30.08.2018

HUTA : OSIEM DEKAD DLA BEZPIECZEŃSTWA POLSKI [RAPORT]

Można spróbować wykonać ćwiczenie umysłowe na temat: „jak wyglądałaby obronność Polski, gdyby nie powstał Centralny Okręg Przemysłowy i jego perła, Huta Stalowa Wola?” Przy okazji jubileuszu 100-lecia niepodległości państwa polskiego i 80-lecia Stalowej Woli warto przypomnieć o faktach, które pomogą zachować właściwą proporcję w ocenie tego co „podkarpacka zbrojownia”, jak niekiedy nazywana była HSW, znaczyła wczoraj, co znaczy dzisiaj, i co znaczyć może i powinna jutro.

MIĘDZYNARODOWY SALON PRZEMYSŁU OBRONNEGO - SERWIS SPECJALNY DEFENCE24.PL

Dziś Huta Stalowa Wola jest jednym z najważniejszych zakładów polskiego przemysłu obronnego, wchodzącym w skład Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Do Sił Zbrojnych RP trafiają produkowane w Stalowej Woli dywizjonowe moduły ogniowe Regina z haubicami Krab i systemy moździerzy samobieżnych Rak. Trwają też zaawansowane prace nad dwoma systemami uzbrojenia kluczowymi dla modernizacji jednostek pancernych i zmechanizowanych: Zdalnie Sterowanym Systemem Wieżowym ZSSW-30, uzbrojonym w szybkostrzelną armatę oraz broń przeciwpancerną oraz Nowym Pływającym Bojowym Wozem Piechoty Borsuk. Powodzenie tych prac i wprowadzenie tych systemów na uzbrojenie pozwoli, w perspektywie czasu, na pożegnanie się wojska z całkowicie już przestarzałymi, sowieckimi BWP-1.

Jubileusz 80-lecia HSW łączy się ze stuleciem niepodległości państwa polskiego. Huta Stalowa Wola powstała jako element kluczowego programu przemysłowego władz II Rzeczypospolitej Centralnego Okręgu Przemysłowego. Produkcja w zakładach kontynuowana była w czasie II wojny światowej, a po 1945 roku HSW stała się istotnym elementem przemysłu zbrojeniowego PRL. Zakład przeszedł trudny okres transformacji, a kilka ostatnich lat to wzrost inwestycji i dostaw nowoczesnych systemów uzbrojenia do Sił Zbrojnych RP.

Zakłady Południowe – artyleryjska zbrojownia II RP

Centralny Okręg Przemysłowy, utworzony w tzw. trójkącie bezpieczeństwa, opartym o obszar leżący w widłach Wisły i Sanu, w miarę oddalonym od wschodniej i zachodniej granicy II Rzeczypospolitej, był największym projektem gospodarczym odradzającego się państwa polskiego. Autorem koncepcji COP był wicepremier i minister skarbu Eugeniusz Kwiatkowski. U jego podstaw leżą opracowania pochodzące z roku 1928. Rozwijane były one przez braci Władysława i Pawła Kosieradzkich w memoriałach z drugiej połowy 1936 r., kierowanych do Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych. Tak wyglądały wiosną 1937 r. początki budowy obecnej Huty Stalowa Wola; królowały taczki, łopaty, siła rąk i determinacja. Fot. Jerzy Reszczyński/archiwum

Choć szczegółowy plan COP zaprezentowano na posiedzeniu Sejmu 4 lutego 1937 r., to formalnie za datę powstania Centralnego Okręgu Przemysłowego przyjęto 1 lipca 1936 r. Obszar COP ostatecznie zdefiniowano w kwietniu 1938 r. Obejmował on 59 951 km kw., co odpowiadało 1/6 ówczesnej powierzchni Polski. Tereny te zamieszkiwało ponad 5,6 miliona osób, czyli blisko jedna piąta ludności kraju. Inwestycje w ramach COP docelowo miały stworzyć 55 tys. miejsc pracy w dużych zakładach przemysłowych, ok. 36 tys. – w drobnym przemyśle i rzemiośle oraz ok. 10 tys. w usługach. Zakładano w zdecydowanej większości przypadków duże inwestycje w już istniejących ośrodkach, takich jak Rzeszów, Lublin, Kraśnik, Dęba, Dębica, Mielec, Starachowice, Pionki, Ostrowiec Świętokrzyski, Tarnów, Radom, Nowa Sarzyna, Tarnobrzeg.

Czytaj też: 80 lat Huty Stalowa Wola [WIDEO]

Jedynym ujętym w planach COP zakładem, który miał powstać od zera w dziewiczym, nieomal nie skażonym cywilizacją terenie, były Zakłady Południowe. Miały powstać na terenach praktycznie w całości porośniętych lasami Puszczy Sandomierskiej. Przeznaczeniem ZP miało być wytwarzanie uzbrojenia artyleryjskiego i nowoczesnych gatunków stali. Dodatkową produkcją, przewidzianą dla Zakładów, było wytwarzanie turbin energetycznych, a w dalszej perspektywie w sąsiedztwie ZP miała powstać huta aluminium dla potrzeb przemysłu lotniczego.

Ich lokalizację wskazano w okolicy wioski Pławo, mniej więcej w połowie drogi pomiędzy garnizonowym miasteczkiem Nisko a kolejarskim Rozwadowem. Wybierając to miejsce kierowano się nie tylko czynnikami społecznymi (wysokie bezrobocie i związany z nim niski koszt siły roboczej), ale głównie – technicznymi: bliskością drogi krajowej Sandomierz-Jarosław, linii kolejowych i dużego węzła kolejowego, a także rzeki San, z którą wiązano poważne plany jako szlakiem transportu wodnego, ale przede wszystkim – jako rezerwuarem wody dla potrzeb mających tu powstać zakładów przemysłowych, planowanej elektrowni oraz miasta. Już wówczas zakładano, że przy Zakładach Południowych powstanie osiedle, które docelowo przekształci się w nowoczesne miasto liczące ok. 50 tys. mieszkańców. Dla porównania: ówczesny Lublin liczył ok. 120 tys. mieszkańców, Lwów – ok. 320 tys., Rzeszów – ok. 28 tys., Mielec – ok. 7 tys., a Sandomierz, mający być centralnym miastem COP – niespełna 8 tys. Historię Stalowej Woli oraz Zakładów Południowych najlepiej ilustrują daty.

19 stycznia 1937 r. podpisano umowę pomiędzy przedstawicielami dwóch państwowych organizmów gospodarczych, Huty „Pokój” Śląskich Zakładów Górniczo-Hutniczych SA oraz Towarzystwa Starachowickich Zakładów Górniczych SA. Powstała spółka z ograniczoną odpowiedzialnością „Zakłady Południowe sp. z o.o. w Nisku”. Pierwszą sosnę na placu budowy Zakładów ścięto 20 marca tego roku. W grudniu gotowy był już pierwszy obiekt ZP, narzędziownia, w lutym 1938 – Zakład Mechaniczny, w marcu 1938 r. ostrzelano pierwsze zbudowane w ZP działa, a na początku września 1938 r. dokonano pierwszego wytopu stali. Kolejne obiekty oddawano do użytku co kilka tygodni.

Przy budowie Zakładów pracowało 2,5 tys. robotników, kolejnych 1,5 tys. budowało przyzakładowe osiedle, które otrzymało nazwę Stalowa Wola. Zaprojektowano je od podstaw jako komplementarny, przemyślany kompleks zapewniające luksusowe jak na ówczesne realia warunki życia. Do wybuchu wojny zdołano wybudować nie tylko mieszkania dla ok. 4,5 tys. osób, ale także sieć infrastruktury z drogami, kanalizacją, gazociągami itp., sklepy, szkołę zawodową, gimnazjum, hotele, restauracje, szpital. Kiedy w trakcie budowy osiedla skonstatowano, że będzie tu potrzebna także szkoła powszechna (podstawowa), zaprojektowano ją i zbudowano w czasie… 92 dni. Służy uczniom do dziś, podobnie jak bloki, wille i inne budynki. Bo budowano nie tylko szybko, ale solidnie.

Budowa Zakładów Południowych była oczkiem w głowie władz II Rzeczypospolitej. Stalową Wolę wizytowali regularnie i wielokrotnie wojskowi i najważniejsi politycy, z prezydentem Ignacym Mościckim na czele. Fot. Jerzy Reszczyński/archiwum

Najważniejszym zadaniem powstającego ośrodka przemysłowego była produkcja na potrzeby armii, realizującej 4-letni program modernizacyjny. W części artyleryjskiej nowe wzory uzbrojenia opierano początkowo na współpracy z czołowymi wówczas w Europie producentami nie będącymi w strefie wpływów III Rzeszy i ZSRR – z Francji, Szwecji i Czech. Jednocześnie pracowano nad pionierskimi wyrobami polskiej konstrukcji. Początkowo w ZP montowano działa z elementów dostarczanych głównie ze Starachowic oraz Zakładów Hipolita Cegielskiego w Rzeszowie, aby stopniowo zwiększać udział własny w końcowej produkcji. Pierwsze zmontowane w ZP haubice 100 mm, do których ze Starachowic dostarczono tylko lufy i oporopowrotniki, były gotowe w marcu 1938 roku, w rok od rozpoczęcia prac przygotowawczych do budowy ZP.

Seryjną produkcję haubic 100 mm wz. 1914/1919 w wersji P i A uruchomiono w ZP w pierwszym kwartale 1939 r., a miesięczne tempo produkcji wynosiło wówczas 16 szt. Kolejnymi wdrażanymi wyrobami artyleryjskimi były armaty 105 mm wz. 29 oraz 75 mm. ZP wykonywały także dla innych fabryk COP komponenty do licencyjnych (system Bofors) armat przeciwpancernych 37 mm i przeciwlotniczych 40 mm. Przygotowywano intensywnie produkcję kolejnych wyrobów, m.in. moździerza piechoty 120 mm własnej konstrukcji, ponad 30-tonowego moździerza kal. 320 mm (lub według innych źródeł – 310 mm), tworzonego wspólnie ze szwedzką firmą Bofors. Wojsko Polskie planowało zakupić ich 12. Przygotowywane do produkcji w Stalowej Woli działo miotało 417- kilogramowe miny na odległość do 14 km. Niestety, do sierpnia 1939 r. nie zdołano zakończyć procedury jego badań kwalifikacyjnych, a termin podjęcia decyzji o produkcji wyznaczono na... 1 września tegoż roku!

14 czerwca 1939 r., z udziałem prezydenta RP oraz wszystkich pracowników ZP, odbyła się wielka uroczystość przekazania wojsku dział wyprodukowanych w ZP i poświęcenia Zakładów, których budowę uznano za zakończoną – po 26 miesiącach i 26 dniach. Fot. Jerzy Reszczyński/archiwum

Podobnie rzecz się miała w przypadku przygotowań do produkcji w Zakładach Południowych haubicy 200 mm oraz działa 155 mm. To ostatnie miały zastąpić archaiczne haubice 155 mm wz. 1917 typu Schneidera, których w jednostkach Wojska Polskiego było ok. 340. Nie wiadomo, czy faktycznie znajdowało się ono w takiej fazie prac i prób, że deklaracje o uruchomieniu produkcji jesienią 1939 r. były realistyczne.

Tuż przed wybuchem wojny zapadła decyzja o zakupie we Francji licencji na nowoczesną armatę przeciwlotniczą 90 mm, której produkcja trafiłaby do Stalowej Woli. Ta armata, odpowiednik niemieckiego działa uniwersalnego 8,8 cm, miała stanowić uzupełnienie świetnych armat przeciwlotniczych 75 mm konstrukcji inż. Szymańskiego, pozwalając razić cele latające na większym pułapie i w większej odległości.

Na uruchomienie produkcji tych wszystkich wyrobów jednak zabrakło czasu. Będące wciąż w fazie ostrego rozruchu Zakłady Południowe osiągnęły tuż przed wybuchem wojny zatrudnienie na poziomie 3400 osób, z których 950 pracowało w Wydziale Mechanicznym, przy produkcji wojskowej, a 1500 – przy produkcji hutniczej. Pod względem technicznym zaliczały się do ścisłej europejskiej czołówki zakładów zbrojeniowych o nowatorskich rozwiązaniach technicznych. Tutaj m.in. po raz pierwszy w Europie zastosowano gaz ziemny do zasilania pieców hutniczych.

Docelowe roczne zdolności produkcyjne Zakładów Południowych określano na 480 dział polowych 75 i 100 mm, 48 dział 105 mm, 72 działa 155 mm, a także 16 luf dział 75 mm, 32 lufy 100 mm, i 12 luf 155 mm i bliżej nie określone liczby luf 37 i 40 mm. Do dnia wybuchu wojny, mimo niewiarygodnie sprawnego wdrażania nowych produktów, nie zdołano uruchomić wszystkich założonych programów produkcyjnych. Niemniej – fakt, że czynione były zaawansowane przygotowania do wdrożenia produkcji wyrobów o takich parametrach technicznych, mówi bardzo dużo o faktycznym potencjale Zakładów.

Jakkolwiek niewiarygodnie to brzmi, to takie są fakty: stalowowolski ośrodek przemysłowy powstał w niewiarygodnie krótkim czasie 26 miesięcy i 26 dni. Swój potencjał uzyskał w czasie zaledwie 775 dni, które upłynęły pomiędzy ścięciem pierwszej sosny pod budowę Zakładów 20 marca 1937 r., a ich uroczystym otwarciem przez prezydenta Ignacego Mościckiego 14 czerwca 1939 r. Nie można przy tym zapominać o ówczesnych możliwościach technicznych budownictwa, w którym królowały łopata, taczka, kielnia i fura ciągnięta przez konie, nie wolno zapominać o nikłych kwalifikacjach zdecydowanej większości robotników. Niedostatki te rekompensowały znakomite kwalifikacje kadry zarządczej i inżynierskiej. Na budowę ZP, a później do kierowania ich pracą, pozyskiwano najlepszych specjalistów dostępnych w Polsce. Za pracę w ZP, podobnie jak pracę przy budowie ZP, płacono znakomicie. Na budowę pozyskiwano najlepsze z dostępnych materiały, toteż nic dziwnego, że zaplanowany na budowę budżet przekroczono znacznie. Kiedy w rządzie kręcono nosami na kolejne żądania kierownictwa budowy, słyszano: „Albo będziecie mieć Stalową Wolę taką jak trzeba, albo nie będzie jej wcale”.

Okupacja niemiecka

Podczas kampanii wrześniowej wzięci do niewoli piloci Luftwaffe zeznawali, że mieli zakaz bombardowania terenu Zakładów Południowych. Jedna jedyna bomba, jaka upadła na ich teren, trafiając w narożnik hali walcowni i zabijając kilku robotników, była najprawdopodobniej wynikiem błędu załogi bombowca lub jej nadgorliwości. Zakłady, podobnie jak będąca również w fazie rozruchu Wytwórnia Płatowców nr 2 w pobliskim Mielcu, dostały się w ręce Niemców w stanie idealnym. Zostały wcielone do Hermann Goering Werke jako Werk Stalowa Wola i włączone do machiny zbrojeniowej III Rzeszy. Mimo niedostatków kadrowych (część przedwojennej kadry, nie chcąc pracować dla okupanta, wyemigrowała ze Stalowej Woli bądź zataiła swe faktyczne kwalifikacje) zakłady były intensywnie i rabunkowo eksploatowane na rzecz niemieckiej armii. Koncentrowano się głównie na produkcji hutniczej, ale też wykonywano remonty sprzętu artyleryjskiego, a po agresji III Rzeszy na ZSRR – na szeroką skalę przekalibrowywano zdobyczny sprzęt artyleryjski na standardy obowiązujące w niemieckiej armii. Wytwarzano także znaczne ilości elementów do dział 37, 75, 105 i 150 mm, skorupy bomb lotniczych i pocisków artyleryjskich, a także peryskopów do U-bootów oraz elementów do czołgu PzKpfw V Panther. Kiedy naloty Aliantów na fabryki zbrojeniowe z III Rzeszy stały się bardzo intensywne, do Stalowej Woli przeniesiono także część produkcji najpierw komponentów, a następnie – kompletnych armat „Acht komma Acht”. Na przełomie lat 1943/1944, jak wynika z dostępnych źródeł, w Stalowej Woli powstawało miesięcznie ok. 250 dział różnych klas.

Okupacja była czasem wielkiej aktywności działających w ZP organizacji konspiracyjnych. Doprowadzały one do licznych aktów sabotażu, ale prowadzonego w taki sposób, aby nie narażać pracowników na represje. W zakładach wytwarzano nawet w głębokiej konspiracji elementy broni dla ruchu oporu. Najbardziej spektakularnym osiągnięciem wywiadu AK była brawurowa akcja z wiosny 1944 r., w której udało się skopiować oraz wynieść poza teren zakładów pilnie strzeżoną, przechowywaną w sejfie dokumentację konstrukcyjną jednej z najsłynniejszych broni II wojny światowej, armaty uniwersalnej 88 mm. Została ona przerzucona drogą lotniczą do Aliantów.

Niemcy pozostawili Zakłady w stanie opłakanym – ze zdewastowanymi i skrajnie wyeksploatowanymi maszynami i urządzeniami, rozgrabionym kluczowym wyposażeniem (np. narzędzia i sprawdziany oraz sprzęt pomiarowy). Znaczna część maszyn została wywieziona do innych fabryk III Rzeszy. Odzyskiwanie rozszabrowanego majątku produkcyjnego trwało aż do jesieni 1948 roku i nigdy nie doprowadziło do przywrócenia Zakładom Południowym przedwojennej kondycji technicznej. Bezpowrotnie utracono to, co było jego najbardziej zaawansowaną technologicznie częścią. Warto zwrócić uwagę: koszt budowy ZP szacowano na 100 milionów złotych, a to, co rozszabrował okupant, stanowiło ok. 20 procent ich wartości.

Huta Stalowa Wola w PRL

Po wyparciu wojsk niemieckich przez Armię Czerwoną w sierpniu 1944 r. Zakłady Południowe, największy zakład przemysłowy w części terytorium Polski kontrolowanej przez władze sowieckie, wykonywały głównie funkcje pomocnicze na rzecz frontu, który aż do radzieckiej ofensywy styczniowej przeciwko wojskom hitlerowskich Niemiec w 1945 r. zatrzymał się na linii odległej zaledwie o 25 km Wisły. Tutaj, na przyczółkach sandomiersko-baranowskim i warecko- magnuszewskim toczyły się ciężkie walki z użyciem znacznych ilości broni pancernej i artylerii. W Stalowej Woli dokonywano napraw uszkodzonego w tych walkach sprzętu.

Po odejściu frontu na zachód zapotrzebowanie na tego rodzaju usługi zmalało, a po zakończeniu wojny – spadło praktycznie do zera. Zakłady, które 10 marca 1948 r. zostały przemianowane na Hutę Stalowa Wola, skoncentrowały się na wytwarzaniu sprzętu potrzebnego do odbudowy zniszczonego kraju. Wytwarzano m.in. dachówczarki i prasy oraz stoły wibracyjne, później pługi i młockarnie, młoty sprężarkowe, nożyce i obcinarki, pompy wgłębne, a nawet łożyska kulkowe, usiłowano podejmować też produkcję samochodów, osobowych i dostawczych, w tym o napędzie… elektrycznym oraz wyposażenia dla górnictwa. W końcu HSW doszła do swej głównej specjalizacji – maszyn budowlanych różnych klas, od koparek gąsienicowych po ładowarki, wózki transportowe dla przemysłu, sprężarki, betonomieszarki i żurawie dla potrzeb budownictwa, spycharki gąsienicowe, układacze rurociągów. Pion metalurgiczny HSW rozwijał produkcję stali specjalnych, m.in. dla przemysłu okrętowego, kwaso- i żaroodpornych, narzędziowych.

W okresie 1945-1989 Polska nie była państwem suwerennym i pozostawała pod dominacją ZSRR. Miało to swój istotny wpływ również na działalność Huty Stalowa Wola, w dużej mierze podporządkowaną priorytetom wynikającym z sowieckich programów zbrojeniowych, narzucanych przez władze w Moskwie w ramach Układu Warszawskiego. Polityka władz PRL zakładała rozbudowę sił zbrojnych z myślą o działaniach na rzecz UW. To wiązało się z dużymi zamówieniami dla HSW, głównie na produkty powstające na licencji ZSRR. Z drugiej strony, możliwości wdrażania własnych rozwiązań były mocno ograniczone, choć część z nich wprowadzono do produkcji również w tamtym okresie.

Produkcja zbrojeniowa powracała do HSW w rytmie zmian sytuacji międzynarodowej. Od polityki liderów dwóch rywalizujących bloków militarno-politycznych zależały okresy wzmożonych zbrojeń bądź stagnacji w zamówieniach na uzbrojenie i sprzęt militarny. Tzw. wojny zastępcze toczone były od początku lat 50. pomiędzy supermocarstwami w różnych regionach świata, gdzie siłą ustalano strefy wpływów: na Półwyspie Koreańskim, w Indochinach, na Bliskim Wschodzie, w Afryce.

HSW włączana była w sowieckie programy polityczne i zbrojeniowe, proporcjonalnie do posiadanego potencjału oraz doświadczeń. Z oczywistych względów zakład angażowano przede wszystkim w programy artyleryjskie. Podobnie jak w okresie przedwojennym, zaczynano od współpracy opartej o wzory licencyjne, w tym przypadku – pochodzące z ZSRR. Licencyjne wyroby zaczęto wprowadzać do programu produkcyjnego pod kryptonimami wyróżniającymi się literką S (od słowa „specjalny”). Pierwszym wyrobem z tym wyróżnikiem stała się w 1950 r. haubica holowana wz. 38 kal. 122 mm typu M30. Skonstruowana w 1938 r. była podstawowym działem Armii Czerwonej w czasie II wojny światowej (do 1945 r. zbudowano ich aż 17,5 tys.). Choć nie brak ocen, iż już nawet w momencie zakończenia wojny uchodziła za broń przestarzałą, jej dość prosta konstrukcja, trwałość i skuteczność zapewniły jej kilkudziesięcioletni żywot w jednostkach. Ciekawostką jest, że używała ich też... armia niemiecka w walkach na Wale Atlantyckim, a armia Rosji jeszcze w 1995 r. posiadała w europejskiej części FR ok. 700 dział tego typu. Zmodernizowane w latach 80. przetrwały... Układ Warszawski, a w 1999 r., w momencie wstępowania do NATO, w polskich jednostkach artyleryjskich było jeszcze 280 tych dział.

Haubica 122 mm M30, oznaczenie fabryczne S1. Fot. Jerzy Reszczyński/archiwum

W Stalowej Woli S1/M-30 produkowano przez dziesięć lat. Wiarygodne dane dotyczące liczby wyprodukowanych przez HSW dział M-30 nie są znane. Wiadomo, że znaczna część produkcji z lat 1951-1960 trafiła na eksport, choć ówczesne i obecne rozumienie tego słowa nie są tożsame. To nie HSW wówczas decydowała, komu może sprzedać swą produkcję specjalną i za ile. Jej eksport był kwestią decyzji na szczeblu politycznym.

W tym okresie uruchomienia nowych wyrobów następowały prawie rok po roku. Rok 1951 przyniósł szybkie uruchomienie produkcji wyrobu o kryptonimie S3, którym była armata przeciwlotnicza 85 mm wz. 39 typu KS-12, o parametrach porównywalnych z „Acht-komma-acht”. Była ona używana przez Armię Czerwoną w czasie II wojny światowej, a zdobyczne działa Niemcy... przerabiali na kaliber 88 mm właśnie w Stalowej Woli i pod nazwą 8,5/8,8 cm Flak M.39 używali w sporej liczbie w obronie przeciwlotniczej III Rzeszy. HSW produkowała te działa do roku 1958.

W międzyczasie, w związku z uzyskaniem licencji na czołgi T-34/85, w roku 1952 uruchomiono w HSW produkcję armaty D-5T. Otrzymała ona kryptonim S6. Choć ZSRR produkcję tego wozu zakończył w roku 1950 po wyprodukowaniu ok. 44 tys. szt., Polska i Czechosłowacja ją dopiero podjęły. W Polsce powstało ok. 1400 czołgów T-34/85, a więc w HSW powstała odpowiednia liczba armat na ich wyposażenie i na zapas jako części zamienne.

W początkowej fazie zimnej wojny ulokowano w HSW, produkcję mających swe korzenie w latach II wojny światowej kolejnych dział. Były nimi: armata dywizyjna 85 mm wz. 44 produkowana w latach 1955-1962 jako S7 oraz powstała już po wojnie, jako uzupełnienie KS-12, armata przeciwlotnicza KS-19 w zmodernizowanej wersji M2, przeznaczona do zwalczania celów powietrznych na wysokich pułapach. HSW produkowała ją w latach 1956-1959. Broń o kalibrze 100 mm i prędkości wylotowej rzędu 1000 m/sek. Miała możliwość współpracy z radiolokacyjnymi systemami celowniczymi i nowoczesnymi przelicznikami artyleryjskimi. Stała się podstawowym uzbrojeniem wojsk Układu Warszawskiego, miała możliwość zwalczania celów powietrznych do wysokości 15 400 m. Różnorodność amunicji opracowanej dla tego działa oraz rozwiązania konstrukcyjne przyrządów celowniczych pozwalały stosować je również jako skuteczną broń przeciwpancerną. Ponadto, półautomatyczne ładowanie, hydrauliczny układ nadążny oraz konstrukcja komory zamkowej i innych mechanizmów działa umożliwiała stosowanie w nim także amunicji czołgowej 100 mm, stanowiącej standardowe wyposażenie czołgów rodziny T-54/55.

Armata dywizyjna D-44/D-44N, produkowana w latach 1955-65, choć miała swój rodowód w konstrukcjach czasów wojny, miała też rezerwy rozwojowe. Długa lufa (56 kalibrów) i wysoka prędkość wylotowa pocisków (1050 m/sek. w przypadku amunicji podkalibrowej) zapewniała armacie wysoką celność, przebijalność oraz możliwość prowadzenia ognia o zasięgu do 15 650 m. To w połączeniu z niewielką masą i szybkostrzelnością do 20 strzałów na minutę spowodowało, że armata pozostała w służbie w jednostkach artylerii przez kilkadziesiąt lat. Sprzyjał temu znaczny potencjał modernizacyjny działa, które jeszcze w 1985 r. poddane zostało istotnym udoskonaleniom, polegającym m.in. na wyposażeniu go w noktowizyjne przyrządy celownicze pozwalające na prowadzenie skutecznego ognia w warunkach nocnych, przy zamgleniu itp.

Te dwa modele dział były praktycznie ostatnimi produkowanymi przez polski przemysł działami holowanymi. Z myślą o ich transporcie opracowano ciągniki artyleryjskie AT (Artyleryjskij Tiagacz), dostosowanych do holowania różnej klasy dział. HSW uczestniczyła w latach 1961-1989 w masowej (do 100 szt. miesięcznie) produkcji maszyny ATS59, masowo stosowanej w ZSRR nie tylko w wojsku, ale też do zadań transportu cywilnego na polach naftowych na bezdrożach Syberii. W latach 1960-1961 produkowano też podzespoły polskiego ciągnika artyleryjskiego Mazur, lufy armat przeciwlotniczych 57 mm, układy jezdne haubic 122 i 152 mm, podwozia i inne podzespoły stacji radiolokacyjnych.

W latach 60. Huta Stalowa Wola włączona została także w wielkoseryjną produkcję kołowego transportera opancerzonego SKOT (Střední Kolový Obrněný Transportér), których polski przemysł wytworzył ok. 2,5 tys. szt. SKOT był eksportowany do Indii.

HSW podejmowała w tym okresie próby wzbogacenia swego programu produkcyjnego o własne konstrukcje. Odbywało się to z różnym powodzeniem. HSW wprowadziła polski przemysł zbrojeniowy w technologię artyleryjskich broni rakietowych. Pierwszym wyrobem tej klasy stała się – projektowana jako broń wsparcia ogniowego dla budowanych w polskich stoczniach okrętów desantowych – morska wyrzutnia rakietowa oznaczona kryptonimem S32 (WM-18) i S32M (WM-18A), morski odpowiednik wyrzutni rakietowej BM-14 z lat 50. Montowana była w zespołach po 2 sztuki na pokładach dziobowych okrętów desantowych. Każda wyrzutnia posiadała 18 prowadnic rurowych kal. 140 mm. Maksymalny zasięg strzelania 39-kilogramowymi pociskami M-14OF wynosił 9,8 km. HSW wyprodukowała w latach 60. i 70. co najmniej kilkaset takich zestawów. Wraz z okrętami, m.in. proj. 770 i 771 oraz ich wersjami rozwojowymi, trafiły one do flot kilku krajów świata w liczbie ponad 100 jednostek.

HSW dostarczała morskie wyrzutnie rakietowe WM-18 i WP-8z dla desantowców. Fot. Jerzy Reszczyński/archiwum.

Doświadczenia z wielolufowymi WM-18 zaowocowały wdrożeniem do produkcji w HSW lekkich, nadających się do holowania za popularnym osobowym autem terenowym i do desantu spadochronowego, 8-lufowych wyrzutni rakietowych kal. 140 mm. WP-8z miała zasięg identyczny jak WM-18, ponad 9 800 m. Miała stanowić istotne wzmocnienie ogniowe dla – wyposażanych głównie w moździerze i działa bezodrzutowe B-11 kal. 107 mm – intensywnie rozwijanych wówczas jednostek powietrzno-desantowych. Docelowo miały zastąpić B-11, kiedy te w latach 70. zaczęto wycofywać z uzbrojenia.

Ważnym klasycznym wyrobem artyleryjskim HSW z tamtej, pierwszej powojennej fazy rozwojowej była czołgowa „setka”. Zanim zakończono (w 1960 r.) produkcję armaty czołgowej S6 dla czołgu T-34/85, w roku 1957 w HSW wdrożono produkcję nowoczesnych na owe czasy armat D-10T („tankowaja”) oznaczonych jako S8 i przeznaczonych dla czołgów podstawowych następnej generacji, masowo produkowanych T-54/55. Czołg ten, jeden z najpopularniejszych w świecie po II wojnie światowej, zaczęto projektować pod koniec II wojny światowej. Celem konstruktorów było stworzenie wozu bojowego o zaletach T-34, ale dysponującego znacznie potężniejszą armatą przejętą z działa samobieżnego SU-100, pierwotnie opracowanego z myślą o marynarce wojennej. Działo to funkcjonowało wówczas jako D-10S („sаmokhodnaya”).

Dokumentacja licencyjna czołgu w wersji T-54A trafiła do Polski w roku 1955. Produkcja, realizowana w gliwickim ośrodku pancernym, ruszyła w roku 1958, i trwała do roku 1964, kiedy – po wyprodukowaniu ok. 3 tys. szt. – czołg ten zastąpiony został przez nowocześniejszy T-55. Czołgi rodziny T-54/55 miały duży potencjał modernizacyjny, co pozwalało rozwijać ich systemy celownicze i kierowania ogniem, wzbogacać pojazdy o dodatkowe opancerzenie itp. Powstawały kolejno wersje T-54AM1 i T-54AM2. Tylko w Polsce do 1981 r. zbudowano ok. 5 tys. egzemplarzy T-55. Ich szczytową formułą był realizowany już w połowie lat 80. polski program Merida.

Ważnym epizodem w historii HSW miała być przygotowana na koniec lat 60. produkcja bojowego wozu piechoty BWP-1, też na licencji radzieckiej (BMP-1). Dla potrzeb tej produkcji wybudowano w HSW nowy kompleks produkcyjny M16, przejęto i zaczęto adaptować i tłumaczyć dokumentację. W ostatniej chwili, kiedy przetłumaczone było już ponad 80 proc. dokumentacji, decyzje polityczne podjęte poza Polską sprawiły, że umowę na produkcję BMP anulowano. „Nowy, świetnie wyposażony obiekt HSW wypełniła produkcją cywilną, dzięki nawiązaniu współpracy technicznej z firmami brytyjskimi i później – amerykańskimi.

Kiedy w 1974 r., po wojnie Jom Kippur, ponownie wzrosło napięcie międzynarodowe, zapadły decyzje o ulokowaniu w Polsce licencyjnej produkcji specyficznego wyrobu, jakim był lekki opancerzony ciągnik artyleryjski MT-LB („Mnogotselevoy Tyagach – Lekhko Bronirovannyi”). Okazało się jednak, że zakładowi... brak mocy produkcyjnych. Choć wyrób był – to ocena z punktu widzenia producenta – zbliżony technologicznie do BWP, trzeba było stworzyć warunki do jego produkcji. To wymusiło decyzję o budowie od podstaw kolejnego dużego kompleksu produkcyjnego, który później został nazwany Zakładem nr 5 lub Zakładem Produkcji Niekatalogowej.

Wdrażanie produkcji S70, bo taką nazwę wyrób otrzymał w HSW, rozpoczęto w 1976 r., ale jej rozkwit nastąpił po oddaniu do użytku w roku 1979 nowego Z-5. Jego docelowa zdolność produkcyjna wynosiła 1100 pojazdów S70 rocznie. Był to kompletny, złożony kompleks produkcyjny, wyposażony przede wszystkim w zachodnie maszyny, ale też mnóstwo specjalistycznych stanowisk, specjalnie dla tej produkcji zaprojektowanych i zbudowanych, takich jak urządzenia do napinania gąsienic, stanowiska do prób szczelności pojazdów, deszczownia, zatapialnia. Te etapy miały zasadnicze znaczenie, jako że MT-LB był pojazdem pływającym. Opanowanie tej produkcji, w zdecydowanej większości kierowanej na eksport, ulokowało HSW w gronie producentów, posiadających zdolność wytwarzania opancerzonych pojazdów pływających o napędzie gąsienicowym. Wytwarzany pod fabrycznym kryptonimem S70 transporter-ciągnik MT-LB wprowadził zakład do elitarnego grona producentów opancerzonych pojazdów pływających o napędzie gąsienicowym. MT-LB z HSW trafiły nawet do sił ONZ w Afryce. Fot. Jerzy Reszczyński/archiwum.

W Stalowej Woli wykonano kilka tysięcy MT-LB, choć Siły Zbrojne PRL początkowo nie były nim zainteresowane . Podstawowym zadaniem tego wozu było holowanie na pole walki armaty przeciwpancernej T-12 kal. 100 mm (co ciekawe: w PRL nie wprowadzono ich na uzbrojenie) lub haubicy D-30 (S1) kal. 122 mm wraz z obsługą. Pojazd nie był ciężko opancerzony, chronił załogę jedynie przed lekką bronią strzelecką i odłamkami, posiadał symboliczne uzbrojenie w postaci wieżyczki z rkm PKT 7,62 mm. Jak na ówczesne czasy posiadał niezły stosunek mocy do masy, co zapewniało mu niezłą manewrowość zarówno na lądzie jak i na wodzie. Był, co było standardem w tym czasie, wyposażony w urządzenia filtrowentylacyjne gwarantujące ochronę przed skutkami użycia broni ABC. Miał, co miało się później okazać jedną z jego największych zalet, niezłe podwozie i spory potencjał modernizacyjny, większy niż BWP-1.

Schyłek PRL – „Solidarność” i Goździk

Lata 80. to kluczowy dla polskiej historii okres społecznego zrywu „Solidarności” przeciwko komunistycznym rządom. Istotny udział w nim miała także Huta Stalowa Wola. Pomimo, związanego ze specjalnym statusem zakładu, intensywnej infiltracji załogi przez służby specjalne PRL oraz aktywnych działań o charakterze kontrwywiadowczo-osłonowym, HSW stała się znaczącym ośrodkiem działalności opozycyjnej. Dużą rolę odegrało silne poparcie Kościoła, wspierającego opozycjonistów, pośredniczącego w przejmowaniu pomocy zagranicznej i organizującego m.in. spotkania z czołowymi postaciami opozycji antysystemowej w latach PRL. Na takim podłożu po strajkach w 1980 r. i Porozumieniach Sierpniowych w tym wielkoprzemysłowym ośrodku powstała jedna z najsilniejszych w kraju organizacji NSZZ „Solidarność”. Nie załamały jej represje stosowane w stanie wojennym wobec działaczy zdelegalizowanego związku.

Kolejna wielka fala strajków politycznych, jaka przetoczyła się przed Polską w 1988 r., miała kilka znaczących epizodów stalowowolskich. Choć fiaskiem zakończyły się próby wywołania strajków w HSW (w kwietniu) oraz w Ośrodku Badawczo-Rozwojowym Maszyn Ziemnych i Maszyn Ziemnych i Transportowych OBRMZiT (w lipcu), to przełomowe znacznie miał wielki strajk okupacyjny rozpoczęty 22 sierpnia. Jedynym jego postulatem była relegalizacja „Solidarności”.

Pierwsze dni strajku w HSW w sierpniu 1988 r. - na zdjęciu opanowana przez strajkujących brama nr 3 HSW, przez którą poza kontrolą władz dostawały się do zakładu osoby wspierające strajk. Fot. Jerzy Reszczyński

W czasie strajku, który objął cały teren zakładów wchodzących w skład HSW (znajdowało się tutaj sporo sprzętu wojskowego, przygotowywanego dla zagranicznych odbiorców), dochodziło do różnych form presji wywieranej na strajkujących przez władze. Wokół zakładów organizowano demonstracje siły skoncentrowanych na pobliskich poligonach jednostek wojska i ZOMO, urządzano niskie przeloty i zawisy nad miejscami zgromadzeń strajkujących uzbrojonych śmigłowców Mi-8. W odróżnieniu od kilku zakładów na terenie Szczecina, gdzie ZOMO pacyfikowało strajki w dniach 22-26 sierpnia, w Stalowej Woli nie zastosowano rozwiązań siłowych. Ówczesne kierownictwo zakładu kategorycznie odmówiło zgody na siłowe rozwiązania, słusznie spodziewając się rozlewu krwi. Nie zgodziło się też wstęp na teren HSW uzbrojonych agentów Służby Bezpieczeństwa. Pierwsze dni strajku w HSW w sierpniu 1988 r. - na zdjęciu opanowana przez strajkujących brama nr 3 HSW, przez którą poza kontrolą władz dostawały się do zakładu osoby wspierające strajk. Fot. Jerzy Reszczyński

W następstwie protestów centralne władze PRL podjęły decyzję o podjęciu rozmów ze strajkującymi. Kiedy 31 sierpnia, podczas pierwszej rozmowy Lecha Wałęsy z gen. Czesławem Kiszczakiem, potwierdzono wolę polityczną rozmów władza-opozycja, strajk w HSW został zakończony. Strajkujący w sposób zorganizowany opuścili teren HSW. Od tej pory strajk ten bywa określany jako „ostatni gwóźdź do trumny PRL”.

Wracając do produkcji specjalnej w Hucie Stalowa Wola, ostatnim wyrobem produkowanym na licencji ZSRR samobieżna haubica pływająca na podwoziu gąsienicowym, 2S1 Goździk. Jej produkcję rozpoczęto w roku 1984. Goździki, wyprodukowane w liczbie kilkuset sztuk, poddawane w okresie służby modernizacjom (m.in. poprzez implementację Topaza) są nadal na uzbrojeniu Sił Zbrojnych RP, i pozostaną w linii do czasu zastąpienia ich przez znacznie nowocześniejsze Kraby. Haubice Goździk pozostają nadal w służbie SZ RP. Fot. kpt. Tomasz Kisiel, kpr. Maciej Hering

Z czasem, w oparciu o podwozie MT-LB oraz spokrewnione z nim konstrukcyjnie podwozie samobieżnej haubicy 2S1 Goździk, w HSW opracowano szereg wersji rozwojowych tego wozu, tworząc podwozia Opal oraz LPG (Lekkie Podwozie Gąsienicowe), stosowane obecnie jako nośnik wozów dowodzenia WD i WDSz w systemie artylerii samobieżnej Regina/Krab.

Na początku lat 90. w Stalowej Woli, stworzono kilka prototypów, wykorzystujących ten typ podwozia. Prace realizowano w szerokiej współpracy z polskimi podmiotami: Wojskowym Instytutem Technicznym Uzbrojenia (WITU), Wojskowym Instytutem Techniki Inżynieryjnej (WITI), Wojskowym Instytutem Techniki Pancernej i Samochodowej (WITPiS), Wojskową Akademią Techniczną (WAT), Wojskowym Instytutem Chemii i Radiometrii (WIChiR), stalowowolskim Ośrodkiem Badawczo- Rozwojowym Maszyn Ziemnych i Transportowych (OBRMZiT), gliwickim Ośrodkiem Badawczo- Rozwojowym Urządzeń Mechanicznych (OBRUM) oraz tarnowskim Ośrodkiem Badawczo-Rozwojowym Sprzętu Mechanicznego (OBR SM). Jedne z nich nie weszły do produkcji seryjnej (np. samobieżne systemy przeciwlotnicze Krak, Turkus, Promet i Sopel, bojowy wóz opancerzony BWO-40 z wieżą z armatą Bofors 40 mm, pojazd ewakuacji medycznej Lotos, wóz dowodzenia Irys, transporter inżynieryjny Durian, wóz amunicyjny Bor), inne zostały przez wojsko zaakceptowane i znalazły się na uzbrojeniu Sił Zbrojnych RP (np. system minowania narzutowego TMN Kroton, systemy rozpoznania i zakłóceń Przebiśnieg, mobilne stanowisko dowodzenia obroną przeciwlotniczą Łowcza, transportery rozpoznania inżynieryjnego Mors/Hors). Dzięki rozwijaniu podwozia MT-LB powstały m.in. stosowane do dziś w wojsku (i obecnie modernizowane w bardzo szerokim zakresie w HSW) transportery rozpoznania inżynieryjnego i pogotowia technicznego, Mors i Hors. Fot. Jerzy Reszczyński/Archiwum

Trudna transformacja i restrukturyzacja

Okres transformacji rozwojowej od 1989 roku po odzyskaniu przez Polskę pełnej suwerenności był dla Huty Stalowa Wola trudnym czasem. Polska, jak i inne państwa dawnego Układu Warszawskiego, borykające się z problemami ekonomicznymi wynikającymi z kilkudziesięciu lat funkcjonowania w warunkach narzuconego przez Moskwę i nieefektywnego systemu gospodarczego drastycznie zmniejszały zamówienia na nowe uzbrojenie. Na to nałożyło się ograniczenie dostępu do dotychczasowych rynków eksportowych np. na Bliskim Wschodzie, i dramatyczne załamanie się rynku maszyn budowlanych spowodowane światowym kryzysem inwestycyjnym. Dodatkowym czynnikiem zawężającym pole manewru stały się częste zmiany strategii zakupowych MON. Wszystko to spowodowało, że produkcja w HSW drastycznie spadła.

Już od początku lat 90. podejmowano jednak próby wdrażania do produkcji generacyjnie nowego sprzętu. Już wtedy zarówno kierownictwo polityczne, jak i przemysł miały świadomość, że konieczne jest wprowadzanie do polskiej armii nowoczesnego uzbrojenia, zgodnego ze standardami NATO. Za najważniejsze zadanie uznano budowę nowoczesnego systemu artyleryjskiego „zachodniego” kalibru 155 mm, następcy Dan i Goździków.

Początkowo czyniono przymiarki do produkcji nowej haubicy wraz ze Słowacją, ale ostatecznie wybór padł na brytyjski system AS-90. Jego wprowadzenie do polskiej artylerii miało w założeniu dać skok jakościowy, w stosunku do szybko starzejących się Goździków i Dan. Dość powiedzieć, że nowa haubica – z lufą o długości 52 kalibrów, a więc więcej niż standardowa AS-90, na której była oparta, miała mieć zasięg 40 km, czyli prawie dwukrotnie więcej niż Goździk, dysponować cyfrowym systemem kierowania ogniem.

Umowę licencyjną na wieżę nowej haubicy podpisano w lipcu 1999 roku, tuż po wejściu Polski do NATO. Jak wiemy, docelową postać Krab zyskał dopiero w 2014 po decyzji MON, HSW i PGZ o zakupie licencji na koreańskie podwozia K9. To, że od podpisania pierwszej umowy licencyjnej do przygotowania docelowej postaci Kraba minąć musiało kilkanaście lat, najlepiej pokazuje meandry rozwoju polskiej zbrojeniówki w tych latach.

Zamówienia produkcyjne składane w latach 90. były zdecydowanie zbyt małe, aby zapewnić kontynuację działalności zakładu. Niezbędne stało się przebudowanie struktury spółki, jaką w międzyczasie stała się HSW. Wydzielono w niej, w 2000 r., Centrum Produkcji Wojskowej, aby programów produkcji wojskowej nie obciążać ryzykiem ewentualnych konsekwencji upadłości pionu produkcji cywilnej. Stawką było zapewnienie w miarę bezpiecznej przyszłości dla dopiero rozpoczynanego programu samobieżnej haubicy 155 mm, Kraba.

Ważnym elementem w modernizacji polskich Wojsk Rakietowych i Artylerii, jak i w restrukturyzacji HSW był program artyleryjskich wyrzutni rakietowych WR-40 Langusta. Fot. kpt. Marek Serocki, kpt. Remigiusz Kwieciński

W takich warunkach rozpoczął się bardzo trudny, ale gwarantowany przez rząd i Agencję Rozwoju Przemysłu, rozłożony na lata 2003-2007 program kompleksowej restrukturyzacji HSW SA, na który zgodę wyrazić musiała – z uwagi na występowanie znacznej pomocy publicznej państwa – Komisja Europejska. Elementem tych działań stało się uruchomienie w 2008 r. programu Langusta, związanego z głęboką modernizacją 75 szt. wyrzutni rakietowych BM-21M. W ten sposób systemy artylerii rakietowej zyskały nowe możliwości, zintegrowano je z nowym systemem kierowania ogniem Topaz i nowym podwoziem Jelcza. Program ten, rozpoczęty w 2008 r., pomógł uzyskać środki na kontynuację programów wojskowych oraz stanowił formę osłony dla programu restrukturyzacji. Jej finałem stało się, jak wiadomo, zbycie wiosną 2012 r. pionu produkcji cywilnej, związanego z opracowywaniem, rozwojem, produkcją i sprzedażą maszyn budowlanych.

W fazie przygotowań do tego procesu, równolegle z realizacją programu Langusta, prowadzono intensywne prace nad nową formułą sztandarowego programu artyleryjskiego, czyli już nie tylko haubicą Krab, ale Dywizjonowym Modułem Ogniowym Regina (2008 r.) oraz Kompanijnym Modułem Ogniowym samobieżnego moździerza automatycznego 120 mm Rak, od podstaw projektowanego w HSW (2009 r.). Bezpośrednio po zamknięciu fazy przekształceń związanej z restrukturyzacją, czyli po sprzedaży chińskiemu inwestorowi pionu produkcji cywilnej, HSW SA zainwestowała w zakup od syndyka masy upadłości Jelczańskich Zakładów Samochodowych spółki -Komponenty, oraz w modernizację tej spółki i rozwój jej produkcji. W kilka lat doprowadziło to do podwojenia zdolności produkcyjnych fabryki w Jelczu, co umożliwiło włączenie się jej w realizację wieloletniego programu wymiany podstawowego taboru transportowego SZ RP. Finiszuje właśnie kontrakt na pierwszą transzę 910 samochodów Jelcz klasy 442, podpisany został kolejny na maksymalnie 500 tych samochodów, m.in. dla Wojsk Obrony Terytorialnej.

Zakupiony przez HSW w 2012 r., i znacząco zmodernizowany zakład w Jelczu jest obecnie podstawowym dostawcą dla Sił Zbrojnych RP pojazdów ciężarowych o wysokiej mobilności, stosowanych jako podstawowy sprzęt transportowy, ale też jako nośniki specjalistycznego wyposażenia, z wyrzutniami rakiet, wozami łączności i stacjami radiolokacyjnymi włącznie. Fot. Jerzy Reszczyński/archiwum.

Wreszcie, w marcu 2013 roku podpisano z Inspektoratem Uzbrojenia umowę na budowę zdalnie sterowanego systemu wieżowego ZSSW-30. System jest budowany przez konsorcjum HSW (lider) i WB Electronics. Bezzałogowa wieża ma wnieść nową jakość do polskich jednostek zmotoryzowanych i zmechanizowanych, poprzez połączenie użycia armaty 30 mm Bushmaster II ze zdolnością do adaptacji kalibru 40 mm i amunicji programowalnej, nowoczesnego systemu kierowania ogniem działającego na zasadzie hunter-killer oraz możliwości odpalania przeciwpancernych pocisków kierowanych Spike-LR. Pierwszym pojazdem, jaki zostanie seryjnie uzbrojony w ZSSW będzie zapewne KTO Rosomak. Seryjna produkcja modułów na potrzeby KTO ma ruszyć już w 2019 roku. Wieże mają jednak również zostać zamontowane na przyszłych bojowych wozach piechoty Borsuk, budowanych w HSW. Ale o tym za chwilę….

Huta Stalowa Wola w PGZ – strategiczne produkty…

Kolejnym kluczowym elementem restrukturyzacji Huty Stalowa Wola był udział spółki w procesie konsolidacji krajowego przemysłu obronnego wokół nowo tworzonej Polskiej Grupy Zbrojeniowej. HSW została włączona do PGZ w 2014 roku, w ramach pierwszego etapu konsolidacji, wraz z dawnymi Wojskowymi Przedsiębiorstwami Remontowo-Produkcyjnymi. Jak wiemy, drugi etap obejmował wniesienie spółek wchodzących w skład Polskiego Holdingu Obronnego. Konsolidacja w ramach jednej grupy miała za zadanie wzmocnić potencjał przemysłu, jak i koordynację działań poszczególnych spółek.

2014 rok to też kluczowe dla Huty decyzje w sprawie dwóch programów modernizacyjnych. Pierwszy z nich – prowadzony od lat 90. Projekt Regina mógł dzięki nim zostać sfinalizowany, drugi – nowy bojowy wóz piechoty Borsuk – ma wielkie szanse stać się pierwszym w historii narodowym programem ciężkiego pojazdu bojowego, realizowanym od podstaw w Polsce i prowadzącym do całkowitego wycofania sprzętu pochodzenia sowieckiego.

Czytaj też: Kraby wesprą polskie dywizje. Dostawy w tym roku

Program artylerii lufowej 155 mm borykał się z czasowym wstrzymaniem finansowania, jak i problemami związanymi z podwoziami, które pierwotnie miały być dostarczone przez gliwicki ośrodek pancerny. Ostatecznie w 2014 roku zdecydowano o ustanowieniu w HSW licencyjnej produkcji południowokoreańskich podwozi K9, używanych w haubicach samobieżnych tego typu. Z perspektywy kilku lat widać, że była to słuszna decyzja. W 2017 roku, na podstawie wcześniejszego kontraktu wojsko otrzymało pierwszy „wdrożeniowy” Dywizjonowy Moduł Ogniowy Regina. W jego skład wchodzą, oprócz haubic, także wozy dowódcze i dowódczo-sztabowe (11), wozy amunicyjne (6) oraz warsztat remontu uzbrojenia i elektroniki. Współczesnymi hitami produkcyjnymi HSW są systemy artylerii samobieżnej 155 i 120 mm, czyli DMO Regina oraz KMO Rak. Od 2016 r. obydwa są wprowadzane na uzbrojenie. Fot. Jerzy Reszczyński

Po otrzymaniu pierwszego modułu Wojsko Polskie wkroczyło w erę nowoczesnej artylerii samobieżnej zgodnej ze standardami NATO. Haubica z zaawansowanym systemem kierowania ogniem opartym na rozwiązaniach Topaza może zwalczać cele w odległości do 40 km, a czas przejścia z położenia marszowego do bojowego wynosi ok. 30 s. Krab może w ciągu 10 sekund wystrzelić serię trzech pocisków, a następnie – w czasie nie dłuższym niż pół minuty – rozpocząć opuszczanie stanowiska, tak aby uniknąć zagrożenia ze strony ognia kontrbateryjnego przeciwnika. Trwają też prace nad zintegrowaniem Kraba z amunicją precyzyjną.

W 2016 roku program Regina wszedł w fazę produkcji seryjnej, na podstawie kontraktu o wartości 4,6 mld zł zawartego w grudniu tegoż roku. Na jego podstawie Wojsko Polskie otrzyma cztery kolejne dywizjonowe moduły ogniowe, elementy pierwszego trafią do armii jeszcze w tym roku. Co bardzo istotne, w drugim etapie będzie realizowany pełen transfer technologii podwozia K9. Umowa pozwalająca na finalizację transferu technologii została podpisana przez władze HSW i Hanwha Techwin w obecności przedstawicieli MON i PGZ w październiku 2017 roku w czasie seulskich targów ADEX 2017. Zgodnie z założeniami, jakie przyjęto jeszcze w 2014 roku, podwozie K9 będzie mogło być wykorzystywane w dowolnych innych zastosowaniach, także z myślą o produktach eksportowych. Szeroki transfer technologii gąsienicowych to także kompetencje, jakie HSW będzie mogła wykorzystać w innych programach, w tym Nowego Pływającego Bojowego Wozu Piechoty Borsuk. Podwozie BWP Borsuk. Fot. Jerzy Reszczyński.

Projekt pod kryptonimem „Borsuk” jest współfinansowany w ramach środków pozyskanych z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, z którym HSW S.A. zawarła umowę jako lider konsorcjum 24 października 2014 roku. W jej ramach jest opracowywany całkowicie nowy pojazd, który ma zastąpić przestarzałe sowieckie BWP-1. Wóz będzie się charakteryzował zdolnością do pływania. W podstawowej wersji jego masa to około 25 ton, ale inżynierowie z HSW przewidzieli znaczny zapas masy, pozwalający na integrację dodatkowego opancerzenia i sprzętu (BMS, aktywny system ochrony pojazdu itd.). Poszczególne elementy Borsuka będą dostarczone przez polskie spółki – to nie tylko wieża ZSSW-30, ale też np. power-pack z poznańskiego WZM. Prace nad pojazdem przyspieszają. Na ubiegłorocznym MSPO zaprezentowany model/przedprototyp Borsuka. Pojazd przechodzi intensywne próby, i ma szansę wejść do seryjnej produkcji w latach 2021-22. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, w ramach programu Borsuk HSW będzie miała szansę zbudować nawet ponad tysiąc tego typu wozów, uwzględniając nie tylko podstawową wersję BWP, ale też jakże potrzebne wozy rozpoznawcze na podwoziu gąsienicowym, czy moździerze samobieżne. Dla HSW oznacza to stabilizację produkcji na kilkadziesiąt nawet lat. Huta Stalowa Wola dostarcza moździerze Rak na podwoziu kołowym, opracowała też wariant na podwoziu gąsienicowym. Fot. Jerzy Reszczyński

Z wyposażeniem batalionów zmechanizowanych/zmotoryzowanych wiąże się kolejny program, jaki w 2016 roku wszedł w fazę realizacji. W kwietniu tegoż roku podpisano wartą prawie miliard złotych umowę na dostawy elementów Kompanijnych Modułów Ogniowych systemu moździerzy samobieżnych Rak na podwoziu kołowym (KTO Rosomak). Chodzi o 64 moździerze oraz 32 wozy dowodzenia. Moździerz 120 mm Rak, to pierwszy tej klasy system w Wojsku Polskim. Dysponuje zaawansowanym systemem kierowania ogniem, i docelowo będzie mógł razić cele na maksymalnym zasięgu ponad 10 km. Może osiągać gotowość do działań w krótkim czasie, i szybko opuszczać stanowiska ogniowe.

Wojsku dostarczono już trzy kompanijne moduły ogniowe, a do końca roku otrzyma jeszcze czwarty. Pod koniec ubiegłego roku zakontraktowano też wozy remontu uzbrojenia, wchodzące w skład modułów, na finalizację czekają też kontrakty na wozy amunicyjne i rozpoznania.

W HSW opracowano też wariant gąsienicowy M120G, oparty na podwoziu z rodziny LPG. Przeszedł on badania kwalifikacyjne. Na razie jednak zarówno zamawiający, jak i producent skupiają się na wprowadzaniu moździerzy na podwoziu kołowym. Nie jest wykluczone, że – podobnie jak w wypadku Rosomaka – moździerz zostanie zunifikowany z bazowym pojazdem nowo wyposażanych batalionów, czyli – właśnie BWP Borsuk.

Czytaj też: "Offset w systemie Wisła jest realny". Płk Marciniak w programie SKANER Defence24

Innym strategicznie ważnym programem, w którym znaczący udział HSW SA jest przewidziany, jest program Wisła, mający wyposażyć polskie wojsko w system obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej. Program ten, po zawarciu umów międzyrządowych pomiędzy Polską a USA, wchodzi już w fazę realizacji. Dla HSW SA przewidziano w nim rolę m.in. wykonawcy elementów wyrzutni rakiet oraz pojazdów będących nośnikami poszczególnych jego systemów, a także produkcję specjalistycznych kontenerów dla stanowisk dowodzenia, kierowania ogniem, łączności itp. Tę część produkcji ma wykonywać spółka , którą – głównie pod kątem tego programu – HSW SA nabyła, wespół z PIT-RADWAR, w marcu 2016 r. Dla spółki AUTOSAN na razie głównym źródłem przychodów jest produkcja autobusów, głównie na rynek cywilny, oraz produkcja kontenerów szczelnych elektromagnetycznie dla wojska. HSW miała też odgrywać kluczową rolę w programie artylerii rakietowej Homar, który ma na celu opracowanie i wdrożenie, we współpracy z partnerem zagranicznym, systemu artylerii rakietowej o zasięgu do 300 km. W trwającym od 2015 roku postępowaniu pełniła najpierw funkcję lidera konsorcjum, następnie po przejęciu tej roli przez PGZ miała odpowiadać za koordynację prac nad całym systemem oraz prowadzenie dostaw. W lipcu MON poinformował jednak o zmianie formuły programu, zamknięciu wcześniejszego postępowania i rozpoczęciu rozmów ze stroną amerykańską w sprawie nabycia systemu HIMARS na drodze umowy międzyrządowej (FMS). Jak poinformował niedawno Defence24.pl resort, analizowane są jednak różne warianty pozyskania zdolności rażenia na dalekich odległościach, ostateczne decyzje więc nie zapadły.

Pojazd Baobab-K prezentowany na MSPO 2016. Fot. Defence24.pl.

Huta Stalowa Wola rozwija też inne produkty z myślą o wprowadzeniu do SZ RP. Jednym z nich jest Pojazd Minowania Narzutowego Baobab, opracowany z wykorzystaniem rozwiązań systemu Kroton, używanego w niewielkiej liczbie w Wojsku Polskim. Pojazd jest osadzony na podwoziu Jelcza, i wyposażony w sześć narzutowych miotaczy min MN-123. Warto wspomnieć, że podobne rozwiązania są uznawane za szczególnie przydatne w działaniach obronnych i opóźniających przeciwko formacjom pancernym i zmechanizowanym, gdyż w krótkim czasie pozwalają „zablokować” za pomocą min przeciwpancernych duży obszar. Obecnie w Inspektoracie Uzbrojenia trwa postępowanie, w którym uczestniczy konsorcjum HSW (lider) Jelcz Sp. z o. o., Bydgoskie Zakłady Elektromechaniczne BELMA S.A. oraz Wojskowy Instytut Techniki Inżynieryjnej. Innym ważnym produktem jest wyrzutnia rakietowa Langusta 2, będąca rozwinięciem systemu używanego w Siłach Zbrojnych RP. Wyrzutnie tego typu mogą powstawać poprzez modernizację systemów BM-21, RM-70 jak i standardowych Langust, czyli WR-40. Są osadzone na większym podwoziu (Jelcz 8x8), obok Topaza dysponują nowymi systemami sterowania uzbrojeniem oraz odpalania rakiet, i wreszcie automatycznym systemem przeładowania, pozwalającym na szybkie powtórzenie drugiej salwy rakiet 122 mm. Na razie system ten jest propozycją dla resortu obrony. W HSW trwają też zaawansowane prace nad haubicą samobieżną Kryl na specjalnie opracowanym podwoziu kołowym Jelcz 663, która przeszła już szereg prób. Ten system przeznaczony jest między innymi dla brygad KTO i dywizyjnych pułków artylerii. Podobnie jak Krab ma lufę o długości 52 kalibrów, i może razić cele na odległościach 40 km, ma też zaawansowany system kierowania ogniem. Konstrukcja Kryla powoduje, że w seryjnej produkcji powinien być tańszy, niż Krab, będzie to też bezpośredni następca haubic Dana zbudowanych w byłej Czechosłowacji i używanych dziś przez artylerzystów. Decyzje o ewentualnych zamówieniach Kryla leżą jednak w rękach MON.

… i inwestycje

Zasadnicza restrukturyzacja HSW SA określana jest czasami jako „powrót do COP-owskich korzeni”. HSW, dzięki zamówieniom MON na nowe systemy dynamicznie zwiększa produkcję, co wymaga odpowiednich nakładów inwestycyjnych. Kolejnymi krokami stały się rozpisane na wiele lat programy modernizacyjne zwiększające potencjał techniczny i technologiczny firmy. Polegają na modernizacji lufowni i wyposażeniu jej w zdolność do wytwarzania luf artyleryjskich w przedziale kalibrów od 30 do 155 mm i o długości do ponad 8 metrów, rozbudowie zaplecza konstrukcyjno-technologicznego i badawczego, a także na budowie nowego kompleksu produkcyjnego, w którym będą prowadzone najbardziej skomplikowane prace spawalnicze.

Przed końcem roku w tej hali ma rozpocząć pracę nowoczesna, zrobotyzowana linia spawalnicza, na której będą powstawać podwozia PK9 i korpusy wież sh Krab oraz, w przyszłości, korpusy nowego BWP Borsuk. Fot. Jerzy Reszczyński

Celem tej ostatniej inwestycji jest możliwość wykonywania pełnego cyklu technologicznego produkcji korpusów podwozi haubicy Krab, opartych na licencyjnym wzorcu K9, a także – planowanych już przyszłych wyrobów. Licencję na podwozie, które może być stosowane także w innych systemach uzbrojenia, HSW pozyskała w grudniu 2015 r., Obecnie trwa intensywny proces przygotowywania się do uruchomienia produkcji podwozia. Jest on poprzedzany wykonywaniem, w celach szkoleniowych, montażu podwozi dostarczanych w częściach przez licencjodawcę.

Na tej zrobotyzowanej linii spawalniczej, jednej z najnowocześniejszych w Europie, będą powstawać także, najprawdopodobniej, korpusy wież bezzałogowych ZSSW-30. Nowa linia spawalnicza będzie też wykorzystywana do seryjnej produkcji BWP Borsuk.

Inwestycje, przede wszystkim w lufownię oraz w nową linię spawalniczą są więc kluczowe dla realizacji chyba najważniejszych zaplanowanych przez Hutę programów: bojowego wozu piechoty i jego uzbrojenia (ZSSW-30) oraz systemu Regina/Krab. Dają też potencjał wykorzystania w wielu innych obszarach. Przykładem jest może okazać się choćby nowego systemu przeciwlotniczego dla mobilnych wojsk lądowych, który mógłby zostać oparty o armaty 35 mm. Nie ulega wątpliwości, że armia potrzebuje takiego systemu, nie tylko do zwalczania samolotów i śmigłowców, ale też dronów, czy wreszcie pocisków artyleryjskich rakietowych i moździerzowych (C-RAM). Prace analityczne w tym kierunku są prowadzone przez wojsko.

Przyszłość

Obecna Huta Stalowa Wola SA zatrudnia ok. 760 pracowników, a cała Grupa Kapitałowa HSW, w skład której wchodzą m.in. Huta Stalowa Wola SA oraz spółki w pełni konsolidowane, HSW - Wodociągi sp. z o.o. i Jelcz sp. z o.o. – 1407 osób. Wynik finansowy spółki za rok 2017 był znacznie lepszy od prognoz sprzed 2-3 lat. Grupa uzyskała przychody ze sprzedaży w wysokości 858 mln zł i wypracowała zysk z działalności operacyjnej w wysokości 46,47 mln zł. Na rok 2018 planuje się sprzedaż na poziomie przekraczającym już miliard złotych.

Po 80 latach można śmiało powiedzieć, że Huta Stalowa Wola po wielu historycznych zawirowaniach stopniowo staje się zakładem kluczowym z punktu widzenia modernizacji Wojska Polskiego, a w szczególności Wojsk Rakietowych i Artylerii (co w zasadzie już ma miejsce) oraz jednostek zmechanizowanych i zmotoryzowanych. Jeżeli ambitne plany uda się zrealizować, to właśnie w HSW powstaną systemy uzbrojenia pozwalające na wycofanie z jednostek zmechanizowanych i artyleryjskich przestarzałego sprzętu, pamiętającego czasy Układu Warszawskiego.

Jerzy Reszczyński

MIĘDZYNARODOWY SALON PRZEMYSŁU OBRONNEGO - SERWIS SPECJALNY DEFENCE24.PL