Transdyscyplinarność badań nad komunikacją medialną Tom 2 Osobiste — prywatne — intymne w przestrzeni publicznej NR 3020 Transdyscyplinarność badań nad komunikacją medialną Tom 2 Osobiste — prywatne — intymne w przestrzeni publicznej

pod redakcją Małgorzaty Kity, Magdaleny Ślawskiej

Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego Katowice 2013 Redaktor serii: Kultura i Język Polski dla Cudzoziemców Małgorzata Kita

Recenzent Barbara Bogołębska

Publikacja będzie dostępna — po wyczerpaniu nakładu — w wersji internetowej:

Śląska Biblioteka Cyfrowa www.sbc.org.pl Spis treści

Słowo wstępne (Małgorzata Kita, Magdalena Ślawska) | 7

Część pierwsza W poszukiwaniu istoty prywatności

Rozdział pierwszy Ewa Kosowska Prywata i prywatność w kulturze polskiej. Rekonesans | 11

Rozdział drugi Urszula Żydek-Bednarczuk Oikos i koine w dyskursie publicznym | 19

Część druga Oblicza prywatności upublicznionej

Rozdział trzeci Mirosława Wielopolska-Szymura Intymność kontrolowana. Granice prywatności w erze dominacji mediów elektro- nicznych | 37

Rozdział czwarty Dobrosława Wężowicz-Ziółkowska Mięso kobiet… albo śmiech na sali. O demokratyzacji sfery intymnej w me- diach | 49

Rozdział piąty Jacek Skorus „O pomoc wołam, pani redaktor”. O pewnym typie telewizyjnych programów interwencyjnych | 68 6 Spis treści

Rozdział szósty Magdalena Ślawska Prywatność opublikowana? O dialogowym kształcie gatunków prasowych | 76

Rozdział siódmy Katarzyna Sujkowska-Sobisz Gry prywatnością w internetowych serwisach aukcyjnych | 91

Rozdział ósmy Agnieszka Nęcka Upublicznić intymność. Strategie tekstowego „bycia pisarzem” po 2000 roku | 113

Część trzecia Formy prywatności w dyskursie naukowym

Rodział dziewiąty Marek Piechota Limeryki. Od intymnej inspiracji do upublicznienia. (Awans czy degradacja?) | 135

Rozdział dziesiąty Walery Pisarek Moja i wspólna polszczyzna | 156

Rozdział jedenasty Andrzej Łyda Frazy nominalne mój mąż i moja żona w amerykańskim dyskursie publicznym mówionym | 166

Rozdział dwunasty Małgorzata Kita Przejawy dyskursu prywatności w naukowym piśmiennictwie polonistycznym | 181

Noty o autorach | 209 Słowo wstępne

Prywatność jest dla współczesnego Polaka wartością wysoko cenioną. Prawo do prywatności, ochrona prywatności, polityka prywatności — okreś- lają fundamentalne dla jednostki właściwości i zachowania — jej samej i jej otoczenia. Prywatność stanowi o podmiotowości człowieka, o jego wyjąt- kowości. To domena życia, o której zakresie i granicach decyduje on sam, albo mówiąc ostrożniej: chciałby sam decydować. Dziecko bardzo wcześnie poznaje tę kategorię psycho-społeczną i kul- turową — dzięki rymowance Jana Brzechwy Słoń (Zoo, 2011):

Ten słoń nazywa się Bombi. Ma trąbę, lecz na niej nie trąbi. Dlaczego? Nie bądź ciekawy? To jego prywatne sprawy.

Subtelna gra tego, co prywatne, i tego, co publiczne, towarzyszy czło- wiekowi od zawsze. Ale też dziś człowiek dobrowolnie unieważnia to prawo do prywat- ności, rezygnuje z niej, by być w przestrzeni publicznej. Czyni tak i jako podmiot tworzący teksty, i jako ich odbiorca. Granice prywatności w danym miejscu i czasie określa człowiek osa- dzony w określonej kulturze. To, co kiedyś należało do ścisłej sfery prywat- nej, dziś może być tematem bez żadnych ograniczeń poruszanym w prze- strzeni pozaprywatnej. Prywatność, zwłaszcza postaci historycznych, ważnych, znanych, popularnych przyciąga uwagę odbiorców tekstów (tekstów sensu largo) jej poświęconych. Prywatność jest kategorią poznawczą, którą posługują się badacze reprezentujący różne dyscypliny naukowe: psychologowie, socjologowie, prawnicy, historycy, antropolodzy, kulturoznawcy, medioznawcy, filologo- wie o różnych specjalnościach. 8 Słowo wstępne

W tym tomie zawarte są publikacje badaczy z Uniwersytetu Śląskiego, których połączyła refleksja nad istotą i przejawami prywatności i właściwo- ści jej bliskich: tego, co osobiste i intymne. Prezentujemy tu perspektywy oglądu problemu i zjawisk mu towarzyszących: językoznawczą, literatu- roznawczą, kulturoznawczą i medioznawczą. Uczeni z Uniwersytetu Śląskiego uprawiający różne dyscypliny naukowe spotykają się w ramach cyklu Transdyscyplinarność badań nad komu- nikacją medialną już po raz drugi. W tej książce przyglądamy się mediom jako zasadniczej przestrzeni dyskursu publicznego, ale też umieszczamy je w kontekście jego kilku innych sfer. Choć często podkreśla się podwójną publiczność dyskursu mediów (wszak odbywa się w mediach, czyli pub- licznie, i bardzo często dotyczy spraw publicznych), nam towarzyszy refleksja nad prywatnością i intymnością prezentowaną w nich. Ukazujemy zatem wkroczenie problematyki prywatnej i językowych manifestacji prywatności w różnych sferach dyskursu publicznego, kon- centrując się szczególnie na polu medialnym jako tej przestrzeni społecznej, która organizuje życie jednostki. Uwagę skupiamy na literaturze pięknej, która doświadczenie intymności ceni szczególnie. Dostrzegamy też wkra- czanie pewnych aspektów prywatnych w sfery dotychczas ją wykluczają- cej — to piśmiennictwo naukowe. Interesuje nas prywatność jako wielki i ważny temat współczesności, ludzka potrzeba jej chronienia i ujawniania, a z drugiej strony — jej pozna- wania. Zastanawiamy się nad jej potencjałem retorycznym. Podejmujemy refleksję nad mechanizmami selekcji dokonywanymi przez upubliczniającymi prywatność: swoją lub cudzą. Zastanawiamy się nad wartością estetyczną dyskursu prywatności; jak mówi bezlitośnie szczerze postać literacka z powieści Stefana Chwina (Żona prezydenta, 2005):

Gdyby nasza prywatność była pastelowa i słodka jak fotografie z koloro- wych magazynów, nie byłaby żadną prywatnością, bo prywatność, jeśli ma być prywatnością prawdziwą, musi być — nie ma rady — z definicji niepiękna.

Pragniemy, by Czytelnik, przeczytawszy nasze artykuły i eseje, reflek- syjnie spojrzał na wzajemne i płynne przenikanie prywatnego i publicz- nego, jednocześnie opozycyjnego, komplementarnego i synergicznego.

Małgorzata Kita, Magdalena Ślawska Część pierwsza

W poszukiwaniu istoty prywatności

Rozdział pierwszy

Prywata i prywatność w kulturze polskiej Rekonesans

Ewa Kosowska Wydział Filologiczny Instytut Nauk o Kulturze Zakład Teorii i Historii Kultury

Prywatność to zjawisko kulturowe i historyczne, a zatem to, co wchodzi w jego ramy, jest zmienne i determinowane czasoprzestrzennie. W różnych kulturach rozmaicie przebiega granica między tym, co publiczne, a tym, co indywidualne i osobiste. Prześledzenie chociażby najważniejszych różnic, podobieństw i zależności wymagałoby odrębnych, kompleksowych badań. Niemniej już na podstawie bardzo wstępnego rozpoznania można orzec, że nie ma takiej społeczności, w której jednostka całkowicie pozbawiona byłaby tego, co przynależne do sfery prywatnej. Zatem żeby zrekonstruować współczesny model prywatności polskiej, należy uwzględnić jej przynajmniej podwójny kontekst kulturowy: z jed- nej strony pamięć o rozmaitych tradycyjnych, rodzimych formach ochrony człowieka i jego sfery osobistej, z drugiej natomiast wiedzę o sposobach negocjowania tego, co prywatne — w sytuacji imperatywu przejrzystości oraz wzmożonego ataku na obszary uprzednio programowo nieupublicz- niane. Wyraźnej dzisiaj tendencji do wzmożenia kontaktów transkulturo- wych i wspieraniu idei globalizacji przez media elektroniczne towarzyszy aura podejrzliwości wobec wszelkiego rodzaju tabu, w tym także wobec zakazu ujawniania tego, co osobiste. Obie kwestie bardzo wyraźnie wiążą się z aspektem przestrzennym rozumianym tak dosłownie, jak i metaforycznie. Prywatność bowiem zawsze w jakiejś mierze oznacza wytyczenie obszaru, poza którego gra- nicami rozpoczyna się jakaś sfera nie-prywatna, niekiedy traktowana jako cudza, a niekiedy jako swojska i wspólna. W sensie proksemicznym wypada przyjąć, opierając się na ustaleniach Edwarda T. Halla (2009), że prywatność najściślej związana jest ze sferą wytyczoną przez tzw. dystans 12 Ewa Kosowska

intymny, bliższy i dalszy, ale także może obejmować różne rodzaje dystansu towarzyskiego. Dopiero dystans zakładający ponadtrzymetrową odległość między ludźmi, określany mianem społecznego, zdaje się ją likwidować, a przynajmniej osłabiać. Pytanie o to, czy można bezwarunkowo stwier- dzić, że dystans społeczny wyklucza prywatność całkowicie, pozostawiam tu jako problem otwarty. W tradycji polskiej prywatność ma bardzo wyraźne związki nie tylko z ciałem, traktowanym jako indywidualna własność człowieka, lecz także z „duchem” stojącym na straży moralnie słusznych wyborów między inte- resem osobistym a publicznym. Prawo do całkowitej nienaruszalności kor- poralnej nie było dane każdemu. Przeciwnie — wynikało ono z określonych przywilejów stanowych. Najważniejszy z nich to neminem captivabimus, zapewniający szlachcicowi nietykalność osobistą. W praktyce rozumiano go z jednej strony jako zakaz więzienia bez sądu, a z drugiej — utożsamiano z obowiązkiem natychmiastowego pomszczenia zniewagi, jaką było wtar- gnięcie w przestrzeń prywatną. Znane z historii liczne pojedynki, których przyczyną było mimowolne chociażby dotknięcie cudzego ciała, przyczy- niły się do sformalizowania zasad etykietalnych i kodeksów honorowych. Przestępstwami karanymi śmiercią bez względu na stan społeczny były między innymi raptus puellae lub podpalenie. Gwałciciel atakował prywat- ność dziewczyny, a odbierając jej dziewictwo, jednocześnie sięgał po włas- ność jej ewentualnego męża; podpalenie naruszało mir domowy. Kobieta wnosząca skargę o napaść powinna okazać wyraźne znamiona oporu wobec gwałciciela — w przeciwnym razie była posądzana o wszeteczeń- stwo. Natomiast za podanie w wątpliwość dobrego prowadzenia się szlach- cianki oszczerca musiał obelgę „odszczekać” spod ławy, a poszkodowa- nemu — na przykład szlachcicowi nazwanemu „takim synem” — wypłacić odszkodowanie w wysokości grzywny za zabójstwo1. Zrównanie tych prze- stępstw oznaczało, że wszelkie naruszanie własności, traktowanej jako ele- ment prywatnej sfery szlachcica, podlegało w Pierwszej Rzeczypospolitej najdalej idącej ochronie. Natomiast tzw. prawa kardynalne, do których zaliczano wolną elekcję, liberum veto, możliwość wypowiadania posłuszeń- stwa królowi oraz przywileje dotyczące własności ziemskiej i sprawowania urzędów, stawały w obronie szeroko rozumianej prywatności, często utoż- samianej ze szlachecką wolnością. Granice tej wolności wyznaczane były przez nie do końca sformalizowane normy moralne, przez owego „ducha praw”, który poddawał osądowi opinii publicznej ewentualne nadużycia w zakresie korzystania z przywilejów oraz indywidualnych możliwości. Prywatne poglądy, podobnie jak prywatna własność przyrodzona (ciało) i odziedziczona bądź nabyta (majętność), składały się na sferę najpilniej

1 O zależnościach tych pisałam szczegółowo w książce: Kosowska 1990. Prywata i prywatność w kulturze polskiej. Rekonesans 13 strzeżonych dóbr, gwarantujących rozkwit indywidualizmu. Indywidua- lizmu, który z czasem stał się wzorem idealnym w obrębie każdego stanu i przekształcił w rozpoznawalną cechę narodową. Dzisiaj można uznać za paradoks, że ważnym instrumentem obrony prywatności w dawnej Polsce, jak również w całej feudalnej Europie, było jej swoiste upublicznienie. Społeczna kontrola rozciągała się nawet nad życiem intymnym, stojąc na straży określonych norm moralnych. Sama organizacja instytucji dworu królewskiego, książęcego czy magnackiego zakładała milczącą obecność służby i zaufanych dworzan, spędzających noce i dnie w bezpośredniej bliskości pana i pani. Wystarczyło klaśnię- cie w dłonie, by poprosić o pomoc lub wydać odpowiednie zlecenia. Odległość mierzona tym sygnałem akustycznym w praktyce zezwalała na wkraczanie służby czasem w bardzo intymne rejony życia władców. Na Zachodzie obecność często znacznej liczby dworzan towarzyszących obrzędom pokładzinowym, narodzinom i śmierci czyniło publicznymi akty dzisiaj uznawane za fundament prywatności. Władcy polscy ograni- czyli do minimum teatralny wymiar obrzędów przejścia na dworze kró- lewskim — praktycznie jedynie umieranie przez długi czas było aktem publicznym. Jednocześnie instytucja spowiedzi pozwalała kapłanom na kontrolowanie tych rejonów życia osobistego, które niekiedy nawet zaufa- nej służbie nie były znane. W renesansowych poradnikach małżeńskich, takich jak chociażby Modlitewnik Stanisława Ptaszyckiego (Modlitewnik dla kobiet z w. XVI. Ułomek z rękopisu senatora Konstantego Małkowskiego, wyd. Stanisław Ptaszycki, Kraków 1905), pojawiają się wyraźnie zwerba- lizowane wskazówki dotyczące zachowań niedopuszczalnych w małżeń- skiej alkowie. Sformułowane tam zakazy obejmują między innymi roz- mowy męża z żoną na temat przeżyć intymnych. Z drugiej strony, prawo pierwszej nocy pozwalało szlachcicowi na korzystanie bez poczucia winy z seksualnego urozmaicenia, ale jednocześnie naruszało prywatność nowo powstającej rodziny chłopskiej. Do XIX wieku, a niekiedy nawet później, małżeństwa aranżowane, zawierane często wbrew woli przynajmniej jednej ze stron, były oczywistą praktyką podporządkowania jednostki interesowi rodziny a nawet narodu. Opierając się na podobnych świadectwach, można przyjąć, że koncepcja prawa jednostki do życia osobistego, obecna w myśleniu europejskim od starożytności, nabrała realnych kształtów w dobie romantyzmu, a zaczęła być naprawdę ważna od drugiej połowy wieku XIX. W Polsce pozostającej wówczas pod zaborami życie prywatne i osobiste często podporządkowane było bieżącym wymogom sytuacyjnym i modelowi patriotyzmu. Małżeń- stwa sąsiadów traktowano jako oczywistość, a brak więzi uczuciowej nie zawsze był przeszkodą w ich zawieraniu. Nie darmo, zwłaszcza wśród wykształconych kobiet, napady migreny, melancholii i histerii przekształ- 14 Ewa Kosowska

ciły się w szeroko praktykowane techniki obrony własnej prywatności. Jeżeli dodamy do tego fakt, że wskutek zniszczeń wojennych, pożarów, powodzi i innych klęsk żywiołowych, dostępna powierzchnia mieszkalna bywała niekiedy wykorzystywana do maksimum — okaże się, że problem ograniczonej prywatności, rzutujący na nieudane życie intymne wielu mał- żeństw, dopiero stosunkowo niedawno zaczęto rozwiązywać systemowo. W sukurs prywatności przyszedł model nowoczesnej rodziny nuklearnej2. Jednakże, o ile z punktu widzenia ochrony prywatności młodych małżon- ków oddzielne i samodzielne mieszkanie uznawane jest dzisiaj za oczy- wistość, o tyle rodzina wielopokoleniowa nadal traktowana bywa często jako optymalna w procesie właściwego wychowywania dzieci. A dzieci skądinąd rzadko stoją na straży prywatności domu, stosunkowo łatwo je podejść i uzyskać informacje o relacjach wewnątrzrodzinnych3, co wska- zywałoby na brak naturalnych mechanizmów separacji tego, co prywatne, od tego, co społeczne. W obszarze społecznej warstwy kultury polskiej doszło zatem do wypracowania bardzo zróżnicowanej i wyrafinowanej palety wzorów ide- alnych i rzeczywistych, regulujących zachowania społeczne z uwzględnie- niem stanu, wieku, płci, statusu, majątku i roli społecznej poszczególnych osób. Prawo do określonego traktowania uznawane było za element włas- ności prywatnej, a jego naruszenie skutkowało określonymi sankcjami. Prawdopodobnie dlatego tak w Polsce, jak i w innych europejskich państwach feudalnych, stosowano wobec przedstawicieli niższych stanów tzw. kary hańbiące. Obnażano ich, poddawano torturom, wystawiano na pośmiewisko, publicznie tracono, odmawiając prawa do „dobrej śmierci”. W wyniku działań wojennych, w których dochodziło do konfrontacji róż- nych systemów wartości, zdarzało się, że również szlachcic mógł być osten- tacyjnie pozbawiony przysługujących mu uprzednio przywilejów. W efek- cie następowało celowe i z reguły drastyczne naruszenie miru domowego i nietykalności osobistej, połączone z niszczeniem bądź rabunkiem rucho- mego i nieruchomego prywatnego majątku. W tym kontekście należałoby podkreślić, że wszelkiego rodzaju rewo- lucje, wskutek których najczęściej także dochodziło i nadal dochodzi do zniszczeń we wszystkich obszarach kultury, w istocie rzeczy są próbą utrzy- mania systemu dotychczasowych przywilejów, ale jednocześnie znamien-

2 Zdaniem A. Tofflera rodzina nuklearna jest efektem zmiany gospodarki agrarnej w industrialną. Por. Toffler 1985: 55 i nn. 3 Dlatego między innymi profesjonalna etyka antropologa przez długi czas zabra- niała mu rozmów z dziećmi na tematy otaczane społecznym tabu. C. Lévi-Strauss, który przyznał się do uzyskania od małych dziewczynek z plemienia Nambikwara danych na temat ich prawdziwych, ale utajnianych imion, ostatecznie nie opublikował zdobytych informacji. Por. Lévi-Strauss 1964: 258. Prywata i prywatność w kulturze polskiej. Rekonesans 15 nej ich redystrybucji. Pojawiające się współcześnie próby wykorzystania przemian rewolucyjnych do budowy społeczeństw demokratycznych pro- wadzą często do zderzenia rozmaitych sposobów pojmowania wolności i prywatności, do koegzystencji odmiennych historycznie norm moralnych i obyczajowych, do konfrontacji pozornie indywidualnych, ale w istocie głęboko uwzorowionych postaw i zachowań. Rola mediów w ukazywa- niu i interpretowaniu tych procesów jest nie do przecenienia. Problem w tym, że mimo formalnie respektowanej w warstwie języka „poprawności politycznej”, ogólny wydźwięk przekazu dotyczącego systemów wartości wypracowanych w krajach spoza obszaru Europy i USA, najczęściej wska- zuje na kontynuację i propagowanie postaw europocentrycznych. Zmierzam do tego, że fundamentalne pytanie o zmianę granic pry- watności w kulturze współczesnej, o to, co osobiste, prywatne, intymne w przestrzeni publicznej, wiąże się z trudno redukowalnymi zaszłościami, kształtującymi indywidualny stosunek każdego z nas do obserwowanych zdarzeń i zjawisk. Przekaz rodzinny i środowiskowy, lokalna obyczajo- wość, elementarne normy wychowania, skala zaakceptowanych odstępstw od wpajanych wzorców, niekiedy brak takich wzorców i nieumiejętność ich wyabstrahowania, a czasem celowa destrukcja, prowadzą do upowszech- niania się zmasowanych ataków na cudzą prywatność przy jednoczesnej wzmożonej ochronie prywatności własnej. Żaden paparazzo, zawodowo wkraczający w przestrzeń intymną celebrytów, nie jest zainteresowany publikacją w mediach własnego wizerunku. Ciekawe, że wizerunki naj- bardziej nawet wścibskich fotoreporterów podlegają swoistej ochronie — ich twarze pokazywane są migawkowo, najczęściej w tłumie, w sposób, który w praktyce uniemożliwia identyfikację, za to pozwala nadal uprawiać profesję zawodowego podglądacza cudzej prywatności. Natomiast media z upodobaniem (jeśli tylko nie stoi to w sprzeczności z literą prawa) eks- ponują prywatne wizerunki tzw. osób publicznych, przyłapanych na czyn- nościach nielicujących z powagą urzędu. Dziennikarze — w imię prawa społeczeństwa do informacji — udostępniają nie zawsze sprawdzone dane kompromitujące zwłaszcza znane osoby. W dobie zakwestionowania zasad- ności kary śmierci nadal nie obowiązuje moratorium na śmierć cywilną. Kategoria śmierci cywilnej ma stosunkowo długą historię i wiąże się z manifestowaniem niezgody na bezkarność osób, które lekceważą normy moralne, a niekiedy — w szczególności w warunkach zapewniających bez- karność — także prawne. „Umykanie ręki”, towarzyski ostracyzm, trak- towanie kogoś „jak powietrze”, czyli najprostsze sposoby niezwracania uwagi na człowieka, który sprzeniewierzył się ogólnie respektowanym war- tościom, były tradycyjnymi sposobami okazywania mu braku szacunku. Wyższym stopniem niechęci i pogardy było spoliczkowanie przeniewiercy, czyli akt naruszenia jego prywatności w sposób ostentacyjnie obraźliwy. 16 Ewa Kosowska

Gdy Sienkiewiczowski pan Kmicic, ciągle jeszcze banita, ale już nawró- cony na drogę obywatelskiej cnoty, zamierza dać nauczkę panu Kuklinow- skiemu, najpierw upewnia się, czy wolno mu z posłującym szlachcicem rozmawiać prywatnie. Dopiero wtedy wymierza mu policzek z komenta- rzem: „Prywatnemu, nie posłowi!”. To znamienna scena: posłujący szlach- cic podlegał jakby podwójnej ochronie. Oprócz przywileju nietykalności z tytułu stanu przysługiwała mu nietykalność z racji reprezentowania maje- statu państwa bądź przynajmniej godności zwierzchnika. Nietykalność poselska czyniła z osoby prywatnej osobę publiczną, przyznawała jej spe- cjalną ochronę na czas pełnienia funkcji. Teoretycznie posłowi wolno było wszystko, ale w praktyce podlegał on ocenie i kontroli społecznej znacz- nie silniejszej niż człowiek prywatny. „Złożenie na bok poselskiej szarży”, zrzeczenie się immunitetu przywracało jednostce status zwykłego członka danej społeczności i zarazem konfrontowało z zewnętrznymi ocenami jej własnych słów i czynów. Wśród nich zawsze były takie, które odbierano jako prospołeczne i przeciwnie — proindywidualistyczne. W dawnej pol- szczyźnie, mistrzowsko wykorzystywanej przez Sienkiewicza, określenie „prywata” to coś innego niż ochrona własnej sfery prywatnej; to zaspoka- janie osobistych potrzeb czy ambicji kosztem interesu publicznego, Rzeczy- pospolitej, wspólnego dorobku, wspólnego bezpieczeństwa i wspólnych wartości. Privata res to przeciwieństwo res publica. W Polsce szlacheckiej kładziono duży nacisk na tę różnicę. Ochrona dóbr przed zajazdem sąsiada była obowiązkiem wobec rodziny, dziedzictwa przodków i własnego honoru. Pomnażanie rodowego majątku kosztem najeżdżanego sąsiada bywało naganne, ale dopuszczalne. Natomiast czerpanie zysków ze zdrady i sprzeniewierzenia, opuszczenie w potrzebie władcy, sprzeniewierzenie się interesowi narodowemu uznawano za prywatę właśnie, a ta, w przeci- wieństwie do prywatności, była ze wszech miar naganna. Można by postawić tezę, że to rozróżnienie jest współcześnie w Polsce obdarzone znacznie słabszą dystynkcją. Zasadnicza linia demarkacyjna oddzielać ma przede wszystkim prywatne od publicznego. Na straży pry- watności stoi prawo, w tym ustawa o ochronie danych osobowych, prawo do ochrony danych wrażliwych czy indywidualnego wizerunku, ale jed- nocześnie w imię interesu publicznego można w majestacie prawa (np. wyrokiem sądu) te dobra indywidualne naruszyć (praktycznie jest to często także naruszenie prywatności rodziny oskarżonego, którego dane i wize- runek podaje się do publicznej wiadomości). W sprzeczności z ochroną tego, co prywatne, staje zawodowy interes dziennikarzy, co w praktyce przekłada się na nie zawsze uczciwą solidarność profesjonalną, która coraz bardziej przekształca media w „czwartą władzę”. Zabawne, że szantaży- sta, żądający zapłaty za zachowanie w tajemnicy zdobytych informacji, jest dzisiaj, podobnie jak przed laty, uznawany za przestępcę. Ale dziennikarz, Prywata i prywatność w kulturze polskiej. Rekonesans 17 który — najczęściej też za pieniądze — ujawnia coś, co miało pozostać czyjąś prywatną własnością, cieszy się społecznym uznaniem. Zapewne dlatego, że dzięki niedyskrecji dziennikarza my, opinia publiczna, mamy dostęp do informacji o ekscytujących wyczynach naszych bliźnich i uzysku- jemy iluzoryczną możliwość wyrobienia sobie własnego zdania o ich prze- stępstwie. To oznacza, że w rzeczywistości wciąż pielęgnujemy potrzebę zaglądania do talerza sąsiada i kontrolowania wydatków jego żony. Nasze stare nawyki i przyzwyczajenia, ukształtowane w mikrospołecznościach lokalnych, nałożone na ideę globalnej wioski, nadal skutkują imperatywem obserwowania innych oraz chęcią wkraczania w ich prywatność — pro- porcjonalną do chęci ochrony naszej własnej prywatności. Media poma- gają nam zaspokoić ciekawość; zaczynamy się na nie oburzać, gdy sami jesteśmy takiej ciekawości obiektem. Być może warto by przypomnieć, że nasi przodkowie uznawali ciekawość za pierwszy stopień do piekła: współ- czesny człowiek też nie jest przygotowany na psychiczny ekshibicjonizm, nie jest też gotów na całkowite odarcie z prywatności, denerwuje go cudze wścibstwo i cudze nadmierne zainteresowanie. Ale jednocześnie bardzo nie lubi być „niedoinformowany”. Od kiedy informacja stała się towarem, prywatność uzyskała znaczną wartość rynkową. A rynek — od momentu wynalezienia tej instytucji — zawsze był symbolem tego, co publiczne, otwarte i nastawione na wymianę. Na rynku nie ma miejsca na to, co nie- dostępne i niemożliwe do wydobycia. W naszej współczesnej kulturze już chyba tylko myśli podlegają takiej ochronie, bo nawet sny stały się przed- miotem psychoanalitycznych interpretacji. Formalizująca się ochrona pry- watności wyraźnie sugeruje, że jesteśmy o krok przed utratą jej ostatnich przyczółków.

Literatura

Hall E.T., 2009: Ukryty wymiar. Warszawa. Kosowska E., 1990: Postać literacka jako tekst kultury. Rekonstrukcja antropologicznego modelu szlachcianki w „Potopie” Henryka Sienkiewicza. Katowice. Lévi-Strauss C., 1964: Smutek tropików. Warszawa. Toffler A., 1985: Trzecia fala. Warszawa. 18 Ewa Kosowska

Ewa Kosowska

Self-interest and privacy in the Polish culture Reconnaissance

Summar y

The article is an attempt at looking at the historical background of the category of “privacy” and “self-interest” in the Polish culture. The author suggests that an attitude to what is private and public, ingrained in a traditional moral system and supported by a constituted law, is a basis of many individual and group motivations, choices and behav- iours observed nowadays. A part of them is reflected, and sometimes also multiplied in the system of the media communication. However, the specificity of the media, consisting, among others, in searching for sensations and permanent violation of tabooed areas sub- stantially violates a traditional understanding of privacy and makes changes in the social culture on the scale of the experiences of one generation. However, it is impossible to say to what an extent people are mentally and culturally ready for a radical change of the so far existing model of privacy. Key words: privacy, Polish culture, media communication

Ewa Kosowska

Der Eigennutz und die Privatsphäre in polnischer Kultur Die Erkundung

Zusammenfassung

In ihrem Artikel möchte die Verfasserin, historische Herkunft der Kategorien „Pri- vatsphäre“ und „Eigennutz“ ergründen. Ihrer Meinung nach ist die Einstellung zum Pri- vaten und Öffentlichen im traditionellen ethischen System eingewurzelt und durch erlas- sene Gesetze unterstützt; sie ist auch die Grundlage von vielen gegenwärtig auftretenden individuellen und kollektiven Motivationen, Wählen und Verhalten. Einige Einstellungen werden erkennbar und manchmal auch multipliziert in dem System der medialen Kom- munikation. Doch spezifische Handlungsweise der Medien, die einer Sensation nachjagen und permanent unantastbare Bereiche verletzen, beeinträchtigt den gewohnheitsmäßigen Sinn der Privatsphäre und verursacht erhebliche Veränderungen im Bereich der sozialen Kultur im Laufe einer Generation. Es ist aber schwer zu beurteilen, inwieweit der heutige Mensch psychisch und kulturell bereit ist, das bisher geltende Modell der Privatsphäre radikal zu ändern. Schlüsselwörter: Privatsphäre, polnische Kultur, mediale Kommunikation Rozdział drugi

Oikos i koine w dyskursie publicznym

Urszula Żydek-Bednarczuk Wydział Filologiczny Instytut Nauk o Kulturze Zakład Komunikacji Kulturowej

Publiczne, osobiste, prywatne, intymne w przestrzeni komunikacyjnej to pojęcia stale obecne w dzisiejszych mediach. Potoczność przenika do oficjalności, ta zaś zmienia swoje tradycyjne znaczenie. Współczesne opi- sanie potoczności jako kategorii językowej i kulturowej oraz prywatno- ści w ramach kategorii socjologicznej, kulturowej i psychologicznej musi odbywać się w perspektywie badań interdyscyplinarnych. Przyjmuję, że potoczność/codzienność i prywatność należą do sfery języka oraz zacho- wań występujących w komunikacji interpersonalnej, ale też masowej. W literaturze lingwistycznej prywatność należy do potoczności, zaś w klasyfikacjach przyjmuje się relację: oficjalne/publiczne — potoczne/ prywatne. Potoczność: ■■ jest używana przez społeczeństwo do celów przede wszystkim komuni- katywnych, nie wyłączając poznawczych i emocjonalnych, bez których żaden język istnieć nie może; ■■ jest to język, jakim posługujemy się na co dzień, używając go jako środka porozumiewania się na tematy wspólne nam wszystkim (Furdal 1977: 151); ■■ zawiera w wypowiedzi elementy prywatne, intymne zarezerwowane tylko dla kontaktu indywidualnego; ■■ dotyczy spraw osobistych innych ludzi, a w wypowiedziach są poru- szane tematy tabu. Władysław Lubaś pisze, że „potoczność jest językową aktualizacją systemu do uzusu w naturalnej mowie; w systemie językowym przejawia się ona poprzez uproszczone struktury” (Lubaś 2003). To podejście języko- wo-komunikacyjne w najnowszych badaniach potoczności/prywatności jest za wąskie, ograniczone paradygmatem strukturalizmu. Dzisiaj o potocz- 20 Urszula Żydek-Bednarczuk

ności mówimy także pod kątem ontogenezy, procesu myślenia potocznego (Hołówka 1986), uwzględniając też zasady, które rządzą owym myśleniem. Należą do nich (Schütz 1970): ■■ zasada generalizacji prostych doświadczeń życiowych: ubierz się ciepło w zimie, bo się zaziębisz, choroby rodzą się z brudu, więc myj ręce i owoce; ■■ zasada stosowania schematu odniesienia — dotyczy typów i schematów towarzyszących nam na co dzień, np.: dzień, noc, słońce grzeje, deszcz pada, łyżka służy do jedzenia; ■■ zasada typizacji — zdeterminowanej przez doświadczenie i kulturę, np. typowy polski ptak — wróbel, typowy owoc — jabłko; ■■ zasada myślenia antropocentrycznego — wszystko, co nas otacza, jest widziane i określane z perspektywy Ja — centralnie usytuowanego w przestrzeni (Warchala 2003: 37); ■■ zasada ukonkretnienia abstrakcji polegająca na zastosowaniu codzien- nej metafory typu miłość to droga (rozchodzimy się, schodzimy z właściwej drogi życiowej, życzymy nowożeńcom: wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia). Podobnie w metaforze: czas to pieniądz: czas tracimy, oszczę- dzamy go, gubimy, inwestujemy swój czas, wykorzystujemy go (Lakoff, John- son 1988); ■■ zasada funkcjonowania w komunikacji interpersonalnej, ale też w maso- wych środkach przekazu. Do kolejnych cech potoczności należą wiedza zdroworozsądkowa, która ma przede wszystkim charakter instrumentalny, oraz interak- cja konieczna do porozumiewania się ludzi. Potoczność nie ma jednak tylko wymiaru językowego. W wielu koncepcjach mieści się w kulturze. Nawiązuje bowiem do antropocentryczności. Badacze wykorzystują do jej opisu cechy pojawiające się zarówno w sferze tworzywa językowego, jak i w płaszczyźnie wartości, to jest presuponowanych założeń ontolo- gicznych oraz poznawczych postaw i ocen, a także w modelu komunika- cyjnym (relacji nadawczo-odbiorczych) (Bartmiński 1991: 18). Towarzyszy im potoczny, językowy obraz świata, w którym słownictwo odnosi się do człowieka, jego najbliższego otoczenia i elementarnych stosunków mię- dzyludzkich. Mamy różne rejestry potoczności, a wśród nich rejestr pry- watny, intymny. Kolejne ujęcia potoczności dotyczą komunikacji. Jeżeli jest to język nasz codzienny — polszczyzna codzienna, to wymaga on interakcji i połączenia przez sprzężenie zwrotne nadawcy i odbiorcy. Samo komunikowanie, jako świadome i celowe, służy również socjaliza- cji i umiejętnościom wchodzenia w role oraz wykorzystania do tego celu nabytych dzięki doświadczeniom ról społecznych i rozróżniania sytua- cji publicznych, a także prywatnych. Jawi się nam kategoria potoczności w formie płynnej, dynamicznej, a o jej cechach decydują w większym lub mniejszym stopniu zarówno bezpośrednio umotywowane doświad- Oikos i koine w dyskursie publicznym 21 czenia ludzi, cechy interakcyjne warunkujące sposób komunikowania się, jak i rozumienie sytuacji wynikających z naszej interakcji (Lakoff, Johnson 1988: 57). W rezultacie potoczność upatruje się dzisiaj jako część wspólną wielu zbiorów, które są w ciągłym ruchu. Wśród wyznaczników dominuje umieszczenie człowieka w kulturze wraz z jego zachowaniami pozajęzykowymi i językowymi, uwarunkowanymi sytuacją, interakcją i komunikacją.

Schemat 1 Model potoczności/prywatności

Źródło: Żydek-Bednarczuk 2010: 390.

Obok potoczności/prywatności występuje oficjalność przyporządko- wana do publicznych zachowań komunikacyjnych. W lingwistyce pojęcie „publiczny” możemy zastąpić określeniem „oficjalny”. Kategoria oficjal- ności/publiczności z punktu widzenia lingwistyki i komunikacji pojawiła się w latach 80. (Dunaj 1994; Markowski 1992). Oficjalność ściśle wiąże się z sytuacją. Dla W. Lubasia tekst oficjalny pojawia się w kontakcie ogól- nym (Lubaś 2003: 100—103), występuje więc przekaz jednokierunkowy, od nadawcy do zbiorowego odbiorcy. Z taką sytuacją mamy np. do czy- nienia w komunikacji masowej. Zwraca na to uwagę również A. Markow- ski (1992), który twierdzi, że w oficjalnym języku nie ma zmienności ról. Socjolingwistycznie rozumiana oficjalność to sytuacja zdeterminowana zasadą komunikacyjną, zasadą, która pozwala użytkownikowi języka dobierać odpowiednie środki językowe zgodnie z rozpoznaną i rozwi- 22 Urszula Żydek-Bednarczuk

jającą się sytuacją. Występuje tu słownictwo wspólnoodmianowe, nie- nacechowane ekspresją, zarezerwowaną dla potoczności. A. Markow- ski oficjalność/publiczność łączy z kontaktem językowym, uznając za jej istotę występowanie nadawcy i odbiorcy w roli reprezentantów jakieś grupy czy organizacji, nie zaś jako osoby prywatne. Istotnym następ- stwem tego faktu jest zachowanie znacznego dystansu między uczestni- kami aktu komunikacyjnego. To z kolei ma bezpośrednie konsekwencje dla języka, jakim posługują się Polacy w sytuacjach oficjalnych (Markow- ski 1992: 117—123). Kategoria oficjalności zależy również od warunków minionej epoki, w której łączono semantykę wypowiedzi z odpowied- nią etykietą i czynnikami politycznymi oraz socjokulturowymi. Oficjal- ność bywa różnie rozumiana przez uczestników aktu komunikacji. Jed- nym z jej wyznaczników jest status społeczny, rola i ranga użytkownika komunikacji. Właśnie czynniki socjologiczne i sytuacja decydują o oficjal- ności, więc należy traktować ją jako kategorię socjologiczną, a nie tylko językową. Obciążona jest też ona zwyczajem i oficjalnością etykietalną, skonwencjonalizowaną, traktowaną jako filtr. Dochodzi do tego dystans „determinowany przez sytuację symetrii i asymetrii statusu społecznego uczestników aktu mowy: poziom asymetrii statusów wpływa wprost pro- porcjonalnie na dystans. Sytuacja symetrii status ów dystans likwiduje” (Warchala 2003: 115). Pozostał nam do zdefiniowania dyskurs. Dyskurs publiczny to zda- rzenie komunikacyjne, które podlega pewnym formom umowy i doty- czy określonych dziedzin życia. Jego cechą charakterystyczną jest inter- akcja i interaktywność. Dyskurs publiczny funkcjonuje jako instrument rozumu publicznego (Chłopicki, Gajda, red. 2008: 20), pojmowanego w kategoriach krytycznej refleksji dotyczącej sposobów ludzkiego postę- powania w społecznych interakcjach. Dla Jürgena Habermasa ideałem rozumu publicznego jest działanie komunikacyjne (Habermas 1999). Cechuje więc dyskurs publiczny: dialogowość, retoryczność, rozum- ność, obecność reguł kulturowo zdeterminowanych (Chłopicki, Gajda, red. 2008: 22; van Dijk 2001; Kloch 2006). Z punktu widzenia semiotyki dyskurs publiczny to wyznaczona przez zinstytucjonalizowane relacje podmiotów i sytuacji zsemiotyzowana przestrzeń, która wytycza zakres tematyczny i określa funkcje pragmatyczne (Grzmil-Tylutki 2007: 40). Ma więc formę znakową, będącą ustrukturyzowaniem wiedzy. Każdy odgrywa w takim dyskursie swoją rolę, zgodną z protokołem dyskursu publicznego. Jego cechę charakterystyczną stanowi więc oficjalność/pub- liczność. Kontekst społeczny dyskursu odnosi się do Arystotelesowskiego roz- różnienia trzech przestrzeni społecznych: Oikos i koine w dyskursie publicznym 23

1. Oikos — terytorium prywatne, na którym codziennie się spotykamy twarzą w twarz ze znajomymi sobie ludźmi i ustalamy warunki współ- życia; 2. Ecclesia — odległy, wyższy i rzadko odwiedzany obszar, gdzie porząd- kowane są sprawy publiczne, wpływające na życie każdego z nas; 3. Agora — obszar pośredni; ani prawdziwie prywatny, ani w pełni pub- liczny — ale tu spotykają się sfera prywatna i publiczna oraz następuje translacja między oikos i ecclesia.

Dzisiaj wyróżniamy: ■■ sferę prywatną (oikos) — czyli sferę relacji i interesów rodzinno-towa- rzyskich; ■■ sferę publiczną (koine) — czyli sferę stosunków i wartości szerszej wspól- noty — społeczeństwa (Gajda 2008: 15—16). Stawiam tezę, że dyskurs publiczny w swojej postaci wraca do Ary- stotelesowskiej agory, łącząc to, co publiczne, z prywatnym. Wprowadza tematy i treści osobiste, intymne, prywatne, a zatem też emocje i agresję. Ważną rolę odgrywają w tym procesie media. Treści zawarte w dyskur- sie publicznym dotyczą tematów społecznie ważnych, rozstrzyganych za pomocą rozumnej argumentacji. To ideał. Tradycyjny dyskurs publiczny cechował się ustalonymi przedstawieniami, działaniami i strategiami. Potoczność nie tylko obecna jest w codziennym języku, ale na stałe zadomowiła się w mediach. Jej wejście w sferę publiczną podyktowane zostało następującymi warunkami: ■■ zmiana modelu dyskursu publicznego reprezentowanego w mediach (dwa przełomy: 1980/1981, 1989/1990), zacieranie się oficjalności i nieofi- cjalności; ■■ poszukiwanie wiarygodności słowa w mediach; ■■ wejście nowego typu tekstów i gatunków, np. reklama, talk show; ■■ umasowienie potoczności/prywatności — wprowadzenie jej pomię- dzy kulturę wysoką, rozumianą jako monolog nadawcy i konceptuali- zacja wiedzy nadawcy, a kulturę masową, rozumianą „jako mówienie ze względu na odbiorcę, a więc jego językiem, konceptualizując świat odbiorcy” (Warchala 2003: 201). Zachowania publiczne uległy przeobrażeniom. Ważną rolę odgry- wają w tym przełomie media. Modyfikacji uległy bowiem role nadaw- ców i odbiorców. Dziennikarze, publicyści, politycy odpowiedzialni za dyskurs medialny nie tylko reprezentują instytucje, lecz także siebie. Zamieniają pojęcie publiczny na indywidualny. Propozycja: wypowiedź dla wszystkich przekształca się w wypowiedź: każdy dla siebie. Duży wpływ na ten stan rzeczy ma rozwój Internetu i powstanie Web 2.0, gdzie nowi aktanci są interaktywni i nie tylko partycypują w nowych mediach, lecz także z nimi kolaborują. Wzmagają się żądania o transparentność infor- 24 Urszula Żydek-Bednarczuk

macji, demokratyczną partycypację i postęp w rozwoju społeczeństwa obywatelskiego. Publiczny charakter Internetu i powstanie różnych toż- samości, a także anonimowość powodują, że dyskurs w dawnym kształcie traci swoje znaczenie. Zmienia się schemat działania w dyskursie pub- licznym. Przedstawienia, czyli treści, formy argumentowania, cytowania sięgają do kultury codzienności, a więc do potocyzmów. Działania wyzna- czone przez my — wy — oni zamieniły się w działania ja — mnie — ze mną. Informacje wyparte są przez potoczne środki perswazyjne, wyznaczające perspektywę mówiącego. Konotują one znaczenia i emocje przynależne osobie, a nie całej społeczności. Odmiany dyskursu publicznego wyka- zują społecznie uregulowane i kulturowo zmienne cechy na poziomie słownictwa, typów argumentacji i językowego stylu. Oto wybrane przy- kłady z dyskursu publicznego, zawierające elementy potoczne, osobiste, intymne:

W Rosji giną ci, którzy wejdą w drogę byle kacykowi; Obligacje drogowe sprzedały się na pniu; No to prywatyzujemy; Potrzebna kasa? Zastaw się; Białe ściany i sufity? Czemu nie? Nagłówki prasowe, „Gazeta Wyborcza”, 12 sierpnia 2009

Rolą nagłówka nie jest więc tylko informowanie. Ma on także funk- cję fatyczną i ludyczną. Zachęca do kupna, reklamuje. To właśnie efekt potoczności, nawiązania szybkiego kontaktu z odbiorcą i mówienia jego językiem. W warstwie językowej mamy więc słowa kolokwialne, nace- chowane, ale też potoczne związki frazeologiczne. Potoczność bywa także wykorzystywana w perswazji. Ujawnia się szczególnie w felietonach. Oto przykłady potocznych fragmentów służących przekonywaniu, nawoływa- niu do zmiany opinii i oceny:

Kaziu, nie świruj, dał mi — jak dawniej mawiano „pełny odpór w imieniu kolegów, którzy sterują dziś SEP […]; […] jeszcze nie jestem wygasłym wulkanem ani stetryczałem ramolem, na jakiego mnie pan lansuje […]; Dziś idzie o to, aby ograć przeciwnika i wyjść na swoje […]. Gwoździem po szybie, „Gazeta Wyborcza”, 10 sierpnia 2009 Ale w Internecie ta polska choroba osiągnęła skalę, której z niczym nie da się porównać. Bo internetową debatą zawładnęła nieobliczalna, ale bardzo aktywna grupa chamów, debili, idiotów, nieuków i pospolitych nieokrze- sanych głupków […]. Chamstwo hula w Internecie, „Gazeta Wyborcza”, 10 sierpnia 2009 Oikos i koine w dyskursie publicznym 25

Słownictwo potoczne występujące w prasie dotyczy kilku zakresów (Lubaś 2000: 86—88). Potocyzmy: ■■ występują w tekstach degradujących osoby, instytucje, państwa; ■■ decydują o ironicznym, a w konsekwencji negatywnym stosunku do zdarzeń, programów i czynności. Znajdują się w nagłówkach, informa- cjach, komentarzach prasowych, felietonach i esejach; ■■ spełniają funkcję osadzenia tekstów w sytuacjach socjolingwistycznych (grupy społeczne, wiek, zawód, sytuacja komunikacyjna); ■■ pełnią funkcję ludyczną — bawią i wprowadzają luz, oraz fatyczną — pozwalają szybko nawiązać relacje nadawczo-odbiorcze; ■■ pojawiają się w różnego typu figurach retorycznych i są stosowane w grach słownych i komunikacyjnych. Radio to medium wykorzystujące funkcję kanału ustno-słuchowego. Musi więc w realizacji przejąć funkcję kanału wzrokowo-słuchowego. Potoczność jest obecna w radiu w szerokim wymiarze. Charakteryzuje ją spontaniczność, nieprzygotowanie, nacechowanie emocjonalne. Szcze- gólnie w radiach niepublicznych, jak: RFM FM, Radio Zet i inne, wszyst- kie rozmowy na antenie, rozmowy ze słuchaczami, komentarze obfitują w słownictwo potoczne. Występują też konstrukcje składniowe o charak- terze kolokwialnym, np.:

Zapowiedź piosenki z dedykacją: dla dzidziusiów i tatusiów, dla tych, którzy nie śpią lub nie mogą zasnąć, dla fanów metalu, dla pewnej pani Irenki (ona wie). W niniejszym gronie panuje bardziej osobista atmosfera, można się lepiej zrozumieć niż w większym kręgu rodzinnym, kiedy jest dość chaotycznie i nie można nigdy… wszyscy nie słuchają jednej osoby, tylko tworzą się grupki przy stole. Pora na Juniora, Radio Lublin, 1997

Podobnie jak w prasie, potoczność w radiu pojawia się w jednostkach tekstu pełniących funkcje: informacyjną, perswazyjną, fatyczną i grzecz- nościową. Szczególną rolę odgrywa w języku prezenterów, którzy usi- łują dzięki potoczności nawiązać kontakt ze słuchaczami. Dziennikarze ci ukształtowani są przez kulturę masową, a więc język potoczny jest ich chle- bem powszednim. Potoczność we współczesnym radiu przejawia się głów- nie w używaniu leksyki charakterystycznej dla kontaktów nieoficjalnych: rodzinnych, towarzyskich i przyjacielskich (Mielczarek 2005: 325). Widać to w pauperyzacji form grzecznościowych: mówienie „na ty”, zarówno do prezenterów, jak i gości, bez względu na wiek. Język jest mało staranny, czę- sto zaś występuje mówienie o niczym, w którym uzewnętrznia się funkcja perswazyjna w postaci zwrotów: Słuchajcie nas, Bądźcie z nami oraz słow- 26 Urszula Żydek-Bednarczuk

nictwo emfatyczne i nacechowane emocjonalnie, np.: koszmarny, wstrętny, zajebisty, światowy. Tendencję do podkreślenia wyjątkowości realizuje się, stosując przedrostki: mega-, super-, arcy-, hiper-. Wiele zapowiedzi traci cha- rakter informacyjny na rzecz reklamowego. Polszczyzna mówiona w sytu- acji oficjalnej, obowiązująca w radiu, przechodzi do historii. W jej miejsce wkracza wszechobecna potoczność. Telewizja i Internet to dwa najmłodsze media. Wykorzystują kanał wzro- kowo- słuchowo-werbalny. Słowo, dźwięk, obraz wirują i wzajemnie się uzu- pełniają. Dochodzi do tego interaktywność, pozwalająca za pomocą e-maila łączyć się z dziennikarzami w czasie trwania audycji. W Internecie interak- tywność to podstawa komunikacji. Ogromną rolę odgrywa tu także potocz- ność. Jego najważniejsze składowe kształtują wzory publicznego komu- nikowania, nadają konkretną postać ikonosferze codzienności. Widoczne są w „językach” polityków, celebrytów i kształtują konwencje mówienia w określonych sytuacjach. W czasie oceny występów par tańczących na lodzie czy śpiewających „gwiazd” słyszymy w telewizji wypowiedzi, np.:

A. Ja mam różę od „konia”; B. Boże ja chcę być różowym dynamitem; C. No syneczku, no 10; D. Może uda wam wcisnąć się w szparę między Dodą Elektrodą a, a Feel; E. Ha ha, w szparę? D. No w szczelinę; D. Twoja piosenka taka nie będzie, no, no taka, taka spokojna? F. No, ja będę siedziała; G. Reżyser mnie pewnie zabije, ale ja muszę. Muszę to powiedzieć. Oni wszystko zagrają, co mój mały umysł i chory umysł wymyśli w nocy. B. Panowie, ja do was nic nie mam, ale kocham was; D. Byliście różnymi jurorami; B. Ale nie byliśmy w filharmonii; A. No daj buzi. Program „Taniec z gwiazdami”, TVN, 2008

W rozmowach i monologach programów o charakterze talk show często powtarzają się zwroty silnie nacechowane, przesycone skrajną potocz- nością, której ogólny wydźwięk sprawia wrażenie wypowiedzi wulgar- nej, wskutek nagromadzenia dużej liczby ostrych kolokwializmów, np.:

Ewelina: Łukasz jest po prostu ciotą nie z tej ziemi, jest dla mnie dupkiem i żałuję, że w ogóle te kwiaty od niego przyjęłam, […] ale generalnie sikam na niego sikiem prostym, […] popatrzyłam na niego i sobie pomyślałam, Ewelina, […] gdzie ty masz oczy, dziewczyno, przecież zobacz, pryszcz na pryszczu, w ogóle ryj jakiś wykrzywiony. Program reality show „Bar”, Polsat, 2007 Oikos i koine w dyskursie publicznym 27

Podobne zjawisko obserwujemy w Internecie. Wulgaryzacja wypowie- dzi i skrajna potoczność dotyczy zwłaszcza komentarzy i uwag do wypo- wiedzi, np. celebrytów czy dziennikarzy. Ilustruje to komentarz do artykułu prof. Jana Hartmana Sieć to ostra jazda.

Hihihoho: Ty profesorku qrrrva j-bany, co ty qrrrva p-dolisz, że ty qrrrva niby taki mądry i łagodny i chamstwo po główce uprzejmie głaszczesz, bo jesteś od chamstwa mądrzejszy. I teraz pewnie myślisz, że chamstwo miło się do cie- bie uśmiechnie? A g-wno, chamstwo mówi ci p-dol się w d-pę, profesorku j-bany, j-biemy cię, nie potrzebujemy qrrrrva twojego j-banego pozwolenia, żeby bluzgać i żeby ci na pysk się spuścić. Forum dyskusyjne, www.gazeta pl [data dostępu: 2 listopada 2011]

Potoczność/prywatność i oficjalność/publiczność w mediach traktuję jako kategorię o rozmytych brzegach. Mnożą się bowiem przy jej opisie pytania: Kto wyznacza taką sytuację językową? Czy to jest kategoria socjo- logiczna, czy zależy wyłącznie od sytuacji? Na zmianę statusu oficjalności niemały wpływ mają przemiany społeczne, polityczne i obyczajowe. Języ- koznawcy zaznaczają, że oficjalność/publiczność wiąże się z poczuciem i świadomością językową. Dzisiaj jednak to nie wystarcza do opisu. Media w dyskursie publicznym charakteryzuje komercjalizacja i uryn- kowienie oraz wynikający z nich etyczny relatywizm. I to właśnie jest nie- bezpieczeństwem dla dyskursu publicznego. Kolejna zmiana, a może już przełom, dotyczy fragmentaryzacji publiczności i wypowiedzi (Haber- mas 1999). Publiczność staje się aktywnym nadawcą w dyskursie, a uży- cie danego medium, np. Internetu, powoduje, że następuje zmiana ról pełnionych w komunikacji. Dodatkowym elementem jest interaktywność i obecność każdego w komunikacji z każdym, ale też duża wariantyw- ność, zarówno w zakresie publiczności, jak i tematów oraz treści wypo- wiedzi. Prostota w obsłudze mediów powoduje, że zmienia się pojęcie oficjalności wypowiedzi, a selekcja informacji (gatekeeper) odbywa się na zasadach ekonomicznych i rynkowych. Zachowania komunikacyjne na forum publicznym przyjmują nową postać i pełnią inne funkcje — poli- tycy, publicyści inscenizują wypowiedzi, robią z debaty — show (debaty są dostępne online), chcą pozyskać publiczność i elektorat, wprowadzają więc formy kolokwialne, „stosują zasadę rytualnego dezawuowania orien- tacji na przekładalność perspektyw” (Czyżewski, Kowalski, Piotrowski, red. 1997: 46). Konflikt i jego eskalacja stają się stałą dominantą w dyskur- sie publicznym. W miejsce dyskusji wszedł spór i, zgodnie z nową retoryką, musi koń- czyć się on wygraną albo przegraną rozmówców, a stopień jego emocjonal- ności jest zawsze wielki. W tym miejscu wypada powołać się na koncepcję 28 Urszula Żydek-Bednarczuk

Jeana Baudrillarda, zgodnie z którą to nie masy odbiorców są manipulo- wane i uwodzone przez współczesne środki masowego przekazu, lecz odwrotnie: środki masowego przekazu ulegają manipulacji i uwiedzeniu przez masy (Baudrillard 2005: 97—119). Dodatkowo wzmacnia się chaos w dyskursie publicznym. J. Baudrillard diagnozuje współczesną kulturę jako „fazę fraktalną”, ta zaś wypełnia znaczenie chaosu w dyskursie pub- licznym, rozumianego jako nieregularne, niespójne opisywanie wydarzeń, zmienności i przypadkowość wartości (Baudrillard 2005). Taka diagnoza otwiera pole do tego, co prywatne, intymne, zakazane sferą tabu, a przede wszystkim potoczne. Kolejna cecha dyskursu publicznego dotyczy „uwie- dzenia” rozumianego w kategoriach językowych i kulturowych. Słowa mają moc, potrafią urzekać, zwodzić, okłamywać, przekonywać, onieśmie- lać, zniechęcać lub pobudzać do działania. To właśnie J. Baudrillard napi- sał: „[…] przedmiot pragnienia można po prostu zdominować […], pod- miot pragnienia z kolei należy uwieść” (Baudrillard 2005: 171). Owym podmiotem pragnienia jest w tym przypadku zarówno nadawca/nadawcy, jak i publiczność w dyskursie. J. Baudrillard opisał „uwiedzenie” w kate- goriach gry, wyzwania, relacji właściwych pojedynkowi i strategii pozo- rów (Baudrillard 2005: 11—12). Język dyskursu publicznego musi działać na wyobraźnię, pokazywać codzienność, ale też bawić — stąd zwraca się uwagę na ludyczność i fatyczność. Retoryka „przedstawiciela” i orientacja na szarego człowieka otwiera pole dla potoczności, emocji. Odbiorca staje się prosumentem, zaś dysponenci środków masowego przekazu nasta- wiają się na konsumpcję i potrzeby rynku (publiczności). Przesunięcia w ramach hierarchii ważności oraz w przedstawieniach, strategiach i argu- mentacjach związane są z medialnym wizerunkiem osób występujących w dyskursie. Abdykacja tradycyjnych intelektualistów i elit z dyskursu publicznego na rzecz mariażu elit symbolicznych z mediami, prowadze- nie gry, inscenizowanie swojego wizerunku otwiera nowe przestrzenie dla potoczności. Przytoczone wcześniej przykłady potocznych zachowań językowych, poruszanie tematów osobistych, agresja i wulgaryzacja języka — to nowe składniki w dyskursie. Zmienia się więc jego schemat. Dzisiaj dyskurs jest ideologizowany, uwikłany w tematy zastępcze, jałowe spory o przeszłość, symbole i rozliczenia. Dokonuje się prywatyzacja dyskursu publicznego. Zaczyna cechować go niedowład myślowy i chaos aksjologiczny (Czyżew- ski, Kowalski, Piotrowski, red. 1997). Przyczyny tego stanu rzeczy upa- truję w pomieszaniu dyskursu publicznego z politycznym i prywatnym. Winę zaś za taki stan rzeczy ponosi wprowadzenie do dyskursu kategorii potoczności/prywatności. Niemałą rolę odgrywają tu współczesne media, a przede wszystkim Internet. Wprowadzenie potoczności/prywatności w dyskurs publiczny jest wynikiem fragmentaryzacji, interaktywności, Oikos i koine w dyskursie publicznym 29 multimedialności, nowych praktyk komunikacyjnych, prostoty w dostępie do dyskursu publicznego i otwartości w komunikacji internetowej (Hohfeld 2011). Współczesny układ dyskursu publicznego ukazuje schemat 2.

Schemat 2 Współczesny układ dyskursu publicznego

Schematy działania informowanie, perswadowanie, manipulowanie, zmienne wartościowanie — nastawienie na szarego człowieka

Przedstawienia: Strategie: tematy i treści publiczne i prywatne, personalizacja, uwiedzenie, osobiste, intymne konsumpcja, rynek

Źródło: Opracowanie własne.

To, co należy do dyskursu prywatnego, a zawiera tematy osobiste, intymne, wyraża emocje, wraz z wulgaryzacją wypowiedzi przeszło do dyskursu publicznego ze względu na transformacje tego ostatniego. Zmiany zachodzące we współczesnym dyskursie publicznym wskutek wkroczenia w jego obszary potoczności i prywatności można opisać, wska- zując cechy charakterystyczne: ■■ zacieranie się oficjalności i nieoficjalności; ■■ umasowienie potoczności; ■■ zmiany w schemacie wypowiedzi: w informowaniu, komentowaniu i argumentowaniu; ■■ zerwanie z normą dyskursu publicznego na rzecz wariancji oraz sposobu wypowiedzi i myślenia szarego człowieka; ■■ zmiany w przedstawieniach, działaniach i strategiach w dyskursie; ■■ zmiana konsumenta w prosumenta, dewaluacja elit symbolicznych; ■■ fragmentaryzacja wypowiedzi; ■■ wzrost znaczenia funkcji fatycznej i ludycznej; ■■ wprowadzenie chaosu rytualnego i uwodzenia; ■■ wpływ multimedialności i nowych praktyk komunikacyjnych — otwar- tość, interaktywność, myślenie hipertekstowe; ■■ zmiana w gatunkach wypowiedzi. Nie mamy więc sytuacji i wypowiedzi prywatnych, przeznaczo- nych tylko dla wybranych, chronionych tajemnicą. Obecnie dominuje w Internecie agora — to, co prywatne, w każdym momencie może stać się publiczne i w tym należy upatrywać niebezpieczeństwa w mediach. W płaszczyźnie werbalnej następuje redukowanie tych elementów — słowa pisanego i mówionego, które według użytkownika są nieistotne ze względu na komunikację, a wprowadza się na to miejsce ikony, obrazy, dźwięki. Ważna bowiem jest funkcja fatyczna i ludyczna, a nie zawsze 30 Urszula Żydek-Bednarczuk

informacyjna. Obok leksyki kolokwialnej kolejną cechą potoczności obec- nej w dyskursie publicznym są powtórzenia, wpisujące się w estetyczne kody, które prowadzą do akceptacji konwencji, jakimi posługuje się kultura (Kloch 2006: 189—190). Na to czekają odbiorcy. Powtórzenie konwencji tematycznych, gatunków czy raczej formatów z nieznacznymi modyfika- cjami stanowi wymiar dzisiejszego dyskursu. Taka codzienność ma okreś- loną postać znakową, ma swój wygląd — to matryce kształtujące świa- domość. Przecież język modeluje świadomość, choć jej nie determinuje. Język potoczny ma jeszcze jeden wymiar — etykietuje, wytwarza złudze- nia, że jakaś cecha jest stałą właściwością. Potoczność w znaczeniach języ- kowych i prywatność w aspekcie kulturowym przejawia się też w zaba- wie, w myśl sloganów — nie bawisz się, nie żyjesz; być na luzie; wyluzuj. Tak jawiącą się potoczność jako kategorię trudno opisać i sklasyfikować. Dawne podziały na komunikację prywatną i publiczną, kulturę wysoką i niską w dyskursie medialnym nie znajdują zastosowania. Mamy więc dyskurs publiczny eklektyczny z punktu widzenia poetyk tekstowych. Potoczność/prywatność, która kształtuje nasze codzienne doświadcze- nie kultury, jest w dyskursie publicznym zbiorem tekstów niejednorod- nych, obsługujących różne dziedziny społecznego bytowania (zob. sche- mat 3). Zmiany w zachowaniach komunikacyjnych sprawiają, że dyskurs

Schemat 3 Efekt kumulacji w dyskursie publicznym

Źródło: Opracowanie własne. Oikos i koine w dyskursie publicznym 31 publiczny z wszechobecną potocznością rozwija się. Mamy więc do czy- nienia z efektem kumulacji (Czyżewski, Kowalski, Piotrowski, red. 1997: 98—99). Wielokierunkowe odniesienia schematu pokazują obszary wpływu i zmian w dyskursie. Generalną perspektywę teoretyczną stanowi pragma- tyzm, interakcjonizm, lingwistyka dyskursu. Dyskurs publiczny możemy śledzić przez ścieżki, które stanowią łańcuch uwarunkowań zewnętrznych i wewnętrznych. W tym kontekście da się sformułować efekt kumulacji cha- rakterystyczny dla dyskursu publicznego. Idea matrycy uwarunkowań i ścieżek może być uznawana za presupozycję schematu dyskursu pub- licznego. Poszczególne matryce należy postrzegać jako przebiegi procesu zmian i transformacji, np. faza interaktywna dotyczy interakcji rutynowych — publicznych i prywatnych. Kolejna kumulacja dotyczy łączenia ścieżki konwencjonalno-rytualnej z prywatnością/potocznością. Łańcuch tych uwarunkowań zmierza ku ścieżce interpretacyjnej, warunkowanej również medialnością. Towarzyszą im zmiany w schematach działania, przedsta- wieniach (treści i tematy) oraz strategiach (por. schemat 1, Hohfeld 2011).

Literatura

Bartmiński J., 1991: Styl potoczny jako centrum systemu stylowego języka. „Poradnik Językowy”, z. 1—2. Baudrillard J., 2005: O uwodzeniu. Warszawa. Chłopicki W., Gajda S., red., 2008: Współczesny polski dyskurs publiczny w perspektywie mię- dzykulturowej. Kraków. Czyżewski M., Kowalski S., Piotrowski A., red., 1997: Rytualny chaos. Studium dyskursu pub- licznego. Kraków. Dijk van T.A., 2001: Badania nad dyskursem. W: Dijk van T.A., red.: Dyskurs jako struktura i pro- ces. Warszawa. Dunaj B., 1994: Kategoria oficjalności. W: Kurzowa Z., Śliwiński W., red.: Współczesna polszczy- zna mówiona w odmianie opracowanej (oficjalnej). Kraków. Furdal A., 1977: Językoznawstwo otwarte. Opole. Gajda S., 2008: Dyskurs publiczny — przybliżenie pojęcia. W: Chłopicki W., Gajda S., red.: Współ- czesny polski dyskurs publiczny w perspektywie międzykulturowej. Kraków. Grzmil-Tylutki H., 2007: Gatunek w świetle francuskiej teorii dyskursu. Kraków. Habermas J., 1999: Teoria działania komunikacyjnego. T. 1: Racjonalność działania a racjonalność społeczna. Warszawa. Hohfeld R., 2011: Öffentlichkeit im digitalen Zeitalter. Abbruch der gesellschaftlichen Kommunika- tion. [Referat wygłoszony na 46. Kolokwium Lingwistycznym w Sibiu: Quo vadis Kom- munikation? Kommunikation — Sprache — Medien]. Hołówka T., 1986: Myślenie potoczne. Heterogeniczność zdrowego rozsądku. Przedmowa M. Czer- wińska. Warszawa. 32 Urszula Żydek-Bednarczuk

Kloch Z., 2006: Odmiany dyskursu. Semiotyka życia publicznego w Polsce po 1989 roku. Wroc- ław. Lakoff, G., Johnson M., 1988: Metafory w naszym życiu. Warszawa. Lubaś W., 2000: Słownictwo potoczne w mediach. W: Bralczyk J., Mosiołek-Kłosińska K., red.: Język w mediach masowych. Warszawa. Lubaś W., 2003: Polskie gadanie. Podstawowe cechy i funkcje potocznej odmiany polszczyzny. Opole. Markowski A., 1992: Polszczyzna końca XX wieku. Warszawa. Mielczarek A., 2005: Język prezenterów radiowych. Poznań. Schütz A., 1970: On Phenomenology and Social Relations. Chicago. Warchala J., 2003: Kategoria potoczności w języku. Katowice. Żydek-Bednarczuk U., 2010: Kategoria potoczności w dyskursie medialnym. W: Klincková J., red.: Odkazy a výzvy modernej jazykovej komunikácie. Banská Bystrica.

Urszula Żydek-Bednarczuk

Oikos and koine in a public discourse

Summar y

The author puts forward a hypothesis that a public discourse goes back to the Aris- totle’s agora, combining the public with the private. It introduces personal, intimate and private topics and contents, including emotions and aggression. An important role in this process is played by the media. Former divisions into a private and public communication, as well as a high and law culture in a media discourse are not used. Thus, what appears is a public and eclectic dis- course from the point of view of text poetics. Colloquialism/privacy that shapes an eve- ryday culture experience is a collection of heterogeneous texts, and serving various fields of a social existence in the public discourse. Changes in communicative behaviours made the public discourse with an omnipresent colloquialism develop. Hence, we come across the culmination effect. Key words: privacy, formality, colloqiualism, public discourse, social space according to Aristotle

Urszula Żydek-Bednarczuk

Oikos und koine im öffentlichen Diskurs

Zusammenfassung

Die Verfasserin stellt die These auf, dass sich der öffentliche Diskurs seiner Form nach auf Aristotelische Agora bezieht, indem er das Öffentliche mit dem Privaten verbindet. Er berührt private, intime Themen und führt Emotionen und Aggression ein. Eine wichtige Rolle spielen dabei Massenmedien. Oikos i koine w dyskursie publicznym 33

Frühere Unterteilung in private und öffentliche Kommunikation und in hohe und nie- drige Kultur findet bei einem medialen Diskurs keine Anwendung mehr. Wir haben also mit einem öffentlichen Diskurs zu tun, der vom Standpunkt der Textpoetik eklektisch ist. Die Umgangssprachlichkeit/Privatsphäre, die auf die tägliche Erfahrung der Kultur Ein- fluss hat, erscheint im öffentlichen Diskurs als eine Sammlung von inhomogenen, verschie- dene Bereiche des gesellschaftlichen Lebens betreffenden Texten. Die sich verändernden Kommunikationsformen haben zur Folge, dass sich öffentlicher Diskurs rasch entwickelt (Kumulationseffekt). Schlüsselwörter: Privatsphäre, Unpersönlichkeit, Umgangssprachlichkeit, öffentlicher Dis- kurs, gesellschaftlicher Raum nach Aristoteles

Część druga

Oblicza prywatności upublicznionej

Rozdział trzeci

Intymność kontrolowana Granice prywatności w erze dominacji mediów elektronicznych

Mirosława Wielopolska-Szymura Wydział Nauk Społecznych Instytut Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Zakład Dziennikarstwa

Skłonność do interesowania się sferą prywatną bardziej niż sferą publiczną możemy tłumaczyć między innymi tym, co Stanisław Ossow- ski ujął jako naturalną potrzebę ludzką — „potrzebę wrażeń”. Według autora U podstaw estetyki kieruje nami „potrzeba wżycia się w inne światy, potrzeba przeżywania, przynajmniej w charakterze obserwatora, zda- rzeń, których rzeczywistość nie może nam dostarczyć” (Ossowski 1949: 184). S. Ossowski podkreśla także, że autotelicznym wymiarem doznań estetycznych jest „życie chwilą” — realizujące się dzięki możliwości ode- rwania się od „tu i teraz”, zapomnienia, na moment, o otaczającej rze- czywistości. Wszechludzkiej potrzebie wrażeń „zawdzięcza swoje powo- dzenie zarówno nędzny romans awanturniczy lub sensacyjny film, jak i subtelna powieść psychologiczna i dramat Szekspira lub Sofoklesa” (Ossowski 1949: 185). Osobistą pustkę emocjonalną wypełniają cudze doświadczenia, dozna- nia i emocje, dostarczane przez sztukę, ale i medialne przekazy. A ponie- waż to, co intymne/prywatne lepiej wypełnia emocjonalną lukę — ciekawi szczególnie. Zainteresowanie tą sferą pogłębia fakt, że jest ona zwykle bar- dziej zakryta i niewidoczna dla przypadkowego obserwatora, że stanowi niedostępny wymiar życia ludzkiego. Jednak kontrolowanie, ogranicza- nie dostępu innych do własnej prywatności współcześnie bywa utrud- nione, jeśli patrzeć na to zjawisko z perspektywy przemian kulturowych i politycznych (jawność wybieralnej władzy), zwłaszcza w erze ekspansji mediów elektronicznych. 38 Mirosława Wielopolska-Szymura

Przyglądając się z historycznej perspektywy rozwojowi mediów, można wyróżnić momenty, które w wyraźny sposób wpłynęły na zmianę w postrzeganiu tego, co prywatne, oraz tego, co publiczne. Zanim poja- wiły się elektroniczne środki przekazu, do przemian tych przyczyniła się prasa masowa. Od jej dynamicznego rozwoju zaczęło się zainteresowanie czytelników i dziennikarzy sferą prywatną osób publicznych. Fotografia, towarzysząca prasie, a następnie kino, telewizja i wreszcie Internet pogłę- biły ten proces. Zbigniew Bajka, historyk mediów, sugeruje, że najwcześniej ukazującą się w Europie gazetą, którą można by uznać za „masową” — jak na XIX- -wieczne warunki — jest „Kurier Warszawski” (Bajka 2008: 149). Ukazu- jąca się od 1821 r. gazeta redagowana była prostym, zrozumiałym dla ludzi różnych stanów językiem i przede wszystkim miała niską cenę oraz spory nakład; zawierała m.in. prognozę pogody (Dostrzeżenia meteorologiczne), nekrologi, stałe ogłoszenia matrymonialne oraz tzw. Różowe kurierki, dono- szące o ślubach, chrzcinach i awansach. We Francji podobny charakter miały np. ukazujące się od 1836 r. „La Presse”, a także „Le Siècle”. Obie gazety były bardzo tanie, więc nastawiły się na dochody z dwóch źródeł — ze sprzedaży egzemplarzowej, co umoż- liwiał wysoki nakład, oraz z ogłoszeń i reklam zamieszczanych w kolejnych wydaniach. System ten przyczynił się do nadania tego typu prasie miana „prasy dwunożnej” (Bajka 2008: 150). Oba tytuły sprzedawane były głów- nie na paryskich bulwarach, stąd nazwa prasa bulwarowa. W Anglii prasę sensacyjną reprezentowały „The Daily Telegraph” (od 1855 r.) oraz „The Daily Mirror” (od 1903 r.). W pierwszym z nich uwagę przyciągały sensacyjne tytuły w stylu Dziecko pożarte przez świnię czy Pięciu ludzi udusiło się w kadzi z dżinem (Bajka 2008: 156). Drugi, oprócz sensacji, publikował opisy życia arystokracji i zamieszczał sporą liczbę ilustracji — przyczyniając się do rozwoju prasy ilustrowanej. Oba tytuły „zaspokajały zainteresowanie biedaków życiem wyższych sfer, syciły snobizm arysto- kracji opisami życia w ich środowisku” (Bajka 2008: 158). W Stanach Zjednoczonych pierwsza gazeta masowa to „The New York Sun” („The Sun”). Wychodziła od 1833 r. i poruszała tematy lekkie, łatwe i sensacyjne. Z czasem, dzięki wysokiemu nakładowi, można było obniżyć jej cenę do 1 centa — zwanego w USA penny — stąd potoczna nazwa dla taniej, sensacyjnej prasy (również w Wielkiej Brytanii) — penny press. W 1835 r. powstał „New York Herald” („The Herald”). Jego założy- ciel, James G. Bennett wyznawał zasadę, że „obowiązkiem dziennikar- stwa nie jest pouczać ludzi. Jeśli dziennikarstwo ma jakiś cel, to zabawić ludzi i podniecać ich wiadomościami sensacyjnymi” (Bajka 2008: 132). Zgodnie z tą deklaracją zaszokował czytelników opublikowaniem na pierwszej stronie „The Herald” relacji z morderstwa prostytutki. Później Intymność kontrolowana. Granice prywatności… 39 zamieścił wywiad z właścicielką domu publicznego, w którym praco- wała zamordowana prostytutka. Wywiad prasowy, jako całkiem nowa forma wypowiedzi dziennikarskiej — pojawił się zresztą właśnie dzięki J.G. Bennettowi (Bajka 2008: 131) — a współcześnie stał się najpopular- niejszą formą w telewizyjnych produkcjach, służącą odzieraniu rozmów- ców z intymności. Wymienione tytuły zalicza się do tzw. prasy masowej pierwszej gene- racji. Jednak dopiero prasa masowa drugiej generacji rozpoczęła inten- sywny proces „okradania z intymności”. Proces ten nabrał tempa, gdy dziennik „The New York World” („The World”) w 1883 r. przejął nowy właś- ciciel: Joseph Pulitzer. W istotny sposób zmienił on zasady redagowania dziennika — zatrudnił dziennikarzy pozyskujących informacje bezpośred- nio w miejscach wydarzeń — pojawił się zawód reportera, rozwinęło się także dziennikarstwo śledcze. W „The World” ukazywały się opisy zbrodni, odkrywane były tajemnice rodzinne, demaskowane skandale i akty korup- cji z udziałem urzędników lub polityków, piastujących wysokie funkcje społeczne. Komiksowi „The Yellow Kid”, drukowanemu przy użyciu ostrej żółtej farby, „The World” (a później gazety podobnego typu) zawdzięcza nazwę yellow press (żółta prasa) (Bajka 2008: 138). Granicę prywatności jeszcze bardziej przekroczył William Randolph Hearst. W kupionym przez siebie w 1895 r. „The New York Morning Jour- nal” publikował artykuły na temat skandali z udziałem władz, korup- cji wśród polityków i urzędników, ale posuwał się także do opisywania życia towarzyskiego, a nawet seksualnego, wyższych sfer, upubliczniając ich sferę intymną. Dziennikarzy, specjalizujących się w wyszukiwaniu skandali na potrzeby publikacji, zaczęto nazywać muckrakers (dosłownie oznacza to strzelający gnojem) (Płonkowski 1995: 41), co sporo mówi o cha- rakterze ich pracy. Nowatorską cechą prasy groszowej była aktualność, news stał się pod- stawą dziennikarstwa i nowoczesnej prasy. Jednak żeby regularnie zapeł- niać łamy gazet, wydawcy musieli skierować uwagę, swoją i czytelników, na nowe sfery życia: od polityki i gospodarki w stronę życia prywatnego elit, ale także tzw. zwykłych ludzi. Zainteresowanie życiem codziennym doprowadziło do jego nobilitacji: „Prasa groszowa uczyniła z tych human interest story nie tylko bardzo ważny aspekt codziennego dziennikarstwa, lecz także jego najbardziej charakterystyczną cechę, albowiem dostrzegała potencjał informacyjny w wydarzeniach życia codziennego […]. Z powodu tej demokratycznej postawy wobec wydarzeń świata każde wydarzenie, bez względu na jego trywialność, mogło kwalifikować się do druku” Gołę( - biowski 2006: 199). Słusznie ponadto zauważa Marek Gołębiowski, że to „zainteresowanie codziennymi wydarzeniami zacierało granicę między życiem prywatnym a publicznym” (Gołębiowski 2006: 199). 40 Mirosława Wielopolska-Szymura

Istotnym czynnikiem pogłębiającym tę tendencję było wynalezienie fotografii i wykorzystanie jej w prasie. Mimo że do I wojny światowej nadal częściej ilustrowano gazety za pomocą rysunków niż zdjęć (Newhall 1938: 77), pojawił się zawód fotoreportera — dziennikarza wyposażonego w apa- rat fotograficzny, gotowego uwiecznić na zdjęciu wszystko, co mogło się wyróżnić i podnieść atrakcyjność gazety. Obiektem zainteresowania pew- nego ambitnego fotoreportera stał się nawet Otto von Bismarck, którego tenże sfotografował ukradkiem na łożu śmierci, tuż po jego zgonie, naru- szając godność osoby zmarłej. Rodzina Ottona von Bismarcka doprowa- dziła do uwięzienia fotografa i zablokowała publikację zdjęcia aż do lat 50. XX w. (Grzeszak 2010). Fotografię prasową możemy uznać za pierwszy wizualny etap wkraczania w prywatność osób znaczących społecznie: przy- wódców, duchownych, przedstawicieli wyższych sfer — gazety dostarczały na ich temat informacji prasowych, jednak do chwili pojawienia się foto- grafii nie byli powszechnie rozpoznawalni. Do tego momentu ich wize- runki, uwiecznione na portretach, zdobiły prywatne salony, wystawione na pokaz nielicznych. Warto przy tym podkreślić, że z powodu długiego czasu naświetlania kliszy fotograficznej fotografowany obiekt musiał pozostawać w bezruchu, co automatycznie wiązało się z uzyskaniem przez fotografa zgody na zrobienie zdjęcia, inaczej nie byłoby to możliwe. Dlatego właś- nie sfotografowanie Ottona von Bismarcka w tak intymnej sytuacji, niejako „przyłapanie” go w bezruchu, ale także wdarcie się do prywatnego domu oraz chęć późniejszego upublicznienia zdjęcia, stanowiło bezprecedensowe naruszenie wszelkich norm obyczajowych. Współcześnie to paparazzi1 — można powiedzieć „fotografowie-łowcy” — łamią wszelkie tabu, aby zdo- być pożądaną fotografię sławnej osoby. Rozpowszechnienie się tabloidów w XIX w. — pierwotnie jako gazet o mniejszym niż dotychczasowy (broadsheets) formacie, z dużą ilością ilu- stracji, a później fotografii, podających skrócone wiadomości i będących gazetami wielkonakładowymi — wzmogło zapotrzebowanie na relacje z życia sławnych osób, na opowieści o zwykłych ludziach oraz na zdjęcia, najlepiej te ukazujące bohaterów newsów w prywatnych sytuacjach. Ter- min „tabloid” stał się synonimem prasy brukowej, odwołującej się do pry- mitywnych uczuć i postaw czytelników, nastawionych na prostą rozrywkę o sensacyjnym wydźwięku (por. Kamińska-Szmaj, Piekot, Poprawa, red. 2010 oraz Godzic 2007). Tabloidyzacja jest zjawiskiem dotykającym obecnie wszystkie media, nie tylko drukowane: „Termin »tabloidyzacja« zwraca naszą uwagę na zjawisko zrównania poważnych (opartych na faktach, odpowiednich,

1 Warto przypomnieć, że nazwę określającą fotografa, polującego z ukrycia na znane osobistości i naruszającego ich prywatność oraz łamiącego zasady etyczne, zaczerpnięto z filmu Federico Felliniego Słodkie życie z 1962 r. Intymność kontrolowana. Granice prywatności… 41 szacownych, elitarnych) wartości materiału informacyjnego z wartoś- ciami kojarzonymi z tabloidami (sensacjonalizmem, powierzchownością, lubieżnością i pospolitością)” (Allan 2004: 215). Tabloidyzacji podlegają przekazy telewizyjne, radiowe oraz internetowe. Wielość mediów elek- tronicznych i szybkość docierania do odbiorcy determinuje poszukiwanie przez nie nośnych tematów, dzięki którym pozyskają odbiorców i wzmoc- nią swoją pozycję rynkową. Zapełnienie ramówki telewizyjnej, radiowej czy dostarczenie treści internetowych w formie tekstowej i audiowizu- alnej jest sporym wyzwaniem dla redaktorów i dziennikarzy, dlatego następuje obniżanie rangi poruszanych problemów, wprowadzanie ele- mentów coraz bardziej rozrywkowych do programów (np. infotainment) i fragmentaryzacja treści. Dominacja takich tematów, jak: 4xS — show- -biznes, sport, seks, sensacja, zacieranie różnicy pomiędzy sferą intymną (zakrytą) a publiczną (jawną), powierzchowność i swoista hierarchicz- ność opisywanych zdarzeń i tematów (np. przebieg pożycia małżeńskiego aktora jest ważniejszy od przebiegu jego kariery zawodowej) — z jednej strony pomaga zaspokoić potrzebę „obnażania”, z drugiej voyeuryzmu. Kultura obnażania (McNair 2004: 179—224), według autora tego poję- cia — Briana McNaira, jest dominującym trendem współczesnej kultury masowej. Przejawia się w medialnej obecności seksu, nagości na pokaz i ekshibicjonizmu, zarówno w sensie dosłownym, jak i metaforycznym. Jednym z wyznaczników kultury obnażania jest zaistnienie publiczności, której przynajmniej niektórzy członkowie czerpią przyjemność z pod- glądania cudzego życia. Drugim warunkiem jest istnienie osób, które chcą obnażyć swoją intymność, robią to dobrowolnie, bez przymusu. Ich prywatność staje się towarem, a właściwie sami czynią z niej towar, najczęściej dobrze wyceniany. Zyskują sławę, obecność w mediach przy- nosi im coraz większą popularność, a ta skutkuje zawieraniem kontrak- tów zawodowych i, co oczywiste, także większymi zarobkami. Zatem obnażanie się i voyeuryzm (Ogonowska 2006 oraz Białek-Szwed 2010) są ze sobą ściśle powiązane. Ten drugi termin, zapożyczony z psychoana- lizy do opisywania zjawiska występującego także w obszarze kultury masowej, wpisuje się w koncepcję kultury spektaklu (por. m.in. Debord 1998; Rosińska 2001; Goffman 1981; Baudrillard 1998; 2005). Wiąże się nie tylko z potrzebą „podglądania” cudzego życia, lecz także z potrzebą kolekcjonowania „różnych form reprezentacji jako świadectw autentycz- nych wspomnień, doznań, przeżyć doświadczanych kiedyś, gdzieś, przez kogoś” (Ogonowska 2006: 222). Wypada ponownie zaznaczyć, że kultura obnażania ma charakter dobrowolny, wynika z indywidualnej decyzji, może dotyczyć osób sław- nych czy nieznanych, i można przyjąć, że osoby te mogą kontrolować swą prywatność (przynajmniej do pewnego stopnia). Z inną sytuacją stykamy 42 Mirosława Wielopolska-Szymura

się, kiedy media — wbrew woli jednostki — wykazują nadmierne zainte- resowanie jej życiem intymnym, którego nie chce ujawniać. Dziennikarze i fotoreporterzy w pogoni za tematem, za sensacyjnym materiałem starają się zarejestrować wszelkimi sposobami każde zdarzenie z życia sławnej osoby, często przekraczając granice etyczne. Zjawisko to, obecne w kultu- rze masowej od XVII w., nasiliło się wraz z pojawieniem się tzw. systemu gwiazd filmowych w Hollywood2, a szczególnie intensywnie rozwinęło się wraz z rozwojem telewizji (a później Internetu). Aktorzy odtwarzający role w produkcjach filmowych mieli przyczyniać się do wzrostu popularności samych filmów. Z czasem i oni zaczęli budzić zainteresowanie widzów, już nie tylko jako postacie filmowe, lecz także osoby z krwi i kości, realnie istniejące. Zjawisko celebrity pierwszy opisał amerykański historyk Daniel J. Boorstin, definiując celebrytów jako ludzi znanych z tego, że są znani (Boorstin 1961; por. Godzic 2007: 44—48). Podkreślał, że celebryci stają się podmiotami niby-zdarzeń3 (pseudo-events), koncentrując na sobie uwagę mediów i publiczności, wypierając z pola widzenia sfery publicznej sprawy i zdarzenia autentycznie istotne. Celebryci są niby-bohaterami, zajmując miejsce tych, którzy przez wieki mieli wpływ na losy ludzkości. Przyczyniła się do tego graficzna rewolucja (Graphic Revolution), jak Boorstin nazywa poja- wienie się kolejnych technologii medialnych — druku, telegrafu, fotografii, ruchomych obrazów, telewizji. Wykorzystanie tych technologii przez media masowe do pozyskiwania informacji przyczyniło się do wzrostu oczekiwań odbiorców dotyczących informacji i obrazów związanych z celebrytami (Ponce De Leon 2002: 12). Zjawisko „celebrytacji” (analogicznie do tabloidyzacji) obejmuje współ- cześnie nie tylko autentyczne „gwiazdy” filmu, estrady, telewizji czy muzyki, czyli osoby w jakimś stopniu związane z przemysłami kultury, zaj- mujące się twórczością artystyczną czy wykonawstwem. Przeniosło także swoją uwagę, wraz z rozwojem przekazów audiowizualnych, szczególnie telewizji, na ludzi spoza showbiznesu: sportowców (np. David Beckham, Krzysztof Hołowczyc czy Otylia Jędrzejczak), biznesmenów (np. Jan Kul- czyk, Zygmunt Solorz-Żak), polityków (np. premier Kazimierz Marcinkie- wicz, Aleksandra Jakubowska, Danuta Hojarska, Józef Oleksy), dziennika- rzy i prezenterów TV (np. Tomasz Lis, Kamil Durczok, Jolanta Pieńkowska, Szymon Majewski), naukowców — choć w mniejszym stopniu — (Kazi- miera Szczuka, Magdalena Środa), a także „zwykłych” ludzi (uczestników programów TV takich, jak reality-show, talent-show, talk-show (słynna Agnieszka vel Maja Frykowska „Frytka” czy Jolanta Rutowicz, uczestniczki różnych edycji Big Brothera).

2 Zjawisko to opisał De Cordova (2001). 3 Zachowuję przekład zastosowany przez W. Godzica (2007: 45). Intymność kontrolowana. Granice prywatności… 43

Jeśli przyjrzymy się, ponownie z perspektywy historycznej, pojawia- niu się kolejnych etapów redefiniowania prywatności, to nie sposób nie zauważyć, że bardzo ważny wpływ na pogłębianie się tego procesu miało pojawienie się programów telewizyjnych typu reality. Wbrew obiegowej opinii tendencji tej nie zapoczątkował program Big Brother. Pierwszą produkcją reality TV był serial dokumentalny Amerykańska rodzina (An American Family)4, zrealizowany przez amerykańską telewizję publiczną PBS. Była to nowa formuła telewizyjna, zainicjowana przez producenta PBS Craiga Gilberta, polegająca na filmowaniu, w stylu direct cinéma, życia zwyczajnej amerykańskiej rodziny. Kamera telewizyjna miała być stale obecna w domu bohaterów serialu — małżonków Pat i Billa Loudów oraz ich pięciorga dzieci (Lance, Kevin, Grant, Delilah i Michele) z Santa Barbara w Kalifornii. Materiał, sfilmowany pomiędzy majem a grudniem 1971 r., miał swoją telewizyjną premierę 11 stycznia 1973 r. Dokument, nadany w 12-godzinnych epizodach, zyskał dziesięciomilionową publicz- ność. Serial w zamierzeniu miał ukazywać życie zwyczajnej amerykań- skiej rodziny, jednak okazał się obrazem jej rozpadu. Bill Loud w swoich częstych biznesowych podróżach pozwalał sobie na zdrady małżeńskie, Pat znoszenie trudów wychowania dzieci oraz samotności ułatwiała sobie, pijąc alkohol, a najstarszy syn Lance niespodziewanie stał się ido- lem mniejszości seksualnych — ukrywających wówczas swoje preferencje — gdy wyznał matce i milionom widzów, że jest homoseksualistą. W 8. epizodzie Pat Loud oznajmiła wracającemu z podróży służbowej mężowi, że chce się rozwieść: widz mógł obserwować reakcję Billa oraz dzieci. Taki przebieg zdarzeń w „zwykłej” rodzinie zszokował opinię publiczną, odezwały się głosy potępienia wobec Loudów; szukano przyczyn roz- padu małżeństwa, kierując oskarżenia wobec nie tylko bohaterów filmu, lecz także producentów, zwłaszcza Craiga Gilberta (Winer 2011), któ- remu zarzucano celową ingerencję w sytuację rodziny, by udramatyzować serial. Wybitna badaczka Margaret Mead także zabrała głos w dyskusji: „»Amerykańska rodzina« jest, wierzę, jednocześnie nowa, znacząca, jak i innowacyjna zarówno jako dramat i jako serial — jest nowym sposobem,

4 W Polsce przypadek ten opisany został przez W. Godzica (2004: 102—104). Korzy- stałam przede wszystkim ze źródeł internetowych: stron sieci PBS: http://www.pbs.org/ lanceloud/american/ [data dostępu: 10 marca 2012]; także lokalnej sieci kablowej zrzeszonej w sieci publicznej WNET New York Public Media THERTEEN: http://www.thirteen.org/ american-family/about/ [data dostępu: 10 marca 2012], na stronie można obejrzeć wszystkie epizody Amerykańskiej rodziny; stron autorów filmu Alana i Susan Raymond: http://www. videoverite.tv/pages/anamericanfamily-2011.html [data dostępu: 10 marca 2012]. Ponadto w 2011 r. telewizja HBO wyprodukowała film fabularny, wyemitowany także w Polsce, opowiadający historię rodziny Loudów, dostępny odpłatnie w VOD HBO: Cinema Verite, reż. Shari Springer Berman, Robert Pulcini: http://www.hbo.pl/movie/cinema-verite_-70705 [data dostępu: 10 marca 2012]. Niektóre odcinki serii są dostępne w serwisie YouTube. 44 Mirosława Wielopolska-Szymura

w jaki ludzie mogą uczyć się postrzegania świata, poprzez wgląd w praw- dziwe życie innych, zinterpretowane za pomocą kamery”5. Przypadek rodziny Loudów i wpływ, jaki ma6 na ich życie udział w eksperymencie filmowym, jest, moim zdaniem, wymownym także dzisiaj przykładem na ingerencję mediów w sferę prywatną jednostki czy grupy, nawet jeśli odbywa się to za ich zgodą i wiąże się ze świadomym udziałem w progra- mach typu reality TV. Nie chodzi tu o uproszczone postrzeganie wpływu kamery na postawy ludzi; wszak to nie proces filmowania przyczynił się do rozpadu małżeństwa Loudów, kamera jedynie zarejestrowała prob- lemy, które trapiły tę rodzinę wcześniej. Najbardziej, w moim przeko- naniu, istotne są reakcje społeczne wywołane dokumentem, jego (nieza- mierzona) rola w obalaniu mitów dotyczących modelu rodziny w USA w latach 70. oraz przyczynienie się do zmiany postaw społeczeństwa amerykańskiego wobec homoseksualizmu. Zainteresowanie przejawiane przez media, zwłaszcza tabloidy i ser- wisy plotkarskie w telewizji i Internecie, osobami znanymi czy też nie- znanymi szerzej, tzw. zwykłymi ludźmi, na ogół wykracza poza działania zawodowe tychże osób, a wręcz o nich w ogóle nie informuje. Dowia- dujemy się — w zamian — z kim celebryci aktualnie pozostają w związ- kach, ile wynosi ich waga, co jedli na śniadanie, jakie noszą ubrania, jakich używają kosmetyków. Lista tematów jest nieskończona i zależy z jednej strony od skłonności celebryty do obnażania się, z drugiej od determinacji mediów w pozyskiwaniu wiadomości na ich temat. Na marginesie warto zaznaczyć, że ujawnianie szczegółów swojego codziennego życia, zwłasz- cza dotyczących używanych produktów, może przynosić dodatkowy pożytek — promocyjny. Celebryci mogą reklamować konkretne towary czy usługi, a producenci zyskują zwiększone zainteresowanie klientów, którzy chcą upodabniać się do swoich idoli. Z takich możliwości celebryci niejednokrotnie korzystają, czerpiąc profity z własnej rozpoznawalności i popularności. Niekiedy jednak sławy zapominają, że zezwolenie mediom na eksplo- rację ich prywatności ma moc broni obosiecznej. Przychylność mediów bowiem może się skończyć równie szybko, jak się pojawiła. Wystarczy drobne niedociągnięcie, by komentarze były nieprzychylne. Nawet tak błahe kwestie, jak źle dobrana do sylwetki sukienka, brak makijażu czy

5 Cytat, w moim tłumaczeniu, słów M. Mead zamieszczonych na stronach telewizji PBS, odnoszących się do serialu dokumentalnego Amerykańska rodzina: http://www.pbs. org/lanceloud/american/ [data dostępu: 10 marca 2012]. 6 W ciągu blisko 40 lat od emisji dokumentu, dyskusja nad nim nadal nie milknie, tym bardziej, że pojawiają się kolejne wątki i nawiązania odnoszące się do niego, a także nowe filmy o rodzinie Loudów. Państwo Loud ponownie są razem, na życzenie ich syna Lance’a, który zmarł w 2001 r. Intymność kontrolowana. Granice prywatności… 45 uśmiechu na twarzy, mogą wywołać złośliwe i nieprzyjemne komentarze ze strony dziennikarzy, a także odbiorców/fanów, np. w Internecie. Wraz z tabloidyzacją mediów elektronicznych wytworzyło się zjawisko tzw. trash TV (telewizji śmieciowej), czyli telewizji, której treści koncentrują się na zaspokojeniu najniższych gustów i prymitywnych potrzeb odbior- ców, dostarczając im niewybrednej rozrywki lub pseudopsychologicznych programów. Z tego typu treści czerpią najczęściej programy typu docu- (np. programy An American Family, Pamiętniki z wakacji, Dlaczego ja?) i reality- -show (np. Big Brother, Randka w ciemno, Bar, ale także Rozmowy w toku, Jerry Springer Show). Co więcej, w takich programach występują na ogół „zwyk- li” ludzie, którzy z jednej strony mogą zwierzyć się ze swoich najbardziej intymnych problemów, czasem je rozwiązując, z drugiej, dzięki udziałowi w telewizji, stają się znani, rozpoznawalni, spełnia się ich pragnienie „bycia w telewizji”, są nowym typem celebrytów. Warto podkreślić, że treści typu trash „przeniosły się” także do Internetu, za pośrednictwem serwisów spo- łecznościowych (Facebook, Twitter, Nasza Klasa) oraz serwisów udostęp- niających filmy wideo (np. YouTube), gdzie wielu użytkowników zamiesz- cza zdjęcia, filmy i opisy, obnażając intymne sfery swojego życia. Nie liczy się prywatność, ważna staje się liczba „odwiedzin”, czyli liczba osób, które obejrzały zamieszczony materiał. Nie sposób omówić wszystkich wymiarów naruszania sfery intymnej przez dziennikarzy i media. Jest to zjawisko złożone i dotyczy różnorod- nych form przekazu, a także postaw z tym związanych. Dodatkowo samo wytyczenie granic tego, co uważamy za prywatne/intymne, jest proble- mem, również prawnym. Prawo do prywatności pierwsi zdefiniowali dwaj amerykańscy prawnicy Samuel D. Warren i Louis D. Brandeis, publikując w 1890 r. w czasopiśmie prawniczym artykuł The Right to Privacy (Kononiuk 2005: 30—38). Wykazali oni, że sądy amerykańskie i brytyjskie w orzecz- nictwie cywilnym prezentowały postawę uznającą prawo do prywatno- ści i chroniącą nienaruszalną osobowość ludzką. Prawo to ma charakter powszechny, przysługuje każdemu, również osobom publicznym, dając wszystkim „prawo do bycia pozostawionym w spokoju” (Right to be let alone) (Kononiuk 2005: 32). Ochrona prywatności przejawia się w nieza- leżnej aktywności jednostki wolnej od kontroli osób trzecich i wyraża się możliwością indywidualnego decydowania o zakresie i zasięgu udostęp- niania i przekazywania innym osobom, w tym mediom, informacji o swoim życiu. Na przeciwległym biegunie praw jednostki znajduje się prawo do informacji, wolności wypowiedzi i interes publiczny. Granicę może zaryso- wać tzw. usprawiedliwione zainteresowanie, które zaistnieje wtedy, „gdy fakty odnoszące się do cudzego życia prywatnego dotyczą społeczeństwa lub pewnych jego kręgów i gdy za zainteresowaniem tym przemawiają takie czynniki, jak dobro nauki, kultury itp.” (Kopff 1972). Jeśli przyjmiemy 46 Mirosława Wielopolska-Szymura

wskazane kryterium wyznaczania granic prywatności, wyraźnie widzimy, że media tę granicę stale naruszają, a kontrolowanie dostępu do własnej intymności w pełni nie jest już możliwe.

Literatura

Allan S., 2004: Kultura newsów. Kraków. Bajka Z., 2008: Historia mediów. Kraków. Baudrillard J., 1998: Ameryka. Warszawa. Baudrillard J., 2005: Symulakry i symulacja. Warszawa. Białek-Szwed O., 2010: Voyeuryzm medialny na łamach polskich tabloidów. W: Kamińska- -Szmaj I., Piekot T., Poprawa M., red.: „Oblicza Komunikacji”, T. 3: Tablodyzacja języka i kultury. Wrocław. Boorstin D.J., 1961: The Images. A Gide to Pseudo-events in America. New York. Borkowski I., Woźny A., red., 2005: W kulturze pierwszych stron. Wrocław. Cordova De R., 2001: Picture Personalities: The Emergence of the Star System in America. Cham- paign. Debord G., 1998: Społeczeństwo spektaklu. Gdańsk. Godzic W., 2004: Telewizja i jej gatunki. Po „Wielkim Bracie”. Kraków. Godzic W., 2007: Znani z tego, że są znani. Celebryci w kulturze tabloidów. Warszawa. Goffman E., 1981: Człowiek w teatrze życia codziennego. Warszawa. Gołębiowski M., 2006: Dzieje kultury Stanów Zjednoczonych. Warszawa. Grzeszak T., 2010: Obraz wart tysiąca słów. Celebryta kontra prywatność. „Polityka”, nr 3; http:// www.polityka.pl/społeczeństwo/artykuły/1502297,1celebryta-kontra-prywatność.read [data dostępu: 10 marca 2012]. Kamińska-Szmaj I., Piekot T., Poprawa M., red., 2010: „Oblicza Komunikacji”, T. 3: Tabloidy- zacja języka i kultury. Wrocław. Kerckhove De D., 2001: Powłoka kultury. Warszawa. Kopff A. 1972: Koncepcja praw do intymności i do prywatności życia osobistego. „Studia Cywili- styczne”, T. XX. W: Kononiuk T.: Prywatność w mediach. „Studia Medioznawcze”, R 1 (20) 2005. Kononiuk T., 2005: Prywatność w mediach. „Studia Medioznawcze”, R 1 (20). McNair B., 2004: Seks, demokratyzacja pożądania i media, czyli kultura obnażania. Warszawa. Newhall B., 1938: Photography: A Short Critical History. New York. Ogonowska A., 2006: Voyeuryzm telewizyjny. Między ontologią telewizji a rzeczywistością tele- widza. Kraków. Ossowski S., 1949: U podstaw estetyki. Warszawa. Płonkowski T., 1995: Amerykańska koncepcja społecznej odpowiedzialności dziennikarzy. Warszawa. Ponce De Leon Ch.L., 2002: Self-Exposure: Human-Interest Journalism and the Emergence of Celeb- rity in America, 1890-1940. Chapel Hill. Pułka L., 2004: Kultura mediów i jej spektakle. Wrocław. Rosińska Z., 2001: Blaustein. Koncepcja odbioru mediów. Warszawa. Thompson J.B., 2006: Media i nowoczesność. Społeczna teoria mediów. Wrocław. Thompson J.B., 2010: Skandal polityczny. Władza i jawność w epoce medialnej. Warszawa. Intymność kontrolowana. Granice prywatności… 47

Winer L., 2011: That Seventies Show. Reality Replay. “The New Yorker”, 25 April. http://www. newyorker.com/talk/2011/04/25/110425ta_talk_winer [data dostępu: 10 marca 2012]. http://www.pbs.org/lanceloud/american/ [data dostępu: 10 marca 2012]. http://www.hbo.pl/movie/cinema-verite_-70705 [data dostępu: 10 marca 2012]. http://www.videoverite.tv/pages/anamericanfamily-2011.html [data dostępu: 10 marca 2012]. http://www.pbs.org/lanceloud/american/ [data dostępu: 10 marca 2012]. http://www.thirteen.org/american-family/about/ [data dostępu: 10 marca 2012].

Mirosława Wielopolska-Szymura

Controlled intimacy Borderlines of privacy in the era of dominating electronic media

Summar y

An inclination for being interested in a private sphere rather than a public one can be accounted for what Stanisław Ossowski called a natural human need, “a need of impres- sions”. According to the author of U podstaw estetyki what directs us is “the need to become integrated in other worlds, to experience the events that the reality cannot give us, at least in from the point of view of an observer”. Electronic media, in view of its specificity, it being speed and scope, intensified the process that started as early as in the second half of the 19th century, and was related to the press popularization. The need for the actual news, the necessity to first of all fill in the columns, and then the broadcasting time on the radio and television, moved the receivers' attention and the media itself from the public into the private sphere, especially in its most intimate dimension. It has become more interesting and attractive, all the more as it combined two human inclinations; for exhibitionism on the one hand, and for voyeurism on the other, contributing, at the same time, to the crea- tion of new media genres like reality. The very process seems to be not only popular, but also impossible to be stopped. Key words: intimacy, private sphere, electronic media, reality TV, exhibitionism, voyeu- rism, the culture of exhibitionism, tabloidization

Mirosława Wielopolska-Szymura

Intimität unter Kontrolle Die Grenzen der Privatsphäre zur Zeit der Vorherrschaft von elektronischen Medien

Zusammenfassung

Die Vorliebe dafür, sich eher für die Privatsphäre als für öffentliche Sphäre zu interes- sieren, lässt sich nach Stanisław Ossowski als natürlicher menschlicher „Bedarf an Eindrü- cke“ klären. Der Autor von dem Werk Die Grundlage der Ästhetik behauptet, dass wir durch 48 Mirosława Wielopolska-Szymura

den Bedarf gelenkt würden, sich in andere Welten hineinzuversetzen und mindesten als Beobachter, die uns in Wirklichkeit unerreichbaren Ereignisse zu erleben. Wegen ihrer spezifischen Merkmale — Promptheit und Umfang — haben elektronische Medien den noch in der zweiten Hälfte des 19.Jhs eingeleiteten Prozess durch massenhafte Vermehrung der Presse noch verstärkt. Die Nachfrage nach aktuellen Nachrichten, die Notwendigkeit, die Zeitungskolumne vollzuschreiben und dann die Sendezeit im Rundfunk und Fernse- hen vollauf zu nutzen verursachten, dass sich die Rezipienten und die Medien selbst eher für die Privatsphäre in deren intimstem Ausmaß, als für öffentliche Sphäre interessieren. Die Privatsphäre ist attraktiver geworden, selbst wenn sie zwei menschliche Vorlieben — einerseits für Entblößung und andererseits für die Beobachtung durch das Schlüsselloch — verbunden hat, und sie trug zur Entstehung von neuen medialen Gattungen, wie z.B.: Realityshow bei. Der oben genannte Prozess scheint allgemein gültig zu sein und ist wahrscheinlich schon nicht aufzuhalten. Schlüsselwörter: Intimität, Privatsphäre, elektronische Medien, Realityshow, Exhibitionis- mus, Voyeurismus, Entblößungskultur, Angleichung an Boulevardzeitungen Rozdział czwarty

Mięso kobiet… albo śmiech na sali O demokratyzacji sfery intymnej w mediach

Dobrosława Wydział Filologiczny Instytut Nauk o Kulturze Wężowicz-Ziółkowska Zakład Teorii i Historii Kultury

W rzeźni mediów

Chociaż jestem zwolenniczką ustaleń i diagnoz socjologicznych Anthony’ego Giddensa, który nie bez powodu zaliczany jest dzisiaj do najwybitniejszych przedstawicieli nauk społecznych, postanowiłam rozpo- cząć swój wywód od sformułowania tego badacza, z którym akurat zupeł- nie się nie zgadzam. Brzmi ono następująco: „Demokratyzacja życia oso- bistego przebiega w sposób mniej widoczny, po części właśnie dlatego, że nie odbywa się publicznie, ale ma równie potężne konsekwencje” (Giddens 2007: 217). Na czym wspiera się moja niezgoda z powyższym twierdzeniem Giddensa? Wynika ona z analiz i obserwacji, przeczących niepublicznemu prze- biegowi demokratyzacji życia osobistego, nie tylko życia osobistego poli- tyków, różnego autoramentu celebrytów, postaci show-biznesu, sportu, nauki, literatury i sztuki. Ich życie osobiste, ale też życie osobiste niepo- równanie większej rzeszy nieznanych osób, anonimowych internautów, gospodyń domowych, młodzieży szkolnej, dzieci, nauczycieli, młodych matek, singli, zarażonych chlamydią, amatorów podróży, sympatyków Pałacu Kultury…, a nawet naszych zwierząt domowych stało się dzisiaj w naszym kraju przedmiotem roztrząsań publicznych, trudno bowiem uznawać za prywatne fora, blogi, strony domowe czy portale internetowe, na których wszelkie formy „obnażania” (od werbalnych do wizualnych) święcą triumfy, a które są dostępne dla każdego. Prowadzone na ulicy, w środkach komunikacji miejskiej, w sklepach, restauracjach, szpitalach, 50 Dobrosława Wężowicz-Ziółkowska

szkołach, urzędach głośne rozmowy telefoniczne o wymienianych z nazwiska osobach, stanie portfela robiących zakupy, chorobie dziec- ka, godzinie powrotu do domu, miejscu spotkania, przebiegu randki, wyroku, kolorze ścian w sypialni i popołudniowym menu dla rodziny czy upodobaniach seksualnych partnerów, także dalekie są od prywatności. Sprawna i łatwa w obsłudze maszyna (telefon bezprzewodowy, Internet, aparat fotograficzny, kamera, dyktafon…) do tego stopnia zapanowała nad naszym życiem, że nie dostrzegając już wcale obecności innego: widza- -słuchacza, którego jawna obecność stanowiła kiedyś zasadniczy hamu- lec wyznania, bez żadnych zahamowań, głośno, wśród licznych świad- ków, a więc publicznie właśnie, ujawniamy to, co ongiś byliśmy skłonni omawiać tylko w zaciszu domowym, w sypialni, gabinecie lekarskim, kantorze lub przy konfesjonale. Rzec by można, iż na naszych oczach dokonuje się oto kres konfesyjności, a z nim następuje agonia poczucia wstydu, jako normy wyznaczającej historyczne ramy dyskursu ciała, ale i dyskursu ducha1. O wpływie mediów na zmianę relacji międzyludzkich napisano już sporo. Obszar ten wytyczają nazwiska tak znaczące, jak Marshall McLu- han, Edgar Morin czy Umberto Eco i nie wydaje się potrzebne przytaczanie ich ustaleń w tym miejscu, tym bardziej, że zagadnienie to stanowi tylko pośrednio przedmiot moich zainteresowań. Ich istotę chcę sprowadzić tutaj do nadmienianej przez Giddensa demokratyzacji życia osobistego i pyta- nia o jej kulturowe źródła i konsekwencje2. A że pozostają one w ścisłym związku z dyskursem ciała i jego historycznymi normami, zacznijmy zatem od ciała. Konkretnie zaś ciała tabloidalnego3. Chociaż pierwotnie terminem „tabloid” określano po prostu przesy- cone tanią sensacją bulwarówki, jednodniówki, dzienniki, od XIX wieku

1 Na ten temat pisałam już szerzej, zob. Wężowicz-Ziółkowska 2008. 2 W tekście świadomie ograniczam ten obszar do pytań dotyczących tabloidów, które intrygujące mnie kwestie pokazują w sposób wręcz karykaturalny, przeto dogodny dla interpretacji. Nie oznacza to jednak, iż brak mi świadomości istnienia innych, mniej wyra- zistych form demokratyzacji tego, co prywatne. Jest to zresztą proces długotrwały i spo- łecznie bardzo złożony. Jego kolejne etapy w nowożytnej kulturze Zachodu wytyczają, według mnie — rewolucja przemysłowa w Anglii, rozwój społeczeństwa kapitalistycz- nego, sekularyzacja światopoglądowa, upowszechnienie się freudyzmu, zwłaszcza w Sta- nach Zjednoczonych, oraz rozwój mediów i tzw. szybkich technologii komunikowania się. Każdy z tych etapów wymagałby szerszego omówienia, co przekracza możliwości jednego artykułu. „Intymność” tabloidów została tu zatem wybrana jako polaryzująca zagadnienie, niejako namagnesowana demokratyzującym wpływem zewnętrznego pola społecznego. Pogłębioną analizę wskazanych zjawisk przedstawia m.in. Sennett 2009. 3 Proponuję termin „tabloidalne”, a nie „tabloidowe”, ponieważ uważam, że tabloidy czynią obrazy ciała sobie podobnymi, nadając im postać (eidos) dostosowaną/uzależnioną od środka przekazu, zgodnie zresztą z rozpoznaniem McLuhana, iż środek przekazu jest przekazem. Mięso kobiet… albo śmiech na sali. O demokratyzacji sfery intymnej… 51

(w wysokich nakładach, a za niskie ceny) wydawane dla szerokich rzesz niewykształconych odbiorców, dzisiaj zdecydowanie miano to możemy stosować wobec większości internetowych wersji ogólnopolskich portali informacyjnych, od Interii przez Onet, Wirtualną Polskę, a nawet Wybor- czą.pl po (oczywiście!) Pomponik.pl. Charakterystyczna dla starych bru- kowców forma podawcza i treści (dużo zdjęć, mało tekstu, niewyszukany, łatwo przyswajalny język, sensacja, niesprawdzone „fakty”, szokujące sceny katastrof, obdukcji ciał, wypadków oraz wszechobecna plotka) zdo- minowały dziś media, także programy informacyjne dużych stacji nadaw- czych TV i radia4. Otwarcie dowolnej strony internetowych gazet rzuca nas wprost w objęcia, za dekolty, pod spódnice tak właśnie pokazywanych kobiet. Mężczyźni mają się nie lepiej. Wyzbyte wszelkiej prywatności, obnażone i wystawione na pokaz ciała są w tabloidach wszechobecne. Ale nie jest to renesansowa obecność ciała ludzkiego, pięknej materii, odkrywanej z pewnym niepokojem i – powiedzmy – dreszczem ujawnianej tajemnicy. To ciała pokawałkowane, opisane na sposób typowy dla prosektorium, zawieszone na stronach por- tali jak mięso na hakach, wyłożone na ladzie rzeźnika. Poćwiartowane, rzu- cone „luzem” brzuchy, nogi, piersi, dłonie, łona, pośladki, zęby, szczęki, wargi, żebra narzucają się swym anatomicznym realizmem i materialnoś- cią, przykuwają uwagę, jakby zachęcały do konsumpcji, a może i tworze- nia własnych kompozycji smakowych w ramach „małej gastronomii voy- eura-kanibala”. Półprodukty, z których można sobie stworzyć całodobowe menu, smakować przez wielokrotne „użycie”, zawłaszczyć nawet, zapisu- jąc w folderze „moje obrazy”, tworzyć kolekcje nieuwzględniające osobo- wego bytu istoty, jaką były, zanim zostały poćwiartowane w rzeźni mediów. Jako pierwszy w naukowej literaturze medioznawczej na taki sposób fragmentarycznego przedstawiania ciała, zwłaszcza ciała kobiety, zwrócił uwagę Marshall McLuhan w eseju Mechaniczna panna młoda (McLuhan 2001). Jednak kiedy pisał: „Nogi są indoktrynowane. Mają świadomość. Mówią. Posiadają olbrzymią widownię. Umawiane są na randki. Agencje reklamowe w podobny, specjalistyczny sposób traktują także wszystkie inne części żeńskiej anatomii. Samochód i dobrze wypełniona para poń-

4 Oto kilka typowych obrazów ciał z tabloidów i portali plotkarskich: Paris Hilton bez majtek!? Dostępne w Internecie: http://www.pomponik.pl/zdjecia/zdjecie,iId,500942 ,iSort,5,iTime,1,iAId,32134 [data dostępu: 10 listopada 2011]; Edyta Górniak: Co się stało z jej twarzą? Dostępne w Internecie: http://www.pomponik.pl/zdjecia/zdjecie,iId,506073,aAId, 32649,iAId,32649 [data dostępu: 10 listopada 2011]; Była Gibsona znów w ciąży! Dostępne w Internecie: http://www.pomponik.pl/zdjecia/zdjecie,iId,497024,aAId,31552,iAId,31552 [data dostępu: 10 listopada 2011]; Siostra Paris Hilton nadal się głodzi! Dostępne w Interne- cie: http://www.pomponik.pl/zdjecia/zdjecie,iId,496796,aAId,31528,iAId,31528 [data dostępu: 10 listopada 2011]. 52 Dobrosława Wężowicz-Ziółkowska

czoch stanowią uznaną receptę na sukces i szczęście zarówno dla męż- czyzn, jak i kobiet” (McLuhan 2001: 41) — odnosił się do innej rzeczywi- stości (innego stanu społecznej wrażliwości) niż ta, jaką objawia aktualny stan indoktrynacji „żeńskiej anatomii”. Współczesne tabloidy prezentują wobec nich postawę bliższą raczej mizoginizmowi niż oczarowaniu, bliższą jarmarcznej grotesce i rozkoszom spod znaku Markiza de Sadeʹa. Publiczne obnażenie odsłania felery ciał, ich brzydotę, sztuczność, rozpad, deforma- cję, a przede wszystkim „materialno-cielesny dół”5. I kieruje, przynajmniej moją uwagę, ku innej estetyce niż estetyka Gildy przywołanej przez McLu- hana w Mechanicznej pannie młodej. Po pierwsze ku wspomnianej karna- wałowej, jarmarcznej wizji ciała (w rozumieniu Bachtinowskim), o czym jeszcze będzie mowa, po wtóre ku — ideologicznie wcale nie tak od niej odległej — estetyce futuryzmu.

Futuryzm — niedokończony projekt?

Skupmy przez chwilę uwagę na wierszu polskiego futurysty, Brunona Jasieńskiego, pt. Mięso kobiet (Jasieński: 1921).

Pszehodząc pszypadkowo pszez ćeńisty pasaż, mimo palm kiwającyh śę jak senny palec zobaczyłem kobietę, kturą rąbał masaż i układał na ladźe kawał po kawale

Kszyczały na gałęźah żułte ptaki timur Kołysały głowami i muwiły tata Pszez zapah ciał kobiecyh ostszejszy od dymu stuk rytmiczny tasaka jęczał i dolatał

Zeskoczyły w podskokach shody z karku pięter Biły głową o śćanę i nie mogły trafić kiedy wybiły otwur wyszedłem nim lente i na placu olbżymim połknęła mńe gawiedź

Whodżiły blade pańe do ćemnych garsonjer rospinały w pośpiehu bluzki pod żakietem gdy z zapalonym lontem na barkah kanońer stszeliłem z głowy w ńebo czerwoną rakietą

5 Termin M. Bachtina, por. Bachtin 1975. Mięso kobiet… albo śmiech na sali. O demokratyzacji sfery intymnej… 53

Ńe liżcie ust kohankom leżąc im na bżuhu! Jedzće je ze śmietaną i łykajcie z cukrem! Hude szynki dźewczynki są pszedziwnie kruhe i dobry jest kobiecyh muskularnych nug krem.

Jak wiele cudnych sokuw ciało kobiet mieści cuż wiesz o tym, hoć zdźerasz sukńe jak firanki, don żuanie, co ćało swojej pani pieścisz a kturyś żadnej jeszcze nie pożarł kohanki.

Poczekajcie, nie gwałćće, ńe pieśćće, ńe hodźće! ńeh znowu dźewicami źemia śę zaludni Usta twoje jak gąbka namaczana w ocće Są mi dźiwńe niedobre, gorzkawe i nudne.

Pszyszłaś do mnie bez sukni, powiedziałaś: ńe rusz! Będźesz odtąd mńe kohał tylko jak brat śostrę Gdy podeszłaś do lustra zdejmować kapelusz w karku twym tłustym zemby zatopiłem ostre.

Pożerajcie kobiety z octem i na sucho Pszestańće z nimi robić swoje nudne świństwa Kohankowie, noszący swe kohanki w bżuhu nadhodźi wasza era: nowe maćeżyństwo

Wiersz, choć nawet dzisiaj nieco szokujący w treści, jest zaskakująco zgodny zarówno z dominującą współcześnie ortografią potoczną (zwłasz- cza tą wymuszaną przez SMS-y), jak i medialnym podejściem do cieles- ności kobiecej. Szalona wizja poety sprzed 90 lat, przesycona niechęcią do mieszczańskiego modelu kobiety-ofiarnicy: „[…] usta twoje jak gąbka namaczana w ocće”, niby niechętnie oddającej się mężczyźnie, zakłamanej, żądającej szacunku, ale prowokująco rozebranej, ulega oto realizacji. „Blade panie” nie wchodzą dzisiaj do ciemnych garsonier, obnażając po kryjomu nagość pod żakietem. Anachroniczna, burżuazyjna i kołtuńska epoka pani, „która tak zimno gra sercami w cerceau, taka sztywna i dumna….” (Rzy- gające posągi, zob. Jasieński, 1969a), minęła. Wyzwolone kobiety w świetle jupiterów prezentują dzisiaj swą nagość, wyliczają kochanków i orgazmy, publicznie i bez zahamowań mówią o fiutach swoich (z reguły byłych) part- nerów, chodzą na manify; publicznie rodzą, wypinają silikonowe piersi. Profetycznie zwłaszcza brzmią ostatnie dwa wersy tej futurystycznej fan- tasmagorii Jasieńskiego: „Kochankowie, noszący swe kohanki w bżuhu / nadhodźi wasza era: nowe maćeżyństwo”. Będzie ona polegać na pożera- niu mięsa kobiet, na pełnych tego mięsa męskich brzuchach, stworzonych nie do rodzenia, ale do konsumpcji — jak najbardziej! 54 Dobrosława Wężowicz-Ziółkowska

Nie pora tu na bardziej dogłębną analizę futurystycznego/rewolu- cyjnego erotyzmu poetyckiej twórczości Jasieńskiego, choć „rozebrana Gioconda, stojąca w majtkach na stole” (Rzygające posągi, zob. Jasieński: 1969a) dobrze się komponuje z wcześniejszymi obrazami. Pora jednak na przypomnienie faktu, iż utwory poetyckie tego i innych futurystów to nie jedyny wyraz projektu nowej estetyki i nowych ludzi. W przy- padku Jasieńskiego znajdziemy go także w kilku utworach: powieściach Nogi Izoldy Morgan (1923 r.) i Palę Paryż (1929 r.), dramacie Bal manekinów (1931 r.), zaczynającym się zresztą od znaczącej kwestii: „Cóż to za rozkosz poruszać się, krążyć w tańcu, upajać się ruchem” (Jasieński 1957: 18) oraz w manifestach z 1921 r.: Do narodu polskiego manifest w sprawie natychmia- stowej futuryzacji życia, Manifest w sprawie poezji futurystycznej, Manifest w sprawie ortografii fonetycznej, Manifest w sprawie krytyki artystycznej (zob. fragmenty w aneksie do artykułu). Wszystkie one, nawołując do zmiany, prognozują nadejście nowej epoki. Choć potraktowany tu bardzo wybiórczo, program polskiego futury- zmu nie dotyczył wyłącznie miejsca kobiety w zapowiadanym, nowoczes- nym społeczeństwie. Także dla mnie w tym tekście „mięso” jest tylko tro- pem, wiodącym ku szerszemu zagadnieniu — zapowiadanej i oczekiwanej przez futurystów demokratyzacji życia i kultury. Prognozowali ją również futuryści innych krajów „cuchnącej padliną Europy” początków XX stule- cia — przede wszystkim Włoch, ojczyzny futurystów. Futuryści włoscy byli pierwszymi, którzy głosili pełną demokratyzację sztuki, kultury i smaku. Dopiero po nich przyszedł czas na futuryzm polski i rosyjski. Pierwszy Manifest futuryzmu Filippo Tommaso Marinetti i malarz Umberto Boccioni ogłosili już w 1909 r. w paryskim dzienniku „Le Figaro”. W 11 punktach sformułowali w nim główne założenia kierunku, które brzmiały:

1. Chcemy wyśpiewywać miłość do niebezpieczeństwa, praktykę energii i zuchwałość. 2. Podstawowymi elementami naszej poezji będą odwaga, śmiałość i bunt. 3. Dotąd literatura wychwalała pełen zadumy bezwład, ekstazę i sen, my zaś chcemy sławić agresywny ruch, gorączkową bezsenność, gimna- styczny krok, ryzykowny skok, policzkowanie i cios pięścią. 4. Oświadczamy, że wspaniałość świata wzbogaciła się o piękno prędko- ści. Samochód wyścigowy z bagażnikiem zdobnym w grube rury jak węże o buchającym oddechu, samochód rozgrzany do czerwoności, który wygląda jak pędzący pocisk, piękniejszy jest niż Nike z Samotraki. 5. Chcemy śpiewać na cześć człowieka trzymającego kierownicę, której idealna oś przecina ziemię, a ta z kolei wystrzelona krąży po swej orbicie. 6. Trzeba, by poeta podejmował wysiłki z zapałem, błyskotliwością i roz- tropnością, aby podsycać entuzjastyczny zapał pierwotnych żywiołów. Mięso kobiet… albo śmiech na sali. O demokratyzacji sfery intymnej… 55

7. Jedynie walka jest piękna. Arcydziełem jest tylko to, co ma agresywny charakter. Poezja musi być gwałtownym szturmem na nieznane siły, ma zmuszać je, by leżały pokornie przed człowiekiem. 8. Jesteśmy na samym krańcu przylądka wieków! Wczoraj umarły Czas i Przestrzeń. Żyjemy już w absolucie, stworzyliśmy już bowiem wieczną i wszechobecną prędkość. 9. Chcemy wysławiać wojnę — jedyną higienę świata — militaryzm, patriotyzm, niszczycielski gest anarchistów, piękne idee, które zabijają, oraz głosić pogardę dla kobiety. 10. Chcemy zniszczyć muzea, biblioteki, zwalczyć moralizm, feminizm i wszelkie przejawy oportunistycznego i użytkowego tchórzostwa. 11. Będziemy wyśpiewywać na cześć wielkich tłumów wzburzonych pracą, przyjemnością lub buntem, wielobarwnych i polifonicznych fal rewolucji w nowoczesnych miastach…6

Podejmując na podstawie przywołanych programów (i nieprzywołanej z braku miejsca krytyki) próbę błyskawicznej, pohutnikiewiczowskiej syn- tezy futuryzmu, jego wspólne i zasadnicze idee można by sprowadzić do następujących: Demokracja, Miasto, Masa/Tłum, Maszyna/Kult techniki, Szybkość, Ruch, Równoczesność, Negacja kulturowego dziedzictwa, Wol- ność, Fascynacja nowością, Bunt/Agresja, Aktywność, Ciało/Seks, Transgre- sja. Znawcy kierunku podnoszą różnice pomiędzy każdą z jego lokalnych odmian, dowodząc jednocześnie, że „Po I wojnie światowej heroiczny szał futurystycznej destrukcji szybko się wyczerpał” (Hutnikiewicz 1976: 97). Sam Jasieński natomiast w Bilansie futuryzmu polskiego, wydrukowanym w „Zwrotnicy” w 1923 r. — a więc w dwa lata po swoich manifestach, stwierdził: „Ja już »futurystą« nie jestem, podczas gdy państwo wszyscy jesteście futurystami. Wygląda to na paradoks, a jednak tak jest” (Jasień- ski 1969c: 386). Czy sformułowanie „wszyscy jesteście futurystami” dotyczyło tylko jemu współczesnych? Czy faktycznie futuryzm wyczerpał się, a jego postu- laty społeczne i propozycje estetyczne rozmyły w innych awangardach, „realizacja programu awangardowego ograniczyła się do eksperymento- wania, a sam ruch szybko utracił swoją mocną na początku istnienia toż- samość” (Miczka 2009)? Otóż, sądząc tylko po dyskursie ciała, jaki prowadzą/oferują nam współczesne tabloidy, przynajmniej zwiastowana i oczekiwana demokra- tyzacja intymności, a z nią nowy erotyzm właśnie się realizuje. Ufając zaś rozpoznaniom innych badaczy, realizują się także kolejne projekty futu- ryzmu. „Moim zdaniem — pisze na przykład Tadeusz Miczka — sztuka współczesna (zresztą nie tylko ona) jest »zapowietrzona futurospazmem«,

6 http://pl.wikipedia.org/wiki/futuryzm [data dostępu: 10 listopada 2011]. 56 Dobrosława Wężowicz-Ziółkowska

przez co rozumiem powszechne upodobanie do przyspieszania tempa życia, do komunikacji, które rozprasza najważniejsze tradycyjne systemy myślenia i działania, wywołuje bezgraniczną wiarę w technikę, niespo- tykane dotąd zakłócenia informacyjne i wstrząsy kulturowe. Strategie szybkich zmian komunikacyjnych, które przybierają w życiu i w sztuce postać agresji i podboju, naruszają prawie wszędzie zasadę równowagi wewnętrznej […]. Futurospazm można uznać za przejaw nienormalno- ści i zagubienia, ale obecnie jest on raczej symptomem życia i tworzenia w warunkach potęgującej się nieokreśloności i wręcz »tyranii wolności«” (Miczka 2009). Inne futurystyczne wartości, skupione de facto na zbudowaniu ruchu oporu wobec przemocy symbolicznej dominującej w XIX stuleciu bur- żuazji i gustów elity artystycznej, dzisiaj — trzy pokolenia później — są już jednoznacznie uznane za najistotniejsze cnoty i cele społeczeństwa ponowoczesnego. Szybkość, równoczesność, fascynacja nowością, bunt, agresja, transgresja, indywidualizm, a wreszcie kult techniki i miasta, to przecież „katechizm” dziecięcia naszego wieku. Zrealizowana utopia „spalonego Paryża” puka do drzwi. Nie tylko w postaci Ruchu Obu- rzonych, lecz także w newsowych obrazach mięsa kobiet i 1-dniówkach, które zanurzają nam „nuż w bżuhu” chronionym zaciszem „prywatnych” forów i poczt.

Jak to się stało?

Chociaż myślenie o profetyzmie poetów jest dość głęboko zakorze- nione w (zwłaszcza) polskiej refleksji historiozoficznej i literaturoznaw- czej, daleka jestem od utrzymywania, iż Jasieńskim, Czyżewskim, Ster- nem, Watem powodowały wyłącznie metafizyczne moce jasnowidzeń. Tym bardziej, że sam Jasieński, rozpoznając co prawda w sobie geniusza („Idę młody, genialny, niosę BUT W BUTONIERCE” — Jasieński 1969a: 175), we wskazywanym bilansie jednoznacznie i z dystansem przyznawał, iż futuryzm polski miał być szczepionką, świadomie produkowaną przez „garstkę partyzantów, która chciała zdobyć miasto świadomości polskiej”7. W tymże Bilansie futuryzmu polskiego pisał: „Gigantyczny i szybki rozrost form techniki i industrii jest niewątpliwie najbardziej istotną podstawą i kręgosłupem momentu współczesnego. Wytworzył on nową etykę, nową

7 Określenie Jasieńskiego, pochodzące z Bilansu futuryzmu polskiego, zob. Jasieński 1969c: 395. Mięso kobiet… albo śmiech na sali. O demokratyzacji sfery intymnej… 57 estetykę i nową realność. Wprowadzenie maszyny w życie człowieka jako elementu nieodzownego, dopełniającego, musiało pociągnąć za sobą przebudowanie gruntowne jego psychiki, wytworzenie własnych równo- ważników, podobnie jak wprowadzenie do organizmu żywego — obcego ciała zmusza organizm do wydzielania specjalnych przeciwciał, które zmie- niają dopiero antygeny w ciała zdolne do przyswajania lub możliwe do wydalenia. Jeśli organizm ludzki czy społeczny energii tej w dostatecz- nej ilości nie wytworzy, następuje intoksykacja, zakażenie ciałem obcym. Wytworzyć te przeciwciała psychiczne, inaczej, stworzyć formy, które by podporządkowały człowiekowi maszynę — oto najbliższe zadanie sztuki współczesnej” (Jasieński 1969c: 387)8. W innym zaś miejscu tego samego dzieła diagnozował: „Przed wyką- paną w wannie mordu czteroletniego myślą polską otwarły się nagle na oścież wrota Zachodu. Zagadnienie nowoczesnej kultury europejskiej, w którym nie brała dotąd bezpośredniego udziału, zajęta własnymi zagadnieniami narodowymi, czekało od niej rozwiązania. Na nieprzy- gotowany szczepionką ochronną organizm polski upadł bakcyl nowo- czesności. Rozpoczęła się walka organizmu z bakcylem, walka o śmierć lub życie, pospieszne, gorączkowe wytwarzanie własnych antytoksyn. Organizm polski przechodził kryzys i miotał się w gorączce. Ta gorączka wywołana w organizmie polskim przez bakcyla nowoczesności, ten okres walki i bolesnego przetwarzania się organizmu przejdzie do historii nowoczesnej kultury pod nazwą futuryzmu polskiego” (Jasieński 1969c: 388). Racjonalna wykładnia działań polskich futurystów ujawnia, że świet- nie pojęli oni istotę „zarazy” nowoczesności, opanowującej Europę, i nie będąc socjologami, politologami, historykami, trafnie uchwycili ducha nad- chodzącego czasu. Nasza współczesność wydaje się jednak dowodzić, że zaordynowana przez nich terapia zapobiegania zagrożeniom nie powiodła się. Albo dawka futurystycznej szczepionki była za mała, albo sam pomysł wzmocnienia układu immunologicznego społeczeństwa dzięki sztuce był tylko mrzonką. Futuryści nie przewidzieli też (bo i przewidzieć nie mogli) wszystkich skutków nadejścia nowoczesnych systemów politycznych — krwawego (a dla samego Jasieńskiego zabójczego) reżimu komunistycz- nego, równie krwawego faszyzmu oraz rewolucji technologicznej, której kierunki (łącznie z rozwojem technik ludobójstwa, elektroniki i technolo-

8 Pozwalam sobie tutaj na dłuższe cytowania nie tylko w przekonaniu o wadze tych rozpoznań Jasieńskiego (40 lat przed McLuhanem!), lecz także w przeświadczeniu, że znacznie ułatwią one czytelnikowi przypomnienie sobie tych, nieco zapomnianych już tekstów, mimo że MDK w rodzinnym Klimontowie Jasieńskiego podjął aktywne działa- nia na rzecz zmiany tej sytuacji. Zob. http://mkw98.republika.pl/bruno.html [data dostępu: 10 listopada 2011]. 58 Dobrosława Wężowicz-Ziółkowska

gii nuklearnych) wytyczyła II wojna światowa, a przede wszystkim źle oszacowali chyba wolnościowe pragnienia „prostego człowieka”. Oczeki- wana, zdemokratyzowana kultura, co prawda, nadeszła, ale szybko, bo już w latach 50., przerodziła się w przemysł kulturowy dla mas, a nie w swo- bodną twórczość „rzemieślników, krawców, szewców, kuśnierzy, fryzje- rów”. Nawiasem mówiąc, ta swobodna twórczość istniała od dawna i nie- zależnie od futurystycznej awangardy, nie domagając się dotarcia na Parnas, dopóki to on nie zwrócił na nią uwagi. Raz jednak uruchomione wraz z nastaniem XX stulecia marzenia nowego człowieka o publicznym mówie- niu własnym głosem nabrały pędu i niczym kula śniegowa poczęły toczyć się ku trybunom, zagarniając po drodze coraz większy obszar sfery pub- licznej, by wreszcie rozpuścić się w dolinach narcystycznej zabawy i kon- sumpcji. Takie są przynajmniej diagnozy badaczy społeczeństwa ponowo- czesnego i jego kultury — McLuhana, Postmana, Baudrillarda, Giddensa, Lyotarda, Baumana, Sennetta, Rismanna i innych (por. choćby: Postman 1995; 2002; Bauman 2009; Baudrillard 2006). Zorientowani socjobiologicz- nie polscy krytycy tej kultury, np. Tomasz Szlendak i Tomasz Kozłowski, twierdzą wręcz, że jej techniki i treści, odwołując się do instynktów, przez lata wpływu na odbiorcę sprowadziły go do poziomu pięciolatków, zdol- nych przyswajać tylko dobrze przyrządzone papki i małe kęsy informacji (por. Szlendak, Kozłowski 2008; Kozłowski 2011). Jej negatywnych ocen znaleźć można mnóstwo, poczynając choćby od tych, jakie wyraził sam twórca terminu mass-culture, Dwight Macdonald, który już 1953 r. pisał: „Podział na sztukę ludową i wyższą kulturę z dość ściśle przestrzeganą pomiędzy nimi granicą odpowiadał przegrodom wzniesionym pomiędzy zwykłymi ludźmi i arystokracją. Erupcja mas na polityczną widownię zniszczyła ten podział, a skutki w kulturze są fatalne. Podczas gdy sztuka ludowa miała swoistą wartość, kultura masowa jest w najlepszym razie zwulgaryzowanym odbiciem wyższej kultury. A wyższa kultura, mogąc dawniej lekceważyć tłum i starać się trafić tylko docognoscenti , musi teraz albo współzawodniczyć z kulturą masową, albo zlać się z nią w jedno” (Macdonald 2002: 17). Istotnie, wiele zdaje się wskazywać, że bakcyle nowoczesności i demo- kratyzmu, rozsiewające się po Europie w czasach futurystów, aktualnie — w dobie nie bez racji nazywanej ponowoczesnością — uczyniły sporo złego. Zrodzona z postępu (bo przecież tak postrzegamy sekularyzację, demokratyzację, industrializację oraz budowanie społeczeństwa bezkla- sowego), kosmopolityczna kultura ponowoczesności ruguje wyraziste kiedyś kultury stanowe, narodowe, religijne i ogólnoludzką kulturę huma- nistyczną, marginalizuje elity kulturalne, które, pogardzając nią i nazy- wając „rozrywką helotów, plebejskim barbarzyństwem” (Morin 1965: 13), coraz bardziej są jednak od niej uzależnione. „W kulturze masowej Mięso kobiet… albo śmiech na sali. O demokratyzacji sfery intymnej… 59 wszystko zdaje się przeciwieństwem kultury ludzi kulturalnych: ilość — jakości, produkcja — twórczości, materializm — uduchowienia, względy handlowe — estetyki, wulgarność — elegancji, nieuctwo — wiedzy” — pisze Edgar Morin (1965: 14). Ale też, jak zaraz zauważa, a czynią to też inni — to właśnie przecież awangarda kultury pierwsza polubiła kicz, wprowadzając go na salony. Pisuar Marcela Duchampa (Fontanna 1917) i wąsy domalowane na reprodukcji Mony Lisy, opatrzonej podpisem: „Elle a chaud au cul” (Tableau Dada 1920) — to w istocie początek nowoczesnej zgody na zabawy helotów. Czy także miały być szczepionką? Co takiego ma w sobie ta barbarzyńska rozrywka i plebejska kultura (ku której znacz- nie wcześniej zresztą niż w początkach XX w. kierowały już swoją uwagę elity kulturalne i profesjonalni artyści)9, że urzekłszy ongiś wysublimo- wane gusta, kwitnie dzisiaj w postaci masowej, dominując wszelkie inne kulturowe obszary?

Wąsy Mony Lisy

Wybitny historyk i krytyk sztuki Mieczysław Porębski wspomniane awangardowe fascynacje plebejskością wyjaśnia tak: „[…] sztuka przesta- wała być sztuką, czy tylko sztuką, stawała się sprawą społeczno-moral- nego wyboru, decyzji, tak czy inaczej rozumianego uczestnictwa (lub jego odmowy) w rewolucyjnych przeobrażeniach epoki […]” (Porębski 1986: 177). Zwrot ku masom miał więc charakter nie tyle estetyczny, ile ideolo- giczny; akt twórczy włączał się w dyskurs wolnościowy, szedł na służbę, stawał się misją. Dlaczego jednak w swym kontestacyjnym zapale sięgnął właśnie po śmiech i trywialną obsceniczność, sprowadzając Monę Lisę do komicznego wizerunku hermafrodytycznej postaci, na dodatek z gorącą ci…ą? Wydaje się, że nie będzie łatwo pojąć tę subwersję bez odwołania się do rozważań nad istotą ludowego śmiechu i estetyką karnawałowego placu, który przez całe stulecia stanowił drugą, powszechną i popularną (niską) kulturę, będącą w opozycji do tego, co publiczne, oficjalne i uznane za wyższe. Pośród znawców ludowej kultury śmiechu najwybitniejszym jest nie- wątpliwie Michaił Bachtin. Oczywiście, zrelacjonowanie tu całości jego poglądów nie wchodzi w rachubę, ale nie sposób pominąć najważniejszych

9 Upodobanie dla „rozrywki helotów” rejestrujemy już od czasów starożytnych, a jego historię doskonale dokumentuje jeden z najwybitniejszych historyków literatury europej- skiej — Michaił Bachtin, do którego odwołuję się w kolejnej części artykułu. 60 Dobrosława Wężowicz-Ziółkowska

ustaleń, odnoszących się do funkcji i form tego śmiechu, jakie przybierał w bezkrwawej walce z oficjalnością. Zdaniem Bachtina, to właśnie prze- ciwstawianie się i obnażanie względności uznanych, oficjalnych prawd (społecznych, politycznych, moralnych, estetycznych) nieodmiennie stano- wiło bowiem najważniejszą funkcję śmiechu. Czy był to śmiech bożonaro- dzeniowy, czy risus paschalis, czy tylko codzienne zabawy, przepychanki, połajanki, śpiewki i dialogi, śmiechowi zawsze towarzyszyła potrzeba zachowania równowagi, umniejszając to, co wywyższone i wynosząc to, co poniżone. Usytuowany po stronie nieoficjalności, familiarności i prywat- ności śmiech ludowy stanowił vox populi — zbiorową , niezindywidualizo- waną odpowiedź większości na zróżnicowane, autorytarne prawdy domi- nującej mniejszości, narzucającej mu własne prawa i poglądy. Bez względu bowiem na epokę i panujący system, jak twierdzi Bachtin, po stronie oficjal- ności zawsze leżała prawda już gotowa, niezaprzeczalna i obowiązująca, hierarchia i władza, której orężem była śmiertelna powaga, demonstracja siły i mocy. Strukturze tej szczególny wyraz dawały oficjalne święta i inne zachowania kulturowe, wynoszące i oddzielające dominujących od zdo- minowanych. Dominujący, usytuowani na szczycie, niczym bogowie nie- tykalni i decydujący o losach tych wszystkich, którzy byli niżej, stanowiąc wzorzec niedościgniony i przedmiot pożądania, bywali jednak (zwłaszcza w niektórych okresach roku) wyszydzani i sprowadzani na dół, „do par- teru”. A odbywało się to za sprawą śmiechu, żywiołu charakterystycznego dla miejskiego placu i jego kultury. Plac przeciwstawiał wzniosłości przy- ziemność, godnościom — familiarne klepanie po plecach, nienaruszalności — skalanie i zmazę, prawdom nienaruszalnym — „wesołą względność” rzeczy. Czynił to, transponując górę w plan materialno-cielesnego dołu, posługując się obrazami obżarstwa, płodzenia i wydalania, eksponując brzuchy, zady, ekskrementy. „Krwawe bitwy, rozszarpywania, palenia na stosie, masakry, razy, przekleństwa, obelgi” (Bachtin 1975: 311), charak- terystyczne zwłaszcza dla świątecznych form tego śmiechu, wywracały oficjalny świat „na nice”, stanowiąc jego groteskową degradację, tworzyły obraz „świata na opak”. Immanentną własnością kultury popularnej (którą Bachtin nie bez racji nazywa „ludową”, ale nie „chłopską”) jest bowiem zdystansowanie wobec społecznych porządków i głęboka świadomość tymczasowości, nie tylko tymczasowości władzy i hierarchii, lecz także tymczasowości i przygodności życia. Z punktu widzenia tej, jakże rozum- nej, acz trywialnej kultury, wszelkie hierarchie i porządki są nietrwałe, względne i umowne. A roszczenia „góry” (dziś powiedzielibyśmy — cele- brytów) tylko czasowo zasadne. Wesołą względność piękna, władzy, religii, świętości, nawet śmierci, plac miejski bezlitośnie obnaża, „nie pozwala, aby stare stało się nieśmiertelnym” (Bachtin 1975: 311).W plebejskiej kulturze śmiechu sięganie do „bebechów”, eksponowanie płciowości, obżarstwa, Mięso kobiet… albo śmiech na sali. O demokratyzacji sfery intymnej… 61 skatologii, odwołania do materialno-cielsnego dołu, „który nieustannie rodzi nowe” (Bachtin 1975: 311), zdaniem Bachtina, zawsze miało istotną funkcję światopoglądową. Zmierzało do odradzającej, karnawałowej degra- dacji świętości i autorytetów. Nieprzyzwoitości i obelgi, zaklęcia i klątwy, przekręcane na opak święte słowa i mądrości wielkich, czynienie chłopa królem, osła bóstwem, ołtarza stołem biesiadnym i na odwrót — króla bie- dakiem, kardynała głupcem, ascety wszetecznikiem, a wszetecznicy świętą — oto fundamentalna zasada estetyki helotów, wyrażająca ich światopo- gląd. „Wszędzie — w znaczeniu, w obrazie, w brzmieniu sakralnych słów i obrzędów — szukano pięty Achillesowej, by ją wyśmiać; jakiejkolwiek chociażby drobnej cechy pozwalającej na powiązanie ze sferą materialno- -cielesną”, albowiem „wszystko musiało podporządkować się degradują- cej i odnawiającej sile potężnego ambiwalentnego »dołu«” (Bachtin 1975: 162—163). Cel tych zabiegów był zatem głęboki, kosmizujący, chociaż formy dla gustów kształconych (czyli oficjalnych) — niesmaczne, trywialne, odra- żające, zupełnie jak Mona Lisa qui a chaud au cul i wąsy na dodatek. Albo jak pisuar w miejsce fontanny, albo jak „chude szynki dziewczynki”, albo jak Paris Hilton bez majtek i „znane gwiazdy ze szparą… między zębami”. Spychane w cień, lekceważone i unieważniane powagą oficjalności nieofi- cjalne — zmierzając do przywrócenia zachwianej równowagi, czy inaczej, zmierzając do zrównoważenia napięcia aksjologicznego, produkowanego przez warstwy i kultury dominujące — budowało swoją wartość i miejsce na groteskowym zaprzeczaniu, wyśmianiu oficjalnego.

Wnioski (nie bez reszty) końcowe

Analizujący uważnie i z dystansem treści oraz formy kultury masowej, Edgar Morin w Duchu czasu zauważa, że po fazie urzeczenia i oczarowania światem idoli, którym media syciły masy odbiorców, czerpiące z niego nie tylko wzorce postępowania (i wyglądów), lecz także kompleksy, wiodące nieraz do samobójczych śmierci, aktualnie (tekst napisany w 1965 roku) „istnieje również […] coś, co można by nazwać wewnętrznym kryzysem star-system, mitologii gwiazd, czy też — szerzej biorąc — współczesnego Olimpu” (Morin 1965: 189). Tętniący życiem, olśniewający pięknem, kom- fortem i bogactwem Olimp gwiazd zaczyna przybierać w przekazach nieco inne formy. Jednodniówki, bulwarówki, a nawet szanujące się tygodniki i telewizja (w czasach, kiedy Morin pisał Ducha czasu, nie istniały jeszcze cyfrowe tabloidy, typu Pomponik) coraz częściej donoszą o życiowych kata- strofach popularnych ulubieńców widowni. Narkomania, rozwody, mał- 62 Dobrosława Wężowicz-Ziółkowska

żeńskie niedopasowanie, choroby i nieszczęścia bogiń i bogów z wolna zajmują coraz więcej gazetowych stron i coraz więcej antenowego czasu. „Kultura masowa mogłaby to wszystko ukrywać — stwierdza Morin — ale nie może się jednak powstrzymać od tego, aby nie ukazywać w błyskach fleszów rozwodów […], separacji […], wygnania […], kuracji snem […], smutku opuszczonego […], fiaska, jakie spotkało małżeństwo […], bez- granicznej rozpaczy Brigitte. Kultura masowa już kieruje swoje reflektory ku gorzkim strefom dolce vita” (Morin 1965: 181). W produkcji kulturowej wyodrębnia się nowy nurt. Dzisiaj, po 40 z górą latach od tych spostrze- żeń Morina, wyraźnie już widać, iż ten nurt kultury masowej jest bardzo istotnym jej fragmentem. Nowi producenci mass-culture i nowe pokolenie jej odbiorców chciwie i bezwzględnie śledzą gnicie Olimpu, tragedie swo- ich bożyszcz. Paradoksalnie i przerażająco, na ich korzyść działa zresztą samo życie, czyli Olimp, który co rusz podsuwa tabloidom dramatyczne finały (śmierć lady Diany, Michaela Jacksona, Violetty Villas, Amy Wine- house, Whitney Houston) i półfinały (uzależnienia narkotykowo-alkoho- lowe, przemoc, ruina majątkowa, AIDS, przestępstwa, seksafery). Tę listę można by znacznie poszerzyć o inne jeszcze ślady rozkładu „nieśmiertel- nych” — choćby takie właśnie, jak te przywołane w pierwszej części roz- ważań. Tabloidy krzyczą: król jest nagi! I pokazują jego wielki, obwisły brzuch, krzywe nogi, odpadający nos, sztuczne zęby, silikonowe piersi, wypełnione botoksem wargi… materialno-cielesny dół. Kłania się estetyka karnawałowego placu, rozrywka helotów, żywioł ludowego śmiechu. Co oznacza jego ciągła obecność w ponowoczesności, w społeczeństwie począt- ków XXI wieku? Skoro nadal jest aktywny i potrzebny (a sądząc po liczbie odwiedzin stron Plotka, Pomponika, Interii, Onetu, zapotrzebowanie na ten nurt kultury masowej jest olbrzymie), czy świadczy, że wciąż istnieje jakaś, narzucająca własne prawdy i wartości góra, którą musi równoważyć jakiś dół, że istnieje „wysokie” i „niskie”, elita i pospólstwo? Czyżby futu- rystyczna opowieść o nowym człowieku i nasze przekonanie, że żyjemy w bezklasowym, demokratycznym społeczeństwie, były tylko złudzeniem? Odpowiedzi na te pytania jest kilka. Pierwsza, jaką nasuwają rozważa- nia krytyków kultury mas, jest taka, że trywialne upodobania, mocą trady- cji i nawyku, a także uprawomocnienia przez awangardy i nowe ideologie, pozostały w szerokiej i — za sprawą procesów demokratyzacji — złożonej właśnie z „plebsu” publiczności kultury masowej; pozostały i trwają, bo nigdy nie zostały wyrugowane i wyedukowane. Kolejne rewolucje poli- tyczne przekształciły relacje zależności, zniosły hierarchie, ale nie prze- kształciły mas w wymagającą publiczność. Nadal trwają one przy swoich karnawałowych formach, a oparta na kapitalistycznym systemie zysków produkcja masowa celuje w ich wrażliwości i z nich właśnie czerpie zysk, utwierdzając odbiorców w słuszności, czyli dominacji jej gustów. „Począw- Mięso kobiet… albo śmiech na sali. O demokratyzacji sfery intymnej… 63 szy od Rimbauda i Celnika Rousseau — pisze Morin — obserwujemy zbli- żanie ku temu, co było najbardziej pogardzane, uważane za nie-sztukę, do spontanicznych form kultury ulicznej. Dalszy etap tego zbliżenia zawdzię- czamy poetom nadrealistom, którzy zrozumieli i uznali Charlie Chaplina, dla większości intelektualistów tylko wulgarnego błazna. […] Dziś obser- wujemy dalszy postęp tej tendencji…” (Morin 1965: 187). Takie rozstrzyg- nięcie zdaje się mieć wielopłaszczyznowe uzasadnienie, zwłaszcza, kiedy patrzymy na tabloidy z punktu widzenia kształconych i kulturalnych elit. Trawestując sformułowania Postmana, można zatem powiedzieć: teraz plac dominuje i głosi, że jest kulturą. Druga odpowiedź jest nieco trudniejsza do zaakceptowania, ale jednak dostarcza ją materiał badawczy oraz uznane i potwierdzone teorie kul- tury: gdzie śmiech i materialno-cielesny dół, tam działania równoważące rozziew między oficjalnością a nieoficjalnością, między mitami publicz- nego a ludowymi rytami odnawiania kosmosu przez negację i degradację „góry”. Obecność planu materialno-cielesnego w kulturze masowej (szcze- gólnie w jego wymiarze groteskowym i obelżywym), zgodnie z ustaleniami Bachtina, pozwala przyjmować, że nadal jest coś do wyśmiania i zbruka- nia, nadal obowiązuje układ góra — dół, prywatne — publiczne, oficjalne — nieoficjalne, zmieniły się tylko formy podawcze i dostęp do Olimpu. Być może zresztą istota zagadnienia i trafność odpowiedzi tkwi w owym „tylko”, które kiedyś wymagało osobistego zaangażowania w rytuał, a dziś wystarczy chłonąć obrazy poniżenia i upadku bogów bez osobistego zaan- gażowania w to ponowoczesne święto głupców. Oficjalne podlega przez to znacznie większej i mniej odpowiedzialnej krytyce ze strony familiarnego, a śmiech ludowy ma charakter zapośredniczony, przeto nieautentyczny. Jak podkreśla Bachtin, kiedyś śmiech dotyczył wszystkich użytkowników placu, był rzetelny i odpowiedzialny, a mięso pobitej i wyszydzonej ofiary było też „mięsem ofiarnym” Bachtin( 1975: 301—302). I mimo pozostawania ze sobą w bliskiej zależności, obie sfery — oficjalna i nieoficjalna — nigdy się nie mieszały. Twórcze akty Rimbauda, Duchampa, Picabii, Jasieńskiego, a po nich kultura masowa dokonały transgresji; nie tylko przekroczyły gra- nice, lecz także je zatarły, łącząc w jednym to, co zawsze było izolowane, jak sacrum i profanum. Im bardziej obie sfery się do siebie zbliżają, tym trudniejsze i bardziej zabójcze stają się stosunki między nimi, idea trans- cendentnej ich natury się wytraca, a świat człowieka ulega aksjologicznemu rozmyciu. Wydaje się, że na tym etapie właśnie jesteśmy — już nie wiemy, co publiczne, a co prywatne, co oficjalne, a co intymne. Śmiech tabloidów być może głosi więc kres sfery publicznej, ale czy równoważy jej władzę? Działania awangardy, jak sama twierdziła, miały być szczepionką; po upły- wie wieku i analizie stanu kultury dzisiaj zdają się istnym „pocałunkiem Almanzora”. 64 Dobrosława Wężowicz-Ziółkowska

Aneks

Do narodu polskiego Manifest w sprawie natychmiastowej futuryzacji życia

Ogłaszamy za St. Brzozowskim wielką wyprzedaż starych rupieci. Sprzedaje się za pół darmo stare tradycja, kategorie, przyzwyczajenia, malowanki i fetysze. Wielkie ogólnonarodowe panopticum na Wawelu. Będziemy zwozić taczkami z placów, skwerów i ulic nieświeże mumie mickiewiczów i słowackich. Czas opróżnić postumenty, oczyścić place, przygotować miejsca tym, któ- rzy idą. Podkreślamy trzy zasadnicze momenty życia współczesnego: maszynę, demokrację i tłum. […] Człowiek nowoczesny, 3/4 energii którego pochłania praca fachowa, potrzebuje moc- nego i zdrowego pokarmu, nowych, ostrych, syntetycznych wrażeń. Tych wrażeń może mu obecnie dostarczyć jedynie sztuka. Sztuka winna być sokiem i radością życia, a nie jego płaczką ani pocieszycielką. Zrywamy raz na zawsze z fikcjami tzw. „czystej sztuki”, „sztuki dla sztuki”, „sztuki dla absolutu”. Sztuka musi być jedynie i przede wszystkim ludzką, tj. dla ludzi, masową, demokratyczną i powszechną. Artyści na ulicę! Sztuka musi być niespodzianą, wszechprzenikającą i z nóg walącą. […] Potop cudowności i niespodzianek. Nonsensy tańczące po ulicach. Sztuka — tłumem. Każdy może być artystą. Scena się przekręca. Trzeba zmienić dekoracje. Obrazy jako ściany poszczególnych gmachów. Domy wielościenne, kuliste i stożkowate. Orkiestra gra marsza. Ludzie chcą chodzić do taktu. Wzywamy wszystkich rzemieślników, krawców, szewców, kuśnierzy, fryzjerów do tworze- nia nowych, nigdy nie widzianych strojów, fryzur i kostiumów. Wzywamy techników, inżynierów, chemików do odkrywania nowych, niebywałych wyna- lazków. Technika jest tak samo sztuką jak malarstwo, rzeźba i architektura. Dobra maszyna jest wzorem i szczytem dzieła sztuki przez doskonałe połączenie ekono- miczności, celowości i dynamiki. Aparat telegraficzny Morsego jest 1000 razy większym arcydziełem sztuki niż „Don Juan” Byrona. Rozróżniamy spomiędzy dzieł sztuki architektonicznej, plastycznej i technicznej — KOBIETĘ — jako doskonałą maszynę rozrodczą. Kobieta jest siłą nieobliczalną i nie wyzyskaną przez swój wpływ niebywały. Domagamy się bezwzględnego równouprawnienia kobiet we wszystkich dziedzinach życia prywat- nego i publicznego. Przede wszystkim równouprawnienia w stosunkach erotycznych i rodzinnych. Jako jedyna skuteczna walka z beztwórczością — zgodny, zorganizowany sabotaż star- czej literatury i sztuki. Niechodzenie do teatrów, niekupowanie książek, nieczytanie czasopism itd. itd. itd. My, futuryści, pierwsi wyciągamy rękę braterstwa do „ludzi nowych”. Oni będą tym zdrowym, odżywczym sokiem, który odświeży starą, wyradzającą się rasę ludzi wczo- rajszych, tą bolesną konieczną szczepionką, którą wielki kataklizm dziejowy zaszczepił całej rozkładającej się i zaczynającej już cuchnąć Europie przedwojennej. Los przeżył się i umarł. Każdy odtąd może stać się twórcą własnego życia i życia ogólnego. Mięso kobiet… albo śmiech na sali. O demokratyzacji sfery intymnej… 65

Odrzucamy parasole, kapelusze, meloniki, będziemy chodzić z odkrytą głową. Szyje gołe. Trzeba, aby każdy jak najszybciej się opalił. Domy budować należy ze ścianami szklanymi od południa. Jasieński 1969b: 209—214

Literatura

Bachtin M., 1975: Twórczość Franciszka Rabelais’go a kultura ludowa średniowiecza i renesansu. Kraków. Baudrillard J., 2006: Społeczeństwo konsumpcyjne. Jego mity i struktury. Warszawa. Bauman Z., 2009: Konsumowanie życia. Kraków. Giddens A., 2007: Przemiany intymności. Seksualność, miłość i erotyzm we współczesnych społe- czeństwach. Warszawa. http://pl.wikipedia.org/wiki/Futuryzm [data dostępu: 10 listopada 2011]. Hutnikiewicz A., 1976: Od czystej formy do literatury faktu. Warszawa. Jasieński B., 1921: Nuż w bżuhu. 2 jednodńuwka futurystów. Wydanie nadzwyczajne. Kraków. Jasieński B., 1957: Bal manekinów. Przeł. A. Stern. „Dialog”, nr 6. Jasieński B., 1969a: But w butonierce. W: Lam A.: Polska awangarda poetycka. Antologia. Kraków. Jasieński B., 1969b: Do narodu polskiego… W: Lam A.: Polska awangarda poetycka. Antologia. Kraków. Jasieński B., 1969c: Futuryzm polski [bilans]. W: Lam A.: Polska awangarda poetycka. Antologia. Kraków. Kozłowski T., 2011: W stronę mikro-narracji. Ewolucja popkultury a dobór memetyczny. W: Wężo- wicz-Ziółkowska D., red.: „Teksty z Ulicy. Zeszyt memetyczny”, nr 13. Katowice. Macdonald D., 2002: Teoria kultury masowej. W: Kultura masowa. Wyb. i tłum. C. Miłosz, Kraków. McLuhan M., 2001: Mechaniczna panna młoda. W: McLuhan: Wybór tekstów. Poznań. Miczka T., 2009: Futuryzm po futuryzmie. O „komunikacji uczestniczącej” jako dominującym kie- runku w rozwoju sztuki współczesnej. http://www.facebook.com/FreeKosmopolitania Morin E., 1965: Duch czasu. Kraków. Porębski M., 1986: Sztuka i informacja. Kraków. Postman N., 1995: Technopol. Triumf techniki nad kulturą. Warszawa. Postman N., 2002: Zabawić się na śmierć. Dyskurs publiczny w epoce show-bussinesu. Warszawa. Sennett R., 2009: Upadek człowieka publicznego. Warszawa. Szlendak T., Kozłowski T., 2008: Naga małpa przed telewizorem. Popkultura w świetle psychologii ewolucyjnej. Warszawa. Wężowicz-Ziółkowska D., 2008: Wstyd a władza (paradygmatów). W: Kosowska E., Kury- lenka G., Gomóła A., red.: Wstyd w kulturze 2. Kolokwia polsko-białoruskie. Katowice. 66 Dobrosława Wężowicz-Ziółkowska

Dobrosława Wężowicz-Ziółkowska

Women’s flash…or a whole room roaring with laughter On the democratization of an intimate sphere in the media

Summar y

The article makes an attempt to analyse the modern democratization of an intimate life in the media, combining it with the question on its cultural sources and consequences. According to the author, the beginnings of the very process should be looked for in the early avant-garde of the 20th century which overcame an ever-lasting contempt for a popular culture raising its aesthetic tastes to the level of formality in artistic works by Duchamp, Rimbaud, Jasieński, and Picabia. The secularization and democratization of societies after 1905 did the rest, and hence, the popular culture and its authors became both the style dictators and the main audience of the mass culture, fulfilling somehow the assumptions of the avant-garde. A specific quality of the popular/common/plebeian culture has always been equalizing the pressure between the formal and the informal through ritual forms of laughter that included a consecrating, restoring and eliminating aspect of the sphere of a social axiology, overstrained by the public nature of power according to the hoi polloi. The author follows its postmodern characters, especially visible in tabloids, putting forward a hypothesis that its functions were blurred by the mass culture. Because of that, the pub- lic mixes up with the private, the formal with the informal, and former forms of laughter, though, exist in the images of a material and bodily hoi polloi, lose their worldview func- tions, contributing to the loss of transcendent values of culture whom they always served. Key words: privacy, intimacy, popular culture, tabloid

Dobrosława Wężowicz-Ziółkowska

Frauenfleisch… oder: dass ich nicht lache! Zu Demokratisierung der intimen Sphäre in Medien

Zusammenfassung

Der vorliegende Artikel versucht, die heutzutage beobachtete Demokratisierung des intimen Lebens in Massenmedien zu untersuchen und deren Ursachen und Folgen zu erkennen. Der Prozess hat — so die Verfasserin — in der frühen Avantgarde des 20.Jhs angefangen, als dank der künstlerischen Tätigkeit von Duchamp, Rimbaud, Jasieński und Picabia die ewig verachtete populäre Kultur mit deren ästhetischen Geschmack zur offiziel- len Kultur wurde. Die Säkularisierung und Demokratisierung der Gesellschaften nach 1905 trugen auch dazu bei, dass populäre Kultur und deren Künstler sowohl die Stilschöpfer wie auch die Hauptrezipienten der Massenkultur wurden; so dass sie gewissermaßen die Richtlinien der Avantgarde realisierten. Das spezifische Element der populären/kitschi- gen/plebejischen Kultur war die Ausgleichung der Anspannung zwischen dem Offiziel- len und dem Inoffiziellen. Das wurde durch rituelle Formen des Lachens erreicht, das die Anspannungen in der Sphäre der gesellschaftlichen, (nach der „Unterschicht“) durch öffentlichen Charakter der Macht strapazierten Axiologie nivellieren sollte. Die Verfasserin Mięso kobiet… albo śmiech na sali. O demokratyzacji sfery intymnej… 67 erforscht postmoderne, besonders in Boulevardzeitungen deutlich zum Vorschein kom- mende Formen des Lachens und stellt die These auf, dass das Lachen zwar immer noch auftritt, doch seine Funktionen wurden durch Massenkultur ganz verschwommen. Die Massenkultur verursacht, dass das Öffentliche mit dem Privaten, das Offizielle mit dem Inoffiziellen vermischt werden; frühere Formen des Volkslachens verlieren ihre weltans- chaulichen Funktionen und tragen damit zum Abhandenkommen der transzendentalen Werte der Kultur bei. Schlüsselwörter: Privatsphäre, Intimität, populäre Kultur, Boulevardzeitung Rozdział piąty

„O pomoc wołam, pani redaktor ” O pewnym typie telewizyjnych programów interwencyjnych

Jacek Skorus Panorama TVP 2

Wielu obserwatorów dzisiejszych mediów określa kulturę przez nie pokazywaną i promowaną jako celebrycką. Wszyscy mamy poczucie, że te „sławy”, „znakomitości” — bo tak należy tłumaczyć ten angielski ter- min, są całkowicie pozorne, sztuczne, wykreowane, ale w jakiś sposób cieszą się ogromnym zainteresowaniem. Ich wpadki, rozebrane zdjęcia, miłostki i rozstania, problemy zdrowotne na Pudelku, Nocoty czy innych portalach plotkarskich są wydarzeniami. Podobnie politycy coraz bar- dziej stają się celebrytami, tabloidalne media zmuszają ich do odkrywania najbardziej osobistych i kompromitujących spraw. Wiele sami kreują, co trzeba stanowczo podkreślić — wystarczy przypomnieć w tym miejscu love story byłego premiera Kazimierza Marcinkiewicza i jego wybranki Iza- bel. Takimi przykładami czynnego w polityce celebryty mogą być Ryszard Kalisz czy Janusz Palikot. W świecie polityki, środowiskach serialowych aktorów czy estradowych artystów te zjawiska spowszedniały tak bar- dzo, że nie ma sensu się nimi zajmować — są niejako naturalne. Może zdumiewać, że całe ich życie jest wystawione na widok publiczny, często bez względu na koszty — ze strony widowni towarzyszy temu uczucie schadenfreude, radości z cudzego nieszczęścia, ale nie należy się tu doszu- kiwać głębszego sensu. Warto jednak przyjrzeć się innemu aspektowi odsłaniania swoich intym- nych, osobistych spraw w mediach. Przykłady, które chciałem omówić, ukazały się w ciągu kilku miesięcy 2011 roku w programie informacyjnym TVP 2 Panorama, a autorką omawianych materiałów dziennikarskich jest redaktor Anna Morawska. Bohaterowie jej felietonów to ludzie skromni, biedni, dotknięci chorobą, jakimś nieszczęściem, często z tzw. marginesu „O pomoc wołam, pani redaktor”… 69 społecznego, którzy decydują się opowiedzieć o dramatycznych, sytuacjach dotąd nieujawnianych w programie newsowym, gdzie relacja trwa przecięt- nie 2—2,5 minuty. Czas trwania programu jest tu ważny, o wiele łatwiej „otworzyć” człowieka w ciągu wielu dni realizacji reportażu czy filmu dokumentalnego niż w ciągu godziny czy dwóch, bo zaledwie tyle trwa przygotowanie materiału newsowego. Warto zwrócić uwagę na kilka aspek- tów tego odsłaniania intymności w serwisie informacyjnym — zastanowić się nad przyczynami tego, że bohaterowie pokazywanych materiałów chcą mówić o sobie, oraz nad środkami warsztatowymi, filmowymi i narracyj- nymi, jakie w takich przypadkach stosują dziennikarze telewizyjni, aby osiągnąć zamierzony efekt. Zawsze jest to bowiem kreacja, nigdy zaś tylko zapis dokumentalny; wiążą się z tym także istotne kwestie etyczne1. Zastanawiając się nad powodami, dla których pokazywani bohatero- wie chcą ujawniać swoje dramaty, można wskazać przede wszystkim dwie kategorie: ■■ spowiedź i katharsis, ■■ wołanie o pomoc. Katharsis (z greki ‘oczyszczenie’) to jedna z podstawowych cech tra- gedii, zwłaszcza antycznej (Arystoteles 2008: rozdział VI). Celem sztuki w teatrze antycznym było wzbudzenie u widza litości i trwogi, aby w ten sposób oczyścić jego umysł z tych uczuć. Odbiorca, odczuwając litość i trwogę, bunt i cierpienie, dociera do zrozumienia tajemnicy losu, pogodze- nia się z nim, akceptacji zbiorowej mądrości i doświadczenia społecznego. We współczesnej psychologii mechanizm ten, dzięki pracom Josefa Breu- era i Siegmunda Freuda (tzw. terapia katartyczna) powstałym w oparciu o psychoanalizę Anny O. (właściwie Bertha Pappenheim), podczas której zajęli się zwalczaniem trapiącej ją „zarazy” (histerii), okazuje się skuteczny. Dzięki tropieniu i wypowiedzeniu prawdy (Freud i Breuer odwoływali się do Króla Edypa Sofoklesa), udaje się uwolnić pacjenta od cierpienia — odreagowuje on zablokowane napięcia, stłumione emocje, skrywane myśli i wyobrażenia. Przyczyną problemów są często traumatyczne przeżycia z dzieciństwa, które podlegały restrykcyjnej kontroli mechanizmów obron- nych, ego lub — co ważne — kontroli społecznej (Stachowski 2000). Kat- harsis to także oczyszczenie duszy za pomocą doznania artystycznego, sztuki. Uwolnieniu podlegają przede wszystkim kompleksy psychiczne, które wpływały destrukcyjnie na osobowość, świadomość. O ile jednak w tragedii antycznej katharsis dokonywało się w przestrzeni teatralnej, przy

1 Podczas konwersatorium Osobiste — prywatne — intymne w przestrzeni publicznej (17 listopada 2011) red. Anna Morawska z Panoramy prezentowała na ekranie omawiane przy- kłady, projekcję wzbogacając opowiadaniem o kulisach ich realizacji, co trudno oddać w krótkim artykule; pokaz spotkał się z dużym zainteresowaniem i żywą reakcją uczest- ników. W dalszej części artykułu niektóre przykłady zostaną szerzej omówione. 70 Jacek Skorus

współudziale stosunkowo nielicznej widowni, to w przypadku „wyznania” w serwisach informacyjnych mamy do czynienia z ogromnym audytorium, choć ten, który „wyznaje”, rzadko zdaje sobie z tego sprawę i rzadko się nad tym zastanawia. Spowiedź to jeden z najważniejszych w tradycji chrześcijańskiej (zarówno u katolików, jak i anglikanów oraz prawosławnych) sakramen- tów — sakrament pokuty i pojednania. Polega na wyznaniu przez wier- nego, zwanego „penitentem”, grzechów duchownemu (spowiednikowi). Katechizm określa ją jako sakrament, w którym Pan Jezus ustami kapłana odpuszcza nam grzechy po chrzcie popełnione (Katechizm Kościoła Katolickiego 1994: rozdział II, art. 4, 1422—1424, 1430—1432). Najważniejszą częścią spowiedzi jest wyznanie grzechów i otrzymanie rozgrzeszenia. Odbywa się w konfesjonale (z łaciny confesio — ‘wyznanie’), co ma zapew- nić intymność, tajemnicę spowiedzi. Jest to niezwykle ważne, tajemnica spowiedzi jest niezłomna. Żeby spowiedź była skuteczna, musi najpierw zaistnieć rachunek sumienia, później żal za grzechy (skrucha), postano- wienie poprawy, szczera spowiedź i zadośćuczynienie za grzechy Panu Bogu i bliźniemu. Tajemnicę spowiedzi przestrzega się w sposób abso- lutny, a kapłan wobec penitenta musi się zachować tak, jakby spowiedzi w ogóle nie było. Podstawę sakramentu stanowi Ewangelia Jana, w której Jezus nadaje uczniom władzę odpuszczania i zatrzymywania grzechów. W programach telewizyjnych — czy to będą widowiska typu talk show, reportaże, czy serwisy informacyjne — mamy oczywiście do czynienia z czymś w rodzaju „spowiedzi”, to bardzo specyficzne ujawnienie „zła”. Różnica jest zasadnicza — telewizyjne „wyznania” nie są czynione w tajem- nicy, wręcz przeciwnie — publicznie, przywodzą raczej na myśl zrzuce- nie jakiegoś ciężaru, czasami są po prostu próbą zaistnienia, ogrzania się w blasku „swojego kwadransa sławy”. Drugą kategorię powodów, dla których ludzie ujawniają najintymniej- sze sprawy w wiadomościach, jest wołanie o pomoc. Ma to w polskich (i nie tylko) mediach wieloletnią tradycję, liczba programów interwencyjnych, ich popularność pokazują, że często telewizja to ostatnia deska ratunku w walce o zdrowie, godność, swoje prawa. W takim przypadku ujawnienie pry- watności, często intymnych problemów, ma jednak cel bardziej utylitarny, łatwiej nam zrozumieć motywy, jakimi kierują się bohaterowie programów. Przykładami ilustrującymi kategorię spowiedzi i katharsis były historie: ■■ rodziny Żaków ze Szczecinka, w której ojciec Zbigniew Żak pił i bił całą rodzinę, bo… nie potrafił zarobić na utrzymanie dziesięciorga dzieci, próbował popełnić samobójstwo, trafił na terapię w ośrodku dla spraw- ców przemocy w rodzinie. Wreszcie nastąpił wstrząs, przełom — bohater materiału podjął leczenie, starał się odbudować swoje życie, a swoiste wyznanie winy służyło jego terapii. „O pomoc wołam, pani redaktor”… 71

■■ młodej kobiety z Łodzi, która żyje, bo inna młoda kobieta przeczytała jej wpis na portalu i uznała, że nie może zlekceważyć zdania: „[…] połknę- łam garść tabletek, chcę przestać istnieć”. Zawiadomiła policję, która zidentyfikowała komputer, ustaliła adres i udało się w ostatniej chwili uratować nieprzytomną internautkę. W tle dramatu kryła się głęboka depresja, choroba ciągle w Polsce wstydliwa. ■■ Łukasza, który jest „chłopakiem do wynajęcia”, może być partnerem dziewczyny na studniówce czy weselu, ale jeśli zdarzy się coś więcej, to kto wie — wyznaje bez skrępowania przed kamerą i mówi o stawkach, jakie bierze za usługę. Przykładami ilustrującymi kategorię wołania o pomoc były felietony opowiadające o: ■■ samotnym, umierającym na raka ojcu, który szuka dla trójki dzieci rodziny zastępczej. Jan Szweda z Bydgoszczy jest dobrym, kochającym rodzicem; cała rodzina żyje w biedzie, ale jest bardzo ze sobą związana, młodsze rodzeństwo opiekuje się najstarszym, czternastoletnim Nor- bertem, który ma zespół Downa. Dzieci dobrze się uczą, są zadbane, niestety — jeśli nie znajdzie się dla nich rodzina zastępcza po śmierci ojca, któremu zostały tylko tygodnie życia, zostaną rozdzielone. Po kilku tygodniach reporterka wraca do dramatu rodziny Szwedów — udaje się znaleźć rodzinę zastępczą, którą akceptują dzieci i ich ojciec. Po raz trzeci kamera Panoramy pokazuje sytuację rodziny już po śmierci Jana — dzieci są w rodzinie zastępczej razem, starają się budować nowe życie. ■■ dramatycznej sytuacji rodziny Górników poszkodowanej w powodzi. Wzięli sześć tysięcy kredytu, żeby wyremontować zalane mieszkanie na wrocławskim Kozanowie. Niestety, małżonkowie stracili pracę, rosły odsetki, których nie byli w stanie spłacać, pojawił się komornik. Po zablo- kowaniu przez bank (bezprawnie) świadczeń ZUS-owskich rodzina zna- lazła się w tragicznej sytuacji, ojciec dostał wylewu, matka poroniła. Po ukazaniu się materiału w Panoramie bank odblokował konto niesłusznie zajęte przez komornika, a Krajowa Rada Komornicza zdecydowała się pomóc bohaterom reportażu, o czym Anna Morawska poinformowała w kolejnym programie. ■■ niezwykłej historii chorej na białaczkę Pauliny, która ma rzadką grupę krwi i trudno znaleźć dla niej dawcę szpiku. Paulina miała brać ślub w Dąbrowie Górniczej, ale bez transfuzji było to niemożliwe. Po poka- zaniu jej historii w Panoramie znalazła się osoba z poszukiwaną grupą krwi, bohaterka wzięła ślub i oczekuje na przeszczep szpiku. ■■ szesnastoletnim Sebastianie, który wpadł w szał i pobił rodziców, bo wyłączyli mu Internet, w którym „przebywał” przez kilkanaście godzin bez przerwy. Ojciec chłopca mówi o tym przed kamerą, zrozpaczony i zdezorientowany — rodzice nie potrafią sobie z taką sytuacją poradzić. 72 Jacek Skorus

Jest to pretekstem do rozmowy ze specjalistami od uzależnień, którzy proponują pewne rozwiązania. Realizacja tego rodzaju mocnych, dramatycznych materiałów dzienni- karskich stawia przed autorem, ale i całą redakcją, wiele trudnych proble- mów. W sferze warsztatu dziennikarskiego kluczowa jest kwestia „smaku” — jak pokazać tak tragiczne, intymne sprawy i wyznania, by z jednej strony zainteresować widza (musi to być więc udramatyzowane), z drugiej — uszanować godność, prawo do ochrony wizerunku bohatera (zwłaszcza dziecka, którego dobro jest w polskim prawie chronione w sposób szcze- gólny). Inaczej — na co sobie można pozwolić w telewizji? To bardzo trudne pytanie i nie ma na nie jednej odpowiedzi. Obnażyć zbrodniarza? Tak! Obnażyć ofiarę? Nie! Bywa jednak, że trudno znaleźć czytelną granicę, jest tu obecne nieustanne napięcie między charakterystyczną dla współ- czesnej kultury „estetyzacją codzienności” a ukazaniem „prawdy”, jak by jej nie nazwać. W przypadku materiałów Panoramy, które zostały zaprezentowane w trakcie konwersatorium Osobiste — prywatne — intymne w przestrzeni publicznej, mamy do czynienia z kilkoma niezwykle istotnymi czynnikami wpływającymi na ich społeczny odbiór. Spróbujmy je przybliżyć. Po pierwsze — ważny jest kontekst, osadzenie takich materiałów w strumieniu innych informacji, szeroki horyzont denotacji i konotacji — społeczny, polityczny, językowy, obrazowy, psychologiczny i faktogra- ficzny. Dla przykładu — mocna, dramatyczna informacja filmowa poprze- dzająca dany temat w szpiglu wzmacnia jego zapamiętanie; jeśli następuje po nim, może osłabiać jego wymowę, wypierać z pamięci. Po drugie — ważna jest multimodalność informacji telewizyjnych. Swoją rolę w odbiorze mają obraz, dźwięk, grafika, efekty, muzyka. Ich wzajemne relacje, montaż, wreszcie technologia, jaka za tym stoi, nie pozostają bez wpływu na wymowę danego tematu. Na manipulacje technologiczne (bez których nie da się opowiedzieć złożonej rzeczywistości w dwie minuty) nakłada się cała etyczna, ale i polityczna rola telewizji z jej złożoną struk- turą, postępującą komercjalizacją, wymuszającą upraszczanie i dramatyzo- wanie wszystkiego w poszukiwaniu oglądalności, za którą idą pieniądze. Po trzecie — ważne wydają się pytania: czy media (a zwłaszcza tele- wizja) umacniają naszą ludzką predyspozycję do współczucia i zaangażo- wania w sytuacje odległych „innych”, czy może przyczyniają się, poprzez masowość i multiplikację przekazów, do znużenia i zobojętnienia widowni? Inaczej mówiąc: czy obraz cierpienia może pobudzać do działania? Jeśli tak, to kogo i z jakim skutkiem? A może cierpienie w swojej „masie” zobojętnia, nie ma dla widza znaczenia (na zasadzie: znów „ściana płaczu”)? Po czwarte — warto zastanowić się nad czysto filmową stroną realiza- cji tego rodzaju tematów — zastosowanie zbliżeń, odpowiednich ruchów „O pomoc wołam, pani redaktor”… 73 kamery, oświetlenia, montażu; wszystko to są techniki wysoce manipula- cyjne, które jednak mogą służyć dobru! Mogą także szkodzić. Gdzie leży granica? To codzienny dylemat reporterów i wydawców, za każdym razem rozwiązywany na nowo; tu nie ma żelaznych reguł, są tylko ogólne stan- dardy kodeksów etycznych poszczególnych nadawców. Wymowny jest tu paradoks Kevina Robinsa, który mówi o tzw. intym- nym dystansie (intimate detachment) — telewizja stara się tworzyć poczu- cie bliskości, ale w rzeczywistości sprzyja oddaleniu. Technologia utrzy- muje ludzi w złudzeniu, że uczestniczą w życiu publicznym, podczas gdy naprawdę „cofają się w słuchaniu i patrzeniu” (Adorno 1990: 270). Tech- nologia „sterylizuje” rzeczywistość, „pozbawia prawdziwe życie nama- calnych wrażeń, odzierając zapośredniczone cierpienie z jego nieodpartej fizyczności i spychając je do świata pikselowej fikcji” (Chouliaraki 2008: 309). Źle użyta technologia zaburza więc autentyzm, a łączność z cierpie- niem jest zakłócana poprzez domowe warunki oglądania (na zasadzie: „jaka piękna katastrofa”, cytując Greka Zorbę). Media dostarczają tym samym perwersyjnej przyjemności ekshibicjonizmu. Ważne są tu trzy aspekty gatunku, jakim są wiadomości telewizyjne: ■■ sposób prezentacji tekstu wiadomości (prezenter, obraz, głos, miejsce w szpiglu); ■■ zgodność werbalno-wizualna (redundancja audio-wideo może przybie- rać różne formy — obraz może wzmacniać słowa, słowa mogą wzmac- niać obraz, obie ścieżki mogą być wobec siebie kontrapunktem itd.2), która jest kluczowym warunkiem spójności komunikatu; ■■ wartość estetyczna tekstu wiadomości, która jest rezultatem użycia środ- ków językowych, retorycznych, ikonicznych wiązanych w procesie mon- tażu w jedność semantyczną. W rezultacie, jak zauważa Lilie Chouliaraki, mamy do czynienia z trzema rodzajami realizmu: ■■ realizmem percepcyjnym, opierającym się na fizjologii widzenia, przy- wołującej namacalną rzeczywistość faktów, które przecież widać! ■■ realizmem kategorycznym, przejawiającym się w rzeczywistości uczuć — decydują tu nie tyle fakty, ile emocje, które one wywołują; ■■ realizmem ideologicznym, odwołującym się do głęboko zakorzenionych przekonań widza na temat tego, jak wygląda czy też powinien wyglą- dać świat. Wyróżnione przez L. Chouliaraki rodzaje realizmu są formami reali- zmu psychologicznego, „rodzaju wiedzy o świecie odwołującego się do naszej wrażliwości emocjonalnej i moralnej, nie zaś naszego poszukiwania

2 Szerzej piszę o tym w mojej dysertacji doktorskiej Retoryka informacji. Mechanizmy perswazji w informacji telewizyjnej, przygotowanej pod kierunkiem prof. Jacka Warchali na Uniwersytecie Śląskim, tekst niepublikowany, s. 276—285. 74 Jacek Skorus

faktów” (Chouliaraki 2008: 318). Niestety, z moich ponad trzydziestolet- nich doświadczeń reportera, wydawcy i szefa redakcji informacyjnych TVP wynika, że zdecydowana większość dziennikarzy (wszystkich mediów, nie tylko stacji telewizyjnych) nie ma świadomości tych mechanizmów, stąd stale pojawiające się przypadki przekraczania granic przyzwoitości, naru- szania „nienaruszalnych”, wydawałoby się, tabu. Ostatnim drastycznym przykładem była sprawa Madzi z Sosnowca; jej tragedia stała się wręcz medialnym serialem, w którym pojawiły się wszystkie elementy „trój- kąta dramatycznego” — ofiara (półroczna Madzia), zbrodniarz (wyrodna matka) i wybawca (detektyw Rutkowski) — niestety, bez żadnych moral- nych i etycznych hamulców (opublikowanie nagrania z prowokacji detek- tywa). Ujawniła się przy tej sprawie cała naskórkowość, powierzchow- ność współczesnych mediów masowych, których jedynym celem jest cel ekonomiczny, a droga do jego realizacji wiedzie przez bezwzględną walkę o widza. Fetyszyzacja ratingu, który staje się jedynym kryterium oceny programu, powoduje, że decyzje nadawcy o tym, „co ważne społecznie”, przesuwają się w stronę: „chcą to oglądać”, więc im to dajmy. Panorama zalicza się do grupy programów, w których ciągle obecna jest dbałość o standardy etyczne i zawodowe, potwierdzają to liczne badania trackingowe — widzowie mają do tego serwisu zaufanie. Wymaga to jednak stałej troski o podnoszenie poziomu warsztatowego reporterów, szkoleń i wypracowania w zespole swoistego hamulca powstrzymującego przed pójściem w stronę nadmiernej sensacji, bez względu na wyniki telemetrii. W szerszej skali istnieje potrzeba zmian w metodach kształcenia dzien- nikarzy oraz dobrej edukacji medialnej w szkole, której obecnie nie ma w programach nauczania.

Literatura

Adorno T.W., 1990: Telewizja jako ideologia. W: Sztuka i sztuki. Wybór esejów. Warszawa. Arystoteles, 2008: Retoryka. Retoryka dla Aleksandra. Poetyka. Warszawa. Chouliaraki L., 2008: W stronę analityki mediacji. W: Duszak A., Fairclough N., red.: Krytyczna analiza dyskursu. Kraków. Katechizm Kościoła Katolickiego, 1994. Pallotinum. Skorus J., 2011: Retoryka informacji. Mechanizmy perswazji w informacji telewizyjnej, praca dok- torska, Uniwersytet Śląski, Katowice [komputeropis]. Stachowski R., 2000: Historia współczesnej myśli psychologicznej od Wundta do czasów współczes- nych. Warszawa. „O pomoc wołam, pani redaktor”… 75

Jacek Skorus “Dear Ms. Reporter, I call for your help” On certain types of intervention television programmes

Summar y

The author looks at a different aspect of revealing one’s own intimate and personal business than the one ingrained in the celebrity culture in the media. The examples under analysis were published within the scope of several months in 2011 in Panorama, an informa- tive programme of the TVP 2, them being journalist materials edited by Anna Morawska. The characters of these features are modest, poor, ill, and unhappy people often from the so called social margin that decide to tell a story of their dramatic, traumatic and hidden experiences in a news programme where the duration time ranges usually from 2 to 2.5 minutes on average. The duration time is important here because it is easier to “open” somebody after a few days of making a reportage or a documentary than an hour or two as it is what the making of the news material takes. The article raises such issues as the reasons that make the material characters talk about themselves (the author points to two main things, namely confession and catharsis, as well as call for help), and workshop, film and narration tools used in such cases by tel- evision journalists in order to reach the aim. It is always a creation and never just a docu- mentary record, and it is also a matter of ethics. Key words: revealing privacy, intervention journalism

Jacek Skorus „Frau Redakteurin, ich rufe um Hilfe” Zu bestimmten Typen der Fernsehinterventionssendungen

Zusammenfassung

In seinem Artikel untersucht der Verfasser andere Beweggründe für die Offenbarung seiner eigenen intimen Sachen in Massenmedien, als es bei der Kultur der Promis der Fall ist. Die hier angebrachten Beispiele stammen aus der binnen einiger Monate des Jahres 2011 ausgestrahlten TV-Nachrichtensendung TVP Panorama,2 deren Urheberin die Redakteurin Anna Morawska ist. Die Helden von ihren Feuilletons sind bescheidene, arme, von einer Krankheit befallene, von einem Unglück betroffene und häufig den sog. sozialen Randgrup- pen gehörenden Menschen, die sich entschieden haben, von ihren dramatischen, geheimen Problemen in den ca. 2—2,5 Minuten dauernden News zu erzählen. Die Laufzeit der Sen- dung ist hier sehr wichtig — es ist zwar viel leichter einem Menschen seine Bekenntnisse innerhalb von mehreren Tagen (Realisation der Reportage oder des Dokumentarfilms), als während einer oder zwei Stunden (Nachrichtenerstellung) herauszuziehen. Der Verfasser berührt auch andere Themen: die Ursachen dafür, dass sich die Helden bei jemandem aussprechen wollen (er weist auf zwei Hauptgründe hin: Beichte u. Kat- harsis und Hilferuf); die von den Fernsehjournalisten angewandten und dem Erreichen des beabsichtigten Zwecks dienenden professionellen Mittel. Oben genannte Sendung ist zwar nie lediglich eine Dokumentaraufzeichnung; sie ist immer eine Darbietung, mit der wichtige ethische Fragen einhergehen. Schlüsselwörter: Privatsphäre, Enthüllung der Privatsphäre, Interventionsjournalismus Rozdział szósty

Prywatność opublikowana? O dialogowym kształcie gatunków prasowych

Magdalena Ślawska Wydział Nauk Społecznych Instytut Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Zakład Dziennikarstwa

„Intymność uczuć, odczuć, słów i gestów rezerwujemy jedynie dla tych, którzy z jakichś racji są nam bardzo bliscy, a tego rodzaju relacje zawsze mają charakter prywatny. Problemem pozostaje zatem takie zdefiniowanie powściągliwości i prywatności, które pozwoli ludziom działać w sferze publicznej bez obaw o narażanie się na zarzut zbytniej skrytości z jednej i zbytniej wylewności z drugiej strony. […] Problem ten dodatkowo inten- syfikują współczesne technologie komunikacyjne umożliwiające nawiązy- wanie relacji między ludźmi przekraczające bariery przestrzeni i czasu” (Chyrowicz 2009: 7). Jak przedstawić prywatne, intymne relacje w wersji opublikowanej? Jaki wpływ ma taki sposób pokazywania relacji nadawczo- -odbiorczych na współczesne gatunki prasowe? Na te pytania odpowiedź dadzą przykłady konkretnych realizacji gatunkowych we współczesnej prasie. Współczesne media, które bardzo często opierają się na „kulturze obnażania” (Mc Nair 2004)1, przyzwyczaiły swoich odbiorców do epa- towania prywatnością, intymnością2. Osoby znane często za cenę utrzy-

1 „Pod nazwą »kultura obnażania« rozumiem medialną dostępność seksu, nagości na pokaz i ekshibicjonizmu, których obfitość rzucała się w oczy w społeczeństwach kapi- talistycznych końca dwudziestego wieku i które nadal, już w wieku dwudziestym pierw- szym, stanowią jedną z ich najbardziej widocznych i kontrowersyjnych cech. […] Środki przekazu współtworzą kulturę, w której publiczna nagość, voyeuryzm oraz nacechowane seksualnie spojrzenie są dozwolone jak nigdy przedtem, a nawet się do nich zachęca” (Mc Nair 2004: 5). 2 O sprzedawaniu prywatności, jej upublicznianiu we wszystkich współczesnych mediach pisze Małgorzata Kita (2006: 47—59). Prywatność opublikowana? O dialogowym kształcie gatunków prasowych 77 mania popularności zdradzają tajemnice najbardziej osobiste, wyjątkowo intymne. „Tabloidyzacja gazet i walka o czytelnika likwidują opory przed pisaniem na każdy temat […]. Jeśli odbiorcy chcą wiedzieć, to media mają ich poinformować. Zresztą przemilczanie pewnych spraw już się nie opłaca. Przecież jeśli nie opisze czegoś gazeta lub nie nagłośni telewizja, informacja i tak pojawi się w Internecie” (Jaroszyńska 2008: 60) — zdra- dza dziennikarz. Najważniejsze jest więc zainteresowanie odbiorcy, o któ- rym tak pisze dziennikarka tematyki people, Katarzyna Montgomery: „[…] czytelnik, skoro kupił nasze pismo, daje znak, że lubi jednego z boha- terów tego numeru i chce się dowiedzieć o nim czegoś więcej. Poczuć się trochę jego dobrym znajomym, przejrzeć w lustrze jego problemów i zbliżyć do niego” (Montgomery 2010: 405). W mediach jest coraz mniej tematów tabu, a funkcja ekspresywna dawno zdominowała informacyjne dziennikarstwo, którego kluczem coraz częściej jest jego inforozrywkowy charakter.

Dialog — sfera intymna, prywatna3

Przez pryzmat prywatności i intymności spróbuję zanalizować i zinter- pretować kształt współczesnych gatunków prasowych. Pomocna będzie tu kategoria dialogu, ponieważ jest on podstawowym sposobem komunikacji i najbardziej naturalną (można rzec: prywatną, intymną) formą wypowie- dzi4. Dialog „jest zarazem pierwszym, najważniejszym i najpopularniej- szym sposobem użycia języka. […] stanowi tekst mówiony sam w sobie” (Załazińska 2006: 11—12). Jest formą porozumiewania się ludzi ze sobą. Dialog powstaje w założeniu pewnej bliskości kontaktu. Formy prasowe naśladujące bądź powielające formułę dialogu na taką bliskość wskazują. Zastosowanie dialogu zmienia gatunek w każdym jego aspekcie5. Pod względem strukturalnym, ponieważ główną strukturą jest dialogowy cha- rakter tekstu. Pod względem nadawczo-odbiorczym (pragmatycznym),

3 W Uniwersalnym słowniku języka polskiego odnajdziemy definicje terminów:prywatny ‘dotyczący kogoś osobiście, czyichś spraw osobistych, stosunków rodzinnych; osobisty, niesłużbowy’ (Dubisz, red., 2008, t. 3) oraz intymny ‘bardzo osobisty, poufny, sekretny’ (Dubisz, red., 2008, t. 1). 4 W Encyklopedii językoznawstwa ogólnego czytamy: „[…] dialog to główna forma ukształ- towania tekstu mówionego: rozmowa dwóch lub większej liczby osób” (Saloni 1993: 112). 5 Takie pojmowanie gatunku przyjmuję za Marią Wojtak (2004), która uznała, że gatu- nek należy analizować całościowo, z perspektywy kilku jego aspektów, takich jak aspekt strukturalny, poznawczy, stylistyczny i pragmatyczny. 78 Magdalena Ślawska

gdyż model dialogu zastosowany w tekście prasowym modyfikuje schemat komunikacji w prasie. Można go przedstawić następująco: autor tekstu → komunikuje się → z drugim autorem tekstu obaj autorzy → komunikują → czytelnikowi

Taki model komunikacji wprowadza dialog w podwójnym sensie — mamy dialog wewnątrz tekstu i dialog z czytelnikiem. Dialog wpływa także na aspekt poznawczy (wyraźnie zmieniana perspektywa i różne punkty widzenia autorów dialogu) oraz na aspekt stylistyczny. Dialog wprowa- dza do gatunku to, co osobiste, prywatne, nieoficjalne.

Gatunek — sfera publiczna6

Należy jednak pamiętać, że istotą gatunku dziennikarskiego jest jego publikacja: „[…] o tym, że mamy do czynienia z gatunkiem dziennikarskim, decyduje fakt, iż coś zostało opublikowane dzięki medium” (Bauer 2008a: 255)7. Podstawą wyodrębnienia gatunków medialnych jest ich genetyczny związek z konkretnym medium (gatunki prasowe, radiowe, telewizyjne i internetowe) oraz specyficzna sytuacja nadawczo-odbiorcza. Ta właśnie sytuacja zakłada funkcjonowanie paktu faktograficznego, który stanowi jedno z najważniejszych kryteriów odróżniających przekazy medialne od innych, zwłaszcza przekazów literackich. Pakt faktograficzny to swoista umowa między dziennikarzem a czytelnikiem (Bauer 2008a: 258). W gatunkach dziennikarskich zobowiązuje ona autora do tego, żeby tekst spełniał nastę- pujące warunki: wierność przedstawianym faktom, szczegółowość i zwięz- łość. Pakt faktograficzny nakłada przede wszystkim ogromną odpowie- dzialność na dziennikarza, który jest twórcą opublikowanego, a zatem i upublicznionego tekstu.

6 Uniwersalny słownik języka polskiego podaje definicjępubliczny : ‘dotyczący ogółu, słu- żący ogółowi ludzi, przeznaczony, dostępny dla wszystkich; ogólny, powszechny, spo- łeczny, nieprywatny’ (Dubisz, red., 2008, t. 3). 7 W definicji gatunku dziennikarskiego w Słowniku terminologii medialnej czytamy: „Podstawowym zadaniem gatunków dziennikarskich informacyjnych jest publiczne informowanie o aktualnych wydarzeniach w sposób obiektywny bez subiektywnego wartościowania” (Pisarek, red., 2006: 66); „Zadaniem gatunków dziennikarskich publicy- stycznych jest publiczne informowanie o ważnych społecznie wydarzeniach, ale połą- czone z interpretacją rzeczywistości, wyjaśnianiem, odnoszeniem się do szerszych kon- tekstów, także z subiektywną, lecz motywowaną oceną, prognozowaniem na podstawie faktów” (Pisarek, red., 2006: 67) [wyróżnienia — M.Ś.]. Prywatność opublikowana? O dialogowym kształcie gatunków prasowych 79

Gatunki prasowe najpełniej realizujące postulat prywatności to gatunki dialogowe. Są to takie formy, w których formuła dialogu wpisana jest w ich gatunkowy charakter. Należy tu wymienić wywiad, list do redakcji czy list otwarty. Wszystkie te gatunki dzięki formie dialogu w pełni wpisują się w zagadnienie „prywatności opublikowanej”. Wywiad najpełniej pokazuje wewnętrzną dialogowość tekstu. List do redakcji i list otwarty będą przy- kładami dialogu międzytekstowego, dialogu z czytelnikiem bądź z waż- nymi tezami czy opiniami. Mimo to w niniejszym artykule pokażę różno- rodne sposoby adaptacji gatunków „intymnych” w tekstach prasowych, zwłaszcza, że wprowadzenie prywatności w tekście medialnym może speł- niać różnorakie funkcje.

Prywatność pozorowana

Analizę rozpocznę od tekstów stylizowanych na prywatną korespon- dencję. Wybrałam felietony Tomasza Sekielskiego i Andrzeja Morozow- skiego oraz Krzysztofa Materny i Grzegorza Markowskiego. Prywatność jest tu ukryta w gatunku, w osobistych listach dziennikarzy. Podkreślają to już formy adresatywne. Przykładowo:

Drogi Andrzeju! Drogi Tomku! „Newsweek”, 11 listopada 2007 Szanowny Grzegorzu, Krzysztofie (szorstko), „Newsweek”, 2—9 kwietnia 2012

Oba cykle wizualnie stylizowane są na listy. Teksty Morozowskiego i Sekielskiego stanowią przykład korespondencji internetowej i mają formę dwóch e-maili. Natomiast rubryka Materny i Markowskiego to dwa tra- dycyjne listy. Warto zauważyć, że na wydrukowanych tekstach widoczne są ślady czerwonego długopisu, świadczące o wzajemnych odniesieniach listów. Ta graficzna zabawa podkreśla prywatną stronę gatunku, jakim jest właśnie list. Nie brakuje w tych felietonach podnoszenia kwestii prywatnych, oso- bistych, wskazujących na bliskie, wręcz przyjacielskie relacje ich auto- rów: 80 Magdalena Ślawska

Drogi Tomku, Nareszcie i ja mogłem skorzystać z dobrodziejstwa urlopu. Mówiąc szcze- rze, do Egiptu jechałem z duszą na ramieniu. […] Drogi Andrzeju, Ty się byczysz w promieniach egipskiego słońca, a tu u nas zima. Pierwszy dzień wiosny przypominał pierwszy dzień zimy. „Newsweek”, 30 marca 2008 Wiem, że jako twardziel nie okazujesz uczuć, ale chciałbym zwrócić Twoją uwagę na pewien problem, który właśnie uczuć dotyczy. „Newsweek”, 6 kwietnia 2008 Drogi Krzysztofie, Poprzednim listem poczułem się wywołany do odpowiedzi. Rozumiem, że pisząc o dumie i entuzjazmie, podejmujesz zadanie propagowania tych postaw i wartości, których niedobór dostrzegasz w reprezentowanym przeze mnie średnio-młodszym pokoleniu. Dlatego wyrażam z tobą pełną solidarność. […] Drogi Grzegorzu, Niepotrzebnie czujesz się wywołany do odpowiedzi. Sprawiasz mi też na wstępie przykrość, bo udajesz wazeliniarza, a podkreślasz różnicę wieku i to na swoją korzyść. „Newsweek”, 12—18 marca 2012 Zapraszam Cię, Grzegorzu, na moje imieniny, piszę z wyprzedzeniem, bo to dopiero 25 lipca. „Newsweek”, 2—9 kwietnia 2012

Trzeba jednak pamiętać, że „w zależności od funkcji, jaką list ma speł- niać, jego kształt oscyluje pomiędzy biegunami przeciwstawnych wzorów gatunkowych: od wyznania, bliskiego liryce i sytuującego list pośród form autobiograficznych, do wypowiedzi ukierunkowanych poznawczo lub per- swazyjnie, pokrewnych reportażowi, esejowi czy polemice publicystycz- nej” (Czermińska 1992: 271). Przywołane teksty, często podkreślające bliski związek autorów listów, pełnią przede wszystkim rolę felietonów. Felie- tonów, które komentują życie polityczne i mimo prywatnego charakteru podstawową ich funkcją jest funkcja opiniotwórcza. Jako przykład podam wyjątkowe życzenia wielkanocne:

Po tych wyjaśnieniach mogę już spokojnie życzyć Ci Wesołych Świąt! Kochany Krzysztofie: niech życzenia Tobie składane będą tak szczere i wiarygodne jak spór pomiędzy Tuskiem a Pawlakiem niech zielona rzeżucha na Twoim stole będzie tak prężna i soczysta jak murawa poznańskiego stadionu Prywatność opublikowana? O dialogowym kształcie gatunków prasowych 81

niech wszystkie jaja świątecznego śniadania będą tak świeże jak rewelacje pana Antoniego. Poza tym nie daj się oblać w śmigusa. Pogoda teraz zdradliwa, bo lato trwa i trwa, i o przeziębienie bardzo łatwo. Życzliwy „Newsweek”, 2—9 kwietnia 2012

Felietony o kształcie listów są zaprezentowane w sposób lekki i efek- towny. Mimo prywatnych elementów wypowiedzi te stanowią komentarz do życia politycznego. Autor felietonu musi mieć pomysł na swój tekst — poczynając od tytułu, poprzez jego strukturę, po wybór stylu (por. Sław- kowa 2000). Tu pomysłem jest forma: e-mail, list, wprowadzająca pozorną prywatność w publiczną wypowiedź. Tematyka bowiem jest jak najbardziej publiczna, a prywatna pozostaje jedynie forma tekstu.

Prywatność dialogu — kulisy pracy dziennikarza

Innymi przykładami wykorzystania dialogu są dwa teksty opubliko- wane na łamach „Dużego Formatu”. Pierwszy to reportaż Ewy Winnickiej pt. Mój polski tato8 — opowieść zamknięta w e-mailach. Bohaterka tekstu Celina poszukuje prawdy o własnym ojcu, byłym żołnierzu — Ryszardzie Dębińskim. Naznaczony piętnem choroby psychicznej, zmienił w piekło życie jej i jej matki. Pierwsza wymiana korespondencji następuje między autorką a bohaterką reportażu:

Od: Ewa Winnicka Do: Celina F. Szanowna Pani, Chciałabym się dowiedzieć, jak w Wielkiej Brytanii żyli żołnierze, którzy odmówili powrotu do komunistycznej Polski. Czy mogłybyśmy poroz- mawiać o ojcu Pani, Ryszardzie Dębińskim? Na stronie internetowej pisze Pani, że przebywał w obozie przesiedleńczym w Diddington. Uszanowanie, Ewa Winnicka z Polski Od: Celina F. Do: Ewa Winnicka

8 Reportaż ukazał się także w zbiorze reportaży Ewy Winnickiej (2011) Londyńczycy pt. Tato. 82 Magdalena Ślawska

Hi, Ewa, Dziękuję za list. On zniknął, gdy byłam nastolatką. Pamiętam go jako bru- talnego i nieprzewidywalnego człowieka. Staram się dowiedzieć, kim był, zanim poznał matkę. Gdzie się urodził? Kiedy? Ona za życia nie pozwa- lała na żadne kwerendy, ponieważ go nienawidziła. Teraz dopiero błądzę w Internecie. Jestem nauczycielką w małej miejscowości niedaleko Bri- ghton, czas mam tylko w weekendy. C. „Duży Format”, 27 października 2011

Reportaż poza e-mailami pomiędzy Celiną a reporterką zawiera rów- nież korespondencję z innymi odbiorcami, m.in. z Ministerstwem Obrony Narodowej, przyjaciółką Jayne czy z synem pierwszej żony jej ojca — Ire- neuszem. Z tych e-maili wyłania się skomplikowany obraz dziejów życia Ryszarda Dębińskiego. Forma dialogu pozwala na powolne odkrywanie wstrząsającej prawdy, wraz z kolejnymi listami jesteśmy bliżej jądra tej historii, odkrywamy coraz więcej. Listy pokazują wielkowymiarowość tej opowieści i pozwalają czytelnikowi na spojrzenie „zza kulis” na dzienni- karską pracę. Autorka celowo nie ingeruje w teksty Celiny:

Od: Celina F. Do: Ośrodek Karta. Index Represjonowanych Drogi Index (czy dobrze się do ciebie zwracam?)! Nazywam się Celina F. i od roku (śmierć matki) szukam informacji o moim ojcu Ryszardzie Dębińskim, Polaku, który zniknął z mojego życia w roku 1972. Z dokumentów nadesłanych przez nasze Ministry of Defence wynika, że brał udział w kampanii wrześniowej, w 1940 roku został deportowany w głąb ZSRR. W 1942 roku dołączył do Polskich Sił Zbrojnych organizowanych w ZSRR i został przetransportowany do Iranu. […] W jego dokumentach jest napisane, że w razie wypadku zawia- domić trzeba: wujek Julian Puławski. Kto to jest? Kobieta w polskiej sek- cji powiedziała, że oprócz mojej matki przed wojną miał żonę w Polsce, która jeszcze siedem lat temu szukała go z pomocą Czerwonego Krzyża. Chyba nie mieli dzieci. C.

Czytelnik ma wrażenie niezafałszowanego obrazu dochodzenia do prawdy. Poznajemy proces powstawania reportażu. Podobny przykład stanowi tekst Pranie.pl 9 autorstwa Tomasza Kwaś- niewskiego. Jest to zapis rozmowy dwójki przyjaciół, których wiele łączy, ale dzieli światopogląd:

9 Tekst zdobył Grand Press 2010 w kategorii Publicystyka. Prywatność opublikowana? O dialogowym kształcie gatunków prasowych 83

Rafał jest bardzo do mnie podobny. Mamy tyle samo lat, żony, dzieci, a zanim je mieliśmy, imprezowaliśmy do upadłego. […] Różnica między nami jest taka, że on jest katolikiem. Zapytałem go o to, co myśli o katastrofie w Smoleńsku, pogrzebie na Wawelu, filmie „Solidarni 2010” itd. On mówi, a ja nie mogę uwierzyć, że on to mówi. Dopytuję, a on się dziwi, że nie rozumiem. I niby rozmawiamy o faktach, bo on był pod pałacem i ja byłem pod pałacem, a jakby to było na różnych planetach. „Duży Format”, 24 czerwca 2010

Autor tekstu, zanim przedstawi zapis rozmowy, wprowadza czytelnika w jej kulisy, zdradza pomysł i przedstawia dłuższy element metatekstowy. Oto fragmenty:

I wtedy wpadłem na pomysł. — Ty mi powiesz, co myślisz, a ja ci nie będę przerywał. Po prostu tego wysłucham. Z ciekawością, bo w sumie mnie to ciekawi. A potem się zasta- nowię, co we mnie jest takiego, że o pewnych sprawach nie mogę z tobą gadać. Rafał: — Tylko nie wiem, czybym chciał, żeby to się ukazało w „Gazecie”. Bo „Gazeta” kłamie, manipuluje, ośmiesza. […] Wziąłem to przemówienie pod pachę, poszedłem do psychologa. Niech powie, dlaczego, gdy słyszę to, co mówi mój kumpel, dostaję apopleksji. […] Trzeba znaleźć odcienie, kolory. Trzeba się otworzyć. Mieć zaufanie. Chęć zrozumienia. Szacunek. I dopuścić możliwość zmiany własnego stanowiska. A tu tego wszystkiego nie ma, dlatego to nie jest rozmowa, tylko walka. Jednym zdaniem: problem nie leży w treści, tylko w formie. I wtedy wpadłem na kolejny pomysł. […] Pomysł polegał na tym, że spróbujemy porozmawiać. Metodę przyjąłem taką, że będziemy brać zdanie po zdaniu z tego prze- mówienia, które Rafał wygłosił w kawiarni, i wałkować tak długo, aż poczujemy, że nasza odmienność już nam nie przeszkadza. Czasu mamy jak lodu, więc spieszyć się nie musimy. […] Wystartowała więc kampania prezydencka, a my zaczęliśmy rozmowę. W kawiarniach. W domach. W samochodach. W redakcji „Gazety”. Bo tu też go zaprosiłem. Trochę się opierał, ale w końcu przyszedł. 84 Magdalena Ślawska

[…] W rozmowie szło trochę trudniej. A było mniej więcej tak...

Następnie autor prezentuje rozmowę, która jest trudna, ale uczy sza- cunku dla różnorodności i odmienności spojrzeń. Różnicę między rozmów- cami doskonale oddaje zdanie:

— Mam podobnie, tylko że odwrotnie.

Tomasz Kwaśniewski wskazuje, że ta rozmowa opierała się na osobi- stej, prywatnej relacji:

To niesamowite, ale pierwszy raz w życiu w głowie mi się pomieściło, że można myśleć o homoseksualizmie jako o chorobie i być tolerancyjnym. Bo tolerancja to nie akceptacja. Zrozumiałem to dopiero wtedy, gdy zeszliśmy na bardzo osobisty poziom.

Podkreśla to także zakończenie tekstu:

Bo to się mieści w tobie. Bo nie jesteś jednowymiarowy i to widać. Zmagasz się, przyznajesz się do przeróżnych myśli, masz wątpliwości. Jednym sło- wem poza tym, że jakiś czas temu nawróciło cię do Kościoła, jesteś bardzo do mnie podobny. […] Tak, to zadawanie pytań to jeden z owoców tej katastrofy. Może najważ- niejszy. A drugi: to, żeby moje myślenie o tobie było: aha, i tak też można. A nie: o kurwa, jak tak można!

Forma osobistej rozmowy pokazała, że do porozumienia Polaków nie jest potrzebny wspólny czy identyczny system wartości, ale przede wszyst- kim wzajemny szacunek i tolerancja. Fragmenty pokazujące, dzięki formie e-maili czy rozmowy, kulisy powstawania tekstu są niezwykle wciągające dla czytelnika. Pozwalają mu niejako uczestniczyć w tworzeniu tekstu.

Prywatność upubliczniona

Dwa ostatnie przykłady dzięki formie dialogu pozwalają spojrzeć ina- czej na kwestię prywatności w gatunku. To dwa wywiady, które ukazały Prywatność opublikowana? O dialogowym kształcie gatunków prasowych 85 się w „Vivie!”. Oba są nietypowe, ponieważ nie ma tu wyraźnego podziału na rolę dziennikarza i bohatera wywiadu. To wywiady bez udziału dzien- nikarza:

Jolanta i Aleksandra Kwaśniewskie — Mam to po tobie „Mamo, wiesz, jaką cechę z odziedziczonych po Tobie cenię najbardziej?” […] Tylko córka może zadać matce takie pytania. Jolanta i Aleksandra Kwaś- niewskie w wyjątkowej i intymnej rozmowie. Kamila i Andrzej Łapiccy — Jedyna taka historia W niezwykłym wywiadzie dla VIVY! Kamila i Andrzej Łapiccy zdradzają sekrety swojego małżeństwa. […] Dla Vivy!, na wyłączność, zgodzili się na niezwykłą rozmowę. Kamila pyta, Andrzej ripostuje!

Wywiady przeprowadzają członkowie rodziny: matka i córka oraz mąż i żona. Dlatego role nadawczo-odbiorcze, charakterystyczne dla tego gatunku, zmieniają się tu w intymną, bliską, rodzinną relację. Oto frag- menty rozmów na tematy bardzo osobiste:

Aleksandra Kwaśniewska: Wybaczyłabyś mi, gdybym Ci powiedziała, że nie interesuje mnie macierzyństwo? Jolanta Kwaśniewska: Oczywiście. To są twoje wybory i każdy przyjmę z pokorą. Powiedziałabym ci jednak, co tracisz. Aleksandra Kwaśniewska: Czyli? Jolanta Kwaśniewska: Noszenie dziecka pod sercem. Jego pierwsze ruchy. Zastanawianie się, jakie ono będzie. Trzymanie przy piersi. Bycie jednoś- cią. Doświadczanie mądrości naszego dziecka. To jest bardzo trudne do opisania. Ja byłam matką zakochaną w swoim dziecku od pierwszego momentu. Jako jedyna z koleżanek gotowałam ci pieluchy. Przywiozłam wielki gar, kupowałam płatki mydlane, perhydrol i stałam przy tym garze dwie godziny, bo uważałam, że twoja pupa jest tego warta. Miałaś chyba najbielsze pieluchy w całej Warszawie. […] Aleksandra Kwaśniewska: Zrozumiałam. Nie martw się, nie zrobię Ci tego. Jolanta Kwaśniewska: Matko boska! Bo już się zdążyłam przestraszyć… Aleksandra Kwaśniewska: Szkoda takich dziadków. Jolanta Kwaśniewska: Mam nadzieję (śmiech). Kamila Łapicka: Andrzejku, często słyszę pytanie: „Czego nauczyła się pani od męża, co on zyskał dzięki pani?”. I zawsze czuję się niezręcz- nie, bo nie wiem, co odpowiedzieć. Przecież w każdym dobrym mał- żeństwie ludzie uzupełniają się w jakiś sposób, ale nikt nie zapisuje tego w punktach. To nie jest umowa barterowa. 86 Magdalena Ślawska

Andrzej Łapicki: Jednak każdy coś czerpie. Ja — młode spojrzenie, Ty — doświadczenie. Kamila Łapicka: Tak, ale teraz mówimy oczywistości. Andrzej Łapicki: Bo ja uważam, że nasze małżeństwo jest oczywiste. Andrzej Łapicki: Na przykład? Kamila Łapicka: Jak do mnie mówisz w domu. Andrzej Łapicki: I co odpowiadasz? Kamila Łapicka: Żonko. Andrzej Łapicki: Żonko malutka. Kamila Łapicka: Tak (śmiech). Te intymne rozmowy nie przypominają kanonicznego wywiadu. Zmiana jest tu widoczna przede wszystkim w nawiązaniu do innych modu- łów prowadzenia interakcji, takich jak wyznanie czy „przekomarzanie się” małżeńskie10. Intymność dodatkowo podkreślają formy adresatywne, takie jak: Andrzejku, Andriuszka, Żonko. Jednocześnie te prywatne rozmowy są przeznaczone do publikacji. Ich autorzy mają tego pełną świadomość:

Aleksandra Kwaśniewska: Nie masz kompleksów? Jolanta Kwaśniewska: Mam. Są dni, kiedy czuję się stara i brzydka. Kiedy doskwiera mi samotność, bo nie ma twojego taty i chciałabym, żeby natychmiast się pojawił i powiedział mi, że jestem najwspanialsza w świecie. O innych kompleksach nawet nie będę ci mówić, bo może niektórzy ich nie zauważyli (śmiech). Kamila Łapicka: Andrzejku, ponieważ nasze życie jest spokojne i powta- rzalne, trzeba je nieco ubarwić. Tak powstaje plotka. Na przykład o tym, jak obcięłam włosy. Andrzej Łapicki: (Andrzej się śmieje, cóż, zna te wszystkie plotki). Kamila Łapicka: Tytuły krzyczały, że nie uprzedziłam Cię o swoim dra- stycznym kroku, czym prawie doprowadziłam Cię do zawału oraz dowiodłam własnej niepoczytalności. Zostałam porównana do bun- towniczej piosenkarki Sinéad O’Connor, depresyjnej piosenkarki Britney Spears, wybitnego sportowca Adama Małysza oraz postaci fikcyjnej — Kermita Żaby. Powiedz, proszę, jaka była prawda, aby bez przeszkód mogła pójść w świat dzięki przedrukom w prasie oraz przedrukom przedruków w Internecie. Andrzej Łapicki: Powiedziałaś mi, że musisz obciąć włosy, żeby ci odro- sły zdrowe, i spokojnie przyjąłem to do wiadomości. Możemy napisać: „Odbyło się to za moją wiedzą i zgodą”. Czy tym już zdementowałem plotkę?

10 Szerzej o występowaniu różnorodnych typów interakcji w wywiadzie pisze Mał- gorzata Kita (1998: 194—196). Prywatność opublikowana? O dialogowym kształcie gatunków prasowych 87

Autorzy wywiadu mają także świadomość wchodzenia w pewne dzien- nikarskie role, typowe dla gatunku wywiadu:

Andrzej Łapicki: Zamieńmy się — teraz ja będę dziennikarzem, a Ty będziesz gwiazdą. Kamila Łapicka: Dobrze. […] Kamila Łapicka: Bardzo to lubię. Andrzejku, dobrze mi się z Tobą rozma- wia, ale wolę poprzednią konfigurację. Ja będę pytać, dobrze? Andrzej Łapicki: Proszę bardzo.

Mają świadomość bycia nagrywanym i tego, że to, ich słowa, będą upublicznione:

Kamila Łapicka: Andrzejku, zadam Ci pytanie z klasyki: gdybyś miał wymienić trzy rzeczy, które są dla Ciebie najważniejsze, co by to było? Andrzej Łapicki: Ty i cała nasza rodzina, a potem święty spokój — żeby nie było tego parcia na moje życie prywatne. Kamila Łapicka: Ale wiesz, że teraz sobie zaprzeczamy, mówiąc o tym w gazecie. Andrzej Łapicki: Nie szkodzi, jesteśmy po prostu niekonsekwentni. Kamila Łapicka: No dobrze, a trzecia rzecz? Andrzej Łapicki: Żebyśmy jak najdłużej byli razem. Kamila Łapicka: Wzruszyliśmy się oboje, koniec nagrań na dziś.

Wywiad jest gatunkiem, który najpełniej wykorzystuje formułę dialogu. Zaprezentowane intymne wywiady zmieniają w nim przede wszystkim aspekt pragmatyczny. Są przykładem upubliczniania prywatności. „Trzeba […] pamiętać, że wszystkie zdialogizowane formy wypowie- dzi dziennikarskich »imitują« komunikację bezpośrednią. Stąd też można mówić o »konwencjonalnej bezpośredniości« form zdialogizowanych” (Bauer 2008b: 337). Wydaje mi się, że należy pamiętać, iż każdy intymny dialog jest konwencją ze względu na świadomość publikacji. Poprzez upublicznienie gatunku możemy mówić jedynie o „imitacji” prywatno- ści i intymności. Granica między tym, co publiczne, a tym, co intymne, na przykładzie realizacji gatunkowych jest rozmyta11. Wracając przede wszystkim do schematu komunikacji dotyczącego dialogu w prasie, należy jeszcze raz podkreślić podwójną dialogowość, ponieważ ten balans między prywatnością opublikowaną czy publicznym charakterem tekstu w szacie prywatnej jest tworzony z myślą o czytel-

11 Podobny wniosek, analizując prywatny i publiczny punkt widzenia w wiadomoś- ciach dziennikarskich, wysnuwa w swym artykule Tomasz Piekot (2004). 88 Magdalena Ślawska

niku. „Gra jest na tyle intrygująca i pociągająca, że podejmowana jest bez zastrzeżeń przez odbiorców. Zawiązuje się coś na kształt umowy, według której obie strony udają prostoduszność: autor zapewnia o swojej szcze- rości, zaś czytelnik — mrugając okiem — będzie twierdził, że wierzy” — pisze Agnieszka Nęcka w kontekście intymności w polskiej prozie (2006: 188). Tę grę podejmują także czytelnicy prasy, udając, że w tę prywatność i intymność wierzą. I niepotrzebnie w jednym z listów Krzysztof Materna kokietuje:

Szanowny Grzegorzu, Zastanawiam się, wnikliwie czytając Twoje listy, czy wartościowa intelek- tualnie forma nie zakłóca Czytelnikom możliwości czytania ich ze zrozu- mieniem. „Newsweek”, 2—9 kwietnia 2012

Ta forma jest umowna, jest grą, z którą czytelnik poradzi sobie bardzo dobrze. A dialog, realizowany w różnorodnych formach gatunkowych, takich jak prywatne listy, wyznania, intymne rozmowy, doskonale tę grę prowadzi. Czytelnik czuje się wprowadzony za kulisy, ma poczucie, że podgląda, a przecież taki właśnie jest zamysł twórców tekstu.

Literatura

Bauer Z., 2008a: Gatunki dziennikarskie. W: Bauer Z., Chudziński E., red.: Dziennikarstwo i świat mediów. Kraków. Bauer Z., 2008b: Wywiad. Gatunek i metoda. W: Bauer Z., Chudziński E., red.: Dziennikarstwo i świat mediów. Kraków. Chyrowicz B., 2009: Jawność i prywatność. Wprowadzenie. W: Chyrowicz B., red.: Prywatność w dobie globalizacji. Lublin. Czermińska M., 1992: Epistolarne formy. W: Brodzka A. i in., red.: Słownik literatury polskiej XX wieku. Wrocław. Dubisz S., red., 2008: Uniwersalny słownik języka polskiego PWN. Warszawa. Jaroszyńska K., 2008: Tabula prasa. „Press”, nr 12 (155) Kita M., 2006: „Sprzedawanie” prywatności w mediach. W: Ożóg K., Oronowicz-Kida E., red.: Przemiany języka na tle przemian współczesnej kultury. Rzeszów. Kita M., 1998: Wywiad prasowy. Język — gatunek — interakcja. Katowice. Mc Nair B., 2004: Seks, demokratyzacja pożądania i media, czyli kultura obnażania. Przeł. E. Kle- kot. Warszawa. Montgomery K., 2010: Instrukcja obsługi gwiazdy. W: Skworz A., Niziołek A., red.: Biblia dzien- nikarstwa. Kraków. Nęcka A., 2006: Granice przyzwoitości. Doświadczanie intymności w polskiej prozie najnowszej. Katowice. Prywatność opublikowana? O dialogowym kształcie gatunków prasowych 89

Piekot T., 2004: Prywatny i publiczny punkt widzenia w dyskursie wiadomości dziennikarskich. W: Bartmiński J., Niebrzegowska-Bartminska S., red.: Punkt widzenia w tekście i dyskur- sie. Lublin. Pisarek W., red., 2006: Słownik terminologii medialnej. Kraków. Sławkowa E., 2000: Style współczesnego felietonu. (Z zagadnień stylistyki gatunku). W: Ostaszew- ska D., red.: Gatunki mowy i ich ewolucja. Mowy piękno wielorakie. T. I. Katowice. Saloni Z., 1993: Dialog. W: Polański K., red.: Encyklopedia językoznawstwa ogólnego. Wrocław. Winnicka E., 2011: Londyńczycy. Wołowiec. Wojtak M., 2004: Gatunki prasowe. Lublin. Załazińska A., 2006: Niewerbalna struktura dialogu. W poszukiwaniu polskich wzorców narracyj- nych i interakcyjnych zachowań komunikacyjnych. Kraków.

Magdalena Ślawska

Published privacy? On a dialogue shape of the press genres

Summar y

The article presents the press realizations of genres inscribing themselves into the for- mula of “privacy”. The author assumed that the dialogue formula in the press very often introduces private and intimate relations. The genre, though, in its basic form is a publi- cized statement. The analysis of various genre adaptations in which one can observe private and intimate relations (the form of a conversation or a private correspondence) showed that the function of introducing a dialogue is different many times: from faking privacy, and showing the backstage of the journalist job to publicizing private relations. At the same time, however, the examples in question proved that the intimacy of a dialogue in the press is a kind of convention and “imitation” of what is private, and just because of the aware- ness of publication it is a certain type of a game played with a reader. Key words: dialogue, genre, genre adaptation

Magdalena Ślawska

Veröffentlichte Privatsphäre? Zu dialogischer Form der Pressegattungen

Zusammenfassung

Der Artikel betrifft die Gattungen der Presse, welche dem Format der „Privat- sphäre“ hineingehören. Die Verfasserin hat zwar angenommen, dass die in den Zeitun- gen gebrauchte Dialogform sehr oft die Einführung von privaten, intimen Verhältnissen bezweckt. Diese Gattung ist jedoch eine publik gemachte Aussage. Nach der Analyse von verschiedenen Gattungsadaptionen in denen private, intime Verhältnisse (Gespräch oder private Korrespondenz) auftreten stellte man fest, dass der dort gebrauchte Dialog vers- 90 Magdalena Ślawska

chiedene Aufgaben zu erfüllen hat: eine Privatsphäre zu vortäuschen, die Hintergründe der journalistischen Arbeit zu zeigen, private Verhältnisse publik zu machen. Die im Arti- kel vorgebrachten Beispiele sind ein Beweis dafür, dass die in den Zeitungen erscheinende Intimität eine gewisse Konvention, eine „Imitation“ des Privaten und ein gewisses Spiel mit dem Leser ist. Schlüsselwörter: Dialog, Gattung, Gattungsadaption Rozdział siódmy

Gry prywatnością w internetowych serwisach aukcyjnych

Katarzyna Sujkowska-Sobisz Wydział Filologiczny Instytut Języka Polskiego Zakład Lingwistyki Tekstu i Dyskursu

Internet to przestrzeń wymiany informacji, myśli, idei, ale również — a może przede wszystkim — przestrzeń wymiany towarów i usług. W świe- cie wirtualnym kupić możemy niemal wszystko, a do tego mamy szansę robić zakupy w nader komfortowych warunkach — wtedy, kiedy chcemy, i tam, gdzie chcemy. Dzisiaj wykorzystanie Internetu jako platformy han- dlowej jest dla nas oczywiste, jednak nie zawsze tak było, co więcej: jeszcze kilka lat temu nie podejrzewaliśmy nawet, że zdecydujemy się na kupo- wanie ubrań bez ich wcześniejszego przymierzania czy wybór telewizora i zapłacenie za niego bez sprawdzenia, czy działa. Pierwszym polskim ser- wisem aukcyjnym jest założone w 1999 roku Allegro1 i dotychczas pozo- staje ono nie tylko najstarszym, lecz także najpopularniejszym serwisem. Na początku XXI wieku pojawiły się inne polskie lub zaszczepione z zagra- nicy wirtualne platformy handlowe, nie odniosły one już tak spektakular- nego sukcesu. Szczegółową statystkę polskich serwisów aukcyjnych i ich udział w wirtualnym handlu przedstawia tabela 1. Uwzględniono w niej stan aukcji internetowych z 16 lutego 2012 r., trzeba jednak zaznaczyć, że bezkonkurencyjnie pierwsza pozycja Allegro utrzymuje się od lat. Kilka lat temu sądzono, że wprowadzenie eBaya, czyli światowego lidera w handlu internetowym, na nasz rynek może zachwiać pozycją pierwszego polskiego serwisu aukcyjnego, nic takiego jednak się nie wydarzyło. Jest więc Allegro, podobnie jak francuski serwis Delcampe, swoistym fenomenem — pozo- staje hegemonem, a jego przewaga nad lokalną wersją światowego giganta (mam tu na myśli oczywiście polskiego eBaya) jest niemal 70-krotna.

1 Por. http://serwisyaukcyjne.pl/ [data dostępu: 16 lutego 2012]. 92 Katarzyna Sujkowska-Sobisz

Tabela 1 Statystyka korzystania z polskich serwisów aukcyjnych

Udział Nazwa serwisu Liczba aukcji [%] Allegro 18 324 123 71,01 Aukcjusz 2 801 053 10,85 Aukcje Fm 2 412 491 9,35 Świstak 1 949 822 7,56 eBay Poland 252 732 0,98 Kiermasz 62 452 0,24 Nosale 1 903 0,01 Razem 25 804 576 100,00 Źródło: Opracowanie własne przy wykorzystaniu informacji za- czerpniętych z http://aukcjostat.pl/ [data dostępu: 16 lutego 2012].

Warto, jak sądzę, zwracać uwagę zarówno na to, co rzadkie oraz wyjąt- kowe, jak i na to, co typowe lub popularne. W przedstawianym opraco- waniu interesować nas będą kwestie z jednej strony powszechne (bo tak pewnie należy traktować wymianę handlową możliwą dzięki przestrzeni wirtualnej), z drugiej — niecodzienne czy osobnicze, bo tak myśleć można o strategiach opiniowania przez jej uczestników zrealizowanej wymiany handlowej, zwłaszcza w sytuacji, gdy któraś ze stron nie jest z niej zado- wolona. Przyjrzymy się tekstom wykorzystywanym w finalnym etapie sprzedaży towarów w przestrzeni Allegro; teksty te nazywają twórcy ser- wisu aukcyjnego — komentarzami2. Należy już w tym miejscu zaznaczyć, dlaczego uważam, że teksty te bywają charakterystyczne i mogą okazać się interesujące w kontekście prywatności3 czy intymności w dyskursie ofi-

2 Zaznaczmy, że nazywanie tego rodzaju tekstów komentarzami ma wyraźnie per- swazyjny charakter. Są to przecież zwykłe opinie; użycie obciążonego już swoją wagą w tradycji genologicznej słowa komentarz jest celowym zabiegiem mającym dodać zna- czenia komentującym. Podobny mechanizm stosuje się w internetowych perfumeriach, w których namawia się kupujących do wyrażenia swojej opinii poprzez napisanie recenzji (por. Biłas-Pleszak, Sujkowska-Sobisz 2011). 3 Termin prywatność traktuję bardzo szeroko. Prywatne jest dla mnie nie tylko to, co związane z potrzebą ukrycia przed opinią publiczną, nieujawniania, strzeżenia (np. dane wrażliwe). W kontekście niedawnych dyskusji toczonych wokół ACTA wydaje się, że kwestia prywatności wymaga przemyślenia, a być może i przedefiniowania. Prywatne rozmowy to nie tylko rozmowy o kwestiach osobistych, mogą być przecież one absolutnie prywatne, a prowadzone na tematy powszechnie znane. Prywatność widzę raczej w spo- sobie i celu przekazywania informacji, wiedzy, zwyczajów; nie jest ona cechą samą w sobie — to my ją konstruujemy i określamy w naszych codziennych kontaktach. Prywatność jest więc dla mnie bardziej sposobem myślenia niż stanem. Gry prywatnością w internetowych serwisach aukcyjnych 93 cjalnym. Otóż zamierzam analizom poddać tylko te komentarze, których autorami są profesjonalni sprzedawcy internetowi, posiadający osobowość prawną lub prowadzący działalność gospodarczą4. Dla tego typu allegro- wiczów kontakt z kupującym jest kontaktem stricte oficjalnym, a system komentarzy może być bardzo skutecznym narzędziem kreowania pozy- tywnego wizerunku. Marketingowy potencjał komentowania wielu użyt- kowników interesującego nas tutaj serwisu aukcyjnego widzi i docenia. Stosują oni jednak różne strategie — od wyraźnie oddających oficjalność kontaktu przedsiębiorca — klient w przestrzeni publicznej (bo jest nią prze- cież ogólnodostępna wirtualna rzeczywistość) do takich, które pozostają z oficjalnością w wyraźnie odczuwalnej sprzeczności. Wspominałam już, że teksty, które będą nas interesowały w przedsta- wianym opracowaniu, pojawiają się na finalnym etapie procesu sprze- daży możliwej dzięki serwisowi aukcyjnemu. Warto zastanowić się, kiedy zaczyna się ten proces, w jaki sposób przebiega i gdzie znajduje swe zakończenie. Wydaje się, że racjonalną cezurą inicjującą aukcję interne- tową jest moment przygotowania opisu towaru lub usługi, które wysta- wia się na sprzedaż, a także wykonania zdjęć oferowanych przedmiotów. Ten etap wirtualnego handlu, realizowany jeszcze w rzeczywistości real- nej, nazywam przedaukcyjnym. Gdy sprzedawca kliknięciem zatwierdzi wystawienie przedmiotu na sprzedaż, zaczyna się etap aukcyjny procesu, który może zakończyć się fortunnie — czyli zbyciem towaru, lub niefor- tunnie — czyli zamknięciem aukcji bez aktu sprzedaży. W tej drugiej sytu- acji proces sprzedaży bądź się urywa, bądź też jest ponawiany — sprze- dawca znowu wystawia towar na sprzedaż. Zazwyczaj nie zmienia on wtedy opisu i zdjęć, choć zdarza się, że brak chętnych prowokuje sprze- dawcę do modyfikacji opisu i dodania nowych zdjęć. Kolejny etap pro- cesu sprzedaży prowadzonego w sieci nazywam postaukcyjnym i dzielę na dwa stadia, pierwsze, realizowane w przestrzeni realnej — związane z przesyłką towaru oraz wpłatami należności za zakupione przedmioty, i drugie, finalizujące cały proces, czyli wymianę opinii o transakcji mię- dzy klientem i sprzedawcą. Strukturę omawianego procesu przedstawia schemat 1.

4 System Allegro pozwala na dość szybkie zorientowanie się, kto jest sprzedawcą zawodowym, a kto jedynie handluje swoimi osobistymi rzeczami. Każdy nick użytkow- nika Allegro zaopatrzony jest dodatkowo w różne symbole, np.: gwiazdka w odpowied- nim kolorze świadczy o ilości pozytywnych opinii (niebieski kolor oznacza otrzymanie przynajmniej 12 501 pozytywnych komentarzy), pomarańczowa ikonka z literą „s” infor- muje, że użytkownik ma sklep na Allegro, a niebieska aktówka oznacza, że sprzedawca jest zarejestrowanym przedsiębiorcą (dostarczył dokumenty świadczące o tym, że prowadzi działalność gospodarczą lub posiada osobowość prawną). 94 Katarzyna Sujkowska-Sobisz 1 Schemat Struktura procesu sprzedaży w internetowych serwisach aukcyjnych ) : Opracowanie własne. Opracowanie Źródło : Gry prywatnością w internetowych serwisach aukcyjnych 95

Moje doświadczenia jako bacznego obserwatora serwisów aukcyjnych i czynnego uczestnika wymiany handlowej możliwej dzięki sieci podpo- wiadają mi, że proces zakupowo-sprzedażowy w serwisach internetowych syntetycznie realizuje założenia dyskursu handlowego (Pałka 2009; Suj- kowska-Sobisz 2007a; 2007b), znanego z rzeczywistości realnej. Dyskursem handlowym nazywam tutaj różnogatunkowe wypowiedzi współtworzące proces wymiany dóbr czy też współtowarzyszące mu (por. Witosz 2009: 58). Inspirująca badawczo w analizowanym tu typie dyskursu jest dostęp- ność kompletnego materiału badawczego, choć wyraźnie widać i jego ogra- niczenia — bo przecież to program komputerowy kreuje strukturę dys- kursu handlowego w przestrzeni wirtualnej. Można jednak zaryzykować tezę, że podobnie, jak świat fikcjonalny w literaturze w jakimś sensie odwzorowuje rzeczywistość, tak i światem wirtualnym rządzi mimetyzm (inny świat, jak sądzę, nie byłby dla nas zro- zumiały i pewnie nie byłby również potrzebny). Próbujemy w rzeczywistości wirtualnej szukać nowych gatunków, nowych miejsc, sposobów komunikacji i zazwyczaj dochodzimy do wnio- sku (por. Filiciak, Ptaszek, red., 2009; Ulicka, red., 2009), że nic nowego nad to, co już znane, nie znajdujemy (może wyjątkiem jest permanentna interaktywność przestrzeni wirtualnej, a takiej demokracji w dostępie do zabierania głosu jeszcze nie doświadczaliśmy). W dalszej części przedstawianego opracowania zajmiemy się, jak już wcześniej wspominałam, tylko wypowiedziami właściwymi dla wirtual- nego postaukcyjnego etapu interesującego nas typu dyskursu handlowego. Pochylimy się przede wszystkim nad opiniami wyrażanymi przez właś- cicieli sklepów, co oznacza, że weźmiemy pod uwagę tylko wypowiedzi osób o takich nickach, obok których znajduje się ikonka aktówki (informuje o osobowości prawnej lub otwartej działalności gospodarczej) i minimum niebieska gwiazdka (gwarantuje prawie 13 000 transakcji na Allegro). System komentowania zakłada trzy rodzaje tekstów opiniujących wymianę handlową: pozytywne (aprobacie werbalnej towarzyszy zielony kolor czcionki nazwy konkretnego komentarza), negatywne (antagonizm widoczny na poziomie ikonu dzięki wyborowi czcionki czerwonej) oraz neutralne (z dominującą w notacji klasyfikującego przymiotnika czernią), (przykłady 1, 2, 35):

Przykład 1

Allegrowicz z profesjonalnym podejściem do aukcji, szybko, sprawnie i fachowo *** SUPER ALLEGROWICZ *** Polecamy się na przyszłość, tym

5 Przykłady zaczerpnięto z portalu aukcyjnego Allegro (http://allegro.pl/). Zostały one pozbawione danych osobowych. Autorka nie ingerowała w warstwę językową tekstu. 96 Katarzyna Sujkowska-Sobisz

bardziej, że dla stałych klientów na pewno znajdą się jakieś rabaty ;) zapra- szamy Sprzedawca 1 (Pozytywny)

Przykład 2

Ciekawy gość. Nie dość że nie odbiera przesyłki kurierskiej za pobraniem, to następnie jeszcze wystawia negatywa. Nieparlamentarne słowa cisną się na usta. Lecz przemilczę. Przez grzeczność A kosztami przesyłek obciążę. Allegrowicz ma to jak w banku (Negatywny)

Przykład 3

Klientowi najprawdopodobniej trafił się wadliwy egzemplarz towaru. Wady tej nie byliśmy w stanie wychwycić przed wysyłką. Zamiast skon- taktować się z nami i reklamować (bez żadnych kosztów z jego strony) naprawił na własną rękę i wystawił zły komentarz (Neutralny)

Zaznaczmy, że przywołane komentarze są odpowiedziami na inicjującą opinię osoby kupującej. Wyraźnie widać to w komentarzach neutralnym i negatywnym, w których pojawiają się wykładniki wiążące tekst z innymi wypowiedziami. Jestem przekonana, że analiza tylko wybranych elemen- tów pełnej wymiany opiniującej akt sprzedaży jest niewystarczająca. Pełny schemat oceniający akt sprzedaży zakłada możliwość istnienia czterech elementów:

Schemat 2 Proces komentowania wymiany handlowej

komentarz odpowiedź komentarz odpowiedź klienta sprzedawcy sprzedawcy klienta

Źródło: Opracowanie własne.

Trzeba jednak zaznaczyć, że rzadko użytkownicy Allegro wykorzystują wszystkie możliwości wyrażenia opinii oferowane przez system. Najczęś- ciej proces komentowania ogranicza się tylko do wymiany komentarzy. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy komentarz klienta jest pozytywny; wówczas sprzedawca rewanżuje się również pozytywną opinią i zamyka w ten sposób wirtualny postaukcyjny etap dyskursu handlowego (przy- kłady 4, 5, 6): Gry prywatnością w internetowych serwisach aukcyjnych 97

Przykład 4

Bardzo dobry klient! Szybko kupuje, szybko potwierdza, szybko płaci i szybko odbiera paczkę. Polecam! ..:)....Szybka dostaw duży pozytyw dla sprzedającego...:).... (Pozytywny)

Przykład 5

Bardzo dobry klient! Szybko kupuje, szybko potwierdza, szybko płaci i szybko odbiera paczkę. Polecam! (Pozytywny) Transakcja przebiegła pomyślnie. Polecam. (Pozytywny)

Przykład 6

Bardzo dobry klient! Szybko kupuje, szybko potwierdza, szybko płaci i szybko odbiera paczkę. Polecam! (Pozytywny) Transakcja przebiegła pomyślnie. Polecam. (Pozytywny)

Powtarzająca się wyżej opinia: Bardzo dobry klient! Szybko kupuje, szybko potwierdza, szybko płaci i szybko odbiera paczkę. Polecam! napisana przez sprze- dawcę, ma, jak sądzę, pewien walor retoryczny, ale najistotniejsze wydaje się to, że użytkownik w odpowiedzi na pozytywne komentarze zawsze rewanżuje się identyczną opinią. Tego rodzaju strategia jest powszechna w interesującym nas tutaj serwisie aukcyjnym (myślę, że w innych serwi- sach mechanizm szablonowego wyrażania opinii jest równie częsty). Oto klika przykładów standardowych pozytywnych komentarzy sprzedaw- ców wystawianych klientom po otrzymaniu od nich pozytywnej opinii (przykłady 7, 8, 9):

Przykład 7

-_-_-_-_-_GORĄCO POLECAM-_-_-_-_- DOBRY KONTAKT, SZYBKA WPŁATA -_-_-_-_- BEZ ZASTRZEŻEŃ -_-_-_-_-_WSZYSTKO TAK JAK PRZYSTALO NA SOLIDNEGO KONTRAHENTA-_-_-_-_ MEGA POZY- TYWNIE-_-_-_POLECAM TEGO ALLEGROWICZA!!!!!!! (Pozytywny)

W przywołanym komentarzu bez wątpienia dominuje funkcja ocenia- jąca. Czasami jednak komentarz ma, wedle zamierzeń sprzedawcy, wypeł- 98 Katarzyna Sujkowska-Sobisz

nić więcej zadań; i tak np. w cytowanym następnie tekście oferent po pierw- sze ocenia, po drugie przekazuje pozdrowienia i po trzecie zaprasza na kolejne zakupy (przykład 8):

Przykład 8

*-.,_,.-*`*-.,_,.-*`*-.MIŁO , SYMPATYCZNIE I PROFESJONALNIE! polecam i pozdrawiam`*-.,_,.-*`*-.,_,.-*`*-.,_,.-*`*- _,.-*`*-.-***-_,.-*`*-.,_,.-*Zapraszamy ponownie Sprzedawca 2 (Pozytywny)

Nieco mniej wszechstronny funkcjonalnie wydaje się kolejny komen- tarz. Składa się on z dwu segmentów: pierwszego — krótkiego, lakonicz- nego oraz drugiego — bardziej szczegółowego i dłuższego. Inicjalny seg- ment wypełnia funkcję prymarną komentarza na Allegro, czyli ocenia, podczas gdy fragment finalny to segment reklamujący (przykład 9):

Przykład 9

POLECAMY -> Wielki plus od Sprzedawca 3. SPRAWDZ nowe marki AQUAWILD, GUSH, AZOO, ORCA do Twojego akwarium. W ofercie rów- nież preparaty i pokarmy do OCZKA WODNEGO (Pozytywny)

Każdy z przywołanych komentarzy jest opinią sztampowo wystawianą w odpowiedzi na pozytywny komentarz klienta. Oferent nie dostosowuje treści opinii do konkretnej sytuacji czy uczestników wymiany. Taka stan- daryzacja czy schematyczność komentarzy pozytywnych sprawia, że nie są one ciekawym obiektem badawczym w interesującym nas tutaj ujęciu. Dużo barwniejsze okazują się wymiany zdań między niezadowolonymi uczestnikami dyskursu handlowego. W takich sytuacjach teksty komen- tarzy i odpowiedzi nań są spersonalizowane, a ich autorzy stosują różne strategie perswazyjne, począwszy od stonowanych i merytorycznych z dominującą argumentacją ad rem, po niegrzeczne, naszpikowane wul- garyzmami i pełne negatywnych emocji. Podobnie traktuje się w wirtu- alnym dyskursie handlowym komentarze neutralne, są one postrzegane jako bliskie negatywnym — wyraźnie jedynie akceptowalnymi opiniami są, zdaniem allegrowiczów, komentarze pozytywne. Opinie krytyczne uru- chamiają u oferenta potrzebę dyskusji, dlatego schemat komentarzy jest w takich sytuacjach bardziej rozbudowany. Zaznaczmy jednak, że nie ma w postaukcyjnej przestrzeni wirtualnej miejsca, w którym można by zoba- czyć naraz wszystkie elementy takiej „werbalnej przepychanki”. Maksy- Gry prywatnością w internetowych serwisach aukcyjnych 99 malna struktura komentarzy realizowana jest na dwu profilach uczestni- ków dyskursu handloweg:

Schemat 3 Profil sprzedającego (osoby prawnej)

komentarz odpowiedź komentarz klienta sprzedawcy sprzedawcy 1 2 3

Źródło: Opracowanie własne.

Następująca wymiana realizuje ten schemat (przykład 10):

Przykład 10

Nie polecam. Wózek się rozleciał po miesiącu użytkowania. Poodpadały śrubki i kółka. Oczywiście nie ma co reklamować na gwarancji bo to jest wina użytkownika że materiał z którego jest zrobiony wózek jest tandetny. (Negatywny) [Odpowiedź z: pon 29 gru 20xx 17:47:56 CET] Niestety kupujący nie zgłosił żad- nych problemów z uzytkowaniem wózka. Nie jesteśmy jasnowidzem. Istnieje coś takiego jak REKLAMACJA!!!!! Nikomu nie polecam, całkowity brak kontaktu ze strony kupującego, uważajcie na takich allegrowiczów, którzy nie zgłaszają reklamacji a tylko potrafią oczernić człowieka. (Negatywny)

W przywołanej egzemplifikacji następstwo temporalne powstania tekstów pokrywa się z linearnym następstwem tekstów w procesie nota- cji. Klient wystawił negatywny komentarz 26 grudnia 2008 roku o godz. 16.36, tego samego dnia, godzinę później sprzedawca odpowiedział na ten komentarz, a po jeszcze kilkunastu minutach wystawił swój komentarz. Inaczej układ ten wygląda na stronie profilowej klienta:

Schemat 4 Profil klienta (osoby prywatnej)

komentarz odpowiedź komentarz sprzedawcy klienta klienta 3 4 1

Źródło: Opracowanie własne. 100 Katarzyna Sujkowska-Sobisz

Ten schemat niech zobrazuje nam następująca wymiana (przykład 11):

Przykład 11

Nikomu nie polecam, całkowity brak kontaktu ze strony kupującego, uważajcie na takich allegrowiczów, którzy nie zgłaszają reklamacji a tylko potrafią oczernić człowieka. (Negatywny) [Odpowiedź z: wto 16 gru 20xx 21:45:07 CET] Brak kontaktu? pfff... Zacznijcie sprzedawać coś co się nadaje do użytku. Musiałam lecieć kilometr do domu z dziec- kiem pod ręką bo śrubki poodpadały z wózka. Szczyt chamstwa pisać „uważajcie na takich allegrowiczów”! Nie polecam. Wózek się rozleciał po miesiącu użytkowania. Poodpadały śrubki i kółka. Oczywiście nie ma co reklamować na gwarancji bo to jest wina użytkownika że materiał z którego jest zrobiony wózek jest tan- detny. (Negatywny)

Wyraźnie widzimy, że komentarze w obu sytuacjach są identyczne, choć podawane w różnej kolejności. W profilu oferenta jest to porządek chronologiczny, co ułatwia interpretację, bo uspójnia poszczególne ele- menty, w profilu klienta zaś — atemporalny. Obok różnic w kolejności podawanych informacji mamy jeszcze odmienne odpowiedzi uczestników transakcji na ich wzajemne opinie. W dalszej części opracowania przywo- łamy teksty pojawiające się na profilu sprzedawcy, czyli takie, w których wymianę inicjuje komentarz kupującego, później fakultatywnie pojawia się odpowiedź sprzedającego i obligatoryjnie komentarz; dodajmy — uznanie komentarza zwrotnego za element konieczny wymiany jest dla- tego racjonalne, że brak wystawienia opinii to wybór strategiczny ofe- renta. Sprawdźmy zatem, na jakie strategie decydują się przedsiębiorcy w odpowiedzi na krytyczny komentarz ze strony kupującego. Zacznijmy od takich sytuacji, gdy kupujący ocenia transakcję neutralnie: Neutralny komentarz klienta — pozytywny komentarz sprzedawcy, (przykład 12):

Przykład 12

Małe problemy, ale pozytywnie i szybko rozwiązane przez stronę sprze- dającą. (Neutralny) Z przyjemnością wystawiam pozytywny komentarz ! Sprawna trans- akcja w miłej atmosferze. Dziękuję za udział w moich aukcjach i zapraszam ponownie. Pozdrawiam :-) Polecam wszystkim !!!! (Pozytywny) Gry prywatnością w internetowych serwisach aukcyjnych 101

Neutralny komentarz klienta — negatywny komentarz sprzedawcy, (przykład 13):

Przykład 13

brakowało srub do przymocowania pchacza. (Neutralny) Nikomu nie polecam, całkowity brak kontaktu ze strony kupującego!!! Sprzedawcy uważajcie na takich allegrowiczów, którzy nie zgłaszają reklamacji lub braków a tylko potrafią oczernić człowieka!!! Nie polecam!!! (Negatywny)

Neutralny komentarz klienta — neutralny komentarz sprzedawcy, (przykład 14):

Przykład 14

Witam, wysyłka ekspresowa. Niestety SANKI nie sa zadowalajacej jakości. Drewno mało wygładzone badz lakier je za słabo przykrył ale najgorsze sa zadziory przy gwozdziach. Zeby nie rozerwac kombinezonu trzeba wozic dziecko na kocu. Klient 1 (Neutralny) Nie jestem zadowolona z transakcji dopiero z komentarza dowie- działam się że Klient 1 nie odpowiada towar zakupiony u mnie na aukcji. Uważam że saneczki są dobrze wykonane i nie zga- dzam się z komentarzem !!! Bardzo słaby kontakt!!NIE POLECAM!! (Neutralny)

Neutralny komentarz klienta — brak komentarza sprzedawcy, (przy- kład 15):

Przykład 15

wozek sliczny expres wysylka ale kolor fioletowy a mial byc rozowy. (Neutralny)

Wybór przez sprzedawcę formy komentarza zwrotnego oraz jego sty- listycznego nacechowania bez wątpienia wpływa na jego wizerunek. Gdy allegrowicz-przedsiębiorca rewanżuje się negatywnym komentarzem za neutralną opinię, a do tego w tekście tym dominują negatywne wartoś- ciowanie i pejoratywne emocje, bywa, że potencjalni klienci źle oceniają tego rodzaju działania i rezygnują z zakupów. Wydaje się, że pozostałe opcje strategii komentowania w odpowiedzi na komentarz neutralny nie 102 Katarzyna Sujkowska-Sobisz

wpływają już tak mocno na wizerunek oferenta. Warto jednak zaznaczyć, że inicjujący wymianę opinii, czyli kupujący, ocenia szybkość wysyłki, kontakt ze sprzedawcą, zgodność jakości zakupionych przedmiotów z informacją w aukcji, natomiast oferent winien wziąć pod uwagę szyb- kość wpłaty należności oraz czytelność preferencji co do przesłania zaku- pionych przedmiotów, wyrażoną w kontakcie e-mailowym lub innym. W zwrotnych komentarzach neutralnych, powstałych w odpowiedzi na umiarkowanie krytyczną ocenę kupującego (często konkretnie umotywo- waną), dominuje argumentacja, w której nie bierze się pod uwagę jako- ści przeprowadzonej transakcji, a komentarz traktuje się jako narzędzie rewanżu. Inaczej wygląda sposób wykorzystywania systemu komentowania, gdy kupujący jest całkowicie niezadowolony i wystawia oferentowi komentarz negatywny. Sprzedawca zazwyczaj w takiej sytuacji rewanżuje się klien- towi takim samym, choć nie zawsze. Zdarza się, że negatywny komentarz klienta pozostaje bez zwrotnej opinii, a nawet, choć bardzo rzadko, oferent wystawia komentarz pozytywny: 1. Negatywny komentarz klienta — brak komentarza sprzedawcy (przy- kład 16):

Przykład 16

MASAKRA!!! Źle nadana przesyłka (inny adres) sprzedający kaze mi dzwonić do kuriera i podać dobry adres nie wiedząc o tym ze oni nie mogą zmieniać danych. przesyłka szła tydz. wymiary bluzki niezgodne z opisem. NIE POLECAM!!! (Negatywny)

2. Negatywny komentarz klienta — pozytywny komentarz sprzedawcy (przykład 17):

Przykład 17

OGROMNY NEGATYW. Sprzedajacy informuje w mailu ze gdyby pojawił sie jakikolwiek problem nalezy wysłać maila a napewno bedzie rozwia- zany. Maila wysłałam 4 dni temu. Zero odzewu Lampka miała mieć sensor ruchu. BRAK. SUPER OSZUST A NIE SPRZEDAWCA (Negatywny) Wszystko super. Gdyby wszyscy uzytkownicy Allegro byli tak solidni, wowczas aukc je internetowe bylyby prawdziwa przyjemnoscia :) Szczerze POLECAM i zapraszam w przyszlosci. W 100% zasluzony P O Z Y T Y W !!!. (Pozytywny) Gry prywatnością w internetowych serwisach aukcyjnych 103

Bardzo skuteczną w budowaniu pozytywnego wizerunku jest również strategia, którą stosują niektórzy sprzedawcy, a mianowicie negatywny komentarz, czasami nawet bardzo obraźliwy, prostują merytoryczną odpo- wiedzią i nie wystawiają komentarza zwrotnego (przykład 18, 19):

Przykład 18

kupiłem od owej firmy lampe zamiennik podobno wysokiej klasy . niestety okazało sie wielka lipa . wielki negatyw!!!! (Negatywny) [Odpowiedź z: czw 19 sty 20xx 14:35:56 CET] Z uwagi na zgłoszony problem przez klienta wstrzymaliśmy sprzedaż całej ostatnio otrzymanej partii tych reflektorów do wyjaśnienia, czy przypadkiem nie wystąpiła w nich jakaś wada fabryczna (Brak komentarzy)

Przykład 19

21.09.20xx zaksięgowali moją przedpłatę (takiego e-maila otrzymałem od nich) dzisiaj jest 12.10.20xx nadal czekam na dostawę zamówionego przedmiotu. Co mogę powiedzieć OSZUŚCI !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!, tyle w tema- cie mojego zadowolenia (Negatywny) [Odpowiedź z: czw 13 paź 20xx 08:26:11 CEST] Z takimi mocnymi słowami radził- bym uważać. Kupujący został poinformowany, że ostatnia sztuka tej wycieraczki jaką mieliśmy okazała się przy pakowaniu uszkodzona i takiej nie wysyłaliśmy. Poprosiliśmy o dane do przelewu ale nie odpisał (Brak komentarzy) lub też pozwalają sobie na uwagi utrzymane w stylu oficjalnej odpowie- dzi mające zdyskredytować racje klienta w sposób mniej merytoryczny (przykład 20):

Przykład 20

Uwaga ! Reflektory do audi B3 Fatalna podróba ! Niezgodna z opisem Cytuję opis ! jakość: wysokiej klasy zamiennik, nie odbiegający jakoś- cią wykonania, parametrami oraz wyglądem od oryginału . Produkt nie mający nic wspólnego z oryginałem i opisem (Negatywny) [Odpowiedź z: pon 07 lis 20xx 12:59:23 CET] Kilkuset klientów którzy kupili ten towar jest zadowolonych z ich jakości. Niestety nie każdemu jesteśmy w stanie dogodzić bo niektórzy na siłę szukają dziury w całym. Kupujący mógł skorzystać z prawa do zwrotu - czego nie zrobił (Brak komentarzy) 104 Katarzyna Sujkowska-Sobisz

Najbardziej interesujące będą dla nas jednak takie sytuacje, w któ- rych negatywny komentarz inicjuje zarówno odpowiedź na tę ocenę, jak i komentarz zwrotny. Zdarza się, że zarówno odpowiedź, jak i komentarz zwrotny są identyczne (przykład 21):

Przykład 21

Obie nagrzewnice nie nadają się do użytku mało interesuje mnie tekst,że sprzedający z przyjemnością rozpatrzy reklamacje.Na pewno dla niego jest prościej sprawdzić towar przed wysyłką co zresztą gwarantuje niż dla mnie odsyłać bubel na własny koszt (Negatywny) [Odpowiedź z: pią 17 gru 20xx 14:49:17 CET] Każdy sprzedawany przez nas pro- dukt objęty jest gwarancją. Jeśli wystąpią jakieś problemy z zakupionym produktem można się z nami skontaktować i zareklamować wadliwy towar. Z przyjemnością rozpatrzymy każdą reklamację. Każdy sprzedawany przez nas produkt objęty jest gwarancją. Jeśli wystą- pią jakieś problemy z zakupionym produktem można się z nami skon- taktować i zareklamować wadliwy towar. Z przyjemnością rozpatrzymy każdą reklamację. (Negatywny)

Z punktu widzenia skuteczności przekazu dublowanie tego samego komunikatu wydaje się mało racjonalne, toteż i taką strategię rzadko sto- sują przedsiębiorcy, natomiast jest ona dość popularna wśród użytkowni- ków Allegro bez osobowości prawnej czy otwartej działalności gospodar- czej. Najpewniej wynika to z tego, że system komentowania ma dla nich inne znaczenie, nie jest jednym z narzędzi kreowania wizerunku, ale służy przede wszystkim ostrzeganiu przed nierzetelnymi allegrowiczami, jest, jak sądzę, instrumentem budowania wspólnoty. Najczęstszy model reagowania na sytuację kryzysową, jaką jest bez wątpienia otrzymanie negatywnej opinii, w przypadku profesjonalnego sprzedawcy internetowego realizuje się dwuetapowo. Po pierwsze, oferent upublicznia — zazwyczaj merytoryczną — odpowiedź na komentarz, po drugie, wystawia komentarz zwrotny, który z reguły bywa mniej oficjalny i wydawałoby się mniej przemyślany niż odpowiedź na komentarz klienta; pojawiają się w nim pewne kolokwialne zwroty oraz zabiegi stylistyczne mocno subiektywizujące przekaz (przykłady 22, 23):

Przykład 22

Ostrzegam przed kupnem odzieży na wymiar, wymiary z aukcji znacznie odbiegają od rzeczywistości, wymiana tylko po ponownej licytacji(!) i na Gry prywatnością w internetowych serwisach aukcyjnych 105

własny koszt, który prawdopodobnie zatrzymuje sprzedawca bo towar po raz 2 nigdy nie zostaje wysłany!! (Negatywny) [Odpowiedź z: nie 13 gru 20xx 21:33:55 CET] Dokładne wymiary są podane w aukcji i wystarczy je sprawdzić z aktualnie noszonymi rzeczami. Pomimo błędu kupującego zaproponowaliśmy wymianę, która została odrzucona. Osoba, która ma problemy z czytaniem prostych zdań opisów aukcji. Wymiary przez nas podawane są po to by można było je porównać z aktualnie noszonymi rzeczami. Co się tyczy wymiany- to tylko dobra wola sprzedacy, a nie obowiązek. (Negatywny)

Przykład 23

Zakupiony zamek drzwi otrzymałem uszkodzony,na dodatek dostawca nie odbiera telefonów ,odradzam zakup w tej firmie Sprzedawca 4 (Negatywny) [Odpowiedź z: śro 14 gru 20xx 11:57:09 CET] Jest to kłamstwo. Mamy bardzo dużo tel. Od klientów i jak ktoś chce to może się dodzwonić. Poza tym są inne srodki kon- taktu-jak preferowany przez nas e-mail. To pierwszy zakup tego klienta na Allegro i powinien się jeszcze nauczyć zasad UWAGA! Kupujący bardzo problemowy nieznający zasad na Allegro oraz procedur składania reklamacji lub konto założone dla wystawiania nega- tywnych komentarzy konkurencji (Negatywny)

W komentarzach zwrotnych zdarza się oferentowi zarówno grozić klientowi, jak i ostrzegać go oraz innych użytkowników Allegro (przy- kłady 24, 25, 26):

Przykład 24

Dnia 03.01.20xx r. kupiłem 10 sztuk akt osobowych , jest 16 stycznia a prze- syłka dalej do mnie nie dotarła , mimo że wybrałem szybszą opcje (prze- syłkę pobraniową). Dzwoniłem pare razy ale byłem zbywany tym że prze- syłka już wyszła. Odradzam zakup !!! (Negatywny) [Odpowiedź z: pon 16 sty 20xx 13:56:45 CET] Nr listu „siódemki” 913005951xxxx. To tyle co do przesyłki. Wysłana zgodnie z opisem. A co do kontaktu, to wysłaliśmy dwa maile i zero odpowiedzi. Z kupującym zero kontaktu. Jak wróci mi przesyłka „za pobraniem” to wyciągnę konsekwencję!! Ciekawy gość. Nie dość że nie odbiera przesyłki kurierskiej za pobra- niem, to następnie jeszcze wystawia negatywa. Nieparlamentarne słowa cisną się na usta. Lecz przemilczę. Przez grzeczność A kosztami przesyłek obciążę. Allegrowicz ma to jak w banku. (Negatywny) 106 Katarzyna Sujkowska-Sobisz

Przykład 25

Nie polecam. Wózek się rozleciał po miesiącu użytkowania. Poodpadały śrubki i kółka. Oczywiście nie ma co reklamować na gwarancji bo to jest wina użytkownika że materiał z którego jest zrobiony wózek jest tandetny. [Odpowiedź z: pon 29 gru 20xx 17:47:56 CET] Niestety kupujący nie zgłosił żad- nych problemów z uzytkowaniem wózka. Nie jesteśmy jasnowidzem. Istnieje coś takiego jak REKLAMACJA!!!!! Nikomu nie polecam, całkowity brak kontaktu ze strony kupującego, uważajcie na takich allegrowiczów, którzy nie zgłaszają reklamacji a tylko potrafią oczernić człowieka. (Negatywny)

Przykład 26

Zamowione 16 pazdziernika, zaplacone 17-go, do dziś przysyłają przypo- mnienia o wpłacie a mi z konta 32,90 PLN ubyło, i płyty nie mam nadal. KRWY JBANE! (Negatywny) [Odpowiedź z: czw 01 gru 20xx 11:26:57 CET] Klient zrezygnowal z zakupu, bo jak twierdzil „Kupil przez przypadek”. Na wniosek o zwrot prowizji odpowiedzial negatywem i mailem z wyzwiskami. Całkowity BRAK KULTURY. Kontakt jedynie przy użyciu słów kur.., chu.., jeb... NIE ZAWIERAĆ ŻADNYCH TRANSAKCJI !!!! (Negatywny)

Często, mimo zachowania norm etykietalnych, oferent dzięki zasto- sowaniu szeregu pytań retorycznych, rozchwianiu w adresowaniu tekstu (raz zwraca się do kupującego, raz do potencjalnego klienta) wyraźnie i być może celowo eksportuje z założenia oficjalny tekst do pola właś- ciwego gatunkom prywatnym, osobistym (por. Wilkoń 2002) (przy- kład 27):

Przykład 27

Zapłaciłem za tusz ale go nie otrzymałem. Sprzedający nie odpisuje na maile z zapytaniem o wysyłkę. (Negatywny) [Odpowiedź z: pon 31 paź 20xx 22:38:19 CET] 1. Pan kupił środę, Zaksięgowano piątek. A Pan wystawia negatywa poniedziałek. Super, Zgodnie z opisem mamy czas na wysyłkę do wtorku!!! 2. W niedzielę mieliśmy odpisać na maila? Zresztą ten Pan uwielbia dawać negatywy. Kolekcjoner? Kolekcjoner wystawianych negatywów? Zgodnie z opisem mamy czas do wtorku na wysyłkę, a Pan wystawia negatywa poniedziałek. Dla niego Gry prywatnością w internetowych serwisach aukcyjnych 107

typowe. Bardzo oburzony, że nie odpowiadamy dni wolne na maile. W dni robocze służymy doradztwem. Pamięta Pan je? (Negatywny)

Takie rozchwianie komunikacyjne, usterki syntaktyczne, mieszanie rejestrów stylowych mogą być oczywiście spowodowane słabą kompe- tencją językową (dyskursywną?) lub silnym wzburzeniem, ale warto również wziąć pod uwagę, że być może są one celową grą prywatnością i emocjami (por. Skudrzyk 1992). Podobną strategię wybrał przedsiębiorca z przykładu 28:

Przykład 28

Wystawiam negatyw z powodu kłamstw jakie usłyszałam za każdym razem kiedy dzwoniłam wyjaśnić brak kontaktu i towaru.Długi czas ocze- kiwania. (Negatywny) [Odpowiedź z: czw 12 sie 20xx 09:32:50 CEST] Wpłata zaksięgowana w ponie- działek. Zadzwoniliśmy, że wysyłka w czwartek. Bo mamy uszkodzoną partię. I tak wysłaliśmy. Czyli super staranność i dbałość o naszą markę. I za to negatyw? Życzę powodzenia i tylko takich problemów. Komentarz zwrotny. Negatywny za bezpodstawne i nieuzasadnione oskarżenia. Dochowaliśmy należytej staranności i za to negatyw. Koledzy sprzedawcy. Jeśli nie chcecie mieć stresu, to unikajcie transakcji z Klient 2 Pozdrawiam i gratuluję empatii. (Negatywny)

Nie widzi on potrzeby utrzymania pozytywnego wizerunku, dzięki użyciu tekstu wpisującego się w aktualnie obowiązującą normę językową i realizującego założenia stylu oficjalnego. Znowu mieszanie rejestrów sty- lowych (dochowaliśmy należytej staranności, a zdanie dalej: nie chcecie mieć stresa), bezpośredni zwrot — tym razem do innych sprzedawców, usterki na poziomie składni, fleksji i ortografii — wskazują na prywatny charakter kontaktu. Niektóre z tych zabiegów mogą być celowe, inne pewnie nie są. Ciekawą strategię stosuje kolejny sprzedawca (przykład 29):

Przykład 29

Ten koncert nie jest w formacie DVD i przy DVD nawet nie leżał! To jest marne VCD. Oczywiście można go odesłać, ale (o zgrozo) oryginalnie zafioliowany!!! Jeśli chcesz kupić BADZIEWIE to szczerze polecam!!! (Negatywny) [Odpowiedź z: nie 03 gru 20xx 15:33:08 CET] Wszystkie sprzedawane przez nas płyty są oryginalne. NIGDY nie sprzedawaliśmy żadnych koncertów w formacie 108 Katarzyna Sujkowska-Sobisz

VCD. Klient próbował odtwarzać płytę DVD w odtwarzaczu CD-ROM i tylko na tej podstawie stwierdzil, ze nie jest to DVD. OSZUST !!! Pod ŻADNYM pozorem nie zawierać z tym krętaczem trans- akcji ! Wystawia negatywa kłamiąc i nie odzywając sie słowem. UNIKAĆ — radzi SUPERSPRZEDAWCA ! (Negatywny)

Wyraźnie widać, że odpowiedź na komentarz jest rzeczowa, pozba- wiona wartościującego słownictwa. Sprzedawca opisuje problem i wska- zuje jego możliwe rozwiązanie, nie zwraca się bezpośrednio do kontra- henta, nie dyskredytuje jego zdania. Komentarz zwrotny okazuje się już diametralnie innym tekstem; wybory stylistyczne bliskie rejestrowi potocz- nemu, wyzwiska (oszust, krętacz), a także perswazyjne użycie wersalików w notacji (ekwiwalent krzyku) wyraźnie wskazują na nieoficjalny charak- ter opinii — to prywatne zdanie allegrowicza z przykładu 29. Dlaczego uważam, że takie działanie jest celowe? Ponieważ potencjalni kontrahenci zazwyczaj sprawdzają wiarygodność sprzedawcy na jego profilu, oglą- dają komentarze, sprawdzają sposób odnoszenia się do kwestii spornych. Gdy otworzą stronę z komentarzami negatywnymi konkretnego przedsię- biorcy, widzą komentarz i odpowiedź nań. W analizowanym przykładzie 30 wygląda to następująco:

Przykład 30

Ten koncert nie jest w formacie DVD i przy DVD nawet nie leżał! To jest marne VCD. Oczywiście można go odesłać, ale (o zgrozo) oryginalnie zafioliowany!!! Jeśli chcesz kupić BADZIEWIE to szczerze polecam!!! (Negatywny) [Odpowiedź z: nie 03 gru 20xx 15:33:08 CET] Wszystkie sprzedawane przez nas płyty są oryginalne. NIGDY nie sprzedawaliśmy żadnych koncertów w formacie VCD. Klient próbował odtwarzać płytę DVD w odtwarzaczu CD-ROM i tylko na tej podstawie stwierdzil, ze nie jest to DVD.

Aby zobaczyć, jaki komentarz zwrotny wystawił sprzedawca, trzeba kliknąć ikonę POKAŻ znajdującą się w prawym górnym rogu, jest to dodat- kowe działanie, na które decydują się najbardziej dociekliwi użytkownicy. Merytoryczna odpowiedź buduje zatem pozytywny wizerunek sprze- dawcy. Nacechowany emocjonalnie komentarz zwrotny wraz z odpowie- dzią kupującego jest widoczny na profilu klienta (przykład 31): Gry prywatnością w internetowych serwisach aukcyjnych 109

Przykład 31

OSZUST !!! Pod ŻADNYM pozorem nie zawierać z tym krętaczem trans- akcji ! Wystawia negatywa kłamiąc i nie odzywając sie słowem. UNIKAĆ - radzi SUPERSPRZEDAWCA ! (Negatywny) [Odpowiedź z: pon 04 gru 20xx 12:32:10 CET] Tak działa SUPERKUPA a nie supersprzedawca!!Wystawisz mu negatywa on odpowie tym samym. Za co? Za to,że wpłaciłem pieniądze 3 minuty po zalicytowaniu? Nie kupować u śmierdzili z Sprzedawca 5!!!! NIGDY!!!!

W obu tekstach ewidentnie dominuje funkcja perswazyjna, nie wpisują się one w żadnym wypadku w oficjalną odmianę tekstów, są mocno kolo- kwialne, oceniające, niegrzeczne. Jeszcze inną strategię wykorzystania gry prywatnością widzę w następujących komentarzach (przykłady 32 i 33):

Przykład 32

Niestety ale duży negatyw. Czekałem na towar ponad miesiąc. Niby z powodu niestaranności dystrybutorów. Ale to jest niedopuszczalne w dobie kapitalizmu. Specjalistyczny sklep powinien być przygotowany na takie sytuacje. no bo co mam pochwalić (Negatywny) [Odpowiedź z: pią 08 maj 20xx 15:03:48 CEST] Zamówiona przez klienta płyta była uszkodzona o czym został niezwłocznie powiadomiony. Zgodził się zaczekać realizację. Mogliśmy wysłać płyte z zagiętą okładką i spokojnie załatwiać reklama- cje. Duży Negatyw za rzetelnosc ?!!! Nie polecam allegrowicza! Klient wykazuje zupełny brak zrozumienia dla obiektywnych okoliczności. (Negatywny)

Przykład 33

Szkoda,że muszę wystawić negatywny komentarz jednak sprzedawca sam się prosi: towar niezgodny ze zdjęciem prezentowanym na aukcji,przesyłka źle zabezpieczona a towar dotarł uszkodzony w dodatku odmówiono mi wymiany.Uwaga na tego allegrowicza (Negatywny) [Odpowiedź z: pon 03 mar 20xx 02:24:17 CET] Same kłamstwa ! Płyty pakujemy w specjalne,grube,kartonowe pudełka — lepiej zabezpieczyc jest na prawde trudno ! Nie było żadnej próby reklamacji, tym samym nie mogliśmy jej odmówić. Zdecydowanie negatyw ! Prosze nie zawierać żadnych transkacji z tym użytkownikiem !!! (Negatywny) 110 Katarzyna Sujkowska-Sobisz

To w miarę merytoryczne odpowiedzi na krytyczne opinie i bardzo lakoniczne komentarze zwrotne, w których wykorzystano dwa typowo etykietalne gatunki mowy, czyli radę i prośbę, nie podano jednak powodu ich użycia. W jakich komentarzach aukcji najwyraźniej widać zatem możliwo- ści gry prywatnością? Najbardziej oczywistą strategią wydaje się uda- wanie przez profesjonalnego sprzedawcę osoby prywatnej. Użytkownik będący osobą prawną nie ma takiej wolności wypowiedzi, przynajmniej w kwestiach handlowych, jak osoba prywatna. Ogranicza go finansowo motywowana, oczywista dla wszystkich, potrzeba dbania o wizerunek swojej firmy. Internet, dzięki któremu, jak już wspominałam, doświad- czamy rewolucji w dostępie do zabierania głosu, sprawił, że dużo bar- dziej przekonuje nas to, co mówi ktoś anonimowy i niezależny, niż znany i zapewne uwikłany, jak zwykliśmy sądzić, w różne układy i zależności. Stąd, moim zdaniem, fenomen marketingu „szeptanego” — przestajemy wierzyć autorytetom, zaczynamy szanować zdanie osób nieznanych, zwłaszcza jeśli jest ich sporo. Nie bez znaczenia pozostaje oczywiście fakt, że zajmujemy się tutaj szczególnym typem dyskursu, istniejącym dzięki specyficznemu medium. Allegro to serwis aukcyjny, który zaczy- nał jako miejsce spotkań handlowych między innymi hobbistów, kolek- cjonerów i rękodzielników. Był wirtualnym pchlim targiem, second han- dem, rynkiem wymiany rzeczy niepotrzebnych. Dzisiaj to serwis aukcyjny przypominający bardziej nowoczesną galerię handlową niż targ staroci, ale pozostał jeszcze nietzscheański resentyment za tym starym Allegro i widać go właśnie w potrzebie budowania wspólnoty, traktowania każ- dego kontaktu jako prywatnego, indywidualnego.

Literatura

Biłas-Pleszak E., Sujkowska-Sobisz K., 2011: Strategiczne gry gatunkami — blog i recenzja w witrynach internetowych perfumerii. W: Ostaszewska D., red.: Gatunki mowy i ich ewolu- cja. T. 3: Gatunek a komunikacja społeczna. Katowice. Filiciak M., Ptaszek G., red. 2009: Komunikowanie (się) w mediach elektronicznych. Warszawa. Pałka P., 2009: Strategie dyskursywne w rozmowie handlowej. Katowice. Skudrzyk A., 1992: Potoczność a strategia uwiarygodnienia. „Socjolingwistyka”, nr 12/13. Sujkowska-Sobisz K., 2007a: Charakter wstawek innotekstowych w targach jako gatunku mowy (na materiale twórczości epickiej wybranych pisarzy przełomu XIX i XX wieku). W: Ostaszew- ska D., red.: Gatunki mowy i ich ewolucja. T. 3: Gatunek a odmiany funkcjonalne. Katowice. Sujkowska-Sobisz K., 2007b: Obrazy dyskursu handlowego w twórczości epickiej polskich pisarzy końca XIX i początku XX wieku. W: Witosz B., red.: „Język Artystyczny”, t. 13. Katowice. Gry prywatnością w internetowych serwisach aukcyjnych 111

Ulicka D., red.: 2009: Tekst (w) sieci. Tekst. Język. Gatunki. Warszawa. Wilkoń A., 2002: Spójność i struktura tekstu. Wstęp do lingwistyki tekstu. Kraków. Witosz B., 2009: Dyskurs i stylistyka. Katowice.

Katarzyna Sujkowska-Sobisz

Playing with privacy in the Internet auction services

Summar y

The author of the article is interested in common issues on the one hand (she treats so trade exchange possible thanks to the virtual space), as well as the unusual or unique because it is how one can think of the strategies of giving opinions on a realized trade exchange by its participants, especially in the situation when one of the parties is not sat- isfied with it. Katarzyna Sujkowska-Sobisz analyses texts used in the final stage of selling the products in the Allegro service. The very texts are called comments by the authors of the auction services. The author is interested in above all the comments written by profes- sional Internet sellers with a legal personality or running their own business. The author claims that this type of Allegro users have a purely official contact with buyers, while the system of comments can be a very effective tool when creating a positive image. Such bid- ders, as Katarzyna Sujkowska-Sobisz, shows, choose various strategies of evaluation, start- ing from those evidently manifesting the formality of the entrepreneur-consumer contact in the public space (it is what a widely-available virtual reality is) to those that stand with formality in clear contradiction. Key words: strategies of giving opinions on the trade exchange, Allegro service, comment

Katarzyna Sujkowska-Sobisz

Ein Spiel mit der Privatsphäre in Internetauktionshäusern

Zusammenfassung

In ihrer Abhandlung befasst sich die Verfasserin mit den Internetauktionshäusern und mit damit verbundenen einerseits allgemeinen Fragen (Handelsaustausch im virtu- ellen Raum) und andererseits - außergewöhnlichen, persönlichen Fragen (verschiedene Strategien, den Handelsaustausch zu begutachten, Zufriedenheit oder Unzufriedenheit der Austauschseiten). Sie untersucht die im Endstadium des Warenverkaufs im Inter- netauktionshaus „Allegro“ verwendeten Texte, die von ihren Urhebern — Kommentare genannt werden. Die Verfasserin interessiert sich besonders für solche Kommentare, die von professionellen, rechtsfähigen oder ein Gewerbe treibenden Internetverkäufern geschrieben werden. Für diese „Allegro“-Teilnehmer scheint der Kontakt mit dem Kun- den ein strikt offizieller Kontakt zu sein, und die in „Allegro“ erscheinenden Kommen- tare können bei seiner Imagepflege behilflich sein. Solche Offerenten wählen verschiedene Beurteilungsstrategien — von der die ganze Förmlichkeit des Kontaktes Unternehmer — 112 Katarzyna Sujkowska-Sobisz

Kunde im öffentlichen Raum ausdrückenden Beurteilung (allgemein zugängliche virtuelle Wirklichkeit ist doch auch ein öffentlicher Raum) zu der im deutlichen Widerspruch zur Förmlichkeit stehenden Beurteilung. Schlüsselwörter: Beurteilungsstrategien bei einem Handelsaustausch, Internetauktions- haus „Allegro“, Kommentar Rozdział ósmy

Upublicznić intymność Strategie tekstowego „bycia pisarzem” po 2000 roku

Agnieszka Nęcka Wydział Filologiczny Instytut Nauk o Literaturze im. I. Opackiego Zakład Literatury Współczesnej

W 2004 r. Inga Iwasiów przekonywała, że

nie ma dziś […] intymistyki. Umarła wraz z rozbudową teorii konstrukty- wistycznych i neopragmatycznych, ale też w samym środku wrzaskliwego rynku. To, co należało do sfery prywatnej (z całą świadomością jej umow- ności), stało się najbardziej pożądanym towarem rynkowym […], nie bez znaczenia jest tu ogólna sytuacja wyprzedaży intymności i strategia pod- glądactwa właściwa popkulturze. Iwasiów 2004: 29

Powyższa konstatacja nie straciła niczego ze swej aktualności. Swoistego rodzaju koniunktura na upublicznianie (własnej i cudzej) intymności wią- załaby się zatem — ujmując kwestię w największym skrócie — z rewolu- cją obyczajową i elastycznością norm kulturowych, podporządkowaniem rynku presjom marketingowym i modą na „jawną konfesyjność”. W rezul- tacie pojawił się wysyp powieści przynoszących zapisy doznań „odjaz- dów” narkotycznych (Heroina [2002] Tomasza Piątka, Kokaina [2002] Barbary Rosiek) czy delirycznych upodleń (Pod Mocnym Aniołem [2000] Jerzego Pil- cha), wypełnionych narracjami traktującymi o doświadczeniach ciążowych (Polka [2001] Manueli Gretkowskiej, Domino. Traktat o narodzinach i Księga początku [2002] Anny Nasiłowskiej), prozami szczegółowo opisującymi akty erotyczne (Ciało obce [2005] Rafała Ziemkiewicza, Rzeczy nienasycone [1999], Cud w Esfahanie [2001], Nigdy dość. Miracle [2011] Andrzeja Czcibora- -Piotrowskiego) czy psychiczno-fizyczne molestowanie Gnój.( Antybiogra- fia [2003] Wojciecha Kuczoka), by wymienić dla porządku kilka najpopu- 114 Agnieszka Nęcka

larniejszych tematów i najgłośniejszych tytułów1. Jednym z powodów, dla którego pisarze tak chętnie sięgają po obnażanie tego, co intymne, może być pokusa penetrowania doświadczeń granicznych. Tym, wokół czego obra- cają się twórcze zainteresowania, jest przeto szeroko rozumiana biografia. Wszak, jak powiadał Stanisław Brzozowski, „Co nie jest biografią — nie jest w ogóle” (Brzozowski 1985: 142). Być może po części tym właśnie można by tłumaczyć tak chętne sięganie po postać sobowtóra, zajmującego się układaniem biograficznych puzzli. W konsekwencji tego niejednokrotnie dochodzi do przekraczania granic intymności i balansowania na krawędzi tzw. dobrego smaku. Patrząc na problem z tej perspektywy, w prozie pol- skiej publikowanej po 2000 r. można mówić o przynajmniej dwóch wyraź- nie zarysowanych strategiach używania konwencji intymnej2, które wpisują się w rządzące rynkiem mechanizmy promocyjno-marketingowe. Przykła- dem pierwszej, opartej na kamuflażu (m.in. wykorzystywanie elementów własnej biografii, sytuowanie opowieści na płynnej granicy realizmu i fikcji, wpisywanie jednostkowych doznań w doświadczenia uniwersalne), byłyby powieści takie, jak: Pod Mocnym Aniołem Pilcha, trylogia powieściowa Czci- bora-Piotrowskiego, Drwal Michała Witkowskiego, Książka Mikołaja Łoziń- skigo czy Trans Manueli Gretkowskiej. Mamy więc bohaterów-narratorów, w których postaciach bez większego trudu rozpoznać można alter ega pisa- rzy: Jurusia, który w Pod Mocnym Aniołem zmaga się z nałogiem delirycz- nym i pisarskim, walczącego z doświadczeniem wojennym i procesem sta- rzenia się Andrzejka — bohatera cyklu Czcibora-Piotrowskiego, godzącego się ze swoim starzeniem się i utratą „celebryctwa” Michałem — bohaterem Drwala Witkowskiego, buntującego się przeciwko redukowaniu jego dzie- dzictwa do dziejowości narratora Książki Łozińskiego3 lub rewanżującą się „pięknym za nadobne” za toksyczny romans z Laskim Marysię — boha- terkę Transu. Na tym tle najciekawsze wydają się trzy ostatnie przypadki. Zacznijmy odDrwala Michała Witkowskiego, pisarza, którego nazwi- sko odbiło się szerokim echem za sprawą publikacji Lubiewa4. Stając się

1 Zob. więcej na ten temat w: Nęcka 2006. 2 Mówiąc o używaniu konwencji intymistycznej, mam na myśli te sytuacje, gdy mię- dzy bohaterem-narratorem a autorem widoczne są nazbyt czytelne paralele, choć, jak prze- konują pisarze, de facto niewiele, albo i nic, wspólnego mają z narratorami swoich intymi- stycznie nacechowanych próz. Intymność literacka jest przezroczystą kliszą, zbudowaną na matrycy-imitacji konfesyjnego wyznania. Konkretne nazwisko autora przestaje mieć więk- sze znaczenie, w jego miejsce można by bowiem podstawić inne, a odczyt/odbiór tekstu nie uległby zmianie. Możliwe jest to dzięki powieści autobiograficznej, definiowanej jako „teksty fikcjonalne, gdzie opierając się na domniemywanych przez siebie podobieństwach, czytelnik ma prawo sądzić, że zachodzi tożsamość autora i postaci, podczas gdy sam autor taką tożsamość neguje albo przynajmniej nie chce jej afirmować” (Lejeune 2001: 34). 3 Zob. Nowacki 2011b. 4 Zob. Nęcka 2010b. Upublicznić intymność. Strategie tekstowego „bycia pisarzem”… 115 swoistym „fenomenem”, „faktem literackim niemożliwym do pominięcia” (Iwasiów 2005: 5), sprawił, że jej autor zyskał — przynajmniej na pewien czas — etykietkę „celebryty”, bywalca modnych warszawskich imprez, a także miano jednego z najciekawszych pisarzy należących do tzw. rocz- ników siedemdziesiątych, który nie boi się obyczajowych prowokacji. Pod- sumowujący twórczość Witkowskiego (do czasu opublikowania przez pisarza Barbary Radziwiłłówny z Jaworzna-Szczakowej), Wojciech Rusinek stwierdził, iż znamienne dla powieści autora Margot są „elementy poetyk nostalgicznej, mitograficznej i inicjacyjnej”, które „pojawiają się w kluczo- wych miejscach tekstu” (Rusinek 2008: 184). Wydaje się, że Drwal również zachowuje tę triadę, pokazując jednocześnie, jak konsekwentnie Witkow- ski pozostaje wierny swoim tematyczno-poetologicznym dominantom prozatorskim5. Akcja Drwala, będącego „późniejszym wariantem »ciotowskiego deka- meronu«” (Nowacki 2011a), została umieszczona w „odartych z ostatnich letnich iluzji i marzeń o Las Vegas” (Witkowski 2011. Wszystkie cytaty pochodzą z tego wydania. Po skrócie D podaję stronę, z której cytat pochodzi) Międzyzdrojach. Tym razem autor Lubiewa postawił na dobrze skrojoną, pełną (także autoironicznego) humoru intrygę kryminalną. Jej bohaterem jest uzależniony od antydepresantów niegdysiejszy bywalec warszawskich celebryckich przyjęć, „mąż Jacykowa” (D, s. 159), pisarz — Michał Witkowski — który przyjeżdża do leśniczówki dość nietypo- wego (bo kolekcjonującego przedwojenną porcelanę i stare gramofony) drwala Roberta, gdzie poszukując materiału do swojej nowej książki, tra- fia na zagadkę kryminalną (z trupem pięknej kobiety w tle). W śledztwie pomaga mu przypadkowo napotkany Mariusz, miejscowy dresiarz-luj, „drobny cwaniaczek”, z którym:

Michał nawiązuje […] bliski kontakt, lecz — co istotne — jego homosek- sualne pożądanie podlega sublimacji. „Młody byczek” nie jest już jednym z tych, na których bohater „Lubiewa” polował w parkach i na dworcach. Michał — jakkolwiek to dziwnie zabrzmi — „usynowił” luja, okazując mu uczucia poprzez serdeczną troskę, oddając się czynnościom pielęgnacyj- nym, z których czerpie niewysłowioną frajdę. Nie ma tu tedy seksu, jest czułość; jak gdyby kolejny etap ciotowskiej kondycji. Nowacki 2011a

5 Analogie między Drwalem a poprzednimi powieściami Witkowskiego akcentowali niemal wszyscy recenzenci. Dość przywołać opinię Macieja Roberta, którego zdaniem: „W najnowszej powieści autora Fototapety jest bowiem coś z bestsellerowego, ciotow- skiego Lubiewa, coś z obyczajowych obserwacji zawartych w Barbarze Radziwiłłównie z Jaworzna-Szczakowej i coś z zamieszczonej w Margot satyry na światek celebrytów” (Robert 2012: 39). 116 Agnieszka Nęcka

Tę swoistą zabawę w detektywa wykorzystuje zatem nie tylko jako pretekst do spotkań z Mariuszem, lecz także jako okazję do troszczenia się o młodego chłopaka i, przynajmniej fantazmatyczną, możliwość— dzięki aktywizacji swoich sił — powrotu do własnej bezpowrotnie traconej „świe- żości”. Poszlaki wiodą Michała i Mariusza do słynnego w czasach Polski Ludowej ośrodka wczasowego Grodno, w którym bawili się prominenci i w którym zszargane nerwy onegdaj leczyła Eva Braun. Cel, jaki postawił sobie pisarz, jest oczywisty:

Tego w Warszawie nie zobaczę, nie usłyszę! Będę nagrywał rybaków na dyktafon, będę latał z lujkiem i robił dochodzenie na temat Roberta, wycisnę coś z tej rzeczywistości, nada się na książkę, w końcu kasa za bilety musi się zwrócić. Prowadzę handel historiami, kupuję za bezcen, sprzedaję drogo, teraz zainwestowałem w wyjazd do hurtowni, nie mogę stracić. D, s. 104—105

Rozwiązywanie zagadki pociąga Witkowskiego coraz bardziej nie tylko dlatego, że prowadzenie śledztwa wydaje mu się zajęciem intrygującym, lecz także z powodu zbierania materiałów do nowej książki, która ma być bestsellerem. Dzięki niej pragnie powrócić na „salony”, dopasowując się do obowiązującej na rynku koniunktury. Kombinuje: „[…] może horror bym napisał, to się wszystkie koszta zwrócą, teraz te wszystkie wampiry tak dobrze schodzą” (D, s. 60). Fabuła Drwala, choć wciągająca, jest dość prosta, ale nie o nią — jak się zdaje — finalnie prozaikowi chodziło. Ważniejsze wydaje się to, co zostało ukryte na poziomie „metaliterackim”: czytelne odwołania do Witolda Gombrowicza, Zbigniewa Nienackiego, Edmunda Niziurskiego (dające się odczytywać także jako próba powrotu do młodości, która upłynęła właśnie pod znakiem lektur popularnych powieści młodzieżowych o Panu Samo- chodziku czy Sposobie na Alcybiadesa), tropienie tandety i jaskrawych prze- jawów symulakrów, zmiana perspektywy homoerotycznego pożądania, próba oswojenia własnego przemijania i wchodzenia „w smugę cienia”, próba zmierzenia się z marginalizacją, „wyczerpanie męskości” (Robert 2012) czy autoironiczne (na szczęście!) tematyzowanie potrzeby bycia pisa- rzem „topowym”. Słowem, najciekawsza w Drwalu okazuje się nie tyle z wyczuciem skrojona intryga kryminalna, ile podbudowa autobiograficzna. Witkow- ski wyposażył swego bohatera w dostatecznie czytelne elementy własnej biografii (m.in.: rok urodzenia, autorstwo głośnego Lubiewa, które zagwa- rantowało stanie się tzw. celebrytą, odwiedziny u Kuby Wojewódzkiego, związek ze stylistą Tomaszem Jacykowem). Pojawiają się znane z wcześ- niejszych powieści rekwizyty i motywy oraz „wstawki” autotematyczne. Upublicznić intymność. Strategie tekstowego „bycia pisarzem”… 117

Dość przywołać wywiad opublikowany na łamach „Lampy”, w którym Witkowski zapytany o to, jak wpłynęły na niego wizyty w programie Kuby Wojewódzkiego, przyznawał:

Uważam, że Kuba powinien mi przyznać rentę za swoje seanse psychoana- lityczne. Nie jest mi to wszystko w tej chwili do szczęścia potrzebne. Moje badania dowodzą, że to nie podnosi nakładów, więc po co się poświęcać? Ile razy Stieg Larsson był w mediach? Nie był, bo umarł, zanim wyszło Millenium. Więc o co chodzi, czyżby od tego Millenium się gorzej sprzeda- wało? Nie, bo przepis na sukces ukryty musi być wewnątrz okładek, a nie poza nimi. Drwal z uzdrowiska, czyli polskie morze po sezonie. Michał Witkowski rozmawia z Patrycją Pustkowiak o swojej najnowszej powieści parakryminalnej, 2011: 18

Ale czy można wierzyć pisarzowi, który w dalszej części cytowanej roz- mowy, tłumacząc się z wykorzystania passusu z byciem „mężem Jacykowa”, twierdzi, że: „Po prostu w Międzyzdrojach, dla paparazzich, ja nie jestem pisarzem. Jak się ich zapytać, czemu mi robią zdjęcia, z jakiego powodu, to oni powiedzą: no jak to? Mąż Jacykowa przecież!” (Drwal z uzdrowiska…, 2011). Bycie pisarzem — czego świadomość ma Michał — nie gwarantuje popularności. Zresztą w Drwalu mówi się o tym kilkakrotnie.

Prostytutki czują zwykle przede mną respekt. Co prawda, rzadko kiedy są moimi czytelniczkami, jeśli już, to utrzymują, że czytały felieton w „Poli- tyce” albo słuchały audiobooka w samochodzie, możliwe, że jako podkładu muzycznego podczas czynności zawodowych. Najczęściej jednak utrzy- mują, że widziały mnie w telewizji. D, s. 318

Czyżby jednak zależało mu na uratowaniu choć części wizerunku medialnej „gwiazdki”? W jakiejś mierze tak, ponieważ bycie osobą rozpo- znawalną wiąże się z profitami, na przykład tego typu:

Ło Boże, to pan, poznaję pana, pan w telewizji był, czego pan nam wtedy nic nie mówił, że pan w telewizorze się udziela, że pan jest znaną gwiazdą, że o panu w „Gali” pisali, że pan miał botoks, a tak skromniutko sobie siedział w ogrodzie, ani be, ani me, no przecież trzeba było powiedzieć, dostałby pan większy czajnik elektryczny i poduszkę. D, s. 95

Z drugiej strony z łatwością dostrzec tu można ironię. Podobnie nace- chowanych fragmentów, dotyczących własnego wizerunku, w Drwalu jest o wiele więcej. Przywołajmy jeden z nich: 118 Agnieszka Nęcka

Zaryczany, zasmarkany. Niby to ciotka elegantka słynna na całą Polskę. Do tego się doprowadziła. Teraz powinni cię zobaczyć, myślałem do siebie. Ci, co cię znają tylko z noskiem upudrowanym w „Vivie”. Miałem rozciętą wargę i guza na głowie, skutek pierwszego upadku na ziemię. D, s. 207

Bohater najnowszej powieści autora Fototapety, będąc niezwykle wyczu- lony na punkcie swojego wyglądu, zauważa mijający czas: „[…] ja szed- łem statecznie, jak przystało damie leciwej już, dostojnej i z tuszą nobliwą” (D, s. 119). W innym miejscu konstatuje: „Spod rzęs zerknąłem na Gogusia, który nie wierzył, żeby podstarzały pedał i to pedał w uzdrowisku, a więc z definicji na głodzie, odszedł sobie, porzuciwszy wysokogatunkową, bez- tłuszczową zwierzynę, samą idącą mu w potrzask” (D, s. 249). Wszystko wskazuje na to, że Michał chciałby i mieć przysłowiowe cia- steczko, i je zjeść. Z jednej strony bowiem ucieka od świata glamour i ukrywa się w tzw. dzikiej głuszy, a z drugiej — tęskni do obecności w przestrzeni medialnej. Owo rozdwojenie odzwierciedla komentarz jednej z bohaterek Drwala — Jadźki, która powiada:

No nie no, ja ciebie szanuję, szanuję twoją osobowość, bo jesteś wspaniałym człowiekiem, jesteś wielkim pisarzem, choć może akurat cię tak nie czyta- łam, ale wiem, wiem, byłeś u Kuby Wojewódzkiego, i co ci to dało? Dało ci to coś? Żeś ze siebie debila, małpę robił? Myślisz, że jesteś gwiazdą? […] ty się do nich nie zaliczasz, nie umywasz — wymieniła kilka nazwisk samców alfa z polskiego showbiznesu. D, s. 345—346

W pewnym momencie, tłumacząc decyzję ucieczki ze stolicy na odlu- dzie, stwierdzi:

Po raz nie wiadomo który powiem: gdy człowiek jest sam, przestaje obserwować siebie oczami innych. Nie zważa na włosy wyrastające z nosa, na plamy, na brud za paznokciami. Dla nich to była normalka, ale dla mnie — atrakcja i w ogóle coś wręcz glamour, bo ja prosto z Warszawy, prosto z sesji dla „Elle”, wprost ze strojenia się tu przyjechałem i już miałem ser- decznie dość ględzenia o stylu i pieprzenia o stylizacji, dość fryzjerów, tren- dów, stylistów, lifestyle’owych pism z redakcją w lofcie. Chciałem czegoś prawdziwego, co by nie było stylizacją na prawdziwość. D, s. 64

Ale — jak stara się przekonać przede wszystkim samego siebie — to nie jest cała prawda. Michał chciałby przede wszystkim napisać powieść, która „wreszcie spodoba się krytykom” i za którą pisarz „dostanie wszyst- Upublicznić intymność. Strategie tekstowego „bycia pisarzem”… 119 kie nagrody” (D, s. 209). Ma już nawet konspekt takowej, której tytuł ma brzmieć: Skrzypce. Skłaniając się ku komercji, zamierza napisać powieść o córce esesmana, która zakochuje się w Żydzie, a którą później sfilmuje Spielberg. Jeden z mafiozów, pan Kazimierz, jednak wątpi w umiejętności Witkowskiego: „Kryminału nie pisz, bo nie umiesz. Krytyce się nie spo- doba, nagrody nie dostaniesz” (D, s. 300). Mimo to Michał pisze. Stąd owo pakowanie się w kłopoty (i wchodzenie w drogę mafii) podczas poszuki- wania pomysłów do książki. Znakomity passus autotematyczny jest — jak powiedziałam wcześniej — autoironiczny. Dzięki niemu jednak Drwala, pomimo dominującej w nim tonacji mroczno-depresyjnej, da się czytać z „przymrużeniem oka” właściwym dla lekkich i przyjemnych powieści sytuujących się w obrębie paradygmatu popularnego. Dzięki niemu też wiadomo, że — mimo wszystko — nie Michał Wit- kowski jest tu „centralną” postacią. Słusznie Piotr Kępiński konstatował, że najważniejszą osobą w Drwalu jest ów lujek, dla którego nie są istotne rozgrywające się wokół niego zdarzenia czy ukryte tajemnice, ale to, by był „najedzony, napity, ubrany. […] Witkowski zdaje się sugerować, że każdy z nas ma takiego właśnie lujka w sobie, który albo zabija naszą wrażliwość, albo ją konserwuje. W efekcie mamy smutek, niedojrzałą dojrzałość, samot- ność” (Kępiński 2011). Aby dosadniej podkreślić wymowę powieści, Drwal został podporząd- kowany „typowej dla kampu estetyce przesady”; „to, co niepiękne, pospo- lite, spychane na margines, wstydliwe czy odrażające, staje się pożądane” (Robert 2012: 39). I w tym przypadku Witkowski przeto odwołuje się do kategorii „przegięcia” (językowego, seksualnego), odwrócenia, parodii, pozostawiając czytelników z (nierozstrzygalnym) dylematem związanym z próbą znalezienia odpowiedzi na pytanie o powody zmiany, jaka zaszła w Michale, a w której konsekwencji „Seks zastąpiony został czułością i opie- kuńczością — to zadziwiająca nuta sentymentalizmu u autora Lubiewa. Zało- żona kampowa przekora czy efekt wkroczenia w smugę cienia?” (Robert 2012: 40). Inaczej z o(d)słanianiem intymności radzi sobie dwójka kolejnych pisa- rzy: Mikołaj Łoziński i Manuela Gretkowska. Dzieje się tak być może dla- tego, że podejmują tę swoistą grę z własną biografią, ogłaszając Książkę i Trans z nieco innych niż Witkowski przyczyn. Dotykająca spraw bolesnych Książka Mikołaja Łozińskiego (Łoziński 2011. Wszystkie cytaty pochodzą z tego wydania. Po symbolu K podaję stronę, na której cytat się mieści) naświetla zawiłe relacje łączące trzy poko- lenia rodziny Łozińskich. W promującym Książkę wywiadzie autor Reise- fieber, wyjaśniając powody, dla których zdecydował się zmierzyć z prze- szłością swoich bliskich, konstatował: „Każdy już na starcie przychodzi na świat z bagażem doświadczeń rodziców i dziadków. Z czasem dochodzą 120 Agnieszka Nęcka

jeszcze jego własne przeżycia. I robi się coraz ciężej. Dlatego postanowiłem zajrzeć do tych bagaży — zobaczyć, co jest w środku i czy jest coś, czego mogę się pozbyć, żeby było mi lżej iść dalej”6. Kontekst biograficzny byłby zatem dominujący, choć — o czym należy pamiętać — nie jedyny. Książka jest swoistego rodzaju grą prowadzoną nie tylko z czytelnikami, lecz także z sobą samym. Pojawiający się na kartach tej prozy bohaterowie pozbawieni zostali imion, dzięki czemu „mają swoje odpowiedniki w rzeczywistości i zarazem ich nie mają” (Nowacki 2011b). Tym samym Łoziński sugeruje nadanie swojej narracji wymiaru uniwersalnego. Książkę można bowiem czytać jako opowieść o pogmatwanych losach rodzinnych i kształtowaniu się wzajemnych relacji międzypokoleniowych, o radzeniu sobie dziecka z traumą porzucenia przez ojca, który odchodzi od bliskich do innej kobiety, o próbie oswajania samotności i tęsknoty, ale i jako opowieść, będącą swoi- stym hołdem oddanym przedmiotom codziennego użytku (kluczom, szu- fladzie, telefonowi, okularom, obrączce, maszynce do włosów, ekspresowi do kawy etc. — których nazwy są równocześnie tytułami kolejnych rozdzia- łów), skrywającym w sobie rodzinne tajemnice, a ewokującym wspomnie- nia. Najnowszą publikację Łozińskiego można interpretować również przez pryzmat ustępujących pierwszeństwa prozaicznej codzienności „zawiro- wań Historii” (w tle snutych w Książce opowieści familijnych pojawiają się subtelnie szkicowane reminiscencje z okresu wojny, komunizmu, Marca ’68 oraz stanu wojennego, które zostają przywołane jedynie pretekstowo, nie- jako mimochodem) lub jako jedyny w swoim rodzaju test sprawdzający możliwości balansowania na granicy fikcji i rzeczywistości, będący kon- sekwencją ulegania równoczesnemu mechanizmowi odsłaniania i zasła- niania własnych wad oraz potrzebie tuszowania błędnych decyzji. Książka pokazuje ponadto, w jaki sposób rzeczywistość przemienia się w narra- cję (i odwrotnie), stając się integralną częścią naszej egzystencji. Łoziński w przywoływanym już wywiadzie przyznawał: „Książka ma w sobie parę prawdziwych elementów, ale ponieważ reszta jest fikcją — te prawdziwe elementy też stają się fikcją. Chciałem, żeby Książka była moją prawdą — o tych ludziach (ich uczuciach, związkach, wyborach) żyjących w trudnych i ciekawych czasach” (Ostrość widzenia…). Strategia pisarska, jaką wybrał Łoziński (korzystający podczas pisania z pomocy najbliższych), pozwala na przeglądanie prywatnego albumu ze zdjęciami. Kolekcja fotografii, jaka wyłania się z Książki, jest wyjątkowa już choćby dlatego, że złożona została nade wszystko z zapisów banalnych roz- mów, gestów, niedopowiedzeń. Wbrew przestrodze Taty, powiadającego,

6 Ostrość widzenia. Z Mikołajem Łozińskim o Książce rozmawia Marcin Baniak. Wywiad ów został opublikowany na stronie internetowej Wydawnictwa Literackiego w 2011 r. oraz dołączony jedynie do egzemplarza przedpremierowego (tzw. szczotki). Upublicznić intymność. Strategie tekstowego „bycia pisarzem”… 121

że „Jest jeszcze jeden przedmiot, o którym masz nie pisać. […] I masz też nie pisać, że masz o nim nie pisać. Pewne rzeczy muszą zostać w rodzinie” (K, s. 177), Łoziński nie ucieka przed tzw. trudnymi sprawami, zwłaszcza przed familijnymi dysonansami i upchniętymi w zakamarkach świadomo- ści traumami. To one, będąc swoistymi „zakazanymi owocami” opowieści, intrygują i kuszą najbardziej. To one także przekonują, że narracja Łoziń- skiego chce być wiarygodna i jak najbardziej „prawdziwa”. Zbieranie informacji dotyczących przeszłości swojej rodziny rozpo- czyna Łoziński od mieszkającej w Szwajcarii drugiej żony dziadka, którą z babcią narratora z czasem połączyły przyjacielskie relacje. Opowiada także o dziadkach — przedwojennych komunistach, z których jeden praco- wał jako dziennikarz (w stanie wojennym pomagał redagować podziemne czasopismo „Solidarności”), drugi zaś do końca życia pozostał „niereformo- walnym” pułkownikiem Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, oraz o słabościach i siłach ich żon. Zamiast jednak rozliczać przodków z podej- mowanych decyzji, stara się zobaczyć ich raczej w świetle osobistym, pry- watnym. Łoziński daleki jest bowiem od moralizowania czy osądzania kogokolwiek. Inspirowana losami bliskich mu osób Książka — gdyby ją tedy czytać głównie przez pryzmat opowieści biograficznej — ma raczej wymiar (auto)terapeutyczny. Chodziłoby, najprościej rzecz ujmując, o próbę zebra- nia skrawków wspomnień, (z)re-konstuowania przeszłości i zrozumie- nie nie tylko przodków, lecz także samego siebie. Dzięki temu bowiem, jak można się domyślać, udałoby się odpowiedzieć na pytania dotyczące własnej tożsamości, a tym samym uwolnić się — przynajmniej częściowo — od „bagażu doświadczeń rodziców i dziadków” (Ostrość widzenia…). Ale sklejenie w miarę spójnej opowieści na temat losów rodziny okazuje się niezwykle trudne, czy nawet niemożliwe, stąd proza Łozińskiego nie została uporządkowana linearnie. Tkanka narracyjna jest fragmentaryczna, „poszarpana”, choć nie do końca „kapryśna”. „Opowieść jest w rozsypce, ponieważ jeśli ma być uczciwa, inna być nie może” (Nowacki 2011b). Łoziń- ski wie, co jest stawką w tej grze i ani na moment nie gubi z oczu swojego celu. W konsekwencji przeszłość miesza się — bo siłą rzeczy łączyć się musi — z teraźniejszością, zaś zmarli przemawiają na tych samych prawach, co żyjący. Zbudowana na zasadzie kontrapunktów Książka (której warstwę współczesną stanowią właśnie rozmowy z Mamą, Tatą i Starszym bratem) jest przeto swoistym wielogłosem odsłaniającym to, co autor Reisefieber powinien zapisać, by od-tworzyć minione i utrwalić bieżące zdarzenia oraz to, co — zdaniem jego najbliższych — należałoby przemilczeć. Powściągli- wość walczy tu z emocjonalnością, czułość i empatyczność z bezwzględnoś- cią obserwacji, to, co intymne, przeplata się z tym, co powszechne, a to, co jednostkowe, nakłada się na to, co znamienne dla zbiorowości. Wszystko zaś finalnie tworzy rodzinną skarbnicę wiedzy — Książkę — która, stając 122 Agnieszka Nęcka

się kolejnym przedmiotem w familijnej kolekcji, będzie mogła posłużyć następnym pokoleniom i da im możliwość nieustannego otwierania szuflad z rodzinnymi sekretami. Stąd, jak zauważył Dariusz Nowacki:

[…] prywatna historia ma tu zdecydowaną przewagę nad historią poli- tyczną. To ta druga […] stanowi ów zbędny bagaż. Łozińskiemu zależy więc na prywatyzacji rodzinnych spraw. „Książkę” można nawet wziąć za próbę ustanowienia kontropowieści. Nie jest przecież tak, iż historia rodziny Łozińskich zamknięta jest w czterech ścianach. O ojcu pisarza, wybitnym reżyserze dokumentaliście, napisano przecież sporo, także z uwzględnie- niem faktów biograficznych. O perypetiach rodziców Marcela Łozińskiego pisał w „Memorbuchu” Henryk Grynberg. Ale tych postaci (dziadka, ojca) nie ma w „Książce” — to znaczy nie ma ich imion i nazwisk. Trudno nie zauważyć konsekwencji tej strategicznej decyzji pisarskiej. Mikołaj Łoziń- ski […] mówi nam chyba coś takiego: nie chcę, aby moje dziedzictwo zostało zredukowane do dziejowości. Na pytanie, kim byli nasi dziadkowie i rodzice, można odpowiedzieć niestandardowo, czyli w pierwszej kolej- ności powiadomić o tym, jakimi byli ludźmi, jak sobie radzili w małżeń- stwach i rodzinach. Owa prywatność wcale nie likwiduje społecznego czy politycznego wymiaru ich biografii. Pod tym względem „Książka”, mimo literackiego wyrafinowania, pozostaje książką uczciwą. Do bólu. Nowacki 2011b

Na antypodach — by tak rzec — tego, co zaproponował Łoziński, umieścić można Trans Manueli Gretkowskiej, o której zwykle mówiło się jako o pisarce skandalistce, odważnej rewizjonistce spraw cielesno-ero- tycznych, która doskonale poznawszy i oswoiwszy mechanizmy rynkowe, nie boi się łamać obyczajowych tabu i potrafi wykorzystywać sprzyjającą koniunkturę. Tę opinię potwierdza Trans (Gretkowska 2011. Wszystkie cytaty pochodzą z tego wydania. Po symbolu T podaję stronę, na której cytat się mieści), który będąc książką prowokacyjną i ironiczną, balansuje na granicy autobiografii i fikcji, intymności i autokreacyjności, nieprzy- zwoitości i metafizyczności. Słowem, jest taką prozą, jakimi były pierwsze publikacje autorki Kabaretu metafizycznego. W Transie pojawiają się zresztą znane z wcześniejszych narracji Gretkowskiej motywy (m.in. tarot, szama- nizm, studia we Francji, Maria Magdalena, eksperymenty z narkotykami). W konsekwencji większość opowiadanych w Transie zdarzeń bazuje na retrospekcji. Cofamy się do 1988 roku, czyli momentu, w którym młoda Polka — Marysia — wraz ze świeżo poślubionym Mężem emigruje do Paryża, gdzie studiując, nie tylko doświadcza biedy i ima się rozmaitych zajęć zarobkowych, lecz także zdradza ukochanego (choć sama nie rozu- mie, dlaczego) na potęgę z przypadkowo spotkanymi mężczyznami. Tam też poznaje przeszło o dwadzieścia lat starszego, polsko-francuskiego reży- Upublicznić intymność. Strategie tekstowego „bycia pisarzem”… 123 sera Laskiego, z którym wdaje się w trwający dwa lata romans. I to właśnie historia — a raczej analiza — toksycznych relacji, jakie wiążą tych dwojga, stanowi główny temat Transu. Mistrz — bo tak o reżyserze mówi boha- terka-narratorka — jawi się jako moralnie zepsuty, nadużywający whisky perwersyjny erotoman, który uważając się za „pępek świata”, lubi poniżać kobiety. Laski niepewność siebie i własne frustracje maskuje cynizmem i wyuzdaniem seksualnym. Słowem, „dobry w łóżku, w życiu nie” (T, s. 88). W rezultacie fabuła najnowszej prozy Gretkowskiej zdominowana została przez rozmaitego sortu sceny erotyczne. Pod względem fabularnym Trans może zatem rozczarować. Ciekawszą perspektywę otwierają właśnie tropy psychologiczne. Gretkowska — co trzeba przyznać — niebywale sugestywnie i przekonująco analizuje chorob- liwe zauroczenie, które doprowadza młodą dziewczynę do granic wytrzy- małości psychicznej. Laski był bowiem dla Marysi katem, który „wypalił” w jej pamięci „znamię”, poniewierającym i manipulującym nią na każdym kroku potworem. Tytułowym „transem” jest emocjonalne uzależnienie roz- pościerające się między miłością a nienawiścią, ślepą wiarą w złudzenia a przebłyskami trzeźwego rozpoznania sytuacji, między zgodą na samo- poniżanie a buntem przeciwko mentalnej niedojrzałości kochanka. Laski był taki, bo „potrzebował zasypać w sobie narcystyczną wyrwę. Dziurę po sercu wyżartym przez rodziców. Nie zalecał się do kobiet. Polował na niewolnice. Jego żony były jego groupies. […] Głodny niemożliwej miłości pożerał cudzą” (T, s. 251). W efekcie trudno rozstrzygnąć, czy reżyser to ekscentryczny, genialny artysta, czy niezrównoważony, skrzywdzony, nie- potrafiący dorosnąć chłopiec. Gretkowska wyraźną kreską szkicuje portret budzącego współczucie sadysty. Zamysł ów nie był jednak tak niewinny, jak można by przypuszczać. Nazbyt łatwo bowiem rozpoznać w Laskim postać Andrzeja Żuławskiego, zaś w rysach Marysi bez przeszkód da się dostrzec autorkę Namiętnika (studia filozoficzne na Uniwersytecie Jagiel- lońskim, organizacja strajków, wyjazd do Paryża w 1988 roku z mężem — Cezarym Michalskim, praca m.in. w charakterze hotelowej sprzątaczki i opiekunki ludzi starszych, sekretarzowanie Józefowi Czapskiemu, pisa- nie scenariusza do filmu Szamanka Żuławskiego, wreszcie romans z reży- serem). Dzięki temu Trans daje się swobodnie czytać jako ufundowaną na wątkach autobiograficznych opowieść rozrachunkową. Pisarka mierzy się z własną przeszłością. Konkluzje, jakie pojawiają się w konsekwencji owej (auto)terapeutycznej spowiedzi, są przewidywalne:

Żałowałam, że poznałam Laskiego. Gdybym była cwańsza, bogatsza, bar- dziej od niego niezależna! Wiedząc o nim za dużo, nie mogłam się za dużo spodziewać. Ludzie się nie zmieniają — powtarzał. Ja też się nie zmienię. Zmieni się między nami? Odejdę i zapisze mnie w rejestrze do uboju? On 124 Agnieszka Nęcka

hodował kobiety, faszerował swoją mądrością i spermą. Szły grzecznie na rzeź. Zbuntowane uciekinierki wykańczał w swoich książkach. Mścił się na publicznie bezbronnych jak ostatni tchórz. Nie zmieniał im zanadto życiorysów ani imion. Dobić je miała plotka. — Dlaczego poniżasz swoje byłe? Dlaczego tak je opisujesz? — odwa- żyłam się zapytać. — Piszę prawdę. Prawda obnaża oszustów. — One cię oszukały? — Opisuję je najczulej, w dobrym i złym. Artyście wolno więcej. — Wszystko? Niszczysz ludzi, bo to sztuka? Tobie, artyście, wolno wię- cej, każde plugastwo? Jesteś natchniony, naiwnie głupi? Jeśli nie zdajesz sobie sprawy z tego, co robisz, to jesteś po prostu chory. Wsadzasz kobie- tom kamery w pizdę i panoramujesz. Uprzedzasz je o tym? Chcą tego? Wykorzystujesz, że w buraczano-patriarchalnej Polsce nikt się za nimi nie ujmie. One ze wstydu przemilczą, ofiary wstydzą się bycia ofiarami. Ty się dowartościujesz: niezrozumiany artysta i kochanek. Stary sęp kołujący nad narcystyczną padliną, same naiwne świeżynki. — Jesteś wstrętna. — Bardzo. Zwykły paparazzi wali zdjęcia. Nie przeczołguje wcześ- niej swoich ofiar i nie okrasza świństwa cytatami z mądrych książek. Nie powołuje się na Hannę Arendt, Audena i wszystkich świętych, żeby ćwierćinteligentom udowodnić swój geniusz. Za parawanikiem wielkich nazwisk gwałcisz ludzi, którzy ci zaufali. Czytałam wywiad z tobą we fran- cuskiej gazecie. Ten po skandalu z opisaną przez ciebie Gwiazdką. Wiesz, co cię najbardziej hajcowało? Nie zawstydzenie tej małej, wywleczenie jej przed hołotę prosto z sypialni. Ty chciałeś prawdy. Poprawiłeś mylącego się dziennikarza: — O nie, proszę pana, kiedy wyczerpał się nakład mojej książki, kosztowała na czarnym rynku pięćdziesiąt centymów więcej, niż pan powiedział. […] Kobiety rozpruwał w swoich książkach i filmach. Ja byłam bezpieczna, bo prawdziwa. Jak nigdy dotąd. To go przerażało. Widział odrodzenie zdruzgotanego Terminatora. Odrastałam na swoim żelaznym rdzeniu. Mimo zadanych mi ran, oderwanych rąk i zgubionej głowy. Kobiecy Ter- minator z misją zemsty, z karabinem w ustach, tnący serią słów: — Boisz się, że nauczyłam się od ciebie za dużo? Że napiszę swoją wersję? Nie jestem jedną z twoich aktorek, którym piszesz teksty, rzeźbiarek, scenografek, wszystkich tych „utalentowanych” i niemych kobiet. T, s. 253—255

Na najnowszą produkcję literacką Gretkowskiej, postrzeganą jako wzięcie odwetu (w imieniu swoim i sportretowanej w Nocniku Żuław- skiego Weroniki Rosati vel. Esterki) na dawnym partnerze, trzeba by „spuścić zasłonę” żenującego milczenia. Na szczęście przywoływana tu proza autorki Miłości po polsku jest bardziej wymagającą lekturą. Pisarka — dzięki dopracowaniu warstwy psychologicznej — zadbała o to, by Trans Upublicznić intymność. Strategie tekstowego „bycia pisarzem”… 125 był powieścią wieloaspektową, traktującą o znojach emigracji, o kłopo- tach ze zrozumieniem samej siebie, o wyzwalaniu się z węzłów katolickiej ortodoksyjności, o odkrywaniu różnych oblicz seksualności, o trudnym poszukiwaniu prawdy i swojego miejsca w świecie czy o mierzeniu się ze stratą ukochanej osoby lub o destrukcyjnej namiętności i granicach kobiecej wytrzymałości, wreszcie — o mozolnym wyzwalaniu się z pęt toksycznych relacji interpersonalnych. Można też patrzeć na Trans przez pryzmat obna- żania konserwatyzmu (obecnego zwłaszcza w sferze erotycznej) współ- czesnych Polaków. Gretkowska nie byłaby sobą, gdyby nie postawiła na dosadność, wul- garność i prowokacyjność. Powiedzieć o Transie, że bulwersuje owym jawnym nawiązaniem do skandalu z Rosati, to powiedzieć za mało. W najnowszej publikacji Gretkowska idzie „na całość”, przekraczając językowo-obyczajowe tabu. Słowem, autorka Obywatelki znów poka- zała swoje odważne i obrazoburcze oblicze. Dość wspomnieć wkładaną do pochwy eucharystię lub butelkę po whisky, opis wydalanych przez Laskiego podczas seksu gazów czy zachęcanie kochanki do wypróżnia- nia się na niego. Czyżby pisarzowi wolno napisać wszystko? Dość ciekawie prezentuje się rozmowa przeprowadzona na łamach „Wprost”, w której Manuela Gret- kowska i Andrzej Żuławski — właśnie po publikacji Transu — wymieniali poglądy na temat granic artystycznej wolności i tego, gdzie znajdują się granice intymności, których pisarz nie powinien przekraczać. Zastana- wiające, że obydwoje mocno podkreślali różnicę pomiędzy „inspiracją” a „wzorcem”, twierdząc, że bohaterowie ich książek (dla których inspira- cją stali się Rosati i Żuławski) niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. Gretkowska jednak — w przeciwieństwie do Żuławskiego — dostrzegała problem, tłumacząc upierającemu się przy posiadaniu przez artystę niczym nieskrępowanej wolności reżyserowi, że:

Owszem, to wytwór twojej wyobraźni. Wytwór twojej wyobraźni nie może zaskarżyć cię do sądu. Natomiast do sądu idzie kobieta, Weronika Rosati, która poczuła się urażona. I nie możesz jej tego odmówić. Artysta to nie jest bóg z Olimpu, który schodzi, gwałci złotym deszczem, a potem chył- kiem ucieka, nie rozumiejąc, dlaczego zgwałcony śmiertelnik się oburza. […] Gdybyś opisał Joannę Kowalską, to pewnie przełknęłaby łzy i zniosła przykrość w samotności. Bo to jest anonimowa osoba, mały krąg ludzi wie, że o nią chodzi. Natomiast opisanie osoby publicznej bywa szeroko nagłoś- nione. Ty masz wolność napisać, co chcesz, a ona ma wolność twierdzić, że została skompromitowana, że zostały naruszone jej dobra osobiste. Obo- jętne czy osoby nieznanej, czy publicznej. […] Artysta powinien być świa- domy ryzyka. Sztuka to jest ryzyko, podobnie jak wolność. Artysta to nie jest bóg z Olimpu. Gretkowska kontra Żuławski. 2011: 19—20 126 Agnieszka Nęcka

Druga, można by powiedzieć: radykalniejsza (bo niezakamuflowana) strategia tekstowego upubliczniania „bycia pisarzem”, dotyczyłaby przede wszystkim trylogii dziennikowej Gretkowskiej (na którą złożyły się kolejno opublikowane: Polka [2001], Europejka [2004], Obywatelka [2008]) czy Pałacu Ostrogskich [2008] Tomasza Piątka, w których o obnażaniu własnej prywat- ności i dzieleniu się swoimi doświadczeniami intymnymi mówi się wprost. Byłyby to zatem takie narracje, które gatunkowo nawiązując do tradycji dziennikowej, nastawione są na prowokowanie (choćby poprzez dotykanie tzw. tematów drażliwych takich, jak np.: uleganie nałogom narkotykowo- -alkoholowym, pisanie o doświadczeniu ciążowym zarówno na przekór literackim, wywiedzionym z dwudziestolecia międzywojennego stereoty- pom, jak i postfeministycznemu kultowi kobiety biologicznej czy niecen- zuralne diagnozowanie dzisiejszej sytuacji polityczno-społecznej w Polsce) oraz formatowanie publicznego wizerunku pisarzy, którzy dzięki „wyprze- dawaniu” swej prywatności chcą znaleźć się na szczytach bestsellerowych list. Gretkowska podpuszcza czytelników choćby w taki oto sposób:

Od lat czytam o sobie „skandalistka”. Taaa. Pierwsza moja prowokacja zaczyna się już o świcie. Wstawanie z łóżka przypomina przecież aborcję. Jakaś siła wyższa wyskrobuje mnie z ciepłej, przytulnej macicy pościeli. Jednak nikt poza mną nie widzi po tym zabiegu krwistych smug na zim- nej posadzce ciągnących się do łazienki, gdzie szybko się myję, walcząc z dwuletnią córeczką o mydło7. Gretkowska 2004: 5

(Auto)kreacyjność i gra z własnym wizerunkiem uobecnia się na kar- tach jej dziennika wielokrotnie. Przywołajmy jeszcze jeden z cytatów:

Boże, ja tak dbam o normalność, układność siebie i rzeczy. Żeby w domu było posprzątane. Co z tego, idę do sąsiadki, u niej parkiet zmywany raz na tydzień lśni jak wbite w podłogę zęby Hollywoodu. A u mnie codziennie syf. Kupiłam nawet jednorazówki do szyb i ścieram ślady rączek dziecka. Trąc i pucując, śmieję się po kryjomu sama z siebie, że przypomina to zacie- ranie śladów zbrodni. Na wyszorowanym wierzchu powaga, w środku mnie szyderstwo. Ale trzymam się tych szczotek, ścierek i robię za normalną, porządną. Bo wiem, jak łatwo się osunąć w entropię i ekstrawagancję. […] zrozumiałam, że trzeba się trzymać poręczy normalności. Prosta sukienka, skromny maki- jaż. Zwyczajność, jej codzienna zwyklizna jest dla mnie jedynym azylem. Już z niego nie wychodzę. E, s. 6

7 Wszystkie cytaty pochodzą z tego wydania. Po symbolu E podaję stronę, na której cytat się mieści. Upublicznić intymność. Strategie tekstowego „bycia pisarzem”… 127

Dzieje się tak dlatego, że Gretkowska doskonale wie, o jak dużą stawkę toczy się gra. Szkopuł w tym, że autorka Kabaretu metafizycznego, nieustan- nie udając i wchodząc w określone role, sama się we własnym wizerunku pogubiła. W efekcie, jak sama podsumowuje swoją sytuację, daje się znosić „na manowce publiczne” i „zostaję kobietą publiczną dla redak- torów wymagających perwersji współżycia z ich opiniami, skoro płacą” (E, s. 192). Gretkowska dała się już poznać jako uczennica Gombrowicza8. Przyznaje więc wprost: „[…] w życiu nie ma nic naturalnego, jest tylko forma” (E, s. 367), a zatem — powiada — „Nie mogę zmienić profesji na inną Gret- kowską” (E, s. 280). Upublicznianie własnej prywatności stało się przeto zawodem, pracą zarobkową. Inaczej jest w przypadku Piątka. Jego Pałac Ostrogskich to „powieść- -zszywka”, łącząca różne style i gatunki oraz podporządkowana trzem żywiołom: wspomnieniowemu, eseistycznemu i kreacyjno-fantastycz- nemu9. Prozę tę — najkrócej rzecz ujmując — można uznać za kontynuację lub też swoistego rodzaju dopowiedzenie do wydanej w 2002 roku Heroiny. Pałac Ostrogskich pomyślany został jako podżyrowany autobiografizmem „pamiętnik narkomana”, który o tym, że nim zostanie, wiedział, odkąd skończył dziesięć lat.

Oczywiście „potępiony” to jest słowo, którego nie powinienem lubić. A na pewno ja, Tomasz Piątek, nie powinienem nim tak nieustannie szafo- wać […]. Wierzę jednak, że jeśli — jak mówi w starym języku stara Biblia Gdańska — nałożył Pan na mnie piątno, piątno narkomana i alkoholika, to nie po to, żeby się nade mną znęcać, tylko żeby mi coś pokazać. Moja odraza do normalnego, codziennego bytowania nie może być zaspokojona żad- nym narkotykiem, bo tak naprawdę jestem za mało ćpunem. Jestem o wiele mniej ćpuńskim ćpunem niż większość czytających te słowa. Dlaczego? Bo za mało ulegam narkotykom, środkom znieczulającym, bo większość środków znieczulających stosowanych przez ludzi na mnie nie działa. […] Mnie nie wystarcza nawet heroina, paraliżująca ośrodkowy układ nerwowy, a robiąca także kuku układowi oddechowemu, pokarmowemu i wydzielniczemu. Piątek 2008: 5—6

Traktujący Pałac Ostrogskich jako demoniczną spowiedź Piątek przy- znawał: „Ta książka to jest opowieść o mojej terapii, słabości, o moich upo- korzeniach, które są tym bardziej upokarzające, że są niezbędne i trzeba

8 Szczegółowo na temat związków Gretkowskiej z Gombrowiczem pisze Barbara Gut- kowska (2005). Na temat trylogii dziennikowej Gretkowskiej zob. Nęcka 2010a. 9 Zob. D. Nowacki: Tomasz Piątek: „Pałac Ostrogskich”. http://www.instytutksiazki.pl/ pl,ik,site,8,6,2811.php [data dostępu: 12 listopada 2011]. 128 Agnieszka Nęcka

przez nie przejść. Jest opowieścią o mojej niezdolności do posiadania nor- malnego życia. O pragnieniu samobójstwa mentalnego i marzeniu o tym, żeby się stać przedmiotem. Nie czuć, albo czuć jak najmniej” (Nic nie czuć, albo czuć jak najmniej. Z Tomaszem Piątkiem rozmawia Tomasz Kwaśniew- ski, 2009 r.). Predyspozycje do ulegania nałogom mają być — jak stara się przeko- nać autor Węża w kaplicy — częścią jego osobowości, przed którą nie spo- sób uciec. W konsekwencji nie może przestać być narkomanem. Podobnie szokujących konstatacji jest w Pałacu Ostrogskich znacznie więcej.

Płaszczyzna dyskursywna utworu składa się z miniaturowych, skrzących się dygresjami esejów (historia, sztuka, teologia, teoria i praktyka reklamy). Wreszcie w warstwie kreacyjnej mamy do czynienia z niewielkimi fabułami czy raczej fantazjami, dla których wspólnym mianownikiem są tajemnice tytułowego warszawskiego pałacu. Wypowiadając się na wiele różnych tematów (od Dekalogu do Beethovena), sypiąc obficie anegdotami i fanta- zjami, Piątek cały czas mówi o sobie oraz krąży wokół szczególnie bliskich mu problemów. Interesuje go konflikt między materią i sferą uczuć, cha- osem i porządkiem, a nade wszystko perspektywa poszukiwania innego, alternatywnego życia. Nowacki, Tomasz Piątek: „Pałac Ostrogskich”

Upublicznianie intymności wiąże się zatem nie tylko z problema- tyką szczerości, wiarygodności, kłopotami z artykulacją „doświadczeń wewnętrznych”, lecz także ze specyficznie określoną obecnością proble- matyki skandalu i odpowiednio pijarowsko sformatowaną koniecznością funkcjonowania pisarza w dyskursie publicznym, który dzięki temu, że „bez względu na to, o czym rozprawia — pisze o sobie, a nade wszystko sobą” (Nowacki 1999: 132), potrafi skutecznie sprzedać siebie, a tym samym także swój „produkt”. I nie ma większego znaczenia to, czy pisarz w mniej- szym lub większym stopniu będzie się przyznawał do autobiograficzności swojej prozy, skoro i tak w ostatecznym rozrachunku chodzi o zakusy eks- hibicjonistyczne lub/i voyerystyczne.

Literatura

Artysta to nie jest bóg z Olimpu. Gretkowska kontra Żuławski. „Wprost”, 19 czerwca 2011. Brzozowski S., 1985: Pamiętnik. Nakładem Antoniny Brzozowskiej. Fragmentami listów Autora i objaśnieniami uzupełnił O. Ortwin. Kraków—Wrocław 1985 [pierwodruk: Lwów 1913]. Upublicznić intymność. Strategie tekstowego „bycia pisarzem”… 129

Drwal z uzdrowiska, czyli polskie morze po sezonie. Michał Witkowski rozmawia z Patrycją Pustko- wiak o swojej najnowszej powieści parakryminalnej. „Lampa” 2011, nr 11. Gretkowska M., 2004: Europejka. Warszawa. Gretkowska M., 2011: Trans. Warszawa. Gutkowska B., 2005: Urok niezależności. O „Polce” i „Europejce” Manueli Gretkowskiej. W: Gut- kowska B.: Odczytywanie śladów. W kręgu dwudziestowiecznego autobiografizmu. Katowice. Iwasiów I., 2004: Intymność i rynek. „Dekada Literacka”, nr 3. Iwasiów I., 2005: W numerze. „Pogranicza”, nr 1. Kępiński P., 2011: „Drwal”. W poszukiwaniu utraconego luja. „Newsweek”, 8 listopada. http:// www.newsweek.pl/ksiazki/-drwal---w-poszukiwaniu-utraconego-luja,84213,1,1.html [data dostępu: 14 stycznia 2012]. Lejeune Ph., 2001: Pakt autobiograficzny. W: Lejeune Ph.: Wariacje na temat pewnego paktu. O autobiografii. Red. R. Lubas-Bartoszyńska. Kraków. Łoziński M., 2011: Książka. Kraków. Nęcka A., 2006: Granice przyzwoitości. Doświadczanie intymności w polskiej prozie najnowszej. Katowice. Nęcka A., 2010a: Pol(s)ka jest kobietą. O tryptyku dziennikowym Manueli Gretkowskiej. W: Nęcka A.: Starsze, nowsze, najnowsze. Szkice o prozie polskiej XX i XXI wieku. Katowice. Nęcka A., 2010b: Przegięci. O „Lubiewie” Michała Witkowskiego. W: Nęcka A.: Starsze, nowsze, najnowsze. Szkice o prozie polskiej XX i XXI wieku. Katowice. Nic nie czuć, albo czuć jak najmniej. Z Tomaszem Piątkiem rozmawia Tomasz Kwaśniewski. „Gazeta Wyborcza”, 29 września 2009. http://wyborcza.pl/1,75475,7088815,Tomasz_Pia- tek__Nie_czuc__albo_czuc_jak_najmniej.html?as=5&startsz=x [data dostępu: 12 listo- pada 2011]. Nowacki D.: Tomasz Piątek: „Pałac Ostrogskich”. http://www.instytutksiazki.pl/ pl,ik,site,8,6,2811.php [data dostępu: 12 listopada 2011]. Nowacki D., 1999: Zawód: czytelnik. Notatki o prozie polskiej lat 90. Kraków. Nowacki D., 2011a: Na wschód od Lubiewa. „Gazeta Wyborcza”, 31 października. http:// wyborcza.pl/1,75475,10567388,Na_wschod_od_Lubiewa.html [data dostępu: 14 stycznia 2012]. Nowacki D., 2011b: Sprywatyzować rodzinę. „Gazeta Wyborcza”, 22 marca. http://m.wyborcza. pl/wyborcza/1,105226,9299429,Sprywatyzowac_rodzine.html [data dostępu: 12 listopada 2011]. Ostrość widzenia. Z Mikołajem Łozińskim o Książce rozmawia Marcin Baniak. Wywiad był dostępny na stronie internetowej Wydawnictwa Literackiego [data dostępu: 12 listo- pada 2011]. Piątek T., 2008: Pałac Ostrogskich. Warszawa. Robert M., 2012: Kamp w martwym sezonie. „Nowe Książki”, nr 1. Rusinek W., 2008: Estetyka i rozkład. O świecie przedstawionym w prozie Michała Witkowskiego. „FA-art”, nr 2—3. Witkowski M., 2011: Drwal. Warszawa. 130 Agnieszka Nęcka

Agnieszka Nęcka

Publicizing intimacy Strategies of a textual “being a writer” after 2000

Summar y

The author of the article, looking at the Polish prose books published after 2000, ana- lyses a peculiar demand for publishing (one’s own and other’s) intimacy, being the result of the social revolution, flexibility of cultural norms and the adjustment of the market to marketing pressures and trends for an “open confessionalism”. As a result, a storyline material becomes a writer’s biography that, being subject to a literary processing, allows for balancing between the reality and fabrication, and revealing as well as disclosing reality. The author of the article suggests distinguishing two strategies of using an intimate con- vention, inscribing into promotion-marketing mechanisms governing the market. The first one, the example of which would be among others Drwal by Michał Witkowski, Książka by Mikołaj Łoziński and Trans by Manuela Gretkowska, is based on camouflage. The second, represented by for example a diary trilogy by Gretkowska or Pałac Ostrogskich by Tomasz Piątek, is a more radical variety. (Self) therapism, self-creation conducted on various levels play with its own image. The issue of sincerity and credibility, problems with the articula- tion of “internal experiences”, dealing with the presence of the subject-matter of scandal and public-relation formatted necessity of the writer’s functioning in the public discourse would be the “crucial points” on which the attention of the previously-mentioned prose writers concentrate. Key words: publicizing privacy, confessionalism of literature, strategies of using an inti- mate convention

Agnieszka Nęcka

Die Intimität publik zu machen Verschiedene Strategien des „Schriftstellerseins“ in den nach 2000 veröffentlichten Texten

Zusammenfassung

Die nach 2000 veröffentlichten polnischen Prosawerke in Rücksicht nehmend ergrün- det die Verfasserin die eigenartige Nachfrage danach, eigene oder fremde Intimität publik zu machen. Diese Tendenz ist Folge der Sittenrevolution, der flexibleren Kulturnormen, des unter dem Druck des Marketings stehenden Marktes und des in Mode kommenden „offensichtlichen Bekenntnischarakters“. So wird die entsprechend literarisch verarbei- tete Biografie eines Schriftstellers zum Spielstoff, der zwischen der Wirklichkeit und dem Erfundenen, zwischen Enthüllung und Verhüllung von der Intimität schwankt. In ihrer Abhandlung unterscheidet die Verfasserin zwei Strategien der Anwendung von einer inti- men Konvention, die den über den Markt herrschenden Sondermarketingmechanismen hineingehören. Erste von ihnen stützt sich auf eine Tarnung — ein Beispiel dafür sind u.a.: Holzfäller von Michał Witkowski, Das Buch von Mikołaj Łoziński und Trans von Manuela Upublicznić intymność. Strategie tekstowego „bycia pisarzem”… 131

Gretkowska. Andere Strategie, die beispielsweise durch Tagebuchtrilogie von Gretkow- ska oder den Palast der Ostrogski-Familie von Tomasz Piątek vertreten werden kann, ist eine radikalere Methode. Zu Kernpunkten, auf die sich oben genannte Prosaiker konzentrieren, gehören: (Selbst)Therapie, Selbstverwirklichung, das auf verschiedenen Ebenen geführte Spiel mit dem Selbstbildnis, die Ehrlichkeit und die Glaubwürdigkeit, Probleme mit der Darlegung seiner „inneren Erfahrungen“, der Kampf mit dem allgegenwärtigen Thema des Skandals und mit der dem PR angepassten Notwendigkeit, als Schriftsteller am öffen- tlichen Diskurs teilzunehmen. Schlüsselwörter: Publikmachen von der Privatsphäre; Bekenntnischarakter der Literatur; verschiedene Strategien, intime Konvention anzuwenden

Część trzecia

Formy prywatności w dyskursie naukowym

Rozdział dziewiąty

Limeryki Od intymnej inspiracji do upublicznienia (Awans czy degradacja?)

Marek Piechota Wydział Filologiczny Instytut Nauk o Literaturze im. I. Opackiego Zakład Historii Literatury Oświecenia i Romantyzmu

Paradoksalny wiersz — limeryk… Tak się zachwycał nim mim Eryk: „Jakbym katamaranem płynął I, pijąc doskonałe wino, Zawinął do obu Ameryk!”

Nie ja pierwszy łamię dobry literacki obyczaj, że motto —ex definitione — to cytat i powinno pochodzić z dzieła innego autora, najlepiej uzna- nego autorytetu. Tak Juliusz Słowacki, wydając anonimowo swego Kordiana (Paryż 1834), poprzedził go mottem z własnego poematu (Lambro) i podpi- sał pełnym imieniem i nazwiskiem, wskutek czego osiągnął paradoksalny efekt: wielu czytelników uznało zrazu, że autorem Kordiana musi być… Mickiewicz1. Jednak gdzież memu ego do Słowackiego! Paradoksalność, wyróżnik niebagatelny, choć nie najważniejszy (znacznie wyżej ceniona jest przez teoretyków i praktyków form limerycznych paronomazja jako chwyt i źródło gry słów), wzmacniam tu, czyniąc bohaterem utworku mima, więc postać posługującą się gestem, pozajęzykowymi środkami ekspresji: wyi- maginowany „mim Eryk” (nie uległem tu współczesnej presji i nie przywo- łałem ani Ireneusza Krosnego, ani legendarnego Marcela Marceau, bowiem do rymu — pamiętamy o wymogach: aabba — pasował mi wyłącznie Eryk lub Emeryk) jest tak genialny, a może ma tak utalentowanego anonimowego tłumacza, który przekłada język jego twarzy i ciała na przytoczoną w for-

1 Szerzej pisałem o tym w szkicu: Piechota 1992. 136 Marek Piechota

mie mowy niezależnej interpretację, w której pojawiają się nieoczekiwanie i tryb przypuszczający, („Jakbym […] płynął”), i imiesłów (współczesny „pijąc”; uprzedni „popijawszy” nie zmieścił się w wersie). Swoją drogą, trudno sobie wyobrazić aż taką precyzję języka mima, gramatyczną i rze- czową; pojętny widz (czytelnik) zechce jednak odczytać najbardziej skom- plikowany splot znaczeń, w których gest wspiera gust. Katamaran jako łódź dwukadłubowa w oczywisty sposób kieruje myśl ku obu Amerykom rów- nocześnie lub po kolei, co zresztą po degustacji dobrego wina nie powinno być żadną komplikacją. Czy taki mim i jego tłumacz to tylko kreacja imagi- nacji? Niekoniecznie. Wspomniany tu Marceau był nie tylko Oficerem Legii Honorowej, lecz także Komandorem Orderu Sztuki i Literatury.

Na dobry początek (Dusza wiersza to rytm)

Tytułowe i podtytułowe zagadnienia tego szkicu (poza określeniem gatunkowym wiersza wywodzącego się z angielsko-irlandzkiego folkloru, popularnego jednak również w polskiej poezji humorystycznej), miano- wicie kategoria dążności „od intymnej inspiracji do upublicznienia” opa- trzona drżącą niepewnością „Awans czy degradacja?”, są odzwierciedle- niem rozdarcia autora pomiędzy naturalną chęcią zabłyśnięcia a stresem wynikającym z równie prawdopodobnej kompromitacji. Oczywiście, mógł- bym omawiać te zagadnienia, odwołując się do innych gatunków i utwo- rów cudzych, jednak limeryki są formą stosunkowo zwartą, nieobszerną (ustępują tu i pojedynczej oktawie, i sekstynie), a ponadto przy powstawa- niu własnych tekstów byłem niejako od początku, od pierwszego przebłys- ku inspiracji — tu z pewnością jestem najlepszym ekspertem w kwestiach genezy utworu. Dusza wiersza to rytm. Jestem o tym głęboko przekonany. Rym z całą pewnością nie jest już tak istotny. Po trzech dziesiątkach lat z okładem mniej lub bardziej profesjonalnego zajmowania się poezją wszystkich cza- sów i kultur, od tropienia poetyzmów w Eposie o Gilgameszu (ostatnio na potrzeby wykładu z Historii literatury powszechnej w roku akad. 2010/2011 dla II roku filologii polskiej:W kręgu marzenia o eposie. Od Gilgamesza do trylogii Tolkiena), po diabelski tuzin lat współpracy z „Kabaretem Olgi Lipińskiej” (1993—2005) słyszę wiersz nawet tam, gdzie inni go nie słyszą, względnie nie dosłyszeli. Pisząc wstęp Od sielanki do narodowego eposu poprzedzający edycję Pana Tadeusza Adama Mickiewicza (We fragmentach z komentarzem. Limeryki. Od intymnej inspiracji do upublicznienia… 137

Dla uczniów, studentów i nauczycieli)2, spostrzegłem, że poeta w obrębie pro- zaicznej co do treści i prozatorskiej w kwestii formy wiadomości o zakoń- czeniu, po około piętnastomiesięcznym3 wysiłku twórczym, pracy nad swym arcypoematem, wysłał do przyjaciela Antoniego Edwarda Odyńca (z Paryża, Rue Saint-Nicolas No. 73. [14 lutego 1834]) lakoniczną, a jednak również po części poetycką informację4:

Przekonywam się, że się nadto żyło i pracowało dla świata tylko, dla pustych pochwał i celów drobnych. Zdaje mi się, że nigdy już pióro na fraszki nie użyję. Te tylko dzieło warte czegoś, z którego człowiek może poprawić się lub mądrości nauczyć się. Może bym i Tadeusza zaniedbał, ale już był bliski końca, więc skończyłem wczora właśnie. Pieśni ogromnych dwanaście! Wiele marności, wiele też dobrego. Będziesz czytał. Za parę tygodni druk zaczynam5.

Pisałem dalej w komentarzu, że przecież miały do arcypoematu — to genialne określenie przylgnęło w historii naszej literatury tylko do tego właśnie dzieła — dojść jeszcze Objaśnienia poety, miał powstać pierwszy — nigdy nieukończony — rzut Epilogu, że dostrzegamy w przywołanym tu fragmencie oznaki pewnego zniechęcenia autora, zwątpienia w wartość

2 Podanie po tytule dzieła nazwiska jego autora nie wynika tu z chęci epatowania erudycją historyka literatury polskiego romantyzmu, przeciwnie — jest hołdem złożo- nym precyzji wyrażania się, wypływającym z chęci uniknięcia nieporozumienia, skie- rowania myśli słuchacza-czytelnika tej wypowiedzi w stronę właściwej półki, na której stoją dzieła Mickiewicza (najpewniej tom IV Wydania Rocznicowego z 1993 r. w oprac. Zbigniewa Jerzego Nowaka), nie zaś w stronę półki z dziełami Słowackiego, autora czte- rech fragmentów, jego zdaniem „właściwej”, bo mistycznej wersji [Pana Tadeusza], w tym przecudnej urody poetyckiej cząstki „zimowej” z udziałem „Halcyjona”, czyli zimorodka (również tom IV w oprac. Jerzego Pelca, w obrębie edycji pod red. Juliana Krzyżanow- skiego z 1959 r.; tam także fragmenty, blisko 100 wersów poematu [Konrad Wallenrod], w wersji Słowackiego). 3 Nadal bawią mnie rezultaty obliczeń Stanisława Pigonia, który po stwierdzeniu, że: „Nie jest bliżej znany moment poczęcia Pana Tadeusza, nie wiemy, gdzie i kiedy wypi- sał poeta pierwsze jego słowa […]”, po odjęciu wielu przerw w procesie twórczym (m.in. czteromiesięcznego okresu troskliwej opieki nad umierającym Stefanem Garczyńskim), rekapitulował: „W ten sposób widzimy, że wyobraźnia poety zajęta była utworem przez jakieś piętnaście miesięcy, a praca nad nim, jeżeli odliczymy przerwy, trwała około dzie- więciu miesięcy” (Pigoń 1996: XVI—XVIII). Wszystkie wyróżnienia w cytatach moje — M.P. 4 Referuję w skrócie refleksję z: Piechota 1999: 6—7. Przywołuję wyd. drugie, gdyż w pierwszym (Katowice 1995) przydarzyły się uchybienia, m.in. lapsus w wersie 627 z ks. VIII, który nie powinien dziwić w kraju o 95% zdeklarowanych katolików, miano- wicie w wierszu o bocianie: „Ledwie klęknął i szczęki zębowate ruszył”. Musiałem się wstydzić w erracie, że miało być „kleknął”. W wyd. kolejnym udało się ten błąd dostrzec i poprawić. 5 Mickiewicz 2003: 261. 138 Marek Piechota

swej pracy, spowodowanego zapewne przepracowaniem (to deprecjonu- jące wysiłek twórczy określenie, iż zużył niejedno przecież gęsie „pióro na fraszki”!). Zauważmy jednak, że nawet w urywku prozaicznego listu do przyjaciela (wspominam tę relację, bo zwiększa ona ładunek domniemywa- nej szczerości), po takim natężeniu sił kreacyjnych, słowa, zdania podlegają nadal poetyckiej rytmizacji, układają się w wiersz, chociaż jest on znacznie krótszy niż trzynastozgłoskowiec tekstu głównego i jedenastozgłoskowiec pisanego później, wiosną 1834 roku, Epilogu. Można przecież przeczytać (i usłyszeć) również tak:

[…] więc skończyłem wczora właśnie. Pieśni ogromnych dwanaście!

Odmienny to już rytm nadal jednak poetyckiego spojrzenia na dzieło przed chwilą, a właściwie, co bardziej prawdopodobne, poprzedniego dnia skończone. Rytm ośmiozgłoskowca wzmacnia, co prawda niedokładny, jednak wyraźnie asonantyczny rym oparty na identyczności samogłosek (i to aż trzech samogłosek aae, byłby to więc — przy takim zapisie — rym głęboki!). I drugi, znacznie świeższej daty przypadek. Moja żona Małgorzata zwróciła mi uwagę na zdecydowanie prozatorski wydawałoby się na pierwszy rzut oka fragment wywiadu udzielanego redaktorowi Jackowi Żakowskiemu przez filozofa prof. Tadeusza Gadacza wiosną 2011 roku i ogłoszonego w poczytnym tygodniku „Polityka” (czytujemy go dość regularnie, aczkolwiek bardzo wybiórczo): „Na każdym naszym życio- wym wyborze kładą się cieniem drogi niewybrane”6. Wyraziła się, że „to mądre i piękne zdanie”, zatem wyróżnienie przez nią tej myśli opierało się głównie na kategoriach merytorycznych i estetycznych, polegało na dostrzeżeniu prawdy i piękna (Norwid też byłby zachwycony!). Śmiem podejrzewać, że wśród źródeł tego wyróżnienia musiała się znaleźć także strużka uświadomionego sobie (lub nie) przez jej autora charakterystycz- nego rytmu. Jeśli zapiszemy tę myśl w formie dwuwiersza, uwyraźni się on w sposób oczywisty:

6 Iść po ziemi i po niebie. Prof. Tadeusz Gadacz o tym, jakich rad życiowych udziela nam filo- zofia, o wolności, szczęściu i zawiłościach życia. Rozmawiał Jacek Żakowski. 2011: 17. To zdanie wyjątkowo inspirujące. Posłużyłem się nim już jako mottem do trzeciej części studium: Piechota (2012). Dzięki niemu powstał także limeryczny tryptyk Dogadywanie Profesorowi Tadeuszowi Gadaczowi, który prezentowałem (wraz z podaniem teorii podgatunku „dolime- ryczeń”) w referacie: Dolimeryczenia, odRzeczypospolitki i inne bajdełejki, czyli jak nawiedzają nas stare i nowe gatunki parakabaretowe, wygłoszonym podczas sesji naukowej pt. Jaki jest kabaret? zorganizowanej w Uniwersytecie Śląskim przez Instytut Nauk o Kulturze i Instytut Nauk o Literaturze Polskiej im. I. Opackiego, Katowice 3 listopada 2011 r. Limeryki. Od intymnej inspiracji do upublicznienia… 139

Na każdym naszym życiowym wyborze kładą się cieniem drogi niewybrane.

Słyszę tu zdecydowanie bezrymowy dystych jedenastozgłoskowca, z regularną średniówką (5+6). Duszą wiersza jest rytm — powtarzam. Jeśli ktoś słyszał, jak składałem wierszem gratulacje Tadeuszowi Róże- wiczowi (wierszem — poecie, to na granicy impertynencji!) w Sali Sejmu Śląskiego 22 stycznia 1999 roku Na Doktorat H.C. Pana Tadeusza Różewicza („»Dzieckiem w kolebce« wywróżył mi pewien wróż, / Że będę wręczał Różewiczowi bukiet róż; […]”)7, jak składałem w wypełnionej po brzegi sali Teatru im. St. Wyspiańskiego w Katowicach 18 listopada 2003 roku gratulacje Na Jubileusz Siedemdziesięciolecia Profesora Ireneusza Opackiego. Stopy grafomańskie w formie pastiszu Mickiewiczowskich Stepów Aker- mańskich („Zasnąłem... lśni czarnego potwór fortepianu, / Mózg nurza się w zieloność, o ucieczce bredzi; […]”)8, jeśli ktoś słyszał, jak deklamowa- łem w Muzeum Literatury im. A. Mickiewicza przy Rynku Starego Mia- sta w Warszawie 24 listopada 2010 roku pastisz Norwidowego Fortepianu Szopena przygotowany Na Jubileusz Profesora Zbigniewa Sudolskiego z okazji osiemdziesięciolecia uczonego („Jesteśmy z Tobą — Mistrzu — w Twe dni dostatnie / Wciąż (szczęśliwie) niedomkniętego »wątku« — […]”), jeśli ktoś słyszał, jak czytałem wiersz Na Jubileusz czterdziestolecia debiutu naukowego i trzydziestolecia habilitacji oraz z okazji wydania książki »Liber amicorum Professoris Joannis Malicki« 22 czerwca 2011 roku, wiersz o nie- zwykle skomplikowanej melodyce (pierwsza zwrotka: „Wybacz Janie, / Że niespodzianie / Nie w peanie / To winszowanie… / Może inni zdołają / Ja — nie.”), ten wie, o czym mówię. Tu widzę, że zastosowana figura reto- ryczna — choć efektowna wskutek obfitej enumeracji — nie jest jednak przesadnie efektywna, gdyż chyba jeden jedyny, który mógł mnie słyszeć w wymienionych wyżej okolicznościach (jeśli mnie pamięć nie myli), to przyjaciel, prof. Jacek Lyszczyna. Kolega profesor to dobry świadek, ale niekoniecznie najlepszy (bo pewnie subiektywny) recenzent. Może stąd rodzi się tęsknota za przypisem, uprawnionym i w poezji dopowiedze- niem okoliczności genezy lub bodaj intencji wygłoszenia, sensu aluzji, sugestii intertekstu.

7 Cały wiersz cytuję i szerzej omawiam we wspomnianym referacie o Dolimeryczeniach. 8 Pierwodruk w sprawozdaniu z uroczystości („Gazeta Uniwersytecka”, Miesięcznik Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, grudzień 2003, nr 3 (113), s. 5. Dla spotęgowania efektu komicznego tekst (z pięcioma efektownymi przypisami) wydrukowano w takim kształcie i formacie, że przypominał karty wyjęte z książki w serii Biblioteki Narodowej). Przedruk w obrębie mego wstępu „Adam Mickiewicz. U stóp pomnika” — toutes propor- tions gardées — niemal jak „W cieniu Mickiewicza”, zob. Piechota 2007: 4—6. 140 Marek Piechota

Wyczulenie na rytm wiersza ma też wymiar czysto praktyczny. Wiedzą coś o tym magistranci (i nie tylko9), przyłapani na niefrasobliwym przyta- czaniu cytatów z Pana Tadeusza, Dziadów czy Beniowskiego, w których nie zgadza mi się liczba sylab; nawet nie muszę ich liczyć, to są po prostu złe wiersze, nie mogły wyjść spod gęsich piór Mickiewicza czy Słowackiego.

Falstart

Moje przygody z limerykami rozpoczęły się od porażki. W „maluchu”, po drodze na zajęcia, które rozpoczynałem od Poetyki opisowej, w dniu, w którym usłyszałem przy śniadaniu, że Wisława Szymborska otrzymała literacką nagrodę Nobla (a równocześnie, że któryś z — bodaj szwedz- kich — dziennikarzy narzekał, że to za tak niewielką liczbę wierszy, bodaj dwieście…) ułożyłem coś, co zapowiadało się jako limeryk, ale na trasie pomiędzy Tarnowskimi Górami i Katowicami, mimo licznych postojów na skrzyżowaniach, nie udało się tej myśli właściwie rozwinąć do postaci „dorosłej”, pozostała zaledwie „imaginacyjnym imago” — fraszką:

Wisława dostała Nobla, za dwieście wierszy! Mój Boże!

9 Wyczulenie na rytm wiersza ma też wymiar czysto praktyczny w akademickiej pracy dydaktycznej. W recenzowanej rozprawie doktorskiej — autorkę i tytuł tu pomijam, gdyż nie chodzi o to, aby dodatkowo napiętnować osobę, otrzymała stosowne wskazówki w przypisach recenzji i kurtuazyjne zapewnienie, że nie będę tych uwag czytał podczas publicznej obrony — widzę tekst wiersza Tygrys Williama Blake’a w przekładzie Stani- sława Barańczaka (w odsyłaczu adres: Blake W.: Tygrys. W: Od Chaucera do Larkina. 400 nie- śmiertelnych wierszy 125 poetów anglojęzycznych z 8 stuleci. Antologia w wyborze, przekładzie i opracowaniu S. Barańczaka. Kraków 1993, s. 262) i słyszę w wersie siedemnastym: „Gdy rój gwiazd ciskał swe włócznie”. Na 24 wersy (sześć strof czterowersowych) wszystkie są dziewięciosylabowe, a tu Barańczak się pomylił? Sprawdzam w książce, jest swoje, spraw- dzam w Internecie, tam, niby to przedruk z antologii Barańczaka, ale widzę swe… Skaner nie został wyposażony w benedyktyńską dokładność. W tej samej pracy autorka cytuje tłumaczenie Statku pijanegoArthura Rimbauda w prze- kładzie Miriama (Zenona Przesmyckiego) i odsyła do wersji drukowanej w książce, a ja wśród stu wersów regularnego trzynastozgłoskowca bez trudu wyławiam dwa rażące kalectwa brzmieniowe: „Gdzie chciałem, ponosiły mię rzek spienione wełny” (winno być: poniosły mię Rzek) i „Znam jutrzenki srebrzyste jak gołębice” (winno być: jako), oraz niewątpliwe curiosum semantyczne: „Piany kwietne świeciły mi z golfów odjazdy” (zgubiono nie rytm, a sens, winno być: święciły me). Te same błędy pojawiły się w zapisie „zawieszonym” w Internecie. W podanej książce ich nie ma! Młodzież jest teraz taka nie- cierpliwa i tak wierząca w Internet… Limeryki. Od intymnej inspiracji do upublicznienia… 141

Jakże się cieszą rozgoryczeni Herbert, Różewicz i Mrożek10.

Studentów prosiłem o niepowtarzanie tej fraszki, gdyż mówi ona o „polskim piekle”, o zazdrości, o nieprawdopodobieństwie — ludzkiej przecież nawet w takich okolicznościach — szczerej radości z cudzego sukcesu. Prośbę potraktowali zbyt serio, nie spotkałem się później z żad- nym oddźwiękiem tekstu analizowanego na zajęciach pod kątem poetyki z naciskiem położonym na rytm i instrumentację głoskową. Nadal jed- nak żywię przekonanie, że we wszystkich przypadkach, gdy chcemy jaki- kolwiek sens — od miłego, estetycznego drobiazgu, powiedzmy komple- mentu, po prawdę objawioną „złotej myśli” — zuniwersalizować, musimy odnaleźć absolutny rytm harmonijnie, lub przeciwnie — dysharmonijnie powiązany ze znaczeniem owych wybranych spośród kilkusettysięcznego zbioru form gramatycznych słów dostępnych w naszym języku. Uniwer- salizacja czerpie siłę i lotność ze zrytmizowania.

Ku dojrzałości

Jakiekolwiek wystąpienie publiczne wymaga starannego, niekiedy wie- loletniego przygotowania w zaciszu własnej, ewentualnie dzielonej tylko z najbliższymi, przestrzeni domowej. Kiedy już zapoznałem się z doprawdy nader obfitą tradycją gatunku, a nawet wydrukowano mi kilkanaście mniej lub bardziej poprawnych limeryków11, naczytałem się bowiem Juliana Tuwima (Pegaz dęba) i Stanisława Barańczaka (Pegaz zdębiał)12, przełkną-

10 Do autorstwa tego wierszyka przyznałem się publicznie dopiero po latach w obrębie recenzji tomiku Wisławy Szymborskiej Rymowanki dla dużych dzieci, z wyklejkami Autorki przygotowanej dla miesięcznika „Śląsk” (Piechota 2003: 75). 11 Mam tu na myśli wiersze ogłoszone, zrazu w formie Tryptyku limerycznego zawiera- jącego tekściki: De gustibus — o B. Prusie i M. Prouście, Ulic zez — o Ulissesie J. Joyce’a oraz limeryczny akrostych Eh, teogonia o J.W. Goethem; tu tytuł czytany wspak w gwarze ślą- skiej daje osobliwy efekt („Nasza Gazettka” 1992, nr 1 (9), s. 6). PóźniejLimeryki periodyczne, a w nich: Fart — dot. czasopisma „FA-art”, Odra — dot. „Odry”, Przekrój — dot. „Przekroju”, Akcent — dot. „Akcentu” i Śląsk — dot. „Śląska” („Śląsk” 1998, nr 1, s. 62). Wreszcie Lime- ryki z okazji Mickiewiczowskich: Z Wilna, Z Grodna, Z Warszawy, Z Krakowa, Znad Świtezi, Ze Śmiełowa („Śląsk” 1998, nr 12, s. 60). 12 Dociekliwy Czytelnik, dzięki lekturze tej książki, spostrzeże niechybnie, że moje motto w kształcie limeryku jest formą przekornie przetworzoną zaproponowanego przez Barańczaka „limeryku amerykańskiego”. Modyfikacja polega tu na przeniesieniu trzysy- 142 Marek Piechota

łem łapczywie kilkaset wierszy od Jacka Balucha po Macieja Słomczyń- skiego (tu przeważały treści raczej frywolne, by nie wprowadzać na scenę słówka obscena) i Wisławę Szymborską (ten rodzaj humoru określiłbym jako erudycyjno-intelektualny, niekiedy wyraziście kontekstowy z zakresu correspondence des arts), zwieńczeniem zaś tych lektur uczyniłem Liber Lime- ricorum13 — było to, przyznaję, w zdecydowanej przewadze czytanie dla przyjemności, w naszym zawodzie okoliczność raczej zanikająca, mogłem wreszcie pierwotną, niezbyt udaną fraszkę doprowadzić do postaci:

Pewna dama z Krakowa Nader oszczędna w słowach Nie umknęła sławie; Gratuluje Wisławie Większa kraju połowa.

Ta forma powstała już w polonezie caro. Fiat, polonez caro, skoda fabia classic — coraz dłuższe nazwy, coraz krótsze dni... (Ponieważ tekst rozra- sta mi się zbytnio, pominę tu dygresję o wyższości interpretacji filozoficz- nej i humanistycznej wyrażenia „większa połowa”, nad objaśnieniem sensu stricto matematycznym, tym bardziej, że musiałbym tu odwołać się do sub- telnego wywodu w tej kwestii logika, kolegi prof. Marka Tokarza, a wcześ- niej odnaleźć jego tekst umieszczony jako felieton czy esej w ubiegłowiecz- nej prasie codziennej...). Po kilkunastu mniej lub bardziej udanych próbach mogłem już ułożyć paralimeryk względnie niemal limeryk — nie miałem pojęcia, że kiedykolwiek przyda mi się on do czegokolwiek, nie mogłem przecież przewidzieć, że zostanę u schyłku 2011 roku zaproszony do udziału w naukowym konwersatorium poświeconym intymności — więc ostatecz- nie, powiedzmy, niby-limeryk obarczony funkcją miniatury autorecenzyjnej:

Choć ukończyłem dobre szkoły, Jak święty turecki goły14

labowego słowa „Ameryka” (w dowolnym przypadku deklinacyjnym) w pozycji wygło- sowej z wersu pierwszego do ostatniego (Barańczak 1995: 138). Tylko skomplikowanie lub uproszczenie cudzego wzorca ma sens. Proste powtórzenie jest zbyt proste. 13 Zob. Liber Limericorum. To jest Wielka Xsięga Limeryków i Innych Utworów Ku Czci Jej Wysokości Królowej Loży Teresy Walas jako też przy Innych Okazjach Sposobnych przez Limeryczną Lożę Jej Admiratorów Ułożonych 1997. 14 Autoironiczną kapliczkę (w sensie sentencji, że nie udało mi się wzbogacić na owym żartobliwym rymowaniu) wznoszę tutaj na solidnym fundamencie paremiograficznym, oto Julian Krzyżanowski jako najstarsze źródło „powiedzonka”, notowanego przez Samuela Adalberga, „Goły jak święty turecki” (tenże powoływał się na Balik gospodarski Franciszka Zabłockiego z r. 1780) wskazał diariusz Mikołaja Krzysztofa Radziwiłła, zwanego Sierotką, Peregrynację do Ziemi Świętej (z lat 1582—1584), bardziej znaną w Europie w postaci przeróbki Limeryki. Od intymnej inspiracji do upublicznienia… 143

Przed Czytelnikiem stoję, Otwieram wnętrza podwoje, Wydając szczere Zoofioły15.

Przytoczony następnie Tercet limeryczny i profesorski zarazem z gawędą filologiczną w tle. (Jeśli przypisy tłem nazwać można) ukazał się zrazu w nader ograniczonym nakładzie w obrębie Rewii CudzoZiemskiej16, dedykowanej ówczesnemu dyrektorowi Instytutu Nauk o Literaturze Polskiej prof. Marianowi Kisielowi, obdarzonemu przez studentów i doktorantów ni to z lekka spieszczonym, ni żeglarskim przydomkiem Boss. Jednak nie powstałby ten tryptyk, gdyby nie wyłuszczona w przypisie inspiracja, sku- tek zaproszenia do udziału w kolejnym tomie Zabaw Literackich zasłużonej i prestiżowej serii krakowskiego Wydawnictwa Literackiego.

1. Genologiczny wampiryzm17

Panu Profesorowi Henrykowi Markiewiczowi na formę listowną i w przekładzie na łacinę dokonanymi przez Tomasza Tretera (Hierosoly- mitana peregrinatio... zrazu w Braniewie 1601, później liczne wyd., m.in. w Antwerpii 1614), tę z kolei wersję spopularyzował w przekładzie na język polski Andrzej Wargocki (Pere- grynacyja abo Pielgrzymowanie do Ziemie Świętej, Kraków 1607); w opisie Damaszku widzimy tam taki fragment: „Znajdują się też tu ludzie, którzy się za nabożne udawają, tak zimie, jako i lecie nagucko bez wszego zgoła okrycia chodzą, głowę i brodę ogoliwszy. Napad- łem [tj. spostrzegłem] w Damaszku na jednego i zrozumiałem, że szalony, ale gdym pytał, powiedziano: Że to człek święty i żywota niewinnego, który światem i doczesnym szczęś- ciem pogardziwszy, na ziemi anielski żywot prowadzi.” (Cyt. za: Krzyżanowski 1975: 130). 15 Piechota 1997. 16 Mikrut, Piechota, Czaja 2009: 140. 17 Jak wiemy z historii gatunku, najlepsze profesorskie limeryki powstają podczas konferencji naukowych względnie po drodze na nie. Równie dobrą okolicznością lime- rykogenną może się okazać kolokwium habilitacyjne. Tak 18 lutego 2009 roku podczas wykładu dr Agnieszki Ogonowskiej (z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, bro- niącej rozprawy: Voyeryzm telewizyjny. Między ontologią telewizji i rzeczywistością telewidza) padło wielce inspirujące stwierdzenie o tym, że praktycznie do powszechnej świadomości z prac humanistów mają szansę przebić się jedynie lotne metafory. Od razu też do szeregu przykładów habilitantki dorzuciłem „pejzaż semiotyczny” Umberto Eco, „galaktykę Guten- berga” Marshalla McLuhana i z niej — w oczywisty sposób — wyłaniającą się „galaktykę Internetu” Manuela Castellesa. Było dziełem absolutnego przypadku, że w jednym ciągu myślowym (ze względu na nadesłane dzień wcześniej zaproszenie prof. Henryka Mar- kiewicza do zbioru powojennych polonistycznych żartów literackich i pastiszy) objawił mi się „genologiczny wampiryzm”. Kwestią kilku chwil pozostało już zapisanie tej myśli, skoro zaś spiritus movens całego wydarzenia, to Pan Profesor, zwłaszcza jako autor Głów- nych problemów wiedzy o literaturze, wypadło mi z przyjemnością zadedykować ten limeryk Szanownemu Sprawcy. 144 Marek Piechota

Parodiowanie cudzych zdań Nie potrzebuje wielu niań, Gdyż miło pisze się pastisze; Tak wampir, wypełniając niszę, W ponętnych wpija się pań krtań.

Rozmawialiśmy z kolei podczas powrotu z pracy wiosną 2009 roku z Jurkiem Paszkiem o najnowszym tłumaczeniu najdłuższej i najambitniej- szej, równocześnie ostatniej w dorobku, książki Władimira Nabokova z Adą w tytule, której pierwodruk amerykański i kanadyjski (New York, Toronto) Jurek ma w swym ogromnym księgozbiorze i teraz nie może się doczekać „Pierwszego polskiego przekładu” (bardzo często rozmawialiśmy nie tylko o tym, co było i jest, lecz także o tym, co będzie albo też powinno się liczyć w literaturze). Nie upolowałem jej, zresztą i tak zapewne bym jej nie prze- czytał, bo za obszerne to tomiszcze. Zanim jednak dojechaliśmy do Tarnow- skich Gór (Paszek świadkiem!), powstał limeryk Ada z Kanady. Skojarzenie było proste, Ameryka Północna, Ada, Kanada… (oni tam zresztą też nie za bardzo odróżniają, gdzie Bogatynia, gdzie Suwałki). Wystarczyło dodać przypisy, ale to dopiero po lekturze studium Paszka:

2. Ada z Kanady18

Jurkowi Paszkowi Choć urodziła się w Kanadzie, Uroczo wiedzie się w Cannes Adzie; Ady urody nie urazi Cel sporej sfory paparazzich19 — Brodzi w ich fleszy kanonadzie.

18 Właściwie wiersz powinien nosić podtytuł: „Na marginesie lektury znakomitego szkicu z zakresu translatologii prof. Jerzego Paszka”, ale nie ma — jeszcze, pracujemy nad tym — obyczaju umieszczania w tytulaturze pełnych adresów bibliograficznych (Paszek 1993). Limeryk ten (oparty na potrójnym kalamburze i bogato wyposażony w wewnętrzne rymy również głębokie) nie ma na celu „zwrócenia uwagi na kunszt poety”, nie ma też być „natchnieniem do wprowadzenia nowych obrotów stylowych w literaturze”, jest jedynie rzadkim przejawem „aluzji hołdowniczej” (w kolejności cytowania: Paszek 1993: 144, 140 i 137; zwracam uwagę na przytoczenia w porządku à rebours, jakbym czytał tekst Paszka od tyłu). Równorzędnymi adresatami aluzji hołdowniczej pozostają: Jerzy Paszek — wymie- niony w dedykacji, genialny tłumacz poezji Brodskiego oraz praktyk i teoretyk translato- logii — Stanisław Barańczak, wreszcie Josif Brodski — ukryty sprytnie w ostatnim wersie limeryku (ciut mniej niż 1/3 liter). 19 Wiem, paparazzo wymawia się podobnie jak pizza, konesera rym ten nie zadowoli, nie jest on jednak eufoniczną niedoróbką. Wzorem poetów staroangielskich — chciałem, by tu akurat raczej pieścił oko, nie ucho. Limeryki. Od intymnej inspiracji do upublicznienia… 145

Gdy zajrzałem, na potrzeby tego szkicu w listopadzie 2011 roku, do Internetu, przydarzyło mi się coś tak intymnego, że w pierwszej chwili sądziłem, iż mogę się tym podzielić wyłącznie w przypisie, w tekście głów- nym bym się nie odważył, po chwili jednak przypomniałem sobie o obo- wiązkach uczestnika konwersatorium o intymności w sferze publicznej. Słowo się rzekło. Proszę traktować poniższe wyznanie w kategorii histo- rycznoliterackiej, filologicznej dygresji. Jesienią 2003 roku kolega prof. Janusz Ryba poprosił mnie o napisanie szkicu do podręcznika dla uczniów liceum o nader atrakcyjnym tytule Rodzinna Europa. Przyjrzałem się wówczas wstępnie i lakonicznie Relacjom rodzinnym w „Konradzie Wallenrodzie” Mickiewicza20. Przypomniałem sobie o tym szkicu, gdy zaproszono mnie w 2008 roku na ogólnopolską konferen- cję naukową „Obrazy rodziny w literaturze od XIX do XX wieku” zorgani- zowanej przez Zakład Literatury Poromantycznej oraz Zakład Literatury Współczesnej Instytutu Nauk o Literaturze Polskiej im. Ireneusza Opac- kiego; wygłosiłem wówczas w Cieszynie 2 grudnia tegoż roku referat nt.: Jeszcze o relacjach rodzinnych w „Konradzie Wallenrodzie” Mickiewicza21 — tekst znacznie rozbudowany w stosunku do pierwotnego szkicu, poprzedzony dwoma mottami: pierwsze stanowił uważany przez mickiewiczologów za najbardziej kontrowersyjny punkt trzynasty Składu zasad, drugie — ini- cjalne zdanie Anny Kareniny Lwa Tołstoja: „Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób”22. W uzasadnieniach użycia tego drugiego motta pozwoliłem sobie na dywagację:

Równie łatwo możemy sobie przecież wyobrazić, że zdanie rozpoczyna- jące narrację Anny Kareniny Tołstoj zdecydowałby się sformułować tak: „Wszystkie nieszczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda szczęśliwa rodzina jest szczęśliwa na swój sposób”. Ale czy rzeczywiście rozwijanie tej tezy byłoby interesujące dla dziewiętnastowiecznego pisarza, czy zna- lazłoby chętnych czytelników?23

Życie, wielokrotnie się o tym przekonywałem, swobodnie przerasta najbar- dziej nawet wybujałą imaginację... Gdy zajrzałem w listopadzie 2011 roku

20 Piechota 2004. 21 Zanim ukaże się tom pokonferencyjny, nieco zmienioną wersję tego referatu ogłosi- łem w zbiorze swoich prac poświęconych biografii i dziełom Mickiewicza (Piechota 2011: 167—179). Potrzebny był mi ten szkic, aby zawarte we Wstępie pierwsze słowo Poeta uzu- pełnić o inicjały pierwszych słów kolejnych rozdziałów, które układają się niby akrosty- chicznie w napis: ADAM MICKIEWICZ. 22 Tołstoj 1956: 5. 23 Piechota 2011: 169. 146 Marek Piechota

do Internetu w poszukiwaniu podstawowych informacji o Adzie Nabokova, natrafiłem po kilku zaledwie kliknięciach myszą na recenzję Grzegorza Chojnowskiego (dziennikarza, anglisty i polonisty), z której dowiedziałem się, że ostatnia powieść autora Lolity rozpoczyna się od tłumaczenia na język angielski owego pierwszego zdania arcydzieła24 Lwa Tołstoja:

Pierwsze zdanie książki jest […] odwróceniem otwarcia jednej z najsłyn- niejszych realistycznych powieści wszech czasów, Anny Kareniny. Toł- stojowe „wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nie- szczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób (przekład Kazimiery Iłłakowiczówny) zyskuje u Nabokova przewrotną wersję: „wszystkie nie- szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda szczęśliwa rodzina jest szczęśliwa na swój sposób”25.

Poza banalną konstatacją, że Nabokov wpadł na ten sam pomysł prze- kształcenia pierwszego zdania Anny Kareniny blisko pół wieku wcześniej ode mnie (zapóźnienie w stosunku do Zachodu nie wydało mi się aż tak obraźliwe, by o tym nie wspominać...), aczkolwiek uczynił to z zupeł- nie innych pobudek i w innym celu, w oczywisty sposób dojrzałem do wizyty u Jurka Paszka i wypożyczenia obu egzemplarzy — pierwodruku i „Pierwszego polskiego tłumaczenia” Ady26. Lektura obu wersji prowadzi do kilku dość oczywistych konstatacji. Ada Nabokova rzeczywiście roz- poczyna się od odwróconego sensu otwarcia Anny Kareniny, ale narrator Ady twierdzi, że tak „— powiada wielki rosyjski pisarz na początku słyn- nej powieści (Anna Arkadiewicz Karenina, przemieniona na angielski przez R.G. Stonelowera, Mount Tabor Ltd., 1880)”27. Tu pojawiają się wyraźne sygnały budzące czujność filologa. Po pierwsze, każdy, kto w młodości czytał w oryginale dzieła Puszkina, Lermontowa, Gogola (z wdzięcznoś- cią wspominam lekcje języka rosyjskiego prof. Arkadiusza Bielakowa w Liceum Ogólnokształcącym im. S. Staszica w Tarnowskich Górach), bez zaglądania do komentarzy samego Nabokova i tłumacza jego dzieła na język polski Leszka Engelkinga oraz studiowania rozległego stanu badań, z łatwością rozpozna, że do tytułu trafiła z woli przewrotnego autora nieprawidłowa, męska forma nazwiska patronimicznego (otcze- stwa) Anny, gdyż — jeśli już, winno być Arkadiewna, której zresztą nie było w oryginale. Po drugie, najbardziej szczegółowe poszukiwania nie

24 Od razu też żal mi się zrobiło, że nie tropiłem Ady wcześniej, gdy pisałem szkic „Arma virumque cano…”. Niepowtarzalny urok pierwszych zdań arcydzieł (Piechota 2010). 25 chojnowski blogspot.com/2009/03/Vladimir-Nabokov-ada-albo-zar.html [data dostępu: 14 listopada 2011]. Wyróżnienia — przypominam — moje, M.P. 26 Pisana od 1959 r., wyd. po dziesięciu latach powieść reklamowana na obwolucie jako „A New Novel by the Author of LOLITA” (Nabokov 1969; 2009). 27 W ang. pierwodruku s. 3, w przekładzie — s. 13. Limeryki. Od intymnej inspiracji do upublicznienia… 147 doprowadzą do rzekomego tłumacza R.G. Stonelowera28, zresztą Nabo- kov — po trzecie — nie pisze o przekładzie, o tłumaczeniu, pozwolił sobie na użycie wobec owej fikcyjnej, wymyślonej książki podejrzanej formuły „przemieniona na angielski”. Po czwarte wreszcie, akcja Ady osadzona została na Anty-Terrze (Anty-Ziemi), to odwrócone tłumacze- nie w świecie przedstawionym powieści — podane jest jako poprawne, nie znajdujemy tu sygnałów poetyckiego, literackiego żartu. Autor pro- wadzi grę z czytelnikiem dzieła, ironizuje, pokpiwa sobie z tych wszyst- kich, którzy nie czytali Anny Kareniny (ani po rosyjsku, ani w przekładzie na język angielski). Do tych, którzy czytali, puszcza oko, bawi się razem z nimi. Ada, czyli Żar (nie miejsce tu i czas, by szczegółowo objaśniać, dla- czego pojawia się ów Żar) daje się odczytać w kontekście tego zabiegu jako Ada, czyli żart. Choć wydawało się zrazu, że moja Ada z Kanady nie ma nic wspól- nego z Adelajdą (Adą) Durmanov z Ady, czyli Żaru Nabokowa (nic, poza uruchamiającą limeryczną lawinkę wzmianką Paszka o wyczekiwanym przekładzie i posiadaniu pierwodruku), okazuje się nieoczekiwanie, że zupełnie przypadkowo podczas opatrywania mottem kolejnego referatu, w którym rozszerzałem pole obserwacji z wcześniejszego szkicu dla pod- ręcznika, odtworzyłem poniekąd żart, przekorę amerykańskiego pisarza. I nie dowiedziałbym się zapewne o tym, gdyby mnie nie zaproszono na konwersatorium o intymności w przestrzeni publicznej. Życie, niekiedy rzeczywiście, swobodnie przerasta wyobraźnię. Wreszcie, zanim pojawi się limerycznego tryptyku część trzecia, dedy- kowana koledze prof. Marianowi Kisielowi, zastanawiam się, czy te wier- sze będą w stanie obronić się bez przypisów, bez komentarza? — nie mnie o tym wyrokować:

3. Fałszywa skromność29

Marianowi Kisielowi Czym jest pisanie, mój Marianie, Wierszy, Ty wiesz, bo masz dar, ja nie.

28 Znawcy przedmiotu twierdzą, że Nabokov skontaminował to fikcyjne nazwisko z George’a Steinera — wpływowego krytyka literackiego i Roberta Lowella — wybitnego poety. To fikcyjne tłumaczenie „wyprzedza” o 6 lat rzeczywisty pierwszy przekład Anny Kareniny na język angielski Nathana Haskella Dole’a (New York 1886). 29 Fałsz powinien trącić smrodkiem, a przecież fałszywa przesłanka doprowadza nas niejednokrotnie do prawdy. Formuła autorskiej skromności, mniej lub bardziej udanej, należy do powszechnie znanych topoi (Arbusow 1963: 97). Skoro fałszywa skromność może nas wyzwolić, tym bardziej należy ją dedykować Prawdziwej Skromności, w której nikt z nas Bossa nie prześcignie. W limerycznych wniebogłosach, / Śmiem opiewać skromność Bossa. 148 Marek Piechota

Fałszywej to skromności poza, Zna ją poezja, gości proza — Odór ochrania miąższ w durianie30.

Topos autorskiej skromności (fałszywej, konwencjonalnej, względnie — rzadziej — szczerej, tę ostatnią zinterpretować jeszcze trudniej niż ironię) wydaje się szczególnie wielowątkowo uwikłany w relacje tego, co osobiste, prywatne, intymne, a jednak przenoszone — w bogactwie mniej lub bar- dziej skrywanych żądz i lepiej lub gorzej odsłanianych intencji — w sferę publiczną.

Kulminacja

Z biegiem lat omawiana tu forma limeryczna okazała się tak ekspan- sywna, a może — po prostu — zaprzyjaźniłem się z nią na tyle, że zacząłem ją traktować jako strofę dogodną do konstruowania obszerniejszych wypowiedzi, zwłaszcza żartobliwie lirycznych. Toteż, gdy zamierzałem w kwietniu tego roku napisać dla mojej Małgosi pochwałę cenionego przez nas szczepu win- nego, sięgnąłem po tę właśnie formę. Gdybym głosił pochwałę bordeau, pewnie za stosowniejszą uznałbym sekstynę, a może nawet oktawę — wedle ciężaru gatunkowego31. Shiraz (syrah) to starodawny szczep pochodzący z Bliskiego Wschodu, zapewne z Iranu — nadal nosi tę nazwę dzisiaj kilkusettysięczne

30 Poprzednio przywołałem ów egzotyczny owoc z południowo-wschodniej Azji względnie Indonezji w szkicu historycznoliterackim poruszającym m.in. kwestie tego, czy „poetą się jest”, czy też tylko „bywa się” — pracy ofiarowanej innemu Profesorowi, również Marianowi: „[…] musimy sobie uświadomić i to, że poruszamy się tu jedynie po powierzchni zjawiska, widzimy z daleka powabny owoc duriana (Durio zibethinus — w glo- balnej wiosce mamy wreszcie dostęp do wszystkich słów i smaków), kolczasty i okazały, kryjący wewnątrz ponoć niezwykłej smakowitości miąższ, wcześniej jednak trzeba sforso- wać — niby gęstą dymną zaporę — nieprzyjemne opary intensywnego fetoru” (Piechota 2008: 279). Tak owoce poznaje się po zapachu i smaku, a ludzi — podobno, jak chce Pismo — po owocach. 31 Każde słowo klucz, że nie wspomnę już o szlagworcie istotnym dla piosenki, domaga się uwzględnienia (odkrycia) charakterystycznego dla niego rytmu, a to pociąga za sobą również rozmiar strofy. Trzyczęściowy zaledwie pean na cześć gatunku preferowanego przez naszą córę Aleksandrę O! Cabernet sauvignon! (dedykowany: „Oli, gdyż ten szczep woli”) musiał uwzględniać rymy rzadkie: starą piosenkę francuską o ludziach tańczą- cych Sur le pont d’Avignon (motyw unieśmiertelniony w naszej kulturze dzięki wierszowi Krzysztofa Kamila Baczyńskiego śpiewanemu przez Ewę Demarczyk do muzyki Andrzeja Zaryckiego, później przez Budkę Suflera i Janusza Radka) oraz łacińską formułę o warunku sine qua non (najlepiej w wymowie z naleciałościami języka francuskiego). Limeryki. Od intymnej inspiracji do upublicznienia… 149 miasto na zachód od dawnego Persepolis, przywieziony do Europy w okre- sie wypraw krzyżowych (nie zamierzam konkurować w żadnym wypadku z niekwestionowaną erudycją w tym zakresie kolegi prof. Marka Bieńczyka). Dla shirazu forma limeryczna — nomen omen — wydaje się jak ulał.

Shiraz: pierwszy raz, drugi raz, trzeci raz

Mojej Małgosi Jak ceremoniał wobec anomalii, Tak bek dębowych rząd dla prostej balii — Dystans, rezerwa, które warto posiąść... A my spokojnie z princessą Małgosią Sączymy sobie syrah z Australii.

Jesteście piękne, trwajcie! — Nasze chwile32. Życie to tylko w jedną stronę bilet... Tak mało chętnych, by wziąć premię za to, A my, tymczasem, z moją Małgorzatą Sączymy shiraz z dalekiego Chile.

Żadnego skutku nie ma bez przyczyny — Twierdzą logicy, rozumu wyczyny Budzą zdumienie, ale nie są mrzonką... A my — z Małgosią — moją małżonką Sączymy shiraz z bez łez Argentyny33.

W tej partii szachów koń nie wygra z gońcem! Kij i marchewka też mają dwa końce... A my z radością, co przystoi kwiatom, Z moją małżonką — księżną34 Małgorzatą Sączymy syrah syty włoskim słońcem.

32 To aluzja do dedykacji książki Słowo to cały człowiek wydanej na 35. rocznicę naszego ślubu: „Mojej Małżonce Małgorzacie / z wdzięcznością — / »Chwilo — jesteś piękna — trwaj«” (zob. przyp. 20). 33 Kolega Jurek Paszek zganił tę frazę za brak melodyjności, chociaż rozpoznał bez- błędnie oczywistą aluzję do musicalu Evita z 1978 roku, autorstwa Andrew Lloyda Webera i Tima Rice’a, w szczególności słynnego songu Don’t cry for me Argentina śpiewanego przez tytułową bohaterkę na pocz. 2. aktu (oglądaliśmy z żoną u schyłku ubiegłego wieku zna- komitą w tej roli Marię Meyer w Teatrze Rozrywki w Chorzowie). Skojarzenie podniosłe, mnie jednak chodziło głównie o niebanalny synonim słoneczności, nieba bez chmur i desz- czu, kraju pochodzenia tego akurat shirazu, ponieważ słońce miało się pojawić w poincie kolejnej strofy. 34 Ponowna aluzja, po włoskiej princessie z czwartego wersu, do pokrewieństwa mej małżonki (po kądzieli) z litewskim rodem Wallewiczów. Gwoli ścisłości, syrah uwieczniony w tej zwrotce pochodził z Sycylii. 150 Marek Piechota

Błękit paryski od ultramaryny Odróżni każdy, jak ołów od cyny, Prócz daltonisty! Ci mogą dać wyraz Swym wątpliwościom... My wolimy shiraz Z Chile, Australii, z Włoch i Argentyny...

Limerykogenne okazują się nie tylko ulubione szczepy winne, także moc- niejsze alkohole mogą zainicjować limeryk, i to nawet bardziej ortodok- syjny, uwzględniający w klauzuli pierwszego wersu miasto, region, pro- wincję, land czy kraj, z którego pochodzi bohater. Mój wzrok pada na przysadzistą butelkę Old Smugglera:

Old Smuggler

Pewien przemytnik, rodem bodaj z Hesji, Handlował whisky, nie mając koncesji; Trunkiem mocnym jak diabli Deprawował notabli — Stąd nowe imię35 dla starej profesji.

Na zakończenie (1)

Wypada wreszcie, na zakończenie tej niekończącej się — póki życia — historii, sparafrazować przywołaną tu wcześniej myśl prof. Gadacza, wzbo- gaciwszy ją uprzednio nieco o rym niedokładny, ze względu na niepełne współbrzmienie komponentów rymowych (w pierwszym wersie pojawi się w klauzuli sylaba zamknięta spółgłoską, w drugim — otwarta), prze- cież nie będzie to rym asonantyczny, oparty na współbrzmieniu wyłącznie samogłosek:

Na każdym wersie, który zastał ranek, Kładą się cieniem sensy niewybrane.

Jak pięknie zmieniły się nam czasy! Jeszcze niedawno, w wieku XIX, zyskał- bym miano bluszczowatego (podobnie jak Słowacki! — nieistniejący wedle współczesnej mu i nieco tylko młodszej krytyki bez Szekspira i Calderona, ale to ze wszech miar dobre towarzystwo!), może nawet miano niemal gra-

35 Hesja pojawiła się w tym limeryku ze względu na skojarzenie z nacją źródłosłowu, jak bowiem podaje Wielki słownik wyrazów obcych, szmugler to „pot. »osoba zajmująca się szmuglem; przemytnik« […] ” (Bańko, red., 2003: 1216). Limeryki. Od intymnej inspiracji do upublicznienia… 151 fomana, a dziś otrzymuję — niezasłużone zapewne — epitety w rodzaju: wykwintny laudant, sprawny intertekstualista, satyryk erudyta (więc jed- nak awans dzięki upublicznieniu intymnych inspiracji?). Czy postmo- dernizm obniża kryteria? Pozwolę sobie nie zgodzić się z tym sądem, ale obszerniejsza wypowiedź na ten temat wymagałaby odrębnego szkicu.

Na zakończenie (2)

Wypada wreszcie, ze względu na temat naszego konwersatorium, zło- żyć daninę w większym nieco zakresie i z tego, co dotąd niepublikowane, jak najbardziej intymne, aczkolwiek na zasadach kontrapunktu zupełnie niezwiązane z omawianymi wcześniej limerykami, za to z rytmem wier- sza36 — jak najbardziej. Mam na myśli Tren dla Agnieszki, tekst napisany w pierwszą rocznicę śmierci Agnieszki Osieckiej, mianowicie 7 marca 1998 roku, chowałem go więc w głębszej, niż zalecał Quintus Horatius Flaccus37, skrzyni. Tren ponadto wydaje się gatunkiem, w którym najtrudniej prze- mknąć z perełkami intymności w sferę publiczną i jednocześnie uniknąć zawsze szkodliwego dla liryki patosu:

Tren dla Agnieszki

Agnieszka z nami już nie mieszka, Odeszła cicho, na wpół sennie.

36 Ostatnio o tej materii, zwłaszcza zaś o zjawisku rytmu w poezji europejskiej w kon- tekście przełomu modernistycznego, interesująco i nader kompetentnie wypowiedziała się Joanna Dębińska-Pawelec (2010). Jej rozważania i staranne analizy są tej samej klasy, co rzadkiej piękności porównanie Urszuli Kozioł z wiersza „…rytm” z tomu Przelotem. Kraków 2007, s. 100: „rytm / to jak żagiel postawiony / nad łódką strofy” (cyt. za: Dębińska- -Pawelec, 2010: 46). 37 Tu żartobliwie czynię aluzję do pomijanej zazwyczaj części obszernego wywodu autora Sztuki poetyckiej (Ars poetica), który doradzał starszemu z synów konsula Pizona okazanie utworu najpierw krytykowi Mecjuszowi, następnie ojcu, wreszcie Horacemu, „a później niech rękopis będzie schowany w głębi skrzyni i tam pilnowany do dziewią- tego roku” (Rzymska krytyka i teoria literatury. Wybór, 1983: 60). Zwykle podaje się wersję ograniczoną do czterech słów w formie pozornie pełnego zdania: Nonumque prematur in annum. ‘Zostaw to niepublikowane do dziewiątego roku’. Przed dwoma tysiącami lat myśl ta miała świadczyć o cnocie powściągliwości autora, o jego rozsądku i rozwadze: ‘Nie spiesz się z publikacją!’. Na zajęciach w modelarni w Domu Harcerza w Tarnowskich Górach, do której uczęszczałem w piątej klasie szkoły podstawowej, Druh powtarzał nam często maksymę cesarza Augusta zanotowaną przez Swetoniusza (Divus Augustus 25): Festina lente (‘Spiesz się powoli!’). 152 Marek Piechota

Tak wiek dwudziesty smutkiem zmierzcha, Skrywają bliskich łzy kamienne.

Cóż znaczą tekstów dwa tysiące, Byłe przyjaźnie, gdy już byłe. Gaśnie zmęczone pracą słońce, Cieszy się tylko wieku schyłek.

Odeszła w świat nieznanej baśni — Za siedem rzek, za siedem gór, Gdzie nie ma głupstwa ani waśni — Za siódmy las, za siedem chmur.

Odeszła w mrok, gdzie tylko dla niej Sam księżyc tka welonu tiul, A nam w pamięci pozostanie Na skraju Elizejskich Pól.

Odeszła z cicha i bez fałszu. Prosto na Parnas wiodą stopnie — Bez słów euforii, jak na rauszu, Nieodwołalnie, choć pochopnie.

Odeszła, gdyż nie mogła zostać, Na tamtą stronę coś ją niosło. Tak kradnie nam Agnieszki postać Charona bezlitosne wiosło.

Odeszła w świat nieznanej baśni — Za siedem rzek, za siedem gór, Gdzie nie ma głupstwa ani waśni — Za siódmy las, za siedem chmur.

Odeszła w mrok, gdzie tylko dla niej Sam księżyc tka welonu tiul, A nam w pamięci pozostanie Na skraju Elizejskich Pól.

„Muzyka gra” i trwa atrament, I wraca, jak Orfeja refren, Trwalsza niż spiż, w popiele diament… Zazdroszczą Cheops jej i Chefren.

Fraza „muzyka gra” pochodzi z tekstu Agnieszki Wielka woda (trzeba mi wielkiej wody), nie sądzę, żebym przekraczał w hiperboli granice twórczego Limeryki. Od intymnej inspiracji do upublicznienia… 153 rozsądku. Publikacja — nawet w bardzo ograniczonym obiegu, z adresem do wybranych odbiorców — oznacza rezygnację z intymności, prywatno- ści, z tego, co najbardziej osobiste, z bliskości dotyczącej wiedzy o genezie myśli, tego, co autor czuje naprawdę. Rezygnacja z tej prywatności może niekiedy (chyba jednak nie zawsze i nie wyłącznie) mieć charakter wyra- chowania, bierze się z nadziei na awans w hierarchii twórców, przynajmniej w kategorii szczerości wypowiedzi. Ale i to w przypadku twórców szcze- gólnie wyrafinowanych nie jest pewne. Czyż publikowalibyśmy cokolwiek, nie licząc na to, że teksty przetrwają kilka chwil dłużej niż my sami? Wedle zdolności i chęci, wznosimy monumencik…

Literatura

Arbusow L., 1963: Colores rhetorici. Eine Auswahl rhetorischer Figuren und Gemainplätze als Hiltsmittel für Übungen an mittelalterichen Texten. 2. Aufl. hrsg. von H. Peter. Göttingen. Bańko M., red., 2003:. Wielki słownik wyrazów obcych PWN. Warszawa. Barańczak S., 1995: Pegaz zdębiał. Poezja nonsensu a życie codzienne: wprowadzenie w prywatną teorię gatunków. Londyn. chojnowski blogspot.com/2009/03/Vladimir-Nabokov-ada-albo-zar.html [data dostępu: 14 listopada 2011]. Dębińska-Pawelec J., 2010: „Poezja jest sztuką rytmu”. O świadomości rytmu w poezji polskiej dwudziestego wieku (Miłosz — Rymkiewicz — Barańczak). Katowice. Iść po ziemi i po niebie. Prof. Tadeusz Gadacz o tym, jakich rad życiowych udziela nam filozofia, o wol- ności, szczęściu i zawiłościach życia. Rozmawiał Jacek Żakowski. „Polityka”, nr 17 (2804). Krzyżanowski J., 1975: Mądrej głowie dość dwie głowie. Pięć centuryj przysłów polskich i diabelski tuzin. T. III: Od pożyczania do Żywca. Warszawa. Liber Limericorum. To jest Wielka Xsięga Limeryków i Innych Utworów Ku Czci Jej Wysokości Kró- lowej Loży Teresy Walas jako też przy Innych Okazjach Sposobnych przez Limeryczną Lożę Jej Admiratorów Ułożonych. Kraków 1997. Mickiewicz A., 2003: Dzieła. Wydanie Rocznicowe. T. XV: Listy. Część druga 1830—1841. Oprac. M. Dernałowicz, E. Jaworska, M. Zielińska. Warszawa. Mikrut I., Piechota M., Czaja K., 2009: Rewia CudzoZiemska. Wielkiej Rewii Satyrycznej tom III (i ostatni). Katowice 2009. Nabokov V., 1969: Ada or Ardor. A Family Chronicle. New York, Toronto. Nabokov V., 2009: Ada albo Żar. Kronika rodzinna. Przeł. L. Engelking, komentarzem i posło- wiem opatrzył L. Engelking. Warszawa. Paszek J., 1993: O rymie Brodskiego. W: Fast P., red.: O Brodskim. Studia, szkice, refleksje. Katowice. Piechota M., 1992: Motto w dziele literackim. Rekonesans. W: Ocieczek R., red.: Autorów i wydaw- ców dialogi z czytelnikami. Studia historycznoliterackie. Katowice. Piechota M., 1997: Zoofioły. Bestiariusza heroikomicznego część mniejsza. Katowice. Piechota M., 1999: Od sielanki do narodowego eposu. W: Mickiewicz A.: „Pan Tadeusz”. We frag- mentach z komentarzem. Dla uczniów, studentów i nauczycieli. Wybór, wstęp i komentarz M. Piechota. Wydawnictwo „Książnica”. Wyd. drugie przejrzane. Katowice. 154 Marek Piechota

Piechota M., 2003: Limeryki, moskaliki… noblistki — na deser. „Śląsk”, nr 7 (93). Piechota M., 2004: Relacje rodzinne w „Konradzie Wallenrodzie”. W: Rodzinna Europa. Podręcznik do kształcenia kulturowo-literackiego oraz językowego dla klasy II liceum ogólnokształcącego, liceum profilowanego, technikum (zakres podstawowy i rozszerzony). Cykl 3: Z dziejów kul- tury rycerskiej i sarmackiej. Red. J. Ryba. Goleszów. Piechota M., 2007: Adam Mickiewicz. U stóp pomnika. W: Kempna M., red.: Adam Mickiewicz. U stóp pomnika. Katowice 2007. Piechota M., 2008: Dlaczego Słowacki tylko bywał wielkim poetą? W świetle jego „Listów do matki”. W: Seweryn D., Kaczmarek W., Seweryn A., red.: Czterdzieści i cztery studia ofiarowane profesorowi Marianowi Maciejewskiemu. Lublin. Piechota M., 2010: „Arma virumque cano…”. Niepowtarzalny urok pierwszych zdań arcydzieł. W: Jakóbczyk J., Kralkowska-Gądkowska K., Piekara M., red.: Alfabet Paszka. Berent, styli- styka (i okolice), Żeromski. Katowice. Piechota M., 2011: „Słowo to cały człowiek”. Studia i szkice o twórczości Mickiewicza. Kato- wice. Piechota M., 2012: Romantyczne konteksty ludowej śpiewki „Kamień na kamieniu…”, czyli o pożyt- kach płynących z lektury cudzych listów. W: Piechota M., Ryba J., red.: Od oświecenia ku romantyzmowi i dalej. Autorzy — dzieła — czytelnicy. Część IV. Katowice. Pigoń S., 1996: Wstęp. W: Mickiewicz A.: Pan Tadeusz, czyli Ostatni zajazd na Litwie. Historia szlachecka z roku 1811 i 1812. We dwunastu księgach wierszem. Wydanie 11. Oprac. S. Pigoń. Aneks oprac. J. Maślanka. Wrocław—Warszawa—Kraków. Rzymska krytyka i teoria literatury. Wybór. 1983. Oprac. S. Stabryła. Wrocław—Warszawa— Kraków—Gdańsk. Szymborska W., 2003: Rymowanki dla dużych dzieci, z wyklejkami Autorki. Kraków. Tołstoj L., 1956: Anna Karenina. Przeł. K. Iłłakowiczówna. Warszawa.

Marek Piechota

Limerics From an intimate inspiration to publication (Advancement or degradation?)

Summar y

The present text discusses limerics in six stages, starting from general issues: For a good start. (Rhythm is the poem's soul; and Falsestart, on an unsuccessful paralimerick written on the occasion of Wisława Szymborska being awarded the Nobel Prize; Towards maturity, on author's own limericks that were honoured to be published; Culmination, on longer poems (e.g. a laudation on a shiraz wine strain) in which limericks constitute a stanza, not to men- tion the endings (A Lament for Agnieszka in the second one). A publication, even in a very limited circulation, addressed at selected readers, means resignation from intimacy, privacy and what is most personal, from closeness concern- ing knowledge about the thought origins, and what the author really feels. Resignation from this privacy may sometimes be premeditated, and derives from hope for being pro- moted in the hierarchy of authors. However, this is not certain even among those specially sophisticated authors. Would we publish anything if we did not hope that the texts sur- Limeryki. Od intymnej inspiracji do upublicznienia… 155 vive a few moments longer than we? In accordance with our abilities and willingness, we build a small monument… Key words: limerick, privacy, strategies of introducing privacy to literature

Marek Piechota

Limericks Von intimer Inspiration zum Publikmachen (Aufstieg oder Degradation?)

Zusammenfassung

Der vorliegende Text handelt über Limericks, die verschiedene Themen berühren: Zum guten Anfang. (Die Seele des Gedichtes ist Rhythmus); Fehlstart — von einem misslunge- nen, dem von Wisława Szymborska erhaltenen Nobelpreis gewidmeten Paralimerick; Der Reife entgegen — von eigenen Limericks, denen die Ehre zuteil geworden ist, veröffentlicht zu werden; Kulmination — von längeren Gedichten (z.B.: Lob über die Shiraz-Weinrebe), deren Strophe ein Limerick ist; zwei Abschlüsse (Klagelied für Agnes). Jede Veröffentlichung — selbst wenn sie nur an auserwählte Rezipienten gerichtet ist — bedeutet, dass der Autor auf seine Intimität und private Privatsphäre verzichten muss. Dem oft einkalkulierten Verzicht liegt eine Hoffnung auf den Aufstieg im Künstler- kreis zugrunde, doch bei sehr raffinierten Künstlern ist es nicht immer der Fall. Würden wir zwar überhaupt etwas veröffentlichen, darauf nicht zu zählen, dass uns unsere Texte wenigstens um einige Zeit überleben? Unseren Fähigkeiten und Absichten gemäß errich- ten wir uns ein Denkmal… Schlüsselwörter: Limerick; Privatsphäre; verschiedene Strategien, die Privatsphäre in die Literatur einzuführen Rozdział dziesiąty

Moja i wspólna polszczyzna*

Walery Pisarek Uniwersytet Papieski Jana Pawła II w Krakowie Wydział Nauk Społecznych Katedra Dziennikarstwa Doktor honoris causa Uniwersytetu Śląskiego

Jeśli wierzyć metryce i dowodowi osobistemu, urodziłem się przed 80 laty w Rabce w Gorcach. Mama przebywała tam jako letniczka, więc po kilku tygodniach wyjechaliśmy stamtąd. Te kilka tygodni spędzonych w cieniu Turbacza w charakterze oseska nie mogło pozostawić śladów na moim idio- lekcie. Ale góralskie ciągoty moich ceperskich rodziców i dziadków pośred- nio zaowocowały znajomością inicjalnego akcentu i kilkunastu wyrazów pojawiających się na prawach cytatów w repertuarze rodzinnych anegdot. Stosunkowo wcześnie poznałem słowo rzyć, słuchając opowieści o tym, jak to góralski przewodnik strofował dziadka za niestosowne, a więc przyno- szące mu wstyd zachowanie: — Ale sie schodzi, panie, na nogak, a nie na rzyci. Wzrastałem w środowisku posługującym się polszczyzną królewiac- ką, właściwie warszawskiej inteligencji. Jaka to była polszczyzna, wnio- skuję, przeglądając zachowane listy pradziadków, dziadków, rodziców i siostry sprzed stu trzydziestu, sprzed dziewięćdziesięciu, sześćdziesięciu lat. Kiedy jako student czytałem prześmiewczy wiersz Warszawszczyzna, chyba bezpodstawnie przypisywany Nitschowi, uświadomiłem sobie, że większość wytykanych tam wyrazów i wyrażeń była mi dobrze znana, wśród nich wzrastałem i sam ich używałem. Wprawdzie nie pamiętałem, bym kiedykolwiek kogokolwiek prosił o sznytkie, ale butersznytki były mi wówczas bliższe niż kanapki, chyba wszyscy członkowie mojej rodziny pisali i dostawali raczej odkrytki niż pocztówki czy widokówki, szykowanie się do wyjścia wydawało mi się (a nawet wydaje mi się) bliższe niż przy-

* Tekst wygłoszono podczas uroczystości nadania profesorowi doktorowi habilitowa- nemu Waleremu Pisarkowi tytułu doktora honoris causa Uniwersytetu Śląskiego 7 grudnia 2011 r. Jego zmodyfikowaną wersję pomieszczono w wydanej w 2011 r. książce pamiątkowej Walery Pisarek. Doctor Honoris Causa Universitatis Silesiensis. Katowice. Moja i wspólna polszczyzna 157 gotowywanie się do niego, pokój, w którym jadaliśmy śniadania, obiady i kolacje, nazywałem stołowym, wezwanie nie stój w cugu! było poleceniem zrozumiałym, podobnie jak otwórz lufcik! czy zamknij oberluft! Kiedy było ciepło, wszyscyśmy chodzili do figury. Słowo daję, że sam mówiłem wziąść, cóś takiego, a może nawet któś taki. Naturalną, a tym samym neutralną, nie- nacechowaną polszczyzną była dla mnie w czasie mego dzieciństwa war- szawsko-radomska inteligencka odmiana polszczyzny. Do wojny roczny schemat mojego życia dzielił się na trzy części: 1) zimową — spędzaną w Radomiu, 2) wiosenno-jesienną — spędzaną na Lubelszczyźnie w Jaszczowie, 3) letnią, najkrótszą — spędzaną w jakiejś podgórskiej miejscowości uzdrowiskowej. W lecie bowiem zwykle na jakieś 6 tygodni jeździłem z rodziną do Rabki lub do Krynicy, ale chyba od 1937 roku do modnego wówczas Truskawca. Pobyty w Rabce umożliwiły mi kontakt z trzema najbardziej cha- rakterystycznymi cechami polskich gwar: z mazurzeniem, pochylaniem samogłosek i swoistością wymowy nosówek. Na polonistyce w Krakowie zazdrościłem większości koleżanek i kolegów wrodzonych umiejętności bezbłędnego odróżniania, które „a” wymawia się jak „a”, które zaś jak „o”. Pomyśli ktoś, że pozuję na chłopca z miasta, a tymczasem ponad połowę swego dzieciństwa i lat młodzieńczych przeżyłem na wsi lubel- skiej w Jaszczowie, kiedyś w powiecie lubelskim, dziś — w łęczyńskim. Cóż to jednak za wieś, skoro nawet najstarsi autochtoniczni mieszkańcy ani nie pochylają1, ani nie mazurzą, ani nie mają kłopotów z wymową nosówek. Jednakże ta (nie tylko moja) opinia o braku wyrazistych cech gwarowych jaszczowskiej części województwa lubelskiego to oczywi- sta przesada, bo każdego rodowitego mieszkańca Lubelszczyzny pozna każdy po swoistym zaśpiewie, niby-podlaskim, ale znacznie od niego delikatniejszym, a do tego bez właściwych Podlasiakom swoistości nosówkowych. Aż się chce powiedzieć, trawestując wieszcza (Mickiewicz A., 1822: Do Joachima Lelewela), że:

[…] gdzie się obrócisz, z każdej wydasz stopy, żeś znad Wieprza, żeś Polak, mieszkaniec Europy.

Ale, oczywiście, tak się nie powie, bo nazwie rzeki Wieprz daleko pod względem romantyczności do Niemna.

1 Kolega sąsiad ożenił się z panną z beskidzkiej Kasinki i całe życie mówił, że ma żonę z Kasieńki, nie zdając sobie sprawy z niestosownej hiperpoprawności tej postaci nazwy miejscowej. 158 Walery Pisarek

Za to rzeczywiście w Jaszczowie samogłoski są czyste i jasne, nie ule- gają „deformacji” ani te wzdłużone, ani mocniej akcentowane. I kusi mnie, żeby zacząć mówić tak, jak mówili i mówią moi koledzy w Jaszczowie, Milejowie i okolicznych wioskach. I jak ja sam mówię, kiedy się znajdę w ich towarzystwie: — Szkoda gadać, stara bieda. Właśnie tak: stara bieda, a nie jakaś staro bida. Mój dziadek — wspominała moja matka — zawsze na ser mówił syr. A mnie się wtedy przypominał profesor Klemensiewicz z jego — I to tyż, panie Walery. A tu, na mojej Lubelszczyźnie nic z tych rzeczy; ser to ser, mleko to mleko, a nie mliko. Lubelszczyzna dorzuciła mojej polszczyźnie przygarść wyrazów, jak graniasty2 i raby, czyli ‘pstrokaty’, mniumni, czyli ‘malutki’, kalitka3, czyli ‘torebka, też damska torebka’. O mniumniej kalitce marzyły dziewczynki. A ja z okolicznych wieprzysk komlą wyciągałem byczki. Na Lubelszczyźnie w powstałym z kompletów tajnego nauczania wiejskim liceum uzyskałem świadectwo dojrzałości i z nim przyjechałem w 1949 r. na studia polonistyczne do Krakowa. Nawiasem mówiąc, przy- jechałem za Juliuszem Kleinerem, którego właśnie w tym roku władze skutecznie przekonały, by od nowego roku akademickiego zrezygnował z wykładów na KUL-u. Kraków bardzo mnie rozczarował, kiedy po przyjeździe w charakterze kandydata na studenta zobaczyłem, że to, co nazywano podworcem okazało się nie zamkowym czy pałacowym dziedzińcem, ale zatęchłym podwórkiem. Parę miesięcy minęło, zanim się do tego przyzwyczaiłem, i nauczyłem, że wystarczy wyjść z domu na ten — pożal się Boże — podworzec, by mieć prawo mówić, że się jest na polu. I nauczyłem się, że tu napoleonka jest kre- mówką, kotlet — sznyclem, czarna jagoda — borówką, a borówka — brusznicą, dziesięciogroszówka — szóstką (dziś udałem tylko dwie szóstki — chwalił mi się kolega swoją oszczędnością), kurz — prochami, wysprzedaż — wyprzedażą, bułka paryska — weką, faworki — chrustem, czajnik — saganem, chaber — bła- watkiem, włoszczyzna — jarzyną, mleko zsiadłe — kwaśnym. I tak dalej, i tak dalej, aż się stałem prawdziwym krakowskim snobem i centusiem. No, może niecałkowicie, bo jednak tak jak przed 60 laty, tak i dziś dreszcz mnie przechodzi, kiedy student deklaruje, że oglądnął jakiś film, albo zapowiada, że musi jeszcze zaglądnąć do notatek i się zgłosi, jak je przeglądnie4.

2 Przypomina mi się rozmowa mojej córki z sąsiadem: — Miałem kiedyś graniastego króla, co pięć kila ważył. — Jak to „graniastego”? — No, taki dropiaty był. — To znaczy jaki? — No, raby. — To znaczy jaki? — No, graniasty! 3 Moja matka, ku uciesze mojej córki, kalitkę, czyli torebkę, nazywała woreczkiem. 4 Nadal też nie mogę się zdobyć na przyznanie racji Kazimierzowi Wyce, który twier- dził, że słynne krakowskie: Idźze, idźze, bajoku — „tylko przez kontakt z żywą włoszczy- zną daje się wytłumaczyć”. Zdaniem tego uczonego bowiem pochodzenie wyrazu bajok Moja i wspólna polszczyzna 159

Na początku bardziej niż poszczególne słowa i pochylenia uderzała mnie w mowie krakowian swoista melodia wypowiedzi. W mojej rodzi- nie panowała opinia, że w Krakowie mówi się śpiewnie. To określenie niczego nie wyjaśnia, bo moim zdaniem to dopiero w Jaszczowie mówi się naprawdę śpiewnie. Ale to są dwa zupełnie różne zaśpiewy! Śpiew- ność mowy lubelskiej wynika z wyrazistości akcentowanych samogłosek w najważniejszych wyrazach zdania. Mam wrażenie, jakby te samogłoski były głębiej wybrane łyżką z garnka. Zaśpiew krakowski wygląda jak bar- dzo długa chorągiewka na wietrze: zaczyna się od drzewca lekko zazna- czonego akcentu inicjalnego, potem się rozwija melodia zrazu wyrazista, ale też natychmiast słabnąca, ciągnie się i właściwie się nie kończy, jakby znikała we mgle; jednakże zanim zniknie, pojawia się drzewce następnej chorągiewki, której końcówka też rozmywa się w oddali, ale już ją zasłania kolejny segment. Prawdę powiedziawszy, tak było. Albom ja się przyzwy- czaił, albo dziś już prawdziwych krakusów nie ma. A idźze, idźze, bajokuu. Choć niemal całe życie spędziłem w Małopolsce (zaliczam do niej i Lubelszczyznę, i Radom), zachowałem odziedziczoną po matce ubez- dźwięczniającą fonetykę międzywyrazową. Smakowanie śląszczyzny zacząłem na początku lat pięćdziesiątych jako górnik, a potem w latach sześćdziesiątych, kiedym dojeżdżał z Krakowa do Katowic jako pracownik ówczesnej Wyższej Szkoły Pedagogicznej. Poznawałem śląską polszczyznę dzięki prof. Bajerowej (notabene byłem słuchaczem na jej pierwszych ćwiczeniach z gramatyki opisowej na UJ-ocie w 1949 r.), po latach rozsmakowywałem się w niej dzięki prof. Janowi Miod- kowi, a ostatnio dzięki prof. Jolancie Tambor i pracom prof. Jacka Warchali, prof. Aldony Skudrzykowej i Krystyny Urbanówny. Od trzydziestu lat dzielę swój czas między polszczyzną Krakowa i pol- szczyzną Bystrej Podhalańskiej, odległej o kilkanaście kilometrów od Rabki. I tak niemal wróciłem do początku. Ale przynajmniej raz w roku odwie- dzam polszczyznę mego Jaszczowa, opłakuję ruiny rodzinnego domu, licząc na jego odbudowę. Co roku od kilkudziesięciu lat kosztuję pol- szczyzny suwalskiej (O, żaba dla dziadka do buta wskoczyła!). I wciąż pęcz- nieje zasób leksykalny mojej polszczyzny. I to nie tylko dzięki książkom, gazetom, czasopismom, radiu, telewizji, Internetowi, lecz także w obfitości dzięki rozmowom z różnymi ludźmi. Dla wielu wyrazów potrafię podać czas i miejsce nabytku. Na przykład wyraz masztykierz poznałem 28 maja 2011 r. w Katowicach podczas Dyktanda Rodzinnego dzięki ks. kanonikowi Krystianowi Kukowce. i „jego metaforyczny sens polski” stają się jasne dopiero w zestawieniu z włoskim bajocco, co znaczy ‘drobna moneta, grosz’. I jako niedoskonały snob krakowski upieram się nadal, że bajok, a w wymowie jaszczowskiej bajak, jest bajokiem dlatego, że baje, zmyślone historie opowiada, czyli — jak z niemiecka mawiali starzy krakowianie — hekluje. 160 Walery Pisarek

Siedzieliśmy czy staliśmy koło siebie nieopodal stołu zastawionego malow- niczo apetycznymi kanapeczkami. Przyglądał im się z prawdziwie lubież- nym wyrazem twarzy mężczyzna w średnim wieku, bodaj dziennikarz, nie mogąc się zdecydować, od której zacząć. Chyba się nawet odruchowo oblizywał. Ks. Kukowka spojrzał na niego, potem na mnie, pochylił się i szepnął: — Ale masztykierz, niy? I teraz ilekroć sobie tę scenę przypomnę, próbuję znaleźć inne słowo za tego masztykierza: smakosz? łasuch? łakom- czuch? Kto myśli, że któryś z tych wyrazów wystarczy, nie widział praw- dziwego masztykierza, niy? Niedawno, parę tygodni temu w Bystrej, spotkałem się z nazwą kluski bulate. Nazwa ta niebywale rozszerzyła pole semantyczne klusek w moim osobistym słowniku. Nigdy by mi głowy nie przyszło, że tak mogą wyglą- dać jakiekolwiek kluski. Smakują nieźle, ale rad bym zobaczyć minę mego masztykierza na ich widok.

Karmiłem się i karmię polszczyzną podhalańską, warszawsko-radom- ską, lubelską, krakowską, śląską i podlaską. Każdą z nich, a także wielko- polską, kujawską, mazowiecką, łódzką, wileńską i lwowską, karmiła się też ta polszczyzna ogólna, która ma służyć wszystkim, której uczą nas w szkole i której uczymy także my, a która ma sprostać także różnym specjalnym wymaganiom i potrzebom. A więc znajduje środki potrzebne choćby otorynolaryngologom do opisu układu równowagi i jego patologii:

Układ równowagi stanowi złożony system połączeń neuronalno-nerwo- wych, rozpoczynający się zarówno receptorami narządu przedsionko- wego, narządu wzroku, czucia proprioceptywnego, czucia powierzchnio- wego, jak i narządu słuchu, z których impulsacja dociera do ośrodków podkorowych, niekiedy korowych, i ostatecznie osiąga efektory — mięśnie gałek ocznych oraz szyi, tułowia i kończyn. Morawiec-Bajda 2004: 864—865

Językoznawcom też nie wystarcza słownictwo obiegowej polszczyzny:

Szyk operatorów adnominalno-adwerbalnych jest zmienny […], zmiana pozycji linearnej operatora adnominalno-adwerbalnego w zdaniu może pociągać za sobą zmiany w zakresie dystrybucji leksemu. Grochowski 1986: 60

Musiała nasza polszczyzna zadbać o środki do opisu planet, galaktyk, w tym galaktyk eliptycznych, i całego wszechświata: Moja i wspólna polszczyzna 161

galaktyki eliptyczne są zbudowane wyłącznie z gwiazd starych o stosun- kowo małych masach (z reguły poniżej masy Słońca); zawierają jedynie niewielkie, często trudne do wykrycia, ilości gazu i pyłu. Brak młodych, masywnych, a zatem niebieskich gwiazd sprawia, że galaktyki te mają w porównaniu z galaktykami spiralnymi czerwone zabarwienie. Sołtan

I wodkaniarzowi zapewnia polszczyzna środki, żeby mógł wyjaśnić laikowi, co trzeba zrobić, kiedy się okaże, że droselklapa była tandetnie zblin- dowana i ryksztosuje, a nie można roztrajbować ferszlusu… (według Ślusarza Juliana Tuwima). Ale też nie zawiedzie nas polszczyzna, gdybyśmy, w duchu fenomeno- logii Ingardena, spróbowali analizować jego koncepcję genezy przeżycia estetycznego, wynikającą z

emocji wstępnej, którą wywołuje strona jakościowa przedmiotu, mająca w swych początkach na ogół charakter percepcyjny i estetycznie aktywny. Emocja ta powoduje „zahamowanie ‘normalnego’ toku przeżyć i czynno- ści” podmiotu wobec otaczających go przedmiotów. […] muszą być [emo- cje — uzup. W.P.] dane w swym jakościowym uposażeniu, […] w swym zestroju jakościowym. Sosnowski 2001: 234—236

Wyobraźni i fantazji uczonych co najmniej dorównuje wena twórcza poetów — poczynając od Bogurodzicy Dziewicy i Adama, co siedzi u Boga w wiecu — w wymaganiach wobec języka, o którym pisał Biernat, że to

[…] członek najlepszy, A nad inne potrzebniejszy, Którego by człowiek nie miał, Bydłu by się podobien zstał. Biernat z Lublina, 1522: Opisanie krótkie żywota ezopowego i też innych spraw jego

Dzięki niemu pozwolił nam Rej skosztować XVI-wiecznych rozkoszy szlachcica poczciwego.

I tak od kilku wieków pomaga polszczyzna radować się i błaznować, bo

Miło szaleć, kiedy czas po temu, Kochanowski J., 1586: Pieśń XX ale i smucić się, kiedy nagle ktoś bliski zniknieniem swoim nagle wielkie uczyni pustki w naszym domu. 162 Walery Pisarek

Sprostała nasza polszczyzna wymaganiom Pana Cogito oraz naszych poetów noblistów: i pani od Stu pociech, i pana od Pieska przydrożnego. Od 350 lat umożliwia polszczyzna dziennikarzom wypełniać ich obo- wiązki opisane w pierwszym odredakcyjnym artykule wstępnym w pierw- szym numerze pierwszej polskiej gazety, że Ten jest, że tak rzekę, jedyny pokarm dowcipu ludzkiego, umieć i wiedzieć jak najwięcej. I bierze pod swój płaszcz wypasiony język naszych młodych ziomali i stare przysłowie urkieszowe: Lypka, koleś, kapujo, jak kapownik lypuje. Przed kilku laty tu w Katowicach Jerzy Bralczyk z Jackiem Wasilewskim (Bralczyk, Wasilewski 2008) opisywali pięć polskich języków publicznych, a wśród nich język sukcesu, politycznej poprawności, populistycznej agre- sji, młodzieżowego luzu i język nasycony tradycją narodową. Aż można się złapać za głowę. Gdzież ta polszczyzna? Rozpada się na dialekty, socjolekty, profesjo- lekty, familiolekty i idiolekty, na odmiany terytorialne i historyczne, zawo- dowe, naukowe, techniczne, społeczne, funkcjonalne, a jak się okazuje także ideologiczne. I już się ciśnie na usta fraza: nie ma jednego języka pol- skiego. Więc gryzę się w język, ten, który mam w gębie, bo wszystkie te osobne „języki polskie” są polszczyzną tak samo, jak róża, fiołek, lilia, mak i konwalia są kwiatami. A ona właśnie jest wszystkim razem i każdym z osobna: warszawską, krakowską, śląską, wielkopolską i podlaską. Jest polszczyzną średniowiecz- nych Kazań świętokrzyskich i polszczyzną współczesnych kazań w kościele św. Krzyża w Warszawie, polszczyzną dawnej i współczesnej matematyki, fizyki i socjologii, polszczyzną informatyki i nauk o mediach, polszczyzną biało-czerwoną i kolorową, polszczyzną uduchowioną i wulgarną, aniel- ską i z piekła rodem. Tylko taki język, który jest w stanie sprostać wszystkim potrzebom i potencjalnie jest zdolny wyrazić to, co jeszcze nie zostało pomyślane, zasługuje na miano pełnego języka narodowego. Kilka wieków dojrzewała polszczyzna do takiego poziomu. Dziś grozi jej utrata zdolności obsługiwania niektórych dziedzin nauki (nie wiedzy naukowej, ale nauki jako działalności badawczej). Przypomnę, że za Gerardem Labudą traktuję wiedzę naukową jako wytwór nauki, a nie samą naukę. Pojawiają się też propozycje usunięcia z języka w imię poprawności politycznej części słownictwa, by uniemożliwić komunikowanie treści spo- łecznie szkodliwych. Takie pomysły podsuwane są dziś w dobrej wierze. Prawdopodobnie lektura Orwellowskiego Roku 1984 przestała być moral- nie obowiązkową dla publicystów XXI wieku, bo to właśnie anglosoc, czyli newspeak uniemożliwiał wyrażanie treści niepożądanych przez władzę. Oczywiście zawsze w dobrze pomyślanym interesie społecznym. Moja i wspólna polszczyzna 163

Strukturalizm zaraził nas wszystkich systemową i statyczną wizją języka. Aby sprostać teoretyczno-metodologicznym wymaganiom struk- turalizmu, sprowadziliśmy opis rozwoju języka do kilku czy kilkunastu opisów synchronicznych. W podobny sposób radzimy sobie ze zróżnico- waniem języka w przestrzeni. Dzielimy go na dialekty i gwary, bo jakże inaczej opisać system opozycji fonetycznych czy fonologicznych. Najpew- niej chyba się czujemy, opisując z jednej strony standardową polszczyznę ogólną (inna sprawa, że to społecznie zadanie najważniejsze, bo ona służy nam wszystkim) i gwarę jakiejś wsi z drugiej. O ile takie strukturalistyczne podejście zdaje egzamin na poziomie fonetyki/fonologii, o tyle na poziomie leksykalnym może prowadzić na manowce. W epoce prestrukturalistycznej powstawał Słownik warszawski. Dla jego twórców było rzeczą oczywistą, że słownik języka polskiego ma obej- mować słownictwo używane w tekstach uznanych za polskie od czasów najdawniejszych po czasy współczesne, a także słownictwo gwarowe, wskutek czego wprowadzono do SW cały materiał Słownika gwar polskich Jana Karłowicza. Słownik Witolda Doroszewskiego nie miał takich ambicji, redukując zakres polskiego słownictwa do dwóch wieków — od połowy XVIII do połowy XX. Zrezygnowano też z materiału gwarowego, przez co pominięte zostały w SD wyrazy gwarowe uwzględnione w SW za SGP, jak pacafoły (‘kluski z ziemniaków na mleku’), pach (‘zapach’), paciak (‘bru- das’), paduch („zbrodniarz”), pańmatcyn (chrusce zając chrusce w pańmatcyny grusce), prędziusienieczko, prędziusieńko. Dostała się jednak do SD paskuda, dzięki Gustawowi Morcinkowi (nawiasem mówiąc, ja też dopiero dzięki jego rekomendacji — jak ta paskuda — dostałem w r. 1956 pracę w Nowej Hucie). Niestety, masztykierza nie ma w SW, a więc i w SGP, ale są tam maśty- klasy, czyli ‘przysmaki’. Do skromnych ambicji swego słownika przyznaje się W. Doroszewski, pisząc w Uwagach i wyjaśnieniach wstępnych:

Nie jest on wszechogarniającym thesaurusem, obejmującym jak chcieliby niektórzy całe słownictwo polskie od najdawniejszych wieków istnienia języka polskiego. Dużo jeszcze czasu upłynie, zanim będzie możliwe opra- cowanie takiego thesaurusu. Doroszewski W., 1958: Słownik języka polskiego. T. 1.

Żeby ten czas wreszcie upłynął, prosimy Cię, Panie. Moja polszczyzna jest drobiną w oceanie polszczyzny, która — para- doksalnie — łączy nas i dzieli. Ona bowiem jest w nas, jest nami. Jeżeli ten sąd zabrzmiał nacjonalistycznie, to mogę tej oczywistej prawdzie nadać kształt uniwersalistyczny: mój język jest drobiną w oceanie mowy ludzi 164 Walery Pisarek

na całej ziemi, a ich mowa, mowa nasza dzieli nas i łączy, bo jest w nas, jest nami. Jeszcze raz sięgnę do największego:

Nieraz myślisz, że zdanie urodziłeś z siebie, A ono jest wyssane w macierzystym chlebie. Mickiewicz A., 1822: Do Joachima Lelewela

Literatura

Bralczyk J., Wasilewski J., 2008: Polskie języki publiczne. W: Warchala J., Krzyżyk D., red.: Polska polityka językowa w Unii Europejskiej. Katowice. Grochowski M., 1986: Polskie partykuły. Składnia, semantyka, leksykografia. Wrocław. Morawiec-Bajda A., 2004: Sposoby ambulatoryjnej oceny sprawności części przedsionkowej układu równowagi. W: Latkowski B., Lukas W., red.: Medycyna rodzinna. Warszawa. Sołtan A.M.: Typy i klasyfikacja galaktyk. http://www.wiw.pl/astronomia/1001-galaktyki.asp [data dostępu: 12 listopada 2011]. Sosnowski L., 2001: Przeżycie estetyczne. W: Nowak A.J., Sosnowski L., red.: Słownik pojęć filo- zoficznych Romana Ingardena. Kraków.

Walery Pisarek

My and our common Polish language

Summar y

The text maintained in the poetics of an essay, shows a linguistic biography of an academic, connected with places in which he live and which shaped his language. It also documents a socio-cultural setting of an individual and a language. According to the author, Polish is a multiplicity of Polish “languages” (lects) , but also unity. A language of an individual is a fragment of this phenomenon. Key words: idiolect, diversification of Polish, linguistic biography Moja i wspólna polszczyzna 165

Walery Pisarek

Mein und gemeinsames Polnisch

Zusammenfassung

Der vorliegende, einem Essay ähnliche Text handelt von der sprachgebundenen Bio- grafie des gelehrten Verfassers, die sich auf solche Orte bezieht, die auf sein Leben und seine Sprache Einfluss hatten. Hier werden auch sozial-kulturelle Wurzeln des Wissens- chaftlers und dessen Sprache bestätigt. Der Verfasser ist der Meinung, dass das Polnisch eine Vielfalt von polnischen „Spra- chen“ (Lekten) aber zugleich eine Einheit bildet. Die Sprache von der einzelnen Person ist ein Teil des Phänomens. Schlüsselwörter: Idiolekt, Differenzierung des Polnischen, sprachgebundene Biografie Rozdział jedenasty

Frazy nominalne mój mąż i moja żona w amerykańskim dyskursie publicznym mówionym

Wydział Filologiczny Andrzej Łyda Instytut Języka Angielskiego Zakład Translatoryki

Niniejszy artykuł jest próbą częściowej odpowiedzi na pytanie doty- czące relacji pomiędzy sferą prywatną i sferą publiczną w komunikacji, a w szczególności w dwóch typach dyskursu, które można byłoby nazwać publicznymi, a mianowicie w amerykańskim dyskursie publicznym radio- wym i telewizyjnym oraz amerykańskim dyskursie akademickim. Za przedmiot badań obrane zostały dwie frazy nominalne mój mąż (my hus- band) i moja żona (my wife), które ze względu na swoją referencję i urucha- miane kulturowo asocjacje ze sferą rodzinną niewątpliwie kierują słucha- cza w stronę tego, co prywatne. W szczególności interesuje nas gramatyka i frazeologia zdań zawierających analizowane frazy jako wskaźnik — choć nie jedyny — granic prywatności, których w obu dyskursach (jeszcze) się nie przekracza.

Prywatność

W wydanej w r. 2003 książce Cross-cultural pragmatics Anna Wierzbicka stwierdza, że różnice kulturowe pomiędzy językiem angielskim a polskim mają swoje liczne odbicia w różnicach na poziomie leksykalnym. W inte- resującym nas obszarze dyskursu prywatnego i publicznego, szczegól- nie wyrazistym przykładem jest, czy też raczej było do niedawna, poję- Frazy nominalne mój mąż i moja żona… 167 cie określane słowem privacy. „Privacy” zdaniem Wierzbickiej (2003: 47) odnosi się w kulturze anglosaskiej do jednej z kluczowych dla tej kultury wartości, którą można określić jako „możność czynienia rzeczy nieobser- wowanych przez innych ludzi, w sposób, w jaki się chce”. Privacy nie ma odpowiednika w języku polskim, choć w ostatnich latach pojawia się coraz częściej w kontekstach mniej czy bardziej nieformalnych słowo prywatność. Wciąż jeszcze w kontekstach formalnych czy też formalnoprawnych, tak jak np. w polskiej ustawie zasadniczej, zbliżony koncept określa się termi- nem „życie prywatne”. Historia tego złożonego pojęcia w języku angielskim sięga XV wieku. Od tego czasu koncept wyrażający się słowem privacy w kulturze anglo- saskiej ewoluował, stając się w pewnym stopniu zwierciadłem zmian spo- łecznych i obyczajowych w społeczeństwach anglosaskich. Najwcześniej odnotowane w Oxford English Dictionary (OED) wystą- pienie tego słowa pochodzi z r. 1450:

c 1450 St. Cuthbert (Surtees) 611 To kepe þaim in priuace.

OED wyjaśnia znaczenie, w jakim użyto tego słowa jako:

The state or condition of being withdrawn from the society of others, or from public interest; seclusion. Stan lub sytuacja odseparowania się od towarzystwa innych lub ich zain- teresowania; odosobnienie [tłum. A.Ł.].

Takie użycie privacy, z uwypuklonym elementem znaczeniowym odizolo- wania jako stanu osiąganego poprzez opuszczenie tego, co publiczne, jest nieco odległe od sensu, którego nabiera privacy w roku 1814 w następują- cym zdaniu:

1814 J. Campbell Rep. Cases King’s Bench III. 81 Though the defendant might not object to a small window looking into his yard, a larger one might be very inconvenient to him, by disturbing his privacy, and enabling people to come through to trespass upon his property. Mimo że pozwany nie może sprzeciwić się istnieniu małego okna, wycho- dzącego na jego podwórze, to większe mogłoby być bardzo niewygodne dla niego, zakłócać jego „prywatność” i umożliwiać ludziom naruszenie własności pozwanego [tłum. A.Ł.].

W OED znajdujemy poniższą eksplikację tego sensu:

The state or condition of being alone, undisturbed, or free from public attention, as a matter of choice or right; freedom from interference or intru- sion. 168 Andrzej Łyda

Sytuacja lub stan samotności, spokoju, braku zainteresowania publicznego, z własnego wyboru lub jako prawo, wolność od ingerencji lub wścibskości [tłum. A.Ł.].

Sama idea tak rozumianej „prywatności” zrodziła się wcześniej. Ariès i Duby (1985) doszukują się jej początków w kulturze brytyjskiej już w późnych latach XVII wieku i uznają za w pełni w niej zadomowioną na początku wieku XIX. Elias (1969) wiąże pojawienie się tego pojęcia ze zmianami w postrzeganiu osoby ludzkiej jako jednostki, na co wpływ miał zdaniem Del Lungo Camiciotii (2010) szereg czynników, wśród których najistotniejszym był wzmagający się interwencjonizm aparatu prawnego i państwowego w sferze przynależnej poprzednio mniejszym społecznoś- ciom, takim jak parafia czy cech, niemal naturalnie uruchamiający pewien mechanizm obronny polegający na ucieczce przed tym, co zewnętrzne, w głąb siebie samego. Za drugi ważny czynnik uznać należy zwiększoną dostępność druku i rozpowszechnienie się czytelnictwa w nowej formie „czytania po cichu” wypierającego stopniowo tradycyjne „czytanie w grupach”. Możliwość samodzielnej lektury książek stwarzała odpowiednie warunki do indywi- dualnej medytacji. Trzecim czynnikiem decydującym było pojawienie się nowych form reli- gijności akcentujących „pobożność indywidualną”, która prawdopodobnie nawet silniej niż indywidualne czytanie wyznaczała nową granicę pomię- dzy tym, co zewnętrzne, instytucjonalne, czyli publiczne, i wewnętrzne, czyli prywatne. Ten wewnętrzny wymiar prywatności podkreśla w swojej analizie historii sieci konotacyjnych wyrazów privacy oraz private również Huebert (1997), zdaniem którego sensy tych wyrażeń koncentrowały się w ujęciu diachronicznym początkowo wokół pojęcia niedoskonałości tego, co indy- widualne, konfrontowanego z tym, co publiczne, a następnie schronienia przed tym, co publiczne, poufności i właśnie „wewnętrzności”. „Privacy” jako pojęcie stosowane w badaniach nad komunikacją docze- kało się różnych ujęć. Weintraub (1997) wyróżnia wymiar publiczny i pry- watny komunikacji, posługując się kryteriami widzialności i zbiorowości odnoszących się do sytuacji komunikacyjnej i treści komunikatu. Tak zary- sowaną koncepcję za Landert i Jucker (2011: 1424) przedstawiono w tabeli 1. Dürscheid (2007) również dokonuje rozróżnienia pomiędzy sytuacją a treścią i do różnych ich konfiguracji odnosi pojęcia tego, co publiczne i prywatne. Heller (2006) wprowadza natomiast trzy kryteria: kryterium dostępności informacji, do którego odnosi terminy „publiczny” i „niepub- liczny”, z kryterium treści postrzeganej jako prywatna lub nieprywatna oraz kryterium medium, przez co rozumie formy komunikacji bezpośred- Frazy nominalne mój mąż i moja żona… 169 niej i pośredniej. Takie ujęcie pozwala na zbudowanie trójwymiarowego modelu przestrzeni komunikacyjnej.

Tabela 1 Prywatność w koncepcji komunikacji

Wymiar komunikacji Kryteria sytuacji komunikacyjnej publiczny prywatny Widzialność (sytuacja komunikacyjna) otwarty, ujawniony, ukryty, zamknięty dostępny Zbiorowość (wspólnotowość, treść) wpływa na wspól- dotyczy jednostki notę

Źródło: Opracowanie własne z wykorzystaniem Landert, Jucker 2011.

Ostatni z proponowanych w literaturze modeli również ujmuje kwestie komunikacji prywatnej i publicznej w kategoriach przestrzeni komunika- cyjnej. Wspomniani Landert i Jucker wyróżniają trzy kryteria: dostępno- ści/niedostępności treści, prywatnego/publicznego charakteru treści oraz formy realizacji językowej wyrażanej jako język dystansowania się / język zbliżenia. Traktują je jednak nie jako dychotomie, ale raczej jako punkty trzech osi przestrzeni komunikacji, dzięki czemu możliwe staje się dokład- niejsze wyznaczenie miejsca i typu relacji zachodzącej pomiędzy różnymi zdarzeniami komunikacyjnymi. Model ten, ukazujący pozycję gatunków takich, jak SMS oraz tekst naukowy, ilustruje rysunek 1.

Rysunek 1. Trójwymiarowy model komunikacyjny Źródło: Landert, Jucker, 2011: 1427. 170 Andrzej Łyda Materiał

Analizowany materiał pochodzi z dwóch źródeł. Pierwszym z nich jest MICASE (Michigan Corpus of Academic Spoken English) — pierwszy kor- pus amerykańskiego mówionego języka akademickiego obejmujący ponad 152 teksty, zawierające prawie dwa miliony słów. Transkrypcji ponad 200 godzin nagrań dokonano na uniwersytecie Michigan w latach 1997—2001. Drugim źródłem jest COCA (Corpus of Contemporary American English), najobszerniejszy korpus współczesnej angielszczyzny amerykańskiej. Kor- pus COCA liczy ponad 400 milionów słów, a tworzące go teksty pochodzą zarówno z języka mówionego, jak i pisanego. Każdy rok jest reprezento- wany przez około 20 milionów słów. Ujęcie analizowanego materiału w kategoriach modelu komunikacyj- nego Landert i Jucker (2011) przedstawia rysunek 2.

Rysunek 2. Dyskurs mówiony w korpusach COCA i MICASE Źródło: Opracowanie własne z wykorzystaniem Landert, Jucker 2011.

Aby zapewnić porównywalność danych z obu korpusów, wyszuki- wanie fraz moja żona / mój mąż (my wife / my husband) ograniczono wyłącz- nie do tej części COCA, którą stanowią teksty mówione. Odpowiednio ograniczono także badany okres tak, by odpowiadał okresowi czterech lat, z których pochodzą dane w MICASE. Ostatecznie wielkość analizowa- nych podkorpusów wynosiła w przypadku MICASE około 2 miliony słów, Frazy nominalne mój mąż i moja żona… 171 a w przypadku COCA — 18 milionów. Zastosowano mechanizm wyszu- kiwania dostępny dla obu korpusów w wersji on-line COCA: http://cor pus.byu.edu/coca oraz MICASE: http://quod.lib.umich.edu/cgi/c/corpus/ corpus?c=micase;page=simple. Analizowany podkorpus obejmował m.in. 150 programów radiowych i telewizyjnych, takich jak All Things Considered (NPR), Newshour (PBS), Good Morning America (ABC), Today Show (NBC), 60 Minutes (CBS), Hannity and Colmes (Fox), Jerry Springer, czyli dyskusji, wywiadów oraz rozmów ze słuchaczami i widzami.

Wyniki

Uzyskane wyniki wykazują znaczące różnice w częstości występowa- nia analizowanych fraz, ich funkcjach zdaniowych oraz polach konceptual- nych, w obrębie których funkcjonują. Dane ilościowe przedstawia wykres 1.

Wykres 1 Występowanie fraz moja żona i mój mąż w COCA i MICASE

Źródło: Opracowanie własne.

Zważywszy na fakt, że korpus COCA jest dziewięciokrotnie większy od MICASE, znormalizowanie uzyskanych wyników pozwala na stwier- dzenie, że obie analizowane frazy występują w mówionej amerykańskiej odmianie angielszczyzny ogólnej ponad trzykrotnie częściej niż w angiel- szczyźnie akademickiej. W dalszej części dane te zostaną poddane weryfi- kacji z uwzględnieniem czynnika użycia metatekstowego. 172 Andrzej Łyda Korpus COCA

W pierwszej kolejności skupimy się na wynikach uzyskanych z analizy COCA. Biorąc pod uwagę funkcje zdaniowe, zauważyć należy dyspropor- cje w użyciu obu fraz w funkcji podmiotu i dopełnienia. O ile moja żona w wypowiedziach autorstwa mężczyzn funkcjonuje jako podmiot w 279 zdaniach, tj. 63% zdań, np.:

My wife was a very compassionate human being and took on challenges and tasks that were at times not necessarily popular, but still meaningful to her. My wife told me, you know, she was reading the paper the next day, that he lost the arm in jail. I said,’ What?’

o tyle frazę mój mąż można odnaleźć w tej funkcji tylko w 26%:

My husband, an engineer, had told me the text was lousy, and this confir- med his belief. My husband Len died five and a half years ago. My mother Kate died two years ago […]

Tym samym mój mąż spełnia inne funkcje zdaniowe, głównie funkcję angiel- skiego dopełnienia bliższego i dalszego, co w kategoriach ról semantycz- nych oznacza przede wszystkim rolę pacjensa.

People have been harassing my husband for, gosh, I don’t know, ever since I’ve known him. I should have been well on the way, at that point, to thinking about how I was going to solidify my future, but I married and I relinquished all of that responsibility to my husband, who was older, who had had more expe- rience, who built houses and did this and that.

Podobnie nierówny jest rozkład analizowanych fraz stanowiących część podmiotu kolektywnego mój mąż i ja / moja żona i ja. Wyniki wskazują, że kobiety używają my husband and I (myself/me), jak w zdaniu:

Oh, I hope not because I love my husband and I really believe in what he’s doing and I want to help him.

niemal dwukrotnie częściej (41 wystąpień) niż mężczyźni my wife and I (myself/me) (24 wystąpienia): Frazy nominalne mój mąż i moja żona… 173

Ruth and I — my wife and I had come to New York for one week, checked into the Regency Hotel, and we were there 18 months. zwłaszcza w pozycji podmiotu. Równie intrygujących spostrzeżeń dostarcza analiza nominalnych fraz kolektywnych innych niż te, które denotują małżonków. W tych złożonych frazach nominalnych drugi człon odnosi się najczęściej do dzieci (kids, chil- dren, daughter) (34 wystąpienia):

My wife and children — we discussed it all, and there was no hesitation about that. I mean, that’s my life flow, is my husband and my kids, my family, my mom and dad. Without them, I would not have this in my soul in order to give to you. oraz członków dalszej rodziny (mom, members of family — 4) i innych określonych lub nieokreślonych osób (neighbors, Susan, his crowd; thousands like him — 14). Nie dziwi, że odniesienia do dzieci są dość częste w języku mówionym, w którym elementy życia prywatnego zostają ujawnione sze- rokiej publiczności. Jednak ponownie stwierdzić należy w tym przypadku znaczącą przewagę ilościową fraz mój mąż i dzieci wypowiadanych przez kobiety (27 wystąpień) nad frazami moja żona i dzieci (7 wystąpień). W przy- padku innych fraz skoordynowanych z mój mąż / moja żona tak wyraźna rozbieżność nie zachodzi. Wszystkie wystąpienia fraz moja żona / mój mąż zostały następnie pod- dane analizie przy użyciu programu Wordsmith Tools 5.0, co pozwoliło na określenie najczęstszych kolokacji tych fraz w funkcji podmiotu lub innych funkcjach. Analizę kolokacji fraz nominalnych ograniczono do wyrażeń czasownikowych, co umożliwiło określenie sytuacji i czynności związa- nych z referentami tych fraz. Analiza objęła wyrażenia czasownikowe znaj- dujące się nie dalej niż 5 wyrazów na prawo lub lewo od fraz moja żona / mój mąż, jak na rysunku 3. Analiza wzorców zdaniowych NP + VP, gdy NP = {moja żona} wskazuje, że fraza ta kolokuje najczęściej z takimi czasownikami jak to be (być — 82), to say (powiedzieć — 25), to think (myśleć — 6), to tell (poinformować — 5), to die/pass away (umierać — 5), to call (wołać/telefonować — 4); not know (nie wiedzieć — 4); to go (iść, jechać — 3), np.

My wife said,’ This is your father,’ and she produced a picture I guess my wife says the same thing you’re saying now. And my wife thinks I’m crazy because I take all of the closet space with my albums […] My wife told me, you know, she was reading the paper the next day […] 174 Andrzej Łyda

A B C just more military spending? I mean, we have smart bombs, that my wife pointed out to me aren’t always so smart, but we don’t really 93 B C n’t pray for. They will pray for health and well-being of grandchildren. My wife prays a lot every night at bedtime she prays. BLITZER: So do Ind_NewsForum A B C I -- you bet. The things I love most, my God and my wife. PRESSMAN: And you go to Mass every morning and you’ve been 0 A B C ever seen a staged television shot, this was it so I was needling my wife. (reading) “I’m practicing the loving look and the creeping hand 30 A B C thinking of a slight discussion, let’s say, that I had with my wife recently about what age our daughter could date at. And my wife And my wife was thinking 176 1999 SPOK NPR_TalkNation A B C with my wife recently about what age our daughter could date at. And my wife C the things that my Mom had in place -- Mom was extremely practical, and my wife reminded me of something that even later, during Mom’s -- when A B C going to take from this? What if it confuses them? And what my wife reminded me was Christmas is one day a year, an we keep a A B C love to say hi to everybody at the ranch, Rancho La Puerta, my wife Rosie, and kids, Jonathan and Sherry, and the little new one A B C t have a guilty conscious. I was running because I wanted to see my wife s grave. And doesn t even have to take the stand to do 363 C (on camera) Nick Scibetta? SAMMY GRAVANO: Mm-hmm. That was my wife s brother. That was an order from Paul Castellano. I was stuck S_Sixty A B C not belive that it was he. Mr-LAM: (Through Translator): My wife said, ‘This is your father,’ and she produced a picture of 361 1997 ederal reports by independent agencies saying that what I said what my wife said in the very beginning of this was true-- that we were not A B C and about 13,000 of them died. And we were reading it, and my wife said, my goodness that’s 13,000 of them, and it occurred to me CBS_Special A B C thank you for that. And lastly, I would like to thank my wife, Sarah, who joined me, who offered me support and great deal CNN_King A B C right? The quick call? J-LEWIS: My daughter’s saved it. My wife saved it. I looked at the two of them, and I remember -- 79 1999 A B C ago, Raiders, Redskins, typical, boring, one-sided Super Bowl. My wife says,’ Let’s do something different. Go to a movie.’ 219 1998 _Gerardo A B C MITCHELL: Mm-hmm. RIVERA:… and that’s my wife. If my wife says that I’m cool or that I’m an SOB… Dr-GLASS: Uh-huh 318 : Exactly MITCHELL: Mm-hmm. RIVERA:… and that’s my wife. If my wife says that I’m cool or that I’m an SOB 317 1998 SPOK Ind_Geraldo NN_Burden A B C “ dispositions. “We Don’t jail anybody. I go home and my wife says,” Did you jail any kids today?” “No ma’am 22 1998 OK NBC_Today A B C , I do. I’m looking forward to going to heaven. As my wife says, The best is yet to be’ COURIC: What is your 325 1998 OK ABC_20/20 A B C out of it? Isn’t that true? HUGH DOWNS: I guess my wife says the same thing you’re saying now. I think of myself as very A B C And I ended up at a little dinky motel in West Palm Beach with my wife, scared to death because I’d given up the only thing I had ever 503 SPOK Ind_Geraldo A B C had a littke tussle.’ And by then, I’ve gotten to my wife. See? Unidentified Panelist: Mm. RVERA: I’ve told her that if 311 _Geraldo A B C that night if were on board? Mr-GRUBER: I tell you, my wife, she told me also not to lose my emotions. I mean, you 300 1998 C am always -- the wheels are always turning and I am making phone -- my wife she used to get so upset, I’d be make phone calls across country OK NBC_Dateline A B C still didn’t get it. Mr-BORGES: And I was like, ‘My wife, she thought it was twins. She doesn’t see the -- the actual 268 /20 A B C I was walking up towards our home, and a car pulled up. My wife, she says, “What’s wrong with you?” I couldn’t 25 1999 SPOK /20 A B C want to have a good life. “RONALD COTTON: She cried. My wife, she? cried and just about made me cry. But you know, name was Rysunek 3. Fragment konkordancji wyrażenia my wife w korpusie COCA Źródło: http://corpus.byu.edu/coca.

W wyniku takich wypowiedzi kształtuje się obraz żony „statycznej”, która przede wszystkim jest gdzieś lub jest jakaś, komunikuje, na co wska- zują liczne verba dicendi, wyraża swoje zdanie (verba cogitandi), nie wie i koniec końców jest już nieobecna, bo zmarła (to die/pass away). Jeśli prze- mieszcza się sama, to najczęściej do kościoła lub na zakupy:

One husband says, My wife goes to this church where there are a lot of interracial couples.

Nieco odmienny obraz powstaje w wyniku analizy wzorców zdanio- wych NP + VP, gdy NP = {mój mąż}. Oprócz najczęściej kolokujących z tą frazą czasowników to be (być — 62) i to say (powiedzieć — 18), choć zauwa- Frazy nominalne mój mąż i moja żona… 175

żalnie rzadziej niż w poprzednim przypadku, mój mąż często też funkcjo- nuje w zdaniach z czasownikami dynamicznymi: to leave (wyjeżdżać), to start (zaczynać), to take (brać), to work (pracować), to come (przychodzić), to go oraz to try (próbować). Podobnie jak w przypadku frazy moja żona, mój mąż występuje także jako podmiot zdań z verba dicendi, verba cogitandi i sciendi (to think, to believe). O mężach mówi się również jako o zmarłych (to die, to pass away). Niewątpliwie jednak zarówno repertuar kolokują- cych czasowników, jak i ich bardziej równomierne rozłożenie ze względu na częstość występowania stwarzają obraz męża znacznie różniący się od obrazu żony rysującego się w wypowiedziach mężczyzn: mężowie bywają w różnych miejscach (to be; to go), wracają do domu (to come (home)) i go opuszczają (to leave) oraz podejmują różne zajęcia (to work; to try; to start):

And I have learned over the last many years being involved in politics, and especially since my husband first started running for president, that the best thing to do in these cases is just to be patient, take a deep breath, and the truth will come out. My husband tried to get it to be given more frequently but wasn’t even able to see a physician who would speak to him about it.

Obraz ten ulega pewnej modyfikacji, gdy frazy moja żona / mój mąż występują w innej funkcji niż funkcja podmiotu. Tu ograniczymy się do kilku spostrzeżeń poczynionych dla zdań z analizowanymi frazami w funk- cji dopełnienia, tj. około 110 zdań z moja żona i około 170 zdań z mój mąż. Jeśli pominiemy zdania z czasownikiem to be (być) z orzecznikiem, czę- stokroć przyjmujące formę zdań oznajmujących używanych przy przed- stawianiu się:

This is my wife Mandy. We used to live across the street from the Irvings Dr. Warren, I’m Dr. Jerry Groopman, and this is my wife to najczęściej używane czasowniki, po których występuje moja żona, należą do grupy czasowników mówienia: to tell (49), to ask (14), to call (11), to say (7). Na drugim miejscu sklasyfikować należy czasownik to love (kochać — 19)

I hope the people understand I love my wife, and I want to honor Laura. And it’s - - it’s a great night here in Dallas. oraz czasowniki takie jak to meet (10), to get (8) i to find (8), często opisujące okres romantycznego zakochania i ślubu. Mężczyźni dość często wyrażają też swoje intencje względem żon, używając czasownika to want (chcieć (aby żona...)). Stosunkowo rzadko mówią o sferze intymnej, np. to kiss (cało- wać) i silnych emocjach implikowanych przez takie czasowniki jak to hurt 176 Andrzej Łyda

(zranić), to kill (zabić), to beat (bić). Mówią o swoim związku w kategoriach wspólnych zajęć to have dinner with; to spend time with i rozmyślaniu o żonie (to think). Najczęściej używane czasowniki, po których występuje mój mąż, to rów- nież czasowniki komunikacji werbalnej stanowiące ponad 50% oraz cza- sowniki wyrażające myślenie i stany umysłu: to know, to think, to believe. Stosunkowo często — a zdecydowanie częściej niż z frazą moja żona — pojawiają się wspomniane czasowniki to love i to kill oraz czasowniki ozna- czające zmiany w małżeństwie lub jego zagrożenia to steal my husband; to leave my husband; to lose my husband. Niewątpliwie w wypowiedziach kobiet rysuje się obraz dyskursu bardziej emocjonalnego niż u mężczyzn. Analiza porównawcza podmiotów kolektywnych mój X i ja + czasow- nik ujawnia również szereg różnic na poziomie kolokacyjnym oraz gra- matycznym. O ile wypowiedzi mężczyzn z użyciem my wife and I odnoszą się naj- częściej do teraźniejszości, kobiety używają my husband and I w znacznej części (48%) do opisu zdarzeń przeszłych:

And so subsequently my wife and I spend a lot of time in the Bay Area My husband and I have organic gardens down at Deep Eddy community garden. When my husband and I got engaged, I said if you’re unfaithful to me once, it’ s the end of the marriage.

Porównywalne ilościowo są natomiast wypowiedzi dotyczące przyszłości (około 20%):

My wife and I still believe and expect God’s minor miracle in our lives. My husband and I want to start a family.

Analiza kolokacji wskazuje na bardzo szeroki obszar wspólny, chociaż fraza my wife and I ma więcej kolokatów czasownikowych. Obie frazy kolokują z czasownikami ruchu (to go; to drive):

When my husband and I went down to Mexico to adopt Tamara, we had a sense that everything was ethical and above board.

oraz czasownikami posiadania (to have; to buy; to own). Większość jed- nak odnosi się do form wspólnego spędzania czasu (to spend), przy czym mężczyźni częściej niż kobiety odnoszą się do wspólnych opinii (to think), wspólnoty odczuwania (to feel), kobiety natomiast do wspólnych rozmów i słuchania: Frazy nominalne mój mąż i moja żona… 177

That is something that my husband and I had talked about and planned in any event. Really, my husband and I listen every week, and we do the puzzle. And this week was really quite exciting.

Korpus akademicki MICASE

Biorąc pod uwagę liczbę wystąpień frazy moja żona / mój mąż w mówio- nej amerykańskiej odmianie angielszczyzny ogólnej, stwierdzenie, że występują one ponad trzykrotnie częściej niż w angielszczyźnie akademic- kiej, może sugerować, że także w języku akademii są one używane rela- tywnie często. Jednak na ogólną liczbę 30 użyć tej frazy, 6 (po 3 dla każdej z fraz) wystąpiło w formie metatekstowej jako cytaty wypowiedzi innych osób, najczęściej bohaterów literackich. Ilustrują to przykłady:

James is concocting here. I mean, writing this letter on your deathbed, I’ve been poisoned, you know, my wife is killing me, and writing this letter and s- secreting it to the servant I mean […]. […] towards the bottom of this last paragraph he says, I don’t know what has become of my wife, who I left in my native village. […] and she responds, I will surely go with you. She doesn’t say oh wait lemme ask my husband right?

Wykluczenie tych przypadków upoważnia do stwierdzenia, że fraza moja żona w mówionym języku akademickim używana jest blisko pięcio- krotnie rzadziej niż w języku ogólnym. Jeśli dodamy do tego fakt, że aż 5 z tych wystąpień pochodzi z wypowiedzi 1 tylko nadawcy, to proporcja wynosi około 1:9. Dla frazy mój mąż wskaźnik ten wynosi około 1:3. Analizując użycie tych fraz w różnych typach wypowiedzi, należy zwrócić uwagę na fakt, że kobiety wypowiadają ją równie często w sytu- acjach mówieniowych wysoce interakcyjnych takich, jak spotkanie pra- cowników:

[…] well my husband is also, my husband’s from Hong Kong […]. jak również w sytuacjach przeważnie monologicznych, np. w prowadzo- nym wykładzie:

[…] that’s about all I can predict out of some of you. Yeah even my husband I’m never quite sure if he even, utters anything or grunts […]. 178 Andrzej Łyda

Fraza moja żona w dyskursie akademickim pojawia się przede wszyst- kim w trakcie wykładów (monolog) i sytuacjach o niskim stopniu interak- tywności (tzw. kolokwia):

[…] the thing that got me started on chance was, that the way I met my wife was that I was playing golf, and she was in the foursome behind us and she hit me with a golf ball.

Mój mąż używany był w 10 przypadkach jako podmiot zdania i w 3 jako dopełnienie. Liczba wystąpień nie pozwala na określenie typowych kolo- katów czasownikowych. Moja żona pełni funkcję podmiotu w 7 z 11 zdań, a w 3 z nich jest częścią podmiotu kolektywnego moja żona i ja. Znikoma ilość wystąpień tej frazy również nie pozwala na wyróżnienie typowych związków wyrazowych.

Funkcje wypowiedzi z moja żona i mój mąż w podkorpusie mówionym COCA i MICASE

Nie nastręcza natomiast trudności określenie funkcji wypowiedzi zawierających obie frazy w całości dyskursu. Posługując się terminologią Hallidaya, prócz wspomnianego użycia metatekstowego, należy podkreślić funkcję interpersonalną. Wypowiedzi z frazami moja żona / mój mąż służą często krótkotrwałemu zbliżeniu między uczestnikami poprzez wprowa- dzenie elementu prywatności, spontaniczności, wysokiej emocjonalności:

S1: doesn’t everybody have a Swiss army knife? S3: no no not in the University of Michigan [S1: I mean everybody_ my husband carries a Swiss army knife.] is explicitly excepted from the state law because the Chinese department complained about having the huge swords on campus.

Ponadto pełnią funkcję tekstową — wypowiedzi o moim mężu / mojej żonie służą najczęściej jako przerywniki w wypowiedzi o zupełnie innej orientacji i tematyce. Są swoistymi znacznikami gatunku lub regulatorami dyskursu, jak w kolejnym przykładzie:

[…] that’s right, I’d like to thank my wife Rachel for her kindness and her loving support and understanding of the husband that at eight o’clock goes back to his office five nights a week, and to Hannah and Jeremy. Frazy nominalne mój mąż i moja żona… 179

W dyskursie akademickim frazy moja ona / mój mąż nie stanowią w żad- nym z analizowanych przykładów głównego tematu rozmowy w przeci- wieństwie do dyskursu medialnego, w którym frazy moja żona / mój mąż pojawiają się w wypowiedziach o charakterze ideacyjnym i, rzecz jasna, interpersonalnym. W ostatnich latach mówi się często o zjawisku prywatyzacji przestrzeni publicznej. Analizowany tu materiał językowy, ilustrujący użycia języka w dwóch odmiennych kontekstach, w znacznej mierze potwierdza słusz- ność takiego twierdzenia. Pamiętać należy jednak, że choć w kulturze anglosaskiej granice prywatności wyznaczane są indywidualnie przez roz- mówców, to na demarkację granic ma wpływ również umiejętność okreś- lania kontekstu wypowiedzi. Faktem więc pozostaje to, że w przeciwień- stwie do przestrzeni dyskursu medialnego przestrzeń dyskursu akademic- kiego nie padła jeszcze ofiarą tak pojętej prywatyzacji.

Literatura

Ariès P., Duby G., ed., 1985: Histoire de la vie privée. De l’Europe feodale à la Renaissance. Paris: Editions du Seuil. Tłum. W. Bieńkowska, W. Gilewski, K. Skawina: Historia życia pry- watnego. T. 2. Wrocław 1988. Dürscheid C., 2007: Private, nicht-öffentliche und öffentliche Kommunikation im Internet. ”Neue Beiträge zur Germanistik”, Bd. 6, ft. 4. Del Lungo Camiciotii G., 2010: Introduction. W: Brownlees N., Del Lungo Camiciotii G., Denton J., ed: The Language of Public and Private Communication in a Historical Perspective. ”Newcastle upon Tyne”. Cambridge. Elias N., 1983: The Court Society. Oxford. Heller M., 2006: New ICTs and the Problem of ‘Publicness’. ”European Journal of Commun- ciation”, No 21 (3). Huebert R., 1997: Privacy: The Early Social History of a Word. ”Sewanee Review”, Vol. 105, No 1. Landert, D., Jucker A., 2011: Private and Public in mass Media Communication: From Letters to the Editor to Online Commentaries. ”Journal of Pragmatics”, Vol. 43. Wierzbicka A., 2003: Cross-Cultural Pragmatics. The Semantics of Human Interaction. Berlin. Weintraub J., 1997: The Theory and Politics of the Public/Private Distinction. W: Weintraub J., Kumar K., red.: Public and Private in Thought and Practice. Perspectives on a Grand Dicho- tomy. Chicago. The Oxford English Dictionary Second Edition. Version 4.0 [CD-ROM]. [Oxford University Press, 2009]. 180 Andrzej Łyda

Andrzej Łyda

Nominal phrases of my husband and my wife in the American public spoken discourse

Summar y

The article is an attempt to answer the question concerning the relation between a pri- vate and public sphere in communication, especially in two types of discourses that could be called public, namely, in the American public radio and television discourse, and the American academic one. The research subject constitutes two nominal phrases, that is, my husband and my wife which in view of its reference, and culturally —triggered associa- tions with a family sphere direct a listener at what is private without a doubt. The author is particularly interested in grammar and phraseology of sentences including the phrases analysed as a determiner, though, not the only one, of the privacy borderlines which are not overcome (yet) in either of discourses. Key words: privacy, nominal phrase, American public discourse, academic discourse

Andrzej Łyda

Die Nominalphrasen mein Mann und meine Frau im amerikanischen öffentlichen gesprochenen Diskurs

Zusammenfassung

Im vorliegenden Artikel wird es versucht, die Verhältnisse zwischen der Privatsphäre und der öffentlichen Sphäre in der Kommunikation zu ergründen. Die Analyse betrifft zwei Typen des öffentlichen Diskurses: den amerikanischen Diskurs im Rundfunk und Fernsehen und der amerikanischen theoretischen Diskurs. Zum Forschungsgegenstand werden zwei Nominalphrasen „mein Mann“ (my husband) und „meine Frau“ (my wife), die wegen ihrer Referenz und der durch die Kultur ausgelösten Assoziationen mit der Famili- ensphäre die Aufmerksamkeit des Hörers zweifellos auf die Privatsphäre richten. Der Ver- fasser interessiert sich vor allem für Grammatik und Phraseologie der Sätze, in denen oben genannte Phrasen als ein Zeichen — obwohl auch nicht einziges — von den Grenzen der Privatsphäre auftreten, die in den beiden Diskurstypen noch nicht überschritten werden. Schlüsselwörter: Privatsphäre, Nominalphrase, amerikanischer öffentlicher Diskurs, wis- senschaftlicher Diskurs Rozdział dwunasty

Przejawy dyskursu prywatności w naukowym piśmiennictwie polonistycznym

Małgorzata Kita Wydział Filologiczny Katedra Międzynarodowych Studiów Polskich

W syntetycznym obrazie odmian językowych współczesnej polszczy- zny Aleksander Wilkoń pisze (ten sąd jest zawarty zarówno w pierwszym wydaniu z 1987 r., jak i w drugim, z 1999):

W języku współczesnej humanistyki dominuje bezbarwny wzorzec relacji zobiektywizowanej, bogatej w formy nieosobowe, zupełnie nieomal pozbawionej elementów subiektywno-ekspresywnych i estetycznych. Wilkoń 2000: 65

Podobną opinię — wyrażoną jednak zdecydowanie bardziej dosadnie — znajdziemy w bardzo oryginalnym i osobistym eseju Marcina Prey- znera1, który zarzuca piszącym humanistom wiele pisarskich „grzechów”, m.in. słabą świadomość normatywno-stylistyczną, rytualizm, „styl pod- ręcznikowy” i „nudę” (to tylko mała część wypominanych wad piśmien- nictwa filologicznego). Można, oczywiście, przyjąć te uwagi jako opisujące pewien fragment dyskursu naukowego. Można nawet odpowiedzieć, że tekst naukowy nie musi być „nienudny”, jak przekonują nieco przewrotne uwagi Oswalda Ducrota o tym, że nauczycieli nie obowiązuje prawo zainteresowania (zob. Ducrot 1979). Ma też do spełnienia funkcje inne niż estetyczne: elegancja wywodu nie musi iść w parze z wyrafinowaniem stylowym, czasem musi

1 Tak oryginalnym, że redaktorzy tomu poczuli się w obowiązku do poinformowania czytelnika: „Forma niniejszego artykułu i opracowania przypisów przybrała ostateczny — taki, a nie inny — kształt na stanowczą prośbę Autora [Red.]”. Preyzner 1999: 93. 182 Małgorzata Kita

nawet ustąpić miejsca precyzji. Nie sposób jednak nie dostrzec przemian w pisarstwie naukowym, także polskim, jakie dokonują się w intelektual- nym klimacie postmodernizmu:

Jednak we współczesnym polskim dyskursie naukowym — wraz ze zmie- niającymi się pod wpływem postmodernizmu kulturowo-historyczno- -ideologicznymi warunkami poznania — można zauważyć przeobrażenia poetyki pisania tekstów. Jednym z przejawów przemian dyskursu nauko- wego jest rozluźnienie rygoru naukowości, wprowadzenie pierwiastka subiektywizmu. Piętkowa 2005b: 425

Autorka wskazuje kilka wielkich postaci i ich idei, które przyczyniły się do kształtu dzisiejszego dyskursu naukowego: to Wittgensteinow- ska teoria gier językowych, Kuhnowska koncepcja rewolucji naukowych, Lyotardowska myśl o schyłku wielkich narracji, Derridiańska różnia. Pozostający przez dziesięciolecia w kręgu stylu teutońskiego polski dys- kurs naukowy zaczyna wchłaniać także właściwości stylu saksońskiego i galijskiego (tę typologię przyswoiła lingwistyce polskiej Anna Duszak, 1999) — w postaci „wpływu oralności na kontur retoryczny tekstu pisa- nego, kurtuazyjnej grzeczności, przejawiającej się na przykład w dedyka- cjach, podziękowaniach i wstępach, oraz dbałości o odbiorcę” (Piętkowa 2005b: 433). Piszący naukowcy dostrzegają walory komunikacyjne i per- swazyjne funkcji estetycznej tekstu (zob. m.in. Gajda 1996; 1999; Pięt- kowa 2005a; 2010). Romualda Piętkowa (2010) proponuje, by przedstawić współczesny dyskurs naukowy „w postaci graficznego i aliteracyjnego wyliczenia, w którym każda cecha zawiera awers i rewers i może być ujęta w aksjologicznej skali paradoksów; dyskurs naukowy powinien być//jest// może być”:

+ etyczny − + „elegancki” − + estetyczny − + etykielany − + ekologiczny − + efektowny − + efektywny −

Prywatność stała się jedną z ważniejszych kategorii współczesnej reflek- sji teoretycznej i dyskursu codzienności2. Przekraczając swoje tradycyjne granice, wkroczyła w sferę publiczną. Relacja: prywatne — publiczne stała się bardzo złożona i wielowymiarowa (Drozdowski, Krajewski, red., 2007).

2 Zob. też obserwacje, odnoszące się do czasów dawnych, Ewy Kosowskiej w eseju Prywata i prywatność (w tym tomie). Przejawy dyskursu prywatności… 183

Tematy prywatne, osobiste, intymne jednostki zaczęły być własnością pub- liczną (w różnym trybie: rozmowy przez komórkę prowadzone w miejscu publicznym — zob. Levinson 2006; Godzic, Żakowski, red., 2007; media — już nie tylko plotkarskie, tabloidowe, lecz także te „poważne”, opiniotwór- cze są miejscem, gdzie osoby publiczne zwierzają się, spowiadają, wyznają, zob. Kita 2006; 2007). Kultura indywidualizmu wkracza też w obszar dys- kursu naukowego — tworzonego przez badacza — czyli konkretnego czło- wieka, ale dotychczas, zgodnie ze standardami piśmiennictwa naukowego, mającego maskować na różne sposoby swoje Ja. W artykule chciałabym wskazać kilka form wpisywania prywatności autora — podmiotu operacji tekstotwórczej — i jego osobowości w teksty dyskursu naukowego, należących do kilku płaszczyzn komunikacji wer- balnej: gramatycznej, tekstowej, stylowej, genologicznej3.

Poczucie podmiotowości — indywidualizm

W wielu wypowiedziach dotyczących kondycji współczesnego świata i społeczeństwa pojawiają się określenia: indywidualizm, kultura indy- widualizmu, społeczeństwo jednostek. Mówi się o prawie do tożsamości, do samorealizacji, do bycia sobą, stwarzania siebie, autoekspresji. Główne wartości kultury indywidualizmu stanowią: podmiotowość, sprawczość, autentyczność, poczucie godności i wolności — własnej. Urzeczywist- niają się one w możliwości dokonywania wyborów — rzeczywistych lub zachowań doświadczanych jako wybory. Obiektem wyboru może być wszystko: „dieta, praca, zdrowie, seks, rodzina, relaks” (Jacyno 2007: 23), także przecież decyzje dotyczące postaci tekstu, styl językowy, sposób pre- zentacji swoich doświadczeń. Brak możliwości dokonywania wyborów lub doświadczanie niemożliwości wybierania rodzi poczucie „bycia ska- zanym” i doświadczenie mniejszej podmiotowości. Poszukajmy eksplicytnych przejawów autorskiego manifestowania swojego poczucia indywidualizmu w tekstach naukowych; jednoznaczną i wyrazistą deklarację bycia podmiotem poznającym, badającym i inter- pretującym, a jednocześnie tworzącym tekst znajdziemy w wypowiedzi Stanisława Borawskiego:

Tym, co wyraźnie różni moją książkę od innych, jest indywidualizm, co oznacza, że nie przemawiam ze stanowiska całej dyscypliny naukowej,

3 Nie podejmuję tu jednak problematyki idiolektu, choć jest on składnikiem tożsamo- ści autora, por. Witosz 2004; 2005; 2009. 184 Małgorzata Kita

lecz tylko nauki takiej, jaką sam postrzegam i preferuję. Autorzy przeważ- nie odwołują się do bezosobowego autorytetu nauki i starają się nacecho- wanie indywidualne zredukować. To stanowisko uznaję za niewłaściwe w odniesieniu do historiozofii, ponieważ ta nie jest przedmiotem środo- wiskowych uzgodnień. Wybrana treść i forma przekazu ma tę zaletę, że Czytelnik (pracujący samodzielnie lub pod opieką profesjonalnego histo- ryka języka) otrzymuje żywą narrację, z której pewne treści zaczerpnie jako inspirację, z innych zrezygnuje bez obawy, że pomija trwałe ustalenia nauki, jeszcze inne przejmie jako już gotowe. Nieuchronnym następstwem indywidualizmu jest zauważalna wyrazistość naświetleń, która byłaby może wadą kompendium, ale z reguły bywa korzystna w pomocniczych podręcznikach, ponieważ stwarza możliwość analiz i krytyki, stając się wygodnym układem odniesienia dla prezentacji innych ujęć. Historykom języka skłonnym stawiać książce zarzut pomijania takich lub innych zagad- nień zwracam uwagę na fakt, że nic nie stoi na przeszkodzie, by swoim słuchaczom rzecz naświetlali i kształtowali ich historiozoficzne postawy. Borawski 2002: 7—8

Przytoczona tu tytułem przykładu wypowiedź odautorska doku- mentuje samoświadomość podmiotu jako centrum procesu poznawczego i instancji tekstotwórczej oraz jej werbalną artykulację. To on przyznaje sobie prawa decyzyjne, dokonuje wyborów. Podmiot filtruje to, co chce przekazać odbiorcy, akcentuje swój indywidualny, jednostkowy punkt widzenia i sposób oglądu problematyki oraz jej prezentacji. Czytelnik zyskuje tym samym możliwość kontaktu intelektualnego nie tyle — i nie tylko — z abstrakcyjną historią języka, ile z jej wersją ujętą przez pryzmat kompetencji i osobowości konkretnego autora.

Dane osobowe

Informacja o autorze — w postaci nazwiska — jest dla czytelnika poten- cjalnie ważna, jako ten element identyfikacji, który może orientować jego lekturę. Nazwisko znanego/popularnego/cenionego uczonego staje się ele- mentem mogącym zachęcać potencjalnego czytelnika4. Nazwisko badacza, którego prace czytelnik już zna, pomaga w usytuowaniu nowych tekstów w polu dyscyplinowym, metodologicznym, tematycznym, co skądinąd może okazać się elementem mylącym (jeśli się zakłada, że kolejna praca stanowić ma kontynuację wcześniejszych).

4 Por.: „Stephen C. Levinson należy do grona najwybitniejszych żyjących językoznaw- ców oraz antropologów zajmujących się badaniem języka” (Ciecierski, Stachowicz 2010: VII). Przejawy dyskursu prywatności… 185

Na pograniczu prywatności i sfery profesjonalnej tkwi składnik for- malny, który przynosi informację o afiliacji autora, czyli mówi o miej- scu pracy — wskazując ogólnie instytucję. Wariant bardziej szczegółowy — wymienienie wydziału, katedry, zakładu — informuje (przynajmniej pośrednio) o uprawianej dyscyplinie, o specjalności badacza — przynosi informację ważną, bo ukierunkowującą lekturę tekstu, wskazującą kon- teksty intelektualne jego rozważań. Element prywatności uzewnętrznia się natomiast w nazwisku autorki. Mam tu na myśli decyzję o wyborze przez autora kobietę formy żeńskiej, w którą wbudowana jest także informacja o stanie cywilnym jej nosicielki (w przypadkach nazwisk formalnie dających taką możliwość). Nawet bez badań statystycznych można dostrzec, że współcześnie dominują formy „neutralne” pod tym względem, tym niemniej zwyczaj używania form odmężowskich trwa w środowisku naukowym, by wymienić spośród języ- koznawczyń Jadwigę Puzyninę czy Ewę Sławkową. Inna sprawa, czy dzi- siejszy odbiorca odczyta znaczenie przyrostków żeńskich; zwłaszcza -ina sprawi kłopot, nazwiska z nim (nazwiska odmężowskie) przeciętny użyt- kownik języka traktuje już bowiem zazwyczaj integralnie, bez świadomości ich złożoności słowotwórczej i semantyki sufiksu.

Kategoria osoby

Prototypowa forma wskazywania nadawcy tekstu to 1. osoba liczby pojedynczej (i formy ją wyrażające). Badacz piszący wykorzystuje obec- nie narrację pierwszoosobową, traktując gramatyczną formę singularną 1. osoby jako neutralny i naturalny wyraz dla wskazania instancji nadaw- czej tekstu. W dyskursie naukowym w tej funkcji używa się — na mocy konwencji — nadal również zamiast niej: formy 1. osoby liczby mnogiej lub werbalnych form nieosobowych: -no, -to, z się oraz konstrukcji trzeciooso- bowych ze słowem autor. Wynika to z przyjętych w tym dyskursie zasad maskowania osoby i osobowości badacza. Jednak i tu możliwa jest gra z konwencją i odbiorcą, o czym przekonuje nieco przewrotna uwaga meta- tekstowa, przynosząca uzasadnienie użycia formy liczby mnogiej w narra- cji i pokazująca jej wielofunkcyjność i wieloznaczność:

W wywodzie została użyta forma liczby mnogiej. Nie chodzi tu tylko o pluralis maiestatis. Są też inne powody. Po pierwsze, autor wie o istnieniu kilku zwolenników swoich teorii. Po drugie, jest to konwencja, z którą autor spotykał się w starszych pismach. Po trzecie wreszcie, autor stara się dzięki 186 Małgorzata Kita

tej formie… uzyskać przewagę liczebną nad czytelnikiem i w ten sposób go zdominować. Wasilewski 2006: 16

Piszący badacz zyskał swobodę wyboru formy osobowej, decyzja należy do jego (jako autora) prerogatyw, a wybrana forma wpisuje się w strategie komunikacyjne nadawcy, m.in. w konstruowanie relacji z odbiorcą, która stanie się bardziej bezpośrednia, niż byłaby w sytuacji, kiedy autor — stosu- jąc 1. osobę liczby mnogiej — przemawia w imieniu społeczności naukowej, a tym bardziej w kontakcie z autorem używającym form niefinitywnych.

Mówienie o osobach trzecich

W publikacjach naukowych niezbywalnym elementem tekstowym jest mówienie o osobach trzecich — badaczach, autorach, których prace tworzą kontekst badań danego autora. Są przywoływani w segmencie zwanym „stanem badań” (to także „konteksty …”), są obecni w całym dziele, tak w celach polemicznych, jak i aprobatywnych. Istotne są ich poglądy, bada- nia, słowa (w przypadku cytowań). Istnieją/funkcjonują tekstowo w postaci nazwisk lub w konstrukcji z imieniem (pełnym lub inicjałem) — taka jest konwencja przywoływania prac innych i mówienia o ich dokonaniach. W przypadku języka polskiego niezbędna jest wiedza o płci omawianego badacza, wymagana przez konstrukcje w związku zgody (by pozostać przy tradycyjnym terminie). W wersji ustnej dyskursu naukowego, w trakcie np. dyskusji, zwyczaj pozwala na wymienienie także stopnia/tytułu nauko- wego osoby (ale już nie hiperpoprawnie użytego pan/pani). Zdarzają się jednak odstępstwa — choć sporadycznie — od neutralnej konstrukcji: (imię) nazwisko. Przytoczmy zatem wariant formalny: pani + imię, nietypowy w kontekście pisania naukowego: mowa tu o twórczyni Kabaretu, Oldze Lipińskiej, z którą współpracował autor artykułu:

[…] nieuchronnie będę musiał opowiedzieć o kto wie, czy nie najlepszym moim tekście w „Kabarecie Olgi Lipińskiej”, a mianowicie o piosence- -songu Homines unius libri. Mówię o „moim”, gdyż pani Olga zechciała, podobnie jak w wypadku kilku innych tekstów, skreślić swoje nazwisko na przygotowanym przeze mnie do Zaiks-u formularzu i formalnie ochroną prawną objęto tę piosenkę jako „moją”, ale tylko my wiemy, ile w osta- tecznym kształcie tekstu było inwencji pani Olgi i ile wcześniej się od niej nauczyłem o „przewrotce” i o „puentce”. Piechota 2006: 44 Przejawy dyskursu prywatności… 187

Świadectwem relacji międzyludzkich jest używanie — po pierwszym użyciu typowym imienia i nazwiska lub nazwiska — imienia uczonej, także w formie hipokorystycznej5; wypowiedź przybiera emocjonalny, sentymen- talny ton, pełen serdeczności — słowiański, jakby powiedziała bohaterka tej wypowiedzi:

Nie możemy tutaj przedstawić naukowej analizy twórczości Wierz- bickiej: nawet najbardziej powierzchowny jej ogląd wymagałby tekstu ogromnych rozmiarów i zupełnie innej tonacji, niezbyt stosownej w takiej nocie. Moje zamiary są inne. Biorąc pod uwagę zdumiewające pokrewień- stwo duchowe, jakie się w ciągu tylu lat wytworzyło między Anną i grupą lingwistów rosyjskich, do których należę i ja (tego faktu nie powinien prze- słaniać mój montrealski adres), podzielę się z czytelnikami moimi w naj- wyższym stopniu subiektywnymi myślami, które pogrupuję w trzy roz- działy: jak widzę Annę jako człowieka, co myślę o Annie jako lingwiście i o roli jej prac w lingwistyce światowej, i wreszcie — jakie są, moim zda- niem, główne cechy Anny jako uczonej.

Anna Wierzbicka jako człowiek — kilka ujęć fotograficznych Kiedy myślę o Annie, takie oto obrazy wynurzają się z mojej pamięci. Nie wiem, czy są one charakterystyczne, dla mnie jednak są bardzo drogie… Sierpień 1963, Sofia, międzynarodowy kongres slawistów. W czasie mojego referatu młodziutka kobieta w niebieskiej sukience w duże białe gro- chy (z wyglądu — studentka I roku) zadaje mi cięte, dobrze przemyślane pytania. Świetnie! Po referacie podchodzi, żebyśmy się poznali: jeszcze lepiej! Wspaniały język rosyjski z czarującym polskim (ł). Od razu widać — swoja! — Chodźmy, wejdźmy na Witoszę (góra pośrodku Sofii, na której jest park). — Nie mam odpowiednich butów (pokazuje swoje pantofle, absolutnie się do tego nie nadające). — To chodź (już jesteśmy na „ty”) boso. I poszliśmy, i wleźliśmy, i spóźniliśmy się na bankiet — i umarlibyśmy z głodu, gdyby rumuński cybernetyk, członek Akademii Nauk, George Moisil, nie schował dla nas pod stołem kilku porcji… Tak oto zaczęła się nasza przyjaźń — i trwa już ponad trzydzieści lat. Mielczuk 1999: 14—15

Opowieść Igora Mielczuka, pokazując też dynamikę form adresatyw- nych, stanowi przykład wyimka z historii konwersacyjnej dwojga uczonych — tu inkorporowanej w tekst naukowy.

5 Por. też: „Gdyby Pani Pisarkowa była Panem, mógłbym poprzestać już na tym, co napisałem, ale jakżeż nie powiedzieć, że poza wybitną inteligencją, wiedzą i pomysło- wością naukową, ma ona jeszcze inne zalety: wesołe usposobienie, dowcip, którym zdobi wykłady i wypowiedzi w dyskusji, wdzięk osobisty — to są wartości, które dawnej Isi zapewniły niezwykłą popularność wśród kolegów i uczniów” (Urbańczyk 1994: 8). 188 Małgorzata Kita

Jako przykład wprowadzenia deskrypcyjnych zwyczajów prywatnych w publikowany tekst naukowy przywołam także niekonwencjonalny w for- mie esej Marcina Preyznera (1999). Wymienia w nim autor sporo badaczy, między nimi są także osoby, z którymi łączą go relacje profesjonalno-pry- watne, czego M. Preyzner nie ukrywa, posługując się formami deskrypcji określonych funkcjonującymi w obiegu prywatnym. A zatem — jeśli wymie- nia imię znajomego confrère, to jest ono użyte w formie hipokorystycznej. Funkcja denotacyjna języka łączy się tu z funkcją relatywną występującą na płaszczyźnie wypowiedzi, stanowiąc wyrazisty, choć nietypowy dla sta- tusu tekstu, sygnał prywatnej relacji autora i osoby, o której on mówi, np.

Jedynym umiejącym mówić jest w tej chwili Janek Miodek, lecz i on przed kamerą coraz częściej podpiera się tekstem pisanym! Ale też i tylko monolog mu został. A monolog — chcesz czy nie — brzmi apodyktycznie, jak święty rejestr prawd ostatecznych. Preyzner 1999: 93 A właśnie! — czy tekst ma być gotowy, czy myślany? Na ile może być myślany teraz? Na preyznerówkach przerabialiśmy różne warianty. Celo- wał w tym mój nieodrodny syn naukowy — co powiem teraz, żeby się wstydził — Irek Bobrowski (dla równowagi dodam, że ja też jestem jego synem). Kiedyś postanowił mówić (gdzie to było? — w Bieczu?) i referat rozlazł się do czterdziestu minut — i wtedy nie miał poczucia, że powie- dział to, co chciał powiedzieć, i powiedział wszystko. Preyzner 1999: 94—95 Kiedy Jan Miodek przyszedł do swoich sąsiadów, córka gospodarzy nad albumem zdjęć chciała powiedzieć: A to nasza facetka od geografii, ale się zatrzymała na fa… i powiedziała: pani. Zamiast stylistyki szkolnej, cytatu, którym było także zdjęcie, Miodek usłyszał wykastrowaną właśnie z kolo- rytu szkoły, obcą, archaicznie i wstrętnie oficjalną formępani — zamiast bezpośredniej reakcji. Jankowi zrobiło się miękko na sercu i ciepło pomy- ślał o wyczuciu stylistycznym panienki: oto go uczciła. A ja bym się poczuł głupio: zresztą taka reakcja na mnie nie byłaby możliwa!, bo nie przyszłaby do sąsiadów z oficjalnąwizytą postać szklanego ekranu w krawacie i pod blachą albo w dykcie, ale wpadłby wesoły sąsiad. Preyzner 1999: 102

Na konferencji Januszowej i przy innych okazjach mówił Janusz Anusie- wicz, jak to pewna ekspedientka dopuściła się przestępstwa stylistycznego, zwracając się do niego: Ma pan dychę? Nie wierzę, żeby ten równy chłopak z Podlasia, który tak genialnie wyczuł atmosferę preyznerówek i swoje Januszówki genialnie prowadzi, czuł się spontanicznie taką ofertą intym- nego spotkania komunikacyjnego dotknięty, ale nafaszerowano mu móz- gownicę stylistycznymi mądrościami, więc rad przykład cytował. Preyzner 1999: 102 Przejawy dyskursu prywatności… 189

Odbiorca, który czyta te opowieści, chcąc nie chcąc, zostaje wprowa- dzany w prywatny świat autora eseju naukowego. I — z powodu przyjętej przez twórcę tekstu taktyki mówienia o innych badaczach, tych, których zna osobiście i prywatnie — może poczuć się w nim obco, wykluczony z wspólnoty znajomych.

System aksjologiczny, przekonania

Naukowe preferencje autorzy wyrażają bezpośrednio w swoich teks- tach, zarówno w formie eksplicytnej, m.in. w module nazywanym: założe- nia metodologiczne, jak i w formie implicytnej, co można wyczytać z pro- cedur analitycznych, ze stosowanego instrumentarium. W teksty wpisana być może również informacja o wyznawanych przez autorów prywatnych wartościach, ideologiach6; można ją znaleźć np. we wstępie do tomu poświęconego twórczości Karola Wojtyły:

Przyrzekaliśmy kiedyś Ojcu Świętemu, że będziemy zgłębiali jego dzieło. Czy nie nadszedł czas po temu, by wywiązać się z obietnicy i pod- jąć trud wyjaśnienia znaczenia przesłania Papieża-Polaka? Wszak nie rzuca się słów na wiatr. Podążając tą drogą, przedmiotem szczególnego zainte- resowania badawczego uczyniliśmy problematykę aksjologiczną obecną w jego tekstach. Wybór tematu wynikł z potrzeby podjęcia dyskusji nad miejscem myśli Karola Wojtyły — Jana Pawła II we współczesnym społe- czeństwie polskim, zwłaszcza nad jego wpływem na etyczne zachowania Polaków. Zaproszenie przyjęli humaniści — językoznawcy-poloniści i języ- koznawcy-romaniści oraz historyk — z dziesięciu ośrodków akademickich w Polsce […]. Jesteśmy wdzięczni badaczom — kobietom i mężczyznom, że podjęli wyzwanie intelektualne i swoją wrażliwością zbudowali wspólne dzieło: wizerunek Papieża-Polaka za życia, w dniach przejścia do Domu Ojca i w pamięci rodaków oraz świat wartości widziany oczyma Karola Wojtyły — Jana Pawła II — poety, Polaka, rekolekcjonisty, papieża, piel- grzyma. Odmienność percepcji, specyficzne patrzenie na rolę papieskiego słowa-przesłania i indywidualność twórcza autorów szkiców — z jednej

6 W badaniach dyskursu ideologia rozumiana jest na dwa sposoby — opisowy, zbli- żony do pojęcia wartości (pojęć, norm, przekonań, wierzeń, zasad współżycia społecz- nego) oraz krytyczny, wskazujący wykorzystywanie dominujących (lokalnie bądź glo- balnie) ideologii jako narzędzia w walce o władzę symboliczną (zob. m.in. Foucault 2002; Fairclough, Duszak 2008; Witosz 2009). Tu przyjmuję określenie jej istoty dokonane przez Aleksego Awdiejewa: ideologia to „zbiór względnie trwałych odniesień do uogólnionych sądów aksjologicznych, uznawanych za słuszne przez określoną grupę społeczną i wyko- rzystywanych w dyskursie o tematyce społeczno-politycznej” (Awdiejew 2008: 67). 190 Małgorzata Kita

strony — oraz jedność ich serc — z drugiej — ukształtowały ten tom, dając słowom prawdy i życia świadectwo wyjątkowe. Mamy nadzieję, że książka Karol Wojtyła — Jan Paweł II. Słowa prawdy i życia. Szkice lingwistyczne zrodzona z głębi duszy, naznaczona uczu- ciem, wzruszeniem, stanie się skromnym wypełnieniem przyrzeczenia danego ongiś Ojcu Świętemu. Więcej, zakorzeni się w ziemi żyznej, by wydać plon stokrotny, bo — jak pisze Jadwiga Puzynina, przytaczając przypowieść ewangeliczną o słowie Bożym — ziarna słów ważnych, choć często padają na skały i między ciernie, to gdy zapadną w żyzną ziemię — kiełkują. Ożóg, Taras 2010: 7—8

Możliwa jest też konfiguracja słownej ekspresji postawy prywatnej i sta- tusu profesjonalnego, w której oba komponenty osobowości instancji autor- skiej wzajemnie się motywują i dopełniają; por. np.:

Jestem wdzięczna redaktorom niniejszego tomu za zaproszenie mnie do udziału w jubileuszowej księdze, do dania świadectwa i złożenia hołdu Wielkiemu Papieżowi w gronie językoznawców. Należę do jednej z gene- racji, które przywłaszczają sobie etykietkę „pokolenie JP II”. Nie ominęłam żadnej z jego wizyt w kraju (byłam w tej dogodnej sytuacji, że każda piel- grzymka miała swój przystanek w Krakowie). Były to zawsze dni wielkiego święta, wielkich rekolekcji głoszonych wszędzie: na Błoniach i w innych miejscach miasta, na ulicach w trakcie przejazdu, pod Oknem. Teraz, kiedy emocje i euforia towarzyszące pielgrzymkom do ojczyzny opadły, pozostały jego słowa. I to jest prawdziwy skarb, z którego powinni- śmy czerpać siły, wiarę, nadzieję, miłość, patriotyzm. Przyjęcie i przejęcie się jego słowami jest naszą powinnością, zadaniem, wyrazem wdzięczno- ści. Jeśli te przemyślenia wydadzą owoce, będzie to najpiękniejszy pomnik zbudowany Wielkiemu Rodakowi. Jako językoznawca, badacz francuskiej teorii dyskursu, chciałabym ukazać Jana Pawła II jako ojca. Grzmil-Tylutki 2010: 11

Czytelnik zostaje tym samym wprowadzony w intymne przeżycia badacza, poznaje najgłębsze motywy poszukiwań naukowych.

Badania: w poszukiwaniu rozwiązań

W tekstach naukowych pokazuje się nie tylko rezultaty przemyśleń, badań, eksperymentów, lecz także metody dochodzenia do nich, przepro- Przejawy dyskursu prywatności… 191 wadzania ich. Uzasadnia się wybory teoretyczne, metodologiczne. Czytel- nik może odnieść wrażenie, że proces badawczy jest jasno wytyczony, kon- sekwentny, bezproblemowy. Tym przekonaniem zachwieje wprowadzenie informacji o sytuacji podmiotu badającego, który nie tylko podąża prosto wyznaczoną drogą, lecz także zatrzymuje się, poszukując drogi właściwej, kiedy napotyka przeszkody:

Za udostępnienie lektury, okolicznych materiałów i ogromną pomoc w odnalezieniu właściwego tropu interpretacyjnego oraz kompetentne konsultacje w obcych mi rejonach nauk ścisłych i kosmologii, składam bar- dzo serdeczne podziękowania Panu Profesorowi Tomaszowi Szarkowi, matematykowi i filozofowi, bez którego zaangażowania nie natrafiłabym zapewne na ślad źródłowej inspiracji Miłosza. Dziękuję także Ojcu Jackowi Bolewskiemu SJ za wskazanie książki Tiplera — był On, po moich bli- sko rocznych poszukiwaniach, pierwszą w Polsce osobą, która udzieliła natychmiastowej odpowiedzi na pytanie o „pewnego uczonego” z wier- sza Po odcierpieniu, zaznaczając zarazem swój dystans wobec teorii Tiplera, która budzi zastrzeżenia Ojca Bolewskiego jako przykład uproszczonego stosowania modeli fizykalnych w teologii. Opacka-Walasek 2010: 143—144, przypis 7

Badacz — ukazany w procesie tworzenia — zyskuje „ludzką twarz”, jako ten, kto zastanawia się, ma chwile wahania, szuka pomocy. Tekst naukowy o badaniach i ich rezultatach staje się jednocześnie narracją o czło- wieku badającym.

Elementy autobiograficzne i biograficzne w tekstach laudacji, artykułów w tomach jubileuszowych, wspomnień pośmiertnych

Fakty z życia prywatnego pojawiają się w dwóch typach tekstów usytu- owanych na peryferiach dyskursu naukowego (co nie oznacza bynajmniej ich niedocenienia czy marginalizacji) — mam na myśli teksty laudacji (zob. Loewe 2006), teksty pomieszczane w tomach jubileuszowych (studia in honorem, czasem pod intrygującymi tytułami, np. Valeriana. Eseje o komu- nikowaniu między ludźmi. Prace ofiarowane profesorowi Waleremu Pisarkowi pod redakcją Jerzego Mikułowskiego Pomorskiego i Zbigniewa Bajki (Kra- ków 1996) czy Ogród nauk filologicznych. Księga Jubileuszowa poświęcona Pro- fesorowi Stanisławowi Kochmanowi pod redakcją Mieczysława Balowskiego 192 Małgorzata Kita

i Wojciecha Chlebdy Opole 20057) oraz teksty wspomnień pośmiertnych. Jest tu miejsce — obok segmentu dotyczącego dokonań naukowych — na pokazanie sylwetki prezentowanego/wspominanego uczonego jako czło- wieka, jego charakteru, zainteresowań, pasji, charakterystycznych zacho- wań, przybierających czasem postać anegdot wchodzących w skład historii intymnej nauki czy instytucji naukowych. W partii, gdzie dominuje tonacja prywatna, używane są też formy mówienia o danej osobie pochodzące ze sfery prywatnej. Tu Dostojny Jubilat staje się czasem np. Olkiem czy Jadzią. Naturalnym dla laudacji i tekstów jubileuszowych kontekstem życio- wym są tomy okolicznościowe, jubileuszowe, dedykowane zasłużonym uczonym z okazji „okrągłych” rocznic — życia, pracy. Autorzy, którzy w ten sposób honorują bohatera tomu, to zwykle jego „koledzy, przyja- ciele, uczniowie”. Tematyka tomów, a tym samym pomieszczonych w nich artykułów, zazwyczaj jest powiązana z naukowymi zainteresowaniami jubilata8. Przykładem może być następujace nawiązanie intertekstualne łączące tekst ofiarowany z tekstem jubilata:

Inspiracją do powstania tego artykułu był eksperyment dydaktyczny, jaki przeprowadził Profesor9 wiele lat temu, a opisał w artykule zamiesz- czonym w „Zaraniu Śląskim” (Lubaś 1975). Uwagi w nim zawarte dotyczą zasadniczych różnic między kształtowaniem tekstu mówionego a pisanego. Eksperyment, którego celem jest porównanie tekstu mówionego z derywowanymi od niego tekstami pisanymi, pozwala na formułowanie wniosków na podstawie faktów językowych i weryfikowanie sądów ogól- nych za pomocą obserwacji praktyki językowej. Taki eksperyment przepro- wadziłam podczas zajęć ze studentami. Piętkowa 2002: 157—158

7 Por. fragment prezentujący jubilata: „Koroną tego jubileuszu jest niniejsza księga, w której pod jedną okładką spotykają się Mistrzowie, Przyjaciele, Koledzy, Uczniowie i Współpracownicy Profesora — Ci, którzy tekstami, recenzjami czy pracami redakcyjnymi zechcieli wyrazić Jubilatowi swój szacunek, uznanie i zwykłą ludzką sympatię, życzliwość, wdzięczność. Znalazły się tu prace językoznawcze, literaturoznawcze i kulturoznawcze, sięgające w głąb historii i penetrujące współczesność, mające charakter rozważań teoretycz- no-metodologicznych i przyczynków materiałowych — tom wielokształtny i różnobarwny, którego zwornikiem jest osoba Adresata. Nic lepiej od tego ogrodu nauk filologicznych nie pokazuje wielostronności oddziaływań naukowej osobowości Profesora Stanisława Kochmana. Zaprawdę, radości musi doświadczać Ogrodnik widzący, jak daleko wzrasta plon z sianego przezeń całe życie ziarna” (Chlebda 2005: 14). 8 Np.: „Publikowany tom jest dedykowany Panu Profesorowi Jerzemu Bartmińskiemu w 40-lecie Jego pracy naukowej. Zamieszczone tu teksty podejmują problemy szeroko poję- tej relacji »język a kultura«. Ze względu na wielość i różnorodność poruszanych zagadnień, złożone artykuły uporządkowano w osobne działy tematyczne” (Adamowski, Niebrzegow- ska, red., 1999: 9). 9 Ta honoryfikująca wielka litera stanowi tu formalny wyznacznik relacji między autorką artykułu a bohaterem tomu jubileuszowego Władysławem Lubasiem. Przejawy dyskursu prywatności… 193

Autorzy, znający jubilata, nie stronią w swych tekstach naukowych napisanych na taką okoliczność od umieszczenia w artykule segmentu dokumentującego znajomość, przyjaźń, ukazującego inne niż publicznie znane oblicze uczonego, któremu tom jest ofiarowany; np. artykuł Kamilli Termińskiej zaczyna się tak:

Artykuł dedykowany jest Obywatelce miasta Czeladź przez obywa- telkę tegoż miasta. Tłumaczy to pewien ekscentryzm metodologiczny przejawiający się w jawnie empatycznym traktowaniu przedmiotu badań i w głębokim, chociaż ukrywanym, zemocjonalizowaniu opisu. Czeladź, obecnie prawie czterdziestotysięczne, przemysłowe miasto Zagłębia, jest dla mnie nie tylko najprawdziwszym i najpiękniejszym ze światów — rze- czywistością mojego dzieciństwa, ale i mityczną przestrzenią moich miesz- czańskich przodków po mieczu. Termińska 1998: 218

Ten początek nawiązuje do faktu biograficznego, mianowicie tego, że jubilatka jest mieszkanką Czeladzi, faktu niewymienionego jednak we wstępie do tomu jubileuszowego, skoncentrowanego wyłącznie na dokona- niach naukowych. Nawiązanie do biografii badaczki, której tom jest dedy- kowany, łączy się tu z elementami autobiograficznymi autorki artykułu, wzmocnionymi znacznym subiektywizmem i emocjonalnością tonu wypo- wiedzi (ów zapowiedziany „ekscentryzm metodologiczny”). W artykułach dedykowanych jubilatowi pojawiają się informacje o jego charakterze, naturze, zainteresowaniach pozanaukowych itp.:

Dlaczego w szkicu zamieszczonym w tomie dedykowanym Profesorowi Aleksandrowi Wilkoniowi zastanawiam się nad miejscem sekwencji nar- racyjnych, jakimi są exempla, mikrozdarzenia, anegdoty w tekstach nauko- wych? Ponieważ Profesor jest niezrównanym mistrzem w opowiadaniu anegdot, w snuciu gawędowej narracji, w prowadzeniu towarzyskiej kon- wersacji. W Jego tekstach znaleźć można wiele śladów oralności i w postaci skonwencjonalizowanych klisz językowych — w nawiązywaniu dialogu z czytelnikiem, i w postawie agonistycznej — swoistej „zadziorności” w sto- sunku do poglądów innych badaczy. A te Jego cechy idiolektalne można przywołać w kontekście przeobrażeń poetyki pisania tekstów naukowych. Piętkowa 2005b: 425 Ten uśmiech Wiechowej twórczości chciałabym dedykować Szanow- nemu Jubilatowi, znanemu z poczucia humoru znawcy stylów polskiej literatury różnego typu. Jędrzejko 2005: 244

W tekstach typu jubileuszowego elementy prezentacji twarzy pozapro- fesjonalnej jubilata łączą się z wypowiedziami o charakterze autoprezenta- 194 Małgorzata Kita

cyjnym, przy czym autoprezentacja sprofilowana bywa jako obraz relacji łączących autora i podmiot tomu (autor-w-relacji-z-jubilatem).

Elementy autobiograficzne

Na marginesie moich penetracji pozostawiam autobiografie lingwistów i ich teksty wchodzące w pole intymistyki (od tych dotyczących życia profe- sjonalnego, poprzez uwikłanie w historię, aż po prozę ocierającą się o intym- ność). Przywołam je tylko, by przypomnieć, że lingwiści wkraczają także z powodzeniem na grunt literatury intymistycznej: Bronisław Malinowski: Dziennik w ścisłym znaczeniu tego słowa (Kraków 2009), Kazimierz Nitsch: Ze wspomnień językoznawcy (Warszawa 1960), Stanisław Urbańczyk: Uniwersytet za kolczastym drutem (Sachsenhausen — Dachau 1946), Antoni Furda: Każdy ma swego młodszego brata (1994, powieść oparta na wspomnieniach), Stanisław Urbańczyk: Z miłości do wiedzy — wspomnienia (1999), Aleksander Wilkoń: Ojciec (Katowice 2003, proza wspomnieniowa). Interesuje mnie wplatanie wątków autobiograficznych w rozprawy czy eseje naukowe. W tym miejscu przywołam mój artykuł Słowa, słowa, słowa… O moich upodobaniach czytelniczych (Kita 2006b), który ma charakter właśnie pry- watny. Piszę w nim:

Ośmielona naukowymi wypowiedziami badaczy o charakterze osobi- stym10, tym, co można nazwać nurtem prywatnym we współczesnym dys- kursie naukowym, chcę przedstawić moje preferencje lekturowe. Krótko mówiąc, lubię czytać teksty, w których to forma staje się głównym akto- rem. Cenię żonglerkę słowną, tę formę werbalnej zabawy intelektualnej, która jest motywem przewodnim tej książki. Takie poszukiwania twór- cze kierują uwagę także odbiorcy na język, który staje się treścią i bohate- rem tekstu. Znika wówczas jego utylitarność i przezroczystość: przestaje być tylko narzędziem komunikacji — wygodnym, praktycznym, „ergo- nomicznym” i niezauważalnym. Forma zaczyna skupiać na sobie uwagę, fascynować, zachęca do zastanowienia się nad kreatywnością człowieka i potencjałem języka. Kita 2006b: 221

10 Por. np. wyznanie Jerzego Bralczyka w jego „słowniku autobiograficznym”: Dobrze, że jestem językoznawcą, bo mogę zajmować się słowami. Słowa są dla mnie bardzo ważne. Myślę, że tak w ogóle są chyba ważniejsze od rzeczy, chociaż to trudno mierzyć. W każdym razie słowa znam i lubię, rzeczy często nie znam, a wielu z tych, które znam, nie lubię. O słowach dużo myślę (Bralczyk 2004: 22). Przejawy dyskursu prywatności… 195

I artykuł stanowi czysto subiektywny wybór pewnych zjawisk literac- kich i utworów pisarzy, którzy realizują żonglerkę słowną (bo napisany został na potrzeby tomu Żonglerzy słów w literaturze), daleki więc jest od kompletności. Można go potraktować jako coś w rodzaju journal intime, selektywną autobiografię czytelniczą. Doświadczenia osobiste kształtują oś narracyjną artykułu Mariana Stęp- nia już w tytule wprowadzającym czynnik subiektywny Błędy moje, mnie dotyczące i inne; jego początek brzmi:

Zacznę od siebie. Przyznawszy się do własnego błędu, swobodniej będę mówić o innych. Stępień 2008: 29

Podobnie czyni Anna Wierzbicka, łącząc perspektywę osobistą z naukową, kiedy snuje refleksje nad kategorią podmiotu:

W dalszym ciągu tego artykułu pozwolę sobie zilustrować te uwagi, opierając się na moim własnym doświadczeniu — Polki mieszkającej w Australii i żyjącej na co dzień „poprzez” dwa różne języki: polski i angiel- ski. Wierzbicka 2008: 141

Podmiotowy punkt widzenia jest mocno obecny w językowo-kulturo- wych obserwacjach i refleksjach nad współczesną polszczyzną Antoniny Grybosiowej, która sama charakteryzuje swoją kompetencję obserwatora i interpretatora polskiej rzeczywistości językowej, kiedy mówi o swojej „przynależności do najstarszego pokolenia Polaków, mówiących od dziec- ka polszczyzną ogólną i znających dobrze tradycyjny system wartości” (Grybosiowa 2003: 23). Wiele jej artykułów (zob. Grybosiowa 2003) to pod- miotowe, wręcz osobiste spojrzenie na rzeczywistość językową, w którym jest zawarta duża doza subiektywizmu, zwłaszcza w zakresie ocen zacho- dzących zmian (są to wartości cenione w kulturze indywidualizmu). Czy- telnik otrzymuje obraz sytuacji językowej i przemian w okresie, dla którego cezurami są dwa momenty przełomowe w historii współczesnej Polski: 1945 i 1989 — obraz widziany oczyma bynajmniej nie chłodnego i zdystan- sowanego obserwatora i badacza, ale też uczestnika żywo i emocjonalnie reagującego na to, co dzieje się w otaczającej rzeczywistości społeczno-ję- zykowej. To zaangażowanie badacza uwidacznia się wyraziście we wstę- pie do artykułu Przełamywanie tradycji kulturowo-językowej w polszczyźnie medialnej (2002, przedruk w: Grybosiowa 2003), gdzie autorka wykłada swoje przekonania:

Tytuł artykułu, a szczególnie jego początek, jest rezultatem przemyśla- nego doboru środków językowych, swego rodzaju manifestacją stanowi- 196 Małgorzata Kita

ska autorki. Wykorzystuje ona w tym celu nomen actionis: przełamywanie jako metaforyczne ujęcie trwającego właśnie procesu, który przebiega nie bez protestu, dezaprobaty czy tylko zdziwienia części odbiorców. Trzeba jeszcze upływu czasu, by się oni przełamali i pogodzili z nieuchronną chyba zmianą tradycji. Jaką tradycję się przełamuje? Tradycję kultury elitarnej, wyrosłej z dzie- dzictwa historycznego, przejmowanej przez kolejne pokolenia wykształ- conych Polaków, a uznawanej za prestiżową także przez innych członków wspólnoty etnicznej. Tradycja ta obejmowała zarówno zachowania luźniej związane z samym językiem, np. szacunek dla wiedzy i wykształcenia, jak i znamienny stosunek do języka narodowego, ogólnego, ponaddialektal- nego jako należącego do systemu wartości narodowych. Grybosiowa 2003: 23 [wyróżnienie — M.K.]

Prywatne hobby badacza stanowi punkt wyjścia dla poddania go oglą- dowi naukowemu: tak czyni Jerzy Paszek (2006), pisząc artykuł o swojej pasji Lingwistyka w świetle scrabble11. Mówi też o niej w wypowiedzi dla „Gazety Uniwersyteckiej” w rubryce o wiele mówiącym tytule Po godzinach:

W latach 1998—1999 publikowałem w „Gazecie Uniwersyteckiej UŚ” artykuły o pouczającej i pociągającej grze w scrabble. Jeden z nich — Poe- zja scrabble („GU” 7/1998) — wysforował się tak dalece, że przytaczany jest w całości na stronicach Polskiej Federacji Scrabble”. Paszek 2012

W refleksję naukową wplatane są zatem elementy biograficzne i jed- nostkowy punkt widzenia.

11 Autor wspomina o nim: „Gdy pisywałem owe pełne pasji felietony, podkreślające nieoczekiwane możliwości polszczyzny w grach planszowych (Jerzy Bralczyk w Ency- klopedii Powszechnej Larousse’a stwierdza, że »skrabliści to już nie zwykli językoznaw- cy-amatorzy, ale wyrafinowani zawodowcy w dziedzinie poszukiwania słów«), w naj- śmielszych marzeniach nie mogłem przewidywać, że dzięki trudom Macieja Czupryniaka i zespołu Wydawnictwa Naukowego PWN, zostanie w 2005 roku opublikowany Oficjalny Słownik Polskiego Scrabblisty, zawierający 2 477 212 wyrazów! Ba, nie mogłem przeczuć, że — wzorem Romana Jakobsona i jego studium Poetyka w świetle językoznawstwa (»Pamiętnik Literacki« 1960, z. 2) — ośmielę się zaatakować polskich leksykografów, wykazując dziwne niekonsekwencje w wydawanych lawinowo różnorakich słownikach (chodzi tu o artykuł Lingwistyka w świetle scrabble z tomu zbiorowego pt. Żonglowanie słowami. Językowy poten- cjał i manifestacje tekstowe. Red. M. Kita przy współudziale M. Czempki, Katowice 2006)” (Paszek 2012). Przejawy dyskursu prywatności… 197 Autobiografizm w słowniku

Wątki autobiograficzne wkraczają do gatunku naukowego, dla którego obiektywizm i bezosobowość są jednym z ważniejszych wyznaczników genologicznych. Jest nim słownik — choć można tu przecież przypomnieć krytykę Słownika etymologicznego Aleksandra Brücknera za indywidualną „kreatywność etymologiczną” czy Słownika języka polskiego pod redakcją Witolda Doroszewskiego lub Słownika etymologicznego Andrzeja Bańkow- skiego za ich zideologizowanie. Jako przykład programowego wprowadze- nia kategorii prywatności do publikacji typu leksykon wymienię Jerzego Bralczyka Mój język prywatny. Słownik autobiograficzny (2004). Początek swo- jego nieprototypowego słownika autor kończy tak:

Ta książka ma układ słownikowy, alfabetyczny. Każde słowo jest tam, gdzie jego miejsce. A do słów dodaję kilka rzeczy. Jakąś myśl osobistą, wspo- mnienie własne, cytat czy coś innego — to po pierwsze. Po drugie — coś w rodzaju felietonu12. Te felietony w większości były wcześniej drukowane właśnie jako felietony, głównie w miesięczniku psychologicznym „Cha- raktery” i w ilustrowanym tygodniku „Przekrój”. Te pierwsze są raczej dłuższe i dotyczą raczej pojęć niż słów, ale w rezultacie i tak na słowach się kończy. Te drugie, krótsze, to próby pokazania słowa poprzez zabawę nim, a właściwie zabawę jego różnymi użyciami. Polega ona przede wszystkim na mieszaniu supozycji i używaniu tego samego słowa nie tylko w różnych znaczeniach, ale także na różnych poziomach odniesień. Sam się tym bawi- łem, może i czytelnik spróbuje. Czytelniku…13 Bralczyk 2004: 26

I dalszy ciąg przynosi biografię intelektualną uczonego w swoją nar- rację wprowadzającego postaci, elementy i sceny z życia prywatnego i rodzinnego, które go kształtowały. Artykuły hasłowe słownika z kolei są grą z konwencją leksykologiczną prowadzoną z pełną świadomością przez autora, który w swoim dorobku ma również kilka słowników „stan- dardowych”.

12 Czyli gatunku dziennikarskiego o dużej dozie subiektywności. 13 Przyjemność tworzenia i lektury ewokuje też inny autor: „Mam nadzieję, że dzięki prostocie wykładu lektura będzie równie przyjemna, jak myśli towarzyszące mi w trakcie pisania” (Borawski 2002: 11). 198 Małgorzata Kita Moduły tekstowe o charakterze osobistym

Anegdota pragmatyczna nie stanowi niezbędnego segmentu tekstu naukowego, ten moduł jest jednak chętnie włączany w tok wywodu, zwy- kle w pozycji inicjalnej (czyli z punktu widzenia jego rangi tekstowej: waż- nej). Jaka jest jej funkcja? (Grybosiowa 1995). Otóż pozwala ona odtwo- rzyć moment impulsu badawczego, jak anegdotyczne jabłko Newtona, zapoznać czytelnika z okolicznościami, kiedy badacz — jak Archimedes — może krzyknąć: eureka! Przywołanie tych dwóch powszechnie znanych anegdotycznych wersji powstawania doniosłych odkryć — ich osadzenie w biografii badacza, w jego życiu nieoficjalnym, codziennym, prywatnym pokazuje „od kuchni” z jednej strony proces twórczy, z drugiej — osobo- wość uczonego, który nim jest w każdym momencie swego życia, swego dnia — a nie tylko nim bywa14. Jak pisze Romualda Piętkowa:

[Anegdoty — uzup. M.K.] Objaśniają i komentują, dlaczego autor zajął się danym problemem, wskazują genezę powstania tekstu i służą ekspo- nowaniu ekspresji autora. Anegdoty kreują i podtrzymują kontakt autora z czytelnikiem, wyrażają subiektywne opinie o przedstawianych zagadnie- niach, projektują postawę odbiorcy. Są historiami prywatnymi, które wpro- wadzają czytelnika w temat artykułu, pozwalają autorowi na ujawnienie swojej postawy, a także budują między nadawcą a odbiorcą relacje właś- ciwe komunikacji oralnej (bliskość, udział, konkretność, wspólnotę świata). Anegdotyczna rama tekstu jest swoistym zaproszeniem do świata autora. Piętkowa 2005b: 433

W anegdocie pragmatycznej zawiera się opis sytuacji, którą autor prze- żył, zobaczył — jego własne, indywidualne doświadczenie (codzienne, banalne, wręcz trywialne, które mogło się przydarzyć każdemu z nas — mało komu jednak widok spadającego z jabłoni jabłka pozwala sformuło- wać prawo ciążenia), włączone w tekst naukowy, przetworzone w gatunek — pozwala odbiorcy uczestniczyć w procesie badawczym, śledzić drogę myślową, jaką przebył autor. Autor, czyli nie tylko abstrakcyjna instancja tekstotwórcza, lecz także człowiek, który w wydarzeniu, będącym udzia- łem każdego15, dostrzega problem naukowy, umie je zinterpretować w szer-

14 Por. wypowiedź Andrzeja Kajetana Wróblewskiego, autora antologii 200 uczonych w anegdocie: „[…] wielcy uczeni to normalni ludzie, dlatego tak ciekawe mogą być opowie- ści o ich prywatnym życiu i to, w jak przedziwny sposób powstawały ich wybitne teorie” (http://www.polskieradio.pl/39/246/Artykul/268038,Uczony-tez-czlowiek [data dostępu: 12 listopada 2011]). Zob. np. Bucky 1996. 15 Por.: „Socjologiczny geniusz tego twórcy polegał na tym, że potrafił on odkrywać problemy teoretyczne w zjawiskach, zdawałoby się, najprostszych, oczywistych, nie zasłu- Przejawy dyskursu prywatności… 199 szej perspektywie, od szczegółu, detalu przejść do generalizacji. A jed- nocześnie owo Ja autorskie zaprasza do wejścia w jego świat prywatny, pokazując, gdzie mieszka, jak żyje, kogo spotyka… Abstrakcyjny autor, w tekście naukowym funkcjonujący jako nazwisko poprzedzające go, fakul- tatywnie z wypowiedzi paratekstowych i fotografii, wpisany mniej czy bardziej eksplicytnie w sam tekst, gdzie ujawnia swoje preferencje teo- retyczne, metodologiczne, lektury, sądy o dokonaniach innych badaczy (także o samych badaczach), swój system aksjologiczny, koncepcję tekstu naukowego (zbieżną ze standardami genologicznymi lub je modyfikującą), zyskuje status człowieka „z krwi i kości”, który żyje wśród nas, być może na nas patrzy — a nawet obserwuje — i, możliwe, że opisze nas w swoim kolej- nym artykule. Taki proces badawczo-pisarski znany jest przecież z pism Ervinga Goffmana, który z drobnych obserwacji everyday life czy ordinary human trafficwyprowadzał doniosłe i nośne wnioski naukowe. Zilustrujmy tę procedurę pisarską przekładami takich opowieści o tym, co zainicjowało proces badawczy i twórczy:

Kilka lat temu byłem uczestnikiem publicznej obrony pewnej pracy doktorskiej w poważnym ośrodku naukowym. Przedstawiając sylwetkę doktorantki, promotor stwierdził, iż opublikowała ona 4 artykuły i 2 recen- zje, ale „nie takie, jak się teraz pisze, tylko krytyczne”. To z pozoru zaskaku- jące przeciwstawienie stało się impulsem wywołującym refleksję nad sta- nem współczesnej recenzji językoznawczej, która najpierw wyzwoliła we mnie własną aktywność jako recenzenta publikacji naukowych, a w kon- sekwencji doprowadziła do spisania tych kilku uwag. Żmigrodzki 2000: 136 Leksyka wspólnoodmianowa? — spojrzenie pragmalingwistyczne Owo tytułowe spojrzenie należy udosłownić. Inspiracją do podjęcia tematu stało się bowiem zdarzenie językowe zasłyszane z balkonu miesz- kania na osiedlu (wyraźnie nieinteligenckim, raczej robotniczym) dużego miasta. Metodologicznym zapleczem prezentowanego spojrzenia pragma- lingwistycznego uczynić chcę przekonanie o wartości naukowej pewnego typu anegdot, które opisała Antonina Grybosiowa, charakteryzując je jako anegdoty pragmatyczne. Autorka pisze: „Dlaczego by zatem nie aprobo- wać sposobów poszukiwania materiału — podstawy analizy w dialogo- wych scenkach ujawniających zachowania językowe mówiących, osadzo- nych w określonej sytuacji aktu mowy, zdeterminowanych społecznie?” (Grybosiowa 1995: 28).

gujących z punktu widzenia zdrowego rozsądku na chwilę namysłu” (Szacki 2000: 24). Zob. też współczesny nurt w socjologii, zwany socjologią codzienności. Znakomitym prze- glądem stanu „trzeciej socjologii” jest opracowanie pod redakcją (i ze wstępami) Piotra Sztompki i Małgorzaty Boguni-Borowskiej (red., 2008). 200 Małgorzata Kita

Tym zdarzeniem językowym jest fragment „piwnej” rozmowy prowa- dzonej w gronie kilku młodych (dwudziestoparoletnich), wyraźnie dobrze się znających mężczyzn, w sytuacji nieoficjalnej, bez osób postronnych. Jest to więc — jeśli ją opisać w kategoriach socjo- i pragmalingwistycznych — typowa sytuacja kontaktu indywidualnego, sytuacja naturalnego użycia języka. Inspirujący tekst, który wówczas powstał, nie do końca może być publicznie przytaczany. Brzmi on bowiem: nie możesz zrobić, nie pier…, bo to będzie kryptoreklama. Niewątpliwą cechą stylu tego tekstu jest jego leksy- kalna niejednorodność. Skudrzykowa 2001: 306

Może taką tendencję pisania naukowego należałoby określić jako „języ- koznawstwo narracyjne”? Piśmiennictwo naukowe to opowieść nie tylko o poznawaniu, lecz także o człowieku, który poznaje, bada, interpetuje i tworzy tekst o swoich działaniach badawczych. Historię podmiotu pozna- jącego przedstawia sam podmiot. Anegdota pragmatyczna to moduł, który, nie stanowiąc komponentu obligatoryjnego, dodany jest do publikacji naukowej decyzją autora. Tym samym ten gatunek (akt mowy) stapia się w jedność z tekstem naukowym, tworząc jej integralny, acz fakultatywny składnik. Dedykacje traktuję jako włączenie do universum dyskursu nauko- wego informacji o prywatnych relacjach międzyludzkich16 łączących autora z innymi. Współcześni autorzy swoje publikacje dedykują/ofiaro- wują bliskim lub poświęcają je pamięci bliskich, którzy zmarli. Struktura formalna tekstu dedykacji obejmuje takie składniki, jak: wskazanie osoby obdarowanej — nazwanie uczuć żywionych przez autora wobec tej osoby i (fakultatywnie) nazwanie cech adresata, cennych z punktu widzenia ofia- rodawcy. Na szczególne zaakcentowanie zasługuje część, w której wyra- żane są i deklarowane uczucia. Ich publiczne oznajmianie w tekstach sfery pozaliterackiej (mam na myśli literaturę piękną) stanowi novum obyczajowe i językowe w kulturze polskiej. Dedykacja, gatunek przecież w dziejach kul- tury znany, pojawia się w nowym kontekście i zmieniony (por. Ocieczek, Sitkowa, red., 2006), por.:

Dedykacja Ach, gdzie jesteście niegdysiejsze dedykacje, długie i wspaniałe jak oratoria, gdzie ofiarobiorca był z reguły Marsem, Apollonem i Jowiszem w jednej osobie, a ofiarodawca jego „nikczemnym sługą”? gdzie w gąszczu hyperbol i superlatywów, „laurów nieśmiertelnych” i „wiecznych pamięci” pobłyskiwały chytre oczka autora, pełne nadziei na doczesne remune- racje?

16 Tą właściwością dedykacje współczesne różnią się od „dawnych”, czyli zwyczaju ofiarowywania przez autora swego dzieła (możnemu i hojnemu) protektorowi. Przejawy dyskursu prywatności… 201

Dzisiaj niestety wszystko się uprościło i odkwieciło, retoryka ustąpiła tzw. ekonomii środków, wraz z architekturą funkcjonalistyczną przyszedł i styl funkcjonalistyczny, mówiący tylko to, co konieczne, a więc np.: Kacprowi Jóźwiakowi Onufry Piastuszkiewicz Kolega z ławy szkolenej albo: Najdroższej babuni Klementynie Z Marskich Burskiej Wdzięczny wnuczek — H. Skoczwiski albo np. taka dedykacja, pełna demokratycznej prostoty: Kochanemu Przyjacielowi Mickiewiczowi, autorowi świetnego „Pana Tadeusza” — Julian Tuwim albo: Wielmożnemu Panu Prezesowi Wawrzyńcowi Ponomar-Ponomarowskiemu w uznaniu zasług na polu pszczelnictwa, rybactwa i taternictwa — Koledzy Czyżby jednak nie można było tej prostoty dedykacyjnej posunąć aż do granic szczerości? W święta przecież kłamać nie wolno. Czyby więc nie „rąbać” prosto z mostu: Staremu Skąpiradle — od Naciągacza albo: Blagierowi Bujowiczowi Oraz Pieczeniarzowi — Od Skarżypyty albo: Prowincjonalnej Gęsi, która myśli o sobie Bóg wie co — od Lalusia lub (aktualne dla polityków pewnego autoramentu): Nabijaczowi w butelkę — od takiegoż17. Kowalski 2010

Oto kilka dedykacji (to kolejny przykład wypowiedzi paratekstowych) zaczerpniętych z tekstów naukowych, które wprowadzają czynnik prywat- ności autora; wymienia on tu osoby mu bliskie, głównie członków najbliż- szej rodziny. Relacje łączące autora z osobą, której utwór jest ofiarowany, nie zawsze są wyrażone eksplicytnie, taka osoba może być wskazana tylko imieniem. W dedykacjach wymienia się też (fakultatywnie) powody, które zadecydowały o chęci poświęcenia książki osobie bliskiej:

Andrzejowi i Łukaszowi. Karwatowska 2010

17 Zgodnie z informacją przypisową autor zaczerpnął te dedykacje z: K.I. Gałczyński, Gwiazdkowe dedykacje. W: Idem: Dzieła w pięciu tomach. T. 4. Proza. Warszawa 1979, s. 145—147. 202 Małgorzata Kita

Piotrowi, który się nie skarżył. Wyrwas 2002 Piotrkowi poświęcam. Nowak 2002 Hani, mojej Żonie. Lubaś 2003 Żonie Lucynie, Wnuczce Kalinie Miłośniczkom natury. Paszek 2003 Mojemu Mężowi. Wojtak 2010 Mojej Mamie. Ożóg 2004 Mojemu bratu Jackowi — Wybornemu znawcy wszelkich „kto” — „kiedy” — „dlaczego”. Chlebda 2005 Moim dzieciom: Paulinie i Łukaszowi. Sobstyl 2002 Synom Leszkowi i Jarkowi — inspirującym i cierpliwym. Skudrzyk 2005 Emilce, Adrianowi, Oli, Basi, Tyberiuszowi, Izie, Madzi oraz Maluszkowi, który już niedługo będzie na świecie. Worsowicz 2006 Pamięci mojej Matki Marii Lubasiowej z Janasów, chłopki z Żarnowca, która nauczyła mnie kochać książki. Lubaś 2009

Dedykacje, skierowane do osób bliskich, stanowiąc dar autora dla kon- kretnej osoby, pokazują w presupozycji, że tekst naukowy (w danym przy- padku zazwyczaj o statusie książki), będący rezultatem trudu intelektual- nego, jest przez samego autora traktowany jako wartość, a zatem coś, czym można obdarować bliskiego. Przejawy dyskursu prywatności… 203

Rytualnym (co nie osłabia szczerości intencji) komponentem tekstu naukowego w postaci książki autorskiej staje się podziękowanie, umiesz- czane w końcowej partii wstępu. W wersji standardowej przybiera ono postać: promotorowi/recenzentowi dziękuję za słowa zachęty i cenne wska- zówki. Tu również zachodzą zmiany obyczajowe. Podziękowania składa się także osobom, które w różny sposób przyczyniły się do powstania dzieła i publikacji książki. To koledzy, seminarzyści, pracownicy wydawnictwa — ich wkład w proces twórczy i wydawniczy ma charakter po części pro- fesjonalny, po część prywatny. Do grona osób zasługujących — w przeko- naniu autora — na słowa wdzięczności należą też bliscy, którzy towarzyszą aktowi tworzenia, pracy nad pisaniem w bardziej kameralnym miejscu, w domu. Widzą autora w momentach twórczych rozterek, impasu, kry- zysu, dodając mu wówczas otuchy, wyrażając zachętę, wiarę w możliwość pokonania trudności. I te intymne chwile autor utrwala w dedykacji, kiedy wskazuje wkład i pomoc bliskich:

Podziękowanie Niniejsza książka nie powstałaby bez wsparcia i pomocy kliku osób, którym chciałbym w tym miejscu podziękować. Przede wszystkim dziękuję prof. Janowi Miodkowi za pomoc przy określeniu najważniejszych założeń tej pracy. Dziękuję także prof. Irenie Kamińskiej-Szmaj i prof. Stanisławowi Bąbie za cenne wskazówki i sugestie poprawek, które pozwoliły tę książkę udoskonalić. Osobne słowa podzię- kowań należą się Elżbiecie Filipczuk — za przyjaźń i prawdziwe dyskusje, a także dr Monice Zaśko-Zielińskiej za wsparcie w pierwszej, najtrudniej- szej fazie badań oraz dr. Robertowi Kapłonowi za podjęcie trudu wyjaśnie- nia mi kwestii statystycznych. Szczególną wdzięczność winien jestem mojej żonie Joannie, która w trudnych chwilach dodawała mi otuchy i energii. Dziękuję jej za cierpli- wość i poświęcenie, bez których tej książki nie mógłbym napisać. Piekot 2006: 9

Książka ta powstała nie tylko dzięki zbiorom materiałów. Wiele zawdzięcza życzliwym radom Profesora Andrzeja Markowskiego, Profe- sor Jadwigi Puzyniny i Profesora Ryszarda Tokarskiego oraz koleżeńskim uwagom Profesor Haliny Karaś. Nie byłoby jej też bez pomocy przyjaciół z Instytutu Języka Polskiego Uniwersytetu Warszawskiego oraz ducho- wego wsparcia mojej żony i dzieci. Tym, których mądrość, życzliwość i dobroć pomogły doprowadzić Dzieje „sztuki” do końca — z głębi serca dziękuję. Pawelec 2003

Motto, funkcjonujący w trybie fakultatywnym składnik paratekstowy, pełni — z punktu widzenia opisywanego zjawiska — dwie funkcje: wzbo- 204 Małgorzata Kita

gaca treść tekstu naukowego o komentarz zgodny z sądami autora bądź taki, który stanowi wobec nich kontrapunkt, będąc jednocześnie także wyrazem literackich preferencji autora. Cytacja umieszczona w pozycji inicjalnej, wyróżniona formalnie, stanowić ma, w intencji autora, kwint- esencję dzieła — lapidarną, syntetyczną:

L’auteur abat ses cartes. Solitaire au milieu d’une page, l’épigraphe représente le livre — elle se donne pour son sens, parfois pour son contre- sens —, elle l’induit, elle le résume. Mais d’abord elle est un cri, un premier mot, un raclement de gorge avant de commencer vraiment, un prélude ou une profession de foi: voici l’unique proposition à laquelle je m’en tiendrai comme prémisse, je n’ai pas besoin de plus pour commencer. Compagnon 1979: 337

Motto to zatem: komentarz do następującego po nim tekstu autor- skiego wyrażony wybranym przez piszącego zdaniem innego autora lub do jego tylko tytułu, bezpośredni lub pośredni, metaforyczny; przywołanie (lub powołanie się na) postaci ważnej dla kultury lub dla autora; element o funkcji estetycznej18. Decyzja co do samego faktu umieszczenia motta przed swoim tekstem, a następnie — jako konsekwencja pierwszej — wybór odpowiadającego potrzebom piszącego cytatu jest wyrazem jego podmio- towości, a zatem — czytając tekst — warto mu poświęcić chwilę refleksji. W nim zawiera się czasem wieloznaczna gra aprobaty i dystansu twórcy tekstu wobec wybranej cytacji. Ten wyróżniony graficznie moduł tekstu — paratekstowy wobec tekstu zasadniczego — ma w intencji autora skłonić już od pierwszego momentu kontaktu z tekstem czytelnika do refleksji. To zatem przejaw aktywności argumentacyjnej autora (Lane 1992: 59), mający skłonić do myślenia, oddziaływać na odbiór.

Zakończenie

Przegląd środków i sposobów wprowadzania do tekstu naukowego Ja autorskiego, elementów prywatnych z życia badacza wskazuje, że ten repertuar jest rozbudowany.

18 Por. „La pertinence sémantique de l’épigraphe est souvent en quelque sort aléatoire, et l’on peut soupçonner, sans la moindre malveillance, certains auteurs d’en placer quel- ques-unes au petit bonheur, persuadés à juste titre que tout rapprochement fait sens, et que même l’absence de sens est un effet de sens, souvent le plus stimulant ou le plus grati- fiant : penser sans savoir quoi, n’est-ce pas un des plus purs plaisirs de l’esprit ?” (Genette 1987: 147). Przejawy dyskursu prywatności… 205

Można uznać, że wątki podmiotowe służą zmianie stereotypu uczo- nego19: to nie roztargniony samotnik zamknięty w wieży z kości słoniowej prowadzący pełne wyrzeczeń życie w dążeniu do wzbogacenia ludzkiej wiedzy, ale człowiek: badacz (to jedna z jego ról, i tylko jedna), bynajmniej nie nieomylny, to też ktoś, kto naukę łączy z życiem prywatnym, w któ- rym gra wiele ról. Włączenie elementów prywatnych do piśmiennictwa naukowego może być potraktowane jako element strategii czynienia procesu poznawczego transparentnym, pokazywania drogi, jaka podmiot prowadzi do rezultatu, którego produkt finalny otrzymuje czytelnik w postaci tekstu. Poprzez stosowanie strategii uobecniania podmiotu w postaci sfunk- cjonalizowanego utekstowienia prywatności uczestnicy dyskursu nauko- wego dołączają do tych typów podmiotów dyskursu publicznego, które z prywatności czynią walor swoich działań językowych i komunikacyjnych.

Literatura

Adamowski J., Niebrzegowska S., red., 1999: W zwierciadle języka i kultury. Lublin. Awdiejew A., 2008, Ideologia, postawa a komunikacja. W: Kamińska-Szmaj I., Piekot T., Popra- wa M., red.: Ideologie w słowach i obrazach. Wrocław. Borawski S., 2002: Wprowadzenie do historii języka polskiego. Zagadnienia historiozoficzne. War- szawa. Bralczyk J., 2004: Mój język prywatny. Słownik autobiograficzny. Warszawa. Bucky P.A., 1996, Fizyka, kobiety i skrzypce. Einstein prywatnie. Warszawa. Chlebda W., 2005: Historyk języka w ogrodzie nauk filologicznych. W: Balowski M., Chlebda W., red.: Ogród nauk filologicznych. Księga Jubileuszowa poświęcona Profesorowi Stanisławowi Kochmanowi. Opole. Chlebda W., 2005: Szkice o skrzydlatych słowach. Interpretacje lingwistyczne. Opole. Ciecierski T., Stachowicz K., 2010: Słowo od tłumaczy. W: Levinson S.C.: Pragmatyka. Warszawa. Compagnon A., 1979: La seconde main ou le travail de la citation. Paris. Drozdowski R., Krajewski M., red., 2007: Prywatnie o publicznym/publicznie o prywatnym. Poznań. Ducrot O., 1979: Les lois du discours. „Langue française”, No 42. Duszak A., 1999: Tekst, dyskurs, komunikacja międzykulturowa. Warszawa. Duszak A., Fairclough N., red., 2006: Krytyczna analiza dyskursu. Interdyscyplinarne podejście do komunikacji społecznej. Kraków.

19 Por. „Uczony to w mniemaniu ogólnym człowiek, którego charakteryzuje nieporad- ność życiowa, roztargnienie, czystość uczuć i związana z nią pewna naiwność. Wyobra- żamy go sobie zwykle z brodą i w okularach. Te własności, które bywają na ogół w danym środowisku przypisywane uczonemu, składają się na jego stereotyp” (Ossowska 2004). Zob. też Lisowska-Magdziarz 2009. 206 Małgorzata Kita

Foucault M., 2002: Porządek dyskursu. Gdańsk. Furdal A., 1994: Każdy ma swego młodszego brata. Gdańsk. Gajda S., 1996: Kultura języka naukowego. W: Miodek J., red.: O zagrożeniach i bogactwie pol- szczyzny. Wrocław. Gajda S., 1999: Współczesny polski dyskurs naukowy. W: Gajda S., red.: Dyskurs naukowy — tra- dycja i zmiana. Opole. Genette G., 1987: Seuils. Paris. Godzic W., Żakowski M., red., 2007: Gadżety popkultury. Społeczne życie przedmiotów. War- szawa. Grybosiowa A., 1995: Rola anegdoty w pragmalingwistyce. „Poradnik Językowy”, nr 3. Grybosiowa A., 2003: Język wtopiony w rzeczywistość. Katowice. Grzmil-Tylutki H., 2010: Jan Paweł II — najlepszy ojciec. Analiza dyskursywna. W: Ożóg K., Taras B., red.: Karol Wojtyła — Jan Paweł II. Słowa prawdy i życia. Szkice lingwistyczne. Rzeszów. Jacyno M., 2007: Kultura indywidualizmu, Warszawa. Jędrzejko E., 2005: Kordian, trzymaj się! — czyli pana Wątróbki ksiuty z Melpomeną (O pewnym mechanizmie komicznej trawestacji w twórczości Wiecha). W: Kita M., Witosz B., red.: Spot- kanie. Księga jubileuszowa dla Profesora Aleksandra Wilkonia. Katowice. Karwatowska M., 2010: Uczeń w świecie wartości. Lublin. Kita M., 2006a: „Sprzedawanie” prywatności w mediach. W: Ożóg K., Oronowicz-Kida E., red.: Przemiany języka na tle przemian współczesnej kultury. Rzeszów. Kita M., 2006b: Słowa, słowa, słowa… O moich upodobaniach czytelniczych. W: Kita M., Czempka M., red.: Żonglerzy słów w literaturze. Katowice. Kita M., 2007: Perswazyjne wykorzystanie motywu miłości we współczesnej prasie kobiecej. W: Mikołajczuk A., Pawelec R., red.: Na językoznawczych ścieżkach. Prace ofiarowane Profeso- rowi Jerzemu Podrackiemu. Warszawa. Kosowska E., [w druku]: Prywata i prywatność. W: Transdyscyplinarność badań nad komunikacją medialną. T. 2: Osobiste — prywatne — intymne w przestrzeni publicznej. Katowice. Kowalski P., 2010: Gratulanci i winszownicy. Zarys komunikacyjnej historii winszowania. Wrocław. Lane Ph., 1992: La périphérie du texte. Paris. Levinson P., 2006: Telefon komórkowy: jak zmienił świat najbardziej mobilny ze środków komuni- kacji. Warszawa. Lisowska-Magdziarz M., 2009: Medialne reprezentacje wiedzy. W: Filiciak M., Ptaszek G., red.: Komunikowanie (się) w mediach elektronicznych. Język, edukacja, semiotyka. Warszawa. Loewe I., 2006: Renesans laudacji. W: Kita M., Czempka M., red.: Żonglerzy słowami. Językowy potencjał i manifestacje językowe. Katowice. Lubaś W., 2003: Polskie gadanie. Podstawowe cechy i funkcje potocznej odmiany polszczyzny. Opole. Lubaś W., 2009: Polityka językowa. Opole. Mielczuk I., 1999: Słowo o Annie. W: Wierzbicka A., Język — umysł — kultura. Wybór prac pod redakcją J. Bartmińskiego. Warszawa. Nitsch K., 1960: Ze wspomnień językoznawcy. Warszawa. Nowak P., 2002: SWOI i OBCY w językowym obrazie świata. Językowy obraz publicystyki polskiej z pierwszej połowy lat pięćdziesiątych. Lublin. Ocieczek R., Sitkowa A., red., 2006: Dedykacje w książce dawnej i współczesnej. Katowice. Opacka-Walasek D., 2010: Racje rozumu, racje wiary. Nad wierszem Czesława Miłosza Po odcier- pieniu. W: Achtelik A., Kita M., Tambor J., red.: Sztuka i rzemiosło. Nauczyć Polski i pol- skiego. Katowice. Ossowska M., 2004: Wzór obywatela w ustroju demokratycznym. https://www.ceo.org.pl/pl/ edukacja-prawna-i-obywatelska/news/maria-ossowska-wzor-obywatela-w-ustroju- demokratycznym-2004-08-17 [data dostępu: 12 listopada 2011]. Przejawy dyskursu prywatności… 207

Ożóg K., 2004: Język w służbie polityki. Rzeszów. Ożóg K., Taras B., 2010: Słowo wstępne. W: Ożóg K., Taras B., red.: Karol Wojtyła — Jan Paweł II. Słowa prawdy i życia. Szkice lingwistyczne. Rzeszów. Paszek J., 2003: Muchomory i zimowity. Kłącza i złącza powieści XX wieku. Katowice. Paszek J., 2006: Lingwistyka w świetle scrabble. W: Kita M., Czempka M., red.: Żonglowanie sło- wami. Językowy potencjał i manifestacje tekstowe. Katowice. Paszek J., 2012: Dzięki barbórkom. „Gazeta Uniwersytecka”, nr 5; http://gu.us.edu.pl/ node/269011 [data dostępu: 12 listopada 2011]. Pawelec R., 2003: Dzieje „sztuki”. Leksemy i pojęcia. Warszawa. Piechota M., 2006: Kilka uwag o „przewrotce” albo też „puentce” w stronniczo dobranych trzech tekstach piosenek do „Kabaretu Olgi Lipińskiej”. W: Kita M., Czempka M., red.: Żonglerzy słów w literaturze. Katowice. Piekot T., 2006: Dyskurs polskich wiadomości prasowych. Kraków. Piętkowa R., 2002: O pewnym eksperymencie dwadzieścia lat później, czyli o tekście mówionym i pisanym jeszcze raz… W: Gajda S., Rymut K., Żydek-Bednarczuk U., red.: Język w prze- strzeni społecznej. Opole. Piętkowa R., 2005a: Dyskurs naukowy a retoryka. W: Gajda S., Krauz M., red.: Współczesne ana- lizy dyskursu. Kognitywne analizy dyskursu a inne metody badawcze. Rzeszów. Piętkowa R., 2005b: Tekst naukowy a mikrozdarzenie, exemplum, anegdota. W: Kita M., Wi- tosz B., red.: Spotkanie. Księga jubileuszowa dla Profesora Aleksandra Wilkonia. Katowice. Piętkowa R., 2010: Przemiany dyskursu naukowego a style konwersacyjne. W: Milewska-Stawia- ny M., Rogowska-Cybulska E., red.: Polskie języki. O językach zawodowych i środowisko- wych. Materiały VII Forum Kultury Słowa, Gdańsk, 9—11 października 2008 roku. Gdańsk. Preyzner M., 1999: Świadomość stylistyczna (językoznawców, polonistów i naukowców oraz uczo- nych) a pragmatyka. W: Miodek J., red.: Mowa rozświetlona myślą. Świadomość normatywno- -stylistyczna współczesnych Polaków. Wrocław. Skudrzykowa A., 2001: Leksyka wspólnoodmianowa? — spojrzenie pragmalingwistyczne. W: Witosz B., red.: Stylistyka a pragmatyka. Katowice. Skudrzykowa A., 2005: Czy zmierzch kultury pisma? O synestezji i analfabetyzmie funkcjonalnym. Katowice. Sobstyl K., 2002: Ogłoszenia towarzysko-matrymonialne w języku polskim i niemieckim. Studium pragmalingwistyczne. Lublin. Stępień M., 2008: Błędy moje, mnie dotyczące i inne. W: Kita M., Czempka-Wewióra M., Ślawska M., red.: Błąd językowy w perspektywie komunikacyjnej. Katowice. Szacki J., 2000: Słowo wstępne. W: Goffman E., Człowiek w teatrze życia codziennego. Opracował i słowem wstępnym poprzedził J. Szacki. Warszawa. Sztompka P., Bogunia-Borowska M., red., 2008: Socjologia codzienności. Kraków. Termińska K., 1998: Autoprezentacja językowa mieszkańców Czeladzi. Mechanizmy uprawomocnie- nia. W: Wolińska O., red.: Prace Językoznawcze 25. Studia Historycznojęzykowe. Katowice. Urbańczyk S., 1994: Profesor Krystyna Pisarkowa w roli jubilata. W: Pisarkowa K.: Z pragmatycz- nej stylistyki, semantyki i historii języka. Wybór zagadnień. Kraków. Urbańczyk S., 1999: Z miłości do wiedzy — wspomnienia. Kraków. Wasilewski J., 2006: Retoryka dominacji. Warszawa. Wierzbicka A., 2008: Podmiot rozdwojony w sobie: dwa języki, dwie kultury, jedno (?) ja. W: Bart- miński J., Pajdzińska A., red.: Podmiot w języku i kulturze. Lublin. Wilkoń A., 2000: Typologia odmian językowych współczesnej polszczyzny. Katowice. Wilkoń A., 2003: Ojciec. Katowice. Witosz B., 2004: Lingwistyczna koncepcja idiolektów a problem tożsamości. W: Bolecki W., Nycz R., red.: Narracja i tożsamość (1). Narracje w kulturze. Warszawa. Witosz B., 2005: Styl indywidualny w perspektywie genologii lingwistycznej. „Stylistyka”, T. XIV. 208 Małgorzata Kita

Witosz B., 2009: Dyskurs i stylistyka. Katowice. Wojtak M., 2010: Głosy z teraźniejszości. O języku współczesnej polskiej prasy. Lublin. Worsowicz M., 2006: Gatunki prasowe, poradnik dla uczniów i nie tylko… Łódź. Wyrwas K., 2002: Skarga jako gatunek mowy. Katowice. Żmigrodzki P., 2000: Przemiana czy upadek recenzji językoznawczej? Uwagi metalingwistyczne. W: Ostaszewska D., red.: Gatunki mowy i ich rewolucja. T. 1: Mowy piękno wielorakie. Katowice.

Małgorzata Kita

Manifestations of the privacy discourse in the Polish academic writing

Summar y

The author presents a few forms of inscribing the privacy of an author-subject of the text-creative operation and his/her personality in the texts of an academic discourse belonging to several layers of a verbal communication: a grammatical, textual, style and genological one. By means of using the strategy of manifesting the subject in the form of a functionalised textualisation of privacy the participants of an academic discourse join the types of the subjects of a public discourse making privacy a value of their linguistic and communicative actions. Key words: discourse of privacy, textualization, genres of an academic discourse, textu- alization of privacy

Małgorzata Kita

Die Ausdrücke des Diskurses über die Privatsphäre in polonistischen Wissenschaftswerken

Zusammenfassung

Die Verfasserin möchte aufzeigen, auf welche Weise die Privatsphäre des Autors als eines Subjektes der textbildenden Maßnahmen — und dessen Persönlichkeit in die von einem wissenschaftlichen Diskurs handelnden Texte auf bestimmten Ebenen der verbalen Kommunikation (Grammatik, Text, Stil, Genologie) eingeflochten werden. Durch verschie- dene Strategien, den Subjekt mittels der in Worte gefassten Privatsphäre zu verdeutlichen, stoßen die Teilnehmer des wissenschaftlichen Diskurses zu den Subjekten des öffentlichen Diskurses dazu, für die die Ausnutzung ihrer Privatsphäre in der sprachlichen Kommu- nikation vorteilhaft ist. Schlüsselwörter: Diskurs über Privatsphäre, Typen des wissenschaftlichen Diskurses, Pri- vatsphäre in Worte fassen Noty o autorach

Prof. dr hab. Małgorzata Kita Językoznawca, pracownik naukowo-dydaktyczny w Katedrze Międzynaro- dowych Studiów Polskich Uniwersytetu Śląskiego. Jej prace naukowe doty- czą współczesnej polszczyzny (zwłaszcza języka potocznego, grzeczności językowej, języka mediów), genologii językoznawczej (głównie wywiad prasowy), komunikacji werbalnej, stylistyki językoznawczej, glottody- daktyki. Artykuły publikuje m.in. w „Biuletynie Polskiego Towarzystwa Językoznawczego”, „Stylistyce”, „Socjolingwistyce”, „Języku Artystycz- nym”, w serii: „Język a Kultura” oraz w tomach zbiorowych. Jest autorką kilku książek, m.in.: Wywiad prasowy. Język — gatunek — interakcja (Kato- wice 1998), Językowe rytuały grzecznościowe (Katowice 2005), Szeptem albo wcale. O wyznawaniu miłości (Katowice 2007), Wybieram gramatykę! Gramatyka języka polskiego w praktyce (dla cudzoziemców zaawansowanych) (Katowice 1998, 2009). Była pomysłodawczynią i organizatorką cyklu konferencji interne- towych poświęconych rozmowie, współredaktor naukowy zbiorów stu- diów o rozmowie: Porozmawiajmy o rozmowie. Lingwistyczne aspekty dialogu (Katowice 2003), Dialog a nowe media (Katowice 2004), Czas i konwersacja. Przeszłość i teraźniejszość (Katowice 2006). Jest członkiem Rady Programowej periodyków „Język a Kultura”, „Postscriptum Polonistyczne”, „Media — Kultura — Społeczeństwo”, „Acta Universitatis Lodziensis. Folia Litteraria Polonica”, redaktorem serii wydawniczej Uniwersytetu Śląskiego: Kultura i Język Polski dla Cudzoziemców.

Prof. zw. dr hab. Ewa Kosowska Filolog i kulturoznawca, kieruje Zakładem Teorii i Historii Kultury w Insty- tucie Nauk o Kulturze w Uniwersytecie Śląskim. Śledzi trwałość idei, postaw, przedmiotów i zachowań człowieka, analizując głębię oraz zakres zmian zachodzących w kulturach. Szczególnie interesują ją możliwości wykorzystania tekstu literackiego do badań antropologiczno-kulturowych. Jest autorką i redaktorką kilkunastu książek. Opublikowała m.in.: Legenda. Kanon i transformacje (1985), Postać literacka jako tekst kultury (1990), Wstyd w kulturze (redaktor, 1998), Negocjacje i kompromisy. Antropologia polskości 210 Noty o autorach

Henryka Sienkiewicza (2002), Antropologia literatury (2003), Stąd do Teksasu (2006); Antropologia kultury — antropologia literatury (redaktor, 2005), Antro- pologia kultury — antropologia literatury. Na tropach koligacji (2007), Wstyd w kulturze 2 (redaktor, 2008).

Prof. UŚ dr hab. Andrzej Łyda Anglista, profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Śląskiego, obecny dyrek- tor Instytutu Języka Angielskiego i kierownik Zakładu Translatoryki; autor ponad 60 prac naukowych, w tym kilku monografii i prac zbiorowych. Odbył staże naukowe w Durham University jako stypendysta Sidney Hol- gate i w University of Birmingham. Kilkakrotnie wyróżniony nagrodą JM Rektora Uniwersytetu Śląskiego. Jest członkiem wielu organizacji nauko- wych, m.in. Komisji Językoznawstwa Stosowanego przy Komitecie Języko- znawstwa PAN, Komisji Językoznawczej PAN w Katowicach, PTJ, PASE, PTN, AELFE, a także członkiem dwóch rad wydawniczych. Wygłosił refe- raty na ponad 100 konferencjach w kraju i zagranicą. Jednym z podstawo- wych obszarów jego badań jest semantyka i pragmatyka językowa, w tym analiza dyskursu ze szczególnym uwzględnieniem dyskursu akademic- kiego oraz analiza konwersacyjna. Zajmuje się także teorią przekładu, zwłaszcza przekładu ustnego, psycholingwistyką, językami specjalistycz- nymi i leksykografią.

Dr Agnieszka Nęcka Adiunkt w Zakładzie Literatury Współczesnej Instytutu Nauk o Litera- turze Polskiej im. Ireneusza Opackiego Uniwersytetu Śląskiego w Kato- wicach; krytyk literacki, współpracowała m.in. z „FA-artem”, „Nowymi Książkami”, „Opcjami”, „Śląskiem”, „Twórczością”, „Pograniczami”, „Toposem”, „artPAPIEREM”. Jest autorką książek: Granice przyzwoitości. Doświadczanie intymności w polskiej prozie najnowszej (2006), Starsze, nowsze, najnowsze. Szkice o prozie polskiej XX i XXI wieku (2010); Cielesne o(d)słony. Dyskursy erotyczne w polskiej prozie po 1989 roku (2011), a także redaktorką działu krytyki w „Postscriptum Polonistycznym”. W 2009 uzyskała stypen- dium Marszałka Województwa Śląskiego w dziedzinie kultury.

Prof. zw. dr hab. Marek Piechota Urodzony 17.04.1951 roku w Ząbkowicach (dziś: Dąbrowa Górnicza), histo- ryk literatury polskiej. Od 1993 roku jest kierownikiem Zakładu Historii Literatury Oświecenia i Romantyzmu w Instytucie Nauk o Literaturze Pol- skiej im. I. Opackiego. Jego podstawowe publikacje dotyczą głównie histo- rii literatury polskiego romantyzmu: O tytułach dzieł literackich w pierwszej połowie XIX w. (1992), Żywioł epopeiczny w twórczości Juliusza Słowackiego (1993), „Pan Tadeusz” i „Król-Duch” — dwie koncepcje romantycznej epopei Noty o autorach 211

(1995), Od tytułu do Epilogu. Studia i szkice o „Panu Tadeuszu” (2000), „Chcesz ty, jak widzę, być dawnym Polakiem”. Studia i szkice o twórczości Słowackiego (2005), „Słowo to cały człowiek”. Studia i szkice o twórczości Mickiewicza (2011). Jest również współautorem encyklopedii: Słownik literatury polskiej XIX w. (redaktorzy J. Bachórz i A. Kowalczykowa 1991, 1994, 1997, 2002), Słownika Mickiewiczowskiego (wraz z J. Lyszczyną, 2000), redaktorem i współauto- rem kilku prac zbiorowych oraz autorem blisko 150 publikacji w pracach zbiorowych i czasopismach naukowych, popularnonaukowych, społeczno- -kulturalnych. Wypromował blisko 300 magistrów i 8 doktorów.

Prof. zw. dr hab. Walery Pisarek Językoznawca, o specjalnościach: komunikowanie masowe, socjolingwi- styka. Wykłada na Uniwersytecie Jagiellońskim (Komunikowanie między- narodowe, Media na świecie, Historię powszechną dziennikarstwa, Teorie i doktryny komunikowania masowego), Papieskiej Akademii Teologicz- nej (Retorykę dziennikarską) oraz Wyższej Szkole Pedagogicznej (Etykę dziennikarską i Retorykę dziennikarską). Był założycielem i kierowni- kiem studiów dziennikarskich na Uniwersytecie Jagiellońskim (1973— 1983), dyrektor/kierownik OBP (1969—2000). W latach 1965—1966 praco- wał w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Katowicach. W roku 1966 uzyskał doktorat nauk humanistycznych w WSP. Od 1957 r. był członkiem, w latach 1976—1990 wiceprzewodniczącym IAMCR/AIERI, a w latach 1970—1990 przewodniczącym Sekcji Bibliograficznej tego stowarzyszenia; członkiem ICA od 1992 r., Deutsche Gesellschaft fur Publizistik und Kommunika- tionwissenschaft od 1975; członkiem zespołu ekspertów UNESCO ds. badań nad komunikowaniem (1972—1974); członkiem od 1974 r., a w latach 1974—1992 wiceprzewodniczącym Komisji Prasoznawczej PAN; człon- kiem od 1966, a w latach 1991—1996 przewodniczącym Komisji Kultury Języka Komitetu Językoznawstwa PAN, członkiem od 1966, a w latach 1991—1996 przewodniczącym Komisji Językoznawstwa PAN w Krakowie. Znalazł się w składzie Polskiego Towarzystwa Językoznawczego (1968—), Narodowej Rady Kultury (1986—1990), Rady Prasowej (1986—1989), od 1993 r. był wiceprzewodniczącym, a od 2001 przewodniczącym Towa- rzystwa Miłośników Języka Polskiego. Jest także honorowym członkiem Wspólnoty Badaczy Uniwersytetu w Wolverhampton (1995—), przewod- niczącym (1996—2000), a od 2001 honorowym przewodniczącym Rady Języka Polskiego, członkiem Prezydium Rady Upowszechniania Nauki przy Prezydium PAN (1997—), członkiem rad redakcyjnych lub kolegiów periodyków: „Zeszyty Prasoznawcze” (redaktor naczelny), „Mass Com- munication Yearbook” (Sage, 1979—1990), „Journal of Communication” (1978—1990), „Chasqui” (1978—1984), „Le Reseau — The Global Network” (1995—), „Journalism Studies” (1999—). Do jego ważniejszych publika- 212 Noty o autorach

cji książkowych należą: Retoryka dziennikarska (1970, 1975, 1988), Frekwen- cja wyrazów w prasie (1972), Prasa nasz chleb powszedni (1978), Słowa między ludźmi (1986), Analiza zawartości prasy (1984), Who Is Who in Mass Communi- cation (współautor, 1990), Polszczyzna 2000 (redaktor, 1999), Nowa retoryka dziennikarska (2002, książka nagrodzona Śląskim Wawrzynem Literackim 2002), Polskie słowa sztandarowe i ich publiczność (2002), Słownik terminologii medialnej (redaktor, 2006), Wstęp do nauki o komunikowaniu (2008). Jest też autorem popularnych słowników ortograficznych. Ponadto opublikował kilkanaście innych książek oraz ponad 400 artykułów w naukowych cza- sopismach polskich i zagranicznych. W 2011 został doktorem honoris causa Uniwersytetu Śląskiego.

Dr Jacek Skorus Doktor nauk humanistycznych w zakresie językoznawstwa, specjalność — komunikacja perswazyjna. Jest autorem dysertacji Retoryka informacji. Mechanizmy perswazji w informacji telewizyjnej obronionej na Wydziale Filolo- gicznym Uniwersytetu Śląskiego (2011). Do jego publikacji należą: Czy nowa forma cenzury? Komercjalizacja informacji telewizyjnej („Świat i słowo” 2006, nr 2 (7)), Rytuały codzienności. Msza informacyjna (A. Węgrzyniak, T. Stępień, red., Katowice 2008), Technologiczne uwarunkowania i ich wpływ na informa- cję telewizyjną (W. Furman, J. Marszałek-Kawa, B. Nierenberg, K. Wolny- -Zmorzyński, red., Toruń 2010), Poza granicą czasu — dokument telewizyjny „Dusza kata” (A. Kunce, A. Węgrzyniak, red., Katowice 2010). Jest wykła- dowcą akademickim w zakresie nauk politycznych, medioznawstwa, kul- turoznawstwa i dziennikarstwa. W ciągu trwającej ponad 30 lat kariery zawodowej był reporterem, lektorem, redaktorem wydania programów informacyjnych i publicystycznych, autorem reportaży i filmów dokumen- talnych oraz transmisji na żywo z ważnych wydarzeń społecznych i poli- tycznych. Od 2000 roku kierował Regionalną Agencją Producencką TVP Katowice, która realizowała programy na rzecz Anteny Regionalnej oraz Anten Ogólnopolskich — TVP 1,TVP 2, TVP 3, TVP Polonia, Kanał Kultura. W 2003 roku kierowana przez niego Agencja wyprodukowała pierwszy w Polsce interaktywny serial kryminalny „TAK CZY NIE” dla Programu 1. Od października 2009 roku kieruje redakcją Panoramy TVP 2.

Dr Katarzyna Sujkowska-Sobisz Językoznawczyni, adiunkt w Zakładzie Lingwistyki Tekstu i Dyskursu Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Jej podstawowe prace naukowe dotyczą przede wszystkim zagadnień związanych z komunikacyjno-ge- nologicznym statusem różnych tekstów perswazyjnych (komunikatów reklamowych, negocjacji, kłótni, sporów, a zatem szeroko rozumianego dyskursu handlowego). Zajmuje się również wybranymi aspektami trans- Noty o autorach 213 lacji, komparatystyki, kognitywizmu, komunikacji międzykulturowej oraz krytycznej analizy dyskursu. Jest autorką kilkudziesięciu artykułów nauko- wych publikowanych między innymi w „Stylistyce” i „Języku Artystycz- nym”, a także współautorką Małego słownika teorii tekstu (2005).

Dr Magdalena Ślawska Doktor nauk humanistycznych w zakresie językoznawstwa, adiunkt w Zakładzie Dziennikarstwa Uniwersytetu Śląskiego. Jest absolwentką filologii polskiej i politologii (specjalność dziennikarstwo i komunikacja społeczna) i autorką rozprawy doktorskiej Formy dialogowe w gatunkach prasowych. Jako doktorantka realizowała projekt z ramienia Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego (tzw. grant promotorski). Interesuje się zagadnieniami genologii lingwistycznej, języka mediów oraz pragmatyki i stylistyki tekstów prasowych. W powiązaniu z zainteresowaniami nauko- wymi prowadzi zajęcia dydaktyczne z kultury języka polskiego, stylistyki, pragmatyki językowej, gatunków dziennikarskich, retoryki i erystyki oraz konwersatorium z analizy języka prasy. Jest członkiem Polskiego Towarzy- stwa Komunikacji Społecznej.

Prof. UŚ dr hab. Dobrosława Wężowicz-Ziółkowska Kulturoznawca, folklorysta, teoretyk kultury związany z Instytutem Nauk o Kulturze na Uniwersytecie Śląskim. Jest autorką książek: Miłość ludowa. Wzory miłości wieśniaczej w polskiej pieśni ludowej XVIII — XX wieku (Wrocław 1991), Moc narrativum. Idee biologii we współczesnym dyskursie humanistycznym (Katowice 2008), a także redaktorem licznych monografii wieloautorskich i redaktorem naczelnym czasopisma „Teksty z ulicy” (oraz jego cyfrowej mutacji na stronie www.memetyka.pl). W swej pracy skupia się na ontologii idei i metodologii badań nad ich szerzeniem się (mity, folklor, mody kul- turalne, dyskursy naukowe) oraz na komunikacji kulturowej w kontekście teorii systemów i nowej biologii, w tym memetyki.

Dr Mirosława Wielopolska-Szymura Politolog, medioznawcza. Jest adiunktem w Zakładzie Dziennikarstwa w Instytucie Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu Śląskiego. Doktorat pt.: Kształtowanie się polityki kulturalnej w Polsce w latach 1989— 2000. Koncepcje i rzeczywistość obroniła w 2003 r. Pełniła funkcję Rzecznika Prasowego Rektora Uniwersytetu Śląskiego (2003—2005). Jej zaintereso- wania naukowe wiążą się przede wszystkim z polityką kulturalną, kul- turą współczesną, komunikacją międzykulturową, społecznym i kulturo- wym oddziaływaniem mediów oraz mediami publicznymi, ze szczególnym uwzględnieniem radia publicznego. 214 Noty o autorach

Prof. dr hab. Urszula Żydek-Bednarczuk Pracownik Zakładu Komunikacji Kulturowej od początku jego istnienia, od 2004 kierownik Pracowni Języka w Mediach. Początkowo związana była z Instytutem Języka Polskiego Uniwersytetu Śląskiego, obecnie pracuje w Instytucie Nauk o Kulturze Uniwersytetu Śląskiego. W latach 1985— 1989 była lektorem języka polskiego na Uniwersytecie im. Marcina Lutra (MLU) w Halle, w Niemczech. Pełniła i pełni nadal wiele ważnych funkcji zarówno w Uniwersytecie Śląskim w Katowicach, jak i poza nim. Była m.in. kierownikiem Studiów Zaocznych Filologii Polskiej (1983—1984) oraz Pody- plomowego Studium dla Nauczycieli (1999—2003), przewodniczącą Senac- kiej Komisji ds. Kształcenia (1999—2005), senatorem Senatu Uniwersytetu Śląskiego (1999—2005) i prodziekanem Wydziału Filologicznego ds. stu- denckich (1996—2002). Wśród najważniejszych funkcji pełnionych poza Uczelnią należy wymienić członkostwo w Państwowej Komisji Poświadcze- nia Znajomości Języka Polskiego jako Obcego (2003—) oraz w Zespole do Spraw Kwalifikowania Lektorów Języka Polskiego jako Obcego w Zagra- nicznych Ośrodkach Akademickich (Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, 1999—), a także w zespole redakcyjnym Trafo Verlag (Berlin) i w Radzie Naukowej Międzynarodowego Centrum Zrównoważonego Rozwoju i Społeczeństwa Informacyjnego (CRI) przy Uniwersytecie Ślą- skim we współpracy z Instytutem Fraunhofera w Cottbus. W Zakładzie Komunikacji Kulturowej na Uniwersytecie Śląskim prowadzi wykłady, konwersatoria oraz seminaria magisterskie z zakresu wstępu do komuni- kacji, perswazji, argumentacji i strategii, komunikacji językowej, języko- znawstwa pragmatycznego i lingwistyki kulturowej. Jest także specjalistką w zakresie lingwistyki tekstu, glottodydaktyki, dydaktyki nauczania języka polskiego oraz kultury języka polskiego. Od 1995 roku wraz z prof. dr hab. Jadwigą Kowalikową (UJ) opraco- wuje podręczniki i programy nauczania zgodne z zasadami reformy edu- kacji. Autorka 3 rozpraw naukowych, 6 podręczników szkolnych, 2 progra- mów nauczania, około 85 artykułów naukowych oraz monografii z zakresu współczesnego języka polskiego, onomastyki, języków zawodowych, komunikacji językowej, języka mówionego, socjolingwistyki, pragmatyki, dydaktyki języka polskiego i glottodydaktyki, lingwistyki tekstu, komuni- kacji kulturowej, dziennikarstwa i mediów. Uczestniczyła w kilkudziesięciu konferencjach krajowych i międzynarodowych. Wykładała w ośrodkach uniwersyteckich w Halle i w Ołomuńcu. Od 2003 roku uczestniczy w mię- dzynarodowym projekcie CultMedia. Jest autorką następujących publi- kacji książkowych: Słownictwo z zakresu motoryzacji we współczesnym języku polskim (Katowice 1987), Struktura tekstu rozmowy potocznej (Katowice 1994), Wprowadzenie do lingwistycznej analizy tekstu (Kraków 2005).

Redaktor Magdalena Białek Projektant okładki Paulina Dubiel Redaktor techniczny Barbara Arenhövel Korektor Aleksandra Gaździcka Łamanie Bogusław Chruściński, Małgorzata Wasil

Copyright © 2013 by Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego Wszelkie prawa zastrzeżone

ISSN 0208-6336 ISBN 978-83-226-2155-4

Wydawca Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego ul. Bankowa 12B, 40-007 Katowice www.wydawnictwo.us.edu.pl e-mail: [email protected] Wydanie I. Ark. druk. 13,5. Ark. wyd. 15,0. Papier offset. kl. III, 90 g Cena 24 zł (+ VAT) Druk i oprawa: PPHU TOTEM M. Rejnowski, J. Zamiara ul. Jacewska 89, 88-100 Inowrocław