TRUDNE POCZ ĄTKI POLSKI MONOGRAFIE FUNDACJI NA RZECZ NAUKI POLSKIEJ Rada Wydawnicza Henryk Samsonowicz, Janusz Sławi ński, Lech Szczucki, Marek Ziółkowski FUNDACJA NA RZECZ NAUKI POLSKIEJ PRZEMYSŁAW URBA ŃCZYK TRUDNE POCZ ĄTKI POLSKI WROCŁAW 2008 Redaktor tomu Agnieszka Flasi ńska Projekt obwoluty Barbara Kaczmarek ,,' ( © Copyright by Przemysław Urba ńczyk and Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego Sp. z o.o., Wrocław 2008 ISBN 978-83-229-2916-2 Opracowanie redakcyjne i przygotowanie do druku Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego Sp. z o.o. 50-137 Wrocław, pl. Uniwersytecki 15 Druk i oprawa Białostockie Zakłady Graficzne S.A. Kiedy historycy i archeolodzy współpracuj ą, to zbyt łatwo jest przekształci ć hipotez ę drugiej strony w or- todoksj ę, gdy Ŝ kto ś czuje się niekompetentny, aby j ą podda ć krytyce, albo odrzuci ć krytyk ę własnej hipo- tezy, gdy Ŝ kto ś przyzwyczaił si ę do traktowania jej jako udowodnionej. Musimy z tym walczy ć i pró- bowa ć przekonywa ć wszystkich [...], Ŝe najlepsz ą drog ą naprzód nie jest powielanie starych modeli, ale formułowanie nowych i wyra źnych hipotez. Susan Reynolds (1992, s. 55) 1. WPROWADZENIE Ksi ąŜ kę t ę napisał archeolog, który próbuje wesprze ć „swoje" da- ne, wykorzystuj ąc równie Ŝ źródła pisane. Oba rodzaje informacji hi- storycznej maj ą bowiem swoje immanentne wady, które sprawiaj ą, Ŝe trudno zbudowa ć obraz przeszło ści, opieraj ąc si ę tylko na „słowie" albo tylko na „materii". I chocia Ŝ wszyscy o tym wiedz ą, to nie udało si ę dot ąd przezwyci ęŜ yć opozycji mi ędzy tymi, którzy grzebi ą w zie- mi, a tymi, którzy grzebi ą w archiwach. Kilkadziesi ąt lat temu liczono, co prawda, Ŝe uda si ę temu przynajmniej cz ęś ciowo zaradzi ć przez wymuszenie uprawiania, w zało Ŝeniu interdyscyplinarnej, „historii kultury materialnej", ale okazało si ę, Ŝe jednak historycy, archeolo- dzy i etnolodzy wol ą chodzi ć swoimi drogami - nawet je Ŝeli pracuj ą w jednym instytucie. Wydaje mi si ę nawet, Ŝe sytuacja si ę pogarsza i nast ępuje wtórne izolowanie pól badawczych. Na ogół wyj ście z takiej sytuacji próbuje si ę znale źć , szukaj ąc jakiej ś wspólnej „ideologii", czyli podstawy teoretycznej, która mo- głaby stanowi ć płaszczyzn ę porozumienia, a przynajmniej dostarczy- łaby wspólnego j ęzyka. Tymczasem uczestnictwo w konferencjach naukowych wskazuje, Ŝe j ęzyk komunikacji polskich mediewistów nie zmienił si ę od dziesi ęcioleci, ignoruj ąc osi ągni ęcia antropologii historycznej. A to wła śnie antropologia, z jej do świadczeniem w ba- daniu zró Ŝnicowanych modeli organizacji społecze ństw, oferuje nam podstawy interdyscyplinarnego j ęzyka, którym mogliby śmy si ę po- rozumiewa ć. Dzisiaj jednak historyk, archeolog, historyk sztuki, nu- mizmatyk czy j ęzykoznawca mówi ą ró Ŝnymi „j ęzykami". Wynikaj ące z tego trudno ści w porozumiewaniu si ę przekładaj ą si ę na niech ęć do wkraczania na pola zdominowane przez inne nauki, które „inaczej" badaj ą przeszło ść i zazdro śnie tej swojej „inno ści" strzeg ą. Zmiana tego stanu wzgl ędnej izolacji działa ń badawczych wyma- gałaby wzniesienia si ę ponad metody pracy gł ęboko wpojone w trakcie edukacji akademickiej i podj ęcia próby spojrzenia na swoje źródła z innej perspektywy, narzucanej niejako przez inn ą metodologi ę. Ko- 7 nieczne jest jednak do tego zwerbalizowanie swoich zało Ŝeń teoretycz- nych. Umo Ŝliwia to innym badaczom dokonanie pełniejszej oceny pro- ponowanej przez danego autora wersji jakiego ś wybranego przez niego fragmentu przeszło ści. Jednocze śnie autorefleksja nad mniej lub bar- dziej u świadomionymi „modelami" teoretycznymi, którymi si ę operu- je, przedstawiaj ąc przeszł ą rzeczywisto ść , przyczynia si ę do dostrze- Ŝenia nowych/innych mo Ŝliwo ści interpretacyjnych. Na razie w naukach historycznych przewa Ŝa swoisty naturalizm poznawczy, którego zwolennikom (w wi ększo ści nie świadomym) wy- daje si ę, Ŝe sama ilo ść zgromadzonej wiedzy o źródłach przekłada si ę bezpo średnio na jako ść wiedzy o przeszło ści. Ta naiwna wiara w zba- wienn ą skuteczno ść samego gromadzenia informacji cechuje przede wszystkim archeologów, którzy przy tym zazdro śnie strzeg ą swoich coraz w ęŜ szych poletek badawczych, unikaj ąc jakiejkolwiek szerszej refleksji historiozoficznej. Owocuje to cz ęsto tekstami hermetyczny- mi, które wskutek nasycenia pseudonaukowym Ŝargonem i wyszukan ą nomenklatur ą nie mog ą stanowi ć przedmiotu rozwa Ŝań interdyscypli- narnych, a ju Ŝ tworzenie wspólnych tekstów z historykami, którzy te Ŝ maj ą swoje przyzwyczajenia, wydaje si ę niemal niemo Ŝliwe. W tej sytuacji źródłoznawstwo, które powinno by ć zaledwie wst ępem do podj ęcia prób zrozumienia przeszło ści, staje si ę dla nie- których badaczy celem samym w sobie. Jak wiadomo, gromadzenie danych nigdy si ę nie ko ńczy, co stanowi wygodne usprawiedliwienie niepodejmowania prób uj ęć syntetyzuj ących. Mno Ŝą si ę za to teksty przyczynkarskie, przy starannym unikaniu podejmowania problemów bardziej ryzykownych ni Ŝ proste zreferowanie stanu wiedzy na da- ny temat. W ąska specjalizacja jest powodem do dumy, a łagodzenie kontrowersyjnych sformułowa ń jest cz ęstym przedmiotem zabiegów redakcyjnych. Skutkiem tego jest podtrzymywanie zastanych dogma- tów i trzymanie si ę utartych paradygmatów, co blokuje postęp w naszej wiedzy o przeszło ści. Wci ąŜ obecne jest te Ŝ przekonanie, Ŝe uda si ę kiedy ś sformuło- wa ć jedn ą i jedynie słuszn ą wykładni ę (pra)dziejów. Niektórym auto- rom wydaje si ę, Ŝe ju Ŝ dotarli do niepodwa Ŝalnej prawdy i agresywnie broni ą swoich wizji. Tymczasem „nie ma jednej drogi, która wiedzie do zrozumienia przeszło ści. Przywilejem, je śli nie powinno ści ą, ka Ŝde- go badacza jest szukanie własnej. Nale Ŝy tylko dba ć o zachowanie zdol- no ści do komunikowania si ę z innymi" (A. Mierzwi ński 2007, s. 157). Chocia Ŝ problemy te dotycz ą wszystkich nauk historycznych, to sił ą rzeczy najbli Ŝsza i najlepiej znana jest mi archeologia, do któ- rej ogródka chciałbym wrzuci ć kilka kamyków. Te uwagi równie do- brze mog ą jednak dotyczy ć i innych współbadaczy przeszło ści, którzy mo Ŝe dostrzeg ą jakie ś podobie ństwa do sytuacji panuj ącej w innych dyscyplinach. Cz ęst ą w humanistyce frustracj ę, wynikaj ącą z „niepewno ści" ogólniejszych wniosków, próbuje si ę złagodzi ć, skupiaj ąc si ę na za- biegach opisowo-porz ądkuj ących - nieustannie doskonal ąc systemy katalogowe, podziały mnkcjonalno-typologiczne, rozkłady geogra- ficzne i ci ągi chronologiczne. S ą to oczywi ście zabiegi niezb ędne na etapie przygotowywania materiałów do interpretacji historycznych. Nie mo Ŝna ich jednak uznawa ć za cel sam w sobie, gdy Ŝ oznaczałoby to znaczne zubo Ŝenie procesu badawczego typowego dla nauk huma- nistycznych. Najowocniejsze nawet działania ustalające przeszłe fakty, a wi ęc odpowiadaj ące na pytania: kto?, co?, gdzie? i kiedy?, nie uspra- wiedliwiaj ą przecie Ŝ rezygnacji z prób wyja śniania przeszło ści, a wi ęc szukania odpowiedzi na pytania: jak? i dlaczego? Spór o wag ę i priorytet tych pyta ń zdaje si ę nieuchronnie dzieli ć archeologów na „ źródłoznawców" i „teoretyków". W uproszczonych wersjach ich pogl ądy na sposób uprawiania archeologii wyra źnie si ę ró Ŝni ą, a odmienno ść patrzenia na przeszło ść prowokuje wzajemn ą, cz ęsto agresywn ą podejrzliwo ść . Ta opozycja nie jest niczym nowym. Nie jest te Ŝ gro źna, je Ŝeli nie przybiera form skrajnych. W normalnej sytuacji dialektyczne ścieranie si ę tych dwóch tendencji owocuje post ę- pem w pogł ębianiu naszej wiedzy. Wa Ŝne jest jednak utrzymanie mi ę- dzy nimi pewnej równowagi, bez której proces poznawania przeszło ści musi by ć ułomny. Skupianie si ę na aspektach materialno-historyczno- -geograficznych nie zast ąpi wszak rozwa Ŝań społeczno-ideologicznych. I odwrotnie - koncepcje oparte na wiedzy ogólnej nie utrzymaj ą si ę bez wsparcia materiałem empirycznym. Niestety, rzadko podejmowane s ą próby kompleksowego podej- ścia, ł ącz ące oba sposoby patrzenia na przeszło ść . Wynika to głównie z ró Ŝnic temperamentu badawczego mi ędzy tymi, którzy z trudem po- trafi ą wznie ść si ę ponad poziom analizy konkretów źródłowych, a tymi, którzy niech ętnie schodz ą poni Ŝej wysublimowanych rozwa Ŝań teore- tycznych. Rzadko ści ą s ą badacze potrafi ący lub chc ący poł ączy ć obie umiej ętno ści. Pozostała wi ększo ść reprezentuje za ś mniej lub bardziej skonfliktowane, podejrzliwie si ę wzajem obserwuj ące frakcje „ źródło- znawców" i „teoretyków". Nie sposób dokona ć bezwzgl ędnej oceny warto ści obu tych po- dej ść i wszelkie próby wykazania przewagi którego ś z nich skazane są na niepowodzenie. Polska archeologia wczesnego średniowiecza niew ątpliwie potrzebuje ich obu, je Ŝeli ma by ć cz ęś ci ą archeologii nowoczesnej. Musimy zaakceptowa ć, Ŝe oba s ą wa Ŝne i oba niezb ęd- ne do pogł ębiania naszej wiedzy. Tylko pozornie nie ma mi ędzy nimi łączno ści, bo przecie Ŝ celem jednego i drugiego jest poznanie przeszłej rzeczywisto ści społeczno-kulturowej. Tak jak w malarstwie istnieje wiele metod przedstawiania wizji świata (potrzebni i akceptowani są zarówno „hiperreali ści", jak i „abstrakcjoni ści"), tak i w archeologii potrzebni s ą zarówno zimni pragmatycy, jak i prowokuj ący intelektu- alny ferment teoretycy. Bez której ś z tych skrajnych opcji nasza nauka przestałaby si ę rozwija ć. Archeologia nie mo Ŝe przecie Ŝ zrezygnowa ć z pozyskiwa- nia i opracowywania nowych źródeł, których z kolei nie przekształci si ę w wizj ę historyczn ą bez umiej ętno ści ich uogólnienia za pomoc ą wiedzy poza źródłowej. Zdrowy rozs ądek nie wystarczy, a powierz- chowne analogie mog ą by ć zwodnicze, je Ŝeli nie s ą poparte analiz ą podobie ństw strukturalnych. Ka Ŝda interpretacja historyczna wycho- dz ąca poza niewielki wycinek czasu i przestrzeni wymaga odwołania si ę do ogólnej wiedzy antropologicznej. Wszelkie rozwa Ŝania historyczne s ą wi ęc budowaniem pewnego modelu, w któ- rym niektórym zjawiskom i zdarzeniom nadaje si ę wi ększ ą rang ę zale Ŝnie od przy- jętych przez autora zało Ŝeń teoretycznych.
Details
-
File Typepdf
-
Upload Time-
-
Content LanguagesEnglish
-
Upload UserAnonymous/Not logged-in
-
File Pages315 Page
-
File Size-