1 SPIS i.ZAWARTOŚCI TECZKI — . 5ta\Ax& i(X\ć(i.

UkTjJtfS K

1/1. R elacja J k . 'h 15 . ^ - 3

1/2, Dokumenty (sensu slricto) dotyczące osoby relatora •- K -A ® , 5 4 ’ KO

1/3. Inne materiały dokumentacyjne dotyczące osoby relatora -— ^

II. Materiały uzupełniające relację v K . I--' 5 - & ■

lll/ l - Materiały dotyczące rodziny relatora —'

fll/2 - Materiały dotyczące ogólnie okresu sprzed 1939 r.

111/3 — Materiały dotyczące ogólnie okresu okupacji (1939-1945) - _

1(1/4 - Materiały dotyczące ogólnie okresu po 1945 ^

111/5 - in n e ...------

IV. Korespondencja J

tCf/rfópCAv

.... <.A.A -lS ......

V. Nazwiskowe karty informacyjne

VI. Fotografie

2 I 3 Archiwum Pomorskie Armii Krajowej TORUŃ -Piekary 49.

1 » Dane Osobowe. 1*Godlewicz Stanisława-4.1 o. 1964- Godlewicz,Kaźmierowska Stanisława. 2.Dn. 14.12. 1913 Kazimierz-biskupi pow, Słupca. 3.Jan-Józefa z domu Bielik-matka przy mężu,ojciec rządcą w majątku. 4 .62-2oo-G-niezno- te l. 2. Dane środowiskowe. 1. Szkoła Powszechna ukończona w 1929 roku. Prywatne Semin.Naucz. Sióstr Niepokalanek w Wirówie 193o-1932. Państwowe Semimarjum,Naucz, w Lublinie 1932-1935- matura. 2. Roczna, bezpłatna praktyka, w k l. Szkole Powsz w Sterdynia p. Sok- Podl. Rocznykontrakt w y k i. Szk. Z Powsz. w Ceranowie p. Sok- Podl. Nauczyciel stały w T.kl.Szk. Powsz. w Niecieczy pow. Sok-^odl.do 1945 r. 3. Od Szkoły Powsz. poprzez Seminaria Nucz. należałam i prowadziłam Z.H.P. i obozy , przeszłam Przysposobienie Wojskowe do Obrony raju, Czynny udział w Związku Nauczycielstwa Polskiego, ftturs Bibliotekarski 1,2.3 stopnia. 3. Udział w Kampanii Wrześniowej 1939 - Pracowałam jako nauczycielka we wsi Nieciecz p. Sok-Podllaski. Prowadziłam szkolenie i niosłam pomoc poszkodowanym w czasie działań wojennych,oraz organizowałam pomoc wysiedlonym z Poznańskiego. 4. Krotki życiorys " cywilny"_okresu lat 1939-1_947. Uczyłam we wsi Nieciecz. Miałam na utrzymaniu matkę.Jeden brat zawodowy iso? wojskowy poszedł na wojnę,dostał się do niewoli.Drugi brat wywieziony na roboty do Niemiec. Siostry przeżyły w Warszawie. Pensja płacona przez Inspektorat była barda? mała .Nauczyłam się roboty na drutach,za którą płacono mi produktami żywnościowymi. Tajnie uczyłam gdyż w GG-Sok-Podl. uczyłam jawnie narażając/się a zakazaną naukę h is to rii mogłam uczyć na języku polskim,a nawet na matematyce.

5 .Przebieg konspiracyjnej służby żołnierskiej w latach 1939-1945. 1 .Dnia 3 stycznia. 1942 r. do 8 stycz. 1944 r. w Ruchu Oporu-Armii Krajowej. 2.Przysięgę złożyłam Komendantce Hufca ZHP Sok-Podl. Adeli Kołodziejczyk 3. Zostałam łęczniczką p.s. " Stella".Podlegałam bezpośrednio Adeli Koło­ dziejczyk, jako Komendantce grupy łączniczek,a pośrednio Szefowi Oddziału V-Łączności Wewnętrznej Joachimowi Muklewiczowi-SztabuObwodu Sok-Podl. /"Sęp"-"proso"/, Mieszkanie moje było punktem kontaktowym i skrzynką pocztową z którego korzystał Szef Dywersji Obwodu mjr.Franciszek Pieniak ps."Przebój", oraz dowódca specjalnejgrupy dywersyjnej "WichuraOleksiak. 4. Przenosiłam i przewoziłam korespondencję konspiracyjną do punktów odbiorczych na terenie Os;rodka i Obwodu sokołowskiego. Udziału w akcjach nie brałam-musuałam zachowaę pozory i uczyów szkole; ale znane mi były wszystkie akcie chłopcdw z mojego i okolicznego Obwodu.WeWszystkich poczynaniach miałam stały kontakt z kol. Stanisła-

4 Stanisławem RybiAskim z Wierzbic Ośrodka "Ryś” Gm. Repki,którego miesz­ kanie też było skrzynką kontaktową Łączniczek. ;. W 1943 r. latem była łapanka w Niecieczy,przed którą 12 partyzantów opuściło moje mieszkanie/nocleg/ .Szli na akcję.Został tylko mój brat fryzjey.,który ich strzygł i golił.Spał gdy Niemcy wpadli do mieszkania. Zdążyłam rewolwer spod jego poduszki zanieść do matki pod pierzynę. Jej nie ruszali-chora staruszka,Nas wzięto na zbiórkę,Przy selekcji,brata w-sa; wsadzono do ciężarówki.Kiedy wsiadał,zjawiła się matka,wołając do syna. Niemiec odepchnął ją i uderzył.Przewróciła się.Ja podbiegłam na pomoc matce.Chwycono mnie za ręce i wsadzono do samochodu.Zawieziono mnie do przejściowego więzienia w Sok- Podl. Szykowano tiransport do Treblinki. Akowcy przystąpili do akcji przez wysiedlonego powstańca Wlkp, Ks. Prof. Witolda Gronkowskiego.Miałam uciekaćna ul Lipowej.Tak się stało. Wróciłam do Szkoły do Niecieczy, Dnia 9 sierpnia w 1944 roku na tereny sokołowskie wkroczyło^ Armia Czerw. Działalność konspiracyjna została przerwana. Nadal uczyłam w szkole w Nieciegzy. Dnia 8 stycznia 1945 r. zostałam aresztowana w nocy przez pracowników U.B. Osadzona w ciemnej piwnicy na 42 dni,Tej samej nocy aresztowany był wyżej wspomniany St. Rybinski-wsadzony do karceru,Była też w piwnicy A. Kołodziejczyk i kr. Wycech. Przesłuchania odbywały się nocą. Po zrobieniu nas "bandytami" Wojskowy Sąd połowy dyw. Kościuszkowskiej skazał mnie na 4 lata więzienia.,komen­ dantkę łączniczek na 6 la t, a łączn Kr, Wj^ech na 2 lata. , Po upełnomocnieniu się wyroku kol. St. Rybińskiego wywieziono doZISrj^a— za Ural,a ja wraz z A.Kołodziejczyk i Kr. Wycech zostałyśmy zawiezione do więzienia karno-Śledczego w Siedlcah^,gdzie byłyśmy do28 września-amnestii. Wróciłam do Szkoły w Niecieczy,gdzie byłam do końca roku szkol. Przeniosłam się 12 wrześ.1946 r, do Gniezna do 7 k l, Szk. Podstawoej nr4.Urząd Bezpieczeństwa z Sok, Podl. szybko przekazał moje dokumentyjdo U.BpW Gnieźnie.Toteż w 1949 r. i 1953 r. przeprowadzono w moim t miesz­ kaniu rewizję. Mimo,że z zapałem oddałam się pracy zawodowej i wychowawczej odebrano mi prowadzenie drużyny harcerskiej i przeniesiono do Izdebna pow. Międzychód. Nie objęłam tam pracy gdyż zachorowałam,a będąc w Szpitalu otrzymałam zwolnienie z zawodu nauczycielskiego. Jako bezrobotna / i,5-/ z trudem otrzymałam pracę jako kasjerka w M.H. M., gdzie po sprawdzeniu karalnośsi znów zwolniono .nie z pracy. Dopiero w 1956 r, wróciłam do zawodu naucz, do szk nr 4. Pracowałam społecznie-otrzymywałam nagrody.W związku Naucz. Pols. byłam skarbnikiem w Sekcji Smer, Naucz.

vD i .W 1951 r. zmarła moja matka.,później zmarli bracia.którzy wrócili z Niemiec. W 1964 r wyszłam zamąż,a w 197o r. przeszłonna emeryturę.Po śmierci męża w 1983 r, wstąpiłam do ZBOW. gdzie byłam w kom. só>cjal.,a do chwili obecnej, j estemuisekretarzem i kronikarzem w kole nr. 3. W 4988 r. kiedy powstał Światowy Zw. Żołnierzy Armii Krajowejbyłam sekretarzem i kronikarzem,oraz w kom. socjal. w jego pierwszej kadencji, Obecnie członkiem koła. Odznaczenia: Złoty Krzyż Zasługi-649-73-433. Krzyż Armii Krajowej-33537-Londyn. Krzyż Partyzancki-1990 Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski-2669-84-22. Medal Wojska 35758-Londyn Medal Postępu Pedagogicago 1971. 5 Medal Komisji Edukacji Narodowej1986. Po wyjściu z więzienia,w krótkim czasie nawiązało ze mną kontakt Soło b. członków naszego zgrupowania " Sęp- Proso" w większości znajdowali się w Warszawie. Tam też jeździłam na zebrania,płaciłam składki,brałam udział w poświę­ ceniu pomnika w Jagodniku, taiaxx,oraz tablicy zmarłych^ pomordowanych w Sterdyni,odsłonięciu głazu na rynku w Sterdyni na który posłałam piąniądze,byłam na nadaniu im. Szkole w Czekanowie gdzie zginął mjr. "Socha". Bywałam na "opłatku Żołnierskim",gdzie wręczono mi Krzyż Armii Krajowej i Medal Wojska z Londynu. , Po powołaniu koła A.K. w Gnieźnie zerwałam z kołem AK w Warszawie. Po śmierci męża w 1983 r. wstąpiłam do Ą^Bowidu. Uprawnienia tam otrzymane były dla mnie dużą pomocą finansową ze względu na "stary p o rtfel". Przejścia wojenne i więzienne,przebyte 6 operacji,oraz z biegiem lat utrata wszystkihh oscib bliskich nie zostawiły mnie w całkowitej samotności,bo mam jeszcze życzliwych kolegów ze Związku Kombatant, i Związku Aś K, A że jestem jeSzcze czynna społecznie /81 lat/ zaw­ dzięczam opiece dyrektora Szpitala Wojew. w Gnieśnie-członka Zw. AK który nie daje mi umrzeć.

Zebrała i uzupełniła aktami xsero, oraz wycinkami z Gazety Siedleckiej: Stanisława Godlewicz-Ka^mierowska. Gniezno,dn

6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 Poznań, dnia 2/1 Masir

WOJEWODA WIELKOPOLSKI

Z okazji

Dnia Więźnia Politycznego

ZAPRASZAM

Szanowną Panią

na spotkanie Kombatantów

w dniu 4 kwietnia 2001 roku, o godz. 12:00

w sali konferencyjnej

Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego w Poznaniu

przy al. Niepodległości 16/18

W czasie uroczystości zostanie wręczony dyplom honorowy

podpisany przez Prezesa Rady Ministrów Rzeczypospolitej Polskiej

- Jerzego Buzka, potwierdzający nadanie Szanownej Pani

zaszczytnego tytułu

„ Weterana Walk o Wolność i Niepodległość Ojczyzny ”

al. Niepodległości 16/18, 61-713 Poznań, tel. (0-61) 851-55-66, fax 852-73-27, tlx 0413731 16 Poznań, dnia 2_/l rtasrcci' ‘ŁOO/1 /;

WOJEWODA WIELKOPOLSKI

Z okazji

Dnia Więźnia Politycznego

ZAPRASZAM

Szanowną Panią )

na spotkanie Kombatantów

w dniu 4 kwietnia 2001 roku, o godz. 12:00

w sali konferencyjnej

Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego w Poznaniu

przy al. Niepodległości 16/18

W czasie uroczystości zostanie wręczony dyplom honorowy

podpisany przez Prezesa Rady Ministrów Rzeczypospolitej Polskiej

- Jerzego Buzka, potwierdzający nadanie Szanownej Pani

zaszczytnego tytułu

„ Weterana Walk o Wolność i Niepodległość Ojczyzny ”

al. Niepodległości 16/18, 61-713 Poznań, tel. (0-61) 851-55-66, fax 852-73-27, tlx 0413731 17 18 19 ilfca miesięcy temu na ta­ dant wojenny, zwany popularnie dWorcu kolejowym w Krzywdzie. mach „Tygodnika” opubli­ „kamandir”. W pamięci, ożywały Właśnie wtedy jako łączniczka kowałem artykuł mówiący o nam słowa wypowiedziane prze;- miałam się z nim spotkać przed Klasach Heleny W. wię/ionej sowieckiego we dsiennikąBca Cftari- budynkiem dworcowym. Poszłam wczesnych latach pięćdziesiątych toiia, członka radzieckiej party­ cio krzywdy. We wsi podeszła do w łukowskim ares/cie za rzeko­ zantki słynnego na tym terenie mnie mała dziewczynka wręcza­ mą antypaństwową działalność. W „Serafina” : „Siewodnia my dru?* jąc mi kartkę, na której znajdo­ późniejszych rozmowach z boha­ ja — zswtra wrsgi”. wał się tekst „Dworzec otoczony. terką wspomnianej publikacji do­ Żołnierze radzieccy wędrowali Jdjłt# zabrany. Cofnij się!" Uda­ wiedziałem się, że nie była tn je­ od chaty do chaty, e/asecn aro­ jąc spokój okrążyłam więc '.obu­ dyna w jej życiu kara za niewin­ ganccy i wulgarni, czasem dob­ dowania, udając przypadkowego ność. Losy Heleny W. (na je j pro­ roduszni. Żądali wrzątku i zale­ przechodnia i skierowałam się z śbę nadal zachowuję anonimo­ wali nim herbatę nieraz nasypa­ powrotem do domu. wość) zafascynowały mnie tak ną dosłownie do ... nocników. Za­ co stało się % „CoTo”? Wy­ bardzo, że postanowiłem dop:sać pijając się tym „czajem”, gry ;ąc emigrował do Szwecji. Do do swego artykułu ciąg dalszy... kostki cukru i delektując się mię­ tego kraju trafił# również a właściwie poprzedni, bowiem tową pastą do zębów , którą uwa­ Awspomniana przeze mnie Helena chciałbym tera/ wraz * bohater­ żali za największy pr*.y?mak. roz­ Witrjiaknwa, żona znanego par­ ką popraednipgr* artykułu eofnąć taczali w izję życia w Soczi- gdz'« tyzanta z okolic Lublina Kayimie- się do roku 1944. Roku widziane­ co roku były ..zawody t:monóW” ... rrs Wit rylska. go i perspektywy łączniczki AK. W parku, na drogach, sreeztą iew sząd dochodsily mnie słu­ działającej na terenie byłego po­ gdzie popadło, organizowano wie­ chy o strasznych samosądach. W y­ wiatu łukowskiego. ce w tak ®bcym nam duchu. Prre- starczyło rzucić na kogoś pódej- Ze wspomnień łączniczki

rżenie, że wysługuje się komuni­ stom i ... Nie wiem, Czy będę tu ścisła w danych czasowych, prze­ Byliśmy „bandytami” cież to już tyle lat minęło, ale chyba pod koniec 1944, czy też w początkach 1945 doszła nas wieść Pierwsze dni sierpnia 1944 mówienia w języku pośyjskim a zabiciu przez swoich ,K araba” Pamiętam to jak dziś... Krótka przeplatały się z ro.sporządzenia­ z rejonu ..jedynki”. ..Korab” dzia­ odprawa partyzancka. Komen­ mi nowych władz uznawanych łał w najbliższym otoczeniu „O- dant AK rejonu ..piątego” — przez nas za pseudopolskie. Da­ stoi” Był synem nauczycielki. Na­ zgrupowania łukowskiego — leko idące obietnice dla 'hłopów. zywał się Tadeusz Miatkowski. „Tadeusz” ogłasza mobilizację. przekleństwa na „parnie-. czi- Do dziś stoi mi w oczach jego wy­ Otrzymujemy rozkaz natych­ ków”, dużo słów o przyjaźni i soka postać i twarz o lekko skoś- miastowego wymarszu na po­ wspólnie przelanej krwi, apele o nawycb oczach. W myślach nazy­ moc walczącej Warszawie. wstępowanie do ludowego wojska wałam g ..Kmice”. Pamiętam Zbiórka w pełnym rynsztun­ i przestrogi przed ..bandytami?. moje pierwsze z nim spotkanie. ku o godzinie 24,00... Ostatnie Bandytami byliśmy właśnie my Przyjechał do nos ze swym od­ przygotowania... Z dumą wkła­ — „akowcy”. Dawano nam obiet­ działem. Zasiadł do pianina i .za­ dam — jakże twarzową — fura­ nice: „Jeżeli zdac!e broń i ujaw­ grał „Jeszcze Polska nie zginęła” żerkę ze srebrnym orzełkiem. nicie się, wasze winy «nstoną ... A tu obok stacjonowali czaso­ Szyłyśmy te furażerki własnorę­ zmazane”. Winy ... Co za perfi­ wo żandarmi niemieccy. My mlo- cznie. pod fsch-wym -kiom pani dia! dsz* dziewczyny patrzyłyśmy na Heleny W itrylakowej z Burca. Tymczasem odezwała się wre-z- „Koraba” jak na półb ga... 1 na­ Szyłyśmy dla sieb;e i dla chłop­ eie nasza „góra” . ,,Nie ujawniać gle .... Kolka lat ... Taka wiado­ ców. Na rogach m;m brązowe s:ę! Obowiązuje bardzo głęboka mość. ..Nosz” Korab — nic żyje buty z cholewami, osobiście prze­ konspiracja”. W jej ramach zosta­ Posadzony podobno o zwadę, do ze mnie ..zarekwirowane-’ w jed­ ła zorganizowana w S edliskach, dziś dnia p/e wiem:, słuszni* czy nym z okolicznych majątków, Re­ w g-spodarsiwie leżącym na ubo­ nie. został zastrzelona ręką sztę umundurowania stanowią czu wsi, fajna drukarnia. I znów współtowao-.ysza... Ja nifldy nie bryczesy, bluza, krótka br ń i wy­ nocne wędrówki. Składaliśmy przyjęłam do wiadomoSoi. że Ta­ pchany piecyk. Niesiemy także teksty „ku pokrzepieniu f-erc” u- dek mógł się czymkolwiek spla­ dużą ilość środków sanitarnych. łótki przeciw ujawnianiu się.. Pi­ mić. Do dziś na przekór wszyst­ Udzielanie pierwszej pomocy to saliśmy, że walka jeszcze sie nie kim złym głosom otaczam go mi­ przecież oowinność każdej dziew­ skończyła, że ..karta się odwróci”, tem rycerskości... Na jego grobie czyny. Nie na darmo chodziłyśmy że rząd londyński zadziała, że Za­ na cmentarzu łukowskim składam nocami do Burca na kursy sani­ chód nie dopuści do władzy ko­ co roku kwiaty i zapałam lampkę tarne prowadzone przez doktora muny w Polsce. Naprawdę głębo­ ... Był i pozostanie dla mnie bo­ Musiatowicza... Dlaczego się uś­ ko w to wierzyliśmy. haterem. miecham? Przypomniałam sobie, Okazało się jednak, że nie Wybiegłam myślami w przysz­ jak uczył nas na przykład robie­ Wszyscy, W naszćh śzeregaćK za­ łość... A le w moim opowiadaniu nia zastrzyków... czął siej rozłam. Część pozostała znów trzeba cofnąć się do roku O północy zeszliśmy się w kom­ wierna dawnym ideałom, cześć 1944. najdziwniejszej przeszłości. plecie. Godziny wyczekiwania... natomiast zdawała broń, ujawnia­ Pófcą jesionią na rozkaz komen­ Czas dłuży się niesamowicie. Pa­ ła Się. szła do ludowego wojska. danta naszej „piątki” zakopałam li nas gorączka marszu i walki. To jeszcze było zrozumiałe, gorzej w ogródku dothku, gdzie miesz­ Przecież mamy p^móc krwawią­ gdy trafiały się wypadki zdrady i kałam, umieszczone w butelce cej stolicy... Nie myślało się wte­ wstępowania do tzw. resortu, ważne dokumenty naszego od­ dy o niepokoju rodzin, o czeka­ czyli Urzędu Bezpieczeństwa. Z działu, m. in. spis ..zaprzysiężo­ jących nas trudach.... Tego, co przerażeniem dowiedziałam się. że nych”. Obok butelki zakopałam działo się w sercach, tej chęci do owego „resortu” wstąpił kole­ swą broń. Robiłam to w nocy, czynu nie da się teraz opowie­ ga O. — sanitariusz naszego od­ świadoma ryzyka, bo przecież na dzieć. I ... Nie da się opisać szoku, działu. Dzięki temu „koledze’ parterze budynku mieściła się jakiego doznaliśmy wszyscy, kie­ bardzo dużo przecierpiałam, ale kwatera radzieckiego komendan­ dy nagle zamiast rozkazu: to trochę dalsze dzieje... ta wojennego, a okna jego poko­ „Marsz” — przyszedł rozkaz „Ro­ W rezultacie owych rozłamów ju Wychodziły wprost na ogró­ zejść się”. Nikt nie rozumiał tej (jakże słaby charakter mają nie­ dek. ..Kamsndir” nazywał się decyzji. Uważaliśmy, że to po pro­ raz ludzie) zostaliśmy zmuszeni Iwan Darmiennk. Był to typowy stu przesunięcie terminu, że ju­ do zawieszenia tajnej działalności, kozak doński, pełen dzikich po­ tro... za dwa dni... Niestety... Do w każdym razie na pewien czas. rywów i Wewnętrznych sprzecz­ dziś zadaję sobie pytanie „dlacze­ Rejony działania AK łączyły się. ności. Czułam do niego dziwną, go” ? I do dziś nie znam prawdzi­ Nasza „piątka” miała być wcielo­ nawet jak na ..akowca” niena­ wej odpowiedzi. na do łukowskiej „jedynki” , tak wiść. Bałam się go. Na moje nie-20 otem? Potem wypadki po­ się jednak nie siało. Ogólnie mo­ * ’ częśe> zaś zapałał on do mnie P toczyły sie lak lawina, zc~ gę powiedzieć, ż* w oreanizacii żvwiOłowvm iic7iic’>m. Rzucał mi rżenie, że wysługuje się komuni­ stom i ... Nie wiem, czy będę tu śc sla w danych czasowych- prze­ Byliśmy „bandytami” cież to już *yie lat minęło, ale chyba pod koniec J944, czy też w początkach 1945 doszła nas wieść Pierwsze dni sierpnia 1944 — mówienia w języku rcsyjsk'm o zabiciu przez swoich „Koraba” Pamiętam to jak dziś. . Krótka przeplatały się z ro. porządzenia- z rej -nu . jedynki”. „Korab” dzia­ odprawa partyzancka. Komen­ nał nowych władz., uznawanych łał w najbliższym otoczeniu „O- dant AK rejonu ..piątego” — przez nas za pseudop^lskie. Da- stoi” Był synem nauczycielki. Na­ zgrupowania łukowskiego — teko idąc? obietnice dla 'hłopów. zywał się Tadeusz Miatkowski. „Tadeusz" ogłasza mobilizację. przekleństwa na „pam :er:czi- Do dziś stoi mi w oczach jego wy­ Otrzymujemy rozkaz natych­ ków”, dużo słów o priyisżni i soka postać i twarz o lekko skoś- miastowego wymarszu na po­ wspólnie przelanej krwi, apele o nawych oczach. W mvślach nazy­ moc walczącej Warszawie. wstępowanie do ludowego wojs-a wałam. g „Kmicic”. Pamiętam Zbiórka w pełnym rynsztun­ i przestrogi pr ed ..bandytami’. moje pierwsze z -nim spotkanie. ku o godzinie 24,00... Ostatnie Bandyts mi byliśmy właśnie my Przyjechał do nas ze swym od­ przygotowania... Z dumą wkła­ — „akowcy". Dawano nam obiet­ działem. Zasiadł d > pianina i za­ dam — jakże twarzową — fura­ nice: „Jeżeli zdae!e broń i ujaw­ grał „Jes:cze Polska nie zginęła” żerkę ze srebrnym orzełkiem. nicie się, wasze winy znsfcną ... A tu obok stacjonowali czaso­ Szyłyśmy te furażerki własnorę­ zmazane”. Winy ... Co za perfi­ wo żandarmi ni«m'eccy. My mło­ cznie, port fechowym okiem pani dia! dsze dziewczyny patrzyłyśmy na Heleny Witrylakowej z Burca. Tymczasem odezwała się wre.-z- „Koraba” jak na półb.ga... 1 na­ Szyłyśmy dla sieb:e i dla chłop­ eie nasza „góra” . „Nie ujawniać gle ... K!!ka lat ... TaV« wiado­ ców. Na rogach m m brązowe s'ę! Obowiązuje bardzo głęboka mość. „Nasz” Korab — nie żyje buty z cholewami, osobiście prze­ konspiracja” . W. jej ramach zosta­ Posądzony podobno o zdradę, do ze mnie ..zarekwirowane” w jed­ ła zorganizowana w S:edtŁs’:*ch, dziś dnia p.e wiem:, słuszni*' czy nym z okolicznych majątków. Re­ w gospodarstwie leżącym na ubo­ nie. został zastrzelony ręką sztę umundurowani stanowią czu wsi, fajna drukarnia, t znów współtowarzy#za... Ja n’ędv nie brycza-y, bluza, krótka br-- ń i wy­ nocne wędrówk:. Składaliśmy przyjęłam do wiarlomośz'. że Ta­ pcha ny plecak. Niesiemy także teksty „ku pokrzepieniu setć” u- dek mógł się czymkolwiek spla­ dużą. ilość środków sanitarnych. lotki przeciw ujawnianiu sie.. Pi­ mić. Do d •. ś na przekór wszyst­ Udzielanie p:erwszej pomocy to saliśmy, że walka jeszcze sie nie kim złym głosom otaczam go mi­ przecież powinność każdej dziew­ skończyła, że „karta się odwróci”, tem rycerskości... Na jego groble czyny. Nie na darmo chodziłyśmy że rząd londyński zadziała, że Za­ na cmentarzu łukowskim składam nocami do Burca na kursy sani­ chód nie dopuści do władzy ko­ co roku kwiaty i zapalam lampkę tarne prowadzane prze?, doktora muny w Polsce. Naorawdę głębo­ ... Był i pozostanie dla mnie bo­ Musiatowicza... Dlaczego się uś­ ko w to wierzyliśmy. haterem. miecham? Przypomniałam s*nbie, Okazało się jednak, że nie Wybiegłam myślami w przysz­ jak uczył nasi na przykład robie­ Wszyscy. W naszch szeregach za­ łość... A le w moim opowiadaniu nia zastrzyków... czął rozłam. Część pozostała znów trzeba cofnąć się do roku O północy zeszliśmy się w kom­ wierna dawnym ideałom, cześć 1944, najdziwniejszej przeszłości. plecie. Godziny wyczekiwania... natomiast zdawała broń, ujawnia­ Późną jes-enią na rozkaz komen­ Czas dłuży się niesamowicie. Pa­ ła się. szła do ludowego wojska. danta naszej „piątki” zakopałam li nas gorączka marszu i walki. To jeszcze było zrozumiałe, gor’e.1 w ogródku domku, gdzie miesz­ Przecież mamy p^móc krwawią­ gdy trafiały się wypadki zdrady i kałam, umieszczone w butelce cej stolicy... N ie myślało sie wte­ wstępowania do tzw. resortu, ważne dokumenty naszego od­ dy o niepokoju rodzin, o czeka­ czyli Urzędu Bezpieczeństwa. Z działu, m. Sn. spis „zaprzysiężo­ jących nas trudach.... Teęo, co przerażeniem dowiedziałem się. że nych” . Obok butelki ^zakopałam działo się w sercach, tej chęri do owego „resortu” wstąpił kole­ swą broń. Robiłam to' w nocy, Czynu nie da się teraz opowie­ ga O. — sanitariusz naszego cd~ świadoma ryzyka, bo przecież na dzieć. I ... Nie da się opisać szoku, działu. Dzięki temu „koledze’ parterze budynku mieściła się jakiego doznaliśmy wszyscy, kie­ bardzo dużo przecierpiałam, ale kwatera radzieckiego komendan­ dy nagle zamiast rozkazu: to trochę dalsze dzieje... ta wojennego, a okna jego poko­ „Marsz” — przyszedł rozkaz „Ro­ W rezultacie owych rozłamów ju wychodziły wprost na ogró­ zejść się”. Nikt nie rozumiał tej (jakże slaby charakter mają nie­ dek. ..Kamsndir” nazywa? się decyzji. Uważaliśmy, że to po pro­ raz ludzie) zostaliśmy zmuszeni Iwan Darmiennk. Był to typowy stu przesunięcie terminu, że ju­ do zawieszenia tajnej działalności, kozak doński, pełen dzikich po­ tro... za dwa dni... Niestety... Do w każdym razie na pewien cza.?. rywów i Wewnętrznych sprzecz­ dziś zadaję sobie pytanie „dlacze­ Rejony działania AK łączyły się. ności. Czułam do niego dziwną, go” ? I do dziś nie znam prawdzi­ Nasza „piątka” miała być wcielo­ nawet jak na „akowca” niena­ wej odpowiedzi. na do łukowskiej „jedynki” , tak wiść. Bałam się go. Na moje nie­ otem? Patem wypadki po­ się jednak nie * ‘a!o. Ogólnie mo­ szczęścia zaś zapalał on do mnie toczyły się jak lawina, zo­ gę powiedzieć, że w organizacji żywiołowym uczuciem. Rzucał mi P stawiając nas, szeregowych zapanował chaos i dezorientacja. pod nogi naręcza kwiatów i prze­ ,.akowców” niejako z boku wy­ Co prawda jeszcze we wrześniu szywał gorącym spojrzeniem. U- darzeń, osaczając coraz bardziej mocno stało na nogach ugru­ eiekałam od niego i plułam jaw­ ponurymi dla nas wieściami. Z powanie w Woli Osscwińskiei na nie na jego kwiaty. Byłam obu­ bardzo mieszanymi uczuciami pa - czele z „C#To” (Kaczorowskim) rzona, że ten „ruski dzikus” śmiał trayliśmy na „biało-czerwoną” i Jeszcze trzymał się „Czarny Jó­ awrócić na mnie uwagę, na Pol­ ..czerwoną” powiewające na bu­ zie", jeszcze odzywał się „O m tt” kę, na żołnierza A K ! Najbliższe dynkach państwowych. Wó-lność nauczyciel spod Lwowa — Kazi­ dnie miały okazać, jak gorzka by­ czy nowa walka? Na wsiach moc mier* Piątkowski działający na ła ta uwaga... obcych nam mundurów. A na terenie Bystrzycy i Siedlisk... By­ O NKWD, o miłości kamattdira, nich... Zamiast „haokenkreuzów” ły to jednak ich ostatnie podry­ • zdrajcach z AK. o strzałach zza — czerwone gwiazdy. Najwyższą gi. Nifct chyba nie aha k>.=ów „Jó­ węrł.i — w następnym odcinku. władz* stał się radziecki kom en - zia”, którego „resort” osaczył na KRZYSZTOF STRZELECKI Ml- *1*1/IM! W I»lJ / Iłl47-

21 22 Wszystko ? — spytałam. A więc dobrze, pawiem dlaczego pfaezę. Mam wyrauty sumienia, że przeze mnie zginie niewinny człowiek. Z tym przeświadczenie® winy nigdy nie będę mogła być szczęśliwa.

„Czto zdzielać?” — zapyta} dziwnie bezradnie kozak. „Zwolnij tego mężczyznę”. „Kamandir” zatrząsł się: „Eto pristuplenije’’. Ale jeśli powiesz, że mnie kochasz, to... ,,'ja wa* lubi u1' — odpowiedziałam z dziką determinacją. Poderwa! się. „Paiłizan badiet zdies sa adin czas i nade mu udirat” (uciekać). Rzeczywiście równo po godzinie zjawił się „Orzeł”. Wyprawiam go pospiesznie z duma. W samą porę, bo za chwilę zjawił się Darmienok. Był zdenerwowany, ale kazał mi się szykować, bo wieczorem uczta za­ ręczynowa. Nie wiem, w jaki sposób ja I moja matka doczekałyśmy wieczora. „Kamandiiir” przez cały dzień * :.ę nie pokazywał. Chwilami myślałam, że to wszystko koszmarny sen.. Jednak wieczorem... Stół na­ kryty, na nim konserwy, pieczony drób i... kawior. Nawet czekolada. Na ucztę przyprowadzili mnie i mamę „bojcy”. Zaczęła się makabry­ czna uczta przy akompaniamencie gramofonu grającego ciągle te samą melodię „Czubczyk, Czubczyk kuczerawy”. Po pierwszym kieliszku, „narzeczony” opowiedział, jak zabił swoją żonę. bo była mu nie­ wierna. Przedtem jednak upił się na umór, bo na trzeźwo nie umie za­ bijać. Siedziałam jak martwa. Pod koniec przyjęcia Darmienok wziął mnie za rękę i poprowadził do swego pokoju. „Teraz czeka mnie noc przedślubna” — pomyślałam. 0 dziwo „kamandir” nie rzucił się na mnie, ale Męcząc kazał powta­ rzać: „Ja was Iwan Iubllu”. Ośmielona tym, że mnie nie napastuje, za­ częłam mu łagodnie tłumaczyć, że tak, ja go „lubliu” , ale u nas, po polsku „lubić” znaczy co innego. Lubię go, bo jest dla mnie dobry, lecz go nie kocham. Popatrzył dziko, uderzył mnie w twarz, chwycił’ za kark, rzucił na podłogę i z okropnymi przekleństwami wysko- ezył prze2 otwarte okno.

Nie eiheiałam wierzyć. Leżałam jak martwa, nie mogąc się po­ ruszać. Po pewnym czasie do pokoju weszła matka mówiąc, że Dar­ mienok pobiegł do rodziny Meloehów i zażądał wódki, upić się 1 mnie zabić. Dali mu tyle alkoholu, że zwalił się jak kłoda pod ławę. Póki jest nieprzytomny, muszę uciekać. Matka szybko spakowała mój plecak (ten z którym miałam iść „na Warszawę”), sama ukryła się. ja siadłam na przygotowaną przez państwa Meloehów furmankę i... I tak rozpoczął się mój żywot tułaczy. Kto mnie przyjmie,.. Furman skierował konia w stronę Adamowa...

Dalszy ciąg nasf^pt KRZYSZTOF STRZELECKI

23 ziś przedstawiamy trzecS — adeusz’’ miał wledy oko­ tylko jedna kobieta — ja. Rano tki, która była Polką. Ten „a- ostatni odcinek wspomnień ło 24 lat. Pochodził gdzieś sformowano z nas kolumnę i ob­ mułet” noszony na sercu urato­ Heleny W.. łączniczki AS z T z okolic Warszawy. Był stawionych gęsto przez żołnierzy wał go od śmierci. A więc on te­ Dbyłego powiatu łukowskiego. Pierwszym partyzantem, którego sowieckich, popędzono w stronę raz mnie — Polce — pomoże. Za Wspomnienia te ukazują lala poznałam już w 1941 r. Potem Lukowa, Ta droga wydawała się kilka dni słowa dotrzymał. By­ 1944 i 1915, lata, które nieraz bar­ właśnie u niego składałam przy­ być bez końca. Szturchańee. zim­ łam wolna. dzo dziwnie kierowały losami ju­ sięgę. Wysoki, bardzo przystojny no, deszcz. Jakoś wytrzymałam. Tylko ja. Moi współtowarzysze dzkimi. blondyn. Przyjeżdża! do nas z Nowym przeznaczeniem okaza­ powędrowali na Sybir. Wróciłam Burca, przeważnie konno. Jego ły się Szczygły Górne. Mężczyzn do domu. I choć przez dłuższy „Słowo — ukrywać się — nie­ postać zdawała się z koniem ulokowano w ziemiankach- na czas byłam traktowana przez sie v/ sebie niepewność, zagroże­ wręcz zrośnięta. Kwaterował, jak kartofle, mnie umieszczono w ja­ władze jak „czarna owca”, a ra­ wspomniałam, w Burcu u rodziny kimś kurniku, kolo którego posta­ nie, strach... Tych uczuć doznałam czej „czarna reakcja”, zaczęłam w całej pełni, uciekając przed względnie normalny żywot, Mój prześladującym mnie „kaman- 3 - - 2 ) udział w konspiracji był już nie­ direm”. Jechało się nie ,.do k:- Ze wspomnień łączniczki AK Off) możliwy. Znajdowałam się bo­ goś” , tylko ,,gdzieś” , nie było się wiem pod „troskliwą” obserwa­ oczekiwanym. Przeciwnie, stano­ cja. Ówczesny nasz komendant wiło się zło konieczne. Zdałam „Sęk” wolał mnie ,.n-a razie”, do sobie z tego sprawę stukając do niczego nie angażować. „Na razie” 'drzwi kilku znanych sobie d> przeciągnęło się na długo... dłu­ mów. I,udzie dowiedziawszy się, gom co mnie sprowadza — wpadali w popłoch. Tłumaczono mi, że w i e n i f t i i i KRZYSZTOF STRZELECKI pobliskiej aptece Darmienofc jest stałym gościem. Przyjeżdża po le­ karstwa, bo choruje wenerycznie. Kaniewskich. Tam właśnie znaj­ wiono wartownika z karabinem. Pomyślałam wtedy: Czyżby dla­ dowało się dość liczne zgrupowa­ Ow wartownik — żołnierz co pe­ tego był wobec mnie tak wstrze­ nie „akowców”. Pamiętam..... Ta­ wien czas do mnie -zaglądał i — mięźliwy? I druga myśl: Boże, deusz” tak pięknie grał na harmo­ zdawało mi sie — że widzę na je­ czego ja uniknęłam... Tak się jed­ nijce ustnej. Miał też ciepły, ni­ go twarzy współczucie. Byłam nak zawsze jakoś składało, że ski głos. Tak lubiliśmy, kiedy na zziębnięta i głodna. Żeby się tro­ moje młode przecież jeszcze ży­ zbiórkach leśnych śpiewał ,.Bo chę ogrzać, weszłam na małą dra­ cie obfitowało w nieszczęścia, w my chłopcy — Óst-ijacy...” . binkę opartą o ścianę i skuliłam których zawsze miałem trochę się na ostatnim szczeblu. Nagle Cień śmierci „Tadeusza” przez szczęścia. Paradoks! Nie, to były zajrzał mój strażnik. Rozejrzał fakty. długi czas towarzyszył naszym się bezradnie i przerażdnv krzy­ kominkowym wieczorom w leśni­ kną! „Jaj Bohu — odzierała!” Ufna w to swoje szczęście sta­ czówce. Leśniczowie znali prze­ Miał tak zrozpaczona m’ie. Ze nęłam przed nadleśnictwem w cież „Tadeusza” i bardzo go lu­ mimo woli się roześmiałam. Spoj­ Gułowie. Stanęłam — weszłam i... bili... rzał i westchnął z ulgą „Sława Zostałam tu na całych pięć mie­ Pod koniec lutego dostałam Bohu!” Potem wyjął z kieszeni sięcy. Państwo Gelinerowie oto­ wiadomość, że mój pobyt w leś­ kawałek czekolady i poda! mi. czyli mnie serdeczną opieką.. A t­ niczówce staje się niebezpieczny. WzJęłam. Tak bardzo chciało się mosfera domu była cudowrra. N i­ „Kamandir” szalał po okolicy, jeść... gdy nie zapomnę owych jesien­ ciągle mnie szukał. Istniały oba­ Na noc przeniesiono mnie do nych i zimowych wieczorów, kie­ wy, że mógłby odkryć miejsce ziemianki. Byłam szczęśliwa, że dy wszyscy domownicy groma­ mego ukrycia. Chwała Bogu, że jestem wśród swoich. Dostaliśmy dzili się przy kominku. Ciekawe mojej matce udało się wyjechać do jedzenia trochę zimnych klu­ dyskusje, wesołe a nieraz, tragi­ do wyzwolonej już Warszawy sek tak twardych, że można było czne opowieści. Pani Geltnerowa. Ale.. Zauważyłam że moi gospo­ chyba nimi gwoździe wbijać Na typowa polska matrona w najpię­ darze są już zaniepokojeni prze­ deser „skręty” — machorka w ga­ kniejszym tego słowa znaczeniu, ciągającym s:ę tak długo pobjstem zecie. Koledzy palili — skusiłam zostawiła przy kominku małe u- gościa. Na szczęście pomyśleli o się i ja. Po takim „papierosie” by­ roeze stoliczki leśnymi smakoły­ mej sytuacji koledzy z oddziału. ła oszełonr^na. zupełnie iak ni- kami. Siadała potem przy piani­ W początkach marca przyjechał jana. ale jeść się nie chciało. Tak nie i grała... Wsłuchani w muzy­ do leśniczówki jeden z partyzan­ rozooczął sie mój nałóg... ką zapatrzeni w płomienie, prze* tów i oznajmił, że przygotowano W nocy zaczęto mnie wzywać nosikśmy sią jakby do innego ży­ dla mnie kwaterę w Białej Pod­ na przesłuchania. Chodziło oczy­ cia. Nierealnego, pięknego. laskiej u „Felka”. W nowej kry­ wiście o AK. I znów zdarzył się Niestfetj*. to prawdziwe życie jówce spędziłam zaledwie kilka mój przysłowiowy łut szczęścia. dawało często znać o sobie. By­ dni. okazało sie bowiem, że Dar- Przesłuchujący mnie porucznik łam wstrząśnięta, gdy doszła do miecka karnie wysłano na front. NKWD. zachowujący się nawia­ leśniczówki wieść o tragicznej Powodem było prawdopodobnie sem mówiąc bardzo kulturalnie, śmierci „Tadeusza". Miał właśnie wypuszczenie „Orła”. Wróciłam w pewnym momencie spojrzał na wyjeżdżać z naszych terenów. więc do domu prawie równocześ­ mnie mówiąc „Ot rebionok, aż Przed wyjazdem jednak na proś­ nie z matką. Okazało się że nasze żałko”. Wyglądałam wówczas bę swojej narzeczonej, a mojej mieszkanie już zlikwidowano. bardzo młodo i widocznie auten­ bliskiej koleżanki — Lali, urzą­ Trzeba było urządzać się na no­ tycznie zrobiło mu się żal... Za­ dził pożegnalne imieniny w szko­ wo. miast do ziemianki, zostałam od­ le nr Hermanowie, Byli tam nie­ prowadzona do chaty sołtysa, mal wszyScy ..nasi-’. Na pewno i pokój nie trwai zresztą gdzie na kufrze przygotowano mi ;a brałabym udział, gdybym była długo. W parę tygodni po posłanie. Co za rozlkosz... Sołtyso- na miejscu. W trakcie przyjęcia S powrocie zastałam areszto­ wie, nie pamiętam dobrze ich na­ partyzanci dostali ..cynk” o szy­ wana przez funkcjonariuszy „re­ zwiska, chyba Kożuchowscy, byli kującej się obławie. Niestety, sortu”. Był wśród nich dawny ko­ dla mnie bardzo dobrzy... „cynk" przyszedł za późno. Nim lega z partyzantki, sanitariusz na­ Kolejnej nocy — znów przesłu­ zdążyli wszystko zlikwidować szego oddziału. Właśnie on trak­ chanie. Ten sam porucznik, W pe­ szkoła brła otoczona przez „re­ tował mnie najgorzej. Bił, kopał... wnym momencie „enkawudzista” sort*’ i NKW D. Niektórym w o- Za co? Chyba chciał w ten spo­ wyjął z kieszeni munduru jakieś statniej chwili udało się uciec. sób zmazać .akowską” przeszłość. zawiniątko Rozpakował i podał „Tadeusz" nie zdążył. Zabito go Po trzech dniach spędzonych w mi jego zawartość na dłoni, Spoj­ strzałem w plecy. Część biesiad­ areszcie zostałam wypuszczona... rzałam zaciekawiona. Był to me­ ników została aresztowana. Była a w nocy zabrało mnie NKWD. dalik Matki Boskiej Ostrobram­ wśród nich narzeczona ^Tadeu­ Zresztą nie tylko mnie. Zaczęła skiej. „Czy ty to znasz” — padło sza-'. Nie wiedziała jeszcze wtedy się masowa „czystka”. W ciągu pytanie. Oczywiście potwierdzi­ nic o jego śmierci. Wydawało jej jednej nocy aresztowano 40 osób. łam. Ow porucznik powiedział sic, że uciekł.. Samych mężczyzn, wśród nich wtedy, że medalik dostał od ma­

TYGODNIK SIEDLECKI NR 5 24 ołębie włosy i - jak się można zorientować po dłuższej gawędzie - gołębie serce. Filig­ ranowa postać, pogoda ducha nastolatki. G Aż się wierzyć nie chce, że we wspomnieniach tej sędziwej kobiety zakotwiczyło tyle ciężkich prze­ żyć. Ulega w końcu namowom, by się nimi po­ dzielić z Czytelnikami „Przemian”, by odsłonić kulisy postępowania dawnego Urzędu Bezpieczeń­ stwa. Wspomina STA N IS ŁA W A G OD LE W IC Z - łączniczka Armii Krajowej, emerytowana nau­ czycielka z Gniezna. - Dzisiaj, z perspektywy dziesięcioleci, zastana­ orientację czasową, później się okazało, że przeby­ wiam się niejednokrotnie czy więcej złego za­ wałam tam 42 dni. znałam od Niemców w czasie okupacji, czy już po Czarna kawa w puszce po konserwie i trochę niej - od swoich. Tak, wiem, to jest przytłaczające chleba na ,.śniadanie”, wodnista zupa w południe, w wymowie porównanie, ale powojenne dni i lata a wieczory często o pustym żołądku. Nawet wody pozostawiły w mojej świadomości wielkie blizny. nie można było wypić do syta, nie mówiąc już Zimą 1942 roku rozpoczęłam konspiracyjną 0 myciu. Proszę sobie wyobrazić: półtora miesiąca działalność. Miałam wówczas 25 lat i mieszkałam bez podstawowej choćby toalety. Początkowo w pi­ na Podlasiu, we wsi Nieciecz, pracując w miejs­ wnicy byłam sama,później,,dokwaterowano” dwie cowej szkole. Złożyłam przysięgę komendantce inne działaczki A K - komendantkę Z H P i uczen­ Hufca Z H P - Adeli Kołodziejczyk i zostałam nicę liceum. łączniczką Armii Krajowej na terenie obwodu A przesłuchania? Odbywały\ się przeważnie no­ Sokołów Podlaski. Pod pseudonimem ,.Stella” cą, często obchodzono się ze mną brutalnie. Do roznosiłam prasę konspiracyjną, pocztę i meldu­ dzisiaj pamiętam silę ciosów - ubowców, smak krwi nki. Podlegałam bezpośrednio szefowi Oddziału po okaleczeniach. Szczegółowe opisy są dla mnie V Łączności Wewnętrznej Sztabu Sokołów Podla­ bardzo bolesne i wolę wszystkiego nie odtwarzać. ski. W moim mieszkaniu był punkt kontaktowy - W każdym razie sama perswazja była natarczywa specjalnej grupy dywersyjnej A K - szefa dywersji 1 upokarzająca, a jej odgłosy zagłuszały granie na majora „Przeboja” oraz dowódcy ,,Wichury”. fortepianie przez jednego z oprawców. Usiłowano Wiosną 1943 roku wpadłam podczas obławy mi wmówić, że chcę obalić rząd i jestem wrogiem i łapanki. Trafiłam do aresztu w Sokołowie. Myś­ Związku Radzieckiego. Żądano bym wymieniła lałam wówczas, że to już koniec, że Niemcy nazwisko mojego dowódcy. Grożono karą śmierci. wywiozą mnie do Treblinki, dokąd szły transport O tym, że Warszawę oswobodzono dowiedziały­ za transportem. I dzisiaj niewiele wiem, jak zo­ śmy się od strażników. Ubowcy szaleli z radości. stałam wybawiona z opresji, dowiedziałam się Tego dnia pili do nieprzytomności i zajadali się. później jedynie, że za sprawą pewnego powstańca Wieczorem rzucono nam nieco kości. Po ciemku wielkopolskiego współpracującego z AK, którego zbierałyśmy je z brudnej posadzki i obgryzałyśmy nazwiska nigdy nie poznałam. łapczywie jak zwierzęta. Wcale nam nie prze­ Po powrocie do domu nadal działałam w ruchu szkadzało, że te ochłapy były oblepione słomą oporu. Rozpoczął się rok czterdziesty piąty i wyda­ i ziemią. A w przerwach pomiędzy toastami ubow­ wało się, że kres wojny bliski. I w ogóle całego tego cy bez litości wymierzali razy. koszmaru. Tymczasem nocą, 6 stycznia aresztował ■W początku marca Wojskowy Sąd Polowy mnie Urząd Bezpieczeństwa. Kazano mi się szybko I Dywizji Kościuszkowskiej wydał wyrok. Za ubierać, nie bardzo wiedziałam, o co chodzi. W tej przynależność do Armii Krajowej wymierzono mi rozklekotanej ciężarówce podróż w mrozie była 4 lata pozbawienia wolności i po uprawomocnieniu koszmarem. Gdy rano dotarliśmy do Sokołowa się wyroku zostałam przeniesiona do więzienia Podlaskiego miałam odmrożone ręce i nos. Było w Siedlcach. Przebywałam tam do czasu amnestii 'chyba z minus dwadzieścia stopni. dla więźniów politycznych. Bez jakichkolwiek wyjaśnień wepchnięto mnie 28 września 1945 roku wróciłam do Niecieczy do wilgotnej piwnicy, pozbawionej oświetlenia. i zaczęłam pracować w szkole. Byłam wyczerpana W jednym kącie leżało trochę słomy, a h' drugim i chora. Musiałam jednak zarobić na utrzymanie stało wiadro. Mijały kolejne dni i noce, straciłam swoje i matki-staruszki. Powrót do normalnego

25 ■p. 0 T f u (;/> . , r \ i .1 U // ! i - <■' L A L (-/ U

•.orientować życia w miejscowości, gdzie tyle przeżyłam, okazał teren. Filig- się niemożliwy. Zdecydowałam się zatem powrócić nastolatki. do Poznania, gdzie się urodziłam. Tak trafiłam do nieniach tej Gniezna. żkich prze- Zostałam zatrudniona w Szkole Podstawowej ię nimi po- numer 4. Władze oświatowe pozytywnie oceniły by odsłonić moją pracę, poczułam się bezpieczna i szczęśliwa. 3ezpieczeń- Niestety, w 1951 roku, kiedy to chciałam wstąpić OLEWICZ do ZBoWiDu, przyznałam się, że byłam w AK. iwana nuu- Prawie natychmiast zmieniono stosunek do mnie. Zakazano pracy w harcerstwie, przeniesiono mnie :i, zastana- orientację czasową, później się okazało, że przeby­ do innej szkoły - najpierw w Gnieźnie, a w sierpniu zlego za- wałam tam 42 dni. 1952 do Izdebna w ówczesnym powiecie między- czy już po Czarna kawa w puszce po konserwie i trochę chodzkim. ytłaczające chleba na ,,śniadanie", wodnista zupa w południe, Ten kolejny cios życiowy okazał się celny. ? dni i lata a wieczory często o pustym żołądku. Nawet wody Zachorowałam i znalazłam się w szpitalu. Tam też kie blizny, nie można było wypić do syta, nie mówiąc już odebrałam pismo, że od dnia 31 grudnia 1952 roku ispiracyjną 0 myciu. Proszę sobie wyobrazić: półtora miesiąca nie mogę wykonywać zawodu nauczycielki. Z o ­ mieszkałam bez podstawowej choćby toalety. Początkowo w pi­ stałam bez środków do życia. W biurze zatrud­ c w miejs- wnicy byłam sama,później,,dokwaterowano” dwie nienia zaproponowano mi pracę fizyczną pege­ mendantce inne działaczki A K - komendantkę Z H P i uczen­ erze albo na budowie... Później udało mi się zdobyć i zostałam nicę liceum. posadę kasjerki w sklepie. Wkrótce jednak do ie obwodu A przesłuchania? Odbywały^ się przeważnie no­ zakładu dotarła informacja z Ministerstwa Spra­ j ,,Stella” cą, często obchodzono się ze mną brutalnie. Do wiedliwości o mojej karalności. Znowu doścignęła ę i meldu- dzisiaj pamiętam silę ciosów - ubowców, smak krwi mnie przeszłość. Kilka dni potem personalny wrę­ ! Oddziału po okaleczeniach. Szczegółowe opisy są dla mnie czył mi zwolnienie. Powodu wszak nie podano, lecz lów Podla- bardzo bolesne i wolę wszystkiego nie odtwarzać. byl dla mnie oczywisty. ontaktowy • W każdym razie sama perswazja była natarczywa Zaczęły mnie prześladować myśli samobójcze. a dywersji 1 upokarzająca, a je j odgłosy zagłuszały granie na Mimo że nie należałam do partii, udałam się do chury”. fortepianie przez jednego z oprawców. Usiłowano sekretarza Komitetu Miejskiego P Z P R w Gnieź­ as obławy mi wmówić, że chcę obalić rząd i jestem wrogiem nie i ostro wyłuszczyłam swoje racje, nie miałam i wie. Myś- Związku Radzieckiego. Żądano bym wymieniła przecież nic do stracenia. Widać miał duże wpływy, e Niemcy nazwisko mojego dowódcy. Grożono karą śmierci. bo cofnięto decyzję i pozwolono mi wrócić do kasy ’ transport O tym, że Warszawę oswobodzono dowiedziały­ w sklepie. n, jak zo- śmy się od strażników. Ubowcy szaleli z radości. Do szkoły natomiast wróciłam dopiero po ,.od­ :iałam się Tego dnia pili do nieprzytomności i zajadali się. wilży "w 1956 roku. I pracowałam w gnieźnieńskiej oowstańca Wieczorem rzucono nam nieco kości. Po ciemku czwórce, a potem ssóśce do przejścia na emerytu­ którego zbierałyśmy je z brudnej posadzki i obgryzałyśmy rę- łapczywie jak zwierzęta. Wcale nam nie prze­ Unikam wracania wspomnieniami do tamtych n w ruchu szkadzało, że te ochłapy były oblepione słomą lat. Czasem tylko zadaję sobie pytanie, czym my, [ty i wyda- i ziemią. A w przerwach pomiędzy toastami ubow­ żołnierze A K zasłużyliśmy na taki los? Walczyliś­ ałego tego cy bez litości wymierzali razy. my o wolność ojczyzny i za to odpłacono nam iresztował ■W początku marca Wojskowy Sąd Polowy szykanami, poniżeniem. się szybko I Dywizji Kościuszkowskiej wydał wyrok. Za Cieszę się, że dożyłam czasów, gdy mogę o tych dzi. W tej przynależność do Armii Krajowej wymierzono mi sprawach mówić nie szeptem. Jestem członkinią ■ozie była 4 lata pozbawienia wolności i po uprawomocnieniu gnieźnieńskiego obwodu Światowego Związku Ż o­ Sokołowa się wyroku zostałam przeniesiona do więzienia łnierzy A K . Wspólnie z kolegami zamierzamy nie nos. Było w Siedlcach. Przebywałam tam do czasu amnestii tylko pielęgnować wspomnienia, ale i współuczest­ dla więźniów politycznych. niczyć - na ile zdrowie i siły pozwolą • w tworzeniu ięto mnie 28 września 1945 roku wróciłam do Niecieczy najnowszej historii ukochanego Gniezna. wietlenia. i zaczęłam pracować w szkole. Byłam wyczerpana w drugim i chora. Musiałam jednak zarobić na utrzymanie Notow ała straciłam swoje i matki-staruszki. Powrót do normalnego MARIA BOROWICZ

26 27 28 29 NIEZNO. Już po raz czwarty w Wojskowej Komendzie Uzupełnień w pantami — i zachodnim, i wschod­ waż związki kombatanckie wystą­ nieźnie odbyła się uroczystość wręczenia aktów nominacyjnych na nim, —1 Najgorszy był okupant we­ piły z wnioskami do Kancelarii 'rrwszy stopień oficerski byłym uczestnikom walki o wolność i nie- wnętrzny, ale szczęśliwie przeżyli­ Prezydenta i sukcesywnie akty no­ sdległość Polski podczas drugiej wojny światowej i w okresie po- śmy te wszystkie lata — powiedział minacyjne są przesyłane do woj­ ijennym. W imieniu prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej akty no- śnacyjne wręczył weteranom pułkownik Janusz Miłogrodzki, ko- prezes koła Światowego Związku skowych komend uzupełnień. Jak endant WKU. Żołnierzy Armii Krajowej. poinformował pułkownik J. Milo-

Pierwszy stopień oficerski — idporucznika — otrzymali: Al- ns Łapiński, Stanisława Godle- icz-Kaźmierowska, Antoni Je- nontowicz, Barbara Kraśna, Kazi- iierz Kwieciński, Marian Płatek, •sław Promiński, Stanisław Su- k i Józefat Sztuka. Komendant uuiując awansu powiedział mię- 7 innymi: — Swoje młode i naj- psze lata nierozerwalnie związa­ ne z najpoważniejszymi wyda­ niami w dziejach naszej ojczy- y. Patrząc w przeszłość widzimy raźnie, że najpiękniejsze karty ■torii polskiego oręża pisali ci, órzy potrafili przełamać własną ibość i strach: Pułkownik J. Mi- ('rodzki życzył nowo mianowa­ ni podporucznikom silnej wiary sens tego co robili, a także dal- ego zacieśnienia braterstwa, i iwdziwych przyjaźni' sprawdzo- ch w trudnych chwilach. Gratu­ je awansowanym złożył także non Piwecki. przedstawiciel Po­ Uo pamiątkowej fotografii ustawili się nowo mianowani podporucznicy i dowództwo Wojskowej Komendy Uzupełnień. rtowej Rady Kombatanckiej, Siedzą (od lewej): Kazimierz Kwieciński, Stanisława Godlewicz-Kaźmierowska, Barbara Kraśna, Czesław Promiński. Stoją: >>ry życzył weteranom, by wyrzu- Marian Płatek, podpułkownik Marek Szulczyński, zastępca komendanta WKU, Józefat Sztuka, Stanisław Sulek, Alfons •i z serc wszelką nienawiść i pa- Łapiński, pułkownik Janusz Miłogrodzki, komendant WKU i Zenon Piwecki, przedstawiciel Powiatowej Rady Kombatanckiej i zarazem prezes oddziału Związku Inwalidów Wojennych. iętali, że kiedyś wszyscy walczyli polnie z jednym wrogiem. Związku Żołnierzy Armii Krajowej, Uroczystość mianowania na grodzki, jest w Polsce 140 ko^ Podporucznicy rezerwy nie kry- ten dzień jest dla nich dużym pierwszy lub kolejny stopień ofi- mend. Szacuje się, że: akty nomi- wzruszenia. Jak powiedział J. przeżyciem i łączą go z minionymi cerski byłych żołnierzy odbędzie nacyjne otrzyma około 100.000 mka, prezes kola Światowego latami, gdy walczyli z kilkoma okiH się jeszcze nieraz w WKU, ponic- osób. M g k

30 31 chwila mogą się pojawić na ster* dyńskiej szosie Niemcy i żandar­ Zwierzenia adiutanta „Wichury” '3 mi z Sokołowa Podlaskiego, któ­ rych zapewne już wezwał telefo­ nicznie Sulerzycki Jeszcze wcze­ śniej mogli się pojawić Katmucy, którzy stacjonowali w Stesrdyni. Nie, ucieczka by się nam nie po­ wiodła. Szybko by nas wytropili. Na żadną pomoc też nie mogliśmy liczyć. Nikt z naszych ludzi nie la to musiałem zrobić! wiedział przecież, że tego dnia A n s itek, dobij mnie, proszę! dowództwu obwodu do awansów ło. Miałem oddać strzały do le­ akurat jesteśmy w Paulinowie. jU f Nie zostawiaj mnie tu i odznaczeń. Tak, „Wichura” zaw­ gendarnego „Wichury”, strzały, A może zostawić tu rannego / rannego. „Mak”, ty mnie sze dbał o swych podkomendnych. które ostatecznie przerwą jego „Wichurę” — zastanawiałem się wykończ, bo ja nie chcę żywy Starał sie o wyróżnienia dla nich, choć krótkie, ale bohaterskie ży­ — a samemu pobiec po nomoc i wpaść w ręce Niemców... bo wszyscy oni, faktycznie, zasłu­ cie. Choć on sam mnie o to pro­ lekarza. Może by go uratowali. V Słuchałem tego z przerażeniem. giwali na nie. Jeszcze tamtego sił, błagał, choć mi to nakazywał, Nie, to też odpadało. Przecież Na swego dowódcę patrzyłem ranka żartował sobie, że gdyby ta rozkazywał, to jednak nie jWie- znacznie szybciej będą w Pauli­ otępiałym wzrokiem i nie docie­ nowie Niemcy. Znajdą rannego rało do mnie to, co się tu przed „Wichurę” i... Lepiej nie mówić. chwilą wydarzyło. „Wichura”, ten Natychmiast przewieźliby go do słynny „Wichura” , legenda i bo­ sokołowskiego więzienia i tam by hater Podlasia, leży tu ranny na go na osobisty rozkaz starosty paulinowskiej drodze, ciężko po­ Gramssa torturowali, zamęczyli raniony przez tę gestapowską na śmierć. Żywego na wolność na szuję Sulerzyckiego. Całą ■ twarz pewno by go już nie wypuścili. ma we krwi. Sulerzycki dwukrot­ Za bardzo przecież Niemcom za- nie trafił „Wichurę”. Pierwszy lazl za skórę. Nie po to wyzna­ pocisk przebił mu brodę, a drugi czali wysokie nagrody — 100. 200, rozorał cały policzek. Wyglądało a w ostatnim czasie nawet i 500 to strasznie. „Wichura” < powodu tysięcy złoiych — za jego „głowę”. dużego upływu krwi powoli tracił Chcieli go mieć żywego lub mart­ przytomność. Byłem orzerażony, wego. gdyż wyglądało na to, że mój do­ Cóż, pozostało mi wówczas tyl­ wódca i serdeczny przyjaciel już ko jedno wyjście, to najgorsze, umiera, że nie ma dla niego już to najbardziej przerażające i naj­ żadnego ratunku. Klęknąłem przy bardziej tragiczne dla wszystkich, nim, chcąc jakoś mu pomóc, tro­ a zwłaszcza dla mnie samego... chę ulżyć. Głowę jego położyłem Pozostało mi lo o co mnie tak na swych kolanach. Po chwili ca­ prosił, wręcz żądał, rozkazywał łe spodnie miałem przesiąknięte sam „Wichura”... Do ostatniej jego krwią. chwili wahałem się przed podję­ — Heniek! Co ci jest? Co mam ciem takiej decyzji. Zwlekałem, robić? — pytam się go z rozpaczą czekając jakby na jakiś cud. czy w głosie. też /bawienie. A „Wichura” od — Dobij, „Mak”, dobij! Proszę! czasu do czasu wciąż powtarzał te — powtarza słabnącym głosem. same słowa: — „Mak”, dobij — Heniek, jak to? Przecież tak mnie... Wiesz co masz robić, nie nie można! Ja tego nie zrobię — zostawiaj mnie tu rannego... mówię mu z rozpaczą. A ja nie wiedziałem, jak to — Witek, zrób to, ja i tak nie zrobić. Bałem się, drżałem cały... przeżyję. Nie chcę wpaść w ręce Wreszcie nabrałem powietrza, Niemców. Szwaby i tak mnie wy­ zamknąłem oczy i machinalnie kończą. W itek! Zrób to, o co cię odwróciłem „Wichurę” twarzą do proszę... I jeszcze jedno. „Papie­ ziemi. Szybko przeżegnałem się i ry”. Nie zapomnij ich zniszczyć. ze łzami w oczach, ze ściśniętym Właśnie, „papiery"! Słowa te gardłem powiedziałem jedno tyl­ chwilowo mnie jakby otrzeźwiły. ko słowo: „Żegnaj!!!” I strzeli­ Przypomniałem sobie, że „Wichu­ łem... dwa razy w tył głowy „W i­ ra” już wcześniej wspominał mi, chury” ... że ma jakąś kartkę z nazwiska­ mi i adresami naszych chło.pców, ak, ja musiałem to zrobić! należących do Arm ii Krajowej, Musiałem dobić „Wichurę”. ?fórych zamierzał przedstawić Henryk Oleksiak ps. „Wichura” T Skróciłem jego męki, ochro­ niłem go przed torturami gesta­ kartka wpadła w ręce Niemców, • działem, jak mam postąpić, eo powców. Tak, ja wtedy nie mia­ to byłby dla nich najlepszy pre­ mam robić. To prawda, że „Wi­ łem innego wyjścia. Naprawdę, zent mikołajkowy. Nic więc dziw­ chura’’ niejednokrotnie nam pow­ trudno mi powiedzieć, co się nego, że z miejsca zacząłem szu­ tarzał, że gdyby w jakiejś akcji wówczas ze mną działo. Byłem kać tych „papierów” W kieszeni został ciężko ranny i nie można, jakby w jąkimś_ amoku, jakby w jego kurtki natknąłem się na ja-' było go już uratować, to lepiej jakimś nierealnym świecie, W kieś małe zawiniątko \v pergami­ aby go dobić. Nie chciał żywym pierwszym momencie sam też nowym papierze. Rozwinąłem je i dostać się w ręce Niemców. I chciałem sobie strzelić w łeb, ode­ aż struchlałem z wrażenia, gdy nigdy bym nie przypuszczał, że brać sobie życie Z żalu i rozpa­ zobaczyłem co ono zawiera. Same akurat to ja znajdę się w takiej czy... W tym momencie usłysza­ nazwiska, imiona, adresy, nawet sytuacji, że to ja będę musiał łem dolatujące od strony mająt­ pseudonimy tych, którzy działali podjąć taką decyzję — najtrud­ ku w Paulinowie podniesione gło­ i byli związani z naszym ruchem niejszą decyzję w całym swym sy i okrzyki. To Sulerzycki ze oporu. Faktycznie, nie daj Boże, życiu. I co najgorsze musiałem swymi ludźmi, domyślając się, że gdyby to przypadkowo wpadło w ją podjąć, musiałem coś zrobić, „Wichura” jest ranny, i mając ręce Niemców. Gestapo szybko aby... nie zawieść swego ukocha­ przewagę liczebną, postanowił nas rozbiłoby naszą AK-owską orga­ nego dowódcy. złapać, okrążyć i uniemożliwić nizację w całym powiecie soko­ ucieczkę. To mnie z miejsca łowskim. ak na dobrą sprawę, to ja otrzeźwiło. Nie chciałem wpaść w do dnia dzisiejszego nie ręce Niemców. Prędzej bym się zybko schowałem tę trefną T wiem, co ja wtedy, w ten zastrzelił, gdyż też bałem się ge­ kartkę do swojej kieszeni, grudniowy dzień roku 1943, po­ stapowskich tortur, bałem się, że S by ewentualnie przekazać winienem najwłaściwszego zrobić. moja dupa nie wytrzymałaby ich ją później komuś ze sztabu na­ Ratować „Wichurę” ? Przecież był bicia A poza tym byłem młody, szego dowództwa, a w razie ja­ ciężko ranny, nieprzytomny. Ja chciałem jeszcze żyć, chciałem kiegoś niebezpieczeństwa znisz­ sam nie dałbym rady. by go dźwi­ jeszcze pomścić32 śmierć „Wichu­ czyć, by nie dostała się w niepo­ gać na plecach, by się gdzieś z ry", swego ukochanego dowód- PrtcfonAłłttłA*** ---Jl-ł— ' wołane ręce. A „Wichura” coraz nim ukryć. Zdawałem sobie sera- »Mt. vt» umnui^lCUł Ol^ HO JO’ su ja** uiciwuwaę, to lepiej janaius nierealnym swiecie, W kieś małe zawiniątko w pergami­ aby go dobić. Nie chciał żywym pierwszym momencie sam też nowym papierze. Rozwinąłem je i dostać się w ręce Niemców. I chciałem sobie strzelić w łeb, ode­ aż struchlałem z wrażenia, gdy nigdy bym nie przypuszczał, że brać sobie życie Z żalu i rozpa­ zobaczyłem co ono zawiera. Same akurat to ja znajdę się w takiej czy... W tym momencie usłysza­ nazwiska, imiona, adresy, nawet sytuacji, że to ja będę musiał łem dolatujące od strony mająt­ pseudonimy tych, którzy działali podjąć taką decyzję — najtrud­ ku w Paulinowie podniesione gło­ i byli związani z naszym ruchem niejszą decyzję w całym swym sy i okrzyki. To Sulerzycki ze oporu. Faktycznie, nie daj Boże, życiu. I co najgorsze musiałem swymi ludźmi, domyślając się, że gdyby to przypadkowo wpadło w ją podjąć, musiałem coś zrobić, „Wichura” jest ranny, i mając ręce Niemców. Gestapo szybko aby... nie zawieść swego ukocha­ przewagę liczebną, postanowił nas rozbiłoby naszą AK-owską orga­ nego dowódcy. złapać, okrążyć i uniemożliwić nizację w całym powiecie soko­ ucieczkę. To mnie z miejsca łowskim. ak na dobrą sprawę, to ja otrzeźwiło. Nie chciałem wpaść w do dnia dzisiejszego nie ręce Niemców. Prędzej bym się zybko schowałem tę trefną T wiem, co ja wtedy, w ten zastrzelił, gdyż ?eż bałem się ge­ kartkę do swojej kieszeni, grudniowy dzień roku 1943, po­ stapowskich tortur, bałem się, że S by ewentualnie przekazać winienem najwłaściwszego zrobić. moja dupa nie wytrzymałaby ich ją później komuś ze sztabu na­ Ratować „Wichurę” ? Przecież był bicia A poza tym byłem młody, szego dowództwa, a w razie ja­ ciężko ranny, nieprzytomny. Ja chciałem jeszcze żyć. chciałem kiegoś niebezpieczeństwa znisz­ sam nie dałbym rady. by go dźwi­ jeszcze pomścić śmierć „Wichu­ czyć, by nie dostała się W niepo­ gać na plecach, by się gdzieś z ry", swego ukochanego dowód­ wołane ręce. A „Wichura” coraz nim ukryć. Zdawałem sobie spra­ cy... Postanowiłem więc uciekać. głośniej pojękiwał. Rany jego ob­ wę, że z ciężko rannym „Wichu­ Uciekać za wszelką cenę... ficie krwawiły. Rzęził i co chwilę rą” nie mam żadnych szans na (cdn.) słabnącym głosem mi powtarza*- ucieczkę. Wiedziałem, że lada JANUSZ GRUDZIEŃ — Wiesz „Mak” co masz teraz robić... A potem ratuj się jak mo­ żesz... Pamiętaj! Nie pozwól, aby Niemcy mieli mnie żywego. Z powodu ran coraz trudniej wypo­ wiadał słowa i zdania, a ja w jego głosie wyczuwałem i rozkaz, i prośbę, i żal. Co ja wtedy przeżywałem? Nie, tego nie da się ani opowiedzieć, ani opisać. Jeszcze dziś, choć mi­ nęło przecież czterdzieści pięć łat od tamtego, tragicznego wydarze­ nia, trudno mi o tym mówić spo­ kojnie, bez emocji... Ja ju ż w swym życiu nigdy nie przeżyję czegoś bardziej tragicznego. I ni­ komu też nie życzę, by się zna­ lazł w podobnej sytuacji — sy­ tuacji prawie bez wyjścia. Była wojna, to prawda, a na wojnie śmierć nikogo nie wybiera. My też walczyliśmy z wrogiem na na­ szym „cichym” froncie, też mu­ sieliśmy strzelać i zabijać w obro­ nie własnej, naszego narodu i na­ szej Ojczyzny. Tak, na pierwszej linii frontu człowiek, każdy żoł­ nierz nigdy się nie zastanawia strzelając, czy zabija człowieka. Po prostu strzela do wroga, któ­ rego trzeba unicestwić. Niby i my też toczyliśmy woj­ nę, niby też walczyliśmy na nie mniej ważnym froncie, ale teraz mnie przyszło strzelać nie do śmiertelnego wroga, lecz do swe­ go dowódcy, do swego przyjaciela i kolegi z konspiracji, z którym tyle się przeszło, tyle się przeży- i

33 istopad roku 1943 zaczął się dzenia jakiejkolwiek akcji zbroj­ tam od pewnego czasu oddział zóstego grudnia roku 1943 dla mnie niezwykle obiecu­ nej, choć on sam do tego się palił. Gwardii Ludowej. „Wichura” — tę datę będę pamiętał jąco. Dowódca Okręgu AK Zdawał sobie sprawę, że nad je­ miał doprowadzić do spotkania S do końca swego życia. L „Proso” major „Socha” — go. głową zbierają się „czarne dowódców obu organizacji kon­ Dzień był pochmurny. Od cza­ Franciszek Switalski oso­ chmury”. Starał się więc jakoś spiracyjnych, by ewentualnie o- su do czasu pokazywało się biście mianował mnie za­ przeczekać ten „trudny” dla nie­ mówić wstępne zasady współpra­ słońce. Na polach leżał drob­ stępcą grupy dywersyjnej soko­ go okres, powstrzymując się od cy, czy też współdziałania. To nie ny śnieg. Trzymał lekki mróz. łowskiego „Kedywu”. Oficjalnie wszelkich akcji i działań. Ten, wszystko. „Wichura” zamierzał Idąc za Bug z „Wichurą” , bytem więc zastępcą samego „W i­ kto znał „W ichurę” , wiedział, ile się też spotkać z dowódcą grupy gawędzimy sobie. M ijam y Sabnie. chury” — Henryka Oleksiaka. To go to kosztowało... partyzanckiej Konfederacji Naro­ Kiedy weszliśmy do Suchodolskie­ duże było dla mnie wyróżnienie. du. A był ninj nie kto inny jak go lasu, „Wichura” składa niespo­ Zdawałem sobie sprawę, że tę no­ ieczorem 5 grudnia 1943 powojenny założyciel i przewod­ dziewaną propozycję: — „Wiesz niczący Stowarzyszenia PAX — minację dostałem trochę w spe­ roku do mego domu w co, „Mak”? Chodź sobie tak strze­ cyficznej sytuacji. „Wichury” W Niecieczy zawitał „Wi­ Bolesław Piasecki. Jego oddziały przecież nie było, bo wyjechał nad chura”, mówiąc - — „Mak” szykuj słynęły z doskonałego uzbrojenia. limy do celu, do tych sosen. Dla Bug. by w ukryciu leczyć rany się. Jutro rano pójdziesz ze mną „Wichura” zamierza wytar­ wprawy, bo dawno akcji nie postrzałowe, które otrzymał od Gramssa podczas tej październi­ kowej akcji na pałac w Przeź- dziatce. A ktoś przecież musiał kierować naszą grupą specjalną. Zwierzenia adiutanta „Wichury” Z drugiej strony byłem przecież partyzantem z doświadczeniem - o konspiracyjnym i bojowym. Bra­ łem udział w kilku dużych ak­ cjach zbrojnych. Wybór padł na mnie, bym zastępował samego „.Wichurę”, choć na początku po­ Ostatnia akcja dejrzewałem, że była to 1 jego su­ gestia... W drugiej połowie listopada za Bug. Mam się tam spotkać z gować od nich trochę broni, mieliśmy i broń była nieużywana, wreszcie pojawił się na naszym kimś ważnym z partyzantki ko­ bo u nas ciągle było jej mało. My j ręka mogła się zastać”. terenie i „Wichura”. Znad Buga munistycznej. Ucieszyłem się, że nie otrzymywaliśmy żadny< wrócił wypoczęty, zdrowy i znów znów razem idziemy na jakąś ak­ zrzutów z bronią i amunicją, , Propozycja mi się nawet spo­ pełen energii, chęci do walki z cję. „Wichura” przenocował u Anglii. Jak nie kupiliśmy pistole­ dobała, bo trochę byłem już zmę­ Niemcami. Co z tego, jak dowódz­ nauczycielki w Niecieczy. Następ­ tów, granatów od pokątnych han­ czony tym rannym marszem. Sta­ two naszego okręgu zawiesiło go nego dnia rankiem spotkaliśmy się dlarzy lub Niemców, to musieliś­ nęliśmy w. pewnej odległości od w czynnościach właśnie za tę samo­ u niej, by w niedługim czasie wy­ my ją zdobywać, rozbrajając żan­ takich fajnych sosenek. Ja zza wolną akcję na rezydencję nie­ ruszyć w drogę, zabierając ze so­ darmów, żołnierzy Wehrmachtu. pazuchy wyjąłem swego niezawod­ mieckiego starosty Ernsta Gra­ bą krótką broń, którą łatwo było Tak, broni to nam wtedy napraw­ nego „Waltera”. Trzy strzały i mssa. Niektórzy byli nawet za ukryć w zimowych ubraniach. dę brakowało. Co ciekawe, cho­ wszystkie celne. „Wichura” aż się tym, aby go zdegradować, odsu­ dziły słuchy, że nasze dowództwo uśmiechnął i z zadowoleniem po­ nąć od konspiracji. Chodziły też Po drodze „Wichura” powiedział miało nawet pieniądze na ten cel, kiwał głową. Wyjął swoją „ma­ słuchy, że lada dzień „Wichura” mi, że otrzymał polecenie od ko­ ale podobno je przehulali. Tak szynkę”, niemieckie parabellum * zostanie przeniesiony na inny te­ mendanta Okręgu „Sochy”, aby ludzie gadali, ale jak naprawdę przedłużoną lufą. Pistolet cacko, ren. Nie zlecano mu przeprowa­ za Bugiem odnaleźć działający było, to nie wiem. mucha nie siada, jak to się u nas- mówiło. A w czasie okupacji, jak ktoś miał dobrą broń, to cieszył się bardziej niż by wygrał 20 mi­ lionów złotych w Toto-lotka. Z kieszeni spodni wyciągnął trzy naboje i załadował je do maga­ zynku. Raz strzelił — pudło, drugi trzeci raz — to samo. A przecież dobry był z niego strzelec. Nie przypuszczałem wtedy, że winna bvła zamoknięta amunicja... „W i­ chura” tylko pód nosem zaklął i powiedział: — „Chyba dziś to nam się coś nie poszykuje, nie po­ wiedzie..."

I jakby sobie w y krakał.,. W i­ docznie te trzy niecelne strzały były -dla „-Wichury” jakimś- zna­ kiem ostrzegawczym, złym zna­ kiem. Choć był on przesądnym człowiekiem, to jednak nie wziął sobie tego do serca, bo i któż mógł przewidzieć dalsze, wydarzenia te­ go dnia... Wychodząc z lasu „W i­ chura” dał mi ze swego zapasu trzy naboje „dziewiątki”, abym u- zupełnił magazynek w swoim „Walterze”. Mijamy Paulinów, a Heńka znów coś korci.

— „Mak”, tu w Paulinowie jest taki rządca. Sulerzycki się nazy­ wa. Ma broń 1 nam by się ona przydała. Choć złożymy mu wizy­ tę, zabierzemy pistolet, a przy o- kazji trochę się z nim policzymy, za jego grzechy, bo ta gadzina z Niemcami kolaboruje. Długo tam nie zabawimy.34 No co, idziemy? „Wichurze” trudno było odmó- n od pewnego czasu oddział zóstego grudnia roku 1943 rardii Ludowej. „Wichura” — tę datę będę pamiętał 3} doprowadzić do spotkania do końca swego życia. vódców obu organizacji kon- Dzień był pochmurny. Od cza­ racyjnych, by ewentualnie o- su do czasu pokazywało się wić wstępne zasady współpra- słońce. Na polach leżał drob­ czy też współdziałania. To nie ny śnieg. Trzymał lekki mróz. lystko, „Wichura” zamierzał Idąc za Bug z „Wichurą” , też spotkać z dowódcą grupy gawędzimy sobie. Mijamy Sabnie. tyzanckiej Konfederacji Naro- Kiedy weszliśmy do Suchodolskie­ A był nirrj nie kto inny jak go lasu, „Wichura” składa niespo­ rojenny założyciel i przewod- dziewaną propozycję: — „Wiesz sący Stowarzyszenia PAX — co, „Mak”? Chodź sobie tak strze­ esław Piasecki. Jego oddziały ię?y z doskonałego uzbrojenia, limy do celu, do tych sosen. Dla ichura” zamierza wytar- wprawy, bo dawno akcji nie utanta „Wichury” i a a k co j a

ać od nich trochę broni, mieliśmy i broń była nieużywana, j nas ciągle było jej mało. My i ręka mogła się zastać”. otrzymywaliśmy żadny< itów z bronią i amunicją - Propozycja mi się nawet spo­ ;lii- Jak nie kupiliśmy pistole- dobała, bo trochę byłem już zmę­ , granatów od pokątnych han- czony tym rannym marszem. Sta­ 'zy lub Niemców, to musieliś- nęliśmy w. pewnej odległości od ją zdobywać, rozbrajając żan- takich fajnych sosenek. Ja zza nów, żołnierzy Wehrmachtu. pazuchy wyjąłem swego niezawod­ , broni to nam wtedy napraw- nego „Waltera”. Trzy strzały i brakowało. Có ciekawe, cho- wszystkie celne. „Wichura” aż się v słuchy, że nasze dowództwo uśmiechnął i z zadowoleniem po­ to nawet pieniądze na ten cel, kiwał głową. Wyjął swoją „ma­ podobno je przehulali. Tak szynkę”, niemieckie parabellum * ie gadali, ale jak naprawdę przedłużoną lufą. Pistolet cacko, 1, to nie wiem. mucha nie siada, jak to się u nas- , mówiło. A w czasie okupacji, jak ktoś miał dobrą broń, to cieszył się bardziej niż by wygrał 20 mi­ lionów złotych w Toto-lotka. Z kieszeni spodni wyciągnął trzy WITOLD RECZMIEN, ps. „Mak”: naboje i załadował je do maga­ zynku. Raz strzelił — pudło, drugi Fot. Janusz Mazurek trzeci raz — to samo. A przecież dobry był z niego strzelec. Nie przypuszczałem wtedy, że winna bezpieczaj, a ja sobie w tym cza­ czął iść do przodu... Ja to Wszy­ była zamoknięta amunicja... „W i­ sie trochę z nim porozmawiam. stko obserwowałem. Jak tylko us­ chura” tylko pód nosem zaklął i łyszałem strzały i zobaczyłem, że powiedział: — „Chyba dziś to — Heniek — przypominam ma. „Wichura” się chwieje, wiedzia­ nam się coś nie poszykuje, nie po­ — Bądź ostrożny, miej broń go­ łem, że stało się coś niedobrego, wiedzie...” tową do strzału, bo być może to że „Wichura” oberwał i to dość jest jakaś zasadzka. Uważaj, bo porządnie. Z miejsca też wymie­ I jakby sobie wykrakał... Wi­ rządca nie rozstaje się z pistole­ rzyłem ze swego pistoletu do Su- docznie te trzy niecelne strzały tem. lerzyckiego. Naciskam spust, a tu były dla „w ichury” jakimś- zna­ niewypał, drugi raz i znów nie­ „Wichura” tylko ręką machną} i wypał, trzeci raz — to samo. Pech kiem ostrzegawczym, złym zna­ pobiegł. Ja zatrzymałem się na kiem. Choć był on przesądnym i tragedia. Mój „Walter” odezwał skraju tego małego lasku. „W i­ się dopiero za czwartym razem, człowiekiem, to jednak nie wziął chura" szybkim krokiem podszedł ale Sulerzycki już był daleko, za sobie tego do serca, bo i któż mógł do bryczki, ręce miał w kieszeni. daleko, abym mógł mu zrobić ja­ Coś tam krzyknął i wówczas... na przewidzieć dalsze wydarzenia te­ kąś krzywdę z pistoletu. moich oczach rozegrała się tra­ go dnia;.. Wychodząc, z lasu „W i­ gedia. Od miejsca tego wydarze­ Z miejsca też wybiegłem z za­ chura” dał mi ze swego zapasu nia oddalony byłem o jakieś 50 rośli na drogę by pomóc „Wichu­ trzy naboje „dziewiątki”, abym u- metrów. Usłyszałem, że „Wichu­ rze”. Dobiegam do niego. Chwy­ ra” znów stanowczym głosem coś tam go z tyłu za ramiona, ale on żupełnił magazynek w swoim się spytał rządcy, chyba o jego chwieje się i przewraca. Nie by­ „Walterze”. Mijamy Paulinów, a dokumenty, chcąc się przekonać, łem w stanie go utrzymać, choć Heńka znów coś korci. czy przypadkiem nie zatrzymał mówili, że za młodu byłem szty­ kogoś innego. Dalsze wydarzenia wny, mocny w łapach. Słyszę, że — „Mak”, tu w Paulinowie jest rozegrały się w mgnieniu oka... leżący „Wichura” mówi do mnie taki rządca. Sulerzycki się nazy­ „Wichura” stał z lewej strony po imieniu: — „Witek, schyl się. wa. Ma broń i nam by się ona bryczki, podchodząc do wozu od Gdzie jest moje parabellum?”. przydała. Choć złożymy mu wizy­ tyłu. Po drugim jego pytaniu Faktycznie, dopiero teraz dostrze­ tę, zabierzemy pistolet, a przy o- Sulerzycki sięgnął prawą ręką do głem, że na drodze leży jego czap­ kazji trochę się z nim policzymy, kieszeni, niby chcąc wyjąć doku­ ka, a w pobliżu ta parabelka Pod­ za jego grzechy, bo ta gadzina z menty. W lewej ręce zaś przez ca­ biegłem, by je zabrać i dać „Wi­ Niemcami kolaboruje. Długo tam ły czas trzymał lejce. Zamiast do­ churze”. Widzę, że w tym czasie nie zabawimy. No co, idziemy? kumentów rządca błyskawicznie Sulerzycki stoi we wrotach staj­ z kieszeni wyciągnął swą broń 1 ni i strzela z pistoletu w naszym „Wichurze” trudno było odmó­ przez lewe ramię z bryczki strze­ kierunku. Ja czynię to samo, ale wić, a ponadto wiedziałem, że lił raz, drugi, trzeci w kierunku to było takie pukanie35 ze złości, chłopcy z Armii Krajowej już „Wichury”, ruszając natychmiast bo przecież odległość była zbyt J — -i--- *> oyiy axa „ wicmiry janims zna­ iucwjrt/aj, uiugi i 6i»uvv „Wichura” tylko ręką machnął i kiem ostrzegawczym, złym zna­ wypał, trzeci raz — to samo. Pech pobiegł. Ja zatrzymałem się na i tragedia. Mój „Walter” odezwał kiem. Choć był on przesądnym skraju tego małego lasku. „W i­ się dopiero za czwartym razem, człowiekiem, to jednak nie wziął chura” szybkim krokiem podszedł ale Sulerzycki już był daleko, za sobie tego do serca, bo j któż mógł do bryczki, ręce miał w kieszeni. daleko, abym mógł mu zrobić ja­ Coś tam krzyknął i wówczas... na kąś krzywdę z pistoletu. przewidzieć dalsze wydarzenia te­ moich oczach rozegrała się tra­ go dnia... Wychodząc z lasu „W i­ gedia. Od miejsca tego wydarze­ Z miejsca też wybiegłem z za­ chura” dał mi ze swego zapasu nia oddalony byłem o jakieś 50 rośli na drogę by pomóc „Wichu­ metrów. Usłyszałem, że „Wichu­ rze”. Dobiegam do niego. Chwy­ trzy naboje „dziewiątki”, abym u- ra” znów stanowczym głosem coś tam go z tyłu za ramiona, ale on żupełnił magazynek w swoim się spytał rządcy, chyba o jego chwieje się i przewraca. Nie by­ „Walterze”. Mijamy Paulinów, a dokumenty, chcąc się przekonać, łem w stanie go utrzymać, choć Heńka znów coś korci. czy przypadkiem nie zatrzymał mówili, że za młodu byłem szty­ kogoś innego. Dalsze wydarzenia wny, mocny w łapach. Słyszę, że — „Mak”, tu w Paulinowie jest rozegrały się w mgnieniu oka... lężąęy „Wichura” mówi do mnie taki rządca. Sulerzycki się nazy­ „Wichura” stał z lewej strony po imieniu: — „Witek, schyl się. wa. Ma broń i nam by się ona bryczki, podchodząc do wozu od Gdzie jest moje parabellum?”. przydała. Choć złożymy mu wizy­ tyłu. Po drugim jego pytaniu Faktycznie, dopiero teraz dostrze­ tę, zabierzemy pistolet, a przy o- Sulerzycki sięgnął prawą ręką do głem, że na drodze leży jego czap­ kazji trochę się z nim policzymy, kieszeni, niby chcąc wyjąć doku­ ka, a w pobliżu ta parabelka Pod­ za jego grzechy, bo ta gadzina x menty. W lewej ręce zaś przez ca­ biegłem, by je zabrać, i dać „W i­ Niemcami kolaboruje. Długo tam ły czas trzymał lejce. Zamiast do­ churze” . Widzę, że w tym czasie nie zabawimy. No co, idziemy? kumentów rządca błyskawicznie Sulerzycki stoi we wrotach staj­ z kieszeni wyciągnął swą broń ! ni i strzela z pistoletu w naszym „Wichurze” trudno było odmó­ przez lewe ramię z bryczki strze­ kierunku. Ja czynię to samo, ale wić, a ponadto wiedziałem, że lił raz, drugi, trzeci w kierunku to było takie pukanie ze złości, chłopcy z Armii Krajowej już „Wichury”, ruszając natychmiast bo przecież odległość była zbyt bryczką do przodu. duża. wcześniej chcieli się rozliczyć z Sulerzyokim. To był przedwojen­ Kiedy wróciłem do „Wichury” x ak usłyszałem strzały, zoba­ jego czapką i pistoletem, zoba­ ny oficer polski. W czasie okupa­ czyłem, że „Wichura” gwał­ czyłem, że Heniek coraz bardziej cji poszedł na współpracę z Niem­ J townie się zachwiał. Zdołaj krwawi. Całą twarz i głowę miał cami. Był on odpowiedzialny za jeszcze wyciągnąć swoje parabel­ we krwi. Dostał postrzał w bro­ lum i oddać strzał do góry. Na śmierć kilku polskich oficerów, dę i policzek. Strasznie to wyglą­ więcej nie miał już siły. Znów się dało... którzy ukrywali się w Sokołowi* mocno zachwiał, aż mu czapka i okolicy. Ich to właśnie wydal spadła z głowy, wypuścił też z rę­ (cdn) w ręce gestapo Sulerzycki. Była ki swoje ukochane parabellum. Chwiejnym krokiem powoli za- więc okazja, aby się rozliczyć s JANUSZ GRUDZIEŃ tym zdrajcą. Zachodzimy do Pau- linowa. Rządcy nie ma ani w gorzelni, ani w biurze. Sekretar­ ką, czy też jedna z pracownic ma­ jątku informuje, że godzinę temu wyjechał on na paśnię, by nadżo- jować załadunek buraków cuk­ rowych dla Niemców. Cóż, nie by­ ło żadnego sensu czekać na pow­ rót rządcy do Paulinów a. Poszliśmy dalej w swoją stro­ nę. Daleko nie uszliśmy. W porę dostrzegliśmy” nadjeżdżający sa­ mochód. To sokołowskie gestapo jechało do Sterdyni. Szybko skry­ liśmy się w przydrożnych krza­ kach. Trochę tam posiedzieliśmy, aby przekonać się, czy Niemcy nie będą za chwilę wracać. W pew­ nym momencie „Wichura” do­ strzegł jadącą od strony Sterdyni bryczkę, którą powoził sam Su­ lerzycki. Przed zakrętem zatrzy­ mał się, aby zabrać do domu swą córkę. „Wichura” długo się nie zastanawiał. — „Mak”, ty tu zostań, a ja po­ biegnę przez ten lasek na skróty i i zatrzymam rządcę. Ty mnie u-

36 mierć „Wichury"— Czterdzieści pięć już lat do środka- Fala ciepłego powietrza prawie z nóg minęło od tego tragicznego wydarzenia, a ja mnie zwaliła. Gospodarze przestraszeni i wcale im wciąż zadaję sobie to samo pytanie. — Czy się nie dziwiłem, bo rzeczywiście wyglądałem jak ja- Śmusiało do tego dojść? Czy „Wichura" musiał !;ąś zjawa z innego świa'a. Cały umorusany we krwi zginąć? Wciąż przypominam sobe tamie i błocie, i na dodatek z pistoletami w rękach. chwile i myślę, że był to przysłowiowy splot nieszczęśliwych wypadków. Ten dzień od początku — Proszę się nie bać. Uciekam Niemcom. Dajcie zapowiadał się pechowo i nieszczęśliwie. I te niecel­ mi coś do picia i pójdę sobie. Powiedzcie mi tyl­ ne strzały „W ichury* w suchodolskim lesie do sos­ ko, gdzie ja jestem? — mówię do nich błagalnym ny, jakby jakieś ostrzeżenie, tajemniczy znak przez głosem. b^s całkosvicie zbagatelizowany... Gdyby „Wichura” otrzymywał nryczkę sulerzyckiego przygotowany, Gospodarze przestraszeni, ale w miarę dobrze s pistoletem w ręku gotowym do strzału, to za mnie przyjęli. Po wypicju ciepłego mleka od razu pewne nie d .łby się zaskoczyć temu konfidentowi poczułem, jak wróciły mi siły. Dowiedziałem się, że gestapo. Gdyby „Wichura” nie pytał się grzecznie znalazłem się w Ratyucu, Chłopaka poprosiłem, aby jego o dokumenty, tylko alt jak zawsze od razu ka­ wskażał mi drogę do Siedlec, bo tam chcę uciekać. zał mu podnieść ręce do góry. to nie doszłoby do te­ Chłopak potwierdził, że najpierw muszę się dostać go nieszczęścia. Nie \vietn. ale tak sobie myślę, że do pobliskiej wsi Buczyn. Wiedziałem, że nie oszu­ w tamten grudn owy dz eń to Pan Bóg pierwszy raz, kiwał. bo przecież trochę. znałem te strony. Na do­ w życiu odebrr.ł „Wichurze” rozum, bądź co bądź datek zaoferował, że może mnie odprowadzić do doświadczonemu wojskowemu i konspiratorowi. Buczyna. Zgodziłem się. Przed Buczynem pożegna- Zwierzenia adiutanta „Wichury”

iiśmy się. bo nie chciałem go narażać na jakiekol­ wiek nieprzyjemności.

Buczynie miałem dobrego znajomego Mi­ chała Pogorzelskiego. Zaszedłem do jego domu. M ówię: „Cześć” , a Michał popatrzył na mnie, nie poznając, kto zawitał do niego. — Michał! Nie poznajesz? Witek jestem! „Mak” jesem . — Boże. jak ty wyglądasz! Skąd ty'wracasz? — Uciekam z Paulinowa. „Wichura” zabity. Tam zginął. Pomóż, muszę jak najszybciej dostać się do domu do Niecieczy. ! jeszcze jedno. Gdyby wtedy było więcej na­ — Poczekaj, najpierw' się umyj, coś zjedz i trochę szych łudzi, to zapewne rannemu „Wichurze” szyb­ odpocznij. ko byśmy zorganizowali skuteczną pomoc i natych­ U Michała Pogorzelskiego nie zabawiłem zbyt miast przewieźlibyśmy go do Sokołowa do współ­ długo. Dał mi konia, a do kieszeni wsunął kilka pracującego z naszą organizacją lekarza Perłow- sztuk amunicji do pistoletu. Ruszyłem w drogę. skiego. Gdyby tak było, to może i „Wichura” by Ciemna, jakby złowroga noc. Na sabniowskiej dro­ żył, może by przeżył. Gdyby, gdyby... Dziś tak to dze w porę dostrzegłem urządzoną przez Niemców wszystko sobie tłumaczę, ale wtedy n ie'było ezasu zasadzkę między szkołą a wsią Śuchodół. Drogę na jakieś tam rozważania. Ja musiałem podjąć na­ oświetlały na przemian dwa samochody, czatując na tychmiastową decyzję. I wybrałem... dobiłem ran­ partyzantów. Zaczaiłem się w kępie gęstych świercz- nego „Wichurę”, aby żywy nie dostał się w ręce ków. W odpowiednim momencie przeskoczyłem szo­ Niemców, gestapo i samego Gramssa. Cóż, stało się. sę. Dalej już bez większych przygód dojechałem do Widocznie tak być musiało. Nienadowej, by wstąpić do swego przyjaciela Sta­ nisława Toczyskiego pseudonim „Jeleń”. Obaj byli­ jak się skończył dla mnie ten dzień, w którym śmy żołnierzami „Wichury” i obaj byliśmy do niego zginął legendarny „Wichura” ? Po oddaniu tych mocno przywiązani. Opowiadając mu wydarzenia A dwóch ostatnich, śmiertelnych strzałów, strza­ sprzed kilkunastu godzin, jeszcze raz przeżyłem łów litości do swego dowódcy, przez pewien czas śmierć swego dowódcy. U „Jelenia” w końcu nerwy nie wiedziałem ćo czynić. Byłem w szoku. Dopiero odmówiły mi posłuszeństwa. Po tych wszystkich jak usłyszałem, że Sulerzycki z daleka znów do mnie przeżyciach i przejściach coś mi się stało. Zacząłem strzela i ze swoimi ludźmi -próbuje mnie okrążyć, szaleć, gorączkować się, krzyczeć: GdzieMest He­ by wziąć żywego, otrząsnąłem się z tej rozpaczy. niek? Gdzie jest „Wichura"? Domownicy musieli mi Postanowiłem uciekać i ratować swoje życie. Jesz­ odebrać bron, bo wówczas mógłbym niechcący so­ cze zabrałem Heńka dokumenty i zdjąłem mu ze­ bie i innym jakąś krzywdę zrobić... garek z ręki, aby później to wszystko przekazać je­ go rodzinie, najbliższym. % kieszeni wyjąłem mu mierć „Wochury” odbiła się szerokim echem także dwa magazynki do parabellum oraz granat w całym powiecie sokołowskim. Jak było do zaczepny. Ludzie Suierzyekiego, n było r siedem przewidzenia, zawiadomieni przez Sulerzyc- osób, g bronią rekti. febdchotifriii córć k.eąo Niemcy, szybko pojawili sie .tam wriiz_jŁŁ.,iłt i • ■ i .■ X- ucięcz; rostą Gramssem, który niepomiernie się ucieszył ze śmierci tego, który wypowiedział mu prywatną woj­ Aby jak najdalej i jak najszybciej oddalić się od nę na śmierć i życie. Ciało zabitego „Wichury” prze­ szosy sterdyńskiej. To ml wtedy przyświecało pod­ wieźli do sokołowskiego więzienia. Gdzie go osta­ czas tej ucieczki. Spodziewałem się, że lada mo­ tecznie pochowali — do dziś nie wiadomo. Najpraw­ ment pojawią się tam Kałmucy ze Sterdyni i Niem ­ dopodobniej Niemcy spalili je w Treblince, by przy­ cy * Sokołowa, a wówczas nie miałbym żadnych padkiem jego grób nie stał się miejscem jakichś szans, aby uratować swe życie. Biegłem przez pola patriotycznych manifestacji. do pobliskiego, małego zagajniczka. ciężko było. Zie­ Mnie inna rzecz zastanawia do dnia dzisiejszego. mia pokryta świeżym śniegiem, a ja dodatkowo ob­ Przecież wtedy 6 grudnia 1943 roku zginął w tra­ ciążony bronią l amunicją którą wziąłem od „Wi- gicznych i w co najmniej dziwnych okolicznościach ehury”. W zagajniku tym na chwilę się zatrzyma­ „Wichura” — Henryk Oleksiak, postać nietuzinkowa łem. Tam przy kamieniu zniszczyłem kartkę z adre­ w sokołowskim ruchu oporu. Jeden z pierwszych, sami członków naszej sokołowskiej organizacji A r­ którzy podjęli na tym teren.e zbrojną walkę z oku­ mii Krajowej, którą wziąłem od „Wichury”. Wtedy pantem. założyciel Związku Walki Zbrojnej i Armii jakby kamień z .serca mi spadł, bo nie miałem przy Krajowej, dowódca Komendy Dywersji Obwodu AK sobie żadnych materiałów kogokolwiek obciążają­ „Proso” i członek ścisłego jego kierownictwa. Czło­ cych. wiek, który już za życia był dla mieszkańców Podla­ sia prawdziwą legendą. Dlaczego więc nikt nie zain­ Zagajnik był za mały. aby smąieźć w nim bezpiecz­ teresował się jak zginął? Dlaczego zginął? Dlacze­ ne schronienie. Musiałem uciekać dalej, do oddalo­ go nikt z dowództwa Obwodu AK „Proso” 37 nie nego o jakieś dwa kilometry lasu. Pościg jednak był wszczął oficjalnego śledztwa, by wviaśnić. ł liii felislm Jacfon ** ł»»«3™5 1-2^— — * było już co zwlekać. Rzuciłem się do ucieczki. rostą Gramssem, który niepomiernie się ucieszył ze śmierci tego, który wypowiedział mu prywatną woj­ Aby jak najdalej i jak najszybciej oddalić się od nę na śmierć i życie. Ciało zabitego „Wichury” prze­ szosy sterdyńskiej. To mi wtedy przyświecało pod­ wieźli do sokołowskiego więzienia. Gdzie go osta­ czas tej ucieczki. Spodziewałem się, że Jada mo­ tecznie pochowali — do dziś nie wiadomo. Najpraw­ ment pojawią się tam Kałmucy ze Sterdyni i Niem ­ dopodobniej Niemcy spalili je w Treblince, by przy­ cy ?. Sokołowa, a wówczas nie miałbym żądnych padkiem Jego grób nie stał się miejscem jakichś szans, aby uratować swe życie. Biegłem prze* póle patriotycznych manifestacji. do pobliskiego, małego zagajniczka. ciężko było. Zie­ Mnie inna rzecz zastanawia do dnia dzisiejszego. mia pokryta świeżym śniegiem, a ja dodatkowo ob­ Przecież wtedy 6 grudnia 1943 roku' zginął w tra­ ciążony bronią i amunicją którą wziąłem od „Wi- gicznych i w co najmniej dziwnych okolicznościach ehury", W zagajniku tym na chwilę się zatrzyma­ „Wichura” — Henryk Oleksiak, postać nietuzinkowa łem. Tam przy kamieniu zniszczyłem kartkę z adre­ w sokołowskim ruchu oporu. Jeden z pierwszych, sami członków naszej sokołowskiej organizacji A r­ którzy podjęli na tym terenie zbrojną walkę z oku­ mii Krajowej, którą wziąłem od „Wichury". Wtedy pantem. założyciel Związku Walki Zbrojnej i Armii jakby kamień z serca mi spadł, bo nie miałem przy Krajowej, dowódca Komendy Dywersji Obwodu AK sobie żadnych materiałów kogokolwiek obciążają­ „Proso” i członek ścisłego jego kierownictwa. Czło­ cych. wiek, który już za życia był dla mieszkańców Podla­ sia prawdziwą legendą. Dlaczego więc nikt nie zain­ Zagajnik by! za mały. aby znaleźć w nim bezpiecz­ teresował się jak zginął? Dlaczego zginął? Dlacze­ ne schronienie. Musiałem uciekać dalej, do oddalo­ go nikt z dowództwa Obwodu AK „Proso” nie nego o jakieś dwa kilometry lasu. Pościg jednak był wszczął oficjalnego śledztwa, by wyjaśnić i rozwiać już blisko. Jeden‘z łudzi Sulerzyckiego zaczął mnie wszystkie wątpliwości i niejasności związane ze gonie na koniu, J on był najgroźniejszy. Wiedzia­ śmiercią „Wichury” ? Dlaczego nikt ze mną się nie łem, że w szczerym polu nie ujdę mu, ale posta­ skontaktował, choć przecież byłem jedynym naocz­ nowiłem się bronić do ostatniego granatu, do ostat­ nym świadkiem tych wydarzeń. Pojawił się u mnie niej kulki. Ile sił w nogach biegłem w kierunku te­ tylko łącznik „Sokół’’ z dowództwa Obwodu, aby go lecu. Po drodze gubię ezapkę: Zrzucam z siebie odebrać parabellum „Wichury”. I nic więcej. Dlacze- kurtkę, aby nie krępowała mi ruchów. Co z tego? fO? Człowiek Sulerzyckiego był coraz bliżej. Odwróci­ Nie mnie wtedy było decydować i rozstrzygać o łem się i rzuciłem w jego kierunku granat. W porę tych sprawach i dylematach, bo przecież byłem tyl- uskoczył w bok i odjechał na bezpieczną odległość. koi szeregowym żołnierzem Armii Krajowej. Do A ja dalej uciekałem. Uciekałem i odwracałem się, dziś odnoszę jednak wrażenie, że wówczas stanowis- aby strzelać do niego z pistoletu. W ten sposób ro dowództwa Obwodu AK „Proso’’ było mniej wię­ opóźniałem pościg. Nie na długo. Skończyła mi się cej takie: „Był człowiek, zginął człowiek, nie ma amunicja. Ostatni nabój zostawiłem dla siebie, aby człowieka i nie ma sprawy”. A ja takiej postawy do w razie czego odebrać sobie życie. Do upragnionego obecnej chwili nie potrafię sobie wytłumaczyć ani lasu miałem jakieś 100 metrów. Wtedy to człowiek zi'Ozumieć. Sulerzyckiego zajechał mi drogę, krzycząc: „Już mi A koledzy z Kedywu jak zareagowali? Nie, nie nie ujdziesz bandyto, ty skurwysynie!”. potępili mnie za to, że dobiłem rannego „Wichurę”. Powiem szczerze — nikt mi z tego powodu nie ro­ oniee t « mną — myślę sobie. W chwili roz­ bił żadnych wyrzutów. Pocieszali, i tłumaczyli mi, paczy wyjąłem z kieszeni spodni latarkę, coś że ja wykonałem tylko ostatni rozkaz „Wichury”. K przy niej pomanipułowałem i rzuciłem jak Byliśmy zgodni, my szeregowi żołnierze AK, żeby granatem, krzycząc: — „I ty też mi nie ujdziesz!”. uderzyć na sokołowskie więzienie i odbić ciało na­ Jednocześnie padłem na ziemię. Ten, eo mnie go­ szego dowódcy, by pochować go godnie i z hono­ nił, błyskawicznie zawrócił konia i odskoczył na rami, jak przystało żołnierzowi, kawalerowi orderu bezpieczną odległość. Wykorzystałem to. Zerwałem Vlrtuti Militari i Krzyży Walecznych. Niestety, nie się z ziemi i błyskawicznie dopadłem zbawezego la­ było zgody na taką akcję. su. Byłem uratowany. Zaczynało się powoli ściem­ To nie wszystko. Wystąpiliśmy do naszefo do­ niać. Wiedziałem, że jestem w raŁyńskim lesie, ale wództwa. aby jak najszj^bciej pomścić śmierć „W i­ nie znałem go zbyt dobrze, I pobłądziłem. Z tru­ chury”, wykonując wyrok na konfidencie Sulerzyc- dem udało mi się wydostać z tego ciemnego lasu, kira. I znów czekaliśmy. Bez rezultatu. Zwlekano z ale kompletnie nie wiedziałem, gdzie jestem. Mróz, wykonaniem tego wyroku, a w końcu zadanie to zmęczenie i przedpołudniowe wydarzenia coraz bar­ powierzono innym ludziom. Trzykrotnie organizo­ dziej dawały mi się we znaki. Ledwo trzymałem się wali na niego zamachu, m. in. w Zembrowie. Efekt na nogach. był taki, że Sulerzycki za każdym razem wychodził cało. Nas to bolało, bo nam Sulerzycki nie uszedłby Na szczęście w oddali dostrzegłem jakieś świateł­ już żywy. Musiałby ponieść zasłużone karę... Cóż, ka. Wieś, ale jaka? Trudno. Tam zdecydowałem się nie wszystko uczyniono dla „Wichury”, by należy­ poszukać pomocy. Przez okno zajrzałem do pierw­ cie uczcić jego pamięć... szej z brzegu chaty. Kilku mężczyzn zawzięcie gra­ I to wszystko co miałem l mam do powiedzenia ło w karty i piło wódkę. Różni to mogli być osob­ o swym dowódcy, legendarnym „Wichurze” — Hen­ nicy. więc się wycofałem. W drugim domu gospo­ ryku Oleksiaku, ja — jego żołnierz do ostatnich dyni akurat coś gotowała przy kuchni. Na zapiecku chwi! i adiutant — WITOLD RĘCZMIEN pseudonim siedział staruszek, a przy nim krzątał się młody, „MAK'’. może 18-letni chłopak. Zaryzykowałem, bo już mi sił nie starczało. Zapukałem do drzwi i wszedłem JANUSZ GRUDZIE!?

38 f KRWSSS'®**

ichura” utworzył spiracji i miał pseudonim •„Wilk” . partyzantkę na wzór Ucieszyłem się z tej propozycji i sienkiewiczowskiego HENRYK OLEKSIAK — pseudonim „W ICH URA” . wyraziłem zgodę. Powiedział, że Kmicica. ; Atakował Człowiek, który do dziś w pamięci starszych mieszkań­ skontaktuje mnie z kimś waż­ Niemców i władze o- ców Sokołowa Podlaskiego i okolicznych wsi pozostał nym, który podejmie ostateczną kupacyjne gdzie się żywą legendą. Gorący i szczery patriota. Podporucznik decyzję. Po kilku dniach Wacek tylko dało. Likwidował patrole Wytner pojawi! się u mnie z ja­ żandarmerii, funkcjonariuszy ge­ Wojska Polskiego. Na wojnę 1939 r. poszedł jako ochot­ kimś mężczyznę. Znałem go tro­ stapo i ich agentów, koniokradów nik. Klęska wrześniowa i dla niego była tragedią. Nie chę z widzenia., wiedziałem, te i bandy podszywające się pod chciał jednak się z tym pogodzić. Po kapitulacji jego był-to przedwojenny oficer Nie partyzantów, a trudniące się ra­ oddziału wraca do rodzinnego Sokołowa. Nie chciał iść przypuszczałem, że.to właśnie on bunkiem. Wysadzał pociągi, palił jest tym. który dowodzi oddz.a- Arbeitsamty i urzędy gmin, ni-, do niewoli, do stalagu. Rodzinie i swym znajomym po­ łem partyzanckim. Był to ..Wi­ szczyt urzędy pocztowe, zakłady wtarzał: „Chcę dalej walczyć, tylko walczyć”. I wszy­ chura’’ — Henryk Oleksiak. Kie­ pracujące dla III Rzeszy, uwal­ stko temu podporządkował. Był jednym z pierwszych dy pierwszy raz się spotkaliśmy, niał więźniów Do najsłynniej­ organizatorów ruchu oporu w byłym powiecie sokoło­ dokładnie nie pamiętam, ale było szych akcji przeprowadzonych to gdzieś na początku 1942 roku. przez odćsiał „Wichury” należą: wskim. To właśnie on. utworzył na tym terenie pier­ Polecono mi, abym w umówio­ opanowanie sokołowskiego wię-l w s zy oddział partyzancki Związku Walki Zbrojnej, nym dniu zgłosił się na polanie zienia. posterunku żandarmerii w przemianowanego później na Armię Krajową. Kiero­ w pobliskim lesie. Dobrze znalem Kosowie Lackim, akcja na stację wa! Komendą Dywersji, czyli „Kedywem”, Obwodu to miejsce. Stała tam dzika gru- kolejową w Bielanach i na lotni*! szeczka, a pobliski las by! wła­ sko w Bachorzy. Szczególny roz­ AK „Proso” („Sęp” ), obejmującego swym zasięgiem snością mojej-rodziny. Tam wła­ głos zyskały, choć nieudane, trzy, cały powiat sokołowski. śnie zostałem zaprzysiężony jako jego zamachy na niemieckiego! żołnierz Związku Walki Zbrojnej. starostę powiatów Sokołów i Wę-j B^ło to dla mniej ogromne prze­ grów — majora SD. dr Ernsta życie. Obecny przy tym był sam Gramssa. zwanego na Podlasiu! - / „Wichura” oraz ..Lot" — Salach ,Krwawym Landratem”. 1 4 i jeszcze ktoś trzeci, chyba brat Akcja swe .Wichura’’ przepro-i Oleksiaka — Marian. Złożyłem wadzał z brawurą i z prawdziw i przysięgę na wierność Ojczyźnie, kmicicowską fantazją. Nie zaw­ że będę jej wierny i służył jej sze to się podobało jego przeła­ o© ostatniej kropli krwi. Na ko- żonym ze sztabu dowództwa Ob­ wter wodu AK, .tym bardziej, że niev które z nich wykonywał na wła­ sną rękę, samowolnie. Za to też przez pewien czas był zawieszo-i- ny w czynnościach, komendant;^ „Kedywu”. Jego podkomendni natomiast cenili swego dowódcę',. adiutan Dla nich £ dla ludności Podlasiu „Wiehtira” był symbolem nieprze- tej książce faktami i ich inter­ rdee spytali się mnie. Jaki wy­ jednanej walki ze znienawidzo­ pretacją. A przecież jeszcze dziś bieram sobie konspiracyjny pseu­ nym okupantem, takiej walki, w żyje wiele ofób. które znały i pa­ donim. Różne p om ysły przycho­ której nie mierzy się swych sił miętają Henryka Oleksiaka. Jed­ dziły mi do głowy, ale na nic nie ńa zamiary. Opowiadano więc o ynym,z nich jest mieszkaniec wsi byłem - zdecydowany. „Wichura” nim legendy i stawiano za wzór Nieeiecz w aminie Sabnie — popatrzył wtedy na mnie i rzekł: i przykład. „Wichura” nie doczekał WITOLD RĘCZMIES. żołnierz — Wiesz co, ja ci dam pseudo­ końca wojny. Zginął w 'tragicz­ Armii Krajowej; pseudonim nim „M ak”. — I tak postało, ale nych okolicznościach w Pauliho- „Mak”, który był adiutantem dlaczego akurat „Mak", tego do wie koło Sterdyni 6 grudnia 1943 ,.Wichury'’ .przez pewien czas dziś nie wiem. roku w drodze na spotkanie ze jego zastępcą w sokołowskim swym dowódcą mjr, „Sochą” — „ ie” .. Dziś rozpoczynamy ■aki był „Wichura"? Wysoki, Franciszkiem' Switalskim, ko­ druk jego wspomnień o tamtych dobrze zbudowany. Włosy miał mendantem Obwodu AK „Pro­ pamiętnych latach, okupacyjnych kręcone. Był to mężczyzna so”. W miejscu tym na początku wydarzeniach, jego wspomnień o przystojny i elegancki. I trudno lat osiemdziesiątych postawiono człowieku, który stał się legendą bv!o się dziwić, że'oglądały się za „Wichurze” pamiątkowy głaz- Podlasia... nim kobiety, Z jego zachowania i -obelisk. postawy widać było, że to przed­ wojenny oficer Nawet w czasie • Jaki był Henryk Oleksiak? okupacji ubierał się po wojsko­ Jaki pozostał w pamięci swych wemu. Czy był porywczy? Tak, żołnierzy i mieszkańców ziemi ojna — choć wszyscy spo- był. Później, jak już lepiej się sokołowskiej? Postać „Wichury” poznaliśmy, jak zostałem . ego a- próbował uwiecznić Witold Retko dz.ewaii s.ę. że wcześniej, d:utantem i zastępcą, to od czasu w swej książce „Droga przez las” czy później, mus: dojść do do czasu mogłem mu coś powie- wydanej w roku 1964. Niestety, wojny z Niemcami, to jednak jej .-daleĆT-cóś ■l^zetiftmsćzyć Zawsze pożycia ta wywołała iednafc ■ Mtybac fi' byi »■•? *i "i- T o i w n / > T o fV i -. ■£! rTt • T *Tf"lA — akcji.* Nie wszystkim to się po­ »4

ITYGODNIK SIEDLECKI NR 50

40 ...wpadliśmy do pokoju Grams- własną rękę. Jeden z obstawy Gramssowi jednak znów szczę­ gwałtowne ujadanie psów. 1 sa. Starosty jednak już tutaj nie „zgubił”, czy też porzucił, swoją ście dopisało. A przecież gdyby . była leśniczówka w Ząbkowie. K broń. Bał się, aiby Niemcy nie zła­ nasza obstawa nie uciekła, to sta­ ganek w nocnej koszuli wyszi było. Otwarte okno i łopocząca pali go z karabinem w ręku, ale rosta byłby w naszych rękach! jakaś kobieta, uspokoiła psy. D( firanka świadczyły, że tędy uciekł co ti’ wspominać? Tak było, tak Żal i pech! A przypominam sobie, myśliła się, że coś się stało, t przed naszą partyzancką spra­ się zdarzyło. Ja osłaniałem tę na­ że przed samą akcją rozmawia­ od strony Sokołowa w górę 1< wiedliwością. Dobrze, ale prze­ szą grupkę. Niemieckich wartow­ łem z „Wichurą”, kogo zabrać, na ciała rakieta za rakietą, rozświi tlając ciemne niebo Od czasu < cież była jeszcze nasza obstawa ników zamknęliśmy w baraku. kogo można liczyć w każdej sy­ Wzięliśmy tylko ich pistolety ma­ tuacji. Mówiłem mu, aby nie brał czasu rozlegały się serie z pisti — ludzie „Wilczka” z Jabłonny szynowe i mundury. Wszyscy by­ za dużo ludzi, aby wziął tylko letów maszynowych. To Niem< Lackiej. Oni mieli otoczyć cały liśmy zdenerwowani takim po­ tych, którzy go na pewno nie za­ wszczęli za nami pościg. Ostrz pałac w paiiku w Przeździatce i stępkiem ludzi z obstawy. Nie­ wiodą. Niestety, moje przypusz­ li wali brzegi lasów, zagajniki, s; dząc, że tam jesteśmy ukryi baczyć, aby nikt z niego nie wiele brakowało, a w tym zamie­ czenia się sprawdziły. A „Wichu­ szaniu, przez pomyłkę byłbym za­ ra” nawet nie mógł wyciągnąć Jednak szukali nas na ślepo, ] uciekł. Im Gramss nie powinien strzelił swego brata ciotecznego. żadnych konsekwencji wobec omacku, nie wiedząc kompletni się wyminąć! Po to przecież „Wi­ Myślałem, że to niemiecki żan­ tych ludzi, którzy uciekli, gdyż w którym kierunku się wycof chura” kazał im.tam stać! darm. akcja ta nie była uzgodniona z liśmy. „Wichura” polecił -nam, abyśmy dowództwem Obwodu AK. „Wi­ Wyglądamy przez okno. Ciemno przedzierali się do leśniczówki chura” robił ją ha własna rękę. W tej leśniczówce n;e mOigl i cisza Nikogo ani widu, ani sły- Ząbków. On miał tam jakiegoś Za tę niesubordynację został na­ śmy zbyt długo zabawić. Za bi chu. Słychać tylko szum parko­ dobrego znajomego, który nie wet ukarany. Odsunięto go na sko było Srkołow2 'i Niem wych drzew i dalekie szczekania odmówi mu pomocy. Po drodze pewien czas od kierowania soko- wczesnym rankiem niechybnie 1 psów. — Cholera! Gdzie „W il­ czek?” — klniemy jeden pirzez drugiego. Wreszcie dociera do nas okrutna prawda. Nasza ob­ stawa po prostu zwiała. Zapew­ Zwierzenia adiutanta „¥¥icbury’ ne .Wilczek” ze swoimi ludźmi, jak tylko usłyszeli strzały w pałacu, to się przestraszyli i bez zastanowienia dali nogi za pas, nie czekając na żaden rozkaz, tu zawitali. Tylko powierzchoi nie zastanawiając się, czy p r z y ­ n;e opatrzyliśmy rannego „W padkiem nie jest potrzebna nam churę" i dalej w drogę. ,.Poż pomoc... czyliśmy” sobie od leśniczego w Czasu na zastanawianie się i z koniem, bo nasz dowódca r rozpamiętywanie tego, co się w y­ Szczęśliwy dał rady już iść. Sami też by darzyło. wtedy nie było. Przede śmy nieźle zmęczeni tym odwr wszystkim trzeba było ratować t “m. Dźwigaliśmy broń, cięż naszego dowódcę. Gramss, strze­ broń. ale wtedy za skarby nik lając przez zamknięte drzwi do mu byśmy jej nie oddali Posz nieznanych osobników, nie przy­ śmy w kierunku wsi Weże, che puszczał nawet, że ranił swego zmylić ścigających nas Niemcó największego wroga „Wichura” Zaczynało świtać, kiedy dots dostał postrzał w bok. K rw aw ił liśmy do pierwszych zabudów, i jęc--•8 ch1wTę.gorąco. chura” tę akcję dobrze przygo­ dwrót z rannym „Wichura” mującego się wyrobem kół i i arem z .Wichurą” zos‘ało tował. Planował wtedy nie zabi­ n:e należał do łatwych. nvch części ćo wozów, bryczć K f nss chyba z siedmiu, Pa- cie, lecz porwanie sokołowskiego O Dwóch chłopaków prowa- Nie znaliśmy go, ale okazał “ " m ętarn że bvł Paduch, Ja­ starosty, a następnie zamierzał go d:iło go pod ręce. ale i tak zbyt on porządnym obywatelem, Poi nuszewski, ktoś z Kupientyna, wymienić za zwolnienie z wię­ szybko nie mogliśmy się poru­ kiem-patriotą. Oczywiście, powi ktoś z Niecieczy... A przecież w zienia wszystkich aresztowanych. szać. Przedzieraliśmy się przez dsieliśmy mu od razu, jak ; tej akcji na pałac w. Przeździatce Gdybyśmy zastrzelili Gramssa. to niesamowity gąszcz Krzaki, zaro­ sorawy mają, że nas Niem brało udział nonad dwudziestu Niemcy zemściliby się na nriesz- śla Ciemna noc, nic dosłownie nie ścisają. Zresztą nie było co ukt ludzi. Pozostali jak już wspomi­ kańcach miasta. Mogliby roz­ bvło widać. W pewnym momencie wać, bo przecież broń mieliśr nałem uciekli. Później się okaza­ strzelać 100—200 Polaków. A tego wydawało nam się, że pobłądzi­ na wierzchu. Musieliśmy r ło, że każdy z nich uciekał na „Wichura” chciał uniknąć. liśmy. Na szczęście usłyszeliśmy zaufać i nie zawiedliśmy s

41 eaeHKBBseass mmmmBmetrm^KumfmmBsmsssssEsc^sirs^eia^ svk .*■ j>

smssowi jednalk znów szczę- gwałtowne ujadanie psów. To Chłop troskliwie nami się za­ ruch. Na drodze stały dwa w oj­ dopisało. A przecież gdyby była leśniczówka w Ząbkowie. Na jął. Rozebrał wóz, którym przy­ skowe samochody, świecąc w obstawa nie uciekła, to sta- ganek w nocnej koszuli wyszła jechaliśmy, a konia ukrył w przemian światłami Tędy nie byłby w naszych rękach! jakaś kobieta, uspokoiła psy. Do­ swym warsztacie za takim przs- przeskoczymy. To niemiecka ob­ pech! A przypominam sqbie, myśliła się, że coś się stało, bo pierzeniem. Nie chciał, aby na­ ława. We wsi słychać jakieś krzy­ zed samą akcją rozmawia- od strony Sokołowa w górę le­ wet sąsiedzi wiedzieli, że ma ..go­ ki, nawoływania Co robić? Ktoś „Wichurą”, kogo zabrać, na ciała rakieta za rakietą, rozświe­ ści z lasu” . W chałupie pomagał wpadł na niezły pomys Zsiedli­ można liczyć w każdej sy- tlając ciemne niebo Od czasu do nam opatrywać rannego ..Wichu­ śmy wszyscy z wozu Lejce przy­ . Mówiłem mu, aby nie brał czasu rozlegały się serie z pisto­ rę” Ani my, ani on nie mieliśmy wiązaliśmy do kłonicy, a konia iżo ludzi, aby wziął tylko letów maszynowych. To Niemcy bandaży. Gospodarz porwał Więc pognaliśmy bafem. Pus‘y wóz po­ którzy go na pewno nie za- wszczęli za nami pościg. Ostrze­ na kawałki swą płócienną, w iej­ jechał w stro.nę wsi. (. Niestety, moje przypusz- liwali brzegi lasów. zagajniki, są­ ską koszulę. Ramę zdezynfekowa­ i się sprawdziły. A „Wichu- dząc, że tam jesteśmy ukryci. liśmy spirytusem. Musieliśmy się To zmyliło Niemców, a nam po­ lawet nie mógł wyciągnąć Jednak szukali nas na ślepo, po ratować tym. co było pod ręką. zwoliło bez przeszkód przeskoczyć •eh konsekwencji wobec omacku, nie wiedząc kompletnie, Gospodarz ukrył nas n* strychu. ludzi, którzy uciekli, gdyż w którym kierunku się wycofa­ Przez małe okienko wid-=>ć było przez tę drogę. Skryliśmy s ę w ta nie była uzgodniona z liśmy. stojący w p-bliżu wiatrak, a w tamtejszym lesie. ..Wichura” był iztwem Obwodu AK. „Wi- oddali zabudowania wsi. Z dru­ słabiuiteńki. Musieliśmy go pro­ ” rcbił ją ńa własną rekę. W tej leśniczówce nie mogli­ giej s+rony, tuż za domem był l~s. wadzać pcd ręce Szczęśliwie uda­ niesubordynację został na- śmy zbyt długo zabawić. Za bli­ To stwarzało nam j-kaś sz-nsę uk"rany. Odsunięto go na sko było Srkołow" i Niemcy uceczki. gdyby w ekolicy poja­ ło nem się dojść do samego So­ ■n czas od kierowania sokc- wczesnym rankiem niechybnie by wili się Niemcy. kołowa. Na przedmieściu snokój, jak Dy nic s-.ę nie wydarzy i v. Kie­ Byliśmy zmęczeni i głodni, a dy przechodziliśmy w pobliżu pa­ gospodarz nie miał tyle jedzenia, aby nakarmić siedmiu chłopa. łacu w parku w Przeździatce, w tanta „Wichury” Poszedł więc do wsi coś poży­ którym ..gościliśmy” ubiegłej no­ czać. Wychodząc, zapewniał nas: cy, „Wichura” wpadł na szaleń­ ,.Panowie, nie bójcie się. Nie w y­ czy pomysł: — ..Zobaczcie, nikt dam was Jakże móeł.bym to zro- b'ć? Wydać w ręce Szkopów pol­ pałacu nie pilnuje. Chodźcie, zaj­ tu zawitali. Tylko powierzchow­ skich żołnierzy? Nie, za żadne rzymy do środka, bo moja noga ne opatrzyliśmy rannego „Wi­ skarby. Gdyby Niemcy przypad­ już więcej tam nie stanie”. churę” i dalej w drogę. ..Poży­ kiem was odkryli w mej chakmie. czyliśmy” sobie od leśniczego wóz to ja zginę razem z wami. Nie z koniem, bo nasz dowódca nie I poszliśmy. W pałacu cisza, ni- bójcie s:ę. nie zdradzę” Faktycz- kogusieńko nie ma, Ani Gramssa, dał rady iuż iść. Sami też byli­ n:e, to był porządny chłop. Po śmy nieźle zmęczeni tym odwro­ ani niemieckich wartowników. pewnym czasie przyniósł "arti na Tak, my też ryzykowaliśmy, ale tem, Dźwigaliśmy broń. ciężką strych trochę jedzeni^ Nie za- broń, ale wtedy za skarby niko­ wola dowódcy była dla nas świę­ br?Wo i wódki, i dobrej zaką- tością. Najgorsze było to, że ..Wi­ mu byśmy jej nie oddali Poszli- sec?!ki. Posililiśmy się odpoczę­ smv w kerunku wsi Weże, chcąc chura” sobie przepowiedział, że liśmy. Cały boży dz>eń przewi­ już więcej nie będzie w rezyden­ zmylić ścigających nas Niemców. dzieliśmy na tym strychu. Go­ cji sokołowskiego starosty... Cóż. spodarz przyniósł jednak i złe Zaczynało świtać, kiedy dotar­ widocznie tak być musiało Po liśmy do pierwszych zabudowań wieści. Niemcy kraża wokół So­ wyjściu z pałacu opłotkami prze­ kołowa i kogoś szuka ;a. Przeoze- tei wsi. Musieliśmy gdzieś się dostaliśmy się do Kupientyna. skryć, bo teka duża grupa obcych s'”'a brzegi lasów i niektóre wsie „Wichurę” zostawiliśmy u pań- :im Kedywem i zabroniono w tej okolicy mężczyzn zbytnio "'s‘wa Januszów, miejscowych nau­ rowadzać jakiekolwiek ak- bliżał sie wieczór. Dłużej by się rzucała w oczy. A usłuż­ czycieli. Oni też byli w konspi­ nie mogliśmy przebywać u rzeciwko okupantowi. Miano nych i donosicieli wtedy nie bra­ racji — w Armii Krajowej Ich awet zdegradować, ale nie kowało. Zatrzymaliśmy się w za­ Z tego gościnnego go^ooda- mieszkanie było jedna z wielu ) do tego. rza. Musieliśmy jakoś przedostać budowaniach miejscowego ste!- partyz^nck'ch melin szefa soko­ macha-kołodzieja, człowieka zaj­ s:e do swych domów Przecież na­ łowskiego Kedywu. My zaś ro­ dwrót, z rannym „Wichura” sze rodziny nic nie wiedziały, że mującego się wyrobem kół i in­ zeszliśmy sie do swoich domów. n;e należał do łatwych. nych cześcj do wozów, bryczek. wychodzimy na jakąś akcie Go­ Kilka dni później państwo Janu­ Dwóch chłopaków prowa- Nie znaliśmy go, ale okazał się spodarz orzygotował nam wóz do szowie przewieźli ..Wichurę” do go pod ręce. ale i tak zbyt drogi. Mus;e!iśmy oszczędzać siły on porządnym obywatelem, Pola- iednej z nadbużańsk;ch wiosek. rannego ,,W''chury” . Pojechaliśmy o nie mogliśmy się poru- kiem-patriotą. Oczywiście, powie­ Tam się leczył i dochodził do sie- Przedzierałiśmy się przez dzieliśmy mu od razu, jak się w stronę Sokołowa. Bacznie roz­ b e. Ze trzy tygodnie go nie było... nowity gąszcz Krzaki, zaro- sorawy mają, że nas Niemcy glądaliśmy się, aby przyosdkiem iemna noc, nic dosłownie nie śniaaja. Zresztą nie było co ukry­ nie natknąć się na Niemców Pech widać. W pewnym momencie wać, bo przecież broń mieliśmy jednak nas nie opuszczał. Przed (odn.) w~lo nam się, że pobłądzi- na wierzchu. Musieliśmy mu ws;ą Przywózki w zapadającym . Na szczęście usłyszeliśmy zaufać i nie zawiedliśmy się. zmroku dostrzegamy podejrzany JANUSZ GRUDZIEŃ

42 Zwierzenia adiutanta „Wichury'*

yłem więc w konspiracji. piętrze. Na przedmieściach Soko­ chura” nakazał, abyśmy wycofy­ W niedługim czasie Zwią­ łowa „Wichura” rozdzielił zada­ wali się na Rogów. Odskoczyli-. B zek Walki Zbrojnej prze­ nia. Do budynku mieli wejść ~śmy niezauważeni. Jak się późnie] kształcono w Armię Krajową. Na „Wilk”, Struś i chyba Heniek okazało, patrol żandarmerii też u- początku nie miałem specjalnego Oszal, choć być może tym trze­ siyszał ten wystrzał. Wpadli na przydziału. Nie angażowano mnie cim był ktoś inny Pozostali mieli rynek, ale nie wiedzieli dokład­ praktycznie do żadnych akcji sa­ zostać na zewnątrz i osłaniać ich nie, co się stało. Jeden z nich zaj­ botażowych czy zbrojnych, wy­ odwrót po wykonaniu akcji. rzał do budynku KKO. Wówczas mierzonych przeciwko tikupanto- tó zorientowali się, że był napad' wi. Raczej obserwowano, chcąc ZIEŃ był chłodny, po­ na kasę. Wszczęto alarm. Rozpy­ jakby upewnić się co do mojej chmurny. Na rynku pełno tywali się ludzi, między innymi osoby Zbiórki, spotkania, szkole­ D ludzi. To mogło nam po­ i polskiego policjanta granatowe­ nia, Nadszedł jednak czas, abym móc podczas odwrotu. Tuż przed go, w którym kierunku uciekli i ja zdał swój egzamin bojowy, akcją któremuś z chłopaków da­ ..bandyci” . Powiedziano im, że na abym przekonał wszystkich, że łem swoją kurtkę, aby mógł ła­ Sterdyń. A tam to mogli sobie nadaję się do konspiracji i że bę­ twiej ukryć broń. „Wichura” dął nas szukać. dzie można na mnie polegać w im znak, aby rozpoczynali. „W ilk” każdej, najtrudniejszej- sytuacji. Adolek Struś i Oszal szybko zni­ ja keja na KKO zakończyła Od samego „Wichury” otrzyma­ knęli w drzwiach budynku Co I I się pełnym powodzeniem i łem rozkaz, aby zlikwidować pa­ się tam działo, wiem z ich póź­ szczęśliwie bez żadnych na Łanieekiego. To był konfident niejszego opowiadania. W środku strat. Zdobyliśmy 120 tysięcy zło- niemiecki, który wydał w . ręce gestapo kilku ukrywających się polskich przedwojennych ofice­ rów. - Łaniecki był dyrektorem „Pa­ gedu” — składu .drzewa w So­ kołowie Podlaskim. Biura jego firmy mieściły się przy ul. Kole­ jowej i on tam też najczęściej urzędował. Do pomocy dostałem dwóch ludzi, jednak ich nazwisk dziś już nie pamiętam. Każdy z nas był uzbrojony. Mieliśmy ze sobą pistolety. Niestety, ta pier­ wsza moja akcja bojowa nie za­ kończyła się powodzeniem. Kiedy przyszedłem do biura „Pagedu”, pod pozorem załatwienia jakiejś tam sprawy, dyrektora Łanieckie- go nie zastałem w pracy. Nie zdo­ łałem mu więc odczytać i wyko­ nać wyroku Sądu Podziemnego Polski Walczącej. Tym razem konfidentowi temu udało się ujść z życiem. Dopiero kilka tygodni później Łanieckiego zlikwidował pluton AK z Kupientyna, dowo­ dzony przez Paducha. Onj mieli więcej szczęścia niż ja. Oddział „Wichury” w roku 1942 nie przeprowadził jakichś więk­ szych akcji zbrojnych. Likwido­ wał konfidentów i osoby współ­ pracujące z okupantem. Dziew­ czynom zadającym się z Niemca­ mi strzyżono dia przestrogi wło­ sy Karano koniokradów i różne grupy bandyckie, podszywające się pod partyzantów. Rozbrajano Niemców zdobywając broń, któ­ rej i tak mieliśmy bardzo mało. W tym celu partyzanci „Wichury” zaatakowali posterunek straży lotniska polowego w Bachorzy. W akcji na wieś Kostki, zdobyto . sz*sić niet&ieękicii auioaiaiów, cztery karabiny, trzy pistolety, Witold Ręczmień ps. „Mak” >— jeden z uczestników akcji na Komu­ skrzynkę granatów zaczepnych i nalną Kasę Oszczędności w Sokołowie Podlaskim. skrzynkę amunicji. Każda broń, Fot. Janusz Mazurek

tych. Przekazaliśmy je dowódcy Okręgu AK — majorowi Śwital- skiemu, który przeznaczył je na cele organizacyjne. Cało i zdrowo Akcja sa KKO dotarliśmy do swych domów „Wichura” zaś poszedł do Ku- pientyna, gdzie u miejscowych' jeden z nich zerwał kabel telefo­ każdy nabój był jak na wagę zło­ 'nauczycieli, . państwa Januszów, niczny, aby nikt nie mógł Niem­ ta. szczerych patriotów, miał jedną 1 ców zawiadomić o napadzie na że swych konspiracyjnych kryjó­ uch oporu potrzebować nie kasę KKO. Sżybko weszli na pię­ wek. W okolicy Sokołowa miał tylko broni, ale i pieniędzy. terko. Pistoletami sterroryzowa­ R Pieniędzy na różne cele. A ich kilka. Starał się niezbyt dłu- li pracowników kasy i przypad­ to^na zakup od Niemców,, czy spe­ "go przebywać w jednym miejscu, kowych klientów. Do przygoto­ 43 kulantów, broni, a to na kupno by Niemcy nie natrafili na jego wanych worków zaczęli pakować ślad. Poszukiwali już go od wie- żywności, ubrań i lekarstw dla nieniadz© urzeznaczone .na kon- ...... — cztery karabiny, trzy pistolety, Witold Ręczmień ps. „Mak” >— jeden z uczestników akcji na Komu­ skrzynkę granatów zaczepriych i nalną Kasę Oszczędności w Sokołowie Podlaskim. skrzynkę amunicji. Każda broń, Fot. Janusz Mazurek

tych. Przekazaliśmy je dowódcy Okręgu AK — majorowi Swital- skiemu, który przeznaczył je na cele organizacyjne. Cało i zdrowo dotarliśmy do swych domów. „Wichura” zaś poszedł do Ku­ każdy naibój był jak na wagę zło­ jeden z nich zerwał kabel telefo­ pi en ty na, gdzie u miejscowych ta. niczny, aby nikt nie mógł Niem­ nauczycieli, państwa Januszów, ców zawiadomić o napadzie na szczerych patriotów, miał jedną uch oporu potrzebowa! nie kasę KKO. Szybko weszli na pię­ ze . swych konspiracyjnych kryjó­ tylko broni, ale i pieniędzy. wek. W okolicy Sokołowa miał R Pieniędzy na różne cele. A terko. Pistoletami sterroryzowa­ li pracowników kasy i przypad­ ich kilka. Starał się niezbyt dłu- t<\na zakup od Niemców,, czy spe­ 'go przebywać w jednym miejscu, kulantów, broni, a to na kupno kowych klientów. Do przygoto­ wanych worków zaczęli pakować by Niemcy nie natrafili na jego żywności, ubrań j lekarstw dla ślad. Poszukiwali już go od wie­ oddziału partyzanckiego, a to na pieniądze przeznaczone na kon­ trybucję dla Niemców. Błyska- lu miesięcy, wyznaczając- nawet wykupienie kogoś 2 rąk okupan­ w ćznie z tym się uporali. za jego głowę nagrodę w wyso­ ta. Nic dziwnego, że i na naszym kości 100 tysięcy złotych, którą w Naraz w budynku rozległ się terenie przeprowadzano tego' typu niedługim czasie podwyższyli do strcnł Okazało się. że kiedy już akcje Wczesną wiosną 1943 roku 200 tysięcy. „Wichurjt” nikt jed- nadarzyła się'ku temu szczegól­ się wycofywali, jednemu z nich, nak nie zdradził. na okazja. Niemcy nałożyli na ternu, któremu pożyczyłem kurt­ mieszkańców Sokołowa kontry­ kę, ftieSczekiwanie wypalił pisto-' Jeszcze dziś przechodzą mi bucję, najprawdopodobniej za nie­ let Usłyszeliśmy i my ten w y­ ciarki, jak przypominam sobie tę oddanie w terminie kontyngen­ strzał Nie wiedzieliśmy, co się akcję na. sokołowską Komunalną tów. Nasze dowództwo dowiedzia­ tam w środku stało. Czyżby na­ Kasę Oszczędności. Przecież by- ło się. że w południe tego a tego szym chłopcom ktoś przeszkodził . liśmy bardzo słabo uzbrojeni. Ja dnia pieniądze te mają być zło­ iv przeprowadzeniu akcji ? Czy wtedy w lufie swego „Waltera" żone w Komunalnej Kasie Osz­ zakończyła się ona szczęśliwie? miałem tylko jeden pocisk. Tak. czędności w Sokołowie. Zdecydo­ Jednocześnie wszyscy z obstawy dosłownie jeden pocisk. Inni po­ wano się je zdobyć, tym bardziej zaczęliśmy się bacznie i nerwowo dobnie. Jeden nabój — jeden że spodziewano się większej ilo­ rozglądać na wszystkie strony. strzał i nic więcej. W starciu z ści gotówki. Komendant Obwodu Inni przecież też usłyszeli ten Niemcami nie mielibyśmy żad­ A K — m jr „Socha” — Franci­ strzał. Patrzymy, a tu pod górę nych szans Ale byliśmy gotowi szek Switalski zlecił ;Henrykowi w stronę rynku idzie patrol nie­ . bronić swych kolegów. Do koń­ Oleksiakowi — „Wichurze” prze­ mieckiej żandarmerii. Czy i oni ca, by mogli się bezpiecznie wyco­ prowadzenie tej akcji. usłyszeli wystrzał? Tego nie by­ fać. Tak, igraliśmy ze śmiercią Jak pamiętam, zbytnich przy­ liśmy pewni. Czekaliśmy na znak i to nieraz. Cóż, młodzi byliśmy, gotowań nie robiono. Pewnego ..Wichury”, by ewentualnie przy­ chcieliśmy walczyć z Niemcami i dnia rankiem w Niecieczy poja­ stąpić do akcji i zacząć ostrzeli­ walczyliśmy. Akcję musieliśmy wił się „Wichura”. Spotkał mnie wać zbliżający śię patrol, by w przeprowadzić, by okupant nie i „W ilka” — Wacka Wytnera. Od ten sposób dać czas na wycofa­ czuł się na naszych ziemiach zbyt razu też wyjawił, po co przybył. nie się naszym kolegom'. „Wichu­ pewnie i bezpiecznie.' — Chłopaki. W południe robi­ ra” jednak czekał. I on, i my, Tacy byliśmy. Nieraz jednak my akcję na KKO w Sokołowie. zdawaliśmy sobie sprawę, że zadaję sobie pytanie, czy i dzi­ Potrzeba mi kilku ludzi Powia­ przewaga ogniowa jest po stronie siejsza młodzież tak samo by za­ domcie kogo trzeba* tylko szyb­ Niemców i możemy się. znaleźć w reagowała. Ja twierdzę, że tak, ko, bo czasu małg. Weźcie ze so­ niezwykle trudnej sytuacji. „Wi­ a nawet, że z większym, niż my, bą broń. bo może się przydać. chura” nie chciał dopuścić do zaangażowaniem by to robiła B al ' Szybko zawiadomiliśmy tych, strzelaniny. Zdawał sobie sprawę, przecież dzisiejsza młodzież jest 'którzy akurat byli pod reką. że gdybyśmy zaatakowali żandar­ bardziej wykształcona, lepiej ro­ Ostatecznie w akcji tej uczestni­ mów. to Niemcy w odwecie ze­ zumiejąca obecne problemy. Nie­ czyli- „Wichura”, który dowodził, mściliby się na miejscowej lud­ prawda, że jest ona nijaka, aspo­ „Wilk”, ..Lot” — Salach, Karpiń­ ności. Zapewne rozstrzelaliby ze łeczna. Wręcz przeciwnie — jest ski, Adolek Struś. Heniek Oszal 30 zakładników. -wspaniała i tak jaik my, wtedy i ja. Teren i miejsce akcji dobrze Na szczęście w tym momen­ przed czterdziestu pięciu laty, tak wszyscy znaliśmy. Niejeden raz cie z budynku KKO wybiegli na­ i ona dziś przelewałaby krew, od­ byliśmy przecież w Komunalnej si chłopcy. Wszyscy trzej mieli w dawała życie za Ojczyznę, za Pol­ Kas;e .Oszczędności Budynek ten rękach worki z pieniędzmi. Te­ skę,,.gdyby tylko zaszła taka po­ znajdował się w centrum miasta, raz każdy z nas myślał tylko o trzeba. Ja w to wierzę... tuż koło sokołowskiego targowi­ jednjiim - r aby szybko i bezpiecz­ (cdn) ska. D.z>'ś mieści się w nim dwo­ nie się -wycofać. Całą grupą rzec PKS. KKO mieściła się na wmieszaliśmy się w tłum. „W i­ JANUSZ GRUDZIEŃ

44 ICHURA” nie móg! chura” zaczł wydawać rozkazy, Nie zamierzaliśmy jednak t mykane. A starosta w nocy nfko- sts sobie darować tych tłumaczyć — co kto ma robić. nim dyskutować. Rozbroiliśmy mu ich nie oworzy. Nawet swo- kif wszystkich, wcześniej­ — Wszyscy przeskakujemy go, a „Wichura” kaza! mu otwo­ Im, nawet własnej żonie, gdyby ch szych, nieudanych przez mur, bo tu na drodze moż­ rzyć bramę, abyśmy po akcji mo­ teraz przyjechała nie wiem skąd. wi izamachów i zasadzek na się natknąć na patrol żan­ gli się szybko wycofać. Zadaje Tak się boi partyzantów. Nie o- cj< na niemieckiego sta­ darmerii. Ukrywamy się w par­ też Niemcowi kolejne pytania, tworzy nawet nam wartowni- Ni rostęw powiatu sokołowskiego Er­ ku. „Wilczek” ze swymi ludźmi są kom. ts'A nstaW Gramssa. Cały czas myślał w obstawie. Musimy najpierw — Gdzie reszta wartowników? mi 0 jednym — Jak dopaść kata rozbroić wartownika przy bramie, Co robić w tej sytuacji? Mo- Podlasia i zemścić się na nim. I a następnie pozostałych Niem­ — Wszyscy są w baraku. gllśmy się zadowolić zdobyciem wykombinowali „Wichura” po­ ców, którzy o tej porze powinni broni i mundurów 1 wycofać bez stanowi! dopaść Gramssa tam, siedzieć w tym drewnianym ba­ — A hasło? — Tym razem, mi­ strat. Mogliśmy zabrać Niemców gdzie i on, i Niemcy najmniej mo­ raku. Pamiętajcie, w parku za­ mo powtarzania pytania. Niemiec ze sobą do lasu i tam się z nimi Pi gli się tego spodziewać. A miej­ chowujemy ciszę. Żadnych roz­ milczy. „Wicnura” przeprowadza rozprawić. To nie to. Przecież na- ni scem takim byl pałac w sokołow­ mów i hałasów. Zrozumiano?! więc z nim rozmowę po męsku” szym głównym celem było do- sz skim parku w Przeździatce, w tei którym starosta stale rezydował 1 mieszkał. To ten budynek, w Zwierzenia adiutanta „Wichury” U- którym po wojnie, jeszcze do nie- da-*rna, mieścił się szpital miej* ski. Akcja niezwykle ryzykowną, bo przecież pałac był mocno strzeżony, a w pobliżu stacjono­ o tu było do tłumaczenia? wał Wehrmacht i Schupo. Okoli­ Trzeba było działać i już. czny teren często patrolowała C „Wichura” dał znak i wszy­ niemiecka policja i żandarmeria. scy po kolei przedostawali się Gramss faktycznie czuł się tam przez mur koło małej kępki Ucieczka pewnie i bezpiecznie. świerków do przypałacowego par- ku. Szybko to poszło. Chłopcy Taki plan mógł tylko wymyśleć skryli się pod murem. Teraz naj­ Heniek Oleksiak — człowiek nie­ ważniejszym było, aby po cichu zwykle odważny, pełen fantazji unieszkodliwić strażnika przy i lubujący się w przeprowadza­ głównej bramie, a następnie po­ niu ryzykownych, brawurowych zostałych wartowników. Musieli­ Gramssa akcji. Dowództwo AK Jednak nie śmy się spieszyć, gdyż obawialiś­ zgodziło się na jej przeprowa­ my się, że lada chwila nastąpi — leje go ręką w twarz. Pomo­ rwanie sokołowskiego starosty. dzenie. Uważano, że z góry jest zmiana warty i Niemcy dostrzegą gło. Chcieliśmy bez rozgłosu do­ „Wichura" nie zamierz, i go wte­ ona skazana na niepowodzenie i obcych ludzi w parku. To mogło stać się do baraku, gdzie byli po­ może przynieść tylko nieobliczal- dy zabić. Chciał Gramssa wziai? spalić na panewce całą naszą ak­ zostali wartownicy. A bez hasła żywego i porwać, by potem wy­ tne straty. „Wichura” jednak był cję. Słyszę szept „Wichury” : musiałoby dojść do strzelaniny. mienić go za kogoś z naszych, przekonany o słuszności i realno­ przebywających w więzieniu lub ści swego pomysłu i nie zamie­ — Dwóch na ochotnika do rękach gestapo. To był główny rzał rezygnować z tej akcji. Po­ mnie! ' ierzemy z „Jeleniem” war­ cel tej akcji. Oczywiście, mogliś­ stanowił ją przeprowadzić na townika w środek i idzie­ my siłą wtargnąć do pałacu, roz­ własną rękę, w tajemnicy przed Powtórzył to Jeszcze raz, potem my do baraku. W między­ bić okna. Zapewne musiałoby swymi przełożonymi s Armii drugi, ale nikt nie reagował. A Bczasie „Wichura” dał znać pozo­ dojść do walki, bo przecież sta­ Krajowej. czas uciekał. Wtedy zgłosiłem się stałym chłopakom, aby otoczyli rosta miał broń. Podobno nie roz- ja i mój bardzo dobry kolega ten budyneczek. W oknach palą Pewnego Jesiennego dnia „Wi­ się światła. W baraku słychać chura” zawiadomił mnie, abym Stanisław Toczyski pseudonim „Jeleń” . Podeszliśmy do dowód­ niemiecki szwargot. Stukamy w rał kilku odważnych i pew- „Wichura” z przekąsem drzwi. h chłopaków. Domyślałem się, cy. a S stwierdził: że szykuje się jakaś poważniejsza — Wer tst da? — rozlega się akcja. Następnnego dnia, a było -*• — No tak. Spodziewałeś^ się, gardłowe pytanie. A wartownik, to 26 października 1943 roku, sta­ że to akurat wy będziecie. Na in­ czując lufy naszych pistoletów na wiliśmy się w umowionym miej­ nych zbytnio nie liczyłem. To do­ swych plecach, bez namysłu recy­ scu. Zapadał zmierzch. Chłopcy z brze, że to wy, bo potrzeba mi tuje hasło. Drzwi się otwierają. Kupientyna już na nas czekali. pewnych i odw żnych ludzi. Po­ M y w e trzech, popychając w ar­ Był Marian Piduch, Januszewski zostali niech czekają na nasz townika, gwałtownie wpadamy do i inni. „Wichura” sprowadził też znak. Idziemy! środka baraku z pistoletami w grupę „Wilczka" — kilku AK* ręku. Część Niemców porzuca grę -owców t Jabłonny Lackiej. Je­ Po drodze „Wichura” mówi do w karty. Krzyczą z przerażenia go ojciec wydawał w tamtejszym mnie: — „Słuchaj „Mak” ! Akcja i chowają się pod piętrowymi urzędzie kennkarty I pomagał na­ łóżkami. Wartownia jest nasza. W szym ludziom z konspiracji. W Jest poważna 1 niebezpieczna. Nie wiem, czy nam się powiedzie, kto kącie dotrzegamy ustawioną w sumie było nas dwudziestu. przeżyje. Wyspowiadajmy s;ę kozły broń. Takie krótkie kara­ więc Bogu, bezpośrednio Bogu, bo binki i pistolety maszynowe. Bły­ Zapadła noc. Opłotkami, omija­ kapłana nie ma”. — I we trzech szczące, eleganckie. Na widok tej jąc miasto, by nie natknąć się to zrobiliśmy. Cicho skradamy s:ę broni aż się nam oczy roześmia­ na patrole niemieckiej żandar­ pod główną bramę. Bacznie ob­ ły. Była już nasza, zdobyczna. serwujemy wartownika. Jest sam, merii, przedostaliśmy się na dru­ to dobrze. Wartownik leniwym Broń, amunicję i granaty od gą stronę Sokołowa. Byliśmy już krokiem spaceruje w tę i z po­ razu porozdawaliśmy chłopakom. w pobliżu parku i pałacu w wrotem. Co pewien czas patrzy, Niemcom kazaliśmy się rozebrać Przeździatce. Zatrzymaliśmy się co się dzieje za murem, za bra­ do bielizny, a ich mundury za­ braliśmy. Mogły się przecież tuż koło dużego spichlerza, stoją­ mą. Jesteśmy już blisko, bardzo blisko. „Wichura” pistoletem w przydać w przyszłych akcjach. cego przy drodze na Ząbków. ręku pierwszy doskakuje do war­ Któryś s naszych chłopaków Wtedy wszyscy dowiedzieli się, townika i krzyczy: „Hande hoch”. przybiega 1 mówi, że w pałacu Jaka to robota nas czeka. Niemiec zatrzymał się zbaraniał. wszystkich drzwi i okna są poza­ N ie wiedział, co się stało. Nie mykane. Konsternacja. Co robić — Robimy akcję na pałac ! spodziewał się kompletnie, że dalej? „Wichura” pyta wartow­ Gramssa — powiedział „Wichu­ ktoś może go zaatakować od stro­ ników, czy starosta jest w teraz ra”. Zapadła cisza. Niejednemu > ny parku. W tym czasie doska- w pałacu i jak się dostać do chłopaków zrzedła mina. Byliś­ kujemy 1 my z „Jeleniem”, ka­ środka. Niemcy znacząco spoglą­ my przecież niezbyt dobrze u- żąc mu podnieść ręce do góry. Za­ dają jeden na drugiego. Wreszcie zbrojeni. Przeważała broń krótka. reagował od razu. Przestraszony, jeden odważniejszy, był to volks- Trochę granątów zaczepnych 1 to zaczął się jąkać: deutsch, odpowiada po polsku: wszystko. Automatu nie mieliś­ my żadnego. A Niemcy i wartow­ — Pa... Panów!®, Ja, Ja wiem — Starosta Jest w pałacu, ale m Witold KęczmieA, ps. „Mak”: — Wla nicy uzbrojeni po uszy. Na wyco­ po... po co wy żeście przy... przy­ żadne skarby nie dostaniecie się fanie się było Już za późno. „Wi­ szli ... do środka. Wszystkie drzwi po za­ 45 ri M m nr n» i iiiw^jg**w^gMwił7aEŁ,ł'SŁvgł-^»:--r-ł’iS-Łgs?-3 ce zamierzaliśmy Jednak s mykane. A starosta w nocy niko­ stawał się i nią nawet wtedy, cznie prześliznął się przez to o- a dyskutować. Rozbroiliśmy mu ich nie oworzy. Nawet swor kiedy kładł się spać. A „Wichura” kienko i wskoczył do środka. Ry­ a „Wichura” kazał mu otwo- im, nawet własnej żonie, gdyby chciał uniknąć strzelaniny, bo­ zykował wiele, bo przecież ’ć bramę, abyśmy po akcji mo- teraz przyjechała nie wiem skąd. wiem zaalarmowałaby ona sta­ Gramss mógł usłyszeć brzęk tłu­ się szybko wycofać. Zadaje Tak się boi partyzantów. Nie o- cjonujących w pobliżu pałacu czonej szyby... Niemcowi kolejne pytania. tworzy nawet nam wartowni­ Niemców i często krążące w tej kom. okolicy patrole żandarmerii. To ..Jeleniowi” jednak dopisało - Gdzie reszta wartowników? mogłoby źle się skończyć dla na­ szczęścia. Rozległ się szczęk od­ Co robić w tet aytuacji? Mo­ szego oddziału. suwanych zasuw i drzwi do pała­ - Wszyscy *ą w baraku. gliśmy się zadowolić zdobyciem cu stanęły otworem. Błyskawicz- broni i mundurów i wycofać bez omoc" przyszła » naj­ niff wpadliśmy do środka, prowa­ - A hasło T — Tym razem, mł- strat. Mogliśmy zabrać Niemców mniej spodziewanej dząc przed s ;bą volksdeutschów. i powtarzania pytania. Niemiec ze sobą do lasu i tam się z nimi P strony. Jeden z wartow­ Zatrzymujemy się przed kolejny­ [czy. „Wicnura” przeprowadza rozprawić. To nie to. Przecież na­ ników, też volk.sdeut.sch. pod­ mi zamkniętymi drzwiami. „Wi­ ic z nim rozmowę po męsku” szym głównym celem było do- szedł ' do' nas i powiedział szep­ chura” pierwszy chwyta za tem: — „Z tyłu pałacu są drzwi klamkę, powoli naciska ją i... w zamykane n ie na klucz, lecz na tym momencie zza drzwi rozlega „ Wichury” trzy zasuwy. Trzeba jednak wejść się seria pistoletu maszynowego. do środka, by je odsunąć” . — To „Wichura” zachwiał się i krzyk­ była szansa. „Wichura” natych­ nął: — „Jestem ranny. Ratujcie miast kazał Niemcowi, by zapro­ mnie!'1

wadził nas na miejsce. Pod bro­ f nią wzięliśmy też innych warto­ To strzelał starosta Gramss. bo wników. I dla osłony, i po to. przecież nikogo innego w tym by pokazali, w którym pokoju przebywa Gramss. Zgodnie z czasie nie było w pałacu. My też Jcieczka wcześniejszym planem „Wilczek” z miejsca odpowiedzieliśmy og­ ze swoimi ludźmi otoczyli pałac, niem. Ci, co stali najbliżej, pu­ aby nikt nie wymknął się z na­ ścili w te drzwi serie ze zdo­ szych rąk. bycznych pistoletów. Cisza. Wreszcie nadszedł kulminacyj­ Gwałtownie otwieramy drzwi. W Sramssa ny moment tej akcji. Drzwi rze­ tym korytarzu już nikogo nie by­ czywiście okazały się solidne i ło. Biegniemy dalej. Wpadamy do zamknięte na cztery spusty. Nad jakiegoś pokoju. Na podłodze wi­ leje go ręką w twarz. Porno- rwanie sokołowskiego starosty. nimi było m"łe okieneczko. „Je­ >. Chcieliśmy bez rozgłosu do­ „Wichura" nie z-mierz i go wte- leń” rm się zgłosił, że wejdzie dzę porzucony pistolet maszyno­ ić się do baraku, gdzie byli po­ 1 dy zabić. Chciał Gramssa wziąć przez nie do środka i otworzy wy. W pokoju otwarte okno. Tyl­ stali wartownicy. A bez hasła żywego i porwać, by potem w y­ drzwi do pałncu. Oddał komuś ko' wiatr targa firankami. Klnie­ jsiałoby dojść do strzelaniny. mienić go za kogoś z naszych, broń, aby mu nie przeszkadzała my na czym świat stoi. Grams* przebywających w więzieniu lub we wspinaczce, a mn‘e powie­ rękach gestapo. To był główny dział, aby go podsadził. Wszedł na znów nam się wymknął. Uciekł ierzemy 8 „Jeleniem” war­ cel tej akcji. Oczywiście, mogliś­ moje ramiona i pięści uderzył w przez okno.... townika w środek i idzie­ szybę okienka. Tylko łoskot po­ my do baraku. W między- my siłą wtargnąć do pałacu, roz­

— Wer lst da? — rozlega stę rdlowe pytanie. A wartownik, ująć lufy naszych pistoletów na rych plecach, bez namysłu recy- je hasło. Drzwi się otwierają. f we trzech, popychając war- wnika, gwałtownie wpadamy do idka baraku z pistoletami w ku. Część Niemców porzuca grę karty. Krzyczą z przerażenia chowają się pod piętrowymi Skaml. Wartownia jest nasza. W ;cie dotrzegamy ustawioną w zły broń. Takie krótkie k-i ra­ nki i pistolety maszynowe. Bły- czące, eleganckie. Na widok tej oni aż się nam oczy roześmia- . Była już nasza, zdobyczna.

Broń, amunicję S granaty od zu porozdawaliśmy chłopakom, emcom kazaliśmy się rozebrać i bielizny, a ich mundury ża­ rliśmy. Mogły się przecież •zydać w przyszłych akcjach, tóryś x naszych chłopaków zybiega ! mówi. że w pałacu szystkich drzwi i okna są poza- jąkane. Konsternacja. Co robić ilej? „Wichura” pyta wartow- ków, czy starosta jest w teraz pałacu i jak się dostać do odka. Niemcy znacząco spoglą- iją jeden na drugiego. Wreszcie den odważniejszy, był to volks* lutsch, odpowiada po polsku:

— Starosta jest w pałacu, ale ts Witold BęczmieA, pa. JMtak”: — Wla£ni« prze* to okno uciekł nam * pałacu Gramss. idne skarby nie dostaniecie się > środka. Wszystkie drzwi poza- Fot. Janas* Maznrefc 46 EESBSa

zas przejść do wspomnień o ślano w specjalnych obwieszcze­ A Niemcy byli coraz bliżej. Ju. swoistym pojedynku, o wal­ niach roizleipianych na ulicznych byli na odległość strzału karabi­ ce na śmierć i życie, jaką slupach. Kazał aresztować i uwię­ nowego. A my czekaliśmy aż po­ prowadził nasz dowódca, zić matkę „Wichury”, a dom O- dejdą jeszcze bliżej, jeszcze bliżej komendant grupy dywer­ leksiaków w Sokołowie rozebrać ... Czekaliśmy tylko na znak „Wi­ C syjnej sokołowskiego Ke­ do fundamentów. Z cegły tej zaś chury”, by wreszcie definitywni^ dywu „Wichura” — Henryk Olek­ polecił wybudować szalet miejski. rozprawić się z Gramssem. Nie­ siak ze starostą niemieckim na Tak, szalet W rewanżu „Wichu­ stety. „Wichura” nie zdążył wy­ powiaty Sokołów i W ęgrów — dr. ra” zapowiedział, że już wkrót­ dać rozkazu, by rozpocząć ogień, Ernstem Gramssem. Właśnie on ce utopi starostę w tym szalecie. gdyż... nieoczekiwanie z naszej byl bezpośrednio odpowiedzialny I być może by to zrealizował. W strony rozlega się strzał karabi­ za masowe prześladowania i rep­ międzyczasie przeprowadził bra­ nowy. Konsternacja i chwilowa resje wobec miejscowej ludności wurową i udaną akcję na soko­ cisza. Pierwsi ocknęli się Niemcy za łapanki, aresztowania, publi­ łowskie więzienie. Uwolnił więź­ i otwotzyli w naszym kierunku czne egzekucje, za zsyłkę do obo- niów, między innymi „Mściciela” gwałtowny ogień z pistoletów Zwierzenia adiutanta „Wichury” (2) 1 - , maszynowych. Tylko kule bzyka­ ły nad naszymi głowami, strąca­ jąc liście i gałązki z krzaków. Aż strach było unieść głowę. Wszys­ Zasadzka cy przywarliśmy do ziemi. Po chwili i my rozpoczęliśmy ostrze­ liwać Niemców Tylko co to była za wymiana ognia? Niemcy pruli z automatów do nas ile wlezie, a my do nich z karabinów i pisto­ letów. I jeszcze ta. świadomość, że w lesie Przeździatka mamy po kilka lub kilkanaście naboi. zów pracy i obozów koncentracyj­ — Stanisława Maleszewskiego, nych, jak też na roboty do III żołnierza Armii Krajowej, aresz­ Niemcy jednak zaczęli się po­ woli wycofywać. Oni panicznie Rzeszy. On też był głównym inic­ towanego kilka/naście dni wcześ­ jatorem utworzenia w Treblince niej przez Niemców, oras swoją bali się lasu. Bali się. że nas jest karnego obozu pracy. Tu u nas, matkę. Długo o tyim rozpowiada­ znacznie więcej. Strzelaliśmy je­ szcze do nich, ale bez rezultatu na Podlasiu, zwano go „Krwa­ no w całej okolicy. wym Łandratem” . Gramss z obstawą nawet nie ichura” rozważył różne chcieli skorzystać ze swego samo­ chodu, którym przyjechali na po­ „Wichura- kilka razy organizo­ . możliwości, by dopaść i wał zamachy na Gramssa. To pra­ 33 zlikwidować Gramssa. lowanie, tylko uciekali przez las. Ich sylwetki migały nam między wda, że "niektóre z nich przepro­ Nasz w yw iad. ustalił, że starosta wadzał na własną rękę, nie ma­ sokołowski dość często wyjeżdżał drzewami. Ruszyliśmy nawet za jąc na nie zgody Komendy na­ na polowania do pobliskiego la­ nimi w pościg, ale co z tego. Po pewnym czasie zaprzestaliśmy tej szego Okręgu AK. Pierwsze pró­ su koło Przeżdziatki. Współpra­ by zasadzek na starostę sokołow­ cujący z Armią Krajową leśnicy gonitwy. Graimssowi po raz kolej­ ny ud~ło się ujść z życiem. skiego Były całkowicie nieudane. i gajowi przekazali wiele cennych Gramss albo jechał inną drogą, informacji. Wiedziano więc mniej szyscy żałowaliśmy, że albo w ostatniej chwili rezygno­ więcej w jakie dni i w której czę­ przez nieuwagę, nieost­ wał z wyjazdu w teren. Dopiero ści przeździatckiego lasu najczęś­ rożność jednego z nas ta pcd koniec maja 1943 roku „W i­ ciej Gramss poluje, jaką ma ob­ Wzasadzka nie zakończyła się po­ churze” po raz pierwszy ud^ło s:'ę stawę, którymi przecinkami i leś­ wodzeniem Gdyby nie ten przed­ dopaść „Krwawego Landrata”. nymi ‘ drogarfti zazwyczaj się 'po­ wczesny strzał, to Gramss wpadł­ Nie, ja w tej akcji nie brałem rusza. I „Wichura” postanowił to by w naszą zasadzkę Byliśmy do­ udziału. Przebieg jej znam z póź­ wykorzystać. Zaplanował więc brze i sprytnie ukryci. Starosta niejszych relacji chłopców i sa­ zorganizować zasadzko na staro­ podszedłby ze swymi ludźmi na­ mego „Wichury”. stę właśnie w tym lesie. I otrzy­ mał na to zgodę swych przełożo­ wet na 10 metrów i nie dost­ rzegłby ukrytych chłopaków. A Akcję tę przeprowadził nasz nych. czteroosobowy patrol AK. Dowo­ taki zamiar miał „Wichura”, by dził oczywiście ssim „Wichura”. Pewnego dnia do nas do Nie­ Niemców podpuść'ć jak najbliżej Zasadzkę zorganizowano w sa­ cieczy przyjechał „Wichur?”. Mó­ i wtedy otworzyć gwałtownv o- mym Sokołowie na ulicy Lipowej wi, abyśmy zebrali kilku chłopa­ g'eń. Z tak bliskiej odległości to tuż przed przejazdem kolejowym. ków i jutro czekali na niego w n'e ma cudów — ż~den ze szwa- TĘ«3r -w ln S iii« e H'J'iuiiS U aiit a r czę-i CmiiUźny. ,n.i,e. WYsąf.-flito żyw y.— sto jeździł do swojej rezydencji w że szykuje się jakaś poważniej- Cóż. tak to jest, że Bóg zawsze pałacu, w Przeździatce. Tym ra­ sza akcja. Na punkt zborny w le­ komuś w nieodpowiednim mo­ zem „Wichurze” szczęście dopisa­ sie tuż za Sokołowem przyszło nas mencie rozum odbierze. Wiedzie­ ło, ale nie do końca. Choć zaata­ s;edmiu. Było to 12 października liśmy, oczywiście, kto się pos­ kowano i ostrzelano samochód, w 1943 roku. Pamiętam to dobrze, pieszył i bez rozkazu otworzył o- którym jechał Gramss. jemu sa­ s?dyż następnego dnia obchodzi­ gień Nie i dziś mało ważne jest memu udało się wyjść cało z te­ łem swoje 21 urodziny. Punk+u- j«go nazwisko, bo i po co Stało go zamachu. A następnego dnia" aW e na punkcie zbornym " o ^ - się. Mógł „Wichura” po akcji wy- starosta w trosce o swe bezpie­ wiłsię.i „Wichur*” Przywitał się ' cagnąć wobec niego jakieś kon­ czeństwo zamknął dla ruchu pu­ z każdym i oznajmił: sekwencje. Ale po co? Przeć eż blicznego wszystkie ulice prowa­ — No chłopaki, dzisiaj rob'my nasza partyzantka to nie było ja­ dzące do majątku Przeździatka. w akcje na Gramssa. ‘ u w les:a kieś regularne wojsko, to‘nie ar­ tym także i ulicę Lipową. Tylko rwze-ździatckim. Dostaliśmy cynk, mia, to ń:e czynna służba wojsko­ oolicja’ wojsko i Niemcy mogli się że starosta z kilkoma osobami wa. W Armii Krajowej. j"k też i po nich swobodnie poruszać. wybiera s:e tutaj r* rolowanie. w innych oddziałach ken^rac^j- I dobrze, fny też sob'e na niego saych, w :e’ u bvło chłon-k^-.y mło­ Gramss nie poprzestał na tym. zapolujemy. dych, n^przeszkolonych. I co od Wyznaczył wysoką nagrodę za •nich było wymagać? Chceij wal­ złapanie przywódcy „sokołowskiej Akcję tę „Wichura” dobrze za­ czyć i walczyli. A że czasami do­ bandy morderczej”, jak to okre- planował. Zasadzką zorganizowa­ chodziło do takich sytuacji jak liśmy na skrzyżowaniu dwóch podczas tej zasadzki na Gramssa47 a saM M M AłWMAMWBrmJwaaaanm głównych dróg leśnych. Byliśmy w lesie przeździ^tcki-m. cóż, trud­ dobrze ukryci, fczekaliśmy na no. Chcę powiedzieć, że przed tą s w;^ln i r n :at /lohre Tędy właśni e (Jrarnss uamzo czę­ sto jeździ! do .swojej rezydencji w że szykuje się jakaś poważniej­ Cóż, tak to jest. że Bóg zawsze pałacu, w Przeździatce. Tym ra­ sza akcja. Na punkt zborny, w le- komuś w nieodpowiednim mo­ zem „Wichurze” szczęście dopisa­ sie tuż za Sokołowem przyszło nas mencie rozum odbierze. Wiedzie­ ło, ale nie do końca. Choć zaata­ s!edm;u. Było to 12 października liśmy. oczywiście, kto się pos­ kowano i ostrzelano samochód, w 1943 roku. Pamiętam to dobrze, pieszył i bez rozkazu otworzył o- którym jechał Gramss. jemu sa­ gdyż następnego dnia obchodzi­ gień Nie i dziś mało ważne iest memu udało się wyjść cało z te-, łem swoje 31 urodziny. Punktu­ jego nazwisko, bo i po co Stało go zamachu. A następnego dnia'1' alnie na punkcie zbornym no^a- się. Mógł „Wichura” po akcji yvy- starosta w trosce o swe bezpie­ wił sięii „Wichur?” Przywitał się' cagnąć wobec niego jakieś kon­ czeństwo zamknął dla ruchu pu­ z każdym i oznajmił: sekwencje. Ale po co? Przec:eż blicznego wszystkie ulice prowa­ — No chłopaki, dzisiaj rob'mv nasza partyzantka to nie było ja­ dzące do majątku Przeździatka. w akcje na Gramssa. tu w le.s:a kieś regularne wojsko, to‘nie ar­ tym także i ulicę Lipową. Tylko nrzeżdziatckim. Dostaliśmy cynk, mia, to ń:e czynna służba wojsko­ wa. W Armii Krajowej, jak też i oolicja’ wojsko i Niemcy mogli s;ę że starosta z kilkoma osobaimi po nich swobodnie poruszać. w yb!era s!e twfc9} ir» notowanie. w innych oddWal~ch kon?n:ra ^ j- rych, w:e'u było chłopaków mło­ I dobrze, tay też sob!e na n'ego Gramss nie poprzestał na tym. zapolujemy. dych, n!"przeszkolonych. T co od Wyznaczył wysoką nagrodę za •nich było wymagać? Chcieli wal­ złapanie przywódcy „sokołowskiej Akcję tę „Wichura” dobrze za­ czyć i walczyli. A że czasami do­ bandy morderczej”, jak to okre- planował. Zasadzkę zorganizowa­ chodziło do takich sytuacji jak liśmy na skrzyżowaniu dwóch podczas tej zasadzki na Gramssa YKaKiMaaBiran głównych dróg leśnych. Byliśmy w lesie przeździ^tckim. cóż, trud­ dobrze ukryci. Czekaliśmy na no. Chcę pow!edzieć, że przed tą Gramssa, choć nie byliśmy w stu akcją i „Wichura” nrał dobre procentach pewni, czy się poja­ zdan'e o tym cbłon^ku Był pew­ wi. Czy, jak to miał w zwyczaju, ny, odważny i zdyscyplinowany. znów w ostatniej chwili nie zre­ Można było na niego liczyć. I zygnuje z wyjazdu na polowanie. wcześniej nikt sie na nim nie za- Każdy z nas w duchu jednak m y­ w :ódł. ot choćby oodcz^s akcji na ślał, że tym razem dopadniemy st"aię i pociąg w Bielanach... znienawidzonego starostę powia­ Po tej -nieudanej 7~s''dzce w le- tu sokołowskiego i wreszcie po­ s'e Przeździatk’ , wracam v do do­ liczymy się z nim „Wichura” co mu markotni, Źatrr^maHmy s*ę pewien czas przypominał: „Zabez­ na c'Tw'’° u pana masa­ pieczyć dobrze broń. Strzelać tyl­ rza w Sokołowie Jego svnowie ko na mój rozkaz. Powtarzam, że­ należeli do Armii Krajowej P~n.u by mi nikt wcześniej nie otwo­ Łachowi często dQstarozal'śmv rzył ognia!” Cóż, człowiek jest mię^o, a on wvr~b:ał wedWnv dla człowiekiem, a nasz dowódca o- partyzantów, dla tych kfórzv mu- bawiał się, że jak ktoś z nas zo­ s'e’ i przebywać w leśnych cddiz:a- baczy tu w lesię Gramss’ , to bez ł"ch. Trochę tam w yoil!*my, a.bv namysłu otworzy ogień, by wie­ uko’ ć nerwy i żal. Chcę w tym szcze sprzątnąć z tego świata ka­ m^merre now'edzieć. że ,W :chu- ta Sokołowa i Podlasi’ . Na nie­ ra”, jak sz°dł na iakaś akcie, ni­ szczęście. sprawdziły się te jego gdy nie pił wodk\ Inni. n:e po­ przypuszczenia. wiem, pili prr-~d i po akcji. Chcie­ li sobie dod~ć odwagi, pewności. szyscy czękamy w zasa­ N ie zawsze im to „na zdrowie” w dzce. Każdy trochę się już wychodziło. Odwaga odwagą, bra­ niecierpliwi. Tuż przy wura brawurą, ale podczas ^kcji drodze leży „Wichura” i bacznie trzeba mvś!eć. by n!e popełnić ja­ obserwuje przez lornetkę teren. Ja kiegoś głupstw’ , które zniweczy zajłnuję stanowisko tuż obok nie­ wysiłek wszys'Mch. Hóżn:e t'ż go. Wszyscy zachowujemy ciszę. kończyło się „.oblewanie” ud'nej Słychać tylko szum drzew. Naraz akcji... ' ,,Wichura” podaje mi lornetkę 'i mówi: „Zobacz Mak”. W oddali fedr( widzę idące skrajem leśnej drogi trzy osoby. Podchodzą bliżej. To JANUSZ GRUDZIEŃ Gramss i dwóch żandarmów z au­ tomatami w ręku. Za nimi na PS. Być może zamach na Gramss?. w lesie Przeździatka miał miejsce dwa końcu drogi stał samochód, któ­ duł wcześniej, bowitan starosta po­ rym przyjechali do lasu. Krzątał wiatowy w Sokołowip Pocll**.sV1m się przy nim kierowca. — „No to Ernst Gramss w specjalnym obw*^- szczenłu nr 274 z n naździernrlęa 1!” 3 Gramss jest już nasz” — pomyś­ roku poinformował społeczeństwo o lałem sobie, „Wichura” jeszcze napadzie „sokołowskiej bandy mo-. raz przypomniał, aby czekać na (lerców” na samochód ciężarowy w Jesie Przeździatka. Wezwał jedrp^ześ- jego rozkaz i dopiero wtedy otwo­ nie ludność do pomocy w wyśledza­ rzyć ogień. niu tych „bandytów” (przyp. — JGR).

ITYGODNIK SIEDLECKI NR 52

48 [ ywiad i kontrwywiad oraz Z Innych ugrupowań, występu­ zreformowana gospodarczo, politycz­ Piasecki uważał, że w polityce t referat VII (wojskowy) jących na tym terenie, dowódz­ nie i kulturalnie. Polska miała być zwycięża, kto atakuje, kto działa, Armii Krajowej w posz­ two Armii Krajowej szczególną swoistym imperium obejmującym nie ten, kto czeka na międzynarod we opinie, plebiscyty. . Pisząc, czególnych okręgach, obwodach wagę przykładało do ludzi zwią­ ziemie piastowskie 1 polski Jagiello­ „Polskę niepodległą musimy wywi i ośrodkach zajmowały się zbie­ zanych z KONFEDERACJĄ NA­ nów. Wysuwano hasła nacjonalizacji czyć sami” , uważał, że konspiracyj raniem nie tylko informacji i RODU. To konspiracyjne ugru­ wielkiego przemysłu, banków, ko­ oddziały wojskowe nie powinny st wiadomości o wl dzach okupa­ powanie polityczno-wojskowe po­ palń, rolnictwo zaś miało być oparte z bronią u nogi, lecz winny być i razu rzucone do walki partyzancki cyjnych, o .dyslokacji i sile sta­ wstało pod koniec września 1940 na samodzielnych, niepodzielnych, z niemieckim okupantem. cjonujących i przejeżdżających roku. W jego skład weszły takie samowystarczalnych gospodarstwach oddziałów wermachtu o lu­ organizacje jak: Tajna Armia chłopskich. W warunkach okupacyj­ W połowie października 19 dziach współpracujących z Ge­ Polska (TAP), Gwardia Obrony nych nastawiano się na zbrojną wal­ roku właśnie w Lasach Sterdy stapo, żandarmerią i władzami niemieckimi Mieli też za zada­ nie rozpracowywanie organizacji prokomunistycznych i lewico­ wych, a zwłaszcza wszystkiego, co było związane z Polską Par­ tią, Robotniczą. Pisałem o tym szerzej w poprzednim numerze „TS”. Rozpracowywano 1 inwigilowa­ no, oczywiście, też i ludzi z in­ nych organizr.cji i ugrupowań o całkiem odmiennych zapatrywa­ niach politycznych. Chodziło tu o grupy i oddziały partyzanckie skich na północ od Sokoloi wrogie lub nie podporządkowa­ Podlaskiego przeprowadzo ne Armii Krajowej, działające pierwszą większą koncentrat na wł.sną rękę. Zadania te pre­ Uderzeniowych Batalionów Ka cyzował tajny rrzkaz komendan­ rowych. Obnażyła ona jedn wiele błędów organizacyjny! ta AK Obwodu Sokołów Podla­ Znacznej części partyzantów k ski — mjra Franciszka Świial- zano powrócić do Warszawy. F skiejo ps. „Socha’’ z 21 września nad 20 z nich zostało wówcz złapanych przez żandarmerię n 1943 roku. I ludzie z referatu miecką na różnych stacjach ko II i V II w terenie starali się, w jowych Podlasia. Doszło też miarę swych możliwości, realizo­ zbrojnych starć z Niemcami. C wać wytyczne c ego dowództwa. działy Konfederacji Narodu p niosły straty, mając dwóch zat W archiwaliach i dokumen­ tych i dwóch rannych. tach lat okupacji, dotyczących powiatu sokołowskiego, natkną­ łaśnie koncepcje politycz łem się na trjny raport z koń­ i wojskowe były źródłe ca 1943 roku. Wpłynął on do sze­ W różnorodnych konfliktć fa wywiadu A K na gminę ^JT~ między Konfederacją Narodu suw Lacki — inżyniera CassJa Delegaturą Rządu, Związki* wa Pogorzelskiego ps. „Kalisz”. Walki Zbrojnej i wreszcie Arrr „Cis”, „Jawor”. Jego nadawcS Krajową. Już'w listopadzie 1£ był Edward Pawlicki ps. „Jur51? roku przeprowadzono wiele rc Z zawodu był on nauczycielem mów. Nie doprowadziły one przesiedlonym przez Niemców jednoznacznych ustaleń. Rok p< na teren powiatu sokołowskiego niej podjęto kolejne rozmowy, z Wielkopolski. Tu zatrudnił się efekcie których 17 sierpnia 1S w Urzędzie Gminy w Kosowie Narodowej 'GON), Związek Czy­ kę % Niemocami. Upowszechnianiu roku ukazał się oficjalny rozk Lackim^ Zarazem aktywnie dzia­ nu Zbrojnego (ZCZ), „Pobudka”, Ideologii 1 propagowaniu działalności generała Tadeusza „Bora” Kom łał też w miejscowej konspiracji, „Wawel”, „Znak”. Inicjatorami Konfederacji Narodu służyła ich kon­ rowskiego, Komendanta Główr pełniąc funkcję dowódcy kompa­ utworzenia Konfederacji Narodu spiracyjna prasa, m.in. „Nowa Pol­ go AK o podporządkowaniu : nii w tym Ośrodku AK. „Jur ’ w byli: mjr. Jj|n Włodarkiewicz f ska”, „Do Broni”, miesięcznik „Sztu­ oddziałów wojskowych Konfec swym raporcie do „Jawora” pi­ TAP, późniejszy— —kOTRendant ka i Naród”, którego redaktorem na­ racji Narodu dowództwu Arr sał wówczas: organizacji wywiadowczo-bojo- czelnym w pewnym okresie był zna­ Krajowej. Uderzeniowe Batal „Personel agronomówek gmin- wej AK „”, mecenas ny poeta Tadeusz Gajcy. Wydawa­ ny Kadrowe zachowały jedn v :ch odpowiada zadaniom. Aqro- WltoHTEósBSSewiETz „Pobudki” pewną autonomię w sprawa "om rejonowy p. M IK IS Z K O no też pisma młodzieżowe „Młodzie* i Bolesław Piasecki/ powojenny ideowo-politycznych i kadrowyc fhODZlMlERZ podaje się za Imperium” i „Iskrę”. organizator- Ppriywódca Stowa­ Jak wspominałem, Konfederacja Komórki ł oddziały Konfederacji !> laka. Ostatnio jednak, jak rzyszenia „PAX”. Narodu od początku stawiała na rodu również i na terenach dzisieiszf ierdzl p. JAWORSKI z Dębe- zbrojną walkę z niemieckim okupan­ województwa siedleckiego działa -> agronom gminny z Chruszcze­ tem z „ofiarną gotowością przelania W północnej części powiatu sokoło Co do politycznego zabarwienia krwi własnej w walce o niepodle­ skiego szczególnie aktywny był c ni ów MIKISZKO należy do dział Uderzeniowych Batalionów Ks Konfederacji Narodu w minionych głość”. W pierwszym okresie utwo­ "jjnej organizacji ukraińskiej z rzono pion wojskowy — Konfederację rowych dowodzony przez poruczni latach narosło wiele nieporozumień. Zbrojną, do której weszły oddziały Czesława Grądzkiego ps. „Krzemiet łaniami specjalnymi na tutej- Operował on właśnie w lasach w i jm terenie gminy Kosów, Ol- W żadnym wypadku nie była to bez­ skonfederowanych organizacji. W po- ■fonie Kosowa łąck iego, reranny pośrednia kontynuacja przedwojen­ •łowie 1952 roku pierwszoplanową ro- Steryni J__SałiaLJ Dowoozfwótamt 2io, Chruszczewka...” l i ę w Konfederacji Narodu zaczął od- nego ruchu narodowo-radykalnego, szego Obwodu AK starało się naw: dostępnych źródeł ! doku­ I grywać Bolesław Piasecki, używający zać kontakt i współpracę z tym c mentów nie udało mi się kładącego nacisk na totalitaryzm 1 pseudonimu „Sablewski”. Zreforrno- działem. Po sierpniowym rozkazie ? antysemityzm. Naczelne hasła KN to: [wał on pion wojskowy tworząc Ude- nerała ..Bora’> z roku 1943“ starano : stwierdzić, co to była za u- * rzeniowe Batalony Kadrowe. Te „Jedność — Wolność — Bóg”. Konfe­ nawet pomagać w różny sposób mii fkraińska organizacja, działająca zbrojne oddziały miały być skiero­ łcowym członkom Konfederacji N w końcu roku 1943 w północnych deracja Narodu dążyła do tego, aby wane na tereny zabużańskie, by tara rodu. Świadczy o tym meldunek „ ( rejonach powiatu sokołowskiego. Polska była wielka, sprawiedliwa. prowadzić walkę partyzancką. liczą” — Kazimierza de Larzaka z

*-'a- 'Y :V ' V N y a .-- -V, • ■■■■• v .

49 sformowana gospodarczo, politycz- Piasecki uważaj, te w polityce ten JL-46 grudnia 1943 roku do dowódcy II Ba­ ws ach Ratyniec, Zalesie i Zawa­ 5 i kulturalnie. Polska miała być zwycięża, kto atakuje, kto działa, a talionu Podlaskiego AK, kpt. „Zego- oistym imperium obejmującym nie ten, kto czeka na międzynarodo­ ty” — Jana Buraczewskiego. dy znajdują się większe grupy we opinie, plebiscyty. . Pisząc, że KN. mie piastowskie 1 polski Jagiello­ „Polskę niepodległą musimy w yw al­ „W związku z zaaresztowaniem na. Wysuwano hasła nacjonalizacji czyć sami”, uważał, że konspiracyjne przez żandarmerie F RAN CISZ-, Z udzielonej mi informacji ‘Ikiego przemysłu, banków, ko­ oddziały wojskowe nie powinny stać f K A H IS ZPA Ń S K IE G O syna Lu z bronią u nogi, lecz winny być od aprzez ob. Jura (pseudonim Edwar­ li, rolnictwo zaś miało być oparte razu rzucone do walki partyzanckiej ćjana, z j I^bieszyjoraz odgraża- l da Pawlickiego, dowódcy kompa­ samodzielnych, niepodzielnych, z niemieckim okupantem. ■ niem się przez tegoż Lucjana, że iowystarczalnych gospodarstwach n ii A K — przyp. JG R) wynika, w razie zabrania jego syna, spo­ że ob. ZB IG N IE W (pseudonim ipskich. W warunkach okupacyj- W połowie października 1942 woduje wywiezienie przynaj­ por. Kazimierza Budnego, szefa h nastawiano się na zbrojną wal- roku właśnie w Lasach Sterdyr - mniej pół wsi, uprzejmie proszę wyszkolenia bojowego w OśroTT^n, kach AK Kosów Lacki, Sterdyń\ *- Jabłonna Lacka — przyp. JGRf kontaktował się z przywódcą KN, a mianowicie 37 84 26 34 59 73 39 76 (szyfr „Starowina”, a za­ kodowane słowo brzmi: „GRĄ- DZKIM” — przyp. JGR). I zapew­ ne ob. ZBIGNIEW wyłowił od niego nazwiska KN-istów, któ­ rzy będą wcieleni w szeregi arm ii czynnej. Pozostali KN-iści zda­ niem naszym nie przedstawiają wartości poważniejszej w WSOP (Wojskowa Służba Ochrony Pow­ stania — przyp. JGR). Jedynie skich na północ od Sokołowa Pana komendanta o natychmia­ mogliby być użyci jako policjanci. / Podlaskiego przeprowadzono stowe spowodowanie przeciwko Pojedynczo rozrzuceni po oś- ( pierwszą większą koncentrację niemu akcji terrorystycznej w ce­ rodku KN-iści dotychczas byli t Uderzeniowych Batalionów Kad­ lu zastraszenia. Jednocześnie za­ icykorzystywani przez KN jako rowych. Obnażyła ona jednak znaczam, że najbardziej zagroże­ punkty przerzutowe dla przecho­ wiele błędów organizacyjnych. ni są nasi dwaj KN-owcy, którzy.}'" dzących oddziałów KN. Gdyby Znacznej części partyzantów ka­ od dwóch dni w domu nie nocu- ' te dane dla Ob. były niewyczer- zano powrócić do Warszawy. Po­ ją. Sprawa ta jest o tyle groźna, pujące, to radziłbym uzyskać kon­ nad 20 z nich zostało wówczas że wartości osobiste wspomnia­ takt z przyioódcą KN, czego mi­ złapanych przez żandarmerię nie­ nego LUCJANA HiSZPAŃSKIE- mo chęci z mej strony nie udało 3WÓDCY : ■ miecką na różnych stacjach kole­ go są — 0 (zero).” mi się dokonać z powodu zbyt krótkiego okresu czasu na tę spra­ jowych Podlasia. Doszło też do ddziały Konfederacji Na- wę. Względnie radzę skontakto­ zbrojnych starć z Niemcami. Od­ ; rodu w powiecie sokołow­ wać się w tej sprawie jeszcze z działy Konfederacji Narodu po­ skim nadal jednak zacho­ ob. ZBIGNIEWEM...”. IŁ niosły straty, mając dwóch zabi­ wywały sporą samodzielność i tych i dwóch rannych. nie kwapiły się Zbytnio eto bez-- późniejszych miesiącach za­ pośredniej i ścisłej współpracy z pewne doszło do bezpośred­ Iłaśnie koncepcje polityczne dowództwem AK, które niewiele nich kontaktów dowództwa ' i wojskowe były źródłem wówczas wiedziało o ich sile, sta­ Obwodu AK Sokołów Podlaski z różnorodnych konfliktów nie uzbrojenia. Nic dziwnego, że komendantem Uderzeniowych Ba­ między Konfederacją Narodu a 11 listopada 1943 roku referat talionów Kadrowych Konfede­ Delegaturą Rządu, Związkiem wojskowy Komendy Obwodu A S racji Narodu na tym terenie — % Walki Zbrojnej i wreszcie Armią. „Sęp” polecił „Jaworowi” — Cze­ por. „Krzemieniem” — Czesła­ Krajową. Już'w listopadzie 1941 sławowi Eogorzełskieigu, szefów ii wem Grądzkim. Jednak ta współ­ roku przeprowadzono wiele roz­ wywiadu na Kosow Lacki, aby praca chyba nie układała się naj­ mów. Nie doprowadziły one do jak najszybciej zebrał i przęsła lepiej. Dowodzi tego meldunek/ jednoznacznych ustaleń. Rok póź­ wszelkie dane o członkach Koi „Cisa” — czyli Czesława Pogjj-' niej podjęto kolejne rozmowy, w federacji Narodu na podległym rzelskiego z 23 czerwcśPTlW ro- efekcie których 17 sierpnia 1943 sobie terenie. Prośbę tę ponowio­ ku. Alarm ował on ówczesnego Niemcami. Upowszechnianiu roku ukazał się oficjalny rozkaz no również w rozkazach z 2 i 11 szefa referatu II Komendy Ob­ li i propagowaniu działalności generała Tadeusza „Bora” Kom o­ grudnia 1943 roku. „Jawor’ w wodu ĄK ,.Prosg” (drugi krypto­ leracji Narodu służyła ich kon- rowskiego, Komendanta Główne­ swym raporcie z 16 grudnia, 1943 nim jSoKolowa ij-jgd laskiego) po­ jna prasa, m.in. „N ow a Pol- go AK o podporządkowaniu się roku do „Podkowy” — inż. Ło­ rucznika _i^ni3ymar' pisząc: ,Do Broni” , miesięcznik „Sztu- oddziałów wojskowych Konfede­ zińskiego, szefa referatu wojsko- 1 aród‘% którego redaktorem na- racji Narodu dowództwu Armii wego Komendy Obwodu AK I „Mam nadzieję, że w najbliż­ i w pewnym okresie był zria- Krajowej. Uderzeniowe Batalio­ .Proso” — Sokołów Podlaski, in/ szym czasie skontaktujecie się ze !ta Tadeusz Gajcy. Wydawa- ny Kadrowe zachowały jednak formował: ~ ------* mną. Mam do omówienia pewne pisma młodzieżowe „M łodzież pewną autonomię w sprawach „P o nawiązaniu kontaktów „delikatne” sprawy dotyczące ka­ im” i „Iskrę”. ideowo-politycznych i kadrowych. w wielu punktach naszego rygodnych wykroczeń ze strony wspominałem. Konfederacja Komórki i oddziały Konfederacji Na­ ośrodka, a nie mając możliwości od początku stawiała na rodu również i na terenach dzisiejszego poszczególnych jednostek z KN”. walkę z niemieckim okupan- województwa siedleckiego dziaiah>. skontaktowania się z przywód­ „ofiarną gotowością przelania W północnej części powiatu sokołow­ cą miejscowym KN (Konfedera­ skiego szczególnie aktywny był od- Ostatecznie Jednak załagodzono te fłasnej w walce o niepodle- c ji Narodu — przyp. JGR), gdyż wszystkie konflikty i nieporozumienia W pierwszym okresie utwo- dziai Uderzeniowych Batalionów Kad­ rowych dowodzony przez porucznik; jest nieuchwytny, ustaliłem, że z oddziałami Konfederacji Narodu. ion wojskowy — Konfederację Erzygotowania do . Kapoczęcia akcji , do której weszły oddziały Czesława Grądzkiego ps. „Krzem ień’ członkowie i sympatycy KN na Operował on właśnie w lasach w re- „Hnrza.". i powstania....zbrojnego erowanych organizacji. W po- rfonie Kosowa l.ackiego. Ceranowa, •jterenie gmin Lew i Orzeł (krypto­ przeciwko niemieckiemu okupantowi, 142 roku pierwszoplanową ro- . Steryni^ j__S ałjnU Dowoozfwótamtej- nimy gmin Chruszczewka i Kosów ^wchodziły w decydującą fazę. Od- I mfederacji Narodu zaczął od- szego Obwodu AK starało się nawią—1 Lacki — przyp. JGR) znajdują dział Uderzeniowy Batalionów Kad­ Bołesiaw Piaseclii, używający zać kontakt i współpracę z tym od­ rowych Konfederacji Narodu, dowo­ imu „Sablewski”. Zreformo- działem. Po sierpniowym rozkazie ge­ się pojedynczo gdzieniegdzie w dzony przez por. „Krzemienia” — Cze­ pion wojskowy tworząc Ude- nerała ..Bora’> z roku 1943'"starano się poszczególnych wsiach. Nazwisk sława Grądzkiego, zgodził Sie na sca­ ! Bataloriy Kadrowe. Te nawet pomagać w różny sposób miej­ nie mogłem ustalić. Jedynie na lenie i wszedł w skład 82 Pułku Pie­ oddziały miały być skiero- scowym członkom Konfederacji Na­ choty 30 Dywizji Armii Krajowej, _f~> tereńy zabużańskie, by tam rodu. Świadczy o tym meldunek „O r- terenie 9Hh Olsza (kryptonim ić walkę partyzancką. Hcza” — Kazimierza de Larzaka z 13 gminu fólszewl— przyp. JGR) we JANUSZ GRUDZIE!?

TYGODNIK SIEDLECKI NR 3

50 może akcję odwołano. A może już Okupacyjne historie /II/ wszyscy są na stacji.

dziemy więc i my. Na przy­ stanku kolejowym nie ma je­ dnak nikogo z naszych. Wszy­ Sscy trzej nerwowo się rozgląda­ my. Nikogo nie widać, a tu już 2 „Wichurą”iazem słychać gwizd lokomotywy. R e­ zy napad na ambulans po­ nku w Siedlcach. Wiadomość tę ne z braku czasu nie zdołano po­ dy pociąg zbliżał się do Bielan cztowy, jaki miał miejsce przekazał naczelnik tamtejszego wiadomić kogokolwiek z dowó­ dostrzegliśmy wpadających bie­ giem na stację „Wichurę” i resz­ C w drugiej połowie lipca Urzędu Pocztowego — Paweł Ko- dztwa, że akcja zostanie przepro­ tę chłopaków, którzy szybko zaj­ 1943 roku na stacji kolejowej w zysa, który działał również i w wadzona następnego dnia. Trze­ mują wyznaczone stanowiska. O- Bielanach, był rzeczywiście sa­ ba było działać szybko. Z tego ruchu oporu. Był kwatermistrzem detchnęliśmy z ulgą. „L o t” szyb­ mowolną akcją komendanta Ke­ Komendy Ośrodka AK „Łysica”, też względu niektórzy chyba są­ ko wchodźi do budynku stacyj­ dywu Armii Krajowej Obwodu której podlegały gminy Kosów dzili, że była to nieuzgodniona, nego. Przecina druty telefonicz­ „Proso” (nowfat sokołowski) — Łącki, Chruszczewka i Ółszew. W samowolna akcja „Wichury”. Stąd ne by nikt nie powiadomił Nie­ Henryka Oleksiaka ps, „Wichu­ też te nieporozumienia i drobne konspiracji znany był pod pseu­ mców o napadzie. Pociąg powoli ra”, czy przeprowadzi! ją na wła­ niedomówienia. donimem „Skarbek”. W swych zatrzymuje się na stacji W dwóch sną rękę? Czy rzeczywiście nie meldunkach nalegał, aby zdobyć ffijpfj szelkie wątpliwości zwią- pierwszych wagonach pełno by­ była ona uzgodniona ze sztabem te pieniądze. 11S| zane z akcją na stacji ko- ło żołnierzy niemieckich jadących i dowództwem tego Obwodu AK? Dowództwo sokołowskiego AK lejowej w Bielanach roz­ na front. W dwóch następnych Takie opinie krążyły Już podczas zainteresowało się tą sprawą. Je­ wiewa jedyny żyjący do dziś jej przeznaczonych dla Polaków me okupacji, a zwłaszcza po tragicz­ dnakże odrzucono możliwość zdo­ uczestnik — Wacław W ytwer pse­ za wiele było ludzi. W idzę jak nej śmierci „Wichury”. Tak jak­ bycia tych pieniędzy w bezpośre­ udonim „W ilk”. Mieszka we wsi „Wichura” staje przed- dyżurnym by chciano choć trochę pomniej­ dniej akcji na Urząd Pocztowy w Nieciecz w gminie Sabnie. Mimo ruchu i terroryzuje go pistoletem szyć zasługi tego sławnego dowó­ Kosowie Łąckim. W miejscowo­ upływu przeszło 45 lat od tamtych Zabiera mu lizak sygnalizacyjny dcy partyzanckiego na Porllasiu. ści tej stacjonowały bowiem sil­ wydarzeń ze szczegółami odtwarza i jego czerwoną kolejarską czap- I nie były to odosobnione poczy­ ne jednostki żandarmerii i Wehr­ przebieg akcji na ambulans pocz­ nania. Jak więc było naprawdę z machtu. Postanowiono je zdobić towy. tą akcją na ambulans pocztowy w inny sposób Z informacji prze­ — Akcja ta na pewno była uz­ w Bielanach? kazanych przez „Skarbka” wyni­ godniona z dowództwem Armii Rok 1943 to okres znacznego kało, że pieniądze Niemcy wożą Krajowej. Na kilka dni przed nią i burzliwego rozwoju organiza­ do Siedlec najczęściej kolejowym pojawił się w naszej okolicy . Wi­ cyjnego Armii Krajowej. Rów­ ambulansem pocztowym, choć chura” Paru chłopakom z Niecie- nież i w powiecie sokołowskim. czasami bywało, że i samochodem. czy i okolicznych wsi, którzy by­ S:lą rzeczy działalność konspira­ Transportowano je w specjalnej li w konspiracji, powiedział, aby cyjna pochłaniała coraz więcej drewnianej skrzyni. ważącej byli gotowi, bo szykuje się ak­ pieniędzy. Potrzebowano ich przeszło 20 feg. Jeden klucz do cja. Dodał, że chodzi o zdobycia przecież ma różne cele — na za­ niej był na poczcie w Kosowie, pieniędzy na potrzeby naszej pod­ kup broni, amunicji, żywności, le­ a drugi mieli Niemcy w Siedlcach. ziemnej organizacji. Nie Dowie­ karstw dla partyzanckich oddzia­ ..Skarbek” jednak był w posiada­ dział jednak, gdzie i kiedy ma się łów, na łapówki dla Niemców 1 niu jeszcze jednego klucza do tej ona odbyć. Mieliśmy czekać na przedstawicieli władz okupacyj­ skrzyni. Dorobił mu go Zgmunt sygnał od niego, W Niecieczy no- nych, by kogoś wykupić i wyciąg­ Błyszczyński, którego ojciec miał nownie pojawił się dzień przed nąć z aresztu, więzienia lub na­ mały zakład ślusarski w Kosowie. akcją. Przyjechał • rowerem tui wet obozu. Pieniądze bjrły też po­ Na jednej z narad dowództwa przed wieczorem. Omówił z na­ trzebne na pomoc dla członków A K ustalono, że jedyna szansa, mi plan akcji. Mieliśmy zaatako­ ruchu oporu i ich rodzin, którzy bezpieczna dla wszystkich, zdo­ wać ambulans pocztowy na sta­ musieli się ukrywać przed hitle­ bycia tych pieniędzy istnieje pod­ cji w Bielanach, Wszyscy mieli­ rowskimi represjami. czas przewożenia ich do Siedlec. śmy się spotkać następnego dnia I ruch oporu pieniądze na po­ Przygotowanie i przeprowadze­ około trzeciej po południu w ma­ trzeby konspiracyjne najczęściej nie tej akcji zlecono „Wichurze”. łym brzozowym lasku koło przy­ musiał zdobywać na wrogu. Or­ Siłą rzeczy musiano mu też pozo­ stanku kolejowego. „Wichura” ganizowano więc napady na oku­ stawić wolną rękę co do terminu, nie nocował w Niecieczy, lecz po­ pacyjne urzędy d niemieckie insty­ sposobu i miejsca jej przeprowa­ jechał dalej, by innych uczestni­ tucje, akcje zbrojne na transpor­ dzenia. Niemcy przecież dopiero ków powiadomić o terminie ak­ ty przewożące pieniądze, na ka­ w ostatniej chwili podejmowali c ji , sy i banki. Tak też było i w po­ decyzje, kiedy i czym będą prze­ Umówiłem się ze swoim kole­ wiecie sokołowskim. Tamtejsze wozili pieniądze. „Wichura” Skon­ gą z Niecieczy Wacławem Sala- dowództwo AK wieloikrotnie Ini­ taktował się ze „Skarbkiem”, O- chem ps ,.Łot”, że razem pójdzie­ cjowało takie akcje Najczęściej trzymał od niego niezbędne in­ my na akcję Dzień był słonecz­ zlecano je „Wichurze” i jego lu- formacje i klucz od dkrzynl, w ny i ciepły. Na polach złociło się dziom. Oni to właśnie wczesną której miały być przewożone pie­ dojrzewające zboże. Żniwa były wiosną 1943 r. przeprowadzili u- niądze. Pozostało tylko czekać na tuż, tuż. Zabraliśmy ze sobą pi­ daną akcję na Komunalną Kasę sygnał od naczelnika poczty w stolety i granaty. Przez Dębinę Oszczędności w Sokołowie Pod­ Kosowie. Po kilku dniach „W i­ Rogowską bocznymi drogami do­ laskim, zdobywając 100 tys. zł. chura” otrzymuje od „Skarbka” szliśmy do Bielan. W umówionym a przełomie czerwca i lipca upragnioną wiadomość. Pieniądze miejscu nikogo nie zastaliśmy. 1943 r. pojawiła się kolejna 'będą przewożone jutro popołud­ Gwiżdżemy, ale w brzozow ym la­ Nszansa zdobycia większej ilo­ niowym pociągiem osobowym do sku nie było żywej duszy Po pe­ ści gotówki. Komenda sokołow­ Siedlec. Informację tę otrzymał wnym czasie pojawił się „Orkan” skiego Obwodu AK otrzymała in­ w przeddzień akcji póńnym po­ — Zdzisław Maliszewski. Czeka­ formację, że na poczcie w Koso­ południem. Czasu .nie było więc my, ale nikt się nie zjawia De­ wie Łąckiem zgromadzono sporą za wiele. Trzeba było powiadomić nerwujemy się, bo przecież do Waeiaw Wytwer ps. „Wilk” — „A ilość pieniędzy, które w niedłu­ łudzi, przygotować broń, omówić przyjazdu pociągu jest coraz cj] w Bielanach była zi gim czasie Niemcy prześlą do ba­ w szczegółach plan akcji. Zapew­ mniej czasu. Może coś się stało.

51 może akcję odwołano. A może już kę, którą zakłada sobie na głowę. ociąg ruszył, ale wszyscy są na stacji. Zachowuje się jak dyżurny ru­ zatrzymał się Najprawdo­ chu, przetrzymując pociąg na sta­ podobniej ktoś z obsługi dzietny więc i my. Na przy­ cji, abyśmy my zdążyli wykonać wagonu pocztowego pociągnął za stanku kolejowym nie ma je ­ akcję. hamulec bezpieczeństwa. Zanie­ 8 dnak nikogo z naszych. Wszy­ Główne zadanie przypadło mnie pokojeni Niemcy zaczęli wyglą­ scy trzej nerwowo się rozgląda­ i „Orkanowi”. Obaj z pistoletami dać przez okna wagonów. Zapew­ my. Nikogo nie widać, a tu już w ręku wpadamy do wagonu po­ ne dostrzegli nas uciekających do ii słychać gwizd lokomotywy. R e­ cztowego. Pytamy, gdzie jest irg” lasu. ale nie wiedzieli co się stało z braku czasu nie zdołano po- dy pociąg zbliżał się do Bielan kasa? Gdzie są pieniądze? Prze­ i nie reagowali. Wtedy to którvś adomić kogokolwiek z dowó- dostrzegliśmy wpadających bie­ straszeni kolejarze wskazują na z naszych strzelił w kierunku po­ dużą drewnianą skrzynię stojącą iwa, że akcja zostanie przępro- giem na stację „Wichurę" i resz­ ciągu. Niemcy zorientowali się, że* dzona następnego dnia. Trze- tę chłopaków, którzy szybko zaj­ w końcu wagonu. Wynosimy ją mają do czynienia z partyzanta­ mują wyznaczone stanowiska. O- z „Orkanem” Przy wagonie są iuż bylo działać szybko. Z tego mi. Kilkunastu z nich wyskoczyło i inni chłopcy. Pomagają ;ą względu niektórzy chyba są- detchnęliśmy z ulgą. „L ot” szyb­ z pociągu z karabinami maszyno­ wynieść z wagonu. Machamy li, że była to nieuzgodniona, ko wchodżi do budynku stacyj­ wymi. zawzięcie strzelając do nas. „Wichurze”, że wszystko w po­ nowolna akcja „Wichury” . Stąd nego. Przecina druty telefonicz­ Zrobiło s'ę naprawdę gorąco. ne by nikt nie powiadomił Nie­ rządku, że pieniądze już marny, te nieporozumienia i drobne Szczególnie ostro Niemcy ostrze­ mców o napadzie. Pociąg powoli Czas kończyć akcję. „Wichura” domówienia. liwali skraj l^su. do którego bie­ zatrzymuje się na stacji W dwóch podnosi lizak i daje znak ma­ galiśmy, by się schronić. ?fi szeltóe wątpliwości zwią- pierwszych wagonach pełno by­ szyniście, że pociąg może jechać. Kiedy nad naszvmi słowami W zane z akcją na stacji ko- ło żołnierzy niemieckich jadących zagwizdały kulki, Oleś Adamski " lejowej w Bielanach roz- na front. W dwóch następnych Wycofujemy się i my. Chłopcy niespodziewane puścił skrzynię z >wa jedyny żyjący do dziś jej przeznaczonych dla Polaków me po kolei biegiem uciekają w kie­ pieniędzmi i uskoczył w bok, zni­ :estnik — Wacław W ytwer pse- za wiele było ludzi. Widzę jak runku pobliskiego lasu. Ja odda­ kając mi z oczu. Skrzynia uderzy­ >nim „Wilk”. Mieszka we wsi „Wichura” staje przed- dyżurnym ję swe granaty „Orkanowi” i ra­ ła mnie w nogi. Upadłem. Zosta­ :ciecz w gminie Sabnie. Mimo ruchu i terroryzuje go pistoletem zem z Olesiem — Aleksandrem wiłem skrzynię na polu, a ssm ywu przeszło 45 lat od tamtych Zabiera mu lizak sygnalizacyjny Adamskim niesiemy skrzyinię z przeczolgałem się w bezpieczniej­ darzeń ze szczegółami odtwarza i jego czerwoną kolejarską czap­ pieniędzmi. sze miejsce. Drogę do lasu mia­ ebieg akcji na ambulans pocz- łem odciętą, gdyż Niemcy bez ry. przerwy pruli z karabinów ma­ - Akcja ta na pewno była uz- szynowych w tym kierunku. Do­ niona z dowództwem Armii strzegłem, że bvł tam już „Wi­ sjowej. Na kilka dni przed nią chura” oraz „Lot”, „KI011” — Cze­ awił się w naszej okolicy . Wi- sław Karpiński i „Granat” — Zy­ ira” Paru chłopakom z Niecie- gmunt Czub. Wtedy to „Lot” w y­ i okolicznych wsi, którzy by- ciągnął ^„francuza”, taki granat y konspiracji, powiedział, aby zaczepny i rzucił go w kierunku i gotowi, bo szykuje się ak- pociągu Wybuch granatu ostu­ Dodał, że chodzi o zdobycie dził zapały' Niemców. Przerwali liędzy na potrzeby naszej pod- ogień i zaczęli wsiadać do pocią­ nnej organizacji. Nie nowie- gu. który po chwili ruszył w kie­ ił jednak, gdzie i kiedy mą się runku Siedlec. odbyć. Mieliśmy czekać na Dołączyłem do „Wichury” i po­ nał od niego, W Niecieczy Do­ zostałych chłopców. Po akcji w rnie pojawił się dzień przed tym lesie zebrało się nas tylko ją. Przyjechał rowerem tuż pięciu. ..Orkan” jak też „Dąb” id wieczorem. Omówił 7 na- — Paweł Gałecki, „Skok” — A- plan akcji. Mieliśmy zaatako- dolf Struś, W acław Gałecki. Jó­ ambulans pocztowy na st.a- zef Głowacz wybrali inną drogę w Bielanach. Wszyscy mieli- odwrotu. Chwilę czekaliśmy na się spotkać następnego dnia nich, ale już s;ę nie pojawili Po­ to trzeciej po południu w ma- dobnie jak i Oleś Adamski. „Wi­ brzozowym lasku koło przy- chura” spytał, gdzie jest skrzy­ ,ku kolejowego. ,, Wichura” nia z pieniędzmi? Powiedzia­ nocował w Niecieczy, lecz po- łem. że jak Niemcy zaczęli ał dalej, by innych uczestni- strzelać, to upuściliśmy ią i zosta­ powiadomić o terminie ak- wiliśm y tam na polu. Kazał więc wrócić się po nią. Skrzrnie nie­ nówiłem się ze swoim kole- śliśmy na zmianę, bo lekka nie 5 Niecieczy Wacławem Sala- bvła. Kawałek dalej w głęb; lasu n ps „Lot” , że razem póidzie- chcieliśmy przepakować pienią­ na akcję. Dzień był słonecz- dze, bo ze skrzynią daleko byśmy ciepły. Na polach złociło się nie uszli. Okazało się, że klu­ zewające zboże. Żniwa były czyk od skrzyni „Wichura” dał tuż. Zabraliśmy ze sobą pi- „Orkanowi” . A ten po akcji gdzieś :ty i granaty. Przez Dębinę zniknął. Skrzynię rozbiliśmy więc >wską bocznymi drogami do­ kamieniami. Pieniądze zaś zapa­ my do Bielan. W umówionym kowaliśmy w tobołek zrobion" scu nikogo nie zastaliśmy, z płaszcza Wichury”. Sooro ;ch idżemy, ale w brzozow ym la­ było. Chyfoa ze 1'50 tysięcy zło­ nie było żywej duszy Po pe- tych” . ■n czasie pojawił się „Orkan" Akcja na ambulans pocztowy ;dzislaw Maliszewski. Czeka- na stacji w Bielanach zakończy­ ale nikt się nie zjawia De- ła się więc powodzeniem. Jednak­ 'ujemy się, bo przecież do Wacław Wytwer ps. „Wilk” — „Akcja na ambulans pocztowy na sta­ ie miała ona 1 tragiczny finał. jazdu pociągu jest coraz cji w Bielanach była zaplanowana i uzgodniona”. ■j czasu. Może coś się stało. Fot. Janusz Mazurek JANUSZ GRUDZIEŃ

52 li milion złotych. To nie koniec. cji na stacji w Bielanach w po­ Następnego dnia Niemcy w od­ bliskim lesie zebrało się nas tyiko Akcja na ambulans pocztowy, przeprowadzona w wecie spalili zabudowania Wierz­ pięciu: nasz dowódca „Wichura” drugiej połowie lipca 1943 roku na stacji kolejowej bickich i ich sąsiadów', a wielu — Henryk Oleksiak, właśnie w Bielanach przez 11-osobowy oddział Komendy D y­ mieszkańców tej wsi wysłali na „Granat”, Wacław Salach ps. roboty do III Rzeszy. Tak więc wersji Armii Krajowej Obwodu Sokołów Podlaski, „Lot”, Czesław Karpiński ps. przez niesubordynację i lekko­ „Klon” i ja. Chwilę czekaliśmy dowodzony przez „Wichurę” — Henryka Oleksiaka, myślność tę udaną akcję na am­ na pozostałych. Z powodu nie­ zakończyła sie pełnym powodzeniem. Zdobyto ponad bulans pocztowy niepotrzebnie o- mieckiej strzelaniny rozproszy­ 150 tysięcy złotych, które przeznaczono na potrzeby placono życiem człow;eka. Wpra­ liśmy się i wycofywaliśmy się na miejscowego ruchu oporu. Jednakże akeia ta miała wdzie „Wichura” przekaz;! pie­ wrłasną rękę. Trudno. „Wichura” niądze rodzinie zabitego i pogo­ przypomniał sobie, że w pobliżu tragiczny finał. Podczas odwrotu zginał jeden z jej rzelcowi ze we Wierzbice, ale w stacji zostawał w krzakach swój uczestników. Różne wersje krążyły co do okoliczności, żadnym wypadku nie zrekom.pen- rower i teczkę, w której były w jakich poniósł on śmierć. Czy po upływie 45 lat od sowało to poniesionych strat. granaty. Po rower wysłał Zyg­ tych wydarzeń można jeszcze rozwikłać i tę zagadkę, munta Czuba i Cześka Karpiń­ * nną wersję tych tragicz rozwiać wszelkie wątpliwości związane z tą sprawą? skiego, którzy wiedzieli, gdzie 1 nych wydarzeń pod Kudeł - jest on ukryty. Umówiliśmy się * czynem przedstawia jedyny z nimi, że będziemy czekać na żyjący do dziś uczestnik akcji r.ich koło kępy olch. na ambulans pocztowy w Biela- M ijają minuty, a „Klon” i ,Granat” nie poławiają się. Na­ Okupacyjne historie (III) raz od strony B;elan słyszymy sy­ reny niemieckich wozów policyj­ nych. Ktoś ich musiał jakoś za­ wiadomić o napadzie Okazało się, że choć „Lot” zerwał przewody telefoniczne, to w drugim pomie­ szczeniu był jeszcze jeden tele­ fon. Z niego to kolejarze zadzwo­ nili do Siedlec, a stamtąd powia­ Jak zginął „Granat”? domiono bezpośrednio Gramssa o napadzie. Dlatego też tak (szyb­ ko Niemcy oo ja w T się w Biela­ ednym ze świadków akcji ludźmi wybrał inną drogę od­ nach — Wacław Wytwer ps, nach i rozpoczęli pościg za na­ na ambulans pocztowy na wrotu. Niespodziewanie Gramss ..Wilk” , mieszkający w Niec eczy. mi, N > byfo więc "a co czekać. J stacji w Bjelanach był Hen­ rozkazuje mi: — Wsiadaj do sa­ Przede wszystkim wówczas zgi­ Mu«iel*śmv brać nogi za pas. Na­ ryk Pytelewski. W czasie okupa­ mochodu prowadź! Cóż było ro­ nął tam n:e Wierzb'cki z Wlerz- potkanego -as^ucha pytamy s'ę cji był komendantem posterunku bić. Z całym spokojem każę ;m Policji Granatowej w Bielanach, :echać drogą do Rozbitego K a­ ale zarazem od samego początku, mienia. sądząc, że żadnego ?. par ściśle współpracował z miejscu- .yząntów ;n,m nie spotkamy. wym ruchem oporu. Pod pseudo­ Nie cy bez namysłu ruszają w nimem „Piast” był zaiprzysiężo- pojcig. Tuż przed Kudeł zynein nym członkiem Armii Krajowej. spostrzegają dwóch młodych męż­ Oto jak on w swych wspomnie­ czyzn szybko jadących rowerami niach przedstawia okoliczność Część schupowców wyskakuje z śmierci jednego z żołnierzy ..Wi­ samochodów. Rozsypuje się w ty­ chury”, uczestniczącego w ak"1i ralierę i otwiera ogień z karabi­ na ambulans .pocztowy. nów maszynowych, Spostrzegam że je-Jnego z rowerzystów trafili. Niemcy zrezygnowali z po­ Spada z roweru Po chw li 'ed- ścigu z i partyzantami. Szy­ nak .podnosi się ; kulejąc ucieka bko wsiedli do wagonów ■v kierunku pierwszych zabudo­ pociąg ruszył w dalszą drogę. Na wań wsi Kudelczyn. Niemcy są stacji jeszcze przez chwilę p ro szybki. Dopadaj a go na podwór u wał spokój. Ja zrezygnowałem z rolnika Kudelskiego dobrają wyjazdu do Siedlec Spostrzegam, kilkoma strzałami. Nad ciałem z;, że dyżurny ruchu biegnie do bu­ bitego z jeszcze dymiącym MP dynku stacyjnego, by zawiadomić staje rozwścieczony Gramss. Roz­ Niemców o napadzie na ambu-ans kazuje, aby otoczyć całą Wieś. pocztowy. W ostatniej chwil' u- nlamożliw!"m mu to i 'rożkanre. Schupowcy t>rzy zabitym znajdują aby przeć ąt przewody telefonicz­ dwa gra i-ty. nistole* 1 ke karę ne. na nazw^ko Wierzbickiego ze wsi Wlerzb ce zza Sokołow P>dlas- kie?'o. To uratował; Kudeicmm — Ma-;; Nieroco ffiówi. ze.-to... Gdyby zabi'ty b ył’ :Ws; . tę partyzanci, zerwał; przewody'-m ' Gramss na pewno, ksżafby spalić dodaję. Chodziło mi. aby-yWichn-; - wszystkie' zatód owiania. a'1’miesz­ ra" ze swymi ludźmi zyskał czas kańców rozstrzelać. na bezpieczny odskok. Kiedy Gramss dowiedział sie. że drugi z rowerzystów uciekł, naka­ Dopiero dwie godziny po .za­ zał odwrót do Sokołowa. Mnie Wacław Wytwer: „Wichura” mocno przeżywał śmierć .Granata”. tak kończonej akcji do Bielan przy­ zostawili w Kudelczyne. Pieszo jak każdy * nas. jeżdżają cztery samochody z u- poszedłem do Rozbitego Kamie- Fot. J. Mazurek zbrojonymi po zęby schupowcam -■■■■3 aby zbadać, dlaczego ci dwaj ! żandarmanr. Razem z nimi po rrrtyzanci znaleźli się w tej oko­ jawił się i sa ~ st." rosta sokołow­ licy., Ustaliłem, że obaj odłączyli bic, jak podaje Henryk Pytelew czy widział dwóch mężczyzn na ski. major SS — Ernest Gramss. się od oddziału ,,W:chury” wpa sló. lecz Zygmunt Czub ps. ..Gra­ rowerze? Ten potwierdził, że Niemcy, nie wychodząc z s a m o ­ dli do Edka Buczyńskiego w Roz­ nat'1 ze wsi Wyrąb. Dlaczego i jak przejeżdżali i pojechali drogą do chodów, wreszczą: — Wo fet Ban- bitym Kamieniu. by trochę porpić zginął ten partyzant AK? Wacław Rozbitego Kamienia. W umówio­ diten? Łamaną niemczyzną Infor­ sobie na intencje udanej akcji. W ytwer uważa, że był to nieszczę­ nym miejscu musieli być w tym muję ich. ż'e uciekli w kierunku Prży kieliszku głośno rorjoowia- śliwy zbieg okoliczności. czasie, kiedy my przepakowywa­ Lasów Rucheńskich. będąc prze­ dali kto i Jak fa przeprowadził. —- Z naszego jedenastoosotoo- liśmy adobczyn* piemiądze ze konany, że „Wichura” ze swym Chwalili się, te Niemcom takosi- wego oddziału po zakończonej *k- skrzyni de płaszcza „Wichury” . 53 milion. złotych. To nie koniec, cjl na stacji w Bielanach w po­ trójkę więc poszliśmy da­ „Zygmunt! SzwabyI” „GfSnatf* * stępnego dnia Niemcy w od- bliskim lesie zebrało się nas tylko lej, niosąc na zmianę tłu­ przewrócił się z rowerem na dro­ cie spalili zabudowania Wierz- pięciu: nasz dowódca „Wichura” W mek z pieniędzmi. Wybra­ gę. W tym czŁsie Niemcy otwo­ kich i ich sąsiadów, a wielu — Henryk Oleksiak, właśnie liśmy drogę na Czerwonkę. Na­ rzyli do nich ogień a pistoletów sszkańców tej wsi wysłali na „Granat”, Wacław Salach ps. potkany nieznajomy rowerzysta maszynowych. „Klon” zaczął u- >oty do III Rzeszy. Tak więc „Lot”, Czesław Karpiński ps. ostrzegł nas, abyśmy uważali, bo dekać w pctle, kryjąc się aa ła­ :ez niesubordynację i lekko- „Klon” i ja. Chwilę czekaliśmy tam za górką stoją Niemej'. Zmie­ nami zbóż. Zatoczył spore koło śiność tę udaną akcję na am- na pozostałych. Z powodu nie­ niliśmy więc kierunek ucieczki i widząc, że Niemcy na shwil* lans pocztowy niepotrzebnie o- mieckiej strzelaniny rozproszy­ Do Czerwonki postanowiliśmy się przestali go ścigać, aatrzymał się cono życiem człowieka. Wpra- liśmy się i wycofywaliśmy się na dostać okrężną drogą. Dla ostroż­ i s daleka obserwował dalszy zie „Wichura” przekazał pie- własną rękę. Trudno. „Wichura"’ ności szliśmy pojedynczo. Pierw ­ przebieg wypadków. dze rodzinie zabitego i po go­ przypomniał sobie, że w pobliżu szy „Wichura”, 50 metrów za nim lcom ze ws Wierzbice, ais w stacji zostawił w krzakach swój ja. a na końcu „Lot” . Późnym „SrsrtAt” s*J postanowi! opie­ Łnym wypadku nie zrekompen- rower i teczkę, w której były popołudniem dotarliśmy wresaeie kać w kierunku w»! i w zabudo­ v io to poniesionych strat. granaty. Po rower wysłał Zyg­ do Czerwonki. Zaszliśmy tam do waniach szukać schronienia. P® munta Czuba i Cześka Karpiń­ sklepu, aby sobie coś kupić do. je­ drodze jednak musiał pokona# nną wersję tych tragicz­ skiego. którzy wiedzieli, gdzie dzenia, bo byiiśmy już potwornie dość wy&okie ogrodzenie. Widocz­ nych wydarzeń pod Kudeł- jest on ukryty. Umówiliśmy się głodni. Po zachodzie słońca po­ ni* © eoś mą saczeipił, bo za pier- czynem przedstawia jedyny z nimi. że będziemy czekać na szliśmy dalej w kierunku Soko­ •wazjrm rasem nie udało mu sif ący do dziś uczestnik akcji nich koło kępy olch. łowa. Kiedy przechodziliśmy koło pokonać {ej przeszkody. Próbuje ambulans pocztowy w Biela- baraków, w których stacjonowali jeszeze raz f w tym momenci* M ijają minuty, a „K lon" i żołnierze ..Legionu Azerbejdżań- Keria y, niemieckiego pistoletu tra­ ,Granat” nie poiawiają się. Na­ skiego”, ,.W:cnura” zaproponował fia go w brzuch. Pada pod pło­ raz od strony B ^an słyszymy sy­ aby zrobić im niespodziewaną po­ tem, Wie.-, że już nie -ujdzie Niem ­ reny niemieckich wozów policyj­ budkę. obrzucając baraki grana­ com. Ostatnim- wysiłkiem wycią­ nych. Ktoś ich musiał jakoś za­ tami. Zrezygnowaliśmy jednak, s ga swą kenkartę, rw ie ją na dro­ wiadomić o napadzie Okazało się, tego, gdyż wszyscy byliśmy już bne kawałk5 i resztki sagrzebuje że choć „Lot” zerwał przewody potwornie zmęczeni, a . jeszcze w ziemi Niemcy byli już blisko i telefoniczne, to w drugim pomie­ przed nami było parę kilometrów ćtastraeli 'te. jego poczynania. O- szczeniu był jeszcze jeden tele­ do przebycia. I to pieszo. stroistie zbliżali się do rannego fon. Z niego to kolejarze zadzwo­ mężczyzny „Granat” wyciąga nili do Siedlec, a stamtąd powia­ Około S nad rameoi dotarliśmy wtedy pistolet’ ! strzela sobie w mat”? domiono bezpośrednio Gramssa o wreszcie do Kupientyna. Zatrzy­ slkreń. napadzie. Dlatego też tak szyb­ maliśmy się u Adolfa Wojtkow- ko Niemcy 00jawili się w Biela­ sklego, który od dawna pomaga? ch — Wacław Wytwór ps. nach i rozpoczęli p"śc:g za na­ partyzantom AK. On pierwszy Nieme* byS -wleieHi, *e »«e «- 'ilk”, mieszkający w Niec eczy. mi. N ie było w ięr >*a co czekać. orzekazał nam tragiczną wiado­ date' iew cię ująć żywego party­ seae ws/.ystkim wówczas agi- MwsierśTiy brać nogi za pas. Na­ mość o śmierci .Granat a”' ora a * zanta. Spędzili mieszkańców Kti- i tam nie Wierzbicki z Wierz- potkanego ^as^ucha pytamy s'e spaleniu przez Niemców zabudo­ delczyRa, pytająe sie. czy ktoś zna wań lego rodziców. Choć akcja s:e uda?a i penadre zdobyliśmy, zabitego Choć niektórzy zapew- wszyscy trzej bvl:'śmy przygnę­ « e zn.tłi z widzenia Czuba, ale bieni śmiercią Zygmunta. A e© nikt się do tego nie przyz-af się stało z „Klonem ” , który prze­ Starosta sokołowski. major SS — cież był razem z Czubem? Cryk- bv dostał się w ręce Niemeów? 8. Grsmas kazał wykopać koło T~*o Wojtkowski nie wiedział. pobliskiej obory dół i tam zako­ pać awloki Granata”. Niemcy opiero następnego dnia po­ odnaleźli bes? trudu porwane ka­ znaliśmy okoliczności, w wałki kenkarty Czuba. W:edz'eli D jakich zginął ..Granat” O- ksr-nło się że ..Klonowi” udało się wręc. skad pochodzi. Jeszcze teg<* ujść z żyrem i on opowiedział samego dnia pojechali do wsi W y­ nam j~k doszło do tej tragedii. rąb i #pali!j zabudowania jego Otóż Klon” 7. ..Granatem” szyb­ rodziców ko uwinęli sie z orzyprowadze- n-em roweru „Wichury'’, Na miei- scu wyznaczonego spotkenia koło ..Wichura" mo«n© przeżywał kępy olch przyjechali, jak się o- imierć ..Granata”. Jego rodzinie kazało. orsed nami. Chwile po­ dał oikolo 40 tysięcy złotych z czekali. Pastucha paeaeego-w po­ pieniędzy zdobytych .w ałreji na bliża krowy spytali się, c^y w i­ ambulans DocztófJiry w B;.elanach, dział jj»k5ehl “ ężeryzn. Tan od- abv Ti,igl: odbudowa-5 «e zgliszcz pow!e<,"!J!>ł. że tak. Widocznie swe gospodarstwo. 'Ponadto no- •-'cześniej przeefcedsi!® ta droga starowfił. aby Granata” pocho­ dwóah. trzech rneżc5ryzn. B’rć wać W god nym mieJsou Dwa dni rr.ofa to byli nawet nas1 ludzie później d^ewięci-u chłopaków z którzy na w&sną rękę., nie cze- Niecieczy c.-jechało wosern do ksisc na innych, odskakiwali po Kudelczyr" .Wsrwcy .mieliśmy 7e zakończonej- akcji. ..Klon” j „Gra­ sobą broń. Odkopaliśmy ciało nat" myśleli, że to » y byMśrny. „Granata”. a r«.*t«»nie prrewteś- Pojechali więc rowerem drogą na liśimy je na ernentarz w Niec*e- Kudelczyn. ezy 1 tu go pochowaliśmy. Tak jak zashiżyj «a to partyzant Ar­ aclaw W ytw er: „Wichura” mocno przeżywał śmierć „Granata”, tak Jechali spokojnie. Byli płasaesia „Wichury” . seskocjęt ■ roweru, Sersyes^es lASrtJSB 6 B T O K I® ! 54 MHEafltgixox

|H est czerwiec roku 1943. Cze- || kam na stacji Bielany Pod- M laskie na pociąg do Siedlec. j | Wybierani się, aby załatwić W? tam kilka spraw konspira­ cyjnych. Na stacji ludzi ma­ ło, ale to tylko pozory. Zza za­ budowań starszego toromistrza A. Sikorskiego co chwilę wy- ehylajpą się jakieś postacie. To „zwiadowcy” miejscowych szmug- lerów. Sprawdzają, czy przypad­ kiem Niemcy nie zamierzają tu zorganizować obławy. Większość szmuglerów z bagażem rąbanki, mąki, masła, jaj, czeka na po­ ciąg w ukryciu. .Tedni skryci są za żywopłotem karłowatych świerków, inni w łanach pobli­ skiego zboża-.

Wreszcie od strony baraków kolejowych na Bartoszu pod Przywózkami słychać gwizd loko­ motywy. Szmuglerzy jeszcze cze­ kają. Uważnie się rozglądają, czy okolica jest „czysta” i bezpieczna. W tym momencie jak spod ziemi pojawiają się przy domu torowe­ go Sikorskiego i budynku stacyj­ nym jacyś nie znani osobnicy. Młodzi, wysocy mężczyźni bez ża­ dnych paczek i bagaży. Ręce trzy­ mają głęboko w .kieszeniach. Pod marynarkami widać kształty ja­ kichś obłych przedmiotów. Oni też uważnie się rozglądają. Z ich postawy i zachowania domyślam się, że to „chłopcy * lasu”.

Czyżby tu na stacji zanosiło się na partyzancką akcję? Jeżeli tak, to przecież powinienem o tym w i­ dzieć. Na wczorajszej odprawie KO „Socha” (major Franciszek Świtalski, komendant Obwodu „Proso” Armii Krajowej, obejmu­ jącego swym zasięgiem działania były powiat sokołowski — przyp. JGR), o niczym takim nie wspo­ minał! Ustalił przecież, że o każ­ dej przeprowadzanej przez AK akcji zbrojnej będę wcześnie i powiadamiany. Czyżby to byli ludzie z innego terenu lub i in­ nej organizacji? A mofie to ktoś % naszych znów przeprowadza akcję na własną rękę? Fot. J. Mazurek

jednak strony wręcz sugeruje, że Okupacyjne historie akcję tę przeprowadzono samo­ wolnie, nie mając na to zgody do­ wództwa obwodu AK. A w wa­ runkach wojny, w czasach oku­ pacji było to poważne wykrocze­ nie przeciwko zasadom konspi­ racji i przeciwko dyscyplinie ambulans pocztowy Wojskowej. Całą winę kładzie na karb 1 VwOYYi vś i n o A c i 1 Nie ezaa na rozmyślania. Od szczęśliwie jednak dopadli zbaw­ sztabu i dowództwa Komendy „Wichury”. W siwych wspomnie­ strony Sokołowa Podlaskiego czego lasu. Poczuli się na tyle bez­ Obwodu. AK „Proso”. Henryk Py- niach tak ocenia jego postawę. — nadjeżdża pociąg. Na peronie po­ piecznie, że 2 daleka szyderczo telewsiki niejednokrotnie bywał „Wiele akcji „Wichura” przepro­ jawia się dyżurny ruchu z nieod­ wymachiwali czapkami. Niemcy też na rozmaitych naradach ł wadził samowolnie. Obok rozgło­ łącznym lizakiem i czerwoną cza­ nie zamierzali gonić partyzantów, odprawach u komendanta soko­ su, sławy nieustraszonego i spryt­ pką na głowie. Naraz koło niego bojąc się jakiejś zasadzki. Za­ łowskiego Obwodu AK majora nego bohatera precyzyjnych akcji staje „Wichura” (Henryk Olek­ przestali też strzelaniny. Paskud­ „Sochy” — Franciszka Swital- akowskich, przysparzał także siak, -komendant sokołowskiego nie przeklinając, wsiedli z powro­ skiego. Wiedział więc o wielu dużo kłopotów, wprowadzając Kedywu AK — przyp. JGR). Da­ tem do pociągu, który po chwili sprawach i tajemnicach podla­ rozprężenie w naszych dotych­ je mi dyskretny znak, abym pry­ ruszył w dalszą drogę na front skiej konspiracji. czas karnych szeregach. Jego śla­ ska! do wagonu. Więc to nasi. Nie. wschodni...” dami poszli inni — „Marynarz”, zastanawiam się, bo wiem, że za owróćmy jednak do akcji „Burza”, „Rymsza", „Młot”. Byt chwilę może być tu „gorąco”. W T a k , w niezwykle barwny na stacji kolejowej w Bie­ to czas, kiedy łamali się ludzie, wagonie staję przy oknie i obser­ sposób, opisuje w swych P lanach. Choć Henryk P y ­ łamały się charaktery, a więc wuję dalszy przebieg wydarzeń, wspomnieniach akcję party­ telewski był jej naocznym świad­ i ci najlepsi z najlepszych, cho­ „Wichura” staje plecami do wa­ zantów na ambulans pocztowy na kiem, to jednak świadkiem przy­ dząc w glorii głośnych sukcesów, gonów. Odsłania połę marynarki, stacji kolejowej w Bielanach pan padkowym. Silą rzeczy jego re­ nie uniknęli tej ludzkiej słabości. pokazując dyżurnemu rućhn lu­ Henryk Pytelewski z Reszla. W lacja, choć barwna i sugestywna, Skutki ich bohaterstwa często po­ fę swego parabellum. Następnie czasie okupacji mieszkał w pod- jest niepełna. Pojawiają się w nosili inni.” zabiera mu lizak i kolejarską cza­ sokolowskich Bielanach. Był ko­ niej też drobne nieścisłości i dwu­ Czy faktycznie Henryk Olek- pkę. Na kilka minut przedzierz­ mendantem miejscowego poste­ znaczne stwierdzenia. Od tamtych 55 gnął się w dyżurnego ruchu. runku polskiej Policji Granato­ wydarzeń minęło już 45 lat. W ię­ *iak ps. „Wichura”, legendarny Przetrzymuje na stacji pociąg, by wej, a zarazem działał w ruchu kszość ich uczestników i świad- partyzant Podlasia, zasłużył na 1-^” * »v ie Wartn iednak ■„miir* /v-pnp ? o ieso dzia— nej organizacji* jiumc w a iv D 2 naszych znów przeprowadzi akcję na własną rękę? I!'ot. J. Mazurek II _ >4 jednak strony wręcz sugeruje, że Okupacyjne historie akcję tę przeprowadzono samo­ wolnie, nie mając na to zgody do­ wództwa obwodu AK. A w wa­ runkach wojny, w czasach oku­ pacji było to poważne wykrocze­ nie przeciwko zasadom konspi­ racji i przeciwko dyscyplinie ambulans pocztowy wojskowej. Całą winę kładzie na karb 1?kknmvśinnKp.i i iVte e*as aa rozmyślania. Od szczęśliwie jednak dopadli zbaw­ sztabu i dowództwa Komendy „Wichury”. W swych wspomnie­ strony "Sokołowa Podlaskiego czego lasu. Poczuli się na tyle bez­ Obwodu AK „Proso”. Henryk .Py- niach tak ocenia jego postawę. — nadjeżdża pociąg. Na peronie po­ piecznie, że z daleka szyderczo telewslki niejednokrotnie bywał „Wiele akcji „Wichura” przepro­ jawia się dyżurny ruchu i nieod­ wymachiwali czapkami. Niemcy też na rozmaitych naradach i wadził samowolnie. Obok rozgło­ łącznym lizakiem i czerwoną cza­ nie zamierzali gonić partyzantów, odprawach u komendanta soko­ su, sławy nieustraszonego i spryt­ pką na głowie. Naraz kolo niego bojąc się jakiejś zasadzki. Za­ łowskiego Obwodu AK majora nego bohatera precyzyjnych akcji staje „Wichura” (Henryk Olek­ przestali też strzelaniny. Paskud­ „Sochy” — Franciszka Swital- akovv9kich, przysparzał także siak, -komendant sokołowskiego nie przeklinając, wsiedli z powro­ skiego. Wiedział więc o wielu dużo kłopotów, wprowadzając Kedywu AK — przyp. JGR). Da­ tem do pociągu, który po chwili sprawach i tajemnicach podla­ rozprężenie w naszych dotych­ je mi dyskretny znak, abym pry­ ruszył w dalszą drogę na front skiej konspiracji. czas karnych szeregach. Jego śla­ ska! do wagonu. Więc to nasi. Nie wschodni...” dami poszli inni — „Marynarz”, zastanawiam się, bo wiem, że za owróćmy jednak do akcji „Burza”, „Rymsza'\ „Młot”. Byl chwilę może być tu „gorąco”. W ak, w niezwykle barwny na stacji kolejowej w Bie­ to czas, kiedy Jtamali się ludzie, wagonie staję przy oknie i obser­ sposób, opisuje w swych lanach. Choć Henryk P y ­ łamały się charaktery, a więc wuję dalszy przebieg wydarzeń. T wspomnieniach akcję party­ Ptelewski był jej naocznym świad­i ci najlepsi z najlepszych, cho­ „Wichura” staje plecami do wa­ zantów na ambulans pocztowy na kiem, to jednak świadkiem przy­ dząc w glorii głośnych sukcesów, gonów. Odsłania połę marynarki, stacji kolejowej w Bielanach pan padkowym. Siłą rzeczy jego re­ nie uniknęli tej Judzkiej słabości. pokazując dyżurnemu ruchu lu­ Henryk Pytelewski z Reszla. W lacja, choć barwna i sugestywna, Skutki ich bohaterstwa często po­ fę swego parabellum. Następnie czasie okupacji mieszkał w pod- jest niepełna. Pojawiają się w nosili inni.” zabiera mu lizak i kolejarską cza­ sokołowskich Bielanach. Był ko­ niej też drobne nieścisłości i dwu­ pkę. Na kilka minut przedzierz­ mendantem miejscowego poste­ znaczne stwierdzenia. Od tamtych Czy faktycznie Henryk Olek- gnął się w dyżurnego ruchu. runku polskiej Policji Granato­ wydarzeń minęło już 45 lat. Wię­ *iak ps. „Wichura”, legendarny Przetrzymuje na stacji pociąg, by wej, a zarazem działał w ruchu kszość ich uczestników i świad­ partyzant Podlasia, zasłużył na jego chłopcy mogli wykonać za­ oporu, w Armii Krajowej. Wła­ ków już nie żyje. Warto jednak tak surową ocenę? O jego dzia­ danie. A ci wiedzą co robić. Bły­ dze hitlerowskie w Generalnej przynajmniej spróbować rozwi­ skawicznie wpadają do ostatniego Guberni utworzyły Policję kłać, wyjaśnić i uzupełnić te na­ łalności, nieustępliwej walce z wagonu. To ambulans pocztowy, z Granatową dla swoich potrzeb. sze „małe” lokalne tajemnice his­ Niemcami, wielokrotnie już pisa­ którego po chwili wynoszą worki Funkcjonariuszami byli Polacy. torii. liśmy na łamach „Tygodnika Sie­ 7 , pieniędzmi i znikają w poblis­ To prawda, że wielu z nich gor­ Akcję na ambulans pocztowy dleckiego”. To prawda, że „Wi­ kich łanach zboża. liwie wysługiwał się okupanto­ na stacji w Bielanach przeprowa­ chura” niektóre akcje przeciwko wi, zarazem jednak wielu z nich Na stacji spokój, jakby nie dzono nie w czerwcu, jak podajs jednocześnie działało w konspi­ hitlerowskiemu okupantowi, szczególnego się nie działo. Z H. Pytelewski, lecz miesiąc póź­ racji. oddając nieocenione usługi pierwszych wagonów „Nur fur niej — najprawdopodobniej w przeciwko kolaborantom i zdraj­ ruchowi oporu. W Policji Gra­ Deutsche” dobiega zapijaczony drugiej połowie lipca 1943 r. W y­ com, przeprowadził samowolnie, natowej byli więc zdrajcy i kola­ śpiew żołnierzy niemieckich. Z konawcą był jedenastoosobowy nie czekając na stosowny rozkaz boranci, jak też gorący patrioci, niektórych okien wychylają się oddział sokołowskiej Komendy którzy z narażeniem życia prowa­ swych przewożonych z Komendy rozweselone głowy „panów świa­ Dywersji „Kedywu” Armii Kra­ dzili podwójną grę. starając się Obwodu AK czy nawet z Ko­ ta”, ale nic nie budzi ich podej­ jowej Akcją dowodził osobiście wszelkimi sposobami przysłużyć rzeń. Jedynie w zatłoczonych „Wichura” — Henryk Oleksiak, mendy Głównej AK. On nie w walce ze znienawidzonym oku­ ..polskich” wagonach szmuglerzy a ponadto uczestniczyli w niej: chciał „stać 2 bronią u nogi”, cze­ zaczynają się denerwować prze­ pantem. „Wilk” — Wacław Wytwer, „Lot” kać, lecz walczyć z wrogiem. I dłużającym się postojem pociągu. W powiecie sokołowskim prak­ — Czesław Salach, „Dąb” — Pa­ temu wszystko podporządkował. Wreszcie koniec akcji. „Wichura” tycznie na każdym posterunku weł Gałecki i jego brat Wacław, podnosi lizak, dając sygnał od­ Policji Granatowej Armia Krajo­ „Skok” — Adolf Struś, Aleksan­ Choć Henryk Pytelewski często jazdu. Pociąg ruszył. „Wichura” wa miała swoich ludzi. Prawdzi­ der Adamski, Józef Głowacz kontaktował się i spotykał 2 ko­ bez zbytniego pośpiechu oddal wym ewenementem był właśnie (wszyscy z Niecieczy gm. Sabnie), mendantem Obwodu AK mjr. dyżurnemu jego kolejarską czap­ posterunek Policji w Bielanach. „Granat” — Zygmunt Czub ze „Sochą”* choć zapewne często kę i lizak. Szybko dołącza do Wszyscy jego funkcjonariusze wsi Wyrąb, „Klon” — Czesław swoich chłopaków, uciekających działali w ruchu oporu — by­ Karpiński i „Orkan” — Zdzisław wcześniej informowano go o pla­ w kierunku Lasu Kudelskiego. li zaprzysiężonymi żołnierzami Maliszewski z Sokołowa Podlas­ nowanych akcjach zbrojnych i Po przejechaniu kilkuset me­ Armii Krajowej, a mianowicie: kiego. represyjnych, to jednak nie we trów pociąg niespodziewanie sta­ komendant posterunku — starszy wszystkie sprawy musiano go je. Być może któryś z Niemców sierżant Henryk Pytelewski ps. nacznie więcej kontrower­ zauważył uciekających do lasu „Piast”, plutonowi — Romańczyk sji wzbudza inna sprawa. wtajemniczać, nie o wszystkim młodych mężczyzn. Być może to i Piotr Gdula, kaprale — Glazer, Z Chodzi o ocenę postawy ! mówić. I to z różnych względów. obsługa ambulansu-pocztowego o- Harasim, Grzegorz Makarów i działalności samego „Wichury”. W świetle dostępnych dzisiaj do­ Z jednaj strony H. Pytelewski w przytomniała po niespodziewa­ Stanisław Brzezicki. Często po­ kumentów, przekazów i faktów o- nym napadzie i chwyciła za ha­ wierzano im odpowiedzialne za­ swej relacji nie szczędzi pochwał mulec bezpieczeństwa. Ze stoją­ dania. Przewozili broń. amunicję, • uczestnikom akcji w Bielanach za kazuje się, że akcja na ambulans cego pociągu natychmiast wysy­ tajne dokumenty, meldunki. Czę­ sprawne, wręcz brawurowe jej pocztowy przeprowadzona przez pali się niemieccy żołnierze, sto oni to czuwali nad bezpie­ przeprowadzenie. Nie ukrywa, że „Wichurę’’ i jego ludzi na stacji wrzeszcząc niemiłosiernie: „Pol- czeństwem przedstawicieli Ko­ główna w tym zasługa samego kolejowej w Bielanach była za­ nischg Banditen” i strzelajae mendy Głównej AK czy też De­ „Wichury”, o którym w swych planowana i zaaprobowana przez gdzie popadnie. Kilku ustawiło na legatury Rządu Londyńskiego, wspomnieniach pis2e, że „ten Kopcach Sikorskiego karabiny którzy pojawiali się ze specjalny­ zdolny absolwent gimnazjum Oj­ dowództwo sokołowskiego AK... maszynowe, prując seriami po ła­ mi misjami w powiecie Sokołow­ ców Salezjanów zasłużył na mia­ nach zboża. Chłopcy „Wichury” skim. Często pełnili rolą ochrony no bohatera Podlasia”. Z drugiej JANUSZ GRUDZIEŃ

56 | » keję zaplanował ..Wichura” — dowódca oddziału. Zebrali się JS© wszyscy poprzedniego dnia, wieczorem, w domu Czesława Kar- O godzinie ósmej żołnierze grupy dywersyjnej znaj­ M|v\ pińskiego w Jasieniu. „Wichura" przydzielił zadania: on sam dowali się już na wyznaczonych stanowiskach. O tej wraz z „Lotem", ..Wilkiem" i Zygmuntem Czubem stanowić ŚŚ feibędą grupę atakująca. Z lasu Przeżdziądka. dojadą do mi as a porze ruch na Lipowej był niewielki, skrzyżowanie z na rowerach, które ukryją pod mostem kolejowym — zaopie­ Kolejową widzieli stąd jak na dłoni. kuje się nimi Adamski. Potem przejdą pieszo do skrzyżowania i zajmą Niedaleko, w pobliżu torów kolejowych przechadzał stanowisk# w przylegających do Lipowej ogródkach. się łącznik — obserwował otoczony parkiem pałac w Codziennie pomiędzy ósmą a dziewiątą rano Gramss wyjeżdża do którym mieszkał starosta. Łącznik odchodził i zawra­ pracy w starostwie Może jechać prosto — ulicą Lipową albo drogą cał, ale wciąż jeszcze nie dawał znaku ręką... okręihą w kierunku cukrowni i ulicy Węgrowskiej (obecnie ul. Wol­ ności). Stojący przy torach łącznik ma zasygnalizować, którą drogę Ci z obstawy czekali teraz podenerwowani na cmen ­ wybierze tego ranka. Jeżeli pojedzie prosto — ostrzelają samochód tarzu — pomiędzy Lipową a Węgrowską. Nasłuchiwali przy skrzyżowaniu, jeżeli Wyruszy drogą okrężną — grupa ma szybko trzasku wystrzałów i czujnie rozglądali się dookoła. Ale przebiec z Lipowej na Węgrowską i tam do auta otworzyć ogień. tam, na krzyżówce wciąż panowała cisza... ..Prąd". Karliński i Oszal zostawią rowery na skraju miasta i 'podobnie jak grupa atakująca, pieszo przejdą na cmentarz. Od miejsca akcji będą oddaleni o około 600 m. Ich zadaniem będzie opóźnienie ewen­ tualnego pościgu Niemców stacjonujących w tej części miasta...

★ Historia tei ziemi

odzina dziewiąta trzydzieści — „Wichura" co pewien czas i. spoglądał na zegarek. Czas wlókł się nadzwyczaj powoli. G A może starosta dzisiaj nie wyjedzie? Nagle, luż przed dzie­ wiątą. łącznik machnął chusteczką. Gramss jedzie najkrótszą drogą — Wprost na nich. Rzeczywiście, za chwilę zobaczyli sunący ulicą samochód. Kiedy wóz znalazł się w polu ostrzału, czterej zamachowcy o worzylj ogień. Dziurawione pociskami auto jechało przez chwilę zygzakom, od pobocza do pobocza i wkrótce stanęło. Drzwi otworzyły ..wichura" był zdumiony- Do głowy mu nie przyszło.' że Gramss może się — Gramss wysunął się z wozu i upadł w rynsztok. udawać zabitego, że nie został nawet ranny... ..Wichura" wybiegł ńa ulicę i zbliżył się do samochodu. Staros*a leżał na jezdni nieruchomo, w samochodzie , krył . się przerażony kie­ ZASADZKA W LESIE rowca, siedział zastrzelony żandarm... inęły cztery miesiące. We wrześniu wywiad przekazał ,,W i­ — Kat ludności polskiej został zabity — krzyknął „Wichura", kopnął churze” informację, że starosta po pracy lubi wypoczywać Gramssa nogą i dał sygnał do odwrotu. M w przeżdzieckim lesie. Spacery Gramssa trwały niekiedy do Wycofywali się spiesznie polnymi drogami aż dotarli do lasu Przeź- samego wieczora, a jego ochrona osobista nie była duża, stanowiło dzłatka. Żołnierza z obstawy nie musieli użyć broni — wybiegli z cmen­ ją dwóch — trzech żandarmów. Pojawiła się więc nowa możliwość tarza nie ścigani i ruszyli w kierunku Niecieczy. zlikwidowania gestapowca. Każdego dnia od początku października — Kiedy zamachowcy oddalili się Ernest. Gramss otworzył oczy, grupa dywersyjna przygotowywała zasadzkę w lesie, ale wszystkie o :;t,’o;'nie rozejrzał się dookoła, w sał i zaczął również uciekać. Na kończyły się niepowodzeniem. Gramss nie miał ulubionej trasy spa­ węgrowskiej zobaczył zdążającego w jego stronę żandarma i sądząc, cerowej, przechadzał się różnymi drogami. Ale po kilku dniach żoł­ że -to- przebrany zamachowiec zastrzelił go. Przy budynku dawnego nierze natknęli się w lesie na gajowego zwanego „Wójciem". syndykatu natknął się na jakąś kobietę, którą także zastrzelił. — W tym miejscu możecie czekać na Gramssa rok i go nie spotkacie We wszystkich niemieckich, placówkach >vqjskowych ogłoszono, alarm...Grupy pps?igowe_ W ciągu godziny przetrząsnęły okolice Sokołowa Podlaskiego ale — powiedział gajowy i poprowadził akowców ku skrzyżowaniu le­ nie. natrafiły na żaden ślad zamachowców. Kierujący poszukiwaniami Gramss śnych dróg. Las po obydwu stronach był tutaj wycięty — przecinka był wściekły. W odwet za akcie .AK kazał rozstrzelać pięciu mężczyzn wię­ o szerokości 100 m miała zapewnić bezpieczeństwo spacerującemu sta­ zionych .w areszcie miejskim. Egzekucji dokonano następnej nocy w pobliżu gajówki Zielona -r- Wyrąb. roście. Zamachowcy ukryli się wśród drzew. - a ..Wichura" i „Prąd” zajęli stanowisk^ obserwacyjne. Wkrótce dostrzegli na leśnej drodze jakiś ruch — w ich kierunku zbliżał się Gramss i dwóch żandarmów. Ernest Gramss — kapitan Gestapo w latach 1942—1944, starosta po­ „Wichura” ręką dał żołnierzom rozkazy „padnij” i „czołgaj się”. Cała łączonych powiatów Sokołów Podlaski — Węgrów, odznaczony Orde­ szóstka zaczęła pełznąć powoli w kierunku drogi. Kryjąc się za pniami rem Krwi. Inicjator utworzenia w Treblince obozu pracy. Pochodził z drzew zbliżali się ku niej także „Prąd” i „Wichurą”. -Nagle pad! m ejscawości Goslar nad Neckarem w górach Harzu. W czasie opisanych strzał — to jeden z zamachowców niechcący zaczepił językiem spu- tu wydarzeń miał około 40 lat. Był wysoki, szczupły, o włosach Cem- noblonri, na twarzy miał szramę. Podobno zanim został starostą pra­ .stowym za gałązkę. cował jako radca w Ministerstwie Rolnictwa III Rzeszy. Znany z dzia­ łalności represyjnej wobec ludności polskiej i żydowskiej — inicjator Gramss natychmiast zrozumiał co się święci. Strzelając, zaczai wycofywać licznych e::zekuej!. wys edleń, rabunkowych napis-łów na Jiomy itc. w się z lasu. Obydwaj żandarmi skutecznie go osłaniali. Po chwili Niemcy swoich noczynan;ach wifcl^kro^e wyko^ysiywał słynące z bezwzględ­ zniknęli wśród drzew. Gramss wybiegł z lasu, ale jego służbowego samocho-lu ności oddziały Schupo, Kripo, Gestapo i Żandarm m i. nie było: kierowca przestraszony strzelaniną odjechał. Mimo to starościc jesz­ cze raz udało się uniknąć śmierci.

57 Jeszcze tej samej nocy na jego rozkaz zwołano lucinośe z okolicznych .wsi. Chłopi w „asyście” żandarmów przystąpili' do przeczesywania lasu. Ale O godzinie ósmej żołnierze grupy dywersyjnej znaj- żołnierzy „Wichury** już w lesie nie b5'ło* owali się już na wyznaczonych stanowiskach. O lej T u NOCNY NAPAD orze ruch na Lipowej był niewielki, skrzyżowanie z iolejową widzieli stąd jak na dłoni. o dwóch tygodniach „Wichura” zdecydował się na zorganizo­ Niedaleko, w pobliżu torów kolejowych przechadzał wanie trzeciego zamachu. Nie było to łatwe — Gramss ter?* ię łącznik — obserwował otoczony parkiem pałac w P bardzo ostrożny, otaczał się coraz silniejszą eskortą. Ale plan, dość karkołomny, był już gotowy — oddział miał napaść tórym mieszkał starosta. Łącznik odchodził i zawra- na pałac, w którym mieszkał starosta. .Jednej z ostatnich nocy paź­ ał, ale wciąż jeszcze nie dawał znaku ręką... dziernika 1942 roku dziewiętnastu mężczyzn przystąpiło do akcji. Naj­ Ci z obstawy czekali teraz podenerwowani na cmen- większą trudnością było zdobycie wartowni, w której — jak wynikało irzu — pomiędzy Lipową a Węgrowską. Nasłuchiwali z informacji łącznika— przebywało ośmiu Niemców. Po północy „Wichura” wszedł na mur Otaczający pałac i przeciął wiejSr rzasku wystrzałów i czujnie rozglądali się dookoła. Ale czą'cy go kolczasty drut. Zamachowcy, jeden po drugim, znikali w ciemnym am, na krzyżówce wciąż panowała cisza... ■parku. Ich dowódca/zszedł z mu tu ostatni. Oddział ostrożnie zbiiżyt się do pałacu. . Bez kłopotów. zdjęto” dwóch wartowników. Teraz żołnierze wtar­ gnęli do wartowni — sześciu folksdojczom odebrano broń pozostawiając ich w samej bieliźnie. Pałac był otoczony, wokół panował spokój. Należało po­ myśleć jak, nie czyniąc hałasu, dostać się do środka, w wartowni nie było kluczy do drzwi wejściowych. Gramss nikomu nie ufał i zamykaj drzwi od środka. Dochodziła godzina pierwsza, akcja zaczynała się przeciągać, tym istoria tej ziemi samym rosło ryzylto wpadki. Próby otwarcia bocznych drzwi pałacu nie dały rezultatu, ale „Prąd” zdołał otworzyć małe okienko, Dostał się przez nie do wnętrza budynku i odryglował drzwi. Pierwszy na korytarz wbiegł: „Wichura”, za nim inni. Gramss usły­ szawszy nocne hałasy obudził się i zrozumiał, że dzieje się coś nie­ dobrego — przecież drzwi wejściowe zamknął sam... Ostrożnie otwo­ rzył drzwi sypialni i widząc w korytarzu kilka ciemnych postaci za­ czął strzelać. rzy zamachy Jedna z kul trafiła w bok nadbiegającego „Wichurę". To wywołało małe zamieszanie wśród żołnierzy. Starosta nie czekał aż złożą mu ichura" byJ zdumiony. Do głowy mu .nie przyszło, że Gramss może „wizytę” w pokoju — szybko otworzył okno i jednym susem wyskoczył ać zabitego, że nie dostał nawet ranny... na zewnątrz. Kiedy Zamachowcy wbiegli do sypialni nie zastali juz w niej Gramssa — w otwartym oknie powiewały fujgnki... Oddział ZASADZKA W LESIE musiał się natychmiast wycofać. Strzały w pałacu mogli przecież usły­ szeć wartownicy niemieccy strzegący innych obiektow wojskowych. I inęly cztery miesiące. We wrześniu wywiad przekazał „Wi- Żołnierze uszli bez żadnych strat, nie ścigani przez Niemców, uno­ M churze” informację, że starosta po pracy lubi wypoczywać sząc ze sobą rannego dowódcę. I w przeździeckim lesie. Spacery Gramssa trwały niekiedy do ANDHZEJ DMOWSKI ■go wieczora, a jego ochrona osobista nie była duża, stanowiło wóch — trzech żandarmów. Pojawiła się więc nowa możliwość ńdowania gestapowca. Każdego dnia od początku października UCZESTNICY ZAMACHU NA UL. LIPOWEJ W DN, 18. V. 42 r. a dywersyjna przygotowywała zasadzkę w lesie, ale wszystkie GRUPA ATAKUJĄCA; żyły się niepowodzeniem. Gramss nie miał ulubionej trasy spa- 1. Henryk Oleksiak, ps ..Wichura” , z Sokołowa Podlaskiego (dowód­ wej, przechadzał się różnymi drogami. Ale po kilku dniach żoł- ca Grupy Dywersyjnej Komendy Obwodu AK ..Sęp" —■ nie żyje) 2. Zygmunt Czub. ps. nieznany, z Wyrąb (nie żyje) 3. Wacław Wyt­ ’,e natknęli się w lesie na gajowego zwanego „Wójciem”. wer. ps. „Wilk”, z Ńiecieczjr: 4, Wacław Salach, ps. „Lot”, z Niecieczy OCHRONA ROWEROWI W tym miejscu możecie czekać na Gramssa rok i go nie spotkacie 5. Aleksander Adamski, ps. nieznany, z Niecieczy (nie żyie) OBSTAWA NA CMENTARZU: owiedział gajowy i poprowadził akowców ku skrzyżowaniu le­ fi. Jan Czub, ps. „p rąd ” , z Wyrąb (brat Zygmunta): 7. Czesław K ar­ li dróg. Las po obydwu stronach był tutaj wycięty — przecinka piński, ps. nieznany,: z Jasienia; 8. Edward Oszał, ps. nieznany, z Ja­ trokości 100 m miała zapewnić bezpieczeństwo spacerującemu sta- sienia e. Zamachowcy ukryli się wśród drzew, a ..Wichura” i „Prąd” Łącznik: 9. nieznany. i stanowiskg obserwacyjne. Wkrótce dostrzegli na leśnej drodze ruch — w ich kierunku zbliżał się Gramss i dwóch żandarmów. :hura” ręką dał żołnierzom rozkazy „padnij” i „czołgaj się”. Cała UCZESTNICY ZAMACHU W LESIE PRZEŹDZIECKIM: ka zaczęła pełznąć powoli w kierunku drogi. Kryjąc się za pniami w zbliżali się ku niej także „Prąd” i „Wichura". Nagle padt 1. Henryk Oleksiak, ps." „Wichura” , d-ca: 2. Marian Oleksiak, ps. „S ęp", y . Sokołowa Podlaskiego (brat „Wichury”) ; 3. Witold Ręczmień ił — to jeden z zamachowców niechcący zaczepił językiem spu- ps. „M ak” , z Niecieczy: 4. Jan Czub, ps. „P rąd ” , z W yrąb; 5. Stanisław ym za gałązkę. Toczyski, ps. „Jeleń” , z Niewiadom ej; 6. Wacław Salach, ps. „L o t” , z Niecieczy; 7. Mieczysław Toczyski, ps. nieznany, z Niewiadowej (brat imss natychmiast zrozumiał co sie święci, strzelając, zaczął wycofywać ,.Jelenia”) 8. Józef Głowacz, ps. nieznany, z' Niecieczy. : ia

58 Wotom cię dobry człowieku, racyjny, by późnej przystąpić do czyńską, Myszko 1 Innych. Akcje akcji zbrojnych przeciwko Niem­ co kości odkopiesz biaie, działalności w ramach SZP (Słu­ zbrojne odbijały się szerokim e- com a także zdobycie na nim wspaniałej broni, którą dyspono­ Kiedy wystygną już boje, żba Zwycięstwu Polski). Przyj­ chem na całym Podlasiu. Do naj­ szkielet mój muje pseudonim ,,Wichurą?1. wał. będzie miał w ręku ważniejszych zaliczyć można: — Pierwszym jego przydzialam sztandar ojczyzny mojej. trzykrotnie ponawiane (niestety Sulerzycki, przedwojenny ofi­ organizacyjnym był Ośrodek cer, a w latach wojny agent ge­ „Kuna”, obejmujący gminę Ku- bez powodzenia) zamachy na sta­ (K. K. Baczyński) delczyn. Jesienią 1939 roku w rostę Sokołowa .Podlaskiego i je­ stapo, był treuhenderem w_PajŁ? mieszkaniu „Wichury” w Przeź- dnego z inicjatorów założenia o- Jinowje^ Owego dnia „Wichurze” ym, którym historia ta ro­ dziatce został zorganizowany towarzyszył jego adiutant. Nie­ znieci w sercach iskrą ich bozu zagłady w Treblince, ? mj r. punkt nasłuchu radiowego. Ma­ daleko majątku w Paulinowie młodości — chciałabym teriały otrzymywane drogą ra­ SS Ernesta, Gr&mmsa^j' któremu „Wichura” zauważył bryczkę wio­ przypomnić, tym dla których bę­ diową wykorzystane były następ­ historycy, nadali miano /kata,, dzie lekcją historii — chciałabym nie przy redagowaniu gazetki ^Podlasia’! zącą czterech żandarmów i jedne­ opowiedzieć o człowieku, którego konspiracyjnej „Przedświt”. Owa go cywila. „Wichura” wskoczył — dwukrotną akcję na Komu­ postać owiana legendą za życia, gazetka formatu A-4 odbijana by­ nalną Kasę Oszczędności w So­ na stopień bryczki i nie będąc dziś jest już chyba zapomniana. ła na maszynie do pisania w nie­ pewnym, tzy uia przed sobą Su- W natłoku codziennych wydarzeń wielkim nakładzie ok. 100 egzem­ kołowie, w walce o lepszy byt, coraz mniej plarzy. Prace związane z jej wy­ Ą- spalenie znajdujących się w lerzyckiego, zażądał od cywila po­ czasu poświęcamy zadumie nad dawaniem koncentrowały się w „Arbeitsamoie” w Sokołowie Pod­ kazania kenkarty. Ten jednak od tym, co minęło. Zapominamy o laskim akt personalnych ludności domu pani Zakrzewskiej, której razu rozpoznał „Wichurę” i uda­ ludziach, którzy swoim życiem synowie byli członkami organi­ polskiej przeznaczonej do wywóz­ jąc, że sięga po dokumenty wy­ dowiedli, że takie pojęcia jak oj­ zacji. ki i ewentualnej likwidacji w czyzna, patriotyzm nie są tylko Rzeszy, ciągnął broń i strzelił. Ciężko Zimą na przełomie 1939/40 roku słowami. Warto więc może przy­ akcję na pociąg pod Bielana­ 'sanny, upadający już na ziemię stanąć na chwilę i spojrzeć za Niemcy dokonali dwukrotnej re­ siebie w lata, które nikną z wolna wizji w domu 'Oleksiaków. Nie .Wichura” zabił jednego z żandar­ w pomroce dziejów. udało im się co prawda znaleźć mi akcję na Urząd Pocztowy w mów. Bryczka szybko oddaliła się Kosowie Lackim, odbiornika radiowego, niemniej z miejsca wydarzeń. Za kilka mi­ jednak punkt nasłuchu przenie- Łj- pomoc Żydom w ucieczce z DWANAŚCIE MINUT nut pojaw ił się zmotoryzowany oddział gestapo. Nim jednak się to est jesień 1942 roku. Małe stało Henryk Oleksiak wydał je­ miasteczko Kosów Lacki, szcze ostatni rozkaz w swym ży­ J niedaleko Sokołowa Podla­ skiego, żyje swoim okupacyjnym ciu. Do ciężko rannego dowódcy życiem. Na targ zjeżdżają ludzie podbiegł jego adiutant. Próbował z okolicznych wiosek. Jest gwar­ odciągnąć go do najbliższego las­ no i tłoczno. Nagle przed Urząd ku. Wysiłki jego były jednak da­ Pocztowy z piskiem opon zajeż­ dża wojskowy samochód. Wysia­ remne. „W ichura” wydał rozkaz. da z niego trzech oficerów SS i ażeby dobito go/Powtarzał to kil- sprężystym krokiem udaje się Tcakrotnle. Mając do wyboru, po­ wprost do urzędu. Na honory od­ zostawienia rannego dowódcy na dawane przez wartownika odpo­ wiadają niedbałym skinięciem rę­ pastwę Niemcom — adiutant wy­ ki. Na poczcie jest kilku cywilów konał polecenie^' Padły strzały. Ta l kilku gestapowców. Na widok ostatnie strzały łaski. oficerów SS zapada cisza. Jeden z nich wchodzi do pomieszczeń Gestapo zabrało ciało „Wichu­ służbowych, a dwóch pozostałych ry” do sokołowskiego więzienia. do głównej sali. Od tej chwili Stamtąd, po kilku dniach, w yw ie- t wydarzenia zaczynają rozgrywać się błyskawicznie. Okrzyk „Han- ziono je do Treblinki i spalono. | de hoch” (polskie: „ręce do góry”) Prochy Henryka Oleksiaka ps. oraz lufy automatów uświadamia­ „Wichura” rozwiał podlaski wiatr. ją Niemcom, że oficerowie SS to A pamięć o nim? Gdy pomału polscy partyzanci. Zaskoczenie jest całkowite. Niemcy z rękami zapominają już ludzie, zaczynają _nad głową potulnie stają pod je­ - -mosdć- kamienie. dną ze ścian. Obezwładniona zo­ staje również obsługa poczty. Je­ Jedno z wielu okupacyjnych obwieszczeń hitlerowskiego starosty So­ „Tu den z partyzantów woła do środ­ kołowa Podlaskiego — Ernesta Gramssa. poległ Śmiercią żołnierza ka i unieszkodliwia wartownika rep. J. Mazurek w walce z okupantem sprzed poczty, zajmując zaraz je­ hitlerowskim go miejsce. Do akcji włącza się w dniu 6.XU.1943 roku dalszych trzech partyzantów — Henryk Oleksiak ps. „W ichura” siony został do mieszkania Ed­ Treblinki po wybuchu tam pow­ dotąd ukrytych. Pomagają swym stania w sierpniu 1943 roku. kolegom w sprawnym przepro­ warda Tarnowskiego, a następnie Napis tej treści odczytać możemy wadzeniu akcji. Po chwili na po­ Michała Bucylina. Gazetka na kamieniu pamiątkowym nie­ czcie Pozostają już tylko fałszywi „Przedświt” była wydawana do „R E ZE R W ISTA’* daleko Paulinowa. Czy jednak oficerowie SS oraz ich „podopie­ wiosny 1940 roku tj. do czasu,- tylko kamienie powinny pamię­ czni”. Pozostali bojowcy ulatnia­ kiedy to na teren Podlasia zaczę­ .en ryk..Oleksiak ps. „Wi^ tać...? ją się wraz z pieniędzmi, które ły docierać wydawnictwa konspi­ chura” był zwolennikiem zasilają partyzancką kasę. Wresz­ racyjne z Warszawy. ' walki zbrojnej rozumianej CECYLIA SOBIECKA cie i fałszywi esesmani wybiega­ Funkcje organizacyjne „Wi­ dosłownie.H Jako dowódca był su­ ją z poczty i wskakują do ocze­ chury” ulegały stopniowo zmia­ rowy, ale zarazem sprawiedliwy, P.S. Zdrajca i agent gestapo kującego na nich samochodu, któ­ nom. Początkowo pełnił obowiąz­ dbał o bezpieczeństwo swoich Sulerzycki został prawdopodobnie ki dowódcy drużyny w Ośrodku ry natychmiast rusza w stronę żołnierzy. Większość akcji zbroj­ zastrzelony w roku 1944 gdzieś w lasu. Akcia trwała dwanaście mi­ „Kuna”. Później został dowódcą nych jego oddziału obyła się bez okolicach Łodzi. nut. Na nic się nie zdaje natych­ III plutonu specjalnego oddziału strat własnych. Wydźwięk społe­ 59 miastowy pościg. Partyzanci zni­ partyzanckiego, od pseudonimu czny tych akcji był ogromny. .Tuż_ kają niczym przysłowiowy lta- d.wódcy kpt. Władysława Raż- na przełomie 1941— 42 roku dną ze ścian. Obezwładniona zo­ staje również obsługa poczty. Je­ Jeclno z wielu okupacyjnych obwieszczeń hitlerowskiego starosty So­ „Tu den z partyzantów woła do środ­ kołowa Podlaskiego — Ernesta Gramssa. poległ śmiercią żołnierza ka i unieszkodliwia wartownika rep. J. Mazurek w walce z okupantem sprzed poczty, zajmując zaraz je­ hitlerowskim go miejsce. Do akcji włącza się w dniu 6.XII.1943 roku dalszych trzech partyzantów — Henryk Oleksiak ps. „ W ichura" dotąd ukrytych. Pomagają swym słony został do mieszkania Ed­ Treblinki po wybuchu tam pow­ kolegom w sprawnym przepro­ warda Tarnowskiego, a następnie stania w sierpniu 1943 roku. Napis tej treści odczytać możemy wadzeniu akcji. Po chwili na po­ Michała Bucylina. Gazetka na kamieniu pamiątkowym nie­ „Przedświt” była wydawana do czcie nozostają już tylko fałszywi „REZERWISTA" daleko Paulinowa. Czy jednak oficerowie SS oraz ich „podopie­ wiosny 1940 roku tj. do czasu,- tylko kamienie powinny pamię­ kiedy to na teren Podlasia zaczę­ czni”. Pozostali bojowcy ulatnia­ PS- ..Wi-, tać...? ły docierać wydawnictwa konspi­ ją się wraz z pieniędzmi, które chUra” był zwolennikiem racyjne z Warszawy. zasilają partyzancką kasę. Wresz­ H ' walki zbrojnej rozumianej CECYLIA SOBIECKA cie i fałszywi esesmani wybiega­ Funkcje organizacyjne „Wi­ dosłownie. Jako dowódca był su­ ją z poczty i wskakują do ocze­ chury” ulegały stopniowo zmia­ rowy, ale zarazem sprawiedliwy, P.S. Zdrajca i agent gestapo kującego na nich samochodu, któ­ nom. Początkowo pełnił obowiąz­ dbał o bezpieczeństwo swoich Sulerzycki został prawdopodobnie ki dowódcy drużyny w Ośrodku ry natychmiast rusza w stronę żołnierzy. Większość akcji zbroj ­ zastrzelony w roku 1944 gdzieś w lasu. Akcja trwała dwanaście mi­ „Kuna”. Później został dowódcą nych jego oddziału obyła się bez nut. Na nic się nie zdaje natych­ III plutonu specjalnego oddziału strat własnych. Wydźwięk społe­ okolicach Łodzi. ;_^»wwpEW|grBW»ww*qifiwrrTTWiTii1*-**"- ■ miastowy pościg. Partyzanci zni­ partyzanckiego, od pseudonimu czny tych akcji był ogromny. .Tui- kają niczym przysłowiowy ka­ d-wódcy kpt. Władysława Raż- na przełomie 1941—42 roku N ^ mień w wodzie. Tymczasem na mowskiego zwanego „Poraj”, by cy wyznaczyli za głowę „W r Podlasiu z ust do ust płynie sło­ wreszcie zostać komendantem ry” 100 tysięcy złotych nag. wo, które sączy otuchę i nadzieję specjalnej grupy dywersyjnej 5uma~ ta z czasem reguł? i w znękane serca: „Kedywu” pozostającej w bezpo­ wzrastała. Henryk Oleksiak m, średniej dyspozycji komendanta się postrachem Niemców na 1 obwodu „Proso” mjr. Franciszka' „WICHURA” lasiu. Rosła legenda o „W iss# Switalsldego ps. „Sucha”. —------rze” . pisana wyżej akcja była Ale i tym razem, jak to w żj UWOLNIENIE MATKI ^ 1 dziełem grupy dywersyjnej zwykle bywa, obol* grona li w Kedywu dowodzonej przez Wiosną 1941 roku gestapo przy­ życzliwych, pojawili się lud| Henryka-.Oleksiaka xts. ..Wichu^ ra”. Mówiono o nim, że jest wia-j jechało aresztować „Wichurę”. niechętni i zawistni. Rozpowsz Nieobecny, uniknął aresztowania. * rą, nadzieją i miłością znękanego] chniali oni opinie o niesubordy Fodlasia. ' Zatrzymana została jednak i osa­ dzona w sokołowskim więzieniu nacji śmiałego dowódcy, o komu Dziś trudno jest już nawet w jego matka. Wted., to „Wichura” nistycznym charakterze jego od-* pełni oddać atmosferę i odczucia, dokonał niezwykle śmiałej akcji, działu i inne. Doprowadziły one5?' jakie owa postać budziła w tam­ celem której było uwolnienie ma­ do tego, że w sierpniu 1943 roku C tym okresie. Podziw i szacunek tki. Jak większość podejmowa­ Polaków mieszał, się z zajadłą nych przez „Wichurę” akcji i ta decyzją dowództwa obwodu l nienawiścią okupanta. Kim był? opierała się nie na sile i przewa­ I „Proso” Henryk Oleksiak ps. Co wiemy o nim dziś, po latach? dze ogniowej, a na zdecydowaniu N^Wichura” przeniesiony został do Henryk Oleksiak urodził się 17 i zaskoczeniu. Zakończyła się ona X$gzeęwyP Bezczynność obca była września 1910 roku w Częstocho­ pełnym sukcesem. Po sterroryzo­ wie. Po wybuchu I wojny świa­ waniu strażników, „Wichura” jego naturze, walki więc nie za­ towej przyjechał wr^z z rodzica­ (furmanką odwiózł matkę do kry- niechał. W końcu listopada 1943 mi w rodzinne strony matki — na ffiw k i w Bogowie. Później znalazł roku komenda Obwodu AK po Podlasie. Oleksiakowie osiedlili jej schronienie w Siedlcach u żo- wyjaśnieniu zarzutów stawianych się w domu dziadka Henryka w Vmr gen. Babeckicgó,' “ Henrykowi Oleksiakowi zrewido­ Przcździatce pod Sokołowem Pod­ latach 1942— 1943 oddział laskim! Po ukończeńfu śzlcoly wała swój stosunek do niego. Za­ „Wichury” przeprowadził szereg podstawowej Henryk uczęszczał pada decyzja o ponownym powo­ do gimnazjum księży Salezjanów akcji o charakterze dywersji go­ łaniu „W ichury" do czynnej służ- f w Sokołowie. Nie ukończył go spodarczej. Głównym zadaniem by. jednak, gdyż po śmierci ojca tru­ jego grupy było jednak zwalcza­ dna sytuacja materialna zmusiła . .. I nie wywiadu niemieckiego ora* go do podjęcia pracy. Upartym OSTATNI ROZKAZ samokształceniem zdobył jednak dywersja zbrojna. Od samego po­ wiedzę daleko wykraczającą poza czątku swojej działalności „Wi­ dniu tym 194S roku „Wi­ ramy szkoły średniej. W kampanii chura" 1 Jego iołnierze zlikwido­ chura” organizował akcję wrześniowej wziął udział jako o- W na konfidenta niemieckiego wali wielu niebezpiecznych a- chotnik. Po powrocie do domu, Sulerzyckiego. Celem jej było w y- już w październiku 1939 roku na­ gentów gestapo, jak chociażby feórżysTSnie wiadomości i powią­ wiązał pierwszy kontakt konspi- Adamczewskiego, Demidowa, Sul- zań Sulerzyctóego do następnych

TYGODNIK SIEDLECKI NR 2

60 61 62 &djuk A i Bitwa god Jagednikiem __ j^L n - Ą W poł©wie lipca 1944 r radzieckie wojska zbliżały sig do Wisły. Niemcy,chcąc zabiezpieczyć w$zeł k®le jowy-Warszawę ,obsadził ajsiedlce- /też węzeł /silnymi związkami operacyjnymisi prewadziii pracę przy umocnieniach ziemnych przebiegającychi z lewej strony Bugu na po­ łudnie ®d Nure, przez Rytele-OlechnyjKesśw-Lacki do rzeki Liwiec i dalej w kierunku Siedlec. W drugiej p®ł®wie lipca 7• 44 r nieprzyjaciel przyspieszył prace przy budowie wsoemnifine j lin i ©bronnej naBugu i Liwcu.D® Rytel”

01echn®w skierował dwie kompanie saperów ,które przystąpiły d® u e s c - nienis fortyfikacji nad Bugiem.Jak® siłę r@b®czą Niemcy wykorzystywali miejscowych r©lników, których wyłapywali w ok®licy. Tragedia r®lniłów schwytanych d® niewolniczej pracy przy Wermacht zbiegła się w czasie ze wzm®ż®ną działalnością na tym terenie przez Armię Kraj®wf|, Wieczorem 27 lipce 1944 r, wyruszył z gajówki S«larnia w Puszczy SterdyAskiej w kierunku Rytel-Olechnych,Żebyprzeszk@dzić Niemcem budowie umocnień p®l®wych 70-ci® os©b@wy ©ddział partyzancki Armii i il Krajowej porucznika Lucjusza Gawrysia ,ps.Rys-W oddziale tym prze- bywałjzastąpca komendanta obwodu/Sokołow-Podl./mjr.CzesławMajewski ps."Koro".Oddział ten stanowił cząsc składową 2 batalionu 22 pułku piech®ty Armi Krajowej. Marsz odbywał się w bardz® uciążliwych warunkach, gdyż n®c była ciemna,zamglona i ciągle mżył d®kuczliwy deszcz.Pobałonocnym forsow­ nym marszu zaczęł® świtać..Dalszy marsz i przeprowadzenie akcji w Rytelach-Olechnych stały się niemożliwe z obawy na dekonspiracj$ i skrajne przemęczenie partyzantów. Mjr "Mor®" zarządził dniowani&na koloni Wypalenisko.Wtedy por."RyS" rezczłonowa/ oddział na trzy części i każdą z nich skierował do innego zabudowania koloni-Wypalenisko, f * / Wysawiono silne posterunki X ruchemymi patr®lami ®bjęt® stykające się j z k®l@nią lasy i dr®gi.W®lni ®d służby partyzanci zasnąli. K®ł® g®dz.6/20l 7C/p#sterunki i patr®le partyzanckie zaczęły zatrzy® / / mywać przestraszanych ludzi uciekających z 3C®l®ni Jag ©dnik,którzy szuk ; \ kali schreninia w lesie,M®wili ©ni, Sie d® Jagodnika pzrybył© 4=5 Niemcew9kt®rzy wyłapują mężczyzn d® k®pania ©k®p#w i rabują mienie rolników.Uciekinierzy prosili ® ratunek. Maj®r "Moro" nie chcąc dekonspirować ©ddziału walką z kilkoma Niemcami rozkazał dowódcy 2 plutonu plut.Antoniemu Żubrowi,ps."Łada". by udał sig z jednym partyzantem do Jagodnika i ©ddał kilka strzałów, t f j żeby przepłoszyć-Niemców.Rozkazał rownieś wypuscic z piwniSy Polikarpa OłdakowskiegoNytiwiązionych tam rolnik®w» Plut, "Łada" dotarł d© tej cząsc iĄJagednika,która stykała się^ z' lasem i schwytał bez strzału niemieckiego oficera SS,Szamotanie63 z ' ' 1 t ,kolicy. A Bitwa p©d Jagodnikiem pozostaje zawsze żywa w pamięci miejscowego spo­ łeczeństwa. Dla t-eg« ZBoV«iD z trzech gmin: Sterdyń,Ceranów ,Rogiw ,Kosów -Lacki utworzył Społeczny K©mitet Budowy Pomnika Bitwy pod Jagodnikiem, Okazały granitowy pomnik wykonał bezinteresownie artysta-rzemieślnik Kazimierz Pabian z Węgrowa.Na uroczyste ©dsłeniącle pemnika w dniu 7 września 1f£6 r.,oprdcz zaproszonych władz wejewodzkich zgłosili swoj przyjazd dawni partyzanci,którzy 42 lata temu walczyli pod Jagodnikifii kiem; ppr. Tadeusz Włodarski,ps."Halban",st. sierż, KazimierzBocian,ps. "Laski",st. sierż.phor. Marian Jakubik,ps."Roliński",st.sierż, Henryk Kozłow ki,ps. "Wątróbka" ,Pchor,Tadeusz Skopiewski ,ps."Todek*' i inni.partyzanci.

Społeczny Komitet Budowy Pamiątkewego Kamienia Bitwy poi Jagodnikiem.

65 66 67 Program :

Wmurowanie aktu erekcyj Odsłonięcie Pomnika-Kam

68 69 70 71 72 73 74 c t ^P'ynęfo dnia ...... ^<7,

L d z .___ 1 ^-i f,

Gniezno, 11 listopada 1997 r.

Archiwum W.S.K przy Fundacji Archiwum Pomorskie Armii Krajowej ul. Wielkie Garbary 2

87-100 Toruń

W grudniu 1994 r. Zarząd Koła SZZAK w Gnieźnie otrzymał schemat relacji W SK z wytycznymi do wypełnienia i przesłania na adres: Fundacja Archiwum Pomorskie Armii Krajowej w Toruniu Piekary 49. Wypełniłam wg. załączonych punktów i przesłałam na powyższy adres. W tym tygodniu Prezes Koła SZZAK w Gnieźnie wręczył mi schemat relacji WSK, zachęcając mnie do wypełnienia wg. zamieszczonych punktów. Z załączonej książki pt: "Służba Polek na Frontach II W ojny Światowej cz. I” dowiedziałam się, Ze już w 1996 r. odbył się Zjazd Kombatantów w Toruniu na Sesji 16 i 17 listopada oraz zapowiedź dwudniowej Sesji 16 i 17 listopada 1997 r. W spisie kobiet kombatantek nie znalazłam mojego nazwiska zrozumiałe, - ale zachodzi pytanie czy w dobre miejsce złożyłam udokumentowane dowody działalności. Gdyby ktoś wyjaśnił byłabym bardzo wdzięczna. Z najlepszymi życzeniami dla Zarządu i Kombatantek na Sesji 16 i 17 listopada 1997 r. pozostaje: Stanisława Godłewicz- Kaźmierowska.

6Z 'U ć) $ v v L ( ,

75 87-100 TORUŃ

-^do H f o j Mkjąy,

Toruń i. XI 1.199 7 r

Pani Stanisława Godlewicz 6P-POO Gniezno, ai.

Szanowna Pani !

W Archiwum WSK działającym przy Archiwum Pomorskim Armii Krajowej znajduje się Pani teczka osobowa o sygnaturze 44P/WSK.

Pragniemy zatem zapewnić, że nadesłane przez Panią materiały (szczegółowa relacja, kserokopie dokumentów, wycinki prasowe) trafiły w dobre miejsce. Nasze Archiwum prowadzi oDenie intensywną akcję zbierania relacji kobiet - -żołnierzy, stąd

zapewne wzięła się powtórna prośba Prezesa Koła SZZAK w Gnieźnie o Pani relację.

Obecnie mamy już ponad 700 relacji - i ciągle liczymy na dalsze.

Z tym oczekiwaniem wiąże się nasza serdeczna prośba: na

toruńskim Zjeżdzie Kombatantek (16 \ " f listopada 1996 roku) powstał Memoriał gen. Marii Wittek, Celem Memoriału jest gromadzenie wiedzy historycznej o wojennej służbie Polek. Może

odnalazłaby się Pani w którejś z form współdziałania z

Memoriałem (informuje o nich Komunikat nr P. ) ? Szczególnie zależy nam na coraz to nowych relacjach, adresach kombatantek, na wyszukiwaniu artykułów, opracowali naukowych podających informacje biograficzne o kobietach - żołnierzach. Ważna jest

każda wzmianka. Przesyłamy Pani zgłoszenie do Koła Przyjaciół Memoriału - i prosimy o odpowiedź.

Prosimy także o Pani fotografię (najlepiej z lat okupacji), która uzupełni Patii relację. Jednocześnie bardzo dziękujemy za już nadesłane materiały.

Dziękujemy także za przysłane znaczki.

Z wyrazami szacunku i najlepszymi życzeniami - /l/La.dro_ Cz^żoi^ Marta Czyżak

Dokument a1 i s tka dz i ału W S K .

Załączniki:

1. Komunikat nr P o podjęciu działalności przez Memoriał. £. Komunikat redakcyjny.

3 . ~Zc/l~os.z&v\xc cLo L °- 76 77 78 79 To miń jj.il. 02. 19 98 r .

Pani Stanisława Godlewicz

62 - 200 Gniezno, ul.

Szanowna Pani !

Dziękujemy bai'dzo za tak wielkie zaangażowanie w pracę "Memoriału gen. Marii Wittek". Dziękujemy szczególnie za nadesłane relacje - paniom Janinie Jaworskiej i Alinie Kłos

podziękujemy osobnymi pismami. Dziękujemy także za bardzo interesujące wycinki z "Gazety Podlaskiej”, zwłaszcza za cykl artykułów poświęconych łączniczce "Wachlarza", Radomile Śląskiej Piątkowskiej ps. "Misia". Materiały te umieścimy w osobnej

kopercie, a sylwetkę "Misi" postaramy się przedstawić w 4 tomie

"Służby Polek ...". Cenne są także wspomnienia Heleny W. , łączniczki AK z powiatu łukowskiego (czy zna Pani jej nazwisko

?), a także artykuł o pracy konspiracyjnej s. Jadwigi Sobotko

ps. "Bratek". Jeśli miałaby Pani jeszcze jakieś inne materiały lub informacje o osobach wymienionych wyżej.albo też o innych - prosimy bardzo o nadesłanie.

Mamy także do Pani szczególną prośbę. W Gnieźnie mieszka bądź

mieszkała pani Janina Skibińska, narzeczona Henryka

Gruetzmachera, szefa Wydziału V Komendy Okręgu Pomorskiego AK

(zginął 12 IX 1944 r.), człowieka niezwykłej miary. Bardzo zależy nam na nawiązaniu z nią kontaktu. Prawdobodobnie także była zaangażowana w konspiracji. Po wojnie wyszła za mąż i zmieniła nazwisko. Jeśliby udało się uzyskać o niej jakąś wiadomość - bylibyśmy bardzo wdzięczni.

Wreszcie - dziękujemy bardzo za dar pieniężny, który w sposób

znaczący wspomoże działalność Memoriału. Dziękujemy również za

znaczki. Dziękujemy za wszelką pomoc i zaangażowanie, a przede

wszystkim za zrozumienie ważności sprawy gromadzenia materiałów historycznych o Wojennej Służbie Kobiet. Pozdrawiamy Panią serdecznie.

Z wyrazami szacunku i najlepszymi życzeniami

80 81 f u n d a c j a « Archiwum^omocskie Armii Krajowej ul. W. (Barbary 2, tel. 271-86 87-100 TORUŃ Toruń, 15. 04. 1998 r.

Pani Stanisława Godlewicz 02 - 200 Gniezno, ul.

Szanowna Pani !

Dziękujemy Pani bardzo za kolejną relację i dołączone do niej zdjęcia, bardzo nas ona ucieszyła - pani Jula Łunkiewicz podziękujemy osobnym pismem. Dziękujemy także za znaczki i za załączoną kwotę (przesyłamy pokwitowanie) - ale czy nie nadszarpnęła ona zbytnio Pani budżetu 9 Dziękujemy bardzo. Prosimy nie ustawać w staraniach, poszukiwaniach - Pani pom oc jest dla nas niezwykle ważna i cenna. Życzymy Pani i wszystkim Paniom w jakikolwiek sposób zaangażowanym w poszukiwania - wytwałości, a także - tak jeszcze w świątecznym, wielkanocnym nastroju - siły i odwagi, radości i pokoju.

Z wyrazami szacunku i najlepszymi życzeniami - C ty/ź Marta Czyżaf? Dokumentalistka Działu W SK

82 83 84 85 Toruń, 03. 09. 1999 r

MEMORIAŁ Generał Marii Wittek Pani Stanisława G odlew icz

ul.

62 - 200 Gniezno

Szanowna Pani !

Bardzo dziękujemy za list i za słowa wsparcia, cieszymy się, że jeszcze Pani o nas pamięta. Dziękujemy także za dar pieniężny, który pomoże nam w bieżącej działalności, a przede wszystkim - za bardzo interesującą relację Anieli

Jabłońskiej o przyrodniej siostrze, Danucie Czarneckiej - Żelaznej (Wojskowa

Organizacja Wielkopolska). Czy mogłaby Pani napisać nam jeszcze w jaki sposób „zdobyła” Pani tę relację, kiedy ona została napisana, czy łączyły' się z nią fotografie Danuty Czarneckiej ? A może zna Pani Anielę Jabłońską osobiście ? Bardzo prosimy o odpowiedź.

Pozdrawiamy Panią serdecznie, życzymy zdrowia - mimo „85 - lecia serca" i pogody ducha !

Przesyłamy także 2 część „Służby Polek ...” o którą Pani prosiła.

Z wyrazami szacunku -

Dokumentalistka Archiwum WSK

86 87 88 89 90 91 92 93 94 Toruń, 17 01 2000 r. MEMORIAŁ Generał Marii, Wittek

Pani Stanisława Godlewicz

ul. I 62 - 200 Gniezno

Szanowna Pani ! Dziękujemy bardzo za przysłane sumy, prosimy też podziękować osobie, która wsparła nas bezimiennie; pieniądze na pewno przydadzą się w naszej pracy.

Dziękujemy także za list (literki wcale nie są krzywe !) i za spis pomników poległych w rejonie Sokołowa Podlaskiego. Pozdrawiamy

Panią serdecznie. Mamy nadzieję, że będzie Pani mogła wkrótce przeczytać nadesłane materiały - i że zaćma lewego oka nie nastąpi.

Życzymy tego Pani z całego serca.

Z wyrazami szacunku -

Dokumentalistka Archiwum WSK

95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107