień historii Niemiec, wszelkie atrybuty naukowości, tak cenionej w „wieku pary i elektryczności”, a więc dojrzałą metodolo­ gię, wyrafinowany warsztat naukowy oraz kapitał zaufania, właściwy dla uniwersyteckiej dyscypliny naukowej. Ponadto stała na najwyż­ szym poziomie literackim. Jeden z największych reprezentantów tego nurtu historiografii, chociaż nie historyk Niemiec, lecz starożytnik, Theodor Mommsen (1817-1903) otrzymał-jako drugi człowiek pió­ ra - literacką nagrodę Nobla w 1902 roku. [161 Leopold von Ranke

Aczkolwiek Leopold von Ranke1 (1795-1886) czerpał z doświad­ czeń starszych historyków, Bertholda Georga Niebuhra (1776-1831) i Friedricha Karla von Savigny’ego (1779—1861), to jednak jest on uważany za właściwego twórcę historyzmu w jego pruskiej odmia­ nie1 2. Jako inicjator nowoczesnych i - jak się okazało - wzorcowych nie tylko w skali Niemiec studiów historycznych, wybitny wychowawca i wykładowca, a przy tym człowiek długowieczny, dochował się licz­ nej rzeszy uczniów. Ten aspekt działalności Rankego miał ogromny wpływ na sposób przedstawiania i pojmowania dziejów w N iem ­ czech (rankizm) przez ponad sto lat w nie mniejszym stopniu niż jego niezwykły dorobek historiograficzny: edycja jego Sämmtlicher Werke (1867-1890) objęła 54 tomy. Leopold von Ranke badał początkowo dzieje świata romańskiego i papiestwa w epoce nowożytnej, aby na­ stępnie, na przełomie lat 30. i 40. X IX stulecia, zwrócić się przede wszystkim ku historii Niemiec. W latach 1839-1847 wydał Deutsche Geschichte im Zeitalter der Reformation [Niemiecka historia w epoce re­ formacji] w sześciu tomach, a wkrótce potem Neun Bücher preußischer Geschichte [Dziewięć ksiąg historii pruskiej] (1847-1848) w trzech tomach (edycja uzupełniana do lat 70.). Jest także między innymi autorem Geschichte Wallensteins [Historia Wallensteina] (1869), Die deutschen Mächte und der Fürstenbund [Mocarstwa niemieckie i Związek Książąt] w dwóch tomach (1871-1872) oraz Hardenberg und die Ge­ schichte des Preußischen Staates von 1793 bis 1813 [Hardenberg i dzieje państwa pruskiego od 1793 do 1813] w trzech tomach (1879-1881). Leopold von Ranke unikał wprawdzie wypowiedzi o charakterze filozoficzno-historycznym i metodologicznym, ale jego rozproszone tezy, z których kilka, dzięki kondensacji w bardzo charakterystycz­ nych sformułowaniach, stały się „skrzydlatymi słowami” europejskiej kultury, wskazują na główne kierunki w jego myśleniu o dziejach. Za­ danie historyka, jak rozumiał je von Ranke, brzmiało: „bloß zeigen, wie es eigentlich gewesen (war)” [pokazać tylko, jak to właściwie było

1 W 1865 roku otrzymał pruskie szlachectwo. 2 K. Zamorski, Dziwna rzeczywistość Wprowadzenie do ontologii historii, Kraków 2008, s. 167. [171 / jak to było naprawdę]. Kierując się tą z pozoru prostą dyrektywą, historyk brał na siebie obowiązek nie tylko poznania dostępnych mu faktów przy zastosowaniu procedury krytyki źródeł, lecz także men­ talnego wniknięcia w badany kontekst historyczny. Jest to, zdaniem Rankego, konieczne, gdyż historykowi nie wolno osądzać opisywa­ nych postaci i wydarzeń stosując współczesne kryteria. Jeśli historyk nie potrafi w ogóle obejść się bez osądzania, musi posługiwać się ta­ kimi kryteriami oceny, jakie obowiązywały w badanym środowisku historycznym. Leopold von Ranke, będąc myślicielem, który podał w ten sposób jedną z najważniejszych definicji obiektywizmu w bada­ niu przeszłości, przekonany byl, że dzieje nie są przejawem realizacji oświeceniowej idei „postępu” ani teologicznego „planu zbawienia”, ani założeń jakiegoś określonego systemu filozoficznego. Pomimo że von Ranke był zaangażowanym ewangelikiem, a w młodości studio­ wał teologię, sądził, iż Bóg nie ingeruje w dzieje świata w skali mikro, jeśli wolno użyć dzisiejszych pojęć, nie wpływa na działania jednostek czy na konkretne zdarzenia na arenie politycznej. Zarazem jednak byl von Ranke przekonany, iż Bóg ma wpływ na dzieje, ale tylko w skali makro. Leopold von Ranke powiedział, iż „jede Epoche ist unmittel­ bar zu Gott” [każda epoka ma bezpośredni stosunek do Boga] i do­ dawał: „ihr Wert beruht gar nicht auf dem, was aus ihr hervorgeht, sonder in ihrem Existenz selbst” [jej wartość nie polega na tym, co z niej wynika, lecz na samej jej egzystencji]. Znawcy myśli i dorobku von Rankego interpretują tę i inne myśli następująco: wielkie ramy, w jakich funkcjonuje społeczeństwo, a więc epoki historyczne i np. państwa, które Ranke określał jako „geistige Wesenheit, originelle Schöpfung des Menschengeistes - Man darf sagen, Gedanken Gottes” [byt duchowy, oryginalny twór ludzkiego ducha - można powiedzieć, myśl Boga], pozostają polem boskiego działania3. Wszystkie te wiel­ kie ramy czy struktury historyczne są całkowicie swoiste i nie można w żadnym przypadku ich porównywać. Tezy te, niezwykle w swoim czasie inspirujące z punktu widzenia badań naukowych, w kontekście XIX-wiecztiych Prus nadały historiografii specjalną, polityczną aurę. Założenie, że dzieje w skali makro przebiegają wedle Boskiej woli, ma wielorakie konsekwencje. Oznacza między innymi, że wzrost po-

3 G.G. Iggers, Deutsche Geschichtswissenschaft. Eine Kritik der traditionellen Geschichtsauf­ fassung von Herder bis zur Gegen wart, Wien-Köln-Weimar 1997, s. 110. [181 tęgi pewnych państw, do jakiego dochodzi w skali epok historycznych, jest wyrazem Bożej woli, podobnie jak słabnięcie i upadek innych. Ponadto prawidło tak uniwersalne i zasadnicze obowiązuje nie tylko w odniesieniu do przeszłości historycznej, lecz działać musi również współcześnie, dlatego ten, kto służy wzrostowi potęgi miłego Bogu państwa, czyni dobrze, kto przeciwstawia się temu wzrostowi, grze­ szy, gdyż sprzeciwia się woli Opatrzności. Jeśli instytucja państwa sytuuje się szczególnie blisko boskości, to rządzących opromienia jej blask, a zatem rządzeni winni są wła­ dzy posłuszeństwo i szacunek. Tak w przeszłości, jak i współcześnie. Przyjmując ponadto, że państwa (i ich doświadczenia historyczne) są zjawiskami całkowicie swoistymi, a transfer doświadczeń powstałych w innym środowisku jest nieuprawniony, a nawet szkodliwy, oraz że opis i ocena określonego fragmentu przeszłości może posługiwać się tylko kategoriami właściwymi dla niego samego, historyk i jego słuchacze wyrzekają się możliwości formułowania sądów wartościu­ jących, i to nie tylko w kwestiach etycznych, lecz także np. w sprawie jakości systemu politycznego czy ekonomicznego. Niezdolność ta znamionuje na wskroś konserwatywną postawę intelektualną: udziela władzy państwowej permanentnego immunitetu oraz uznaje, że jej polityka jest bezalternatywna, zamykając tym samym drogę krytyce i zmianie. I w tym wypadku, nawet jeżeli geneza tych przemyśleń wy­ wodzi się z rozważań nad przeszłością, nie ma logicznego powodu, aby nie rozciągać ich ważności na współczesność. Interpretacja tu przedstawiona niewątpliwie wyostrza stan rzeczy i z pewnością zawiera wiele uproszczeń, nigdy też sam Leopold von Ranke nie uprawiał propagandy politycznej w swych pracach histo­ rycznych, pomimo że nieobce było mu zaangażowanie polityczne. W latach 1832-1836 redagował na zlecenie rządu pruskiego pismo „Historisch-politische Zeitschrift”, mające dawać intelektualny odpór prądom liberalnym. Był także autorem kilku memoriałów w aktual­ nych kwestiach politycznych oraz członkiem pruskiej Rady Państwa. Jest zatem zrozumiałe, że jego działalność aż do śmierci cieszyła się pełnym i niekwestionowanym poparciem rządu, czego wyrazem były liczne wyróżnienia i zaszczyty: w 1841 roku otrzymał od króla tytuł historiografa państwa pruskiego, a w 1865 dziedziczne szlachectwo, był kanclerzem „pokojowej klasy” najwyższego pruskiego orderu Pour le merite (1867), rzeczywistym tajnym radcą (1882), honoro­ wym obywatelem Berlina (1885)4 *.

Johann Gustav Droys

Johann Gustav Droysen (1808-1884) przeżywa od pewnego czasu prawdziwy renesans, dzięki jego Grundriß der Historik [Podstawy hi­ storyki] (1857) uznawanyjest za największego niemieckiego teoretyka nauk historycznych i prekursora współczesnych prądów metodolo­ gicznych3. Droysen, nieco tylko młodszy od Rankego, odrzucił jego optymistyczne wyobrażenia o obiektywizmie. Nie jest on możliwy, gdyż -ja k pisze Krzysztof Zamorski - niemożliwe jest poznanie prze­ szłości, „jaką właściwie była”, lecz odsłonięcie pewnego obrazu prze­ szłości, na który w sposób nieunikniony rzutuje teraźniejszość two­ rzącego ten obraz historyka6. Dla Droysena ten stan rzeczy nie był powodem do pesymizmu, potępiał on bowiem „eunuchische Objek­ tivität” [eunuchowatą obiektywność] i w pełni akceptował względ­ ność poznania, jaka była dana historykowi. Pisał, iż wyżej ceni sobie „die relative Wahrheit meines Standpunktes, wie ihn mein Vaterland, meine politische, meine religiöse Überzeugung, mein ernstliches Stu­ dium mir zu erreichen gewährt hat” [relatywną prawdę mojej pozycji, jaką pozwoliła mi osiągnąć moja ojczyzna, moje przekonania politycz­ ne i religijne oraz moje poważne Studia]7. Droysen, pochodzący z pruskiego Pomorza syn pastora, po śmierci rodziców borykał się z ogromnymi trudnościami materialnymi, jed­ nak dzięki swemu talentowi i pracowitości już jako student wszedł do elitarnych kręgów intelektualnych Berlina. Był uczniem Hegla, korepetytorem i przyjacielem Felixa Mendelsohna-Bartholdy’ego,

4 Allgemeine Deutsche Biographie (dalej ADB), Bd. 27, Leipzig 1888, s. 268. 3 Ch.-G. Schuppe, Der andere Droysen. Neue Aspekte seiner Theorie der Geschichtswissen- schaft, Stuttgart 1998, s. 11-12, por. także J. Rüsen, Begriffene Geschichte. Genesis und Begründung der Geschichtstheorie J. G. Droysens, Paderborn 1969. 6 K. Zamorski, Dziwna rzeczywistość..., s. 173. 7 Cyt. za G.G. Iggers, Deutsche Geschichtswissenschaft..., s. 147. [201 wraz z którym uczestniczył w ruchu na rzecz przypomnienia i doce­ nienia muzyki Johanna Sebastiana Bacha, był znajomym Heinricha Heinego. Po studiach nauczał w gimnazjum, do którego w tym czasie uczęszczał Otto von Bismarck. Droysen, z wykształcenia historyk i fi­ lolog klasyczny, początkowo zajmował się historią starożytną. Już jego pierwsza większa praca historyczna Geschichte Alexanders des Großen [Historia Aleksandra Wielkiego] (1833) stała się swego rodzaju sensa­ cją, gdyż autor odwrócił tradycyjną interpretację historii starożytnej, uznającą dokonane przemocą przez Macedonię zjednoczenie Grecji za klęskę (por. bitwę pod Cheroneą). Widział w tych wydarzeniach ukoronowanie dziejów Grecji, ponieważ rządzeni twardą ręką Grecy mogli zwrócić się ku wyższemu celowi swego narodu, jakim było po­ konanie perskiego „barbarzyństwa”. W dalszych swych pracach za cel ten uznał torowanie drogi chrześcijaństwu (Geschichte des Hellenismus [Dzieje hellenizmu], 2 tomy, 1836-1843). Droysen dostrzegał już wtedy rzekomą analogię między dziejową rolą Macedonii względem Grecji a rolą Prus względem Niem iec8. Pochwała prężnego, militarnego państwa zwierzchnościowego [Obrigkeitsstaat], jakim były Prusy, oraz przekonanie, iż zjednoczenie Niemiec jest od wielu stuleci „narodowym powołaniem” [nationa­ ler Beruf] Prus pod rządami Hohenzollernów, stała się motywem przewodnim jego pisarstwa historycznego, które wkrótce po obję­ ciu katedry na uniwersytecie w Kilonii (1840) zwróciło się ku histo­ rii najnowszej. W 1846 wydał tam swe dwutomowe Vorlesungen über die Freiheitskriege [Wykłady o wojnach wyzwoleńczych], które po­ wstały z wyraźną polityczną intencją budzenia uczuć patriotycznych w niemieckich mieszkańcach Szlezwiku-Holsztyna, będącego w tam­ tym czasie widownią coraz ostrzejszych napięć duńsko-niemieckich. W 1848 uczestniczył w antyduńskim powstaniu w Kilonii, a następnie reprezentował Szłezwik-Holsztyn we frankfurckim Zgromadzeniu Narodowym. Należał tam do narodowo-liberalnego ugrupowania, tzw. Casino-Partei, i był między innymi wpływowym członkiem komisji konstytucyjnej Zgromadzenia. Zaangażowanie polityczne spowodowało, że pod naciskiem władz duńskich opuścić musiał Ki- lonię i przeniósł się do Jeny, a następnie do Berlina (1859). W tych

8 Tamże, s. 139. [211 latach opublikował Das Leben von Feldmarschall Graf York von Warten­ burg [Zycie feldmarszałka hrabiego Yorka von Wartenburg] (3 tomy, 1851—1852). Od 1855 publikował kolejne tomy swej fundamentalnej Geschichte der preußischen Politik [Historii polityki pruskiej] - do 1886 roku ukazało się ich siedem. Stosunek Droysena do państwa był jeszcze bardziej afirmatywny niż Rankego, pisze on: „Der Staat macht den Anspruch, die Summe, der Gesamtorganismus aller sittlichen Gemeinsamkeiten, ihr gemeinsa­ mer. .. Zweck zu sein” [Państwo stara się być sumą, zbiorowym orga­ nizmem wszystkich moralnych wspólności, ich wspólnym... celem]. Państwo jako źródło władzy publicznej jest gwarantem wolności oraz rozwoj ujednostki i społeczności, z tego powodu powinny one przekazy­ wać władzy państwowej wielkie obszary swej autonomii. Pisał, że „eine der unglücklichsten Vorstellungen,... es sei mit der Freiheit um so viel schlechter geworden, als die Organisation der Macht gewachsen sei” [do najbardziej niefortunnych należy przekonanie, że wolność słabnie w takim stopniu, w jakim wzrasta zorganizowanie władzy]9. Droy- sen wyciągał z tych założeń daleko idące wnioski. Uważał, że państwo realizując swe „realne interesy” (realne, czyli zgodne z jego posłan­ nictwem), zawsze działa moralnie [sittlich], nawet jeżeli jego działa­ nia pozostają w sprzeczności z etyką jednostek. C o więcej, zdaniem Droysena, żołnierz, który „zadaje rany, zabija, pustoszy i pali” [ver­ wundet und tötet, verwüstet, brandschatzt], o ile postępuje zgodnie z rozkazem władzy, postępuje słusznie, bowiem

nie działa jako indywiduum i według indywidualnej opinii, lecz z powodu wielu odniesień, które wypełniają jego Ja i zakorzenione są wjego sumieniu. Działa on w imieniu wyższego Ja. (...) Jego sumienie jest całkowicie spokoj­ ne, o ile podporządkował się wyższemu obowiązkowi, czuje, iż stanął ponad małym, indywidualnym Ja, działając z całą mocą i oddaniem w służbie wyż­ szego, ogólnego interesu jest jakby podniesiony ku wyższemu prawu.

[Er handelt nicht als Individuum und nach seiner individuellen Meinung, sondern nach einer der vielen Beziehungen, die zusammen sein Ich erfüllen und in seinem Gewissen sich verschürzen. Er handelt gleichsam aus einem höheren Ich. (...) Er ist in seinem Gewissen völlig sicher, wenn er sich der höheren Pflicht fügt; er fühlt sich über sein kleines, individuelles Ich erho-

9 Cyt. tamże, s. 150. [22] ben und wie mit einem höheren Recht geadelt, wenn er im Dienst dieses höheren allgemeinen Interesses mit voller Kraft und Hingebung handelt]i0.

E x post, po doświadczeniu wojen światowych i totalitaryzmów, ro­ zumowanie Droysena wydaje się wręcz złowróżebne, on sam wszakże żywił optymistyczne przekonanie, że zastrzeżenie, iż opisany tu im­ munitet moralny otrzymuje jednostka tylko wtedy, gdy działa w „re­ alnym interesie" państwa, jest wystarczającym zabezpieczeniem przed wszelkim nadużyciem. Droysen, formułując swą tezę, rzucił myśl, która dawała sprawującym władzę i odbiorcom ich rozkazów mo­ ralny komfort. N ie wyjaśnił wszakże, jak odróżnić faktyczny „realny interes” państwa od „interesu” uznanego za „realny” omyłkowo lub w złym zamiarze. N ie są mi znane badania, które wykazywałyby, że to właśnie zawarte w Grundriß der Historik słowa Droysena przywo­ ływano w czasach nazizmu jako ekskulpację zbrodni tamtej epoki, należy jednak założyć, że opinie jednego z największych autorytetów niemieckiej humanistyki drugiej połowy XIX wieku nie pozostały bez echa i doszło z czasem do ich multiplikacji w skali społecznej. Zwróćmy uwagę na zawrotną karierę pojęcia Befehlsnotstand [stan ko­ nieczności wywołany otrzymaniem rozkazu] oraz np. częsty w wy­ powiedziach sprawców zbrodni nazistowskich, także Holokaustu, wywód: „to, co robimy, nie sprawia nam żadnej satysfakcji, ale w imię dziejowej misji Niemiec [przyszłości Niemiec itp.] musimy czynić to aż do końca”.

Heinrich von Sybel

Jako trzeciego spośród wielkich niemieckich historiografów wymienia się zazwyczaj Heinricha von Sybela (1817-1895). Był on studentem i pierwszym doktorantem Rankego. Jako profesor w Marburgu (1846) angażował się politycznie. Był posłem parlamentu frankfurckiego, a następnie landtagu w Hesji, potem w Prusach (1874-1880). Mawiał o sobie, że jest w 4/7 profesorem i w 3/7 politykiem. Objąwszy profe­ surę w Monachium (1856), rozwinął żywą działalność organizacyjną.

10 Cyt. tamże, s. 151. [23] Założył „Historische Zeitschrift” i Komisję Historyczną bawarskiej Akademii Nauk, które do dziś należą do najważniejszych instytucji niemieckiego środowiska historycznego. Jego główne prace to Ent­ stehung des deutschen Königtums [Powstanie Królestwa Niemieckiego] (1844), Geschichte der Revolutionszeit [Historia epoki rewolucyjnej] (5 tomów między 1853 a 1879) oraz Die Begründung des Deutschen Reiches durch Wilhelm I. [Założenie Rzeszy Niemieckiej przez Wil­ helma I] (7 tomów, 1889-1895). Warto zwrócić uwagę, iż ostatnie z wymienionych dzieł można zaliczyć do nieistniejącego wtedy jesz­ cze działu historiografii, a mianowicie historii współczesnej. Mogło ono powstać tylko dzięki temu, że od 1875 roku von Sybel piasto­ wał stanowisko dyrektora pruskich archiwów. N b. w toku prac nad tą książką doświadczył trudności typowych dla historyka współczesno­ ści: rząd pruski, uznawszy publikację niektórych faktów za szkodliwą politycznie, uniemożliwił mu dostęp do dużej części źródeł. Teoretyczny i ideowy dorobek Heinricha von Sybelajest zdecydo­ wanie mniejszy niż Rankego i Droysena, cechuje go raczej pogłębienie pewnych myśli sformułowanych przez wielkich poprzedników. I tak von Sybel, podobnie jak oni apologeta państwa, określał je jako „eine Schöpfung von Oben” [twór pochodzący z góry] i „Verwirklichung der Freiheit durch die Macht der Gemeinschaft” [urzeczywistnienie wolności poprzez władzę wspólnoty]. Twierdził równocześnie, nieco w duchu pozytywizmu, że siły kierujące historią są silami postępu. Opierając się na tym założeniu, stawiał daleko idącą tezę, iż kryterium oceny działań ludzkich nie powinny być abstrakcyjne normy moral­ ne, lecz sukces, który jest „najwyższym sędzią” [der höchste Richter] i „po prostu instancją rozstrzygającą” [die schlechthin entscheidende Instanz], W swych Kleine historische Schriften [Małych pismach histo­ rycznych] pisał von Sybel: „Każdy naród otrzymuje dokładnie tyle szczęścia i cierpienia, tyle sławy i nieszczęść, na ile sobie zasłuży” [An Glück und Leid, an Ruhm und Unheil empfängt stets eine jede Na­ tion genau, was sie verdient]11. Łagodząc wymowę tego twierdzenia, von Sybel czynił rozróżnienie między sukcesem chwilowym, któ­ ry może okazać się zwodniczy, a trwałym, dającym pewność osądu, jednakże mimo to wywodził konsekwentnie, iż genialny przywódca, u http://www.aphorismen.de/Heinrich von Sybel. [24] który przysporzy wspólnocie sukcesów, nawet jeśli je osiągnął drogą uzurpacji, nie może być oceniany według zwykłych kryteriów moral­ nych12.

Heinrich von Treitschke

W osobie i twórczości Heinricha von Treitschkego (1834—1896) naj­ pełniej wyraża się powiązanie historii i polityki w Х Ж -wiecznych Niemczech. Był synem saskiego oficera i - jak wspominał - obrałby karierę wojskową, gdyby nie ciężkie upośledzenie słuchu, jakiego na­ bawił się w dzieciństwie. Studiował historię i ekonomię, był uczniem Friedricha Christopha Dahlmanna, wybitnego historyka i jednego z przywódców parlamentu frankfurckiego w 1848 roku. O d czasu studiów stał się sympatykiem polityki pruskiej, co uniemożliwiło mu karierę uniwersytecką w rodzinnej Saksonii. W 1863 został profeso­ rem „nauki o państwie” we Freiburgu, lecz wkrótce przeniósł się do Kilonii, gdzie otrzymał profesurę w zakresie historii. W 1874 roku powołany został do Berlina na katedrę opuszczoną właśnie przez Leopolda von Rankego. Po nim też przejął tytuł historiografa państwa pruskiego (1886). W latach 1871-1884 był posłem do Reichstagu. W odróżnieniu od Rankego, Droysena, a nawet von Sybela, do­ robek historiograficzny von Treitschkego był nader skromny. Skut­ kiem tego, pomimo wielkiej popularności i licznych zaszczytów, do­ piero na krótko przed śmiercią przyjęty został do Pruskiej Akademii Nauk. Heinrich von Treitschke był natomiast — co zgodnie stwier­ dzają współcześni - jednym z najlepszych niemieckich mówców i wykładowców tamtej epoki, błyskotliwym publicystą i namiętnym polemistą. To właśnie „medium” żywego słowa i prasy zapewni­ ło mu silną pozycję i ogromny wpływ na świadomość niemieckiego społeczeństwa w ostatniej ćwierci X IX wieku. Oprócz kilku tomów zbierających rozproszone Historische und politische Aufsätze [Artykuły historyczne i polityczne], w tym np. bardzo cenione studium o Ca- vourze, jedynym jego historycznym opus magnum była pięciotomowa Deutsche Geschichte im Neunzehnten Jahrhundert [Niemiecka historia

12 G.G. Iggers, Deutsche Geschichtswissenschaft..., s. 155-156. [25] w X I X stuleciu] wydawana w latach 1879—1894 i poświęcona dziejom Związku Niemieckiego od roku 1814 do początków rewolucji 1848. Dzieło to, pomimo iż dotyczy stosunkowo spokojnego i bezbarwnego okresu, osiągnęło najwyższy nakład na niemieckim rynku księgarskim w X IX wieku wśród publikacji naukowych o tematyce historycznej. Wyróżnia się nie tylko dynamiczną narracją, lecz także nowatorskim dążeniem do syntezy, gdyż - obok historii politycznej - wyjątkowo wiele miejsca poświęcił Treitschke historii gospodarczej i historii kul­ tury. Nowatorskie było także szerokie wykorzystanie wywiadów ze świadkami wydarzeń jako źródła historycznego. Deutsche Geschichte im Neunzehnten Jahrhundert Treitschkego jest pochwalą Kieindeutscher Lösung [rozwiązania małoniemieckiego, czyli eliminującego Austrię i Habsburgów z Niemiec], jest dziełem pro­ gramowo niemiecko-narodowym, antyzachodnim i antyaustriackim. Pojawiają się w nim wyraźne akcenty antykatolickie, antysemickie i rasowe, zawarte m.in. w krytyce postaci Heinricha Heinego i kon­ kluzji, że wybitniejsze dzieła artystyczne są domeną „Aryjczyków”13. Treitschke, nie będąc metodologiem, wcielił w pracy swej myśl: „Jede blutlose Objektivität, die gar nicht sagt, auf welcher Seite der Darstel­ lende mit seinem Herzen steht, ist das gerade Gegenteil des echten hi­ storischen Sinnes” [Bezkrwisty obiektywizm, który nie wyjaśnia, dla której ze stron bije serce narratora, jest całkowitym przeciwieństwem zmysłu historycznego]14. Heinrich von Treitschke nie był bezkrytycznym apologetą pań­ stwa, także pruskiego. Uwielbiał (ze wzajemnością) Bismarcka, dlate­ go też nigdy nie pogodził się z odsunięciem Żelaznego Kanclerza od władzy przez Wilhelma II (1890), któremu Treitschke jako publicysta nie szczędził krytycznych uwag. M łody cesarz z kolei kilkakrotnie tor­ pedował różne propozycje Treitschkego. Po przedwczesnej śmierci historyka kola lojalistyczne przez wiele lat uniemożliwiały ustawie­ nie gotowego już pomnika, ufundowanego ze składek wielbicieli15. Treitschke jako pierwszy z poważnych niemieckich historyków uznał naród za główną siłę napędową w dziejach. Takich funkcji nie przy-

13 H. von Treitschke, Deutsche Geschichte im NeunzehntenJahrhundert, t. 4,1889, s. 413. 14 http://www.aphorismen.de/Heinrichvon Treitschke. 15 ADB, Bd. 55, Nachträge bis 1899, Leipzig 1910, s. 321-324. [261 pisywał rasie i nie identyfikował się z ówczesnymi radykalnymi ideo­ logami antysemityzmu (Adolf Stoecker), ale - jak już wspomniano - wielokrotnie zabierał glos w tym duchu. Stal się również, jako autor artykułu Herr Graetz und sein Judentum [Pan Graetz i jego żydostwoj (1879), sprawcą i negatywnym bohaterem pierwszej w nowoczesnych Niemczech publicznej debaty na temat miejsca i roli Żydów w tym kraju, czyli tzw. berlińskiego sporu o antysemityzm, który przez kilka lat wzbudzał emocje w całych Niemczech i ściągnął na Treitschkego gniew liberalnej części własnego środowiska (trwały konflikt z Theo­ dorem Mommsenem)16. W tym kontekście symboliczne znaczenie ma fakt, że to właśnie Heinrich von Treitschke jest autorem zawo­ łania „Die Juden sind unser Unglück” [Żydzi są naszym nieszczę­ ściem], które po upływie pół wieku stało się mottem nazistowskiej gazety „Der Stürmer”17.

Historia w szkole

Historyk O tto Hinze napisał w swym obszernym biogramie Droysena w Allgemeine Deutsche Biographie (1904) zdanie, którego treść odnieść można do wszystkich twórców głównego nurtu niemieckiej historio­ grafii w X IX stuleciu: „In dem Gange seines Lebens und seiner Stu­ dien spiegelt sich ein Stück des geistigen Prozesses, in dem das Volk der Dichter und Denker sich seinen Staat geschaffen hat” [Bieg jego życia i jego badań odzwierciedla znaczną część duchowego procesu, w toku którego naród poetów i myślicieli stworzył sobie państwo]18.

16 Por. Der “Berliner Antisemitismusstreit” 1879-1881. Eine Kontroverse um die Zugehörig­ keit der deutschen Juden zur Nation, (ed.) K. Krüger, München 2003. 17 Zdanie to pochodzi z kontekstu: „Bis in die Kreise der höchsten Bildung hinauf, unter Männern, die jeden Gedanken kirchlicher Unduldsamkeit oder nationalen Hochmuths mit Abscheu von sich weisen würden, ertönt es heute wie aus einem Munde: die Juden sind unser Unglück” [Sięgając aż do najbardziej wykształco­ nych kręgów społeczeństwa, między mężami, którzy z odrazą odrzuciliby myśl o nietolerancji religijnej i pysze narodowej, jednogłośnie rozbrzmiewają słowa: Ży­ dzi są naszym nieszczęściem]. H. von Treitschke, Unsere Aussichten, „Preußische Jahrbücher“, 1879, 44, s. 575. 18 AdB, Bd. 48, Nachträge bis 1899, Leipzig 1904, s. 82. [271 Trudno się zatem dziwić, że Rzesza Niemiecka skwapliwie wyko­ rzystała dorobek i autorytet wybitnych i oddanych jej historiografów. Jak pisze Michael Stürmer, nb. uchodzący wśród współczesnych niemieckich historyków za konserwatystę, u schyłku X IX stulecia nauczanie historii w szkołach niemieckich przejęło od nauki religii funkcję przedmiotu objaśniającego świat i odkrywającego sens bytu ludzkiego19. C o ciekawe, nie chodziło tu o tradycyjne pojmowanie roli historii jako magistrae vitae z klasycznym repertuarem budujących przykładów historycznych z dawnych wieków, lecz o dydaktyczne wykorzystanie dziejów nowszych i najnowszych, zarówno politycz­ nych, jak i społecznych. Stürmer przywołuje postanowienia pruskiej rady koronnej obradującej 30 kwietnia 1889 nad sprawami edukacji. W protokole posiedzenia napisano:

Historii ojczystej, w tym także nowszej, która obecnie spychana jest przez dzieje obcych krajów, starożytności i średniowiecza, powinno się dać pierw­ szeństwo w nauczaniu; powinno się wyeksponować stosunek domu panują­ cego do narodu, w którym ten pierwszy uczynił dobro drugiego stałym celem swej działalności ze zbawiennym skutkiem dla socjalnego rozwoju i poprawy położenia wszystkich klas.

[Die vaterländische und zwar auch die neuere Geschichte, welche jetzt hinter der Geschichte fremder Länder, des Altertums und des Mittelalters zurückgestellt werde, sei vorzugsweise zu lehren; das Verhältniss des Herr­ scherhauses zum Volke, nach welchem ersteres stets das Wohl des letzteren sich zum Ziele gesetzt habe, mit seinen segensreichen Folgen für die soziale Entwicklung und die Verbesserung der Lage aller Klassen, klar zu legen]20.

19 M. Stürmer, Das ruhelose Reich. Deutschland 1866-1918, Berlin 1983, s. 135. 20 Tamże, s. 135.

Pomniki. Ideologia, oddziaływanie, współczesność

X IX stulecie, będące okresem formowania się i szybkiego upowszech­ niania ogólnoniemieckiej świadomości narodowej, a zarazem roz­ szerzania się edukacji, rozbudzenia społeczeństwa obywatelskiego (sławne niemieckie Vereinswesen), partycypacji politycznej, a także powszechnej służby wojskowej, wytworzyło w Niemczech specyficz­ ny instrument upamiętniania, będący - ze względu na wielką skalę - ważnym, trwałym i nader spektakularnym elementem polityki hi­ storycznej1. Była to budowa pomników historycznych o rozmiarach, jeśli można tak powiedzieć, prawdziwie monumentalnych1 2.

Walhalla

Pierwszy z tych obiektów, Walhalla3, położona na wysokim brzegu Dunaju około 10 kilometrów na wschód od Ratyzbony w Bawarii,

1 Jeden z najbardziej przenikliwych niemieckich historyków Thomas Nipperdey już w 1968 r. opublikował obszerny artykuł pt. Nationalidee und Nationaldenkmal in Deutschland im 19. Jahrhundert („Historische Zeitschrift“, 1968,206, s. 529-585), którym, poniekąd wyprzedzając epokę, zapoczątkował badania nad relacjami mię­ dzy ideologią, formami upamiętnienia i polityką. 2 Por. także rozważania Huberta Orłowskiego w odpowiednim rozdziale wybitnej syntezy Dzieje kultury niemieckiej (Cz. Karolak, W. Kunicki, H. Orłowski, Dzieje kultury niemieckiej, Warszawa 2006, s. 317-319). 3 Walhalla - w mitologii germańskiej - miejsce pobytu duchów poległych wojowni­ ków. [ЗОЇ nie ma formy przestrzennej pomnika, gdyż jest to ściśle wzorowana na ateńskim Partenonie hala świątynna, zaprojektowana przez wybit­ nego bawarskiego architekta Leo von Klenzego. Umieszczono w niej popiersia i tablice pamiątkowe najwybitniejszych reprezentantów na­ rodu niemieckiego. Walhalla otwarta została w 1842 roku, jednak ideę stworzenia takiego obiektu przedstawił już w 1807 przyszły król Ba­ warii Ludwik I. Była to reakcja na głębokie poczucie klęski, wywołane zwycięstwami Napoleona i likwidacją Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Pomysł stworzenia miejsca upamiętniającego wielkich rodaków spotkał się z żywą reakcją w Niemczech i pierw­ sze popiersia przeznaczone do Walhalli (fundatorem ich był m.in. Goethe) gotowe były na długo przed wzniesieniem samego budynku. W doborze postaci przeznaczonych do uwiecznienia w Walhalli stoso­ wano bardzo szeroko kryterium ich przynależności do deutscher Zunge [języka niemieckiego], gdyż - oprócz postaci, których należałoby się tam spodziewać - znajdziemy carycę Katarzynę zwaną Wielką, rosyj­ skich marszałków Barclaya de Tolly’ego i Dybicza (Diebitscha), licz­ nych bohaterów niderlandzkich z XVI і XVII wieku, kilku Szwajca­ rów i Szwedów. Położenie Walhalli w katolickiej Bawarii było (i jest) przyczyną pewnej specyfiki doboru czczonych tam postaci. Jest wśród nich szczególnie wielu katolików, a np. Martin Luther nie znalazł się w pierwszej grupie uhonorowanych i dopiero pod wpływem nacisków z innych części Niemiec w 1847 roku ustawiono tam jego, gotowe już od dawna, popiersie. Ponieważ zwyczajowo okres dzielący zgon osoby honorowanej od ustawienia jej popiersia w bawarskiej hali sła­ wy jest nie krótszy niż dwadzieścia lat, w okresie nazizmu - pomimo zainteresowania Hitlera Walhallą i wielkiej koniunktury dla mitologii germańskiej - nie doszło do kompromitacji tego obiektu4. W okresie tym uczczono tam, nb. w obecności Adolfa Hitlera, jedynie kompozy­ tora Antona Brucknera (1937). Dzięki temu Walhalla jako specyficzna forma upamiętnienia przetrwała i już w 1948 roku umieszczono tam następne popiersie: kompozytora Maxa Regera. W ten sposób Walhalla funkcjonuje do dziś, a częstotliwość „no­ minacji” jest obecnie wyższa (jedna osoba na dwa lata) niż w X IX wieku (jedna osoba na pięć lat), a o tym, kto zostanie upamiętniony,

4 R. Sala Rose, Kr)’tyczny słownik mitów i symboli nazizmu, Warszawa 2006, s. 258 i nast. [311 decyduje bawarski rząd krajowy. Ostatnimi wyróżnionymi są Sophie Scholl (2003), matematyk Carl Friedrich Gauss (2007) oraz Edith Stein (2009). W ostatnim okresie dyskutuje się, dość zresztą krytycz­ nie, pomysł umieszczenia tam popiersia bawarskiego premiera Franza Josefa Straußa (1915-1988). W 2010 r. wybór padł jednak na Heinri­ cha Heinego. Walhalla jest zatem przykładem bardzo trwałej, a wręcz żywotnej formuły upamiętnienia, gdyż - zależnie od sposobu liczenia - od ponad 200 lat pobudza Niem ców do dyskusji o swej historii.

Hermann

Pierwszym narodowym pomnikiem w pełni znaczenia tego słowa był monument przedstawiający wodza Cherusków Arminiusza-Herman- na, pogromcę legionów Varusa w 9 roku p.n.Chr. Warto zaznaczyć, że imię Hermann zostało ok. 1530 roku w kręgu Martina Luthra omył­ kowo uznane za oryginalną germańską wersję imienia Arminiusz. Po­ stać ta - właśnie pod imieniem Hermann - służyła od tej pory jako symbol walki z Rzymem, a z czasem jako inkarnacja dążeń narodu niemieckiego do jedności i wolności, szczególnie w obliczu wroga zza Renu, czyli Francuzów3. Pomnik stanął na górze Grotenburg (386 m n.p.m.) w Lesie Teutoburskim, ok. 5 km od centrum miasta Detmold (stolicy dawnego Księstwa Lippe, dziś powiatu Lippe), czyli w okolicy, w której - jak przypuszczano - nastąpił pogrom legionów. Pomysło­ dawcą, konstruktorem i wykonawcą monumentu był rzeźbiarz Ernst von Bändel (1800-1876), który od młodości, podobnie jak wielu ów­ czesnych rzeźbiarzy, myślał o wzniesieniu „narodowego pomnika”. W połowie lat 30. udało mu się pozyskać przychylność księcia Lippe, Leopolda II, który przekazał von Bandelowi teren pod budowę mo­ numentu. Artysta zorganizował szeroką kampanię wsparcia budowy pomnika, prowadzoną na terenie całych Niemiec przez powstały spe­ cjalnie w tym celu Hermannsverein [Towarzystwo Hermanowskie] 3 W 1507 r. w klasztorze Corvy odkryto „Annales” Tacyta, w których Arminiusz nazywany jest liberator Germaniae. O roli mitu germańskiego w XDC-wiecznych Niemczech obszernie pisze Ingo Wiwjorra w pracy Der Germanenmythos. Kon­ struktion einer Weltanschauung in der Altertumsforschung des 19. Jahrhunderts, Darmstadt 2006. [32] w Detmold. Prace rozpoczęto się w 1838 roku. Do roku 1846, kiedy wyczerpały się środki, także prywatne von Bandela, wzniesiono ok. 27-metrową, cylindryczną budowlę stanowiącą cokół dla rzeźby Her­ manna i zawierającą galerię widokową. D o idei budowy pomnika i zbierania środków Ernst von Bändel mógł wrócić dopiero w 1862 roku. Roboty ruszyły w 1871 roku, na fali entuzjazmu wywołanego zjednoczeniem Niemiec. Figura Her­ manna wykonana jest z nitowanych płyt miedzianych zamocowanych na konstrukcji z rur żelaznych, ma ok. 27 metrów wysokości i waży 43 tony. Siedmiometrowy miecz, który Hermann kieruje ku zachodowi, zdobi sentencja: „Deutsche Einigkeit, meine Stärke / Meine Stärke, Deutschlands Macht” [Jedność Niemiec moją siłą / Moja siła potęgą Niem iec]. N a cokole umieszczono inskrypcje podnoszące rolę Prus w dziele wyzwolenia i zjednoczenia Niem iec oraz piętnujące politykę Napoleona I i Napoleona III. Pomnik oddano zwiedzającym 16 sierp­ nia 1875 roku podczas wielkiej uroczystości, której gościem honoro­ wym był cesarz Wilhelm I. O d tej pory Hermannsdenkmal stanowił cel patriotycznych pielgrzymek z całych Niemiec oraz miejsce wieców organizowanych przez różne siły polityczne. Dla prowincjonalnego Detmold stał się najważniejszym źródłem ożywienia gospodarczego i dobrobytu. „Kariera” pomnika trwała nieprzerwanie także po I wojnie świato­ wej. D o tradycyjnych interpretacji tej postaci doszedł wówczas motyw paraleli losów Hermanna i ówczesnych Niemiec, zdradzonych przez wroga we własnych szeregach i pokonanych podstępem... w Wersa­ lu. Dogodną okazją do rozbudzenia zainteresowania monumentem były obchody 50-lecia pomnika w 1925 roku. Oprócz patriotycznych pielgrzymek, zlotów i wieców, formy upamiętnienia postaci Herman­ na wzbogaciły się wówczas o Hermannslauf [Bieg Hermannowski], w którym - zdarzało się - biegło 120 000 osób z całych Niemiec. Po­ wstał także Hermannspfad, czyli szlak turystyczny Hermanna. Oby­ dwie te formy upamiętnienia praktykowane są do dziś6. Hitler bardzo podziwiał pomnik Hermanna i kilkakrotnie go odwiedzał. Motyw po­ mnika eksploatowany był także przez N S D A P w kampanii wyborczej do landtagu w Kraju Lippe. Wybory te odbyły się 15 stycznia 1933

6 Por. www.hermannslauf.de [331 roku, czyli na krótko przed objęciem władzy przez Hitlera. Był to bardzo ważny test, gdyż po porażkach w listopadzie i grudniu Hitler chciał udowodnić, iż jego popularność jest nadal wielka, toteż całko­ wicie zaangażował się w tę lokalną kampanię, dzięki czemu N S D A P stała się największą silą polityczną w Lippe. Sukces partii Hitlera w Lippe stal się sygnałem do przejęcia władzy w Berlinie. C o cieka­ we, w III Rzeszy ani postaci Hermanna, ani też pomnikowi w Le- sie Teutoburskim nie nadano jednak jakiegoś specjalnego znaczenia, i to pomimo wysiłków lokalnych nazistów. Hermann pozostał oczy­ wiście regionalną „atrakcją”, ale jego imienia nie wykorzystano ani w nazewnictwie okresu nazistowskiego, ani też motyw pomnika nie był wykorzystywany w propagandzie wizualnej, U F A nie nakręciła filmu o walce Germanów z Rzymianami. Ta dość zaskakująca wstrze­ mięźliwość wynikała przypuszczalnie stąd, iż Hitler postrzegał siebie jako całkowicie nową jakość w dziejach Niemiec i uznał posiłkowanie się motywem Hermanna za całkowicie zbędne. Zapewne dzięki tego rodzaju desinteressement w latach 1933-1945 Hermannsdenkmal nie został po wojnie uznany za symbol nazistow­ ski, tym niemniej nie odzyskał już znaczenia ponadregionalnego. O d połowy lat 50. do początku lat 60. F D P organizowała u stóp pomnika obchody rocznicy powstania 17 czerwca 1953 w N R D , wykorzystu­ jąc Hermanna jako symbol jedności Niemiec. Obecnie pomnik jest regionalną atrakcją turystyczną i jeśli ktoś próbuje jeszcze wykorzy­ stywać jego symbolikę polityczną, to marginalne, skrajnie prawico­ we organizacje. Obchody stulecia pomnika w 1975 roku przeszły bez większego echa, a wybitny historyk Thomas Nipperdey na jego podstawie zilustrował tezę o spadku znaczenia pomnika jako trady­ cyjnej formy upamiętnienia. Główną atrakcję obchodów 125 rocznicy stanowił konkurs na najlepszą karykaturę Hermanna. Przy pomniku powstała scena plenerowa, a niedawno park wspinaczkowy. Najdo­ bitniejszym znakiem czasu była chwila, gdy 16 lipca 1999 Herman- nowi-Arminiuszowi „założono” w celach reklamowych gigantyczną koszulkę piłkarską w barwach klubu Arminia Bielefeld7. Rangi pomnika nie zmieniło nawet definitywne ustalenie, iż bi­ twa z legionami Varusa odbyła się nie w Lesie Teutoburskim koło

7 R. Kaiser, Hermann: Denkmal, Pflege und Inszenierung, „Denkmalpflege in Westfa­ len-Lippe“, 2007, 01. s. 18. (341 dzisiejszego Detmold, lecz w Kalkriese kolo miasteczka Bramsche, gdzie w latach 1987-1989 dokonano niezwykłych odkryć archeolo­ gicznych, przesądzających trwający przynajmniej od stu lat naukowy spór o lokalizację bitwy. W zorganizowanych z wielkim rozmachem obchodach dwutysięcznej rocznicy bitwy w 2009 roku wykorzysta­ no monument jako jedną z ważnych ich stacji, a specjalna wystawa w Detmold dotyczyła, zgodnie z aktualnym staniem wiedzy, mitu Arminiusza-Hermanna i Germanów w historii Niemiec8.

Straż nad Renem

28 września 1883 cesarz Wilhelm I odsłonił gigantyczny pomnik (38 metrów wysokości) w Niederwald nieopodal miasteczka Riides- heim nad Renem „ku pamięci jednomyślnego, zwycięskiego zrywu niemieckiego narodu i ponownego założenia Rzeszy Niemieckiej 1870-1871” [Zum Andenken an die einmüthige siegreiche Erhebung des deutschen Volkes und an die Wiederaufrichtung des Deutschen Reiches 1870-1871], jak głosi inskrypcja. Plan budowy w tym właśnie miejscu pomnika upamiętniającego zwycięską wojnę z Francją i zjed­ noczenie Niemiec istniał ju ż od 1871 roku, lecz budowa według pro­ jektu wziętych drezdeński artystów, rzeźbiarza Johannesa Schillinga i architekta Karla Weißbacha - skutkiem niedostatecznych środków finansowych zgromadzonych w wyniku zbiórki na ten cel — rozpoczę­ ła się dopiero w 1877 roku, gdy Reichstag wyasygnował odpowiednią sumę. Pomnik opartyjest na klasycznym założeniu. Posiada schodko- wo wznoszący się cokół i stojący na nim dwunastometrowy brązowy posąg Germanii jako centralny element programu. Motyw Germanii jako kobiecej alegorii Niem iec dążących do zjed­ noczenia był obecny od czasu upowszechnienia idei zjednoczeniowej, czyli od walk z Napoleonem. Szalenie popularne i wielokrotnie po­ wielane przedstawienie Germanii jako dorodnej, młodej niewiasty z mieczem i tarczą, płaszczem u ramion i wieńcem z liści dębowych na głowie stworzył w 1860 roku Lorenz Clasen, malując obraz Ger­ mania auf der Wacht am Rhein [Germania na straży nad Renem ]. Postać Germanii na pomniku w Niederwald jest jakby trójwymiarowym,

http://www.imperium-konflikt-mythos.de/ausstellung/mythos/ [35] wzbogaconym rozwinięciem wyobrażenia Clasena. Główna różnica polega na tym, iż pomnikowa Germania trzyma we wzniesionej ręce niemiecką koronę cesarską i -ja k pisze Lothar Gall - pokazuje ją naro­ dowi, który sama symbolizuje. Założenie pomnika również nawiązuje do obrazu Clasena - monument umiejscowionyjest na malowniczym, wyniosłym, wschodnim brzegu Renu. C o ciekawe, zwycięska pomni­ kowa Germania nie zwraca się ku zachodowi, lecz na południe, „pa­ trząc” w głąb ziem niemieckich. Także słowa „Die Wacht am Rhein” [Straż nad Renem] łączą obraz Clasena i pomnik w Niederwald, a zarazem przesuwają ich ideowe przesłanie o dwie dekady wstecz. Słowa te to przecież tytuł i kluczowy wers refrenu niezwykle popular­ nej niemieckiej pieśni patriotycznej4, której tekst w 1840 roku napi­ sał Max Schneckenberger, a ostateczną wersję muzyki skomponował Carl Wilhelm. Tytuł obrazu Clasenajest oczywistym nawiązaniem do pieśni, której tekst, a nawet nuty wyryto na cokole pomnika. Z tego też względu pomnik bywał nazywany Wacht am Rhein-Denkmal. N a cokole na trzech wielkich brązowych płaskorzeźbach zawarty jest zasadniczy przekaz pomnika. N a centralnej płaskorzeźbie przed­ stawieni są główni niemieccy aktorzy wojny 1870-1871 roku: król pruski Wilhelm I, Otto von Bismarck, Helmuth von Moltke oraz uczestniczący w wojnie członkowie niemieckich dynastii, czołowi generałowie, a także pojedynczy żołnierze w uniformach poszczegól­ nych niemieckich armii. Łącznie prawie dwieście postaci. Boczne pła­ skorzeźby przedstawiają scenę wyruszenia żołnierzy na wojnę i scenę powrotu zwycięzców do domu. Ubiory postaci wskazują ich pocho­ dzenie z różnych regionów Niemiec. W ten sposób twórcy pomnika przedstawiali zwycięstwo nad Francją i zjednoczenie ojczyzny jako zbiorowe osiągnięcie Niemców, bez względu na pochodzenie i stan9 10. Jest to w zasadzie jedyny z ówczesnych wielkich pomników narodo­ wych, który tak wyraźnie nawiązuje do demokratycznych podstaw procesu zjednoczenia Niemiec. Obecnie pomnik stanowi wyłącznie regionalną atrakcję turystyczną.

9 „Lieb Vaterland magst ruhig sein: / Fest steht und treu die Wacht, / die Wacht am Rhein!” [Kochana ojczyzno, możesz być spokojna: straż stoi pewnie i wiernie, straż nad Renem!]. 10 L. Gall, Bürgertum, liberale Beilegung und Nation. Ausgewählte Aufsätze, München 1996, w tym artykuł Die Germania als Symbol der nationalen Identität, s. 323-325. 1361 Barbarossa - Wilhelm I

Śmierć cesarza Wilhelma I w 1888 roku wywołała w Rzeszy Niem iec­ kiej niezliczone działania upamiętniające postać władcy, za którego rządów spełnił się sen o zjednoczeniu. Sprzyjał temu także młody ce­ sarz Wilhelm II, który przez całe życie bardzo czcił pamięć dziadka, a w oficjalnych wystąpieniach często nazywał go Wilhelmem Wiel­ kim. Oprócz szczerego przywiązania i szacunku, uwidaczniała się w tej gorliwości z pewnością chęć umniejszenia postaci O tto von B i­ smarcka, którego Wilhelm II szczerze i z wzajemnością nie lubił. Ideę budowy wielkiego obiektu upamiętniającego zmarłego cesarza podjął Reichstag w kilka dni po jego śmierci, a podchwycił Związek Bojowni­ ków Niemieckich [Deutscher Kriegerbund]. Była to największa spo­ śród wielu organizacji skupiających weteranów, głównie tzw. wojen zjednoczeniowych (1864-1871). Sekretarz tej licznej i rozgałęzionej organizacji, Alfred Westphal, opracował w krótkim czasie koncepcję pomnika na górze Kyffhäuser w księstewku Schwarzburg-Rudolstadt (obecnie północna Turyngia), niedaleko miasta Frankenhausen, w połowie drogi między Erfurtern a Goslarem. Ta lokalizacja przyszłego pomnika zawierała bardzo doniosłe przesłanie historyczno-polityczne, ponieważ z górą Kyffhäuser od X V wieku wiązano jedną z najważniejszych niemieckich legend. Opo­ wiada ona o cesarzu Fryderyku I Barbarossie, otoczonym już za życia wielkim szacunkiem niemieckich poddanych. Cesarz rzekomo nie zginął w 1190 roku na Bliskim Wschodzie, lecz potajemnie wrócił do Niemiec i ukrył się w podziemnym zamku, gdzie zapadł w sen, z którego obudzi się, gdy - wedle jednego wariantu - Rzesza znaj­ dzie się w niebezpieczeństwie, aby przywrócić jej siłę i sławę, albo też - według innego wariantu opowieści - gdy zwaśnieni niemiec­ cy książęta, przyczyna nieszczęść i słabości ojczyzny, złączą się dla jej dobra. Legenda Barbarossy, nb. odnosząca się pierwotnie raczej do jego wnuka Fryderyka II (1194—1250), przeżyła rozkwit popularności w XVIII і X IX stuleciu, równolegle z dojrzewaniem idei zjednoczenia Niemiec i początkowo - ze względu na zawarte w jej treści potępienie partykularyzmu władców — była raczej domeną demokratów11. Gdy11

11 D. Klenke, Der singende „deutsche Mann”. Gesangvereine und deutsches Nationalbeivußt- sein von Napoleon bis Hitler, Münster 1998, s. 57-58. [371 w 1871 roku doszło do zjednoczenia Niemiec, mówiło się, że legen­ darną obietnicę Fryderyka I wypełnił Wilhelm I, powtarzano sobie nawet bon mot, że „Barbablanca” wstąpił na tron „Barbarossy”, co było aluzją do siwej brody (a właściwie obfitych bokobrodów) Wilhelma I12. Takie rzekome spełnienie się w osobie nowego władcy Niemiec po­ pularnej przepowiedni stanowiło niewątpliwie świetny argument wspierający symboliczną czy też mentalną identyfikację poddanych z nowym państwem. Z tego powodu motyw Kyffhäusera był tak chęt­ nie eksploatowany. W 1890 roku zatwierdzono projekt pomnika autorstwa młodego architekta Bruno Schmitza (1858-1916). Pomnik odsłonięty został 18 czerwca 1896, w 25 rocznicę tryumfalnego wjazdu Wilhelma I do Berlina po zwycięskiej wojnie z Francją. Pomnik ten jest skompli­ kowanym założeniem architektoniczno-rzeźbiarskim. Składa się nań usytuowane na wzgórzu plateau o wymiarach ok. 130 na 95 metrów, na którym zbudowano kilkupiętrowy, wznoszący się tarasowo cokół. Z niego wyrasta czworokątna wieża pomnikowa o wysokości 57 met­ rów, zwieńczona kopułą w formie niemieckiej korony cesarskiej. Wysokość całego założenia wynosi 81 metrów. Utrzymane jest ono w stylu neoromańskim i wykonane z ciosanego kamienia o odcieniu czerwonobrązowym. U stóp wieży na cokole ustawiony jest 11-metrowy posąg konny Wilhelma I, dzieło berlińskiego rzeźbiarza Emila Plundriesera, wy­ konany z trybowanej miedzi na żelaznej konstrukcji. Ujęcie postaci w typie klasycznego pomnika władców i wodzów. Cesarz przedsta­ wiony jest w uniformie, z rozwianym płaszczem u ramion, rumak w ruchu, jakby ruszający w galop. Jeździec góruje nad rozległą kra­ iną, której imponująca panorama rozciąga się u stóp pomnika. Posąg flankują postacie germańskiego wojownika i symbolizującej historię kobiety w stroju antycznym, która składa u stóp władcy wieniec z liści dębowych. Dokładnie poniżej posągu Wilhelma I, na niższym piętrze cokołu, tworzącym swego rodzaju dziedziniec, znajduje się 6,5-me- trowa rzeźba przedstawiająca Barbarossę budzącego się z wiekowe -

12 J. Vogel, Zwischen protestantischem Herrscherideal und Mittelaltermystik. Wilhelm I. und die „Mythomotorik“ des Deutschen Kaiserreichs, w: „Gott mit uns“. Nation, Religion und Gewalt im 19. und frühen 20. Jahrhundert, (ed.) G. Krumeich, H. Lehmann, Göttin­ gen 2000, s. 222-224. (381 go snu, dłuta Nicolausa Geigera. Postać Cesarza, wykonana z grubo rzeźbionych ciosów kamiennych, podobnie jak mur, o któryjest opar­ ta, zdaje się z niego wyrastać. Wyobrażenie starego władcy z sięgającą do stóp brodą, otoczonego mitycznymi stworami, wywołuje wrażenie niesamowitości i potęgi. Jak widać, architektura i program rzeźbiarski pomnika ilustruje pewną wizję historii Niemiec. Zjawisko to tak ujął Thomas Nipperdey:

Rzesza zakorzenia się w głębinach czasu, a jednocześnie sławiona jest jako spełnienie dziejów narodowych [...]. Ten sam co przed wiekami naród, uję­ ty w ramy monarchii, ale przede wszystkim potężny i zwarty, [...] świętuje spełnienie swych mitycznych dziejów13.

W kontekście tych słów warto zaznaczyć, że po wzniesieniu po­ mnika rozpoczęły się przygotowania do stworzenia przy nim na­ turalnego amfiteatru mającego pomieścić 400 tysięcy uczestników uroczystości i wieców patriotycznych. Planom tym sprzeciwił się jed­ nak książę Günther Victor von Schwarzburg-Rudolstadt і nie zostały zrealizowane. Pomnik wybudowano ze składek organizacji weteranów. Wielka akcja upamiętniająca postać ich władcy i „pana wojennego” [Kriegesherr] scementowała te środowiska tak mocno, że zdecydowały się powołać wspólną dla Rzeszy strukturę pod nazwą Kyffhäuserbund der D eut­ schen Landeskriegerverbände [Kyffhäuserski Związek Stowarzyszeń Niemieckich Bojowników]. Była to struktura potężna i wpływowa - w 1913 roku liczyła prawie 2,8 miliona członków i skupiała ponad 30 tysięcy organizacji członkowskich (głównie tzw. Kameradschaften) - stojąca na pozycjach monarchistycznych i narodowo-konserwatyw- nych. Kyffhäuserbund był właścicielem i opiekunem pomnika i on też skutecznie dbał o jego popularyzację. Adolf Hitler podziwiał pomnik ze względu na jego formę i treści, które wyrażał. Odwiedzał Kyffhäuser wielokrotnie, a jako kanclerz Rzeszy zarządził jego kosztowną renowację. Znacznie bardziej skom­ plikowany był stosunek „Führera” do kombatanckiego Kyffhäuser­ bund. Jego liczebność po I wojnie światowej wzrosła do 4 milionów

13 Cyt. za H.A. Winkler, Długa droga na Zachód. Dzieje Niemiec, t. 1: J 806- i933, Wro­ cław 2007, s. 264. 1391 członków i stał się on ważnym elementem systemu opieki nad we­ teranami, inwalidami wojennymi i sierotami wojskowymi. Zachował przy tym swój profil nostalgiczno-monarchiczny i narodowo-konser- watywny, który najlepiej uosabiał honorowy przewodniczący tej or­ ganizacji, generał-feldmarszałek Paul von Hindenburg. Wskutek tego związek nie był tak upolityczniony i dyspozycyjny wobec narodowego socjalizmu jak np. Stahlhelm lub SA. Podczas powszechnych wybo­ rów prezydenckich w 1932 roku Kyffhäuserbund poparł Hindenburga przeciw Hitlerowi. Po przejęciu władzy N S D A P zaczęła szybko przej­ mować kontrolę nad Związkiem, likwidując jego agendy, ujednolicając skomplikowane struktury. W 1938 roku organizację przemianowano na NS-Reichskriegerbund „Kyffhäuser” [Narodowo-Socjalistyczny Państwowy Związek Bojowników „Kyffhäuser”]. Nakaz noszenia przez członków opasek ze swastyką i usunięcie sylwetki pomnika z godła organizacji były symbolami pełnej kontroli N S D A P nad organi­ zacją niemieckich weteranów. Los Związku dopełnił się 3 marca 1943 roku, gdy Adolf Hitler podpisał dekret o jego rozwiązaniu oraz prze­ jęciu mienia i podległych instytucji (np. schronisk dla inwalidów wo­ jennych) przez NSDAP. Lokalne Kameradschaften mogły istnieć nadal, lecz jako organizacje podległe miejscowej N S D A P 14. Po zakończeniu wojny alianckie władze okupacyjne realizując program demilitaryzacji Niemiec zakazały działalności Kyffhäuserbund. Został on powołany ponownie w 1952 roku w Republice Federalnej Niemiec i istnieje do dziś — obecnie we wszystkich landach zjednoczonych Niemiec - jako organizacja nielicznych już weteranów, emerytowanych wojskowych i rezerwistów. Obok typowej działalności socjalnej na rzecz człon­ ków, związek zajmuje się między innymi krzewieniem sportu strze­ leckiego, pracą z rezerwistami Bundeswehry, a ostatnio także z mło­ dzieżą. Obecne cele związku to - jakżeby inaczej we współczesnych Niemczech - porozumienie między narodami, praca na rzecz pokoju i idei europejskiej15. Pomnik na górze Kyffhäuser miał po II wojnie światowej dość burzliwą historię. Jego okolica znalazła się w radzieckiej strefie oku-

14 M. Moll (ed.), „Führer-Erlasse” 1939-1945, Stuttgart 1997, Verfügung v 3/43 z 3.3. 1943, s. 325. 15 Oficjalna strona internetowa Kyffhäuserbund e. V.: http://www.kyffhaeuserbun- dev. de [401 pacyjnej. Niemieccy komuniści, dla których monument byl solą w oku, już w 1945 roku postanowili wysadzić go w powietrze. Ini­ cjatywa ta nie znalazła jednak poparcia miejscowego radzieckiego ko­ mendanta, który miał podobno napominać niemieckich towarzyszy, że muszą się wreszcie nauczyć żyć z własną przeszłością i jej pomni­ kami. Pomysł zniszczenia pomnika powrócił jeszcze w 1950 roku. Władze N R D zadowoliły się jednak usunięciem części inskrypcji oraz pomnika Hindenburga, odsłoniętego w roku 1937 w pobliżu Kyff- häuserdenkmal, a także umieszczeniem w obrębie pomnika wystawy poświęconej przezwyciężeniu niemieckiego militaryzmu przez N R D . W 1969 roku podjęto ambitną próbę zmiany narracji pomnika środ­ kami artystycznymi. W obrębie pomnika ustawiono pięć niepozba- wionych wartości artystycznej, dużych, brązowych reliefów Martina Wetzela, „opowiadających” historię Niemiec, tak jak rozumieli ją ideologowie N R D . Opowieść rozpoczyna się od reliefu piętnującego wyzysk czasów feudalizmu, a kończy się alegorią N R D jako ukoro­ nowaniem dziejów Niemiec. Na reliefie tym przedstawiono sceny bratania się ludzi, harmonijnej współpracy robotników, rolników, artystów i uczonych. Pomiędzy sceny wplecione zostały słowa hymnu N R D 16:

Auferstanden aus Ruinen Und der Zukunft zugewandt, Laß uns dir zum Guten dienen, Deutschland, einig Vaterland17.

Dziś pomnik na górze Kyffhäuser jest atrakcją turystyczną o du­ żym znaczeniu dla regionu, dość zresztą izolowanego pod względem komunikacyjnym i ubogiego w atrakcje, jakim jest pogranicze Turyn­ gii i Sachsen-Anhalt. Pomnik jest główną stacją na szlaku wędrówek turystycznych po otaczającym go rozległym parku krajobrazowym. Na okolicznych górskich drogach, uchodzących za wyjątkowo trud-

16 H.T. Adam, Nationale Totenbeschwörung. Über den Umgang der DDR mit monumenta­ len Zeugnissen der deutschen Vergangenheit, w: Vom Kult zur Kulisse. Das Völkerschlacht- denkmal als Gegenstand der Geschichtskultur, (ed.) K. Keller, H.-D. Schmid, Leipzig 1995, s. 185-187, 190. 17 Powstawszy z ruin/zwróceni ku przyszłości/służmy dla twego dobra/O, Niemcy, zjednoczona ojczyzno (wolne tłumaczenie tekstu Johannesa R. Bechera z 1950 r.). (411 ne technicznie, odbywa się co roku, i to od czasów przedwojennych, popularny rajd samochodowy Kyffhäuser-Bergrennen, w okolicy or­ ganizuje się też zawody w kolarstwie górskim, a nawet bieg po scho­ dach na szczyt wieży pomnika (360 stopni). Podobny typ regional­ nej animacji stanowią gigantyczne instalacje artystyczne i reklamowe na kilkunastohektarowym polu, rozciągającym się u stóp pomnika i widocznym stamtąd „jak na dłoni”. Ostatnio na „największej na świecie” szachownicy o powierzchni 16 ha rozegrano pokazową par­ tię szachów18. Takie mniej lub bardziej udane próby tchnięcia życia w pomnik, poruszający niegdyś świadomość milionów Niemców, dowodzą ponad wszelką wątpliwość, jak bardzo przebrzmiała jest ta forma upamiętnienia.

Deutsches Eck

Zwycięstwo nad Francją i zjednoczenie Niemiec wyzwoliło w społe­ czeństwie niemieckim pasję wznoszenia pomników. Jak pisze Hein­ rich August Winkler, w sumie powstało przypuszczalnie ponad czte­ rysta pomników Wilhelma I. Były wśród nich dwa pomniki o rozmia­ rach kolosalnych. 88-metrowy Kaiser-Wilhelm-Denkmal koło Porta Westfalica, odsłonięty 18 października 1896, czyli zaledwie cztery miesiące po odsłonięciu monumentu na nie tak znowu odległej górze Kyffhäuser. 7-metrowa statua przedstawia cesarza w stroju koronacyj­ nym i wieńcu z wawrzynu. W niecały rok później (31 sierpnia 1897) odsłonięty został pomnik cesarza w Deutsches Eck w Koblencji, w miejscu gdzie Mozela wpa­ da do Renu. Założenie pomnika jest w zasadzie klasyczne: na cokole stoi konny posąg cesarza. Tyle tylko, że posąg mierzy aż 14 metrów wysokości, a cokół ma gabaryty czteropiętrowego budynku. Pomnik w Koblencji przeszedł interesującą ewolucję, ponieważ amerykańska artyleria w marcu 1945 roku podczas walk o Koblencję zniszczyła po­ sąg Wilhelma I. W 1953 roku władze R F N przemianowały opróżnio­ ny gigantyczny cokół na Pomnikjedności Niemiec. Udekorowano go godłami landów leżących w R F N i N R D , a także godłami dawnych

18 Por. http://kyflhaeuser-tourismus.de/denkiml [42J niemieckich regionów leżących na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej. Funkcję tę pomnik zachował aż do początku lat 90. 25 września 1993 ponownie odsłonięto tam zrekonstruowany posąg Wilhelma I, przy­ wracając całemu założeniu pierwotny wygląd. Lwią część środków na ten cel przekazał prywatny donator. N a rozległym nabrzeżu rozcią­ gającym się u stóp pomnika odbywają się imprezy masowe, w tym najważniejsze w Nadrenii koncerty rockowe.

Żelazny Kanclerz

Druga, jeszcze większa fala upamiętnień w formie pomników, do­ tyczyła osoby Żelaznego Kanclerza, Otto von Bismarcka. Chociaż pierwsze pomniki powstawały już w okresie urzędowania kanclerza, to jednak wspomniana fala rozlała się po Niemczech po jego śmierci w 1898 roku. Szacuje się, że do wybuchu I wojny światowej wznie­ siono około siedmiuset pomników. Powstała nawet specyficzna forma upamiętnienia, tzw. Bismarcktürme [wieże Bismarckowskie] widoko­ we, których zbudowano ponad dwieście19. Inicjatorem pierwszych wież widokowych poświęconych pamięci kanclerza były niemieckie korporacje i związki studenckie. Wielką sławę zyskał projekt zwany Götterdämmerung [Zmierzch bogów], w którym masywną czworokąt­ ną wieżę z galerią widokową wieńczyło wielkie palenisko, na którym w uroczyste dni rozniecany był ogień, widoczny z wielkiej odległości. Według tego projektu zbudowano prawie pięćdziesiąt obiektów w ca­ łych Niemczech. „Największy Bismarck świata” odsłonięty został w Hamburgu w 1906 roku. M a łącznie 35 metrów wysokości, w tym sama rzeźba 14,8 metrów. Autorami pomnika byli architekt Johann Emil Schaudt i rzeźbiarz Hugo Lederer. Posąg i stanowiąca postument rotunda wykonane są z granitu. Bismarck przedstawiony jest w pełnej zbroi, wsparty na mieczu. Jest to ujęcie zbliżone do posągów rycerza R o -

19 Specjalna strona internetowa, na której niemiecki hobbysta Jörg Bielefeld katalo­ guje i opisuje wieże Bismarckowskie, ma adres: http://www.bismarcktuerme.de/ website/ebene3/laender/polen_polnisch.html. Według jego informacji na terenie dzisiejszej Polski istniało niegdyś ok. 40 wież, z których obecnie zachowało się 17. 1431 landa, symbolizujących w średniowiecznych miastach ich wolność i niezależność. Z tego powodu pomnik nazywany był Der deutsche Roland [Niemiecki Roland]. Pomimo stylistycznej przynależności rzeźby do geometryzującego art nouveau, jej forma - zgodnie z naturą granitu -je s t surowa i mocno uproszczona, a całość emanuje brutalną wręcz siłą. Wybór formy takiego pomnika nie był, rzecz oczywista, przypadkowy. Władze hanzeatyckiego Hamburga w ten sposób skła­ dały należny hołd Rzeszy Niemieckiej („obowiązkowy" pomnik Wil­ helma I odsłonięto już wcześniej), ale równocześnie, wykorzystując motyw Rolanda, dyskretnie zaznaczały specjalną pozycję swego mia­ sta w Rzeszy, a zarazem czciły wielkiego polityka, który ostatnie lata życia spędził w posiadłości położonej u bram miasta i silnie się z nim związał20.

Pomnik Bitwy Narodów

Największym pomnikiem tamtej epoki jest oczywiście Pomnik Bitwy Narodów [Völkerschlachtdenkmal] w Lipsku. Pomysł upamiętnienia tego rozstrzygającego starcia pojawiał się wielokrotnie od 1815 roku. Realizacji doczekał się dopiero na przełomie X IX і X X wieku dzięki inicjatywie założonego w 1894 roku Niemieckiego Związku Patrio­ tów na rzecz Budowy Pomnika Bitwy Narodów pod Lipskiem, który w chwili zakończenia inwestycji liczył aż 90 000 członków. Związek organizował zbiórki pieniędzy i ogólnokrajową loterię. W 1897 roku wybrano projekt wspomnianego już Bruno Schmitza. Zebrane środki pozwoliły na rozpoczęcie budowy w następnym roku. W 1909 roku była ona już tak zaawansowana, że organizowano regularne jej zwie­ dzanie, przeznaczając opłaty za wstęp na finansowanie prac wykoń­ czeniowych. Rzeźby zdobiące pomnik wykonali Christian Behrens i Franz Metzner.

20 S. Wiborg, Der größte Bismarck der Welt. Denkmale als Wirtschaftsfaktor: Wie es Ham­ burgs Kaufleuten um 1900 gelang, sich mit kolossalen Monumenten die Gunst von Kaiser und Reich zu sichern, „Zeit Online“, 17.12.2008, http://www.zeit.de/2006/23/A- Denkmal xml [44] W ten sposób powstał obiekt należący do najwybitniejszych dziel nurtu sztuki niemieckiej, określanego jako nowy albo północnonie- miecki monumentalizm21. D o kategorii tej zaliczyć można niewątpli­ wie również hamburski pomnik Bismarcka. W Völkerschlachtdenk­ mal, inaczej niż w wypadku wymienionych już założeń, architektura wyraźnie dominuje nad rzeźbą. Głównym elementem pomnika wy­ konanego z granitoporfiru jest potężna, czworokątna wieża, zwień­ czona kopułą, sprawiająca pomimo 91 metrów wysokości wrażenie przysadzistej. Wewnątrz wieży pod kopułą znajduje Hala Sławy, któ­ rej wnętrze ma prawie 70 m wysokości. Dolna część tej niezwykłej przestrzeni określana jest jako krypta, w jej centrum znajduje się sym­ boliczny grób poległych w bitwie pod Lipskiem. Bogaty i skompliko­ wany program rzeźbiarski obejmuje kilkaset postaci. Głównym jego akcentem na zewnątrz jest 11-metrowa rzeźba Michała Archanioła, patrona stanu żołnierskiego, tu traktowanego jako symbol „niemiec­ kiego zrywu” [deutsche Erhebung]. Archanioł przedstawionyjestjako rycerz w pełnej zbroi płytowej z schematycznie zaznaczonymi skrzy­ dłami, nad rzeźbą napis: Gott mit uns [Bóg z nami], który był od 1701 roku dewizą Hohenzollernów, a także do 1945 roku dewizą armii nie­ mieckiej22. U szczytu wieży dwunastu „wojowników straży wolności” [Krieger der Freiheitswacht]. Wewnątrz, w kopule u szczytu rotundy postaci symbolizujące cnoty żołnierskie, w krypcie osiem olbrzymich twarzy-masek, które jak klatki filmu przedstawiają fizjonomię umie­ rającego. Każda z masek flankowana jest przez postaci dwóch wspiera­ jących się na tarczach, pogrążonych w żałobie lub drzemiących „straż­ ników poległych” [Totenwächter]. Całość wykonana w specyficznej

21 J. Hcrmand, Deutsche Kulturgeschichte des 20. Jahrhunderts, Darmstadt 2006, s. 47M8. Twórcy nowego monumentalizmu poszukiwali własnego, niemieckiego stylu, innego niż historyzująca sztuka nadworna, naturalizm, secesja i impresjonizm, ludowość. Detal, przysłowiowa „kreska", zdradza powinowactwo z późnym Ju- gendstilem. Skłonność do ewokowania wrażenia mocy poprzez wielkie rozmiary, surowość formy, dobór twardych materiałów to środki służące wyrażeniu potęgi i globalnych aspiracji Niemiec. 22 Dewiza ta umieszczana była do 1945 r. na klamrach niemieckich pasów w woj­ skach lądowych. Od 1962 r. pasy mundurowe Bundeswehry zdobi inskrypcja: Einigkeit - Recht - Freiheit [jedność - prawo - wolność], co nawiązuje do pierw­ szych słów trzeciej zwrotki niemieckiego hymnu, która jako jedyna może być ofi­ cjalnie śpiewana. [451 manierze modernizmu ma wywoływać w odbiorcy głęboką zadumę, a ponadto dreszcz grozy. Na próżno tam szukać lirycznego smutku czy romantycznego żalu. Wpływ na taką wymowę pomnika, jak twierdzą badacze jego hi­ storii, ma fakt, iż inicjatywa jego budowy i jej kierownictwo leżało w rękach niemieckich wolnomularzy. O ni to zalecili nadanie bryle pomnika znamion starożytnej świątyni Salomona i wprowadzili ele­ menty swej ideologii do programu rzeźbiarskiego pomnika. Istotnie, zwraca uwagę nieobecność elementów niemieckiej symboliki narodo­ wej oraz eksponowanie raczej tragicznych niż tryumfalnych aspektów wojny. Tego typu uniwersalizm i refleksyjność nie występuje w in­ nych niemieckich założeniach pomnikowych tamtej epoki23. Gigantyczna uroczystość poświęcenia [Weihe] pomnika odbyła się 18 października 1913 roku, w stulecie Bitwy Narodów. Odbyła się ona w obecności cesarza i niemal kompletnej niemieckiej promi- nencji. Uczestniczyły w niej delegacje z całej Rzeszy, reprezentacje pułków biorących udział w bitwie z Niemiec i Austrii. Jednak cesarz nie zabrał tego dnia głosu, dając w ten sposób wyraz swemu sceptycy­ zmowi wobec estetyki i wymowy pomnika. Przemówienie Clemen- sa Thiem e, faktycznego inicjatora budowy, szefa Związku Patriotów i wybitnego lipskiego wolnomularza, stało się nieledwie skandalem. Cesarza i zebranych niemieckich książąt pozdrowił zdawkowo, kie­ rując swe wystąpienie do „niemieckich braci i niemieckich sióstr”. M ówił także, że celem walki w 1813 roku było odrodzenie Niem ców jako „narodu braci”24. Naturalnie, program poświęcenia pomnika nie był rodzajem rebelii w dziedzinie upamiętnienia, był wyrazem nacjo­ nalizmu nieco zdemokratyzowanego i wzbogaconego o refleksję nad pokojem, wojną i cierpieniem, jak o tym świadczy ozdobny druk oko­ licznościowy Weiheschrift25. Pomimo tak nietypowej i złożonej genezy

23 S.L. Hoffmann, The Politics of Sociability. Freemasonry and German Civil Society. 1840-1918, translated by Tom Lampert, Ann Arbor 2007, s. 267-270. 24 S.L. Hoffmann, Mythos und Geschichte. Leipziger Gedenkfeiern der Völkerschlacht im 19. und frühen 20. Jahrhundert, w: Nation und Emotion. Deutschland und Frankreich im Vergleich. 19. und 20. Jahrhundert, (ed.) E. Franęois, H. Siegrist, J. Vogel, Göttingen 1995, s. 124. 2:1 A. Spitzncr, Das Völkerschlachtdenkmal. Weiheschrift, Leipzig 1913, s. 5-6: „Es han­ delt sich für uns Deutsche um mehr als eine bloße Feier des Sieges über die [46] pomnika, jego magia silnie oddziaływała na następne generacje. Stal się najważniejszym dla Lipska i Saksonii miejscem politycznych uro­ czystości i demonstracji. U jego stóp kilkakrotnie przemawiał A dolf Hitler. Po II wojnie światowej, po pewnych wahaniach władze N R D zreinterpretowały pomnikjako symbol niemiecko-rosyjskiego brater­ stwa broni i wywalczonego dzięki niemu pokoju. Obecnie, w związku ze zbliżającą się kolejną rocznicą bitwy w 2013 roku, trwają zakrojo­ ne na szeroką skalę prace renowacyjne przy pomniku oraz przygoto­ wania okolicznościowych wystaw i innych wydarzeń rocznicowych. Podobnie jak w wypadku omówionych tu wcześniej pomników, Völ­ kerschlachtdenkmal wykorzystywany bywa w sposób, który zjeżylby włosy na głowie jego twórców. I tak na sztucznym jeziorze rozcią­ gającym się u stóp pomnika, którego wody symbolizować miały łzy i krew ofiar bitwy, odbywają się od wielu lat wyścigi zespołów wiośla­ rzy w komicznie przystrojonych wannach26. Błazeńskie regaty wanien w „morzu łez i krwi”, Hermann z ple­ mienia Cherusków w koszulce piłkarskiej, wyścigi po schodach nad głową Barbarossy, to zarówno symptom zmiany stosunku społeczeń- gewaltige Eroberungspolitik des ehrgeizigen Korsen: für uns ist wesentlich, daß die siegreiche deutsche Heldenkraft ihren Löwenanteil bei der Überwindung der französischen Übermacht unter dem höheren Antrieb des erwachenden deut­ schen Bewußtseins erstritt und den unsterblichen Willen zur Entfaltung unserer nationalen Einheit gebar. / Unbeschadet der Verdienste der anderen beteiligten Nationen um den Bestand einer unabhängigen und rechthebenden Politik in Eu­ ropa, möchte es uns Deutschen daher wohl erlaubt sein, zur Ehre Gottes, zur Ehre unserer einstigen Verbündeten, zur Ehre der deutschen Helden voll Selbstver­ leugnung und Todesmut auf dem geweihten Felde der Völkerschlacht ein eigenes Nationaldenkmal zu errichten: Das Denkmal der Befreiung und der nationalen Wiedergeburt Deutschlands“. [Nam, Niemcom, chodzi o coś więcej niż tylko świętowanie zwycięstwa nad potężną zdobywczą polityką dumnego Korsykani­ na: jest dla nas rzeczą istotną, że bohaterskie niemieckie siły, działając ze szla­ chetnego popędu budzącej się niemieckiej świadomości, wywalczyły lwią część zwycięstwa nad francuską przewagą i że zrodziła się wówczas niezłomna wola osiągnięcia narodowej jedności. Nie umniejszając zasług innych zaangażowanych narodów dla sprawy utrzymania w Europie niezależnej i opartej na prawic polityki, niechaj Niemcom będzie wolno na chwalę Bożą, na chwałę naszych ówczesnych sojuszników, na chwałę niemieckich bohaterów, ich wyrzeczeń i odwagi w obli­ czu śmierci, wznieść własny pomnik narodowy na tym uświęconym polu Bitwy Narodów: pomnik wyzwolenia i narodowego odrodzenia Niemiec]. 26 Por. http://www.nato-lcipzig.de/badewanncnrenncn/indcx.html [47] stwa niemieckiego do historii i mitologii narodowej, jak i sposób na „oswojenie” monumentalnych reliktów polityki historycznej epoki wilhelmińskiej, owej „niezrównanej ohydy” [Scheußlichkeit son­ dergleichen], jak twierdzą współcześni niemieccy znawcy sztuki27, w celu uzasadnienia ich obecności we współczesnym krajobrazie kul­ turowym.

27 S. Wiborg, Der größte Bismarck der Welt...

Wielka wojna i jej następstwa

Idea 1914 roku

Skala lipskiego monumentu i atmosfera obchodów stulecia Bitwy N a­ rodów z 1813 roku działała najwyraźniej wciąż jeszcze na wyobraźnię społeczeństwa, gdy w czerwcu 1914 roku Europa znalazła się u progu wojny. Jak pisze Stefan Ludwig Hoffmann, nie można twierdzić, iż rocznicowe obchody rozpaliły gorączkę, która doprowadziła do wy­ buchu, jednakże przyczyniły się do tego, że podjęcie ryzyka wojny przez polityków nie wywołało szerokiej społecznej debaty w Niem ­ czech. Pisarz i publicysta Jeannot Emil von Grotthuss w wydawanym przez siebie poczytnym miesięczniku kulturalnym „Der Türmer” pi­ sał o obchodach:

Gdy w zeszłym roku świętowaliśmy wspomnienie wojny wyzwoleńczej, było to jakby przygotowanie serc i dusz, przygotowanie do nowej wojny wyzwo­ leńczej w 1914 roku.

[Wie eine Vorbereitung der Herzen und Seelen war es, als wir im vergange­ nen Jahr die Erinnerungsfeste an den Befreiungskrieg feierten, eine Vorbe­ reitung für den neuen Befreiungskrieg von 1914] L

Także Friedrich Meinecke, uczeń Droysena, von Sybela і von Treitschkego, od 1896 do 1935 wydawca „Historischer Zeitschrift”, zapewne zatem najwybitniejszy reprezentant kolejnej generacji pru-1

1 J.E. Frhr. V. Grotthuss, Prophetisches vor hundertJahren, „Der Türmer“ 17,1914/1915, s. 403 i nast., cyt. za S.L. Hoffmann, Mythos und Geschichte. Leipziger Gedenkfeiern der Völkerschlacht im 19. und frühen 20. Jahrhundert, w: Nation und Emotion. Deutschland und Frankreich im Vergleich. 19. und 20. Jahrhundert, (ed.) E. Franęois, H. Siegrist, J. Vogel, Göttingen 1995, s. 127. 1501 skich historyków, mówił o rozpoczętej wojnie - używając frazy sto­ sowanej w ówczesnej niemczyźnie najczęściej w odniesieniu do 1813 roku - jako o „deutscher Erhebung von 1914” [niemiecki zryw/po- wstanie]. Pisał przy tej okazji:

Umieraj i stawaj się - ofiaruj się i zwyciężaj. Śmierć za ojczyznę, ta prastara forma ofiary, [... ] zyskała w naszych oczach nowy i wiecznotrwały sens [...]. Oznacza świętą wiosnę dla Niemiec. Znów odzyskaliśmy pewność. W po­ przednich latach byliśmy z pozoru zmęczeni, zrezygnowani i nieuleczalnie podzieleni przez nienawiść klasową i wyznaniową oraz przez inne zagrożenia naszej duchowości. Teraz jednym ruchem wznieśliśmy się ponad wszelkie przeszkody, stając się zjednoczoną, potężną, głęboko oddychającą wspólnotą narodu na śmierć i życie.

[Stirb und werde - opfere und gewinne. Der Tod für das Vaterland, dieses uralte Opfer [hat] für uns wieder einen neuen und ewigen Sinn erhalten [...]. Es bedeutet einen heiligen Frühling für ganz Deutschland. Wir sind uns wieder gewiss geworden. Wir waren in den Jahren vorher anscheinend ganz unheilbar gespalten und oft ganz müde und verzagt über den unseli­ gen Klassen- und Konfessionshass und die Bedrohungen unseres Geistesle­ bens. Nun sind wir mit einem Schlage hinausgehoben über alle Schranken, eine einzige, mächtig, tief atmende Gemeinschaft des Volkes auf Leben und Tod.]2.

Friedrich Meinecke wypowiedział w tamtych dniach słowa, które wytyka mu się po dziś dzień. Nazwał on macierzysty berliński uni­ wersytet „naukowym pierwszym pułkiem gwardii” [erstes Garderegi­ ment der Wissenschaft]3. Sformułowanie to, choć wedle dzisiejszych pojęć bardzo drastyczne, odzwierciedlało pewien stan rzeczy, w któ­ rym przytłaczająca większość historyków niemieckich, podobnie jak 1 innych przedstawicieli elit intelektualnych, identyfikując się z Rzeszą Niemieckąjako państwem i z celami politycznymi jej władz, nie tylko bez zastrzeżeń, lecz wręcz entuzjastycznie poparła jej zaangażowanie

2 Deutsche Reden in schwerer Zeit, Bd. 1, Berlin 1915, s. 28, cyt. zaM. Hettling, M.Jais- mann, Der Weltkrieg als Epos. Philipp Witkops „Kriegsbriefe gefallener Studenten“, w: „Keinerfiihlt sich hier mehr als Mensch... “. Erlebnis und Wirkung des Ersten Weltkriegs, (ed.) G. Hirschfeld, G. Krumeich, I. Renz, Essen 1993, s. 197. 3 F. Mcinecke, Straßburg, Freiburg, Berlin. 1901-1919. Erinnerungen, Stuttgart 1949, s. 145. [511 wojenne. Tak więc swą afirmatywną postawę manifestowali publicz­ nie nie tylko historycy od dawna związani z ruchem wszechniemiec- kim, lecz także wyrafinowani intelektualiści, badacze politycznie nie­ zależni i poszukujący nowych obszarów i metod badawczych, jak wła­ śnie Meinecke lub Karl Lamprecht, którego tezy na temat roli państwa i społeczeństwa w historii diametralnie różniły się od poglądów spad­ kobierców Rankego (neorankistów), podobnie jak pionier badań nad partiami politycznymi w Niemczech Hermann Oncken czy błysko­ tliwy i krytyczny historyk wojskowy Hans Delbrück. Swego rodzaju „kropkę nad i” w manifestowaniu przez intelektualistów poparcia dla działań państwa i armii stanowiła Deklaracja nauczycieli szkól wyższych Rzeszy Niemieckiej [Erklärung der Hochschullehrer des Deutschen Reiches]4, będąca odpowiedzią na zarzuty, jakie w związku z działa­ niami w Belgii postawiła Niem com londyńska prasa. Wśród tez brytyj­ skiej propagandy znalazło się twierdzenie o rzekomym rozbracie mię­ dzy niemieckimi militarystami a uczonymi. W deklaracji, podpisanej przez około czterech tysięcy uczonych z 53 szkół wyższych, czytamy:

Wir Lehrer an Deutschlands Universitäten und Hochschulen dienen der Wissenschaft und treiben ein Werk des Friedens. Aber es erfüllt uns mit Entrüstung, daß die Feinde Deutschlands, England an der Spitze, angeblich zu unserem Gunsten einen Gegensatz machen wollen zwischen dem Geiste der deutschen Wissenschaft und dem, was sie den preußischen Militarismus nennen. In dem deutschen Heere ist kein anderer Geist als in dem deutschen Volke, denn beide sind eins, und wir gehören auch dazu. [...] Unser Glaube ist, dass für die ganze Kultur Europa das Heil an dem Siege hängt, den der deutsche „Militarismus“ erkämpfen wird, die Manneszucht, die Treue, der Opfermut des einträchtigen freien deutschen Volkes.

[My, nauczający w uniwersytetach i szkołach wyższych Niemiec, służymy nauce i tworzymy dzieło pokoju. Jednak oburzeniem napełnia nas to, iż wro­ gowie Niemiec, z Anglią na czele, rzekomo pochlebiając nam, chcą przeciw­ stawić ducha niemieckiej nauki temu, co nazywają pruskim militaryzmem. W niemieckim wojsku nie panuje duch inny niż w niemieckim narodzie, gdyż obydwa to jedność, do której i my należymy. [...] Wierzymy, że cała

4 Elektroniczna kopia Erklärung der Hochschullehrer des Deutschen Reiches http://publi- kationen.ub.uni-frankfürt.de/volltexte/2ü06/3235/pd£/A008838631 .pdf. Na druku tym widnieje data 23 października 1914. (521 kultura Europy zależy od zwycięstwa ‘militaryzmu’ niemieckiego, harm mę­ skiego, wierności i odwagi zgodnego i wolnego narodu niemieckiego]3 **.

Nadzieja zwycięstwa, poczucie jedności z narodem i patriotycznej mobilizacji, czyli mistyczne (i równocześnie zmistyfikowane) Augu­ sterlebnis [przeżycie sierpniowe]6, znalazło ujście w tak zwanej „idei 1914 roku” [Idee von 1914], czyli wyobrażeniu, iż powojenny ład utrwali ten specyficzny stan ducha, a naród niemiecki osiągnie we­ wnętrzną harmonię, dzięki której zbuduje nową, wyższą formę bytu ludzkiej wspólnoty, a rok 1914 usunie w cień inną wielką cezurę w dziejach, rok rewolucji francuskiej 1789 roku. Niecały rok później berliński profesor teologii Reinhard Seeberg zainicjował przygotowa­ nie tzw. Intellektuelleneingabe [podania intelektualistów], będącego listem otwartym do władz Rzeszy, podpisanym przez ponad tysiąc uczonych i twórców kultury, a ogłoszonym 20 czerwca 1915. Auto­ rzy tego zadziwiającego dokumentu epoki wywodzili, iż zjednoczone Niem cy prowadziły od 44 lat politykę pokojową, ale teraz - zagrożo­ ne od wschodu przez zalew barbarzyństwa i od zachodu przez żądzę zemsty i dominacji — musiały stanąć do walki. Apelowali, aby Niem cy nie poprzestały na obronie, lecz powiększywszy swe terytorium i po­ tęgę zapewniły sobie na pokolenia niezależność i „światowe znacze­ nie” [Weltgeltung]7.

3 Ostatnie zdanie tekstu w przekładzie Huberta Orłowskiego, Dzieje kultury nie­ mieckiej, Warszawa 2006, s. 409-410. Przekład tego zdania we francuskiej wersji językowej Deklaracji brzmi: „Mocno wierzymy, że los kultury Europy zależy w zupełności od zwycięstwa, które odniesie «militaryzm» niemiecki, który nie jest niczym innym, jak wyrazem dyscypliny, wierności i ducha ofiary niemieckiego narodu silnego swą jednością i wolnością”. 6 Por. M. Baumeister, Recenzja z Verhey, Jeffrey: Der „Geist von 1914“ und die Er­ findung der Volksgemeinschaft. Hamburg 2000, w: H-Soz-u-Kult, 22.10.2000, http:// hsozkult.geschichte.hu-berlin.dc/rczensioncn/id = 462, a także M. Stöcker, Aiigu- sterlebnis 1914 in Darmstadt. Legende und Wirklichkeit, Darmstadt 1994. ' K. Böhme (ed.), Aufrufe und Reden deutscher Professoren im Ersten Weltkrieg, Stuttgart 1975, s. 125 і nast. [53] Zeitgeschichte

Przebieg wojny, jej straszny koszt liczony w setkach tysięcy zabitych, sceptycyzm co do szansy osiągnięcia celów wojennych stopniowo studził entuzjazm i redukował oczekiwania intelektualistów niemiec­ kich. W praktyce też tylko niewielu niemieckich historyków zaanga­ żowało się w ściślejszą współpracę z armią, np. w akcje wychowawcze i edukacyjne wśród żołnierzy. Stan relatywnie małej aktywności na styku historii i polityki zaczął się zmieniać, gdy pod koniec wojny, a zwłaszcza po obaleniu monarchii i zawarciu rozejmu w listopadzie 1918 roku, w kołach politycznych i intelektualnych zaczęto sobie stopniowo uświadamiać faktyczne rozmiary klęski i - co ważniejsze - jej następstwa. Wyjaśnienie źródła klęski, obejmujące bezpośred­ nie i pośrednie przyczyny wybuchu wojny w 1914 roku, było kwestią o olbrzymim znaczeniu dla niemieckiej współczesności, a przy tym należącą do naturalnego obszaru działania historyków. Warto zaznaczyć, że już w 1915 roku ukazał się błyskotliwy i po­ niekąd proroczy, metodologiczny tekst bońskiego historyka Justusa Hashagena pt. Studium historii współczesnej [Das Studium der Zeitge­ schichte] , w którym porządkował on i objaśniał podstawy nowej dzie­ dziny nauk historycznych. Historiografia niemiecka, jakjuż wspomi­ naliśmy, była w X IX wieku żywo zainteresowana nieodległą historią, a Sybel i Treitschke mogą być uważani za prekursorów tej specjalnej dziedziny historii. Nawet nie dające się przetłumaczyć na język polski słowo Zeitgeschichte [dosłownie: historia czasu] funkcjonowało już od X V II wieku, dopiero jednak od czasu publikacji Hashagena zyskało obecne znaczenie. Określał on Zeitgeschichte jako „antecedencję współ­ czesności” [Vorgeschichte der Gegenwart]. Historyk współczesności jest świadomy konfliktu między nauką a życiem, „nie ucieka przed nim, lecz odważnie stawia mu czoło, dążąc do osiągnięcia rozwiązania w duchu patriotycznym” [solchen Konflikten nicht mehr aus dem Wege zu gehen, sondern sie mutig durchzukämpfen und eine vater­ ländische Lösung zu erstreben]8. Hashagen rozumiał Zeitgeschichte

8 K. Große Kracht, Kriegsscluddfrage und zeithistorische Forschung in Deutschland. Histo- riographische Nachwirkungen des Ersten Weltkrieges, „Zeitgeschichte-online“: Fronter­ lebnis und Nachkriegsordnung. Wirkung und Wahrnehmung des Ersten Weltkrieges, maj 2004, www.zeitgeschichte-oniine.de/md=EWK-Gkracht, s. 5. [54] przede wszystkim jako „naukę pomocniczą”, świadczącą usługi na rzecz praktycznej polityki poprzez dostarczanie analiz i interpreta­ cji, jako naukę walnie wspierającą państwową i obywatelską edukację społeczeństwa. Uważał, że chociaż Zeithistoriker może próbować kom­ pensować nader krótki dystans czasowy dzielący go od opisywanych wydarzeń poprzez wykorzystanie obfitości dostępnych źródeł i świa­ dectw, czysto naukowa wartość poznawcza jego ustaleń będzie zawsze mniejsza niż w wypadku ustaleń badacza zwykłej „historii przeszło­ ści” [Vergangenheitsgeschichte]9. Sam Hashagen podczas I wojny światowej rzeczywiście uprawiał utylitarną historię współczesną: był zatrudniony przez dowództwo wojskowe w Kolonii jako kierownik tzw. nauki ojczyźnianej [des vaterländischen Unterrichts] dla żołnie­ rzy. Był też pierwszym zawodowym historykiem zatrudnionym przez Auswärtiges Amt, co nastąpiło w 1919 roku, a zapowiedziane przez niego badania nad niemiecką Zeitgeschichte, czyli nad przyczynami wy­ buchu wojny i kwestią odpowiedzialności Niemiec, przeżyły wkrótce prawdziwy rozkwit.

9 M. Fröhlich, Zeitgeschichte, Konstanz 2009, s. 23-24. Wersal: historia i mit

Ustawianie zwrotnic

W listopadzie 1918 roku, wkrótce po obaleniu monarchii w Niem­ czech, Karl Kautsky, będący z ramienia Niezależnej Socjaldemokra­ tycznej Partii Niemiec (U S P D ) odpowiednikiem sekretarza stanu w resorcie spraw zagranicznych Rady Pełnomocników Ludowych, rozpoczął zbieranie i opracowywanie zestawu dokumentów doty­ czących wybuchu wojny w 1914 roku, ze szczególnym uwzględnie­ niem kryzysu lipcowego. Było to działanie w duchu rewolucyjnego radykalizmu, który m.in. nakazywał publikowanie sekretów dyploma­ tycznych ancien regime. Kwestia odpowiedzialności za wybuch wojny i publikacji zbioru dokumentów dyskutowana była 22 marca 1919 podczas posiedzenia rządu Rzeszy z udziałem prezydenta Friedricha Eberta, który podobnie jak większość członków gabinetu opowiedział się za ostrym potępieniem dawnego rządu Rzeszy i postawieniem kie­ rowników ówczesnej polityki przed specjalnym niemieckim trybuna­ łem. Przeciw tego rodzaju otwartości argumentował minister finan­ sów Eugen Schiffer, z liberalnej Niemieckiej Partii Demokratycznej (D D P ). Twierdził on, że wojna miała w sposób oczywisty charakter prewencyjny, a więc obronny, a publikacja dokumentów zaszkodzi Niem com . Tego dnia rząd Rzeszy nie podjął ostatecznych decyzji w tej sprawie, a Kautsky kontynuował prace redakcyjne. Następne spotka­ nie poświęcone kwestii odpowiedzialności i publikacji odpowiednich dokumentów odbyło się 18 kwietnia. Referujący tę kwestię na forum gabinetu minister sprawiedliwości Johannes Bell, z katolickiej partii Centrum, odradzał publikowanie gotowego już zbioru Kautskiego, gdyż Niem cy ukazane zostałyby w niekorzystnym świetle. Oponen­ ci nawołujący do otwartości wobec Ententy i do podkreślania prze- [561 mian w Niemczech byli w mniejszości, w następstwie czego kanclerz Philipp Scheidemann wstrzyma! publikację. Wkrótce potem, 7 maja 1919, delegacja niemiecka otrzymała w Pa­ ryżu tekst traktatu, w którym sprawę odpowiedzialności za rozpętanie wojny określono w znanym artykule 231, brzmiącym1:

Rządy sprzymierzone i stowarzyszone oświadczają, zaś Niemcy przyznają, że Niemcy i ich sprzymierzeńcy, jako sprawcy, są odpowiedzialni za wszystkie szkody i straty, poniesione przez Rządy sprzymierzone i stowarzyszone oraz przez ich obywateli na skutek wojny, która została im narzucona przez napaść ze strony Niemiec i ich sprzymierzeńców.

[Die alliierten und assoziierten Regierungen erklären, und Deutschland erkennt an, daß Deutschland und seine Verbündeten als Urheber für alle Verluste und Schäden verantwortlich sind, die die alliierten und assoziier­ ten Regierungen und ihre Staatsangehörigen infolge des ihnen durch den Angriff Deutschlands und seiner Verbündeten aufgezwungenen Krieges er­ litten haben].

Postanowienie to uszczegółowione zostało w Załączniku nr 1 do ósmej części traktatu zatytułowanej „Reparacje”. N a odpowiedzial­ ność Niemiec wskazywała pośrednio również preambuła traktatu, w której mowa jest o tym, że mocarstwa sojusznicze i sprzymierzone oraz Niemcy zawarły go:

by wojna, [...] która bierze początek w wypowiedzeniu wojny, przesianym 28 lipca 1914 r. przez Austro-Węgry - Serbii, w wypowiedzeniach wojny, przesianych przez Niemcy 1 sierpnia - Rosji i 3 sierpnia 1914 r. - Francji, oraz w inwazji Belgii, ustąpiła miejsca stałemu, sprawiedliwemu i trwałemu pokojowi;

[anstelle des Krieges, [...] der in der Kriegserklärung Österreich-Ungarns an Serbien vom 28. [uli 1914 und in den Kriegserklärungen Deutschlands an Rußland vom 1. August 1914 und an Frankreich vom 3. August 1914 sowie in dem Einfall in Belgien seinen Ursprung hat, einen festen, gerechten und dauerhaften Frieden treten zu lassen].

1 Traktat pokoju między mocarstwami sprzymierzonemi i skojarzonemi i Niemcami, podpisa­ ny dnia 28 czerwca 1919 roku, Warszawa 1920. [571 Podobnie artykuł 227, w którym przeczytać można:

Mocarstwa sprzymierzone i stowarzyszone stawiają w stan publicznego oskarżenia Wilhelma II Hohenzollerna, byłego cesarza Niemiec, o najwyższą obrazę moralności międzynarodowej i świętej powagi traktatów.

[Die alliierten und assoziierten Mächte stellen Wilhelm II. von Hohenzol­ lern, ehemaligen deutschen Kaiser, unter öffentliche Anklage wegen schwer­ ster Verletzung der internationalen Moral und der Heiligkeit der Verträge.]

Zarówno te, jak i inne postanowienia traktatowe zaszokowały niemiecką opinię publiczną. W społeczeństwie niemieckim bowiem głęboko zakorzeniła się propagowana od 1914 roku przez coraz no­ wocześniejsze rządowe media teza o obronnym charakterze wojny, będącej próbą rozerwania zaciskającej się wokół Niemiec pętli okrą­ żenia [die Einkreisung], o Niemczech jako oblężonym zamku, któ­ rego wszyscy mieszkańcy muszą wspólnie bronić [der Burgfrieden]. W 1918 roku, w końcowej fazie działań wojennych oraz w okresie rozejmu, w niemieckim społeczeństwie upowszechniło się ponadto optymistyczne przekonanie, że w Europie dojdzie do „pokoju Wil- sońskiego”, czyli pokoju opartego na wysokich moralnych pryncy­ piach, najakie powoływał się prezydent U SA , formułując swój głośny program pokojowy. Szczególną wagę przywiązywano, naturalnie, do zasady samostanowienia narodów jako wytycznej przy formułowaniu warunków traktatowych. Rząd Scheidemanna wiosną 1919 roku, po­ mimo iż znał fakty i poszlaki świadczące, że przyszły traktat będzie dla Niemiec bardzo ciężki, a stosowanie zasady samostanowienia nader wybiórcze, nie podjął żadnych prób przygotowania społeczeństwa na takie rozstrzygnięcia2. Rząd Rzeszy podczas krytycznych tygodni maja i czerwca 1919 roku zachowywał się w sposób niezdecydowany. Zrezygnował z li­ nii dystansowania się nowych, republikańskich Niemiec od Rzeszy wilhelmińskiej i szukania poparcia np. u europejskiej lewicy, na które faktycznie mógł był liczyć. Równocześnie - kierując się ekspertyzami generalnego kwatermistrza Wilhelma Groenera - nie zdecydował się

2 H.A. Winkler, Weimar 1918-1933. Die Geschichte der ersten deutschen Demokratie, München 1998, s. 87-90. [58] na opór wobec traktatu, pomimo iż w tym czasie dyskutowane były pomysły tak wyrafinowane, jak np. oficjalne przyjęcie traktatu i rów­ noczesny, pozorowany pucz potężnej jeszcze wtedy Armii Wschod­ niej [das Ostheer]. Pucz doprowadziłby do powstania w Niemczech „państwa wschodniego” [der Oststaat] odrzucającego warunki trakta­ tu, co znacznie poszerzyłoby pole manewru oficjalnego rządu Rzeszy jako reprezentanta „lepszych” Niemiec3. Demokratyczny rząd Rze­ szy, prowadząc zarówno wobec zagranicy, jak i wobec własnego spo­ łeczeństwa pasywną politykę w kwestii zbliżających się rozstrzygnięć pokojowych, dal (a wręcz wepchnął) swym licznym przeciwnikom potężną broń do ręki. Jak wiadomo, po zapoznaniu się strony niemieckiej z warunkami pokoju w Rzeszy uformował się szeroki front sprzeciwu wobec tych postanowień. Objął on całe spektrum polityczne od prawicy, Nie- miecko-Narodowej Partii Ludowej (DNVP), do postępowych libe­ rałów (D D P ), którzy przezornie wystąpili z koalicji rządowej. Także większość katolickiego Centrum oraz poważne odłamy Socjaldemo­ kratycznej Partii Niemiec (SP D ) z kanclerzem Scheidemannem opo­ wiadały się za odrzuceniem traktatu. Pozostający w mniejszości zwo­ lennicy akceptacji postanowień traktatu skupili się pod przewodem prezydenta Friedricha Eberta. O d drugiej dekady maja 1919 rozpętała się kampania protestu. Celowała w niej prawica, która znakomicie wyczuła szansę bezkarnego uderzenia w ugrupowania zaangażowane w tworzenie pierwszej niemieckiej republiki jako odpowiedzialne za klęskę wojenną Rzeszy. Lewica weimarska, rozgoryczona warunkami pokoju, nie dostrzegała pułapki, jaką dla niej samej było wyolbrzy­ mianie „srogości” traktatu i - nie mając szans na zwycięstwo - wzięła udział w licytacji, kto głośniej powie NEIN.

Instrumentarium mitu

W tej atmosferze teza o wyłącznej winie [die Alleinschuld] Niemiec za wybuch wojny prędko zajęła centralne miejsce w mentalnej kon­ strukcji sprzeciwu wobec warunków pokoju. Według niej, Alleinschuld

3 H. Schulze, Der Oststaats-Plan von 1919, VfZ 18 (1970), s. 123-163. [59] zdawała się być jedynym logicznym uzasadnieniem utraty poważnej części terytorium Rzeszy i wydania milionów Niem ców na pastwę wrogich, brutalnych i zachłannych sąsiadów. Owa Alleinschuld prowa­ dziła do rabunku niemieckiego potencjału przemysłowego i surow­ cowego oraz - na całe generacje - do rezygnacji z lwiej części ma­ jątku wytworzonego przez pracowite niemieckie ręce. Sprawiła, że niemiecka ojczyzna stała wobec wrogiego świata bezbronna, poniżona i pohańbiona. Tego rodzaju absolutyzacja czy wręcz fetyszyzacja kwestii od­ powiedzialności Niemiec dokonała się, pomimo iż cytowana tu już litera traktatu nie mówiła nic o zbiorowej winie narodu niemiec­ kiego ani o jego moralnej niższości i hańbie, ani tak naprawdę na­ wet o wyłącznej winie Rzeszy Niemieckiej. Chłodna interpretacja postanowień traktatowych prowadzić musiałaby do konstatacji, że z wyjątkiem strat terytorialnych inne ciężary i obostrzenia odnoszą­ ce się do kwestii gospodarczych i militarnych były „n e g o cjo w a ln e ” i w średniej perspektywie czasowej prędzej czy później mogłyby ulec relatywizacji lub rewizji. Ostatecznego wyniku ewentualnych proce­ sów garstki osób obwinianych przez Sprzymierzonych także nikt wio­ sną 1919 roku nie był w stanie przewidzieć, a na pewno byłyby one znakomitym, międzynarodowym forum do przedstawienia argumen­ tów podważających wyłączną odpowiedzialność Niemiec. Jednak już 11 czerwca 1919 Auswärtiges Amt opublikował Weiß­ buch betr. die Verantwortlichkeit der Urheber am Kriege [Biała księga dot. odpowiedzialności sprawców wojny] przemilczającą ustalenia Kaut- skiego i wyznaczającą oficjalny kierunek walki z tezą o niemieckiej Alleinschuld. Gdy Karl Kautsky pod koniec 1919 roku wydał w końcu swe czterotomowe Deutsche Dokumente zum Kriegsausbruch [Niem iec­ kie dokumenty na temat wybuchu wojny], stanowisko niemieckiej polityki i opinii publicznej było od dawna sprecyzowane i całkowi­ cie usztywnione4. Za taki rozwój sytuacji - ze wszech miar fatalny z punktu widzenia Niemiec, Europy, a także Polski - odpowiedzialny był w dużym stopniu pierwszy minister spraw zagranicznych repu­ bliki weimarskiej hr. Ulrich von Brockdorff-Rantzau. Ten zawodo­ wy dyplomata, bliski liberalnej D D P , podał się do dymisji 20 czerwca

4 HA. Winkler, Weimar 1918-1933..., s. 88. [601 1919 i wkrótce potem zaangażował w organizację kampanii w spra­ wie winy za rozpętanie wojny, czyli tzw. Kriegsschuldfrage [dosłownie: kwestia winy wojennej] albo Kriegsscluildliige [dosłownie: kłamstwo 0 winie wojennej]. Już na przełomie 1918 i 1919 roku powstało w niemieckim mini­ sterstwie spraw zagranicznych Spezialbüro Bülow [Biuro Bülowa ds. Specjalnych], które wkrótce przekształciło się w istniejący do 1933 roku Kriegsschuldreferat [Referat ds. Winy Wojennej], Referat ten obsługiwał Untersuchungsausschuß für die Schuldfragen [Komisję śledczą ds. problemu winy] działającą w niemieckim Zgromadzeniu Narodowym i Reichstagu od 1919 do 1932 roku oraz koordynował wszystkie krajowe i międzynarodowe poczynania badawcze, eduka­ cyjne i propagandowe, mające na celu zwalczanie tezy o odpowiedzial­ ności Niemiec za wybuch wojny. Gdy wkrótce po wejściu w życie traktatu wersalskiego okazało się, że złagodzenie jego postanowień, np. w sprawie reparacji, jest trudne i wymaga wyrafinowanej argu­ mentacji i wytrwałego międzynarodowego lobbingu, Kriegsschul­ dreferat powołał wiosną 1921 roku nominalnie prywatną instytucję pod nazwą Zentralstelle für Erforschung der Kriegsursachen [C en ­ trala do Badań nad Przyczynami Wojny]. Centrala, organizująca ba­ dania i troszcząca się o wprowadzenie propagowanych treści do obie­ gu międzynarodowego, dysponowała od roku 1923 miesięcznikiem „Die Kriegsschuldfrage. Monatshefte für internationale Aufklärung“ [Problem Winy Wojennej. Miesięcznik Oświecenia Międzynarodo­ wego], przemianowany w 1929 roku na „Berliner Monatshefte für internationale Aufklärung“ [Berliński Miesięcznik Oświecenia M ię­ dzynarodowego] . Mogła też ona oprzeć się na materiałach zebranych w 40-tomowej (52 woluminy) edycji Die große Politik der Europäischen Kabinette 1871-1914, wydawanej w latach 1922-1927 pod redakcją Johannesa Lepsiusa, Albrechta Mendelssohna Bartholdy’ego oraz Friedricha Thimme, pracujących na zlecenie i pod kontrolą Auswär­ tiges Amt. Najszerszą płaszczyznę prac nad obaleniem Kriegsschuldlüge 1 upowszechnieniem wiedzy o krzywdzącym „dyktacie wersalskim” stworzyła Arbeitsausschuß Deutscher Verbände [Komisja Robocza Niemieckich Stowarzyszeń] powstała wiosną 1921 roku, zrzeszająca i finansowana przez ok. 2000 organizacji członkowskich, od skraj­ nie prawicowych do powszechnie uznawanych, jak katolicka Caritas [61] i Niemiecki Związek Miast. Dysponowała ona pisemkiem „Merk­ blatt zur Kriegsschuldfrage“ [Notatki dot. Problemu Winy Wojennej] o nakładzie sięgającym pół miliona egzemplarzy3 **. O ile inicjatywy te odnosiły się w głównej mierze do sprawy od­ powiedzialności Niemiec za wybuch Wielkiej Wojny, o tyle kwestia odpowiedzialności Niemiec za charakter wojny i zbrodnie wojenne była w zasadzie domeną armii. Ju ż w lipcu 1919 roku Dowództwo W ojsk Lądowych [Oberste Heeresleitung] na krótko przed swą likwi­ dacją opublikowało pracę Die deutsche Kriegführung und das Völkerrecht. Beiträge zur Schuldfrage [Prowadzenie wojny przez Niem cy a prawo międzynarodowe. Przyczynki do kwestii winy], która z góry oddala­ ła zarzuty naruszenia konwencji międzynarodowych przez żołnierzy niemieckich. W styczniu 1920 roku w Ministerstwie Reichswehry po­ wstała specjalna Zentralstelle für Völkerrechtsverletzungen [Centrala ds. naruszeń prawa międzynarodowego] pod kierunkiem Otto von Stülpnagela. Komórka ta przygotowała argumenty przeciw zarzutom związanym z takimi zjawiskami, jak wojna chemiczna, podwodna, represje wobec ludności cywilnej, nieuzasadnione zniszczenia etc., a równocześnie publikowała informacje o naruszeniach prawa przez nieprzyjaciela, np. przez belgijski ruch oporu. W związku z postano­ wieniami traktatu wersalskiego o wydaniu przez Niemcy głównych przestępców wojennych, Auswärtiges Amt stworzył Hauptstelle zur Verteidigung Deutscher vor feindlichen Gerichten [Główną placów­ kę ds. obrony Niem ców przed nieprzyjacielskimi sądami]6. Negacja tez o niemieckiej winie za wybuch wojny [Schuld am Kriege] i niemieckiej winie za sposób prowadzenia wojny [Schuld im Kriege], jako logicznej przyczynie surowych i - jak w Niemczech uważano - z gruntu niesprawiedliwych postanowień traktatu, sta­ ła się jednym z najważniejszych składników niemieckiej racji stanu w okresie międzywojennym. Stała się także jednym z najważniejszych dogmatów politycznych uznawanych przez przygniatającą większość społeczeństwa. Jak wiadomo, nawet skrajna komunistyczna lewi­ ca w Niemczech, nie mająca absolutnie żadnych więzi emocjonal-

3 Por. np. http://www.dhm.de/lemo/html/weimar/innenpolitik/referat/index.html 6 A. Kramer, Der Umgang mit der Schuld. Die „Schuld im Kriege“ und die Republik von Weimar, w: Deutsche Umbrüche im 20. Jahrhundert, (ed.) D. Papenfuß, W. Schieder, Köln-Weimar-Wien 2000, s. 83-86. [62] nych ani z imperialną przeszłością Niemiec, ani z ich demokratyczną współczesnością, podzielała krytycyzm wobec postanowień pokoju. Jak wskazują znawcy materii, dla niemieckich intelektualistów, któ­ rzy w chwili zakończenia wojny byli ludźmi dorosłymi, cezura 1918 roku miała niepomiernie większe znaczenie niż wszystko, co wiąże się z narodowym socjalizmem, z Auschwitz włącznie7.

Historycy w służbie mitu

W naturze wspomnianych tu przedsięwzięć o charakterze lobbistycz- nym leżało odwoływanie się do problematyki historycznej, posługiwa­ nie się źródłami historycznymi, dowodzenie prawdziwości swych tez w oparciu o metodologię badań historycznych. Wprawdzie w wyniku wojny wiara w ważne elementy niemieckiego historyzmu i świado­ mości historycznej, takie jak głębokie przekonanie o słuszności i spra­ wiedliwości procesu dziejowego oraz o immanentnej moralności dzia­ łań państwa, została poważnie zachwiana, jednak nie przeszkodziło to całej plejadzie niemieckich historyków, szczególnie nowożytników, włączyć się bezpośrednio, a w wielu przypadkach stawać na czele akcji antywersalskiej. Die Zunft, czyli cech, jak samo określało się potęż­ ne niemieckie środowisko historyczne, nie miał z tym najmniejszych trudności. W walce z Kriegsschuldlüge uczestniczyli nie tylko historycy wszechniemieccy i narodowo-konserwatywni, ale również liberalni, tacyjak Hans Delbrück, Friedrich Thimme, Hermann Oncken, Fritz Hartung, a ponadto utalentowani naukowcy młodszej generacji: Hans Rothfels, Ludwig Dehio i Gerhard Ritter. Skrzydło to, określane nie­ kiedy jako Vernunftsrepublikaner [republikanie z rozsądku], ma z na­ szego punktu widzenia duże znaczenie, gdyż z upływem lat zyskiwa­ ło w życiu naukowym republiki weimarskiej coraz większe wpływy. Znamienne, że Verband Deutscher Historiker [Związek Historyków Niemieckich], renomowana i w skali międzynarodowej wzorcowa organizacja naukowa, uczynił z walki z tezą o odpowiedzialności N ie-

7 W. Schulze, G. Heim, Th. Ott, Deutsche Historiker im Nationalsozialismus. Beobacht­ ungen und Überlegungen zu einer Debatte, w: Deutsche Historiker im Nationalsozialismus, (ed.) W. Schulze, O.G. Oexle, Frankfurt a.M. 1999, s. 35. [63] mieć za wybuch I wojny światowej temat pierwszego powojennego Zjazdu Historyków, który odbył się we Frankfurcie w 1924 roku. Podobne cele miał także Zjazd Historyków we Wrocławiu (1926). W 1928 roku historycy, niezadowoleni z pewnej ociężałości VDH , powołali Niemiecką Powszechną Komisję Historyczną [Allgemeiner Deutscher Historiker - Ausschuß], jej specjalnym zadaniem była ko­ ordynacja, w ścisłej współpracy z Auswärtiges Amt, przygotowań do prezentacji niemieckiej historiografii podczas V I Międzynarodowego Kongresu Nauk Historycznych w Oslo (1928) oraz VII Kongresu w Warszawie (1933). N a przełomie lat 20. i 30. kwestia walki z Kriegsschuldlüge zaczęła tracić na aktualności i atrakcyjności. Jak się wydaje, po zakończeniu wielkich edycji źródłowych w Niemczech kwestia ta została nauko­ wo ostatecznie wyeksploatowana. Rzec można: w Niemczech nie było już kogo przekonywać, a opinia międzynarodowa zapoznała się już z wszystkimi niemieckimi argumentami w tej sprawie. Katego­ ryczne wypowiedzi Adolfa Hitlera z pierwszego okresu jego rządów, odrzucające wszelką winę strony niemieckiej, a ponadto definitywne zaniechanie spłat reparacji i bardzo już wówczas wiarygodna obietni­ ca rewizji innych postanowień wersalskich, czyniły dalsze zgłębianie Kriegsschuldfrage bezprzedmiotowym8. Dorobek naukowy niemieckiej historiografii w zakresie badań nad przyczynami wybuchu I wojny światowej, mierzony liczbą opubliko­ wanych prac, był imponujący. Jego jakościowy aspekt trudniej ocenić. Po pierwsze, zwraca uwagę brak rzeczywiście przeciwstawnych stano­ wisk i zasadniczych kontrowersji w gronie historyków należących do szeroko rozumianego głównego nurtu ojczystej historiografii. Wszy­ scy oni podzielali pogląd, że dążenie powstałej w 1871 roku Rzeszy do zajęcia adekwatnego miejsca w gronie mocarstw światowych było naturalne, uzasadnione i nieuniknione. Opór mocarstw wobec przy­ jęcia Niemiec do tego grona był najgłębiej leżącą przyczyną wybuchu wojny. W ocenie realizacji strategicznych dążeń Niemiec panował konsens polegający na uznawaniu polityki O tto von Bismarcka za

8 K. Große Kracht, Kriegsschuldfrage und zeithistorische Forschung in Deutschland. Histo- riographisdte Nachwirkungen des Ersten Weltkrieges, „Zeitgeschichte-online“: Fronter­ lebnis und Nachkriegsordnung. Wirkung und Wahrnehmung des Ersten Weltkrieges, Mai 2004, www.zeitgcschichte-online.de/md=EWK-Gkracht, s. 14. [64] niepodważalnie słuszną i dostrzeganiu błędów w polityce Wilhelma II, które wszakże nie były na tyle istotne, aby dopuścić twierdzenie o winie Niemiec za wybuch wojny. Pewne kontrowersje dotyczyły tego, które z politycznych rozstrzygnięć epoki Wilhelma II okazało się najbardziej błędne, czy nieodnowienie układu reasekuracyjnego z R o­ sją, czy zlekceważenie szansy na sojusz z Wielką Brytanią i zbrojenia morskie, czy wreszcie bezalternatywne związanie się ze zmurszałymi Austro-Węgrami i Turcją. Diagnozy tamtej epoki charakteryzowało skupienie się na polityce gabinetowej i lekceważenie historii ruchów politycznych i historii społecznej9.

Pierwsza kampania polityki historycznej

Działania naukowe i propagandowe, związane ze zwalczaniem tezy o odpowiedzialności Niemiec za doprowadzenie do Wielkiej Wojny, to pierwsza, jak się wydaje, nowoczesna, angażującą znaczne środki kampania polityki historycznej. Brak badań pozwalających wiarygod­ nie ocenić, wjakim stopniu kampania ta wpłynęła za granicą na opinie o problemie odpowiedzialności Niemiec oraz na postrzeganie tego kraju w okresie międzywojennym, zwłaszcza przed dojściem Hitlera do władzy. Wydaje się wszakże, iż mnożące się już wkrótce po wej­ ściu w życie traktatu wersalskiego niekonsekwencje w realizacji jego postanowień, a w końcu Locarno (1925) i pokojowa nagroda Nobla dla „wielkiego Europejczyka” Gustava Stresemanna, zdradzają sze­ rząca się w Europie Zachodniej niewiarę w moralną słuszność syste­ mu wersalskiego. Wieloletnie wysiłki niemieckiej nauki, publicysty­ ki i propagandy, której struktury tu opisaliśmy, miały bez wątpienia istotny wpływ na utratę tej swoistej pewności siebie, którą kierowali się twórcy traktatu wersalskiego. Całkowity i bezdyskusyjny sukces odniosła opisana tu kampania w zakresie oddziaływania na niemieckie społeczeństwo. Przekonanie o niesłychanej i zbudowanej na kłamstwie [die Kriegsschuldlüge]

9 В. Faulenbach, Nach der Niederlage. Zeitgeschichtliche Fragen und apologetische Tenden­ zen in der Historiographie der Weimarer Zeit, w: Geschichtsschreibung als Legititnationsivis- senschaft. 1918-1945, (cd.) P. Schöttler, Frankfurt a.M. 1997, s. 44-47. [651 niesprawiedliwości traktatu wersalskiego stało się jednym z najważ­ niejszych, o ile nie najważniejszym, składnikiem świadomości poli­ tycznej i historycznej Niemców w X X stuleciu, mącącym trzeźwość ich samooceny. Głębokie przeświadczenie, iż stali się ofiarą bezpre­ cedensowego dyktatu i niegodziwości, uzasadniało jakoby bezprece­ densowe reakcje Niemców, a wśród nich wyniesienie Adolfa Hitlera i narodowych socjalistów. Die Kriegsschuldlüge stawała się zatem na­ der użyteczną okolicznością łagodzącą „wielokrotnego zastosowania”. Dziś jeszcze - i to z poważnych ust - usłyszeć można tezę o tym, że fenomen Hitlera był możliwy tylko w kontekście Wersalu. I tak np. tezę tę w 2002 roku powtórzył wybitny niemiecki pisarz Martin Walser, uchodzący ostatnimi czasy za postać nieco kontrowersyjną, nie na tyle jednak, aby nie być przyjętym przez kanclerza Gerharda Schrödera na długą, prywatną rozmowę o problemie niemieckiej świadomości historycznej. Rewizjonistyczny komentator Fritz Frei­ not sformułował w roku 2000, z okazji nowej edycji pełnego tekstu traktatu wersalskiego (1999), następującą myśl:

Wśród typowych odniesień do historii i do współczesności - w końcu Hitler urodził się w Wersalu, a Maastricht nie jest niczym innym jak Wersalem bez wojny - jedno daje szczególnie wiele do myślenia: Republika Federalna Nie­ miec po małym zjednoczeniu w 1990 roku podjęła ponownie spłatę reparacji - częściowo zamaskowanych jako „długi prywatne” - z tytułu dyktatu wersal­ skiego. Do 1997 spłacono 6,9 milionów marekjako odsetki oraz 3,3 milionów kapitału. Jeśli pomyśli się, ile miliardów z niemieckich kieszeni corocznie rozdajemy na całym świecie, to są to drobiazgi pokazujące symptomatycznie, iż Wersal jest wciąż jeszcze aktualny.

[Neben den üblichen historischen Querverbindungen und Gegenwartsbe­ zügen - so ist ja schließlich Hitler in Versailles geboren, und Maastricht ist nichts anderes als ein Versailles ohne Krieg - gibt dabei ein Gegenwartsbe­ zug besonders zu denken: Die Bundesrepublik Deutschland hat nach der kleinen Wiedervereinigung im Jahre 1990 die Zahlungen im Zusammen­ hang mit den Reparationsschulden aus dem Versailler Diktat - zum Teil als „Privatschulden“ getarnt - wiederaufgenommen. 1997 wurden an Zinsen rund 6,9 Millionen DM und für Tilgungen rund 3,3 Millionen DM gezahlt. Kleinigkeiten, wenn man bedenkt, wie viele Milliarden heute alljährlich aus deutschen Taschen an alle Welt verteilt werden, aber symptomatisch, weil [66] es zeigt, wie aktuell Versailles auch heute noch ist. Fritz Freinot, 80 Jahre Versailler Diktat: Ende der Reparationszahlungen nicht absehbar.]10 11.

Zdania te odzwierciedlają, naturalnie, poglądy skrajnej i nierepre­ zentatywnej mniejszości, pokazują jednak pewien ogólny kierunek myślenia, którego składniki wciąż jeszcze obecne są w świadomości wielu Niemców. Nb. w październiku 2010 roku, czyli po upływie 92 lat od zakończenia I wojny światowej, Niem cy przekazały wierzycie­ lom ostatnią wpłatę z tytułu reparacji wojennych, co stało się ważną wiadomością dnia w mediach R F N 11.

Ostforschung

Wraz ze słabnięciem zainteresowania niemieckiej opinii publicznej i badaczy problemem Kriegsschuld i Kriegslage, wzrastało zaintereso­ wanie, szczególnie wśród średniej i młodej generacji historyków niemieckich, tak zwaną Ostforschung [badaniami wschodnimi]. Przy powierzchownym oglądzie Ostforschung jawiła się jako prekursorska forma interdyscyplinarnych studiów regionalnych. W rzeczywistości jednak cel poznawczy tego ruchu naukowego był podporządkowany polityce podważania i kruszenia ładu wersalskiego, stal się platformą artykułowania nacjonalizmu i folkizmu w nauce. Prapoczątki tego kierunku badań sięgają 1902 roku, kiedy pod kierunkiem Theodora Schiemanna powstało seminarium historii i krajoznawstwa wschod­ nioeuropejskiego w Berlinie. Kiedy korzystny dla Niem ców przebieg wojny na froncie wschod­ nim sprawił, że mogli czuć się panami sytuacji w Europie Środko­ wo-Wschodniej, pojawiło się zapotrzebowanie na wiedzę ekspercką dotyczącą tego regionu. W 1916 roku w Królewcu powstał Institut für Ostdeutsche Wirtschaft [Instytut Wschodnioniemieckiej Gospo­ darki], którego zainteresowania rozciągały się, wbrew nazwie, aż po

10 „Vierteljahrcshefte für freie Geschichtsforschung“, 2000, 4(1), s. 108 i nast., cyt. za: http://www.vho.org'VffG/2000/l/Freinotl08f.html 11 Deutschland begleicht letzte Kriegsschulden, http://www.tagesschau.de/inland/kriegs- schuldcn 100.html [67| tereny Finlandii i Ukrainy. W lecie 1918 roku ekonomista Adolf We­ ber uruchomił we Wrocławiu Osteuropa Institut [Instytut Wschod­ nioeuropejski], pomyślany jako eksperckie wsparcie dla właściwego wykorzystania postanowień pokoju brzeskiego12. W 1923 roku w Lip­ sku powstała Mittelstelle für Zwischeneuropäische Fragen13 [Placów­ ka Pośrednictwa w Kwestiach Międzyeuropejskich] utworzona przez geografów Albrechta Pencka z Berlina i Wilhelma Volza z Wrocławia, którzy już w okresie paryskiej konferencji pokojowej i walk o Gór­ ny Śląsk dali się poznać jako eksperci w zakresie geografii osadnictwa na polsko-niemieckim pograniczu. Mittelstelle miała być rodzajem półoficjalnego i pracującego poufnie think-tanku, świadczącego usłu­ gi na rzecz instytucji i organizacji z terenu Niemiec, Polski i C ze ­ chosłowacji, pracujących na rzecz utrzymania niemczyzny i rewizji granic. Prędko do zespołu Mittelstelle weszli historycy dostarczający użytecznej i sugestywnej argumentacji, m.in. na temat germańskiej starożytności ziem polskich, dawności, zasięgu i zasług cywilizacyj­ nych niemieckiego osadnictwa w średniowieczu, politycznej słusz­ ności i cywilizacyjnych dobrodziejstw pruskiej polityki na ziemiach polskich w okresie rozbiorowym. W 1926 roku Mittelstelle została zreorganizowana i funkcjonowała jako Stiftung für Volks- und Kul­ turbodenforschung [Fundacja na rzecz Badań nad Obszarami Naro­ dowymi i Kulturowymi], rozwijając już w tym czasie m.in. badania rasowe. W 1931 fundację rozwiązano w związku z zarzutami nie­ gospodarności, a zainicjowane przez nią prace dokończone zostały w Trzeciej Rzeszy14. Po likwidacji lipskiego ośrodka Ostforschung, koordynację prac w tej dziedzinie przejął ośrodek berliński, powstały wokół dyrektora generalnego Pruskich Archiwów Państwowych Alberta Brackmanna (1871-1952). Brackmann szybko piął się po szczeblach kariery nauko­ wej, był profesorem historii średniowiecznej i nauk pomocniczych uniwersytetów w Marburgu, Królewcu i Berlinie, współwydawcą

12 M. Burleigh, turns eastwards: a study of Ostforschung in the Third Reich, Cam­ bridge 1988, s. 15 і 22. 13 Termin Zwischeneuropa to używane po I wojnie światowej określenie obszarów leżących między między Niemcami a Rosją. Był on w dużym stopniu identyczny z używanym w Polsce terminem międzymorze. 14 I. Haar, Historiker im Nationalsozialismus. Deutsche Geschichtswissenschaft und der “Volkstumskampf ‘ im Osten, Göttingen 2002, s. 25-33, 51, 68. (681 Monumenta Germaniae Historica, a później „Historischer Zeitschrift”. N ie stronił także od polityki: był członkiem założycielem i działaczem narodowo-konserwatywnej Niemieckiej Partii Ludowej (DVP). Po objęciu w 1929 roku dyrekcji berlińskich archiwów rozwinął nader żywą działalność organizacyjną w zakresie Ostforschung. Brackmann był przekonany, że polska nauka historyczna prowadzi groźną ofen­ sywę przeciwko Rzeszy, gdyż próbuje udowodnić i upowszechnić historyczne uzasadnienie przebiegu granicy polsko-niemieckiej oraz podważa twierdzenia o ogromnej i pozytywnej dziejowej roli N iem ­ ców w tej części Europy. Polski „atak” wymagał podjęcia obrony, dla której skuteczności trzeba było - zdaniem Brackmanna - nadać bada­ niom w dziedzinie szeroko pojmowanej historii stosunków polsko- -niemieckich utylitarny charakter. W tym celu postulował skupie­ nie badań w instytucjach pozauniwersyteckich, co doprowadziło go do konfliktu z O tto Hoetschem, następcą Schiemanna na katedrze historii wschodnioeuropejskiej. Pomysły Brackmanna były zbieżne z wyobrażeniami władz Rzeszy, dlatego bez trudu powołał przy dy­ rekcji archiwów Institut für Archivwissenschaften und Geschichtliche Weiterbildung, IfÄ [Instytut Archiwistyki i Historycznego Kształcenia Dodatkowego] celem szkolenia kadr archiwistów. Program studiów w tej placówce był dość zaskakujący, gdyż np. od kandydatów wyma­ gano znajomości języka polskiego, a nauczano — oprócz przedmiotów takich jak paleografia, heraldyka czy genealogia - wiedzy o osadnic­ twie, socjologii rolnictwa i np. ówczesnego medioznawstwa. W kra­ jowym rządzie pruskim uważano, że IfA je st „tak ściśle powiązany z wszelkimi przedsięwzięciami związanymi z odpieraniem polskich usiłowań, że jego likwidacja zdecydowanie zaszkodziłaby pracom naukowym na temat historii naszej wschodniej marchii” [mit allen Unternehmungen zur Abwehr gegen die polnischen Bemühungen so eng verbunden, daß seine Aufhebung auch die wissenschaftliche Arbeit zur Geschichte unserer Ostmark in entscheidender Weise be­ einträchtigen würde]l3. Na początku 1932 roku Brackmann powołał kolejną instytucję, była to Placówka ds. publikacji Pruskiego Tajnego Archiwum Pań­ stwowego, znana powszechnie jako Publikationsstelle Berlin-Dahlem

15 Tamże, s. 113. [69] [Placówka ds. publikacji Berlin-Dahlem], kierowana przez Johannesa Papritza. Aczkolwiek instytucja ta rzeczywiście prowadziła działalność wydawniczą, a także np. zajmowała się tłumaczeniem na niemiecki i powielaniem wielu polskich publikacji „do użytku wewnętrznego”, to jednak w rzeczywistości służyła koordynacji działań rządu i nauk historycznych, pozyskiwaniu funduszy dla Ostforschung oraz reprezen­ towaniu całego środowiska uprawiającego ten kierunek badań.

Lata rozkwitu

Dzięki zwierzchniej roli Brackmanna, który w 1933 roku bez naj­ mniejszego trudu dopasował się do oczekiwań nowych władców Rze­ szy, Publikationsstelle zachowała swoje wpływy także wówczas, gdy w grudniu 1933 roku pod egidą Rudolfa Heßa powstała Nord- und Ostdeutsche Forschungsgemeinschaft, N O FG [Północno- i Wschod- nioniemiecka Wspólnota Badawcza], wielki kartel instytucji nauko­ wych zajmujących się badaniami i sporządzaniem ekspertyz w sprawie „niemczyzny zagranicznej” i w jeszcze większym stopniu w sprawie krajów i regionów, w których aktualnie lub w przeszłości żyli N iem ­ cy16. ItA, Publikationsstelle i N O F G używały w swej działalności nad­ zwyczaj szerokiego instrumentarium: od rzeczywistej pracy badaw­ czej przez „ręczne sterowanie” kontaktami niemieckich badaczy po manipulowanie dostępem cudzoziemców do niemieckich archiwów, quasi- szpiegowskie rozpracowanie zagranicznych instytucji nauko­ wych, infiltrację i manipulację niemieckich instytucji kulturalnych poza granicami Rzeszy, czyli metody pracy białego i mocno „szarego” wywiadu. Największym chyba kuriozum, świadczącym o niezwy­ kłym upolitycznieniu nauki historycznej w Niemczech w tamtej epo­ ce, jest wydane w sierpniu 1933 przez Publikationstelle tajne Vademe- cum über die wichtigsten deutsch-polnischen Kontroversthemen [Vademecum najważniejszych niemiecko-polskich tematów kontrowersyjnych],

16 M. Fahlbusch, Für Volk, Führer und Reidi! Volkstumsforschung und Volkstumspolitik. 1931-1945, Vortrag gehalten am 10. Mai 2000 an der Universität Konstanz anläss­ lich der Ringvorlesung über „Deutsche Historiker im Nationalsozialismus und danach“, http://hsozkult.geschichte.hu-berlin.de/BEITRAG/essays/fami 0500.htm [701 będące lekturą obowiązkową dla niemieckich uczestników Między­ narodowego Zjazdu Historyków w Warszawie. Vademecum w formie fikcyjnych dialogów instruowało uczonych, jak reagować na drażliwe pytania i stwierdzenia „wroga”17. Współczesne niemieckie badania hi­ storyczne dowodzą, iż Albert Brackmann, chociaż od 1936 roku no­ minalnie na emeryturze, nadal pozostawał prawdopodobnie najbar­ dziej wpływowym niemieckim historykiem okresu narodowego so­ cjalizmu, ajego twór, Publikationsstelle Berlin-Dahlem, z biegiem lat stała się najważniejszym think-tankiem III Rzeszy w szeroko pojętym zakresie nauk społecznych. Tam powstała znaczna część Generalplan Ost, tam zgromadzono i badano wielomilionową, imienną kartotekę Yolksdeutschów, a także kartoteki Romów i Żydów 18. I.

17 I. Haar, Historiker im Nationalsozialismus..., s. 140. 18 Th. Schöbel, Albert Brackmann und die Publikationsstelle Berlin-Dahlem, w: Dahlemer Erinnerungsorte, (ed.) J. Hoffmann, A. Megel n.a., Berlin 2007, s. 236-237. Nauki historyczne po 1933 roku

Szlachetny dystans ♦ t U

Okres narodowego socjalizmu і II wojna światowa nie naruszyła, co ciekawe, ani personalnego układu w niemieckim „cechu” history­ ków, ani też jego utrwalonego systemu osądów i wartości. Stało się tak wskutek odwzajemnionego dystansu, jaki czołowi reprezentanci tego środowiska odczuwali w stosunku do narodowego socjalizmu. W 1933 roku żaden ze 150 niemieckich profesorów zwyczajnych na katedrach historycznych nie był członkiem N S D A P . Gerhard Ritter (1888-1967) należał do ewangelickiej opozycji Bekennende Kirche, związany luźno ze spiskowcami 20 lipca 1944 - był nawet na pewien czas aresztowany przez Gestapo; Hermann Oncken (1868-1945) zna­ lazł się w ostrym konflikcie z władzami hitlerowskimi i został w at­ mosferze nagonki wyrzucony z Uniwersytetu Fryderyka Wilhelma w Berlinie, następnie był całkowicie izolowany; Friedrich Meinecke (1862-1954), bezsprzeczny przywódca „cechu” w okresie weimar­ skim, w 1934 roku usunięty został ze wszystkich gremiów, których był członkiem i kierownikiem oraz ze stanowiska wydawcy „Histori­ schen Zeitschrift” (1935). N ie doznał żadnych prześladowań, został jednak pozbawiony wszelkich wpływów i wkrótce znalazł się w izola­ cji. Działający w Królewcu radykalny, narodowy konserwatysta Hans Rothfels (1891-1976), wychowawca i promotor wielu przyszłych zwolenników nazizmu, z powodu swego żydowskiego pochodzenia pozbawiony został katedry i w 1939 roku wyemigrował do Wielkiej Brytanii, skąd przeniósł się do U S A . Podobny los spotkał kilku innych niemieckich profesorów pochodzenia żydowskiego. Czołowi niemieccy historycy byli prawie bez wyjątku narodowca­ mi i konserwatystami, wielu też pozostało monarchistami, nieliczni tylko gotowi byli powiedzieć o sobie, jak Meinecke, iż są „republika- [721 nami z rozsądku”. Dla narodowych socjalistów nastawienie takie było dalece niewystarczające, a tradycyjna, akademicka historiografia nie miała nowemu reżimowi wiele do zaoferowania. Gloryfikacja dzie­ jów pruskiej monarchii, pruskich elit i cnót była po dojściu Hitlera do władzy sprawą dwuznaczną. Również w sprawie narodowego wy­ chowania społeczeństwa metodami historycznej narracji doszło już do pełnego konsensu i nasycenia. Jak wspominaliśmy, A dolf Hitler traktował rolę narodowego socjalizmu (i swą własną) jako zupełnie samoistną i nieporównywalną wielkość w historii Niemiec, w związ­ ku z czym nie oczekiwał od historyków legitymizacji swej władzy ani tworzenia żadnych historycznych analogii. Ponadto narodowi socja­ liści, zachowując w tym wypadku poczucie rzeczywistości, jak ognia bali się badań naukowych nad przeszłością N S D A P i jej bonzów. W takim klimacie nauki historyczne nie mogły aspirować do dawnej, eksponowanej roli w niemieckim społeczeństwie, tym niemniej - jak powiedział Reinhard Riirup, jeden z najbardziej szanowanych, współ­ czesnych niemieckich badaczy okresu nazizmu -

„die deutsche Geschichtswissenschaft ist nicht gleichgeschaltet worden, weil sie nicht gleichgeschaltet zu werden brauchte”. Das heißt, dass Dritte Reich hatte kein Problem mit den deutschen Historikern, wenn man in Rechnung stellt, daß die linksliberalen nichtjüdischen und jüdischen Historiker, deren Zahl ohnehin nicht riesig war, in die Emigration gezwungen wurden. [Niemieckie nauki historyczne nie zostały zglajszachtowane, ponieważ nie trzeba ich było glajszachtować. Oznacza to, iż Trzecia Rzesza nie miała żadnego problemu z historykami, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że lewicowi liberalni historycy nieżydowskiego i żydowskiego pochodzenia, których w ogóle nie było wielu, zmuszeni zostali do emigracji]'.

Nie oznacza to, że historycy nie odnaleźli się w nowej sytuacji. 1

1 H. Rüdiger, J. Konrad (ed.), Versäumte Fragen. Deutsche Historiker im Schatten des Nationalsozialismus, Stuttgart 2000, s. 273. Jest to wyjątek wywiadu, jakiego udzieli! wydawcom Reinhard Rürup. W swej wypowiedzi cytuje on słowa innego histo­ ryka, Karla Ferdinanda Wernera. Termin glajszachtować [słowo gleichschalten tłuma­ czone bywa niesłusznie jako ujednolicać] wywodzi się z elektrotechniki, w okresie nazistowskim używany był szczególnie często i oznaczał doprowadzanie niemiec­ kich instytucji, organizacji, stowarzyszeń i środowisk, a nawet pojedynczych osób do tego, aby realizowały cele polityki NSDAP. [731 W głównym nurcie nazizmu

W szeroko zakrojonej wymianie kadr naukowych, jaką spowodowa­ ło objęcie władzy przez narodowy socjalizm, bardzo wielu badaczy młodszego i średniego pokolenia upatrywało szansę zawodowego awansu dzięki podkreślaniu swych związków z nowym reżimem. Stąd niezliczone akcesy historyków do N SD AP, częste członkostwo rzeczywiste lub honorowe w SS, tworzenie literatury panegirycznej etc. Obok tej silnej „frakcji oportunistów” istniały w obrębie nauk historycznych pewne specjalności, które budziły żywe zainteresowa­ nie reżimu. Była to przede wszystkim wspomniana już Ostforschung. Rozkwitła ona po 1933 roku i doczekała się - jako nauka stosowana - wielu dowodów uznania ze strony władz. Podobnie patrzono na „historię rasową”. Dyscypliny te można było o wiele łatwiej uprawiać w pozauniwersyteckich instytutach i zespołach badawczych niż w ra­ mach tradycyjnych katedr. N a takich przesłankach oparty był Państwowy Instytut Historii Nowych Niemiec [Reichsinstitut für Geschichte des Neuen Deuts­ chlands], założony w 1935 roku przez młodego wiekiem i dorobkiem historyka, lecz zarazem doświadczonego już narodowego socjalistę Waltera Franka (1905-1945). O d 1923 roku znał on osobiście Adolfa Hitlera i pisywał do „Völkischer Beobachter”. Studiował historię m.in. u Hermanna Onckena, z którym poróżnił się w związku z krytycz­ ną opinią o swym doktoracie. Stało się to później powodem nagon­ ki przeciw Onckenowi. Frank związał się i zaprzyjaźnił z Rudolfem Heßem, który powołał go w 1934 roku na referenta ds. historiografii w swym sztabie, a w 1935 powierzył mu misję tworzenia wspomnia­ nego instytutu. Miała to być placówka uprawiająca historię jako „na­ ukę walczącą” [kämpfende Wissenschaft], Najważniejszą i najaktyw­ niejszą częścią Instytutu była Forschungsabteilung Judenfrage [O d ­ dział Badawczy „Kwestia żydowska”], próbująca tworzyć podwaliny rasowej interpretacji dziejów. Pomimo szybkiej rozbudowy Instytutu i otaczającego go znacznego rozgłosu, kariera Waltera Franka trwała bardzo krótko, gdyż popadł w konflikt z innymi ośrodkami zajmu­ jącymi się badaniami rasowymi w Rzeszy (SS-Ahnenerbe, Am t R o ­ senberg). Załamanie nastąpiło, gdy zabrakło politycznego protektora 174] Państwowego Instytutu Historii Nowych Niemiec w osobie Rudolfa Heßa, który w maju 1941 roku udał się z rzekomą pokojową misją do Wielkiej Brytanii i został tam aresztowany. W grudniu 1941 roku Frank stracił kierownictwo Instytutu, pozostał jedynie wydawcą pe­ riodyku „Forschungen zur Judenfrage” [Badania nad kwestią żydow­ ską]. 9 maja 1945 roku popełnił samobójstwo. Wśród nielicznych uczonych starszej generacji o ustalonej pozycji naukowej, którzy związali się z narodowym socjalizmem, wymienić należy przede wszystkim historyka XVIII і X IX wieku Karla Alexandra von Müllera (1882-1964), którego cała kariera zawodowa związana była z Monachium. Von Müller wcześnie związał się z ruchem na­ zistowskim, a Hitlera poznał już w 1919 roku przez swego szwagra Gottfrieda Federa. Von Müller był bardzo cenionym i popularnym nauczycielem akademickim2, a wśród licznego i zróżnicowanego gro­ na jego słuchaczy wyróżniała się grupa prominentnych wkrótce na­ zistów. Należeli do niej m.in. Rudolf Heß, Hermann Göring i przez wiele lat faworyt Hitlera, Ernst „Putzi” Hanfstaengl, a także wspo­ mniany już Walter Frank, który napisał pod kierunkiem von Müllera pracę doktorską. Otoczony nimbem wychowawcy narodowych socja­ listów i jednego z pierwszych intelektualistów popierających Hitlera, Karl Alexander von Müller, od 1933 roku członek N S D A P , dostąpił wielu zaszczytów. Po usunięciu Meineckego powierzono mu wyda­ wanie „Historischer Zeitschrift”. Został też z nominacji władz, a nie z wyboru, jak przewidywał statut, prezesem Bawarskiej Akademii Nauk, był honorowym członkiem Państwowego Instytutu Historii Nowych Niemiec i wchodzącego wjego skład Oddziału Badawczego „Kwestia żydowska”. Po wojnie Karl Alexander von Müller zrzekł się lub pozbawiony został wszystkich piastowanych stanowisk i przeby­ wał głównie w prowincjonalnym bawarskim Rottach-Egern. Z upły­ wem czasu nastąpiła jego cicha rehabilitacja i częściowa reaktywacja, został m.in. członkiem Bawarskiej Komisji Historii Krajowej (1948). Pod koniec życia otrzymał wysokie bawarskie odznaczenie państwo­ we oraz honorowe obywatelstwo miasteczka Rottach-Egern3.

2 Wypromował ponad dwustu studentów. 3 Neue Deutsche Biographie, Bd. 18, Berlin 1997, s. 440-442. Drugim podobnie honorowanym historykiem starszej generacji był Austriak Heinrich von Srbik (1878-1851). Von Srbik początko­ wo wykładał w Grazu, a od 1922 roku objął profesurę historii nowo­ żytnej w Wiedniu. Był autorem wysoko cenionej pracy Wallensteins Ende. Ursachen, Verlauf und Folgen der Katastrophe [Koniec Wallensteina. Przyczyny, przebieg i następstwa katastrofy] (1920). Jego najważniej­ sze dzieło stanowi wydana w 1925 roku wielka biografia Metternicha Metternich. Der Staatsmann und Mensch [Metternich. Mąż stanu i czło­ wiek], w której zaproponował nowe spojrzenie na tę postać. Wykazy­ wał mianowicie, że Metternich nie był bynajmniej tępym reakcjonistą, lecz wybitnym zwolennikiem i realizatorem idei Rzeszy [Reichsidee], a jego konserwatyzm miał głębokie podłoże ideowe i religijne. Heinrich von Srbik od czasów studenckich był umiarkowanym sympatykiem ruchu wszechniemieckiego w Austrii i angażował się po jego stronie jako publicysta, a z czasem jako polityk. W latach 1929-1930 był austriackim ministrem oświaty, a w 1936 roku kanc­ lerz Kurt Schuschnigg rozważał powołanie go na stanowisko wice­ kanclerza. W tym czasie von Srbik był już powiązany z austriacką NSDAP. Naturalnie, wiosną 1938 roku von Srbik jawnie i spekta­ kularnie poparł Anschluss Austrii jako syntezę idei małoniemieckiej i wielkoniemieckiej. Wstąpił wtedy do partii. Wkrótce zaczął wyda­ wać swe opus magnum: Deutsche Einheit. Idee und Wirklichkeit vom Hei­ ligen Reich bis Königgrätz [Niemiecka jedność. Idea i rzeczywistość od Świętego Cesarstwa do zwycięstwa pod Sadową] (cztery tomy, 1939- 1942). Dowodził w nim, iż dzieje Niemiec przenika idea jedności, która doczekała realizacji pod rządami Adolfa Hitlera. Dzięki takim poglądom ceniony intelektualista austriacki stał się przydatny dla re­ żimu i przez pewien czas był gwiazdą mediów kierowanych przez ministra propagandy Josepha Goebbelsa, spotkały go też liczne za­ szczyty i wyróżnienia. Był od 1938 roku m.in. członkiem fasadowego Reichstagu, a po „oczyszczeniu” wiedeńskiej Akademii Nauk z uczo­ nych pochodzenia żydowskiego i osób niechętnych Anschlussowi, wybrany został najej prezesa. Po 1940 roku rządzący „dawną” Austrią naziści, nb. najczęściej importowani z innych części Rzeszy, zaczęli odsuwać von Srbika na boczny tor, gdyż był w ich oczach zanadto katolicki i żywił zbyt wiele sympatii prohabsburskich. W 1944 roku [761 gestapo przeprowadziło u niego rewizję w związku z jego rzekomymi (i niepotwierdzonymi) kontaktami z Carlem Goerdelerem, jednym przywódców zamachu stanu 20 lipca. Po wojnie Heinrich von Srbik został na krótko aresztowany przez władze okupacyjne, a następnie pozbawiony wszelkich funkcji akademickich i przymusowo emery­ towany. Aż do śmierci mieszkał na prowincji w Tyrolu4.

4 Encyclopedia of Historians and Historical Writing, Chicago 1999, vol. 2, s. 1142-1144. Wobec klęski Niemiec

Pierwsze interpretacje

Rok 1945 dla ogromnej większości niemieckich historyków oznaczał falsyfikację ich wyobrażeń o Niemczech i ich historii, a więc poniekąd zawodową klęskę. Gerhard Ritter, który ze względu na swą postawę w okresie nazizmu mógł chodzić z podniesionym czołem, pisał w swej pierwszej powojennej pracy Geschichte als Bildungsmacht. Ein Beitrag zur historisch-politischen Neubesinnung [Historia jako siła kształcąca. Przy­ czynek do nowej orientacji historyczno-politycznej] (Stuttgart 1946):

Wciąż jeszcze stoimy ogłuszeni patrząc na gruzy i wewnętrznie wzdragamy się uznać, że cała okropność minionych dwunastu lat jest rzeczywistością, a jej okrutne następstwa dla nas i świata są nieodwołalnym losem.

[Noch stehen wir betäubt vor den Trümmern und sträuben uns innerlich, all das Entsetzliche, das in den vergangenen zwölf Jahren geschehen ist, als Wirklichkeit anzuerkennen und seine grausamen Folgen für uns und für die Welt als unabänderliches Schicksal hinzunehmen]1.

83-letni Friedrich Meinecke, który w ostatniej fazie wojny wyjechał z Berlina na zachód, ju ż w październiku 1945 roku napisał, a wkrótce potem wydał ważny i poczytny esej pt. Die deutsche Katastrophe. Betrach­ tungen und Erinnerungen [Niemiecka katastrofa. Obserwacje i wspo­ mnienia] (Wiesbaden 1946). Praca szybko zyskała rozgłos i została przełożona na kilka języków, a samo tytułowe pojęcie „niemiecka ka-

1 Cyt. za P. Reichel, H. Schmid, P. Steinbach (ed.), Der Nationalsozialismus. Die zweite Geschichte: Überwindung, Deutung, Erinnerung, Bonn 2009, s. 220. 178]

tastrofa” stało się idiomem języka historycznego w Niemczech2. W y­ wód Meineckego był bardzo ambitny, gdyż podjął on próbę umiejsco­ wienia Hitlera, nazizmu oraz Trzeciej Rzeszy na tle panoramy historii Niemiec. Twierdził, że dzieje Niemiec i Europy X IX i początków X X stulecia były wypadkową falowania (a więc wznoszenia się i opadania) dwóch wielkich prądów: socjalnego i narodowego. W Niemczech po I wojnie światowej doszło do nieszczęśliwej interferencji negatywne­ go potencjału obydwu fal i w konsekwencji do powstania narodowe­ go socjalizmu, który był ową „niemiecką katastrofą”. W ten sposób Meinecke uznawał, iż źródło zła leżało w historii Niemiec, która była „historią degeneracji niemieckiego człowieczeństwa” [die Geschichte der Entartung deutschen Menschentums], i dlatego wzywał history­ ków do dokonania „gruntownej rewizji” [gründliche Revision] trady­ cyjnej, afirmatywnej wizji dziejów. Zarazem jednak zwracał uwagę, iż owo przetaczanie się fali socjalnej i narodowej było zjawiskiem nie tylko niemieckim, lecz ogólnoeuropejskim, a więc i rewizja historii powinna mieć wymiar europejski. Równocześnie w sposób nie całkiem konsekwentny, lecz nadzwy­ czaj sugestywny, uciekając się do mistyki, twierdził, iż fenomen H i­ tlera był zwycięstwem „szatańskiej zasady w dziejach świata” [eines satanischen Prinzips in der Weltgeschichte], skutkiem czego Hitler stawał się zjawiskiem nienależącym do niemieckości i z niej wyklu­ czonym. Rozwijając tę myśl, Meinecke mówił o Trzeciej Rzeszy jako o „epoce wewnętrznej niewoli”, a dosłownie „wewnętrznych rządów obcych” [Zeitalter der inneren Fremdherrschaft], podczas której Niemcy pozwolili, aby rządził nimi „klub przestępców” [Verbre­ cherclub]. Czyli, że w okresie lat 1933-1945 naród niemiecki znalazł się w niewoli, liczebnie znikomej, lecz demonicznej i tylko pozornie niemieckiej mniejszości. Ta właśnie teza Meineckego, który nie roz­ wijał już później wątku rewizji dziejów, utrwaliła się i upowszechniła, idąc o jeszcze jeden krok dalej: skoro bowiem Hitler i nazizm to feno­ meny zewnętrzne względem niemieckości, to Niemcy nie muszą się

G. Bock, Meinecke, Machiavelli und der Nationalsozialismus, w: Friedrich Meinecke in seiner Zeit. Studien zu Leben und Werk, (ed.) G. Bock, D. Schönpflug, Stuttgart 2006, s. 145. [79] wcale zmieniać, lecz po usunięciu dyktatury bez zwłoki mogą włączyć się w tworzenie i obronę zachodniej cywilizacji3. Tezy Gerharda Rittera były jeszcze bardziej jednoznaczne. N ie miał on wątpliwości, że Hitler był elementem absolutnie obcym w stosunku do rozwoju dziejowego Niemiec. Ujmował to dosadnie, pisząc, iż poprzednikami Hitlera nie byli Fryderyk Wielki, Bismarck albo Wilhelm II, lecz Danton, Napoleon III, Lenin i Mussolini. Po­ stawił też inną ważną i wysoce „użyteczną” tezę, że bez traumy walki w okopach I wojny światowej nie byłoby faszyzmu, a bez Wersalu i wielkiego kryzysu gospodarczego - Hitlera. Oznacza to, iż Niemcy nie ponoszą wyłącznej lub wręcz żadnej winy za jego pojawienie się. Poróżnił się także z Meineckem na tle oceny pruskiego militaryzmu, który dla Meineckego był jednym z ewidentnych przejawów błędne­ go rozwoju niemieckiego społeczeństwa, tymczasem Ritter traktował militaryzm jako problem wydumany, a w dawnych pruskich cnotach i ideałach upatrywał najskuteczniejszą zaporę przeciw nazizmowi4. Pomimo nieznacznych różnic, interpretacje Meineckego i Rittera dotyczące korzeni nazizmu i jego miejsca w historii Niemiec oraz wypływające z nich wnioski, dotyczące teraźniejszości i przyszło­ ści, były dla niemieckiego społeczeństwa, a przynajmniej dla tej jego części, która poszukiwała jakiegoś wyjaśnienia dla dwunastu lat na­ zizmu, czymś w rodzaju kładki nad wzburzonym potokiem, toteż cieszyły się dużą popularnością i odpowiednio głęboko zakorzeni­ ły w świadomości Niemców po II wojnie światowej. Historyk Fritz Fischer, który wniósł wielki wkład w obnażenie tego sposobu my­ ślenia o Hitlerze i nazizmie, pod koniec życia, w 1987 roku użył do­ sadnych słów na jego określenie. Napisał wówczas esej pod tytułem

3 N. Wehrs, Von den Schwierigkeiten einer Geschichtsrevision. Friedrich Meineckes Rück­ blick auf die „deutsche Katastrophe“, w: 50 Klassiker der Zeitgeschichte, (ed.) J. Danyel, J.-H. Kirsch, M. Sabrow, Göttingen 2007, s. 29-31; T. Fischer, M.N. Lorenz (ed.), Lexikon der „Vergangenheitsbewältigung“ in Deutschland. Debatten- und Diskursgeschichte des Nationabozialistnus nach 1945, Bielefeld 2009, s. 35. 4 G.G. Iggers, Deutsche Geschichtswissenschaß. Eine Kritik der traditionellen Geschichts­ auffassung von Herder bis zur Gegenwart, Wicn-Köln-Weimar 1997, s. 342. Tezy swe Ritter rozwinął najpełniej w książce Europa und die deutsche Frage. Betrachtungen über die geschichtliche Eigenart des deutschen Staatsdenkens, München 1948. [801 Hitler war kein Betriebsunfall [Hitler nie był wypadkiem przy pracy]3 **. Zwrot ten wszedł na stałe do języka niemieckiego. Innym, a przez to popularnym sposobem myślenia o relacjach między niedawną prze­ szłością a teraźniejszością i przyszłością Niemiec, było przekonanie zakorzenione na Zachodzie, że w 1945 roku na skutek totalnej klę­ ski zerwana została ciągłość dziejów Niemiec - od tego momentu ich historia zaczyna się od nowa. Była to teza niejako przeciwstaw­ na do wywodów Meineckego i Rittera, łączy się ona nierozerwalnie z mitotwórczym pojęciem die Stunde Null [godzina zero], jaka rze­ komo wybiła w Niemczech. W 1945 roku, gdy zwrotu tego użyto po raz pierwszy, oznaczał on, że Niemców czeka ogromna praca, bo zaczynają „od zera”, wkrótce jednak zreinterpretowano go w sposób - nazwijmy to - wygodniejszy, opisując z jego pomocą stan rzekomej dyskontynuacji w historii kraju, odcięcia się od przeszłości, która dla współczesnych przestaje mieć znaczenie6. Opinie sceptyczne lub wymagające od niemieckiego adresata większego wysiłku zostały odrzucone w odbiorze społecznym pierw­ szej powojennej dekady. D o głosów tych należała przede wszystkim epokowa praca filozofa i psychiatry z Heidelbergu, Karla Jaspersa, pod tytułem Die Schuldfrage [Problem winy] (Heidelberg 1946). W książ­ ce tej, będącej pokłosiem pierwszego wykładu po latach wewnętrznej emigracji, Jaspers wydzielił i przeanalizował cztery poziomy winy: kryminalny, polityczny, moralny i metafizyczny. Ten ostatni był etycznie radykalną konsekwencją aksjologicznego nakazu solidarności międzyludzkiej. Jaspers wywodził, że każda ludzka istota, jeżeli nawet nie jest winna w sensie prawnym, politycznym i moralnym, lecz nie uczyniła wszystkiego co możliwe (włącznie z ofiarą życia), aby zapo­ biec złu, staje się współwinna w sposób metafizyczny. Jest to rodzaj winy, o której wyrokuje tylko Bóg. Wkrótce po publikacji Die Schuld­ frage Jaspersa zaczęto obwiniać i atakować za rzekome propagowanie

3 F. Fischer, Hitler war kein Betriebsunfall. Aufsätze, München 1998, s. 174-214. 6 O poszukiwaniach „punktu zero” dla Niemiec mówił m.in. teolog Karl Bart w styczniu 1945 r. Roberto Rossellini nakręcił w 1947 r. film Deutschland im Jahre Null [Niemcy w roku zero], o legendzie tego pojęcia pisał m.in. N. Berg, Zwischen Legende und Erfahrung: Die „Stunde Null”, w: Kriegsende in Deutschland, (cd.) R. Gior­ dano, H. Jaenecke, Hamburg 2005, s. 206-213. [811 tezy o zbiorowej winie Niemców, co walnie przyczyniło się do jego emigracji z Niemiec do Szwajcarii w 1948 roku7.

Niepodważalna ciągłość

Po 1945 roku środowisku historycznemu w Niemczech zachod­ nich udało się, niejako w cieniu swych cieszących się powszechnym szacunkiem (także władz okupacyjnych) nestorów, przetrwać okres denazyfikacji bez najmniejszego uszczerbku i zająć silne pozycje w strukturach naukowych Republiki Federalnej Niemiec. Liczba pro­ fesorów i docentów historii usuniętych z uczelni z powodu ich dzia­ łalności w okresie nazizmu była znikoma. Wielką rolę w tym łagod­ nym potraktowaniu „cechu” odegrał wspomniany już emigrant Hans Rothfels, który w 1951 roku przyjął profesurę w Tybindze (zachowu­ jąc początkowo profesurę w Chicago). Jeszcze w U SA opublikował Rothfels pionierską pracę The German Opposition to Hitler. An Appraisal (Chicago 1948), w następnym roku wydaną w Niemczech pod tytu­ łem Die deutsche Opposition gegen Hitler [Niemiecka opozycja przeciw Hitlerowi] (Krefeld 1949). Była ona adresowana pierwotnie do ame­ rykańskiego czytelnika - miała przekonać go o zróżnicowaniu postaw narodu niemieckiego, co - przy niedoświetleniu faktu masowego po­ parcia dla reżimu - pozwalać miało na traktowanie go jako pierwszej ofiary nazizmu. Książka Rothfelsa była zatem także mową oskarży- cielską przeciw twierdzeniom o „zbiorowej winie” Niemców. Takie przesłanie stanowiło ważne i bardzo w Niemczech zachodnich pożą­ dane uzupełnienie interpretacji Meineckego i Rittera. Dzięki temu, a także dzięki statusowi byłego emigranta, który czynił go osobą wia­ rygodną na arenie międzynarodowej, Rothfels zdobył sobie już u po­ czątku drugiej kariery w Niemczech (tym razem zachodnich) szalenie silną pozycję w niemieckim środowisku historycznym. Jeśli chodzi o związki niemieckich historyków z nazizmem, Rothfels skwitował je zgrabnym, lecz lekceważącym istotę problemu powiedzeniem, że

7 T. Fischer, M.N. Lorenz (ed.), Lexikon der „Vergangeheitsbewättigung” in Deutsch­ land..., s. 44-45. [821 z reżimem współpracowali tylko „wild gewordene Studienräte und Außenseiter” [szalejący profesorowie gimnazjalni i outsajderzy]8. W ten sposób zachodnioniemieckie środowisko historyczne stwo­ rzyło w epoce Adenauera grupę zapewne najbardziej zwartą i „nie­ przemakalną” wśród reprezentantów nauki, włącznie z niemieckimi prawnikami i medykami. Tezę tę potwierdza lista powojennych prze­ wodniczących Związku Historyków Niemieckich. Byli to kolejno: ini­ cjator rekonstrukcji związku Gerhard Ritter (1948-1953), Hermann Aubin (1953-1958), Hans Rothfels (1958-1962), Karl Dietrich Erd­ mann (1962-1967), Theodor Schieder (1967-1972) i Werner Conze (1972-1976). O Ritterze i Rothfelsie już wspomnieliśmy. Wrażenie ciągłości elity wzmacnia się jeszcze, gdy poznaje się podstawowe fakty odnoszące się do pozostałych przewodniczących.

Hermann Aubin

Herman Aubin (1885-1969) w latach 1929-1945 profesor historii średniowiecznej i wschodnioeuropejskiej na uniwersytecie wrocław­ skim, tam zainicjował założenie katedry nauk rasowych. Kierował Ko­ misją Historyczną dla Śląska. Byl inicjatorem badań nad obszarami kulturowymi, znawcą i współtwórcą mitu „niemieckiej kolonizacji na Wschodzie”. Jako historyk Aubin przeszedł typową dla swego środo­ wiska ewolucję od historii krajowej ku Volksgeschichte, aż do utylitarnej Ostforschung, której był pionierem i ideologiem. Jako wiceprezes N ord- und Ostdeutscher Forschungsgemeinschaft należał do najbardziej wpływowych i aktywnych członków tej wielkiej instytucji naukowej. Jak pisze krytyczny współczesny biograf Aubina, Eduard Mühle, nie był on członkiem N SD A P9, a jego gotowość współpracy z nazizmem i wirtuozeria w posługiwaniu się językiem i aparatem pojęciowym Trzeciej Rzeszy wynikała z radykalnie nacjonalistycznej postawy, absolutyzującej deutsches Volk i stawiającej jego potęgę ponad wszelkie inne wartości i cele. To, że historia i historiografia stały się bronią

8 Również Gerhard Ritter napisał ważną książkę poświęconą opozycji przeciw nazi­ zmowi. Nosi ona tytuł Carl Friedrich Goerdeler und die deutsche Widerstandsbewegung, Stuttgart 1954. 9 Zona Hermanna Aubina była osobą pochodzenia żydowskiego. [83] w walce o ówczesną i przyszłą wielkość Niemiec, było dla niego rze­ czą najzupełniej oczywistą. Po wojnie przez rok nauczał w Getyndze, a w latach 1946-1954 był profesorem w Hamburgu. Z równą łatwo­ ścią jak w czasach nazistowskich dopasował się do wymogów i po­ prawności życia i działania w państwie demokratycznym i liberal­ nym. W 1949 roku założył istniejący do dziś Johann Gottfried Her­ der-Forschungsrat [Radę Naukową im. Johanna Gottfrieda Herde­ ra], stanowiącą kontynuację Nord- und Ostdeutscher Forschungs­ gemeinschaft. Organizacja ta powołała w 1950 roku Instytut Herdera [Johann Gottfried Herder-Institut] w Marburgu i prowadziła go do 1993 roku. Aubin w 1952 roku założył i następnie przez wiele lat re­ dagował „Zeitschrift für Ostforschung”, był także wydawcą „Viertel­ jahrschrift für Sozial- und Wirtschaftsgeschichte” (1932-1966), pre­ zydentem Komisji Historycznej Bawarskiej Akademii Nauk i dzia­ łaczem ruchu „wypędzonych”. W latach 1953-1958 przewodniczył Związkowi Niemieckich Historyków10.

Theodor Schieder

Theodor Schieder (1908-1984), uczeń Karla Alexandra von Müllera, w 1934 roku zafascynowany nauczaniem i osobowością Hansa Roth- felsa przeniósł się z Monachium do Królewca, wkrótce jednak jego mistrz został, jak wspominaliśmy, usunięty z katedry. Stało się to po­ mimo protestów jego uczniów, w tym Schiedera. Usunięcie Rothfel- sa nie doprowadziło do zmiany politycznej postawy Schiedera, który w 1937 roku wstąpił do N S D A P i coraz bardziej angażował się w doradztwo polityczne. W 1939 roku habilitował się pracą Deutscher Geist und ständische Freiheit in Westpreußen 1569-1593 [Niemiecki duch i stanowe wolności w Prusach Zachodnich], w której wykazywał, że

10 Eduard Mühle jest autorem fundamentalnej, ponad 700-stronicowcj biografii Fur Volk und deutschen Osten. Der Historiker Hermann Aubin und die deutsche Ostforschung, Düsseldorf 2005, jest m.in. także autorem obszernego artykułu Hermann Aubin, der „Deutsche Osten” und der Nationalsozialismus. Deutungen eines akademischen Wirkens im Dritten Reich, s. 531-592, w: Nationalsozialismus in den Kulturwissenschaften, (ed.) H. Lehmann, O.G. Oexle, Bd. 1 (Fächer - Milieus - Karrieren), Göttingen 2004. Por. takie obszerny artykuł recenzyjny Agnieszki Wojciechowskiej: Briefe des Ost- forschers Hermann Aubin aus den Jahren 1910-1968 (red. Eduard Mühle), http://hist- mag.org4id=2858 [84] do celów polityki stanów pruskich należały „völkische Arterhaltung” [narodowa ochrona gatunku] i „Reinerhaltung von Rasse und Blut” [zachowanie czystości rasy i krwi] przed „Verpolung” [zapolacze- niem], Wkrótce potem, 7 października 1939 roku, sygnował Schie- der tzw. Polendenkschrifi [Memorial w sprawie Polski]. W dokumencie tym, który zaginął i ponownie ujrzał światło dzienne dopiero w 1992 roku11, mowajest o konieczności „Bevölkerungsverschiebungen aller­ größten Ausmaßes” [przesunięć ludnościowych na największą skalę], o wywłaszczeniach Polaków, „Entjudung des Restpolens” [odżydza- niu resztek Polski] etc. Polendetikschrift, przy której przypuszczalnie pracowali także Brackmann i Aubin, słusznie nazywana bywa małym Generalplan Ost. W 1942 roku Schieder objął w Królewcu katedrę po Rothfelsie, nadal łącząc pracę profesora z doradztwem politycznym. Był m.in. autorem bardzo szczegółowej koncepcji przeobrażeń et­ nicznych (wysiedleń, „usunięcia” Żydów, wywłaszczeń) na polskich terenach włączonych po ataku na Z S R R do Prus Wschodnich. Po ucieczce z zagrożonego Królewca w marcu 1945 roku do końca wojny głosił wykłady w elitarnym nazistowskim zakładzie wychowawczym NS-Ordensburg Sonthofen. Po wojnie poddał się denazyfikacji: prowincjonalna bawarska Izba Orzekająca [Spruchkammer] wymierzyła mu grzywnę w wysokości 1075 R M . O d tej pory aż do śmierci nie wracał Schieder do kwestii swego zaangażowania w nazizm. W 1947 roku objął katedrę historii nowożytnej na uniwersytecie w Kolonii. Stworzył tam silną szkołę, z której wyszli wybitni współcześni niemieccy historycy, jak m.in. Jörn Rüsen, Thomas Nipperdey, Lothar Gall czy Jürgen Kocka. Jak twierdzi inny jego uczeń, Hans-Ulrich Wehler, Schieder przeszedł po wojnie głęboką przemianę poglądów i stał się kimś w rodzaju brytyjskiego liberalnego torysa. O d 1957 roku wydawał czcigodną „Historische Zeitschrift”, w latach 1967-1972 kierował Związkiem Niemieckich Historyków. Był rektorem swego uniwersytetu. Do osoby Theodora Schiedera wrócimy jeszcze raz, wspominając pracę nad Dokumentation der Vertreibung der Deutschen aus Ost-Mitteleuropa.

11 A. Ebbinghaus, К . Н . Roth, Vorläufer des „Generalplans Ost“. Eine Dokumentation über Theodor Schieders Polendenkschrift vom 7. Oktober 1939, „Zeitschrift für Sozial­ geschichte des 20. und 21. Jahrhunderts“, 1992, 7, z. 1, s. 62-94. [85] Werner Conze

Werner Conze (1910—1986) w 1934 roku doktoryzował się u swego mistrza Hansa Rothfelsa w Królewcu. Po usunięciu Rothfelsa został asystentem filozofa i etnologa Gunthera Ipsena, drugiego obok Roth­ felsa przywódcy królewieckiego narodowo-konserwatywnego środo­ wiska pionierów historii społecznej. Po odejściu Ipsena do Wiednia w 1939 roku, Conze, będący członkiem N SDAP, chciał również tam się przenieść, na przeszkodzie stanęła jednak wojenna mobilizacja. W 1940 roku podczas urlopu habilitował się w Wiedniu pracą Agra­ rverfassung und Bevölkerung in Litauen und Weißrußland [Ustrój rolny i ludność na Litwie і na Białorusi], Teil 1: Die Hufenvetfassung im ehe­ maligen Großßirstentum Litauen [System łanowy w dawnym Wielkim Księstwie Litewskim] (Leipzig 1940). Temat habilitacji ściśle odpo­ wiadał ówczesnym zainteresowaniom Conzego, który kilkakrotnie rozwijał tezę, że rozwój ziem dawnego Księstwa Litewskiego nie jest możliwy, ponieważ tamtejsza wieś jest bardzo przeludniona, a jej mieszkańcy nie mają żadnych perspektyw uwolnienia się od tego stanu rzeczy, ponieważ tamtejsze miasta są „verjudet” [zażydzone], więc nie mogą znaleźć tam pracy. Pierwszy krok w kierunku poprawy sytuacji polegać musi na „Entjudung der Städte und Marktflecken” [odżydzeniu miast i miasteczek]. W jaki sposób i dokąd mieliby Ży­ dzi odejść, tego Conze nie mówił. „Uporządkować stosunki etnicz­ ne na tych ziemiach” mogli, jego zdaniem, tylko Niemcy. W 1943 roku Conze otrzymał veniam legendi w poznańskim Reichsuniversität, a wkrótce potem profesurę nadzwyczajną. Jako oficer frontowy mógł jedynie okazjonalnie wykładać w Poznaniu12. Ranny pod koniec wojny, dostał się na krótko do sowieckiej nie­ woli, skąd zwolniony został do brytyjskiej strefy okupacyjnej13. Schro­ nił się początkowo w Getyndze, gdzie tuż po wojnie zebrała się duża część „badaczy wschodu”. Potem przeniósł się do Münster, aż osta­ tecznie w 1957 roku otrzymał profesurę w Heidelbergu, gdzie z cza­ sem został także rektorem. Po wojnie Conze mocno poszerzył pole

12 G. Aly, Macht - Geist - Wahn. Kontinuitäten deutschen Denkens, Frankfurt a.M. 1999, s. 159-160. 13 Th. Etzemüllcr, Sozialgeschichte als politische Geschichte. Werner Conze und die Neuori­ entierung der westdeutschen Geschichtswissenschaß nach і945. München 2001, s. 22. [86] swych badań. Obok dotychczasowej tematyki, której pozostał wier­ ny, zajął się historią społeczną i gospodarczą epoki industrialnej. Już w roku 1957 założył Arbeitskreis für moderne Sozialgeschichte [Gru­ pa robocza ds. nowoczesnej historii społecznej], zapewne najbardziej twórczą interdyscyplinarną grupę badawczą w Niemczech drugiej połowy X X wieku. Wielką zasługą Conzego było nawiązanie kontak­ tów z francuską szkołą Annales, której wiele elementów sam przejął14. W latach 1972-1976 był przewodniczącym w Związku Niemieckich Historyków. Pod koniec życia zainicjował prace nad wielotomową se­ rią wydawniczą Deutsche Geschichte im Osten Europas [Niemiecka histo­ ria w Europie Wschodniej]. Na krótko przed śmiercią zniszczył swe prywatne archiwum.

Dietrich Erdmann

Najbardziej złożoną osobowością wśród prezesów Związku Niemiec­ kich Historyków, a zarazem naukowcem najmniej obciążonym wśród tu omawianych, był Karl Dietrich Erdmann (1910-1990). Doktory­ zował się w 1933 roku u Wilhelma Mommsena w Marburgu. W tym okresie zetknął się z czynnym członkiem Kręgu z Krzyżowej, Adol­ fem Reichweinem, z którym połączyły go lewicowo-chrześcijańskie zapatrywania. Po doktoracie podjął pracę nauczyciela, w tym charak­ terze wziął udział w ambitnym projekcie wydawniczym, polegającym na przygotowaniu kompletu ośmiu nowych podręczników szkolnych do historii, spełniających wymagania nazistowskich wytycznych pro­ gramowych. Erdmann przygotowywał tom poświęcony okresowi 1871-1938. Jak potem wspominał, podręcznik został odrzucony przez odpowiednią komisję N S D A P ze względu na jego treści. W latach 90. nieoczekiwanie odnaleziono manuskrypt. Jego analiza wykazała, że jest to tekst na wskroś nazistowski, a przyczyną jego odrzucenia nie była bynajmniej jego „niecenzuralność”, lecz usterki całej serii pod­ ręczników, a recenzenci z N SD AP wręcz pochwalili tom Erdmanna. Zdziwieni badacze stwierdzili ponadto, że również inne publikacje i korespondencja historyka wskazują na dużą sympatię dla nazizmu, a jeszcze większą dla zdobywczej polityki III Rzeszy. Z drugiej stro­ ny, w ówczesnej postawie Erdmanna są rysy wskazujące wyraźnie na 14 K. Boyd (ed.), Encyclopedia of Historians and Historical Writing, t. 1, Chicago 1999, s. 251-253. 187] jego nonkonformizm: nigdy nie wstąpił do NSDAP, a gdy w 1938 roku okazało się, że jego narzeczona ma trudności z uzyskaniem świa­ dectwa aryjskiego pochodzenia i Erdmann musiał dokonać wyboru między małżeństwem a pracą nauczyciela, wybrał to pierwsze. N b. podczas wojny żona historyka uzyskała owo świadectwo i Erdmanno- wi formalnie przywrócono status nauczyciela. Po odejściu ze szkoły przez pewien czas pracował w gospodarce. Zaraz na początku wojny został zmobilizowany jako oficer rezerwy. Służba wojskowa okazała się jego żywiołem, w 1943 roku doszedł do stopnia majora i dowodził batalionem na froncie wschodnim. Po wojnie, jak piszą jego obecni krytycy, tak umiejętnie „przere­ dagował” swój życiorys, że otoczył go - fałszywy de facto - nimb opo­ zycjonisty, który potem często eksponował, bulwersując większość swego środowiska. W 1947 roku habilitował się w Kolonii, a w 1953 objął katedrę w Kilonii. Rozwinął od tej pory niezwykłą aktywność naukową i organizacyjną. Przeprowadził pionierskie badania dotyczą­ ce polityki zagranicznej republiki weimarskiej i separatyzmu nadreń- skiego. Wydawał ceniony w R F N periodyk dla nauczycieli „Geschich­ te in Wissenschaft und Unterricht” [Historia w Nauce i Nauczaniu]. W latach 1962-1967 kierował Związkiem Niemieckich Historyków, a w latach 1966-1970 nowoutworzoną Niemiecką Radą Edukacyjną [Deutscher Bildungsrat], będącą głównym organem planowania po­ lityki edukacyjnej R F N . W latach 1975-1980 przewodniczył Między­ narodowemu Komitetowi Nauk Historycznych13. Dla ilustracji stosunków panujących w latach 50. w instytutach historycznych przytoczmy cytowany już wywiad Reinharda Riirupa, w którym wspominał, że jego profesorami podczas studiów w Ge­ tyndze w drugiej połowie lat 50. byli m.in.: Percy Schramm, który w czasie wojny prowadził Kriegstagebuch [dziennik wojenny] kwa­ tery głównej Hitlera, Reinhard Wittram - znany Ostforscher, hono­ rowy członek SS i profesor Uniwersytetu Rzeszy w Poznaniu, oraz Hermann Heimpel, bardzo oddany nazizmowi profesor Uniwersy­ tetu Rzeszy w Strasburgu. Właśnie Heimpel jako jedyny rozmawiał 15

15 J. Elvert, S. Krauß (ed.), Historische Debatten und Kontroversen im 19. und 20. Jahr­ hundert, Wiesbaden 2003, s. 108-109; V. Ullrich, Soldatische Lebensform. Die zwei Vergangenheiten des Historikers Karl Dietrich Erdmann, „Die Zeit“, 43/1996 = http:// www.zeit.de/1996/43/Soldatische_Lebensform. [881 wówczas stosunkowo otwarcie o swej wojennej przeszłości ze studen­ tami. Było to w roku akademickim 1957/58, gdy Heimpel, jako prze­ wodniczący zachodnioniemieckiej konferencji rektorów, był poważ­ nie brany pod uwagę jako kandydat na urząd prezydenta R F N .

Późne obrachunki

Dopiero w 1998 roku, podczas 42 Zjazdu Niemieckich Historyków wybuchła, przyznać trzeba bardzo emocjonalna, ale i odkrywcza, de­ bata nad stosunkiem elity zachodnioniemieckiego środowiska histo­ rycznego z lat 50. i 60. do narodowego socjalizmu. W ysoka tempe­ ratura tej kontrowersji, trwającej właściwie do dziś, wynika z faktu, że historycy (bez wyjątku nieżyjący), którym obecnie udowodnić można bliskie związki z nazizmem, wręcz dyskwalifikujące z punktu widzenia dzisiejszej wrażliwości, byli profesorami i mistrzami obec­ nych, niekwestionowanych przywódców niemieckiego środowiska historycznego, w tym także osób o poglądach lewicowych. Uczniowie biorą w obronę swych mistrzów, przypominając, że byli oni na grun­ cie niemieckim odnowicielami historii jako nauki, pionierami historii społecznej i współczesnej oraz znakomitymi i tolerancyjnymi wycho­ wawcami.

Przypadek Fritza Fischera

Urodzony w 1908 roku Fritz Fischer nie należał do grupy opozycjo­ nistów wśród niemieckich historyków. Studiował teologię i historię w Erlangen i Berlinie. W 1935 roku doktoryzował się na podstawie bardzo wysoko ocenionej rozprawy na temat wzajemnych wpływów protestantyzmu i polityki w XIX-wiecznych Prusach. Już w młodo­ ści zetknął się z ruchem volkistowskim. O d roku 1933 był członkiem SA, a od 1937 członkiem N SD A P . Był w tych latach aktywistą pro- reżimowego ewangelickiego Kościoła Rzeszy [Reichskirche]. Jako historyk związał się z Walterem Frankiem i jego Instytutem Historii Nowych Niemiec, którego byl stypendystą. W 1942 roku otrzymał [891

profesurę nadzwyczajną na uniwersytecie w Hamburgu, nie objął jej jednak, gdyż został powołany do wojska. Pod koniec wojny dostał się do niewoli i do 1948 roku przebywał w obozach jenieckich w Wiel­ kiej Brytanii i U SA . Jak zwierzał się po latach przyjaciołom, dopiero w niewoli, gdzie miał kontakt z setkami SS-manów, uświadomił sobie ogrom popełnionych zbrodni i całkowity brak skruchy u sprawców. W 1948 roku - w sześć lat po powołaniu - objął katedrę w Hamburgu i pozostał na tym stanowisku aż do przejścia na emeryturę w 1973. Zmarł w 1999 roku. Fritz Fischer po objęciu katedry przez pewien czas zajmował się swym dawnym tematem, czyli zagadnieniem protestantyzmu w po­ lityce niemieckiej, nie osiągając zresztą znaczących efektów nauko­ wych. O d 1952 roku rozpoczął badania i wykłady na temat Cesarstwa Niemieckiego w okresie I wojny światowej. W 1956 roku pojawił się ważny impuls w tej dziedzinie: Z S R R przekazał N R D zagarnię­ te w następstwie wojny archiwalia, dotyczące m.in. polityki wojen­ nej rządu Rzeszy. Fischer, który prowadził nadzwyczaj gruntowne kwerendy, już w 1957 roku wybrał się do Poczdamu i zapoznał się tam z niewykorzystanymi do tej pory materiałami na temat sposo­ bu definiowania niemieckich celów wojennych (tzw. program wrze­ śniowy z 1914 roku). W związku z panującą wówczas odwilżą, władze N R D przez krótki czas nie utrudniały historykom zachodnioniemiec- kim dostępu do tych akt16. Pierwszym efektem kwerend Fischera był artykuł Deutsche Kriegsziele. Revolutionierung und Separatfrieden in Osten. 1914-1918 [Niemieckie cele wojenne. Rewolucjonizowanie i odręb­ ny pokój na Wschodzie], „Historische Zeitschrift”, 188 (1959), w któ­ rym wykazywał, iż formułowanie dalekosiężnych imperialnych celów niemieckiej polityki wojennej nie było bynajmniej wyłączną domeną szowinistycznej publicystyki, jak twierdziła tradycyjna historiografia, istniał bowiem w tej dziedzinie szeroki konsens obejmujący otoczenie kanclerza Bethmanna Hollwega, dyplomację, armię i partie politycz­ ne, włącznie z większościową SPD. Artykuł ten wywołał ostre repliki, jednak prawdziwa burza rozpętała się w 1961 roku, gdy Fischer wydał swą główną pracę Griff nach der Weltmacht. Die Kriegszielpolitik des kaiser-

16 I. Geiss, Zur Fischer-Kontroverse - 40 Jahre danach, w: Zeitgeschichte als Streitgeschichte. Große Kontroversen nach 1945, (ed.) M. Sabrow, R. Jessen, K. Große Kracht, Mün­ chen 2003, s. 45. [901 lichen Deutschland 1914-1918 [Sięgając po władzę nad światem. Polity­ ka celów wojennych cesarskich Niemiec] (Düsseldorf 1961), w której początkowych rozdziałach postawił i udowodnił tezę, że „ponieważ Niemcy świadomie sprowokowały konflikt z Rosją i Francją [...], rząd Rzeszy ponosi rozstrzygającą część historycznej odpowiedzialności za wybuch wojny powszechnej”17. Druzgocące recenzje w czasopismach naukowych opublikowa­ li m.in. Gerhard Ritter, Egmont Zechlin i Hans Herzfeld18. W na­ rastającej kampanii przeciw Fischerowi udział brali także ówczesny przewodniczący Związku Historyków Niemieckich Karl-Dietrich Erdmann, współtwórca powojennej historii współczesnej i inicjator czasopisma „Vierteljahrshefte für Zeitgeschichte” Hans Rothfels oraz Theodor Schieder19. Po pierwszym pozytywnym omówieniu20, wpły­ wowy tygodnik „Die Zeit” zmienił front i szeroko otworzył swe łamy dla oponentów Fischera. Gerhard Ritter poświęcił polemice z Fische­ rem trzeci tom swego wielkiego dzieła Staatskunst und Kriegshandwerk [Polityka i rzemiosło wojenne], noszący tytuł Die Tragödie der Staats­ kunst. Bethmann Hollweg als Kriegskanzler (1914-1917) [Tragedia polity­ ki. Bethmann Hollweg jako kanclerz czasu wojny] (München 1964). Latem 1964 roku debata wokół książki Fischera przybrała wymiar polityczny i międzynarodowy. Ritter, będący wówczas kimś w rodzaju „dziekana” niemieckich historyków, dowiedziawszy się o organizowa­ nym przez Instytut Goethego wyjeździe Fischera z cyklem wykładów do U S A , zwrócił się do ministra spraw zagranicznych R F N Gerhar­ da Schrödera (C D U ) z osobistym listem, w którym dał wyraz swe-

17 „Da Deutschland es im Juli 1914 bewußt auf einen Konflikt mit Rußland und Frankreich ankommen ließ, trägt die deutsche Reichsführung den entscheiden­ den Teil der historischen Verantwortung für den Ausbruch des allgemeinen Krie­ ges“. Fischer, Griff nach der Weltmacht, Düsseldorf 1961, s. 82. 18 G. Ritter, Eine neue Kriegsschuldthese? Zu Fritz Fischers Buch „Griff nach der Welt­ macht“, „Flistorische Zeitschrift“, 1962, 194; E. Zechlin, Friedensbestrebungen und Revolutionierungsversuche, „Aus Politik und Zeitgeschichte“ (Beilage zu „Das Parla­ ment“), 1961, 20; H. Herzfeld, Die deutsche Kriegspolitik im Ersten Weltkrieg, „Vier- tcljahrshefte für Zeitgeschichte“, 1963, 11. 19 G. Aly, Macht - Geist - Wahn. Kontinuitäten deutschen Denkens, Frankfurt a.M. 1999, s. 169-178. 20 P. Sethe, Ab Deutschland nach der Weltmacht griff, „Die Zeit“, 17.11.1961. [91] mu oburzeniu, że „pan Fischer będzie obecnie, poniekąd na zlecenie Auswärtiges Amt, upowszechniał w Stanach Zjednoczonych swe niedojrzałe tezy”. W następstwie tego listu niemieckie Ministerstwo Spraw Zagranicznych cofnęło środki na sfinansowanie podróży Fi­ schera, pomimo nalegań ambasadora R F N w Waszyngtonie, Karla Heinricha Knappsteina, który słusznie przestrzegał swych przełożo­ nych przed międzynarodową kompromitacją. Krok strony niemiec­ kiej sprowokował protest dwunastu wpływowych amerykańskich historyków, z Gordonem Craigiem na czele, przeciw - jak napisali — „nieszczęśliwej mieszaninie biurokratycznej pychy, źle pojętego po­ czucia racji stanu i elementarnego braku instynktu w stosunkach z za­ granicą”. Amerykanie sfinansowali podróż Fischera z własnych środ­ ków, a „Die Welt” opublikował 3 czerwca 1964 oskarżycielski artykuł pt. Maulkorb für einen Historiker [Kaganiec dla historyka]21. Pomimo że opinia publiczna, także w R F N , była już wówczas wyczulona na sprawę Fischera, glos przeciw niemu zabrał latem 1964 roku kanclerz federalny oraz przewodniczący Bundestagu a zarazem jeden z nielicznych ocalałych członków Kręgu z Krzyżowej . Najostrzejsze były słowa przywódcy bawarskiej C S U Franza Josefa Straußa, który mówiąc w Bundestagu o tezach Fischera wezwał rząd federalny, aby

niezwłocznie wzmocnił i skoordynował użycie wszystkich będących w jego dyspozycji środków i metod w celu zwalczenia i wykorzenienia wszelkich zniekształceń niemieckiej historii i obrazu Niemiec za granicą, służących podminowaniu zachodniej wspólnoty, do jakich dochodzi z przyzwyczajenia, niedbalstwa, ale także z premedytacji22.

Apogeum debaty nastąpiło w październiku 1964 roku podczas nie­ mieckiego zjazdu historyków w Berlinie Zachodnim. Zorganizowano wówczas w Auditorium Maximum Wolnego Uniwersytetu general­ ną dyskusję z Fischerem, której z zapartym tchem przysłuchiwało się 2000 słuchaczy, w tym wielka grupa studentów. Dyskusję w sposób

21 K.H. Jarausch, Der nationale Tabubruch. Wissenschaß, Öffentlichkeit und Politik in der Fischer - Kontroverse w: Zeitgeschichte als Streitgeschichte. Große Kontroversen nach 1945, (ed.) M. Sabrow, R. Jessen, K. Große Kracht, München 2003, s. 31-32. 22 Tamże, s. 32. [92] obiektywny poprowadzi! Hans Herzfeld. Znalazł się on osobiście w trudnej sytuacji, gdyż, z jednej strony, poczuwał się do lojalności i przyjaźni wobec Rittera, który w czasie wojny go uratował — byl „pół-Zydem” - lokując na bezpiecznym stanowisku archiwisty w Ar­ chiwum Wojskowym w Poczdamie; z drugiej strony, Herzfeld przy tej właśnie okazji zapoznał się z szeregiem archiwaliów potwierdza­ jących w zasadzie linię wywodu Fischera. Oprócz Fischera niejako w roli sekundantów udział w debacie wzięli jego uczniowie, asystent Imanuel Geiss oraz doktorant Helmut Böhme, stanowiska Fischera bronili także dwaj goście zjazdu: Fritz Stern z U S A i Jacques Droz z Francji. „Oskarżycielami” byli gospodarz zjazdu Karl-Dietrich Erd­ mann, Gerhard Ritter i Egmont Zechlin oraz uczniowie Rittera, znani dziś profesorowie Karl-Heinz Janßen i Andreas Hillgruber. Dyskusja nie przyniosła merytorycznego rozstrzygnięcia „kontrowersji Fische- rowskiej” [Fischer-Kontroverse], jednak jej psychologicznymi zwy­ cięzcami zostali Fischer, Geiss i Böhme, którzy nie dali się zmiażdżyć rozjuszonym przeciwnikom i zyskali wyraźne poparcie młodzieży przysłuchującej się dyskusji. Fischer zajmował się tematem niemieckiej polityki przed i podczas I wojny światowej do końca życia. D o jego najważniejszych później­ szych publikacji należy wydana w 1969 książka Krieg der Illusionen. Die deutsche Politik von 1911 bis 1914 [Wojna iluzji. Niemiecka polityka od 1911 do 1914] (Düsseldorf 1969), w której, wykorzystując nieznane wcześniej dzienniki sekretarza Bethmanna Hollwega, wykazywał po­ nownie, jak głęboko rząd Rzeszy zaangażowany byl w przygotowania wojenne. Dziesięć lat później wydał Bündnis der Eliten [Sojusz elit] (Düsseldorf 1979), pracę stanowiącą niejako logiczne domknięcie poprzednich wywodów, dowodził w niej bowiem, że odpowiedzial­ ność za wybuch I wojny światowej ponosiły pospołu niemieckie eli­ ty polityczne, wojskowe i gospodarcze oraz - co najważniejsze - że elity te bez większych zmian kształtowały politykę niemiecką aż do II wojny światowej. Prace te poza kręgami fachowymi nie zdobyły jednak szczególnego rozgłosu, a „kontrowersja Fischerowska” ucichła m.in. w następstwie nasilających się obrachunków z nazizmem, coraz bardziej przyciągających uwagę zainteresowanej historią niemieckiej opinii publicznej. 1931 Kamień, który uruchomił lawinę

Dlaczego trudną, źródłową pracą Fritza Fischera zajmował się Bun­ destag i ówczesne media, dlaczego zjednoczyła ona w sprzeciwie ludzi 0 tak odmiennej duchowej proweniencji, jak Gerstenmaier, Rothfels 1 Schieder? Dlaczego intelektualista tak wysokiej próby i moralności jak Gerhard Ritter poniżył się do poufnego nakłaniania swych zagra­ nicznych kolegów, aby nie publikowali przekładów książki Fischera, dlaczego w krytykach uciekał się do nieprawdziwych argumentów, zarzucając mu manipulowanie źródłami historycznymi? Wystąpienie Fritza Fischera burzyło szeroki konsens elit zachodnioniemieckich, uznający, iż fenomen Hitlera, jego ruchu i państwa był przejawem dyskontynuacji w historii Niemiec, toteż nowe Niemcy mogą bez obaw, a nawet z dumą identyfikować się z „prawdziwie niemieckimi” liniami dziejowej kontynuacji i integrować się wokół nich. Tymcza­ sem Fischer, głosząc, że Niemcy są winni nie tylko II wojny światowej, czemu nikt nie zaprzeczał, ale również і I wojny światowej, stwierdzał pośrednio, iż zło tkwi właśnie w owych „prawdziwie niemieckich” liniach dziejowej kontynuacji, ciągnących się w wielu aspektach aż do Republiki Federalnej Niemiec. Gerhard Ritter, główny oponent Fischera, wyczulony na psychospołeczne działanie historiografii, już w 1949 roku stwierdził,

że „historyczna głębia” [rozumiana jako głęboka więź z własnymi dziejami - JR] ratuje człowieczeństwo w Niemcach. Tworzenie jej jest zadaniem patrio­ tycznym, gdyż właściwa i spokojna świadomość historyczna jest koniecznym składnikiem właściwej, spokojnej i wolnej od resentymentów świadomości narodowej.

[daß diese »geschichtliche Tiefe« dem Deutschen seine Menschlichkeit ret­ tet. Dies ist eine vaterländische Aufgabe, weil ein richtiges und ruhiges ge­ schichtliches Bewusstsein ein notwendiger Bestandteil eines richtigen und ruhigen, von Resentiments freien nationalen Selbstbewusstseins ist]23.

23 eröffnungsvortrag des 20. Deutschen Historikertages in München am 12. September 1949, „Historische Zeitschrift“, 1950, 170, cyt. za H. Böhme, „Primat“ und „Pa­ radigma“. Zur Entwicklung einer bundesdeutschen Zeitgeschichtsschreibung am Beispiel des Ersten Weltkrieges, w: Historikerkontroversen, (ed.) H. Lehmann, Göttingen 2000, s. 98. [941 Ritter obawiał się, że jeżeli nie obali się tez Fischera, wtedy w Niemczech zapanuje „nacjonalizm o negatywnej konotacji”, który będzie równie fatalny w skutkach jak wcześniejsze „samoubóstwie- nie” [Selbstvergötterung] i „nad-patriotyzm” [ Überpatriotismus j24. Tez Fischera nie udało się obalić, wręcz przeciwnie, od cza­ su publikacji Griff nach der Weltmacht nikt już nie mógł twierdzić, że Cesarstwo Niemieckie nie „ponosiło w decydującym stopniu od­ powiedzialności za wybuch powszechnej wojny”. A „kontrowersja Fischerowska”, zgodnie z obawami Rittera, zainicjowała destrukcję dotychczasowej „mistrzowskiej narracji” o historii Niemiec i prze­ wartościowanie w postrzeganiu przeszłości swego kraju przez samych Niemców. Błędne okazały się także alarmistyczne oceny Franzajosefa Straußa. O to bowiem zagranica, która zawsze ze sceptycyzmem, o ile nie z przestrachem, myślała o liniach dziejowej kontynuacji w N iem ­ czech, przyjęła te przemiany z uznaniem. „Kontrowersja Fischerowska” wywarła znaczny wpływ na nauki historyczne w Niemczech. Ukazanie się Griff nach der Weltmacht było podzwonnym dla tradycyjnej metody badawczej niemieckiej histo­ riografii, która - mówiąc z pewną przesadą - próbowała objaśniać dzieje na podstawie źródeł dyplomatycznych i gabinetowych, która wytrwale lekceważyła sprzężenia zwrotne istniejące między polityką a gospodarką, polityką zagraniczną i polityką wewnętrzną, polityką a świadomością społeczną. Bielefeldzka szkoła historii społecznej, którą Imanuel Geiss nazywa dziś zgryźliwie „nową ortodoksją”, uwa­ żała Fritza Fischera za jednego ze swych duchowych ojców, pomimo że sam Fischer nie miał w najmniejszym stopniu ambicji odnowiciela niemieckiej metodologii historycznej i teorii dziejów, a poza kanon tradycyjnych źródeł wyszedł z badawczej dociekliwości. N b. do Fritza Fischera wkrótce po pamiętnej debacie w Berlinie Zachodnim zaczęli się masowo garnąć młodzi historycy, tak iż wkrótce miał ponad 100 doktorantów. Po wystąpieniu Fischera, które istotnie zniszczyło tra­ dycyjny konsens środowiska historycznego, nastąpił burzliwy rozwój tej dziedziny nauki, powstały niezliczone nowe katedry o innym niż do tej pory, często nowatorskim profilu badawczym. Daleko idącej

-4 K.H. Jarausch, Der nationale Tabubruch..., s. 50, 51. [95] demokratyzacji uległy kryteria i praktyka doboru kandydatów do ob­ sadzenia stanowisk profesorskich. Z drugiej strony przekonanie Gerharda Rittera, iż Niemcy po­ trzebują „właściwej i spokojnej” świadomości historycznej i naro­ dowej, przetrwała, a konstruowanie owej świadomości jest - jak się wydaje — celem szeroko rozumianego środowiska niemieckich kon­ serwatystów.

„Polityka wobec przeszłości”1

„Niewłaściwe” biografie profesorów historii i ich kontrowersyjne dysputy to jedynie ułamek problemu, jaki Niemcy mieli ze swą prze­ szłością po zakończeniu II wojny światowej. 7,5 miliona członków N S D A P , 850 tysięcy członków SS, obiegające świat kroniki filmowe pokazujące stosy zwłok w wyzwolonych obozach koncentracyjnych, wmieszani w tłum, przyczajeni sprawcy milionowego mordu na na­ rodzie żydowskim, lekarze masowo zabijający nieuleczalnie chorych i bestialsko eksperymentujący na ludziach, zdeprawowany wymiar sprawiedliwości, zaczadzona ideologią nazizmu młodzież - to tylko niektóre składniki niemieckiej rzeczywistości okresu powojennego, tylko części balastu, z jakim społeczeństwo to zaczynało budować swą przyszłość. Polityczne poranie się z tym strasznym ciężarem było dla elit niemieckich, biorących po wojnie losy narodu w swe ręce, zada­ niem równie trudnym i pilnym, jak wyżywienie czy odbudowa miast. Ten aspekt polityki odnosił się do przeszłości, która wprawdzie ledwie przestała być teraźniejszością, lecz w tym wypadku teraźniejszość od­ cinała się od przeszłości bardzo wyrazistą cezurą końca wojny w maju 1945 roku, czyli klęską Niemiec, upadkiem reżimu i śmiercią Führe- ra, okupacją całego terytorium przez obce wojska, a nawet likwidacją państwa (Rzeszy Niemieckiej). M im o głębi podziału między czasami przed i po klęsce, nie mo­ żemy tu mówić o polityce historycznej w pełnym tego słowa zna­ czeniu, gdyż odnosiła się ona głównie do osób żyjących i wciąż ak­ tywnych, a nie do określonej historycznej narracji. Bez rozpoznania - wszakże - polityki niemieckiej i polityki mocarstw okupacyjnych

1 Tytuł rozdziału zaczerpnięty z książki N. Freia, Polityka wobec przeszłości. Początki Republiki Federalnej Niemiec i przeszios'c nazistowska, przeł. B. Ostrowska, Warszawa 1999. [98] wobec ludzkiego i ideowego spadku po nazizmie nie sposób byłoby zrozumieć późniejszą, klasyczną politykę historyczną RFN . W histo­ riografii niemieckiej istnieje, wprowadzone przez prekursora badań nad stosunkiem społeczeństwa i władz R F N wobec dziedzictwa nazi­ zmu, Norberta Freia, rozróżnienie terminologiczne tych dwóch ob­ szarów polityki na Vergangenheitspolitik [polityka wobec przeszłości] i Geschichtspolitik [polityka historyczna]2. Pierwszy termin odnosi się głównie do polityki lat 40. i 50., drugi do polityki lat 60. i póź­ niejszych. N ie są to, naturalnie, podziały ostre, gdyż nawet obecnie, w X X I stuleciu, kwestia traktowania żyjącychjeszcze sprawców zbrod­ ni nazistowskich jest w Niemczech politicum, podobnie jak politicum było już w latach 40. i 50. propagowanie jednych, a wyciszanie innych narracji historycznych.

Ściganie zbrodniarzy nazistowskich przez mocarstwa okupacyjne

Ogrom i ciężar zbrodni wojennych popełnianych od początku II woj­ ny światowej głównie przez mocarstwa Osi (Niemcy, Włochy i Ja­ ponię) spowodował, że na długo przed końcem wojny rozpoczęły się przygotowania do ukarania ich sprawców3. W styczniu 1942 roku w Londynie rządy czternastu państw sprzymierzonych wydały dekla­ rację określającą ukaranie zbrodniarzy wojennych za jeden z podsta­ wowych celów wojennych koalicji i zalecającą sygnatariuszom tworze­ nie dokumentacji przestępstw tego rodzaju. W październiku tego roku powstała Komisja Narodów Zjednoczonych ds. Zbrodni Wojennych. 1 listopadal943 ZSRR, USA i Wielka Brytania wydały w Moskwie deklarację, iż przestępcy wojenni przekazani zostaną celem osądze­ nia krajom, na terenie których dokonali zbrodni, natomiast przestęp­ cy, których czyny dotyczyły więcej niż jednego kraju, sądzeni będą

2 Tamże, s. 11. 3 Treść podrozdziałów dotyczących karania zbrodni nazistowskich i denazyfikacji oparta jest w dużym stopniu na napisanym przez autora niniejszej książki Prze­ wodniku po historii Niemiec i stosunków polsko-niemieckich po drugiej wojnie światowej, w: W. Bartoszewski, O Niemcach i Polakach. Wspomnienia. Prognozy. Nadzieje, opraco­ wanie i komentarz R. Rogulski i J. Rydel, Kraków 2010, s. 425^-33. [991 przed sądem międzynarodowym. N a podstawie tej deklaracji mocar­ stwa przyjęły 8 sierpnia 1945 w Londynie układ w sprawie utworze­ nia Międzynarodowego Trybunału Wojskowego. Zanim rozpoczął pracę, sądy wojenne armii alianckich zaczęły wyrokować w sprawach 0 zbrodnie wojenne. Jednym z pierwszych takich procesów był proces załogi obozu koncentracyjnego Bergen-Belsen przeprowadzony przez Brytyjczyków. Amerykanie sądzili schwytanych przez siebie przestęp­ ców wojennych na terenie dawnego obozu koncentracyjnego w Da­ chau. W pierwszych latach po wojnie funkcjonował także mechanizm ekstradycji przestępców wojennych do łącznie 12 krajów, w których popełnili zbrodnie. 20 listopada 1945 w Norymberdze przed Międzynarodowym Try­ bunałem Wojskowym rozpoczął się proces 21 głównych zbrodnia­ rzy wojennych oraz 6 organizacji (SS, SA, Gestapo, Sztab Generalny 1 Dowództwo Wehrmachtu, Rząd Rzeszy i kierownictwo NSDAP). Oskarżenie obejmowało spisek i zbrodnie przeciw pokojowi oraz zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciw ludzkości. Dwa ostatnie rodza­ je zbrodni nieznane były wcześniej wymiarowi sprawiedliwości, co nadawało procesowi norymberskiemu charakter precedensowy. Sę­ dziami i oskarżycielami byli reprezentanci czterech mocarstw okupa­ cyjnych USA, ZSR R, Wielkiej Brytanii i Francji, obrońcami prawnicy niemieccy. W procesie uczestniczyła w roli obserwatorów czteroosobowa warszawska delegacja, wysłuchano niektórych polskich świadków, jednak sprawy polskie nie zostały w pracach procesowych należycie wyeksponowane. Ponadto prokuratorzy radzieccy wprowadzili do aktu oskarżenia mord w Katyniu jako zbrodnię niemiecką i odbyło się nawet postępowania w tej sprawie. Ostatecznie „poza protokołem” mocarstwa zachodnie nie zgodziły się na dalsze manipulacje i sprawa Katynia została w Norymberdze całkowicie wyciszona. N b. w samym ZSR R doszło do sfingowanego procesów rzekomych niemieckich sprawców zbrodni w Katyniu, których skazano na śmierć i stracono. N ie można wykluczyć, że poważną, choć dyskretną rolę odegrali tu niemieccy obrońcy oskarżonych, którzy potrafili skłonić Brytyjczy­ ków do rezygnacji z umieszczania w akcie oskarżenia niemieckich na­ lotów na angielskie miasta, grożąc, iż w przeciwnym razie podniosą kwestię zniszczenia Drezna przez lotnictwo alianckie. [100] 1 października 1946 ogłoszono wyroki. N a karę śmierci skaza­ nych zostało dwunastu oskarżonych: Herman Göring, Joachim Rib- bentropp, Wilhelm Keitel, Ernst Kaltenbrunner, Alfred Rosenberg, Hans Frank, Wilhelm Frick, Julius Streicher, Fritz Sauckel, Alfred Jodi, Arthur Seyß-Inquart і Martin Bormann (zaocznie). Karę do­ żywotniego więzienia wymierzono trzem oskarżonym: Rudolfowi Heßowi, Walterowi Funkowi i Erickowi Raederowi, kary 10 do 20 lat więzienia czterem oskarżonym: Karlowi Dönitzowi, Baldurowi von Schirachowi, Albertowi Speerowi i Constantinowi von Neurathowi. Uniewinnieni zostali Hjalmar Schacht, Franz von Papen i Hans Fritz - sche. Wyroki śmierci wykonano 16 październikal946. Göring unik­ nął egzekucji, gdyż popełnił wcześniej samobójstwo. Skazani na karę więzienia osadzeni zostali w specjalnie dla nich stworzonym przez aliantów więzieniu w Spandau (Berlin Zachodni). Istniało ono aż do 1987 roku, kiedy śmiercią samobójczą zmarł ostatni więzień, skazany w Norymberdze na dożywocie, zastępca Hitlera, Rudolf Heß. W Norymberdze odbyło się jeszcze dwanaście procesów, wszakże nie przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym, lecz przed sądem amerykańskim. Sądzono w nich oficerów osławionych Einsatz­ gruppen, członków dowództwa Wehrmachtu, kierowników niemiec­ kiej polityki zagranicznej, lekarzy biorących udział w zbrodniczych eksperymentach i związanych z eutanazją, prawników nazistowskich, a ponadto przedstawicieli niemieckiej gospodarki: Gustava Krup­ pa, Friedricha Flicka i kierownictwo koncernu IG-Farben. Łącznie w procesach tych osądzono 177 osób. Wyrok śmierci otrzymały 24, dożywocie 20, a karę więzienia 98 osób. 35 oskarżonych uniewinnio­ no. Sądzony w ramach tych procesów szef pionu gospodarczego SS, Oswald Pohl, który kierował morderczą eksploatacją więźniów obo­ zów koncentracyjnych, skazany został w 1947 roku na karę śmierci. Jego egzekucja odbyła się w czerwcu 1951 w amerykańskim więzie­ niu dla zbrodniarzy wojennych w Łandsberg nad rzeką Lech. Była to ostatnia egzekucja w historii R F N , gdyż w kraju tym wraz z wejściem w życie konstytucji (1949) kara śmierci została zniesiona, jednak wię­ zienie w Landsbergu w sposób eksterytorialny podlegało jurysdykcji amerykańskiej. W 1958 roku władze amerykańskie zwolniły ostat­ nich skazanych nazistów z więzienia w Landsbergu, kończąc w ten sposób udział mocarstw okupacyjnych w ściganiu i karaniu zbrodni nazistowskich (jeśli nie liczyć więzienia w Spandau). W zachodnich strefach okupacyjnych alianckie sądy osądziły 5025 Niem ców oskar­ żonych o zbrodnie nazistowskie. 806 osób skazanych zostało na karę śmierci, wyrok wykonano w 486 przypadkach4.

Ściganie zbrodni w radzieckiej strefie okupacyjnej

Radzieckie władze okupacyjne według własnych danych zaareszto­ wały w swej strefie okupacyjnej co najmniej 122 600 Niem ców pod zarzutem sprzyjania narodowemu socjalizmowi. Zwraca się uwagę, że wśród aresztowanych oprócz faktycznych nazistów liczną gru­ pę stanowiły osoby niewygodne dla władz okupacyjnych z zupełnie innych powodów (krytycy władz okupacyjnych, socjaldemokraci oporni wobec zjednoczenia z komunistami itp.). Dużą część więź­ niów umieszczono w kilku tzw. obozach specjalnych. Zorganizowane one były m.in. w dawnych obozach koncentracyjnych Sachsenhau­ sen i Buchenwald. W obozach tych, przez pewien czas podlegających nawet Głównemu Zarządowi Obozów (Gułagowi) w Moskwie, pa­ nowały warunki tak ciężkie, że śmiertelność więźniów nie była niż­ sza niż w czasach nazizmu, a liczba osób zmarłych wskutek chorób wyniosła - wg danych radzieckich - 42 889. Sądownictwo radzieckie w Niemczech osądziło 17 886 osób z oskarżenia o zbrodnie nazistow­ skie. 776 skazanych otrzymało wyrok śmierci. Ponad 12 tysięcy skaza­ nych wywieziono do pracy przymusowej w Z S R R . Władze radzieckie zlikwidowały swe obozy specjalne w styczniu 1950, przekazując ostat­ nie 14 tysięcy więźniów władzom N RD . Doszło wówczas do jednej z głośniejszych zbrodni sądowych w Niemczech Wschodnich, gdyż specjalny sąd N R D skazał w tajnych procesach, trwających średnio trzy kwadranse, 2080 osób, w tym 33 na śmierć.

4 K.-D. Henke, H. Wolier (ed.), Politische Säuberung in Europa. Die Abrechnung mit Faschismus und Kollaboration nach dem Zweiten Weltkrieg, München 1991, s. 68 і nast.; T. Fischer, M.N. Lorenz (ed.), Lexikon der „Vergangenheitsbewältigung“ in Deutsch­ land. Debatten- und Diskursgeschichte des Nationalsozialismus nach 1945, Bielefeld 2009, s. 21-24, 25-26. [102] Ściganie zbrodni nazistowskich w Polsce

Wkrótce po wybuchu II wojny światowej Rząd RP na Uchodźstwie oraz polskie władze podziemne, świadome rosnącej liczby i skali prze­ stępstw wojennych popełnianych przez niemieckie władze okupacyj­ ne, zaczęły tworzyć podstawy pod przyszłą sądową rozprawę z tego rodzaju zbrodniami. Ważnym aspektem tych prac była podjęta już w czasie wojny dokumentacja zbrodni, jaką w kraju prowadziły odpo­ wiednie komórki Delegatury Rządu na Kraj. W sumie Polska wprowa­ dziła do alianckiego centralnego rejestru poszukiwanych zbrodniarzy nazistowskich ok. 7500 nazwisk. Działający w czasie wojny w U S A polski prawnik Rafał (Raphael) Lemkin (1900-1959) sformułował w 1944 roku pojęcie genocydu (ludobójstwa) i przygotował w 1946 roku fundamentalny projekt Konwencji O N Z w sprawie Zapobiegania i Karania Zbrodni Ludobójstwa (przyjęty w 1948). Pierwszą w pol­ skim ustawodawstwie podstawę prawną do ścigania zbrodni nazi­ stowskich stworzył dekret P K W N z 31 sierpnia 1944. O d tej pory do chwili obecnej sądy polskie skazały za zbrodnie nazistowskie ok. 18 tysięcy osób, w tym ok. 1/3 obywateli Rzeszy Niemieckiej. 1900 podejrzanych wydali Polsce alianci, ekstradycje te miały miejsce w pierwszych latach po wojnie. Obecnie Komisja Ścigania Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu Instytutu Pamięci Narodowej prowa­ dzi ponad 300 śledztw w sprawie zbrodni nazistowskich. Komisja ta kontynuuje prace powstałej w 1945 roku Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce (od 1949 Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich). Najważniejsze procesy zbrodniarzy nazistowskich w Polsce odby­ ły się przed specjalnie do tego celu powołanym Najwyższym Trybu­ nałem Narodowym w latach 1946-1948. W procesach tych na karę śmierci skazani zostali gauleiter Kraju Warty Arthur Greiser (1897— 1946), komendant obozu w Płaszowie (m.in.) Amon Göth (1908— 1946), szef warszawskiego dystryktu Generalnego Gubernatorstwa (GG) Ludwig Fischer (1905-1947), komendant Policji Bezpieczeń­ stwa (SD ) w Warszawie Josef Meisinger (1899-1947), szef policji po­ rządkowej (Ordnungspolizei) wWarszawie Max Daume (1894—1947), komendant obozu Auschwitz Rudolf Höß (1900-1947), stracony 16 kwietnia 1947 w dawnym obozie, gauleiter Gdańska-Prus Za­ chodnich Albert Forster (1902-1952) oraz szef rządu G G Josef Bühler (1904-1948). Wielkie znaczenie miał także zbiorowy proces załogi obozu Auschwitz, jaki odbywał się przed Najwyższym Trybu­ nałem Narodowym w listopadzie i grudniu 1947 w Krakowie. Skaza­ no w nim 39 osób, w tym 23 na karę śmierci5. W pierwszych latach po wojnie część egzekucji zbrodniarzy nazis­ towskich, szczególnie na prominentnych skazańcach (np. na Greise- rze lub na 11 członkach załogi Stutthofu), odbywała się publicznie, w obecności wielotysięcznej „widowni”, wśród której było m.in. wie­ le dzieci. Tego rodzaju praktykę poddała w wątpliwość prasa niezależ­ na, w tym „Tygodnik Powszechny”, co wywołało ataki mediów ko­ munistycznych, które zarzucały krytykom pobłażliwość dla zbrodni nazistowskich. Podobny spór wybuchł wokół ocen wyroków w pro­ cesie norymberskim, które media niekomunistyczne uznały za wni­ kliwie uzasadnione i sprawiedliwe, a media komunistyczne potępiły ze względu na rzekomo skandaliczne uniewinnienia oraz kary więzie­ nia dla kilku oskarżonych6.

Reakcje społeczeństwa zachodnioniemieckiego

Ściganie zbrodni nazistowskich, pomimo iż objęto nim osoby rze­ czywiście poważnie obciążone, wzbudzało w zachodnich strefach okupacyjnych, podobniejak denazyfikacja, narastający opór. Stosowa­ ne w pierwszym okresie po wojnie przez Anglosasów formy terapii szokowej, takie jak obowiązkowe „zwiedzanie” obozów koncentra­ cyjnych przez mieszkańców okolicznych miejscowości, w pewnych wypadkach połączone z przymusową pracą przy grzebaniu zwłok więźniów lub przy porządkowaniu terenu, a także sprawozdania i transmisje z procesu norymberskiego nadawane przez głośniki na

3 Por. m.in. http://www.ipn.gov.pl/portal/pl/2/711/Sciganie_zbrodni_nazistowski- ch_w_P°lsce_w_latadi_ 19392004.html 6 E. Dmitrów, Niemcy i okupacja hitlerowska w oczach Polaków. Poglądy i opinie z lat 1945-1948, Warszawa 1987, s. 232 i nast. ulicach wielkich miast, nie spowodowały przełomu w świadomości społeczeństwa niemieckiego. Krytycznie oceniano nawet proces no­ rymberski, zarzucano mu, z formalnego punktu widzenia, że łamie zasady nulla poena sine lege oraz lex retro non agit, gdyż zbrodnie przeciw pokojowi i ludzkości nie były wcześniej skodyfikowane. Twierdzono także, iż zarówno w Norymberdze, jak i podczas innych procesów do­ konywał się sąd zwycięzców nad pokonanymi oraz że sądy posługiwa­ ły się anglosaskimi procedurami i zwyczajami prawnymi, nieznanymi oskarżonym i ich niemieckim obrońcom. Z czasem pojawiły się także zarzuty stosowania wobec nazistowskich oskarżonych niedozwolonej presji psychicznej, w postaci grożenia im, iż jeśli nie będą kooperować z prokuratorami, zostaną wydani Rosjanom lub Polakom, co - o ile faktycznie było stosowane - rzeczywiście mogło być nader skuteczną formą nacisku. W okresie, gdy niemiecka polityka (władze komunalne, lokalne i regionalne) nie miała żadnego wpływu na aliancką politykę wobec przestępców wojennych, wielką rolę odegrały Kościoły niemieckie, cieszące się autorytetem instytucjonalnym i mające kontakty ze śro­ dowiskami kościelnymi w U SA i Wielkiej Brytanii. W lobbingu prze­ ciw procesom osób oskarżanych o zbrodnie wojenne specjalizowali się katolicki biskup Johann Neuhäusler (nb. w latach 1941-1945 wię­ zień obozu w Dachau) oraz ewangelicki biskup Theophil Wurm. Ich metodą działania było przekazywanie informacji o rzekomych wadach procesów sądowych i niegodziwościach, do jakich przy tej okazji do­ chodziło, a także o wzburzeniu niemieckiej opinii publicznej różnym partnerom w Kościołach amerykańskich i brytyjskich, co z kolei inspi­ rowało prasę w tych krajach do publikowania sceptycznych informacji z okupowanych Niemiec, a także skłaniało tamtejszych kościelnych dostojników do kierowania pełnych troski zapytań do władz okupa­ cyjnych7. W ten sposób alianccy prokuratorzy i sędziowie zaczynali wątpić, czy i w jakim stopniu ich bezprecedensowa praca cieszy się poparciem w ojczyźnie, a niemieccy krytycy otrzymali asumpt do co­ raz głośniejszych protestów. C o ciekawe, teologiczny sprzeciw wobec kary śmierci jako takiej odgrywał w tej kampanii minimalną rolę. Dzię­ ki tym działaniom w 1948 roku krytycznie o procesach pisać zaczęły 7 N. Frei, Polityka wobec przeszłości..., s. 148—152. nawet niemieckie gazety, w teorii ściśle kontrolowane przez władze okupacyjne. Wykonanie wydanych już wyroków śmierci wstrzymy­ wano lub łagodzono je w trybie nadzwyczajnym. Doszło nawet do tego, że półoficjalnie skarżono się, iż w amerykańskiej strefie sędzia­ mi i prokuratorami są często Żydzi, a nierzadko żydowscy emigranci z Niemiec, którzy „z natury” postępują stronniczo. Wiosną 1949 roku z inicjatywy Eduarda Wahla, profesora prawa międzynarodowego w Heidelbergu i obrońcy oskarżonych w procesie IG Farben, powstała organizacja niemieckich prawników specjalizu­ jących się w obronie sądzonych i skazanych nazistów, było to tzw. Koło Heidelberskie, pełniące funkcję think-tanku, placówki koordy­ nacyjnej i doradczej8. W tym czasie w Stuttgarcie działał Punkt koor­ dynacyjny ds. wspierania ochrony prawnej więźniów niemieckich za granicą, który w marcu 1950 przejęty został przez bońskie Federalne Ministerstwo Sprawiedliwości jako Centralne Biuro Ochrony Praw­ nej [Zentrale Rechtsschutzstelle]. Pochodzący z różnych kręgów (m.in. z parlamentów krajowych i Rady Parlamentarnej, organizacji charytatywnych, środowisk arystokratycznych) lobbing przeciw ści­ ganiu i karaniu przestępców nazistowskich okazał się w dwójnasób skuteczny. Już w marcu 1950 roku amerykański wysoki komisarz w Niemczech John McCloy, powołał Advisory Board on Clemen- sy for War Criminals [Radę ds. Łaski dla Przestępców Wojennych] mającą kolegialnie i z doradczym głosem niemieckich prawników rozstrzygać o skróceniu kary i zwolnieniu z więzień osądzonych nazi­ stów9. Ponadto dzięki kampanii wśród mieszkańców zachodnich stref okupacyjnych upowszechnił się pogląd, że winni ukarani zostali już w procesie norymberskim, a wszystkie lub prawie wszystkie później­ sze procesy to zemsta na pokonanych i niepotrzebne rozdrapywanie ran. Ważną cezurą, de facto kończącą ściganie przestępców nazistow­ skich przez zachodnie mocarstwa okupacyjne, był wybuch wojny w Korei 25 czerwca 1950, który postawił na porządku dziennym kwestię tzw. remilitaryzację R F N , czyli wykorzystanie potencjału obronnego tego kraju dla wzmocnienia obronności zachodniej Europy.

Tamże, s. 175. 9 Tamże, s. 200. [106] Denazyfikacja w zachodnich strefach okupacyjnych

Denazyfikacja, czyli usuwanie zwolenników nazizmu z życia publicz­ nego i gospodarczego okupowanych Niemiec, przeprowadzana była na mocy postanowień poczdamskiej konferencji Wielkiej Trójki oraz Dyrektywy nr 24 Sojuszniczej Rady Kontroli w Berlinie z 12 stycznia 1946. Proces denazyfikacji przybrał odmienne formy w każdej ze stref okupacyjnych Niemiec10. Najbardziej ambitne były plany i wysiłki Amerykanów, którzy jeszcze przed wydaniem wspomnianej dyrektywy uruchomili maso­ we sprawdzanie wszystkich dorosłych Niem ców w swej strefie oku­ pacyjnej przy pomocy ankiet osobowych, które z czasem wypełniło około 13 milionów osób. N a podstawie zapisów w ankietach, które były do pewnego stopnia weryfikowalne, gdyż w rękach Ameryka­ nów znalazły się akta personalne N S D A P , osoby uznane za obciążone współpracą lub sympatyzujące z reżimem nazistowskim stawać mu­ siały przed specjalnie w tym celu stworzonymi izbami orzekającymi [Spruchkammer]. W izbach tych wyrokowali z reguły nie zawodowi prawnicy, lecz osoby uznane przez władze okupacyjne za przeciw­ ników dawnego reżimu. Te społeczne quasi-sądy orzekały o stopniu winy osób sądzonych i zakwalifikowaniu ich do jednej z pięciu kate­ gorii. Najwyższa kategoria, określona jako „główni sprawcy” [major offenders, Hauptschuldige], kierowana była do dalszego rozpatrze­ nia przez sądy amerykańskie. Dla kategorii „obciążeni” [incrimina­ ted, activists, militants, profiteers, Belastete], „mniej obciążeni” [less incriminated, Minderbelastete] oraz „bierni sympatycy” [followers, Mitläufer] procedura denazyfikacyjna kończyła się wyznaczeniem kary przez izby orzekające. Były to kary pieniężne, zakazu wykony­ wania zawodu przez określony czas (włącznie z kierowaniem wła­ snymi przedsiębiorstwami), a w niektórych przypadkach także kary o charakterze symbolicznym. Wielbicielka i jedna z protektorek H i­ tlera, Winifred Wagner (1897-1980), synowa sławnego kompozytora, organizatorka festiwali w Bayreuth, stanowiących najważniejsze cy­ kliczne wydarzenie kulturalne III Rzeszy, skazana została w 1947 roku

10 C. Vollnhals (ed.), Entnazifizierung. Politische Säuberung und Rehabilitierung in den vier Besatzungszonen. 1945-1949, München 1991, s. 7 і nast. na utratę części majątku, zakaz kierowania festiwalem oraz 450 dni publicznych prac porządkowych (sprzątanie ulic). Podobny system denazyfikacji, choć na mniejszą skalę, zastosowali Brytyjczycy. We francuskiej strefie okupacyjnej denazyfikacja ograniczyła się tylko do nielicznych, ewidentnych przypadków. W sumie w zachodnich strefach okupacyjnych postępowania denazyfikacyjne toczyły się wobec ok. 3,7 min osób, z tego aż 54% uznano za „biernych sympatyków” (por. 7,5 min członków N SDAP w 1945). Zaledwie 25 tys. osób zakwalifikowanych zostało do dwóch najbardziej obciążających kategorii, 150 tys. to „mniej obciążeni”, a ok. miliona to „bierni sympatycy”11. Denazyfikacja, krótko po jej rozpoczęciu, poddana została kry­ tyce. Sceptycy twierdzili, że izby orzekające ferują różne wyroki za te same przewinienia, gdyż bezpośrednio po uruchomieniu denazy­ fikacji kary były stosunkowo dotkliwe, a z upływem czasu stały się wręcz bagatelne. Zwracali też m.in. uwagę na etycznie naganną prak­ tykę automatycznego uznawania przez izby orzekające wszelakich świadectw odciążających, ironicznie określanych jako „zaświadczenia persilowe” [Persilschein], w których przedstawiane były okoliczno­ ści przemawiające na korzyść podsądnego. Problem polegał na tym, że przytaczane w tych dokumentach okoliczności łagodzące były de facto niesprawdzalne (w rodzaju: podsądny był wprawdzie wzo­ rowym członkiem N S D A P i SA, ale w głębi serca potępiał reżim i w zaufanym kręgu opowiadał dowcipy polityczne), a ponadto nie­ rzadko wystawiano je za pieniądze lub po prostu fałszowano. Do naj­ ostrzejszych krytyków tak prowadzonej denazyfikacji należał Kościół katolicki i ewangelicki. Coraz silniejszy sprzeciw wobec denazyfikacji, w którym glosy środowisk szczerze zatroskanych nadużyciami mie­ szały się ze złorzeczeniami ludzi obawiających się osądu i kary, sku­ tecznie zabił wiarę w sens procesu oczyszczania i na przełomie 1948 i 1949 roku doprowadził do paraliżu pracy izb orzekających. Jak się wydaje, daleko lepsze rezultaty osiągnęły zachodnie władze okupacyjne w zakresie reedukacji, czyli usuwania elementów ideo­ logii nazistowskiej ze społecznego obiegu. Ścisłej selekcji i kontroli

11 Istnieją poważne rozbieżności co do liczby zdcnazyfikowanych i liczebności po­ szczególnych kategorii. Dane powyższe za: N. Frei, Polityka wobec przeszłości..., s. 70. poddano media zachodnioniemieckie. Zmieniono programy naucza­ nia i podręczniki szkolne. Brytyjczycy podjęli częściowo udaną próbę demokratyzacji ustroju szkolnictwa niemieckiego (nadzór i współod­ powiedzialność rodziców w miejsce omnipotencji państwa), a także jako pierwsi już w latach 40. zapraszali reprezentantów nowych elit niemieckich do Zjednoczonego Królestwa na spotkania i seminaria mające zapoznać ich z demokratycznym stylem myślenia i życia pu­ blicznego. Amerykanie przeprowadzili długofalową ofensywę infor- macyjno-medialną z wykorzystaniem kina, radia, prasy i bibliotek, promującą wartości demokratyczne i liberalne, a przy okazji także przyjaźń z U SA . Chociaż efekty tych działań są trudne do zmierzenia, to jednak bez wątpienia przyczyniły się one ugruntowania w zachod­ nich Niemczech postaw demokratycznych.

Denazyfikacja w strefie radzieckiej

Denazyfikacja w strefie radzieckiej prowadzona była pod nadzorem N K W D i miała przebieg bardzo gwałtowny, gdyż łączyła się z insta­ lowaniem ustroju komunistycznego. I tak jako element denazyfika- cji uznawano rekwizycję majątku nazistów i militarystów, do której to kategorii wliczono przytłaczającą większość własności prywatnej w przemyśle i rolnictwie (pruskie „junkierstwo”), tworząc podstawy materialne dla potężnego sektora państwowego w tych działach go­ spodarki. Znawcy procesów denazyfikacyjnych zwracają uwagę, że radzieckie władze okupacyjne wykazały w pewnych dziedzinach kon­ sekwencję większą niż mocarstwa zachodnie. Chodzi o oczyszczenie z nazistów tak ważnych sektorów życia publicznego, jak sądownictwo, policja i szkolnictwo. Doszło tam do radykalnej wymiany personelu, gdy tymczasem na Zachodzie w zawodach tych miała miejsce daleko idąca kontynuacja.

Koniec denazyfikacji

Zdominowane przez SED denazyfikacyjne „komisje oczyszczające” w radzieckiej strefie okupacyjnej rozpatrzyły około miliona przypad­ ków, wykazując zaskakującą łagodność, gdyż tylko w 135 tys. przy- padków orzekły karę podstawową, jaką było usunięcie obwinionego z pracy lub inne dotkliwsze kary. Ta zastanawiająca wyrozumiałość wynikała z zainteresowania komunistów pozyskaniem osób z katego­ rii „nominalnych członków N S D A P ” (odpowiednik kategorii „bier­ nych sympatyków” na Zachodzie) jako swego elektoratu, a nawet jako nowych członków. Z tego powodu ju ż w sierpniu 1947 roku nastą­ piło formalne przywrócenie pełni praw publicznych (rehabilitacja) „nominalnych” nazistów, a 26 lutego 1948 w strefie radzieckiej jako pierwszej ze stref okupacyjnych proklamowano koniec denazyfikacji. Strategia szybkiego finalizowania czystek stosowana była przez ów­ czesne partie komunistyczne wobec dawnych faszystowskich prze­ ciwników, m.in. we Włoszech i na Węgrzech12. Pod wpływem kry­ tyki denazyfikacji w zachodnich strefach okupacyjnych, a także pod wrażeniem decyzji o zakończeniu denazyfikacji w strefie radzieckiej, mocarstwa zachodnie, nie chcąc zrażać do siebie niemieckiego społe­ czeństwa w obliczu zaczynającej się zimnej wojny, doprowadziły do faktycznego wygaszenia postępowań denazyfikacyjnych w 1948 roku. Z chwilą powstania R F N mocarstwa zachodnie przekazały zadanie denazyfikacji niemieckim władzom. W grudniu 1950 po burzliwych debatach wydal zalecenie skierowane do parlamentów krajowych, w których gestii leżało ustawodawstwo denazyfikacyjne, aby zakończyć ją w odniesieniu do kategorii III-V i przywrócić peł­ nię praw osobom do nich zakwalifikowanym, co też się stało w 1951 roku; odpowiednie uchwały landtagów w odniesieniu do kategorii I-II zapadły najpóźniej w 1954 roku13.

12 A. WolfF-Powęska, Niemcy w cieniu przeszłości. Denazyfikacja - nieudany eksperyment?, „Studia nad Faszyzmem i Zbrodniami Hitlerowskimi”, t. 17, s. 163-175; J. Rydel, Denazyfikacja w radzieckiej strefie okupacyjnej, „Zeszyty Naukowe UJ - Prace Histo­ ryczne” 1993, 107. Por. także artykuły: H.A. Welsh, Antifaschistisch-demokratische Umwälzung” und politische Säuberung in der sowjetischen Besatzungszone Deutschlands; H. Wolier, Ausgebliebene Säuberung“? Die Abrechnung mit dem Faschismus in Italien; M. Szöllösi-Janze, „Pfeilkreuzler, Landesverräter und andere Volksfeinde“. Generalab­ rechnung in Ungarn, w: Politische Säuberung in Europa. Die Abrechnung mit Faschismus und Kollaboration nach dem Zweiten Weltkrieg, (ed.) K.-D. Henke, H. Wolier, Mün­ chen 1991. 13 Ch. Fritsche, Vergangenheitsbewältigung im Fernsehen. Westdeutsche Filme über den Na­ tionalsozialismus in den 1950er und 60erJahren, München 2003, s. 59. Amnestionowane społeczeństwo

Gdy powstała R F N , sprzeciw wobec denazyfikacji i sądowego ścigania zbrodniarzy nazistowskich stał się istotną częścią ogólnego konsensu politycznego. Przywódca chrześcijańskiej demokracji i pierwszy kanc­ lerz federalny , zdecydowany przeciwnik narodowe­ go socjalizmu, demokrata i katolik, mawiał o konieczności uczynienia z tych kwestii tabula rasa. Już w swym expose stwierdził:

Denazyfikacja była przyczyną wielu nieszczęść. Ci, którzy rzeczywiście są winni przestępstw popełnionych w okresie narodowego socjalizmu i wojny, powinni zostać ukarani z całą surowością. Ale poza tym nie wolno nam dzie­ lić ludzi w Niemczech na dwie klasy: jednych bez politycznych zastrzeżeń i drugich z zastrzeżeniami. Ten podział musi jak najszybciej zniknąć. Wojna i zamęt okresu powojennego przyniosły wielu tak ciężkie próby i pokusy, że musimy mieć zrozumienie dla pewnych potknięć i wykroczeń. Z tego powo­ du rząd federalny rozważy sprawę amnestii...

[Durch die Denazifizierung ist viel Unglück und viel Unheil angerichtet worden. Die wirklich Schuldigen an den Verbrechen, die in der national­ sozialistischen Zeit und im Kriege begangen worden sind, sollten mit aller Strenge bestraft werden. Aber im Übrigen dürfen wir nicht mehr zwei Klas­ sen von Menschen in Deutschland unterscheiden: die politisch Einwandfrei­ en und die Nichteinwandfreien. Diese Unterscheidung muß baldigst ver­ schwinden. Der Krieg und die Wirren der Nachkriegszeit haben eine so harte Prüfung für viele gebracht und solche Versuchungen, daß man für manche Verfehlungen und Vergehen Verständnis aufbringen muß. Es wird daher die Frage einer Amnestie von der Bundesregierung geprüft werden... ]14.

Znawcy materii twierdzą, że Adenauer zdawał sobie sprawę ze stopnia uwikłania społeczeństwa niemieckiego w nazizm i nie wie­ rzył w możliwość usunięcia jego zwolenników z życia publicznego bez wywołania bardzo groźnych wstrząsów. Był przekonany, iż bez udziału dawnych nazistów nie odbuduje kraju. Uważał, że obiecując temu środowisku bezkarność, pozyska dla młodej Republiki Fede­ ralnej ich lojalność i umiejętności. W ten sposób Adenauer, unikając wprawdzie ostentacji, aby nie drażnić swych zachodnich protektorów,

14 Cyt. za K.-R. Körte, „Das Wort hat der Herr Bundeskanzler”. Eine Analyse der großen Regierungserklärungen non Adenauer bis Schröder, Wiesbaden 2002, s. 104. stał się oponentem wszczynania nowych procesów nazistów i rzecz­ nikiem łagodzenia zapadłych już wyroków, a sekundował mu w tym najwybitniejszy ewangelicki polityk w C D U , Eugen Gerstenmaier, a nawet przywódca SP D Kurt Schumacher, przez wiele lat więzień obozów koncentracyjnych. Mniejsze partie polityczne, w tym np. li­ beralna F D P , w pierwszych latach istnienia R F N uczyniły z żądania zakończenia denazyfikacji i amnestii dla więźniów jedno ze swych głównych haseł programowych. W tej atmosferze już w grudniu 1949 Bundestag uchwalił pierw­ szą ustawę amnestyjną. Dotyczyła ona wprawdzie osób skazanych na karę kilku miesięcy więzienia, ale objęła np. tysiące niskich stopniem członków załóg obozowych i policjantów. Poważniejsze następstwa miała ustawa uchwalona 10 kwietnia 1951 realizująca postanowienia art. 131 Ustawy zasadniczej. Z jej mocy przywracano do pracy pra­ cowników służby publicznej, którzy w sposób niezawiniony utracili ją w następstwie przegranej wojny, a podczas denazyfikacji nie zosta­ li zaliczeni do kategorii najbardziej obciążonych (kat. І і II), a także przywracano wypłatę świadczeń z tytułu pracy w służbie publicznej na stanowiskach utraconych w wyniku wojny. Problem polegał na tym, że ustawę interpretowano nazbyt szeroko, i tak np. gestapow­ ców masowo przywrócono do pracy w policji, ponieważ w latach 30. do tego nowotworzonego rodzaju policji przeniesiono ich z innych formacji policyjnych na mocy służbowego polecenia przełożonych, „czyli” znaleźli się tam bez wyrażenia swej woli. Cokolwiek więc po­ tem czynili jako gestapowcy, nie obciąża ich, a ponadto ich zwolnienie z pracy w następstwie rozwiązania Gestapo w 1945 było niezawinione. Doszło do tego, że o przywrócenie rent po mężach oficjalnie wystą­ piły wdowy po Fłimmlerze i Heydrichu. Wprawdzie ta niesłychana bezczelność została ukrócona, ale dzięki ustawie z 1951 roku do pracy przywrócono trzon narodowosocjalistycznych urzędników i pracow­ ników służb publicznych. W Niemczech Zachodnich do grup zawodowych, w których wy­ stąpiła szczególnie silna kontynuacja personalna, zaliczała się prokura­ tura i sądownictwo, gdzie dodatkowo funkcjonowała ściśle przestrze­ gana zasada immunitetu sędziowskiego, a także niemiecka służba za­ graniczna i środowisko nauczycieli akademickich. Dieter Schenk, były pracownik Federalnego Urzędu Kryminalnego [Bundeskriminalamt], który po pewnym czasie stał się nader krytycznym historykiem wła­ snego środowiska zawodowego, wykazał, iż zachodnioniemiecka policja z wpływowym BKA na czele była do początku lat 70. silnie skażona związkami z nazizmem. W B K A na 47 urzędników szczebla kierowniczego 45 miało nazistowską przeszłość. Około połowy z nich można by zaliczyć do kategorii przestępców nazistowskich, 15 służyło w Einsatzgruppen, tyluż było w Gestapo15.

Czyste ręce Wehrmachtu

W 1951 roku powstał także jeden z najbardziej trwałych mitów Republiki Federalnej. Dotyczył on czystych rąk i sumień, jakie pod­ czas wojny rzekomo zachował Wehrmacht. Gdy w związku z wy­ buchem wojny koreańskiej mocarstwa zachodnie zaczęły sondować Adenauera, czy i w jaki sposób można by wykorzystać potencjał R F N dla wzmocnienia obronności Zachodu, jako warunek wstępny roz­ mów na ten temat kanclerz zażądał zwolnienia wszystkich niemieckich żołnierzy więzionych jeszcze w krajach N A T O , a także wymógł na generale Dwighcie D . Eisenhowerze, ówczesnym dowódcy N A T O , oświadczenie, że niemieccy oficerowie i żołnierze nie splamili pod­ czas wojny honoru. Nastąpiło to 22 stycznia 1951, podczas spotkania Eisenhowera i wysokiego komisarza Johna J. M cCloya z Adenauerem i niemieckimi byłymi (...i przyszłymi) generałami Adolfem Fłeusin- gerem16 i Fłansem Speidelem w Bad Homburg17. Kamieniem węgiel­ nym mitu o „czystym Wehrmachcie” [die saubere Wehrmacht] było oświadczenie kanclerza Adenauera złożone 5 kwietnia 1951 przed

15 D. Schenk, Die braunen Wurzeln des BKA, Frankfurt a.M. 2003, s. 282. 16 Adolf Heusinger (1897-1982), general porucznik Wehrmachtu, gdy 20 lipca 1944 w Wolfsschanze wybuchła bomba, stal obok Hitlera, aresztowany na wiele mie­ sięcy przez Gestapo na podstawie podejrzenia o współpracę z zamachowcami, po wojnie świadek procesu norymberskiego, potem wysoki rangą współpracownik Organizacji Gehlena (dawny wywiad niemiecki na usługach USA). 1957-1964 generalny inspektor Bundeswehry. 17 Hans Speidel (1897-1984), doktor, generał porucznik Wehrmachtu, m.in. szef sztabu Erwina Rommla, uczestnik spisku przeciw Hitlerowi, z braku dowodów „winy” więziony do końca wojny. 1957-1963 dowódca wojsk NATO w Euro­ pie Środkowej. Potem prezydent wpływowej Fundacji Polityka i Nauka [Stiftung Politik und 'Wissenschaft]. Bundestagiem, w którym mowa była o uznaniu „rządu federalnego dla wszystkich zbrojnych [użył słowa Waffenträger - a więc nie tylko Wehrmacht, ale także np. Waffen-SS] naszego Narodu, którzy w imię wielkiej tradycji żołnierskiej z honorem walczyli na lądzie, morzu i w powietrzu”. Tezę tę, wygodną dla kilkunastu milionów Niem­ ców walczących na frontach II wojny światowej, podbudowaną także przez zachodnioniemieckie media, wykorzystywała później Bundes­ wehra, np. nadając około 30 ważnym obiektom (koszary, bazy lot­ nicze, okręty wojenne) imiona „bohaterów” z czasu wojny. Służbę w Bundeswehrze podjęło ponad 12 000 oficerów Wehrmachtu i oko­ ło 300 esesmanów. Powstały liczne stowarzyszenia byłych żołnierzy Wehrmachtu i Waffen-SS. Mówiąc o licznych nawiązaniach do Wehrmachtu czy wręcz Trzeciej Rzeszy w siłach zbrojnych R F N , należy wspomnieć o po­ ważnym i w dużym stopniu owocnym wysiłku, jaki podjęli twórcy Bundeswehry [Dienststelle Blank], aby zmienić postawę polityczną niemieckiego żołnierza, a zarazem przekonać niemieckie społeczeń­ stwo, iż utworzenie sił zbrojnych jest rzeczą słuszną. Poważne bada­ nia opinii publicznej wskazywały mianowicie, iż na początku lat 50. ogromna większość obywateli R F N (1950 - 75%; 1952 - 73%) nie chce służyć w wojsku ani nie życzy sobie, aby służyli tam ich mężowie lub synowie18. Odpowiedzią na taki stan rzeczy była koncepcja demokratyzacji sił zbrojnych, określana nieprzetłumaczalnym raczej terminem Inne­ re Führung [dowodzenie wewnętrzne], a opracowana w latach 1951— 1953, czyli na kilka lat przed faktycznym utworzeniem sił zbrojnych. Jednym z podstawowych celów tego programu było formowanie „obywatela w uniformie” [Staatsbürger in Uniform ], który - inaczej niż w republice weimarskiej - nie tylko może, ale powinien aktyw­ nie uczestniczyć w życiu społecznym i politycznym kraju, powinien być też świadomy, iż jego zadaniem jest służba dla demokratyczne­ go państwa. Po powstaniu Bundeswehry wprowadzono m.in. prze­ pisy zakazujące wykonywania rozkazów godzących w postanowienia prawa niemieckiego i międzynarodowego. Wprowadzono ponadto

18 H. Afflerbach, Das Militär in der deutschen Gesellschaß nach 1945, w: Sieger und Besieg­ te. Materielle und ideelle Neuorientierung nach 1945, (cd.) H. Afflerbach, Ch. Corneli- ßen, Tübingen 1997, s. 250. bardzo liberalne przepisy dotyczące składania skarg na przełożonych i obowiązek uczestniczenia żołnierzy w zajęciach z wiedzy obywatel­ skiej19. Ustrój R F N wprowadził także specjalną niezależną polityczną instytucję kontrolującą armię - pochodzącego z wyboru Bundestagu pełnomocnika ds. obronności [Wehrbeauftragter des Bundestages] i nadał bardzo szerokie uprawnienia Komisji Obrony Narodowej Bundestagu. Na profil ideowy i etyczny żołnierzy Bundeswehry od­ działywały zatem różne tendencje.

Trwałość mitu

Pomimo że już od lat 60. ukazywały się w Niemczech Zachodnich prace naukowe burzące mit „czystego Wehrmachtu”, trwał on w świa­ domości społecznej bardzo długo. Dopiero w 1982 roku pod wpły­ wem długoletnich ostrych debat na temat tradycji wojskowych, na ja­ kie powołuje się Bundeswehra, ministerstwo obrony zakazało odwo­ ływania się do tradycji Wehrmachtu, jednak bierny opór wojskowych, przywiązanych do dotychczasowej polityki historycznej w wydaniu Bundeswehry, trwał nadal20. Dużego rozgłosu nabrał spór o patrona koszar strzelców górskich w mieście Füssen w Allgäu, gen. Eduarda Dietla (1890-1944). Generał Dietl, Bawarczykz krwi i kości, „bohater Narwiku”, był rzeczywiście uwielbianym przez żołnierzy fachowcem w dziedzinie wojny górskiej i walk na dalekiej północy. Był jednak równocześnie członkiem NSDAP od 1919 roku i - jak mówił sam Hitler - pierwszym niemieckim oficerem, który go zrozumiał i oddał się do jego dyspozycji. Takim pozostał do śmierci w wypadku lot­ niczym w 1944 roku. Koszary otrzymały imię „Generaloberst Dietl” w 1964 roku. Pierwsze protesty przeciw takiemu patronowi pojawiły się w 1982 r. Spory, oskarżenia i interwencje zwolenników i przeciw­ ników Dietla, które ekscytowały przede wszystkim Bawarię, ciągnę­ ły się przez długie lata. Ostatecznie w roku 1995 niemiecki minister obrony zadecydował o przemianowaniu koszar na Allgäu-Kaserne. Ostre spory toczyły się także o patrona Jagdgeschwader 74 (dywi-

19 Tamże, s. 258-259. 20 T. Fischer, M.N. Lorenz (ed.), Lexikon der „Vergangenheitsbewältigung“ in Deutsch­ land. Debatten- und Diskursgeschichte des Nationalsozialismus nach 1945, Bielefeld 2009, s. 83-85. zjonu myśliwskiego) Wernera Möldersa (1913-1941), asa Luftwaffe, członka Legion Condor. W roku 2003 Wojskowo-Historyczny Urząd Bundeswehry w Poczdamie przygotował ekspertyzę właśnie w spra­ wie Legionu Condor i bombardowania Guerniki podczas wojny do­ mowej w Hiszpanii. W efekcie - pomimo że Mölders nie był nazistą i miał pewne kontakty z opozycją - zalecono usunięcie jego imienia z nazwy tej jednostki lotniczej, co nastąpiło w 2005 roku. Przetrwało ono do dziś w nazwie niszczyciela rakietowego „Mölders”, który był w służbie w 1. 1969-2003, a obecnie jest okrętem muzealnym nie­ mieckiej marynarki21. Prawdziwy przełom w kruszeniu mitu o „czy­ stych rękach Wehrmachtu” przyniosła wystawa Wojna na wyniszczenie [Vernichtungskrieg]. Przestępstwa Wehrmachtu 1941-1944, zaprezen­ towana po raz pierwszy w 1995 roku. O d tego czasu ten użyteczny mit zniknął z przekazu publicznego w Niemczech. Wystawa okazała się bardzo ważnym wydarzeniem w niemieckiej polityce historycznej, toteż poświęcimy jej jeszcze wiele miejsca.

Polityczne następstwa zaniechanego obrachunku

W 1954 roku Bundestag uchwalił ustawę o uwolnieniu od kary, dzię­ ki której amnestionowano bardzo wielu przestępców nazistowskich, a większość wyroków została zatarta w rejestrze skazanych. O d kary zwolniono także osoby nadal ukrywające się pod fałszywym nazwi­ skiem. W panującej wówczas atmosferze rozgrzeszenia i przyzwolenia zabrakło miejsca dla pamięci o przeciwnikach narodowego socjalizmu. Wdowy i sieroty po straconych spiskowcach i opozycjonistach nie tyl­ ko miały trudności z ich formalną rehabilitacją, ale także nagminnie spotykały się ze społecznym ostracyzmem. Osoby, które tajnie współ­ pracowały z aliantami (także zachodnimi), przez całe dekady zacho­ wywały swoją chwalebną działalność w głębokiej tajemnicy, aby nie usłyszeć, jak za plecami mówi się o ich zdradzie. Wyroki osławionego nazistowskiego Trybunału Ludowego uznano zbiorczo za niebyłe do­ piero w roku 1985, a np. dezerterzy z Wehrmachtu na rehabilitację czekali aż do 2002 roku. 21 Imiona „bohaterów” II wojny światowej nosiły jeszcze dwa bliźniacze okręty ma­ rynarki wojennej: „Lütjens” oraz „Rommel”. (1161 W epoce Adenauera swego rodzaju apogeum skandalicznego roz­ woju sytuacji była afera związana z byłym generałem Wehrmachtu Otto-Ernstem Remerem, który jako czołowy działacz małej Socjali­ stycznej Partii Rzeszy (SRP) budował swą popularność i karierę po­ lityczną na fakcie, iż 20 lipca 1944 roku w Berlinie osobiście kierował akcją stłumienia antyhitlerowskiego zamachu stanu, a jego żołnierze rozstrzelali Clausa von Stauffenberga i innych spiskowców. Remer i jego SR P odnieśli spore sukcesy wyborcze w północnych landach R F N . Pojawienie się ugrupowania jawnie i agresywnie przyznające­ go się do narodowosocjalistycznych korzeni oznaczało przekrocze­ nie granicy tolerancji ówczesnego systemu politycznego. SR P została w 1952 roku zdelegalizowana. Remer, który był potem ekspertem wojskowym w Egipcie i Syrii, wydawcą ekstremistycznych pisemek, mimo usiłowań zachodnioniemieckiego wymiaru sprawiedliwości do śmierci w roku 1997 pozostał bezkarny22. Przypadek Remera nie był jedynym skandalem, jaki przeżyła R F N w latach 50. na tle uwikłania jej obywateli w nazistowską przeszłość. W 1956 roku prasa poinformowała, że Bernhard Fischer-Schwe- der, jeden z dowódców osławionych Einsatzgruppen, który odpo­ wiedzialny był za zamordowanie tysięcy Żydów na Litwie w 1941 roku, wytoczył proces państwu niemieckiemu w związku z odmo­ wą przywrócenia go do pracy w policji. Poważną rolę w odkrywaniu i nagłaśnianiu tego rodzaju afer odegrała N R D , która od 1955 roku rozpowszechniała przeważnie prawdziwe informacje o zatrudnieniu aktywnych zwolenników Fłitlera na wysokich stanowiskach państwo­ wych w R F N . Głośnym przypadkiem było ujawnienie w latach 50. roli Hansa Globke, wieloletniego szefa urzędu kanclerskiego i „prawej ręki” kanclerza Adenauera, autora urzędowej wykładni antysemickich ustaw norymberskich. Inną znaną postacią tego pokroju był Theodor Oberländer, współwinny zamordowania lwowskich profesorów i in­ nych przestępstw wojennych, a piastujący od 1953 roku stanowiska fe­ deralnego ministra ds. wypędzonych, uchodźców i poszkodowanych przez wojnę. Pod koniec lat 50. bardzo głośna stała się krytyka obec-

Na temat SRP i Remera obszernie pisze N. Frei, Polityka wobec przeszłości..., s. 349-376. ności w zachodnioniemieckim wymiarze sprawiedliwości wielu (wg propagandy wschodnioniemieckiej ok. 800) prokuratorów i sędziów, aktywnych w czasie II wojny światowej w sądownictwie okupacyj­ nym lub wojskowym, ferujących wyroki śmierci, ex post powszechnie uznawane za zbrodnie sądowe. Polityka zaniechania i przymykania oczu przynosiła także kurio­ zalne efekty. Najbardziej spektakularny jest przypadek germanisty i historyka sztuki Hansa Schneidera (1909-1999) z Królewca, który w 1933 roku wstąpił do SA i nazistowskiego związku twórców kultu­ ry, a w 1937 do NSDAP i SS. Tam zatrudniony został w Lehr- und Forschungsgemeinschaft „Das Ahnenerbe”, w 1939 roku odkomen­ derowany został do Einsatzkommando Bruno Müllera w Krakowie. Był tam, gdy aresztowano krakowskich profesorów23. Następnie za­ trudniony został w osobistym sztabie Himmlera. O d sierpnia 1940 do listopada 1944 roku działał w niemieckich władzach okupacyj­ nych w Holandii, a jego głównym zajęciem była mobilizacja i kon­ trola środowiska kolaborantów. Znane jest także jego zaangażowanie w logistyczne wsparcie prowadzonych pod znakiem SS eksperymen­ tów pseudomedycznych. W ostatnich dniach wojny już jako oficer S D ukrył się w zniszczonej Lubece. Tam przyjął tożsamość Hansa Schwerte. Jego żona doprowadziła wkrótce do uznania Schneidera za zmarłego i w 1947 roku ponownie poślubiła go pod nazwiskiem Schwerte. Po wojnie studiował germanistykę w Hamburgu i Erlangen, gdzie jako zdolny, choć niemłody absolwent zatrudniony został jako asy­ stent. W 1948 roku doktoryzował się, a w 1958 habilitował. Już wów­ czas bywał na spotkaniach elitarnego ugrupowania niemieckich lewi­ cujących pisarzy, Grupy 47. W 1965 roku otrzymał profesurę w Reń- sko-Westfalskiej Technicznej Szkole Wyższej w Akwizgranie. W nie­ spokojnej drugiej połowie lat 60. wyróżnił się jako postępowy, lewico­ wo-liberalny wykładowca literatury niemieckiej. W latach 1970-1973 był rektorem uczelni, a następnie aż do przejścia na emeryturę (1978) pełnił funkcję pełnomocnika kraju Nadrenia Północna-Westfalia ds.

23 Nic wszakże nie wiadomo o jego roli w aresztowaniu krakowskich profesorów, tzw. Sonderaktion Krakau. kontaktów naukowych z Holandią i Belgią. Jego właściwą tożsamość odkryto w 1992 roku, jednak dopiero w 1995 roku dowiedziała się o tym niemiecka i holenderska opinia publiczna. Niemiecka proku­ ratura w krótkim czasie umorzyła śledztwo ze względu na sędziwy wiek oszusta, którego przypadek głęboko poruszył niemieckie koła in­ telektualne, pozostawiając więcej pytań niż odpowiedzi i to zarówno w sferze psychologicznej, jak i praktycznej24.

24 B.-A. Rusinek, Von Schneider zu Schwerte. Anatomie einer Wandlung, w: Verwand­ lungspolitik. NS-Eliten in der westdeutschen Nachkriegsgesellschaft, (ed.) B.-A. Rusinek, W. Loth, Frankfurt a.M. 1998, s. 143-179, w tomie tym przypadkowi Schneidera/ Schwerte poświęcone są jeszcze artykuły Jochena Hörischa i Petera Tepe. Przebudzenie

Poszerzanie stanu wiedzy

Obawa przed kompromitacją w oczach zachodnich sojuszników była ważną, ale nie jedyną przyczyną stopniowej zmiany kursu władz R F N wobec narodowosocjalistycznej przeszłości. D o tej powolnej i nader ostrożnej przemiany przyczynił się coraz lepszy stan badań nauko­ wych na temat zbrodni okresu narodowego socjalizmu. Już w 1946 roku ukazało się studium Der SS-Staat. Das System der deutschen Kon­ zentrationslager [Państwo SS. System niemieckich obozów koncentra­ cyjnych] (München 1946). Jego autor, Eugen Kogon (1903-1987), lewicowo-katolicki publicysta i polityk, więziony był przez sześć lat w Buchenwaldzie. Zaraz po wyzwoleniu, na zlecenie armii amerykań­ skiej przygotował oparty na źródłach i relacjach współwięźniów raport na temat tego obozu koncentracyjnego. Jego ustalenia, rozszerzone o informacje z innych obozów oraz o dane o strukturze SS, złożyły się na wspomnianą książkę, która wkrótce doczekała wielu wydań i prze­ kładów i stała się standardowym dziełem poświęconym temu naj­ czarniejszemu rozdziałowi historii narodowego socjalizmu. O d 1947 roku z inicjatywy mocarstw okupacyjnych trwały przygotowania do uruchomienia placówki naukowej zajmującej się dokumentowaniem oraz badaniem nazizmu i okresu rządów Hitlera. Placówka taka, pod nazwą Niemiecki Instytut Historii Czasów Narodowego Socjalizmu [Deutsches Institut für Geschichte der nationalsozialistischen Zeit] powstała w 1949 roku w Monachium. Instytut finansowany jest przez rząd federalny i niektóre landy. O d 1952 nosi nazwę Instytut Historii Współczesnej [Institut für Zeitgeschichte, IfZ]. U początków istnienia Instytutu doszło do sporu o jego profil. Politycy, zwłaszcza bawarscy, chcieli, aby jego głównym zadaniem było upowszechnianie wiedzy o nazizmie i jego zbrodniach, gdy tym­ czasem historycy, Gerhard Ritter, a szczególnie Hans Rothfels, który wywierał aż do początku lat 70. wielki wpływ na Instytut, opowiada­ li się za czysto naukowym profilem jego pracy. Ta właśnie orienta­ cja zwyciężyła i monachijska placówka skoncentrowała się na edycji podstawowych źródeł historycznych i przygotowywaniu monografii naukowych. Dorobek pracowników Instytutu i innych historyków współczesności prezentuje wydawane od 1953 roku „Vierteljahrshefte für Zeitgeschichte” [Kwartalnik Historii Współczesnej]. Zadaniem IfZ było też sporządzanie na zlecenie władz niemieckich ekspertyz w sprawie różnych aspektów narodowego socjalizmu. Po upływie dwóch dekad działalności cieszący się doskonałą reputacją w kręgach naukowych Instytut zaczął podejmować tematy z zakresu historii Republiki Federalnej Niemiec. Inaczej niż naukowy dorobek Instytutu Historii Współczesnej, pu­ blikacja dziennika Anny Frank oddziałała na bardzo szerokie koła czy­ telnicze. Książka ta, będąca zapisem przeżyć i duchowych doznań po­ chodzącej z Frankfurtu nad Menem, ukrywającej się w wraz z rodziną w Amsterdamie żydowskiej dziewczynki, wydana została najpierw w Holandii (Het Achterhuis: Dagboekbrieven van 12Ju ni 1942-1 Augustus 1944, 1947), a następnie w Niemczech (Das Tagebuch der Anne Frank, 1950). Był to pierwszy osobisty zapis losów ofiary Zagłady, jaki zyskał znaczny rozgłos w niemieckiej opinii publicznej. Warto zwrócić uwa­ gę, że współcześni wnikliwi badacze recepcji dziennika Anny Frank stwierdzają ex post, że jego oddziaływanie na świadomość zachodnio- niemieckiego społeczeństwa było nie tylko i wyłącznie pozytywne. Podkreślają oni, że niemieckie wydanie zostało przez ojca Anny oraz wydawców „wygładzone” specjalnie na użytek niemieckiego czytelni­ ka, m.in. przez usunięcie z niego sformułowań świadczących o uczu­ ciu nienawiści, jakie Anna żywiła do niemieckich prześladowców oraz o jej niechęci do niemieckiej kultury. W połączeniu ze znajdującymi się w tekście dziewczynki myślami o przebaczeniu, wywoływało to u wielu niemieckich odbiorców wysoce nieuzasadnione odczucie mo­ ralnego ukojenia. Było to tym łatwiejsze, że w pierwszych wydaniach dziennika nie wyjaśniano, gdzie, kiedy i w jakich okolicznościach zgi­ nęła Anna Frank, czyli oszczędzono czytelnikowi konfrontacji z tym, co było istotą Zagłady. Z tego powodu, stosując współczesne rozu- mienie Holocaustu, zwraca się uwagę, że zarówno sam tekst dzien­ nika, jak i sposób jego odbioru w Niemczech lat 50. i 60., prowadził do zacierania żydowskiej specyfiki losu Anny Frank i eksponowania jego rzekomego uniwersalizmu. Mimo to dziennik odegrał wielka rolę w przełamywaniu zmowy milczenia, jaka w R F N tamtych lat otaczała zbrodnie nazizmu, i uwrażliwianiu czytelników, szczególnie młodych, na wydarzenia rozgrywające się ledwie dziesięć lat wcześ­ niej1. Rzeczywiście, przemiany generacyjne, oznaczające wchodzenie w dorosłość osób, których światopogląd ukształtował się po II woj­ nie światowej, a ponadto mozolna praca wielu uczciwie i krytycznie myślących Niemców, którzy nigdy nie wątpili, iż zbrodnie nazizmu należy ścigać, a społeczeństwo musi przyjąć je do wiadomości i podjąć trud obrachunku i pokuty, nie pozostały bez rezultatu. Warto zaznaczyć, że władze R F N tak wielkodusznie obchodzące się z (byłymi) zwolennikami Adolfa Hitlera nie tylko czuwały, aby nie próbowali oni tworzyć samoistnej siły politycznej oraz aby ideo­ logia narodowego socjalizmu nie odradzała się, ale podjęły wysiłek materialnego zadośćuczynienia za krzywdy i straty. W 1952 roku jako pierwszy zawarty został układ z Izraelem dotyczący tej kwestii. Jego zasadniczym elementem było skierowanie pomocy materialnej do osób, które przeżyły Holocaust. Wkrótce potem R FN zawarła podob­ ne układy z wieloma krajami, z którymi Niem cy prowadziły wojnę. W 1953 roku Bundestag przyjął ustawę o odszkodowaniach dla ofiar nazizmu żyjących w R F N . Pod pozorem braku stosunków dyploma­ tycznych z krajami należącymi do sowieckiej strefy wpływów, nie do­ szło do zawarcia z nimi układów odszkodowawczych, pomimo iż dla każdego musiało być oczywiste, iż poza Izraelem właśnie tam liczba ofiar narodowego socjalizmu była największa. Fakt ten rzuca cień na czystość intencji stojących za działaniami odszkodowawczymi Repu­ bliki Federalnej w pierwszych dekadach jej istnienia1 2.

1 T. Fischer, M.N. Lorenz (ed.), Lexikon der „Vergangenheitsbewältigung“ in Deutsch­ land. Debatten- und Diskursgeschichte des Nationalsozialismus nach 1945, Bielefeld 2009, s. 107-108. 2 Problematykę tę wnikliwie analizuje Krzysztof Ruchniewicz w swej monografii Polskie zabiegi o odszkodowania niemieckie w latach 1944/45-1975, Wrocław 2007. [122] Proces w Ulm і Zentrale Stelle Ludwigsburg

Wspomniany już skandal, którego sprawcą byl Bernhard Fischer- Schweder, esesman próbujący zatrudnić się w policji, spowodował, iż w kwietniu 1958 roku wytoczono mu i dziewięciu innym ofice­ rom Einsatzgruppe Tilsit [Tylża] proces przed sądem w Ulm. Był to pierwszy, zbiorowy i stosunkowo dobrze nagłośniony proces zbrod­ niarzy nazistowskich, toczący przed sądem RFN . Sądownictwo za- chodnioniemieckie prowadziło do tej pory tylko nieliczne indywi­ dualne procesy z oskarżenia o te zbrodnie. Po czterech miesiącach procesu sąd skazał wszystkich oskarżonych na stosunkowo niskie kary więzienia, niemniej jednak proces był poważnym wstrząsem dla wrażliwszej części niemieckiej opinii publicznej, a to zarówno ze względu na ujawnione potworności, jak i ze względu na pobłażliwość sądu. D o historii przeszło uzasadnienie wyroku zaledwie dziesięciu lat więzienia dla Fischera-Schwedera, któremu - jak przyznawał sąd - udowodniono osobisty udział w zamordowaniu 526 osób, ale - jak stwierdził sędzia - „wykazywał się w stosunku do Żydów także ludz­ kimi odruchami” [mitunter auch menschliche Züge gegenüber den Juden gezeigt]3. Na fali moralnego wzburzenia wywołanego procesem, jeszcze w 1958 roku na wniosek kierującego oskarżeniem w U lm prokuratora generalnego Erwina Nellmanna krajowi ministrowie sprawiedliwości postanowili utworzyć w Ludwigsburgu Centralę Krajowych Admini­ stracji Wymiaru Sprawiedliwości d/s. Wyjaśnienia Zbrodni Narodo- wosocjalistycznych [Zentrale Stelle der Landesjustizverwaltungen zur Aufklärung nationalsozialistischer Gewaltverbrechen], zwaną popu­ larnie Zentrale Stelle Ludwigsburg. D o tej pory wszystkie oskarżenia przed sądami zachodnioniemieckimi miały charakter indywidualny, a zgromadzona wiedza i doświadczenie prowadzących sprawę proku­ ratorów ulegała po zakończeniu poszczególnych procesów rozprosze­ niu. Dzięki Zentrale Stelle postępowania przygotowawcze prowadzo­ ne były w sposób skoordynowany, w oparciu o specjalistyczną wie­ dzę o funkcjonowaniu nazistowskiego państwa oraz wielką kartotekę

3 Cyt. za T. Fischer, M.N. Lorenz (ed.), Lexikon der „Vergangenheitsbewältigung“ in Deutschland..., s. 66. (obejmującą m.in. prawie 700 000 nazwisk, 26 000 miejsc zbrodni, 4000 urzędów, jednostek i organizacji). Do chwili obecnej Zentrale Stelle prowadziła postępowania w po­ nad 100 000 spraw, w wypadku 7400 postępowań przekazała niemiec­ kim prokuraturom gotową dokumentację celem sporządzenia formal­ nego aktu oskarżenia. Ograniczenie polegające na tym, że Zentrale Stelle nie uzyskała pełni uprawnień prokuratorskich, lecz prowadzić mogła tylko wstępne dochodzenia, było ceną za szybką zgodę lan- dowych ministrów sprawiedliwości na jej powstanie. Z tych samych względów ograniczeniu uległ zakres prac tej ważnej instytucji, i tak, nie mogła ona badać zbrodni wojennych Wehrmachtu, a początkowo (do 1964) także, co ciekawe, zbrodni nazistowskich dokonanych na terenie Niemiec w ówczesnych granicach R F N . Zentrale Stelle, która odnotowała w krótkim czasie wiele sukcesów, stała się przedmiotem licznych nacisków i ataków ze strony środowisk przeciwnych rozli­ czeniu z nazizmem. W kręgach tych nazywano ją „Staatsanwaltschaft Jerusalem” [prokuraturajerozolimska]. Pierwszym kierownikiem ludwigsburskiej placówki został Erwin Schüle, członek ekipy prokuratorskiej w procesie w U lm . W później­ szym okresie podniosły się głosy krytyki, zarzucające mu, że nie do­ ceniał w pełni historycznego znaczenia swej misji i czasami nie dość stanowczo i suwerennie występował wobec swych nie zawsze życzli­ wych przełożonych. Następstwem jego miękkości miała być spóźnio­ na, a przez to nie całkiem udana akcja przeciw przedawnieniu zbrodni nazistowskich4. Jednym z najwybitniejszych pracowników Zentrale Stelle był prokurator Adalbert Rückerl (1925-1986), zatrudniony tam od 1961 roku, a od roku 1966 do 1984 nią kierujący. Przeszedł do hi­ storii m.in. jako energiczny i skuteczny orędownik nieprzedawniania zbrodni nazistowskich3.

4 M. von Miquel, Der befangene Rechtsstaat. Die westdeutsche Justiz und die NS-Vergan- genheit, w: Nach Kriegen und Diktaturen. Umgang mit Vergangenheit als internationa­ les Problem - Bilanz und Perspektiven fiir das 21. Jahrhundert, (cd.) A. Kenkcmann, H. Zimmer, Essen 2005, s. 90-91. 3 P. Reichel, Der Nationalsozialismus vor Gericht und die Rückkehr zum Rechtsstaat, w: Der Nationalsozialismus - die zweite Geschichte. Überwindung - Deutung - Erinne­ rung, (cd.) P. Reichel, H. Schmidt, P. Steinbach, Bonn 2009, s. 48-49. [124] Moralny sprzeciw wobec zaniechań epoki Adenauera

W listopadzie 1959 roku Reinhard Strecker, student z Berlina, zor­ ganizował w Karlsruhe, gdzie siedzibę swą miał zachodnioniemiecki Sąd Najwyższy oraz Federalny Trybunał Konstytucyjny, dokumen­ talną wystawę Ungesühnte Nazijustiz [Bezkarny nazistowski wymiar sprawiedliwości]. W wyłożonych na stołach teczkach z fotokopiami dokumentów przedstawił około stu czynnych w RFN prawników, którzy w czasie wojny jako sędziowie lub prokuratorzy dopuścili się zbrodni sądowych. Wystawę wściekle zaatakowały różne środowiska polityczne, początkowo nawet SP D , a jej autor byl nękany przez po­ licję i Urząd Ochrony Konstytucji. Trwały przygotowania do posta­ wienia go przed sądem. Głównym pretekstem do oskarżeń był fakt, że większą część dokumentacji autor otrzymał z pomocą instytucji wschodnioniemieckich, a później także od polskiej Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich6. Władze N R D ju ż od 1957 roku wy­ dawały drukiem materiały świadczące o nazistowskiej przeszłości licz­ nych i prominentnych zachodnioniemieckich prawników, co w R FN początkowo próbowano bagatelizować jako komunistyczne „fałszyw­ ki”7. Mimo usiłowań przeciwników, wystawa Ungesühnte Nazijustiz nie przeszła bez echa, m.in. dzięki niespodziewanemu poparciu pro­ kuratora federalnego Maxa Glide, który potwierdził prawdziwość pre­ zentowanych na wystawie dokumentów. Temat podchwyciły media i zażądały od polityków podjęcia stanowczych działań. Okazało się jednak, że konstytucja R F N nie zezwala na usuwanie niezawisłych sędziów i jedyną drogą do pozbycia się skompromitowanych postaci jest ich „dobrowolne” przejście w przedterminowy stan spoczynku z zachowaniem pełnych zarobków. Presja części mediów i opinii pu­ blicznej sprawiła, iż do końca 1962 roku z pracy zrezygnowało ponad 160 obciążonych sędziów i prokuratorów. Mimo tego kroku we właściwym kierunku, problem nazistow­ skich jurystów w służbie państwowej R F N nie zakończył się, okazało

6 Archiwum MSZ. 7 Ukazała się wówczas broszura Gestem Hitlers Blutrichter - halte bonner Justiz-Elite. Übergeben auf der internationalen Pressekonferenz am 23 Mai 1957 in Berlin [Wczoraj krwawi sędziowie Hitlera - dziś bońska elita prawnicza. Przekazano podczas międzynarodowej konferencji prasowej 23 maja 1957 w Berlinie]. się bowiem, znów dzięki dokumentom opublikowanym w N R D 8, że następca Maxa Güde na urzędzie prokuratora federalnego (od mar­ ca 1962), wieloletni sędzia Sądu Federalnego Wolfgang Frankel (ur. 1905), w czasie wojny jako prokurator w kilkudziesięciu przypadkach skutecznie wnioskował o najwyższy wymiar kary za bagatelne wykro­ czenia, m.in. dla polskiego robotnika przymusowego za wypowiedź, że Hitler nie opanuje całej Europy9. Fränklowi nie spadł - naturalnie chciałoby się powiedzieć — przysłowiowy włos z głowy. Walka z nazistowskimi sędziami odnotowała nawet spektakularną porażkę. Doszło do niej w latach 1967-1968, gdy z inicjatywy R o­ berta Kempnera (1899-1993), oskarżyciela w procesie norymberskim, przed sądami wszystkich instancji odbył się skomplikowany proces sędziego Trybunału Ludowego [Volksgerichtshof] Hansa-Joachima Rehse, w czasie wojny wspólnie z Rolandem Freislerem ferującego wyroki śmierci10 11. Ostatecznie został on uniewinniony. Precedenso­ we uzasadnienie, mówiące - w uproszczeniu - że sędziowie wydający bardzo surowe wyroki działali słusznie, gdyż realizowali w ten sposób uzasadnioną potrzebę ochrony państwa w czasie wojny, było póź­ niej wielokrotnie wykorzystywane dla obalania zarzutów stawianych prawnikom11. Także w 1968 roku, przy okazji uchwalania przez Bun­ destag przepisów wprowadzających do ustawy o wykroczeniach para­ graf dotyczący wspólnictwa [Beihilfe] zmodyfikowany został w taki sposób, iż od tej pory karanie „przestępców zza biurka” przez zachod- nioniemieckie sądy stało się de facto niemożliwe. Norbert Frei twier­ dzi, iż był to wyrafinowany i całkiem świadomy zabieg biurokratów z Federalnego Ministerstwa Sprawiedliwości, mających nazistowski etap w swych biografiach, którzy w sposób niezauważalny dla osób

8 Broszura Von der Reichsammltschafi zur Bundesanwaltschafi [Z Prokuratury Rzeszy do Prokuratury Federalnej] (Berlin 1962) wydana przez Ausschuß für die Deut­ sche Einheit und Vereinigung demokratischer Juristen Deutschlands. 9 Im Namen des Deutschen Volkes. Justiz und Nationalsozialismus. Katalog zur Ausstel­ lung des Bundesministers der Justiz, Köln 1989, s. 373-381. 10 I. Müller, Furchtbare Juristen. Die unbeivältigte Vergangenheit unserer Justiz, München 1987, s. 284. 11 T. Fischer, M.N. Lorenz (ed.), Lexikon der „Vergangenheitsbewältigung“ in Deutsch- i instytucji zajmujących się ściganiem zbrodni nazistowskich wytrącili im z ręki ważne narzędzie12. W późniejszym okresie największego rozgłosu nabrał przypadek wpływowego polityka C D U i wieloletniego premiera Badenii-Wir- tembergii, Hansa Filbingera (1913-2007), który jako prokurator i sę­ dzia Kriegsmarine w Norwegii odpowiedzialny był za kilka wyroków śmierci. Ujawnienie tych faktów doprowadziło w 1978 roku do jego dymisji, pomimo iż wyroki wydane zostały zaocznie (w wyniku uda­ nych dezercji) lub niewykonane z innych powodów. W jednym wy­ padku, w t którym wyrok wykonano, Filbinger występował jako oskar­ życiel i -ja k potem wyjaśnia! - otrzymał polecenie służbowe wniosko­ wania kary śmierci13. Był zatem Filbinger zapewne rzeczywiście mniej obciążony niż dziesiątki innych nazistowskich sędziów i prokurato­ rów, którzy za swe czyny nie ponieśli żadnych konsekwencji. W latach 70. jednak, gdy w R F N doszło do generalnej zmiany stosunku do na­ zistowskiej przeszłości Niemiec, sprawa Filbingera wywołała namięt­ ny spór. Trwał on do naszych czasów, gdyż mowa pogrzebowa, jaką 11 kwietnia 2007 nad grobem Filbingera wygłosił urzędujący premier Badenii-Wirtembergii Günther Oettinger, wywołała kolejny skan­ dal, a polityk ten musiał przyznać (m.in. wskutek nacisków kanclerz Angeli Merkel), iż mylił się, przedstawiając swego zmarłego poprzed­ nika jako niesłusznie oskarżanego przeciwnika narodowego socjali­ zmu. Ważny krok prowadzący do rozbicia konstrukcji prawnych za­ pewniających bezpieczeństwo „krwawym sędziom Hitlera” uczynio­ no 25 stycznia 1985, gdy Bundestag podjął jednomyślną uchwalę, że instytucja określana jako „Sąd Ludowy” nie była sądem w sensie państwowo- prawnym, lecz instrumentem terroru, służącym realizacji narodowosocjali- stycznego bezprawia [die als „Volksgerichtshof’ bezeichnete Institution kein Gericht im rechts­ staatlichen Sinne, sondern ein Terrorinstrument zur Durchsetzung der na­ tionalsozialistischen Willkürherrschaft war]l4.

12 N. Frei, 1945 und wir. Das Dritte Reich im Bewußtsein der Deutschen, München 2005, s. 79-80. 13 A. Graw, Oettinger-Debatte. Filbinger und die Fakten (16. April 2007), http://www. welt.de/politik/article813655/Filbinger_und_die_Faktcn.html 14 I. Müller, FurchtbareJuristen..., s. 290. Z tego stwierdzenia Bundestag wywodził myśl, iż żadne z posta­ nowień Volksgerichtshofu nigdy nie miało mocy prawnej, co ozna­ czało rehabilitację jego ofiar oraz stwarzało perspektywę skutecznego karania jego miarodajnych współpracowników. Dziesięć lat później Sąd Federalny [Bundesgerichtshof] stwierdził, iż jego orzecznictwo w kwestii sędziów i prokuratorów okresu narodowego socjalizmu, prowadzące do ich faktycznej nietykalności, było niesłuszne. Były to reakcje mocno spóźnione, gdyż w owym czasie przytłaczająca więk­ szość nazistowskich prawnikówjuż nie żyła, a pozostałych ze względu na wiek nie można było pociągnąć do odpowiedzialności.

Aktion Siihnezekhen

Głębokie, chrześcijańskie podejście do problemu zbrodni nazistow­ skich demonstrowała powstała w kwietniu 1958 roku z inicjatywy ewangelickiego opozycjonisty z czasów II wojny światowej i wybitne­ go powojennego działacza kościelnego Lothara Kreyssiga ogólnonie- miecka organizacja społeczna pod nazwą Akcja Znak Pokuty (obecnie Akcja Znak Pokuty - Służba dla Pokoju) [Aktion Sühnezeichen / Frie­ densdienste]. Zasadą jej pracy z młodzieżą niemiecką było (i pozo­ staje nadal) nie tylko pasywne z natury rzeczy wyznawanie winy, lecz także czynienie pokuty poprzez grupową pracę fizyczną w miejscach naznaczonych przez nazistowskie zbrodnie lub na rzecz ofiar tych zbrodni. Pierwsze pokutne wyprawy udały się z Niemiec do Nor­ wegii i Holandii. Od chwili zbudowania muru berlińskiego (1961), wschodnioniemieccy sympatycy Aktion Sühnezeichen zaczęli organi­ zować się pomimo oporu władz komunistycznych i od 1965 roku wy­ jeżdżali z pielgrzymkami do Polski i Czechosłowacji. Główną postacią wschodnioniemieckiej części ruchu był Günter Särchen (1927-2004), katolicki działacz młodzieżowy z Magdeburga. Pomimo obserwacji i szykanowania przez Stasi, od 1960 roku odwiedzał Polskę, gdzie nawiązał kontakty m.in. ze środowiskiem „Tygodnika Powszechne­ go” oraz „Znaku” i stał się gorącym sympatykiem Polski. Był zatem jednym z pionierów polsko-niemieckiego dialogu i pojednania. [1281 Proces Eichmanna

Badacze historii postrzegania nazistowskiej przeszłości przez spo­ łeczeństwo Republiki Federalnej Niemiec przełomowe znaczenie przypisują procesowi Adolfa Eichmanna (1906-1962) w Jerozoli­ mie, trwającemu od kwietnia 1961 do maja 1962 roku. Eichmann był członkiem SS i kierownikiem referatu żydowskiego w R SH A . O so­ biście kierował akcjami wysiedlenia Żydów z Niem iec i Austrii oraz deportacją Żydów węgierskich do Auschwitz, był także uczestnikiem i protokolantem konferencji w Wannsee (styczeń 1942), podczas któ­ rej przyjęto plan „ostatecznego rozwiązania” kwestii żydowskiej, czyli wymordowania Żydów europejskich. Ukrywającego się w Argentynie Eichmanna aresztował i uprowadził wywiad izraelski. C o ciekawe, dziś wiadomo, iż o miejscu pobytu jednego z najbardziej poszuki­ wanych przestępców wojennych od połowy lat 50. wiedział wywiad zachodnioniemiecki (BND) i amerykański (CIA). Jednak obydwie zaprzyjaźnione służby nie poinformowały o tym opinii publicznej ani Izraelczyków, co tłumaczy się przeważnie realiami zimnej wojny, podczas której niczym niezmącona solidarność zachodniego sojuszu i dobre stosunki obydwu państw z Argentyną należały do celów nad­ rzędnych. Istnieją też poszlaki, że to strona niemiecka, świadoma ist­ nienia dowodów na współpracę Eichmanna z bliskim współpracowni­ kiem kanclerza Hansem Globke, nalegała na zostawienie Eichmanna w spokoju. Kluczowa informacja o miejscu ukrywania się zbrodniarza dotarła do Izraelczykówjednak za pośrednictwem Niemiec, gdyż roz­ poznała go w Buenos Aires pewna rodzina żydowskich emigrantów z Niemiec, która poinformowała o tym znanego z bezkompromiso- wości prokuratora generalnego Hesji Fritza Bauera. O n z kolei - om i­ jając swych przełożonych i w ogóle wszelkie niemieckie instytucje - osobiście przekazał wiadomość Izraelczykom. Postacią Fritza Bauera, kluczową dla sprawy ścigania zbrodniarzy nazistowskich w R F N na przełomie lat 50. i 60., zajmiemy się niebawem. Proces Eichmanna w Jerozolimie rozpoczął się 10 kwietnia 1961. Jego obrońcą, na mocy uchwalonego ad hoc prawa, był niemiecki ad­ wokat Robert Servatius, występujący wcześniej w procesie norymber­ skim. Dopuszczenie cudzoziemca do tej funkcji było konieczne, gdyż żaden z obrońców izraelskich nie chciał się podjąć obrony. 11 grudnia 1961 zapadł wyrok śmierci, potwierdzony przez sąd drugiej instancji. Wyrok został wykonany w nocy z 31 maja na 1 czerwca 1962 po od­ rzuceniu podania o ułaskawienie przez prezydenta Izraela. Zarówno ustalenia izraelskiej prokuratury, jak i zeznania same­ go Eichmanna wniosły wiele do wiedzy o historii Zagłady, o funk­ cjonowaniu instytucji państwa niemieckiego oraz o światopoglądzie i psychice nazistowskich „sprawców zza biurka” [Schreibtischtäter]. C o najważniejsze, proces Eichmanna wywołał ogromne zaintereso­ wanie mediów, w tym zwłaszcza telewizji. Uważa się, że był to jeden z pierwszych przypadków, kiedy telewizja zdołała poważnie zmienić postrzeganie historii. Tak było w Izraelu i U S A , gdzie przeżycia oca­ lonych z Zagłady po wielu latach milczenia znalazły się w centrum uwagi opinii publicznej, podobnie głębokie i dalekosiężne działanie miał proces w R F N . Zachodnioniemiecka telewizja zaprezentowała 32 półgodzinne sprawozdania z procesu. W materiale dowodowym oraz w transmisjach telewizyjnych po raz pierwszy wykorzystano wstrząsające materiały filmowe i fotograficzne z warszawskiego getta. Telewizyjne sprawozdania z procesu miały w R F N wysoką oglądal­ ność, a wrażenia i informacje z nich zaczerpnięte były szeroko dysku­ towane, unaoczniając masowej, szczególnie młodej publiczności skalę zbrodni. Sformułowania Eichmanna zawarte w jego ostatnim słowie (13 grudnia 1961) wielu Niem com otworzyły oczy na podłość i zakła­ manie byłych nazistów. Eichmann mówił wówczas: Miałem to nieszczęście, że zostałem uwikłany w okrucieństwa. Do czynów tych doszło jednak bez mojej woli. Nie miałem woli zabijać ludzi. Wyłączną winę za ten masowy mord ponoszą przywódcy polityczni. Raz jeszcze powta­ rzam, moją winą jest me posłuszeństwo, moje podporządkowanie się służbo­ wym obowiązkom i zobowiązaniom wynikającym ze służby wojskowej oraz przysięgi wojskowej i służbowej. Warstwa przywódcza, do której nie należa­ łem, wydawała rozkazy i ona też, moim zdaniem, słusznie zasłużyła na karę za okrucieństwa popełnione na ofiarach z jej rozkazu. Teraz jednak również podwładni są ofiarami. Jestem właśnie jedną z takich ofiar...

[Ich hatte das Unglück in diese Greuel verwickelt zu werden. Aber diese Un­ taten geschahen nicht mit meinem Willen. Mein Wille war nicht, Menschen umzubringen. Der Massenmord ist allein die Schuld der politischen Führer. [...] Ich betone auch jetzt wieder, meine Schuld ist mein Gehorsam, meine Unterwerfung unter Dienstpflicht und Kriegsdienstverpflichtung und Fah- nen- und Diensteid. [...] Die Führerschicht, zu der ich nicht gehörte, hat die Befehle gegeben, sie hat, meines Erachtens, mit Recht Strafe verdient für die Gräuel, die auf ihren Befehl hin an den Opfern begangen wurden. Aber auch die Untergebenen sind jetzt Opfer. Ich bin ein solches Opfer...]b.

Wkrótce po procesie jego obserwatorka, żydowska emigrantka z Niemiec, znana amerykańsko-niemiecka filozofka i politolożka Hannah Arendt, wydala ważną i polemiczną książkę pt. Eichmann w Jerozolimie. Rzecz o banalności zła (wydania: amerykańskie 1963, nie­ mieckie 1964, polskie 1987), jej lektura dodatkowo zainspirowała intelektualistów w R F N do debaty o nazistowskiej przeszłości kraju.

Proces załogi Auschwitz we Frankfurcie n.M.

Nieco ponad rok po tym, jak sąd w Jerozolimie wydał wyrok w pro­ cesie Adolfa Eichmanna, we Frankfurcie n.M . rozpoczął się tzw. pro­ ces oświęcimski (grudzień 1963 - sierpień 1965). Doszło do niego w wyniku długotrwałych starań Hermanna Langbeina, sekretarza generalnego Międzynarodowego Komitetu Oświęcimskiego oraz prokuratora generalnego Ilesji Fritza Bauera (1903-1968). Ten po­ chodzący z niemiecko-żydowskiej rodziny prawnik, powróciwszy w 1949 roku z emigracji w Szwecji, gdzie poznał się i zaprzyjaźnił z Willy Brandtem, stał się głównym niemieckim rzecznikiem konse­ kwentnego ścigania zbrodni nazistowskich. Był m.in. oskarżycielem w procesie przeciw Remerowi. Jeśli chodzi o proces oświęcimski, jego pierwszą zasługą było to, iż już w 1958 roku przekonał Sąd Federalny 0 celowości zbiorowego procesu, w ramach którego możliwa będzie dokładniejsza rekonstrukcja wydarzeń w K F Auschwitz. Bauer żywił też nadzieję, że proces taki wywrze większe wrażenie na niemieckim społeczeństwie niż odosobnione procesy pojedynczych oskarżonych. Zadbał ponadto, aby prokuratorzy - pomimo niesprzyjającego klima­ tu w zachodnioniemieckim sądownictwie — otrzymali wszelką pomoc 1 wsparcie podczas postępowania. W wyniku starannego przygotowaw­ czego dochodzenia wstępnego prowadzonego przez Zentrale Stelle

15 Cyt. za Ch. Hoffmann, Der Eichmann-Prozess inJerusalem (http://www.shoa.de/nach- kriegsdeutschland/die-juristische-aufarbeitung-der-ns-verbrechen/lll.html). Ludwigsburg, które objęło jako podejrzanych 800 członków załogi KL Auschwitz, doszło ostatecznie do oskarżenia 20 osób, wobec któ­ rych zebrano najmocniejszy materiał dowodowy. Podczas procesu przesłuchano 356 świadków, a sąd przeprowadził wizję lokalną w by­ łym obozie Auschwitz. Po doświadczeniach z procesu Eichmanna, proces frankfurcki po­ nownie przykuł uwagę mediów zachodnioniemieckich. Szacuje się, że w ciągu wielomiesięcznej rozprawy przed widownią sądową prze­ winęło się około 20 tys. osób. W pamięci wszystkich obserwatorów procesu pozostał wstrząsający obraz świadków z trudem panujących nad swymi emocjami podczas przesłuchań, zmuszających ich do po­ wrotu pamięcią do traumatycznych wydarzeń w Auschwitz. W pa­ mięci pozostał też obraz adwokatów perfidnie podważających treść zeznań, upokarzających świadków jako rzekomych pachołków ko­ munizmu, oraz oskarżonych, którzy niczego sobie nie przypominali, nie okazywali cienia skruchy i najmniejszej chęci współpracy. Trzech oskarżonych zostało uniewinnionych, pozostali skazani zostali na kary więzienia, w tym sześciu na dożywotnie. Krytycy procesu podnosili przede wszystkim, że sąd nie rozpatrywał głównej winy oskarżonych, jaką było stworzenie i utrzymywanie w ruchu zbrodniczej machiny, jaką był obóz w Auschwitz, lecz dopuścił do podzielenia procesu na epizody, podczas których bez końca ustalano najdrobniejsze szczegóły przestępstw zarzucanych poszczególnym oskarżonym. Skutkiem tego najcięższe kary otrzymali szeregowi członkowie załogi, a nie kierujący nimi oficerowie SS. Największe oburzenie wywołał wyrok dziewięciu lat więzienia dla Victora Capesiusa, kierownika obozowej apteki, który m.in. brał czynny udział w selekcjach Żydów na rampie w Birkenau. Fritz Bauer, słusznie obawiający się, że prawnicy podczas proce­ su zatracą się w wyjaśnianiu szczegółów i dopuszczą do zaciemnienia istoty zbrodniczego systemu, zlecił Instytutowi Historii Współczesnej w Monachium przygotowanie szeregu ekspertyz, które włączone zo­ stały do akt procesowych. Wkrótce Instytut zebrał je i opublikował w formie dwutomowej edycji pod tytułem Anatomie des SS-Staates [Anatomia państwa SS] (1965). Było to pierwsze gruntowne, nie­ mieckie, naukowe opracowanie dotyczące systemu obozów koncen­ tracyjnych i historii zagłady Żydów, które wyznaczyło nowe standardy w badaniach tej problematyki16. W latach 60. odbyły się we Frankfur­ cie n.M . jeszcze dwa procesy członków załogi Auschwitz, na lawie oskarżonych zasiadało w nich tylko pięć osób. Sąd zachodnionie- miecki po raz ostatni wydał wyrok skazujący w sprawie z oskarżenia 0 zbrodnie w tym obozie w 1981 roku. Mimo iż Fritzowi Bauerowi udało się uruchomić w RFN pewne ważne instrumenty i mechanizmy rozliczenia z przeszłością, on sam z wielkim sceptycyzmem oceniał stosunek zachodnioniemieckiego wymiaru sprawiedliwości do ścigania zbrodni nazistowskich oraz wła­ sne osiągnięcia. Mówił o biernym oporze systemu, o orzecznictwie Sądu Federalnego faktycznie uniemożliwiającym ściganie sędziów 1 prokuratorów, o nader szkodliwej praktyce sądów, automatycznie uchylających tezę oskarżenia o sprawstwo i zastępujących je znacznie lżejszym zarzutem pomocnictwa [Beihilfe] w popełnianiu zbrodni nazistowskich, zgodnie z logiką znaną nam już ze słów Eichmanna, że jedynymi winnymi tych przestępstw są członkowie der Führungs­ schicht [warstwy przywódczej ]. Joachim Perels, prawnik i politolog z Hanoweru, przypomniał niedawno, że sądy niemieckie rozszerzały orzeczenia pomocnic­ twa w sposób absurdalny i zgoła gorszący. W 1961 roku Sąd Krajo­ wy w Monachium orzekł owo pomocnictwo w przypadku dowód­ cy Einsatzkommando 8, należącego do Einsatzgruppe В, a działają­ cego na Białostocczyźnie i Białorusi, O tto Bradfischa (nb. prawnika z wykształcenia), któremu udowodniono odpowiedzialność za zabi­ cie 15 000 Żydów, w tym także osobiste mordowanie ofiar. W in­ nym przypadku z tamtego okresu, Sąd Krajowy w Giessen orzekł pomocnictwo w stosunku do byłego oficera policji niemieckiej, któ­ remu udowodniono, iż dla „zabicia czasu” osobiście pozbawił życia 162 Żydów 17. Rozgoryczony Fritz Bauer pisał, wspominając „proces Auschwitz”: Stan rzeczy i stan prawny byl nader jasny: był rozkaz likwidacji Żydów w opanowanej przez nazistów Europie; narzędziem mordu był Auschwitz,

16 N. Frei, 1945 und wir..., s. 77; T. Fischer, M.N. Lorenz (ed.), Lexikon der „Vergan­ genheitsbewältigung“ in Deutschland..., s. 128-134. 17 J. Perels, Entsorgung der NS-Herrschaft? Konfliktlinien irn Umgang mit dem Hitler- -Regime, Flannover 2004, s. 229. Treblinka itd. Kto tę morderczą maszynę obsługiwał, stawał się winnym współdziałania podczas mordu, bez względu na to co robił, założywszy oczy­ wiście, że znał przeznaczenie tej maszynerii, co nie budzi żadnych wątpliwo­ ści w przypadku tych, którzy działali w obozach zagłady, albo o nich wiedzie­ li, od wartowników aż po szczyty hierarchii. Kto należy do bandy zbójców w stylu Schillera albo do bandy gangsterów w stylu „Murder Inc.”, jest winny mordu, czego nie może poddać w wątpliwość żaden tutejszy karnista. Obo­ jętne, czy chodzi o bossa wydającego zza biurka rozkaz mordowania [...], czy o tego, kto własnoręcznie strzela czy stoi na czatach, czy robi jeszcze coś innego, co zostało mu przeznaczone w ramach podziału pracy. Nasze procesy przeciw nazistom po wielokroć odstępowały od tej zupełnie zwyczajnej prak­ tyki, którą świetnie zna każdy początkujący karnista. Robi się to w tym celu, aby kolektywnie popełnione czyny, przez atomizowanie i rozparcelowanie strasznych faktów, niejako sprywatyzować, a przez to złagodzić. [Die Sach- und Rechtslage war ungewöhnlich einfach: Es gab einen Befehl zur Liquidierung der Juden in dem von den Nazis beherrschten Europa; Mordwerkzeug waren Auschwitz, Treblinka usw. Wer an dieser Mordma­ schine hantierte, wurde der Mitwirkung am Morde schuldig, was immer er tat, selbstverständlich vorausgesetzt, daß er das Ziel der Maschinerie kannte, was freilich für die, die in den Vernichtungslagern waren oder um sie wuß­ ten, von der Wachmannschaft bis zur Spitze, außer jedem Zweifel steht. Wer einer Räuberbande im Stil von Schiller oder einer Gangsterbande im Stil von „Murder Inc.“ angehört, ist, woran kein Strafjurist hierzulande zwei­ feln dürfte, des Mordes schuldig, gleichgültig, ob er als „Boß“ am Schreib­ tisch den Mordbefehl erteilt [...], ob er eigenhändig schießt, ob er Schmiere steht oder sonst tut, was ihm im Rahmen einer Arbeitsteilung an Aufgaben zugewiesen ist. Von dieser hierzulande sonst ganz üblichen, schon dem jungen Strafjuristen geläufigen Praxis wichen unsere NS-Prozesse vielfach ab, wahrscheinlich, um das kollektive Geschehen durch Atomisierung und Parzellierung der furchtbaren Dinge sozusagen zu privatisieren und damit zu entschärfen]18.

Fritz Bauer zmarł 1 lipca 1968 śmiercią samobójczą, przy czym motywy targnięcia się na życie przez tego bardzo zasłużonego i ce­ nionego prawnika pozostały niewyjaśnione. W ostatnich latach przed śmiercią przygotowywał wielki proces osób kierujących systemem eutanazji. Gdy go zabrakło, proces ten nie doszedł nigdy do skutku.

18 Cyt. za N. Frei, 1945 und wir..., s. 78.

Wola rozliczenia nazizmu zwycięża

Proces Eichmanna i proces oświęcimski wywarły wielki wpływ na społeczeństwo zachodnioniemieckie, pozyskując znaczącą jego część dla sprawy obrachunku ze zbrodniami nazistowskimi. Tematyka ta zajęła poczesne miejsce w mediach, poświęcano jej coraz liczniejsze opracowania naukowe. Kontaktów z żyjącymi poza R F N ofiarami na­ rodowego socjalizmu i systemu obozowego szukać zaczęły zachod­ nioniemieckie organizacje społeczne, jak niemiecka sekcja katolickiej pacyfistycznej organizacji Pax Christi, która w łatach 60. uczyniła z ekspiacji i pomocy dla ocalonych jeden z najważniejszych swych celów. 19 października 1973 z zaangażowania tego decyzją Centralne­ go Komitetu Niemieckich Katolików powstała organizacja społeczna specjalizująca się w niesieniu pomocy charytatywnej byłym więźniom obozów pod nazwą Maximilian-Kolbe-Werk [Dzieło Maksymiliana Kolbe]. Wkrótce osiągnęła ona bardzo znaczące rezultaty na tym polu. Jej inicjatorem i pierwszym kierownikiem był Alfons Erb (1907-1983). D o początku lat 90. głównym obszarem działania organizacji była Pol­ ska, od 1992 uruchomiona została dodatkowo akcja pomocowa dla byłych więźniów w krajach dawnego Z S R R 1. Aczkolwiek opisane tu inicjatywy wychodziły ze środowisk chrze­ ścijańskich, to jednak nie można zapominać, że współbrzmiały one z przesunięciami na niemieckiej scenie politycznej, polegającymi na stopniowym wzroście znaczenia SPD , która na przełomie lat 50. i 60. pożegnała się z tradycyjnym modelem partii klasowej i marksistow­ skiej. Pod kierunkiem charyzmatycznego Willy Brandta zaczęła upra­ wiać politykę lewicowo-liberalną, pozyskując coraz więcej zwolenni-

1 Por. A. Stempin, Das Maximilian-Kolbe-Werk. Wegbereiter der deutsch-polnischen Aus­ söhnung, 1960-1989, Paderborn 2006. ków dla haseł odnowy i zmian w R F N . W 1966 roku powstał rząd „wielkiej koalicji” C D U /C S U i SPD, w którym byl wi­ cekanclerzem i ministrem spraw zagranicznych. Po wyborach w 1969 roku przywódca SPD został kanclerzem. W swym expose mówił, iż traktuje ten wybór jako ostateczne zwycięstwo nad Hitlerem. W okre­ sie rozpoczętych wówczas wieloletnich rządów koalicji S P D -F D P (aż do roku 1982) w społeczeństwie zachodnioniemieckim doszło do da­ leko idącej demokratyzacji wychowania i edukacji, stosunków pracy, życia Kościołów etc. Odraza wobec narodowego socjalizmu i milita- ryzmu oraz współczucie dla ofiar stopniowo wchodziło do kanonu zinternalizowanych przekonań większości obywateli R F N . N ie zna­ czy to bynajmniej, że opór przeciw powszechnemu i efektywnemu ukaraniu zbrodni nazistowskich zniknął.

Przedawnienie - początek debaty

Najważniejszym polem sporu w latach 60. i 70. okazała się sprawa przedawnienia zbrodni popełnionych w okresie nazizmu. Jeszcze w 1960 roku przy jedynie słabym oporze SPD doszło, zgodnie z po­ stanowieniami „zwykłego” kodeksu prawa karnego, do przedawnie­ nia wszystkich przestępstw okresu nazizmu, włącznie z zabójstwem [Tötungsdelikt]. Przedawnieniu ulegały zatem wszelkie przestępstwa nazistowskie przeciw mieniu i zdrowiu (np. tortury, eksperymenty pseudomedyczne bez skutku śmiertelnego, lżejsze przypadki pozba­ wienia życia). O d tego momentu możliwe było już tylko ściganie nazistów z oskarżenia o zbrodnię zabójstwa kwalifikowanego, czyli morderstwa [Morddelikt]. Jednak i te najcięższe zbrodnie miały ulec przedawnieniu w dniu 8 maja 1965, czyli w dwudziestą rocznicę za­ kończenia wojny. W miarę zbliżania się tej daty problem przedawnie­ nia pojawiał się coraz częściej w publicznej debacie. W końcu, dzięki większemu zrozumieniu zachodnioniemieckiej opinii publicznej dla potrzeby karania zbrodni nazizmu, doszło do żywej dyskusji, obej­ mującej szersze niż kiedykolwiek kręgi niemieckiego społeczeństwa. Presję na R F N wywierała także zagranica. Naciski owe, oprócz wer­ balnych protestów ze Wschodu i Zachodu, polegały m.in. na przeka- zaniu do Ludwigsburga przez państwa bloku sowieckiego dokumen­ tacji pozwalającej na wszczęcie nowych dochodzeń, zgodnie bowiem z prawem, w przypadku rozpoczętych postępowań przedawnienie nie obowiązywało. Równocześnie ilość otrzymanych, pierwszorzęd­ nych dokumentów była tak wielka, że w żaden sposób nie można było w odpowiednim terminie z powodów formalnych rozpocząć wszyst­ kich możliwych postępowań prokuratorskich, co stawiało zachodnio- niemiecki wymiar sprawiedliwości przed nierozwiązywalnym proble­ mem etycznym. Ten stan rzeczy stał się powodem podjęcia fundamentalnej de­ baty politycznej na forum Bundestagu. W jej wyniku głosami socjal­ demokratów i dużej części chadeków uchwalono, iż przestępstwa, za które grozi w R F N kara dożywotniego więzienia, przedawnią się 31 grudnia 1969. Efekt ten osiągnięto nie poprzez wydłużenie cza­ su koniecznego do przedawnienia, lecz poprzez przesunięcie punktu, od którego zaczyna się ono liczyć: z 8 maja 1945, czyli końca woj­ ny, na 1 stycznia 1950. Ta nowa data oznaczała umownie moment, od którego suwerenne sądownictwo R F N mogło było rozpatrywać oskarżenia o zbrodnie nazistowskie. Ówczesna debata parlamentarna uważana jest w R F N za wielkie, moralne osiągnięcie Bundestagu, za zwycięstwo nad dominującym do tej pory formalizmem prawnym, aczkolwiek opinia międzynarodowa, opowiadająca się już wówczas za całkowitym nieprzedawnianiem zbrodni nazistowskich, uważała po­ stanowienie zachodnioniemieckiego parlamentu za słaby raczej kom­ promis. Warto też zaznaczyć, że badania opinii publicznej w R F N wykazywały zarówno w 1965 jak i jeszcze w 1969 roku, że nieznaczna większość Niemców (52%) optowała za przedawnieniem2.

Proces załogi Majdanka i nieprzedawnienie

W 1968 roku O N Z przyjęła konwencję o niestosowaniu przedawnie­ nia w przypadku zbrodni wojennych i zbrodni przeciw ludzkości, co sprawiło, iż R F N nie mogła dopuścić do przedawnienia zbrodni na­

2 H. Dubiel, Niemand ist frei non der Geschichte. Die nationalsozialistische Herrschaft in den Debatten des Deutschen Bundestages, München 1999, s. 103-110. zistowskich, o ile nie chciała ryzykować zamknięcia sobie dostępu do tej światowej organizacji. Członkostwo w O N Z było bowiem jednym z podstawowych celów zachodnioniemieckiej polityki zagranicznej. W tej sytuacji Bundestag znów uciekł się do kompromisu i wydłużył czas oczekiwania na przedawnienie czynów zagrożonych karą doży­ wocia do 30 lat. W związku z tym po upływie dekady doszło do kolej­ nej, tym razem ostatniej debaty na temat przedawnienia. W jej wyniku 3 lipca 1979 Bundestag na wniosek wszystkich trzech trakcji reprezen­ towanych w parlamencie uchwalił ustawę o zniesieniu przedawnienia za zbrodnie ludobójstwa i zbrodnie morderstwa. Przeszła ona po burz­ liwej debacie 255 głosami „za” przy 222 „przeciw”3. Warto zaznaczyć, że w tym czasie wyniki badania zachodnioniemieckiej opinii publicz­ nej wskazywały, iż przewagę zyskali zwolennicy nieprzedawnienia. Jak uważają niemieccy historycy, poważny wpływ na takie właśnie nastawienie społeczeństwa zachodnioniemieckiego, a pośrednio na decyzję Bundestagu, miała emisja w styczniu 1979 amerykańskiego, czteroczęściowego filmu pt. Holocaust, który w konwencji fabularnej ukazywał zagładę fikcyjnej żydowskiej rodziny Weissów. Realistyczne ukazanie indywidualnego losu konkretnych ludzi, prześladowanych i zabijanych, do głębi poruszyło niemiecką widownię, spotykającą się do tej pory w najlepszym razie z całościowymi ujęciami dokumen­ talnymi i wielkimi liczbami. Film miał bardzo wysoką oglądalność: obejrzało go około połowy dorosłych Niemców. Telewizja otrzyma­ ła kilkadziesiąt tysięcy listów i telefonów od wstrząśniętych widzów. Społeczne poparcie dla przedawnienia zbrodni nazistowskich, mie­ rzone przed i po wyświetleniu filmu, zmniejszyło się z 51% do 35%, a poparcie dla dalszego ścigania wzrosło z 15% do 39%4. Wstrząs wywołany filmem wpłynął też na przebieg ostatniego zbio­ rowego procesu zbrodniarzy nazistowskich w RFN , jakim był proces 16 członków załogi Majdanka (w tym sześciu kobiet) przed sądem krajowym w Diisseldorfie. Ten wielki proces, w którym wysłuchano ok. 350 świadków, rozpoczął się w 1975 roku i początkowo nie budził zainteresowania mediów. Wykorzystali to neonaziści z N P D , zbiera­ jący się tłumnie na widowni sądowej i demonstrujący swą wrogość

3 Tamże, s. 160-175. 4 M. von Miquel, Ahnden oder amnestieren? WestdeutscheJustiz und Vergangenheitspolitik in den sechzigerJahren, Göttingen 2004, s. 365. wobec prokuratorów i świadków oskarżenia. N a sali sądowej rozda­ wali materiały propagandowe podważające prawdziwość informacji o masowym zabijaniu ofiar gazem trującym. Obrońcy oskarżonych, wśród których było dwóch dawnych członków NSDAP, podobnie jak podczas procesu załogi Auschwitz, upokarzali i dręczyli świadków oskarżenia. Jeden z nich, Hermann Stolting, podczas wojny działał jako młody prokurator w sądzie specjalnym w Bydgoszczy i wielo­ krotnie z powodzeniem wnioskował karę śmierci w wypadku naj­ zupełniej bagatelnych przewinień. Inny z obrońców, członek N P D , Ludwig Bock, w czerwcu 1977 roku zażądał od sądu natychmia­ stowego aresztowania zeznającej Polki pod zarzutem pomocnictwa w masowym morderstwie, gdyż powiedziała na sali sądowej, iż jako więźniarka musiała przenosić puszki z cyklonem В z magazynu do komór gazowych. Miarka przebrała się, gdy w 1979 roku - już po emisji filmu Holocaust - sąd przed zakończeniem procesu uniewinnił z braku dowodów czworo oskarżonych, gdyż zmarli główni świad­ kowie oskarżenia. Media zachodnioniemieckie poinformowały o fał­ szywej bezradności sędziów i ich źle pojętej wierności procedurom, wywołując powszechne oburzenie i krytykę. Dzięki temu dalsza część procesu odbywała się w atmosferze należnej powagi. W czerwcu 1981 roku sąd w Düsseldorfs skazał ośmioro oskarżonych na kary więzie­ nia, w tym jedną osobę na karę dożywocia. W szczegółach wyroku wi­ doczne wciąż było tradycyjne podejście do kwestii odpowiedzialności. Sądzony zastępca komendanta Majdanka otrzymał 10 lat więzienia, a karę dożywocia wymierzono jednej z niskich stopniem strażniczek3.

Współczesne problemy obrachunku z nazizmem

Chociaż proces załogi Majdanka w końcowej fazie przebiegał spokoj­ nie, pogrzebał w R F N wiarę w możliwość wymierzania przez sądy niemieckie wyroków adekwatnych do ogromu zła i charakteru win nazistowskich zbrodniarzy. Pomimo to procesy (najczęściej pojedyn-

T. Fischer, M.N. Lorenz (ed.), Lexikon der „Vergangenheitsbewältigung“ in Deutsch­ land. Debatten- und Diskursgeschichte des Nationalsozialismus nach 1945, Bielefeld 2009, s. 208-210. czych sprawców) trwają do chwili obecnej. 11 sierpnia 2009 w Mona­ chium zapadł wyrok dożywocia dla dziewięćdziesięcioletniego Josefa Scheungrabera, uznanego winnym mordu na dziesięciu mieszkańcach wsi Falzano w Toskanii. Zgodnie z zasadą nieprzedawniania zbrodni procesy trwać będą jeszcze przez pewien czas, jak w przypadku Johna Demianiuka, przypuszczalnego oprawcy z Sobiboru, czekającego na osądzenie w areszcie śledczym w Monachium. Innym bardzo istotnym skutkiem długotrwałego procesu budzenia sumień w niemieckim społeczeństwie było zajęcie przez Holocaust centralnej pozycji w ekspiacji, upamiętnieniu i zadośćuczynieniu. D o lat 60. traktowano ofiary Zagłady wyłącznie jako najliczniejszą grupę cywilnych ofiar zbrodni nazizmu. Później stopniowo upowszechnia­ ło się przekonanie, że mord na sześciu milionach mężczyzn, kobiet i dzieci z powodu ich rasy, dokonany z wykorzystaniem metod no­ woczesnej logistyki i przemysłowej technologii, stworzył niedającą się z niczym porównać kategorię zbrodni. Ta historycznie i etycznie ugruntowana prawda jest współcześnie w Niemczech nienaruszal­ nym elementem kanonu myślenia o okresie nazizmu. Konfrontacja obecnych przekonań na temat Holocaustu z praktyką przemilczania go i wypierania w pierwszych dekadach historii R F N doprowadziła u wielu osób do powstania swoistego kategoryzmu moralno-historycznego, który w pewnych sytuacjach utrudnia ogląd historycznej rzeczywistości. Przejawia on się w lęku, że samo tylko przypominanie innych kategorii zbrodni nazistowskich lub zbrodni innych niż nazistowskie może zostać poczytane za negowanie wyjąt­ kowości Zagłady. Przykładem reakcji tego typu jest lodowaty chłód, z jakim liczne środowiska intelektualne w R F N przyjęły obiektywnie wybitne dzieło historyczne, jakim jest Czarna księga komunizmu6. Licz­ ne symptomy wskazują wszakże, że po okresie gwałtownych sporów, do jakich dochodziło na tym tle w ostatnich dwóch dekadach, sposób postrzegania nazistowskiej przeszłości w kontekście dziejów X X wie­ ku staje się bardziej harmonijny i zrównoważony.

6 Por. H. Möller (ed.), Der rote Holocaust und die Deutschen. Die Debatte um das „Schwarzbuch des Kommunismus“, München 1999. „Wypędzenie” i „wypędzeni” w polityce historycznej RFN

Jeden z aspektów niedawnej przeszłości Niemiec - inaczej niż wielki i dramatyczny problem personalnej i moralnej spuścizny nazizmu -ju ż w latach 40. i 50. pozostawał w centrum uwagi opinii publicznej, cie­ sząc się życzliwym zainteresowaniem i wsparciem polityki oraz me­ diów. Była to tzw. ucieczka i wypędzenie [Flucht und Vertreibung], czyli przymusowa migracja Niem ców ze wschodnich terenów Rzeszy Niemieckiej, które po linię Odry i Nysy Łużyckiej przypadły Polsce i Z S R R , a także z Czechosłowacji, Węgier, Rumunii i Jugosławii. We­ dle przyjętych w R F N ustaleń, opartych na wynikach spisu powszech­ nego w 1950 roku, przeprowadzonego po zakończeniu głównej fazy tej wielkiej migracji, w R F N przebywało 7 876 tys. uchodźców i wy­ siedleńców. W tym samym czasie w N R D przebywało 3 305 tys. osób tej kategorii. Łącznie było ich zatem 11 181 tys. Utracone wschodnie ziemie Rzeszy Niemieckiej w granicach 1937 roku opuściło 6 944 tys. Niem ców, terytoria Polski w granicach przedwojennych 688 tys., Czechosłowacji 2 921 tys. Fłistoria tej migracji była bardzo skompli­ kowana i z oczywistych względów najlepiej wyjaśnić ją na przykładzie terytoriów polskich.

Przymusowa migracja Niemców z Polski

Faza ucieczki

W październiku 1944 roku w Prusach Wschodnich armia radziecka po raz pierwszy przekroczyła granicę Rzeszy. W przejściowo zajętej miejscowości Nemmersdorf żołnierze sowieccy dokonali mordu na ludności cywilnej. Wyolbrzymione informacje na ten temat stały się punktem wyjścia do kampanii propagandowej mającej umocnić wolę walki niemieckiego społeczeństwa. Gdy jednak 12 stycznia 1945 na Prusy Wschodnie uderzyła główna ofensywa sowiecka, okazało się, że ludność wprawdzie trafnie ocenia wielkie zagrożenie, jakie stano­ wi dla niej armia radziecka, ale równocześnie nie wierzy ani w moż­ liwość obrony przez Wehrmacht Prus Wschodnich, ani w podjęcie skutecznych działań na rzecz ochrony ludności cywilnej przez gau- leitera tego obszaru, czyli szefa N S D A P i władz państwowych Ericha Kocha. W efekcie w Prusach Wschodnich doszło do spontanicznej, masowej ucieczki ludności cywilnej1. Przebiegała ona w szczególnie dramatycznych okolicznościach, ponieważ wojska radzieckie posuwa­ ły się nie tylko od wschodu, ale także od południa, szybko odcinając uciekających od Wisły. Skutkiem tego musieli oni przeprawiać się po lodzie (panowały wówczas silne mrozy) przez Zalew Wiślany na mie­ rzeję, a stamtąd do Gdańska i dalej na zachód, lub do portu w Piławie, by oczekiwać tam na ewakuację drogą morską. Straty wśród uciekinierów były wielkie, gdyż atakowało ich lot­ nictwo i szybko posuwające się sowieckie oddziały. Tych, którzy po­ zostali na miejscu lub zostali okrążeni przez armię radziecką, spotkał okrutny los. Czerwonoarmiści, wkroczywszy na tereny niemieckie, brali krwawy odwet za okrucieństwa i zniszczenia, jakich Niem cy dopuścili się na okupowanych terenach Z S R R . Dochodziło do ma­ sowych gwałtów oraz wywózki schwytanych osób do pracy przymu­ sowej w Z S R R . Podobny przebieg miała ucieczka z innych regionów, które po wojnie znalazły się w granicach Polski. W sumie ocenia się, że przed nadejściem frontu tereny te opuściło 7,5 min Niemców, a pozostało tam wedle bardzo rozbieżnych danych około 3,4—4,4 min. Z tej liczby około 200 tys. wywieziono do pracy w głąb Z S R R . Los ten spotkał nb. wiele tysięcy górników narodowości polskiej z Górnego Śląska.

1 Treść podrozdziałów dotyczących przymusowej migracji Niemców z Polski pod koniec i po zakończeniu II wojny światowej oparta jest w dużym stopniu na na­ pisanym przez autora niniejszej książki Przewodniku po historii Niemiec i stosunkach polsko-niemieckich po drugiej wojnie światowej, w: W. Bartoszewski, O Niemcach i Po­ lakach. Wspomnienia - prognozy - nadzieje, opracowanie i komentarz R. Rogulski ij. Rydel, Kraków 2010, s. 422-425. [1431 Wysiedlenia wojskowe

N a terenach zajętych przez Polskę w okresie od 20 czerwca do połowy lipcal945 doszło do tzw. wojskowych wysiedleń. Określenie to ma uzasadnienie, ponieważ zarządziło je i przeprowadziło głównie ludo­ we Wojsko Polskie. W literaturze niemieckiej wysiedlenia te nazywa się dzikimi, gdyż prowadzone były bez politycznej akceptacji ze strony mocarstw. Objęły one około 400 tys. osób z terenów przygranicznych położonych przeważne nie dalej niż kilkadziesiąt kilometrów od gra­ nicy. Wysiedlenia prowadzone były chaotycznie i brutalnie i pocią­ gnęły za sobą znaczne straty. Były też źle skoordynowane z działa­ niem władz cywilnych, przez co np. opuszczonych przez Niemców gospodarstw i mieszkań nie miał kto zajmować i nagminnie docho­ dziło do ich dewastacji. Warto zwrócić uwagę, że jedynie dla tej fazy przymusowych wysiedleń Niemców z terenów na wschód od Odry i Nysy odpowiedni jest termin „wypędzenie” [Vertreibung], jaki w politycznym słowniku niemieckim stosowany jest na określenie całego zjawiska przymusowej migracji Niemców. Wysiedlenia woj­ skowe wstrzymano, ponieważ strona sowiecka nie była przygotowana na przyjęcie rzesz wysiedlonych w swej strefie okupacyjnej, a ponadto starano się uniknąć niekorzystnego wrażenia na uczestnikach zbliżają­ cej się konferencji Wielkiej Trójki w Poczdamie.

Wysiedlenia „poczdamskie”

Następna fala wysiedleń ruszyła z końcem lata 1945 roku, po ogłosze­ niu postanowień układu poczdamskiego, który sankcjonował usunię­ cie ludności niemieckiej z ziem na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej. Do końca roku 1945 objęły około 600 tys. osób, głównie z Pomo­ rza. Sposób ich przeprowadzenia najczęściej nie był „uporządkowa­ ny i humanitarny”, jak tego wymagał układ poczdamski. Szczególnie dokuczliwa była zła organizacja transportów kolejowych, podczas których szwankowało zaopatrzenie w wodę i żywność, a z nastaniem mrozów liczne stały się przypadki odmrożeń, a nawet śmierci wsku­ tek zamarznięcia. Jeden z transportów z Łodzi do Berlina był w dro­ dze przez ponad dwa miesiące. Przy załadunku i podczas transportu dochodziło do napadów rabunkowych ze strony polskich i sowieckich maruderów. Taki stan rzeczy wywoływał coraz silniejsze protesty mo­ carstw w strefach okupacyjnych, których organy przyjmowały nad­ chodzące z Polski transporty. W lutym 1946 zawarta została polsko-brytyjska umowa w sprawie wysiedlenia Niemców do brytyjskiej strefy okupacyjnej. N a jej pod­ stawie Brytyjczycy już na terenie Polski na wyznaczonych stacjach kolejowych przejmowali nadzór nad transportami, także ze strony polskiej odpowiedzialność za przebieg transportów została jasno okre­ ślona i spoczęła w rękach wyspecjalizowanego i rozbudowanego Pań­ stwowego Urzędu Repatriacyjnego. Dzięki temu od 1946 roku trans­ porty odbywały się w warunkach surowych, lecz niewątpliwie były uporządkowane i humanitarne. Strefa brytyjska przyjęła wówczas 1,2 min wysiedlonych z Polski. O d maja transporty przyjmowała także strefa radziecka, w sumie do końca 1946 roku przyjęto tam 750 tys. osób. Około 300 tys. uciekło z Polski na własną rękę, przedostając się również do radzieckiej strefy okupacyjnej przez wciąż jeszcze bardzo nieszczelną granicę. Znaczna większość wysiedlonych w 1946 roku pochodziła z Dolnego Śląska. W 1947 roku, który był ostatnim rokiem masowych wysiedleń, Polskę opuściło ok. 600 tys. Niemców. Przyjęła ich ponownie strefa radziecka. W latach 1948-1951 wyjechało z Polski już tylko 140 tys. osób.

Ofiary wśród Niemców w Polsce

Dramatyczne, a często wręcz tragiczne były losy Niem ców nieobję­ tych wysiedleniem i pozostających w granicach Polski. W niektórych miejscowościach o mieszanej etnicznie ludności doszło tuż po wy­ zwoleniu do krwawych samosądów. Dla aktywnych nazistów i volks- deutchów oskarżonych o zdradę narodową zorganizowano obozy pra­ cy, z reguły wykorzystując do tego celów obiekty zbudowane przez Niem ców w czasie wojny, co spektakularnie obrazowało odwrócenie się losu, ale i odwet według zasady „oko za oko”. C o gorsza, wśród 200-250 tys. osób, które znalazły się w obozach, wielką część stano­ wili ludzie niewinni, którzy trafili tam wskutek pomyłek lub złej woli władz lokalnych. Reżim w obozach był z reguły bardzo surowy, praca niezmiernie ciężka, a wyżywienie skąpe. Dochodziło do maltretowa- nia więźniów i idących w tysiące zabójstw. Szczególnie złą sławę zy­ skały z tego powodu obozy w śląskich Świętochłowicach i Jaworznie, Łambinowicach na Opolszczyźnie, Potulicach koło Bydgoszczy i Si- kawie na przedmieściach Łodzi. Liczbę ofiar śmiertelnych polskich obozów szacuje się na 15 do aż 60 tys. zmarłych i zabitych2.

Problemy z integracją wysiedlonych i początki organizacji wysiedleńców

Kilka milionów Niemców, którzy trafili do okupowanych Niemiec w następstwie ucieczki i przymusowych wysiedleń z terenów na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej, znalazło się w wyjątkowo trudnym położeniu. Najczęściej pozostawali bez środków do życia, co w ówcze­ snych warunkach gospodarczych oznaczało, iż stawali się poważnym ciężarem dla lokalnych społeczności i w związku z tym początkowo traktowani byli z reguły nader niechętnie. Wspólna traumatyczna prze­ szłość i podobieństwo aktualnych problemów życiowych sprawiało, iż w środowisku wysiedlonych występowały silne tendencje do samoor­ ganizacji. W radzieckiej strefie okupacyjnej, a później w N R D orga­ nizacje środowiskowe wysiedlonych nie mogły powstać ze względów politycznych. Inaczej w strefach zachodnich, gdzie zakaz tworzenia przez nich własnych organizacji wygasł, zależnie od landu, w 1948 lub 1949 roku. W ten sposób już podczas pierwszego roku istnienia R F N ukształtowało się tam szerokie spektrum organizacji wysiedleńczych. Powstały dwa główne typy organizacji, a mianowicie tzw. ziomkostwa [Landsmannschaften], w których skupiały się żyjące w R F N osoby wysiedlone z danego regionu byłych wschodnich Niemiec. Z tere­ nami na wschód od Odry i Nysy związane były ziomkostwa: śląskie, wschodniopruskie, zachodniopruskie, pomorskie, brandenburskie, a także Ziomkostwo Wisła-Warta, Związek Gdańszczan oraz Z iom -

2 Wśród polskich ujęć syntetycznych poświęconych przymusowej migracji Niem­ ców z Polski użyteczne są prace B. Nitschke, Wysiedlenie czy wypędzenie? Ludnos'c' niemiecka w Polsce w latach 1945-1949, Toruń 2001, a także G. Hryciuka, M. Ruch- niewicz, B. Szaynok, A. Zbikowskiego, W. Sienkiewicza, Wysiedlenia, wypędzenia i ucieczki. 1939-1959. Atlas ziem Polski, Warszawa 2008 kostwo Górnośląskie. Drugi typ to organizacje skupiające wysiedlo­ nych żyjących w danym regionie R F N niezależnie od ich pochodze­ nia. Obydwa typy organizacji tworzyły struktury wyższego szczebla o zasięgu obejmującym całą R FN , a mianowicie Związek Ziomkostw (1952) i Związek Wypędzonych Niemców (1950). Miały one nieco odmienne cele, pierwsza skupiała się na kultywowaniu tradycji i na obronie specyficznie rozumianych praw do stron rodzinnych, druga zaś na reprezentowaniu socjalnych i politycznych praw wysiedlonych w R F N , czyli na zapewnieniu im jak najlepszej integracji, która - co warto podkreślić - czyniła w latach 50. imponujące postępy.

Karta wypędzonych i kwestie terminologiczne

Ju ż 5 sierpnia 1950 ruch wysiedlonych wydał w Stuttgarcie ważny dokument programowy pod nazwą Karta niemieckich wypędzonych ze stron rodzinnych [Charta der deutschen Heimatvertriebenen]. Zawierał wiele szlachetnych myśli, nie wspominał jednak ani słowem o zaszło­ ściach poprzedzających wysiedlenia i ich historycznym kontekście. Autorzy Karty wyrzekali się zemsty na sprawcach ich niedoli, a rów­ nocześnie zastrzegali sobie prawo do powrotu do swych stron ojczy­ stych i do swej własności pozostawionej na wschodzie, co czyniło ich wyrzeczenie połowicznym. Karta zapoczątkowała tryumf terminów „wypędzeni” i „wypędzenie” w języku politycznym RFN. Ich uży­ cie jest tam bezwzględnie przestrzeganą normą, pomimo że w ciągu pierwszych lat po wojnie w okupowanych Niemczech nazywano ten krąg osób po prostu „uchodźcami”. Słowo „wypędzeni” na określenie całej zbiorowości jest semantycznym nadużyciem, ponieważ ponad połowa osób tak określanych uciekła lub została ewakuowana przed nadejściem frontu. Termin ten ponadto w sposób szczególny emo- cjonalizuje bolesne zjawisko przymusowych migracji, gdyż ewokuje antynomię: wypędzony - wypędzający, ofiara - oprawca, dobry - zły, która zupełnie nie odpowiada dramatyzmowi dziejów Europy Środko­ wo-Wschodniej lat 1939-1949. Jak napisali Eva i Hans Henning Hali­ nowie: „Aus den aktiven, suchenden und hilfsbedürftigen «Flüchtlin- gen» sind dann bald «Vertriebene» geworden: passive, leidende und Unrecht erduldende Opfer” [Aktywni, poszukujący i wymagający pomocy „uchodźcy” stali się wkrótce „wypędzonymi”, czyli biernymi, cierpiącymi i znoszącymi bezprawie ofiarami]3. Warto zaznaczyć, że termin „wypędzeni” pozostaje specyfiką niemiecką, i tak np. urzęd­ nik O N Z zajmujący się wspieraniem osób poddanych przymusowym migracjom nazywa się Wysokim Komisarzem ds. Uchodźców, a nie do spraw „wypędzonych”. W języku polskim termin „wypędzeni” na określenie niemieckich wysiedleńców znajduje czasami zastosowanie, jak się wydaje głównie ze względu na jego jednoznaczność.

Ministerstwo ds. wypędzonych i ustawa o wypędzonych

Środowisko wypędzonych, do którego przynależność deklarowało w latach 1949-1957 aż 18% deputowanych do Bundestagu, stało się bardzo silną grupą nacisku. Zgodnie z jej interesem i niewątpliwie obiektywną potrzebą tej dużej grupy obywateli, już w pierwszym gabinecie Adenauera stworzono Federalne Ministerstwo ds. Wypę­ dzonych, a urząd ministra objął doświadczony działacz chadecki ze Śląska, Hans Lukaschek (1885-1960), nb. w latach 1919-1921 kiero­ wał on niemiecką akcją plebiscytową na Górnym Śląsku. Lukaschka, który nie w pełni odpowiadał działaczom wysiedleńczym, po wybo­ rach 1953 roku zastąpił Theodor Oberländer (1905-1998), działacz nowopowstałej partii pod nazwą Bund der Heimatvertriebenen und Entrechteten [BHE, Związek Wypędzonych ze Stron Rodzinnych i Pozbawionych Praw], która wchodziła w skład rządzącej koalicji. Oberländer brał udział w młodości w monachijskim puczu Hitle­ ra, potem uczestniczył w wielu skrajnie prawicowych i volkistowskich organizacjach i inicjatywach, był oficerem SA. Studiował rolnictwo w Monachium i Berlinie oraz ekonomię w Królewcu, gdzie zbliżył się do środowiska Hansa Rothfelsa. N a przełomie lat 20. i 30. uczest­ niczył w tajnych projektach zbrojeniowych Reichswehry na sowiec-

3 E. Hahn, H.H. Hahn, Wie aus Flüchtlingen Vertriebene wurden, „Frankfurter Rund­ schau“, 2002, 171 oraz http://www.bohemistik.de/evahahn/fluchtlinge.html. kiej Ukrainie. O d 1933 roku należał do N S D A P , pracował wówczas jako docent w Królewcu i Gdańsku. Był też bliskim doradcą gaulei- tera Ericha Kocha, z którym jednakże poróżnił się w 1938 roku. O d tej pory związany z szefem Abwehry Wilhelmem Canarisem. W cza­ sie wojny byl doradcą politycznym Wehrmachtu i oficerem łączni­ kowym Abwehry w formującym się ukraińskim batalionie Nachtigal, z którym wziął udział w ataku na Z S R R w 1941 roku. W czerwcu jego batalion w dopiero co zdobytym Lwowie uczestniczył w mordowaniu Żydów i polskiej inteligencji. Oberländer działał następnie we wła­ dzach okupacyjnych na Ukrainie. W latach 1943-1944 był profesorem na niemieckim Uniwersytecie Karola w Pradze. Pod koniec wojny służył ponownie w Wehrmachcie jako oficer łącznikowy w oddziałach generała Andrieja Własowa. Po wojnie żył w Bawarii i w 1950 roku wybrany został do tamtejszego Landtagu z ramienia B H E . W 1953 roku wszedł do Bundestagu. Deputowanym był do 1965, ministrem ds. wypędzonych zaś do roku 1960. Jego ministerialna kariera załama­ ła się wskutek zaocznego skazania go w Berlinie Wschodnim na doży­ wocie w związku z działaniem podległych mu oddziałów ukraińskich we Lwowie w czerwcu 1941. Zachodnioniemieckie dochodzenia pro­ kuratorskie nie wykazały osobistej winy Oberländera4. Federalne Ministerstwo ds. Wypędzonych od chwili powstania przygotowywało regulację prawną dotyczącą wysiedleńców. Celu swego dopięło w 1953 roku, gdy weszła w życie federalna Ustawa w sprawie wypędzonych i uchodźców [Gesetz über die Angelegenhei­ ten der Vertriebenen und Flüchtlinge, B V F G ], popularnie określana jako Bundesvertriebenengesetz [Federalna ustawa o wypędzonych]. Ustawa ta wprowadzała bardzo szeroką definicję „wypędzonego”, który to status przechodził także na potomków osoby faktycznie za­ mieszkałej na utraconych przez Niem cy terenach, a o status ten mo­ gły występować także osoby, które z „terenów wypędzenia” wypro­ wadziły się jeszcze przed wybuchem wojny. Zawierała także katalog uprawnień i świadczeń, jakie władze federalne i krajowe zobowiązane były zapewnić „wypędzonym” indywidualnie oraz jako społeczności. Ustawa nie określała momentu, kiedy przestanie działać, obowiązuje

4 Das große Lexikon des Dritten Reiches, Augsburg 1993, s. 426. zatem do dnia dzisiejszego i będzie — być może - obowiązywać jesz­ cze w XXII wieku. Te specyficzne regulacje spowodowały, że liczba „wypędzonych” nie malała z upływem czasu, jak można by sądzić, biorąc pod uwagę przeciętną długość życia ludzkiego, lecz wzrastała, a idea egzekwowania praw do stron ojczystych [Recht auf Heimat] i do utraconych majątków trwała przez dziesięciolecia w niezmienio­ nej formie, pomimo zasadniczych przemian w polityce europejskiej. O ile w 1950 roku w spisie powszechnym odnotowano, jak wspo­ minaliśmy, obecność 7876 tys. „wypędzonych”, o tyle w 1961 roku było ich 8956 tys., a w 1971 r. 9598 tys.5. Innym następstwem tych regulacji było też utrwalenie świadomości przynależenia do grupy „wypędzonych”. Jak wynika z poważnych i długofalowych badań opinii publicznej, w 1959 roku 24% mieszkańców RFN uważało sie­ bie samych lub swoich krewnych za „wypędzonych”, w 2002 roku pogląd taki podzielało 29% Niemców (w grupie osób poniżej 30 roku życia 24% )6. Warto wspomnieć, że w 1952 roku weszła w życie Federalna ustawa o wyrównaniu obciążeń [Lastenausgleichgesetz, L A G ], która tworzyła działający długofalowo mechanizm transferowania środków finansowych od tej części ludności, która w czasie wojny nie ponio­ sła strat materialnych, do osób poszkodowanych wskutek wysiedleń, emigracji, zniszczeń wojennych oraz reformy walutowej. Środowisko „wypędzonych” czynnie uczestniczyło w przygotowaniu tej ważnej ustawy i uzyskało dla siebie wprawdzie nie pełne, niemniej jednak bardzo poważne rekompensaty za straty poniesione w następstwie wy­ siedlenia. Pomimo że wypłaty z tytułu „wyrównania obciążeń” były de facto odszkodowaniami, cały akt prawny skonstruowany jest w taki sposób, aby w żadnym wypadku nie podważyć prawa wysiedlonych do domagania się zwrotu majątków utraconych wskutek wysiedlenia lub odszkodowania za nie od osób fizycznych lub prawnych, które ten majątek przejęły, przewidywała nawet, że w razie uzyskania owe­ go zwrotu lub odszkodowania, korzystający z „wyrównania obciążeń” zobowiązani są zwrócić otrzymane w jego ramach świadczenia.

3 K.E. Franzen, Die Vertriebenen. Hitlers letzte Opfer, München 2002, s. 342-325. 6 Th. Petersen, Flucht und Vertreibung aus Sicht der deutschen, polnischen und tschechischen Bevölkerung, Bonn 2005, s. 20-22. [1501 Partia „wypędzonych”

W 1950 roku powstała, jak wspomnieliśmy, partia polityczna pod na­ zwą Związek Wypędzonych ze Stron Ojczystych i Pozbawionych Praw [Bund der Heimatvertriebenen und Entrechteten, ВНЕ]. Program partii łączył obronę interesów wysiedlonych z narodowym konserwa­ tyzmem. Jej przewodniczącym był działacz rolniczy z Poznańskiego, wieloletni członek N SDAP i SS . Jeszcze w tym sa­ mym roku BH E odniosła wielki sukces w wyborach do Sejmu Krajo­ wego Szlezwiku-Holsztyna, uzyskując bez mała 24% głosów. Podczas wyborów do Bundestagu w 1953 roku. B H E uzyskała 5,9%, dzięki czemu weszła do koalicji rządowej i otrzymała dwa stanowiska mini­ sterialne. Już jednak w 1956 roku w partii nastąpił rozłam, który na­ tychmiast doprowadził do jej marginalizacji. B H E zniknęła ze sceny politycznej R F N w 1961 roku.

Związek Wypędzonych i jego działacze

Porażka B H E sprawiła, że wysiłki organizacyjne środowiska wysiedlo­ nych poszły w innym kierunku. 27 października 1957 powstała nowa organizacja jednocząca wszystkie (lub prawie wszystkie) ugrupowania wysiedleńcze. Był nią Związek Wypędzonych [Bund der Vertriebe­ nen, BdV]. Zrzesza on około 40 autonomicznych organizacji, w tym ziomkostwa. Członkiem BdV mogą także być osoby prywatne, przy czym nie muszą one posiadać statusu „wypędzonych”. Związek Wy­ pędzonych otrzymuje dotację z budżetu federalnego, ze względu na status organizacji służącej integracji wysiedlonych. Kwota ta jest pod­ stawą finansowania organizacji. BdV nie angażuje się bezpośrednio w życie polityczne R F N , lecz działa jako grupa nacisku, szczególnie aktywna w okresie wyborów, gdyż — jak twierdzą działacze Związ­ ku - dysponuje dwoma milionami głosów wyborczych. BdV nie ma swej reprezentacji w Bundestagu, lecz deputowani związani z ruchem wysiedlonych, będący członkami poszczególnych frakcji parlamentar­ nych, tworzą wewnątrz nich specjalne komisje lub koła. W latach 1957-1959 współprzewodniczącymi BdV byli Georg Manteuffel-Szoege (C S U ) z Zabłudowa oraz (C D U ) z Królewca. Ten ostatni w latach 60. stał się działaczem N P D . W la­ tach 1959-1963 przewodniczącym Związku Wypędzonych był dzia­ łacz C D U Hans Krüger, który na przełomie 1963 i 1964 piastował stanowisko ministra ds. wypędzonych. Jego kariera załamała się, gdy nagłośniono fakt, iż był uczestnikiem puczu monachijskiego w roku 1923 i członkiem N SD A P z bardzo długim stażem, a przede wszyst­ kim, że w czasie wojny był sędzią sądów specjalnych odpowiedzial­ nym za liczne wyroki śmierci. Problem przeszłości twórców i działaczy ruchu wypędzonych był rzeczywiście poważny: jak obliczył Micha Brumlik, więcej niż trzecia część sygnatariuszy „Karty wypędzonych” była wcześniej narodowymi socjalistami wysokiego szczebla, a jak podają świetnie znający stosunki niemiecko-sudeckie i czeskie Eva i Hans Henning Hahnowie, prawie całe kierownictwo Ziomkostwa Sudecko-Niemieckiego składało się w pierwszej fazie działania tej organizacji z osób należących do bli­ skiego otoczenia Konrada Henleina7.

„Dokumentacja wypędzenia”

Przebieg i następstwa przymusowej migracji Niem ców ze „Wscho­ du” były nie tylko bardzo ważnym problemem zachodnioniemieckiej praktycznej polityki socjalnej i pośrednio polityki wewnętrznej, lecz także - jak sądził Konrad Adenauer - potencjalnie ważnym tematem polityki zagranicznej, a zarazem narzędziem pozycjonowania się R F N w powojennym świecie. Podnosząc fakt wysiedlenia Niemców, będą­ cego w istocie rzeczy największą, co do liczebności i tempa, migracją tego rodzaju w dziejach Europy, rząd federalny spodziewał się wyka­ zać, iż postanowienia poczdamskie były nieetyczne i błędne i w związ­ ku z tym powinny zostać zrewidowane. Eksponując cierpienia i ofiary Niemców dotkniętych wysiedleniami, można było ponadto zróżni-

7 M. Brumlik, Wer Sturm sät... Die Vertreibung der Deutschen, Berlin 2005, s. 103; E. Hahn, H.H. Hahn, Wie aus Flüchtlingen Vertriebene wurden... cować postrzeganie powojennych Niemiec w świecie, gdyż obrazowi nazistowskich sprawców i masowo popierającego ich społeczeństwa można było przeciwstawić obraz brutalnie wysiedlanych kobiet, dzie­ ci i starców, ofiar mordów, gwałtów i grabieży. W ówczesnej publicy­ styce pojawiły się nawet stwierdzenia o wspólnocie wojennych losów Żydów i „wypędzonych’' Niemców oraz tezy, iż społeczeństwo za- chodnioniemieckie integrując w sobie wysiedleńców, którzy doznali tak wielkich cierpień, przekształca się w nowy naród. W sprawie, po której obiecywano sobie tak wiele, kanclerz Konrad Adenauer zabrał glos już w swym pierwszym expose. Zapowiedział, iż rząd federalny poleci zebrać „das gesamte Rechts- und Tatsachenmaterial” [cały ma­ terial prawny i faktyczny], opublikować go i przekazać rządom sojusz­ niczym, rozumiejąc przez to zachodnie mocarstwa okupacyjne8. Sekretarz stanu w Federalnym Ministerstwie ds. Wypędzonych (od 1954 Bundesministerium für Vertriebene, Flüchtlinge und Kriegsge­ schädigte [Federalne Ministerstwo ds. Wypędzonych, Uchodźców i Poszkodowanych przez Wojnę] Ottomar Schreiber, od 1939 roku zarządca Kłajpedy po wcieleniu jej do Rzeszy, realizując opisany zamiar rządu federalnego skontaktował się z profesorem Hansem Rothfelsem i za jego radą powołał Theodora Schiedera, wypróbowa­ nego specjalistę w zakresie stosunków etnicznych na wschodnim po­ graniczu Niemiec, na kierownika projektu badawczego, którego efek­ tem miało być opublikowanie dokumentacji wysiedlenia Niemców. Już pierwszy zarys koncepcji, jaki Schieder przedłożył w październiku 1951 roku, dowodził, że wybrany historyk świetnie rozumie i podzie­ la polityczny kontekst i cele tego przedsięwzięcia4. Dzięki organizacyj­ nemu rozmachowi i talentom Schiedera ów projekt badawczy stał się wkrótce jednym z największych w historii pierwszych dekad Republi­ ki Federalnej, a nie zwykłą, „kolorową” księgą, o jakiej przypuszczal­ nie myśleli polityczni zleceniodawcy. Członkami prowadzącej doku- s M. Beer, Der „Neuanfang” der Zeitgeschichte nach 1945. Zum Verhältnis von national­ sozialistischer Umsiedlungs- und Vernichtungspolitik und der Vertreibung der Deutschen aus Ostmitteleuropa, w: Deutsche Historiker im Nationalsozialismus, (ed.) W. Schulze, O.G. Ocxle, Frankfurt a.M. 1999, s. 277. 9 Tamże, s. 281. mentację komisji naukowej zostali A dolf Diestelkamp10 11, reprezen­ tujący Archiwum Federalne [Bundesarchiv] w Koblencji, w którym gromadzony był ogromny zespół Ost-Dokumentation (w tym zbiór 11 000 relacji świadków wydarzeń), profesor prawa międzynarodo­ wego Rudolf von Laun z Hamburga, a także silna grupa historyków z Hansem Rothfelsem na czele. W jej skład wchodzi! Peter Rassow z Kolonii, potem także Werner Conze oraz grupa młodych badaczy: Martin Broszat, Gerhard Papke, Heinrich Smikalla oraz Hans-Ulrich Wehler, Hans Booms (archiwista) i inni11. Twórcy dokumentacji wy­ pracowali surowe - w ich pojęciu - procedury selekcji i weryfikacji treści analizowanych tekstów źródłowych, poprzedzili każdy z tomów obszernym komentarzem naukowym, charakteryzującym dany „ob­ szar wypędzenia” i historię wysiedleń. Źródłami były przede wszyst­ kimi relacje wysiedlonych, przy czym większość relacji spisywana była po upływie pewnego czasu od wydarzeń, do których się odnosiła, i z reguły na prośbę i w porozumieniu z organizacjami wysiedleńców, wśród których istniała spontaniczna potrzeba utrwalenia traumatycz­ nych przeżyć. Na tej fali już w 1951 roku Wspólnota Robocza na rzecz Ochrony Sudecko-Niemieckich Interesów [Arbeitsgemeinschaft zur Wahrung Sudetendeutscher Interessen] w Monachium wydała blisko sześćset- stronicową dokumentację pt. Dokumente zur Austreibung der Sudeten­ deutschen [Dokumenty przepędzenia (sic!) Niemców Sudeckich]. Do­ kumentacja Schiedera objęła pięć tomów. Pierwszy z nich (w trzech woluminach) poświęcony został losowi Niemców wysiedlanych z ziem na wschód od Odry i Nysy, drugi wysiedleniu Niemców z Węgier, trzeci z Rumunii, czwarty (w dwóch woluminach) dotyczył Niem ców w Czechosłowacji, a piąty w Jugosławii. Wydawcy dołączyli do edycji trzy zeszyty specjalne, z których każdy zawierał szczególnie

10 Jak podaje R.G. Moeller, Diestelkamp twierdził, iż przygotowywana dokumenta­ cja będzie „decisive factor in our fight to win back the German east“ (R.G. Moeller, War stories: the search for a usable past in the Federal Republic of Germany, Berkeley 2001, s. 62). 11 Th. Schieder (ed.), Dokumentation der Vertreibung der Deutschen aus Ost-Mitteleuropa = Bd. 1/1, Die Vertreibung der deutsche Bevölkerung aus den Gebieten östlich der Oder- Neisse Bonn 1954, s. X-XI. charakterystyczny, obszerny pamiętnik. Cała edycja w nieco skróco­ nej formie przetłumaczona została na język angielski. Pomimo że C D U domagała się, aby pierwsze tomy ukazały się przed wyborami do Bundestagu w 1953 roku, z zamiarem zyskania przy­ chylności wysiedleńczego elektoratu, siła oddziaływania monumen­ talnej edycji okazała się znacznie mniejsza niż oczekiwano. N ie były nią zachwycone środowiska „wypędzonych”, zarzucające wydawcom naukowe „dzielenie włosa na czworo” i kwestionowanie prawdziwo­ ści wielu relacji. Zastrzeżenia kół politycznych budziła z kolei wymo­ wa ogólnohistorycznych wstępów, zwłaszcza w tomie poświęconym Rumunii, który pilotował Martin Broszat, i Jugosławii, redagowanym przez Hansa-Ulricha Wehlera. Poświęcono tam zbyt wiele uwagi - jak na gust ówczesnych zleceniodawców - narodowosocjalistycznemu zaangażowaniu mniejszości niemieckiej oraz okrucieństwom wojny i okupacji. Dezaprobata czynnika politycznego znalazła w 1962 roku wyraz w rezygnacji z druku ostatniego z planowanych, prawie gotowe­ go szóstego tomu dokumentacji poświęconego przymusowym migra­ cjom innym niż „wypędzenie” Niemców, w tym także wysiedleniom i deportacjom przeprowadzonym przez władze niemieckie. Pięcioto- mowa Dokumentation der Vertreibung znalazła się, naturalnie, w tysią­ cach znaczniejszych bibliotek Republiki Federalnej i zaprzyjaźnionej zagranicy, jednak nie sposób mówić ojej oddziaływaniu na masowego czytelnika. Podobno w magazynach Federalnego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, które w 1969 roku przejęło zakres działania resortu wypędzonych, jeszcze w 2000 roku przechowywano setki nierozpro- wadzonych kompletów12. Tanie wydanie Dokumentacji w paper-backu ukazało się dopiero w 1984 roku. Jednak i ta inwestycja okazała się chybiona, gdyż w niewiele lat potem można było je kupić „za grosze” z przeceny. Jedynym sukcesem wydawniczym okazało się odrębne, komercyjne wydanie zeszytu specjalnego, zawierającego pamiętnik hr. Hansa von Lehndorffa (1910-1987) na temat dramatycznego oblężenia Królewca i pobytu bohatera w Prusach Wschodnich pod

12 M. Beer, Die Dokumentation der Vertreibung der Deutschen aus Ost-Mitteleuropa (1953- 1962). Ein Seismograph bundesdeutscher Erinnerungskultur, w: Die Vertreibung der Deut­ schen aus dem Osten in der Erinnerungskultur, (ed.) J.-D. Gauger, M. Kittel, Sankt Augustin 2004, s. 27. sowieckimi i polskimi rządami. Pamiętnik zatytułowany Ostpreußi­ sches Tagebuch [Wschodniop ruski dziennik] osiągnął kilkusettysięczny nakład w kilku językach13. Z perspektywy półwiecza, jakie upłynęło od wydania Dokumenta­ tion der Vertreibung, znaczenie podjętych przez komisję Schiedera sta­ rań o zdobycie możliwie ścisłych i niepodważalnych danych z relacji świadków wydarzeń, jak i tarcia między uczonymi a urzędnikami Ministerstwa Wypędzonych i działaczami środowiska wysiedleńców nie są w stanie zmienić krytycznego osądu na temat całej edycji. Duża część relacji świadków wydarzeń „wywołana” została - jak wspo­ mniałem - przez środowiska wysiedleńcze, a nawet konstruowana była w oparciu o gotowe pytania, stąd - pomimo starań wydawców - ich wiarygodność pozostawia wiele do życzenia. Ponadto nie wy­ korzystano źródeł o proweniencji urzędowej, ani niemieckich, ani polskich, czechosłowackich i in. Prawda, że w latach, gdy powsta­ wała Dokumentacja, źródła te w ogromnej większości pozostawały poza zasięgiem historyków, tym niemniej bez nich nie miała wielkiej wartości jako narzędzie objaśniające wysiedlenia. Wydawcy powinni byli postawić sobie pytanie o sensowność i naukowość całego przed­ sięwzięcia w danych warunkach i czasie. N ie postawili tego pytania, gdyż kierowały nimi w większym stopniu pobudki polityczne niż po­ znawcze. Z e względów politycznych przystąpili do pracy, przyjmu­ jąc za bezdyskusyjne podstawowe punkty orientacyjne, od których wychodzić musi wszelki osąd na temat wysiedleń, a mianowicie, że były one wydarzeniem bezprecedensowym, „syngularnym” w hi­ storii oraz że były pod każdym względem bezprawiem [Unrecht], Takie założenia pozwalały im tolerować niedostatki bazy źródłowej, a także przejść do porządku dziennego nad ograniczonością, a potem wręcz nad kastracją tych partii Dokumentation der Vertreibung, które przedstawiały kontekst historyczny „wypędzeń”. Gdyby w naszych czasach jakiś urząd demokratycznego kraju zakazał „szanującym się” badaczom publikowania tomu o tak fundamentalnym znaczeniu, jak wspomniany niewydany szósty tom, doszłoby do ogromnego, poli­ tycznego skandalu. Tymczasem w wypadku komisji Schiedera nic o takim skandalu nie wiadomo.

13 Tamże, s. 27. [156] Polityczne rachunki

W poszukiwaniu narzędzi bardziej „poręcznych” niż licząca wiele ty­ sięcy stron drobnego druku Dokumentation der Vertreibung, Bundestag zlecił Federalnemu Urzędowi Statystycznemu [Statistisches Bundes­ amt] ustalenie liczby śmiertelnych ofiar wysiedleń. W wyniku tego zlecenia opublikowane zostało obszerne (540 stron) opracowanie pt. Die deutschen Vertreibungsverluste. Bevölkerungsbilanzen für die deutschen Vertreibungsgebiete 1939/1950 [Straty niemieckie w wyniku wypędze­ nia. Bilansy ludnościowe dla niemieckich obszarów wypędzenia] (Wiesbaden 1958). Kluczowe ustalenie tej książki, czyli liczba N iem ­ ców, którzy w wyniku Flucht und Vertreibung utracili życie, wynosi 2 225 tys. Została ona przyjęta przez politykę zachodnioniemiecką i defacto ogół niemieckich autorów piszących o wysiedleniach. W póź­ niejszym czasie liczbę tę często „zaokrąglano” do 2,5 a nawet 2,8 min. W niedawnej analizie stanu badań oraz debaty nad liczbą ofiar Robert Żurek wykazał, że już w 1965 roku zachodnioniemiecką Kościelna Służba Poszukiwawcza [Kirchlicher Suchdienst14] informowała, że z obliczenia i szacunki pozwalają na podanie liczby ok. 470 tys. bez­ sprzecznych ofiar „wypędzenia”. Wyniki tych badań nigdy nie zostały opublikowane i do dziś istnieje tylko kilka egzemplarzy maszynopisu tego ważnego dokumentu. W 1974 roku Archiwum Federalne przed­ stawiło rządowi federalnemu własne obliczenia, wskazujące na 600 tys. ofiar wysiedleń i zwróciło uwagę, że nie da się ustalić losu pozo­ stałych ofiar, o których mówi publikacja Federalnego Urzędu Staty­ stycznego z 1958 roku. Rozstrzygające badania tego problemu przeprowadził pułkownik Bundeswehry, historyk i ekonomista, dr Rüdiger Overmans z Mili­ tärgeschichtliches Forschungsamt der Bundeswehr [Wojskowo-FIi- storyczny Urząd Badawczy Bundeswehry], W latach 90. ustalił on mianowicie, że Federalny Urząd Statystyczny, opierając się w swych 14 Wspólna instytucja katolickiej Caritas i ewangelickiej Diakonii, która w pierwszych latach po wojnie w ramach struktur kościelnych stworzyła ogromną Heimatorts­ kartei [Kartotekę miejscowości], udzielającą informacji osobom poszukującym krewnych wśród milionów wysiedleńców. Od 1950 roku Suchdienst finansowany jest przez władze federalne. Bazując na kartotekach osobowych, a nie na bilansach lub statystykach innych instytucji, Suchdienst miał możność wyodrębnienia rze­ czywistych ofiar wysiedleń. wyliczeniach na metodzie bilansowania ludności, nieświadomie lub świadomie przejął gigantyczne błędy, jakie popełniły służby kwater- mistrzowskie Wehrmachtu, którym w końcowej fazie wojny ze staty­ styk „uciekło” 2,5—3 min poległych żołnierzy. W ten sposób kilkaset tysięcy poległych na wojnie żołnierzy Wehrmachtu, pochodzących z terenów, na których doszło potem do wysiedleń, policzonych zo­ stało jako „ofiary wypędzeń”, a nie jak w rzeczywistości „straty woj­ skowe”. Stwierdził ponadto, że ogromna większość „niewyjaśnionych wypadków”, które stanowiły znaczną część „ofiar wypędzeń” według Federalnego Urzędu Statystycznego, to osoby wręcz nieistniejące. Błędy te powstawały najczęściej w wyniku wielokrotnego a nieprecy­ zyjnego relacjonowania przez różnych świadków o tych samych ofia­ rach, czego późniejsi analitycy, próbujący ustalić ogólną liczbę ofiar w danej miejscowości lub na danym obszarze (gmina, powiat), nie byli w stanie (lub nie próbowali) zweryfikować, co w konsekwencji prowa­ dziło do kilkakrotnego dodawania tych samych ofiar do ogólnej sumy strat. Liczba ofiar, zweryfikowana w ten sposób przez Overmansa, to nieco ponad 600 tys. N a marginesie warto dodać, że niemieccy demo­ grafowie do połowy lat 50., szacując liczbę osób, które straciły życie podczas wysiedlenia przy zastosowaniu metody bilansowania ludno­ ści, zwykli wliczać ofiary Holocaustu, żyjące niegdyś na obszarach, z których wysiedlano Niem ców15. Wrażenie dramatycznego (prawie czterokrotnego) zawyżenia liczby „ofiar wypędzenia” spotęgowały ustalenia wspólnej Niemiecko-Czeskiej Komisji Historyków, która w 1995 roku podała liczbę 15-30 tys. bezsprzecznych ofiar wysiedleń16, gdy tymczasem w Niemczech operowano do tej pory liczbą 250 tys. zabitych w Czechosłowacji. W wypadku ziem na wschód od Odry i N ysy Łużyckiej Dokumentacja Schiedera podawała liczbę 1,6 min ofiar, Federalny Urząd Statystyczny 1 338 700, tymczasem Kościelna Służba Poszukiwawcza potwierdzała 350 tys., a Archiwum Federalne 400 tys. Ustalenia Overmansa i Haara pozostają przy tej ostatniej liczbie, wy­ wołując gniewne reakcje Eriki Steinbach i Związku Wypędzonych17.

15 Wątek ten omawia R.G. Moeller, War stories..., s. 55-56 i nast. 16 Por. http://www.collegium-carolinum.de/doku/vdok/hiko-vertr.htm 17 E. Steinbach, „Haar“-sträubende Zahlenklitterung des Historikers Ingo Haar [Jeżąca włosy na głowie manipulacja liczbami historyka Ingo Haara] (17.11.2006), http:// www.bund-der-vertriebenen.de/presse/index.php3/id=496 [158] Co ważne, wszystkie cząstkowe szacunki dotyczące ziem na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej wskazują, iż do większości przypadków śmierci wśród ludności cywilnej (zaliczanych łącznie do „ofiar wypę­ dzenia”) doszło podczas ucieczki przed nadciągającą Armią Czerwoną lub nastąpiło z rąk żołnierzy sowieckich po przejściu frontu18.

„Symetria ofiar”

Obliczenia strat wojennych są z natury rzeczy trudne i bywają ze względu na dramatyzm materii, do jakiej się odnoszą, celem poli­ tycznych ingerencji, toteż błędy zdarzają się tu stosunkowo często. Wystarczy przypomnieć doświadczenia z ustalaniem oficjalnej liczby obywateli polskich, którzy utracili życie podczas II wojny światowej, debaty wokół liczby obywateli polskich, którzy zginęli w ZSRR, czy kontrowersje wokół liczby ofiar KL Auschwitz. Problem polega na tym, czy i jak reaguje się na nowe ustalenia w tym zakresie. Pod tym względem sytuacja w R F N jest, można by rzec, wieloznaczna. Z jed ­ nej strony, jak widzieliśmy, weryfikacja błędnych ustaleń jest dziełem niemieckich uczonych, mających z reguły oparcie w wielkich pań­ stwowych instytucjach badawczych. Z drugiej strony, rząd federal­ ny, a szczególnie współtworząca go C D U , w sposób zastanawiający zwleka z przyjęciem i akceptacją zweryfikowanych liczb ofiar. Jeszcze w 2006 roku Federalne Ministerstwo Spraw Wewnętrznych bez za­ strzeżeń operowało liczbą ponad 2 min ofiar, a odpowiednie interpe­ lacje SP D w Bundestagu pozostały do chwili obecnej bez echa. Robert Żurek mówi o trudnym rozstawaniu się niemieckich władz z mitem „symetrii ofiar” narodów Europy Środkowowschodniej i Niemców19.

18 R. Żurek, Gra w ofiary, http://www.rp.p1/artykul/2,339708_Zurck_Gra_w_ofia- ry. html; R. Overmans, Deutsche militärische Verluste im Zweiten Weltkrieg, Mün­ chen 1999. Należy wspomnieć, że na kilka lat przed ukazaniem się wymienionej tu książki, ustalenia Overmansa na temat ofiar wysiedleń przedstawione zostały w Polsce, m.in. w 1994 r. w „Dziejach Najnowszych”; por. także I. Haar, „Straty związane z wypędzeniem”: stan badań, problemy, perspektywy, „Polski Przegląd Dyplo­ matyczny", 2007, 5(39), s. 11-26. 14 R. Żurek, Gra w ofiary... Ingo Haar wskazuje na bardziej pragmatyczne motywacje. Uważa mianowicie, że liczba zabitych niemieckich „wypędzonych” trzymana była (jest?) w zanadrzu jako odpowiedź na wypadek pojawienia się masowych żądań odszkodowawczych z Europy Środkowowschodniej i Wschodniej. Ponadto Haar, którego ustalenia i ich publicystyczne nagłośnienie wywołują furię w BdV, twierdzi, że nowe liczby pod­ ważają cały program działań upamiętniających Eriki Steinbach, gdyż opiera się on na założeniu, iż „wypędzenia” były ludobójstwem. Teza ta nie może być artykułowana expressis verbis, gdyż naraziłaby BdV na dyskwalifikację z powodu podważania aksjologii pamięci o Holocau­ ście, ale np. rzucająca się w oczy empatia gremiów Centrum przeciw Wypędzeniom dla Ormian i liczne zestawienia podobieństw ich rze­ zi podczas I wojny światowej oraz „wypędzeń”, stanowić mają po­ średni dowód, iż na wysiedlanych Niemcach dokonano ludobójstwa. Efekt ten wzmacnia się z każdym aktem uznania przez poszczególne państwa rzezi Ormian za ludobójstwo20. Łatwo domyślić się, że w tej sytuacji oficjalne i definitywne uznanie przez władze R F N zweryfi­ kowanych liczb ofiar wysiedleń byłoby ciężkim ciosem dla Związku Wypędzonych, na który — choćby ze względu na wysiedleńczy elekto­ rat - C D U nie chce się poważyć. Zamysł wykazania rzekomej symetryczności ofiar i zbrodni wyraź­ nie nurtował organizacje wysiedleńcze. W 1965 roku, a więc w czasie, kiedy zachodnioniemiecka opinia publiczna pod wpływem ówcze­ snych procesów zbrodniarzy hitlerowskich lepiej uświadamiała sobie ogrom zbrodni czasu wojny, Ziomkostwo Górnośląskie złożyło po­ zew przeciw siedmiu przebywającym poza RFN członkom polskiej załogi obozu w Lamsdorf (Łambinowicach) pod Opolem, który-jak wiadomo - był miejscem, gdzie rzeczywiście doszło do najcięższych przestępstw na niemieckich więźniach. Proces miał się odbyć przed Sądem Krajowym w Hagen w Północnej Nadrenii-Westfalii. Proces nie doszedł do skutku, gdyż po dziesięciu latach, w 1975 roku wła­ ściwa prokuratura poinformowała, iż akta sprawy zaginęły w niewy­ jaśnionych okolicznościach. W 1979 roku postępowanie ostatecznie umorzono, gdyż rząd federalny odmówił wystąpienia w tej sprawie doI.

20 I. Haar, „Straty związane z wypędzeniem”..., s. 21-22. władz polskich21. N b. historia niepowodzenia procesu, niebędąca do tej pory przedmiotem badań, jest -ja k się wydaje —parspro toto stosun­ ku władz Republiki Federalnej do problematyki wysiedleń. Badania historyczne dotyczące wysiedleń raz jeszcze miały być wykorzystane jako argument w zachodnioniemieckiej polityce. W 1969 roku, w ostatnich miesiącach istnienia rządu wielkiej koalicji C D U /C SU -SP D , wobec widocznego już na politycznym horyzoncie zwrotu w polityce wschodniej, gabinet Kurta Georga Kiesingera pole­ cił przygotowanie naukowego raportu o najważniejszych zbrodniach, dokonanych na Niemcach podczas wysiedleń po II wojnie światowej. N a życzenie SP D nie przewidziano druku raportu. Materiał zebrany w tym zestawieniu miał, w razie potrzeby, posłużyć jako argument podczas negocjowania nowych, traktatowych relacji pomiędzy R F N a krajami bloku wschodniego. Zadanie wzięło na siebie Federal­ ne Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i przekazało je do realizacji Archiwum Federalnemu. Prace nad raportem trwały aż do 1974 roku, kiedy to ów poufny (kwalifikacja: Verschlußsache - Vertraulich) do­ kument pod tytułem Vertreibung und Vertreibungsverbrechen 1945-1948 [Wypędzenie i przestępstwa związane z wypędzeniami] przekazany został w 15 egzemplarzach rządowi federalnemu. Materiał ten okazał się wysoce kłopotliwy, ponieważ rządząca w połowie lat 70. koalicja S P D -F D P zawarłajuż układy wschodnie, a w sprawach polityki histo­ rycznej posuwała się innym kursem niż wszystkie poprzednie rządy R F N , toteż nie zamierzała go upowszechniać. Raportem zawierającym dramatyczne, wręcz budzące grozę fakty, zainteresowana była jednak niemała grupa polityków C D U , partii - jak wiadomo - przeciwnej w tym czasie układom wschodnim i ich ratyfikacji. Jego publikacji oczekiwali także działacze Związku Wy­ pędzonych. Sprawa ta była przedmiotem interpelacji w Bundestagu, narad gabinetu Fielmuta Schmidta oraz radzieckich nacisków dyplo­ matycznych. Niespodziewanie, w kwietniu 1975 roku małe wydaw­ nictwo na bawarskiej prowincji wydało poufny raport w jego dosłow­ nym brzmieniu jako książkę autorstwa ultraprawicowego publicysty Wilfrieda Ahrensa pod tytułem Verbrechen an Deutschen - Die Opfer im

21 M. Kittel, Vertreibung aus der Erinnerung? Der alte deutsche Osten und die „neue Ostpo­ litik“ in den 1960er und 1970er Jahren, w: Die Vertreibung der Deutschen in der Erinne­ rungskultur, (ed.) J.-D. Gauger, M. Kittel, Sankt Augustin 2004, s. 48. Osten. Endlich die Wahrheit, die Bonn verschweigt [Zbrodnie na Niemcach — Ofiary na Wschodzie. Nareszcie prawda, którą przemilcza Bonn] (Huglfing/Oberbayern 1975). Władze federalne po namyśle posta­ nowiły nie podejmować kroków prawnych przeciw nielegalnej pu­ blikacji, aby nie reklamować jej mimo woli w przededniu obchodów trzydziestej rocznicy zakończenia wojny oraz nie nagłaśniać wycieku poufnych wyników badań historycznych22. Oficjalne wydanie raportu ukazało się dopiero w burzliwym 1989 roku i poza gronem specjali­ stów nie wzbudziło szerszego zainteresowania23.

Obecność „niemieckiego Wschodu” w sferze publiczne) RFN

Uchwalenie ustawy o uchodźcach i wypędzonych uruchomiło w R F N wiele mechanizmów publicznego upamiętniania. W zachod- nioniemieckich miastach pojawiły się liczne nazwy ulic nawiązujące do „niemieckiego Wschodu”, było to następstwo wytycznej Związku Miast Niemieckich z 13 grudnia 1953, która zalecała, aby co najmniej jedna ważna ulica lub ważny plac, albo budynek publiczny (naj­ lepiej szkoła) lub też część publicznego budynku (sala) nosiła imię przypo­ minające Niemcy Wschodnie (jakiejś wschodnioniemieckiej osobistości, wschodnioniemieckiej miejscowości lub wschodnioniemieckiego regionu).

[wenigstens eine bedeutsame Straße oder ein bedeutsamer Platz oder ein öf­ fentliches Gebäude (insbesondere Schulen) oder ein Teil eines öffentlichen Gebäudes (Säle) einen an Ostdeutschland erinnernden Namen tragen (Na­ men einer ostdeutschen Persönlichkeit, Namen eines ostdeutschen Ortes oder einer ostdeutschen Landschaft)]24.

Polityka nadawania nazw ulicom w Niemczech Zachodnich nie była do tej pory badana pod tym kątem, jednak popularne zestawie­

22 Akten zur Auswärtigen Politik der Bundesrepublik Deutsdiland, 1975, 1.Januar bis 30. Juni, München 2006, s. 207; zob. też M. Kittel, Vertreibung der Vertriebenen..., s. 119-121. 23 Vertreibung und Vertreibungsvetbrechen. 1945-1948. Bericht des Bundesarchivs vom 28. Mai 1974. Archivalien und ausgewählte Erlebnisquellen, Bonn 1989. 24 E. Hahn, H.H. Hahn, Flucht und Vertreibung, w: Deutsche Erinnerungsorte. Eine Auswahl, (ed.) E. Franęois, H. Schulze, Bonn 2005, s. 341. nia oparte na danych z samochodowych systemów nawigacyjnych wskazują, że nazwy Breslauer Straße (1232 przypadki) i Königsberger Straße (1168 przypadków) to najczęściej spotykane nazwy ulic od­ noszące się do miast (wszelkich miast). Nawet Berliner Straße jest rzadziej spotykana (1166 przypadków)25. W Niemczech Zachodnich od 1947 roku powstawały różne symboliczne obiekty upamiętniające „wypędzenia”. Były to krzyże, głazy, tablice pamiątkowe i pomniki. W ostatnio przeprowadzonej na wniosek Związku Wypędzonych ogólnoniemieckiej inwentaryzacji obiektów tego rodzaju doliczono się ich około 1400. Widocznym przypomnieniem losów „niemieckiego Wschodu” były zachodnioniemieckie mapy, na których obligatoryjnie, na mocy odpowiednich rozporządzeń, zaznaczano granicę Rzeszy Niemieckiej z 1937 roku. Zabieg ten nie wynikał z chęci upamiętnienia „wypę­ dzeń”, lecz raczej z graniczącej z fundamentalizmem interpretacji za- chodnioniemieckiej doktryny prawnej o tymczasowym charakterze granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej. Nb. poprawność polityczna RFN tamtej epoki nie pozwalała w tym wypadku używać słowa „granica”, zastępowało je określenie Oder-Neiße-Linie [linia Odry i Nysy], Po­ mimo tego kartograficznego dziwoląga, każdy rzut oka na mapę N ie ­ miec przypominał patrzącemu o wysiedleniach. Jedną z najbardziej zaawansowanych form upamiętniania były z reguły okazałe Häuser des deutschen Ostens [domy niemieckiego Wschodu] albo Häuser der Heimat [domy stron ojczystych], z których pierwszy powstał w 1963 roku w Düsseldorfie26. Niemiecki Związek Miast i Związek Powiatów zaleciły, aby ich członkowie zawierali symboliczne partner­ stwa z miastami i regionami z terenów, z których wysiedlono N iem ­ ców, celem zapewnienia szczególnego wsparcia działaczom stamtąd

25 Najczęstsza nazwa to Hauptstraße (ponad 3700 przypadków), Danziger Straße występuje w 1078 niemieckich miejscowościach. Por. http://blog.christianle- bcrfmger.de/?p=17; http://www.grillberger.de/joomla/index.php/vermischtes/42- dies-und-das/93-einiges-interessantes-zu-den-strassennamen-in-deutschland. html. Problem wschodnioniemicckiego nazewnictwa ulic jako świadectwo polity­ ki historycznej i kultury pamięci nie był, jak się wydaje, przedmiotem badań - por. artykuł M. Martensa, Straßennamen - Lesezeichen im kulturellen Gedächtnis, w: Ge­ schichte und Öffentlichkeit. Orte - Medien - Institutionen, (ed.) S. Horn, M. Sauer, Göttingen 2007, s. 61-69. 26 M. Kittel, Vertreibung der Vertriebenen..., s. 96. pochodzącym oraz propagowania wiedzy o utraconych terenach. N ie wszystkie inicjatywy upamiętniające wysiedlenia okazały się celowe i sensowne. I tak spore zdziwienie, a nawet rozbawienie wywołało za­ lecone przez federalnego ministra transportu nadawanie imion miast na dawnych wschodnich terenach Rzeszy czternastu przyautostrado- wym parkingom [Raststätten], co doprowadziło do używania nieza- mierzenie komicznych zbitek w rodzaju Rastplatz mit WC-Anlage Allenstein [Parking z W C „Olsztyn”], który nb. istnieje do dnia dzi­ siejszego w Gelsenkirchen27.

„Wypędzenie” w szkole

Bardzo ważnym, a zapewne nawet najważniejszym elementem poli­ tyki historycznej dotyczącej wysiedlenia Niem ców i tego, co nazywa­ no „niemieckim Wschodem”, była edukacja. W 1953 roku powstała Bundesarbeitsgemeinschaft für deutsche Ostkunde im Unterricht [Federalna Wspólnota Pracy na rzecz Wiedzy o Niemieckim Wscho­ dzie w Nauczaniu], która wzięła na siebie lobbing na rzecz wprowa­ dzenia odpowiednich treści do programu szkól niemieckich. Wspólno­ ta osiągnęła poważny sukces, gdy w roku 1956 Konferencja Ministrów Kultury będąca - wobec niezależności zachodnioniemieckich landów w zakresie kultury i edukacji - głównym organem koordynacji poli­ tyki szkolnej, wydała zalecenie w szerokim zakresie wprowadzające elementy „wiedzy o Wschodzie” do programów nauczania i podręcz­ ników historii i geografii, do wykazów treści wymaganych podczas nauczycielskich egzaminów zawodowych itd. Wspólnocie Pracy na rzecz Niemieckiej Wiedzy o Wschodzie nie udało się wszakże osiąg­ nąć celu głównego, jakim było ustanowienie Ostkunde [Wiedzy o Wschodzie] jako samodzielnego przedmiotu nauczania. Pomimo to Wspólnota po ewaluacji w roku 1960 i w 1970 poziomu nauczania w tym zakresie stwierdziła, iż jest on satysfakcjonujący. Niektóre lan­ dy powołały instytucję szkolnych ekspertów ds. Ostkunde, w innych organizowano doroczne, masowe uczniowskie konkursy „wiedzy o Wschodzie”. Celem nauczania Ostkunde było krzewienie świadomo­ ści i woli zjednoczenia Niemiec włącznie z obszarami wschodnimi,

27 Tamże, s. 88. zakorzenienie przekonania o szczególnych dziejowych osiągnięciach Niem ców na Wschodzie, zapoznanie uczniów z obszarami na wschód od Odry i Nysy jako części niemieckiej ojczyzny. W połowie lat 60. w prasie niemieckiej pojawiły się poważne za­ rzuty pod adresem Federalnej Wspólnoty Pracy na rzecz Wiedzy o Niemieckim Wschodzie w Nauczaniu. Dotyczyły one zarówno ce­ lów i treści Ostkunde, jak i jej krzewicieli, wśród których byli wysokiej rangi naziści. W 1973 roku Konferencja Ministrów Kultury dokona­ ła pierwszej korekty wytycznych w sprawie nauczania o „niemiec­ kim Wschodzie”, pozostawiając jako treść obligatoryjną wyjaśnienie uczniom tymczasowości granicy na Odrze i Nysie, czyniąc równocze­ śnie z nauczania o niemieckiej historii i kulturze na „obszarach wy­ pędzenia” treść nadobowiązkową. Ostateczną marginalizację Ostkunde przyniosła koleina poświęcona jej wytyczna Konferencji Ministrów Kultury z 1978 roku28.

Kultura wysiedlonych

W paragrafie 96. Ustawy o uchodźcach i wypędzonych mowa jest m.in. o spoczywającym na władzach federalnych i krajowych obo­ wiązku zachowania i pielęgnowania kultury wysiedleńców i dziedzic­ twa tzw. obszarów wypędzenia. N a jego mocy powstałe wkrótce po wojnie instytucje kulturalne i naukowe wysiedleńców otrzymywały systematyczne wsparcie finansowe. Wiele nowych placówek tego ro­ dzaju powołano do życia w latach 50. już w ramach działania nowej ustawy. Było wśród nich kilka muzeów oraz wiele izb regionalnych [Heimatstuben], łącznie ponad 18029. N a przykładzie Śląska uświa­ domić sobie można, jak silnajest ta infrastruktura pamięci, a zarazem jak wiele energii społecznej i środków zainwestowano w jej powsta­ nie. Wedle aktualnych danych istnieje w Republice Federalnej N ie-

28 J.-D. Gauger, G. Buchstab, Schule als gesellschaftlicher und politischer Seismograph: Der historische deutsche Osten im Unterricht, w: Die Vertreibung der Deutschen..., s. 91-95; M. Kittel, Vertreibung der Vertriebenen..., s. 90-94. 29 M.G. Antoni, Ostdeutsche Museen und Sammlungen in Deutschland und Österreich, Bonn 1991. mieć 60 śląskich izb regionalnych, 8 izb i muzeów poświęconych ca­ łemu Śląskowi30 oraz trzy duże, profesjonalnie prowadzone muzea,

30 Śląskie muzea i izby regionalne [Schlesische Heimatstuben] poświęcone poszcze­ gólnym miejscowościom, powiatom lub okolicom (źródło: Projekt „Schlesische Heimatstuben“ w: http://www.schlesisches-museum.de/hst/dateien/Adressen. pdf) to: Heimatstube Beuthen w Recklinghausen, Bücherei und Archiv der Hei­ matgruppe Bielitz-Biala e.V. w Lippstadt, Heimatstube Bolkenheiner Burgenland - Borken, Breslauer Sammlung Köln - Köln, Historische Sammlung Brieg- Gos­ lar, Bundesheimatgruppe Bunzlau - Siegburg, Heimatstube Frankenstein - Gü­ tersloh, Falkcnbcrg-Raum - Peine, Heimatstube Freystadt - Wcilburg, Heimat­ stube Friedersdorf- Bad Münder, Heimatstube Gersdorf- Bad Münder-Bakede, Heimatstube des Glatzer Gebirgsvereins e.V. - Braunschweig, Heimatstube Glatz - Lüdenscheid, Glatzer Sammlungen e.V. - Telgte, Heimatstube Gleiwitz - Bott­ rop, Glogauer Heimatbund e.V. - Hannover, Heimatstube Goldberg - Solingen, Heimatzimmer Groß Strclitz - Soest, Schlcsien-Grottkau-Sammlung - Wa- dersloh-Liesborn, Heimatstube Guhrau - Herzberg am Harz, Heimatstube des Kreises Habelschwcrdt - Altena, Hindeburger Heimatsammlung - Essen, Hirsch­ berger Heimatstube - Alfeld/Leine, Jägemdorfer Heimatsammlungen - Ansbach, Heimatstube Jauer - Herne, Heimatstube Landeshut - Wolfenbüttel, Heimatstu­ be Langenöls - Ascheberg, Sammlung Lauban - Hildesheim, Heimatstube Kries Leobschütz - Eschershausen, Heimatstube Liebau - Delmenhorst, Liegnitzcr Sammlung - Wuppertal, Löwenberger Heimatstube - Hannover, Heimatstube Lüben - Nassau, Heimatstube Militsch-Trachenberg- Springe, Heimatstube Mit- telwaldc - Lohne, Münsterberger Heimatstube - Biclcfeld-Brackwede, Heimat­ stube Namslau - Euskirchen, Neisser Heimatmuseum - Hildesheim, Neumark- ter Heimatstube - Hameln, Neuroder Heimatstube - Castrop-Rauxel, Heimat­ stube der Heimatgruppe Niederschwedeldorf- Georgsmarienhütte, Heimatstube Oberschwedeldorf - Georgsmarienhütte, Ohlauer Heimatmuseum - Iserlohn, Oppelner Heimatstube - Bonn, Heimatstube Ottmachau - Peine, Heimatstube Patschkau - Einbeck, Haus Ratibor - Leverkusen, Heimatstube Reichenbach - Lingen/Brögbern, Reichensteincr Heimatstube - Rheda-Wiedenbrück, Heimat­ stube Sagan-Sprottau - Detmold, Heimatstube Schreiberhau - Bad Harzburg, Schwiednitzer Heimatstube - Reutlingen, Schweidnitz Privatsammlung - Gör­ litz, Heimatstube Strehlen - Herne, Striegauer Heimatstube - Lübbecke, Heimat­ stube Trebnitz - Goslar, Patenschaft Arbeitskreis Waldenburger Bergland - Dort­ mund, Wansener Heimatstube - Biclefeld-Brackwede, Dauerausstellung Winzig - Meschede, Heimatstube Wünscheiburg - Anröchte, Allgemeine Schlesische Heimatmuseen, Heimatmuseum Banfetal - Bad Laasphe-Banfe, Heimatmuseum Geretsried - Geretsried, Hcimatsube Schlesien - Vilsbiburg, Landsmannschaft Schlesien - Ostdeutsche Heimatstube - Schleswig, Museumszentrum Rehau - Rehau, Riesengebirgsbauernstube im Museum Schloss Hohenlimburg - Hagen- Hohenlimburg, Waldnaabtal-Museum - Windischeschenbach. a mianowicie Oberschlesisches Landesmuseum [Górnośląskie M u­ zeum Krajowe] w Ratingen-Hösel (1983), nieco starsze Museum für schlesische Landeskunde im Haus Schlesien [Śląskie Muzeum Kra­ joznawcze w Domu Śląskim] w Königswinter kolo Bonn oraz duże i nowoczesne Schlesisches Museum [Muzeum Śląskie] w Görlitz. Ta ostatnia instytucja zasługuje na szczególną uwagę, gdyż powstała w latach 2000-2006 i jest efektem nowej polityki kulturalnej rządu federalnego względem środowisk wysiedleńczych. Często podkreśla­ nym ewenementem w działalności tego muzeum jest jego lokalizacja w mieście należącym od 1816 roku do historycznej pruskiej Provinz Schlesien (o czym nb. przypominają tablice informacyjne przy auto­ stradzie Drezno-Wrocław). Oprócz wspomnianego już Instytutu Herdera w Marburgu, bada­ niami naukowymi nad przeszłością „obszarów wypędzenia” zajmują się specjalne komisje historyczne, dedykowane poszczególnym re­ gionom „niemieckiego Wschodu”. Najbardziej znaną i rozbudowa­ ną instytucją tego rodzaju jest Collegium Carolinum w Monachium, kontynuujące tradycje naukowe niemieckiego Uniwersytetu Karola w Pradze. Powstały ponadto Wschodnioniemieckie Archiwum Lu­ doznawcze [Ostdeutsches Volkskunde-Archiv] w Dortmundzie, Książnica Niemieckiego Wschodu [Bücherei des Deutschen Ostens] w Herne31, galeria twórców wschodnioniemieckich w Ratyzbonie i Gildia Artystyczna w Eßlingen. W strukturach Kościoła ewange­ lickiego działała Komisja ds. Kościoła na Wschodzie [Ostkirchen­ ausschuß] oraz Instytut Kościoła na Wschodzie [Ostkircheninstitut] na uniwersytecie w Münster. Były orkiestry symfoniczne i dęte pie­ lęgnujące tradycje „niemieckiego Wschodu”. Zadanie koordynacji w tym gąszczu wysiedleńczych placówek kulturalnych sprawowała, a przynajmniej sprawować próbowała, Wschodnioniemiecka Rada ds. Kultury [Ostdeutscher Kulturrat]32. Z upływem czasu okazało się, że oparte na tak bardzo rozbudo­ wanej i zróżnicowanej, lecz także rozdrobnionej strukturze życie kul­ turalne środowiska wysiedleńców nie było w stanie stworzyć auto­ nomicznej, zdolnej do samoistnego bytu jakości kulturowej i stawało

31 W 1989 r. w Herne utworzono Martin-Opitz-Bibliothek [Biblioteka im. Martina Opitza], która przejęła zbiory dawnej Bücherei des deutschen Ostens. 32 M. Kittel, Vertreibung der Vertriebenen..., s. 81-85. się zjawiskiem niszowym, coraz bardziej izolowanym od burzliwych przemian kulturowych i cywilizacyjnych lat 60. i 70. Działacze „wy­ pędzonych” obwiniali o to władze Republiki Federalnej, które do­ starczały powołanym przez nich instytucjom kulturalnym i nauko­ wym środki pozwalające na trwanie, lecz niewystarczające na rozwój i ekspansję. Wypominano rządowi federalnemu, że w 1968 roku na ratowanie egipskiej świątyni w Abu Simbel wydał tyle samo, co na wsparcie „kultury wypędzonych”, to znaczy około 6 min marek nie­ mieckich. ■ W opozycji do przemian

Zerwanie z SPD

Bardzo dobry wynik wyborczy uzyskany przez SPD we wrześniu 1969 roku i gotowość liberałów z F D P do zawarcia koalicji z socjal­ demokratami utorowały Willy’emu Brandtowi drogę do objęcia urzę­ du kanclerza federalnego. Powstanie tego rządu oznaczało początek wielkich przemian w R F N , obejmujących także szeroko pojmowaną politykę historyczną i kulturę pamięci, w wypadku których doszło niewątpliwie do zmiany paradygmatu. Z punktu widzenia pierw­ szoplanowego do tej pory wątku oficjalnej polityki historycznej, czy­ li sprawy wysiedleń, cezurą było nie tyle dojście socjaldemokratów do władzy, lecz zmiana stosunku do wschodnich sąsiadów Niemiec i kwestii granicy na Odrze i Nysie. Trzeba pamiętać, że w latach 50. SPD, zwłaszcza pod kierunkiem pochodzącego z Chełmna [Culm] Kurta Schumachera (1895-1952), silniej niż C D U eksponowała nie­ uznawanie granicy na Odrze i Nysie i głośniej potępiała wysiedlenia. SPD miała wielu zwolenników i wyborców wśród wysiedlonych, a wielu wybitnych działaczy SP D uważało się za „wypędzonych”. W ramach frakcji SP D w Bundestagu istniała Grupa Robocza Wypę­ dzonych licząca kilkudziesięciu posłów. W pewnych regionach N ie­ miec Zachodnich, np. w Bawarii, sympatycy socjaldemokracji wśród wysiedleńców stanowili o względnej sile tej partii na krajowej scenie politycznej. Również na początku lat 60., gdy partią kierował Willy Brandt, SPD utrzymywała dobre stosunki z ruchem wysiedleńców. W tamtym okresie dużą popularnością cieszyło się ukute w 1963 roku przez socjaldemokratów hasło: „Verzicht ist Verrat” [Rezygnacja jest zdradą], a sam Willy Brandt okrzyknięty został w 1961 roku ulubień­ cem zjazdu Ślązaków. W 1964 roku socjaldemokrata, Niemiec sudecki, (1896-1966), został przewodniczącym Związku Wy­ pędzonych. Po jego śmierci w wypadku drogowym w 1966 roku stanowisko to przejął kolejny socjaldemokrata, pochodzący z Prus Wschodnich, wpływowy poseł do Bundestagu ze Szlezwiku-Holszty- na Reinhold Rehs (1901-1972). Związek Wypędzonych z niepokojem obserwował rosnący od przełomu lat 50. i 60. krytycyzm zachodnio- niemieckiej lewicy wobec środowisk wysiedleńczych i ich retoryki. Tendencja ta szczególnie widoczna była w organizacji młodych socjal­ demokratów (Jusos) i w niektórych organizacjach regionalnych SPD. W 1966 roku zjazd SP D w Dortmundzie zapowiedział weryfikację zachodnioniemieckich pozycji prawnych oraz „zasadniczą zmianę” w polityce wschodniej. Zwolennikami zwrotu byli najbardziej wpływo­ wi socjaldemokraci, jak Willy Brandt, , i . Ten ostatni, pomimo iż był faktycznym twórcą koncepcji zwrotu i jego spiritus movens, wkrótce już - jako minister ds. niemieckich (czyli zajmujący się sprawami wynikającymi z podziału Niemiec, tzw. Gesamtdeutsche Fragen) w rządzie wielkiej koalicji C D U / C S U -S P D Kurta Georga Kiesingera - usilnie zabiegał o to, aby nie doprowadzić do całkowitego zerwania ze środowiskiem wysiedleń­ ców, gdyż mogło to pogorszyć wyniki wyborcze SP D , aspirującej do objęcia władzy w Republice Federalnej. Burza rozpętała się, gdy ogłoszono program wyborczy SP D na rok 1969, zapowiadający podjęcie starań o porozumienie z N R D i innymi krajami bloku radzieckiego. Okazało się ponadto, iż partia nie umie­ ściła przewodniczącego Związku Wypędzonych, bądź co bądź socjal­ demokraty, Reinholda Rehsa, na liście wyborczej. Rehs, mając zagwa­ rantowane bezwzględne poparcie organizacji wysiedlonych, 10 maja 1969 poinformował publicznie o swym wystąpieniu z SPD i w ciągu kilku dni przeszedł do frakcji C D U w Bundestagu, a podczas kam­ panii wyborczej w dramatycznym apelu wezwał „wypędzonych” do głosowania przeciw SPD - na C D U . Wprawdzie po zwycięskich wy­ borach we frakcji SP D było wciąż jeszcze 29 posłów ze środowiska wysiedlonych, to jednak między Związkiem Wypędzonych a SPD, a nawet całą koalicją rządową, powstała głęboka przepaść1. N b. do

1 M. Kittel, Vertreibung der Vertriebenen? Der historische deutsche Osten in der Erinnerungs­ kultur der Bundesrepublik (1961-1982), München 2006, s. 101-105. bardzo dramatycznego zerwania doszło także w F D P , której prze­ wodniczącym w 1968 roku przestał być pochodzący z Opolszczyzny narodowy liberał (1916-1998), a zastąpił go zwolennik nowej polityki wschodniej . Również Mende z kilkoma posłami z F D P przeszedł po pewnym czasie do C D U (1970). W 1970 roku ciężko chorego Rehsa na stanowisku przewodniczącego Związ­ ku Wypędzonych zastąpił pochodzący z Cieszyna, a wykształcony w Bielsku i Krakowie, (1914-1997).

Cięcia finansowe i próby rozbicia BdY

Retorsja koalicji S P D -F D P wobec środowisk wysiedleńczych była na­ tychmiastowa. Rząd Brandta i Scheela bez wahania zlikwidował Fe­ deralne Ministerstwo do spraw Uchodźców i Wypędzonych. Wkrót­ ce potem przystąpił do obniżania wydatków z budżetu federalnego dla środowiska wysiedleńców, w oparciu o wypracowaną już w 1970 roku strategię, polegającą na obniżaniu lub wręcz likwidowaniu do­ tacji instytucjonalnych dla politycznych organizacji wysiedleńców oraz na powolnym podnoszeniu wydatków na pielęgnowanie kultury tych środowisk. Jak powiedział jeden z socjaldemokratycznych poli­ tyków, kto „śpiewa ‘Annchen von Tharau’ albo ćwiczy tańce i pielę­ gnuje zwyczaje ludowe, ten otrzyma wsparcie, kto krytykuje politykę wschodnią Rządu Federalnego nie dostanie nic”2. Zwiększające się z roku na rok cięcia budżetowe dotknęły Federalny Zarząd Związku Wypędzonych i ziomkostwa z terenów na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej (do tej pory nieco uprzywilejowane). BdV konstatował w 1974 roku, iż otrzymywane przez całe środowisko wsparcie insty­ tucjonalne zmalało o połowę. W 1970 roku SPD podjęła nawet próbę rozbicia politycznej jedności ruchu wysiedlonych i wyprowadzenia części jego klienteli poza Związek Wypędzonych. Inicjatorami tego przedsięwzięcia było kilku socjaldemokratycznych posłów do Bunde­ stagu będących „wypędzonymi”. Najbardziej wpływową postacią był

Cyt. z „Rheinische Post” 31.07.1970 za M. Kittel, Vertreibung der Vertriebenen..., s. 114. wśród nich Hans Jürgen Wischnewski z Olsztyna. Nową organizację popierających rząd wysiedleńców firmować mieli przede wszystkim Günter Grass i Marion Gräfin Dönhoff, najpopularniejsi w tamtym czasie intelektualiści pochodzący z dawnych wschodnich Niemiec. Wobec niepowodzenia rozmów sondażowych z potencjalnymi so­ jusznikami w ramach BdV pomysł zarzucono, zalecając sympatykom rządu Brandta, aby pozostali w strukturach Związku Wypędzonych i tam reprezentowali interesy rządzącej koalicji3. Także w wypadku „kultury wypędzonych” władze federalne nie za­ chowywały się biernie: Ostdeutscher Kulturrat został przekształcony w fundację, do której zarządu weszli - obok działaczy wysiedleńczych - reprezentanci władz federalnych i krajowych, uzyskując w ten spo­ sób pewien wpływ na działalność kulturalną tego środowiska oraz nad­ zór nad nią. Władze zahamowały natomiast na pewien czas forsowane przez kierownictwo Związku Wypędzonych tworzenie Kulturstiftung der Deutschen Vertriebenen [Fundacji Kulturalnej Niemieckich Wy­ pędzonych], która w zamyśle działaczy Związku miała przynajmniej w części przechwycić dotacje władz federalnych i krajowych na „kul­ turę wypędzonych”. Daleko idący projekt zmian w działalności kul­ turalnej środowiska wysiedleńców zgłosił Günter Grass, który 7 lipca 1970 w czasopiśmie „Kulturpolitische Korrespondenz” zaproponował, aby stworzyć dużą federalną fundację, która działając na najwyższym poziomie naukowym i profesjonalnym zajęłaby się zachowaniem do­ robku kulturowego dawnych obszarów niemieckich. Na zachodnio- niemieckich uniwersytetach należy powołać instytuty dokumentujące i badające dzieje i kulturę poszczególnych regionów, powstać powin­ no też centralne Muzeum Wschodnioniemieckie. W celu finansowa­ nia tego wielkiego zamierzenia należałoby skierować do fundacji dużą część środków marnotrawionych do tej pory przez ziomkostwa i funk­ cjonariuszy Związku Wypędzonych. Manfred Kittel, wnikliwy, choć stronniczy badacz tej fazy dziejów ruchu „wypędzonych”, uważa, że realizacja dalekowzrocznych propozycji Grassa wymagałaby wielkiej elastyczności zarówno od koalicji socjalliberalnej, jak i organizacji wy­ siedleńczych, czego brakowało obydwu uczestnikom ostrego konfliktu, mimo że także w BdV uznawano, iż czasy imprez w typie „Degustacja

з M. Kittel, Vertreibung der Vertriebenen?..., s. 106-107. klopsów po królewiecku wypędzonych” [Königsberger-Klopse-Essen der Vertriebenen] skończyły się4. Stosunki między rządem federalnym a środowiskami wypędzo­ nych, jakie wytworzyły się na początku lat 70., przetrwały aż do upad­ ku koalicji socjalliberalnej. Wyznaczały je z jednej strony wściekłe ataki na Willy’ego Brandta po podpisaniu układu z Polską, wywołu­ jące efekt uboczny, polegający na odwróceniu się większości zachod- nioniemieckiej opinii publicznej od zorganizowanych środowisk wy­ siedleńczych. Większość intelektualistów i reprezentantów mediów przestała się zajmować tematyką przymusowej migracji Niemców z Europy Środkowo-Wschodniej jako „politycznie niepoprawną” i niemodną. Ta sama większość w listopadzie 1972 roku poparła SP D w wyborach do Bundestagu w takim stopniu (45,8% głosów), iż partia ta po raz pierwszy w historii R F N stworzyła najsilniejszą frakcję par­ lamentarną. Z drugiej strony w 1973 roku, na wniosek rządu Bawarii, Federalny Trybunał Konstytucyjny wydał ważne orzeczenie, w któ­ rym jedno z kluczowych stwierdzeń brzmi:

Rzesza Niemiecka wciąż istnieje, posiada nadal zdolność prawną, jest jednak z powodu braku organizacji, a w szczególności z braku instytucjonalnych or­ ganów niezdolna do działania jako państwo. Poprzez utworzenie Republiki Federalnej Niemiec nie doszło do powstania nowego państwa zachodnionie- mieckiego, lecz pewna część Niemiec została na nowo zorganizowana. Repu­ blika Federalna Niemiec nie jest zatem „prawną następczynią” Rzeszy Nie­ mieckiej, lecz jako państwo jest identyczna z państwem „Rzesza Niemiecka”, ze względu wszakże na swą rozciągłość terytorialną „identyczna w części”. Republika Federalna nie obejmuje zatem, co się tyczy jej narodu państwo­ wego i obszaru państwowego, całych Niemiec, lecz uznaje, iż jej własny na­ ród państwowy przynależy jako nierozdzielna część do jednolitego narodu państwowego Niemiec (Rzeszy Niemieckiej), będących podmiotem prawa międzynarodowego, oraz że jej własne terytorium jest nierozdzielną częścią jednolitego obszaru państwowego Niemiec (Rzeszy Niemieckiej).

[Das Deutsche Reich existiert fort, besitzt nach wie vor Rechtsfähigkeit, ist allerdings als Gesamtstaat mangels Organisation, insbesondere mangels insti­ tutionalisierter Organe selbst nicht handlungsfähig. Mit der Errichtung der Bundesrepublik Deutschland wurde nicht ein neuer westdeutscher Staat ge-

4 Tamże, s. 107-109. gründet, sondern ein Teil Deutschlands neu organisiert. Die Bundesrepublik Deutschland ist also nicht „Rechtsnachfolger“ des Deutschen Reiches, son­ dern als Staat identisch mit dem Staat „Deutsches Reich“, in bezug auf seine räumliche Ausdehnung allerdings „teilidentisch“ [...]. Die Bundesrepublik umfaßt also, was ihr Staatsvolk und ihr Staatsgebiet anlangt, nicht das gan­ ze Deutschland, unbeschadet dessen, daß sie ein einheitliches Staatsvolk des Völkerrechtssubjekts „Deutschland“ (Deutsches Reich), zu dem die eigene Bevölkerung als untrennbarer Teil gehört, und ein einheitliches Staatsgebiet „Deutschland“ (Deutsches Reich), zu dem ihr eigenes Staatsgebiet als eben­ falls nicht abtrennbarer Teil gehört, anerkennt]3.

Formuła ta i całe orzeczenie potwierdzały autorytetem Sądu Kon­ stytucyjnego podstawy konstrukcji prawnych, na których ufundowa­ ny był status „wypędzonych”, a zarazem wyznaczały granicę, poza którą - pod groźbą niekonstytucyjności - nie wolno było wyjść Rzą­ dowi Federalnemu w jego wysiłkach na rzecz normalizacji stosunków z Polską, a pośrednio z innymi krajami bloku sowieckiego. W tych warunkach aż do upadku gabinetu Helmuta Schmidta w 1982 roku stosunki między Rządem Federalnym a ruchem „wypędzonych” były czymś w rodzaju „zimnego pokoju”. Pamiętać należy wszakże, że fe­ deralnej strukturze państwa, Związkowi Wypędzonych i jego agen­ dom, niewątpliwie źle widzianym w Bonn, pozostawało jeszcze wcale obszerne pole manewru na szczeblu landowym i komunalnym.

3 BVerfGE 36, 1 - Grundlagenvertrag (31.07.1973), http://www.servat.unibe.ch/ law/dfr/bv036001.html#Rn054 „Zwrot duchowo-moralny”

Gesty i symbole

Helm ut Kohl, obejmując stanowisko kanclerza w październiku 1982 roku, po 13 latach rządów socjaldemokracji, głosił hasło przezwy­ ciężenia duchowego kryzysu, jaki jego zdaniem dotknął RFN. Pla­ nowana zmiana kursu określona została przez oponentów kanclerza jako „geistig-moralische Wende” [zwrot duchowo-moralny]. Języ­ kowa toporność tego terminu miała być adekwatna do rzekomo pro­ stackich pomysłów Kohla. Również na interesującym nas styku ob­ szarów polityki i historii oraz pamięci społecznej, Kohl, który sam był z wykształcenia historykiem, zamierzał postępować aktywnie i w sposób odmienny niż jego poprzednicy Brandt i Schmidt. Wyobrażenia przywódcy chrześcijańskich demokratów w tej dziedzi­ nie opierały się na założeniu, że społeczeństwo zachodnioniemieckie żyjące ju ż od prawie czterdziestu lat w demokracji, nacechowanej wzorową w skali międzynarodowej stabilnością i efektywnością, ma prawo zająć inną niż do tej pory, „normalną” postawę wobec własnej przeszłości. Zamysły Helmuta Kohla w tej dziedzinie nigdy nie przy­ brały formy konkretnego, koherentnego programu, odczytać je moż­ na raczej z poszczególnych działań, wypowiedzi i gestów kanclerza, początkowo bynajmniej nie zawsze fortunnych. Wielce charakterystyczne dla sposobu myślenia Helmuta Kohla o historii oraz dla reakcji zachodnioniemieckiej opinii publicznej były jego wypowiedzi podczas wizyty w Izraelu w styczniu 1984 roku. Celem wizyty było zakończenie trwającego od wielu lat impasu w stosunkach R F N z Państwem Izrael, którego rząd ostro krytyko­ wał kontakty niemieckich socjaldemokratów z Jasirem Arafatem oraz dostawy bardzo nowoczesnego sprzętu wojskowego dla państw arab- skich. W wystąpieniach podczas wizyty Kohl kilkakrotnie podkreślał, że należy do generacji, która w czasie wojny była zbyt młoda, aby bez­ pośrednio zetknąć się ze zbrodnią, że zatem świat ma od tej pory do czynienia z nowymi, wyrosłymi w demokracji Niemcami, którzy nie zapominając o zbrodniach przeszłości, pragną utrzymywać ze swymi sojusznikami kontakty partnerskie i w pełni otwarte. 25 stycznia 1984 przemawiając w Knesecie użył sformułowania, które potem na dłu­ gie lata przylgnęło do niego. Mówił tam o „łasce późnych narodzin” [Gnade der späten Geburt], co niechętni nowemu kanclerzowi lewi­ cowi politycy i dziennikarze niemieccy interpretowali jako nieporadną próbę odcięcia się grubą kreską [Schlussstrich] od odpowiedzialności za nazizm. Myśl ta, naturalnie, wywołała wiele protestów1. W 1984 roku doszło do jeszcze jednego ważnego gestu politycz­ nego o charakterze symbolicznym. O tóż pomimo starań władz nie­ mieckich, kanclerz Kohl, podobnie jak żaden z jego poprzedników, nie został zaproszony na obchody czterdziestej rocznicy alianckiego lądowania w Normandii, które to wydarzenie traktowane bywa jako swego rodzaju akt założycielski zachodniej wspólnoty politycznej. Warto zaznaczyć, że dopiero dwadzieścia lat później, w 2004 roku, na­ stępca Kohla, Gerhard Schröder, „dostąpił zaszczytu” uczestniczenia w obchodach D-day i stało się to wówczas „wydarzeniem miesiąca” w mediach niemieckich2. Helmut Kohl był bardzo rozczarowany ta­ kim obrotem sprawy, w związku z czym prezydent Francji Franęois Mitterrand zaproponował swemu zachodnioniemieckiemu koledze akt pojednania odnoszący się do I wojny światowej. I tak obydwaj po­ litycy spotkali się 22 września 1984 roku przed położonym koło Ver­ dun ossuarium Douaumont. Media obiegła fotografia obydwu polity­ ków, którzy trzymając się za ręce, składają hołd poległym żołnierzom francuskim i niemieckim. Fotografia ta, w odróżnieniu od zapomnia- 1 T. Fischer, M.N. Lorenz (cd.), Lexikon der „Vergangenheitsbewältigung“ in Deutsch­ land. Debatten- und Diskursgeschichte des Nationalsozialismus nach 1945, Bielefeld 2007, s. 226-227. 2 Spicgel-Onlinc (1.1.2004), http://www.spiegel.de/politik/auslandA), 1518,280199,00. html: „Normandie - Schröder zum 60. Jahrestag des D-Day eingeladen. Bundes­ kanzler Schröder wird eine Ehrung zuteil, die seinen Amtsvorgängem verwehrt geblieben war“ [Normandia - Schröder zaproszony na obchody 60. rocznicy D-day. Kanclerz federalny Schröder dostąpi zaszczytu, którego odmówiono jego poprzednikom]. nych dziś tekstów przemówień, jest ważnym symbolem, wręcz ikoną francusko-niemieckiego zbliżenia. Uroczystość w Verdun okazała się nader udanym działaniem na polu symbolicznego obrachunku z historią, a zarazem zapoczątko­ wała wieloletnią przyjaźń między Kohlem i Mitterrandem. Kanclerz Niem iec najwyraźniej też „zasmakował” w tego rodzaju gestach i już w listopadzie 1984 roku zaproponował prezydentowi Ronaldowi Reaganowi, aby podczas jego przewidzianej na maj 1985 roku wi­ zyty w R F N obydwaj wykonali gest podania sobie rąk nad grobami poległych żołnierzy niemieckich na wielkim cmentarzu wojennym w Bitburgu (Nadrenia-Palatynat)3. Początkowo przewidywano także wizytę w dawnym obozie koncentracyjnym (Dachau), ale po namyśle z niej zrezygnowano. Gdy 12 kwietnia 1985 ujawniono plan wizyty, w Stanach Zjed­ noczonych podniosły się gwałtowne protesty środowisk żydowskich. Ehe Wiesel napisał, iż obowiązkiem prezydenta U S A je st stać po stro­ nie ofiar SS, a nie nad grobami esesmanów. C o gorsza, słowa Wiesela niespodziewanie dla wszystkich potwierdziły się, gdyż okazało się, że w Bitburgu, podobnie jak na innych cmentarzach żołnierzy niemiec­ kich, obok żołnierzy Wehrmachtu pogrzebani są członkowie Waffen- SS. Było ich 49 na ponad 2000 pochowanych na tym cmentarzu. Spo­ czywający tam członkowie Waffen-SS byli w większości żołnierzami z poboru, a nie ochotnikami. W chwili śmierci mieli mniej niż 20 lat. Jednak niektórzy z pochowanych byli przypuszczalnie członka­ mi jednostki odpowiedzialnej za mordowanie cywilnej ludności we francuskim Oradour. Wskutek protestów, Kongres Stanów Zjedno­ czonych większością głosów wezwał prezydenta do nieuczestniczenia w uroczystościach w Bitburgu. Podobną uchwałę chcieli przepro­ wadzić w Bundestagu posłowie Zielonych i SPD, jednak większość C D U /C S U i F D P nie dopuściła do jej uchwalenia. Oliw y do ognia dolał list otwarty ówczesnego przewodniczącego frakcji C D U /C S U Alfreda Dreggera do protestujących amerykań­ skich kongresmenów, w którym przekonywał, iż rezygnacja z wizyty na cmentarzu w Bitburgu będzie obrazą pamięci jego brata i tysięcy porządnych młodych Niemców, którzy zginęli na tej wojnie. Stawiał

3 Wbrew często podzielanym wyobrażeniom, w Bitburgu nie ma grobów żołnierzy amerykańskich. Dregger też pytanie, czy politycy amerykańscy, zakazując swemu prezydentowi tego gestu, pewni są, iż traktują Niem ców jak swych sojuszników4. W tej trudnej sytuacji dla zachowania swoistej równo­ wagi przywrócono w programie wizyty odwiedziny w dawnym obo­ zie koncentracyjnym, jednak spotkanie w Bitburgu utrzymano bez zmian. Pomimo tego kompromisu, szkody polityczne był ogromne. Gdy 5 maja 1985 doszło do wizyty Kohla i Reagana w Bergen-Belsen, zbojkotowały ją organizacje żydowskie. Tego samego dnia wizycie obu przywódców w Bitburgu, której program został znacznie skróco­ ny5, towarzyszyła akcja protestacyjna6. Warto zwrócić uwagę, że nawet bolesne doświadczenie polityczne, jakim dla Helmuta Kohla okazała się próba pojednania z Amerykana­ mi, nie zmieniło jego wiary w użyteczność i wagę gestów tego rodza­ ju. Powtórzył go raz jeszcze w stosunku do Polski w listopadzie 1989 roku podczas Mszy Pojednania w Krzyżowej. Przy tym - jak wiadomo - Krzyżowa, ów szlachetny symbol niemieckiego oporu wobec nazi­ zmu, była „drugim wyborem” Kohla, gdyż pierwotnie próbował on nakłonić stronę polską do odprawienia mszy na Górze Świętej Anny. Miejsce to jeszcze bardziej upodobniłoby akt pojednania z Polakami do aktu z Verdun w 1984 roku.

Wielkie przemówienie7

Po tak dotkliwej historyczno-politycznej porażce nowych władz RFN klasa polityczna i opinia publiczna z napięciem oczekiwała uroczyste­ go posiedzenia Bundestagu i Bundesratu w dniu 8 maja 1985 z okazji czterdziestej rocznicy zakończenia II wojny światowej. W obawie, że 4 P. Reichel, Politik mit der Erinnerung. Gedächtnisorte im Streit um die nationalsozialisti­ sche Vergangenheit, München 1995, s. 283. 3 Ręce „nad grobami” podali sobie emerytowani generałowie Steinhoff i Ridgeway, a Kohl i Reagan milcząco, przez zaledwie kilka minut asystowali temu gestowi. 6 S. Molier, Die Entkonkretisierung der NS-Herrschaft in der Ära Kohl, Hannover 1998, s. 24; P. Reichel, Politik mit der Erinnerung..., s. 285-287. Podejściu do rocznic zakończenia wojny, w tym przemówieniu Richarda von Weizsäckera, monografię poświęcił: J.-H. Kirsch, „Wir haben aus der Geschichte ge­ lernt“. Der 8. Mai als politischer Gedenktag in Deutschland, Wien-Köln 1999. posiedzenie przerodzi się w „dzień pamięci niemieckich bohaterów”, Zieloni je zbojkotowali, a kilku posłów SPD demonstracyjnie opuściło obrady, gdy na sali zauważono Hansa Filbingera, byłego chadeckiego premiera Badenii-Wirtembergi, który w 1978 roku zmuszony został do ustąpienia w związku ze swą działalnością jako sędzia wojskowy Kriegsmarine w Norwegii. Gdy jednak główny mówca dnia, prezy­ dent federalny Richard von Weizsäcker (ur. 1920), od dwóch lat pia­ stujący ten wysoki urząd, zakończył swe wystąpienie, słuchacze na sali i przy odbiornikach telewizyjnych mieli świadomość, że otworzył się właśnie nowy rozdział w długiej i skomplikowanej historii stosunku Niemców do ich przyszłości. Tekst przemówienia von Weizsäckera, wydrukowany w nakładzie 2 min egzemplarzy, rozszedł się w krótkim czasie. Prezydent otrzymał 60 000 listów od obywateli. Ambasador Izraela w Bonn Yitzhak Ben Ari stwierdził, iż była to „Sternstunde der Nachkriegsgeschichte” [Najwspanialsza godzina w powojennych dziejach] Republiki Federalnej8. Richard von Weizsäcker jako pierw­ szy znalazł formułę na określenie tego, czym dla Niem ców jest dzień 8 maja 1945. Mówił tak:

8 maja dla nas, Niemców, nie jest dniem radosnym. Ludzie, którzy przeżyli ten dzień świadomie, myślą o całkiem osobistych, a więc i całkiem różnych doświadczeniach. Jedni wrócili wtedy do domu, inni stracili ojczyznę. Jed­ ni odzyskiwali wolność, dla innych zaczynała się niewola. [...] Większość Niemców wierzyła, iż walczą i cierpią w imię słusznej sprawy własnego kraju. A teraz miało się okazać, że wszystko to było nie tylko daremne i bezsen­ sowne, ale służyło nieludzkim zamysłom zbrodniczego kierownictwa. [...] Spojrzenie zagłębiało się w mroczną przeszłość i wybiegało w mroczną, nie­ pewną przyszłość. A mimo to z dnia na dzień coraz jaśniejsze zdawało się to, co dziś można powiedzieć w imieniu nas wszystkich: 8 maja był dniem wyzwolenia. Wyzwolił nas wszystkich od pomiatającego człowiekiem syste­ mu narodowosocjalistycznej przemocy. Świadomość tego nie zaciera pamię­ ci o cierpieniach, jakie dla wielu ludzi zaczęły się dopiero z dniem 8 maja i nastąpiły potem. Ale nie możemy w zakończeniu wojny upatrywać przyczyn uchodźstwa, wygnania i niewoli. Przyczyna leży u początku wojny i u począt­

8 Sternstunde der Nachkriegsgeschichte, Die Weizsäcker-Rede eon 1985, Frankfurter Rundschau (07.05.2005) - http://www.fr-online.de/in_und_ausland/politik/zeit- geschichte/ 60jahre_nach_kriegsende/die_kapitulation/674282_Sternstunde-der- Nachkriegsgeschichte.html ku owej przemocy, która do wojny doprowadziła. Nie możemy oddzielać daty 8 maja 1945 roku od daty 30 stycznia 1933 roku. Nie mamy zaiste powodów, aby w dniu dzisiejszym brać udział w święcie zwycięstwa. Ale mamy wszel­ kie powody, aby dzień 8 maja 1945 roku traktować jako koniec manowców [Irrwege - JR: tu lepiej np. fałszywej drogi] niemieckiej historii, niosący za­ lążek nadziei na lepszą przyszłość9. Nowe i zupełnie odmienne od ogólnej tendencji do nieróżnico- wania ofiar w okolicznościowych wystąpieniach niemieckich polity­ ków, zwłaszcza zaliczanych do prawej części zachodnioniemieckiego spektrum politycznego, było zestawienie poszczególnych kategorii ofiar i pewna ich hierarchizacja:

8 maja to dzień rozpamiętywania. Rozpamiętywać, to wspominać jakieś wy­ darzenie tak czysto i uczciwie, aby stało się cząstką naszego wnętrza. Nasza szczerość musi sprostać wysokim wymaganiom.

Myślimy dziś w żałobie o wszystkich, którzy wskutek wojny i przemocy po­ nieśli śmierć. Myślimy zwłaszcza o sześciu milionach Żydów zamordowanych w niemiec­ kich obozach koncentracyjnych. Myślimy o wszystkich narodach, które ucierpiały w czasie wojny, przede wszystkim o niezliczonych obywatelach Związku Radzieckiego i Polski, któ­ rzy stracili życie. Jako Niemcy myślimy w żałobie o naszych rodakach, którzy zginęli jako żoł­ nierze, wskutek nalotów bombowych na ojczystej ziemi, w niewoli i w trak­ cie wygnania z rodzinnych stron.

Myślimy o wymordowanych ludach Sinti i Roma, o uśmierconych homosek­ sualistach, o zabitych chorych umysłowo, o ludziach, którzy poszli na śmierć za swoje przekonania religijne lub polityczne. Myślimy o rozstrzelanych zakładnikach. Myślimy o ludziach we wszystkich okupowanych przez nas państwach, któ­ rzy ponieśli śmierć jako uczestnicy ruchu oporu.

9 Źródło przekładu: „Więź” 1989, 9 (371). Przekład autorstwa M. Lukasiewicz, cyt.: za W. Bartoszewski, O Niemcach i Polakach. Wspomnienia. Prognozy. Nadzieje, opra­ cowanie i komentarz R. Rogulski, J. Rydel, Kraków 2010, s. 566-573. Jako Niemcy czcimy pamięć uczestników niemieckiego ruchu oporu, obywa­ telskiego, wojskowego i wyznaniowego, ruchu oporu robotniczego i związ­ kowego, ruchu oporu komunistycznego.

Ten sposób przedstawienia wielkich kategorii ofiar wojny wszedł od tej pory do kanonu wystąpień dotyczących II wojny światowej i jej następstw. Bywa modyfikowany, czasami „pomija się” wspomnienie polskich ofiar, czasami zmienia kolejność poszczególnych grup, ale ogólny tok wypowiedzi powtarza się stale, nabierając wręcz cech nor­ my. Richard von Weizsäcker najwięcej uwagi poświęcił w swym wy­ stąpieniu Zagładzie Żydów, którą nazwał bezprzykładną w historii. Szczególnie trafne i szczere są w tym kontekście rozważania o wiedzy lub niewiedzy niemieckiego społeczeństwa oraz o charakterze nie­ mieckiej winy i roli pamięci:

Kto miał oczy i uszy otwarte, kto chciał się dowiedzieć, ten nie mógł nie zauważyć masowych deportacji. [...] Nie ma winy i niewinności całego naro­ du. Wina, takjak niewinność, nie jest czymś zbiorowym, ale osobistym. [...] Każdy, kto przeżył ten czas w pełni świadomie, niechaj zapyta dziś w cicho­ ści serca o własny udział. Znaczna większość ludzi żyjących dziś w naszym kraju była wówczas albo dziećmi, albo w ogóle nie przyszła na świat. Nie mogą uznać się winnymi czynów, których nie popełnili. Żaden czujący czło­ wiek nie oczekuje od nich, żeby włożyli koszulę pokutną tylko dlatego, że są Niemcami. Ale przodkowie pozostawili im ciężkie dziedzictwo.

My wszyscy, winni czy nie, starzy czy młodzi, musimy przyjąć przeszłość. Nas wszystkich dotknęły jej skutki i wszyscy ponosimy odpowiedzialność. Młodsi i starsi muszą i mogą sobie wzajemnie pomagać w zrozumieniu, dla­ czego sprawą żywotnej wagi jest zachowanie pamięci. Nie chodzi o to, by przezwyciężać przeszłość. Bo to jest niemożliwe. Przeszłości nie można od­ mienić ani uczynić niebyłą. Ale kto zamyka się na przeszłość, staje się ślepy na dzień dzisiejszy. Kto się nie godzi na rozpamiętywanie nieludzkości, temu grozi niebezpieczeństwo ponownego zarażenia.

Naród żydowski pamięta i będzie zawsze pamiętał. [...] Właśnie dlatego musimy zrozumieć, że nie ma i być nie może pojednania bez pamięci. Do­ świadczenie milionkrotnej śmierci jest cząstką wewnętrznego świata każdego Żyda, nie tylko dlatego, że takiej grozy nie sposób zapomnieć. Albowiem pa­ mięć należy do żydowskiej wiary. [1821 W swym rozbudowanym i wielowątkowym wystąpieniu, wygło­ szonym w prostych, zrozumiałych, lecz pełnych emocji słowach, chwilami jakby będących dialogiem mówcy z samym sobą, znalazło się także nieczęste w retoryce politycznej R F N obszerne przypomnie­ nie układu Ribbentrop-Mołotow, przy równoczesnym przyznaniu, iż to Niem cy były czynnikiem sprawczym wybuchu II wojny światowej. Godny uwagi był także obszerny fragment poświęcony „wypędzeniu” i jego następstwom. Von Weizsäcker mówił o wysiedleńcach i daw­ nych stronach rodzinnych:

Ich ojczyzna [Heimat -JR] stała się tymczasem ojczyzną innych ludzi. Na wielu starych cmentarzach na Wschodzie znaleźć dziś można więcej grobów polskich niż niemieckich. Po wymuszonej wędrówce Niemców na zachód rozpoczęła się wędrówka milionów Polaków, a potem milionów Rosjan. Wszystkich tych ludzi nie pytano o zdanie, wszyscy ci ludzie doznali krzywd, żadna konirontacja roszczeń nie może naprawić tego, co im wyrządzono. Wyrzec się przemocy, oznacza dziś dać tym ludziom - tam, gdzie po 8 maja rzucił ich los i gdzie żyją od paru dziesiątków lat - trwałą, politycznie niena­ ruszalną pewność przyszłości. To znaczy, przed sprzecznymi roszczeniami prawnymi postawić przykazanie porozumienia.

Przemówienie zaskakuje przenikliwością i nadzwyczajną precyzją, z jaką mówca opisał odpowiedzialność współczesnych mu Niemców za zbrodnie. Ważne jest także, na co zwraca uwagę Helmut Dubiel, iż von Weizsäcker skonstruował swój wywód jako wypowiedź członka generacji sprawców. W istocie należał do niej jako młody arystokrata, oficer Wehrmachtu, syn niemieckiego wiceministra spraw zagranicz­ nych, a potem jego obrońca w tzw. procesie Wilhelmstrasse. Willy Brandt, klękając 7 grudnia 1970 roku w Warszawie przed pomnikiem Bohaterów Getta, wykonał gest o ogromnym ciężarze gatunkowym, ale - będąc w czasie wojny emigrantem uczestniczącym aktywnie w walce z nazistowskimi Niemcami - nie reprezentował owej gene­ racji sprawców10. W pamiętnych, pięknych słowach ujął to wówczas reporter „Spiegla” Hermann Schreiber, mówiąc:

10 H. Dubiel, Niemand ist frei non der Geschichte. Die nationalsozialistische Herrschaft in den Debatten des Deutschen Bundestages, München 2001, s. 208. Oto ten, który nie musiałby klękać, ukląkł w imieniu tych, którzy powinni byliby uklęknąć, ale tego nie robią, ponieważ nie mogą albo nie mają odwagi, albo nie mogą się odważyć. Oto wyznaje winę ten, któryjej nie ponosi i prosi 0 przebaczenie, którego nie potrzebuje.

[Dann kniet er, der das nicht nötig hat, da für alle, die es nötig haben, aber nicht da knien - weil sie es nicht wagen oder nicht können oder nicht wagen können. Dann bekennt er sich zu einer Schuld, an der er selber nicht zu tra­ gen hat, und bittet um eine Vergebung, derer er selber nicht bedarf]n.

Naturalnie, znaleźli się krytycy przemówienia Richarda von Weiz- säckera: osoby, myślące w kategoriach - nazwijmy to - czysto naro­ dowych, uważały wówczas, to jest w 1985 roku, a także w dziesięć lat później i czynią to niewątpliwie do dziś, dzień 8 maja 1945 za mo­ ment największej klęski i upokorzenia Niemiec w dziejach, a wszelkie upiększanie tego faktu traktująjako hipokryzję. Z kolei na przeciwnym biegunie sceny politycznej zauważono, że mówca miał skłonność do wygładzania historycznej rzeczywistości, gdyż np. mówiąc o Holo­ cauście użył sformułowania: „Dokonanie tej zbrodni leżało w rękach nielicznych”, a określając okres nazizmu jako „manowce/fałszywą drogą niemieckiej historii” przejmował argumentację narodowo-kon- serwatywnej historiografii niemieckiej. Ogromna większość zachod- nioniemieckiej opinii publicznej uznała jednak tezy pamiętnego prze­ mówienia za swoje. W dwadzieścia lat po tym wydarzeniu, a zarazem z okazji 85. urodzin Richarda von Weizsäckera, socjaldemokratyczny kanclerz Gerhard Schröder zawarł w liście gratulacyjnym słowa traf­ nie oddające jego znaczenie:

Dzięki mowie, która zdobyła szerokie międzynarodowe uznanie, potrafił Pan stworzyć nową tożsamość historyczną i ustanowić nowe, kolektywne nor­ my. Przemówienie to trwale wpłynęło na sposób rozumienia historii przez Niemców oraz ich kulturę pamięci. W pewnym stopniu uczyniło ją otwartą 1 zeuropeizowaną.

ii Ein Stück Heimkehr. Reporter Hermann Schreiber mit Bundeskanzler Brandt in Warschau, „Der Spiegel“, 1970, 51 (14.12.1970): http://www.spiegel.de/spiegel/ prini/d-43822428.html [Sie haben es mit dieser international so viel beachteten Rede vermocht, eine neue historische Identität zu schaffen und eine kollektive Norm zu set­ zen. Diese Rede hat das Geschichtsverständnis und die Erinnerungskultur der Deutschen nachhaltig beeinflusst, sie in gewisser Weise geöffnet und europäisiert]12.

Suma własnych, zdecydowanie negatywnych doświadczeń H el­ muta Kohla, związanych z przenoszeniem problemów historii na forum polityczne, wzmocniona przez przyswojenie myśli Richarda von Weizsäckera, w zasadzie ustrzegła przywódcę C D U przed dal­ szymi skandalami i potknięciami na tym polu. Najwyraźniej Kohl rozpoznał, jak skomplikowany i nieprzejrzysty jest układ wrażliwo­ ści i politycznej poprawności określający stosunek współczesnych do historii. N ie odnosiło się to do wszystkich politycznych przyjaciół kanclerza. Za podręcznikowy uchodzi w tym kontekście przypadek politycznego „samobójstwa”, jakie popełnił przewodniczący Bundes­ tagu Philipp Jenninger z C D U . 10 listopada 1988 podczas okolicz­ nościowego posiedzenia parlamentu z okazji pięćdziesiątej rocznicy pogromów Żydów w Niemczech (Reichskristallnacht) wygłosił on ob­ szerne przemówienie, w którym wskutek niewłaściwej konstrukcji tekstu i intonacji doszło do zatarcia tego, co myśli sam mówca, a co jest cytatem, m.in. z wypowiedzi Himmlera. Wskutek tego duża część słuchaczy odniosła wrażenie, że przewodniczący Bundestagu wygła­ sza nazistowski, antysemicki tekst. Wielu posłów partii Zielonych i SP D demonstracyjnie opuściło salę obrad w trakcie wystąpienia przewodniczącego parlamentu. Wystąpienie Jenningera wywołało tak wielki i gwałtowny skandal, iż już następnego dnia musiał on złożyć swój urząd. Gdy emocje trochę opadły, okazało się, że tekst nie tylko nie zawierał treści nazistowskich, ale nawet w pewnych fragmentach krytykował prawicowo-konserwatywne tezy o konieczności wyj­ ścia Niem ców z cienia Hitlera i bycia na powrót „normalnym naro­ dem”, jak mówił w tym czasie przywódca C S U Franz Jo sef Strauß13. Przewodniczący Centralnej Rady Żydów Ignaz Bubis, chcąc zadrwić

12 Weizsäcker-Rede 1985, „8. Mai war ein Tag der Befreiung“: Spiegel - online (http:// www.spiegel.de/politik/deutschland/O,1518,354568,00.html) 13 T. Fischer, M.N. Lorenz (ed.), Lexikon der „Vergangenheitsbewältigung“ in Deutsch­ land..., s. 240-242. z uroszczeń politycznej poprawności, dwukrotnie, w 1989 i w 1995 roku, wykorzystał obszerne fragmenty przemówienia Jenningera we własnych wystąpieniach i nigdy nie wzbudziły one najmniejszych na­ wet kontrowersji. N b. w 1988 roku środowiska żydowskie bynajmniej nie brały udziału w gwałtownym ataku na Jenningera14 15.

Muzea historii Niemiec

Wyobrażenia Helmuta Kohla dotyczące polityki historycznej nie ograniczały się do gestów i rytuałów pojednania. Ju ż w expose rządo­ wym w 1982 roku zgłosił postulat zorganizowania muzeum, które prezentowałoby historię R F N jako wyjątkowo udany rozdział dzie­ jów Niemiec. Wkrótce potem zrodziła się idea stworzenia w Berlinie Zachodnim wielkiego muzeum poświęconego całej historii Niemiec. Jak się przypuszcza, pomysłodawcą programu tworzenia muzeów był Michael Stürmer (ur. 1938), zaufany doradca kanclerza, nie tyl­ ko w sprawach historii. Stürmer, który większą część studiów odbył w Wielkiej Brytanii, jako badacz i publicysta zawsze demonstrował wolny od wewnętrznego skrępowania stosunek do historii Niemiec. Uważał, że utrata orientacji i słaba tożsamość narodowa Niemców, będąca następstwem ich nienormalnego stosunku do własnej historii, jest przeszkodą i zagrożeniem, ponieważ „w kraju bez pamięci wszyst­ ko jest możliwe”. C o więcej, uważał, „że w kraju bez historii przy­ szłość stanie się łupem tego, kto potrafi zapełniać luki we wspomnie­ niach, nazywać pojęcia i interpretować przeszłość”13. Te poruszające słowa to - warto odnotować - w równym stopniu ostrzeżenie, jak i wezwanie do działania dla własnego środowiska. „Poszukiwanie utraconej historii” [Suche nach der verlorenen Geschichte] nie jest, jak twierdził Stürmer, problemem li tylko edukacyjnym, ponieważ

14 W. Kansteincr, Between politics and memory. The Historikerstreit and West German his­ torical culture of the 80s, w: Fascism’s return. Scandal, revision, and ideology since 1980, (ed.) J.R. Golsan, b.m.w. [University of Nebrasca Press], 1998, s. 115. 15 M. Stürmer, Historia w kraju bez historii (oryginalnie FAZ 25.04.1986), w: Histori­ kerstreit. Spór o miejsce III Rzeszy w historii Niemiec, [b.a. i ed.] Londyn 1990, s. 7-9. Przekład nieznacznie zmieniony w celu wiernego oddania treści oryginału. od jej posiadania zależy „wewnętrzna ciągłość niemieckiej republiki i jej obliczalność w polityce zagranicznej” [die innere Kontinuität der deutschen Republik und ihre außenpolitische Berechenbarkeit]. Pla­ nowane instytucje muzealne miały pomóc w uwolnieniu Niemców od „kolektywnego opętania winą” [kollektive Schuldbesessenheit]. Pomysł tworzenia muzeów spotkał się wiosną 1986 roku z krytyką wpływowych intelektualistów, historyka Hansa Mommsena i filozofa Jürgena Habermasa. Twierdzili oni, iż wraz z przekazaniem muzeów społeczeństwu narzucony zostanie „obowiązujący narodowy obraz hi­ storii” (Mommsen), oraz protestowali przeciwko wszelkim formom „funkcjonalnego zastosowania nauk historycznych dla dokonywania zmian w świadomości historycznej społeczeństwa” (Habermas)16. Jak łatwo się zorientować, kontrowersja wokół planowanych muzeów tylko o niewiele tygodni wyprzedziła wybuch wielkiego „sporu historyków” (.Historikerstreit). W obydwu wypadkach aktorzy sporu byli ci sami. Pomimo kontrowersji, jakie wzbudził pomysł tworzenia muze­ ów, prace nad ich organizacją trwały nieśpiesznie, ale konsekwentnie. W 1986 roku rozpoczęło się kompletowanie zbiorów dla Domu H i­ storii Republiki Federalnej Niemiec [Haus der Geschichte der Bun­ desrepublik Deutschland] w Bonn oraz projektowanie odpowiednie­ go gmachu. W 1989 roku Bundestag uchwalił ramy prawne, wjakich działać miało to muzeum, wtedy też rozpoczęła się budowa jego sie­ dziby. W 1994 roku Helmut Kohl uroczyście otworzył Dom Historii RFN . Instytucją tą do 2005 roku kierował Hermann Schuster. Akt założycielski Niemieckiego Muzeum Historycznego ogłoszo­ ny został 28 października 1987 podczas uroczystości z okazji 750-le- cia miasta Berlina. Senat Berlina Zachodniego nb. przyjął inicjatywę Rządu Federalnego z wielkimi zastrzeżeniami, gdyż miał własne pla­ ny dotyczące prezentacji historii miasta. Pierwszym dyrektorem mu­ zeum został historyk prof. Christoph Stölzl, w 2000 roku zastąpił go historyk sztuki, archeolog i prawnik prof. Hans Ottomeyer. Począt­ kowo przewidziano budowę specjalnego gmachu dla muzeum nad Szprewą w pobliżu Reichstagu, w roku 1988 rozstrzygnięto między-

16 K. Große Kracht, Die zankende Zunft. Historische Kontroversen in Deutschland nach 1945, Göttingen 2005, s. 98-99. narodowy konkurs architektoniczny, jednakże zanim rozpoczęły się roboty budowlane, w listopadzie 1989 roku upadł mur, a wkrótce na porządku dziennym polityki stanęło zjednoczenie Niemiec i Berlina, zasadniczo zmieniając przyjęte koncepcje. Ju ż w 1990 roku zapadła decyzja o nowej lokalizacji. Przeznaczono dlań najstarszy gmach przy alei Unter den Linden, okazały i rozległy barokowy budynek berliń­ skiego arsenału [Zeughaus] z końcaXVII wieku, w którym do tej pory znajdowało się enerdowskie Muzeum Historii Niemiec. Pierwsze wystawy nowego muzeum miały miejsce w 1991 roku. Prowizoryczną stałą wystawę otwarto w 1994 roku. W 1998 roku roz­ poczęła się gruntowna renowacja budynku i niezbędne prace adapta­ cyjne z punktu widzenia nowoczesnego wystawiennictwa. Równo­ cześnie ruszyła budowa nowej części gmachu, przeznaczonej na pre­ zentację wystaw czasowych. Projektantem tego znakomitego obiektu był Ieoh M ing Pei, sławny amerykańsko-chiński architekt, twórca piramidy w paryskim Luwrze. Fakt ten ma swój wymiar polityczny, gdyż Pei czas jakiś odmawiał przyjęcia zamówienia z Berlina i prze­ konała go dopiero długa rozmowa telefoniczna z Helmutem Kohlem. Jak widać, kanclerz federalny także pod koniec swego urzędowania usilnie zabiegał, aby Niemieckie Muzeum Historyczne otrzymało kształt jak najbardziej wyrafinowany i okazały. Gotów był rzucić na szalę swój autorytet i poświęcać swój czas, by wzbogacić „swoje” mu­ zeum i stołeczny Berlin o budowlę dorównującą paryskiemu arcy­ dziełu architektury współczesnej. W 2004 roku budowla Peia, foyer muzeum i bardzo efektowny zadaszony dziedziniec były gotowe. Stałą wystawę w 2006 roku otwo­ rzyła kanclerz Angela Merkel. Dziś obydwa muzea są nieodłącznym składnikiem kulturowego krajobrazu Republiki Federalnej. Kierowa­ ne przez fachowców wielkiej klasy, świadomych odpowiedzialności, wynikającej z operowania potężnymi narzędziami edukacji publicz­ nej, uniknęły do tej pory znaczących zarzutów stronniczości, takiego czy innego wypaczania obrazu historii Niemiec, a liczby zwiedzają­ cych świadczą o pełnej społecznej akceptacji tych placówek. [1881 Historikerstreit

Obok sporu na temat słuszności planów stworzenia muzeów histo­ rii Niemiec, do wzrostu napięcia intelektualnego w połowie lat 80. doprowadziła także kontrowersja między dyrektorem Instytutu H i­ storii Współczesnej w Monachium Martinem Broszatem a izraelskim historykiem Saulem Friedländerem, jednym z największych obecnie badaczy Holocaustu. Wywołał ją Broszat publikując artykuł Plädoyer für eine Historisierung des Nationalsozialismus [Na rzecz uhistorycznienia [historyzacji -JR] narodowego socjalizmu], w którym postulował, aby dla intensyfikacji badań, pogłębienia wiedzy o okresie narodowe­ go socjalizmu, a także pobudzenia debaty na jego temat dokonać jego historyzacji, czyli zrezygnować z dotychczasowych tabu, krępujących swobodę stawiania pytań i dyskusji, a zacząć traktować okres naro­ dowego socjalizmu jak wszystkie inne epoki historyczne. Dla Frie- dländera postulat historyzacji równoznaczny był z zaproszeniem do relatywizacji, czemu dał wyraz w Überlegungen zur Historisierung des Nationalsozialismus [Przemyśleniach na temat historyzacji narodowego socjalizmu]. Pomimo że obydwaj wytrawni historycy, po uściśleniu używanych pojęć i wyjaśnieniu, co dokładnie mieli na myśli, doszli do porozumienia, ich debata uznawana jest za jedną z przyczyn wybuchu Historikerstreit [spory historyków], a niekiedy wręcz za jego część skła­ dową, podobnie zresztą jak głos Stürmera w dyskusji o muzeach17. Zarzewiem tego sporu był zamieszczony w „Frankfurter Allgeme­ ine Zeitung” 6 czerwca 1986 artykuł Ernsta Noltego pod tytułem Ver­ gangenheit, die nicht vergehen will [Przeszłość, która nie chce przeminąć], Ernst N olte (ur. 1923) ze względów zdrowotnych podczas wojny nie służył w wojsku, studiował wówczas we Freiburgu historię i filozo­ fię, był uczniem i ulubionym studentem Martina Heideggera. Jego skromna początkowo kariera zawodowa uległa przyśpieszeniu, gdy w 1963 roku opublikował książkę Der Faschismus in seiner Epoche: Action Franęaise, italienischer Faschismus, Nationalsozialismus [Faszyzm na tle swej epoki: Action Franęaise, faszyzm włoski, narodowy socjalizm],

17 T. Fischer, M.N. Lorenz (ed.), Lexikon der „Vergangenheitsbewältigung“ in Deutsch­ land..., s. 235-236; M. Broszat, Na rzecz uhistorycznienia narodowego socjalizmu [ory­ ginalnie „Merkur” 1985 (05)], w: Historikerstreit. Sporo miejsce..., s. 53-64. która — analizując i wyodrębniając pokrewieństwa pomiędzy poszcze­ gólnymi ruchami politycznymi spektrum faszystowskiego - okazała się ogromnym sukcesem naukowym i wydawniczym. W roku 1965 otrzyma! profesurę w Marburgu, a w 1973 na Wolnym Uniwersytecie w Berlinie Zachodnim. Tezy artykułu, który wywołał tak głośne echo w Niemczech, opublikował Nolte już w 1980 roku, jednak początko­ wo nie zwróciły one niczyjej uwagi. N olte stwierdził w swym arty­ kule, że „nieprzemijanie narodowosocjalistycznej przeszłości”, czyli nieustanne obligowanie społeczeństwa niemieckiego do konfrontacji z wydarzeniami epoki Hitlera, prowadzi do zafałszowania świadomo­ ści historycznej i zniekształcenia stanu badań naukowych.

Koncentrując uwagę na „ostatecznym rozwiązaniu” - twierdził - nie dostrze­ ga się bardzo ważnych faktów z czasów nazistowskich, takich jak likwido­ wanie „bytów niegodnych życia” czy postępowanie wobec rosyjskich jeńców wojennych. Lecz głównie nie dostrzega się kwestii związanych z teraźniej­ szością, jak choćby problemu „prawa do życia” istot ludzkich przed ich na­ rodzeniem czy problemu „ludobójstwa” w świecie współczesnym: wczoraj w Wietnamie, dziś w Afganistanie. [...] To wszystko jest z punktu widzenia historyka godnym pożałowania skutkiem „nieprzemijania przeszłości”: najprostsze reguły, stosowane wobec wszelkich minionych zdarzeń, zostają w tym wypadku pozbawione mocy, a wśród nich reguła najważniejsza, wedle której mechanizmy każdej minionej epoki po­ winny stawać się zrozumiałe poprzez stopniowe odkrywanie jej złożoności, [...] a manichejskie wizje, białe lub czarne, w jakie obfitują współczesne spo­ ry, winny być korygowane. [...]

W literaturze poświęconej narodowemu socjalizmowi uderzające i niepoko­ jące jest niedostrzeganie - czy też nieprzyjmowanie do wiadomości - faktu, że wszystko, co robili narodowi socjaliści - z wyjątkiem techniki komór ga­ zowych - zostało już wcześniej opisane w obszernej literaturze z lat dwudzie­ stych: masowe deportacje i rozstrzeliwania, tortury, obozy śmierci, zagłada całych zbiorowości w imię kryteriów całkowicie arbitralnych, publiczne do­ maganie się skazania na śmierć tysięcy niewinnych istot ludzkich, uważanych za wrogów. [190] Artykuł kulminuje w szeregu pytań, o których sam N olte pisał, iż wahał się, czyje postawić:

nie tylko za dopuszczalne, ale wręcz za nieuniknione można uznać takie oto pytanie: może naziści, a także Hitler, dokonali aktu „azjatyckiej dzikości” dla­ tego, że sami uważali się za potencjalne lub rzeczywiste ofiary „azjatyckiej dzikości”? Czy archipelag Gulag nie ma prawa starszeństwa w stosunku do Oświęcimia? Czy „morderstwo klasowe” dokonane przez bolszewików nie jest logicznym i faktycznym poprzednikiem „rasowego morderstwa”, doko­ nanego przez narodowych socjalistów? [...] Czy Oświęcim nie wywodzi się przyczynowo z pewnej przeszłości, która nie chciała przeminąć?18

W odpowiedzi na artykuł Noltego, a także na wspomniane poprzednio artykuły Michaela Stürmera i Martina Broszata oraz po­ minięte tu tezy Andreasa Hillgrubera, wybitny i popularny filozof Jürgen Habermas opublikował w „Die Zeit” z 11 lipca 1986 bardzo obszerny i krytyczny artykuł pod tytułem Eine Art Schadensabwicklung. Die Apologetischen Tendenzen in der deutsche Zeitgeschichtsschreibung [Swe­ go rodzaju likwidacja szkód. Apologetyczne tendencje w niemieckiej historii współczesnej]. Z wyczuwalną ironią zrelacjonował w nim po­ glądy Stürmera, pisząc:

Nauka historyczna, świadoma swoich zadań, nie powinna pozostać głucha na apel budowania i propagowania takiego obrazu historii, z którego zrodzi się consensus narodowy. Historia jako dyscyplina nieuchronnie musi podążać torem, jaki wyznaczają jej potrzeby zbiorowe [...], teraz właśnie jej celem, w odpowiedzi na te potrzeby, jest wypracowanie nowych treści oraz sensu hi­ storycznego, koniecznych dla właściwego funkcjonowania narodu niemiec­ kiego w ramach porządku światowego.

Planiści ideologiczni chcą stworzyć rodzaj consensusu drogą ożywienia świa­ domości narodowej, ale równocześnie muszą wyeliminować z pola, na któ­ rym rozciąga się NATO, wyobrażenie wroga uformowanego przez państwo narodowe. Dla takiej manipulacji teoria Noltego jest nadzwyczaj użyteczna. Nolte ustrzelił dwa wróble za jednym zamachem: zbrodnie nazistowskie przestają być czymś wyjątkowym, skoro można je przynajmniej uczynić zro-

18 E. Nolte, O przeszłości, która nie chce przeminąć [pierwotnie „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, 06.06.1986], w: Historikerstreit. Sporo miejsce..., s. 66-68. zumiałymi w tym sensie, że stanowiły odpowiedź na zagrożenie bolszewic­ kie, trwające po dziś dzień. Równocześnie Oświęcim zostaje sprowadzony do poziomu zwykłej innowacji technicznej i tłumaczy się lękiem przed „Azjatą”, wciąż niebezpiecznym i stojącym u naszych wrót.

Gdy dzisiejsi rewizjoniści, wychodząc z założenia, że rozjaśnią teraźniejszość przy pomocy światła dowolnie rekonstruowanej przez nich historii, myślą, że mogą wybrać taki obraz dziejów, który by najlepiej służył ich dziejom, świadczy to o wadliwej interpretacji nowego myślenia hermeneutycznego. Przeciwnie, wyostrzona świadomość metodologiczna oznacza, że nie ma już miejsca dla zamkniętych interpretacji historii. Pluralizm poglądów na historię [... ] jest po prostu odzwierciedleniem struktury społeczeństw otwartych. [...] Jeśli symbole narodowe mają dzisiaj mniejszą siłę oddziaływania na ludzi młodych, jeśli prostoduszne identyfikowanie się z rodzimą tradycją ustępuje miejsca dociekaniu historycznemu „ze znakami zapytania” [...], jeśli duma narodowa i zbiorowa ocena naszej własnej wartości są przepuszczane przez filtr wartości uniwersalnych, są to wszystko oznaki tworzenia postkonwen- cjonalnego poczucia tożsamości.

Pełne otwarcie się Republiki Federalnej na kulturę polityczną Zachodu nale­ ży do wielkich osiągnięć intelektualnych czasów powojennych. [...] Jedyny rodzaj patriotyzmu, który nie oddala nas od Zachodu, to patriotyzm Konsty­ tucji. Niestety, zakorzenione w przekonaniach przywiązanie do uniwersali- stycznych zasad konstytucyjnych mogło rozwinąć się w narodzie niemieckim dopiero po Oświęcimiu i z powodu Oświęcimia. Ci, którzy czczymi for­ mułkami, takimi jak „obsesja winy”, chcą zmazać płomień wstydu z naszego oblicza, ci, którzy zachęcają Niemców do przyjęcia konwencjonalnej formy tożsamości narodowej, niszczą jedyną mocną podstawę naszego powiązania z Zachodem19.

Ostry i precyzyjny wywód Habermasa rozpętał wielką publicz­ ną debatę. C o przy tym ważne, Historikerstreit miał bardzo niewiele wspólnego z historiografią. Był sporem o rolę i miejsce historii w ów-

19 J. Habermas, Sposób zacierania winy, czyli tendencje apologetyczne we współczesnej historiografii niemieckiej [pierwotnie „Die Zeit”, 10.07.1986], w: Historikerstreit. Spór o miejsce..., s. 81-82, 86, 88-89. [192]

czesnym zachodnioniemieckim społeczeństwie oraz o politykę histo­ ryczną państwa. Habermas i popierający go lewicowo-liberalni intelek­ tualiści - „uświadamiacze” [Aufklärer], do których zaliczali się Han- s-Ulrich Wehler, Jürgen Kocka, Heinrich August Winkler, Thomas Nipperdey, Eberhard Jäckel i Hans Mommsen, atakując „wypieraczy” [Verdränger] czy „bandę czworga”, jak Elie Wiesel określił konserwa­ tywnych uczestników dyskusji, Ernsta Noltego, Michaela Smrmera, Andreasa Hillgrubera i Klausa Hildebranda, zaatakowali w rzeczywi­ stości całość polityki historycznej Kohla. Intensywność i długotrwa­ łość tej dyskusji wynikała z tego, że żaden uznany zachodnioniemiecki intelektualista nie mógł nie zabrać w niej głosu, a zarazem każdy, kto zabrał głos, stawał się liczącym się intelektualistą20. Już w 1987 ukazała się pierwsza antologia tekstów, a wykaz książek na temat Historikerstreit obejmuje kilka pozycji. W 2006 roku dostrzeżono nawet dwudziesto­ lecie tej debaty, co stało się to asumptem do kolejnych publikacji. Z dłuższej perspektywy starcie to uznać trzeba za nierozstrzygnię­ te. N a krótką metę przewagę osiągnęli lewicowi „uświadamiacze”, zwłaszcza w centralnym aspekcie dysputy, jakim była kwestia porów­ nywalności lub nieporównywalności Holocaustu i innych zbrodni przeciw ludzkości. Po Historikerstreit w Niemczech Zachodnich bez­ dyskusyjnie i trwale zapanował pogląd o wyjątkowości [Singularität] i nieporównywalności Zagłady Żydów. Opisany już krótko przypa­ dek Philippa Jenningera, który miał miejsce w nieco ponad rok po wygaśnięciu sporu, dowodzi, że odstępstwa od określonego sposobu wypowiadania się o Holocauście mają natychmiastowe i fatalne skut­ ki dla mówcy. Innym skutkiem sporu jest definitywne zanegowanie teorii totalitaryzmów i w konsekwencji obumarcie badań i rozważań porównawczych nad dziejami komunizmu i nazizmu. Obawy przed posądzeniem o porównywanie totalitaryzmów Hitlera i Stalina są od tej pory tak poważne, że nawet wolne od pierwiastka komparatystycz- nego roztrząsanie zbrodni sowieckich „jako takich” stało się podejrza­ ne. Dowodem - wspomniany już - los „Czarnej księgi komunizmu”, a także problemy interpretacyjne, z jakimi borykają się miejsca pamię­ ci położone w dawnych obozach koncentracyjnych Sachsenhausen

20 U. Herbert, Der Historikerstreit. Politische, wissenschaftliche, biographische Aspekte, w: Zeitgeschichte als Streitgeschichte. Große Kontroversen seit 1945, (ed.) M. Sabrow, R. Jes­ sen, K. Große Kracht, München 2003, s. 108. і Buchenwald, w których od końca wojny do 1950 roku działały „obo­ zy specjalne” N K W D . Poza kwestią wyjątkowości Holocaustu, sukces Jürgena Haberma- sa i jego „uświadamiaczy” okazał się wątpliwy. Po pierwsze, pomi­ mo ciężaru oskarżeń, jakie posypały się na głowy „wypieraczy”, nie spadł im przysłowiowy włos z głowy. Jedynie Ernst Nolte wypchnięty został poza nawias uznawanej i społecznie akceptowanej grupy inte­ lektualistów, których - wedle potocznego określenia - zapraszają ma- instreamowe niemieckie media. N ie znaczy to, że spotkały go jakieś reperkusje natury prawnej, związane np. z wykonywaniem zawodu. Sam Nolte ponosi wielką część odpowiedzialności za ostracyzm, jaki go spotkał, gdyż nie tylko nie odciął się od nieszczędzących mu pochwał środowisk skrajnie prawicowych, lecz podjął z nimi współ­ pracę jako autor artykułów i wypowiedzi dla prasy tego środowiska. „Skręcił” - jednym słowem - ostro na prawo, potwierdzając ponie­ kąd przenikliwość skierowanej przeciw sobie krytyki Habermasa. N ie zrewidował też nigdy swych tez w publikacjach naukowych, pomimo że najnowsze badania nad nazizmem wykazały, iż jego twierdzenia o wtórności, a nawet „prewencyjności” prześladowań Żydów w re­ lacji do prześladowań komunistycznych nie znajdują potwierdzenia w źródłach. Pozostali konserwatywni uczestnicy debaty ostali się nie- zagrożeni w owym trudnym do zdefiniowania mainstreamie niemiec­ kiej opinii publicznej. Dla części niemieckiej sceny politycznej był to niewątpliwie sygnał, iż tezy o wzmacnianiu poczucia narodowego Niem ców i propagowaniu takiego obrazu historii, który będzie po­ magał w odzyskiwaniu ich tożsamości, są akceptowalne i - respektując określone na nowo podczas Historikerstreit warunki brzegowe - można podjąć ich realizację. Jak wspomniano, idea tworzenia muzeów histo­ rii Niemiec w Bonn i Berlinie, pomimo że „uświadamiacze” ją explicite potępili, etap po etapie stawała się rzeczywistością.

Zawiedzione nadzieje „wypędzonych”

Lata osiemdziesiąte

Jak łatwo się domyślić, sympatie polityczne całego de facto środowiska wysiedlonych ulokowały się w latach 70. po stronie opozycyjnej C D U i C S U . Jak szacowano, 15% członków partii chrześcijańsko-demokra- tycznych wywodziło się na początku lat 80. właśnie ze środowiska „wypędzonych”, toteż z wielkim zadowoleniem i nadzieją przyjęło ono objęcie władzy przez chrześcijańskich demokratów i kanclerstwo Helmuta Kohla w 1982 roku1. Nadzieje na zerwanie z dotychczasową polityką wschodnią i powrót „dawnych, dobrych czasów” były jednak nierealistyczne. Po pierwsze, nie do pomyślenia było, aby Republika Federalna zrezygnowała lub choćby wystawiła na szwank owoce tej polityki, czyli wielki wzrost znaczenia i autorytetu państwa na arenie międzynarodowej oraz osiągnięcie realnego wpływu (głównie przy pomocy instrumentów ekonomicznych) na N R D , Z S R R , PRL i inne kraje komunistyczne. Ponadto na straży tego dorobku stał jego mia­ rodajny współtwórca, wicekanclerz i minister sprawa zagranicznych Hans-Dietrich Genscher, kierujący koalicyjną Partią Wolnych D e­ mokratów (FDP), której głosy były nieodzowne dla funkcjonowania rządu Kohla. Okoliczności te sprawiły, że Związek Wypędzonych nie miał szans na powrót do dawnego znaczenia i wpływów politycznych. Ponadto w okresie rządów Brandta i Schmidta w RFN doszło do głębokich przemian świadomościowych, które uniemożliwiły „wy­ pędzonym” powrót do ich dawnej (wszech-) obecności w przestrze­ ni publicznej i medialnej. W tej sytuacji przejawy poprawy stosun­

1 P. Ahonen, After the expulsion: and Eastern Europe. 1945-1990, Oxford 2003, s. 257. ków i nowej bliskości z Rządem Federalnym widoczne były przede wszystkim w sferze symboliki, rytuałów i deklaracji politycznej. W 1984 roku kanclerz federalny po raz pierwszy od siedemnastu lat byl gościem dorocznego zjazdu wysiedleńców, który tym razem odbył się w Hanowerze. Już jednak w następnym roku polityka wizytowania „wypędzo­ nych” doprowadziła do poważnego konfliktu o wyraźnych między­ narodowych reperkusjach. Otóż w 1985 roku przypadała czterdziesta rocznica zakończenia II wojny światowej, z tej okazji 8 maja w Bunde­ stagu odbyła się okolicznościowa sesja [Gedenkstunde], podczas któ­ rej prezydent federalny Richard von Weizsäcker wygłosił swe sławne przemówienie, słusznie uważane za jedną z podwalin współczesnej niemieckiej kultury pamięci. W kilka tygodni później w Hanowerze odbyć się miał Zjazd Ślązaków, udział w którym zapowiedział H el­ mut Kohl. Po tej zapowiedzi okazało się jednak, że Ziomkostwo Ślą­ skie Herberta Hupki za swe hasło zjazdowe przyjęło słowa „40 Jahre Vertreibung - Schlesien bleibt unser” [40 lat wypędzenia - Śląsk jest nadal nasz]. Wywołały one wzburzenie w Niemczech i szeroko roz­ lewające się protesty za granicą. Groziło to nie tylko zniweczeniem pozytywnych skutków przemówienia von Weizsäckera, ale także za­ truciem ocieplającej się atmosfery międzynarodowej. W tej sytuacji przedstawiciele Rządu Federalnego rozpoczęli wielodniowe, pełne napięcia negocjacje ze Ślązakami, domagając się zmiany hasła. Dopie­ ro gdy kanclerz zagroził, iż odwoła swą wizytę, organizatorzy zjazdu ustąpili i „rozbroili” swe hasło nadając mu brzmienie: „40 Jahre Ver­ treibung — Schlesien bleibt unsere Zukunft im Europa freier Völker” [40 lat wypędzenia - Śląsk pozostaje naszą przyszłością w Europie wolnych narodów]2. Od tej pory stosunki między Kohlem a środo­ wiskiem „wypędzonych” układały się poprawnie, ale mało serdecznie. Wobec braku podstaw do głębszej współpracy politycznej chadeków i „wypędzonych”, rząd uciekł się do sprawdzonej metody pozyskiwa­ nia sojuszników przy pomocy pieniędzy. Wysokość dotacji z budżetu federalnego na organizacyjną i kulturalną działalność wysiedleńców zaczęła szybko rosnąć, a hossa ta trwała aż do końca urzędowania

2 Unser Rechtskampf war nicht vergebens, „Der Spiegel”, 1985, 24. Helmuta Kohla3. Obustronny brak szczególnych oczekiwań i dość komfortowa sytuacja finansowa sprawiła, że Związek Wypędzonych i inne organizacje tego środowiska przez ponad 10 lat nie próbowały modernizować się i zmieniać metod działania.

„Wypędzeni” a zjednoczenie Niemiec

Podobny w zasadzie scenariusz zrealizowano w kluczowym dla N ie­ miec roku 1990, roku zjednoczenia. Upadek komunizmu w N RD i upadek muru berlińskiego w 1989 roku, ogłoszenie przez kanclerza Helmuta Kohla programu zjednoczenia oznaczało, iż niespodziewanie bliska stawała się, zaklinana od dziesięcioleci przez niemieckich praw­ ników, chwila dokonania definitywnej „pokojowej regulacji” spraw niemieckich, w tym w szczególności granicy wschodniej. Z punktu widzenia organizacji wysiedleńczych była to - jak pisze Dieter Bin­ gen - ostatnia okazja do zmiany terytorialnego kształtu Niemiec, stąd wielka mobilizacja w tym środowisku. Postawa Helmuta Kohla zda­ wała się potwierdzać istnienie owej „ostatniej okazji”, gdyż pomimo ewidentnych przygotowań do zjednoczenia i toczących się między­ narodowych negocjacji w tej sprawie, niemiecki kanclerz milczał na temat uznania granicy na Odrze i Nysie. Dawało to asumpt do fanta­ stycznych dywagacji Herberta Czai, przewodniczącego Związku Wy­ pędzonych, o tym, że Polsce potrzebna jest „granica bezpieczna”, a nie granica na Odrze i Nysie, lub ówczesnego sekretarza generalnego tej organizacji Hartmuta Koschyka o potrzebie „demokratycznego głoso­ wania” w sprawie przynależności ziem na wschód od linii tych rzek lub też ich „europeizacji”. Uparte unikanie zajęcia jasnego stanowiska przez Kohla, a tym samym przyzwolenie na tego rodzaju wypady politycznych harcow- ników, wywoływały nie tylko niepokój w Polsce, ale i rozdrażnienie wśród dawnych mocarstw okupacyjnych, którym od czasu konferen­ cji poczdamskiej w 1945 roku przysługiwał, jak wiadomo, rozstrzyga-

3 W. Bergsdorf, Der Stellenwert ostdeutscher Kidturpflege in der Ära Kohl, w: Die Ver­ treibung der Deutschen aus dem Osten in der Erinnerungskultur, (ed.) J.-D. Gauger, M. Kittel, Sankt Augustin 2004, s. 64. jący głos w kwestii zjednoczenia Niemiec. Dopiero w czerwcu 1990 roku, gdy międzynarodowe uwarunkowania potwierdzały już real­ ność zjednoczenia i społeczeństwa obydwu krajów uważały je już za oczywistość, a Helmut Kohl otwarcie postawił wobec kierownictwa C D U i Bundestagu kwestię uznania granicy jako conditio sine qua non zjednoczenia i swego rodzaju zapłatę za nie. W odpowiedzi Związek Wypędzonych zaskarżył przed Federalnym Sądem Konstytucyjnym treść traktatu zjednoczeniowego, a w szczególności przewidziane w artykule 4 traktatu zmiany Ustawy zasadniczej, w tym wyliczenie landów, z jakich składać się będzie zjednoczona R F N , oraz stwierdze­ nie, iż przystąpienie landów N R D do R F N zamyka dzieło zjednocze­ nia, przez co należy rozumieć, iż konstytucja wyklucza włączenie do Republiki Federalnej innych terytoriów. 18 września 1990 Federalny Trybunał Konstytucyjny odrzucił wniosek BdV4. Dieter Bingen uważa, że Helmut Kohl po mistrzowsku rozegrał tę batalię, gdyż zwlekając z uznaniem granicy z Polską przez zjedno­ czone Niem cy, a więc i nieodwracalności utraty ziem na wschód od Odry i Nysy, dawał wysiedleńcom do zrozumienia, że jeśli w końcu dojdzie do uznania, to uczyni to bardzo niechętnie (co niewątpliwie było prawdą) i tylko pod przymusem historycznych okoliczności. Równocześnie, uczyniwszy zadość wrażliwości „wypędzonych”, ani o jeden dzień nie opóźnił z ich powodu wejścia w życie zjednoczenia Niemiec5. Aby dodatkowo ułatwić wysiedleńcom akceptację tego aktu rzekomego wyrzeczenia, Rząd Federalny nadal zwiększał wsparcie finansowe dla tego środowiska, a także zapowiedział zaangażowanie się w pomoc dla niemieckiej mniejszości i wsparcie akcji ratowania niemieckiego dziedzictwa kulturowego, jakie pozostało na terenach objętych wysiedleniami, które to kwestie ze zrozumiałych względów leżały „wypędzonym” na sercu. W tych okolicznościach wielka niemiecka cezura 1989/1990 roku, podobnie jak cezura dojścia Helmuta Kohla do władzy w 1982 roku, wbrew pozorom nie stanowiła impulsu do zmian w organizacjach wysiedleńczych. Ostatnie lata urzędowania Herberta Czai (do 1994)

4 BVerfGE 82, 316 - Beitrittsbedingte Grundgesetzänderungen (http://www.servat. unibe.ch/law/dfr/bv082316.html). 5 D. Bingen, Polityka Republiki Bońskiej wobec Polski. Od Adenauera do Kohla, Kraków 1997, s. 265-268. oraz przewodnictwo Fritza Wittmanna (1994-1998) były okresem za­ stoju i - jak się wydawało — uwarunkowanego biologicznie słabnięcia Związku Wypędzonych. Gwoli ścisłości wspomnieć trzeba, że wsku­ tek wielości i zróżnicowania organizacji wysiedleńczych, gdy po 1989 roku otworzyły się granice, niemała część tego środowiska wyciągnęła bez zastrzeżeń dłoń do mieszkańców ich dawnych stron ojczystych, oferując pomoc, przyjaźń i pojednanie. T o nastawienie spotkało się z przybierającym na sile, a naturalnym w warunkach odzyskanej wol­ ności i demokracji, zainteresowaniem obecnych mieszkańców tych terenów ich przeszłością, a więc także niemieckim dziedzictwem kulturowym. Ta obustronna gotowość do akceptacji realiów świata współczesnego i minionego przyniosła wiele znakomitych, szlachet­ nych owoców. Bardzo charakterystyczny jest w tym kontekście przy­ kład Herberta Hupki (1915-2006). Była to jedna z najwybitniejszych i najbarwniejszych postaci ruchu wysiedlonych. Urodził się w 1915 roku w brytyjskim obozie dla internowanych na Cejlonie. Był synem niemieckiego urzędnika kolonialnego w Tsingtao (Chiny) i niemiec­ kiej Żydówki. W okresie międzywojennym wychowywał się w Ra­ ciborzu. Jako zaangażowany katolik i „pół-Zyd”, według termino­ logii nazizmu, Hupka był przeciwnikiem Hitlera. Pomimo karnego usunięcia z Wehrmachtu i uwięzienia przetrwał wojnę, podobnie jak jego matka przebywająca w obozie w Terezinie [Theresienstadt]. Po wojnie został dziennikarzem radiowym w Monachium. Ponad trzy­ dzieści lat (1968—2000) był przewodniczącym Ziomkostwa Śląskiego. W latach 80. radykalizm polityczny Hupki znacznie osłabł, dzięki cze­ mu po roku 1989 umiał znaleźć wspólny język z obecnymi mieszkań­ cami rodzinnego Raciborza, którego władze m.in. w uznaniu zasług w organizowaniu pomocy dla miasta po katastrofalnej powodzi (1997) przyznały mu honorowe obywatelstwo.

Po zjednoczeniu Niemiec

Wkrótce po wygaśnięciu Historikerstreit uwagę polityki zachodnionie- mieckiej absorbować zaczęła sytuacja wewnętrzna w bloku radziec­ kim, a szczególnie w N RD . Niecałe jedenaście miesięcy po upadku muru berlińskiego, w dniu 9 listopada 1989 dokonało się zjednocze­ nie obydwu państw niemieckich, zjednoczenie, którego prawie nikt się nie spodziewał, a wielu na zachodzie i wschodzie już sobie nawet nie życzyło. Cezura ta radykalnie zmieniła warunki uprawiania poli­ tyki historycznej w Republice Federalnej Niemiec, a także wydatnie rozszerzyła jej ramy tematyczne. Oto bowiem do żywo i kontrower­ syjnie dyskutowanej kwestii upamiętnienia zbrodni i ofiar nazizmu oraz niemieckich ofiar II wojny światowej doszedł problem, jak upa­ miętnić zbrodnie i ofiary komunizmu, czy jak się to oficjalnie mówi w Niemczech, „dyktatury SED ”.

Debaty wyznaczające kierunek

Dla zrozumienia intelektualnego tła, na jakim rozgrywała się pozjed- noczeniowa polityka historyczna, wspomnieć trzeba, iż w drugiej po­ łowie lat 90. doszło do gwałtownych sporów wokół licznych zagadnień z pogranicza historii i polityki. Każda z tych debat, we właściwym so­ bie zakresie, modelowała ogólny dyskurs Niem ców o historii. Pierw­ szy z tych sporów wywołała wystawa pt. Vernichtungskrieg. Verbrechen der Wehrmacht 1941 bis 1944 [Wojna na wyniszczenie. Przestępstwa Wehrmachtu 1941—1944], po raz pierwszy przedstawiona publiczno­ ści w marcu 1995 roku. Organizatorem jej był Plamburski Instytut Badań Społecznych, prywatna instytucja milionera i germanisty Jana Philippa Reemtsmy, kuratorem był zaś Hannes Heer, historyk o wy­ bitnie lewicowych poglądach, niegdyś jeden z przywódców stu­ denckiej rewolty 1968 roku i skrajnie lewicowych ruchów lat 70. Na wystawie zaprezentowano prawie dwa tysiące nieznanych, prywat­ nych żołnierskich fotografii ukazujących sceny egzekucji, żołnierzy pozujących na tle zwłok oraz inne często bardzo drastyczne obrazy z frontu wschodniego i z Serbii. Komentarze do zdjęć były skąpe i niedokładne. Skutkiem tego -wystawa oddziaływała na widza w zasa­ dzie wyłącznie poprzez kumulację okrutnych obrazów. W ciągu nie­ całych pięciu lat prezentacji pokazana została w 33 miastach Niemiec i Austrii. Każdej kolejnej ekspozycji towarzyszył coraz większy rozgłos i coraz bardziej zacięte spory. Wystawa ta godziła bowiem boleśnie w omówiony już, głęboko zakorzeniony mit o „czystym Wehrmach­ cie” [saubere Wehrmacht]. M it ten dotykał biografii milionów N iem ­ ców - wszak przez Wehrmacht przeszło 18 milionów osób - a więc także historii milionów współczesnych niemieckich rodzin. Nie dzi­ wi zatem, że ekspozycja wywołała wstrząs na skalę ogólnospołeczną. Jej zwolennicy dawali wyraz radości, że mit Wehrmachtu rozsypuje się w gruzy, przeciwnicy potępiali jednostronność doboru materiałów i brak pogłębionego komentarza, co pozbawiał o jej waloru naukowości. W marcu 1997 roku w Monachium doszło do równoczesnych wielkich manifestacji protestacyjnych zwołanych przez lokalną C S U i przez neonazistów. W tym samym roku nad wystawą dwukrotnie debatował Bundestag. Alfred Dregger (CD U ) zadał wówczas cha­ rakterystyczne pytanie, kto udzielił autorom wystawy mandatu do poruszania tak ważnej kwestii, jak moralna ocena Wehrmachtu1. W Saarbrücken w 1999 roku doszło do zamachu bombowego na lokal, w którym ulokowano wystawę. W październiku 1999 roku okazało się, iż pewna część prezentowanych fotografii przedstawia nie ofiary Wehrmachtu, lecz ofiary NKW D we Lwowie i Galicji Wschodniej, które żołnierze niemieccy odkryli wkraczając na te tereny. Te kom­ promitujące organizatorów błędy odkrył i udowodnił polsko-nie­ miecki historyk Bogdan Musiał. W odwecie adwokaci organizatorów wystawy przez długi czas małodusznie ciągali go po sądach. Wystawa została jednak wycofana i poddana generalnej przeróbce przez liczną

1 H.-G. Thiele (ed.), Die Wehrmachtausstellung. Dokumentation einer Kontroverse, Bre­ men 1999, s. 174. grupę zaproszonych ekspertów. Powróciła w 2001 roku całkowicie odmieniona. Nosiła teraz tytuł Verbrechen der Wehrmacht. Dimensionen des Vernichtungskrieges 1941-1944 [Przestępstwa Wehrmachtu. Wymia­ ry wojny na wyniszczenie 1941-1944], zawierała znacznie mniej fo­ tografii, a za to wyjątkowo dużo tekstów źródłowych i komentarzy, co czyniło ją naukowo poprawną, lecz bardzo trudną w odbiorze, dlatego nie przyciągnęła już tylu zwiedzających jak jej poprzedniczka. Wysta­ wa dotycząca zbrodni Wehrmachtu, pomimo kardynalnych błędów, skutecznie doprowadziła do demitologizacji Wehrmachtu, a równo­ cześnie obnażyła arogancję sposobu myślenia i działania osób przed­ kładających ideologię nad wiedzę fachową2. W rok po pierwszej prezentacji tej tzw. Wehrmachtausstellung, a więc zanim jeszcze w pełni rozgorzała wywołana nią dyskusja, rozwinęła się inna, równie ważna debata. Dotyczyła ona książki amerykańskie­ go politologa Daniela Goldhagena Hitler’s willing executioners. Ordina­ ry Germans and the Holocaust [tytuł polskiego wydania: Gorliwi касі Hitlera. Zwyczajni Niemcy i Holocaust], wydanej w marcu 1996 roku. Książka zyskała w U S A spory rozgłos i już w tym samym roku niemiecki jej przekład ukazał się staraniem renomowanego Siedler Verlag jako Hitlers willige Vollstrecker. Ganz gewöhnliche Deutsche und der Holocaust. Tezy książki wywołały w Niemczech sensację i wstrząs. O to bowiem Goldhagen udowadniał, że w Niemczech od XVIII wieku rozpowszechniony był „eliminatorski antysemityzm” [eliminationist antisemitism], który sprawiał, że usunięcie Żydów (w X IX wieku po­ przez asymilację, w okresie nazizmu poprzez wymordowanie) stało się „narodowym projektem” [national project], Niem cy jako zbio­ rowość, zdaniem Goldhagena, wiedzieli podczas II wojny światowej o trwającej Zagładzie i popierali ją. Takie nastawienie pozwalało zwykłym Niemcom bez przymusu i z dużą gorliwością uczestni­ czyć w mordowaniu Żydów nawet w ostatnich dniach wojny. Do niemieckiego wydania książki wprowadził Goldhagen kilka „grzecz­ nościowych” i niezbyt przekonujących zdań o przemianie niemiec­ kiego społeczeństwa po roku 1945, co raczej pogłębiało, niż usuwało

2 Por. H.-G. Thiele (ed.), Die Wehrmachtausstellung...', W. Pięciak, Niemiecka pamięć. Współczesne spory w Niemczech o miejsce III Rzeszy w historii, polityce i tożsamości (1989- 2001), Kraków 2002, s. 143-173. u niemieckich czytelników poczucie, iż — zdaniem autora — ta groźna skłonność trwa w Niemczech nadal, lecz jest uśpiona. Tezy Goldhagena godziły równocześnie w kilka podstawowych niemieckich wyobrażeń o historii narodu, państwa i o efektach trwa­ jącej od pół wieku demokratycznej edukacji społeczeństwa. Z tego powodu książka odebrana została jako frontalny atak na niemiecką politykę pamięci i natrafiła na szeroki front sprzeciwu środowiska historycznego i publicystyki. Skrytykowano podstawę źródłową pra­ cy oraz sposób jej wykorzystania jako zupełnie niewystarczające do wyciągania wniosków o takim stopniu ogólności. Zwrócono uwagę na częste w książce Goldhagena zwroty świadczące o jego kolektywi­ stycznym, wręcz mającym znamiona rasizmu postrzeganiu niemiec­ kiego społeczeństwa. Zatroskani krytycy wyrażali obawę, że książka może stać się pożywką dla nastrojów antysemickich w Niemczech i że mówiąc o odmienności Niemców względem innych narodów, wpy­ cha ich po raz kolejny na jakąś niebezpieczną „trzecią drogę”. Opinie o książce Goldhagena były tak miażdżące, że wprawdzie osiągnęła ona w Niemczech duże nakłady, ale jako dzieło została intelektualnie od­ rzucona i moralnie potępiona. Powszechność krytyki, w której obok siebie stanęli narodowi konserwatyści i koryfeusze lewicowo-liberal­ nej historiografii, wzbudziła podejrzenia w pewnych środowiskach. Marksizujący historycy Reinhard Kühnl i Robert Ehrlinghagen opisali ten stan rzeczy wyjątkowo złośliwie:

„Wspólnota narodowa3 obrażonych” zaatakowała Goldhagena, aby usunąć z drogi tę budzącą złość przeszkodę, z drogi ku nowej, niezakłóconej przez uciążliwe wspomnienia i - jakby to powiedzieć - wyzwolonej niemieckiej polityki siły.

[Die „Volksgemeinschaft der Beleidigten“ griff Goldhagen an, um das Är­ gernis aus dem Weg zu räumen - aus dem Weg zu einer neuen, durch lästige Erinnerungen nicht gestörten, sozusagen unbefangenen deutschen Macht­ politik]4.

3 Volksgemeinschaft = wspólnota narodowa - to termin z nazistowskiego wokabu- larza politycznego. 4 R. Kühnl, R. Erlinghagen, „Holocaust“ - Forschung in Deutschland. Von 1945 bis zur Goldhagen-Debatte, w: Die selbstbewußte Nation und ihr Geschichtsbild. Geschichtslegen­ den der Neuen Rechten, (ed.) J. Klotz, U. Schneider, Köln 1997, s. 125. Co ciekawe, Goldhagen, który w 1997 roku odbył w RFN dłu­ gie tournee odczytowe, zdołał częściowo zmienić wymowę swych tez i głosząc z naciskiem, iż współczesne Niemcy i niemieckie spo­ łeczeństwo wyzbyły się owego „eliminatorskiego antysemityzmu”, zrobił taką furorę, iż główny komentator liberalno-konserwatywnej „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, Frank Schirrmacher, pisząc, że Goldhagen najpierw pogrąża i chłoszcze swych słuchaczy, aby potem pozwolić im się wyprostować, ironicznie zatytułował swój tekst Wun­ derheiler Goldhagen [Uzdrowiciel Goldhagen]3. Następstwa debaty były bardzo poważne. Po pierwsze, okazało się, że we współczesnej nauce o Holocauście są tezy, których - pomimo centralnej roli, jaką w Niemczech przyznano tej zbrodni - niemiec­ ka opinia publiczna i polityka nie chce i nie może zaakceptować. C o więcej, okazało się, iż niemiecki sprzeciw w tej sprawie jest możliwy do przeforsowania, i to bez ściągnięcia na głowy krytyków Goldha- gena lawiny zarzutów o antysemityzm i rewizjonizm, że - mówiąc trywialnie - Niem com wolno „to i owo” nawet w przypadku dyskusji o Holocauście. Po wtóre, debata wykazała, jak duże znaczenie może mieć upowszechnienie wiedzy o zróżnicowaniu postaw Niemców wobec Zagłady. Efekt poszerzania pola manewru dla debat i dla polityki historycz­ nej w Niemczech wywołała wkrótce także kontrowersja wokół wyda­ nej w 2000 roku książki Normana G . Finkelsteina The Holocaust Indu­ stry (tytuł wydania polskiego Przemysł Holocaustu, wydanie niemieckie Die Holocaust-Industrie. Wie das Leiden der Juden ausgebeutet wird [Prze­ mysł Holocaustu. Jak wyzyskuje się cierpienia Żydów ], München 2001). Gwałtowny atak, jaki w swej książce Finkelstein przypuścił na żydowskie instytucje w Ameryce, koordynujące pomoc i reprezentu­ jące interes ocalonych z Holocaustu, uczynił z niego, jak wiadomo, bohatera środowisk skrajnie prawicowych i antysemickich, i to bynaj­ mniej nie tylko w Niemczech. Z kolei niemieccy historycy i poważne media mogły (a poniekąd wręcz musiały) wystąpić w nieznanej im do tej pory roli wyrozumiałego i dyskretnego arbitra w żydowsko- -żydowskim sporze. 3 Za U. Volker, Eine produktive Provokation. Die Rolle der Medien in der Goldhagen- Kontroverse, w: Zeitgeschichte als Streitgeschichte. Große Kontroversen nach 1945, (ed.) M. Sabrow, R. Jessen, K. Große Kracht, München 2003, s. 163. Artykuł ten zawie­ ra błyskotliwą analizę tła, przebiegu i następstw debaty. [206] Podobną funkcję przypisać można także sporowi między Marti­ nem Walserem (ur. 1927), pisarzem płodnym, sławnym i od lat ob­ darzanym w RFN znacznym autorytetem, a przewodniczącym Cen­ tralnej Rady Żydów Ignatzem Bubisem, jaki wybuchł 11 października 1998, po wygłoszeniu przez Walsera mowy z okazji przyznania mu szacownej Pokojowej Nagrody Księgarstwa Niemieckiego. W długim przemówieniu zwrócił Walser uwagę, iż ustawiczne przypominanie „naszej hańby” ma na celu wymuszenie na Niemcach określonych zachowań, nie tylko wobec historii, lecz także w sprawach aktual­ nych. Mówił ponadto, „drżąc ze strachu przed swą śmiałością”, że Auschwitz nie nadaje się na „środek zastraszania”, „moralną pałkę” ani na „ćwiczenia obowiązkowe”, że rytualizacja i nadużywanie pa­ mięci o Auschwitz odbiera jej głębszą wartość. Pytał też retorycznie i z wyrzutem:

Ale jakież to podejrzenia ściąga człowiek na siebie, mówiąc, że Niemcy są teraz całkiem normalnym narodem, całkiem normalnym społeczeństwem?

[Aber in welchen Verdacht gerät man, wen man sagt, die Deutschen seien jetzt ein ganz normales Volk, eine ganz gewöhnliche Gesellschaft?]6.

W odpowiedzi przewodniczący Ignatz Bubis kilkakrotnie ostro zaatakował Walsera, zarzucając mu, że propaguje kulturę „patrzenia w bok” [Kultur des Wegschauens] i że jest „duchowym podpalaczem”, który wprowadził na salony skrywane przez Niem ców życzenie, aby nareszcie odciąć się od przeszłości grubą kreską. W dalszej dyskusji, w której udział wzięło wielu znaczących publicystów i polityków, okazało się, że obrońcy Walsera mają zdecydowaną przewagę, a Bubis jest w gruncie rzeczy osamotniony. Tymczasem analitycy stwierdza­ ją, że Walser - arcymistrz języka niemieckiego - świadomie wplótł w swój tekst pewne zwroty i słowa, które jego niby odważny, lecz pe­ łen dobrych intencji tekst przesuwały dyskretnie w kierunku retoryki prawicowej. Ignatz Bubis wyczuwał to, lecz nie potrafił swych intui­ cji odpowiednio wyartykułować. Rozgoryczony Bubis zmarł w 1999 roku, a Walser wkrótce ponownie „zaatakował”. W 2002 roku wydał po-

6 Tekst:http://www.hdg.dc/lemo/html/dokumente/WegeInDieGegenwart_rede- WalserZumF riedenspreis/ 1207]

wieść Tod eines Kritikers [Śmierć krytyka], w której przedstawi! fikcyjną historię zabójstwa, jakie popełnia pisarz (alter ego Walsera), niesłusznie prześladowany przez demonicznego krytyka literackiego. Problem polegał na tym, że ów fikcyjny, zły krytyk miał wszelkie cechy Marcela Reicha-Ranickiego, bardzo popularnego, lecz zarazem apodyktyczne­ go, a czasami wręcz brutalnego niemieckiego krytyka, który cudem przeżył getto warszawskie. Ta specyficzna powieść z kluczem spra­ wiła, że pytania o antysemityzm pisarza i jego stosunek do historii powróciły. C o szczególnie charakterystyczne, Martin Walser, pomi­ mo iż był sprawcą tych co najmniej dwuznacznych incydentów, na­ dal zbierał nagrody, został przyjęty na długą prywatną rozmowę przez kanclerza Schrödera, pozostał, jednym słowem, w głównym nurcie kulturalnego i społecznego życia berlińskiej republiki7.

Berlińska Neue Wache

Zmiana warunków uprawiania polityki historycznej w wyniku zjed­ noczenia Niemiec nie oznaczała zaniechania planów zainicjowanych jeszcze przed rokiem 1989. Tak było w wypadku Nationaler Gedenk­ stätte [narodowego miejsca pamięci]. Pomysł zbudowania w Bonn pomnika, u stóp którego składano by wieńce podczas państwowych uroczystości z okazji Narodowego Dnia Żałoby [Volkstrauertag] zgłosił Helmut Schmidt w 1981 roku. Czyniąc to, był pod wrażeniem oglądanego w Waszyngtonie pomnika żołnierzy amerykańskich pole­ głych w Wietnamie. Volkstrauertag ustanowiony został w 1919 roku dla upamiętnienia żołnierzy poległych podczas I wojny światowej. Z cza­ sem stał się dniem poświęconym pamięci wszystkich ofiar wojny, a organizatorem dorocznych obchodów, odbywających się w przed­ ostatnią niedzielę przed rozpoczęciem adwentu, czyli około połowy listopada, jest Narodowy Związek Opieki nad Niemieckim Grobami Wojennymi [Volksbund Deutscher Kriegsgräberfürsorge]. Pomysł

7 Najszerzej i najgłębiej o debacie Walser-Bubis w polskiej literaturze pisze W. Pię- ciak, Niemiecka pamięć...; T. Fischer, M.N. Lorenz (ed.), Lexikon der „Vergangenhe­ itsbewältigung“ in Deutschland. Debatten- und Diskursgeschichte des Nationalsozialismus nach 1945, Bielefeld 2007, s. 297 і nast. Helmuta Schmidta doskonale korespondował z ogólną koncepcją po­ lityki historycznej Helmuta Kohla, toteż przejął go on bez zastrzeżeń. Opracowanie koncepcji powierzy! w 1984 roku właśnie Narodowe­ mu Związkowi Opieki nad Niemieckim Grobami Wojennymi. Za­ proponowano, aby stworzyć czterohektarowy symboliczny cmentarz z centralnym pomnikiem, którego głównym motywem plastycznym byłaby korona cierniowa. Lapidarna inskrypcja na pomniku miała brzmieć: „Ofiarom wojny i rządów przemocy” [Für die Opfer von Krieg und Gewaltherrschaft]. Koncepcja ta spotkała się z miażdżącą krytyką SP D , Zielonych i Centralnej Rady Żydów. Protest odnosił się do zrównania wszystkich ofiar wojny, jakie wynikało z inskryp­ cji, a także wykorzystaniu motywu korony cierniowej, który nie tylko był odwołaniem do tradycji chrześcijańskiej (a więc partykularnej), lecz także mógł, rzekomo, prowadzić do antysemickich skojarzeń. Jako kontrpropozycję frakcje opozycyjne zaproponowały, aby za tekst inskrypcji pomnikowej przyjąć kategoryzację ofiar, jaką zastosował w swym przemówieniu Richard von Weizsäcker. Wniosek ten odrzu­ ciła parlamentarna większość C D U /C S U i FD P. Impasu wokół formy i treści „narodowego miejsca pamięci” nie udało się przezwyciężyć aż do zjednoczenia Niemiec. Po tym fakcie w dyspozycji rządu znalazła się wyjątkowo interesująca lokalizacja, a mianowicie klasycystyczna Neue Wache [Nowy Odwach] w Berli­ nie przy Unter den Linden. Jest to wysoko ceniona przez historyków architektury budowla w stylu greckiej świątyni projektu Karla Frie­ dricha Schinkla z 1818 roku. Początkowo służyła jako odwach, czyli ceremonialny posterunek wojskowy oraz hala sławy pruskich wo­ dzów z czasów wojen napoleońskich. W 1931 roku po przebudowie stała się pomnikiem ku czci poległych w I wojny światowej. Podczas II wojny światowej obiekt uległ znacznym zniszczeniom, po jego odbudowie od 1969 roku funkcjonował jako pomnik ofiar faszyzmu i wojny, w którym złożone były prochy anonimowej ofiary obozu koncentracyjnego i poległego żołnierza8. Położenie w samym centrum stolicy zjednoczonych Niemiec, es­ tetyka i tradycje predestynowały Neue Wache na planowane od daw­ na Centralne Miejsce Pamięci Republiki Federalnej Niemiec ku czci

T. Fischer, M.N. Lorenz (ed.), Lexikon der „Vergangenheitsbewältigung“ in Deutsch­ land..., s. 271-272. Ofiar Wojny i Rządów Przemocy [Zentrale Gedenkstätte der Bun­ desrepublik Deutschland für die Opfer von Krieg und Gewaltherr­ schaft], jak ostatecznie nazwano ten obiekt. Pierwsze informacje o możliwości takiego przeznaczenia pojawiły się w 1991 roku. N a przełomie lat 1992 i 1993 Helm ut Kohl przepro­ wadził w tej sprawie krótkie, poufne konsultacje z głównymi partiami politycznymi, które prawdopodobnie nie przedstawiły swego stanowi­ ska. Z tego powodu Helmut Kohl uznał, iż powinien osobiście wydać wytyczne co do urządzenia Neue Wache. 27 stycznia 1993 wytycz­ ne te przyjął niemiecki rząd. Zakładały one, że przywróci się surową formę architektoniczną wnętrza z 1931 roku. Głównym i jedynym obiektem artystycznym miała być znacznie powiększona kopia rzeźby Käthe Kollwitz, noszącej tytuł Matka z zabitym synem. Oryginał miał 38 cm wysokości, kopia mierzy ok. 150 cm. Rzeźba powstała w 1938 roku i była wyrazem cierpienia artystki, która straciła syna podczas I wojny światowej. Dzieło nie zawiera żadnych elementów symboliki ani nawiązań do tradycyjnej estetyki chrześcijańskiej, a mimo to okre­ ślane bywa jako Pieta, co wynika z układu postaci: zwłoki poległego spoczywają na kolanach siedzącej kobiety. N a podłodze u stóp rzeźby wyryty miał być napis: „Für Opfer von Krieg und Gewaltherrschaft”9. W ciągu kilku dni po decyzji rządu odezwały się głośnie protesty przeciw tym postanowieniom. Po pierwsze, krytycy uznali, że tryb podjęcia decyzji, wykluczający Bundestag i czynniki społeczne, był całkowicie niewłaściwy. W efekcie w niemieckim parlamencie doszło 14 maja 1993 do godzinnej debaty, która jednak nie wniosła wiele do rozpalonej już ogólnej dyskusji. Po drugie, podniosły się głosy kry­ tykujące wybór rzeźby Käthe Kollwitz. Zarzucano, że za jej pomo­ cą wprowadza się do miejsca pamięci nieuprawnione tam elementy chrześcijańskie. Reprezentanci środowisk żydowskich konstatowali, że żydowska tradycja upamiętnienia zmarłych wyklucza wykorzysty­ wanie w podobnych przypadkach przedstawień ludzi. Zarzuty doty­ czyły także faktu, iż rzeźba przedstawia zabitego mężczyznę i kobietę, która przeżyła, tymczasem w wyniku wojny śmierć poniosły miliony kobiet, więc tego rodzaju dychotomia przedstawienia jest nieupraw­ niona. Reinhart Koselleck (1923-2006), jeden z najwybitniejszych

9 S. Molier, Die Entkonkretisienmg der NS-Herrschaft in der Ära Kohl, Hannover 1998, s. 43-49. niemieckich metodologów, historyków idei i społeczeństwa, który bardzo aktywnie włączył się w ocenę pomysłu kanclerza Kohla, skry­ tykował nawet wrażenie ukojenia, mające jakoby emanować z rzeźby. Argumentował, że adekwatną do wymowy nowego miejsca pamięci emocją byłoby tylko i wyłącznie uczucie beznadziejności. Przedmio­ tem krytyki stała się także teść inskrypcji. Znaną tezę o niedopusz­ czalnym zrównywaniu ofiar wojny, w drastyczny sposób pokazał re­ prezentant stowarzyszenia „Biała Róża”, upamiętniającego studencką opozycję antynazistowską w Monachium. Napisał on:

Sophie Scholl została skazana na śmierć przez Rolanda Freislera. Rolanda Freislera w lutym 1945 zabiła bomba lotnicza. Obydwoje oni połączeni zo­ stali w inskrypcji przez ‘i’, które wszystko czyni równym: bojownik ruchu oporu znalazł się na drugim miejscu!?

[Sophie Scholl wurde von Roland Freisler zum Tode verurteilt. Roland Freis- ler wurde durch eine Fliegerbombe im Februar 1945 getötet. Beide durch das gleichmachende „und“ der Inschrift verbunden; Widerstandskämpfer an die zweite Stelle gesetzt!?]10.

Koselleck zwrócił też uwagę na „lingwistyczną hipokryzję” [lingui­ stische Hypokrisie], jaką jest użycie w tekście inskrypcji słowa „ofiara” [Opfer], ponieważ ofiara oznacza zarówno sacrificium, czyli „złożony w ofierze” i „poświęcający się”, jak też victus, czyli „pokonany”, biernie „uśmiercony”. Użycie tego wieloznacznego słowa sprawia, zdaniem Kosellecka, że wszyscy są ofiarami, nikt niczemu nie jest winien, wszyscy cierpieli. Działała tylko anonimowa wojna i te rządy, które posługiwały się przemocą (jakby istniał rząd, który nie posługuje się przemocą). W ten sposób zaciera się to, co się zdarzyło, a brutalną i absurdalną rzeczywistość naszych dziejów spycha w niepamięć.

[Alle sind Opfer, niemand hat etwas getan. Alle haben gelitten. Gehandelt hat nur der anonyme Krieg oder jene FFerrschaft, die Gewalt ausgeübt hat (als übe nicht jede Herrschaft Gewalt aus). Der Begriff verschleiert was ge­ schehen ist, er senkt die brutale und absurde Wirklichkeit unserer Geschichte ins Vegessen]11. 10 Tamże, s. 52. 11 Tamże, s. 54. [2111 Skutkiem tych krytyk, do których dołączył się także przewodni­ czący Centralnej Rady Żydów w Niemczech Ignatz Bubis, otwarcie Nowego Odwachu, pomimo zakończenia już prac adaptacyjnych, sta­ nęło pod znakiem zapytania. Dopiero w październiku 1993 roku do­ szło pomiędzy kanclerzem a reprezentantem społeczności żydowskiej w Niemczech do kompromisu. Polegał on na tym, że Bubis wycofał swe veto w zamian za ustawienie przed Neue Wache tablic z wyli­ czeniem kategorii ofiar, które upamiętnia Centralne Miejsce Pamięci R F N , według wzorca stworzonego przez Richarda von Weizsäckera, a co najważniejsze, Helmut Kohl złożył obietnicę, iż osobiście zaan­ gażuje się w sprawę budowy Pomnika Pamięci Zamordowanych Ż y ­ dów Europy w Berlinie12. Kompromis ten zakończył spór wokół Neue Wache 14 listopada 1993 i podczas Narodowego Dnia Żałoby została ona otwarta zgodnie z zamierzeniami kanclerza. O d tej pory dobrze spełnia przeznaczoną jej funkcję, nie budząc kontrowersji. Rola Ignatza Bubisa, który był w stanie wstrzymać realizację planów kanclerza i rzą­ du federalnego, a następnie - osiągnąwszy swe cele - odblokować je, jest jednym z najsilniejszych dowodów na to, iż Holocaust i żyjący w Niemczech Żydzi, traktowani jako depozytariusze pamięci, zajęli zupełnie wyjątkową pozycję w niemieckiej polityce historycznej13.

Upamiętnienie ofiar nazizmu w zjednoczonym Berlinie

Innym bardzo ważnym aktem polityki historycznej, a zarazem przy­ kładem mechanizmów funkcjonujących w tej dziedzinie w Niem­ czech, była długa i skomplikowana historia budowy Pomnika Pamięci Zamordowanych Żydów Europy w Berlinie. Idea upamiętnienia ofiar nazizmu, a także zachowania i uwidocznienia śladów, jakie pozo-

12 I. Bubis, ‘Damit bin ick noch lange nicht fertig’. Die Autobiographie, Frankfurt a.M. 1996, s. 263. 13 M. WolfFsohn, Kunst und Politik. Das Berliner Mahnmal. Weltpolitische Rahmenbed­ ingungen und Entscheidungsvorgang, w: Geschichtswissenschaft und Zeiterkenntnis. Von der Aufklärung bis zur Gegenwart. Festschrift für Horst Möller, (cd.) K. Hildebrand, U. Wengst, A. Wirsching, München 2008, s. 666. Autor podkreśla też, że w tej specyficznej konstelacji możliwe było nawet „wzięcie w nawias” procedur demo­ kratycznych. stawił po sobie w Berlinie Zachodnim zbrodniczy system, pojawiła się już w 1980 roku. Uwagę inicjatorów przyciągnął wtedy rozległy, niezabudowany teren przy dawnej Prinz-Albrecht-Straße 8 (obecna Niederkirchnerstraße), gdzie do chwili zniszczenia pod koniec woj­ ny znajdowała się siedziba Gestapo i wielu innych centralnych insty­ tucji rozbudowanego aparatu policji i SS, którym kierował Heinrich Himmler. W podzielonym Berlinie teren ten graniczył na dużym od­ cinku z murem berlińskim, który przebiegał wzdłuż dawnej Prinz- Albrecht-Straße, niejako chodnikiem po stronie numeru 8 w kierunku sławnego Checkpoint Charlie na Friedrichstraße. N b. mur berliński przy dawnej Prinz-Albrecht-Straße zachował się do dziś i jest naj­ dłuższym jego odcinkiem w ścisłym centrum współczesnego Berlina. W 1982 roku zamiar stworzenia na tym terenie pomnika ofiar nazizmu poparła Izba Deputowanych [Abgeordnetenhaus] Berlina Zachod­ niego, politycy nie byli jednak w stanie uzgodnić żadnych szczegó­ łów przyszłego upamiętnienia, w związku z czym inicjatywę przejęły organizacje pozarządowe. W 1983 roku powstało stowarzyszenie Aktives Museum Faschis­ mus und Widerstand in Berlin [Aktywne Muzeum „Faszyzm i ruch oporu w Berlinie’’], które następnie weszło w skład Initiative für den Umgang mit dem Gestapo-Gelände [Inicjatywy na rzecz wykorzy­ stania terenu po Gestapo]14. W 1987 roku z okazji 750-lecia Berli­ na, społecznicy ci przy wsparciu senatu (rządu) Berlina Zachodniego urządzili wystawę, która wedle pierwotnego zamysłu miała mieć cha­ rakter czasowy, jednak zyskała taką popularność i uznanie (300 000 zwiedzających rocznie), że w nieco zmienionej formie można ją było jeszcze do niedawna oglądać. Wystawa nosiła tytuł Topographie des Terrors. Gestapo, S S und R SH A auf dem Prinz-Alhrecht-Gelände [Topo­ grafia terroru. Gestapo, SS i R S H A na terenie przyległym do Prinz- Albrecht-Straße] . W 1988 roku powolny, ale konsekwentny rozwój koncepcji i planu upamiętnienia ofiar nazizmu i uwidocznienia owej „topografii terro­ ru” zmącił pomysł stworzenia w Berlinie pomnika ku czci ofiar H o ­ locaustu. Lansowało go z wielkim dynamizmem i znawstwem rynku

14 T. Fischer, M.N. Lorenz (ed.), Lexikon der „Vergangenheitsbewältigung“ in Deutsch­ land..., s. 265. medialnego lewicujące stowarzyszenie Perspektive Berlin. Jego spiritus movens była Lea Rosh (ur. 1936), wybitna dziennikarka telewizyjna i radiowa, która jako pierwsza kobieta w R F N została dyrektorką wiel­ kiej rozgłośni radiowej w Niemczech (N D R Hannover). Żydowskie imię jest szczególnym świadectwem jej osobowości. Córka poległego w 1944 roku żołnierza Wehrmachtu, wystąpiła w wieku 18 lat z Ko­ ścioła ewangelickiego i zaczęła posługiwać się nowym imieniem, gdyż dotychczasowe, Edith, było jej zdaniem „zbyt chrześcijańskie”15. Wal­ ka z faszyzmem i rasizmem stała się jedną ze sprężyn jej niestrudzo­ nego działania. O d lat 80. współpracowała z historykiem Eberhardem Jäckelem, z którym wspólnie napisała, nagrodzony potem, scenariusz do filmu (i książkę) Der Tod ist ein Meister aus Deutschland [Śmierć jest mistrzem z Niemiec], poświęconego Zagładzie Żydów. Obydwoje też zgłosili wspomnianą inicjatywę stworzenia w Berlinie pomnika zamordowanych Żydów Europy, który wbrew obiekcjom innych znawców materii, umieścić pragnęli właśnie na terenie przy dawnej Prinz-Albrecht-Straße 8. Dzięki niezwykłej sile przebicia Lei Rosh udało się nawet na pewien czas narzucić swą wizję władzom Berlina, co ponownie zakłóciło prace planistyczne nad zagospodarowaniem terenu przy Prinz-Albrecht Straße. W październiku 1989 roku powo­ łana w celu rozstrzygnięcia tego sporu komisja orzekła, iż nie może tam powstać pomnik poświęcony jednej tylko grupie ofiar. W odpo­ wiedzi na to 7 listopada 1989, czyli na dwa dni przed upadkiem muru berlińskiego, powstało stowarzyszenie Förderkreis Denkmal für die Ermordeten Juden Europas [Krąg wsparcia Pomnika zamordowanych Żydów Europy], którego członkami lub sympatykami została liczna grupa prominentnych postaci, jak Willy Brandt, Günter Grass, Chri­ sta Wolf, Kurt Masur i wielu, wielu innych. „Topografię terroru”, jak z czasem od tytułu wystawy zaczęto na­ zywać całą inicjatywę na rzecz utworzenia na miejscu dawnej siedziby Gestapo ośrodka dokumentacyjno-informacyjnego, przed zajęciem go przez obiekt o charakterze czysto symbolicznym, niezwiązany bezpośrednio z tym szczególnym miejscem, ostatecznie „uratował” upadek muru. W 1992 roku inicjatywa ta przybrała formę prawną

13 Tygodnik „Spiegel” w 1998 roku sugerował, że Lea Rosh wcześniej nosiła nie­ mieckie nazwisko Rohs, co dementowała zainteresowana. fundacji pod nazwą Topografia terroru - Międzynarodowe Centrum Dokumentacji i Spotkań w Berlinie [Topographie des Terrors - In­ ternationales Dokumentations- und Begegnungszentrum Berlin]. W następnym roku przyjęto do realizacji ekstrawagancki projekt gma­ chu wystawowego. Projekt autorstwa szwajcarskiego awangardowego architekta Petera Zumthora przewidywał oparcie konstrukcji sporego budynku na setce stosunkowo cienkich, szklanych kolumn i wybrany został przez polityków berlińskich, pragnących wzbogacić architektu­ rę stolicy Niemiec o tak szczególną budowlę. Zrobili to wbrew opi­ niom władz Fundacji, które zwracały uwagę, że projekt przewiduje bardzo małą przestrzeń wystawienniczą, że budowla będzie zimą nie do ogrzania, przez co nie będzie można prowadzić tam pracy dydak­ tycznej i badań. Sceptycyzm przyszłych użytkowników okazał się tym bardziej uzasadniony, że koszty inwestycji eksplodowały, a postępy budowy okazały się bardzo powolne. W tej sytuacji władze Berlina wstrzymały budowę i po dziesięciu latach od jej rozpoczęcia zade­ cydowały o wyburzeniu gotowych już fragmentów gmachu. W 2005 roku przeprowadzono powtórny konkurs architektoniczny. Nowy, funkcjonalny gmach „Topografii terroru” wraz z nową wystawą otwarty został dla zwiedzających 6 maja 2010. Stowarzyszenie Lei Rosh wycofało się z terenu „Topografii ter­ roru”, ponieważ niezwłocznie po zburzeniu muru berlińskiego jego uwaga skupiła się na leżącym dotychczas we wschodniej części miasta, dwuhektarowym, niezabudowanym obszarze, położonym u zbiegu Behren- i Ebertstraße, w odległości zaledwie 300 metrów od Bramy brandenburskiej, blisko miejsca, gdzie znajdowała się Kancelaria Rze­ szy i bunkier, w którym Hitler popełnił samobójstwo. Usytuowany w takim miejscu obiekt znajdowałby się w najściślejszym urbanistycz­ nym i politycznym centrum stolicy Niemiec i z tego względu, niejako przez samo swe położenie, przyciągałby uwagę berlińczyków i tury­ stów. W 1992 roku władze federalne przekazały ten teren o wartości ocenianej na 80 min marek (40 min euro16) stowarzyszeniu Lei Rosh w celu wzniesienia na nim pomnika. Równocześnie rząd niemiecki

i6 Inne szacunki mówią nawet o wartość ok. 200 min marek. 1215]

zapewnił finansowanie budowy w kwocie 16 min marek17. Dalszy ciąg skomplikowanej historii realizacji Pomnika zamordowanych Żydów Europy przedstawiony zostanie odrębnie.

Pomnik Sintich i Romów

Na początku lat 90. doszło do jednego jeszcze bardzo istotnego i cha­ rakterystycznego rozstrzygnięcia. W zasadzie od momentu zgłoszenia idei budowy Pomnika Zamordowanych Żydów Europy pojawił się postulat wspólnego, a przynajmniej równoczesnego z Żydami upa­ miętnienia rasowego mordu na Sintich i Romach. W tym kierunku szły, jak pamiętamy, także zalecenia pierwszej komisji eksperckiej, jaką zorganizowało miasto Berlin. Pojawienie się tego wątku w de­ bacie było wynikiem rozszerzenia stanu badań nad prześladowania­ mi „Cyganów”, jak i lepszej i nowocześniejszej organizacji niemiec­ kich Sintich i Romów, którzy mieli teraz w ręku poważne argumenty i umieli je rzucić na szalę. W 1992 roku Rząd Federalny podjął uchwa­ łę o budowie pomnika ofiar ludobójstwa na Sintich i Romach. Rok później doszło do intensywnych negocjacji między przewodniczącym Centralnej Rady Sintich i Romów Romanim Rose a Ignatzem Bu- bisem, dotyczących ewentualnej koordynacji działań obydwu środo­ wisk. Zakończyły się one całkowitym fiaskiem. Wkrótce potem doszło do wspomnianego już kompromisu Kohla i Bubisa w sprawie Neue Wache oraz Pomnika Zamordowanych Żydów. Częścią tego układu było wycofanie przez kanclerza poparcia dla starań Sintich i Romów, co na lata przekreśliło faktyczną realizację rządowej obietnicy18. D o ­ piero po realizacji pomnika ofiar Holocaustu rozpoczęły się negocja­ cje z Sinti i Romami na temat planowanego pomnika, a szczególnie inskrypcji, jaka ma być na nim umieszczona. Okazały się one bardzo

17 Wybitną monografię na temat historii powstawania Pomnika Zamordowanych Żydów Europy, przedstawionej jako problem polityczny, poświęcili C. Leggewie i E. Meyer, ‘Ein Ort, an den man gerne geht’. Das Holocaust-Mahnmal und die deutsche Geschichtspolitik nach 1989, München 2005. Niniejszy rozdział zawdzięcza wiele lekturze tej książki. 18 W. Wippermann, Auserwählte Opfer? Shoali und Porrajmos im Vergleich. Eine Kontro­ verse, Berlin 2005, s. 111 i nast. trudne, gdyż reprezentanci poszczególnych grup etnicznych tego ludu mieli odmienne oczekiwania co do treści inskrypcji, z kolei reprezen­ tanci władz niemieckich nie godzili się zapisy zrównujące Porrajmos (tj. „pochłonięcie” - stosowane przez Sintich i Romów określenie na­ zistowskiego ludobójstwa na tym ludzie) i Zagładę Żydów. Dopiero w 2008 roku, przy udziale rzeczoznawców urzędu Ministra Stanu ds. Kultury i Mediów, Instytutu Historii Współczesnej w Monachium i Centrum Dokumentacji Narodowego Socjalizmu w Kolonii udało się uzgodnić stanowiska wszystkich stron i opracować tekst, jaki bę­ dzie umieszczony na pomniku. Tekst ten zatwierdził Bundesrat, któ­ ry przejął polityczną opiekę nad upamiętnieniem ofiar Sintich i R o­ mów. Uzgodniony tekst pomnikowy jest bardzo obszerny, gdyż ma objętość około trzech stron maszynopisu. Jest to chronologia aktów prześladowania i zagłady w latach 1933-1945, poprzedzona pream­ bułą. W tekście używa się słowa „Cyganie”, uważanego przez Sintich i Romów za obraźliwe. N a pomniku będzie ono pisane w cudzy­ słowie, jako termin, którym posługiwali się naziści. Tekst zamykają cytaty z wypowiedzi Helmuta Schmidta i Romana Herzoga, którzy w różnym czasie zabrali głos na temat zagłady tego ludu. Szczególnie ważne są zacytowane słowa Romana Herzoga z 16 marca 1997 r., gdyż zawierają one odniesienie do Zagłady Żydów. Brzmią one:

Ludobójstwo na Sintich i Romach dokonane zostało z tej samej szaleńczej motywacji rasowej i z takim samym zamiarem i wolą planowej i ostatecz­ nej zagłady jak ludobójstwo na Żydach. Mordowani oni byli systematycznie, całymi rodzinami, od małych dzieci do starców, na całym obszarze kontrolo­ wanym przez narodowych socjalistów.

[Der Völkermord an den Sinti und Roma ist aus dem gleichen Motiv des Rassenwahns, mit dem gleichen Vorsatz und dem gleichen Willen zur plan­ mäßigen und endgültigen Vernichtung durchgeführt worden wie der an den Juden. Sie wurden im gesamten Einflussbereich der Nationalsozialisten sy­ stematisch und familienweise vom Kleinkind bis zum Greis ermordet]19.

Jak się wydaje, zastosowana formuła anonimowych cytatów służy umniejszeniu wagi treści w nich zawartych, gdyż słowa te, zapisane na

19 Źródło - http://wwwl.uni-hamburg.de/rz3a035//chron.html pomniku bez wskazania autora (jak to zazwyczaj bywa z klasycznymi inskrypcjami pomnikowymi), oznaczałyby, iż „wypowiada” je fun­ dator pomnika, czyli Republika Federalna Niemiec, a to - być może — otworzyłoby wrota zarzutowi rzekomego negowania wyjątkowości Holocaustu. Prace nad Pomnikiem Sintich i Romów zamordowa­ nych w okresie narodowego socjalizmu [Denkmal für die im Natio- nal-sozialismus ermordeten Sinti und Roma] znajdują się obecnie w ostatniej fazie realizacji. Stanie on w parku Tiergarten, w odległości kilkudziesięciu metrów od południowej ściany budynku Reichstagu.

Muzeum Żydowskie w Berlinie

W latach 80., równolegle do idei pomnika, dojrzewał w Berlinie Zachodnim pomysł utworzenia ekspozycji muzealnej poświęconej berlińskim i niemieckim Żydom. Nowe muzeum miało być oddzia­ łem Muzeum Berlińskiego [Berlin-Museum] dokumentującego hi­ storię miasta. Była to nb. odpowiedź na decyzję władz wschodniego Berlina o odbudowie dawnej głównej synagogi w mieście. Inicjaty­ wa powołania muzeum nabrała rozmachu, gdy w 1989 roku konkurs architektoniczny wygrał znakomity, niezwykłe inspirujący projekt gmachu muzealnego autorstwa Daniela Liebeskinda. Wedle jego zamysłu powstać miał budynek, który przez swą niezwykłą, dekon- struktywistyczną, bardzo oszczędną architekturę opowiadać miał losy Żydów w X X wieku. Po zjednoczeniu Niemiec doszło w Berlinie do bardzo ostrego sporu o charakter i przyszłość muzeum. Berlińska Gmina Żydowska popierana przez Centralną Radę Żydów uznała bowiem, iż mające powstać muzeum powinno stać się samodzielną instytucją kultural­ ną, kierowaną przez reprezentantów społeczności żydowskiej, a nie oddziałem muzeum historycznego miasta Berlina. W lecie 1997 roku spór osiągnął apogeum, gdy berliński Senat usunął dotychczasowego dyrektora Amnona Barzela i uczynił to bez zasięgnięcia opinii Gminy Żydowskiej. Doszło do międzynarodowego skandalu, w wyniku któ­ rego władze Berlina musiały przystać na koncepcję niezależnego mu­ zeum. Dyrekcję objął przybyły z USA, lecz urodzony w Niemczech, wpływowy były sekretarz skarbu U S A Michael Blumenthal. Berlin- Museum przekazało Muzeum Żydowskiemu swą siedzibę w okaza­ łym, barokowym budynku, sąsiadującym z wówczas już prawie goto­ wym gmachem Liebeskinda. Nb. w 1999 roku po zakończeniu prac budowlanych pusty jeszcze budynek udostępniony został publicz­ ności i przyciągnął setki tysięcy zwiedzających. Muzeum Żydowskie i jego stała wystawa otwarta została uroczyście 9 września 2001. Wysta­ wa ta stała się na pewien czasem przedmiotem kolejnej dyskusji, gdyż ku zaskoczeniu wielu nie eksponowała ona Holocaustu, lecz historię Żydów w Niemczech i dzieje ich - do pewnego momentu - bardzo owocnego współżycia z Niemcami. Muzeum Żydowskie w Berlinie jest finansowane przez Rząd Federalny, a zarządza nim specjalnie w tym celu powołana fundacja20.

Pomnik Zamordowanych Żydów Europy

Rozpisany w 1994 roku międzynarodowy konkurs na projekt pomni­ ka w Berlinie wzbudził ogromne zainteresowanie. Jury otrzymało po­ nad 500 prac, których selekcja zajęła wiele miesięcy, a udostępniona publiczności ekspozycja projektów wywołała swego rodzaju wstrząs, ponieważ znaczna ich część okazała się zupełnie nieodpowiednia, co prasa określiła jako „zawstydzające panoptikum”. W tej sytuacji jury konkursowe z pewnym trudem wybrało i nagrodziło dwa pro­ jekty. Po namyśle, w czerwcu 1995 roku postanowiono realizować projekt zespołu berlińskiej architekt Christine Jacobs-Marks, który przewidywał instalację ogromnej płyty betonowej (o powierzchni około hektara), mającej kojarzyć się z płytą nagrobną, wznoszącej się w najwyższym punkcie lim nad poziom gruntu. Na jej powierzchni ustawione miały być bloki skalne sprowadzone z izraelskiej Masady oraz wyryte nazwiska wszystkich zidentyfikowanych ofiar Holocaustu (ponad cztery miliony). Kilka tygodni po wyborze projektu, jego reali­ zacji stanowczo sprzeciwił się kanclerz Helmut Kohl. Tym protestem

20 T. Fischer, M.N. Lorenz (ed.), Lexikon der „Vergangenheitsbewältigung“ in Deutsch­ land..., s. 307-308; por. także www.zeit.de/2001/juedischesmuseum ściągnął na siebie wiele krytyki, przede wszystkim z powodu igno­ rowania procedur konkursowych, a także z powodu niezasięgnięcia opinii Bundestagu, jednak media i opinia publiczna przyjęły sprzeciw kanclerza z ulgą, gdyż monstrualne rozmiary projektu, niejasna sym­ bolika, niewykonalność planu skompletowania nazwisk zamordowa­ nych były powodem wielu poważnych zastrzeżeń (w tym z kręgów Centralnej Rady Żydów). Po dwóch latach namysłu i narad, w połowie 1997 roku ponownie rozpisano konkurs na projekt pomnika, adresując go tym razem do 25 wybranych, renomowanych architektów i rzeźbiarzy. W jego wyniku w lutym 1998 roku wybrany został projekt nowojorskiego architekta Petera Eisenmana i rzeźbiarza Richarda Serry. Projekt przewidywał ustawienie na rozleglej przestrzeni ponad czterech tysięcy czworo­ kątnych bloków betonowych, co wywoływać miało silne skojarzenie z cmentarzem. Z tego powodu proste i pozbawione wszelkich in­ skrypcji i ozdób bloki nazwane zostały stelami. Helmut Kohl zaakcep­ tował tę nową koncepcję, jednak - nadal poczuwając się do osobistej odpowiedzialności za kształt pomnika - zaproponował szereg zmian w projekcie. W reakcji na interwencję czynnika politycznego z dalszych prac wycofał się Richard Serra, natomiast Peter Eisenman zmodyfiko­ wał projekt według wyobrażeń kanclerza. Decyzja ta zapoczątkowała długi szereg wciąż zmienianych wersji pomnika (od Eisenmana II do Eisenmana V). Projekt Eisenmana, niewątpliwie lepszy od wcześniej rozważanych projektów, również wywołał falę zastrzeżeń i krytyki. Przeciwni mu byli Michael Naumann, wkrótce pierwszy niemiecki minister kultury, działający w Berlinie wybitny węgiersko-żydowski intelektualista Gyórgy Konrad, a także autorzy listu dziewiętnastu in­ telektualistów, między innymi Günter Grass i Marion Gräfin Dön­ hoff, do kanclerza, Bundestagu i Lei Rosh. W liście podważyli ideę tworzenia abstrakcyjnej instalacji wielkości stadionu sportowego, któ­ ra nie będzie w stanie wywołać żałobnej atmosfery i nie posłuży edu­ kacji społeczeństwa21. Z innych pobudek projekt krytykował rządzący burmistrz Berlina Eberhard Diepgen (C D U ), który uważał, że miasto

21 Charakterystykę tych opinii, jak zresztą całej historii pomnika zob. W. Pięciak, Niemiecka pamięć..., s. 228-229. zrobiło już dość dla społeczności żydowskiej, a teraz stać się ma „sto­ licą żalu za grzechy” [Hauptstadt der Reue]. Znany z ostrego języka felietonista tygodnika „Der Spiegel” Henryk M . Broder, napisał na początku 1999 roku wyjątkowo jadowity, choć nieco spóźniony tekst, demaskujący innyjeszcze aspekt tego przedsięwzięcia:

Kolektyw sprawców raz jeszcze szczyci się swym obłudnym żalem za zbrod­ nie, a kolektyw ofiar raz jeszcze godzi się, aby zastosowano wobec niego specjalne traktowanie22, tym razem kosztem Sintich i Romów, homosek­ sualistów, świadków Jehowy i wszystkich innych ofiar, które nie otrzyma­ ją pomnika, ponieważ pedały i Cyganie są nieistotni dla obrazu Niemiec zagranicą.

[Das Kollektiv der Täter rühmt sich noch einmal geheuchelter Trauer seiner Verbrechen, und das Kollektiv der Opfer nimmt es einmal hin, sonderbehan­ delt zu werden, diesmal auf Kosten der Sinti und Roma, der Homosexuellen, der Zeugen Jehovas und all der anderen Opfer der Nazis, denen kein Mahn­ mal gesetzt werden soll, weil für das deutsche Ansehen im Ausland Schwule und Zigeuner irrelevant sind]23.

W 1998 roku z powodu zbliżających się wyborów parlamentar­ nych odsunięto na plan dalszy sprawy budowy pomnika, a polityka - jak widać - skutecznie uzurpowała sobie prawo głosu w stosunkowo nawet szczegółowych kwestiach estetycznych i technicznych. Po wyborach i powstaniu w październiku 1998 roku nowego rzą­ du koalicji SPD i Zielonych, z kanclerzem Gerhardem Schroderem na czele, doszło do zmiany trybu podejmowania decyzji w sprawie Pomnika Zamordowanych Żydów Europy. Partie koalicyjne posta­ nowiły przekazać tę sprawę do rozstrzygnięcia parlamentowi. Poświę­ cona pomnikowi debata plenarna Bundestagu odbyła się 25 czerwca 1999. W jej wyniku zatwierdzono projekt Eisenmana z modyfikacja­ mi zaleconymi przez Helmuta Kohla oraz wprowadzono dodatkowy ważny element, a mianowicie podziemne „Miejsce informacji” [Ort der Information], Miał być to obiekt o kubaturze średniej wielkości muzeum, w którym osoby odwiedzające pomnik mogły pogłębić swą

Bez wątpienia jest to nawiązanie do obozowego terminu Sonderbehandlung. 23 Cyt. za W. Wippermann, Aitsenvählte Opfer..., s. 112. wiedzę o Holocauście. Stworzenie „Miejsca informacji” było racjonal­ nym wnioskiem ekspertów, krytykujących fakt, iż poprzednie wersje pomnika posługiwały się tylko i wyłącznie językiem symboli. W pro­ jekcie wprowadzono także inne zmiany. I tak zalecono, aby krawędzie pola stel obsadzone zostały drzewami, a pewną ich ilość zasadzono pośród stel, których liczbę znacznie zmniejszono. Ponadto terenowi, na którym ustawiane były stele, nadano kształt nieckowaty, dzięki cze­ mu powierzchnia całego pola stel znacznie się obniżyła w stosunku do otoczenia. Wskutek tych korekt miejsce to przestało być przytłacza­ jące, surowe czy wręcz ponure. Nie bez powodu kanclerz Schröder sugerował wjednym z wywiadów, aby stworzyć „miejsce, do którego będzie się chętnie przychodzić” [Ein Ort, an den man gerne geht]. Sformułowanie to, naturalnie pojmowane ironicznie, zrobiło swoistą karierę we współczesnej niemczyźnie. Symboliczny początek budowy pomnika nastąpił 27 stycznia 2000, nb. przy demonstracyjnej nieobecności burmistrza Diepgena. Fak­ tyczne prace ruszyły dopiero wiosną 2003 roku. Myliłby się jednak ten, kto by przypuszczał, że emocje związane z tym przedsięwzięciem nareszcie opadły. W sierpniu 2001 roku Förderkreis Lei Rosh ustawił w Berlinie billboardy z idyllicznym górskim krajobrazem i napisem małymi literami: „Den holocaust hat es nie gegeben” [Holocaustu nigdy nie było], a poniżej drobnym, mało czytelnym drukiem wyjaś­ nienie, iż jest to inicjatywa wspierająca budowę pomnika. Akcja wy­ wołała ogromny międzynarodowy skandal i zaprowadziła Leę Rosh przed sąd pod zarzutem karalnego kłamstwa o Holocauście. Oczywiś­ cie, po natychmiastowrym usunięciu plakatów, pozew został wyco­ fany24. W październiku 2003 roku doszło do wstrzymania na kilka tygodni prac przy pomniku, gdyż wyszło na jaw, że specjalny środek, którym zabezpiecza się betonowe stele przed wszelkiego rodzaju gra- fitti, dostarcza firma chemiczna Degussa A G , ta sama, która podczas wojny produkowała cyklon-B dla obozów zagłady. Po zasięgnięciu opinii ekspertów ustalono, iż istotnie firma Degussa ma w swej histo­ rii tę haniebną kartę, lecz zarazem należy do tych niemieckich przed­ siębiorstw, które najwcześniej i najgłębiej rozliczyły się z nazistowską przeszłością. Z tego powodu budowniczowie pomnika nie zerwali

24 http://www.judentum.net/deutschland/mahnmal.htm z nią współpracy. Pomimo szczęśliwego zakończenia kolejnego skan­ dalu, Lea Rosh otrzymała na koniec roku satyryczny tytuł „najbar­ dziej obciachowej mieszkanki Berlina” [die peinlichste Berlinerin], przyznany jej przez miejski magazyn informacyjny „Tip”2D. W dniu 10 maja 2005, podczas otwarcia Pomnika Zamordowanych Żydów Europy, Lea Rosh stała się sprawczynią kolejnego głośnego incydentu. Podczas uroczystości powiadomiła zebranych, że ma przy sobie ząb ofiary Holocaustu z Bełżca i zamierza umieścić go na terenie pomni­ ka. Problem polegał na tym, że jeśli ząb był rzeczywiście częścią zwłok żydowskiej ofiary, to Lea Rosh postąpiła wbrew regule judaizmu za­ braniającej pod jakimkolwiek pozorem naruszać spokój zmarłych. Pomimo skomplikowanej, pełnej sporów i kontrowersji genezy, pomnik z powodzeniem wypełnia swą misję. Dzięki dogodnej loka­ lizacji i specyficznej estetyce przyciąga on setki tysięcy odwiedzają­ cych, którzy mają możliwość pogłębić wiedzę o Holocauście w do­ brze zorganizowanym nowoczesnym „Miejscu informacji”. Niespo­ dziewanie sprawdziły się też uważane kiedyś za niesmaczne słowa Gerharda Schrödera o „miejscu, do którego się chętnie przychodzi”. Otóż, okazało się, że pole stel, przypominające z lotu ptaka cmentarz, gdy wejdzie się na jego obszar, przemienia się w intrygujący labirynt, który inspiruje młodzież do zabawy w chowanego i innych igraszek. N ie całkiem sprawdziły się także cytowane tu gorzkie słowa Henryka M. Brodera o ignorowaniu przez Republikę Federalną Niemiec in­ nych kategorii ofiar. O dobiegającej końca, nader skomplikowanej dro­ dze do powstania pomnika zagłady Sintich i Romów już była mowa. Pomnik Homoseksualistów Prześladowanych w Okresie Narodowe­ go Socjalizmu [Denkmal für die im Nationalsozialismus verfolgten Homosexuellen] odsłonięty został w 2008 roku. Stanął on na skraju parku Tiergarten, w stosunkowo niewielkiej odległości od pomnika żydowskiego. Również i on ma formę zbliżoną do steli, w której na niewielkim ekranie wyświetlana jest sekwencja wideo przedstawiająca całujących się mężczyzn. N a żądanie lesbijek, których początkowo nie uwzględniono w przesłaniu pomnika, na ekranie pojawiają się rów­ nież ujęcia całujących się kobiet26.

2d http://www.taz.de/Pid=archivseite&dig=2004/02/18/a0205 26 http://www.zeit.de/online/2008/22/denkmal-homosexuellc [223] Pamięć o oporze

Choć jeszcze w 1959 roku tylko 40% Niemców sądziło, że opór prze­ ciw nazizmowi i zamach stanu 20 lipca 1944 były słuszne, to w Ber­ linie Zachodnim stosunkowo wcześnie pojawiły się pierwsze sym­ boliczne formy upamiętnienia zamachowców27. W 1953 roku w tzw. Bendler-Block, czyli rozległym kompleksie biurowych budynków niemieckiej marynarki i wojsk lądowych, na dziedzińcu, na którym w nocy z 20 na 21 lipca 1944 rozstrzelani zostali przywódcy spisku przeciw Hitlerowi, w tym zamachowiec hrabia Claus Schenk von Stauffenberg, ustawiono szlachetną w swej prostocie rzeźbę Richarda Scheibe przedstawiającą nagiego mężczyznę ze skrępowanymi ręka­ mi. Inskrypcja na nieistniejącym dziś cokole głosiła: „Poświęcając swe gorące życie dla wolności, prawa i honoru, daliście wielki i trwający wiecznie znak nawrócenia”. Potem dodano skromną tablicę pamiąt­ kową, na której wymienieni zostali rozstrzelani w tym miejscu ofi­ cerowie. W 1968 roku w Bendler-Block z inicjatywy Senatu Berlina Zachodniego otwarto niewielką wystawę, stanowiącą zalążek obecne­ go miejsca pamięci. W 1983 roku ówczesny rządzący burmistrz Ber­ lina Zachodniego Richard von Weizsäcker zlecił przygotowanie stałej wystawy uwzględniającej wszystkie nurty opozycji i oporu przeciw nazizmowi i zaadaptowanie na jej potrzeby odpowiednio dużej części budynku. Otwarcie nowej, dużej wystawy nastąpiło 20 lipca 1989. O d tej chwili Miejsce Pamięci Niemieckiego Oporu [Gedenkstätte Deut­ scher Widerstand] stanowi ważny punkt na mapie berlińskich upa­ miętnień lat 1933-1945. Gedenkstätte Deutscher Widerstand przejęło opiekę nad starszym i mniejszym miejscem pamięci w dawnym miej­ scu straceń w Plötzensee w zachodnioberlińskim Charlottenburgu, gdzie w okresie nazizmu ścięto lub powieszono prawie trzy tysiące skazanych, głównie przeciwników reżimu różnej orientacji politycz­ nej i narodowości (m.in. 253 Polaków), w tym około 100 uczestników spisku 20 lipca 1944. T o ponure miejsce już w 1953 roku stało się miejscem pamięci.

27 N. Frei, Zur Legitimationsproblematik des 20. Juli 1944 im Nachkriegsdeutschland, „Ge­ werkschaftliche Monatshefte“, 1995,46. Autor zwraca uwagę na wczesne pojawie­ nie się nurtu polityki traktującego zamach 20 lipca 1944 jako źródło legitymizacji ówczesnej RFN. [224]

O d lat 80. dzień 20 lipca jest dniem pamięci bohaterów opozycji przeciw nazizmowi. Czyny opozycjonistów stawiane są społeczeń­ stwu za wzór do naśladowania, a ich dorobek intelektualny, moralny, a w większości wypadków również męczeństwo, przedstawiane jako symboliczna, a nawet mistyczna podwalina, na której powstał demo­ kratyczny system Republiki Federalnej. Generalny inspektor Bun­ deswehry generał Wolfgang Altenburg napisał w okolicznościowym rozkazie dziennym z dnia 20 lipca 1983:

W szeregach Bundeswehry z czcią i wdzięcznością wspominamy mężczyzn i kobiety, których legitymacją do działania było poczucie prawa i dążenie do wolności. Ich czyny i ich los wywierają wielki wpływ na nasze rozumienie tradycji. Ich dziedzictwo, nakazujące w czasach niewoli stawiać opór w imię pokoju, prawa i wolności, choćby za cenę życia, jest dziś dla nas zobowiąza­ niem i drogowskazem.

[Wir in der Bundeswehr erinnern uns heute in Ehrfurcht und Dankbarkeit jener Männer und Frauen, deren Handeln Ausweis ihres Rechtsgefühls und ihres Freiheitswillens war. Ihre Taten und ihre Schicksale haben unser Tra­ ditionsverständnis wesentlich geprägt. Ihr Vermächtnis, in Zeiten der Un­ freiheit für Frieden, Recht und Freiheit Widerstand zu leisten und das Leben zu wagen, ist uns heute Verpflichtung und Richtschnur].

Helm ut Kohl w niecałe dwa lata po objęciu urzędu kanclerza, przemawiając 20 lipca 1984 na historycznym dziedzińcu w Bendler- Block, stwierdził m.in.:

Dyktatura - i o to wówczas chodziło - nie powinna być ostatnim słowem nie­ mieckiej historii. Słowa Henninga von Treskow, jakie wypowiedział w dzień po zamachu żegnając się przed śmiercią z przyjacielem, świadczą o jego nie­ zwykłej pokorze wobec dziejów oraz dowodzą jego ludzkiej wielkości. Po­ wiedział on: „Jeśli Bóg dał Abrahamowi obietnicę, że nie zniszczy Sodomy, jeśli znajdzie się tam choćby tylko dziesięciu sprawiedliwych, to mam nadzie­ ję, że Bóg nie zniszczy także Niemiec”.

[Die Diktatur, und darauf kam es an, sollte nicht das letzte Wort der deut­ schen Geschichte sein. Zeugnis solcher Demut vor der Geschichte und zu­ gleich Beweis menschlicher Größe ist jenes Wort, mit dem Henning von Treskow am Tag nach dem Attentat vor seinem Tod Abschied nahm von einem Freund: „Wenn einst Gott Abraham verheißen hat, er werde Sodom nicht verderben, wenn auch nur zehn Gerechte darin seien, so hoffe ich, dass Gott auch Deutschland nicht vernichten wird“].

Ten sam polityk, przemawiając dziesięć lat później w tym samym miejscu, zakończył swe wystąpienie słowami:

Dziedzictwo 20 lipca 1944 r. -jak powiedział Theodor Heuss dokładnie przed czterdziestoma laty - „działa nadal, to zobowiązanie nie zostało jeszcze wy­ pełnione”. Zdanie to zachowuje ważność również w zjednoczonych Niem­ czech. Zobowiązanie, o którym mówił nasz prezydent, nigdy nie wygaśnie. Nasza czujności wobec wrogów wolności nie może osłabnąć i nie osłabnie. Jest to największy i najszlachetniejszy wyraz wdzięczności, jaką mężczyznom i kobietom niemieckiego ruchu oporu po wsze czasy winien jest nasz naród.

[Das Vermächtnis des 20. Juli 1944, so sagte Theodor Heuss heute vor vier­ zig Jahren, ‘ist noch in Wirksamkeit, die Verpflichtung noch nicht eingelöst“. Auch im wiedervereinigten Deutschland behält dieser Satz seine Gültigkeit. Die Verpflichtung, von der unser Bundespräsident sprach, wird nie erlö­ schen. Wir dürfen und wir werden nicht nachlassen in unserer Wachsamkeit gegenüber den Feinden der Freiheit. Das ist der größte und vornehmste Aus­ druck des Dankes, den unser Volk den Männern und Frauen des deutschen Widerstandes für immer schulden wird]28.

Ratowanie Żydów

W latach 90. pojawiło się w Niemczech zainteresowanie zupełnie, przynajmniej w sferze publicznej, zapoznanym problemem ratowa­ nia Żydów przez Niem ców w okresie nazizmu. Silnym impulsem do poszukiwania i przypominania takich przypadków byl wielki suk­ ces filmu Lista Schindlera Stevena Spielberga z 1993 roku, a przede wszystkim sprowokowana przez książkę Daniela Goldhagena chęć wykazania różnorodności postaw Niem ców wobec Zagłady. W latach

28 Wszystkie cytaty dotyczące znaczenia 20 lipca 1944 za internetową dokumentacją przemówień z tej okazji, prowadzoną przez Gedenkstätte Deutscher Widerstand, http://www.20-juli-44.de/redner.php 1997-2002 Centrum Badań nad Antysemityzmem Politechniki Ber­ lińskiej [Technische Universität Berlin] zrealizowało obszerny pro­ gram badawczy pt. „Ratowanie Żydów w narodowosocjalistycznych Niemczech. 1933—1945”. Wykazał on, że Niem cy uratowali podczas wojny około 5000 Żydów, z tego około 1700 w Berlinie. Wysiłki na rzecz popularyzacji tych przypadków, traktowanych słusznie jak przejaw oporu przeciw nazizmowi, skupiły się początkowo na Warsz­ tacie Niewidomych Otto Weidta [Blindenwerkstatt Otto Weidt] przy Rosenthaler Straße 39 w dzielnicy Berlin-Mitte. W czasie woj­ ny ta mała wytwórnia szczotek i mioteł pracująca dla Wehrmach­ tu, zapewniała przetrwanie dużej grupie ukrywających się Żydów. W 1993 roku jedna z ocalonych dzięki pracy w tym miejscu, wybitna niemiecko-żydowska dziennikarka i pisarka Inge Deutschkron, umie­ ściła na budynku wytwórni tablicę pamiątkową, a następnie ulokowała tam pierwszą wystawę pt. Blindes Vertrauen [Ślepe zaufanie]. W 1999 roku w upamiętnienie akcji ratunkowej w Warsztacie Niewidomych włączyły się na wniosek ministra stanu do spraw kultury i mediów Michaela Naumanna władze federalne. W 2004 roku wykupiły hi­ storyczny budynek przy Rosenthaler Straße 39 i zleciły Gedenkstätte Deutscher Widerstand urządzenie tam miejsca pamięci poświęconego ratowaniu Żydów przez Niemców. Jednym z wielkich protektorów tego przedsięwzięcia był prezydent federalny Johannes Rau. Powstało w ten sposób Muzeum „Warsztat Niewidomych Otto Weidta” oraz odrębne Miejsce Pamięci „Cisi bohaterowie” [Gedenkstätte Stille Helden], otwarte 27 października 2008. Obydwie placówki są filiami Gedenkstätte Deutscher Widerstand29. Innym przejawem żywego zainteresowania problematyką ratowa­ nia Żydów podczas wojny jest zbadanie i upamiętnienie wypadków, jakie rozegrały się 27 lutego 1943 i w dniach następnych w Berlinie na Rosenstraße. W Berlinie przeprowadzono wówczas aresztowanie ostatnich grup Żydów pozostałych w mieście. Wśród aresztowanych było około dwóch tysięcy Żydów mających żony Niemki („Aryjki”), zebrano ich w budynkach przy Rosenstraße 2-4. Jeszcze tego samego dnia na ulicy doszło do demonstracji kilkuset kobiet, głośno doma-

29 Eröffnung der neuen Gedenkstätte Stille Helden (Presseinformation Gedenkstätte Deutscher Widerstand), www.gedenkstaette-stille-hclden.de/pdf7Presse_StilleHel- den. pdf gających się uwolnienia mężów. Pomimo działań policji, usuwającej demonstrantki, wracały one tam jeszcze przez tydzień, aż ich mężów rzeczywiście uwolniono. W 1995 roku w pobliżu tego historycznego miejsca odsłonięto dużą instalację rzeźbiarską dłuta Ingeborg H unt- zinger, poświęconą dzielnym kobietom, które przeprowadziły jedyną tego rodzaju akcję protestacyjną. Taką samą wymowę ma zaprezentowany w 2003 roku film Mar­ garethe von Trotta pod tytułem Rosenstraße. Jego produkcję (współ-) finansowały landowe organizacje wspierające niemiecki film z Bawa­ rii, Hamburga i Berlina z Brandenburgią, a także federalna agencja wspierania sztuki filmowej Filmförderunganstalt oraz bezpośrednio urząd Pełnomocnika Rządu Federalnego ds. Kultury i Mediów. Ob­ raz ten zatem, jeśli nie powstał na państwowe zamówienie, to był intensywnie wspierany ze środków publicznych. Zdobył wiele nie­ mieckich i europejskich nagród, a mimo to został bardzo surowo oce­ niony przez krytykę i historyków. Główny zarzut dotyczył podanej na początku filmu informacji, iż przedstawia on prawdziwe wydarzenia, tymczasem nie uwzględnił podstawowych ustaleń naukowych, we­ dług których rzeczywiście odważny protest kobiet nie miał żadnego wpływu na uwolnienie ich żydowskich mężów, gdyż ich deportacja nie była w ogóle planowana, a zatrzymanie miało służyć sprawdzeniu ich statusu. Najmocniejsze emocjonalnie sceny filmu (m.in. groź­ ba ostrzelania demonstrantek z karabinów maszynowych) nie mają żadnego potwierdzenia w faktach. Film nie zajął ponadto stanowiska wobec faktu, że sześć tysięcy innych Żydów zatrzymanych wówczas na Rosenstraße, którzy nie mieli żon Niemek, zostało niezwłocznie przewiezionych do obozów zagłady i zabitych. Znany krytyk filmowy Rüdiger Suchsland w swej recenzji zawarł gorzki komentarz, odno­ szący się do politycznych aspektów filmu Margarethe von Trotta:

I znów faszyzm ma dokładnie 100 metrów i znajduje się w Babelsbergu30... Tak w ogóle, oglądając film pozostajemy na terenie dobrze znanego nam, zgrabnie przykrojonego, łatwego w konsumpcji ludobójstwa, gdzie naziści noszą czyściutkie uniformy, głośno wrzeszczą i od czasu do czasu ze zło­ ści strzelają w powietrze - a otaczają ich absolutnie poczciwi Niemcy. [...] [Film] nie pokazuje ani jednego z sześciu milionów zabitych, a nazistów

зо W Babelsbergu mieści się znana niemiecka wytwórnia filmowa. przedstawia jako durniów. Nie pokazuje morderców i ofiar, tylko ocalonych i ich wybawców [...]. A co ma to wspólnego z polityką? Otóż Jan Schulz- Ojala pisze z Wenecji dla „Tagespiegla”, że film jest przypisem do dziejów, który „zmieni nasz sposób czytania historii”, sądząc, iż jest to pochwała. Jeśli ma on rację, to w tym właśnie tkwi największy problem. Ale nie martwcie się, jeśli dobrze znam panujące u nas stosunki, to Rosenstraße na pewno dostanie Niemiecką Nagrodę Filmową.

[Wieder einmal ist der Faschismus genau 100 Meter lang und steht in Ba­ belsberg. .. Auch sonst bleibt man im vertrauten Terrain der mundgerechten Konsumierbarkeit des Völkermordes, wo die Nazis blitzblanke Uniformen tragen, laut schreien und auch mal böse in die Luft schießen - und ansonsten von grundguten Deutschen umzingelt sind. [...] Er zeigt nicht einen einzi­ gen der über 6 Millionen Toten, er zeigt Nazis nur als harmlose Fratzen, er zeigt nicht die Mörder und die Opfer, sondern die Überlebenden und die Retter. [...] Und was das politisch soll? Dass diese Fußnote der Geschich­ te, wie Jan Schulz-Ojala von Venedig aus im Tagesspiegel schrieb - und er meinte dies als ein Lob - »die Lektüre der Geschichte verändert«, wäre, wenn es stimmen sollte, ja gerade das Problem. Aber keine Sorge - der deutsche Filmpreis, so wie die Dinge bei uns liegen, ist Rosenstraße sicher]31.

Krytyk mylił się: film Rosenstraße nie otrzymał Niemieckiej Nagro­ dy Filmowej, ale poza tym...

31 R. Suchsland, Rosenstraße. Faschismus ist genau і 00 Meter lang http://www.ar- techock. de/film/text/kritik/r/ rosens. htm Radziecka strefa okupacyjna i NRD: nowy wymiar polityki historycznej

Pamięć okupantów

Zjednoczenie Niemiec w 1990 roku stworzyło nie tylko nowe ramy dla inicjatyw, mających swe korzenie w dawnej, „bońskiej” Republice Federalnej, lecz także postawiło szereg całkowicie nowych pytań. D o ­ tyczyły one przede wszystkim upamiętnienia ofiar zbrodni okupacji sowieckiej i komunizmu wschodnioniemieckiego, a także dostosowa­ nia enerdowskich upamiętnień zbrodni nazizmu do standardów „re­ publiki berlińskiej”. Specyficznym następstwem zjednoczenia Niemiec jest przejęcie przez Republikę Federalną Niem iec wszystkich obowiązków związa­ nych z utrzymaniem w niezmienionym stanie i opieką nad setkami radzieckich cmentarzy wojskowych i pomników wojennych. Część z nich, jak na przykład cmentarz w Berlinie-Treptow lub pomnik w Tiergarten przy ulicy 17 lipca [Straße des 17. Juli] koło Bramy Brandenburskiej, to potężne założenia architektoniczne i rzeźbiarskie. Charakterystyczna jest także sytuacja Muzeum Kapitulacji urządzo­ nego w 1967 roku jako oddział radzieckiego Centralnego Muzeum Sił Zbrojnych w budynku, w którym w nocy z 8 na 9 maja 1945 podpi­ sano drugi akt bezwarunkowej kapitulacji Niemiec wobec marszałka Żukowa i innych dowódców alianckich. Akt ten, w odróżnieniu od kapitulacji w Reims w dniu 7 maja, był - jak wiadomo - uważany przez władze Z SR R za właściwy moment zwycięskiego zakończenia wojny z Niemcami i jako taki odgrywał i nadal odgrywa wielką rolę w świadomości historycznej i kulturze pamięci Rosjan. Do zjedno­ czenia Niemiec muzeum to leżało w środku zamkniętej, radziec­ kiej dzielnicy wojskowej we wschodnioberlińskim Karlshorst. Już [230] w grudniu 1990 roku w toku negocjacji warunków wycofania wojsk radzieckich ze wschodnich landów R F N , strona niemiecka przysta­ ła na żądanie strony rosyjskiej, aby utrzymać muzeum także po wy- jeździe wojsk radzieckich. O d 1991 roku strona niemiecka i rosyjska negocjowały, jaką strukturę i profil będzie miało muzeum w nowych warunkach. W 1994 roku powstało Stowarzyszenie Muzeum Berlin- Karlshorst, będące organem założycielskim i nadzorczym muzeum. Kierują nim na przemian dyrektor Niemieckiego Muzeum Histo­ rycznego w Berlinie i dyrektor Centralnego Muzeum Sil Zbrojnych w Moskwie. Członkami stowarzyszenia są wyłącznie instytucje i or­ ganizacje, w tym muzea z Ukrainy i Białorusi. Koszty utrzymania Niemiecko-Rosyjskiego Muzeum Berlin-Karlshorst ponosi strona niemiecka. Uroczyste otwarcie muzeum nastąpiło 10 maja 1995. Stała wystawa prezentuje historię niemiecko-radzieckiej wojny lat 1941— 1945 i pamiętnej kapitulacji. Dzięki dobrej woli władz niemieckich i rosyjskich, a także umiejętnościom i taktowi pierwszego dyrektora placówki, znanego autorowi osobiście zachodnioniemieckiego histo­ ryka i slawisty, Petera Jahna, łączy ona naukową i muzealno-pedago- giczną nowoczesność i ścisłość z pełnym respektowaniem wrażliwości rosyjskich partnerów, przez co stała się ważnym punktem na mapie kulturalnej miasta i swego rodzaju moderatorem niemiecko-rosyj­ skich stosunków kulturalnych1. Najprawdopodobniej w reakcji na żądanie strony rosyjskiej w sprawie utrzymania muzeum w Karlshost, w grudniu 1991 roku w Berlinie powstała idea upamiętnia obecności zachodnich aliantów w powojennym podzielonym Berlinie. Pamiętać przy tym trzeba, że amerykańskie, brytyjskie i francuskie wojska okupacyjne odegrały bardzo istotną rolę w historii Berlina Zachodniego (most powietrz­ ny, kryzysy berlińskie etc.) i były tam przez większość mieszkańców szanowane i łubiane. Po upływie dwuletnich wstępnych konsultacji pomysł ten znalazł uznanie rządów alianckich i pracę podjęła odpo­ wiednio upełnomocniona niemiecko-amerykańsko-brytyjsko-fran- cuska komisja ekspertów. Miała ona za zadanie przygotować lokaliza­

1 P. Jahn, Konfrontation und Kooperation. Vom Kapitulationsmuseum der sowjetischen Streitkräße zum Deutsch-Russischen Museum Berlin-Karlshorst, w: Der zweite Weltkrieg im Musatm. Kontinuität und Wandel, (ed.) O. Kurilo, Berlin 2007, s. 55 i nast. Por. także http://www.museum-karlshorst.de/html/rnuscum/rnuseum/ cję oraz koncepcję organizacyjną i wystawienniczą nowego muzeum. W lipcu 1994 roku placówka przejęła na swą siedzibę od Amerykanów duży budynek teatru i biblioteki garnizonowej przy Clayallee 135 i już we wrześniu tego roku Muzeum Alianckie [Alliiertenmuseum, Allied Museum ], jak je nazwano, zaprezentowało swą pierwszą, prowizoryczną wystawę z okazji uroczystego pożegnania wojsk alian­ ckich opuszczających Berlin. W dwa lata później powstało Stowa­ rzyszenie Muzeum Alianckiego, złożone z przedstawicieli rządów i instytucji, które dzięki środkom finansowym rządu niemieckiego (ok. 1 min euro rocznie) sprawuje funkcję organu założycielskie­ go. Formalnie muzeum otworzyło swe podwoje dla zwiedzających 27 czerwca 1998, w pięćdziesiątą rocznicę uruchomienia berlińskiego mostu powietrznego2.

Obrachunki z komunizmem

Historyczno-polityczne regulacje dotyczące upamiętnienia obecności wojsk radzieckich w Niemczech to jedynie minimalny wycinek nie­ zmiernie skomplikowanego problemu obrachunku z systemem ko­ munistycznym, który na wschodzie Niemiec, między Odrą i Łabą, funkcjonował przez pół wieku. D o tego doliczyć trzeba bardzo trud­ ny, ponadczteroletni okres okupacji radzieckiej, poprzedzającej po­ wstanie Niemieckiej Republiki Demokratycznej. W zjednoczonych Niemczech, a szczególnie w tzw. pięciu nowych krajach związko­ wych [fünf neue Bundesländer], który to termin stosowano w języku urzędowym lat 90. na określenie byłej N R D , powtórzyć się musiał rozrachunek z dyktaturą. Myśląc o zadaniach, jakie czekają Niem cy, historyk badający dzieje tego kraju w X X stuleciu nie mógł oprzeć się wrażeniu deja vu, przywołującego problemy z rozliczeniem nazi­ zmu w latach 40. i 50. Chęć uniknięcia błędów i zaniechań, do jakich wówczas doszło, niewątpliwie inspirowała niemieckich polityków przy podejmowaniu decyzji odnośnie do spuścizny historycznej po byłej N R D . Stała przed nimi cała paleta zadań. Było to — po pierw­ sze - prawnokarne rozliczenie przestępstw. Okazało się ono w zasa­ dzie nie mniej trudne niż w wypadku rozliczenia przestępstw nazis­

2 http://www.alliicrtenmuseum.de towskich, między innymi dlatego, iż za kryterium oceny czynów uznano ich zgodność lub niezgodność z literą prawa obowiązującego w N R D . Dochodzenia toczyły się w tysiącach przypadków, liczba ak­ tów oskarżenia skierowanych do sądów była już niepomiernie mniej­ sza, a liczba skazanych nader skromna. Kwestiami tymi zajmowała się działająca w latach 1991-2000 Centralna Grupa Śledcza ds. Przestęp­ czości Rządowej i Zjednoczeniowej [Zentrale Ermittlungsgruppe für Regierungs- und Vereinigungskriminalität] przy berlińskim prezy­ dium policji. D o najważniejszych kategorii przestępstw, jakimi zaj­ mowała się Centralna Grupa Śledcza, należały: uprowadzanie osób z RFN do N RD , morderstwa na zlecenie Ministerstwa Bezpieczeń­ stwa Państwowego [Ministerium für Staatssicherheit, M fS ], prze­ stępstwa sądowe, przestępstwa personelu więziennego, a nawet prze­ stępstwa związane z organizowanym przez państwo farmakologicz­ nym dopingiem sportowców. Wymiar sprawiedliwości R F N osiągnął stosunkowo najlepsze rezultaty w ściganiu funkcjonariuszy winnych śmierci osób nielegalnie przekraczających granicę. Za niezgodny z prawem N R D i R F N uznano mianowicie rozkaz strzelania do ucie­ kinierów, tzw. Schießbefehl. W ten sposób można było pociągnąć do odpowiedzialności członków Biura Politycznego SED, jako faktycz­ nych kierowników polityki enerdowskiej, i to zarówno tych, którzy taki rozkaz wydali, jak też tych, którzy go później tolerowali jako członkowie Biura. Skazywani byli także funkcjonariusze ochrony po­ granicza, którzy fizycznie wykonywali ten rozkaz. Łącznie prowadzo­ no ponad 3000 dochodzeń w tej sprawie, a skazano ok. 120 żołnierzy i trzech członków Politbiura. Również Erich Honecker sądzony był z powodu rozkazu strzelania do uciekinierów, jednak ze względu na stan zdrowia oskarżonego proces przerwano. Duże sukcesy osiągnęła Centralna Grupa Śledcza w zwalczaniu przestępczości gospodarczej, należało do nich odkrycie i ukrócenie charakterystycznego dla okresu zjednoczenia procederu z góry zapla­ nowanego i metodycznego „uwłaszczania” wybranych funkcjonariu­ szy Stasi przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwa, celem umiesz­ czenia ich w systemie gospodarczym R F N 3.

3 Manfred Kittlaus (Vorstellung der ZERV) am 13.05.1993 - http://web.archive. org/web/20071008082314/http ://www.tellus-international.de/discus_gedenkbi- bliothek/messages/14/37.html?995299674 [2331 Stasi

Innym wielkim zadaniem w ramach obrachunku z enerdowskim ko­ munizmem było zabezpieczenie i udostępnienie akt tajnych służb tego państwa. Zadanie to w miesiąc po upadku muru berlińskiego narzu­ ciło państwu, najpierw N R D , a potem zjednoczonej R F N , poniekąd samo społeczeństwo. 4 listopada 1990 zorganizowani w komitetach obywatelskich zwolennicy demokratycznej przebudowy N R D zaczęli zajmować lokalne i regionalne placówki Stasi. 15 stycznia 1991 odbył się szturm demonstrantów rozwścieczonych informacjami o meto­ dycznym niszczeniu akt na siedzibę Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwa przy Normannenstraße w Berlinie. Rzeczywiście, wkrótce odkryto ponad 17 tys. worków ze zniszczonymi (pociętymi, podar­ tymi) aktami. W celu ich odtworzenia powstał później niezwykły program komputerowy, który potrafi „zarządzać” milionami zeska- nowanych skrawków papieru i dopasowując je do siebie odtwarzać zniszczone dokumenty. Ogromna większość akt nie uległa jednak zniszczeniu i została zabezpieczona pod nadzorem specjalnie w tym celu utworzonego komitetu obywatelskiego. W czerwcu 1990 roku proces likwidacji całego pionu M fS poddany został kontroli demokra­ tycznie wybranego parlamentu N R D , Izby Ludowej [Volkskammer], która powołała w tym celu specjalną komisję. N a jej czele stanął poseł Joachim Gauck, należący do partii Bündnis’90, jednoczącej działaczy enerdowskiej opozycji demokratycznej. Dzięki współpracy komi­ sji i organizacji społecznych już w sierpniu 1990 roku Izba Ludowa N R D uchwaliła ustawę o zabezpieczeniu i wykorzystaniu osobowych akt Stasi. W okresie finalizowania traktatu zjednoczeniowego doszło do ostrego konfliktu między władzami N RD , RFN a środowiskami zainteresowanymi otwarciem archiwów tajnej policji. Jak się wydaje, władze zachodnioniemieckie chciały zachować wolną rękę w sprawie tych akt, ignorując to, co na polu zabezpieczania i koncepcji ich wy­ korzystania osiągnięto w N R D do tej pory. Ostatecznie punkt widze­ nia strony enerdowskiej został uwzględniony podczas zjednoczenia i Joachim Gauck objął funkcję Specjalnego Pełnomocnika Rządu Fe­ deralnego ds. Akt Stasi [Sonderbeauftragter der Bundesregierung für Stasi-Unterlagen]. [234]

14 listopada 1991, czyli w nieco ponad rok po zjednoczeniu, Bun­ destag uchwalił ustawę, która stworzyła podstawę dla działalności urzędu Federalnego Pełnomocnika ds. Akt Służby Bezpieczeństwa Państwa byłej Niemieckiej Republiki Demokratycznej [Bundesbe­ auftragter für die Unterlagen des Staatssicherheitsdienstes der ehe­ maligen Deutschen Demokratischen Republik, BStU], zwanego po­ tocznie Gauck-Behörde [urząd Gaucka], a od 2000 roku, kiedy peł­ nomocnikiem została Marianne Birthler, również dawna działaczka Büdnis’90, Birthler-Behörde. W styczniu 1992 roku urząd Gaucka rozpoczął praktyczną działalność, czyli udostępnianie akt Stasi zain­ teresowanym osobom i instytucjom. Zapotrzebowanie na informacje z tych akt było ogromne. Już w chwili rozpoczęcia prac czekało na rozpatrzenie ok. 350 tys. wniosków ze strony instytucji publicznych 0 sprawdzenie osób pozostających w kręgu ich zainteresowania. Ich celem było najczęściej ustalenie przydatności sprawdzanych do zaj­ mowania określonego stanowiska pracy. Tysiącami zaczęły też spły­ wać wnioski osób prywatnych, sądzących, że były inwigilowane lub w inny sposób poszkodowane przez Stasi. W sumie do końca 2009 roku Pełnomocnik ds. Akt Stasi otrzymał 2662 tys. wniosków od osób indywidualnych, 1754 tys. wnioski o sprawdzenie pracowników insty­ tucji publicznych, 410 tys. innych wniosków złożonych przez wywiad 1 kontrwywiad, sądy i prokuraturę (w ramach postępowań), a tak­ że m.in. urzędy przyznające odznaczenia oraz - co bardzo ważne - przedsiębiorstwa, których działalność ma związek z bezpieczeństwem państwa itd. Dalsze 1600 tys. wniosków dotyczyło spraw rentowych, odszkodowań, rehabilitacji i podobnych kwestii. 23,5 tys. wniosków złożyli naukowcy i dziennikarze badający różne aspekty historii N R D . C o ciekawe, prawo do wnioskowania o sprawdzenie pracowników miały władze federalne wszystkich szczebli, władze krajowe, sądow­ nicze, pojedynczy posłowie, władze komunalne, partie polityczne, organizacje społeczne, w tym np. kluby i związki sportowe. Z biegiem czasu, w związku z realizacją wielkiej już liczby wnio­ sków, napływ nowych, zlecanych przez instytucje, systematycz­ nie spadał. W 2007 roku siódma już poprawka do Ustawy o Aktach Stasi radykalnie ograniczyła możliwość wydawania tego typu zleceń. W 2009 było ich zaledwie 175. W odróżnieniu od zleceń instytucjo­ nalnych, liczba indywidualnych wniosków o wgląd w akta Stasi spada bardzo powoli i wynosi wciąż jeszcze prawie 100 tys. rocznie. Infor­ macje zaczerpnięte z akt Stasi wielokrotnie stały się źródłem skandali politycznych i dramatów osobistych, wbrewjednak opiniom pesymi­ stów ani przez moment nie zagroziły stabilności wschodnioniemiec- kiego społeczeństwa. Nie doszło też do przysłowiowych polowań na czarownice ani do dzielących opinię publiczną wyniszczających debat. D o chwili obecnej w Niemczech, także wschodnich, panuje przekonanie o słuszności tych działań i szkodliwości tolerowania resz­ tek struktur totalitarnego systemu nadzoru i kontroli. W 2009 roku w Brandenburgii, która jako jedyny wschodni land nie miała do tej pory Pełnomocnika ds. Akt Stasi, wybuchł wielki skandal, gdy oka­ zało się, że kierownictwo tworzącej tam koalicję rządową postkomu­ nistycznej partii Die Linke [Lewica] znajduje się w rękach dawnych współpracowników Stasi. W efekcie scena polityczna Brandenburgii zachwiała się, skompromitowani politycy musieli natychmiast ustą­ pić, a na koniec stworzono urząd krajowego pełnomocnika. W chwili obecnej mówi się, że w 2019 roku może dojść do przekazania archi­ wów Stasi do Archiwum Federalnego. Krok ten oznaczać będzie za­ pewne zakończenie misji Federalnego Pełnomocnika ds. Akt Stasi4.

„Dekomunizacja” przestrzeni publicznej?

W odróżnieniu od godnej uwagi konsekwencji i wnikliwości, z jaką w Republice Federalnej Niemiec potraktowano ciężkie dziedzictwo komunistycznego aparatu przemocy, w byłej N R D nie doszło do zna­ czących prób usuwania śladów komunistycznej przeszłości z prze­ strzeni publicznej. Nazwy ulic wiążące się z niemieckimi i międzyna­ rodowymi bohaterami ruchu komunistycznego lub z wydarzeniami czy świętami charakterystycznymi dla tego ruchu pozostały w zasadzie niezmienione. Wyjątek stanowiły znaczące historyczne ulice i place,

4 Vierter Tätigkeitsbericht des Bundesbeauftragten für die Unterlagen des Staatssicherheitsdien­ stes der ehemaligen Deutschen Demokratischen Republik - 1999; Neunter Tätigkeitsbe­ richt des Bundesbeauftragten fiir die Unterlagen des Staatssicherheitsdienstes der ehemaligen Deutschen Demokratischen Republik - 2009; prezentacja internetowa BStU: http:// www.bstu.bund.de/cln_028/nn_712442/DE/Behoerde/behoerde_node.html_ nnn=true którym przywrócono poprzednie nazwy. Ważny wyjątek od tej pra­ widłowości stanowi przywrócenie z dniem 1 czerwca 1990 nazwy Chemnitz miastu, które od 1953 roku nazywało się Karl-Marx-Stadt, stało się to w wyniku referendum mieszkańców, w którym 76% gło­ sujących opowiedziało się za przywróceniem historycznej nazwy tego ważnego ośrodka miejskiego w Saksonii. Z podobnym pietyzmem jak do nazw ulic i placów, podchodzi się do pomników i tablic umiesz­ czonych przez komunistów w przestrzeni publicznej byłej N R D . Tak samo rzecz ma się, jak już wspomniano, z upamiętnieniami stworzo­ nymi we wschodnich Niemczech przez władze radzieckie. Obiektem chronionym jest ponadto architektura powstała w N R D . Wschodnio- niemieckie władze konserwatorskie z reguły nie godzą się na wybu­ rzanie lub zmianę wyglądu budowli publicznych powstałych w tam­ tych latach3. I znów znamienny wyjątek. Jedną z najbardziej znanych budowli enerdowskiego socjalizmu był Pałac Republiki [Palast der Republik] w Berlinie Wschodnim, wzniesiony w 1976 roku na miejscu barba­ rzyńsko wysadzonego w powietrze w 1950 roku Zamku Berlińskie­ go, głównej historycznej siedziby elektorów brandenburskich, kró­ lów pruskich i cesarzy niemieckich. Decyzję w sprawie wyburzenia zamku, który mocno ucierpiał podczas wojny, lecz większa część jego substancji ocalała i stanowić mogła dogodny punkt wyjścia do odbu­ dowy, podjęta została przez K C SE D i motywowana była zamiarem usunięcia śladów państwowości pruskiej. Palast der Republik pełnił funkcję siedziby Izby Ludowej N R D , ponadto w wielkiej, wielofunk­ cyjnej sali odbywały się zjazdy SED , osławione enerdowskie rewie, koncerty gwiazd piosenki etc. W kompleksie Pałacu Republiki mie­ ściły się także dostępne dla berlińczyków restauracje, teatr, galerie, a nawet kręgielnia. Ponieważ przy jego budowie użyto ogromnych ilości azbestu, w 1990 roku Izba Ludowa zamknęła obiekt aż do cza­ su usunięcia zeń groźnej dla zdrowia substancji. Usuwanie azbestu rozpoczęło się dopiero w 1998 i trwało do 2003 roku. Podczas prac usunięto cały wystrój wnętrz, toteż gmach ten znalazł się ponownie w stanie surowym. Bezpośrednio po zjednoczeniu pojawiły się głosy

3 Obiekty użytkowe i np. blokowiska z „wielkiej płyty”, ze względu na całkowitą zmianę koncepcji rozwoju miast, daleko idącą przemianę stylu życia, a w związku z tym wyludnianie się osiedli, nie podlegają ochronie. apelujące o usunięcie Pałacu Republiki i rekonstrukcję zamku Hohen­ zollernów. Jego odbudowa miała przywrócić urbanistyczną harmonię zespołowi budowli przy głównej osi Berlina, jaką jest aleja Unter den Linden. Rzeczywiście, wszystkie obiekty wzniesione w tej części mia­ sta podporządkowane zostały zamkowi jako punktowi centralnemu. Miała też owa rekonstrukcja wzmocnić poczucie tożsamości u berliń- czyków i Niem ców w ogóle. W 1993 roku prywatni sponsorzy sfinan­ sowali wizualizację fasady zamku w skali 1:1, powstałej z zawieszonych na gigantycznym rusztowaniu, odpowiednio pomalowanych banerów. Zabieg ten przekonał wielu berlińczyków o estetycznych korzyściach, jakie mogłoby przynieść przywrócenie miastu tej budowli. W latach 2000-2002 nad przyszłością Pałacu Republiki i ewen­ tualną rekonstrukcją Zamku Berlińskiego obradowała powołana przez władze federalne i Senat Berlina komisja ekspertów, która w kwietniu 2002 roku zaleciła rozbiórkę Pałacu Republiki i stworze­ nie na historycznym planie budowli odtwarzającej sylwetę i elewację zamku. O stopniu rekonstrukcji, układzie architektonicznym wnętrza oraz sposobie jego wykorzystania rozstrzygnąć miały dalsze studia i konkursy. Nowy obiekt ma nosić nazwę Humboldt-Forum i mieścić duże muzeum, zbiory naukowe Uniwersytetu Humboldtów, prze­ strzeń dla wszelkiego rodzaju działań artystycznych etc. Zwraca uwagę silna, ideologiczna dwoistość tej koncepcji: wpraw­ dzie przewidziana jest rekonstrukcja bryły zamku Hohenzollernów, ale nazwa nowego obiektu i jego przeznaczenie na cele apolityczne i „niepaństwowe” stanowi świadome zerwanie z tradycją tego miej­ sca. Jakby - abstrahując od faktu, że polityka w stolicy Niem iec ma już obecnie bardzo okazałe architektoniczne ramy - starano się z góry wyeliminować wszelkie złe skojarzenia, jakie mogłyby się wiązać z tą budowlą (pruskość, imperializm, monarchia, Hohenzollernowie etc.). N a marginesie warto wspomnieć, że w tej fazie debaty zwo­ lennicy rekonstrukcji Zamku Berlińskiego wielokrotnie posługiwa­ li się przykładem odbudowy Starego Miasta i Zamku Królewskiego w Warszawie, a prezentowana przez Instytut Polski w Berlinie wysta­ wa o życiu i dorobku Jana Zachwatowicza, twórcy koncepcji odbudo­ wy Warszawy, cieszyła się wśród publiczności dużym powodzeniem. 4 lipca 2002 Bundestag przyjął, przy sprzeciwie jedynie postkomuni­ stycznych posłów, ustalenia komisji ekspertów pieczętując los Pałacu Republiki. [2381 Iskierką nadziei dla przeciwników tego projektu, których bynaj­ mniej nie brakowało, był fakt, że Bundestag nie zaplanował finan­ sowania tej wielkiej inwestycji, przez co de facto odsuwał ją w trudną do przewidzenia przyszłość. Wykorzystując tę niekonsekwencję po­ lityków, przeciwnicy zamku po usunięciu azbestu z Pałacu Republi­ ki skupili się na wykazaniu, iż gmach ten, pomimo iż pozbawiony wnętrz, może być z pożytkiem wykorzystywany. W surowej, niby poprzemysłowej scenerii organizowano tam widowiska, koncerty, performance, a nawet - po napuszczeniu wody - zwiedzanie ruin z lodzi. Odbył się tam także doroczny zjazd wpływowego Federalnego Związku Przemysłu Niemieckiego [Bundesverband der Deutschen Industrie, BDIJ. 13 listopada 2003 Bundestag potwierdził polityczną wolę zburzenia Pałacu Republiki i wezwał rząd federalny oraz wła­ dze Berlina, aby sfinalizowały rozbiórkę. W październiku 2005 roku środowisko obrońców Pałacu Republiki stworzyło organizację pod nazwą Sojusz na rzecz Pałacu [Bündnis für den Palast], która m.in. przeprowadziła duże demonstracje uliczne w obronie tej budowli6. Ostateczna decyzja o rozpoczęciu rozbiórki zapadła 19 stycznia 2006 po burzliwej debacie w Bundestagu, przeciw głosom Lewicy i Zielo­ nych. C i ostatni pragnęli przedłużyć tymczasowe wykorzystanie ruiny Pałacu. Wolfgang Thierse, poseł SPD z Berlina Wschodniego, mówił wówczas tak:

Ze zwolennikami Pałacu [... ] mieliśmy do czynienia w poprzednich latach, mamy i teraz. Przedstawiają oni niebłahe argumenty, odczuwają zrozumiałe emocje. Nostalgia nie jest przecież niczym złym. Pałac jest symbolem historii NRD. Z pewnością. Jest on obiektem wschodnioniemieckiej tożsamości. Dla wielu pełni on tę funkcję, ale nie dla mnie. I nie pozwolę, żeby teraz po la­ tach robić z niego obiekt mojej wschodnioniemieckiej tożsamości. Obydwie strony powinny odpuścić sobie ideologię. [...] Rozpoczynając rozbiórkę Pa­ łacu będziemy mogli spojrzeć w przyszłość, przezwyciężyć zideologizowaną i emocjonalną konfrontację. [... ] Bo o co tu chodzi? Przecież nie o stary Za­ mek, jak niektórzy ludzie wciąż powtarzają, świadomie zniekształcając fakty, lecz o budowę nowego obiektu, który zarówno unaoczni historię, jak i otwo-

6 Druk Federalnego Ministerstwa Komunikacji i Senatu Berlina pt. Internationale Expertenkommission Historische Mitte Berlin, Abschlußbericht, April 2002; Deutscher Bundestag, Drucksache 14/9660 z 2.7.2002, oraz 15/2002 z 12.11.2003. rzy fascynujące perspektywy. Humboldt-Forum w sercu Berlina to bardzo obiecujący projekt. [Anhänger des Palastes [...] hat es in den vergangenen Jahren immer gegeben, so wie jetzt auch. Sie tragen nicht unwichtige Argumente vor, haben verständliche Emotionen. Nostalgie ist nicht des Teufels. Der Palast sei ein Symbol der DDR-Geschichte. Gewiss, er ist es. Er sei ein Objekt ost­ deutscher Identität. Für nicht wenige ist das so, für mich nicht. Ich weigere mich, ihn im Nachhinein zum Objekt meiner ostdeutschen Identität ma­ chen zu lassen. Wir sollten jedenfalls in beiden Fällen ideologisch abrüsten. [... ] Mit dem Beginn des Palastrückbaus aber kann der Blick nach vorn ge­ richtet werden, können ideologisierte und emotionalisierte Konfrontationen überwunden werden. [...] Denn worum geht es? Nicht um das alte Schloss, wie polemisch-verzerrend immer wieder behauptet wird, sondern um einen Neubau, der zugleich Geschichte vergegenwärtigt und eine faszinierende Perspektive ermöglicht. Das Humboldt-Forum im Herzen Berlins ist ein verheißungsvolles Projekt]7.

Gregor Gysi, jeden z przywódców partii Lewica i wybitny polemi­ sta, ripostował: Pragnę Państwu przypomnieć, że kierownictwo SED chciało się pozbyć Zam­ ku. Naturalnie mogło powiedzieć, że został zniszczony podczas wojny. Ale można go było również odbudować. Nie uczyniono tego właśnie z pobudek ideologicznych. Państwo postępujecie tak samo, nawet tego nie zauważając. (Brawa z ław Lewicy; Wolfgang Börnsen CDU/CSU: Pan w ogóle nas nie słuchał! Jest Pan ideologicznie zaślepiony! Nawet nie słuchał!) Powtarzam: Państwo postępujecie tak samo! [Ich will Sie daran erinnern, dass die SED-Führung das Stadtschloss loswer­ den wollte. Natürlich konnte sie sagen: Es wurde durch den Krieg zerstört. Aber man hätte es auch wieder aufbauen können. Aus ideologischen Grün­ den hat man es nicht getan. Sie machen nichts anderes. Es fällt Ihnen nicht einmal auf. (Beifall bei der LINKEN; Wolfgang Börnsen CDU/CSU: Sie haben über­ haupt nicht zugehört! Sie sind ideologisch verblendet! Nicht einmal zuge­ hört!) Ich wiederhole: Sie machen es nichts anderes]8.

7 Deutscher Bundestag, Plenarprotokoll 16/11, 19.01.2006, s. 791-792. 8 Tamże, s. 792. [2401 Palast der Republik został rozebrany, a na jego miejscu rozciąga się piękna łąka, służąca berlińczykom do celów rekreacyjnych i spor­ towych. Budowa Humboldt-Forum według planów, miała rozpocząć się w 2010 roku. Jednak inwestycja została odsunięta w bliżej nieokre­ śloną przyszłość. Decyzja ta jest częścią programu oszczędnościowego Rządu Federalnego, którego wprowadzenie wymusił kryzys gospo­ darczy. Usunięcie tej najbardziej znanej publicznej budowli N R D , w następstwie długotrwałego i w najwyższym stopniu politycznego sporu o kształt przestrzeni publicznej centrum Berlina, pozostało wy­ jątkiem i nie zmienia faktu, iż we wschodnich Niemczech urbani­ styczna i architektoniczna aura komunizmu jest wyraźnie widoczna, i nic nie wskazuje, aby próbowano to zmienić. Może ona z czasem osłabnąć, ale tylko w drodze powolnego nakładania się na nią roz­ wiązań urbanistycznych odpowiadających współczesnym potrzebom i estetyce.

Upamiętnienie ofiar komunizmu

Dążąc do skutecznego i wszechstronnego (a na pewno lepszego niż w przypadku R F N i nazizmu) uporania się z ciężkim dziedzictwem systemu komunistycznego w byłej N R D , parlament zjednoczonych Niemiec powołał w latach 90. dwie komisje ankietowe [Enquete- Kommission]4, złożone z posłów i rzeczoznawców. Pierwsza z nich, nosząca nazwę Aufarbeitung von Geschichte und Folgen der SED-Diktatur in Deutschland [Opracowanie historii i następstw dyktatury SE D w Niemczech], pracowała w latach 1992- 1994. O rozmachu i wnikliwości, z jaką komisja podeszła do bada­ nych materii, świadczy rozmiar wieńczącej tę działalność publikacji końcowej. Obejmuje ona 9 tomów w 18 woluminach zawierających dane historyczne, zapisy debat, włącznie z licznymi głosami odrębny­ mi oraz zalecenia dla niemieckiej polityki, wymiaru sprawiedliwości, szkolnictwa, nauki, pedagogiki muzealnej etc. Komisja odniosła się 9

9 Terminem Enquete-Kommission oznacza się w praktyce niemieckiego parlamenta­ ryzmu komisję, w której skład wchodzą posłowie i rzeczoznawcy (najczęściej nau­ kowcy), powoływaną w celu sformułowania zaleceń dla władz federalnych w spra­ wach wymagających działań długofalowych i ponadpartyjnego porozumienia. przy tym do zagadnień takich jak: struktury władzy N RD , procesy decyzyjne i odpowiedzialność; ideologia i sposobyjej narzucania; pra­ wo, wymiar sprawiedliwości i policja w N R D ; stosunki między N R D i RFN ; kościoły w N R D ; niezależność, opór i opozycyjność, wypadki 1989 roku; trwanie struktur władzy komunistycznej po zjednoczeniu; Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwowego; formy i cele zajmowa­ nia się obydwiema dyktaturami w Niem czech10 11. Druga komisja ankietowa, pod nazwą Überwindung der Folgen der SED-Diktatur im Prozeß der deutschen Einheit [Przezwyciężanie następstw dyktatury SE D w procesie niemieckiej jedności], działała w latach 1995-1998 i pozostawiła po sobie materiały, które wyda­ no w 2000 roku w 8 tomach i 14 woluminach. W odróżnieniu od pierwszej komisji, która pokusiła się o swego rodzaju bilans otwarcia w sprawach historii N R D i jej oddziaływania na Niemcy, skupiła się ona na oddziaływaniu enerdowskiej przeszłości w zjednoczonych Niemczech, tak jak to widziano u końca pierwszej dekady po zjed­ noczeniu. Były tam zatem oceny i zalecenia dotyczące m.in. zdolno­ ści wymiaru sprawiedliwości R F N do przeprowadzenia obrachunku z enerdowską przeszłością, sytuacji ofiar dyktatury SE D w R F N , wy­ miany elit, kwestii gospodarczych i socjalnych, położenia systemu edukacyjnego, nauki i kultury, ewolucji tożsamości mieszkańców Niemiec Wschodnich, przemian położenia zjednoczonych Niemiec na arenie międzynarodowej i - co najważniejsze z punktu widzenia niniejszych rozważań - form i roli upamiętnienia o b y d w u niemiec­ kich dyktatur w zjednoczonych Niemczech11. Ważne miejsce, jakie w pracy pierwszej, a szczególnie drugiej ko­ misji zajmowały sprawy upamiętnienia, wynikało z lęku wielu histo­ ryków i ekspertów o zakres upamiętnienia i upowszechniania historii. Obawiano się, że po 1989 roku niemiecka opinia publiczna, media i władze wszystkich szczebli zachłysną się obrachunkiem ze zbrodnia­ mi, gwałceniem praw człowieka i wszelkimi nadużyciami wschodnio-

10 Deutscher Bundestag, Drucksache 12/7820 (31.05.1994) = Bericht der Enquete- Kommission „Aufarbeitung von Geschichte und Folgen der SED-Diktatur in Deutschland“. 11 Deutscher Bundestag, Drucksache 13/11000 (10.06.1998) = Schlußbericht der Enquete-Kommission „Überwindung der Folgen der SED-Diktatur im Prozeß der deutschen Einheit“. niemieckiego komunizmu oraz sowieckich władz okupacyjnych, spy­ chając na drugi plan wciąż jeszcze niezakończone obrachunki z nazi­ zmem. Istotnie, jeśli porównać, z jaką społeczną energią i wzorowym zaangażowaniem niemieckich instytucji państwowych rozbudowany został mechanizm zabezpieczania, analizy i udostępniania mrocznych tajemnic Stasi, a jak na tym tle słabo wypadały upamiętnienia zbrod­ ni nazizmu, to przyznać trzeba, iż obawy o zachowanie właściwych proporcji w upamiętnieniu przestępstw obydwu systemów nie były bezpodstawne. Tym bardziej, że w publicystyce tamtych lat karierę robić zaczęło hasło „podwójnego przezwyciężenia pamięci” [doppelte Vergangenheitsbewältigung], które interpretowano jako wywodzące się z teorii totalitaryzmu, propagujące równe traktowanie obydwu dyktatur, a więc - zdaniem wielu - silnie relatywizujące zbrodnie nazizmu. Profesor Bernd Faulenbach z Bochum, aktywny uczestnik prac komisji ankietowych, podsunął formułę oddającą sedno proble­ mu i opisującą optymalne do niego podejście. Zyskała ona powszech­ ną akceptację znawców problematyki i była wielokrotnie cytowana. Brzmi ona:

Zajmowanie się zbrodniami stalinizmu nie może prowadzić do relatywizacji zbrodni nazizmu. Wskazywanie na zbrodnie nazizmu nie może prowadzić do bagatelizowania zbrodni stalinizmu.

[Die NS-Verbrechen dürfen durch die Auseinandersetzung mit den Ver­ brechen des Stalinismus nicht relativiert werden. Die stalinistischen Verbre­ chen dürfen durch den Hinweis auf die NS-Verbrechen nicht bagatellisiert werden]12.

Jest to znakomita wytyczna, jednakże jej zastosowanie w prakty­ ce, w gąszczu sprzecznych interesów, uprzedzeń i lęków, okazało się bardzo trudne, a obawy o to, że upamiętnianie zbrodni komunizmu w radzieckiej strefie okupacyjnej i N R D może być dla pewnych kół pretekstem do mniejszego angażowania się w upamiętniania zbrodni nazizmu, okazały się po kilku latach nadspodziewanie trafne.

12 M.in. w Deutscher Bundestag, Drucksache 13/11000 (10.06.1998) = Schlußbe­ richt der Enquete-Kommission „Überwindung der Folgen der SED-Diktatur im Prozeß der deutschen Einheit“, s. 240. W byłej N R D niedługo po zjednoczeniu powstało bardzo wiele miejsc pamięci poświęconych szeroko pojmowanym zbrodniom ko­ munizmu. Wedle ustaleń fundamentalnej publikacji Orte des Erinnems [Miejsca pamięci], w Niemczech istnieje 608 miejsc pamięci, muze­ ów i innych upamiętnień (pomników, tablic, krzyży) odnoszących się do dyktatury w radzieckiej strefie okupacyjnej i w N R D 13. Tylko na dawnej niemiecko-niemieckiej granicy jest ok. 200 takich obiek­ tów, w tym duże i nowoczesne ośrodki dokumentacyjne, jak Ge­ denkstätte Deutsche Teilung Marienborn [Miejsce pamięci podzia­ łu Niem iec Marienborn] na miejscu wielkiego drogowego przejścia granicznego między Magdeburgiem i Brunszwikiem lub Deutsch- Deutsches Museum Mödlareuth [Niemiecko-niemieckie Muzeum Mödlareuth] w północnej Bawarii, gdzie przedstawione są losy wsi podzielonej przez granicę. W Berlinie traumę podziału przypomi­ na 50 pomników i tablic oraz innych upamiętnień symbolicznych, a przede wszystkim bardzo nowoczesne i rozbudowane Gedenk­ stätte Berliner Mauer [Miejsce Pamięci Muru Berlińskiego] przy Bernauer Straße, obejmujące dobrze zachowany odcinek muru wraz ze wszystkimi dodatkowymi przeszkodami i zabezpieczeniami, po­ mnik, Kaplicę Pojednania i duże centrum dokumentacyjne. W daw­ nym Berlinie Zachodnim jest ponadto miejsce pamięci w obozie przejściowym dla uchodźców z N R D Marienfelde oraz prywatne Muzeum „Dom przy Checkpoint Charlie”. W dawnym głównym budynku berlińskiej centrali Stasi działa niezwykłe Forschungs- und Gedenstätte Normannenstraße [Miejsce Pamięci i Badań Norman­ nenstraße], czyli tzw. Stasi-Museum14. We wschodniej części miasta znajduje się Gedenkstätte Berlin-Hohenschönhausen w dawnym bardzo ciężkim areszcie śledczym N K W D (do 1951), a potem Stasi (do 1989). Poza Berlinem znaczące miejsca pamięci i dokumentacji w dawnych centralach Stasi i więzieniach istnieją w Lipsku, Halle, Budziszynie i Magdeburgu.

13 A. Kaminsky (ed.), Orte des Erinnems. Gedenkzeichen, Gedenkstätten und Museen zur Diktatur in SBZ und DDR, Leipzig 2007, s. 10-14. 14 Normannenstraße to wywodzący się z czasów enerdowskich, ale używany do dziś synonim Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego, pochodzący od nazwy ulicy, przy której znajduje się kompleks dawnych budynków Stasi. [244] Szczególnie skomplikowana i konfliktogenna sytuacja powstała po zjednoczeniu Niemiec w obiektach, które do wiosny 1945 roku na­ ziści wykorzystywali jako obozy koncentracyjne i ciężkie więzienia, a które bezpośrednio potem stały się „specłagrami” N K W D . Taka sy­ tuacja miała miejsce w Sachsenhausen13, Buchenwaldzie i m.in. T or- gau, gdzie w czasie wojny znajdowało się wyjątkowo ciężkie więzienie Wehrmachtu, a po wojnie najpierw obóz NKW D, a potem kompleks różnych instytucji Stasi i enerdowskiego więziennictwa, w tym zło­ wrogi obóz dla nieletnich noszący nazwę Zamknięte Warsztaty M ło­ dzieżowe [Geschlossener Jugendwerkhof]. NKWD opuściło Buchenwald i Sachsenhausen w 1950 roku. Po upływie kilku lat władze N R D urządziły tam Nationale M ahn- und Gedenkstätten [Narodowe Miejsca Przestrogi i Pamięci], od­ powiednio w roku 1958 i 196115 16. Po utworzeniu tych instytucji au­ tentyczna struktura dawnych obozów została mocno zniekształcona, a centralnym elementem upamiętnień stały się pomniki bohaterów antyfaszystów i wyzwolicieli. Także w części dokumentacyjnej oby­ dwu obozów historia ich została silnie zmanipulowana w celu wyeks­ ponowania roli komunistów i swoiście pojmowanych antyfaszystów. Z tego względu zaraz po zjednoczeniu nowi gospodarze tych „naro­ dowych miejsc przestrogi i pamięci” musieli podjąć działania prostu­ jące zmanipulowane informacje i w miarę możliwości eksponujące oryginalne elementy zabudowy i terenu, aby dostosować powierzo­ ne im obiekty do współczesnych standardów prezentowania historii. Równocześnie ze zrozumiałym żądaniem upamiętnienia ciężkiego losu, jakiego doświadczyli w Sachsenhausen i Buchenwaldzie, wystą­ pili byli więźniowie tamtejszych „specłagrów”. Postulaty te spotkały się z podejrzliwością środowisk dotychczas związanych z opieką nad obozami, w tym także wielu członków wpływowych międzynaro- 15 Por. A. Leo, Konzentrationslager Sachsenhausen und Speziallager Nr. 7, w: Diktaturen in Deutschland - Vergleichsaspekte. Strukturen, Institutionen und Verhaltensweisen, Bonn 2003, s. 249-282. 16 Trzecie z enerdowskich „miejsc przestrogi i pamięci” znajdowało się w dawnym kobiecym obozie koncentracyjnym Ravensbrück. Sytuacja tego obiektu była od­ mienna od Buchenwaldu i Sachsenhausen, gdyż praktycznie cały historyczny te­ ren obozu aż do 1993 roku zajmowało wojsko radzieckie. Mimo to w 1959 roku powstało tam owo miejsce przestrogi i pamięci, ale miało ono charakter symbo­ liczny, gdyż objęło tylko minimalną część terenu dawnego obozu. dowych komitetów więźniarskich, widzących w nowych pretenden­ tach do upamiętnienia osoby związane być może z nazizmem. Próby uzgodnienia stanowisk i wspólnych inicjatyw okazały się nieudane, w związku z czym w Sachsenhausen i Buchenwaldzie wprowadzo­ no dwa „nurty” upamiętnień. Historii obozów specjalnych NKW D poświęcone są odrębne wystawy w postawionych w tym celu budyn­ kach położonych na uboczu głównego terenu obozowego. Obydwie grupy ofiar i ich reprezentanci tworzą odrębne gremia doradcze. W tej niefortunnej konkurencji upamiętnień górę wzięły ofiary na­ zizmu i ich narracja, co doprowadziło do rozgoryczenia środowiska byłych więźniów komunizmu i wielu konfliktów z kierownictwami obydwu miejsc pamięci. Jak wynika z rozmowy autora z jednym z członków kierownictwa tych obiektów, konflikty te wyrażają się nierzadko w anonimowych groźbach listownych i telefonicznych. W Torgau, gdzie nacisk mię­ dzynarodowy w zasadzie nie miał miejsca, gdyż wśród ofiar ciężkiego więzienia Wehrmachtu nie było cudzoziemców, doszło do zdomino­ wania miejsca pamięci przez narrację dotyczącą ofiar N K W D , Stasi i enerdowskiego więziennictwa, co wywołało w 2000 roku ostre, lecz bezskuteczne protesty ofiar okrucieństw sądownictwa Wehrmachtu, wśród których przeważali dezerterzy i osoby oskarżane o „podkopy­ wanie siły obronnej” [Wehrkraftzersetzung]17.

Rosnąca rola polityki

Konflikty między grupami ofiar, szkodliwe z natury rzeczy, wzmacnia­ ły pozycję czynnika politycznego w procesach decyzyjnych dotyczą­ cych miejsc pamięci i uchylały wrota do politycznej interwencji. N a tej zasadzie minister kultury i nauki Brandenburgii w latach 2000-2009 wielokrotnie wywierał presję na większe eksponowanie historii obozu N K W D w Sachsenhausen, a równocześnie na różne sposoby „miarko­

17 Por. obszerny artykuł M. Jander, Waagschalen - Mentalität: CDU und CSU eska­ lieren die Auseindersetzung um Erinnerung und Gedenkstätten in der Bundesrepublik - hhtp://www.hagalil.com/archiv/2004/06/gedenkstaetten.htm, rozdział Vorgeschichte in Sachsen. wał” inicjatywy odnoszące się do nazistowskiego kacetu. Brandenbur­ ski polityk działał w białych rękawiczkach poprawności politycznej, a kierownictwo miejsca pamięci umiejętnie lawirowało między par­ tiami koalicyjnymi w Brandenburgii, ministerstwami w Berlinie i or­ ganizacjami byłych więźniów, dzięki czemu w Brandenburgii nigdy nie wybuchł otwarty konflikt na tle konkurencji upamiętnień. Inaczej stało się w Saksonii, gdzie w kilku punktach tliły się konflikty tego typu. Otwarte starcie nastąpiło, gdy rząd krajowy wniósł do Landtagu i doprowadził w lutym 2003 roku do uchwalenia ustawy o Saksońskiej Fundacji Miejsc Pamięci jako organie prowadzącym tamtejsze miej­ sca pamięci. W ustawie saksońskiej nigdzie nie mówi się o specyfice i odrębności zbrodni narodowego socjalizmu oraz zbrodni stalinow­ skich i komunistycznych, a nawet nie nazywa się obydwu systemów po imieniu. Język ustawy posługuje się wyłącznie zbiorczymi okre­ śleniami „dyktatury” i „systemy rządów”. Ponadto saksońska fundacja nie przewidywała możliwości tworzenia odrębnych gremiów dla roz­ patrywania obrachunków z nazizmem i z komunizmem, co w innych landach było podstawą koegzystencji obydwu grup ofiar (w Turyngii Buchenwald i Mittelbau Dora; w Brandenburgii Sachsenhausen). Drezno, rządzone od lat przez C D U , pozostało głuche na ostrzeżenia, jakie pod adresem nowej ustawy formułowali rzeczoznawcy, oraz na coraz ostrzejsze protesty wielu środowisk i organizacji. Doprowadziło to w styczniu 2004 roku do demonstracyjnego zerwania współpra­ cy z Fundacją przez Centralną Radę Żydów, a wkrótce potem przez wiele innych organizacji ofiar nazizmu. D o porozumienia nie dopro­ wadziły nawet osobiste rozmowy premiera Saksonii Georga Milbrad- ta i przewodniczącego Centralnej Rady Paula Spiegla w lutym 2004 roku. Dopiero 7 stycznia 2010 „Leipziger Volkszeitung” doniosła, iż Centralna Rada Żydów zdecydowała się podjąć współpracę z Funda­ cją, z zastrzeżeniem, że oczekuje rychłych zmian w jej statucie18. Wrażenie nieuchronnego ostrego kryzysu politycznego związa­ nego z upamiętnianiem zbrodni nazizmu i komunizmu spotęgowało wniesienie przez opozycyjną wówczas frakcję C D U /C S U w Bun­

18 Zentralrat der Juden kehrt in Stißnng Sächsischer Gedenkstätten zurück (dpa), LVZ-on- line, 07.01.2010: http://mchrichtcn.lvz-onlinc.de/nachrichten/mitteldeutschland/ zentralrat-der-juden-kehrt-in-stiftung-saechsischer-gedenkstaetten-zurueck/r- mitteldeutschland-a-9002.html destagu projektu uchwały o konieczności opracowania całościowej koncepcji upamiętnienia ofiar „obydwu niemieckich dyktatur”. Sfor­ mułowania wniosku świadczą jednoznacznie, iż poseł Günter Nooke, faktyczny jego pomysłodawca i autor, uznawał zbrodnie nazizmu i komunizmu i ich ofiary za dwa równie ważne rozdziały tej samej hi­ storii. C o więcej, tendencję do równego traktowania obydwu dyktatur explicite wyłożył w uzasadnieniu do wniosku, gdzie pisał o powsta­ niu szkodliwej nierównowagi na niekorzyść instytucji upamiętniają­ cych zbrodnie dyktatury SED, m.in. w dziedzinie ich finansowania. W uzasadnieniu rozszerzył również katalog wydarzeń i zjawisk z hi­ storii Niemiec, które obok zbrodni nazizmu i komunizmu powinny stać się preferowanymi kierunkami upamiętnienia. Są to: ofiary wojny i wypędzenia, cywilne ofiary alianckich bombardowań oraz pokojo­ wa rewolucja i zjednoczenie Niemiec19. Głosy sprzeciwu trzykrotnie powstrzymywały wniesienie tej uchwały pod obrady parlamentu. Jednak 17 czerwca 2004 — pomimo osobistej rozmowy Paula Spiegla z przewodniczącą C D U Angelą Merkel oraz listu otwartego dyrek­ torów największych miejsc pamięci w dawnych obozach koncentra­ cyjnych, występujących jako Grupa Robocza Miejsc Pamięci w Obo­ zach Koncentracyjnych [Arbeitsgemeinschaft der KZ-Gedenkstätten], w którym zarzucono wnioskodawcom próbę zniszczenia istniejącego do tej pory ładu w polityce upamiętniania niemieckich dyktatur X X wieku oraz zamiar dokonania zmiany obowiązującego do tej pory pa­ radygmatu niemieckiej kultury pamięci - frakcja C D U i C S U dopięła swego i wprowadziła uchwałę pod obrady Bundestagu20. Odbyła się wówczas krótka, lecz gwałtowna debata, po której wniosek skierowa­ ny został do komisji parlamentarnych i tam przepadł. W 2005 roku doszło w RFN do przedterminowych wyborów, po których powstał rząd wielkiej koalicji. W tej konstelacji radykalne zmiany owego ładu w upamiętnieniu ofiar nazizmu i komunizmu proponowane przez C D U i C S U nie miały szansy powodzenia.

19 Deutscher Bundestag, Drucksache 15/3048. 20 Arbeitsgemeinschaft der KZ-Gedenkstätten in der Bundesrepublik Deutschland: Stellungnahme zum Antrag von Abgeordenten der CDU-CSU zur „Förderung von Gedenkstätten zur Diktaturgeschichte in Deutschland - Gesamtkonzept für ein würdiges Gedenken aller Opfer der beiden deutschen Diktaturen“ http:// hsozkult.geschichte.hu-berlin.de/index.asp?id=490&pn=texte 1248] Wspomniany ład jest wynikiem nagromadzenia doświadczeń z burzliwych lat 90. oraz przemyśleń obydwu komisji ankietowych. Opierał on się na dwóch filarach. Jednym było powierzenie kierowania poszczególnymi miejscami pamięci, szczególnie w kwestiach koncep­ cyjnych i dydaktycznych, gremiom o pluralistycznym i z reguły mię­ dzynarodowym składzie (świadkowie wydarzeń, ocaleni, zaangażowa­ ni społecznicy, duchowni, naukowcy różnych dziedzin, nauczyciele). Dzięki temu decyzje programowe były efektem dogłębnych dyskusji i posiadały bardzo silną legitymację. Drugim filarem była specyficzna strategia finansowania, polegająca na pozostawieniu miejsc pamięci zasadniczo w kompetencji odpowiednich władz krajowych, przy rów­ noczesnym zapewnieniu najważniejszym obiektom, mającym znacze­ nie międzynarodowe i ponadregionalne, długofalowego finansowania ze strony władz federalnych za pośrednictwem urzędu ministra stanu ds. kultury i mediów. Finansowanie to pozwoliło na przeprowadze­ nie wszechstronnej modernizacji i doposażenia ważnych obiektów, tak na wschodzie jak i na zachodzie R F N . T o ostatnie działanie było szczególnie ważne, gdyż po zjednoczeniu Niemiec, kiedy w Berlinie i we wschodnich landach powstawać zaczęły kosztowne, niekiedy awangardowe pod względem estetycznym obiekty upamiętniające, najważniejsze miejsca pamięci w „starej R F N ” [Alt-Bundesrepublik], takie jak Dachau, Bergen-Belsen, nie wspominając o Neuengamem i Flossenbtirgu, zaczęły sprawiać wrażenie zaniedbanych i przestarza­ łych pod względem treści i formy przekazu. W ten sposób po kilku latach działania nowych reguł finansowania miejsc pamięci, przyję­ tych w 1999 roku przez Rząd Federalny pod wpływem zaleceń ko­ misji ankietowej, wszystkie ważniejsze obiekty tego rodzaju w R F N zostały gruntownie zmodernizowane, w niektórych powstały nowe, niekiedy bardzo ambitne architektonicznie obiekty wystawowe, wiele wzbogaciło się o związane z nimi domy spotkań młodzieży, z reguły nastąpiła też zmiana stałych wystaw, tak aby odzwierciedlały one naj­ nowszy stań badań historycznych i wysoki poziom wystawienniczy (multimedia), powstały ponadto warunki do prowadzenia przez zwie­ dzających własnych kwerend bibliotecznych i archiwalnych. Dostrzeżony podczas prac komisji ankietowej Überwindung der Folgen der SED-Diktatur im Prozeß der deutschen Einheit (1995— 1998) spadek zainteresowania społeczeństwa dziejami N R D i brak pewnych działań edukacyjnych i naukowych na tym polu zaowocował powołaniem silnej Bundesstiftung zur Aufarbeitung der SE D -D ikta- tur [Federalnej Fundacji na rzecz Przepracowania Dyktatury S E D ], umiejętnie wypełniającej lukę powstałą pomiędzy obszarami działal­ ności wschodnioniemieckich miejsc pamięci a urzędem Pełnomocni­ ka ds. Akt Stasi.

Dekada Eriki Steinbach

Rząd Gerharda Schröders wobec „wypędzonych”

Rząd koalicji SPD i Zielonych, z kanclerzem Gerhardem Schróde- rem i wicekanclerzem i ministrem spraw zagranicznych Joschką Fischerem na czele, powstał w październiku 1998. Jego stosunek do Związku Wypędzonych był - jak można było się spodziewać - chłod­ ny i zdystansowany. C o więcej, realizując program wyborczy SP D , zaczął przygotowywać poważne zmiany w polityce wspierania dzia­ łalności kulturalnej i naukowej „wypędzonych”, która -ja k ju ż wspo­ minaliśmy - była jedną z najważniejszych podstaw obecności ruchu wysiedlonych w życiu publicznym R F N , a więc kwestią o zasadni­ czym znaczeniu dla Związku. Zapowiedziane zmiany miały charakter strukturalny i merytoryczny. Polegały one na tym, iż znaczna część kompetencji w tej kwestii przekazana została przez Federalne M ini­ sterstwo Spraw Wewnętrznych nowo powołanemu Pełnomocnikowi Rządu Federalnego ds. Kultury i Mediów [der Beauftragte der Bun­ desregierung für Kultur und Medien], zwanemu potocznie ministrem stanu ds. kultury1. Jego urząd otrzymał polecenie opracowania nowej

1 Ze względu na postanowienia Ustawy zasadniczej, z których wynika, że kwestie kultury leżą w kompetencji landów, w RFN nie było i nie ma federalnego ministra kultury. Stan ten byt od czasów kanclerza Brandta krytykowany przez ludzi kul­ tury, zwłaszcza bliskich lewicy, którzy uważali, iż tego rodzaju decentralizacja jest źródłem niespójności w niemieckiej polityce kulturalnej i utrudnia podejmowanie wielkich zadań i wyzwań. Nieliczne zadania w zakresie kultury, mające charak­ ter ogólnofederalny, realizowało Federalne Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Ustanowiony wraz z formowaniem rządu Gerharda Schródera urząd Pełnomoc­ nika Rządu Federalnego ds. Kultury i Mediów (w późniejszym czasie nazwa ta uległa nieznacznej zmianie), będący w sensie ustrojowym tylko namiastką „praw­ dziwego” ministerstwa kultury, stał się prędko - ze względu na swe kompetencje, koncepcji finansowania środowisk wysiedleńczych na mocy paragra­ fu 96. Ustawy o wypędzonych i uchodźcach, który - jak o tym była mowa - od 1953 roku nakładał na Rząd Federalny obowiązek łożenia na ochronę dziedzictwa kulturowego „wypędzonych” i wspierania ba­ dań naukowych związanych z tą tematyką. W październiku 2000 roku pakiet zmian zawarty w dokumencie pt. Konzeption zur Erforschung und Präsentation deutscher Kultur und Geschichte im östlichen Europa [Kon­ cepcja badania i prezentacji niemieckiej kultury i historii w Europie Wschodniej] przekazany został do wiadomości Bundestagowi2. Powstanie pakietu poprzedziła ogólna ewaluacja instytucji kultu­ ralnych i naukowych prowadzonych przez środowisko wysiedlonych. Istotą zmian było przyjęcie założenia, iż przedmiotem wsparcia władz federalnych nie jest działalność kulturalna i naukowa „wypędzonych”, lecz działalność odnosząca się do kultury i historii sensu largo „obsza­ rów wypędzenia”, czyli że wsparcie z „paragrafu 96” otrzymuje się nie dlatego, iż jest się „wypędzonym”, lecz dlatego, że temat działań kulturalnych lub badań dotyczy bezpośrednio lub pośrednio terenów, na których niegdyś żyli Niemcy. Oznaczało to generalną redukcję fi­ nansowania instytucjonalnego, włącznie z zaniechaniem finansowania wielu instytucji z „flagowcami” ruchu wysiedlonych, czyli Fundacją Wschodnioniemieckiej Rady Kultury [Stiftung Ostdeutscher Kultur­ rat] i Fundacją Kultury Niemieckich Wypędzonych [Kulturstiftung der deutschen Vertriebenen] na czele. Finansowane miały być od tej pory określone projekty, a wnioskodawcami bynajmniej nie mu­ sieli być „wypędzeni”, mogły nimi być (i w praktyce stały się) osoby 1 instytucje nauki i kultury z terenów zamieszkanych dawniej przez Niemców. Ponadto władze federalne uznały, iż problematyka kultury niemieckiej we wschodniej Europie powinna stać się domeną instytu­ cji o charakterze muzealnym. Władze federalne zamierzały skupić się na finansowaniu kilku dużych instytucji tego rodzaju, dedykowanych poszczególnym wielkim regionom „obszaru wypędzenia” (np. Śląsk, Pomorze), oczekując, iż będą one prowadziły działalność ufundowa­ ną naukowo, opartą na partnerstwie i współpracy z instytucjami mu-

a zwłaszcza finansowe wyposażenie - jednym z głównych czynników niemieckiej polityki kulturalnej. 2 Deutscher Bundestag, Drucksache 14/4586, 26.10.2000: Konzeption zur Eiforschung und Präsentation deutscher Kultur und Geschichte im östlichen Europa. zealnymi z obszarów dawniej zamieszkanych przez Niemców, będą stosować nowoczesne metody edukacji etc. W przypadku naukowych instytucji środowiska wysiedlonych miały one być afiliowane przy poszczególnych niemieckich uniwersytetach, a to w celu zagwaranto­ wania odpowiedniego naukowego poziomu ich pracy oraz nawiązania przez nie współpracy z instytucjami badawczymi działającymi na te­ renach zamieszkanych dawniej przez Niemców3. Zmiany przeprowadzone według koncepcji rządu Gerhar­ da Schrödera były rzeczywiście głębokie. Doszło do likwidacji lub znacznego ograniczenia działalności wielu placówek i powstania kil­ ku nowych. W instytucjach badawczych, szczególnie tzw. komisjach historycznych, które skupiały badaczy zajmujących się danym regio­ nem dawnych wschodnich Niemiec, dokonała się radykalna zmiana generacyjna i odpolitycznienie, pozwalające m.in. na rozbudowę sze­ rokiej i całkowicie otwartej współpracy z uczonymi z Polski, Czech, Słowacji, Rosji i innych „krajów wypędzenia”. Wprost proporcjonalny do skali tych zmian był też ferment i niezadowolenie w środowiskach wysiedleńczych. Z czasem, gdy dokonała się wspomniana zmiana generacyjna, nastroje uspokoiły się, a duża część zagorzałych nawet krytyków wśród „wypędzonych” zaczęła dostrzegać zalety przepro­ wadzonej modernizacji.

Erika Słeinbach

2 maja 1998 na przewodniczącą Związku Wypędzonych wybrana zo­ stała Erika Steinbach. Urodziła się ona w 1943 roku w polskiej Rumii, pow. Wejcherowo [Rahmel, Kreis Neustadt/Westpreußen] jako córka stacjonującego tam podoficera Luftwaffe Wilhelma Hermanna z Ha­ nau w Hesji i Eriki Hermann (z domu Grote) z Bremy. W styczniu 1945 roku matka Eriki z dwiema córkami ewakuowała się w głąb N ie­ miec przed nadciągającą Armią Czerwoną. O d tej chwili aż do 1950 roku matka i córki, czekając na powrót ojca z sowieckiej niewoli, pę­ dziły trudny żywot uchodźców w Szlezwiku-Holsztynie i Berlinie.

3 Na podstawie rozmów autora w latach 2001—2003 z dr. Matthiasem Buthem z В М І У В К М , faktycznym autorem nowej wykładni „artykułu 96” . Po uwolnieniu ojca, rodzina zamieszkała w Hanau. Erika zdobyła wy­ kształcenie jako skrzypaczka. Pracowała w filharmonii we Franfurcie nad Menem. Dobrze zapowiadającą się karierę artystyczną musiała przerwać ze względów zdrowotnych. W tej sytuacji, mając również dyplom w zakresie zarządzania i informatyki, podjęła pracę urzędni­ czą we frankfurckich władzach komunalnych. W 1972 roku poślubiła dyrygenta Helmuta Steinbacha, w dwa lata później wstąpiła do C D U . W latach 1977-1990 była członkinią rady miasta, a następnie posłanką do Bundestagu z Frankfurtu. Jest nią do chwili obecnej. Była, jak się uważa, polityczną uczennicą wieloletniego przywódcy heskiej C D U , narodowego konserwatysty Alfreda Dreggera (1920-2002). W latach 1994-1997, konkurując ze swą rówieśniczką Petrą Roth, reprezentu­ jącą liberalne skrzydło partii, podjęła próbę objęcia władzy we frank­ furckiej C D U , a także starała się o urząd nadburmistrza tego wielkiego i ważnego miasta. Poniosła jednak porażkę, między innymi dlatego, że Helmut Kohl, któremu Steinbach naraziła się jako posłanka, torpedu­ jąc (nb. z pozycji skrajnie konserwatywnych) pomysły szefa w sprawie tzw. kwotowego udziału kobiet we władzach partii, udzielił poparcia Petrze Roth4. Jak się uważa, Erika Steinbach, odrzucona we Frankfur­ cie, zwróciła się ku Związkowi Wypędzonych, z którym nie była do tej pory szczególniej związana (np. przez karierę w ziomkostwach), jako alternatywnej platformie dalszej kariery politycznej. Jak pisał Jörg Lau w „Die Z eit”, Erika Steinbach od początku swej działalności na arenie politycznej angażowała się w większość debat, reprezentując stanowisko radykalnie konserwatywne lub narodowo konserwatywne. Należała do grupy posłów, którzy głosowali prze­ ciw ratyfikacji traktatu granicznego z Polską. M a na koncie votum separatum w sprawie członkostwa Polski w U nii Europejskiej. Głośno oprotestowała prezentację wystawy na temat zbrodni Wehrmachtu we frankfurckim kościele św. Pawła. N a znak protestu przeciw bło­ gosławieniu związków homoseksualnych przez Kościół ewangelicki Hesji wystąpiła zeń i przeszła do niezależnego Kościoła luterańskiego. Występowała przeciw wprowadzeniu przez Unię Europejską prawa

4 (ads.), Erika Steinbach wird 60 Jahre alt, „Frankfurter Allgemeine Zeitung“, 23.07.2003: http://www.faz.nct/s/RubOE4E2EB5AOD046F49F416B87077C2A6A/ Doc—E635DDlCEF12C46EDB177C6070DA61AA0~ATpi—Ecommon—Scont ent.html wyborczego dla cudzoziemców w wyborach komunalnych, a także przeciw złagodzeniu prawa aborcyjnego. Pomimo to Erice Stein- bach jako osobie obdarzonej autentycznym instynktem politycznym, sprawnej organizatorce i dobrej mówczyni, udało się wyprowadzić Związek Wypędzonych ze ślepej uliczki negacji realiów politycznych i międzynarodowych oraz archaicznych metod kultywowania pamięci o utraconych stronach rodzinnych.

Centrum przeciw Wypędzeniom

W okresie poprzedzającym wprowadzenie w życie nowej wykładni „paragrafu 96” i wymuszonej przez nią przebudowy krajobrazu wy­ siedleńczych instytucji kulturalnych i naukowych, Związek Wypę­ dzonych pod kierunkiem nowej szefowej, która - ze względu na wiek i koleje losu rodziny - była ucieleśnieniem nieuniknionych przemian w ruchu wysiedlonych, przygotował odpowiedź na szykujące się zmiany. Z tych przemyśleń, biorących pod uwagę przemiany kultury pamięci w Niemczech i na świecie oraz przemiany w postrzeganiu hi­ storii przez Niemców, a także antycypujących zmiany stosunku władz federalnych do ruchu „wypędzonych”, zrodziła się inicjatywa, która sprawiła, że problematyka wypędzeń na powrót znalazła się w cen­ trum społecznego i intelektualnego zainteresowania. Był to pomysł stworzenia nowoczesnej ogólnoniemieckiej instytucji upamiętniającej wysiedlenia Niemców pod nazwą Centrum przeciw Wypędzeniom [Zentrum gegen Vertreibungen]3. Decyzją Zarządu Federalnego i Prezydium Związku Wypędzonych w marcu 1999 roku rozpoczęły się prace koncepcyjne i przygotowania organizacyjne. Założycielem i organem prowadzącym Centrum miała być odpowiednia fundacja. Realizując ten plan, prezydium Związku Wypędzonych 6 września 2000 powołało Fundację Centurm przeciw Wypędzeniom [Stiftung Zentrum gegen Vertreibungen]. N a jej czele stanęli jako współprze­ wodniczący Erika Steinbach oraz Peter Glotz (1939-2005). Obecność tego ostatniego polityka w kierownictwie fundacji była nader charakterystyczna dla strategii Eriki Steinbach. Peter Glotz po- 3 Fenomenowi Centrum przeciw Wypędzeniom poświęcona jest monografia Z. Mazura, Centrum przeciw Wypędzeniom (І999-2005), Poznań 2006. chodził z Egeru [Cheb] w Czechach, był z wykształcenia medioznaw- cą i rozpoczął błyskotliwą karierę naukową na uniwersytecie w Wied­ niu. Był autorem wielu nowatorskich, szeroko dyskutowanych prac naukowych, między innymi o tzw. społeczeństwie informacyjnym, przyszłości mediów w epoce informatycznej i doradztwie naukowym w polityce. Od 1961 roku był członkiem SPD, od 1970 deputowa­ nym w bawarskim Landtagu, a w latach 1972-1996, z krótką prze­ rwą, członkiem Bundestagu. W łatach 70. był ponadto sekretarzem stanu w Federalnym Ministerstwie Edukacji i Nauki oraz senatorem (czyli krajowym ministrem) do spraw nauki w Berlinie. W trudnych dla SP D latach 1981-1987 był jej dyrektorem zarządzającym [Bun­ desgeschäftsführer]. Zrezygnował z tego stanowiska, gdy przewod­ niczącym partii przestał być Willy Brandt. Pomimo iż podczas jego urzędowania SP D dwukrotnie przegrała kampanie wyborcze, pozo­ stał jednym z najbardziej cenionych i szanowanych działaczy niemiec­ kiej socjaldemokracji. W latach 90., po odejściu z Bundestagu, został rektorem uniwersytetu w Erfurcie, a następnie profesorem medio- znawstwa w szwajcarskim St. Gallen. Peter Glotz był zwolennikiem i teoretykiem otwarcia się SP D na klasę średnią i środowiska centrowe w R F N , w latach 70. prowadził ostry spór z lewicowymi radykałami z młodzieżowej organizacji SP D , w latach 90. był pierwszym z socjal­ demokratów, który rzucił hasło wprowadzenia opłat za studia, co było zerwaniem z ważnym lewicowym dogmatem. Zadeklarowany przeciwnik niemieckiego nacjonalizmu, który nie był nigdy działaczem ruchu „wypędzonych”, w 2000 roku został współprzewodniczącym i namiętnym orędownikiem fundacji Eriki Steinbach6. W 2003 roku opublikował książkę o wysiedleniu Niem­ ców z jego rodzinnych Czech, pt. Die Vertreibung. Böhmen als Lehr­ stück [Wypędzenie. Pouczający przykład Czech], w której historię samego wysiedlenia przedstawił na tle wielu wieków historii Czech. Krytycy zarzucali mu, że uznał „mechanizm stawania się wrogami” [Mechanismus der Verfeindung] za dominujący w dziejach Niem­ ców i Czechów, a za jednego z ideologów późniejszych wypędzeń uznał „biednego Elerdera”. Podkreślali także emocjonalność i zbyt ła-

6 Przykładem bardzo ostrej publicystyki, i to opublikowanej w „mateczniku” CSU, jest jego artykuł, Der Kampf gegen das Verbrechen der Vertreibung. Das Zentrum gegen Vertreibungen soll anprangern, „Die Politische Meinung”, St. Augustin (03.08.2004). twe ferowanie wyroków na temat polityki czeskiej w X X wieku7. Jako współprzewodniczący Fundacji Centrum przeciw Wypędzeniom Pe­ ter Glotz, wykorzystując swą erudycję i wybitne umiejętności polemi­ sty, stal się jej głównym rzecznikiem i intelektualnym interpretatorem w mediach i publicznych dyskusjach. N a tym polu był niewątpliwie bardziej aktywny od Eriki Steinbach i zapewne odegrał kluczową rolę w przyciągnięciu do Fundacji wielu osób, które do tej pory nie były kojarzone ze środowiskiem „wypędzonych”. Nowymi elementami w koncepcji Centrum, w porównaniu z do­ tychczasową filozofią upamiętnienia wysiedleń Niemców, było, po pierwsze — silnie akcentowane zerwanie z perspektywą narodowonie- miecką, w której przypominanie przebiegu i następstw „wypędzeń” było defacto głównie platformą dla argumentacji na rzecz zmiany „linii Odry i Nysy” oraz zwrotu „zagrabionego, niemieckiego mienia” lub przynajmniej wypłaty odszkodowań za nie. Obecnie przypominanie wysiedleń miało służyć li tylko upowszechnianiu wiedzy historycznej, miało też stworzyć odpowiednie godne tło dla osób dotkniętych przez wysiedlenia, pragnących wyzwolić się od swej traumy i podzielić swy­ mi przeżyciami z reprezentantami następnych generacji. Po drugie, „wypędzenia Niemców ze Wschodu” miały być przedstawione jako bynajmniej nie pierwsza i nie ostatnia przymusowa migracja w dzie­ jach Europy i świata, jako -jedn ym słowem - niewątpliwie największe ogniwo, ale przecież jedno z wielu w łańcuchu tych masowych i nader dramatycznych aktów gwałtu na prawach człowieka. Po trzecie, de­ klarowano, że w koncepcji Centrum uwzględniony zostanie kontekst „wypędzenia” związany z historią Niemiec, a mianowicie polityka okupacyjna III Rzeszy i przeprowadzone przez Niemców przymuso­ we migracje. Ważna rola w tworzeniu historycznego kontekstu przy­ paść miała upamiętnieniu Żydów, jako pierwszych ofiar niemieckich wysiedleń. Zjawisko przymusowych migracji rozpatrywane miało być przede wszystkim jako pogwałcenie praw człowieka8.

7 P. Glotz, Die Vertreibung. Böhmen als Lehrstück, München 2003, recenzje m.in. K. Bednarz „Die Zeit“ (09.10.2003) oraz K.E. Franzen we „Frankfurter Rund­ schau“ (27.10.2003); SPD-Politiker Peter Glotz ist tot, „Süddeutsche Zeitung“, 26.08.2005: http://www.sueddeutsche.de/politik/901/402682/text/ 8 Cyt. ze strony internetowej Centrum przeciw Wypędzeniom: http://www.z-g-v. de/aktuelles/?id=35 [258]

W tekstach programowych jak i w praktycznej działalności zwra­ ca uwagę szczególny, w najwyższym stopniu „empatyczny”9 stosunek całej inicjatywy Centrum przeciw Wypędzeniom do Żydów i H o ­ locaustu. Jedno ze źródeł tego stanu rzeczy leży niewątpliwie w do­ świadczeniu samej Eriki Steinbach, która już od lat 80. była działaczką i patronką frankfurckiej komórki światowej organizacji charytatywnej Women’s International Zionist Organisation, a także wieloletnią dzia­ łaczką Towarzystwa Niemiecko-Izraelskiego, w tym jego przewod­ niczącą we Frankfurcie. Była zatem uważną obserwatorką i czynną uczestniczką przemiany, jaka zaszła w stosunku zachodnioniemiec- kich elit do problematyki Holocaustu oraz do kwestii współczesnej obecności i udziału Żydów w życiu Republiki Federalnej. Bez wątpie­ nia też jako posłanka do Bundestagu uważnie śledziła drogę, jaką w jej ojczyźnie przeszło upamiętnienie Holocaustu - od marginalizacji do naczelnego państwowego zadania. Wydaje się, że zbieżność czasu między decyzją Bundestagu o bu­ dowie i wyborze projektu Pomnika Pomordowanych Żydów Europy w Berlinie, obiektu, jak wiemy, wyjątkowego pod względem swego położenia i rozmiaru, która zapadła 25 czerwca 1999 po wielomie­ sięcznych, gorących debatach i sporach, a podjętą tej samej wiosny decyzją prezydium Związku Wypędzonych o powołaniu Fundacji Centrum przeciw Wypędzeniom nie jest przypadkowa. N ie sposób stwierdzić, czy iunctim zachodzące między tymi wydarzeniami jest tylko natury technicznej niejako, czyli że Fundacja Centrum przeciw Wypędzeniom zamierzała wykorzystać nowoczesne formy upamięt­ nienia Holokaustu jako wzór dla swych działań na polu upamiętnie­ nia, czy też twórcy Fundacji uznali, że Republika Federalna i niemiec­ kie społeczeństwo, uczyniwszy tak wiele dla upamiętnienia Zagłady Żydów, ma prawo i obowiązek zwrócić się ku upamiętnieniu ofiar „wypędzenia”. Eva i Hanns Henning Hahnowie w szerszym nieco kontekście mówią wręcz o „holocaustyzacji wypędzenia”, jako specy­ ficznej, nowoczesnej formie rewizjonizmu, jaka przeziera z nowych inicjatyw Związku Wypędzonych10.

9 Modne w słowniku politycznej poprawności słowa „empatia”, empatyczny” padają w kręgach Fundacji Centrum przeciw Wypędzeniom nader często. 10 E. Hahn, H.H. Hahn, Die „Holocaustisierung des Flucht- und Vertreibungsdiskurses“. Historischer Revisionismus oder alter Wein in neuen Schläuchen? „DTN - Deutsch- Tschechische Nachrichten, Dossier Nr. 8, Mai 2008, s. 20 і nast. Deklarowana otwartość, ukierunkowanie na prawa człowieka, em­ patia wobec ofiar wszystkich przymusowych migracji, eksponowanie wątków żydowskich w stopniu eliminującym najmniejsze nawet po­ dejrzenia o antysemityzm lub antyizraelskość11, wszystkie te atrybuty Fundacji Centrum przeciw Wypędzeniom najwyraźniej zaskoczyły pewne środowiska w Niemczech i skłoniły do współpracy z nią wiele poważnych osobistości, które trudno byłoby wcześniej kojarzyć z ru­ chem wysiedleńczym. Znalazło się wśród nich wielu intelektualistów żydowskiego pochodzenia. Do gremiów Fundacji w różnym okresie należeli historyk, profesor Uniwersytetu Bundeswehry w Mona­ chium Michael Wolffsohn, dyrektor Centrum im. Mosesa Mendels­ sohna w Poczdamie i Kolegium Studiów Żydowskich w Berlinie Ju­ lius H . Schoeps1112, bohater rewolty studenckiej 1968 roku we Francji i RFN , obecnie szef Zielonych w Parlamencie Europejskim, Daniel Cohn-Bendit, dziennikarz i pisarz Ralph Giordano, autor niezmier­ nie ważnej dla zachodnioniemieckich obrachunków z narodowym socjalizmem książki Die zweite Schuld oder Von der Last Deutscher zu sein (Hamburg 1987), profesor Uniwersytetu Hebrajskiego Mosche Zimmermann, jeden z czołowych postępowych rabinów w Niem­ czech Walter Homolka, pedagog i dyrektor Instytutu Fritza Bauera we Frankfurcie Micha Brumlik, żyjący w Niemczech węgiersko-żydow- ski pisarz i publicysta György Konrad (były dyrektor Akademii Sztuk w Berlinie), węgierski pisarz i laureat literackiej Nagrody Nobla Imre Kertesz. Po pewnym czasie z grona tego odeszli jednak Daniel Cohn - Bendit, Ralph Giordano, Mosche Zimmermann oraz Micha Brum­ lik, który w 2005 roku opublikował krytyczną pod adresem Centrum i Związku Wypędzonych książkę Wer Sturm sät... Die Vertreibung der Deutschen [Kto sieje wiatr... Wypędzenie Niemców] (Berlin 2005).

11 Wśród licznych przymusowych migracji, które stanowią przedmiot empatycznych zainteresowań Centrum przeciw Wypędzeniom nie ma współczesnej historii Palestyńczyków. 12 Michael Wolffsohn i Julius H. Schoeps uchodzą za intelektualistów o konserwa­ tywnych poglądach. Piszący te słowa słyszał, jak prof. Schoeps przedstawił wil- helmińskie Prusy jako pewien ideał państwa i mówił, że dumny jest ze swych zachodniopruskich korzeni. Prof. Wolffsohn zyskał specyficzną sławę, gdy otwar­ cie poparł stosowanie tortur w walce z terroryzmem, co doprowadziło do postę­ powania dyscyplinarnego, mogącego zakończyć się usunięciem go z Uniwersytetu Bundeswehry. [260] Do gremiów Fundacji weszli też z czasem tacy wybitni uczeni, jak Lothar Gall (ur. 1936 w Giżycku/Lotzen), badacz X IX stulecia, biograf Bismarcka, współczesny wydawca „Historischer Zeitschrift” i prezes Komisji Historycznej Bawarskiej Akademii Nauk oraz Związku N ie ­ mieckich Historyków i Historyczek, a więc uczony piastujący najbar­ dziej prestiżowe stanowiska w niemieckim środowisku historycznym. Jest tam także historyk Horst Möller (ur. 1943 we Wrocławiu), wielo­ letni, wpływowy dyrektor Instytutu Historii Współczesnej w Mona­ chium. Wśród obecnych członków gremiów Fundacji postacią znaną w R F N jest również znakomity filozof i popularyzator tej dziedziny nauki, Rüdiger Safranski, którego kilka książek ukazało się również w Polsce. W gremiach Fundacji znaleźli się także przedstawiciele nie­ mieckich mediów, szczególnie telewizji. Przez pewien czas byl wśród nich Peter Scholl-Latour (ur. 1924), wybitna postać niemiecko-fran- cuskiego pogranicza kulturowego, w czasie wojny czynny antyfa- szysta, następnie niemiecki pionier i mistrz telewizyjnego reportażu wojennego, sprawozdawca wielkich kryzysów politycznych. Wybit­ ną postacią mediów jest także Guido Knopp, urodzony w 1948 roku w rodzinie wysiedleńców z Górnego Śląska. Knopp jest twórcą i od wielu lat kierownikiem redakcji historii współczesnej w telewizji Z D F . W ostatnim okresie poparcie dla inicjatywy Eriki Steinbach za­ deklarował wzięty satyryk i showman telewizyjny Harald Schmidt, urodzony w 1957 roku w rodzinie wysiedlonych Niemców sudec­ kich. Warto wspomnieć, że kilkakrotnie „wyróżnił się”, opowiadając w telewizji niewybredne dowcipy o Polakach.

Nagroda im. Franza Werfla

W styczniu 2001 roku Fundacja wypełniła jeden ze swych celów, usta­ nawiając Nagrodę Praw Człowieka im. Franza Wertla [Franz-Werfel- Menschenrechtspreis], przyznawaną co dwa lata osobom zasłużonym w obronie praw osób poddanych przymusowym migracjom i pamięci o nich. Było to mistrzowskie posunięcie władz Fundacji, gdyż na­ groda, budząc z natury rzeczy zainteresowanie mediów (ogłoszenie składu jury, ogłoszenie osoby nagrodzonej, uroczyste wręczanie nagrody), w sposób niejako automatyczny przydawała powagi i po­ pularności samej Fundacji. Niezmiernie charakterystyczny dla stra­ tegii Eriki Steinbach był też dobór patrona nagrody: Franz Werfel (1890—1945), austriacki pisarz żydowskiego pochodzenia, byl autorem wydanej w 1933 roku powieści Die vierzig Tage von Musa Dagh [pol­ skie wydanie: Czterdzieści dni Musa Dah], która w sposób bardzo sugestywny przedstawia wysiedlenie i ludobójstwo Ormian z Turcji w 1915 roku. Książka ta stała się podstawowym w skali światowej źró­ dłem informacji o tragicznym losie Ormian, którzy mówili w tam­ tych latach, iż dała ona duszę ich narodowi. Werfel pod koniec swe­ go krótkiego życia sam stal się ofiarą prześladowań i uchodźcą (Erika Steinbach nazywa go „wypędzonym”): musiał uciekać z Niemiec do Francji, potem do Portugalii, stamtąd do U SA , gdzie zmarł. Nagroda była namiastką weryfikacji szczytnych deklaracji programowych nie­ istniejącego przecież Centrum przeciw Wypędzeniom, a zarazem - bez uciekania się do dosłowności - sugerowała pokrewieństwo losów ormiańskich, żydowskich i niemieckich „wypędzonych”. Do jury Nagrody im. Franza Werfla, oprócz Eriki Steinbach i Petera Glotza, należeli na początku Otto von Habsburg, członek Konwentu Europejskiego i były prezydent Parlamentu Europejskie­ go, Klaus Hänsch z SPD (ur. 1938 r. w Szprotawie), były zachod- nioniemiecki minister gospodarki, hrabia Otto Lambsdorff z FDP, były prezydent Estonii Meri Lennart, a także wspomniani już Daniel Cohn-Bendit, Ralph Giordano, György Konrad. Najmłodszą osobą w tym gremium była Helga Hirsch, dziennikarka i politolożka o nie­ zwykłej biografii politycznej. Urodziła się w 1948 roku jako córka wysiedleńca z Wrocławia, w 1967 roku rozpoczęła studia w Berli­ nie Zachodnim i stała się czynną uczestniczką rewolty studenckiej. Potem była członkinią maoistycznego ugrupowania pod nazwą KPD-Aufbauorganisation (Komunistyczna Partia Niemiec - Grupa Organizacyjna). W 1979 roku przyjechała po raz pierwszy do Gdań­ ska, gdzie poznała Bogdana Borusewicza, wkrótce nawiązała kon­ takt i współpracę z Adamem Michnikiem i środowiskiem KOR-u. W latach 80. stała się cenioną korespondentką zachodnioniemieckiej prasy w Polsce (w 2001 otrzymała polsko-niemiecką nagrodę dzien­ nikarską). Po 1989 roku rozczarowała się przemianami w Polsce, brakiem rozliczenia z komunizmem, ale i antysemityzmem oraz rze­ komą niechęcią do dyskusji o wysiedleniach Niemców i niemieckim dziedzictwie. O d 1991 roku stała się surowym krytykiem stosunków panujących w naszym kraju13. Helga Hirsch dostrzegła w latach 90. dokonującą się przemia­ nę w kolektywnej pamięci Niemców, sama też, jak stwierdziła, po­ szukiwała drogi pojednania z generacją rodziców. Przemyślenia te doprowadziły ją do podjęcia bliskiej współpracy z Eriką Steinbach w ramach Fundacji Centrum przeciw Wypędzeniom. Po śmierci Pe­ tera Glotza Helga Hirsch zapewnia tej organizacji znaczące wsparcie intelektualne i publicystyczne. Po powrocie do Niemiec związała się z Joachimem Gauckiem, byłym pastorem i opozycjonistą wschod- nioniemieckim, który w latach 1990-2000 jako Federalny Pełno­ mocnik ds. Akt Służby Bezpieczeństwa byłej N R D zorganizował i przeprowadził trudny proces zabezpieczenia i udostępniania akt Stasi, a także bardzo szeroko zakrojonej lustracji ludności byłej N R D . Po zakończeniu dwóch kadencji na czele Urzędu Gaucka, jak potocz­ nie nazwano stworzoną przez niego instytucję, jego twórca poszuki­ wał należnego miejsca w życiu publicznym RFN . Nie zrobiwszy jak dotąd kariery politycznej ani medialnej (miał przez kilka lata własne talk show), również i Joachim Gauck - zapewne za pośrednictwem Helgi Hirsch - wszedł na kilka lat do Rady Naukowej Fundacji C en ­ trum przeciw Wypędzeniom. Pierwszymi laureatami Nagrody im. Franza Werfla byli w 2003 roku żyjący w R F N badacz historii Ormian w Turcji Mihran Dabag oraz troje Czechów, którzy wznosząc krzyż upamiętnili zabicie 23 Niem ców w m. Teplice nad Metuji w 1945 roku. W 2005 roku na­ grodę otrzymał Chorwat, biskup Banja Luki Franjo Komarica, który w okresie wojny domowej w Bośni Hercegowinie zyskał autorytet nieugiętego i bezstronnego obrońcy praw człowieka. W 2007 roku na­ grodzony został intelektualista z kręgu samej Fundacji - György Kon­ rad. Miało to niewątpliwie związek z odejściem tej tak zasłużonej dla Fundacji osoby z jej gremiów. Ostatnią do tej pory nagrodę otrzymała w 2009 roku laureatka Nagrody Nobla, pochodząca z rumuńskiego Banatu niemiecka pisarka, Herta Müller.

13 P. Smoleński, Helga Hirsch: http://www.wysokieobcasy.p1/wysokie-obcasy/l,96856, 2375682.html [2631 Centrum przeciw Wypędzeniom na berlińskiej scenie politycznej

Pojawienie się instytucji lansującej stworzenie nowoczesnego w for­ mie i treści upamiętnienia przymusowych migracji, jakim poddani zostali Niemcy i niektóre inne narody i grupy etniczne w Europie X X wieku, zrywającej z cechami przypisywanymi z reguły ruchowi niemieckich „wypędzonych”, takimi jak prawicowość, nacjonalizm i zapatrzenie w przeszłość, wywołało znaczne poruszenia na scenie politycznej RFN. Było ono szczególnie widoczne wśród socjalde­ mokratów, z których część uznała, iż udzielając poparcia inicjatywie Centrum przeciw Wypędzeniom poprawi swoje i SPD notowania u wyborców zaliczających się do środowiska „wypędzonych” i sym­ patyzujących z nim, kończąc w ten sposób trwający już od trzydzie­ stu lat monopol chadeków na korzystanie z poparcia Związku Wy­ pędzonych i ogromnej większości środowisk wysiedleńczych. O ile współpraca Petera Glotza z Eriką Steinbach prawie na pewno była świadomą decyzją polityka nawykłego do niezależności w myśleniu i działaniu, o tyle poparcie, jakie zakulisowo udzielał inicjatywie C en ­ trum federalny minister spraw wewnętrznych Otto Schily (ur. 1932), było z pewnością wynikiem kalkulacji politycznej. Otto Schily miał za sobą burzliwą i pełną meandrów karierę polityczną. Z wykształcenia prawnik, rozgłos zdobył jako lewicowy radykał i wieloletni zaufany obrońca terrorystów RAF, w 1980 roku był współzałożycielem Par­ tii Zielonych [Die Grünen] na szczeblu federalnym. Z jej ramienia był w latach 1983-1989 posłem do Bundestagu. Poniósłszy porażkę w wyborach na szefa frakcji, złożył mandat, opuścił Zielonych i wstą­ pił do SP D . Jako poseł tej partii zasiadał w Bundestagu w latach 1990- 2005. Szczyt kariery osiągnął w 1998 roku - powołany został na stano­ wisko federalnego ministra spraw wewnętrznych w rządzie Gerharda Schródera. Podejmowane przez niego na tym stanowisku działania i wypowiedzi sprawiły, iż zyskał opinię najbardziej konserwatywnego członka „ c z c rwo n o - z i e 1 o ne go ” gabinetu. Komplementów inicjatywie Centrum przeciw Wypędzeniom nie szczędził też Julian Nida-Rüme­ lin, drugi po Michaelu Naumannie minister stanu do spraw kultury i mediów (lata 2001-2002). A zatem dwaj socjaldemokratyczni mini­ strowie, w których kompetencji leżały sprawy „wypędzonych”, oka­ zali się sympatykami Centrum14. Także kanclerz Gerhard Schröder 3 września 2000 wystąpił jako mówca na centralnej dorocznej uro­ czystości „wypędzonych”, tzw. Dniu Stron Rodzinnych [Tag der Heimat]. Była to pierwsza od wielu lat wizyta czołowego polityka SP D na imprezie BdV. W wystąpieniu swym kanclerz federalny nie poparł jednak idei stworzenia Centrum przeciw Wypędzeniom. Przyznać należy, iż Erika Steinbach już wiosną 2000 roku rozwi­ nęła bardzo żywą akcję informacyjno-lobbystyczną w sprawie Cen ­ trum przeciw Wypędzeniom. Spotkała się w tym okresie z kancle­ rzem Schröderem, wicekanclerzem Joschką Fischerem, ministrem spraw wewnętrznych Otto Schilym oraz ministrem stanu ds. kultury Michaelem Naumannem. 12 lipca 2000 wystosowała zaproszenie do współpracy przy tworzeniu Centrum przeciw Wypędzeniom do stro­ ny polskiej. List ten skierowany był do ówczesnego ministra spraw zagranicznych, Władysława Bartoszewskiego, według którego wspo­ mnień polski M S Z udzielił nań formalnej tylko odpowiedzi, potwier­ dzającej otrzymanie listu. Miesiąc później inicjatorzy Centrum roze­ słali stosowne zaproszenia do ambasadorów dwunastu „krajów wypę­ dzenia”. Jak potem wielokrotnie podkreślała Erika Steinbach, jedynie przedstawicielstwo Federacji Rosyjskiej zareagowało na to pismo, komunikując, co ciekawe, iż strona rosyjska nie jest zainteresowana współpracą z inicjatorami Centrum przeciw Wypędzeniom, o czym już Steinbach na ogół nie wspomina15. D o opinii publicznej przeniknęły też informacje o przewidywa­ nych kosztach i oczekiwanej przez inicjatorów lokalizacji Centrum. Koszt tego przedsięwzięcia miał wynosić nieco ponad 160 min D M , z czego 3 min dostarczyć mieli inicjatorzy, a resztę władze federalne i krajowe. C o się tyczy lokalizacji, wybór padł na niezbyt piękny, lecz okazały i świetnie położony w centrum Berlina budynek byłej Rady Państwa N R D przy Schloßplatz 1, w którym od 1999 roku do czasu

14 Autor byi 21 lutego 2002 świadkiem wystąpienia Juliana Nidy-Rümelina w tonie zachęty dla inicjatywy Centrum i nostalgii za dawnymi, bliskimi stosunkami „wy­ pędzonych” i SPD, zwłaszcza w jego rodzinnej Bawarii. Zapis także w: Wie viel Geschichte liegt im Osten? Die Deutschen und das östliche Europa, Potsdamer Forum, Potsdam 2003. 15 W. Bartoszewski, O Niemcach i Polakach. Wspomnienia - prognozy - nadzieje, opraco­ wanie i komentarz R. Rogulski i J. Rydel, Kraków 2010, s. 341-342. wykończenia nowego okazałego gmachu Federalnego Urzędu Kanc­ lerskiego w pobliżu Bundestagu w 2001 roku siedzibę miał Urząd Kanclerski. Dynamizm tych przygotowań był tak wielki, że w inter­ pelacji frakcji postkomunistycznej P D S padło pytanie, czy Rząd Fe­ deralny jeszcze przed planowanym wystąpieniem kanclerza podczas Dnia Stron Rodzinnych (3 września 2000) zawrze porozumienie ze Związkiem Wypędzonych w sprawie utworzenia Centrum 16. W nie­ co dwuznacznej odpowiedzi Urząd Kanclerski informował, iż „w tak krótkim terminie nie będzie to możliwe” oraz że „obecnie nie przewi­ duje się” przekazania inicjatorom Centrum wspomnianych środków finansowych i nieruchomości. Jak się wydaje, osobą, która jako pierw­ sza ostudziła panujące w kołach rządowych bliskie entuzjazmu przy­ zwolenie dla inicjatywy Eriki Steinbach, był minister stanu ds. kultury Michael Naumann, którego, jak wspomnieliśmy, już w styczniu 2001 roku zastąpił Julian Nida-Rüm elin17. Fundacja Centrum przeciw Wypędzeniom rozpoczęła energicz­ ną ofensywę, aby trafić do świadomości niemieckiego społeczeństwa i zaistnieć w mediach. Rozpoczęto organizowanie koncertów benefi- sowych, publicznych, doskonale obsadzonych dyskusji na temat idei upamiętnienia wysiedleń Niemców. Fundacja uzyskała formalne i fak­ tyczne poparcie władz krajowych Bawarii, Hesji i Badenii-Wirtem- bergii. Latem 2001 roku Erika Steinbach zwróciła się do wszystkich gmin w RFN o dobrowolne „opodatkowanie” się na rzecz Centrum przeciw Wypędzeniom w kwocie kilku centów od mieszkańca, co do tej pory uczyniło ponad 1200 gmin, głównie w Bawarii, Badenii-Wir- tembergii, Hesji, Dolnej Saksonii, a także Szlezwiku-Holsztynie18. Tak duża aktywność Fundacji Centrum przeciw Wypędzeniom oraz nowoczesność metod działania, a także opisana już zdolność przycią­ gania osób spoza wąskiego grona sympatyków Związku Wypędzonych zaskoczyła środowiska tradycyjnie przeciwne ruchowi wysiedlonych.

16 Antwort der Bundesregierung auf die Kleine Anfrage der Abgeordneten Ulla Jelpke und der Fraktion der PDS Deutscher Bundestag, Drucksache 14/3922 (21.07.2000). 17 P. Madajczyk, Polsko-niemieckie dyskusje o historii, „Rocznik Polsko-Niemiecki”, 2001-2002, 10 (Warszawa 2003), s. 46. 18 Por. informacje na stronie internetowej Centrum przeciw Wypędzeniom: http:// www.z-g-v.de/aktuelles/?id=42 Najwyraźniej zaskoczone były także władze „krajów wypędzenia”, które - przynajmniej w Polsce — długi czas żyły w przekonaniu, iż rząd koalicji SP D i Zielonych niejako ze względów aksjologicznych „musi” być przeciwny wszelkim inicjatywom Związku Wypędzonych. Możemy w tym wypadku mówić o dokonującym się w ciągu 2001 i na początku 2002 roku bolesnym procesie uświadamiania sobie faktycz­ nego znaczenia Centrum i możliwych konsekwencji jego powstania na tle ewolucji postrzegania historii przez Niemców.

Wymiary zaskoczenia - Niemcy jako ofiary

Efekt zaskoczenia pogłębił się, gdy wczesną wiosną 2002 roku ukazała się powieść Im Krebsgang [Idąc rakiem] Güntera Grassa, krytycznego moralisty (zachodnio-) niemieckiej lewicy, poświęcona tragicznemu losowi pasażerów zatopionego statku „Wilhelm Gustloff’ i psycho­ logicznym następstwom „wypędzenia”, otwierająca dla tej tematyki najbardziej hermetyczny z punktu widzenia „wypędzonych” lewico­ wy rewir niemieckich kręgów opiniotwórczych, a sam pisarz jeszcze w połowie 2003 roku wziął udział w imprezie zorganizowanej przez Centrum przeciw Wypędzeniom19. Mała książeczka Grassa osiągnęła fenomenalny sukces rynkowy, gdyż w ciągu miesiąca księgarnie sprze­ dały pól miliona egzemplarzy, co dobitnie świadczyło o zapotrzebo­ waniu opinii publicznej na glos autorytetu w toczącej się dyskusji20. Aleida Assmann uważa, iż rok 2002 to moment „pęknięcia tamy” dla wprowadzania do publicznego obiegu dziel przedstawiających N iem - cówjako ofiary21. W 2002 roku ukazałajeszcze jedna książka, która przyczyniła się do „pęknięcia tamy”, a mianowicie Jörga Friedricha Der Brand. Deutsch-

19 Dyskusja: Zentrum gegen Vertreibungen - für wen diese Botschaft? (18.06.2003 Akademie der Künste, Berlin), razem z Eriką Steinbach, Helgą Hirsch, Peterem Bccherem, Mihranem Dabagiem i Adamem Krzemińskim (http://www.z-g-v.de/ aktuclles/?id=39). 20 S. Mews, Günter Grass and his critics: from ,The tin drum to Crabwalk’, Rochester 2008, s. 314; por. także P. Madajczyk, Polsko-niemieckie dyskusje o historii, „Rocznik Polsko-Niemiecki", 2001-2002, 10 (Warszawa 2003), s. 49. 21 A. Assmann, Der lange Schatten der Vergangenheit. Erinneningskultur und Geschichtspo­ litik, Bonn 2007, s. 184. land im Bombenkrieg. 1940-1945 [Pożar. Niem cy podczas wojny bom­ bowej. 1940-1945]. Jörg Friedrich (ur. 1944) na przełomie lat 60. i 70. związał się z rewoltą studencką, potem był członkiem organizacji trockistowskich. W późniejszym okresie zajmował się jako dzienni­ karz tematyką Holocaustu. W obszernej publikacji przedstawia hi­ storię alianckich ataków bombowych na niemieckie miasta. Friedrich skupia się przy tym na antropologizującym opisie przeżyć, zachowań, cierpień i zagłady ludności. Praca posiada w zasadzie wszystkie atrybu­ ty dzieła naukowego (m.in. przypisy i bibliografię), równocześnie jej styl i sposób narracji czynią z niej tekst zdolny do wywołania silnych emocji. Zapewniło to książce ogromny sukces rynkowy, a autorowi niespodziewaną popularność. Tymczasem krytycy zwrócili uwagę na niezwykłą manipulację językową, jakiej dopuścił się Friedrich: forma­ cję lotniczą RAF określił terminem Einsatzgruppe, zastrzeżonym dla oddziałów niemieckich mordujących Żydów, o ofiarach bombardo­ wań mówił jako o Ausgerottete [wyplenieni], używając słowa, które­ go naziści chętnie używali na określenie zagłady swych przeciwników, schrony przeciwbombowe z powodu ich nieodporności na żar i trujące gazy określał mianem krematoriów. Tak oto, w sposób niezauważal­ ny dla mniej wprawnego czytelnika, niemieckie ofiary bombardowań przesuwały się w psychologiczne pobliże ofiar Holocaustu. Książka wywołała - jak łatwo się domyślić - bardzo gorące i kry­ tyczne dyskusje, które jednakże w najmniejszym stopniu nie zmniej­ szyły jej popularności. Wkrótce potem Friedrich opublikował album z historycznymi zdjęciami obrazującymi następstwa bombardowań, a wśród nich szczególnie drastyczne fotografie zabitych. I to jego „dzieło” cieszyło się dużą popularnością wśród publiczności, któ­ ra najwyraźniej pragnęła czytać o Niemcach jako o ofiarach wojny. Gruntowne badania niemieckich germanistów wykazały, że książki Grassa i Friedricha nie były odosobnionymi przypadkami, już bo­ wiem od około 1995 roku coraz częściej ukazywały się dzieła literac­ kie poświęcone Niemcom jako ofiarom wojny22. Także po 2002 ten „wysyp” trwał nadal. I tak w 2003 roku ukazała się książka wspomnie­ niowa Eine Frau in Berlin [Kobieta w Berlinie], sygnowana Anonyma, przedstawiająca tragiczny los kobiet niemieckich w pierwszym okresie

22 Por. B. Beßlich, K. Grätz, O. Hildebrand (ed.), Wende des Erinnerns? Geschichtskon­ struktionen in der deutschen Literatur nach і989, Berlin 2006. okupacji radzieckiej. Dla odbioru społecznego przynajmniej tak samo ważne jak nowa literatura były nowe produkcje filmowe obejmujące filmy dokumentalne i fabularne poświęcone Niem com jako ofiarom. Częstotliwość, z jaką na niemieckim rynku medialnym występowała ta tematyka, uświadomiła obserwatorom zakres i znaczenie przemia­ ny świadomościowej w niemieckim społeczeństwie.

Opór wobec planów Centrum przeciw Wypędzeniom

Pierwszym miarodajnym przejawem politycznego oporu wobec wizji upamiętnienia wysiedleń Niemców, jaką roztoczyła Erika Steinbach i środowiska z nią współpracujące, była polsko-niemiecka inicjatywa stworzenia międzynarodowego w swej wymowie Centrum przeciw Wypędzeniom we Wrocławiu, jako mieście szczególnie dotkniętym zjawiskiem przymusowej migracji. 7 marca 2002 Markus Meckel, po­ seł do Bundestagu i przewodniczący niemiecko-polskiej grupy par­ lamentarnej, opublikował artykuł na ten temat w „Rzeczpospolitej”. 14 maja list otwarty w tej sprawie ogłosili nadzwyczaj w Niemczech cenieni publicyści Adam Michnik i Adam Krzemiński. Odbił się on za Odrą bardzo szerokim echem. W Polsce propozycja ta - w istocie rzeczy nierealistyczna, a może nawet niedoważona - wywołała gwał­ towne reakcje kół narodowych i powszechne raczej niezrozumienie, w Niemczech natomiast okazała się czymś w rodzaju „prostopadłego podania” dla przeciwników idei upamiętnienia wysiedleń realizowa­ nej pod dyktando Związku Wypędzonych. Propozycja szanowanych publicystów postawiła twórców koncepcji Centrum przeciw Wypę­ dzeniom i jej zwolenników w sytuacji przymusowej, gdyż zmuszeni byli teraz wyjść poza mgliste wypowiedzi o powszechnej empatii i po­ jednaniu oraz jasno stwierdzić, że żądają lokalizacji Centrum przeciw Wypędzeniom w Berlinie, pomimo iż miasto to nie odegrało żadnej szczególnej roli w dziejach „wypędzenia”. Dla krytycznej części nie­ mieckiej opinii publicznej oznaczało to, że wbrew gładkim zapewnie­ niom, faktycznym celem Centrum ma być kształtowanie niemieckiej świadomości historycznej w kierunku rozpamiętywania ofiar, jakie ponieśli w następstwie wojny sami Niemcy. T o z kolei czyniło wysoce prawdopodobnym, że pamięć o innych ofiarach wojny i nazizmu za­ cznie blaknąć i zejdzie na odległy plan. Opowiadając się za Berlinem, inicjatorzy Centrum sygnalizowali też, że nie obchodzą ich atuty, ja­ kie miałaby lokalizacja tej instytucji we Wrocławiu jako autentycznym miejscu wydarzeń i widowni przymusowych migracji Niemców i Po­ laków. Lokalizacja w Berlinie była ponadto równoznaczna z wybo­ rem miejsca, w którym Centrum przeciw Wypędzeniom stałoby się, choćby tylko dzięki rozdawnictwu stanowisk i środków finansowych, czymś w rodzaju rozrusznika pozwalającego przeżyć środowisku dzia­ łaczy „wypędzonych” przez kolejne dziesiątki lat.

Rozgrywka w Berlinie

19 marca 2002 grupa posłów, w której byli m.in. Norbert Lammen, Bernd Neumann, Hartmut Koschyk, Erika Steinbach, a także Rita Süssmuth, w imieniu frakcji C D U /C S U zaproponowała uchwalę, w której Bundestag powitałby

ponadpartyjną inicjatywę fundacji użyteczności publicznej Centrum przeciw Wypędzeniom, która dokumentuje wypędzenia na całym świecie i wskazuje drogi porozumienia i pojednania między narodami,

[die überparteiliche Initiative der gemeinnützigen Stiftung „Zentrum gegen Vertreibungen”, die weltweite Vertreibungen dokumentiert und Wege der Völkerverständigung und Versöhnung aufzeigt],

a ponadto wezwałby Rząd Federalny do stworzenia podstaw dla kon­ struktywnej współpracy programowej i organizacyjnej z Centrum przeciw Wypędzeniom oraz do udostępnienia mu odpowiedniego budynku w Berlinie i zapewnienia finansowania mającego powstać tam miejsca pamięci23. Zanim doszło do debaty nad tym wnioskiem, kontrpropozycję przedstawiła w imieniu swych frakcji grupa posłów SPD i Zielonych. Byli wśród niej między innymi Markus Meckel, Angelica Schwall-Düren, Antje Vollmer і Kerstin Müller. Wniosko-

23 Deutscher Bundestag, Antrag - Zentrum gegen Vertreibungen: Drucksache 14/8594 (neu). dawcy proponowali, aby Bundestag podjął uchwalę o rozpoczęciu „europejskiego dialogu na temat stworzenia europejskiego Centrum przeciw Wypędzeniom” [einen europäischen Dialog über die Errich­ tung eines europäischen Zentrums gegen Vertreibungen zu begin­ nen] oraz o wykorzystaniu doświadczeń, jakie zebrane zostaną pod­ czas przygotowań do planowanej wystawy bońskiego Dom u Historii R F N o „wypędzeniach” Niemców24. Odrębny wniosek w tej samej kwestii złożyła FD P . Debata nad nimi miała miejsce 4 lipca 2002 i zakończyła się przyjęciem uchwały w brzmieniu prawie identycz­ nym z propozycją SPD. Wprawdzie Erika Steinbach i jej sojusznicy mieli od tej pory prawo twierdzić, że Bundestag znaczną większością głosów poparł tworzenie Centrum przeciw Wypędzeniom, ale rów­ nocześnie przegłosowana uchwała uzależniała poparcie Bundestagu od przeprowadzenia szerokich międzynarodowych konsultacji oraz odwlekała wiążące decyzje o około trzech i pół lat. Tak długo trzeba było czekać na podsumowanie doświadczeń zebranych podczas przy­ gotowań do wystawy Flucht, Vertreibung, Integration [Ucieczka, wypę­ dzenie, integracja], metodycznie przygotowywanej przez Dom Histo­ rii w Bonn. Otwarcie jej nastąpiło 2 grudnia 2005. W następnych miesiącach uwagę niemieckiej klasy politycznej za­ przątała kampania wyborcza do Bundestagu. Po wyborach 22 wrze­ śnia 2002 układ sceny politycznej w R F N nie uległ większej zmia­ nie. U władzy pozostała koalicja SP D i Zielonych, a rządowi nadal przewodził kanclerz federalny Gerhard Schröder. Z punktu widze­ nia przyszłości Centrum przeciw Wypędzeniom doszło jednak do zmiany znaczącej, gdyż ministrem stanu ds. kultury i mediów została bezpartyjna Christina Weiss, doświadczona administratorka kultury z Hamburga, która - w odróżnieniu od swego poprzednika Juliana Nida-Rümelina - z dużym sceptycyzmem odnosiła się do inicjaty­ wy Eriki Steinbach. Charakterystycznym aspektem tej postawy były także liczne i serdeczne kontakty, jakie utrzymywała z Polską i pol­ skim ministrem kultury Waldemarem Dąbrowskim. Na tle stosun­ ku Christiny Weiss do Centrum doszło do poważnego sporu w łonie gabinetu Schrödera. O to bowiem latem 2003 roku minister spraw wewnętrznych Otto Schily stworzył nieformalną, międzyfrakcyjną,

24 Deutscher Bundestag, Antrag - Für ein europäisch ausgerichtetes Zentrum gegen Vertreibungen: Drucksache 14/9033. polityczną grupę wsparcia Centrum przeciw Wypędzeniom, która m.in. energicznie zajęła się wyszukaniem dla niego odpowiedniego obiektu w Berlinie. Schily nie zaprosił do tego gremium Christiny Weiss, co wywołało jej stanowczy sprzeciw. Argumentowała, iż Schi­ ly przekroczył swe kompetencje, gdyż problematyka miejsc pamięci [Gedenkstätten] podlega jej resortowi23 **. Gerhard Schröder rozstrzy­ gnął spór na korzyść swej minister kultury, a Otto Schily w dwóch ostatnich latach istnienia rządu koalicji SP D i Zielonych nie afiszował się już z poparciem dla Centrum przeciw Wypędzeniom, aczkolwiek niewątpliwie pozostał jego sympatykiem, co Związek Wypędzonych odpowiednio honorował. W maju 2003 roku Schily otrzymał związ­ kowy Medal Wenzla Jakscha [Wenzel-Jaksch-Medaille], a w sierpniu 2009 roku najwyższe odznaczenie Związku, tzw. honorową plakietę [Ehrenplakette]26. Jak się wydaje, w 2003 roku nastąpiła definitywna konsolidacja środowisk sprzeciwiających się tworzeniu Centrum przeciw Wypę­ dzeniom. 14 lipca 2003 Markus Meckel opublikował apel „Wspól­ na pamięć jako krok ku przyszłości. O europejskie Centrum prze­ ciw Wypędzeniom, Przymusowym Wysiedleniom i Deportacjom - Wspólnie pracujmy nad historią” [Gemeinsame Erinnerung als Schritt in die Zukunft. Für ein europäisches Zentrum gegen Vertrei­ bungen, Zwangsaussiedlungen und Deportationen - Geschichte in Europa gemeinsam aufarbeiten], który już w dniu publikacji podpi­ sało dziewięćdziesięciu intelektualistów i polityków z RFN , Polski i Czech, w tym ze strony niemieckiej między innymi Hans Dietrich Genscher, obdarzony wielkim autorytetem były minister spraw zagra­ nicznych i przywódca F D P , Katrin Göring-Eckardt, szefowa frakcji Zielonych, pastor Rainer Eppelmann, poseł i jeden z najbardziej zna­ nych wschodnioniemieckich opozycjonistów, Günter Grass, Hans Koschnik, wieloletni burmistrz Bremy, cieszący się wielkim auto­ rytetem działacz SP D , Rita Süssmuth, była wieloletnia przewodni­ cząca Bundestagu z ramienia C D U , oraz ówczesny przewodniczący

23 H.M. Kloth, „Wunde Punkte”. Der Streit um ein „Zentrum gegen Vertreibungen“ ent­ zweit nun auch das Bundeskabinett. Die Initiatoren geraten in die Defensive, „Der Spie­ gel“, 2003, 32, s. 36-37. 26 Biuletyn prasowy BdV: http://www.bund-der-vertriebenen.de/files/pm-02-09. pdf niemieckiego parlamentu Wolfgang Thierse (nb. wrocławianin z uro­ dzenia)27. W odpowiedzi z Wrocławia dotarł apel kilkunastu tamtej­ szych intelektualistów ponownie wzywający do utworzenia Centrum w stolicy Dolnego Śląska, ponadto chęć goszczenia Centrum wyraziły także graniczne miasta Görlitz i Zgorzelec oraz Frankfurt nad Odrą, wywołując i tym razem irytację Eriki Steinbach. Znalazła wszakże celną ripostę i zadeklarowała poparcie dla każdej inicjatywy upamięt­ niającej wysiedlenia oraz dała wyraz przekonaniu, że Rząd Federalny może wesprzeć finansowo więcej niż jedno przedsięwzięcie. M im o to 13 sierpnia 2003 kanclerz Schröder w krótkiej wypowiedzi zanegował słuszność lokalizacji Centrum w Berlinie. Trudno wyrokować, w jakim stopniu do tego rodzaju skoncen­ trowanej akcji przeciw inicjatywie Eriki Steinbach przyczyniły się sta­ rania polskich polityków, faktem jest jednak, iż z różnych - a raczej ze wszystkich - rejonów polskiej sceny politycznej docierały do N ie ­ miec ostrzeżenia i sprzeciwy wobec planów Centrum przeciw Wy­ pędzeniom. O swoich działaniach na tym polu i zebranych wówczas trudnych doświadczeniach pisze Władysław Bartoszewski w książce O Niemcach i Polakach. 6 sierpnia 2003 „Frankfurter Allgemeine Z ei­ tung” opublikowała przekład jego artykułu Przeciw wybiórczej pamięci z „Rzeczpospolitej” (15.07.2003), który wywołał w Niemczech gwał­ towne reakcje28. O d tego chóru krytyków Bartoszewskiego różnił się zdecydowanie ton wywiadu, jaki opiniotwórczemu tygodnikowi „Die Zeit” udzielił wicekanclerz i minister spraw zagranicznych Joschka Fischer. Mówił bardzo emocjonalnie o debacie eksponującej rolę Niem cówjako ofiar drugiej wojny światowej: W ten sposób relatywizuje się historyczną winę i popada w szkodliwą kon­ frontację ze zniekształconym postrzeganiem historii, które ani nie odpowiada rzeczywistości, ani naszym europejskim interesom. A temat debaty, którą po­ winniśmy przeprowadzić, brzmi: Jakie krzywdy wyrządziliśmy sobie sami? Jakie straty przez to ponieśliśmy? [...] Jeszcze w ogóle nie zaczęliśmy rze­ czywistej debaty o tym, co utraciliśmy skutkiem tego samozniszczenia. Ból z powodu straty potrafię świetnie zrozumieć. Ale musi to być ból z powodu

27 S. Troebst (ed.), Vertreibungsdiskurs und europäische Erinnerungskultur. Deutsch- polnische Initiativen zur Institutionalisierung. Eine Dokumentation, Osnabrück 2006, s. 82-84; por. także: http://www.tschechien-portal.info/print.phpFsid = 503 28 W. Bartoszewski, O Niemcach i Polakach..., s. 366-368. tego, cośmy sami zawinili, a nie z powodu tego, co nam uczynili inni. BdV nie nadaje się na dyrektora muzeum. [Damit relativiert man die historische Schuld und kommt in die unheilvol­ le Konfrontation einer verzerrten Geschichtswahrnehmung, die weder der Wirklichkeit entspricht noch unseren europäischen Interessen. Die Debatte, die noch offen ist, heißt: Was haben wir uns selbst angetan? Was haben wir dadurch verloren [...] Wir haben offenbar noch nicht wirklich debattiert, was wir verloren haben mit der Selbstzerstörung. Der Schmerz über das Ver­ lorene kann ich gut verstehen. Aber es muss der Schmerz darüber sein, was wir uns selbst angetan haben, und nicht darüber, was andere uns angetan haben. Der BdV taugt nicht als Museumsdirektor].

Fischer, dziecko Niem ców wysiedlonych z Węgier, miał prawo, aby otwarcie i dobitnie wypowiadać się o kwestiach upamiętnienia tych wydarzeń. Mówił: Jakie tabu? Całe moje dzieciństwo i młodość składała się z opowieści o wy­ pędzeniu, okupacji, nocnych bombardowaniach i spotkaniach wypędzonych ze stron ojczystych. [Von wegen Tabu? Meine ganze Kindheit und Jugend besteht aus diesen Geschichten von Vertreibung, Besatzung, Bombennächten und den Treffen der Heimatvertriebenen].

Niemiecki minister spraw zagranicznych mówił też rzeczy wręcz „niepoprawne” z punktu widzenia niepisanej normy niemieckich wy­ powiedzi publicznych i medialnych. O swej wizycie w rodzinnej wsi rodziców na Węgrzech powiedział: Tam uświadomiłem sobie, że ci, którzy pozostali na miejscu, doświadczyli o wiele bardziej gorzkiego losu. Byli podwójnie wywłaszczeni i dyskrymi­ nowani jako niemiecka mniejszość, a - w komunizmie - jako klasa. Kto się wyniósł, miał lepszy los. [Dort habe ich erlebt, dass jene, die geblieben sind, das wesentlich bitterere Schicksal hatten. Sie wurden doppelt enteignet und diskriminiert, als deut­ sche Minderheit und - im Kommunismus - als Hasse. Wer gegangen ist, hatte das bessere Los]24. 29

29 Was haben wir uns angetan? Ein ZEIT-Interview mit Außenminister Joschka Fischer über ein Zentrum gegen Vertreibungen und über das Geschichtsbild der Deutschen, w: Ver- [2741 Głos Joschki Fischera, zapewne wskutek radykalizmu wniosku, nie odegrał decydującej roli w debacie wewnątrzniemieckiej. Przeciwko polityce Zielonych przemawiała także ewolucja układu sił w rządo­ wej koalicji, pozbawiająca tę partię wpływu na najważniejsze decyzje w państwie, a do takich bez wątpienia należało rozstrzygnięcie w spra­ wie Centrum przeciw Wypędzeniom. Znacznie głośniejszym echem odbiła się w Niemczech przeprowadzona 16 września 2003, podczas wizyty Eriki Steinbach w Warszawie, debata w redakcji „Rzeczpospo­ litej” z udziałem reprezentantów głównych polskich partii politycz­ nych: Donalda Tuska z Platformy Obywatelskiej, Marcina Libickiego z Prawa i Sprawiedliwości i Józefa Oleksego z Sojuszu Lewicy D e­ mokratycznej, a także dyrektorki Instytutu Zachodniego w Poznaniu prof. Anny Wolff-Powęskiej. Abstrahując od treści dyskusji, stała się ona przekonującą manifestacją generalnej jedności poglądów strony polskiej, odrzucającej politykę pamięci a la Erika Steinbach.

Siec

Po fazie krytyk inicjatywy Eriki Steinbach przyszedł czas na propozy­ cje alternatywne. 2 października 2003 Christina Weiss opublikowała w „Die Zeit” artykuł programowy pod tytułem Niemand will vergessen. Aber nur ein Netz von Geschichtswerkstätten in ganz Europa dient der histo­ rischen Außdärung [N ikt nie chce zapomnieć. Ale tylko sieć historycz­ nych warsztatów w całej Europie służy wyjaśnianiu historii]. Był on zapewne następstwem poważnych konsultacji politycznych, zarówno wewnątrzniemieckich jak i niemiecko-polskich. Kluczowe słowa tego obszernego tekstu brzmiały:

Jest szansa na pojednanie ze Wschodem, o ile uda się nam wspólnie z sąsiada­ mi zapełnić luki w dziejach XX wieku [...]. Z tego powodu wspieram żąda­ nie Bundestagu, aby stworzyć europejskie Centrum przeciw Wypędzeniom. Rozumiem przez to silny związek zdecentralizowanych warsztatów pamięci. Nie powinien on specjalizować się tylko w problematyce dwudziestowiecznej ucieczki i wypędzeń, lecz także obejmować pamięć o reżimie narodowosocja-

treibungsdiskurs und europäische Erinnenmgskultur..., s. 87-89; również „Die Zeit“, 28.08.2003: http://pdf.zeit.de/2003/36/Fischer.pdf listycznym i komunistycznych dyktaturach, jak i zajmować poszukiwaniem korzeni państw narodowych i chorych wizji etnicznej homogeniczności. [Die Chance der Versöhnung mit dem Osten ist gegeben, wenn es gelingt, mit unseren Nachbarn gemeinsam die Lücken in der Geschichte des 20. Jahrhunderts zu schließen [...]. Aus diesem Grund unterstütze ich die For­ derung des Bundestages nach einem Europäischen Zentrum gegen Vertrei­ bungen. Ich verstehe darunter einen starken Verbund dezentraler Werkstät­ ten der Erinnerung. Es sollte nicht nur auf Flucht und Vertreibung im 20. Jahrhundert spezialisiert bleiben, sondern die Erinnerung an das nationalso­ zialistische Regime und die kommunistischen Diktaturen ebenso beinhalten wie die Suche nach den historischen Wurzeln des Nationalstaates und der Wahnvorstellung von seiner ethnischen Homogenität]J'1.

29 października 2003, czyli w trzy tygodnie później, prezydent Pol­ ski Aleksander Kwaśniewski i prezydent Niemiec Johannes Rau pod­ czas spotkania w Gdańsku złożyli deklarację o potrzebie wspólnego badania i dokumentowania wszystkich przypadków przymusowych migracji w Europie X X wieku w celu zrozumienia ich przyczyn i na­ stępstw oraz wezwali do podjęcia międzynarodowej debaty na temat sposobu realizacji takiej wizji upamiętnienia. Apel zainicjował długą serię międzynarodowych konsultacji eksperckich, głównie w gronie polskim, niemieckim, czeskim, słowackim i węgierskim oraz przej­ ściowo austriackim. 11 grudnia 2003 głos zabrała Grupa Kopernika, znane polsko-niemieckie, nieformalne gremium intelektualistów oceniające i komentujące stan stosunków między obydwoma krajami i społeczeństwami, przedstawiając w swym szóstym raporcie groźny, ich zdaniem, kierunek polsko-niemieckiego dyskursu oraz uszczegó­ łowioną propozycję Europejskiego Centrum przeciw Wypędzeniom. N a określenie mającej powstać instytucji od wiosny 2004 roku zaczęto stosować nazwę Sieć [Netzwerk], Przeobrażenie nowator­ skiej idei międzynarodowego, zdecentralizowanego upamiętnienia w funkcjonującą instytucję okazało się zadaniem niezmiernie trudnym, toteż negocjacje znacznie się przeciągnęły. Zapał międzynarodowe­ go środowiska studziło też Centrum przeciw Wypędzeniom, które 30

30 Ch. Weiss, Niemand will vergessen. Aber nur ein Netz von Geschichtswerkstätten in ganz Europa dient der historischen Aufklärung, w: Vertreibungsdiskurs und europäische Erinne­ rungskultur..., s. 97. 30 kwietnia 2004 oznajmiło, że nie tylko popiera powstanie Sieci, ale też chętnie do niej przystąpi. Erika Steinbach mówiła: „Sieć nie zastąpi naszej Fundacji, lecz może ona stać się dobrym i ważnym partnerem. N ie będziemy stawać temu partnerstwu na przeszkodzie“31 [Ersetzen kann ein solches Netzwerk unsere Stiftung nicht, aber es kann zum guten und wichtigen Partner werden. An uns wird eine Partnerschaft nicht scheitern], W Polsce zadawano pytania, czy Sieć nie stanie się dodatkową platformą dla Eriki Steinbach i to po części „za polskie pieniądze”. Ostatecznie dopiero 2 lutego 2005 ministrowie kultury Polski, Niemiec i Węgier oraz ambasador Słowacji podpisali deklara­ cję o utworzeniu Europejskiej Sieci Pamięć i Solidarność32, w której przeczytać można:

Przedmiotem działalności Sieci będzie analiza, dokumentowanie i upo­ wszechnianie historii XX wieku: wieku wojen, totalitarnych dyktatur i cier­ pień ludności cywilnej - ofiar wojny, ucisku, podbojów, przymusowych wysiedleń oraz represji nacjonalistycznych, rasistowskich i motywowanych ideologicznie. Do zadań Sieci będzie należeć: połączenie już istniejących inicjatyw w poszczególnych krajach, organizowa­ nie współpracy między instytucjami publicznymi i państwowymi oraz orga­ nizacjami pozarządowymi, ośrodkami naukowymi oraz miejscami pamięci; wspieranie, finansowanie i realizacja wspólnych projektów naukowych i edukacyjnych, jak również konferencji, wystaw, publikacji i innych przed­ sięwzięć.

[Gegenstand des Netzwerks ist die Analyse, Dokumentation und Verbrei­ tung der Geschichte des 20. Jahrhunderts, eines Jahrhunderts der Kriege, der totalitären Diktaturen und der Leiden der Zivilbevölkerung - als Opfer von Kriegen, Unterdrückung, Eroberung, Zwangsmigrationen sowie als Opfer von nationalistisch, rassistisch und ideologisch motivierten Repressionen. Aufgaben des Netzwerks Erinnerung und Solidarität sind:

31 Komunikat prasowy Fundacji Centrum przeciw Wypędzeniom Wir wünschen dem Vorhaben Europäisches Netzwerk gegen Vertreibungen Erfolg. Es kann ein guter Dialogpart­ ner für unser Zentrum gegen Vertreibungen in Berlin werden, Wiesbaden, 30. April 2004, w: Vertreibungsdiskurs und europäische Erinnerungskultur..., s. 143. 32 Absichtserklärung der Kulturminister Deutschlands, Polens, der Slowakei und Ungarns über die Gründung des Europäischen Netzwerks Erinerung und Solidarität, Warschau, 2. Febru­ ar 2005, w: Vertreibungsdiskurs und europäische Erinnerungskultur..., s. 217. die Verbindung der in den einzelnen Ländern bereits bestehenden Initiati­ ven sowie die Organisierung der Zusammenarbeit zwischen öffentlichen, staatlichen und Nichtregierungsinstitutionen, Forschungseinrichtungen und Orten der Erinnerung; die Förderung, Finanzierung und Durchfüh­ rung gemeinsamer Forschungs-, und Bildungsprojekte sowie von Konfe­ renzen, Ausstellungen, Veröffentlichungen und weiteren einschlägigen Aktivitäten].

Zawikłanc i przeciągające się początki Sieci spowodowały, że po­ mimo wstępnego zainteresowania, z uczestnictwa w tej inicjatywie zrezygnowali Austriacy i Czesi. Ich odejście było poważnym ciosem. Również Sekretarz Generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i M ę­ czeństwa Andrzej Przewoźnik, prowadzący z ramienia władz polskich sprawy Sieci - a miała ona mieć swój stały sekretariat w Warszawie - nie był w stanie w 2005 roku wcielić w życie tego ambitnego i skompliko­ wanego zamierzenia. Tylko strona niemiecka wykonała wszystkie swe zobowiązania wynikające z deklaracji ministrów kultury. Dodatkową trudnością w uruchomieniu Sieci był fakt, iż zarówno w Polsce, jak i w Niemczech w roku 2005 odbyć się miały przedterminowe wybory i w obydwu krajach spodziewano się zasadniczych zmian na scenie politycznej. Wybory w Niemczech nie przyniosły, wbrew wcześniejszym ocze­ kiwaniom, pełnego zwycięstwa C D U , która musiała utworzyć z SP D rząd wielkiej koalicji. Odpowiednio do układu sil program koalicyjny byl kompromisem, także w kwestii upamiętnienia. Próbował on połą­ czyć rozbieżne koncepcje C D U , która opowiadała się za utworzeniem Centrum przeciw Wypędzeniom, finansowanego w wielkim stop­ niu z budżetu federalnego, oraz SP D , która zakładała przeznaczenie środków federalnych wyłącznie na uruchomienie i rozbudowę Sieci. Kompromis opisano w umowie koalicyjnej w następujący sposób:

Koalicja uznaje za swój cel społeczne i historyczne przepracowanie migracji przymusowej, ucieczki i wypędzenia. Chcemy w duchu pojednania ustano­ wić w Berlinie widoczny znak, aby - w łączności z Europejską Siecią Pamięć i Solidarność, lecz także wykraczając poza uczestniczące w niej do tej pory kraje Polskę, Węgry i Słowację - przypomnieć o bezprawiu wypędzeń i po­ tępić je po wsze czasy. [Die Koalition bekennt sich zur gesellschaftlichen wie historischen Aufarbei­ tung von Zwangsmigration, Flucht und Vertreibung. Wir wollen im Geiste der Versöhnung auch in Berlin ein sichtbares Zeichen setzen, um - in Ver­ bindung mit dem Europäischen Netzwerk Erinnerung und Solidarität über die bisherige Länder Polen, Ungarn und Slowakei hinaus - an das Unrecht von Vertreibungen zu erinnern und Vertreibung für immer zu ächten]33.

Jak widać, SPD zrezygnowała w umowie koalicyjnej z wyłączności Sieci jako odbiorcy finansowania Rządu Federalnego, a także wskazy­ wała Berlin jako miejsce, w którym znajdzie się ów „widoczny znak”. Były to zatem bardzo daleko idące odstępstwa od programu socjal­ demokratów, który - jak to opisywaliśmy - krystalizował się długo i z niemałym trudem. Zasadniczym elementem kompromisu ze stro­ ny C D U /C S U było niedookreślenie instytucji, która miałaby powstać w Berlinie, przy domyślnym założeniu, że nie będzie to Centrum przeciw Wypędzeniom w wersji Eriki Steinbach. Ramy prawne, na­ zwa, struktura organizacyjna, zakres działalności nowej instytucji, te wszystkie kwestie pozostawały otwarte. Strona polska, którą wówczas reprezentował mniejszościowy rząd Prawa i Sprawiedliwości utwo­ rzony przez Kazimierza Marcinkiewicza, nader sceptycznie odnosiła się do postanowień nowej koalicji rządowej w Niemczech. Dostrze­ gła w nich raczej porzucenie klarownej do tej pory linii oporu Rządu Federalnego wobec planów upamiętnienia „wypędzeń” w Berlinie, aniżeli wysoce prawdopodobne przekreślenie koncepcji Centrum przeciw Wypędzeniom. Dysonans w stosunkach polsko-niemieckich na tym tle był coraz większy, zwłaszcza że funkcję ministra stanu do spraw kultury i me­ diów przejął Bernd Neumann (ur. 1942 r. w Elblągu) z C D U , poli­ tyk, jak wspominaliśmy, od dawna zainteresowany realizacją projektu Eriki Steinbach, podobnie zresztą jakjego zastępca Hermann Schäfer (ur. 1942 r.), były dyrektor Dom u Historii R F N w Bonn i twórca wystawy Flucht, Vertreibung, Integration [Ucieczka, wypędzenie, inte­ gracja], a także członek Rady Naukowej Fundacji Centrum przeciw Wypędzeniom. Po nieudanych rozmowach polskiego ministra kultury

33 Gemeinsam für Deutschland. Mit Mut und Menschlichkeit. Koalitionsvertrag von CDU, CSU und SPD, Berlin, 11. November 2005, w: Vertreibungsdiskurs und europäische Erinnerungskultur..., s. 228. Michała Kazimierza Ujazdowskiego i Bernda Neumanna, jakie odby­ ły się 2 marca 2006 w Warszawie, doszło do faktycznego zahamowania przez stronę polską prac nad uruchomieniem Europejskiej Sieci Pa­ mięć i Solidarność jako instytucji. Formalnie powołano polską funda­ cję, mającą ją prowadzić, a nawet zorganizowano kilka przedsięwzięć naukowych i wystawienniczych pod szyldem Sieci, nie zmieniało to jednak faktu, że Sieć pozostawała „papierowym tygrysem”.

„Widoczny znak”

Sprawa ustanowienia „Widocznego znaku” [Sichtbares Zeichen], jak zaczęto nazywać planowaną, ale początkowo wielce enigmatyczną in­ stytucję w Berlinie, rozwijała się własnym torem, co nie znaczy, iż nabrała szybko realnego kształtu. Równocześnie Centrum przeciw Wypędzeniom przygotowywało swą pierwszą wystawę, mającą być dowodem na czystość zamiarów tej inicjatywy. Otwarta 10 sierpnia 2006 z takimi założeniami wystawa Erzwungene Wege - Flucht und Ver­ treibung im Europa des 20. Jahrhunderts [Przymusowe drogi - Ucieczka i wypędzenie w Europie X X wieku] okazała się rzeczywiście historycz­ nie poprawnym i ostrożnym w komentarzu, a więc także nieco pozba­ wionym ekspresji wykazem wszelkich przymusowych migracji na na­ szym kontynencie w ubiegłym stuleciu. Wystawa prezentowana była potem w wielu niemieckich miastach. W lipcu 2009 roku Centrum przeciw Wypędzeniom zaprezentowało kolejną wystawę, a mianowi­ cie Die Gerufenen - Deutsches Leben in Mittel- und Osteuropa [Wezwani - niemieckie życie w Europie Środkowo-Wschodniej]. Treść wystawy obejmowała obszary na wschód od granic Rzeszy Niemieckiej z 1914 roku, co „zgrabnie” uwalniało jej autorów od konieczności rozwijania pewnych niewygodnych tematów, jak np. stosunki polsko-niemieckie w Wielkopolsce w X IX і X X stuleciu. Ramy czasowe zamykające nar­ rację wystawy w 1914 roku pozwalały z kolei uniknąć zakłócającego idylliczny obraz problemu podatności niemieckiej mniejszości na na­ zizm i jej udziału w zbrodniach II wojny światowej. Części wystawy odnoszące się do ziem Polski, a szczególnie Galicji Wschodniej, przy­ gotowane zostały bardzo powierzchownie. [280] Jeśli chodzi o „Widoczny znak”, to dopiero w marcu 2008 roku po długich negocjacjach między partiami koalicyjnymi gabinet Angeli Merkel postanowił utworzyć Stiftung Flucht, Vertreibung, Versöhnung [Fundację Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie]. Decyzję tę poprzedzi­ ły konsultacje także z polskimi partnerami. Najważniejsze odbyły się w Warszawie już w lutym 2008 roku, kiedy Bernd Neumann konfe­ rował o przyszłej fundacji z Pełnomocnikiem Prezesa Rady Ministrów do spraw Dialogu Międzynarodowego, sekretarzem stanu Władysła­ wem Bartoszewskim. Strona polska zmieniła stosunek do tego przed­ sięwzięcia, uznając, że ów „Widoczny znak” powstanie niechybnie, dlatego należy, poprzez jego zdystansowaną akceptację i brak sprzeci­ wu wobec udziału polskiego przedstawiciela w gremiach naukowych nowej instytucji, zapewnić respektowanie polskiej wrażliwości w jej pracach. Mówi się także, że Neumann obiecał Bartoszewskiemu, iż do władz nowej instytucji nie wejdzie Erika Steinbach, która w ciągu de­ kady swych starań o utworzenie Centrum przeciw Wypędzeniom stała się kimś w rodzaju persona non grata stosunków polsko-niemieckich. W grudniu 2008 roku Bundestag uchwalił Ustawę o utworzeniu Fun­ dacji „Niemieckie Muzeum Historyczne”, która w drugim rozdziale zawierała statut podlegającej jej Niesamodzielnej Fundacji „Fundacja Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie” [Unselbständige Stiftung „Stif­ tung Flucht, Vertreibung, Versöhnung”]34. Ma ona - wedle statutu - w duchu pojednania „podtrzymywać pamięć o ucieczce i wypędze­ niu w X X wieku z uwzględnieniem historycznego kontekstu II woj­ ny światowej oraz narodowosocjalistycznej polityki ekspansji i zagłady wraz z ich następstwami” [im Geiste der Versöhnung die Erinnerung und das Gedenken an Flucht und Vertreibung im 20. Jahrhundert im historischen Kontext des Zweiten Weltkrieges und der nationalsoziali­ stischen Expansions- und Vernichtungspolitik und ihrer Folgen wach­ zuhalten]. Celowi temu służyć ma przede wszystkim przygotowanie i prowadzenie stałej wystawy na temat przymusowej migracji N iem ­ ców oraz inne działania charakterystyczne dla placówki muzealnej. Ciekawe z politycznego punktu widzenia jest silne podporząd­ kowanie Fundacji „Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie” wpływom

34 Gesetz zur Errichtung einer Stiftung „Deutsches Historisches Museum” (DHMG) vom 21. Dezember 2008 in der Fassung der Bekanntmachung vom 29. Dezember 2008 (BGBl. I Nr. 64, s. 2891), par. 15-21. Fundacji „Niemieckie Muzeum Historyczne”, która zarządzać ma majątkiem tej pierwszej, a jej prezydent ma szerokie prawo weta wo­ bec uchwał Rady Fundacji „Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie”. Z kolei zasiadający w tej radzie delegat Pełnomocnika Rządu Fede­ ralnego ds. Kultury i Mediów ma prawo weta w kwestiach budże­ towych i personalnych. Statut stworzył w ten sposób rozbudowany system zabezpieczeń mających zapobiec zdryfowaniu nowej fundacji w kierunku niepożądanym z punktu widzenia władz federalnych. Ma ona być nadzorowana najpierw przez własne organy, w tym zwłasz­ cza przez Radę Fundacji, której członków desygnują różne instytu­ cje życia publicznego Niemiec, lecz nominuje ich Rząd Federalny35. Ponadto nadzór sprawować ma prezydent istniejącej ju ż od wielu lat (chociaż w innej formie prawnej) i sprawdzonej Fundacji „N ie­ mieckie Muzeum Historyczne”, a pośrednio również Kuratorium tej ostatniej, które składa się wyłącznie z osób desygnowanych przez Bundestag, Rząd Federalny i landy. Podsumowując, władze niemiec­ kie, a w szczególności rząd, zapewniły sobie w tej Fundacji niezwykle bogate instrumentarium nadzoru i interwencji w jej sprawy. Środki na utrzymanie nowej Fundacji również pochodzą z budżetu państwa i wynoszą obecnie ok. 2,5 min euro rocznie. Na jej siedzibę i miejsce stałej ekspozycji wyznaczono pochodzący z okresu republiki weimar­ skiej, okazały Deutschlandhaus w centrum Berlina, nieopodal placu Poczdamskiego. Do dziewięcioosobowego „kręgu doradców nauko­ wych” weszli m.in. prof. Tomasz Szarota z Polski, Kristina Kaiserova z Czech i Kristian Ungvary z Węgier. Wrażenie, iż tak ważna inicjatywa w zakresie polityki historycznej, jak upamiętnienie przymusowych wysiedleń, po latach napięć zmierza do urzeczywistnienia opartego na konsensie wszystkich zainteresowa­ nych stron, zachwiało się, gdy w pierwszej połowie lutego 2009 roku prezydium BdV, naginając pewne przewidziane w statucie procedury,

33 Bundestag - 2 osoby; Auswärtiges Amt - 1; Federalne Ministerstwo Spraw Wewnętrznych - 1; Pełnomocnik Rządu Federalnego ds. Kultury i Mediów - 1; Związek Wypędzonych - 3; Kościół ewangelicki - 1; Kościół katolicki - 1; Cen­ tralna Rada Żydów w Niemczech - 1; z urzędu wchodzą do Rady: prezydent Fun­ dacji „Niemieckie Muzeum Historyczne” oraz prezydent Fundacji „Dom Historii Republiki Federalnej Niemiec”. zgłosiło swoich kandydatów do Rady Fundacji „Ucieczka, Wypędze­ nie, Pojednanie”, a wśród nich Erikę Steinbach. Związek Wypędzo- nychjuż w kwietniu 2008 roku zapowiedział tę decyzję personalną, jed­ nak strona polska sądziła, iż Rząd Federalny zapobiegnie wcieleniu jej w życie. Gdy to nie nastąpiło, doszło do poważnego spięcia na linii Warszawa—Berlin. Władysław Bartoszewski określił nominację Stein- bach jako polityczną nieprzyzwoitość i rodzaj prowokacji wobec Pol­ ski36, a także zasugerował, iż w razie potwierdzenia tej decyzji perso­ nalnej przez rząd niemiecki, Polska zrezygnuje z niektórych przewi­ dzianych w planach polsko-niemieckich przedsięwzięć politycznych i kulturalnych. Stanowisko to przedstawił 16 lutego 2009 kanclerz Angeli Merkel. Duża część niemieckich mediów skrytykowała stano­ wisko Polski jako nieuzasadnioną ingerencję w działalność instytucji demokratycznego kraju. Sprzeciw Polski okazał się jednak skuteczny i 4 marca 2009 Erika Steinbach wycofała, a raczej zawiesiła swą kan­ dydaturę, gdyż BdV pozostawił przewidziane dla niej miejsce w Ra­ dzie nieobsadzone. Nieobecność Steinbach satysfakcjonowała stro­ nę polską, jednakże w Niemczech rozwinął się trwający blisko rok spór wokół jej członkostwa. Zaognił się on po ostatnich wyborach do Bundestagu, gdyż Związek Wypędzonych spodziewał się, że po utworzeniu koalicji, w której siłą dominującą byli chadecy, Erice Steinbach, posłance C D U , uda się wejść do Rady Fundacji. Stanow­ czo sprzeciwił się temu jednak mniejszy z koalicjantów, FDP, a jej przewodniczący, wicekanclerz i minister spraw zagranicznych Guido Westerwelle okazał się nieugięty pomimo wielu nacisków. Dopie­ ro 11 lutego 2010 Erika Steinbach ogłosiła definitywną rezygnację z uczestnictwa we władzach Fundacji. Jej decyzja była wynikiem ugo­ dy z Rządem Federalnym i okupiona została poważnymi ustępstwami na rzecz Związku Wypędzonych. W statucie Rady Fundacji znacząco zwiększyła się siła reprezentacji Związku Wypędzonych (do tej pory 3 osoby na 13 członków Rady, obecnie 6 na 21), a także zmniejszyła się zależność Fundacji „Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie” od fundacji- matki, czyli Fundacji „Niemieckie Muzeum Flistoryczne”. Elemen-

Władysław Bartoszewski użył w wywiadzie dla „Dziennika” dosadnego porówna­ nia mówiąc: „Czy jest prawdopodobne, żeby papież Benedykt XVI posłał biskupa Williamsona na pertraktacje do Jerozolimy?”. tem kompromisu między rządem RFN a Związkiem Wypędzonych była także zapowiedź zwiększenia powierzchni planowanej wystawy stałej z 1000 do 3000 m2. Dodatkowym sygnałem, który zakłócał optymistyczne rokowania co do przyszłości Fundacji „Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie”, stała się w lipcu 2009 roku nominacja prof. Manfreda Kittela (ur. 1962) na stanowisko dyrektora. Historyk ten, związany z monachijskim Institut für Zeitgeschichte, ostatnio był profesorem uniwersytetu w Ratyzbonie. Jako badacz zajmuje się historią wysiedleń, szczególnie Niem ców sudeckich, a także historią ruchu „wypędzonych". Główna teza jego nowatorskiej, jak chodzi o postawienie pytań badawczych, chociaż biorącej emocjonalnie stronę „wypędzonych”, wielokrotnie tu cytowanej książki Vertreibung der Vertriebenen (München 2007) gło­ si, że problem „wypędzenia” jest najbardziej zaniedbanym obszarem niemieckiej kultury pamięci. Kittel jest także autorem książki negu­ jącej zaniedbania w rozrachunku z nazizmem w epoce Adenauera37. Wspólnie z Horstem Molierem opublikował artykuł o tzw. dekretach Beneśa, w którym autorzy zwrócili uwagę na sięgającą daleko w prze­ szłość odpowiedzialność Czechów za eskalację konfliktu etnicznego, który ostatecznie doprowadził do wysiedlenia Niemców sudeckich38. W 2005 roku we „Frankfurter Allgemeine Zeitung” zamieścił artykuł pt. Das deutsche Problem [Problem niemiecki], w którym szukał odpo­ wiedzi na pytanie, dlaczego u zachodnich sąsiadów Niemiec nie do­ szło do „wypędzeń”, a doszło do nich na wschodzie, gdzie Słowianie ulegli „bardzo zaraźliwemu wirusowi wypędzeń”39. Dorobek Kittela uczynił zeń ulubieńca środowisk wysiedleńczych, natomiast nie przy­ sporzył mu sympatii we własnym środowisku zawodowym40.

37 M. Kittel, Die Legende von der „Zweiten Schuld”. Vergangenheitsbewältigung in der Ära Adenauer, Berlin 1993. 38 M. Kittel, H. Möller, Die Beneś-Dekrete und die Vertreibung der Deutschen im europäi­ schen Vergleich, „Vierteljahryhefte für Zeitgeschichte“, 2006, 54, s. 541-581. 39 M. Kittel, Das deutsche Problem, „Frankfurter Allgemeine Zeitung, 12.07.2005. 40 Por. np. K. Nelhiebel, Die Entkopplung von Krieg und Vertreibung. Zu Manfred Kittels Deutung der jüngeren europäischen Geschichte, „Zeitschrift für die Geschichtsschreiht- bung“, 2010, 1. 1284] Zła atmosfera wokół Fundacji doprowadziła w grudniu 2009 roku do rezygnacji Tomasza Szaroty z członkostwa w radzie naukowej. Zwrócił on uwagę, iż Fundacja najwyraźniej zamierza skupić się na problemach wewnątrzniemieckich, usuwając problem pojednania z sąsiadami na bardzo odległy plan. N ieco później dymisję swą zgło­ siła także Kristina Kaiserova, a także Helga Hirsch. O ile przyszłość Fundacji „Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie” staje się trudna do przewidzenia, o tyle po latach stagnacji w chwili obecnej wyraźnie uaktywniła się Europejska Sieć Pamięć i Solidarność. Zamiast zakończenia

Obraz polityki historycznej w Republice Federalnej Niemiec - gdy próbuje się opisywać go na bieżąco - jest bardzo dynamiczny, ale nie­ przejrzysty, wypełniają go pomysły i kontrpomysły, relikty i innowa­ cje, konflikty polityków i namiętne debaty intelektualistów, zachwyty i potępienie mediów etc. Dopiero gdy patrzymy nań z większej odle­ głości, zaczynamy dostrzegać pewien porządek. Staje się on wyraźny, zwłaszcza jeśli z perspektywy dziesięcioleci prześledzimy losy wy­ szydzanego „zwrotu moralno-duchowego” Helmuta Kohla, którego składnikami były - jak pamiętamy - odzyskiwanie „utraconej historii”, postulowane przez Michaela Stürmera, czyli odbudowa pozytywnych więzi między społeczeństwem a jego własną historią ze wszystkimi jej aspektami, a także sugerowana przez Martina Broszata „historyzacja” stosunku współczesnych Niemców do epoki narodowego socjalizmu, czyli zdolność do analizowania „tamtej” historii i wyciągania racjonal­ nych wniosków w miejsce samego tylko celebrowania zgrozy. Z pozoru był to ciąg politycznych, moralnych i estetycznych pora­ żek, które raz po raz demaskował i piętnował niemiecki intelektualny mainstream, media oraz grupy nacisku w Republice Federalnej i poza jej granicami. A jednak władze federalne krok po kroku, etap po etapie realizowały swój zamysł. Z pewnością Helmut Kohl i jego otoczenie w latach 80. nie zdawało sobie sprawy, jak długotrwały - w stosun­ ku do horyzontu czasowego, w jakim zazwyczaj funkcjonują demo­ kratyczne rządy - będzie ten proces i o ile zwiększą się jego koszty w stosunku do planowanych, ile ustępstw na rzecz oponentów trze­ ba będzie poczynić, aby osiągnąć cele leżące rządowi „na sercu”. C o ciekawe, do końca i tak niezmiernie długich rządów Helmuta Kohla w 1998 roku niewiele z jego zamierzeń doczekało się pełnej realizacji, i można założyć, że rząd SP D i Zielonych byłby w stanie odwrócić bieg wypadków, przekreślając niesfinalizowane jeszcze plany. Jed ­ nak tak się nie stało. Rząd Gerharda Schrödera nie tylko nie odwrócił trendu, lecz nawet w pewnych aspektach jeszcze go wzmocnił. Wy­ nikało to zarówno z chęci akcentowania nowej roli, nowej pewności siebie zjednoczonych Niemiec w świecie, czyli czegoś, co złośliwie określono jako „czerwony wilhelminizm”, jak i z wyczucia klimatu społecznego, w którym nawrót do „negatywnego patriotyzmu” czy „hipermnezji”1 wywołałby poważny opór. W ten sposób, mówiąc w uproszczeniu, dokonał się zwrot: N iem ­ cy odzyskali lub odzyskują pełnię swej historii, a nawet zdolność do demonstrowania swej radości z bycia Niemcami, co widać było podczas piłkarskich mistrzostw świata w 2006 roku, gdy na ulicach miast pojawiły się setki tysięcy flag narodowych, wywołując szok wśród wielu intelektualistów przywykłych do skrajnej powściągli­ wości w używaniu symboli tego rodzaju w poprzednich dekadach. Równocześnie jednak w Berlinie powstały trzy wielkie obiekty upa­ miętniające zbrodnie nazizmu i ich ofiary, Pomnik Zamordowanych Żydów Europy, Muzeum Żydowskie i Topografia Terroru, oraz ple­ jada mniejszych upamiętnień, a ponadto miejsca pamięci w dawnych obozach koncentracyjnych na terenie Republiki Federalnej Niemiec zostały zmodernizowane i świetnie wyposażone, także w infrastruk­ turę, która umożliwia nowoczesną pracę wychowawczą z młodzieżą. Osiągnęły one pod tym względem stan, jakiego nie miały nigdy pod rządami koalicji socjalliberalnej za kanclerzy Brandta i Schmidta. Wy­ daje się, że opisany tu proces polityczny, oparty na dialogu instytucji demokratycznego państwa i społeczeństwa obywatelskiego, wsparty ekspertyzą naukową i długą pamięcią instytucjonalną dobrze zorga­ nizowanych urzędów, to właśnie przykład demokratycznej polityki historycznej. Czy mamy tu do czynienia ze zmianą paradygmatu w niemieckiej kulturze pamięci, do którego to sformułowania przywiązało się wie-

Tcrmin „hipermnezja” wprowadził Timothy Garton Ash, znawca Niemiec i Eu­ ropy Środkowo-Wschodniej, jako przeciwieństwo do amnezji czasów Adenauera. Dodajmy, że sam Garton Ash uważa za najlepszą dla Niemiec drogę „mezomne- zji”. Pisze o tym C. Leggewie, E. Meyer, ‘Ein Ort, an den man gerne gellt’. Dąs Ho­ locaust-Mahnmal und die deutsche Geschichtspolitik nach 1989, München 2005, s. 16. lu polskich analityków niemieckiej polityki? Tak, ale... N ie zgadzam się z taką diagnozą, o ile uznajemy, że zmiana paradygmatu oznacza w tym wypadku usunięcie dotychczasowych reguł kształtowania pa­ mięci, czyli paradygmatu sprawcy i czyniącego pokutę, a zastąpienie go paradygmatem ofiary i żałobnika. Tego rodzaju substytucja po prostu nie nastąpiła i nic nie wskazuje, aby miała nastąpić w przewidywalnej przyszłości. Chętnie natomiast przystanę na używanie pojęcia „zmia­ na paradygmatu”, o ile uznamy, że opisuje on nową jakość powstałą przez addycję paradygmatu ofiary i żałobnika do paradygmatu spraw­ cy i pokutnika, co właśnie — moim zdaniem — obserwujemy obecnie w Niemczech. Uznanie dla efektów demokratycznego decision-making w nie­ mieckiej polityce historycznej nie oznacza bynajmniej, że polityczni aktorzy, uczestniczący w tym procesie decyzyjnym, mieli wyłącznie szlachetne intencje i nastawieni byli tylko na działania koncyliacyjne. Gdyby nie sprawdzone, stabilne i zinternalizowane mechanizmy de­ mokracji i wypływające z nich prawo do polemiki i sprzeciwu, podjęto by niejedną próbę manipulowania kulturą pamięci Niemców, prze­ suwając ją ku któremuś z możliwych ekstremów. Pozytywna ocena ewolucji niemieckiej polityki pamięci nie oznacza ponadto w żadnym wypadku, że w Republice Federalnej Niemiec wszystkie podmioty, które mają słuszne prawo oczekiwać, iż pamięć o ich losie i ofiarach oraz ich wrażliwość będzie respektowana w agendzie niemieckiej po­ lityki historycznej, są obecnie lub zostaną kiedykolwiek w przyszłości usatysfakcjonowane. Wystarczy przypomnieć zadziwiającą rozgrywkę niemieckiej polityki z Sinti i Romami w sprawie upamiętnienia ich ofiar, zakończoną w zasadzie happy endem, ale za cenę jakże bole­ snych doświadczeń. Bardziej jeszcze wyrazisty z naszego punktu widzenia jest przykład politycznej batalii o kształt upamiętnienia „wypędzeń”, w której jed­ nym z aktorów były władze polskie i polska opinia publiczna. Gdyby nie polska interwencja polityczna, i to korzystająca z całego dostępne­ go instrumentarium: od dyskretnych, zakulisowych misji wyjaśnia­ jących, do bardzo stanowczych uchwał Sejmu, połączonych z mobi­ lizacją opinii publicznej i mediów, włącznie z prowokacyjną okładką w tygodniku „Wprost” z 21 września 2003 z Eriką Steinbach w es- esmańskim mundurze2, od kilku lat działałoby w Berlinie Centrum przeciw Wypędzeniom. Corocznie kilkaset tysięcy zwiedzających otrzymywałoby tam, podaną w nowoczesnym języku rzekomej em­ patii, porcję skondensowanej i wyrwanej z kontekstu wiedzy o zbrod­ niach i niegodziwościach Polaków oraz o bezprawiu [Unrecht] Pocz­ damu i „wypędzenia”. I zapewne znaleźliby się nawet polscy figuranci, którzy legitymizowaliby działanie Centrum, zasiadając w jego kierow­ niczych gremiach. Z e tak się nie stało, jest zasługą nie tylko skoncen­ trowanych politycznych działań strony polskiej, lecz także niemałej części niemieckich polityków, rozumiejących, jak poważne niebezpieczeństwo dla stosunków polsko-niemieckich stanowiłaby realizacja planów Związku Wypędzo­ nych. Można być pewnym, że gdyby zabrakło w tym procesie którejś z tych dwóch grup aktorów politycznych lub proces ten nie rozgrywał się w ramach stabilnego ładu demokratycznego, powstrzymanie C en ­ trum byłoby niemożliwe. Jak była o tym mowa, nie wiadomo wciąż, jaką formę przybierze upamiętnienie „wypędzeń” w ramach Fundacji „Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie”. W związku z tym nie ma po­ wodu do zaniechania politycznej aktywności w tej sprawie. Inną prawidłowością omawianego tu „polityczno-historycznego” procesu w Niemczech jest zasadniczy wzrost wpływu władz krajo­ wych i federalnych na instytucje prowadzące działalność upamiętniają­ cą. Kompetentni rozmówcy zwracają uwagę, iż interwencje polityczne w kwestie upamiętnienia stały się we współczesnych Niemczech częstsze i sięgają o wiele głębiej niż przed dwudziestu i dziesięcio­ ma laty. Wzrost ten ma wyraźne odbicie w strukturze organizacyjnej urzędu Pełnomocnika Rządu Federalnego ds. Kultury i Mediów, czy­ li niemieckiego resortu kultury. Jednym z czterech jego departamen­ tów (grup) jest Grupa K4 Historia, Pamięć [Gruppe K4 Geschichte, Erinnerung], której podlega pięć referatów:

K41 - muzea historyczne, miejsca pamięci nazistowskiego bezprawia, miejsca pamięci poświęcone osobistościom życia politycznego; K42 - ochrona, zachowanie, odzyskiwanie dóbr kultury;

2 Okładka „Wprost” do dziś służy w RFN za przykład brutalności i nietaktu w me­ diach. [2891 K43 - przezwyciężanie bezprawia SED, pełnomocnik ds. Akt Stasi i podległe miejsca pamięci, Archiwum Federalne, Niemiecka Biblioteka Narodowa; K44 - naukowe i kulturalne instytucje ds. historii i kultury w Europie Wschodniej; K45 - kwestie podstawowe, muzea, archiwa, masowa edukacja na temat kul­ tury i historii Niemców w Europie Wschodniej3.

Jak widać, polityka historyczna jest stałym elementem praktyki rządzenia w Berlinie.

з Der Beauftragte der Bundesregierung für Kultur und Medien, Organisationsplan http://www.bundesregierung.de/Webs/Breg/DE/Bundesregierung/Beauftragter- fuerKulturundMcdien/AmtundPerson/Organigramm/organigramm.html

Bibliografia

Źródła publikowane

Akten zur Auswärtigen Politik der Bundesrepublik Deutschland, 1975, 1. Januar bis 30. Juni, München 2006 Arbeitsgemeinschaft der KZ-Gedenkstättcn in der Bundesrepublik Deutschland, Stellungnahme zum Antrag von Abgeordneten der CDU-CSU zur „Förderung von Gedenkstätten zur Diktaturgeschichte in Deutschland - Gesamtkonzept für ein wür­ diges Gedenken aller Opfer der beiden deutschen Diktaturen“ http://hsozkult.gc- schichtc.hu-berlin.de/indcx. asp?id=490&pn=texte Bartoszewski Władysław, O Niemcach i Polakach. Wspomnienia - prognozy - nadzieje, opracowanie i komentarz Rafał Rogulski, Jan Rydel, Kraków 2010 Böhme Klaus (ed.), Aufrufe und Reden deutscher Professoren im Ersten Weltkrieg, Stutt­ gart 1975 Borodziej Włodzimierz, Lemberg Hans (ed.), Niemcy w Polsce. 1945-1950. Wybór dokumentów, t. 1-4, Warszawa 2000-2001 = Die Deutschen östlich von Oder und Neiße. 1945-1950. Dokumente aus polnischen Archiven, Marburg 2000-2004 Bubis Ignatz, Damit bin ich noch lange nicht fertig’. Die Autobiographie, Frankfurt a.M. 1996 Deutscher Bundestag, Antrag - Für ein europäisch ausgerichtetes Zentrum gegen Vertreibungen, Drucksache 14/9033 Deutscher Bundestag, Antrag - Zentrum gegen Vertreibungen, Drucksache 14/8594 (neu) Deutscher Bundestag, Drucksache 12/7820 (31.05.1994), Bericht der Enquete- Kommission „Aufarbeitung von Geschichte und Folgen der SED-Diktatur in Deutschland“ Deutscher Bundestag, Drucksache 13/11000 (10.06.1998), Schlußbericht der En­ quete-Kommission „Überwindung der Folgen der SED-Diktatur im Prozeß der deutschen Einheit“ Deutscher Bundestag, Drucksache 14/4586, 26.10.2000: Konzeption zur Er­ forschung und Präsentation deutscher Kultur und Geschichte im östlichen Europa Deutscher Bundestag, Beschlussempfehlung und Bericht des Ausschusses für Kultur und Medien, Drucksache 14/9660, (2.7.2002) Deutscher Bundestag, Beschlusscmpfehlung und Bericht des Ausschusses für Kultur und Medien, Drucksache 15/2002 (12.11.2003) Deutscher Bundestag, Antrag - Förderung von Gedenkstätten zur Diktaturge­ schichte in Deutschland - Gesamtkonzept für ein würdiges Gedenken aller Opfer der beiden deutschen Diktaturen, Drucksache 15/3048 Deutscher Bundestag, Plenarprotokoll 16/11 (19.01.2006) Entscheidungen des Bundesverfassungsgerichts, BVerfGE 36, 1 - Grundla­ genvertrag (31.07.1973), http://www.servat.unibe.ch/law/dfr/ bv036001. html#Rn054 Entscheidungen des Bundesverfassungsgerichts,BVerfGE 82, 316 - Beitritts­ bedingte Grundgesetzänderungen, http://www.servat.unibe.ch/law/dfr/bv 082316.html Erklärung der Hochschullehrer des Deutschen Reiches, http://publikationen. ub.uni-frankfurt.de/volltexte/2006/3235/pdf/A008838631.pdf Eröffnung der neuen Gedenkstätte Stille Helden (Prcsscinformation Gedenk­ stätte Deutscher Widerstand) Gedenkstätte Deutscher Widerstand: http://www.20-juli-44.de/redner.php Gesetz zur Errichtung einer Stiftung „Deutsches Historisches Museum“ (DHMG) vom 21. Dezember 2008 in der Fassung der Bekanntmachung vom 29. Dezember 2008, BGBl. I Nr. 64 Historikerstreit. Spór o miejsce III Rzeszy w historii Niemiec, Londyn 1990 Internationale Experten Kommission Historische Mitte Berlins, Abschlußbericht, April 2002 Kittlaus Manfred, Vorstellung der ZERV am 13.05.1993, http://web.archive.org/ web/20071008082314/http://www. tellus-international.de/discus_gedenkbi- bliothek/messagcs/14/37.html?995299674 Komunikat prasowy Fundacji Centrum przeciw Wypędzeniom Wir wünschen dem Vorhaben europäisches Netzwerk gegen Vertreibungen Erfolg. Es kann ein guter Dia­ logpartner fiir unser Zentrum gegen Vertreibungen in Berlin werden, Wiesbaden, 30. April 2004 Moll Martin (ed.), „Führer-Erlasse” 1939-1945, Stuttgart 1997 Meinecke Friedrich, Straßburg, Freiburg, Berlin. 1901-1919. Erinnerungen, Stuttgart 1949 Neunter Tätigkeitsbericht des Bundesbeauftragten für die Unterlagen des Staatssicherheits­ dienstes der ehemaligen Deutschen Demokratischen Republik, 2009, http://www. bstu.bund.de Projekt „Schlesische Heimatstuben“, http://www.schlesisches-museum.de/hst/ dateien/Adressen.pdf Spitzner Alfred, Das Völkerschlachtdenkmal. Weiheschrift, Leipzig 1913 Sybel Heinrich von, http://www.aphorismen.de Tekst pomnikowy na upamiętnieniu zamordowanych Sinti i Romów, http:// wwwl.uni-hamburg.de/rz3a035//chron.html Thiele Hans-Günther (ed.), Die Wehrmachtausstellung. Dokumentation einer Kontro­ verse, Bremen 1999 Treitschke Heinrich von, http://www.aphorismen.de Treitschke Heinrich von, Deutsche Geschichte im Neunzehnten Jahrhundert, t. 4, 1889 Treitschke Heinrich von, Unsere Aussichten, „Preußische Jahrbücher“, 1879 (44) Troebst Stefan (ed.), Vertreibungsdiskurs und europäische Erinnerungskultur. Deutsch- -polnische Initiativen zur Institutionalisierung. Eine Dokumentation, Osnabrück 2006 Vierter Tätigkeitsbericht des Bundesbeauftragten für die Unterlagen des Staatssicherheits­ dienstes der ehemaligen Deutschen Demokratischen Republik - 1999, http://www. bstu.bund.de Vertreibung und Vertreibungsverbrechen. 1945-1948. Bericht des Bundesarchivs vom 28. Mai 1974. Archivalien und ausgewählte Erlebnisquellen, Bonn 1989 [Walser Martin] Dankesrede von Martin Walser zu Verleihung des Friedenspreises des Deutsche Buchhandels in der Frankfurter Paulskirche am 11. Oktober 1998, http:// www.hdg.de/lemo/html/dokumente/WegeInDieGegenwart_redeWalser- ZumFriedenspreis/ [Weizsäcker Richard von] Weizsäcker-Rede 1985, „8. Mai war ein Tag der Befreiung“: Spiegel-online, http ://www.spiegel.de/politik/deutschland/0,1518,354568,00. html Wie viel Geschichte liegt im Osten? Die Deutschen und das östliche Europa, Potsdamer Forum, Potsdam 2003 Zechlin Egmont, Friedensbestrebungen und Revolutionierungsversuche, „Aus Politik und Zeitgeschichte“ (Beilage zu „Das Parlament“), 1961, 20; [294] Opracowania

Adam Hubertus Tim, Nationale Totenbeschwörung. Uber den Umgang der DDR mit monumentalen Zeugnissen der deutschen Vergangenheit, w: Katrin Keller, Hans- Dieter Schmid (ed.), Vom Kult zur Kulisse. Das Völkerschlachtdenkmal als Gegen­ stand der Geschichtskultur, Leipzig 1995 Afflerbach Holger, Das Militär in der deutschen Gesellschaß nach 1945, w: Holger Afflerbach, Christoph Cornelißen (ed.), Sieger und Besiegte. Materielle und ideelle Neuorientierung nach 1945, Tübingen 1997 Ahonen Pertti, After the expulsion: West Germany and Eastern Europe. 1945-1990, Oxford 2003 Allgemeine Deutsche Biographie, ADB, Bd. 27, Leipzig 1888 Allgemeine Deutsche Biographie, Bd. 48: Nachträge bis 1899, Leipzig 1904 Allgemeine Deutsche Biographie, Bd. 55: Nachträge bis 1899, Leipzig 1910 Aly Götz, Macht - Geist - Wahn. Kontinuitäten deutschen Denkens, Frankfurt a.M. 1999 Antoni Michael G., Ostdeutsche Museen und Sammlungen in Deutschland und Öster­ reich, Bonn 1991 Assmann Aleida, Der lange Schatten der Vergangenheit. Erinnerungskultur und Ge­ schichtspolitik, Bonn 2007 Assmann Jan, Pamięć kulturowa. Pismo, zapamiętywanie i polityczna tożsamość' w cywi­ lizacjach starożytnych, Warszawa 2008 Bachmann Klaus, Długi cień Trzeciej Rzeszy. Jak Niemcy zmieniali swój charakter na­ rodowy, Wroclaw 2005 Baumeister Martin, [Recenzja] Verhey, Jeffrey: Der „Geist von 1914“ und die Erfin­ dung der Volksgemeinschaft. Hamburg 2000, H-Soz-u-Kult, 22.10.2000, http:// hsozkult.gcschichte.hu-berlin.de/rezensionen/id=462 Beer Mathias, Der „Neuanfang” der Zeitgeschichte nach 1945. Zum Verhältnis von nationalsozialistischer Umsiedlungs- und Vernichtungspolitik und der Vertreibung der Deutschen aus Ostmitteleuropa, w: Winfried Schulze, Otto Gerhard Ocxle (ed.), Deutsche Historiker im Nationalsozialismus, Frankfurt a.M. 1999 Beer Mathias, Die Dokumentation der Vertreibung der Deutschen aus Ost-Mitteleuropa (1953-1962). Ein Seismograph bundesdeutscher Erinnerungskultur, w: Jörg-Dieter Gauger, Manfred Kittel (cd.), Die Vertreibung der Deutschen aus dem Osten in der Erinnerungskultur, Sankt Augustin 2004 Berg Nicolas, Zwischen Legende und Erfahrung: Die „Stunde Null”, w: Ralph Gior­ dano, Heinrich Jaenecke (ed.), Kriegsende in Deutschland, Hamburg 2005 Bergsdorf Wolfgang, Der Stellenwert ostdeutscher Kulturpflege in der Ara Kohl, w: Jörg-Dieter Gauger, Manfred Kittel (ed.),Die Vertreibung der Deutschen aus dem Osten in der Erinnerungskultur, Sankt Augustin 2004 Beßlich Barbara, Grätz Katharina, Hildebrand Olaf (ed.), Wende des Erinnerns? Geschichtskonstruktionen in der deutschen Literatur nach 1989, Berlin 2006 Bingen Dieter, Węc Janusz Józef, Polityka Republiki Bońskiej wobec Polski. OdAde- natiera doKohla 1949-1991, Kraków 1997 Bock Gisela, Meinecke, Machiavelli und der Nationalsozialismus, w: Gisela Bock, Da­ niel Schönpflug (ed.), Friedrich Meinecke in seiner Zeit. Studien zu Leben und Werk, Stuttgart 2006 Böhme Helmut, „Primat“ und „Paradigma“. Zur Entwicklung einer bundesdeutschen Zeitgeschichtsschreibung am Beispiel des Ersten Weltkrieges, w: Hartmut Lehmann (ed.), Historikerkontroversen, Göttingen 2000 Borodziej Włodzimierz, Hajnicz Artur (ed.), Kompleks wypędzenia, Kraków 1998 Brumlik Micha, Wer Sturm sät... Die Vertreibung der Deutschen, Berlin 2005 Buras Piotr, Niemieckie lekcje historii. Szkice i portrety, Szczecin 2003 Burleigh Michael, Germany turns eastwards: a study of Ostforschung in the Third Reich, Cambridge 1988 Cornelißen Christoph, Geschichtswissenschaft und Politik im Gleichschritt? Zur Ge­ schichte der deutschen Geschichtswissenschaft im 20. Jahrhundert, „Neue Politische Literatur“, 1997, 42 Dmitrów Edmund, Niemcy i okupacja hitlerowska tv oczach Polaków. Poglądy i opinie z lat 1945-1948, Warszawa 1987 Dubiel Helmut, Niemand ist frei von der Geschichte. Die nationalsozialistische Herrschaft in den Debatten des Deutschen Bundestages, München 1999 Ebbinghaus Angelika, Karl Heinz Roth, Vorläufer des „Generalplans Ost“. Eine Do­ kumentation über Theodor Schieders Polendenkschrift vom 7. Oktober 1939, „1999. Zeitschrift für Sozialgeschichte des 20. und 21. Jahrhunderts“, 1992, 7 Ein Kuss für die Ewigkeit, http://www.zeit.de/online/2008/22/denkmal-homosexu- elle Ein Stück Heimkehr. Spiegel-Reporter Hermann Schreiber mit Bundeskanzler Brandt in Warschau, „Der Spiegel“, 1970, 51 (14.12.1970), http://www.spiegel.de/spie- gel/ print/ d-43822428.html Elvert Jürgen, Krauß Susanne (ed.), Historische Debatten und Kontroversen im 19. und 20. Jahrhundert, Wiesbaden 2003 Encyklopedia of Historians and Historical Writing, Chicago 1999 Erika Steinbach wird 60 Jahre alt, „Frankfurter Allgemeine Zeitung“, 23.07.2003, http://www.faz.net/aktuell/rhein-main/2.2026/erika-steinbach-wird-60-jah- rc-alt-1115053.html [2961 Etzemüller Thomas, Sozialgeschichte als politische Geschichte. Werner Ganze und die Neuorientierung der westdeutschen Geschichtswissenschaft nach 1945, München 2001 Fahlbusch Michael, Für Volk, Führer und Reich! Volkstumsforschung und Volkstums­ politik. 1931-1945, Vortrag gehalten am 10. Mai 2000 an der Universität Kon­ stanz anlässlich der Ringvorlesung über „Deutsche Historiker im National­ sozialismus und danach“, http://hsozkult.geschichte.hu-berlin.de/BEITRAG/ cssays/fami0500.htm Faulenbach Bernd, Nach der Niederlage. Zeitgeschichtliche Fragen und apologetische Tendenzen in der Historiographie der Weimarer Zeit, w: Peter Schöttler (ed.), Ge­ schichtsschreibung als Legitimationswissenschaft. 1918-1945, Frankfurt a.M. 1997 Fischer Fritz, Griff nach der Weltmacht, Die Kriegszielpolitik des kaiserlichen Deutsch­ land 1914/18, Düsseldorf 2009 Fischer Torben, Lorenz Matthias N. (ed.), Lexikon der „Vergangenheitsbewältigung“ in Deutschland. Debatten- und Diskursgeschichte des Nationalsozialismus nach 1945, Bielefeld 2009 FranzenK Erich, Böhmen als Kriminalstück, „Frankfurter Rundschau“ (27.10.2003), - http://www.fr-online.de/verlagsservice/hilfe/?em_cnt= 1035880 Franzen K Erich, Die Vertriebenen. Hitlers letzte Opfer, München 2002 Frei Norbert, 1945 und wir. Das Dritte Reich im Bewußtsein der Deutschen, München 2005 Frei Norbert, Polityka wobec przeszlos'ci. Początki Republiki Federalnej Niemiec i prze­ szłoś'/ nazistowska, przeł. B. Ostrowska, Warszawa 1999 Frei Norbert, Zur Legitimationsproblematik des 20. fuli 1944 im Nachkriegsdeutschland, „Gewerkschaftliche Monatshefte“, 1995, 46 Freinot Fritz, 80 Jahre Versailler Diktat: Ende der Reparationszahlungen nicht absehbar, „Viertcljahreshefte für freie Geschichtsforschung“, 2000, 4(1), http://www. vho. org/VfFG/2000/1/Frcinotl08f.html Fritschc Christiane, Vergangenheitsbewältigung im Fernsehen. Westdeutsche Filme über den Nationalsozialismus in den 1950er und 60erJahren, München 2003 Fröhlich Michael, Zeitgeschichte, Konstanz 2009 Gail Lothar, Bürgertum, liberale Betvegung und Nation. Ausgewählte Aufsätze, Mün­ chen 1996, w tym artykuł Die Germania als Symbol der nationalen Identität Gauger Jörg-Dieter, Buchstab Günter, Schule als geselbchaftlicher und politischer Seismograph: Der historische deutsche Osten im Unterricht, w: Jörg-Dieter Gau­ ger, Manfred Kittel (ed.), Die Vertreibung der Deutschen in der Erinnerungskultur, Sankt Augustin 2004 Geiss Imanuel, Zur Fischer-Kontroverse - 40Jahre danach, w: Martin Sabrow, Ralph Jessen, Klaus Große Kracht (ed.), Zeitgeschichte ab Streitgeschichte. Große Kontro­ versen nach і 945, München 2003 Glotz Peter, Der Kampf gegen das Verbrechen der Vertreibung. Das Zentrum gegen Ver­ treibungen soll anprangern, „Die politische Meinung“ St. Augustin (03.08.2004) Glotz Peter, Die Vertreibung. Böhmen als Lehrstück, München 2003 Graw Ansgar, Oettinger-Debatte. Filbinger und die Fakten (16. April 2007), http:// www.welt.de/politik/article813655/Filbinger_und_die_Fakten.html Große Kracht Klaus, Die zankende Zunft. Historische Kontroversen in Deutschland nach 1945, Göttingen 2005 Große Kracht Klaus, Kriegsschuldfrage und zeithistorische Forschung in Deutschland. Hi- storiographische Nachwirkungen des Ersten Weltkrieges, „Zeitgeschichtc-online“: Fronterlebnis und Nachkriegsordnung. Wirkung und Wahrnehmung des Ersten Welt­ krieges, Mai 2004, www.zeitgcschichte-online.de/md=EWK-Gkracht Das große Lexikon des Dritten Reiches, Augsburg 1993 Haar Ingo, „Straty związane z wypędzeniem": stan badań, problemy, perspektywy, „Pol­ ski Przegląd Dyplomatyczny”, 2007, 5(39) Haar Ingo, Historiker im Nationalsozialismus. Deutsche Geschichtswissenschaft und der „Volkstumskampf ‘ im Osten, Göttingen 2002 Hahn Eva, Hahn Hans Henning, Die „Holocaustisierung des Flucht- und Vertreibungs­ diskurses“. Historischer Revisionismus oder alter Wein in neuen Schläuchen? „DTN - Deutsch-Tschechische Nachrichten“, Dossier Nr. 8, Mai 2008 Hahn Eva, Hahn Hans Henning, Flucht und Vertreibung, w: Etienne Franęois, Ha­ gen Schulze (ed.), Deutsche Erinnerungsorte. Eine Auswahl, Bonn 2005 Hahn Eva, Hahn Hans Henning, Wie aus Flüchtlingen Vertriebene wurden, „Frank­ furter Rundschau“, (26.07.2002) http://www.bohemistik.de/evahahn/flucht- lingc.html Henke Klaus-Dieter, Wolier Hans (ed.), Politische Säuberung in Europa. Die Ab­ rechnung mit Faschismus und Kollaboration nach dem Zweiten Weltkrieg, München 1991 Herbert Ulrich, Der Historikerstreit. Politische, wissenschaftliche, biographische Aspekte, w: Martin Sabrow, Ralph Jessen, Klaus Große Kracht (ed.), Zeitgeschichte als Streitgeschichte. Große Kontroversen seit 1945, München 2003 Hermand Jost, Deutsche Kulturgeschichte des 20. Jahrhunderts, Darmstadt 2006 Herzfeld Hans, Die deutsche Kriegspolitik im Ersten Weltkrieg, „Vierteljahrshcfte für Zeitgeschichte“, 1963, 11 Hettling Manfred, Jaismann Michael, Der Weltkrieg als Epos. Philipp Witkops „Kriegsbriefegefallener Studenten“, w: Gerhard Hirschfeld, Gerd Krumeich, Irina (2981 Renz (ed.), ,Keiner fühlt sich hier mehr als Mensch...'. Erlebnis und Wirkung des Ersten Weltkriegs, Essen 1993 Hoffmann Christian, Der Eichmann-Prozess in Jerusalem, http://www.shoa.de/ nachkriegsdeutschland/die-juristische-aufarbeitung-der-ns-verbrechen/111. html Hoffmann Stefan Ludwig, Mythos und Geschichte. Leipziger Gedenkfeiern der Völker­ schlacht im 19. und frühen 20. Jahrhundert, w: Etienne Franęois, Hannes Siegrist, Jakob Vogel (ed.), Nation und Emotion. Deutschland und Frankreich im Vergleich. 19. und 20. Jahrhundert, Göttingen 1995 Hoffmann Stefan Ludwig, The Politics of Sociability. Freemasonry and German Civil Society. 1840-1918, translated by Tom Lampert, Ann Arbor 2007 Hohls Rüdiger, Jarausch Konrad (ed.), Versäumte Fragen. Deutsche Flistoriker im Schatten des Nationalsozialismus, Stuttgart 2000 Hryciuk Grzegorz, Ruchniewicz Małgorzata, Szaynok Bożena, Zbikowski An­ drzej, Sienkiewicz Witold, Wysiedlenia, wypędzenia i ucieczki. 1939-1959. Atlas ziem Polski, Warszawa 2008 Iggers Georg G., Deutsche Geschichtswissenschaß. Eine Kritik der traditionellen Ge­ schichtsauffassung von Herder bis zur Gegenwart, Wien-Köln-Weimar 1997 Im Namen des Deutschen Volkes. Justiz und Nationalsozialismus. Katalog zur Ausstellung des Bundesministers derJustiz, Köln 1989 Jahn Peter, Konfrontation und Kooperation. Vom Kapitulationsmuseum der sowjetischen Streitkräfte zum Deutsch-Russischen Museum Berlin-Karlshorst, w: Olga Kurilo (ed.), Der Zweite Weltkrieg im Museum. Kontinuität und Wandel, Berlin 2007 Jander Martin, Waagschalen-Mentalität: CDU und CSU eskalieren die Auseinanderset­ zung um Erinnerung und Gedenkstätten in der Bundesrepublik, hhtp://www.hagalil. com/archiv/2004/06/gedenks taetten.htm Jarausch Konrad H., Der nationale Tabubruch. Wissenschaft, Öffentlichkeit und Politik in der Fischer Kontroverse, w: Martin Sabrow, Ralph Jessen, Klaus Große Kracht (ed.), Zeitgeschichte als Streitgeschichte. Große Kontroversen nach 1945, München 2003 Kaiser Roswitha, Hermann: Denkmal, Pflege und Inszenierung, „Denkmalpflege in Westfalen-Lippe“, 2007, 1, Münster 2007 Kansteiner Wulf, Between politia and memory. The Historikerstreit and West German historical culture of the 80s, w: Richard J. Golsan (ed.), Fascism’s return. Scandal, revision, and ideology since 1980, b.m.w. [University of Nebrasca Press] 1998 Karolak Czeslaw, Kunicki Wojciech, Orłowski Hubert, Dzieje kultury niemieckiej, Warszawa 2006 Kirsch Jan-Holger, „Wir haben aus der Geschichte gelernt“. Der 8. Mai als politischer Gedenktag in Deutschland, Wien-Köln 1999 Kittel Manfred, Das deutsche Problem, „Frankfurter Allgemeine Zeitung“, 12.07.2005 Kittel Manfred, Möller Horst, Die Benes-Dekrete und die Vertreibung der Deutschen im europäischen Vergleich, „Vierteljahrshefte für Zeitgeschichte“, 2006, 54 Kittel Manfred, Vertreibung aus der Erinnerung? Der alte deutsche Osten und die „neue “ in den 1960er und 1970er Jahren, w: Jörg-Dieter Gauger, Manfred Kittel (ed.), Die Vertreibung der Deutschen in der Erinnerungskultur, Sankt Augu­ stin 2004 Kittel Manfred, Vertreibung der Vertriebenen? Der historische deutsche Osten in der Erin­ nerungskultur der Bundesrepublik (1961-1982), München 2006 Klenke Dietmar, Der singende „deutsche Mann". Gesangvereine und deutsches National­ bewußtsein von Napoleon bis Hitler, Münster 1998 Kloth Hans Michael, „Wunde Punkte“. Der Streit um ein „Zentrumgegen Vertreibun­ gen“ entzweit nun auch das Bundeskabinett. Die Initiatoren geraten in die Defensive, „Der Spiegel“, 2003, 32 Kochanowski Jerzy, Kosmala Beate (ed.), Polska-Niemcy. Wojna i pamięć, Warsza- wa-Poczdam 2009 Körte Karl-Rudolf, „Das Wort hat der Herr Bundeskanzler“. Eine Analyse der großen Regierungserklärungen von Adenauer bis Schröder, Wiesbaden 2002 Kramer Alan, Der Umgang mit der Schuld. Die „Schuld im Kriege“ und die Republik vom Weimar, w: Dietrich Papenfuß, Wolfgang Schieder (ed.), Deutsche Umbrü­ che im 20. Jahrhundert, Köln-Weimar-Wicn 2000 Krüger Karsten (ed.), Der „Berliner Antisemitismusstreit“ 1879-1881. Eine Kontroverse um die Zugehörigkeit der deutschen Juden zur Nation, München 2003 Kühnl Reinhard, Ehrlinghagen Robert, „Holocaust“ - Forschung in Deutschland. Von 1945 bis zur Goldhagen-Debatte, w: Johannes Klotz, Ulrich Schneider (ed.), Die selbstbewußte Nation und ihr Geschichtsbild. Geschichtslegenden der Neuen Rechten, Köln 1997 Leggewie Claus, Meyer Erik, „Ein Ort, an den man gerne geht“. Das Holocaust-Mahn­ mal und die deutsche Geschichtspolitik nach 1989, München 2005 Leo Annette, Konzentrationslager Sachsenhausen und Speziallager Nr. 7, w: Diktaturen in Deutschland - Vergleichsaspekte. Strukturen, Institutionen und Verhaltensweisen, Bonn 2003 Madajczyk Piotr, Polsko-niemieckie dyskusje o historii, „Rocznik Polsko-Niemiecki”, 2001- 2002, 10 Martens Matthias, Straßennamen - Lesezeichen im kulturellen Gedächtnis, w: Sabine Horn, Michael Sauer (ed.), Geschichte und Öffentlichkeit. Orte - Medien - Insti­ tutionen, Göttingen 2007 Mazur Zbigniew, Centrum przeciw Wypędzeniom (1999-2005), Poznań 2006 Mews Siegfried, Günter Grass and his critics: from ‘The tin drum to Crabwalk’, Rochester 2008 Miquel Marc von, Ahnden oder amnestieren? WestdeutscheJustiz und Vergangenheitspo­ litik in den sechzigerJahren, Göttingen 2004 Miquel Marc von, Der befangene Rechtsstaat. Die westdeutsche Justiz und die NS- Vergangenheit, w: Alfons Kenkemann, Hasko Zimmer (ed.), Nach Kriegen und Diktaturen. Umgang mit Vergangenheit als internationales Problem - Bilanz und Per­ spektiven für das 21. Jahrhundert, Essen 2005 Moeller Robert G., War stories: the search for a usable past in the Federal Republic of Germany, Berkeley 2001 Möller Horst (ed.), Der rote Flolocaust und die Deutschen. Die Debatte um das „Schwarz­ buch des Kommunismus“, München 1999 Möller Sabine, Die Entkonkretisierung der NS-Herrschaft in der Ära Kohl, Hannover 1998 Mühle Eduard, Für Volk und deutschen Osten. Der Historiker Hermann Aubin und die deutsche Ostforschung, Düsseldorf2005 Mühle Eduard, Hermann Aubin, der „Deutsche Osten“ und der Nationalsozialismus. Deutungen eines akademischen Wirkens im Dritten Reich, w: Hartmut Lehmann, Otto Gerhard Oexle (ed.), Nationalsozialismus in den Kulturwissenschaften, Bd. 1: Fächer - Milieus - Karrieren, Göttingen 2004 Müller Ingo, Furchtbare Juristen. Die unbewältigte Vergangenheit unserer Justiz, Mün­ chen 1987 Nelhiebel Kurt, Die Entkopplung von Krieg und Vertreibung. Zu Manfred Kittels Deu­ tung der jüngeren europäischen Geschichte, „Zeitschrift für die Geschichtsschrei­ bung“, 2010, 1 Neue Deutsche Biographie, Bd. 18, Berlin 1997 Nipperdey Thomas, Nationalidee und Nationaldenkmal in Deutschland im 19. Jahr­ hundert „Historische Zeitschrift“, 1968, 206 Nitschke Bernardetta, Wysiedlenie czy wypędzenie? Ludność' niemiecka iv Polsce w la­ tach 1945-1949, Toruń 2001 Normandie - Schröder zum 60. Jahrestag des D-Day eingeladen. Bundeskanzler Schröder wird eine Ehrung zuteil, die seinen Amtsvorgängern verwehrt geblieben war, Spiegel- Online 1.1.2004, http://www.spiegel.de/politik/ausland/ 0,1518,280199,00. html Nowiński Sławomir M., Pomorski Jan, Stobiecki Rafał (ed.), Pamięć i polityka. Doświadczenia Polski i jej sąsiadów, Łódź 2008 Overmans Rüdiger, Deutsche militärische Verluste im Zweiten Weltkrieg, Beiträge zur Militärgeschichte, Bd. 46, München 1999 Overmans Rüdiger, Personelle Verluste der deutschen Bevölkerung durch Flucht und Ver­ treibung, „Dzieje Najnowsze“, 1994, 2 Pereis Joachim, Entsorgung der NS-Herrschaft? Konfliktlinien im Umgang mit dem Hitler-Regime, Hannover 2004 Petersen Thomas, Flucht und Vertreibung aus Sicht der deutschen, polnischen und tsche­ chischen Bevölkerung, Bonn 2005 Pięciak Wojciech, Niemiecka pamięć. Współczesne spory w Niemczech o miejsce III Rze­ szy w historii, polityce i tożsamości (1989-2001), Kraków 2002 Reichel Peter, Schmid Harald, Steinbach Peter, Die „zweite Geschichte“ der Hitler- Diktatur. Zur Einführung, w: Peter Reichel, Harald Schmid, Peter Steinbach (ed.), Der Nationalsozialismus. Die zweite Geschichte. Übenvindung - Deutung - Erinnerung, Bonn 2009 Reichel Peter, Der Nationalsozialismus vor Gericht und die Rückkehr zum Rechtsstaat, w: Peter Reichel, Harald Schmidt, Peter Steinbach (ed.), Der Nationalsozialis­ mus. Die zweite Geschichte. Übenvindung - Deutung - Erinnerung, Bonn 2009 Reichel Peter, Politik mit der Erinnerung. Gedächtnisorte im Streit um die nationalsozia­ listische Vergangenheit, München 1995 Ritter Gerhard, Carl Friedrich Goerdeler und die deutsche Widerstandsbewegung, Stutt­ gart 1954 Ritter Gerhard, Eine neue Kriegsschuldthese? Zu Fritz Fischers Buch „Griff nach der Weltmacht“, „Historische Zeitschrift“, 1962, 194 Ritter Gerhard, Europa und die deutsche Frage. Betrachtungen über die geschichtliche Eigenart des deutschen Staatsdenkens, München 1948 Rose Rosa Sala, Krytyczny słownik mitów i symboli nazizmu, przel. Z. Jakubowska, A. Rurarz, Warszawa 2006 Ruchniewicz Krzysztof, Polskie zabiegi o odszkodotvania niemieckie w latach 1944/45- 1975, Wrocław 2007 Rüsen Jörn, Begriffene Geschichte. Genesis und Begründung der Geschichtstheorie J. G. Droysens, Paderborn 1969 Rüsen Jörn, Was ist Geschichtskultur? Überlegungen zu einer neuen Art, über Geschich­ te nachzudenken, w: Jörn Rüsen, Klaus Füßmann, Heinrich Theodor Grüttcr (ed.), Historische Faszination. Geschichtskultur heute, Köln 1994 Rusinek Bernd-A., Von Schneider zu Schwerte. Anatomie einer Wandlung, w: Bernd- A. Rusinek, Wilfried Loth (ed.), Verwandlungspolitik. NS-Eliten in der west­ deutschen Nachkriegsgesellschaft, Frankfurt a.M. 1998 Rydel Jan, Denazyfikacja w radzieckiej strefie okupacyjnej, „Zeszyty Naukowe UJ - Prace Historyczne” 1993, 107 Schenk Dieter, Die braunen Wurzeln des BKA, Frankfurt a.M. 2003 Schieder Theodor (ed.), Dokumentation der Vertreibung der Deutschen aus Ost-Mittel­ europa, Bd. 1/1: Die Vertreibung der deutschen Bevölkerung aus den Gebieten östlich der Oder-Neisse, Bonn 1954 Otto Schily erhält Ehrenplakette des Bundes der Vertriebenen, http://www.bund-der- vertriebenen.de/files/pm-02-09.pdf Schöbel Thomas, Albert Brackmann und die Publikationsstelle Berlin-Dahlem, w: Jes­ sica Hoffmann, Anja Megel u. an. (ed.), Dahlemer Erinnerungsorte, Berlin 2007 Schulze Hagen, Der Oststaats-Plan von 1919, „Vierteljahrshefte für Zeitgeschich­ te“ 1970, 18 Schulze Winfried, Helm Gerd, Ott Thomas, Deutsche Historiker im Nationalsozia­ lismus. Beobachtungen und Überlegungen zu einer Debatte, w: Winfried Schulze, Otto Gerhard Oexle (ed.), Deutsche Historiker im Nationalsozialismus, Frankfurt a.M. 1999 Schuppe Christian-Georg, Der andere Droysen. Neue Aspekte seiner Theorie der Geschichtswissenschaß, Stuttgart 1998 Smoleński Pawel, Helga Hirsch, http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obca- sy/1,96856,2375682.html SPD-Politiker Peter Glotz ist tot, „Süddeutsche Zeitung“, 26.08.2005, http://www. sueddcutsche.de/politik/901/402682/text/ Steinbach Erika, „Haar“-sträubende Zahlenklitterung des Historikers Ingo Haar (17.11. 2006), http://www.bund-der-vertriebenen.de/presse/index.php3?id=496 Stempin Arkadiusz, Das Maximilian-Kolbe-Werk. Wegbereiter der deutsch-polnischen Aussöhnung, 1960-1989, Paderborn 2006 Sternstunde der Nachkriegsgeschichte, Die Weizsäcker-Rede von 1985, Frankfurter Rundschau, 07.05.2005, http://www.fr-online.de/in_und_ausland/politik/ Zeitgeschichte/ 60_jahrc_nach_kricgsende/die_kapitulation/674282_Stern- stunde-der-Nachkricgsgeschichte.html Stiefel Susanne, Ein großer Baum fängt viel Wind, http://www.taz.de/Fid = archivseit e&dig=2004/02/18/a0205 Stöcker Michael, Augusterlebnis 1914 in Darmstadt. Legende und Wirklichkeit, Darm­ stadt 1994 Stürmer Michael, Das ruhelose Reich. Deutschland 1866-1918, Berlin 1983 Suchsland Rüdiger, Rosenstraße. Der Faschismus ist genau 100 Meterlang, http://www. artechock.de/film/text/kri tik/r/rosens.htm Traba Robert, Historia - przestrzeń dialogu, Warszawa 2006 Ubclhack Andrea, „Den Holocaust hat es nie gegeben“. Die Werbekampagne um das Holocaust-Mahnmal, http://www.judentum.net/deutschland/mahnmal.htm Ullrich Volker, Soldatische Lebensform. Die zwei Vergangenheiten des Historikers Karl Dietrich Erdmann, „Die Zeit“, 1996, 43, http://www.zeit.de/1996/43/Soldati- sche_Lebensform Unser Rechtskampf war nicht vergebens, „Der Spiegel”, 1985, 24 Vogel Jakob, Zwischen protestantischem Herrscherideal und Mittelaltermystik. Wilhelm I. und die „Mythomotorik“ des Deutschen Kaiserreich, w: Gerd Krumeich, Hertmut Lehmann (ed.), „Gott mit uns“. Nation, Religion und Gewalt im 19. und frühen 20. Jahrhundert, Göttingen 2000 Vollnhals Clemens (ed.), Entnazifizierung. Politische Säuberung und Rehabilitierung in den vier Besatzungszonen. 1945-1949, München 1991 Wehrs Nikolai, Von den Schwierigkeiten einer Geschichtsrevision. Friedrich Meineckes Rückblick auf die „deutsch Katastrophe“, w: Jürgen Danyel, Jan-Holger Kirsch, Martin Sabrow (ed.), 50 Klassiker der Zeitgeschichte, Göttingen 2007 Wiborg Susanne, Der größte Bismarck der Welt. Denkmale als Wirtschaftsfaktor: Wie es Hamburgs Kaufieuten um 1900 gelang, sich mit kolossalen Monumenten die Gunst von Kaiser und Reich zu sichern, „Zeit Online“, 17.12.2008, http://www.zeit. de/2006/23/A-Denkmal_xml Winkler Heinrich August, Długa droga na Zachód. Dzieje Niemiec, przeł. W. Groto- wicz, M. Kopij, W. Kunicki, t. 1: 1806-1933, Wroclaw 2007 Winkler Heinrich August, Weimar 1918-1933. Die Geschichte der ersten deutschen Demokratie, München 1998 Wippermann Wolfgang, Auserwählte Opfer? Shoah und Porrajmos im Vergleich. Eine Kontroverse, Berlin 2005 Wiwjorra Ingo, Der Germanenmythos. Konstruktion einer Weltanschauung in der Alter­ tumsforschung des 19. Jahrhunderts, Darmstadt 2006 Wojciechowska Agnieszka, Briefe des Osforschers Hermann Aubin aus den Jahren 1910-1968 (ed. Eduard Mühle), http://histmag.org/?id=2858 Wolffsohn M., Kunst und Politik. Das Berliner Mahnmal. Weltpolitische Rahmenbedin­ gungen und Entscheidungsvorgang, w: Klaus Hildebrand, Udo Wengst, Andreas Wirsching (ed.), Geschichtswissenschaft und Zeiterkenntnis. Von der Aufklärung bis zur Gegenwart. Festschrift Jur Horst Möller, München 2008, s. 666. Wolff-Powęska Anna, Niemcy w cieniu przeszlos'ci. Denazyfikacja - nieudany ekspery­ ment?, „Studia nad Faszyzmem i Zbrodniami Hitlerowskimi”, t. 17, Wroclaw 1994 Wolfrum Edgar, Geschichte als Politicum - Geschichtspolitik. Internationale Forschungen zum 19. und 20. Jahrhundert, „Neue Politische Literatur“, 1996, 41 Wolfrum Edgar, Geschichtspolitik in der Bundesrepublik Deutschland. 1949-1989. Phasen und Kontroversen, w: Petra Bock, Edgar Wolfrum (ed.), Umkämpfte Ver- [304] gangenheit. Geschichtsbilder, Erinnerung und Vergangenheitspolitik im internationalen Vergleich, Göttingen 1999 Zamorski Krzysztof, Dziwna rzeczywistość'. Wprowadzenie do ontologii historii, Kra­ ków 2008 Zentralrat derJuden kehrt in Stiftung Sächsischer Gedenkstätten zurück (dpa), LVZ-on- line, 07.01.2010: http://nachrichten.lvz-onlinc.de/nachrichten/mittcldeutsch- land/ zentralrat-der-juden-kchrt-in-stiftung-saechsischcr-gedcnkstaetten- zurucck/r-mitteldeutschland-a-9002.html Zentrum gegen Vertreibungen - für wen diese Botschaft? Akademie der Künste, Berlin (18.06.2003), http://www.z-g-v.de/aktuelles/?id=39) Żurek Robert, Gra w ofiary, http://www.rp.p1/artykul/2,339708_Zurek_Gra_w_ ofiary.html

Strony internetowe

http://kyffhaeuser-tourismus.de http://www.alliiertenmuseum.de http://www.bismarcktuerme.de http://www.bstu.bund.de http://www.collcgium-carolinum.de http://www.dhm.de/lcmo/html/wcimar/innenpolitik/rcferat/index.html http://www.grillberger.de/joomla/index.php/vermischtes/42-dies-und-das/93- einiges-interessantes-zu-den-strassennamen-in-deutschland.html http://www.hermannslauf.de http://www.imperium-konflikt-mythos.de/ausstellung/mythos/ http://www.kyffhaeuserbundev.de http://www.museum-karlshorst.de http://www.nato-leipzig.de/badewannenrennen/index.html http ://www. z-g-v. de Indeks nazwisk

Adam Hubertus Tim 40 Benedykt XVI, papież właśc. Adenauer Konrad HO, 112, 116, Joseph Ratzinger 282 147, 151, 152, 283, 286 Beneś Edvard 283 Afflerbach Holger 113 Berg Nicolas 80 Ahonen Pertti 195 Bergsdorf Wolfgang 197 Ahrens Wilfried 160 Bethmann Hollwcg Theobald von Altenburg Wolfgang 224 89,92 Aly Götz 85, 90 Beßlich Barbara 267 Antoni Michael G.M. 164 Bielefeld Jörg 42 Arafat Jasir 175 Bingen Dieter 197, 198 Arendt Hannah 130 Bismarck Otto von 20, 25, 35, 36, Arminiusz Herman, wódz 42, 44, 63, 79, 260 Cherusków 31, 34 Blumenthal Michael 218 Assmannjan 9 Bock Gisela 78 Assmann Alcida 10,266 Bock Ludwig 139 Aubin Hermann 82-84 Bock Petra 11 Böhme Helmut 92, 93 Bach Johann Sebastian 20 Böhme Klaus 52 Bachmann Klaus 8 Booms Hans 153 Bandcl Ernst von 31, 32 Bormann Martin 100 Barclay de Tolly Michael Börnsen Wolfgang 239 Andreas З О Borodziej Włodzimierz 8 Bartoszewski Władysław 98, 142, Borusewicz Bogdan 261 180, 264, 272, 280, 282 Boyd Kelly 86 Barzel Amon 217 Brackmann Albert 67-70, 84 Bauer Fritz 128, 130-133 Bradfisch Otto 132 Baumeister Martin 52 Brandt Willy 130, 135, 136, Becher Johannes 40 169-173, 175, 182, 195, 213, Becher Peter 266 251,256, 286 Bednarz Klaus 257 Brithler Marianne 234 Beer Mathias 152, 154 Brockdorff-Rantzau Ulrich von 59 Behrens Christian 43 Brodcr Henryk M. 220, 222 Belljahannes 55 Broszat Martin 153, 154, 188, Ben Ari Yitzhak 179 190, 285 [306] Bruckner Anton 30 Dybicz Iwan Iwanowicz Brumlik Micha 151,259 (Diebitsch Hans Karl von) 30 Bubis Ignaz 184,206,211,215 Buchstab Günter 164 Ebbinghaus Angelika 84 Bühler Josef 103 Ebert Friedrich 55, 58 Buras Piotr 9 Ehrlinghagcn Robert 204 Burleigh Michael 67 Eichmann Adolf 128-132, 135 Buth Matthias 253 Eisenhower Dwight D. 112 Eisenman Peter 219 Canaris Wilhelm 148 Elvert Jürgen 87 Capesius Victor 131 Eppclmann Rainer 271 Carl Wilhelm 35 Erb Alfons 135 Cavour Camillo Benso di 24 Erdmann Karl Dietrich 82, 86, Clasen Lorenz 34, 35 87, 90, 92 Cohn-Bendit Daniel 259, 261 Erhard Ludwig Wilhelm 91 Cornlißcn Christoph 9, 113 Erler Fritz 170 Cozne Werner 82, 85, 86, 153 Etzemüller Thomas 85 Craig Gordon 91 Czaja Herbert 171, 197, 198 Fahlbusch Michael 69 Faulenbach Bernd 64, 242 Dabag Mihran 262, 266 Feder Gottfried 74 Dąbrowski Waldemar 270 Filbinger Hans 126, 179 Dahlmann Friedrich Christoph 24 Finkeistein Norman G. 205 Danton Georges Jacques 79 Fischer Fritz 79, 80, 88-94 Danyel Jürgen 79 Fischer Joschka 251, 264, 272-274 Daumc Max 102 Fischer Ludwig 102 Dehio Ludwig 62 Fischer Torben 79,81, 101, 114, Delbrück Hans 51,62 121, 122, 125,132, 139, 176, Demianiukjohn 140 184,188, 207,208,212,218 Dcutschkron Inge 226 Fischer-Schweder Bernhard 116, Diepgen Eberhard 219,221 122 Diestelkamp Adolf 153 Flick Friedrich 100 Dietl Eduard 114 Forster Albert 103 Dmitrów Edmund 103 Franęois Etienne 45,49, 161 Dönhoff Marion Gräfin 172,219 FrankAnna 120, 121 Dönitz Karl 100 Frank Hans 100 Drcggcr Alfred 177,178,202,254 Frank Walter 73, 74, 88 Droyscn Johann Gustav 19-24, Frankel Wolfgang 125 26, 49 Franzen K. Erik 149, 257 Droz Jacques 92 Frei Norbert 12, 97, 98, 104, 107, Dubiel Helmut 137, 182 116, 125, 126, 132, 133,223 І307І Freinot Fritz 65 Grass Günter 172, 213, 219, 266, Freisler Roland 125, 210 267, 270 Frevert Ute 10 Grätz Katharina 267 Frick Wilhelm 100 Graw Ansgar 126 Fried Norbert 10 Greiser Arthur 102 Friedländer Saul 188 Groener Wilhelm 57 Friedrich Jörg 267 Grotthuss Jeannot Emil von 49 Fritsche Christiane 109 Große Kracht Klaus 53, 63, 89, Fritzsche Hans Georg 100 91, 186, 192, 205 Fröhlich Michael 54 Grütter Heinrich Theodor 10 Fryderyk I Barbarossa, król Güde Max 124, 125 niemiecki, cesarz rzymsko- Gysi Gregor 239 niemiecki 36, 37 Fryderyku Hohenstauf, król Haar Ingo 67, 70, 157-159 niemiecki, cesarz rzymsko- Habermas Jürgen 9, 186, 190-193 niemiecki 36, 79 Habsburg Otto von 261 Funk Walter 100 Habsburgowie, dynastia 25 Füßmann Klaus 10 Hahn Eva 13, 146, 147, 151, 161, 258 Gall Lothar 35, 84, 260 Hahn Hans Henning 13, 146, Garton Ash Timothy 287 147, 151, 161,258 Gauckjoachim 233, 262 Hajnicz Artur 8 Gauger Jörg-Dieter 154, 160, Hanfstaengl Ernst „Putzi" 74 164,197 Hänsch Klaus 261 Gauss Carl Friedrich 31 Hartung Fritz 62 Geiger Nicolaus 38 Hashagen Justus 53, 54 Geiss Imanuel 89, 92, 94 Heer Hannes 202 Genscher Hans-Dietrich 195,271 Hegel Georg Wilhelm Friedrich 19 Gerstenmaier Eugen 91,93, 111 Heidegger Martin 188 Giordano Ralph 80, 259, 261 Heimpel Hermann 87, 88 Globke Hans 116,128 Heine Heinrich wlaśc. Heine Glotz Peter 255-257, 261-263 Harry 20, 25, 31 Goebbels Joseph 75 Helm Gerd 62 Goerdeler Carl 76 Henke Klaus-Dietmar 101, 109 Goethe Johann Wolfgang von 30 Henlein Konrad 151 Goldhagen Daniel 203-205, 225 Herbert Ulrich 192 Golsan Richard Joseph 185 Hermandjost 44 Goring Hermann Wilhelm 74, Hermann Erika 253 100 Hermann Wilhelm 253 Göring-Eckardt Katrin 271 Herzfeld Hans 90, 92 GöthAmon 102 Herzog Roman 216 Jaenecke Heinrich 80 Heß Rudolf 69, 73, 74, 100 Jahn Peter 230 Hettling Manfred 50 Jaismann Michael 50 Heusinger Adolf 112 Jaksch Wenzel 170 Heuss Theodor 225 Jander Martin 245 Heydrich Reinhard 111 Janßen Karl-Heinz 92 Hildebrand Klaus 192, 211 Jarausch Konrad H. 91, 94 Hildebrandt Olaf 267 Jaspers Karl Theodor 80 Hillgruber Andreas 92, 190, 192 Jenninger Philipp 184,192 Himmler Heinrich 111,117,184, Jessen Ralph 89, 91, 192, 205 212 Jodl Alfred 100 Hindenburg Paul von 39, 40 Hinze Otto 26 Kaiser Roswitha 33 Hirsch Helga 261, 262, 266, 284 Kaiserova Kristina 281,284 Hirschfcld Gerhard 50 Kaltenbrunner Ernst 100 Hitler Adolf 30, 32, 33, 38, 39, 46, Kaminsky Anna 243 63-65, 72-75, 78, 79, 87, 93, Kanstcincr Wulf 185 100, 106, 112, 114, 116, 119, Karolak Czeslaw 29 121, 125, 126, 136, 184, 189, Katarzyna II Wielka, właśc. Sophie 190, 192, 199, 214 Friederike Auguste zu Anhalt- Hoetsch Otto 68 Zerbs, cesarzowa rosyjska 30 Hoffmann Christian 130 Kather Linus 151 Hoffmann Jessica 70 Kautsky Karl 55, 59 Hoffmann Stefan Ludwig 45, 49 Keitel Wilhelm 100 Hohenzollernowie, dynastia 20, Keller Katrin 40 44, 237 Kempner Robert 125 Homolka Walter 259 Kenkemann Alfons 123 Honecker Erich 232 Kcrtesz Imre 259 Hörisch Jochen 118 Kiesinger Kurt Georg 160,170 Horn Sabine 162 Kirsch Jan-Holger 79, 178 Höß Rudolf 102 Kittel Manfred 154,160-162, Hryciuk Grzegorz 145 164, 166, 170-172, 197, 283 Kittlaus Manfred 232 Hundrieser Emil 37 Klcnke Dietmar 36 Huntzinger Ingeborg 227 Klenzc Leo von 30 Н и р к а Herbert 196,199 Moth Hans Michael von 271 Iggers Georg G. 17, 19, 24, 79 Motz Johannes 204 Ipscn Gunther Karl Julius 85 Knappstein Karl Heinrich 91 Jäckel Eberhard 192, 213 Knopp Guido 259 Koch Erich 142, 148 Jacobs-Marks Christine 218 [309] Kochanowski Jerzy 8 Lehrmann Hartmut 37, 84, 93 Kocka Jürgen 84, 192 Lemberg Hans 8 Kogon Eugen 119 Lcmkin Rafał 102 Kohl Helmut 175-178, 184, 185, Lenin Włodzimierz, właśc. 187, 192, 195-198, 208-211, Wladimir Iljicz Uljanow 79 215,218-220, 224, 254, 285 Lennart Meri 261 Kollwitz Käthe 209 Leo Annette 244 Komarica Franjo 262 Leopold II, książę Lippe 31 Konrad György 219, 259, 261, 262 Lepsius Johannes 60 Konrad Jarausch H. 72 Libicki Marcin 274 Körte Karl-Rudolf 110 Liebcskind Daniel 217,218 KoschnikHans 271 Lorenz Matthias N. 79, 81, 101, Koschyk Hartmut 197, 269 114, 121, 122, 125, 132, 139, Kosclleck Reinhard 10, 209 176, 184, 188, 207, 208, 212, Kosmala Beata 8 218 Kraft Waldemar 150 Loth Wilfried 118 Kramer Alan 61 Ludwik I Wittelsbach, król Krauß Susanne 87 Bawarii З О Krcyssig Lothar 127 Lukaschek Hans 147 Krüger Hans 151 Luther Martin 30,31 Krüger Karsten 26 Krumeich Gerd 37, 50 Lukasiewicz Małgorzata 180 Krupp von Bohlen und Haibach Madajczyk Piotr 265, 266 Gustav 100 Manteuffel-Szoege Georg 151 Krzemiński Adam 268 Marcinkiewicz Kazimierz 278 Kühnl Reinhard 204 Martens Matthias 162 Kunicki Wojciech 29 Masur Kurt 213 Kurilo Olga 230 Mazur Zbigniew 255 Kwaśniewski Aleksander 275 McCloyJohnJ. 105, 112 Meckel Markus 268, 271 Lambsdorff Otto 261 Megel Anja 70 Lamprecht Karl 51 Meier Christian 9 Lamport Tom 45 Mcinecke Friedrich 49-51,71, Langbein Hermann 130 74, 77-81 Lau Jörg 253 Meisinger Josef 102 Mendę Erich 171 Latin Rudolf von 153 Mendelsohn Bartholdy Albrecht Lederer Hugo 42 60 Leggcwie Claus 11, 12, 215, 286 Mendelsohn Bartholdy Felix 19 Lehndorff Hans von 154 Merkel Angela 126, 187, 247, Neumann Bernd 269, 278-280 280, 282 Neurath Constantin von 100 Metternich Mcmens Lothar von Nida-Rümelin Julian 263-265, 75 270 Metzncr Franz 43 Niebuhr Berthold Georg 16 Mcws Siegfried 266 Nipperdey Thomas 29, 33, 37, Meyer Erik 11,12,215,286 84, 192 Michnik Adam 261,268 Nitschke Bernadetta 145 Milbradt Georg 246 Nolte Ernst 188-190,192,193 Miquel Marc von 123, 138 Nooke Günter 247 Mitterrand Franęois 176, 177 Nowiński Sławomir M. 9 Moellcr Robert G. 153 Möldcrs Werner 115 Oberländer Theodor 116,147,148 Moll Martin 39 Oettingcr Günter 126 Möller Horst 140,260,283 Oexle Otto Gerhard 62, 84, 152 Möller Sabine 178,209,210 Oleksy Józef 274 Molotow Wiaczesław Oncken Hermann 62,71,73 Michaj łowicz 182 Orłowski Hubert 29, 52 Moltkc Helmuth von 35 Ostrowska Barbara 97 Mommsen Hans 186, 192 Ott Thomas 62 Mommsen Theodor 15, 26 Ottomeyer Hans 186 Mommsen Wilhelm 86 Overmans Rüdiger 156-158 Mühle Eduard 82, 84 Müller Bruno 117 Papen Franz von 100 Müller Herta 262 Papenfuß Dieter 61 Müller Ingo 125, 126 Papke Gerhard 153 Müller Karl Alexander von 74, 83 Papritz Johannes 69 Müller Kerstin 269 Pei Ieoh Ming 187 Musiał Bogdan 202 Penck Albrecht 67 Mussolini Benito 79 Percis Joachim 132 Petersen Thomas 149 Napoleon I Bonaparte, cesarz Pięciak Wojciech 8,203,207,219 Francuzów ЗО, 32, 34 Pohl Oswald 100 Napoleon III Bonaparte, cesarz Pomorski Jan 9 francuski 32, 79 Przewoźnik Andrzej 276 Nauhäusler Johann 104 Naumann Michael 219, 226, Raeder Erick 100 263-265 Ran Johannes 274 Nclhiebcl Kurt 283 Ranke Leopold von 16-19, Neilmann Erwin 122 21-24, 51 1311] Rassow Peter 153 Sauckel Fritz 100 Rau Johannes 226 Sauer Michael 162 Reagan Ronald Wilson 177, 178 Savigny Friedrich Karl von 16 Reemtsmy Philipp 202 Schacht Hjalmar 100 Reger М а х З О Schäfer Hermann 278 Rehs Reinhold 170, 171 Schaut Johann Emil 42 Rehse Hans-Joachim 125 Scheel Walter 171 Reichel Peter 12, 77, 123, 178 Scheibe Richard 223 Reich-Ranicki Marcel 207 Scheidemann Philipp 56-58 Rcichwein Adolf 86 Schenk Dieter 111,112 Römer Otto-Ernst 116,130 Scheungraber Josef 140 Renz Irina 50 Schiedcr Theodor 82-84, 90, 93, Ribbentrop Joachim von 100,182 152, 153, 155 Ridgeway Matthew 178 Schiedcr Wolfgang 61 Ritter Gerhard 62, 71, 77, 79-82, Schiemann Theodor 66, 68 90, 92-95, 120 Schiffer Eugen 55 Rogulski Rafat 98, 142, 180, 264 Schiller Friedrich von 133 Rommel Erwin 112 Schillingjohanncs 34 Rose Romani 215 Schily Otto 263, 264, 270, 271 Rosenberg Alfred 100 Schinkel Karl Friedrich 208 Rosh Lea 213, 214, 219, 221, 222 Schirach Baldur Benedikt von 100 Rossellini Roberto 80 Schirrmacher Frank 205 Roth Karl Heinz 84 Schmidt Hans-Dieter 40 Roth Petra 253 Schmid Harald 12, 77, 123, 260 Rothfels Hans 62, 71, 81-85, 90, Schmidt Helmut 160,170,174, 93,120, 147, 152,153 175, 195, 207, 208, 216, 286 Ruchniewicz Krzysztof 121 Schmitz Bruno 37, 43 Ruchniewicz Małgorzata 145 Schneckcnbcrger Max 35 Rückcrl Adalbert 123 Schneider Hans (Schwerte Hans) Rüdiger Hohls 72 117, 118 Rürup Reinhard 72, 87 Schneider Ulrich 204 Rüscnjörn 9, 10, 19, 84 Schöbcl Thomas 70 Rusinek Bernd-A. 118 Schocps Julius H. 259 Rydel Jan 98, 109, 142, 180, 264 Scholl Sophie 31, 210

Sabrow Martin 79, 89, 91, 192, Scholl-Latour Peter 260 205 Schönpflug Daniel 78 Safranski Rüdiger 260 Schöttler Peter 64 Sala Rose Rosa 30 Schramm Percy 87 Särchen Günter 127 Schreiber Hermann 182 [312] Schreiber Ottomar 152 272, 274, 276, 278, 280, 282, Schröder Gerhard 65,90, 176, 287 183,207, 220-222, 251,253, Steinbach Helmut 254 263, 264, 270-272, 286 Steinbach Peter 12, 77, 123 Schüle Erwin 123 Steinhoffjohannes 178 Schulze Hagen 58, 161 Stempin Arkadiusz 135 Schulze Winfried 62, 152 Stern Fritz 92 Schulz-Ojalajan 228 Stobiecki Rafał 9 Schumacher Kurt 111,169 Stöcker Michael 52 Schuppe Christian-Georg 19 Stoeckcr Adolf 26 Schuschnigg Kurt von 75 Stolting Hermann 139 Schuster Hermann 186 Stölzl Christoph 186 Schwall-Düren Angelica 269 Strauß Franz Josef 31, 91, 94, 184 Schwarzburg-Rudolstadt Günter Strecker Reinhard 124 Victor von 38 Streicher Julius 100 Schwerte Hans zob. Hans Schnei­ Strescmann Gustav 64 der Stürmer Michael 27, 185, 190, Sccbcrg Reinhard 52 192, 285 Scrra Richard 219 Suchsland Rüdiger 227, 228 Servatius Robert 128 Süssmuth Rita 269, 271 Sethe P. 90 Sybel Heinrich von 22-24, 49, 53 Seyß-Inquart Arthur 100 Szarota Tomasz 281,284 Siegrist Hannes 45, 49 Szaynok Bożena 145 Sienkiewicz Witold 145 Szöllösi-Janze Margit 109 Smikalla Heinrich 153 Smoleński Pawel 262 Tacyt, właśc. Publius Cornelius Speer Albert 100 Tacitus 31 Speidel Hans 112 Tepe Peter 118 Spiegel Paul 246, 247 Thiele Hans-Günther 202, 203 Spielberg Steven 225 Thieme Clemens 45 Spitzner Alfred 45 Thierse Wolfgang 238, 272 Srbik Heinrich von 75,76 Thimmc Friedrich 60, 62 Stalin Józef, wtaśc. Iosif Wissario- Traba Robert 9 nowicz Dżugaszwili 192 Trcitschke Heinrich von 24-26, Stauffcnbcrg Claus Schenk von 49, 53 116 Treskow Henning von 224 Stein Edith 31 Troebst Stefan 272 Steinbach Erika 157, 158, 253- Trotta Margarethe von 227 257, 258, 260-266, 268-270, Tusk Donald 274 1313] Ujazdowski Kazimierz Michał Wilhelm II Hohenzollern, król 279 pruski, cesarz niemiecki 25, Ullrich Volker 87,205 36, 64, 79 Ungvary Kristian 281 Williamson Richard 281 Winkler Heinrich August 38, 41, Varus Publius Quinctilius 31, 33 57, 59, 192 Vogel Jakob 37, 45, 49 Wippermann Wolfgang 215,220 Vollmer Antje 269 Wirsching Andreas 211 Vollnhals Clemens 106 Wischnewski Hans Jürgen 172 Volz Wilhelm 67 Wittmann Fritz 199 Wittram Reinhard 87 Wagner Winifred 106 Wiwjorra Ingo 31 Wahl Eduard 105, 206, 207 Wlasow Andriej 148 Walser Martin 65 Wojciechowska Agnieszka 84 Weber Adolf 67 Wolf Christa 213 Wchler Hans-Ulrich 84, 153, Wolff-Powęska Anna 13, 109, 274 154, 192 Wolffsohn Michael 211,259 Wehncr Herbert 170 Wolfrum Edgar 11 Wehrs Nikolai 79 Wolier Hans 101, 109 Weidt Otto 226 Wurm Theophil 104 Weiss Christina 270,271,274 Weizsäcker Richard von 178, 179, Zachwatowicz Jan 237 181-184, 196, 208,211,223 Zamorski Krzysztof 16, 19 Weißbach Karl 34 Welsh Helga A. 109 Zcchlin Egmont 90, 92 Wcngst Udo 211 Zimmer Hasko 123 Werfel Franz 261 Zimmermann Mosche 259 Werner Karl Ferdinand 72 Zumthor Peter 214 Westerwelle Guido 282 Westphal Alfred 36 Zbikowski Andrzej 145 Wetzel Martin 40 Żurek Robert 156, 158 Wiborg Susanne 43, 47 Wiesel Elie 177, 192 Wilhelm I Hohenzollern, król pruski, cesarz niemiecki 32, 34-37,41-43

Problematyka polityki historycznej w Polsce w ostatnich latach zaczęła cieszyć się wyraźnym zainteresowaniem. Zrozumiano, że przeszłość może mieć wpływ na teraźniejszość. Stosunek do historii w przypadku niektórych państw i społeczeństw jest bardzo złożony, niewątpliwie dotyczy to Niemiec i Niemców, czemu Jan Rydel poświęcił swoje opracowanie. Analiza ta wydaje się szczególnie cenna, napisana została bowiem z punktu widzenia teoretyka i znawcy zagadnienia, a równocześnie praktyka, dyplomaty Ambasady RP w Berlinie. W polskiej literaturze jest to pierwsze opracowanie obejmujące w tak szerokim zakresie zagadnienie niemieckiej polityki historycznej. Bernadetta Nitschke

Monografia Jana Rydla stanowi pierwszą w Polsce próbę kompleksowego spojrzenia na politykę historyczną Niemiec, jej tradycje, uwarunkowania i priorytety, a także wynikające z niej implikacje świadomościowe, społeczne i polityczne. Jej walory merytoryczne i formalne są bezsporne. Jest nie tylko samodzielnym osiągnięciem naukowym, ale także rozwiązuje bardzo istotny problem badawczy. Janusz Józef Węc

Uniwersytet Pedagogiczny im. Komisji Edukacji Narodowej Prace Monograficzne nr 599

ISBN 978-83-7271-686-6 ISSN 0239-6025