TRUDNE POCZ ĄTKI POLSKI MONOGRAFIE FUNDACJI NA RZECZ NAUKI POLSKIEJ Rada Wydawnicza Henryk Samsonowicz, Janusz Sławi ński, Lech Szczucki, Marek Ziółkowski FUNDACJA NA RZECZ NAUKI POLSKIEJ
PRZEMYSŁAW URBA ŃCZYK TRUDNE POCZ ĄTKI POLSKI
WROCŁAW 2008 Redaktor tomu Agnieszka Flasi ńska Projekt obwoluty Barbara Kaczmarek ,,' ( © Copyright by Przemysław Urba ńczyk and Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego Sp. z o.o., Wrocław 2008 ISBN 978-83-229-2916-2 Opracowanie redakcyjne i przygotowanie do druku Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego Sp. z o.o. 50-137 Wrocław, pl. Uniwersytecki 15 Druk i oprawa Białostockie Zakłady Graficzne S.A.
Kiedy historycy i archeolodzy współpracuj ą, to zbyt łatwo jest przekształci ć hipotez ę drugiej strony w or- todoksj ę, gdy Ŝ kto ś czuje się niekompetentny, aby j ą podda ć krytyce, albo odrzuci ć krytyk ę własnej hipo- tezy, gdy Ŝ kto ś przyzwyczaił si ę do traktowania jej jako udowodnionej. Musimy z tym walczy ć i pró- bowa ć przekonywa ć wszystkich [...], Ŝe najlepsz ą drog ą naprzód nie jest powielanie starych modeli, ale formułowanie nowych i wyra źnych hipotez. Susan Reynolds (1992, s. 55)
1. WPROWADZENIE Ksi ąŜ kę t ę napisał archeolog, który próbuje wesprze ć „swoje" da- ne, wykorzystuj ąc równie Ŝ źródła pisane. Oba rodzaje informacji hi- storycznej maj ą bowiem swoje immanentne wady, które sprawiaj ą, Ŝe trudno zbudowa ć obraz przeszło ści, opieraj ąc si ę tylko na „słowie" albo tylko na „materii". I chocia Ŝ wszyscy o tym wiedz ą, to nie udało si ę dot ąd przezwyci ęŜ yć opozycji mi ędzy tymi, którzy grzebi ą w zie- mi, a tymi, którzy grzebi ą w archiwach. Kilkadziesi ąt lat temu liczono, co prawda, Ŝe uda si ę temu przynajmniej cz ęś ciowo zaradzi ć przez wymuszenie uprawiania, w zało Ŝeniu interdyscyplinarnej, „historii kultury materialnej", ale okazało si ę, Ŝe jednak historycy, archeolo- dzy i etnolodzy wol ą chodzi ć swoimi drogami - nawet je Ŝeli pracuj ą w jednym instytucie. Wydaje mi si ę nawet, Ŝe sytuacja si ę pogarsza i nast ępuje wtórne izolowanie pól badawczych. Na ogół wyj ście z takiej sytuacji próbuje si ę znale źć , szukaj ąc jakiej ś wspólnej „ideologii", czyli podstawy teoretycznej, która mo- głaby stanowi ć płaszczyzn ę porozumienia, a przynajmniej dostarczy- łaby wspólnego j ęzyka. Tymczasem uczestnictwo w konferencjach naukowych wskazuje, Ŝe j ęzyk komunikacji polskich mediewistów nie zmienił si ę od dziesi ęcioleci, ignoruj ąc osi ągni ęcia antropologii historycznej. A to wła śnie antropologia, z jej do świadczeniem w ba- daniu zró Ŝnicowanych modeli organizacji społecze ństw, oferuje nam podstawy interdyscyplinarnego j ęzyka, którym mogliby śmy si ę po- rozumiewa ć. Dzisiaj jednak historyk, archeolog, historyk sztuki, nu- mizmatyk czy j ęzykoznawca mówi ą ró Ŝnymi „j ęzykami". Wynikaj ące z tego trudno ści w porozumiewaniu si ę przekładaj ą si ę na niech ęć do wkraczania na pola zdominowane przez inne nauki, które „inaczej" badaj ą przeszło ść i zazdro śnie tej swojej „inno ści" strzeg ą. Zmiana tego stanu wzgl ędnej izolacji działa ń badawczych wyma- gałaby wzniesienia si ę ponad metody pracy gł ęboko wpojone w trakcie edukacji akademickiej i podj ęcia próby spojrzenia na swoje źródła z innej perspektywy, narzucanej niejako przez inn ą metodologi ę. Ko- 7 nieczne jest jednak do tego zwerbalizowanie swoich zało Ŝeń teoretycz- nych. Umo Ŝliwia to innym badaczom dokonanie pełniejszej oceny pro- ponowanej przez danego autora wersji jakiego ś wybranego przez niego fragmentu przeszło ści. Jednocze śnie autorefleksja nad mniej lub bar- dziej u świadomionymi „modelami" teoretycznymi, którymi si ę operu- je, przedstawiaj ąc przeszł ą rzeczywisto ść , przyczynia si ę do dostrze- Ŝenia nowych/innych mo Ŝliwo ści interpretacyjnych. Na razie w naukach historycznych przewa Ŝa swoisty naturalizm poznawczy, którego zwolennikom (w wi ększo ści nie świadomym) wy- daje si ę, Ŝe sama ilo ść zgromadzonej wiedzy o źródłach przekłada si ę bezpo średnio na jako ść wiedzy o przeszło ści. Ta naiwna wiara w zba- wienn ą skuteczno ść samego gromadzenia informacji cechuje przede wszystkim archeologów, którzy przy tym zazdro śnie strzeg ą swoich coraz w ęŜ szych poletek badawczych, unikaj ąc jakiejkolwiek szerszej refleksji historiozoficznej. Owocuje to cz ęsto tekstami hermetyczny- mi, które wskutek nasycenia pseudonaukowym Ŝargonem i wyszukan ą nomenklatur ą nie mog ą stanowi ć przedmiotu rozwa Ŝań interdyscypli- narnych, a ju Ŝ tworzenie wspólnych tekstów z historykami, którzy te Ŝ maj ą swoje przyzwyczajenia, wydaje si ę niemal niemo Ŝliwe. W tej sytuacji źródłoznawstwo, które powinno by ć zaledwie wst ępem do podj ęcia prób zrozumienia przeszło ści, staje si ę dla nie- których badaczy celem samym w sobie. Jak wiadomo, gromadzenie danych nigdy si ę nie ko ńczy, co stanowi wygodne usprawiedliwienie niepodejmowania prób uj ęć syntetyzuj ących. Mno Ŝą si ę za to teksty przyczynkarskie, przy starannym unikaniu podejmowania problemów bardziej ryzykownych ni Ŝ proste zreferowanie stanu wiedzy na da- ny temat. W ąska specjalizacja jest powodem do dumy, a łagodzenie kontrowersyjnych sformułowa ń jest cz ęstym przedmiotem zabiegów redakcyjnych. Skutkiem tego jest podtrzymywanie zastanych dogma- tów i trzymanie si ę utartych paradygmatów, co blokuje postęp w naszej wiedzy o przeszło ści. Wci ąŜ obecne jest te Ŝ przekonanie, Ŝe uda si ę kiedy ś sformuło- wa ć jedn ą i jedynie słuszn ą wykładni ę (pra)dziejów. Niektórym auto- rom wydaje si ę, Ŝe ju Ŝ dotarli do niepodwa Ŝalnej prawdy i agresywnie broni ą swoich wizji. Tymczasem „nie ma jednej drogi, która wiedzie do zrozumienia przeszło ści. Przywilejem, je śli nie powinno ści ą, ka Ŝde- go badacza jest szukanie własnej. Nale Ŝy tylko dba ć o zachowanie zdol- no ści do komunikowania si ę z innymi" (A. Mierzwi ński 2007, s. 157). Chocia Ŝ problemy te dotycz ą wszystkich nauk historycznych, to sił ą rzeczy najbli Ŝsza i najlepiej znana jest mi archeologia, do któ- rej ogródka chciałbym wrzuci ć kilka kamyków. Te uwagi równie do- brze mog ą jednak dotyczy ć i innych współbadaczy przeszło ści, którzy mo Ŝe dostrzeg ą jakie ś podobie ństwa do sytuacji panuj ącej w innych dyscyplinach. Cz ęst ą w humanistyce frustracj ę, wynikaj ącą z „niepewno ści" ogólniejszych wniosków, próbuje si ę złagodzi ć, skupiaj ąc si ę na za- biegach opisowo-porz ądkuj ących - nieustannie doskonal ąc systemy katalogowe, podziały mnkcjonalno-typologiczne, rozkłady geogra- ficzne i ci ągi chronologiczne. S ą to oczywi ście zabiegi niezb ędne na etapie przygotowywania materiałów do interpretacji historycznych. Nie mo Ŝna ich jednak uznawa ć za cel sam w sobie, gdy Ŝ oznaczałoby to znaczne zubo Ŝenie procesu badawczego typowego dla nauk huma- nistycznych. Najowocniejsze nawet działania ustalające przeszłe fakty, a wi ęc odpowiadaj ące na pytania: kto?, co?, gdzie? i kiedy?, nie uspra- wiedliwiaj ą przecie Ŝ rezygnacji z prób wyja śniania przeszło ści, a wi ęc szukania odpowiedzi na pytania: jak? i dlaczego? Spór o wag ę i priorytet tych pyta ń zdaje si ę nieuchronnie dzieli ć archeologów na „ źródłoznawców" i „teoretyków". W uproszczonych wersjach ich pogl ądy na sposób uprawiania archeologii wyra źnie si ę ró Ŝni ą, a odmienno ść patrzenia na przeszło ść prowokuje wzajemn ą, cz ęsto agresywn ą podejrzliwo ść . Ta opozycja nie jest niczym nowym. Nie jest te Ŝ gro źna, je Ŝeli nie przybiera form skrajnych. W normalnej sytuacji dialektyczne ścieranie si ę tych dwóch tendencji owocuje post ę- pem w pogł ębianiu naszej wiedzy. Wa Ŝne jest jednak utrzymanie mi ę- dzy nimi pewnej równowagi, bez której proces poznawania przeszło ści musi by ć ułomny. Skupianie si ę na aspektach materialno-historyczno- -geograficznych nie zast ąpi wszak rozwa Ŝań społeczno-ideologicznych. I odwrotnie - koncepcje oparte na wiedzy ogólnej nie utrzymaj ą si ę bez wsparcia materiałem empirycznym. Niestety, rzadko podejmowane s ą próby kompleksowego podej- ścia, ł ącz ące oba sposoby patrzenia na przeszło ść . Wynika to głównie z ró Ŝnic temperamentu badawczego mi ędzy tymi, którzy z trudem po- trafi ą wznie ść si ę ponad poziom analizy konkretów źródłowych, a tymi, którzy niech ętnie schodz ą poni Ŝej wysublimowanych rozwa Ŝań teore- tycznych. Rzadko ści ą s ą badacze potrafi ący lub chc ący poł ączy ć obie umiej ętno ści. Pozostała wi ększo ść reprezentuje za ś mniej lub bardziej skonfliktowane, podejrzliwie si ę wzajem obserwuj ące frakcje „ źródło- znawców" i „teoretyków". Nie sposób dokona ć bezwzgl ędnej oceny warto ści obu tych po- dej ść i wszelkie próby wykazania przewagi którego ś z nich skazane są na niepowodzenie. Polska archeologia wczesnego średniowiecza niew ątpliwie potrzebuje ich obu, je Ŝeli ma by ć cz ęś ci ą archeologii nowoczesnej. Musimy zaakceptowa ć, Ŝe oba s ą wa Ŝne i oba niezb ęd- ne do pogł ębiania naszej wiedzy. Tylko pozornie nie ma mi ędzy nimi łączno ści, bo przecie Ŝ celem jednego i drugiego jest poznanie przeszłej rzeczywisto ści społeczno-kulturowej. Tak jak w malarstwie istnieje wiele metod przedstawiania wizji świata (potrzebni i akceptowani są zarówno „hiperreali ści", jak i „abstrakcjoni ści"), tak i w archeologii potrzebni s ą zarówno zimni pragmatycy, jak i prowokuj ący intelektu- alny ferment teoretycy. Bez której ś z tych skrajnych opcji nasza nauka przestałaby si ę rozwija ć. Archeologia nie mo Ŝe przecie Ŝ zrezygnowa ć z pozyskiwa- nia i opracowywania nowych źródeł, których z kolei nie przekształci si ę w wizj ę historyczn ą bez umiej ętno ści ich uogólnienia za pomoc ą wiedzy poza źródłowej. Zdrowy rozs ądek nie wystarczy, a powierz- chowne analogie mog ą by ć zwodnicze, je Ŝeli nie s ą poparte analiz ą podobie ństw strukturalnych. Ka Ŝda interpretacja historyczna wycho- dz ąca poza niewielki wycinek czasu i przestrzeni wymaga odwołania si ę do ogólnej wiedzy antropologicznej. Wszelkie rozwa Ŝania historyczne s ą wi ęc budowaniem pewnego modelu, w któ- rym niektórym zjawiskom i zdarzeniom nadaje si ę wi ększ ą rang ę zale Ŝnie od przy- jętych przez autora zało Ŝeń teoretycznych. Zało Ŝenia te powinny si ę opiera ć na wie- dzy o naturze społeczno ści ludzkich, któr ą dysponuj ą współczesne nauki społeczne, i na świadomo ści upływu czasu, który nieuchronnie zmienia znaczenia niemal wszyst- 10 kich ogólnych poj ęć , których u Ŝywamy w narracji historycznej. Teorie i poj ęcia, któ- rymi operujemy, musz ą [zatem] by ć osadzone w czasie historycznym (P. Urba ńczyk 20()0a, s. 33). Na razie wi ększo ść polskich archeologów cechuje chyba zbyt da- leko posuni ęta „ostro Ŝno ść [...] wobec swobody Ŝeglowania po abs- trakcyjnych wodach naukowych uogólnie ń, tak ch ętnie nazywanych »pogł ębion ą refleksj ą metodologiczn ą«" (A. Kokowski 2002a, s. 9). Owa refleksja uznawana jest za „poj ęcie o tyle abstrakcyjne, o ile w braku bazy źródłowej absurdalne" (tam Ŝe, s. 95). Ma ona bowiem kamuflowa ć pono ć skłonno ść do „uprawiania »archeologii bez archeo- logii, której zwolennicy uwa Ŝaj ą, i Ŝ dostatecznie wiele ju Ŝ odkopano zabytków archeologicznych, by mo Ŝna było przej ść do uogólnie ń bez ich udziału" (tam Ŝe, s. 97). W najlepszym wypadku wyj ście poza s/tywne granice konkretnych znalezisk jest uznawane za prób ę „prze- sterowania dyskusji w stron ę swoistego »luzu metodologicznego«", którego wynik „wymyka si ę zupełnie normom archeologicznej krytyki naukowej" (M. Parczewski 2004, s. 200). Tak skrajna niech ęć do wyj ścia poza konkret źródłoznawczy nic jest na szcz ęś cie powszechna w śród polskich archeologów, których znaczna cz ęść docenia rol ę, jak ą „gł ęboka refleksja metodologiczna" odegrała w rozwoju archeologii, a szczególnie w obaleniu paradyg- matu kulturo wo-dyfuzjonistycznego (P. Kaczanowski, J.K. Kozłowski 1998, s. 14). Niestety, skłonno ść do szyderstwa z niedouczonych źró- dłowo teoretyków przej ęła cz ęść najmłodszego pokolenia badaczy, dla których poj ęcie „pogł ębiona refleksja metodologiczna" stało si ę epitetem maj ącym samosprawcz ą moc deprecjonowania pogl ądów wy- kraczaj ących poza przyziemne ramy rozwa Ŝań typologiczno-chronolo- giczno-geograficznych. Te rozterki s ą cz ęś ciowo uzasadnione tym, Ŝe archeologia, wbrew pozorom, jest nauk ą bardzo trudn ą. Czasem wydaje mi si ę nawet, ze zbyt trudn ą dla wielu archeologów, którzy próbuj ą ograniczy ć swoje działania do zabiegów antykwarycznych, tj. chronologicznego, geogra- ficznego i funkcjonalnego porz ądkowania zabytków, nie zdaj ąc sobie sprawy, Ŝe zwi ększaj ąc wiedz ę o źródłach, nie dokonuj ą post ępu w wie- dzy o tej przeszło ści, w której ich obiekty bada ń funkcjonowały w kom- 11 pleksowych kontekstach społeczno-kulturowych. Te konteksty powin- ny by ć wła ściwym obiektem zainteresowania badawczego humanisty. Sceptycyzm wobec rozwa Ŝań teoretycznych wypływa nie tylko z gł ęboko zakorzenionej naiwnej wiary w samowystarczalność studiów źródłoznawczych, lecz tak Ŝe z niezrozumienia heurystycznej funkcji „teoretyzowania". Oczywiste jest przecie Ŝ, Ŝe „antropologia kulturo- wa nie jest sama w sobie cudownym środkiem na wszelkie problemy. Jej metody pozwalaj ą przede wszystkim postawi ć wi ęcej nowych py- ta ń, nie za ś od razu formułowa ć odpowiedzi, czyli de facto nie zast ąpi ą Ŝmudnego procesu badawczego" (J.M. Piskorski 2002, s. 182, przyp. 226). Nie dostarcz ą te Ŝ uniwersalnych rozwi ąza ń, bo przyczyny takie- go a nie innego przebiegu dziejów na danym obszarze s ą wielorakie i cz ęsto trudne do jednoznacznego zdefiniowania. Społecze ństwa ludz- kie s ą bowiem o wiele mniej uporz ądkowane ni Ŝ odnosz ące si ę do nich nasze teorie. Niemniej jednak tylko przyj ęcie jakiego ś teoretycznego modelu społecze ństwa pozwala rozró Ŝni ć stopie ń wa Ŝno ści poszcze- gólnych czynników. Tylko jasne zało Ŝenia teoretyczne pozwalaj ą wybra ć fakty najwa Ŝ- niejsze dla odtworzenia wybranych aspektów przeszłej rzeczywisto ści społeczno-kulturowej. I trudno tu wskaza ć priorytet którego ś z dwóch filarów bada ń nad przeszło ści ą. Konieczne jest bowiem utrzymanie dy- namicznej równowagi mi ędzy źródłoznawstwem a teoretyzowaniem. „Zbyt scholastyczna atencja dla faktów czyni badacza ślepym; zbytnie wsłuchiwanie si ę w rytm teorii czyni go głuchym"1 (M. Mann 1986, s. VIII). Tylko zrównowa Ŝenie tych dwóch skrajno ści zapewni medie- wistom siln ą pozycj ę w śród nauk historycznych. Niemal dziesi ęć lat temu podj ąłem prób ę zwerbalizowania ewentualnej płaszczyzny teoretycznego porozumienia współbadaczy wcze śniejszego średniowiecza2. Mimo uprzejmego zainteresowania, 1 Pewnie za cz ęsto przywołuj ę ten cytat, ale jest wyj ątkowy w swojej obrazowo ści. 2 Ksi ąŜ kę Władza i polityka we wczesnym średniowieczu wydała w 2000 r. Fun- dacja na rzecz Nauki Polskiej w serii „Monografie FNP". Niemieckie tłumaczenie ukazało si ę w 2007 r. nakładem Peter Lang Yerlag we Frankfurcie. 12 nic sprowokowała ona dyskusji o wpływie akceptowanej wizji społe- cze ństw wczesno średniowiecznych na interpretacj ę ró Ŝnych aspektów ich Ŝycia. Najcz ęstsze zarzuty dotyczyły wła śnie tego, na co chciałem poło Ŝyć nacisk, a wi ęc nadmiernego „teoretyzowania". Postanowiłem zatem napisa ć ksi ąŜ kę bardziej „konkretn ą", czyli odnosz ącą si ę raczej do samego wczesnego średniowiecza ni Ŝ do sposobu my ślenia o wczes- nym średniowieczu. Nie mogłem si ę jednak powstrzyma ć od uwag ogólniejszych, dotycz ących, wydawałoby si ę oczywistej, konieczno ści współpracy archeologów z historykami (rozdz. 2) oraz konieczno ści wielodyscyplinarnego podej ścia do bada ń nad kluczowym problemem pocz ątków pa ństw wczesno średniowiecznych (rozdz. 3). Kolejny rozdział stanowi swoisty wst ęp do zasadniczej partii ksi ąŜ - ki, sygnalizuj ąc wiele zagadnień, które dalej stan ą si ę przedmiotem szczegółowych rozwa Ŝań. Jest to skrótowe umieszczenie najwcze ś- niejszych dziejów Polski na tle procesów pa ństwotwórczych zachodz ą- cych na s ąsiednich terenach (rozdz. 4). Jest to wa Ŝne dla nadania dal- szym rozwa Ŝaniom perspektywy przynajmniej środkowoeuropejskiej, bez której zrozumienie wielu procesów jest niemo Ŝliwe. Nast ępnie spróbuj ę przekona ć czytelników, Ŝe nie ma uzasadnie- nia powszechne przywi ązanie polskich mediewistów do wizji okresu przedpa ństwowego jako czasu wypełnionego kształtowaniem si ę co- raz bardziej rozwini ętych organizacji plemiennych. Uwa Ŝam, i Ŝ brak jasnej koncepcji słowia ńskiego „plemienia" i zmiany, jakie zaszły w ci ągu ostatniego półwiecza w antropologii kulturowej, sprawiaj ą, Ŝe powinni śmy si ę chyba rozsta ć z tzw. okresem plemiennym, a w ka Ŝ- dym razie na pewno z koncepcj ą plemion jako stabilnych organizacji terytorialnych, które wyewoluowały w pa ństwo. Przy okazji sugeruj ę wykre ślenie z historiografii zarówno małopolskich Wi ślan, jak i wiel- kopolskich Polan (rozdz. 5). Ewolucjonistyczne wyja śnianie dziejów głównych o środków poli- tyczno-gospodarczych nie wytrzymuje konfrontacji z wymow ą faktów. Tradycyjna wizja ich stopniowego rozwoju od grodów plemiennych, przez centra tworzone przez wczesne pa ństwo, do miast lokowanych na specjalnych prawach, jest mo Ŝe elegancka, ale mało przekonuj ą- ca. Postaram si ę to wykaza ć przez ujawnienie ró Ŝnic strukturalnych dziel ących ró Ŝne etapy „pradziejów" miast. Zwodnicza ci ągło ść wy- 13 korzystania tego samego miejsca nie musi bowiem oznacza ć ci ągło ści funkcji ulokowanych w nim o środków (rozdz. 6). Zupełnie inny problem sprawia interpretacja tzw. skarbów srebr- nych licznie deponowanych na naszych ziemiach na przełomie I i II tysi ąclecia. Tu rozbie Ŝno ści dotycz ą skrajnie ró Ŝnych wizji mentalno- ści ludzi wczesnego średniowiecza. Jest to spór mi ędzy zwolennikami rozwa Ŝania wszystkiego w kategoriach nie tyle gospodarczych, ile wr ęcz rynkowych, a tymi, którzy uznaj ą, Ŝe ekonomia to tylko jeden i to nie najwa Ŝniejszy aspekt wczesno średniowiecznej rzeczywisto ści społecznej. Otwarte skonfrontowanie homo oeconomicus z homo sym- bolicus ma chyba ciekawe konsekwencje heurystyczne, poszerzaj ąc potencjalne znaczenie bada ń zastrze Ŝonych dot ąd dla numizmatyków (rozdz. 7). Z nast ępnym rozdziałem przechodz ę ju Ŝ do spraw ści śle polskich, zaczynaj ąc od „gallowego" przekazu o Pia ście. Ta krótka opowiastka doczekała si ę ogromnej listy komentarzy autorstwa wielu protagoni- stów polskiej mediewistyki. Nie aspiruj ąc do podejmowania z nimi równoprawnej dyskusji, próbuj ę tylko zwróci ć uwag ę na niedocenion ą dot ąd mo Ŝliwo ść interpretacyjn ą, która mo Ŝe si ę przyda ć w rozwa Ŝa- niach nad tworzeniem wczesnych pa ństw (rozdz. 8). Równie Ŝ problem granic pa ństw naszych dwóch pierwszych hi- storycznych władców to temat niewyczerpanych dot ąd sporów. Szcze- gólne emocje budziła zawsze granica południowa, na której temat ścierały si ę sprzeczne opinie badaczy polskich, czeskich i niemieckich. Spróbowałem przyjrze ć si ę bez „patriotycznych" emocji dost ępnym informacjom dotycz ącym wzgl ędnie dobrze o świetlonego przez źródła historyczne i archeologiczne Śląska. Wynik tej analizy nie zadowoli chyba ani Czechów, ani Polaków przeci ągaj ących na swoj ą stron ę tę atrakcyjn ą gospodarczo i wa Ŝną geopolitycznie krain ę (rozdz. 9). Przenosz ąc si ę z peryferii do centrum pa ństw Mieszka i Bolesła- wa, podejm ę kwesti ę ewentualnego pierwsze ństwa miast lansowanych przez ró Ŝnych badaczy jako kandydaci do miana najstarszej stolicy. Rozstrzygni ęcie sporu mi ędzy głównymi pretendentami, czyli Pozna- niem i Gnieznem, nie jest łatwe, tym bardziej Ŝe s ą i inni ch ętni do te- go zaszczytnego miana. I znów, niestety, wynik tych rozwa Ŝań chyba wszystkich rozczaruje, bo okazuje si ę, Ŝe pewne pytania, które s ą dla 14 nas oczywiste, w przypadku wczesnego średniowiecza musz ą by ć zu- pełnie inaczej sformułowane (rozdz. 10). W rozwa Ŝaniach o budowaniu fundamentów pa ństwa nie spo- sób pomin ąć zdarzenia, które jedni nazywaj ą „zjazdem", inni uznaj ą go za „synod", a w literaturze zagranicznej jest po prostu „aktem". C 'hodzi oczywi ście o bezprecedensow ą, cho ć krótk ą, wizyt ę w Gnie ź- nie cesarza Ottona III, który w marcu 1000 r. zło Ŝył niezwykł ą wizyt ę Bolesławowi Chrobremu. Przyczyny, przebieg i skutki tego spotkania dwóch władców nie s ą do dzisiaj oczywiste, mimo Ŝe zostało ono do ść dobrze opisane w ró Ŝnorakich źródłach. I znów, proponuj ę wersj ę nie- zbyt zgodn ą z tradycj ą polskiej historiografii (rozdz. 11). Na koniec pozostawiłem dra Ŝliwe pytanie o pochodzenie nazwy naszego pa ństwa, któr ą si ę wszak do dzisiaj posługujemy. I w tym przypadku tradycyjne uj ęcie pozostawia wiele do Ŝyczenia, gdy Ŝ wy- wodzenie nazwy Polski od plemienia Polan nie znajduje potwierdzenia w dost ępnych źródłach informacji. Ich analiza sugeruje, Ŝe pocz ąt- ki naszego narodowego etnonimu nie si ęgaj ą tak daleko, jak by śmy chcieli, i mog ą by ć wr ęcz skutkiem przypadkowego zbiegu ró Ŝnych okoliczno ści (rozdz. 12). Wyniki tych rozwa Ŝań nasuwaj ą ju Ŝ wcze śniej sugerowany wnio- sek, Ŝe nasza mediewistyka potrzebuje rozszerzenia horyzontów teo- retycznych, które pozwalaj ą przeinterpretowa ć niektóre z utartych ju Ŝ pogl ądów. Jednocze śnie, podobny skutek mo Ŝe te Ŝ mie ć swoisty powrót do samych źródeł nieobci ąŜ ony baga Ŝem wcze śniejszych prze- kona ń nagromadzonych w obfitej tradycji historiograficznej. 2. RAZEM CZY OSOBNO? Truizmem jest stwierdzenie, Ŝe poprawne uprawianie bada ń nad przed- pi śmienn ą przeszło ści ą wymaga szerokiej wiedzy interdyscyplinarnej, ale sposób pracy wielu mediewistów zaprzecza tym oczekiwaniom. Szczególnie zwodnicze jest poło Ŝenie archeologii, która balansuje na pograniczu nauk przyrodniczych i humanistycznych. Zamiast skła- nia ć do refleksji metodologicznej, staje si ę to bowiem cz ęsto preteks- tem do kierowania procesu badawczego zbyt silnie w jednym lub w drugim kierunku. Owocuje to uproszczonymi wnioskami, które staj ą si ę łatw ą po Ŝywk ą dla przedstawicieli innych nauk, zdaj ących si ę po- szukiwa ć w archeologii jedynie potwierdzenia swoich własnych hipo- tez. Ale te Ŝ archeolodzy zbyt łatwo poddaj ą si ę sugestiom płyn ącym z innych dyscyplin - szczególnie ze strony historii: „archeologowie ch ętnie szukaj ą przesłanek w konkretnych wydarzeniach, znanych ze źródeł pisanych i odpowiednio zinterpretowanych przez history- ków. Tymczasem na skutek fragmentaryczno ści owych źródeł wyda- rzenia takie znamy na zasadzie przypadku" (J. Bieniak 1994, s. 153). Jednocze śnie historycy ochoczo czerpi ą z archeologii i historii sztuki materiał ilustruj ący ich koncepcje, bezkrytycznie akceptuj ąc wnioski oparte na bardzo słabych nieraz podstawach. Uzyskiwali dzi ęki temu materialne wsparcie swoich hipotez, mog ąc zobrazowa ć je „konkre- tem", którego zawsze im brakowało. Taka pseudointerdyscyplinarno ść owocuje czasem swoi ście zamkni ętymi kr ęgami wnioskowania, umo Ŝ- liwiaj ącymi wzajemne wspieranie si ę hipotez archeologicznych i histo- rycznych, które same maj ą słabe podbudowy źródłowe. 1 Ju Ŝ po napisaniu tego rozdziału przeczytałem opublikowany dopiero w 2007 r. „manifest" Jacka Banaszkiewicza (2006), który te Ŝ u Ŝył w swoim tytule pytania „ra- zem czy osobno?". Traktuj ąc to jako interesuj ący przejaw konwergencji my ślenia, postanowiłem nie zmienia ć tytułu tego rozdziału, tym bardziej Ŝe prawie całkowicie zgadzam si ę z wnioskami mojego wybitnego kolegi. Zd ąŜ yłem jeszcze pospiesznie okrasi ć swój tekst jego cytatami. 16 Tego rodzaju „paso Ŝytnicza" współpraca podszyta jest zawsze pew- ui| nieufno ści ą. Ju Ŝ młody Aleksander Briickner (1900, s. 398) ostrze- Hiił ponad sto lat temu: „Je śli ś historyk, nie udawaj si ę do przybytków iintropologii i archeologii, bo nic nie wskórasz, a stracisz jeszcze co ś miał". I chocia Ŝ sposoby uprawiania ka Ŝdej z wymienionych przez nie- go nauk uległy od tego czasu daleko id ącym zmianom, to przecie Ŝ ten wzajemny l ęk jest wci ąŜ obecny w mentalno ści ogromnej wi ększo ści biidaczy obawiaj ących si ę wyj ścia poza wyuczone kompetencje. Problemy te wynikaj ą głównie z niewiedzy na temat metodologii pokrewnych dyscyplin, co jest skutkiem jednostronności uniwersytec- kich programów nauczania, w których ka Ŝda dyscyplina skupiona jest na „własnych" źródłach i na „własnej" metodyce działa ń badaw- czych. Owocuje to postawami skrajnymi - albo brakiem zaufania, u I bo bezkrytycznym entuzjazmem w akceptacji ustale ń wypracowa- nych na podstawie analizy „innych" źródeł. Jednocze śnie próby wy- kraczania poza granice kompetencji wyznaczonej zapisem w dyplomie uniwersyteckim spotykaj ą si ę z krytyczn ą podejrzliwo ści ą - cz ęsto zreszt ą usprawiedliwion ą naiwno ści ą wniosków opartych na uprosz- czonej analizie źródłowej. Podejmowanie takich prób jest wi ęc przed- si ęwzi ęciem do ść ryzykownym. Ale przecie Ŝ „ Ŝadna z nauk zajmuj ących si ę przeszło ści ą nie mo Ŝe jej samodzielnie zrekonstruowa ć" (M. Derwich 2000a, s. 13). Ko- nieczna jest wi ęc współpraca interdyscyplinarna mi ędzy badaczami prowadz ącymi niezale Ŝne, specjalistyczne studia nad ró Ŝnymi rodza- jnmi źródeł, co wymaga wzajemnej wiedzy o specyfice ró Ŝnych nauk historycznych. Dzisiaj niewielu ju Ŝ chyba mediewistów podtrzyma- łoby dominuj ącą do niedawna opini ę, Ŝe w badaniach nad wczesnym średniowieczem „punktem wyj ścia musz ą pozosta ć świadectwa histo- riograficzne" (A. Gieysztor 1948, s. 394). Niektórzy historycy wr ęcz ostrzegaj ą dzisiaj archeologów przed pochopnym wykorzystywaniem źródeł pisanych (np. J. Banaszkiewicz 2006). W tym kontek ście musi zdumiewa ć „regres" metodologiczny niektórych archeologów, którzy deklaruj ą „prymat źródeł pisanych nad wszystkimi innymi - ł ącznie z archeologicznymi - na etapie syntetycznym rekonstruowania bada- nego wycinka dziejów" (M. Parczewski 1999, s. 2). 17 We współczesnej mediewistyce zdecydowanie przewa Ŝa kompro- misowy pogl ąd, Ŝe obydwie współpracuj ące ze sob ą strony winny przestrzega ć jednej dominuj ącej za- sady: ka Ŝda dyscyplina ustala swoje „fakty źródłowe" i „fakty historyczne" na bazie swoich podmiotów badawczych i przy pomocy wła ściwych im metod poznawczych. Dopiero po osi ągni ęciu poziomu „faktów historycznych" po jednej i drugiej stronie mo Ŝe si ę wywi ąza ć wymiana pogl ądów o osi ągni ętych rezultatach faktograficznych i wytwarza si ę sposobno ść do indukcyjnego ustalenia wzajemnie si ę uzupełniaj ącego obrazu rzeczywisto ści historycznej. Przed przedwczesnym sugerowaniem si ę faktami ustalonymi dopiero na poziomie interpretacji „ źródłowej", a zatem ci ągle jeszcze płynnych pogl ądów w polu działania s ąsiada, dochodzi bardzo cz ęsto nie tyle do kon- frontacji, co raczej do kontaminacji faktów i wniosków (G. Labuda 2001, s. 268). To jednak za mało, bo poza tak ą prac ą równoległ ą potrzebna jest te Ŝ współpraca bie Ŝą ca na poziomie ustalania planu bada ń i jego realizacji. Na razie historycy ograniczaj ą si ę z reguły do tradycyjnego stwierdze- nia, i Ŝ „Tym jeszcze dane archeologii ró Ŝni ą si ę na korzy ść od danych źródeł pisanych, Ŝe w znacznie szerszym stopniu ogarniaj ą ówczesne społecze ństwo" (J. Strzelczyk 1999a, s. 20). Wypada si ę wi ęc zgodzi ć z opini ą historyka, Ŝe cho ć „wkład archeologii [...] w poznanie dzie- jów stale ro śnie [...] [to jest] ci ągle niedoceniany w śród historyków" (M. Derwich 2000a, s. 10). Wci ąŜ przewa Ŝa jednak troch ę lekcewa Ŝą cy pogl ąd, Ŝe dopiero „dla czasów, w których istnieje pustkowie przeka- zów pisemnych, nawet te [archeologiczne] świadectwa [...] przynosz ą wa Ŝne i powa Ŝne informacje o przeszło ści" (G. Labuda 2002, s. 201). Nie wypada mi chwali ć archeologów-mediewistów, ale wydaje mi si ę, Ŝe jednak odwa Ŝniej si ęgaj ą do źródeł innych ni Ŝ „przypisane" im materialne pozostało ści. Czasem mo Ŝe nawet zbyt odwa Ŝnie próbu- ją penetrowa ć domen ę historyków, poszukuj ąc sposobów poprawienia „czytelno ści" swoich znalezisk. W naukowych spotkaniach archeolo- gów zajmuj ących si ę wczesnym średniowieczem cz ęsto bior ą udział historycy i historycy sztuki. Co prawda, nie zawsze udaje si ę osi ągn ąć pełni ę wzajemnego zrozumienia, ale dialog jest intensywny. Sprawia to, Ŝe niektórych badaczy trudno jednoznacznie zaklasyfikowa ć. Ko- ronnym tego przykładem jest Lech Leciejewicz, który z niemal równ ą swobod ą porusza si ę w sferze wyników bada ń terenowych, jak i wy- ników analiz źródeł pisanych. 18 (i woli sprawiedliwo ści trzeba powiedzie ć, Ŝe i ze strony history- ków ujawniaj ą si ę odwa Ŝne próby penetrowania zawiło ści interpretacji /iinlc/.isk archeologicznych (np. J.M. Piskorski 2002). Jednak archeo- log, który przypadkiem znajdzie si ę na konferencji mediewistów-hi- ntttryków, mo Ŝe w ogóle nie usłysze ć słowa „archeologia"2. Czasem ino/na odnie ść wra Ŝenie, Ŝe historycy po prostu nie dostrzegaj ą ist- nienia takiej odmiany bada ń mediewistycznych. Jakby nie zauwa Ŝyli, h' iircheologia nie jest ju Ŝ tylko dyscyplin ą pomocnicz ą „królowej timik". Na wspomnianej w przypisie sesji z 2000 r. stwierdziłem pro- wokacyjnie, Ŝe w sferze bada ń nad wczesnym średniowieczem lo historia staje si ę nauk ą pomocnicz ą archeologii i to nie najlepiej spełniaj ącą swoj ą iiilt,1. bo tych kilkana ście źródeł dotycz ących najwcze śniejszych dziejów Polski zostało \\\> prze Ŝutych wielokrotnie i nie wida ć (przy pozostaniu przy dzisiejszej metodolo- gii) perspektyw wyj ścia z tego zakl ętego kr ęgu. Tylko archeologia mo Ŝe dostarczy ć I ni rok dostarcza nowych źródeł, wymuszaj ąc zmiany interpretacyjne3. Mo Ŝe si ę wi ęc okaza ć, Ŝe „historia »naszych« ziem po 966 r. !>Vil/ic pisana coraz bardziej pod dyktando archeologów" (J. Banasz- kicwicz2006, s. 198). Archeologia jednak nie bardzo spełnia pokładane w niej nadzieje, to mo Ŝna wykaza ć na przykładzie kluczowych dla polskiego wczes- nego średniowiecza kwestii nagłej kariery Słowian oraz pocz ątków pn ństwa terytorialnego. Wiele po świ ęconych tym zagadnieniom roz- wn/a ń, prowadzonych dzi ś głównie przez archeologów, grzeszy po- wierzchowno ści ą i poszukiwaniem prostych, lecz jednoznacznych wyja śnie ń. Lektura tych prac stwarza często wra Ŝenie, Ŝe ich autorzy ~ Bardzo charakterystyczne pod tym wzgl ędem były obrady sesji „Potrzeby i per- spektywy badawcze polskiej mediewistyki" zorganizowanej w grudniu 2000 r. w In- stytucie Historii PAN w Warszawie. Skutkiem krytycznych wniosków z tamtej sesji było „skrzykni ęcie si ę" kilkunastu niezadowolonych z dotychczasowego stanu rzeczy mediewistów (w śród nich był tylko icilcn archeolog), którzy zorganizowali si ę w nieformalny Komitet Mediewistów Pol- skich i przygotowali koncepcj ę I Kongresu Mediewistów Polskich obraduj ącego w To- runiu od 16 do 18 wrze śnia 2002 r. Drugi kongres odbył si ę 19-21 wrze śnia 2005 r. w Lublinie, a trzeci planowany jest na wrzesie ń 2008 r. w Łodzi. 3 Ta interwencja nie została wł ączona do tomu-sprawozdania z owej sesji — W. Fałkowski (red.) 2001. 19 zatrzymali si ę na etapie wczesnego ewolucjonizmu, kiedy to antropo- logia zajmowała si ę linearnym interpretowaniem wczesnych dziejów kultury, albo na etapie paradygmatu kulturowo-historycznego z jego zało Ŝeniem o na śladowczym powielaniu ju Ŝ istniej ących wzorców. Czerpi ąc z do świadcze ń czasów, w których jeszcze poszukiwano uniwersalnych interpretacji i próbowano sformułowa ć jednoznaczn ą wizj ę cało ści dziejów społeczno-kulturowych, nie zauwa Ŝyli najwy- ra źniej, Ŝe współczesna antropologia (z jej ró Ŝnymi nurtami) dawno ju Ŝ nie jest monolitem, oferuj ąc cały wachlarz interpretacji problemów Ŝywotnie interesuj ących mediewistów. S ą to cz ęsto propozycje wza- jemnie konkurencyjne, maj ące status co najwy Ŝej hipotez wymagaj ą- cych weryfikacji w konkretnym kontek ście historycznym. Taka antropologia wci ąŜ jeszcze mo Ŝe dostarcza ć naukom histo- rycznym przesłanek historiozoficznych, ale ju Ŝ nie uniwersalnych, lecz raczej kontekstualnych. Wybór której ś z wariantowych opcji ma zatem istotne konsekwencje interpretacyjne. Te same dane archeo- logiczne czy źródła historyczne mog ą posłu Ŝyć do skonstruowania konkurencyjnych wizji, do których trudno zastosowa ć jakie ś kryteria „prawdziwo ści". Tylko merytoryczna siła argumentacji mo Ŝe spowo- dowa ć, Ŝe pewne koncepcje ulegn ą internalizacji w wi ększym kr ę- gu zainteresowanych czytelników. Tu oczywi ście nasuwa si ę uwaga, Ŝe cz ęsto najwi ększ ą sił ę przekonywania maj ą koncepcje najprostsze - schematyczne i powierzchowne, a wi ęc łatwiejsze do zrozumienia. „Optymi ści w śród historyków wybieraj ą fakty z ró Ŝnych wzmianek odkrywaj ąc nam rzeczywisto ść historyczn ą uformowan ą tak dobrze, Ŝe trudno sobie wyobrazi ć, i Ŝ lepsza mogła mie ć miejsce w przeszło- ści" (J. Banaszkiewicz 2006, s. 196). Wiedza o stosunku współczesnej antropologii do organizacyjnego zró Ŝnicowania społecze ństw przedpa ństwowych powinna otworzy ć drog ę do pełniejszego wykorzystania mo Ŝliwo ści interpretacyjnych, jakie oferuje wci ąŜ przyrastaj ący zasób źródeł archeologicznych, i do wzbogacenia interpretacji zamkni ętego ju Ŝ chyba zasobu źródeł pisanych. To wła śnie koncepcje współczesnej antropologii pozwalaj ą 20 prowadzi ć badania mikroregionalne uwolnione od obowi ązku poszu- Mwmiia fantomów „plemiennych", które s ą arbitralnymi produktami porz ądkuj ących skłonno ści archeologów i historyków (por. rozdz. 5). Niestety, w Polsce wci ąŜ jeszcze antropologiczna edukacja archeo- logów i historyków jest na ogół zredukowana do zaj ęć z tradycyjnej 1'łnonrafii opisuj ącej realia Ŝycia na dawnej wsi. Uczy ona korzystania / l/w. analogii etnograficznych, ale nie kształtuje nawyku poszukiwa- niu reguł oraz wzorców procesów i zjawisk społecznych. W poł ączeniu .' brakiem podstaw teoretycznych znakomicie utrudnia to korzystanie ' wiedzy antropologicznej w praktyce interpretacji archeologicznej i historycznej. Tymczasem to wła śnie znajomo ść struktury i mechanizmów funk- ¦ tonowania systemów kulturowych pozwoli przekształci ć wiedz ę o rze- f/uch ( źródłach archeologicznych), o słowach ( źródłach historycznych) i o formach ( źródłach ikonograficznych) w wiedz ę o ludziach, której poszerzanie powinno by ć głównym celem bada ń humanistycznych. W jego realizacji przeszkadza nam środkowoeuropejska tradycja głów- nie /darzeniowego podchodzenia do przeszło ści. Wyzwanie rzucone przez Lewisa Binforda archeologom anglosaskim w 1962 r., aby uzna ć iirdieologi ę za antropologi ę, nie odbiło si ę gło śniejszym echem w na- N/cj cz ęś ci świata. Niech ęć polskich archeologów do uznania si ę za an- liopologów przeszło ści owocuje konserwatyzmem i schematyzmem my ślenia, w którym dominuje bezrefleksyjne powtarzanie interpretacji nieprzystaj ących ju Ŝ do współczesnej wiedzy o strukturach i działa- niu społecze ństw ludzkich. Posługiwanie si ę najprostszymi analogiami i wnioskowaniem „zdroworozs ądkowym" sprzyja raczej potwierdza- niu ju Ŝ ugruntowanych koncepcji ni Ŝ poszukiwaniu nowych. W dzisiejszych czasach nie ma powodu, aby oddziela ć tzw. kul- lure materialn ą od kultury pojmowanej cało ściowo, cho ć jest to nie- wątpliwie wygodny sposób unikni ęcia trudnych problemów interpre- tacyjnych. Jak ju Ŝ dawno ostrzegał Stefan Czarnowski (1956, s. 230): „Nale Ŝy jednak zdawa ć sobie spraw ę, Ŝe to oddzielenie materii od du- chu jest abstrakcj ą metodycznie dogodn ą, lecz której wynik potrzebuje poprawki". Skupienie si ę na faktach materialnych powinno wi ęc by ć lylko etapem przygotowawczym - sposobem zapanowania nad mas ą danych nieuchronnie „produkowanych" przez ka Ŝdą ekspedycj ę wyko- 21 paliskow ą. Unikanie przej ścia do etapu interpretacji antropologicznej skazuje archeologi ę na marginalizacj ę we współczesnej humanistyce. Przyszło ść polskiej archeologii wczesnego średniowiecza le Ŝy niew ątpliwie w d ąŜ eniu do pogodzenia dwóch paradygmatów - tra- dycyjnego d ąŜ enia do ci ągłego wzbogacania wiedzy faktograficznej z potrzeb ą sprostania wyzwaniom stoj ącym przed ka Ŝdą nauk ą huma- nistyczn ą, tj. z d ąŜ eniem do poznawania mechanizmów i procesów rozwoju społeczno-kulturowego. Wła śnie „archeologia średniowieczna wydaje si ę tworzy ć obszar wzajemnego wpływu i nakładania si ę obu tych podej ść " (S. Tabaczy ński 1993, s. 3). Mniej mog ę powiedzie ć 0 mediewistyce historycznej, ale chyba i tam potrzeba si ęgania do do- świadcze ń innych nauk staje si ę coraz bardziej oczywista. S ęk w tym, Ŝe w śród adeptów obu dyscyplin ta świadomo ść nie przekłada si ę na kon- kretne działanie, co ma swoje korzenie w edukacji uniwersyteckiej. Niestety, w kr ęgu marze ń pozostaje idea studiów interdyscypli- narnych, które przygotowywałyby kadry do kompleksowych bada ń za- gadnie ń wspólnych dla ró Ŝnych nauk historycznych. A wła śnie wczes- ne średniowiecze jest okresem szczególnie predestynowanym do pro- wadzenia bada ń pozwalaj ących na dokonanie jako ściowego post ępu w naszej wiedzy o tym jak Ŝe ciekawym, lecz trudnym do obja śnienia czasie, w którym kształtowały si ę zr ęby Europy takiej, jak ą dzisiaj znamy. Chyba wi ęc tylko siła inercji sprawia, Ŝe nie podj ęto jeszcze próby powołania studiów „mediewistycznych", których program za- wierałby komplementarnie uj ęte elementy archeologii, historii sztuki 1 historii, a tak Ŝe ł ącz ącej te trzy dyscypliny numizmatyki. Absolwenci takich studiów, dysponuj ąc podstawow ą wiedz ą z zakresu ró Ŝnych na- uk, byliby świadomymi konsumentami informacji uzyskanej w trakcie specjalistycznych analiz ró Ŝnego rodzaju źródeł. Archeolodzy i histo- rycy musz ą si ę bowiem zjednoczy ć „jasno wyra Ŝonym celem badaw- czym: wspólnym odczytywaniem źródeł (jakiekolwiek by one były)" (J. Banaszkiewicz 2006, s. 201). Poza przygotowaniem praktycznym, interdyscyplinarna współpra- ca badaczy przeszło ści wymaga te Ŝ jednak niezb ędnego zasobu wiedzy ogólnej. Nie chodzi tu o podstawy filozofii, logiki i ogólnej metodo- logii prowadzenia działalno ści naukowej, których dostarczaj ą chyba wszystkie powa Ŝne programy wy Ŝszych studiów, lecz raczej o wiedz ę 22 wiilTopologiczn ą pomagaj ącą zrozumie ć funkcjonowanie społecze ństw niedostatecznie o świetlonych przez źródła pisane. Bez takiej wiedzy nirheologia wcze śniejszego średniowiecza nigdy nie wyjdzie poza okupione na materialnych aspektach kultury przyczynkarstwo do dzie- |ów pisanych przez historyków, mediewi ści-historycy za ś nie przezwy- iiez ą skrajnej fragmentaryczno ści najwcze śniejszych źródeł pisanych. Wczesne średniowiecze jako okres przej ściowy do czasów, które po- zostawiły ju Ŝ obfito ść świadectw pisanych, wymaga podej ścia umo Ŝ- liwiaj ącego opisanie dziejów naszych odległych przodków, a nie tylko opisanie materialnych oraz werbalnych przejawów ich indywidual- nej i społecznej aktywno ści. Bez wiedzy antropologicznej obie nauki w dalszym ci ągu b ędą działa ć obok siebie, oddzielnie borykaj ąc si ę / brakiem precyzji chronologicznej i trudno ściami w uogólnieniu zna- izcnia zbyt licznych źródeł archeologicznych oraz z niejasno ści ą zbyt nielicznych źródeł pisanych. Niestety, świadomo ść tej zale Ŝno ści nie jest powszechnie uznan ą ize ści ą paradygmatu polskiej mediewistyki. Jest to skutek lekcewa Ŝenia leorii przez wi ększo ść programów uniwersyteckich, w których główny imeisk kładzie si ę na utrwalanie wiedzy porz ądkuj ącej i powtarzanie gotowych schematów post ępowania badawczego. Nie powinno wi ęc d/iwi ć, Ŝe ogromna wi ększo ść polskich mediewistów upatruje post ępu poznania przedpi śmiennej przeszło ści raczej w doskonaleniu wiedzy faktograficznej ni Ŝ w zmianach schematów my ślenia o tej przeszło ści. Wśród archeologów przekłada si ę to na opini ę, Ŝe przede wszystkim li z ęba wi ęcej kopać i dokładniej porz ądkowa ć (typologicznie i chrono- logicznie) pozyskane znaleziska, a post ęp poznawczy nast ąpi niejako automatycznie. W śród historyków za ś schodzenie na poziom ju Ŝ na- wet pojedynczych słów i semantyki ma zwi ększy ć dost ęp do prze- szło ści. Tote Ŝ znacznie wi ęcej zwolenników ma pozytywistyczne po- twierdzanie, a nie popperowskie kwestionowanie zastanych hipotez. Wynika to w znacznym stopniu z braku wiedzy teoretycznej, który po- zostawia badacza bezradnym w naturalnej skłonno ści do rozumowania zdroworozs ądkowego. Szuka wi ęc raczej podobie ństw i ci ągło ści ni Ŝ ró Ŝnic i kryzysów, tworz ąc ewolucjonistyczne wizje kusz ące elegancj ą płynnego wywodu, ale zbyt uproszczone, aby były przekonuj ące. Cho ć uporz ądkowane nast ępstwo zdarze ń wydaje si ę odzwierciedla ć ukryt ą 23 logik ę procesu historycznego, to jednak nie mo Ŝna przyj ąć , Ŝe uchwy- cona sekwencja chronologiczna jest jednoznaczna z ła ńcuchem przy- czynowo-skutkowym wyja śniaj ącym społeczno-kułturow ą dynamik ę przeszło ści. Niech ęć do korzystania z wiedzy „modelowej" jest cz ęś ciowo spo- wodowana obaw ą przed oderwaniem si ę od obiektywnie istniej ących źródeł. I rzeczywi ście - nieuniknion ą cen ą uogólniaj ącego spojrze- nia na tera źniejszo ść czy przeszło ść jest zgubienie wielu szczegółów. Druga przyczyna le Ŝy w podejrzliwo ści w stosunku do wiedzy teore- tycznej wypracowanej przez inne nauki4. Jest jednak faktem, Ŝe na- uki historyczne s ą z reguły konsumentami koncepcji formułowanych przez badaczy tera źniejszo ści. Trzeba to sobie u świadomi ć, aby unik- nąć złudnego poczucia niezale Ŝno ści od nauk społecznych i naiwnej wiary, Ŝe odległa przeszło ść jest obiektem bada ń, który nie wymaga wiedzy antropologicznej ukształtowanej przez obserwacje nowo Ŝytne- go i współczesnego zró Ŝnicowania ludzko ści. 4 Skrajnym przykładem takiej postawy s ą deklaracje niektórych przedstawicieli tzw. krakowskiej szkoły archeologii historycznej, którzy wykazuj ą daleko id ący scep- tycyzm odno śnie do „prób uwikłania archeologicznych norm badawczych w jakie ś nie nale Ŝą ce do tej nauki struktury teoretyczne (a bywaj ą to niekiedy dziwne konfi- guracje ideologiczno-teoretyczne, dawniej narzucane sił ą [sic\ - P.U.], obecnie za ś wymogami mody światowej)" (M. Parczewski 1999, s. 2). \. POCZ ĄTKI PA ŃSTW WCZESNO ŚREDNIOWIECZNYCH JAKO PROBLEM INTERDYSCYPLINARNY I ilcratura po świ ęcona procesom towarzysz ącym wyłanianiu si ę we wcze śniejszym średniowieczu stabilnych organizacji terytorial- nych jest ogromna, a temat wydaje si ę nale Ŝeć do tych, które nigdy me nie wyczerpuj ą i wci ąŜ przyci ągaj ą uwag ę mediewistów. Dotyczy lo oczywi ście równie Ŝ pocz ątków pa ństwa piastowskiego, którego „na- gle" pojawienie si ę w drugiej połowie X w. na geopolitycznej scenie 1'uropy Środkowej niezmiennie fascynuje kolejne pokolenia badaczy. Wci ąŜ jednak, jak si ę wydaje, nie mamy jasnej wizji tego, co stało nic w X w. na ziemiach poło Ŝonych mi ędzy Wisł ą a Odr ą. Jest to bo- wiem przykład „wydarzenia" o znaczeniu fundamentalnym dla dzie- |ów narodowych, lecz bardzo fragmentarycznie na świetlonego przez /uchowane źródła. Skromno ść dost ępnych informacji skłaniała cz ę- Nlo badaczy do wypełniania luk w wiedzy faktograficznej domysłami o ró Ŝnym poziomie wiarygodno ści. Koronnym przykładem takich za- hiegów jest monumentalne, wielotomowe dzieło Henryka Łowmia ń- ukiego Pocz ątki Polski (1963-1985), które na wiele lat ukierunkowało Mpnsób my ślenia wi ększo ści polskich mediewistów. Siła tej wyrazistej wizji tak dalece zdominowała histori ę wykładan ą i pisan ą, Ŝe na wie- le lat zapanował pewien zastój koncepcyjny i ukształtował si ę hie- inlyczny model pocz ątków polskiej pa ństwowo ści. Impulsy do podj ęcia krytycznej dyskusji wyszły raczej ze środo- wiska archeologów ni Ŝ historyków. To badacze materialnych śladów przeszło ści, stymulowani przez wci ąŜ powi ększaj ący si ę zasób no- wych informacji szczegółowych, mieli coraz wi ększe problemy z ob- in śnianiem swoich danych za pomoc ą ewolucjonistycznego modelu przemian powoli wiod ących od struktur „małoplemiennych" przez „wielkoplemienne" do „pa ństwa". Spowodowało to stopniowe uwal- nianie si ę archeologii wcze śniejszego średniowiecza spod „dyktatu" historii, która kiedy ś narzuciła priorytet źródeł pisanych w odtwarza- 25 niu pocz ątków organizacji pa ństwowej. T ę „wy Ŝszo ść " historii utrwa- liły teoretyczne przygotowania do kampanii bada ń „milenijnych" (por. analiz ę dokumentów w: B. Noszczak 2003, s. 32 n.) i skłonno ść do ła- twego syntetyzowania widoczna w pracach niektórych badaczy źródeł pisanych. Nie dziwi wi ęc, Ŝe do dzisiaj wielu „archeologów zajmuj ących si ę czasami wczesnohistorycznymi jest zara Ŝonych fetyszyzmem pod- ręczników historii i wiar ą, Ŝe historia naprawd ę przypominała pi ęk- ne wizje, jakie historycy skłonni s ą malowa ć dla zafascynowanych czytelników. Cudowne dotkni ęcie Bolesława Chrobrego uszlachetnia wszystko, nawet najmniejsze resztki jakiej ś budowli" (J. Banaszkie- wicz 2006, s. 198). Nowoczesna archeologia nie jest ju Ŝ jednak tylko dyscyplin ą pomocnicz ą historii, dostarczaj ąc co roku wci ąŜ nowych źródeł i inspiracji interpretacyjnych. Mimo zadawnionych komplek- sów i sporów kompetencyjnych nie ulega jednak w ątpliwo ści, Ŝe obie nauki s ą „na siebie skazane" - bez współpracy interdyscyplinarnej trudno b ędzie dokona ć istotnego post ępu w odtwarzaniu fascynuj ą- cego procesu kształtowania si ę wczesnych pa ństw w naszej cz ęś ci Europy. Współpraca bilateralna jednak nie wystarczy, bo zarówno archeo- log, jak i historyk potrzebuj ą ogólnych koncepcji oraz teorii wyja ś- niaj ących funkcjonowanie społecze ństw i zachowanie pojedynczych ludzi w ró Ŝnych sytuacjach. Takich uogólnie ń trzeba oczywi ście uŜywa ć w narracji konkretnie osadzonej historycznie, a więc umiesz- czonej w ramach zdefiniowanych czasowo i geograficznie. Tymcza- sem wi ększo ść archeologów i historyków porusza si ę wci ąŜ w ramach schematów zdroworozs ądkowego postrzegania przeszło ści, ekstrapo- luj ąc w odległe cz ęsto czasy dzisiejszy system warto ści moralnych, estetycznych, ekonomicznych czy politycznych. Wci ąŜ brakuje prób krytycznej rewizji pogl ądów na pocz ątki pa ństwa polskiego, które próbuje si ę tylko „opisywa ć", uzupełniaj ąc indywidualn ą wyobra źni ą luki źródłowe. Tymczasem trzeba si ę zasta- nowi ć: czym było wczesne pa ństwo; jak było zarz ądzane; jak mogło funkcjonowa ć na scenie geopolitycznej; jaki miało system finansowa- nia itd. Tradycyjna metoda retrodukcji, dobrze na świetlonej źródłami sytuacji z XII-XIII w., w wypadku X, a nawet XI w. nie sprawdza si ę, 26 Kilyz to były dwa ró Ŝne światy. Podobnie nieskuteczne jest cz ęsto ko- i/ystanie z analogii bogatszych w źródła obszarów s ąsiednich. Dla te- H<> najwcze śniejszego okresu pa ństwowo ści trzeba zatem wypracowa ć imwe koncepcje teoretyczne i próbowa ć ich weryfikacji za pomoc ą do- Mepnych źródeł. Do ść powszechna, jak si ę wydaje, wiara w mo Ŝliwo ść nieukie- nmkowanej teoretycznie rekonstrukcji rzeczywisto ści wczesno śred- niowiecznej jest zwodnicza i zawodna. Ilo ść dostępnych i mo Ŝliwych tlo wyprodukowania danych dawno ju Ŝ bowiem przekroczyła mo Ŝli- wo ści percepcji pojedynczych badaczy. Musz ą wi ęc dokonywa ć se- lekcji opartej na świadomym lub (co gorsza) nie całkiem świadomym odwoływaniu si ę do koncepcji teoretycznych. To one pomagaj ą nam /decydowa ć, które fakty mog ą by ć wa Ŝne dla zrozumienia badanych procesów i zdarze ń oraz ich kontekstów. Niestety, aktywno ść człowieka jest o wiele bardziej zło Ŝona ni Ŝ < >b ja śniaj ące j ą teorie. Rzeczywisto ść społeczna była i jest zagmatwana i jest ex definitione niedoskonale utrwalona w ró Ŝnego rodzaju świa- dectwach (werbalnych, ikonograficznych i materialnych), które zawie- raj ą potencjalnie u Ŝyteczne informacje. Tymczasem wszelkie teorie, /.godnie z ich rol ą, deklaruj ą zazwyczaj modelow ą spójno ść obja śnia- nej rzeczywisto ści (por. M. Mann 1986, s. VIII). Lawiruj ąc mi ędzy danymi a teoriami, ka Ŝdy badacz musi wi ęc sam odnale źć wła ściw ą płaszczyzn ę równowagi, tworz ąc kolejne interpretacje przeszłej rze- czywisto ści. Musimy si ę pogodzi ć z tym, Ŝe stan wiedzy archeologicznej i stan zachowania źródeł historycznych nie pozwalaj ą na formułowa- nie własnych śmielszych koncepcji teoretycznych. Szukaj ąc pomo- cy w naukach społecznych i etnologicznych, historycy i archeolo- dzy jednak si ę rozczarują. Zamiast jednoznacznych recept zobacz ą, ze współczesna antropologia odeszła ju Ŝ od prób tworzenia cało ścio- wych i uniwersalnych wizji dziejów kultury. Oferuje natomiast inter- pretacje zmian zachodz ących w śród konkretnych społeczno ści w ści śle okre ślonych przedziałach chronologicznych (np. A. Posern-Zieli ński 27 1995). Nie mo Ŝna zatem si ęgn ąć po dowoln ą koncepcj ę teoretyczn ą, szukaj ąc jej potwierdzenia w dowolnym czasie i na dowolnym terenie. Wiedza teoretyczna bowiem musi by ć skorelowana z wiedz ą o uwa- runkowaniach historycznych. Chocia Ŝ wi ęc zarówno historyk, jak i ar- cheolog potrzebuj ą ogólnych koncepcji oraz teorii wyja śniaj ących, jak działaj ą społecze ństwa ludzkie i jak zachowuj ą si ę pojedynczy ludzie, to trzeba ich u Ŝywa ć w narracji dokładnie osadzonej historycznie, tj. czasowo i przestrzennie. Zajmuj ąca si ę problematyk ą genezy pa ństw, czyli procesami sta- bilizowania instytucji kontroli terytorialnej, antropologia polityczna i etnohistoryczna skupia si ę głównie na funkcjonowaniu tzw. wo- dzostw, będących organizacjami terytorialnymi zarz ądzanymi central- nie, lecz na podstawie przyzwolenia społecznego, i odwołuj ącymi si ę wci ąŜ do wi ęzów faktycznego lub wyimaginowanego pokrewie ństwa. To wła śnie wodzostwo zostało uznane za uniwersaln ą form ę organi- zacji politycznej, która wyst ępuje mi ędzy zorganizowanymi na skal ę lokaln ą społecze ństwami wzgl ędnie egalitarnymi, zdominowanymi przez współprac ę sterowan ą regułami pokrewie ństwa, a społecze ń- stwami wyra źnie zhierarchizowanymi z centralnym o środkiem decy- zyjnym, zdolnym narzuci ć swoj ą wol ę mieszka ńcom kontrolowanego terytorium. „W klasycznym uj ęciu wodzostwo traktowane było ja- ko jednostka polityczno-gospodarcza, w której przywódca wypełniał przede wszystkim funkcje głównego koordynatora spraw społecznych i ekonomicznych" (A. Posern-Zieli ński, M. Kairski 2003a, s. 326). Cho ć wodzowie mieli uprzywilejowan ą pozycj ę, wynikaj ącą z utrwa- lonego tradycj ą statusu wiod ącego rodu, to jednak nie dysponowali mo Ŝliwo ści ą autorytarnego egzekwowania decyzji przez legitymizo- wane u Ŝycie przemocy. Dzisiaj termin „wodzostwo" odnosi si ę głównie do sfery poli- tycznej, natomiast szczegółowe kwestie ideologiczne, gospodarcze czy społeczne mog ą by ć rozwi ązywane w ró Ŝnorodny sposób - zale Ŝ- nie od konkretnej sytuacji historycznej. Trzeba pami ęta ć, Ŝe cho ć orga- nizacje wodzowskie mog ą si ę przekształci ć w pa ństwa, to nie ma takiej konieczno ści, wszystko bowiem zale Ŝało od konkretnych warunków historycznych i działa ń konkretnych ludzi d ąŜą cych do zwi ększenia zakresu swojej władzy. Problem polega na tym, Ŝe granica mi ędzy roz- 28 wini ętym wodzostwem a wczesnym pa ństwem nie jest jednoznaczna. W tym pierwszym obecne ju Ŝ s ą elementy niezb ędne do utworzenia Mnbilnej organizacji terytorialnej, a w tym drugim wci ąŜ jeszcze prze- bywaj ą si ę cechy ustroju rodowego. Za decyduj ący przełom w procesie tworzenia prawdziwego pa ństwa mo Ŝna uzna ć ukształtowanie si ę apa- ratu kontroli administracyjnej, czyli warstwy „biurokracji" czerpi ącej zyski z delegacji władzy uzyskanej z centrum politycznego (tam Ŝe, N. 328), ale ju Ŝ stwierdzenie, sk ąd wzi ął si ę taki system zhierarchizo- wuncj kontroli, mo Ŝe by ć bardzo trudne. Niestety, kluczowy dzi ś, jak s ądz ę, postulat wykorzystania do- liwiadcze ń antropologii kulturowej w badaniach nad kształtowaniem nic pa ństw wczesno średniowiecznych (np. P. Urba ńczyk 2000a, rozdz. .1; te Ŝ 2006b) wci ąŜ jeszcze budzi zastrze Ŝenia badaczy nieprzyzwy- czujonych do polidyscyplinarnego podej ścia do bada ń mediewistycz- nych. Ich w ątpliwo ści wzbudza to, Ŝe „wnioski antropologów opieraj ą hiv na wynikach bada ń empirycznych współczesnych grup etnicznych /.umieszkuj ących ró Ŝne cz ęś ci świata". Uznaj ą wi ęc, i Ŝ „Trudno [...] te ustalenia, na dodatek nie maj ące charakteru spójnej teorii, przenosi ć mi historyczne społeczno ści z ziem polskich sprzed ponad tysi ąca lat" (A. Buko 2005, s. 81, przypis 2). Alternatyw ą jest jednak pozostanie w kr ęgu naiwnych stwierdze ń, np. o „słu Ŝebnej roli instytucji pier- wotnego pa ństwa wobec powołuj ącego j ą do Ŝycia społecze ństwa" ((i. Labuda2002, s. 46). Rozwa Ŝaj ąc źródła powstania pa ństwa, trzeba uwzgl ędni ć zarów- no czynniki wynikaj ące ze zmian wewn ętrznych, jak i te sprowo- kowane kontaktami ze światem zewn ętrznym. Nie sposób przy tym wskaza ć jaki ś czynnik, który w ka Ŝdej sytuacji historycznej miałby luk ą samą moc sprawcz ą. Równie wa Ŝny mo Ŝe by ć przyrost demo- graficzny generuj ący presj ę społeczn ą i skłonno ść do ekspansji prze- Ntrzennej, jak innowacje technologiczne i organizacyjne pozwalaj ące n/yska ć przewag ę nad s ąsiadami czy te Ŝ umiej ętno ść skanalizowania potrzeb ideologicznych w postaci ustanowienia centrum kultowego lub zdolno ść zorganizowania obronnej lub zaczepnej akcji militarnej albo 29 te Ŝ umiej ętno ść przyswojenia sobie do świadcze ń innych społecze ństw, które odniosły sukces w jakiej ś sferze Ŝycia społeczno-gospodarczo- -politycznego. Trudno z góry przyzna ć decyduj ącą wag ę któremu ś z tych czynni- ków i z reguły tworzy si ę dzisiaj wyja śnienia kompleksowe, próbuj ąc uchwyci ć przyspieszaj ącą sił ę sprz ęŜ eń zachodz ących pod wpływem współdziałania ró Ŝnych elementów. Trudno ści w uchwyceniu tych skomplikowanych procesów pogł ębia typowa sytuacja, Ŝe to dopiero pa ństwo wprowadza pismo i zwyczaj rejestrowania pewnych faktów. Jednocze śnie elity „nowego" pa ństwa widz ą jego nawet nieodległ ą przeszło ść w sposób specyficznie ska Ŝony, d ąŜą c do legitymizacji swojej uprzywilejowanej pozycji przez manipulowanie pami ęci ą histo- ryczn ą, co stawia historyka w trudnej sytuacji. Z kolei archeolog mo Ŝe w ogóle nie dostrzec w materialnych świadectwach śladów jakiego ś przełomu organizacyjno-ideologicznego i potrzebuje zewn ętrznej in- formacji „historycznej" o procesach politycznych. Stwarza to sytuacj ę wzajemnego uzale Ŝnienia obu nauk. Mimo to na oczywisty niedostatek refleksji teoretycznej we współczesnej polskiej mediewistyce nakłada si ę niedorozwój współpracy interdy- scyplinarnej. Historyk, archeolog, historyk sztuki, j ęzykoznawca i an- tropolog historyczny mówi ą dzisiaj ró Ŝnymi j ęzykami, nawet je śli mó- wi ą o tym samym. Tote Ŝ ich wizje pocz ątków polskiej pa ństwowo ści są nieuchronnie ró Ŝne, a ich dyskusje podszyte s ą wzajemn ą podejrz- liwo ści ą lub poczuciem wy Ŝszo ści posiadaczy szczegółowej wiedzy źródłoznawczej. Dowiodła tego sesja o pocz ątkach pa ństw wczesno- średniowiecznych, zorganizowana w ramach I Kongresu Mediewistów Polskich (Toru ń, 16-18 wrze śnia 2002 r.). Miała ona wła śnie ukaza ć (cho ćby tylko w zarysie) te ró Ŝnice w percepcji korzeni naszej orga- nizacji terytorialnej. Zaprosiłem wi ęc do zaprezentowania tam swoich pogl ądów przedstawicieli trzech ró Ŝnych nauk: archeologii, historii i antropologii kulturowej, aby przedstawili swoje sposoby podej ścia do tego problemu. Mimo wzajemnej wymiany grzeczno ści, tre ść tych trzech referatów wyra źnie potwierdziła utrzymywanie si ę ró Ŝnic me- todologicznych, metodycznych i interpretacyjnych. Niemniej jednak z ka Ŝdej strony padały opatrzone zastrze Ŝenia- mi deklaracje o konieczno ści współpracy. Historyk przyznał, Ŝe „po- 30 nlt,*p bada ń nad jego [pa ństwa polskiego] uformowaniem si ę warunkuje || przybór źródeł archeologicznych i rozwój metod ich interpretacji" (S Kosik 2004, s. 251). Archeolog stwierdził, Ŝe dla rozwoju bada ń nml pocz ątkami pa ństwa polskiego „niezwykle wa Ŝne b ędą [...] in- upiincje antropologii kulturowej oraz antropologii historycznej, któ- rych dorobku archeologia nie mo Ŝe jednak przejmowa ć w sposób bez- krytyczny, w oderwaniu od własnego warsztatu badawczego" (M. Ka- in 2004, s. 302). Odwzajemniaj ąc te nadzieje, antropolodzy zrobili (jest zach ęty, podkre ślaj ąc, Ŝe badania etnohistoryczne „s ą mocno po- wii|zane ni ćmi mi ędzydyscyplinarnej współpracy z archeologi ą, któ- rn dzi ęki nowym i cz ęsto spektakularnym odkryciom pozwala na we- rylikacj ę dotychczasowych wizji przeszło ści, rekonstruowanych jesz- c/e do niedawna w oparciu o szczupłe i niekompletne źródła pisane" (A. Posern-Zieli ński, M. Kairski 2003a, s. 325). Dopiero bliska współ- pruca pozwoli „pokusi ć si ę o wspóln ą rekonstrukcj ę dawnych struk- Itit przedhistorycznych społeczno-politycznych, uwzgl ędniaj ącą realia Źródłowej dokumentacji i aktualny poziom refleksji ogólnej na temat pn ńslwa i jego genezy" (tam Ŝe, s. 334). Trudno si ę nie podpisa ć pod takim wnioskiem, który wspieraj ą /Ic do świadczenia nie tak odległej przecie Ŝ przeszło ści, w której „sa- inolnc" zmagania historyków, archeologów i historyków sztuki nieraz /wiodły ich na manowce pochopnych interpretacji. śadnej z tych na- uk nic mo Ŝna dzisiaj przypisa ć roli wiod ącej w rekonstruowaniu skom- plikowanego procesu kształtowania si ę pa ństw wczesno średniowiecz- nych, który trzeba bada ć, wykorzystuj ąc wszelkie dost ępne źródła i ró Ŝnorodne metody ich analizy. A przecie Ŝ przed nami jest jeszcze daleka droga, na której wci ąŜ Czeka na rozwi ązanie wiele istotnych problemów teoretycznych I szczegółowych. Cz ęść z nich jest rozwa Ŝana od dawna, lecz bez ostatecznych wniosków. Inne pojawiaj ą si ę w wyniku pozyskania no- wych danych lub „przy okazji" prób zastosowania nowych koncepcji teoretycznych. Lista ogólnych i szczegółowych pyta ń wci ąŜ wyma- gaj ących odpowiedzi okazuje si ę zaskakuj ąco długa, cho ć na pewno nic jest pełna. Oto przykłady wa Ŝnych pyta ń. Czy procesy pa ństwotwórcze miały charakter deterministyczny, c/.y „chaotyczny"? 31 Czy pojawianie si ę pa ństw w ró Ŝnych miejscach w ró Ŝnym czasie było skutkiem rozwoju linearnego, czy powtarzalno ści pewnych roz- wi ąza ń organizacyjnych? Czy decyduj ące były czynniki symboliczno-ideologiczne, czy ra- czej infrastruktura materialna? Czy decyduj ąca była rola zbiorowo ści, czy raczej wola jednostki? Czy „narodowa" perspektywa bada ń nad wczesnymi pa ństwami jest wła ściwa? Czy wła ściwy jest sam termin „pocz ątek pa ństwa" sugeruj ący jaki ś konkretny moment zwrotny? Czy mo Ŝna mówi ć o jakim ś uniwersalnym modelu budowy euro- pejskiego pa ństwa wczesno średniowiecznego? Czy pa ństwa wczesno średniowieczne mo Ŝna rozpatrywa ć w tych samych kategoriach co pa ństwa współczesne? Czy powstanie pa ństwa poprzedzały jakie ś stabilne organizacje terytorialne? Czy przewa Ŝały powolne procesy, czy raczej zmiany zachodziły skokowo? Czy o pa ństwie mo Ŝna mówi ć dopiero wtedy, kiedy o nim usły- szymy, czy te Ŝ wystarczy stwierdzenie obecno ści materialnych cech trwałej organizacji terytorialnej? Czy decyduj ąca była polityczna inicjatywa wewn ętrzna, czy ra- czej procesy wymuszone rozwojem sytuacji u s ąsiadów? Czy pierwszym władcom chodziło o wybicie si ę na ambitn ą nie- zale Ŝno ść , czy teŜ o oportunistyczne wpasowanie si ę do systemu geo- politycznego zdominowanego przez „supermocarstwa"? Czy w Europie Środkowej wa Ŝniejsze były organizacyjne wzorce zachodnie, wschodnie czy mo Ŝe północne? Czy pa ństwo zostało zjednoczone z gotowych cz ęś ci, czy te Ŝ po- wstało w wyniku ekspansji jednego centrum? Czy pa ństwo powstało w wyniku „umowy społecznej", czy te Ŝ wskutek zamachu na tzw. demokracj ę wiecow ą? A mo Ŝe było swoistym kompromisem mi ędzy „dyktatur ą" militar- ną a rozproszon ą demokracj ą? Czy wa Ŝniejsza była władza militarno-polityczna, czy społeczno- -gospodarcza? 32 (7y wczesne pa ństwo skupiało si ę na władzy nad terytorium, >, > raczej na kontroli nad zamieszkuj ącymi je lud źmi? (7,y obszar wczesnego pa ństwa stanowił jednolit ą przestrze ń za- i/i((l/.ania, czy te Ŝ strefy zró Ŝnicowanych wpływów politycznych? (zy centrum polityczne operowało długofalow ą perspektyw ą in- wcNlowania w przyszło ść , czy raczej polegało na krótkowzrocznej, iltmi/nej ekstrakcji nadwy Ŝek? (7y wa Ŝniejsza była ekspansja na zewn ątrz, czy umacnianie we- wn ętrznych struktur władzy? Kiedy nast ąpiło przej ście od dora źnej ekstrakcji zewn ętrznej (woj- ny, trybuty) do stabilnej eksploatacji wewn ętrznej (daniny, podatki)? Czy arystokracja wywodziła si ę z elit przedpa ństwowych, czy te Ŝ nioze została „stworzona" przez organizuj ącego sobie poparcie władc ę? Czy powstanie pa ństwa osłabiło, czy wzmocniło rol ę arystokracji, która usadowiła si ę mi ędzy władc ą a ludno ści ą produkcyjn ą? (7y pierwsi władcy d ąŜ yli do bezwzgl ędnej centralizacji, czy two- i/yli raczej system cz ęś ciowego delegowania władzy? (7y w sytuacji wewn ętrznej dominowały tendencje do środkowe wliulzy centralnej, czy te Ŝ od środkowe ambicje lokalnych przywód- ców'.' Czy prawo własno ści ziemi poprzedzało ustanowienie władzy |iithslwowej? Czy powstanie pa ństwa było uzale Ŝnione od wymuszenia zmiany solidarno ści krewniaczej na solidarno ść polityczn ą? Czy w działaniach pierwszych władców wida ć ró Ŝnic ę w stoso- wniiiu przemocy jako prywatnego aktu egzekwowania roszcze ń i bu- dowania pozycji społecznej i przemocy stosowanej w celu utrzymania porz ądku społecznego? Czy istniało jedno stabilne geograficznie centrum władzy poli- tviv.ncj, czy stanowił je rex ambulans1? Czy chrystianizacja stanowiła warunek sine qua non dla przetrwa- nia pa ństwa? Czy chrystianizacja centralnego o środka władzy stanowiła prze- lotu ideologiczny? Czy pa ństwa wczesno średniowieczne miały granice liniowe, czy te Ŝ oddzielone były od siebie strefami zró Ŝnicowanych wpływów? 33 Jaki był i jak si ę zmieniał system finansowania centralnego o środ- ka władzy? Jakie były współzale Ŝno ści ró Ŝnych struktur władzy społecznej, tj. politycznych, militarnych, ideologicznych i gospodarczych? Itd. Na cz ęść tych pyta ń b ędę próbował odpowiedzie ć w dalszych rozdziałach. Na niektóre z nich nie ma jednak jednoznacznej odpo- wiedzi, bo nie wyznaczaj ą one sytuacji bezwzgl ędnie alternatywnych. Cz ęść z nich mo Ŝe mie ć charakter retoryczny w konkretnych sytu- acjach historycznych. S ą te Ŝ takie, na które mo Ŝe nigdy nie uzyskamy odpowiedzi. Niemniej jednak ich liczba i zakres sugerowanej przez nie problematyki wskazuj ą, Ŝe badania nad pocz ątkami wczesno śred- niowiecznych pa ństw s ą jeszcze dalekie od zako ńczenia, co dotyczy równie Ŝ najwcze śniejszych dziejów pa ństwa piastowskiego. Poziom kompleksowo ści towarzysz ących im procesów nie powi- nien pozostawia ć w ątpliwo ści, Ŝe dalszy post ęp zarówno w badaniach nad narodzinami konkretnych pa ństw, jak i w dociekaniach historio- zoficznych mo Ŝliwy b ędzie tylko przy zespoleniu wysiłków archeolo- gów, historyków, antropologów oraz teoretyków-socjologów, którzy musz ą ze sob ą partnersko konkurowa ć. Bez wiedzy o oferowanym przez antropologi ę bogatym zestawie koncepcji teoretycznych „bardzo łatwo mo Ŝna niepotrzebnie wpa ść w banalne pułapki schematyzmu lub te Ŝ na nowo odkrywa ć przysłowiow ą Ameryk ę" (A. Posern-Zieli ński, M. Kairski 2003a, s. 333). Zatem „odkrywane [przez archeologów] kompleksy osadnicze i zespoły przedmiotów materialnych musz ą by ć umieszczane w kontek ście antropologicznym [...] [aby mo Ŝna było] ukształtowa ć je w cało ść , któr ą mo Ŝna odnie ść do Ŝyj ących niegdy ś form kulturowych lub społecznych" (J. Banaszkiewicz 2006, s. 199). Zmitologizowane wizje wczesnych dziejów pa ństw, do których to wizji ch ętnie odwołuje si ę frazeologia narodowo-patriotyczna, peł- ni ą cz ęsto funkcj ę eposu bohaterskiego, a ich władcy wchodz ą z re- guły do panteonów bohaterów narodowych. Heroiczne pocz ątki i daw- ne sukcesy staj ą si ę obiektem szczególnie intensywnych zabiegów 34 |ihipagandowych w okresach kryzysowych (np. utraty lub zagro Ŝenia ul i iilil pa ństwowo ści), w trakcie (od)budowy samodzielnego pa ństwa u I Im w celu „rewolucyjnych" prób wymuszenia zmian świadomo ści ^mlecznej. Bie Ŝą ce potrzeby polityczne legitymizowane s ą wtedy pr/ez odwołanie si ę do dawnej świetno ści oraz przez podkre ślanie „pradawnej" jedno ści etnicznej definiowanej przez skontrastowanie / mieszka ńcami s ąsiednich ziem. S ą to mechanizmy powszechnie ob- MTWowane w nowszych dziejach Europy - szczególnie w czasach lic/po średnio po rozpadzie pa ństw wielonarodowych, takich jak XIX- wieczna Szwecja oraz pó źniej: Austro-Węgry, carska Rosja, Zwi ązek Kiul/.iecki czy Jugosławia. We wszystkich tych przypadkach konstru- owanie „nowych" narodowych przeszło ści dokonuje si ę w podobny uposób, pomimo specyfiki lokalnych rozwi ąza ń zdeterminowanych sytuacj ą geopolityczn ą. Wizje pocz ątków poszczególnych pa ństw, kształtowane głównie pr/vz literatur ę nieprofesjonaln ą1 oraz podr ęczniki szkolne, stanowi ą / reguły istotn ą cz ęść mitów narodowych. Pełni ąc wa Ŝną funkcj ę w sy- Nlcniic identyfikacji narodowej, s ą mocno ugruntowane w zbiorowej świadomo ści mas konsumentów uproszczonej wiedzy historycznej. Sprawia to, Ŝe jakiekolwiek próby zmiany ustalonych schematów wymagaj ą du Ŝego wysiłku, który zreszt ą przynosi nieproporcjonalnie Nkromne rezultaty2. Przeszłość narodowa stanowi atrakcyjne źródło argumentów przy- datnych w dyskursie politycznym i geopolitycznym. Odwoływanie si ę najmniej, na znaczne uproszczenia. Przekonanie o tym, typowe dlii bada ń historii nowo Ŝytnej, nie jest powszechnie podzielane przez budaczy procesu wyłaniania si ę wczesnych pa ństw, którzy maj ą skłon- no ść do traktowania ka Ŝdego przypadku jak historycznego unikatu. Innym truizmem jest stwierdzenie, Ŝe pa ństwa wczesno średnio- wieczne w niewielkim stopniu przypominały te precyzyjnie rozgrani- 37 czone, skutecznie zarz ądzane i do ść stabilne organizacje terytorialne, jakie znamy z najnowszych dziejów. Przed ponad tysiącem lat typowe były raczej brak granic liniowych, powa Ŝne problemy logistyczne i du Ŝa dynamika geopolityczna. Trzeba by wi ęc sformułowa ć dla tego okresu definicj ę „łagodniejsz ą", ale jednak odwołuj ącą si ę do klasycznych pro- pozycji Maksa Webera. Spróbujmy zatem na pocz ątek przyj ąć , Ŝe w in- teresuj ącym nas czasie pa ństwo było scentralizowan ą organizacj ą nadzo- ruj ącą populacj ę zamieszkuj ącą pewien z grubsza okre ślony obszar, w ra- mach którego władca ro ścił sobie pretensje do zwierzchno ści i mniej lub bardziej skutecznie egzekwował „swoj ą" wizj ę porz ądku społecznego. Immanentny dynamizm takiej koncepcji sprawia, Ŝe tradycja uto Ŝ- samiania pocz ątków pa ństwa piastowskiego z ochrzczeniem si ę jego pierwszego historycznego władcy musi zosta ć zast ąpiona wizj ą procesu du Ŝo bardziej rozci ągni ętego w czasie. Nie chodzi przy tym o powrót do ewolucjonistycznej koncepcji rozci ągni ętego w długim czasie stop- niowego przyrostu czynników pa ństwotwórczych, lecz o uchwycenie „momentów" przełomowych, b ędących skutkami konkretnych działa ń. Rok 966 trzeba wi ęc traktowa ć tylko jako pocz ątek wzgl ędnie świado- mego zwrócenia si ę ku łaci ńskiej wersji kultury śródziemnomorskiej i karoli ńsko-otto ńskiej tradycji organizacyjnej. Ta decyzja kierowane- go przez Mieszka Siemomysłowica o środka władzy politycznej zdeter- minowała dalszy rozwój pa ństwa, które wprowadził na geopolityczn ą scen ę chrze ścija ńskiej Europy. W polskiej historiografii od ponad trzech dziesi ęcioleci dominowa- ła wizja najlepiej wyeksplikowana w monumentalnym dziele Henryka Łowmia ńskiego Pocz ątki Polski opublikowanym w kolejnych tomach w latach 1963-1985. Pomimo upływu ponad dwóch dekad od zako ń- czenia tego wielkiego przedsi ęwzi ęcia, jego wpływ wci ąŜ jest widocz- ny w Polskiej historiografii. Siła tej wizji wpłyn ęła bowiem na sposób my ślenia niemal całej nast ępnej generacji historyków i archeologów badaj ących pocz ątki polskiej (i nie tylko) pa ństwowo ści. Mimo niew ątpliwie marksistowskich inspiracji, jest to koncep- cja, której zało Ŝenia mo Ŝna sklasyfikowa ć jako ewolucjonistyczne. 38 fa\ autor śledził w Europie Środkowo-Wschodniej procesy liczone Muleciami, ukazuj ąc „naturalny" niejako ci ąg zmian logicznie z siebie wynikaj ących. Uwa Ŝał, Ŝe w VII w. problemy zwi ązane z ekspansj ą terytorialn ą Słowian realizowan ą w konfrontacji z ludami germa ńskimi I Mcpowymi miejsca nowym konieczno ściom i tendencjom wewn ętrznym nios ącym lepsze upimohy gospodarowania i uintensywnienie produkcji, zmienione metody i formy Ŝy- i IK społecznego i politycznego, uwie ńczone powstaniem wielu pa ństw słowia ńskich, •lopniowo wypełniaj ących w okresie od drugiej połowy w. VIII do ko ńca w. X rozle- ci \ (ihs/ar mi ędzy Bałtykiem i Ładog ą na północy a Adriatykiem, M. Egejskim oraz ¦¦¦\< p.iini czarnomorskimi na południu (H. Łowmia ński 1985, s. 5). Deklaruj ąc konieczno ść „twórczego nawi ązania do osi ągni ęć po- zytywizmu", co miało pozwoli ć na „wykrycie obiektywnych podstaw i kierunku rozwoju społecze ństwa" (H. Łowmia ński 1973, s. 363), opisywał proces stopniowego agregowania społeczno ści słowia ńskich w coraz wy Ŝej zorganizowane struktury: od „małoplemiennych" przez „wielkoplemienne" do „pa ństw". Bli Ŝsza analiza pogl ądów H. Łowmia ńskiego wskazuje, Ŝe autor h\\ co najmniej niekonsekwentny. Z jednej strony podkre ślał bowiem /determinowanie procesu kształtowania si ę pa ństw przez działanie „czynników grupowego, czyli społecznego, i ustrojowo-politycznego, |.| uzale Ŝnione od zaistnienia odpowiednich warunków ekonomicz- nych, które czyniły realnym budow ę aparatu pa ństwowego, a zara- zem mobilizowały okre ślone siły społeczne" (H. Łowmia ński 1970, ». 115). Jednocze śnie jednak zwracał uwag ę, Ŝe „centraln ą rol ę odgry- wała osoba ksi ęcia zwierzchniego" (tam Ŝe, s. 109) i skupiona wokół niego elita polityczna oraz jej świadomo ść „modelu nowego ustroju, co wi ęcej akceptacja tego modelu jako programu działania" (tam Ŝe, n. 115). Wymowa źródeł w oczywisty sposób wskazywała bowiem, /c przełomowy etap przej ścia do organizacji pa ństwowej „nie nast ę- puje automatycznie" (tam Ŝe, s. 115) po osi ągni ęciu pewnego stadium rozwoju społeczno-gospodarczego. Do dopełnienia procesu dziejowe- go konieczny był aktywny udział władcy plemiennego zdeterminowa- nego w d ąŜ eniu do poszerzenia zakresu swej władzy. „Przekształcenia władzy plemiennej we władz ę zwierzchniego ksi ęcia, tzn. genezy wła- (l/y pa ństwowej" nie interpretował jednak jako wyniku jednostronnego 39 narzucenia wi ększo ści woli dominuj ącej politycznie jednostki, „ponie- wa Ŝ ksi ąŜę ta działali równie Ŝ dla dobra ludno ści, zapewniaj ąc jej po- kój wewn ętrzny i bezpiecze ństwo przed zagro Ŝeniem zewn ętrznym". Zatem zmiana ustroju mogła si ę dokona ć cz ęś ciowo „na zasadzie do- browolnego poddania si ę demokracji plemiennej przedstawicielowi nowej władzy, pa ństwowej" (tam Ŝe, s. 108). Wida ć tu prób ę poł ączenia dwóch tendencji widocznych wcze ś- niej w polskiej historiografii. Jedn ą, zakładaj ącą stopniowy rozkład „gminowładztwa" w wyniku przemian wewn ętrznych, zapocz ątkował Joachim Lelewel (np. 1855, s. 33 n.). Dla jego pokolenia, próbuj ącego otrz ąsn ąć si ę z szoku po upadku I Rzeczypospolitej, „zgoda" narodowa miała bowiem walor nadrz ędny. Drug ą koncepcj ę, podkre ślaj ącą decy- duj ące znaczenie podboju wewn ętrznego, w wyniku którego „ksi ąŜę chwycił w swoje r ęce władz ę nieograniczon ą", wypromował ćwier ć wieku pó źniej Michał Bobrzy ński (1879, s. 60 n.), który jako aktywny członek stronnictwa „Sta ńczyków" gloryfikował zalety silnej władzy centralnej, przypisuj ąc j ą ju Ŝ pierwszym Piastom. Podj ęta przez H. Łowmia ńskiego próba pogodzenia przekonania o stopniowo ści i nie- uchronno ści procesu wiod ącego ku wy Ŝszemu stadium pa ństwowo ści, z podkre ślaniem newralgicznej roli decyzji podejmowanych przez elity polityczne, musiała zaowocowa ć wizj ą co najmniej niekonsekwentn ą. Drug ą cech ą dominuj ącej do niedawna koncepcji ukształtowa- nia si ę pa ństwa wczesnopiastowskiego było nadanie temu procesowi charakteru „narodowego". To ów wszechobecny naród „z jednej stro- ny był sił ą konstytutywn ą pa ństwa i decyduj ącym czynnikiem w Ŝy- ciu politycznym, a z drugiej strony emanacj ą społecze ństwa w jego uświadomionych politycznie kategoriach". Ten naród, to „rekrutuj ący si ę z grupy etnicznej firmuj ącej pa ństwo [...] szerszy kr ąg społeczny o zmiennym zasi ęgu, przywi ązany do pa ństwa, zaanga Ŝowany afirma- tywnie w jego Ŝyciu [...], gotowy do obrony pa ństwa i do po świ ęce ń na rzecz jego dobra" (H. Łowmia ński 1985, s. 6). Słycha ć tu wyra źnie echa ideologii wywodz ącej si ę z XIX-wiecznego ideału pa ństwa na- rodowego. Posiadanie samodzielnego pa ństwa miało w niej znaczenie decyduj ące dla bytu narodu rozpatrywanego w kategoriach nie tyl- ko etnicznych, ale tak Ŝe (przede wszystkim?) politycznych. Pa ństwo miało by ć emanacj ą narodu i gwarancj ą jego przetrwania. Nie dziwi 40 faleni podkre ślanie „narodowych" aspektów procesu kształtowania si ę wt/esnych pa ństw, który miał by ć przejawem „zwyci ęstwa idei naro- tluwcj nad plemiennymi sentymentami" (H. Łowmia ński 1973, s. 415). Wywiedzenie narodu z pradawnej przeszło ści i przypisanie mu (Mocy pa ństwotwórczej kreowało wyidealizowany byt, który w ci ą- (|le| konkurencji z s ąsiadami przetrwał wszystkie zawieruchy dziejo- we i miał obowi ązek dalszego trwania. Pomimo wielu zmian, jakie M*/\y w stosunkach geopolitycznych i w sytuacji wewn ętrznej wielu pa ństw Europy Środkowo-Wschodniej, takie patriotyczno-nacjonali- alyiY.ne sentymenty s ą wci ąŜ obecne w dyskusjach o wczesnej historii lej cz ęś ci kontynentu. Szczególnie wyra źne jest to w tych pa ństwach, klóie niedawno powróciły na polityczn ą map ę Europy lub pojawiły nic na niej po raz pierwszy, tj. na Białorusi (np. M. Ermalovic 2001), l.ilwie (np. A. Luchtanas 2000), Ukrainie oraz w Słowacji (np. D. Ća- ploviC 2000) i Czechach (np. D. Tfe śtik 1997). W tamtejszych hi- uloriografiach wczesnego średniowiecza, opartych w du Ŝym stopniu na analizach znalezisk archeologicznych, wszystkie niemal interpreta- i \f s ą okraszone „narodowymi" przymiotnikami. Integracja dost ępnych dzisiaj informacji historycznych i archeolo- i m /nych wymaga innego podej ścia do zmian, które we wcze śniejszym uiiilniowieczu nast ąpiły w tej cz ęś ci kontynentu. Konieczne jest opar- nc interpretacji ówczesnych procesów pa ństwotwórczych na jasnej koncepcji teoretycznej, która stworzyłaby wizj ę integruj ącą badaczy lóznych rodzajów źródeł. Potrzebny jest spójny model przemian, które /nclecydowały o geopolitycznym kształcie Europy Środkowej. Trzeba pr/y tym si ęgn ąć do do świadcze ń antropologii kulturowej i socjologii historycznej, porzucaj ąc pozytywistyczn ą wiar ę w ci ągły post ęp, a tak- t.c cwolucjonistyczne poszukiwanie ci ągło ści i marksistowski nacisk nu sfer ę gospodarcz ą. Powstanie pa ństwa nie było bowiem wynikiem jiikiej ś konieczno ści dziejowej i polegało raczej na skokowym prze- organizowaniu wielu sfer rzeczywisto ści społecznej, w śród których decyduj ącą (?) rol ę odegrała ideologia legitymizuj ąca now ą struktur ę władzy politycznej. Pocz ątków pa ństwa wczesno średniowiecznego jako zinstytucjo- nalizowanego systemu władzy centralnej, wymuszaj ącej pewien po- rz ądek na podporz ądkowanym sobie terytorium, nie mo Ŝna upatrywa ć 41 w jakich ś „obiektywnych" mechanizmach rozwoju społecznego, który stopniowo, lecz nieuchronnie zmierzał ku coraz wy Ŝszym stadiom or- ganizacyjnym1. Bł ędne jest wnioskowanie ex post, Ŝe je Ŝeli pa ństwo na danym terenie powstało, to czas tego przełomu i jego forma były jako ś wcze śniej zdeterminowane. Oczywi ście musiały by ć wcze śniej spełnione pewne konieczne warunki, tj. osi ągni ęcie poziomu gospo- darczego zdolnego do wypracowania istotnych nadwy Ŝek umo Ŝliwia- jących hierarchiczne zorganizowanie społecze ństwa oraz ustabilizowa- nie si ę aktywnej politycznie elity władzy maj ącej dost ęp do informacji o zasadach funkcjonowania organizacji pa ństwa terytorialnego. O ile jednak osi ągni ęcie pewnego etapu rozwoju społeczno-gospodarczego było tylko warunkiem koniecznym, ale niewystarczaj ącym, o tyle decy- duj ące były konkretne działania konkretnych ludzi zdeterminowanych w d ąŜ eniu do utrwalenia i wzmocnienia swojej dominuj ącej pozycji społecznej. To oni dokonali przełomu politycznego, wykorzystuj ąc do- st ępne wzorce organizacyjne. To ich inteligencja, charyzma, ale i zwy- kłe szcz ęś cie, a nawet i przypadek, sprawiły, Ŝe wła śnie oni osi ągn ęli sukces mierzony stabilno ści ą stworzonych przez nich pa ństw. Ten suk- ces za ś zagwarantował im miejsce w historii. „Przegrani" konkurenci nie interesowali bowiem wczesno średniowiecznych kronikarzy, któ- rzy przekazali nam obraz sugeruj ący linearny rozwój zdarze ń wiod ą- cych do powstania i ustabilizowania wczesnych pa ństw. Taka narracja jest bardzo atrakcyjna dla potrzeb budowania historycznych podstaw świadomo ści narodowej, oferuj ąc na pytanie „Sk ąd przyszli śmy?" jednoznaczn ą odpowied ź, która wzmacniała kolektywn ą identyfikacj ę budowan ą na fundamencie mitu wspólnego pochodzenia. Badacze po- cz ątków pa ństw wiedz ąjednak, Ŝe taka wizja skrajnie upraszcza skom- plikowany proces, którego wynik wcale nie musiał być taki, jaki był. Wypełnienie znacznej cz ęś ci Europy Środkowo-Wschodniej zdol- nymi do przetrwania pa ństwami poprzedziły stulecia obfituj ące w wy- 1 Zastrze Ŝenie to dotyczy tylko skali lokalnej, gdy Ŝ w wymiarze kontynentalnym proces taki niew ątpliwie zachodził, obejmuj ąc wzorcami rzymskochrze ścija ńskimi ko- lejne obszary. 42 ii n viiia, które zdeterminowały sytuacj ę zaistniał ą w ko ńcu I tysi ąc- i¦ • i.1. Trzeba wspomnie ć przynajmniej te z nich, które miały skutki NiH-olalowe i wpłyn ęły na rozwój całego regionu. Wymaga to si ęg- i;i w gł ąb przeszło ści i rozszerzenia perspektywy geograficznej. loty nasza wiedza wci ąŜ jest bardzo fragmentaryczna. Historycy mnij ą tylko bardzo wycinkowymi informacjami, archeolodzy za ś problemy z przeło Ŝeniem ogromu swoich danych na j ęzyk syn- liistorycznej. Tymczasem trzeba prowadzi ć badania porównaw- jirocesów pa ństwotwórczych, które zachodziły w ró Ŝnym czasie, ni ló/nych terenach i w ró Ŝnych warunkach historycznych, zanim lopiowadziły do ukształtowania si ę w X-XI w. wzgl ędnie stabilnej iiupy politycznej. Prezentacj ę sytuacji historycznej, z której wyłoniły si ę pa ństwa nti interesuj ącym nas tu obszarze, trzeba zacz ąć od pojawienia si ę im nienie dziejowej Słowian, a raczej od czasu, kiedy ich obecno ść H'nI wyra źnie obserwowania, tj. od VI-VII w. W tym czasie autorzy lii/nnty ńscy zaczynaj ą notowa ć obecno ść Sklavinoi, archeolodzy za ś iiclkrywaj ą datowane na ten okres ślady obecno ści grup ludzkich wy- posn/onych w uznawan ą za słowia ńsk ą kultur ę materialn ą, która za- it,'lii miejsce kultur ko ńca okresu rzymskiego identyfikowanych cz ęsto / ludami germa ńskimi. Brak jest niestety źródeł, które jednoznacznie w yin śniałyby mechanizm tej zmiany, co otwiera pole dla sprzecznych interpretacji i sporów ci ągn ących si ę od ponad 100 lat i narastaj ących w i ylm zmian sytuacji geopolitycznej Polski (por. P. Urba ńczyk 2006a). i Matnie lata nie przyniosły rozstrzygni ęcia tego problemu, a rozbie Ŝ- no ść interpretacji doprowadziła do ostrego konfliktu między dwiema grupami zwolenników przeciwstawnych koncepcji2. Jedni chc ą wi- •l/.ic ć Słowian jako autochtonicznych spadkobierców wcze śniejszych kiillur, które pod wpływem dynamiki zdarze ń tzw. okresu w ędrówek ludów w połowie I tysi ąclecia n.e. uległy daleko id ącym przekształce- niom (np. L. Leciejewicz 1998 i 2002a). Drudzy s ądz ą, Ŝe Słowianie liyli pó źnymi przybyszami z terenów poło Ŝonych mi ędzy Dniestrem u Dnieprem, którzy zaj ęli tereny opuszczone wcze śniej przez ludy - Skrajnym przykładem negatywnych emocji jest kolekcja tekstów opublikowa- nyrh jako Cie ń Światowita (A. Kokowski red., Lublin 2001). 43 germa ńskie (np. M. Parczewski 1998 i 2004). Dla równowagi trzeba te Ŝ wspomnie ć o konkurencyjnych lokalizacjach praojczyzny Słowian - np. w strefie bałka ńskiej (S. Panteli ć 1997). Zupełny margines stano- wi ą dzi ś zwolennicy poszukiwania pocz ątków Słowian w epoce br ązu, a nawet w neolicie (np. G. Labuda 1999, s. 11-19; W. Ma ńczak 1997, s. 194; Z. Goł ąb 2004/1992, s. 363-366). Niestety, skromny zasób źródeł pisanych uniemo Ŝliwia history- kom zweryfikowanie tych koncepcji. Bezradno ść deklaruje te Ŝ wi ęk- szo ść j ęzykoznawców (np. H. Popowska-Taborska 1993, s. 145 n.), cho ć s ą i tacy, którzy wci ąŜ uwa Ŝaj ą, Ŝe „rozstrzygaj ące zdanie nale Ŝy tutaj do j ęzykoznawstwa" (Z. Goł ąb 2004/1992, s. 367). Sprawia to, Ŝe na scenie pozostali wła ściwie tylko archeolodzy, którzy wykazuj ą skłonno ść do radykalizacji swoich postaw i absolutyzacji swoich hi- potez. Niektórzy badacze uznali spór za ostatecznie rozstrzygni ęty, stwierdzaj ąc optymistycznie, Ŝe „koncepcja dyskontynuacji osadniczej i etnicznej na ziemiach polskich w V-VI w. n.e. stała si ę w istocie bez- konkurencyjna" (M. Parczewski 2004, s. 201). Kompromisowe pro- pozycje wskazywania współdziałania wielu czynników wywołanych zmianami zachodz ącymi w skali kontynentalnej (np. W. Pohl 1988, s. 94-127; P. Urba ńczyk 2000, s. 134-139; W. Pohl 2006, s. 21-25) zostały odrzucone bez podj ęcia cho ćby próby dyskusji merytorycznej (np. M. Parczewski 2004, s. 200). Tymczasem obie hipotezy: „autochtoniczna" i „allochtoniczna", maj ą ewidentnie słabe punkty. Na niekorzy ść zwolenników ci ągło ści demograficznej świadcz ą głównie: informacje autorów staro Ŝytnych o przesuni ęciach ludno ściowych; faktycznie niewielkie podobie ństwo kultury materialnej z ko ńca okresu wpływów rzymskich do tej z po- cz ątku wczesnego średniowiecza; brak dobrze datowanych znalezisk z okresu przej ściowego; oraz sugerowany przez paleoekologów wy- ra źny wzrost zalesienia przy jednoczesnym spadku obecno ści pyłków zbó Ŝ. Przeciw zwolennikom całkowitej wymiany populacji przema- wiaj ą: przetrwanie „staroeuropejskich" nazw wi ększo ści polskich rzek; brak analogii historycznych do dobrowolnego wyludnienia wielkiego obszaru Europy porzuconego przez społeczno ści rolnicze; niepraw- dopodobne tempo przyrostu demograficznego wczesnych Słowian, którzy w ci ągu ok. dwóch stuleci mieliby zaj ąć tereny od Bałkanów 44 nic mo Ŝe jednak wyklucza ć nagłych zmian kulturowych, a na- twl i demograficznych zachodz ących w mniejszej skali przestrzennej. Muplownej ekspansji Słowia ńszczyzny nie mo Ŝna rozpatrywa ć tylko tv kalegoriach kulturowych albo tylko w kategoriach demograficznych, ijdy/ oba aspekty były równie wa Ŝne (por. P. Urba ńczyk 1998a, s. 66 n. i /I n.). Wydaje mi si ę, Ŝe poł ączenie wymowy źródeł historycznych i ilanymi archeologicznymi i wynikami analiz lingwistycznych zmu- »/n wr ęcz do uznania, Ŝe rozprzestrzenianie si ę słowia ńskich wzorców kuli lirowych miało du Ŝo wi ększy zasi ęg od fizycznej migracji ich no- utucli i obj ęło znaczn ą cz ęść zasiedziałej lokalnie ludno ści w wyniku „procesów asymilacji i akulturacji zmieniaj ących to Ŝsamo ść etniczn ą l oblicze wielu kultur" (A. Posern-Zieli ński 2005, s. 10). Oba te proce- ny były ze sob ą ści śle powi ązane i zapewne nigdy nie uda si ę ustali ć, który z nich był decyduj ący na konkretnym obszarze3. Nadzieje na wyja śnienie tych sprzeczno ści trzeba wi ąza ć z udo- skonaleniem datowania znalezisk metodami pozaarcheologicznymi, In i opieranie si ę na typologii ró Ŝnych wytworów jest bardzo zawod- ne. Jak długo nie b ędziemy mieli wzgl ędnie precyzyjnej chronologii WN/ystkich znalezisk ze spornego okresu, tak długo spór o przerwanie albo kontynuacj ę zasiedlenia ni Ŝu polskiego w połowie I tysi ąclecia bed/ie jałowy. Brak jest te Ŝ specjalistów dobrze znaj ących materia- ły z obu s ąsiaduj ących ze sob ą okresów. Tradycja dydaktyki uniwer- syteckiej owocuje podziałem adeptów na specjalistów od osadnictwa „rzymskiego" i „wczesnosłowia ńskiego". W dodatku operuj ą oni cz ęsto źródłami, które trudno ze sob ą porównywa ć, tj. bogato wyposa Ŝonymi -1 Teoretyczn ą mo Ŝliwo ść wykrycia faktycznych przesuni ęć ludno ściowych mog ą W przyszło ści zaoferowa ć tylko przeprowadzone na ogromn ą skal ę badania DNA ko ści odkrywanych na cmentarzyskach. 45 grobami z pierwszej połowy I tysi ąclecia i ubogimi osadami z jego dru- giej połowy. Ci ągłe kontrowersje prowokuje te Ŝ skłonno ść archeologów do bezpo średniego uto Ŝsamiania zanotowanych przez kronikarzy etno- nimów z jednostkami wydzielonymi przez siebie na podstawie analizy kultury materialnej. Wszystko to stwarza sytuacj ę bardzo utrudnionej komunikacji mi ędzy obiema grupami badaczy na najbardziej podsta- wowym poziomie ustalania i porównywania faktów. Zacietrzewienie uczestników tego sporu i skupianie si ę na poszu- kiwaniu drobiazgowych argumentów na rzecz jednej z alternatywnych hipotez sprawiło, Ŝe od lat nie napisano w Polsce na ten temat nic cieka- wego. Nie powstała Ŝadna praca syntetyczna, nie mówi ąc ju Ŝ o nowych koncepcjach - cho ćby nawet ryzykownych. Problemów takich nie maj ą badacze zagraniczni, których zainteresowanie wczesną Słowia ńszczy- zn ą wyra źnie wzrosło w ostatnich latach. Świadczy o tym dowodnie seria opublikowanych niemal jednocze śnie w ró Ŝnych krajach cieka- wych ksi ąŜ ek (np. P. Barford 2001; S. Brather 2001; F. Curta 20014), które nie wzbudziły jednak wi ększego zainteresowania w Polsce. Pewne nadzieje mo Ŝna wi ąza ć z wynikami wielkich bada ń wy- kopaliskowych zwi ązanych z budow ą gazoci ągu jamalskiego i z pla- nowan ą rozbudow ą sieci autostrad. Dostarczaj ą one bowiem ogrom- nych ilo ści zupełnie nowych materiałów, które mog ą doprowadzi ć do przewarto ściowania utartych pogl ądów. Niestety, ich opracowanie si ę opó źnia, a ustne informacje nie nadaj ą si ę do rozwa Ŝań naukowych. Pojawiaj ą si ę natomiast opracowania mniejszych bada ń, których au- torzy deklaruj ą, Ŝe przynajmniej na niektórych obszarach (np. na Pod- lasiu) „mogła mie ć miejsce kontynuacja kulturowa i Ŝe osadnictwo słowia ńskie miało tu charakter autochtoniczny" (Z. Kobyli ński, W. Szy- ma ński 2005, s. 56). W ka Ŝdym razie konieczne jest rozwa Ŝenie nie tylko mechani- zmów, ale tak Ŝe przyczyn niezwykłej ekspansji kultury wczesnosło- 4 Pogl ądy tych badaczy na pocz ątki Słowia ńszczyzny przedstawiono w ksi ąŜ ce Nie-Slowianie o pocz ątkach Słowian (P. Urba ńczyk red. 2006). 46 wiii ńskicj. Co sprawiło, Ŝe na wielkich obszarach, od Dniepru do Alp i ud Adriatyku do Bałtyku, zaakceptowano egalitarny wzorzec sto- sunków społecznych, prosty system niewyspecjalizowanej gospodarki i (ciinolity j ęzyk? Co spowodowało obserwowan ą przez archeologów j potwierdzon ą przez j ęzykoznawców uniformizacj ę terenów odzna- t/itjiicych si ę wcze śniej du Ŝym zró Ŝnicowaniem kulturowym? Co było pi/yc/yn ą odej ścia od „germa ńskiego" wzorca organizacji społecznej n wyra źnie zhierarchizowanej strukturze, nastawionego na rozstrzyg- iiiVi'ia militarne i przej ścia do „słowia ńskiego" modelu maksymalnego ^tłuszczenia i decentralizacji struktury władzy społecznej? My ślę, Ŝe sprzyjał temu, jak zwykle w takich przypadkach, wyj ąt- kowy /bieg okoliczno ści. Po 454 r. nast ąpiła implozja zorganizowanego pi7.cz Hunów wieloetnicznego „imperium", które przez ponad półwie- iv.c utrzymywało wzgl ędny porz ądek polityczny na północ od granic iCNUislwa rzymskiego. Po śmierci Attyli zabrakło charyzmatycznego przywódcy zdolnego stłumi ć ambicje poszczególnych dynastii wo- dzów germa ńskich, którzy zacz ęli gwałtownie poszukiwa ć własnych nisz geopolitycznych, gdzie mogliby zrealizowa ć swoje przywódcze plnny. Wraz ze swoimi zwolennikami, zorganizowanymi w migruj ące ttrmic, przemierzali kontynent, prowadz ąc walki ze sob ą i z cesar- nlwcm w poszukiwaniu terytoriów oferuj ących wzgl ędne bezpiecze ń- nlwo militarne i mog ących zapewni ć jak najwy Ŝsze dochody, a przede ws/ystkim niezb ędn ą do przetrwania Ŝywno ść . Istotn ą cz ęś ci ą tej gry były zmieniaj ące si ę cz ęsto sojusze, w których pochodzenie etniczne, wyznawana religia czy wcze śniejsze afiliacje polityczne ust ępowały przed pragmatyk ą dora źnych celów. Koszty ci ągłych wojen, niemo Ŝno ść zapewnienia bezpiecze ństwa kupcom i zakłócenie wa Ŝnych kulturowo kontaktów z cywilizacj ą śiódziemnomorsk ą, niestabilno ść układów władzy i wymuszanych militarnie zwi ązków politycznych, wreszcie odpływ najbardziej dy- namicznych jednostek musiały spowodowa ć gwałtowne załamanie ca- Icj infrastruktury społecznej w północnej cz ęś ci Europy Środkowej. ()bci ąŜ yło to przede wszystkim osiadł ą ludno ść rolnicz ą, powoduj ąc obserwowalny archeologicznie kryzys gospodarczy i demograficzny. W grze tej wa Ŝną rol ę odegrali równie Ŝ Słowianie wypromowani nagle w połowie VI w. przez konkuruj ących ze sob ą w Europie Środkowej 47 wodzów germa ńskich na znacz ącą militarnie sił ę (P. Urba ńczyk 1998a, s. 68 n.). Dla obserwatorów bizanty ńskich ich agresywna penetracja północnych posiadło ści cesarstwa była zupełnym zaskoczeniem i spro- wokowała zainteresowanie kronikarzy. W ten chaos polityczny wkroczyli w 568 r. azjatyccy Awarowie, „zaproszeni" do Kotliny W ęgierskiej przez wycofuj ących si ę do Italii Longobardów (por. obszerne omówienie w: W. Pohł 1988). Ta nowa siła, nieuwikłana w lokalne rozgrywki, szybko podporz ądkowała sobie niemal cały obszar Europy Środkowej, wymuszaj ąc spokój polityczno- -militarny. Wa Ŝną cz ęś ci ą tej pacyfikacji musiało by ć dla półkoczow- niczych przybyszów zapewnienie sobie współpracy mas osiadłej lud- no ści agrarnej, która była niezb ędna jako źródło produktów rolnych i masowej siły militarnej. Bez stabilnego zaplecza demograficznego bowiem, czyli wypełnienia podległych terenów skłonion ą do współ- pracy ludno ści ą produkcyjn ą, nie przetrwa Ŝadne pa ństwo. To wła śnie stabilna obecno ść politycznie niezorganizowanych, lokalnie zakorze- nionych społeczno ści rolniczych warunkowała istnienie „imperium" Awarów, którzy mogli współpracowa ć ze Słowianami ju Ŝ w trakcie swojego pobytu nad Morzem Czarnym i przenie śli ten model nad środ- kowy Dunaj. Trudno inaczej wyja śni ć, dlaczego najwi ększa ekspansja Słowia ńszczyzny nast ąpiła wła śnie w okresie dwustupi ęć dziesi ęciolet- niej dominacji Awarów, których pot ęga utrzymywała w szachu nawel cesarstwo bizantyjskie. Szybkie rozprzestrzenienie si ę prza śnej „cy- wilizacji" słowia ńskiej musiało by ć korzystne dla Awarów, którzy dys- ponowali narz ędziami egzekwowania po Ŝą danego porz ądku. W przeciwie ństwie do Hunów, nastawionych głównie na dora źne zyski rozbójnicze i szukaj ących wsparcia przede wszystkim w śród zmilitaryzowanych elit germa ńskich, Awarom udało si ę stworzy ć sta- biln ą organizacj ę polityczn ą. O ile „imperium" hu ńskie było konfede- racj ą wieloetnicznych dru Ŝyn wojskowych mniej lub bardziej dobro- wolnie podporz ądkowanych zwierzchnictwu gwarantuj ących dora źne zyski koczowników, o tyle „imperium" Awarów było swego rodzaju wspólnot ą awaro-słowia ńsk ą politycznie i militarnie zdominowan ą przez koczowników, ale gospodarczo i demograficznie przez rolników, których j ęzyk mógł zapewnia ć ogólnoimperialny system komunikacji. Mo Ŝna powiedzie ć, Ŝe oba te „ Ŝywioły" etniczne były od siebie ści śle 48 luule Ŝnione, wzajemnie warunkuj ąc swoje sukcesy. Koczownicy za- liiowali dla siebie centralny obszar odpowiadaj ącej im ekologicznie Wielkiej Niziny W ęgierskiej (Alfóld), któr ą otoczyli stref ą „buforo- wn" zamieszkan ą przez Słowian zobowi ązanych do dostaw Ŝywno ści I wsparcia wojskowego. Strefa ta została „zorganizowana" przez na- ciski militarne, sprowadzanie słowia ńskich osadników i promowanie wzgl ędnie jednolitego, słowia ńskiego wzorca organizacji społecznej I gospodarki, a tak Ŝe jednolitego j ęzyka wzajemnej komunikacji. Takie „iibitralne" narzucenie jednolitej organizacji społeczno-gospodarczej mo Ŝe tłumaczy ć zadziwiaj ącą homogenno ść kulturow ą ogromnych ob- «/,urów zdominowanych przez wczesnych Słowian. O ile w pierwszej fazie ekspansji terytorialnej o jej skuteczno- ści decyduje siła militarna, o tyle w dłu Ŝszej perspektywie podsta- wił stabilno ści ka Ŝdej władzy politycznej musi by ć sprawna struktura gospodarcza oparta na stosunkowo lojalnej ludno ści osiadłej. W obu łych fazach „imperium" awarskiego decyduj ącą rol ę odegrali wła śnie Słowianie - zarówno jako Ŝołnierze, jak i jako rolnicy. Ich wzgl ędnie CHiiIitarna struktura społeczna sprawiała, Ŝe mogli łatwo akceptowa ć obce przywództwo5, a ich niewyspecjalizowany system gospodarczy ukazywał si ę skuteczny w ka Ŝdych warunkach geograficznych. Byli /.ulem dla Awarów niezwykle atrakcyjnym „partnerem", bez którego leli „imperium" nie mogłoby tak długo przetrwa ć. Trzeba wi ęc zarzu- ci ć pojawiaj ące si ę w historiografii opinie o okrutnym ucisku Słowian przez koczowników, gdy Ŝ wspólnota awaro-słowia ńska, cho ć politycz- nie zdominowana przez Awarów, przynosiła wymierne korzy ści obu Nlronom. Zwierzchno ść polityczna Awarów nie oznaczała totalnej kontroli, ho uniemo Ŝliwiały j ą oczywiste ograniczenia logistyczne. Sprawiały one, Ŝe nie istniało dokładnie okre ślone terytorium „imperium" awar- ukiego, składaj ącego si ę ze zmonopolizowanego przez koczowników centrum stepowego, otoczonego rozległ ą stref ą trybutarn ą, w której Ind polityczny utrzymywany był przez dora źne interwencje lub cho ćby okresowe manifestacje siły, podtrzymuj ące w śród słowia ńskich mas mlniczych świadomo ść przewagi militarnej odległego, ale zawsze s Por. analiz ę źródeł historycznych w: P. Urba ńczyk 1998a. 49 czujnego o środka władzy politycznej. Stała obecno ść samych Awarów na tych wielkich obszarach nie była konieczna, tym bardziej Ŝe wyniki bada ń archeologicznych sugeruj ą tam niemal całkowity brak broni, co z kolei trudno zrozumie ć, bior ąc pod uwag ę zanotowane przez kro- nikarzy militarne sukcesy słowia ńskich armii na Bałkanach. Wytłuma- czenia tej sprzeczno ści źródeł historycznych i archeologicznych mo Ŝna upatrywa ć w prawdopodobnej przezorno ści Awarów, którzy tylko do- ra źnie korzystali z militarnego wsparcia ludno ści podporz ądkowanych sobie obszarów, a po osi ągni ęciu konkretnych celów strategicznych odbierali przydzielon ą jej bro ń. Nie mo Ŝna pozwoli ć, aby źródła historyczne, skupione głównie na sferze militarnej aktywno ści wczesnych Słowian i podkre ślaj ące ich podporz ądkowanie Awarom, narzuciły nam uproszczon ą wizj ę ich wzajemnych stosunków. Wspólnota awaro-słowia ńska, mimo po- zornych sprzeczno ści wewn ętrznych, okazała si ę dla obu stron wiel- kim sukcesem, gdy Ŝ przetrwała niemal ćwier ć tysi ąclecia. W jeszcze dłu Ŝszej perspektywie okazała si ę jednak korzystniejsza wła śnie dla Słowian, którym osiadły tryb Ŝycia, zakorzenienie w lokalnych wspól- notach i zapewniaj ąca bezpiecze ństwo Ŝywno ściowe samowystarczal- na gospodarka pozwoliły, pod „protektoratem" Awarów, trwale opano- wa ć znaczne połacie Europy i bez uszczerbku przetrwa ć gwałtowny upadek polityczno-militarnej organizacji koczowników na pocz ątku IX w. To Słowianie „flegmatycznie oboj ętni na imperialne [tj. bizan- ty ńskie] pretensje [...] zapocz ątkowali koniec porz ądku imperialnego. Stworzyli bezpa ństwow ą stref ę, której mieszka ńcy nie płacili podat- ków i nie dostarczali cesarzowi Ŝołnierzy. Je Ŝeli identyfikowali si ę z jakim ś systemem imperialnym, to była to koczownicza konfederacja Awarów" (P. Brown 1996, s. 126). Du Ŝa zdolno ść adaptacji do lokal- nych warunków pozwoliła im opanowywa ć strefy buforowe pomi ędzy silniejszymi s ąsiadami, z którymi potrafili utrzymywa ć zrównowa Ŝone kontakty (dla Dolnej Austrii por. F. Daim 1987, s. 179). To Słowia- nie „wchłon ęli" kulturowo Protobułgarów, którzy przybyli do Mezji ok. 680 r. i w ci ągu stu kilkudziesi ęciu lat ulegli niemal całkowitej slawizacji. Ambitni przywódcy słowia ńscy potrafili te Ŝ zorganizowa ć armie oferuj ące dora źne wsparcie Awarom, Bizantyjczykom lub nawet Arabom. 50 Upadek koczowniczego „imperium" pod naciskiem militarnym knrola Wielkiego otworzył nagle ogromny obszar pustki geopolitycz- •ii*l pomi ędzy dwiema głównymi pot ęgami ówczesnego świata - cesar- stwem wschodniorzymskim (tzw. Bizancjum) i cesarstwem Franków. Militarna i polityczna kl ęska Awarów uwolniła Słowian od zewn ętrz- ni^ kontroli politycznej, której głównym celem było podtrzymywanie ..egalitarnej" organizacji Słowian przez zapobieganie potencjalnie gro ź- nym procesom koncentracji władzy. Ró Ŝnica mi ędzy scentralizowan ą (iiHiinizacj ą koczowników i spłaszczon ą struktur ą społeczn ą Słowian /imeznie ułatwiała bowiem koegzystencj ę obu grup etnicznych. Sło- wianie byli mo Ŝe mało widocznym politycznie, ale za to najtrwalszym, juk si ę pó źniej okazało, elementem pocz ątków środkowoeuropejskiego średniowiecza. Rozpad organizacji kontrolowanej przez awarskie centrum poli- lyc/no-militarne uwolnił Słowian od kurateli, która cho ć pocz ątkowo korzystna, po dwustu kilkudziesi ęciu latach słu Ŝyła ju Ŝ tylko pod- li/ymywaniu status quo, hamuj ąc dalszy rozwój społeczno-gospodar- ivy. Zapewne wi ęc w decyduj ącym starciu z imperium karoli ńskim nic wsparli militarnie swoich zwierzchników politycznych, tak jak tcy,o od nich oczekiwano. Przykładem takiej postawy mog ą by ć ja- iv ś Słowianie, którzy w trakcie walk frankijsko-awarskich w 803 r. poddali si ę Karolowi Wielkiemu bez walki i „ze wszystkim, co mieli" ( tnnales Mettenses priores, a.a. 803). O zmianie frontu politycznego pr/cz niedawnych sojuszników mo Ŝe te Ŝ świadczy ć skarga jednego / wodzów awarskich, który w 805 r. szukał pomocy cesarza przeciw „Nlowia ńskiej" opresji (Annales regni Francorum, a.a. 805). Kto wie zatem, czy to nie Słowianie przyczynili si ę do ostatecznej kl ęski Awarów, którzy tak jak Protobułgarzy równie Ŝ ulegli w VIII w. dtopniowej slawizacji. Archeologicznym świadectwem tego procesu mog ą by ć znaleziska tzw. kultury awaro-słowia ńskiej znajdowane w/.dłu Ŝ północnego obrze Ŝa Kotliny Karpackiej. To wła śnie gdzie ś tum frankijski przybysz Samo zorganizował „synów Awarów i Słowia- nek" w armi ę, która w latach 626 i 631 pokonała zarówno Awarów, jak i Franków, tworz ąc krótkotrwał ą enklaw ę politycznej niezale Ŝno ści. In tam Awarowie ulegali stopniowej agraryzacji, trac ąc najwi ększy ulut militarny koczowników, tj. zdolno ść do natychmiastowej mobi- 51 lizacji. To, Ŝe po kl ęsce zadanej im przez Karola Wielkiego i Buł- garów w 803 r. ich nazwa etniczna niemal natychmiast zanikła, mo Ŝe świadczy ć, Ŝe w tym czasie nie istnieli ju Ŝ jako grupa du Ŝa i wyra źnie rozpoznawalna przez swoj ą odr ębno ść kulturow ą, a mo Ŝe i j ęzykow ą. W ka Ŝdym razie znikli bez śladu ze sceny europejskiej, Słowianie za ś przetrwali bez uszczerbku w swych siedzibach mi ędzy dwoma ce- sarstwami. Radykalna zmiana sytuacji geopolitycznej po rozbiciu w 799 r. przez Karola Wielkiego pot ęgi awarskiej i rozpadzie w 804 r. ich „im- perium" sprawiła, Ŝe na długim froncie przecinaj ącym cały kontynent stan ęły naprzeciw siebie dwie odmienne „cywilizacje" - agresywne imperium Franków i pozornie bierne politycznie ludy słowia ńskie. Jedni i drudzy odnie śli w podobnym czasie równie du Ŝe sukcesy mie- rzone zasi ęgiem ekspansji terytorialnej: imperium Karola Wielkiego rozci ągn ęło si ę od Pirenejów do Łaby i od Morza Północnego do Rzy- mu, Słowianie za ś zaj ęli tereny od Podnieprza do Połabia i od Bałtyku do Bałkanów - z tradycyjnym wyj ątkiem w ęgierskich stepów. O ile jednak Frankowie mieczem wyr ąbali sobie tak rozległe granice, o ty- le Słowianie (poza sprowokowanym przez Longobardów i Awarów okresem wojen bałka ńskich) opanowali równie wielkie tereny głównie drog ą podboju kulturowego. O nieagresywnym charakterze ich eks- pansji świadczy nie tylko brak znalezisk broni (poza niewielk ą licz- bą ostrzy włóczni), ale te Ŝ brak w tradycji słowia ńskiej bohaterskich eposów etnogenetycznych tak charakterystycznych dla ludów germa ń- skich (L. Leciejewicz 1990, s. 129 n.). Linia podziału mi ędzy tymi dwoma, tak ró Ŝnymi, modelami spo- łeczno-kulturowymi przebiegała od Zatoki Kilo ńskiej, wzdłu Ŝ Łaby (limes Saxonicus) i Sali (limes Sorabicus) oraz Lasu Czeskiego do Du- naju, wzdłu Ŝ którego biegła na wschód, po czym przez Nizin ę Austriac- ką wiodła ku północnemu skrajowi Adriatyku. Ten podział kontynentu na dwie formacje kulturowe niewiele sit,1 zmienił przez nast ępne 1200 lat, mimo ogromnej przecie Ŝ dynamiki procesów politycznych owocuj ących cz ęstymi przesuni ęciami teryto- rialnymi. „Spadkobiercy" tamtych dwóch tradycji do dzisiaj „stoj ą na przeciw siebie" od Bałtyku do Adriatyku, wzdłu Ŝ linii, która uległa tyl- 52 ku niewielkim przesuni ęciom. Jest to zjawisko, którego zadziwiaj ąca Hwtito ść wymaga szczegółowych studiów (por. P. Urba ńczyk 2007b). Nagłe załamanie si ę utrwalonego układu wskutek ekspansji ka- roli ńskiej uruchomiło w śród Słowian Zachodnich procesy centrali- /Hiyjne. Rozpocz ął si ę, niehamowany ju Ŝ sztucznie, szybki proces wewn ętrznego rozwarstwiania społeczno ści słowia ńskich, którego nktitkiem było kolejne powstawanie lokalnych organizacji terytorial- nych o charakterze wczesnych pa ństw. Najszybciej zmiany te nast ą- piły w strefie, gdzie ju Ŝ wcze śniej doszło do wymieszania si ę tradycji Hwjirskich i słowia ńskich, tam gdzie istniała ju Ŝ awaro-słowia ńska eli- Ih (nrcheologicznie identyfikowana z tzw. stylem blatnicko-mikul ćic- kini) zapoznana z mechanizmami sprawowania władzy politycznej. tu jej aktywno ść militarna sprawiła, Ŝe nie powiódł si ę cesarski plan usytuowania chaganatu jako pa ństwa chrze ścija ńskiego (D. Tfe śtik IW7, s. 267). Źródła frankijskie ju Ŝ w 822 r. wspominaj ą o jakich ś „ksi ąŜę - tm li" /. Moraw (Annales regni Francorum, a.a. 822). Nie wiemy, ilu ii li było, ale wiemy, Ŝe stoczona przez nich zapewne walka o zaj ęcie dominuj ącej pozycji politycznej zako ńczyła si ę w 833 r., kiedy Moi- miirus (Mojmir) wyp ędził z Nitry Pribin ę (Priwin ę), tworz ąc podsta- wy terytorialne pa ństwa wielkomorawskiego {Conversio Bagoariorum •¦*» ('urantanorum, c. 10, 50). Proces koncentracji władzy politycz- Mi'l potwierdzaj ą odkrycia archeologiczne, które dowodz ą, Ŝe wła śnie w drugiej ćwierci IX w. na południe od Karpat wybudowano pierwsze gnidy b ędące umocnionymi o środkami władzy - ł ącznie ze słynnymi Mikul ćicami. Jest to typowy przejaw zintensyfikowania konkurencji i militaryzacji stosunków politycznych. Nast ępca Mojmira na wielkomorawskim tronie Rastyc (Ro ści- l.iw) (846-870 r.) rozpocz ął mistern ą gr ę polityczn ą, próbuj ąc zwi ęk- -vć swoj ą niezale Ŝno ść przez rozgrywanie sprzeczno ści, jakie dzie- li l\ ówczesne pot ęgi europejskie. Chocia Ŝ osadzony został na tronie 'l H,'ki interwencji Ludwika Niemieckiego (Annales Fuldenses, a.a. !••). to o przysłanie „biskupa i nauczyciela" zwrócił si ę do bizanty ń- 53 skiego cesarza Michała III, który posłał mu braci solu ńskich Konstan- tego-Cyryla i Metodego - pó źniejszych autorów słowia ńskiej wersji chrze ścija ństwa. Niestety, ta fascynuj ąca próba znalezienia własnej drogi geopolitycznej dla Europy Środkowej przerwana została w 906 r. rozbiciem Wielkiej Morawy przez Madziarów. Pytanie „W jakim stop- niu tradycja wielkomorawska przetrwała w pa ństwie Przemy ślidów i Piastów" do dzisiaj jest przedmiotem kontrowersji naukowych (por. propozycje C. Warnke 1980 i D. Tfe śtika 1994). Proces budowy własnego pa ństwa w s ąsiedniej Kotlinie Czeskiej przebiegał znacznie wolniej, gdy Ŝ wstrzymywali go zaniepokojeni zbyt szybkim usamodzielnianiem si ę Słowian Frankowie. Ju Ŝ w 805 r. Karol Wielki najechał Czechy, zabijaj ąc zbyt ambitnego ducem eorum nomine Lechonem (Annales regni Francorum, a.a. 805), który równie Ŝ musiał wywodzić si ę z lokalnej elity awaro-słowia ńskiej. Takie dora źne interwencje nie mogły jednak powstrzyma ć procesu centralizacji wła- dzy stymulowanego przykładami zorganizowanych w pa ństwa s ąsia- dów. Nie znamy dokładnie jego przebiegu, ale źródła informuj ą o jego zewn ętrznych przejawach w postaci zmniejszaj ącej si ę wci ąŜ liczby pretendentów do władzy politycznej. O ile wi ęc w 845 r. „14 ksi ąŜą t czeskich" przybyło na dwór Ludwika Niemieckiego, prosz ąc o chrzest (Annales Fuldenses, a.a. 845), to w 872 r. ju Ŝ tylko 5 lub 6 ksi ąŜą t czeskich stawiało opór Karlomanowi (Annales Fuldenses, a.a. 872). Wśród nich znajdujemy Bofivoja, protoplast ę Przemy ślidów, który w 874 lub 884 r. miał by ć ochrzczony przez samego św. Metodego (Kosmas I, 14). W 895 r. źródła wspominaj ą ju Ŝ tylko dwóch ksi ąŜą t, z których jednym był syn Bofivoja, Spitygniew (zmarły ok. 915 r.) (Annales Fuldenses, a.a. 895). Wreszcie w 921 r. pozostaje ju Ŝ tylko jeden zwierzchni władca - Wacław, którego potomkowie zmonopoli- zowali władz ę w Czechach. Jeszcze mniej wiemy o procesie budowy pa ństwa na północ od Karpat i Sudetów. Ziemie dzisiejszej Polski, oddalone od granic pa ństw cywilizowanych, nie wzbudzały bowiem zainteresowania rocz- nikarzy. Najstarszym, aczkolwiek trudnym do zinterpretowania źród- łem jest krótki raport tzw. Geografa bawarskiego spisany ok. 848 r. dla Ludwika Niemieckiego. Dokument ten świadczy o nikłej orientacji dworu cesarskiego w sytuacji panuj ącej na terenach poło Ŝonych z dala 54 od bezpo średniej strefy trybutarnej cesarstwa (por. rozdz. 5), ale zawar- te w nim informacje mo Ŝna uzna ć za dowód, Ŝe i tam zachodziły jakie ś procesy koncentracji władzy społecznej. Ich archeologicznym potwier- dzeniem s ą grody licznie wznoszone wła śnie od połowy IX w. Wcze śniejszym przejawem odchodzenia od tradycji egalitarnej liylo sypanie w wy Ŝynnej strefie Małopolski wielkich kurhanów, z któ- rych najbardziej znane s ą kopce Wandy i Krakusa w Krakowie. Nie- Mcty, brak jest danych archeologicznych, które pozwoliłyby wł ączy ć (c imponuj ące obiekty do konkretnych rozwa Ŝań historycznych, gdy Ŝ przebadano dot ąd tylko kopiec Krakusa. Wyniki były raczej zniech ę- cnjłice, gdy Ŝ zamiast oczekiwanego grobowca „królewskiego" zna- leziono tylko pie ń starego d ębu (J. śurowski 1934; 1935). Koniec XX w. przyniósł kolejne rozczarowania, gdy Ŝ wiercenia wykazały czysto geologiczn ą struktur ę owianych legendami kopców „Salve Re- jtina" w Sandomierzu (A. Buko 1983) i „kopca Tatarskiego/Przemy- słu" w Przemy ślu (E. Sosnowska 2000). Datowanie kopca Krakusa nic jest pewne, cho ć znaleziona ozdoba awarska wskazuje na czas po ko ńcu VIII w., tj. na okres wyra źnego ju Ŝ osłabienia politycznej pol ęgi Awarów. Tak ą wi ęc chronologi ę archeolodzy uznaj ą na ogół /ii wyznacznik czasu usypania małopolskich kopców6. Pojawienie si ę takich monumentalnych nasypów uwa Ŝa si ę im ogół za wska źnik okresu, w którym nowo ukształtowane, ale jesz- cze niepewne swojej dominacji elity zaznaczaj ą symbolicznie swój uluUis przez mobilizowanie swych zwolenników do wspólnych działa ń o charakterze manifestacji symbolicznych (L. Hedeager 1992, s. 291). Iłył to przejaw rywalizacji, w której materialna demonstracja zdolno- ści do zmobilizowania znacznych nadwy Ŝek siły roboczej odgrywała iNlotn ą rol ę promocyjn ą. Odwołanie si ę przy tym do tradycyjnej sym- holiki pochówka kurhanowego pełniło funkcj ę „zasłony integruj ącej, ukrywaj ącej post ępuj ące rozwarstwienie społeczne" (P. Urba ńczyk l')%, s. 14). Napi ęcia wynikaj ące z rosn ącej sprzeczno ści mi ędzy wcii| Ŝ egalitarn ą ideologi ą a faktyczn ą ju Ŝ nierówno ści ą członków upołecze ństwa mo Ŝna było bowiem rozładowa ć przez odwołanie si ę 'H>, ryc. 2). Sytuacja zmieniła si ę radykalnie w pierwszym siedem- ilziesi ęcioleciu X w., kiedy nad morzem była ju Ŝ tylko jedna koncen- Inieja srebra - na Pomorzu Zachodnim, ale pojawiła si ę druga w Polsce icnlralnej (S. Brather 1996, ryc. 3). Ten wzrost znaczenia Wielkopol- kki potwierdzaj ą te Ŝ inne odkrycia archeologiczne. Znaleziska mieczy pochodz ących sprzed X w., b ędących dobrym wska źnikiem obecno ści zmilitaryzowanych elit, rozkładaj ą si ę do ść równomiernie w szerokim pnsie od Pomorza Zachodniego do północnej Małopolski. Natomiast wida ć ju Ŝ wyra źne zag ęszczenie takich odkry ć z X w. w centralnej Polsce, co świadczy o koncentracji siły militarnej (L. Marek 2005, niupa na s. 152). Jeszcze wyra źniejszy obraz daje mapa znalezisk wag I odwa Ŝników, które od ko ńca IX w. koncentruj ą si ę nad środkow ą Warta. (S. Brather 1996, ryc. 7). Trudno wyja śni ć, dlaczego wła śnie w Wielkopolsce rozpocz ął si ę, /.uko ńczony sukcesem, proces tworzenia regionalnego o środka stabil- nego terytorialnie i silnego gospodarczo. Z pewno ści ą przyczyniła si ę Mieszko I ostatecznie przypiecz ętował w 966 r., zmieniaj ąc religi ę, co zapewniło mu ideolo- giczn ą legitymacj ę jedynowładztwa. Dzi ęki niekwestionowanym osi ąg- ni ęciom „Pola ński homo novus elity pa ństwa Ludolfingów wtargn ął rzeczywi ście przebojem do grupy wielkich panów cesarstwa, utrzymał do ko ńca Ŝycia zdobyt ą pozycj ę, a co uderzaj ące, uzyskał w niemiec- ko-kulturowym kr ęgu politycznym wyra źne uznanie - o co w istocie nie było wcale łatwo" (J. Banaszkiewicz 1992, s. 109). Odmienny proces wiódł ku pa ństwowo ści Rusi, gdzie w IX w. na- st ąpiło wymieszanie tradycji słowia ńskich i koczowniczych, na które nało Ŝyła si ę energiczna obecno ść militarna Skandynawów poszukuj ą- cych bliskiego kontaktu z Bizancjum po załamaniu się handlu z Buł- gari ą Kamsk ą. Chronologia wydarze ń wskazuje, Ŝe równie Ŝ na wschód od Karpat upadek „imperium" awarskiego stworzył mo Ŝliwo ść przeor- ganizowania układu politycznego. Moment pustki geopolitycznej, jaka powstała mi ędzy pa ństwem wielkomorawskim a opanowanym przez Chazarów Powoł Ŝem, wykorzystali usadowieni nad Bałtykiem Skan- dynawowie. Niewiele wiemy o tym wczesnym okresie, ale ju Ŝ w 839 r. w delegacji wysłanej przez bizanty ńskiego cesarza Teofilosa do Lu- dwika Pobo Ŝnego uczestniczyli ludzie nazwani Rhos, którymi rz ądził król nosz ący tytuł chacanus (Annales Bertiniani, a.a. 839). Wkrótce stali si ę znacz ącą sił ą, o czym świadczy ich atak na sam Konstanty- nopol w 860 r. W 871 r. cesarz Ludwik Niemiecki rozwa Ŝał zasi ęg stosowania tytułu chagana: caganum vero non praelatum Avarum, non Gazanorum aut Nortmannorum nuncupari reperimus1. Taka tytulatura mo Ŝe sugerowa ć aspiracje ruskich elit do przej ęcia dziedzictwa cha- zarskiego. Rurykowicze usadowieni przez Olega w Kijowie, wykorzystu- jąc swoje zdolno ści militarne i zyski z kontroli lukratywnego han- dlu futrami i niewolnikami, zdominowali politycznie masy rolników słowia ńskich kontrolowanych wcze śniej przez półkoczowniczych mieszka ńców stepów nadwoł Ŝańskich (S. Franklin, J. Shepard 1996, s. 83 n.). Bezwzgl ędnie narzucili Słowianom swój model sprawnej or- 7 Chronicon Salernitamim - por. obszern ą dyskusj ę w: W. Duczko 2003, s. 15-29. 60 Himizacji polityczno-militarnej, o czym świadczy cho ćby krwawa roz- prawa wdowy po Igorze Olgi ze zbuntowanymi w 945 r. Drewlanami. To ona, d ąŜą c do skonsolidowania swego przywództwa, podj ęła prób ę jego wzmocnienia ideologicznego i geopolitycznego, rozgrywaj ąc ry- walizacj ę dwóch imperiów. W okresie 954-956 przyj ęła wi ęc chrzest w Konstantynopolu z r ąk cesarza Konstantyna VII, ale ju Ŝ o przysłanie misjonarzy poprosiła w 959 r. niemieckiego cesarza Ottona I. Misja posłanego na Ru ś biskupa Adalberta poniosła jednak fiasko, a chrzest ksi ęŜ nej nie spowodował trwałych skutków - zapewne wskutek opo- ru wewn ątrzdynastycznego. Kłopoty wewn ętrzne pogł ębiała stopniowa slawizacja skandynawskiej elity przywódczej wskutek zmniejszania si ę znaczenia transbałtyckich kontaktów ze Szwecj ą (V. Rychka 2000). Syn Olgi Światosław próbował znale źć now ą formuł ę dla pa ń- slwa ruskiego, planuj ąc pono ć przeniesienie stolicy nad dolny Dunaj (W. Duczko 2003, s. 215 n.). Dopiero jej wnuk Włodzimierz zmia Ŝ- dŜył wewn ątrzdynastyczn ą opozycj ę, ustanawiaj ąc jedynowładztwo ok. 978 r., i zdołał dokona ć istotnych zmian strategii sprawowania wła- d/y. Zredukował kontakty ze Skandynawi ą i w ramach ideologicznego otwarcia ku Słowianom ustanowił ich boga Peruna naczelnym bó- slwem kijowskiego panteonu. Scentralizowana monarchia wymagała icdnak wsparcia religii monoteistycznej, która miała te Ŝ ideologicznie skonsolidowa ć jego wieloetniczne pa ństwo. Po rozwa Ŝeniu zalet chrze- ścija ństwa, judaizmu i islamu, Włodzimierz podj ął decyzj ę o konwersji na chrze ścija ństwo w obrz ądku greckim, co miało długofalowe skutki cywilizacyjne (O. Tolochko 2001, s. 132). Najpó źniej wkroczyli na aren ę Europy Środkowo-Wschodniej Madziarowie, którzy tak jak ich koczowniczy poprzednicy (Hunowie i Awarowie) wybrali na swoje europejskie centrum W ęgry z ich tra- wiastymi równinami. W 862 r. pojawili si ę nagle u wschodnich gra- nic pa ństwa frankijskiego, chocia Ŝ „wcze śniej nie byli znani" (Annales lifitiniani - za J.L. Nelson 1991, s. 102). Stanowili wówczas lu źną federacj ę kilku plemion koczowniczych, które tak jak wcze śniej Huno- wie i Awarowie terroryzowały cywilizowan ą Europ ę (F. Makk 2000), dopóki Otto I nie złamał ich pot ęgi na Lechfeld w 955 r. Odci ęte wów- c/as nagle od „łatwych" zysków wojennych koczownicze elity mili- tarne zostały zmuszone do zintensyfikowania wewn ętrznej eksploatacji 61 swoich terytoriów, rozpoczynaj ąc równocze śnie walk ę o dominacj ę po- lityczn ą. Skutkiem tych działa ń była, z jednej strony, post ępuj ąca agra- ryzacja koczowników, którzy uczyli si ę od Słowian osiadłego trybu Ŝycia (M. Takacs 2000), a z drugiej - uzyskanie dominuj ącej pozycji przez dynasti ę Arpadów. Podobnie jak i inni władcy „barbarzy ńscy", tworz ący w X w. swoje domeny terytorialne na obrze Ŝu cywilizacji chrze ścija ńskiej, Gejza przyj ął chrzest z r ąk niemieckich misjonarzy ok. 975 r., d ąŜą c do wzmocnienia ideologicznego swej władzy i jej geo- politycznej legitymizacji. Stabilne fundamenty pa ństwa w ęgierskiego zostały ostatecznie stworzone przez jego syna Vajka-Stefana, o Ŝenio- nego z siostr ą przyszłego cesarza niemieckiego Henryka II. Prowadz ąc polityk ę wygrywania s ąsiedztwa dwóch imperiów, Stefan I uzyskał w 1001 r. i arcybiskupstwo, i koron ę (M. Saghy 2001). Aby zamkn ąć przegl ąd młodych pa ństw, które w X w. otacza- ły domen ę piastowsk ą, trzeba jeszcze spojrze ć za Morze Bałtyckie, ku któremu parli Mieszko I i jego syn. Wymaga to troch ę dokład- niejszego wprowadzenia ni Ŝ w przypadku dobrze znanych w Polsce terenów Europy Środkowo-Wschodniej. Niemal zupełny brak zaintere- sowania naszej historiografii Skandynawi ą jest zastanawiaj ący wobec intensywnych we wczesnym średniowieczu kontaktów transbałtyckich - zarówno na poziomie geopolitycznych relacji mi ędzydynastycznych, jak i w sferze handlu oraz wymiany do świadcze ń rzemie ślniczych, a nawet wzajemnej penetracji stałego osadnictwa. Geografia sprawiła, Ŝe głównym „partnerem" tych kontaktów była południowo-wschodnia cz ęść Półwyspu Skandynawskiego. Okres około przełomu tysi ącleci to czas nieko ńcz ących si ę kon- fliktów i zmian sojuszów charakteryzuj ących ci ągł ą walk ę o dominacj ę nad cał ą Skandynawi ą. Morskie pot ęgi militarno-handlowe uczestni- ków tych zmaga ń nie miały sobie równych na całym kontynencie. Tote Ŝ ich współzawodnictwo nie ograniczało si ę tylko do rodzimej Skandynawii, ale obejmowało te Ŝ ich zamorskie posiadło ści i strefy wpływów. Uwarunkowania geograficzne zdeterminowały kierunki ze- wn ętrznej ekspansji, pchaj ąc Szwedów głównie ku wschodowi, Du ń- czyków ku Anglii i Francji, a Norwegów w rejon północnego Atlantyku. Tereny dzisiejszej Szwecji przez drugi czas stanowiły raczej tło dla intensywnego współzawodnictwa władców Norwegii i Danii o do- 62 minacj ę regionaln ą. Wynikało to z tradycyjnego podziału tej cz ęś ci Skandynawii na konkuruj ące ze sob ą tereny zamieszkałych wokół je- ziora Malar Szwedów wła ściwych (Svear), którzy ostatecznie dali na- zw ę całemu krajowi (Sverige = Svearike - królestwo Szwedów) z za- Nicdlaj ącymi południe Gotami (Gótar), którzy byli „zawsze" pod sil- nymi wpływami du ńskimi. Odr ębn ą „prowincj ę" kulturow ą stanowiła Ńródbałtycka Gotlandia powi ązana politycznie raczej z regionem Mala- ren. Oddalenie od cywilizacyjnych centrów Europy i silne koneksje wschodnie determinowały odmienno ść tej cz ęś ci Skandynawii (por. W. Duczko 2000). O wczesnych procesach koncentracji władzy społecznej w r ę- knch lokalnych elit świadcz ą wzniesione w VI w. w Starej Uppsali wielkie kurhany, w których pochowano zapewne wodzów tak ch ęt- nie nazywanych w śród Germanów „królami". Członków ówczesnej arystokracji wojennej pochowano w bogatych grobach łodziowych w pobliskich Vendel i Valsgarde. W okresie, kiedy kształtowały si ę zr ęby pa ństwowo ści norweskiej i du ńskiej, w Szwecji wida ć pewne opó źnienie procesów pa ństwotwórczych, co nie oznaczało jednak, h' „Szwedzi" nie byli aktywni na regionalnej scenie geopolitycznej. Według Adama z Bremy (I, 52) ju Ŝ w ko ńcu IX w. jaki ś szwedzki „król" Olof miał podbi ć Dani ę, ustanawiaj ąc dynasti ę panuj ącą tam ilo lat trzydziestych X w. Decyduj ące o powodzeniu zamiaru stworzenia stabilnego pa ństwa hvlo obj ęcie kontrol ą newralgicznego rejonu Malaren, poło Ŝonego wo- kół wielkich jezior oferuj ących wygodne szlaki komunikacyjne, gł ę- hoko penetruj ące bogate w Ŝyzne ziemie tereny. Blisko ść kluczowej dlii handlu bałtyckiego Gotlandii oraz Zatoki Fi ńskiej, otwieraj ącej wygodny dost ęp do systemu wschodnioeuropejskich rzek wiod ących do Morza Kaspijskiego i Morza Czarnego, dawała niezb ędne zamor- skie zaplecze dla centralizacyjnej polityki władców pretenduj ących do stworzenia stabilnych organizacji terytorialnych. Stare centrum po- lityczne w Gamla Uppsala (por. przegl ąd źródeł w: S. Norr 1996) za- znaczone wielkimi kurhanami usypanymi jeszcze w VI w. i nowe cen- Inim gospodarcze zorganizowane w IX w. w Birce na wyspie Bjórko wyznaczały o ś, której opanowanie decydowało o zdobyciu legitymacji politycznej i podstaw gospodarczych do obj ęcia władzy zwierzchniej 63 (por. M. Back 1995). Jej ustanowienie nast ąpiło jednak dopiero w ko ń- cu X w. Przyczyn ą tego wyra źnego opó źnienia procesu integracji politycz- nej był silny opór lokalnych elit przeciw centralizacyjnej polityce wład- ców pretenduj ących do niekwestionowalnego zwierzchnictwa. Obawy przed zdominowaniem sceny politycznej przez jeden ród przekładały si ę na sprzeciw wobec wprowadzenia chrze ścija ństwa promuj ącego wła śnie niebezpieczn ą dla arystokracji centralizacj ę struktury władzy. Tote Ŝ kolejne wysiłki misyjne archidiecezji hambursko-breme ńskiej ko ńczyły si ę niepowodzeniami. Pocz ątkowy sukces misji św. Ansgara do Birki zako ńczył si ę katastrof ą w 837 r. Niewiele te Ŝ zdziałał arcybi- skup Unni, który w 936 r. zmarł w tej Ŝe Birce (Adam z Bremy I, 60 n.). Po konwersji du ńskiego króla Haralda Sinoz ębego w 965 r. to Da- nia przej ęła inicjatyw ę chrystianizacyjn ą w Szwecji, ale wkrótce we- wn ętrzne kłopoty osłabiły jej potencjał ekspansyjny. Skorzystał z te- go „król" Uppsali Eryk (ok. 970-995 r.), który po śmierci swego brata Olafa w ósmym dziesi ęcioleciu X w. zaj ął centrum handlowo-pro- dukcyjne w Birce i wygnał prawowitego nast ępc ę tamtejszego tronu Styrbjórna. Szukaj ąc geopolitycznej przeciwwagi dla dominacji du ń- skiej, Eryk wszedł w sojusz dynastyczny z Mieszkiem I, po ślubiaj ąc ok. 983-984 r. jego córk ę Świ ętosław ę (nazwan ą w Skandynawii Gun- hild ą). Stało si ę to w czasie osłabienia cesarstwa sporami o sukcesję po Ottonie II, zwyci ęskiej ofensywy Haralda Sinoz ębego na południu Jutlandii i antysaskiej reakcji poga ńskiej na Połabiu. Sojusz z pol- skim ksi ęciem, wówczas ju Ŝ aliantem cesarstwa i naturalnym wrogiem sprzymierzonych z Dani ą Obodrytów, dawał Szwecji szans ę wspar- cia w ewentualnym konflikcie z Dani ą. Bior ąc pod uwag ę pó źniejsze szwedzko-polskie kontakty misyjne, mo Ŝna te Ŝ zaryzykowa ć hipotez ę, Ŝe szwedzki władca chciał skorzysta ć z do świadcze ń te ścia i utorowa ć drog ę chrze ścija ństwu z pomini ęciem maj ących hegemonistyczne za- pędy zachodnich s ąsiadów. Plan ten nie powiódł si ę wskutek oporu archidiecezji hambursko-breme ńskiej powołuj ącej si ę na decyzj ę pa- pie Ŝa Grzegorza IV, który w 832 r. ustanowił św. Ansgara legatem na cał ą Skandynawi ę. Mimo braku decyzji politycznych Świ ętosława niew ątpliwie kultywowała swoj ą wiar ę i miała w swym otoczeniu ksi ęŜ y. W ten sposób powstał pierwszy w Szwecji stabilny przyczółek 64 chrze ścija ństwa, i to ulokowany w samym centrum politycznym. Silny opór tamtejszej arystokracji, wzmacniaj ącej swój status kontrol ą nad obrz ędami poga ńskimi, sprawił jednak, Ŝe nowa religia jeszcze długo nic uzyskała statusu pa ństwowego, cho ć stopniowo zyskiwała zwo- lenników. Ciekawym aspektem długiego procesu chrystianizacji Szwe- cji s ą po świadczone archeologicznie wpływy ortodoksji grecko-ruskiej (I. Ilagg 1984, s. 212 n.). Nadmierna samodzielno ść szwedzkiego władcy, który przył ączył nic do wrogiego Danii obozu, zaniepokoiła Haralda Sinoz ębego. Jako pretekstu do interwencji u Ŝył roszczenia wyp ędzonego ze Szwecji bra- Innka Eryka, Styrbjórna, któremu oddał za Ŝon ę swoj ą córk ę. W 985 r. pretendent zaatakował stryja, ale stracił Ŝycie i przegrał bitw ę pod Fy- risvcllir, w której mieli go wspiera ć współpracuj ący wówczas z Dani ą wikingowie z Jómsborga/Wolina. Du ński król nie zdołał ju Ŝ zmieni ć niekorzystnego dla siebie obrotu spraw wewn ątrzszwedzkich, gdy Ŝ musiał stawi ć czoło buntowi własnego syna, który stan ął na czele nurtu ili|/ ącego do restytucji poga ństwa. Eryk, nazwany odt ąd Zwyci ęskim (Segersdll), mógł wi ęc spokojnie umacnia ć swoj ą władz ę w Szwe- c|i. Korzystaj ąc z trudno ści w Ŝegludze po wypłycaj ącym si ę szlaku wodnym ł ącz ącym Birk ę (kojarzon ą z konkurencyjn ą gał ęzi ą dynastii) / Bałtykiem i z kryzysu w handlu ze Wschodem, który został zdomi- nowany przez Ru ś, przeniósł centrum władzy politycznej do pobliskiej Sigtuny. Stworzył w ten sposób podwaliny organizacyjne pa ństwa H/wedzkiego. Podobnie jak w wielu innych przypadkach takie ustano- wienie nowego centrum politycznego miało by ć manifestacj ą radykal- nego zerwania ze starym porz ądkiem. Centraln ą rol ę prowincjonalnej il/i ś Sigtuny potwierdzaj ą liczne znaleziska luksusowych importów (np. chazarskie amfory na wino i ruskie enkolpiony), wybita przez nast ępnego władc ę moneta z napisem REXAN ZITUN {= król Sigtuny) i zapocz ątkowane w XI w. liczne inwestycje budowlane. W 995 r. w Szwecji na tronie zasiadł syn Eryka Zwyci ęskiego, 12-letni Olaf Skótkonung (995 - ok. 1022 r.), który według Adama /. Bremy był chrze ścijaninem. Jego główn ą siedzib ą pozostała wy- promowana przez ojca Sigtuna. Nie był jednak w stanie zapobiec ponownemu wł ączeniu Szwecji w orbit ę wpływów Danii. W celu wzmocnienia mi ędzydynastycznych wi ęzów Swen Widłobrody o Ŝenił 65 korzystanie z do świadcze ń s ąsiadów i wreszcie zwykłe szcz ęś cie do- prowadziły na szczyty władzy tych, których imiona zanotowała histo- ria. Uczestnicy tego współzawodnictwa poddawani byli bezwzgl ędnej selekcji, warunkowanej wydolno ści ą gospodarcz ą swoich organizacji terytorialnych i zdolno ści ą s ąsiadów do interwencji militarnej. Nie b ędzie wi ęc przesad ą stwierdzenie, Ŝe Czechy, Polska, Ru ś, Węgry i Szwecja powstały w X w. jako „prywatne" przedsi ęwzi ę- cia Przemy ślidów, Piastów, Rurykowiczów, Arpadów i Skjoldungów, którym udało si ę pokona ć lokalnych konkurentów, powstrzyma ć eks- pansj ę s ąsiadów, przeforsowa ć legitymizuj ącą jedynowładztwo ideo- logi ę chrze ścija ńsk ą, zorganizowa ć sprawn ą eksploatacj ę podporz ąd- kowanych im terytoriów i uzyska ć uznanie geopolityczne. Pa ństwa te nie były Ŝadn ą „emanacj ą" d ąŜ eń politycznych jakich ś narodów. Wr ęcz przeciwnie, to średniowieczne narody Czechów, Polaków9, Ru- sinów, W ęgrów i Szwedów „powstały przede wszystkim dzi ęki ramom stworzonym przez pa ństwa" (B. Zientara 1985, s. 343), których wład- cy tworzyli swego rodzaju strefy etnopolityczne zamkni ęte granicami terytoriów podporz ądkowanych monopolistycznej kontroli centrów władzy polityczno-gospodarczej. W takiej perspektywie nale Ŝałoby odej ść od rozpatrywania wcze- sno średniowiecznej geopolityki w kategoriach pa ństwowo-narodowych, gdy Ŝ w rzeczywisto ści ówczesne relacje „mi ędzynarodowe" miały cha- rakter głównie rodowo-dynastyczny. Zamiast wi ęc mówi ć o stosun- kach „polsko-niemieckich" czy „polsko-czeskich" trzeba raczej roz- wa Ŝać stosunki „piastowsko-otto ńskie" i „piastowsko-przemy ślidzkie". Trudno bowiem rozró Ŝni ć polityk ę wewn ętrzn ą i zagraniczn ą, gdy Ŝ personalistyczne fundamenty wewn ętrznej jedno ści pa ństw wczesno- średniowiecznych i ich federalistyczna struktura sprawiały, Ŝe w obu sferach politycznych (krajowej i mi ędzynarodowej) wzajemne relacje były realizowane w taki sam sposób, tj. za pomoc ą siły, wymiany da- rów, usług i świadcze ń, oportunistycznych mał Ŝeństw i odwoływania si ę do zmitologizowanych tradycji dynastycznych. 9 Gerard Labuda (2002, s. 33) chyba zbyt optymistycznie uznał, Ŝe „W Polsce [...] świadomo ść narodowa powstała w XI i XII wieku". 68 5. OD „PLEMIENIA" DO PA ŃSTWA Zdarza si ę, Ŝe w obiegu naukowym kr ąŜ y pojęcie wygodne, lecz wła ś- ciwie niedefiniowane. W Polsce, w archeologii i historiografii wcze ś- niejszego średniowiecza wyró Ŝnia si ę w tym wzgl ędzie termin „ple- mi ę". „Powszechne wyst ępowanie wzmianek o ró Ŝnych ludach sło- wia ńskich, wydaje si ę, u śpiło nieco czujno ść historyków, którzy do ść bo/refleksyjnie u Ŝywaj ą terminu »plemi ę«" (P. Boro ń 2001, s. 190). K/cczywi ście, „najcz ęś ciej termin ten u Ŝywany jest w sensie meta- forycznym, bez gł ębszej refleksji co do formy organizacji społecznej konstytuuj ącej grup ę tak okre ślon ą" (A. Posern-Zieli ński 2005, s. 46). Wydaje si ę, Ŝe wi ększo ść polskich mediewistów milcz ąco podziela jakie ś mgliste przekonanie, Ŝe plemiona to „poszczególne organizacje o charakterze społecznym czy terytorialno-politycznym, które istniały przed pa ństwem polskim i były niejako tworzywem, z którego to pa ń- nIwo si ę uformowało" (S. Zaj ączkowski 1938). Taka zdroworozs ądko- wi! koncepcja nie stawia przed badaczem Ŝadnych problemów inter- pretacyjnych. A przecie Ŝ nie ma chyba pracy po świ ęconej czasom przedpa ń- slwowym, w której słowo to si ę nie pojawia. Historykom i archeolo- gom trudno bowiem pisa ć bez przyj ęcia pewnych uproszczonych ka- tegorii analitycznych, które pozwalaj ą unikn ąć wyja śnie ń opisowych. 1'otrzeba taka jest szczególnie odczuwalna w odniesieniu do trzech stuleci dziel ących skrystalizowanie si ę kultury wczesnosłowia ńskiej od geopolitycznego ustabilizowania si ę środkowo-wschodniej Europy. ()kres poprzedzaj ący wyłonienie si ę pa ństwa wczesnopiastowskiego trzeba było bowiem wypełni ć jakąś tre ści ą ukazuj ącą proces przemian jednoznacznie wiod ących od niejasnej sytuacji wyj ściowej do kulmi- nacyjnego punktu symbolicznie lokowanego w 966 r. W literaturze dotycz ącej tego okresu przedpi śmiennej przeszło- ści ziem polskich znajdziemy zatem liczne odniesienia do: „okresu plemiennego", „ustroju plemiennego", „grodów plemiennych" oraz wymienianych z nazwy „plemion". Sam równie Ŝ popełniłem nieraz 69 grzech powierzchowno ści, bezrefleksyjnie posługuj ąc si ę tym słowem- -wytrychem1. Jako element powszechnie u Ŝywanego Ŝargonu pozwala ono wygodnie omin ąć trudno ści rozwa Ŝań nad fundamentalnymi zmia- nami społeczno-kulturowymi, jakie musiały poprzedzić pojawienie si ę na geopolitycznej scenie Europy Środkowej pa ństwa piastowskiego. Trudno ści te wynikaj ą po częś ci z utrzymuj ącego si ę podziału pradziejów na wydzielone odcinki chronologiczne, którymi zajmu- ją si ę badacze wyspecjalizowani w do ść w ąskich kr ęgach zagadnie ń. Prowadzi to w sposób nieunikniony do powstawania barier metodycz- nych, terminologicznych, a nawet i psychologicznych, które utrudniaj ą nie tylko wzajemne porozumienie, ale tak Ŝe tworzenie opracowa ń syn- tetycznych. Powoduje to sztuczne oderwanie od siebie pewnych frag- mentów pradziejów, które coraz trudniej poł ączy ć w jedn ą spójn ą wizj ę. W przypadku wcze śniejszego średniowiecza rozd źwi ęk ten pogł ębiaj ą niedostatek dobrze wydatowanych źródeł i trudno ści interpretacyjne, co skłania specjalistów od pocz ątków średniowiecza do wspierania si ę wiedz ą badaczy lepiej przebadanych okresów s ąsiednich. Jedni szukaj ą wi ęc wsparcia u specjalistów od okresu wpływów rzymskich, którzy dysponuj ą dobrze rozpracowan ą chronologi ą zabytków metalowych i pewnym zasobem antycznych źródeł pisanych. Inni znajduj ą zrozu- mienie raczej w kr ęgach mediewistów posługuj ących si ę kanonem do- brze zanalizowanych przekazów historycznych - te Ŝ zreszt ą spisanych poza terenami ziem polskich. Pomi ędzy tymi „pograniczami" chrono- logicznymi powstała pustka trudna do wypełnienia z powodu pogł ę- biaj ących si ę ró Ŝnic historiozoficznych i metodologicznych dziel ących zwolenników dwóch „frakcji", z których jedni „ogl ądaj ą" si ę na okres poprzedzaj ący, podczas gdy drudzy „wybiegaj ą" w okres nast ępny. Badacze przeszło ści ziem polskich w okresie mi ędzy połow ą VI w. a połow ą X w., dysponuj ąc tylko pojedynczymi i cz ęsto niejasnymi przekazami historycznymi, staj ą wobec trudnego zadania znalezienia odpowiedniego j ęzyka opisu swojego przedmiotu bada ń. O ile bowiem czasy wcze śniejsze opisuje si ę, wskazuj ąc na zró Ŝnicowanie chrono- logiczne i geograficzne znalezisk identyfikowanych z jasno zdefinio- wanymi kulturami archeologicznymi, o tyle ujednolicone kulturowo Por. jednak krytyczne uwagi w: P. Urba ńczyk 2000b, s. 262 n. 70 słowia ńskie wcze śniejsze średniowiecze uniemo Ŝliwia stworzenie pre- cyzyjnej i powszechnie zrozumiałej klasyfikacji. Klasyczne metody, Ink dobrze sprawdzone w badaniach starszych epok, nagle wi ęc za- wodz ą, a nie mo Ŝna jeszcze zastosowa ć metod wypracowanych przez specjalistów od okresu „pi śmiennego". Niemo Ŝno ść dokonania tradycyjnego podziału rzeczywisto ści ar- dieologicznej na zdefiniowane przestrzennie i czasowo „kultury", przy lednoczesnym braku podstaw źródłowych do wydzielenia politycz- nych organizacji terytorialnych, powoduje intelektualny dyskomfort wynikaj ący z niepokoj ącego poczucia geograficzno-chronologiczne- ^o „nieuporz ądkowania" przedmiotu bada ń. A brak jasnych kategorii klasyfikacyjnych sprawia irytuj ące wra Ŝenie chaosu, który zdaje si ę wymyka ć jednoznacznemu opisowi. I wła śnie poj ęcie „plemienia" po- zwoliło uładzi ć ten bezład, nad którym zapanowano, wprowadzaj ąc podziały mo Ŝe eleganckie, ale oparte na niezbyt jasnych kryteriach. Dokonano tego w sposób, który wzbudza powa Ŝne zastrze Ŝenia metodologiczne. Kategori ę organizacji społecznej zapo Ŝyczon ą z daw- nych koncepcji etnologii obszarów pozaeuropejskich przeniesiono bo- wiem do ść mechanicznie do środkowoeuropejskiego wcze śniejszego średniowiecza, podkładaj ąc j ą pod nazwy „etniczne" zaczerpni ęte / h;irdzo przecie Ŝ sk ąpych źródeł pisanych, a zasi ęgi przestrzenne tak /definiowanych jednostek terytorialnych próbuje si ę doprecyzowa ć za pomoc ą kryteriów archeologicznych. W ątpliwo ści, jakie bli Ŝszy ogl ąd Ink ich podziałów musi wzbudzi ć u zachowuj ącego zdrowy rozs ądek badawczy antropologa, historyka czy archeologa, maskuje si ę staran- nie, pomijaj ąc podstawowe wymagania krytyki dost ępnych źródeł I oczywiste niezgodno ści danych dostarczanych przez te trzy nauki. Koncepcja „plemion" trwa wi ęc niemal nieporuszona, gdy Ŝ jest je- dynym dot ąd narz ędziem pozwalaj ącym uporz ądkowa ć trudn ą do jed- noznacznego zdefiniowania sytuacj ę poprzedzaj ącą powstanie pa ń- slwa wczesnopiastowskiego, które pono ć „wyłaniało si ę powolnie, nie systematycznie z kilkunastu poprzedzaj ących ustrojów plemien- nych" (G. Labuda 2002, s. 17). Archeologom, staj ącym bezradnie wo- bec jednorodno ści wczesnosłowia ńskiej kultury materialnej, termin ten zast ąpił stosowane dla wcze śniejszych okresów pradziejów podziały un „kultury archeologiczne". Dla historyków za ś, bezradnych wskutek 71 braku jednoznacznych źródeł pisanych, stał si ę namiastk ą politycznych organizacji terytorialnych. S ądz ąc z nieko ńcz ących si ę sporów, doty- cz ących nazw, lokalizacji, granic i chronologii „plemion prapolskich", koncepcja ta nie spełnia jednak funkcji uniwersalnego narz ędzia porz ąd- kuj ącego (por. umiarkowany sceptycyzm H. Samsonowicza - 2003). „Plemiona" te, obdarzone nazwami zaczerpni ętymi z niezbyt jas- nych źródeł lub wr ęcz wymy ślonymi przez historyków i archeologów, pomogły mediewistom wypełni ć przestrze ń społeczno-geograficzn ą wcze śniejszego średniowiecza wzgl ędnie stabilnymi organizacjami terytorialnymi2. Do ść lu źna definicja pozwalała wyró Ŝni ć etapy/po- ziomy organizacji „małoplemiennych" i „wielkoplemiennych", które zgodnie z ewolucyjn ą wizj ą dziejów miały poprzedza ć stabilne pa ń- stwo dynastyczne. W tej ewolucji dominuj ącą rol ę przypisuje si ę sfe- rze gospodarczej, która od pocz ątku miała determinowa ć stopniowy wzrost skłonno ści do współpracy ponadlokalnej. Zgodnie z t ą prze- słank ą uwa Ŝa si ę, Ŝe grody „wraz ze wzrostem gospodarczym podle- gały [...] procesom koncentracji, co prowadziło do narodzin wspólnot terytorialnych" (A. Buko 2005, s. 81). Politycznie plemiona miały by ć przejawem realizacji idei „gminowładztwa", a kulturowo - argumen- tem na rzecz wielowiekowej ci ągło ści etnicznej mieszka ńców pa ństwa wczesnopiastowskiego. Przekształcenie plemion w pa ństwo pozwalało wykaza ć „zwyci ęstwo idei narodowej nad plemiennymi sentymentami" (H. Łowmia ński 1973, s. 415). Wnioskowanie to ma wiele słabych punktów zarówno metodolo- gicznych, jak i zwyczajnie logicznych, nie mówi ąc o w ątpliwo ściach nasuwanych przez krytyczny ogl ąd dost ępnych źródeł. 2 Podobnie próbowano uchwyci ć jednostki organizacyjne ni Ŝszego rz ędu, ekstra- poluj ąc w odległ ą przeszło ść informacje odnosz ące si ę do rozwini ętych społecze ństw średniowiecznych. I tak z XIII w. zaczerpni ęto koncepcj ę opola, której korzeni, mimo protestów niektórych historyków (np. J.S. Matuszewski 1989 i 1991), poszukuje si ę w okresie przedpiastowskim. I w tym przypadku głównym argumentem jest wewn ętrz- ne przekonanie zwolenników takiego zabiegu, którzy uwa Ŝaj ą, Ŝe „opole Ŝadn ą miar ą nie wygl ąda na utworzony przez pa ństwo organ zarz ądu lokalnego. Była to zapewne wspólnota znacznie starsza od polskiej pa ństwowo ści, któr ą kształtuj ące si ę pa ństwo podporz ądkowało sobie i obarczyło wa Ŝnymi zadaniami" (K. Modzelewski 2001, s. 185). 72 Przez długi czas zało Ŝenie, Ŝe tzw. ludy pierwotne s ą zorganizowa- ne w plemiona, było podstaw ą teorii bada ń etnologicznych, a „poj ęcie »plcmienia« jako rzeczywistej i trwałej jednostki społecznej miało kluczowe znaczenie dla teoretycznego i metodologicznego rozwoju antropologii społecznej" (R. Jenkins 1997, s. 16). Oferowało ono teore- tyczny model „natury" społecze ństw nieucywilizowanych, pozwalaj ąc wygodnie zorganizowa ć zebrane w terenie dane obserwacyjne (por. obszern ą dyskusj ę w: M.H. Fried 1975; A. Kuper 1988). Tote Ŝ przez długi czas „plemi ę" było jedn ą z najwa Ŝniejszych kategorii opiso- wych w badaniach wszystkich społecze ństw przedpa ństwowych (por. np. analiz ę Wojciecha Dohnala - 2001). Niestety, do świadczenia antropologii z ostatniego półwiecza wy- rn/nic wskazuj ą, Ŝe tak popularna w śród polskich historyków i ar- cheologów koncepcja plemienia jako „spójnej, homeostatycznej, zin- tegrowanej i zasadniczo statycznej cało ści" jest nie do utrzymania (S. Jones 1997, s. 52). Ju Ŝ w ko ńcu lat pi ęć dziesi ątych XX w. uznano, h' „plemiona jako oddzielne jednostki były w gruncie rzeczy modelami niialitycznymi" stworzonymi przez samych badaczy d ąŜą cych do mak- symalnego uporz ądkowania zebranych informacji (R. Jenkins 1997, n 17). Dzisiaj wiadomo, Ŝe „istnieje nieprzebrana i zmienna wielo ść form Ŝycia społecznego, które my podci ągamy [...] pod poj ęcie ple- mienia" (M. Buchowski 2001, s. 7). Poj ęcie „plemi ę" zostało wi ęc /.ust ąpione w antropologii przez du Ŝo bardziej elastyczn ą koncepcj ę „grupy etnicznej" interpretowanej cz ęsto w kategoriach skrajnie su- bicktywistycznych (por. F. Barth red. 1969). Uznano, Ŝe „współdzia- lujiicy ze sob ą ludzie mog ą [...] kierowa ć si ę ró Ŝnymi warto ściami i ideami. Generuje to ci ągły proces przemian istniej ącego systemu, jego li i cu porz ądkowanie oraz otwarcie" (W. Dohnal 2001, s. 197). We współczesnej antropologii identyfikacji grupowej społecze ństw przedpa ństwowych nie rozpatruje si ę ju Ŝ w kategoriach biernego od- zwierciedlania podobie ństw kulturowych - np. manifestowanych w kul- turze materialnej. Nie poszukuje si ę ju Ŝ „obiektywnych" kryteriów wyró Ŝniania poszczególnych grup, lecz raczej pyta si ę o subiektywnie odczuwan ą samoidentyfikacj ę poszczególnych ludzi. Nie statyczne po- 73 działy na wyra źnie wyró Ŝnialne kulturowo i terytorialnie „plemiona", lecz dynamicznie pojmowana i nie całkiem oczywista „etniczno ść " stała si ę podstaw ą bada ń zró Ŝnicowania kulturowego społecze ństw nie- będących na etapie organizacji terytorialnych kontrolowanych przez stabilne o środki polityczne (por. P. Urba ńczyk 2000c). Podwa Ŝono tym samym silne jeszcze przed ćwier ćwieczem przekonanie, Ŝe ludzko ść dzieli si ę (i zawsze dzieliła) na homogenne wspólnoty lokalne wyró Ŝ- nialne kulturowo i j ęzykowo3. Rzeczywisto ść społeczna bowiem jest zawsze otwarta i nieuporz ądkowana (por. F. Barth 1992). Podkre ślanie subiektywno ści i zmienno ści kategorii etnicznych sprowokowało dyskusj ę, czy i w jakim stopniu źródła pisane mog ą by ć przydatne do zrozumienia procesów kształtowania się „ludów" dobrze znanych z przekazów spisanych w tzw. okresie w ędrówek lu- dów, kiedy to Europ ę przemierzały zmilitaryzowane grupy - głównie germa ńskie. Spór mi ędzy tzw. szkoł ą wiede ńsk ą a jej przeciwnikami skupionymi wokół uniwersytetu w Toronto spolaryzował światow ą mediewistyk ę (por. dyskusj ę w tomie zredagowanym przez A. Gil- leta w 2002 r.)4. Upraszczaj ąc, chodzi o to, czy w ukształtowaniu si ę „ludów" tego okresu decyduj ącą rol ę odegrała przekazywana ustnie, zmitologizowana tradycja, manipulowana przez świadomych swoich działa ń przywódców. W takim uj ęciu „identyfikacja etniczna nie była przesłank ą, lecz rezultatem ludzkich działa ń i my śli" (W. Pohl 2005, s. 557), wi ęc mogła nawet wykazywa ć oportunistyczn ą zmienno ść sytuacyjn ą (P. Geary 1983). Ten subiektywizm został zaatakowany nie tylko przez history- ków, ale tak Ŝe przez wielu archeologów (szczególnie specjalizuj ących si ę w badaniach okresu wpływów rzymskich i okresu w ędrówek lu- dów), którzy nie chc ą uzna ć, Ŝe identyfikacja etniczna jest tylko pro- duktem praktyki społecznej (np. V. Bierbrauer 2002). Pozbawiałoby to ich bowiem szansy na uchwycenie materialnych wska źników et- niczno ści, w których istnienie nie wierz ą inni archeolodzy (por. szcze- 3 Por. rozdział „Kryzys koncepcji plemienia" - W. Dohnal 2001. 4 Niestety, ta kluczowa dla bada ń nad wczesnym średniowieczem dyskusja (por. jej najnowsze omówienia w tekstach Florina Curty - 2007 oraz Petera Heatheni - 2008) nie zainteresowała chyba polskich badaczy. 74 S. Brather 2004). Podkre ślaj ą oni wag ę przypisywanych rozma- itym elementom kultury materialnej znacze ń symbolicznych, których nic jeste śmy dzi ś w stanie odtworzy ć, bo bezpowrotnie znikn ęły razem /.c śmierci ą ich „u Ŝytkowników". W Polsce do rezygnacji z poszukiwa- nia zró Ŝnicowania etnicznego od dawna namawia archeologów Henryk Miimzer (np. 1998). Są jednak równie Ŝ podnoszone argumenty, które maj ą złagodzi ć metodologiczn ą jednoznaczno ść takich ostrze Ŝeń (por. szczegółowe rozwa Ŝania w: P. Urba ńczyk 2000c oraz F. Curta 2007). Przywołuje si ę przy tym wyniki bada ń etnoarcheologicznych, które wykazały, Ŝe kul- tura materialna mo Ŝe by ć intencjonalnie wykorzystywana w ustalaniu relacji mi ędzygrupowych. Przy tym dotyczy to tylko pewnych wybra- nych jej elementów (np. I. Hodder 1982, s. 54 n.). „Kultura material- nn nie jest tylko repozytorium zakumulowanego znaczenia wpisanego w ni ą w trakcie produkcji i u Ŝytkowania w ró Ŝnych kontekstach spo- łecznych [...] Odgrywa ona aktywn ą rol ę w strukturowaniu praktyk kulturowych" (S. Jones 1997, s. 118). Aby uchwyci ć elementy znacz ą- ce etnicznie, dokonano rozró Ŝnienia cech funkcjonalnych i stylistycz- nych (głównie zdobienie) wytworów. Stylistyka jako świadomy wybór / pewnego spektrum środków wyrazu nie wpływa na funkcjonalno ść przedmiotu, więc mogła spełnia ć funkcj ę identyfikuj ącą w stosunkach Miiedzygrupowych, ajej zró Ŝnicowanie mogło odzwierciedla ć tradycje normatywne (np. M.W. Conkey 1991). Wreszcie, ustalono, Ŝe okresy nnpi ęć politycznych i gospodarczych zwi ększaj ą świadomo ść etniczn ą, io mo Ŝe si ę odbi ć w zró Ŝnicowaniu cech kultury materialnej, wykorzy- stywanych do manifestowania odr ębno ści grupowej (I. Hodder 1979). Duje to szans ę zaobserwowania cho ćby „chwilowych" granic etnicz- nych pomi ędzy grupami świadomie ze środkowanymi wokół wspól- nych interesów politycznych i gospodarczych. ()czywi ście, nie s ą to reguły, lecz tylko „mo Ŝliwo ści" wyst ąpienia Mylnacji uchwytnych archeologicznie. Zró Ŝnicowanie kultury mate- rii) Incj nie jest bowiem niezb ędnym elementem ustalania relacji mi ę- łl/.ygrupowych, co mo Ŝna robi ć w drodze behawioralnej, werbalnej, militarnej itd. Niestety wi ęc, „archeolodzy nie mog ą zało Ŝyć, Ŝe sto- pi, ii podobie ństwa i ró Ŝnicy w kulturze materialnej dostarcza prostego ¦ i i źnika interakcji" (S. Jones 1997, s. 115). 75 •¦;¦;;.('. ¦ 1 Wydaje si ę, Ŝe polska mediewistyka wci ąŜ pozostaje na uboczu tych wa Ŝnych dyskusji i jest wci ąŜ zdominowana przez w ątpliwe me- todologicznie zało Ŝenie, Ŝe wczesno średniowieczne źródła, jakkolwiek by były niejasne, obiektywnie odzwierciedlaj ą stabilne etniczno-teryto- rialne podziały ziem, które Mieszko I poddał swojej kontroli w drugiej połowie X w. Badacze okresu przedpa ństwowego chciwie poszukuj ą zarejestrowanych w źródłach nazw własnych i traktuj ą je jako obiek- tywnie funkcjonuj ące etnonimy, które jednocze śnie maj ą dowodzi ć kolektywnej, długotrwałej świadomo ści identyfikacji polityczno-kul- turowej mieszka ńców ró Ŝnych obszarów. Nazwom tym nadaje si ę te Ŝ w sposób nieuprawniony funkcj ę reprezentowania terytorialnych orga- nizacji quasi-politycznych. Wszyscy zwolennicy takiego paradygmatu przywołuj ą fragment pierwszej cz ęś ci tzw. Geografa bawarskiego5 zatytułowany Descriptio civitatum et regionum ad septentrionalem plagam Danubii. Ten tekst został napisany po 844 r., najprawdopodobniej przez Grimalda - opata w Weissenburgu, a nast ępnie w St. Gallen (W.H. Fritze 1999, s. 1270). Jego funkcje królewskiego kapelana i kanclerza pozwalaj ą uzna ć ten dokument za oficjalny przejaw ówczesnej polityki wschodniej króla Ludwika Niemieckiego. Wyliczono w nim m.in.: Prissani, ciuitates LXX. Yelunzani, ciuitates LXX. [...] Yuislane. Sleenzane, ciuitates XV. Lunsici ciuitates XXX. Dadosesani ciuitates XX, Milzane, ciuitates XXX. Besunzane, ciuitates II. Verizane, ciuitates X. Fraganeo, ciuitates XL. Lupiglaa, ciuitates XXX. Opolini, ciuitates XX. Golensizi, ciuitates V. Od 200 lat ta lakoniczna wzmianka jest uznawana za kanoniczne źró- dło informacji pozwalaj ących zrozumie ć, co działo si ę mi ędzy Bał- tykiem a Sudetami, zanim tereny te zostały poddane politycznej kon- troli przez dynasti ę piastowsk ą (por. klasyczne prace S. Zakrzewskiego z 1917 i H. Łowmia ńskiego z 1958 r.). Przytoczony fragment tekstu napisanego dla wschodniofrankij- skiego władcy oferuje seri ę kolektywnych nazw, któr ą niemal bezkry- tycznie uznano za wiarygodny opis podziahi ziem polskich na wyra źne 5 Ostatnio sugeruje si ę etnicznie oboj ętny termin Ostfrankische Vólkertafel (por. W.H. Fritze 1999, s. 1270). 76 „plemiona" rozumiane jako jednostki terytorialne, których mieszka ńcy rozpoznawali si ę i byli zewn ętrznie identyfikowani za pomoc ą jedno- znacznych etnonimów, bo przecie Ŝ „posiadanie imienia jest koniecz- nym elementem wyodr ębnionej wpólnoty" (H. Samsonowicz 2003, n. 37). Niektóre z nazw zarejestrowanych przez Geografa bawarskiego znajduj ą mniej lub bardziej wiarygodne potwierdzenie w innych źród- łach (np. Sleenzane6, Dadosesanf), inne s ą identyfikowane zdroworoz- si|dkowo przez poszukiwanie podobie ństw leksykalnych (np. Verizane mieliby zamieszkiwa ć tereny nad Wie Ŝyc ą, Opolini s ą kojarzeni z Opo- lem, Golensizi za ś lokowani s ą koło Grod źca Goł ęszyckiego), podczas gdy niektórych wci ąŜ nie udało si ę umie ści ć w konkretnym miejscu, np. Lupiglaa, których kiedy ś proponowano uzna ć za „Głupie Głowy", i-zyli „Głubczyców" (J. Tyszkiewicz 1963, s. 66 i mapa na s. 71). 1'onadstuletnia dyskusja nad interpretacj ą Fraganeo (np. J. Nalepa I %4a) dobrze oddaje trudno ści ze zinterpretowaniem całego przekazu, w którym nie brak przecie Ŝ informacji jawnie fałszywych, jak np. ta, ze „Prusowie s ą liczni/rozlegli jak od Enisy do Renu". Pomimo licznych w ątpliwo ści towarzysz ących niemal ka Ŝdej pró- bie przeło Ŝenia tego tekstu na opis etniczno-polityczny i braku roz- poznawalnego porz ądku geograficznego, wielokrotnie konstruowano na jego podstawie konwencjonalne mapy Polski południowo-zachod- niej, na której skupił si ę autor z połowy IX w., maj ący najwyra źniej niezłe informacje tylko z terenów poło Ŝonych na północ od Czech. Potwierdzenia ich wiarygodno ści poszukuje si ę w innych źródłach, ule poza pewnym podobie ństwem powtarzaj ących si ę etnonimów, Inidno o przekonuj ące argumenty. Celn ą uwag ę Stanisława Rosika (2006, s. 28), Ŝe wywnioskowane z Geografa bawarskiego s ąsiedztwo Milczan i Dziadoszan znajduje potwierdzenie w opisanym przez Thiet- niara itinerarium Ottona III z 1000 r., mo Ŝna osłabi ć, przypominaj ąc, ze kolejno ść wymieniania pozostałych „plemion" z ziem polskich wy- daje si ę chaotyczna, chyba Ŝe źle identyfikujemy etnonimy zapisane w połowie IX w. 6 Silenzi u Thietmara (VI, 57) i Zlasane w Dokumencie praskim. 7 Diedesizi/Diedesi u Thietmara (IV, 45; VI, 57; VII, 20) i Dedosize w Doku- iiifiicie praskim. 77 Te tereny pó źniejszej Polski piastowskiej, których Geograf ba- warski nie zauwa Ŝył, zapełniano sukcesywnie nazwami wyekstraho- wanymi z innych fragmentów Geografa bawarskiego lub z innych, równie niejasnych informacji8. Przy tym zawsze podstawowym kry- terium interpretacji takich „informacji" jest podobie ństwo wybranego „etnonimu" do znanych nazw geograficznych i mo Ŝliwo ść przerobienia go na modł ę „słowia ńsk ą". Zatem: Pobarane to Bobrzanie, Treboua- ne to Trzebowianie9, Lendizi = L ędzianie, Velunzani = Wielu ńczanie (lub te Ŝ Wolinianie), Prissani = Pyrzyczanie (por. map ę opublikowan ą ostatnio przez Jerzego Wyrozumskiego - 1999, ryc. 15), Busani = Bu Ŝanie. Wspomniane źródła pozostawiaj ą niestety „niepokoj ącą pust- kę na terenie Polski wła ściwej" (G. Labuda 2002, s. 19). Na szcz ę- ście w drugiej (trudnej do wydatowania) cz ęś ci Geografa bawarskiego znajduj ą si ę pot ęŜ ni liczb ą swoich „400 lub wi ęcej" civitates »Glo- peani«, których skwapliwie uznano za niepotwierdzonych Ŝadnym in- nym źródłem „Goplan". Wobec równie „niepokoj ącego" braku źró- dłowego potwierdzenia plemienia Polan, którzy mieli wszak spełni ć „funkcj ę organizacyjno-pa ństwow ą i zjednoczeniow ą" (H. Łowmia ński 1973, s. 441), uznano bez wi ększych dyskusji, Ŝe „pod nazw ą 'Goplan' faktycznie ukrywaj ą si ę »Polanie«" (G. Labuda 2002, s. 22 i 27). W ten prosty sposób równocze śnie uwiarygodniono Geografa bawarskiego i zakorzeniono w „prastarej przeszło ści" Polan, tak nam przecie Ŝ po- trzebnych do wykazania etniczno-politycznej ciągło ści naszej historii „narodowej". Rozwa Ŝania nad sytuacj ą geopolityczn ą czasów przedpa ństwo- wych zdawały si ę umo Ŝliwia ć liczby civitates, jakie Geograf bawarski przypisał ka Ŝdemu „plemieniu". Tote Ŝ wielu historyków oparło na nich swoje rekonstrukcje układu sił na „plemiennej" mapie Polski, uto Ŝsa- miaj ąc civitates z grodami (np. S. Arnold 1927; H. Łowmia ński 1958; J. Nalepa 1964b; L. Leciejewicz 1989, s. 56). Niestety, badania archeo- logiczne w Ŝaden sposób nie potwierdzaj ą takich liczebno ści miejsc 8 Stałym punktem odniesienia jest od ponad 200 lat młodszy tzw. Dokument pra- ski wystawiony przez cesarza Henryka IV w 1086 r. 9 Historycy czescy z reguły lokalizuj ą Trebouane nie w rejonie polskiej Trzebni- cy, lecz raczej koło „swojej" miejscowo ści Ćeska Tfebova. 78 umocnionych, co ka Ŝe podejrzewa ć, Ŝe autor nie dysponował wia- rygodn ą wiedz ą o wymienionych w dokumencie „plemionach". Brak wiadomo ści zast ąpił wi ęc wyobra źni ą, podaj ąc cyfry b ędące prostym przemno Ŝeniem liczby 5. Przypisanie dwóm „plemionom" {Prissani i \vlunzani) po siedemdziesi ąt, a „Glopeanom" nawet civitates CCCC nut eo amplius dowodzi, i Ŝ jest to źródło wysoce bałamutne. Chyba /c całkowicie źle rozumiemy ten tajemniczy termin, pod którym mo- HH si ę kry ć „ró Ŝnorodne, nie jednolite jednostki" (H. Samsonowicz 2003, s. 38). Jego obja śnienia mo Ŝna poszuka ć w opisie ziem połabskich, które inilorowi dokumentu były wyra źnie lepiej znane. Tam obszar zamiesz- kany przez zidentyfikowan ą własnym imieniem populacj ę mógł si ę składa ć z jednego {regio) lub kilku terytoriów {regiones) podzielonych wła śnie na civitates, które „trzeba uzna ć za rejony osadnicze z grodami slanowi ącymi główne elementy topograficzne i strategiczne" (C. Liib- kc 2004b, s. 3). Niestety, równie Ŝ tam dane archeologiczne zupełnie nic potwierdzaj ą takiego rozumienia Geografa bawarskiego. Aby ra- lowa ć jego wiarygodno ść , zaproponowano tłumaczenie „civitates jako poj ęcia u Ŝytego przez autora notatki dla nazwania wspólnot terytorial- nych najni Ŝszego szczebla, które [...] niekoniecznie, a nawet rzadko, dysponowały »własnym« grodem" (M. Dulinicz 2004, s. 313). Taka in- terpretacja ma t ę zalet ę, Ŝe nie da si ę jej zweryfikowa ć archeologicznie, iic/kolwiek podejmowane s ą ciekawe próby. Ostatnio Krzysztof Czapla (2006) przeanalizował prawdopodobne terytorium Dziadoszan, identy- fikuj ąc 17 „okr ęgów grodowych" i 14 bezgrodowych „skupisk osad- niczych" (K. Czapla 2006, ryc. 5). Niestety, liczby te nijak nie pasuj ą tło informacji z Geografa bawarskiego {Dadosesani ciuitates XX). Moim zdaniem, albo autor nie dysponował konkretn ą wiedz ą na- wcl o terenach tak bliskich granicy wschodniofrankijskiej jak Połabie, ni ho jego rozumienie terminu civitates było zupełnie inne od tych, któ- rych si ę dzisiaj domy ślamy (por. M. Hellmann 1999, s. 2114). Jedno, i/ego mo Ŝemy by ć pewni, to Ŝe na dworze Ludwika Niemieckiego co ś słyszano (prawdopodobnie od kupców) o jakich ś ludach zamiesz- kuj ących za Odr ą i za Sudetami, ale nikt nie potrafił ich precyzyjnie /lokalizowa ć ani okre śli ć wielko ści zajmowanych przez nie obszarów. Uwa Ŝano, Ŝe terytoria tych „plemion" dzieliły si ę na jakie ś niniejsze 79 jednostki organizacyjne, ale nie znano ani ich dokładnej liczby, ani charakteru. Analizowany dokument mógł wi ęc by ć typowym produk- tem „słu Ŝb specjalnych", którym zlecono przygotowanie konkretnego raportu, ale nie chciały si ę one przyzna ć do swojej niewiedzy. Tak czy inaczej zostawia nas to z informacj ą, i Ŝ w połowie IX w. na ziemiach Polski południowej i zachodniej były jakie ś rozpoznawalne przez zewn ętrznych obserwatorów podziały populacji zamieszkuj ących ró Ŝne obszary, ale nie sposób ustali ć, ani jaki był charakter jednocz ącej je identyfikacji ponadlokalnej, ani jak bardzo sterytorializowane były to organizacje, ani jak długo istniały. Oczywiste problemy interpretacyjne, jakie towarzyszą odczyty- waniu wczesnych źródeł pisanych, nieraz prowokowały archeologów do podj ęcia własnych prób opisania okresu przedpa ństwowego. Spot- kało si ę to pocz ątkowo z przychylno ści ą historyków, którzy liczyli na wsparcie swoich koncepcji konkretnym materiałem ilustracyjnym. Szybko si ę jednak okazało, Ŝe dane archeologiczne nie tylko nie po- twierdzaj ą uzgodnionych ju Ŝ map „plemiennych", aleje wr ęcz podwa- Ŝaj ą, co prowadziło do licznych kontrowersji. Znakomitym ich przykładem jest całkowita rozbieŜno ść histo- rycznej i archeologicznej interpretacji etnonimu Pobarane, który za- rejestrowano w 1086 r. w tzw. Dokumencie praskim opisuj ącym rze- komy zasi ęg diecezji praskiej w X w. Historycy, operuj ąc prostym skojarzeniem, ju Ŝ dawno uznali, Ŝe Pobarane to Bobrzanie, którzy mieliby oczywi ście zamieszkiwa ć nad rzek ą Bóbr (np. L. Tyszkiewic/ 2000a, b; mapa w: J. Wyrozumski 1999, s. 65). Niestety, dokładna pe- netracja archeologiczna nie ujawniła nad Bobrem Ŝadnej koncentra- cji osadnictwa. Posłu Ŝyło to do sformułowania wniosku, Ŝe łaci ńska transkrypcja w rzeczywisto ści kryje plemi ę „Obrzan", jako Ŝe wła- śnie nad Obranie brak wczesno średniowiecznych znalezisk (J. Nalepa 1996; S. Mo ździoch 2000a; por. te Ŝ dyskusj ę w: P. Urba ńczyk 2000b). Próbuj ąc osi ągn ąć jaki ś kompromis z historykami, Sławomir Mo ź- dzioch (2000c, s. 173 i 175) zaproponował, aby odczyta ć etnonim Po- barane jako „Poobrzanie" lub mo Ŝe „Poborzanie". W sytuacji braku 80 mo Ŝliwo ści zweryfikowania sytuacji z czasów „plemiennych", godnym uwagi pomysłem na wyja śnienie statusu Pobarane „wydaje si ę uznanie ich wspólnoty za powstał ą w czasach, gdy ziemie śląskie znalazły si ę w obr ębie organizacji pa ństwowych" (S. Rosik 2006, s. 32). Nie zmie- nia to jednak tego, Ŝe pozostajemy w zakl ętym kr ęgu gier słownych sprowokowanych jedn ą, jedyn ą wzmiank ą zawart ą w źródle pó źnym i sporz ądzonym w celach wyra źnie propagandowych. Kiedy archeolodzy weszli ju Ŝ na scen ę zdominowan ą wcze śniej przez historyków, zapragn ęli zaznaczy ć swoj ą obecno ść w sposób Irwalszy ni Ŝ tylko przez udział w dyskusji o lokalizacji „plemion" /identyfikowanych wcze śniej przez historyków. Niepomni metodolo- gicznych w ątpliwo ści dotycz ących kreowania etnosów na podstawie źródeł archeologicznych (np. S. Brather 2000 i 2004; P. Urba ńczyk 2000c; S. Tabaczy ński 2005, s. 38 n.)10, zacz ęli wi ęc uzupełnia ć mapy o nowe „plemiona", których historycy nie mogli dostrzec, gdy Ŝ nie za- chowały si ę o nich Ŝadne wzmianki. Uwaga badaczy materialnych pozostało ści wcze śniejszego średniowiecza skupiła si ę na obszarach, klórym dot ąd nie przypisano jeszcze Ŝadnego „plemienia", na których icdnak wida ć zag ęszczenie śladów osadnictwa. Najnowszymi produk- inmi takich działa ń s ą „Sandomierzanie" i „Lublinianie" wprowadzeni niedawno do literatury przez Andrzeja Buko (2005, s. 87 i ryc. 4.1). Trzeba jednak przyzna ć, Ŝe i w śród historyków s ą zwolennicy uzu- pełniania map „plemiennych" o etnonimy, których na pró Ŝno by szu- ka ć we wczesno średniowiecznych źródłach. Czasem były to produkty r/.ysto intuicyjne, jak np. „Czerwienianie", „Beł Ŝanie" i „Przemy śla- nic" (J. Widajewicz 1947, s. 52-56). Innym razem brak świadectwa pisemnego skłaniał historyków do uproszczonego odwoływania si ę do danych archeologicznych, w których poszukuje si ę brakuj ących .plemion". Mechanizm takich działa ń dobrze ilustruj ą dwa teksty Ja- na Tyszkiewicza. Przed ponad 30 laty uznał on, Ŝe „je Ŝeli wi ększo ść kurhanowych cmentarzysk podlaskich z warstw ą ciałopaln ą i drewnia- 10 Te zastrze Ŝenia s ą czasem formułowane w sposób zbyt kategoryczny, sugeru- ii|i\ Ŝe „nie ma Ŝadnych a priori racji uznania okre ślonych form kultury materialnej u wiarygodne wska źniki wspólnot etnicznych" (S. Tabaczy ński 2005, s. 44). W pew- nych bowiem (aczkolwiek bardzo specyficznych) sytuacjach znaleziska archeologiczne 11 utp\ jednak wykaza ć moc wska źników etniczno ści (np. W. Pohl 2005). 81 nymi konstrukcjami grobowymi pochodzi z VI-X w., to wyznaczaj ą one siedzib ę niedu Ŝego plemienia [...] Umownie mo Ŝna je nazwa ć »Staropodlasianami«" (J. Tyszkiewicz 1974, s. 108 i 109). Bieg cza- su sprawił, Ŝe ta nie śmiała propozycja zacz ęła Ŝyć własnym Ŝyciem i po upływie ćwier ćwiecza to „plemi ę" stało si ę dla jego twórcy fak- tem historycznym. Tote Ŝ misja Brunona z Kwerfurtu w 1009 r. miała wprost „dotrze ć do poga ńskiego słowia ńskiego plemienia Staropodla- sian z grupy mazowieckiej, którzy zamieszkiwali w dorzeczu górnej Narwi" (np. J. Tyszkiewicz 2000b, s. 204). Taka inwencja ró Ŝnych badaczy pozwoliła zapełni ć „plemiona- mi" niemal cały obszar ziem polskich, minimalizuj ąc zasi ęgi niepo- koj ących białych plam, które mogłyby wszak nasun ąć niebezpieczne podejrzenie, Ŝe nasza wiedza o polskim wcze śniejszym średniowieczu jest w jaki ś sposób ułomna. Zapomina si ę przy tym, Ŝe niezamieszkane tereny puszcza ńskie mogły stanowi ć nawet 80% terytorium dzisiejszej Polski (K. Buczek 1960) i całe regiony „stanowiły ziemie prawie nie- zasiedlone, eksploatowane przez bardzo nielicznych my śliwych i rol- ników" (H. Samsonowicz 2003, s. 37). Nazwy „plemienne" rozszerza si ę wi ęc, tak aby pozostawi ć jak najmniej przestrzeni „niczyjej". Przy tym, konstruuj ąc mapy, które maj ą ukazywa ć rzekome podziały teryto- rialne w okresie przedpa ństwowym, umieszcza si ę na nich obok siebie „plemiona" ró Ŝnie zdefiniowane i ró Ŝnie zidentyfikowane. Świe Ŝego przykładu takiej mapy dostarcza ksi ąŜ ka Archeologia Polski wczes- no średniowiecznej. Zamieszczona w niej ilustracja (A. Buko 2005, ryc. 4.1) ukazuje trzy odmienne kategorie „plemion": rozpoznane w ró Ŝnych źródłach spisanych od IX do XI w. (na ryc. 1 zaznaczone na czarno), wymy ślone przez historyków (zaznaczone na zielono) oraz wprowadzone przez archeologów (zaznaczone na czerwono). Niektóre z tych konstruktów, po dziesi ęcioleciach powtarzania ich w literaturze naukowej, zostały ju Ŝ powszechnie zaakceptowane jako rzeczywiste, plemienne jednostki terytorialne, np. „Kujawianie" z Kujaw, „Pomorzanie", którzy mieli zamieszkiwa ć Pomorze, i „Ma- zowszanie" adekwatnie lokalizowani na Mazowszu. Ci nieliczni bada- cze, którzy jeszcze pami ętaj ą, Ŝe takich „plemion" nie wymienia ani jedno źródło sprzed XI w., próbuj ą przekonywa ć, i Ŝ s ą to nazwy jedno- stek wyodr ębnionych dopiero w ramach pa ństwa wczesnopiastowskie- 82 Hyc. I. Mapa Polski „plemiennej" ukazuj ąca zró Ŝnicowane pochodzenie poszczególnych ..plemion" (opra ć, na podstawie ryc. 4.1 -A. Buko 2005) (rys. Maciej Trzeciecki) fio (np. E. Kowalczyk 2000, s. 45-46; por. te Ŝ krytyk ę Gerarda Labudy 2002, s. 30 n.11). Siła tradycji historiograficznej sprawia jednak, i Ŝ według wi ększo ści mediewistów „nale Ŝy jednak przychyli ć si ę do tezy przeciwnej, uznaj ącej starodawnos ć wymienionych plemion" (J. Strzel- s ą np. „Kaszubi" stale umieszczani na mapach „plemiennych" in/iv Gerarda Labud ę (np. 2002, ryc. 3 i s. 31), gdy Ŝ „mieszkali oni 1' Ten sam badacz posługuje si ę jednak ch ętnie eufemistycznym poj ęciem „ple- ni i kujawskich, mazowieckich i pomorskich" (G. Labuda 2002, s. 52). 83 z pewno ści ą na zachód od rzeki Pars ęty [...] zawsze, to jest od chwi- li osiedlenia" (G. Labuda 1996, s. 158). I znów uparte powtarzanie hi- potezy niemaj ąeej Ŝadnej podbudowy źródłowej powoduje z czasem jej powszechn ą akceptacj ę (np. L. Leciejewicz 2000b, ryc. 159). Tak zró Ŝnicowane sposoby konstruowania map etnopolitycznych pozwalaj ą podtrzymywa ć złudn ą wizj ę kompletno ści naszej wiedzy 0 przedpa ństwowych podziałach plemiennych. Tymczasem, w odnie- sieniu do wcze śniejszego średniowiecza, nazwy te powinny mie ć cha- rakter wył ącznie porz ądkuj ąco-geograficzny. Jednak wskutek ich cz ę- stego powtarzania nabrały ju Ŝ niemal namacalnych kształtów i stale goszcz ą na mapach ukazuj ących podziały terytorialne w X w., a na- wet i wcze śniej. Pojawiaj ą si ę w ró Ŝnorodnych kontekstach interpre- tacyjnych, nasuwaj ąc nieodparte wra Ŝenie ahistoryczno ści rozwa Ŝań, w których bierze si ę jak ąś nazw ę z konkretnego dokumentu i przenosi ją w odległ ą przeszło ść lub przyszło ść - zale Ŝnie od aktualnego zapo- trzebowania na skonstruowanie zgrabnej ilustracji. A przecie Ŝ „zło Ŝona mapa podziałów i lokalizacji poszczególnych wspólnot jest w istocie produktem historycznego rozwoju, a wi ęc nie mo Ŝna jej traktowa ć jako rzeczywisto ści trwałej, niezmiennej, raz na zawsze ustalonej" (A. Posern-Zieli ński 2005, s. 10). Na ryc. 1 pokazano podział pracy, jakiego dokonali mi ędzy sob ą historycy i archeolodzy. Ci drudzy, b ędąc spó źnionymi uczestnikami procesu zapełniania „plemionami" ziem polskich, wzięli na siebie obo- wi ązek wypełnienia luk pozostawionych przez tych, którzy posługuj si ę źródłami pisanymi. Jest to jednak działanie niesystematyczne i do- dawanie nowych jednostek terytorialnych wydaje si ę do ść chaotyczne. Cz ęść archeologów kreuje etnonimy tak, aby przypominały te ju Ŝ za- akceptowane przez historyków, którzy odpowiednio „zeslawizowali" nazwy zaczerpni ęte ze źródeł łaci ńskich. Wykorzystuje si ę przy tym nazwy rzek lub o środków centralnych danych regionów - np. wspo- mniani ju Ŝ „Obrzanie" Sławomira Mo ździocha oraz „Sandomierzanic" 1 „Lublinianie" wykreowani ostatnio przez Andrzeja Buko12. Inni ar- 12 Mechanizm wydzielania nowych jednostek dobrze oddaje nast ępuj ący cytai: „Je Ŝeli zatem terytorium L ędzian przesuniemy od Sandomierza w kierunku południo- wo-wschodnim, a siedziby Wi ślan na ziemi ę krakowsk ą, uzyskamy nowy jako ściowi) 84 chcolodzy unikaj ą zwodniczego na śladowania nazewnictwa historycz- nego, trzymaj ąc si ę archeologicznej tradycji geograficznego identyfi- kowania zaobserwowanych skupisk osadniczych - np. wprowadzone do literatury przez Władysława Łosi ńskiego „zgrupowanie/skupisko ilolnopars ęckie", które autor uto Ŝsamiał z „małym plemieniem" (por. W. Łosi ński 1982, s. 162 n.; 2000, s. 17). Trzeci ą widoczn ą na tej ma- pie metod ą jest dzielenie „plemion" ju Ŝ obecnych na mapach na mniej- sze jednostki oznaczane kierunkami świata - np. Mazowszanie „Za- chodni", „Wschodni" i „Południowi", których Marek Dulinicz (1999a, s. 98) promował pocz ątkowo jako „plemiona": „płockie", „drohickie" i „ł ęczyckie". W ten sposób Ŝadna cz ęść ziem polskich nie została bez „swojej" organizacji terytorialnej, a wkrótce pojawi ą si ę pewnie nowe propo- zycje jeszcze dokładniejszych podziałów13. Na pozór jest to normalne działanie archeologów, którzy próbuj ą sklasyfikowa ć chronologicznie i geograficznie ogrom materiałów pozyskiwanych w trakcie wykopa- lisk. W przypadku wcze śniejszego średniowiecza nie mo Ŝna jednak zastosowa ć klasycznych metod typologicznych, gdy Ŝ kultura mate- rialna ówczesnych mieszka ńców naszych ziem była zbyt mało zró Ŝni- cowana. Pozostaje tylko wyszukiwanie terenów g ęś ciej zasiedlonych, n> jednak wydaje si ę zbyt słab ą przesłank ą do deklarowania obecno ści lam jakich ś odr ębnych jednostek etniczno-terytorialnych. W ka Ŝdym razie nie powinno si ę tego sugerowa ć, wymy ślaj ąc nazwy na śladuj ące etnonimy „plemienne" urobione na podstawie źródeł pisanych. Mapy podziałów przedpa ństwowych powinny starannie rozró Ŝnia ć „ludy" zidentyfikowane przez historyków i „skupiska osadnicze" ustalone na podstawie analizy rozprzestrzenienia materiałów archeologicznych. W przeciwnym razie powstaj ą metodologicznie ułomne konglomeraty, które pod pozorami uporz ądkowania kryj ą liczne pułapki interpreta- cyjne. iilnaz geografii plemiennej regionu. Sandomierskie i Lubelskie tworz ą tu odr ębne zgru- powania (A. Buko 2005, s. 86 n.). 13 Najbli Ŝsi „zmaterializowania" s ą ostatnio Radomianie, którzy we wrze śniu .'006 r. pojawili si ę ju Ŝ na mapie zaprezentowanej przez Marka Dulinicza podczas konferencji w Pułtusku. 85 W dyskusji tej nie sposób pomin ąć problemu Wi ślan, których stała obecno ść na mapach czasów „plemiennych" jest oczywista dla ka Ŝde- go chyba polskiego mediewisty. A przecie Ŝ etnonim Yuislane pojawia si ę tylko u Geografa bawarskiego i to nawet bez przypisania im ja- kiejkolwiek liczby civitates. Natomiast wszystkie pozostałe źródła, tak ch ętnie przywoływane przez historyków, wspominaj ą wył ącznie rzek ę Wisł ę, która wszak była stałym identyfikatorem geograficznym na- szych ziem, co najmniej od 12 r. n.e., kiedy to Marcus Vipsanius Agrip- pa wybudował w Rzymie dla Augusta portyk z map ą ówcze śnie zna- nej Europy (P. Trousset 1993). W ci ągu nast ępnych stuleci najwi ększa rzeka wpadaj ąca do Bałtyku stała si ę pars pro toto synonimem całego obszaru poło Ŝonego mi ędzy Karpatami a Bałtykiem i tylko w takim uogólnionym sensie trzeba rozumie ć wszelkie wskazówki typu: „nad Wisł ą" „w kraju Wisły" czy te Ŝ skrót „w Wi śle". Tymczasem te wła śnie (geograficzne, a nie etniczne) informacje są wykorzystywane przez propagatorów „plemienia Wi ślan", którzy wspieraj ą swoje koncepcje przypadkowymi wzmiankami: z przero- bionej przez króla Alfreda Wielkiego kosmografii Orosiusa (eastan Maroaro lande is Visle land - MPH I, s. 13), z De administrando imperio Konstantyna Porfirogenety („nieochrzcze ńcy, mieszkaj ący nad rzek ą Wisł ą" - MPH I, s. 37) i z Ŝywota św. Metodego, który miał ochrzci ć jakiego ś ksi ęcia mieszkaj ącego v Vłslech (MPH I, s. 107). Powołuj ąc si ę na t ę metod ę brania za dobr ą monet ę wszelkich po- dobnych informacji, mo Ŝna by spróbowa ć cofn ąć Wi ślan do czasów Karola Wielkiego, bo przecie Ŝ Einhard wyra źnie napisał, Ŝe jego bo- hater podbił omnes barbaras acferas nationes, ąuae inter Rhenum ac Visulam fluvios oceanum ąue ac Danubium positae (Vita Karoli Magu i I, 16). Tymczasem s ą to wszystko tylko wskazówki geograficzne, uŜyte przez wczesno średniowiecznych autorów z braku innej nazwy na okre ślenie odległego kraju poło Ŝonego mi ędzy Bałtykiem a pa- smem gór. Taki archaiczny sposób identyfikacji geograficznej mo Ŝna jeszcze dostrzec w Powie ści minionych lat, której autor informuje: Slo- vene Ŝe ovi pri śed śe i sedo śa na Visle i prozva śa sja Ljachove {Latopis Nestora 3 - MPH I, s. 553). Pomimo tak nikłych, Ŝeby nie powiedzie ć „ Ŝadnych", przesła- nek źródłowych, ju Ŝ kilka pokole ń polskich mediewistów bada dzieje 86 „plemienia Wi ślan", a nawet i „pa ństwa Wi ślan", któremu niegdy ś po świ ęcono nawet opracowanie monograficzne (J. Widajewicz 1947). Ta utrwalona w historiografii wizja jakiej ś małopolskiej organizacji pmtopa ństwowej opiera si ę faktycznie na jednej tajemniczej wzmian- ce hagiografa św. Metodego, który wspomniał anonimowego, lecz „sil- nego ksi ęcia znad Wisły [v Fislech]" (MPH I, s. 107), którego uczy- niono „ksi ęciem plemienia Wi ślan, którego głównym o środkiem był Kraków" (J. Strzelczyk 1999a, s. 95). To z kolei pozwoliło uzna ć, *c „»Polska południowa« ju Ŝ u schyłku IX stulecia miała rozwini ęty ustrój pa ństwowo-plemienny" (G. Labuda 2002, s. 25 n.). Według Hen- ryka Łowmia ńskiego (1973, s. 569-571) to władc ą Wi ślan miał by ć „czcigodny ksi ąŜę Dobromir" (Thietmar IV, 58) - ojciec trzeciej Ŝony Chrobrego, Emnildy. W ten sposób, krok po kroku, jedna niejasna informacja anoni- mowego hagiografa stała si ę podstaw ą pi ętrowych konstrukcji inter- pretacyjnych, których popularno ść ma swoje korzenie w zadawnio- nym konkurowaniu Wielkopolski i Małopolski o palm ę pierwsze ństwa w sukcesach na drodze ku pa ństwowo ści polskiej, poniewa Ŝ „gdyby nie zawojowanie przez Morawian, to mo Ŝe pa ństwo Wi ślan byłoby wyst ąpiło jako rywal pa ństwa Polan i konkurent do stworzenia pa ństwa nad Wisł ą i Odr ą" (S. Urba ńczyk 1965, s. 27). W t ę mi ędzyregionaln ą rozgrywk ę wł ączali si ę te Ŝ ch ętnie archeo- lodzy, którzy próbowali dostarczy ć materialnych dowodów istnienia na południu chrze ścija ńskiego pa ństwa starszego od organizacji stwo- i/onej w Wielkopolsce przez Mieszka I. Zwiedzeni uproszczon ą ana- liz ą lingwistyczn ą, skupili si ę na Wi ślicy, która na zasadzie prostych skojarze ń miała by ć oczywist ą stolic ą „pa ństwa Wi ślan". Wielka akcja wykopaliskowa sfinansowana w ramach programu „milenijnego" mia- l;i wi ęc z góry zało Ŝone cele badawcze, których osi ągni ęcia niecierpli- wie oczekiwano. Tote Ŝ odkryte za wi ślick ą katedr ą dziwne zagł ębienie / gruzem wapiennym od razu uznano za basen chrzcielny, w którym św. Metody miał masowo chrzci ć miejscow ą ludno ść , a zbudowany na nim male ńki ko ściółek intuicyjnie wydatowano na drug ą połow ę X w. (W. Antoniewicz 1968, s. 106 i 114). Dopiero 30 lat pó źniej powtórna analiza dost ępnych danych wykazała, Ŝe „baptysterium" zostało wykre- owane wskutek metodycznych bł ędów ekipy wykopaliskowej, ko ściółek 87 za ś został zbudowany dopiero w XII w. Okazało si ę te Ŝ, Ŝe w IX w. w Wi ślicy nie było nawet grodu. W ten sposób udało si ę wreszcie oba- li ć cho ć jeden mit wykreowany przez przemo Ŝne d ąŜ enie do potwier- dzenia źródła pisanego (ang. text-driven archaeology). Archeologia ma jednak du Ŝe mo Ŝliwo ści oferowania por ęcznych potwierdze ń kon- cepcji proponowanych przez historyków. Na przykład potwierdzeniem istnienia „pa ństwa Wi ślan" mo Ŝe by ć wielki „skarb" grzywien siekie- ropodobnych z ok. 875 r. odkryty w Krakowie (E. Zaitz 1982, s. 12). O ile koncepcje naukowe, nawet kontrowersyjne, mog ą by ć podda- wane merytorycznej krytyce, o tyle w wersji „dla ludu" mo Ŝna spl ąta ć wszystkie w ątki historyczne, toponomastyczne, archeologiczne i mi- tologiczne tworz ące narracj ę mo Ŝe atrakcyjn ą, ale pozbawion ą podstaw źródłowych. Z takiej uproszczonej wykładni dowiemy si ę, Ŝe we wcze- śniejszym średniowieczu Małopolsk ę „zamieszkiwało wówczas ple- mi ę Wi ślan, które chlubiło si ę wspomnieniem swego władcy Kraka, zało Ŝyciela Krakowa. Dziełem Wi ślan, którym przewodził m.in. »po- ga ński ksi ąŜę silny wielce«, były takie grody, jak Wawel, Chełm, Da- mice, a tak Ŝe istniej ące do dzi ś kopce krakowskie: Krakusa i Wandy" (J. Rydzewski 2005, s. 41). Oczywi ście upowszechnianie wiedzy na- ukowej ma swoje prawa, ale powinny by ć te Ŝ jakie ś granice uprasz- czania niejasnych kart historii, które w celu popularyzacji wypełnia si ę czasem interpretacjami wr ęcz kuriozalnymi (np. W. Chrzanowski 2006, s. 117-141). To niezwykłe zainteresowanie „pa ństwem Wi ślan" trzeba rozpa- trywa ć w kontek ście konkurencji z wielkopolskim „pa ństwem Polan", powszechnie uwa Ŝanym za fundament, na którym po połowie X w. zbudowano pa ństwo piastowskie; zarejestrowana ok. 1000 r. nazwa tego pa ństwa miała si ę wywodzi ć wprost z „pola ńskiego" etnonimu, bo przecie Ŝ Bolesław Chrobry musiał wywodzi ć si ę z plemienia „Po- lan" (ostatnio R. Michałowski 2005, s. 98). Wobec takiej pewno ści pol- skich mediewistów nie powinno dziwi ć, Ŝe archeolodzy zu Ŝyli wiele energii, aby nada ć materialny kształt tej koncepcji historiograficznej. Ta elegancka w swojej prostocie konstrukcja ma jednak jedn ą pod- stawow ą wad ę (wspomnian ą ju Ŝ w poprzednim rozdziale) - Ŝadne wiarygodne źródło nie wspomina jakichkolwiek Polan, którzy mieliby zamieszkiwa ć na ni Ŝu polskim. Mimo to uparcie powtarza si ę, Ŝe poniewa Ŝ plemi ę Polan dokonało dzieła zjednoczenia Słowian w dorzeczu Warty, Odry i Wisły w jedno pa ństwo, przeto nale Ŝy przyj ąć , Ŝe było to plemi ę silne i stare, lo znaczy takie, które było w stanie wyst ąpi ć z inicjatyw ą integracji i da ć nowej jed- no ści społeczno-politycznej i etniczno-językowej dynasti ę rodzimych władców i sw ą nazw ę. St ąd wniosek, Ŝe mo Ŝemy przyj ąć istnienie plemienia, a chyba te Ŝ ju Ŝ zwi ązku plemiennego Polan [...] co najmniej w pocz ątku VIII wieku. Poniewa Ŝ pa ństwo ple- mienne słowia ńskich Sorbów mi ędzy Soław ą (Saale) a Łab ą pod własnym ksi ęciem Dcrwanem po świadczone jest ju Ŝ w pocz ątku VII wieku, przeto mo Ŝemy przyj ąć , >c równie Ŝ wtedy istniało plemi ę Polan (J. Nalepa 1994a, s. 244)14. Cała ta koncepcja opiera si ę tylko na gł ębokim prze świadcze- niu jej zwolenników, którzy próbuj ą zlekcewa Ŝyć brak podstaw źró- dłowych takiej interpretacji. Co gorsza, przywoływani cz ęsto „na po- moc" Polanie kijowscy te Ŝ wydaj ą si ę pó źnym produktem kreatywnej historiografii średniowiecznej (O. Tolochko 2008). Mimo to długie powtarzanie raz przyj ętej hipotezy zamazało wszelkie w ątpliwo ści co do samego istnienia Polan, których nazwa miała w prosty sposób obja- śnia ć pochodzenie nazwy Polonia. A przecie Ŝ etnonim Poloni, Palani, Poliani, Poleni pojawia si ę jednocze śnie z nazw ą Polonia, Polania, Polenia dopiero ok. 1000 r. i odnoszenie go do czasów „plemiennych" nie ma podstaw źródłowych (por. rozdz. 12). Nie ma te Ŝ w ątpliwo ści, Ŝe Lechitae oraz Lechia Mistrza Wincentego s ą „tworami całkowicie sztucznymi" (J. Nalepa 1994b, s. 243). Zatem nie sposób dzisiaj pod- trzymywa ć klasycznej opinii Henryka Łowmia ńskiego, Ŝe „u wschod- nich Lechitów główn ą rol ę odegrało plemi ę Polan i przekazało pa ństwu swoj ą nazw ę" (H. Łowmia ński 1973, s. 406, por. te Ŝ s. 422). śaden z tych etnonimów nie ma bowiem umocowania źródłowego z okresu formowania si ę pa ństwa wczesnopiastowskiego. Mimo to nawet tak krytyczna wobec zastarzałych koncepcji badaczka jak El Ŝbieta Ko- walczyk jest przekonana, Ŝe „kolebk ą dynastii piastowskiej była zie- mia Polan" (2000, s. 47). W usilnym d ąŜ eniu do wykrycia „Polan" me- diewistów bynajmniej nie zniech ęca fakt, Ŝe przecie Ŝ „dotychczasowe 14 Dalej jest jeszcze gorzej: „Je śli ju Ŝ wtedy, tj. w II wieku, istniały plemiona Wieletów, Galindów i Sudinów, to nie tylko mo Ŝemy, ale nawet musimy przyj ąć eg- zystencj ę plemienia Polan" (J. Nalepa 1994a, s. 244). 89 próby uchwycenia pola ńskich terytoriów plemiennych s ą nie tylko wielce hipotetyczne, lecz równie Ŝ znacznie si ę ró Ŝni ą mi ędzy sob ą" (J. Strzelczyk 1995, s. 17). Ich koronnym argumentem jest całkowicie bałamutna informacja z Powie ści lat minionych: A ot tech „Ljachov" prozva śa sja Poljane. Ljachove druzii Ljutice, inii Mazov śane, a inii Pomorjane (MPH I, s. 553), która dowodzi wszak całkowitej ignorancji Nestora co do przedpiastowskiej sytuacji etnicznej. Te liczne w ątpliwo ści odno śnie do bezkrytycznego pod ąŜ ania śla- dami wskazanymi przez historyków nie powstrzymuj ą archeologów, którzy jednak chcieliby dowie ść swojej przydatno ści w dyskusji nad okresem „plemiennym". Wychodz ą bowiem ze słusznego zało Ŝenia, Ŝe pojawienie si ę scentralizowanych pa ństw terytorialnych wymagało istnienia jakiego ś wcze śniejszego potencjału organizacyjnego i inicja- tywy ludzi świadomie d ąŜą cych do zwi ększenia zakresu swojej wła- dzy społecznej. A archeologia mo Ŝe przecie Ŝ dowie ść wzrostu takiego potencjału, pocz ąwszy od połowy IX w., kiedy na ziemiach polskich rozpocz ęto wznoszenie umocnionych o środków grodowych. Je śli na- wet dzisiaj mo Ŝna zakwestionowa ć ich pierwotn ą funkcj ę militarn ą, to ich obecno ść przekonuj ąco dowodzi istnienia elit społecznych, zdol- nych do zmobilizowania lokalnych społeczno ści i skłonienia ich do za- inwestowania znacznego wysiłku w osi ągni ęcie wspólnego celu (por. nast ępny rozdział). Alternatywne wyja śnienia, które odwołuj ą si ę do religijnej i sym- bolicznej funkcji grodów (por. R Urba ńczyk 2002a), umo Ŝliwiaj ą teo- retyczne rozwa Ŝenie charakteru przywództwa ich budowniczych. Mo Ŝ- na tu przytoczy ć propozycj ę Lothara Drallego (1981, s. 136 n.), który poszukiwał wyj ścia ze ślepej uliczki rozwa Ŝań zdominowanych przez koncepcj ę „plemienia" uto Ŝsamianego z jednostk ą etnopolityczn ą. Bior ąc za przykład Luciców-Redarów, zasugerował, Ŝe tworzyli oni raczej lu źną „wspólnot ę wiecow ą", ideologicznie ze środkowan ą wo- kół świ ątyni-wyroczni w Radogoszczy-Retrze, ni Ŝ stabilną organizacj ę polityczn ą. Antycypował tym samym przekonanie współczesnej an- tropologii, Ŝe poza wi ęzami politycznymi czy j ęzykowymi „poczucie to Ŝsamo ści mo Ŝe znale źć oparcie w innych sferach kultury (np. w re- ligii, historii, wi ęzach emocjonalnych z zajmowanym terenem itp.)" (A. Posern-Zieli ński 2005, s. 18). 90 Ta obiecuj ąca heurystycznie propozycja niemieckiego badacza spotkała si ę z jednoznaczn ą krytyk ą (np. J. Spors 1988, s. 10, przypis 2; S. Rosik 2000a, s. 57), ale przynajmniej mo Ŝna j ą wykorzysta ć jako wskazówk ę do rozwa Ŝenia religijnych aspektów ponadlokalnej iden- tyfikacji społecze ństw okresu przedpa ństwowego, gdy Ŝ „religie za- wsze zajmowały [...] bardzo wa Ŝne, a czasami wr ęcz centralne, miejsce w ideologii narodowej (etnicznej) i strategii jej umacniania" (A. Po- scrn-Zieli ński, M. Kairski 2003b, s. 7), a w śród wielu rozpoznanych na świecie społeczno ści etnicznych „w zasadzie ka Ŝda z nich posiadała jak ąś religi ę" (G. Babi ński 2003, s. 10). To, co wiemy o europejskich religiach poga ńskich, sugeruje ich konserwatyzm i znacz ące powi ązanie z okre ślon ą populacj ą. Religie przedchrze ścija ńskie charakteryzowała terytorialno ść i kolektywizm, gdy Ŝ kształtowała je grupowa świadomo ść lokalnych populacji, a nie zobiektywizowa- na, uniwersalna interpretacja świata pozazmysłowego. Dla wczesno średniowiecznych pogan oczywiste było, Ŝe inne wspólnoty terytorialne mogły mie ć inne zestawy lub inne hierarchie bóstw. Dlatego była to ideologia zorientowana do wewn ątrz, nie na- slawiona na ekspansj ę [...] była ona wa Ŝnym elementem samoidentyfikacji grupowej (P. Urba ńczyk 2003b, s. 16). Przy tak du Ŝej roli sfery religijnej powinni śmy oczekiwa ć wzmac- niaj ącego efektu w postaci swoistego konserwatyzmu, poniewa Ŝ „ka Ŝ- da religia ma charakter raczej zachowawczy i stabilizuj ący kultur ę" (G. Babi ński 2003, s. 11). To zwi ększa potencjalnie szans ę na archeo- logiczne uchwycenie lokalnych ró Ŝnic - np. w postaci zró Ŝnicowania obrz ądku pogrzebowego lub ustabilizowania centralnych miejsc kultu. Odwołuj ąc si ę do przykładów połabskich, mogliby śmy oczekiwa ć równie Ŝ w Polsce istnienia du Ŝych o środków kultu poga ńskiego, które pomogłyby wreszcie zidentyfikowa ć jakie ś ponadlokalne jednostki te- rytorialne niewidoczne w „codziennej" kulturze materialnej. Przecie Ŝ „nierzadko wła śnie religia nabiera specyficznej warto ści etnicznej, sta- jąc si ę czym ś w rodzaju narodowej ideologii, symboliki i tradycji razem wzi ąwszy" (A. Posern-Zieli ński 2005, s. 24). Niestety, do świadczenia połabskie okazuj ą si ę mało przydatne do bada ń terenów poło Ŝonych na wschód od Odry, gdzie odczuwamy bolesny niedostatek informacji. Przy tym zarówno źródła pisane, jak i wiarygodne odkrycia archeo- logiczne skupiaj ą si ę nad Odr ą i dotycz ą wzgl ędnie pó źnych czasów, I 91 kiedy tradycyjne religie musiały intensywnie konkurowa ć z ekspandu- jącym chrze ścija ństwem. Dane historyczne o wierzeniach poga ńskich s ą bardzo nieliczne, co wskazuje, Ŝe Ko ściołowi udało si ę szybko i skutecznie zlikwi- . dowa ć najbardziej widoczne przejawy tradycji przedchrze ścija ńskich, na co nało Ŝyło si ę skuteczne „nitrowanie" informacji przez zwi ąza- nych z Ko ściołem kronikarzy. Skromno ść źródeł pisanych skłoniła nawet niektórych badaczy do zakwestionowania istnienia w śród po- ga ńskich Słowian zamieszkuj ących nasze ziemie nie tylko poj ęcia bó- stwa, ale te Ŝ pos ągów oraz kapłanów i świ ąty ń, które mogłyby kon- centrowa ć uwag ę wi ększych populacji. J ęzykoznawcy sugeruj ą wr ęcz, Ŝe najstarsze słownictwo słowia ńskie nawet nie zawierało takich po- jęć , jak „ świ ątynia", „pos ąg" czy „kapłan", co ma wskazywa ć na brak odpowiednich rytuałów religijnych (L. Moszy ński 2001, s. 14; por. te Ŝ H. Popowska-Taborska 1991, s. 115). Daleko id ące konsekwencje ta- kiej hipotezy powinny były wła ściwie wstrzyma ć archeologów przed poszukiwaniem materialnych śladów kultów poga ńskich, pozbawiaj ąc nas szansy zidentyfikowania o środków ideologicznych, a wi ęc i zwi ą- zanych z nimi wspólnot terytorialnych. Tak wyra źne ograniczenia źródeł werbalnych skłoniły badaczy wcze śniejszego średniowiecza do skupienia uwagi na górach, na któ- rych zachowały si ę wyj ątkowe w skali Polski wały usypane z kamieni. Miały one wyznacza ć symboliczne centra regionalnych wspólnot zjed- noczonych ideologicznie wspólnymi wierzeniami (np. A. Gieysztor 1982, s. 176-185; L. Leciejewicz 1987; J. G ąssowski 1992a, s. 142- 146). Najbardziej znana z nich jest ŚlęŜ a, maj ąca by ć o środkiem tery- torium ŚlęŜ an (pagus Silensis), którzy swój etnonim mieliby wywie ść z nazwy tej wła śnie góry. Według świadectwa Thietmara (VII, 59) ŚlęŜ a cum execranda gentilitas ibi [tj. na Śląsku] veneraretur. Ta nie- jasna wzmianka stała si ę podstaw ą dla długo utrzymuj ącej si ę hipotezy lokalizuj ącej na szczycie ŚlęŜ y poga ńskie sanktuarium, porównywane czasem nawet do słowia ńskiego Olimpu. Ta fascynuj ąca wizja została ostatnio skutecznie zakwestionowana przez Andrzeja Mierzwi ńskiego, który przekonuj ąco umie ścił rze źby i znaki uko śnych krzy Ŝy w kontek ś- cie „zdarze ń rozpocz ętych przed połow ą XII w. i zako ńczonych w po- cz ątkach XIII w.", a dotycz ących procesu „kształtowania lokalnych 92 stosunków własno ściowych, zwi ązanych przede wszystkim z darowi- znami na rzecz klasztoru kanoników regularnych" (A. Mierzwi ński 2007, s. 41, por. te Ŝ rozdz. B.3). Równie Ŝ szczegółowe badania arche- ologiczne nie potwierdziły atrakcyjnej koncepcji „poga ńskiego Olim- pu" (G. Doma ński 2002)15. Jako Ŝe badania innych „ świ ętych" gór te Ŝ nie przyniosły dot ąd jednoznacznych rozstrzygni ęć , to potencjalnie obiecuj ąca metoda identyfikacji wi ększych organizacji terytorialnych przez wskazanie ich symbolicznych centrów nie mo Ŝe by ć zastosowana w polskich warunkach. Inna hipoteza wskazuje na najstarsze grody słowia ńskie, których główn ą funkcj ą nie było zwi ększanie przewagi militarnej ani zapew- nianie bezpiecznego miejsca zamieszkania, lecz symboliczne wyzna- czanie o środka władzy społecznej wzmacniaj ącej swój status kontrol ą nad rytuałami religijnymi (M. Dulinicz 2000; P. Urba ńczyk 2002a, s. 39). I tu brakuje jednak rozstrzygaj ących argumentów. Jedyna wiary- godnie dot ąd zidentyfikowana „ świ ątynia" poga ńska, przypominaj ąca obiekty znane z Połabia (np. Arkona i Gross Raden), została odkryta we Wrocławiu, ale została zbudowana dopiero w 1032 r. i to na zglisz- czach zburzonego wcze śniej grodu (S. Mo ździoch 2000a, s. 176-187). Prawdopodobne centrum kultowe z X w. odkryto na grodzisku w Kał- dusie, gdzie pod fundamentem niedoko ńczonej bazyliki znaleziono kamienny kopiec z licznymi ko ść mi zwierz ąt, usypany koło źródła wody (W. Chudziak 2003). Podobny obiekt, otoczony „rytualnymi" paleniskami, funkcjonował zapewne na Górze Lecha w Gnie źnie, za- nim w drugiej połowie X w. zbudowano tam silnie obwarowany gród (Z. Kurnatowska 2000a, s. 115; por. te Ŝ 2004b). Niestety, te wa Ŝne odkrycia archeologów nie maj ą wsparcia w źródłach pisanych. Nie mo Ŝna zatem ani zidentyfikowa ć społeczno- ści, które zbudowały i u Ŝytkowały takie „o środki kultowe", ani usta- li ć roli, jak ą te obiekty odgrywały w tworzeniu i podtrzymywaniu wspólnej identyfikacji okolicznej ludno ści, ani te Ŝ okre śli ć zasi ęgu ich oddziaływania. Trudno wi ęc wykorzysta ć te odkrycia w dyskusji 15 Pewn ą nadziej ę na zidentyfikowanie na ŚlęŜ y jakiego ś o środka kultowego mo Ŝna wi ąza ć z odkrytym w 1993 r. na jej wschodnim zboczu niewielkim grodkiem, któremu archeolodzy przypisuj ą funkcj ę kultow ą (G. Doma ński 2000, s. 101 i 103). 93 nad przedpa ństwowymi podziałami terytorialnymi. Takie rozwa Ŝania umo Ŝliwiłoby w przyszło ści odkrycie wi ększej liczby o środków kul- tu poga ńskiego i porównanie ich rozkładu z archeologiczn ą wiedz ą o strukturze osadnictwa. Pewne nadzieje na uchwycenie podziałów mi ędzyplemiennych archeolodzy wi ązali z wyst ępuj ącymi w kilku rejonach tzw. wałami podłu Ŝnymi, z których najbardziej znane s ą „wały śląskie" (por. E. Ko- walczyk 1987). Niestety, brak kompleksowych bada ń nie pozwala na sprecyzowanie ich chronologii ani zdefiniowanie funkcji, bez cze- go trudno prowadzi ć jakiekolwiek rozwa Ŝania sensowne historycznie. Podobnie niejasne s ą chronologia i znaczenie toponimów w rodzaju „przesieka" czy „brona" (tam Ŝe). Jak wida ć wi ęc, poszukuj ący „plemion" archeolodzy te Ŝ borykaj ą si ę z licznymi problemami interpretacyjnymi i nie mog ą, jak dot ąd, do- starczy ć przekonuj ących argumentów na rzecz funkcjonowania w okre- sie przedpiastowskim jakich ś stabilnych organizacji terytorialnych, które mogły by ć jednoznacznie rozpoznawane z zewn ątrz i by ć obiek- tem kolektywnej identyfikacji mieszka ńców. Bez interdyscyplinarnego wyja śnienia wszystkich w ątpliwo ści „mało uprawomocniona wydaje si ę opinia, Ŝe ka Ŝde wydzielone przez archeologa skupisko osadnicze odpowiada jakiej ś jednostce »plemiennej«" (A. Buko 2005, s. 87). Nie ulega w ątpliwo ści, Ŝe jednym z powa Ŝnych problemów pol- skiej mediewistyki jest wła śnie trzymanie si ę tradycyjnej koncepcji „plemienia" rozumianego jako „synonim regionalnych i lokalnych wspólnot osadniczych na ziemiach polskich w okresie mi ędzy po- łow ą VII a połow ą X w., o utrwalonych w źródłach pisanych nazwach i/lub identyfikowanych poprzez badania archeologiczne" (A. Buko 2005, s. 82, przyp. 2). Wydaje mi si ę, Ŝe to wła śnie trwanie przy tak nieprecyzyjnej koncepcji i nie świadomo ść (wspomnianych ju Ŝ) fundamentalnych zmian w antropologicznej interpretacji grupowego zró Ŝnicowania ludzko ści sprawiaj ą, i Ŝ przekonanie o istnieniu jakich ś „plemion" odznaczaj ących si ę stabiln ą organizacj ą polityczn ą, kon- troluj ących konkretne terytoria i rozpoznawanych przez jednoznaczne 94 nazwy własne, wci ąŜ le Ŝy u podstaw wi ększo ści rozwa Ŝań nad pol- skim wcze śniejszym średniowieczem. W dalszym ci ągu społecze ństwa plemienne uwa Ŝa si ę u nas za „izolowane, homogenne, autonomiczne jednostki oparte na pokrewie ństwie, wi ęzach terytorialnych, podziela- nym zestawie warto ści oraz świadomo ści wspólnej identyfikacji spo- łecznej i kulturowej" (S. Jones 1997, s. 48) lub jeszcze wygodniej /,a „jednostki terytorialnie najszerzej zdefiniowane i politycznie nieza- le Ŝne" (I.M. Lewis 1968, s. 149). Uwa Ŝa si ę za oczywiste, Ŝe popula- cje okresu przedpa ństwowego musiały by ć „podzielone na dyskretne, homogenne i zintegrowane kultury (i społecze ństwa), które implicite zrównywano z odr ębnymi ludami lub »plemionami«" (S. Jones 1997, s. 48). W ramach takiego paradygmatu wykreowano sztuczne byty kulturowo-polityczne, którym nadano silniej, słabiej lub w ogóle nie- umocowane w źródłach nazwy-etnonimy. Uderza przy tym brak refleksji nad tym, jak takie struktury teryto- rialne miały powsta ć i jak funkcjonowały w historycznej rzeczywisto ści ostatnich stuleci pierwszego tysi ąclecia. Nieliczne głosy tych badaczy, którzy próbuj ą przekonywa ć, Ŝe „plemi ę nie było jednostk ą organiza- cyjn ą, lecz organizacj ą społeczn ą" (P. Boro ń 2001, s. 191), pozostaj ą wła ściwie bez echa, gdy Ŝ odbieraj ą polskim mediewistom cenne na- rz ędzie opisowe. Mo Ŝe kluczem do wyj ścia z tej sytuacji gł ębokiej sprzeczno ści specyficznej tradycji historiograflcznej ze współczesnymi osi ągni ęciami studiów nad podziałami kulturowymi byłby radykal- ny krok w postaci zarzucenia stosowania samego terminu „plemi ę", którego archaiczne rozumienie utrudnia ju Ŝ dzi ś dokonanie post ępu w badaniach nad okresem przedpa ństwowym. We współczesnych badaniach nad zró Ŝnicowaniem populacji ludz- kich u Ŝywa si ę raczej kategorii „grupy etnicznej", tj. „wspólnoty po- siadaj ącej poczucie odr ębno ści etnicznej, wyró Ŝniaj ącej si ę sobie tylko wła ściwymi cechami kulturowymi, cz ęsto tak Ŝe odr ębnym j ęzykiem lub dialektem, zajmuj ącej terytorium uznawane za ziemi ę ojczyst ą i maj ącej świadomo ść swej to Ŝsamo ści, najcz ęś ciej opartej na micie o wspólnych przodkach" (A. Posern-Zieli ński 2005, s. 42). Wi ęź et- niczna ma zatem charakter raczej emocjonalny ni Ŝ racjonalny, spaja- jąc historycznie ukształtowane zbiorowo ści. Istnienie takiej wspólnoty rzadko jest jednak jednoznaczne z istnieniem odpowiedniej organizacji 95 terytorialnej. Do świadczenia antropologii wskazuj ą bowiem, i Ŝ spo- łeczno ści zamkni ęte i homogenne s ą ogromnie rzadkie, a wi ększo ść obszarów zamieszkanych cechuje wieloetniczno ść (R. Jenkins 1997, s. 50). Poza tym dominuj ąca dzi ś dynamiczna i subiektywistyczna kon- cepcja „etniczno ści", która okazała si ę bardzo ró Ŝnorodna, wielowy- miarowa, stopniowalna i kontekstowa (G. Babi ński 1998, s. 8), stwa- rza powa Ŝne trudno ści aplikacyjne w przypadku badania historycznych podziałów etnicznych w czasie, dla którego brak lokalnych świadectw pisanych. A bez informacji zewn ętrznych archeolodzy staj ą z reguły bezradni wobec trudnego problemu ustalania materialnych wska źni- ków zró Ŝnicowania etnicznego, tym bardziej Ŝe za podstaw ę wyró Ŝ- niania grup etnicznych uznaje si ę dzisiaj, nie wyliczanie szczególnych cech kultury (równie Ŝ materialnej), ale samodefiniowanie si ę człon- ków danej grupy w stosunku do innych grup. Zatem „relacja mi ędzy etniczno ści ą a kultur ą materialn ą wydaje si ę nieuchwytna, przelotna i szczególnie problematyczna dla archeologów" (S. Jones 1997, s. 124). Trudno ść zdefiniowania etniczno ści w kategoriach obiektywnych manifestacji zewn ętrznych sprawia problemy zarówno archeologom, jak i historykom. Tak jak skupiskom osadniczym nie mo Ŝna bowiem przypisa ć walorów etnicznych, tak i struktura plemienna mo Ŝe nie mie ć nic wspólnego z etniczno ści ą. Plemi ę to przede wszystkim kategoria struktury społecznej i w pewnych sytuacjach mo Ŝe si ę pokrywa ć z jed- nostk ą etniczn ą (tj. jeden etnos - jedno plemi ę), ale cz ęsto jeden et- nos (lud) dzieli si ę na wiele konkuruj ących ze sob ą plemion, które mog ą tworzy ć wielkie frakcje. Dodatkowo trzeba rozró Ŝnia ć tradycje rolnicze i pasterskie. Struktura ludów osiadłych oparta jest przede wszystkim na terytorium i wzajemnych zale Ŝno ściach „s ąsiedzkich", co ułatwia przekształcanie ich w jednostki administracyjne wczesnych pa ństw. Natomiast w śród ludów o tradycji koczowniczej plemiona ma- ją oparcie przede wszystkim w genealogii, co utrudnia ich „terytoriali- zacj ę" niezb ędn ą do stworzenia stabilnej organizacji pa ństwowej. Brak świadomo ści tych rozterek16 sprawia, Ŝe w dalszym ci ą- gu wyłowione z niejasnych źródeł etnonimy s ą wykorzystywane jako Jednym z wyj ątków jest niedawny artykuł Henryka Samsonowicza z 2005 r. 96 oczywisty dowód istnienia wyra źnych ponadlokalnych podziałów po- pulacji, które zamieszkiwały mi ędzy Bałtykiem a pasmem gór. Przy tym podziały te traktuje si ę całkowicie ahistorycznie, przypisuj ąc im trwało ść liczon ą stuleciami. Tote Ŝ „powszechnie przyjmuje si ę, Ŝe po- dział pa ństwa na prowincje do ść precyzyjnie oddaje wcze śniejszy po- dział plemienny" (E. Kowalczyk 2000, s. 4517). Na szcz ęś cie pojawiaj ą si ę te Ŝ trze źwe uwagi, np. „zbyt pochopnie przyj ęto tez ę, jakoby pia- stowskie okr ęgi grodowe, czyli pó źniejsze kasztelanie, a tak Ŝe archi- diakonaty w obr ębie poszczególnych diecezji odzwierciedlały dawne granice plemienne" (G. Labuda 2002, s. 57); lub „prowincje wydaj ą si ę by ć »produktem« reorganizacji [...] w okresie tworzenia władz- twa Piastów, b ądź jeszcze pó źniej" (H. Samsonowicz 2003, s 38; te Ŝ 2005, s. 9); lub „Nie sposób stwierdzi ć jednoznacznie, Ŝe nowo or- ganizowane jednostki ko ścielne pokrywały si ę z terytoriami plemien- nymi" (H. Samsonowicz 2005, s. 18). Daleko jest nam jednak jeszcze do uznania, jak bardzo zmienne były identyfikacje etniczne wczesnego i pełnego średniowiecza" (W. Pohl 2005, s. 557). Dalsz ą krytyczn ą refleksj ę powinny prowokowa ć trudno ści, przed jakimi staj ą archeolodzy, którzy próbowali znale źć potwierdzenie map „plemiennych" na terytorium dzisiejszej Polski. Brak wyra źne- go terytorialnego zró Ŝnicowania kultury materialnej sprawia bowiem, Ŝe zawodz ą klasyczne metody wyró Ŝniania materialnych przejawów lokalnej/regionalnej identyfikacji społecze ństw, wypracowane dla star- szych epok pradziejów, w stosunku do których zresztą te Ŝ postuluje si ę „odrzucenie nierealistycznych zało Ŝeń o podzielno ści źródeł ar- cheologicznych na całkowicie odr ębne podzbiory oraz o mo Ŝliwo ści traktowania ich jako empirycznych odpowiedników grup etnicznych" (S. Tabaczy ński 2005, s. 41). W przypadku wcze śniejszego średniowiecza brak przekonuj ących oznak terytorialnego zró Ŝnicowania kultury materialnej sprawia, Ŝe ar- cheolodzy musz ą si ę na razie ograniczy ć do wskazywania tzw. skupisk osadniczych, którym jednak nie mo Ŝna automatycznie przypisywa ć walorów etnicznych ani uznawa ć ich za dowody istnienia jakich ś po- litycznych organizacji terytorialnych. Je Ŝeli bowiem ju Ŝ dawno uzna- 17 Nb. autorka krytycznie odnosi si ę do tego przekonania. 97 no za fałszywe przekonanie Gustafa Kossiny (1911, s. 3), Ŝe „obszary wyra źnie zdefiniowanych kultur archeologicznych bez w ątpienia od- powiadaj ą obszarom poszczególnych ludów lub plemion", to tym bar- dziej nie mo Ŝemy dokonywa ć równie w ątpliwego uproszczenia in- terpretacyjnego, uto Ŝsamiaj ąc skupiska geograficzne z organizacjami etnopolitycznymi. Byłby to bowiem powrót do prostackiego uto Ŝsa- miania wspólnot biologicznych ze wspólnotami kulturowymi, u któ- rego podstaw le Ŝy niezrozumienie ró Ŝnic mi ędzy identyfikacj ą etniczn ą a pokrewie ństwem biologicznym. Nale Ŝy si ę zatem powa Ŝnie zastanowi ć, czy dost ępne nam źródła informacji o wcze śniejszym średniowieczu naszych ziem pozwalaj ą zidentyfikowa ć jakiekolwiek du Ŝe jednostki terytorialno-etniczne, któ- rym mo Ŝna by przypisa ć stabilno ść uzasadniaj ącą u Ŝywanie ich jako klucza do opisania sytuacji przedpa ństwowej. Tradycyjna koncepcja „plemienia" najwyra źniej nie bardzo si ę do tego nadaje. Ustrój rodo- wo-plemienny z jego acefaliczn ą struktur ą władzy i dominacj ą wi ęzi pokrewie ństwa mo Ŝna bowiem przypisa ć tak ró Ŝnym społeczno ściom funkcjonuj ącym mi ędzy okresem hordy pierwotnej a organizacjami wczesnopa ństwowymi, Ŝe traci on warto ść analityczn ą dla rozwa Ŝań nad samym wcześniejszym średniowieczem18. Dla niniejszych rozwa Ŝań interesuj ące jest poj ęcie „wodzostwa" wprowadzone do antropologii ju Ŝ w ko ńcu lat pi ęć dziesi ątych XX w. (np. E.R. Service 1962). Odnosi si ę ono do społecze ństw znajduj ą- cych si ę w fazie przedpa ństwowej lub wczesnopa ństwowej. To w tych organizacjach szuka si ę dzisiaj cech ustrojowych umo Ŝliwiaj ących ukształtowanie si ę pa ństw. „Wodzostwo [...] uznane zostało za uni- wersaln ą form ę organizacji politycznej o ponadlokalnym zasi ęgu z centralnym o środkiem decyzyjnym administruj ącym wspólnot ą te- rytorialn ą zło Ŝon ą z wielu lokalnych społeczno ści" (A. Posern-Zie- li ński, M. Kairski 2003a, s. 326-328). Chocia Ŝ dzisiaj krytykuje si ę sztywno ść pocz ątkowej definicji z jej nadmiernym naciskiem na sferę gospodarcz ą i zało Ŝeniem zbyt skutecznej kontroli społecznej, to jed- nak wydaje si ę, Ŝe opisane przez t ę koncepcj ę mechanizmy poli- 18 Na problem braku precyzyjnych definicji terminu „plemi ę" w polskiej histo- riografii zwrócił niedawno uwag ę Piotr Boro ń (2001, s. 206 n.). 98 tyczne najlepiej tłumacz ą integracj ę zamieszkuj ących zwarte obszary populacji licz ących od kilku do kilkunastu tysi ęcy ludzi. Wa Ŝnym „momentem" w procesie kształtowania si ę takiej organizacji było wyłonienie si ę centralnego o środka decyzyjnego, który cho ć jesz- cze poddany kontroli społecznej, był ju Ŝ zmonopolizowany przez uprzywilejowany ród. Nie miał on sprawczej mocy egzekucyjnej, ale przejmował na zasadzie dobrowolno ści cz ęść nadwy Ŝek produk- cyjnych. Nie mógł zastosowa ć autorytarnej przemocy, ale zdolny był skłoni ć mieszka ńców „swojego" terytorium do zainwestowania du Ŝego wysiłku w budow ę centrów kultowych, reprezentacyjnych siedzib czy urz ądze ń obronnych. „Naturalny" dynamizm ustroju wodzowskiego pozwala unikn ąć pułapki poszukiwa ń jednostek jednoznacznie rozdzielnych geogra- ficznie, homogennych kulturowo i stabilnych w dłu Ŝszych odcinkach czasu. Uniemo Ŝliwia to jednak dokonanie jednoznacznego podziału du Ŝych obszarów na trwale rozpoznawalne jednostki. O ile mo Ŝna zidentyfikowa ć okresowe o środki dominacji polityczno-gospodar- czej, to ju Ŝ przypisywanie im trwale podporz ądkowanych terytoriów jest zabiegiem nieuprawnionym. Tak wi ęc równie Ŝ identyfikowane przez archeologów skupiska osadnicze nie mog ą by ć automatycznie uto Ŝsamiane z terytorialnymi organizacjami politycznymi, nie mówi ąc ju Ŝ o zakładaniu ich długotrwałej stabilno ści. Jednocze śnie jednak uwa Ŝa si ę, Ŝe „wraz z rozwojem stratyfika- cji społecznej i pojawieniem si ę wodzostw, mo Ŝe zaistnie ć pomi ędzy społeczno ściami znacz ąca zmienno ść stylistyczna w ubiorze i jego elementach ekspresyjnych" (F. Curta 2007, s. 173, por. te Ŝ s. 183). Przy tym, zgodnie z ustaleniami lana Hoddera, zró Ŝnicowanie to wzra- sta w okresach wzrostu konkurencji pomi ędzy s ąsiaduj ącymi ze sob ą grupami, które rywalizuj ą o rzadkie zasoby lokalne (np. ziemia, wo- da, tereny my śliwskie), u Ŝywaj ąc przy tym komunikacji niewerbalnej w postaci manifestowania elementów kultury materialnej. Takie granice etniczne mog ą by ć potencjalnie uchwytne archeologicznie, aczkolwiek trzeba bra ć pod uwag ę, Ŝe potencjalnie dystynktywne cechy kultury materialnej (np. zró Ŝnicowanie ubiorów) mog ą sygnalizowa ć inne ni Ŝ etniczne formy identyfikacji - np. grupy wiekowe, status mał Ŝeński czy społeczny (T. Wallerstróm 2002, s. 303). 99 To, Ŝe znaleziska z pocz ątków średniowiecza na ziemiach pol- skich nie pozwalaj ą uchwyci ć Ŝadnych wyra źnych linii demarkacyj- nych, powinno wzmóc czujno ść archeologów, którzy nie powinni si ę da ć wci ągn ąć we współzawodnictwo w wydzielaniu fikcyjnych ugrupowa ń etniczno-terytorialnych. Zgodnie bowiem z powy Ŝszymi uwagami, brak stylistycznego zró Ŝnicowania archeologicznych świa- dectw populacji zamieszkuj ących s ąsiaduj ące obszary mo Ŝe (aczkol- wiek nie musi) wskazywa ć na brak trwałych sprzeczno ści w realizacji interesów grupowych. Albo wi ęc struktura władzy była całkowicie rozproszona i „ka Ŝdy" gród stanowił wzgl ędnie niezale Ŝny o środek polityczny, albo wzajemne relacje pomi ędzy nimi zmieniały si ę zbyt szybko, aby mogło doj ść do wykształcenia si ę dystynktywnych cech kultury materialnej. W jednym i w drugim przypadku nie mo Ŝna mó- wi ć o jakichkolwiek trwałych rozstrzygni ęciach terytorialnych, które mo Ŝna by nazwa ć „plemionami". Wobec współczesnej ró Ŝnorodno ści antropologicznych docieka ń na temat organizacji ustrojów przedpa ństwowych razi ć mo Ŝe schema- tyzm argumentacji prezentowanej przez polskich mediewistów, którzy zdaj ą si ę wci ąŜ tkwi ć w latach sze ść dziesi ątych XX w., kiedy to w na- uce funkcjonował jeszcze „obraz redukuj ący społecze ństwa pierwotne do statycznych, jednorodnych i segmentarnych struktur, zdominowa- nych przez system pokrewie ństwa" (W. Dohnal 2001, s. 167). Brak znajomo ści zmian teoretycznych podstaw antropologii sprawia, Ŝe po- sługujemy si ę kategoriami zdroworozs ądkowymi, unikaj ąc rozwa Ŝań definicyjnych. S ą to cz ęsto dywagacje spowodowane brakiem refleksji nad tym, jak zorganizowane były społecze ństwa, które zamieszkiwały dany obszar przed pojawieniem si ę pa ństwa. A bez jasnej wizji sytu- acji poprzedzaj ącej newralgiczne historycznie „zdarzenie" w postaci powstania wczesnego pa ństwa terytorialnego nie zrozumiemy procesu jego pojawienia si ę na arenie dziejowej. W tradycji polskiej mediewistyki mo Ŝna by oczywi ście znale źć elementy „teorii wodzowskiej". Jednak płynno ść stosowanych defini- cji (por. H. Łowmia ński 1970a) utrudnia przeło Ŝenie tych koncepcji na j ęzyk współczesnej antropologii. Główn ą przeszkod ą w post ępie ba- da ń nad okresem przedpa ństwowym jest poszukiwanie podziałów jed- noznacznych i stabilnych, którymi próbuje si ę trwale zapełni ć wszelkie 100 mapy. Tymczasem, jak si ę wydaje, charakterystyczn ą cech ą ówczesnej sytuacji polityczno-gospodarczej była wła śnie znaczna niestabilno ść organizacyjna. Wynikało to z braku trwałej instytucjonalizacji systemu władzy zwierzchniej, co wprowadzało element stałej konkurencyjno ści pomi ędzy pretendentami do osi ągni ęcia dominuj ącego statusu. Skut- kowało to du Ŝą dynamik ą procesów politycznych przejawiaj ących si ę w cz ęstych zmianach terytorialnych odzwierciedlaj ących ścieranie si ę tendencji integracyjnych i od środkowych oraz dora źno ść sukcesów w ustalaniu hierarchii pretendentów do zwierzchno ści politycznej. Przecie Ŝ całe „dzieje świata, kontynentu czy regionu to pulsuj ąca histo- ria etnicznych przeobra Ŝeń" (A. Posern-Zieli ński 2005, s. 10 n.). Trze- ba przyzna ć, Ŝe nie jest to wniosek zbyt optymistyczny, gdy Ŝ od- biera mediewistom mo Ŝliwo ść ostatecznego uporz ądkowania sceny polityczno-gospodarczej w okresie sprzed narzucenia piastowskiej do- minacji przez Mieszka I. Ka Ŝe on zrezygnowa ć z poszukiwania trwa- łych śladów Goplan, L ędzian, ŚlęŜ an czy innych efemerycznie si ę po- jawiaj ących nazw „plemiennych". Nie ma bowiem Ŝadnych dowodów na to, Ŝe na naszych ziemiach istniały kiedykolwiek du Ŝe, stabilne organizacje polityczno-gospodarcze odró Ŝniaj ące si ę jednoznacznymi etnonimami. Niezbyt pomocne jest podpieranie si ę pó źnymi przykłada- mi połabskimi, które zreszt ą te Ŝ dalekie s ą od jednoznaczno ści. To, co przetrwało do naszych czasów, to cz ęś ciowo skutki prób uporz ądkowania chaosu politycznego przez kronikarzy, którzy nie wy- obra Ŝali sobie braku sprawnych organizacji terytorialnych, a cz ęś cio- wo rezultat nadawania przypadkowych nazw geograficznych przez zewn ętrznych obserwatorów. Jednym i drugim źródłom przypisuje si ę /byt du Ŝe znaczenie historiograficzne, co skutkuje wyci ąganiem zbyt daleko id ących wniosków19. Rozwa Ŝania nad zró Ŝnicowaniem kulturowym i podziałami orga- nizacyjnymi wymagaj ą rozpoznawania ró Ŝnych, cho ć uzupełniaj ących si ę płaszczyzn interpretacji, tj.: 19 Dobrym przykładem takiego podej ścia jest nast ępuj ąca konkluzja Jerzego Strzelczyka (1999a, s. 69): „Fakt, Ŝe poza tymi ewentualnymi wyj ątkami z terytorium Wi ślan i L ędzian nie znamy Ŝadnych drobniejszych plemion, zdaje si ę dowodzi ć, znaczniejszego ni Ŝ na Śląsku, zaawansowania procesu konsolidacji politycznej w okre- sie przed Mieszkiem I". 101 - sfery wspólnoty etnicznej opartej na wi ęzach wynikaj ących z subiektywnego poczucia to Ŝsamo ści, opartego na wspólnocie kul- turowej; - sfery stosunków społecznych okre ślanych przez wielopoziomowe (rodzinne, lokalne, plemienne itd.) relacje władzy i pokrewie ństwa; - płaszczyzny wspólnoty kulturowej wynikaj ącej z podobie ństwa wzorców społecznych, j ęzyka, symboliki, ideologii itp. Mechaniczne przechodzenie z jednej płaszczyzny na drug ą czy te Ŝ wr ęcz ich uto Ŝsamianie s ą nieuzasadnione i niebezpieczne, gdy Ŝ gro Ŝą wnioskami albo zbyt powierzchownymi, albo wprost fałszywymi. Ka Ŝ- dy brak definicji prowadzi bowiem do chaosu poj ęciowego utrwalanego przez dług ą tradycj ę unikania teoretycznych rozwa Ŝań nad zakorzenio- nymi schematami my ślenia. Beztroska uniwersalno ść , powszechnego w rozwa Ŝaniach archeologicznych i historycznych, terminu „plemi ę" jest dobrym przykładem tego zjawiska. Ta krytyka pozostawia nas z pytaniem, jak znale źć wyj ście z pa- towej sytuacji, w której niedostatki źródeł uniemo Ŝliwiaj ą dokonanie przekonuj ących podziałów - zarówno „archeologicznych", jak i „histo- rycznych". Przede wszystkim trzeba si ę uwolni ć od dogmatu klarownej podzielno ści ka Ŝdego fragmentu dziejów. „Winno si ę poszukiwa ć al- ternatywnych wyja śnie ń dla jednostronnych, sztywnych »etnicznych« interpretacji, zakładaj ących istnienie niezmiennych, ahistorycznych grup" (S. Tabaczy ński 2005, s. 41). Nasze wcze śniejsze średniowiecze jest bowiem przykładem czasu, w którym brakowi jednoznacznego zró Ŝnicowania kulturowego (w ka Ŝdym razie na poziomie obserwo- wanych dzi ś przez archeologów manifestacji materialnych) towarzy- szyła du Ŝa dynamika procesów społeczno-politycznych, która dopiero ok. połowy X w. zaowocowała zorganizowaniem przez Piastów stabil- nego pa ństwa terytorialnego. Brak wyra źnych, archeologicznych oznak przestrzennego zró Ŝnicowania społecze ństw przedpa ństwowych mo Ŝe by ć wskazówk ą wła śnie braku trwałych podziałów organizacyjno-po- litycznych, których stabilne granice zapewne przyspieszyłyby procesy ró Ŝnicowania kulturowego. 102 Taki wniosek zdaje si ę potwierdza ć wspomniane ju Ŝ fiasko po- szukiwa ń „ świ ąty ń" poga ńskich, a nawet jakich ś wyra źnych o środków kultowych. Te ju Ŝ znane funkcjonowały w okresie tworzenia scen- tralizowanych struktur politycznych pa ństwa wczesnopiastowskiego (np. Góra Lecha w Gnie źnie) lub wr ęcz w czasie bezpo średniej kon- frontacji poga ństwa z chrze ścija ństwem (np. „k ącina" wrocławska z 1032 r.). Brak takich odkry ć dla wcze śniejszego okresu mo Ŝe suge- rowa ć brak stabilnych scentralizowanych organizacji i raczej rozpro- szon ą struktur ę władzy. Etnologia sugeruje bowiem, Ŝe ponadlokalne centrum otoczone mniejszymi o środkami zaznacza cz ęsto swoj ą pozy- cj ę w hierarchii wła śnie budow ą świ ątyni (P.N. Peregrine 2004, s. 285; tam dalsza literatura). Oczywiste trudno ści z wydzieleniem tak lubianych przez archeo- logów jednostek czasoprzestrzennych nie dowodz ą wi ęc nagannej me- todologicznie nieumiej ętno ści naukowego opanowania rzeczywisto ści społeczno-kulturowej, lecz tego, Ŝe mamy do czynienia z sytuacj ą od- mienn ą od oczekiwa ń badaczy. Podobnie niejasno ść źródeł pisanych odzwierciedla zapewne niejasno ść i dynamik ę podziałów terytorialno- -etnicznych, które s ą dla nas nieuchwytne, stwarzaj ąc wra Ŝenie chao- su interpretacyjnego. Czas wzi ąć przykład z antropologii kulturowej, która ju Ŝ zrezygnowała z zabiegów typologiczno-chronologicznych, skupiaj ąc si ę w sferze interpretacyjnej na badaniu procesów i poszu- kiwaniu mechanizmów wyja śniaj ących. Porzuciła bowiem ju Ŝ dawno przekonanie o istnieniu „prostych, izolowanych ludów pierwotnych, charakteryzuj ących si ę wewn ętrzn ą spójno ści ą i brakiem dynamiki" (W. Dohnal 2001, s. 174). Stawia to przed mediewistami wspomniany ju Ŝ problem: jak doko- na ć wkomponowania do świadcze ń antropologii kulturowej do interpre- tacji archeologicznej i historycznej. Uniwersytecka edukacja antropo- logiczna wi ększo ści polskich archeologów w dalszym ci ągu ogranicza si ę bowiem do tradycyjnej etnografii opisowej skupionej na zabiegach porz ądkuj ących i poszukiwaniu tzw. analogii do odkrywanych podczas wykopalisk elementów kultury materialnej. A bez wiedzy o nowo- czesnej interpretacji antropologicznej, skupionej raczej na badaniach mechanizmów funkcjonowania i na strukturze systemów społecz- no-kulturowych, z ich uwarunkowaniami i procesami transformacji, 103 nie dokonamy post ępu w zrozumieniu, czym było nasze wcze śniej- sze średniowiecze. Pozostaniemy z wiedz ą pozornie uporz ądkowan ą w układ „plemion", który jednak zaciemnia faktyczny i historycznie twórczy „chaos". Powy Ŝsze zastrze Ŝenia powinny prowokowa ć do zapytania nie o to, czy polska mediewistyka jest w stanie wiarygodnie zidentyfikowa ć or- ganizacje społeczne odznaczaj ące si ę wewn ętrznie i zewn ętrznie roz- poznawaln ą świadomo ści ą zbiorowej identyfikacji, lecz raczej o to, czy przed zjednoczeniem dokonanym przez Mieszka I istniały jakie- kolwiek organizacje terytorialne na tyle stabilne, aby dały si ę uchwyci ć historykom i/lub archeologom. Taka w ątpliwo ść podwa Ŝa oczywi ście sens dotychczasowych, desperackich prób podzielenia tego obszaru na spójne jednostki terytorialne. Zabiegi te były skutkiem zgodnego przyj ęcia zało Ŝenia, Ŝe musiały wszak istnie ć jakie ś wyró Ŝnialne tery- toria, na tyle stabilne, Ŝeby mo Ŝna ich było u Ŝyć jako kluczowych ele- mentów opisu sytuacji etnopolitycznej. Kultywowali śmy wi ęc „naiwn ą wiar ę, Ŝe si ęgaj ąc po coraz bardziej wyrafinowane narz ędzia anali- tyczne, zdolni jeste śmy dotrze ć do obiektywnej prawdy o plemieniu" (W. Dohnal2001,s. 201). Podwa Ŝenie tej fundamentalnej przesłanki musi wywoła ć in- telektualny dyskomfort poczucia niemo Ŝno ści zaprezentowania te- rytorialnie i chronologicznie uporz ądkowanego opisu rzeczywisto ści przedpa ństwowej. Nie złagodzi go zrzucanie przyczyn fiaska uchwy- cenia organizacji przedpa ństwowych na skrajn ą skromno ść źródeł pi- sanych i na niedoskonało ść narz ędzi analizy archeologicznej. Brak wyra źnie ró Ŝnicuj ących danych historycznych i archeologicznych mo- Ŝe bowiem świadczy ć o sytuacji tzw. etniczno ści bezrefleksyjnej (por. A. Posern-Zieli ński 2005, s. 88), charakterystycznej dla społeczeństw, które nie znalazły si ę jeszcze w sytuacji ani silnej konfrontacji kul- turowo-gospodarczej, politycznej i/lub religijnej, ani te Ŝ bezpo śred- niego zewn ętrznego zagro Ŝenia, które zmusiłyby je do refleksji nad swoj ą to Ŝsamo ści ą i do jej zaakcentowania przez wyró Ŝniaj ącą nazw ę i przez manifestacj ę odr ębno ści kultury materialnej. Społeczno ści ta- kie charakteryzuje silne zakorzenienie lokalne i zupełnie wystarczaj ące poczucie nawet nienazwanej „tutej szó ści", charakterystycznej te Ŝ dla wielu społeczno ści nowo Ŝytnych. 104 I Mo Ŝe wi ęc trzeba uzna ć (cho ćby czasowo), Ŝe w przypadku Polski przedmieszkowej mamy do czynienia z wielkim, wzgl ędnie jednorod- nym j ęzykowo i kulturowo regionem etnohistorycznym, charaktery- zuj ącym si ę do ść jednolitym stylem Ŝycia ukształtowanym w drodze podobnych do świadcze ń uwarunkowanego geograficznie rozwoju go- spodarczego, z pewno ści ą zró Ŝnicowanym etnicznie i dynamicznym politycznie, ale nie w stopniu umo Ŝliwiaj ącym zewn ętrzn ą (archeolo- giczn ą, lingwistyczn ą czy historyczn ą) identyfikacj ę trwałych stref et- nopolitycznych. Decyduj ącym czynnikiem ukształtowania si ę takiego „zespołu kultur wykazuj ących znaczny stopie ń podobie ństwa mi ędzy sob ą jest nie tyle j ęzyk, pochodzenie etniczne czy religia, ale wspól- nota historycznych do świadcze ń, wynikaj ąca z zamieszkiwania razem przez dłu Ŝszy czas tego samego terytorium oraz zastosowana przez te grupy wspólna strategia adaptacyjna" (A. Posern-Zieli ński 2005, s. 36). Jednocze śnie dynamika procesów polityczno-gospodarczych po prostu uniemo Ŝliwiała ukształtowanie si ę rozpoznawalnych w dłu Ŝszym cza- sie podziałów etniczno-terytorialnych. Powinni śmy mo Ŝe wzi ąć przykład z badaczy wczesno średnio- wiecznej Skandynawii. Mimo niespotykanego bogactwa, zarówno źró- deł pisanych, jak i archeologicznych, nie podejmuj ą oni prób rozbicia tego wielkiego regionu na jakie ś plemiona. Mimo oczywistych ró Ŝ- nic charakteryzuj ących poszczególne regiony, powszechnie uwa Ŝa si ę Skandynawi ę za obszar wzgl ędnie jednolity, na którym wspólny j ęzyk, system religijny i etos zmilitaryzowanych elit tworzyły ponadregional- ną struktur ę kulturow ą, utrzymuj ącą si ę pomimo niezwykłej przecie Ŝ dynamiki procesów politycznych. Dopiero niedawno archeolodzy za- cz ęli nie śmiało podkre śla ć regionalne zró Ŝnicowanie kultury material- nej, unikaj ąc jednak konotacji terytorialno-plemiennych (np. F. Svan- berg 2003). Wydaje si ę, Ŝe to dopiero centralizacyjna strategia samo- zwa ńczych „królów" d ąŜą cych do trwałej monopolizacji zwierzchno ści politycznej uruchomiła przyspieszone procesy ró Ŝnicowania terenów poło Ŝonych wokół trwałych o środków władzy terytorialnej i powsta- wania dynamicznych stref „styków kulturowych". Podobnie mogło by ć na rozległym obszarze poło Ŝonym mi ędzy Bałtykiem a pasmem gór, gdzie dopiero ekspansywno ść Piastów, któ- rzy odnie śli trwały sukces organizacyjno-polityczny, mogła uruchomi ć 105 procesy akcentowania odmienno ści przez ró Ŝnicowanie pewnych ele- mentów kulturowych lub nawet tworzenia regionalnych kontrorgani- zacji terytorialnych. Ekspansja wielkopolskiego centrum pa ństwotwór- czego była jednak zbyt szybka, aby podziały te utrwaliły si ę na tyle, Ŝeby mogły by ć dostrze Ŝone i zanotowane przez nielicznych wszak ob- serwatorów zewn ętrznych i utrwalone w kulturze materialnej na tyle, Ŝeby mogły by ć zarejestrowane przez archeologów. To mo Ŝe tłumaczy ć szybko ść terytorialnego rozwoju pa ństwa wczesnopiastowskiego, któ- rego twórcy nie napotykali oporu militarnego. Taki mógłby by ć zor- ganizowany na wi ększ ą skal ę tylko przez dobrze usadowione elity lo- kalne/regionalne. Pó źniejsze podziały diecezjalne czy „dzielnicowe", do których tak ch ętnie odwołuj ą si ę mediewi ści, nie s ą wi ęc przetrwałym w gł ąb śred- niowiecza echem przedpiastowskiego zró Ŝnicowania poszczególnych regionów, lecz wr ęcz przeciwnie - skutkiem organizacyjnych zabiegów centrum władzy pa ństwowej. śadna wi ększa struktura organizacyjna nie mo Ŝe bowiem sprawnie funkcjonowa ć bez podziału na mniejsze, hierarchicznie uporz ądkowane jednostki. To nie akceptacja starych podziałów „plemiennych", lecz narzucenie nowych podziałów admi- nistracyjnych spowodowało pojawienie si ę w źródłach takich choro- nimów, jak Pomorze, Kujawy czy Mazowsze, a nawet i Śląsk. Fakt, Ŝe o Ŝadnym z nich nie słycha ć przed ko ńcem XI w., mo Ŝna uzna ć za silny argument na rzecz tezy, i Ŝ (bez wzgl ędu na źródłosłów) s ą one „pó źną" kreacj ą organizacyjn ą. To samo dotyczy, zapewne, podziału na mniejsze jednostki, które miały znaczenie głównie funkcjonalno- -administracyjne. Doszukiwanie si ę w nich śladów jakich ś podziałów „plemiennych" jest chyba skazane na niepowodzenie. Mo Ŝe wi ęc przeci ągaj ące si ę w niesko ńczono ść problemy z uzgod- nieniem przez historyków i archeologów „plemiennej" mapy Polski przedmieszkowej trzeba wreszcie zaakceptowa ć jako wskazówk ę, Ŝe Ŝadnych stabilnych podziałów etnoterytorialnych po prostu nie by- ło? Mo Ŝe to, co wydawało si ę fiaskiem polskiej mediewistyki, trzeba uzna ć za jej sukces w postaci zidentyfikowania braku rozpoznawalnego zró Ŝnicowania etnopolitycznego? 6. OD GRODU DO MIASTA1 Masowe powstawanie starannie rozplanowanych, du Ŝych aglomeracji, ograniczonych przestrzennie, b ędących wielofunkcyjnymi o środkami 0 znaczeniu ponadlokalnym i stale zamieszkanych przez wi ększe po- pulacje Ŝyj ące w warunkach ujemnego bilansu Ŝywno ściowego, spo- wodowało istotne przeorganizowanie infrastruktury społeczno-kultu- rowej, gospodarczej i polityczno-administracyjnej wielu obszarów. Proces urbanizacji był jednym z głównych czynników kształtuj ących cał ą średniowieczn ą Europ ę. Przy tym „urbanizacja ukazuje wielkie ró Ŝnice chronologiczne i geograficzne, a róŜne uwarunkowania spo- łeczno-polityczne produkuj ą wspólnoty miejskie o ró Ŝnych funkcjach 1 charakterystykach" (G. Hansen 2005, s. 19). ToteŜ mo Ŝna dostrzec du Ŝe zró Ŝnicowanie jej przebiegu, wynikaj ące z okoliczno ści histo- rycznych i geograficznych (por. np. H. Samsonowicz 2001, s. 18 n.). Polski fragment tych dziejów mo Ŝe by ć interesuj ący, je Ŝeli spróbujemy osadzi ć pojawienie si ę w pełni rozwini ętych miast w gł ębszej perspek- tywie historycznej naszej cz ęś ci kontynentu. Na szcz ęś cie z obowi ązku przedstawienia tzw. stanu bada ń zwalnia mnie niedawne opracowanie Sławomira Mo ździocha (1997), b ędące krótkim przegl ądem najwa Ŝniejszych koncepcji, poczynaj ąc od klasycz- nego tekstu Kazimierza Tymienieckiego (1919), który rzucił wyzwanie obowi ązuj ącemu pogl ądowi łącz ącemu pocz ątki polskich miast z wpro- wadzeniem w XIII w. tzw. prawa niemieckiego. Sprowokowana wów- czas dyskusja mi ędzy zwolennikami poszukiwania bardzo wczesnych, rodzimych korzeni naszych miast a tymi, którzy uwa Ŝaj ą je za pó ź- ny „import", trwa ju Ŝ niemal 100 lat i wci ąŜ nie wida ć jej ko ńca. Warte uwagi jest te Ŝ szersze tło europejskie, które pozwala dostrzec ró Ŝnice jako ściowe, ale przede wszystkim chronologiczne w proce- sie urbanizacji poszczególnych cz ęś ci kontynentu (por. np. skrótowy przegl ąd w Lexikon des Mittelalters, t. 7, s. 2169-2208; t. 8, s. 1-8). Por. pierwsz ą wersj ę tych rozwa Ŝań w: P. Urba ńczyk 2002a. 107 W ostatnim dwudziestoleciu nast ąpiły pewne zmiany w naszym widzeniu procesów wiod ących ku powstaniu miast2. S ą one dobr ą ilustracj ą przemian, jakie zaszły w polskiej mediewistyce - zarówno w historiografii, jak i w archeologii. Wystarczy porówna ć publikacje z lat dziewi ęć dziesi ątych XX w. z tymi sprzed czterech dziesi ęcioleci. Zajrzyjmy np. do wa Ŝnej ksi ąŜ ki Witolda Hensla z 1963 r. Archeolo- gia o pocz ątkach miast słowia ńskich. Przeciwstawiaj ąc si ę „koloni- zacyjnej" teorii pocz ątków miast na ziemiach polskich, autor cofn ął ich genez ę gł ęboko w czasy „plemienne", tj. a Ŝ do VIII w., konstru- uj ąc ewolucyjn ą sekwencj ę faz wiod ącą od grodów, przez „zal ąŜ ki miast" i „miasta na prawie lokalnym", do formalnie lokowanych miast XIII-wiecznych. Miał to by ć w jego przekonaniu schemat uniwersal- ny dla obszarów dzisiejszych wschodnich Niemiec, Polski, Czech, Słowacji i Ukrainy, gdzie „lokalny wzrost potencjału gospodarczego" miał sterowa ć ci ągiem ewolucyjnych przekształce ń. Jako porównanie mo Ŝe posłu Ŝyć wydany równo 30 lat pó źniej tom Lokalne o środki władzy pa ństwowej w XI-XII wieku w Europie Środkowo- Wschodniej. Zawarto w nim kilka artykułów, których autorzy wyraźnie podkre ślaj ą nieci ągło ść procesu przej ścia od pó źnych o środków „plemiennych" do wczesnych miast zarówno na Łu Ŝycach (L.A. Tyszkiewicz 1993), jak i na Śląsku (S. Mo ździoch 1993; por. te Ŝ S. Mo ździoch 1994) czy te Ŝ w Wielkopolsce (W. Dzieduszycki 1993; por. te Ŝ B. Dziedu- szycka i W. Dzieduszycki 1994). Podobne odej ście od podkre ślania pozornej ci ągło ści na rzecz uwy- puklania istotnych zmian strukturalnych mo Ŝna te Ŝ było zaobserwo- wa ć w interpretacji najwcze śniejszych dziejów miast średniowiecznych i w innych cz ęś ciach Europy. Jako typowy przykład tradycyjnego, ewo- lucyjnego traktowania pocz ątków miast mo Ŝna przytoczy ć, sk ądin ąd bardzo cenny, wydany w Irlandii tom pokonferencyjny z 1985 r. za- tytułowany The Comparative History of Urban Origins in Non-Ro- man Europ ę. Jego redaktorzy kilkakrotnie podkre ślali „zasadniczo ewo- lucyjny przebieg rozwoju miast", które „raczej wyrosły, ni Ŝ zostały wy- produkowane" (H.B. Clarke, A. Simms 1985, s. 674 i 692). Wyra źnie Por. te Ŝ rozdz. 1 w ksi ąŜ ce Henryka Samsonowicza śycie miasta średniowiecz- nego (2001). 108 inne podej ście wida ć ju Ŝ w tekstach zebranych 10 lat pó źniej w tomie The Origins of Towns in Temperate Europ ę. Ich autorzy wskazywali, Ŝe na Wyspach Brytyjskich (J. Hines 1994; G. Astill 1994; P. Urba ń- czyk 1994a; por. te Ŝ 1998b), w Skandynawii (A. Christophersen 1994; por. te Ŝ P. Urba ńczyk 1994b) oraz na Rusi (E.N. Nosov 1994) to wła- dze polityczne planowo inicjowały tworzenie wczesnych o środków miejskich, których powstania nie da si ę wyjaśni ć jakim ś naturalnym skutkiem stopniowego wzrostu czynników społeczno-gospodarczych. Te zmiany widoczne w sposobie patrzenia na pocz ątki miast śred- niowiecznych nie zmieniaj ą jednak tego, Ŝe wi ększo ść badaczy, mniej lub bardziej otwarcie, skłania si ę ku koncepcjom ewolucyjnym, w któ- rych główn ą rol ę odgrywa ć miała sfera gospodarcza umo Ŝliwiaj ąca stopniowy rozwój. Dobrze oddaje to opinia H. Łowmiańskiego (1985, s. 668), który wyobraził sobie, Ŝe na pocz ątku „cz ąstka mieszka ńców wsi skupiała si ę w osobnych osiedlach, gdzie nie trudni ąc si ę gospo- darstwem, otrzymywała [...] z zaplecza wiejskiego potrzebne do Ŝycia środki". Proces urbanizacji przedstawiany jest wi ęc wci ąŜ jako natu- ralny rozwój infrastruktury organizacyjnej, w którym dla naukowego porz ądku wyró Ŝnia si ę kolejne stadia „logicznie" z siebie wynikaj ące. Przy tym s ąsiaduj ące ze sob ą fazy nie ró Ŝni ą si ę zasadniczo od siebie, dzi ęki czemu proces urbanizacji ziem polskich jest przedstawiany jako ci ągły i progresywny. Linearna wizja dziejów jest cz ęś ciowo uwarunkowana „natural- ną" skłonno ści ą ludzi do identyfikowania upływu czasu z wynikaniem przyczynowym. Czasowe nast ępstwo zdarze ń wydaje si ę bowiem od- zwierciedla ć ukryt ą logik ę stopniowych przekształce ń jednej sytuacji w nast ępn ą. Do utrwalenia takiego sposobu my ślenia o wczesno śre- dniowiecznej urbanizacji przyczyniły si ę wyniki prowadzonych od kil- kudziesi ęciu lat bada ń archeologicznych, które wykazały przecie Ŝ wie- lowiekowe trwanie niektórych o środków w tych samych miejscach. To zdawało si ę w oczywisty sposób potwierdza ć ci ągło ść badanego procesu, od czasu do czasu tylko przerywanego zdarzeniami o cha- rakterze katastrofalnym (np. wojny i po Ŝary). Trzeba przyzna ć, Ŝe koncepcje ewolucyjne s ą bardzo przekonuj ące i skuteczne, gdy Ŝ oferuj ą wyja śnienia w postaci prostych ła ńcuchów przyczynowych. Znacznie łatwiej jest bowiem konstruowa ć hipotezy 109 oparte na zało Ŝeniu kontynuacji ni Ŝ poszukiwa ć nieci ągło ści, których wyja śnienie z reguły nastr ęcza wiele trudno ści interpretacyjnych, za- kłócaj ąc elegancj ę narracji historycznej. Tymczasem lokalne czy na- wet regionalne „kryzysy" nie zaprzeczaj ą przecie Ŝ ogólnej ci ągło ści dziejów. Mog ą natomiast stanowi ć wa Ŝne wskazówki do wychwyce- nia okresów „nagłych" zmian dowodz ących nie załamania, lecz przy- spieszenia procesów społecznych towarzysz ących zmianom koncepcji organizacyjnych i strategii gospodarczych, a przede wszystkim uwa- runkowa ń politycznych. Badaj ąc proces urbanizacji, powinni śmy za- tem po świ ęca ć nieci ągło ściom co najmniej tyle samo uwagi, ile dot ąd skupiali śmy na śledzeniu ci ągło ści (por. M.O.H. Carver 2000, s. 374). To wła śnie stabilnie ulokowane o środki o długiej historii pozwala- ją najlepiej uchwyci ć twórcz ą rol ę „kryzysów" wywoływanych przez czynniki obiektywne, ale te Ŝ prowokowanych przez elity władzy. Przedmiotem takich bada ń nie powinno by ć samo „miasto" jako aglomeracja demograficzno-gospodarcza, lecz raczej polityczne strate- gie inwestowania w infrastruktur ę społeczno-polityczn ą, odzwiercied- lane w zmieniaj ącej si ę organizacji miejsc centralnych i ich funkcji - nie tylko w sferze administracyjno-gospodarczej, ale te Ŝ w wymia- rze symboliczno-religijnym. Dotyczy to równie Ŝ naszej mediewisty- ki, gdy Ŝ wbrew dominuj ącemu wci ąŜ ewolucjonizmowi interpretacji pocz ątków miast w Polsce, zarówno źródła historyczne, jak i dane archeologiczne zdaj ą si ę wskazywa ć raczej na nieci ągło ść „pradzie- jów" miast - nawet je śli zajmowały one miejsca zasiedlone od stuleci. Ci ągło ści przestrzennej nie mo Ŝna bowiem mechanicznie uto Ŝsamia ć z ci ągło ści ą funkcjonaln ą. Mówi ąc o nieci ągło ści procesu urbanizacji ziem polskich, trzeba cho ć wspomnie ć o epizodzie kultury łu Ŝyckiej, której wielkopolskim grodom nadjeziornym niektórzy badacze zbyt optymistycznie przypisa- li pewne cechy miejsko ści (np. A.F. Harding, J. Ostoja-Zagórski 1989; A. Niesiołowska-Wędzka 1991; J. Ostoja-Zagórski 1993). Według tej koncepcji „halsztackie wspólnoty terytorialne typu biskupi ńskiego" miały osi ągn ąć etap rozwoju, który pozwolił wznie ść osiedla odzna- czaj ące si ę pewnymi cechami miejsko ści, aczkolwiek były to „nie- 110 II rozwojowe formy osiedli ludzkich" (J. Ostoja-Zagórski 1993, s. 66). Jest to typowy przykład nadinterpretacji wynikaj ącej z zastosowania powierzchownych analogii organizacji przestrzeni zabudowanej. Re- gularna, starannie zaplanowana zabudowa otoczonych wałami osiedli lypu biskupi ńskiego, a tak Ŝe ślady zró Ŝnicowanej działalno ści produk- cyjnej zdawały si ę sugerowa ć podobie ństwo do niektórych o środków polityczno-gospodarczych organizowanych przez urbanizuj ące si ę spo- łecze ństwa „gdzie indziej" lub „kiedy indziej". Skupienie si ę na podo- bie ństwach formalnych sprawiło, Ŝe pó źnołu Ŝyckim społecze ństwom w Wielkopolsce przypisano nagle zacz ętą i gwałtownie przerwan ą przez czynniki zewn ętrzne prób ę „urbanizacji". Miał to by ć izolowany geograficznie i historycznie fenomen nagłej mobilizacji społecze ństw, która o ponad 1000 lat wyprzedziła nast ępne tego rodzaju zjawiska w naszej cz ęś ci Europy. Analiza strukturalna Biskupina dostarcza jednak argumentów, któ- re ka Ŝą sceptycznie spojrzeć na interpretacyjny optymizm autorów tej hipotezy. Chocia Ŝ bowiem zabudowa osady dowodzi realizacji staran- nie zaplanowanej koncepcji organizacji przestrzeni, to w planie tym nie wida ć Ŝadnego marginesu typowej dla miast swobody pozostawio- nej dysponentom poszczególnych działek budowlanych, którzy musieli przestrzega ć tylko pewnych ogólnych zasad architektonicznych. Wr ęcz przeciwnie - zrealizowany z du Ŝą precyzj ą projekt zdradza skrajny rygoryzm społecznego nacisku na bezwzgl ędny egalitaryzm. Ciasna, liniowa zabudowa niemal identycznymi domami jest manifestacj ą bra- ku rozwarstwienia społecznego. „Jednoczesne" wzniesienie wszystkich domów wskazuje na wspólnotowy charakter kontroli nad zamieszkan ą przestrzeni ą. Brak miejsca centralnego i budynków „publicznych" do- wodzi spłaszczonej czy te Ŝ rozproszonej struktury władzy. Dochodzi do tego brak specjalizacji produkcyjnych i samowystarczalna gospo- darka rolna. Wszystko to zaprzecza mo Ŝliwo ści kojarzenia osad typu biskupi ńskiego z jakimikolwiek procesami urbanizacyjnymi - w ka Ŝ- dym razie przy akceptacji dzisiejszego rozumienia terminu „miasto". Pewn ą trudno ść w krytyce polityczno-militarnych funkcji osad „bi- skupi ńskich" stwarzał dot ąd ich obronny charakter, przyj ęty w nauce jako pewnik. Dyskusji podlegała co najwy Ŝej kwestia, czy osady biskupi ńskie rzeczywi ście mo Ŝna nazwa ć „grodami" (por. B. Gediga 1989). Jednak 111 i ten dogmat został niedawno podwa Ŝony przez Andrzeja Mierzwi ńskiego (2000), który postuluje, aby biskupi ńskie konstrukcje obwodowe uzna ć, nie za wały obronne, lecz za urz ądzenia hydrotechniczne - swego rodza- ju tamy wysokowodne. Ten obrazoburczy pomysł nie obalił wprawdzie, ale zachwiał dotychczasow ą interpretacj ą, która nie miała dot ąd Ŝadnej alternatywy. W czerwcu 2002 r. udało mi si ę zaaran Ŝowa ć w Biskupinie spotkanie zwolenników obu przeciwstawnych interpretacji. Po długiej dyskusji obie strony przyznały, Ŝe brak jest przekonuj ących argumentów, które mogłyby dzi ś ostatecznie rozstrzygn ąć , czy odkryte wokół osady fundamenty stanowiły podwaliny wysokiej konstrukcji obronnej, czy te Ŝ niskiej przegrody przeciwpowodziowej. Na niekorzy ść interpretacji „mi- litarnej" świadcz ą niepasuj ące ani do siebie, ani do otworu wjazdowego „skrzydła bramy", które faktycznie mogły by ć dora źnie mocowane po- ziomo (A. Mierzwi ński 2000). Podwa Ŝenie głównie obronnej funkcji tej osady pozwala skupi ć si ę na czysto praktycznych zaletach odkrytych w Biskupinie drewnia- nych pozostało ści zabudowy i porzuci ć rozwa Ŝania nad ich aspektami politycznymi czy militarnymi w strukturze scentralizowanych „wspól- not terytorialno-gospodarczych", które chcieliby widzie ć zwolennicy znacznego zaawansowania cywilizacyjnego twórców pó źnej kultury łu Ŝyckiej (J. Ostoja-Zagórski 1989, s. 451). A mo Ŝe racj ę miał Jerzy Gąssowski (1992b, s. 14), który zastanawiał si ę kiedy ś, „czy nie mamy tu do czynienia z prób ą stworzenia przestrzeni magicznej, zakre ślonej obwodem dla ochrony mieszka ńców przed złymi siłami". W ka Ŝdym razie symboliczno-religijnych przyczyn takiego rozplanowania osad ty- pu biskupińskiego na pewno nie powinno si ę pomija ć w rozwa Ŝaniach nad tym odległym w czasie fenomenem. Mimo oczywistego braku ci ągło ści mi ędzy tradycj ą budowy osad zamkni ętych z wczesnej epoki Ŝelaza a wczesnym średniowieczem (po- nadtysi ącletnia przerwa), warto tu uprzedzi ć dalsze rozwa Ŝania uwag ą o myl ącej niejednoznaczno ści stosowanego powszechnie w archeologii terminu „gród", który wi ększo ści ludzi kojarzy si ę jedynie z „miejscem sztucznie w celach obronnych zagrodzonym" (W. Hensel 1948, s. 16). Tymczasem jego źródłosłów sugeruje ka Ŝde miejsce w jaki ś sposób wydzielone przez otoczenie wałem, rowem, palisad ą czy nawet płotem, bez wzgl ędu na przyczyn ę wykonania takiego wygrodzenia. Zatem 112 uŜywaj ąc okre ślenia gród w odniesieniu do wszystkich ogrodzonych miejsc zamazu- jemy ró Ŝnice funkcjonalne i konstrukcyjne mi ędzy ró Ŝnymi obiektami ogrodzonymi, niekiedy bardzo istotne [...] Ró Ŝnice mi ędzy nimi nie ograniczaj ą si ę do innego da- towania, odmiennej konstrukcji i rozplanowania, czy ró Ŝnego poło Ŝenia, lecz, jak si ę wydaje, polegaj ą równie Ŝ na spełnianiu innej roli w ówczesnych społecze ństwach (M. Dulinicz 2004, s. 305 n.). Zastrze Ŝenia te kieruj ę głównie do historyków, gdy Ŝ dla wi ększo- ści chyba archeologów te niuanse semantyczne s ą oczywiste. Niestety, siła tradycji historiograficznej sprawia, Ŝe trudno byłoby dzisiaj za- proponowa ć radykaln ą zmian ę nomenklatury, zast ępuj ąc słowo „gród" seri ą nowych okre śle ń. Raczej wi ęc trzeba go ka Ŝdorazowo opatrywa ć wskazówk ą u ści ślaj ącą konkretne rozumienie tego terminu. Podobnie jak w przypadku „grodów" kultury łu Ŝyckiej, prze- warto ściowaniu, lub przynajmniej poddaniu pod ponown ą dyskusj ę, powinny te Ŝ ulec pogl ądy dotycz ące pocz ątków polskich miast śred- niowiecznych. W ka Ŝdym razie aktualna wiedza archeologiczna o chro- nologii i „zawarto ści" wczesno średniowiecznych miejsc centralnych, wsparta koncepcjami antropologii historycznej, sugeruje brak podstaw do poszukiwania pocz ątków naszych miast w odległej przeszło ści i do konstruowania efektownych ci ągów ewolucyjnych obejmuj ących kilka stuleci stopniowych przemian. W tym czasie wida ć bowiem kil- ka „momentów" przełomowych, kiedy to nast ępowały istotne zmiany w organizacji i funkcjonowaniu umocnionych o środków osadnictwa. Zmiany te mo Ŝna powi ąza ć z kształtowaniem si ę nowych struktur wła- dzy politycznej wzmacnianej w procesie formowania si ę coraz bardziej kompleksowych organizacji terytorialnych. Zatem sprzeciw wobec wizji ewolucyjnych nie oznacza, Ŝe po- wstania miast nie poprzedził długi okres panowania rozmaitych wcze ś- niejszych form wydzielonych fizycznie aglomeracji. Ró Ŝniły si ę one mi ędzy sob ą funkcjami narzucanymi im przez organizuj ące Ŝycie spo- łeczne elity. Powstawały wi ęc lub były świadomie przekształcane w za- le Ŝno ści od aktualnych potrzeb - głównie politycznych. Jest to swego rodzaju kompromis mi ędzy tradycyjn ą koncepcj ą długich i stopnio- wych przemian (determinowanych głównie czynnikami gospodarczy- 113 mi) a radykaln ą alternatyw ą zach ęcaj ącą do uznania „istnienia pełno- prawnych miast na ziemiach obecnej Polski ju Ŝ co najmniej od IX/X wieku" (M. Sołtysiak 2006, s. 55). Zwolennikom bardzo drugich korzeni naszych miast ujęto niedaw- no ponad 100 lat z samego pocz ątku ci ągu ewolucyjnego rozpoczyna- nego tradycyjnie ju Ŝ w VIII w., a czasem nawet w VII w. Nie da si ę ju Ŝ bowiem utrzyma ć utrwalonego we wcze śniejszej literaturze prze- konania, Ŝe Słowianie wznosili grody od samego pocz ątku swojej za- uwa Ŝalnej bytno ści na ziemiach polskich. To przekonanie opierało się na datowaniu zabytków (głównie ceramiki), które nie po raz pierwszy okazało si ę bardzo nieprecyzyjne. Dotychczasowe wyniki dendrochro- nologicznego datowania wałów drewniano-ziemnych nie dostarczyły ani jednej daty nie tylko z VII, ale nawet i z VIII w. To przedatowa- nie zostało sprowokowane badaniami Joachima Henninga (np. 1998), który „odmłodził" o ponad 200 lat dolnołu Ŝyckie grody typu Tornow (por. te Ŝ J. Henning, K.-U. HeuBner 1992; M. Dulinicz 1994), co kon- sekwentnie zmieniło te Ŝ datowanie polskich obiektów z tej grupy (M. Dulinicz 200la). Badania weryfikacyjne w Polsce zainicjował Marek Dulinicz, któ- ry dla Mazowsza wykazał brak budownictwa grodowego przed ko ńcem IX w. (np. M. Dulinicz 1999a, s. 101-103). Równie Ŝ w innych regio- nach datowanie dendrochronologiczne najstarszych grodów nie przy- niosło dat sprzed połowy IX w. Tylko tam, gdzie nie przeprowadzono jeszcze takiej weryfikacji, podtrzymywana jest wcześniejsza chronolo- gia oparta głównie na tradycyjnym datowaniu ceramiki (por. przegl ąd w: A. Buko 2005, s. 91-98). Pojedyncze, wcze śniejsze daty uzyska- ne metod ą dendrochronologiczn ą odnosz ą si ę albo do samych studni, których stratygraficznie nie da si ę poł ączy ć z grodami, albo do kilku odkrytych na wschód od Wisły male ńkich obiektów, które tylko z przy- zwyczajenia nazywamy wci ąŜ „grodami" (por. dalsze uwagi). Aktualna wiedza pozwala wi ęc stwierdzi ć, Ŝe nie ma dowodów na zainicjowanie w Polsce obronnego budownictwa grodowego przed połow ą IX w. Burzy to oczywi ście tradycyjny pogl ąd o bardzo wczes- nym „uzbrojeniu" ziem poło Ŝonych mi ędzy Bałtykiem a pasmem gór w umocnione centra. To przynosi w konsekwencji konieczno ść uzna- nia, Ŝe brak jest materialnego po świadczenia wczesnych procesów 114 centralizacji władzy i uformowania si ę jakich ś stabilnych organizacji terytorialnych. Pó źniejsze procesy społeczno-polityczne po świadczone pojawieniem si ę w krajobrazie klasycznych grodów ró Ŝniły si ę oczy- wi ście w poszczególnych regionach chronologi ą i dynamik ą zdarze ń uzale Ŝnionych od specyfiki miejscowych uwarunkowa ń. Niemniej jed- nak trzeba si ę pokusi ć o prób ę uogólnienia zjawisk na wi ększ ą skal ę, a nawet spróbowa ć umie ści ć je w szerszym kontek ście europejskim, aby uchwyci ć prawidłowo ści wykraczaj ące poza skal ę mikroregional- ną. Wydaje mi si ę, Ŝe poni Ŝsza periodyzacja, cho ć daleka od precyzji chronologicznej, podkre śla zmienn ą wag ę czynników polityczno-go- spodarczych i wskazuje istotne okresy przesile ń, co pozwala umie ś- ci ć korzenie polskich miast we wła ściwym kontek ście historycznym. (1) Pierwsz ą faz ę wznoszenia wydzielonych o środków wyznacza bardzo skromna seria odkrytych na Mazowszu (Szeligi) i na Podlasiu (Ha ćki) obiektów z VI-VII w., które maj ą analogie na Ukrainie i na Bia- łorusi, a których funkcja jest do ść tajemnicza. Badania archeologiczne nie wskazuj ą bowiem, aby były one stale zamieszkane przez du Ŝe po- pulacje. Brak znacz ących umocnie ń ka Ŝe te Ŝ w ątpi ć w ich szczególne znaczenie militarno-strategiczne, niewielkie rozmiary za ś wykluczaj ą walory refugialne - w ka Ŝdym razie dla populacji wi ększej ni Ŝ kilka- dziesi ąt osób. Nie były te Ŝ stałymi o środkami wyspecjalizowanej pro- dukcji ani rynkami wymiany istotnie znacz ącej dla wi ększej populacji. Tote Ŝ w ątpliwo ści co do ich funkcji od dawna nurtowały niektó- rych archeologów, którzy próbowali przezwyci ęŜ yć automatyczn ą ko- notacj ę terminu „gród", pospolicie rozumianego jako centrum obronne. Wojciech Szyma ński w artykule z 1983 r., omawiaj ąc wyniki bada ń nad tymi najwcze śniejszymi obiektami Mazowsza i Podlasia, uznał, Ŝe mia- ły one raczej „niewielkie znaczenie militarne", a ich funkcja osadnicza „mogła by ć tylko drugorz ędna". Zaproponował jednocze śnie, aby te tradycyjne interpretacje wzbogaci ć o inne funkcje - np. miejsca zwo- ływania „rozmaitych zgromadze ń", przebywania „w ędrownych rze- mie ślników" czy organizowania „wymiany o zró Ŝnicowanym zasi ęgu". Nie wył ączał te Ŝ „funkcji nekropolicznych" i „znaczenia symboliczne- go" zwi ązanego ze sfer ą religijn ą (W. Szyma ński 1983, s. 98), co czy- niłoby z niektórych takich obiektów „Quasi Burgen" (tam Ŝe, s. 102). Podobne opinie znajdziemy te Ŝ w tekstach jego uczniów. 115 Zbigniew Kobyłi ński w 1990 r. zwrócił uwag ę, Ŝe warstwy kul- turowe na tych najstarszych grodkach s ą bardzo cienkie, a ślady ak- tywno ści ludzkiej koncentruj ą si ę wewn ątrz budynków, które były zbudowane według jednego wzorca. Nie wida ć jakich ś koncentracji przedmiotów luksusowych, których rozkład wydaje si ę równomierny. Konstrukcje obronne były do ść słabe, a wła ściwe osadnictwo było skoncentrowane w pobliskich osadach otwartych (Z. Kobyłi ński 1990, s. 150-153). Autor doszedł wi ęc do wniosku, Ŝe w przypadku tych obiektów „ich funkcja osadnicza nie była najwa Ŝniejsza. Były raczej miejscami ró Ŝnych sezonowych aktywno ści i wyspecjalizowanego rze- miosła" oraz „miejscami ceremonii religijnych". W takim przypadku „główna przyczyna budowy grodu miała charakter raczej symboliczny ni Ŝ gospodarczy czy militarny" (Z. Kobyłi ński 1990, s. 154). Marek Dulinicz (2000), omawiaj ąc najstarsze słowia ńskie miejsca centralne, konsekwentnie podaje nazw ę gród w cudzysłowie. Uznał bowiem, Ŝe ich „funkcja obronna nie była wcale jedyn ą, ani nawet najwa Ŝniejsz ą", a „efekt »obronno ści« uzyskiwano troch ę przypad- kowo" (tam Ŝe, s. 92); „obrona ludzi i dobytku nie była raczej głów- ną przyczyn ą ich powstania" (tam Ŝe, s. 95). Charakterystyczne cechy (wyró Ŝniaj ąca si ę topografia, ślady obróbki metali, obecno ść ko ści ludzkich) „sugeruj ą przypisanie im funkcji nie tyle sakralnej mo Ŝe, co obrz ędowej, wa Ŝnej dla okre ślenia porz ądku i hierarchii władzy w danej grupie" (tam Ŝe, s. 95). Te trzy do ść zgodne opinie3 wydaj ą si ę trafnie opisywa ć spo- łeczn ą rzeczywisto ść samowystarczalnych społeczno ści rolniczych, które nie potrzebowały ani wyrafinowanych narz ędzi, ani wyspecjali- zowanych usług, ani sprowadzanych z daleka towarów luksusowych. Niewyspecjalizowana gospodarka nie dostarczała nadwy Ŝek, któ- re wymagałyby obrony przed zaborczymi s ąsiadami lub wystarczały do „sfinansowania" stale wyodr ębnionych elit władzy, podkre ślaj ących swój status wznoszeniem „ekstrawaganckich" siedzib. Jednak ka Ŝda ponadlokalna wspólnota komunikatywna odczuwa potrzeb ę ponadlo- kalnej identyfikacji z jakim ś symbolicznym centrum. Główn ą funkcj ą 3 Równie Ŝ Zofia Kurnatowska (2000a, s. 258) bierze pod uwag ę „kultow ą" funk- cj ę najwcze śniejszych grodów. 116 owych obiektów, niesłusznie nazywanych „grodami", byłoby zatem symboliczne wyznaczanie miejsc centralnych, które odgrywaj ąc klu- czow ą rol ę w podtrzymywaniu ładu społecznego, były te Ŝ elementami ustalania struktury władzy (por. Z. Dalewski 1996 i J. Banaszkiewicz 1998). Ówczesny homo symbolicus najwyra źniej potrzebował wyzna- czenia i materialnego zaznaczenia centrum swojego silnie zmitologi- zowanego świata. W tym kontek ście interesuj ące s ą wnioski autorów niedawnego pod- sumowania wieloletnich bada ń przeprowadzonych na Górze Zamkowej w podlaskich Ha ćkach, podkre ślaj ących, Ŝe „nie mamy tu do czynie- nia z typowymi pozostało ściami osadnictwa", lecz Ŝe było to raczej „miejsce odbywania rozmaitych obrz ędów, równie Ŝ pogrzebowych i/lub miejsce wykonywania pewnych specyficznych, by ć mo Ŝe wi ąŜą cych si ę z magi ą czy wierzeniami, obrz ędów" (Z. Kobyli ński, W. Szyma ński 2005, s. 61 i 63). Interesuj ące jest przy tym, Ŝe ju Ŝ wcze śniej (w okre- sie late ńskim epoki Ŝelaza) Góra Zamkowa słu Ŝyła ,jakim ś trudnym dzisiaj do identyfikacji obrz ędom", a i znaleziska z VIII-IX w. zdaj ą si ę wskazywa ć na tak ą funkcj ę (Z. Kobyli ński, W. Szyma ński 2005, s. 53 i 64). Wykluczaj ąc przypadkowy zbieg okoliczno ści, mieliby śmy tu zatem do czynienia z długotrwał ą tradycj ą kultowego wykorzystania niezwykłej formy geologicznej w postaci góruj ącego nad otoczeniem kemu, który doskonale nadawał si ę na lokalizacj ę centralnego miejsca kultowego. Ta wielusetletnia powtarzalno ść funkcji ka Ŝe poda ć w w ąt- pliwo ść konkurencyjn ą hipotez ę o narzuconym dopiero przez wczesnych Słowian symbolicznym znaczeniu obiektu z Haciek w procesie „obejmo- wania przez nowych przybyszów »pod swoj ą władz ę« ziem uprzednio nie b ędących ich obszarem osadniczym" (M. Dulinicz 2004, s. 307). (2) Pierwsz ą wa Ŝną cezur ę wyznacza, wspomniana ju Ŝ, połowa IX w., od kiedy (jak wskazuj ą ustalenia dendrochronologiczne) na zie- miach polskich pojawiaj ą si ę umocnione o środki, zwane adekwatnie „grodami". Z tego te Ŝ czasu pochodzi, omówione w poprzednim roz- dziale, tajemnicze źródło znane jako Geograf bawarski. Przypisuje ono rozmaitym ludom zamieszkuj ącym Śląsk, Wielkopolsk ę i Pomorze Zachodnie znaczne liczby civitates, które do niedawna uto Ŝsamiano z grodami. Brak archeologicznego potwierdzenia tych informacji skło- nił badaczy do złagodzenia stanowiska i przyj ęcia, Ŝe owe „civitates, 117 i którym widocznie podporz ądkowane były okr ęgi, funkcjonowały nie tylko jako warownie, lecz tak Ŝe jako rejony administracyjne i s ądow- nicze" (L.A. Tyszkiewicz 1995, s. 10). Zatem nie wiadomo, czy mo Ŝna uzna ć, Ŝe informacje archeologiczne o pocz ątkach budowy grodów maj ą potwierdzenie we współcze śnie spisanych obserwacjach. Podtrzymywane jeszcze w literaturze archeologicznej deklaracje o starszej ni Ŝ połowa IX w. metryce niektórych polskich grodów wy- nikaj ą jedynie (?) z niewielkiego wci ąŜ jeszcze zasi ęgu programu den- drochronologicznego datowania obwałowa ń. Pracochłonno ść i kosz- ty takich bada ń, weryfikuj ących chronologi ę opart ą dot ąd głównie na przybli Ŝonym datowaniu ceramiki, sprawiaj ą, Ŝe wci ąŜ nie mo Ŝemy sporz ądzi ć map polskich grodzisk, grupuj ących obiekty wydatowane cho ćby z dokładno ści ą do półwiecza. A bez tego długo jeszcze nie b ę- dzie mo Ŝna wiarygodnie porównywa ć tempa rozwoju poszczególnych regionów w trakcie stulecia poprzedzaj ącego ustabilizowanie pa ństwa wczesnopiastowskiego. W ka Ŝdym razie wznoszenie tych grodów (np. wielkopolskie Bo- nikowo, Bruszczewo, Daleszyn, Giecz, Kalisz i Spławie, mazowiec- kie Nasielsk, Raci ąŜ i Wola Szydłowska oraz Zawada Lanckoro ńska w Małopolsce - Z. Kurnatowska 2000a, s. 259 n.; M. Dulinicz 2004, s. 314) świadczy o przyspieszeniu procesu hierarchizacji lokalnych społecze ństw i wyodr ębnieniu si ę elit politycznych zaznaczaj ących swój status i manifestuj ących swoje pretensje do zwierzchno ści nad swoimi domenami przez tworzenie stałych miejsc centralnych. My- ślę, Ŝe pomimo ich „typowo »militarnych« zało Ŝeń, chronionych do- okolnym wałem" (M. Dulinicz 2000, s. 95), ich główna funkcja wci ąŜ jeszcze realizowała si ę przede wszystkim w sferze symboliki, cho ć ju Ŝ raczej politycznej ni Ŝ religijnej. To, Ŝe grody te miały niew ątpliwe walory obronne, dowodzi zaostrzania si ę stosunków mi ędzy s ąsiaduj ą- cymi ze sob ą społeczno ściami, ale wcale niekoniecznie „musiało wy- st ąpi ć konkretne zagro Ŝenie" (M. Dulinicz 2004, s. 315). Grody te były materialn ą manifestacj ą władzy lokalnych elit politycznych zdolnych do skłonienia (raczej autorytetem ni Ŝ przymusem) populacji uznaj ą- cych ich zwierzchni status do poniesienia trudu budowy, wymagaj ące- go zbiorowego wysiłku. S ą one przekonuj ącym dowodem zdolno ści or- ganizacyjnych, umiej ętno ści mobilizacji wspólnoty i solidarno ści gru- 118 I powej sterowanej przez lokalne o środki władzy. Ich liczba wskazuje, Ŝe swego rodzaju „moda" polityczna wymagała od pretenduj ących do zwierzchniej władzy elit, aby zaznaczyły swój status posiadaniem na swoim terytorium grodu. Zatem to nie walory praktyczno-militarne, lecz raczej realia geopolityczne sprawiały, Ŝe osi ągaj ący swoje cele ho- mo competitor wznosił gród w drugiej połowie IX w. Zjawisko to trzeba rozpatrywa ć w skali znacznie wi ększej ni Ŝ ta ograniczona do obszaru zachodniej Słowiańszczyzny. My ślę, Ŝe mo Ŝ- na je zasadnie powi ąza ć z upadkiem na pocz ątku IX w. militarnej pot ęgi Awarów, którzy wcze śniej ułatwili Słowianom niezwykł ą eks- pansj ę terytorialn ą, ale te Ŝ skrupulatnie pilnowali, aby nie dopu ś- ci ć do ich usamodzielnienia politycznego (por. P. Urbańczyk 2000a, rozdz. 4.3). Brak śladów stałej obecno ści Awarów na naszych zie- miach nie oznacza, Ŝe nie znajdowały si ę pod ich cho ćby dora źną kontrol ą, do której wystarczała okresowa demonstracja siły militarnej i kr ąŜą cy po Europie mit okrutnych i niepokonanych wojowników. Dopiero militarne rozbicie naddunajskiego o środka organizacyjnego „imperium" awarskiego umo Ŝliwiło niezale Ŝny rozwój społeczno ści zachodniosłowia ńskich, w śród których rozpocz ął si ę naturalny proces stopniowej hierarchizacji. Wła śnie pojawienie si ę grodów mo Ŝna uzna ć za materialny dowód wykształcenia si ę lokalnych elit politycznych ustroju wodzowskiego. Władza tych elit wynikała raczej z przyzwolenia uznaj ących ich status społeczno ści ni Ŝ z wymuszania posłusze ństwa od podporz ądkowanej sobie populacji. Budowa wczesnych grodów nie była wi ęc przejawem autorytaryzmu, lecz raczej solidarno ści politycznej. Gród taki nie był siedzib ą znienawidzonego satrapy, lecz raczej przedmiotem dumy całej społeczno ści; nie dzielił, lecz jednoczył ludzi wokół wspólnego celu postrzeganego jako wa Ŝny element samoidentyfikacji grupowej. Mi ędzy s ąsiaduj ącymi ze sob ą elitami „grodowymi" dochodziło zapewne do ci ągłych konfrontacji „geopolitycznych" wynikaj ących z d ąŜ enia poszczególnych o środków do powi ększania zakresów wła- dzy terytorialnej. Nie musiała to by ć konfrontacja militarna, lecz raczej konkurowanie na poziomie zapewniania swoim ludziom warunków lepszych ni Ŝ u s ąsiadów. Liderzy organizacji wodzowskich nie groma- dzili wi ęc osobistych majątków, gdy Ŝ musieli cały czas „inwestowa ć" 119 posiadane środki w podtrzymywanie zadowolenia swoich zwolenni- ków. Ci bowiem mogli im wymówi ć posłusze ństwo i wybra ć sobie nowego przywódc ę, tak jak „poddani" ksi ęcia Popiel ą, który nie był w stanie nale Ŝycie ugo ści ć swoich zwolenników (por. rozdz. 8). Była to rozgrywka strategiczna, w której ka Ŝdy konkurował z ka Ŝ- dym, a stawk ą było przetrwanie na scenie geopolitycznej. Sukces odnosili ci sprytniejsi, bardziej zdeterminowani, potrafi ący zastoso- wa ć niekonwencjonalne rozwi ązania czy te Ŝ po prostu maj ący wi ęcej szcz ęś cia. Przegranym (je Ŝeli nie stracili Ŝycia) pozostawała emigracja lub potulne zaakceptowanie nowego układu sił. Zwycięzcy powi ększali podporz ądkowane sobie obszary, co jednak mogło oznacza ć wzgl ędne pogorszenie ich sytuacji politycznej, gdy Ŝ musieli zabiega ć o lojalno ść wi ększych, a wi ęc i bardziej zró Ŝnicowanych populacji, co wymagało wi ększych nakładów finansowych. W tak dynamicznej politycznie rzeczywisto ści, niegwarantuj ącej trwałej stabilizacji porz ądku społecznego, lokalne o środki władzy, które mo Ŝna zlokalizowa ć dzi ęki zachowanym do naszych czasów grodziskom, nie zapewniały poziomu bezpiecze ństwa niezb ędnego do rozwoju społecze ństw „miejskich". Nie oznacza to jednak, Ŝe były to organizacje zmilitaryzowane, a konflikty zbrojne miały charakter endemiczny. Du Ŝa liczba wczesnych grodów nie świadczy o perma- nentnym poczuciu zagro Ŝenia, lecz raczej o du Ŝej zmienno ści sytuacji politycznej. Kariera wi ększo ści (?) grodów zbudowanych w okresie przedpa ństwowym była zapewne równie krótkotrwała, jak kariera lo- kalnych liderów wci ąŜ zagro Ŝonych konkurencj ą wewn ętrzn ą i ze- wn ętrzn ą. „Demokratyczne" lub siłowe usuni ęcie przywódcy kontroluj ącego lokalny o środek władzy oznaczało te Ŝ usuni ęcie politycznych gwaran- cji centralnej funkcji Jego" grodu. Takie zachwianie delikatnej rów- nowagi „geopolitycznej" mogło oznacza ć kres społeczno-politycznej „przydatno ści" grodu, który dot ąd wyznaczał miejsce centralne lo- kalnej organizacji terytorialnej. Nowe, wybrane spośród konkurentów wewn ętrznych lub narzucone z zewn ątrz, centrum polityczne reorgani- zowało przestrze ń relacji społecznych, nie ogl ądaj ąc si ę na stare kon- cepcje. Gród zbudowany przez poprzedniego przywódc ę mógł zosta ć zniszczony lub po prostu porzucony, gdy Ŝ nowa władza musiała (?) 120 materialnie zamanifestowa ć zmian ę polityczn ą. Mógł te Ŝ by ć w dal- szym ci ągu u Ŝytkowany, a nawet rozbudowany, je Ŝeli chodziło o pod- kre ślenie ci ągło ści struktury władzy. Niestety, brak metod precyzyjne- go datowania czasu porzucenia poszczególnych grodów uniemo Ŝliwia na razie rekonstrukcj ę (cho ćby na skal ę regionaln ą) tej fascynuj ącej i nieuchronnej dynamiki układu konkuruj ących ze sob ą organizacji wodzowskich. Taki stan ci ągłej nierównowagi mógł trwa ć do czasu, kiedy który ś z regionalnych liderów wyrwał si ę spod społecznej kontroli wiecu, sił ą narzucaj ąc swoj ą wol ę mieszka ńcom „swojego" terytorium. Wymagało to zastosowania niekonwencjonalnych rozwi ąza ń gwarantuj ących sta- łą zdolno ść efektywnego zastosowania przymusu fizycznego. Takim rozwi ązaniem było utworzenie „zawodowej" dru Ŝyny, stale towarzy- sz ącej swojemu przywódcy i opłacanej z zysków, jakich dostarczały zwyci ęskie wojny. Ostateczny sukces Piastów mo Ŝe świadczy ć o tym, Ŝe to który ś z nich pierwszy zorganizował tak ą sił ę, natychmiast zy- skuj ąc znaczn ą przewag ę nad innymi konkurentami do najwy Ŝszej władzy. W ka Ŝdym razie ju Ŝ najstarsza informacja Ibrahima ibn Jaku- ba o naszym pierwszym historycznym władcy zwraca uwag ę wła śnie na sił ę zbrojn ą, jak ą dysponował Mieszko I, który wkrótce dokonał te Ŝ „rewolucji" ideologicznej, zapewniaj ąc sobie legitymizuj ące wsparcie chrze ścija ństwa. (3) Drug ą wa Ŝną cezur ę w procesie urbanizacji ziem polskich wyznacza wi ęc połowa X w., kiedy w procesie centralizacji władzy politycznej nast ąpił wa Ŝki przełom w postaci utworzenia pa ństwa dy- nastycznego. Był on kulminacj ą spirali współzawodnictwa mi ędzy lo- kalnymi elitami „grodowymi" z poprzedniej fazy. O świadomych dzia- łaniach na rzecz zbudowania trwałych podstaw władzy terytorialnej świadcz ą intensywne inwestycje w infrastruktur ę militarno-administra- cyjn ą. Zidentyfikowany przez archeologów jednolity program rozbudo- wy i budowy skupiska pot ęŜ nych grodów w Bninie, Gieczu, Gnie źnie, Grzybowie, Poznaniu i na Ostrowie Lednickim świadczy o zdolno ś- ciach organizacyjnych i umiej ętno ści strategicznego planowania jego twórców. Chronologia tych inwestycji wskazuje, Ŝe realizacj ę tego planu zacz ął poprzednik Mieszka (zapewne jego ojciec Siemomysł) w latach 920/930-940/950. Wi ększo ść zbudowanych wówczas silnie 121 umocnionych warowni powstała „na surowym korzeniu"4, zakre ślaj ąc zwarte terytorium o powierzchni ok. 5000 km2. To był obszar wyj ściowy szybkiej ekspansji Piastów, wyznaczo- nej paleniem starych grodów i budow ą nowych. Jednym z wczesnych przykładów takiej akcji jest los niewielkiego zgrupowania czterech grodów nad środkow ą Wart ą (M. Brzostowicz 2006). Niewielkie kon- strukcje wzniesione na pocz ątku X w. w L ądzie, Smarzewie, Spławiu- Wodzisku i w Raszewach zostały spalone i w popłochu porzucone zapewne przed 940 r. Odbudowano i rozbudowano tylko centralny gród lądzki, który wyznaczał kierunek ekspansji pa ństwa wczesnopiastow- skiego z centrum pozna ńsko-gnie źnie ńskiego w kierunku Kalisza. Czas od ok. połowy X w. to okres umacniania si ę pa ństwa Piastów, których skuteczna strategia spowodowała pojawienie si ę na mapie Europy no- wej organizacji terytorialnej, trwale zmieniaj ąc regionalny układ geo- polityczny. Archeolodzy upatruj ą przejawów ekspansji piastowskiej wła śnie w niszczeniu wcze śniejszych grodów i/lub budowaniu nowych ośrodków skutecznie konkuruj ących z tymi starszymi (por. np. dzieje Kruszwicy w uj ęciu Wojciecha Dzieduszyckiego - 1998). O środki przedpa ństwowe, symbolizuj ąc pozycj ę lokalnych elit politycznych, reprezentowały potencjalne centra oporu wobec nowej władzy, która musiała je sobie podporz ądkowa ć lub je zniszczy ć (A. Christophersen 1992, s. 79). Mogły by ć one zdobycz ą dora źnie atrakcyjn ą, ale jako materialne symbole „starego" porz ądku perspektywicznie zbyt niebez- pieczn ą politycznie, aby podtrzymywa ć ich istnienie. To tłumaczy, dlaczego w wi ększo ści wypadków nie ma ci ągło- ści mi ędzy najwa Ŝniejszymi o środkami przedpa ństwowymi a grodami wczesnopiastowskimi5. W nowych punktach umocnionej obecno ści nowej władzy lokowano zapewne nadzoruj ące polityczn ą lojalno ść garnizony oraz magazyny dóbr (głównie Ŝywno ści). Rosn ące pa ństwo terytorialne musiało bowiem dysponowa ć systemem kontroli lojalno ści Ostatnie datowanie drewna u Ŝytego do budowy najstarszego wału w Gieczu wskazało na 869 r. 5 Jednym z niewielu wyj ątków jest Kalisz, którego niezakłócone trwanie skłania badaczy do formułowania ryzykownych hipotez o pochodzeniu wła śnie stamt ąd dy- nastii piastowskiej (por. A. Buko 2000, s. 153 n.). Podobne „dowody" zdobyli jednak ostatnio badacze Giecza. 122 politycznej i zorganizowa ć system ści ągania i przechowywania nadwy- Ŝek produkcyjnych, niezb ędnych do utrzymania centralnego o środka władzy, tj. dworu/administracji i dru Ŝyny. Potrzebna była do tego sie ć umocnionych punktów symbolizuj ących porz ądek narzucony przez władc ę - na co dzie ń nieobecnego, ale zdolnego do szybkiej i sku- tecznej interwencji. Grody spełniały funkcje nie tylko garnizonowe i administracyjne, lecz tak Ŝe strategiczno-gospodarcze jako punkty za- opatrzenia dla w ędruj ącego wci ąŜ po swoim terytorium władcy (por. rozdz. 10). Racja ich istnienia była wi ęc głównie polityczna - były bowiem w ęzłami systemu utrzymywania ładu społeczno-politycznego. Ówczesny homo politicus budował grody, aby umocni ć swoj ą władz ę nad terytorium, które było ju Ŝ zbyt du Ŝe, aby dało si ę je kontrolowa ć bezpo średnio. Cz ęść prerogatyw centralnego o środka władzy pa ń- stwowej delegowana wi ęc była do jej lokalnych przedstawicieli, stale mieszkaj ących wła śnie w grodach, których głównie polityczna funkcja przekładała si ę na status ich mieszka ńców. Te grody były ju Ŝ stałymi siedzibami realnej władzy gwaranto- wanej przez pot ęgę nieobecnego na co dzie ń, ale wci ąŜ gotowego do interwencji władcy. Jako centra administracyjne wyznaczały nowy układ relacji politycznych. Jako o środki władzy politycznej wpływały na kształtowanie si ę nowej topografii stosunków społecznych. Jako sta- łe siedziby lokalnych elit generowały ekskluzywny popyt, który z kolei przyci ągał do grodów m.in. wyspecjalizowanych producentów i kup- ców, dla których wa Ŝne były, gwarantowane przez pot ęgę pa ństwa te- rytorialnego, stabilno ść i bezpiecze ństwo. Archeologiczne świadectwa tego procesu s ą jednak cz ęsto nazbyt optymistycznie interpretowane jako ślady g ęstej obecno ści warsztatów rzemie ślniczych (por. krytyk ę S. Mo ździocha 1999, s. 25 n.). Niew ątpliwie jednak te o środki gro- madzenia i przechowywania nadwy Ŝek produkcyjnych (głównie Ŝyw- no ści) przeorganizowywały system gospodarczy i stymulowały zwi ęk- szanie produkcji rolnej. To wła śnie takie centra politycznej struktury zarz ądzania teryto- rium, w których znajdujemy ślady handlu dalekosi ęŜ nego i ekskluzyw- nej produkcji, uznaje si ę cz ęsto za pierwsze miasta w tych cz ęś ciach Europy, które nie znalazły si ę w zasi ęgu bezpo średnich wpływów cy- wilizacji rzymskiej. O ile wcze śniej wi ązano ich pocz ątki głównie 123 ze sfer ą handlowo-gospodarcz ą, o tyle ostatnio wskazuje si ę funk- cj ę sprawcz ą procesów polityczno-militarnych, które doprowadziły do powstania scentralizowanej władzy terytorialnej (L. Ersgaard 1992, s. 106). Na wielu obszarach Europy le Ŝą cych na pomocnym obrze Ŝu kontynentalnego rdzenia franko-niemieckiego urbanizacja post ępowała wła śnie w okresie wyłaniania si ę stabilnych pa ństw. Przy tym wielu badaczy podkre śla nieci ągło ść cechuj ącą ten proces6, zwracając uwag ę, Ŝe polityczno-symboliczne centra przedpa ństwowe i polityczno-gospo- darcze o środki inicjowane przez monarchie terytorialne, cho ć cz ęsto znajdowały si ę w tej samej okolicy, ale rzadko w tym samym miejscu (np. W. Dzieduszycki 1998). Ta nieci ągło ść lokalizacji spowodowana była sprzeczno ściami dziel ącymi dwa systemy ró Ŝni ące si ę organizacj ą polityczn ą, struktur ą społeczn ą i uzasadnieniem ideologiczno-religijnym (A. Christophersen 1992, s. 77 n.). Podczas gdy stare o środki zwi ązane z elitami wodzow- skimi były lokalizowane przede wszystkim z uwzgl ędnieniem wygody transportu i komunikacji, to lokalizacja tych nowych była zdetermi- nowana głównie motywami politycznymi - np. potrzeb ą zast ąpienia lub cho ćby stworzenia konkurencji dla pobliskich starszych centrów wodzowskich albo ustanowienia nowych o środków odpowiadaj ących koncepcjom organizacyjnym nowej władzy7. Ich lokalizacja wymusza- ła stworzenie nie tylko nowego układu polityczno-administracyjnego, ale tak Ŝe nowego układu stosunków społeczno-gospodarczych. (4) Proces zmian wiod ących ku miastom wykazuje kolejn ą cezur ę około przełomu tysi ącleci, kiedy w naszej cz ęś ci Europy dokonywała si ę konsolidacja ponadregionalnych organizacji pa ństwowych. Ekspansja pa ństwa wczesnopiastowskiego sprawiła, Ŝe wi ększo ść wcze śniejszych (tzw. plemiennych) o środków straciła swoje znaczenie ju Ŝ przed ko ń- cem X w. Wtedy bowiem nast ępowały interwencje władz centralnych wymuszaj ące powstawanie nowych form organizacyjnych. Tworzenie wielofunkcyjnych o środków (por. J. Piekalski 1998, s. 352 n.) było jednym z wa Ŝniejszych elementów procesu ostatecznego przekształ- 6 Por. teksty po świ ęcone Irlandii, Anglii, Skandynawii i Rusi w tomie The Ori- gins ofTowns in Temperate Europ ę (P. Urba ńczyk red. 1994). 7 Por. np. rozwa Ŝania M. Dulinicza (2001a, s. 13 n.) o lokalizacji o środków grodowych na Mazowszu w X w. 124 cania tradycyjnych struktur społecznych w organizacje pa ństwowe za- rz ądzane centralnie przez władc ę dysponuj ącego środkami przymusu do egzekwowania ładu prawnego i wymuszania zobowi ąza ń fiskalnych na terytorium, które poddał swojej kontroli. Ta reorganizacja społecze ństw wczesno średniowiecznych była nieodł ącznie zwi ązana z istnieniem pa ństw i o środki te trzeba uzna ć „raczej za twory politycznie strategiczne ni Ŝ produkty ewolucji go- spodarczej czy materialnej" (J. Hines 1994, s. 23). O ile pa ństwo było terytorialnym przejawem istnienia scentralizowanej władzy politycz- no-militarnej, o tyle te wczesne „miasta" stanowiły niezb ędne w ęzły systemu komunikacji i kontroli, który we wczesnym średniowieczu oparty był przede wszystkim na bezpo średnich kontaktach mi ędzy lud źmi. Na przełomie tysi ącleci powstały wi ęc wielofunkcyjne „o środki, których pojawienie si ę było skutkiem głównie działa ń królewskich. W ten sposób monarchia zyskiwała przyczółki władzy i kontrol ę nad otaczaj ącymi je regionami" (A. Christophersen 1994, s. 108). Nast ąpiła wtedy zmiana „z wczesnego systemu opartego na wi ęzach zewn ętrz- nych, mi ędzynarodowym handlu dobrami luksusowymi i zbieraniu try- butów z odległych ziem, na system wewn ętrznej eksploatacji opartej na osobistych zobowi ązaniach chłopów. Ukształtowany został nowy ład polityczny" (E. Nosov 1994, s. 194) oparty na nowych o środkach, które zwi ększały skuteczno ść administracyjno-fiskalnej kontroli nad zwi ększaj ącym si ę terytorium pa ństwa. Te o środki (w naszej cz ęś ci Europy nazywane cz ęsto zal ąŜ kami miast) były wa Ŝnym instrumentem scentralizowanej władzy tworz ącej regionalne centra polityczne, które miały stanowi ć w ęzłowe punk- ty infrastruktury administracyjno-politycznej. Najstarsze powstawały w rejonach wa Ŝnych strategicznie - na terenach, gdzie trzeba było pokaza ć sił ę, gdzie stosunki mi ędzy ekspanduj ącym pa ństwem a lo- kalnymi, tradycyjnymi strukturami władzy wci ąŜ były pełne sprzecz- no ści. Dobrym przykładem jest cho ćby Płock, który wyra źnie został wykreowany na przełomie X i XI w. poza skupiskami wcze śniejszego osadnictwa. Był to zapewne „wynik świadomej polityki pierwszych Piastów, którzy chcieli zerwa ć z miejscow ą tradycj ą osadnicz ą i po- lityczn ą" (M. Dulinicz 1999a, s. 109). 125 Ośrodki te spełniały zatem wci ąŜ głównie funkcje polityczne jako siedziby władzy - centra militarnego nadzoru i administracyjnego eg- zekwowania posłusze ństwa podległych obszarów, ale z czasem nabie- rały te Ŝ funkcji gospodarczych o znaczeniu ponadlokalnym. A wła śnie wyspecjalizowany handel i rzemiosło wci ąŜ uznaje si ę za najwa Ŝniej- sze czynniki sprawcze powstawania miast, które od pocz ątku miały by ć centrami produkcji i wymiany. To trzymanie si ę koncepcji prymatu sfery gospodarczej w procesie urbanizacji jest typowym przykładem odwrócenia logiki procesu historycznego. Rozwój sfery gospodarczej był bowiem nie przyczyn ą, ale raczej skutkiem organizowania przez władz ę centraln ą lokalnych o środków nadzoru politycznego, których „mieszka ńcy, rzemie ślnicy i kupcy mogli egzystowa ć dlatego, Ŝe mia- sto ju Ŝ istniało" (E. Schia 1992, s. 47). Produkcja i wymiana pocz ątko- wo spełniały drugorz ędn ą funkcj ę zaspokajania potrzeb samych miesz- ka ńców aglomeracji, które były w du Ŝym stopniu samowystarczalne gospodarczo. Rzemiosło i handel mogły si ę dalej rozwija ć dzi ęki temu, Ŝe ju Ŝ istniały, zorganizowane i chronione przez scentralizowan ą władz ę polityczn ą, lokalne o środki administrowania i gromadzenia nadwy Ŝek rolniczych. Wydzielenie wyspecjalizowanych rzemiosł wcale nie było tak szybkie i ostre, jak do niedawna s ądzono, a masowa produkcja przeznaczona na rynek zewn ętrzny pojawiła si ę du Ŝo pó źniej8. W ten sposób stare o środki, które „słu Ŝyły głównie utrzymaniu wysokiego statusu arystokracji wyra Ŝanego relacjami trybutarnymi i funkcjonowały niezale Ŝnie od zaplecza wiejskiego, a w których bar- ter był dominuj ącą form ą wymiany, aktywno ść merkantylna za ś była całkowicie drugorz ędna, zostały przekształcone w o środki, które miały wyra źne powi ązania ze wsi ą oparte na potrzebach rynkowych" (G. Astill 1994, s. 67). Wcze śniejsza samowystarczalno ść gospodarcza stopniowo ust ępowała oferowaniu wyspecjalizowanych usług w sferach produk- cji (rzemiosło), po średnictwa (handel) i transcendentalnej interpretacji rzeczywisto ści (ko ściół). Wymiana barterowa była stopniowo elimino- wana, otwieraj ąc coraz wi ększe populacje na penetracj ę pieni ądza i sy- stemu rynkowego (por. rozdz. 7). Pojawiła si ę świadomo ść społecznej odr ębno ści mieszka ńców tych wczesnych „miast", wzmacniana cz ęsto Np. w Lund dopiero w XII w. (L. Ersgaard 1992, s. 111). 126 obecno ści ą ludno ści napływowej. Przyrost ich liczby w XI i w XII w. wi ązał si ę ze stabilizacj ą chrze ścija ńskiej władzy królewskiej u Ŝywa- jącej ich do rozci ągni ęcia efektywnej dominacji na coraz wi ększe ob- szary. Były one świadom ą kreacj ą władzy politycznej, a nie „przypad- kowym" skutkiem rozwoju zlokalizowanych na podgrodziach zapleczy gospodarczych, jak to sobie kiedy ś wyobra Ŝano (np. K. Buczek 1964). Anachroniczne jest te Ŝ traktowanie tych wczesnych „miast" jako swoistych enklaw gospodarki scentralizowanej w krajobrazie zdomino- wanym przez zdecentralizowane społeczno ści rolnicze. Chocia Ŝ stano- wiły one centra decyzyjne, informacyjne i organizacyjne, to nie mogły przecie Ŝ istnie ć bez zaplecza wiejskiego - były integraln ą cz ęś ci ą spo- łecze ństw wczesno średniowiecznych. Chocia Ŝ bowiem ich mieszka ńcy te Ŝ produkowali swoj ą Ŝywno ść (np. hoduj ąc zwierz ęta), to aglomeracje te były (w ostatecznym bilansie) jej importerami. Potrzebny był wi ęc skuteczny system dostaw Ŝywno ści w ilo ści umo Ŝliwiaj ącej zamiesz- kuj ącym tam specjalistom (urz ędnikom, ksi ęŜ om, Ŝołnierzom, kupcom, słu Ŝbie itd.) skoncentrowanie si ę na zadaniach nierolniczych. To wła śnie świadome i kompleksowe u Ŝycie fizycznych, gospo- darczych i ideologicznych środków scentralizowanej władzy nada- ło tym wczesnym „miastom" charakter wielofunkcyjny. Dlatego te Ŝ ich przestrze ń była od pocz ątku umeblowana efektami symbolicznymi, które sygnalizowały ponadlokaln ą pozycj ę władzy terytorialnej. Jed- nym z wa Ŝniejszych był ko ściół - symbol ideologii uniwersalistycznej w skali kontynentalnej i zarazem instytucji scentralizowanej w ska- li co najmniej krajowej. Był te Ŝ materialnym dowodem pot ęgi jego fundatora, który wykorzystywał integracyjn ą funkcj ę chrze ścija ństwa do legitymizowania swojego statusu. Niew ątpliwie te wczesne „miasta" były przyczółkami cywilizacji europejskiej z jej tradycjami artystycznymi, prawnymi i literackimi. Praktyka polityczna, misja chrystianizacyjna i zadania fiskalne wy- muszały stopniow ą alfabetyzacj ę. To wła śnie tam pi śmienno ść miała najwi ększ ą cen ę i popyt. To tam kształtowały si ę trendy zdobnictwa oraz stroju i tam dokonywała si ę ostentacja władzy, a konieczno ść regulacji Ŝycia „w tłoku" ustalała rozró Ŝnienie przestrzeni prywatnej od publicznej i wymuszała wypracowanie przepisów podporz ądkowu- jących codzienne zachowania potrzebom zbiorowo ści (por. P. Urba ń- 127 1 czyk 1992). Jednak przed XIII w. nie mo Ŝna mówi ć o ukształtowaniu si ę mieszcza ństwa jako trwale wyodr ębnionej warstwy społecznej (por. te Ŝ L. Leciejewicz 1972, s. 553 n.). U pocz ątków aglomeracji typu wczesnomiejskiego le Ŝały konkret- ne decyzje, a nie uniwersalny mechanizm ewolucyjnego rozwoju sił wytwórczych. Decyduj ący był, wynikaj ący z konkretnych uwarunko- wa ń, plan b ędący wyrazem woli politycznej władców, którzy kontrolo- wali jego realizacj ę, ale te Ŝ gwarantowali bezpieczne funkcjonowanie tych o środków. Niew ątpliwie wi ęc, „miasto nie wyprzedzało powstania pa ństwa, lecz raczej było zjawiskiem pó źniejszym" (H. Łowmia ński 1963, s. 179). Pojawienie si ę wczesnych „miast" oznaczało ostateczne scentralizowanie najwa Ŝniejszych struktur władzy: politycznej, ideo- logicznej, militarnej i gospodarczej. O środki wczesnomiejskie były organizowane i zarz ądzane przez administracj ę królewsk ą ści ągaj ącą konsumowane przez ni ą i/lub redystrybuowane trybuty i opłaty. Ich po- wstanie „ustanowiło scentralizowanie zasobów - szczególnie zasobów administracyjnych" (A. Giddens 1985, s. 293). Zmiany te dotkn ęły w X w. nawet silne nadbałtyckie emporia typu Birka, Hedeby, Kaupang, Ribe, Wolin czy Truso, które około prze- łomu tysi ącleci przechodziły widoczny kryzys9. Dzisiaj uwa Ŝa si ę je nie za typowe miasta, lecz raczej za bazy wypadowe oraz o środki wy- miany i redystrybucji zdobyczy wojennych wodzów okresu wypraw wi- ki ńskich. Ich funkcjonowanie zale Ŝne było od sieci personalnych relacji społecznych, na których opierało si ę istnienie wodzostw (L. Ersgaard 1992, s. 104). Wraz z pojawieniem si ę stabilnych organizacji terytorial- nych aktywno ść nadbałtyckich wodzów została znacznie zredukowana, gdy Ŝ nowe, pot ęŜ ne o środki władzy wczesnych pa ństw d ąŜ yły do pod- dania ich kontroli politycznej i fiskalnej. Powstawały zatem centra kon- kurencyjne, które doprowadziły do upadku stare emporia. I tak: nowe Ribe zostało zało Ŝone na przeciwnym brzegu rzeki, rol ę Hedeby przej ął Schleswig, rol ę Birki - Sigtuna, rol ę Truso - Gda ńsk itd. Jaki ś czas za- chowywał swoj ą pozycj ę poło Ŝony bezpiecznie na wyspie Wolin, gdy Ŝ kontrola Piastów nad Pomorzem załamała si ę wkrótce po 1000 r. 9 Por. rozwa Ŝania Marka Dulinicza (1999b) o pocz ątkach o środków handlowych na południowym wybrze Ŝu Bałtyku. 128 W ka Ŝdym razie „wczesne formy miast słowia ńskich bynajmniej nie rozwin ęły si ę ewolucyjnie w miasta lokacyjne" (W. Schich 1999, s. 2204). Ró Ŝnice pomi ędzy wczesnymi miastami i pó źno średniowiecznymi miastami lokacyjnymi wskazuj ą, Ŝe były to dwa oddzielne zjawiska w [procesie] urbaniza- cji Europy Środkowej. Wczesno średniowieczne miasto nie było etapem inicjalnym miasta lokacyjnego, cho ć punkt zwrotny pomi ędzy nimi był niestabilny [...] Ró Ŝnice strukturalne pomi ędzy miastami z obu faz spowodowane były przez uwarunkowania społeczne, prawne i gospodarcze (J. Piekalski 1999, s. 42). (5) Kolejnym i decyduj ącym etapem procesu urbanizacji było wi ęc wła śnie zapocz ątkowane w XIII w. lokowanie miast jako wy- znaczonych administracyjnie obszarów specjalnej jurysdykcji, na któ- rych skoncentrowano funkcje polityczno-administracyjne, ideologiczne i gospodarcze oraz towarzysz ącą im wymian ę dóbr i informacji (por. S. Mo ździoch 1997, s. 44 n.)10. Nie oznaczało to zawsze zaczynania od „surowego korzenia", bo cz ęsto było to przekształcanie ju Ŝ istnie- jących o środków w nowe struktury organizacyjno-gospodarcze (por. M. R ębkowski 2001, s. 34 n.). Było to skutkiem d ąŜ enia do przej ęcia bezpo średniej kontroli nad najwa Ŝniejszym źródłem dochodów, tj. lud- no ści ą produkcyjn ą, co było mo Ŝliwe dopiero po wyodr ębnieniu si ę wy- specjalizowanych i wysoko wydajnych rzemiosł i wymagało istnienia rozbudowanej biurokracji podatkowej. Dopiero wtedy nast ąpił ostatni etap procesu urbanizacji ziem polskich, gdzie powstały o środki, które bez w ątpienia mo Ŝna nazwa ć miastami. Warto przy tym zwróci ć uwa- gę, Ŝe dopiero w ko ńcu XIII w. źródła historyczne po świadczaj ą u Ŝycie słowa mesto w znaczeniu „miasto" (H. Ludat 2000, s. 160 n.). Próbuj ąc zdefiniowa ć takie miasto, trzeba zwróci ć uwag ę na wiele współzale Ŝnych i współwyst ępuj ących elementów, z których Ŝadnemu nie mo Ŝna przypisa ć samodzielnej funkcji dystynkrywnej. Nie da si ę wi ęc sformułowa ć prostej definicji, pozwalaj ącej łatwo odró Ŝni ć mia- sto od niemiasta. W literaturze naukowej stosuje się wi ęc od dawna de- finicje zło Ŝone z listy kryteriów, których spełnienie jest wymagane, aby 10 Ten aspekt „koncentracji wszystkich pozaagrarnych funkcji społecznych i od- powiadaj ących im zawodów" (H. Łowmia ński 1985, s. 654) jest cz ęsto podkre ślan ą cech ą średniowiecznego miasta. 129 Y dan ą osad ę nazwa ć miastem (np. K. Helle, A. Nedkvitne 1977, s. 190 n.; R. Hodges 1982, s. 20 n.; M. Sołtysiak 2006, s. 53 n.). Autorzy propozy- cji definicyjnych z reguły podkre ślaj ą konieczno ść wyst ąpienia wszyst- kich oczekiwanych cech, w śród których powtarzaj ą si ę: stało ść za- siedlenia, g ęsto ść zabudowy i koncentracja wyspecjalizowanych funkcji oraz, co wa Ŝne, prawne uregulowanie szczególnego statusu (w Polsce podkre śla to Jerzy Piekalski - np. 1998, s. 350)11. Niektórzy odwołuj ą si ę nawet do czynników psychologicznych kształtuj ących specyficzn ą mentalno ść mieszka ńców miast (P. Carelli 2001, s. 99). Aby nie wpa ść w pułapk ę powierzchowno ści zbyt ogólnych twier- dze ń typu: „miasto jest funkcj ą podejmowanych działa ń wynikaj ących z rozwijaj ących si ę potrzeb ludzi, realizowanych w okre ślonych wa- runkach i przy okre ślonej wiedzy o istniej ących aktualnie warunkach" (W. R ączkowski 1999, s. 70), proponuj ę przyj ęcie prostej listy kry- teriów, które pozwalaj ą uzna ć za miasto: (1) aglomeracj ę (2) sta- lą, zajmuj ącą (3) zdefiniowan ą prawnie i (4) wyra źnie wydzielon ą przestrze ń, (5) spełniaj ącą wielorakie funkcje centralne dla ota- czaj ącego j ą terytorium oraz (6) zamieszkan ą przez nierolników12. Taka definicja oferuje chyba wszystkie niezb ędne (tj. demograficzne, czasowe, administracyjno-prawne, przestrzenne, polityczne i społecz- no-gospodarcze) elementy decyduj ące o specyfice miast. Z tej listy współwyst ępuj ących cech Ŝadna samodzielnie nie wy- starcza do uznania, Ŝe mamy ju Ŝ do czynienia z miastem. Do Ŝadnej z nich nie mo Ŝna te Ŝ przyło Ŝyć jakiej ś uniwersalnej skali ilo ściowej, po- zwalaj ącej jasno wyznaczy ć granic ę, od której mo Ŝemy mówi ć o mie- ście. Nie mo Ŝna bowiem poda ć, (ad 1) od jakiej liczebno ści miesz- ka ńców, (ad 2) od ilu lat trwania, (ad 3) od jakiej precyzji dokumentu lokacyjnego, (ad 4) od jakiej powierzchni, (ad 5) od jakiej wielko ści te- rytorium „obsługiwanego" przez dany o środek czy (ad 6) od jakiego po- ziomu ujemnego bilansu Ŝywno ściowego mo Ŝemy ju Ŝ mówi ć o mie ście. 11 Trzeba tu wspomnie ć wci ąŜ pokutuj ącą w naszej mediewistyce koncepcj ę wymy ślonego przez Franciszka Bujaka (1905) tzw. prawa polskiego, którego nie po- twierdzaj ą Ŝadne źródła, a które miało wyprzedza ć uregulowania oparte na wzorcu lubeckim lub magdeburskim. 12 Por. wcze śniejsze propozycje w: P. Urba ńczyk 1994a, s. 125, oraz 1998a, s. 238. 130 Są to wszystko wielko ści wzgl ędne, które trzeba odnie ść do danego kontekstu. To konkretne czynniki historyczne, gospodarcze czy geogra- ficzne sprawiały bowiem, Ŝe wielko ść miasta nie była (i nie jest do dzi- siaj) wprost skorelowana z wag ą jego roli społecznej, która mogła by ć realizowana na ró Ŝnych, współzale Ŝnych płaszczyznach - politycznej, ideologicznej, militarnej czy gospodarczej. W rozmaitych definicjach „miejsko ści" cz ęsto spotykamy do ść szczegółowe kryteria, które maj ą jedynie wtórn ą warto ść definicyjn ą. Są bowiem tylko zewn ętrznymi przejawami wymienionych wy Ŝej, ko- niecznych cech miejsko ści. I tak: - topografia uregulowana przez zaprojektowanie systemu ci ągów komunikacyjnych, układu działek budowlanych, podziału przestrzeni na prywatn ą i publiczn ą, to s ą niezb ędne elementy sprawnego funk- cjonowania ka Ŝdej wi ększej (ad 1) aglomeracji, gdzie konieczne jest przestrzenne usystematyzowanie organizacji Ŝycia na zamkni ętym obszarze; - autorytatywne gwarancje władzy zewn ętrznej s ą podstaw ą za- pewnienia (ad 2) stało ści ka Ŝdej struktury społeczno-gospodarczej; - zasady funkcjonowania w postaci jakiej ś skodyfikowanej karty „samorz ądowej" s ą niezb ędne do jasnego (ad 3) zdefiniowania zasad funkcjonowania jednostki specjalnie wydzielonej z krajobrazu społecz- no-gospodarczego; - rozmaite konstrukcje obwodowe (mur, wał, fosa, palisada) (ad 4) wyra źnie wydzielaj ą przestrze ń aglomeracji, wskazuj ąc i zabezpie- czaj ąc granice specjalnej strefy; -rynkowa instytucjonalizacja transakcji handlowych, oferta wy- specjalizowanej produkcji czy ulokowanie autorytetu jurysdykcyjnego to immanentne elementy strukturalne (ad 5) centralnych funkcji na- rzuconych/oferowanych ludno ści zamieszkuj ącej okoliczne terytorium; - wysoka efektywno ść i jako ść produkcji, handlu i usług (praw- nych, religijnych itd.) była mo Ŝliwa dzi ęki (ad 6) „odrolnieniu" po- pulacji miejskich. Nietrudno dostrzec, Ŝe w Polsce zaproponowana tu definicja miasta niemal jednoznacznie zaw ęŜ a perspektyw ę rozwa Ŝań do miast powsta- jących lub przeorganizowywanych od XIII w. w wyniku planowych działa ń lokalnych centrów władzy politycznej, d ąŜą cych do zwi ęk- 131 szenia efektywno ści kontroli nad „swoim" terytorium i zysków z nie- go. Miasta te były świadomie tworzone czy wr ęcz wymuszane przez autorytatywne interwencje okre ślaj ące kształt, status, a nawet skład pierwszych mieszka ńców, których cz ęsto „importowano"13. Tworzenie tych miast umo Ŝliwiało bowiem wła ściwie bezinwestycyjne zwi ększa- nie dochodów i umocnienie władzy terytorialnej. „Fundator" oferował teren i gwarancje polityczno-prawne, zyskuj ąc stałe dochody w postaci opodatkowania handlu i działek. Decyzje takie cz ęsto nie były uwa- runkowane istnieniem wcze śniejszego o środka i wiele miast powstało na „surowym korzeniu", co wspiera tez ę o braku bezpo średniej konty- nuacji pomi ędzy dwiema ostatnimi z wyró Ŝnionych powy Ŝej faz. Na tym etapie najwa Ŝniejsza nie była ju Ŝ sfera symboliczna (jak w fazie przedpa ństwowej) ani polityczna (jak w fazie wczesnopa ństwo- wej), lecz gospodarcza. Koniec ekonomii wojennej, któr ą z powodze- niem stosował jeszcze Bolesław Krzywousty, oznaczał konieczno ść zmiany systemu finansowania politycznego centrum państwa. Ksi ą- Ŝę ta dzielnicowi, zbyt słabi, aby prowadzi ć i wygrywa ć cz ęste wojny z s ąsiadami, zrzucili z siebie odpowiedzialno ść za „dofinansowywa- nie" wspieraj ącej ich arystokracji wojskowej i hierarchii ko ścielnej, przekazuj ąc im w posiadanie lub stały zarz ąd fiskalny wydzielone obszary. Cz ęś ci ą tych działa ń było te Ŝ planowe tworzenie miast, które miało zwi ększy ć efektywno ść eksploatacji tych obszarów. Pó źno śred- niowieczny homo oeconomicus organizował miasta lokacyjne, gdy Ŝ taka była konieczno ść makroekonomiczna. Był to okres przechodzenia: od monarchii scentralizowanej do mo- narchii arystokratycznej ze zdecentralizowanym systemem władzy terytorialnej; od elit militarnych, wi ąŜą cych swoje kariery ze stał ą współprac ą z monarchi ą, do arystokracji ziemskiej d ąŜą cej do jak najwi ększej niezale Ŝno ści; od gospodarki sterowanej i nadzorowanej przez centrum polityczne, d ąŜą ce do monopolu kontroli najbardziej dochodowych sfer, do gospodarki stymulowanej raczej mechanizma- mi rynkowymi. 13 Por. np. dokonan ą przez Mariana Dygo (1992) analiz ę twórczego podej ścia do urbanizacji widocznego w działaniach Krzy Ŝaków, którzy jako pionierzy osadnic- twa miejskiego czerpali z wielu tradycji. 132 PowyŜszy szkic jest prób ą wykazania, Ŝe aczkolwiek pojawienie si ę miast mo Ŝna wpisa ć w ci ąg rozwoju społeczno-gospodarczego, to był to proces nieci ągły, a dominuj ące funkcje powstaj ących w ró Ŝ- nych okresach o środków centralnych były ró Ŝne, co trzeba tłumaczy ć zmienno ści ą uwarunkowa ń historycznych. Co prawda, zastosowane tu wskazywanie pojedynczych elementów „kluczowych" jest tylko nar- racyjnym uproszczeniem procesów bardzo przecie Ŝ skomplikowanych, ale potrzeba uporz ądkowania badanych zjawisk pozwala podkre śli ć elementy uznane za najwa Ŝniejsze. I tak, w fazie wyłaniania si ę pierw- szych wspólnot ponadlokalnych chyba najwa Ŝniejsza była (1) sfera symboliczno-religijna. W fazie przedpa ństwowej, charakteryzuj ącej si ę du Ŝą dynamik ą ci ągłego współzawodnictwa politycznego mi ędzy lokalnymi przywódcami, budowa grodów była elementem (2) kon- kurencji „geopolitycznej". Powstaniu scentralizowanego pa ństwa terytorialnego towarzyszyło dora źne tworzenie centrów terytorialnej (3) kontroli polityczno-administracyjnej, zapewniających przewag ę militarn ą i gromadz ących strategiczne zapasy. Kluczem do konsolidacji pa ństw terytorialnych było zorganizowanie (4) infrastruktury admi- nistracyjno-fiskalnej. O miastach w czystej postaci mo Ŝna mówi ć dopiero w fazie ostatniej, w której dominowała ju Ŝ sfera (5) ekonomii rynkowej i nast ąpiło planowe skoncentrowanie wszystkich funkcji centralnych. Oczywi ście nie znaczy to, Ŝe ka Ŝdą z tych faz mo Ŝna scharak- teryzowa ć przez odwołanie do jednej tylko sfery uwarunkowa ń spo- łecznych. Znaczenie samego grodu jako symboliczno-sakralnego w ę- zła relacji społecznych nie znikło przecie Ŝ ze świadomo ści społecz- nej w okresie wczesnopa ństwowym, kiedy to najwa Ŝniejsz ą (?) rol ę odgrywały ju Ŝ aspekty polityczne, ani pó źniej, kiedy zwi ększało si ę znaczenie czynników gospodarczych. Wskazał na to niedawno Jacek Kowalewski (1997), który podj ął ciekaw ą prób ę skierowania uwagi archeologów na alternatywne interpretacje obiektów tradycyjnie uzna- wanych wył ącznie za urz ądzenia obronne. Celem zaproponowanego wy Ŝej podziału czasów poprzedzaj ą- cych organizowanie faktycznych miast lokacyjnych jest zwrócenie 133 uwagi na te sfery odniesie ń społecznych, które w ró Ŝnych okresach mogły determinowa ć procesy decyzyjne podejmowane przez ludzi zajmuj ących dominuj ące pozycje w strukturze władzy. Mimo pozo- rów ci ągło ści fazy te ró Ŝniły si ę od siebie, a ka Ŝde przej ście z jednej do drugiej nast ępowało w okresach przyspieszonych przemian, które wymuszały poszukiwanie nowych rozwi ąza ń organizacyjnych, speł- niaj ących wymogi nowej sytuacji historycznej. Nie mo Ŝna zapropo- nowa ć dla tych przej ść jakiej ś uniwersalnej chronologii, gdy Ŝ ka Ŝdy region wymaga stworzenia indywidualnej skali przemian. Dla ziem polskich mo Ŝna je tylko w przybli Ŝeniu wydatowa ć na: połow ę IX w. (fazy 1/2), połow ę X w. (2/3), przełom X-XI w. (3/4) oraz połow ę XIII w. (4/5). W tej koncepcji wa Ŝne jest uznanie roli konkretnych aktów woli le Ŝą cych u pocz ątków wczesno średniowiecznych aglomeracji; decy- zji, których realizacja musiała by ć kontrolowana, ale i gwarantowana przez jak ąś sił ę zewn ętrzn ą w stosunku do świadomie tworzonego ośrodka - symbolicznego, politycznego lub gospodarczego. Były to świadomie podejmowane, strategiczne decyzje terytorialnej władzy politycznej. Nie zawsze były to decyzje samodzielne, bo ulegano prze- cie Ŝ swoistym „modom" promuj ącym pewien model post ępowania. Nie zawsze były to decyzje autorytarne, bo trzeba było zapewni ć sobie wsparcie na poziomie lokalnym. Nie zawsze te Ŝ były to akcje uda- ne, o czym świadczy krótka historia niektórych o środków miejskich. Niemniej jednak kolejne fazy procesu urbanizacji były „wymu- szane" przez czynniki głównie polityczne, a nie nast ępowały w re- zultacie stopniowego rozwoju stymulowanego akumulacj ą czynników gospodarczych. Zwodnicza jest przestrzenna ci ągło ść lokalizacji, której nie mo Ŝna mechanicznie uto Ŝsamia ć z ci ągło ści ą funkcjonaln ą i or- ganizacyjn ą. Wybór mi ędzy dalszym wykorzystaniem wcze śniejszej osady a zbudowaniem nowej „na surowym korzeniu" zale Ŝał od tego, czy za wa Ŝniejsze uznano czynniki praktyczne (wzgl ędn ą tanio ść wy- korzystania ju Ŝ istniej ącej infrastruktury), czy te Ŝ polityczno-strategicz- ne (podkre ślenie zerwania z poprzedni ą władz ą). Trudno wi ęc zgodzi ć si ę, Ŝe „u genezy miast średniowiecznych legł społeczny podział pra- cy" (H. Samsonowicz 2001, s. 17). Rzeczywi ście „miasto jest funkcj ą rozwoju kraju" (tam Ŝe), ale przede wszystkim rozwoju politycznego, 134 I a nie gospodarczego. „Miasto nie było typem stanowiska, lecz ty- pem idei rozwa Ŝanej na gruncie politycznym" (M.O.H. Carver 2000, s. 374). To decyzje polityczne sprawiały, Ŝe pewne o środki centralne powstawały i trwały w jednym miejscu, a inne zamierały wskutek „konkurencji" nowych centrów. Ich dzieje ukazuj ą skomplikowany proces zmian - cz ęsto umo Ŝliwianych nagłymi zdarzeniami obiek- tywnymi (np. zniszczenia wojenne, po Ŝar), ale tak Ŝe wymuszanych zmianami koncepcji organizacyjnych. Czasem tylko szczegółowe analizy danych archeologicznych po- kazuj ą, Ŝe mimo pozorów ci ągło ści stwarzanych przez powtarzalne wykorzystywanie tej samej lokalizacji, zmiany koncepcji organizacyj- nych były cz ęste i radykalne. Niektóre z nich mo Ŝna wyja śni ć, próbuj ąc je skorelowa ć ze źródłami pisanymi. W przypadku innych mo Ŝemy tylko snu ć domysły. Dobrego przykładu takiego wyzwania interpre- tacyjnego dostarczaj ą dzieje badanego przez kilkana ście lat Wzgórza Zamkowego w Czersku koło Warszawy, ustalone na podstawie szcze- gółowej analizy stratygraficznej (P. Urba ńczyk 1988, s. 609-611; oraz 2004a - tu plany poszczególnych faz). Wzgl ędnie trwałe zasiedlenie tego naturalnie atrakcyjnego miejsca (cypel skarpy wysuni ęty w pradolin ę Wisły) trwało, z przerwami, tro- ch ę ponad tysi ąc lat, w ci ągu których wielokrotnie zmieniały si ę kon- cepcje zagospodarowania dost ępnej powierzchni, na której lokowano na zmian ę: osady otwarte, grody ró Ŝnej wielko ści, cmentarze i wreszcie zamek, którego ruiny dotrwały do dzisiaj. Były to wi ęc dzieje bardzo burzliwe, których przebieg udało si ę ustali ć głównie dzi ęki badaniom archeologicznym. Zachowane źródła pisane s ą bowiem bardzo sk ąpe i ukazuj ą tylko epizody znacz ące politycznie. Przed pojawieniem si ę na Wzgórzu Zamkowym pierwszych osad- ników jego powierzchnia znacznie si ę ró Ŝniła od stanu obecnego, uka- zuj ącego stosunkowo równ ą, lekko opadaj ącą na południe płaszczyzn ę, zawart ą w obr ębie ceglanych murów obwodowych gotyckiego zamku. Dzisiejszy swój wygl ąd stanowisko zawdzi ęcza wieloletniej aktywno- ści ludzi, którzy prowadzili intensywne prace ziemne. W ich trakcie 135 sprowadzono z zewn ątrz du Ŝe ilo ści ziemi słu Ŝą cej do sypania wałów obronnych i wyrównywania powierzchni. Dzi ęki temu archeolodzy ma- ją tam do dyspozycji nawarstwienia kulturowe o mi ąŜ szo ści 3-5 me- trów, w których zachowały si ę ślady wszystkich faz zabudowy. Nieste- ty, specyficzne warunki geomorfologiczne (brak dobrze zachowanego drewna), z jednoczesnym brakiem precyzji tradycyjnych metod dato- wania opartych na klasyfikacji znalezisk, sprawiły, Ŝe zaproponowane poni Ŝej daty nie s ą zbyt dokładne, cho ć zapewne dobrze oddaj ą upływ czasu towarzysz ący zdarzeniom ustalonym przez archeologów. Mało nas tu interesuj ąca faza I to niewielki cmentarz popielnicowy sprzed ponad 2 tys. lat. Faz ę II wyznaczaj ą nikłe ślady krótkotrwałej osady otwartej z VII (?) w., z której odkryto tylko jedn ą półziemiank ę i lu źny materiał ceramiczny. Po długiej przerwie powierzchnia stano- wiska została obj ęta w pierwszej połowie XI w. niezbyt intensywn ą akcj ą osadnicz ą, której śladami s ą pojedyncze budynki, paleniska i ja- my, zlokalizowane w centralnej, najwy Ŝszej wówczas cz ęś ci wzgórza (faza III). W drugiej połowie XI w. nast ąpiło trwałe zasiedlenie Wzgó- rza Zamkowego, a ślady aktywno ści jego mieszka ńców odkryto niemal na całym przebadanym obszarze - tym razem z wyj ątkiem najwy Ŝszej cz ęś ci (faza IV). Faz ę t ę charakteryzowała dominacja konstrukcji słu- powych. Jedyna konstrukcja zr ębowa to wci ęty w zachodnie zbocze budynek, którego wn ętrze wyło Ŝono szerokimi dranicami. Obok odkry- to owalny obiekt jamowy zadaszony lub tylko ogrodzony konstrukcj ą z grubych Ŝerdzi. Pozostałe ślady z tego czasu to kilka jam i palenisk. Nie wiadomo, czy ta osada miała charakter obronny, gdy Ŝ badania nie obj ęły jej skraju. Pierwszy (?) gród zbudowano dopiero w ko ńcu XI w. (faza V). Po dokładnym zniwelowaniu poprzednio zasiedlonego obszaru cał ą po- wierzchni ę zabudowano konstrukcjami zr ębowymi -jedna z nich była trzykrotnie odbudowywana. Wydaje si ę, Ŝe przynajmniej wschodnia cz ęść osady była w tym czasie otoczona wałem drewniano-ziemnym. Od strony zachodniej, chronionej przez bagniste dno doliny zalewowej, mogło nie by ć wału obronnego albo znajdowało si ę tam podgrodzie. Zidentyfikowanie trzech kolejnych poziomów zabudowy, powtarzaj ą- cej t ę sam ą koncepcj ę przestrzenn ą, dowodzi intensywno ści i długo ści trwania tej fazy, zako ńczonej wielkim po Ŝarem, po którym na pocz ątku 136 XII w. zmieniono koncepcj ę zabudowy wzgórza (faza VI). W tej fazie, poprzedzonej szeroko zakrojonymi pracami porz ądkuj ącymi, cała (?) powierzchnia została ciasno zabudowana obiektami, które kilkakrot- nie przebudowywano. Wszystkie budynki miały konstrukcj ę zr ębow ą, a wi ększo ść z nich miała orientacj ę NW-SE. Je Ŝeli był to gród, to jego wał musiał wznosi ć si ę poza wschodni ą i zachodni ą lini ą stoj ących dzisiaj murów ceglanych, które ograniczały zasi ęg bada ń wykopali- skowych. Po Ŝar, który zniszczył cał ą zabudow ę wzgórza w pierwszej poło- wie XII w., spowodował czasow ą degradacj ę osady; jej teren poddano najpierw kolejnemu porz ądkowaniu po świadczonemu przez warstwy niwelacyjne. Pozostało ści zabudowy z fazy VII wskazuj ą na znacz- ne zmniejszenie intensywno ści u Ŝytkowania stanowiska, na którym zbudowano krótkotrwał ą osad ę o bardzo lu źnej zabudowie. Przy tym wi ększ ą cz ęść jej powierzchni wykorzystywano tylko w dora źnych celach gospodarczych, o których świadczy du Ŝa liczba ró Ŝnorodnych obiektów jamowych odkrytych na całym obszarze wzgórza. I t ę osad ę zniszczył wkrótce po Ŝar, po którym uporz ądkowano cał ą powierzchni ę, przygotowuj ąc j ą do wzniesienia jeszcze w pierwszej połowie XII w. grodu, którego wał znacznie ograniczył zasi ęg obszaru zabudowanego (faza VIII). Obecno ść licznych okruchów sprowadzonego z Gór Świ ętokrzy- skich wapienia świadczy o budowie jakiego ś wa Ŝnego obiektu - naj- prawdopodobniej kaplicy św. Piotra (?) przeznaczonej dla zarz ądcy grodu i jego najbli Ŝszego otoczenia. Ta faza u Ŝytkowania wzgórza te Ŝ musiała by ć bardzo krótka, a całe zało Ŝenie obronne strawił po Ŝar, któ- ry J. Rauhutowa (1976) i T. Kiersnowska (1986) intuicyjnie powi ązały z zadokumentowanymi w źródłach pisanych walkami juniorów z Wła- dysławem II w 1142/1143 r. Pod Czerskiem (?) nast ąpiła wówczas koncentracja sprzymierzonych z nim wojsk ruskich. Niestety, identyfi- kacja tego po Ŝaru nie jest pewna, gdy Ŝ niektóre r ękopisy wspominaj ą „Cervinsk" (J. Rauhutowa, S. Suchodolski 1973, s. 189). W drugiej połowie XII w. wida ć gwałtowny spadek znaczenia Wzgórza Zamkowego jako centrum osadniczego i administracyjno- -politycznego (faza IX). Jego teren nie przestał być jednak obiek- tem zainteresowania ludzi inicjuj ących kolejne akcje porz ądkowania 137 powierzchni. Przyczyn ą tego mogło by ć dalsze funkcjonowanie ka- plicy, której otoczenie trzykrotnie zniwelowano. W tym czasie co- raz bardziej zamierała aktywno ść coraz mniej licznych mieszka ńców wzgórza. W fazie X (koniec XII - pierwsza połowa XIII w.) wyra źnie dominowała ju Ŝ funkcja nekropoliczna. Co prawda, zmarłych grze- bano na obszarze przyko ścielnym zapewne ju Ŝ w pierwszej połowie XII w., ale w ko ńcu stulecia grzebano tam ju Ŝ ogół okolicznej ludno ści. W miar ę upływu czasu cmentarz rozprzestrzenił si ę na wi ększo ść ob- szaru zajmowanego przez ostatni gród z fazy VIII. Wielopoziomowe nakładanie si ę i niszczenie grobów starszych przez młodsze świadczy 0 długotrwało ści funkcjonowania cmentarza, na którym pochowano co najmniej 800 osób (por. szczegółowe opracowanie cmentarzyska w: J. Bronicka-Rauhut 1998). Poza granic ą cmentarza odkryto tylko nikłe ślady gospodarczego u Ŝytkowania terenu, co potwierdza opini ę T. Kiersnowskiej (1973, s. 208-209), Ŝe w XIII w. (w ka Ŝdym razie na pewno w pierwszej połowie tego stulecia) osadnictwo na Wzgórzu Zamkowym miało charakter tylko peryferyjny. W połowie XIII w. (faza XI) przeprowadzono najwi ększ ą i naj- bardziej systematyczn ą niwelacj ę, przykrywaj ąc cał ą powierzchni ę warstw ą szarej, piaszczystej ziemi, co poło Ŝyło kres funkcjonowa- niu cmentarza i powi ększyło zachodni ą cz ęść wzgórza. Ta warstwa niwelacyjna zawierała du Ŝo ko ści ludzkich ze zniszczonych grobów 1 du Ŝo gruzu wapiennego, co ka Ŝe podejrzewa ć albo ostateczn ą likwi- dacj ę resztek murowanej kaplicy, albo wznoszenie nowej świ ątyni. Nagła likwidacja cmentarza świadczy o podj ęciu politycznej decyzji przywrócenia wzgórzu funkcji osadniczych. Najpierw nast ąpiło jednak zatrzymanie „inwestycji", co mo Ŝe świadczy ć o trudno ściach z uzy- skaniem formalnej zgody Ko ścioła na desakralizacj ę terenu cmentarza. W ka Ŝdym razie kontynuowano grzebanie zmarłych na wydzielonym, małym terenie w południowej cz ęś ci wzgórza. Po tej przerwie, ok. połowy XIII w. przyst ąpiono do realizacji nowego planu zagospodarowania (faza XII). Ju Ŝ na Wielkanoc 1245 r. nast ąpiła, u świetniona obecno ści ą ksi ęcia Konrada I, konsekracja ko ś- cioła św. Piotra - In castro, jak podkre śla źródło historyczne. Fa- zę t ę charakteryzowała najintensywniejsza zabudowa całej dost ępnej przestrzeni. Na wzgórzu postawiono g ęsto drewniane budynki, po- 138 zostawiaj ąc tylko pusty majdan w cz ęś ci centralnej. Zabudowano na- wet niestabilne podło Ŝe podwy Ŝszonego przez wcze śniejsze niwelacje południowo-zachodniego skraju wzgórza, co kilkakrotnie powodowa- ło osuwanie si ę skarpy i zniszczenie posadowionych tam budynków. Ta osada grodowa musiała funkcjonowa ć długo i bez zakłóce ń, gdy Ŝ zaobserwowano ślady ponownego zabudowywania poszczególnych działek. Środek wzgórza podniesiono przez nało Ŝenie kilku poziomów dranic przesypanych glin ą. W cz ęś ci zachodniej znajdował si ę za ś wymoszczony drewnem przejazd przez wał skrzyniowy. Szeroko ść tej „bramy" wynosiła 1,6-1,8 m. Gród ten nie został spalony, lecz planowo (?) opuszczony w pierw- szej połowie XIV w. w celu ponownej przebudowy wzgórza (faza XIII). Najpierw wzmacniano jego zachodni skraj, przygotowuj ąc pod- ło Ŝe do wzniesienia tam ci ęŜ kiego wału. Nast ąpiła wyra źna zmiana koncepcji przestrzennej, bo zmniejszono znacznie otoczon ą wałem przestrze ń, wracaj ąc jakby do powierzchni zajmowanej przez gród z fazy VIII. Poza tym nie wida ć kontynuacji g ęstej zabudowy jego wn ętrza, które niemal całe wyło Ŝono dranicami. Wydaje si ę, Ŝe po- twierdza to wcze śniejsze ustalenia, wi ąŜą ce lokacj ę pobliskiego miasta z jednoczesn ą likwidacj ą gospodarczych i mieszkalnych funkcji grodu, który - ograniczony jedynie do najwy Ŝszej partii Wzgórza Zamkowe- go - zacz ął pełni ć ju Ŝ tylko (?) funkcj ę rezydencji ksi ąŜę cej, wznie- sionej prawdopodobnie przez ksi ęcia Trojdena, który miał w Czer- sku swoj ą stolic ę (T. Kiersnowska 1986, s. 49). W cz ęś ci zachodniej przed wzniesieniem izbie waru wykonano jeszcze specjalne platformy z długich dranic wspartych na legarach. Mogło to być wzmocnienie powierzchni pod wie Ŝe (?) strzeg ące znajduj ącego si ę w tym miejscu wjazdu do grodu. W drugiej połowie XIV w., w miar ę przejmowania funkcji cen- tralnych przez poblisk ą Warszaw ę i wprowadzania murów ceglanych, drewniany gród Czerski stopniowo tracił dawne znaczenie. Dokument ksi ęcia Janusza I z 1388 r., zwalniaj ący ludno ść okolicznych wsi od bu- dowy i napraw izbie w Czersku, mo Ŝna uzna ć za wskazówk ę, i Ŝ gród popadł w ruin ę. Mo Ŝe to by ć jednak tylko przejaw procesów zachodz ą- cych na wi ększ ą skal ę, a zwi ązanych ze stopniowym rezygnowaniem z mało wydajnej i niefachowej, półniewolniczej pracy chłopów. Mo Ŝ- 139 na te Ŝ uzna ć, Ŝe ju Ŝ wtedy zapadła decyzja budowy murowanego zam- ku. Gród zlikwidowano ostatecznie w ko ńcu XIV w., kiedy to pobliska Warszawa przej ęła ju Ŝ funkcje centralne. Ostatni ą szans ą dla Czerska miał by ć zbudowany w XIV w. zamek ceglany, który nie zapobiegł jed- nak degradacji tego miejsca. Nie zapobiegła jej te Ŝ ponowna lokacja pobliskiego miasta na prawie chełmi ńskim w 1386 r. W 1398 r. ksi ą- Ŝę Janusz Starszy bezprawnie, lecz skutecznie, przeniósł czerskich ka- noników kapitulnych do Warszawy. Spadek regionalnego znaczenia Czerska ostatecznie potwierdza przeniesienie w 1406 r. praw kolegiac- kich ko ścioła św. Piotra na ko ściół św. Jana w Warszawie. Z przełomem XIV i XV w. trzeba wi ęc wi ąza ć du Ŝą akcj ę niwela- cyjn ą, jakiej poddano niemal cał ą powierzchni ę Wzgórza Zamkowego (faza XIVa). Całe drewniano-ziemne zało Ŝenie obronne zostało dokład- nie zniwelowane. Akcj ą t ą obj ęto głównie obrze Ŝa wzgórza, najwyra ź- niej w celu powi ększenia jego powierzchni. Najwi ększy zakres miały prace ziemne w cz ęś ci zachodniej, gdzie przez nawiezienie znacznej ilo ści jałowej, Ŝółtej gliny poszerzono je o kilka metrów i uformowano strom ą skarp ę w miejscu, gdzie uprzednio na łagodnym stoku znajdo- wał si ę wjazd do grodu. Po starannym uporz ądkowaniu i poszerzeniu wzgórza rozpocz ęto budow ę, stoj ących do dzisiaj, ceglanych murów obwodowych i wie Ŝ obronnych posadowionych na kamiennych fun- damentach (faza XIVb). W trakcie u Ŝytkowania zamku, tj. do czasu jego zniszczenia w czasie najazdu szwedzkiego w 1656 r., stawiano wewn ątrz murów ró Ŝne budynki mieszkalne i gospodarcze14. Tak zrekonstruowane przez archeologów dzieje jednego z naj- wa Ŝniejszych o środków średniowiecznego Mazowsza pokazuj ą, jak skomplikowany był wówczas proces kształtowania si ę struktury ad- ministracyjno-gospodarczej. Uchwycone archeologicznie zmiany po- wodowane były nagłymi zdarzeniami (np. wojny i kl ęski Ŝywiołowe), ale tak Ŝe wymuszane decyzjami politycznymi. Procesy te odzwier- ciedliły si ę po średnio w cz ęstych (nierzadko radykalnych) zmianach koncepcji wykorzystania tego samego wzgórza, którego dzieje mo Ŝna zbeletryzowa ć w histori ę pełn ą wa Ŝnych zdarze ń. 14 Omówienie architektury murowanej zawiera ksi ąŜ ka T. Zagrodzkiego (1996). 140 Te burzliwe, Ŝeby nie powiedzie ć „konwulsyjne", dzieje jednej z dawnych stolic Mazowsza dowodnie wskazuj ą na decyduj ącą w pro- cesie wczesnej urbanizacji rol ę konkretnych decyzji centralnego o środ- ka władzy terytorialnej, dysponuj ącego mo Ŝliwo ściami egzekwowania kosztownych planów. Były one determinowane nie tyle uwarunkowa- niami społeczno-gospodarczymi, ile raczej rozwojem sytuacji politycz- nej, chocia Ŝ ich realizacja była wielokrotnie ułatwiana czy mo Ŝe wr ęcz prowokowana przez skutki nagłych zdarze ń katastrofalnych - głównie po Ŝarów (przypadkowych lub b ędących skutkiem walk). Ka Ŝda ziden- tyfikowana archeologicznie faza wskazuje wyra źną (cz ęsto radykaln ą) zmian ę koncepcji, za któr ą musiały sta ć przemy ślane decyzje organi- zacyjne. Mimo ci ągło ści przestrzennej trudno wi ęc mówi ć o prostym roz- woju ewolucyjnym. Wr ęcz przeciwnie - dost ępne dane dowodnie wska- zuj ą na nieci ągło ść jako charakterystyczn ą cech ę wczesnych dziejów Czerska, których nie mo Ŝna uzna ć za wyj ątkowe. Podobnie jak wiele innych o środków wczesno średniowiecznej Europy, Czersk „był nie ty- le stanowiskiem, ile raczej seri ą ró Ŝnych stanowisk [zlokalizowanych] w tym samym miejscu, osad ą okresowo przeorganizowywan ą, aby słu- Ŝyć ró Ŝnym filozofiom [politycznym]" (M.O.H. Carver 2000, s. 374). 7. OD MAGII DO RYNKU W dyskusjach nad sfer ą gospodarcz ą społecze ństw Ŝyj ących w okresie przedpa ństwowym oraz w pa ństwie wczesnopiastowskim niezb ędna jest współpraca ró Ŝnych nauk historycznych wsparta do świadczenia- mi antropologii. Źródła pisane dla tego okresu s ą bardzo lakoniczne, a retrodukcja pó źniejszej sytuacji jest zabiegiem obci ąŜ onym wieloma wątpliwo ściami. Tote Ŝ wa Ŝny jest głos archeologów, którzy mog ą si ę przyczyni ć do pogł ębienia wiedzy o sferze gospodarczej tego okresu. Aby zilustrowa ć trudno ści takich rozwa Ŝań, posłu Ŝę si ę podsu- mowaniem niedawnej dyskusji, w której podj ąłem prób ę sprowoko- wania refleksji nad tradycyjn ą interpretacj ą zjawisk fragmentaryzacji i deponowania przedmiotów srebrnych w tzw. skarbach zawieraj ących głównie „złom" srebrny (M. Bogucki 2004; W. Duczko 2002 i 2005; J. Kowalewski 2001 i 2004; S. Suchodolski 2003 i 2005; P. Urba ńczyk 2002b i 2004b). Takie „skarby" deponowano przede wszystkim w X i XI w. od Islandii (K. Eldjarn 2000, s. 424^26, ryc. 355-357), przez Wyspy Brytyjskie, Skandynawi ę, Połabie i środkow ą Polsk ę do wysp bałtyckich. Jednolito ść typologiczna tych znalezisk pozwala przyj ąć , i Ŝ są one świadectwem takich samych zachowa ń ludzi funkcjonuj ących w podobnych warunkach polityczno-gospodarczych. Mo Ŝna je zatem wykorzysta ć do rozwa Ŝań nad sfer ą gospodarcz ą wczesno średniowiecz- nej Polski, odwołuj ąc si ę do zasobu informacji (równie Ŝ pisanych) o wiele wi ększego ni Ŝ zasoby zawarte w kanonie źródeł odnosz ących si ę bezpo średnio do naszych ziem. Nie pretenduj ąc do rozstrzygania specjalistycznych rozwa Ŝań fachowców od bada ń nad wczesno średnio- wiecznym srebrem jubilerskim, kruszcowym i monetarnym (ostatnio W. Łosi ński 1992 i S. Suchodolski 1995), chciałbym jednak zwróci ć uwag ę na słabe strony proponowanych nam interpretacji. W aktualnej dyskusji nad interpretacj ą tych „skarbów" wida ć trud- ną do przezwyci ęŜ enia opozycj ę mi ędzy numizmatykami, szukaj ącymi wsz ędzie uniwersalno ści racjonalizmu ekonomicznego, a niektórymi archeologami skłaniaj ącymi si ę ku pogl ądowi o znacznej roli zacho- 142 wa ń „irracjonalnych" we wszystkich sferach Ŝycia wczesno średnio- wiecznych mieszka ńców „naszej" cz ęś ci Europy. Ci pierwsi poszukuj ą bowiem przede wszystkim prostych wyja śnie ń praktycznych, uznaj ąc zwracanie si ę do sfery symbolicznej za uchylanie si ę od obowi ązku formułowania hipotez na tyle precyzyjnych, aby mo Ŝna je było prze- konuj ąco zweryfikowa ć w dost ępnym materiale. Ci drudzy podkre śla- ją za ś konieczno ść uwzgl ędniania typowej do dzi ś skłonno ści wielu ludzi do magicznego widzenia rzeczywisto ści, uznaj ąc doszukiwanie si ę we wszystkim pragmatycznej logiki za trywializowanie bogactwa wczesno średniowiecznej rzeczywisto ści społecznej. Odmienno ść naszych pogl ądów wynika w du Ŝym stopniu z upartej skłonno ści badaczy znalezisk kruszcowych do projekcji w odległ ą prze- szło ść dzisiejszego „europejskiego" systemu warto ści z „rynkowym" podej ściem do Ŝycia, którego sukces mierzy si ę cz ęsto ilo ści ą zgro- madzonych dóbr. Przyczyn ą takiej niefrasobliwo ści w uto Ŝsamianiu współczesnej mentalno ści ze światopogl ądem ludzi wczesnego śred- niowiecza jest unikanie skonkretyzowania wizji społecze ństw, które pozostawiły po sobie srebrne „skarby". Skupienie się tylko na jednym, nawet bardzo interesuj ącym, elemencie rzeczywisto ści społeczno-kul- turowej jest metodologicznie ułomne. Aby mówi ć o szczegółach, trze- ba mie ć jakie ś konkretne i kompleksowe wyobra Ŝenie cało ści i spróbo- wa ć zrozumie ć swoisto ść zjawisk umieszczonych w danym kontek ście historycznym. Dopiero przyj ęcie modelu obja śniaj ącego historyczn ą specyfik ę uwarunkowa ń społeczno-kulturowych umo Ŝliwia rozwa Ŝenie znaczenia zjawisk i zdarze ń szczegółowych. Krytycy takiego podej ścia słusznie wskazuj ą, Ŝe nie ma, nieste- ty, modeli uniwersalnych. Chocia Ŝ antropologia kulturowa wskazuje na wiele podobie ństw ł ącz ących społecze ństwa b ędące na podobnym etapie rozwoju, to ka Ŝdorazowo trzeba uwzgl ędni ć specyfik ę czasu i miejsca. Do tego dochodzi obserwowana dzi ś ró Ŝnorodno ść inter- pretacji antropologicznych. Nie usprawiedliwia to jednak dominacji bezrefleksyjnego podej ścia zdroworozs ądkowego, które prowadzi do uproszcze ń i rodzi skłonno ść do poszukiwania wyja śnie ń uniwer- salnych w swojej ahistoryczno ści. Tylko świadomo ść realiów histo- rycznych umo Ŝliwia kompleksowe opisanie sytuacji społeczno-gospo- darczej, w której pojawiło si ę rozwa Ŝane zjawisko. 143 ™ „Jest wa Ŝne, aby zrozumie ć, Ŝe ludzie i kultury okre ślane jako »Viking Age« s ą inne, radykalnie odmienne od jakichkolwiek obec- nych lub przyszłych kontekstów kulturowych, które próbuj ą ich zrozu- mie ć" (F. Svanberg 2003, s. 106). Tymczasem badacze rozwa Ŝanych tu depozytów kruszcowych otwarcie przyjmuj ą zaskakuj ące zało Ŝenie, Ŝe „zarówno Skandynawowie, jak i Słowianie, Finowie oraz Bałtowie nie mieli znacz ąco odmiennych norm społecznych od swych przodków oraz potomków" (M. Bogucki 2004, s. 14). Pomijaj ąc jego zdumie- waj ącą ahistoryczno ść , przekonanie takie zwalnia autora z obowi ązku rozwa Ŝania odmienno ści przeszłych społecze ństw. Pozwala te Ŝ przy- jąć , Ŝe nasz system warto ści mo Ŝna wprost ekstrapolowa ć w dowoln ą przeszło ść , tak jak to robiono od dawna w polskiej mediewistyce. Ten naturalizm poznawczy sprawia, Ŝe „archeolog popada w samorealizu- jącą si ę presupozycj ę, Ŝe kategorie normatywne jego i dawnej kultury są to Ŝsame, a ści ślej: były, s ą (a zatem i b ędą) to Ŝsame, tak wi ęc re- konstrukcja minionej kultury nie jest mu ju Ŝ wła ściwie do niczego po- trzebna" (M. Kwapi ński 2000, s. 48). Jest to postawa bardzo wygodna, cho ć metodologicznie nie do przyj ęcia, gdy Ŝ „unikaj ąc normatywnego modelu kultury, nie mo Ŝna wyda ć Ŝadnego racjonalnego s ądu o war- to ściach zwi ązanych z jej znaleziskami" (tam Ŝe, s. 49). Podej ście zdroworozs ądkowe pozwala unikn ąć kłopotu rozwa Ŝań teoretycznych i owocuje swobodnie rzucanymi rozstrzygni ęciami ty- pu: „Wyst ępowanie monety rzymskiej m.in. na terytorium Polski oraz Ukrainy [...] narzuca my śl, Ŝe [...] srebrny i mosi ęŜ ny pieni ądz rzymski ju Ŝ w pocz ątkach n.e. zacz ął stanowi ć u Słowian w do ść ograniczo- nym zakresie środek płatniczy" (W. Hensel 1987, s. 634) lub „[we wczesnych miastach skandynawskich] istniał system płacideł w po- staci no Ŝy, ozdób z br ązu, szklanych paciorków i kruszcu srebrnego" (M. Sołtysiak 2006, s. 46). Ich autorzy nie widz ą powodu uzasadnienia swoich hipotez jak ąkolwiek analiz ą ogranicze ń wynikaj ących z kon- tekstu historycznego. Skutkiem pomijania takich rozwa Ŝań jest do ść typowe rozdziela- nie, a nawet przeciwstawianie sobie sfery działa ń ekonomicznych i za- chowa ń „magicznych". Tymczasem w kulturach przednowoczesnych nie wyst ępuje racjonalistyczne oddzielenie sfery praktycznej i symbo- licznej. Charakteryzuje je natomiast synkretyczny, magiczno-mityczny 144 sposób patrzenia na świat (por. np. M. Buchowski 1993). Nie mo Ŝ- na wi ęc wypreparowa ć sobie tylko jednej dziedziny (np. gospodar- ki), gdy Ŝ taki redukcjonizm, cho ć pozornie ułatwia analiz ę, to jed- nak uniemo Ŝliwia zrozumienie rzeczywisto ści społeczno-kulturowej, któr ą badamy. Je Ŝeli jeszcze dzisiaj praktyki paramagiczne s ą mniej lub bardziej u świadomion ą cz ęś ci ą Ŝycia wielu ludzi, to tym bardziej we wczesnym średniowieczu sfera gospodarcza i symboliczna musiały by ć ze sob ą ści śle i nierozdzielnie powi ązane. Tote Ŝ i ka Ŝda transakcja kupna czy wymiany miała swój kontekst rytualno-symboliczny. Podobnie ka Ŝdy surowiec i wykonany z niego przedmiot miały, oprócz funkcji ekonomicznej, równie Ŝ swoj ą warto ść symboliczn ą. Jednak obie te funkcje nie były immanentnymi cechami ka Ŝdego przed- miotu, zobiektywizowanymi w jego kształcie, wadze czy rodzaju u Ŝy- tego surowca. O raczej ekonomicznej albo raczej symbolicznej funkcji decydował bowiem ka Ŝdorazowo dora źny kontekst społeczny definio- wany interakcj ą uczestników poszczególnych sytuacji, w których dany przedmiot si ę pojawiał. Ta sama „ozdoba" miała przecie Ŝ inn ą funkcj ę ostentacyjnie obnoszona przez przywódc ę na wiecu, inn ą - przekazana osobie o tym samym statusie w trakcie ceremonialnej wymiany darów, inn ą - podarowana komu ś „podrz ędnemu" w akcie demonstracyjnej hojno ści, inn ą- zło Ŝona do grobu, inn ą- wyci ągni ęta z grobu przez ra- busia, inn ą- sprzedana kupcowi na targu, a jeszcze inn ą - wywieziona przez niego „za granic ę", gdzie znów mogła si ę imhs źŁ w paradnym wystroju członka lokalnej elity itd., itd. Bo te Ŝ przedmiot sam w sobie nie ma Ŝadnej funkcji - ani symbolicznej, ani ekonomicznej. Ró Ŝne funkcje nadaje mu dopiero praktyka społeczna, wi ęc generalizowanie abstrahuj ące od kontekstu sytuacyjnego nie ma wi ększego sensu. Omawiane tu „skarby" zdeponowano w ostatniej fazie okresu przedpa ństwowego i w pocz ątkach kształtowania si ę stabilnych pa ństw terytorialnych. Rozprzestrzenienie tych znalezisk wskazuje na obszar bezpo średniej aktywno ści Skandynawów lub przynajmniej wpływów skandynawskich. Dzi ęki temu mo Ŝna wykorzysta ć bogactwo skandy- nawskich źródeł pisanych do zrozumienia mechanizmów, które towa- 145 rzyszyły gromadzeniu i chowaniu tych charakterystycznych depozytów kruszcowych. My ślę, Ŝe wiedz ę o ekonomii politycznej skandynaw- skich organizacji wodzowskich mo Ŝna, przynajmniej cz ęś ciowo, wy- korzysta ć równie Ŝ do zrozumienia tego, co si ę działo w tym samym czasie w Polsce - zarówno w okresie przedpa ństwowym, w którym lokalni przywódcy konkurowali ze sob ą, nie tylko militarnie i gospo- darczo, ale te Ŝ na płaszczy źnie manifestacji symbolicznych, do której mo Ŝna zaliczy ć nawet budow ę o środków grodowych (por. rozdz. 6), jak i w okresie rz ądów pierwszych Piastów, w którym trudno jeszcze dostrzec gospodark ę rynkow ą. Chronologia i geografia rozpatrywanego tu zjawiska ukrywa- nia „skarbów" sieka ńcowych wskazuj ą, Ŝe w ich interpretacji trzeba uwzgl ędni ć specyfik ę społecze ństw znajduj ących si ę w organizacyj- nych stadiach przedpa ństwowych. A od czasu publikacji Karla Po- lanyiego odchodzi si ę ju Ŝ od prostych modeli zdominowanych przez sfer ę gospodarcz ą, zwracaj ąc wi ększ ą uwag ę na skutki zhierarchizo- wania struktury władzy i na kluczow ą rol ę politycznej kontroli nad najwa Ŝniejszymi zasobami - materialnymi, ludzkimi i symbolicznymi. W rozwa Ŝaniach o ówczesnej gospodarce wskazuje si ę na trudno ści w rozró Ŝnieniu współpracy dobrowolnej i wymuszonej, datków od po- datków, produkcji od konsumpcji czy te Ŝ rabunku od handlu (por. np. tom zredagowany przez E.M. Brumfiel i T.K. Earle - 1987). Bo te Ŝ współzawodnictwo pomi ędzy konkuruj ącymi ze sob ą przy- wódcami rozstrzygano równie dobrze za pomoc ą broni lub mobilizo- wania wysiłku budowlanego jak te Ŝ srebra lub argumentów odwołuj ą- cych si ę do sfery symbolicznej. Antropologia historyczna nazywa takie społecze ństwa wodzowskimi, wskazuj ąc na typowe dla nich polityczne uwikłanie gospodarki zdominowanej przez mechanizmy redystrybucji dóbr pozostaj ących w dyspozycji centralnego o środka władzy. Strate- giczne znaczenie dla podtrzymywania hierarchicznej struktury społecz- nej miał w nich obieg przedmiotów luksusowych, których ostentacyjne posiadanie i dystrybuowanie stanowiły wa Ŝne elementy podtrzymywa- nia statusu społecznego. Znaczenie tradycyjnie przypisywane metalom szlachetnym sprawiało, Ŝe cyrkulacja kruszców (i wykonanych z nich przedmiotów) wymienianych w transakcjach handlowych i ceremonial- nych szczególnie słu Ŝyła ustalaniu relacji władzy. 146 I Znajomo ść realiów historycznych, utrwalonych przede wszystkim w sagach, dointerpretowanych z pomoc ą koncepcji antropologii histo- rycznej, umo Ŝliwia opisanie sytuacji społeczno-gospodarczej, w której nast ępowało chowanie srebrnego złomu. Trzeba sobie zatem wyobrazi ć rozwini ęte organizacje wodzowskie, funkcjonuj ące na terenach po- zbawionych atrakcyjnych zasobów naturalnych, na których rolnictwo nie dostarczało znacz ących politycznie nadwy Ŝek produkcyjnych, cho ć oczywi ście posiadanie najlepszych ziem dawało przewag ę gospodar- cz ą. W takiej sytuacji typowe dla wczesnego średniowiecza procesy hierarchizacji struktury społecznej i wyłaniania się lokalnych o środ- ków władzy prowadziły do ukształtowania si ę sieci wielu niewielkich organizacji skupionych wokół konkuruj ących ze sob ą przywódców. Ich władza polityczna opierała si ę na przyzwoleniu członków spo- łeczno ści uznaj ącej ich zwierzchno ść; gospodarczo byli uzale Ŝnieni od dobrowolnego przekazywania im nadwy Ŝek produkcyjnych, a mi- litarnie - od poparcia ch ętnych do walki zwolenników. Był to system ekonomii politycznej opartej nie na mechanizmach rynkowych, lecz na redystrybucji dóbr pozostaj ących w dyspozycji centralnego o środka władzy. To hojno ść przywódcy bowiem była de- cyduj ąca w jego walce o utrzymanie dominuj ącej pozycji społecznej, zale Ŝą cej nie od wielko ści zgromadzonego maj ątku, lecz od umiej ęt- no ści „inwestowania" go w swoich zwolenników, których wspierał materialnie i/lub chronił militarnie. Musiał wi ęc stale dysponowa ć nadaj ącymi si ę na prezenty, atrakcyjnymi towarami oraz zapasami Ŝywno ści wystarczaj ącymi do wyprawiania hucznych uczt. Zgodnie z tym post ąpili opisani w Laxdcela saga (rozdz. 27) synowie Hoskul- da, którzy po śmierci ojca zaprosili na styp ę 1080 go ści i obdarowali ich jeszcze prezentami. Spo śród nich to Olaf, którego wkład finan- sowy w t ę imprez ę był najwi ększy, odziedziczył po ojcu stanowisko wodza. Cho ć mo Ŝe finansowo był w tym momencie bankrutem, to jed- nak osi ągn ął przywrócenie zachwianego przez śmier ć przywódcy po- rz ądku społecznego, podtrzymuj ąc polityczn ą lojalno ść klientów rodu i wysyłaj ąc jasny sygnał do potencjalnych konkurentów w staraniach o przywództwo. To, czy lider był w stanie zaspokoi ć potrzeb ę dobrobytu i bezpie- cze ństwa swoich ludzi, zale Ŝało od jego charyzmy, odwagi i wojennego 147 powodzenia. Od tego, od którego odwracało si ę szcz ęś cie (potwier- dzane sukcesami w walce, handlu i współzawodnictwie politycznym), odwracali si ę te Ŝ niedawni zwolennicy, którzy mogli wybra ć spo śród siebie innego kandydata lub zaoferowa ć swoje poparcie konkurentowi z s ąsiedztwa. Stwarzało to sytuacj ę ci ągłej niestabilno ści politycznej, w której lokalni przywódcy balansowali wci ąŜ na granicy alternatywy: wygraj albo zniknij. Przy tym tak ch ętnie wskazywane rozstrzygni ę- cia militarne były alternatyw ą krótkowzroczn ą. Status „geopolityczny" wodza nie zwi ększał si ę bowiem wskutek eksterminacji przeciwników, lecz wskutek wzrostu liczby podporz ądkowanych mu ludzi. To oni, a nie wielko ść opanowanego terytorium, decydowali przecie Ŝ o ilo ści przekazywanych do centrum nadwy Ŝek produkcyjnych i o sile udzie- lanego mu wsparcia militarnego. W sytuacji ubóstwa środowiska przyrodniczego, niedostarcz ąjące- go znacz ących nadwy Ŝek, Ŝaden z s ąsiaduj ących ze sob ą konkurentów do nadrz ędnej władzy nie mógł uzyska ć przewagi na tyle zdecydowanej, aby trwale przył ączy ć lub przynajmniej uzale Ŝni ć politycznie s ąsiednie społeczno ści uznaj ące zwierzchno ść innych przywódców. Mo Ŝliwe by- ły oczywi ście chwilowe przewagi, ale Ŝaden z konkurentów nie mógł zgromadzi ć „kapitału" (w postaci luksusowych towarów, znacz ących nadwy Ŝek Ŝywno ści, praw do u Ŝytkowania atrakcyjnej rolniczo ziemi, honoru wynikaj ącego z licznych zwyci ęstw itd.), który pozwoliłby ostatecznie przechyli ć szal ę na swoj ą korzy ść przez sfinansowanie de- cyduj ącego poparcia zbrojnego i/lub trwałe przeci ągni ęcie na swoj ą stron ę decyduj ącej liczby zwolenników gotowych solidarnie wspiera ć jego o środek polityczny. Ten „kapitał" nie miał słu Ŝyć zwi ększeniu osobistego bogactwa wodza ani podniesieniu poziomu jego własnej konsumpcji, ale skaptowaniu wi ększej liczby lojalnych zwolenników. Mo Ŝna było wprawdzie zawiera ć dora źne alianse wzmacniane przez oportunistyczne mał Ŝeństwa i odnosi ć chwilowe zwyci ęstwa militarne, ale jedyn ą strategi ą perspektywiczn ą było znalezienie źródła „kapita- łu" przeliczalnego na zyski polityczne. W omawianym okresie trzeba go było szuka ć „za granic ą". To presja polityczno-gospodarcza była wi ęc motorem nap ędzaj ą- cym w okresie wiki ńskim ogromn ą aktywno ść zewn ętrzn ą Skandyna- wów. Głównym celem ich zamorskich wypraw kupiecko-łupie Ŝczych, 148 oprócz ch ęci zdobycia sławy wojennej, było bowiem zyskanie reputacji i umocnienie b ądź poprawa pozycji społecznej, w czym pomagało zdo- bycie dóbr nadaj ących si ę do redystrybucji. Chodziło o przedmioty luk- susowe, „a szczególnie srebro, aby zdoby ć przyjaciół, wpłyn ąć na mo Ŝ- nych i kupi ć aliantów" (R. Samson 1991b, s. 132). Pocz ątkowa łatwo ść takich zysków (wykazana ju Ŝ w 792 r. przez napa ść na klasztor Lin- disfarne, któr ą uznano za symboliczny pocz ątek okresu wiki ńskiego) skłaniała coraz wi ęcej młodych m ęŜ czyzn do szukania szcz ęś cia na ob- cych l ądach. Głównym celem tych wypraw nie było osiągni ęcie zy- sku, lecz zdobycie konkretnych przedmiotów, a tym samym udowod- nienie zdolno ści przywódczych i posiadania „szcz ęś cia", niezb ędnego we wszystkich sferach aktywno ści - na polu walki, w handlu, w rol- nictwie i w relacjach społecznych. Uczestnicy tych wypraw z determinacj ą d ąŜ yli do sukcesu, gdy Ŝ „bezowocne ekspedycje wsz ędzie w sagach s ą powodem poni Ŝenia" (W.I. Miller 1986, s. 29), dowodz ąc małej warto ści pechowców. Ten, dobrze widoczny w sagach, mechanizm presji społecznej sprawił, Ŝe do Skandynawii i na tereny, których mieszka ńcy brali udział w wy- prawach wiki ńskich, zacz ęły napływa ć du Ŝe ilo ści „importowanych" towarów, w śród których były te Ŝ zawsze atrakcyjne i poszukiwane, in- teresuj ące nas tu wyroby kruszcowe. Taka zdobycz dora źnie poprawia- ła sytuacj ę polityczn ąjej dysponenta, daj ąc mu „kapitałow ą" przewag ę nad konkurentami. Je śli i oni jednak podj ęli zako ńczone powodzeniem ryzyko zamorskiej wyprawy, to spirala konkurencji podnosiła si ę tylko na wy Ŝszy poziom, wymagaj ący jeszcze wi ększego wysiłku. Niezb ęd- ne w gospodarce redystrybucyjnej „rozdawnictwo", które uprawiali potrzebuj ący stałego wsparcia polityczno-militarnego przywódcy, spra- wiało bowiem, Ŝe cho ć ilo ść dóbr w obiegu społecznym si ę zwi ększała, nie łagodziło to warunków konkurecji. O powodzeniu konkretnego wodza nie decydowała przecie Ŝ jaka ś absolutna wielko ść jego „kapi- tału" politycznego, ale jego porównanie z „kapitałami" zgromadzony- mi przez konkurentów. Nie było Ŝadnej obiektywnej miary bogactwa, bo nie chodziło o jego perspektywiczne gromadzenie, tylko o zdobycie dora źnej przewagi w hojno ści, sławie i ostentacji statusu. Była to wi ęc nieko ńcz ąca si ę spirala konkurencji, nadaj ąca sytuacji geopolitycznej niezwykł ą dynamik ę. 149 Nie wdaj ąc si ę tu w szczegółowe rozwa Ŝania na temat mecha- nizmów polityczno-gospodarczych, trzeba stwierdzi ć, Ŝe w wielu re- jonach nast ępowało przyspieszenie procesu koncentracji władzy, czego skutkiem było powstawanie wi ększych i silniejszych organizacji tery- torialnych, kontrolowanych przez przywódców, którzy wykazywali co- raz wi ększe ambicje polityczne i d ąŜ enie do utrwalenia swoich pozycji. „Coraz gwałtowniejsza konkurencja pomi ędzy coraz mniejsz ą liczb ą li- derów prowadziła do walki srebrem tak jak i do walki broni ą" (R. Sam- son 1991b, s. 133). Stopniowe zmniejszanie si ę liczby zwyci ęzców, podporz ądkowuj ących sobie coraz wi ększe obszary, „produkowało" rosn ącą liczb ę wodzów przegranych, którzy musieli si ę podporz ądkowa ć silniejszym s ąsiadom albo wyemigrowa ć. Jednak nie musiało to przyno- si ć ostatecznych rozstrzygni ęć w postaci utrwalenia dominacji jednego ośrodka, gdy Ŝ równie dobrze mógł nast ąpi ć wtórny rozpad wi ększych organizacji wodzowskich. Ta sytuacja nieustaj ącej konkurencji ko ńczy- ła si ę dopiero po ukształtowaniu si ę stabilnych pa ństw dynastycznych, których organizatorzy zapewnili sobie monopol polityczny. Mechanizmem nap ędzaj ącym ekspansywno ść okresu wikingów była wi ęc potrzeba szybkiego zgromadzenia atrakcyjnych przedmio- tów nadaj ących si ę do rozdawnictwa zapewniaj ącego poparcie po- lityczno-militarne jak najwi ększej liczby zwolenników. Do ich zdo- bycia w regularnym handlu trzeba by mie ć dla „obcych" kupców znaczne nadwy Ŝki atrakcyjnych towarów, których wszak w regionie okołobałtyckim nie wida ć. Trudno upatrywa ć ich źródła w stałym opodatkowaniu mieszka ńców swojego terytorium, bo w systemach wodzowskich przekazywanie nadwy Ŝek do centrum miało charak- ter raczej dobrowolnego świadczenia stymulowanego oczekiwaniem na rewan Ŝ redystrybucyjny. Przymusowy fiskalizm pojawił si ę dopiero w systemach pa ństwowych, jednak te Ŝ nie od razu, ale dopiero wte- dy, kiedy centrum polityczne dysponowało ju Ŝ rozwini ętym aparatem przymusu i administracyjnej kontroli podporz ądkowanego sobie te- rytorium. Z tego, co wiemy, wszyscy twórcy pa ństw wczesno średnio- wiecznych w naszej cz ęś ci Europy prowadzili typow ą gospodark ę wo- jenn ą, aby sfinansowa ć koszty organizowania stabilnej struktury te- rytorialnej, której mieszka ńców mo Ŝna było z czasem obło Ŝyć świad- czeniami przymusowymi. 150 W przypadku ostrej konkurencji politycznej tak Ŝe zyski z handlu nie s ą w stanie dostarczy ć „kapitału" wystarczaj ącego do pokonania innych kandydatów do najwy Ŝszej władzy, tym bardziej Ŝe daleko- si ęŜ ny handel dostarczał elitom politycznym nie tyle zysków, ile pod- kre ślaj ących ich status rzadkich przedmiotów konsumpcji i ostentacji. To te elity generowały popyt na towary luksusowe. To z ich wypraw pochodziła znaczna cz ęść srebra napływaj ącego do „o środków han- dlowo-rzemie ślniczych". To oni kontrolowali o środki kultowe. To oni mogli dostarczy ć kupcom poszukiwane przez nich towary. To oni od- bierali cz ęść produkcji lokalnych i w ędrownych rzemie ślników. To oni gwarantowali niezb ędny kupcom spokój. To oni najbardziej korzystali ze skanalizowania wymiany, wytwórczo ści rzemie ślniczej i uroczysto ści religijnych, wykorzystuj ąc okresowe zgromadzenia do propagowania okre ślonego porz ądku społecznego i umacniania swojego autorytetu. Jednym z wa Ŝniejszych elementów podtrzymywania tego syste- mu chwiejnej równowagi politycznej był obieg kruszców, który miał znaczenie strategiczne. Wykonane z nich wyroby stanowiły bowiem, oprócz ozdobnej broni, główne elementy ostentacji statusu społeczne- go; słu Ŝyły ustalaniu relacji władzy w transakcjach ceremonialnych, w których „upływ czasu mi ędzy obdarowaniem a odwzajemnieniem podtrzymywał wzajemne stosunki" (R. Samson 1991a, s. 92). Obieg srebra miał wi ęc charakter przede wszystkim elitarny, obejmuj ąc ludzi bior ących aktywny udział w Ŝyciu politycznym danej społeczno ści. Bior ąc to wszystko pod uwag ę, musz ę więc powiedzie ć, Ŝe nie wie- rz ę w głównie rynkowe funkcje wyrobów kruszcowych (nawet mo- net) w społecze ństwach b ędących w stadium przedpa ństwowym1. Nie wydaje mi si ę prawdopodobne wyja śnienie chowania „skarbów" tym, Ŝe „wi ększo ść rodzin chłopskich miała tak du Ŝo [srebra], i Ŝ mo- gły je te Ŝ zakopywa ć" (H. Steuer 1987, s. 473). Znaczna wi ększo ść ich transakcji dotyczyła bowiem prostej wymiany towarów codzien- nego u Ŝytku - o małej warto ści i na niewielk ą skal ę. „Garnek" mo Ŝna było bez problemu wymieni ć na „kur ę" bez potrzeby si ęgania do ja- 1 Przez „rynek" rozumiem powszechny udział członków danego społecze ństwa w gospodarce o usystematyzowanych zasadach wymiany regulowanej odniesieniem do obiektywnej miary w postaci jakiego ś pieni ądza. 151 kich ś zasobów pienięŜ nych, których posiadanie dla wi ększo ści ludzi było całkowicie zb ędne. Wymianie mogło podlega ć wszystko (ł ącz- nie z uprzejmo ściami, usługami i zobowi ązaniami), pod warunkiem Ŝe transakcje te były „społecznie zdefiniowane" (E. Vestergaard 1991, s. 98). Warto ść wymienn ą poszczególnych towarów oraz usług usta- lano lokalnie i dora źnie bez potrzeby odwoływania si ę do jakiej ś obiek- tywnej miary w postaci jakiego ś „pieni ądza" (monetarnego czy przed- monetarnego). Dotyczyło to równie Ŝ wymiany wyrobów kruszcowych, których warto ść zale Ŝała nie tylko od wagi i próby srebra, ale te Ŝ od rodzaju wyrobu, od jako ści obróbki złotniczej, a nawet od magicznych wła- ściwo ści przypisywanych konkretnym przedmiotom, zale Ŝnych od te- go, kto był ich wcze śniejszym posiadaczem. Były te Ŝ oczywi ście trans- akcje czysto handlowe, realizowane przez kupców, którzy korzystali z ró Ŝnic w warto ści wymiennej ró Ŝnych towarów na ró Ŝnych rynkach, czy przez złotników przetwarzaj ących kruszce, ale nie miały one zna- czenia gospodarczego dla ogółu społecze ństwa. Kupcy i złotnicy ob- sługiwali bowiem głównie elity społeczne, cho ć dokonywali te Ŝ oczy- wi ście zakupów towarów codziennej potrzeby (por. relacj ę Ibrahima ibn Jakuba o cenie kur i pszenicy - MPH s.n., t. 1, s. 49). Nawet w lepiej rozwini ętej rynkowo Europie Zachodniej faktycznie „u Ŝywanie monet rozprzestrzeniło si ę, ale tylko w sferze kosztownych przedmio- tów i transakcji; na lokalnym poziomie Ŝywno ści i [towarów] codzien- nego u Ŝytku wci ąŜ musiało by ć wiele wymiany barterowej" (J. Scho- field 2007, s. 127). Srebro kr ąŜ yło wi ęc przede wszystkim w sferze konsumpcji i wy- miany elitarnej, która była regulowana nie przez „obiektywne" prawa rynku, lecz przez polityczne mechanizmy ustalania relacji władzy. Ce- lem wi ększo ści transakcji było stworzenie nowych lub podtrzymanie starych powi ąza ń w hierarchii społecznej. Tu liczyła si ę głównie sym- boliczna czy wr ęcz magiczna (por. A. Gurevich 1968) warto ść danego przedmiotu, a tak Ŝe pozycja społeczna osób dokonuj ących wymiany - raczej darów, a nie towarów. Za srebro nie kupowało si ę mi ęsa czy zbo Ŝa, lecz zapewniało si ę lojalno ść polityczn ą, która była prze- liczalna na dobrowolne „składki" w mi ęsie czy w zbo Ŝu. Srebrem 152 nie płaciło si ę zaci ęŜ nej dniówki, lecz wynagradzało udział we wspól- nej wyprawie wojennej w nadziei zapewnienia sobie pomocy militarnej równie Ŝ w nast ępnej ekspedycji. Srebrem nie płaciło si ę obowi ązko- wych danin, lecz wyra Ŝało si ę wzajemny szacunek zale Ŝny od pozycji w hierarchii społecznej. Im wy Ŝszy był status danej osoby, tym cz ęś ciej musiała ona uczest- niczy ć w ceremonialnej wymianie cennych darów (por. np. M. Hardt 1997) i tym wi ększa musiała by ć jej hojno ść ch ętnie wyra Ŝana w wyro- bach kruszcowych. Sam przywódca, cho ć manifestował swoj ą pozycj ę, demonstracyjnie obnosz ąc si ę z najbardziej luksusowymi przedmiotami, nie gromadził wi ęc zdobywanego „kapitału", lecz go rozdawał. Utrzy- manie statusu wymagało bowiem materialnego i niematerialnego od- wzajemniania z nadwy Ŝką darów otrzymanych od osób stoj ących ni Ŝej w hierarchii społecznej, gdy Ŝ wzgl ędna wielko ść daru zale Ŝała od po- zycji społecznej darczy ńcy (A. Gurevich 1976, s. 227 n.). Pi ęknie ilu- struje to Gautreks saga (rozdz. 6), opisuj ąca jak Ref, zaczynaj ąc od ka- miennej osełki, dostawał od kolejnych „królów" coraz bogatsze dary, aŜ wreszcie sam został jarlem w Gótaland. W takim kontek ście nawet dar zło Ŝony bogom mo Ŝna uzna ć za zobowi ązanie ich do rewan Ŝu, co z kolei ilustruje napis na jednym z norweskich kamieni runicznych, na którym jaki ś Sakse wyrył jednoznaczne przekonanie, Ŝe „w na- grod ę za budow ę tego mostu, Bóg pomo Ŝe duszy mojej matki Turid" (A. Liestol 1972). Oprócz takiej wymiany „pionowej" obdarowywały si ę te Ŝ „po- ziomo" osoby usytuowane podobnie w hierarchii społecznej. Chodziło głównie o „podtrzymanie dobrych stosunków i unikanie niebezpiecz- nych tar ć" (A. Dahlin Hauken 1991, s. 107). „Skład, jako ść i ilo ść da- rów miała zasadnicze znaczenie nie ze wzgl ędu na same przedmioty, ale ze wzgl ędu na komunikowan ą przez nie informacj ę o aktualnych i potencjalnych relacjach [mi ędzy lud źmi]" (R. Samson 1991a, s. 90). „Obdarowywanie si ę było równocze śnie dobrowolne i wymuszane spo- łecznie" (E. Vestergaard 1991, s. 97). W takim obiegu wyroby krusz- cowe były przeliczalne nie na dobra materialne, lecz na wpływy po- lityczne, które podtrzymywano przez uznaniow ą redystrybucj ę nad- wy Ŝek pozostaj ących w dyspozycji centralnego o środka władzy. Ci ąg- 153 łe kr ąŜ enie atrakcyjnych przedmiotów było wi ęc wa Ŝnym elementem utrzymywania porz ądku społecznego i podtrzymywania wzajemnych kontaktów (por. A. Gurevich 1968). W takim systemie, je Ŝeli „gromadzenie maj ątku staje si ę celem samym w sobie, to staje si ę ha ńbi ące" (E. Vestergaard 1991, s. 102). Zakłóca bowiem proces podtrzymywania porz ądku społecznego, czy- ni ąc takie zachowanie społecznie nagannym. Dlatego np. schowanie skarbu dla siebie było źle widziane i mogło sprowadzi ć na winowajc ę nieszcz ęś cie. Do świadczył tego chocia Ŝby odkrywca Grenlandii Eryk Rudy, który zakopanie „skrzyni pełnej złota i srebra" przypłacił boles- nym upadkiem z konia, co sam uznał za nale Ŝną kar ę i natychmiast kazał Ŝonie skarb wydoby ć (Eiriks saga, rozdz. 5). Takiego systemu silnie upolitycznionej ekonomii nie mo Ŝna ana- lizowa ć tylko w kategoriach mechanizmów rynkowych. Pozwala to, a nawet nakazuje, bra ć pod uwag ę równie Ŝ zachowania nietypowe lub nawet nieracjonalne z punktu widzenia zasad gospodarki rynkowej. Bo te Ŝ racjonalno ść ekonomiczna na pewno nie była dominuj ącą cech ą społecze ństw przedpa ństwowych, a wi ęc i „przedrynkowych". Mechanizmy ekonomii, działaj ące w kalifatach arabskich, u Franków, czy w kró- lestwach angielskich, nie mogły funkcjonowa ć na Północy, gdzie organizacje politycz- ne były nadal rudymentarne, znajduj ące si ę na poziomie wykluczaj ącym stosowanie zaawansowanych instrumentów polityki rynkowej (W. Duczko 2005, s. 207). Dlatego bada ń nad skarbami złomu srebrnego nie mo Ŝna ogra- nicza ć li tylko do, dominuj ących w polskiej numizmatyce, rozwa- Ŝań jego funkcji praktyczno-gospodarczych, sprowadzaj ąc wszystko do daj ących si ę logicznie zinterpretowa ć przejawów „poda Ŝy", „popy- tu", Jako ści surowca", „cyklu produkcyjnego" itp. Analizuj ąc obieg i wył ączanie z obiegu wyrobów kruszcowych, trzeba uwzgl ędnia ć znacz ącą w społecze ństwach tradycyjnych rol ę zachowa ń rytualno- -magicznych, które były immanentn ą cz ęś ci ą zabiegów „oswajania" otaczaj ącego świata i zwi ększania bezpiecze ństwa kontaktów z „ob- cymi". Argumenty zwolenników nadrz ędno ści racjonalizmu ekono- micznego, uznaj ących dominacj ę w śród społecze ństw wczesno śred- niowiecznych woli osi ągania „zysku", trywializuj ą kulturowe bogac- two ówczesnego świata. 154 T Zanim przejd ę do kontrowersji zwi ązanych z interpretacj ą wczes- no średniowiecznych znalezisk srebrnych, chciałbym si ę odnie ść do kwestii tzw. płacideł, czyli pieni ądza niekruszcowego i niemone- tarnego, który miał funkcjonowa ć w naszej cz ęś ci Europy w czasach przedpa ństwowych i wczesnopa ństwowych. We wczesnym średniowieczu bowiem, srebro - w postaci monet, ozdób czy szta- bek - nie było jedynym ekwiwalentem w wymianie towarów, a zatem nie było jedyn ą form ą pieni ądza. Ró Ŝne regiony, głównie te z zaplecza l ądowego, nie uczestnicz ące- go bezpo średnio w handlu morskim, mogły wprowadza ć inne ekwiwalenty, których [...] „wa Ŝno ść " była tylko regionalna (S. Brather 1996, s. 191 n.). Chusteczki płócienne zaobserwowane w Pradze przez Ibrahima ibn Jakuba, futra na Rusi czy rozmaite przedmioty Ŝelazne w Czechach i Polsce miały zast ępowa ć srebro w transakcjach handlowych. Oczywi- ste problemy, jakie sprawiało obja śnienie współfunkcjonowania na nie- których rynkach srebra i „pieni ądza pozakruszcowego" oraz ustalenie ich wzajemnej ekwiwalentno ści, rozwi ązano kiedy ś, uznaj ąc, Ŝe two- rzyły one dwie odr ębne sfery obiegu pieni ęŜ nego (np. R. Kiersnowski 1960, s. 329-331, 385-399; S. Tabaczy ński 1962, s. 227 n.). W miar ę upływu czasu identyfikowano kolejne formy płacideł - np. miski Ŝelazne tzw. typu śląskiego znajdowane w Czechach, na Ślą- sku i Łu Ŝycach (np. J. Bubenik 1972). Niedawno uznano, Ŝe „list ę zna- nych wcze śniej form pieni ądza przedmiotowego, takich jak grzywna siekieropodobna i Ŝelazna miska typu śląskiego, uzupełni ć mo Ŝna naj- pewniej kolejnym »nominałem« - grzywn ą grotopodobn ą" (K. Jawor- ski 2006, s. 62; por. te Ŝ 1998, s. 470^172). Wszystkim przewijaj ącym si ę w literaturze płacidłom obszern ą monografi ę po świ ęcił niedawno Jacek Adamczyk (2004), który dokonuj ąc wyczerpuj ącego przegl ądu dost ępnych źródeł, uporz ądkował nasz ą wiedz ę. Nie wszystkie jednak z jego wniosków s ą przekonuj ące. Jego ustalenia potwierdzaj ą wcze śniejsze sugestie, Ŝe płacidło fu- trzane „funkcjonowało w krajach s ąsiaduj ących z ziemiami ruskimi ze wszystkich niemal stron", co prowadzi go do wniosku, Ŝe do XIV/ XV w. „system pieni ęŜ ny średniowiecznej Rusi składał si ę cz ęś cio- wo z płacideł futrzanych", które, wobec braku monet, przez kilka- 155 set lat uzupełniały grzywny srebrne reprezentuj ące „gruby" pieni ądz (J. Adamczyk 2004, s. 82). Hipotez ę t ę podwa Ŝa jednak jego własna obserwacja zjawiska powi ększania si ę, wraz z podbojami ruskimi obszaru, na którym skórki zaczy- nały pełni ć funkcje pieni ęŜ ne. Mo Ŝna bowiem s ądzi ć, Ŝe podobn ą form ę miały podatki narzucane tak Ŝe innym plemionom. Wskazuje na to aktywny udział Rusów w ekspor- cie futer, a zatem wynikaj ące z niego zainteresowanie pozyskiwaniem ich do celów handlowych (tam Ŝe, s. 104). Jeśli dodamy do tego fakt, Ŝe prawie wszystkie źródła historyczne dotycz ą albo transakcji „eksportowych", albo ró Ŝnorodnych zobowi ąza ń (daniny, grzywny, dary) wobec pa ństwa, które prowadziło rozległ ą i do ść monotowarow ą aktywno ść eksportow ą, to logicznym wnioskiem jest, Ŝe s ą to wszystko informacje nie o systemie pieni ęŜ nym powszechnie obowi ązuj ącym w codziennych transakcjach rynkowych, lecz o jed- nokierunkowym systemie gromadzenia i eksportowania towaru łatwo zamienialnego u zagranicznych kupców na towary luksusowe. Jego kil- kusetletnie trwanie doprowadziło do wykształcenia si ę odpowiedniej nomenklatury - ł ącznie z zestandaryzowanymi sposobami szacowania warto ści futer. Zatem to nie „władza polityczna [...] zaadaptowała za- stane płacidła do swego systemu skarbowego i prawodawstwa" (tam Ŝe, s. 121), lecz narzucona przez ni ą instytucjonalizacja stałego pozyski- wania i eksportowania futer zaowocowała nadaniem im potocznej war- to ści ekwiwalentu pieni ęŜ nego. Trudno mi wi ęc zgodzi ć si ę, Ŝe „oba ro- dzaje pieni ądza Europy Wschodniej i Północnej - srebrny oraz futrzany - pełniły zasadniczo te same funkcje" i Ŝe tylko „upowszechnienie si ę własnych monet ostatecznie uniemo Ŝliwiło ukształtowanie si ę płacideł futrzanych w Europie Środkowej i Pomocnej" (tam Ŝe, s. 135 i 153 n.). Ch ętnie natomiast godz ę si ę z konkluzj ą Jacka Adamczyka, Ŝe wzmo Ŝona tezauryzacja Ŝelaza (w tym równie Ŝ wyst ępuj ącego w formach zestandaryzowanych) „jest najprawdopodobniej efektem rozwoju ponadlokalnego handlu Ŝelazem", a „ich funkcje pieni ęŜ ne wynikały jedynie ze stosunkowo du Ŝej siły nabywczej Ŝelaza w stre- fie wielkomorawskiej" (tam Ŝe, s. 281, por. te Ŝ s. 269). Ali ści, bardziej odpowiada mi stara, radykalna hipoteza Jerzego Piaskowskiego (1964, s. 139 n.), który stwierdziwszy nisk ąjako ść Ŝelaza zawartego w słowac- kich grzywnach siekieropodobnych, uznał je po prostu za po średni ą form ę półproduktow ą oferowan ą przez producentów surowego Ŝelaza jego przetwórcom, tzn. słu Ŝą cą do transportu „z huty do ku źni". Po- twierdzaj ą to szczegółowe badania 4212 grzywien z ogromnego „skar- bu" krakowskiego (zdeponowany ok. 875 r.), w którym nie stwierdzono Ŝadnej standaryzacji wagi i du Ŝe zró Ŝnicowanie kształtów (np. E. Zaitz 1990). Wi ększo ści badaczy te argumenty jednak nie przekonały i pod- trzymuj ą hipotez ę o pieni ęŜ nej funkcji owych „płacideł", które miały powsta ć w pa ństwie wielkomorawskim. Podobnie jest ze znajdowanymi pojedynczo, w „skarbach" (a do- kładniej w jednym „skarbie" z Gilowa) oraz w grobach, tzw. miskami typu śląskiego, które te Ŝ uznano za formę „pieni ądza przedmiotowego" (np. P. Rze źnik 1997, s. 279). Dla naszych dalszych rozwa Ŝań intere- suj ące jest znajdowanie w tych skarbach „misek" celowo pogi ętych, co wbrew autorom tej obserwacji wcale nie musi by ć przejawem prak- tycznego zmniejszania ich obj ęto ści (K. Jaworski, M. Paternoga 2002). Pozostaje jeszcze frapuj ąca relacja Ibrahima ibn Jakuba o ryn- kowej funkcji lnianych chustek w Pradze. Z jakiego ś powodu po- wszechnie uwa Ŝa si ę, Ŝe Ŝydowski przybysz z muzułma ńskiej An- daluzji miał zdolno ść precyzyjnego rozumienia wszystkich zjawisk zaobserwowanych w całkowicie mu obcym środowisku kulturowym i z cał ą powag ą próbuje si ę umie ści ć owe „chustki" w systemie pie- ni ęŜ nym Czech. Jednocze śnie jednak nie obdarza si ę takim samym za- ufaniem jego, równie interesuj ącej gospodarczo, informacji o płaceniu przez Mieszka I odwa Ŝnikami swoim dru Ŝynnikom. Nikt te Ŝ powa Ŝnie nie poszukuje wspomnianych przez niego Amazonek. Nast ępuje zatem selekcja informacji oparta na intuicyjnym szacowaniu wiarygodno ści poszczególnych fragmentów relacji kupca/podró Ŝnika/szpiega, który w swoim d ąŜ eniu do zrozumienia obcych mu zwyczajów poshi Ŝył si ę nawet „etnograficznym" skojarzeniem ze zwyczajami północnoafry- ka ńskich Berberów. W sumie wydaje si ę, Ŝe problem płacideł i ich rzeczywistej roli trudno b ędzie ostatecznie rozstrzygn ąć , chocia Ŝ ja pozostaj ę wysoce sceptyczny co do ich funkcji pieni ęŜ nej. Zgadzam si ę, Ŝe funkcjonowa- ły one na jakim ś pograniczu gospodarki naturalnej, w której powtarza- jące si ę transakcje mogły przybiera ć postaci zestandaryzowane zarów- no w swojej formie, jak i tre ści. Powtarzalno ść , łatwych do osi ągni ęcia 157 w warunkach domowych, form materialnych i zachowa ń zwi ększa bo- wiem wzajemne zaufanie i poczucie bezpiecze ństwa stron bior ących udział w negocjacjach - równie Ŝ handlowych. Upatrywanie w takich zjawiskach namiastek systemu pieni ęŜ nego to chyba kolejny przejaw ekstrapolowania w odległ ą przeszło ść naszej współczesnej mentalno ści rynkowej. Nie ulega przecie Ŝ w ątpliwo ści, Ŝe: „nie było praktycznie mo Ŝli- wo ści kontrolowania przez pa ństwo wytwarzania potencjalnych pła- cideł" (J. Adamczyk 2004, s. 331); „du Ŝa cz ęść (zapewne wi ększo ść ) wytwarzanego Ŝelaza, płótna i futer przeznaczona była do celów u Ŝyt- kowych" (tam Ŝe, s. 332); płacidła cechowała „relatywnie du Ŝa obj ęto ść w stosunku warto ści oraz mała trwało ść " (tam Ŝe, s. 343); s ą w ątpli- wo ści, „czy warto ść omawianych obiektów miała charakter umow- ny czy wynikała z ceny surowca, z którego były wykonane" (tam Ŝe, s. 353); wreszcie - „omawiane płacidła zostały po świadczone w źród- łach w stopniu nie tylko bardzo niepełnym, lecz takŜe zró Ŝnicowanym" (tam Ŝe, s. 335). Przy tak wielu zasadniczych w ątpliwo ściach trudno si ę zgodzi ć, Ŝe „omawiane płacidła pełniły najprawdopodobniej te same funkcje pieni ęŜ ne, co importowane srebro, tj. środków wymiany, te- zauryzacji i jednostek warto ści" (tam Ŝe, s. 333). Przejd źmy do fragmentaryzacji srebra, któr ą tradycyjnie uznaje si ę za dowód „urynkowienia" gospodarki, tj. istnienia systemu wy- miany opartego na szacowaniu warto ści towarów i usług za pomoc ą zobiektywizowanej miary liczonej w wa Ŝonym srebrze (np. S. Taba- czy ński 1987, s. 226 n.). Dla zwolenników takiej koncepcji „interpre- tacja nie podzielonego i podzielonego srebra jako środka płatniczego nie ulega w ątpliwo ści" (J. Staecker 1997, s. 95). Oczywiste jest dla nich bowiem, Ŝe „ozdoby i monety kawałkowano nie ze wzgl ędów magicznych, ale ekonomicznych" (S. Suchodolski 2003, s. 191); „nie ulega w ątpliwo ści, Ŝe w okresie poprzedzaj ącym zdeponowanie w zie- mi funkcjonowały w charakterze jednostek kruszcu" (J. Adamczyk 2004, s. 90). Dlatego te Ŝ rozdrabnianie wyrobów srebrnych jest sta- łym argumentem na rzecz powszechnej penetracji mechanizmów ryn- 158 kowych ju Ŝ w społecze ństwach przedpa ństwowych, które u Ŝywały wa- Ŝonego srebra do płatno ści w małych transakcjach handlowych (np. S. Brather 1996, s. 189). Upraszczaj ąc: uwa Ŝa si ę, Ŝe rozdrabnianie sre- bra jest materialnym dowodem funkcjonowania rynku, na którym sre- bro wa Ŝone pełniło funkcj ę małych jednostek pieni ęŜ nych. Prosta lo- gika ma wskazywa ć, Ŝe im bardziej rozdrabniano srebro, tym wi ększ ą miało ono warto ść w danym regionie, gdy Ŝ „aby dokona ć »drobnych« płatno ści, istniała potrzeba l Ŝejszych kawałków srebra" (M. Bogucki 2004). Penetracja pieni ądza wa Ŝonego na południe od Bałtyku miała by ć skutkiem długiego procesu rozpocz ętego w IX w. w nadmorskich emporiach (S. Brather 1996, s. 191). Gdyby te „płatnicze" interpretacje były słuszne, to pierwotna for- ma poci ętego w trakcie transakcji przedmiotu nie miałaby Ŝadnego zna- czenia i znajdowaliby śmy w „skarbach" wiele fragmentów wyrobów przywiezionych „z zagranicy". Tych jednak prawie wcale nie znajdu- jemy. Zatem wprowadzanie importowanego kruszcu do obiegu nie by- ło bezpo średnie i podlegało wyra źnej selekcji. W pierwotnej formie pozostawała tylko cz ęść monet, a cał ą reszt ę przedmiotów pracowicie przerabiano na wyroby zgodne z lokaln ą estetyk ą lub przynajmniej przetapiano na sztabki. Sprawia to badaczom powa Ŝne trudno ści in- terpretacyjne, gdy Ŝ „etniczn ą" identyfikacj ę skarbów sieka ńcowych (hack-siher) trzeba było oprze ć głównie na proweniencji znajdowa- nych w nich monet (por. J. Graham-Campbell 1987 i 1995). Ibn Fadlan w swojej relacji z podró Ŝy do Bułgarii kam- skiej w 921/922 r. napisał, Ŝe „Rusowie" (czyli szwedzcy kupcy) zdobycie ka Ŝdych 10 tysi ęcy dirhamów „ świ ętowali", wykonuj ąc dla swoich Ŝon naszyjniki. Potwierdza to nasz ą wiedz ę o widocznym w sa- gach społecznym znaczeniu kruszcu maj ącego ró Ŝnego rodzaju po- staci „pier ścieniowe", które „nieustannie dawano i otrzymywano jako oznaki go ścinno ści, hojno ści i lojalno ści" (M. Gaimster 1991, s. 118). To wła śnie to „etniczne" zamiłowanie do prostych, okr ągłych form sprawiało, Ŝe łatwe w rynkowym u Ŝyciu, przeliczalne srebro monetarne było zast ępowane form ą niepor ęczn ą w transakcjach handlowych, lecz zgodn ą ze standardami stosowanymi w zupełnie innej, bo nierynkowej sferze obiegu kruszcu. Podobnej transformacji poddawano te Ŝ niemal wszystkie inne wyroby kruszcowe sprowadzone „z zagranicy". 159 Po połowie X w. tony kruszców zrabowane, wymuszone i kupione w trakcie dalekich wypraw w dalszym ci ągu napływały w rejon Bał- tyku, ale niemal nigdy nie znajdujemy ich w pierwotnej formie - uten- syliów ko ścielnych, bi Ŝuterii, oku ć ksi ąg, broni itd. Zatem proces nisz- czenia ich kulturowo identyfikowalnej formy (przez przetapianie i/lub przekuwanie) musiał nast ąpi ć albo przed albo natychmiast po dotarciu do „domu" - zanim kruszec został wł ączony do lokalnego obiegu lub schowany. Setki ton (!) zdobytych (zrabowanych, kupionych czy wy- muszonych) w niemal całej Europie ozdób, przedmiotów liturgicznych i monet2 poddano pracochłonnej obróbce, aby je „przystosowa ć" do lo- kalnych potrzeb, tj. nada ć im akceptowan ą społecznie form ę. Dopiero takie „oswojone" kulturowo srebro rozdrabniano na mniejsze kawałki. Ten zb ędny z czysto rynkowego punktu widzenia wysiłek wyraźnie wskazuje, Ŝe tłumaczenie fragmentaryzacji li tylko ekonomiczn ą funk- cj ą kruszcu nie wyja śnia tego zjawiska, a w ka Ŝdym razie nie wyja śnia go w cało ści. Jednocze śnie du Ŝa liczba znalezisk złomu srebrnego na analizowanym obszarze wskazuje, Ŝe mamy do czynienia ze zja- wiskiem znacz ącym społecznie. Badaczy sieka ńców srebrnych bardzo fascynuj ą fragmenty skraj- nie miniaturowe (o wadze nawet do 0,11 g), których wielko ść ma by ć wska źnikiem warto ści kruszcu na regionalnym rynku. W po świ ęconych im publikacjach zwraca uwag ę notoryczne publikowanie histogramów wskazuj ących ilo ściow ą dominacj ę tych najmniejszych drobin. Ich du- Ŝy udział w cało ści znalezisk srebrnych z danego terenu ma dowodzi ć jego wi ększego urynkowienia. W rzeczywisto ści jednak z tej statystyki nie wynika nic poza trywialnym wnioskiem, Ŝe kiedy ju Ŝ zaczyna si ę ci ąć srebro, to małych kawałków musi przybywa ć, a du Ŝych ubywa ć. Tak ch ętnie publikowane wykresy liczebno ści poszczególnych frakcji wagowych s ą wi ęc typowymi funkcjami wykładniczymi, które nie in- formuj ą o niczym wi ęcej ni Ŝ o tym, Ŝe stopie ń rozdrobnienia srebra jest tylko funkcj ą czasu i/lub nakładu pracy. 2 Liczb ę samych dirhamów samanidzkich, jakie tylko w ci ągu X w. napłyn ęły do północnej i środkowej Europy, T.S. Noonan (1990, s. 256) oszacował na 50-100 min sztuk. Dałoby to 150-300 t srebra (S. Brather 1996, s. 116). 160 Obecno ść drobin srebra o wadze dochodz ącej do 0,1 g fascynuje nie tylko badaczy przekonanych o znacznym stopniu urynkowienia wczesno średniowiecznej gospodarki ró Ŝnych regionów okołobałtyc- kich. To, co dla nich jest wska źnikiem regionalnych ró Ŝnic w warto ści srebra, kieruje moj ą uwag ę raczej w stron ę interpretacji pozaekono- micznych. Trudno mi bowiem wyobrazi ć sobie wczesno średniowiecz- ne transakcje, w których potrzebowano tak precyzyjnego pomiaru war- to ści kupowanego towaru, pomijaj ąc to, Ŝe operowanie tak mikrosko- pijnymi skrawkami wymaga nie tylko świetnego wzroku, ale i jakiego ś oprzyrz ądowania (peseta, specjalne pudełko itd.). Superprecyzyjne rozwa Ŝanie kruszcu miałoby uzasadnienie eko- nomiczne tylko w przypadku istnienia równie precyzyjnie okre ślonych i powszechnie akceptowanych standardów wagowych, wymagaj ących ka Ŝdorazowo dokładnego zrównowa Ŝenia. Tymczasem poszukiwania takich systemów wagowych nie przyniosły oczekiwanego rezultatu, czego wymownie dowodzi ksi ąŜ ka Birgitty Hardh z 1996 r. Jej lektura wskazuje na brak jednoznacznych dowodów istnienia przedmonetarne- go systemu rynkowego, który pozwoliłby wytłumaczy ć rozdrabnianie przedmiotów srebrnych i deponowanie ich fragmentów wpływem me- chanizmów rynku pieni ęŜ nego, na którym miał dominowa ć pieni ądz wa Ŝony. Poszukiwania dowodów standaryzacji systemu wagowego na wi ększych obszarach Skandynawii dały wynik jednoznacznie nega- tywny. Nie ma te Ŝ wyra źnej standaryzacji wagi wyrobów o „zestanda- ryzowanej" formie, tj. sztabek lub srebra „pier ścieniowego". Te z nich, które odpowiadaj ą oczekiwanym modułom 50, 100 i 200 g, s ą bardzo rzadkie, bardzo wczesne i uznano je za importy ze Wschodu (B. Hardh 1996, s. 142). Nawet bardzo proste naramienniki, nazywane czasem przez analogi ę do okazów szkockich „pieni ądzem pier ścieniowym", nie wykazuj ą Ŝadnej standaryzacji wagowej. Dowodzi to jednoznacznie braku regionalnych regulacji systemu oceny warto ści kruszcu, czego nale Ŝało si ę spodziewa ć, gdy Ŝ trudno sobie wyobrazi ć, jak taki system miałby w tym czasie funkcjonowa ć w skali ponadlokalnej - kto i jak miałby go narzucić oraz kto i jak miałby egzekwowa ć jego stosowanie. Ewentualne standardy ustalania warto ści nabywczej srebra przez jego wa Ŝenie mogły mie ć, co naj- wy Ŝej, charakter ści śle lokalny lub te Ŝ wr ęcz stosowane były tylko 161 dora źnie przez kupców, którzy potrzebuj ąc systemu oceny swoich zy- sków handlowych, u Ŝywali jednak ró Ŝnych miar „przywiezionych" z bardziej rozwini ętych rynkowo obszarów, te Ŝ ró Ŝni ących si ę mi ędzy sob ą dominuj ącymi na nich systemami wagowymi. Ta sytuacja „na- turalnej" dowolno ści dotyczyła nie tylko okresu przedpa ństwowego, ale tak Ŝe znacznej cz ęś ci okresu wczesnopiastowskiego. W tej sytuacji nie powinien wi ęc dziwi ć brak jednoznacznej re- gularno ści w wadze znajdowanych na ziemiach polskich odwa Ŝni- ków wczesno średniowiecznych. Mimo wysiłków wielu badaczy mo Ŝ- na dzi ś tylko z Ŝalem skonstatowa ć, Ŝe „Nie da si ę, niestety, w pełni skorelowa ć tych systemów [odwa Ŝników średniowiecznych] z jeszcze liczniejszymi systemami wagowymi, poniewa Ŝ te ostatnie nie s ą wy- starczaj ąco poznane" (K. Wachowski 2006, s. 359). Nie jest to tylko nasz problem, co potwierdzaj ą badania Heiko Steuera (1997), które wykazały, Ŝe nawet w przypadku odwa Ŝników o bardzo zestandaryzo- wanej formie kubooktaedrycznej mo Ŝna co najwy Ŝej uchwyci ć trend zwi ększania si ę ich ci ęŜ aru - od najstarszych i najl Ŝejszych (poni Ŝej 4,25 g), przez form ę po średni ą (powy Ŝej 4,25 g), do najci ęŜ szych i naj- młodszych (ponad 10 g). To jednak za mało, aby mówić o uchwyt- nych systemach wagowych. Jak shisznie bowiem ju Ŝ dawno stwierdził Ryszard Kiersnowski (1960, s. 363): Samo poj ęcie jednostki wagowej nie jest [...] jednoznaczne w warunkach wczes- nego średniowiecza. [...] Jednostki małe, u Ŝytkowane przede wszystkim w wymia- nie wewn ętrznej, reprodukowały przede wszystkim najpospolitsz ą w danym okresie monet ę srebrn ą, pocz ątkowo arabskiego dirhema, a nast ępnie europejskiego denara (tam Ŝe, s. 423). Wątpliwo ści te tym bardziej odnosz ą si ę do czasów wcze śniej- szych, których badacze te Ŝ starali si ę udowodni ć funkcjonowanie roz- maitych systemów metrologicznych. Znane przykłady, które miałyby świadczyć o istnieniu w ró Ŝnych okresach dziejów poza śródziemno- morskiego Barbaricum ponadlokalnej świadomo ści normalizacyjnej, a nawet systemów „przedmonetarnych", s ą przejawami typowej skłon- no ści archeologów do poszukiwania, nawet w bardzo odległych cza- sach, regularno ści pozwalaj ących badaczowi zapanowa ć nad trudnym do usystematyzowania zró Ŝnicowaniem obserwowanych zjawisk. Wy- nika to z ich obawy, Ŝe niepewno ść , niejasno ść lub cho ćby wieloznacz- 162 no ść uzyskanych wyników s ą w jaki ś sposób poznawczo „ułomne", gdy Ŝ uniemo Ŝliwiaj ą formułowanie jednoznacznych stwierdze ń czy te Ŝ precyzyjn ą ocen ę badanych zjawisk. Bł ędne lub „naci ągane" interpretacje metrologiczne zjawisk pra- dziejowych (np. A. Thom 1967; M.P. Malmer 1992; M. Lenerz-de Wilde 1995)3 musz ą skłania ć do ostro Ŝno ści tych, którzy za wszelk ą cen ę poszukuj ą mierzalnych pewników we wczesnym średniowieczu. Ekstrapoluj ąc w odległ ą przeszło ść nasz ą własn ą skłonno ść i zdolno ść do standaryzacji, staraj ą si ę złagodzi ć niepokój powodowany przez trudn ą do usystematyzowania ró Ŝnorodno ść . Poszukuj ąc dowodów zachowa ń normalizacyjnych, próbuj ą zmniejszy ć niepewno ść towa- rzysz ącą rekonstruowaniu przeszłej rzeczywisto ści. Próby uchwyce- nia miar obowi ązuj ących w pradziejowym budownictwie, kowalstwie czy systemie wymiany towarów s ą działaniami daj ącymi złudzenie wi ększej „naukowo ści" rozwa Ŝań i tworzenia pola do formułowania jednoznacznych wniosków. Pozwala to zniwelowa ć ró Ŝnice dziel ące opart ą na praktycznym racjonalizmie współczesn ą umysłowo ść eu- ropejsk ą od trudnej do zrozumienia mentalno ści ludzi Ŝyj ących w rze- czywisto ści symboliczno-magicznej. Pomijaj ąc złudne nadzieje uchwycenia jakich ś standardów metro- logicznych, nawet badania zasi ęgu mechanizmów rynkowych przy- niosły raczej rozczarowanie. W ka Ŝdym razie konkluzj ą wspomnia- nych ju Ŝ bada ń Birgitty Hardh było niezbyt odkrywcze stwierdzenie, Ŝe „Na ogół, płacenia za pomoc ą środków płatniczych dokonywano w pewnych miejscach lub w pewnych okoliczno ściach, cz ęsto z bardzo małym wpływem na s ąsiednie obszary" (s. 182). Ta incydentalno ść i/lub przestrzenne ograniczenie transakcji „pieni ęŜ nych" świadcz ą o braku powszechno ści standardów rynkowych, których pełn ą świa- domo ść mogli wykazywa ć jedynie kupcy pochodz ący z rozwini ętych rynków lub maj ący z nimi regularne kontakty (w rozwa Ŝanym okresie głównie muzułma ńskich). Tylko oni bowiem potrzebowali precyzyj- nych mierników zysków, jakie osi ągali podczas dalekich wypraw handlowych. Odmienn ą od lokalnej mentalno ść tych zawodowych „enterprenerów" doskonale ilustruje opowie ść opata /Elfrica o kupcu, Por. obszerniejsze omówienie tych przykładów w: P. Urba ńczyk 2005b. 163 który dokonuje kolejnych transakcji (por. jej odmienn ą interpretacj ę w: M. Bogucki 2004). Wobec tych argumentów, przyczyn rozdrabniania wczesno śred- niowiecznego srebra wokół Bałtyku trzeba upatrywa ć nie w działaniu mechanizmów rynkowych, lecz raczej w świadomym niszczeniu roz- poznawalnej lokalnie, formalno-symbolicznej warto ści przedmiotów kruszcowych. Chodziło nie o precyzyjne ustalenie zapłaty w małych transakcjach handlowych, lecz o zniszczenie formy, w której kru- szec mógł funkcjonowa ć w obiegu politycznym, realizowanym przez wymian ę darów, a nie towarów. Było to wi ęc działanie świadome, ale świadcz ące nie o udziale w transakcjach nastawionego na zysk handlu, lecz o uczestniczeniu w strategicznych transakcjach redystry- bucyjnych (por. J. Jensen 1982, s. 233 n.). Trudno nam dzisiaj zrozu- mie ć przyczyny takich zachowa ń, gdy Ŝ nasza „rynkowa" mentalno ść nie przystaje do realiów świata, w którym obowi ązywały reguły inne ni Ŝ ekonomiczne. Mo Ŝemy si ę tylko odwoływa ć do argumentów teo- retycznych, które pozwalaj ą sformułowa ć kilka interpretacji, bliskich mo Ŝe sposobowi my ślenia ludzi z okresu wiki ńskiego. Najprostsza hipoteza sugeruje, Ŝe znajdowany złom srebrny to do- wód - nierozł ącznie zwi ązanej z podtrzymywaniem statusu - osten- tacji, przejawiaj ącej si ę w demonstrowaniu hojno ści i ekskluzywnej konsumpcji. Cz ęś ci ą takiego zachowania jest manifestacyjne lekce- wa Ŝenie, deprecjonowanie czy wr ęcz niszczenie przedmiotów, którym dane społecze ństwo przypisuje du Ŝą warto ść . Publiczne ci ęcie, gi ęcie czy łamanie ozdób i sztabek srebrnych miało zrobi ć na otoczeniu wra- Ŝenie, Ŝe ich wła ściciela „sta ć na to", bo jego zasoby s ą wystarczaj ąco du Ŝe, aby podtrzyma ć jego status. Do tej samej sfery zachowa ń ludzi publicznie zabiegaj ących o poparcie społeczne mo Ŝna si ę te Ŝ odwoła ć, uznaj ąc fragmentaryza- cj ę srebra za zabieg przygotowuj ący do rozdawnictwa. Mówi o tym wyra źnie Pie śń o Rigu, w której podkre ślono hojno ść władcy „łami ą- cego pier ścienie" w celu rozdania srebra (Rigspula, wiersz 39). A mo- Ŝe srebrn ą sieczk ę rozrzucano w śród „pospólstwa" niezasługuj ącego przecie Ŝ na obdarowywanie przedmiotami, z którymi mo Ŝna by si ę pó źniej obnosi ć lub wykorzysta ć je w ceremonialnej wymianie darów. Byłoby to te Ŝ świadome wył ączanie cz ęś ci srebra z elitarnego obiegu 164 politycznego przez jednorazow ą (aczkolwiek nie ostateczn ą) deprecja- cj ę warto ści symbolicznej i skierowanie pozbawionych jej kawałków srebra do obiegu w śród ludzi nieuczestnicz ących w ustalaniu relacji władzy. Depozyty zdeprecjonowanego srebra mogłyby wi ęc by ć ko- lekcjami zebranymi i stezauryzowanymi przez sprytnych i cz ęstych uczestników takich pokazów finansowej niefrasobliwości (b ędącej jednocze śnie przejawem politycznej przezorno ści) elit przywódczych. Problemem samym w sobie jest zjawisko chowania „skarbów", które to zjawisko z reguły obja śnia si ę przez odwołanie do sfery go- spodarczej. W skrajnym przypadku uznaje si ę, Ŝe to „sugeruje istnienie du Ŝej, w stosunku do potrzeb, poda Ŝy pieni ądza srebrnego" (J. Adam- czyk 2004, s. 114). Mo Ŝna te Ŝ uzna ć deponowanie srebra za sposób na zgromadzenie odpowiedniego wiana, sumy potrzebnej na okup lub na unikni ęcie „opodatkowania" przez ukrycie cz ęś ci zasobów kruszco- wych. A mo Ŝe było to proste zabezpieczenie kruszcu przed dokonaniem wa Ŝnej transakcji lub zabezpieczenie „na czarn ą godzin ę" albo zaspo- kojenie samej potrzeby posiadania maj ątku? S ą to wszystko wyja śnienia przekonuj ące prostot ą ekonomicznego uzasadnienia. Jednak fakt, Ŝe tych depozytów nigdy nie wydobyto z ukrycia, trzeba by chyba tłumaczy ć śmierci ą lub paniczn ą ucieczk ą wszystkich wła ścicieli tych cennych za- sobów, co wobec du Ŝej liczby takich znalezisk jest mało prawdopodobne. Wydaje si ę wi ęc, Ŝe jednak chodziło o to, aby srebro „zebra ć, zdeprecjonowa ć, schowa ć i zapomnie ć" (W. Duczko 2005). Spróbuj- my zatem rozwa Ŝyć alternatywn ą tez ę: Ŝe te „skarby" zostały zdepo- nowane bez zamiaru ich odzyskania. Daje si ę ona uzasadni ć wła śnie w odniesieniu do opisanej sytuacji, w której srebro kr ąŜą ce w elitarnej sferze ustalania relacji władzy miało warto ść głównie symboliczn ą, a nie pieni ęŜ ną. Przyj ęcie takiego zało Ŝenia pozwala sformułowa ć kil- ka mo Ŝliwych wyja śnie ń jego ukrywania. Nie b ędą tu niestety pomocne źródła pisane, które czasem wzmian- kuj ą fakt ukrycia „skarbu", ale bez opisu towarzysz ących mu emocji i planów. Islandzka Ksi ęga zasiedlenia mówi np., Ŝe „Geirmund scho- wał du Ŝo ze swoich pieni ędzy" (Landnamabóka, Sl 15), Thord „za- kopał du Ŝo pieni ędzy" (S371), a Ketilbjorn „zakopał srebro" (S385). Dwie informacje o wydobyciu takich „skarbów" dotyczą albo przypad- kowego odkrycia „srebra zakopanego w ziemi" (S142), albo kradzie Ŝy 165 ukrytego depozytu przez niewolników (S125), tj. ludzi nieznaj ących lub nieprzestrzegaj ących zasad wła ściwego zachowania. O świado- mym zdeponowaniu „złomu" srebrnego w celach wyra źnie magicz- nych wzmiankuje natomiast Svarfdcela saga, w opowieści o wydzie- laniu swojej posiadło ści przez jednego z kolonistów islandzkich, któ- ry obchodz ąc swoje granice, zakopał w trzech miejscach po pół marki srebra. Funkcje magiczne przypisuje si ę te Ŝ oczywi ście bezzwrotnym depozytom pochówkowym (S. Suchodolski 1984). W społecze ństwie, w którym srebro odgrywało politycznie strate- giczn ą rol ę w ustalaniu hierarchii, wycofanie z obiegu cz ęś ci kruszcu równie Ŝ miało znaczenie polityczne. Mo Ŝna by wi ęc uzna ć, Ŝe ukrycie cz ęś ci srebra mogło da ć nadziej ę na obni Ŝenie poziomu konkurencji pomi ędzy posługuj ącymi si ę kruszcem liderami. Byłoby to fachowe działanie antyinflacyjne, wymagaj ące znajomo ści metod regulowania poda Ŝy i popytu, jednak mało skuteczne w warunkach ci ągłego napły- wu srebra z zagranicy. Poza tym zabieg taki nie uzasadniałby przecie Ŝ niszczenia chowanych przedmiotów. Wró ćmy wi ęc jednak do sfery zachowań mo Ŝe irracjonalnych z ekonomicznego punktu widzenia, ale uzasadnionych przekonaniem o symboliczno-magicznej mocy pewnych przedmiotów (np. „zaabsor- bowanej" od ich wcze śniejszych posiadaczy - por. A. Gurevich 1968). Mo Ŝna j ą było skutecznie zniszczy ć przez zastosowanie odpowiednich rytuałów, a nawet „pogrzeba ć", tak aby nikt ju Ŝ nie mógł jej wy- korzysta ć. Tym wła śnie mo Ŝna wytłumaczy ć determinacj ę zabiegów deprecjonuj ących, które mo Ŝna uło Ŝyć w seri ę konsekwentnie wyko- nywanych (niekoniecznie w jednym czasie i niekoniecznie wszystkich) czynno ści. Najprostsze było (1) poci ęcie, połamanie lub cho ćby zgi ę- cie ozdoby czy monety. Niektóre z nich jednak w cało ści lub w cz ę- ściach (2) przetapiano na sztabki czy placki, aby całkowicie zatrze ć fi- zyczne podobie ństwo do oryginału. Cz ęść takich „półproduktów" jesz- cze (3) rozklepywano i/lub ci ęto na mniejsze fragmenty, które mogły by ć dodatkowo (4) ponacinane4. 4 „Ekonomi ści" uwa Ŝaj ą, Ŝe „skuwanie kruszcu w ta śmy dobrze chroniło go przed zgubieniem, w razie potrzeby mo Ŝna było cz ęść ta śmy odci ąć lub sku ć z in- ną" (J. Adamczyk 2004, s. 114). 166 Ten pozorny „nadmiar" zabiegów destrukcyjnych wynikał z te- go, Ŝe „magii nigdy nie jest za du Ŝo", gdy chodzi o zabezpieczenie si ę przed „złym" wpływem lub o pozbawienie przedmiotów nale Ŝą cych do kogo ś innego, korzystnych dla niego wła ściwo ści. Stosuje si ę w tym celu rozmaite zabiegi rytualne, mog ące si ę nawet wywodzi ć z jakich ś zabiegów praktycznych, które z czasem straciły pierwotn ą funkcj ę. Na przykład „w celu osłabienia napi ęć , jakie wyst ępowały w trak- cie dokonywania sprzeda Ŝy i kupna, tworzono szereg rytuałów, które wprowadzały atmosfer ę bezpiecze ństwa, ułatwiaj ącą przeprowadzenie transakcji. Takim wła śnie rytuałem u Skandynawów okresu wikingów było nacinanie srebra", które wywodziło si ę z prostego sposobu spraw- dzania jako ści metalu (W. Duczko 2005, s. 213). W tym kontek ście interesuj ące s ą znaleziska „skarbów" pracowi- cie zdeprecjonowanego srebra, które ukryto pod podłogami domów (w Polsce np. Obiszów i Opole - S. Suchodolski 1997, s. 152 n.). Nie chodziło tam chyba o czasowy depozyt tezauryzacyjny, do czego lepiej nadawałyby si ę całe przedmioty, lecz o umieszczenie zdepre- cjonowanego wcze śniej srebra w miejscu umo Ŝliwiaj ącym magiczn ą ochron ę mieszka ńców. Podobnie mo Ŝna zinterpretowa ć „skarby" ukry- te na granicy posiadło ści (J. Staecker 1997, s. 97). Nie były to depozyty indywidualne, lecz rodowe, gdy Ŝ w społecze ństwach skandynawskich okresu wiki ńskiego „władza i pokrewie ństwo były ze sob ą powi ązane tak, Ŝe władza zwi ązana była raczej z rodzin ą ni Ŝ z poszczególnymi osobami" (L.H. Domasnes 1991, s. 69). Magiczne funkcje „skarbów" po świadcza po średnio średniowieczne prawodawstwo islandzkie, które po chrystianizacji zabraniało ukrywania w ziemi kruszców. Pozostał do omówienia najbardziej jednoznaczny typ przedmio- tów srebrnych, czyli monety, których cz ęść obiegała w strefie oko- łobałtyckiej w swojej pierwotnej formie. Ten fakt, zastanawiaj ący w porównaniu ze zwyczajem przetwarzania „obcych" form kruszcu, oraz dwie wzmianki ibn Fadlana i ibn Rosteha o przyjmowaniu przez Skandynawów srebra monetarnego sprawiaj ą, i Ŝ pozornie wydaje si ę, Ŝe nie mo Ŝe by ć „w ątpliwo ści co do ekonomicznego znaczenia monet dla »Rusów«" (M. Bogucki 2004). My ślę jednak, Ŝe jest to pochopne przenoszenie standardów płatniczych funkcjonuj ących na uregulowa- nych rynkach muzułma ńskich do całkowicie innej rzeczywisto ści spo- 167 łeczno-gospodarczej. Oprócz wygody operowania łatwo przeliczaln ą i zestandaryzowan ą form ą srebra, mo Ŝna przecie Ŝ podejrzewa ć dodat- kow ą, magiczn ą funkcj ę tych „kr ąŜ ków" pokrytych niezrozumiałymi znakami, których w Europie Środkowej nikt nie potrafił odczyta ć, co niwelowało gwarancyjn ą funkcj ę stempli. To jest jednak temat na oddzieln ą dyskusj ę, w której trzeba by uwzgl ędni ć sugesti ę, Ŝe pieni ądz monetarny był czym ś zupełnie innym od wszelkich form niemonetarnych - zarówno kruszcowych (ozdoby i pokawałkowane srebro), jak i niekruszcowych (ró Ŝne- go rodzaju płacidła oraz niewolnicy, zwierz ęta, produkty rolne itd.) (W. Dzieduszycki 1995, s. 97 n.). Trzeba by te Ŝ rozwa Ŝyć skutki znacz- nych fluktuacji napływu monet arabskich (por. S. Brather 1996). Z rozwa Ŝań tych, które umo Ŝliwiły źródła staroskandynawskie, wynikaj ą powa Ŝne w ątpliwo ści co do czysto ekonomicznych interpre- tacji wczesno średniowiecznych zjawisk tezauryzacyjnych. Hipotezy te opieraj ą si ę bowiem na marksistowskim zało Ŝeniu absolutnej domina- cji sfery gospodarczej w społecze ństwach przedpa ństwowych i na, za- czerpni ętym z codziennej praktyki współczesnego społecze ństwa „ryn- kowego", przekonaniu o powszechno ści nastawionego na zysk racjo- nalizmu zachowa ń ludzi. Jest to podej ście ahistoryczne, które pomija ogromnie wa Ŝną sfer ę symboliczno-magiczn ą. A bez jej uwzgl ędnienia nie zrozumiemy wielu obserwowanych archeologicznie zjawisk. Zacznijmy jednak od definicji „rynku", który w interpretacji zdro- worozs ądkowej oznacza po prostu miejsce i praktyk ę wymiany ró Ŝnych dóbr, dokonywanej przez wszystkie społecze ństwa. Je Ŝeli jednak przez rynek rozumiemy masowy udział członków danego społecze ństwa w gospodarce o uregulowanych zasadach wymiany, gdzie warto ść ka Ŝ- dego towaru i usługi mo Ŝna oszacowa ć przez odniesienie do społecznie zobiektywizowanej miary w postaci pieni ądza (wa Ŝonego lub mone- tarnego), to w okresie IX, X i na pocz ątku XI w. w pa ństwie wczes- nopiastowskim i w Skandynawii trudno by szuka ć centralnej władzy, na tyle silnej i dysponuj ącej na tyle efektywn ą infrastruktur ą kontroli społecznej, aby mogła narzuci ć systematyczne przestrzeganie jakich- 168 kolwiek standardów metrologicznych, egzekwuj ąc je poprzez popart ą sił ą kontrol ę administracyjn ą. Pomi ędzy tymi skrajnymi koncepcjami rynku mie ści si ę wiele mo Ŝliwo ści po średnich, które ka Ŝdorazowo po- winny zosta ć rozwa Ŝone w konkretnym kontek ście historycznym. Oparte na tej pierwszej koncepcji i dominuj ące w literaturze wy- ja śnienia racjonalno-rynkowe, cho ć logiczne, s ą konstrukcjami, którymi łatwo zachwia ć. Upraszczaj ąc: ich autorzy uwa Ŝaj ą, Ŝe rozdrabnianie srebra jest materialnym dowodem działania „niewidzialnej r ęki rynku" towarowo-pieni ęŜ nego, który wymagał przeliczania warto ści wszystkich towarów w jednym uniwersalnym, zast ępuj ącym pieni ądz towarze, czyli w srebrze. Wzrost znalezisk złomu srebrnego datowanych na przełom tysi ącleci i pierwsz ą połow ę XI w. oznacza dla nich nasilanie si ę tego pro- cesu, który miał by ć swoistym przygotowaniem do gospodarki pieni ęŜ nej. Zanik takich znalezisk w drugiej połowie XI w. tłumaczy si ę wprowadza- niem do obiegu wielkich emisji monet pa ństwowych - w Polsce przełom stanowiła wielka aktywno ść mennicza Bolesława Śmiałego. Taka ewolucjonistyczna wizja łagodnego przechodzenia do gospo- darki rynkowo-pieni ęŜ nej, cho ć pozornie przekonuj ąca i poparta faktami, ma jednak wyra źnie słabe strony. Mo Ŝna bowiem zapyta ć, dlaczego zna- leziska złomu kruszcowego pojawiły si ę ju Ŝ w tzw. okresie w ędrówek ludów (V-VI w.), kiedy doprawdy trudno doszukiwa ć si ę stabilnego rynku towarowego. Trzeba te Ŝ wyja śni ć, jak ustalano, na skal ę przy- najmniej regionaln ą, warto ść srebra jako miary dla wszystkich innych towarów. Wreszcie, autorzy tradycyjnej koncepcji materialistycznej powinni odpowiedzie ć, dlaczego analogiczne zjawisko nie wyst ąpiło na pobliskich przecie Ŝ terenach, gdzie te Ŝ w podobnym czasie kształ- towały si ę pa ństwa wczesno średniowieczne, np. w Czechach i na W ę- grzech. Je Ŝeli tam mo Ŝliwe było „rewolucyjne" wymuszenie przez pa ń- stwo zastosowania narzuconych centralnie systemów wymiany, to dla- czego tereny wokół Bałtyku byłyby w tym wzgl ędzie inne, przechodz ąc etapy przygotowawcze, kiedy posługiwano się rozdrabnianym srebrem. Przy okazji warto te Ŝ zakwestionowa ć „ekonomiczne" tłumaczenie zanikania złomu srebrnego wypieraniem jego funkcji rynkowych przez obfite emisje monet pa ństwowych. Moim zdaniem, zmiana ta nie była kolejnym etapem w ewolucji systemu rynkowo-pieni ęŜ nego, lecz prze- jawem politycznej walki władzy królewskiej organizuj ącej pa ństwo 169 z tradycyjn ą hierarchi ą społeczn ą opart ą na powi ązaniach lokalnych. Chodziło o zast ąpienie trudnego do scentralizowanej kontroli, trady- cyjnego systemu dora źnych aliansów i lojalno ści krewniaczej, przez układ, w którym istniał tylko jeden stabilny o środek władzy terytorial- nej z monarch ą jako absolutnym punktem odniesienia całej hierarchii społecznej. Ten cel polityczny osi ągano przede wszystkim środkami mi- litarnymi i ideologicznymi (chrystianizacja), ale tak Ŝe gospodarczymi. To nie ogólna kontrola rynku, lecz kontrola politycznie strategicz- nego obiegu srebra była szczególnym celem władców wczesno średnio- wiecznych bij ących monety, na których umieszczano ich wizerunki i/lub symbole obowi ązuj ącej religii. Do pocz ątku X w. nawet w Europie Za- chodniej „monety były symbolami władzy i identyfikacji" władców, którzy sygnalizowali swoj ą dominuj ącą pozycj ę (J. Schofield 2007, s. 219). O ile jednak pierwsze emisje Przemy ślidów, Piastów, Rury- kowiczów czy Skjoldungów miały znaczenie głównie presti Ŝowo-pro- pagandowe i zapewne były wr ęcz dofinansowywane ze skarbca monar- szego5, o tyle w drugiej połowie XI w. chodziło ju Ŝ o poddanie obrotu kruszców scentralizowanej kontroli, która była przeliczalna nie tylko na zyski fiskalne, ale i polityczne. W przeciwie ństwie do liderów o zna- czeniu lokalnym, władcy terytorialni zacz ęli płaci ć za usługi material- ne, militarne i polityczne w jednostkach „gwarantowanych" przez pa ń- stwo, a nie w symbolicznych warto ściach wynikaj ących z tradycji. Koniec „skarbów" złomu srebrnego nie oznaczał wi ęc tylko przej- ścia na wy Ŝszy etap rynku pieni ęŜ nego, lecz przede wszystkim rozpad dawnych struktur społecznych i zwi ązanego z nimi systemu warto ści. Nie chodziło o stworzenie systemu gospodarki pieni ęŜ nej z przydat- ną w codziennej praktyce gradacj ą nominałów, lecz o nadanie srebru jednolitej formy symbolizuj ącej władz ę centraln ą z jej pretensjami do wył ączno ści, z chrze ścija ńsk ą ideologi ą i z personifikacj ą w osobie króla/ksi ęcia. Bicie własnej monety zgodnej z kontynentalnymi stan- dardami „denara" było te Ŝ dla organizatorów nowych pa ństw manife- stacj ą ich pozycji geopolitycznej. 5 Bardzo interesuj ąca jest w tym kontek ście działalno ść św. Stefana, który od ra- zu wypu ścił ogromne emisje drobnej monety (por. S. Suchodolski 1969). Świadczy ona zapewne o innej, wynikaj ącej z koczowniczych tradycji, pozycji władców w ę- gierskich. 170 Magiczna (?) atrakcyjno ść tych monet symbolizuj ących domina- cj ę władzy centralnej była tak du Ŝa, Ŝe na obrze Ŝach Bałtyku po- dejmowano w tej Ŝe drugiej połowie XI w. próby ich prymitywnego na śladownictwa. To, Ŝe „nie wida ć jakich ś du Ŝych, dobrze zorgani- zowanych o środków fałszerskich" (S. Suchodolski 1998, s. 28), i to, Ŝe wi ększo ść znanych egzemplarzy miała otwory lub uszka, świadczy, iŜ ich wykonawcom nie chodziło o osi ągni ęcie oszuka ńczego zysku, lecz o (prymitywne z braku odpowiedniej technologii) na śladowanie zachowania monarchów w celu przej ęcia cz ęś ci ich mocy symbolicz- no-magicznej. Kontrola obiegu srebra przez lokalne elity straciła znaczenie do- piero wobec zmasowanej akcji menniczej centralnego o środka władzy pa ństwowej. Srebro przestało by ć wówczas regulatorem porz ądku spo- łecznego, staj ąc si ę środkiem konsumpcji, tezauryzacji i regulowania zobowi ąza ń płatniczych - głównie władcy i wobec władcy. To pań- stwo, a nie lokalne zwyczaje, nadawało mu społecznie znacz ącą for- mę, której narzucało warto ść nieadekwatn ą do faktycznej zawarto ści kruszcu (por. S. Suchodolski 1994). Akcja ta miała znaczenie tyle Ŝ polityczne, co gospodarcze6. To posiadanie ziemi, a nie liczba skap- towanych srebrem popleczników, stało si ę bowiem gwarancj ą statusu. Władcy przestali utrzymywa ć arystokracj ę militarn ą zyskami z wojen, przydzielaj ąc jej maj ątki ziemskie, z których sama musiała si ę utrzy- ma ć. Niepewne dochody z wypraw poza swoje terytorium, typowe dla etapu gospodarki wojennej, zostały stopniowo zast ąpione wewn ętrzn ą eksploatacj ą mieszka ńców własnego pa ństwa, w czym pomocne było narzucenie rynkowej funkcji srebra jako uniwersalnego miernika war- to ści rzeczy oraz usług materialnych i niematerialnych. Na koniec jeszcze raz chciałbym podkre śli ć swoje w ątpliwo ści co do czysto ekonomicznych interpretacji wokółbałtyckich zjawisk tezauryzacji i fragmentaryzacji/deprecjacji przedmiotów srebrnych. 6 Zanotowana przez Galia wyj ątkowa „szczodro ść " Bolesława Śmiałego była mo Ŝliwa tylko dzi ęki niezwykłemu w owych czasach psuciu monet (S. Suchodolski 1994, s. 40). 171 Hipotezy zwolenników jakiego ś systemu pieni ądza przedmonetar- nego opieraj ą si ę a priori na zało Ŝeniu prymatu sfery gospodarczej i powszechno ści nastawionego na zysk racjonalizmu równie Ŝ w daw- nych społecze ństwach. To, Ŝe badanie sfery symboliczno-magicznej jest trudne i nie prowadzi do ostatecznych wniosków, nie uspra- wiedliwia dokonywania uproszcze ń trywializuj ących intelektualne bogactwo wczesno średniowiecznego świata. Oczywi ście podwa Ŝa- nie hipotez opartych na przesłankach racjonalizmu ekonomicznego nie oznacza, bynajmniej, Ŝe nale Ŝy je całkowicie zast ąpi ć hipotez ą sprowadzaj ącą wszystko do zachowa ń pozaekonomicznych. Homo symbolicus i homo oeconomicus to były dwie komplementarne stro- ny mentalno ści człowieka we wczesnym średniowieczu i we wszyst- kich innych epokach. Im dalej cofamy si ę w przeszło ść , tym trudniej jest je rozdzieli ć i tym bardziej zawodne s ą próby formułowania uni- wersalnych i jednoznacznych wyja śnie ń. Niepodzielnie dominuj ące dzi ś w fachowej literaturze przekona- nie o głównie ekonomicznym podło Ŝu tych charakterystycznych cech okołobałtyckiego wczesnego średniowiecza wydaje mi si ę zdecydo- wanie zbyt jednostronne, gdy Ŝ nie uwzgl ędnia regionalnej specyfiki warunków historycznych. Ekstrapolacja mentalno ści rynkowej, jaka mogła si ę ukształtowa ć w Bizancjum, w kalifatach, a mo Ŝe ju Ŝ i w roz- wini ętych pa ństwach pokaroli ńskich, na obszary poło Ŝone poza bez- po średnim zasi ęgiem cywilizacji wywodz ącej si ę z tradycji rzymskich jest zbytnim uproszczeniem gł ębokich ró Ŝnic kulturowych. Tymczasem w śród numizmatyków panuje wci ąŜ niemal pełna zgodno ść co do tego, Ŝe „kruszec napływał głównie za spraw ą han- dlu i był nast ępnie wykorzystywany w charakterze pieni ądza w ob- rocie wewn ętrznym" (S. Suchodolski 2003, s. 186). Ja natomiast uwa- Ŝam, Ŝe w badaniach nad wodzowskimi systemami ekonomii politycz- nej, sterowanej nie mechanizmami rynkowymi, lecz regułami pod- trzymywania hierarchicznego porz ądku społecznego, trudno uzasadni ć rozdzielanie płaszczyzny działa ń ekonomicznych i zachowa ń sym- boliczno-magicznych. Zwolennicy tradycyjnej interpretacji uwzgl ęd- niaj ą wprawdzie aspekty pozaekonomiczne, ale przez ich wydzielenie w odr ębn ą kategori ę znalezisk „dziwnych". Zespoły kruszcowe dziel ą bowiem na: (1) „depozyty o charakterze ekonomicznym", w których 172 srebro „miało przede wszystkim charakter środka płatniczego b ądź ku- mulacji warto ści", (2) „depozyty samych ozdób", które s ą „kumulacj ą maj ątku" i zabezpieczaj ą przedmioty stanowi ące symbol „władzy i bo- gactwa", oraz (3) „depozyty o charakterze kultowym" zło Ŝone w miej- scach uniemo Ŝliwiaj ących ich odzyskanie (M. Bogucki 2004)7. W tej klasyfikacji uderza jej czysto intuicyjny charakter - wywie- dziono j ą z przyj ętych a priori przesłanek, których nie poddaje si ę pod dyskusj ę. Jedn ą z nich jest gł ęboko ugruntowane przekonanie, Ŝe sre- bro samo w sobie stanowiło warto ść b ędącą obiektem powszechnego po Ŝą dania i uciele śnieniem bogactwa, które decydowało o pozycji społecznej wła ściciela. Jego gromadzenie i chowanie „musiało" za- tem mie ć podło Ŝe ekonomiczne. Jest to klasyczna ekstrapolacja w od- legł ą przeszło ść współczesnej mentalno ści ludzi przyzwyczajonych do szacowania statusu społecznego wielko ści ą zgromadzonego maj ąt- ku. Drug ą, ukryt ą przesłank ę tego podziału stanowi wiara, Ŝe wszyst- kie „skarby" potencjalnie dost ępne miały by ć kiedy ś odzyskane i tyl- ko niespodziewany zbieg okoliczno ści uniemo Ŝliwił ich wła ścicielom podj ęcie depozytu. I tu równie Ŝ wyczuwa si ę przekonanie, Ŝe tak jak dzisiaj równie Ŝ przed tysi ącem lat nikt b ędący przy zdrowych zmy- słach nie pozbywał si ę dobrowolnie zgromadzonego bogactwa, które przecie Ŝ daje (i „zawsze" dawało) poczucie siły i stanowi zabezpie- czenie na przyszło ść . Takie zdroworozs ądkowe kategorie my ślenia o przeszło ści de- terminuj ą oczywi ście wyniki klasyfikacji. Podział na depozyty „eko- nomiczne", „presti Ŝowe" i „kultowe" w oczywisty sposób ukierun- kowuje wszelkie dalsze rozwa Ŝania nad ka Ŝdą z tych grup. Wyni- kiem takiej klasyfikacji nie jest wi ęc wst ępny „obiektywny" podział materiału na grupy poddawane pó źniej interpretacji, lecz gotowe sformułowania funkcjonalne, z których trudno si ę wyzwoli ć, gdy Ŝ emocjonalne konotacje pewnych słów ukierunkowuj ą sposób my śle- nia. Autorytatywne odniesienie funkcji depozytów o ró Ŝnym składzie do ró Ŝnych sfer rzeczywisto ści społecznej sprawia, Ŝe konkluzja po- przedza przesłanki. 7 Podobne, cho ć nie tak ostro zarysowane stanowisko zajmuje Stanisław Su- chodolski (2003, s. 186-188). 173 Innym przykładem takiej „interpretuj ącej" nazwy jest sam utrwa- lony dług ą tradycj ą termin „skarb", który wr ęcz narzuca odwoływanie si ę do kategorii bogactwa i maj ątku oraz sposobów jego przechowywa- nia. Trudno dzisiaj postulowa ć jego zmian ę, ale z pewno ści ą bezpiecz- niejsze s ą, proponowane przez Mateusza Boguckiego, okre ślenia typu: „znaleziska gromadne". Równie Ŝ nazwy typu „depozyty o charakte- rze ekonomicznym" lub „depozyty o charakterze kultowym" znacznie ograniczaj ą mo Ŝliwo ści manewru. Stwarzaj ą bowiem zamkni ęte koło rozumowania, w którym terminologia wskazuje kierunek poszukiwa ń, potwierdzaj ących z kolei terminologi ę, a ka Ŝda próba przerwania ta- kiego zakl ętego kr ęgu budzi zrozumiały psychologicznie, cho ć meto- dologicznie nieuzasadniony opór. Badacze skupiaj ą si ę z reguły na pierwszych dwóch kategoriach znalezisk, w których interpretacji nie dopuszczaj ą Ŝadnych rozwa- Ŝań o zachowaniach wykraczaj ących poza sfer ę rz ądzon ą prawami ekonomii rynkowej i strachem przed utrat ą maj ątku. To obsesyjne skupianie si ę na sferze ekonomicznej zaprzecza humanistycznemu nakazowi ukazywania wielowymiarowo ści świata, z jego fascynuj ącą ró Ŝnorodno ści ą kulturow ą, zró Ŝnicowaniem wzorców normatywnych i niepokoj ącą, lecz zawsze obecn ą doz ą nieokre ślono ści. Porz ądkowa- nie przeszłej rzeczywisto ści według własnych kategorii kulturowych smutnie zaw ęŜ a horyzont obserwacji, eliminuj ąc wszystko, co „ob- ce". Przeszło ść , tera źniejszo ść i przyszło ść staj ą si ę jednowymiaro- we, proces historyczny zaw ęŜ a si ę do trajektorii liniowej, a proces badawczy ulega skrajnemu uproszczeniu. Nie twierdz ę, Ŝe mo Ŝna si ę całkowicie uwolni ć od własnego baga Ŝu kulturowego, bo oczywista jest „wzajemna zale Ŝno ść naszego poznawania, rozumienia i interpre- towania przeszłych zjawisk [...] z naszymi kulturowo zdeterminowa- nymi kategoriami my ślenia" (S. Tabaczy ński 1993, s. 11), ale przy- najmniej trzeba mie ć świadomo ść skutków tej współzale Ŝno ści. Trzeba si ę te Ŝ pogodzi ć z tym, Ŝe bardzo mało wiemy o prze- szło ści, i unika ć jednostronnych interpretacji. Mo Ŝe si ę bowiem oka- za ć, Ŝe stawianie radykalnych i pozornie nieprawdopodobnych hipotez mo Ŝe mie ć du Ŝe znaczenie heurystyczne, zmuszaj ąc do staranniej- szej obrony tradycyjnych wyja śnie ń i do wprowadzenia do nich przy- najmniej kilku du Ŝych znaków zapytania. W tym sensie zarysowana 174 tu dyskusja przyczyniła si ę „do od świe Ŝenia problemów, które wy- dawały si ę od dawna rozwi ązane. Przy czym nie chodzi ju Ŝ tylko o ge- nez ę skarbów, ale o ocen ę roli pieni ądza w ówczesnej gospodarce. Mo- Ŝe najwi ększym zyskiem z całego przedsi ęwzi ęcia jest zdobycie świa- domo ści, i Ŝ zagadnienia te s ą bardziej skomplikowane, ni Ŝ mo Ŝna by s ądzić" (S. Suchodolski 2005, s. 220). I 8. OD PIASTA DO MIESZKA Dla badacza wczesnych dziejów ka Ŝdego pa ństwa podstawowym wy- zwaniem jest wyja śnienie: w jakich okoliczno ściach nast ąpiło ukształ- towanie si ę stabilnej organizacji terytorialnej zarz ądzanej przez cen- tralny o środek władzy, który ro ścił sobie pretensje do kontroli nad wszystkimi sferami aktywno ści społecze ństw zamieszkuj ących okre- ślony obszar. Równie wa Ŝne jest ustalenie: co działo si ę wcze śniej, tj. jak władza zwierzchnia dostała si ę w r ęce w ąskiej elity, która dała po- cz ątek scentralizowanym rz ądom dynastycznym. W przypadku Pol- ski takie badania utrudnia historykom brak rozbudowanych źródeł pi- sanych, z których mogliby śmy zaczerpn ąć wiarygodny opis sekwencji zdarze ń poprzedzaj ących „nagłe" wej ście Mieszka I na geopolityczn ą scen ę Europy Środkowej. Z odmiennym problemem borykaj ą si ę archeolodzy, którzy maj ą do dyspozycji ogromny (i wci ąŜ szybko si ę powi ększaj ący) zasób wie- dzy o kulturze materialnej czasów przedmieszkowych, ale nie mog ą ich przekształci ć w narracj ę historyczn ą. Brak im bowiem, co oczywi- ste, informacji zewn ętrznych w stosunku do materialnego świadectwa przeszło ści. Nie maj ą wi ęc mo Ŝliwo ści śledzenia losów poszczegól- nych ludzi i wydarze ń zachodz ących w sferze politycznej. Nie maj ą te Ŝ wci ąŜ narz ędzi tak precyzyjnego datowania, aby mogli rozpozna ć po- szczególne zdarzenia - nawet te zarejestrowane w źródłach pisanych. Badaj ąc czasy przedmieszkowe, jeste śmy zatem skazani na speku- lacje oparte na interdyscyplinarnym kompilowaniu róŜnorodnych infor- macji w nadziei stworzenia wiarygodnej wizji procesu, który wyniósł do władzy dynasti ę, du Ŝo pó źniej nazwan ą „piastowsk ą". Korzystamy z lepiej poznanych przykładów procesów pa ństwotwórczych zachodz ą- cych w podobnych warunkach historycznych i z do świadcze ń antropo- logii historycznej, która ujawnia mechanizmy przekształce ń organizacji wzgl ędnie zdecentralizowanych, lub centralizowanych tylko dora źnie, w struktury stabilnego pa ństwa terytorialnego (por. P. Urba ńczyk 2000a). 176 Zdarzenie, które mogło da ć pocz ątek procesowi tworzenia pa ństwa nazwanego około 1000 r. „Poloni ą" (por. rozdz. 12), zostało wspomnia- ne po raz pierwszy w Kronice polskiej napisanej w drugiej ćwierci XII w. przez anonimowego autora, tradycyjnie nazywanego „Gallem"1. „Jest to źródło, do którego ustosunkowuje si ę ka Ŝde pokolenie bada- czy" (J. Banaszkiewicz 1986, s. 5). Relacja tajemniczego kronikarza pracuj ącego przy dworze Bolesława Krzywoustego długo była uwa Ŝana za wytwór mitologizuj ącej przeszło ść tradycji, w jakiej specjalizowała si ę średniowieczna historiografia. Powa Ŝnej refleksji nie sprzyjała te Ŝ eskalacja tej legendy przez naszych kolejnych kronikarzy, którzy coraz bardziej rozbudowywali coraz mniej wiarygodne opisy wej ścia na sce- nę polityczn ą przodków Mieszka I (por. kronik ę Mistrza Wincentego, Kronik ę wielkopolsk ą i dzieło Jana Długosza). Tote Ŝ cz ęsto ogranicza- no si ę do bezpiecznego stwierdzenia, Ŝe cho ć „wiarygodne wydaj ą si ę imiona ksi ąŜę cych przodków Mieszka", to o reszcie opisanych wydarze ń nie moŜna dyskutowa ć z wi ększym zaufaniem (J. Strzelczyk 1999a, s. 53). Jednocze śnie zwracano uwag ę na podobny schemat innych, kr ą- Ŝą cych po Europie mitów zało Ŝycielskich. Najbli Ŝsza wydawała si ę opowie ść hagiografa św. Germana, któremu król brytyjski odmówił go ściny zaoferowanej pó źniej przez zwykłego świniopasa. To wła śnie tego człowieka z nizin biskup wyniósł pó źniej na tron, wyp ędzaj ąc małostkowego króla z cał ą rodzin ą (por. obszerne omówienie Jacka Banaszkiewicza - 1986, s. 125-127). Podobie ństwa w ątków s ą oczy- wiste, ale nie o nie tu chodzi. Anonimowy autor najstarszej wersji wczesnych dziejów Polski bar- dzo lakonicznie przedstawił okoliczno ści odległego momentu obj ęcia władzy zwierzchniej przez zało Ŝyciela dynastii Piastów. W klasycznym tłumaczeniu Romana Gródeckiego z 1923 r. brzmi to nast ępuj ąco: [ksi ęga I, rozdz. 1] Był mianowicie w mie ście Gnie źnie [...] ksi ąŜę imieniem Popiel, maj ący dwóch synów; przygotował on zwyczajem poga ńskim wielk ą uczt ę na ich po- strzy Ŝyny, na któr ą zaprosił bardzo wielu swych wielmo Ŝów i przyjaciół. Zdarzyło si ę 1 Dzi ęki badaniom zespołu prof. Tomasza Jasi ńskiego niedługo b ędziemy go pewnie nazywa ć Anonimem „Wenecjaninem", a mo Ŝe nawet dowiemy si ę, jak si ę nazywał. 177 za ś z tajemnej woli Boga, Ŝe przybyli tam dwaj go ście, którzy nie tylko nie zostali zaproszeni na uczt ę, lecz nawet odp ędzeni w krzywdz ący sposób od wej ścia do miasta. A oni oburzeni nieludzko ści ą owych mieszczan skierowali si ę od razu na przedmie ście, gdzie trafili zupełnym przypadkiem przed domek oracza wspomnianego ksi ęcia, który urz ądzał uczt ę dla synów. Ów biedak pełen współczucia zaprosił tych przybyszów do swej chatki i jak najuprzejmiej roztoczył przed nimi obraz swego ubóstwa [...] [ksi ęga I, rozdz. 2] Mieszka ńcami go ścinnego domu byli niejaki Piast, syn Cho ściska, i Ŝona jego imieniem Rzepka; oboje oni z całego serca starali si ę wedle mo Ŝno ści zaspokoi ć potrzeby go ści [...] Postanowił bowiem ów ubogi wie śniak w czasie, gdy ksi ąŜę jego pan b ędzie urz ądzał uczt ę dla synów - bo kiedy indziej nie mógłby tego zrobi ć dla zbytniego ubóstwa - przyrz ądzi ć nieco lepszego jedzenia na postrzy Ŝyny swego malca i zaprosi ć paru równie ubogich przyjaciół nie na uczt ę, lecz raczej na skromn ą zak ąsk ę; tote Ŝ karmił prosiaka, którego przeznaczył na ow ą potrzeb ę [...] Go ście ka Ŝą tedy spokojnie Piastowi nalewa ć piwo, bo dobrze wiedzieli, Ŝe przez picie piwa nie ub ędzie go, lecz przyb ędzie. I tak ci ągle miało przybywa ć piwa, a Ŝ napełniono nim wszystkie wypo Ŝyczone naczynia, a natomiast ci, co ucztowali u księcia, znale źli [swoje naczynia] puste. Polecaj ą te Ŝ zabi ć wspomnianego prosiaka, którego mi ęsem - rzecz nie do wiary - napełni ć miano dziesi ęć naczy ń, zwanych po słowia ńsku „cebry". [...] za rad ą i zach ętą go ści pan ich ksi ąŜę i jego wszyscy współbiesiadnicy zaproszeni zostaj ą przez kmiotka Piasta, a zaproszony ksi ąŜę wcale nie uwa Ŝał sobie za ujm ę zaj ść do swojego wie śniaka [...] [ksi ęga I, rozdz. 3] Po tym wszystkim młody Siemowit, syn Piasta Cho ściskowiea, wzrastał w siły i lata i z dnia na dzie ń post ępował ród w zacno ści do tego stopnia, Ŝe król królów i ksi ąŜę ksi ąŜą t za powszechn ą zgod ą ustanowił go ksi ęciem Polski, a Popiel ą wraz z potomstwem doszcz ętnie usun ął z królestwa [...] Trzeba podkre śli ć, Ŝe autor pierwszej „kroniki polskiej" (w prze- ciwie ństwie do pó źniejszych interpretatorów polskich dziejów) oparł si ę pokusie ozdobienia „pradziejów" dynastii piastowskiej w ątkami heroicznymi, które niew ątpliwie przydałyby jej blasku. A przecie Ŝ byłby to zabieg zupełnie typowy w owych czasach, kiedy bez Ŝad- nych ogranicze ń czerpano z mniej lub bardziej wiarygodnej wiedzy o przeszło ści, któr ą uzupełniano wyobra źni ą tak, by spełni ć oczekiwa- nia inicjatorów spisywania dziejów, tj. bezpo średnich adresatów dzieł „historycznych", a tak Ŝe ich przyszłych czytelników. Nie próbował te Ŝ ulokowa ć opisywanych wydarze ń w czasach grecko-rzymskiego antyku. Chocia Ŝ we wst ępie do ksi ęgi III erudycyjnym ekskursem w czasy staro Ŝytne zasygnalizował swoje obycie z dziejami Rzymian, Galów, Medów, Persów czy Kartagi ńczyków, ale zupełnie wiedzy tej 178 nie wykorzystał, opisuj ąc genealogi ę Mieszka I. Takie musiało wi ęc by ć nastawienie polskiego Ko ścioła i/lub dworu ksi ąŜę cego do własnej przeszło ści, której nie próbowano powi ąza ć z obowi ązuj ącą w chrze ś- cija ńskiej Europie tradycj ą śródziemnomorsk ą. Nie wstydzono si ę te Ŝ poga ńskich korzeni dynastii, cho ć złagodzono ten obraz przez zasuge- rowanie boskich ingerencji, poprzedzaj ących nieuniknione „przejrze- nie na oczy" Mieszka I. Nie ulegaj ąc pokusie radykalnego „poprawienia" piastowskiej ge- nealogii, Anonim skupił si ę tylko na dost ępnych mu informacjach, „któ- re utrwaliła wierna pami ęć " (I, 3). Powołuje si ę te Ŝ na anonimowych „starców" (I, 3). Jednak według Przemysława Wiszewskiego (2004, s. 172) „autorzy wczesno średniowiecznych kronik cz ęsto odnosili si ę do usług anonimowych »starców«, kiedy tylko chcieli zasugerowa ć, Ŝe otrzymali informacje z jakiego ś źródła, chocia Ŝ w rzeczywisto- ści tylko adaptowali interesuj ące ich motywy z innych przekazów". W ka Ŝdym razie źródła informacji Anonima ograniczały si ę, sądz ąc z jego przekazu, niemal wył ącznie do listy imion pierwszych Piastów wzbogaconej standardowymi pochwałami za ich zasługi w umacnianiu i poszerzaniu pa ństwa. Wiarygodno ść bardziej rozbudowanych moty- wów sam autor zaraz podwa Ŝył w ątpliwo ści ą, Ŝe mogło to by ć wspo- mnienie, które „zagin ęło w niepami ęci wieków" (I, 3). Ograniczył si ę zatem głównie do samego w ątku genealogicznego panuj ącej dynastii, co powinno obudzi ć podejrzenia jakiej ś manipula- cji, której celem było przedstawienie niczym niezakłóconej linii dy- nastycznej. Ka Ŝdorazowo bezproblemowe przejmowanie władzy przez jedynego (!) syna zmarłego władcy ma wprawdzie du Ŝy walor dy- daktyczny, ale jest bardzo mało wiarygodne. Trudno uwierzy ć, Ŝe pro- toplasci Mieszka I nie mieli cho ć cz ęś ci tych problemów z przekaza- niem władzy monarszej, których do świadczył on sam i jego nast ępcy, a i współrz ądy braci nie były wszak niczym dziwnym we wcze śniej- szym średniowieczu. Słusznie wi ęc si ę uwa Ŝa, Ŝe ta cz ęść piastowskiej legendy jest świadomie zlinearyzowan ą (niekoniecznie przez Galia) wersj ą najstarszych dziejów „naturalnych" władców Polski, w któ- rej ewentualnie wiarygodne s ą tylko imiona protoplastów Mieszka I, uło Ŝone w niezakłócony ci ąg bezkonfliktowego dziedziczenia władzy zwierzchniej. 179 Tego przekonania nie mo Ŝna chyba automatycznie odnosi ć rów- nie Ŝ do najwcze śniejszego epizodu, tj. relacji z okoliczno ści pozba- wienia władzy Popiel ą, które zasłu Ŝyły na bli Ŝsz ą uwag ę Anonima. Natr ętny dydaktyzm tego opisu i wyra źnie legendarne w ątki, o jakie go wzbogacono, przysporzyły znacznych kłopotów historykom, którzy przez długi czas skłaniali si ę ku sceptycznej ocenie jego wiarygodno- ści lub przynajmniej wykazywali wstrzemi ęź liwo ść interpretacyjn ą, stwierdzaj ąc, Ŝe poza najprostszymi informacjami „niewiele wi ęcej da si ę z tego przekazu uzyska ć" (A. Gieysztor 1970a, s. 70). W prze- ciwn ą skrajno ść wpadali historycy amatorzy, którzy bezkrytycznie ob- darzali Gallow ą relacj ę pełnym zaufaniem, uzupełniaj ąc j ą o elementy będące wytworem ich własnej wyobra źni (np. L. Czupkiewicz 1998, s. 41^14; J. Mo ścicki 2001, s. 186-215). Mi ędzy tymi dwiema skraj- no ściami na pewno mo Ŝna jednak poszukiwa ć mo Ŝliwo ści interpreta- cyjnych, które pozwol ą wycisn ąć z tak trudnego źródła cho ć troch ę wiadomo ści wartych powa Ŝnego rozwa Ŝenia. Przekonuj ąco wykazał to Jacek Banaszkiewicz w fascynuj ącej ksi ąŜ ce Podanie o Pia ście i Popielu opublikowanej w 1986 r. Swoj ą obszern ą analiz ę porównawcz ą oparł na koncepcjach Georges'a Du- mezila, który podstawy ideologiczne władzy królewskiej we wcze- sno średniowiecznej Europie wyprowadzał ze wspólnych indoeuro- pejskich korzeni mitologicznych. Zatem równie Ŝ i polska wersja fabuły „nale Ŝała zapewne do odziedziczonej przez Słowia ńszczyzn ę tzw. indoeuropejskiej spu ścizny duchowej. Posługiwano si ę ni ą dla uzyskania okre ślonych efektów ideowych" (J. Banaszkiewicz 1986, s. 193). W Ŝaden sposób nie nawi ązuje ona do zapomnianych pradziejów, do jakiej ś mo- narszej linii, która została wygnana przez silniejszego uzurpatora. Pozbawienie tronu złego króla i zdobycie władzy przez nic nie znacz ącego, lecz pełnego cnót bohatera dokonuje si ę w ramach pewnego ideowego schematu, znajduj ącego urzeczywistnienie w fabularnych realiach podania (tam Ŝe, s. 194). Ta propozycja, oparta na wysublimowanej analizie motywów mitologicznych, umieszcza wprawdzie przekaz Anonima w interkon- tynentalnej tradycji indoeuropejskiej, ale odbiera jej wszelki walor sprawozdawczy. Podwa Ŝona bowiem zostaje nawet ewentualna „kon- statacja o doj ściu Piastów do władzy w wyniku obalenia Popielidów. 180 Wydaje si ę ona [bowiem - P.U.] oczywi ście i niepodwa Ŝalnie wynika ć z podania" (tam Ŝe, s. 194). Mimo perswazyjnej siły tych argumentów, s ądz ę, Ŝe jednak mo Ŝna z podania o pocz ątkach pierwszej polskiej dynastii wycisn ąć pewne in- formacje, które mog ą mie ć walor relacji historycznej. Nie namawiam oczywi ście do dosłownej akceptacji wersji Gallowej, lecz do sko- rzystania z wiedzy ogólnej, ale nie tej dotycz ącej kształtowania si ę „uniwersalnych"/indoeuropejskich sposobów legitymizowania władzy zwierzchniej, lecz tej wyja śniaj ącej mechanizmy wyłaniania si ę takiej władzy w społecze ństwach znajduj ących si ę w stadium przedpa ństwo- wym. W tym celu nale Ŝy odrzuci ć wszelkie informacje jednostkowe (np. imiona i miejsca) oraz te ubarwiaj ące narracj ę nieistotnymi szcze- gółami (np. dialogi, opisy jadła czy zdarzenia nadprzyrodzone) i sku- pi ć si ę na ukrytych w dydaktyzuj ącej narracji mechanizmach funk- cjonowania społecze ństwa przedpa ństwowego. Dla takiej analizy nie jest istotne, jak naprawd ę brzmiały imiona protagonistów tej historii, które Anonim zapisał w formie PaztlPazto (= Piast?) i PopellPumpil (= Popiel?), ani jaka jest ich etymologia czy te Ŝ wymowa symboliczno-mitologiczna. Niewa Ŝne jest te Ŝ, kto i co jadł ani kto i co powiedział. Odrzucaj ąc cały ten narracyjny szum informacyjny, trzeba si ę skupi ć na podstawowych elementach samej fabuły, próbuj ąc dotrze ć do „pierwotnego" przekazu, którego niekon- trowersyjna prostota nie sprowokowała ani autora, ani jego dworskich mocodawców do jakich ś manipulacji maj ących na celu poprawienie tej relacji zgodnie z aktualnym zapotrzebowaniem politycznym. My ślę, Ŝe legenda piastowska mo Ŝe by ć wdzi ęcznym obiektem ta- kiego zabiegu oczyszczaj ącego, który pozwoli ujawni ć nie tyle ukryty w niej uniwersalizm mitologiczny, ile polityczny uniwersalizm pro- cesów „pa ństwotwórczych" identyfikowanych przez antropologi ę histo- ryczn ą (por. P. Urba ńczyk 2000a, s. 66). Przy takim podej ściu lakonicz- no ść Gallowej relacji, która tak bardzo przeszkadzała historykom i na- suwała liczne w ątpliwo ści co do jej wiarygodno ści, mo Ŝe si ę okaza ć jej zalet ą. Pozwala bowiem mie ć nadziej ę, Ŝe samego zr ębu przekazu nie poddano manipulacjom, w przeciwie ństwie do jego pó źniejszych wersji. Trzeba go tylko oczy ści ć z ozdobników wprowadzonych za- równo przez mitologizuj ących swoje „pradzieje" władców, jak i przez 181 samego kronikarza inspirowanego przez patronuj ących mu biskupów, którzy próbowali „schrystianizowa ć" poga ńsk ą wszak opowie ść . Trze- ba mie ć przy tym nadziej ę, Ŝe ewentualne manipulacje polegały głów- nie na uczynieniu opowie ści bardziej „piastowsk ą", co nie wymagało jednak poprawiania samej fabuły utrwalonej w tradycji ustnej. Pozbawiaj ąc Gallow ą opowie ść zb ędnych ozdobników, uzyska- my niemal podr ęcznikowy opis procesu tworzenia wczesno średnio- wiecznego pa ństwa dynastycznego (por. rozdz. 3). Przej ęcie dominu- jącej pozycji przez człowieka wybranego przez „lud" niezadowolony z poprzedniego przywództwa, to przecie Ŝ typowy scenariusz roz- wi ązywania kryzysu władzy w organizacjach wodzowskich, w któ- rych najwy Ŝszy status miał charakter warunkowy, tj. uzale Ŝniony od dora źnej oceny skuteczno ści aktualnego przywództwa. Równie Ŝ dalszemu rozwojowi wydarze ń trudno co ś zarzuci ć z perspektywy do świadcze ń antropologii historycznej. Ta zgodno ść podstawowej fa- buły z teori ą procesów poprzedzaj ących tworzenie scentralizowanych pa ństw dynastycznych pozwala chyba wykluczy ć jej świadome sfał- szowanie na dworze Bolesława Krzywoustego, gdy Ŝ musiałoby to po- zostawi ć ślady w postaci ewidentnych sprzeczno ści z antropologicz- no-historyczn ą wiedz ą o mechanizmach pa ństwotwórczych, jak ą dzi- siaj dysponujemy. Wykorzystuj ąc własne słowa Anonima, w ątek ten mo Ŝna stre ści ć nast ępuj ąco: kiedy jeszcze „ksi ęstwo polskie nie było tak wielkie" {Kronikapolska I, 2) jego władca wspierany dotąd „przez bardzo wielu swych wielmo Ŝów i przyjaciół" (I, 1) nie potrafił (lub nie chciał) „za- spokoi ć potrzeby go ści", czyli napoi ć ich piwem i nakarmi ć mi ęsem, co zaoferował im zwykły „oracz" (I, 2). Wobec tego równie Ŝ „ksi ąŜę i jego wszyscy współbiesiadnicy zaproszeni zostaj ą przez kmiotka" (I, 2). Ten sukces sprawia, Ŝe wkrótce jego syna „za powszechn ą zgo- dą" ustanowiono „ksi ęciem", jednocze śnie usuwaj ąc z kraju poprzed- niego przywódc ę „wraz z potomstwem" (I, 3). Nowy ksi ąŜę militar- nie „granice swego ksi ęstwa rozszerzył" (I, 3). Nie mniejsze zasługi wojenne miał jego syn i dziedzic władzy zwierzchniej, po którym odziedziczył przywództwo jego z kolei syn, który ekspansj ę swych poprzedników kontynuował. Wedle zwyczaju zwoływał on jeszcze ze- 182 brania „komesów i innych swoich ksi ąŜą t", podczas których zasi ęgał rady „starszych i roztropniejszych z obecnych" (I, 4). Jego syn Miesz- ko, obj ąwszy ksi ęstwo, równie Ŝ zacz ął energicznie „napastowa ć ludy [s ąsiednie] dookoła", i „w ko ńcu za Ŝą dał w mał Ŝeństwo jednej bardzo dobrej chrze ścijanki z Czech" i za jej spraw ą powoli „wyrzekł si ę bł ędów poga ństwa" (I, 5). W takiej wersji relacja Anonima oferuje schematyczny, lecz bar- dzo poprawny opis procesu tworzenia stabilnego pa ństwa terytorialne- go przez ród, któremu „za zasługi" w zaspokajaniu dora źnych potrzeb społecznych warunkowo powierzono władz ę zwierzchni ą i który pó ź- niej dzi ęki ekspansji militarnej zdobywał środki do utrwalenia władzy dynastycznej, mobilizował aktywno ść społeczn ą oraz monopolizował środki kontroli społecznej. W ten sposób Piastowie, którzy po wynie- sieniu ich do władzy przez niezadowolony z rz ądów ich poprzedników „lud", dzi ęki determinacji i sukcesom militarnym, potrafili utrzyma ć i uczyni ć dziedziczn ą swoj ą dominuj ącą pozycj ę, stopniowo rozszerza- li swoj ą domen ę terytorialn ą i umacniali swoj ą dominacj ę polityczn ą. Mieszko I ostatecznie przypiecz ętował niepodwa Ŝalny status dynastii, zmieniaj ąc religi ę w celu uzyskania ideologicznej legitymacji jedy- nowładztwa (por. P. Urba ńczyk 2000b, rozdz. III.5). W ten sposób dokonał ostatecznej centralizacji systemu władzy i uzyskał akceptacj ę geopolityczn ą. W opisie tym podkre ślono zastosowanie przemocy, która była skie- rowana głównie na zewn ątrz - w celu „rozszerzania granic ksi ęstwa" - ale pewnie te Ŝ i w stosunku do zbyt mało uległych mieszka ńców własnej domeny. Koncepcja militarnego podło Ŝa procesów pa ństwo- twórczych ma w śród mediewistów swoich stałych zwolenników, cho ć w Polsce nie zyskała wi ększego poparcia. Jednak uwagi o siłowym narzucaniu „nowego modelu ustrojowego" s ą obecne nawet u Henryka Łowmia ńskiego (1973, s. 406), mimo widocznego ewolucjonizmu jego wizji powstawania pa ństw wczesno średniowiecznych. Ostatnio rów- nie Ŝ Gerard Labuda (2002, s. 50) zwrócił uwag ę, Ŝe „w dotychczaso- wej historiografii nie doceniono roli podboju wewn ętrznego, sugeruj ąc poniek ąd w to miejsce sielankowy proces scalania poszczególnych ziem". 183 Wró ćmy jednak do pocz ątku tego ła ńcucha wydarze ń, który ot- wiera zmiana przywództwa ulokowana przez Anonima „w Gnie źnie"2. Antropolodzy badaj ący przedpa ństwowe struktury władzy skupiaj ą si ę przede wszystkim na mechanizmach zmian przywództwa, które w or- ganizacjach wodzowskich zostało zinstytucjonalizowane i wzgl ędnie ustabilizowane jako o środek koordynuj ący wi ększo ść sfer aktywno ści populacji uznaj ącej jego zwierzchno ść (E.R. Service 1962, s. 133 n.). W takim systemie decyduj ące w osi ągni ęciu dominuj ącej pozycji by- ły osobiste cechy pretendentów, predestynuj ące ich w oczach „ludu" do pełnienia funkcji przywódczej, co oznaczało obowi ązek dora źnego zapewnienia dobrobytu swoim ludziom. Taki system scentralizowanych relacji społecznych był ści śle zwi ązany z centralnie kontrolowanym obiegiem nadwy Ŝek produkcyjnych, których redystrybucja utrwalała hierarchiczn ą struktur ę władzy, finansuj ąc centrum polityczne przez mobilizowanie nadwy Ŝek (głównie Ŝywno ści) przeznaczonych na zbio- rowe ceremonie organizowane przez to centrum, a cz ęś ciowo przez nie samo konsumowanych (T.K. Earle 1987, s. 292). Kontrola nad magazynowaniem i redystrybuowaniem nadwy Ŝek wzmacniała presti Ŝ przywódcy, który był gwarantem bie Ŝą cej pomy ślno ści swoich zwo- lenników. Odpowiadał te Ŝ za bezpiecze ństwo zewn ętrzne, organizuj ąc w razie potrzeby obron ę. Dobrze widziany był te Ŝ agresywny stosunek do s ąsiadów, co w razie sukcesu zapewniało dodatkowe zyski uczest- nikom ataku. Była to gospodarka zdominowana przez sfer ę polityczn ą, gdy Ŝ scentralizowany system relacji społecznych funkcjonował równolegle z centralnie kontrolowanym obiegiem nadwy Ŝek, który miał podstawo- we znaczenie dla trwało ści takiej organizacji. Centra władzy, dora źnie nadzoruj ące obronny lub zaczepny wysiłek militarny, na co dzie ń odpo- wiadały za utrzymanie ładu społecznego i dobrobyt „ludu". Zu Ŝywały one cz ęść nadwy Ŝek na własn ą konsumpcj ę, zwracaj ąc reszt ę człon- kom społeczno ści według specyficznych reguł, które słu Ŝyły podtrzy- mywaniu porz ądku społecznego. Taki system redystrybucyjny zdawał si ę charakteryzowa ć zhierarchizowane społecze ństwa wczesno średnio- wieczne b ędące w fazie przedpa ństwowej (K. Polanyi 1968, s. 149). Por. najnowsze obja śnienie dziejów tej nazwy przez Jerzego Nalep ę (2005). 184 Ich gospodarka opierała si ę na kontrolowanej redystrybucji dóbr przekazanych wcze śniej dobrowolnie do dyspozycji o środka centralne- go b ędącego siedzib ą wodza. Takie transakcje zdominowane były przez aspekt polityczny, który przewa Ŝał nad ich implikacjami ekonomicz- nymi. Dobrowolny transfer nadwy Ŝek przeznaczonych do dyspozycji przywódcy wzmacniał w śród członków społeczno ści wi ęzi solidarno- ści wykraczaj ącej poza zobowi ązania wynikaj ące z rzeczywistych i mi- tycznych wi ęzów krwi. Rytuały redystrybucji realizowane w trakcie organizowanych kilka razy w roku ceremonii, poł ączonych z ucztami, sprzyjały umacnianiu poczucia ładu i jedno ści symbolizowanej przez osob ę przywódcy (por. T.K. Earle 1987, s. 292). System ten, charakte- ryzuj ący si ę nierynkowym obiegiem nadwy Ŝek produkcyjnych i usług przeznaczonych cz ęś ciowo na utrzymanie elity przywódczej, koncen- trował relacje społeczne wokół siedziby wodza, wzmacniaj ąc nie tylko jego autorytet jako rozdawcy dóbr, ale tak Ŝe zbiorowe poczucie jed- no ści symbolizowanej przez centrum polityczne. Pozycja takiego przywódcy była ści śle zwi ązana z mo Ŝliwo ści ą zademonstrowania bogactwa i szczodrobliwo ści (por. rozdz. 7). W ta- kich społecze ństwach bowiem wodzowie raczej „rozdawali" swo- je zasoby, a nie inwestowali je w celu wzmocnienia ekonomicznych podstaw swojego statusu. Szczodro ść przywódcy była niezb ędnym elementem strategii utrzymywania dominuj ącej pozycji. Przejawiała si ę ona nie tylko w bogatych prezentach, ale i w wystawnych ucztach. Wódz inwestował swoje zasoby nie w pomna Ŝanie osobistego bogac- twa, lecz w „zadowolenie" swoich zwolenników. Udział w orga- nizowanych przez niego ceremonialnych ucztach wzmacniał okre- sowo poczucie przynale Ŝno ści ich uczestników do wspólnoty oraz regulował wzajemne relacje lojalno ści i protekcji. Niemo Ŝno ść za- spokojenia takich oczekiwa ń społecznych szybko pozbawiała wodza niezb ędnego poparcia, co groziło zaj ęciem jego pozycji przez bar- dziej obiecuj ącego pretendenta. Krucha stabilno ść struktury władzy w systemach przedpa ństwowych nie opierała si ę bowiem na akumu- lacji zasobów materialnych wynikaj ącej ze zwierzchnictwa nad zie- mi ą czy te Ŝ z kontroli produkcji. Wr ęcz przeciwnie - utrzymanie do- minuj ącej pozycji politycznej wymagało rozdawania swoich zasobów w celu zdobycia i utrzymania odpowiedniego poparcia społecznego. 185 Była to bowiem władza przyznawana warunkowo i zawsze zagro Ŝona przez ambitnych pretendentów. „Wódz, który nie potrafił wyprawi ć pami ętnej uczty [...] nie utrzymałby długo władzy [...] posiadanie bogactwa i przymioty wojenne mogły wynie ść m ęŜ czyzn ę i jego ród równie raptownie jak utrata presti Ŝu i poparcia zwolenników mogły go pogr ąŜ yć" (T. McGovern 1981, s. 290). Dokładnie tak ą sytuacj ę zdaje si ę opisywa ć Anonim, relacjonu- jąc okoliczno ści przej ęcia władzy przez ród Piasta. Trudno je jedno- znacznie sklasyfikowa ć w politologicznych kategoriach „przewrotu" czy „zamachu stanu". Nast ąpiła wprawdzie nagła wymiana rz ądz ącej elity (Siemowit zast ąpił Popiel ą, który został wygnany) bez naruszenia systemu stosunków społecznych, ale nie u Ŝyto przy tym przemocy. Jed- nocze śnie jednak nie mo Ŝna uzna ć tego za „rewolucj ę", bo wymiana przywództwa nie była skutkiem wybuchu masowego niezadowolenia społecznego. Nie była to te Ŝ „rebelia" daj ąca gwałtowne uj ście nieza- dowoleniu społecznemu, ale niepoci ągaj ąca za sob ą istotnych zmian. Nie było te Ŝ sytuacji „spisku" ukrytych sił, czyhaj ących na moment słabo ści władcy. śadna z tych kategorii gwałtownych zmian politycznych nie przy- staje bowiem do ustroju wodzowskiego, którego specyfik ą było oparcie autorytetu władzy zwierzchniej na społecznym przyzwoleniu, decydu- jącym tym samym o mechanizmach podtrzymywania, ale teŜ i zmia- ny przywództwa. Utrzymanie dominuj ącej pozycji przez konkretnego lidera zale Ŝało od jego umiej ętno ści zaspokojenia społecznych ocze- kiwa ń ludzi, którzy warunkowo przyznali mu najwy Ŝszy status i de- klarowali swoj ą solidarno ść polityczn ą okazywan ą przez pomoc mili- tarn ą, a tak Ŝe wkład w postaci towarów-darów i usług. Zawiedzenie ich nadziei oznaczało z reguły wypowiedzenie poparcia politycznego i w konsekwencji - odmow ę wspierania i finansowania centralnego ośrodka władzy. Skutkiem tego mógł by ć wybór nowego lidera spo śród zawsze obecnych konkurentów, zaoferowanie swojej lojalno ści przy- wódcy s ąsiedniej organizacji wodzowskiej albo te Ŝ „import" wodza rokuj ącego wi ększe nadzieje na zapewnienie dora źnej pomy ślno ści. Takiemu „zamachowi stanu" nie musiało wi ęc towarzyszyć u Ŝycie przemocy, gdy Ŝ mechanizmy społecznej kontroli centrum politycznego były wystarczaj ąco skuteczne. 186 W warunkach dominacji prawa zwyczajowego to wiec legitymi- zował społecznie akceptowane normy zachowania. A tradycyjne prawo „odporu" dopuszczało sprzeciw wobec przywódcy, który nie spełnił pokładanych w nim nadziei. „Zamach stanu" miał wi ęc w takim syste- mie istotne uzasadnienie ustrojowe w postaci najzupełniej dopuszczal- nych pretensji „ludu" o niezaspokajanie jego uzasadnionych, dora ź- nych oczekiwa ń (por. P. Boro ń 2004). W rzeczywisto ści nie dochodziło wi ęc do naruszenia norm społecznych - wymiana przywództwa, cho ć nagła, nast ępowała przecie Ŝ zgodnie z akceptowanym przez prawo zwyczajowe mechanizmem ustalania przywództwa politycznego. Prze- moc mogła by ć zastosowana do samego „winowajcy", tj. pechowego wodza, ale nie zagra Ŝała całej zbiorowo ści. Była jednorazowa, skon- centrowana i skuteczna, doprowadzaj ąc do szybkiego przywrócenia ładu społecznego. Tłem dla takiego „przewrotu" była sytuacja generalnego niezado- wolenia społecznego, spowodowanego zawiedzeniem oczekiwa ń, jakie wi ązano ze skuteczn ą realizacj ą zada ń centralnego o środka władzy. Drastycznym przejawem utraty zdolno ści przywódczych było np. zła- manie obowi ązku szczodro ści i go ścinno ści realizowanego podczas zbiorowych ceremonii, którym towarzyszyły wystawne uczty, zwoły- wane np. z okazji postrzy Ŝyn syna. Były one bowiem jednym z naj- wa Ŝniejszych sposobów redystrybucji nadwy Ŝek stawianych przez dan ą społeczno ść do dyspozycji władzy centralnej. Niech ęć lub brak środków do nale Ŝytego ugoszczenia wszystkich uczestników wa Ŝnych uroczysto ści były wystarczaj ącymi przyczynami do zakwestionowania zdolno ści przywódczych tego, kto był zbyt sk ąpy lub zbyt biedny. Taka sytuacja podwa Ŝała bowiem porz ądek polityczny, odbieraj ąc władzy centralnej jej społeczn ą legitymacj ę. Najprostsze rozwi ązanie takiego kryzysu polegało na zmianie przywódcy, który przejmował te same obowi ązki spełniania takich samych oczekiwa ń. Wła śnie takie zdarzenie trafnie opisał Anonim, ubieraj ąc swoj ą re- lacj ę w „fakty", które miały je osadzi ć w czasie (cztery generacje przed Mieszkiem I), w przestrzeni (w Gnie źnie) i w realiach dynastycznych (imiona głównych protagonistów). Nasz pierwszy kronikarz, skupiaj ąc si ę na tych drugorz ędnych (mo Ŝe legendarnych?) elementach, nie zda- wał sobie oczywi ście sprawy z politycznego podtekstu opowiadanej 187 historii. Nie rozumiej ąc znanych nam dzisiaj społecznych mechani- zmów ustalania relacji władzy, wyra źnie starał si ę obja śni ć sytuacj ę współczesnemu sobie czytelnikowi, odwołuj ąc si ę do chrze ścija ńskiej ideologii władzy królewskiej. Zgodnie z mentalno ści ą swojej epoki uzasadnił wi ęc przyczyny newralgicznych zwrotów akcji (niespodzie- wany dostatek jadła i napoju u Piasta oraz wybór Siemowita na ksi ę- cia) interwencjami boskimi. Nie ustrzegł si ę te Ŝ manipulacji maj ących na celu wsparcie tezy o tym, Ŝe ród Piasta zawdzi ęczał nagł ą karier ę li tylko przymiotom swojego protoplasty, który mimo skromno ści swo- ich zasobów przestrzegał nale Ŝnych rytuałów (uczta postrzy Ŝynowa) i pami ętał o obowi ązku go ścinno ści. Wida ć to w nachalnym, wielo- krotnym podkre ślaniu ubóstwa Piasta. Ten nadmiar zabiegów propa- gandowych ka Ŝe podejrzewa ć ch ęć ukrycia faktu, Ŝe Piast zapewne te Ŝ nale Ŝał do elity społecznej i jako konkurent aktualnego przywódcy (Popiel ą) po prostu skorzystał z jego chwilowych kłopotów, aby poka- za ć swoje predyspozycje do przej ęcia jego zada ń. Mit nagłego awan- su społecznego rolnika-przywódcy jest zreszt ą motywem spotykanym w wielu cz ęś ciach średniowiecznej Słowia ńszczyzny i jako taki mo Ŝe by ć uznany za cz ęść toposu (J. Banaszkiewicz 1998, rozdz. VI). Dysponuj ąc odpowiedni ą ilo ści ą jadła i napitku, Piast ugo ścił wszystkich, którzy przybyli na wa Ŝną ceremoni ę obrz ędu przej ścia (po- strzy Ŝyn) młodych m ęŜ czyzn. Co wi ęcej, rzucił urz ęduj ącemu „ksi ę- ciu" jednoznaczne wyzwanie, zapraszaj ąc go na swoj ą uczt ę. Przyj ęcie tego zaproszenia przez Popiel ą było powa Ŝnym bł ędem politycznym. Oznaczało bowiem otwarte przyznanie si ę do utraty zdolno ści przy- wódczych i zaci ągni ęcie długu. Uczestnik uczty towarzysz ącej zbio- rowej ceremonii stawiał si ę bowiem w relacji zale Ŝno ści w stosunku do finansuj ącego j ą gospodarza. Stawał si ę dłu Ŝnikiem „fundatora", który mógł za Ŝą da ć rewan Ŝu w postaci konkretnej pomocy lub wr ęcz poparcia politycznego. Je Ŝeli w krótkim czasie nie zdołał z nawi ązk ą spłaci ć takiego zobowi ązania i dowie ść swych zalet przywódczych, to szybko tracił poparcie polityczne i musiał uzna ć wy Ŝszo ść statusu społecznego swojego konkurenta lub wr ęcz odej ść . Prost ą konsekwencj ą takiej sytuacji było powierzenie („za po- wszechn ą zgod ą" - Anonim I, 3) politycznego przywództwa Siemo- witowi jako reprezentantowi rodu, który przej ął społeczne zobowi ą- 188 zania centrum politycznego. Obalony wódz (Popiel), który widocznie nie chciał uzna ć swojej pora Ŝki i zaakceptowa ć nowego przywódcy, musiał „wyemigrowa ć" „wraz z potomstwem" (I, 3). Siemowit za ś, „osi ągn ąwszy godno ść ksi ąŜę cą, młodo ść sw ą sp ędzał nie na rozko- szach i płochych rozrywkach, lecz oddaj ąc si ę wytrwałej pracy i słu Ŝ- bie rycerskiej zdobył sobie rozgłos zacno ści i zaszczytn ą sław ę, a gra- nice swego ksi ęstwa rozszerzył dalej ni Ŝ ktokolwiek przed nim" (Ano- nim I, 3). Próbuj ąc wi ęc unikn ąć losu swego poprzednika, zastosował now ą, bardziej efektywn ą strategi ę finansowania swojej władzy. Za- le Ŝne od urodzaju i dobrej woli swoich zwolenników, pokojowe for- my pozyskiwania od nich nadwy Ŝek potrzebnych do redystrybucji uzu- pełnił przez formy siłowe, kieruj ąc militarn ą agresj ę przeciw s ąsiadom, których pozbawiał ich nadwy Ŝek. Z powodzeniem zastosował wi ęc system tzw. gospodarki wojennej, wł ączaj ąc si ę tym samym do gry geopolitycznej, której skutkiem było wprowadzanie hierarchii s ąsiadu- jących ze sob ą liderów lokalnych społeczno ści. Podobnie post ępował te Ŝ jego syn Lestek, który „czynami rycerskimi dorównał ojcu w dziel- no ści i odwadze" (Anonim 1, 3). To wła śnie skuteczno ść strategii „gospodarki wojennej", typowej dla czasów nazwanych w Europie Zachodniej i w Skandynawii okre- sem wiki ńskim, zadecydowała o sukcesie potomków Piasta. Dzi ęki te- mu utrwalili swoj ą dominacj ę polityczn ą, ustanawiaj ąc dynasti ę, której rz ądy w czasach Anonima Galia uznano ju Ŝ za oczywist ą gwarancj ę istnienia pa ństwa i powodzenia jego mieszka ńców. Pocz ątków pa ństwa wczesno średniowiecznego jako zinstytucjo- nalizowanego systemu władzy centralnej, wymuszaj ącej okre ślony ład społeczny na podporz ądkowanym sobie terytorium, nie mo Ŝna upatry- wa ć w jakich ś „obiektywnych" mechanizmach rozwoju społecznego, który stopniowo, lecz nieuchronnie zmierzał ku coraz wy Ŝszym sta- diom organizacyjnym. Decyduj ące były konkretne działania konkret- nych ludzi zdeterminowanych w d ąŜ eniu do utrwalenia swojej władzy i przekazania jej swoim potomkom. To ich inteligencja, charyzma, ale i zwykłe szcz ęś cie (w gospodarce, polityce i na polu bitwy) sprawi- 189 ły, Ŝe wła śnie oni osi ągn ęli sukces mierzony stabilno ści ą stworzonych przez nich organizacji politycznych. Te sukcesy zagwarantowały im miejsce najpierw w ustnej tradycji, a potem w oficjalnie spisanych dziejach. Dzieje te zostały nam jednak przekazane w formie zniekształconej przez wybiórcz ą pami ęć dyna- styczn ą, manipuluj ącą przeszło ści ą zgodnie z wymogami propagandy politycznej. Ka Ŝdy „zamach stanu" trzeba bowiem jako ś legitymizo- wa ć albo przynajmniej ukry ć jego prawdziwe okoliczno ści. W wersji Galia cała „odpowiedzialno ść " za przej ęcie władzy przez Piastów zo- stała zło Ŝona w r ęce Boga, który w realizacji swoich dalekosi ęŜ nych planów posłu Ŝył si ę człowiekiem biednym, ale uczciwym. My ślę, Ŝe pomimo tego szumu informacyjnego, sugerowany przez antropologi ę historyczn ą teoretyczny model ustalania relacji władzy w społecze ństwach przedpa ństwowych ma potwierdzenie w najstarszej polskiej kronice. Co prawda, informacje, jakie autor podaje o poprzed- nikach Mieszka I, s ą niezwykle lakoniczne i ozdobione wymy ślonymi „faktami", ale podstawowy zr ąb tej opowie ści utrwalił, jak si ę wydaje, prawdopodobny obraz wydarze ń towarzysz ących „zamachowi stanu", w wyniku którego zwierzchni ą władz ę nad Wielkopolsk ą przej ęła dy- nastia piastowska. Zajmuj ę tu stanowisko troch ę bardziej optymistycz- ne ni Ŝ Gerard Labuda (2002, s. 46), który uznał, Ŝe „gdy t ę opowie ść otrz ąś niemy z narracyjnej frazeologii, to w gruncie rzeczy pozostanie nam tylko »pami ęć « o trzech przodkach Mieszka, tworz ących zacz ątek listy dynastycznej rodu Piastów". Przedmiotem równie ciekawych rozwa Ŝań antropologiczno-poli- tycznych mógłby by ć tak samo dobrze opisany przez Galia „samoza- mach stanu", jakiego z kolei dokonał Mieszko I, d ąŜą c do ustanowie- nia scentralizowanego systemu władzy niekwesti ono walnej, w którym nie musiałby ju Ŝ słucha ć „komesów i innych swoich ksi ąŜą t" (I, 4). W tym celu: zinstytucjonalizował dora źne wcze śniej u Ŝycie przemocy, tworz ąc zawodow ą armi ę, która tak bardzo zafascynowała Ibrahima ibn Jakuba; wkroczył na aren ę geopolityczn ą „napastuj ąc ludy [s ąsied- nie] dookoła" (I, 5); umocnił swoj ą władz ę wewn ętrzn ą, wykorzystuj ąc sojusz zewn ętrzny, tj. „ Ŝą daj ąc w mał Ŝeństwo jednej bardzo dobrej chrze ścijanki z Czech" (I, 5), przeprowadził rewolucj ę ideologiczn ą, „wyrzekaj ąc si ę bł ędów poga ństwa" (I, 5) i narzucaj ąc religi ę legitymi- 190 Ŝuj ącą jedynowładztwo. W tych działaniach monopolizuj ących system władzy musiał mie ć solidarne wsparcie ze strony innych członków ro- dziny ksi ąŜę cej, bo o Ŝadnych wewn ątrzdynastycznych sporach źródła nie informuj ą. Wr ęcz przeciwnie - zdaj ą si ę świadczy ć o lojalno ści je- go braci dowodz ących kampaniami wojennymi. Konsolidacyjny suk- ces Mieszka, w przeciwie ństwie do Gallowej opowie ści o sukcesie jego prapradziada, nie budzi jednak wi ększych kontrowersji interpretacyj- nych, bo te Ŝ dysponujemy znacznie wi ększym zasobem wiarygodnych informacji historycznych wspieranych danymi archeologicznymi. 9. ŚLĄSK W PA ŃSTWIE WCZESNOPIASTOWSKIM Pytania o poło Ŝenie, wielko ść i granice s ą standardem w badaniach nad pocz ątkami ka Ŝdego pa ństwa. Ograniczony zasób źródeł i dy- namika procesów geopolitycznych sprawiaj ą jednak cz ęsto trudno ści w udzieleniu na nie precyzyjnych odpowiedzi. Nie inaczej jest z pa ń- stwem, które na scen ę europejsk ą wprowadził Mieszko I, a jego syn tę obecno ść umocnił i utrwalił. Nawet tak dobre źródło jak dokument znany jako Dagome iudex pozostawia jednak wci ąŜ w ątpliwo ści in- terpretacyjne, a sytuacja przed jego wystawieniem ok. 992 r. i po nim jest jeszcze trudniejsza do jednoznacznego opisania. Nie powinno to nas martwi ć, gdy Ŝ z teoretycznego punktu widze- nia precyzyjne wyznaczanie przebiegu granic wczesnośredniowiecz- nych pa ństw środkowoeuropejskich nie ma du Ŝego sensu. Nie były to bowiem twory na tyle politycznie stabilne, aby mogły utrzymywa ć trwałe granice liniowe. Poza tym słaba infrastruktura administracyjna wła ściwie uniemo Ŝliwiała zapewnienie monopolistycznej kontroli nad terenami poło Ŝonymi z dala od głównego o środka władzy. Próbowano temu zapobiec przez nieustann ą ruchliwo ść władcy, ale to dawało tylko dora źne skutki (por. rozdz. 10). Nawet cz ęś ciowa delegacja prerogatyw politycznych na rzecz lokalnych reprezentantów monarchy nie mogła zmieni ć tego, Ŝe trudno mówi ć o konkretnych granicach, lecz raczej o zawsze niespokojnych pograniczach, których podporz ądkowanie po- lityczne mogło by ć zmienne i niejednoznaczne. Wzgl ędn ą stabilizacj ę mogły narzuci ć tylko warunki geograficzne, które pozwalały oprze ć terytorium pa ństwa na jednoznacznych barierach (np. morze lub wy- sokie góry). Ka Ŝe to sceptycznie patrze ć na wszelkie mapy, które mog ą mie ć co najwy Ŝej walor „fotograficznego" uchwycenia jakiego ś dobrze udo- kumentowanego momentu historycznego. W dłu Ŝszej perspektywie bo- wiem sytuacja geopolityczna była tak dynamiczna, Ŝe przynale Ŝno ść terenów przygranicznych mogła si ę radykalnie zmieni ć wskutek jednej kampanii wojennej. Nie inaczej było z pa ństwem wczesnopiastow- skim, którego władcy byli bardzo aktywni na scenie mi ędzynarodowej. Wszystko to ka Ŝe ostro Ŝnie patrze ć na kartograficzne deklaracje auto- rów monografii regionalnych, którzy cz ęsto dokonuj ą nadinterpretacji źródeł, aby osi ągn ąć przejrzysty efekt (por. celn ą krytyk ę El Ŝbiety Kowalczyk - 2000). Do zilustrowania tego problemu wybrałem Śląsk1, którego badacz ma do dyspozycji najbogatszy zestaw informacji źród- łowych, je śli chodzi o najwcze śniejsze dzieje ziem polskich2. Trzeba przy tym pami ęta ć, Ŝe mówienie o „ Śląsku" w X w. jest tyl- ko konwencj ą historiograficzn ą i ma walor głównie geograficzny. Re- gio Zleznensis w znaczeniu terytorialnym pojawia się bowiem dopiero w kronice Gallowej (II, 50), której autor preferował jednak wyra źnie identyfikacj ę z wrocławskim centrum administracyjnym, okre ślaj ąc tę cz ęść pa ństwa raczej jako regio/provincia/ducatus Wratislauiensis (II, 4; II, 13; II, 16; II, 24). Dla Thietmara (VII, 59) pagus Silen- sis to wci ąŜ jeszcze było w ąsko rozumiane terytorium „ ślęŜ ańskie". Zdaj ąc sobie spraw ę z ahistoryczno ści rozwa Ŝania problemu „ Śląska" w X w. w szerszym rozumieniu Gallowym, przyjmuj ę jednak tak ą, po- wszechnie zreszt ą akceptowan ą przez mediewistów, konwencj ę, która nie wymaga dodatkowych obja śnie ń geograficznych. Polscy badacze s ą do ść zgodni, Ŝe najpierw Bolesław I Srogi przy- łączył Śląsk (razem z Małopolsk ą) do Czech, a potem Mieszko I sił ą odebrał Bolesławowi II t ę zdobycz na przełomie lat 80. i 90. X w. i trwale wł ączył do pa ństwa piastowskiego. Jest to jeden z kanonów naszej mediewistyki, który wpływa na interpretacj ę wszelkich nowych faktów - równie Ŝ archeologicznych. Przegl ąd najnowszej polskiej hi- storiografii i konfrontacja proponowanych interpretacji ze źródłami wskazuj ą jednak, Ŝe wizja ta daleka jest od monolitycznej spójno ści. 1 Pomijam tu nieistotny dla niniejszych rozwa Ŝań problem słowia ńskiego lub germa ńskiego pochodzenia nazwy „ Śląsk", zaprz ątaj ący uwag ę historyków polskich i niemieckich. „Kompromisowym" rozwi ązaniem tego, w rzeczywisto ści politycznego, sporu mo Ŝe by ć koncepcja Jilrgena Udolpha (ostatnio - 1998), którego analiza lingwi- styczna doprowadziła do konkluzji, Ŝe choronim Śląska pochodzi w rzeczywisto ści od rzeki Ślęzy, której nazwa nale Ŝy do tzw. staroeuropejskich hydronimów. 2 Wcze śniejsze uwagi na ten temat w: P. Urba ńczyk 2000b i 2003c. 193 Pojedynczym badaczom, którzy negowali uzale Ŝnienie Śląska i Małopolski najpierw od Wielkich Moraw, a pó źniej od Czech, zarzu- cano, Ŝe „wysuwali cz ęstokro ć hipotezy [...] sprzeczne ze źródłami" (L.A. Tyszkiewicz 1991, s. 121), chocia Ŝ głównym problemem jest to, Ŝe rekonstrukcje wczesnych dziejów Śląska oferuj ą przykłady nadin- terpretacji, wynikaj ących z braku refleksji antropologicznej i ze skłon- no ści do układania historii w proste ci ągi ewolucyjne. Opieraj ąc si ę na niejednoznacznych przesłankach źródłowych, wł ączano wi ęc Śląsk kolejno w granice powstaj ących w pobli Ŝu pa ństw, co pozwalało wy- pełni ć niepokoj ącą pustk ę geopolityczn ą (np. P. Bogdanowicz 1968). Przyjmowano za oczywiste, Ŝe tak wa Ŝny region musiał do kogo ś na- le Ŝeć i Ŝe był stałym obiektem po Ŝą dania s ąsiednich władców, którzy byli w stanie go podbi ć i utrzyma ć nad nim trwał ą kontrol ę. Wzmo Ŝenie bada ń nad wczesnymi dziejami Śląska zawdzi ęczamy wyra źnie politycznemu impulsowi, jakim były zorganizowane w 1990 r. „obchody jubileuszu tysi ąclecia przył ączenia regionu do pa ństwa Pia- stów" wsparte przez Uniwersytet Wrocławski, Polsk ą Akademi ę Nauk i Polskie Towarzystwo Historyczne (L. Leciejewicz 1991, s. 18). Zapo- cz ątkowały one seri ę konferencji i działa ń naukowych, które zaowoco- wały licznymi publikacjami autorstwa zarówno archeologów, jak i hi- storyków. Daj ą one dobry obraz aktualnego stanu pogl ądów na dzieje polityczne Śląska, który mieli sobie wzajemnie wyrywa ć Przemy ślidzi i Piastowie, zdominowani geopolitycznie przez pilnie obserwuj ących swoje wschodnie pogranicze Ludolfingów. Zarówno historyków, jak i archeologów badaj ących czasy po- przedzaj ące pojawienie si ę na mapie stabilnych pa ństw terytorialnych niezmiennie poci ągały dyskusje nad tamtejsz ą struktur ą plemienn ą, bo te Ŝ „ Śląsk mo Ŝe si ę poszczyci ć najbogatszym zestawem nomenkla- tur plemiennych" (Z. Kurnatowska 2002, s. 32). Okazało si ę jednak, Ŝe nawet tak korzystna sytuacja nie pozwala na uzgodnienie stanowisk (por. dyskusj ę w rozdz. 5). Nie chodzi tu tylko o ryzykowne kon- cepcje istnienia jakich ś wi ększych organizacji ponadplemiennych, np. pa ństewka ŚlęŜ an i Dziadoszan ze środkowanego ideologicznie wokół 194 I ośrodka kultowego na ŚlęŜ y (H. Łowmia ński 1970b, s. 470 n.; 1973, s. 421) czy te Ŝ pa ństewek: (1) Dziadoszan, Bobrzan, Sl ęŜ an i Trzebo- wian oraz (2) Opolan, Głupczyców i Goł ęŜ yców (L.A. Tyszkiewicz 1996, s. 51 n.). Okazuje si ę bowiem, Ŝe wbrew dawnemu optymi- zmowi poznawczemu (np. J. Lodowski, J. Szydłowski 1991, s. 24 n.), identyfikacja poszczególnych plemion mo Ŝe nastr ęcza ć wiele trudno ści (ostatnio S. Mo ździoch 2000c, s. 171-177). Dobrym przykładem do zilustrowania „konfliktu" mi ędzy history- kami a archeologami jest przypadek Bobrzan/Obrzan/Poborzan, Dys- kusj ę sprowokował tajemniczy etnonim Pobarane jednorazowo tylko wzmiankowany w tzw. Dokumencie praskim z 1086 r. Pozwolił on hi- storykom wykreowa ć plemi ę „Bobrzan", których zgodnie z etymologi ą usadowiono adekwatnie w rejonie środkowego i górnego biegu Bobru (por. ostatnio L.A. Tyszkiewicz 2000b). Stało si ę ono obiektem dłu- gotrwałych dyskusji, nabieraj ąc w miar ę upływu czasu namacalnych niemal kształtów, które archeolodzy próbowali zdefiniowa ć geograficz- nie, analizuj ąc mapy śladów wczesno średniowiecznego osadnictwa. Niestety, szczegółowe badania nie wykazały koncentracji osadniczej w regionie wskazanym przez historyków. Mapa wczesnośredniowiecz- nych znalezisk ukazała natomiast nienazwan ą jeszcze koncentracj ę nad Obr ą. Archeolodzy, dr ęczeni zastarzałymi kompleksami, wynikaj ący- mi z trudno ści w nazywaniu odkrywanych „skupisk osadniczych", przej ęli zatem inicjatyw ę i, korzystaj ąc ze wsparcia j ęzykoznawców (J. Nalepa 1996), utworzyli plemi ę „Obrzan" (S. Mo ździoch 2000b, s. 36 n.; 2000c; por. te Ŝ Z. Kurnatowska 2000, s. 12 n.; 2002, s. 34 n.). To z kolei nie podoba si ę historykom i tym, którzy uwa Ŝaj ą, Ŝe „efek- towna i kontrowersyjna hipoteza »przeistaczania« się Pobaran z sudec- kich i (lub) podsudeckich Bobrzan w nizinnych Obrzan nie ma jednak trwałej podstawy" (K. Jaworski 2001, s. 179) i materialnych śladów Bobrzan nale Ŝy upatrywa ć jednak w „bobrza ńsko-kwiskim skupisku grodów" (K. Jaworski 2006, s. 59). Aby złagodzi ć w ątpliwo ści zwolen- ników ścisłej akceptacji źródła pisanego, Sławomir Mo ździoch (2000c, s. 173 i 175) zaproponował nawet uto Ŝsamienie Pobarane z jakimi ś „Poborzanami" lub „Poobrzanami". Interesuj ącym pomysłem jest uzna- nie ich za wspólnot ę osadnicz ą powstał ą dopiero „w obr ębie organiza- cji pa ństwowych" (S. Rosik 2006, s. 32). 195 Mamy wi ęc sytuacj ę patow ą: historycy ustalili nazw ę plemienia, któremu nie mog ą nada ć materialnego kształtu, archeolodzy za ś uchwy- cili terytorium „plemienne", ale bez utrwalonej w źródłach nazwy. Sprzeczno ści tej nie rozwi ąŜ e si ę bez istotnych koncesji, do których Ŝadna ze stron tego sporu nie wydaje si ę skłonna. Sam te Ŝ nie s ądz ę, aby przy obecnym stanie naszej wiedzy mo Ŝna tu było osi ągn ąć jaki ś kompromis (P. Urba ńczyk 2000a). Nie mo Ŝna bowiem ani udowodni ć, Ŝe fizycznie istnieli jacy ś „Bobrzanie", ani stwierdzi ć, czy i jak ą na- zw ą okre ślano ludzi, którzy pozostawili ślady zamieszkania nad Obr ą. Historykom brak niezale Ŝnego potwierdzenia (opartej na jednym do- kumencie o w ątpliwej wiarygodno ści) identyfikacji etnicznej i wspar- cia jej wynikami wykopalisk, archeologom za ś brakuje źródła pisane- go, które dostarczyłoby nazwy dla rysuj ącej si ę na mapach osadnictwa „wspólnoty terytorialnej". Pomijaj ąc te nieprzekraczalne trudno ści epistemologiczne, s ą- dz ę, Ŝe spór jest bezprzedmiotowy, bo kluczowe znaczenie ma w nim nie nazwa czy mapa osadnictwa na Śląsku wczesno średniowiecz- nym, ale sama koncepcja „plemienia", która odcisn ęła swoje pi ętno na wszelkich rozwa Ŝaniach o tych czasach (por. szczegółowe rozwa Ŝa- nia w rozdz. 5). Zapo Ŝyczona z bardzo dawnych prac etnologicznych wizja „plemienia" jako wyra źnie wydzielonej terytorialnie organizacji, okazała si ę bardzo wygodna w opisywaniu czasów poprzedzających pa ństwa dynastyczne. Bezrefleksyjnie kreowane „plemiona" pomogły wypełni ć trudn ą do zdefiniowania przestrze ń społeczno-geograficzn ą wzgl ędnie stabilnymi organizacjami terytorialnymi i umo Ŝliwi ć śledze- nie procesów geopolitycznych wiod ących ku pa ństwu dynastycznemu. Miały pomóc w uporz ądkowaniu „chaosu" poprzedzaj ącego powstanie pa ństw, bo jako ś trudno sobie wyobrazi ć, Ŝe sytuacja etnopolityczna mogła si ę cechowa ć nieustann ą dynamik ą. Wielu badaczy nie ustaje wi ęc w poszukiwaniu dowodów na ist- nienie śląskich „plemion". Ostatecznym argumentem ma by ć uchwy- cenie wyra źnych skupisk osadnictwa - szczególnie grodów (por. np. interesuj ąca prób ę Krzysztofa Czapli - 2006). Konfrontuj ąc ró Ŝne rodzaje informacji, „mo Ŝna pokusi ć si ę o powi ązanie tych skupisk z plemionami słowia ńskimi, znanymi ze źródeł pisanych" (K. Jawor- ski 2006, s. 58 oraz mapa na tej samej stronie). Nie dziwi zatem, 196 Ŝe niektóre opracowania archeologiczne maj ą form ę relacji z bada ń nad konkretnymi „plemionami". Wystarczy uto Ŝsami ć źródła archeolo- giczne zebrane z „wyra źnie ograniczonego barierami fizjograficznymi terytorium" z jednym z wyst ępuj ących w źródłach pisanych etnonimów - np. z Dziadoszanami (K. Czapla 2006). Istotn ą wad ą takich roz- wa Ŝań nad Śląskiem „plemiennym" jest brak precyzyjnej chronologii stanowisk archeologicznych, które wci ąŜ datowane s ą na bardzo za- wodnej „podstawie analizy zmienno ści cech wytworów ceramicznych" (K. Czapla 2006, s. 141). Typowe jest te Ŝ unikanie problemu relacji lokalnej struktury etno- polirycznej do regionalnej sytuacji geopolitycznej. Nie s ą to rozwa- Ŝania łatwe, gdy Ŝ „cz ęste w nauce przeciwstawianie sobie plemienia i pa ństwa jako z gruntu odmiennych ustrojów wydaje si ę dzi ś nieporo- zumieniem" (P. Boro ń 2001, s. 206). Trudnej dyskusji unika si ę przez dwutorowo ść bada ń - oddzielnie rozwa Ŝa si ę kwestie „plemienne" i oddzielnie zmieniaj ącą si ę cz ęsto zale Ŝno ść polityczn ą Śląska od do- minuj ących militarnie s ąsiadów. Z jakiego ś powodu nie podejmuje si ę prób rozwa Ŝenia wpływu sugerowanych przez źródła zmian geopoli- tycznych na stosunki wewn ątrz śląskie. Nie wiemy wi ęc, czy powsta- nie lokalnych organizacji „plemiennych" było sposobem obrony przed zagro Ŝeniami zewn ętrznymi, czy te Ŝ wr ęcz przeciwnie - to interwencje sąsiadów uniemo Ŝliwiały skonsolidowanie lokalnych struktur władzy w silniejsz ą organizacj ę terytorialn ą. Zorganizowani w struktury te- rytorialne Dziadoszanie, ŚlęŜ anie i Opolanie raz umieszczeni na ple- miennej mapie Śląska przez Geografa bawarskiego, trwaj ą na niej przez nast ępne ponad półtora stulecia, tak jakby przez ten czas nic si ę nie zmieniało w sytuacji geopolitycznej tej cz ęś ci Europy. Nikt przy tym nie wyja śnia, jakie to mechanizmy społeczno-gospodarczo-poli- tyczne umo Ŝliwiły tak ą odporno ść na zagro Ŝenia zewn ętrzne, ani jak to si ę stało, Ŝe w okresie zachodz ących dookoła dynamicznych zmian, na Śląsku trwał najwyra źniej „rozejm" mi ędzy przywódcami s ąsiaduj ą- cych plemion, które raz zorganizowszy si ę terytorialnie, zachowywały niezmienne polityczne status quo. Kolejnym, przyjmowanym ex definitione zało Ŝeniem jest prze- konanie, Ŝe „...to wła śnie centralnie poło Ŝeni ŚlęŜ anie odegrali podsta- wow ą rol ę w budowaniu wi ęzi regionalnej wszystkich ziem śląskich" 197 (S. Rosik 2006, s. 33) i Ŝe to „ich imi ę dało pó źniej nazw ę całemu regionowi" (S. Rosik 2005, s. 32). Jest ono oparte tylko na skojarze- niu onomastycznym „ ŚlęŜ an" ze „ Śląskiem" - analogicznie do „Po- lan", którzy mieli utworzy ć „Polsk ę", „Mazowszan", od których mia- ło zosta ć nazwane „Mazowsze" itd. (por. rozdz. 5). Tymczasem mo Ŝ- liwe jest, Ŝe zarówno wszystkie zanotowane w źródłach ślęŜ ańskie et- nonimy, jak i nazwa piastowskiej prowincji były faktycznie ró Ŝnego rodzaju toponimami odnosz ącymi si ę ka Ŝdorazowo do stanowi ącej to- pograficzne centrum całego regionu góry ŚlęŜ y, której symboliczne znaczenie i nazwotwórcz ą funkcj ę jednoznacznie przecie Ŝ zarejestro- wał Thietmar (VII, 59)3. Zmieniały si ę stosunki wewn ętrzne, zmieniała si ę sytuacja geopolityczna, a góra ŚlęŜ a trwała (mo Ŝliwe, Ŝe w topono- mastycznej parze z rzek ą Ślęzą), zapewniaj ąc precyzyjn ą identyfikacj ę opisywanego obszaru. Jej nazwa (pó źniejsze źródła zerejestrowały al- ternatywn ą identyfikacj ę jako Zobtenberg) przez stulecia mogła słu Ŝyć do „dora źnego" tworzenia wskazówek geograficznych (tak jak Wisła, która tak ą funkcj ę spełniała przez ponad 1000 lat), a Ŝ ostatecznie zna- lazła oficjalne zatwierdzenie w nazwie piastowskiej prowincji. I tak, jak od „Polonii" utworzono wstecznie „Polan", tak piastowski „ Śląsk" wymagał przyznania organizatorskiej roli plemiennym „ ŚlęŜ anom". Rozwa Ŝania geopolityczne mo Ŝna zacz ąć od drugiej połowy IX w., kiedy Europa Środkowa zdominowana była przez pa ństwo wielkomo- rawskie. Przypuszczenia, Ŝe ju Ŝ organizator pierwszego słowia ńskiego pa ństwa Samo „wywarł jaki ś wpływ na ziemie śląskie" (S. Rosik 2006, s. 28), nie maj ą bowiem Ŝadnych podstaw źródłowych, tym bardziej Ŝe nie potrafimy nawet zlokalizowa ć centrum tego „pa ństwa". Rów- nie Ŝ brak źródeł, które pomogłyby pewnie ustali ć północn ą granic ę Wielkich Moraw, pozwala toczy ć długotrwał ą dyskusj ę nad polityczn ą przynale Ŝno ści ą Śląska do tego pierwszego stabilnego pa ństwa sło- 3 Podwa Ŝanie wiarygodno ści kronikarza w tym punkcie przez wskazanie jego innych, oczywistych pomyłek etymologicznych (S. Rosik 2005, przyp. 55) jest mało przekonuj ące, bo Thietmar wszak nie rozwa Ŝa znaczenia ani ŚlęŜ an, ani ŚlęŜ y, której nazwa nawet nie pada, lecz ł ączy je tylko we wzajemnie zale Ŝną par ę onomastyczn ą. 198 wia ńskiego. Wbrew optymistycznemu przekonaniu El Ŝbiety Kowal- czyk (2000, s. 68), Ŝe zwi ązek Śląska z państwem wielkomorawskim „poza epigonami, jest obecnie powszechnie negowany przez badaczy polskich i czeskich", dyskusja wydaje si ę daleka od zako ńczenia. Najwybitniejsi polscy mediewi ści nie doszli w tej sprawie do po- rozumienia. Henryk Łowmia ński (1970a, s. 356 n.) uwa Ŝał, Ŝe Świ ę- topełk, który szybko rozbudowywał odziedziczone w 870 r. po Ro ści- sławie pa ństwo, ok. 884 r. opanował Dolny Śląsk. Natomiast Gerard Labuda (1988, s. 121) uznał, Ŝe „Podstawa źródłowa, na której buduje si ę tego rodzaju wniosek, jest z punktu widzenia metodycznego wprost śmieszna [gdy Ŝ] co si ę tyczy podboju Śląska, to jedynym źródłem wiedzy jest kronikarz czeski Kosmas, który pisał 240 lat po fakcie". „W sumie wi ęc, mo Ŝemy [...] Śląsk spokojnie skre śli ć z rejestru kra- jów opanowanych przez Świ ętopełka morawskiego" (G. Labuda 1988, s. 124; por. te Ŝ K. Polek 1997, s. 14 n.). Mniej kategoryczny był Lech A. Tyszkiewicz (1991, s. 149), który po wnikliwej analizie źródeł stwierdził, Ŝe „istnieje silne prawdopodobie ństwo przynale Ŝno ści [...] plemion śląskich do pa ństwa Wielkomorawskiego", ale pó źniej uznał jednak za pewn ą przynale Ŝno ść „co najmniej południowych plemion śląskich, Górnego Śląska, a mo Ŝe tak Ŝe i Dolnego" do Rzeszy Wielko- morawskiej (L.A. Tyszkiewicz 2000a, s. 75; por. te Ŝ 1995, s. 15). Wobec braku rozstrzygni ęć historycznych poszukiwano argumen- tów archeologicznych i wielu autorów poszerzało o Śląsk granice pa ń- stwa wielkomorawskiego, opieraj ąc si ę na wynikach bada ń wykopa- liskowych. Intryguj ąca była obecno ść na Śląsku importów z południa (por. omówienie źródeł w: K. Wachowski 1981) oraz odkryte na kilku tamtejszych grodziskach (Bazaltowa Góra, B ędkowice, Dobromierz, Gilów, Graniczna, Niemcza, Witostowice) ślady nietypowego dla ziem polskich licowania kamieniami wałów drewniano-ziemnych. Wyda- wałoby si ę, Ŝe ewentualna lokalna inwencja lub przej ęcie od s ąsiadów nowych tradycji budowlanych dostatecznie wyja śniaj ą obecno ść tych elementów „wielkomorawskich" i si ęganie po argument ekspansji te- rytorialnej jest zupełnie zb ędne. Jednak pokusa uchwycenia w ma- teriałach archeologicznych procesów geopolitycznych jest zbyt silna. Tote Ŝ Krzysztof Wachowski, który pocz ątkowo negował polityczn ą zwierzchno ść Wielkich Moraw nad Śląskiem (1981, s. 190), stopniowo 199 łagodził swoje zdanie (np. K. Wachowski 1991), wskazuj ąc ostatnio, Ŝe „porównanie granicy wyznaczonej przez H. Łowmia ńskiego i za- si ęgu znalezisk wielkomorawskich ujawnia niebywał ą wprost zbie Ŝ- no ść obu linii" (K. Wachowski 2001b, s. 325; te Ŝ 2001a, s. 172). Wpłyn ęły na to nowe odkrycia, które podsumował w ksi ąŜ ce z 1997 r. Ku „epizodowi wielkomorawskiemu" skłaniaj ą si ę te Ŝ badacze Niem- czy (K. Jaworski 2006, s. 160) i Gilowa (tam Ŝe, s. 60), dla których „zwi ązki Dolnego Śląska z Wielkimi Morawami, do niedawna kwe- stionowane przez wielu archeologów i historyków, dzi ś wydaj ą si ę znacznie czytelniejsze i silniejsze" (tam Ŝe, s. 64). Przeciwnicy tej koncepcji broni ą jednak dolno śląskiej archeolo- gii przed uwikłaniem w dyskusje o sytuacji geopolitycznej w ko ńcu IX w. (np. K. Polek 1997, s. 14 n.; S. Mo ździoch 2000c, s. 180). Po- dobnie, „na terenach górno śląskich [...] nie dostrzega si ę znacz ących elementów, jednoznacznie wskazuj ących na jakikolwiek stopie ń zale Ŝ- no ści od pa ństwa wielkomorawskiego" (D. Abłamowicz 1997, s. 83). Czy jednak rzeczywi ście „twierdzenie o zale Ŝno ści Śląska od Wiel- kich Moraw nale Ŝy definitywnie odrzuci ć" (1. Panie 2000, s. 90)? Obecna wiedza archeologiczna pozwala jedynie stwierdzi ć, Ŝe Śląsk niew ątpliwie znajdował si ę w strefie „oddziaływania kr ęgu kultury wielkomorawskiej" (K. Jaworski 2002, s. 25; por. teŜ J. Poleski 2000, s. 205), czego nie mo Ŝna jednak uto Ŝsamia ć z zasi ęgiem trwałej kon- troli politycznej. Ani bowiem rozprzestrzenianie się charakterystycz- nych wyrobów, ani rozprzestrzenianie si ę koncepcji „fortyfikacyjnych" w Ŝadnym stopniu nie dowodz ą „pojawienia si ę w sudeckiej cz ęś ci Śląska dru Ŝyny wielkomorawskiej", jak chcieliby niektórzy autorzy (K. Jaworski 2006, s. 64). W X w. Śląsk mieli opanowa ć Przemy ślidzi (por. analiz ę stanu bada ń w: L.A. Tyszkiewicz 1991, s. 123-133, oraz J. Sobiesiak 2006, s. 107-114) i wi ększo ść mediewistów polskich uznaje za oczywist ą jego przynale Ŝno ść do Czech. Nie potrafi ą jednak ustali ć, jak dłu- go to trwało, brakuje bowiem źródeł wskazuj ących pocz ątek czeskiej obecno ści na północ od Sudetów. Lech A. Tyszkiewicz (1995, s. 15) 200 uwa Ŝał, Ŝe stało si ę to w „pierwszych dziesi ęcioleciach X w.". Zbi- gniew Pianowski (2001, s. 372) uznał ostro Ŝniej, Ŝe Śląsk wszedł „naj- pó źniej od połowy X wieku do lat 90. tego stulecia w skład pa ństwa czeskiego". Gerard Labuda (1994, s. 77) za ś datował aneksj ę ziem Ślą- ska przez Czechy na „dopiero po roku 950/55", tj. po ostatecznym zła- maniu pot ęgi militarnej W ęgrów przez Ottona I. Ostatnio uznał jed- nak, Ŝe Czesi wcze śniej, cho ć „w bli Ŝej nieokre ślonym czasie zaj ęli Śląsk" (G. Labuda 2002, s. 16, por. te Ŝ s. 85). W ka Ŝdym razie, po- mimo braku jednoznacznych źródeł, sam fakt podporz ądkowania tej prowincji przez Bolesława I jest niemal powszechnie przyj ętym pew- nikiem (ostatnio np. L.A. Tyszkiewicz 1991, s. 149; 2000a, s. 76, 80, 86; J. Wyrozumski 1999, s. 48, 61; M. Derwich 2000b, s. 137; E. Ma- łachowicz 2000c, s. 9). W świetle takiej interpretacji „sojusz z Czechami oznaczał uznanie przez Mieszka stanu posiadania Przemy ślidów tak Ŝe na północ od pasm górskich, czyli w Małopolsce i na Śląsku" (J. Strzelczyk 1999a, s. 116). Niektórzy spekuluj ą nawet, Ŝe „najprawdopodobniej zwierzchnictwo z ramienia Bolesława I (935-972) czeskiego sprawował tu ksi ąŜę li- bicki Sławnik", który około połowy X w. miał ochrzci ć „lokalnego ksi ęcia ślęŜ ańskiego" (E. Małachowicz 2000a, s. 133) oraz Ŝe ju Ŝ przed utworzeniem biskupstwa „uformował si ę na grodzie we Wrocławiu ośrodek ko ścielny" (M. Derwich 2000b, s. 137). Bli Ŝszy ogl ąd informacji źródłowych wskazuje, Ŝe przekonanie o czeskim władztwie nad Śląskiem ma jednak bardzo słabe podstawy. Wobec braku informacji o jego zaj ęciu przez Przemy ślidów, historycy opieraj ą si ę wył ącznie na źródłach, które ich zdaniem wskazuj ą ko- niec tego uzale Ŝnienia. I one nie s ą jednak przekonuj ące. W Annales Hildesheimenses wspomniano wprawdzie, pod 990 r., jaki ś konflikt (niekoniecznie zbrojny) mi ędzy „Mieszkiem i Bolesławem, ksi ąŜę tami słowia ńskimi". W kronice Thietmara (IV, 12) za ś znajduje si ę niejasna wzmianka o jakiej ś stracie terytorialnej (regnum sibi ablatum), której Bolesław II czeski doznał od Mieszka I niedługo przed lub w 990 r. Są to jednak bardzo słabe przesłanki do przesuni ęcia wcze śniejszych granic administracyjnych Czech na północ od Sudetów (podobnie E. Kowalczyk 2000, s. 69-70). Zachowane do dzisiaj Annales Hildes- heimenses minores s ą wszak kopi ą (zapewne poprawion ą) oryginal- 201 nych AH maiores, sporz ądzon ą około połowy XI w. (K. Górich 1991, s. 14; J. Fried 2002, s. 274). Thietmar za ś odno śną wiedz ę zapewne za- czerpn ął od swojego ojca, który na Śląsku co prawda był, ale nie mógł by ć wtajemniczony w geopolityczne zawiło ści wcze śniejszych dziejów rejonu, o który konkurowali nie tylko Przemy ślidzi i Piastowie, ale te Ŝ Ludolfingowie. Sytuacji badacza nie poprawia nawet konkretniejsza wiadomo ść z kontynuuj ącej kronik ę Kosmasa tzw. Kroniki sazawskiej spisanej dopiero w XII w. Informacja o utracie Niemczy w 990 r. (Item eodem anno Nemcis perdita est - Kosmas I, 28), nawet je Ŝeli nie dotyczy Niemczy łu Ŝyckiej (por. G. Doma ński 1993), to mo Ŝe by ć jedynie rela- cj ą o jednym z wielu epizodów wojennych, jakich nie brakowało prze- cie Ŝ na terenach pogranicznych w X w., lub wr ęcz pó źną kontaminacj ą. Mimo braku innych źródeł, poza tymi niejasnymi wzmiankami, tylko nieliczni autorzy opatruj ą czeskie władztwo nad Śląskiem znakiem za- pytania (np. E. Kowalczyk 2000, s. 70-72; M. Młynarska-Kaletynowa, J. Scholzel 2002, s. 37; P. Urba ńczyk 2003c). Podobnie rozkładaj ą si ę opinie równie Ŝ w śród archeologów, z któ- rych wi ększo ść przyjmuje za oczywist ą przynale Ŝno ść Śląska do Czech (np. L. Leciejewicz 1991, s. 13 i 17; 2000a, s. 91; B. Gediga 2000, s. 174; J. Poleski 2000, s. 211). Niektórzy zadowalaj ą si ę stwierdze- niem, Ŝe „niezwykle trudno si ę dzi ś odnie ść archeologowi do skom- plikowanej problematyki regnum ablatum" (K. Wachowski 200la, s. 176). W zdecydowanej mniejszo ści pozostaj ą dzisiaj ci, którzy uwa- Ŝaj ą, Ŝe „czeskie wpływy na Śląsku w świetle wymowy wszystkich źró- deł archeologicznych nale Ŝy uzna ć za co najmniej w ątpliwe" (S. Mo ź- dzioch 2000b, s. 55 n.; te Ŝ 2000c, s. 180 i 183). Bo przecie Ŝ trudno uzna ć za rozstrzygaj ące odkrycia male ńkich fragmentów przedroma ń- skiej architektury dokonane pod wrocławsk ą katedr ą (por. dalsze uwa- gi)4 czy te Ŝ raptem dwa „chrze ścija ńskie" groby szkieletowe ze sta- nowiska Niemcza II, datowane monetami dopiero na lata 980-985 (S. Suchodolski 1984). Pomijaj ąc w ątpliwo ści dotycz ące chronologii 4 Wobec braku przekonuj ącej chronologii, nie mo Ŝna na razie wł ączy ć do tych rozwa Ŝań niespodziewanego odkrycia tajemniczej rotundy dwuabsydowej na górze Gromnik koło Strzelna, której „ewentualne wzniesienie jeszcze w X stuleciu ł ączyłoby si ę zapewne z inicjatyw ą pa ństwa czeskiego" (por. A. Pankiewicz 2006, s. 55). 202 tych odkry ć, jest pewne, Ŝe s ą to tylko wska źniki wielokulturowo ści strefy pogranicznej, a nie dowody podporz ądkowania politycznego. Zatem archeologia te Ŝ nie mo Ŝe dowie ść , Ŝe „w pierwszych dekadach X w. cz ęść ślęŜ ańskiego terytorium weszła w skład pa ństwa czeskich Przemy ślidów" (K. Jaworski 2006, s. 60). Przemo Ŝna ch ęć wyrysowania precyzyjnej mapy politycznej spra- wia jednak, Ŝe do ść enigmatyczne źródła pisane, które nie mówi ą nic o stanie sprzed 990 r., oraz trudne do zinterpretowania wyniki wykopalisk, uznaje si ę za wystarczaj ące do potwierdzenia czeskiego władztwa nad Śląskiem. Z tego wyci ąga si ę wniosek, Ŝe „zarówno Śląsk, jak i Ziemia Krakowska od roku 974 podlegały jurysdykcji dwu biskupstw czeskich: praskiego i ołomunieckiego" (G. Labuda 2006a, s. 183; podobnie R. Michałowski 2005, s. 94). Przekonanie to wspiera tzw. Dokument praski, który w 1086 r. praski biskup Gebhard podsun ął do podpisu cesarzowi Henrykowi IV, aby uzasadni ć likwidacj ę diecezji morawskiej i inne pretensje terytorialne biskupstwa praskiego, oparte na rzekomym przywileju św. Wojciecha (por. analiz ę w: J. Sobie- siak 2006, s. 168-172). Mimo podejrze ń fałszerstwa (B. Krzemi ńska, D. Tfe śtik 1960, s. 85) i braku jakiegokolwiek wsparcia źródłowego tych roszcze ń, od lat uwa Ŝa si ę, Ŝe „opis granic w rym dokumencie jest ścisły i wskutek tego jest tak Ŝe wa Ŝnym źródłem dla dziejów Śląska i Małopolski w drugiej połowie X wieku" (G. Labuda 2002, s. 148). A przecie Ŝ mamy wszak przywileje cesarskie, które tak ą wizj ę zdecydowanie podwa Ŝaj ą. W 971 r. Otto I rozszerzył o ziemi ę Dziado- szan obszar, z którego diecezja mi śnie ńska mogła pobiera ć dziesi ęciny (MGH, DO I, 406). Jego wnuk za ś wł ączył do tej Ŝe diecezji wszystkie ziemie „a Ŝ do jej [Odry] źródła" (MGH, DO Ul, 186). Przywileje te dowodz ą ci ągło ści przekonania władców Rzeszy o braku innego pod- porz ądkowania diecezjalnego tych ziem. Je Ŝeli mamy obdarza ć pełnym zaufaniem źródła tak pó źne i nie- pewne jak Dokument praski, to proponuj ę po świ ęcenie odpowiedniej uwagi równie Ŝ komentarzowi Kosmasa (I, 27) do śmierci Sławnika w 981 r. Kronikarz, opisuj ąc ówczesne granice posiadło ści libickie- go ksi ęcia, jednoznacznie stwierdza wszak, Ŝe „od strony północnej ku Polsce [jest] gród Kłodzko poło Ŝony przy rzece Nysie". Wskazy- wałoby to Kotlin ę Kłodzk ą jako północn ą rubie Ŝ terytorium po śred- 203 nio podporz ądkowanego Przemy ślidom. Oczywi ście uwaga Kosmasa nie oznacza, Ŝe cały Śląsk był w tamym czasie bezwzgl ędnie podpo- rz ądkowany Piastom. Te wszystkie w ątpliwo ści sprawiaj ą, Ŝe nie zgadzam si ę nawet z bardzo pojednawcz ą propozycj ą Stanisława Rosika (2006, s. 35), któ- ry uznał, Ŝe „teza o poddaniu Śląska pod zwierzchno ść Przemy ślidów jest do ść prawdopodobna". Moim zdaniem jest to hipoteza zbudowa- na po to, aby stworzy ć odpowiednie ramy historiograficzne dla pó ź- niejszego sukcesu militarnego Mieszka I, który w walce miał wy- rzuci ć Czechów znad Odry. Oczywi ście, „ziemie śląskie stanowiły naturalny kierunek ekspansji Przemy ślidów [ale] władcy z Pragi przede wszystkim zadowalali si ę ści ąganiem trybutu od plemion zza Sudetów" (S. Rosik 2006, s. 35). Wystarczy doda ć, Ŝe to samo mogli robi ć „wład- cy znad Warty" i otrzymamy obraz mo Ŝe mniej klarowny, ale bardziej prawdopodobny w ówczesnej sytuacji geopolitycznej. Znacznie mniej w ątpliwo ści budzi w śród polskich mediewistów to, Ŝe pod koniec swojego panowania „Mieszkowi I udało si ę wydrze ć Czechom Śląsk" (J. Strzelczyk 1999a, s. 76), cho ć trudno ustali ć do- kładn ą dat ę tej aneksji5. Zwolenników tego pogl ądu nie niepokoi to, Ŝe w czeskiej tradycji kronikarskiej zachowała si ę tylko jedna (wspo- mniana ju Ŝ), bardzo pó źna i enigmatyczna wzmianka o utracie w 990 r. Niemczy. A przecie Ŝ nie wiadomo nawet, czy nie chodziło o Niemcz ę łu Ŝyck ą, tj. Polanowice k. Gubina. Dlaczego nie tylko zarejestrowana przez Kosmasa tradycja czeska, ale te Ŝ Ŝadne inne źródło nie odzwier- ciedla tak istotnej zmiany terytorialnej? Dlaczego Ŝaden z ewentualnie poszkodowanych ko ściołów (diecezja praska i metropolia moguncka zarz ądzana przez pot ęŜ nego arcybiskupa Willigisa) nie interweniował na dworze cesarskim lub u papie Ŝa? Czy zmiana układu sojuszów w przedostatniej dekadzie X w., enigmatyczna wzmianka kwedlin- burska (Annales Quedlinburgenses, a.a. 990) i barwna relacja Thiet- mara (IV, 11-13) z konfliktu polsko-czeskiego rzeczywi ście dowodz ą, Gerard Labuda (2002, s. 172) uznał, Ŝe stało si ę to po lipcu 990 r. 204 Ŝe „Rzesza popierała ekspansywne poczynania Piastów na południu" (J. Sobiesiak 2006, s. 87)? Wobec niejasno ści źródeł pisanych archeolodzy próbuj ą sprecyzo- wa ć chronologi ę wydarze ń politycznych, wykorzystuj ąc do tego świa- dectwa materialne. Tak wi ęc, obecno ść Piastów nad Odr ąju Ŝ ok. 985 r. ma potwierdzi ć ustalona dendrochronologicznie budowa najstarszego wału obwodowego grodu wrocławskiego (P. Rze źnik 2000, s. 141, 143; por. te Ŝ P. Rze źnik, A. śurek 2001, s. 337 i 339). W tym samym ro- ku zbudowano gród głogowski. Na lata 80. X w. wydatowano te Ŝ bu- dow ę grodu opolskiego. Zatem „co najmniej te trzy du Ŝe grody nad- odrza ńskie powstały w wyniku jednoczesnej inicjatywy, niew ątpliwie piastowskiej" (S. Mo ździoch 2000c, s. 171). Tej samej daty trzymał si ę Edmund Małachowicz (1999a, s. 59), uznawszy, Ŝe „Mieszkowi I nale Ŝy [...] przypisa ć budow ę pierwszego w grodzie wrocławskim mu- rowanego ko ścioła". Ta seria rozmaitych inwestycji budowlanych ma sprawi ć, Ŝe „nie mo Ŝna ju Ŝ dzisiaj mówi ć o roku 990 jako dacie wł ą- czenia Śląska do pa ństwa Piastów" (S. Mo ździoch 2000c, s. 185). Zachodz ąc w głow ę, jak jakakolwiek data archeologiczna, nie- wsparta źródłem pisanym, mo Ŝe jednoznacznie wskaza ć zmian ę po- lityczn ą, trzeba przyzna ć, Ŝe wychwycony przez archeologów „prze- łom" z połowy przedostatniej dekady X w. nie rozstrzyga jednak wieloznaczno ści źródeł historycznych, cho ć zdaje si ę wpływa ć na „po- starzenie" opisanych przez Thietmara wydarze ń. Wzmacniaj ąc pol- skie „pretensje", niektórzy autorzy wracaj ą do pogl ądu, Ŝe nasz pierw- szy władca płacił trybut ze Śląska co najmniej od 972 r., a „plemiona Obrzan i Dziadoszan mogły zosta ć uzale Ŝnione przez Mieszka jeszcze przed rokiem 963" (S. Mo ździoch 2000c, s. 176 n.). Nie ma jednak zgody co do skutków ekspansji Piastów w stron ę Sudetów. Jedni s ądz ą, Ŝe „ogólnie [...] nie bardzo wida ć, by w aspekcie kulturowym czy go- spodarczym Śląsk zyskał na przył ączeniu do domeny pierwszych Pia- stów" (K. Wachowski 2001b, s. 331 n.), inni za ś podkre ślali pozytywne aspekty tego procesu (np. S. Mo ździoch 1991). Powa Ŝnym argumentem w tej dyskusji powinno by ć milczenie czułego na punkcie stosunków z Polsk ą Kosmasa, który zupełnie „nie zauwa Ŝył" nagłego uszczuplenia czeskiego terytorium, ani w „archeo- logicznym" 985 r., ani w „historycznym" 990 r. Sprawy nie przes ądza 205 nawet, bardzo niedokładny przecie Ŝ, opis granic civitas Schinesghe sporz ądzony około 992 r. Stwierdza bowiem tylko, Ŝe jego granica biegła od Alemure nad Odr ą do granicy Milczan (usque in terram Mil- ze). Je Ŝeli ten dokument rzeczywi ście sporz ądzono według wytycznych naszej pary ksi ąŜę cej, to zdaje si ę on dowodzi ć raczej braku konkretnej granicy na tym odcinku, który mógł by ć scen ą dynamicznych zmian wpływów politycznych. Charlotte Warnke (1980) zasugerowała, Ŝe Dagome iudex mo Ŝ- na zinterpretowa ć jako dowód, Ŝe to ju Ŝ Mieszko I starał si ę uzy- ska ć od papie Ŝa własn ą metropoli ę ko ścieln ą, która obj ęłaby równie Ŝ Śląsk (por. te Ŝ H. Łowmia ński 1973, s. 601 n.). Musiałoby to ozna- cza ć zmian ę rzekomego podporz ądkowania diecezjalnego Wrocławia, co wymagałoby zgody nie tylko papie Ŝa i arcybiskupa Moguncji, ale tak Ŝe biskupa praskiego, którym był wówczas Wojciech Sławni- kowic. Je Ŝeli Wojciech, przedkładaj ąc rodowe interesy geopolityczne libickich Sławnikowiców nad lojalno ść polityczn ą wobec Bolesła- wa II, rzeczywi ście wzi ął udział w przygotowaniach do takiego prze- organizowania północno-wschodniej rubie Ŝy Ko ścioła łaci ńskiego (C. Warnke 1980, s. 155 n.), to oznaczałoby to otwarte wyst ąpienie przeciw Ŝywotnym interesom Czech. Dobrze by te Ŝ tłumaczyło otwar- tą wrogo ść ksi ęcia praskiego wobec biskupa, którego wkrótce zmusił do porzucenia jego diecezji. W rzeczywisto ści jednak nie dysponujemy Ŝadnym źródłem, któ- re mówiłoby o obj ęciu Śląska konkretn ą struktur ą diecezjaln ą przed grudniem 995 r., kiedy to Otto III nagle poszerzył granice diecezji mi- śnie ńskiej „a Ŝ do źródeł Odry" (por. dalsze rozwa Ŝania). Spekulacje do- tycz ące wcze śniejszej sytuacji s ą pochodn ą dominuj ącego przekonania, Ŝe Śląsk po prostu musiał zosta ć wł ączony do którego ś z pobliskich bi- skupstw. O ile jednak brak jest źródła dla potwierdzenia ewentualnej zwierzchno ści praskiej, to jest informacja z 971 r. o podporz ądkowaniu biskupowi Mi śni ziemi Dziadoszan (MGH, DO I, 406). Je Ŝeli jest to do- kument autentyczny, to i tak miał w tym fragmencie charakter deklara- tywny, odzwierciedlaj ąc raczej wybiegaj ącą w przyszło ść strategi ę eks- pansji terytorialnej w jedynym jeszcze wówczas dostępnym kierunku. Powy Ŝsze w ątpliwo ści ka Ŝą nam chyba pogodzi ć się z tym, Ŝe „ani przekazy źródłowe, jakimi dysponujemy, ani te Ŝ wyniki dotychczaso- 206 wych bada ń archeologicznych nie pozwalaj ą jednoznacznie wyja śni ć, jak przebiegał proces uzale Ŝniania politycznego ziem śląskich [...] w drugiej połowie X wieku" (J. Sobiesiak 2006, s. 109). Nie jest dzi ś, natomiast, przez nikogo chyba kwestionowane zwierzchnictwo Bolesława Chrobrego nad Śląskiem, znamiennie po- twierdzone ustanowieniem w 1000 r. biskupstwa wrocławskiego. Tym bardziej Ŝe wła śnie na przełomie tysi ącleci przeprowadzono istotn ą przebudow ę grodu we Wrocławiu (P. Rze źnik, A. śurek 2001, s. 346). Niemniej jednak okoliczno ści tego wydarzenia rodz ą w ątpliwo ści od- zwierciedlone w zró Ŝnicowaniu interpretacji dost ępnych danych. Brak jest podstaw źródłowych dla sugestii Marka Derwicha (2000, s. 137), Ŝe biskup Jan pochodził z o środka ko ścielnego, który uformował si ę na grodzie we Wrocławiu ju Ŝ w pocz ątkach panowania czeskiego. Podobnie nie mo Ŝna „z prawdopodobie ństwem bliskim pewno ści wnosi ć [...] Ŝe diecezje [południowe] powstały [...] nie wcze śniej ni Ŝ w drugiej połowie 997 r., a zapewne nawet pó źniej, bowiem w roku 999" (R. Michałowski 2000, s. 30), gdy Ŝ z relacji Thietmara (IV, 45) wcale nie wynika, Ŝe „Jan wrocławski" ju Ŝ wcze śniej działał w Pol- sce. Jednocze śnie nie mo Ŝna te Ŝ stwierdzi ć, Ŝe to dopiero w 1000 r. „arcybiskup Radzim-Gaudenty w asy ście legatów uroczy ście wy świ ę- cił nowych biskupów" (J. Tyszkiewicz 2000a, s. 24), bo nie wiemy, czy byli konsekrowani dopiero w Gnie źnie, czy mo Ŝe przywiezieni z Rzymu. Thietmar informuje tylko, Ŝe Reinbern, Poppon i Jan zostali „podporz ądkowani" Radzimowi6. Wobec braku innych źródeł, problem ten pozostanie chyba bez rozstrzygni ęcia. 6 Warto zwróci ć uwag ę na pokutuj ące w literaturze polskiej niedokładne tłu- maczenie fragmentu dotycz ącego czterech biskupów. M.Z. Jedlicki w sposób do ść dowolny zinterpretował tekst łaci ński, pisz ąc: „i podporz ądkował mu z wyj ątkiem biskupa pozna ńskiego Ungera nast ępuj ących biskupów: kołobrzeskiego Reinberna, krakowskiego Poppona i wrocławskiego Jana". Tymczasem Thietmar (IV, 45) napi- sał: ,,[i] podporz ądkowuj ąc mu Reinberna, biskupa ko ścioła kołobrzeskiego, Poppona krakowskiego [i] Jana wrocławskiego, wyj ąwszy Ungera pozna ńskiego" (por. podobn ą propozycj ę w G. Labuda 2000a, s. 19 i obszerniejsz ą dyskusj ę w rozdz. 11). 207 Ustanowienie sufraganii wrocławskiej rodzi te Ŝ jednak inne w ąt- pliwo ści. Trudno przecie Ŝ uzna ć za sukces działalno ść biskupa Jana, je Ŝeli nie pozostawiła ona Ŝadnych, poza kronik ą Thietmara, śladów źródłowych. Dziwi ć musi, dlaczego nie przetrwała w Polsce pami ęć o pierwszym śląskim biskupie. Najstarszy spis biskupów z Lubi ąŜ a, pochodz ący z 1270 r., zaczyna wszak list ę wrocławsk ą od Hieronima (1046/50-1062), który miał zbudowa ć pierwsz ą katedr ę. Trzeba wi ęc zapyta ć, jak to mo Ŝliwe, Ŝe tak wa Ŝne dla śląskiej diecezji imi ę pierw- szego ordynariusza nie zostało utrwalone w pó źniejszych źródłach. Interesuj ący, chocia Ŝ nieweryfikowalny jest pomysł E. Małachowicza (2000b, s. 135), Ŝe „wzmianka Thietmara o Janie mo Ŝe dotyczy ć patro- na znanej ju Ŝ świ ątyni, a nie imienia biskupa (?)". A mo Ŝe ustanowie- nie tej diecezji, tak jak w przypadku Kołobrzegu, było nieudan ą prób ą eklezjalnego skonsolidowania ziem kontrolowanych przez Chrobrego? Oficjalny optymizm kr ęgów ko ścielnych co do post ępów chrystianiza- cji mógł si ę przecie Ŝ zderzy ć z dala od centrum pa ństwa z du Ŝymi pro- blemami. Mo Ŝe wi ęc sufraganie południowe nie mogły realnie funk- cjonowa ć w środowiskach zamieszkanych wci ąŜ jeszcze głównie przez pogan lub przez semichristiani według okre ślenia Wipona {G ęsta Chu- onradi..., s. 52) - „wci ąŜ praktykuj ących poga ństwo lub synkretyczn ą dwuwiar ę" (S. Rosik 2000b, s. 270)? Siła reakcji poga ńskiej z lat 30. XI w. potwierdza przecie Ŝ płytko ść oficjalnej konwersji7 i łatwo ść po- wrotu „starego prawa" zmaterializowanego wła śnie we Wrocławiu wy- budowaniem w latach 1032-1033 poga ńskiej świ ątyni, posadowionej na zniszczonym wale „piastowskiego" grodu (S. Mo ździoch 2000a, s. 176 n.; 2000b, s. 42 n.; 2000c, s. 179 n.). A mo Ŝe tamtejsze biskupstwo miało w ątpliw ą prawomocno ść ka- noniczn ą? Przecie Ŝ podporz ądkowanie Gnieznu diecezji wrocławskiej mogło zagrozi ć, je Ŝeli nie faktycznemu stanowi posiadania biskupstwa praskiego (co jest bardzo w ątpliwe), to przynajmniej apetytowi teryto- rialnemu biskupa Thiadaga, wspieranego zapewne przez mogunckiego arcybiskupa Willigisa. W tym pierwszym przypadku, bez zgody obu hierarchów, któr ą sugeruj ą polscy historycy (ostatnio: J. Tyszkiewicz 2000a, s. 24; J. Sobiesiak 2006, s. 217), zmiana przynale Ŝno ści diece- Por. rozwa Ŝania S. Rosika - 2000b. 208 zjalnej Śląska nie miałaby sankcji kanonicznej, nawet gdyby wprowa- dził j ą sam cesarz za zgod ą papie Ŝa. W drugim - nale Ŝałoby oczekiwa ć przynajmniej kontrposuni ęć Ko ściołów, przed którymi zamkni ęto jedy- ny kierunek mo Ŝliwej jeszcze ekspansji terytorialnej. Spraw ę dodatko- wo komplikuje dokument Ottona III wystawiony biskupowi Idziemu 6 grudnia 995 r., którym cesarz wł ączył do diecezji mi śnie ńskiej zie- mie poło Ŝone na południe od Odry. Gdyby zwierzchnictwo Bolesława Chrobrego nad Śląskiem było ju Ŝ wówczas uznanym faktem, to takie rozporz ądzenie stanowiłoby niezrozumiał ą prowokacj ę geopolityczn ą wobec wa Ŝnego sojusznika, który wła śnie wzi ął udział we wspólnej wyprawie na Połabie. Tak czy inaczej wcze śniejsza zgoda hierarchów niemieckich byłaby konieczna do prawomocnego ustanowienia diece- zji wrocławskiej, a o takiej zgodzie ani o poprzedzaj ących j ą negocja- cjach nic przecie Ŝ nie wiemy. A mo Ŝe diecezja wrocławska obj ęła tylko cz ęść Śląska? Wska- zówki geograficznej dostarcza sama relacja Thietmara (IV, 45), według której dopiero po mini ęciu kraju Milczan i wkroczeniu Ottona III na tereny Dziadoszan „wyjechał z rado ści ą na jego spotkanie Bolesław [który] w miejscowo ści zwanej Ilua przygotował przedtem kwater ę dla cesarza". Trzeba przyj ąć , Ŝe zgodnie z ówczesnym „protokołem dyplo- matycznym" Chrobry powitał tak wa Ŝnego go ścia na swojej granicy8, gdy Ŝ dopiero pó źniej „prowadził go przez swój kraj a Ŝ do Gniezna". Wynikałoby z tego, i Ŝ nie kontrolował wówczas najbardziej zachodniej częś ci Śląska - poło Ŝonej za Bobrem, nad którym le Ŝy Iłowa. Niestety, nie mamy równie dokładnych wskazówek odno śnie do zasi ęgu jego władzy w pozostałych cz ęś ciach Śląska. Powy Ŝsze w ątpliwo ści, wynikaj ące ze skromno ści i niejasno ś- ci zachowanych źródeł, wskazuj ą, Ŝe nawet fakt tak wydawałoby si ę oczywisty, jak panowanie Bolesława Chrobrego nad Śląskiem, mo Ŝe jednak rodzi ć w ątpliwo ści co do zakresu i trwało ści podpo- rz ądkowania mu tych ziem. Nie mo Ŝna wi ęc stwierdzi ć, Ŝe w 995 r. 8 Ju Ŝ w tych czasach obowi ązywał zwyczajowy „protokół", który regulował stan- dardowe elementy spotka ń i wizyt na wysokim szczeblu. Na przykład „bacznie dbano, ze wzgl ędów presti Ŝowych, by do spotkania nie doszło na terenie partnera [...], lecz w miejscu »neutralnym«, na przykład na środku rzeki rozgraniczaj ącej oba pa ństwa" (J. Strzelczyk 1999b, s. 47 n.; por. te Ŝ s. 52). 209 „Śląsk dowodnie nale Ŝał do Bolesława Chrobrego" (E. Kowalczyk 2000, s. 71), bo przeczy temu, omawiany dalej, przywilej cesarski z tego samego roku. Trzeba wi ęc, unikaj ąc radykalnych stwierdze ń, przyj ąć jako minimalny postulat badawczy, Ŝe „ Śląsk zachował sw ą odr ębno ść w ramach młodej monarchii piastowskiej" (L. Leciejewicz 2000a, s. 89). Dyskusji powinien podlega ć nie tyle sam fakt, ile za- kres tej odr ębno ści. Aby wypełni ć cał ą przestrze ń geopolityczn ą, trzeba jeszcze roz- patrzy ć ewentualn ą zale Ŝno ść Śląska od cesarstwa, „czym zajmuje si ę ogromna literatura" (L.A. Tyszkiewicz 1991, s. 148). Po średni ą podległo ść mo Ŝna wydedukowa ć zarówno z faktu jego ewentualnej przynale Ŝno ści do zwasalizowanych przez Ottona I Czech (L.A. Tysz- kiewicz 2000a, s. 80), jak i z jego wł ączenia do pa ństwa wczesno- piastowskiego, którego władcy byli do 1000 r. trybutariuszami ce- sarskimi (L.A. Tyszkiewicz 1991, s. 149). O ści ślejszych zwi ązkach z Niemcami przynajmniej obszaru Dziadoszan wydaje si ę świadczy ć przywilej Ottona I, który w 971 r. (MGH, DO I, 406) przyznał bi- skupowi mi śnie ńskiemu Folkoldowi tributi pars decima z terenów pi ęciu plemion pogranicznych, w śród których wymienieni s ą wła śnie Dziadoszanie. Jeszcze wyra źniej zainteresowanie cesarstwa Śląskiem potwierdza wspomniany ju Ŝ dokument cesarski z 6 grudnia 995 r., w którym zarz ądzane wówczas przez Idziego/Eida biskupstwo mi ś- nie ńskie zostało rozci ągni ęte a Ŝ do źródeł Odry - us ąue ad caput eius (MGH, DO III, 186). Ten zamysł stanowi dziwny rozd źwi ęk z generalnie propolsk ą poli- tyk ą Ottona III. I nie da si ę tej w ątpliwo ści zniwelowa ć stwierdzeniem, Ŝe dokument ten świadczy „tylko o płynno ści granic nowo zakładanych biskupstw" (L.A. Tyszkiewicz 1991, s. 141), bo zachowane źródła do- wodz ą bezwzgl ędnej walki o stan posiadania poszczególnych diecezji. Mo Ŝe cesarzowi chodziło o tymczasowe wzmocnienie ekonomiczne diecezji mi śnie ńskiej z trudem podnosz ącej si ę po buncie Połabian z 983 r. i po zdradzieckim ataku Bolesława czeskiego z 984 r.? Mo Ŝe była to próba zapobie Ŝenia łatwemu skonsumowaniu przez Bolesła- 210 wa II politycznych skutków wymordowania Sławnikowiców we wrze ś- niu 995 r., na co wskazywałoby poddanie biskupowi Mi śni wła śnie wschodnich Czech wraz z Libicami? A mo Ŝe cesarz chciał tylko roz- dzieli ć skonfliktowane na punkcie kontroli nad Śląskiem pa ństwa Pia- stów i Przemy ślidów? Plan oddania Śląska w prawdopodobnie tymczasowy zarz ąd bi- skupowi mi śnie ńskiemu mógł te Ŝ mie ć na celu powstrzymanie rosz- cze ń czeskich i by ć przygotowaniem do jego wł ączenia w planowan ą ju Ŝ wtedy struktur ę polskiej prowincji ko ścielnej. Wczesne sformu- łowanie takiego planu zasugerowano we wspomnianej ju Ŝ koncepcji Charlotte Warnke z 1980. A mo Ŝe chodziło o „deklaracj ę politycz- nej wrogo ści imperium w stosunku do pa ństwa piastowskiego oraz Czech" (A. Pleszczy ński 2001, s. 226)? A mo Ŝe racj ę ma Jiirgen Pe- tersohn (2003), s ądz ąc, Ŝe chodziło o pełne uniezale Ŝnienie Sławni- kowiców po ewentualnym powrocie Sobiesława do Libic? Nie wida ć dzi ś mo Ŝliwo ści jednoznacznego potwierdzenia której ś z tych hipotez9. W ka Ŝdym razie po ustanowieniu w 1000 r. biskupstwa wrocławskiego nie słycha ć o jakich ś protestach ani biskupa mi śnie ńskiego Idziego, ani arcybiskupa magdeburskiego Gizylera. Według Lecha Leciejewicza o nierozwianych wci ąŜ w ątpliwo ś- ciach co do zwierzchnictwa nad zachodni ą cz ęś ci ą Śląska świadczy droga, któr ą Otto III przybył w 1000 r. z Mi śni na ziemie Bolesława Chrobrego. Wybór trudniejszej do pokonania trasy przez ziemie Mil- czan i Iłowe nad Bobrem, zamiast prostszej (przez Łu Ŝyce, Krosno Odrza ńskie i Mi ędzyrzecz), miałby wynika ć z ch ęci „zamanifestowa- nia zwierzchno ści ksi ęcia polskiego nad ziemi ą Dziadoszan", do której pretensje zgłaszała wci ąŜ „niemiecka administracja ko ścielna". „Wład- ca polski chciał unaoczni ć cesarzowi, kto w istocie sprawuje władz ę nad t ą cz ęś ci ą ziemi śląskiej, a po średnio te Ŝ całego górnego Nad- odrza" (L. Leciejewicz 2002b, s. 125 n.). Jak ju Ŝ jednak zaznaczyłem wcze śniej, relacj ę Thietmara mo Ŝna te Ŝ zinterpretowa ć inaczej. Po decyzjach zjazdu gnie źnie ńskiego ustało, na jaki ś czas, bezpo- średnie zainteresowanie Niemiec Śląskiem, cho ć przechodziły przeze ń 9 Por. szczegółowe omówienie geopolitycznego kontekstu wystawienia tego przywileju w. P. Urba ńczyk - w druku-b. 211 kolejne ekspedycje karne Henryka II - w latach 1005, 1010 i 1017. Niemniej jednak niemieccy władcy wci ąŜ traktowali t ę pograniczn ą prowincj ę jako kart ę przetargow ą w regulowaniu swoich dora źnych stosunków ze skonfliktowanymi wskutek ci ągłych sporów terytorial- nych Czechami i Polsk ą. Tote Ŝ po kryzysie pierwszej monarchii pia- stowskiej Śląsk został przyznany w lenno Brzetysławowi. Po ponow- nym zaj ęciu Śląska w 1050 r. przez Kazimierza Odnowiciela, cesarz ostatecznie przyznał go na zje ździe w Kwedlinburgu w 1054 r. Polsce, ale za cen ę płaconego Czechom trybutu. Powy Ŝsze w ątpliwo ści odno śnie do ró Ŝnych koncepcji politycz- nych dziejów Śląska ka Ŝą si ę zastanowi ć, czy nie przyszedł ju Ŝ czas, aby przyzna ć, Ŝe była to jedna z wielu w Europie Środkowej stref try- butarnych, do których ro ściły sobie pretensje ró Ŝne o środki polityczne, które jednak nie potrafiły jej trwale uzale Ŝni ć. Ich zdolno ść stałego egzekwowania kontroli terytorialnej była bowiem ograniczona wskutek oczywistych problemów logistycznych i przewagi gospodarki wojennej nad fiskalizmem w finansowaniu władzy politycznej (por. P. Urba ńczyk 2000a, rozdz. 6). W rozwa Ŝanym tu X w. Śląsk był oczywistym obiek- tem zainteresowania trybutarnego i rabunkowego ka Ŝdego z silnych sąsiadów, tj. zarówno Przemy ślidów, jak i Piastów oraz Ludolfingów. Przez długi czas jednak Ŝadne z tych pa ństw nie miało nad konkurenta- mi przewagi wystarczaj ącej do trwałej inkorporacji spornego obszaru. śadne nie było te Ŝ logistycznie ani administracyjnie zdolne do zapro- wadzenia tam efektywnej kontroli polityczno-militarnej. Tym bardziej Ŝe na Śląsku nie brakowało na pewno lokalnych pretendentów, którzy próbowali „wykroi ć" swoje domeny dynastyczne, korzystaj ąc z niesta- bilnej sytuacji geopolitycznej. Problemu trwałego opanowania Śląska nie rozstrzyga nawet „pod- porz ądkowanie" w 1000 r. gnie źnie ńskiemu metropolicie wrocławskie- go biskupa Jana, po którym nie zachował si ę Ŝaden ślad w lokalnej tradycji. Jego misja mogła by ć przecie Ŝ politycznie równie nieudana (?) jak dzieło biskupa Reinbema w Kołobrzegu. Zbudowanie w środku wrocławskiego grodu poga ńskiej świ ątyni ju Ŝ w 1032/33 r. świadczy 212 o płytko ści konwersji i o silnej pozycji lokalnej (?) elity próbuj ącej przywróci ć dawny układ sił, w którym władza polityczna opierała si ę na kontroli sfery religijnej (por. rozwa Ŝania na temat o środków kultowych na Śląsku w: G. Doma ński 2000 i S. Mo ździoch 2000a). Fakt, Ŝe Brzetysław ruszył w 1038 r. na Gniezno przez Kraków (Kos- mas II, 2), a nie najkrótsz ą drog ą przez Kotlin ę Kłodzk ą, te Ŝ „mo Ŝe wskazywa ć na istnienie sojuszu mi ędzy nim a śląskimi rebelianta- mi", którzy samodzielnie zarz ądzali wówczas Śląskiem (S. Mo ździoch 2000a, s. 185; te Ŝ 2000b, s. 50). Badaczom najstarszych dziejów Śląska niewiele pomog ą doko- nane pod wrocławsk ą katedr ą odkrycia reliktów starszej architektury. Nie dostarcz ą bowiem ani nazwisk fundatorów, ani wezwa ń odkrywa- nych ko ściołów, których nie mo Ŝna dzi ś nawet precyzyjnie wydatowa ć. Koncepcje przedstawione przez Edmunda Małachowicza (2000a) s ą oparte na prostym uto Ŝsamieniu sekwencji zidentyfikowanych budowli z wybranymi faktami historycznymi. Najstarszy ko ściół powi ązał za- tem z czasem biskupiej posługi św. Wojciecha w Pradze. Drugi (tzw. pierwsza katedra) miałby wybudowa ć Bolesław Chrobry dla biskupa Jana wysłanego do Wrocławia w 1000 r. Trzeci („druga katedra") wzniósłby Kazimierz Odnowiciel po powrocie biskupstwa do Wrocła- wia i obj ęciu stolca przez biskupa Hieronima w 1051 r., a przebudował go („trzecia katedra") biskup Walter z Malonne w latach 1149-1169. Krytyk ę tej pozornie bardzo spójnej koncepcji trzeba zacz ąć od powa Ŝnych w ątpliwo ści, jakie budzi zasadno ść rekonstrukcji ca- łych brył tych ko ściołów na podstawie ułamkowo tylko zachowanych fragmentów (P. Urba ńczyk 2000a, s. 265; E. Kowalczyk 2000, s. 71; Z. Pianowski 2001, s. 373). Faktycznie „z niewielkiej liczby słabo zachowanych reliktów budowli »I« (»pierwszego ko ścioła«) i »II« (katedry »chrobrowskiej«) wykre śli ć mo Ŝna w istocie niemal dowol- ne plany" (P. Rze źnik, A. śurek 2001, s. 344). Z punktu widzenia archeologa najwi ększ ą słabo ści ą zaproponowanej sekwencji zdarze ń architektonicznych jest jednak niemo Ŝno ść precyzyjnego wydatowania odkrytych fragmentów architektury murowanej. Do ść ogóln ą wska- zówk ę mo Ŝe stanowi ć znajdowanie kamieni z zapraw ą wtórnie u Ŝytych wewn ątrz budynków drewnianych z drugiej połowy X w. (P. Rze ź- nik 2000, s. 147) czy te Ŝ zbudowanych „dopiero ok. [...] roku 1000" 213 (P. Rze źnik, A. śurek 2001, s. 344). Jednak przed uzyskaniem precy- zyjniejszej chronologii nie mo Ŝna odnie ść poszczególnych reliktów do konkretnych postaci czy zdarze ń historycznych. Dla niniejszych rozwa Ŝań najciekawsza jest interpretacja najstar- szej z wrocławskich budowli sakralnych, zbudowanej jakoby w trze- ciej ćwierci X w.10 przez lokalnego wielmo Ŝę „za zgod ą ksi ęcia i bi- skupa Pragi [...] według wzorca libickiego" (E. Małachowicz 2000a, s. 133; por. te Ŝ s. 125). Postulowana analogia do ko ścioła libickiego nie jest przekonuj ąca, gdy Ŝ sami badacze czescy nie potrafi ą go pewnie wydatowa ć. Czas jego budowy w latach 955-961/962, zaproponowany kiedy ś przez R. Turka (1966), podwa Ŝyła niedawno Ane Ŝka Merhau- tova (1995, s. 250), proponuj ąc intuicyjnie okres „przed 981 r.", kiedy to zmarł ksi ąŜę Sławnik. Stan naszej wiedzy na ten temat sprawia wi ęc, Ŝe „Ujawnione niejasno ści [...] nie pozwalaj ą pewnie okre śli ć typu ko ścioła, wydatowa ć go czy ustali ć pochodzenia jego kształtu" (A. Merhautova, D. Tfe śtik 1995, s. 250). Alternatywna mo Ŝliwo ść przypisania jego budowy dopiero Przemy ślidom, którzy zdobyli wszak Libice we wrze śniu 995 r., sprawia, Ŝe interpretacj ę historyczn ą za- proponowan ą przez E. Małachowicza mo Ŝna by odwróci ć. Podtrzy- manie datowania zaproponowanego przez odkrywc ę sprawiłoby bo- wiem, Ŝe to ko ściół wrocławski byłby wzorcem, według którego za- projektowano budowl ę libick ą. Z pewno ści ą przedwczesne (por. te Ŝ wątpliwo ści K. Wachowskiego - 2001a, s. 175) jest wi ęc przekonanie odkrywcy, Ŝe we fragmentach budowli sakralnych poprzedzaj ących ka- tedr ę gotyck ą mo Ŝna si ę „dopatrzy ć formy i charakteru zwierzchno ści czeskiej" (E. Małachowicz 2000a, s. 115). Niestety, podobnie do historii architektury, równieŜ archeologia nie mo Ŝe przyj ść historykom z pomoc ą w ustalaniu politycznej przyna- le Ŝno ści jakiego ś obszaru. Niewiele pomog ą mapy najwyra źniej szych nawet zwi ązków widocznych w kulturze materialnej i w zasi ęgu kon- taktów handlowych. Mapy takie mówi ą bowiem tylko o naturalnych kontaktach s ąsiedzkich, które we wcze śniejszym średniowieczu mogły 10 Wcze śniej sam odkrywca tych reliktów datował ich najstarsz ą faz ę niezwykle dokładnie - na lata 984-985 (E. Małachowicz 1999a, s. 59), lub szerzej - na okres 965-985 (199%, s. 195). 214 nie mie ć Ŝadnego zwi ązku ze sfer ą oddziaływa ń politycznych, a nawet funkcjonowa ć ponad podziałami politycznymi. Rozprzestrzenienie im- portowanych przedmiotów zbytku nie jest wi ęc wskazówk ą zale Ŝno ści terytorialno-administracyjnej. Niewiele zmieniło nawet ustalenie daty wzniesienia pierwszego wrocławskiego grodu na pocz ątek drugiej połowy X w., gdy Ŝ nie do- wiemy si ę, czy „poprzedzaj ący twierdz ę piastowsk ą niewielki grodek był inicjatyw ą ślęŜ ańsk ą, libick ą, prask ą, czy piastowsk ą" (S. Mo ź- dzioch 2000a, s. 177). Nie sposób wi ęc ustali ć, czy kazał go zbudowa ć Bolesław I czeski, czy mo Ŝe raczej lokalny przywódca (P. Rze źnik, A. śurek 2001, s. 339) pragn ący materialnie zamanifestowa ć pot ęgę swojej władzy, któr ą starał si ę utrzyma ć, balansuj ąc pomi ędzy znacznie silniejszymi s ąsiadami. Przykład niedalekiego „pa ństewka" libickiego świadczy o tym, Ŝe taka strategia mogła si ę dora źnie powie ść . Nie wiem, czy rzeczywi ście „Nowe odkrycia mog ą [...] przywró- ci ć regionowi śląskiemu to Ŝsamo ść , której w świetle dotychczasowych prac historyków i archeologów w wiekach VT-X niemal nie posia- dał" (S. Mo ździoch 2000a, s. 186). Na pewno jednak wymowa do- tychczasowych źródeł podwa Ŝa tradycyjn ą wykładni ę dziejów, opart ą na „przerzucaniu" tego regionu z jednego pa ństwa do drugiego bez uwzgl ędnienia problemów wynikaj ących z immanentnej niestabilno ści geopolitycznej wcze śniejszego średniowiecza, a tak Ŝe z samej geogra- fii. Na razie Śląsk pozostaje wi ęc „sierot ąpomi ędzy Polsk ą, Niemcami i Czechami" (K. Kutz 2004, s. 11). 10. PIERWSZE STOLICE PIASTÓW Badaczy wczesnych pa ństw cz ęsto cechuje poszukiwanie w przeszło ści organizacji, którym przydaj ą nierealn ą skuteczno ść kontroli terytorial- nej. Kształtuj ąc dawn ą rzeczywisto ść na wzór i podobie ństwo naszych czasów, przypisuj ą odległym przywódcom współczesn ą mentalno ść , obdarzaj ą ich nasz ą wiedz ą, przyjmuj ą za oczywisty sprawny obieg in- formacji i poszukuj ą gł ębokich korzeni współczesnych stosunków et- nicznych i geopolitycznych. Dawne organizacje terytorialne jawi ą si ę im jako wczesne modele dzisiejszych pa ństw. Wyszukuj ą zatem fakty, które daje si ę łatwo wpasowa ć do takiej uwspółcze śnionej wizji przeszło ści. Cz ęś ci ą takiego ahistorycznego podej ścia jest doszukiwanie si ę tych atrybutów pa ństwowo ści, które wydaj ą si ę dzi ś niezb ędne do funkcjonowania stabilnego pa ństwa. Nale Ŝą do nich m.in. wyra źnie wytyczone i geopolitycznie akceptowane granice, a tak Ŝe stałe centrum decyzyjne, które sprawnie zarz ądza infrastruktur ą zawartego w tych granicach terytorium oraz kontroluje i wspomaga jego mieszka ńców. W przypadku pa ństwa wczesnopiastowskiego uwa Ŝam takie poszuki- wania za bezprzedmiotowe. O braku podstaw do rekonstrukcji jakich ś stałych granic napisałem w poprzednim rozdziale. Tutaj za ś chciałbym rozpatrzy ć kwesti ę jego stolicy. Problem stołeczno ści jest wspólny dla badaczy niemal wszystkich pa ństw wczesno średniowiecznych - nawet tych długo ju Ŝ obecnych na scenie politycznej. Poza pa ństwami bardzo małymi (np. Wenecja na przełomie tysi ącleci) lub bardzo stabilnymi, takimi jak Bizancjum, które czerpało z wielowiekowych tradycji biurokratycznych, trudno bowiem wskaza ć o środki, które mo Ŝna by nazwa ć „stolicami" w dzi- siejszym rozumieniu stałego poł ączenia centralnych funkcji politycz- nych, gospodarczych i administracyjnych. Tego rodzaju stołeczno ść była mo Ŝliwa dopiero du Ŝo pó źniej w pa ństwach, których długotrwała stabilno ść umo Ŝliwiła taki rozwój instytucji jurysdykcyjnych, fiskal- nych i nadzoruj ących porz ądek ideologiczny, Ŝe mo Ŝna było nimi za- rz ądza ć z jednego stałego centrum. 216 Takim pa ństwem na pewno nie było pa ństwo Mieszka I, które pojawiło si ę w X w. na scenie geopolitycznej w ramach lawinowego dzielenia Europy Środkowej i Północnej na niezale Ŝne organizacje terytorialne. Nie był to wynik długotrwałego osi ągania progu pa ństwo- wo ści w procesie przekształce ń ewolucyjnych, lecz skutek radykalnych zmian wprowadzanych przez d ąŜą cych do zwi ększenia zakresu swojej władzy ambitnych przywódców. Wykorzystuj ąc niekonwencjonalne środki - głównie nowe rozwi ązania militarne (stała armia przyboczna) i ofensyw ę ideologiczn ą (wprowadzenie chrze ścija ństwa) - pozbywali si ę społecznej kontroli i likwidowali wewn ętrzn ą konkurencj ę innych pretendentów do władzy zwierzchniej. Po ustabilizowaniu władzy te- rytorialnej rozpoczynali ekspansj ę na zewn ątrz, pokonuj ąc słabszych, mniej zdeterminowanych lub po prostu pechowych s ąsiadów. Stabilno ść takich „młodych" pa ństw zale Ŝała głównie od chary- zmy i determinacji zwyci ęskiego przywódcy, który swój status musiał wci ąŜ potwierdza ć fizycznym demonstrowaniem swojej siły. To on sam, wsparty ostentacyjnie manifestowanym bogactwem i militar- ną przewag ą zapewnian ą przez dru Ŝyn ę przyboczn ą, był gwarantem utrzymania ładu politycznego i porz ądku społecznego oraz podtrzy- mania lojalno ści swoich przedstawicieli w terenie. Mimo delegowania im cz ęś ci swoich prerogatyw, musiał sam pilnowa ć trwało ści swego dzieła w ci ągłej walce ze stale obecn ą, czyhaj ącą na oznaki słabo ści, mo Ŝnowładcz ą opozycj ą wewn ętrzn ą i z zewn ętrznymi zagro Ŝeniami ze strony zawsze Ŝą dnych zdobyczy s ąsiadów. W takiej sytuacji niemal ci ągłego zagro Ŝenia władca nie mógł sobie pozwoli ć na dłu Ŝszy, bez- czynny pobyt w jednym miejscu. Taki brak przezorno ści mógłby bo- wiem by ć pretekstem do buntu ambitnych wasali lub do ataku którego ś z obserwuj ących sytuacj ę geopolityczn ą s ąsiadów, których te Ŝ trzeba było trzyma ć w szachu cz ęstymi akcjami zaczepnymi lub przynajmniej pozorowaniem przygranicznej aktywno ści militarnej. Wobec ci ągłej, wyznaczonej cz ęstymi zmianami sojuszy, niepew- no ści sytuacji geopolitycznej i zwi ązanej z tym gro źby ataku wro- giej armii, posiadanie jednego, stałego centrum zarz ądzania pa ństwem byłoby decyzj ą strategicznie nierozwa Ŝną. Wi ększo ść ówczesnych wojen nie polegała przecie Ŝ na zajmowaniu terytorium przeciwnika, bo nie było na to ani czasu, ani wyszkolonych w zarz ądzaniu ludzi. 217 Nie mo Ŝna te Ŝ było wykorzysta ć elementu zaskoczenia, bo zebranie wi ększej armii trwało tygodniami. Wobec braku zawodowych Ŝołnie- rzy nie mo Ŝna te Ŝ było prowadzi ć długotrwałej wojny. Najcz ęś ciej wi ęc atakuj ące wojsko posuwało si ę jak najszybciej w gł ąb terytorium przeciwnika, nie rozpraszaj ąc si ę na zajmowanie wszystkich grodów. Chodziło głównie o stoczenie decyduj ącej bitwy lub zdobycie najwa Ŝ- niejszych o środków, co dawało świadomo ść zwyci ęstwa. Głównym celem były łupy, upokorzenie przeciwnika i zmuszenie go do uznania trybutarnej podległo ści lub co najmniej do uzyskania jednorazowej „odprawy". Pa ństwu, które miałoby wszystkie funkcje zarz ądzania skupione w jednym miejscu, ka Ŝdy taki atak przynosiłby śmiertelne niebezpiecze ństwo. Poza typow ą dla ówczesnych czasów sytuacj ą ci ągłego zagro Ŝenia wewn ętrznego i zewn ętrznego, powa Ŝny problem stanowił te Ŝ brak systemu sprawnego obiegu informacji. Nasza cz ęść Europy nie miała przecie Ŝ porzymskiej infrastruktury drogowo-mostowej, a wzgl ędnie szybki system wici lub sygnalizacji ogniowej słu Ŝył do przekazywania tylko bardzo prostych komunikatów i to na mał ą odległo ść 1. Tutejsi władcy, działaj ąc w poczuciu permanentnego „niedoczasu", próbo- wali przezwyci ęŜ yć problemy logistyczne przez swoj ą ci ągł ą mobil- no ść . Taki wczesno średniowieczny rex ambulans starał si ę stwarza ć pozory stałej kontroli, przemieszczaj ąc si ę wci ąŜ po swoim terytorium (H.C. Peyer 1964). W spokojnych czasach regularne wizytacje władcy wystarczały do utrzymania w szachu konkurentów i zapobiegania lo- kalnym napi ęciom. Regularno ść tej marszruty zakłócały czasem nagłe wie ści wymagaj ące bezpo średniej interwencji militarnej lub tylko u Ŝy- cia monarszego autorytetu do rozstrzygni ęcia lokalnego konfliktu. Przy takim sposobie sprawowania władzy trudno było o jak ąś spójn ą polityk ę wewn ętrzn ą i strategi ę stosunków z s ąsiadami, bo per- spektywiczne planowanie mogło si ę łatwo załama ć wskutek koniecz- no ści rozwi ązania jakiego ś mniej lub bardziej lokalnego kryzysu. Było 1 Najlepszy ze znanych nam średniowiecznych systemów wczesnego ostrzega- nia stworzono w Norwegii rozci ągni ętej wzdłu Ŝ ponad 2 tys. kilometrów skalistego wybrze Ŝa. Wiemy, Ŝe sygnał alarmowy w ędrował z południa na północ ok. 2 tygodni, uruchamiaj ąc statki floty wojennej {leidang). 218 to raczej dora źne rozwi ązywanie - cz ęsto spó źnione - pojawiaj ących si ę w róŜnych miejscach problemów. Wymuszało to du Ŝą mobilno ść centralnego o środka władzy, który starał si ę bra ć bezpo średni udział w wa Ŝnych wydarzeniach krajowych i musiał uczestniczy ć w działa- niach wojennych - zarówno agresywnych, jak i obronnych. Kolejn ą, istotn ą przyczyn ą ruchliwo ści wczesno średniowiecznych władców były trywialne kłopoty z zapewnieniem ci ągło ści zaopatrze- nia wymagaj ącego ekskluzywnej konsumpcji dworu i towarzysz ącej mu stale dru Ŝyny. Niewielkie nadwy Ŝki produkcyjne ówczesne- go rolnictwa, które z jednego wysianego ziarna zbo Ŝa zbierało nie- wiele ponad dwa dojrzałe ziarna, niedoskonało ść metod konserwacji Ŝywno ści (ograniczonych wła ściwie do w ędzenia i suszenia), brak wyspecjalizowanych magazynów oraz oczywiste trudno ści transpor- towe powodowały, Ŝe Ŝadna okolica nie wytrzymałaby gospodarczo stałego pobytu władcy i jego otoczenia. Problemu nie stanowił brak luksusowych dóbr (np. broni, ozdób, szat, futer), lecz prozaiczny brak wi ększych zapasów Ŝywno ści, który łagodzono przez polowanie i rybołówstwo oraz intensyfikacj ę handlu. Tote Ŝ obowi ązek „goszcze- nia ksi ęcia [...] podczas jego stałych podró Ŝy po kraju" nale Ŝy wi ąza ć ju Ŝ z „najstarsz ą faz ą budowy pa ństwa" (G. Labuda 2002, s. 55). Zatem zarówno przyczyny natury politycznej wymagaj ące bezpo- średnich interwencji władcy, jak i naturalne ograniczenia logistyczne, utrudniaj ące i wydłu Ŝaj ące obieg informacji, oraz trywialne kłopoty aprowizacyjne powoduj ące problemy z zaopatrzeniem w Ŝywno ść sprawiały, Ŝe w pa ństwach wczesno średniowiecznych nie mogło by ć ośrodków, które mo Ŝna by nazwa ć „stolicami" w dzisiejszym rozumie- niu tego terminu. S ądz ę wr ęcz, Ŝe nie było potrzeby istnienia jednego, bezwładnego centrum ł ącz ącego wszystkie funkcje (polityczne, admini- stracyjne, jurysdykcyjne, fiskalne, ideologiczne) niezb ędne do istnienia stabilnego pa ństwa. Były oczywi ście o środki wyró Ŝniaj ące si ę swoim znaczeniem gospodarczym czy strategicznym; były siedziby biskupstw i zarz ądców regionalnych; były miejsca, w których władcy przebywali ch ętniej i dłu Ŝej. Jednak to sama dynamika Ŝycia politycznego, mała elastyczno ść gospodarki i niedorozwój infrastruktury administracyjnej uniemo Ŝliwiały stabilne scentralizowanie wszystkich struktur władzy 219 w jednym punkcie geograficznym. Tote Ŝ nawet w Europie Zachodniej aŜ do XIII w. „król i jego dwór przemieszczali si ę po terenie królestwa; siedziba rz ądu była tam, gdzie akurat znajdował si ę władca. My śl, Ŝe władca powinien przebywa ć w najwi ększym mie ście, nie była jeszcze popularna" (J. Schofield 2007, s. 128). Stolica pa ństwa wczesno śre- dniowiecznego była, bo musiała by ć, mobilna. T ą „stolic ą" był bowiem sam władca, któremu przed 1000 r. zapewne stale towarzyszył „biskup dworski". Tak wi ęc Jordan, a zapewne i Unger, „rezyduj ąc stale przy dworze, uprawiał swoj ą akcj ę chrystianizacyjn ą, poruszaj ąc si ę po ca- łym pa ństwie Mieszka I" (G. Labuda 2002, s. 116; te Ŝ s. 208). Podobna funkcja mobilnego biskupa przetrwała te Ŝ w cesarstwie, gdzie władcom towarzyszył palatii episcopus, tak jak Leon (pó źniejszy biskup Vercelli) przebywaj ący stale (?) u boku Ottona III (Vita II, 20). Nawet bowiem w pa ństwie tak pot ęŜ nym i silnym dług ą tradycj ą scen- tralizowanych rz ądów, jakim była Rzesza niemiecka, dwór królew- sko-cesarski znajdował si ę w ci ągłym ruchu, świetnie po świadczonym miejscami podpisywania dokumentów. Nie było nawet jednej nekro- poli królewskiej, bo kolejni władcy w X i XI w. zostali pochowani w ró Ŝnych miejscach. Henryka I pogrzebano w Kwedlinburgu; Otto I spocz ął w hołubionym przez siebie Magdeburgu; Ottona II zło Ŝono do grobu w Rzymie; Otto III za Ŝyczył sobie grobowca u boku Karola Wielkiego w Akwizgranie; Henryk II le Ŝy w Bambergu, Konrad II za ś w Spirze (por. E. Gierlich 1990). Władcy ci wybierali te Ŝ ró Ŝne miejsca na swoje ulubione siedziby, które hojnie obdarowywali fundacjami. Były to jednak nie stolice, lecz miejsca symboliczne, których nie mo Ŝna było pomin ąć . „Od czasu Karola Wielkiego prymat w świecie zachodnim, w śród władców karo- li ńskich, a pó źniej w śród królów wywodz ących si ę z arystokracji fran- kijskiej, zawsze nale Ŝał do posiadacza Akwizgranu", dlatego „Sprawo- wanie władzy nad nieformaln ą stolic ą Karola Wielkiego było nieod- zownym atrybutem ubiegania si ę o prymat w śród drobnych królów" (W. Fałkowski 1999, s. 166 n.). Tote Ŝ Ludolfingowie umiej ętnie wy- korzystywali symbolik ę tego miejsca, przeprowadzaj ąc w karoli ńskiej kaplicy Naj świ ętszej Marii Panny kolejne koronacje: Ottona I w 936 r., Ottona II w 961 r., Ottona III w 983 r. i Henryka II w 1002 r. Ta funkcja Akwizgranu jako miejsca legitymizuj ącego zwierzchni ą władz ę w Rze- 220 szy została wzmocniona przez Ottona III, który otworzył grób Karola Wielkiego, rzekomo wydobywaj ąc z niego cesarski tron2. Akwizgran rozpoznawany był wi ęc jako symboliczna caput czy se- des regni, gdzie ka Ŝdy władca oficjalnie obejmował rz ądy przez sym- boliczny gest zasi ąś cia na tronie u świ ęconym tradycj ą wcze śniejszych koronacji i odbierał błogosławie ństwo „w ko ściele Maryi Panny, który Karol Wielki wybudował wielkim nakładem stara ń" (Thietmar II, 1). Według Thietmara Rada Ksi ąŜą t, zaprowadziwszy Ottona I ad sedem eum ducens us ąue imperiałem, „posadziła go na miejscu jego po- przedników i w śród dzi ękczynie ń Bogu królem ogłosiła" (tam Ŝe II, 1). Komentuj ąc podst ępn ą napa ść Lotara w 978 r. na nostrum semper respicientem dominium, biskup merseburski jednoznacznie ulokował w Akwizgranie palacium et sedes regiam (tam Ŝe III, 8). Najwyra źniej jednak centralna funkcja Akwizgranu ograniczała si ę do sfery symboliki koronacyjnej. śaden z Ludolfingów nie ulokował w nim bowiem nawet biskupstwa ani nie obrał go sobie, wzorem ostat- nich lat panowania Karola Wielkiego, za swoj ą stał ą siedzib ę. Je Ŝeli Otto III planował ustanowienie stałej stolicy cesarstwa, to na pewno my ślał o Rzymie, który przyci ągał go staro Ŝytnymi korzeniami. Wynika to z listu do papie Ŝa Sylwestra II, w którym podwa Ŝał tzw. Darowizn ę Konstanfyna i z przygotowa ń do przebudowy miasta, co tak oburzyło Brunona z Kwerfurru { śywotpi ęciu braci m ęczenników, s. 182 n.). Je- Ŝeli plan taki rzeczywi ście istniał, to bunt Rzymian w styczniu 1001 r. i rychła śmier ć cesarza uniemo Ŝliwiły jego realizacj ę. Jego nast ępca Henryk II, cho ć te Ŝ obdarzał Akwizgran dowodami łaski3, kontynu- ował tradycyjne, objazdowe zarz ądzanie pa ństwem i nikt nie potrafi wskaza ć miasta, które mo Ŝna by nazwa ć jego stolic ą. Była to sytuacja typowa dla niemal wszystkich pa ństw przełomu I i II tysi ąclecia, którym daleko było do politycznej stabilno ści i biu- rokratycznej skuteczno ści Bizancjum, maj ącego swoje stałe centrum 2 W kontek ście tak wielkiej wagi symbolicznej miejsca koronacji niemieckich królów całkowicie niewiarygodna wydaje si ę informacja Ademara z Chabannes, we- dług której znaleziony w grobowcu Karola Wielkiego tron został podarowany Bole- sławowi Chrobremu (por. nast ępny rozdział). 3 Na przykład doko ńczył budow ę ufundowanego przez swojego poprzednika klasztoru św. Wojciecha. 221 w Konstantynopolu. Tak jak Niemcy nie miały te Ŝ swoich jednoznacz- nych stolic Francja, Anglia, Norwegia, Dania, Szwecja czy W ęgry. Równie Ŝ na Rusi dwór znajdował si ę w ci ągłym ruchu, chocia Ŝ Kijów był główn ą siedzib ą ksi ąŜę cą (V. Rychka 2000, s. 193). Nie ma Ŝad- nego powodu, aby s ądzi ć, Ŝe pa ństwo Mieszka I było bardziej za- awansowane organizacyjnie, a jego władza polityczno-administracyjna sprawniejsza. Dotyczyło to równie Ŝ Bolesława Chrobrego. Zatem z teoretycznego punktu widzenia poszukiwanie jednej, sta- łej stolicy pierwszych Piastów, a tak Ŝe innych ówczesnych dynastii, jest chyba bezprzedmiotowe. Spór o to, czy pierwsza stolica Polski by- ła w Poznaniu czy w Gnie źnie4, nale Ŝy zatem przerwa ć, gdy Ŝ pa ństwo wczesnopiastowskie stałej stolicy mie ć po prostu nie mogło. Jak nie- mal wszystkie du Ŝe pa ństwa przełomu tysi ącleci miało ono struktur ę fe- deracyjn ą, w której legitymacja władzy centralnej zale Ŝała od uznania lo- kalnych elit, uzyskiwanego przekupstwem, gro źbą lub obietnicami przy- szłych korzy ści. W niektórych pa ństwach zabiegi te zostały z czasem zinstytucjonalizowane w postaci objazdów pokoronacyjnych. Na przy- kład w Norwegii ka Ŝdy nowy władca musiał uzyska ć akceptacj ę czte- rech wieców regionalnych: Borgarting, Eyrating, Frostating i Gulating, a w Szwecji musiał odby ć tzw. Drog ę Eryka wokół wielkich jezior. Pomimo powy Ŝszych argumentów teoretycznych, w ątpliwo ści praktycznych i analogii historycznych, trzeba jednak starannie roz- wa Ŝyć potencjalne kandydatury do funkcji stolicy pa ństwa wczesnopia- stowskiego. Dyskusja taka nie mo Ŝe si ę ograniczy ć tylko do tradycyj- nej opozycji „Gniezno czy Pozna ń" (np. Z. Dalewski 1991). Badacze innych centralnych grodów Mieszka I i Bolesława Chrobrego te Ŝ bo- wiem dysponuj ą interesuj ącymi argumentami. Wobec braku przekazów historycznych ograniczaj ą si ę one głównie do sfery odkry ć archeolo- gicznych. 4 Spór ten ma czasem bardzo dziwne skutki. Świe Ŝego przykładu dostarcza, bar- dzo interesuj ący sk ądin ąd, tom Traki cesarski Iława-Gniezno-Magdeburg wydany w Poznaniu w 2002 r. (pod redakcj ą Wojciecha Dzieduszyckiego i Marcina Przybyła). Rekonstruuj ąc drog ę, jak ą przebył Otto III, spiesz ąc wiosn ą 1000 r. do Gniezna, po- prowadzono go logicznie najkrótszą drog ą na północny wschód, aby nagle, po Gieczu, dokona ć logistycznie zupełnie nieuzasadnionej wolty, zmieniaj ąc tras ę tak, aby Pozna ń znalazł si ę przed Gnieznem. 222 Trudno bez zastrze Ŝeń zgodzi ć si ę, Ŝe „dwaj pierwsi historyczni władcy pola ńscy wyra źnie dystansowali si ę od Gniezna, staraj ąc si ę o wytworzenie w Poznaniu o środka przeciwwa Ŝą cego" (J. Strzelczyk 1995, s. 17 - za Z. Dalewskim 1991). Świadcz ą przeciw temu wa Ŝ- ne, cho ć nie jednoznaczne informacje źródłowe, w których Gniezno pojawia si ę przecieŜ jako geograficzny identyfikator pa ństwa Miesz- ka I (por. dalej). Zwolennicy stołeczno ści Poznania5 wspieraj ą si ę informacjami Thietmara (II, 22) i powi ązanych z nim źródeł niemieckich, według których Jordan był p ńmus episcopus posnaniensis. Wiarygodno ść tej tytulatury podwa Ŝa jednak instytucjonalny interes biskupa mersebur- skiego w wygodnej dla jego zwierzchniej metropolii magdeburskiej interpretacji stanu sprzed 1000 r. oraz fakt, Ŝe Ŝadne „wcze śniejsze od kroniki Thietmara, zupełnie dobrze zachowane do dnia dzisiejszego dokumenty papieskie i cesarskie, dotycz ące przygotowa ń do zało Ŝenia arcybiskupstwa w Magdeburgu [...] ani razu nie wspominaj ą o Po- znaniu" (J. Strzelczyk 1999a, s. 128; por. te Ŝ zastrze Ŝenia Gerarda Labudy - 2002, s. 108-112; oraz 2006b, s. 165). Ku Poznaniowi jako pierwszej stolicy diecezjalnej skłania si ę jednak ostatnio Roman Mi- chałowski (2005, s. 91), cho ć jednocze śnie przyznaje, Ŝe niemieccy autorzy świadectw z pocz ątku XI w. „nie budz ą zaufania". Centraln ą rol ę Poznania w pa ństwie wczesnopiastowskim od daw- na silnie wspieraj ą archeolodzy, wskazuj ąc na symboliczne znacze- nie pochowania obu pierwszych Piastów w katedrze pozna ńskiej (np. Z. Kurnatowska 1990)6, do czego jednak zgłaszaj ą zastrze Ŝenia historycy (np. A. G ąsiorowski 1990, s. 91 n.), oraz na zbudowanie tam baptysterium (Z. Kurnatowska 1998), co z kolei krytykuj ą archeo- lodzy (np. P. Urba ńczyk 2004d, s. 28). Kolejnego argumentu dostar- czyło niedawne odkrycie na Ostrowie Tumskim pozostało ści kamien- nych fundamentów budynku, który miał by ć palatium wybudowanym przez Mieszka I (np. H. Ko ćka-Krenz 2001; H. Ko ćka-Krenz, M. Kara, 5 Eponimiczny charakter „Poznania" podkre ślał ju Ŝ S. Urba ńczyk (np. 1965, s. 15). 6 T ę interpretacj ę zaproponowali ju Ŝ pierwsi badacze katedry pozna ńskiej (por. Z. K ępi ński, K. Józefowiczówna 1952). 223 D. Makowiecki 2004, s. 152-155). Potwierdzenie takiej interpretacji odkrytej budowli7 wł ączyłoby Pozna ń do ścisłej czołówki kandydatów do funkcji najwa Ŝniejszego o środka wczesnopiastowskiego. Bo te Ŝ tam- tejsze inwestycje w architektur ę monumentaln ą nie miały sobie rów- nych w całej Polsce. To tam przecie Ŝ zbudowano ju Ŝ w X w. najstarsz ą i najwi ększ ą katedr ę pod znacz ącym wezwaniem św. Piotra. Argumenty archeologiczne nie mog ą jednak rozstrzyga ć pytania o „stołeczno ść ". Wątpliwo ści wobec ewentualnej stołeczno ści Poznania nie ozna- czaj ą jednak, Ŝe na pewno „stolic ą pa ństwa było Gniezno", do czego od lat przekonuje Gerard Labuda (ostatnio - 2002, s. 59). Nawet pó źna tradycja o pochowaniu w Gnie źnie ksi ęŜ nej D ąbrówki nie zniweluje jednak niedoboru źródeł. Trudno te Ŝ uwierzy ć zapewnieniom lingwi- stów, Ŝe w takim przypadku „j ęzykoznawstwo mo Ŝe si ę walnie przy- czyni ć do rozja śnienia antycznych i wczesno średniowiecznych mro- ków, wobec których archeologia cz ęstokro ć staje bezradna, historia za ś milczy z braku źródeł pisanych" (J. Nalepa 2005, s. 67). Lingwistyczne potwierdzenie, Ŝe Anonim Gali miał racj ę, wyprowadzaj ąc jego na- zw ę od „gniazda" (S. Urba ńczyk 1965, s. 22; J. Nalepa 2005, s. 66)8, nie jest bowiem dowodem, Ŝe wła śnie w Gnie źnie „wzniesiony został stołeczny gród Polan i pierwsza historyczna stolica Polski" (J. Nalepa 2005, s. 68; te Ŝ s. 87). Trudno te Ŝ zgodzi ć si ę bezkrytycznie, Ŝe „regest dokumentu Dago- me iudex dowodzi stołeczno ści Gniezna" (G. Labuda 2002, s 209), acz- kolwiek taki pogl ąd podziela wielu historyków. Identyfikacj ę Gniezna z Schinesghe/Schignesne wspieraj ą wprawdzie j ęzykoznawcy (ostatnio J. Nalepa 2005, s. 83-84), ale informacje geograficzne zawarte w tym dokumencie trudno przetworzy ć na konwencjonaln ą map ę z Gnieznem umieszczonym po środku pa ństwa Mieszka I. Poza tym mogła to by ć tylko jednorazowa próba znalezienia jakiej ś nazwy dla pa ństwa, które le Ŝało na terenie tylko ogólnie wówczas rozpoznawanej w Europie Sclavinii (por. rozdz. 12). 7 Wci ąŜ nie mo Ŝna wykluczy ć, Ŝe s ą to jednak fundamenty ko ścioła. 8 Ostatnio Witold Hensel (2001, s. 160) powrócił do, wydawałoby si ę ju Ŝ za- rzuconej, koncepcji odczytywania źródłosłowu Gniezna jako dwuczłonowego zło Ŝenia celto-słowia ńskiego Knizen-dun. 224 Wątpliwo ści lingwistycznych nie pozostawia wprawdzie, wybita przez Bolesława Chrobrego, moneta z napisem GNEZDUN CIVITAS, ale nie wiadomo, czy jest to faktycznie „nazwa pa ństwa pisana tak, jak uŜywała jej wówczas kancelaria ksi ąŜę ca" (A. Schmidt 2000, s. 241), a wi ęc i wskazówka stołecznej funkcji Gniezna. Ta „wyprodukowana zapewne okazjonalnie" i w małej ilo ści moneta (A. Schmidt 2000, s. 237) nie rozstrzyga o jego stołeczno ści. Nie jest to bowiem jedyna moneta z naszej cz ęś ci Europy z jednoznacznym wskazaniem kon- kretnego miejsca. Z Czech znamy bowiem monety Sobiesława Sław- nikowica opatrzone napisem MALIN CIYITAS oraz monety ksi ęŜ nej Emmy wskazuj ące CIYITAS MELNIC (por. F. Cach 1970; S. Sucho- dolski 1971; Z. Petra ń 1998). Troch ę dalej wybito monety, na któ- rych obok CIYITAS znajdujemy obja śnienia: ARGENTINA (Stras- burg), AUGSBURG i REGINA (Ratyzbona). Mamy wreszcie inn ą monet ę Bolesława Chrobrego z napisem MOGILN CIYITAS. śadna z nich nie dowodzi jednak stołeczno ści tych miast. Wr ęcz przeciwnie, zgodnie uwa Ŝa si ę, Ŝe s ą to wszystko tylko „porz ądkowe" informacje o miejscach wybicia tych monet, a wi ęc i o lokalizacji mennic. W przypadku monety GNEZDUN CIYITAS badacze ulegaj ą jednak pokusie potraktowania jej jako ewenementu historycznego. Niektórych przemo Ŝna ch ęć potwierdzenia niepewnej interpretacji regestu Dagome iudex skłania do odczytania tego napisu jako wskazówki, Ŝe Bolesław Chrobry kontynuował nazewnicz ą tradycj ę swojego ojca, który miał sam okre śli ć swoj ą domen ę jako „pa ństwo gnie źnie ńskie" (A. Schmidt 2000, s. 241 n.). Inni uwa Ŝali, za Kazimierzem Stronczy ńskim (1884, s. 24), Ŝe ten elegancki denar miał u świetni ć wizyt ę Ottona III w Gnie ź- nie w 1000 r., co jednak budziło pewne w ątpliwo ści chronologiczne (S. Suchodolski 1971, s. 108). Próbowano nawet zlokalizowa ć miejsce jego wybicia w Poznaniu (np. S. Zakrzewski 1958, s. 5). Pomijaj ąc te spory interpretacyjne, trzeba zauwa Ŝyć, Ŝe w tym cza- sie władcy powszechnie deklarowali na monetach swój status (np. rex, dux) i ewentualnie władzę nad jakim ś „ludem", a nie nad jednoznacz- nie nazwanym terytorium. Najbli Ŝsze przykłady z ko ńca X w. to skan- dynawskie na śladownictwa monet angielskich, informuj ące, Ŝe: Swen Widłobrody był „królem Du ńczyków" (ZYEN REXDENER - J. Steen- -Jensen ed. 1995, nr 1-2); Olav Tryggvason był „królem Norwegów" 225 (OLAFREXNOR - K. Skaare 1976, s. 58 n., i Plate XI, la), Olof Skót- konung za ś był „królem Szwedów" (OLAFREXZVEVO - B. Malmer 1991, ryc. 3-5). Przydatnym do naszej dyskusji wyj ątkiem, zupełnie jednak innym od monety polskiej, jest moneta szwedzka, na której wskazano jedno- znacznie, Ŝe Olof Skótkonung jest „królem w Sigtunie" (OLAF REXAN ZITUN-B. Malmer 1991, ryc. 3-5). W przypadku GNEZDUN CIVITAS nie ma jednak Ŝadnego, poza emocjonalnym, powodu, który usprawie- dliwiałby wyj ątkow ą interpretacj ę akurat polskiej monety. Nie jest te Ŝ przekonuj ące wi ązanie jej z akcj ą propagandow ą towarzysz ącą wizycie Ottona III w Gnie źnie. Równie Ŝ jej datowanie na ok. 1000 r. wynika ra- czej z emocjonalnej potrzeby jej powi ązania ze zjazdem gnie źnie ńskim ni Ŝ z zimnej analizy faktów (por. w ątpliwo ści S. Suchodolskiego - 1967, s. 113-114). Ta bowiem ka Ŝe upatrywa ć w tym napisie trywialnej i ty- powej dla owych czasów informacji o miejscu wybicia pi ęknej monety Chrobrego, który inn ą swoj ą monet ę wybił w MOGILN CIVITA&, gdzie jako ś nikt nie próbuje ulokowa ć jego stolicy, a brak odpowiedniego źró- dła pisanego nie pozwala powi ąza ć jej z jakim ś wa Ŝnym wydarzeniem. Zgodnie z przewa Ŝaj ącą w Europie tradycj ą interpretacyjn ą trzeba wi ęc przyj ąć , Ŝe obie te monety wskazuj ą tylko umiejscowienie ksi ą- Ŝę cych mennic, ale unika ć kolejnych spekulacji, Ŝe emisja GNEZDUN CIVITAS nast ąpiła wkrótce po śmierci Mieszka I w 992 r. i „mogła by ć jednym ze środków w walce z istniej ącą jeszcze w kraju opozycj ą zło- Ŝon ą ze stronników Ody i małoletnich braci Bolesława" (A. Schmidt 2000, s. 140). To nie podwa Ŝa bynajmniej faktu, Ŝe była to emisja wy- jątkowa (tam Ŝe, s. 241), bo wszystkie tzw. ci ęŜ kie denary Chrobrego miały najwyra źniej charakter raczej demonstracji politycznej ni Ŝ akcji o charakterze gospodarczo-rynkowym. Kolejny argument zwolenników stołeczno ści Gniezna to przeko- nanie, Ŝe przed 1000 r. „w mniemaniu Thietmara, Unger był biskupem w Gnie źnie, a nie w Poznaniu" (G. Labuda 2006b, s. 165). Jest ono jednak oparte na do ść niejasnej wzmiance kronikarza, Ŝe Ottona III powitał w Gnie źnie episcopo eiusdem [urbis] Ungero (Thietmar IV, 9 Trzeba przyzna ć, Ŝe zgłaszano ju Ŝ w ątpliwo ści, czy jest to moneta Bolesława Chrobrego, czy te Ŝ emisja czeska (R. Kiersnowski 1960, s. 269). 226 45). Taka tytulatura mo Ŝe by ć jednak konsekwencj ą jego wcze śniej- szego stwierdzenia, Ŝe diecezji ungerowej omnis haec regio subiecta est (tam Ŝe), a zatem równie Ŝ Gniezno. Wa Ŝną przesłank ą dowodow ą mo Ŝe by ć wybór Gniezna na miejsce pochowania św. Wojciecha. Chrobry nie bez powodu przecie Ŝ wybrał Gniezno na miejsce zło Ŝenia wykupionych od Prusów doczesnych szcz ątków m ęczennika. Mogło to jednak by ć nie tyle potwierdzenie stołecznej funkcji Gniezna, ile próba ideologicznego zrównowa Ŝenia mo Ŝe wci ąŜ jeszcze Ŝywej pami ęci o tamtejszym sanktuarium poga ń- skim, które przez stulecia wydawało si ę tylko wytworem wyobra źni Jana Długosza {Roczniki..., s. 166) lokalizuj ącego tam „najwa Ŝniejsz ą świ ątyni ę, do której pielgrzymowano ze wszystkich stron". Śladów kultu poga ńskiego poszukiwali wi ęc od dawna archeolodzy (np. G. Mi- kołajczyk 1984), ale dopiero niedawne badania potwierdziły ich obec- no ść na Górze Lecha (Z. Kurnatowska 2004a, s. 185-187). To mo Ŝe wyja śnia ć d ąŜ enie do ulokowania wła śnie w Gnie źnie silnego centrum ko ścielnego. Takie przekre ślenie, ale jednocze śnie wykorzystanie tra- dycji poga ńskiej było wszak cz ęstym elementem strategii chrystiani- zacyjnej (por. P. Urba ńczyk 2000a, rozdz. III.5). Wiod ącą rol ę Gniezna w oczywisty sposób potwierdza ulokowanie tam w 1000 r. siedziby arcybiskupstwa. Jest to argument o tyle celny, Ŝe mo Ŝna t ę decyzj ę powi ąza ć z instrukcj ą, jak ą Grzegorz II (715-731) sporz ądził dla swoich legatów, wyra źnie sugeruj ąc, Ŝe siedzib ą ar- cybiskupstwa powinna by ć najwaŜniejsza stolica danego kraju (MGH Leges, t. 3, s. 452). Oczywi ście i tu decyduj ące znaczenie miała jed- nak lokalizacja relikwii wojciechowych, na co w oczywisty sposób wskazywał tytuł Gaudentego {archiepiscopus sancti Adalberti mar- tyris), który, co jest ewenementem, nie zawiera Ŝadnej wskazówki geo- graficznej lub etnicznej (por. rozdz. 11). To wła śnie sława m ęczennika i lokalizacja metropolii sprawiły, Ŝe na pocz ątku XI w. wła śnie Gniezno było najlepiej znanym, a wi ęc i najcz ęś ciej wymienianym przez ob- cych kronikarzy polskim miastem10. Tam przecie Ŝ obok św. Wojciecha 10 W pó źniejszych kopiach lita I zast ąpiło nawet nikomu nieznany Gda ńsk, który zanotowano wył ącznie w najstarszej wersji pierwszej hagiografii św. Wojciecha (por. rozdz. 12). 227 pochowano jego brata, arcybiskupa Radzima-Gaudentego oraz ciała Pi ęciu Braci. To Gniezno stało si ę wi ęc w 1038 r. głównym celem wy- prawy czeskiego ksi ęcia Brzetysława, który dokonał brutalnej trans- lacji wszystkich relikwii, licz ąc najwyra źniej na przej ęcie sławy, jak ą si ę w Europie cieszyły, a z ni ą równie Ŝ siedziby metropolii. Brzetysław arcybiskupstwa nie dostał, ale chyba ostatecznie przekre ślił szans ę Gniezna w konkurencji o miano piastowskiej stolicy. Trudno zgodzi ć si ę z pogl ądem, Ŝe podana przez Anonima Galia (I, 8) wielko ść załóg poszczególnych grodów Bolesława Chrobrego „wyra źnie wskazuje wy Ŝszo ść Gniezna nad Poznaniem" (G. Labuda 2000a, s. 43). Stwierdzenia: „Z Poznania bowiem [miał] 1300 pan- cernych i 4000 tarczowników, z Gniezna 1500 pancernych i 5000 tarczowników", nie mo Ŝna przecie Ŝ traktowa ć bezkrytycznie. S ą to bo- wiem tylko abstrakcyjne szacunki, które miały odda ć wzgl ędn ą hie- rarchi ę poszczególnych o środków, ale nie tak ą, jaka była faktycznie w X-XI w., lecz ustalon ą z punktu widzenia obserwatora pisz ącego dopiero na pocz ątku XII w., kiedy celem patronuj ących kronikarzowi hierarchów ko ścielnych mogło by ć przywrócenie zagro Ŝonego prymatu Gniezna w polskim Ko ściele. Podsumowuj ąc t ę wymian ę sprzecznych interpretacji, trzeba przy- zna ć, Ŝe Gniezno było oczywi ście jednym z grodów „stołecznych" i na pewno miało du Ŝe znaczenie symboliczne - nie tylko spowo- dowane decyzjami pierwszych Piastów, ale wywodz ące si ę jeszcze z czasów poga ńskich. O wiod ącej roli Gniezna od zarania polskich dziejów przekonani byli zarówno Anonim, jak i Jan Długosz. Wszystko to nie pozwala jednak wysun ąć go przed innych, równie powa Ŝnych kandydatów do przywileju bycia jednoznaczn ą stolic ą Polski wczes- nopiastowskiej. Naszych rozwa Ŝań o najwcze śniejszej stołeczno ści nie mo Ŝna ograniczy ć tylko do dwóch miast. We współzawodnictwie w roszcze- niach do miana najwa Ŝniejszego o środka nie oddaj ą pola badacze Os- trowa Lednickiego, w którym dopatrywano si ę nawet gnie źnie ńsko- -gieckiego „pierwotnego o środka plemiennego" (H. Łowmia ński 1967, s. 164). Według pó źnego przekazu, wspartego odkryciem szczególnego elementu kamiennego, na wyspie miał sta ć piastowski tron monarszy. Jan Le śny (1994) stwierdził, Ŝe 228 wątek podania lednickiego o znajduj ącym si ę niegdy ś na tutejszej wyspie tronie mo- narszym [...] posiada historyczne korzenie. Funkcjonowanie tronu zdaje si ę zarazem dodatkowo podnosi ć rang ę Ostrowa Lednickiego i pozwala na traktowanie go nie tyle jako rezydencji monarszej, co jednego z głównych - równie Ŝ w sensie administracyj- nym - ośrodków pa ństwa pierwszych Piastów (tam Ŝe, s. 125). Pierwotn ą wy Ŝszo ść Ostrowa Lednickiego silnie zaakcentował ze- spół Klementyny śurowskiej, który w latach 90. XX w. przeprowadził tam weryfikacyjne badania architektury kamiennej. Ich wynikiem by- ło uznanie, Ŝe: 1) okr ągła cz ęść wi ększej budowli lednickiej była ro- tund ą-baptysterium; 2) prostok ątna cz ęść tej budowli była pałacem bi- » skupim; 3) mniejsza budowla była katedr ą; 4) wszystkie elementy te- go zespołu zostały wzniesione równocze śnie przed 966 r.; 5) zostały one zaplanowane przez biskupa Jordana i wykorzystane do ochrzcz ę-, nia Mieszka I (por. K. śurowska, T. Rodzi ńska-Chor ąŜ y, A. Biedro ń, 1991 oraz K. śurowska (red.) 1993). Te zbyt daleko id ące wnioski spo-, tkały si ę z krytyk ą, zarówno historyków sztuki (np. Z. Świechowski 1994; 2001), jak i archeologów (np. P. Urba ńczyk 1995; 1997) oraz hi- storyków (np. G. Labuda 2001, przyp. 35). Dzisiaj wiadomo ju Ŝ, Ŝe te wszystkie inwestycje trzeba przypisa ć Bolesławowi Chrobremu. Niemniej jednak jako ść tamtejszych inwestycji architektonicz- nych ka Ŝe z szacunkiem odnie ść si ę do roli, jak ą Ostrów odgrywał w pa ństwie pierwszych Piastów. Mo Ŝe to wła śnie one skłoniły Jana Długosza {Roczniki..., s. 142) do stwierdzenia, Ŝe to na Ostrowie Led- nickim „była ongi ś ufundowana gnie źnie ńska katedra metropolitalna". Rol ę wyspy podwa Ŝa troch ę Anonim Gali (I, 8), który na swojej li ście czterech najsilniejszych grodów Bolesława Chrobrego umieszcza Włoc- ławek zamiast Ostrowa Lednickiego. Jego wiedza o tamtych odległych juŜ czasach była jednak do ść bałamutna, a w ka Ŝdym razie wzbogacona przez wyobra źni ę i perspektyw ę pocz ątku XII w. Zatem niepodwa Ŝal- ne ustalenia archeologów (np. Z. Kurnatowska 2004b) nie pozwalaj ą usun ąć wyspy z w ąskiej listy kandydatów do stołeczno ści. Godne wspomnienia s ą argumenty podkre ślaj ące wag ę niedoce- nianego na ogół Giecza, który wszak Gali (I, 8) wymienia w śród czterech najwa Ŝniejszych o środków militarnych Bolesława Chrobrego, przypisuj ąc mu 300 pancernych i 2000 tarczowników. Prowadzone tam od 10 lat prace wykopaliskowe ujawniły (poza znanymi od daw- 229 na fundamentami kamiennego palatium) niezwykł ą inwestycj ę archi- tektoniczn ą w postaci du Ŝego ko ścioła z podwy Ŝszaj ącą chór krypt ą korytarzow ą i dwiema okr ągłymi wie Ŝami schodowymi w masywie zachodnim (por. T. Krysztofiak 2000; T. W ęcławowicz 2000). Co wi ę- cej, najnowsze datowanie dendrochronologiczne podstawy wału obron- nego wskazuje na pocz ątek drugiej połowy IX w., co czyni z Giecza najstarszy z głównych o środków wczesnopiastowskiej domeny. Tylko Giecz oferuje ponadstuletni ąju Ŝ w czasach Mieszka I ci ągło ść funkcji centralnej i jest „powa Ŝnym kandydatem na rodow ą siedzib ę Piastów" (Z. Kurnatowska 2004c, s. 220). Trudno jednak z wieku danego o środ- ka wyci ąga ć wnioski odno śnie do jego funkcji w bie Ŝą cej strategii rozwi ąza ń politycznych po ponad 100 latach od jego zało Ŝenia. Przegl ąd powy Ŝszych argumentów zwolenników pierwsze ństwa którego ś z czterech kandydatów oraz zwi ązanych z tymi deklaracjami wątpliwo ści nasuwa wniosek, Ŝe chocia Ŝ zarówno Pozna ń oraz Gnie- zno, jak i Ostrów Lednicki oraz Giecz le Ŝały w wielkopolskim cen- trum pa ństwa wczesnopiastowskiego, Ŝadnego z nich jednak nie mo Ŝ- na jednoznacznie nazwa ć „stolic ą" - w ka Ŝdym razie w dzisiejszym znaczeniu tego terminu. W Ŝadnym z nich bowiem nie skupiono na sta- łe wszystkich najwa Ŝniejszych funkcji centralnych. Wr ęcz odwrotnie - wydaje si ę, Ŝe Mieszko I i jego syn z pełn ą świadomo ści ą stworzyli swego rodzaju zdeglomerowane centrum swojego pa ństwa, w którym znajdowały si ę równorz ędne o środki zorganizowane według jednego modelu, tj. wzniesiony nad wod ą pot ęŜ ny gród z kamiennym ko ściołem i kamiennym palatium. Dzi ęki wykopaliskom archeologicznym po kil- kudziesi ęciu latach poszukiwa ń Pozna ń doł ączył do Giecza i Ostrowa Lednickiego z kompletem tych elementów. „Brakuj ącego" wci ąŜ pa- latium gnie źnie ńskiego upatruje si ę w trudno dzi ś dost ępnych reliktach znajduj ących si ę pod ko ściołem św. Jerzego. Niew ątpliwie musiały to wi ęc by ć siedziby „reprezentacyjne", w których władca przyjmował najwa Ŝniejszych go ści. Przy tym ka Ŝda miała te Ŝ swoje cechy szczególne. Religijny status Gniezna, w którym ju Ŝ w czasach poga ńskich funkcjonował o środek kultowy, Bolesław Chrobry wzmocnił, składaj ąc tam w zbudowanej ad hoc rotundzie (Z. Kurnatowska 2004a, s. 191-192) ciało św. Wojciecha, co z kolei przyci ągn ęło uwag ę Ottona III i zdecydowało o ustanowieniu tam 230 „wojciechowego" arcybiskupstwa. Z kolei Giecz imponował niezwy- kł ą bazylik ą, nawi ązuj ącą do odległych wzorów zachodnich (T. W ęc- ławowicz 2000). Dzisiaj nie sposób rozstrzygn ąć , czy wszystkie cztery ośrodki miały jednakow ą funkcj ę i wag ę polityczn ą. W ka Ŝdym razie wydaje si ę pewne, Ŝe nie powinni śmy mówi ć o jednej „stolicy", lecz raczej o „stolicach" pa ństwa wczesnopiastowskiego, zgodnie zreszt ą z sugesti ą samego Anonima Galia, który wszak wymienił kilka sedes regni principales. Podobn ą decentralizacj ę, aczkolwiek ograniczon ą do du Ŝo mniej- szego obszaru, mo Ŝna zaobserwowa ć te Ŝ w ksi ęstwie czeskim, chocia Ŝ w ko ńcu X w. było to ju Ŝ pa ństwo stosunkowo małe. O ile wi ęc ksi ąŜę rezydował na Hradzie, a siedzib ą biskupa była Mała Strana, o tyle wie- ce odbywały si ę tradycyjnie w Levym Hradcu. Swój o środek misyjny św. Wojciech ulokował za ś w Bfevnovie, który dopiero du Ŝo pó źniej został wł ączony w obr ęb wielkiej Pragi. A jeszcze mamy, zanotowan ą w pocz ątku XIV w. przez Dalimila, legend ę o „tronie cesarskim", który miał sta ć w miejscowo ści Stara Boleslav. I w tym przypadku nie wida ć zatem tendencji do skupiania wszystkich najwa Ŝniejszych funkcji wła- dzy centralnej w jednym miejscu, aczkolwiek były ulokowane w jed- nej, centralnie poło Ŝonej okolicy. Poza kontynuuj ącym centralistyczne tradycje staro Ŝytnego cesar- stwa rzymskiego Bizancjum i kalifatem kordoba ńskim, nigdzie w Eu- ropie przełomu I i II tysi ąclecia nie wida ć państwa, w którym udałoby si ę zorganizowa ć jedno stabilne centrum władzy politycznej, militarnej, gospodarczej i ideologicznej. Wydaje si ę wr ęcz, Ŝe taki centralistyczny model w ogóle nie był brany pod uwag ę, gdy Ŝ wczesno średniowieczni władcy świadomie rozpraszali ró Ŝne elementy rozwa Ŝane w dyskusjach o ówczesnej stołeczno ści. A Ŝadnego pojedynczego argumentu, jak np. lokalizacji metropolii ko ścielnej, grobów królewskich czy te Ŝ im- ponuj ących inwestycji architektonicznych, nie mo Ŝna uzna ć za osta- tecznie decyduj ący. Taki brak jednego miejsca centralnego wcale nie oznaczał bezładu organizacyjnego, gdy Ŝ ówczesne pa ństwa funk- cjonowały inaczej ni Ŝ dzisiaj. Zało Ŝenie, Ŝe Mieszko I i Bolesław Chrobry jednak mieli jak ąś konkretn ą stolic ę, b ędącą niekwestionowanym o środkiem scentralizo- wanego systemu zarz ądzania pa ństwem, musiałoby by ć poparte wska- 231 zaniem wzorca organizacyjnego, którym posłu Ŝyli si ę pierwsi Piasto- wie. W pobli Ŝu ziem polskich takiego wzorca nie wida ć, ani w X, ani w XI w. A Chrobry niew ątpliwie za takim wzorcem „si ę rozgl ądał", dąŜą c do nadania swojemu pa ństwu cech uznawanych w chrze ścija ń- skiej Europie za wyró Ŝniki samodzielnych organizacji politycznych. Chc ąc funkcjonowa ć na europejskiej scenie „dyplomatycznej", musiał odwoła ć si ę do ówczesnych zwyczajów i stosowanej symboliki". Aby zaakcentowa ć swoj ą niezale Ŝno ść , musiał zaakceptowa ć i wprowadzi ć elementy wyró Ŝniaj ące na zewn ątrz pełnoprawne pa ń- stwa. Około 1000 r., po ustabilizowaniu swojej władzy wewn ątrz kraju i zabezpieczeniu granic terytorialnych, rozpocz ął wi ęc przemy ślane działania w sferze politycznej (zabiegi o koron ę królewsk ą), religijnej (d ąŜ enie do uzyskania niezale Ŝnej metropolii ko ścielnej), gospodar- czej (bicie własnych monet) i geopolitycznej (likwidacja trybutarne- go zwi ązku z cesarstwem). Symbolicznym zwornikiem tej strategii był wybór jednoznacznej nazwy Polonia identyfikuj ącej jego pa ństwo (por. rozdz. 12). Ustanowienie miejsca stołecznego, w którym na sta- łe zlokalizowano by wszystkie funkcje centralne, w tej strategii si ę nie mie ściło. W Europie przełomu I i II tysi ąclecia byłaby to wr ęcz ekstrawagancja, która mogłaby zagrozi ć stabilno ści jego władzy nad wci ąŜ powi ększanym terytorium. Nie wida ć wi ęc mo Ŝliwo ści jednoznacznego rozstrzygni ęcia spo- ru, w który zaanga Ŝowali si ę zarówno historycy12, jak i archeolodzy13. Z jednej strony nie da si ę bowiem przezwyci ęŜ yć ubóstwa i niejasno ści źródeł napisanych w czasach Mieszka I i Bolesława Chrobrego, aby przekonuj ąco wykaza ć, Ŝe „W najstarszym pa ństwie piastowskim mi ę- dzy Gnieznem a Poznaniem zachodził typowy stosunek nadrz ędno ści i podrz ędno ści" (G. Labuda 2000, s. 60). Z drugiej strony za ś ar- 11 Por. rozwa Ŝania nad rol ą „kapitału symbolicznego" w stosunkach mi ędzygru- powych, przedstawion ą przez S. Harrisona - 1995. 12 Na przykład Gerard Labuda był zawsze zwolennikiem ekskluzywnej stołecz- no ści Gniezna, podczas gdy Zygmunt Wojciechowski widział japo chrzcie Mieszka I raczej w Poznaniu - por. 1951, s. 343 n. 13 Ju Ŝ w latach pi ęć dziesi ątych ró Ŝnica zda ń podzieliła zwolennika Gniezna Józefa Kostrzewskiego i Witolda Hensla, który centrum władzy Mieszka I po 966 r. lokował raczej w Poznaniu -1953, s. 83 n. 232 cheologia, mimo ci ągłego powi ększania bazy źródłowej, ma swoje immanentne ograniczenia. Nie dostarczy przecie Ŝ ani nazwisk fun- datorów, ani wezwa ń odkrywanych ko ściołów, cho ć mo Ŝe je coraz do- kładniej datowa ć14. Nie pomo Ŝe uchwyci ć granic politycznych, cho- cia Ŝ mo Ŝe dostarczy ć map wyra źnych zwi ązków widocznych w kul- turze materialnej. Nie pomo Ŝe ustali ć, kto wybudował i zamieszkiwał gród, chocia Ŝ pozwala nawet dokładnie zrekonstruowa ć jego wygl ąd. Nie wska Ŝe te Ŝ „stolicy" wczesnopiastowskiego pa ństwa ani nawet miejsca urodzenia jego władcy. 14 Bardzo ciekawe wyniki w tym wzgl ędzie przyniósł sfinansowany przez Mi- nisterstwo Nauki i Szkolnictwa Wy Ŝszego projekt „Chronologia najstarszej polskiej architektury kamiennej" (nr H01H.036.28), którego celem jest akceleratorowe wy- datowanie zapraw kilkudziesi ęciu najstarszych zabytków polskiego budownictwa mu- rowanego. 11. ZJAZD GNIE ŹNIE ŃSKI l Badacze jedynej w swoim rodzaju pokojowej wizyty cesarza w pa ń- stwie piastowskim dysponuj ą całkiem przyzwoitym zasobem teks- tów źródłowych, a ponadto, jako wydarzenie „dyplomatyczne", mo- gą j ą umie ści ć w mi ędzynarodowym kontek ście, który oferuje du Ŝe mo Ŝliwo ści interpretacyjne. Mimo to fala okoliczno ściowych tekstów przygotowanych na tysi ęczn ą rocznic ę tego wydarzenia nie przyniosła wła ściwie nowych wizji. Milenijna rocznica gnie źnie ńskiego spotkania Ottona III i Bolesława Chrobrego zaowocowała licznymi publikacjami jubileuszowymi (naukowymi i popularyzatorskimi), których autorzy głównie podsumowuj ą i krytycznie analizuj ą dotychczasowe interpre- tacje (np. J. Dudek 2000; E.-D. Hehl 2000; A. Ko ścielecka, P. Dzia- nisz 2000; G. Labuda 2000b; C. Lubke 2000; R. Michałowski 2000; J. Strzelczyk 2000a, b, c, d; J. Tyszkiewicz 2000a; T. Wasilewski 2000; J. Wyrozumski 2002). Niewiele było prób otwarcia nowych perspek- tyw interpretacyjnych (np. J. Shepard 2001), pogł ębienia bazy źródło- wej (np. H. Dormeier 2002) czy cho ćby sprowokowania kontrowersji (jak zwykle niezawodny w tej roli Johannes Fried - 2002). Obracamy si ę zatem wci ąŜ w sferze tych samych aspektów zjazdu, podkre ślaj ąc ewidentne sukcesy piastowskiej „dyplomacji" w postaci ustanowienia polskiej metropolii ko ścielnej i zaakceptowania przez cesarza samodzielno ści politycznej Bolesława Chrobrego. Niektórzy badacze chcieliby te Ŝ widzie ć w niektórych gestach i słowach, które padły w Gnie źnie, nie całkiem formaln ą, ale jednak koronacj ę królew- sk ą (ostatnio T. Wasilewski 2000). Inni sugeruj ą plan ustanowienia pol- skiego ksi ęcia zast ępc ą imperatora na „kresach" północno-wschodnich (ostatnio R. Michałowski 2000, s. 46 n.) lub przynajmniej uczynienia ze ń głównego sojusznika w walce z Połabianami. Wskazuje si ę te Ŝ na, ' Karol Rawer ju Ŝ w 1882 r. nadał gnie źnie ńskiej wizycie Ottona III u Bolesława Chrobrego dumn ą nazw ę „zjazdu gnie źnie ńskiego", podkre ślaj ąc jej wymiar geopoli- tyczny. Dzisiaj niemal wszyscy operuj ątym por ęcznym terminem. Mo Ŝna go ju Ŝ zatem traktowa ć jak nazw ę własn ą jednoznacznie rozpoznawanego faktu historycznego. 234 podkre ślan ą przez wczesne źródła, cesarsk ą wol ę pielgrzymowania do grobu św. Wojciecha-Adalberta. Now ą jako ść spojrzenia przyniosło wnikliwe studium Romana Michałowskiego (2005) Zjazd gnie źnie ński. Religijne przesłanki po- wstania arcybiskupstwa gnie źnie ńskiego. Ksi ąŜ ka zawiera wysublimo- wan ą analiz ę religijnej duchowo ści czasów otto ńskich i jej wpływu na samego Ottona III. Pomaga to lepiej zrozumie ć motywy jego postę- powania - ł ącznie z kontekstem i podtekstem zjazdu gnie źnie ńskiego. W argumentacji autora wida ć jednak nadmierny nacisk na atmosfer ę religijno-polityczn ą emanuj ącą ze źródeł powstałych w czasach otto ń- skich. Wszak wszystkie one wyszły spod piór ludzi Ko ścioła, a znaczn ą cz ęść spisali wr ęcz jego hierarchowie. Trudno od nich oczekiwa ć inne- go spojrzenia na świat i polityk ę ni Ŝ przez silny pryzmat współczesnej ideologii chrze ścija ńskiej. Nie mamy świadectw „cywilów", bo ci albo nie umieli pisa ć, albo nie uwa Ŝali zapisywania swoich wra Ŝeń za rzecz potrzebn ą. Musi to spowodowa ć wyra źne zachwianie perspektywy ba- dawczej, co wymaga dokonania zimnej korekty. Spojrzenie na działania cesarza z perspektywy trochę innej ni Ŝ narzucona przez przedstawicieli Ko ścioła mo Ŝe jednak prowadzi ć do wniosku, Ŝe wiara Ottona wcale nie polegała na kurczowym trzymaniu si ę nauk Jezusa. Jego rozpi ęta mi ędzy skrajno ściami natura kazała mu okresy wyniosłej pychy przeplata ć teatraln ą pokut ą i fajerwerkami obrz ędowej religijno ści. Przy całej swojej zmienno- ści, cesarz nigdy nie tracił wytkni ętych sobie celów politycznych z pola widzenia (G. Gyórfy 2006/1977, s. 172). Niemniej jednak staranne argumenty R. Michałowskiego skło- niły mnie do złagodzenia niektórych wcze śniej sformułowanych opi- nii (P. Urba ńczyk 2001a; 2001b, s. 197-216; 2002c), cho ć podtrzy- muj ę główne w ątpliwo ści co do przebiegu, skutków i politycznego tła zjazdu. Trudno mi te Ŝ zaakceptowa ć nieobecno ść w jego pracy wpły- wów bizanty ńskich widocznych wszak wyra źnie w rz ądach wszyst- kich trzech Ottonów. Odwracaj ąc jego my śl (R. Michałowski 2005, s. 388, przyp. 333), przyznaj ę, i Ŝ trudno zaprzeczy ć, Ŝe Otto III kierował si ę motywami re- ligijnymi. Nie mo Ŝna si ę jednak zgodzi ć z lekcewa Ŝeniem ambicji cał- kowicie świeckich. Zapewne wi ęc oba nasze, pozornie przeciwstawne, 235 spojrzenia powinny by ć uwzgl ędnione w celu uzyskania zrównowa- Ŝonego obrazu. Taka wła śnie tendencja widoczna jest w historiografii niemieckiej, która uznaje zjazd gnie źnie ński za element strategii po- rządkowania cesarstwa i Ko ścioła. Przez kilkadziesi ąt lat była to wizja zdominowana przez koncepcj ę Percy'ego Ernsta Schramma (1928), który dopatrzył si ę zaprogramowanego w 998 r. „odnowienia Cesar- stwa Rzymskiego" i Ko ścioła rzymskiego, które młody cesarz zapla- nował i próbował zrealizowa ć z pomoc ą swoich uczonych doradców. W 1993 r. Knut Górich poddał t ę hipotez ę ostrej krytyce, kwestionuj ąc samo istnienie takiego programu politycznego. Według niego celem Ottona III była przede wszystkim „odnowa" ko ścielno-monastyczna cesarstwa i uwolnienie papiestwa od kontroli arystokracji rzymskiej. W ten sposób reformatorskie d ąŜ enia cesarza przeniesiono z pragma- tycznej sfery reorganizacji struktury władzy do sfery ideologii religij- no-moralnej. Ostatnio wida ć jednak tendencj ę do uznania, Ŝe cesarz „swoj ą osobist ą religijno ść powi ązał z programem politycznym. Tak jak Karol Wielki prowadził polityk ę misyjno-imperialn ą" (H. Dormeier 2002, s. 185 n.). Wynika to ze słusznego przekonania, Ŝe w ówczesnej rzeczywisto ści nie da si ę oddzieli ć od siebie elementów ko ścielnych i świeckich. Jednak podstawa źródłowa wiedzy o zje ździe utrudnia takie kom- pleksowe spojrzenie. W zachowanych informacjach bowiem wida ć dwie całkowicie odmienne interpretacje tego wydarzenia. Gdyby śmy mieli si ę oprze ć wył ącznie na relacjach współczesnych komentatorów wizyty Ottona III w Gnie źnie, to musieliby śmy si ę ograniczy ć (zgodnie z sugesti ą Gerarda Labudy) niemal wył ącznie do sfery religijnej i prob- lemów organizacyjnych zinstytucjonalizowanego Ko ścioła. Zupełnie inn ą perspektyw ę historiograficzn ą narzucił po ponad 120 latach (!) nasz Anonim (I, 6), który skupił si ę głównie na aspektach politycz- nych, podaj ąc wiele bardzo szczegółowych informacji, które jednak nie znajduj ą potwierdzenia we wcze śniejszych źródłach. Mamy wi ęc dwie klarowne wizje: „synodaln ą" i „dyplomatyczn ą". Zrównowa Ŝenie tych dwóch, konkurencyjnych, ale przecie Ŝ nie sprzecznych, spojrze ń nie jest wcale łatwe. Wi ększo ść badaczy próbuje je ze sob ą poł ączy ć, czerpi ąc z obu podstaw źródłowych. Rzadko towa- rzyszy temu krytyczna refleksja na temat zró Ŝnicowanej wiarygodno- 236 ści relacji, których spisanie dzielił tak długi czas. Wi ększo ść autorów wspomnianych opracowa ń równorz ędnie traktuje zatem dwa najbogatsze przekazy Galia i Thietmara, cho ć pó źny produkt „propagandowy" dworu piastowskiego nie ma przecie Ŝ tego samego waloru sprawozdawcze- go co przekaz współczesnego, nawet niech ętnego Polsce, obserwatora. Biskup merseburski brał wszak osobisty udział w wielu wydarzeniach politycznych przełomu tysi ącleci, podczas gdy autor pierwszych dziejów Polski opierał si ę głównie na ustnej tradycji, wspartej nieznanymi nam dokumentami. Pisz ąc na wyra źne zamówienie polityczne hierarchów polskiego Ko ścioła, wykreował zmitologizowan ą wizj ę „złotego wieku" czasów Bolesława Chrobrego, u Ŝywaj ąc zjazdu gnie źnie ńskiego jako alegorii politycznej wielko ści Polski. Opis tego wydarzenia ozdobił wie- loma szczegółami, które wprawdzie wzbogaciły narracj ę i wzmocniły przyj ętą tez ę, ale ich warto ść „dowodowa" jest w ątpliwa. Te informacje Anonima o przebiegu zjazdu, które nie maj ą po- twierdzenia we wcze śniejszych źródłach, trzeba wi ęc traktowa ć z du Ŝą ostro Ŝno ści ą. Tym bardziej Ŝe nie unikn ął ewidentnych bł ędów (np. na- zywaj ąc Ottona III „Ottonem Rudym", którym to przydomkiem okre śla- no w rzeczywisto ści jego ojca, Ottona II) i wykazał wyra źną ignorancj ę co do faktów o podstawowych znaczeniu (np. o utworzeniu metropolii gnie źnie ńskiej). W ątpliwo ści tych nie rozstrzyga nawet powołanie si ę Anonima na jak ąś „ksi ęgę o m ęcze ństwie [tego] świ ętego", gdy Ŝ nie ma gwarancji, Ŝe rzeczywi ście j ą czytał (J. Strzelczyk 1999b, s. 58) ani Ŝe rzeczywi ście zawierała podane przez niego informacje. Na jego ko- rzy ść świadczy tylko (?) wiadomo ść o podarowaniu Chrobremu pro vexillo triumphali „włóczni św. Maurycego", która wszak fizycznie przetrwała do naszych czasów. Pewn ą w ątpliwo ść wzbudza jedynie to, Ŝe Gali wyra źnie uwa Ŝał j ą za oryginał, zawieraj ący „gwó źdź z krzy- Ŝa Pa ńskiego"2. To oczywiste przekłamanie dowodzi skali manipulacji, jakim pami ęć o zje ździe gnie źnie ńskim poddano w ci ągu niewiele po- nad 100 lat na piastowskim dworze, i powinno stanowi ć powa Ŝną za- ch ętę do krytycznego traktowania relacji „gallowej". 2 Jako usprawiedliwienie „ignorancji" naszego kronikarza mo Ŝna przypomnie ć, Ŝe identyczny bł ąd co do autentyczno ści włóczni posłanej na W ęgry Stefanowi popełnił autor pó źnej (1034 r.?) glosy do kroniki Ademara z Chabannes (s. 130). 237 Niestety, nale Ŝną ostro Ŝno ść w czytaniu Gallowej Kroniki osłabia typowe dla polskiej historiografii przecenianie znaczenia zjazdu gnie ź- nie ńskiego, w którym chcieliby śmy widzie ć jedno z „najwa Ŝniejszych wydarze ń wczesnej historii Polski, a nawet bez przesady - całej Eu- ropy" (J. Strzelczyk 2000a, s. 80 n.) o wr ęcz „epokowym znaczeniu" (J. Strzelczyk 2000d, s. 497), w którym wzi ęli udział dwaj protagoni ści sceny wielkiej polityki europejskiej3. Jednak mimo Ŝe dla wczesnych dziejów Polski zjazd miał znaczenie fundamentalne, to w skali kon- tynentalnej był to tylko epizod o charakterze regionalnym. Mo Ŝna wskazywa ć na bezprecedensowy charakter cesarskiej wizyty u prowin- cjonalnego ksi ęcia, ale przecie Ŝ nie wstrz ąsn ęła ona Europ ą, bo ziemie piastowskie były tylko jedn ą z wielu peryferii cywilizacji chrze ścija ń- skiej, Bolesław Chrobry za ś był wybitnym, ale tylko jednym z wielu władców funkcjonuj ących mniej lub bardziej niezale Ŝnie na obrze- Ŝach zajmuj ącego centrum kontynentu cesarstwa otto ńskiego (por. P. Urba ńczyk (red.) 2001). Niemniej jednak nie da si ę pomin ąć „kontynentalnego" tła te- go wydarzenia, którego polityczna wyj ątkowo ść wymaga poszukania gł ębszego uzasadnienia oraz wyja śnienia postaw i planów obu jego głównych aktorów. Nie da si ę te Ŝ unikn ąć pytania o wiarygodno ść dwu ró Ŝnych perspektyw narzuconych przede wszystkim przez Thiet- mara i naszego Anonima. Wreszcie, zmierzy ć si ę trzeba z narodowymi „skrzywieniami" widocznymi w podej ściu historyków polskich i nie- mieckich, z których jedni gloryfikuj ą dora źną skuteczno ść Bolesława Chrobrego, a drudzy - strategiczn ą wizj ę Ottona III. Wizyta w Gnie źnie musiała by ć poprzedzona jakimi ś negocjacja- mi w sprawie składu obu stron uczestników, miejsca przekroczenia granicy i pierwszego spotkania obu władców, trasy dalszej podró Ŝy, miejsca i przebiegu obrad oraz ich tre ści. Istniał przecie Ŝ niepisany „protokół dyplomatyczny", który jasno wi ązał hierarchi ę uczestników 3 Johannes Fried (1989/2000, s. 88) przelicytował Polaków, pisz ąc, Ŝe „Akt gnie źnie ński jest rzeczywi ście wydarzeniem historycznym światowej [sic\] rangi". 238 rozmaitych spotka ń ze sposobem ich organizacji, tj. wyznaczeniem czasu, miejsca i przebiegu rozmów. Nie było tam miejsca na improwi- zacj ę, która niosłaby ryzyko wysłania opacznego komunikatu na temat wzajemnych relacji uczestników. Presti Ŝowy koszt bł ędnej interpretacji poniósłby głównie ten, którego status polityczny był wy Ŝszy. Ka Ŝda wątpliwo ść co do „wła ściwego" przebiegu spotkania działałaby bo- wiem na jego niekorzy ść . Podobnie jak w innych przypadkach spotka ń „na szczycie", z pew- no ści ą musiało wi ęc pa ść „pytanie, czy władca mo Ŝe i powinien prze- kracza ć granic ę, by uda ć si ę do siedziby swojego partnera. Mogłoby to bowiem stwarza ć dla niego sytuacj ę niezwykle upokarzaj ącą, ro- bi ąc wra Ŝenie, Ŝe monarcha przybywa specjalnie w celu udzielenia po- mocy innemu władcy, poniewa Ŝ jest zobowi ązany da ć mu auxilium" (W. Fałkowski 2006, s. 189). W przypadku władców o podobnym sta- tusie geopolitycznym reguł ą było wi ęc spotykanie si ę w miejscu cał- kowicie neutralnym (np. na granicy) tak, Ŝeby Ŝadna ze stron nie mia- ła przewagi „gospodarza". Podj ęcie przez Ottona III du Ŝego ryzyka propagandowego, zwi ązanego z wyjazdem do „zaledwie" ksi ęcia, mu- siało by ć uzasadnione szczególnymi wzgl ędami politycznymi, a ocze- kiwane zyski miały zrównowa Ŝyć niebezpiecze ństwo opacznej in- terpretacji faktu odbycia spotkania na terenie partnera o zdecydowanie przecie Ŝ ni Ŝszej pozycji w kontynentalnej hierarchii władców chrze ści- ja ńskich. Wykluczaj ąc motyw chwilowego kaprysu młodego cesarza, po- wy Ŝsze wzgl ędy uzasadniaj ą podejrzenie, Ŝe bezprecedensowa podró Ŝ do Gniezna była wa Ŝnym elementem jakiego ś bezprecedensowego za- mierzenia politycznego. Musiał to wi ęc by ć element starannie zaplano- wanej akcji propagandowej, w której cesarscy doradcy upatrywali kon- kretnych korzy ści. Ich plan musiał zawiera ć jakie ś oszacowanie ryzyka negatywnej oceny tak bardzo „nieprotokolarnej" wizyty w stosunku do przewidywanych zysków, którymi mo Ŝna by zaimponowa ć elitom cesarstwa. Uprzedzaj ąc dalszy rozwój zdarze ń, mo Ŝna si ę domy śla ć, Ŝe w ostatecznym rachunku skutki propagandowe owej podró Ŝy oce- niono negatywnie. Świadczy o tym całkowicie inny charakter równie niezwykłej wizyty w Wenecji w 1001 r. Mimo Ŝe i ten wyjazd poza granice cesarstwa musiał by ć starannie przygotowany, Otto III odwie- 239 dził Piotra II Orseolo w gł ębokiej tajemnicy, co pozwoliło unikn ąć ko- nieczno ści pó źniejszego „tłumaczenia si ę" z kolejnej ekstrawagancji dyplomatycznej. Widocznie chciał tym razem unikn ąć „rozbudowane- go ceremoniału lub symbolicznej deklaracji odno śnie do natury swo- jej relacji z Do Ŝą " (J. Shepard 2001, s. 38). Istnienie przemy ślanego planu „milenijnego" objazdu cesarstwa, którego jednym z etapów było Gniezno, mo Ŝna uprawdopodobni ć, analizuj ąc kontynentalny kontekst polityki Ottona III oraz, przede wszystkim, sam przebieg tej wyprawy. Jest to zadanie równie trudne jak podejmowane od kilkudziesi ęciu lat próby historyków niemieckich zrekonstruowania tzw. programu renovatio imperium Romanorum (por. ostatnie podsumowanie dyskusji w: H. Dormeier 2002). Ani jeden, ani drugi plan nigdy nie zostały jasno zwerbalizowane w zachowanych źródłach. Oba trzeba wi ęc rekonstruowa ć ze strz ępów informacji skła- danych w cało ść , któr ą nietrudno skontestowa ć, gdy Ŝ brak jest „osta- tecznego" dowodu źródłowego. Niemniej jednak jest to wyzwanie hi- storiograficzne o du Ŝym znaczeniu heurystycznym. Pozwala bowiem wej ść w trudno dost ępn ą sfer ę mentalno ści politycznej, co ułatwia zrozumienie i skorelowanie wielu, pozornie niepowi ązanych faktów. Przeprowadzona ni Ŝej analiza dost ępnych informacji umo Ŝliwia rekonstrukcj ę zamysłu, którego wa Ŝną cz ęś ci ą było spotkanie gnie ź- nie ńskie. Pozwoli to mo Ŝe uchwyci ć najwa Ŝniejsz ą płaszczyzn ę tego wydarzenia, o którego ocen ę historycy spieraj ą si ę od stu kilkudzie- si ęciu lat. W historiografii polskiej, podkre ślaj ącej jego niemal kon- tynentalny wymiar, zadomowiło si ę zaproponowane ju Ŝ w XIX w. (K. Rawer 1882) „dyplomatyczne" okre ślenie „zjazd gnie źnie ński". Do nielicznych nale Ŝą ci, którzy, równie konsekwentnie jak Gerard Labuda, widz ą w nim przede wszystkim prób ę uregulowania prob- lemów organizacyjnych instytucjonalnego Ko ścioła, a wi ęc - „sy- nod gnie źnie ński". Prób ą omini ęcia tej kontrowersji interpretacyjnej jest przyj ęcie oboj ętnego semantycznie okre ślenia „spotkanie w Gnie ź- nie" (np. J. Strzelczyk 2000d). W historiografii niemieckiej panuje niemal całkowita zgoda co do równie neutralnego terminu „der Akt von Gnesen", cho ć zdarzaj ą si ę te Ŝ bardziej emocjonalne okre ślenia - np. „dramat gnie źnie ński" (J. Fried 1998, s. 48). Zupełnie nowator- skie podej ście zaproponował niedawno Jonathan Shepard (2001), który 240 Ŝartobliwie uznał, Ŝe spotkanie cesarza z Chrobrym to był „happening", a wi ęc widowisko propagandowe przeznaczone przede wszystkim dla powi ązanych z Bizancjum Rurykowiczów. Zrekonstruowanie „milenijnego planu" Ottona III nie ko ńczy problemów badawczych. Analiza zachowanych źródeł zdaje si ę bo- wiem wskazywa ć, Ŝe w pewnym momencie ów plan si ę zachwiał i za- cz ęto działa ć w po śpiechu, poszukuj ąc dora źnych rozwi ąza ń sytuacji kryzysowej, która zaistniała wła śnie w Gnie źnie. Podejrzenie to jest oparte na niejednoznaczno ści źródeł, która mo Ŝe by ć skutkiem niedo- informowania autorów zachowanych do dzisiaj relacji lub te Ŝ celowej dezinformacji, jak ą zastosowali główni uczestnicy zjazdu. W tym dru- gim przypadku trzeba by podejrzewać albo fiasko cesarskiego planu spotkania gnie źnie ńskiego, albo ch ęć ukrycia rzeczywistego przebiegu wizyty i jej dora źnych skutków. Podobne manipulacje zawsze cha- rakteryzuj ą atmosfer ę tworzon ą wokół rozmów na wysokim szczeblu. Widoczna wstrzemi ęź liwo ść , je śli nie wyra źna niech ęć współczesnych komentatorów, pozwalaj ą podejrzewa ć, Ŝe spotkanie w Gnie źnie, mi- mo pozornych sukcesów propagandowych, ani nie spełniło oczekiwa ń Ottona III, ani nie wywołało w śród współczesnych obserwatorów na- le Ŝnej aprobaty. Nie oznacza to jednak, Ŝe było ono jednoznacznym sukcesem Chrobrego. Wymowa przekazów powstałych na pocz ątku XI w. zmu- sza do refleksji gł ębszej ni Ŝ powszechnie zaakceptowany w Polsce pogl ąd o zje ździe gnie źnie ńskim jako ukoronowaniu przemy ślanej stra- tegii polskiego władcy. Chocia Ŝ pozornie Chrobry mo Ŝe si ę wydawa ć głównym beneficjentem tego spotkania dwóch władców o nieporów- nywalnym przecie Ŝ statusie, to jednak korzy ści, jakie odniósł, nie były jednoznaczne. Zyskał wprawdzie arcybiskupstwo, ale miał jakie ś kło- poty z metropolit ą Gaudentym i wszedł w otwarty konflikt z Ko ściołem niemieckim; dostał kopi ę świ ętej włóczni cesarskiej, ale nie koron ę królewsk ą; został mo Ŝe tytularnym „bratem" i „współpracownikiem cesarstwa", ale przecie Ŝ nie królem równym europejskim pomaza ń- com; przestał by ć „trybutariuszem" cesarzy, ale w dalszym ci ągu mu- siał si ę liczy ć z ich wol ą; uzyskał eklezjalne wzmocnienie władzy nad północnymi i południowymi peryferiami swojego pa ństwa, ale jego skutki były bardzo krótkotrwałe. 241 Wątpliwo ściom tym dał chyba wyraz Bruno z Kwerfurtu w jed- nym ze swoich emocjonalnych tekstów napisanych ju Ŝ w Polsce. Pi- sz ąc, i Ŝ przedwczesna śmier ć Ottona III napełniła prawdziwym Ŝalem Bolesława, „któremu przed innymi młodociany król na pró Ŝno pra- gn ął świadczy ć wiele dobrego" ( śywot pi ęciu braci m ęczenników, 8), zapewne oddał w ten sposób nastrój rozczarowania panuj ący na pia- stowskim dworze ju Ŝ w kilka lat po wizycie Ottona III, którego na- st ępca prowadził całkowicie inn ą polityk ę. Poni Ŝsza analiza tła, przy- gotowa ń, przebiegu i nast ępstw zjazdu gnie źnie ńskiego zdaje si ę uza- sadnia ć to rozczarowanie, którego dalekim echem jest zmitologizowa- na opowie ść zawarta w kronice Anonima. Widoczny w niej nadmiar efektów propagandowych ka Ŝe bowiem podejrzewa ć prób ę ukrycia niepewno ści sukcesu. Zacznijmy od rozwa Ŝenia mo Ŝliwych przyczyn opuszczenia przez Ottona III granic jego pa ństwa z wypraw ą, która nie miała charakteru militarnego. Nie zdarzało si ę przecie Ŝ wcze śniej, aby cesarz wyje ŜdŜał poza swoje terytorium inaczej, ni Ŝ prowadz ąc kampani ę wojskow ą, której celem byłby podbój nowych terenów, zdobycie łupów i oku- pów, wymuszenie trybutów, podporz ądkowanie sobie pogranicznego władcy lub interwencja w układ władzy w jakim ś punkcie otaczaj ącej cesarstwo strefy trybutarnej. W ka Ŝdym z takich przypadków podsta- wowym narz ędziem działania było zastosowanie przymusu fizycznego w postaci skoncentrowanej siły militarnej, która nawet nie musiała by ć faktycznie u Ŝyta, gdy Ŝ cz ęsto do osi ągni ęcia po Ŝą danego efektu wy- starczała sama demonstracja jej niszcz ącego potencjału. Nie jest łatwo wytłumaczy ć podj ęcie skomplikowanej logistycz- nie wyprawy w celu odbycia krótkiej pokojowej wizyty u prowin- cjonalnego władcy, którego status pozornie nie wyróŜniał go spo śród kilkunastu wybitnych przywódców, jacy rz ądzili ró Ŝnymi cz ęś ciami Europy w 1000 r.4 Regionalnie co najmniej równie waŜni byli prze- cie Ŝ: madziarski ksi ąŜę Vaik-Stefan i du ński władca Swen Widłobrody, którzy podobnie jak Chrobry tak Ŝe trzymali w szachu swoich sąsiadów, 4 Por. rozdz. „Rok wielkich władców" w: P. Urba ńczyk 200 lb. 242 będąc dla cesarstwa atrakcyjnymi partnerami do strategicznych alian- sów. Dlaczego zatem to wła śnie Bolesław doznał zaszczytu goszczenia Ottona III? Przecie Ŝ i on, i jego ojciec mogli wcze śniej ogl ąda ć cesa- rzy tylko wówczas, kiedy zostali przez nich wezwani do stawienia si ę w wyznaczonym miejscu - cz ęsto ze zbrojnym wsparciem agresywnej polityki saskiej. Było to zgodne z hierarchi ą geopolityczn ą decyduj ącą 0 tym, kto udawał si ę do kogo. W bogatej literaturze przedmiotu nie dziwi wi ęc brak zgody co do głównej przyczyny cesarskiej wizyty w Gnie źnie. Rozwa Ŝa si ę jej aspekty geopolityczne, dynastyczne, ko ścielno-organizacyjne i piel- grzymko wo-pokutne, ale nie wida ć jednego klucza do rozwi ązania tej zagadki. (1) Niezbyt przekonuj ący jest argument o decyduj ącej roli Chro- brego w walce z Połabianami, chocia Ŝ faktycznie stał ą cech ą karoli ń- skiej i otto ńskiej polityki wschodniej było szukanie sojuszników mi- litarnych na zapleczu bezpo średniego przeciwnika. Ta strategia „młota 1 kowadła" pozwoliła pokona ć najpierw Sasów (z pomoc ą Połabian), a pó źniej była stałym elementem polityki w stosunku do słowia ńskiego Połabia, które próbowano ujarzmi ć z pomoc ą Piastów (por. P. Heather 1997). Je Ŝeli rozwa Ŝymy potencjalne sojusze, to wida ć liniowy układ, w którym Słowianie połabscy mogli tradycyjnie liczyć na mniej lub bardziej otwarte wsparcie du ńskie i czeskie5. To rzeczywi ście czyniło pa ństwo piastowskie cennym dla cesarstwa sojusznikiem w walce z po- wstał ą w 983 r. niezale Ŝną enklaw ą poga ńsk ą. Zarówno dla Mieszka I, który wszedł w otwarty konflikt z Wieletami, rozszerzaj ąc swoje gra- nice w kierunku uj ścia Odry i na ziemi lubuskiej, jak i dla jego syna Po- łabie było naturalnym kierunkiem ekspansji (powstrzymywanej przez Sasów) i obszarem kluczowym w strategii geopolitycznej. Nie wydaje mi si ę jednak, aby ch ęć przywrócenia kontroli nad zbuntowan ą „prowincj ą" wymagała a Ŝ osobistej interwencji cesarza, który w przypadku istotnej potrzeby po prostu mógł za Ŝą da ć od Chro- 5 Nie bez powodu Wichman, walcz ący w 958 r. po stronie Redarów, wkrótce uciekł do Danii Haralda Sinoz ębego, który pó źniej sam schronił si ę u wieleckich (?) Wolinian. Świadom tego był Thietmar (IV, 11), który opisuj ąc konflikt polsko-cze- ski z 990 r., napisał, Ŝe „Bolesław [II] wezwał na pomoc Luciców, którzy zawsze by- li wierni zarówno jemu, jak i jego przodkom". 243 brego militarnego wsparcia, co ju Ŝ przecie Ŝ wcze śniej robił - np. jesie- ni ą 995 r. Poza tym codzienn ą polityk ę na tym pograniczu realizowali przede wszystkim tamtejsi margrabiowie (por. L. Kórntgen 2000, s. 104 n.), których współpraca z Piastami układała si ę doskonale po śmierci D ąbrówki i zerwaniu sojuszu polsko-czeskiego. Drugie mał Ŝeństwo Mieszka I z córk ą margrabiego marchii północnej Dytryka (980 r.) oraz pierwsze (cho ć bardzo krótkotrwałe) mał Ŝeństwo Bolesła- wa z córk ą margrabiego marchii południowych Rikdaga w 985 (?) r., a tak Ŝe mał Ŝeństwo córki Chrobrego Regelindy z Hermanem, najstar- szym synem margrabiego Ekkeharda, w 1002 r. i czwarte mał Ŝeństwo Chrobrego w 1018 r. z Od ą - najmłodsz ą córk ą nie Ŝyj ącego ju Ŝ wów- czas Ekkeharda, pokazuj ą, Ŝe sascy arystokraci sami potrafili nawi ąza ć i podtrzymywa ć oportunistycznymi koligacjami dobr ą wówczas współ- prac ę z Piastami6. To oni stanowili wła ściwy i wystarczaj ący poziom kontaktów mi ędzy oboma pa ństwami (np. H. Ludat 1971, rozdz. 3; G. Rupp 1996; K. Górich 1997, rozdz. 8). Wyjazd cesarza do Gniezna w celu utrwalenia tego sojuszu na pewno wi ęc nie był konieczny. Poza tym nie wydaje si ę, aby w tym czasie Otto III był szczegól- nie zainteresowany sytuacj ą na Połabiu, gdy Ŝ od zimy 997 r. skupiony był na Italii, aby wyegzekwowa ć swoj ą zwierzchno ść nad Rzymem. Swoj ą reprezentantk ą w Saksonii ustanowił na ten czas swoj ą ciot- kę Matyld ę - ksieni ę kwedlinbursk ą (Thietmar IV, 41). Na bie Ŝą co z problemami na północno-wschodnim pograniczu musieli wi ęc sobie radzi ć Ŝywotnie nimi zainteresowani panowie sascy, którzy mieli du Ŝą swobod ę wyboru metod, wł ączaj ąc w to uzyskanie mniej lub bardziej dobrowolnej pomocy ze strony polskiej. Wzmocnienie sojuszu militar- nego raczej nie było wi ęc głównym powodem nagłej wyprawy cesarza. Tym bardziej Ŝe sytuacja na froncie połabskim w 999 r. wcale nie była kryzysowa, gdy Ŝ po 13 latach walk, w 997 r. nastąpił tam wreszcie spokój. (2) W ko ńcu XX w. nowych zwolenników zjednywało przekona- nie Anonima Galia, Ŝe w 1000 r. Otto III dokonał jednak faktycznej, cho ć mo Ŝe nie całkiem formalnej koronacji Bolesława Chrobrego 6 W 1009 r. Henryk II oskar Ŝył wr ęcz margrabiego Guncelina o zbyt bliskie zwi ązki z Chrobrym (Thietmar VI, 54). 244 (np. J. Fried 1989/2000; K. Górich 1993; T. Wasilewski 2000). Wska- zuj ą oni na podobie ństwo pewnych elementów przebiegu spotkania obu władców do innych, potwierdzonych źródłowo cesarskich koro- nacji królewskich. Niestety, o Ŝadnym z nich nawet słowem nie wspomina dobrze poinformowany Thietmar, który w przypadku władcy W ęgier zamie ścił przecie Ŝ jednozdaniow ą, ale jednoznaczn ą informacj ę, Ŝe Imperatoris autem predicti gratia [...] Waic in regno suimet episcopales cathedras faciens, coronam et benedictionem accepit (Thietmar IV, 59). Tak Ŝe Bruno z Kwerfurtu, doskonale zorientowany w środkowoeuropejskiej geopolityce i pisz ący cz ęść swych tekstów w Polsce, ani razu nie na- zwał Chrobrego „królem", zadowalaj ąc si ę standardowymi: dux (Vita II, 21, 23; 12), senior (tam Ŝe, 6, 13 i 26; oraz trzykrotnie w Li ście do króla Henryka II) lub tylko dominus (Vita ąuin ąue fratrum..., 13). Pierwszy nazwał polskiego władc ę „królem" mincerz Bolesława Chro- brego, który niew ątpliwie za jego zgod ą umie ścił napis Bolizlavs rex na monetach wybitych dopiero w drugiej dekadzie XI w. (S. Sucho- dolski 1967, s. 116) lub te Ŝ w latach 1005-1015 (S. Suchodolski 1971, s. 109). Jest to jednak tylko ślad propagandowych zabiegów samego Chrobrego, który uparcie d ąŜ ył do uzyskania statusu władcy równo- rz ędnego członkom starszych dynastii chrze ścija ńskich. Nie mo Ŝna tej automanifestacji tytularnej uzna ć za potwierdzenie osi ągni ęcia ta- kiej pozycji ju Ŝ w 1000 r., gdy Ŝ w takim przypadku takie monety na pewno zostałyby wybite zaraz po zje ździe gnie źnie ńskim. Kilka- dziesi ąt lat pó źniej Adam z Bremy te Ŝ obdarzył Bolesława tytułem rex {G ęsta..., 24), ale jego wiedza o wcze śniejszej sytuacji w Europie Środkowej była jednak do ść bałamutna7. Dopiero Gali konsekwentnie tytułował swego ulubionego bohatera „królem", którym przecie Ŝ fak- tycznie został pod koniec Ŝycia. Jego informacj ę o ge ście „koronacyj- nym" Ottona III trzeba jednak traktowa ć z ostro Ŝno ści ą niezb ędn ą przy czytaniu dzieła jawnie propagandowego. Pomijaj ąc w ątpliwo ści wynikaj ące z milczenia współczesnych źródeł, i tak oczywiste jest, Ŝe przyjazd cesarza wcale nie był potrzeb- 7 Świadczy o tym cho ćby umiejscowienie śmierci św. Wojciecha na Sambii i przypisanie Chrobremu podboju Prus. 245 ny do sfinalizowania ewentualnego aktu nadania statusu królewskiego, o czym świadczy dowodnie dokonana rok pó źniej koronacja Stefana na króla W ęgier. Zatem, gdyby nawet w Gnie źnie w 1000 r. dokona- no „wst ępnej" koronacji polskiego ksi ęcia (sugerowanej tylko przez Anonima), to wzi ęcie w niej udziału na pewno nie mogło by ć główn ą przyczyn ą przyjazdu cesarza. Chyba Ŝe uznamy, i Ŝ Otto III z góry zaplanował dokonanie niepełnego, nieusankcjonowanego ko ścielnie, ale osobi ście wzmocnionego cesarskim autorytetem, świeckiego pod- niesienia statusu ksi ęcia Bolesława. Byłby to niew ątpliwie pomysł ra- czej ekstrawagancki - gest ograniczony do sfery osobistych relacji obu władców i pozbawiony sankcji chrze ścija ńskiej, któr ą dawało dopiero namaszczenie (por. R. Michałowski 1998, s. 27-29). Nie s ądz ę wi ęc, aby wyja śnienie przyczyny przyjazdu cesarza do Polski dało si ę zredukowa ć tylko do sfery wzajemnych relacji geo- politycznych pary głównych bohaterów tego wydarzenia. Odbycie spotkania na piastowskiej ziemi tylko w celu wzmocnienia i tak ju Ŝ do- brych relacji trudno byłoby uzasadni ć, zwa Ŝywszy sposób realizacji ówczesnych stosunków „dyplomatycznych" i hierarchi ę dynastii eu- ropejskich. Chyba Ŝe uznamy Chrobrego za jednego z ksi ąŜą t Rzeszy, których wizytacje nale Ŝały do najwa Ŝniejszych „obowi ązków" cesarza, podtrzymuj ącego przez regularne wizyty u swoich wasali wzajemne relacje i pilnuj ącego ich lojalno ści. Takiego statusu polskiego władcy nikt jednak nie sugeruje. (3) W niektórych opracowaniach (zwłaszcza Gerard Labuda - np. 1988, rozdz. X; 2002, s. 24) wskazywano na głównie synodalny charakter zjazdu gnie źnie ńskiego, którego najwa Ŝniejszym celem było ustanowienie polskiej metropolii ko ścielnej. Co prawda, o synodzie mówi tylko pó źna kopia „Roczników hildesheimskich" (lokalizuj ąc go zreszt ą w Pradze), ale obecno ść w cesarskim orszaku licznych italskich dostojników ko ścielnych i przywiezienie arcybiskupa Radzi- ma-Gaudentego zdaj ą si ę potwierdza ć, Ŝe ten cel wyprawy Ottona III był brany pod uwag ę w trakcie jej planowania. Niemniej jednak usta- nowienie organizacji metropolitalnej te Ŝ nie mogło by ć jedynym ce- lem przyjazdu cesarza. Jego obecno ść na ingresie arcybiskupa nie była przecie Ŝ konieczna, o czym dowodnie świadczy pó źniejszy o rok po- cz ątek metropolii w ęgierskiej. Chyba Ŝe Otto III miał świadomo ść nie- 246 uzgodnionego wcze śniej naruszenia rzeczywistych i deklaratywnych interesów ko ściołów czeskiego i niemieckiego oraz chciał autorytetem osobistej decyzji zrównowa Ŝyć w ątpliwo ści co do nowego urz ądzenia ko ścioła piastowskiego, na co nie dostał wcze śniej kanonicznej zgody zainteresowanych hierarchów. (4) Za najlepiej uzasadnion ą przyczyn ę podró Ŝy Ottona III do Polski uznaje si ę potwierdzon ą przez źródła ch ęć pielgrzymowania do grobu św. Wojciecha-Adalberta (ostatnio R. Michałowski 2005, s. 121 n.). Stanisław Trawkowski (1972/1997, s. 358) w swoim stu- dium nad wczesno średniowieczn ą dewocj ą uznał wr ęcz wypraw ę do Gniezna za „rytualny akt dewocyjny". Bruno z Kwerfurtu napisał o wyje ździe orationis causa (Vita ąuin ąuefratrum..., 2). Thietmar (IV, 44) podał, Ŝe Otto III udał si ę do grobu św. Wojciecha orationis gratia. 0 orationis causa mówi ą te Ŝ Annales Hildesheimenses (a.a. 1000). Fakt, Ŝe cesarz przybył do Gniezna orandi causa, potwierdzaj ą te Ŝ Annales Quedlinburgenses (a.a. 1000). Pó źniej Gali (I, 6) uzupełnił to, tłumacz ąc tajemniczo, Ŝe cesarz wyjechał do Gniezna orationis ac reconciliationis gratia. Zatem dost ępne „ źródła nie pozostawiaj ą Ŝadnej w ątpliwo ści, Ŝe podró Ŝ Ottona III do Gniezna miała religijny charakter pielgrzymki" (J. Wyrozumski 2002, s. 286). Nie potrafi ę, niestety, wznie ść si ę na taki poziom empatii, jaki osi ągn ęli Johannes Fried (1998), Wolfgang Christian Schneider (2000) 1 Roman Michałowski (2005), tłumacz ąc wypraw ę gnie źnie ńsk ą jedy- nie duchow ą postaw ą cesarza. To pozwala mi zapyta ć, dlaczego dopie- ro bez mała 3 lata po tragicznej śmierci przyjaciela i mentora cesarz zdecydował si ę odwiedzi ć jego grób. Przecie Ŝ wiadomo ść o śmierci Wojciecha musiała do niego dotrze ć najpó źniej jesieni ą 997 r. Świad- czy o tym dowodnie ustanowienie przed pa ździernikowym powro- tem do Italii fundacji św. Wojciecha w Akwizgranie (K. Górich 2000, s. 787). Mo Ŝna wprawdzie tłumaczy ć t ę powolno ść reakcji trudno ś- ciami, jakie napotkał w Italii, ale przecie Ŝ bunt rzymskiej arystokracji i uzurpacj ę antypapie Ŝa Jana Philagatosa poskromił ju Ŝ w kwietniu 998 r. Najwyra źniej wyprawa wymagała przygotowa ń bardziej skom- plikowanych od zaspokojenia samej potrzeby dewocyjnej. Nie wiadomo te Ŝ, dlaczego Otto III, podejmuj ąc tak uci ąŜ liw ą przecie Ŝ wypraw ę, sp ędził przy grobie św. Wojciecha tylko 3 dni i dla- 247 czego pobytu tam nie zaplanowano na jakie ś świ ęto ko ścielne lub przy- najmniej w jak ąś rocznic ę „wojciechow ą" (por. dalsze rozwa Ŝania). Trzeba si ę wi ęc zastanowi ć, czy kategorie dewocyjne wyczerpuj ąco wyja śniaj ą pierwotny cel wizyty cesarskiej czy te Ŝ, wskutek niezrea- lizowania jakiego ś innego programu, zostały one ex post wyci ągni ęte na pierwszy plan przez kronikarzy nie świadomych rzeczywistych pla- nów, dla których realizacji modlitwa u grobu św. Wojciecha miała by ć tylko propagandowym pretekstem. (5) Ciekawe wyja śnienie wizyty w Gnie źnie zaproponował nie- dawno Johannes Fried (1998), który uznał, Ŝe „wywy Ŝszenie św. Woj- ciecha i Gniezna, a tak Ŝe wywy Ŝszenie polskiego ksi ęcia Bolesława" były cz ęś ci ą swoistego chrztu pa ństwa Chrobrego, któremu przy tej okazji nadano now ą nazw ę (tam Ŝe, s. 63). Zgodnie z now ą ideologi ą cesarstwa „Rzesza Rzymska miała zosta ć odnowiona przez ochrzcze- nie nowych, młodszych królestw, takich jak W ęgry i Polska, przez ochrzczenie nowych, młodszych ludów" (J. Fried 2000, s. 740). Ten kontrowersyjny pomysł, odwołuj ący si ę do wysublimowanej analizy teologicznej, nie spotkał si ę dot ąd ze szczególnym poparciem, gdy Ŝ jego konsekwencje s ą trudne do przyj ęcia (por. dyskusj ę w nast ępnym rozdziale). (6) Jeszcze jeden klucz do zrozumienia zaproponował niedawno Jonathan Shepard (2001), który zinterpretował zjazd gnie źnie ński w ka- tegoriach akcji propagandowej skierowanej ku Rusi Kijowskiej, gdzie Ŝona Włodzimierza Anna prowadziła intensywn ą kampani ę ideo- logicznego zbli Ŝenia z Bizancjum. Miało to sprowokowa ć Ottona III, który zazdro ścił ruskiemu ksi ęciu Ŝony Porfirogenetki i promowanego przez ni ą „partnerstwa Włodzimierza z basileuserrC (tam Ŝe, s. 36 i 39). To mogło „stymulowa ć Bolesława i Ottona do wspólnej ceremonialnej riposty, której świadkami byli członkowie ich elit". Zorganizowali wi ęc „pompatyczny pokaz wydarze ń jako świadom ą prób ę dorównania dłu- go ju Ŝ trwaj ącemu spektaklowi sojuszu bizanty ńsko-ruskiego, widocz- nemu niedaleko od nich na wschód, w Kijowie [...] skorzystali przy tym z bizanty ńskich symboli władzy i spektakli dworskich" (tam Ŝe, s. 40). Świadczy ć ma o tym pi ęć elementów zjazdu gnie źnie ńskiego: „chórowe" ustawienie wojsk i najbli Ŝszych współpracowników Chro- brego, wykorzystanie relikwii Krzy Ŝa Świ ętego, uznanie Chrobrego 248 za populi Romani amicum; gest „ukoronowania" Chrobrego cesarskim diademem oraz zapowied ź mi ędzydynastycznego zwi ązku Mieszka II z Rychez ą (tam Ŝe, s. 41^47). Ta intryguj ąca hipoteza angielskiego znawcy Europy Wschodniej nie zyskała dot ąd szerszej akceptacji i trudno byłoby uzna ć, Ŝe zorganizowanie tego „happeningu" było głównym celem cesarskiej wizyty w Polsce. Powy Ŝsze zastrze Ŝenia wskazuj ą, Ŝe Ŝadna z tych rozwa Ŝanych w historiografii przyczyn nie uzasadnia wyczerpuj ąco podj ęcia trudu zorganizowania króciutkiej wizyty w odległym zak ątku chrze ścija ń- skiej Europy wła śnie w 1000 r. Trzeba wi ęc uzna ć, Ŝe decyzj ę podj ęto, uwzgl ędniaj ąc ró Ŝne i wzajemnie ze sob ą powi ązane aspekty zarówno imperialnej strategii politycznej, jak i potrzeb uniwersalnego Ko ścioła oraz osobistej postawy religijnej cesarza i trudno b ędzie wskaza ć de- cyduj ącą przyczyn ę wyjazdu na północno-wschodni kraniec chrze ści- ja ńskiej Europy. Oczywiste jest tylko to, Ŝe geograficznym celem tej wyprawy było miejsce pochowania św. Wojciecha. Tylko religijne uzasadnienie mo- gło usprawiedliwi ć bezprecedensowy wyjazd Ottona III poza granice cesarstwa. Nie mógł to jednak by ć tylko nagły odruch dewocyjnej determinacji czy te Ŝ przejaw jego osobistego stosunku do zamordo- wanego przez Prusów misjonarza. Ka Ŝda wyprawa cesarska była bo- wiem starannie planowana z uwzgl ędnieniem wymogów logistycznych i aspektów politycznych. W tym przypadku przygotowania trwały za- pewne ok. półtora roku - licz ąc od powrotu cesarza do Rzymu po zdła- wieniu buntu Krescencjusza w kwietniu 998 r. Wobec wyczerpuj ącej analizy aspektów religijnych dokonanej przez wspomnianych ju Ŝ badaczy w dalszych rozwa Ŝaniach skupi ę si ę na tle politycznym przygotowa ń, przebiegu i skutków zjazdu gnie ź- nie ńskiego. W tym celu trzeba ulokowa ć to kluczowe dla wczesnych dziejów Polski zdarzenie na jak najszerszym tle wielkiej polityki eu- ropejskiej przełomu tysi ącleci i w kontek ście zachowania Ottona III jako cesarza, które było chyba bardziej pragmatyczne, ni Ŝ chcieliby to widzie ć historycy jednostronnie skupieni na jego wysublimowanej duchowo ści, której rzekoma dominacja abstrahuje od bezwzgl ędnych reguł gry, jak ą była wczesno średniowieczna polityka. Otto III wpro- wadził do tej gry elementy nowatorskie i polityczno-religijn ą wizj ę 249 uniwersalistyczn ą, ale gł ębia prze Ŝyć religijnych nie przeszkadzała mu w skutecznym, a cz ęsto i krwawym egzekwowaniu swoich planów. Pragmatyzm jego rz ądów ka Ŝe podejrzewa ć, Ŝe czas wybrany na wiod ący przez Gniezno objazd cesarstwa i jego marszruta nie by- ły przypadkowe. Takie podró Ŝe miały przecie Ŝ słu Ŝyć wzmocnieniu władzy monarszej, co wymagało odwołania si ę do odpowiednio no ś- nej symboliki, odzwierciedlonej nie tylko w gestach, ale te Ŝ w trasie i terminarzu. Odtworzenia politycznej atmosfery przygotowa ń do tej wyprawy nie ułatwiaj ą niestety zachowane źródła, które zazwyczaj re- lacjonuj ą jednostkowe zdarzenia. Nam, tymczasem, potrzebna jest per- spektywa „imperialna", która wykraczała poza pole obserwacji dost ęp- ne współczesnym komentatorom. Trzeba zatem skonstruowa ć wizj ę opart ą na przesłankach po średnich, wspartych spekulacjami zmierzaj ą- cymi do uzyskania obrazu w miar ę logicznego z punktu widzenia wiel- kiej polityki i przekonuj ącego zgodno ści ą z psychologiczn ą sylwetk ą cesarza, w której prze Ŝycia religijne z pewno ści ą odgrywały wielk ą, lecz chyba nie decyduj ącą rol ę. Co najmniej od zimy 997 r. lokalne problemy pogranicza saskiego mało ju Ŝ chyba interesowały Ottona III, bo nie tam, lecz na południu spodziewał si ę zdoby ć sław ę u potomnych. Nie dziwi wi ęc, Ŝe pano- wie sascy odnosili si ę z krytycyzmem do polityki imperialnej mło- dego cesarza8, którego chyba jeszcze bardziej ni Ŝ jego dziada i ojca poci ągała śródziemnomorska tradycja rzymska (por. R. Michałowski 1994, s. 153; J. Strzelczyk 2000c, s. 223; H. Dormeier 2002, rozdz. 3). Panom saskim trudno było zaakceptowa ć, Ŝe cesarz w ostatnich latach swego panowania „kraju swego rodzinnego, uroczej Germanii ju Ŝ wi ę- cej nie chciał widzie ć, tak wielce upodobał sobie zamieszkanie w Italii" (śywot pi ęciu braci m ęczenników, 7). Polityka ta sprawiła, Ŝe na pół- noc od Alp tertius ex Greca genitus Otto nie miał dobrej opinii9. Aby 8 Por. liczne zgry źliwe uwagi Thietmara. 9 Por. np. „epitafium" napisane (ju Ŝ po śmierci Ottona III) przez wpływowego opata Odilona z Cluny dla zmarłej w 999 r. cesarzowej-babki Adelajdy (Die Lebens- beschreibung..., s. 35). 250 wyja śni ć podło Ŝe takich skłonno ści młodego cesarza, trzeba si ęgn ąć do wcze śniejszych etapów jego krótkiego, lecz burzliwego Ŝycia. Pierwsze 3 lata swego dzieci ństwa, kiedy jeszcze Ŝył jego ojciec, Otto III sp ędził w Italii, do której wci ąŜ pó źniej powracał i w któ- rej przebywał wi ęcej ni Ŝ połow ę czasu swego krótkiego panowania. Pami ętajmy, Ŝe po przedwczesnej śmierci Ottona II obowi ązki wy- chowawcze przej ęła głównie cesarzowa matka, której przyszło spra- wowa ć regencj ę przez drugich 7 lat10 - w okresie trudnej sytuacji wewn ętrznej królestwa niemieckiego. Teofano na pewno nie zapo- mniała tego, co jej wpojono na dworze konstantynopolita ńskim, gdzie równie Ŝ kobiety nauczano „imperialnej ideologii" (por. J. Herrin 1995, s. 78). Na pewno wychowana była w tradycji wywodzonej co najmniej od czasów Konstantyna Wielkiego i musiała mie ć wpojone przekona- nie, Ŝe to wschodnie cesarstwo było jedyn ą pełnoprawn ą kontynuacj ą politycznego dziedzictwa staro Ŝytnego Imperium Romanum. Podobnie jak wszyscy wykształceni ludzie ko ńca I tysi ąclecia wiedziała jednak te Ŝ, Ŝe to Italia z Rzymem była pierwotnym centrum cywilizacji rzym- skiej. Zdawała wi ęc sobie spraw ę z symbolicznej wagi kontroli nad eponimiczn ą kolebk ą cesarstwa, która była te Ŝ siedzib ą biskupów de- klaruj ących moc ą apostolskiej tradycji swoje zwierzchnictwo nad ca- łym Ko ściołem. Przyjazd Teofano do Italii w 972 r. był rezultatem Ŝmudnych za- biegów dyplomatycznych. Pomimo po śpiesznej koronacji Ottona II na współcesarza w 967 r.11 oraz usilnych stara ń Dominika z Wene- cji i Liutpranda z Cremony w Konstantynopolu w 968 r., negocjacje w sprawie międzycesarskiego mał Ŝeństwa przeci ągały si ę (J.N. Sut- herland 1975). Po zmianie na tronie bizanty ńskim w 969 r. negocja- cjami kierował arcybiskup Geron z Kolonii, ale i jemu nie udało si ę przywie źć Ottonowi I synowej porfirogenetki, bo przecie Ŝ Theofano Phocaina to nie była upragniona in purpura nati filia in purpura nata (Liutprand, Legatio, 15). Po matce pochodziła wprawdzie ze starego 10 29 czerwca 984 r. Henryk Kłótnik oddał matce Ottona III podczas spotkania w Rohr, a 15 czerwca 991 r. Teofano zmarła w Rzymie, gdzie przebywała od 988 r. 11 Dokonano tego w ramach pewnej transakcji - Otto I przekazał papie Ŝowi Janowi XIII zwierzchnictwo nad egzarchatem Rawenny, który od VI w. podlegał Kon- stantynopolowi, cho ć ju Ŝ w VIII w. wszedł w skład pa ństwa ko ścielnego. 251 rodu Fokasów oraz była wnuczk ą uzurpatora Nikifora II Fokasa i sio- strzenic ą uzurpatora Jana I Tzimiskesa, ale nie była jednak „urodzon ą w purpurze" ksi ęŜ niczk ą12. Wzbudziło to ambicjonalne oburzenie cz ę- ści panów saskich doradzaj ących wr ęcz Ottonowi 1 odesłanie niegodnej jego cesarskiego statusu kandydatki na synow ą (Thietmar II, 15). Faktycznie wymuszona na Bizancjum zgoda na jej mał Ŝeństwo z Ottonem II była wyrazem respektu osłabionego cesarstwa wschod- niego dla militarnych sukcesów jego ojca, który „poŜą dał swego uznania przez władców Bizancjum" (K. Leyser 1995, s. 15; por. te Ŝ M. D ąbrow- ska 2002) i przez 6 lat szanta Ŝował Konstantynopol swoj ą aktywno ści ą militarn ą w południowej Italii. Mo Ŝe w ramach retorsji za pierwsz ą odmow ę zawarcia mi ędzyimperialnego mał Ŝeństwa w 968 r. zaatako- wał Bari i dotarł a Ŝ do Apulii. Rok pó źniej pokonał armi ę bizanty ńsk ą w bezpo średnim starciu. Dopiero wtedy nowy władca w Konstantyno- polu przyj ął strategi ę dora źnych ust ępstw dyplomatycznych. Mał Ŝeń- stwo międzydynastyczne było wi ęc cz ęś ci ą dora źnej transakcji, dzi ęki której Jan I Tzimiskes odzyskał dla Bizancjum południowoitałskie po- siadło ści, daj ąc Teofano w wianie Benevent i Kapu ę, które Otto I i tak ju Ŝ opanował. Ten kompromis nie oznaczał jednak przyznania Otto- nom statusu równorz ędnego z basileusami, którzy uwa Ŝali si ę za bez- po średnich spadkobierców cezarów13. Cesarz wschodniorzymski przy- słał wi ęc Ottonowi I non virginem desideratam, sed neptem suam, The- ophanu vocatam (Thietmar II, 15). A i tak jednym z warunków mi ę- dzydynastycznego kontraktu był cesarski status Teofano, któr ą uko- ronowano 14 kwietnia 972 r. jednocze śnie z jej ślubem z Ottonem II. W Bizancjum przestano si ę ni ą całkowicie interesowa ć po jej wy- je ździe na dwór niemiecki (O. Engels 1995, s. 28)14, w Niemczech za ś 12 Wbrew przekonaniu wielu badaczy (np. J. Strzelczyk 199%, s. 21). 13 Leon, brat cesarza Nikifora II Fokasa, w rozmowach z delegacj ą Liutpranda otwarcie odmówił Ottonowi I prawa do tytułu basileusa, nazywaj ąc go po prostu rex (Liutprand, Legatio 2). Wcze śniej, nawet do ść przyja źnie nastawiony do Niemiec, Konstantyn VII Porfirogeneta nazywał Ottona I co najwy Ŝej sakso ńskim megas rex (De administrando imperio). 14 „Jako Ŝe w Bizancjum do ść cz ęste było, Ŝe dziewczyna zmieniała imi ę przed mał Ŝeństwem, to otto ńska cesarzowa Teofano, nie wspominana przez źródła bizanty ń- skie, mogła nie nosi ć tego imienia od urodzenia" (A. Davids 1995, s. 120). 252 na pewno nieraz (przynajmniej na pocz ątku) dano jej odczu ć niedo- statki pochodzenia, tak brutalnie wytkni ęte przez Thietmara. Musiało si ę to odbi ć na psychice Teofano i zaowocowało po świadczon ą przez źródła rozbudzon ą ambicj ą polityczn ą, któr ą chciała udowodni ć swoj ą warto ść zarówno Konstantynopolowi, dla którego pocz ątki panowania Bazylego II wcale nie były obiecuj ące, jak i panom saskim piel ęg- nuj ącym swoje historyczne kompleksy pochodzenia od pogańskich barbarzy ńców. Swoje „obsesje" mogła te Ŝ wpoi ć synowi, na którego wychowanie miała decyduj ący wpływ przez 11 lat. Niezbyt skrywane lekcewa Ŝenie ze strony Konstantynopola sta- nowiło z pewno ści ą polityczne i psychologiczne wyzwanie nie tylko dla jego bizanty ńskiej Ŝony, ale i dla samego Ottona II. Zapewne „odziedziczył" on kompleks bizanty ński po ojcu, który ju Ŝ do własnej koronacji cesarskiej (2 lutego 962 r.) wprowadził wschodnie elementy, współkoronuj ąc Adelajd ę. Podobny wyd źwi ęk miało koronowanie syna na współcesarza (25 grudnia 967 r.). Jego kompleks bizanty ński mo Ŝna te Ŝ chyba wyczyta ć z pochlebstw, jakimi go okazjonalnie obdarzano - np. omnium augustorum augustissimus imperator15, a tak Ŝe uznania Ottona I za caput mundi przez ostatni w jego Ŝyciu Hoftag zwołany do Kwedlinburga na Wielkanoc 973 r. (Widukind I, 34). Taka atmosfera panuj ąca na dworze cesarskim dobrze tłuma- czy upór, z jakim Otto II d ąŜ ył do umocnienia i poszerzenia swojej władzy w południowej Italii, czemu głównie po świ ęcił ostatnie la- ta swoich rz ądów i co przyniosło mu ostateczn ą kl ęsk ę. Znacz ące jest, Ŝe ju Ŝ po pierwszym zwyci ęstwie nad Saracenami pod Tarentem w 982 r., jakby podkre ślaj ąc słabo ść Bizancjum, które samo nie potra- fiło wówczas obroni ć swoich italskich posiadło ści, rozbudował swo- je intitulatio, podpisuj ąc si ę odt ąd Romanorum imperator augustus, co było swoistym wyzwaniem w stosunku do cesarzy wschodnich, uŜywaj ących tytułu basileus kai autokrator ton Romaion (B. Zientara 1985, s. 267 n.). Czy nie nale Ŝy podejrzewa ć, Ŝe niemiecka para cesar- ska upatrywała swojej szansy na mi ędzyimperialnej scenie politycznej 15 Uchwały synodu w Rawennie, zawarte w bulli erekcyjnej Jana XIII wystawio- nej 22 kwietnia 967 r. dla arcybiskupstwa magdeburskiego - Papsturkunden 896-1046, t. l,nr 177, s. 348. 253 I w bez Ŝenno ści i pocz ątkowych kłopotach panuj ącego na wschodzie (formalnie jako współcesarz ze swoim bratem Konstantynem VIII) od 976 r. Bazylego II? W ka Ŝdym razie próbowali na śladowa ć wschod- nich władców, cho ćby w stylu religijnej autogloryfikacji. Ukazywał to przekonuj ąco namalowany ok. 975 r., a zniszczony dzisiaj fresk z ko ścioła San Salvator Maggiore w Rieti, na którym Otto II i Teo- fano przedstawieni byli z aureolami wokół głów (K. Ciggaar 1995, s. 49). Mo Ŝna podejrzewa ć, Ŝe były to pomysły samej cesarzowej. Symboliczny wyd źwi ęk religijnej demonstracji miała te Ŝ jej (?) decyzja pochowania m ęŜ a pod Bazylik ą św. Piotra w grudniu 983 r. W duchu podziwu dla starorzymskiej tradycji, której bezpo średni ą kontynuacj ą było Bizancjum, został z pewno ści ą wychowany Otto III. Oprócz bizanty ńskiej matki, przekonanie to utrwalał zapewne jego gre- cki nauczyciel Jan Philagatos z Kalabrii. Ambicje polityczne Teofano były chyba nie mniejsze ni Ŝ jej konstantynopolita ńskiej imienniczki - Ŝony dwóch cesarzy (Romana II i Nikifora II Fokasa) i kochanki trzeciego cesarza (Jana I Tzimiskesa) oraz matki dwóch cesarzy (Ba- zylego II i Konstantyna VIII), której nadaktywno ść polityczn ą udało si ę spacyfikowa ć dopiero przez zamkni ęcie jej w klasztorze. Wida ć to w stosowanej przez Teofano i w stosunku do niej tytulaturze16, która wykraczała poza rozs ądne granice konkurencji z równie ambitn ą te ścio- wą Adelajd ą17. Brak autorytetu ojca i zdominowanie jego dzieciństwa przez matk ę, która „m ęsk ą zgoła opiek ą otaczała pa ństwo" (Thietmar IV, 10)18, musiały odbi ć si ę na psychice osieroconego i przedwcze śnie obarczonego (cho ćby tylko formalnie) odpowiedzialno ści ą za sprawy pa ństwa Ottona III, który samodzielne rz ądy obj ął ju Ŝ we wrze śniu 994 r., tj. w pi ętnastym roku Ŝycia. Skal ę wyzwa ń, przed jakimi sta- 16 W akcie darowizny wystawionym dla niej 29 kwietnia 974 r. w Muhlhausen Otto II nazwał j ą coimperatrix (MGH, DD O II, nr 76). 17 Po zapewnieniu praw sukcesyjnych małoletniego Ottona III Teofano wielokrot- nie wyst ępuje w dokumentach jako imperatrix augusta (por. wyliczenie w: K. Leyser 1995, przyp. 109). 18 1 kwietnia 990 r. w Rawennie cesarzowa przekazała jednemu z ko ściołów italskich darowizn ę sygnowan ą znamiennie m ęskim podpisem: Theophanius, gratia divina imperator augustus i datowan ą anno vero imperii domni Theophanii imperatoris XVIII (MGH, DD Th, nr 2). 254 wał, mo Ŝe symbolizowa ć zaprojektowana zapewne przez matk ę jego królewska piecz ęć z 985 r.19, na której czteroletniego wówczas chłopca przedstawiono jako m ęŜ czyzn ę obdarzonego w ąsami i bródk ą (H. Kel- ler 2000, s. 768 i ryc. 487). „Trudne" dzieci ństwo pod kontrol ą kobiet (po śmierci matki w 991 r. regencj ę przej ęła cesarzowa babka Adelajda), mogło sprawi ć, Ŝe był bardzo podatny na wpływ m ęŜ czyzn o silnej osobowo ści, którzy tak jak Leon z Vercelli czy Gerbert z Aurillac rozbudzali w nim wpojon ą przez matk ę skłonno ść do rywalizowania z Bizancjum i konstruowali plany równie wielkie, co niemo Ŝliwe do zrealizowania20. Fascynuj ącą osobowo ści ą był te Ŝ niew ątpliwie Chrobry, z którym młodziutki król bli Ŝej si ę zetkn ął jesieni ą 995 r., podczas wspólnej wyprawy przeciwko Obodrytom. Mo Ŝe to od tego momentu Bolesław zapadł mu w pami ęć jako najwa Ŝniejszy reprezentant niepokoj ącej swoj ą odmienno ści ą Sclavinii? Wkrótce poznał te Ŝ w Rzymie charyzmatycznego biskupa Pragi Wojciecha, którym fascynacj ę zrelacjonował Bruno z Kwerfurtu (Vita II). Wszyscy oni mieli wpływ na ukształtowanie si ę mentalno ści Ottona III, a wi ęc i na jego strategi ę imperialn ą. Nigdy si ę nie dowiemy, czy działania cesarza w ostatnich latach Ŝycia były tylko kontynuacj ą, czy te Ŝ jego oryginalnym rozwini ęciem wpojonego mu przez matk ę i utrwalanego przez doradców sposobu my ślenia o istocie cesarstwa. Mo Ŝna podejrzewa ć, Ŝe „Teofano wy- pełniła głow ę swojego syna bizanty ńskimi ideami imperialnej pot ęgi i glorii, wskutek czego marzeniem młodego Ottona stało si ę ponowne zjednoczenie wschodniego i zachodniego cesarstwa w jedno wielkie imperium rzymskie" (K. Ciggaar 1995, s. 51). W ka Ŝdym razie wi- da ć w jego działaniach obsesyjne przywi ązywanie wagi do kontroli nad Itali ą, papiestwem i Rzymem, w którym sp ędził z matk ą ostatnie 3 lata jej Ŝycia (do śmierci 15 czerwca 991 r.). O ile „za panowania dwóch pierwszych Ottonów cesarstwo było w gruncie rzeczy form ą dominacji Niemców nad włosk ą cz ęś ci ą" (J. Strzelczyk 1999b, s. 65), o tyle Otto III chciał te wi ęzy zacie śni ć, a nawet przenie ść punkt ci ęŜ - 19 Tego stempla u Ŝywano a Ŝ do koronacji cesarskiej w 996 r. 20 O „wzorcu bizanty ńskim" w pismach doradców Ottona III pisze H. Dormeier (2002, rozdz. 3). 255 I 1 ko ści do Italii. Nie bez powodu sp ędził tam ponad 4 z 5 ostatnich lat swego Ŝycia, jedyny istotny wyj ątek czyni ąc wła śnie dla wyjazdu w in- teresuj ącą nas tu wypraw ę, której jednym z etapów było Gniezno. Wy- jątkowo ść tego wydarzenia ka Ŝe si ę wi ęc zastanowi ć, czy jego przy- czyn nie nale Ŝy poszukiwa ć wła śnie na południe od Alp, gdzie za- planowano „milenijny" objazd cesarstwa. To w Italii Otto III mógł zrealizowa ć swój, wyeksponowany na bulli wprowadzonej w kwietniu 998 r., pomysł „odnowienia cesar- stwa rzymskiego". Tylko kontrola nad Rzymem mogła go te Ŝ uczyni ć równorz ędnym partnerem dla wielkiego „kuzyna" Bazylego II, któ- ry tymczasem wyrósł na najwybitniejszego cesarza, jaki rezydował w Konstantynopolu od czasów Justyniana I Wielkiego. Rekonstrukcja reformatorskiego programu politycznego, silnie eksponowana od czasu publikacji Percy'ego E. Schramma z 1929 r., ma niestety nikł ą podbu- dow ę źródłow ą. Skazuje to zwolenników tego pogl ądu raczej na domy- sły, oparte na źródłach po średnich, a nie na interpretacji bezpo średnich przekazów (por. H. Dormeier 2002). Nie wiadomo, czy ta idea miała posta ć konkretnej doktryny politycznej, czy te Ŝ była raczej odzwier- ciedleniem atmosfery intelektualnej, w której „aspektu religijnego nie dało si ę oddzieli ć od aspektu politycznego, a ko ścielnego - od cy- wilnego" (R. Michałowski 2005, s. 310; zupełnie inaczej na s. 295 i 394). Niemniej jednak odzwierciedla ona chyba nastawienie najbli Ŝ- szego otoczenia młodego władcy, które zdołało (lub tylko próbowało) mu narzuci ć kusz ącą my śl o przywróceniu świetno ści staro Ŝytnego imperium i podporz ądkowaniu sobie całego świata chrze ścija ńskiego. Wa Ŝne jest to, Ŝe pierwszy raz Otto III u Ŝył wspomnianej bulli 28 kwietnia 998 r., tj. dokładnie w dniu egzekucji Krescencjusza - no- torycznego buntownika z punktu widzenia cesarza, lecz dla Rzymian obro ńcy niezale Ŝno ści miasta. Wybór tej daty dowodzi przemy ślanych przygotowa ń do odzyskania kontroli nad Świ ętym Miastem. Trzeba było wszak zaprojektowa ć i wyry ć dwa tłoki piecz ętne przystosowane do dwustronnego odciskania w ołowiu, podczas gdy wcze śniej u Ŝywa- no piecz ęci woskowych. Zmieniono całkowicie symbolik ę stempla mo- narszego, zast ępuj ąc ukazan ą en face pełnosylwetkow ą posta ć władcy wyposa Ŝonego w atrybuty cesarskie, jego antykizowanym popiersiem widzianym z profilu. Rewers bulli przedstawiaj ący alegori ę zwyci ę- 256 stwa lub Rzymu (kobieta z tarcz ą i z włóczni ą) opisano deklaracj ą RENOVATIO IMPERII ROMANORUM, która zdaje si ę nawi ązywa ć bezpo średnio do cesarskiej dewizy RENOVATIO ROMAN[1] IMPE- RII Karola Wielkiego (P.E. Schramm 1968, s. 7-10; H. Keller 2000, s. 772). Mimo tej oczywistej kontynuacji, zachowano jednak otto ńsk ą innowacj ę tytularn ą, odwołuj ąc si ę raczej do kategorii etnicznych (im- perium Romanorum) ni Ŝ czysto politycznych {imperium Romanum), co nie zmienia jednak strategicznego wyd źwi ęku tej deklaracji. Wygl ąda wi ęc na to, Ŝe oczekiwany sukces w walce z buntowni- kami cesarz starannie przygotowywał jako triumfalne i ostateczne pod- porz ądkowanie sobie Rzymu, co legitymizowało pretensje do przej ęcia tradycji staro Ŝytnego cesarstwa. Nie bez powodu nawi ązał do ideo- logii Karola Wielkiego, który wła śnie w Rzymie w 800 r. uzyskał cesarsk ą koron ę. To ten plan ostatecznego podporz ądkowania sobie nieposłusznego wci ąŜ miasta, potwierdzony wcze śniejszym przygo- towaniem deklaratywnego stempla, kazał Ottonowi III zastosowa ć niezwykle drastyczne kary w stosunku do buntowników - zarówno świeckich, jak i duchownych. Chc ąc by ć „cesarzem Rzymian", musiał wykorzeni ć wszelk ą my śl o nieposłusze ństwie. O jego determinacji świadczy nie tyle przykładne ukaranie Krescencjusza i jego poplecz- ników, ile przede wszystkim straszny los (Thietmar IV, 30) uzurpatora Jana Philagatosa (antypapie Ŝ Jan XVI), który był przecie Ŝ wcze śniej zaufanym doradc ą Teofano oraz ojcem chrzestnym i nauczycielem samego Ottona III. O atmosferze, w jakiej ten „plan" nabierał kształtów, świadcz ą po- gl ądy najbli Ŝszych doradców cesarza, którzy swoimi pochlebstwami wypromowali samych siebie na najwy Ŝsze stanowiska ko ścielne i pa ń- stwowe21. To oni rozbudzali w egzaltowanym władcy ogromne na- dzieje, snuj ąc kusz ące, lecz nierealne plany przywrócenia pot ęgi i jed- no ści staro Ŝytnego cesarstwa. Renovatio imperii Romanorum mo Ŝna 21 9 kwietnia 999 r. arcybiskup Rawenny Gerbert z Aurillac, który ju Ŝ kilkuletnie dziecko tytułował w 985 r. i w 989 r. Augustusem (MGH, Die Briefe... nr 50, s. 79, i nr 159, s. 188), został papie Ŝem gralia imperatoris (Thietmar IV, 27). W tym samym roku „biskup dworski" Leon otrzymał stolec biskupi w Vercelli, a prowadz ący cesarsk ą kancelari ę od 994 r. Heribert został arcybiskupem kolo ńskim. 257 wi ęc rozumie ć dosłownie jako ch ęć „odnowienia" tego, co ju Ŝ było, tj. zamkni ęcia całego świata chrze ścija ńskiego w ramach jednego ce- sarstwa z jednym centrum władzy świeckiej i duchowej ulokowanym oczywi ście w Rzymie. Czas ujawnienia znamiennej bulli sygnalizo- wał, Ŝe koniec buntu miał by ć jednocze śnie pocz ątkiem „odnowy". Na jej czele mieli stan ąć dwaj krewniacy - niemiecki cesarz i niemiecki papie Ŝ Grzegorz V (Brano z Worms), którzy w 996 r. wzajemnie ob- darowali si ę dwiema najwy Ŝszymi godno ściami współczesnego świata. Ich współpraca układała si ę doskonale - cesarz brał udział w syno- dach i kontrasygnował papieskie dekrety (H. Dormeier 2002, s. 183). Nie bez powodu Otto III zacz ął przebudowywa ć na swoj ą siedzib ę jeden z pałaców na wzgórzu palaty ńskim, tj. naprzeciw poło Ŝonego po drugiej stronie Tybru wzgórza watyka ńskiego. Była to rzeczywi ście „odnowiona" idea cesarstwa jako polityczno-religijnej jedno ści sfery świeckiej i ko ścielnej, która miała ogarn ąć całe wieloetniczne chrze ści- ja ństwo - ł ącznie ze Sclavini ą (por. dalsze rozwa Ŝania). Intelektualnie miał to by ć „most ł ącz ący wielk ą przeszło ść z wielk ą przyszło ści ą" (J. Fried 2000, s. 742). Mo Ŝna to „wyczyta ć" z tekstów napisanych przez najbli Ŝszych do- radców Ottona III. W rozpatrywanym tu czasie najwa Ŝniejszym z nich był Gerbert, który po wcze śniejszych, pechowych próbach obj ęcia wy- sokich stanowisk arcybiskupa Reims i opata w Bobbio, szukał swojej kolejnej szansy na cesarskim dworze, gdzie jego przydatno ść szybko doceniono, osadzaj ąc go na arcybiskupim stolcu w Rawennie. W spo- rz ądzonym wła śnie w pierwszej połowie 998 r. li ście dedykacyjnym do erudycyjnego traktatu Libellus de rationali et ratione uti rozbudzał wyobra źni ę młodego władcy, przekonuj ąc go, Ŝe przewy Ŝsza Graecos (tj. Bizanty ńczyków) w roszczeniach do dziedzictwa starorzymskiego. O entuzjazmie, jaki prowokował na dworze, najlepiej świadczy jego słynny „okrzyk": Nostrum, nostrum est Romanum imperium (Oeuvres de Gerbert, s. 298). W tym samym czasie równie Ŝ palatii episcopus22 Leon, w zachowanym w autografie Poemacie o papie Ŝu Grzegorzu [V] 22 Ciekawe, Ŝe Bruno (Vita II, 20) nazywa tak Leona, opisuj ąc wydarzenia z 1002 r., kiedy ten był ju Ŝ przecie Ŝ biskupem diecezjalnym w Vercelli (999-1026 r.) — śywot pi ęciu braci m ęczenników, 10). 258 / cesarzu Ottonie pisał - Surgat Roma imperio sub Ottone tertio23. Sugerował te Ŝ supremacj ę Ottona III nad „ światem chrze ścija ńskim", obejmuj ącym poskromione: Antiochi ę, Aleksandri ę, Babilon i Grecj ę oraz omnes orbis ecclesiae. Nie bez powodu te Ŝ Bruno z Kwerfurtu, który wła śnie w 997-998 r. był członkiem cesarskiej kapelanii i dobrze znał nastrój panuj ący na dworze, nazywał Ottona III in purpura natus [= porfirogenetos], zrównuj ąc go tym samym symbolicznie z basileu- sami (Vita II, 18; oraz śywot pi ęciu braci m ęczenników, 7). Bo trwały przecie Ŝ starania o po ślubienie której ś z bizanty ńskich ksi ęŜ niczek. W ten obraz dobrze si ę te Ŝ wpisuje bizanty ńska tytulatura funkcji pa ństwowych. I tak, Leona z Vercelli obdarzono tytułem logotheta sacri palatii [= kanclerz dworski] (DO III 396), a podlegał w tej funk- cji kanclerzowi Italii, Heribertowi24, który wyst ępował jako logotheta principalis (DO III, 304). Odwołanie do dawnej świetno ści staro Ŝytnego cesarstwa wida ć te Ŝ na słynnych miniaturach namalowanych w latach 996-1000 w klasztorze Reichenau. Ukazuj ą one cztery prowincje/ludy składaj ące władcy hoł- downicze dary. Na tej umieszczonej w ewangeliarzu Ottona III (obec- nie w zbiorach w Monachium) umieszczono napisy identyfikuj ące kor- nie pochylone postacie id ące ku cesarskiemu tronowi (H. Wolfram 2000, ryc. 249). S ą to w kolejno ści: Roma, Gallia, Germania i Sclavinia. Na- tomiast na wyrwanej z oryginalnego kontekstu podwójnej karcie, prze- chowywanej w Bambergu, cztery ukoronowane kobiety zidentyfikowane są jako: Italia, Germania, Gallia i Sclavinia (W.C. Schneider 2000, ryc. 516). W obu przypadkach postacie s ą wyra źnie zindywidualizowa- ne za pomoc ą ró Ŝnych koron i nios ą ró Ŝne dary. Na egzemplarzu mo- nachijskim Roma niesie mis ę z klejnotami, Gallia li ść palmowy, Ger- mania róg obfitości, Sclavinia za ś złot ą kul ę królewsk ą. Na egzemplarzu bamberskim jest inna kolejno ść darów: wieniec laurowy (Italia), misa bogactw (Germania), złota kula (Gallia) i róg obfito ści (Sclavinia)25. 23 Yersus de Gregorio [V] et Ottone Augusto - MGH, Poetae Latini, t. V, cz. 2, Berlin 1939, s. 477. 24 Heribert otrzymał to stanowisko w 994 r. w Sohlingen, podczas pierwszego zjazdu, któremu osobi ście przewodniczył Otto III. 25 Inn ą kompozycj ę prezentuje, przechowywana w Chantilly, jednostronna mi- niatura wykonana w Trewirze. Tam cztery, słabo zró Ŝnicowane, ukoronowane kobiety 259 Te ró Ŝnice dowodz ą, Ŝe zwi ązek symboliki darów i kształtu korony z identyfikacj ą etnogeograficzn ą postaci jest przypadkowy, bo podstaw ą kompozycji były rytm i symetria. Główne przesłanie ideowe niosły wi ęc dodawane pó źniej identyfikatory. Zwraca uwag ę ich niejednolito ść na egzemplarzu monachijskim, który jest o tyle wa Ŝny, Ŝe stanowi cz ęść osobistego ewangeliarza Ot- tona III. O ile trzy maj ą charakter geograficzno-etniczny, to pierwszy jest nazw ą miasta (Roma). Gdyby autor zastosował konsekwentnie tę sam ą lini ę programow ą, to „Gallii, Germanii i Sclavinii" powinna towarzyszy ć „Italia" (tak jak na egzemplarzu bamberskim). Chodziło zatem o świadome podkre ślenie szczególnej roli czy te Ŝ wr ęcz sym- bolicznego pierwsze ństwa Świ ętego Miasta jako najwa Ŝniejszej cz ę- ści świata, do zwierzchnictwa nad którym cesarz ro ścił sobie pretensje lub te Ŝ takie pretensje imputowali mu jego doradcy, którzy mogli nad- zorowa ć ostateczny kształt ilustracji. Pierwsze ństwo Romy w szeregu hołdowniczym nie dziwi, gdy Ŝ symboliczna waga Rzymu w świa- domo ści wczesno średniowiecznej Europy czyniła go atrakcyjnym dla wszystkich trzech Ottonów i dla obserwatorów zewn ętrznych. Prze- cie Ŝ ju Ŝ Ibrahim ibn Jakub zidentyfikował Ottona I jako „króla rzym- skiego". Bo te Ŝ kontrola nad Rzymem dawała historyczn ą, polityczn ą i religijn ą legitymacj ę „uniwersalistycznej" polityce. Ale w czasach Ottona III kontrola ta była wci ąŜ niepewna, bo „wszystkie rzymskie i longobardzkie prowincje [imperator] trzymał w wierno ści i posłu- sze ństwie z wyj ątkiem jednego Rzymu" (Thietmar IV, 48). To Rzym jako pierwszy musiał si ę wi ęc symbolicznie ukorzy ć, aby da ć przy- kład innym. Trzy nast ępne postacie reprezentuj ą kolejno: Galli ę, Germani ę i Sclavini ę. S ą to antyczne nazwy geograficzno-etniczne, a przecieŜ na przełomie I i II tysi ąclecia w obiegu były ju Ŝ poj ęcia polityczno- -terytorialne - np. Francia, Saxonia, Baiuvaria, Alamannia, Boemia, a nawet i Polonia (por. nast ępny rozdział). Jednak zmienno ść sytuacji stoj ą po dwie po obu stronach tronu, oferuj ąc cesarzowi identyczne złote kule. Jedn ą par ę stanowi ą Germania i Francia, drug ą za ś - Italia i Alamannia. Tak ą symetryczn ą kompozycj ę, aczkolwiek bez identyfikacji postaci, przedstawia te Ŝ tzw. Apokalipsa bamberska, namalowana w Reichenau w latach 1000-1002 (por. ilustracje i szczegó- łowe opisy w: W.C. Schneider 2000). 260 geopolitycznej oraz dynamika relacji wewn ątrz- i mi ędzydynastycz- nych sprawiały, Ŝe odwoływanie si ę do aktualnych identyfikatorów po- litycznych nie mogło mie ć waloru długookresowego. Nie dawało te Ŝ poczucia kontynuacji my śli staro Ŝytnej. Do celów imperialnej polityki „kontynentalnej" korzystniejsze wi ęc było posłu Ŝenie si ę okre śleniami stosowanymi do terytoriów granicz ących ze staro Ŝytnym cesarstwem na północnym zachodzie, na północy i na północnym wschodzie. Sta- rorzymskie okre ślenia geograficzne oferowały bowiem poziom ogól- no ści historycznej, który pozwalał unikn ąć zadra Ŝnie ń politycznych, pozostawiaj ąc jednocze śnie znaczn ą swobod ę interpretacji. Druga, „bamberska" wersja tego przedstawienia ukazuje analo- giczny szereg hołdowniczy, który jednak prowadzi Italia, a nie Rzym. Za ni ą post ępuj ą kolejno: Germania, Gallia i Sclavinia. Tu mamy ju Ŝ do czynienia z czysto geograficznym potraktowaniem zasi ęgu władzy Ottona III. Geoetnonimy reprezentuj ą tu po prostu: połu- dnie i północ oraz zachód i wschód. Jest to domena wyidealizowa- na, a nie rzeczywista, zgodna z ideow ą definicj ą Gerberta z Aurillac, który w 998 r. jako składniki Imperium Romanum wymieniał: Itali ą, Galli ę, Germani ę i Scythi ę (Oeuvres de Gerbert, s. 298). Wprowa- dzenie do cesarskiego ewangeliarza Sclavinii mo Ŝna faktycznie uzna ć za przełom ideowy, wskutek którego „dwór niemiecki uznał Słowian za lud współtworz ący Imperium" (R. Michałowski 2005, s. 229). Było to bowiem przełamanie długiej tradycji staro Ŝytnych historiografów, którzy na wschód od Germanii26 lokowali zazwyczaj wła śnie Scyti ę albo Sarmacj ę, oznaczaj ące po prostu barbarzy ński „wschód" . To wy- ra źnie historyczno-geograficzne, a nie polityczno-terytorialne przesła- nie ka Ŝe porzuci ć spekulacje, czy Sclavinia oznaczała „pa ństwo Polan Bolesława Chrobrego" (J. Strzelczyk 1999b, s. 68) lub czy Scythia to w rzeczywisto ści W ęgry Stefana. Na miniaturach zawarto wizj ę dominacji nad całym obszarem poło Ŝonym pomi ędzy Morzem Śródziemnym a Bałtykiem i Morzem Północnym, ale sformułowan ą na tyle ogólnie, aby mo Ŝna j ą było pod- dawa ć interpretacji. Dla niniejszej dyskusji istotne jest, Ŝe te ilustracje 26 Zgodnie z przej ętą przez Einharda staro Ŝytn ą geografi ą, Germania rozci ągała si ę a Ŝ do Wisły. 261 sporz ądzono najprawdopodobniej w czasie poprzedzaj ącym wypraw ę z 1000 r., kiedy cesarz objechał cał ą domen ę sygnalizowan ą na minia- turach. Wyruszył z kluczowego politycznie Rzymu i, przemierzaj ąc Germani ę, udał si ę najpierw do serca Sclavinii (Gniezno), aby z kolei pod ąŜ yć w przeciwn ą stron ę do Gallii (Akwizgran) i wreszcie - sym- bolicznie zamkn ąć t ę manifestacj ę w Romie. W tym sensie uwa Ŝam te przedstawienia za celn ą ikonograficzn ą reprezentacj ę programu po- litycznego znacznie wykraczaj ącego poza wci ąŜ rozwa Ŝan ą w histo- riografii, niejasn ą ide ę renovatio imperii Romanorum, za to zgodn ą ze współczesnymi miniaturom działaniami Ottona III. O ile niekwestionowanym centrum tak widzianej domeny cesarskiej musiał by ć, b ędący zawsze najbli Ŝej tronu, Rzym, o tyle reszt ę jej cz ęś ci okre ślono bez odwoływania si ę do konkretnych granic czy te Ŝ do skład- ników systemu pa ństw terytorialnych. Był to wi ęc program raczej ideolo- giczny ni Ŝ polityczny oraz raczej Ŝyczeniowy ni Ŝ roszczeniowy, ale moc- no zakorzeniony w antycznej przeszło ści. Jest to wizja tyle Ŝ atrakcyjna, co anachroniczna, ale jednocze śnie swoi ście realistyczna, o czym świad- czy brak odniesienia do jakiegokolwiek obszaru podporządkowanego Konstantynopolowi. Strategia wschodnia polegała bowiem na „ko ściel- no-politycznym udost ępnieniu wszystkich obszarów niebizanty ńskich" (H. Dormeier 2002, s. 184). Chodziło wi ęc o unikni ęcie zadra Ŝnie ń z ce- sarstwem wschodnim, gdy Ŝ pomimo bu ńczucznych deklaracji zdomino- wania „cesarstwa rzymskiego", Otto III i jego doradcy musieli jednak zdawa ć sobie spraw ę z przewagi organizacyjnej, politycznej, militarnej i kulturowej cesarstwa bizanty ńskiego, w którym piel ęgnowano ci ągło ść staro Ŝytnej tradycji (por. K. Leyser 1995). Z punktu widzenia Konstanty- nopola legitymacja imperialnego tytułu Ottona III musiała by ć w ątpliwa, bo oparta głównie na sukcesach militarnych jego trzech przodków27. Fe- deracyjna struktura jego pa ństwa sprawiała, Ŝe nie było ono „niczym wi ęcej ni Ŝ zwi ązkiem personalnym" (J. Fried 1989/2000, s. 21) i nie mo- gła si ę równa ć z autokratycznym systemem centralnego zarz ądzania ce- sarstwem wschodnim. Wzgl ędna elekcyjno ść jego królewskiej pozycji 27 To przecie Ŝ wojsko okrzykn ęło Ottona I imperatorem po zwyci ęstwie na Lechfeld w 955 r. (Widukind III, 49). Było to naśladownictwo podobnego zdarze- nia, które nast ąpiło po zwyci ęstwie Henryka I nad Madziarami pod Riade w 933 r. (Widukind I, 39). 262 czyniła j ą znacznie słabsz ą w stosunku do dziedzicznie przekazywanego tytułu basileios Romaion. Skodyfikowany system prawny Bizancjum był organizacyjnym przeciwie ństwem zarz ądzanego dora źnymi decyzjami Zachodu, gdzie trudno doszukiwa ć si ę jakiej ś ogólnopa ństwowej, zuni- fikowanej lex scripta. Ścisłe podporz ądkowanie patriarchatu konstanty- nopolita ńskiego władzy cesarskiej nie miało odpowiednika na Zachodzie, cho ć wszyscy trzej Ottonowie zrobili wiele, aby zdominowa ć papiestwo. Sukcesom militarnym Bazylego II nie mógł Otto III wiele przeciwstawi ć i musiał tolerowa ć jego wpływy na południu Italii i nad Adriatykiem, osłabione dopiero w wyniku dalmaty ńskiej interwencji floty weneckiej w 1000 r. Równie Ŝ poziom kulturalny cesarstwa niemieckiego był chyba nieporównywalny z wyrafinowan ą kultur ą bizanty ńsk ą, w której tradycje rzymskie poł ączyły si ę z elementami azjatyckimi i gdzie nie tylko ksi ę- Ŝa byli wykształceni literacko. Panowie sascy, podobnie jak ich wład- cy, mieli wi ęc wyra źny kompleks wschodni, co przejawiało si ę w za- rzucaniu Bizanty ńczykom podst ępno ści (Thietmar II, 15; III, 22), braku dobrego wychowania (Thietmar IV, 158) i tchórzostwa czy wr ęcz znie- wie ścienia (Thietmar VII, 72). Wyrazem lekcewa Ŝą cego stosunku Bazylego II do Ottona III było przeci ąganie decyzji w sprawie stara ń o r ękę której ś z bizanty ńskich ksi ęŜ niczek. Głównym obiektem zabiegów dyplomatycznych, rozpo- cz ętych w 995 r. przez misj ę arcybiskupa Piacenzy Jana Philagato- sa i biskupa Bernwarda z Wiirzburga, była najprawdopodobniej Zoe, córka brata Bazylego II i formalnego współcesarza Konstantyna VIII (samodzielnie panował w latach 1025-1028), która wyl ądowała w Italii dopiero w styczniu 1002 r., ju Ŝ po nagłej śmierci Ottona III. Długo- trwało ść tych negocjacji matrymonialnych, w których na początku uczestniczył zapewne Gerbert z Aurillac28, sprawiła, Ŝe w Saksonii doszukiwano si ę jej przyczyny w wiarołomnym wydaniu po Ŝą danej przez Niemców kandydatki za Włodzimierza kijowskiego (Thietmar VII, 72), cho ć wyjazd Anny Porfirogenetki do Kijowa nast ąpił wszak kilkana ście lat wcze śniej. 28 Przydatne mogło by ć jego do świadczenie w tym wzgl ędzie zdobyte ju Ŝ w 988 r., kiedy w imieniu Hugona Kapeta prosił bizanty ńskiego cesarza o r ękę „córy świ ętego imperium" dla swojego syna Roberta, nazwanego pó źniej Pobo Ŝnym. 263 Cierpliwo ść strony niemieckiej, która zapewne pami ętała długo ść rokowa ń mi ędzydynastycznych prowadzonych przez Ottona I, wska- zuje, Ŝe przywi ązywano do tych negocjacji matrymonialnych du Ŝą wa- gę. Dalsze wzmocnienie wi ęzów krwi pomi ędzy Liudolfingami i dy- nasti ą macedo ńsk ą mogło przecie Ŝ rokowa ć nadziej ę na wyłonienie ju Ŝ w nast ępnym pokoleniu jakiego ś obustronnie akceptowalnego Ca- put Mundi, czemu sprzyjał brak m ęskich potomków Bazylego II i Kon- stantyna VIII. Władca, który uosabiałby jednocze śnie tradycje greckie, łaci ńskie i germa ńskie, rzeczywi ście mógłby mie ć szans ę poł ączenia obu tronów cesarskich. Nadzieje te mog ą wyja śnia ć, dlaczego Otto III starannie unikał bezpo średniego konfliktu z Bazylim II, omijaj ąc jego italskie posiadło ści i dokonuj ąc symbolicznego samoograniczenia geo- graficznego na wspomnianych ju Ŝ miniaturach. Starał si ę te Ŝ zapewne nawi ązywa ć nie tylko do pami ęci Karola Wielkiego, ale i Konstantyna Wielkiego (J. Fried 2000, s. 60). Ten dwukierunkowy wymiar perspektywy politycznej potwierdza kilka- krotnie dawny kapelan cesarski Bruno z Kwerfurtu (Vita II, 10 oraz List do króla Henryka 11), który oprócz „pobo Ŝnego" Karola otwarcie stawia cesarzom niemieckim za wzór wła śnie „ świ ętego cesarza" Kon- stantyna. O promowaniu tradycji konstanty ńskiej na otto ńskim dwo- rze świadczy te Ŝ, zapisane przez Liutpranda z Cremony (Antapodosis IV, 25), przekonanie, Ŝe świ ęta włócznia cesarska nale Ŝała pierwotnie do zało Ŝyciela Konstantynopola. Tak Ŝe imi ę Sylwestra II, jakie przyj ął wypromowany przez Ottona III na papie Ŝa Gerbert z Aurillac, dowod- nie wskazuje na nawi ązywanie do tradycji konstanty ńskiej (por. dalsze rozwa Ŝania). Jednak Bazyli II, zaj ęty przede wszystkim konfliktem z Bułgari ą, nie wykazał wi ększego zainteresowania współprac ą ze swoim niemiec- kim „kuzynem", chocia Ŝ od 996/997 r. miał na jego dworze stałego „ambasadora" w postaci Leona - pó źniejszego metropolity Synady. Bezpo średni konflikt militarny z czasów Ottona I i Ottona II o kon- trol ę nad środkow ą i południow ą Itali ą ju Ŝ był, co prawda, za Ŝegnany, gdy Ŝ Otto III starannie omijał italsk ą domen ę Bizancjum, ale te Ŝ nie za- st ąpiła go ch ęć bli Ŝszej współpracy. Wr ęcz przeciwnie - działalno ść Leona z Synady wskazuje na konfrontacyjny kurs obrany przez Kon- stantynopol. „Ambasador" aktywnie starał si ę bowiem osłabi ć wpływy 264 niemieckie w papiestwie, czego dobitnym przykładem było sprowoko- wanie kryzysu zwi ązanego z antypapiesk ą uzurpacj ą Jana Philagatosa w 997 r. Wszystko to musiało by ć bardzo frustruj ące dla ambitnego Ot- tona III, który od czasu cesarskiej koronacji (21 maja 996 r.) posługi- wał si ę tytułem Romanorum imperator augustus. Od czasów Karola Wielkiego tytułem cesarskim był imperator augustus, bez Ŝadnych rozwini ęć (W. Fałkowski 1999, s. 160 n.). Dopiero Otto I w 966 r. wprowadził uzupełnienie „etniczne", precyzuj ąc: imperator Romano- rum et Francorum. Pod koniec swoich rz ądów Otto II, uskrzydlony odbiciem z r ąk Saracenów bizanty ńskiego Tarentu, wprowadził la- tem 982 r. uniwersalistyczn ą informacj ę Romanorum imperator29, co brzmiało jak wyzwanie rzucone Konstantynopolowi, którego władcy takiego wła śnie tytułu u Ŝywali. Jego syn kontynuował ten wyra źny trend amplinkowania „prowokacji", dodaj ąc na cesarskiej piecz ęci za- pewnienie - DfEJI GRATIA. Kolejna „ekspansja" tytulatury nast ąpiła na dokumencie wystawionym 23 stycznia 1001 r. w Rzymie. Pod- pis orbis imperator augustus nie pozostawia w ątpliwo ści co do am- bicji młodego władcy, poniewa Ŝ „tytulatura nie mogła by ć ani przy- padkowa, ani wprowadzona jedynie na Ŝyczenie odbiorców dyplomu" (tam Ŝe, s. 156). Mimo tych bu ńczucznych deklaracji, Ottonowi III trudno byłoby stan ąć do bezpo średniej konfrontacji, która wobec pot ęgi Bizancjum byłaby skazana na pora Ŝkę. Próbował zatem działa ń dyplomatycznych i po średniej rywalizacji o wpływy na terenach poło Ŝonych mi ędzy obo- ma cesarstwami. Trzeba przyzna ć, Ŝe na progu XI w. odniósł na tym polu wyra źne sukcesy. Jednym z nich było ostateczne zwi ązanie ma- dziarskiego ksi ęcia Vaika-Stefana z Ko ściołem łaci ńskim, chocia Ŝ pew- ne przesłanki wskazuj ą, Ŝe na W ęgrzech silne były ju Ŝ wpływy greckie, które około przełomu tysi ącleci mogły nawet doprowadzi ć do utwo- rzenia w Tourkia/Kalocsa arcybiskupstwa obrz ądku wschodniego (I. Baan 1997). Niebezpiecze ństwo obj ęcia W ęgier wpływami bizan- ty ńskimi dobrze tłumaczy łatwo ść , z jak ą Stefan uzyskał w 1001 r. ko- 29 Myli si ę R. Michałowski (2005, s. 262), pisz ąc, i Ŝ „zarówno ojciec jak i dziad Ottona III zadowalali si ę terminem imperator, bez okre ślenia Romanorum". 265 ron ę królewsk ą i własn ą metropoli ę łaci ńsk ą w Strigonium/Gran/Esz- tergom/Ostrzyhomiu. Drugim przykładem walki Ottona III o zasi ęg wpływów była jego tajna (!) wizyta w Wenecji wiosn ą tego Ŝ 1001 r., której celem było z pewno ści ą wsparcie Piotra II Orseolo (991-1008 r.), próbuj ącego równowa Ŝyć wpływy wschodnie i zachodnie. W lOOOr. brawurowym atakiem na wybrze Ŝe dalmaty ńskie Piotr II znacznie osła- bił wpływy Bizancjum nad Adriatykiem. To te działania Ottona III da- ły pocz ątek bardzo niewygodnemu pó źniej dla cesarstwa sojuszowi wenecko-węgierskiemu, opartemu na ścisłych wi ęzach dynastycznych (D. Rando 2000). Wszystko to wskazuje, Ŝe okres po powrocie z Gniezna i Akwiz- granu był etapem wzmo Ŝonej aktywno ści Ottona III w jego d ąŜ e- niu do zdobycia przewagi nad wschodnim rywalem. Nie s ądz ę, aby ówczesne kontakty cesarza z Polsk ą, Wenecj ą i W ęgrami miały by ć „krokiem w kierunku urzeczywistnienia jego idei cesarstwa uniwersal- nego" (J. Strzelczyk 2000b, s. 26). Wizyta u Bolesława Chrobrego była raczej pierwszym etapem budowania strefy sojuszów, które miały po- wstrzyma ć ideologiczn ą, kulturow ą i geopolityczn ą ekspansj ę Bizan- cjum. Ta nagła aktywno ść Ottona III na całym wschodnim pograniczu zaowocowała politycznym wzmocnieniem i zwi ązaniem z Niemcami silnych pa ństw na Ni Ŝu Polskim, w Kotlinie Karpackiej i nad Adriaty- kiem. O spójno ści cesarskiej polityki świadcz ą ogłoszone podczas jego wizyt decyzje o zwolnieniu Chrobrego ze zobowi ąza ń trybutarnych i znacznym zmniejszeniu świadcze ń ci ąŜą cych na Wenecji. O skutecz- no ści jego zabiegów o „przekierunkowanie" Wenecji mog ą świadczy ć mał Ŝeństwa synów do Ŝy. O ile starszy Jan po ślubił bizanty ńsk ą ksi ęŜ - niczk ę, o tyle jego młodszy brat Otto30 został szwagrem węgierskiego króla Stefana, a w konsekwencji zbiegu przypadków - ojcem nast ęp- nego władcy W ęgier. Symbolicznym wyrazem skutków tej nowej polityki w stosunku do wschodnich s ąsiadów Rzeszy było nadanie cesarskiego imienia Ot- to trzem młodym ksi ąŜę tom w Polsce, na W ęgrzech i w Wenecji. Bo- 30 Usuni ęty z weneckiego „tronu" w wyniku buntu w 1024 r., dwa lata pó ź- niej uciekł do Konstantynopola. Próbował odzyska ć wpływy w Wenecji od 1030 r., ale zmarł podczas podró Ŝy powrotnej w 1032 r., co przerwało kilkudziesi ęcioletni ą do- minacj ę dynastii Orsolo (D. Rando 2000, s. 782). 266 lesław Chrobry, Stefan i Piotr II Orseolo zaznaczyli w ten sposób jednoznacznie swoj ą solidarno ść z cesarstwem zachodnim. Ze swojej strony Otto III nawi ązywał ze swoimi sojusznikami wi ęzy religijno- -duchowe, o czym świadczy cho ćby osobiste ochrzczenie córki do Ŝy (Jan Diakon, s. 164). Podejrzewa si ę te Ŝ, Ŝe w Gnie źnie mógł wzi ąć udział w chrzcie Ottona Bolesławowica i zatwierdzi ć zar ęczyny swo- jej siostrzenicy Rychezy31 z Mieszkiem Bolesławowicem (H. Ludat 1971, s. 72, przyp. 425 i 426; G. Althoff 1996, s. 145 i przyp. 58; J. Shepard 2001, s. 40 i 41). Tak wi ęc cesarzowi udało si ę metodami pokojowymi (!) stworzy ć system pa ństw sojuszniczych, rozci ągni ęty od Bałtyku do Adriatyku. Bardzo wzmocnił tym wpływy niemieckie wzdłu Ŝ wschodniego pogranicza cesarstwa, tworz ąc militarn ą, poli- tyczn ą i religijn ą zapor ę przeciw wpływom bizanty ńskim. Był to chyba najwi ększy, cho ć wyra źnie niedoceniony w historiografii sukces kon- tynentalnej polityki Ottona III. Mimo niew ątpliwych sukcesów geopolitycznych Ottona III, po- równanie siły, bogactwa, sprawno ści władzy centralnej, efektywno ści kontroli struktur ko ścielnych i poziomu kulturowego obu cesarstw by- ło jednak niekorzystne dla Rzeszy. Drugim, poza geopolityk ą, roku- jącym nadziej ę polem skutecznego konkurowania z Bazylim II mo- gła by ć, niezwykle wa Ŝna dla społecze ństw wczesno średniowiecznej Europy, sfera religijna. Nie był to oryginalny pomysł Ottona III, gdy Ŝ ju Ŝ za czasów jego dziada w Italii „rywalizacji politycznej mi ędzy oboma imperiami [...] towarzyszyło współzawodnictwo na polu reli- gijnym" (R. Michałowski 2005, s. 84). Tak jak ustanowienie autokefa- licznej metropolii Otranto (968 r.) zostało natychmiast zrównowa Ŝone powołaniem arcybiskupstwa Benewentu (969 r.), tak te Ŝ szybkie utwo- rzenie metropolii łaci ńskiej na W ęgrzech w 1001 r. mogło by ć spro- wokowane wcze śniejszym erygowaniem metropolii obrz ądku wschod- niego w Tourkia/Kalocsa (I. Baan 1997). Tak jak Otto I posłał biskupa Adalberta (pó źniejszego metropolit ę magdeburskiego) na wschód „za- gro Ŝony" wpływami bizanty ńskimi, tak Otto III w 997 r. posłał rów- nie Ŝ na wschód jego wychowanka i imiennika Wojciecha-Adalberta. 31 Mo Ŝna Ŝałowa ć, Ŝe w 1013 r. Ŝon ą przyszłego władcy Polski nie została jej ro- dzona siostra Teofano, co przydałoby naszym rozwa Ŝaniom dodatkowego kolorytu. 267 Tak jak działania organizacyjne instytucjonalnego Ko ścioła okazały si ę skuteczne, tak misje obu Adalbertów były zdecydowanie nieudane. Ewentualny zamiar wykazania swojej wy Ŝszo ści w sferze religij- nej był zadaniem trudnym, gdy Ŝ chrze ścija ństwo, jako religia oparta na zrytualizowanym przekazie słownym i redukuj ąca namacalny kon- takt człowieka z Bogiem32, utrudniało wykazanie si ę konkretnymi do- wodami wsparcia przez bosk ą opatrzno ść (por. P. Urba ńczyk 2000a, rozdz. III.5). Mo Ŝna było kolekcjonowa ć zasługi, np. w postaci darów, nada ń oraz fundacji klasztornych i ko ścielnych, ale trudno było w tym prze ścign ąć bogate Bizancjum. Mo Ŝna było wie ść Ŝycie wzorcowego chrze ścijanina, ale dla władcy był to cel nieosi ągalny, co trze źwo za- uwa Ŝył Thietmar w odniesieniu do swojego ulubionego bohatera, Ot- tona I, który nie mógł unikn ąć „niezliczonych wyst ępków [...] w śród tylu spraw, jakie miał na głowie" (II, 45). Mo Ŝna było gromadzi ć re- likwie, ale tych nie brakowało w obu chrze ścija ńskich cesarstwach. Mo Ŝna było konkurowa ć w działalno ści misyjnej, ale i tu cesarz bi- zanty ński odniósł ogromny sukces, przekonuj ąc w 988 r. do konwersji Włodzimierza Wielkiego, który w symbolicznym ge ście podporz ądko-. wania przyj ął chrze ścija ńskie imi ę Bazyli. Pozostawało skierowanie si ę ku sferze duchowej, któr ą tak pi ęknie przedstawił Roman Michałowski (2005, rozdz. III). Od strony bardziej praktycznej polegało to na stworzeniu wokół siebie aury świ ęto ści i zapewnieniu sobie poparcia ludzi uznanych za autorytety moralno ści chrze ścija ńskiej. Cz ęste kontakty Ottona III z eremitami33 nie wypły- wały wi ęc zapewne tylko z osobistych upodoba ń do rygorystycznego trybu Ŝycia, co nawet przychylny mu przecie Ŝ Bruno podawał w w ąt- pliwo ść { śywotpi ęciu braci m ęczenników, 7), lecz z ch ęci skorzystania z otaczaj ącej ich aury świ ątobliwo ści. Osi ągaj ąc swoje cele, potrafił by ć bezwzgl ędny i nie liczy ć si ę ze zdaniem świ ętych m ęŜ ów, tak jak w przypadku św. Romualda, którego „gwałtem ści ągn ął z pustelni i ustanowił opatem w Classe", czy przyszłego m ęczennika Benedykta, 32 Hostia, kult relikwii i liczebno ść przekazów o namacalnych przejawach cu- downej interwencji boskiej w sprawy doczesne tworzyły psychologiczn ą przeciwwag ę dla zbyt zwerbalizowanej liturgii. 33 Por. barwny opis Brunona w śywocie pi ęciu braci m ęczenników (c. 2). 268 którego wbrew jego woli chciał ustanowi ć opatem w Pereum34 (Bru- no, śywot pi ęciu braci m ęczenników, 2). Funkcj ę propagandow ą mo- gła te Ŝ mie ć deklaracja przyszłego zło Ŝenia korony i zostania „mni- chem w pobli Ŝu świ ętego miasta Jerozolimy" { śywot pi ęciu braci m ę- czenników, 2-3), jako Ŝe w tym samym czasie (latem 1001 r.) Otto III wysłał przecie Ŝ do Konstantynopola drugie ju Ŝ poselstwo z zadaniem przywiezienia mu Ŝony. Nie działo si ę to oczywi ście w izolacji od atmosfery panuj ącej na dworze. Wyobra Ŝenia o tym, jak widzieli rol ę cesarza jego dorad- cy i pochlebcy, dostarcza słynna miniatura dedykacyjna z akwizgra ń- skiego Ewangeliarza Liuthara, która stanowi wyzwanie ideologiczne na pograniczu świ ętokradztwa. Otto III przedstawiony jest bowiem na niej ewidentnie w konwencji Chrystusa w majestacie z typowymi atrybutami: Manus Dei, mandorl ą, zwojem Ewangelii i zwierz ęcy- mi symbolami czterech ewangelistów. Rozpostarte r ęce cesarza, po- zbawione zwyczajowych atrybutów jego ziemskiej władzy, tworz ą przemo Ŝne wra Ŝenie krzy Ŝa. Johannes Fried (2000, s. 24) przesadził, pisz ąc, Ŝe „Chrystus tronuj ący, za którego cesarz pragnie uchodzi ć, w niesłychanie śmiały sposób uciele śnia tutaj wizj ę przyszłego Bo- ga-króla". Wprawdzie w paradygmacie my śli „pa ństwowej" przełomu tysi ącleci wida ć chrystologiczn ą koncepcj ę monarchy (R. Michałowski 1997 i 1998, rozdz. VI; W.C. Schneider 2000), nie znaczy to jednak, Ŝe sam cesarz w sposób tak dosłowny forsował polityczn ą ideologi ę królewskiej christomimesis. Miniatur ę akwizgra ńsk ą trzeba raczej wpisa ć w atmosfer ę in- telektualn ą panuj ącą w śród ówczesnych elit politycznych cesarstwa, która miała silny wyraz w przedstawieniach plastycznych, inspiro- wanych zapewne przez członków otoczenia władcy. Nie bez powodu Bruno z Kwerfurtu, który podczas posługi kapelańskiej (997-998 r.) przesi ąkł atmosfer ą polityczno-ideologiczn ą dworu Ottona III, na- zwał Naj świ ętsz ą Mari ę Pann ę imperatrix augusta (Vita II, 2), tj. ty- tułem, którym obdarzył te Ŝ cesarzow ą matk ę Teofano (Vita II, 12); ona sama zreszt ą wielokrotnie go uŜywała w oficjalnych dokumen- 34 Benedykt miał si ę skar Ŝyć Brunonowi na „chorobliw ą wol ę cesarza" ( śywot pi ęciu braci m ęczenników, 3). 269 tach (por. przyp. 17). Faktycznie jednak „zapał, z jakim przyrówny- wano młodziutkiego monarch ę do Chrystusa, wykraczał poza zwy- czaje przyj ęte za [jego] poprzedników" (R. Michałowski 1997, s. 71). Przejawem tego jest cho ćby okazjonalnie zastosowany w odniesieniu do Ottona III tytuł rex regum (MGH Poetae V, s. 633, nr 4 w. 1). Nie zgadzam si ę z J. Friedem (2000, s. 212, przyp. 14), Ŝe „nie nale Ŝy przecenia ć" tego faktu. Był to przecie Ŝ tytuł jednoznacznie zarezerwowany dla samego Chrystusa35, podobnie zreszt ą jak pro- mienna mandorla i ich zastosowanie stanowiło jednak ewenement, nawet w środowisku, w którym podkre ślanie transcendentalnej wy- jątkowo ści władców miało znaczny zasi ęg. Na wspomnianej minia- turze ewangeliarza z Akwizgranu „Cesarz siedzi na tronie pomi ędzy Niebem a Ziemi ą jak Christus Domini, z głow ą w Niebie, pod r ęką bosk ą i ze stopami na ziemi, tak jak Augustyn opisał istot ę władcy chrze ścija ńskiego" (W.C. Schneider 2000, s. 806). Potwierdzeniem tych „ świ ętokradczych" skłonno ści dworzan był przebieg uroczysto- ści pogrzebowych Ottona III zaplanowanych „sprzecznie ze wszyst- kimi przepisami i zwyczajami liturgicznymi", bo na Wielki Tydzie ń 1002 r. (R. Michałowski 1997, s. 62). Czy Ŝ tak ryzykowna propaganda chrystomimetyczna nie była cz ęś ci ą desperackiego ideologicznego sprostania deklaracjom cesarzy bizanty ńskich, którzy uwa Ŝali si ę za reprezentantów Boga w całej oikoumene i te Ŝ nadu Ŝywali symboliki religijnej (por. A. Toynbee 1973, s. 346 n.)? Otto III nieraz patrzył na wizerunek Justynia- na I Wielkiego i Teodory, którzy w absydzie ołtarzowej ko ścioła San Vitale w Rawennie przedstawieni s ą w aureolach. Nie wiadomo, czy wiedział, Ŝe w Bizancjum od VI wieku „aureola była cz ęś ci ą cesarskiego »ekwipunku«, a nie symbolem świ ątobliwego Ŝycia" (K. Ciggaar 1995, s. 50). Widział natomiast aureole, z którymi da- li si ę sportretowa ć jego rodzice na wspomnianym ju Ŝ, zniszczonym dzi ś fresku w San Salvator Maggiore w Rieti. Czy mo Ŝe dziwi ć, Ŝe i na płaszczy źnie religijnej autokreacji próbował „konkurencji 35 Por. np. ilustracj ę z Liber de landibus sanctae crucis Hrabanusa Maura z wmontowanym w aureol ę Chrystusa napisem REX REGUM ET D[OMI]N[U]s Do- minorum (J. von Schlosser 1892, tabl. 1). 270 z chrze ścija ńskimi cesarzami wschodniorzymskiego Konstantyno- pola" (W.C. Schneider 2000, s. 802)? Mo Ŝe o tym świadczy ć pie- cz ęć cesarska wprowadzona jesieni ą 997 r. w Akwizgranie. Ukazuje ona Ottona III upozowanego na posta ć tronuj ącego Chrystusa, za- po Ŝyczon ą wprost z awersów złotych bulli bizanty ńskich (H. Kel- ler 2000, s. 771 n. i ryc. 490) i tamtejszych solidów (np. L. Wamser 2004, ryc. 60 na s. 57). Identycznie, cho ć lustrzanie, przedstawiono cesarza na situli z ko ści słoniowej przechowywanej dzi ś w akwi- zgra ńskim skarbcu katedralnym (J. Fried 2000, ryc. 477). Ale religijn ą wizj ę władzy cesarskiej w dynastii saskiej mo Ŝna wyprowadzi ć ju Ŝ z czasów Ottona I, który oprócz wizerunku władcy jako konnego wojownika-zwyci ęzcy wprowadził wyobra Ŝenie króla triumfuj ącego z pomoc ą Bo Ŝą . Kulminacja (?) tej tendencji nast ąpiła wła śnie w czasach Ottona III, który z pewno ści ą chciał by ć christia- nissimus ( Vita II, 22), aby nikt nie mógł go przewy Ŝszy ć pobo Ŝno ści ą. Pewien wgl ąd w jego wizj ę własnej roli umo Ŝliwia tytulatura, która wła śnie od wyprawy gnie źnie ńskiej nabiera jednoznacznie religijnego wymiaru. To w trakcie tej podró Ŝy cesarz u Ŝył okre ślenia servus Iesu Christi et Romanorum imperator augustus secundum voluntatem Dei salvatorisque nostri ąue liberatoris (MGH, DO III, nr 344, s. 774). Czy faktu, Ŝe „sług ą Jezusa Chrystusa" tytułował si ę tylko od stycznia do maja 1000 r., nie mo Ŝna uzna ć za odzwierciedlenie chiliastyczne- go l ęku, który przezwyci ęŜ ył po doczekaniu (w Akwizgranie) świ ę- ta Zwiastowania Ducha Świ ętego (Zielonych Świ ątek)? Mo Ŝe Gal- lowe uzasadnienie tej podró Ŝy („orationis et reconciliationis gratia" - I, 6) trzeba wi ąza ć wła śnie z obawami milenijnymi, a nie z ch ęci ą pojednania si ę cesarza ze świ ętym m ęczennikiem, jak to widział Sta- nisław Trawkowski (1972) lub te Ŝ odpokutowania za własne grzechy (G. Labuda 2006b, s. 181-184). To wła śnie nastrój chiliastyczny mo Ŝe tłumaczy ć podj ęcie rekon- cyliacji, czyli poprzedzonego pokutą aktu pojednania si ę z Bogiem i Ko ściołem. Wyja śniałby te Ŝ, dlaczego „Otto III rozpocz ął Ŝywot pe- łen umartwie ń najpó źniej zim ą 999 r." (R. Michałowski 2005, s. 318), a nie wcze śniej. „Post ępowanie Ottona III wskazuje, Ŝe gotował si ę na ewentualny Dzie ń S ądu. Hasło do odnowienia dawnego cesarstwa Rzymu akurat mi ędzy 997 a 999 r. było przecie Ŝ pewnego rodzaju 271 odpowiedzi ą na eschtalogiczne przepowiednie36. Pielgrzymka Ottona do Gniezna w 1000 r. sprawia wra Ŝenie ostatniego aktu przedmilenijnej pokuty" (Gyórfy 2006/1977, s. 186). Uwa Ŝa si ę przecie Ŝ, Ŝe Otto III, „pami ętaj ąc, co by si ę stało, gdyby zgodnie z biblijn ą przepowiedni ą nast ąpił koniec świata, otaczał si ę metaforyk ą apokaliptyczn ą", czego przykładem było ju Ŝ wyszycie Apokalipsy na płaszczu koronacyjnym (J. Smith 2005, s. 79). Od 23 stycznia 1001 r. zacz ęto systematycznie stosowa ć na oficjal- nych dokumentach tytuł servus apostolorum, który 4 kwietnia 1001 r. w Rawennie cesarz napisał nawet własnor ęcznie. Trzeba jednak uwa- Ŝać, aby nie sprowadzi ć wszystkiego wył ącznie do sfery religijnej. Wprawdzie wi ększo ść autorów skupia si ę na chrze ścija ńskich aspek- tach tytulatury Ottona III (ostatnio J. Strzelczyk 2000a, s. 89-94; te Ŝ R. Michałowski 2005, rozdz. II.3), a Knut Górich (1993) wr ęcz w ca- łym jego panowaniu widział skutki kierowania si ę ch ęci ą odnowy Ko ś- cioła, ale wymagałoby to uznania cesarza za apragmatycznego mistyka, którym chyba jednak nie był. We wspomnianym dokumencie cesarz nazwał wszak Rzym miastem królewskim (nostra urbs regia). Mo Ŝe wi ęc „sługa apostołów" dał wyraz swojej desperacji po ponownej utra- cie Stolicy Apostolskiej? To wtedy przecie Ŝ wprowadzono te Ŝ nowy wzór bulli z nostalgicznym napisem ROMA AUREA i zaskakuj ąco skromnym tytułem ODDO IfMJPERATOR ROMANORfUMJ. To wte- dy cesarz emocjonalnie deklarował: Romam caput mundi profitemur. Romanam ecclesiam wiatrem omnium ecclesiiarum esse testamur (MGH, DO III, 389). Mo Ŝe były to sygnały zmiany jego dot ąd bardzo instrumentalnego stosunku do Rzymu i do kontynuuj ącego tradycj ę apostolsk ą papiestwa? Mo Ŝliwe, Ŝe obecny w my śli historiozoficznej X w. „pogl ąd, i Ŝ król jest podobny do Chrystusa [...] zast ępował teori ę polityczn ą" (R. Michałowski 1998, s. 31), ale nie opisywał przecie Ŝ rzeczywisto ści politycznej, która daleka była od szlachetnego ideału. „ Średniowiecze jest kultur ą, w której otwarcie uprawia si ę okrucie ństwo, rozwi ązło ść 36 Chodzi o interpretacj ę 2 i 3 ust ępu z drugiego listu św. Pawła do Tesaloni- czan, z którego mo Ŝna wnioskowa ć, Ŝe Antychryst przyb ędzie po rozpadzie cesarstwa rzymskiego. 272 i bezbo Ŝno ść , a zarazem Ŝyje si ę zgodnie z pobo Ŝnym rytuałem mi- łosierdzia, wierzy si ę mocno w Boga, jego nagrody i kary, wyznaje ideał moralny, wbrew któremu si ę post ępuje, bez najmniejszego zasta- nowienia i w całej niewinno ści", ale w nadziei, Ŝe Bóg w ostatecznym rachunku przebaczy grzesznikowi (U. Eco 1994, s. 191). Taka postawa charakteryzowała zapewne nie tylko masy chrze ścija ńskiej ludno ści, ale w równym (a mo Ŝe i w wi ększym) stopniu tak Ŝe władców. W kontek ście brutalnych wymogów wielkiej polityki mo Ŝna by wi ęc cynicznie rozpatrywa ć post ępowanie Ottona III w stosunku do św. Wojciecha, które mimo wysiłków „ Ŝywociarzy" wydaje si ę troch ę dwuznaczne37. Nie ulega wszak w ątpliwo ści, Ŝe to cesarz (cho ć na polecenie kontrolowanego przez siebie papie Ŝa) wywiódł biskupa z rzymskiego klasztoru, nie podejmuj ąc (?) prób mediacji z ksi ęciem czeskim. On te Ŝ skierował go na gor ący front walki z agresywnym po- ga ństwem38, gdzie misjonarzowi groziła śmier ć. Niestety, interwencja Chrobrego, który zmienił chyba decyzj ę cesarsk ą, wysyłaj ąc Wojciecha na spokojniejsze pogranicze pruskie, nie zapobiegła tragedii. Cesarz „zyskał" m ęczennika, który jako jego osobisty przyjaciel mógł sta ć si ę wa Ŝnym argumentem ideologicznym w walce o rz ąd chrze ścija ńskich dusz. Mimo tragicznego finału misji Wojciecha, Otto III uruchomił w ko ńcu 1001 r. podobnie dramatyczny ła ńcuch zdarze ń, wysyłaj ąc z Pereum do Polski wyrwanych z pustelni św. Romualda misjonarzy Benedykta i Jana, którzy pono ć „pragn ęli rozsta ć si ę z tym Ŝyciem" (śywot pi ęciu braci m ęczenników, 2). Zezwolił te Ŝ pod ąŜ yć w tym sa- mym niebezpiecznym kierunku Brunonowi z Kwerfurtu. Nie doczekał jednak równie tragicznych skutków tych decyzji. Pewn ą trudno ść w wykorzystaniu chlubnego m ęcze ństwa Woj- ciecha stanowiło to, Ŝe zgin ął na terenie odległym od Niemiec. Swo- ją „przewag ę" geograficzn ą Chrobry wykorzystał z wła ściwym sobie wyczuciem sposobno ści politycznej, demonstracyjnie wykupuj ąc jego ciało, które sprowadził do centrum swojego pa ństwa39. Dalszym wy- 37 Por. nieco inn ą interpretacj ę w: P. Urba ńczyk 2000, rozdz. III.7. 38 Według Brunona Wojciech miał przed śmierci ą rozwa Ŝać przeniesienie misji do Luciców (Vita II, 26). 39 Powtórzenie tego gestu po śmierci Brunona z Kwerfurtu nie przyniosło ju Ŝ Ŝad- nych korzy ści politycznych, bo te Ŝ sytuacja mi ędzynarodowa była całkiem inna. 273 darzeniom rytm i tempo nadawał jednak wyra źnie Otto III, a nie Bo- lesław, który w 997 r. nie mógł przewidzie ć wszystkich korzy ści, jakie mogła mu da ć opieka nad grobem najnowszego m ęczennika za wiar ę. Dokładne wiadomo ści o śmierci Wojciecha in odore sanctitatis przy- niósł do Rzymu zapewne jego przyrodni brat i współuczestnik mi- sji Radzim-Gaudenty, który chciał i musiał wróci ć do swojego awen- ty ńskiego klasztoru. Ł ączenie tej podróŜy z jakimi ś dalekosi ęŜ nymi planami Bolesława Chrobrego jest chyba niepopartym źródłami przy- pisaniem polskiemu ksi ęciu cech zbyt makiawelistycznych. To przebywaj ący od pó źnej jesieni 997 r. w Italii Otto III mniej lub bardziej aktywnie sterował wydarzeniami poprzedzaj ącymi jego wyjazd do Gniezna. To on ufundował ko ściół św. Wojciecha na wy- spie tybrowej - niew ątpliwie po ostatecznym pokonaniu Krescencjusza w kwietniu 998 r. Według autora Translatio ss. Abundii et Abundantii (MGH, SS IV, 575), to cesarz polecił skomponowanie i spisanie ha- giografii m ęczennika, co mo Ŝe świadczy ć o zamiarze przeprowadzenia oficjalnego procesu wzorowanego na kanonizacji św. Ulryka z Augs- burga w 993 r. (por. J. Petersohn 1976, s. 173 n.)40. To Otto III obdarzył jego brata Radzima godno ści ą arcybiskupi ą. To on wreszcie osobi ście poprowadził pielgrzymk ę do grobu Wojciecha w Gnie źnie. W tych działaniach priorytetem cesarza było nie wzmocnienie po- zycji Bolesława Chrobrego, lecz przede wszystkim wzmocnienie ide- ologiczne swojej własnej dominacji w wyimaginowanej wspólnocie Italii, Germanii, Gallii i Sclavinii, któr ą sygnalizuj ą wspomniane mi- niatury z Reichenau. Po do ść długiej nieobecno ści na Północy ma- jestatyczny przemarsz na trasie Rzym-Gniezno-Akwizgran^Rzym miał by ć wa Ŝną cz ęś ci ą planu, nie tylko standardowej manifestacji cesarskiego majestatu przed bezpo średnimi obserwatorami, ale te Ŝ osi ągni ęcia ideologicznej legitymacji w d ąŜ eniu do uzyskania nie- kwestionowalnego autorytetu na kontynentalnej scenie współzawod- nictwa geopolitycznego. W tym celu odwołano si ę do argumentów za- 40 Faktycznie nie wiemy, czy formalna kanonizacja św. Wojciecha nast ąpiła, cho ć są przekonani zwolennicy tego pogl ądu (ostatnio G. Labuda 2004, s. 312-313). Je Ŝeli tak, to zapewne nie zainicjował jej najbardziej do tego powołany arcybiskup moguncki Willigis, któremu Wojciech za Ŝycia sprawiał zbyt wiele kłopotów. 274 równo polityczno-dynastycznych, jak i religijnych i przygotowano od- powiednio no śne gesty. Stawiam hipotez ę, Ŝe cz ęś ci ą planu wzmocnienia i rozszerzenia władzy w cesarstwie była chyba próba wypromowania osi Rzym- Akwizgran jako klamry spinaj ącej jego cz ęś ci italsk ą i niemieck ą. Cho- cia Ŝ królestwo wschodniofranko ńskie/niemieckie nie miało w X i XI w. stałego centrum, które mo Ŝna by nazwa ć stolic ą (por. rozdz. 10), to przecie Ŝ symboliczna waga Akwizgranu jako miasta rzymskiego, pfalzu królewskiego od czasów Pippina oraz miejsca ostatniej siedziby i pochowania Karola Wielkiego, nadawała miastu moc legitymizowa- nia wyra Ŝonej na miniaturach z Reichenau pretensji do zwierzchnic- twa nad Galli ą i Germani ą. Stawiało to Akwizgran w jednym rz ędzie z Rzymem symbolizuj ącym władz ę nad Itali ą i sprawiało, Ŝe kontrola nad tymi dwoma symbolicznymi centrami była dla wszystkich trzech Ottonów priorytetem w ich polityce imperialnej. Po zdławieniu buntu Krescencjusza wiosn ą 998 r. Otto III mógł uzna ć, Ŝe uzyskał ju Ŝ peł- ną kontrol ę nad Rzymem. Nie mógł jednak ustanowi ć tam swojej sto- licy, zapominaj ąc o karoli ńskiej tradycji Akwizgranu. Przecie Ŝ od czasu, kiedy Karol Wielki wybrał go sobie za ostatni ą siedzib ę, kontrola nad Akwizgranem była niezb ędnym atrybutem spra- wowania zwierzchniej władzy nad „Frankami" (W. Fałkowski 1999, s. 166 n.)41. Nic dziwnego wi ęc, Ŝe wła śnie tam odbyła si ę koronacja Ottona I (7 sierpnia 936 r.), co było przemy ślan ą manifestacj ą nawi ą- zania do korzeni restytuowanego na Zachodzie cesarstwa, potwierdzo- ną uroczystym zasi ąś ciem na „tronie Karola Wielkiego". Akwizgran uznał wi ęc jednoznacznie za najwa Ŝniejsz ą stolic ę królestwa na północ od Alp (MGH, DO I, nr 316, s. 430). Tam w maju 961 r. ukoronował na współkróla sze ścioletniego Ottona II. Równie Ŝ w Akwizgranie trzy- letni Otto III został pospiesznie, lecz w symbolicznym dniu (25 grudnia 983 r.), koronowany na króla przez arcybiskupów Rawenny (Jana) i Moguncji (Willigisa), którzy w ten sposób próbowali zapobiec cha- osowi politycznemu po nagłej śmierci jego ojca w Rzymie (7 grudnia 41 Sformalizował to dopiero Fryderyk Barbarossa, który po przeprowadzeniu kanonizacji Karola Wielkiego w 1165 r., rok pó źniej uznał Akwizgran za caput regni Teutonici. 275 983 r.). W wielu jego pó źniejszych działaniach wida ć świadomo ść symbolicznej wagi Akwizgranu, co znamiennie podkre śliła decyzja synodu w Pawii z 996 r. o ustanowieniu przy karoli ńskim ko ście- le Naj świ ętszej Marii Panny kolegium kardynalskiego (potwierdzona bull ą Grzegorza V z 8 lutego 997 r.). To w Akwizgranie wprowadzono jesieni ą 997 r. nowy wzór cesarskiej piecz ęci z majestatycznym wi- zerunkiem władcy siedz ącego na tronie - zapewne symbolizuj ącym tron Karola Wielkiego (H. Keller 2000, ryc. 490). Poza królewskim Pfalzem w Ingelheim, to wła śnie Akwizgran cesarz najcz ęś ciej odwie- dzał w ostatnich latach swego panowania (K. Górich 2000, s. 787). Przeprowadzone w 1000 r. „wykopaliska", które pozwoliły Ottono- wi III odnale źć grób Karola Wielkiego, oraz podarowanie ko ściołowi NMP przechowywanego do dzisiaj w skarbcu krzy Ŝa Lotara te Ŝ trzeba wpisa ć w strategi ę umacniania statusu miasta, które według annalisty kwedlinburskiego (a.a. 1000) cenił najbardziej po Rzymie. List ę tych znacz ących gestów symbolicznie zamyka jego (?) ostatnia wola bycia pochowanym obok Karola Wielkiego, czego, mimo wielkich trudno ści logistycznych, dokonano w Wielkanoc 1002 r. O ile Akwizgran był miejscem pochówku Karola Wielkiego i mia- stem koronacji królów, o tyle Rzym był miejscem pochówku Ottona II i miastem koronacji cesarzy. Tam, przy konfesji św. Piotra papie Ŝe nało- Ŝyli diademy cesarskie Karolowi Wielkiemu (25 grudnia 800 r.), Otto- nowi I (2 lutego 962 r.), Ottonowi II (25 grudnia 967 r.) i samemu Ottonowi III (20 maja 996 r.). Ku oburzeniu Brunona, młodemu cesa- rzowi „jedynie Rzym si ę podobał". W Rzymie te Ŝ postanowił, wbrew protestom kleru, zało Ŝyć swoj ą świeck ą siedzib ę42, wznawiaj ąc jego „zamarł ą świetność " „zwyczajem dawnych i poga ńskich królów", mi- mo Ŝe „Rzym apostołom dał Bóg jako siedzib ę". Zrz ądzeniem boskim jednak „Rzym pozostał nietkni ęty, on sam za ś nie uszedł kary za prze- st ępstwo, zabrany został [przedwcze śnie - P.U.] do nieba" ( śywot pi ęciu braci m ęczenników, 7). Równie Ŝ Thietmar (IV, 48) potwierdza, Ŝe Otto III wła śnie Rzym „wyniósł i umiłował nad wszystko". Równoczesna kontrola nad królewskim centrum „Franków" i cesarskim centrum „Rzymian" miała decyduj ące znaczenie w sym- 42 Rozpocz ął nawet budow ę pałacu na Palatynie. 276 bolicznym sztafa Ŝu legitymizuj ącym otto ńsk ą dominacj ę nad łaci ń- skim Zachodem. Ale wła śnie od okresu poprzedzaj ącego wypraw ę gnie źnie ńsk ą wida ć w działaniach Ottona III d ąŜ enie do nadania osi Rzym-Akwizgran znaczenia nie tylko politycznego, ale i sakralnego. Fundacje wojciechowe, które ustanowił w Akwizgranie ju Ŝ jesieni ą 997 r. (G. Labuda 2004, s. 260) i w Rzymie na tybrowej wysepce Likaonii (mo Ŝe ju Ŝ w 998 r.), wyra źnie wskazuj ą na symbolik ę, któr ą chciał zaakcentowa ć (R. Michałowski 2005, rozdz. II.4). Po ucieczce z Rzymu w styczniu zbudował jeszcze „przepi ękn ą rotund ę" i rozpo- cz ął budow ę klasztoru św. Wojciecha w Pereum, koło Rawenny ( śywot pi ęciu braci m ęczenników, 2-3). O środkiem kultu św. Wojciecha był te Ŝ benedykty ński klasztor na wyspie Reichenau (T. Dunin-Wąsowicz 1982, s. 36; te Ŝ 1999). W ten sposób drog ę pomi ędzy grobami Karola Wielkiego i swojego ojca Ottona II wyznaczył Otto III fundacjami przechowuj ącymi relikwie jego „osobistego" świ ętego m ęczennika. Do tej serii mo Ŝna te Ŝ zaliczy ć fundacje w Affile koło Subiaco (mi ędzy Rzymem a Monte Cassino). Własn ą inicjatyw ą znanego Wojciechowi biskupa Notkera z Leodium mógł by ć tamtejszy ko ściół zbudowany na wyspie na rzece Sambre. W takim wła śnie symboliczno-religijnym (jak przekonuj ąco pod- kre śla Roman Michałowski - 2005), ale tak Ŝe politycznym kontek ście imperialnym trzeba umie ści ć zjazd gnie źnie ński. Moim zdaniem, ce- sarz udał si ę do Gniezna głównie po to, by umocni ć swoj ą pozycj ę w cesarstwie i w świecie chrze ścija ńskim. 200-lecie restytucji cesar- stwa na Zachodzie chciał uczci ć triumfalnym pochodem pomi ędzy grobami swoich trzech saskich przodków wł ączonych w jeden kr ąg wielko ści z Karolem Wielkim, co miało oczywi ście podkre śli ć jego własn ą rang ę jako kontynuatora dzieła wielkich poprzedników. Jed- nocze śnie tysi ęczna rocznica narodzin Chrystusa pozwalała wykorzy- sta ć podniosłe nastroje prze Ŝyć religijnych. Co prawda, we wczesnym średniowieczu nie celebrowano jubileuszy, skupiaj ąc si ę na corocznej powtarzalno ści wybranych obchodów, ale trudno doprawdy uwierzy ć, Ŝe nie dostrze Ŝono niezwykłego zbiegu tak wa Ŝnych rocznic, a objazd 277 cesarstwa wła śnie w 1000 r. był zwykłym (czy te Ŝ raczej niezwykłym) przypadkiem. To Gerbert z Aurillac był zapewne współautorem koncepcji trium- falnie rozpocz ętego i zako ńczonego w Rzymie43 objazdu po Sclavinii, Germanii i Gallii. Od 997 r. to on, oprócz biskupa Leona i kanclerza Heriberta, miał najwi ększy wpływ na młodego cesarza i pozostał jego głównym mentorem. O roli, jak ą sobie nieskromnie przypisywał, do- wodnie świadczy przyj ęcie na tronie papieskim imienia Sylwestra II, co było ewidentnym nawi ązaniem do chrze ścija ńskich pocz ątków im- perium z czasów Konstantyna Wielkiego. Pami ęć o Sylwestrze I (314- 335 r.), budowniczym Bazyliki św. Piotra, który miał uzyska ć tzw. da- rowizn ę Konstantyna, przyznaj ącą biskupom Rzymu prymat w Ko- ściele zachodnim, stanowiła dla Gerberta wyzwanie i wzorzec wiel- ko ści. Cesarsko-papieska para Otto III i Sylwester II chciała zapewne dorówna ć dziełami parze Konstantyn I Wielki i Sylwester I. Ambitny cesarz z uczonym papie Ŝem obmy ślili wi ęc zapewne sposób propagandowego wykorzystania poł ączonych rocznic tysi ącle- cia narodzin Chrystusa, która mogła wzbudza ć nastroje chiliastyczne, i dwóchsetlecia restytucji zachodniego cesarstwa do wyeksponowania pretensji Ottona III do najwy Ŝszego zwierzchnictwa w świecie chrze ś- cija ńskim. Potrzebne były do tego harmonogram, który pozwoliłby zgra ć sfer ę sakraln ą z tradycj ą imperialn ą, oraz obiekt triumfu, który wzbudziłby nale Ŝyty entuzjazm uczestników i obserwatorów objazdu. Wymiar religijny dyktował kalendarz najwa Ŝniejszych świ ąt chrze ś- cija ńskich. Wymiar polityczny wytyczały groby przodków i najwy- bitniejszych poprzedników. Przedmiotem kultu mogły by ć „zdobyte" dla cesarstwa relikwie świ ętego, którego szczególne wstawiennictwo mogło nada ć doczesnej władzy aur ę transcendentaln ą. Translacje świ ę- tych szcz ątków były przecie Ŝ normalnymi działaniami władców zabie- gaj ących o zapewnienie sobie szczególnego wsparcia boskiego (por. R. Michałowski 2005, s. 137-150). 43 Thietmar rozumiał, Ŝe to Rzym był zwornikiem planu objazdu, gdy Ŝ ju Ŝ na po- cz ątku swojej relacji uprzedził czytelnika o zaplanowaniu trasy w postaci p ętli: „Nigdy jeszcze Ŝaden cesarz nie wyje ŜdŜał ani nie wracał do Rzymu z wi ększym przepy- chem" (Thietmar IV, 44). 278 W ko ńcu X w. najlepszym kandydatem do spełnienia tej funkcji był wła śnie św. Wojciech-Adalbert, urodzony w rodzinie „ksi ąŜę cej", zna- ny w wielu miejscach cesarstwa, słynny z rygorystycznego przestrze- gania doktryny zasad moralnych, osobisty przyjaciel cesarza, zmarły męcze ńsk ą śmierci ą krzewiciel wiary. Wszystko to czyniło go cennym sojusznikiem dla cesarza, który pragn ął by ć ł ącznikiem mi ędzy króle- stwem niebieskim a ziemskim, jak to chyba zbyt dosłownie ukazał au- tor wspomnianej miniatury z akwizgranskiego Ewangełiarza Liuthara. Według Thietmara (IV, 28), Otto III nieraz dzi ękował Bogu, Ŝe to w je- go czasach powołał do siebie takiego sług ę obdarzonego „zwyci ęsk ą palm ą m ęcze ństwa". Ta fascynacja skłania mnie do przył ączenia si ę do pojawiaj ących si ę sugestii, i Ŝ cesarz planował wywiezienie relikwii św. Wojciecha z Gniezna. Mathilde Uhlirz (1954, s. 313) wskazywała jako miejsca ich docelowego zło Ŝenia Akwizgran lub Rzym. Podobny plan podej- rzewał te Ŝ Karol Maleczy ński (1963; 1966), który widział Akwizgran jako docelowe miejsce translacji. Lokalizacj ę grobu w Rzymie rozwa- Ŝał te Ŝ Johannes Fried (2000, s. 99 i 158). Ta wła śnie lokalizacja i mnie wydaje si ę najbardziej prawdopodobna. Doczesne szcz ątki św. Wojcie- cha, uroczy ście eskortowane przez cesarza przez Scahini ę, Germani ę, Galli ę i Itali ą na przygotowane przeze ń w Rzymie miejsce godnego spoczynku, niew ątpliwie byłyby „trofeum" godnym cesarskiego prze- marszu milenijnego. Mo Ŝe na to wskazywa ć, Ŝe ju Ŝ w 998-999 r. Ec- clesiam nomine eius [tj. św. Wojciecha] inter duos pontes [tj. na Isola Tiberina] fabricavit {Translatio..., s. 517). To sanktuarium, które mia- ło wszak odgrywa ć „szczególn ą rol ę" (R. Michałowski 2005, s. 162), wskazuje na powzi ęty z góry zamiar przygotowania szczególnego miej- sca. Jego znaczenie dobitnie podkre śla cesarskie polecenie zgromadze- nia tam wielu innych relikwii, poniewa Ŝ „w planach imperatora le Ŝało stworzenie wielkiego sanktuarium, którego o środkiem kultowym był- by spoczywaj ący tam ciele śnie apostoł Prusów" (R. Michałowski 2005, s. 211; wi ęcej: s. 168-169 i 178-210). Dalszym krokiem w realizacji tak zamy ślonego programu było osadzenie na Stolicy Piotrowej człowieka podzielaj ącego lub wr ęcz in- spiruj ącego plany cesarskie. Sprowadzony z Rawenny i osadzony gra- tia imperatoris na tronie papieskim Gerbert miał zapewne przygotowa ć 279 niech ętny Ko ściół44 na ponowne ulokowanie w Rzymie politycznego centrum imperium, czego inauguracj ą mógł by ć wła śnie triumfalny po- wrót z objazdu symbolicznie wa Ŝnych dla cesarskiej tradycji miejsc od- wiedzonych w roku podwójnego jubileuszu - politycznego i religijne- go. Oprócz pami ęci cesarskich przodków Ottona III, plan „milenijny" mieli wspiera ć: Karol Wielki, jako restaurator zachodniego cesarstwa, i św. Wojciech-Adalbert, który miał zapewni ć boskie poparcie. Dlatego to Radzim-Gaudenty ju Ŝ przed wyruszeniem z Rzymu otrzymał znacz ący tytuł archiepiscopus sancti martyris Adalberti45. Jest to tytuł wyj ątkowy, nie tylko na tle listy innych dostojników wy- mienionych w tym samym dokumencie z 2 grudnia 999 r., ale w skali całego ówczesnego Ko ścioła. Zdarzało si ę, co prawda, Ŝe na tereny mi- syjne lub do krajów świe Ŝo schrystianizowanych wysyłano arcybisku- pa, który nie miał jeszcze wyznaczonej przez władc ę siedziby katedral- nej, okre ślaj ąc teren jego kompetencji nazw ą ludu lub kraju, do którego si ę udawał. Na przykład Willibrod-Klemens otrzymał w 695 r. paliusz wraz z godno ści ą „arcybiskupa Fryzów" i dopiero pó źniej Pepin II wyznaczył mu Utrecht na siedzib ę. W 731 r. Winfryd-Bonifacy został „arcybiskupem Germanii", a w 737/738 r. nawet legatem papieskim na cał ą Germani ę, ale nigdy nie doczekał si ę oddzielnej metropolii au- strazyjskiej (z ewentualn ą stolic ą w Kolonii) i musiał si ę zadowoli ć bi- skupstwem mogunckim. Ansgar, apostoł Północy, dostał paliusz i zo- stał arcybiskupem dopiero po wyznaczeniu przez Ludwika Pobo Ŝnego siedziby nowej metropolii w Hamburgu w 832 r. (?) W 869/870 r. Me- tody został arcybiskupem morawskim, ale bez konkretnej lub raczej bez znanej nam siedziby46. Jednak w przypadku Gaudentego jego tytuł nie zawierał Ŝadnego okre ślenia geograficznego, politycznego lub etnicznego, co nie mia- ło Ŝadnego znanego nam odpowiednika47. Ta wyj ątkowa dla arcybi- 44 Por. wspomniane uprzednio nieprzychylne komentarze Brunona z Kwerfurtu. 45 W skróconej wersji podanej w tym samym dokumencie — archiepiscopus sancti Adalberti (MGH, DO III, nr 339, s. 768 i n.). 46 Mikul ćice, Velehrad lub Stare Mesto? 47 Rzekome analogie przytoczone przez R. Michałowskiego (2005, s. 108) tylko potwierdzaj ą moj ą opini ę, gdy Ŝ dotycz ą okazjonalnego odwoływania si ę ju Ŝ urz ędu- jących biskupów do powszechnie znanych patronów swoich diecezji. Chodziło im 280 skupa tytulatura, niezawieraj ąca ani nazwy metropolii, ani nawet kra- ju/ludu docelowego48, ka Ŝe doszukiwa ć si ę jakiej ś nietypowej my śli organizacyjnej. Pozwala wr ęcz podejrzewa ć, Ŝe w chwili jego kon- sekracji „najprawdopodobniej nie wiedziano jeszcze, gdzie miała si ę znale źć siedziba arcybiskupstwa" (J. Wyrozumski 2002, s. 286; podob- nie J. Fried 1989/2000), lub te Ŝ nie chciano jej ujawni ć. Nie mo Ŝe by ć mowy o przeoczeniu, bo dokument z 2 grudnia 999 r. powtarza tytuł Gaudentego dwukrotnie. Przy tym trudno przypuszcza ć, Ŝe w tym cza- sie Sylwester II i cesarz jeszcze nie wiedzieli, Ŝe Wojciech został przez Chrobrego pochowany w Gnie źnie, gdzie Otto III wła śnie si ę udawał. Zatem, cho ć na pewno „osoba jego została uzgodniona na to stanowi- sko pomi ędzy Ottonem III a Sylwestrem II ju Ŝ na pewien czas przed podróŜą cesarza do Polski" (J. Strzelczyk 1999b, s. 71), to wbrew pa- triotycznemu przekonaniu wi ększo ści polskich historyków nie s ądz ę, Ŝeby tytuł Gaudentego jednoznacznie wskazywał, Ŝe od pocz ątku pla- nowano ulokowanie jego siedziby wła śnie w Gnie źnie. Wskazuje on tylko, Ŝe fundamentem powoływanej archidiecezji miały by ć pami ęć o św. Wojciechu-Adalbercie i jego relikwie, gdziekolwiek miałyby zo- sta ć ostatecznie umieszczone. Zupełnie nieprawdopodobne wydaj ą si ę oparte na Rocznikach hil- desheimskich sugestie historyków czeskich, i Ŝ docelow ą siedzib ą me- tropolity miałaby by ć Praga (ostatnio D. Tfe śtik 2000, s. 142). A po- dejrzenia Johannesa Frieda (1989/2000, rozdz. III.2), Ŝe sam Radzim Sławnikowic miał by ć współautorem tego planu, abstrahuj ą od skut- ków pami ętanych wci ąŜ wydarze ń. Wszak do 7 lutego 999 r. w Pradze wci ąŜ jeszcze rz ądził Bolesław II, który w 995 r. splamił si ę podst ęp- nym wymordowaniem wszystkich pozostałych wówczas w Czechach o wzbogacenie oficjalnej tytulatury przez odwołanie si ę do osobistych relacji ze świ ę- tym opiekunem - np. sanctus Kyliani vicarius czy Servus Eusebii. Była to wi ęc swego rodzaju figura retoryczna, której u Ŝywano w sytuacjach oczywi ście zrozumiałych, np. podczas synodu. 48 Niezbyt pomocne s ą tu spekulacje, czy jednak „w oryginale tytuł Gaudentego był nieco bardziej rozbudowany, np. archiepiscopus Poloniensis (lub: Sclavaniensis) tituli s. Adalberti" (J. Strzelczyk 2000b, przyp. 12), ani te Ŝ oparte na pó źnej informacji Kosmasa („Gaudentius... ordinatus est episcopus ad titulum Gnesdensis ecclesie", a.a. 999) przekonanie, Ŝe jednak „Gaudenty jeszcze jako biskup został w Rzymie przypi- sany do »tytułu Ko ścioła gnie źnie ńskiego«" (G. Labuda 2006b, s. 170). 281 Sławnikowiców. Świe Ŝa pami ęć o tej zbrodni czyniła robienie jego nast ępcy cennego prezentu w postaci arcybiskupstwa św. Wojciecha, którego wszak czeski ksi ąŜę dwukrotnie zmusił do ucieczki, moralnie nie do przyj ęcia. Tym bardziej Ŝe Bolesław III niedługo po śmierci ojca wyp ędził z Czech swoich młodszych braci (Jaromira i Udalryka) oraz ksi ęŜ nę wdow ę Emm ę, która prawdopodobnie była córk ą z pierwszego mał Ŝeństwa Adelajdy - babki Ottona III49. Dlatego wła śnie „grzesz- ne Czechy", jak je nazwał Bruno z Kwerfurtu { śywot pi ęciu braci m ę- czenników, 11), nie dostały w 1000 r. Ŝadnej relikwii św. Wojciecha, chocia Ŝ cesarzowi niew ątpliwie zale Ŝało na promowaniu jego kultu w Europie. Z tego punktu widzenia nominacj ę Gaudentego (jednego z dwóch pozostałych jeszcze przy Ŝyciu Sławnikowiców) mo Ŝna wi ęc uzna ć wr ęcz za przestrog ę skierowan ą wła śnie do Pragi. Nie wida ć te Ŝ, jakie polityczne korzy ści Otto III mógłby odnie ść z podnoszenia rangi zwasalizowanych Czech, których władcy, sprzy- mierzeni z poga ńskimi Połabianami, wielokrotnie wyst ępowali przeciw Sasom, przeciw otto ńskim interesom dynastycznym i przeciw samemu Ottonowi III (por. te Ŝ K. Gorich 1991 i G. Labuda 1997). Poza tym, usamodzielnienie Ko ścioła czeskiego oznaczałoby istotn ą redukcj ę sta- nu posiadania metropolii mogunckiej, na której czele stał wci ąŜ jesz- cze pot ęŜ ny arcybiskup Willigis - koronator Ottona III i dawny kanc- lerz królestwa. Wreszcie, precyzyjny program objazdu Rzeszy, który uwzgl ędniał zwołane w czasie wa Ŝnych świ ąt ko ścielnych uroczyste zjazdy i synody w Magdeburgu, Kwedlinburgu i Akwizgranie, nie po- zostawiał po wizycie w Gnie źnie Ŝadnej rezerwy czasowej na ewen- tualn ą podró Ŝ do Pragi. Sam kalendarz wyklucza wi ęc jednoznacznie podejrzenie, i Ŝ kandydatura stolicy Czech na miejsce ustanowienia ar- cybiskupstwa i ewentualnej translacji relikwii wojciechowych mogła by ć w ogóle rozwa Ŝana. Podobnie nie widz ę Ŝadnej racji politycznej w podejrzeniu J. Frieda (1989/2000, s. 177), Ŝe to „sam Bolesław Chrobry Ŝyczył sobie przeniesienia siedziby z jeszcze nic nie znacz ącego Gniezna do zdobytego w 1003 r. n ąjznaczniejszego miasta zachodniej Sclavinii, 49 Cesarz, jad ąc do Gniezna, mógł j ą spotka ć w lutym 1000 r. w Ratyzbonie, dok ąd uciekła z Czech. 282 tj. do Pragi". O takim pomy śle nie słyszymy nawet ze strony opie- raj ącego si ę agresywnej polityce piastowskiej cesarza Henryka II, któ- ry wszak od razu zaproponował Bolesławowi legalizacj ę jego rz ądów w Czechach w zamian za symboliczn ą cen ę zło Ŝenia hołdu lennego (Thietmar V, 31). Nic te Ŝ nie wiemy o tym, aby Chrobry sprowadził do Pragi Gaudentego, cho ć w wyprawie towarzyszył mu najstarszy ze Sławnikowiców - Sobiesław. Tron praski nie był bowiem dla Chro- brego celem samym w sobie, lecz tylko elementem skomplikowanej rozgrywki geopolitycznej. Kto wie, czy to nie brak odpowiedniego słownictwa (por. nast ępny rozdział) nie spowodował zamieszania, jakie wprowadza wpis zamiesz- czony pod 1000 r. w Annales Hildesheimenses minores, który według Romana Michałowskiego (2005, s. 106) znajdował si ę ju Ŝ w oryginale, tj. w AH maiores. Trzeba si ę liczy ć z mo Ŝliwo ści ą, Ŝe rocznikarz hil- desheimski, je Ŝeli nie był na zjazdach w Magdeburgu i Kwedlinburgu, zwołanych przez Ottona III po powrocie z wizyty u Chrobrego, pomylił dwóch Bolesławów (Chrobrego i Srogiego), a św. Wojciecha standar- dowo „pogrzebał" w Pradze, o której wiedział, Ŝe była jego siedzib ą biskupi ą. O „Polsce" jeszcze przecie Ŝ nie słyszał, a Gniezno z niczym mu si ę nie kojarzyło. Powtarzaj ąc stał ą wówczas formuł ę geograficz- no-etniczn ą, Ŝe cesarz Sclaviam intravit, doprecyzował t ę informacj ę, uŜywaj ąc dost ępnej mu wiedzy i nomenklatury geograficznej. Wyja śnienie problemu niepewno ści co do lokalizacji metropolii wojciechowej le Ŝy wi ęc chyba jednak w dosłownej akceptacji prze- kazanego nam przez wiarygodne źródło tytułu Gaudentego. W po- łączeniu z wczesn ą nominacj ą poprzedzaj ącą wymarsz orszaku ce- sarskiego z Italii mo Ŝe on świadczy ć, Ŝe Gaudenty był arcybiskupem, który miał towarzyszy ć Ottonowi III i opiekowa ć si ę relikwiami swego świ ętego brata, a Ŝ do ich zło Ŝenia w godnym cesarskiego przyjaciela miejscu. Do czasu ustalenia ostatecznego miejsca pochowania relikwii jego brata nie miał by ć konkretnie ulokowanym metropolit ą, lecz spe- cjalnie nominowanym dostojnikiem, którego obecno ść podnosiła rang ę triumfalnego przejazdu z ciałem św. Wojciecha. Jego niezwykły tytuł miał podkre śli ć niezwykło ść wydarzenia. Co prawda, tytuł ten nie miał odpowiedników ani na Zachodzie, ani na Wschodzie, ale przecie Ŝ Ot- tonowi III nie brakowało nowatorskich pomysłów nomenklaturowych, 283 0 czym świadczy tytuł matricii, którym uhonorował swoj ą ciotk ę Ma- tyld ę (zm. w 999 r.) - opatk ę kwedlinbursk ą. Tak jak w przypadku ewentualnego przewiezienia relikwii wojcie- chowych do Pragi, tak i w razie pozostawienia ich w Gnie źnie cesarz nie odniósłby korzy ści politycznych na miar ę wielko ści swoich pla- nów. Gaudenty był konsekrowany w Rzymie i zapewne miał powróci ć do Rzymu, towarzysz ąc „ świ ętemu ciału", które miało zapewni ć Otto- nowi III przychylno ść niech ętnego mu wci ąŜ miasta i hierarchów tam- tejszego Ko ścioła, który słusznie obawiał si ę ulokowania nad Tybrem cesarskiej siedziby. Za wskazaniem Rzymu jako docelowego miejsca spoczynku doczesnych szcz ątków św. Wojciecha przemawia to, Ŝe ce- sarz zabrał ze sob ą liczn ą świt ę dostojników italskich50. Interesuj ąca jest obecno ść „patrycjusza" Ziazo, który, jak mo Ŝna s ądzi ć, „był dla Ottona najwyra źniej swego rodzaju fachowcem od wypraw do krajów słowia ńskich" i zapewne jego tłumaczem (J. Petersohn 2003, s. 106 1 przyp. 37). Musiał te Ŝ zna ć ju Ŝ wcze śniej Bolesława Chrobrego51. Jednocze śnie, spo śród wielu osobisto ści niemieckich, z którymi cesarz spotykał si ę podczas planowych postojów, źródła nie wymieniaj ą niko- go, kto by pojechał z nim na spotkanie z Chrobrym52. Wyra źnie wi ęc wizyta w Gnie źnie miała ich pierwotnie nie dotyczy ć. Wa Ŝniejsze dla niniejszych rozwa Ŝań jest świadectwo dwóch ital- skich źródeł. Pierwsze to (wspomniana ju Ŝ) relacja o translacji na wy- sp ę tybrow ą relikwii św. św. Abundiusza i Abundancjusza. Jej praw- dopodobne spisanie na samym pocz ątku XI w. w awenty ńskim klasz- torze św. św. Aleksego i Bonifacego pozwala obdarzy ć to źródło du Ŝym zaufaniem. „Wiarygodno ść jego danych w tym znaczeniu, Ŝe s ą one powtórzeniem pogłosek obiegaj ących około 1001 r. nie budzi w ątpli- 50 W Ratyzbonie potwierdzona jest obecno ść oblacjonariusza (z pewno ści ą w randze kardynała) Roberta oraz Ziazona dysponuj ącego jednoznacznym tytułem Romanorum patricius. W Gnie źnie był te Ŝ niew ątpliwie biskup Hieronim z Vicenzy, który uzyskał tam przywilej cesarski (MGH, DO III, 349). 51 W 995 r. Ziazo/Tiezo brał udział w wyprawie wojennej do Mecklenburga, gdzie Otto III wystawił mu przywilej (MGH, DO III, 172). 52 Sugestie, i Ŝ Gizyler, Heribert, Willigis, Ekkehard i Ezzon jednak do Gniezna pojechali (J. Strzelczyk 1999b, s. 45 n.; 2000b, s. 30 n. oraz 77 n.; 2000d, s. 494), nie maj ą podstaw źródłowych. 284 wo ści" (J. Karwasi ńska 1959/1996, s. 139, przyp. 10). Zapisano w nim wyra źnie, Ŝe król in Sclavoniam pergit ad educendas Romam reliąuias beati martyris Adalberti (Translatio..., s. 517). Natomiast autor tekstu o znacz ącym tytule De translatione s. Adalberti, sugeruje wyra źnie, Ŝe cum vellet augustus totum corpus secum deferre (MGH SS, XV, cz. 2, s. 708, wers 35) i tylko sprzeciw mieszka ńców Gniezna uniemo Ŝli- wił cesarzowi wywiezienie całych relikwii. To samo powtarzała tzw. mała legenda o św. Wojciechu (MPH V, s. 997), znana W. K ętrzy ń- skiemu z „r ękopisu S ędziwoja z Czechła" (zaginionego ju Ŝ w ko ńcu XIX w.), a przez Jadwig ę Karwasi ńska (1959/1996, s. 112) wy- wiedziona bezpo średnio z XI-wiecznej kopii Vita I z południowych Niemiec. Nawet je Ŝeli De translatione... spisano w XIV w.53, to, w świe- tle innych przytaczanych tu argumentów, i tak trzeba rozwa Ŝyć mo Ŝ- liwo ść , Ŝe Otto III w otoczeniu italskiej świty wyruszył 19 grudnia 999 r. z Rzymu, aby triumfalnie przenie ść wszystkie relikwie św. Woj- ciecha wła śnie do Świ ętego Miasta54. Rzeczywi ście „translacja bi- skupa praskiego do Rzymu była czym ś niezwykłym" (R. Michałowski 2005, s. 211) i nie ma powodu, aby w ątpi ć, Ŝe Otto III chciał ten triumf zmaksymalizowa ć, przenosz ąc całe ciało do zaplanowanego z rozmachem nowego o środka kultu. Mógł nie mie ć Ŝadnych oporów, bo przecie Ŝ św. Wojciech był biskupem praskim i jego pochowanie w Gnie źnie było wynikiem przypadkowego zbiegu okoliczno ści. Tak jak ciało św. Germana, który zmarł na obczy źnie, sprowadzono z po- wrotem do Auxerre, tak i ciało św. Wojciecha mo Ŝna było sprowadzi ć z powrotem do Rzymu, który przecie Ŝ dwukrotnie sam sobie wybierał za siedzib ę. Ten przejrzysty zamiar załamał si ę dopiero w Gnie źnie. Tam, w nieznanych nam okoliczno ściach, całe relikwie zast ąpiło jedno ra- mi ę, a pierwotny plan został zredukowany do wymiarów symbolicz- nych - triumfaln ą translacj ę zast ąpiła skromna transakcja. Oczywi ście 53 Tak S. Trawkowski (2001) wbrew pochopnej zapewne opinii M. Uhlirz (1954, przyp. 15 na s. 541). 54 Por. wspomniane ju Ŝ, podobne opinie M. Uhlirz (1954, s. 313), K. Maleczy ń- skiego (1963; 1966) i J. Frieda (1989/2000, s. 99 i 158). 285 nie mo Ŝna tu zastosowa ć kryteriów ilo ściowych, gdy Ŝ nawet najmniej- szy fragment świ ętych relikwii ma sakraln ą moc cało ści, a ich fizyczny brak mo Ŝna zrównowa Ŝyć relikwiami kontaktowymi. Niemniej jednak, czym innym jest uroczyste przewiezienie i pochowanie całego ciała, a czym innym przechowywanie tylko jednego ramienia, które zreszt ą po drodze uległo rozdrobnieniu, gdy Ŝ cesarz wyznaczył symbolicz- nie o ś ł ącz ącą Akwizgran z Rzymem seri ą fundacji wojciechowych w Akwizgranie, na Reichenau i w Pereum. Znamy wiele translacji całych ciał m ęczenników w nowe miejsca, w tym równie Ŝ na du Ŝe odległo ści: przewiezienie św. Wita z St. Denis do Korbei przez Ludwika Niemieckiego; przeniesienie św. Januarego z Rzymu na Reichenau przez cesarza Lotara; translacja św. Korneliusza z Rzymu do Compiegne przez Karola Łysego; przewiezienie św. Woj- ciecha i pi ęciu braci m ęczenników do Pragi przez Brzetysława. Relacje o tych zdarzeniach dowodz ą przekonania, Ŝe „przeniesienie ciała m ę- czennika na nowe miejsce spoczynku zapewni cesarzowi oraz całemu ludowi wi ększ ą pomy ślno ść " (R. Michałowski 2005, s. 137); Ŝe „przy- bycie czcigodnych szcz ątków do Compiegne wyjednało »Francji« przy- chylno ść niebios" (tam Ŝe, s. 142); Ŝe „sprowadzenie relikwii z innego kraju lub nawet przeniesienie ich w godniejsze miejsce w obr ębie tego samego sanktuarium wyjednywało łask ę Bo Ŝą i dla królestwa, do któ- rego przybyły lub w którym spoczywały, i dla władcy, zwłaszcza je śli ten ostatni przyczynił si ę do translacji" (tam Ŝe, s. 147). Oczywisto ść sku- teczno ści tego typu działa ń potwierdza Bruno z Kwerfurtu {List do kró- la Henryka II), przypisuj ąc św. Wojciechowi kl ęsk ę Henryka II podczas wojny z Chrobrym w 1005 r. Nie rozumiem wi ęc, dlaczego, słusznie stwierdzaj ąc, Ŝe „mamy tu do czynienia z do ść powszechnie stosowanym rytem", R. Michałowski (2005, s. 136, przyp. 112) z góry odrzuca po- dejrzenie, Ŝe Otto III jednak chciał przenie ść ciało św. Wojciecha do Rzy- mu, gdzie szykował swoj ą siedzib ę na Palatynie i budował wa Ŝne sank- tuarium Wojciechowe na tybrowej wyspie. Przecie Ŝ, jak hiperkrytycznie zauwa Ŝył J. Strzelczyk (1999b, s. 52), „ świ ęte relikwie", które według Thietmara cesarz „zło Ŝył w ołtarzu" gnie źnie ńskim, wcale nie musiały by ć relikwiami św. Wojciecha, lecz innymi, przywiezionymi z Rzymu. Wybór czasu dokonania ewentualnej translacji relikwii św. Wojcie- cha, któr ą przykłady Romana Michałowskiego jeszcze bardziej upraw- 286 dopodobniaj ą, nie był oczywi ście przypadkowy. To nie jaki ś kaprys czy militarne zaanga Ŝowanie w Rzymie, spacyfikowanym ju Ŝ w ko ń- cu kwietnia 998 r., lecz symboliczna ranga zbiegu milenium ery chrze- ścija ńskiej i dwóchsetlecia restytucji cesarstwa na zachodzie kazała chyba Ottonowi III zaczeka ć do roku 1000. To mo Ŝe tłumaczy ć je- go niezrozumiałe oci ąganie si ę z wyjazdem do miejsca zło Ŝenia ciała przyjaciela. Niespełna 3 lata, jakie min ęły od śmierci św. Wojciecha, wypełniły dobrze przemy ślane przygotowania, które ten triumfalny ob- jazd miały uczyni ć wydarzeniem najwy Ŝszej rangi: zacz ęto spisywa ć hagiografi ę55; Leona, opata i przyjaciela św. Wojciecha, podniesiono do rangi arcybiskupa, powierzaj ąc mu drugi co do wa Ŝno ści po Rzy- mie egzarchat Rawenny opuszczony przez Gerberta; na jego miejsce opatem klasztoru św. św. Aleksego i Bonifacego ustanowiono Jana Canapariusa - autora Vita I; wykonano kopi ę włóczni cesarskiej i „zło- te tablice"; wreszcie ustanowiono „osobistego" arcybiskupa świętego męczennika w osobie jego przyrodniego brata Radzima-Gaudentego. Natomiast nie ma Ŝadnego źródłowego śladu przygotowa ń do ery- gowania archidiecezji gnie źnie ńskiej, co wymagałoby jednak trud- nych negocjacji z arcybiskupem Magdeburga, a mo Ŝe i Moguncji56. Bo przecie Ŝ ustanowienie polskiej metropolii i jej wrocławskiej sufra- ganii le Ŝało w jawnej sprzeczno ści z wcze śniejsz ą decyzj ą Ottona III, który dokumentem z 6 grudnia 995 r. (MGH, DO III 186) rozszerzył granice diecezji mi śnie ńskiej, opieraj ąc je na Odrze. Ch ęć wywiezienia relikwii z Polski tłumaczy, dlaczego tak staran- nie przygotowana wizyta w Gnie źnie nie została zaplanowana na czas którego ś z wa Ŝnych świ ąt religijnych. Z pewno ści ą nie było to prze- oczenie, lecz świadoma decyzja, która dowodzi, Ŝe to nie w Gnie źnie miały nast ąpi ć najwa Ŝniejsze wydarzenia cesarskiego objazdu. Gdyby chodziło tylko o uczczenie na miejscu pami ęci Wojciecha, to organi- zatorzy wyprawy na pewno zadbaliby o zgranie przyjazdu Ottona III z jak ąś dat ą podkre ślaj ącą religijn ą wag ę tego wydarzenia. Szczegól- 55 Por. rozwa Ŝania dotycz ące czasu jej sko ńczenia zawarte w nast ępnym roz- dziale. 56 Je Ŝeli uznamy jednak wiarygodno ść wcze śniejszej podległo ści Śląska diecezji mi śnie ńskiej lub praskiej (por. rozdz. 9). 287 nie dziwi, Ŝe cesarz nie przyjechał do Gniezna miesi ąc pó źniej, aby 23 kwietnia uczci ć dzie ń śmierci biskupa-misjonarza. Tymczasem to nie pobyt w Gnie źnie, lecz nast ępne w ęzłowe eta- py podró Ŝy zostały starannie zaplanowane według kryteriów religij- nych i wł ączone w harmonogram przygotowany według kryteriów politycznych. Zgodnie z tym precyzyjnie obmy ślonym planem Nie- dziel ę Palmow ą (24 marca) cesarz świ ętował u grobu swego dziada Ottona I w Magdeburgu, gdzie zwołał te Ŝ synod. Wielkanoc (31 mar- ca - 1 kwietnia) obchodził przy grobie swego pradziada Henry- ka I w Kwedlinburgu, gdzie obradował drugi synod. W Akwizgranie, gdzie pochowano Karola Wielkiego, obchodził świ ęto Zesłania Ducha Świ ętego (Zielone Świ ątki) i przewodniczył trzeciemu synodowi. Cała wyprawa miała zapewne znale źć ukoronowanie u grobów św. Piotra i Ottona II w Rzymie w Bo Ŝe Narodzenie roku 1000, kiedy przypa ść miały jednoczesne rocznice: tysi ąclecia narodzin Chrystusa, dwóchset- lecia restytucji cesarstwa na Zachodzie, trzydziestotrzylecia cesarskiej koronacji Ottona II, siedemnastolecia królewskiej koronacji same- go Ottona III oraz czterolecia jego ostatniego spotkania ze św. Woj- ciechem. Trudno sobie wyobrazi ć lepsz ą okazj ę do zamanifestowania dy- nastycznej tradycji, politycznej pot ęgi i religijnej legitymacji ce- sarskiego programu zdobycia dominacji w świecie chrze ścija ńskim. Trudno te Ŝ uwierzy ć, Ŝe uczeni doradcy cesarza nie podj ęliby pró- by jej wykorzystania, czy te Ŝ wr ęcz jej nie zauwa Ŝyli. Przeczy temu ów program objazdu Sclavinii, Germanii i Gal lii. Polityczno-religijna wielko ść tego planu i precyzja, z jak ą go skonstruowano, sugeruj ą, Ŝe wizyta w Gnie źnie miała by ć tylko pierwszym z zasadniczych eta- pów objazdu. Tote Ŝ pocz ątkowo cesarz wcale si ę nie spieszył: po wy- je ździe z Rzymu (po 19 grudnia 999 r.) Bo Ŝe Narodzenie sp ędził w Rawennie, 1 lub nawet jeszcze 7 stycznia był w Weronie, w Staf- felsee przebywał 17 stycznia, zatrzymał si ę na dłu Ŝszy postój w Ra- tyzbonie (co najmniej do 6 lutego)57, przyjmował teŜ niemieckich do- 57 Zwraca uwag ę chyba demonstracyjna nieobecno ść na postojach bawarskich tamtejszego ksi ęcia Henryka IV, który niejako „dziedzicznie" sprzymierzony z Cze- chami mógł wyrazi ć swoj ą niech ęć do zacie śnienia zwi ązków niemiecko-polskich. Po- 288 stojników w Jenie, śytycach i Mi śni. Po śpiech pojawił si ę dopiero w Gnie źnie58, kiedy zacz ęły si ę zbli Ŝać tradycyjne terminy zjazdów w Magdeburgu (w Niedziel ę Palmow ą59) i w Kwedlinburgu (na Wiel- kanoc60). Równie Ŝ „zako ńczenie podró Ŝy do Gniezna w Akwizgranie wła śnie w to świ ęto ko ścielne [Zielone Świ ątki] trudno jest uzna ć przypadkowe lub pozbawione znaczenia" (K. Górich 2000, s. 789). Dopiero tam cesarz przestał si ę spieszy ć, zatrzymuj ąc si ę na kilka ty- godni, a po przekroczeniu Alp po świ ęcił sporo czasu na załatwienie spraw italskich w Como i Pawii. Niestety, ponowne niepokoje w Rzymie, które otwartym konfliktem wybuchły dopiero w styczniu 1001 r, uniemo Ŝliwiły mu najwidoczniej realizacj ę kulminacyjnego punktu programu „milenijnego" w Bo Ŝe Na- rodzenie 1000 r., albo sam z niego zrezygnował z powodu „wstydliwe- go" braku całego ciała św. Wojciecha, którego powrót do miasta mógł obieca ć Rzymianom przed swoim wyjazdem do Gniezna. Zastanówmy si ę zatem, co stan ęło na przeszkodzie realizacji tego planu. Zaplanowane pozyskanie relikwii godnych triumfalno-komemora- tywnego przemarszu jubileuszowego przez Sclavini ę, Germani ę, Gal- li ę i Itali ę wymagało z pewno ści ą dokonania jakich ś wcze śniejszych uzgodnie ń z dworem piastowskim, gdzie mo Ŝe jeszcze nie zdawano sobie sprawy z wagi faktu posiadania grobu m ęczennika. Trzeba wi ęc przypuszcza ć, Ŝe Chrobry pocz ątkowo wyraził zgod ę na translacj ę ciała św. Wojciecha, który miał by ć świ ętym protektorem imperialnych planów. Cen ą za ten niewielki przecie Ŝ gest miał by ć sam niezwy- kły wprost zaszczyt goszczenia cesarza na prowincjonalnym dworze i perspektywa przejazdu w jego towarzystwie na wielkanocny zjazd jawił si ę dopiero na wielkanocnym Hoftagu w Kwedlinburgu, a wi ęc ju Ŝ po wizycie Ot- tona III w Gnie źnie. Mogło to by ć jego pierwsze spotkanie z Bolesławem Chrobrym. 58 Thietmar (IV, 45) wyra źnie napisał, Ŝe cesarz działał „bez zwłoki". 59 W Niedziel ę Palmow ą 973 r. Otto I wraz z nast ępc ą tronu przyjmował tam pa- nów saskich. Na taki sam dzie ń 984 r. Henryk Kłótnik zwołał do Magdeburga Hoftag, promuj ąc swoj ą kandydatur ę na króla. 60 Wielkanocne zjazdy w Kwedlinburgu odbyły si ę: w 973 r. (ostatni „zjazd" Ottona I, z udziałem Mieszka I); w 984 r. (kiedy Henryk Kłótnik ogłosił si ę królem - te Ŝ w obecno ści Mieszka I); w 986 r. (kiedy Teofano powtórzyła koronacj ę Otto- na III, któremu Mieszko I podarował wielbł ąda); tak Ŝe w 991 r. (znów w obecno ści Mieszka I). 289 I w Kwedlinburgu, dok ąd zawsze zapraszano Mieszka I (por. przyp. 60). Bolesław oczekiwał te Ŝ z pewno ści ą istotnych koncesji politycz- no-finansowych. Mo Ŝemy si ę tylko domy śla ć (por. dalsze rozwa Ŝania), dlaczego, sugerowany przez italskie źródła i uprawdopodobniony przez anali- zę dost ępnych źródeł, plan przewiezienia całego ciała św. Wojciecha w inne miejsce nagle si ę zmienił i doczesne szcz ątki m ęczennika po- zostały tam, „gdzie podoba si ę świ ętemu ciału [spoczywa ć]" (Bruno z Kwerfurtu, Vita II, 24). W ka Ŝdym razie ju Ŝ w Gnie źnie musiał po- wsta ć ad hoc plan alternatywny, którego elementami były zabranie tyl- ko ramienia biskupa-męczennika i przeprowadzone pó źniej w Akwi- zgranie, ku oburzeniu niektórych (por. np. Annales Hildesheimenses), wykopaliska w celu pozyskania godniej szych „relikwii" Karola Wiel- kiego (por. obszerne omówienie w K. Górich 1998 i 2000). Sugero- wany przez niektórych badaczy plan uczynienia odnowiciela cesarstwa zachodniego patronem imperialnym nie mógł by ć zrealizowany wsku- tek problemów, jakie Otto III napotkał po powrocie do Rzymu, mimo Ŝe pocz ątkowo został tam przyj ęty „z wielk ą chwał ą przez papie Ŝa i je- go biskupów" (Thietmar IV, 47). Fakt otwarcia przez Ottona III gro- bowca Karola „w tajemnicy" (Thietmar IV, 47) i w niewielkiej asy- ście, ka Ŝe podejrzewa ć, Ŝe była to akcja wcze śniej niezaplanowana, a zatem i nieprzygotowana propagandowo. Cesarz słusznie wi ęc oba- wiał si ę negatywnej reakcji na to jawne świ ętokradztwo, do którego mogło go skłoni ć fiasko próby wywiezienia z Gniezna całych relikwii woj ciechowych. Rozwa Ŝywszy polityczno-ideologiczne tło przygotowa ń do zjazdu gnie źnie ńskiego i jego miejsce w zasugerowanym uprzednio „programie milenijnym", czas si ę skupi ć na samym przebiegu tego wydarzenia, któ- re wydaje si ę kluczowe dla zrozumienia wcze śniejszych i pó źniejszych działa ń cesarza. W oczach współczesnych obserwatorów punktem kul- minacyjnym było utworzenie polskiej metropolii ko ścielnej61. Przy tym 61 Podtrzymywany dot ąd przez Gerarda Labud ę pogl ąd o synodalnym charakte- rze spotkania gnie źnie ńskiego ma, co prawda, oparcie w niepewnej informacji z An- 290 „osoby, które decydowały o zało Ŝeniu arcybiskupstwa gnie źnie ńskiego, po wi ększej cz ęś ci nie były polskiego pochodzenia i działały w niepo- lskim środowisku ko ścielnym" (R. Michałowski 2005, s. 12). Je Ŝeli do- damy do tego oczywiste w tym czasie trudno ści logistyczne i powolny obieg informacji pomi ędzy wszystkimi zaanga Ŝowanymi w to osobami, to otrzymujemy zadanie bardzo trudne do sprawnego przeprowadzenia, nawet przy zgodnej współpracy wszystkich instytucji, co w tamtym przypadku wcale nie było oczywiste. To wła śnie takie problemy sprawiły, Ŝe ingres pierwszego pol- skiego arcybiskupa nasuwa pewne w ątpliwo ści, uzasadnione infor- macjami zawartymi we współczesnych źródłach. Tymczasem wi ęk- szo ść badaczy albo niejasno ści pokrywa milczeniem, albo dokonuje nadinterpretacji źródeł, albo wybiórczo wspiera swoje argumenty Gal- lem i Kosmasem, d ąŜą c do skonstruowania spójnego obrazu wydarze ń. W tym momencie zapominaj ą jednak o własnych w ątpliwo ściach do- tycz ących naszego pierwszego kronikarza, którego słusznie uznaje si ę za „autora nie do ko ńca wiarygodnego w swych informacjach o cza- sach Chrobrego" (R. Michałowski 2005, s. 103). Nie brakuje te Ŝ przy- kładów „narodowej" interpretacji źródeł, których dostarcza cho ćby dyskusja nad informacj ą przekazan ą przez annalist ę hildesheimskiego, w której Czesi chc ą widzie ć potwierdzenie zamiaru ulokowania me- tropolii wojciechowej w Pradze (np. D. Tfe śtik 2000, s. 142), a Polacy bł ąd wprowadzony przez pó źniejszego o półwiecze kopist ę-redaktora (np. Labuda 1997). Charakterystyczne jest jednak, Ŝe po „poprawie- niu" bł ędów wskazuj ących na Czechy reszt ę tekstu krytycy traktuj ą ju Ŝ z pełnym zaufaniem (np. G. Labuda 2006a, s. 182). Pocz ątek wizyty w Gnie źnie przebiegał bez zakłóce ń. Cesarz wkro- czył do miasta boso, powtarzaj ąc typowy rytuał ukorzenia si ę, którego przykładem jest cho ćby gest samego św. Wojciecha poprzedzaj ący obj ę- cie diecezji praskiej (Vita I, 8). Polski Ko ściół reprezentował oczywi ście biskup Unger, cuins diocesi omnis haec regio subiecta est (Thietmar IV, 45). Ta identyfikacja jest wprawdzier klarowna, ale trudno uznać, nales Hildesheimenses, ale jest sprzeczny z definicj ą „synodu" jako zwołanym zgro- madzeniem wszystkich biskupów z danej metropolii. W Gnie źnie za ś dopiero po- wołano arcybiskupstwo i jego sufraganie. S ądz ąc z tytułu jego najnowszego tekstu na ten temat (G. Labuda 2006b), autor złagodził swoje stanowisko w tej sprawie. 291 jakoby „nie ulegało w ątpliwo ści, Ŝe tu Ŝ przed przełomem lat 999/1000 wspomniany Unger stał na czele normalnej diecezji, maj ącej okre ślon ą stolic ę [w Gnie źnie lub w Poznaniu] i przynajmniej w przybli Ŝeniu oznaczone granice" (R. Michałowski 2005, s. 90; te Ŝ s. 92). „Było bowiem absolutnie niemo Ŝliwe, aby urz ęduj ącemu biskupowi odebra ć miasto i podporz ądkowa ć je innemu" (H.-D. Hehl 2000, s. 498). W ka Ŝdym razie to on, jako gospodarz eklezjalny, powitał w Gnie ź- nie cesarza i poprowadził go do grobu św. Wojciecha. Była to wyra źna manifestacja jego suwerenno ści i roli głównego współpracownika Bo- lesława Chrobrego, który musiał wcze śniej zaakceptowa ć wła śnie taki przebieg pocz ątku cesarskiej wizyty. Gdyby cesarz od pocz ątku miał za- miar postawi ć Radzima na czele archidiecezji gnie źnie ńskiej i Chrobry by o tym wiedział, to stawianie Ungera w roli eklezjalnego gospodarza Gniezna byłoby polityczn ą prowokacj ą i doprowadziłoby do natychmia- stowego napi ęcia. Trzeba wi ęc przyj ąć , Ŝe Bolesław działał w dobrej wierze, bo z jego perspektywy Unger wydawał si ę „naturalnym kan- dydatem do godno ści metropolity" (J. Strzelczyk 1999a, s. 133). Miał przecie Ŝ bezcenne do świadczenie w pracy w Polsce, poprzedzonej kie- rowaniem ufundowanym przez rodziców Ottona III klasztorem w tu- ry ńskim Memleben, gdzie do 992 r. był opatem. Musiał wi ęc wyjecha ć na dwór Chrobrego za wiedz ą cesarza, je śli wr ęcz nie na jego Ŝyczenie. To skłoniło J. Frieda (1991, s. 369) do sformułowania ciekawej kon- cepcji, i Ŝ to ju Ŝ Teofano zamierzała utworzy ć w pa ństwie piastowskim „słowia ńsk ą" metropoli ę ko ścieln ą wła śnie z Ungerem lub Wojciechem- -Adalbertem na czele. Podobnie s ądziła C. Warnke (1980), ukazuj ąc no- wą mo Ŝliwo ść interpretacji dokumentu Dagome iudex. Zaskoczenie decyzjami personalnymi mogło dotyczy ć nie tylko biskupa Ungera, który miał prawo oczekiwa ć awansu. Trzeba bowiem uwzgl ędni ć te Ŝ sugesti ę, Ŝe od 995 r. w Polsce przebywał Anastazy - dawny towarzysz św. Wojciecha i były opat klasztoru w Bfevnovie (G. Labuda 2004, s. 181). Mo Ŝna to wywnioskowa ć z tytułu „opat klasztoru NMP w Sklawonii", pod jakim wyst ąpił w kwietniu 1001 r. na wielkanocnym synodzie w Rawennie62. „Gdy na ziemiach polskich 62 Anastasius abbas monasterii Sancte Marie Sclavanensis provincie - Urkunden der deutschen Konige und Keiser, MGH Diplom. II.2, Berlin 1957, nr 396 (s. 828). 292 powstała metropolia z czterema diecezjami, a Anastazego pomini ęto przy obsadzaniu nowych urz ędów, ten utalentowany i gotowy do wiel- kich wyzwa ń człowiek porzucił samotno ść polskiego klasztoru i po- dąŜ ył, jak si ę zdaje, za orszakiem Ottona III" (G. Gyorfy 2006/1977, s. 178). Je Ŝeli taka interpretacja jest słuszna63, to wzmacniałaby po- dejrzenie, i Ŝ podj ęte w Gnie źnie decyzje miały cechy pewnej im- prowizacji lub te Ŝ nie zostały nale Ŝycie poprzedzone stosownymi ne- gocjacjami z Bolesławem i z lokaln ą hierarchi ą ko ścieln ą. Poza przyczynami pomini ęcia miejscowych kandydatów do kiero- wania now ą metropoli ą, nie wiemy te Ŝ, dlaczego sugerowany uprzed- nio zamiar translacji ciała św. Wojciecha w inne miejsce nie został zre- alizowany. Nie dowiemy si ę, czy np. kto ś w drodze do Polski przekonał Ottona III, Ŝe Czech nie nadaje si ę na patrona „kontynentalnych" pla- nów niemiecko-rzymskiego cesarza. A mo Ŝe uznano, Ŝe dwukrotna, pot ępiona przez arcybiskupa Willigisa, ucieczka z siedziby biskupiej nie predestynuje Wojciecha do roli kanonicznego wzorca? Ja raczej podejrzewam, Ŝe to biskup Unger, oczywi ście za wiedz ą Chrobre- go64, który zrozumiał polityczn ą wag ę opieki nad grobem słynnego ju Ŝ w Europie m ęczennika, zaprotestował przeciw wywiezieniu z Pol- ski cennych relikwii. To wła śnie sprzeciwem Chrobrego i jego „lu- du" tłumaczył przecie Ŝ autor wspomnianego ju Ŝ źródła o translacji św. Wojciecha fiasko próby wyjazdu cesarza z Polski „z całym cia- łem" (MPH V, s. 997, oraz MGH SS, XV, cz. 2, s. 708, wers 35). Sta- tus polskiego ksi ęcia nie pozwalał mu sprzeciwi ć si ę otwarcie woli ce- sarskiej, mógł wi ęc posłu Ŝyć si ę lojalnym Ungerem. Kanoniczny sprze- ciw urz ęduj ącego biskupa (nawet misyjnego) był bowiem niemo Ŝliwy do legalnego złamania nawet przez cesarza, tym bardziej Ŝe przebywał na terenie podlegaj ącym jurysdykcji Bolesława. Otto III nie miał czasu na roztrz ąsanie powstałej w Gnie źnie sy- tuacji, gdy Ŝ musiał dotrzyma ć terminów precyzyjnie wcze śniej zapla- nowanych zjazdów/synodów w Magdeburgu (w Niedziel ę Palmow ą) i w Kwedlinburgu (na Wielkanoc). Nast ąpiły szybkie i zapewne ner- 63 Por. dalej alternatywn ą interpretacj ę czasu jego podró Ŝy. 64 Lojalno ści Ungera wobec polskiego ksi ęcia nie podwa Ŝa Ŝadne źródło (J. Fried 1989/2000, s. 110-124 i 156-160). 293 wowe negocjacje, w wyniku których Otto III musiał si ę zadowoli ć tyl- ko jednym ramieniem m ęczennika, co nie umniejszało wprawdzie sa- kralnej warto ści relikwii, ale obni Ŝało jednak symboliczny wymiar pla- nu i zmniejszało rozmiar zaplanowanego triumfu. Współcze śni mogli wcale nie dostrzec tej pora Ŝki, gdy Ŝ dominowało przecie Ŝ przekonanie, Ŝe to sami świ ęci decyduj ą o tym, gdzie maj ą spoczywa ć. W kaŜdym razie dla Brunona (Vita II, 24) było oczywiste, Ŝe Gniezno to jest wła- śnie to miejsce ubi sacro corpori placuit ąuiescere. Cz ęś ci ą powzi ętego ad hoc alternatywnego planu było pozosta- wienie w Gnie źnie Radzima65. Jego tytuł „arcybiskupa św. Wojciecha" jednoznacznie zobowi ązywał go przecie Ŝ do pozostania u grobu brata, gdziekolwiek by si ę on znajdował66. Decyzj ę t ę podj ęto ku zaskoczeniu biskupa Ungera, który nie uznał jurysdykcji przywiezionego z zewn ątrz konkurenta do zwierzchnictwa nad polskim Ko ściołem. Wymuszona była te Ŝ chyba akceptacja Bolesława Chrobrego, który mógł spodzie- wa ć si ę problemów we współpracy z na śladuj ącym zapewne rygoryzm moralny brata arcybiskupem. Nie był te Ŝ mo Ŝe zadowolony Gaudenty, który mógł liczy ć na bardziej presti Ŝow ą lokalizacj ę, np. w Rzymie. Nic wi ęc dziwnego, Ŝe dalsza współpraca ksi ęcia z jego metropolit ą wyra źnie si ę nie układała (por. dalsze rozwa Ŝania)67. Według takiej interpretacji to sam Unger, zapobiegaj ąc pozba- wieniu Polski cennych relikwii, sprowokował cesarską decyzj ę po- zostawienia w Gnie źnie „arcybiskupa św. Wojciecha", czego jako do- tychczasowy biskup „tego kraju" miał prawo nie zaakceptowa ć. Je- go, zanotowany przez Thietmara, sprzeciw mógł wi ęc dotyczy ć osoby metropolity, a nie korzystnego dla Polski ustanowienia metropolii. Za- skoczony t ą decyzj ą został te Ŝ najwyra źniej kler niemiecki, którego wątpliwo ści przekazał biskup merseburski w swoim k ąś liwym ut spe- 65 O. Engels (1997, s. 43) te Ŝ sugerował, Ŝe decyzja o powołaniu archidiecezji gnie źnie ńskiej została podj ęta nagle wobec oporu ludzi, którzy nie chcieli wydać re- likwii św. Wojciecha. Bardziej zdecydowany był J. Fried (1989). 66 Na t ę zasad ę liczyli zapewne Brzetysław i biskup praski Sewer, organizuj ąc w 1038 r. specjaln ą (?) wypraw ę do Gniezna, aby przenie ść relikwie wojciechowe do Pragi, z nadziej ą na uzyskanie własnej metropolii. 67 Czy konflikt ten faktycznie znalazł kumulacj ę w postaci obło Ŝenia Polski anatem ą, to ju Ŝ kwestia zaufania do Galia (I, 19). 294 ro legitime (Thietmar IV, 45). W ka Ŝdym razie w Gnie źnie nie by- ło Ŝadnego wartego kronikarskiego wspomnienia przedstawiciela Ko- ścioła niemieckiego (por. przypis 52), który mógłby skłoni ć Ottona III do zmiany swoich decyzji, dostojnikom italskim za ś sprawy odległej prowincji ko ścielnej były zapewne zbyt oboj ętne, aby próbowali si ę wtr ąca ć, podnosz ąc zastrze Ŝenia kanoniczne. O urz ądzaniu Ko ścioła w Europie Środkowej decydował bowiem w tym czasie przede wszyst- kim cesarz, który postanowił „pokaza ć w Polsce ponadnarodowe, mo Ŝ- liwie niesaskie oblicze" (O. Kossmann 1972, s. 440). Nie ulega w ątpliwo ści, Ŝe Thietmar uznawał Ungera (zreszt ą tak samo jak i Jordana - II, 22), nie za biskupa misyjnego, lecz za diece- zjalnego biskupa pozna ńskiego z jurysdykcj ą nad „całym tym krajem", łącznie z celem cesarskiej pielgrzymki - Gnieznem. Jednak oczywiste jest, Ŝe „gdyby Unger był w roku 999/1000 regularnym biskupem diecezjalnym, którego jurysdykcji podlegało ówczesne Gniezno, [...] to wobec wniesionego przez niego protestu fundacja gnie źnie ńska nie mogłaby doj ść za jego Ŝycia do skutku" (G. Labuda 2006b, s. 166; podobnie H.-D. Hehl 2000, s. 498). Zatem, a Ŝ do zjazdu gnie źnie ń- skiego musiał mie ć tylko „odziedziczony" po Jordanie status biskupa podlegaj ącego wprost Stolicy Apostolskiej albo te Ŝ terytorium jego diecezji nie obejmowało Gniezna, w co jednak trudno uwierzy ć. W ka Ŝdym razie dotychczasowe zwierzchnictwo Ungera nad pol- skim Ko ściołem, stawiało go na pozycji silnego kandydata do obj ęcia najwy Ŝszej funkcji w urz ądzanej na nowo prowincji ko ścielnej. Inne roz- wi ązanie musiało powodowa ć jego zrozumiały opór - nie przeciw sa- memu ustanowieniu arcybiskupstwa, lecz przeciw niespodziewanej de- cyzji personalnej. Czy nie nale Ŝy wi ęc rozumie ć my śli Thietmara na- st ępuj ąco: Bez zwłoki [cesarz] utworzył tam arcybiskupstwo [i] jak s ądz ę prawnie [chocia Ŝ] bez zgody wspomnianego zwierzchnika [Ungera], którego diecezji podporz ądkowany jest cały ten kraj, powierzaj ąc je bratu wymienionego m ęczennika Radzimowi [oraz] poddaj ąc mu Reinberna biskupa ko ścioła kołobrzeskiego, Poppona krakowskiego [i] Jana wrocławskiego, wyj ąwszy [jednak] Ungera pozna ńskiego, a tak Ŝe uczynił tam ołtarz [i] z czci ą umie ścił w nim świ ęte relikwie. Taka interpretacja pozwala przenie ść wyra Ŝon ą przez Thietmara wątpliwo ść dotycz ącą legalno ści decyzji gnie źnie ńskich z faktu sa- 295 mego utworzenia arcybiskupstwa na fakt postawienia na jego czele Radzima-Gaudentego. Tym samym powstały konflikt trzeba by prze- nie ść ze sfery instytucjonalnej (podwa Ŝanie legalno ści ustanowienia metropolii) na płaszczyzn ę personaln ą (podwa Ŝenie legalno ści inwe- stytury Gaudentego). W takiej sytuacji Unger nie „zgrzeszył" ra Ŝą cym nieposłusze ństwem, lecz wr ęcz przeciwnie - stan ął na stra Ŝy kanonicz- nego porz ądku, wymagaj ącego precyzyjnego uzgodnienia wszystkich elementów nowego urz ądzenia prowincji ko ścielnej. Tradycyjne (poprawniejsze lingwistycznie) tłumaczenie kluczo- wego dla tych rozwa Ŝań przekazu merseburskiego kronikarza jest uza- sadniane podejrzeniem, Ŝe reprezentuj ący interesy Ko ścioła niemiec- kiego Thietmar tak uj ął swój opis, aby poda ć w w ątpliwo ść sam ą le- galno ść ustanowienia arcybiskupstwa gnie źnie ńskiego. Uznaj ąc bo- wiem „biskupa tego kraju" Ungera za sufragana magdeburskiego, mógł uzna ć okrojenie jego diecezji w celu utworzenia nowej prowincji ko- ścielnej dla Radzima za znacz ące uszczuplenie cho ćby i wyimagino- wanego obszaru jurysdykcji arcybiskupa Magdeburga na wschodzie. Taka decyzja (je Ŝeli nie była wcze śniej uzgodniona z niemieckim Ko- ściołem) nie miałaby sankcji kanonicznej. Jednak w takim przypadku powinni śmy usłysze ć o jakim ś prote ście arcybiskupa Gizylera - cho ć- by po przybyciu Ottona III i Bolesława Chrobrego do Magdeburga. Jednak „arcybiskup magdeburski Gizyler nie zgłaszał Ŝadnych pro- testów przeciw powstaniu metropolitalnej organizacji Ko ścioła pol- skiego, bo nie miał do tego Ŝadnych uprawnie ń" (G. Labuda 2006b, s. 178; te Ŝ R. Michałowski 2005, s. 250 n.). Wzmacnia to moj ą su- gesti ę, i Ŝ w ątpliwo ści Thietmara nie dotyczyły naruszenia interesów ar- chidiecezji magdeburskiej, lecz raczej kanoniczno-personalnych aspek- tów ingresu arcybiskupa Radzima-Gaudentego. Zgodnie z prawem kanonicznym granice, siedzib ę i obsad ę nowej archidiecezji wyznaczał władca z udziałem legata papieskiego. Decyzje te zatwierdzał jednak ostatecznie papie Ŝ, przyznaj ąc wprowadzonemu ju Ŝ na urz ąd arcybiskupowi paliusz. Je Ŝeli legata papieskiego w Gnie ź- nie nie było (a źródła o tym milcz ą68), a cesarz z Bolesławem wpro- Gerard Labuda (2006b, s. 170) przypuszcza, Ŝe funkcj ę t ę pełnił oblacjonariusz Robert. 296 wadzili ad hoc istotne zmiany do poczynionych pierwotnie w Rzymie ustale ń personalnych, organizacyjnych i/lub terytorialnych, to decyzje ta- kie nie mogły by ć uznane za prawomocne przed uzyskaniem papieskiej akceptacji. W X w. było ju Ŝ bowiem norm ą prawn ą, Ŝe ustanowienie nie tylko arcybiskupstwa, ale tak Ŝe nowego biskupstwa wymagało zgody Stolicy Apostolskiej. Wprawdzie cesarz mógł sam mianowa ć metropolit ę (tak jak Otto I osadził w Magdeburgu w 968 r. Adalberta), ale ten i tak musiałby si ę uda ć do Rzymu po konsekracj ę potwierdzon ą wr ęczeniem paliusza. Przeprowadzenie wszystkich tych czynno ści poza siedzib ą ar- cybiskupstwa nie ma chyba współczesnego odpowiednika. Gdyby uruchomienia nowej metropolii i desygnowania jej ordyna- riusza dokonano z zachowaniem wszelkich reguł, to Thietmar nie od- wa Ŝyłby si ę podawa ć w w ątpliwo ść gnie źnie ńskich decyzji autoryzo- wanych wszak przez samego cesarza. O tym, Ŝe jednak miał do nich zastrze Ŝenia, świadczy powtórzenie znacz ącego ut spero jeszcze raz - przy okazji opisu kariery biskupa kołobrzeskiego Reinberna (Thiet- mar VII, 72). Co prawda, kronikarz nie powtórzył w tym przypadku ut spero legitime (jak s ądz ę prawnie/legalnie), lecz - ut spero dignus (jak sądz ę godziwie/zasłu Ŝenie), lecz i ta uwaga odnosi si ę wła śnie do de- cyzji gnie źnie ńskich. Dwukrotne powtórzenie takiego samego zastrze- Ŝenia nie jest oczywi ście dziełem przypadku, lecz wyrazem istotnych wątpliwo ści hierarchy z s ąsiedniej metropolii. Trudno przy tym w ątpi ć w fachowo ść (cho ć nie w bezstronno ść ) tej faktycznie negatywnej oce- ny, któr ą autor grzeczno ściowo tylko złagodził69. Biskup merseburski znał przecie Ŝ dobrze przypadek Gerberta z Aurillac „bezprawnie wy- niesionego na zarz ąd [archidiecezji]" Reims przez króla Hugona Ka- peta (Thietmar VI, 100) i jego przykre skutki kanoniczne w postaci pa- 69 Ma oczywi ście racj ę Gerard Labuda (2004, s. 188, przyp. 33), Ŝe kronikarz nie u Ŝył oceny jednoznacznie negatywnej (np. ut spero illegitime), jednoznacznej za ś wersji sed non legitima u Ŝył dopiero XII-wieczny autor G ęsta archiepiscoporum Megdeburgensium (G. Labuda 2006b, przyp. 33). Nie znaczy to jednak, i Ŝ t ę specjalnie wtr ącon ą w tekst relacji i zb ędn ą uwag ę nale Ŝy traktowa ć jako zapewnienie, i Ŝ wszyst- ko odbyło si ę „zgodnie z ówczesnym prawodawstwem ko ścielnym", jak chciałby Ro- man Michałowski. Podobnie jak inni czytelnicy relacji Thietmara, odbieram to jako fi- gur ę retoryczn ą, dzi ęki której autor unikn ął sformułowania bezpo średniej krytyki, lecz zasugerował swoje istotne w ątpliwo ści. 297 pieskiej odmowy paliusza, która w ko ńcu zmusiła arcybiskupa do po- rzucenia swojej francuskiej metropolii. Dalszym śladem podawanych nie wprost w ątpliwo ści Thietmara mo Ŝe by ć to, Ŝe jako bezpo średniego twórc ę metropolii wskazuje same- go cesarza, który fecit ibi archiepiscopatum. Tymczasem, jako biskup wiedział przecie Ŝ, Ŝe „tworzenie arcybiskupstwa le Ŝało w wył ącznej kompetencji papie Ŝa, natomiast ordynowanie w jego urz ąd i udzie- lanie arcybiskupowi i jego sufraganom inwestytury w kompetencji władcy świeckiego o kompetencjach królewskich" (G. Labuda 2006a, s. 182). Tak wła śnie przedstawił to annalista hildesheimski, który pisze nie o ustanowieniu arcybiskupstwa, lecz „arcybiskupa" {Imperator [...] fecit archiepiscopum, licentia Romani pontificis), co cesarz miał prawo zrobi ć. Ta drobna z pozoru ró Ŝnica ponownie zmusza do skierowania uwagi badacza ku samej osobie Radzima-Gaudentego, którego chyba jednak niespodziewanie Otto III pozostawił w Gnie źnie. W sumie trzeba poda ć w w ątpliwo ść historiograficzne przekona- nie, Ŝe wszystkie „odno śne postanowienia zapadły na synodzie rzym- skim" (R. Michałowski 2005, s. 113; te Ŝ G. Labuda 2006b, s. 170), bo źródła milcz ą o takim zgromadzeniu, a tak Ŝe o jakichkolwiek przy- gotowaniach do decyzji, które pono ć miały by ć na nim podj ęte. Pro- blemy towarzysz ące ustanowieniu metropolii gnie źnie ńskiej wskazuj ą wr ęcz na złe przygotowanie tego aktu, a opór biskupa Ungera i pó źniej- szy brak współpracy Chrobrego z arcybiskupem ka Ŝą w ątpi ć, Ŝe „plan utworzenia arcybiskupstwa w Gnie źnie [...] zawiózł Gaudenty do Rzy- mu w drugiej połowie 997 roku, z inicjatywy Bolesława Chrobrego" (G. Labuda 2006b, przyp. 35). W tym kontek ście zastanowienia wymaga niezwykłe tempo po- wołania nowej metropolii. Niecałe 3 lata, jakie minęły od śmierci św. Wojciecha do przyjazdu cesarza do Gniezna, to okres podejrzanie krótki. Wystarczy cho ćby przypomnie ć trudno ści, jakie napotkał Otto I, który pomimo swojej determinacji długo nie mógł zało Ŝyć wymarzonej metropolii magdeburskiej, gdy Ŝ przez 13 lat (955-968 r.) uparty biskup Halberstadt nie wyra Ŝał zgody na okrojenie swojej diecezji. Kolejne 13 lat pó źniej ci ągn ący si ę brak wzajemnych uzgodnie ń spowodował czasow ą (981-1009 r.) likwidacj ę biskupstwa merseburskiego. Trud- no ść tych długotrwałych negocjacji ilustruj ą liczne dokumenty cesar- 298 skie, papieskie i arcybiskupie. W jaki sposób wi ęc arcybiskupstwo gnie źnie ńskie powołano tak szybko, tak bezproblemowo i bez jakiego- kolwiek śladu źródłowego? Widocznie Ŝaden z ko ściołów niemieckich nie miał formalnych podstaw do oprotestowania tej decyzji. Powołanie metropolii na terenie jurysdykcji biskupa wci ąŜ pozbawionego stałej siedziby i bez wyra ź- nie rozgraniczonej diecezji oraz formalnie podległego bezpo średnio papie Ŝowi wymagało tylko decyzji Stolicy Apostolskiej. Czy jednak taka jednoznaczna decyzja zapadła? Je śli tak, to dlaczego Gaudenty nie miał jednoznacznego tytułu archiepiscopus Gnesnesisl Chyba równie Ŝ w Polsce podzielano w ątpliwo ści odno śnie do pra- widłowo ści funkcjonowania metropolii gnie źnie ńskiej. To mo Ŝe tłu- maczy ć uderzaj ący fakt, Ŝe Bruno z Kwerfurtu nie wspomina w ogóle ani arcybiskupstwa, ani nawet samego Radzima-Gaudentego, którego przecie Ŝ znał osobi ście. Jednocze śnie, podobnie jak Thietmar, tytułuje Ungera jednoznacznie episcopus terrae { śywotpi ęciu braci m ęczenni- ków, 30). Nie mo Ŝna tego faktu zby ć milczeniem, bo Bruno jest jedy- nym z przywoływanych tu autorów, który przebywał i pisał w Polsce, i nie sposób zrozumie ć, co mogło spowodowa ć tak niezwykł ą pomyłk ę w ocenie sytuacji polskiego Ko ścioła. Równie znacz ące jest, Ŝe „polska annalistyka praktycznie prze- milczała najwa Ŝniejsze osi ągni ęcie roku 1000" (J. Wyrozumski 2002, s. 284), tj. uzyskanie metropolitalnego statusu przez Gaudentego. Najstarsze polskie roczniki zanotowały tylko: ordinatio sancti Gau- dentii episcopi (Rocznik świ ętokrzyski a.a. 1000; podobnie Rocznik wielkopolski a.a. 999). Równie Ŝ w zanotowanej przez Galia polskiej tradycji dworsko-ko ścielnej nie utrwaliła si ę pami ęć o organizacyj- nych skutkach zjazdu gnie źnie ńskiego. Chocia Ŝ wi ęc Anonim korzystał z informacji udzielanych mu przez polskich biskupów, to nic nie wspo- mniał o wprowadzeniu Radzima-Gaudentego na arcybiskupi stolec, pi- sz ąc tylko o nim - sancti Adalberti frater et successor (Anonim Gali I, 19). Jednocze śnie (podobnie jak Bruno) jednoznacznie tytułował Ungera episcopus Poloniae (Anonim Gali I, 30). Takie informacje mu- siał uzyska ć od patronuj ących mu biskupów. Dlaczego wi ęc „polska tradycja [...] zupełnie zagubiła pami ęć o ko ścielno-organizacyjnej stronie Zjazdu gnie źnie ńskiego" (J. Strzel- 299 czyk 2000b, s. 46), a roczn ą dat ę śmierci pierwszego polskiego ar- cybiskupa przekazał dopiero Jan Długosz? Trudno wyja śni ć to „za- pomnienie" czym innym ni Ŝ ch ęci ą ukrycia niepewnego kanonicznie statusu pierwszego metropolity. Sto dwadzie ścia kilka lat to przecie Ŝ zdecydowanie za mało, aby tak wa Ŝny epizod zdołał ulecie ć z pami ęci dworsko-ko ścielnej. Cesarska decyzja, w której ju Ŝ P. Kehr (1920, s. 44) słusznie dostrzegł znamiona „improwizacji"70, pozostawiła widocznie równie Ŝ w Polsce niepewno ść co do jej prawomocno ści, a mo Ŝe i tre ści. Dalsz ą wskazówk ą w tym kierunku jest zagubienie w Polsce pa- mi ęci o „podporz ądkowanych" Gaudentemu biskupach: Reinbernie i Janie. Nie mo Ŝna wi ęc „z prawdopodobie ństwem bliskim pewno ści wnosi ć [...] Ŝe diecezje powstały [...] nie wcze śniej ni Ŝ w drugiej po- łowie 997 r., a zapewne nawet pó źniej, bowiem w roku 999" (R. Mi- chałowski 2000, s. 30; podobnie E.-D. Hehl 2000, s. 501), gdy Ŝ z re- lacji Thietmara (IV, 45) wcale nie wynika, Ŝe „Poppon krakowski" i „Jan wrocławski" ju Ŝ wcze śniej działali w Polsce71. Nie mo Ŝna te Ŝ jednak stwierdzi ć, Ŝe to dopiero „arcybiskup Radzim-Gaudenty w asy- ście legatów uroczy ście wy świ ęcił nowych biskupów" (J. Tyszkiewicz 2000, s. 24), bo nie wiemy, czy byli konsekrowani dopiero w 1000 r., czy mo Ŝe przywiezieni z Rzymu. Thietmar informuje tylko, Ŝe obaj zo- stali „podporz ądkowani" Radzimowi72. Dalsze losy trzech pozawielkopolskich sufraganii nasuwaj ą kolejne podejrzenia, Ŝe decyzje gnie źnie ńskie nie były dobrze przygotowane. Diecezja kołobrzeska okazała si ę całkowitym fiaskiem. Po zniszczeniu tamtejszych fana idolorum biskup Reinbern zmuszony był porzuci ć 70 O „zaimprowizowanym synodzie" pisze te Ŝ J. Strzelczyk (2000d, s. 496). 71 Ostatnio M. Derwich (2000, s. 137) uznał, Ŝe biskup Jan mógł pochodzi ć z o środka ko ścielnego, który uformował si ę na grodzie we Wrocławiu po 965 r. 72 Warto zwróci ć uwag ę na pokutuj ące w literaturze polskiej niedokładne tłuma- czenie kluczowego fragmentu dotycz ącego czterech biskupów. M.Z. Jedlicki w sposób do ść dowolny zinterpretował tekst łaci ński, pisz ąc: „i podporz ądkował mu z wyj ątkiem biskupa pozna ńskiego Ungera nast ępuj ących biskupów: kołobrzeskiego Reinberna, krakowskiego Poppona i wrocławskiego Jana". Tymczasem Thietmar (IV, 45) napisał: ,,[i] podporz ądkowuj ąc mu Reinberna, biskupa ko ścioła kołobrzeskiego, Poppona kra- kowskiego [i] Jana wrocławskiego, wyj ąwszy Ungera pozna ńskiego" (por. podobn ą propozycj ę w: G. Labuda 2000, s. 19). 300 swoj ą siedzib ę i ju Ŝ w 1004 r.73 towarzyszył zapewne Bolesławowi Chrobremu w Pradze, a pó źniej (przed 1013 r.), jako kapelan polskiej ksi ęŜ niczki, został wysłany do Kijowa (Thietmar VI, 10 i VII, 72), sk ąd ju Ŝ nie wrócił. Trudno te Ŝ uzna ć za sukces działalno ść Jana, która nie pozostawiła Ŝadnych, poza kronik ą Thietmara śladów źródłowych. Najstarszy spis biskupów z Lubi ąŜ a, pochodz ący z 1270 r., zaczyna przecie Ŝ list ę wrocławsk ą od Hieronima (1046-1062), który miał zbu- dowa ć pierwsz ą katedr ę. I znowu trzeba zapyta ć, jak to mo Ŝliwe, Ŝe tak wa Ŝne dla polskiego Ko ścioła imi ę pierwszego ordynariusza śląskiego nie zostało utrwalone w pó źniejszych źródłach? Mo Ŝe ustanowienie południowopolskich diecezji, tak jak w przypadku Kołobrzegu, było całkowicie nieudan ą prób ą eklezjalnego skonsolidowania ziem tylko formalnie kontrolowanych przez Chrobrego? Krucha konstrukcja jego pa ństwa zawaliła si ę przecie Ŝ wkrótce po śmierci jej twórcy. Oficjalny optymizm kr ęgów ko ścielnych odno śnie do post ępów chrystianizacji mógł si ę zderzy ć z dala od centrum pa ństwa z du Ŝymi problemami. Mo Ŝe racj ę miał italski autor Translatio ss. Abundii et Abundantii, który ok. 1001 r. napisał, Ŝe w kraju Chrobrego wci ąŜ erant gentiles (MGH SS IV, s. 575)? Mo Ŝe sufraganie południowe, tak jak i kołobrze- ska, nie mogły realnie funkcjonowa ć w środowiskach zamieszkanych wci ąŜ jeszcze głównie przez pogan lub przez semichristiani, jak nazwał Wipo {G ęsta Chuonradi..., s. 52) tych powierzchownie tylko ochrzczo- nych? Siła reakcji poga ńskiej z lat trzydziestych XI w. potwierdza prze- cie Ŝ płytko ść oficjalnej konwersji74 i łatwo ść powrotu „starego prawa" zmaterializowanego wybudowaniem w 1032 r. poga ńskiej świ ątyni wprost na wrocławskim grodzie (S. Mo ździoch 2000, s. 42 n.). A mo Ŝe te biskupstwa miały po prostu w ątpliw ą prawomocno ść kanoniczn ą? Przecie Ŝ podporz ądkowanie Gnieznu sufraganii wrocław- skiej i krakowskiej mogło bole śnie naruszy ć stan posiadania biskupstw w Pradze i w Ołomu ńcu75, które podlegały metropolii mogunckiej. Za- 73 Por. wyczerpuj ące omówienie informacji dotycz ących Reinberna przedstawio- ne przez Stanisława Rosika, który za innymi autorami przesuwa rozpad diecezji ko- łobrzeskiej na lata 1005-1007 (2000a, s. 91 i przyp. 62). 74 Por. rozwa Ŝania S. Rosika - 2000b. 75 Nie miejsce tu na dyskusj ę, czy Śląsk i Małopolska faktycznie nale Ŝały wcze ś- niej do czeskich diecezji. Wi ększo ść badaczy uwa Ŝa jednak, Ŝe „południowe ziemie 301 fc. tem bez wcze śniejszej zgody biskupa Tiadaga i arcybiskupa Willigisa, które intuicyjnie sugeruj ą niektórzy badacze (np. J. Tyszkiewicz 2000a, s. 24; G. Labuda 2006b, s. 171), zmiana przynale Ŝno ści diecezjalnej Śląska i Małopolski nie miałaby sankcji kanonicznej, nawet gdyby wprowadził j ą sam cesarz za zgod ą papie Ŝa. Spraw ę dodatkowo kom- plikuje dokument wystawiony przez Ottona III w grudniu 995 r., w któ- rym ziemie poło Ŝone na południe od Odry wł ączył do diecezji mi- śnie ńskiej, a wi ęc poddał metropolii magdeburskiej (por. rozdz. 9). Je- Ŝeli rzeczywi ście Śląsk i Małopolska podlegały wcze śniej jurysdykcji któregokolwiek z tych biskupstw, to wcze śniejsza zgoda hierarchów niemieckich byłaby konieczna do prawomocnego ustanowienia die- cezji wrocławskiej i krakowskiej, a o zgodzie takiej nic nie wiemy. Mogły to by ć wreszcie zastrze Ŝenia wyimaginowane, cho ć oparte na roszczeniach wywiedzionych z niejasnej tre ści bulli Jana XII, któr ą po raz pierwszy próbowano ustanowi ć arcybiskupstwo magdeburskie w 962 r. Papie Ŝ obiecał w niej wszystkim niemieckim metropolitom nadzór nad zakładaniem nowych diecezji na ziemiach słowia ńskich - nawet je Ŝeli b ędzie to decyzja samego cesarza (Papsturkunden..., t. 1, nr 154, s. 283 n.). Nic dziwnego wi ęc, Ŝe archidiecezja magdeburska szczególnie uparcie broniła utraty potencjalnych wpływów na Wscho- dzie, posuwaj ąc si ę nawet do produkowania jawnych fałszerstw przy- wilejów papieskich (R. Michałowski 2005, s. 246-259). W 1000 r. Gi- zyler jednak milczał. Zdziwienie musi budzi ć zachowanie Bolesława Chrobrego, który ju Ŝ w 1001 r. posłał do Italii poselstwo z pro śbą o misjonarzy, chocia Ŝ zorganizowanie akcji misyjnej nale Ŝało przecie Ŝ do najwa Ŝniejszych obowi ązków kaŜdego „pogranicznego" metropolity. Na czele delegacji stał zapewne abbas monasterii Sancte Marie Sclavanensis Anastazy, który wła śnie 4 kwietnia 1001 r. wymieniony jest w dokumencie Ot- tona III (por. przyp. 62). To pomini ęcie Gaudentego znalazło pełne zro- zumienie u cesarza, który od razu przysłał mnichów z zało Ŝonego przez siebie pod Rawenn ą klasztoru św. Wojciecha w Pereum. Nie wzbu- Polski wchodziły do lat siedemdziesi ątych X wieku w skład diecezji bawarskich (ra- tyzbo ńskiej i passawskiej), a po 973 roku jeszcze przez szereg lat do diecezji praskiej, która została wył ączona ze składu metropolii salzburskiej i wł ączona do mogunckiej" (J. Strzelczyk 1999a, s. 101). 302 dziło te Ŝ zdziwienia papie Ŝa Sylwestra II, który rok pó źniej z tego sa- mego klasztoru wysłał do Polski Brunona z Kwerfurtu, nadaj ąc mu nawet arcybiskupi paliusz76, a wi ęc i prawo konsekracji nowych bi- skupów. Wkrótce jeden z mi ędzyrzeckich mnichów (Benedykt) dostał od Chrobrego znaczn ą sum ę srebra pro ac ąuirenda apostolica licentia {Vita ąuin ąue fratrum..., 10). To „stary" biskup Unger nadał wła ściwy bieg kultowi pi ęciu braci pustelników, których uroczy ście pochował 13 listopada 1003 r.; to „przezacny biskup Unger" udał si ę w 1004 r. z tajemnicz ą misj ą do Rzymu. To Bruno z Kwerfurtu mediował mi ę- dzy polskim władc ą a Henrykiem II; to Bruno w 1007/1008 r. wysłał do Szwecji biskupa misyjnego, którego zapewne sam konsekrował; to Bruno napisał wzruszaj ącą hagiografi ę „pi ęciu braci"; to Bruno wzorem św. Wojciecha zorganizował i powiódł równie tragiczną mi- sj ę do Bałtów. Jak wida ć, poza „milenijnymi" informacjami Thietmara i annali- sty hildesheimskiego, o metropolicie Gaudentym we współczesnych mu źródłach nie ma ani słowa! Trudno uzna ć, i Ŝ Gaudentego w Pol- sce nie było albo Ŝe niech ętny mu Bolesław całkowicie uniemo Ŝliwił swojemu metropolicie wypełnianie jego podstawowych obowi ązków, chocia Ŝ mo Ŝna podejrzewa ć, Ŝe „ostentacyjnie unikał arcybiskupa" (J. Strzelczyk 1999a, s. 133, przyp. 14). Mo Ŝe wi ęc trzeba przyj ąć , Ŝe rola „arcybiskupa św. Wojciecha", od samego pocz ątku i zgodnie z je- go tytułem, ograniczona była faktycznie do kultywowania pami ęci jego wielkiego brata, w którym to celu pozostawił go w Gnie źnie Otto III? Mo Ŝe te Ŝ głównym zadaniem jego sufraganów było promowanie kultu św. Wojciecha w rejonach stosunkowo niedawno wł ączonych do pa ń- stwa polskiego? Mo Ŝe to im trzeba przypisa ć ustanowienie patrociniów wojciechowych we Wrocławiu i w Krakowie? Ostatnio Maciej Ma- łachowicz (2000, s. 192) wyraził przypuszczenie, Ŝe wrocławskie we- zwanie św. Wojciecha było znacznie starsze od świ ątyni po świ ęconej prawdopodobnie w 1112 r. Natomiast odkryte pod stojącym do dzi- siaj na krakowskim rynku ko ściołem św. Wojciecha ślady dwóch naj- 76 Potwierdzaj ą to Roczniki kwedlinburskie (a.a. 1009), nazywaj ąc go archiepi- scopus et monachus, oraz Thietmar (VI, 94), według którego Bruno w 1004 r. z r ąk magdeburskiego arcybiskupa Taginona otrzymał w Merseburgu „ świ ęcenia biskupie oraz paliusz, który sam tutaj przywiózł". 303 wcze śniejszych budowli drewnianych wskazuj ą na jego wzniesienie przy „szlaku śląskim" wła śnie na przełomie X-XI w., a wi ęc w czasie posługi biskupa Poppona (K. Radwa ński 1970 i 1975, s. 171 n.). Wątpliwo ści mno Ŝy Gali, który zdaje si ę uwa Ŝał, Ŝe w chwili grze- bania zwłok św. Wojciecha Gniezno ju Ŝ było „siedzib ą metropolitaln ą" (Anonim Gali I, 6). Co wi ęcej, autor Kroniki polskiej (I, 11) stwier- dza enigmatycznie, Ŝe w czasach Bolesława Chrobrego Polonia duos metropolitanos cum suis suffraganeis continebat (por. ostatnio P.M.A. Cywi ński 2001). Te uwagi potwierdzaj ą zadziwiaj ącą niewiedz ę pol- skich biskupów, którzy nie tylko zapomnieli o arcybiskupim stanowi- sku Gaudentego, ale i pomno Ŝyli jego metropoli ę. Chyba Ŝe za Jackiem Banaszkiewiczem77 uznamy, Ŝe te dwie metropolie ko ścielne to tylko „element retorycznej mitologizacji" dawnej świetno ści pa ństwa pia- stowskiego. Nast ępnie trzeba zapyta ć, dlaczego jeden z „pi ęciu braci", Bene- dykt, przebywaj ąc od dłu Ŝszego czasu w Polsce, nie mógł „uzyska ć pozwolenia na głoszenie Ewangelii" { śywotpi ęciu braci m ęczenników, 10) od miejscowego arcybiskupa? Dlaczego, po nieudanej próbie kon- taktu z Brunonem zim ą 1002/1003 r., Chrobry wysłał kolejnego brata, polecaj ąc mu dotarcie cho ćby i do Rzymu „celem uzyskania apostol- skiego pozwolenia"? Polskiemu władcy wyra źnie zale Ŝało na uzyska- niu dla którego ś z mnichów mi ędzyrzeckich tytułu biskupa misyjnego, którego z jakiego ś powodu nie mo Ŝna było „załatwi ć" w Polsce. Tytuł taki, a nawet arcybiskupi paliusz, miał ju Ŝ Bruno, ale mimo upowa Ŝ- nienia papie Ŝa, inwestytury króla Henryka II i konsekracji w 1004 r. przez magdeburskiego arcybiskupa Taginona, nie mógł wjecha ć do Polski i musiał wybra ć okr ęŜ ną drog ę przez W ęgry i Ru ś. Najwy- ra źniej nie chciał złama ć kanonicznego zakazu prowadzenia działal- no ści misyjnej na „cudzym" terenie i czekał do śmierci Gaudentego w 1006/1007 r. To tłumaczy, dlaczego zniecierpliwiony polski ksi ąŜę wysłał w 1004 r. do Rzymu kolejne poselstwo - ocalałego z pogromu mi ędzyrzeckiego mnicha i s ędziwego biskupa Ungera - z misj ą, o któ- 77 Niepublikowany referat Gali kronikarz i jego obrazy historyczne wygłoszony podczas konferencji „Anonim zw. Gallem i jego Kronika na tle historiografii XII wieku z perspektywy nowszych bada ń" (Kraków, 13-14 IV 2007 r.). 304 rej Henryk II słusznie s ądził, Ŝe „mo Ŝe przynie ść szkod ę jego pa ństwu" (śywot pi ęciu braci m ęczenników, 21). A „szkod ę" niemieckim interesom mogło przynie ść uporz ądkowa- nie sytuacji polskiego Ko ścioła, która wyra źnie utrudniała Chrobremu funkcjonowanie jako chrze ścija ńskiemu władcy. Nic dziwnego wi ęc, Ŝe Henryk II t ę delegacj ę zatrzymał i ju Ŝ Ungera spod swojej kontroli nie wypu ścił. Brutalno ść tej decyzji trzeba przypisa ć temu, Ŝe wła śnie w tym czasie arcybiskup Tagino (niew ątpliwie z poparciem króla) pró- bował uzyska ć od papie Ŝa potwierdzenie swojej zwierzchno ści nad die- cezj ą pozna ńsk ą. Spotkanie polskiej i niemieckiej delegacji nad Tybrem pokrzy Ŝowałoby te plany, których zreszt ą nie udało si ę zrealizowa ć a Ŝ do 1133 r. Wida ć w tym walk ę dyplomatyczn ą, potwierdzaj ącą, dostrze- gan ą i w Polsce, i w Niemczech, niejasno ść sytuacji polskiego Ko ścioła. Upór Chrobrego widoczny w powtarzaj ących si ę rok po roku próbach kontaktu z papie Ŝem sugeruje niejasno ść statusu metropolity gnie źnie ńskiego lub przynajmniej jaki ś „powa Ŝny konflikt [...] mi ędzy Bolesławem Chrobrym a bratem św. Wojciecha" (J. Fried 1989/2000, s. 109), który wedle Galia (I, 19) miał nawet rzucić kl ątw ę na cały kraj. My ślę, Ŝe kłopotu z Gaudentym nie mo Ŝna sprowadza ć li tylko do jakiego ś politycznego czy wr ęcz charakterologicznego konfliktu z polskim władc ą. Musiał on mie ć gł ębsze podło Ŝe, wykraczaj ące poza stosunki wewn ątrzpa ństwowe. Powy Ŝsze w ątpliwo ści źródłowe suge- ruj ą bowiem, Ŝe „Gaudenty a Ŝ do śmierci nie uzyskuje jurysdykcji ar- cybiskupiej" (J. Fried 1989/2000, s. 114). Najbardziej zrozumiał ą przyczyn ą takiego stanu rzeczy mógł by ć, wynikaj ący z ujawnionego w Gnie źnie konfliktu i spowodowanych nim decyzji nieuzgodnionych wcze śniej z papie Ŝem, brak paliusza78, czyli 78 Opinia G. Labudy (2006a, s. 188), i Ŝ „nie mo Ŝe by ć Ŝadnej w ątpliwo ści, Ŝe papie Ŝ Sylwester [...] wyposa Ŝył te Ŝ metropolit ę w paliusz, bez którego arcybiskup Gaudenty nie mógłby sprawowa ć w imieniu Stolicy Apostolskiej swojego urz ędu", opiera si ę wył ącznie na osobistym przekonaniu autora, wspartym przywołaniem zapisu z Annales Hildesheimenses {Imperator [...]fecit archiepiscopum, licentia Romanipon- tificis, a.a. 1000), którego wiarygodno ść sam słusznie podwa Ŝa, oraz nadinterpretacj ą przekazu „Galia" (I, 6), którego decretum papa Siluester odnosi si ę wszak tylko (?) do udzielonych Chrobremu uprawnie ń w zakresie zwierzchnictwa nad instytucjami ko ścielnymi. 305 daru relikwii kontaktowych św. Piotra, potwierdzaj ącego personalne upowa Ŝnienie do sprawowania istotnych funkcji „apostolskich" -przede wszystkim konsekrowania swoich biskupów diecezjalnych i zwoły- wania synodów prowincjonalnych. To wyja śniłoby chyba wszystkie przedstawione problemy. Nie byłaby to sytuacja typowa, ale nietypowy był te Ŝ tytuł arcybiskupi Gaudentego. Trudno si ę nie zgodzi ć z R. Mi- chałowskim (2000, s. 29), Ŝe ,jest to tytuł niezwykły", ale te Ŝ nie- zwykłe były rz ądy Ottona III - „władcy, który najcz ęś ciej lekcewa Ŝył ówczesne normy i konwencje" (J. Strzelczyk 2000d, s. 494). Dlatego nie powinno nas dziwi ć, Ŝe tytuł ten nie miał odpowiednika ani na Za- chodzie, ani na Wschodzie. Podtrzymuj ę zasygnalizowan ą ju Ŝ i popart ą dwoma źródłami ital- skimi opini ę, Ŝe ten „niezwykły" tytuł wskazuje, i Ŝ pierwotnie nie prze- widywano pozostawienia Gaudentego w Gnie źnie, gdy Ŝ cesarz za- mierzał wywie źć z Polski całe ciało jego brata, które miało u świetni ć uroczysty, „milenijny" objazd Rzeszy i triumfalny powrót do Rzymu, gdzie Otto III urz ądzał swoj ą siedzib ę i okazałe sanktuarium woj- ciechowe. Nie znaczy to, Ŝe za prawdopodobne mo Ŝna uzna ć oparte na Rocznikach hildesheimskich sugestie, i Ŝ planowan ą siedzib ą metro- polity miałaby by ć Praga (por. wcze śniejsze uwagi). W ątpliwe jest te Ŝ, aby, jak sugerował niegdy ś Karol Maleczy ński (1966), planowano osa- dzenie Gaudentego w Akwizgranie, gdzie Słowianin z nieprawego ło Ŝa na pewno spotkałby si ę z oporem hierarchii z Kolonii i Leodium. „Zgoda Ottona III na erygowanie arcybiskupstwa i metropolii gnie źnie ńskiej była odst ępstwem od wytyczonych szlaków my śli po- lityczno-ko ścielnej" (R. Michałowski 2000, s. 36). Ustanowienie pol- skiej metropolii ju Ŝ na pocz ątku pierwszego od ponad 2 lat przyjazdu Ottona III do Saksonii było wr ęcz prowokacj ą w stosunku do nie- mieckiej hierarchii ko ścielnej, która zapewne nigdy nie pogodziła si ę z tym, Ŝe Jordan i Unger podlegali immediacji papieskiej (por. A. We- iss 1992, s. 255-259). Trudno te Ŝ przypuszcza ć, Ŝe Sylwester II bez oporu pozbawiłby si ę atutu bezpo średniej kontroli nad polskim Ko- ściołem, która wzmacniała pozycj ę papie Ŝa w stosunku do Ko ścioła niemieckiego. Poza tym, po wstydliwych kłopotach z akceptacj ą swo- jego własnego arcybiskupstwa w Reims, Gerbert z Aurillac mógł by ć 306 bardzo ostro Ŝny z interweniowaniem w sprawy odległej prowincji ko ś- cielnej, w które nie miał pełnego wgl ądu. Chocia Ŝ niekonwencjonalny styl jego rz ądów pozwala mo Ŝe uzna ć, Ŝe „Otton III mógł ze stosunkow ą łatwo ści ą uwolni ć si ę od tego, co uwa Ŝano za interes Saksonii, królestwa niemieckiego czy Ko ścioła magdeburskiego" (R. Michałowski 2000, s. 45), ale zmiany organiza- cyjne wymagały jednak spełnienia wielu warunków formalnych. Nic nie wiemy o negocjacjach z hierarchi ą niemieck ą, która, s ądz ąc z ko- mentarza Thietmara, została zaskoczona gnie źnie ńsk ą „improwizacj ą", mog ącą te Ŝ wzbudzi ć w ątpliwo ści papie Ŝa osobi ście uwra Ŝliwionego na nieuzgodnione ustanawianie arcybiskupów. Jego poparcie dla impe- rialnej polityki cesarza nie musiało wszak oznacza ć bezkrytycznej zgo- dy na wszelkie pomysły, szczególnie te dotycz ące organizacji Ko ścioła. Mógł natomiast warunkowo wyrazi ć zgod ę na ordynowanie ju Ŝ w Rzy- mie arcybiskupa - opiekuna relikwii św. Wojciecha. Nie miał on jurys- dykcji metropolitalnej, ale nie był te Ŝ misyjnym episcopus gentium, ta- kim jak Bruno z Kwerfurtu. Był to wprawdzie pomysł ekstrawagancki, ale te Ŝ ten „potomek Greczynki i Sasa był osob ą egzaltowan ą i skor ą do niekonwencjonalnych posuni ęć " (J. Banaszkiewicz 2000, s. 385). Zaspokoiłby w ten sposób pragnienie specjalnego u świetnienia swoje- go „milenijnego" objazdu Rzeszy, nie wprowadzaj ąc jednak nowych napi ęć w swoje stosunki z niemieck ą hierarchi ą ko ścieln ą i nie zmusza- jąc papie Ŝa do podj ęcia niewygodnej decyzji. Przeznaczony do takiej funkcji „arcybiskup św. Wojciecha m ęczennika" nie otrzymał paliusza, gdy Ŝ go nie potrzebował - przynajmniej do czasu okre ślonia terytorial- nego zakresu jego kompetencji. Przyj ęcie takiego zało Ŝenia pozwala zrozumie ć milczenie współ- czesnych źródeł79 i grzeczno ściowo tylko złagodzone w ątpliwo ści Thietmara. Przedstawiciele Ko ścioła niemieckiego słusznie nie uznali jurysdykcji Gaudentego, je Ŝeli nie miał paliusza koniecznego do kon- sekrowania biskupów i inicjowania misji chrystianizacyjnych. Brak 79 O „zezwoleniu biskupa Rzymu" na obj ęcie funkcji metropolity przez Gau- dentego mówi ą, co prawda, Roczniki hildesheimskie, ale ta spisana w połowie XI w. wzmianka lokuje jego siedzib ę w Pradze. 307 paliusza tłumaczy, dlaczego eremici mi ędzyrzeccy, chc ący rozpocz ąć prac ę misyjn ą, z takim uporem próbowali odnale źć Brunona lub do- trze ć do papie Ŝa. Ich determinacja wynikała z tego, Ŝe nie było komu w Polsce konsekrowa ć biskupa misyjnego, mimo Ŝe, jak twierdzi Gali (I, 6), Otto III przekazał Bolesławowi „wszelk ą władz ę, jaka w za- kresie [udzielania] godno ści ko ścielnych przysługiwała w królestwie polskim", a wi ęc i prawo inwestytury. Łatwiej wytłumaczy ć te Ŝ przyczyn ę nerwowego kr ąŜ enia Brunona wokół Polski, do której najwyra źniej bał si ę wjecha ć, licz ąc si ę z oporem Gaudentego, gdy Ŝ „metropolici nie dopuszczali do pracy na »swoim« obszarze innych misjonarzy, jak tylko zale Ŝnych od siebie, obawiaj ąc si ę ograniczania zasi ęgu metropolii" (A. Weiss 1992, s. 250)80. Istot- niejsze jednak było to, Ŝe Kwerfurtczyk był arcybiskupem z paliuszem (Thietmar VI, 94)81. Co prawda, jako misjonarz nie miał uprawnie ń (archi)diecezjalnych, ale mógłby pomóc w rozwi ązaniu problemów, ja- kie stwarzał Chrobremu „dysfunkcyjny" Gaudenty. Do tego nie chciał dopu ści ć Henryk II, który najpierw do 1004 r. zwlekał z inwestytur ą Brunona, a pó źniej wysłał go na W ęgry i na Ru ś. Dopiero śmier ć Gaudentego w 1006 lub 1007 r. oraz chwilowe uspokojenie konfliktu niemiecko-polskiego umo Ŝliwiły Brunonowi długo oczekiwany przez Chrobrego przyjazd do Polski w 1007 albo 1008 r. Paliusz przyznawał wył ącznie papie Ŝ i ka Ŝdy arcybiskup zaakcep- towany przez swojego władc ę (nawet przez cesarza) musiał prosi ć Sto- lic ę Apostolsk ą o nadanie tej oznaki jurysdykcji metropolitalnej. Nada- wanie lub odmawianie paliusza było jedynym skutecznym sposobem papieskiej kontroli nad obsad ą metropolii. O paliusz mógłby Gaudenty wyst ąpi ć ju Ŝ po „zaimprowizowanym" usadowieniu go w Gnie źnie i po dokładnym okre śleniu przez polskiego władc ę granic jego jurys- dykcji zaakceptowanych przez papieskiego legata82. Na przeszkodzie kanonicznemu zatwierdzeniu decyzji gnie źnie ńskich mogły jednak sta- 80 O tym, jak zazdro śnie strze Ŝono „swojego" terytorium, świadczy dyskusja biskupów bawarskich z Metodym ( śywoty Konstantyna i Metodego, s. 111 n.). 81 O tym, Ŝe z paliusza korzystał, świadczy jego własna informacja, i Ŝ konsekro- wał biskupów dla Pieczyngów i dla Szwedów (List do króla Henryka II). 82 Je Ŝeli który ś z towarzysz ących cesarzowi do Gniezna dostojników ko ścielnych miał tak ą delegacj ę. 308 nąć wydarzenia ze stycznia 1001 r. (bunt w Rzymie i ucieczka papie Ŝa) oraz śmier ć Ottona III w styczniu 1002 r. Bardziej prawdopodobnym wytłumaczeniem jest jednak opór Syl- westra II, który wkrótce po śmierci Ottona III przyznał paliusz Bru- nonowi, chocia Ŝ działalno ść misyjn ą w Polsce powinien był koordyno- wa ć Gaudenty. Mo Ŝe jednak papie Ŝ nie chciał usankcjonowa ć decyzji gnie źnie ńskich, które z jakiego ś powodu były dla niego niewygodne? Odmowa paliusza była jedynym sposobem wpływania przez papie Ŝy na obsad ę arcybiskupstw. O tym, Ŝe z niego korzystali, świadczy oso- biste do świadczenie Gerberta z Aurillac, który nie uzyskał papieskiej ak- ceptacji dla decyzji francuskiego króla i został pozbawiony jurysdykcji kanonicznej w Reims. Odczuwszy osobi ście powa Ŝne skutki braku po- rozumienia władzy świeckiej i ko ścielnej co do osoby metropolity, Ger- bert, ju Ŝ jako papie Ŝ Sylwester II, mógł powstrzyma ć si ę z ostatecznym usankcjonowaniem urz ędu Gaudentego, je Ŝeli uznał jego ustanowienie za niejasne lub nie dostał jednoznacznej akceptacji polskiego władcy i zgody zainteresowanych (nawet nieformalnie) hierarchów niemiec- kich. Mo Ŝe dlatego Chrobry aktywnie starał si ę o papiesk ą delegacj ę dla którego ś z mnichów mi ędzyrzeckich, a mo Ŝe i dla biskupa Ungera. Sylwester II najwyra źniej zdawał sobie spraw ę z ułomno ści me- tropolii polskiej. Dowodem na to jest konsekracja Brunona, który jed- noznacznie kierował si ę do Polski, gdzie z woli cesarza jego współ- bracia zakonni ju Ŝ uruchomili o środek misyjny. Papie Ŝ wiedział wi- docznie, Ŝe Gaudenty nie mógł uruchomi ć ju Ŝ przygotowanej misji, chocia Ŝ krzewienie wiary nale Ŝało przecie Ŝ do podstawowych obo- wi ązków ka Ŝdego „pogranicznego" metropolity. Bł ędu spowodowa- nego pospiesznym ustanowieniem arcybiskupstwa gnie źnie ńskiego nie udało si ę naprawi ć przed śmierci ą Ottona III, gdy Ŝ miał on w Italii du Ŝo powa Ŝniejsze problemy i pozostawił „akcje gnie źnie ńskie nie za- ko ńczone i jakby prowizoryczne" (E.-D. Hehl 2000, s. 501). Henryk II za ś najwyra źniej nie podzielał polityki wschodniej swego poprzednika i kanoniczna słabo ść „arcybiskupa św. Wojciecha" była mu na r ękę. Je- dyne, co mógł i chciał zrobi ć Sylwester II, aby umo Ŝliwi ć pełn ą dzia- łalno ść czekaj ących w Mi ędzyrzeczu misjonarzy, nie nara Ŝaj ąc si ę jed- nocze śnie na konflikt z nowym królem, było wła śnie wydelegowanie (arcy)biskupa misyjnego. 309 Je Ŝeli, jak twierdzi Gali, polski ksi ąŜę uzyskał królewskie prawo inwestytury, to kanoniczn ą moc jego decyzjom personalnym mógł na- da ć tylko arcybiskup poparty przez dwóch biskupów. Tymczasem Gau- denty bez pałiusza nie mógł konsekrowa ć nowych biskupów, których Chrobry na pewno potrzebował. Niedostatek biskupów spowodował, Ŝe polski władca poruczał coraz to nowe zadania wycofanemu z Koło- brzegu Reinbernowi, który najpierw towarzyszył mu do Pragi, a pó ź- niej został wysłany do Kijowa. Nerwowo ść ksi ęcia powodowało te Ŝ to, Ŝe bez udziału pełnoprawnego arcybiskupa nie mógł marzy ć o wła ś- ciwej koronacji. Mo Ŝliwo ść rozwi ązania patowej sytuacji, w której metropolita nie mógł sprawowa ć istotnych funkcji, a Bruno nie mógł wjecha ć do Polski, przyniosła dopiero śmier ć Gaudentego w 1006 lub 1007 r. Dopiero wtedy Henryk II uznał, Ŝe mo Ŝe bezpiecznie zgodzi ć si ę na wjazd do Polski Brunona, który jako nie (archi)diecezjalny, lecz misyjny episcopus gentium i tak nie rozwi ązałby problemu pozbawio- nego w pełni sprawnego metropolity Chrobrego. Thietmar dobrze wiedział o kłopotach Gerberta z Aurillac, któremu król Hugo Kapet nadał arcybiskupstwo w Reims w 992 r., ale papie Ŝ Jan XV odmówił mu swojej delegacji symbolizowanej przez paliusz. Mimo poparcia władcy, iniuste promotus Gerbert musiał opu ści ć swoj ą metropoli ę i został „wyp ędzony ze swojej ojczyzny" (Thietmar VI, 100). Czy przypadkiem saski kronikarz swoj ą złagodzon ą przez szacu- nek do cesarza krytyk ą sposobu ustanowienia Radzima arcybiskupem gnie źnie ńskim nie sugeruje nam podobnej sytuacji? Relacje Thietmara z innych konfliktów zwi ązanych z obejmowaniem arcybiskupstw83 wskazuj ą, Ŝe jako hierarcha ko ścielny ka Ŝdorazowo krytykował „bez- prawne" post ępowanie władców, którzy nie uzgodnili swoich decyzji z Ko ściołem. Zatem i w przypadku gnie źnie ńskim mo Ŝna podejrzewa ć, iŜ inwestytura Gaudentego nie miała kanonicznej legitymacji w po- staci ostatecznej papieskiej akceptacji. W ątpliwo ści tej nie rozstrzyga przekonanie naszego Anonima, Ŝe „postanowienia tego układu zatwier- dził papie Ŝ Sylwester przywilejem Świ ętego Ko ścioła Rzymskiego", 83 Oprócz sprawy Reims, Thietmara zaj ęło szczególnie nieudane wprowadzenie na stolec magdeburski Oktryka w 981 r. (III, 12-14). 310 bo przecie Ŝ „dokument konfirmacyjny Sylwestra II nie zachował si ę i nic o nim nie wiadomo" (J. Strzelczyk 1999b, s. 58). To prawda, Ŝe „bez zgody imperatora papie Ŝ nawet pospołu z ksi ęciem polskim nie był władny przeprowadzi ć" erygowania me- tropolii gnie źnie ńskiej (R. Michałowski 2000, s. 39), ale i odwrotnie - decyzja cesarska byłaby niewa Ŝna bez akceptacji papieskiej. Je Ŝeli Otto III, rozwi ązuj ąc ujawniony w Gnie źnie spór o miejsce pochowa- nia św. Wojciecha, udzielił Gaudentemu inwestytury metropolitalnej bez wcze śniejszej wiedzy papie Ŝa, który pó źniej nie obdarzył arcy- biskupa paliuszem, to wszystkie podj ęte w Gnie źnie decyzje (ł ącznie z konsekracj ą Reinberna, opatrzon ą przez Thietmara k ąś liw ą uwag ą) z kanonicznego punktu widzenia podj ęto iniuste. Relacja Thietmara dostarcza jeszcze jednej (chocia Ŝ niezbyt moc- nej) przesłanki pozwalaj ącej w ątpi ć w „zdolno ść paliuszow ą" Gauden- tego. Kronikarz napisał bowiem tylko o „podporz ądkowaniu/podda- niu" arcybiskupowi trzech sufraganów, nic nie wspominaj ąc o ich wy- świ ęceniu lub ordynowaniu. Co wi ęcej - ani Jan, ani Poppo nie s ą bez- po średnio nazwani biskupami, a co do godno ści biskupiej Reinberna, którego bardzo cenił, wyra źnie miał jakie ś zastrze Ŝenia (Thietmar VII, 72). Mo Ŝe wi ęc Ŝaden z nich nie został „poprawnie" konsekrowa- ny, je Ŝeli nie zd ąŜ ono z tym podczas pobytu w Gnie źnie licznych do- stojników ko ścielnych? To by dobrze tłumaczyło, potwierdzone „za- pomnieniem" przez polski Ko ściół, niepowodzenie pierwszych prób ustanowienia diecezji, nie tylko w Kołobrzegu, ale tak Ŝe we Wro- cławiu, oraz nerwowe działania Chrobrego. Polski ksi ąŜę musiał tolerowa ć pozostawionego mu przez cesarza „arcybiskupa św. Wojciecha", któremu jednak brakowało papieskiej akceptacji, wi ęc nie mógł spełnia ć funkcji metropolity. Przed śmierci ą Ottona III Sylwester II nie zd ąŜ ył lub nie chciał zmieni ć tego stanu, który Henrykowi II był bardzo na r ękę. Bolesław z pomoc ą biskupa Ungera podejmował nerwowe próby zmiany tej sytuacji, ale były one zapewne torpedowane przez Gaudentego, który wła śnie z tego powodu mógł obło Ŝyć Polsk ę kl ątw ą (Anonim Gali I, 19). Dopiero po zawarciu pokoju podczas zielono świ ątkowego Hoftagu w Merseburgu w 1013 r. Chrobry mógł wreszcie formalnie uporz ądkowa ć status swojego ko ś- 311 cioła, bez czego nie mógł si ęgn ąć po koron ę usankcjonowan ą na- maszczeniem. Podszedł do tego bardzo sprytnie, skarŜą c si ę papie Ŝowi Benedyktowi VIII, Ŝe wskutek trudno ści czynionych przez Henryka II nie mo Ŝe „ui ści ć czynszu przyrzeczonego ksi ęciu apostołów, Piotrowi" (Thietmar VI, 92)84. Dopiero wtedy jego długoletnie zabiegi zosta- ły uwie ńczone sukcesem, o czym mo Ŝe świadczy ć uwaga Thietmara (VIII, 15), który pod 1018 r. ju Ŝ bez Ŝadnego komentarza wspomina Gnezni archiepiscopi [...] aecclesia. Dopiero wtedy kanoniczne upo- rz ądkowanie statusu polskiej metropolii umo Ŝliwiło Chrobremu pod- jęcie stara ń o koronacj ę, co osi ągn ął dopiero w 1025 r. Jak wida ć z tych rozlicznych pyta ń, jedyny pewny, jak dot ąd s ą- dzono, element zjazdu gnie źnie ńskiego, tj. utworzenie polskiej me- tropolii ko ścielnej, nasuwa jednak wiele sugerowanych przez współ- czesne źródła w ątpliwo ści, zarówno co do oryginalnego planu cesa- rza, jak i przebiegu oraz skutków spotkania Ottona III z Bolesławem Chrobrym85. Problem w Gnie źnie powstał dlatego, Ŝe cesarz osta- tecznie nie dostał zgody na zaplanowan ą uroczyst ą translacj ę ciała św. Wojciecha (prawdopodobnie do Rzymu). To spowodowało nagł ą „ko- nieczno ść " pozostawienia w Gnie źnie Gaudentego, co zostało opro- testowane przez zaskoczonego biskupa Ungera, czuj ącego poparcie Chrobrego. Pó źniejsze kłopoty schyłku krótkiego panowania Ottona III uniemo Ŝliwiły mu (je Ŝeli miał taki zamiar) formalne usankcjonowanie decyzji gnie źnie ńskich. Gaudenty do ko ńca Ŝycia nie uzyskał wi ęc za- 84 Chodziło zapewne o przej ęte po Mieszku I zobowi ązanie b ędące skutkiem wystawienia dokumentu Dagome iudex w 992 r. Podtrzymywanie tego zwi ązku po- twierdza Bruno z Kwerfurtu, który był przekonany, Ŝe Chrobrego bronił sanctus Petrus cuius tributarium se asserit {List do króla Henryka II). 85 Na tych złych do świadczeniach, wynikłych z ewidentnego „bałaganu", który towarzyszył politycznemu usamodzielnianiu si ę Bolesława Chrobrego i ustanawianiu polskiej metropolii, skorzystały przede wszystkim Węgry. W przeprowadzonej rok pó źniej koronacji Stefana i ustanowieniu arcybiskupstwa w Ostrzyhomiu/Gran/Esz- tergom trudno bowiem dostrzec istotne braki formalnych procedur (por. omówienie w: G. Gyórfy 2006/1977, rozdz. XIV). Wszystko zostało bowiem oficjalnie zatwier- dzone przez papie Ŝa i cesarza podczas synodu w Rawennie w kwietniu 1001 r. 312 pewne metropolitalnej jurysdykcji usankcjonowanej nadawanym przez papie Ŝa paliuszem, a Chrobry mimo licznych prób nie zdołał zmieni ć tej sytuacji, stoj ąc w obliczu niech ętnej mu polityki Henryka II. Ten wywód wychodzi z uzasadnionego źródłowo podejrzenia, i Ŝ pierwotny program cesarski zakładał translacj ę całego ciała św. Woj- ciecha86. Niespodziewane zakłócenie tego planu ju Ŝ po przybyciu do Gniezna wprowadziło do działa ń Ottona III po śpiech, w którego atmosferze podj ęto działania źle przygotowane, co z kolei utrudniło funkcjonowanie archidiecezji gnie źnie ńskiej w jej najwcze śniejszym okresie. Taka hipoteza pozwala przeinterpretowa ć przekaz Thietmara oraz przekonuj ąco chyba wyja śni ć zarówno przyczyny opatrzenia jego relacji k ąś liw ą uwag ą, jak i tło nerwowo ści „ko ścielnej" polityki Chro- brego przed śmierci ą metropolity. Chocia Ŝ „ani Ottonowi III, ani polskiemu ksi ęciu nie brakowało wzajemnego szacunku i powa Ŝania" (C. Garnier 2000, s. 5), to zjazd gnie źnie ński był spotkaniem dwóch przebiegłych polityków, którzy mimo pozorów zgodnego współdziałania osi ągali swoje partykularne cele, wci ągaj ąc do rozgrywki partnera nie całkiem świadomego przy- dzielonej mu roli87. Pomysłodawc ą, inicjatorem i stron ą dominuj ącą był oczywi ście Otto III88, który działał na wielkiej scenie kontynen- talnej. Nie przewidział jednak kłopotów, które zaaran Ŝował aktywny na scenie regionalnej Chrobry z pomoc ą swojego biskupa Ungera. Wy- my ślone w Gnie źnie ad hoc rozwi ązanie nagłego konfliktu interesów politycznych okazało si ę pó źniej pomysłem trudnym do formalnego usankcjonowania. Cesarz nie miał jednak du Ŝo czasu na roztrz ąsanie powstałej w Gnie źnie sytuacji, gdyŜ musiał dotrzyma ć u świ ęconych otto ńsk ą tradycj ą terminów zjazdów/synodów w Magdeburgu (w Niedziel ę Pal- mow ą) i w Kwedlinburgu (na Wielkanoc). Nast ąpiły szybkie i chyba 86 Oczywi ście w Gnie źnie pozostałaby jaka ś cz ęść relikwii. 87 Mam powa Ŝne w ątpliwo ści, czy „wi ęź zadzierzgni ęta mi ędzy Bolesławem Chrobrym a imperatorem pomy ślana była na wzór wi ęzi ł ącz ącej św. Pawła z Epafro- dytem" (R. Michałowski 2005, s. 310). 88 Tłumaczenie jego post ępowania głównie „atmosfer ą religijn ą ówczesnego Zachodu" (R. Michałowski 2000, s. 48) odsuwa na margines sfer ę polityczn ą, któr ą ja byłbym skłonny uzna ć za najwa Ŝniejsz ą. 313 nerwowe negocjacje, zapewne kontynuowane jeszcze w trakcie wspól- nej drogi do Magdeburga i Kwedlinburga. W tej atmosferze impro- wizacji sugerowane przez Galia nało Ŝenie Chrobremu na głow ę ce- sarskiego diademu (je Ŝeli nie jest tylko wykreowanym na piastowskim dworze mitem) mogło by ć gestem, który nie miał zasadniczych kon- sekwencji geopolitycznych. Realn ą cz ęś ci ą nagłej alternatywy było natomiast pozostawienie w Gnie źnie „arcybiskupa św. Wojciecha m ę- czennika", którego ten tytuł jednoznacznie zobowi ązywał do pozosta- nia u grobu brata, gdziekolwiek by si ę on znajdował. Decyzj ę t ę pod- jęto ku zaskoczeniu zarówno biskupa Ungera, który złoŜył oficjalny protest kanoniczny, jak i Bolesława Chrobrego, który długo próbował uporz ądkowa ć powstały „bałagan". Ta skomplikowana rozgrywka była pewnie trudna do zrozumienia nawet dla uczestników zjazdu gnie źnie ńskiego, nie mówi ąc ju Ŝ o ze- wn ętrznych obserwatorach sceny politycznej. Zanotowane przez kro- nikarzy elementy pobytu Ottona III w Polsce to typowe atrybuty uro- czystych spotka ń władców wczesno średniowiecznych, w których zry- tualizowane gesty i wymiana mniej lub bardziej symbolicznych darów były głównym środkiem pacyfikacji nastrojów, wyra Ŝania wzajemnego szacunku i ustalania wzajemnych zobowi ąza ń. Cesarz zostawił wi ęc w Gnie źnie przeznaczone pierwotnie do ostentacji przewozu relikwii wojciechowych złote tablice, ale dostał rami ę świ ętego. Cesarz podaro- wał Chrobremu kopi ę cesarskiej włóczni - militare signum cesarstwa, ale dostał 300 pancernych wojów (zapewne konnych)89. Cesarz nało- Ŝył polskiemu ksi ęciu swój diadem, ale ten zobowi ązał si ę by ć lojal- nym „współpracownikiem cesarstwa". Cesarz przyjechał do Gniezna, ale Chrobry odprowadził go do Magdeburga i do Kwedlinburga, lub nawet do Akwizgranu. Przez te gesty uwzgl ędnione zostały wszystkie najwa Ŝniejsze płaszczyzny ustalania i podtrzymywania relacji władzy - religijna, militarna, polityczna i personalna. Były to standardowe elementy ów- 89 O podobnych darach słyszymy przy okazji spotkania Henryka II z Robertem Pobo Ŝnym w 1022 r., kiedy król zaoferował cesarzowi m.in. 100 koni z bogat ą uprz ęŜą oraz relikwiarz z z ębem św. Wincentego (por. W. Fałkowski 2006, s. 187-190). 314 czesnych spotka ń „na szczycie". Zwodnicze byłoby porównywanie tych darów i rytualnych zachowa ń z punktu widzenia ich „rynko- wej" warto ści czy te Ŝ dociekanie ich równowa Ŝno ści. W ceremoniale uroczystych spotka ń wa Ŝniejsza była bowiem symbolika poszczegól- nych przedmiotów i gestów, które dzisiaj nie zawsze s ą zrozumiałe. To na niej skupiano si ę, oceniaj ąc przebieg podobnych „zjazdów", których skutkiem było podtrzymanie lub zmiana wzajemnych relacji mi ędzy członkami dynastycznych elit europejskich. Wobec wspomnianej na pocz ątku niepewno ści co do jednoznacz- nego celu przyjazdu Ottona III do Gniezna, to wła śnie te dosy ć stan- dardowe przecie Ŝ elementy wszelkich spotka ń „na szczycie" zostały przez nie świadomych pierwotnego planu kronikarzy i historyków śred- niowiecznych wyniesione do rangi wielkich wydarze ń. Obserwatorzy i komentatorzy zjazdu, którzy pozostawili nam swoje relacje, dys- ponowali wszak tylko fragmentaryczn ą wiedz ą, na podstawie której próbowali wyja śni ć to wydarzenie, bior ąc elementy wtórne (wymiana darów i gestów) za istot ę pierwotnego planu, znacznie wykraczaj ącego poza skal ę bilateralnych kontaktów otto ńsko-piastowskich. Tymcza- sem wyprawa cesarska była elementem imperialnej polityki Ottona III, w której Polska odgrywała rol ę mo Ŝe nie marginaln ą, ale te Ŝ nie decy- duj ącą. W ka Ŝdym razie strategi ę imperialn ą Ottona III „mo Ŝna zrozu- mie ć tylko w zwi ązku z wydarzeniami na wschodniej granicy Rzeszy" (H. Ludat 1971, s. 75). Wizyta w Gnie źnie była pierwszym praktycznym przejawem spój- nej strategii, która była cz ęś ci ą planu konkurowania ze wschodnim cesarstwem. Pocz ąwszy od niej, w działaniach cesarza wida ć kon- sekwentne d ąŜ enie do uporz ądkowania sytuacji wzdłu Ŝ całego pasa wschodniego pogranicza dziel ącego jego imperium od Bizancjum. Bo- lesław Chrobry nie mógł by ć świadomym partnerem w prowadzonej na skal ę kontynentaln ą rozgrywce, której celem było uporz ądkowanie całego wschodniego pogranicza imperium - od Bałtyku po Adriatyk. Nast ąpiło to ju Ŝ w 1001 r., kiedy cesarzowi udało si ę stworzy ć wzdłu Ŝ swoich wschodnich granic stref ę „buforow ą" zło Ŝon ą z blisko po- wi ązanych z cesarstwem: Polski, Czech, W ęgier i Wenecji. Strategia ta załamała si ę, kiedy nagle zabrakło autorytetu Ottona III, a polityka 315 Henryka II, który „radykalnie odszedł od cesarskiej idei swojego po- przednika" (S. Weinfurter 2000, s. 820), nabrała raczej wymiarów sa- skich ni Ŝ kontynentalnych90. 90 Trzeba jednak podkre śli ć, Ŝe „wojciechowy" program Ottona III był kon- tynuowany przez Henryka II, któremu cz ęsto zarzuca si ę zerwanie z polityk ą jego kontrowersyjnego poprzednika. To Henryk wszak doko ńczył w 1005 r. wojciecho- wą fundacj ę Ottona III w Akwizgranie. To on zapewne uruchomił te Ŝ o środki kul- tu św. Wojciecha w Merseburgu i Magdeburgu (G. Althoff 1984, s. 298). 12. „A TO POLSKA WŁA ŚNIE!' Dot ąd w tej ksi ąŜ ce po świ ęconej wszak pocz ątkom (cho ćby i „trudnym") Polski, rzadko go ściła jej nazwa. W kilku miejscach wr ęcz zastrzega- łem, Ŝe szacunek dla źródeł wymaga du Ŝej ostro Ŝno ści w mówieniu o „plemionach polskich", „władcach polskich" czy nawet o „pa ństwie polskim". Aby sprosta ć postawionym przez samego siebie ogranicze- niom, posługiwałem si ę eufemizmami (np. „okres przedpa ństwowy") lub okre śleniami akceptowanymi w historiografii, ale te Ŝ nie całkiem zgodnymi z wymow ą najwcze śniejszych źródeł (np. „pa ństwo wczesno- piastowskie" lub „Piastowie"). Do „polsko ści" odwoływałem si ę raczej w znaczeniu geograficznym, tj. jako do jednego ze sposobów okre- ślenia ziem poło Ŝonych mi ędzy Bałtykiem a Sudetami i Karpatami. Były to wszystko celowe zabiegi. Ich rola nie polegała jednak na sztucznym budowaniu napi ęcia w oczekiwaniu na rozwi ązanie za- gadki skrywane do samego ko ńca tej ksi ąŜ ki. Swoj ą hipotez ę zapowie- działem przecie Ŝ ju Ŝ w rozdz. 4, przypominaj ąc, Ŝe nazwa „Polska" pojawiła si ę dopiero około 1000 r. Chodziło mi raczej o wykazanie, Ŝe mo Ŝna si ę wyrwa ć z zakl ętego kr ęgu wzajemnego potwierdzania si ę przesłanek i wniosków, w którym przej ęte od poprzednich po- kole ń historyków gotowe sformułowania determinuj ą nasz sposób patrzenia na opisywan ą przeszło ść . Z przesadnym rygoryzmem uni- kałem wi ęc mówienia o „Polsce", zanim takie poj ęcie faktycznie po- jawiło si ę w geopolitycznej świadomo ści Europy. Bo przecie Ŝ „istot- nie, od r. 1000 dopiero niew ątpliwe mamy dowody, i Ŝ nazwa narodu naszego w kronikach si ę ukazała" (J. Karłowicz 1881, s. 410; podobnie H. Łowmia ński 1985, s. 21; J. Strzelczyk 1999b, s. 22, oraz 1999a, s. 17; R. Michałowski 2005, s. 98). Wcze śniejsze nazwy nie miały cha- rakteru choronimów. Znajdujemy zatem tajemniczych Licicaviki (Wi- dukind III, 66), ale pozostałe wzmianki (pierwsza ju Ŝ u Ibrahima ibn Jakuba) to typowe identyfikacje przez wskazanie, Ŝe chodzi o pa ństwo i/lub poddanych konkretnego władcy (Mieszka albo Bolesława). Do- piero w ostatniej dekadzie X w. pojawił si ę termin, który mo Ŝna uzna ć 317 za namiastk ę choronimu, utworzonego przez odniesienie do głównego ośrodka politycznego - civitas Schinesghe w rege ście Dagome iudex i GNEZDUN CIVITAS na monecie Chrobrego1. Nie b ędę zanudzał czytelników tradycyjnym wprowadzeniem do te- go, co liczni autorzy napisali wcze śniej na temat pochodzenia nazwy „Polska", bo mo Ŝna to znale źć w innych pracach (np. J. Karłowicz 1881; A. Gieysztor 1970b; H. Łowmia ński 1985, s. 21-26; G. Labuda 1988, s. 461 n.; J. Nalepa 1994a). Obowi ązuj ące do dzisiaj pogl ądy mo Ŝna wygodnie zilustrowa ć słowami Aleksandra Gieysztora (1970b, s. 187): Polska. Nazwa kraju Polan, potem Wielkopolski i całej monarchii polskiej, łac. Po- lonia. Nazwa rodzima była zrazu przymiotnikiem z domy ślnym rzeczownikiem „zie- mia", i stanowi par ę poj ęciow ą z nazw ą Polanie, pochodz ącą od wyrazu pole. Najstar- szy zakres geograficzny pokrywa si ę przeto z zasi ęgiem Polan. Zanim poddamy krytyce ten dogmat, skupmy si ę na najnowszych kontrowersjach, próbuj ąc znale źć ich rozwi ązanie. Sam wł ączyłem si ę w t ę dyskusj ę troch ę przypadkiem, stwierdzaj ąc podczas konferencji zorganizowanej w 1999 r. w Kaliszu, Ŝe pa ństwo stworzone przez Mieszka I nie było jeszcze „Polsk ą". Było to pa ństwo Piastów realizuj ących swoje rodowe cele z pomoc ą zmilitaryzowanej arystokracji, która odno- siła dora źne korzy ści z ka Ŝdego sukcesu ich przywódcy. Dopiero potrzeba utrwalenia zdobyczy terytorialnych i wi ąŜą ca si ę z tym konieczno ść uzyskania legitymacji geopo- litycznej zmusiły Bolesława Chrobrego do wprowadzenia powszechnie akceptowanych w chrze ścija ńskiej Europie atrybutów samodzielnego pa ństwa: arcybiskupstwa, korony królewskiej, własnej monety i nazwy terytorialnej. Wszystkie one pojawiły si ę około roku 1000 (P. Urba ńczyk 2000, s. 66 n.). Ta próba uporz ądkowania pola do dalszej dyskusji wzbudziła jed- noznaczny protest ówczesnych dyskutantów. Nie zdawałem sobie wówczas jeszcze sprawy z tego, Ŝe rok wcze ś- niej Johannes Fried opublikował w trudno dost ępnym dla Polaków czasopi śmie artykuł Der hl. Adalbert und Gnesen, gdzie zawarł ob- serwacje, które spotkały si ę ze zdecydowan ą niech ęci ą polskich hi- storyków. Bo te Ŝ napisał, Ŝe „Dramat gnie źnie ński, jako doko ńczenie ich [tj. ludu i kraju] chrztu przez ustanowienie prowincji ko ścielnej, ' Por. wątpliwo ści dotycz ące takiej interpretacji monety Bolesława Chrobrego przedstawione w rozdz. 10. 318 która była jednym »regnum«/pa ństwem, stał si ę godzin ą narodzin »Pol- ski«" (J. Fried 1998, s. 48). Ta koncepcja „mo Ŝliwego do wywniosko- wania nadania nazwy krajowi", dokonanego w ramach misjonarskiego programu Ottona III (tam Ŝe, s. 58), wydała si ę na pierwszy rzut oka propozycj ą ryzykown ą i niezach ęcaj ącą do dyskusji. Autor uzasadnił ją bowiem bardzo wysublimowan ą analiz ą duchowej postawy cesarza, który miał mie ć ewidentne skłonno ści chrystomimetyczne. W śród wy- rafinowanych analiz starotestamentowej Ksi ęgi Izajasza mo Ŝna jednak uchwyci ć istot ę jego hipotezy, według której „nadanie nazwy »Pol- sce«, bezpo średnio ł ączyło si ę z wywy Ŝszeniem św. Wojciecha i Gnie- zna, a tak Ŝe z wywy Ŝszeniem polskiego ksi ęcia Bolesława z pomoc ą cesarskiego diademu i tronu [Karola Wielkiego znalezionego w akwiz- gra ńskiej krypcie i pono ć podarowanego Bolesławowi]" (tam Ŝe, s. 63; to samo na s. 48). Tak jak „Wojciech otrzymał chrześcija ńskie imi ę Adalbert, jego brat Radzim został Gaudentym, a ich na śladowca Bru- no z Kwerfurtu wkrótce otrzymał apostolskie imi ę Bonifacego", tak sa- mo nast ąpiła „zmiana z nieobowi ązuj ącej, ogólnej nazwy »Słowianie« na własn ą nazw ę: »Polska«" (tam Ŝe, s. 64). W ten sposób „Otto za- ko ńczył i usankcjonował powstanie »Polski«" (tam Ŝe, s. 65). Nie wiem, czy kto ś podj ął szczegółow ą polemik ę z propozycjami niemieckiego badacza, którego kolejne publikacje dotycz ące wczes- nych dziejów Polski spotykaj ą si ę u nas zawsze z du Ŝym zainteresowa- niem, aczkolwiek te Ŝ i z krytyk ą, która autora wyra źnie dra Ŝni (tam Ŝe, przyp. 38; szerzej w: J. Fried 2000, s. 161-165). Bo te Ŝ chyba rzeczy- wi ście brak jest rzeczowej polemiki, która byłaby próbą sprawdzenia jego argumentacji na podstawie analizy tych samych, starannie wyse- lekcjonowanych źródeł. Znajdziemy raczej ogólne deklaracje o „o Ŝyw- czym wpływie na nauk ę, zwłaszcza polsk ą", sugestii J. Frieda, Ŝe jed- nym z rezultatów zjazdu gnie źnie ńskiego było „równie Ŝ ukonstytuo- wanie si ę społeczno ści, nad któr ą panował Chrobry pod now ą nazw ą" (J. Strzelczyk 2000c, s. 137). Spotykamy te Ŝ emocjonalne stwierdze- nia, np.: „nie mo Ŝe by ć Ŝadnej w ątpliwo ści, Ŝe Mieszko I, obejmuj ąc rz ądy, był ju Ŝ »ksi ęciem Polan« i Ŝe jego »pa ństwo gnieźnie ńskie« było w pełni »pa ństwem polskim«, najpierw w granicach Polski » środ- kowej«, a pod koniec Ŝycia całej Polski mi ędzy Odr ą i Bugiem oraz mi ędzy Karpatami i Bałtykiem" (G. Labuda 2002, s. 29). 319 Najlepszym sposobem dyskusji z inspiruj ącym pomysłem nie- mieckiego badacza b ędzie próba weryfikacji zasadno ści jego hipotezy oparta na analizie tych samych źródeł. Bo te Ŝ trudno dorzuci ć do nich wiele innych, które miałyby t ę sam ą warto ść faktograficzn ą. Ich do- kładny i pozbawiony wst ępnej hipotezy ogl ąd wskazuje, Ŝe J. Fried ma racj ę, chocia Ŝ tylko cz ęś ciowo. Autor, zaj ęty konstruowaniem psy- chologicznego portretu Ottona III, nie wykorzystał bowiem w pełni podstawowych informacji o źródłach, które sam przytoczył. A moim zdaniem pozwalaj ą one na sformułowanie hipotezy konkurencyjnej, oferuj ącej znacznie gł ębszy wgl ąd w okoliczno ści pojawienia si ę i za- akceptowania choronimu Polonia i etnonimu Poloni. Czytaj ąc tekst niemieckiego uczonego, odniosłem wra Ŝenie pew- nego po śpiechu źródłoznawczego. Johannes Fried, skupiony na em- patycznej rekonstrukcji stanu ducha Ottona III, jakby nie doko ńczył analizy najstarszych wzmianek o imiennie zindywidualizowanej „Pol- sce" oraz o „Polakach" i nie wykorzystał potencjału informacyjnego dost ępnych źródeł. Próbuj ąc „doko ńczy ć" jego prac ę, kierowałem si ę jego słusznym postulatem metodologicznym, Ŝe „nale Ŝy rekonstruowa ć wydarzenia, wykorzystuj ąc wył ącznie wiarygodne źródła, współczesne lub pó źniejsze, ale tylko takie, co do których mamy pewno ść , Ŝe rzetel- nie przekazuj ą wcze śniejsze wydarzenia" (J. Fried 2000, s. 162). Przyjrzyjmy si ę zatem zasobowi informacji, jakie przekazali nam naoczni czy te Ŝ raczej „nauszni" świadkowie zdarze ń sprzed ponad tysi ąca lat - ci, którzy Ŝyli w czasie, w którym zarejestrowano „etnicz- ne" nazwy pa ństwa rz ądzonego przez dynasti ę piastowsk ą i podległych jej ludzi. Oto te źródła w kolejno ści wymienionej przez J. Frieda: - najstarsza wzmianka wyszła, jak si ę na ogół s ądzi, w 999 r. spod pióra Jana Canapariusa, opata rzymskiego klasztoru św. św. Bonifacego i Aleksego, wspominaj ącego o Sobiesławie/Sobieborze Sławnikowicu, który wyruszył na wypraw ę wojenn ą cum Bolizlauo Palaniorum duce {Vita I, 25). Mimo i Ŝ wojna ta miała miejsce w 995 r., to z oczywistych powodów nie mo Ŝna do tej daty cofa ć po świadczenia u Ŝycia interesu- jącej nas nazwy; 320 - najstarsze źródło, które zanotowało nazw ę kraju, do którego udał si ę św. Wojciech, to lista hymnów spisana w Reichenau ok. 1001 r. W jednej ze zwrotek tzw. sekwencji św. Wojciecha mo Ŝna przeczyta ć, Ŝe Polania ergo tanti sepeliens floret martyryii pignora (Cantica me- dii aevi polono-latina, t. 1, s. 13); - najstarszym źródłem lokalnym s ą monety Bolesława Chrobrego opatrzone jednoznaczn ą deklaracj ą: PRINCEfPJS POLONIE. Ich emi- sj ę J. Fried (1989, s. 72) datował na „po roku 1000", podczas gdy w Polsce opó źnia siej ą o 3 lata (S. Suchodolski 1967, s. 110-112; 1971, s. 108), a ostatnio nawet przesuwa na okres po 1005 r. (S. Su- chodolski 2002, s. 165). Formalnie rzecz bior ąc, jest to najstarszy oryginalny zapis tej nazwy, gdy Ŝ pozostałe źródła powstały pó źniej lub zachowały si ę w postaci kopii; - Roczniki kwedlinburskie pod rokiem 1002 wzmiankują: Bolizla- vonem Poloniae ducem (MGH SS 3, s. 78, 29 n.); - w Rocznikach hildesheimskich (co prawda przepisanych z ory- ginału około połowy XI w.3) znajdziemy przy 1003 r. identyfikacj ę Chrobrego jako Bolizlavo Polianicus (MGH SS rer. Ger. In us. Schol. [8], 25). Wzmianki te potwierdzaj ą słuszno ść twierdzenia J. Frieda (1998, s. 44), Ŝe „pomimo licznych źródeł dotycz ących Zachodnich Słowian w IX i X wieku, we wszystkich brak jest dowodu na [istnienie] nazwy Polska w tym wczesnym czasie", mimo Ŝe ziemie poło Ŝone na wschód od Odry znajdowały si ę ju Ŝ przecie Ŝ w orbicie zainteresowania poli- tyki cesarstwa i Ko ścioła niemieckiego, a wi ęc i tamtejszych kronika- rzy. Zimnej wymowie tego braku mo Ŝna przeciwstawi ć tylko gł ębok ą wiar ę, Ŝe było inaczej, a o stwarzanie zwodniczych pozorów mo Ŝna „oskar Ŝyć" fragmentaryczny stan zachowania źródeł czy te Ŝ wr ęcz niepi śmienno ść pierwszych Piastów i ich poddanych, którzy po pro- stu nie mogli zapisa ć swego narodowego miana. Nie jest to najlep- szy argument, bo jak jednak wynika z powy Ŝszego wyliczenia, lista wzgl ędnie współczesnych źródeł jest wyj ątkowo długa w stosunku 2 „Polska za ś rozkwita grzebi ąc [w sobie] dowody tak wielkiego m ęcze ństwa [św. Wojciecha]". 3 K. Górich 1991, s. 14; J. Fried 2002, s. 274; G. Labuda 2006a, s. 181. 321 do sytuacji, z jak ą na ogół borykamy si ę, badaj ąc tak wczesne dzieje Polski. A przecie Ŝ mo Ŝna i trzeba j ą jeszcze wydłu Ŝyć o trzy przekazy, których autentyczno ść nie wzbudza w ątpliwo ści: -pisana przez Brunona z Kwerfurtu przed wrze śniem 1004 r. i potem4 w Niemczech5 i na W ęgrzech w 1005 r.6 nowa wersja Ŝywota św. Wojciecha przynosi kilka odniesie ń do Bolizlavo Polanorum duce (Vita II, 21 i 23) oraz wspomina terra Polanorum (Vita II, 25) i Polanis {Vita II, 30); - Kronika Thietmara, której warto ść dla naszych rozwa Ŝań kom- plikuje to, Ŝe zacz ął on pisa ć swoje dzieło dopiero w 1012 r., podczas gdy Polenia pojawia si ę w nim ju Ŝ pod rokiem 1002 (Thietmar V, 23), od którego konsekwentnie zacz ął jednoznacznie identyfikowa ć pa ństwo i poddanych Bolesława Chrobrego (Poleni) za pomoc ą specy- ficznych okre śle ń. My ślę, Ŝe przydatno ść jego świadectwa wspiera to, Ŝe Thietmar, urodzony w arystokratycznej rodzinie w 975 r., na długo przed 1012 r. brał ju Ŝ świadomy udział w wydarzeniach politycznych, miał do dyspozycji wielu naocznych świadków wydarze ń z przełomu stuleci i mógł sporz ądza ć jakie ś notatki, z których pó źniej korzystał. Je- go informacje mo Ŝemy wi ęc tu wykorzysta ć z du Ŝym zaufaniem, gdy Ŝ jako kanonik magdeburski (990-1009 r.) był bezpo średnim świadkiem wydarze ń rozgrywaj ących si ę na przełomie tysi ącleci na pograniczu sasko-słowia ńskim; - w napisanym przez Brunona, ju Ŝ po przybyciu na dwór Chro- brego w 1008 r., śywocie pi ęciu braci m ęczenników ich klasztor jest zlokalizowany wprovincia Polanorum (Vita quinquefratrum..., 6) lub w Polanici terra (Vita ąuin ąue frałrum..., 11). 4 Bruno wspomina, Ŝe w trakcie pisania dowiedział si ę o śmierci Sobiesława Sławnikowica, który zgin ął, osłaniaj ąc wycofywanie si ę Bolesława Chrobrego z Pragi II, 22). 5 Bruno konsekrowany był dopiero 21 sierpnia 1004 r. w Merseburgu, ale stał ą siedzib ę miał zapewne w Ratyzbonie. 6 Potwierdzaj ą to szczegółowe informacje z W ęgier oraz powoływanie si ę na oso- biste rozmowy z przebywaj ącym tam od 995 r. w klasztorze św. Marcina „piastunem" św. Wojciecha, Radł ą (Vita II, 23). Ten fragment pochodzi z drugiej, skróconej redakcji Vita II, któr ą Bruno mógł przygotowa ć ju Ŝ w Polsce, czyli w 1008 r. 322 śadne z o śmiu wyliczonych źródeł nie podwa Ŝa zasygnalizowanej na pocz ątku tezy o pojawieniu si ę nazwy pa ństwa Bolesława Chro- brego dopiero około 1000 r. Argument Gerarda Labudy, Ŝe przecie Ŝ biskup praski ju Ŝ w 997 r. miał zadeklarowa ć swoje przyj ście de ter- ra Polanorum (Vita II, 25), mo Ŝna by porówna ć tylko do próby uzna- nia za dobr ą monet ę wspomnianej ju Ŝ informacji z Vita I o wyprawie z 995 r., któr ą dowodził Chrobry dux Palaniorum. Sam Labuda na- pisał przecieŜ, Ŝe jest to „tekst wło Ŝony przez Brunona w usta św. Woj- ciecha" (G. Labuda 2002, s. 28). A trudno przecie Ŝ wymaga ć od au- tora pisz ącego w latach 1004-1005 i świadomego ju Ŝ istnienia w j ę- zyku geopolitycznym nazwy „Polska", aby z premedytacj ąarchaizował swoj ą opowie ść , udaj ąc przy opisie zdarze ń sprzed kilku lat, Ŝe wtedy jeszcze o „Polakach" nikt w Europie nie słyszał. Trudno wi ęc go po- dejrzewa ć o tak wyrafinowane przemy ślenia, jak zastanawianie si ę, czy zabójca misjonarza mógł ju Ŝ wtedy mówi ć o zem ście na Polanis {Vita II, 30). Taki rygoryzm historiograficzny był obcy autorom, któ- rzy starali si ę wiernie odda ć pełni ę swojej wiedzy i emocji, a nie nad- zorowa ć historyczn ą autentyczno ść ka Ŝdego szczegółu. Ten sam zabieg retrodukcji przebija te Ŝ z innych Brunonowych opisów dawnych zda- rze ń - np. z 972 r., kiedy wydarzyła si ę bellum cum Polanis (Vita II, 10), w której „ich ksi ąŜę Mieszko" upokorzył Niemców (mylnie zresz- tą uto Ŝsamionych z poddanymi Ottona II). Nie sposób te Ŝ oczekiwa ć od niego, Ŝe maj ąc nadziej ę na rychłe spotkanie z ducem Polanorum Bolizlavum, dla którego pewnie pisał swoj ą wersj ę hagiografii, mógł- by Chrobrego tytułowa ć inaczej, nawet pisz ąc o wydarzeniach z 995 r. (Vita II, 21) czy z 997 r. (Vita II, 23). Bruno i Canaparius byli hagiogra- fami skupionymi na dydaktycznej wymowie swoich dzieł. W ich kom- ponowaniu u Ŝyli całej wiedzy, jak ą dysponowali, i na pewno nie do- konywali „historycznej" analizy przekazywanych informacji. Podobnie trudno uzna ć wiarygodno ść jednorazowej wzmianki Thietmara (III, 55) o odległym ślubie Dobrawy z Miseconis, Polenio- rum incliti ducis, co pozornie „zdawałoby si ę sugerowa ć, Ŝe nazwa naszego kraju pojawiła si ę ju Ŝ w połowie lat sze ść dziesi ątych X wie- ku" (I. Panie 2007, s. 122). Analiza kontekstu tego fragmentu wskazuje bowiem, Ŝe autor umie ścił ten ekskurs w kontek ście czasów współczes- nych (tam Ŝe, s. 122). Bo te Ŝ dopiero od 1002 r. biskup merseburski 323 konsekwentnie ju Ŝ nazywał pa ństwo Bolesława Chrobrego Poleni ą, a jego poddanych Poleni. Mo Ŝna te Ŝ podwa Ŝyć zasadno ść podpierania argumentacji przeciw pó źnemu pojawieniu si ę „etnicznej" nazwy pa ństwa piastowskiego od- wołaniami do „roczników polskich". Faktycznie: w Roczniku kapituły gnie źnie ńskiej zapisano pod 966 r.: mesco dux Polonie baptizatur; Rocznik kapituły pozna ńskiej informuje, Ŝe w 968 r. Iordanus primus episcopus in Polonia ordinatus est (MPH s.n. 6, 23); Rocznik pozna ń- ski I za ś okre śla Mieszka jako primus christianus Polonus. Roczniki te s ą wszak Ŝe kompilacj ą starszych źródeł, w śród których by ć mo Ŝe był tzw. Rocznik Gaudentego, z którego czerpał te Ŝ wiadomo ści au- tor zapiski w roczniku czeskim, gdzie czytamy, i Ŝ w 968 r. Polonia cepit habere episcopum. Ich „wersje najstarsze zachowały si ę w pó ź- niejszych, niekiedy znacznie pó źniejszych przeróbkach i wyci ągach" (J. Strzelczyk 1999a, s. 18). Trudno zatem oczekiwać, aby autorzy ze- stawie ń odległych wydarze ń, pracuj ąc najwcze śniej w połowie XI w., posługiwali si ę inn ą nazw ą pa ństwa ni Ŝ ta, co najmniej od półwiecza ju Ŝ utrwalona w tytulaturze wewn ętrznej i w stosunkach mi ędzynaro- dowych. J. Fried słusznie zwraca uwag ę, Ŝe takie zabiegi aktualizacyjne potwierdza cho ćby bałamutna informacja z Rocznika wielkopolskiego, Ŝe w 936 r. Henricus rex Polonie obiit (MPH s.n. 5, 226). Trudno si ę z nim nie zgodzi ć, Ŝe zwolennicy pełnej wiarygodno ści tych roczników nie mog ą wybiera ć z nich tylko tych fragmentów, które im „pasuj ą", innych za ś odrzuca ć jako oczywi ście nieprawdziwych. Nawet wi ęc pełnego rezygnacji stwierdzenia Gerarda Labudy (2002, s. 22), Ŝe „nazwa Polan i Polski pojawiła si ę w źródłach do- piero razem z Mieszkiem", nie mo Ŝna uzna ć za uzasadnione, gdy Ŝ są to wzmianki zredagowane około 100 lat pó źniej. Konkluzj ą tych rozwa Ŝań musi by ć stwierdzenie, Ŝe „pa ństwo Mieszkowe u swego zarania nie miało jeszcze nazwy, jak ą znamy z przełomów pierwszego i drugiego tysi ąclecia" (I. Panie 2007, s. 122). To, Ŝe Ŝadne wiarygodne źródła nie wskazuj ą, aby przed przeło- mem tysi ącleci posługiwano si ę w uczonych kr ęgach Europy Środko- 324 wej jakimi ś wersjami nazw własnych Polonia oraz Poloni, i pó źniejsza zastanawiaj ąca szybko ść rozprzestrzenienia si ę tych nazw nie dowodz ą jeszcze, Ŝe był to skutek swoistego chrztu pa ństwa piastowskiego, poł ączonego z nadaniem mu przez Ottona III „imienia", jak to suge- rował J. Fried. Taki wniosek nie wypływa bowiem z samych źródeł, lecz opiera si ę na gł ębokim przekonaniu jego autora, wspartym wy- rafinowan ą, lecz mało konkretn ą argumentacj ą. O jego poszukiwaniu wszelkich, nawet w ątpliwych argumentów, świadczy cho ćby to, Ŝe, mimo własnych zastrze Ŝeń wobec odwołuj ącej si ę do ludowej etymo- logii, XV-wiecznej koncepcji wywodzenia nazwy Polski od polewania wod ą świ ęcon ą, jednak uznał, Ŝe „ganz falsch erscheint diese Sicht nicht" (J. Fried 1998, s. 49). Takie obja śnienie bowiem pasowało mu świetnie do koncepcji wi ąŜą cej pojawienie si ę nazwy pa ństwa z jego „ochrzczeniem" przez Ottona III. Mimo takich w ątpliwo ści jego „baptyzmalna" hipoteza wymaga jednak odpowiedzi powa Ŝniejszej od prostego odrzucenia. Nie czuj ąc si ę na siłach, aby podj ąć wysublimowany dialog o chrystomimetycz- nych skłonno ściach cesarza (por. podobne uj ęcie w: W.C. Schneider 2000 oraz R. Michałowski 2005) lub zmierzy ć si ę z trudnymi do zwe- ryfikowania rozwa Ŝaniami teologicznymi J. Frieda, ogranicz ę si ę tyl- ko do analizy wyliczonych ju Ŝ, wiarygodnych informacji źródłowych. To one bowiem zakre ślaj ą zakres danych, których chronologi ę mo Ŝ- na z zaufaniem przypisa ć do omawianego czasu przełomu tysi ącleci. To one pozwol ą mo Ŝe na zaproponowanie alternatywnego wyja śnienia fenomenu „nagłego" pojawienia si ę nazwy „Polska". Z archeologicznego przyzwyczajenia zacz ąłem od uporz ądkowa- nia dost ępnych źródeł według ich rozkładu geograficznego (ryc. 2), zawarto ści i chronologii, a uzyskan ą map ę umie ściłem w kontek ście powszechnie znanych wydarze ń politycznych. Zabiegi te przyniosły bardzo ciekawe rezultaty, które zaprzeczaj ą jednak sugestii, Ŝe to sam cesarz dokonał w Gnie źnie nadania Polsce jej stosowanej od tego mo- mentu nazwy. Wniosek taki byłby bowiem sprzeczny z chronologicz- no-geograficznym rozkładem przywołanych wcze śniej źródeł. Niestety, wyniki tej analizy porz ądkuj ącej podwa Ŝaj ą te Ŝ i cytowan ą wy Ŝej moj ą własn ą koncepcj ę, Ŝe autorem tej nazwy był sam Bolesław Chrobry, który skorzystał z wizyty cesarza, aby j ą mi ędzynarodowo wypromo- 325 Bari ^ 200 km Ryc. 2. Miejsca, w których na przełomie X i XI w. zarejestrowano nazwy „Polska/ Polacy" (rys. Maciej Trzeciecki) wa ć (P. Urba ńczyk 2000d, s. 67). A szkoda, bo obie hipotezy maj ą zalet ę precyzji, z jak ą lokuj ą miejsce i czas nazwania Polski „Polsk ą". Gdyby udało si ę udowodni ć, lub cho ćby mocno uprawdopodobni ć, Ŝe stało si ę to wła śnie w Gnie źnie w marcu 1000 r., to byłby to ewene- ment historiograficzny. Niestety, wymowa znanych nam faktów źródło- wych wyklucza tak ą mo Ŝliwo ść , co wynika z chronologii pierwszych wiarygodnych wzmianek o „Polsce". Aby tego dowie ść , zastanówmy si ę najpierw, jakie byłoby nast ęp- stwo zdarze ń po ewentualnym dokonaniu w Gnie źnie „ochrzczenia" Polski lub ogłoszeniu tam przez cesarza jej oficjalnej nazwy. Wiemy, Ŝe po wizycie u Bolesława cesarz udał si ę wraz z nim pospiesznym marszem do Magdeburga, gdzie u grobu jego dziada Ottona I Wiel- kiego zaplanowane były uroczysto ści Niedzieli Palmowej (24 mar- ca) i zjazd panów Rzeszy (ryc. 3). Czy wiadomo ść o gnie źnie ńskim sukcesie nie byłaby jedn ą z wa Ŝniejszych informacji, jakie miałby do przekazania uczestnikom Hoftagu cesarz-misjonarz? Czy nie zo- stawiłby tam jednej z przygotowanych podobno jeszcze w Rzymie kopii hagiografii wojciechowej7, w której była ju Ŝ mowa o Boliz- lauo Palaniorum duxl Czy jego doradcy lub cho ćby towarzysz ący mu Chrobry nie zwróciliby uwagi na wprowadzenie do obiegu po- litycznego oficjalnej nazwy piastowskiego pa ństwa? Najwyra źniej jednak nie stało si ę nic, co zapadłoby w pami ęć uczestnikom zjaz- du. W przeciwnym razie trudno uwierzy ć, aby wa Ŝna wiadomo ść o usankcjonowanym decyzj ą cesarsk ą nadaniu pa ństwu Bolesława oficjalnej nazwy nie została zarejestrowana przez gromadz ącego kro- nikarskie informacje Thietmara. Jako kanonik magdeburski musiał by ć bezpo średnim świadkiem tamtejszego Hoftagu, ale w swojej kro- nice napisał tylko, Ŝe Bolesław cesarza „prowadził przez swój kraj aŜ do Gniezna" (Thietmar IV, 45). Jed źmy dalej z cesarzem śpiesz ącym si ę, aby zd ąŜ yć do Kwed- linburga, gdzie u grobu swojego pradziada Henryka I miał obchodzi ć świ ęto Wielkiej Nocy (31 marca - 1 kwietnia) w towarzystwie panów 7 Jadwiga Karwasi ńska (1959/1996, s. 149) sugerowała pocz ątkowo, Ŝe Otto III, ju Ŝ jad ąc do Gniezna, wiózł ze sob ą egzemplarze Vita I, aby je po drodze rozda ć w celu wypromowania kultu św. Wojciecha. 327 remen Sclariu ~">- S Hildesheim Magdeburg 1000* t_ edlinburg'1000 Sclavia Merseburg Ryc. 3. Trasa podró Ŝy cesarza Ottona III w 999-1001 r. z podaniem u Ŝytych w tym czasie w kr ęgach dworskich okre śle ń Polski (rys. Maciej Trzeciecki) Rzeszy zaproszonych na nast ępny zjazd. O dziwo, i tam Otto III nie za- jąkn ął si ę chyba o pojawieniu si ę nowej nazwy s ąsiedniego pa ństwa ani nie zostawił tam kopii sko ńczonego ju Ŝ pono ć Ŝywota autorstwa Jana Canapariusa. Mo Ŝemy o tym wnioskowa ć z tego, Ŝe rezyduj ący na miejscu autor Roczników kwedlinburskich zanotował pod rokiem 1000, Ŝe cesarz odwiedził grób św. Wojciecha in Sclariam w miejscu a duce Sclavonico Bilizlavone susceptus i czekał a Ŝ do 1002 r., aby zdradzić swoj ą wiedz ę o pojawieniu si ę na wschodzie Polenii. Je Ŝeli młodego Thietmara nie było na wcze śniejszym zje ździe w Magdebur- gu, to na pewno wybrałby si ę do Kwedlinburga, ale, jak wida ć, tam te Ŝ niczego by si ę nie dowiedział na interesuj ący nas temat. śadna informacja o zrodzonej pono ć w 1000 r. nowej formule my ślenia o pa ństwie piastowskim nie dotarła te Ŝ do pobliskiego Hil- desheim, a w ka Ŝdym razie nie zapadła w pami ęć tamtejszego opiekuna Roczników hildesheimskich, który opisuj ąc przełom tysi ącleci, zano- tował, Ŝe cesarz Sclaviam intravit (Annales Hildesheimenses minores a.a. 1000). A przecie Ŝ wiadomo ść o sukcesie gnie źnie ńskim i decyzji cesarskiej o oficjalnym nazwaniu głównego wówczas sprzymierze ńca wschodniej polityki saskiej szybko by dotarła do tamtejszego klasztoru, gdzie zapisywano najwa Ŝniejsze wydarzenia. Jednak ten, który je spi- sywał, zanotował Polian dopiero w 1003 r. Nie mo Ŝe by ć dziełem przypadku, Ŝe w Ŝadnym z tych trzech wa Ŝ- nych o środków saskich znajduj ących si ę na trasie przejazdu Ottona III lub w jej pobli Ŝu nie zanotowano pod rokiem 1000 jakiej ś wersji nowej nazwy tak wa Ŝnego dla cesarza pa ństwa piastowskiego. Prze- cie Ŝ to wła śnie tamtejsza arystokracja i Ko ściół byli najbardziej za- interesowani rozwojem wydarze ń na Połabiu, których kontrola wy- magała wsparcia Bolesława Chrobrego. Mimo Ŝe na pewno znali jego i jego pa ństwo, to przed 1002-1003 r. w dalszym ci ągu nazywali go „ksi ęciem słowia ńskim", nie zadaj ąc sobie trudu jednoznacznego odró Ŝnienia go od połabskich i czeskich s ąsiadów. Jest jednak jeszcze jeden dokument, który bezlito śnie zaprzecza ciekawej koncepcji J. Frieda. Co dziwniejsze, autor wspomina o tym źródle, ale z jakiego ś powodu nie bierze go pod uwag ę. A jest to świa- dectwo pozostawione przez samego Ottona III. Chodzi o dokument wystawiony wła śnie w idy marcowe (8-15 marca) 1000 r. in Sclarania 329 in civitate Gnesni ubi corpus beati martyris Ad[alberti... re]quiescit (MGH, DO III 349). Trudno o lepszy dowód, Ŝe b ędąc w go ścinie u Chrobrego, cesarz nie miał poj ęcia, Ŝe znajduje si ę w „Polonii". Dokument ten nie wskazuje na jak ąkolwiek now ą refleksj ę nomen- klarurow ą, a nawet wr ęcz przeciwnie - dowodzi raczej pewnego lek- cewa Ŝenia, widocznego w zaliczeniu pa ństwa Bolesława do jakiej ś ogólnie tylko rozpoznawanej „Słowiańszczyzny", która rozci ągała si ę na wschód od granic Rzeszy. Dokładnie takie samo podej ście pozba- wione precyzji etnopolitycznej ukazuj ą spisane w tym samym roku, wspomniane ju Ŝ informacje z Kwedlinburga i z Hildesheim. Tu musimy przerwa ć pod ąŜ anie śladami obje ŜdŜaj ącego swoje pa ństwo cesarza, gdy Ŝ nie mamy wi ęcej świadectw od miejscowych obserwatorów tego przejazdu, których relacje przetrwałyby do na- szych czasów8. Niemniej jednak wspomniane saskie źródła sprawiaj ą, Ŝe z konkluzji J. Frieda (1998, s. 50), i Ŝ „Nowa nazwa pojawiła si ę nagle i została szeroko przyj ęta, a jej wprowadzenie czy te Ŝ jej roz- 8 Wbrew niedawnej koncepcji J. Frieda (2002; por. te Ŝ J. Hoffmann 2005) tekst Vita I nie mógł powsta ć ani w Akwizgranie, ani w pobliskim Leodium. Nie miejsce tu na szczegółow ą polemik ę, lecz koncepcji tej zaprzecza cho ćby nieporadno ść au- tora Ŝywota w identyfikacji Czech, dla których u Ŝywa skomplikowanych formuł opi- sowych: Est locus in partibus Germanie [...] ąuem incole Sclavoniam cognomine dicunt (Vita I, 1); dux cuius terre, ąui exigebatur, episcopus prefnit (Vita I, 18); sum nativitate Sclavus (Vita I, 28). Przecie Ŝ w uczonych kr ęgach, dobrze zapoznanych z re- aliami geopolitycznymi cesarstwa, od dawna ju Ŝ stosowano jednoznaczne okre ślenia: Boemia i BoemanilBoemi/Beheimi (np. Annales Fuldenses a.a. 845, 895; Widukind III, 69; Lamberti Hersfeldensis Annales a.a. 975, 977; Annales Weissemburgenses a.a. 975, 977; Annales Altahenses maiores a.a. 975, 977). Trudno te Ŝ wytłumaczy ć, kto w Leodium miałby dopilnowa ć niezwykłej precyzji zapisu słowia ńskich imion (Woitech, Myzl, Zlavnik) i nazw miejscowych (Gyddanzc). Historycy, śledz ący lo- sy współpracowników św. Wojciecha (a wi ęc i informatorów o jego Ŝyciu), uwa Ŝaj ą wszak, Ŝe Wielich i Benedykt/Bogusza udali si ę wła śnie do Italii, aby osi ąść w tam- tejszych klasztorach (prawdopodobnie na Monte Cassino). Równie Ŝ Gaudenty pod ąŜ ył z Polski wprost do Rzymu wiedziony nakazem powrotu do swojego klasztoru. Do Ita- lii udał si ę te Ŝ opat klasztoru brzewnowskiego (a mo Ŝe i mi ędzyrzeckiego) Anastazy, który w 1001 r. wzi ął udział w wielkanocnym synodzie w Rawennie (por. dalsze roz- wa Ŝania w tym rozdziale). „Poza tym w całym Ŝywocie Jana Kanaparza bardzo wy- ra źnie przebija si ę »rzymski« punkt widzenia" (G. Labuda 2004, s. 19). 330 przestrzenienie i powszechna akceptacja przypominały swego rodzaju chrzest", mo Ŝna zaakceptowa ć tylko jej pierwsz ą cz ęść . Tylko ona bowiem ma niepodwa Ŝaln ą podstaw ę źródłow ą. Druga cz ęść to wizja - mo Ŝe atrakcyjna intelektualnie, ale pozbawiona umocowania w do- st ępnych informacjach. Co wi ęcej, chronologia najstarszych źródeł ka Ŝe wr ęcz wyeliminowa ć Ottona III z akcji nadania i rozpropagowa- nia w Rzeszy nowej nazwy zaprzyja źnionego kraju, gdy Ŝ została ona zarejestrowana w Saksonii dopiero po jego śmierci. Równie Ŝ w Rzymie nie wida ć śladów spopularyzowania nowej nazwy pa ństwa Bolesława Chrobrego, nadanej mu rzekomo przez ce- sarza. Świadczy o tym zawarto ść Translatio reli ąuarium ss. Abundii et Abundantii z ok. 1001 r., gdzie wci ąŜ widzimy Sclavoni ę. Ten ar- gument mo Ŝna jeszcze wzmocni ć przez przywołanie zawarto ści do- kumentacji synodu zwołanego przez cesarza i papie Ŝa do Rawenny w Wielkanoc - 4 kwietnia 1001 r. Wzi ął w nim udział ucze ń św. Woj- ciecha Anastazy9, pierwszy opat klasztoru brzewnowskiego, który po ucieczce z Czech w 995 r. najprawdopodobniej znalazł schronienie u Bolesława Chrobrego i w 1000 r. (G. Gyórfy 2006/1977, s. 178) al- bo w 1001 r. (G. Labuda 2004, s. 181) wyjechał do Italii. Wyst ąpił on w Rawennie jako opat w Sclavaniiw, a nie, jak mo Ŝna by oczekiwa ć - w „Polonii". Ta zgodno ść nazewnicza źródeł powstałych w ró Ŝnych miejscach pobytu Ottona III nie mo Ŝe by ć przypadkowa, tym bardziej Ŝe kancelaria cesarska u Ŝyła i w Gnie źnie, i w Rawennie identycznej wersji. Trzeba to uzna ć za potwierdzenie rzeczywistego stanu wiedzy najwy Ŝszych elit politycznych Rzeszy w latach 1000-1001. Najwyra ź- niej dwór cesarski nie dysponował jeszcze precyzyjną nomenklatur ą polityczno-etniczn ą, pozwalaj ącą jednoznacznie wyró Ŝnia ć Polaków i ich pa ństwo, z którego cesarz wła śnie powrócił. W przeciwnym ra- zie trudno wytłumaczy ć rezygnacj ę z zastosowania wymy ślonej pono ć przez cesarza „Polonii". 9 W historiografii w ęgierskiej identyfikuje si ę go z arcybiskupem Astrykiem- -Anastazym (por. G. Gyórfy 2006/1977, s. 176-178), lecz Gerard Labuda (2004, s. 175-180) poddał to przekonanie zdecydowanej krytyce. 10 Anastasius abbas monasterii Sancte Marie Sclavanensis provincie - Urkunden der deutschen Kónige und Kaiser, MGH Diplom. II.2, Berlin 1957, nr 396 (s. 828). 331 Podwa Ŝywszy autorstwo Ottona III, a tak Ŝe miejsce i dat ę, od których mo Ŝna by rozpocz ąć zwyczaj nazywania naszego kraju „Polsk ą", mógłbym zako ńczy ć ten tekst w poczuciu destrukcyjnego sukcesu. Kusz ące było jednak podj ęcie rzuconego przez J. Frieda wy- zwania i poszukanie rozwi ązania alternatywnego. Posłu Ŝy nam do te- go mapa, która ukazuje jednoznacznie liniowe rozprzestrzenianie si ę informacji o pojawieniu si ę w nomenklaturze geopolitycznej nowej na- zwy pa ństwa i poddanych Bolesława Chrobrego: od Rzymu (999 r.), przez Reichenau (1001 r.), Kwedlinburg i Merseburg (1002 r.), Hil- desheim (1003 r.), a Ŝ na W ęgry (1005 r.). Ostatnia w tym szeregu chro- nologicznym mo Ŝe by ć, trudna do precyzyjnego wydatowania, moneta Bolesława Chrobrego wybita w jaki ś czas po 1005 r. (ryc. 4). To, co wida ć na tej mapie, jest zbyt jednoznaczne, aby mogło być dziełem przypadku. Ukazuje ona bowiem wyra źnie liniowy trend (od Italii przez Saksoni ę i W ęgry do Polski) rozprzestrzeniania si ę etnicz- nych nazw pa ństwa piastowskiego i jego mieszka ńców. Ta seria dat jednoznacznie wzmacnia argumenty kwestionuj ące hipotez ę J. Frieda. Gdyby bowiem Otto III rzeczywi ście „nadał Polsce imi ę" w lOOOr. w Gnie źnie, to otrzymaliby śmy dokładnie odwrotny trend rozprzestrze- niania si ę nowej nazwy (tj. od Gniezna przez Saksoni ę do Italii) lub te Ŝ pojawiłaby si ę ona „równocze śnie" w miejscach, które cesarz wów- czas odwiedził. W świetle dost ępnych źródeł trzeba wi ęc przyzna ć, Ŝe pomysł nazwania piastowskiej cz ęś ci zachodniej Słowia ńszczyzny „Polsk ą" nie z Gniezna rozprzestrzenił si ę po Europie. Zachowane in- formacje wskazuj ą bowiem, Ŝe nazw ę t ę po raz pierwszy zanotowano „oficjalnie" w Rzymie, sk ąd szlakiem „cesarskim" pow ędrowała na pół- noc do o środków saskich, a stamt ąd na wschód - na W ęgry i do Polski. W tej spójnej logicznie i chronologicznie koncepcji niepokoi jesz- cze przekonanie, Ŝe Vita I „napisano w latach 998-999 na podstawie Ŝy- wej jeszcze wówczas tradycji ustnej na zlecenie Papie Ŝa Sylwestra II11 i cesarza Ottona III" (G. Labuda 2004, s. 16). JeŜeli bowiem ta wer- sja Ŝywota (ł ącznie z informacj ą, Ŝe Bolesław był Palaniorum dux) 11 Jest to oczywiste nieporozumienie, gdy Ŝ Gerbert z Aurillac został papie Ŝem dopiero 9 kwietnia 999 r. 332 Pozna ń} .Gniezn V^—" POLAND Wrocław Ryc. 4. Daty roczne zarejestrowania nazw „Polska" i/lub „Polacy" przez autorów pracu- jących w ró Ŝnych miejscach (rys. Maciej Trzeciecki) I rzeczywi ście została sko ńczona w 999 r, to cesarz mógł j ą przeczyta ć ju Ŝ przed wyjazdem do Gniezna w ko ńcu tego Ŝ roku. W tej dacie mógłby teŜ upatrywa ć ostatniej szansy zwolennik hipotezy, Ŝe nazw ę „Polska" jednak „przygotowano" w Rzymie do celów pielgrzymko- wych, ale z jakiego ś powodu nie przedostała si ę ona od razu do za- alpejskich o środków intelektualnych. Argument ten opiera si ę jednak tylko na tradycyjnym zało Ŝeniu, Ŝe tak po prostu musiało by ć, bo Ŝy- wot musiał by ć przecie Ŝ gotowy przed uznaniem Wojciecha za świ ę- tego, czyli przed 2 grudnia 999 r., kiedy to jego brat Gaudenty ju Ŝ no- sił tytuł archiepiscopus s. Adalberti martyris. Powoływano si ę przy tym na kolejno ść działa ń zastosowanych w trakcie procesu kanonizacyjnego św. Ulryka z Augsburga w 993 r. (por. J. Petersohn 1976, s. 173 n.), procesu, którego przebieg nie stanowił wszak obowi ązuj ącego wzorca. Do ść łatwo mo Ŝna jednak zakwestionowa ć tak wczesn ą dat ę zako ń- czenia dzieła, w którym wykorzystano bezpo średni ą relacj ę Radzima- -Gaudentego i informacje uzyskane na pi śmie od praskiego prepozyta Wielicha. Brat św. Wojciecha nie mógł bowiem dotrze ć do swojego klasztoru na Awentynie przed stłumieniem buntu w Rzymie i egzekucj ą Krescencjusza i Jana Philagatosa 28 kwietnia 998 r. A jego informacje były Canapariusowi niezb ędne w trakcie spisywania dziejów Ŝycia św. Wojciecha, pocz ąwszy co najmniej od epizodu po Ŝegnania z ce- sarzem gdzie ś w Niemczech w 996 r. (Vita I, 25). W ówczesnych wa- runkach trzeba było równie Ŝ du Ŝo czasu na zdobycie pisemnej relacji Wielicha, której istnienie potwierdził Bruno z Kwerfurtu (Vita II, 8). Czy niespełna półtora roku mogło wystarczy ć na sporz ądzenie planu hagiografii, zanotowanie dost ępnych informacji i spisanie osta- tecznej wersji? Nie wiem, ale przeprowadzona wy Ŝej chronologiczna analiza źródeł sugeruje, Ŝe znanej nam wersji Vita I cesarz nie zabrał ze sob ą w podró Ŝ w ko ńcu 999 r., a nawet jej przed wyjazdem nie prze- czytał. Poza tym, jej tre ść zdaje si ę wr ęcz świadczy ć, Ŝe Ŝywot ten pisa- no bez nadzoru cesarskich doradców. Uderza w nim bowiem pomijanie wyszukanej tytulatury Ottona III, do której cesarz przykładał wszak ogromn ą wag ę (por. H. Keller 2000; J. Strzelczyk 2000, rozdz. VIII). Autor Vita I poprzestał na konwencjonalnych pochwałach religijnych, jak christianissimus (Vita I, 22) czypius {Vita I, 30), co stanowi wy- ra źny kontrast w stosunku do hagiografii napisanej przez zwi ązanego z kaplic ą cesarsk ą Brunona z Kwerfurtu (Vita II), który sowicie okrasił swój tekst uroczystymi tytułami. Mo Ŝe wi ęc mnich awenty ński ko ńczył swoj ą prac ę ju Ŝ po wy- je ździe cesarza i arcybiskupa Gaudentego w grudniu 999 r.? Na pewno dzieło nie było jeszcze gotowe wiosną tego roku, bo w rozdz. 21 Ca- naparius zamie ścił k ąś liw ą przygan ę pod adresem papie Ŝa Grzegorza V zmarłego dopiero w lutym 999 r. Za jego Ŝycia nie pozwoliłby sobie na uwag ę, Ŝe Bruno był multum feruide iuuentutis (Vita I, 21). Je Ŝeli pracował „chronologicznie", to w tym momencie było do napisania jeszcze 9 rozdziałów. „Odmłodzenie" najstarszej ze znanych nam wersji hagiografii suge- rowały ju Ŝ, aczkolwiek z ró Ŝnych powodów, obie najwi ększe znawczy- nie adalbertianów, które ostatecznie uznały Vita I za produkt ju Ŝ XI w. Matilde Uhlirz doszła do wniosku, Ŝe ta „redakcja" Ŝywota została roz- pocz ęta w drugiej połowie 1000 r. i sko ńczona w ko ńcu roku nast ępnego lub nawet na pocz ątku 1002 r. (M. Uhlirz 1957, s. 89 i 92). Z kolei Ja- dwiga Karwasi ńska (wbrew swojej wcze śniejszej opinii12) uznała osta- tecznie, Ŝe przed wyjazdem cesarza z Rzymu Ŝywot „nie był sko ńczony we wszystkich partiach", a mo Ŝe istniał tylko w „notatkach" (J. Kar- wasi ńska 1960/1996, s. 234 i 237). Gotowe dzieło w tzw. wersji ce- sarskiej/otto ńskiej mogło wi ęc by ć wr ęczone Ottonowi III dopiero po je- go powrocie z długiego objazdu pa ństwa - a zatem w ko ńcu 1000 r. lub w 1001 r. Tak ą chronologi ę wydarze ń wspiera datowany na ok. 1001 r. tekst Translatio reli ąuarium ss. Abundii et Abundantii, z którego si ę do- wiadujemy, Ŝe dopiero po powrocie z Gniezna cesarz passionem mira arte composuit et in libello scribifecit {Translatio..., s. 517). Z tego wszystkiego wynika, Ŝe najstarszych sko ńczonych wersji Vita I nie mo Ŝna umie ści ć przed rokiem 1000. Trudno si ę zatem zgo- dzi ć, i Ŝ „nie powinno ulega ć w ątpliwo ści, Ŝe jeden z najstarszych egzem- plarzy śywotu I przywiózł ze sob ą do Gniezna arcybiskup Gaudenty" (G. Labuda 2004, s. 263). Dopiero po powrocie z milenijnego objazdu Otto III mógł ewentualnie zarz ądzi ć sporz ądzenie kopii w celu rozesłania 12 W artykule z 1959 r. napisała, Ŝe w 999 r. „przepisywano pospiesznie, zapew- ne w zwi ązku z zamierzonym wyjazdem Ottona z Rzymu" egzemplarze Vita I, które cesarz zabrał ze sob ą, aby je rozda ć po drodze (J. Karwasi ńska 1959/1996: 149). 335 ich po cesarstwie. I dopiero ich lektura (z informacj ą, Ŝe Chrobry był Pa- laniorum dux) mogłaby pozostawi ć w Reichenau, Kwedlinburgu, Mer- seburgu i w Hildesheim echo w postaci zapisania tam w 1001-1003 r. nazwy „Polska". To, Ŝe informacja ta pojawia si ę w tych o środkach w pewnej kolejno ści czasowej, mo Ŝna by ewentualnie wytłumaczy ć tym, Ŝe na pocz ątku była to jedna kopia, która w ędrowała z miejsca na miej- sce, a ślady jej lektury znajdujemy w spisanych lokalnie przekazach. W celu zweryfikowania takiej hipotezy si ęgnijmy znów do sa- mych źródeł. Niestety, zdaj ą si ę one zaprzecza ć i tej por ęcznej kon- cepcji. Gdyby bowiem rozrzuceni po terytorium Rzeszy autorzy wspo- mnianych wy Ŝej wzmianek korzystali z jednego spisanego wzorca, to ich skopiowane z niego wersje nazwy pa ństwa Chrobrego byłyby bardzo podobne, je śli nie identyczne. Tymczasem ka Ŝdy z nich spo- rz ądził na swój u Ŝytek własn ą wersj ę, której si ę potem rygorystycznie trzymał. Fakt zanotowania w ka Ŝdym miejscu troch ę innej pisowni nazw Polski i jej mieszka ńców wskazuje raczej, Ŝe informacja ta zo- stała przekazana ustnie i to zapewne jednorazowo, bo (tam, gdzie to si ę da stwierdzi ć) z upływem lat nie wida ć procesu ujednolicania pisowni lub jej zmiany. W ka Ŝdym miejscu dokonano wi ęc, co zrozumiałe, nie- co innej transkrypcji zasłyszanej (!) nazwy (ryc. 5). Sekwencja chro- nologiczna wygl ąda nast ępuj ąco: 999/1001 r. - Palani (Rzym); 1001 r. -Polania (Reichenau); 1002 r. - Polonia (Kwedlinburg); 1002 r.-Po- lenia i Poleni (Merseburg); 1003 r. - Poliani (Hildesheim); 1004 r. - Polani (Regensburg?); 1005 r. - Polani (W ęgry), po 1005 r. - Po- lonia (Wielkopolska); 1008 r. - Polani (Wielkopolska). Mimo wyra źnych ró Ŝnic, bliskie podobie ństwo wszystkich tych wersji nie pozostawia wątpliwo ści, Ŝe miały wspólny źródłosłów. Zanotowane ró Ŝnice w zapisie świadcz ą za ś o trudno ściach z tran- skrypcj ą słowia ńskich samogłosek, których wymowa mogła by ć inna w wydaniu ró Ŝnych „opowiadaczy" i ró Ŝnie odbierana przez ró Ŝnych „zapisywaczy". Trzeba si ę te Ŝ liczy ć z tym, Ŝe niektóre z tych zapisów mog ą by ć produktem niedokładno ści kopistów i/lub te Ŝ ich skłonno ści do poprawiania oryginałów, czego dowodz ą cho ćby stwierdzone wy Ŝej zmiany w pisowni imion i nazw słowia ńskich. Fakt, Ŝe ró Ŝnice dotycz ą wyłącznie samogłosek, ka Ŝe si ę jednak przychyli ć raczej do pierwszej hipotezy. 336 \ Merseburg J\()02Polenial .\Meissen \ Poleni Bamberg \004 Pohni Regensburg Ryc. 5. Daty roczne i dokładne wersje zapisu nazw „Polska" i/lub „Polacy" (rys. Maciej Trzeciecki) O ile pochodzenie samej nazwy Polonia wci ąŜ nie doczekało si ę powszechnie akceptowanego wyja śnienia, o tyle „dla wszystkich zna- jących jakikolwiek j ęzyk słowia ński" oczywisty jest zwi ązek jej źród- łosłowu z polem, czyli: miejscem równym, odkrytym, uprawianym, odlesionym itp. (J. Nalepa 1994a, s. 174; por. te Ŝ A. Gieysztor 1999, s. 54). Dla rozszerzenia dyskusji wspomn ę tylko dodatkow ą mo Ŝliwo ść interpretacyjn ą, jak ą oferuje Słowo o pułku Igoran. Znajdziemy tam bowiem interesuj ące u Ŝycie słowa pole w znaczeniu „ludzie otwartych przestrzeni/stepów" {Zagorodite poliu vorota svoimi ostrymi strelami -według LI. Sreznevski, 1895, s. 1126). Z czysto etymologicznego punktu widzenia najbardziej poprawne były wersje Polenia i Poleni konsekwentnie stosowane od 1003 r. przez Thietmara. To, Ŝe u progu II tysi ąclecia taka forma wyst ępuje tylko (!) w jego kronice, ka Ŝe jednak podejrzewa ć, Ŝe biskup merseburski sam „zetymologizował" zasłyszany etnonim i apelatyw. Znał przecie Ŝ j ęzyk „zachodniosłowia ński", czemu wielokrotnie dawał wyraz, tłumacz ąc czytelnikom znaczenia imion i nazw własnych - np. Dobrava (III, 55), Pober (VI, 26), Bolesław (IV, 45) czy Beleknegini (IX, 4). Sam dokonał wi ęc zapewne najprostszego i chyba poprawnego etymolo- gicznie skojarzenia ze znanym mu z pewno ści ą „polem/polen ą". Z ja- kiego ś powodu jednak ta narzucaj ąca si ę prostot ą skojarzenia forma nie zyskała preferencji na dworze Bolesława Chrobrego, co sprawiło, Ŝe to nie ona została ostatecznie zaakceptowana w Polsce. Jest paradok- sem historycznym, Ŝe etymologicznie bardziej „słowia ński" choronim, wylansowany przez Thietmara, ostatecznie przyj ął si ę w Niemczech i w Skandynawii (Polen), podczas gdy w samej Polsce doszło do jego „zniekształcenia". W ka Ŝdym razie zwolennicy istnienia przedpa ństwowego plemienia Polan powinni odpowiedzie ć, dlaczego Chrobry, który miał si ę pono ć uwa Ŝać za ksi ęcia „pola ńskiego", nie przyj ął jednoznacznych etymolo- gicznie wersji Polania i Polani. A przecie Ŝ wła śnie takie nazwy kraju i jego mieszka ńców zanotowali mnisi z Reichenau (1001 r.) i z Hil- 13 Je Ŝeli nie uznamy tego utworu za XIX-wieczny falsyfikat (por. uwagi w: P. Ur- ba ńczyk 2003a, s. 97). 338 desheim (1003 r). Konsekwentnie u Ŝywał jej te Ŝ Bruno z Kwerfurtu (1004—1008 r.). Na takie pytanie mógłby pewnie odpowiedzie ć tylko Bolesław Chrobry, który zaakceptował „kwedlinbursk ą" wersj ę Polo- nia i utrwalił j ą jednoznacznie na wybitej na samym pocz ątku XI w. monecie, któr ą mo Ŝna tym samym uzna ć za zmaterializowany manifest programu politycznego. Tej wa Ŝnej niezgodno ści nie da si ę zlekcewa Ŝyć niemaj ącymi podstaw źródłowych stwierdzeniami, Ŝe Polonia to tylko „wtórna łaci ńska forma" (M. Karpluk 1992, s. 6), bo co najmniej od IX w. „istniała rodzima nazwa Polska (ziemia) w odniesieniu do krainy Polan nadwarcia ńskich" (J. Nalepa 1994a, s. 178). Wspomniana ju Ŝ propozycja J. Frieda, który przywołał pó ź- ną etymologi ę „ludow ą" wi ąŜą cą nazw ę Polski z „polewaniem" wo- dą świ ęcon ą nie znajdzie chyba wielu zwolenników. Tym bardziej Ŝe wspieraj ąc j ą, autor wykazał typow ą dla historyka nieznajomo ść wielkopolskich realiów wczesnego średniowiecza. Gdyby był archeo- logiem, to by wiedział, Ŝe nie ma co w ątpi ć w istnienie w pa ństwie piastowskim „otwartych przestrzeni" i nie wyobra Ŝałby sobie noch unberuhrten Urwalder Polens (J. Fried 1998, s. 48). Nie zdawał sobie sprawy z tego, Ŝe gigantyczny program wczesnopiastowskich inwesty- cji w budownictwo o środków obronnych (np. Z. Kurnatowska 2002; M. Kara 2004) musiał ogołoci ć wielkie obszary z lasów, pozostawiaj ąc wielkie „pola/polany" wokół najwi ększych o środków. Podobnie mało przekonuj ąca jest jego wyrafinowana sugestia poszukiwania istoty na- zwy Polenia w komentarzach Hieronima do Ksi ęgi proroctw Izajasza (J. Fried 1998, s. 58-64). W ątpliwo ści nie znikaj ą, mimo i Ŝ autor stwierdza ugodowo, Ŝe nie widzi „sprzeczno ści w mo Ŝliwym pocho- dzeniu nazwy ludu i kraju od starszej nazwy plemiennej »Polanin« z [...] typologicznym wyprowadzeniem tej nazwy z egzegezy Izajasza z czasów przełomu tysi ącleci" (tam Ŝe, przyp. 84). Te przejawy etymologiczno-historycznej ekwilibrystyki nie zmie- niaj ą faktu, Ŝe źródłosłów łaci ńskiej wersji „Polski" jest bez w ątpie- nia słowia ński. Zatem, chocia Ŝ przyj ęcie nazwy Polonia rzeczywi ście „mogło nast ąpi ć w czasowej blisko ści podró Ŝy Ottona III do Gniezna, to przecie Ŝ na pewno nie potrzeba było do tego impulsu z zewn ątrz" (C. Liibke 2004). Zatem Poloni ę musieli „wymy śli ć" sami Słowianie, co bynajmniej nie jest sprzeczne z wynikami mojej analizy źródeł. 339 Mo Ŝna wi ęc powy Ŝsz ą dyskusj ę podsumowa ć nast ępuj ąco: (1) ła- ci ński etnonim Palani został po raz pierwszy zarejestrowany w Rzy- mie w 1000-1001 r., rok pó źniej za ś zanotowano w Reichenau nazw ę pa ństwa Bolesława Chrobrego - Polania; (2) maj ą one źródłosłów za- chodniosłowia ński; (3) informatorem Jana Canapariusa musiał wi ęc by ć słowia ński przybysz, który (4) dobrze znał pełn ą obszernych „pól/po- lan" topografi ę wielkopolskiego centrum pa ństwa Bolesława Chrobrego. Równie Ŝ w tym miejscu mógłbym wzgl ędnie bezpiecznie prze- rwa ć ten tekst, osi ągn ąwszy do ść stabilny grunt ustale ń dobrze umo- cowanych w dost ępnych źródłach. Przewa Ŝyła jednak pokusa poszu- kania odpowiedzi na pytanie: „Kto mógł italskiemu autorowi Vita 1 zasugerowa ć etnonim identyfikuj ący poddanych Bolesława Chrobrego jako PalaniT' O dziwo, korzystny zbieg okoliczno ści sprawia, Ŝe za- chowane przekazy pozwalaj ąpodj ąć ryzyko ustalenia źródła najstarszej z zapisanych informacji. Zakres poszukiwa ń wyznacza powy Ŝsza analiza, która wskazuje, Ŝe: (1) interesuj ący nas etnonim pojawił si ę po raz pierwszy w hagiografii św. Wojciecha, spisanej w rzymskim klasztorze w latach 999-1001, (2) jego „pomysłodawca" był Słowianinem, który pochodził z kraju podległego rz ądom Bolesława Chrobrego lub te Ŝ znał go z autopsji. S ą to warunki do ść rygorystyczne, co kazałoby oczekiwa ć silnego „opo- ru" źródeł. I tym razem jednak los sprzyja dociekliwemu badaczowi, podsuwaj ąc nieoczekiwanie proste rozwi ązanie. Autor najstarszej wersji Ŝywota św. Wojciecha sam zostawił nam wskazówk ę. Na pewno nie bez powodu wymienił z imienia trzeciego z uczestników tragicznej misji do Prusów, tj. presbitera Benedykta (Vi- ta I, 28). Tak jak jego współtowarzysze tragicznej wyprawy, i on znany był zarówno pod swoim oryginalnym (słowia ńskim) imieniem, jak i pod tym nadanym mu na chrzcie. To pierwsze wspomina, pó źniejsza od obu Vitae, Passio s. Adalperti (c. 2), której autor nazwał go Bogussa (= Bogusza), co zdaje si ę wskazywa ć na jego „polskie" pochodzenie, jak uznał ju Ŝ w 1904 r. H.G. Voigt14. 14 Informacja za: M. Uhlirz (1957, przyp. 82), która zaakceptowała t ę sugesti ę. 340 Nie mógł on nale Ŝeć do grupki bliskich towarzyszy św. Wojciecha, którzy pod ąŜ yli za nim z Pragi do Italii, gdy Ŝ autor Vita I wyra źnie stwierdza, Ŝe ju Ŝ przed wst ąpieniem do rzymskiego klasztoru, z trzech pielgrzymów pozostał przy biskupie tylko jego przyrodni brat Radzim- -Gaudenty {Vita I, 16). Bogusza-Benedykt został wi ęc zapewne przydzie- lony przez Bolesława Chrobrego do pomocy obu czeskim misjonarzom. Mo Ŝna wr ęcz podejrzewa ć, Ŝe ów „kapłan" Benedykt był ich tłumaczem, gdy Ŝ zapisane w Vita I rozmowy św. Wojciecha z Prusami brzmi ą bar- dzo przekonuj ąco. O tym, Ŝe sprawozdawców z „owej walki ostatecznej" św. Wojciecha było wi ęcej ni Ŝ sam Gaudenty, dowodnie świadczy wy- ra źne powoływanie si ę Brunona z Kwerfurtu na „ świadków" (Vita II, 32) czy te Ŝ „tych, którzy z nim byli" (Vita ąuin ąuefratrum..., 13). Bruno po- min ął jednak imi ę drugiego informatora, podczas gdy autor rzymskiej hagiografii lojalnie wymienił z imienia ich obu, tj. Gaudentego i wła śnie Benedykta. Ten bezcenny współ świadek ostatnich dni św. Wojciecha najwyra źniej przybył do Rzymu, gdzie podzielił si ę swoj ą wiedz ą z Ja- nem Canapariusem15. Jest on jedynym i to zupełnie wiarygodnym kan- dydatem na poszukiwanego przez nas „informatora". To, Ŝe autor Vita I miał słowia ńskiego pomocnika, w oczywisty sposób wynika z precyzji zapisu imion, zarejestrowanych w najstarszej, i uznanej w 1841 r. przez G. Pertza za podstawow ą, kopii tej hagio- grafii, wykonanej w XI w. w benedykty ńskim klasztorze Lamspringe koło Hildesheim (MGH SS IV)16. Biskup praski nosi w niej imi ę Woietech (Fita I, 2), jego ojciec to Zlaunic {Vita I, 1), a jego pokojo- wiec to Myzl11 (Vita I, 11). Pochodz ący z ko ńca XI w. tekst z Monte Cassino oraz wykonana na pocz ątku XII w. w północnej Italii wersja z Admont dowodz ą całkowitej ignorancji kopistów, którzy ze Sławnika 15 Ju Ŝ Wojciech K ętrzy ński (1898, s. 124 n.) przypuszczał, Ŝe Bogusza-Benedykt osiadł w którym ś z italskich klasztorów. H.G. Voigt (1907, s. 34) uznał, Ŝe razem z Gaudentym udał si ę do Ottona III, aby mu zda ć sprawozdanie z przebiegu tragicz- nej misji. Matilde Uhlirz doprowadziła go za ś a Ŝ na Monte Cassino. Jej identyfikacja i koncepcja roli Benedykta w spisaniu Ŝywota św. Wojciecha była jednak zupełnie inna (M. Uhlirz 1957, s. 86-91). 16 Do tej samej grupy „wersji zaalpejskich" J. Karwasi ńska (1958/1996, s. 96 i 120) zaliczyła te Ŝ manuskrypty polskie. 17 To imi ę pojawia si ę wył ącznie wła śnie w najstarszej kopii Vita I spisanej w Lamspringe (M. Uhlirz 1957, przyp. 27). 341 zrobili „Słowianina" (Scłauonicus), podczas gdy Wojciech został za- pisany jako Yuentius (J. Karwasi ńska 1960/1996, s. 221 i 233). Zresz- tą z imieniem swojego mistrza duchowego nie bardzo radził sobie na- wet Bruno z Kwerfiirtu, który znał jego etymologi ę {consolatio exer- citus), ale zapisał je jako Wogitihe (Vita II, 1). Oczywi ście autorem poprawnych transkrypcji tych „czeskich" przecie Ŝ imion mógł by ć sam Radzim-Gaudenty, którego powszechnie uwa Ŝa si ę za głównego informatora Jana Canapariusa. Mamy jednak inny i chyba decyduj ący argument na udział „Polaka" w redagowaniu Vita I. Jest to zachowana tylko (!) w najstarszej „kanonicznej" kopii z Lamspringe nazwa Gyddanyzc (Vita I, 27). Moim zdaniem tylko kto ś bardzo dobrze znaj ący lokalne nazewnictwo mógł podyktowa ć tak do- br ą łaci ńsk ą transkrypcję Gda ńska, która w ró Ŝnych wersjach prze- trwała na obszarze zaalpejskim. Natomiast kopi ści italscy pogubili si ę w geografii odległego kraju i uto Ŝsamili Gda ńsk ze znan ą sobie siedzi- bą metropolii gnie źnie ńskiej, pisz ąc: Gnesdon, Gnesdn, Gnesdno itp. (J. Karwasi ńska 1960/1996, s. 233). Ten sam bł ąd zrobił zreszt ą i sam Bruno z Kwerfurtu, lokuj ąc najwi ększy sukces misjonarski św. Woj- ciecha w Gnezne (Vita II, 24). Reprezentuje on nieco odmienn ą, „nie- mieck ą" tradycj ę zapisu, tj. bez środkowej spółgłoski d, co przetrwało w obowi ązuj ącej dzisiaj formie Gnesen. Z satysfakcj ą wspieram swoj ą hipotez ę o „polskim" kontakcie18 najnowsz ą publikacj ą Jerzego Nalepy, który jednoznacznie stwier- dził, Ŝe „zapis Gnesdon w awenty ńskiej redakcji pierwszego Ŝywotu św. Wojciecha znalazł si ę w nim wskutek bezpo średnich kontaktów mi ędzy Awentynem a Polsk ą, bez po średnictwa Niemców" (J. Nalepa 2005, s. 83). Trzeba tu jednak zwróci ć uwag ę, Ŝe ta redakcja powsta- ła ju Ŝ po powrocie Ottona III z Polski, sk ąd mógł przywie źć kogo ś z tamtejszego kleru. Natomiast pierwsza wersja, zwana te Ŝ „cesarsk ą", powstawała w trakcie wielkiego objazdu. Zatem ju Ŝ w latach 999-1000 musiał dotrze ć do Rzymu przybysz z kraju Chrobrego. Chyba tylko ów Bogusza-Benedykt, ze znanych nam osób, mógł podpowiedzie ć italskiemu mnichowi, jak wyró Ŝni ć wa Ŝnego dla opo- 18 Po raz pierwszy przedstawiłem j ą na konferencji polsko-niemieckiej we Wroc- ławiu w maju 2005 r. wie ści monarch ę spo śród innych władców słowia ńskich. Canaparius, dysponuj ąc minimaln ą wiedz ą o odległych kra ńcach chrze ścija ńskiej Europy, miał na pewno problem z rozró Ŝnieniem obu panuj ących wów- czas koło siebie Bolesławów. Czuł, Ŝe nie wystarcza mu ju Ŝ standar- dowe okre ślenie typu „ksi ąŜę owego kraju". Bolesława II Srogiego zidentyfikował tylko jako „ksi ęcia Pragi" (Vita I, 7 i 18), znanej mu jako miejsce posługi biskupiej św. Wojciecha. Ale ju Ŝ o Czechach chyba nie słyszał, bo zlokalizował pocz ątek swojej opowie ści w locus in partibus Germanie [...] ąuem incole Sclauoniam cognomine dicunt (Vita I, 1). Kto ś, kto pomagał mu w trakcie dalszych etapów pracy, zasugerował rozwi ązanie kłopotu z rozró Ŝnieniem dwóch ksi ąŜę cych imienników przez okre ślenie Chrobrego jako Palaniorum dux {Vita I, 25)19. Po dokonaniu tego rozró Ŝnienia obu Bolesławów, mo Ŝna ju Ŝ by- ło pisa ć o Chrobrym po prostu dux (Vita I, 25 i 27). W owym czasie widziano wi ęc ju Ŝ w uczonych sferach Italii po- trzeb ę wewn ętrznego zró Ŝnicowania północnej cz ęś ci Europy Środko- wej, która na przełomie tysi ącleci powoli wkraczała do świadomo ści europejskich elit intelektualnych, ale brak było ku temu odpowiedniego słownictwa. Wida ć to w tek ście wspomnianej ju Ŝ Translatio reli ąua- rium ss. Abundii et Abundantii z ok. 1001 r., której autor dla odró Ŝnie- nia Polski od Czech wysłał Wojciecha do alia Sclauonia, in qua erant gentiles. Nast ępnie opowiada, jak Otto III extra montes in Sclavo- niampergit, aby pozyska ć relikwie wojciechowe {Translatio..., s. 517). Wida ć, Ŝe autor miał dobr ą orientacj ę geograficzn ą, ale brak odpo- wiedniego słownictwa zmuszał go do stosowania form opisowych20. Innowacja zastosowana przez Jana Canapariusa stanowiła wi ęc swoi- sty przełom w my śleniu o pa ństwie Bolesława Chrobrego. Z jakiego ś powodu nie upowszechniła si ę jednak na terenie samej Italii, czego dowodzi wspomniane ju Ŝ zamieszanie wprowadzone przez kopistów do redakcji montekasy ńskiej i drugiej awenty ńskiej Vita I, w których Gda ńsk zamieniono na Gniezno, a Chrobry został wr ęcz „ksi ęciem Prus" (J. Karwasi ńska 1962/1996, s. 47). 19 Wcze śniej radzono sobie z tym, np. identyfikuj ąc Chrobrego jako Bolizlau filius Mesco (Annales Hildesheimenses, a.a. 995). 20 Por. analiz ę podobnych kłopotów, jakie mieli kronikarze wczesnośrednio- wieczni z rozró Ŝnieniem trzech etnosów skandynawskich (P. Urba ńczyk 2007a). 343 Wskazówki, jak wybrn ąć z problemu braku precyzyjnej nomenkla- tury, musiał udzieli ć Janowi Canapariusowi kto ś dobrze zaznajomiony nie tylko z lokalnym nazewnictwem, ale i z atmosferą panuj ącą na dwo- rze Bolesława Chrobrego. Aby to wykaza ć, przypomnijmy, Ŝe to wła ś- nie Vita I (c. 27 - Liutici) i Vita II (c. 10 - gens Liuttizi; c. 26 - Luitici) zawieraj ą najstarsze wiarygodne wzmianki o połabskich Lucicach21. Christian Lilbke (2004) zasugerował ostatnio, Ŝe ten etnonim powstał na zasadzie skontrastowania mieszka ńców terenów poło Ŝonych po obu stronach Odry. Liutizi mieliby reprezentowa ć ludzi „dzikich/srogich/ okrutnych"22, Palani za ś tych Ŝyj ących na polach/polanach, czyli na terenie jako ś ju Ŝ ucywilizowanym. Je Ŝeli ta koncepcja jest słuszna, to silnie wspiera moje „podejrzenie", Ŝe autorem/„przeka źnikiem" obu etnonimów był kto ś, kto podzielał tak ą opini ę o Wieletach. Ci od dzie- si ęcioleci śmiertelni wrogowie Piastów mogli by ć przez nich nazywani adekwatnie do przypisywanej im roli „czarnych charakterów". Nega- tywny obraz połabskich przeciwników Chrobrego wyra źnie przebija z listu Brunona z Kwerfurtu do Henryka II, w którym to li ście wida ć silne skontrastowanie Polaków i Luciców. Podobnie mo Ŝna te Ŝ przyj ąć , Ŝe Jan Canaparius „zawdzi ęczał Po- lakom nie tylko wiedz ę o Prusach, ale równie Ŝ od nich dowiedział si ę, jak brzmi nazwa tego ludu, który [...] stał si ę na przełomie pierwszego tysi ąclecia jednym z najbardziej znanych z nazwy ludem barbarzy ńskim poga ńskiej cz ęś ci Europy" (I. Panie 2007, s. 33). I znów nie mamy lepszego kandydata na takiego informatora ni Ŝ Bogusza-Benedykt. Podsumowuj ąc t ę cz ęść rozwa Ŝań, mo Ŝna przyj ąć za bardzo praw- dopodobne, Ŝe autor najstarszej ze znanych nam wersji Ŝywota św. Woj- ciecha korzystał z pomocy przybysza „z Polski", który nie tylko do- konał prawidłowej transkrypcji zupełnie nieznanego w Europie Gda ń- ska, ale te Ŝ utworzył/wykorzystał i zlatynizował słowia ńskie etnonimy, które pozwoliły cesarskim kronikarzom jednoznacznie identyfikowa ć mieszka ńców pa ństwa piastowskiego {Palani) i jego połabskich s ąsia- 21 Odnosz ącą si ę do 991 r. informacj ę z Annales Hildesheimenses (Brennaburg [...] urbs Liutizorum) znamy z kopii wykonanej dopiero w połowie XI w. 22 Por. hasła: „liutyj" w: 1.1. Sreznevski 1895, s. 96, oraz „luty" w: Słownik j ę- zyka polskiego (t. 4, 1962, s. 235). Gerard Labuda (1977, s. 431) uznał t ę koncepcj ę za mało prawdopodobn ą. 344 dów (Liutizi) w etnicznej g ęstwinie zachodniej Słowia ńszczyzny, któ- rej nie dało si ę ju Ŝ dłu Ŝej opisywa ć jako Sclauorum gentes, jak w bulli Jana XII z 962 r., któr ą papie Ŝ nieskutecznie próbował erygowa ć mag- debursk ą metropoli ę (Papsturkunden..., t. 1, nr 154, s. 284). W tym miejscu pojawiła si ę kolejna szansa przerwania tego śledz- twa na etapie serii sukcesów, które dzi ęki analizie strz ępów informacji pozwoliły ustali ć „czas, miejsce i sprawc ę czynu". Byłoby to jed- nak przedwczesne ogłoszenie zwyci ęstwa. Pozostaje przecie Ŝ wci ąŜ jeszcze nierozwi ązana kwestia, jak to si ę stało, Ŝe celny etnonim podpowiedziany Janowi Canapariusowi stał si ę szybko obowi ązuj ącą norm ą pisania o pa ństwie piastowskim, wypieraj ąc uogólniaj ący ape- latywny rzeczownik Sclavia/Sclavinia. Pewnie nikt by na ten „pomysł" nomenklaturowy opata awenty ńskiego nie zwrócił uwagi, gdyby kto ś nie zadbał o jego upowszechnienie. Chronologia jego rozprzestrzenia- nia si ę sugeruje, Ŝe ta nowa dla kronikarzy nazwa pa ństwa piastow- skiego została sprawnie i intencjonalnie „rozkolportowana" w wa Ŝnych ośrodkach Ŝycia intelektualnego cesarstwa. Bez takiej akcji historycy do dzisiaj by si ę pewnie zastanawiali, co miał na my śli autor Vita I, pi- sz ąc, Ŝe Chrobry władał jakimi ś Palani. Kto wi ęc był „kolporterem" tej wiadomo ści? Aby go zidentyfikowa ć, trzeba odpowiedzie ć na nast ępuj ące py- tanie: (1) kto z ludzi przebywaj ących w Rzymie do 1001 r., którzy (2) znali tre ść Vita I, (3) był Ŝywotnie zainteresowany promowaniem kultu św. Wojciecha i (4) wyruszył wkrótce do Europy Środkowej szlakiem wyznaczonym kolejno ści ą pojawiania si ę nowego etnonimu w powstałych lokalnie źródłach? I znów jest tylko jeden, ale za to bar- dzo dobry kandydat na ostatniego bohatera tych rozwa Ŝań. To, wielo- krotnie ju Ŝ wspominany, saski mnich i pó źniejszy (arcy)biskup misyjny Bruno-Bonifacy z Kwerfurtu (974-1009), którego gł ęboka fascynacja Ŝyciem i czynami biskupa praskiego została zapisana w serii jednych z najbardziej przejmuj ących świadectw duchowo ści tamtego okresu. To on pod wra Ŝeniem śmierci św Wojciecha zrezygnował z osi ą- gni ętej w 997 r. atrakcyjnej funkcji kapelana dworskiego Ottona III 345 (Thietmar VI, 94) i w lutym 998 r. osiadł w tym samym klasztorze św. św. Bonifacego i Aleksego (Vita II, 17), z którego wyszli bra- cia Sławnikowice i do którego musiał wróci ć Gaudenty zwi ązany be- nedykty ńsk ą reguł ą. Brano nieraz rozmawiał z Janem Canapariusem o Wojciechu (Vita II, 27) i na pewno starannie przeczytał napisany tam Ŝywot oraz inne dokumenty (Vita II, 8), o czym świadczy jego własna twórczo ść pełna bezpo średnich nawi ąza ń do rzymskiego ory- ginału. W 1001 r. współtworzył w Pereum pod Rawenn ą wspólnot ę be- nedykty ńsk ą w klasztorze ufundowanym przez Ottona III. W Rawennie spotkał si ę zapewne z przybyłym tam na wielkanocny synod mi ę- dzyrzeckim (?) opatem Anastazym - dawnym towarzyszem w ędrówek św. Wojciecha (G. Gyórfy 2006/1977, s. 201). W listopadzie tego Ŝ roku był naocznym świadkiem podj ęcia przez Ottona III decyzji o wysłaniu do Polski Benedykta i Jana, których wcze śniej ści ągni ęto z Monte Cas- sino. Jesieni ą 1002 r., wyposa Ŝony przez Sylwestra II w paliusz, wy- ruszył do Niemiec, szukaj ąc wsparcia dla zrealizowania obsesyjnego imperatywu podj ęcia misji nawracania pogan (ryc. 6). Brano wspomina wprawdzie tylko wizyt ę w Regensburgu, sk ąd w 1003 r.23 „popłyn ął statkiem" nawraca ć bez powodzenia Czarnych Węgrów, ale pisze te Ŝ eufemistycznie o wcze śniejszej „drugiej podró Ŝy morzem i l ądem" (Vita ąuin ąue fratrum..., 10). To wtedy niew ątpliwie odwiedził rodzinn ą Saksoni ę, szukaj ąc najkrótszej drogi do misjona- rzy mi ędzyrzeckich, od których oddzieliły go walki z Lucicami i za- jęcie Czech przez Chrobrego. Ponownie wrócił do Saksonii w 1004 r., aby spotka ć si ę w Merseburgu z królem Henrykiem II, którego „prosił o godno ść biskupi ą z upowa Ŝnienia papie Ŝa". Tam spotkał si ę ze swo- im koleg ą szkolnym i krewniakiem Thietmarem, który po świ ęcił mu dwa rozdziały swojej Kroniki. Tam Ŝe w 1004 r. z r ąk magdeburskiego arcybiskupa Taginona otrzymał „ świ ęcenia biskupie oraz paliusz, któ- ry sam tutaj przywiózł" (Thietmar VI, 94-95). Stamtąd (pewnie znów przez Regensburg, gdzie mógł ko ńczy ć Vita II) powrócił na W ęgry, sk ąd przez Ru ś dotarł wreszcie do Polski w 1008 r. 23 Nast ąpiło to przed śmierci ą pi ęciu braci, którzy wtedy jeszcze „wygl ądali je- go przybycia" (Vita ąuin ąue fratrum..., 10). 346 POLAND )\ Wrocław I HUNGARY 10(i5 Szekesfehervar 1 AAf • Bari Ryc. 6. Trasa i chronologia w ędrówki Brunona z Rzymu do Polski (kolor niebieski) oraz daty roczne zarejestrowania nazw „Polska" i/lub „Polacy" w miejscach, które odwiedził (kolor czerwony) (rys. Maciej Trzeciecki)
Na pewno nie miał ze sob ą tekstu Vita I, bo nikt by nie powierzył tak cennej rzeczy w ędruj ącemu bez oficjalnej misji mnichowi - na- wet wioz ącemu papieski paliusz. Zreszt ą, tak szybko nie wykonano by kopii dzieła sko ńczonego wszak dopiero w 1001 r. Miał natomiast z pewno ści ą jakie ś notatki, bo jego wersja hagiografii zawiera stresz- czenia odpowiednich fragmentów najstarszego Ŝywota Jana Canapa- riusa, który niew ątpliwie czytał. Korzystaj ąc z benedykty ńskiej sieci kontaktów, w ędrował wi ęc zapewne powoli od klasztoru do klasztoru, promuj ąc po drodze dzieło swojego duchowego mistrza i powiększa- jąc lokaln ą wiedz ę o kraju, z którego św. Wojciech wyruszył na misj ę i w którym został pochowany. O tym, Ŝe Bruno bardzo dokładnie za- pami ętał z dzieła Canapariusa, Ŝe brat Wojciecha był sprzymierzony cum Bolizlauo Palaniorum duce (Vita I, 25), świadczy jego niemal do- słowne powtórzenie informacji o przyja źni cum Bolizlavo Polanorum duce (Vita II, 21). Jako Ŝe Bruno starannie rozró Ŝniał Bolesława „ksi ę- cia polskiego" od Bolesława „ksi ęcia czeskiego" (Vita II, 21), na- le Ŝy przypuszcza ć, Ŝe równie Ŝ w swoich ustnych opowie ściach iden- tyfikował Chrobrego za pomoc ą etnonimu i tak zapami ętali to słu- chacze w Reichenau, Kwedlinburgu, Hildesheim i Merseburgu, czemu dali wyraz w szcz ęś liwie zachowanych do dzisiaj dziełach. Przy takiej interpretacji zwraca uwag ę drobna, lecz wyra źna nie- zgodno ść mi ędzy konwencjonalnym datowaniem na 1001 r. zapisanego w klasztorze Reichenau hymnu ku czci św. Wojciecha a terminem wyruszenia Brunona z Italii jesieni ą 1002 r. Mo Ŝliwe s ą dwa wyja ś- nienia tej rozbie Ŝno ści. Najpro ściej byłoby uzna ć, Ŝe wobec braku daty rocznej ta ró Ŝnica nie jest istotna. Ale mo Ŝna te Ŝ skorzysta ć z sugestii Teresy Dunin-Wąsowicz (1999), która zidentyfikowała otto ńsk ą fun- dacj ę „wojciechow ą" wła śnie na Reichenau. Kto ś wysłany stamt ąd do Rzymu mógł był wcze śniej zapozna ć si ę z oficjalnym Ŝywotem świ ętego patrona. W ten sposób etniczne okre ślenie pa ństwa Chrobrego wyprzedziłoby przyjazd Brunona - je Ŝeli w ogóle przeje ŜdŜał przez Reichenau. W ka Ŝdym razie dost ępne nam informacje sugeruj ą, Ŝe to dzi ęki Brunonowi kronikarze sascy zerwali z tradycj ą generalnego klasyfi- kowania jako „Słowian" mieszka ńców Polski, Czech i Połabia i nie- mal jednocze śnie jednoznacznie zidentyfikowali pa ństwo piastowskie 348 za pomoc ą nazwy polityczno-etnicznej. T ę rol ę Brunona potwierdza te Ŝ porównanie pierwszych zda ń obu pierwszych Ŝywotów, które do- wodnie pokazuje ró Ŝnic ę w świadomo ści geopolitycznej ich autorów. O ile bowiem Canaparius pisze o jakim ś „kraju na pograniczu Ger- manii, [...] który mieszka ńcy nazywaj ą Sclavoni ą" (Vita I, 1), to Bra- no jasno stwierdza, Ŝe rzecz si ę dzieje w Boemicae terra {Vita II, 1). Tę zmian ę koncepcji geograficzno-politycznej wida ć te Ŝ w zmienionej redakcji przemowy św. Wojciecha do Prusów. O ile według Canapa- riusa biskup miał si ę im przedstawi ć ogólnie jako „Słowianin" (Scla- vus - Vita I, 28), to ju Ŝ u Brunona informuje ich precyzyjnie, Ŝe przy- chodzi „z kraju Polaków" {de terra Polanorum - Vita II, 25). Niespodziewanie t ę „promocyjn ą" rol ę Brunona ma potwierdza ć nowa interpretacja źródła najtrudniejszego, ale te Ŝ najbogatszego jako symboliczny zapis programu politycznego. Jest nim wybita w czasach Bolesława Chrobrego moneta opatrzona obustronnie (!) jednoznaczn ą tytulatur ą PRINCEfPJS POLONIE. Wprawdzie nie da si ę jej precy- zyjnie wydatowa ć, ale, b ędąc zarazem lokalnym źródłem pisanym, ikonograficznym i archeologicznym, umo Ŝliwia ona wgl ąd w okolicz- no ści zaakceptowania oficjalnej nazwy pa ństwa w samej Polsce. Cenne studium Stanisława Suchodolskiego (2002) potwierdziło bowiem na- wi ązania italskie (por. te Ŝ R. Kiersnowski 1960, s. 273 n.) i wskazało na mo Ŝliwo ść zinterpretowania zastosowanej symboliki pawia w ka- tegoriach teologiczno-komemoratywnego programu uczczenia pami ę- ci św. Wojciecha. Autorem tego pomysłu, a tak Ŝe „projektodawc ą" pi ęknego stempla tej monety mógł by ć wła śnie Brano z Kwerfurtu (S. Suchodolski 2002, s. 167). Nowa analiza wskazuje te Ŝ, Ŝe emisji tej monety „nie rozpocz ęto przed 1005 r." (tam Ŝe, s. 165). Oba te wnio- ski znakomicie pasuj ą do proponowanej tu koncepcji, Ŝe ta moneta jest ostatnia w chronologicznym szeregu pojawiania si ę etnicznych okre śle ń Polski i jej mieszka ńców, a jej wybicie zamyka proces mi ę- dzynarodowego „promowania" nowej nazwy politycznej przez jej ofi- cjalne wyeksponowanie przez samego Bolesława Chrobrego, który swoim autorytetem dokonał wyboru ostatecznej wersji etnonimu. Dlaczego jednak stało si ę to tak pó źno? Anonim Gali wyra źnie wspomina przecie Ŝ jak ąś star ą „ksi ęgę o m ęcze ństwie świ ętego [Woj- ciecha]" (ks. I, 6). Czy mogła to by ć Vita I Jana Canapariusa, w któ- 349 rej wspomniano Bolizlauo dux Palanoruml Je Ŝeli tak, to nie przywiózł jej Otto III ani Gaudenty, gdy Ŝ obie znawczynie adalbertianów zgod- nie stwierdziły, Ŝe została ona sko ńczona dopiero po powrocie cesarza do Rzymu. Najwcze śniej mogliby j ą przywie źć Jan i Benedykt - dwaj benedyktyni z klasztoru św. Wojciecha w Pereum koło Rawenny, któ- rych cesarz „wraz z cennymi ksi ęgami" (Vita ąuin ąue fratrum..., 13) wysłał do Chrobrego w listopadzie 1001 r. w celu kontynuowania pra- cy misyjnej. Trzeba jednak w ątpi ć, aby ju Ŝ wtedy udało si ę sporz ądzi ć odpowiedni ą kopi ę. Pó źniej za ś kontakty z Rzymem zostały prze- rwane przez Henryka II, który posun ął si ę nawet do „aresztowania" bi- skupa Ungera. A mo Ŝe chodzi o skrócon ą redakcj ę Vita II, któr ą Bru- no sporz ądził ju Ŝ w Polsce (G. Labuda 1982, s. 536)? Jednak „ksi ę- ga", o której wspomina Gali, to, s ądz ąc z jego wzmianki, chyba raczej jakie ś dzieło skupione głównie na laudacji Chrobrego (J. Karwasi ńska 1962/1996, s. 54). Pozostajemy wi ęc ze wspart ą przez numizmatyk ę hipotez ą, Ŝe wyboru/akceptacji nazwy Polonia jako oficjalnego okre- ślenia swojego pa ństwa ksi ąŜę Bolesław dokonał pod bezpo średnim wpływem Brunona z Kwerfurtu. Tu znów pojawiła si ę pokusa przerwania tego wywodu w miejscu korzystnie zamykaj ącym w ątek bardzo wygodn ą dla mnie koncep- cj ą S. Suchodolskiego. Niestety, przedwczesn ą satysfakcj ę podwa Ŝaj ą pewne istotne w ątpliwo ści. Po pierwsze: Bruno w swojej wersji hagio- grafii wojciechowej nie nazwał Chrobrego dux Polonorum, jak napisał S. Suchodolski (2002, s. 165), lecz dux Polanorum (Vita II, 21 i 23). Był w tej manierze ortograficznej bardzo konsekwentny, bo w dal- szej cz ęś ci Ŝywota wspomniana jest terra Polanorum (Vita II, 25) oraz Polani (Vita II, 30). Równie Ŝ po przybyciu na dwór piastowski, kiedy to miało ju Ŝ nast ąpi ć uzgodnienie stempla monety PRINCEPS POLONIE, Bruno w dalszym ci ągu trzymał si ę uparcie swojej wersji, lokuj ąc opisywane wydarzenia w provincia Polanorum (Vita ąuin ąue fratrum..., 6) lub w Polanici terra (tam Ŝe, 11). W ątpliwo ści co do ro- li Brunona budzi nie tylko jego znamiennie inna od „Chrobrowej" or- tografia, ale te Ŝ fakt, Ŝe ani razu nie u Ŝył nazwy pa ństwa Bolesława 350 w sensie rzeczowym, lecz zawsze okre ślał je jako zbiorowo ść jego mieszka ńców, co zreszt ą było typowe w tym czasie. Wreszcie, dato- wanie monety zdaje si ę poprzedza ć przyjazd (arcy)biskupa, który mógł dotrze ć na dwór piastowski najwcze śniej w ko ńcu 1007 r. (G. Labuda 1982, s. 536), chocia Ŝ na ogół przyjmuje si ę rok 1008. I w tym przypadku wi ęc te Ŝ trzeba chyba przyj ąć (analogicz- nie do interpretacji ró Ŝnic ortograficznych utrwalonych we wzmian- kach z Reichenau, Merseburga, Kwedlinburga i Hildesheim), Ŝe zapis utrwalony na monecie Chrobrego nie został spisany z jakiej ś wersji hagiografii (Vita I lub Vita II), która mogła dotrze ć do Polski przed Brunonem, lecz był raczej swobodn ą rejestracj ą nazwy zasłyszanej z opowie ści lub z gło śnej lektury. Je Ŝeli to sam Chrobry, który był wszak analfabet ą, decydował o brzmieniu stempla, to mało istotna przeróbka brunonowego etnonimu Polani na apelatyw Polonia nie po- winna dziwi ć, bo mimo zlatynizowania zachowany został podstawowy, łatwo rozpoznawalny źródłosłów słowia ński. Gdyby Chrobry i jego nast ępcy rzeczywi ście uwa Ŝali si ę za „Polan", to na pewno by ten „bł ąd" rytownika pó źniej skorygowali. Tym bardziej Ŝe przecie Ŝ Bru- no uparcie promował wła śnie wersj ę Polani, któr ą spotkali śmy te Ŝ w klasztorze Reichenau (Polania) i w Hildesheim (Poliani). W Niem- czech taka wersja trwała jeszcze jaki ś czas, jak dowodzi cho ćby Wipo (IX), który w napisanych w latach 1046-1047 Chwalebnych czynach cesarza Konrada II wspomina Bolizlaus Sclavigena, dux Bolanorum. Jeszcze w połowie XII w. mo Ŝemy przeczyta ć o czynszu uiszczanym przez Niemczan duci Polanico (inwentarz klasztoru w Nienburgu - we- dług I. Panie 2007, s. 132). Trwanie przy Polonii przez nast ępne stulecia dowodzi, Ŝe ta nazwa nie miała Ŝadnych wcze śniejszych konotacji plemiennych z jakimi ś Polanami, gdy Ŝ to przeszkadzałoby w upowszechnieniu „zniekształ- conego" choronimu/apelatywu. Mimo niekontrowersyjno ści znaczeniowej, wybór tej konkretnej wersji brzmieniowej jest jednak wart rozwa Ŝenia. Zdaje si ę on wska- zywa ć na udział kogo ś, komu oboj ętna była zgodno ść ze źródłosłowem pole/polena. Utrzymano natomiast wywodz ącą si ę ze staro Ŝytno ści tendencj ę do nazywania krain apelatywami w formie Ŝeńskoosobo- wej - np. Italia, Gal Ha, Germania, Sarmatia. Nie inaczej działo si ę 351 we wczesnym średniowieczu, kiedy to doszły do nich: Bavaria, Bułga- ria, Francia itd. Tradycja była tak silna, Ŝe tak samo tworzono nazwy niewywodz ące si ę od etnonimów - np. Alba czy Norvegia2 Ą. To, Ŝe Po- lonia wykazuje oczywist ą zgodno ść z t ą zasad ą, ka Ŝe podejrzewa ć jed- nak wpływ zaznajomionych ze współczesn ą historiografi ą członków kancelarii Bolesława Chrobrego. To jeden z nich mógł przekona ć ksi ę- cia do zadeklarowania od razu nazwy spełniaj ącej „mi ędzynarodowe" standardy nomenklaturowe25. Fakt wyst ąpienia wcze śniej wersji Po- lonia wył ącznie (!) u annalisty kwedlinburskiego (a.a. 1002) uzasadnia wskazanie tego wła śnie o środka jako miejsca, gdzie wykształcił si ę ów tajemniczy „biurokrata", który mógł u Ŝyć argumentu, Ŝe w cen- trum Saksonii ju Ŝ taka nazwa funkcjonuje. Niestety, w przeciwie ństwie do poprzednich hipotez, w tym przypadku źródła nie podpowiadaj ą Ŝadnego konkretnego kandydata. ¦ Wbrew pozorom, to jeszcze nie koniec do świetlania okoliczno ści pojawienia si ę w Europie nazw „Polska" i „Polacy". Pozostaje bowiem jeszcze jedno wa Ŝne pytanie: czy Bruno działał sam, czy te Ŝ miał popar- cie w sferach ówczesnej elity władz cesarstwa? Jako Ŝe ta pierwsza mo Ŝliwo ść jest raczej w ątpliwa, a poza tym przerwałaby te rozwa Ŝania, to spróbujmy poszuka ć: komu te Ŝ mogło zale Ŝeć na dalszym promo- waniu kultu św. Wojciecha po nagłej śmierci rozkochanego w nim Ot- tona III i kto mógł posłu Ŝyć si ę Brunonem w realizacji takiego planu? I znów odpowied ź wydaje si ę prosta. Otó Ŝ głównym i chyba jedynym kandydatem do tej roli jest król Henryk II. Mo Ŝe si ę to wyda ć dziwne w świetle obiegowej opinii, Ŝe zerwał on z polityk ą swego poprzed- nika. Poza tym był w ci ągłym konflikcie z Bolesławem Chrobrym. Wreszcie, jak wiemy ze skierowanego do niego listu samego Brunona, utrudniał mu realizacj ę jego marzenia pój ścia śladem św. Wojciecha. 24 Por. szczegółowe rozwa Ŝania w przygotowanym do druku tomie Giving Na- mes to the Medieval States (pod redakcj ą P. Urba ńczyka). 25 Dopiero z czasem dokonano jej reslawizacji na form ę „Polska [ziemia]", tj. kraj równin. 352 Wszystko to s ąjednak tylko łatwe uogólnienia niemaj ące zastosowania do całego okresu panowania syna Henryka Kłótnika. Henryk II z pewno ści ą był w swojej polityce du Ŝo bardziej „saski" ni Ŝ „imperialny" i rz ądził inaczej ni Ŝ jego poprzednik, ale nie dotyczy- ło to stosunku do religii i Ko ścioła. Nie bez powodu przecie Ŝ nazywano go „bratem mnichów". Z jego działa ń mo Ŝna s ądzi ć, Ŝe wyra źnie po- dzielał opini ę Ottona III o wielko ści św. Wojciecha. Świadczy o tym doko ńczenie w 1005 r. klasztornej fundacji w Akwizgranie powołanej ju Ŝ jesieni ą 997 r., któr ą Otto III wyposa Ŝył w relikwie wojciechowe w maju 1000 r. Prawdopodobnie to Henryk II spowodował te Ŝ urucho- mienie o środków kultu św. Wojciecha w Magdeburgu i Merseburgu (G.Althoff 1984, s. 298). To z nim spotkał si ę Bruno w Merseburgu w 1003/1004 r., oma- wiaj ąc swoje dalsze plany. To on polecił arcybiskupowi Taginonowi konsekrowanie Brunona, który od papie Ŝa dostał tylko paliusz. Mo Ŝe to wła śnie zerwanie tej pocz ątkowo dobrej współpracy tak oburzyło mi- sjonarza, Ŝe w 1008 r. napisał do króla swój prowokacyjny list? Wcze- śniej przecie Ŝ, jak przypomina w tym Ŝe li ście, razem ustalali plany mi- syjne, a król i jego brat (biskup augsburski Brunon) martwili si ę nawet o losy „zagubionego" najpierw na W ęgrzech, a potem na Rusi biskupa. Pó źniejszy kryzys we wzajemnych stosunkach nie był jednak spowo- dowany nagł ą zmian ą nastawienia króla do pami ęci św. Wojciecha, bo przeczy temu wspomniana ju Ŝ inwestycja w Akwizgranie. Przyczyn ą zmiany stosunku do zamiarów Brunona był coraz gł ębszy konflikt z Bo- lesławem Chrobrym, który bez Ŝadnego umiaru „panoszył" si ę w Eu- ropie Środkowej i nie raczył nawet przyj ąć ugodowej propozycji zło- Ŝenia hołdu z zaj ętych w 1003 r. Czech. Wchodz ąc w 1004r. w stan otwartej wojny z polskim ksi ęciem, Henryk II nie mógł jednocze śnie wzmacnia ć jego pozycji, posyłaj ąc mu „prezent" w postaci znanego ju Ŝ z misjonarskiej działalno ści arcybiskupa. To sprawiło, Ŝe Bruno przybył do Polski dopiero w ko ńcu 1007 r. lub w 1008 r., kiedy to, jak sam pisze, pojechał tam wbrew woli króla, który si ę z tego powodu „rozgniewał" i oczerniał misjonarza na swoim dworze. Bruno z Kwerfurtu nie był wi ęc samotnym krzewicielem kultu św. Wojciecha, lecz najprawdopodobniej realizatorem (cho ć nie za- wsze dobrowolnym) polityki króla niemieckiego. Podejrzewam wi ęc, 353 I Ŝe nie bez powodu Bruno popłyn ął w 1004 r. na W ęgry, gdzie rz ą- dził szwagier Henryka II. Był to swego rodzaju prezent polityczny dla Stefana I, a dla Brunona szansa zrealizowania swojej potrzeby na- wracania pogan u boku piastuna św. Wojciecha, Radły. To go jednak nie zadowoliło, podobnie jak pó źniejsza misja w śród Pieczyngów. Ob- sesja nawracania Prusów skierowała go wreszcie do Polski, gdzie na- pisał swoje najbardziej przejmuj ące dzieło, tj. Vita ąuin ąue fratrum..., i sk ąd wyruszył po śmier ć zgodn ą ze swoimi marzeniami. Zacz ął w 1002 r. swoj ą misj ę propagowania w Rzeszy ideałów św. Wojciecha, jako stronnik Henryka II, a zako ńczył j ą w 1009 r. jako jego przeciwnik polityczny i wierny stronnik Bolesława Chrobrego. To zapewne sprawiło, Ŝe jego kult pozbawiony wsparcia politycznego nie zdołał si ę zakorzeni ć nigdzie poza Kwerfurtem, mimo Ŝe polski ksi ąŜę jego ciało te Ŝ wykupił z r ąk pogan, a jego dzieło wychwalał sam Thietmar (VI, 95). Na pewno Bruno nie spodziewał si ę, Ŝe naj- trwalszym pokłosiem jego działalno ści b ędzie upowszechnienie si ę w cesarstwie nazwy własnej pa ństwa rz ądzonego przez Chrobrego, którego „kochał jak dusz ę swoj ą i wi ęcej od swojego Ŝycia" (List do króla Henryka II, s. 255). Ko ńcz ąc t ę rekonstrukcj ę pocz ątków choronimu „Polska" i etnoni- mu „Polacy", trzeba przyzna ć, Ŝe umo Ŝliwił j ą wyj ątkowo szcz ęś liwy zbieg okoliczno ści w postaci zachowania si ę do dzisiaj stosunkowo licznych i ró Ŝnorodnych źródeł, pochodz ących z jednego, krótkiego okresu. Wychwycone z nich strz ępy wiedzy, jak ą dysponowali wczes- no średniowieczni autorzy, pozwoliły wy śledzi ć prawdopodobne oko- liczno ści narodzin nowoczesnej nazwy Polski. Udało si ę nie tylko usta- li ć kolejno ść zdarze ń, ale nawet zidentyfikowa ć ich protagonistów. Odsłania si ę nam dzi ęki temu mechanizm procesu, który był seri ą niezwykłych przypadków. Gdyby nie jego ko ńcowy efekt w postaci „mi ędzynarodowego uzgodnienia" oficjalnej nazwy pa ństwa piastow- skiego i jej szybkiej akceptacji przez Bolesława Chrobrego, to no- menklaturowe wysiłki italskich i saskich kronikarzy pewnie w ogóle nikogo by nie zainteresowały. Rekonstrukcja towarzysz ących temu 354 procesowi zdarze ń i decyzji podejmowanych wszak przez konkretnych ludzi pokazuje, w jaki sposób „przypadkowa" inwencja nazewnicza, która trafiła na podatny grunt politycznego zapotrzebowania, tak szyb- ko si ę spopularyzowała, Ŝe wkrótce nikt ju Ŝ nie pami ętał, jakie było jej pierwotne źródło. Na ogół mo Ŝemy si ę tylko domy śla ć, Ŝe tak cz ęsto było, ale trudno tego dowie ść . W tym przypadku dociekliwemu badaczowi sprzyjał nie- zły stan dobrze wydatowanych źródeł, które przechowały wiadomo ści będące w obiegu w ró Ŝnych miejscach Europy na samym pocz ątku II tysi ąclecia. Dzi ęki temu udało si ę chyba pokaza ć, jak du Ŝą rol ę odgrywała najbardziej wówczas rozwini ęta sie ć informacyjna konty- nentu w postaci klasztorów benedykty ńskich i mnichów usadowionych w newralgicznych punktach systemu administracyjno-politycznego. Uczestnicz ąc na bie Ŝą co w funkcjonowaniu ró Ŝnych instytucji ko ś- cielno-pa ństwowych i dysponuj ąc do ść sprawnym (jak na owe czasy) systemem obiegu informacji, mieli oni mo Ŝliwo ść kształtowania „opi- nii publicznej", tj. elit dworskich. Niezwykle szybkie mi ędzynarodowe zaakceptowanie nowych okre śle ń pa ństwa i poddanych Bolesława Chrobrego jest dobrym przykładem skuteczno ści tego układu ponadnarodowych powi ąza ń. Wprowadzenie jednoznacznej nazwy jego pa ństwa było kwesti ą prag- matyzmu politycznego, który spełnił zapotrzebowanie na precyzyjne identyfikatory. Nie zgadzam si ę zatem, Ŝe „szybko ść [...], z jak ą no- menklatura »pola ńska« czy »polska« pocz ąwszy od tej chwili [przełom X i XI w.] rozpowszechniała si ę, całkowicie wypieraj ąc wcze śniejsze okre ślenia, zdaje si ę dowodzi ć, Ŝe musiała ona powsta ć wcze śniej, ju Ŝ w ci ągu X stulecia i obowi ązywa ć niejako na u Ŝytek wewn ętrzny" (J. Strzelczyk 1999a, s. 69 n.). Wr ęcz przeciwnie - to tempo dowodzi, Ŝe odczuwane ju Ŝ zapotrzebowanie na etniczne zró Ŝnicowanie poli- tycznych organizacji zachodnich Słowian zostało zaspokojone przez nagł ą inwencj ę nomenklaturow ą, manifestacyjnie zaakceptowan ą przez Bolesława Chrobrego. Potwierdzenia „nagłego" wprowadzenia do obiegu politycznego zbiorowej nazwy poddanych Bolesława Chrobrego mo Ŝna chyba upa- trywa ć w tym, Ŝe u naszych północno-wschodnich, wschodnich i po- łudniowo-wschodnich s ąsiadów przetrwały okre ślenia „Polaków", któ- 355 re nie maj ą nic wspólnego z naszym narodowym etnonimem. Litewskie okre ślenie Lenkas, ruskie Liachy i w ęgierskie Lengyel zapewne od- nosiły si ę pierwotnie do mieszkaj ących nad Bugiem L ędzian/L ędziców (Lendzanenoi Konstantyna Porfirogenety, Lendizi Geografa bawarskie- go). „Była to zwykła procedura urabiania nazw swoich s ąsiadów wie- loplemiennych od nazwy plemienia bezpo średnio s ąsiaduj ącego z na- zwotwórc ą" (G. Labuda 2002, s. 160). Franiszek Persowski (1962, s. 52 i 58) uwa Ŝał, Ŝe w pierwotnym źródle, z którego korzystał Nes- tor, „Lachami" nazywano tylko mieszka ńców regionu bezpo śred- nio granicz ącego z Rusi ą i dopiero pó źniej uto Ŝsamiono ich z „Po- lakami" (podobnie ostatnio M. Parczewski 2004b). Ten identyfikator etniczny był ju Ŝ na tyle utrwalony, Ŝe nie został wyparty przez nowy Poloni i w dalszym ci ągu „przez pryzmat tych L ędzan Ru ś Kijow- ska patrzyła na pozostałych mieszka ńców ziem polskich" (J. Nalepa 1994b, s. 242). Ruskie nazewnictwo przej ęli Turcy, nazywaj ąc Pol- sk ę Lechistanem. Równie Ŝ „Tatarzy krymscy u Ŝywali ruskiej nazwy na okre ślenie Polski i Polaków ju Ŝ od pocz ątku swych kontaktów z Europ ą wschodni ą i środkow ą" (T. Lewicki 1957, s. 480). Podobnie w przypadku W ęgrów „termin Lengyel nawi ązywał do nazwy kraju, który istniał na terytorium Polski (lub jej cz ęś ci) w momencie, kiedy Węgrzy po raz pierwszy zetkn ęli si ę z mieszka ńcami ziem poło Ŝonych na północ od Karpat" (I. Panie 2007, s. 59). Kwestią do dalszych ba- da ń jest pochodzenie etnonimu Lesar, który stosowano w Skandynawii na pocz ątku XI w. (J. Banaszkiewicz 2001). S ądz ę, Ŝe i w tym przy- padku mo Ŝna si ę domy śla ć rusko-wareskiej inspiracji. Inaczej było w Europie Zachodniej, gdzie bardzo długo ignoro- wano post ępuj ące zró Ŝnicowanie etnopolityczne Słowian Zachodnich, co stwarzało problemy identyfikacyjne - tym wi ększe, im bardziej kompleksowe stawały si ę relacje geopolityczne. Źródła z przełomu ty- si ącleci dostarczaj ą licznych przykładów trudnych prób sprecyzowania lokalizacji zdarze ń. Dobrymi przykładami tych trudno ści s ą wysiłki Canapariusa, który nie znaj ąc nazwy Czech, musiał zastosowa ć skom- plikowany opis: „ksi ąŜę , którego kraj pozostawał pod zwierzchnictwem Ŝą danego biskupa" (Vita I, 18). Prostszy sposób ilustruje wspomniana ju Ŝ aha Sclavonia, czyli „Polska" italskiego autora z 1001 r. W tej sy- tuacji pustki nomenklaturowej nowe nazwy zwi ązku połabskiego i pa ń- 356 stwa piastowskiego zostały skwapliwie zaakceptowane z powodów czysto praktycznych. Polonia upowszechniła si ę zatem „w źródłach za- chodnich i wyparła bezładne okre ślenia dawniejsze, oczywi ście dzi ę- ki nadaniu jej przez Gniezno oficjalnego charakteru" (H. Łowmia ński 1985, s. 22). Warto si ę zastanowi ć, jakie były przyczyny tak szybkiej akceptacji Polonii na dworze Bolesława Chrobrego. Jako wytrawny gracz sceny geopolitycznej zdawał on sobie spraw ę z potrzeby takiej identyfikacji polityczno-geograficznego i demograficznego zakresu swojej władzy, która byłaby niezale Ŝna od immanentnej dynamiki terytorialnej ów- czesnych pa ństw, a tak Ŝe od jakich ś lokalnych konotacji etnicznych. Na przełomie tysi ącleci piastowskie centrum polityczne stan ęło wo- bec konieczno ści znalezienia nowych rozwi ąza ń kulturowych i po- litycznych w celu sprostania nowym wyzwaniom wewn ętrznym i ze- wn ętrznym. O ile bowiem naród etniczny nie potrzebuje specjalnej na- zwy jako samowyró Ŝnika, o tyle naród polityczny musi j ą mie ć, aby osi ągn ąć identyfikacj ę ponadlokaln ą i przetrwa ć okresy kryzysowe. „Polonia" miała by ć tam, gdzie Chrobry wyznaczył swoje granice, a za „Poloni" uwa Ŝał wszystkich mieszka ńców swojego pa ństwa bez wzgl ędu na ich własne samoidentyfikacje, które zreszt ą mogły dalej trwa ć w skali lokalnej26. Nawet je Ŝeli pocz ątkowo byli to głównie jego najbli Ŝsi współpracownicy, to nowa nazwa pozwalała dokona ć ponad- etnicznego rozró Ŝnienia „swoich" od wszystkich innych. Narzucenie wspólnego choronimu i etnonimu jako emblematów nowej to Ŝsamo ści miało w symboliczny sposób sankcjonowa ć zmiany forsowane przez piastowskie centrum polityczne d ąŜą ce do ukształto- wania ponadregionalnej wspólnoty politycznej. Na skal ę lokaln ą ar- cheologicznie obserwowalnym przejawem takiej strategii było palenie starych i wznoszenie nowych grodów stwierdzone w okresie szybkiej ekspansji terytorialnej ju Ŝ ok. połowy X w. (por. rozdz. 6). Utrwalenie zdobytej dominacji w skali ogólnopa ństwowej wymagało stworzenia 26 Podobnie do ko ńca X w. „pierwsi władcy niemieccy tytułowali si ę albo królem (lub cesarzem) Germanii lub te Ŝ Wschodnich Franków. śaden wszak Ŝe z tych termi- nów nie był traktowany przez współczesnych jako nazwa pa ństwa, lecz jedynie jako okre ślenie terytorium, nad którym władał ich monarcha" (I. Panie 2007, s. 126). 357 odpowiedniej symboliki i nomenklatury, które identyfikowałyby pa ń- stwo z rz ądz ącą dynasti ą. Nie s ądz ę, aby Bolesław Chrobry „nazw ę plemienia, z którego si ę wywodził [...] postanowił rozszerzy ć na cało ść swoich poddanych [w celu] zintegrowania elementów o ró Ŝnej przynale Ŝno ści plemien- nej i etnicznej w jeden naród" (R. Michałowski 2005, s. 98). Wr ęcz przeciwnie - wybór choronimu Polonia świadczy o tym, Ŝe Ŝadni „Polanie" nigdy nie istnieli jako wyró Ŝnialny etnos. Z polityczno- -pragmatycznego punktu widzenia nawi ązanie do jakiego ś starszego etnonimu lokalnego byłoby bowiem niewygodnym samoogranicze- niem i utrudniałoby ideologiczn ą integracj ę zró Ŝnicowanego kulturowo obszaru we wspólnot ę etnopolityczn ą. Odwołanie si ę do jednej tylko tradycji etnicznej utrudniłoby proces ponadlokalnej identyfikacji, któ- ra miała si ę odnosi ć do pa ństwa stworzonego, kierowanego i chro- nionego przez „przyrodzonych" władców wspieranych przez Ko ściół nadzoruj ący jednorodno ść ideologiczn ą. „Administracyjne" narzuce- nie wspólnej ponadetnicznej nazwy było wi ęc politycznym symbolem wewn ętrznego programu zjednoczeniowego (swoistej etnokreacji), a jednocze śnie skierowan ą na zewn ątrz manifestacj ą stabilnej pozycji geopolitycznej27. Wprowadzenie uniwersalnej nazwy etnopolitycznej dostarczyło bardzo wygodnego narz ędzia umacniania władzy dynastii wci ąŜ jeszcze zmagaj ącej si ę z oporem wewn ętrznym i zagro Ŝeniami zewn ętrznymi, których sił ę dobitnie pokazały lata trzydzieste XI w. Była to polityczna decyzja nadania nowej, aczkolwiek „swojskiej", nazwy całej popula- cji poddanej władzy Piastów. Nie ma wi ęc Ŝadnych przesłanek, aby podejrzewa ć jej dwuznaczno ść , tj. Ŝe „nazwa Polanie2^ »mieszka ńcy pól« była a Ŝ do XIV w. nazw ą etniczn ą plemienia osiadłego w dorzeczu 27 Mo Ŝliwo ść odwołania si ę do wspólnej nazwy politycznej na pewno ułatwiła Kazimierzowi Odnowicielowi trudn ą akcj ę zjednoczeniow ą. Warto przy tym rozwa- Ŝyć, czy pojawienie si ę wła śnie wtedy „Mazowsza" nie było planow ą akcj ą Masława, który próbował utrwali ć secesj ę swojej cz ęś ci Polski przez wykreowanie odr ębnego identyfikatora politycznego. Była to próba wyra źnie udana, bo wkrótce pojawili si ę te Ŝ i świadomi swojej odr ębno ści „Mazowszanie". 28 W rzeczywisto ści wersja Polani pojawia si ę w polskich kronikach dopiero w XIII w. 358 Warty i nazw ą kraju, pa ństwa pierwszych Piastów" (M. Karpluk 1992, s. 6). Pozbawione podstaw źródłowych jest te Ŝ podejrzenie, Ŝe „ju Ŝ w pocz ątkach istnienia Pa ństwa Polskiego doszło do rozdwojenia zna- czeniowego nazwy Polska na poj ęcie stare, w ęŜ sze, obejmuj ące ziemie Polan wokół Gniezna, Poznania i Kalisza, oraz nowsze, szersze, ogar- niaj ące cało ść ziem słowia ńskiego pa ństwa, uformowanego w dorze- czach Warty, Odry i Wisły" (J. Nalepa 1994a, s. 177). Uwa Ŝam, Ŝe by- ło odwrotnie, tj. najpierw wprowadzono ogolnopa ństwow ą nazw ę Po- lonia i dopiero pó źniej wzgl ędy praktyczne wymusiły wprowadzenie podziałów wewn ętrznych. Tote Ŝ poszukiwanie korzeni Wielkopolski, Małopolski, Śląska, Mazowsza, Kujaw czy Pomorza w jakich ś czasach „plemiennych" jest prób ą odwrócenia procesu historycznego (por. te Ŝ rozdz. 5). Wyniki przeprowadzonego przeze mnie „ śledztwa" na pewno wzbudz ą krytyk ę zwolenników tak mocno utrwalonej w polskiej hi- storiografii wiary, Ŝe „metryka plemienia: Polanie i reprezentuj ący ich osobnik: Polanin, si ęga prastarej przeszło ści" (G. Labuda 2002, s. 27). Hipotezie tej brak wszak Ŝe jakiegokolwiek umocowania źró- dłowego i głównym jej wsparciem jest samo przekonanie, Ŝe „zbyt ryzykownym byłoby mimo wszystko radykalne rozwi ązanie, w my śl którego Ŝadnego plemienia Polan w ogóle nie było, a nazwa ta ozna- czała po prostu wszystkich poddanych władców wczesnej Polski" (J. Strzelczyk 1999a, s. 70). To, Ŝe argumenty j ęzykoznawcze wska- zuj ą na źródłosłów starszy ni Ŝ przełom tysi ącleci, nie dowodzi prze- cie Ŝ, Ŝe konkretna nazwa te Ŝ jest starsza. Ja, w ka Ŝdym razie, godz ę si ę z mało „patriotyczn ą" konkluzj ą, Ŝe nasz narodowy etnonim, cho ć miał „polskie" pochodzenie, to został oficjalnie przyj ęty pod wpływem faktów dokonanych wcze śniej za granic ą. Mo Ŝe zatem trzeba wreszcie uzna ć, Ŝe przez Palani, Poloni, Po- leni czy Poliani trzeba wprost rozumie ć polityczne poj ęcie „Polaków" (tak J. Strzelczyk 1999b, s. 84), a nie jakich ś mitycznych „Polan", których istnienia nie potwierdza Ŝadne (!) współczesne źródło. Gdyby Chrobry uwa Ŝał si ę za ksi ęcia „Polan", to bez najmniejszej w ątpliwo ści 359 wybrałby dla swojego pa ństwa nazw ę Polania, a nie Polonia. Ano- nim, pisz ąc swoj ą Kronik ę i czyny ksi ąŜą t i władców polskich raptem 100 lat z okładem po oficjalnym zaakceptowaniu tej nazwy przez dru- giego historycznego Piasta, nie miał przecie Ŝ w ątpliwo ści, Ŝe utrwala dzieje „Polaków", czyli wszystkich podwładnych rz ądz ącej dynastii. Równie Ŝ Kosmas pisze o Poloni w znaczeniu wyra źnie politycznym, a nie etnicznym. Najwy Ŝsza wi ęc ju Ŝ pora, aby zarzuci ć poszukiwania owych mi- tycznych „Polan", którzy s ą pó źniejszym produktem historiografii szu- kaj ącej rodzimych korzeni nazwy pa ństwa piastowskiego (por. rozdz. 5). Nie ma bowiem Ŝadnych wiarygodnych źródeł, które usprawie- dliwiaj ą umieszczanie „Polan" na mapie plemiennego zró Ŝnicowa- nia naszych ziem w okresie przedpa ństwowym29. Mało przekonuj ą- ce s ą te Ŝ powracaj ące próby dostrze Ŝenia plemienia „Polan" w ta- jemniczych Glopeanach zanotowanych półtora wieku wcze śniej przez Geografa bawarskiego (ostatnio G. Labuda 2002, s. 22 i 27). Zatem to nie od plemienia „Polan" pochodz ą nazwy pa ństwa i poddanych Bolesława Chrobrego, lecz wr ęcz przeciwnie - to „Polanie" s ą pó ź- nym produktem etymologizuj ących wysiłków średniowiecznych kro- nikarzy, próbuj ących zracjonalizowa ć znaczenie „obco" brzmi ącej, bo od pocz ątku zlatynizowanej nazwy Poloni, która miała znaczenie po- lityczne, a nie etniczne. 29 Dla równowagi warto zwróci ć uwag ę, Ŝe ostatnio zacz ęto te Ŝ kwestionowa ć istnienie „Polan" ruskich, których z kolei Nestor miał zapo Ŝyczy ć z wczesnej historio- grafii polskiej (W. Duczko 2003, s. 205-209; O. Tolochko 2008). 13. ZAKO ŃCZENIE Ta ksi ąŜ ka jest prób ą pokazania mo Ŝliwo ści interpretacyjnych, jakie oferuje krytyczne podej ście interdyscyplinarne do bada ń nad okresem przedpa ństwowym i wczesnopa ństwowym. Jest te Ŝ produktem zaro- zumialstwa archeologa, który po swojemu spróbował si ę rozejrze ć po nielicznych źródłach pisanych informuj ących nas o najdawniejszych dziejach pa ństwa polskiego. To spojrzenie przyniosło wnioski, które zapewne nie spotkaj ą si ę z łatw ą akceptacj ą, ale mo Ŝe przynajmniej sprowokuj ą now ą dyskusj ę nad problemami, z których wiele nabrało ju Ŝ cech hieratycznych, chocia Ŝ wci ąŜ jest daleko do ich rozwi ązania. A w polskiej mediewistyce wida ć od kilku lat wyra źne napi ęcia powodowane coraz cz ęstszymi próbami weryfikowania, przewarto ś- ciowywania, a nawet odrzucania interpretacji dobrze zakorzenionych od czasu bada ń „milenijnych". Jest to normalna reakcja na zbytni ą do- minacj ę pogl ądów ukształtowanych przed kilkudziesi ęciu laty i stano- wi ących od tego czasu powszechnie zaakceptowane „pewniki". Wyni- ka to te Ŝ, cz ęś ciowo, ze zmiany pokoleniowej, wskutek której do głosu dochodzi nowa generacja badaczy pragn ących zaznaczy ć swoj ą obec- no ść przez próby napisania „od pocz ątku" wczesnych dziejów Polski. Maj ą inny baga Ŝ do świadcze ń zawodowych, skłaniaj ą si ę ku innym paradygmatom, inaczej patrz ą na „stare" źródła pisane, doszukuj ąc si ę w nich niedostrze Ŝonych dot ąd informacji i mog ą korzysta ć z szybkie- go powi ększania si ę wiedzy archeologicznej. Wci ąŜ jednak mo Ŝna dostrzec problemy w komunikacji mi ędzy zajmuj ącymi si ę wczesnym średniowieczem historykami a archeolo- gami. Wynikaj ą one ze wzajemnego wzrostu krytycyzmu w stosunku do wniosków wyci ąganych przez badaczy reprezentuj ących „konku- rencyjn ą" dyscyplin ę. Sko ńczy ć si ę ju Ŝ bowiem powinien nieodwo- łalnie czas wzajemnego zapo Ŝyczania uogólnie ń bez przygl ądania si ę podstawom źródłowym. Archeolodzy wi ęc coraz cz ęś ciej sami próbu- ją interpretowa ć przekazy werbalne, a historycy podejrzliwie patrz ą na cz ęste zmiany w pogl ądach archeologów. Archeolodzy nie rozumie- 361 ją trudno ści wynikaj ących z konieczno ści analizowania wci ąŜ tego sa- mego zasobu źródeł pisanych, a historycy nie zawsze akceptuj ą skutki dokonywanych wci ąŜ nowych odkry ć wykopaliskowych. Przyczyny tych kłopotów trzeba upatrywa ć przede wszystkim w tradycjonalizmie programów uniwersyteckich starannie rozdzielaj ących źródłoznaw- stwo archeologiczne i historyczne. A niedostatki warsztatowe utrud- niaj ą współprac ę na etapie analizy danych. Wszystko to nie zmienia jednak tego, Ŝe jeste śmy na t ę współpra- cę skazani, gdy Ŝ nowoczesnych bada ń nad wcze śniejszym średniowie- czem nie mo Ŝna ju Ŝ dzisiaj prowadzi ć, ignoruj ąc mo Ŝliwo ści oferowa- ne przez wielowymiarow ą argumentacj ę bada ń polidyscyplinarnych. Ich niezb ędnym składnikiem musz ą by ć do świadczenia antropologii kulturowej i ekonomii historycznej wynikaj ące z bada ń nad mecha- nizmami powstawania i funkcjonowania wczesnych pa ństw. Dopie- ro poł ączenie tych wszystkich elementów pozwoli rozwin ąć wiedz ę 0 wczesnym średniowieczu, zwi ększy nasze zrozumienie tych czasów 1 umo Ŝliwi porozumienie historyków z archeologami. Na razie jednak ci pierwsi, borykaj ąc si ę z ubóstwem wci ąŜ tej samej bazy źródłowej, zwracaj ą si ę ku archeologii z nadziej ą, Ŝe wyniki wykopalisk pozwol ą cho ć cz ęś ciowo „zmaterializowa ć" fakty, które ustalaj ą na podstawie analiz przekazów pisanych. Archeolodzy natomiast oczekuj ą od histo- ryków, Ŝe nadadz ą nazwy temu, co ustalono na podstawie analiz źródeł materialnych. Jedni i drudzy skłonni s ą podkre śla ć nadrz ędno ść „swoich" źródeł informacji. Jedni i drudzy poszukuj ą u „konkurencji" głównie po- twierdzenia swoich przypuszcze ń. Ani jedni, ani drudzy nie s ą skłonni przyzna ć, Ŝe uogólnienia oparte na najbardziej nawet wyrafinowanych analizach maj ą cz ęsto warto ść jedynie konkurencyjnych hipotez, z któ- rych znaczna cz ęść mo Ŝe nigdy nie zostanie szerzej zaakceptowa- na. Powtarzane jednak dostatecznie długo, niektóre hipotezy staj ą si ę z czasem pewnikami, do których bezrefieksyjnie odwołuj ą si ę kolejne rzesze młodych adeptów nauki, nie mówi ąc ju Ŝ o masowych odbior- cach popularnych uj ęć przeszło ści, odbiorcach, których nie interesuj ą rozterki specjalistów. Trudno walczy ć z, cz ęś ciowo pod świadomym, d ąŜ eniem do uzy- skania jedno ści pogl ądów. Jego przejawem jest przekonanie, Ŝe sprzecz- 362 no ści pomi ędzy ró Ŝnymi interpretacjami wynikaj ą z popełnionych bł ę- dów (metodologicznych i metodycznych), które trzeba tylko naprawi ć, aby osi ągn ąć powszechnie akceptowaln ą, spójn ą wizj ę przeszło ści. Towarzyszy temu nadzieja, Ŝe jest tylko jedno poprawne rozwi ązanie, które powinni zaakceptowa ć wszyscy rozs ądni badacze, gdy Ŝ przed wiekami, tak jak i dzisiaj, istniał tylko jeden racjonalny sposób post ę- powania - oczywi ście zgodny z naszym poczuciem logiki. Ten „o świeceniowy" ideał racjonalnej jedno ści wci ąŜ utrudnia ak- ceptacj ę współistnienia ró Ŝnych interpretacji, wynikaj ących z ró Ŝnych pogl ądów na sposób uprawiania historii. Skrajn ą reakcj ą na t ę „moni- styczn ą" utopi ę był postmodernistyczny postulat niemal bezkrytycz- nej równowa Ŝno ści wszelkich wizji. Równowagi mi ędzy tymi dwie- ma przeciwstawnymi postawami teoretycznymi trzeba poszukiwa ć w uznaniu prawa do współistnienia ró Ŝnych „rekonstrukcji" przeszło- ści z jednoczesnym wymaganiem przestrzegania pewnych standardów post ępowania naukowego. B ędzie to przejaw pokory badawczej, która ka Ŝe nam zaakceptowa ć nasz ą niemo Ŝno ść skonstruowania jednej har- monijnej i „ostatecznej" wizji przeszło ści. Pewnym usprawiedliwieniem tej niemo Ŝno ści jest historiozoficz- na akceptacja tego, Ŝe dziejami człowieka rz ądził i rz ądzi przypa- dek. Wbrew heglowskiemu przekonaniu, Ŝe historia rz ądzi si ę jaki- miś prawami uniwersalnymi, które tylko trzeba odkry ć, aby wszystko zrozumie ć, poszczególni ludzie i społecze ństwa zawsze staj ą przed nieoczekiwanymi wyzwaniami, które wymagaj ą dora źnych decyzji, niezawartych wszak w jakim ś zbiorze idealnych rozwi ąza ń. Wynika- jący z tego brak uniwersalnego schematu zdarze ń wyja śnia, dlaczego tak trudno jest „zrozumie ć" przeszło ść . Je Ŝeli wi ęc racj ę miał Aleksander Hercen, mówi ąc, Ŝe „historia nie ma libretta", to cz ęś ci ą etosu uprawiania historii powinno by ć dopuszczenie wielo ści interpretacji. Szczególnie dotyczy to bada ń nad czasami, które, tak jak polskie wcze śniejsze średniowiecze, s ą słabo oświetlone przez źródła. Tu niezb ędne s ą: zachowywanie pow ści ągli- wo ści w dyskusji nad kwestiami, które s ą bardzo trudne do rozstrzyg- ni ęcia, nietworzenie pewników, których główn ą przesłank ą jest przy- zwyczajenie, i wreszcie - krytyczne podej ście multidyscyplinarne. 363 Pij LITERATURA ZRODŁA ORYGINALNE Adam z Bremy, G ęsta Hammaburgensis ecclesiae pontificum, wyd. W. Trillmich, [w:] Quellen des 9. und 11. Jahrhunderts zur Geschichte der hamburgischen Kirche unddes Reiches, Berlin 1961, s. 137-499. Ademar z Chabannes, Ademari Historiarum Libri III, wyd. G. Waitz, MGH SS 4, Hannover 1841, s. 106-148. Annales Altahenses Maiores, wyd. I.B. Oefele, MGH SS, t. 20, Hannover 1989. Annales Fuldenses, wyd. G.H. Pertz, MGH SS, t. 1, Hannover 1976. Annales Hildesheimenses, wyd. G.H. Pertz, MGH SS, t. 3, Hannover 1987. Annales Mettenses, wyd. B.V. Simson, MGH SS, t.10, Hannover 1905. Annales Quedlinburgenses, wyd. G.H. Pertz, MGH SS, t. 3, 1987. Annales regni Francorum, wyd. F. Kurze, MGH SS, t. 6, Hannover 1985. Annales Weissemburgenses, wyd. G.H. Pertz, MGH SS, t. 4, Hannover 1987. Anonim Gali, Galii Anonymi Cronicae et G ęsta ducum sive principum Polonorum, wyd. K. Maleczy ński, MPH s.n., t. 2, Kraków 1952. - Kronika polska, przekład R. Gródeckiego, Warszawa 1923. Cantica medii aevi polono-latina, t. 1 Se ąuentiae, wyd. H. Kowalewicz, Warszawa 1964. Codex diplomaticus et epistolaris Regni Bohemie, wyd. G. Friedrich, t. 1, Praha 1914. Conversio Bagoariorum et Carantanorum, wyd. F. Lo śek, Hannover 1997. De administrando imperio, wyd. A. Bielowski, MPH I, Lwów 1864, s. 16—50. Die Lebensbeschreibung der Kaiserin Adelheid von Abt Odilo von Cluny, wyd. H. Paulhart, Graz-Koln, tekst „epitafium" na s. 27^5. Długosz, Roczniki czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego, ks. I i II, Warszawa 1961. Dokument praski, [w:] Codex diplomaticus et epistolaris regni Bohemiae, wyd. G. Friedrich, t. 1, Pragae 1904-1908, nr 86, s. 92-95. Eiriks saga, [w:] The Vinland sagas, przekład M. Magnusson i H. Palsson, London 1965, s. 73-105. Gautreks saga, [w:] Fornaldarsógur Norulanda, t. IV, s. 1-50, G. Jónsson (red.), Reykjavik 1950. Geograf bawarski, Descriptio civitatum et regionum septentrionalem plagam Danubii, wyd. A. Bielowski, MPH I, Lwów 1864, s. 10-11. Ibrahim ibn Jakub, Relacja Ibrahima ibn Jakuba do krajów słowia ńskich w przekazie al-Bekriego, wyd. T. Kowalski, MPH s.n., t. 1. Inventio atque translatio sanctorum Abundii et Abundantii ex codice Ariananiensi descripta, wyd. M. Mastrocola, „Not ę storiche circa le diocesi di Civita C, Orte e Gallese". Civita C, s. 249-252. 364 Jan Diakon, [w:] Cronache veneziane antichissime, wyd. G. Monticolo, Roma 1890. Kosmas, Kosmasa kronika Czechów, przekład M. Wojciechowska, Warszawa 1968. - Cosmae Pmgensi Chronica Boemorum, wyd. E. Bretholz, Berlin 1923. Kronika wielkopolska, wyd. B. Kurbis, MPH s.n., t. 8, Warszawa 1970. Lamberti Hersfeldensis Annales, wyd. G.H. Pertz, MGH SS, t. 3, Hannover 1987. Landndmabóka, [w:] Islendigabók. Landnamabók. Fyrri hluti, J. Benediktsson (red.), Reykjavik 1968. Lcadaela saga, [w:] The Complete Sagas oflcelanders, V. Hreinsson (red.), Reykjavik 1997. List do króla Henryka II, przekład K. Abgarowicz, [w:] Pi śmiennictwo czasów Bole- sława Chrobrego, Warszawa 1966, s. 249-261. Liutprand, Antapodosis i Legatio, [w:] Opera omnia, wyd. P. Chiesa, Turnhout 1998, s. 194. Mistrz Wincenty, Chronica Polonorum, MPH, t. 2, Warszawa 1961. Oewres de Gerbert, wyd. A. Olleris, Paris 1867. Papsturkunden 896-1046, t. 1-3, wyd. H. Zimmermann, Wien 1984-1989. Powie ść minionych lat, [w:] Latopis Nestora, wyd. A. Bielowski, MPH I, Lwów 1864, s. 521-862. Rigspula, [w:] Fornaldarsógur Norulanda, t. II, s. 471^t86, G. Jónsson (red.), Rey- kjavik 1950. Svarfdxla saga, [w:] Islendiga sógur og tcetir, t. III, s. 1780-1826, Reykjavik 1987. Thietmar, Kronika Thietmara, wyd. M.Z. Jedlicki, Pozna ń 1953. Translatio reli ąuarium ss. Abundii et Abundantii, wyd. A. Kolberg, „Zeitschrift fur die Geschichte und Altertumskunde Ermlands" 1881, t. 7, z. 3., s. 517. Vita I, Sw. Wojciecha Ŝywot pierwszy, przekład K. Abgarowicz, [w:] Pi śmiennictwo czasów Bolesława Chrobrego, Warszawa 1966. - wyd. G. Pertz, MGH SS IV (1841), s. 575-595. Vita II, Bruno z Kwerfurtu [w:] Sw. Wojciecha Ŝywot drugi, przekład K. Abgarowicz, [w:] Pi śmiennictwo czasów Bolesława Chrobrego, Warszawa 1966, s. 87-154. - wyd. G. Pertz, MGH SS IV (1841), s. 595-612. Vita ąuin ąue fratrum eremitarum fseuj Vita uel passio Benedicti et iohannis socio- rum ąue suorum, auctore Brunone Querfurtensi, wyd. J. Karwasi ńska, MPH ns 4/3, Warszawa 1973. Widukind, Res gestae Saxonicae, wyd. R. Buchner, [w:] Ausgewdhlte Ouellen zur deutsche Geschichte des Mittelalters, t. VIII, Darmstadt 1971, s. 1-183. Wipo, Chwalebne czyny cesarza Konrada II/Gesta Chuonradi II imperatoris, wyd. J. Sochacki, Kraków 2005. śywot pi ęciu braci m ęczenników, przekład K. Abgarowicz, [w:] Pi śmiennictwo czasów Bolesława Chrobrego, Warszawa 1966, s. 155-246. śywoty Konstantyna I Metodego, przekład T. Lehr-Spławi ński, Warszawa 2000. 365 OPRACOWANIA Abłaraowicz D. 1997 Górny Śląsk a Wielkie Morawy. Fakty i mity, [w:] Śląsk i Czechy a kultura wiel- komorawska, K. Wachowski (red.), Wrocław, s. 77-84. Adamczyk J. 2004 Placidła w Europie Środkowej i Wschodniej w średniowieczu, Warszawa. AlthoffG. 1984 Adels- und Kónigsfamilien im Spiegel ihrer Memorialuberlieferung. Studien zum Totengedenken der Billunger und Ottonen („Mtinstersche Mittelalterschriften" nr 47), Munchen. 1996 Otto III, Darmstadt. Arnold S. 1927 Terytoria plemienne w ustroju administracyjnym Polski piastowskiej (w. XII- XIII), „Prace Komisji Atlasu Historycznego Polskiej Akademii Umiej ętno ści", z. 2, Kraków [przedruk w: S. Arnold, Z dziejów średniowiecza. Wybór pism, Warszawa 1968, s. 233^łO4]. Astill G. 1994 Archaeological theory and the origins of English towns — a review, [w:] Origins ofTowns in Temperate Europ ę, P. Urba ńczyk (ed.), Warszawa, s. 27-72. Baan I. 1997 The foundation ofthe archbishopric of Kalocsa: The Byzantine origin ofthe se- cond archdiocese in Hungary, [w:] Early Christianity in Central andEast Euro- pę, P. Urba ńczyk (ed.), Warszawa, s. 61-1'4. Babi ński G. 1998 Metodologiczne problemy bada ń etnicznych, Kraków. 2003 Etniczno ść i religia - formy, płaszczyzny i poziomy powi ąza ń, [w:] Etniczno ść a religia, A. Posern-Zieli ński (red.), Pozna ń, s. 9-18. Back M. 1995 Importkeramiken i Birka, „Meta 95", nr 1, s. 4-21. Banaszkiewicz J. 1986 Podanie o Pia ście i Popielu. Studium porównawcze nad wczesno średniowiecz- nymi tradycjami dynastycznymi, Warszawa. 1992 Mieszko I i władcy jego epoki, [w:] Polska Mieszka I, J.M. Piskorski (red.), s. 91-109. 1998 Polskie dzieje bajeczne mistrza Wincentego Kadłubka, Wrocław. 2000 Jak Erenfried Ezzo wygrał od Ottona III jego siostr ę Matyld ę, [w:] Aetas media, aetas moderna. Studia ofiarowane prof Henrykowi Samsonowiczowi, Warszawa, s. 375-386. 2001 „Lestek" (Lesir) i „Lechici" (Lesar) w średniowiecznej tradycji skandynawskiej, „Kwartalnik Historyczny", t. 108, nr 2, s. 3-23. 2006 History and archaeology - Together or separate? Some remarks by a Medieval historian on the uses and misuses of history by archaeologists, „Archaeologia Polona", t. 44, s. 195-201. <366 Barford P. 2001 The Early Slavs, London. Barth F. (red.) 1969 Ethnic Groups and Boundaries. The Social Organization of Culture Difference, Oslo. 1992 Toward greater naturalism in conceptualizing societies, [w:] Conceptualizing Society, A. Kuper (ed.), London. Bieniak J. 1994 Glos w dyskusji na sesji „Kraków a chrystianizacja Polski południowej", [w:] Chrystianizacja Polski południowej, Kraków, s. 153-159. Bierbrauer V. 2002 Zur ethnischen Interpretation in der fruhgeschitlichen Archdologie, [w:] Die Suche nach den Ursprungen. Von der Bedeutung desfriihen Mittelalters, W. Pohl (Hrsg.), Vienna, s. 45-84. Binford L.R. 1962 Archaeology as anthropology, „American Anti ąuity", t. 28, s. 217-225. Bobrzy ński M. 1879 Dzieje Polski w zarysie, Warszawa-Kraków. Bogdanowicz P. 1968 Przynale Ŝno ść polityczna Śląska w X wieku, Wrocław. Bogucki M. 2004 Dlaczego we wczesnym średniowieczu powstawały skarby złomu srebrnego? Uwagi na marginesie prac Jacka Kowalewskiego i Przemysława Urba ńczyka, „Wiadomo ści Numizmatyczne", t. 48, s. 49-76. Boro ń P. 2001 Słowia ńskie plemi ę. O poj ęciu i jego rozumieniu w polskiej historiografii, [w:] Viae historicae. Ksi ęga jubileuszowa dedykowana Profesorowi Lechowi A. Tyszkiewi- czowi w siedemdziesi ątą rocznic ę urodzin, M. Goli ński, S. Rosik (red.), Wrocław, s. 189-207. 2004 „Zamach stanu" w społeczno ściach słowia ńskich a instytucja wiecu, [w:] Za- mach stanu w dawnych społeczno ściach, A. Sołtysiak (red.), Warszawa, s. 203- 210. Brather S. 1996 Friihmittelalterliche Dirham-Schatzfunde in Europa. Probleme ihrer wirtschafts- geschichtlichen Interpretation aus archdologischer Prespektive, „Zeitschrift fur Archaologie des Mittelalters", t. 23/24, s. 73-153. 2000 Ethnische Identitdten als Konstrukte der friihgeschichtlichen Archdologie, „Ger- mania", t. 78, s. 139-177. 2001 Archdologie der westlichen Slawen. Siedlung, Wirtschaft und Gesellschaft im friih- und hochmittelalterlichen Ostmitteleuropa, Berlin. 2004 Ethnische Interpretationen in der friihgeschichtlichen Archdologie. Geschichte, Grundlagen und Alternativen, Berlin-New York. 367 Bronicka-Rauhut J. '•'... 1998 Cmentarzysko wczesno średniowieczne w Czersku, Warszawa. Brown P. 1996 The Rise of Western Christendom, Cambridge. Briickner A. [ukryty pod pseudonimem „Towarzysz broni"] 1900 Metodyka bada ń staro Ŝytnych. Kilka aforyzmów ofiarowanych zjazdowi history- ków polskich w Krakowie zamiast programu, „Ateneum", t. 2, s. 391-^łOO. Brumfiel E.M., T.K. Earle 1987 Specialization, Exchange and Complex Societies, Cambridge. Brzostowicz M. 2006 Grody przedpiastowskie nad środkow ą Wart ą, [w:] Nie tylko archeologia, E. Cnotliwy, A. Janowski, K. Kowalski, S. Słowi ński (red.), Szczecin, s. 153— 160. Bubenik J. 1972 K problematice źelezne misky tzv. slezskeho typu, „Archeologicke Rozhledy", t. 24, s. 542-567. Buchowski M. 1993 Magia i rytuał, Warszawa. 2001 O potrzebie antropologii z „krwi i ko ści", [w:] Antropologiczne koncepcje ple- mienia. Studium z historii antropologii brytyjskiej, W. Dohnal (red.), Pozna ń, s. 5-7. Buczek K. 1960 Ziemie polskie przed tysi ącem lat, Wrocław. 1964 Targi miasta na prawie polskim (okres wczesno średniowieczny), Wrocław. Buko A. 1983 Sandomierski „kopiec" Salve Regina w świetle wyników ostatnich bada ń, „Ar- cheologia Polski", t. 28, nr 1, s. 137-165. 2000 Małopolska „czeska" i Małopolska „pola ńska", [w:] Ziemie polskie w X w. i ich znaczenie w kształtowaniu si ę nowej mapy Europy, H. Samsonowicz (red.), Kraków, s. 143-168. 2005 Archeologia Polski wczesno średniowiecznej, Warszawa: Trio. Cach F. 1970 Najstarsi ćeske mince, t. 1, Prana. Ćaplovi ć D. 2000 The area of Slovakia in the lOth century, [w:] The Neighbours of Poland in the lOth Century, P. Urba ńczyk (ed.), Warszawa, s. 147-156. ' ¦.-. CarelliP. 2001 En kapitalistisk anda. Kulturelle forandringer i 1100-tallet Danmark, Stock- holm. Carver M.O.H. 2000 Town and anti-town in the first millennium Europ ę, [w:] Archeologia w teorii i w praktyce, A. Buko i P. Urba ńczyk (red.), Warszawa, s. 373-396. Christophersen A. 1992 For der la landets makt og styrke, [w:] Vare farste byer I. 0ye (ed.), Bergen, s. 59-84. 1994 Power and impotence: Political background of urbanisation in Trondelag 900- 1000 AD, [w:] Origins ofTowns in Temperate Europ ę, P. Urba ńczyk (ed.) War- szawa, s. 95-108. Chrzanowski W. 2006 Kronika Słowian. Wielkie Morawy, kraj Wi ślan i Czechy - 805-955 r., Kraków. Chudziak W. 2003 Wczesno średniowieczna przestrze ń sakralna in Culmine na Pomorzu Nadwi śla ń- skim, [w:] Mons Sancti Laurenti, W. Chudziak (red.), t. 1, Toru ń. Ciggaar K. 1995 Theophano: An empress reconsidered, [w:] The Empress Theophano. Byzantium and the West at the Turn ofthe First Millennium, A. Davids (ed.), Cambridge, s. 49-63. Clarke H.B., A. Simms 1985 Towards a comparative history ofurban origins, [w:] The Comparative History of Urban Origins in Non-Roman Europ ę, H.B. Clarke, A. Simms (eds), Oxford, s. 669-714. Conkey M.W. 1991 Experimenting with style in archaeology: Some historical and theoretical issues, [w:] The Uses of Style in Archaeology, M.W. Conkey, CA. Hastorf (eds), Cam- bridge, s. 5-17. Curta F. 2001 The Making of the Slavs: History and Archaeology of the Lower Danube Re- gion c. 500-700, Cambridge. 2007 Some remarks on ethnicity in medieval archaeology, „Early Medieval Europ ę", t. 15 (2), s. 159-185. Cywi ński P.M.A. 2001 Druga metropolia Bolesława Chrobrego a Brunon z Kwerfurtu, „Kwartalnik Historyczny", t. 108, z. 4, s. 3-15. Czapla K. 2006 Terytorium plemienne Dziadoszan w świetle źródeł archeologicznych, [w:] Świat Słowian wczesnego średniowiecza, M. Dworaczyk i in. (red.), Szczecin, s. 141- 148. Czarnowski S. 1956 Definicja i klasyfikacja faktów społecznych, [w:] Dzieła - w opracowaniu Niny Assorodobraj i Stanisława Ossowskiego, t. 2, Warszawa, s. 222-234. Czupkiewicz L. 1998 Polanie Zachodni i ich pa ństwo, Wrocław. Dahlin Hauken A. 1991 Gift-exchange in Early Iron Age Norse society, [w:] Social Approaches to Viking Studies, R. Samson (ed.), Glasgow, s. 105-112. 369 Daim F. 1987 Das awarische Graberfeld von Loebersdorf, NÓ, Wien. Dalewski Z. 1991 Mi ędzy Gnieznem a Poznaniem. O miejscach władzy w pa ństwie pierwszych Piastów, „Kwartalnik Historyczny", t. 98, z. 2, s. 19-43. 1996 Władza, przestrze ń, ceremoniał, Warszawa. Davids A. 1995 Marriage negotiations between Byzantium and the West and the name ofTheo- phano in Byzantium, [w:] The Empress Theophano: Byzantium and the West at the Turn ofthe First Millennium, A. Davids (ed.), Cambridge, s. 99-120. Dąbrowska M. 2002 ,,On — królestw wszystkich władca". Zawrotna kariera Ottona I i jej bizanty ński kontekst, [w:] Pokłosie Zjazdu Gnie źnie ńskiego. O pocz ątkach ko ścioła w Ł ęczy- cy, B. Solarski, M. S ęczkowska (red.), Ł ęczyca, s. 9-17. Derwich M. 2000a Badania archeologiczno-architektoniczne w Polsce: uwagi historyka, „Archaeo- logia Historica Polona", t. 10, s. 9-18. 2000b Ko ściół na Śląsku około roku 1000, [w:] Śląsk około roku 1000, M. Młynarska- -Kaletynowa, E. Małachowicz (red.), Wrocław, s. 137-138. Dohnal W. 2001 Antropologiczne koncepcje plemienia. Studium z historii antropologii brytyjskiej, Pozna ń. Doma ński G. 1993 Niemcza Łu Ŝycka - centrum polityczno-gospodarcze w X-X11I wieku, [w:] Lokal- ne o środki władzy pa ństwowej w X1-X1I wieku w Europie Środkowo- Wschodniej, P. Mo ździoch (red.), Wrocław, s. 173-186. 2000 Sl ęŜ ański zespól osadniczy i kultowy we wczesnym średniowieczu, [w:] Człowiek, sacrum, środowisko. Miejsca kultu we wczesnym średniowieczu, S. Mo ździoch (red.), Wrocław, s. 99-109. 2002 ŚlęŜ a w pradziejach i średniowieczu, Wrocław. Domasnes L.H. 1991 Women, kinship, and the basis ofpower in the Norwegian Yiking Age, [w: ] Social Approaches to Viking Studies, R. Samson (ed.), Glasgow, s. 69-74. Dormeier H. 2002 Die Renovation Imperii Romanorum und die „Aufienpolitik" Ottos III. und sei- ner Berater, [w:] Polen undDeutschland vor 1000 Jahren, M. Borgolte (Hrsg.), Berlin, s. 163-191. Dralle L. 1981 Slaven an Havel und Spree. Studien zur Gechichte des herellisch-wilzischen Fiirstentums (6. bis 10. Jahrhundert), Berlin. 370 Duczko W. 2000 Continuity and transformation: The tenth century AD in Sweden, [w:] The Neigh- bours ofPoland in the lOth Century, P. Urba ńczyk (ed.), Warszawa, s. 7-36. 2002 Test or magie? Pecks on the Viking-Age siher, [w:] Moneta miediaevałis, B. Paszkiewicz (red.), Warszawa, s. 193-208. 2003 Yiking Rus, Leiden. 2005 Zebra ć, zdeprecjonowa ć, schowa ć i zapomnieć. O skarbach srebrnych Skan- dynawii okresu wikingów, „Wiadomo ści Numizmatyczne", t. 49, z. 2, s. 205- 218. Dudek J. 2000 Zjazd gnie źnie ński 1000 r. jako wyraz realizacji polityki cesarstwa Ottonów wobec Europy Srodkowo-Wschodniej, [w:] Szprotawski epizod zjazdu gnie źnie ń- skiego w roku 1000, H. Szczegóła (red.), Szprotawa, s. 67-88. Dulinicz M. 1994 Problem datowania grodzisk typu Tornow i grupy Tornow-Klenica, „Archeologia Polski", t. 39, s. 31-49. 1997 The first dendrołogicał dating of the stronghołds in northern Masovia, [w:] Origins of Central Europ ę, P. Urba ńczyk (ed.), Warszawa, s. 137-141. 1999a Archeologia o Mazowszu w czasie powstawania pa ństwa polskiego. Zarys prob- lematyki, „Archeologia Polski", t. 44, s. 93-116. 1999b Uwagi o pocz ątkach o środków handlowych na południowym brzegu Bałtyku w VIII—IXw., [w:] Centrum i zaplecze we wczesno średniowiecznej Europie Środ- kowej, S. Mo ździoch (red.), Wrocław, s. 97-110. 2000 Miejsca, które rodz ą władz ą (najstarsze grody słowia ńskie na wschód od Wisły), [w:] Człowiek, sacrum, środowisko. Miejsca kultu we wczesnym średniowieczu, S. Mo ździoch (red.), Wrocław, s. 85-98. 200la Zal ąŜ ki miast na wczesno średniowiecznym Mazowszu (X-XIIw.), „Rocznik Ma- zowiecki", t. 13, s. 11-24. 2001b Kształtowanie si ę Słowia ńszczyzny pólnocno-zachodniej. Studium Archeologicz- ne, Warszawa. 2004 Najstarsze grody wczesno średniowieczne, [w:] Wspólnota dziedzictwa kulturo- wego Polski i Białorusi, A. Kosko, E. Kale ćyc (red.), Warszawa, s. 305-320. Dunin-Wąsowicz T. 1982 Wezwania św. Wojciecha w Europie Zachodniej około roku 1000, „Studia War- mi ńskie", t. 19, s. 31-43 [przedruk w: Świ ęty Wojciech w polskiej tradycji hi- storiograficznej, G. Labuda (red.), Warszawa 1997, s. 372-379]. 1999 Siady kultu św. Wojciecha w Europie Zachodniej około roku 1000, [w:] Tropami św. Wojciecha, Z. Kurnatowska (red.), Pozna ń, s. 221-234. Dygo M. 1992 Studia nad pocz ątkami władztwa Krzy Ŝaków, Warszawa. Dzieduszycki W. 1993 Kruszwicki o środek władzy i jego przemiany w XI-XII wieku, [w:] Lokalne o środ- ki władzy pa ństwowej w XI-XII wieku w Europie Środkowo- Wschodniej, P. Mo ź- dzioch (red.), Wrocław, s. 159-172. 1995 Kruszce w systemach warto ści i wymiany społecze ństwa Polski wczesno średnio- wiecznej, Pozna ń. 1998 The model oftransformations of early-urban Kruszwica and the shaping of urban centres in the llth century, [w:] Die friihgeschichte der Europdischen Stadt im 11. Jahrhundert, J. Jarnut, P. Johanek (Hrsg.), Koln, s. 305-313. Dzieduszycka B., Dzieduszycki W. 1994 Transformation ofthe Polish early urban centres in the period from the second half ofthe llth to the beginning ofthe 13th century, [w:] The Origins ofTowns in Temperate Europ ę, P. Urba ńczyk (ed.), Warszawa, s. 155-170. Earle T.K. 1987 Chiefdoms in archaeological and ethnołogical perspective, „Annual Review of Anthropology", t. 16. EcoU. 1994 Sztuka i pi ękno w średniowieczu, Warszawa. Eldjarn K. 2000 Kumł og haugfe ur heiónum sió tslandi, wydanie 2 poprawione przez A. Frióriks- sona, Reykjavik. Engels O. 1995 Theophano, the western empress from the East, [w:] The Empress Theophano. Byzantium and the West at the Tum of the First Millennium, A. Davids (ed.), Cambridge, s. 2%-A%. 1997 Europdische Geistesłage vor 1000 Jahren - ein Ruckblick, [w:] Adalbert von Prag. Briickenbauer zwischen dem Osten und Westen Europas, H.H. Henrix (Hrsg.), Baden-Baden, s. 17-48. Ermalovi ć M. 2001 Stara źytnaia Belarus', Mi ńsk. Ersgaard L. 1992 Tidig urbanisering i Danmark och Sverige - en oversikt, [w:] Varefidrste byer. Onsdagskvełder i Bryggens Museum VII, I. 0ye (red.), Bergen, s. 102-116. Fałkowski W. 1999 Potestas regia. Władza i polityka w królestwie zachodniofrankijskim na przeło- mie IX i X wieku, Warszawa. 2006 Niezwykły rytuał spotka ń władców na wyspie, „Przegl ąd Historyczny", t. 97, z. 2, s. 187-203. Fałkowski W. (red.) 2001 Pytania o średniowiecze. Potrzeby i perspektywy badawcze polskiej mediewisty- ki, Warszawa. 372 Franklin S., Shepard J. 1996 The Emergence ofRus 750-1200, London. Fried J. 1989 Otto III. undBolesław Chrobry. Das Widmungsbild des Aachener Evangeliars, der „ akt von Gnesen " und das fruhe polnische und ungarische Kónigtum, Stuttgart. 1989/2000 Otto III i Bolesław Chrobry. Miniatura dedykacyjna z Ewangeliarza z Akwizgranu, zjazd gnie źnie ński a królestwa polskie i w ęgierskie. Analiza iko- nograficzna i wnioski historyczne, Warszawa. 1991 Theophanu und die Slawen, [w:] Kaiserin Theophanu. Begegnung des Ostens und Westens um die Wende des ersten Jahrtausends, A. von Euw, P. Schreiner (Hrsg.), Koln, t. 2, s. 361-370. 1998 Der hl. Adalbert und Gnesen, „Archiv fur mittelrheinische Kirchengeschich- te", t. 50, s. 41-70. 2000 Die Erneuerung des Rómischen Reiches, [w:] Europas Mitte um 1000, A. Wie- czorek, H.-M. Hinz (Hrsg.), Stuttgart, t. 1, s. 738-744. 2002 Gnesen -Aachen - Rom. Otto III. und der Kult des hl. Adalbert. Beobachtungen zum alteren Adalbertsleben, [w:] Polen und Deutschland vor 1000 Jahren. Die Berliner Tagung iiber den „Akt von Gnesen ", M. Borgolte (Hrsg.), Berlin, s. 235-279. Fried M.H. 1975 The Notion ofTribe, Menlo Park. Fritze W.H. 1999 Geographus Bavarus, [w:] Lexikon des Mittelalters, Miinchen, t. 4, s. 1269- 1270. Gaimster M. 1991 Money and media in Viking Age Scandinavia, [w:] Social Approaches to Viking Studies, R. Samson (ed.), Glasgow, s. 113-122. Garnier C. 2000 Die RENOYATIO IMPERII - Keiser Otto III. in Gnesen im Jahre 1000, „Adal- bertus Forum", t. 7, nr 3-4, s. 4—5. Gąsiorowski A. 1990 Najstarsze polskie pochówki monarsze w świetle źródeł pisanych, „Roczniki Historyczne", t. 55-56, s. 85-93. Gąssowski J. 1992a Archeologia o schyłkowym poga ństwie, „Archeologia Polski", t. 37, s. 135— 157. 1992b Problematyka wczesnej pa ństwowo ści w świetle danych archeologicznych, [w:] Geneza i funkcjonowanie wczesnych form pa ństwowo ści na tle porównawczym, M. Tymowski, M. Ziółkowski (red.), Warszawa, s. 9-24. Geary P. 1983 Ethnic identity as a situational construct in the early Middle Ages, „Mitteilungen der anthropologischen Gesellschaft in Wien", t. 113, s. 15-26. 373 Gediga B. 1989 Problemy bada ń nad genez ą i funkcj ą grodów epoki br ązu i wczesnej epoki Ŝelaza (Wprowadzenie), [w:] Studia nad grodami epoki br ązu i wczesnej epoki Ŝelaza w Europie Środkowej, B. Gediga (red.), Wrocław, s. 7-14. 2000 Opolski o środek grodowy w pa ństwie wczesnopiastowskim, [w:] Śląsk około roku 1000, M. Młynarska-Kaletynowa, E. Małachowicz (red.), Wrocław, s. 167-183. Giddens A. 1985 Time, space and regionalisation, [w:] Social Relations and Spatial Structures, D. Gregory, J. Urry (ed.), London, s. 265-295. Gierlich E. 1990 Pochówki niemieckich rodów panuj ących w rozwini ętym średniowieczu (odXdo pierwszej polowy XIII wieku), „Roczniki Historyczne", t. 55-56, s. 13-21. Gieysztor A. 1948 Polskie Millenium. Z zagadnie ń współpracy historii i archeologii wczesnodzie- jowej, „Przegl ąd Historyczny", t. 38, s. 391^-06. 1970a „Piast", Słownik staro Ŝytno ści słowia ńskich, t. 4, s. 70-71. ' • 1970b „Polska", Słownik staro Ŝytno ści słowia ńskich, t. 4, s. 187-193. ¦ - 1982 Mitologia Słowian, Warszawa. 1999 „Polen", [w:] Lexikon des Mittelalters, t. 7, s. 51-58. Gillet A. (red.) 2002 On Barbarian Identity. Critical Approaches to Ethnicit in the Early Middle Ages, Turnhout. Goł ąb Z. 2004/1992 O pochodzeniu Słowian w świetle faktów j ęzykowych, Kraków [wyd. ory- ginalne: The Origins ofthe Slavs, Columbus, Ohio 1992]. Górich K. 1991 Ein Erzbistum in Prag oder in Gnesen?, „Zeitschrift fur Ostforschung", t. 40, z. 1, s. 10-27. 1993 Otto III. Romanus, Saxonicus et Italicus. Kaiserliche Rompolitik und Sdchsische Historiographie, Sigmaringen. 1997 Eine Wende im Osten: Heinrich II. und Bolesław Chrobry, [w:] Otto III. - Hein- rich U. Eine Wende?, B. Schneidmiiller, S. Weinfurter (Hrsg.), Sigmaringen, s. 95-167. 1998 Otto III. offnet das Karlsgrab in Aachen. Uberlegungen zu Heiligenvereh- rung, Heiligsprechung und Traditionsbildung, [w:] Herrschaftsreprdsentation im Ottonischen Sachsen, G. Althof, E. Schubert (Hrsg.), Sigmaringen, s. 381— 430. 2000 Kaiser Otto III. und Aachen, [w:] Europas Mitte um 1000, A. Wieczorek, H.-M. Hinz (Hrsg.), Stuttgart, t. 1, s. 786-791. Graham-Campbell J. 1987 Some archaeological r ęflections on the Cuerdale hoard, [w:] The Yikings, R.T. Farrell (ed.), Chichester, s. 32-^1. 374 1995 The Fiking-age Gold and Siher of Scotland (AD 850-110), Edinburgh. Gurevich A. 1968 Wealth and gift-bestowed among the ancient Scandinavians, „Scandinavica: An International Journal of Scandinavian Studies", t. 7. 1976 Kategorie kultury średniowiecznej, Warszawa. Gyórfy G. 2006/1977 Świ ęty Stefan I król W ęgier, Warszawa [wydanie oryginalne: Istvan kiraly es miive, Budapest 1977]. Hagg I. 1984 Birkas orientaliska praktplagg, „Fonwannem", t. 78, s. 204-220. Hansen G. 2005 Bergen c 800 - c 1170. The Emergence of a Town, Bergen. Harding A.F., J. Ostoja-Zagórski 1989 Funkcja grodów typu biskupi ńskiego w osadnictwie halsztackim w pólnocno- -wschodniej Wielkopolsce, [w:] Studia nad grodami epoki br ązu i wczesnej epoki Ŝelaza w Europie Środkowej, B. Gediga (red.), Wrocław, s. 171-183. Hardh B. 1996 Siher in the Viking Age. A Regional-economic Study, Stockholm. Hardt M. 1997 Silbergeschirr als Gabe im Fruhmittelałter, „EAZ", t. 37, s. 431-^44. Harrison S. 1995 Four types of'symbolic conflict, „Journal of Anthropological Institute (New Se- ries)", t. I,nr2,s. 255-272. Heather P. 1997 Frankish imperialism and Slavic society, [w:] Origins of Central Europ ę, P. Urba ńczyk (ed.), Warszawa, s. 171-190. 2008 Ethnicity, group identity and social status in the Migration Period, [w:] Franks, Northmen and Slavs. Identities and State Formation in Early Medieval Europ ę, I. Garipzanov, P. Geary, P. Urba ńczyk (ed.), Turnbout, s. 50. Hedeager L. 1992 Kingdoms, ethnicity and materiał culture: Denmark in a European perspective, [w:] The Age of Sutton Hoo. The Seventh Century in North-Western Europ ę, M.O.H. Carver (ed.), Woodbridge, s. 279-300. Hehl E.-D. 2000 Die Griindung des Erzbistums Gnesen unter kirchenrechtlichen Aspekten, [w:] Europas Mitte urn 1000, A. Wieczorek, H.-M. Hinz (Hrsg.), Stuttgart, t. 1, s. 498-501. Helle K., A. Nedkvitne 1977 Norge, [w:] Urbaniseringsprocessen i Norden. Middelaldersteder, G.A. Blom (ed.), Oslo, t. 1, s. 189-272. Hellmann M. *< 1999 „Civitas", [w:] Lexikon des Mittelalters, Munchen, t. 2, s. 2112-2125. Henning J. 1998 Archdologische Forschungen an Ringwdllen in Niederungslage: die Niederlau- sitz als Burgenlandschaft des ostlichen Mitteleuropas imfriihen Mittelalter, [w:] Friihmittelalterlicher Burgenbau in Mittel- und Osteuropa, J. Henning, A.T. Ruttkay (Hrsg.), Bonn, s. 9-29. Henning J., HeuBner K.-U. 1992 Zur Burgengeschichte im 10. Jahrhundert - Neue archdologische und dendro- chronologische Daten zu Anlagen vom Typ Tornow, „AuF", t. 37, z. 6, s. 314- 324. Hensel W. 1948 Studia nad osadnictwem Wielkopolski wczesnohistorycznej, t. 1, Pozna ń. 1953 Pozna ń w staro Ŝytno ści i we wczesnym średniowieczu, „Przegl ąd Zachodni", t. 9, nr 5-6, s. 14-100. 1959 Types de fortifications slaves du haut Moyen-Age, „Archeaologia Polona", t. 2, s. 71-84. 1963 Archeologia o pocz ątkach miast słowia ńskich, Wrocław. 1987 Słowia ńszczyzna wczesno średniowieczna, wyd. IV uzupełnione, Warszawa. 2001 Samodr ąŜ enie etymologiczne - Gniezno: spór o typ i tre ść rdzenia toponimu, „Slavia Anti ąua", t. 32, s. 159-161. Herrin J. 1995 Theophano: considerations on the education ofa Byzantine princess, [w:] The Empress Theophano. Byzantium and the West at the Turn ofthe First Millennium, A. Davids (ed.), Cambridge, s. 64-85. Hines J. 1994 North-Sea trade and the proto-urban se ąuence, [w:] The Origins of Towns in Temperate Europ ę, P. Urba ńczyk (ed.), Warszawa, s. 7-26. Hodder I. 1979 Economic and social stress and materiał culture patterning, „American Anti- ąuity", t. 44, s. 446—454. 1982 Symbols in Action, Cambridge. Hodges R. 1982 Dark Age Economics. The Origin of Towns and Trade in AD 600-1000, New York. Hoffmann J. 2005 Vita Adalberti. Friiheste Textiiberlieferungen der Lebensgeschichte Adalberts von Prag, Essen. Jasienica P. 1960 Polska Piastów, Warszawa. Jaworski K. 1998 Konstrukcje obronne wczesno średniowiecznego grodziska w Gilowie w świe- tle najnowszych bada ń, „ Śląskie Sprawozdania Archeologiczne", t. 40, s. 463- 474. 2001 Pobarane - Bobrzanie czy Obrzanie?, [w:] Viae historicae. Ksi ęga jubileuszowa dedykowana profesorowi Lechowi A. Tyszkiewiczowi w siedemdziesi ątą rocznic ę urodzin, M. Goli ński, S. Rosik (red.), Wrocław, s. 178-188. 2002 Niemcza w pradziejach i wczesnym średniowieczu, [w:] Niemcza. Wielka historia małego miasta, M. Młynarska-Kaletynowa (red.), Wrocław, s. 11-26. 2006 Wczesno średniowieczne grodziska plemienne w Sudetach, „Archeologia śywa", nr 2 (36), s. 56-64. Jaworski K., M. Paternoga 2002 Grodzisko z przełomu IX i X wieku w Gilowie koło Niemczy. Badania 2001 roku, „Śląskie Sprawozdania Archeologiczne", t. 44, s. 279-290. Jenkins R. 1997 Rethinking Ethnicity. Arguments and Explorations, London. Jensen J. 1982 The Prehistory of Denmark, London. Jones S. 1997 The Archaeology of Ethnicity. Constructing Identities in the Past and Present, London. Kaczanowski P., J.K. Kozłowski 1998 Wielka historia Polski, t. 1: Najdawniejsze dzieje ziem polskich (do VII w.), Kraków. Kara M. 2004 Archeologia o pocz ątkach pa ństwa Piastów (wybrane zagadnienia), [w:] Kolory i struktury średniowiecza, W. Fałkowski (red.), Warszawa, s. 253-317. Karłowicz J. 1881 O imieniu Polaków i Polski, „Pami ętnik Fizyjograficzny", t. 1, s. 411—423. Karpluk M. 1992 Sk ąd nazwa Polski i jak brzmi ona w j ęzykach naszych słowia ńskich s ąsiadów, „J ęzyk Polski", t. 72, s. 4-9. Karwasi ńska J. 1958/1996 Studia krytyczne nad Ŝywotami św. Wojciecha, biskupa praskiego (Vita I. I: Stan bada ń, II: Podstawa r ękopi śmienna), „Studia Źródłoznawcze", t. 2, s. 41- 49 [przedruk w: Jadwiga Karwasi ńska. Wybór pism. Świ ęty Wojciech, Warszawa 1996, s. 87-125). 1959/1996 Studia krytyczne nad Ŝywotami św. Wojciecha, biskupa praskiego. III: re- dakcje Vita I, „Studia Źródłoznawcze", t. 4, s. 9-32 [przedruk w: Jadwiga Kar- wasi ńska, Wybór pism. Świ ęty Wojciech, Warszawa 1996. 1960/1996 Les trois redactions de »Vita I« de s. Adalbert, Roma [przedruk w: Jadwi- ga Karwasi ńska, Wybór pism. Świ ęty Wojciech, Warszawa 1996, s. 217-237], 1962/1996 Pa ństwo polskie w przekazach hagiograficznych XI i XII wieku, [w:] Po- cz ątki pa ństwa polskiego. Ksi ęga tysi ąclecia, t. 2: Społecze ństwo i kultura, Po- zna ń, s. 233-244 [przedruk w: Jadwiga Karwasi ńska, Wybór pism. Świ ęty Woj- ciech, Warszawa 1996, s. 41-54. 377 Kehr P. 1920 Das Erzbistum Magdeburg und die erste Organisation der christłichen Kirche in Polen, „Abhandlungen der Preussischen Akademie der Wissenschaften. Philolo- gisch-Historische Kl.", nr 1. Keller H. 2000 Siegel und Bullen Ottos III., [w:] Europas Mitte urn 1000, A. Wieczorek, H.-M. Hinz (Hrsg.), Stuttgart, t. 2, s. 767-773. Kępi ński Z., K. Józefowiczówna 1952 Grobowiec Mieszka pierwszego i najstarsze budowle pozna ńskiego grodu, „Prze- gl ąd Zachodni", t. 8, nr 5-6, s. 370-397. Kętrzy ński W. 1898 Najdawniejsze Ŝywoty św. Wojciecha i ich autorowie, „Rozprawy Wydziału Hi- storyczno-Filozoficznego Akademii Umiej ętno ści", t. 37, Kraków. Kiersnowska T. 1973 Czersk w średniowieczu, [w:] Studia i materiały do dziejów Piaseczna i powiatu piaseczy ńskiego, Warszawa, s. 205-223. 1986 Czersk w XIII i XIV wieku. O środek władzy na południowym Mazowszu, War- szawa. Kiersnowski R. 1960 Pieni ądz kruszcowy w Polsce wczesno średniowiecznej, Warszawa. Kobyli ński Z. 1990 Early medieval hillforts in Polish lands in the 6th to the 8th centuries: Probłems oforigins, function, and spatial organization, [w:] From the Baltic to the Black Sea, D. Austin, L. Alcock (ed.), Boston, s. 147-156. Kobyli ński Z., W. Szyma ński 2005 Pradziejowe i wczesno średniowieczne osadnictwo w zespole kemów w Haikach, [w:] Ha ćki. Zespół przyrodniczo-archeologiczny na Równinie Bielskiej, Biało- wie Ŝa-Warszawa, s. 43-74. Ko ćka-Krenz H. 2001 Zespół pałacowo-sakralny na grodzie pozna ńskim, [w:] Polska na przełomie pierwszego i drugiego tysi ąclecia, Pozna ń, s. 287-296. Ko ćka-Krenz H., M. Kara, D. Makowiecki 2004 The beginnings, deve!opment and the character ofthe early Piast stronghold in Pozna ń, [w:] Polish Lands at the Tum of the First and the Second Millennia, P. Urba ńczyk (ed.), Warszawa, s. 125-166. Kokowski A. 2002a Cie ń Swiatowita, [w:] Cie ń Swiatowita, czyli pi ęć głosów w sprawie etnogenezy Słowian, A. Kokowski (red.), Lublin, s. 7-13. 2002b Etnogeneza Słowian. Rzeczywisto ść badawcza - emocje - odbiór społeczny, [w:] Cie ń Swiatowita, czyli pi ęć głosów w sprawie etnogenezy Słowian, A. Ko- kowski (red.), Lublin, s. 87-170. 378 Kórntgen L. 2000 Konigtum, Adel imdKirche: das ottonische Reich im 10. Jahrhundert, [w:] The Neigh- bours of Poland in the lffh Century, P. Urba ńczyk (ed.), Warszawa, s. 79- 110. Kossina G. 1911 Die Herkunft der Germanen. Zur Methode der Siedlungsarchdologie, Wurzburg. Kossmann O. 1972 Deutschland undPolen urn das Jahr 1000, „Zeitschrift fur Ostforschung", t. 21, s. 401^66. Ko ścielecka A., P. Dzianisz 2000 Z krzy Ŝem i włóczni ą, Pelplin. Kowalczyk E. 2000 Momenty geograficzne pa ństwa Bolesława Chrobrego. Na styku historii i ar- cheologii, „Kwartalnik Historyczny", t. 57, nr 2, s. 41-76. Kowalewski J. 1997 Rola rowów we wczesno średniowiecznych osadach z rejonu Pojezierza Chełmi ń- sko-Dobrzy ńskiego, „Archaeologia Historica Polona", t. 6, s. 101-121. 2001 Okoliczno ści deponowania wczesno średniowiecznych skarbów srebrnych na obszarze Słowia ńszczyzny Zachodniej. Próba reinterpretacji znaczenia, „Acta Universitatis Nicolai Copemici. Archeologia", t. 28, s. 59-97. 2004 Dlaczego, czy jak deponowano skarby we wczesnym średniowieczu?, „Wiado- mo ści Numizmatyczne", t. 48, z. 2, s. 181-191. Krysztofiak T. 2000 Głos w dyskusji, [w:] Ziemie polskie w X wieku i ich znaczenie w kształtowaniu si ę nowej mapy Europy, H. Samsonowicz (red.), Warszawa, s. 228-230. Krzemi ńska B., D. Tfe śtik 1960 O dokumencie praskim z roku 1086, „Studia Źródłoznawcze", t. 5, s. 79-88. Kuper A. 1988 The lnvention of Primitive Society: Transformations ofan Illusion, London. Kurnatowska Z. 1990 Archeologiczne świadectwa o najstarszych grobowcach w katedrze pozna ńskiej, „Roczniki Historyczne", t. 55-56, s. 71-84. 1998 Pozna ńskie baptysterium, „Slavia Anti ąua", t. 39, s. 51-69. 2000a Wielkopolska w X w. i formowanie si ę pa ństwa polskiego, [w:] Ziemie pol- skie w X w. i ich znaczenie w kształtowaniu si ę nowej mapy Europy, H. Samso- nowicz (red.), Kraków, s. 99-118. 2000b Relacje Wielkopolski i Śląska w okresie plemiennym i wczesnopa ństwowym, [w:] Śląsk około roku 1000, M. Młynarska-Kaletynowa, E. Małachowicz (red.), Wrocław, s. 11-24. 2000c Die Burgen und die Ausbildung der Stammesaristokratie bei den urpolnischen Slawen, [w:] Europas Mitte urn 1000, t. 2, A. Wieczorek, H.-M. Hinz (Hrsg.), Stuttgart, s. 257-263. 379 2002 Pocz ątki Polski, Pozna ń. 2004a The stronghold in Gniezno in the light of older and mor ę recent studies, [w:] Polish Lands at the Tum ofthe First and the Second Millennium, P. Urba ńczyk (ed), Warszawa, s. 185-206. 2004b Ostrów Lednicki in the early Middle Ages, [w:] Polish Lands at the Tum ofthe First and the Second Millennium, P. Urba ńczyk (ed.), Warszawa, s. 167-182. 2004c The stronghold in Giecz in the light of new and old research, [w:] Polish Lands at the Tum of the First and the Second Millennium, P. Urba ńczyk (ed.), Warszawa, s. 207-222. Kutz K. 2004 Jak nie dasz rady, czeka ci ę kopalnia [wywiad], „Gazeta Wyborcza" z 14-15 lutego, s. 10-12. Kwapi ński M. 2000 O aksjomatach naoczno ści archeologicznej, [w:] Czarownice. Funeralia lednic- kie 2, J. Wrzesi ński (red.), Wrocław, s. 37-50. Labuda G. 1977 „Wieleci", [w:] Słownik staro Ŝytno ści słowia ńskich, t. 6, Wrocław, s. 430-436. 1982 „Bruno z Querfurtu", [w:] Słownik staro Ŝytno ści słowia ńskich, t. 7, Wrocław, s. 535-536. 1988 Studia nad pocz ątkami pa ństwa polskiego, t. 2, Pozna ń. 1994 Czeskie chrze ścija ństwo na Śląsku i w Małopolsce w X i XI wieku, [w:] Chry- stianizacja Polski południowej, J.M. Małecki (red.), Kraków, s. 73-98. 1996 Kaszubi i ich dzieje, Gda ńsk. 1997 O rzekomym zamy śle utworzenia arcybiskupstwa w Pradze w roku 1000. Próba wyja śnienia przekazu źródłowego, [w:] W kr ęgu historii, historiografii i polityki, Łód ź, s. 237-244. 1999 Słowia ńszczyzna staro Ŝytna i wczesno średniowieczna, Pozna ń. 2000 Gniezno stolic ą wczesnopiastowskiego pa ństwa polskiego, [w:] Gniezno i Po- zna ń w pa ństwie pierwszych Piastów, A. Wójtowicz (red.), Pozna ń, s. 33-60. 2000b Aspekty polityczne i ko ścielne tzw. „zjazdu gnie źnie ńskiego" w roku 1000, [w:] Ziemie polskie w X wieku i ich znaczenie w kształtowaniu si ę nowej mapy Europy, H. Samsonowicz (red.), Kraków, s. 17-34. 2001 Budownictwo sakralne Gniezna i Poznania na przełomie X/XI wieku w świetle źródeł pisanych, [w:] Polska na przełomie I i II tysi ąclecia, S. Skibi ński (red.), Pozna ń, s. 267-286. 2002 Mieszko I, Wrocław. 2004 Świ ęty Wojciech. Biskup-męczennik. Patron Polski i W ęgier, Wrocław. 2006a Droga Ŝyciowa Radzima-Gaudentego do arcybiskupstwa gnie źnie ńskiego, [w:] O rzeczach minionych. Scripta rerum historicarum Annae Rutkowska-Płachci ńska oblata, M. Młynarska-Kaletynowa, J. Kruppe (red.), Warszawa, s. 179-190. 380 2006b Zjazd i synod gnie źnie ński roku 1000 w nowym o świetleniu historiogr ąficz- nym, [w:] Cognitioni gestorum, D.A. Sikorski, A.M. Wyrwa (red.), Pozna ń, s. 163-184. Leciejewicz L. 1972 Pocz ątki miast, [w:] Mały słownik kultury dawnych Słowian, L. Leciejewicz | (red.), s. 546-559. | 1987 In pago Silensi vocabulo hos a quodam monte ... sibi indito. O funkcji miejsc | kultu poga ńskiego w systemie politycznym Słowian Zachodnich doby plemiennej, fj „Sobótka", t. 42, nr 2, s. 125-135. | 1989 Słowianie Zachodni. Z dziejów tworzenia si ę średniowiecznej Europy, Wroc- | ław. 'd 1990 Legendy etnogenetyczne w świecie słowia ńskim, „Slavia Antiqua", t. 32, s. 129— j, 144. % 1991 Od plemienia do pa ństwa. Śląsk na tle wczesno średniowiecznej Słowia ńszczyzny j| zachodniej jako problem badawczy, [w:] Od plemienia do pa ństwa. Śląsk na '$. tle wczesno średniowiecznej Słowia ńszczyzny zachodniej, L. Leciejewicz (red.), % Wrocław, s. 11-19. gj 1998 O modelu kultury wczesnosłowia ńskiej, [w:] Kraje słowia ńskie w wiekach śred- ) nich. Profanum i sacrum, H. Kocka-Krenz, W. Łosi ński (red.), Pozna ń, s. 31- 37. 2000a Śląsk w Polsce wczesnopiastowskiej, [w:] Śląsk około roku 1000, M. Młynarska- -Kaletynowa, E. Małachowicz (red.), Wrocław, s. 89-100. ( 2000b Herkunft und Gliederung der Westslawen, [w.] Europas Mitte um 1000, t. 2, A. Wieczorek, H.-M. Hinz (Hrsg.), Stuttgart, s. 234-238. 2002a Staro Ŝytna spu ścizna kulturowa na ziemiach polskich w pocz ątkach średnio- ,. • wiecza, Pozna ń. j 2002b Z Mi śni do Głogowa, czyli cesarz Otton III na Śląsku, [w:] Trakt cesarski. Iława )p - Gniezno - Magdeburg, W. Dzieduszycki, M. Przybył (red.), Pozna ń, s. 123- ^ 128. ft Lelewel J. 1855 Polska, dzieje i rzeczy jej, Pozna ń. Lenerz-de Wilde M. 1995 Pramonetare Zahlungsmittel in der Kupfer-Bronzezeit Mitteleuropas, , Jundbe- richte aus Baden-Wurttemberg", t. 20, s. 229-328. Le śny J. 1994 Lednickie podanie o tronie monarszym i jego historyczne korzenie, „Studia Led- nickie", t. 3, s. 115-126. Lewicki T. 1957 Lachi notarialnych rejestrów genue ńskich z K ąffy z ko ńca XIII wieku, „Ono- mastica", r. 3, z. 2, s. 479-484. 381 Lewis I.M. 1968 Tribal society, [w:] International Encyclopedia of the Social Sciences, D.L. Sills (ed.), London, s. 135-172. Leyser K. 1995 Theophanu divina gratia imperatrix augusta: western and eastern emperorship in the later tenth century, [w.] The Empress Theophano. Byzantium and the West at the Turn ofthe First Millennium, A. Davids (ed.), Cambridge, s. 1-27. Liestal A. 1972 Innskrifta pa Eiksteinen, „Stavanger Museums Arbok", Stavanger. Lodowski J., J. Szydłowski 1991 Śląsk plemienny w świetle źródeł archeologicznych, [w:] Od plemienia do pa ń- stwa. Śląsk na tle wczesno średniowiecznej Słowiańszczyzny zachodniej, L. Le- ciejewicz (red.), Wrocław, s. 21-34. Luchtanas A. 2000 Balts during the Wth century, [w:] The Neighbours ofPoland in the lOth Cen- tury, P. Urba ńczyk (ed.), Warszawa, s. 199-204. Lubke C. 2000 Die Elbslaven - Polens Nachbarn im Westen, [w:] The Neighbours ofPoland in the Wth Century, P. Urba ńczyk (ed.), Warszawa, s. 61-77. 2000b Kaiser Otto III. und die Griindung der polnischen Kirche im Jahr 1000, [w:] L. Leciejewicz, M. R ębkowski (red.), Salsa Cholbergensis. Kołobrzeg w średniowieczu, Kołobrzeg, s. 67-72. 2004a Qui sint vel unde huc venerint - Bemerkungen zur Herkunft der Namen von Po- len und Lutizen, [w:] Die Suche nach der Urspriingen: von der Bedeutung des fruhen Mittelalters, W. Pohl (Hrsg.), Wien, s. 279-288. 2004b Ethnic groups and political structures: Saxons, Slavs, Estlanders [referat odczy- tany podczas konferencji „Vulfstan's voyage", Wismar 24-25 wrze śnia]. Ludat H. 1971 An Elb ę und Oder urn das Jahr 1000, Kóln-Wien. 2000 Słowianie - Niemcy - Europa, Marburg-Pozna ń. ¦. Łosi ński W. 1982 Osadnictwo plemienne Pomorza (Vl-Xwiek), Wrocław. 1992 Funkcja tezauryzacji kruszcu srebrnego w gospodarce wczesnofeudalnej, „Wia- domo ści Numizmatyczne", t. 36, z. 1-2, s. 27-36. 2000 Osadnictwo plemienne w dorzeczu Pars ęty we wczesnym średniowieczu, [w:] Salsa Cholbergensis. Kołobrzeg w średniowieczu, L. Leciejewicz, M. R ębkowski (red.), Kołobrzeg, s. 13-22. Łowmia ński H. 1958 O identyfikacji nazw Geografa Bawarskiego, „Studia Źródłoznawcze", t. 3, s. 1-22. 1963 Pocz ątki Polski, t. 2, Warszawa. 1967 Pocz ątki Polski, t. 3, Warszawa. 1970a „Plemiona", [w:] Słownik staro Ŝytno ści słowia ńskich, t. 4, s. 131-137. 382 1970b Pocz ątki Polski, t. 4, Warszawa. 1973 Pocz ątki Polski, t. 5, Warszawa. 1985 Początki Polski, t. 6, 1, Warszawa. Majcherek J.A. 1999 Poprawka z historii, „Rzeczpospolita", nr 225 z 25 wrze śnia. MakkF. 2000 Die Ungarnzuge, [w:] Europas Mitte urn 1000, A. Wieczorek, H.-M. Hinz (Hrsg.), Stuttgart 2000, s. 221-224. Maleczy ński K. 1963 Die Politik Ottos III. Gegeniiber Polen und Bóhmen im Lichte der Meissener Bistumsurkunde vom Jahre 995, „Letopis. Jahresschrift des Instituts fur sorbische Volksforschung", t. 10, s. 162-203. 1966 W sprawie zjazdu gnie źnie ńskiego z 1000 r, „ Śląski Kwartalnik Historyczny So- bótka", t. 21, s. 507-540. Malmer B. 1991 Kung Olofs mynthus i kvarteret Urmakaren, Sigtuna, Stockholm. Malmer M.P. 1992 Weight systems in the Scandinavian Bronze Age, „Anti ąuity", t. 66, nr 251, s. 377-388. Małachowicz E. 1999a Wczesno średniowieczna architektura katedry wrocławskiej, „Slavia Anti ąua", t. 40, s. 55-68. 1999b Przedroma ński ko ściół i pierwsza katedra we Wrocławiu, „Kwartalnik Archi- tektury i Urbanistyki", t. 44. 2000a Najstarsza architektura sakralna na Śląsku, [w:] Śląsk około roku 1000, M. Mły- narska-Kaletynowa, E. Małachowicz (red.), Wrocław, s. 115-136. 2000b Pierwszy ko ściół i katedra we Wrocławiu, [w:] Ziemie polskie w X wieku i ich znaczenie w kształtowaniu si ę nowej mapy Europy, H. Samsonowicz (red.), Kra- ków, s. 405^10. 2000c Wst ęp, [w:] Śląsk około roku 1000, M. Młynarska-Kaletynowa, E. Małachowicz (red.), Wrocław, s. 9-10. Małachowicz M. 2000 Zagadnienie najstarszego ko ścioła św. Wojciecha we Wrocławiu, [w:] Śląsk około roku 1000, M. Młynarska-Kaletynowa, E. Małachowicz (red.), Wrocław, s. 189-193. Mamzer H. 1998 Mit etniczny a archeologia, „ śni ńskie Zeszyty Historyczne", nr 22, s. 11-14. Mann M. 1986 The Sources ofSocial Power, t. 1, Cambridge. Ma ńczak W. 1997 Czy słowia ński Biskupin to naukowa legenda?, „Slavia Antiqua", t. 38, 1997, s. 191-194. 383 Marek L. 2005 Early medieval swords from Central and Eastern Europ ę. Dilemmas of an ar- chaeologist and a student ofarms, Wrocław. Matuszewski J.S. 1989 Fikcje historiografii, czyli poszukiwanie źródeł dla tezy o gospodarczym cha- rakterze wspólnoty opolnej w Polsce pierwszych Piastów, „Łódzkie Towarzystwo Naukowe. Sprawozdania", t. 43, z. 2. 1991 Vicinia id est... Poszukiwania alternatywnej koncepcji staropolskiego opola, Łód ź. McGovern T. 1981 The Ymland adventure: A North Atlantic perspective, „North American Archaeo- logist", t. 2, nr 4. Merhautova A. 1995 Kostel na Libici, „Archeologicke Rozhledy", t. 47, s. 249-251. Merhautova A., D. Tfe śtik - 1995 Romanske umeni v Cechach a na Morave, Praha. Michałowski R. 1994 Polityka Ottona III w nowym o świetleniu, „Przegl ąd Historyczny", t. 85, z. 1-2, s. 151-156. 1997 Otto III w obliczu ideowego wyzwania: monarcha jako wizerunek Chrystusa, [w:] Człowiek w społecze ństwie średniowiecznym, R. Michałowski (red.), War- szawa, s. 57-72. 1998 Podstawy religijne monarchii we wczesnym średniowieczu zachodnioeuropej- skim. Próba typologii, „Kwartalnik Historyczny", r. 105, z. 4, s. 3-34. 2000 Pocz ątki arcybiskupstwa gnie źnie ńskiego, [w:] 1000 lat archidiecezji gnie źnie ń- skiej, J. Strzelczyk, J. Górny (red.), Gniezno, s. 27-48. 2005 Zjazd gnie źnie ński, Wrocław. Mierzwi ński A. 2000 Zagadnienie obronno ści osiedli typu biskupi ńskiego. O potrzebie alternatywnej interpretacji, „Przegl ąd Archeologiczny", t. 48, s. 141-151. 2007 Sl ęŜ ańska układanka, Wrocław. Mikołaj czyk G. 1984 Trzy najwcze śniejsze obiekty kultowe na Górze Lecha w świetle źródeł archeo- logicznych, [w.] Gniezno. Studia i materiały historyczne, t. 1, s. 111-121. Miller W.I. 1986 Gift, sale, payment, raid: case studies in the negotiation and classification of Exchange in medieval Iceland, „Speculum", t. 61, s. 18-50. Młynarska-Kaletynowa M., J. Scholzel 2002 Najdawniejsza Niemcza, [w:] Niemcza. Wielka historia małego miasta, M. Mły- narska-Kaletynowa (red.), Wrocław, s. 27—41. Modzelewski K. 2001 Czy opole istniało?, „Przegl ąd Historyczny", t. 92, z. 2, s. 161-185. 384 Mo ścicki J. 2001 Polska Popielidów, Słubice. Mo ździoch P. 1991 Konsekwencje gospodarcze przył ączenia Śląska do pa ństwa Piastów, [w:] Odple- mienia do pa ństwa. Śląsk na tle wczesno średniowiecznej Słowia ńszczyzny za- chodniej, L. Leciejewicz (red.), Wrocław, s. 153-179. 1993 Kasztelania bytomska - losy średniowiecznego o środka władzy, [w:] Lokalne ośrodki władzy pa ństwowej w XI-XII wieku w Europie Środkowo-Wschodniej, P. Mo ździoch (red.), Wrocław, s. 261-292. 1994 The origins ofthe medieval Polish towns, [w:] The Origins ofTowns in Temperate Europ ę, P. Urba ńczyk (ed.) Warszawa, s. 129-154. 1997 Problemy bada ń nad pocz ątkami miast i wsi ą wczesno średniowieczn ą w Polsce, „Slavia Anti ąua", t. 37, s. 39-63. 1999 Centrum i zaplecze we wczesno średniowiecznej Europie Środkowej, [w:] Cen- trum i zaplecze we wczesno średniowiecznej Europie Środkowej, S. Mo ździoch (red.), Wrocław, s. 21-51. 2000a Archeologiczne ślady kultu poga ńskiego na Śląsku wczesno średniowiecznym, [w:] Człowiek, sacrum, środowisko. Miejsca kultu we wczesnym średniowieczu, S. Mo ździoch (red.), Wrocław, s. 155-193. 2000b Społeczno ść plemienna Śląska w IX-X wieku, [w:] Śląsk około roku 1000, M. Młynarska-Kaletynowa, E. Małachowicz (red.), Wrocław, s. 25-72. 2000c Śląsk mi ędzy Gnieznem a Prag ą, [w:] Ziemie polskie w X wieku i ich znacze- nie w kształtowaniu si ę nowej mapy Europy, H. Samsonowicz (red.), Kraków, s. 169-198. Nalepa J. 1964a „Fraganeo", [w:] Słownik staro Ŝytno ści słowia ńskich, t. 2, Wrocław, s. 66. 1964b „Geograf bawarski", [w:] Słownik staro Ŝytno ści słowia ńskich, t. 2, Wrocław, s. 93-94. 1994a Polska. Pochodzenie i wiek nazwy (Cz. I), J ęzyk Polski", t. 74, z. 3, s. 174-182. 1994b Polska. Pochodzenie i wiek nazwy (Cz. II), „Język Polski", t. 74, z. 4-5, s. 241— 245. J 996 Obrzanie - plemi ę nad Obr ą w poludniowo-zachodniej Wielkopolsce, [w:] Sło- wia ńszczyzna w Europie średniowiecznej, Z. Kurnatowska (red.), Wrocław, t. 1, s. 67-68. 2005 Gnie ździe ń ; Gniezno - nazwy najstarszej stolicy Polski. Deliberacje, „Slavia Antiqua", t. 46, s. 63-92. Nelson J.L. 1991 The Anna/s ofSt-Bertin, Manchester. Niesiołowska-Wędzka A. 1991 Procesy urbanizacyjne w kulturze łu Ŝyckiej, [w:] Prahistoryczny gród w Bi- skupinie: problematyka osiedli obronnych na pocz ątku epoki Ŝelaza, J. laskanis (red.), Warszawa, s. 57-80. 385 Noonan T.S. 1990 Dirham exports to the Baltic in the Kiking Age: some preliminary observations, [w:] Commentationes de nummis saeculorum IX-XI in Suecia repertis, K. Jons- son, B. Malmer (red.), Stockholm, s. 251-257. NorrS. 1996 Gamla Uppsala, kungamakt och skriftliga kdllor, [w:] Arkeologi och miljógeo- logi i Gamla Uppsala, W. Duczko (red.), t. II, Uppsala, s. 21-36. Nosov E. 1994 The emergence and development of Russian towns: some outline ideas, [w:] The Origins of Towns in Temperate Europ ę, P. Urba ńczyk (red.), Warszawa, s. 185-196. Noszczak B. 2003 „Sacrum" czy „profanum"? - spór o istot ę obchodów milenium polskiego (1949-1966), Warszawa. Ostoja-Zagórski J. 1989 Homo oeconomicus w Europie Środkowej na przełomie epoki br ązu i Ŝelaza, „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej", r. 37, s. 445^ł61. 1993 Mezoregion Sobiejuchy na Pałukach. Dynamika procesów zasiedlenia w staro- Ŝytno ści, Warszawa-śnin. Panie I. 2000 Ostatnie lata Wielkich Moraw, Katowice. 2007 Zachodniosłowia ńska nazwa „Niemcy" w świetle źródeł średniowiecznych, Ka- towice. Pankiewicz A. 2006 Rotunda na górze Gromnik, „Archeologia śywa", nr 2(36), s. 51-56. Panteli ć S. 1997 Die neue Version der Migration der Kroaten, Duleben und Wolinjanen, [w:] Trudy Mie źdunarodnogo Kongressa Slaranskoi Archeologii, t. 3: Etnogenez i etnokul- turnye kontakty slovan, Moskva, s. 242-250. Parczewski M. 1998 U źródeł Słowia ńszczyzny, [w:] Słowianie w Europie wcze śniejszego średniowie- cza, M. Mi śkiewicz (red.), Warszawa, s. 33^49. 1999 Kilka uwag o krakowskiej szkole archeologii historycznej, „Sprawozdania z po- siedze ń komisji naukowych PAU", t. 43/2, Kraków, s. 1-2. 2004 Współczesne pogl ądy w sprawie etnogenezy oraz wielkiej w ędrówki Słowian, [w:] W ędrówka i etnogeneza w staro Ŝytno ści i w średniowieczu, M. Sala- mon, J. Strzelczyk (red.), Kraków, s. 193-202. 2004b Pocz ątki polsko-ruskiej rubie Ŝy etnicznej, [w:] Geograficzne problemy pogra- nicza Europy Zachodniej i Wschodniej, H. Maruszczak, Z. Michalczyk (red.), Lublin, s. 43-52. Paulhart H. 1962 Lebensbeschreibung der Kaiserin Adelheid von Abt Odilo von Cluny, Graz. 386 Peregrine P.N. 2004 Cross-cultural approaches in archaeology: comparative ethnology, comparative archaeology, and archaeoethnology, „Journal of Archaeological Research", t. 12, nr3,s. 281-309. Persowski F. 1962 Studia nad pograniczem polsko-ruskim w X-XI w., Wrocław. Petersohn J. 1976 Papstliche Kanonisationsdelegation des 11. und 12. Jahrhunderts und die Hei- ligsprechung Karls des Grofien, „Monumenta iuris Canonici. Serie Subsidia", nr 5, s. 163-206. 2003 Kónig Otto III. und die Slawen an Ostsee, Oder und Elbę um das Jahr 995, [w:] Friihmittelalterliche Studien, G. Althoff, H. Keller, Ch. Meier (Hrsg.), Berlin, s. 99-139. Petra ń Z. 1998 Prvni ćeske mince, Praha. Peyer H.C. 1964 Das Reisekónigtum des Mittelalters, „Vierteljahresschrift fiir Sozial- und Wirt- schaftsgeschichte", t. 51, s. 1—21. Pianowski Z. 2001 Uwagi o pocz ątkach architektury na ziemiach czeskich, [w:] Polska na przełomie I i II tysi ąclecia, S. Skibi ński (red.), Pozna ń, s. 353-378. Piaskowski J. 1964 Metaloznawcze badania przedmiotów Ŝelaznych z Wy Ŝnego Kubina i Pobedimia (Słowacja), „Acta Archaeologica Carpathica", t. 6, s. 133-140. Piekalski J. 1998 Uwagi o problemie definicji miasta średniowiecznego, [w:] Kraje słowia ńskie w wiekach średnich. Profanum i sacrum, H. Ko ćka-Krenz, W. Losi ński (red.), Pozna ń, s. 349-356. 1999 Transformace mest w stfedoreke Evropy. Prostorova struktura, „Medievalia Ar- chaeologica", t. 1, s. 21—42. Piskorski J.M. 2002 Pomorze plemienne. Historia - archeologia -językoznawstwo, Pozna ń-Szczecin. Pleszczy ński A. 2001 Pocz ątek rz ądów Bolesława Chrobrego, [w:] Viae historicae. Ksi ęga jubileu- szowa dedykowana profesorowi Lechowi A. Tyszkiewiczowi w siedemdziesi ątą rocznic ę urodzin, M. Goli ński, S. Rosik (red.), Wrocław, s. 217-232. Pohl W. 1988 Die Awaren: Ein Steppenvolk in Mitteleuropa, 567-822 n. Chr., Mtinchen. 2005 Geschichte und Identitat im Langobardenreich, [w.] Die Langobarden. Herr- schaft und Identitat, W. Pohl, P. Erhart (Hrsg.), Wien, s. 555-566. 2006 Pocz ątki Słowian. Kilka spostrze Ŝeń historycznych, [w:] Nie-Slowianie o pocz ąt- kach Słowian, P. Urba ńczyk (red.), Pozna ń, s. 11-26. 387 Polanyi K. 1968 Primitive, Archaic and Modern Economies - Essays ofKarl Polanyi, G. Dalton (ed.), Boston. Polek K. 1997 Północna i zachodnia granica pa ństwa wielkomorawskiego w świetle bada ń historycznych, [w:] Śląsk i Czechy a kultura wielkomorawska, K. Wachowski (red.), Wrocław, s. 9-19. Poleski J. 2000 Małopolska plemienna i pa ństwowa, [w:] Śląsk około roku 1000, M. Młynarska- -Kaletynowa, E. Małachowicz (red.), Wrocław, s. 199-226. • Popowska-Taborska H. ¦ : 1991 Wczesne dzieje Słowian w świetle ich j ęzyka, Warszawa. Posern-Zieli ński A. 1995 Etnologia i antropologia kulturowa w formalnej i rzeczywistej strukturze na- uki, [w:] Etnologia polska mi ędzy ludoznawstwem a antropologi ą, A. Posern- -Zieli ński (red.), Pozna ń, s. 21-36. 2005 Etniczno ść - kategorie. Procesy etniczne, Pozna ń. Posern-Zieli ński A., M. Kairski 2003a Początki pa ństw w uj ęciu antropologicznym, [w:] Kolory i struktury średniowie- cza, W. Fałkowski (red.), Warszawa, s. 318-337. 2003b Wprowadzenie, [w:] Etniczno ść a religia, A. Posern-Zieli ński (red.), Pozna ń, s. 5-7. Radwa ński K. 1970 Budowle drewniane odkryte pod poziomami roma ńskimi ko ścioła św. Wojciecha w Krakowie, „Materiały Archeologiczne", t. 11, s. 7-23. 1975 Kraków przedlokacyjny. Rozwój przestrzenny, Kraków. Rando D. 2000 Der Doge Peter II. Orseolo von Vendig, [w:] Europas Mitte um 1000, A. Wieczo- rek, H.-M. Hinz (Hrsg.), Stuttgart, t. 1, s. 782-783. Rauhutowa J. 1976 Czersk we wczesnym średniowieczu - od VII do XII wieku, Wrocław. 1988 Czersk w świetle bada ń 1974-1983, [w:] Studia nad etnogenez ą Słowian i kul- tur ą Europy wczesno średniowiecznej, G. Labuda, S. Tabaczy ński (red.), t. II, Wrocław, s. 107-117. Rauhutowa J., S. Suchodolski 1973 Czersk we wczesnym średniowieczu, „Studia i Materiały do Dziejów Piaseczna i Powiatu Piaseczy ńskiego", Warszawa, s. 189-204. Rawer P. 1882 Polityczne znaczenie zjazdu gnie źnie ńskiego w r. 1000, Lwów. Rączkowski W. 1999 Osadnictwo a proces urbanizacji wczesno średniowiecznych społeczno ści Pomo- rza Środkowego, „Zeszyty Kulickie", t. 1, s. 63-88. 388 Reynolds S. 1992 The writing ofmedieval urban history in England, „Theoretische Geschiedenis", t. 19, s. 43-57. Rębkowski M. 2001 Pierwsze lokacje miast w Ksi ęstwie Zachodniopomorskim. Przemiany przestrzen- ne i kulturowe, Kołobrzeg. Rosik S. 2000a Awans sło ńca w mitologii przedchrze ścija ńskich Słowian na tle przemian spo- łeczno-politycznych, [w:] Człowiek, sacrum, środowisko. Miejsca kultu we wczes- nym średniowieczu, S. Mo ździoch (red.), Wrocław, s. 49-59. 2000b Głos w dyskusji, [w:] Śląsk około roku 1000, M. Młynarska-Kaletynowa, E. Ma- łachowicz (red.), Wrocław, s. 269-271. 2000c Reinbern - Salsae Cholbergensis aecclesiae episcopus, [w:] L. Leciejewicz, M. R ębkowski (red.), Salsa Cholbergensis. Kołobrzeg w średniowieczu, Koło- brzeg, s. 85-94. 2004 Pocz ątki Polski w kronikach niemieckich X-XI w. (w kr ęgu wiadomo ści Widu- kinda z Korwei), [w:] Kolory i struktury średniowiecza, W. Fałkowski (red.), Warszawa, s. 235-252. 2005 Die Sdchsischen Chronisten Widukind von Corvey und Thietmar von Merseburg iiber Anfange Polens und Schlesiens, [w:] Niedersachsen - Niederschlesien. Der Weg beider in die Geschichte, W. Mrozowicz, L. Zygner (red.), Góttin- gen-Wrocław, s. 19-35. 2006 Najdawniejsze dzieje Dolnego Śląska (do roku 1138), [w:] Dolny Śląsk. Mono- grafia historyczna, W. Wrzesi ński (red.), Wrocław, s. 15-54. Roslund M. 1997 Crumbs from the rich mans table. Byzantine finds in Lund and Sigtuna, c. 980 -1260, [w:] Visions of the Past: Trends and Traditions in Swedish Medieval Archaeology, H. Andresson, P. Carelli, L. Ersgard (ed.), Lund, s. 239-298. Rupp G. 1996 Die Ekkehardiner. Margrafen von Meissen und ihre Beziehungen zum Reich und zu den Piasten, Frankfurt am Main. Rychka V. 2000 La Russie de Kieve au Xme siecle, [w:] The Neighbours ofPoland in the 10"1 Cen- tury, P. Urba ńczyk (red.), Warszawa, s. 193-198. Rydzewski J. 2005 Pradzieje Małopolski na wystawie w Muzeum Archeologicznym w Krakowie, [w:] Pradzieje i wczesne średniowiecze Małopolski. Przewodnik po wystawie, Kra- ków, s. 11-52. Rze źnik P. 1997 Wznowienie bada ń wykopaliskowych na wczesno średniowiecznym grodzisku w Gostyniu, gm. Gaworzyce, „ Śląskie Sprawozdania Archeologiczne", t. 39, s. 263-286. 389 2000 Gród wrocławski około roku 1000, s. 139-148. Rze źnik R, A. śurek : ¦..-.,../.: ;,¦;(; 2001 Wrocław około roku 1000, [w:] Polska na przełomie 1i II tysi ąclecia, S. Skibi ński (red.), Pozna ń, s. 335-352. ;,,..,.!.: Saghy M. >¦¦'..;.. . ¦ ...' ¦ ¦*'>'¦:¦ >¦¦¦•¦¦-.- 1883/2001 The making ofthe Christian kingdom in Hungary, [w:] Europ ę around the Year 1000, R Urba ńczyk (red.), Warszawa, s. 451^64. Samson R. 1991a Economic anthropology and Vikings, [w:] Social Approaches to Yiking Stud- ies, R. Samson (ed.), Glasgow, s. 87-96. 1991b Fighting with siher: rethinking traiding, raiding and hoarding, [w:] Social Ap- proaches to Yiking Studies, R. Samson (ed.), Glasgow, s. 123-136. Samsonowicz H. 2001 śycie miasta średniowiecznego, Pozna ń. 2003 O ziemiach polskich w IX wieku, [w:] Świat pogranicza, M. Nagielski, A. Ra- chuba, S. Górzy ński (red.), Warszawa, s. 35-43. 2005 Plemi ę i pa ństwo, „Kwartalnik Historyczny", t. 112, z. 3, s. 5-20. Schia E. 1992 Den forsie urbaniseringen i Oslofjordregionen, [w:] Vare forste byer, I. 0ye (red.), Bergen, s. 31-58. Schich W. 1999 Stadt. Ostmitteleuropa. Westslawen. Hoch- und Spdtmittelalter, [w:] Lexikon des Mittelalters, t. 7, s. 2204-2205. Schlosser J. von 1892 Eine Fulder Mimaturhandschrift der K. Hofbibliothek, „Jahrbuch fur Kunst- historische Sammlung des Allerhóchsten Kaiserhauses", t. 13, s. 1-36. Schmidt A. 2000 Nowa interpretacja denara GNEZDUN CIVITAS, [w:] Gniezno. Studia i mate- riały historyczne, t. 3, Warszawa, s. 237-245. Schneider W.C. 2000 Imperator Augustus und Christomimetes. Das Selbstbild Ottos III. in der Buch- malerei, [w:] Europas Mitte um 1000, A. Wieczorek, H.-M. Hinz (red.), Stuttgart, t. 2, s. 798-808. Schofield J. 2007 Urban settłement. Part 1: Western Europ ę, [w:] The Archaeology of Medieval Europ ę, J. Graham-Campbell, M. Valor (eds.), t. 1, Aarhus, s. 111-128. Schramm P.E. 1929 Kaiser, Rom, Renovatio. Studien und Texte zur Geschichte des rómischen Erneue- rungsgedankens vom Ende des Karolingischen Reiches bis zum Investiturstreit, Leipzig-Berlin [czwarte wydanie - Darmstadt 1984]. 1968 Drei Nachtage zu den Metallbullen der karolingischen und sdchsischen Kaiser, „Deutsches Archiv fur Erforschung des Mittelalters", t. 24, s. 1-15. 390 J Service E.R. 1962 Primitive Social Organization. An Evolutionary Perspective, New York. 1962 Słownik j ęzyka polskiego, t. 4, Warszawa. Shepard J. 2001 Otto III, Bolesław Chrobry and ihe "happening" at Gniezno, A.D. 1000: some possible implications of profesor Poppes thesis concerning the offspring of Anna Porphyrogeneta, [w:] Byzantium and East Central Europ ę, G. Prinzing, M. Salamon (red.), Cracow, s. 27-48. Skaare K. 1976 Coins and Coinage in Viking-Age Norway, Oslo. Słupecki L. 1998 Monumentalne kopce Krakusa i Wandy pod Krakowem, [w:] Studia z dziejów cy- wilizacji, A. Buko (red.), Warszawa, s. 57-72. Smith J. 2005 Europ ę and Rome. A new Cultural History 500-1000, Oxford. Sobiesiak J. 2006 Bolesław II Przemy ślida (f999), Kraków. Sołtysiak M. 2006 W kwestii problematyki definicji miasta wczesno średniowiecznego w Europie Środkowej, [w:] Nie tylko archeologia, E. Cnotliwy, A. Janowski, K. Kowalski, S. Słowi ński (red.). Szczecin, s. 37-58. Sosnowska E. 2000 Kopiec tatarski i wzgórze Trzech Krzy Ŝy w Przemy ślu w świetle wyników ostat- nich bada ń, [w:] Osadnictwo i architektura w dobie zjazdu gnie źnie ńskiego, A. Buko, Z. Świechowski (red.), Warszawa 2000, s. 225-237. Spors J. 1988 Studia nad wczesno średniowiecznymi dziejami Pomorza Zachodniego. XII - pierwsza polowa XIIIw., Słupsk. Sreznevski LI. 1895 Materiały dla slovaria drevne-russkogo iazyka po pis 'miennym pamiatnikam, Sanktpeterburg, 1895, t. 2. Staecker J. 1997 Brutal Yikings andgentle traders, „Lund Archaeological Review", t. 43, s. 89- 103. Steen-Jensen J. (ed.) 1995 Tusindtallets danske monter / Danish coins from the llth century in the Royał Collection of Coins and Medals, Copenhagen. Steuer H. 1987 Gewichtsgeldwirtsch ąften im fruhgeschichtlichen Europa. Feinwaagen und Ge- wichte als Quellen zur Wdhrungsgeschichte, [w:] Untersuchungen zu Handel und Verkehr IV - Der Handel der Karolinger- und Wikingerzeit, K. Diiwel (Hrsg.), Góttingen, s. 405-527. 391 1997 Waagen und Gewichte aus dem mittelalterlichen Schleswig. Fund ę des 11. bis 13. Jahrhunderts aus Europa als Quellen zur Handels- und Wdhrungsgeschichte, Koln. Stronczy ński K. 1884 Dawne monety polskie dynastii Piastów i Jagiellonów, t. 2, Piotrków. . > Strzelczyk J. 1995 O środek plemienny - stolica pa ństwa pierwszych Piastów - metropolia - stolica ksi ęstwa dzielnicowego, [w:] Gniezno pierwsza stolica Polski, miasto św. Woj- ciecha [katalog wystawy], S. Pasiciel (red.), Gniezno, s. 13-25. 1999a Mieszko Pierwszy, wydanie drugie uzupełnione, Pozna ń [wyd. 1 z 1992 r.]. 1999b Bolesław Chrobry, Pozna ń. 2000a Zjazd gnie źnie ński 1000 roku, [w:] Gniezno i Pozna ń w pa ństwie pierwszych Piastów, A. Wójtowicz (red.), Pozna ń, s. 77-108. 2000b Zjazd gnie źnie ński, Pozna ń. 2000c Otto Ul, Pozna ń. 2000d Treffen in Gnesen unddie Griindung des Erzbistums Gnesen, [w:] Europas Mitte urn 1000, A. Wieczorek, H.-M. Hinz (Hrsg.), Stuttgart, t. 1, s. 494-497. Suchodolski S. 1967 Moneta polska w X/XI wieku, Warszawa. 1969 Pocz ątki mennictwa w ęgierskiego, „Wiadomo ści Numizmatyczne", t. 13, s. 131- 148. 1971 Pocz ątki mennictwa w Europie Środkowej, Wschodniej i Północnej, Wrocław. 1984 Skarb monet i ozdób z X wieku oraz inne monety znalezione na cmentarzysku w Niemczy, „Wiadomo ści Numizmatyczne", t. 28, z. 1-2, s. 92-105. 1994 Polityka mennicza a wydarzenia polityczne w Polsce wczesno średniowiecznej, [w:] Społecze ństwo Polski średniowiecznej, S.K. Kuczy ński (red.), Warszawa, s. 39-52. 1995 Jeszcze o pocz ątkach gospodarki towarowo-pieni ąŜ nej na ziemiach polskich. Uwagi na marginesie prac Władysława Łosi ńskiego, „Wiadomo ści Numizma- tyczne", t. 39, z. 1-2, s. 67-76. 1997 Zasoby pieni ęŜ ne ,,szarego człowieka" w Polsce wczesno średniowiecznej, [w:] Człowiek w społecze ństwie średniowiecznym, R. Michałowski (red.), Warszawa, s. 151-158. 1998 Moneta fałszywa w Polsce we wczesnym średniowieczu, [w.] Fałszerstwa i na- śladownictwa monet. XI Ogólnopolska Sesja Numizmatyczna w Nowej Soli, Po- zna ń, s. 37-46. 2000 Początki rodzimego mennictwa, [w:] Ziemie polskie w X wieku i ich znacze- nie w kształtowaniu si ę nowej mapy Europy, H. Samsonowicz (red.), Kra- ków, s. 353-363. 2002 Orzeł czy paw? Jeszcze o denarze Bolesława Chrobrego z napisem Princes po- lonie, [w:] Inter Orientem et Occidentem. Studia z dziejów Europy Środkowo- wschodniej ofiarowane Profesorowi Janowi Tyszkiewiczowi w czterdziestolecie pracy naukowej, T. Wasilewski (red.), Warszawa, s. 153-169. 392 2003 Kultowa czy ekonomiczna geneza skarbów epoki wikingów?, „Biuletyn Numiz- matyczny", nr 3 (331), s. 185-196. 2005 Zamkni ęcie dyskusji, „Wiadomo ści Numizmatyczne", t. 49, z. 2, s. 219-221. Sutherland J.N. 1975 The mission to Constantinople in 968 and Liutprand of Cremona, „Traditio", t. 31, s. 55-82. Svanberg F. 2003 Decolonizing the Viking Age 1, Stockholm. SytyS. 1998 Tlo polityczne misji św. Wojciecha i Brunona z Kwerfurtu w Prusach, [w:] Środ- kowoeuropejskie dziedzictwo świ ętego Wojciecha, A. Barciak (red.), Katowice, s. 89-102. Szafra ński W. 1946 Mapka grodów prasłowia ńskich, „Z otchłani wieków", r. 15, z. 3-6, s. 32-39. Szyma ński W. 1983 Beitrdge zum Problem der Entstehung von Burgen bei den Slawen, „Archaeolo- gia Polona", t. 21-22, s. 89-104. Świechowski Z. 1994 [recenzja pracy U progu chrze ścija ństwa w Polsce, Ostrów Lednicki, pod red. K. śurowskiej], „Biuletyn Historii Sztuki", t. 56, nr 4, s. 403^09. 2001 Architektura wczesnego średniowiecza w Polsce mi ędzy rzeczywisto ści ą a fantazj ą, [w:] Polska na przełomie I i II tysi ąclecia, S. Skibi ński (red.), Pozna ń, s. 247-265. Tabaczy ński S. 1962 Les fonctions pecuniaires des tresors, „Annales. Economie. Societes. Civilisa- tions", t. 17 (2), s. 223-238. 1987 Archeologia średniowieczna. Problemy. Źródła. Metody. Cele badawcze, Wrocław. 1993 The relationship between history and archaeology: elements of the present de- bat ę, „Medieval Archaeology", t. 37, s. 1-14. 2005 Procesy etnogenetyczne jako problem badawczy archeologii, [w:] Archeologia o pocz ątkach Słowian, P. Kaczanowski, M. Parczewski (red.), Kraków, s. 37-50. Takacs M. 2000 Die Lebenweise der Ungarn im 10. Jahrhundert im Spiegel der verschiedenen Quellengattungen, [w:] The Neighbours ofPoland in the Wth Century, P. Urba ń- czyk (red.), Warszawa, s. 157-192. Thom A. 1967 Megalithic Sites in Britain, Oxford. Tilly C. 1990 Coercion, Capital and European States. AD 990-1990, Oxford. Tolochko O. 2001 Kievan Rus' around the year 1000, [w:] Europ ę around the Year 1000, P. Urba ńczyk (red.), Warszawa, s. 123-139. 393 2008 The primary chronicie s 'ethnography' revisited: Slavs and Yarangians in the Middle Dniepr region and the origin of the Rus' State, [w:] Franks, Northmen and Slavs. Identities and State Formation in Early Medieval Europ ę, I. Garipza- nov, P. Geary, P. Urba ńczyk (ed.), Turnhout, s. 167-186. Toynbee A. 1973 Constantine Porphyrogenitus and His World, London. Trawkowski S. 1972/1997 Pielgrzymka Ottona III do Gniezna. Ze studiów nad dewocj ą wczesno śred- niowieczn ą, przedruk w: Świ ęty Wojciech w polskiej tradycji historiograficznej, G. Labuda (red.), Warszawa 1997, s. 351-366. 2001 Wokół pocz ątków arcybiskupstwa gnie źnie ńskiego, [w:] Ludzie, ko ściół, wierze- nia. Studia z dziejów kultury i społecze ństwa Europy Środkowej ( średniowiecze - wczesna epoka nowo Ŝytna), W. Iwa ńczak, S.K. Kuczy ński (red.), Warsza- wa, s. 109-123. Tfestik D. 1994 Kfest ćeskych kni Ŝat roku 845 a chrystianizace Slovanu, „ Ćesky ćasopis histo- ricky", t. 92, nr 3, s. 423-459. 1997 Po ćatky Pfemysłovcu. Vstup Cechu do dejin, Praha. 2000 Von Svatoplukzu Bolesław Chrobry. Die Entstehung Mitteleuropas aus der Kraft des Tatsachlichen und aus einer Idee, [w:] The Neighbours ofPoland in the 10th Century, P. Urba ńczyk (red.), Warszawa, s. 111-146. Trousset P. 1993 La carte d'Agrippa: nouvelle proposition de lecture, „Dialogues d'Histoire An- cienne" 19, nr 2, s. 137-157. Turek J. 1966 Libice. Kni źeci hradisko Xveku, Praha. Tymieniecki K. 1919 Zagadnienie pocz ątków miast w Polsce, „Przegl ąd Historyczny", t. 21, s. 319— 345. Tyszkiewicz J. 1963 Z bada ń nad wczesno średniowiecznym osadnictwem górnego dorzecza Odry. Brzmienie pierwotne i umiejscowienie Lupiglaa i Golensizi tzw. Geografa Ba- warskiego, [w:] Studia z dziejów osadnictwa, t. 1, Warszawa, s. 7—71. 1974 Mazowsze pólnocno-wschodnie we wczesnym średniowieczu: Historia pograni- cza nad górną Narwi ą do pot. XIII w., Warszawa. 2000a Zjazd gnie źnie ński w 1000 roku, Warszawa. 2000b Bruno ofOuerfurt and the resolution ofthe Gniezno Convention of 1000. Facts andproblems, „Questiones Medii Aevi Novae", t. 5, s. 182-208. Tyszkiewicz L.A. 1991 Przył ączenie Śląska do monarchii piastowskiej pod koniec X wieku, [w:] Odple- mienia do pa ństwa. Śląsk na tle wczesno średniowiecznej Słowia ńszczyzny za- chodniej, L. Leciejewicz (red.), Wrocław, s. 121-152. 394 1993 Organizacja plemienno-grodowa na przykładzie Łu Ŝyc i Śląska, [w:] Lokalne ośrodki władzy pa ństwowej w X1-X1I wieku w Europie Środkowo- Wschodniej, P. Mo ździoch (red.), Wrocław, s. 7-20. 1995 Die slawische Burgenorganisation und ihre Umgestaltung in das mittelalterliche Kastellaneisystem Oberschlesiens, [w:] Stadtgeschichte Oberschlesiens. Studien zur stadtischen Entwicklung und Kultur einer ostmitteleuropdischen Region vom Mittelalter bis zum Vorabend der Industrialisierung, T. Wiinsch (Hrsg.), Berlin, s. 9-24. 1996 Plemiona słowia ńskie we wczesnym średniowieczu, [w:] Słowia ńszczyzna w Eu- ropie, Z. Kurnatowska (red.), Wrocław, t. 1, s. 45-52. 2000a Warunki polityczne wł ączenia Śląska do pa ństwa Piastów, [w.] Śląsk około roku 1000, M. Młynarska-Kaletynowa, E. Małachowicz (red.), Wrocław, s. 73-88. 2000b Głos w dyskusji w zwi ązku z referatem Sławomira Mo Ŝdziocha, [w:] Śląsk około roku 1000, M. Młynarska-Kaletynowa, E. Małachowicz (red.), Wrocław, s. 267-268. Udolph J. 1998 Der Name Schlesiens, [w:] Opuscula Silesiaca. Festschrift fur Josef Joachim Menzel zum 65. Geburtstag, W. Irgang, H. Unverricht (Hrsg.), Stuttgart. Uhlirz M. 1954 Otto III. 983-1002, Berlin. 1957 Die alteste Lebensbeschreibung des heiligen Adalbert (Forschungen und Vor- arbeiten zu den Jahrbuchern und Regesten Keiser Ottos III. 3. Teil), Góttingen. Urba ńczyk P. 1988 Zastosowanie stratygraficznej analizy dokumentacji terenowej stanowiska wie- lowarstwowego do rekonstrukcji historii u Ŝytkowania Wzgórza Zamkowego w Czersku, „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej", t. 36, s. 587-615. 1992 Plac miejski - skutek, czy warunek powstania miasta?, „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej", t. 40, nr 3, s. 283-288. 1994a The origins oftowns on the outskirts ofmedieval Europ ę - Poland, Norway and Ireland, „Archaeologia Polona", t. 32, s. 109-127. 1994b Pocz ątki miast norweskich, „Slavia Antiqua", vol. 35, s. 129-142. 1995 Czy istniej ą archeologiczne ślady masowych chrztów ludno ści wczesnopolskiej?, „Kwartalnik Historyczny", t. 52, nr 1, s. 3-11. 1996 Struktury władzy na ziemiach polskich w I tysiącleciu n.e., „Kwartalnik Histo- ryczny", t. 53, nr 4, s. 3-22. 1997 Czyj jest Ostrów Lednicki?, „Kwartalnik Historyczny", t. 54, nr 2, s. 104-107. 1998 Obcy w śród Słowian, [w:] Słowianie w Europie wcze śniejszego średniowiecza, M. Mi śkiewicz (red.), s. 65-77, Warszawa. 1998b The origins oflrish towns, [w:] Studia z dziejów cywilizacji, A. Buko (red.), Warszawa, s. 233-239. 2000a Władza i polityka we wczesnym średniowieczu, Wrocław. 2000b Bobrzanie znad Obry?, [w:] Śląsk około roku 1000, M. Młynarska-Kaletynowa, E. Małachowicz (red.), Wrocław, s. 261-266. 395 2000c Archeologia etniczno ści - fikcja czy nadzieja?, [w:] Archeologia w teorii i w praktyce, A. Buko, P. Urba ńczyk (red.), Warszawa, s. 137-146. 2000d Pocz ątki pa ństw wczesno średniowiecznych w Europie Środkowowschodniej, [w:] Ziemie polskie w X wieku i ich znaczenie w kształtowaniu si ę nowej ma- py Europy, H. Samsonowicz (red.), Kraków, s. 53-70. 200laPaliusz Gaudentego, [w:] Viae historicae. Ksi ęga jubileuszowa dedykowana Profesorowi Lechowi A. Tyszkiewiczowi, M. Goli ński, S. Rosik (red.), Wrocław, s. 242-260. 2QQVo Rok 1000. Milenijna podró Ŝ transkontynentalna, Warszawa. 2002a Wczesna urbanizacja ziem polskich, [w:] Civitas et villa. Miasto i wie ś w średnio- wiecznej Europie Środkowej, C. Busko i in. (red.), Wrocław-Praha, s. 37^7. 2002b Wczesno średniowieczne skarby złomu srebrnego, [w:] Moneta Miediaevalis, B. Paszkiewicz (red.), Warszawa, s. 209-224. 2002c Zjazd gnie źnie ński w polityce imperialnej Ottona III, [w:] Trakt cesarski Iława- Gniezno-Magdeburg, W. Dzieduszycki, M. Przybył (red.), Pozna ń, s. 49-87. 2003a Vlesova Kniga - oszustwo niedoskonałe, [w:] Słowianie i ich s ąsiedzi we wczes- nym średniowieczu, M. Dulinicz (red.), Warszawa-Lublin, s. 91-98. 2003b The połitics of conversion inNorth Central Europ ę, [w:] The Cross Goes North. Processes of Conversion in Northern Europ ę, AD 300-1300, M. Carver (ed.), York, s. 15-27. 2003c Politicka pfislu śnost Slezka v desatem stoleti v nejnovej śipolske historiografii, [w:] Dejiny ve veku nejistot. Sbornik kpfile źitosti 70. narozenin Du śana Tfe śtika, J. Klapste, E. Ple śkova, J. śemli ćka (red.), Praha, s. 292-304. 2004a The Castle Hill in Czersk, [w:] Polish Lands at the Tur/? ofthe lst and the 2"d Millennia, P. Urba ńczyk (ed.), Warszawa, s. 271-284. 2004b Kto deponował skarby zdeprecjonowanego srebra i dlaczego? (polemika z kry- tyk ą Mateusza Boguckiego i Stanisława Suchodolskiego), „Wiadomo ści Numiz- matyczne", t. 48, z. 2 (178), s. 167-180. 2004c „Zamach stanu" w tradycji piastowskiej Anonima Galia, [w:] Zamach stanu w dawnych społeczno ściach, A. Sołtysiak (red.), Warszawa, s. 219-226. 2004d Wczesno średniowieczna architektura polska w kontek ście archeologicznym, [w:] Pocz ątki architektury monumentalnej w Polsce, T. Janiak, D. Stryniak (red.), Gniezno, s. 25-36. 2005n Early state formation in East Central Europ ę, [w:] East Central and Eastern Europ ę in the Early Middle Ages, F. Curta (ed.), Ann Arbor, s. 139-151. 2005b Causa deponendi wczesno średniowiecznych „skarbów" srebrnych z północnej Eu- ropy, [w:] S. Rosik, P. Wiszewski (red.), Causa creandi..., Wrocław, s. 605-618. 2006& Polski w ęzeł słowia ński, [w:] Niesłowianie o pocz ątkach Słowian, P. Urba ńczyk (red.), Pozna ń, s. 133-153. 2006b Polska archeologia wczesnego średniowiecza a antropologia kulturowa, [w:] Stan i potrzeby bada ń nad wczesnym średniowieczem w Polsce - 15 lat pó źniej, W. Chudziak, S. Mo ździoch (red.), Toru ń, s. 31-40. 396 2007a Nordmannowie, Normanowie i Norwegowie, [w:] Przez granice czasu, A. Buko, W. Duczko (red.), Pułtusk, s. 499-507. 2007b Remarks on historie determinants of European security (referat wygłoszony podczas konferencji „Models of Security" - Sarajewo, 18-19 czerwca 2007 r.). w druku-a Early Slavs and modern Poland [referat wygłoszony na konferencji „Ver- gangenheit und Vergegenswartigung" - Wiede ń, 2-3 maja 2005]. w druku-b Rok 995 - Bolesław Chrobry w śród chrze ścijan i „barbarzy ńców" (ksi ęga jubileuszowa K. Modzelewskiego). Urba ńczyk P. (red.) 1994 The Origins ofTowns in Temperate Europ ę (opublikowane jako t. 32 „Archaeo- Jogia Polona"), Warszawa. 2001 Europ ę around the Year 1000, Warszawa. 2004 Polish Lands at the Tum ofthe lsl and the 2nd Millennia, Warszawa. 2006 Nie-Słowianie o Słowianach, Pozna ń. Urba ńczyk S. 1965 Nazwy naszych stolic, Wrocław. Vestergaard E. 1991 Gift-giving, hoarding, outdoings, [w:] Social Approaches to Viking Studies, R. Samson (ed.), Glasgow, s. 97-104. Voigt H.G. 1907 Brun von Querfitrt, Stuttgart. Wachowski K. 1981 Ziemie polskie a Wielkie Morawy. Studium archeologiczne kontaktów w zakresie kultury materialnej, „Przegl ąd Archeologiczny", t. 29, s. 151-197. 1991 Śląsk a Wielkie Morawy, [w:] Od plemienia do pa ństwa. Śląsk na tle wczesno- średniowiecznej Słowia ńszczyzny zachodniej, L. Leciejewicz (red.), Wrocław, s. 41^8. 1997 Śląsk w dobie przedpiastowskiej, Wrocław. 2001 a Śląsk a Wielkie Morawy i Czechy. Aktualne dylematy historyka i archeolo- ga, [w:] Viae historicae. Ksi ęga jubileuszowa dedykowana profesorowi Lecho- wi A. Tyszkiewiczowi w siedemdziesi ątą rocznic ę urodzin, M. Goli ński, S. Ro- sik (red.), Wrocław, s. 167-177. 200 lb Śląsk około roku 1000, [w:] Polska na przełomie 1 i 11 tysi ąclecia, S. Skibi ński (red.), Pozna ń, s. 325-334. 2006 Systemy odwa Ŝników w Polsce średniowiecznej, [w:] Świat Słowian wczesnego średniowiecza, M. Dworaczyk, A.B. Kowalska, S. Mo ździoch, M. R ębkowski (red.), Szczecin, s. 359-364. Wallerstróm T. 2002 On ethnicity as a methodologicalproblem in historical archaeology, [w:] Visions ofthe Past: Trends and Traditions in Swedish Medieval Archaeology, H. Andres- son, P. Carelli, L. Ersgard (ed.), Lund, s. 299-352. 397 Wamser L. 2004 Die Welt von Byzanz - Europas ostliches Erbe. Glanz, Krisen und Fortleben einer tausendjdhrigen Kultur, Munchen. Warnke C. 1980 Ursachen und Voraussetzungen der Schenkung Polens an den Heiligen Petrus, [w:] Europa Slavica - Europa Orientalis. Festschrift fur Herbert Ludat zum 70. Geburtstag, K.-D. Grothusen, K. Zeraack (Hrsg.), Berlin, s. 127-177. Wasilewski T. 2000 Zjazd gnie źnie ński w roku 1000 i jego znaczenie polityczne i ko ścielne, [w:] Osad- nictwo i architektura w Polsce doby zjazdu gnie źnie ńskiego, A. Buko i Z. Świe- chowski (red.), Warszawa, s. 23-34. Weinfurter S. 2000 Neue Kriege: Heinrich II. und die Politik im Osten, [w:] Europas Mitte um 1000, A. Wieczorek, H.-M. Hinz (Hrsg.), Stuttgart, t. 1, s. 819-824. Weiss A. 1992 Biskupstwa bezpo średnio zale Ŝne od stolicy apostolskiej w średniowiecznej Eu- ropie, Lublin. Węcławowicz T. 2000 Karoli ńsko-otto ński ko ściół grodowy w Gieczu p.w. św. Jana Chrzciciela, [w:] Ziemie polskie w X wieku i ich znaczenie w kształtowaniu si ę nowej mapy Europy, H. Samsonowicz (red.), Warszawa, s. 420-421. Widajewicz J. 1947 Pa ństwo Wi ślan, Kraków. Wojciechowski Z. 1951 Gniezno-Pozna ń-Kraków na tle kształtowania si ę pa ństwa Piastów, „Przegl ąd Zachodni", t. 7, nr 7-8, s. 335-358. Wolfram H. 2000 Reichsbildungen, Kirchengrundungen und das Entstehen neuer Vólker, [w:] Europas Mitte um 1000, A. Wieczorek, H.-M. Hinz (Hrsg.), Stuttgart, t. 1, s. 342-353. Wyrozumski J. 1999 Dzieje Polski piastowskiej (VIII wiek - 1370), [w:] Wielka historia Polski, t. 2, Kraków. 2002 Der Akt von Gnesen und seine Bedeutung fur die polnische Geschichte, [w:] Po- len und Deutschland vor 1000 Jahren, M. Borgolte (Hrsg.), Berlin, s. 281-291. Zagrodzki T. , ¦. 1996 Czersk. Zamek i miasto historyczne, Warszawa. Zaitz E. 1982 Skarb Wi ślan. Informator wystawy, Warszawa. :. 1990 Wczesno średniowieczne grzywny siekieropodobne z Małopolski, „Materiały'Ar- cheologiczne", t. 25, s. 142-174. . .. ' ' 398 Zaj ączkowski S. . 1938 Podziały plemienne Polski w okresie powstania pa ństwa, Katowice. Zakrzewski S. 1917 Opis grodów i terytoriów z północnej strony Dunaju, czyli tzw. Geograf Bawar- ski, Lwów. 1958 Kilka słów o denarze GNEZDUN CIYITAS, „Wiadomości Numizmatyczne", t. 2, z. 1, s. 1-5. Zientara B. 1985 Świt narodów europejskich. Powstawanie świadomo ści narodowej na obszarze Europy pokaroli ńskiej, Warszawa. śurowska K. (red.) 1993 Ostrów Lednicki, Kraków. śurowska K., T. Rodzi ńska-Chor ąŜ y, A. Biedro ń 1991 Architektura kamienna Ostrowia Lednickiego w świetle bada ń z lat 1987-1990, „Studia Lednickie", t. 2, s. 357-360. śurowski J. 1934 Przebieg i wyniki dotychczasowych bada ń archeologicznych nad najbli Ŝszym otoczeniem kopca Krakusa, „Sprawozdania PAU", t. 39, nr 5, s. 35-37. 1935 Sprawozdanie z doko ńczenia bada ń nad otoczeniem i podstaw ą kopca Krakusa, „Sprawozdania PAU", t. 40, s. 84-85. SUMMARY POLAND'S DIFFICULT BEGINNINGS The author of the present book is an archaeologist who has been trying to substantiate his underground findings by information extracted from library shelves. Unfortunately, contemporary historians, archaeologists, art historians, linguists and numismatists all speak different "languages". This makes communication difficult, as a result of which researchers are reluctant to explore fields dominated by other disciplines that study the past in a different manner. One of the problems hindering the interdisciplinary debat ę is the typical archaeol- ogical conviction that expanding databases improves our understanding of past reality. In addition, mor ę and mor ę scholars specialize in increasingly narrow fields and react negatively to "trespassers", especially if they undermine the well-rooted traditions. However, I believe that there is no other way to make progress than to take account of the necessary criticism. In Chapter 2 (Together or separately?) I strongly support an interdisciplinary approach to the study of the Polish Early Middle Ages. It may sound like a truism but the cooperation between archaeologists and historians has been usually limited to the mutual borrowing of ready-made interpretations used to support hypotheses arrived at earlier. This reflects the traditional separation of the materiał culture within the studies of the past. The way out of this deadlock leads through the reference to and applica- tion of generał anthropological knowledge with special attention to be devoted to the achievements of historical anthropology. Unfortunately, such a stance does not enjoy support among Polish academics, who usually treat the historical and the archaeologi- cal approaches to the Early Middle Ages separately, which results in visions limited either to the materiał or the verbal evidence of the social reality. Chapter 3 {The origins of Early Medieval States as an interdisciplinary problem) deals with one of the obvious targets of the proposed interdisciplinary research, i.e. the early history of statehood in Central Europ ę. Available literatur ę is immense but the factual foundations are rather weak, which results in interpretations being supple- mented with imagination. The well-established evolutionistic approaches have been ąuestioned mostly by archaeologists who implement the ever-growing archaeological databases. This, however, re ąuires the development of theoretical concepts reaching beyond the schemes of common sense reasoning. The achievements of political and ethnohistorical anthropology too shoułd be of great value here, especially in answering a long series of the still difficult ąuestions. Early states in Central-Eastern and Northern Europ ę are dealt with in Chapter 4 which offers a broad background for the arguments presented further on in the book. It 400 contains a presentation of the earliest history of the Polish state as compared with the processes that took place around it. Such a regional perspective is obviously necessary to understand and explain many "national" processes that cannot be reduced to a series of crucial events suggested by the written sources. Similarly, there is a need to devote mor ę attention to confronting the still preferred deterministic explanation, which refers to some generał mechanisms of the socio-political development, with the acknowledge- ment of the role of contingence and the interests of individuals. Hence the suggestion to avoid discussing the national perspectives of the Czechs, Poles, Ruthenians, Swedes or Hungarians and to replace them with studies of dynastie interests of the Premyslids, Piasts, Rurikids, Skjoldungs or Arpads whose actions eventually resulted in the creation ofpolitical nations. In Chapter 5 (From a "tribe " to the state) I try to persuade Polish scholars to leave behind the deeply-rooted concept of a strictly tribal organization of the populations that inhabited lands located between the Baltic Sea and the mountains before 966 when our first historical monarch, Mieszko I, was baptized. Very vague written evidence as well as lack of archaeological evidence, which would demonstrate the existence of distinct regions of different materiał cultures, suggest that we should abandon the very useful but unsubstantiated vision of a politicai organization of inereasing complexity where territorial aggregation is the main mechanism. This is an opportunity to finally remove the commonly accepted tribes of Polanie and Wislanie from the maps of the Polish lands in the pre-state period. These rwo "tribes", which are so important to our national con- sciousness, seem to be rather Jate creations of Polish histonography and, therefore, their place is on a library shelf alongside other mythical figures. The search for clear-cut divi- sions during the Polish Early Middle Ages may be replaced with a vision of a relatively uniform ethnohistorical region that was undoubtedly ethnically varied and politically dynamie but not to the extent that would allow external (archaeological, historical or linguistic) identification of any stable ethnopolitical territorial organizations. The still prevailing, generally evolutionistic presentation of the history of impor- tant political-economic centres pales when confronted with the available information, a view argued for in Chapter 6 (From a stronghold to a town). The traditional vision of their gradual development from "tribal" strongholds to centres organized by the early states and later to charter towns is not convincing anymore. I try to explain this by pointing to structural differences in various phases. As a result, the misleading continuity of using the same sites is broken into a series of differently manifested results of changing politicai and economic circumstances. The archaeologically recon- structed history of the former Mazovian capital in Czersk is used as an example of such a "paroxysmal" (hi)story. A similar trend towards abandoning continuities in favour of structural changes has been recently observed in other countries where "towns" are treated as results ofpolitical strategies of investing in the socio-political infrastructure rather than just demographic-economic agglomerations. Another bon ę of contention emerges from the dispute over the meaning of the silver "treasures" deposited in Poland around the turn of the lst and the 2nd millennia 401 - Chapter 7 (From magie to the market economy). Herę the disagreement results from very different visions of the mentality of people living in the Early Middle Ages. It is a debat ę between those who analyze the findings using mainly economic (or even market-based) categories and adherents of the concept that the economy was only one of many aspects of the Early Medieval reality, which also included "irrational" behaviour, e.g. magie and symbolic actions. Hence the suggestion of a confrontation between homo oeconomicus and homo symbolicus, which has potential conse ąuences for research that has been effectively monopolized by numismatists who concentrate obsessively on exchange rates, purchasing power, prices, taxes, etc. Chapter 8 (From Piast to Mieszko) deals with the dynastie legend of the Piasts, which is recorded in the first Polish chronicie written during the third decade of the 12th century by a monk traditionally called Gallus Anonymous. Most Polish medievalists have probably commented on this short story at one point or another and much paper has been used to argue for its (in)credibility. While not aspiring to join this complex discussion, I would nevertheless like to point out a possible unorthodox interpretation. Leaving aside all details (e.g. names, place-names and dialogues), one may recognize a very good description of territorial state formation by a family determined to achieve and sustain their paramount status. Its similarity to anthropological reconstruetions adds a new dimension to the discussion of the origins of the Polish state. Questions referring to the age, size and borders are typical for any discussion of early states. Unfortunately, the vagueness of available sources results in endless debates on the delimitation of the states over which reigned our two first rulers, i.e. Mieszko I (?-992) and Bolesław Chrobry [Boleslaus the Brave] (992-1025). Of special interest is the south-western border which provokes contradictory opinions of Polish, Czech and German scholars (Chapter 9 - Silesia in the early Piast state). I have tried to analyze the available historical, architectural and archaeological materiał without giving in to "patriotic" emotions. My conclusions point to the existence of an inter-state region which effectively kept its relative independence despite periods of growing domination by one of the three neighbours. Such a concept may seem hardly acceptable to scholars who cannot imagine such an undefined geopolitical situation. Another controversy is caused by the stubborn search for The first capitals ofthe Piasts (Chapter 10). Historians gave Mieszko I and his son several centres designated to be their permanent seats. It is not easy to choose between the two main candidates, i.e. Gniezno and Pozna ń, especially given the fact that there are other towns just as eager to bask in this glory. My conclusion will once again disappoint all those who explore the Middle Ages looking for structures typical for much later times. The per- sonalistic type of political power as well as logistical constraints forced those early rulers to travel "permanently" all over their domains in order to defuse tensions and assert their political supremacy. Therefore, the search for the capital should be consid- ered a rather hopeless endeavour. When discussing the earliest Polish history, one cannot ignore the crucial dat ę of March 1000 AD when Emperor Otto III paid Bolesław Chrobry an unprecedented 402 visit. This event traditionally called the Gniezno Summit (Chapter 11) provided the young state with an independent archbishopric and confirmed political independence of the Piasts whose power had been steadily growing over the years. The reasons, details and direct results of this meeting of two powerful and visionary rulers are not obvious despite rather good coverage by written sources. Both monarchs seemed to promote their personal and dynastie interests that did not easily match. Controversies led to unclear tensions and hasty decisions which had far-reaching conse ąuences. In order to understand these nuances, it is necessary to sketch a Continental panorama of Otto IIFs imperiał strategy in which Bolesław had a leading role to play. Unfortunately, the premature death of the Emperor in 1002 put an end to the stabilization of this new geopolitical structure in Central Europ ę where a belt of German allies was created, stretching from Venice to the Baltic Sea. The last Chapter 12 (And this is Poland) focuses on the discussion about the very delicate problem of the origins of "Poland" and the "Poles". I find traditional concepts rather dubious, as they trac ę these names to the ancient past when the centre of the Polish lands was allegedly inhabited by "Polanie" whose tribal organization was a foundation upon which the Piasts built their state. Polish historiography en bloc ignores the sheer fact that there is not a single credible source that would mention this important "tribe". In my view, our national choronym and ethnonym appeared both as late as c. 1000 when they were "invented" with the aim of allowing detailed identifica- tion of the new political structure that had taken a stable foothold in Central Europ ę. In addition, it seems that this initiative originated abroad and was only later accepted by Bolesław Chrobry, though in a distorted form, which during the High Middle Ages was explained by the early historians who simply invented the "Polanie". The present book demonstrates the interpretational potential offered by interdis- ciplinary criticism of the current state of our knowledge of the pre-state and early-state period of the land between the Baltic Sea and the Carpathian and Sudeten mountains. The results of such discussions strongly suggest that we are still far from establishing a clear vision of what happened during that time. We definitely need to expand the theoretical foundations of our studies of the period, which should help us to reinterpret many of the deeply-rooted concepts that do not hołd up to contemporary criticism. At the same time, it seems necessary to turn again to the original sources but without the baggage of the earlier convictions. INDEKS OSOBOWY Abłamowicz Dominik 200 Abundancjusz, św. 284, 335 Abundiusz, św. 284, 335 Adalbert, arcybiskup magdeburski 61, 267, 268, 297 Adam z Bremy, kronikarz niemiecki 63, 65, 245 Adamczyk Jacek 155, 156, 158, 165, 166 Adelajda, cesarzowa, Ŝona Ottona I 250, 254, 255 Ademar z Chabannes, kronikarz 221, 237 yElfric, opat 163 Alfred Wielki, król Sasów Zachodnich 86 AlthoffGerd267, 316, 353 Anastazy, opat klasztoru w Bfevnovie 292, 293, 302, 330, 331 Anna Porfirogenetka, Ŝona Włodzimierza Wielkiego 248, 263 Anonim zw. Gallem 14, 59, 171, 177, 178, 180-184, 186-190, 224, 228, 229, 231, 236-238, 242, 244-247, ' 291, 294, 299, 304, 305, 310, 311, 314,349,350,360 Ansgar, św. 64, 280 Antoniewicz Włodzimierz 87 ' .' Arnold Stanisław 78 Arpadowie, dynastia 62, 68 Astill Grenville 109, 126 Astryk-Anastazy, arcybiskup ostrzyhom- ski 331, 346 Attyla, wódz Hunów 47 August zob. Oktawian Augustyn, św. 270 B Baan Istvan 265, 267 , .' ], Babi ński Grzegorz 91, 96 Back Mathias 64 Banaszkiewicz Jacek 16, 17, 19, 20, 22, 26, 34, 60, 117, 177, 180, 188, 304, 307, 356 Barford Paul 46 Barth Fredrik 73, 74 Bazyli II, cesarz bizanty ński 253, 254, 256, 263, 264, 267 Benedykt VIII, papie Ŝ 312 Benedykt, m ęczennik 268, 269, 273, 303, 304, 346 Bernward, biskup wiirzburski 263 .. Biedro ń Adam 229 ,: Bieniak Janusz 16 > Bierbrauer Volker 74 ; Binford Lewis 21 Bobrzy ński Michał 40 Bogdanowicz Piotr 194 Bogucki Mateusz 142, 144, 159, 164, 167, 173, 174 Bogusza-Benedykt, towarzysz św. Woj- ciecha w Prusach 330, 340-342, 344 Bolesław I Chrobry, król polski 14, 15, 26, 59, 66, 67, 87, 88, 207-211, 213, ;" 221, 225-232, 234, 237, 238, 241- 246, 248, 249, 255, 261, 266, 267, 273, 274, 281-284, 286, 289-294, 296, 298, 301-305, 308-315, 317, 318, 321-325, 327, 329-332, 336, 338-346, 348-355, 357-360 Bolesław I Srogi, ksi ąŜę czeski 193, 201, 215, 283, 343, 348 404 Bolesław II Pobo Ŝny, ksi ąŜę czeski 193, 201,206,210,243,281 Bolesław II Śmiały, król polski 169, 171 Bolesław III Krzywousty, ksi ąŜę polski 132, 177, 181 Bolesław III Rudy, ksi ąŜę czeski 282 Bofivoj, ksi ąŜę czeski 54 Boro ń Piotr 69, 95, 96, 187, 197 Brather Sebastian 46, 57, 75, 81, 155, 159, 160, 168 Bronicka-Rauhut Jadwiga 138 Brown Peter 50 Brilckner Aleksander 17 Brumfiel Elisabeth M. 146 Brano z Kwerfurtu ( św. Bonifacy) 66, 82, 221, 242, 245, 247, 255, 258, 259, 264, 268, 269, 273, 276, 280, 282, 286, 290, 294, 299, 303, 307-310, 312, 319, 322, 323, 334, 335, 339, 341, 342, 344, 345, 347-354 Bruno z Worms zob. Grzegorz V, papie Ŝ Brunon, biskup augsburski 353 Brzetysław, ksi ąŜę czeski 212, 213, 228, 286, 294 Brzostowicz Michał 122 BubenikJosef 155 Buchowski Michał 73, 145 Buczek Karol 82, 127 Bujak Franciszek 130 Buko Andrzej 29, 55, 72, 81-85, 94, 114, 122, 205 Ćach Franti śek 225 Ćaplovi ć Du śan 41 Carelli Peter 130 Carver Martin O.H. 56, 110, 135, 141 Cho ścisko (leg.) 178 Christopherson Axel 109, 122, 124, 125 Chrzanowski Witold 88 Chudziak Wojciech 93 Ciggaar Krijna 254, 255, 270 Clarke Howard B. 108 Conkey Margaret W. 75 Curta Florin 46, 74, 75, 99 Cyryl (im. chrz. Konstanty), św. 54 Cywi ński Piotr M.A. 304 Czapla Krzysztof 79, 196, 197 Czarnowski Stefan 21 Czupkiewicz Lubomir 35, 180 D Dahlin Hauken Asa 153 Daim Falko 50 Dalewski Zbigniew 117, 222, 223 Dalimil, kronikarz czeski 58, 231 Davids Adalbert 252 Dąbrowska M. 252 Dąbrówka (Dobrawa), Ŝona Mieszka I 224, 244, 323 Derwan, ksi ąŜę słowia ński 89 Derwich Marek 17, 18, 201, 207, 300 Długosz Jan 227-229, 300 Dobromir, ksi ąŜę słowia ński 87 Dohnal Wojciech 73, 74, 100, 103, 104 Doma ński Grzegorz 93, 202, 213 Domasnes Liv H. 167 Dominik z Wenecji 251 Dormeier Heinrich 234, 236, 240, 250, 255, 256, 258, 262 Dralle Lothar 90 Duczko Władysław 60, 61, 63, 142, 154, 165, 167, 360 Dudek Jarosław 234 Dulinicz Marek 79, 85, 93, 113, 114, 116-118, 124, 125, 128 Dumezil Georges 180 Dunin-Wąsowicz Teresa 277, 348 Dygo Marian 132 Dytryk, margrabia Marchii Północnej 244 Dzianisz Paweł 234 Dzieduszycka Bo Ŝena 108 Dzieduszycki Wojciech 108, 122, 124, 168, 222 405 Earle Timothy K. 146, 184, 185 Eco Umberto 273 Einhard, kronikarz, dworzanin Karola Wielkiego 86, 261 Ekkehard, margrabia mi śnie ński 244, 284 Eldjarn Kristjan 142 Emma, ksi ęŜ na czeska 225, 282 Emnilda, Ŝona Bolesława Chrobrego 87 Engels Odilo 252, 294 Epafrodyt313 Ermalovi ć Mikołaj 41 ErsgaardLars 124, 126, 128 Eryk Rudy, wódz norma ński 154 Eryk VIII Zwyci ęski, król szwedzki 64, 65 Estrida, Ŝona Olafa III Skótkonunga 66 Euzebiusz, św. 280 Ezzon, palatyn 284 Fałkowski Wojciech 19, 220, 239, 265, 275,314 Fokasowie, ród bizanty ński 252 Folkold, biskup mi śnie ński 210 Franklin Simon 60 Fried Johannes 202, 234, 238, 240, 245, 247, 248, 258, 262, 264, 269-271, 279, 281, 282, 285, 292-294, 305, 318-321, 324, 325, 329, 330, 332, 339 Fried Morton H. 73 Fritze Wolfgang H. 76 Fryderyk I Barbarossa, król niemiecki, cesarz rzymski 275 G Gaimster Marit 159 Gali Anonim zob. Anonim zw. Galłem Garnier C. 313 Gąsiorowski Antoni 223 Gąssowski Jerzy 92, 112 -¦ Geary Patrick 74 Gebhard, biskup praski 203 ' Gediga Bogusław 111, 202 ;: Geirmund (leg.) 165 Gej za, ksi ąŜę w ęgierski 62 Gerbert z Aurillac zob. Sylwester II, papie Ŝ German, św. 177, 285 Geron, arcybiskup kolo ński 251 Giddens Anthony 128 Gierlich Ernst 220 Gieysztor Aleksander 17, 92, 180, 318, 338 Gillet Andrew 74 Gizyler, arcybiskup magdeburski 211, 284, 296, 302 Goł ąb Zbigniew 44 Gorich Knut 202, 236, 244, 245, 247, 272, 276, 282, 289, 290, 321 Graham-Campbell James 159 Grimald, opat w Weissenburgu i St. Gal- Ien76 Gródecki Roman 177 Grzegorz IV, papie Ŝ 64 Grzegorz V, papie Ŝ 258, 276, 335 Guncelin, margrabia mi śnie ński 244 GurevichAron 152-154, 166 Gyórfy Gyórgy 235, 272, 293, 312, 331, 346 H Hagg Inga 65 Hansen Gitte 107 Harald I Sinoz ęby, król du ński 64, 65, 243 Hardh Birgitta 161, 163 Harding Anthony F. 110 Hardt Mathias 153 Harrison Simon 232 Heather Peter 74, 243 Hedeager Lotte 55 406 Hehl Ernst-Dieter 234, 292, 295, 300, Igor, ksi ąŜę kijowski 61 309 Ingegerda, Ŝona Jarosława M ądrego 67 Helle Knut 130 Izajasz, prorok 339 Hellmann Manfred 79 Henning Joachim 114 J Henryk I, król niemiecki 220, 262, 288, Jan Canaparius, opat rzymskiego klasz- 327 toru św. św. Bonifacego i Aleksego Henryk II, król niemiecki, cesarz rzymski 287, 320, 323, 329, 330, 334, 335, 62, 66, 212, 220, 221, 244, 245, 264, 340-346, 348, 349, 356 283, 286, 303-305, 308-310, 312- Jan Diakon 267 314, 316, 344, 346, 350, 352-354 Jan Długosz zob. Długosz Jan Henryk IV, król niemiecki, cesarz rzym- Jan I Tzimiskes, cesarz bizanty ński 252, ski 78, 203, 288 254 Henryk Kłótnik, ksi ąŜę bawarski 251, Jan Philagatos (antypapie Ŝ Jan XVI) 247, 289, 353 254, 257, 263, 265, 334 Hensel Witold 108, 112, 144, 224, 232 Jan XII, papie Ŝ 302, 345 Hercen Aleksander 363 Jan XIII, papie Ŝ 251, 253 Heribert, arcybiskup kolo ński 257, 259, Jan XV, papie Ŝ 310 278, 284 Jan, arcybiskup rawe ński 275 Herman, margrabia mi śnie ński 244 Jan, biskup wrocławski 207, 208, 212, Herrin Judith 251 295,300,311 HeuBner Karl-Uwe 114 Jan, m ęczennik 273, 346 Hieronim, biskup Vicenzy 284 Jan, syn Piotra II Orseolo 266 Hieronim, biskup wrocławski 208, 213, January, św. 286 301 Janusz I, ksi ąŜę wyszogrodzki i czerski Hieronim, św. 339 Hines John 109, 125 Hodder łan 75, 99 Hodges Richard 130 Hoffmann Jurgen 330 Hoskuld 147 Hraban Maur, opat klasztoru w Fuldzie 270 Hugon Kapet, król francuski 263, 297, 310 I IbnFadlan 159, 167 Ibn Rosteh 167 Ibrahim ibn Jakub 152, 155, 157, 190, 260,317 Idzi/Eid, biskup mi śnie ński 210, 211 139, 140 Jaromir, ksi ąŜę czeski 282 Jarosław M ądry, wielki ksi ąŜę kijowski 67 Jasienica Paweł 35 Jasi ński Tomasz 177 Jaworski Krzysztof 155, 157, 195, 196, 200, 203 Jedlicki Marian Zygmunt 207, 300 Jenkins Richard 73, 96 Jensen Jorgen 164 Jones Sian 73, 75, 95, 96 Jordan, biskup misyjny 220, 223, 295, 306 Józefowiczówna Krystyna 223 Justynian I Wielki, cesarz bizanty ński 256, 270 407 K Kaczanowski Piotr 11 Kairski Mariusz 28, 31, 34, 91, 96 Kanut Wielki, król du ński i angielski 66 Kara Michał 31, 223, 339 Karloman, król Franków Wschodnich i Italii 54 Karłowicz Jan 317, 318 Karol I Wielki, król Franków, cesarz rzymski 51, 52, 54, 86, 220, 221, 236, 257, 264, 265, 275-277, 280, 288, 290, 319 Karol II Łysy, król Franków Zachodnich, cesarz rzymski 286 Karpluk Maria 339, 359 Karwasi ńska Jadwiga 285, 327, 335, 341-343, 350 Kazimierz I Odnowiciel, ksi ąŜę polski 212,213,358 Kehr Paul 300 Keller Hagen 255, 257, 271, 276, 334 Ketilbjorn (leg.) 165 Kępi ński Zdzisław 223 Kętrzy ński Wojciech 285, 341 Kiersnowska Teresa 137-139 Kiersnowski Ryszard 155, 162, 226, 349 Kilian, św. 281 Kobyli ński Zbigniew 46, 116, 117 Ko ćka-Krenz Hanna 223 Kokowski Andrzej 11, 43 Konrad I, ksi ąŜę mazowiecki, kujawski, sieradzki i ł ęczycki 138 Konrad II, król niemiecki, cesarz rzym- ski 220, 351 Konstantyn I Wielki (Caius Flavius Constantinus), cesarz rzymski 221, 251, 264, 278 Konstantyn VII Porfirogeneta, cesarz bizanty ński 61, 86, 252, 356 Konstantyn VIII, cesarz bizanty ński 254, 263, 264 Korneliusz, św. 286 Korntgen Ludger 244 Kosmas, kronikarz czeski 54, 199, 202- 205,213,281,291,360 Kossina Gustaf 98 Kossmann Oskar 295 ¦ Kostrzewski Józef 232 Ko ścielecka Anna 234 Kowalczyk El Ŝbieta 83, 89, 94, 97, 193, 199,201,202,210,213 Kowalewski Jacek 133, 142 Kozłowski Jan Krzysztof 11 Krakus (leg.) 55 Krescencjusz, patrycjusz rzymski 249, 256, 257, 274, 334 Krysztofiak Teresa 230 Krzemi ńska Barbara 203 Kuper Adam 73 Kurnatowska Zofia 57, 93, 116, 118, 194, 195, 223, 227, 229, 230, 339 Kutz Kazimierz 215 Kwapi ński Marian 144 Labuda Gerard 18, 29, 44, 58, 68, 71, 78, 83, 84, 87, 97, 183, 190, 198, 201, 203, 204, 207, 219, 223, 224, 226, 228, 229, 232, 234, 236, 240, 246, 271, 274, 276, 277, 281, 282, 290-292, 295-298, 300, 302, 305, 318, 319, 321, 323, 324, 330-332, 335, 344, 350, 351, 356, 359, 360 Leciejewicz Lech 18, 43, 52, 78, 84, 92, 128, 194,210,211 Lelewel Joachim 40 Lenerz-de Wilde Majolie 163 Leon, arcybiskup rawe ński 287 Leon, arcybiskup Synady 264 Leon, biskup Vercelli 220, 255, 257-259, 278 Leon, brat Nikifora II Fokasa 252 Lestek(leg.) 189 Le śny Jan 228 i 408 Lewicki Tadeusz 356 Lewis I.M. 95 Leyser Karl 252, 254, 262 Liestol Aslak 153 Liudolfingowie, dynastia 60, 194, 202, 212,220,221,264 Liuthar, autor Ewangeliarza 269 Liutprand z Cremony 251, 252, 264 Lodowski Jerzy 195 Lotar I, król Franków, cesarz rzymski 221,276,286 Liibke Christian 79, 234, 339, 344 Luchtanas Aleksy 41 Ludat Herbert 129,244,315 Ludwik I Pobo Ŝny, król Franków, cesarz rzymski 60, 280 Ludwik Niemiecki, król Franków Wschod- nich 53, 54, 60, 76, 79, 286 Ł Łosi ński Władysław 85, 142 Łowmia ński Henryk 25, 38-41, 59, 72, 76, 78, 87, 100, 109, 128, 129, 183, 195, 198, 200, 206, 228, 317, 318, 357 M Majcherek Janusz A. 35 Makk Ferenc 61 Makowiecki Daniel 224 Maleczy ński Karol 279, 285, 306 Malmer Brita 226 Malmer Mats P. 163 Małachowicz Edmund 201, 205, 208, 213,214 Małachowicz Maciej 303 Mamzer Henryk 75 Mann Michael 12, 27 Ma ńczak Witold 44 Marcus Vipsanius Agrippa 86 Marek Lech 57 Masław, mo Ŝny polski 358 Matuszewski Jacek S. 72 Matylda, ksieni kwedlinburska 244, 284 Maurycy, św. 237 McGovern Thomas 186 Merhautova Ane Ŝka 214 Metody, św. 54, 56, 86, 87, 280, 308 Michał III, cesarz bizanty ński 54 Michałowski Roman 88, 203, 207, 223, 234, 235, 246, 247, 250, 256, 261, 265, 267-272, 277-280, 283, 285, 286, 291, 292, 296-298, 300, 302, 306,307,311,313,317,325,358 Mierzwi ński Andrzej 9, 92, 93, 112 Mieszko I, ksi ąŜę polski 14, 38, 57, 59, 60, 62, 64, 66, 76, 87, 101, 104, 121, 157, 176-193, 201, 204-206, 217, 222, 224, 226, 230-232, 243, 244, 289, 290, 312, 317-319, 323, 324 Mieszko II Lambert, król polski 249, 267 Mikołajczyk Gabriela 227 Miller William I. 149 Mistrz Wincenty zob. Wincenty zw. Kad- łubkiem Młynarska-Kaletynowa Marta 202 Modzelewski Karol 72 Mojmir (Moimarus), ksi ąŜę wielkomo- rawski 53 Moszy ński Leszek 92 Mo ścicki Jerzy 180 Mo ździoch Sławomir 80, 84, 93, 107, 108, 123, 129, 195, 200, 202, 205, 213,215,301 N Nalepa Jerzy 58, 77, 78, 80, 89, 184, 195, 224,318,338,339,342,356,359 Nedkvitne Arnved 130 Nelson Janet L. 61 Nestor, kronikarz ruski 356, 360 Niesiołowska-Wędzka Anna 110 Nikifor II Fokas, cesarz bizanty ński 252, 254 409 Noonan Thomas S. 160 : ^ ¦< Norr Svante 63 Nosov Evgenij N. 109, 125 : ' Noszczak Bartłomiej 26 Notker, biskup Leodium 277 O Oda, Ŝona Bolesława Chrobrego 244 Oda, Ŝona Mieszka I 226 Odilon, opat Cluny 250 Oktawian (Caius Iulius Caesar Octavianus Augustus), cesarz rzymski 86 Oktryk, nauczyciel katedry magdebur- skiej 310 Olaf I Tryggvason, król norweski 225 Olaf II Haraldsson, król norweski 67 Olof Skotkonung, król szwedzki 63-67, 226 Olaf, syn Hoskulda 147 Oleg, ksi ąŜę kijowski 60 Olga, ksi ęŜ na kijowska, św. 61 Orosius Paulus 86 Orseolo, dynastia wenecka 266 Ostoja-Zagórski Janusz 110-112 Otto I Wielki, król niemiecki, cesarz rzymski 61, 201, 203, 210, 220, 221, 251-253, 255, 260, 262, 264, 265, 267, 268, 271, 275, 276, 288, 289, 297, 298, 327 Otto II, król niemiecki, cesarz rzymski 64, 220, 251-255, 260, 264, 265, 275-277, 323 Otto III, król niemiecki, cesarz rzymski 15, 77, 206, 209, 210, 220-222, 225, 226, 230, 234, 235, 237-251, 254- 290, 292-296, 302, 303, 306-309, 311-316, 319, 325, 327-329, 331, 332, 334, 335, 339, 341-343, 345, 346, 350, 353 Otto, syn Bolesława Chrobrego 266-67 Otto, syn Piotra II Orseolo 266 Otto, syn Stefana I Wielkiego 266 Panie Idzi 200, 323, 324, 344, 351, 356, 357 Pankiewicz Aleksandra 202 Panteli ć Stjepan 44 Parczewski Michał 11, 17, 24, 44, 356 Paternoga Marcin 157 Paweł, św. 272, 313 Pepin II, władca Akwitanii 280 Pepin Mały (Krótki), król Franków 275 Peregrine PeterN. 103 Persowski Franciszek 356 PertzGeorgH. 341 Petersohn Jiirgen 211, 274, 284, 334 Petran Zdenek 225 PeyerHansC. 218 Pianowski Zbigniew 201, 213 Piaskowski Jerzy 156 Piast (leg.) 14, 176-191 Piastowie, dynastia 40, 54, 59, 68, 97, 102, 105, 121, 122, 125, 128, 146, 170, 177, 180, 183, 190, 194, 202, 204, 205, 211, 212, 216-233, 243, 317,318,321,344,358,359 Piekalski Jerzy 124, 129, 130 Piotr II Orseolo, do Ŝa wenecki 240, 266, 267 Piotr, św. 276, 279, 288, 306, 312 Piskorski Jan M. 12, 19 Pleszczy ński Andrzej 211 Pohl Walter 44, 48, 74, 81, 97 Polany i Karl 146, 184 Polek Krzysztof 199, 200 Poleski Jacek 200, 202 Popici (leg.) 120, 177, 178, 180, 181, 186, 188, 189 Popielidowie (leg.) 180 Popowska-Taborska Hanna 44, 92 Poppon, biskup krakowski 207, 295, 300, 304,311 Posern-Zieli ński Aleksander 27,28, 31, 34, 45, 69, 84, 90, 91, 95, 96, 104, 105 410 Priwina (Pribina), ksi ąŜę Nitry 53 Przemy ślidzi, dynastia 54, 68, 170, 194, 200-202,204,211,212 Przybył Marcin 222 R Radła, wychowawca i brat przyrodni św. Wojciecha 322, 354 Radwa ński Kazimierz 304 Radzim-Gaudenty, arcybiskup gnie ź- nie ński 207, 227, 228, 241, 246, 274, 280-284, 287, 292, 294-296, 298-300, 302-312, 319, 324, 330, 334,335,341,342,346,350 Rando Daniela 266 Rauhutowa Jadwiga 137 Rawer Karol 234, 240 Rączkowski Włodzimierz 130 Ref(leg.) 153 Regelinda, córka Bolesława Chrobrego 244 Reinbern, bp kołobrzeski 207, 212, 295, 297,300,301,310,311 Reynolds Susan 5 Rikdag, margrabia mi śnie ński 244 Robert II Pobo Ŝny, król francuski 263, 314 Robert, oblacjonariusz 284, 296 Rodzi ńska-Chor ąŜ y Teresa 229 Roman II, cesarz bizanty ński 254 Romuald, św. 268, 273 Rosik Stanisław 31, 77, 81,91, 195, 198, 204, 208, 301 Roslund Mats 67 Ro ścisław (Rastyc), ksi ąŜę wielkomo- rawski 53, 199 Rupp Gabrele 244 Rurykowicze, dynastia 60, 67, 68, 170, 241 Rycheza, Ŝona Mieszka II Lamberta 249, 267 Rychka Yolodimir 61, 222 Rydzewski Jacek 88 Rzepka (leg.) 178 Rze źnik Paweł 157, 205, 207, 213-215 Saghy Mariann ę 62 SamsonRoss 149-151, 153 Samsonowicz Henryk 72, 77, 79, 82, 96, 97, 107, 108, 134 Schia Erik 126 Schich Winfried 129 Schlosser Julius von 270 Schmidt Andrzej 225, 226 Schneider Wolfgang Christian 247, 259, 260,269-271,325 Schofield John 152, 170, 220 Schólzel Jiirgen 202 Schramm Percy Ernst 236, 256, 257 Service Elman R. 98, 184 Sewer, biskup praski 294 Sędziwój z Czechła 285 Shepard Jonathan 60, 234, 240, 248 Siemomysł, ojciec Mieszka I 121 Siemowit (leg.) 178, 186, 188, 189 Simms Anngret 108 Skaare Kolbjórn 226 Skjoldungowie, dynastia 68, 170 Sławnik, ksi ąŜę libicki, ojciec św. Woj- ciecha 201, 203, 214, 341 Sławnikowice, ród 206, 211, 282, 283, 346 Słupecki Leszek 55 Smith Julia 272 Sobiesiak Joanna Aleksandra 200, 205, 207, 208 Sobiesław/Sobiebor Sławnikowic, brat św. Wojciecha 211, 225, 283, 320, 322 Sołtysiak Michał 114, 130, 144 Sosnowska Ewa 55 Spitygniew, ksi ąŜę czeski 54 Spors Józef 91 411 Sreznevski Izmail I. 338, 344 Takacs Miklos 62 Staecker Jem 158, 167 Teodora, cesarzowa, Ŝona Justyniana Steen-Jensen Jorgen 225 Wielkiego 270 Stefan I Wielki, król w ęgierski, św. 62, Teofano, cesarzowa, Ŝona Ottona II 251- 170, 237, 242, 246, 261, 265-267, 255,257,269,289 312, 354 Teofano, cesarzowa, Ŝona Romana II i Ni- Steuer Heiko 151, 162 kifora II Fokasa 254 Stronczy ński Kazimierz 225 Teofano, siostra Rychezy 267 Strzelczyk Jerzy 18, 83, 87, 90, 101, 177, Teofilos, cesarz bizanty ński 60 201,204,209, 223,234,237,238, 240, Thiadag, biskup praski 208, 302 250,252,255,261,266,272,281,284, Thietmar z Merseburga, kronikarz 66, 286,292,299,300,302,303,306,311, 77, 87, 92, 193, 201, 202, 204, 205, 317,319,324,334,355,359 207-209, 211, 221, 223, 226, 237, Styrbjorn, bratanek Eryka Zwyci ęskiego 238, 244, 245, 247, 250, 252-254, 64, 65 257, 260, 263, 268, 276, 278, 279, Suchodolski Stanisław 137, 142, 158, 283, 286, 289-291, 294-301, 303, 166, 167, 170-173, 175, 202, 225, 308, 310-312, 322, 323, 327, 329, 226, 245, 321, 349, 350 338, 346, 354 Sutherland Jon N. 251 Thom Alexander 163 Svanberg Fredrik 105, 144 Thord (leg.) 165 Swen I Widłobrody, król du ński 65, 66, Tilly Charles 37 225,242 Tolochko01eksiy61,89, 360 Sylwester I, papie Ŝ 278 Toynbee Arnold 270 Sylwester II, papie Ŝ 221, 255, 257, 258, Trawkowski Stanisław 247, 271, 285 261,263, 264, 278,279,281,287,297, Tfestik Du śan 41, 53, 54, 203, 214, 281, 303,305,306,309-311,332,346 291 Szydłowski Jerzy 195 Trojden I, ksi ąŜę Czerski i sochaczewski Szyma ński Wojciech 46, 115, 117 139 Trousset Poi 86 . Ś Trzeciecki Maciej 83, 326, 328, 333, 337, Swiatosław, ksi ąŜę kijowski 61 347 Świechowski Zygmunt 229 Turek Rudolf 214 Swi ętopełk, ksi ąŜę wielkomorawski 57, Turid (leg.) 153 199 Tymieniecki Kazimierz 107 Swi ętosława (Gunhilda), Ŝona Eryka Zwy- Tyszkiewicz Jan 77, 81, 82, 207, 208, ci ęskiego, córka Mieszka I 64, 66 234, 300, 302 Tyszkiewicz Lech A. 80, 108, 118, 194, T 195, 199-201,210 Tabaczy ński Stanisław 22, 81, 97, 102, 155, 158, 174 U Tagino, arcybiskup magdeburski 303- Udalryk, ksi ąŜę czeski 282 '•"» 305, 346, 353 Udolph Jiirgen 193 412 Uhlirz Mathilde 279, 285, 335, 340, 341 Ulf, jarl, regent du ński 67 Ulryk, św. 274, 334 Unger, bp misyjny, pozna ński 207, 220, 226, 274, 291-296, 298, 303-306, 312-314,350 Urba ńczyk Przemysław 11, 29, 43-46, 48, 49, 53, 55, 70, 74, 75, 80, 81, 90, 91, 93, 107, 109, 119, 124, 127, 128, 130, 135, 142, 163, 176, 181, 183, 193, 196, 202, 211-213, 223, 227, 229, 235, 238, 242, 268, 273, 318, 327, 338, 343, 352 Urba ńczyk Stanisław 87, 223, 224 V Vaik zob. Stefan 1 Wielki, król w ęgier- ski, św. Vestergaard Elisabeth 152-154 Voigt Heinrich Gisbert 340 W Wachowski Krzysztof 162, 199, 200, 202,205,214 Wacław, ksi ąŜę czeski, św. 54 Wallerstróm Thomas 99 Walter z Malonne, bp wrocławski 213 Wamser Ludwig 271 Wanda (leg.) 55 Warnke Charlotte 54, 206, 211, 292 Wasilewski Tadeusz 234, 245 Weber Max 38 Weinfurter Stefan 316 Weiss Anzelm 306, 308 Węcławowicz Tomasz 230, 231 Wichman, mo Ŝny saski 243 Widajewicz Józef 81, 87 Widukind, kronikarz saski 253, 262, 317, 330 Wielich, prepozyt praski 330, 334 Willibrord-Klemens, arcybiskup utrechc- ki280 Willigis, arcybiskup moguncki 204, 208, 274, 275, 282, 293, 302 Wincenty zw. Kadłubkiem, kronikarz, biskup krakowski 59, 89, 177 Wincenty, św. 314 Winfryd-Bonifacy, arcybiskup mogunc- ki, św. 280 Wipo, kronikarz niemiecki 208, 301, 351 Wiszewski Przemysław 1 79 Wit, św. 286 Władysław II Wygnaniec, ksi ąŜę polski 137 Włodzimierz I Wielki, ksi ąŜę kijowski, św. 61,67,248,263,268 Wojciech-Adalbert, biskup praski, św. 203, 213, 221, 222, 227, 230, 231, 235, 245, 247-249, 255, 267, 268, 273, 274, 277, 279-281, 283-294, 298, 302-305, 307, 311, 314, 316, 318, 319, 321-323, 327, 329-331, 334, 340-346, 348-350, 352-354 Wojciechowski Zygmunt 232 Wyrozumski Jerzy 78, 80, 201, 234, 247, 281, 282, 299 Zagrodzki Tadeusz 140 Zaitz Emil 88, 157 Zaj ączkowski Stanisław 69 Zakrzewski Stanisław 76, 225 Ziazo/Tiezo, patrycjusz rzymski 284 Zientara Benedykt 68, 253 Zoe, córka Konstantyna VIII 263 śurek Adam 205, 207, 213-215 śurowska Klementyna 229 śurowski Józef 55 INDEKS NAZW GEOGRAFICZNYCH Admont, klasztor 341 Adriatyckie Morze 39, 47, 52, 263, 266, 267,315 Adriatyk zob. Adriatyckie Morze Affile k. Subiaco, klasztor 277 Akwizgran, m. 220, 221, 247, 262, 266, 270, 271, 274-277, 279, 282, 286, 288,306,314,316,353 Alamannia 260 Alba 352 Aleksandria, m. 259 Alpy, g. 45, 47, 250, 256, 289 '' Andaluzja 157 Anglia 62, 67, 124, 222 Antiochia 259 Apulia 252 Atlantycki Ocean 62 Atlantyk zob. Atlantycki Ocean Augsburg, m. 274, 334 Austria Dolna 50 Austriacka Nizina 52 . -\ Austro-Węgry 35 ' Auxerre, m. 285 B Babilon, m. 259 Baiuvaria zob. Bawaria Bałkany zob. Bałka ński Półwysep Bałka ński Półwysep 50, 52 Bałtyckie Morze 39, 45, 47, 52, 56, 57, 60, 62, 65, 76, 86, 97, 105, 114, 128, 159, 160, 171, 261, 267, 315, 317, 319 Bałtyk zob. Bałtyckie Morze Bamberg, m. 220, 259 Bari, m. 252 Bavaria zob. Bawaria Bawaria 260, 352 Bazaltowa Góra, m. 199 Benewent, m. 252, 267 Będkowice, m. 199 Białoru ś 41, 115 Birka, m. 63-65, 128 Biskupin, m. 35, 111, 112 Bizancjum (cesarstwo wschodniorzym- skie) 51, 67, 172, 216, 221, 241, 248, 252-255, 263-266, 268, 270 Bizancjum zob. Konstantynopol Bjórko, w. 63 Bnin, m. 121 Bobbio, klasztor 258 Boemia zob. Czechy Bonikowo, m. 118 Borgarting, wiec 222 ;' Bóbr, rz. 80, 209, 211 Bfevnov, m. 231, 292 ' Bruszczewo, m. 118 Brytyjskie Wyspy 109, 142 Bug, rz. 319, 356 Bułgaria zob. Bułgaria Bułgaria 159, 264, 352 Bułgaria Kamska 60 C Ceska Tfebova, m. 78 Chantilly, m. 259 ¦•>••¦ Chełm, m. 88 Classe, klasztor 268 Como, m. 289 . • ¦ ' ' Compiegne, m. 286 Czarne Morze 48, 63 414 Czechy 41, 54, 68, 77, 108, 155, 157, 169, 183, 190, 193, 194, 200-202, 206, 210-212,215,231,260,281-283,291, 315, 330, 331, 343, 346, 348, 353 Czersk, m. 135-141 Czeska Kotlina 54 Czeski Las, g. 52 czeskie ksi ęstwo zob. Czechy D Daleszyn, m. 118 Damice, m. 88 Dania 62-65, 67, 222, 243 Dniepr 43, 45, 47 Dniestr, rz. 43 Dobromierz, m. 199 Dolna Austria zob. Austria Dolna Dolny Śląsk zob. Śląsk Dolny Dunaj, rz. 52, 86 Egejskie Morze 39 Enisa, rz. 77 Esztergom, m. 266 Europa 22, 25, 26, 107, 108, 111, 143, 150, 152, 176, 177, 179, 212, 217, 218, 231, 238, 242, 293, 295, 317, 343-345, 352, Eyrating, wiec 222 i,312 35, 37-68, 70, 74, 86, , 119, 122-125, 141, 156, 160, 168, 170, 180, 189, 197, 198, 220, 225, 226, 228, 245, 249, 260, 282, 318, 323, 324, 332, 353, 355, 356 Francia zob. Francja Francja 62, 222, 260, 286, 352 Frostating, wiec 222 Fyrisvellir, m. 65 G Gallia 260, 261, 274, 278, 351 Gda ńsk, m. 128, 227, 342-344 Germania 250, 260, 261, 274, 278, 280, 351,356 Giecz, m. 118, 121, 122, 222, 229-231 Gilów, m. 157, 199, 200 Głogów, m. 205 Gniezno, m. 14, 15, 93, 103, 121, 177, 184, 187, 207, 208, 209, 213, 222- 228, 230, 231, 234, 236, 238-241, 243, 244, 246-248, 250, 256, 262, 266, 267, 272, 274, 277, 279, 281- 285, 287-296, 298, 303-306, 308, 311-315, 325, 327, 331, 332, 334, 335, 339, 342, 343, 357, 359 Gotaland 153 Gotlandia, w. 63 Góra Lecha zob. Gniezno Górny Śląsk zob. Śląsk Górny Góry Świ ętokrzyskie zob. Świ ętokrzyskie Góry Gra ń zob. Esztergom Graniczna, m. 199 Grecja 259 Grenlandia, w. 154 Grodziec Goł ęszycki, m. 77 Gromnik k. Strzefna, g. 202 Grzybów, m. 121 Gulating, wiec 222 H Ha ćki, m. 115, 117 Halberstadt, m. 298 Hamburg, m. 280 Hedeby, m. 128 Hildesheim, m. 329, 330, 332, 336, 339, 341,348,351 Hrad zob. Praga Husby, m. 66 I Iłowa, m. 209, 211 Ingelheim, m. 276 415 Irlandia, w. 108, 124 Islandia, w. 142 Italia 48, 244, 247, 250-252, 255, 256, 259, 261, 263, 274, 309, 330-332, 341,343,348,351 J ¦ • ¦ - ¦....-, ;•• Jena, m. 289 < '¦: Jerozolima, m. 269 h :¦¦.'.:¦'.:.. Jómsborg zob. Wolin .»•; ,i Jugosławia 35 Jutlandia zob. Jutlandzki Półwysep Jutlandzki Półwysep 64 K Kalabria254 Kalisz, m. 118, 122,318,359 ¦•'•'¦ Kalocsa, m. 265, 267 Kałdus, m. 93 Kapua, m. 252 Karpacka Kotlina 51, 266 Karpaty, g. 53, 54, 60, 86, 317, 319, 356 Kaspijskie Morze, j. 63 Kaupang, m. 128 Kijów, m. 60, 67, 222, 248, 263, 301, 310 Kilo ńska Zatoka 52 Kłodzka Kotlina 203, 213 Kłodzko, m. 203 : > Kolonia, m. 280, 306 Kołobrzeg, m. 208, 212, 310, 311 Konstantynopol, m. 60, 61, 222, 25$- 253, 256, 262, 264-266, 269 Korbea, opactwo 286 ; Kotlina Czeska zob. Czeska Kotlina Kotlina Karpacka zob. Karpacka Kotlina Kotlina Kłodzka zob. Kłodzka Kotlina Kotlina W ęgierska zob. W ęgierska Kot- lina krakowska ziemia 203 Kraków, m. 55, 87, 88, 213, 303 Krosno Odrza ńskie, m. 211 Kruszwica, m. 122 Kujawy 82, 106, 359 Kwedlinburg, m. 212, 220, 253, 282, 283, 288-290, 293, 313, 314, 327, 329, 330, 332, 336, 348, 351 Kwerfurt, m. 354 L Lamspringe, klasztor 341, 342 Las Czeski zob. Czeski Las Ląd, m. 12 Lechfeld 61, 262 Leodium, m. 306, 330 Levy Hradec zob. Praga Libice, m. 211,214 Lindisfarne, klasztor 149 Litwa 41 Lubelskie 85 Lubi ąŜ , klasztor 208, 301 Lund, m. 126 Łaba, rz. 45, 52, 89 ; Ładoga, j. 39 Łu Ŝyce 108, 155,211 M Magdeburg, m. 220, 223, 282, 283, 287- 289, 293, 296, 297, 313, 314, 316, 327, 329, 353 Mała Strana zob. Praga MalarJ. 63 Malaren 63 Małopolska 55, 57, 58, 87, 88, 118, 193, 194,201,203,301,302,359 Mazowsze 58, 82, 106, 114, 115, 124, 140, 141, 198,358,359 Mecklenburg, m. 284 Memleben, klasztor 292 Merseburg, m. 303, 311, 316, 322, 332, 336, 346, 348, 351, 353 Mezja 50 Mi ędzyrzecz, m. 211, 309 < " •>- 416 Mikul ćice, m. 53, 280 pa ństwo wielkomorawskie zob. Wielka Mi śnia, m. 206, 211,289 Morawa Moguncja, m. 206, 275, 287 Pars ęta, rz. 84 Monachium, m. 259 Pawia, m. 276, 289 Monte Cassino, klasztor 277, 330, 341, Pereum, klasztor 269, 273, 277, 286, 302, 346 346, 350 Morawy 53 Pireneje, g. 52 Miihlhausen, m. 254 Płock, m. 125 N Narew, rz. 82 Nasielsk, m. 118 Niemcy 108, 203, 205, 211, 215, 220, 222, 246, 252, 266, 267, 273, 285, 305-307, 315, 322, 327, 329-331, 334, 336, 338, 351, 354 Niemcza łu Ŝycka zob. Polanowice k. Gu- bina Niemcza, m. 199, 200, 202, 204 Nienburg, klasztor 351 Nitra, m. 53 Nizina Austriacka zob. Austriacka Nizina Ni Ŝ Polski 266 Not~vegia zob. Norwegia Norwegia 62, 218, 222, 352 Nowogród, m. 67 Nysa, rz. 203 O Obiszów, m. 167 Obra, rz. 195, 196 Odra, rz. 25, 57, 58, 79, 87, 89, 91, 203- 206, 209, 243, 302, 319, 321, 344, 359 Ołomuniec, m. 301 Opole, m. 77, 167 Ostrów Lednicki, w. 121, 228-230 Ostrzyhom zob. Esztergom Otranto, m. 267 Palatyn zob. Rzym1'-' Polanowice k. Gubina 202, 204 Polonia zob. Polska Polska, passim Połabie 52, 64, 79, 93, 142, 209, 243, 244, 348 Pomorze 57, 58, 82, 106, 117, 128, 359 Pomorze Zachodnie 57 Powoł Ŝe 60 Pozna ń, m. 14, 121, 222-226, 228, 230, 231, 292, 359 Północne Morze 52, 261 Półwysep Bałka ński zob. Bałka ński Półwysep Półwysep Jutlandzki zob. Jutlandzki Pół- wysep Praga, m. 155, 157, 204, 213, 214, 231, 246, 255, 281-284, 286, 291, 294, 301, 306, 307, 310, 322, 341, 343 Prusy 343 Przemy śl, m. 55 Pułtusk, m. 85 R Raci ąŜ , m. 118 Radogoszcz, m. 90 Raszewy, m. 122 Ratyzbona, m. 282, 284, 322, 336, 346 Rawenna, m. 251, 253, 254, 257, 258, 270, 272, 275, 277, 279, 287, 288, 292,302,312,330,331,346,350 Regensburg zob. Ratyzbona 417 Reichenau, klasztor 259, 260, 274, 275, 277, 286, 321, 332, 336, 338, 340, 348, 351 Reims, m. 258, 297, 306, 309, 310 • Ren, rz. 77, 86 :, : Retra zob. Radogoszcz Riade, m. 262 : Ribe, m. 128 Rieti, m. 254, 270 Rohr, m. 251 Roma zob. Rzym Rosja 35 Ru ś 60, 61, 65, 67, 68, 109, 124, 155, 222, 304, 308, 346, 353, 356 Ru ś Kijowska 248, 356 Rzesza Wielkomorawska zob. Wielka Morawa Rzesza zob. Niemcy Rzym, m. 52, 86, 207, 220, 244, 249, 251, 255-258, 260-262, 265, 271, 272, 274-281, 284-289, 294, 297, 298, 300, 304, 307, 309, 312, 327, 331, 332, 334, 335, 340, 342, 345, 347, 348, 350 Skandynawia zob. Skandynawski Pół- wysep Skandynawski Półwysep 61-64, 67, 105, 109, 124, 142, 149, 161, 168, 189, 338, 356 Skare, m. 66 Słowacja 41, 108 Słowia ńszczyzna 45, 46, 48, 119, 180, 188, 332, 345 Smarzewo, m. 122 Sohlingen, m. 259 Soława, rz. 89 Spira, m. 220 Spławie, m. 118 Staffelsee, m. 288 Stara Boleslav, m. 231 Stara Uppsala 63, 66 Stare Mesto, m. 280 Strigonium zob. Esztergom Sudety, g. 54, 58, 76, 79, 200, 201, 205, 317 Synada, m. 264 Szeligi, m. 115 Szwecja 35, 61-68, 222, 303 Saale zob. Soława Saint-Denis, opactwo 286 Saksonia 244, 260, 263, 306, 307, 331, 332, 346 Sambia, półwysep 245 Sambra, rz. 277 Sandomierskie 85 fc Sandomierz, m. 55, 84 .• Sankt Gallen, klasztor 76 Sarmacja 261, 351 Sarmatia zob. Sarmacja i Saxonia zob. Saksonia Schleswig, m. 128 Sdavinia 260, 261, 274, 278 Scytia 261 Sigtuna, m. 65, 66, 128, 226 . . ...,. ,|-i Śląsk 14, 57, 58, 92, 101, 106, 108, 117, 155, 192-194, 196-207, 209-213, 215,287,301,302,359 Śląsk Dolny 199,200 Śląsk Górny 199 Ślęza, rz. 193, 198 ŚlęŜ a, g. 92, 93, 195, 198 Śródziemne Morze 261 Świ ętokrzyskie Góry 137 T Tarent, m. 253, 265 Tornow, m. 114 Toronto, m. 74 Toru ń, m. 30 Tourkia zob. Kalocsa A ,¦,.-.- ,. 418 Trewir, m. 259 Truso, m. 128 Trzebnica, m. 78 Tyber, rz. 258, 284, 305 U Ukraina 41, 108, 115, 144 Uppsala, m. 64 Utrecht, m. 280 V Valsgarde, m. 63 Vastergotland 66 Velehrad, m. 280 Vendel, m. 63 Vercelli, m. 220, 257, 258 W Warszawa, m. 135, 139, 140 Warta, rz. 57, 89, 122, 204, 359 Wawel zob. Kraków Weissenburg, klasztor 76 Wenecja 216, 231, 239, 266, 315 Werona, m. 288 Węgierska Kotlina 48 Węgry 68, 169, 222, 237, 245, 246, 248, 265-267, 304, 308, 312, 315, 322, 332, 336, 346, 353, 354 Wielka Morawa 54, 60, 157, 194, 198- 200 Wielka Nizina W ęgierska 49 Wielkopolska 57, 87, 108, 111, 117, 190, 318,336, 359 Wie Ŝyca, rz. 77 Wisła, rz. 25, 57, 86, 87, 89, 198, 261, 359 Wi ślica, m. 88 Witostowice, m. 199 Wola Szydłowska, m. 118 Wolin, w. 65, 128 Wrocław, m. 93, 201, 205-208, 213, 300, 303,311,342 Wyspy Brytyjskie zob. Brytyjskie Wyspy Wzgórze Zamkowe zob. Czersk Zatoka Kilo ńska zob. Kilo ńska Zatoka Zawada Lanckoro ńska, m. 118 ziemia krakowska zob. krakowska zie- mia Zwi ązek Radziecki 35 śytyce, m. 289 SPIS TRE ŚCI 1. WPROWADZENIE . ¦¦ <; 7 2. RAZEM CZY OSOBNO? 16 3. POCZ ĄTKI PA ŃSTW WCZESNO ŚREDNIOWIECZNYCH JAKO PROBLEM INTERDYSCYPLINARNY 25 4. WCZESNE PA ŃSTWA W EUROPIE ŚRODKOWO-WSCHODNIEJ I PÓŁNOCNEJ 37 5. OD „PLEMIENIA" DO PA ŃSTWA 69 6. OD GRODU DO MIASTA 107 7. OD MAGII DO RYNKU 142 8. OD PIASTA DO MIESZKA 176 9. ŚLĄSK W PA ŃSTWIE WCZESNOPIASTOWSKJM 192 10. PIERWSZE STOLICE PIASTÓW 216 11. ZJAZD GNIE ŹNIE ŃSKI 234 12. „A TO POLSKA WŁA ŚNIE!" 317 13. ZAKO ŃCZENIE 361 Literatura 364 Summary 400 Indeks osobowy 404 Indeks nazw geograficznych • 414 PROGRAM Monografie Fundacji na rzecz Nauki Polskiej W 1994 roku Fundacja na rzecz Nauki Polskiej zainaugurowała publikacj ę serii Monografie FNP, obejmuj ącej swoim zakresem nauki humanistyczne i społeczne. W serii s ą wydawane niepublikowane wcze śniej prace polskich naukowców, wyłaniane w drodze stałego konkursu. Jego laureatom Fundacja zapewnia pokrycie kosztów wydania pracy. Monografie s ą przedkładane i rekomendowane Zarz ądowi FNP przez Rad ę Wydawnicz ą. Do programu Monografie Fundacji na rzecz Nauki Polskiej nale Ŝy zgłasza ć prace cechuj ące si ę: * wysokim poziomem naukowym, * odkrywczo ści ą zało Ŝeń i wag ą wyników, * oryginalno ści ą uj ęcia, * integralno ści ą tematyki i formy. Fundacja oczekuje, aby monografie nie miały charakteru wył ącznie specjalistycznego, ale mogły zainteresowa ć tak Ŝe szersze grono odbiorców śledz ących post ępy humanistyki. Prace na konkurs nale Ŝy składa ć w dwóch egzemplarzach pod adresem: Fundacja na rzecz Nauki Polskiej ul. Gra Ŝyny 11, 02-548 Warszawa Dodatkowe informacje znajd ą Pa ństwo na stronach www.fnp.org.pl W serii Monografie FNP WYDANO DOTYCHCZAS 1995 Jerzy Michalski, Sarmacki republikanizm w oczach Francuza. Mably i konfederaci barscy Magdalena Mici ńska, Mi ędzy Królem Duchem a mieszczaninem. Obraz bohatera narodowego w pi śmiennictwie polskim przełomu XIX i XX wieku (1890-1914) Dariusz Słapek, Gladiatorzy i polityka. Igrzyska w okresie pó źnej Republiki Rzymskiej Maciej Soin, Filozofia Stanisława Ignacego Witkiewicza Wojciech Wrzosek, Historia - Kultura - Metafora. Powstanie nieklasycznej historiografii 1996 Jerzy Bobryk, Akty świadomo ści i procesy poznawcze Teresa Kostkiewiczowa, Oda w poezji polskiej. Dzieje gatunku Józef Maciuszek, Obraz człowieka w dziele K ępi ńskiego Janusz Ruszkowski, Adam Mickiewicz i ostatnia krucjata. Studium romantycznego millenaryzmu Teresa Rysiewska, Struktura rodowa w społeczno ściach pradziejowych Katarzyna Stemplewska-śakowicz, Osobiste do świadczenie a przekaz społeczny. O dwóch czynnikach rozwoju poznawczego Andrzej Szahaj, Ironia i miło ść . Neopragmatyzm Richarda Rorty'ego w kontek ście sporu o postmodernizm 1997 Zbigniew Boksza ński, Stereotypy a kultura Andrzej Dziubi ński, Na szlakach Orientu. Handel mi ędzy Polsk ą a Imperium Osma ńskim w XVI-XVHI wieku Jan Hartman, Heurystyka filozoficzna Jacek Leociak, Tekst wobec Zagłady (O relacjach z getta warszawskiego) Sławomir Mazurek, Watki katastroficzne w my śli rosyjskiej i polskiej 1917-1950 Jacek Migasi ński, W stron ę metafizyki. Nowe tendencje metafizyczne w filozofii francuskiej połowy XX wieku Tomasz Mikocki, Zgodna, pobo Ŝna, płodna, skromna, pi ękna... Propaganda cnót Ŝeńskich w sztuce rzymskiej Ryszard Nycz, J ęzyk modernizmu. Prolegomena historycznoliterackie Łucja Okulicz-Kozaryn, Dzieje Prusów Józef Piórczy ński, Mistrz Eckhart. Mistyka jako filozofia Joanna Tokarska-Bakir, Wyzwolenie przez zmysły. Tybeta ńskie koncepcje soteriologiczne Szymon Wróbel, Odkrycie nie świadomo ści. Czy destrukcja kartezja ńskiego poj ęcia podmiotu poznaj ącego? 1998 Jacek Banaszkiewicz, Polskie dzieje bajeczne Mistrza Wincentego Kadłubka Jan Doktor, Siadami Mesjasza-Apostaty Andrzej Dziubi ński, Na szlakach Orientu. Handel mi ędzy Polska a Imperium Osma ńskim w XVI-XVHI wieku (wydanie drugie) AJina Motycka, Nauka a nie świadomo ść . Filozofia nauki wobec kontekstu tworzenia Łucja Okulicz-Kozaryn, Dzieje Prusów (wydanie drugie) Lucylla Pszczołowska, Wiersz polski. Zarys historyczny Cezary Wodzi ński, Światłocienie zła Ryszard Zaj ączkowski, „Głosprawdy i sumienie". Ko ściół w pismach Cypriana Norwida Piotr śbikowski, „...bólem śmiertelnym ści śnione mam serce..." Rozpacz o świeconych u źródeł przełomu w poezji polskiej w latach 1793-1805 1999 Łukasz Chimiak, Gubernatorzy rosyjscy w Królestwie Polskim 1863-1915. Szkic do portretu zbiorowego Henryk Doma ński, Presti Ŝ Marcin Kula, Anatomia rewolucji narodowej <\ (Boliwia w XX wieku) * Wojciech Tomasik, „In Ŝynieria dusz". Literatura realizmu socjalistycznego w planie „propagandy monumentalnej" Michał Tymowski, Pa ństwa Afryki przedkolonialnej Andrzej Wierzbicki, Historiografia polska doby romantyzmu Grzegorz Wołowiec, Nowocze śni w PRL. Przybos' i Sandauer 2000 Hanna Bojar, Mniejszo ści społeczne w pa ństwie i społecze ństwie III Rzeczypospolitej Polskiej Bogusława Budrowska, Macierzy ństwo jako punkt zwrotny w Ŝyciu kobiety Katarzyna Cie ślak, Mi ędzy Rzymem, Wittenberg ą a Genew ą. Sztuka Gda ńska jako miasta podzielonego wyznaniowo Anna Engelking, Kl ątwa. Rzecz o ludowej magii słowa Agnieszka Fuli ńska, Na śladowanie i twórczo ść . Renesansowe teorie imitacji, emulacji i przekładu Grzegorz Grochowski, Tekstowe hybrydy Gerard Labuda, Świ ęty Wojciech. Biskup-męczennik, patron Polski, Czech i W ęgier Lech Leciejewicz, Nowa posta ć świata. Narodziny średniowiecznej cywilizacji europejskiej Łucja Okulicz-Kozaryn, Dzieje Prusów (wydanie trzecie) Paweł Rodak, Wizje kultury pokolenia wojennego Wojciech Sady, Spór o racjonalno ść naukow ą. Od Poincarego do Laudana Danuta Sosnowska, Seweryn Goszczy ński: biografia duchowa Tomasz Stryjek, Ukrai ńska idea narodowa okresu mi ędzywojennego Przemysław Urba ńczyk, Władza i polityka we wczesnym średniowieczu Magdalena Zowczak, Biblia ludowa. Interpretacje w ątków biblijnych w kulturze ludowej 2001 Zbigniew Boksza ński, Stereotypy a kultura (wydanie drugie) Andrzej D ąbrówka, Teatr i sacrum w średniowieczu Andrzej Hejmej, Muzyczno ść dzieła literackiego Iwona Massaka, Eurazjatyzm. Z dziejów rosyjskiego misjonizmu Lucylla Pszczołowska, Wiersz polski. Zarys historyczny (wydanie drugie) Maciej Soin, Gramatyka i metafizyka. Problem Wittgensteina Wojciech Szczerba, Koncepcja wiecznego powrotu w my śli wczesnochrze ścija ńskiej FNP 2002 Jacek Banaszkiewicz, Polskie dzieje bajeczne Mistrza Wincentego Kadłubka (wydanie drugie) Henryk Doma ński, Polska klasa średnia Andrzej Hejmej, Muzyczno ść dzieła literackiego ""'¦¦ (wydanie drugie) Magdalena Heydel Obecno ść T.S. Eliota w literaturze polskiej Kazimierz Kondrat, Racjonalno ść i konflikt wierze ń religijnych Teresa Kostkiewiczowa, Polski wiek świateł. Obszary swoisto ści Krzysztof Lewalski, Ko ścioły chrze ścija ńskie w Królestwie Polskim wobec śydów w latach 1855-1915 Stanisław Łojek, Hegel i Nietzsche wobec problemu polityczno ści Tomasz Małyszek, Romans Freuda i Gradivy. Rozwa Ŝania o psychoanalizie Marek Nalepa, „Takie Ŝycie dzi ś nasze, gdy Polska ustaje..." Pisarze stanisławowscy a upadek Rzeczypospolitej Zbigniew Nerczuk, Sztuka a prawda. Problem sztuki w dyskusji mi ędzy Gorgiaszem a Platonem Ewa Nowak-Juchacz, Autonomia jako zasada etyczno ści. Kant, Fichte, Hegel Ryszard Nycz, J ęzyk modernizmu. Prolegomena historycznoliterackie (wydanie drugie) Wawrzyniec Rymkiewicz, Kto ś i Nikt. Wprowadzenie do lektury Heideggera Maciej Soin, Filozofia Stanisława Ignacego Witkiewicza (wydanie drugie) Andrzej Szahaj, Ironia i miło ść . Neopragmatyzm Richarda Rorty'ego w kontek ście sporu o postmodernizm (wydanie drugie) Barbara Szmigielska, Marzenia senne dzieci 2003 Wojciech Brojer, Diabeł w wyobra źni średniowiecznej. Trzynastowieczne exempla kaznodziejskie Małgorzata Czarnocka, Podmiot poznania a nauka Adam Fitas, Głos z labiryntu. O pismach Karola Ludwika Koni ńskiego Maciej Goł ąb, Spór o granice poznania dzieła muzycznego Jan Krasicki, Bóg, człowiek i zło. Studium filozofii Włodzimierza Sołowjowa Antoni M ączak, Nierówna przyja źń . Układy klientalne w perspektywie historycznej 2004 Jan Doktor, Pocz ątki cbasydyzmu polskiego Przemysław Gut, Leibniz. Mysi filozoficzna w XVII wieku Alicja Jarz ębska, Spór o pi ękno muzyki. Wprowadzenie do kultury muzycznej XX wieku Agnieszka Kluba, Autoteliczno ść - referencyjno ść - niewyraialno ść . O nowoczesnej poezji polskiej (1918-1939) Katarzyna Kuczy ńska-Koschany, Rilke poetów polskich Gerard Labuda, Świ ęty Wojciech. Biskup-męczennik, patron Polski, Czech i W ęgier (wydanie drugie) Franciszek Longchamps de Berier, Nadu Ŝycie prawa w świetle rzymskiego prawa prywatnego Maciej Mycielski, „Miasto ma mieszka ńców, wie ś obywateli". Kajetana Ko źmiana koncepcje wspólnoty politycznej Krzysztof Nawotka, Aleksander Wielki Dorota Pietrzyk-Reeves, Idea społecze ństwa obywatelskiego. Współczesna debata i jej źródła Jan Pisuli ński, Me tylko Petlura. Kwestia ukrai ńska w polskiej polityce zagranicznej w latach 1918-1923 Radosław Sojak, Paradoks antropologiczny. Socjologia wiedzy jako perspektywa ogólnej teorii społecze ństwa Tomasz Szlendak, Supermarketyzacja. Religia i obyczaje seksualne młodzie Ŝy w kulturze konsumpcyjnej Przemysław Urba ńczyk, Zdobywcy północnego Atlantyku 2005 Andrzej Dziubi ński, Stosunki dyplomatyczne polsko-tureckie w latach 1500-1572 w kontek ście mi ędzynarodowym Magdalena Górska, Polonia - Respublica - Patria. Personifikacja Polski w sztuce XVI-XVIII wieku Roman Michałowski, Zjazd gnie źnie ński. Religijne przesłanki powstania arcybiskupstwa gnie źnie ńskiego Jerzy Rohozi ński, Świ ęci, biczownicy i czerwoni chanowie. Przemiany rełigijno ści muzułma ńskiej w radzieckim i poradzieckim Azerbejd Ŝanie Krzysztof Skwierczy ński, Recepcja idei gregoria ńskich w Polsce do pocz ątku XIII wieku 2006 Nikodem Bo ńcza Tomaszewski, Źródła narodowo ści. Powstanie i rozwój polskiej świadomo ści w II połowie XIX i na pocz ątku XX wieku Sławomir Buryła, Opisać Zagład ę. Holocaust w twórczo ści Henryka Grynberga Zbigniew Kloch, Odmiany dyskursu. Semiotyka Ŝycia publicznego / w Polsce po 1989 roku Sebastian Tomasz Kołodziejczyk, Granice poj ęciowe metafizyki Rafał Koschany, Przypadek. Kategoria egzystencjalna i artystyczna w literaturze i filmie Józef Piórczy ński, Pierwszy egzystencjalista. Filozofia absolutnej sko ńczono ści Fryderyka Jacobiego Maciej Płaza, O poznaniu w twórczo ści Stanisława Lema Małgorzata Puchalska-Wasyl, Nasze wewn ętrzne dialogi. O dialogowo ści jako sposobie funkcjonowania człowieka Justyna Straczuk, Cmentarz i stół. Pogranicze prawosławno-katolickie w Polsce i na Białorusi Stanisław Zapa śnik, „Walcz ący islam" w Azji Centralnej. Problem społecznej genezy zjawiska 2007 Katarzyna Filutowska, System i opowie ść . Filozofia narracyjna w my śli F.W.J. Schellinga w latach 1800-1811 Jakub Kloc-Konkołowicz, Rozum praktyczny w filozofii Kanta i Fichtego. Prymat praktyczno ści w klasycznej my śli niemieckiej . Paweł Majewski, Mi ędzy zwierz ęciem a maszyna. Utopia technologiczna Stanisława Lenia Teresa Michałowska, Średniowieczna teoria j literatury w Polsce. Rekonesans Małgorzata Mikołaj czak, Pomi ędzy ko ńcem i apokalips ą. 0 wyobra źni poetyckiej Zbigniewa Herberta Aneta Pieni ądz, Tradycja i władza. Królestwo Wioch pod panowaniem Karolingów, 774—875 Wojciech Tomasik, Ikona nowoczesno ści. Kolej w literaturze polskiej Piotr śbikowski, W pierwszych latach narodowej niewoli. Schyłek polskiego O świecenia i zwiastuny romantyzmu 2008 Maciej Potz, Granice wolno ści religijnej w pa ństwie demokratycznym. Kwestie wolno ści sumienia 1 wyznania oraz stosunek pa ństwa do religii w Stanach Zjednoczonych Ameryki w latach 90. XX wieku W PRZYGOTOWANIU Weronika Cha ńska, Filozofia i etyka jako ści Ŝycia w medycynie współczesnej Gra Ŝyna Jurkowlaniec, Epoka nowo Ŝytna wobec średniowiecza. Pami ątki przeszło ści, cudowne wizerunki, dzieła sztuki Halina Manikowska, Jerozolima - Rzym - Compostela. Wielkie pielgrzymowanie u schyłku średniowiecza Grzegorz My śliwski, Wrocław w przestrzeni gospodarczej Europy. Centrum czy peryferie Beata Sniecikowska, „Nu Ŝ w uhu"? Koncepcje d źwi ęku w poezji polskiego futuryzmu FNP Sprzeda Ŝ wysyłkow ą MONOGRAFII FUNDACJI NA RZECZ NAUKI POLSKIEJ prowadzi Dział Handlowy Wydawnictwa Uniwersytetu Wrocławskiego Sp. z o.o. 50-137 Wrocław, pl. Uniwersytecki 15 tel./fax (071) 3752507, tel. (071) 3752885 e-maił: [email protected] www.wuwr.com.pl Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego zaprasza do swoich ksi ęgar ń: • Ksi ęgarnia internetowa www.wuwr.com.pl • Ksi ęgarnia Uniwersytecka 50-138 Wrocław, ul. Ku źnicza 49/55 tel. (071) 3752923 • Ksi ęgarnia Naukowa im. Mikołaja Kopernika 50-138 Wrocław, ul. Ku źnicza 30/33 tel. (071) 3432977 Ksi ęgarnia prowadzi równie Ŝ sprzeda Ŝ wysyłkow ą wszystkich ksi ąŜ ek znajduj ących si ę w jej ofercie handlowej.