<<

MIESIÊCZNIK KULTURALNY Nr 7/8 (189/190) Rok XII lipiec/sierpieñ 2002 KRAKÓW

RENATA GORCZYÑSKA „Jestem z Wilna” 3

O „ma³ych ojczyznach” inaczej STANIS£AW PISKOR Uniwersalizacja lokalnego 24 W£ODZIMIERZ MACI¥G „Ma³a ojczyzna” i kondycja ludzka 32 GABRIELA MATUSZEK Kilka luŸnych myœli o „ma³ej” ojczyŸnie 37 ROBERT OSTASZEWSKI Lokalni hodowcy „korzeni” 41

Rozmowa z JERZYM SKAR¯YÑSKIM O obrazie 51

TOMASZ JASTRUN URODZINY 60

TOMASZ £UBIEÑSKI POEZJA 70

BEATA SKULSKA-PAPP POEZJA 71

ROMAN MACIUSZKIEWICZ PAMIÊÆ 72

ZBIGNIEW W£ODZIMIERZ FRONCZEK Leœmian mój i wasz, czyli o wy¿szoœci butów nad kapeluszem 82

MICHA£ WITKOWSKI „Spryskani farbami jak kobieta” 88 ROBERT OSTASZEWSKI Chcê byæ w ci¹¿y! 92 JAKUB MOMRO Dyktatura jêzyka 96

EWA HEARFIELD Siostra Poety 100

TOMASZ GRYGLEWICZ DOCUMENTA 11 w Kassel 108

JOANNA PAZYRA Anatomia fanatyzmu? 126

HENRYK MARKIEWICZ Nad grobem Jana Kotta 130

Camera obscura 132 Ksi¹¿ki nades³ane 135

Przegl¹d prasy 137 Gie³da talentów (6) 140 Album Reprodukcja Reprodukcja

2 DEKADA Renata Gorczyñska „JESTEM Z WILNA”

dy po raz pierwszy w życiu odwiedziłam cyjnych. Około dwóch tysięcy Żydów wileń- GWilno, biorąc udział w sesji zorganizo- skich przeżyło Zagładę w ukryciu. wanej przez Uniwersytet Wileński i Kowień- W getcie wileńskim działał w głębokiej ski w 90-lecie urodzin Czesława Miłosza, konspiracji ruch oporu – FPO, czyli Fareinig- w spacerach po mieście towarzyszył mi jego te Partizaner Organizacie, utworzony w stycz- Dykcyonarz wileńskich ulic. Dzisiejsza niu 1942 roku. Planowano powstanie zbroj- Niemiecka nie przypomina tej, którą zapamię- ne w razie likwidacji getta. Przywódca FPO tał autor z czasów młodości: ciasnej, gwarnej, Icyk Witenberg ukrywał się na terenie getta gęsto oblepionej magazynami tekstylnymi w przebraniu kobiecym. Do władz Gestapo do- i sklepikami bławatnymi. W piątek o zacho- tarły wiadomości o jego kamuflażu. 16 lipca dzie słońca ruch na niej zamierał, zaczynał 1943 roku ludności w getcie postawiono ulti- się szabas. Dziś jest dwupasmową aleją z za- matum: wydanie Witenberga lub egzekucja drzewionym trawnikiem pośrodku, z wielo- tysięcy ludzi. Przywódca oddał się w ręce zbrod- ma knajpkami dla turystów. – Tu nie ma żad- niarzy. Jego miejsce zajął Abba Kowner. Getto nych Żydów – odburknęła mi po rosyjsku zlikwidowano dwa miesiące później, 23 wrze- młoda kelnerka. śnia. Tego dnia około stu dwudziestu młodym Są. W Muzeum Żydowskim, na kirku- partyzantom udało się uciec kanałami do cie, na Ponarach. Ich krew wsiąkła w ziemię, Puszczy Rudnickiej. Jednym z nich był Ga- w cegły, w płyty chodnika. briel Sedlis. 6 sierpnia 1941 roku Niemcy ustanowi- Poznaliśmy się dawno temu w Nowym li dwa obszary getta w Wilnie. Tydzień przed- Jorku. Brat Gabriela, Aleksander Sedlis, le- tem wymordowali 3700 mieszkańców histo- karz z powołania, nie prowadzi intratnej prak- rycznej dzielnicy żydowskiej. W dniu zamknię- tyki prywatnej. Wykłada medycynę i leczy róż- cia bram getta wywieźli, a potem zastrzelili nokolorową biedotę w szpitalu na Brooklynie. blisko trzy i pół tysiąca wileńskich Żydów. Gabriel, harvardczyk, ma własną pracownię Mniejsze getto istniało tylko sześć tygodni. architektoniczną. Średniego wzrostu, za to ze Dziesięć tysięcy jego więźniów zabito w lasach stentorowym głosem o wileńskim zaśpiewie, na Ponarach, miejscu kaźni siedemdziesięciu emanuje energią. Jej nadwyżki zużywał na tysięcy ofiar. stokach alpejskich, póki ciężka choroba nie Do większego getta zapędzono 24 tysiące zwaliła go z nóg. Żydów. Po dwóch latach masowej ekstermi- Zanim Gabriel Sedlis zachorował, popro- nacji pozostało przy życiu osiem tysięcy. Wy- siłam go o wywiad po obejrzeniu dokumen- wieziono ich stamtąd do obozów koncentra- tarnego filmu The Partisans of Vilno, emi-

Obok: Jan Bu³hak, Ulica ¯ydowska w Wilnie, fotografia z lat trzydziestych

LITERACKA BIOGRAFIE 3 RENATA GORCZYÑSKA towanego w PBS – amerykańskiej telewizji – Tak jak Miłosza i Konwickiego. publicznej. Oglądałam ten film skamieniała. Słyszałam, że mieliście tam świetną po- Po kolei stawali przed kamerą nieliczni oca- lonistkę, która Miłoszowi stawiała pałę leńcy z wileńskiego FPO i najprostszymi sło- za wypracowania, z adnotacją: „Styl te- wami opowiadali historię podziemia w get- legraficzny”. A jakie pan dostawał od cie, wielkiej wpadki, wielkiego opuszczenia. niej stopnie? Ich relacje ilustrowano prostymi diagrama- mi i planami, jakby narysowanymi ręką – Dobre. Ale najlepsze miałem z ry- dziecka. Każdy mówił w tym języku, w jakim sunku. najlepiej się czuł: po hebrajsku, w jidisz, po polsku, po rosyjsku. Gabriel wybrał angielski. Wchodzimy do pokoju z zegarem bijącym Parę dni potem zadzwoniłam do drzwi kwadranse, ze ścianami obwieszonymi obra- jego mieszkania w staroświeckiej kamienicy zami, grafikami, rysunkami o tematyce wi- na Manhattanie. Gdy weszłam do holu, zo- leńskiej. Pieczołowicie odtworzony skrawek baczyłam rozwieszoną na ścianie pokaźną miasta rodzinnego. Zza okna dobiegają stłu- kolekcję czapek. Na jej widok wyrwał mi się mione odgłosy uliczne, co pewien czas wdzie- okrzyk zdziwienia. Gabriel Sedlis roześmiał ra się ryk karetki pogotowia lub policyjna sy- się i zaczął objaśniać: rena, bo niedaleko stąd mieści się szpital. Sia- dam za stołem, wyciągam magnetofon. – Pamiątki z podróży, dary od kole- gów znających moją manię, wspomnie- – Dziękuję za kasetę z Partisans of Vil- nia. Ta żółto-czarna czapeczka została no. Obejrzałam ją kilkakrotnie na video. przywieziona z Laponii, tu ma pani tu- Wstrząsający film, zrobiony takimi pro- bitiejkę chińską, a ta czarno wyszywana stymi środkami. jest tadżycka. Takie wełniane czapki no- szą portugalscy rybacy, obok czapka – Producentem filmu jest Aviba strzelców alpejskich, z piórkiem, a ta Kempner, córka kobiety, która przeżyła czerwona z granatowym pomponem to wojnę na polskich papierach, i amery- włoskie bersalieri. Tej nie muszę przed- kańskiego żołnierza. Reżyserował Josh stawiać – polska rogatywka, obok so- Waletzky. Jak go po raz pierwszy nadali wiecka czapka generalska. A te tutaj – w telewizji, to oskarżono mnie tutaj o an- to moje łupy z Afryki, ręcznie tkane. Ta typolskie stanowisko. Opowiedziałem z długim czerwonym wisiorem jest pewną historię, pewnie się pani domy- czapką norweskiego maturzysty. A to – śla, o co poszło. Ponieważ należałem do mój największy skarb: czapka uczniow- sowieckiej partyzantki, no to było jasne, ska z gimnazjum Zygmunta Augusta że z polską partyzantką nie byliśmy so- w Wilnie. Ale nie oryginał, lecz rekwi- jusznikami. Oczywiście, Sowieci byli tak zyt. Przyjaciel z Polski przysłał mi ją samo zaborcami Polski, jak i Niemcy. To w prezencie. Grała w filmie Wajdy jasne. Ale my byliśmy także Żydami. i Konwickiego Kronika wypadków miło- O tym nie wolno zapominać. snych. Taką właśnie nosiłem, to było Trzeba pani wiedzieć, że partyzanci moje gimnazjum. sowieccy byli lepiej uzbrojeni niż polscy.

4 BIOGRAFIE DEKADA „JESTEM Z WILNA”

Polacy mieli broń niemiecką, zdobyczną. ona – pediatrii. A ja tutaj ukończyłem A myśmy mieli broń ze zrzutów amery- Harvard. Mam firmę architektoniczną kańskich – nowoczesną, bardzo poszu- w Nowym Jorku. kiwaną. Kiedy chodziliśmy na zadania, polegające głównie na wysadzaniu po- – Zaczynamy. Pierwsze pytanie: jak ciągów, to często w drodze powrotnej by się pan najkrócej zdefiniował? organizowano na nas zasadzki, żeby nam tę broń odebrać. Ja to rozumiem, – Jestem z Wilna. ale były także wypadki, kiedy polscy par- tyzanci (wszyscy mi potem tłumaczyli, – Słowo, jak wiadomo, wywołuje że było to NSZ) zajmowali się zabijaniem obraz. Co pan widzi, wymawiając słowo Żydów. Opowiedziałem o takim wyda- „Wilno”? rzeniu, którego sam byłem uczestnikiem wiosną 1944 roku. No i w prasie polo- – Przede wszystkim architekturę, nijnej strasznie mnie za tę wypowiedź barokowe kościoły. To malarskie miasto. w filmie Partisans of Vilno zaatakowano. Kiedy miałem sny o jakimś pięknym mieście, nie był to Rzym, lecz coś w ro- – Ale w końcu tamci strzelali do was dzaju Wilna. Mieszkaliśmy przy Teatral- w zbożu, czy nie? nej pod czwartym. Dom stał naprzeciw- ko teatru, był otoczony dużym ogrodem. – Ależ tak! Myśmy weszli w zboże Z czasów dzieciństwa mam mnóstwo i musieliśmy się przebić. To była potycz- splątanych wspomnień z całej Wileńsz- ka! Do dziś ta sprawa mnie dręczy. No, czyzny, bo prawie nie znałem innych wrócimy do tego potem. miast. Ojciec pokazał mi Warszawę tuż przed wybuchem wojny, latem trzydzie- – Próba mikrofonu. Proszę powie- stego dziewiątego roku. Sprawiała wra- dzieć parę słów... żenie miasta polskiego, podczas gdy Wil- no – co bardzo ciekawe – zamieszkiwało – Nazywam się Gabriel Sedlis. Uro- tyle samo Polaków, co Żydów. Były też dziłem się w 1924 roku. Moim ojcem był inne mniejszości narodowe. doktor Elias Sedlis, dyrektor szpitala ży- dowskiego, a matką – Anna Pruzan Se- – No a gdzie w tym wszystkim Li- dlis, która zginęła w hitlerowskim obo- twini? zie zagłady na terenie Estonii. Mam star- szego brata Aleksandra. Po zakończeniu – W moich czasach właśnie oni byli wojny studiowałem we Włoszech na zdecydowaną mniejszością. akademii sztuk pięknych, potem archi- tekturę w Turynie, a Alik i jego żona – – Co pan najsilniej pamięta z wrze- medycynę. W 1949 roku razem z ojcem, śnia 1939 roku? bratem i bratową wyjechaliśmy do Ame- ryki. Brat i bratowa są profesorami me- – Gdy bolszewicy zajęli miasto, to od dycyny – on ginekologii i położnictwa, razu niczego nie można było dostać

LITERACKA BIOGRAFIE 5 RENATA GORCZYÑSKA w sklepach. Wszędzie stały kolejki. Na- Wilnie krążyły ciężarówki z żołnierzami gle baby zaczęły rozpowiadać, że Litwi- NKWD. Nikt nie wiedział, kiedy i dla- ni przychodzą. To się wydawało bardzo czego znajdzie się wśród wywiezionych. dziwne, jakby teraz w Nowym Jorku powiedziano, że wkroczą Meksykanie. Sedlis milknie. Zapalam papierosa. Przy- I nagle tanki i ciężarówki sowieckie od- pomina mi się fragment wiersza Miłosza, jechały, znów się pojawiła żywność. Pa- „Wykład IV”: miętam, że pierwsi Litwini przyjechali na rowerach. Najważniejsze było to, że ani „Sezony powracające, górskie śniegi, nie byliśmy częścią Związku Sowieckie- morza, go, ani nie znaleźliśmy się pod niemiec- Obracająca się niebieska kula ziemi, ką okupacją. Wilno przeżywało wtedy A milczą, którzy biegli bardzo ciekawy okres, dotarło tam mnó- w artyleryjskim ogniu, stwo uchodźców z Polski. W teatrze na- Przypadali do grudy, żeby uchroniła, przeciwko naszego domu grali: Kurna- I ci, których wywożono z domu kowicz, Duszyński, Szaflarska, Hanka o świcie, Bielicka. Pamiętam, jak w teatrze Hali- I ci, którzy wypełzli spod stosu na Kalmanowiczówna grała Chopina krwawiących ciał.” i cała sala płakała. Działała też grupa ar- tystyczna, pod nazwą „Ksantypa”, z Ja- – Naszą rodzinę wywieźli z miastecz- nuszem Minkiewiczem i Światopełkiem ka Šervientai – to znaczy ojca, bo moja Karpińskim, który potem popełnił babka i wujek schowali się na Teatralnej w Wilnie samobójstwo. w naszym domu. Gdy wkroczyli Niemcy, Bo przecież wkrótce staliśmy się czę- to ci Litwini, co byli przedtem zajadłymi ścią Związku Sowieckiego. Znów ze skle- komunistami, przemienili się w równie pów zniknęło wszystko, a Litwini z dnia zażartych nazistów. na dzień przemienili się w komunistów. Bardzo mnie to wszystko dziwiło i zu- – A jak wedle pana doświadczenia pełnie nie mogłem zrozumieć, jak się to zachowywali się Polacy? stało. Mogłem się z nimi swobodnie po- rozumiewać, bo bardzo szybko nauczy- – Bardzo trudno odpowiedzieć na to łem się litewskiego. W każdym razie Li- jednoznacznie. Bo przecież każdy Żyd, twa w tym czasie stała się republiką po- który przeżył wojnę, szczególnie na Wi- kazową. Na Białorusi panował głód, za- leńszczyźnie, w pewien sposób uratował częły się aresztowania i wywózki, ale na się dzięki Polakom; bardzo mało urato- Litwie było stosunkowo lepiej. Wywoże- wało się dzięki Litwinom. Ale, natural- nie ludzi zaczęło się na kilka tygodni nie, wielu Polaków nie ukrywało zado- przed wybuchem wojny niemiecko-so- wolenia z tej sytuacji. wieckiej. Radio BBC podało wtedy, że Wilno w tym okresie było mekką Rosjanie ewakuują swoje rodziny, ale to żydowską, bo znaczna liczba Żydów ucie- była nieprawda. Trwały wywózki tak kła tam z etnicznej Polski, a inni prze- zwanych „burżujów”, „faszystów”. Po siąkali z Białorusi. Przed wojną ludność

6 BIOGRAFIE DEKADA „JESTEM Z WILNA”

żydowska w mieście liczyła około 60 ty- nym mundurze litewskim, a drugi w cy- sięcy, ale na początku drugiej wojny do- wilu, o wyglądzie typowego tajniaka. chodziła do 80 tysięcy. Systematyczna Obaj podchodzą do mnie dosłownie na likwidacja była tak duża, że gdy ich skie- odległość paru kroków. Nagle jeden rowano do getta, pozostało już tylko 30 z nich rozpina rozporek i zaczyna sikać tysięcy; robiono ją głównie rękami Litwi- prawie na mnie, gdy ja siedzę z książką nów, przy małym udziale bezpośrednim Dostojewskiego w ręku, w zapachu lip. samych Niemców. Ilekroć kwitną lipy, ich zapach przywo- łuje w mojej pamięci ten obraz. – W chwili wkroczenia armii nie- A sprawa miała się tak, że Antoni mieckiej miał pan siedemnaście lat. po prostu nie wiedział, że siedziałem Musiał się pan ukrywać? w tej kępie krzaków i wskazał Litwinom miejsce, gdzie mogą się wysiusiać. To był – A, to bardzo interesująca historia. jeden z dramatycznych momentów. Jeszcze przed założeniem getta po mie- ście chodziły chapuny, jak myśmy ich – I z domu przy Teatralnej wycią- nazywali, to znaczy hycle – Litwini, któ- gnięto pana do getta? rzy łapali Żydów, tylko mężczyzn. Ci gdzieś znikali, jak się wkrótce okazało, – W getcie znalazłem się od pierw- byli rozstrzeliwani na Ponarach. Więc szego dnia jego założenia. W każdym ra- ludzie się chowali. Ja ukrywałem się zie przyszli po nas Litwini – byłem wtedy w ogrodzie naszego domu i przeczytałem z mamą i z babcią – i zabrali nas. Ojciec wtedy wszystkie książki, jakie znalazłem już tam był – jako naczelny lekarz szpita- w bibliotece. W gabinecie ojca stały pięk- la na terenie getta. Żyło się od jednej czyst- ne meble z orzecha włoskiego, rodzice ki, jak to nazywaliśmy, do następnej. Od mieli duży księgozbiór, między innymi czasu do czasu zabierano pewną liczbę klasyków rosyjskich, których czytali jesz- Żydów prosto na Ponary. To takie piękne cze w gimnazjum. Przedtem do nich nie miejsce za miastem, gdzie przed wojną zaglądałem, bo nie znałem rosyjskiego. chodziło się na pikniki – lasy, wzgórza... Nauczyłem się go właśnie w czterdzie- I ciała zrzucano do dołów. stym pierwszym roku i siedząc w krza- kach czytałem z zapamiętaniem Gogo- – Jak długo można żyć pod takim la, Dostojewskiego, Czechowa. Pamię- ciśnieniem bez utraty zmysłów? tam, jak bardzo mocno pachniała lipa. Dozorca Antoni był naszym przyja- – Wie pani, instynkt samozacho- cielem i nas krył. Codziennie służąca wawczy przychodzi wcześniej niż myśl. Marysia wyprowadzała mnie do ogrodu Kiedyś stałem przy bramie getta w kom- i zostawiała mi tam jedzenie. Ale widzę binezonie zrobionym z worków po kar- któregoś dnia, jak Antoni otwiera bra- toflach, nawet dość zgrabnie skrojonym. mę do ogrodu i komuś wskazuje na krza- Na nim naszyte były żółte łaty, tak zwa- ki, dokładnie w moim kierunku. Stoi ne szajny – jedna z przodu, druga z tyłu. przy nim dwóch Litwinów – jeden w peł- Stoję przy samej bramie, obok kolegi

LITERACKA BIOGRAFIE 7 RENATA GORCZYÑSKA z policji żydowskiej, i pewnie opowiada- nikomu tego nie zdradził. Ciekawe, że my sobie jakieś dowcipy czy sprośne hi- gdy po wojnie mówiłem o tym z moim storie. I nagle wchodzą Niemcy. Do get- komendantem, to okazało się, że ten le- ta często wchodzili Estończycy lub Litwi- karz nigdy nie był w FPO. ni, ale Niemcy – bardzo rzadko. Więc W każdym razie od dziecka intere- wkracza spora grupa Niemców w heł- sowałem się malarstwem i grafiką, mia- mach, nieprzemakalnych płaszczach, łem bardzo sprawne ręce. Za czasów cha- z metalowymi odznakami zawieszonymi punów byłem siedemnastolatkiem, ale na łańcuchach na szyi. Już sam ich wy- wyglądałem na piętnaście – taki chłop- gląd budzi grozę. Wtedy był rozkaz wzię- czyk. Wiadomo było, że jak ktoś miał ze cia dwóch tysięcy ludzi, brali więc każ- sobą dokument z niemiecką pieczęcią, to dego, kto im się nawinął… go chapuny nie ruszały. Ktoś z grupy Przy bramie był oparty o mur duży wpadł na pomysł, że syn doktora Sedli- kawał dykty, jakieś trzy metry na półto- sa (tak mnie zawsze nazywali: syn dok- ra. Obok stał jakiś człowiek i zobaczy- tora Sedlisa) potrafi pisać piórkiem tak łem, że on za przeproszeniem dosłow- dobrze, że wygląda to jak druk. Przyszedł nie sra w portki ze strachu. Odezwałem więc do mnie i powiedział, że od Niem- się do niego stanowczym głosem: „Weź ca skombinuje blankiety. Później praco- tę dyktę!” Wziął. I ruszyliśmy w stronę wałem z kolegą-lekarzem, który też Niemców ze schmeisserami. Gdy znaleź- chciał mieć aryjskie dokumenty. Ze swo- liśmy się już bardzo blisko nich, krzyk- im teściem, który był chemikiem, dostali nąłem: „Entschuldigen Sie, bitte! Ent- od Polaków wskazówki chemiczne. Ja schuldigen Sie, bitte!” Niemcy ujrzeli, że też nauczyłem się myć litewskie paszpor- dwóch ludzi w kombinezonach niesie ty i podrabiać dokumenty. dyktę, to znaczy, że oni coś robią. I z tą Proszę pani, ciekawa rzecz: fałszy- dyktą dotarliśmy w głąb getta, gdzie już wy dokument musi wyglądać nawet le- była moja grupa i gdzie mogłem się piej niż prawdziwy. Musi być taki, że jak ukryć. Ale jak mi to przyszło do głowy, pani na niego spojrzy, to on patrzy na do dziś nie mogę zrozumieć. panią w sposób pewny. Stempla nie moż- na postawić tak, żeby był zamazany. Fał- – Kiedy postanowił pan przyłączyć szywy dokument musi ładnie wyglądać. się do zbrojnego podziemia? I jak dowie- Robiłem te rzeczy bardzo starannie. dział się pan o jego istnieniu? – Sobie też pan zrobił? – Organizacja bojowa – FPO – była tak tajna, że rodziny ludzi, którzy do niej – Sobie nie zrobiłem. Ale gdy tylko należeli, nie wiedziały o tym. Mój star- organizacja dowiedziała się, że jestem szy brat nie miał pojęcia, że do niej przy- bardzo dobrym fałszerzem dokumentów, stąpiłem, ojciec też nie. O jej istnieniu to natychmiast po mnie przysłano. A ja dowiedziałem się od pewnego młodego już od dłuższego czasu bardzo chciałem lekarza, który obiecał, że pozna mnie się do niej przyłączyć. No i zostałem jej z członkiem organizacji. Ostrzegł, abym członkiem.

8 BIOGRAFIE DEKADA „JESTEM Z WILNA”

– Jak się odbyło pana zaprzysięże- mi się rozsunęły i zobaczyłem scenę jak nie? w filmie: przy stole siedzieli ludzie w fu- rażerkach i mieli przed sobą rewolwery. – Witka, łączniczka FPO, przyszła po Na stole leżały mapy z małymi chorą- mnie i zaprowadziła nas do głównodo- giewkami, oznaczającymi miejsca party- wodzącego, komendanta Abby Kowne- zantów... ra. On kiedyś studiował malarstwo, póź- Człowiek, któremu składałem przy- niej został poetą. I przegadaliśmy całą sięgę, nazywał się Abrasza Chwojnik, był noc o Michale Aniele, o Leonardo da Vin- z Bundu. Miał jedną rękę, jak to nazy- cim, o renesansie. wali w Wilnie, odsechłą, i on tę rękę po- łożył na stole, mówiąc do mnie: „Słuchaj Leonardo pisał w jednym z traktatów: Gabik, ty teraz składasz przysięgę. Od- „Malarz, który posiadł znajomość natu- tąd twoje życie należy do nas. Nie wolno ry nerwów, mięśni i ścięgien, będzie wiedział ci nikomu o tym mówić. Musisz wyko- przy ruchu członka, ile nerwów i jakie są tego nać każdy rozkaz. Widzisz te chorągiew- powodem; który mięsień, nabrzmiewając, jest ki? Tam walczą żydowscy partyzanci”. – przyczyną skrótu owego nerwu i jakie strony, A Kowner dodał: – „Niemcy mają pro- zmienione w najdelikatniejsze chrząstki, ota- gram ostatecznego rozwiązania, więc czają i skupiają ten mięsień. I tak stanie się i tak wszystkich nas zabiją. Powinniśmy pełnym rozmaitości i wszechstronnym de- zatem zbrojnie przeciwstawić się Niem- monstratorem mięśni, które tłumaczą wszyst- com. Chcemy zorganizować powstanie kie czynności figur, i nie będzie czynił jako ci, w getcie”. którzy w przeróżnych postawach pokazują te same szczegóły na rękach, nogach, piersiach W sąsiednim pokoju natarczywie dzwo- i grzbietach, co zaliczyć można do niemałych ni telefon. Gabriel Sedlis wstaje, wychodzi. wad. O, malarzu anatomie! Bacz, by zbytek Zatrzymuję magnetofon, zaglądam do nota- wiedzy o kościach, ścięgnach i mięśniach nie tek. Miłosz pisał w Abecadle o swoich roz- sprawił, że staniesz się malarzem drewnianym mowach z Abbą Kownerem, poetą z Izraela, w dążeniu, by nagie twoje postacie ukazywa- kiedy spotkali się w Berkeley. Przed wojną obaj ły swe wszystkie wrażenia.” studiowali na Uniwersytecie Stefana Batore- Tak, rozumiem, dlaczego w czasie szlach- go, Kowner na Wydziale Sztuk Pięknych... towania ludzi człowiek ucieka się pod obronę W Kalifornii wspominali Puszczę Rudnicką, klasyków humanizmu. gdzie działała zarówno partyzantka AK, jak i sowiecka, w skład której wchodzili zbiego- – No tak, mówiliśmy przez całą noc wie z getta wileńskiego. Kowner – jak pisze o renesansie, Kowner zaznajamiał się ze Miłosz – ukrywał się po wkroczeniu Niem- mną. A przy okazji przyglądał się temu, ców i nosił habit siostry zakonnej... Jego i paru co robię i jak to robię. innych chroniły polskie zakonnice w jakimś Działała w getcie Biblioteka Gaona, klasztorze... Wrócił jednak z powrotem do getta jeszcze sprzed wojny, dziesiątki tysięcy i został przywódcą organizacji zbrojnej. Opo- tomów. Przyprowadzono mnie tam. wiadał Miłoszowi, że celowo wybrał taktykę W pewnym momencie regały z książka- partyzancką, a nie regularnego wojska – jak

LITERACKA BIOGRAFIE 9 RENATA GORCZYÑSKA

AK... Chodziło mu o to, żeby zrobić wrażenie, Hingstowi prezent: plan plastyczny mia- ze było ich mnóstwo... Co Miłosz tam pisał na sta Wilna. To była makieta architektonicz- zakończenie hasła o Puszczy Rudnickiej? na, ale tak duża, że zużyto na nią czter- Walki między oddziałami KGB i niedobitka- dzieści kilka płyt gipsowych o wymiarach mi AK. I dalej coś o stałych bazach armii so- jakieś półtora metra na osiemdziesiąt cen- wieckiej, istniejących potem przez dziesiątki tymetrów. Müller poszedł do szefa żydow- lat... Powinnam jeszcze raz przeczytać Kon- skiej policji, który nazywał się Gens i za- wickiego... pytał: „Zrobicie to?” „Tak”. Na to Müller: „Termin jest taki i taki” – już nie pamię- – No, już jestem. Nagrywamy dalej? tam, ile to było miesięcy. A zapłata miała Idea powstania zbrojnego wyszła wła- być następująca: w jakichś składach zła- śnie od Abby, i to już w 1941 roku. Je- pano Żydów na kradzeniu mąki. Trzyma- den z łączników FPO pojechał z tym do no ich z rodzinami w więzieniu na Łu- Warszawy. Zasadniczo cała koncepcja kiszkach. Wszyscy mieli zostać rozstrze- zbrojnego powstania w getcie warszaw- lani na Ponarach... Umowa była taka: jak skim zrodziła się w Wilnie. zrobimy makietę na czas, to ci skazańcy zostaną wypuszczeni. A jak nie zdążymy, – Czy te obie akcje zbrojne miały być to ich rozstrzelają. skoordynowane? Gens zwołał wszystkich ludzi, którzy mogli być pomocni, w tym dwoje archi- – Nie. Żydowskie Wilno przy- tektów – Smorgońskiego, który studio- gotowywało się do powstania, które ni- wał jeszcze w Petersburgu i Florę Rom, gdy nie doszło do skutku. Nie doszło do która kończyła architekturę w Pradze. skutku dlatego, że... no, to bardzo długa Znaleziono też inżyniera budowlanego. historia. W każdym razie postanowiono Każdy, kto umiał rysować, znalazł się w którymś momencie, że jednak nie w tej grupie. Ja też. Nie wolno nam było można zrobić powstania w getcie, bo robić fotografii, natomiast dostaliśmy wy- wtedy to już na pewno wszystkich zli- jątkowe zezwolenie, żeby chodzić po mie- kwidują. A ponieważ może zdarzyć się ście i szkicować kościoły, w ogóle wszyst- cud – na przykład Amerykanie wynajdą kie znaczące budowle wileńskie. Nie wie- jakąś nową broń, albo zabiją Hitlera, to działem wtedy, że nasza grupa była prze- nie mamy prawa skazywać wszystkich. nizana członkami podziemia, bo to da- Jeśli chcemy walczyć, to musimy wyjść wało nadzwyczajną okazję, żeby wycho- z getta. dzić z getta i utrzymywać kontakty. Kiedyś długo pracowałem nad tą – No i wyszedł pan... makietą i widzę, jak wkracza do pracow- ni szef wileńskiego getta, ten Gens, któ- – Tak, ale zanim to nastąpiło, przeży- ry był wysokim, bardzo przystojnym męż- łem kolejną dziwną, typowo wileńską czyzną, w mundurze litewskim. Za nim historię. Gebietskommisarem w Wilnie wchodzi Müller i szef Gestapo, wszyscy był wtedy Hingst, a jego zastępca nazy- w mundurach. Ich mundury miały hip- wał się Müller. I Müller postanowił dać notyzujący wpływ. To było straszne. Wte-

10 BIOGRAFIE DEKADA „JESTEM Z WILNA” dy już dobrze znałem niemiecki. Oni do cia, a reszta – na Ponary. Przy czym małe mnie podeszli, grzecznie wypytywali getto zostało już zlikwidowane i Niem- o różne budynki, a ja byłem tak zdener- cy wydawali tak zwane żółte szajny – wowany, że z trudem mogłem coś z sie- dokumenty drukowane na żółtym papie- bie wykrztusić. Zauważyłem wtedy, jak rze. Podczas jednej akcji przyszli Niem- jeden z SS-manów, w pięknym mundu- cy i szukali ludzi bez żółtych dokumen- rze i w rękawiczkach z jelonkowej skóry, tów. Złapali między innymi pewną ko- zauważył na podłodze kawałeczek drew- bietę. Policjant żydowski powiedział, że na. Podniósł go, otworzył drzwiczki żela- to jest słynna pianistka. „Tak?” – zdzi- znego piecyka i wrzucił do ognia. Przy wił się jeden z Niemców. „A co ona gra?”. okazji strząsnął popiół z papierosa do pie- Na terenie getta było kiedyś gimnazjum. cyka, żeby nie zabrudzić podłogi.Widzi Poszli tam, znaleźli fortepian, ona usia- pani, jakie szczegóły się pamięta? dła i zagrała Beethovena. To ten SS-man Wreszcie plan plastyczny Wilna zo- powiedział: „Doskonale, ona ma prawo stał ukończony, Müller chciał zrobić do życia”. Wtedy szef policji żydowskiej z niego podarunek Hingstowi na Boże dodał: „Świetnie, to znaczy że artyści Narodzenie. Pada śnieg. Wychodzą Ży- mają prawo do życia.” I zaczął upomi- dzi z getta, jest ich z osiemdziesięciu, bo nać się o innych, mających jakiś artys- płyt było z górą czterdzieści. Każdą pły- tyczny fach. Pracowałem wtedy w te- tę niesie dwoje ludzi na czymś w rodza- atrze, robiłem scenografię. Więc Gens też ju noszy. I tak idziemy przez całe miasto mi wyrobił żółty szajn. Dziwne, że w get- aż do Gebietskommisariatu, płatki śnie- cie, gdzie zostało już tylko dwadzieścia gu wirują. Dochodzimy wreszcie do kwa- tysięcy ludzi, istniał teatr, pisano wiele tery głównej. Niemcy chodzą w mundu- oryginalnych sztuk, działali poeci. rach partyjnych, ze swastykami. Wiszą olbrzymie flagi, portrety Hitlera, i my Oglądam niedużą książeczkę przywiezio- tam wchodzimy, w obdartych ubraniach, ną z Litwy: Wilna Ghetto. POSTERS. Je- z żółtymi łatami. wish Spiritual Resistance. Składa się z re- Wie pani, to było zupełnie niereal- produkcji plakatów w języku jidisz, zapowia- ne. dających koncerty, przedstawienia, odczyty.

– Czyli jakieś specjalne umiejętno- UWAGA MŁODZIEŻ ści zwiększały szansę przetrwania... Zapraszamy na wykłady popularno- naukowe – Naturalnie! Ja pani teraz opowiem Sobota, 4 lipca, 19.30 – fizyka coś takiego: kiedy Niemcy wkroczyli do Niedziela, 5 lipca, 19.00 – chemia getta, to postanowili je znacznie zmniej- Środa, 8 lipca – literatura szyć. I zdecydowali, że tylko ludzie, któ- Wykłady przy Straszuna 12 rzy pracują dla niemieckich jednostek wojskowych oraz ich rodziny (to znaczy TEATR W GETCIE albo żona, albo matka, albo dzieci, ale sobota, 29 sierpnia i niedziela, 30 nie wszyscy razem), mają prawo do ży- sierpnia o 20.30

LITERACKA BIOGRAFIE 11 RENATA GORCZYÑSKA

KONCERT uważali, że jak nastąpi likwidacja getta, Chóru żydowskiego Wydziału Kultu- to będziemy się bronić. A cała grupa ry z towarzyszeniem orkiestry symfonicz- zbrojna w getcie wileńskim liczyła naj- nej wyżej trzystu ludzi. Solo: Luba Lewicka Kiedy nastąpiła likwidacja getta, Orkiestra pod dyrekcją Awroma Sle- łączniczki zawiadomiły członków orga- pa nizacji o zebraniu w kwaterze głównej, Solistki: Tamata Hirszowicz i Anna która mieściła się w Bibliotece Gaona. Fejgus – fortepian Gdy tam wszedłem, ujrzałem, że kara- W programie: biny maszynowe są rozebrane, więc zro- Schubert – Fantazja f-moll na dwa zumiałem, że nie będziemy się bić na fortepiany miejscu. Zapytałem wtedy Abbę: „Słu- Arenski – Suita na dwa fortepiany chaj, ja nie wziąłem swojego ‘laborato- Pieśni klasyczne i ludowe rium’. Czy mam je przynieść?” „Tak, masz je natychmiast przynieść”. To było ŻYDZI! blaszane pudełko z różnymi piórkami, W ramach akcji pomocy zimowej chemikaliami, pędzelkami, tuszami. Za- Zorganizowano loterię. panowała wtedy zupełna panika, bo lu- Do nabycia 5000 losów! dzie się dowiedzieli, że będzie likwida- 500 wartościowych nagród do wygra- cja, wiedziano, że idą transporty do obo- nia! zów koncentracyjnych do Estonii. Nawet Żydzi, kupujcie losy na loterię! Estończycy przychodzili i nas brali. Gdy Abba powiedział, że mam przy- nieść swoje ‘laboratorium’, poszedłem Teatr Getta Wileńskiego więc do domu, gdzie była moja mama Piątek, 9 lipca 1943, 21.30 i powiedziałem: „Mamo, jestem człon- Po raz trzeci kiem organizacji, wychodzimy”. GETTO W KRZYWYM ZWIERCIA- DLE Gabriel Sedlis przerywa. Nie wiem, czy Felietony, aktualności, skecze saty- mam wyłączyć magnetofon. Nagrywam mi- ryczne czyta Józef Muszkat nuty ciszy przy stole, zza okna wdziera się jęk Bilety do nabycia w kasie teatru kolejnej karetki pogotowia. To już noc, ciężka i parna sierpniowa noc nowojorska. – Jak się odbyło pana wyjście z get- ta i ucieczka do partyzantki? – „Mamo, jestem członkiem organi- zacji, wychodzimy”. Matka mi odpowie- – To były bardzo dramatyczne chwi- działa: „Ja to wiedziałam. Przeczułam. le. W podziemiu każda komórka znała Pamiętaj, zajmij się swoim bratem. tylko pięć osób. Ja byłem na osobnym Wiesz, dzieci powinny żyć dłużej niż ich statusie, bo miałem do czynienia ze szta- rodzice. Rodzicom pęka serce, jeżeli jest bem generalnym i nie znałem nikogo odwrotnie. Pamiętaj, że jeśli przeżyjesz, innego. Wtedy ci, co szli do partyzantki, najważniejszą rzeczą jest używać życia.

12 BIOGRAFIE DEKADA „JESTEM Z WILNA”

Jak masz pieniądze, to ci je mogą ukraść, nie. Więc on nam dalej mówi: „Broń jest, jak masz rodzinę – to mogą ci ją zabić. Niemcy mają jej mnóstwo. Tylko trzeba Ale tego, co sam przeżyjesz, nigdy ci nie im ją odebrać”. zabiorą”. I od razu wysłano nas na zadanie. Na zawsze zapamiętałem tę rozmo- Musieliśmy pójść do wieśniaków, ode- wę. To był ostatni raz, kiedy widziałem brać im duże piły i spiłować druty tele- mamę. foniczne na pewnym odcinku. No, ale miałem pani opowiedzieć o moim wyjściu z getta. Z domu wróci- – Ależ to absurdalne – partyzant bez łem do biblioteki, już ze swoim ’labora- broni! I do końca wojny walczył pan torium’. Przeszliśmy stamtąd do warsz- w Puszczy Rudnickiej? tatów, gdzie znajdowała się ogromna to- karka. Kiedy obracało się ją wokół osi, od- – Nie, to bardziej skomplikowane. słaniał się otwór, jakieś półtora metra na Do litewskiego oddziału partyzantki so- półtora, przykryty dyktą. To był właz. Po wieckiej wstąpiłem jesienią czterdzieste- pewnym czasie znalazłem się w kanałach. go trzeciego roku. Wkrótce potem dosta- Szliśmy dość długo kanałami miejskimi łem rozkaz pójścia do Wilna, żeby pra- i dotarliśmy do pewnego miejsca, gdzie cować z grupą terrorystyczną; przy czym czekał na nas – ciekawe – członek orga- była to część bojowa partii komunistycz- nizacji, który był litewskim policjantem. nej w mieście. Pani chyba sobie wyobra- Zaprowadził nas do innego miejsca, gdzie ża, co by to było dla Niemców, gdyby zła- była zbiórka. I stamtąd ruszyliśmy do pali Żyda w takiej grupie! No, ale dosta- lasu, do Puszczy Rudnickiej. Tam zostali- łem taki rozkaz. „Oczywiście – odparłem śmy wcieleni do litewskiego oddziału so- – bezwzględnie pójdę, ale czy moi do- wieckiej partyzantki. Oficerami i dowód- wódcy wiedzą, na co się narażają, wysy- cami byli spadochroniarze z dywizji litew- łając mnie do miasta z moim semickim skiej. Mieli na sobie litewskie mundury, wyglądem?” Oficer partyzantki sowiec- bardzo często szaulisowskie, i mówili do kiej zaczął szydzić: „Boiszsia, trusisz?” nas po litewsku. Ja na to twardo: „Muszę mieć ze sobą I ucieczka z getta od Litwinów, któ- broń. Mam karabin, ale do automatu rzy do nas strzelali, do tego oddziału, była jeszcze nie doszedłem. Muszę mieć re- z początku czymś niesamowitym. Pamię- wolwer.”. A on: „Tego to ja ci nie mogę tam, że wygłosił do nas mowę młody zapewnić”. Zwróciłem się więc do żoł- człowiek, nazwiskiem Pietras, który po- nierza-spadochroniarza: „Ej, towariszcz! wiedział tak: „Wyście teraz przyszli do Idę na zadanie. Masz mi dać swój na- nas, i to jest najwyższy czas. Bo dotych- gan”. On od razu odpiął i dał. czas współpracowaliście z Niemcami, No i wyruszyłem do miasta. Odpro- żeby wygrać wojnę”. Pani wie, myśmy wadzała mnie Witka i dwóch chłopców. byli zatrudnieni przez Niemców jako nie- W jakiejś chacie przy lampie naftowej wolnicy. I on dalej mówi: „Ale jest pełno zrobiłem sobie dokument tatarski, bo broni”. Wśród naszych dostać broń, mieć jestem obrzezany, i wymyśliłem dla sie- rewolwer – to było niezwykłe wydarze- bie imię: Stefan Mustafa Dunajewicz.

LITERACKA BIOGRAFIE 13 RENATA GORCZYÑSKA

Tatarów i Karaimów nie ruszano, choć układam sobie w myślach: urodziłam się w no- oni też byli obrzezani. Zrobiłem też so- cy z czwartego na piątego maja w klinice na bie opaskę Wehrmachtu z orłem i swa- Złotej, szesnastego dnia powstania w getcie styką. Jeszcze przed pójściem do party- warszawskim. W trakcie porodu ogłoszono ko- zantki uszyliśmy sobie z zielonego koca lejny alarm, leciały bomby. Pospiesznie znie- rodzaj munduru, jaki nosili często syno- siono mnie do schronu w piwnicy, matka zo- wie polskich oficerów. Miałem wysokie stała na górze, bo nie miała siły czy ochoty zejść buty z cholewami oraz czapkę gimnazjal- z innymi. Dużo później uświadomiłam sobie, ną z dużym daszkiem. Jak to wszystko że urodzić się o kilkaset metrów od trzymetro- na siebie nałożyłem, to miałem bardzo wego muru to jednak zasadnicza różnica. dobry wygląd. Naprawdę trudno było poznać. – No więc mówiłem, że sielanka trwa- Kiedy przyjechałem do Wilna, to ła niestety krótko. Moją łączniczką była wtedy dla aryjczyków wprowadzono ró- wtedy Sonia Madejska, bardzo piękna żowe dokumenty, które chroniły przed komunistka, która za czasów polskich sie- wywiezieniem na roboty i przed wzię- działa w więzieniu. Jak to mówili w Wil- ciem do wojska, bo Litwinów do wojska nie, była zakajana, to znaczy zawodowa brali. Sprowadzono więc z Kowna różo- rewolucjonistka. I Sonia przybiega do wy papier, jakiś litograf podrobił druk, mnie, mówiąc: „Wpadł jakiś Rosjanin ale niedobrze. Musiałem wyczyścić ka- i on kogoś wsypał. Tam się znajduje ja- mień ręcznie. Zrobiłem to starannie, kaś kobieta, która wszystkich sypie i każ- dokument wyszedł doskonale. Po prostu dy, kto przychodzi, też sypie”. Powiedzia- sielanka. Niestety, na krótko. ła mi, gdzie pójść i przyrzekła, że wkrót- Ale może zrobimy krótką przerwę, ce się ze mną skontaktuje. napijemy się herbaty... Zaraz Joasia nam Wtedy właśnie byłem w tym niby zrobi. mundurze i miałem ze sobą dwie skó- rzane teczki. W jednej trzymałem moje Gabriel Sedlis znika w głębi obszernego laboratorium, już powiększone – miałem mieszkania. Z kuchni dobiega gwizdek czaj- wtedy blankiety niemieckie, te różowe nika, strzępy rozmowy z zaspaną żoną. Sytu- kartki, stemple i tak dalej, a w drugiej acja emocjonalna przypomina mi krótki teczce – broń oraz komunistyczne ulot- wiersz Adama Zagajewskiego, swego czasu ki. Getto już wtedy nie istniało, Wilno przetłumaczony przez mnie na angielski: było Judenfrei. Ale istniały dwa małe obozy, Kailis i HKP. W Kailisie byli fu- „Już ustały tamte cierpienia. trzarze, mieszkali w takim bloku i szyli Umilkł płacz. W starym albumie futra dla Niemców, a w HKP naprawiali widzisz twarz żydowskiego dziecka samochody. Tam jednak trzymanie ta- na kwadrans przed śmiercią. kich rzeczy wiązało się ze zbyt wielkim Masz suche oczy. Nastawiasz wodę ryzykiem. Więc co ja zrobiłem: włożyłem na herbatę, jesz jabłko. Będziesz żył.” do jednej z teczek przykładnicę, jakiej używają architekci. Jest długa, więc Chciałabym coś opowiedzieć Gabrielowi, oczywiście wystawała. To był widoczny

14 BIOGRAFIE DEKADA „JESTEM Z WILNA” znak, że gdzieś pracuję. A ponieważ pra- zgłosił się na policjanta. Ale on miał ko- cuję, to nie jestem Żydem, który uciekł. chankę Sowietkę i ta Sowietka powie- Pamiętam doskonale, że kierowałem się działa mu: „Pracujesz dla Niemców, jak w stronę Teatralnej, nieopodal mojego przyjdą nasi, to ciebie wyślą na Syberię, dawnego domu. Szedłem ulicą Pohulan- a jak będziesz pracował z nami, to zo- ka i to w taki sposób, że ominąłem oby- staniesz gierojem”. Ale on tego gieroj- dwa rogi i celowo przeszedłem na róg, stwa nie dożył, bo jego również zabrano gdzie stali policjanci. Włożyłem nawet na Gestapo. Miał brata, też litewskiego rękę do kieszeni, niby żeby wyjąć doku- policjanta, który pod jego wpływem też ment, a tamci machnęli tylko ręką, że to coś robił dla podziemia, pracował na obie niepotrzebne. strony. Czasami mogłem u niego noco- Moje dokumenty były oczywiście wać. Godzina policyjna rozpoczynała się fałszywe, ale wtedy miałem już nagan o dziewiętnastej trzydzieści. oraz TT automatyczny. Dwa dlatego, że Któregoś dnia poszedłem na umó- automatyczny może się zaciąć, a nagan wione miejsce, gdzie miałem spotkać jest bębenkowy, jednakże ma tylko sześć pewną osobę, ale ona się nie zjawiła. Co kul. No i miałem jeszcze granat. Jeżeli było robić, zastukałem więc do żony tego więc musiałbym pokazać dokument policjanta, który już wtedy siedział. A u i usłyszeć, że nie jest dostatecznie dobry, niej akurat gościli Litwini – tajniacy to wtedy wyciągnąłbym rewolwer. A jak i mundurowi, i pili wódkę. by mnie chcieli złapać, to bym się rozer- Wchodzę w tej swojej czapce, z tecz- wał granatem. Nie dopuściłbym, żeby kami. Na razie nie wyglądam specjalnie mnie wzięli żywcem na Gestapo. semicko, daszek sięga mi nosa. Policjant, który mi otworzył, zaczął się denerwo- – Czy po wyjściu z getta nigdy się wać i mówi po litewsku, żebym szybciej pan nie bał? wszedł do pokoju i usiadł do picia. I wte- dy zdejmuję czapkę. Widzę, że wszyscy – Co to znaczy strach? Od chwili, się we mnie wpatrują. Proszę pani, to jest kiedy stałem się członkiem organizacji tak, jakby w Ameryce ogłoszono, że za- podziemnej, odczuwałem bardzo silną bijają wszystkich Murzynów i nagle do pewność, że przeżyję. Nie wiedziałem, domu białych wchodzi czarny człowiek. w jaki sposób. Gdyby mnie o to pytano, Ludność lokalna na Wileńszczyźnie ma nie umiałbym tego wyjaśnić. Ale bardzo na ogół jasną skórę, jasne włosy i na pew- optymistycznie wierzyłem w... survival, no nie ma takich nosów jak ja. w przeżycie. Więc wszyscy się na mnie gapią. A ja Więc to jedna ze scen, które ciągle miałem wtedy osiemnaście lat. Ale je- pamiętam. A inna wiąże się z litewskim den z Litwinów nalał mi pełną szklankę policjantem, o którym już pani wspo- wódki, ja tę wódkę wypiłem i wtedy coś mniałem. On był bardzo czynny w pod- mi przyszło do głowy: I mówię im: „Coś ziemiu, brał udział w wielu akcjach prze- mi się dzisiaj przydarzyło. Idę ulicą – ciwko Niemcom. Jego, jak mówią w Wil- zatrzymują mnie. Na dodatek nie pierw- nie, przekabaciła żona i przekonała, żeby szy raz! Bo ja jestem Tatar”. I od razu

LITERACKA BIOGRAFIE 15 RENATA GORCZYÑSKA słyszę w odpowiedzi: „Ależ pan niepo- działem piękne Wilno. Pamiętałem za- dobny do Żyda, wcale nie!”. I tak żeśmy bytki, plan miasta, pamiętałem, jak my- pili i do głowy nikomu nie przyszło wię- śmy, jeszcze będąc w gimnazjum, opro- cej mnie pytać. wadzali ludzi po mieście. Wszystko to było równoczesne. Czerwiec czterdzie- – Chciał pan wrócić do lasu? stego czwartego.

– Pani się pyta! Po wielu miesiącach Gabriel – myślę – jakie trafne imię. Po nadszedł wreszcie upragniony rozkaz: hebrajsku „Wojownik boży”, anioł śmierci, „Wrócić”. Byłem bardzo szczęśliwy. Ale książę ognia i grzmotu, jeden z głównych wy- po powrocie do Puszczy Rudnickiej nasz słanników Boga, jak zaświadcza Księga Da- komisarz partyjny – nazywał się Jurgis, niela. W Talmudzie przypada mu rola jed- Żyd litewski, który kiedyś nazywał się nego z grzebiących ciało Mojżesza. Wyobraża- Zimanas, wykładał przed wojną w gim- ny z potrójnymi skrzydłami; mam w domu nazjum żydowskim w Kownie i bardzo jego figurkę z drewna wyrzeźbioną przez an- ukrywał swoje pochodzenie – zadał mi gelologa z Kaszub. następujące pytanie: „Towarzyszu Gabi- ku – to była moja kliczka – czy to praw- – Panie Gabrielu, mieliśmy wrócić do da, że jak towarzysz robił dokumenty, to tej historii, w związku z którą oskarżo- towarzysz stawiał specjalny znak dla no pana w gazetach polonijnych o anty- Gestapo, żeby Niemcy wiedzieli, że do- polskie stanowisko. To wydarzenie od- kument jest podrobiony?” A to był ko- było się właśnie w tym czasie? misarz brygady litewskiej na całą Litwę. – Prawie. Bolszewicy byli pod sa- – I uwierzył panu na słowo? mym Wilnem i szli na garnizon niemiec- ki, żeby go rozbroić. Na polach rosło już – Tak, najwyraźniej miał ankietę ze wysokie żyto. Wtem padły strzały. W ży- standardowymi pytaniami. Więc w par- cie pokazały się białe chorągiewki, pol- tyzantce pozostałem do wejścia Armii ska partyzantka. Nie potrafię powiedzieć, Czerwonej. Myśmy walczyli w mieście czy AK, czy NSZ. jako tak zwany tankowyj desant, czyli Muszę w tym miejscu dodać, że nie za czołgami. W każdym razie walczyli- tylko podrabiałem dokumenty, ale byłem śmy w Wilnie, co było dla mnie niezwy- też takim kostiumologiem – z blaszanek kle podniosłym momentem. Wkraczając robiłem różnego rodzaju odznaki, do Wilna, widziałem leżące słupy tele- gwiazdki i tak dalej. Dzięki temu mia- foniczne i biegnącą z samowarem kobie- łem na sobie już pełne umundurowanie. tę, która nagle pada trafiona. I tank so- Słowem, zaczęły się strzały i pieriegawo- wiecki, do którego Niemcy strzelają. Ni- ry. Wszyscy nasi dowódcy doskonale zna- gdy przedtem nie widziałem, żeby tank li polski, ale chcieli mówić tylko po li- się palił. Wyskakuje z niego czołgista, ale tewsku albo po rosyjsku. Dali do zrozu- ma już kompletnie spalone nogi. I w mienia, że potrzebny jest tłumacz, zawo- trakcie ogromnego napięcia cały czas wi- łano mnie. Miałem na sobie mundur,

16 BIOGRAFIE DEKADA „JESTEM Z WILNA” więc wszystko wyglądało bardzo dobrze ciec opowiedział mi następującą histo- – gwiazdki, przepasy. Oni się objęli, po- rię: gdy on ukrywał się koło miasteczka całowali. Pamiętam, że dowódcą naszej Suzany, przyszli partyzanci. Niektórzy grupy był bardzo porządny człowiek, mieli rogatywki, orzełki, biało-czerwo- nazwiskiem Gabrys, który przed wojną ne opaski. Wzięli go do kąta i powiedzie- nazywał się podobno Maciejko. Tamci od li: „Pan jest Żydem i na pewno zabił pan razu wyjęli niemieckie papierosy, Sowie- tego Polaka, którego ma pan dokumen- ci wyciągnęli camele ze zrzutów amery- ty”. „Pamiętasz Gabik – mówił mój oj- kańskich. Ale słyszę, że mówią do na- ciec – że chłop, który nas przechowywał, szych: „No wiecie, my jesteśmy teraz nazywał się Szydejko. Partyzanci wzięli sprzymierzeńcami, powinniśmy się po- go ze sobą i w czasie jazdy grozili: ‘No, łączyć i walczyć razem przeciwko Niem- panie Szydejko, tu jest dobra sosna, to com. Ale zostawcie waszych Żydków pana na niej powiesimy za to, że chowa w zbożu, nie pobrudzicie sobie rąk, bo pan Żydów.’ Wzięli nas do swojej kwa- my już ich sami wykończymy”. tery. Wtedy twoja bratowa Mila dowie- Nie wiem, czy oni wiedzieli, że je- działa się, kto jest łącznikiem i powie- stem Żydem, czy też nie wiedzieli. To działa mu, że tym doprowadzonym jest wielkie pytanie. Gabrys w ogóle się nie doktor Sedlis, przed wojną dyrektor szpi- pożegnał, obrócił się i odszedł z całą gru- tala żydowskiego w Wilnie. Zawołał pą. To był nadzwyczaj nieprzyjemny mnie jakiś major – nikt z naszej rodziny moment. nie może sobie przypomnieć jego nazwi- ska. Zapytał : ‘Pan jest doktorem Sedli- – I wtedy zaczęliście do siebie strze- sem?’ ‘Tak’. ‘To pan uratował życie mo- lać? jej żonie, pan ją operował’. Odciągnął mnie na stronę i mówi: ‘Chcę się panu – Tak, weszliśmy w zboże i musieli- odwdzięczyć. Pan zostanie tutaj jako le- śmy się przebić. Ta sprawa do dziś mnie karz.’ Ja na to: ‘Ale ja chciałbym wrócić prześladuje. Ale chcę teraz coś innego do Wilna’. Major odparł: ‘Proszę pana, opowiedzieć. dostaliśmy rozkaz, żeby oczyścić teren.’ Mój ojciec był znanym lekarzem I tak to, Gabiku, znalazłem się w pol- w Wilnie. Na dzień przed likwidacją za- skiej partyzantce”. wołano go do obozu Kailis do jakiejś ko- Ja mu na to odpowiedziałem: „Ta- biety i już nie został wpuszczony do get- tusiu, teraz sowieccy partyzanci wkro- ta. Mój brat Alik i jego żona, mając dużo czyli do miasta. Proszę cię, nikomu o tym mniej semicki wygląd niż ja, ukrywali nie mów, bo cię rozstrzelają”. Bardzo się na wsi. Ja im zrobiłem dokumenty. rzadko widziałem, żeby mój ojciec pła- Gdyśmy wkroczyli do Wilna, to oni wszy- kał. Ale wtedy płakał. scy mieszkali w Wołokumpi – to taka miejscowość, dokąd jeździliśmy przed – Ocalał? wojną na letnisko, jakieś osiem kilome- trów od miasta. Pojechałem tam, spotka- – Tak. Zmarł w Nowym Jorku. Gdy łem ojca, wycałowaliśmy się i wtedy oj- był bardzo chory i leżał pod namiotem

LITERACKA BIOGRAFIE 17 RENATA GORCZYÑSKA tlenowym po ataku serca, to mu powta- bami. Na przykład podrobiłem doku- rzałem: „Tatusiu, pomyśl o przyjemnych ment, dzięki któremu zmienialiśmy pol- rzeczach”. Rozmawialiśmy o Wileńsz- skie złote, już wtedy nic nie warte, na czyźnie, o jeziorach zarośniętych trzci- sowieckie ruble. Do banku przychodził ną, o tym, jak się płynie kajakiem i taki jakiś wojskowy z teczką, z pułku takiego spokój tchnie... i takiego, liczącego tylu i tylu ludzi (tego nie wolno było sprawdzać – ściśle tajne) – Czym dla pana skończyła się woj- i wymieniał pieniądze. Ale zarówno ofi- na? Był pan jedną z niespełna tysiąca cer, jak i wszystkie te papiery były lipne. osób, które ocalały spośród 87 tysięcy Nie wiem, kto wymyślał te akcje; ja by- Żydów wileńskich. łem tylko ich wykonawcą. Pani sobie nie wyobraża, jakie pie- – To było trochę inaczej, niż pewnie niądze można było robić na czarnym pani sobie wyobraża. Jeszcze się wojna rynku pod sam koniec wojny. Działała nie skończyła, gdy tymczasem nasza gru- grupa wielkich spryciarzy, która szła na pa w Wilnie już się przygotowywała do tereny rosyjskie, kupowała złoto i bry- następnego etapu, to znaczy, żeby Pale- lanty za śmieszne pieniądze, szmuglo- styna stała się państwem żydowskim. wała do Polski tak zwane „kasztany”, Należałem do ugrupowania Berirah, pod- przerzucała je do Kairu... Niesamowite ziemnego ruchu syjonistycznego, działa- historie! I ludzie z tej grupy wpadli na jącego na terenie Polski, Rumunii, Austrii genialny pomysł: na terenie Lwowa i Wi- i Włoch. Do jego zadań należało wywo- leńszczyzny są maszyny do pisania z ła- żenie Żydów, przede wszystkim z guła- cińską czcionką, której Rosjanie przecież gów w Rosji. Chodziło o to, żeby przerzu- nie używają. I ja, pracując jako grafik na cać ich do miejsc, które będą wyzwalane lipnej pozycji w Ministerstwie Propagan- przez Amerykanów lub Anglików. dy, podrobiłem klucze i dostałem wszyst- Przez wileńską rodzinę Fedeckich kie dokumenty, jakie były potrzebne do udało mi się latem czterdziestego czwar- podróży. Dano tym spekulantom papie- tego roku dostać do Lublina, razem z Ab- ry – prawdziwe, bo podrobiony na nich bą Kownerem i Witką. Wtedy było bar- był tylko podpis. Dostali putiowki do dzo trudno o pieniądze. Poszliśmy do Związku Radzieckiego, sowieckim samo- posła Sommersteina i powiedzieliśmy, że lotem, i zezwolenie na wzięcie ze sobą już nasi łącznicy, partyzanci z Równego, pieniędzy – niby z ramienia PKWN – żeby dotarli do Rumunii, gdzie dostali się na kupować naszyny do pisania z łaciński- statek grecki, dopłynęli do Palestyny mi czcionkami. Po to, żeby im zapewnić i nawiązali kontakt z brygadą palestyń- safe conduct, pojechał z nimi również je- ską wedle ówczesnego nazewnictwa, to den z naszych partyzantów; to on miał znaczy żydowską. Sommerstein powie- na sobie pieniądze i dokumenty. dział nam na to: „Dzieci, wy jesteście Z siedziby PKWN wyjechał willys na dzieci, co za historyjki...” lotnisko, gdzie czekał sowiecki samolot. A myśmy musieli zdobyć pieniądze. Handlarze stawili się na godzinę przed Zdobywało się ja najróżniejszymi sposo- odlotem. I również o godzinę wcześniej

18 BIOGRAFIE DEKADA „JESTEM Z WILNA” pojawili się pewni panowie. Można było rzy mówili w jidisz albo po niemiecku; poznać po butach i mundurowych stro- tego ludzie na ogół nie rozróżniali. Ja jach, że to tajniacy. Zażądali dokumen- byłem wtedy z Abbą Kownerem i Cywią tów i po sprawdzeniu orzekli, że są fał- Zubetkin, bohaterką getta warszawskie- szywe. Zaczęli wlec handlarzy w kierun- go. Nasz pobyt w Sanoku wzbudził jed- ku NKWD. Ale to była długa droga. Ten nak podejrzenia i któregoś razu taki Po- nasz spekulant przed bramą NKWD za- lak w zielonym kapelusiku, który przed- czął jęczeć do tajniaków: „Słuchajcie, my tem był pewnie tajniakiem Gestapo, jesteśmy Żydzi, przeżyliśmy Niemców, a potem wysługiwał się Sowietom, pod- mamy na sobie pieniądze...” „Ile macie?” szedł do nas i powiedział: „Państwo po- I ci tajniacy zabrali im i pieniądze, i pu- zwolą”. I od razu nas zaprowadził do tiowki. Ale rzekomi tajniacy to byli nasi NKWD. Przypominam, że wszyscy mieli ludzie. Więc myśmy wypłukali handla- papiery greckie. Abba niósł w plecaku rzy z pieniędzy, ale oni natychmiast za- całe archiwum, a ja naturalnie miałem wiadomili swoich kumpli, którzy ich ze sobą moje laboratorium. I z tym ca- chronili, między innymi majora NKWD. łym bagażem znaleźliśmy się w wiado- Kiedy mój ojciec z bratem przyjechali na mym miejscu, gdzie nas zaczęto przesłu- lokomotywie z Wilna i rozpytywali, gdzie chiwać. Aha, ja miałem dokumenty jest Gabik, w Lublinie nie pozostało już stwierdzające, że jestem Bułgarem. śladu po Gabiku. O, muszę dodać, że kiedy jeszcze by- liśmy w partyzantce, to wysadziliśmy – Właściwie bardzo mało wiemy, jak kiedyś pociąg, z którego uratowali się wyglądała Polska lubelska, jakie trwało jacyś ludzie we włoskich mundurach. tam życie codzienne, a potem ten strasz- Okazało się, że byli to jugosłowiańscy liwy chaos, wędrówka ludów po wyzwo- partyzanci, którzy nosili te mundury dla leniu obozów zagłady... Jeśli cokolwiek zmylenia wroga. Oni się z nami wtedy na ten temat się dowiedziałam, to z ksią- połączyli. Od nich nauczyłem się prze- żek Primo Leviego. Jego relacje z tego ważnie sprośnych piosenek po serbo- okresu czyta się ze zdumieniem. To tak chorwacku i dzięki temu trochę pozna- wtedy wyglądała rzeczywistość? Strasz- łem ten język. Na poczekaniu wymyśli- liwa i momentami śmieszna. On był ka- łem w NKWD niby bułgarski – mieszan- pitalnym obserwatorem... kę rosyjskiego, z wtrętami serbskimi i litewskimi. I wygłosiłem wtedy mniej – Tak, było strasznie i śmiesznie. Ja więcej taką przemowę: „Szanowni towa- pani opowiem na koniec taką historię: rzysze, my jesteśmy partyzanci, walczy- nasza grupa z Lublina przyjechała do liśmy w lasach z faszystami, dostaliśmy Sanoka z dokumentami świadczącymi się w zasadzkę, Niemcy nas złapali, mało o tym, że jesteśmy Grecy. Chodziło o to, nas nie zastrzelili, ale wasza partyzant- żeby nikt nie mógł się z nami dogadać. ka deptała im po piętach, to nas wsadzi- Jak wiadomo, na terenie Polski znajdo- li do obozów koncentracyjnych, zagło- wali się wtedy wypuszczeni z obozów dzili, niewolników z nas zrobili, ledwie koncentracyjnych Żydzi z Salonik, któ- żyjemy, choroby nas gnębią, gruźlica,

LITERACKA BIOGRAFIE 19 RENATA GORCZYÑSKA palce odmrożone, my chcemy teraz do wałem na Akademii Sztuk Pięknych domu, do swoich ojczyzn, tam żony, dzie- w Rzymie, potem przeniosłem się na wy- ci, matki płaczą, ziemia odłogiem leży...” dział architektury w Turynie. Mój brat Kapitan NKWD, który zresztą był Alik i jego żona studiowali medycynę Żydem, mówi do mnie: „Ty brieszysz?” w Rzymie. W moich oczach Rzym i Wil- – to znaczy zapytał, w jakim języku ja no mają jakieś wzajemne podobieństwa. szczekam. To ja na to: „Po bułgarsku”. Pod koniec czterdziestego dziewiątego W życiu nie słyszałem bułgarskiego. Ale roku z bratem, bratową i ojcem wyemi- widzę, że ludzie z mojej grupy po kolei growaliśmy do Ameryki. Tu skończyłem wychodzą. Przy drzwiach stali strażnicy Harvard. i jakiś młody porucznik spisywał zezna- nia ręcznie, nawet maszyny do pisania – Ma pan jakieś odznaczenia bojo- tam nie mieli. Przyszła w końcu moja we? kolej. Przed tym porucznikiem leżała taka putiowka, że jako człowiek, który – Nigdy niczego nie dostałem, ale był w obozie koncentracyjnym, mam zgłoszono mnie do orderu Krasnowo prawo wrócić do swojego kraju. On do Znamienja. Tego też mi nie przyznano. mnie: „Od kuda wy?” „Iz Bułgarii”. Więc on mi wypisał: „Iz goroda Sanok w go- – Pana starszy kolega z tego samego rod Bułgarju” gimnazjum w Wilnie, Czesław Miłosz, Już mam wyjść z tą przepustką, aż zauważył w jednym ze swoich wierszy, tu podchodzi do mnie jakiś Rosjanin, że język jest naszym prawdziwym do- wyraźnie w dobrym nastroju, i pyta: mem. Czy jako człowiek posługujący się „A gdzie są Grecy?” „Bo co?” „A bo ja tyloma językami, mieszkający w Nowym znam grecki i chcę sobie z nimi poroz- Jorku, a nie w Wilnie, zgadza się pan z tą mawiać”. Wskazuję w zupełnie innym definicją? kierunku, bo moi znają tylko jidisz, o greckim pojęcia nie mają... – Bezwzględnie tak. Ale mam także wielkie przywiązanie do rosyjskiego, bo – I iz goroda Sanoka wyjechał pan do... bajki czytano mi w dzieciństwie po ro- syjsku. Kiedy dostałem pierwszą książ- – Do goroda Rumunii. Tam praco- kę Tadeusza Konwickiego... waliśmy; międy innymi z Abbą Kowne- rem, przyłączyliśmy się wtedy do ugru- – ...innego pana słynnego kolegi powania Avengers – Mściciele – które z Gimnazjum Zygmunta Augusta... miało dokonać zemsty za tak zwane Znów tam wracamy... ostateczne rozwiązanie. Zgłosiłem się w charakterze ochotnika w wojnie o nie- – ...którą mi przysłał do Ameryki re- podległość Izraela, ale przeznaczono żyser Janusz Majewski, zacząłem ją czy- mnie do niebojowej roli na terenie tać i płakać. I powiedziałem żonie: „Wiesz Włoch. Część z nas przeszła do Austrii, co, Joasiu, mieszkam w Ameryce tyle lat, część do Jugosławii. Ja najpierw studio- dużo czytam. Widzę słowa, zdania, ale

20 BIOGRAFIE DEKADA PANORAMA WILNA, 2002 Fotografia Ma³gorzata Kamiñska-Rogatko czytać po polsku to tak, jakby oddychać dom naprzeciwko, ogród... Chciałbym tym językiem. To jest powrót”. odwiedzić Wilno, kiedy kwitną kaszta- ny i bzy, kiedy są młode liście brzóz. – Odwiedziny Wilna po wielu latach: Dziwi mnie los – to, co się dzieje czy sądzi pan, że byłoby to mocne prze- z ludzkim życiem. Konwicki pisze życie? w Dziurze w niebie o chłopczyku, który ba- wił się z innymi w wojsko i oni mu po- – Kiedy oglądam telewizję i widzę wiedzieli: „Wiesz, ty będziesz rachował pokolenia młodych ludzi – młodzież ze śledzie, bo żołnierz to nie jest żydowskie wschodniej Europy – to nie są ci ludzie, zajęcie”. RENATA GORCZYÑSKA których ja znałem. To jest młodzież mię- Jak pani widzi, jestem z Wilna. eseistka, dzynarodowa, mająca zupełnie inne t³umaczka, wyobrażenie o świecie. Ja pamiętam sta- Zatrzymuję magnetofon, wykręcam nu- dziennikarka radiowa. re czasy. mer telefonu w Berkeley, podaję słuchawkę Ostatni¹ jej Proszę pani, Rzymu nie odwiedza- Gabrielowi. Z nieznanym mu osobiście Miło- ksi¹¿k¹ s¹ łem przez wiele lat od wyjazdu w czter- szem rozmawia o nauczycielce polskiego Portrety paryskie, WL 1999. dziestym dziewiątym roku. Wybraliśmy z Gimnazjum Zygmunta Augusta, o innych Laureatka się tam z Joasią na 25-lecie naszego ślu- profesorach, o starym gmachu na Boufałło- Nagrody im. bu, chociaż obiecywałem, że do Włoch wej Górze. I tak ich zostawiam, połączonych Dariusza Fikusa za sukces zabiorę ją w podróż poślubną. Zatrzyma- wspólną pamięcią. w mediach, 1999 liśmy się na via Gregoriana, niedaleko Renata Gorczyńska – za „Maraton Piazza di Spagna; to przepiękna część z Panem Powy¿szy tekst jest fragmentem ksi¹¿ki Renaty Tadeuszem” miasta. Pamiętam, jak mocno biło mi Gorczyñskiej Jestem z Wilna i inne adresy, któ- w Polskim Radiu; serce, tak silnie podziałał Rzym. A Wil- ra uka¿e siê niebawem nak³adem Wydawnictwa laureatka Z³otego no – zobaczyć ulicę Teatralną, teatr, nasz Krakowskiego. Mikrofonu 2000.

LITERACKA BIOGRAFIE 21 O „MA£YCH OJCZYZNACH” inaczej

W dniach 3-6 lipca 2002 roku odby³o siê w Krakowie polsko-niemieckie sympozjum MIÊDZY PROWINCJ¥ A EUROP¥. UNIWERSALIZM CZY „MA£A OJCZYZNA” zorganizowane przez Krakowsk¹ Fundacjê Kultury oraz Fundacjê Wspó³pracy Polsko-Niemieckiej. Trzy pierwsze eseje przedrukowane poni¿ej zaprezentowane zosta³y podczas tego sympozjum.

22 DEKADA , 2002. DOCUMENTA 11, Kassel 11, , 2002. DOCUMENTA Bez tytu³u Shirin Neshat, Katalog © 2002 documenta und Museum Fridericianum Veranstaltungs-GmbH, Kassel Veranstaltungs-GmbH, Fridericianum Museum und documenta 2002 © Katalog Reprodukcja

LITERACKA 23 Stanis³aw Piskor UNIWERSALIZACJA LOKALNEGO

ojęcie prowincji oznacza zacofanie, buły romansowej, za mąż wychodzi dwór- Pograniczone horyzonty umysłowe, ka Marii Kazimiery, permanentnie pogrą- itd., słowem podrzędność. Obraz pro- żonej w smutku z powodu bezdzietności. wincji zwykle określa metropolia, naj- Młoda mężatka osiada w okolicznych do- częściej ze źle skrywaną pogardą – moim brach, nudząc się niemiłosiernie. Nazywa zdaniem – według następującego wzoru: się Maria Zamoyska, de domo D’Arquien, a p = mk2 .1 młody oficer to Jan Sobieski. Bez względu na empiryczną spraw- Delikatnie omiatając miotełką fakto- dzalność tej teorii względności prowincjo- grafii serca pokrzepione Trylogią Sienkie- nalizmu, spróbujmy, aby trzymać się jed- wicza, można zauważyć, że nieuchronne nak jakiegoś modelowego konkretu, spotkanie Marysieńki z Janem Sobieskim ustawić nasze stanowisko archeologiczne wynikać mogło nie tyle z reguł romanso- w równej odległości pomiędzy Lublinem wej powieści, ile z misji rezydentki inte- a Lwowem, czyli tam, gdzie leży prowin- resów francuskich na dworze polskim. cja, którą akurat znam najlepiej. Cóż to była za misja? Najogólniej mówiąc Najgłębsza warstwa pamięci to pier- Francja, po traktacie pirenejskim, posta- wsze obrazy fauny i flory widziane oczy- nowiła zagrać polską kartą w polityce eu- ma dziecka, potem słowa, opowieści, co ropejskiej. Pojawiła się więc potrzeba zna- w tym przypadku oznacza zasłyszaną le- lezienia wykonawcy tej idei. Wzrastające gendę o cudownie ozdrowieńczych walo- znaczenie polityczne Jana Sobieskiego rach źródełka obok klasztoru z freskiem jako zdolnego oficera, w połączeniu z nie- madonny z dzieciątkiem na barokowym zbyt skomplikowaną osobowością, czyni- frontonie. Nieco powyżej, w następnej ło go naturalnym kandydatem na przy- warstwie mojej pamięciowej archeologii, szłą wpływową postać polityczną. Rzecz zgodnie z regułami psychologii rozwojo- jasna przy założeniu, że Marysieńka zo- wej pojawiają się wątki romansowe. Otóż stanie szyją tej głowy polskiego państwa. pewien młody oficer zaczyna zdobywać Początkowo sprawy szły dobrze, jak sławę mołojecką, nie tylko skutecznie wy- w scenopisie politycznym. Marysieńka cinając na kresach łupieżcze zagony tu- umiejętnie pełniła swoją rolę, ale nagle do recko-tatarskie, wspierany szablami goło- scenariusza wkradł się przypadek polskiej ty z sąsiedniego powiatu, ale pojawia się nieobliczalności – zamach na osobę dziel- również na horyzoncie jako silna osobo- nego pogromcy Turków spod Wiednia. wość polityczna. Jak na zamówienie fa- Wprawdzie zamach był nieudany, ale Jan

24 ESEJ DEKADA Sobieski po tym doświadczeniu na chwi- sięgają korzenie zarówno cerkwi, jak i ko- lę poczuł się mężczyzną i przestał być fi- ścioła katolickiego. gurą sprawnie przesuwaną delikatną Powstaje kilka zasadniczych pytań: rączką małżonki na francuskiej szachow- co jest istotną treścią prowincji? Gdzie nicy. Wykonał jednak tyle ruchów poli- kończy się prowincja, a zaczyna się Euro- tycznych, że z punktu widzenia polskich pa? Czy takie rozgraniczenie jest prak- interesów stał się graczem dwuznacz- tycznie możliwe? nym, z punktu widzenia zaś francuskich Mój prowincjonalizm lub uniwersa- – bezużytecznym. Powstał pat polityczny. lizm zależy od stanu mojej świadomości; Wiktoria wiedeńska osłoniła przy- od tego, na której warstwicy zatrzymam szłego zaborcę Polski przed niewolą tu- się w mojej mentalnej archeologii. Czy recką, Sobieski otrzymał nie mniej oficjal- pozostanę na poziomie wiary w cudowną nych hołdów i oznak wdzięczności niż moc przyklasztornego źródła, czy utknę Lech Wałęsa po upadku muru berlińskie- na płaszczyźnie historii romansowej lub go (jako wstępie do zjednoczenia Nie- militarnej, czy też potrafię te szczątkowe miec), ale wkrótce w ciszy gabinetów po- przekazy zrekonstruować, ułożyć w pew- wstało porozumienie pomiędzy dworem ną całość i zobaczyć panoramę europej- Habsburskim a Moskwą, będące w isto- skiej polityki, historii i kultury, z odległy- cie prototypem przyszłych traktatów roz- mi konsekwencjami, aż do mojej obecnej biorowych Polski. sytuacji włącznie? Po śmierci Jana III Sobieskiego, kró- lowa Marysieńka w niezbyt dużej odle- W średniowieczu nie istniała antyno- głości od miejsca swoich młodzieńczych mia prowincja – metropolia. Uniwersal- schadzek ufundowała barokowy klasztor ne centra kulturowe w postaci siedzib i zaraz po jego ukończeniu wyjechała do arystokracji leżały poza ośrodkami miej- Rzymu, by ostatecznie dokonać żywota skimi, czyli w sensie przestrzennym – na we Francji. prowincji. Wspólny europejski styl, po- Przechadzając się po mojej prowincji, cząwszy od funkcji języka – początkowo powinienem także zastanowić się, co to łaciny, potem francuskiego, wraz z uni- znaczy, że w okolicznych miasteczkach wersalizmem religii, form architektury, zaledwie szerokość ulicy dzieli sąsiadują- lub dworskiej etykiety umiejscowiony był ce ze sobą katolickie kościoły i unickie na wielu prowincjach. Miasta były miej- cerkiewki. I tu powinienem dotknąć kul- scami, gdzie arystokracja stawiała pała- turowej interferencji bizantynizmu i ka- ce, dla okresowego zamieszkania na czas tolicyzmu, jaka dokonywała się przez kil- pełnienia urzędów czy ważnych wyda- ka wieków w przestrzeni pomiędzy Wil- rzeń politycznych. Kultura mieszczańska nem a Lwowem, czego refleksy dotykały miała charakter lokalny. Jej uniwersali- od zachodu okolicznych powiatów mojej zujący poziom i metropolitarną jakość ar- prowincji. A jeśli nie chciałbym poprze- tystyczną z biegiem lat wznosił mecenat stać na ambicjach poznawczych amery- arystokracji przyniesiony – w sensie prze- kańskiego turysty, to powinienem poznać strzennym – z prowincji, wzmacniany jeszcze kulturę antyczną, bo przecież tam doświadczeniami cywilizacyjnymi.

LITERACKA ESEJ 25 STANIS£AW PISKOR

Koncentracja życia wokół metropolii spektywę, co w rezultacie jest warunkiem – to domena epoki nowożytnej, z apo- każdego wolnego wyboru. geum w I połowie XX wieku. Ale już Z tego wynika dość istotne przesunię- w połowie tego stulecia urbaniści z wy- cie akcentów, a mianowicie z antynomii: obraźnią próbowali wyjścia z tej coraz prowincjonalizm – uniwersalizm, czy bardziej ciasnej przestrzeni w koncepcje prowincja – Europa, na antynomię kul- miast satelitarnych albo w układy linear- tura – cywilizacja. W tej konfrontacji pro- ne wokół szlaków komunikacyjnych, czy- wincja podlega wpływom dominacji cy- li powracali do wczesnośredniowiecznej wilizacyjnej metropolii i to czasem nazy- ulicówki, która bywała zalążkiem wielu wa się postępem. A ponieważ tradycje miast, tyle że ów powrót odbywał się kulturowe prowincji na ogół są traktowa- w wielkiej skali, podobnie jak agorą ne z pewną dozą pogardy, ruch jest jed- w wielkiej skali staje się powoli Internet. nostronny. Ale tylko do pewnego mo- Tenże Internet pozwala z każdej nomi- mentu. I ten moment autorefleksji wy- nalnej prowincji dotrzeć do wielkich mu- raźnie nadchodzi z Francji, której nie zeów i bibliotek. Zatem prowincja prze- można zarzucić zacofania cywilizacyjne- staje mieć sens przestrzenny, a staje się go. A tam ostatnimi laty włożono wiele wyłącznie problemem mentalnym. wysiłku i pieniędzy w restytucję warstwy Siłą rozpędu uniwersalizm umiejsca- chłopskiej. Nie farmerskiej, ale chłopskiej wiany jest w kręgu wielkich metropolii, właśnie, bo powodem tego zwrotu nie gdzie więzi mają charakter funkcjonalny. były kwestie ekonomiczne, ale kulturo- Podmiotem nie jest świat jednostki, ale we. Francja jako pierwsze państwo we wielkich korporacji sterujących zachowa- współczesnej Europie zorientowała się, niami, stylem myślenia, a nawet pragnie- na czym polega wartość pełnej struktury niami i emocjami poszczególnych ludzi. społecznej w planie wartości, i w prowin- W uniwersalizmie metropolii decydują- cji dostrzegła czynnik psychicznej równo- cym czynnikiem jest nowatorski element wagi wobec pustki duchowej, jaką gene- cywilizacyjny, co ma wielkie znaczenie, ruje współczesna cywilizacja. Te działania kosztem wszakże tego postępu jest wyko- są praktycznym zastosowaniem idei Wła- rzenienie, atomizacja społeczna, w końcu dysława Tatarkiewicza o wzajemnych depersonalizacja i duchowa pustka. Pro- uwarunkowaniach cywilizacji i kultury, wincja – odwrotnie: jest zwykle zapóźnio- zawartej w ostatniej jego książce Parerga. na cywilizacyjnie, ale zakorzeniona w wie- I ten aspekt relacji prowincja – metropo- lowarstwowej przeszłości. Człowiek pro- lia, a w konsekwencji: prowincjonalizm – wincji, jeśli sięga trochę głębiej, dysponuje uniwersalizm wart jest – w moim przeko- poczuciem własnej przestrzeni duchowej, naniu – intensywniejszego namysłu, ani- zyskując ten nieoceniony punkt odniesie- żeli adoracja koncepcji małych ojczyzn. nia w postaci samoświadomości tradycji swojego miejsca wobec depersonalizujące- Liryka małych ojczyzn go nacisku mechanizmów cywilizacji. Ta i żołnierski but samoświadomość własnego miejsca po- Koncepcja małych ojczyzn zyskała ran- zwala mu zdobyć się na różnicującą per- gę doktryny politycznej, według dość pro-

26 ESEJ DEKADA UNIWERSALIZACJA LOKALNEGO stego rozumowania: skoro totalitaryzmy mizacji kultury Zachodu. Po odkurzeniu XX wieku wyprowadzone zostały z XIX- opakowano ją w postmodernizm i około wiecznej koncepcji silnego państwa roku 1989 niewidzialna ręka rynku dostar- o konsekwencjach nacjonalistycznych, czyła tę ideę do Europy Środkowej. Prze- a z nacjonalizmów wyprowadzono dwie syłka została starannie zaadresowana na wojny światowe, to należy dążyć do osła- kraje postkomunistyczne w czasie psy- bienia państw poprzez dowartościowanie chicznego odreagowywania na realny so- regionów, czyli wypromowanie małych oj- cjalizm, kiedy rozpadały się struktury czyzn, aby w przyszłości uniemożliwić po- słusznie minionego systemu, a jeszcze nie wstanie nowych nacjonalizmów. Do tego powstały struktury systemu demokra- dołączono jeszcze akty oskarżenia wobec tycznego, czyli w momencie nieuniknio- racjonalizmu, scjentyzmu a nawet zwy- nego chaosu na wszelkich możliwych kłej logiki, bo i stąd ponoć miały pocho- planach życia społecznego. dzić źródła tego zbrodniczego wieku. Wo- W propagandowym zapale działania bec tego trudno się dziwić, że zabrakło na rzecz małych ojczyzn zapomina się, że odpowiedzi na tak proste pytania jak uśpionym potencjałem małej ojczyzny jest choćby: co oznacza pojęcie silnego pań- etnocentryzm, a w skrajnych przypad- stwa? Albo: czym różni się siła państwa kach także i mistyka ziemi, która przecież opartego na obywatelskim poszanowaniu była znaczącą pożywką dla faszyzmu. Hei- praw, wolności i demokracji, od siły pań- mat – to kategoria emocjonalnego przy- stwa opartego, na przykład, o pruski dryl wiązania do miejsca, gdzie czynnikiem czy wschodnią mistykę, lub zrutynizowa- wiążącym z miejscem jest moja ziemia, ną bizantyjską hierarchiczność, sięgającą moja kultura. A to już ma w sobie ele- tradycji domostroju w Rosji. (Nawiasem ment rywalizacji: mojej ziemi, mojej kul- mówiąc, ta ostatnia przyczyna pochodzi- tury, mojej małej ojczyzny – z twoją. Mo- ła nie z pozytywistycznego racjonalizmu, ment, kiedy rywalizacja przekształci się ale właśnie z tak umiłowanego przez tych w konflikt, jest kwestią okoliczności, nie teoretyków irracjonalizmu). Pominięto ma wiec żadnych gwarancji długotrwałej więc fakt, że przecież z tych dwu, jakże sielanki. Najnowszym przykładem real- różnych źródeł wypłynęły oba totalitary- ności tego zagrożenia były ostatnie woj- zmy XX wieku, ze swymi zbrodniczymi ny bałkańskie, których źródłem był wła- skutkami na masową skalę. Mimo to dok- śnie etnocentryzm małych ojczyzn Jugosła- tryna małych ojczyzn stała się modą, do- wii, raptownie zamieniony na agresywne gmatem podanym do wierzenia i kolpor- nacjonalizmy, gdzie katalizatorem był tażu, choć to i owo już wiedzieliśmy fakt rozpadu federacyjnego państwa. znacznie wcześniej choćby z książek Eri- W ten sposób doszliśmy do epokowe- cha Fromma. go odkrycia, że kij ma dwa końce: nacjo- Problem małych ojczyzn pojawił się nalizmy mogą pochodzić zarówno z pew- jako jeden z najważniejszych postulatów nych koncepcji silnego państwa, jak i jego w ruchu kontrkultury (choć nie używano przeciwieństwa w postaci odpowiednio wówczas tego pojęcia) i był traktowany wyemancypowanych małych ojczyzn, jako antidotum na mechanizmy unifor- a wówczas tkliwa liryka miłości do Hei-

LITERACKA ESEJ 27 STANIS£AW PISKOR matu nagle może zamienić się w marsz tego rozwiązania niekoniecznie wynika podkutych butów. Ta możliwość nie jest z tego, że ta centralna biurokracja już te- jakąś wiedzą tajemną, a mimo to maszy- raz w stylu działania niekiedy przypomi- na propagandowa na rzecz wpajania idei na połączenie Kafki ze Związkiem Ra- małych ojczyzn pracuje na pełnych obro- dzieckim; powodem jest także to, że ma tach, często łącząc koncepcje małych oj- ona skłonności do alienacji, jako wynaję- czyzn z ideą wielokulturowości. I wielu ta, dobrze płatna służba świadoma swe- intelektualistów bierze w tym udział, jak- go grupowego interesu. by nie zauważa, że mitologizacja małych Misją brukselskiej biurokracji jest ojczyzn ma cele nie mniej instrumentalne dystrybucja środków materialnych Unii, od idei wielokulturowości pojmowanej bez odpowiedzialności za skutki ich wy- horyzontalnie, by nie rzec – etnograficz- tworzenia. Jeśli w jakimś państwie UE nie. (lub krajów kandydujących) powstaną Europa Zachodnia z niepokojem ob- napięcia społeczne lub oznaki kryzysu serwuje procesy zmierzające do krystali- (także wskutek polityki centralnej biuro- zacji centrów skupionych w Azji i Ame- kracji), wówczas uruchamia się eleganc- ryce. Do wyobrażenia jest sytuacja, kiedy ką formułę nieingerencji w wewnętrzne z Ameryki do Rosji lub Chin czy Japonii sprawy państwa członkowskiego. To jest będzie bliżej przez Władywostok aniżeli przecież formuła jawnej dysproporcji po- przez Paryż czy Berlin. W tej sytuacji ten- między zakresem władzy a odpowiedzial- dencja konsolidacyjna Europy Zachodniej nością, czyli: władza bez odpowiedzialno- i Środkowej w formie w miarę jednolitej ści, ale z poczuciem grupowego interesu struktury, jako trzeciego partnera w tej tej urzędniczej korporacji. Specyfika sy- grze globalnych interesów, wydaje się ra- tuacji stwarza warunki, w których biu- cjonalna. Co do tego nie ma wątpliwości, rokracja ta łatwo może stać się uzależ- natomiast dyskusyjna jest wciąż kwestia, niona od tych państw, które dostarczają jak ma wyglądać ta przyszła wspólna Eu- największych wpływów materialnych ropa? Jak wiadomo – ścierają się tu dwie (źródeł władzy dystrybucji). A pod tym koncepcje: Europy ojczyzn i Europy regio- względem największe znaczenie ma sil- nów. na gospodarka państwa niemieckiego. Unia państw kierować się będzie pa- Zamiana wpływów ekonomicznych na rytetem wpływów politycznych, wyzna- polityczne, przy pomniejszeniu znacze- czonych już wstępnie w Nicei, opartym nia kryteriów nicejskich (demograficz- na kryterium demograficznym poszcze- nych), byłaby tylko kwestią czasu. gólnych państw. Natomiast Unia regio- nów, już z samej definicji zminimalizowa- Inne powody kierują modą na wielo- łaby rolę państw, co oznacza, że wpływ, kulturowość. Według przewidywań de- wprost proporcjonalny do osłabienia zna- mografów za 30 lat, wskutek ujemnego czenia państw (przy równoczesnym przyrostu naturalnego Niemców, aby upodmiotowieniu regionów), miałaby utrzymać obecny wysoki poziom zamoż- centralna biurokracja w Brukseli. Niechęć ności społeczeństwa, wynikający ze wielu państw, w tym także i Polski, do sprawnego działania wielkiej maszynerii

28 ESEJ DEKADA UNIWERSALIZACJA LOKALNEGO gospodarczej, potrzeba będzie wielu no- Zauważmy też, że akcja przekony- wych rąk do pracy. Ludność państwa nie- wania do małych ojczyzn czy wielokultu- mieckiego aż w 40 procentach będzie się rowości polega na przemilczaniu moty- składać z imigrantów. W tej potencjalnej wów politycznych, natomiast ma cechy sytuacji niezbędne jest wprowadzenie mody intelektualnej. A moda – jak wia- idei wielokulturowości w obieg społecz- domo – jest bezrefleksyjna, irracjonal- ny, jako amortyzatora demograficznego. na: w tym sezonie nosi się buty ze ścię- Ma ona z jednej strony ułatwiać adapta- tymi czubkami, albo ubrania z kamizel- cję przybyszów, a z drugiej łagodzić po- ką, bo tak się nosi – i kwita! Znaczenie tencjalną nieufność wobec imigrantów ze owego Się zostało wprawdzie nieźle za- strony obywateli niemieckich. Jest to ra- nalizowane przez jednego z filozofów, cjonalne planowanie swojej przyszłości ale o tym cisza w propagandowym ha- z punktu widzenia niemieckiego pań- łasie, nie tylko w wybiórczo referują- stwa, czego można jedynie pozazdrościć, cych rzecz gazetach, ale i w Res Publice jeśli porównać tę dalekowzroczność choć- historyków idei. I znów daje o sobie by z polską polityką wewnętrzną, niewy- znać bardzo racjonalna funkcja irracjo- kraczającą najczęściej poza horyzont bie- nalizmu jako towaru eksportowego. żącej kadencji. Już Napoleon podczas wyprawy do Jak ta sama idea może funkcjono- Egiptu zorientował się, że gra figuraami wać za wschodnią polską granicą, moż- idei jest bardziej efektywna od posługi- na się przekonać wskazując na proble- wania się pułkami, w przeciwieństwie do my z uporządkowaniem cmentarza Or- mniej inteligentnego Stalina, który pyta- ląt we Lwowie czy polskimi szkołami jąc papieża o liczbę dywizji – odpowiedź w Wilnie. Mamy więc charakterystyczną otrzymał wprawdzie pośmiertnie, bo nierównowagę w praktycznym, czyli po- w roku 1989, ale dość przekonującą. litycznym, zastosowaniu tej samej idei, która teoretycznie biorąc wydaje się głę- Głębiej koteczku, głębiej! boko humanistyczna i godna afirmacji, Pojawia się zasadnicze pytanie: co jednak w praktyce może wywołać za- jest powodem tego, że ta sama idea, skąd- równo efekty adaptacyjne, jak i konflik- inąd humanitarna, w porywach nawet ty. I znów wracamy do tego samego epo- szlachetna, może mieć tak rozbieżne kon- kowego odkrycia, że kij ma dwa końce, sekwencje? Analizując wpływy, odwołu- a cały problem w tym, który koniec kija jemy się do odrębności części składo- bierze się do ręki. Można bowiem trzy- wych, a w konsekwencji – dokopujemy mać go w dłoni, ale może też on okładać się do etnocentryzmu, czyli potencjal- (z poślizgiem w czasie) grzbiet tych, któ- nych konfliktów. I odwrotnie, ujmując rym miesza się pragmatyzm z modą, ten problem syntetycznie, na sposób geo- moda z wyborami parlamentarnymi, kulturowy, dochodzimy do kwestii poczu- a wybory prezydenckie z wyborem Miss cia własnej tożsamości, ponieważ treścią Polonia. Tak więc irracjonalizm w prak- pojęcia geokulturowości jest synteza do- tyce politycznej ma swoje konsekwencje, świadczeń wielu pokoleń wspólnot żyją- nie tylko w tym przypadku. cych na danym terytorium w czasie hi-

LITERACKA ESEJ 29 STANIS£AW PISKOR storycznym, kiedy oddziaływały różne dy artysta po wstrząsie, także osobistym, wpływy kulturowe. W ten sposób po- w roku 1968 postawił na uniwersalizację wstaje amalgamat tożsamości znacznie lokalnego. Tworzywem artystycznym sta- silniejszy od jego części składowych. ła się jego wielokulturowa prowincja włącznie z osobistymi doświadczeniami, W moim przekonaniu problem leży a pierwsze jego oryginalne dzieła takie jak nie tylko w identyfikacji wpływów, ale Umarła klasa czy Wielopole, Wielopole zyska- przede wszystkim w sposobie ich rozu- ły niebywałą siłę oddziaływania arty- mienia. Czy będziemy patrzeć na to zja- stycznego. Z wtórnego twórcy o kompen- wisko analitycznie, wyodrębniając skład- sacyjnych odruchach nagle w wyniku tej niki, czy przeciwnie: będziemy widzieć tę przemiany stał się oryginalnym polskim złożoność w kategorii syntezy kultur. Tak artystą. rozumianą geokulturowość, jako syntezę Radykalnym przykładem uniwersali- wpływów kulturowych, można prześle- zacji lokalnego jest twórczość Władysła- dzić na przykładzie Faulknerowskiego, wa Hasiora. Ten artysta bezpośrednio po powieściowego powiatu. Pisarz nie zasta- studiach dokonał konfrontacji wartości nawia się, na ile jego tożsamość została polskiej prowincji ze współczesną mu eu- ukształtowana za pomocą takich skład- ropejską awangardą, najbardziej elitarną ników jak tradycja afrykańska, irlandzka formą sztuki. Siła osobowości tego arty- czy jakiekolwiek inne wpływy kulturowe, sty polegała na tym, że nie ulegał kom- ale tworzy syntetyczny obraz, akceptując pleksom niższości, jak na przykład Kan- w sobie tę wielokulturowość jako pewną tor przed rokiem 1968, ale już na począt- syntetyczną całość. I siła tego pisarstwa ku lat 60. wprowadził treści kulturowe polega na wyrażeniu tej nowej odrębno- polskiej prowincji w język współczesnej ści. Jest to przykład dojrzałej syntezy wie- mu awangardy europejskiej (Nowy Re- lokulturowości. alizm we Francji, np. Jean Tinguely; tech- Faulkner prawdopodobnie wyczuwał nika assamblage’u w twórczości pop-artu ten problem intuicyjnie, inni artyści, jak brytyjskiego i amerykańskiego). na przykład Tadeusz Kantor, dochodzili do Inny rodzaj uniwersalizacji lokalne- tego w długim procesie przemian: od kom- go znajdujemy w twórczości Grupy Gar- pensacyjnych zachowań wynikających dzienice. Jej istota polega na tym, że po- z przeżywania alternatywy prowincja – dejmuje ona te wątki kultury ludowej, Europa, do uniwersalizacji lokalnego. obecne w formach kultury wysokiej, Do końca lat 60. Kantor był liderem choćby romantyzmu czy modernizmu w przenoszeniu nowych kierunków arty- końca XIX w., które na powrót zostały stycznych z Zachodu do Polski. Polskę wchłonięte w rzeczywistości przez kul- odbierał jako prowincję kulturalną Za- turę ludową, podobnie jak dalsza trady- chodu. W „Krzysztoforach” miał specjal- cja, na przykład elementy staropolskiej ną gablotę, w której umieszczał recenzje kultury szlacheckiej, a nawet późnego z francuskich gazet omawiających jego średniowiecza. W tym sensie praktyka wystawy. Ten okres kompensacyjny artystyczna Gardzienic stała się bliska w twórczości Kantora zakończył się, kie- idei Vinfreda Pareto o residuach kultury,

30 ESEJ DEKADA UNIWERSALIZACJA LOKALNEGO a w sensie artystycznym mamy tu do salizm – małe ojczyzny, które nie zmierzają STANIS£AW PISKOR czynienia z realizacją transformacji pio- do redukcji sprzeczności i konfliktów historyk sztuki nowej. nadchodzącego czasu, a nawet w przy- i literatury, Przykład twórczości Hasiora i Grupy padku nadmiernej politycznej ich instru- autor ksi¹¿ek eseistycznych Gardzienice – to dwa podstawowe mode- mentalizacji – wbrew intencjom – mogą i powieœci, le uniwersalizacji lokalnego, które – stać się stymulatorami konfliktów. Lekcja ostatnio wyda³ w moim przekonaniu – stanowią alterna- Jugosławii powinna być przemyślana. Strategie kultury. tywę dla politycznej mitologizacji małych A widać – nie jest! ojczyzn. Geokulturowa uniwersalizacja lokal- Geokulturowa wielokulturowość – nego, odwołująca się do syntezy lokal- pojęcie, które usiłuję zaproponować od kil- nych kultur, uwewnętrzniając kulturowe kunastu lat, nie jest arbitralną konstruk- zróżnicowania stawia na problem tożsa- cją intelektualną, ale wynika z powszech- mości. Tożsamość ta – z definicji – ma ce- nie znanych interferencji kulturowych. chy uniwersalne i nie potrzebuje eduka- W Europie Centralnej mamy wpływy kul- cyjnego wsparcia w idei gościnności, ani tury łacińskiej i bizantyjskiej, na Półwyspie ostentacyjnego manifestowania toleran- Iberyjskim i na Bałkanach – łacińskiej cji i partnerstwa dla udokumentowania i muzułmańskiej. W Bizancjum – wpływy dobrej woli i czystych intencji jako wa- perskie i greckie. W Rosji – bizantyjskie runku wiarygodności we współżyciu na- i tatarskie. Nawet kultury największych rodów. krajów Europy Zachodniej, jak Niemcy czy Stanisław Piskor Francja, zwykłych uważać siebie za wzo- 1 P = prowincjonalizm; m = metropolia; k = kom- rzec europejskości, mają także swoich wie- pensacje; czyli stopieñ prowincjonalnoœci = kom- rzycieli i łatwo wykazać, ile w swojej hi- pensacje metropolii do potêgi drugiej, wobec wiêk- storii czerpały z kultury Cesarstwa Rzym- szej metropolii, np. Krakowa do Warszawy, a War- skiego, ile z wpływów Północy. Kultura szawy do Pary¿a, Pary¿a do Nowego Jorku itd. włoskiego renesansu, tak mocno inspiru- Im bardziej metropolia jest niepewna swej metro- politarnoœci, tym wy¿szy stopieñ pogardy okazuje jąca tzw. europejskość, ma z kolei swój prowincji, i odwrotnie. A metropolia metropolii – dług wdzięczności wobec Paleologów jako Nowy Jork? Do czego odwo³uje siê Nowy Jork? bizantyjskich konserwatorów tradycji Oczywiœcie do Wschodu, gdzie pod wp³ywem greckiej. Przykłady można mnożyć. medytacji Zen mo¿e na³adowaæ swoje akumula- tory pragmatyzmu. Ten mechanizm odnosi siê nie tylko do osób czy miast, ale tak¿e i pañstw. Wy- Geokulturowa uniwersalizacja lokal- starczy spojrzeæ na upokarzaj¹ce gesty, jakich nie nego wymaga oczywiście głębszej samo- szczêdzi tzw. rdzeñ Europy kandydatom do UE świadomości kulturowej niż barwne zróż- w procesie integracji (mimo uzyskania powa¿nych nicowanie na poziomie etnograficznym, korzyœci na wiele lat przed ich przyjêciem). Czy¿ ale właśnie z tego powodu zawiera w so- ta ostentacyjna manifestacja wy¿szoœci wobec bie także element uniwersalny; nie tra- Europy Œrodkowej nie jest odreagowaniem kom- pleksu politycznej ni¿szoœci Francji wobec USA, cąc waloru lokalności choćby z powodu czy te¿ kompleksu Niemiec wobec USA, z powo- tożsamości miejsca. I to – moim zdaniem du podleg³oœci militarnej i braku politycznych ekwi- – jest alternatywą wobec takich antyno- walentów proporcjonalnych do znaczenia gospo- mii jak: prowincja – Europa, czy uniwer- darczego?

LITERACKA ESEJ 31 W³odzimierz Maci¹g MAŁA OJCZYZNA I KONDYCJA LUDZKA

złowiek jest istotą dającą się zrozu- ideologii politycznych. Ten sposób myśle- Cmieć w kilku co najmniej wymia- nia, a co gorsza – oceniania, wartości du- rach i dlatego tak trudno jest go zdefinio- chowych, jest, jak dobrze wiemy, bardzo wać. Przypominam tę oczywistość stary. Pełno go w Biblii Starego Testa- w kontekście problemu, który nas tu zaj- mentu (w Nowym Testamencie znika zu- muje: nasza osobowość ma być objaśnio- pełnie). Pełno go w piśmiennictwie na poprzez opozycję „uniwersalizmu” szlachty polskiej, ujścia szukał sobie w li- i małych ojczyzn, poprzez to, co w nas terackim mesjanizmie, na koniec podpo- ogólne i nielokalne – i to właśnie, co lo- wiadał najzupełniej fałszywy dowcip kalne i tą lokalnością ograniczone. Czy o najweselszym baraku w obozie socjali- można zatem powiedzieć, że cząstkę pró- stycznym. A teraz zaczyna być pojmowa- bujemy w ten sposób przeciwstawić ca- ny jako metoda obrony przed anonimo- łości? I że w stosunku tym nie ma zatem wością i trywialnością kultury masowej, opozycji, różnicy jakościowej, jest tylko przed wyjałowieniem duchowym, jakie różnica ilościowa i większy człon nierów- niesie konsumpcjonizm, przed relatywi- ności wchłania, czy też wchłonąć może, zacją znaczeń kulturowych – słowem – wszystkie, ale to dosłownie wszystkie przed wszelkimi zagrożeniami, jakie nie- treści członu mniejszego? sie czas nadchodzący. Nie przyjmujemy takiego rozumie- Zarówno trwałość, jak i wciąż odna- nia – powiedzą obrońcy małych ojczyzn, wiająca się siła przeświadczenia o jakim ponieważ wiemy (i mamy to w naszym mowa, zachęcają do refleksji. Jak się to doświadczeniu), że pewna część, a może dzieje, że myślenie, czy też odczuwanie i większość treści duchowych, jakie obej- oparte na fałszywym i mało pożytecznym muje to pojęcie, nie mieści się w zasobie fundamencie, okazuje się tak trwałe doświadczenia uniwersalnego. I dobrze i wpływowe? Dlaczego wciąż szukamy czujemy, czego bronimy. w nim wyjaśnienia naszych porażek, czy Należę do tych, którzy rozumienie to też problemów duchowych, mówimy zasadniczo odrzucają. Jest to opozycja o syndromie wygnania i odnajdywania fałszywa i, co za tym idzie, myślowo jało- korzeni, a wreszcie zakładamy, że odna- wa. Lecz utrzymuje się ona i ma swoich lezienie tych korzeni uwolni nas od jakie- wytrwałych obrońców na różnych pozio- goś zła, czy nawet zbawi odnalezionym mach myśli, posługują się nią socjologo- poczuciem zgody z naszym przypadko- wie i publicyści, pedagogowie i twórcy wym istnieniem? Uświadommy sobie

32 ESEJ DEKADA poza tym, że każda próba odpowiedzi uznaje się za rodzaj zadania życiowego. kieruje nas nieuchronnie ku podstawo- Urodziłem się w jakimś kraju, w jakimś wym problemom naszej śmiertelnej eg- miejscu. Gdzieś zdobywałem pierwsze zystencji, co niesie nieskończoną ilość doświadczenia, chodziłem do jakiejś opinii. Ograniczymy się więc do jednej szkoły. Na wybór tego miejsca nie mia- niepewnej próby myślowej, poprowadzo- łem żadnego, ale to żadnego wpływu. nej jako kontynuacja przemyśleń opisa- I oto mówią mi, że zadaniem moim jest nych w mojej książeczce Czy świat jest dla obudzić i wypracować w sobie kult tego nas?, opublikowanej w zeszłym roku. miejsca i związanych z nim przedmio- Punktem wyjścia dla tych uwag bę- tów, domów, pomników, świątyń, pejza- dzie pewien sposób rozpoznawania świa- ży. Że te przestrzenno-zmysłowe powią- domości, mianowicie świadomości „jako zania są podstawową przesłanką mojej ciężaru nie do zniesienia”, świadomości odrębności w świecie, mojej niepowta- niosącej poczucie obcości wobec otoczenia rzalnej istoty. Bez żadnej mojej intencji, ludzi i rzeczy, poczucie niezrozumienia, bez możliwości odwołania. Rzecz oczywi- albo wygnania i samotności. Takie rozu- sta, zobowiązanie moje ma sięgnąć mo- mienie przyjmowane bywa na ogół nie- ich władz wewnętrznych, moich sponta- chętnie, bo oczywiście nie sprzyja ono nicznych zachowań. Nie wystarczy być wzmacnianiu więzi miedzy ludźmi. Od- członkiem organizacji partyjnej, Partię słania się ono wszakże naszym umysłom należy pokochać – jak to napisał bardzo tym wyraziściej, tym dobitniej, im bar- dawno temu Jerzy Andrzejewski. Nie dziej idea więzi między ludźmi wchodzi wystarczy zatem, aby uznać jakieś fakty w stadium kryzysu, im większa obojęt- i związki. Obowiązkiem jest: pokochać ność i zniechęcenie towarzyszą inicjaty- je. Tak osiąga się tożsamość, to znaczy wom zbiorowym, im większe jest poczu- uznaje się to przypadkowe miejsce za cie zamazywania się znaczeń, które za- nieodwołalny wyrok losu i nakazuje mi wsze ludzi łączyły, takich jak rodzina, ple- się uznać, że to miejsce mnie obdarza. mię, a nawet narodowość czy wyznanie. Zawdzięczam mu bowiem rozstrzygają- Idea małej ojczyzny jest w moim prze- cą część znaczeń stanowiących o moim konaniu jedną z idei obiecujących uwol- człowieczeństwie. nienie. Od poczucia wygnania i samotno- Co uderza najpierw w tym rozumo- ści. Od poczucia obcości ludzi i rzeczy. Od waniu, to czysto przedmiotowe trakto- poczucia obojętności przyrody i bytu sa- wanie osoby ludzkiej. Podmiot staje się mego. Od stanu nieprzystosowania. przedmiotem, odbiera mu się władzę są- A wreszcie – co z uporem powtarzają apo- dzenia, aby ją potem wtórnie obudzić, ale logeci – od poczucia utraty tożsamości. już pod kontrolą. Świat moich uczuć Ta ostatnia struktura, opisywana przestaje być moją osobistą sprawą, ten i analizowana na tysiące sposobów jest świat uzyskuje jakby innego właściciela, w moim odczuciu szczególną uzurpacją który narzuca mi swoje interesy. umysłu. Z naszego wielowymiarowego Obok tego pojawiają się kłopoty for- istnienia wybrany zostaje oto jeden wy- malno-logiczne. Ktoś taki jak ja na przy- miar, którego strzeżenie i pielęgnowanie kład urodził się na Białorusi. Do szkół

LITERACKA ESEJ 33 W£ODZIMIERZ MACI¥G chodził w kilku różnych miastach i swój nie olbrzymimi, ale odsłaniającymi liche świat wewnętrzny kształtował poprzez strony natury ludzkiej: gotowość przed- związki z rozmaitymi ludźmi i w różnych kładania jałowej wygody nad wysiłek środowiskach. Czy więc brak związków starcia się z nieobliczalnością rzeczy. Wy- z jedną i ta samą przestrzenią ma być pracowano niegdyś taką ideę umysłu, uznany za rodzaj upośledzenia? która Stanisław Brzozowski nazwał Odnajdywanie korzeni, docieranie „przyrostem świadomości”. Świat współ- do korzeni, zakorzenienie – rozumiała Si- czesny zdaje się oczekiwać od nas rozpo- mone Weil zupełnie inaczej, bo jej cho- znania tej idei, na której opis nie ma tu dziło o wypracowanie sobie impondera- miejsca. Idee przywiązań partykularnych biliów, o odnalezienie się w człowieczeń- nie dają się pogodzić z dążeniami, od któ- stwie idealnym, czy też powołanym do rych zależy być może bardzo wiele. Bo ideału. Tak rozumiane człowieczeństwo idee partykularne, warto przypomnieć, jest z istoty swojej obce jakimkolwiek obudziła pewna sytuacja historyczna, partykularyzmom. opisywana zresztą wielokrotnie. History- Rozumnie pojęta tożsamość może być cy na przykład są przekonani, że nie miał określona jedynie jako w pełni świadoma potrzeby „odnajdywania korzeni”, ani decyzja. Reszta jest przypadkiem, jak czy- budowania swojej małej ojczyzny człowiek stym przypadkiem są data i miejsce na- społeczeństw stanowych. Swoje miejsce szego zjawienia się na świecie. Który to w świecie rozpoznawał razem ze zdoby- przypadek może być oczywiście istotny waniem świadomości. Dopiero rozluź- dla ksiąg spisów i statystyk, dla służb pań- nienie struktur stanowych i rozpoznawa- stwowych i obliczeń demografów. na stopniowo zgroza świata jako chaosu Jeśli nam zatem obiecuje ktoś jakieś sprzeczności, dopiero lęki przed nieobli- duchowe profity wynikające z „odnale- czalnością historii obudziły pragnienie zienia korzeni w małej ojczyźnie” – to „ucieczki od wolności” – jak to nazwał ma, jak sądzę, inne następstwa na uwa- Erich Fromm. W tym sensie ideę przy- dze. Chodzi o ten rodzaj zagrożenia, ja- wiązań partykularnych określić można kie niesie świadomość tragiczna. Chodzi jako jedną z form owej ucieczki, choć jest o uwolnienie się od tej świadomości. to oczywiście forma pozbawiona pier- O wejście w pewną iluzję ładu, gdzie sko- wiastka przemocy. Jeden wszakże wy- łataną duszę ludzką ukoić może tak po- miar tego wcale nie tak prostego (jakby szukiwany stan wewnętrznego bezpie- to może wynikało z niniejszego tekstu) czeństwa. Obietnica zaprzyjaźnienia się zagadnienia domaga się osobnej uwagi, z otoczeniem, z innymi ludźmi, ze świa- bo odsłania się w nim bezsilność umy- tem. Jest to zapewne stan zbliżony do słu, wplątanego w swoje lęki o darem- ukojenia religijnego. Ale praktyczniejszy ność wszelkiej decyzji. Chodzi o wyłania- od niego, bo zobowiązania nie są tu tak jące się tutaj zagadnienie źródeł powin- ostro bezwarunkowe, a równocześnie ności. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego decyzje wewnętrzne nie są tak mocno powinności nasze coraz trudniej nam nieodwołalne. uzasadnić? Idea małych ojczyzn daje Ale i te trzeba opłacić kosztami, może w tej mierze swój własny, dość silny im-

34 ESEJ DEKADA MA£A OJCZYZNA I KONDYCJA LUDZKA puls – i dlatego przede wszystkim doma- grzechu pierworodnego, gdzie znajduje W£ODZIMIERZ MACI¥G ga się uwagi. Sprawę tę spróbujemy omó- to racjonalizację w grzechu Pierwszych historyk literatury, wić, wydzielając ją wszakże z rozważań Rodziców. Tutaj przestrzeń pierwszych krytyk literacki, o moralności jako pewnym wymiarze doświadczeń racjonalizuje powinność. Te opublikowa³ ostatnio obejmującym całość człowieczego do- doświadczenia są niezbywalne i razem w wydawnictwie świadczenia. Można sobie wyobrazić mo- z nimi niezbywalna staje się sama prze- Baran ralność bez powinności, jako kodeks me- strzeń. Jestem obarczony powinnością i Suszczyñski esej filozoficzny chanicznych zachowań. spełniających nie dla czegoś, ani w imię czegoś, ale Czy œwiat jest dla zamierzone i dające się określić cele. Po- w czystym procesie następstw. Staje się nas? winność natomiast nie daje się racjonali- ona rodzajem wyroku. Sankcji nieodwo- zować, objawia się poza rozumem i poza łalnej. Poza moim wyborem i poza mo- doświadczeniem. Dobrze wiemy, że my- imi intencjami. I właśnie dlatego jest śliciele wszelkich epok podejmowali pró- bezdyskusyjna. by uzasadnienia powinności, ale żadne Odzywa się tu bowiem przyrodzone z nich nie okazało się bezdyskusyjne. człowiekowi pragnienie sankcji bezwa- Filozofowie mówią nam więc, że źró- runkowej, które to pragnienie daremnie dłem powinności jest sama natura czło- szuka sobie spełnienia w świecie zna- wieka, który nakazy jej odnajduje we- czeń, jakie organizują nasz świat współ- wnątrz siebie – jak to jest w wywodzie czesny. Odzywa się duch oporu, który Kanta. U myślicieli pozytywizmu źró- szuka oparcia w czymś, co bezwarunko- dłem powinności jest zbiorowość i jej po- we, nieskażone żadnym interesem. trzeba przetrwania. Jeszcze inne uzasad- W tym sensie idea małej ojczyzny prze- nienie znajdujemy u Bergsona: powin- kroczyć może wszelkie partykularne ność może mieć dwa źródła, obok wymo- ograniczenia, wyzbywa się zaściankowo- gów życia zbiorowego źródłem takim sta- ści i wszelkiego rodzaju ksenofobii. I mo- je się udział w pozaosobowym i poza- że być rozumiana jako rodzaj oparcia ludzkim pędzie życia – wtedy nie wyzna- przeciw zagrożeniom, o jakich wspo- cza go spisany kodeks, lecz irracjonalne mniałem, przeciw owemu potworowi poczucie łączności z energią życiową. Pana Cogito, który może udusić nas bez- Powinność, jaką w naturalny sposób kształtem. rodzi idea małej ojczyzny, może szukać Zaprzeczona na początku idea do- uzasadnienia we wszystkich trzech rozu- czekałaby się na końcu apologii? Jak mowaniach. Może być jej źródłem sama wszystkie idee umysłu może być po pro- natura człowieka, może być zbiorowość stu praktykowana na różnych pozio- lokalna jako cząstka szerszych zbiorowo- mach. Królestwo wolności zamieniało ści, może być wreszcie poczucie udziału się już na naszych oczach w obóz kon- w jakimś procesie stawania się i tworze- centracyjny. Idea małej ojczyzny ma wie- nia, który tak urzekał Bergsona. Ale źró- le danych, aby nas wieść ku wewnętrz- dłem tym może być jeszcze inny wymiar nemu spętaniu. Ale kryje w sobie także człowieka, gdzie nakaz wyprowadzony pierwiastki, których odzyskanie jest me- jest z samego faktu zjawienia się na świe- todą duchowego przetrwania. cie, podobnie jak w biblijnym projekcie Włodzimierz Maciąg

LITERACKA ESEJ 35 36 DEKADA Gabriela Matuszek KILKA LUŹNYCH MYŚLI O „MAŁEJ” OJCZYŹNIE

Pierwszy (kraj)obraz zapisany pod przestrzeń liścia? Nie chcę być liściem 1powieką, grudki ziemi pod stopami z tamtego drzewa. Drzewa utraconego nabrzmiałe wilgocią grobów i trawa wy- Raju i grzechu poczęcia. Posadziłam deptana pod ciężarem mego dziecięcego moje drzewo poznania gdzie indziej. jeszcze ciała. Czy to jest mała ojczyzna? Stworzyłam nowy pejzaż, zatrzymuję Stacyjka zagubiona w krajobrazie pa- mój pociąg na innej stacji. Nie chcę ani mięci, na której dziś już nie zatrzymuje małej, ani dużej ojczyzny. Nie chcę korze- się żaden pociąg. Wspomnienia zapachu ni, bo krępują moje ruchy, nie chcę pa- chleba dzieciństwa, pieczonych ciast mięci o pierwszym dotknięciu ziemi, bo i jedliny w grudniowy wigilijny wieczór. przypomina mi ono nie początek, lecz Czy to jest mała ojczyzna? Srebrne sztuć- koniec wędrówki. Nie chcę wsłuchiwać ce okryte patyną czasu, ochraniającą się w zapisane we mnie głosy, bo one pa- odciski rąk babki i prababki, które ukła- raliżują moje swobodne myślenie. Chcę dały z nich świąteczne wzory na wy- być znikąd. Bez cudzej przeszłości, z wła- krochmalonych obrusach. Wielkie por- sną przyszłością. Non-possible. Non ens? trety przodków w złotych ramach albo tanie oleodruki, wypłowiałe dziś od nie- Czy można dziś nie mieć małej ojczy- zliczonych wschodów słońca. Czy to jest 2 zny, własnej „prowincji”, mityczne- mała ojczyzna, punkt centralny świata, go krajobrazu, przyklejonego tuż pod mojego świata, mityczna arche, z której powieką, lub doczepionego na zewnątrz wybiega kolista linia mego życia, zmie- oka jak sztuczne rzęsy? Polska literatura rzająca do punktu wyjścia? Czy prawdą ostatnich lat przypomina splątany jest, że człowiek, wraz z deszczem dzie- gąszcz korzeni rozmaitych drzew, posa- ciństwa, wsiąka w ziemię? I że ta zie- dzonych własną lub cudzą ręką. Powro- mia, parując w słonecznym skwarze, ty do korzeni stały się bowiem modne. wchodzi w człowieka jak mgła w suchą Jakby nasze korzenie wrośnięte były tyl-

Obok: Bernd & Hilla Becher, Half-timbered Facades, fotografie czerno-bia³e, 1971-1973. DOCUMENTA 11, Kassel Reprodukcja Katalog © 2002 documenta und Museum Fridericianum Veranstaltungs-GmbH, Kassel

LITERACKA ESEJ 37 GABRIELA MATUSZEK ko w jeden krajobraz mentalno-ducho- Juliana Kornhausera, poświęcone ro- wy. Żyjemy w złudzeniu, że tożsamość dzinnej Wiśle powieści Pilcha, Biały ka- to niepodzielna jedność, a przecież bu- mień Anny Boleckiej, przewrotna śląska dujemy siebie na styku tak wielu rozma- książka-esej Stefana Szymutki Nagrobek itych tożsamości. Powroty do prowin- ciotki Cili i wiele innych. Powroty do kra- cjonalnych małych ojczyzn były swoistym ju dzieciństwa oznaczają przede wszyst- signum temporis lat 90-tych, istotnym kim postawienie pytania o własną tożsa- komponentem procesu „zaniku centra- mość. Języka odpowiedzi szuka się naj- li” oraz budowania autorytetu prowin- częściej na styku mitu i historii. Ulubio- cji, zepchniętej przez wiele lat do rangi nym medium rozpoznawania i oswaja- kulturowego marginesu. Wraz ze zmia- nia świata stała się „metafizyka do- ną kulturowego paradygmatu pojawiła świadczalna” (by użyć określenia Ka- się ponowoczesna literatura regionalna zimierza Brakonieckiego), której środ- i zupełnie nowych znaczeń nabrały po- kiem ekspresji jest „metafizyczny kon- jęcia centrum i peryferii. Powstało wiele kret”: wyprowadzone z własnego do- znaczących kulturowych nisz, które zro- świadczenia biografie ludzi, rzeczy, oko- dziły interesujące zjawiska literackie, lic, czasów. Konkret usytuowany we malarskie czy teatralne. Istotną rolę za- własnej małej ojczyźnie – w określonym częły odgrywać małe prowincjonalne pejzażu i mentalności, które pozwalają uniwersa sztuki (Maćkowa Ruda An- najpełniej zbliżyć się do świata. Cóż bo- drzeja Strumiłły, Waliły Leona Tarasewi- wiem lepiej nadaje się do przekazania cza, Biuro Literackie Port Legnica i wie- doświadczeń własnych i cudzych niż le innych magicznych miejsc). Na pro- prywatny mit, wrośnięty w kraj dzieciń- wincji zaczęły powstawać ważne literac- stwa? Powrót do korzeni to próba do- kie czasopisma, a znakomita większość chodzenia do siebie samego, odkrywa- istotnych książek opublikowanych po nia swej tożsamości poprzez penetrację roku 1989 powstała poza „centrum” własnej pamięci. Najprostszą drogą od- i odwołuje się do pogranicznych regio- wijania zapętlonego kłębka historii jest nów polskiej geografii i kultury, sycąc opowieść o dzieciństwie, także cudzym. się ich obrazem rzeczywistym i mitycz- Pojawiło się wiele książek czyniących nym: Zmierzchy i poranki oraz Zagłada bohatera dzieckiem zaginionych świa- Piotra Szewca, Lida Aleksandra Jurewi- tów (np. Weiser Dawidek Pawła Huelle, cza, Bresław Andrzeja Zawady, Ucieczka E.E. Tokarczuk czy Dom, sen i gry dziecięce i Rekonstrukcja Stanisława Bieniasza, po- Kornhausera). Dziecko jako niewinny ezja Bohdana Zadury, Janusza Szubera, świadek historii stało się jednak chwy- Kazimierza Brakonieckiego, książki An- tem w nadmiarze wykorzystywanym drzeja Stasiuka, Olgi Tokarczuk, by przy- w polskiej literaturze. Podobnie jak stą- wołać tylko najważniejsze przykłady. panie po cudzych śladach. Zwłaszcza Także w „centrum” ukazało się wiele śladach poniemieckich. Uprawianie ważnych książek portretujących peryfe- metafizyki zranionych przez historię ryjne małe ojczyzny, sięgających do pa- miejsc było dość charakterystycznym mięci dzieciństwa: Dom, sen i gry dziecięce rysem polskiej literatury ostatniej deka-

38 ESEJ DEKADA KILKA LUNYCH MYŒLI O „MA£EJ” OJCZYNIE dy. Zainteresowanie historią ziem po- ideą prowincji. Pozostawmy bez odpo- niemieckich wynika z naturalnego pro- wiedzi pytanie, czy jest możliwe zreali- cesu poszukiwania własnej tożsamości zowanie marzenia o Europie ojczyzn, u pisarzy tam urodzonych. Tropienie która stałaby się swoistym amalgama- śladów cudzego życia i obcej, zaginionej tem rozmaitych narodowych pierwiast- kultury jest jak zdrapywanie patyny hi- ków, współtworzących nową europejską storii, odsłanianie kolejnych warstw ar- tożsamość. Kiedyś Europa była prze- che-ologicznych konkretnego skrawka strzenią duchową pełniącej rolę centrum ziemi, uczestniczenie w komunii umar- kultury łacińskiej, stapiającej w jednym łych i żywych ludzi. Taką metafizykę tyglu poczwórne dziedzictwo judaizmu, miejsca uprawiają Stefan Chwin i Paweł chrystianizmu, Grecji i Rzymu. Dziś Huelle w swych gdańskich powieściach, zmierza – jak się zdaje – ku społeczeń- Kazimierz Brakoniecki w warmińsko- stwu polimorficznemu, w którym domi- mazurskiej poezji, czy Piotr Szewc w po- nuje człowiek wielokulturowy, pozba- wieściach o zatraconym żydowskim Za- wiony własnych korzeni. Być może sta- mościu. Poprzez przywołanie obcej prze- nie się tak, że świadomość historyczną szłości łatwiej jest oswoić i nazwać swój w niedługim czasie wyprze myślenie ahi- świat. Mała ojczyzna traktowana jest storyczne, bo jeśli Niemcy już rozliczą wówczas również jako znak historii – własną przeszłość, Polacy ostatecznie znak dawany przez umarłych żywym. wyzwolą się z romantycznego paradyg- Staje się świadectwem ciągłości życia matu myślenia (o innych nacjach nie odbijającego się na gruzach cudzej cy- wspominając), to o czym trzeba będzie wilizacji. Zwłaszcza, że towarzyszy temu jeszcze pamiętać? Że wartości ponadcza- pamięć straty, wspólnego łańcucha wy- sowe, wyprowadzone z uniwersalnego pędzeń i przesiedleń. Ten zwrot ku ob- Dekalogu, zastąpią pseudowartości, jak cym kulturom (nie tylko zresztą nie- na przykład prowadząca do rozmaitych mieckiej i żydowskiej), szukanie ich śla- absurdów tzw. polityczna poprawność. dów w zamieszkiwanych przez Polaków Że uporządkowaną diachronię linearnej miastach i domach odsłania również historii zastąpi wielość równoległych wewnętrzną potrzebę (i konieczność) wątków, które rozsypią w pył nasze hi- zaakceptowania wielokulturowości jako storyczne myślenie, i że kulturę prawdzi- niezbędnego składnika cywilizacji euro- wą wyprze coraz bardziej ekspansywna pejskiej. Cywilizacji, w której nie będzie i znajdująca silne wsparcie politycznych centrum, albo będzie ono wszędzie, jak decydentów kultura masowa? powiadają profeci nowej Europy. Nowa świadomość europejska ma zrodzić się, Zadajmy teraz pytanie inne: jak niektórzy sądzą, z odkrycia wspól- 3w czym tkwi magiczna siła przycią- noty przeznaczenia. Tożsamość europej- gania prowincji, dlaczego wrastają ska winna stać się – jak sądzi choćby w nią i obłaskawiają ją również ludzie Edgar Morin – nie tylko częścią tożsa- ze zdegradowanego dziś „centrum”? mości planetarnej, ale także pewnym jej Kiedy Andrzej Stasiuk pisze, że „żyć modelem, który łączy ideę metanarodu z w centrum oznacza żyć nigdzie. Gdy

LITERACKA ESEJ 39 GABRIELA w każdą stronę jest tak samo blisko bądź i niepokój są wszak najlepszymi bodźca- MATUSZEK zajmuje siê daleko, człowiek nabiera obrzydzenia do mi dla stworzenia wiersza. Nie ufajmy krytyk¹ i histori¹ podróży, ponieważ świat zaczyna przy- jednak do końca tym, którzy wprowa- literatury, a tak¿e pominać wielki grajdoł” (Dziennik okrę- dzają nas w przestrzeń swej mitycznej t³umaczeniem literatury towy), to instynktownie przeczuwa, że małej ojczyzny. Archeologowie pamięci niemieckiej; tak naprawdę, to nie ma centrum, albo wydobywają czasem piękne, ale fałszy- za³o¿ycielka jest ono wszędzie. To trochę tak, jak po- we skorupy. Albo próbują wygrywać sta- Studium Literacko- wiedział Pascal: środek świata jest wszę- re melodie na odkurzonych instrumen- Artystycznego dzie, a granice nigdzie. Migracja odby- tach. Język prywatnego mitu jest bo- przy UJ; ostatnio wa się bowiem we wszystkich możli- wiem jednym z najprostszych języków wyda³a monografiê wych kierunkach. Mała ojczyzna jest rów- przekazywania prawdy o świecie. Inne Naturalistyczne nież tam, gdzie ją wyznaczymy. Bycie języki są o wiele trudniejsze. Prowincjo- dramaty (2001). u siebie i bycie obcym nie są bowiem nalne małe ojczyzny mają także tę zaletę, przeciwieństwami, raczej rewersem że pozwalają się dobrze sprzedać. Tak i awersem tej samej monety. Monetę jak muzyka „folk”, kochana przez ma- można rzucić w dowolną przestrzeń sową kulturę. Receptą na literacki suk- i wokół niej oznakować małe, prywatne ces może być pisanie o utraconym miej- terytorium. Oswajanie przestrzeni bywa scu, któż z nas bowiem takiego miejsca zarazem tworzeniem własnej małej ojczy- nie utracił? Nostalgia zamyka jednak zny. Ucieczka na peryferie jest gestem drogę do pozbawionego uprzedzeń ob- znaczącym, jest znakiem wsłuchiwania cowania z teraźniejszością. Nie ufajmy się w samego siebie. Droga do siebie także tym, którzy we własnej prowincji może prowadzić bowiem ku początkowi sytuują środek świata. Prawda o świe- – do miejsc dzieciństwa, lub w stronę cie rodzi się na styku różnych perspek- końca: do miejsc, które sprzyjają rozpo- tyw i oglądów świata, w ustawicznym znaniu i ostatecznemu zaakceptowania dialogu między centrum i peryferiami. świata. Takim miejscem może stać się Uważajmy, aby żaden z tych ponętnych właśnie prowincja. Na peryferiach czas mitów nie stał się rodzajem praktyko- bowiem biegnie wolniej, życie odbiera- wanej utopii. ne jest jako ciągłe następstwo dni i no- Gabriela Matuszek cy, powoli odwija się nitka prowadząca Bernd & Hilla Becher, fotografie czarno-bia³e, 1971-1973. do wieczności, można więc spokojnie DOCUMENTA 11, Kassel przyglądać się przyjmowanym przez nią kształtom. Prowincja posiada wiele za- let jako układ kształtujący artystę: ofe- ruje naoczność związków międzyludz- kich, bliskość, poczucie bycia w środku, bo prowincja przecież nie ma peryferii. A przede wszystkim jest szkołą tęskno- Materia³y prasowe ty, na co już przed laty zwrócił uwagę Sławomir Mrożek – świat jest tak dale-

ko, że można za nim tęsknić, a tęsknota Reprodukcja

40 ESEJ DEKADA Shirin Neshat, Rapture, 1999, kadr z filmu wideo. DOCUMENTA 11, Kassel Reprodukcja Materia³y prasowe

Robert Ostaszewski LOKALNI HODOWCY „KORZENI”

od koniec lipca tego roku odbyła się siuk powiedział wprost: „Guzik mnie ta Pw Krakowie dyskusja panelowa Li- stara panna obchodzi. Nie sądzę, abym terackie rozrachunki ze środkowoeuropejską miał Europie Środkowej coś do powie- mitologią, w której uczestniczyli pisarze dzenia”. A Michal Hvorecký, młody sło- z Czech, Słowacji, Węgier, Ukrainy i Pol- wacki pisarz (wybór przekładów jego ski. Niektórzy z nich byli wyraźnie znie- opowiadań zatytułowany W misji ideal- cierpliwieni ciągłym wałkowaniem te- nej czystości wydało w roku 2002 Wy- matu Europy Środkowej. Andrzej Sta- dawnictwo „FA-art”), stwierdził, że nie

LITERACKA ESEJ 41 ROBERT OSTASZEWSKI widzi powodu, żeby ze specjalną uwagą mniejszych miast i regionów, odkrywa- pochylać się nad problematyką regio- nie kulturowych palimpsestów, przeko- nalną, ponieważ jego ambicją jest pisa- pywanie rodzinnych archiwów, rekon- nie prozy, która byłaby zrozumiała dla struowanie – w większości przypadków ludzi na całym świecie. To tylko jeden było to jednak hodowanie – własnych z licznych ostatnio przykładów scepty- korzeni. Ukształtowały się całe środowi- cyzmu wobec tematu mniejszych ska literackie, które za główny cel sta- i większych ojczyzn. Co sprawiło, że wiały sobie pielęgnowanie tego, co lo- problematyka, którą jeszcze kilka lat kalne, a przez to cenne, ponieważ za- wcześniej traktowano z całym nabożeń- pewniające uzyskanie trwałej tożsamo- stwem, budzi teraz coraz częściej iro- ści ufundowanej na jedności doświad- niczne uśmiechy? Dlaczego tak szybko czeń niewielkich społeczności. Dla skończyła się zawrotna kariera literatu- przykładu wymienię tu choćby grupy ry małych ojczyzn? Czy przyczyn tego zja- twórców skupionych wokół czasopism, wiska należy szukać w specyfice tej li- takich jak „Borussia”, „Śląsk” czy „Po- teratury, czy też poza nią, na przykład granicza”. w działaniach polityków albo przeobra- W krótkim czasie nasza literatura żeniach społeczeństwa? Postaram się wyhodowała imponujący „system ko- odpowiedzieć na te pytania, skupiając rzenny”. Pisarzy, którzy zajmowali się uwagę na literaturze polskiej. Zacznę doglądaniem go, można by wymieniać jednak od skrótowego przypomnienia, długo. Dlaczego znalazło się tak wielu jak to z karierą „małoojczyźnianych” chętnych do rozwijania tego specyficz- narracji było. nego rodzaju ogrodnictwa? Przyczyny są dwojakiego rodzaju, zarówno pozali- Na pożywce niepewności terackie, jak i literackie. Po upadku PRL-u zaczął się okres Proza małych ojczyzn błyskawicznie niepewności. Zmienił się ustrój kraju, zawojowała naszą literaturę na począt- zasady funkcjonowania gospodarki, ku poprzedniej dekady. Zaczęło się sposoby stratyfikacji społeczeństwa. wszystko dosyć niewinnie debiutancką Skończyło się panowanie paradygmatu powieścią Pawła Huelle Weiser Dawidek, romantycznego w kulturze, co obwie- wydaną w roku 1987, która przyczyniła ściła Maria Janion. Nic więc dziwnego, się do spopularyzowania tzw. prozy że pojawiły się problemy z tożsamością. gdańskiej (przypomnę jednak, że litera- W gruncie rzeczy nie było to nic nowe- tura małych ojczyzn nie jest wcale wyna- go. W PRL-u problemy te nie zostały lazkiem ostatnich lat, bo jej początki się- wcale rozwiązane, ale jedynie – zawie- gają jeszcze literatury kresowej; należy szone. Z jednej strony system korzenny, więc mówić raczej o kolejnej fali tego ro- na którym mogła opierać się tożsamość dzaju pisarstwa). Nurt prozy małych oj- pojedynczych ludzi albo całych grup, czyzn rozlał się szeroko w naszej literatu- był po wojnie nieustannie „podcinany” rze po upadku PRL-u. Pisarze ochoczo poprzez choćby masowe przesiedlenia, zabrali się za opisywanie większych oraz cenzurowanie historii czy socjotech-

42 ESEJ DEKADA LOKALNI HODOWCY „KORZENI” niczne manipulacje zmierzające do ni- w przeszłość1 . Wszystko to odbywało welowania podziałów społecznych. Z się pod wielce chwalebnym hasłem od- drugiej jednak strony, życie w państwie budowywania pamięci zbiorowej, wy- realnego socjalizmu dawało możliwość mazywania biały plam historii. Nie na- łatwej identyfikacji, możliwej dzięki leży jednak zapominać, że odwrócenie wyrazistemu pęknięciu społeczeństwa się naszej literatury tworzonej w po- na „ich” i „nas”; tych, którzy służą przedniej dekadzie od teraźniejszości w zniewalającemu systemowi, i tych, któ- dużym stopniu wynikało z bezradności rzy starają się go na rozmaite sposoby pisarzy wobec tego, co działo się w „te- kontestować. W pewnym stopniu mo- raz”, braku literackiego „pomysłu na gło to ułatwiać samookreślenie ludzi, teraźniejszość”. koić poznawczy niepokój, wywoływany Pisarze, kreując kolejne małe ojczyzny, pytaniem: „kim jestem?”. Po roku 1989 mieli też nieomal gwarancję uzyskania każdy musiał na własną rękę szukać porozumienie – a i uznania oczywiście – odpowiedzi na to pytanie. Literatura z czytelnikami. Atrakcyjność tego rodza- małych ojczyzn podsuwała odpowiedź ju pisarstwa zasadzała się przede wszyst- prostą, jednoznaczną i w miarę zada- kim na możliwości łączenia w jednym walającą: „tutejszym” (mieszkańcem dziele literackim mitu i historii, biogra- regionu, miasta czy dzielnicy; cząstką ficznego konkretu i swobodnej fikcji, wspólnoty posiadającej własną historię, swojskości i obcości, nostalgii i wznio- zabytki, „kultowe” miejsca i przestrze- słości. Wydawało się, że oto wynalezio- nie, a poprzez to niepowtarzalnej i cen- no niezawodną maszynkę do produko- nej). Tożsamość uzyskana w ten sposób wania atrakcyjnych fabuł. Jak się oka- miała jeszcze jedną, niepodważalną za- zało niebawem, maszynka ta bardzo letę: była gotowa, łatwa w obsłudze. szybko zaczęła się zacinać. Ktoś, kto jej szukał, nie musiał zbytnio się wysilać. Wystarczyło, że urodził się Ładnie rosło, ale zwiędło w danym miejscu i zaakceptował twier- dzenie, iż to właśnie specyfika tegoż W drugiej połowie lat 90., kiedy tzw. miejsca ukształtowała go jako człowie- „trzydziestolatkowie” dostali zadyszki, ka. Jakże to proste! a pisarze stawiający na postmodernizm Skupienie uwagi na pielęgnowaniu ostatecznie przekonali się, że nie pozy- systemów korzennych pozwalało też skają u nas zbyt wielu czytelników, wy- zapomnieć o teraźniejszości. W literatu- dawało się, że w prozie panować będzie rze małych ojczyzn od początku mocno niepodzielnie mitografizm, i oczywiście zaznaczał się rys eskapistyczny. Im bar- literatura małych ojczyzn. Jednak szybko dziej świat wokół nas stawał się do- okazało się, że pisarze-ogrodnicy coraz kuczliwy, chaotyczny i przygodny, tym słabiej przykładają się do swoich obo- chętniej zwracano się ku szczęśliwym wiązków, a stworzony przez nich system krainom dzieciństwa, odkrywano kolej- korzenny powoli zaczyna więdnąć. Taki ne pokłady kulturowych palimpsestów, stan rzeczy potwierdziło ukazanie się ta- urządzano nostalgiczne wycieczki kich chociażby książek, jak Prawiek i in-

LITERACKA ESEJ 43 ROBERT OSTASZEWSKI ne czasy (1996) Olgi Tokarczuk, W czerwie- umie znaleźć dla siebie miejsca w świe- ni (1998) Magdaleny Tulli czy Próby życia cie i pogrąża się coraz bardziej w rozpa- (1998) Karola Maliszewskiego. czy i beznadziei. Wystarczy jednak, że Powieści Tokarczuk i Tulli unaocz- po latach bezsensownej w gruncie rze- niły to, czego większość zafascynowa- czy tułaczki wraca do rodzinnej miej- nych literaturą małych ojczyzn kryty- scowości, a wszelkie jego problemy ków2 i czytelników nie dostrzegała bądź z samym sobą i światem znikają jak za nie chciała dostrzec: że kreowane w dotknięciem czarodziejskiej różdżki. prozie małe ojczyzny są w gruncie rzeczy Chociaż wcale nie o różdżkę tutaj cho- ogromne jak… biblioteka, zawierająca dzi. Ostatnie zdania książki Maliszew- całe literackie dziedzictwo. Tokarczuk skiego brzmią: Ano wróciłem, przyjaciele. stworzyła wyizolowaną przestrzeń wsi Nogi same mnie niosły, nie patrząc na rozgo- Prawiek, będącą niejako matrycą wszel- rączkowaną głowę. Z piekarni na rogu po- kich ojczyzn. Tulli wymyśliła – nawią- wiało wonią wyciąganej z pieca bułki wro- zując do wczesnej prozy Piotra Wojcie- cławskiej. Stare przyzwyczajenia, stara mło- chowskiego3 – miasteczko nomen omen dość. Stara Poręba. Rany, jak sądzę, miałem Ściegi, w historii którego niczym w pry- zasklepione4 . Zaiste wielka jest moc za- zmacie rozszczepiały się losy całej Eu- pachu bułki wrocławskiej… Mała ojczy- ropy Środkowej. Innymi słowy, obie au- zna okazuje się czymś w rodzaju ka- torki pokazały, że można bez większych pliczki, przed którą wystarczy paść na problemów powołać do życia całkowi- kolana, by poczuć jej oczyszczającą cie fikcyjne małe ojczyzny, które poskła- moc; w tym przypadku liczy się więc je- dane są z literackich puzzli. Nie był to dynie wiara, zbędne jest jakiekolwiek wcale niewinny „szwindel”, beztroski intelektualne „przepracowywanie” pro- pokaz kreacyjnej mocy pisarza; podda- blemu. wał przecież w wątpliwość terapeutycz- Podsumowując, rozwój prozy ma- ną skuteczność i znacznie tego nurtu li- łych ojczyzn zahamowany został z dwóch teratury, który jakoby miał nam pomóc powodów. Ujawnienie fikcyjnego cha- w odzyskaniu tożsamości, odbudowa- rakteru przedstawianych „światów” niu naszej pamięci, uporządkowaniu podkopało wiarę czytelników w ocala- przeszłości, zakorzenieniu w tradycji. jącą moc tego rodzaju literatury. Oczy- Tożsamość okazywała się fikcyjnym wiście zastrzec trzeba, że nie wszystkich konstruktem, a literatura „małoojczyź- pisarzy tego nurtu należy posądzać o ce- niana” – jedynie literaturą, czyli pięk- lową manipulację, dosyć cyniczne pod- nym zmyśleniem. stawianie efektownej fikcji zamiast W minipowieści Maliszewskiego prawdy. Wydaje mi się, że na przykład wyraźnie zaznaczył się – zdaje mi się, że Kazimierz Brakoniecki całkiem na po- wbrew intencji autora – narastający ważnie i z poczuciem misji stara się od- schematyzm prozy małych ojczyzn i za- budować – choćby na swój własny uży- razem wpisana w jej założenia intelek- tek – warmińsko-mazurską ojczyznę. tualna łatwizna. Główny bohater tek- Poza tym pisarze zdecydowanie prze- stu, Marcin, jest autsajderem, który nie grzali koniunkturę na wszelkiego ro-

44 ESEJ DEKADA LOKALNI HODOWCY „KORZENI” dzaju literackie potyczki z regionali- i prezentowały mechanizmy powsta- zmami, wydając dziesiątki bardzo po- wania ich tekstowych wizerunków. To, dobnych do siebie książek, powielając co u innych pisarzy tworzących podob- nużący schemat. Przyznaję, że byłem ne opowieści było ukryte – fikcyjność mocno zdziwiony, że tak właśnie się wykreowanego świata, otwarcie na nie- stało. W końcu proza małych ojczyzn jest skończoną przestrzeń biblioteki – u Li- wyjątkowo podatna na wszelkiego ro- mona i Sieniewicza zostało wyciągnięte dzaju przekształcenia, daje możliwość nieomal na plan pierwszy. nieomal dowolnego rozbudowywania o Inaczej z ogranym schematem ra- nowe wątki i tematy. Tymczasem w ko- dził sobie Artur D. Liskowacki5 . Szcze- lejnych książkach powtarzały się te ciński pisarz dał się poznać początkowo same chwyty: kilka obrazków z dzieciń- jako autor dosyć typowych historii o po- stwa, przeglądanie rodzinnych archi- wikłanych losach rodzinnego miasta wów (na przykład ograny do cna mo- (już same tytuły wskazują na wtórny tyw opisywania albo nawet ożywiania charakter tej prozy: Ulice Szczecina, 1995, rodzinnych fotografii), wyraziście za- Cukiernica pani Kirsch, 1998). Jednak znaczona postać Obcego, odkrywanie w ostatniej powieści, Eine kleine (quasi śladów obcej kultury połączone z dro- una allemanda) wydanej w roku 1999, biazgowym katalogowaniem przedmio- dzięki prostej modyfikacji jednego mo- tów, badanie mechanizmów pamięci… tywu udało się Liskowackiemu stwo- Czyżby w tym przypadku zadziałał po- rzyć w prozie małych ojczyzn całkiem znawczy i artystyczny minimalizm pi- nową jakość. Zazwyczaj pojawiał się sarzy? w niej Obcy (mogła to być konkretna osoba, albo po prostu inna kultura bądź Nowe „kłącza” jej pozostałości), występujący w roli ka- talizatora przyśpieszającego krystalizo- Na szczęście nie wszystkich. Rozra- wanie się tożsamości głównego bohate- stanie się w naszej literaturze systemu ra. Autor Eine kleine… całkowicie od- korzennego zostało w ostatnich latach wrócił perspektywę oglądu małej ojczy- zdecydowanie spowolnione, ale za to zny, głównymi bohaterami powieści pojawiły się nowe, interesujące „kłą- czyniąc Obcych, a dokładniej niemiec- cza”. Pisarze zaczęli po prostu poszuki- kich mieszkańców Szczecina, którzy po wać bardziej atrakcyjnych rozwiązań. wojnie pozostali w Polsce. Ich głosy Wskażę kilka przykładów. układają się w kunsztowną „sonatę” Jerzy Limon (Wieloryb. Wypisy źródło- tekstową, przedstawiającą rozpuszcza- we, 1998, Koncert Wielkiej Niedźwiedzicy. nie się resztek niemieckiego Szczecina Kantata na jedną ulicę, siedem gwiazd i dwa w żywiole nowych – jak by powiedział głosy, 1999) i Mariusz Sieniewicz (Pra- Uniłowski – „kolonizatorów” miasta le- babka, 1999) wzbogacili narrację „ma- żącego nad Odrą. łoojczyźnianą” elementami autotema- Krzysztof Fedorowicz w niewielkiej tycznymi. Powieści tych autorów jedno- książeczce zatytułowanej Imiona własne cześnie przybliżały prywatne ojczyzny (2000) przybliżył czytelnikowi prze-

LITERACKA ESEJ 45 ROBERT OSTASZEWSKI strzenie Śląska. Uczynił to jednak wciąż podejmowane są przez pisarzy w sposób dość specyficzny, inspiracji próby – dowodzi tego choćby powyższy, poszukując z jednej strony w śląskich pobieżny przegląd tekstów – wypraco- esejach Henryka Wańka, z drugiej – wania nowych chwytów, pozwalają- w dziele Marcela Prousta. Książkę Fe- cych na jak najpełniejsze przedstawie- dorowicza nazwać można wariacją ono- nie problematyki korzennej. Nie można mastyczną, ponieważ punktem wyjścia również wykluczyć, że nagle ten rodzaj rozsnuwanych przezeń opowieści są prozy wróci do łask. Wystarczy przecież nazwy miejscowości, jezior i lasów. Nic niewielki impuls ideologiczny czy wręcz dziwnego, skoro autor uważa, że nazwa polityczny. A takiego dostarczyć może może przywodzić doprawdy szerokie i inspi- na przykład wejście Polski do Unii Eu- rujące skojarzenia, może smakować jak do- ropejskiej, bo wtedy rozmaite ugrupo- bre ciastko, jak – powiedzmy – magdalen- wania polityczne zechcą pewnie zagry- ka6 . I pozwala swobodnie rozwijać się wać kartą regionalizmu. A literatura owym skojarzeniom, co sprawia, że może być w tej grze pomocna. tekst przyjmuje formę mozaiki, składa- jącej się z heterogenicznych fragmen- Czy korzenie są potrzebne? tów: miniesejów, „wypisów z krajobra- zu”, zapisów snów, legend, notatek Na koniec zajmę się kwestią, od z podróży. W tak różnorodnej materii rozważenia której właściwie powinie- wyrazistość wątków i motywów „mało- nem zacząć opis działań naszych lokal- ojczyźnianych” zaciera się, ale przez to nych hodowców korzeni. Cała literatu- obraz prywatnej ojczyzny autora nabie- ra małych ojczyzn wspiera się na dogma- ra niespodziewanej głębi. Wplatanie te- tycznym – a więc niewymagającym do- matu małej ojczyzny w wiązkę innych te- wodu – założeniu, że człowiek powinien matów ukazywanych w danej książce, to dążyć do zdobycia trwałej tożsamości. kolejny sposób na poradzenie sobie ze Dlaczego mało kto próbuje przedysku- schematycznością narracji „korzen- tować tę sprawę? Pozornie wydawać się nych”. Ostatnio dosyć często wykorzy- może, że nie ma tu nad czym dumać. stywany i przynoszący godne uwagi Oczywiste przecież wydaje się, że do- efekty. Dla przykładu wymienić można brze ugruntowana tożsamość zapewnia kolejną książkę poświęconą Śląskowi – poznawczy i egzystencjalny komfort, Nagrobek Ciotki Cili (2001) Stefana Szy- pozwala pogodzić się z tradycją, pod- mutki, w której uwagi autora o „śląsko- trzymuje pamięć. Wystarczy przecież ści”, Ślązakach i tamtejszych przestrze- przyjrzeć się kilku powieściom z tego niach towarzyszą rozważaniom na te- nurtu, aby zauważyć, że bohaterowie, mat kryzysu współczesnej humanistyki; którzy nie padli jeszcze na twarz przed w której wspomnienia gry w „fuzbal” na regionalnymi kapliczkami, są najczęściej hałdach zestawione są medytacjami o fi- rozdygotanymi ludzkimi strzępami, lozofii Heideggera czy Derridy. a potem, już zakorzenieni, żyją w raju Wydaje się, że proza małych ojczyzn pewności i stałości. najlepsze lata ma już za sobą. Chociaż Ale czy faktycznie tożsamość jest

46 ESEJ DEKADA LOKALNI HODOWCY „KORZENI” uniwersalnym lekiem na całe zło prze- dą. Każdy z nas odgrywa wiele – często szłości, teraźniejszości i przyszłości? Do- wykluczających się – ról społeczny, świadczenie konsumenckie wskazuje, musi oswajać napierającą na niego że jeśli jakiś specyfik ma zbyt wiele za- zmienność. Zmieniamy miejsca za- stosowań, jest „do wszystkiego”, to naj- mieszkania, zwód, pracę, styl życia. W częściej na dobrą sprawę nie nadaje się takiej sytuacji zaletą może stać się wła- do niczego. Ale na bok żarty. Uzyskanie śnie brak tożsamości, ciągła gotowość tożsamości poprzez zakorzenienie spotkania z „nowym”. Oczywiście, nie w małej ojczyźnie nie wymaga – wspomi- każdy zgodzi się na taką apologię braku nałem już o tym – zbyt wiele wysiłku. tożsamości. Warto jednak uświadomić Jednak ta „łatwizna” nie jest w tym sobie, że obok świata zakorzenionych przypadku jedynym problemem. Często istnieje świat równoległy, którego zapomina się, że istnieje wiele wzorów mieszkańcom nie przychodzi nawet do tożsamości, pośród których możemy głowy, aby tracić czas na hodowanie swobodnie wybierać. Inaczej rzecz uj- korzeni. mując, wybór konkretnej tożsamości Robert Ostaszewski jest równoznaczny z odrzuceniem in- nych. Konsekwencje takiej a nie innej 1 Obecnoœæ elementów nostalgicznych w prozie decyzji są dosyć istotne. Tożsamość, lat 90. wnikliwie przebada³ i opisa³ Przemys³aw Czapliñski, zob. tego¿, Wznios³e têsknoty. No- którą proponują nam piewcy małych oj- stalgie w prozie lat dziewiêædziesi¹tych, Kraków czyzn, opiera się na ciągłości tradycji, 2001. wielokulturowości i kultywowaniu pa- 2 Oczywiœcie, byli równie¿ krytycy, którzy od po- mięci. Ale pamięć jest to szczególna, bo cz¹tku sceptycznie odnosili siê do tego nurtu pro- spreparowana. Zwrócił na to uwagę zy. Jednym z najbardziej konsekwentnych jej Uniłowski, stwierdzając, że literatura przeciwników by³ – i jest – Krzysztof Uni³owski, który w ostatnio wydanym tomie szkiców zarzu- „korzenna” ukrywa, cenzuruje to, co ją zro- ca³ wprost literaturze „ma³ych ojczyzn” ‘drobny dziło: pierwotne doświadczenie wykorzenie- szwindel’, ( ) wymyœlanie historii, ‘korzeni’, nia7 , które wszystkim urodzonym po a pewnie te¿ – jêzyka. Zacne intencje nie zmie- wojnie zafundował PRL-u. W każdym niaj¹ faktu, ¿e cichcem, w miejsce tego, co jest, przypadku wyboru tożsamości musimy podstawia siê œwiat wymyœlony, wymarzony lub być przygotowania na tego rodzaju wyœniony (K. Uni³owski, Koloniœci i koczownicy. O najnowszej prozie i krytyce literackiej, Kraków transakcję: dostajemy coś za coś. 2002, s. 25). Warto jednak pójść jeszcze dalej 3 Mam tu na myœli takie powieœci tego autora, jak i zapytać, czy jakakolwiek tożsamość chocia¿by Kamienne pszczo³y (1967), Czaszka ROBERT jest nam potrzebna do zachowania po- w czaszce (1970) czy Wysokie pokoje (1977). OSTASZEWSKI znawczego komfortu? Nie trzeba od 4 K. Maliszewski, Próby ¿ycia, Kraków 1998, ur. 1972 r., krytyk s. 67. literacki, prozaik, razu zagłębiać się w teksty Zygmunta felietonista, wyda³ 5 W ostatniej powieœci Liskowacki pos³uguje siê Baumana, albo innych myślicieli pono- zbiór felietonów równie¿ chwytami autotematycznymi podobnie woczesnych, a wystarczy jedynie rozej- Odwieczna, acz jak Limon i Sieniewicz. nieoficjalna rzeć się uważnie wokoło, aby przekonać 6 K. Fedorowicz, Imiona w³asne, Kraków 2000, (2002) oraz się, że trwała, „sztywna” tożsamość s. 69. powieœæ Trojê może być w naszych czasach przeszko- 7 K. Uni³owski, dz.cyt., s. 26. pomœcimy (2002).

LITERACKA ESEJ 47 Katalog © 2002 documenta und Museum Fridericianum Veranstaltungs-GmbH, Kassel Veranstaltungs-GmbH, Fridericianum Museum und documenta 2002 © Katalog Reprodukcja

48 DEKADA 1, Kassel. (Centrum Sztuki Wspó³czesnej, Zamek Ujazdowski w Warszawie, maj – 1, sierpieñ Kassel. 2002) (Centrum Sztuki Wspó³czesnej, Zamek Ujazdowski w Warszawie, , 2002. DOCUMENTA 1 , 2002. DOCUMENTA Bez tytu³u Shirin Neshat,

LITERACKA 49 Danuta Wêgiel

Fotografia

50 SKAR¯YÑSKI DEKADA O OBRAZIE z JERZYM SKAR¯YÑSKIM rozmawia Maria Malatyñska

Najczęściej spotykamy się Panie obraźni stworzyć w warunkach nie ra- Profesorze nie tylko na wystawach, diowych, to natychmiast byłoby jasne, ale przy okazji każdej premiery te- że z jakiegoś powodu ma taka forma atralnej i na każdym ciekawym fil- „zastąpić” światło. Bo to właśnie ono mie, bo jest Pan również prawdzi- jest dla obrazu sprawą podstawową. To wym, zagorzałym wyznawcą sztuki funkcjonuje niemal jak jakaś odwiecz- ekranu. Nieraz więc myślę, czy, dys- na, naturalna umowa. Bo dopiero, gdy ponując tak gigantycznym do- „widzimy”, zaczynamy czekać na świadczeniem oka, zgodziłby się „głos”, „na akcję”... jednym słowem – Pan ze sformułowaniem, iż na po- na spektakl. To Arthur Miller powie- czątku wszelkiego poznania... „był dział przed laty, że spektakl zaczyna się obraz”. dopiero w tym momencie, gdy jeden Można tak przyjąć. Wszak od nie- człowiek, trzymający w ręce świecę – pamiętnych czasów uważa się, że aby wchodzi do pokoju. coś zaakceptować, lub odrzucić, zrozu- mieć, czy nie – trzeba najpierw – zoba- Oczywiście pod warunkiem, że czyć. Wzrok, dla przyjmowania wrażeń w tym pokoju będzie jeszcze drugi JERZY ze świata zewnętrznego, był już przez człowiek, który to zobaczy. Czyli, SKAR¯YÑSKI ur. w 1924, dla którego to wejście się odbywa, starożytnych uważany za zmysł naj- malarz, scenograf ważniejszy. gdyż to właśnie jego reakcja, reak- teatralny i filmowy, cja widza – uruchamia spektakl. rysownik, autor ilustracji A gdyby, w owym procesie Ale powiedział Pan tu, jak przy- ksi¹¿kowych, otwierania oczu, spoglądania i za- stało na scenografa, o budowaniu, twórca plakatów uważania – jeszcze się cofnąć, to a nawet o napełnianiu obrazu – teatralnych i filmowych, można by nabrać pewności, że, za- przestrzenią. Czy dla spektaklu profesor nim powstał obraz... „na początku tworzenie owych przestrzeni jest w krakowskiej było światło”. ograniczeniem, czy też jest sposo- ASP. Wraz z ¿on¹, Lidi¹ bem dodawania mu jakby dodatko- Oczywiście. Przedstawienie czy Minticz- spektakl „po ciemku” – jest właściwie wego powietrza? Skar¿yñsk¹ œciœle „tylko” radiem, a więc teatrem wy- To zależy. Mnie się wydaje, że cha- wspó³pracowa³ jako scenograf obraźni. I choć dźwięk nabiera wtedy rakter tej przestrzeni, a więc np. to, czy z Teatrem nowego życia, a wszystkie odgłosy, jest „wysoka”, czy „niska”, czy akcja to- Groteska, a od szmery, szelesty, szepty zyskują własną czyć się ma w miejscu uznanym za kon- 1958 – z Teatrem Starym. Od 1969 przestrzeń, zaczynają w tej przestrzeni wencjonalne, czy też np. przedstawie- roku prowadzi żyć po to, by wyobraźnia zechciała za nie odbywa się pod wodą, choć przy- zajêcia na nimi podążać – to gdyby taki teatr wy- znaję, że nie bardzo wyobrażam sobie krakowskiej ASP.

LITERACKA SKAR¯YÑSKI 51 ROZMOWA „DEKADY” teatr w postaci... akwarium – prędzej czyć już we wszystkich możliwych epo- mógłbym się zgodzić na, odbywający się kach, także i we współczesności. Zna- w takim miejscu, kolejny odcinek Bonda my go też w najbardziej nawet niekon- – a więc takie, czy inne cechy tej prze- wencjonalnym otoczeniu, w zmienio- strzeni są i muszą być podporządkowa- nych warunkach życia środowiskowe- ne samej akcji. Dopiero wtedy można go czy społecznego. Ale to, że „wszyst- pozwolić sobie na odczytanie przestrze- ko” wokół samego dramatu może ule- ni, jako „ograniczenia”, lub „otwarcia gać zmianie, to jednak znaczy, że pew- się” na spektakl – to wszystko. ne generalia pozostają nienaruszone. Jeżeli jestem przekonany do pomysłu Co to znaczy? Czy Pan zawsze reżysera w tym zakresie, to oczywiście oddaje swoją indywidualność arty- usiłuję znaleźć sposób do najlepszego styczną spektaklowi? osiągnięcia tego zamiaru. Tak, samej myśli spektaklu czy fil- mu. Obok przecież różnych moich form A co jest dla Pana inspiracją? działalności, a więc malarskiej i po- Wiem, że chodzi Pan bardzo często krewnych – jestem scenografem zawo- do kina. Czy idzie Pan tam także dowym, a więc pracuję dla teatru. i po to, by coś podpatrzyć? Czy też... A więc powinienem zawsze umieć dla samego kina? kształtować przestrzeń spektaklu moż- Do kina chodzę z różnych powo- liwie najlepszymi środkami wizualny- dów, także i z tego ostatniego. Kino mi, plastycznymi, ponieważ taki jest mnie rzeczywiście fascynuje. Lubię mój zawód. Oczywiście, najpierw i tak wchodzić w jakiś zagospodarowany będę chciał znaleźć powód, dla którego przede mną świat. To dlatego zawsze całe przedstawienie ma powstać: czy- siadam w pierwszym rzędzie, aby być tam tekst, muszę wiedzieć, dlaczego re- „sam na sam” z ekranem, by zatracić żyser wybiera akurat tego autora, tę jego kontury i aby zmierzać za spojrze- pozycję i z jakiego powodu ja sam po- niem kamery, bo to jest moje spojrze- winienem znaleźć w sobie gotowość do nie, zasugerowane mi przez reżysera wspólnego wysiłku, by wzbudzić, nie i operatora, przez sposób oświetlenia tylko w nas dwóch, ale i w aktorach, i w końcu przez całą tę przestrzeń, któ- w całej ekipie, a w dalszej konsekwen- rą ktoś jednak dla mnie wybrał. Wła- cji, także i u publiczności, poczucie celu, śnie wybrał, a niekoniecznie nawet – znaczenia, a wreszcie – pewnie i poczu- wymyślił. Ja też, jeśli pracuję dla filmu, cie wydarzenia. To wewnętrzne przeko- to wcale nie uważam, że muszę wymy- nanie jest ważne. Przecież w sztuce, na- ślać i budować od nowa jakąś mniej lub wet klasycznej, można „wszystko” bardziej skomplikowaną rzeczywistość, zmieniać, trzeba tylko wiedzieć dlacze- służącą przede wszystkim ruchom go: nawet czas historyczny bywa w naj- obiektywu. Ale wiem, że muszę moje bardziej nienaruszalnych pozycjach pomysły tak organizować, aby to, co dramatycznych elastyczny! Nie tylko „przebiega” przez ekran, powiedzmy klasycznego Hamleta można było zoba- najprościej – aktor, ale również tekst,

52 SKAR¯YÑSKI DEKADA O OBRAZIE zmiana wzajemnych relacji między po- ją „wydobyć” z istniejącego świata, bo staciami, ich położenie wobec przed- przecież może to być jakiś mniej więcej miotów, ścian czy też elementów plene- gotowy plener, któremu mogę „wyciąć ru – aby wszystko to było tak zasugero- drzewo”, lub „dobudować drzewo”. wane, by stało się naszą wspólną z re- żyserem, zgodną świadomością. Ja Ale Pan nie tylko przecież budu- zresztą często odmawiałem współpracy je przestrzeń „służebną” dla dra- scenograficznej, nie tyle reżyserom, ile matu. Nieraz odnoszę takie wraże- pewnym pomysłom, w których, jak czu- nie, że Pańska scenografia, także łem, nie znajdowałem dla siebie miej- i ta filmowa, jest dlatego tak wyra- sca... Po prostu wydawało mi się, że nie zista, że potrafi Pan różnym drama- mam tam nic do roboty. Albo – że może tom i filmom użyczyć tego, co jest w ogóle nie potrzeba tam scenografa! Ja Pańskim własnym charakterem jestem potrzebny wtedy, gdy rzeczywi- „kreski”. Już przed laty krytycy ście trzeba zbudować jakąś całość, albo sztuki pisali o tym, że w swoim ma-

Fotografia Danuta Wêgiel

LITERACKA SKAR¯YÑSKI 53 ROZMOWA „DEKADY” larstwie jest Pan wyznawcą surre- samych zasad, co „fizyczność” i „psy- alizmu. Nawet tak sobie zawsze chika”. I jest ona równie istotna, jak wyobrażałam, że gdyby wejść do inne rejony mózgowego aparatu, Pańskiej pracowni, to tam te i gdzieś te obrazy muszą się w nas od- wszystkie oryginalne, nadrealne, kładać. I choć wszystko może mieć swo- lub surrealistyczne koncepcje po- je uzasadnienie w biologii, czy neurolo- staci i krajobrazów, które w cząst- gii, to w gruncie rzeczy chodzi właśnie kach istniały w spektaklach, ta ich – o wyobraźnię. Czyli o to, by jednak „tajemnica” i „metafizyka”, będąca wyjść poza taką najbardziej banalną, niegdyś projektem „służebnym” dla opisową rzeczywistość. Żeby tę pozorną innej sztuki – musi istnieć w jakiejś logikę świata – nie tylko dostrzec, ale ją swojej samodzielnej postaci, bo Pan złamać i jakby wybudować na nowo, nadał temu światu rzeczywiste ży- a dzięki temu przede wszystkim uświa- cie i nie jest możliwe, aby to znik- domić sobie, że ten nowy-stary obraz nęło razem z kolejnym spektaklem świata warto oglądać. Bo może nawet czy filmem. Ta rzeczywistość obok ktoś oglądając – będzie chciał zareago- rzeczywistości – jest nadal ideal- wać, ponieważ niczego takiego wcze- nym surrealizmem. Choćby Pan nie śniej nie przeżywał? A teraz zobaczy chciał, musi Pan być surrealistą... otoczenie, rzeczywistość w jakiś inny Surrealistą zostaje się na ogół na sposób, znajdzie inne motywy, dotrze całe życie, bo to jest nie tylko sposób pa- do innych pasji, pożądań. To jest dla trzenia, ale i sposób wyrażania stosunku mnie bardzo istotne. Oczywiście, w mo- wobec samego siebie. Jeśli surrealizm im wypadku tzw. lekcja surrealizmu, to jest transmisją snu, wyobraźni, to zna- było doświadczenie, które odbierałem czy, że jest po prostu poszerzeniem świa- z takim niezwykle intensywnym prze- ta. I największą ułomnością tej transmi- życiem, że ślady tego do dzisiaj we mnie sji jest to, że sen natychmiast po przebu- pozostały. dzeniu się zapomina. A któż z nas nie doświadczył tej rozpaczliwej potrzeby, A wie Pan, przypomniało mi się, aby ponownie szybko zasnąć tylko po to, jak kiedyś Ryszard Horovitz wy- by podjąć ten nagle zapomniany wątek, znał, że jego surrealizm jest „gali- który we śnie wydawał się taki ważny! cyjski”, gdyż na taką właśnie jego naturę składają się same „galicyj- Miejmy nadzieję, że nawet te skie” elementy: i Piwnica pod Bara- zapomniane po przebudzeniu obra- nami, i pierwsze powieści Kafki wy- zy, gdzieś się w podświadomości od- dane po polsku, i nowe wydania kładają i kiedyś będziemy je mogli Gombrowicza, i nawet Ionesco gra- stamtąd „wyjąć”, a jeśli nie, to ny przez wznowiony Teatr 38. Mó- może pozostaną one chociaż budul- wię o tym, bo myślę, że Pański sur- cem wyobraźni. realizm też tak powinien wyglądać. Pewnie tak. Przecież nasza pod- Czyli jako rzecz również i „nabyta świadomość funkcjonuje według tych z kultury”.

54 SKAR¯YÑSKI DEKADA O OBRAZIE

Można tak powiedzieć. Mnie się stycznej, i choć znaleźliśmy się w niej zdaje, że można znaleźć różne źródła na różnych latach, to jednak natych- i różne tropy, które prowadzą gdzieś miast się zaprzyjaźniliśmy. A potem, po poza mną, a które wpływają na to ku- wojnie, to już były te wszystkie wspól- mulowanie się pewnych wartości. I lu- ne fascynacje: filmem, literaturą, ma- dzie, których spotykam, klimat, w któ- larstwem. Pamiętam, że przymierzałem rym żyję, pory roku, architektura, spo- się już do filmu, robiłem scenografię do sób życia, miejsce, w którym pozostaje- któregoś z pierwszych obrazów Andrze- my... Dla mnie takim oczywistym miej- ja Brzozowskiego, potem, razem z żoną, scem jest zawsze Kraków. Ale bywa tak, Lidią Minticz i Kaziem Mikulskim że może nas kształtować spotkanie współpracowaliśmy przy lalkowym fil- z kimś. Ten ktoś potrafi na nas zadzia- mie Kotowskiego – i nagle Has zapro- łać w ten sposób, iż pozostawia to nie- ponował mi scenografię do swojego zatarty ślad na całe życie. Wspólnego pokoju. To był mój prawdziwy debiut! Nic jeszcze nie wiedziałem, ale Miejsca i ludzie... to prawda. ponieważ byłem wielkim kinomanem, Nieraz tak myślałam, że niepowta- to bardzo chciałem zobaczyć, „jak to się rzalna wyrazistość Pańskiego sur- robi”. To był więc dla mnie motyw nie realizmu filmowego, a może nawet do pominięcia. Has miał ten rodzaj wy- jego specyficzna, surrealistyczna obraźni, zresztą przecież sam był mala- właśnie magia – znakomicie roz- rzem, że pisząc scenariusz, czy może ra- kwitła w kontakcie z Wojciechem czej tworząc już scenopis – bardzo bli- Jerzym Hasem. Realizował Pan sce- sko chciał mieć przy sobie scenografa. nografię do bardzo wielu jego fil- Bardzo drobiazgowo wszystko opraco- mów, w tym do tych najważniej- wywał: rodzaj obiektywu, kąt obiekty- szych, niezapomnianych obrazów, wu, ruch postaci, ruch przedmiotu, które przetrwały również i dlatego, wszystko to, co potem miało się stać „na że ich świat jest w pełni oryginalną, wieki” zapisane na taśmie. Już wtedy najdoskonalszą i najpełniejszą, rozpoznawałem praktyczne odmienno- stworzoną przez Pana rzeczywisto- ści filmu i teatru. Już wtedy myślałem ścią. Ale nawet te dwa arcydzieła o tym, że choć kino „jest wieczne”, to nastroju i wystroju plastycznego – każde przedstawienie teatralne jest za Rękopis znaleziony w Saragossie i Sana- to – niepowtarzalne! Każde jest inne, torium pod klepsydrą są już zamknię- nie do powtórzenia. Stąd i scenografia tą kartą w historii kina. Ale powrót do obu tych rodzajów sztuki – jest i mu- do Hasa jest właściwie dla Pana po- si być inna. Ta filmowa może być dwo- wrotem do niemal całej „przygody jaka – myślałem więc już wówczas: z kinem”. Czy tak? może być, jak aktor – całkowicie reali- Z Hasem znaliśmy się bardzo daw- styczna, a więc tzw. prawdziwa, lub no. Gdzieś jeszcze od lat okupacyjnych, może być... „jak prawdziwa”, a więc od Kunstgewerbeschule, takiej histo- będąca swoistym komentarzem do rze- rycznej już dzisiaj nazwy szkoły arty- czywistości. Oczywiście, nie wyklucza SKAR¯YÑSKI LITERACKA 55 ROZMOWA „DEKADY” to pomysłów zupełnie indywidualnych, ko Pan potrafi wyrazić poprzez pla- odnoszących się do jednego, ściśle wy- stykę? branego filmu. Miałem taki niepowta- Gdybym miał takie poczucie, to rzalny przypadek, ale nie z filmem przestałbym się zajmować plastyką! Hasa, a z Historią żółtej ciżemki, z pamięt- Wiedziałbym, że potrafię – i to by mi nym, debiutanckim filmem Sylwestra wystarczyło, szukałbym innych sposo- Chęcińskiego. Ten reżyser wcześniej bów na wyrażenie swojego kontaktu ze asystował przy filmach realistycznych, światem. Ale to jest tak naprawdę jedy- nawet epickich, jak choćby przy Lotnej, ne uzdolnienie, które posiadam! Myślę i nagle zaproponowano mu na debiut jednak, że najbardziej interesujące w najprawdziwszą bajkę. Nie bardzo wie- takiej pracy jest to, że każde pociągnię- dział, co z nią zrobić, nie chciał tego fil- cie pędzlem czy ołówkiem, a teraz – mu, był bardzo niezadowolony. I wtedy każde nawet naciśnięcie guzika w kom- zaproponowałem mu, żeby upozować tę puterze – wszystko to prowadzi do ja- opowieść na takie miniatury średnio- kiegoś celu, jakiegoś rozwiązania. Oczy- wieczne, na coś znanego nam choćby wiście, ja z racji całej mojej przeszłości z Kodeksu Behema – żeby materia bez- – przywiązany jestem do „rękodzieła”: pośrednio aktora dotycząca, a więc ko- ślad pędzla, piórka, ołówka, powierzch- stium, przedmiot – była prawdziwa, jak nia, na której się maluje, czy rysuje – w miniaturach, ale już „perspektywa”, jest czymś bardzo osobistym i bardzo „przestrzeń”, cała przedmiotowość tła – indywidualnym. Przecież wiadomo, że żeby były świadomie wystylizowane. każdy malarz czy plastyk, choćby wziął I tak zrobiliśmy. Drzewa były z tektury, w rękę te same narzędzia i chciał nawet trawa była sztuczna, były makiety ple- wyrazić ten sam temat – to każdy zrobi nerów, całe miasto Kraków, jak sobie to zupełnie inaczej. Bo jest odmiennie przypominam – było w ten sposób wy- skonstruowany, miał inną przeszłość, budowane dookoła hali zdjęciowej we genetycznie jest zupełnie inny, inne ma wrocławskiej Wytwórni Filmowej. Ple- doświadczenia, inna kształtowała go nery zmieniały się więc w dekoracjach, kultura itd. Sprawdzam to także i na w nich upływał czas, w nich nagle robi- sobie. Widzę, że gdybym nawet wracał ła się noc lub dzień, uliczki były rekon- do tych samych tematów, co przed laty, struowane, ale były oczywiście zupełnie to one będą zupełnie inne. Gdy ogląda- nieprawdziwe. Wnętrza domów były, łem rysunki bardzo młodego Picassa jak „stajenki betlejemskie” – malowa- czy Salvadora Dali, to zachwycało mnie ne, upozowane. najbardziej to, że byli to zupełnie inni artyści, niż ci, którymi stali się po la- Jak wiemy z historii polskiego tach. To jest naturalne, a równocześnie kina – takie doświadczenie już ni- frapujące. Nie chcę tu używać słowa gdy się nie powtórzyło. Było arcy- „styl”, bo to jest pojęcie bardzo uprosz- dziełem samym w sobie, znakomi- czone i spospolitowane w sposób szale- cie wyróżniając cały film. A czy ma nie nieprecyzyjny – raczej powiedział- Pan takie przekonanie, że wszyst- bym, że to jest ta „swoja droga” i „ko-

56 SKAR¯YÑSKI DEKADA O OBRAZIE nieczność”, którą trudno zmienić i bar- ją się próby, jest gotowa scenografia, dzo trudno z nią walczyć, a która, rów- a ja wiem, że już nic nie wolno mi zmie- nocześnie, jest najciekawsza. nić, bo „rozpędzona machina” produk- cyjna już dawno ruszyła z miejsca i nie A jak Pan myśli, czy w takiej mogę ingerować. Przeżywam wtedy „drodze” potrzebna jest... pracowi- swoiste wyrzuty sumienia, mam bez- tość? senne noce, męczę się okrutnie. Z usposobienia jestem leniem i mo- im ideałem szczęścia jest pełne lenistwo. Czy to znaczy, że jest Pan nieza- Oczywiście, z możliwościami wybierania dowolony ze swoich realizacji? sobie różnych jego form. Ale, z drugiej Raczej wygląda to tak, jakbym na- strony – odczuwam nieprzerwaną po- gle nabierał pewności, że to „jeszcze” trzebę robienia czegoś. Nieraz myślę, że nie to, że zaledwie się zbliżyłem... że nawet jest to obojętne, czy będę praco- sam pomysł jakby ustawicznie przede wał dla teatru, czy dla kina, czy będę ro- mną ucieka, że tak naprawdę, to powi- bił ilustracje, czy też będę realizował nienem z niego zrezygnować i zacząć od inne sygnały popularne, w postaci na początku... albo chociaż znaleźć dla tego przykład plakatu... I pewnie byłoby to pomysłu jakiś „nowy zastrzyk”. W psy- wielkie nieszczęście, gdybym nagle był chice, w wyobraźni. To pewnie dlatego pozbawiony możliwości wyrażania cze- zawsze twierdzę, że należy być ostroż- goś, co mi przychodzi do głowy. To praw- nym z pomysłami. Bo żadne dzieło sztu- da, że często sam porzucam jakiś po- ki nie powstało z pomysłu. Pomysł jest mysł, zwłaszcza, gdy mam już jego wy- użyteczny i pomocny. Ale sam nic nie obrażenie. Nieraz to mi wystarcza i na- znaczy. Często rozmawiam z kolegami, wet nie wiem, co z tego mogłoby wykluć i nadziwić się nie mogę, gdy któryś się w dalszym etapie. Zresztą takie po- z nich mówi, że wybiera na przykład rzucenie pomysłu bywa nieraz koniecz- sztukę, którą chciałby zrealizować i pyta nością, bo bywają chwile, gdy gdzieś, na mnie: masz ty jakiś pomysł? Nie bardzo terenie mojej wyobraźni dochodzę na ja- wtedy rozumiem, o co chodzi. Można kieś bezdroża i rezygnuję z tego, szukam oczywiście „doznać olśnienia” i zrozu- jakichś innych rozwiązań. mieć, dlaczego akurat tę sztukę się wy- biera, a nie inną, ale to jeszcze nie jest Ale pewnie jest szczęściem, gdy pomysł. Pomysł dopiero powstaje na się z takich bezdroży wraca... etapie: jak? Jakie środki zastosować, Ale niekoniecznie na to samo miej- dlaczego takie? Jaki znaleźć trop, któ- sce! Muszę się przyznać, że odczuwam rym należy iść, bo może trzeba go po- swoistą mękę, gdy widzę nawet gotowy rzucić, wrócić do innego „punktu wyj- już pomysł, który oddałem, który już ścia”... należy do projektowanego spektaklu. A ja w sobie wciąż go mam, ciągle go Ten zapewne męczący, choć ulepszam, zmieniam, ciągle on żyje we przede wszystkim – bardzo twórczy mnie... Najgorsze jest, gdy już zaczyna- niepokój może być „zaraźliwy”, gdy

LITERACKA SKAR¯YÑSKI 57 ROZMOWA „DEKADY” Danuta Wêgiel

Fotografia

58 SKAR¯YÑSKI DEKADA O OBRAZIE

Pan uczy różnych młodych sceno- Ależ oczywiście! Nadal fascynuje MARIA MALATYÑSKA grafów także i podejścia do sztuki. mnie malarstwo tych samych ludzi, krytyk filmowy, Czy Pan myśli, że różne młode ta- którymi zachwycałem się w młodości. autorka licznych lenty można kształtować i ukształ- To ich uważam za swoich mistrzów: Pi- esejów, wywiadów, tować? cassa, największego w XX wieku, któ- szkiców Muszą znaleźć własną drogę, ale remu wszyscy właściwie zawdzięczamy i recenzji można im w tym pomóc. Ja sam jestem „wygląd” naszego świata. Salvador publikowanych w prasie wprawdzie wyznawcą przypadku, ja- Dali, Max Ernst, niemieccy ekspresjo- i czasopismach. kiegoś nagłego zaskoczenia, ale gdy wi- niści... to od młodości były moje ideały Ostanio dzę, że młody artysta idzie w stronę nie- twórcze. Mam też w Polsce tych, któ- opracowa³a obszerny tom spodziewanego absurdu, albo wręcz ja- rych specjalnie cenię. Nie mówię o ta- wywiadów, kiejś pustki, to muszę go ostrzec. Mu- kich bliskich, jak Kantor, ale i o bardziej wyst¹pieñ szę mu pokazać, że coś, co wybrał, jest odległych w czasie. Na przykład gdy za- i komentarzy Andrzeja Wajdy nietrafne i niesłuszne, albo jest jakimś czynałem malować, to tzw. koloryści z lat 1989-2000, zaczerpnięciem z czegoś już istniejące- polscy stanowili dla mnie jakąś barierę. wydanych przez go. Pewnie to jest w jakiś sposób moja Myślałem, że ich przede wszystkim Prószyñskiego i Sp-kê pt. rola. Przecież nie mogę ich uczyć, jak trzeba „zwalczyć”. Ale byli tacy, którzy Andrzej Wajda mają się posługiwać farbami czy linij- mnie fascynowali. Był choćby taki Wa- o polityce, ką, bo dzisiaj tego nie potrzeba. Dziś liszewski, a wcześniej Wojtkiewicz. Oni o sztuce, o sobie. mają wszelkie urządzenia komputero- i różni inni – wciąż we mnie istnieją. Pa- we. Oczywiście, to nie jest rzecz do kre- miętam, z jakim przejęciem oglądałem owania – a do obsługi. Ja się pewnie już nie tak dawną naszą wystawę Mehof- nigdy tego nie nauczę i właściwie już się fera. Byłem zafascynowany! Jeszcze raz z tym pogodziłem. Odkąd sięgam pa- zobaczyłem i sprawdziłem, jak bardzo mięcią, zawsze moje wyobrażenie pie- procentuje to, gdy twórca jest otwarty kła, to była... „hala maszyn”. Nigdy nie na różne wpływy, gdy nie boi się wła- umiałem w czymś takim znaleźć swoje- snych zmian, gdy potrafi je wspaniale go miejsca. Byłem zgubiony, przerażo- wykorzystać. Myślę, że dla każdego ny, skazany na „zagładę”. z nas ważne jest to wszystko, co nie- ustannie tworzy i wyostrza naszą wraż- Nadal Pańską domeną jest więc liwość. To może być jakiś widok za to „rękodzieło”, o czym mówiliśmy. oknem, jakaś pora dnia. To mogą być Pewnie zresztą studenci nie ocze- nawet jakieś szczególne powroty. Ja na kują od Pana zachwytu maszyną, przykład bardzo lubię wędrować, nieraz tylko tego, co Pan z sobą niesie. Ale jestem po kilkakroć w tych samych co Pan uważa za swoją tradycję? miejscach, a za każdym razem widzę je Gdybyśmy tak odwrócili czas i za- inaczej. Lubię tę możliwość ciągłej pytałabym o Pańskich mistrzów. zmiany spojrzenia. Czy Pan miał takich, czy Pan ich pamięta? Czy jeszcze dzisiaj w swo- Bardzo dziękuję Panu za to spo- jej sztuce potrafiłby Pan odnaleźć tkanie i za rozmowę. czyjś ślad? Rozmawiała Maria Malatyńska

LITERACKA SKAR¯YÑSKI 59 PROZA Jastrun URODZINY Tomasz Tomasz

60 DEKADA braz zajmował niemal całą ścianę. Namalował go artysta, którego znał jej Omąż, ona poznać go nie zdążyła. Zawisł na ścianie w przeddzień jego wyprawy w Himalaje, z której nie wrócił. Czekała kilka lat, chyba nadal czeka? Na obrazie stoi łysiejący mężczyzna, w okularach, nagi, z aparatem fotograficznym w dłoniach, czar- ny pyszczek obiektywu skierowany jest w stronę buzi dziecka. Postacie odbite są w lustrze, dlatego kilkuletnia dziewczynka, która spogląda na gołego człowieka z za- gadkowym półuśmiechem, patrzy zarazem ku nam z całą siłą dwuznacznego spoj- rzenia. Jest niepokojąco podobna do niej, kiedy była dzieckiem. Czy to możliwe, że Robert pożyczył jej fotografię? Ten malarz to znany artysta, widziała go nawet w telewizji i słyszała, że krytycy zaliczają jego sztukę do realizmu magicznego. Obraz jest perwersyjny nie tylko dlate- go, że nagość mężczyzny kontrastuje z urodą dziecka, jest coś lubieżnego w półu- śmiechu dziewczynki, a męski kłębek płciowy wydaje się tylko czekać na znak jej powieki, by się rozwinąć. Niepokoi ją ten obraz, kojarzy się ze śmiercią męża. Niepokoi uśmiech dziew- czynki, jej podobieństwo do niej, a obnażona płeć mężczyzny kontrastuje z łagodną, interesującą twarzą polskiego inteligenta, gatunkiem człowieka, który wydaje się być na wymarciu. Taki łysawy, z małą bródką, myślące oczy oprawione jakby nie- śmiało w okulary, zawsze lubiła takich mężczyzn. Od chwili zaginięcia Roberta nie interesowała się mężczyznami. Wygnała ich ze swojej wyobraźni. Jedyny, który codziennie bywa w jej domu, stoi nagi na obrazie. Pracuje w biurze, nie w jakimś ważnym urzędzie, już dawno odłożyła swoje za- wodowe ambicje do szuflady. Żyła życiem męża, jego sukcesami, kolejnymi ośmioty- sięcznikami. Często wyjeżdżał. Gdzieś tam zdradzał ją z górami, które mogła zoba- czyć w wyobraźni, i z kobietami, których nie potrafiła sobie wyobrazić. Tych zdrad była prawie pewna, nie chciała jednak znać szczegółów. Zabrałyby cień nadziei, że to jednak nieprawda. Mąż, starszy od niej o dziesięć lat, był jej pierwszym mężczyzną i zarazem ostatnim, fascynacją wielką jak te góry z lodowymi językami. Bywał czuły, opiekuńczy, stanowczy, świetny facet na katastrofy, ale przerażał go dramat codzien- nego życia. Chyba dlatego uciekał w góry, gdy wracał, wydawał jej się zimny i obcy. Nie mieli dzieci, chyba on nie mógł? Oparła się jednak o niego całym swoim życiem, a on znikał, by w końcu rozpłynąć się na zawsze. Wtedy osunęła się jego śladem w przepaść. Tam na dnie znalazła jakieś nowe życie. Jutro skończy trzydzieści pięć lat, jest ładna, ale skromną urodą, która niczego nie podkreśla, niczym się nie chwali. Lubi półmrok, najchętniej wychodzi z domu o zmierzchu, w swoim przytulnym mieszkaniu zapala mało świateł, tylko boczne lampki o stonowanym, miodowym świetle. Zwłok męża nigdy nie wygrzebano spod lawiny. A kiedy nie ma ciała, nie ma pogrzebu i jest nadzieja, która topnieje, a z nią topnieje śmierć. Nie ma wtedy grudki ziemi, ciętych kwiatów, a one, więdnąc, mówią więcej o śmierci, niż wszystkie mowy pogrzebowe świata. Jego koledzy dzwonili, potem przestali. Była dla nich jak wyrzut sumienia, jeździli na kolejne wyprawy i wracali, ale bez niego.

LITERACKA PROZA 61 TOMASZ JASTRUN

Świat wydawał jej się mdły i bez kolorów. Ludzie zmienili się, nikt już nie miał dla nikogo czasu. Pieniądze, narzekanie na ich brak, to główny temat rozmów, już nawet nie mówiono o pogodzie, a przecież była wiosna, która w Polsce potrafi od- mieniać zieleń w wielu przypadkach trudnej gramatyki tego kraju. Było letnie sobotnie popołudnie, siedziała w fotelu i piła kawę. Telefon milczał jak zwykle. Już nie czekała, że ktoś zadzwoni z ważną wiadomością, dzwoniły tylko pomyłki, „czy to hurtownia?” Starała się być grzeczna, co nie było łatwe. Piła kawę z niebieskiego kubka z misiem, był nieco dziecinny i nic dziwnego, to przecież jej ulubiony kubek z dzieciństwa. Spojrzała na obraz, czy nie wisi za wyso- ko? Zapuścił korzenie w ścianę, strach byłoby go teraz ruszać. Czy ten malarz ma żonę, rodzinę? Gdzie mieszka, na pewno w Warszawie, wszyscy wielcy mieszkają w Warszawie. Jak kocha się ze swoją żoną, czy odkłada na bok okulary, na pewno tak. Podwinęła delikatnie spódnicę, położyła dłoń na brzuchu i pozwoliła palcom zagłębić się w płeć, była sucha i niechętna; stałam się zwierzęciem bezpłciowym, pomyślała. I znowu jak nietoperz wplatało się jej we włosy to straszne słowo „wdo- wa”. Taka wdowa to ma płeć wysuszoną na wiór – nie chcę być już więcej wdową. Obraz spojrzał na nią, jakby zdziwiony, tym co zrobiła. Zarumieniła się. Nagle ujrzała, że na obrazie coś dzieje się w miejscu, gdzie ciemnieje podbrzusze mężczy- zny. Zamknęła oczy, a kiedy je otworzyła ujrzała, że niewielki, chociaż wyraźny pe- nis... chyba powiększył się? Wstała i z bijącym sercem wyszła z pokoju. Po chwili jednak wróciła, impuls niepokoju był silniejszy. Mężczyzna na obrazie miał wzwód. Chciała zadzwonić do kogoś ze znajomych, by potwierdził lub zanegował to, co widzi. Bliscy jednak stali się dalecy, bała się ośmieszenia. Próbowała czytać książkę, nie mogła się skupić. Przez godzinę nie spojrzała na obraz. Potem wyszła na spacer. Lubiła taki drobny, wiosenny deszcz, kiedy krople ude- rzają tak delikatnie, że uwalniają zapach trawy, ziemi i płyt chodnika. Szła bez celu i mogła spokojnie przyglądać się sklepowym wystawom. Jak te ulice zmieniły się przez ostatnie lata!? Zawahała się, mijając pobliskie kino, nie potrafiła sama chodzić do kina, kiedy gasło światło, obok niej siadała samotność, by położyć zimną głowę na jej ramie- niu, w miejscu, gdzie on zwykł to robić. Weszła do sklepu, szukała jak zwykle nowych owocowych jogurtów, ten kokosowy smak powinien być interesujący. Wróciła do domu. Zaparzyła herbatę, otworzyła jogurt i usiadła w fotelu. Zlizała jogurt z łyżeczki, zamknęła oczy, by poczuć jak smak kokosu cierpko pieści jej podnie- bienie. I spojrzała na płótno. Członek mężczyzny zmienił swoją postać. Była tego pew- na. Prawie pewna? Niepokój jednak minął; uśmiechnęła się, „To przecież jest śmiesz- ne, okropnie śmieszne”, powiedziała do siebie. Postawiła krzesło pod obrazem, stanęła na nim i wyciągnęła dłoń w kierunku mężczyzny, nie dotknęła płótna, cofnęła w po- płochu rękę, pomyślała, „okropnie śmieszne, że ja na dodatek się wstydzę.” Usiadła w fotelu, by przytulić się do stygnącej herbaty. Piła powoli, prawie na- miętnie, przejadając jogurtem. Sięgnęła po książkę telefoniczną. Znała nazwisko artysty, okazało się jednak

62 PROZA DEKADA URODZINY bardziej powszechne niż można się spodziewać, a imienia nie była pewna. Zajrzała do nowej encyklopedii powszechnej. Był tam! Miała więc imię i numer telefonu. Nie zamierzała dzwonić. Bała się znanych ludzi, a ludzi nieznanych prawdę mówiąc, obawiała się nie mniej. Co mogłaby mu powiedzieć? „Pana obraz wisi w mo- im domu, męża nie ma, zginął, a pan na tym obrazie, jeśli to pan?... dostał, przepra- szam za słowo, wzwodu. A czy ta perwersyjna dziewczynka, to ja?” Całkiem sprawnie wygłosiła ten tekst w myślach. Numer telefonu malarza zapi- sała w notesie, wkrótce jednak gościł na stałe w jej pamięci. Nie wiadomo jaki impuls skłonił ją, by jednak zadzwonić. Słońce właśnie chowało się między domami, liżąc miodem drzewa za oknami, i jak zwykle o zachodzie ożywiły się ptaki przerażone, że słońce zajdzie raz na zawsze. Ten ostateczny śpiew ptaków zawsze ją uskrzydlał. Gdy jednak usłyszała męski głos w telefonie, chciała odłożyć słuchawkę, po- wstrzymało ją poczucie przyzwoitości, to, które rosło w niej od dziecka jak drzewo o coraz grubszych i szerszych konarach. Mozolnie zbierała słowa. – Halo, tam jest ktoś? – męski głos pytał z lekką nutką zniecierpliwienia. – Jestem ja, przepraszam. Przedstawiła się i gorączkowo zaczęła mówić o obrazie, który wisi w jej miesz- kaniu. Czuła, że potyka się o każde słowo, pomógł jej; tak, oczywiście, pamięta, jak może nie pamiętać, malował ten obraz długo, ale serdecznie, to ryzykowny obraz, prawda? Bardzo przeżył śmierć Roberta, nie zadzwonił, nie wiedział, co powiedzieć. Miał młody, ciepły głos, z ciemnymi pasemkami, które mogły być skrawkami cienia, albo nawet smutku. – Śmierć zawsze mnie peszy, ale to żadne usprawiedliwienie, gdybym znał pa- nią, ale nie zdążyliśmy się poznać... niech więc teraz pani przyjmie wyrazy współczu- cia... Jak to się stało, słyszałem, że nie wiadomo... Mam nadzieję, że mój obraz nie powoduje bólów głowy, jest trochę nieprzyzwoity, znam ludzi, którzy skarżą się na moje obrazy, były nawet skargi na bezsenność... Z Robertem chodziliśmy razem do liceum, nie wiedziała pani? Pozwoliła zasypać się słowami, szczęśliwa, że nie musi nic mówić, a słynny malarz nie gniewa się, jest nawet zadowolony, że zadzwoniła. Dobre słowa o Rober- cie były jak kubek gorącego mleka wylany na jej zmarznięte serce. Nie wspomniała jednak o tym, co było ukrytym powodem tego telefonu, malarz sam sprowokował ją pytaniem: – A jak się ma mój obraz? Dziewczynka nadal uśmiecha się, a może jest już kobietą? – Dziewczynka nie zmieniła się... raczej ten człowiek... A to pan, prawda? – Skąd pani wie? – Nie wiem, tak pomyślałam. – To jestem chyba ja, ale taki... ja nie ja, tak bywa w sztuce... – Coś zmieniło się chyba na obrazie... nie jestem pewna... ale to przecież niemoż- liwe, prawda? Roześmiał się serdecznie, chłopięco. Podobał mu się jej głos, była w nim ciepła

LITERACKA PROZA 63 TOMASZ JASTRUN bezradność i wdzięk, który wychylał się ze szczelin między słowami, najmocniej w chwilach zakłopotanego milczenia. – Obrazy zmieniają się, gdyż my się zmieniamy i zmienia się świat, ten świat jest bezczelny, prawda? A my nic a nic go nie obchodzimy. I jest czas, on wszystko zmie- nia, czasami robi to podstępnie, nakłada nowe ramy na stare płótna. Dlatego po latach boję się spotykać swoje obrazy, to jak spotkać kogoś bardzo bliskiego, kto na- gle jest obcy... a ten obraz jednak chętnie zobaczę. Można więc powiedzieć, że sam się do niej zaprosił. Bała się tego spotkania, zarazem pragnąc go. Słyszała, że malarze gniewają się, że ich obrazy źle wiszą, a poza tym zanudzi go sobą, nie ma przecież nic do powiedzenia. Miał przyjść nazajutrz, po południu. Nie mogła zasnąć, przypomniała sobie ich rozmowę. Celebrowała własną od- wagę, wspominała te wszystkie jego zamyślone cienie, o tak, kiedy mówił o czasie, o upływie lat, jego słowa zasnuwały się chmurami. I tak zasnęła, w tych chmurach. Obudził ją śpiew ptaków, które odzyskały nadzieję. Była rześka, słoneczna nie- dziela. To jej trzydzieste piąte urodziny. Kiedy myślała o swoim wieku, czuła w gardle grudkę goryczy, ale teraz ta grudka rozpuściła się w porannej krzątaninie. Po tej nocy czuła się wypoczęta. Ale dopiero stojąc pod prysznicem zrozumiała, że czuje się do- brze po raz pierwszy od lat. Z ręcznikiem na głowie podeszła do obrazu. Nic nie zmieniło się od wczoraj, czyli nieprzyzwoita zmiana utrwaliła się. „Świntuch”, szepnęła i uśmiechnęła się na myśl, że tak kordialnie mówi o kimś, kto jest w encyklopedii, a dzisiaj, nie do wiary, będzie jej gościem. Musi jeszcze posprzątać mieszkanie, upiec ciasto, malarz zapowiedział wizytę na 17., to na szczęście niezobowiązująca godzina. Czy zdąży? Jej czas płynie przecież szybciej niż innym ludziom, po śmierci męża (śmierć – po raz pierwszy pomyślała o tym, co się stało, tak jednoznacznie) jej konflikt z czasem zaostrzył się. Czasami czuła się żółwiem, który zagrzebał się w piasku. Kiedy weszła do kuchni, kuchenne przedmioty powiedziały jej: znowu nie zdążysz. Dzień przechylił się jak klepsydra i usłyszała, jak ze szmerem uciekają minuty. Ale po godzinie pracy już wiedziała; tym razem czas płynie normalnie. W połu- dnie murzynek był gotowy. Kupiła kilka gatunków sera, a tulipany w kolorach po- krewnych ramom obrazu prostowały swoje złote głowy w wazonie. Znalazła też dwie butelki włoskiego wina, sprzed niepokojąco wielu lat. Przyszedł punktualnie, co do sekundy. Kiedy otworzyła drzwi, spojrzała za wyso- ko, był niższy niż myślała, ale uścisk jego dłoni był miękki i ciepły, taki jakiego się spodziewała. Przyniósł herbaciane róże, takie które najbardziej lubiła. Skąd wiedział? Już w progu poczuł zapach ciasta i zaciągnął się nim namiętnie. Przyznał się, że uwielbia murzynka, a w mieszkaniach najbardziej lubi kuchnie. Pozwoliła mu więc usiąść w kuchni. Poprosił o kawę, sobie zaparzyła herbatę. I pokonując zmieszanie, po raz pierwszy spojrzała na niego uważnie. Miał ponad czterdzieści lat, czyli nieco więcej niż na obrazie, ale to był on, nagi

64 PROZA DEKADA URODZINY pan z aparatem. Jego bródka jeszcze czarna na obrazie, dreptała teraz w kierunku siwizny. Był miły, ciepły, bezpośredni, jakby skupiony w sobie, lecz nie na sobie. Opowia- dał, że w malowaniu najtrudniejszą rzeczą jest bynajmniej nie wierne odmalowane ludzi i rzeczy, jak się wydaje laikom, a gra światła i cienia. Przez chwilę wspominał Roberta, ale szybko wyczuł, że lepiej mówić o nim niewiele. Zjadł aż trzy kawałki ciasta. Poczuła, że odniosła sukces, pierwszy od lat. Jedząc, myślał... jaka ona ładna, taką trudną urodą, którą zapewne ukrywa przed samą sobą. Ten palant Robert zdradzał ją na prawo i lewo, nie kochał jej, nie kochał nikogo, przede wszystkim nie lubił siebie. We wczesnej młodości malarz wspinał się z Robertem i wiedział, że ten ryzykuje życie, ponieważ szuka śmierci. Zaskakująco długo nie mógł jej znaleźć. – A teraz zobaczymy mój obraz, naprawdę umieram ze strachu – roześmiał się, ale w tej wesołości był niepokój. Chciała go zatrzymać, uprzedzić, przestraszyła się; pomyśli, że stało się to z jej winy, zresztą znowu ogarnęły ją wątpliwości, może ma jakieś omamy? – Wiszę w salonie? – zapytał z ironią, jakby chciał podkreślić wieloznaczność słowa „wisieć”. Wyjaśniła: jest tylko pokój i salonik, na szczęście nie taki mały, pan maluje duże obrazy. – Tylko duże, za duże, to wielu ludziom sprawia kłopot, szczególnie tym, którzy mają małe mieszkania – powiedział z lekka zafrasowany, a widząc, że speszyła się, szybko dodał: – Ach przepraszam, nie to miałam na myśli. Wprowadziła go do salonu. Stanął naprzeciw obrazu, patrzył najpierw z lekka pochylony, za mocne byłoby określenie, że spode łba, raczej spod pochylonego czoła. Była w tym pokora, ale też heroizm artysty, który po latach spotyka się ze swoją sztuką. Nagle napiął mięśnie, wyglądał teraz jak zapaśnik, który mocuje się sam ze sobą. Stała w progu zdziwiona, że jest tak beznadziejnie, tak głupio zdenerwowana. Zdjął okulary, przetarł je i popatrzył na nią. Miała wrażenie, że ma wilgotne oczy, ale to było chyba złudzenie? Włożył okulary i niemal wsadził twarz w płótno. Odsunął się, wzruszył ramionami, jakby chciał coś z nich zrzucić. – Pani wybaczy, że o to pytam, ale czy ktoś... czy ktoś przy nim majstrował, mam na myśli... domalował coś...? Poczuła jakby ją uderzył, oparła się o framugę drzwi. – Domalować? Przysięgam, ja nie! – To zdumiewające, w takim razie nic nie rozumiem – powiedział. Usiadła w fotelu i odetchnęła głęboko: – Nie wiem, czy myślimy o tym samym, ale ja też zauważyłam, dostrzegłam to wczoraj, a jeszcze kilka dni temu tego nie było, coś się zmieniło w obrazie, dlatego dzwoniłam, próbowałam to przecież powiedzieć panu przez telefon. – Czy myślimy o tym samym? – popatrzył jej w oczy, ale szybko uciekł ze spoj- rzeniem.

LITERACKA PROZA 65 TOMASZ JASTRUN

Czuła się jak na egzaminie. – Chyba zmienił się pan, przepraszam, ten mężczyzna na obrazie, nie wiem, jak to powiedzieć. – Ma... ja mam, to znaczy on ma wzwód – powiedział. I zdjął okulary, by jeszcze raz je przetrzeć. – Chyba tak – powiedziała i jednak odetchnęła z ulgą, nie myliła się. Podszedł do obrazu, badał go uważnie, poprosił o krzesło, wszedł na nie i niemal wsadził głowę w wymalowane krocze. Stała z boku z wyrazem troski na twarzy. Mimo wszystkich obaw ujrzała jednak komizm tej sceny. Uśmiechnęła się, na wszel- ki wypadek tylko wewnętrznie. – Czy wyglądam jak lekarz wenerolog? – pytał, nie przestając badać podejrzane- go miejsca. – Trochę tak, powiedziała – kryjąc uśmiech w skulonej dłoni. – Nic nie rozumiem, wygląda na to, że nikt tu nic... a pani ze mnie przecież nie żartuje, to nie jest jakiś dowcip? Popatrzył na nią uważnie, ale nie groźnie, tylko jakoś tak smutno. Jej trwoga mieszała się z rozbawieniem, bardzo chciało jej się płakać i śmiać zarazem. Zapewni- ła go pośpiesznie; nikt nie bywa pod jej nieobecność w mieszkaniu, a ona zupełnie nie potrafi malować, poza tym ma szacunek dla sztuki. – Mówi pani, że to tak od wczoraj, zdumiewające, byłbym gotów uwierzyć, że tak było zawsze. Pamiętam jednak, jak malowałem ten obraz, ten właśnie fragment – postawił mocny, niemal dramatyczny akcent na „ten właśnie” – a więc ten właśnie fragment sprawiał mi szczególną trudność, wielką trudność, chciałem, by to miejsce było dyskretne, obraz jest ryzykowny, wiedziałem o tym. A teraz zrobił się okropnie wulgarny... – mówił, jakby miał do kogoś żal, zamilkł, po czym ciągnął dalej bardzo zatroskany... – to już jest seksualne molestowanie dziecka, sama pani przyzna, obrzy- dliwość, a ja wychodzę na jakiegoś satyra, zboczeńca i cholera wie co jeszcze! Zszedł energicznie z krzesła, aż jęknęła podłoga. Patrzył w jej stronę, ale unikał spotkania oczu. Za to ona spojrzała na niego odważnie. Jak można było jej nie wie- rzyć, już bardziej nie ufał sobie. Ale jednak, nie! Był pewien, pamiętał, co wtedy namalował. Nagle uśmiechnął się zrezygnowany, szybko, niemal gorliwie odpowie- działa mu uśmiechem. Teraz poczuła, że już nie potrafi się powstrzymać... i wybu- chła śmiechem. Zawahał się i dołączył do niej. Trzymał się za brzuszek, który coraz wyraźniej rysował się pod koszulą, rechotał tak zabawnie, że jego śmiech nie pozwalał zgasnąć jej rozbawieniu. Ale ze śmiechem bywa podobnie jak z ogniem, kiedy jest zbyt gwałtowny, gasi sam siebie. Milczenie jakie zapadło, było na początku nieco kłopotliwe. Nie śmiała się od tak wielu lat, że czuła się oszołomiona, jakby wyszła z dusznego pomieszczenia na mroźne, górskie powietrze. A on zawsze wstydził się swojego śmiechu, wiedział, że rechoce, ćwiczył inny, bardziej estetyczny śmiech, ale nie opanował go. Po chwili konsternacji, powiedział: – No to rozśmieszyliśmy problem, nie wiem jednak, czy sprawa nie zasługuje na

66 PROZA DEKADA URODZINY powagę, mamy bowiem do czynienia z wydarzeniem cudownym, chociaż obraz nie dotyczy Matki Boskiej... Pani nie jest głęboko wierząca? – Jestem, ale po swojemu, rzadko chodzę do kościoła, więc nie uraził pan moich uczuć. A poza tym, ja nie wierzę w cuda. – Ja też nie, ale teraz chyba przyjdzie mi uwierzyć... – A może było już coś takiego w historii sztuki, myślę... w przypadku dzieł szcze- gólnie wybitnych... Popatrzył na nią podejrzliwie, mówiła jednak poważnie, więc jeśli nawet była w tych słowach naiwność, był też komplement, a jaki artysta nie jest głodny pochwał? Tłumaczył jej jak na wykładzie: nie słyszał, aby zdarzyło się coś takiego i obrazy zaczynały żyć swoim życiem. W przeszłości palono je, przemalowywano, dziurawio- no. O zmianach samoistnych nie słyszał, były tylko te płaczące Matki Boskie i krwa- wiący Chrystus, ale to przecież brednie. – Ale może tak właśnie zaczyna się nowa era malarstwa? – powiedział sarka- stycznie. – Tu właśnie mój obraz rozpoczyna erę malarstwa krnąbrnego i złośliwego. Wszystkie narządy płciowe na obrazach Rubensa ożywają, falują tłuste pośladki jego kobiet, faunom rosną penisy... jaki to monstrualny problem dla historyków sztuki, horror w muzeach, dzieciom wstęp zostanie wzbroniony i jakie dramaty dla żyjących artystów! Zamilkł, by podnieść głos: – Przecież to zdarzenie na moim obrazie niweczy jego artystyczną wartość. To prawie kryminał! I oczywiście, właśnie mi musiało coś takiego się zdarzyć, mam już takie pieskie szczęście. W życiu zwykle przewidywał złe i mroczne zakończenia. Przedwczoraj w jego pracowni zabulgotały rury, jakby hipopotam płukał gardło. Pamiętał, że kiedyś po takim płukaniu pękła jedna z rur i zalała mieszkanie sąsiadów, a zgromadzone w pra- cowni obrazy były zagrożone. Kiedy w panice zadzwonił do administracji, pytając co ma robić, młody dziewczęcy głos zaproponował mu, by wziął pastylkę na uspokoje- nie. Najgorsze, że skorzystał z tej rady, co go upokorzyło. I teraz te rury jakoś mu się połączyły z obrazem, nie sądził, by cała ta dziwna historia mogła się szczęśliwie za- kończyć. Poprosił ją o dyskrecję w sprawie obrazu; jeśli coś takiego rozniesie się po War- szawie, on stanie się przedmiotem kpin. W swoim zafrasowaniu był dziecinny. Zoba- czyła w nim nadąsanego chłopca i zupełnie przestała się go bać. – Może napije się pan wina? – zaproponowała. Lubił czerwone wino, zdziwił go wiek butelki, kiedy mu ją pokazała. Robert przy- wiózł to wino z włoskich Alp, gdzie szkolił młodych wspinaczy. O tym jednak nie wspomniała, otwieranie butelki po Robercie wydawało jej się czymś dwuznacznym, ale zdecydowała się bez wahania. Patrzyła jak ostrożnie i delikatnie wchodzi korkociągiem w korek. Miał małe, misiowate, ale zręczne dłonie. Zanim nalał wina, chciał zabić robaczka, który dziel- nie maszerował po stoliku, jakby miał od dawna wyznaczony cel.

LITERACKA PROZA 67 TOMASZ JASTRUN

– Niech pan tego nie robi – poprosiła – ja nie zabijam niczego co żyje, mam już taką słabość. – Rzeczywiście, to słabość... ale ładna – mówił, niosąc robaczka na dłoni w kie- runku okna, chociaż brzydził się robaków. Pił wino zbyt łapczywie jak na człowieka, który bywał często we Francji i we Włoszech. Pochwalił wino. A po kilku kieliszkach poczuł się dobrze, prawie dobrze. Teraz, gdy zerkał na swój obraz to, co jeszcze przed chwilą wydawało się nieszczę- ściem, złowrogą kpiną, widział jako coś w gruncie rzeczy zabawnego. Nie piła alkoholu od lat, miała słabą głowę, wiedziała, że musi być ostrożna. Pytał ją o pracę. Poczuła się niewygodnie, miała takie szare zajęcie. Przyznała się, że w swoim biurze z nudów i ze smutku zbiera uśmiechy ludzi. – Jak to się robi? – Zapamiętuję uśmiechy, mam dobrą pamięć, a ludzie u mnie tak rzadko się uśmiechają, więc to nie jest trudne. – Co pani jeszcze zbiera? – Smaki jogurtów – powiedziała prawie szeptem. Kiwnął głowa, jakby rozumiał tą słabość, kiedyś kolekcjonował smaki kobiet, to było jednak dawno. Ona, chociaż znowu czuła się onieśmielona, zapytała go o dziew- czynkę? Nie, nie miał nigdy jej fotografii, namalował dziecko, które przyśniło mu się pewnej nocy, a potem śniło się uparcie jeszcze kilka razy. Ta dziewczynka była podob- na do córki sąsiadki, ale tylko podobna. „Teraz urosła i zbrzydła”, westchnął z rezy- gnacją, „ta córka sąsiadki, ma się rozumieć”. Podeszła do secesyjnego biureczka i pokazała mu swoją fotografię z dzieciń- stwa. Patrzył długo i uważnie. – Wszystkie małe, ładne dziewczynki są jakoś do siebie podobne, ale tu, nie do wiary, jest taka zbieżność podobieństwa wyrazu twarzy, zdumiewające! Pokręcił z niedowierzaniem głową. – A czy pan... bardzo lubi te małe dziewczynki? Była tak przerażona swoją odwagą, że nie potrafiła tego ukryć, uśmiechnął się dobrotliwie. – Nigdy nie molestowałem dzieci, ale co na to poradzę, jest jakiś niezwykły ero- tyzm w małych dziewczynkach, w niektórych, ale ja nie byłem zagrożony nigdy, chyba nigdy...? Zadumał się, a „chyba nigdy” zawahało się w nim jak serce dzwonu. Nic jednak nie dopowiedział i wypił kolejny kieliszek wina. Niemal bezwiednie dała mu do otwarcia nową butelkę. Kilka razy podszedł do swojego obrazu, jakby chciał dokonać ostatecznej ekspertyzy. I nagle rozgadał się. Opowiedział w jak trudnej sytuacji jest malarz taki jak on, który uparł się konty- nuować tradycje sztuki, dla której płótno, farby, tradycja i literatura są istotą malar- stwa. Dzisiaj sztuka wychodzi poza ramy, szuka sensacji, rzyga na tradycje lub jej nie zna, a te wszystkie instalacje, spektakle, to najazd barbarzyńców... Słuchała tego jak relacji dramatu ze świata, który jest odległy, ale bez trudu

68 PROZA DEKADA URODZINY odnalazła w sobie żywe współczucie, nawet zaszkliły jej się oczy, kiedy zrezygno- TOMASZ wany kilka razy powtórzył, „moja praca jest już bez sensu”. JASTRUN ur. 1950, poeta, Dowiedziała się, że nie ma dzieci, jego żona zajmuje się domem, pisze książki prozaik, eseista, dla dzieci. Lubi ją, ale oddalili się od siebie, wielokrotnie myśleli o rozwodzie, ale krytyk literacki, zawsze dochodzą do wniosku, że osobno będzie im jeszcze gorzej niż jest, kiedy są reporter; autor kilku tomów razem. wierszy i ksi¹¿ek Chciała mu się zrewanżować czymś intymnym, ale nic takiego nie mogła reporta¿owych; znaleźć. Nie chciała mówić o Robercie, a w jej życiu nie było przecież nic ciekawe- przez wiele lat felietonista go. Wypił kolejny kieliszek, powiedział: paryskiej – Zazdroszczę pani kolekcji uśmiechów i smaków, to zajmuje tak mało miej- „Kultury”; obecnie sca, a ja zmuszony jestem zbierać swoje obrazy, pani widzi jakie... jakie to... for- zamieszcza felietony maty – w głowie mu szumiało i plątał się język – cała pracownia zawalona, za- w „Rzeczpospoli- pchana piwnica, nawet mieszkanie, to dramat. Trochę sprzedaję, niechętnie tej” i „Twoim sprzedaję, a ludzie niechętnie kupują, ten typ malowania nie jest dzisiaj modny, Stylu”. a obraz sprzedany przepada, albo jak ten oto popada w szaleństwo... Rozstaję się z obrazem jak z własnym dzieckiem, w obce ręce... Nagle kilka łez potoczyło się po zarośniętym policzku. Pośpieszyła z chustecz- ką. Przyjął ją niechętnie, zdjął jednak okulary i wytarł oczy. Ona też popłakała się, a on użyczył tej samej chusteczki. Nagle chwycił jej dłoń, by zamknąć w swojej ręce. Nie broniła się. Zamknęła oczy, smakowała tę dłoń, jakby to był uśmiech- nięty jogurt, najcenniejszy okaz w jej kolekcji. Poczuła coś w dole brzucha. Pomy- ślała, mam chyba płeć, ona zmartwychwstała, nie jestem już wdową. – Mam prośbę do pani, do ciebie... Możemy być na ty? – Tak – powiedziała, a to „tak” miało w sobie rozległe przyzwolenie na wszyst- ko, prawie na wszystko. Czekała teraz, że jego dłoń wyjdzie naprzeciw jej „tak”, i że zmusi ją by „tak” zawahało się, aby w końcu zgodzić się na wszystko, na prawie wszystko. Nic ta- kiego jednak się nie stało. Drgnęła, kiedy zaczął mówić, gdyż nie spodziewała się słów: – Chciałbym przyjść tu z farbami i przywrócić mojemu obrazowi stan po- przedni, dobrze? Otworzyła oczy i spojrzała na niego. Było w tym spojrzeniu coś zaskakujące- go, coś czego nigdy przedtem u niej nie widział. – Nie – powiedziała mocno, prawie ze złością. Przygarbił się, jakby zapadł się w siebie i półsennymi dłońmi wlał reszkę wina z butelki do kieliszka, potem wypił duszkiem. Dostał małej czkawki, zapytał gdzie może się położyć, zaprowadziła go do łóżka, pomogła zdjąć buty. Położył się, oku- lary ustawił na stoliku szkłami do ściany gestem serdecznym, którym od lat zdej- mował je przed snem. Przykryła go zielonym kocykiem. Położyła się obok, powie- działa: „A ja mam dzisiaj urodziny”, ale chyba nie usłyszał, przytulił się do niej i zasnął. Tomasz Jastrun

LITERACKA PROZA 69 Tomasz £ubieñski

* * *

Biegnê zielonym szlakiem w pogodnej kompanii przeskakuj¹c pagórki mrowiska zaskroñce ale oddech siê skraca stopy myl¹ takt

tylko zaci¹gnê g³upie sznurowad³o wytrz¹sam kamyk z buta poprawiam skarpetkê nie czekajcie dogoniê was na tamtym œwiecie

g³osy min¹ w dolinie b³yszcz¹ce kolory przes³ania pierwszy zakrêt o tak doskonale rozpoczynamy próbê generaln¹

czy widaæ mnie i s³ychaæ pod dzik¹ jab³onk¹ do siebie zwracam siê z rêk¹ na sercu z lasu powsta³eœ i w las siê obrócisz

TOMASZ £UBIEÑSKI, poeta, eseista, redaktor naczelny „Nowych Ksi¹¿ek”.

70 DEKADA Beata Skulska-Papp

jestem

jestem stanem wyj¹tkowym unikalnym u³o¿eniem kawa³ków œwiata zlepkiem tego co siê mo¿e rozproszyæ tak ³atwo sojuszem ró¿nych grup stanów broszk¹ elektromagnetycznych spl¹tañ malutkim ogonem obros³ym pokoleniami rzepów lustrem które usi³uje spojrzeæ na samego siebie ach czym¿e to ja nie jestem

d³ugo nie pobêdê teraz jednak jestem w tym s³owie zawiera siê ca³a radoœæ przeszywaj¹ca wszystkie moje ³zy

metoda

jeœli ¿ycie nie pozwoli ci zaczynaæ od pocz¹tku nie myœl ¿e wszystko stracone i nie marnuj energii na rozpacz

spróbuj metody odrostów

dziêki niej mo¿esz liczyæ na wiele nawet na zmartwychwstanie

BEATA SKULSKA-PAPP, absolwentka biologii UJ, obecnie wyk³ada mikrobiologiê w CMUJ.

LITERACKA 71 PROZA PAMIĘĆ Maciuszkiewicz Roman

72 DEKADA TELEFON

Beniamin B. postanowił dzisiaj nie wychodzić z domu. Nie dlatego, że czuł się źle; czuł się źle codziennie i dzisiejsze samopoczucie Beniamina nie było ani gorsze, ani lepsze niż zazwyczaj. Postanowił, że nie wyjdzie z domu, bo czeka na ważny telefon. Mógł włączyć automatyczną sekretarkę, która jedwabistym głosem jakie- goś innego Beniamina, nieznanego Beniaminowi B., głosem pozornie oschłym, ale z nutą zagadkowości, głosem pozornie beznamiętnym, ale sunącym płynnie, lek- ko, jedwabiście, układającym się w słowa pełne obietnic, zachęty, pokusy, poinfor- muje, że to numer taki a taki, mieszkanie tego a tego, że ten a ten w tej chwili nie może, ale jak tylko będzie mógł, to z pewnością, bez wątpienia oddzwoni. Lecz Beniamin nie włączył sekretarki, bo bardzo czekał na ten telefon i chciał odebrać go osobiście. Wiedział, że za chwilę, za parę minut, za pół albo najdalej za godzinę jego telefon odezwie się; wtedy pozwoli mu najwyżej na dwa, góra trzy dzwonki, podniesie powoli słuchawkę i spokojnym, może nawet nieco jedwabistym, ale na pewno opanowanym głosem, powie: „tak, słucham?” Na razie telefon milczał. Beniamin usiadł przy oknie, zapalił papierosa, zerk- nął ukradkiem na słuchawkę aparatu telefonicznego (czasami słuchawki źle lą- dują na swoim miejscu, wtedy telefonujący słyszy ciągły sygnał – nie ma nikogo w domu, myśli dzwoniący – i wychodzi do sklepu, albo włącza telewizor, albo idzie do łazienki, a gdzieś jakiś Beniamin czeka nadaremnie, wpatruje się w nie- przydatne do niczego, kalekie urządzenie międzyludzkiej komunikacji i zaczyna w tę międzyludzką komunikację wątpić, bo nie wie, że to nie obojętność, niechęć lub zapomnienie, ale przypadek i nieuwaga, niezręczność zaledwie, drobiazg w sumie, niedokładność tylko) i poprawił, dla świętego spokoju, poprawioną już raz dzisiaj słuchawkę telefonu, sprawdzając przy okazji, czy jest sygnał (no, bo może się zdarzyć, że na skutek awarii, chwilowej konserwacji urządzeń, zwykłe- go złodziejstwa albo niewybrednego żartu zidiociałych dowcipnisiów, linia tele- foniczna gdzieś się przerywa, znika, zawiesza i choć wszystko, z pozoru, wydaje się w porządku – aparat telefoniczny jest na swoim miejscu, dobrze osadzona słuchawka również, przewody biegną do gniazdka, tkwią w nim mocno i pewnie, gniazdko tkwi bezpiecznie w ścianie, schowane w rogu pokoju – to gdzieś niżej, dalej, poza ścianami, murami, bez kontroli i sprawdzania, wystawiona na pastwę złej pogody, głodnych szczurów i złych ludzi, komunikacja międzyludzka zostaje definitywnie przerwana. Ale sygnał w słuchawce był i Beniamin uważnie umieścił ją, po raz trzeci dzi- siejszego poranka, na swoim miejscu. I wtedy poraziła Beniamina niezwykle od- krywcza myśl – przecież mógłby kupić sobie telefon komórkowy. Nie musiałby martwić się stanem przewodów telefonicznych, wyobrażać sobie szukających awa- rii, zlanych potem lub marznących, pracowników Telekomunikacji Międzyludzkiej S.A; nie musiałby sprawdzać prawidłowego odłożenia słuchawki, no i mógłby wyjść w każdej chwili z domu. No tak, ale przecież mógłby telefon zgubić, albo mogli mu

LITERACKA PROZA 73 ROMAN MACIUSZKIEWICZ go ukraść, mógłby też wyczerpać baterie, albo znaleźć się poza zasięgiem operato- ra. W każdym razie warto zastanowić się nad tym pomysłem; póki co ma jeden telefon, telefon ten milczy, a jemu, Beniaminowi B., skończyły się papierosy. Pa- trzył przez okno, widział kiosk, w którym niemal codziennie kupował gazetę i pa- pierosy, i zaczął zastanawiać się, co by takiego się stało, gdyby szybko do tego kio- sku się udał, kupił co trzeba i równie szybko, albo jeszcze szybciej, wrócił do domu. Rozważał i kalkulował taką możliwość, licząc, że telefon lada chwila zadzwoni. I telefon zadzwonił. Beniamin podbiegł do niego – trwało to jeden dzwonek. Od- czekał drugi i podniósł słuchawkę: – Tak, słucham – powiedział spokojnym, może nawet nieco jedwabistym, ale na pewno opanowanym głosem. – Jadzia? Nie, Ste- fan? – Niestety, pomyłka. – Oooo, sory. Trzask w słuchawce, przerywany sygnał. Może by teraz? Na dół po papierosy, cztery piętra w dół, dwadzieścia metrów w linii prostej, jakieś sześćdziesiąt w su- mie, plus powrót. Albo nie, przecież nie chciało się jeszcze Beniaminowi tak bardzo palić. Przecież wytrzyma, cóż to za problem. Patrzył na kiosk, nikogo przy nim nie było. Może jednak? A jeśli zadzwoni? Włączy sekretarkę. I na dół. Beniamin narzu- cił marynarkę, zerknął na telefon, jakby chciał go sprowokować albo raczej po- wstrzymać, wcisnął guzik przywołujący Beniamina o jedwabistym głosie, otworzył drzwi i runął cztery piętra w dół, poleciał na łeb na szyję, plącząc nogi, muskając dłonią poręcz, pędząc po instrumenty niezdrowego, kaszlącego nałogu, po zgubną używkę, po raka płuc albo krtani, po niewydolność układu krążenia, po zawał, po śmierć. Biegł po schodach, myśląc o pozostawionym bez opieki telefonie, który może właśnie teraz dzwonił, włączał automatycznego, bezdusznego i nieprawdzi- wego Beniamina, jego nieprawdziwy, zalotny głos, jego nieszczerość i przymilną aksamitność. Pod kioskiem stało troje – troje! – ludzi i Beniamin gotów był zawró- cić, zrezygnować z palenia – co tam papierosy, kiedy być może teraz, w tej chwili, pod jego stopami, w kablach, przewodach biegnie sygnał, mkną słowa, na które przecież czeka; może trochę zwolnią, wpinając się na czwarte piętro, wtedy je do- goni, wyprzedzi, zdąży. I Beniamin ruszył z powrotem. Przeskakiwał po kilka stop- ni naraz, pokonywał oporną przestrzeń, lewą ręką rozgarniał powietrze, a ustami je wciągał. Potknął się kilka razy, z trudem panował nad oporem tej wielostopniowej, geometrycznej przestrzeni; jej zmultiplikowanego, skomplikowanego układu. W połowie czwartego piętra, już niemal u celu, usłyszał dzwonek swojego telefonu. Wiedział, że nie zdąży. Poddał się. „Dzień dobry. Mieszkanie Beniamina B. Niestety nie mogę teraz z tobą rozmawiać, zostaw więc wiadomość, a oddzwonię na pew- no”. Obleśnie przymilny Beniamin skończył, dał znać krótkim sygnałem, że jest gotowy i czekał. Beniamin B. wszedł do mieszkania i usłyszał kobiecy głos: „Posłu- chaj, Beniaminie. Wiem, że tam jesteś, ale to bez znaczenia. Dzisiaj mijają trzy lata, więc należy to uczcić. Będziesz dzisiaj czekać i będziesz dzisiaj cierpieć”. Beniamin stał nad telefonem i żałując, że nie kupił papierosów, usiłował zrozu- mieć. A właściwie wygrzebać z zakamarków pamięci właścicielkę głosu i swoje życie.

74 PROZA DEKADA PAMIÊÆ

SEN

Beniamin mieszkał samotnie w wynajętej kawalerce na przedmieściach. Wie- czorami często siadał przy otwartym oknie i, jeśli akurat nie miał nic do roboty, obserwował ulicę, słuchał odgłosów zza ściany lub czytał. Usiłował sobie przypo- mnieć, jak długo tu mieszkał i dlaczego. Ale jego kaleka pamięć rozpaczliwie mio- tała się w czasie, próbując uporządkować strzępy jesiennych wieczorów, zimowych poranków, sterty papieru i jakieś okruchy rozmów telefonicznych. Pamiętał kobie- tę mieszkającą z nim – kiedy? Być może było to podczas choroby, gdy, leżąc nieru- chomo, godzinami oglądał sufit tego pokoju, śledził każdą jego nierówność, deli- katne załamania światła, białe pejzaże i białe twarze, na które co jakiś czas nakła- dały się, pochylając nad nim, niebieskie oczy, kształtny nos i czerwone, mocno zarysowane usta wypowiadające jakieś słowa, wyginające się w zatroskany uśmiech i znikające, uciekające daleko w nieokreśloną, lepką przestrzeń snu. Sny pamiętał. Szczególnie ten z ogniem. W ciemny, zimny i nieprzyjazny urodzinowy poranek Beniamin leżał w łóżku, wpatrując się w sufit znany mu tak dobrze, ale przynoszący co jakiś czas nowe obrazy. Tym razem sufit drgał refleksami płomienia ogrzewającego pokój. Kładł na nim chybotliwe plamki, delikatne cienie, pełgające ogniki. Spokojne, rozbłyskują- ce tylko co jakiś czas jaśniejszą iskrą, podsycone kroplą żywicy lub słoną łzą. Benia- min zamknął na chwilę oczy, kiedy otworzył je ponownie, sufit płonął. Spadał czer- woną, rozżarzoną powierzchnią, płaską taflą wściekłej czerwieni, pękającą na- brzmiałymi bąblami, syczącą odrywającymi się żagwiami, przelatującymi obok Beniamina z szyderczym dźwiękiem; niektóre, zatrzymane w pół drogi, wracały, by za chwilę runąć w dół z jeszcze większym impetem, z jeszcze większą zawziętością. Sufit oszalał. Był teraz jednym wielkim ogniem rozchodzącym się, uciekającym symetrycznie na boki, ściekającym po ścianach kaskadami strumieni, czerwonych całą czerwienią świata, jej esencją, blaskiem wszystkich blasków, jasnością niepo- hamowaną, zamkniętą w niebywałej jednorodności i zmienności zarazem. Eksplo- dował kolorem, jakiego Beniamin nie znał, płonął gorącem, jakiego nie znał. Wi- dział i czuł jasność czerwonego świata, Wielki Wybuch, wszystkie płomienie ognisk, praogień, dziki ogień wszystkich wojen, ogień wszelkich kataklizmów, ogień szaleństwa, strachu i śmierci, chybotliwy żar gorących pragnień, namiętno- ści, płomienne fale emocji, gorączkę płonących ust i rozpalonych policzków, roz- świetlone płomieniem umysły, fajerwerki pomysłów i ogień choroby. Widział ru- chliwe języki, niecierpliwe, naglące; widział sedno koloru, słyszał krzyk powietrza i czuł podmuch płonącego wiatru. Nic nie trwało w stanie spoczynku – wszystko wirowało, pulsowało w piekielnym tańcu. I nagle pamięć Beniamina drgnęła, za- bolała i spłonęła do końca. Jej zetlałe resztki, kruche i spopielałe, rozsypały się na pościeli. Płomień zgasł. W końcu Beniamin wyzdrowiał, ale nie pamiętał niczego dokładnie poza upor- czywymi telefonami i kobiecym płaczem w słuchawce. Pamiętał jesienny, deszczowy

LITERACKA PROZA 75 ROMAN MACIUSZKIEWICZ dzień, gdy trzyma na kolanach gazetę otwartą na stronie z nekrologami i, patrząc na coraz bardziej mokry i niewyraźny świat, pije ciepłą wódkę wprost z butelki. Kiedy to było? Dlaczego moja pamięć jest tak kaleka? – pomyślał Beniamin.

PRZYGOTOWANIA

– No tak – powiedział głośno i usiadł przy stole. Rozejrzał się po swoim pokoju i nie znalazł niczego, co pomogłoby mu uporządkować pamięć i przypomnieć kobie- tę. Postanowił zatem uporządkować pokój. Ochoczo zabrał się do sprzątania. Po co mu właściwie tyle papieru? Sterty zapisanych – to jeszcze całkiem zrozumiałe – kar- tek poniewierały się wszędzie, przykrywały biurko – miejsce swoich narodzin, stół z resztkami jedzenia, podłogę; sterty pustych, poukładane w nierówne sześciany, wspinały się na ściany, zastępowały nogę szafy, zastępowały krzesło, wieszak. Benia- min zaczął segregować te zapisane, ale gubiła mu się ich kolejność, nie mógł ich poukładać jak należy, zbyt dużo czasu zajęłoby szukanie strony 573-ciej, bo taka po- winna nastąpić po 572-giej, gdy tymczasem natrafił na 47-ą, a wzrok przykuła mu 284-ta z jakimś wykresem, którego w ogóle nie rozumiał. Postanowił nie przejmo- wać się na razie kolejnością, zbierał więc kartki jak popadnie, układał je w małe stosiki na biurku wokół maszyny do pisania, pod biurkiem i wokół niego, zataczał coraz większy krąg, oddalał się od epicentrum wybuchu – od czarnej maszyny do pisania marki Berlietti. Wpadł w jakąś mechaniczność, dziwnie regularną systema- tyczność układania. A działo się tak dlatego, że Beniamin przez cały prawie czas myślał o telefonie. To był telefon, na który tak czekał od rana, który nie pozwolił mu zjeść śniadania, kupić papierosów, ale który przede wszystkim poruszył zetlałą pa- mięć, kazał cofnąć się i choć, jak na razie, nie przyniosło to żadnych konkretów (Be- niamin nie wiedział, kto do niego dzwonił, nie pamiętał jak długo tu mieszka, co oznaczają trzy lata, kiedy i po co zaczął pisać), to przecież kazało pamięci Beniamina wziąć się w garść. Kiedy poszedł na chwilę do łazienki i popatrzył na swoją twarz odbitą w popstrzonym przez muchy lustrze, oświetloną słabą żarówką dyndającą mu tuż nad głową, postanowił nie tylko się ogolić, ale wziąć kąpiel, może nawet pójść do fryzjera? Patrzył na swoje odbicie, patrzył na Beniamina B., na Beniamina o jedwabistym głosie, na Beniamina, który zapisał kilkaset stron papieru, na Benia- mina, który zapomniał o papierosach, na Beniamina czekającego na telefon, na Be- niamina myślącego o kobiecie, na Beniamina, który nie pamiętał tej kobiety, i który nie pamiętał swojego życia. Patrzył na zmierzwione włosy, wielodniowy zarost, zmarszczki wokół oczu, dwie bruzdy, schodzące od nosa w dół i żłobiące twarz ni- czym dwa ślady noża. Długo mydlił twarze wszystkich Beniaminów, a potem jeszcze dłużej zeskrobywał tępą żyletką zarost, próbując odsłonić twarz prawdziwego Benia- mina. Odkręcił kurek z ciepłą wodą, chwilę patrzył jak wanna spływa brudną krwią zardzewiałych rur. Zatkał odpływ i wrócił do pokoju, by skończyć układankę z wielu zapisanych stron. Tuż przy maszynie do pisania znalazł kilka, sklejonych zaschniętą plamą kawy, kartek. Zaczął czytać.

76 PROZA DEKADA PAMIÊÆ

DZIENNIK

2.02. Nie składa się. Rozsypuje, ulatuje, jakoś się rozdrabnia. Nerwowo i pospiesznie. Chwilami wydaje się, że jest lepiej. Wtedy mniej ucieka – zatrzymuje się, zamiera, zastyga. Trwa. Ale i tak beznadziejnie, chwilowo i lękliwie. Tak jakoś. Wypisuję setki niepotrzebnych słów. Składam wyrazy w zawiłe i karkołomne zdania bez sensu. Nadymam się nimi i puszę. Numeruję skwapliwie każdą stronę i upajam się bełkotem. 5.02 Wydaje mi się, że świat nie ma nic do powiedzenia, przestał istnieć, zachłysnął się z wrażenia, zgasił światło i tak pozostał. 8.02. Boli mnie głowa. Oderwała się od tułowia bezgłośnie, lekko i frywolnie. Dotknęła sufitu, obejrzała pajęczyny i wróciła. Szukam słów i kolorów pocieszenia, ale w takich przy- padkach to nic nie pomaga. W każdym razie niewiele. 9.02. Wymiotowałem od rana. Nerwowo i pospiesznie. Tak jakoś uciekało ze mnie wszyst- ko. Nie składało się. Bałem się. Zamierało, zastygało, a potem i tak uciekało. 11.02. Poukładałem od nowa kartki papieru i nic. Cisza odśrodkowa. Pustka wręcz i tyl- ko odliczanie. Nerwowe i pospieszne. Takie jakieś. Tęskno choćby za karkołomnymi zdaniami bez sensu. Za nadęciem i napuszeniem. 16.02. Kupiłem niepotrzebny przedmiot niewiadomego pochodzenia. Ustawiony na oknie wydaje z siebie przeciągły, cichy świst. Przestaje, gdy na niego patrzę. Taki dziwny. Kiedy zasypiałem świat nadal nie miał nic do powiedzenia. Światło było zgaszone i ktoś drzemał w kącie pokoju. Szukałem słów pocieszenia. 19.02. Stłukłem butelkę z jakimś żrącym płynem. Jego drobiny zakropliły mi oczy. Bole- śnie i piekąco, niefortunnie i niepotrzebnie, żałośnie i fatalnie. Na długo. Rozpaczliwie. Bez chusteczki i innej pomocy z zewnątrz. Ale za to odespałem niechcąco zagubioną noc. Tak jakoś ją zgubiłem. Nerwowo i pospiesznie na początku. Później leniwie. Sensualnie. Kolorowo. Syn- kopowo. Ale odespałem. Bezbarwnie. 28.02. Byłem daleko. Pojechałem popatrzeć. Spróbować. Posmakować. Spokojnie. Nic nie uciekało. Trwało, pełzało. Leniwie. Spokojnie. Pięknie i daleko. 02.03. Znalazłem dużo papieru. Jakoś przypadkiem. Pod szafą razem z tenisówkami. Pobiegłem w nich do parku. Pospiesznie, szybko. Wróciłem do papieru. Ułożyłem równo, fo- remnie, blokowo, sześciennie. 03.03. Nie składa się. Rozsypuje, mąci, przeszkadza i ulatuje. 08.03. Nie pamiętam początku. Pewnie go nie było. Albo był, ale bez wyrazu. Na pewno będę pamiętał koniec. Pamiętam wszystkie zakończenia wszystkich historii. A najbardziej tych złych. Boleśnie. 13.03. Na przedmieścia spadł samolot. Gorący podmuch powietrza rozsypał ułożony sze- ściennie papier. Zaczynam od nowa. Nikt mi nie wierzy. 22.03. Dawno nie wymiotowałem. Może dlatego, że dużo biegam w znalezionych pod szafą tenisówkach. Są trochę za duże. Wpycham do nich kartki papieru. Sześcian odrobinę zmalał. Pachnie stęchlizną. Świat wokół. 26.03. Przyszedł jakiś pies. Z daleka. Biedny, chory, powolny. Wypił mleko i zwymiotował. Ale został. Śpi pod moim łóżkiem i w nocy zlizuje z sierści poprzednie życie.

LITERACKA PROZA 77 ROMAN MACIUSZKIEWICZ

1.04. Zgubiłem jeden dzień. Wypadł z mojego życia rano, zaraz po śniadaniu. Tak jakoś. Szkoda. Czekałem na ważny telefon, miało nie padać i zapowiedziała się A. Szkoda. Uciekło też kilka kartek papieru. Zapisane razem z pustymi. Żal mi i jednych, i drugich. 05.04. Pies odszedł. Zostawił pod łóżkiem wyrzygane całe swoje życie. Mam na co patrzeć. Niemiło. 09.04. Był M. Idiota. Ale poczciwy. Zostawił gazetę. „Czternastu bojowników islamskich przeszło na stronę izraelską”. Zacznę czytać gazety. Nagłówki. 13.04. Pamięć jest coraz bardziej bolesna, choć coraz mniej pamiętam. Dobrze, że piszę. Mam już dwa sześciany. Pusty z lewej i zasobny z prawej strony. W słowa, litery, znaki, cyfry. W myśli. W idee. Coraz mniej bełkotu. Nie wiem – cieszyć się, czy martwić. Robię to na prze- mian. Tak jakoś. 16.04. Mniej biegam. Znowu wymiotuję. 20.04. Sprzedałem przedmiot wydający dźwięk. Dokupiłem dużo papieru. Znowu bie- gam. W tenisówki wpycham przeczytane gazety przynoszone przez M. „Wampir w potrzasku kłusownika”, „Wojska najemników libijskich atakują Oslo”, „Nie ma zgody Watykanu na małżeństwa białych z czarnymi”. Powiem M., żeby przychodził częściej. 26.04. M. w szpitalu. Nie mam gazet. Przestałem biegać. Szkoda mi papieru. Ale nie wymiotuję. 01.05. Zauważyłem dziwne poruszenie za oknami. M. wyzdrowiał. Na wiosnę. Odżył. Ma zielone oczy. Teraz to zauważyłem. Może to chlorofil? Mam gazety. Przestałem je czytać, używam tylko do biegania. Zapomniałem o A. Zgubiła się skutecznie. Razem z tamtym dniem. Może zadzwonić? Nie mam telefonu. Dlaczego? Zdaje się, że wyniósł go M. 08.05. Kupiłem telefon. Komórkowy. Leży pomiędzy sześcianami i milczy. M. znikł. 12.05. Miałem sen. Bardzo zły. Jak wszystkie zresztą. Śniłem upadek. Własny. Fizyczny, psychiczny i moralny. Na całej linii sennego frontu. Stałem bezradny z za dużymi tenisówka- mi w ręku. Nie miałem nic. Płakałem i rozglądałem się po pustym świecie. 14.05. Rano wyrzuciłem dużo pisania. Tak jakoś. Bez przekonania, ale słusznie. 15.05. Odtworzyłem prawie wszystko. Całą noc. Z przekonaniem. 29.05. Przyszedł M. Blady, ale w nowej marynarce. Powiedziałem o telefonie. Nadął się, naburmuszył i zabrał wszystkie gazety. Potknął się na schodach. Zdenerwowany jakiś. 03.06. Nie chce mi się wstać. Leniwie. Ciężko. Unisono. Zajrzałem pod łóżko. Wyrzygane życie tliło się jeszcze. Ciekawe, co szary pies porabia. Może dorwał sukę? 10.06. Zadzwoniłem do A. Cisza. Znikła. Nie pamiętam jej twarzy. Była ładna. Bardzo. 12.06. Mam dużo papieru. Nie biegam, ale i nie wymiotuję. Myślę o A. O pięknie. O jego kategoriach, kryteriach i konsekwencjach. Piękno boli. M. nie przychodzi. Nie mam gazet. Myślę o sprzedaniu tenisówek. 18.06. Oblewanie mieszkania znajomych. Znajomi znajomych. Głównie nieznajomi i nieznajome. 19.06. Boli. Głowa, oczy, język. Zgubiłem telefon. W łóżku znalazłem kolczyk. 21.06. Zjawił się M. W starej marynarce, ale z telefonem i gazetami. Jak tylko wyszedł zatelefonowałem do A. Cisza. Wieczorem biegałem. Bardzo długo.

78 PROZA DEKADA PAMIÊÆ

25.06. W nocy burza. Wściekła, nienormalna, czarna i rycząca. Trochę deszczu wlało mi się przez okno. Zmoczyło sześciany. Czekam na M. 29.06. Składam mozolnie. Systematycznie, równo, kaligraficznie. Nic nie skreślam. Ważę. Bełkot zniknął. A. też. 03.07. Nie składa się jednak. Znowu rozsypuje. Rozdrabnia. Składam myśli sześciennie. Pospiesznie. Biegam i wymiotuję. Zgubiłem jedną tenisówkę. Już ich nie sprzedam. A. nadal nie ma w domu. M. nie przychodzi. Nie składa się, ulatuje. Tak jakoś. 05.07. Przyszedł sąsiad. Mieszka nade mną. Pytał, czy nie przeszkadza mi w nocy hałas. Bo dużo telefonuje za granicę, źle słychać, więc krzyczy. Niech krzyczy. Spytałem go o gazety. Ma dużo kolorowych magazynów. Niech będą. 09.07. Nie wiem, co się stało z M. O A. zapominam. Powoli. Nierówno. 12.07. Brakuje mi muzyki. 15.07. Wielki porządek rzeczy. Niezmienność. Trwałość. Kosmogonia. To musi się rozsy- pywać, by nagle układać. Płynąć. Wynikać. Jedność w chaosie? To o tym piszę. A właściwie pisze się samo. Doświadczam niebywałej łaski. Dlaczego ja? I co mam z tym zrobić? Dlaczego przychodzi i znika M.? Kim on właściwie jest? Przecież nic o nim nie wiem. A A.? No, A. po- znałem całkiem przypadkiem... nie, nie przypadkiem. Poznał nas M. Ale A. jest bez znacze- nia. Najwyraźniej. Wielki porządek rzeczy. 19.07. Wrócił szary pies. Zadbany, w dobrej formie. Przyniósł w pysku gazetę. Pomyszko- wał po kątach, zajrzał z niechęcią pod łóżko, polizał mnie i poszedł sobie. 20.07. Co z M.? 21.07. Pies należy do M.! Miał przy obroży breloczek, który widziałem u M. Pisałem całą noc. Świt w lecie. Banalne piękno. Układa się nawet. Potoczyście i równo. Zapisałem duży sześcian papieru. Leży po prawej stronie stołu i oddycha zadowolony. Patrzę na niego. Zasy- piam. Śpię i patrzę. Sześcian zaczyna świecić, fosforyzować. Blado, błękitnie i dostojnie. Poru- sza się. Unosi się lekko, kołysze i zastyga. Świeci coraz mocniej. Śpię i patrzę. Już to chyba gdzieś widziałem. 25.07 Przyszedł M. Zapytałem o psa. Zmieszał się, zaprzeczył i wychodząc potknął na progu. Za chwilę wrócił i zapytał o coś do poczytania. Dałem mu gazetę, którą przyniósł pies. Chyba się rozczarował. 28.07. Wpadł sąsiad. Przyniósł kolorowe magazyny i rachunek za telefon. Pochwalić się. Ma dużo znajomych. Pokazałem mu w rewanżu dogorywające pod łóżkiem resztki poprzed- niego życia szarego psa. Był zafascynowany. Pobiegł telefonować. 02.08. Od dawna nie wymiotuję, nie biegam i nie dzwonię do A. Tak jakoś. Ale dobrze.

A.

Beniamin poszedł wziąć kąpiel. Kim była A.? Kim był M.? Gorąca woda, lekko zabarwiona na brązowo, odmoczyła strzęp Beniaminowej pamięci. W jej nagłym przebłysku ujrzał w rozświetlonej łazience piękną, śmiejącą się kobietę, jej długie włosy rozsypujące się na nagich plecach. Zobaczył swoje odbicie w lustrze i zdziwi-

LITERACKA PROZA 79 ROMAN MACIUSZKIEWICZ

ła go własna wesołość. Za chwilę obraz znikł – spowiła go najpierw para, później szarość, później jeszcze czerń i Beniamin zanurzył głowę pod wodę, jakby tam chciał odnaleźć zgubiony obraz. Postanowił usystematyzować to, co dotychczas wiedział o A. Wycierając się w ogromny, brudny ręcznik kąpielowy, jeszcze raz przeglądał dziennik. „1.04. Czekałem na ważny telefon, miało nie padać i zapowiedziała się A. Szkoda.” „12.05. Myślę o A. O pięknie. O jego kategoriach, kryteriach i konsekwencjach. Piękno boli.” „10.06. Zadzwoniłem do A. Cisza. A. znikła. Nie pamiętam jej twarzy. Była ładna. Bardzo.” „21.06. Jak tylko wyszedł, zatelefonowałem do A. Cisza.” „09.07. O A. zapominam. Powoli. Nierówno.” „02.08. Od dawna nie wymiotuję, nie biegam i nie dzwonię do A. Tak jakoś. Ale dobrze.” Gdzieś musi mieć numer telefonu A. Dziennik kończy się w sierpniu, teraz jest połowa listopada. Czy A. mieszkała z nim? Nie pamięta jej twarzy, ale pamięta twarz kobiety nachylającej się nad nim w chorobie i pamięta nagie plecy. Co ty biedny Beniaminie pamiętasz? Prowadziłeś dziennik, który niczego ci nie wyja- śnia, mieszkasz tu i nie wiesz dlaczego, piszesz coś, co cię mało obchodzi, dzwoni do ciebie kobieta, która bóg wie czego chce, wiesz niewiele, pamiętasz jeszcze mniej – zapomniałeś nawet, że chce ci się palić. Beniamin siedział nieruchomo, wpatru- jąc się w zalane kawą kartki dziennika i powoli pozwalał zmierzchowi wlewać się do pokoju. Kiedy wreszcie podniósł się i podszedł do okna, było już ciemno.

POWIETRZE

Stał przy otwartym oknie i próbował przeniknąć ciemnogranatowy kolor nieba. Wpatrywał się w lekko drgające, jasne punkty dalekich światów. Mrugał do nich, ciesząc się z odpowiedzi. Wydawało mu się, że słyszy odległe, rytmiczne pulsowanie; wtapiał się w chłód listopadowego wieczoru, chłonął jego utajone życie, zmęczone dniem kolory, senne już odgłosy i delikatne znaki zapytania. Nagle, całkiem niespo- dziewanie, wszystkie gwiazdy zgasły. Zrobiło się ciemno, ściany pokoju oddaliły się od siebie – przestraszyło to Beniamina, skulił się w sobie, otworzył szeroko oczy, które zapłonęły światłem tych wszystkich nagle zgasłych gwiazd i oświetliły, niczym dwa reflektory, ogromną przestrzeń rozpostartą przed Beniaminem. I wtedy zoba- czył powietrze – jego drobiny, molekuły, pierwiastki i mikroelementy, strukturę i ruch. Zobaczył ruch szalony, wirujący, gonitwę wszystkich tych cząstek, ich wściekle pory- wający taniec, ich gorączkę. Zobaczył jeden z elementów życia. Zobaczył jeden z ży- wiołów. Zobaczył wielki triumf mikrokosmosu. Przestraszony, przestał oddychać. Patrzył urzeczony, bowiem wiedział, że nie dane mu będzie doświadczać tego wido- ku zbyt długo. I nie mylił się. Gdy tylko zachłysnął się powietrzem, jego obraz znikł. Siedział nadal w swoim pokoju – ściany wróciły na swoje miejsce; wróciło okno

80 PROZA DEKADA PAMIÊÆ razem z błyszczącymi gwiazdami, do których znowu mrugał porozumiewawczo. ROMAN MACIUSZKIEWICZ Mnożyły się znaki zapytania i wszystko lekko pulsowało. Beniamin odetchnął świe- ur. 1955, malarz, żym powietrzem, zapalił światło, usiadł przy maszynie i zaczął pisać. grafik, autor tekstów o sztuce, prozaik, ZAKOŃCZENIE DZIENNIKA wyk³adowca ASP w Katowicach. 06.08. Skończyłem. Nagle. Dzisiaj po południu. Odetchnąłem głęboko, uchyliłem drzwi Prozê publikowa³ we „Frazie” i czekałem. Za chwilę zjawił się M. Razem z psem. Uśmiechnięci. Z dużą torbą. M. spakował i „FA-arcie”. ją. Sześciennie, blokowo i równo. Spytałem go o A. Pokazał palcem w górę. I uśmiechał się dalej, coraz bardziej zagadkowo. Potem podał mi rękę, pies łapę i wyszli. Wyjrzałem za nimi przez okno. Szli w czwórkę: M., pies, sąsiad i A. 08.08. Jutro wyjeżdżam. Spokojnie, powoli. Ile razy jeszcze będzie się uspokajać? Ile razy powolnieć? Aż się zatrzyma. Aż zatrzyma się ziemia i cały świat wokół. Ale póki co ziemia mknie na spotkanie czarnego nieba, czarne niebo spada na mnie i odgłos tego spadania wypełnia świat po brzegi. Ten dźwięk jest niepodobny do żadnego ze znanych mi, dziwny, przeszywający na wskroś, bolesny i jedyny w swoim rodzaju. Wbija się w moją głowę, tkwi gdzieś w mózgu, rozlewa się w nim ciepłem, osuwa nieco niżej, częściowo wypływa razem z torsjami, oblepia żołądek, ściska aorty, żyły, nerwy; rozmiękcza nogi, ugina kolana i przewraca na ziemię. Leżę nieruchomo na wznak wypełniony dźwiękiem jasnym i czystym, porażony jego siłą i boleśnie patetycznym pięknem. Ten dźwięk, tkwiący we mnie, wypełniający bez reszty moje ciało, nie mieści się w znanej mi skali; jest poza nią, obok, jawnie ignorujący interwały i frazy, z nonsza- lancją omijający częstotliwości, fale, zakresy – słowem to wszystko, co pozwala go określić, ocenić i zmierzyć. Ale jest i ja stanowię potwierdzenie jego istnienia. Żałosne wprawdzie, nieme i bez- bronne potwierdzenie, ale tym bardziej wiarygodne. Leżę nieruchomo na wznak i wypełniony dźwiękiem, którego nie znam, którego nikt nie zna, patrzę, jak świat spada na mnie. Beniamin skończył i zrozumiał. Nie pisał własnego dziennika, to tylko fikcja; wymyślał go, ubierał nieprawdziwe myśli i zdarzenia w chaotyczną, rwaną formę, bo tak było ciekawie, intrygująco, zagadkowo i niecodziennie. A to znaczyło, że A. nie istniała. Nie musi już szukać jej telefonu i martwić się. Nie istniał też M., nie istniał sąsiad i nie istniały istniejące sterty zapisanego papieru? Co więc istniało naprawdę i co było ważne? Czy to, co przechowała obolała pamięć Beniamina, czy to, o czym już zapomniała? *** Beniamin raz jeszcze zabrał się za porządkowanie papierów. Składał je równo, sześciennie; nie starał się nawet czytać pojedynczych stron, które bardzo szybko tworzyły wielkie paczki. Obwiązywał je sznurkiem i czym popadło, wystawiał za próg mieszkania. W ten oto sposób wynosił ze swojego życia pamięć i w ten oto sposób postanowił zacząć nowe życie. A dwie przecznice dalej, osłaniając od wiatru twarze, przestępując niecierpli- wie z nogi na nogę, w milczeniu, oświetlani słabymi ognikami papierosów, czekali już na pamięć Beniamina: M. ze swoim psem i A. z sąsiadem Beniamina B. Roman Maciuszkiewicz

LITERACKA PROZA 81 OKRUCHY Leœmian mój i wasz, czyli o wy¿szoœci butów nad kapeluszem

hleb najlepiej streszcza egzystencję, Cbuty są symbolem wyższych aspi- racji. Cukier krzepi, a kapelusz chroni przed upałem, choć bywa także oznaką ekstrawagancji. Dobrze jest założyć nowe buty, nie- najgorzej kiedy przychodzi nacisnąć na głowę elegancki kapelusz. Otwierają się nowe perspektywy. Ale kiedy kapelusz zjedzony przez mole ląduje na śmietni- ku, a taki sam los spotyka złachane kap- cie, powinien nadejść czas refleksji. Warto się może zastanowić, czy w czasie paradowania w poniechanym już kape- luszu i znoszonych kamaszach wykorzy- stało się wszystkie życiowe szanse.

Zbigniew W mgłach daleczeje sierp księżyca, Zatkwiony ostrzem w czub komina, W³odzimierz Latarnia się na palcach wspina, W mrok, gdzie kończy się ulica. Obłędny szewczyk kuternoga Fronczek Szyje, wpatrzony w zmór odmęty Buty na miarę stopy Boga, Co mu na imię – Nieobjęty!

Ten szewczyk-kuternoga, obłędny człeczyna, ma swego partnera-Boga, bo

82 DEKADA Ilustracja Aleksander Pieniek przecież nie klienta. Praca, czy lepiej Zamieszkał tam w roku 1918 po może rzec: zadanie, które sobie posta- otrzymaniu notariatu. Wiersz znalazł się wił, czyni go mędrcem i mistykiem. w tomie Łąka. Sława tego tomu opro- To poezja – ktoś powie – inny świat. mieniała rejenta Lesmana już jako To metafizyka, a ten wiersz to traktat fi- mieszkańca Zamościa. A to co znowu za lozoficzny. Ale to także miniatura po- mieścina, ktoś westchnie. Zbyteczne ematu epickiego skojarzonego z ludową żachnięcie. W tymże to mieście Jan Za- gawędą. Ta fantazyjna gawęda ma jed- moyski stworzył Akademię Zamoyską, nak swoje ostro zakreślone granice. muzy zaś były tu już łaskawe dla Seba- Gdyby zamiast szewca pojawił się kra- stiana Klonowica i Szymona Szymono- wiec bądź czapnik, szyjący kapelusz dla wica, a to przecież jedni z pierwszych boskiej osoby – powiałoby groteską. i największych mistrzów polskiego pió- A tak na marginesie: Leśmian two- ra! I z fantazją. Rzec można – niespoty- rzy słowa i światy. To rzecz znana. Słowa, kaną! Szymonowic uwiecznił choćby słynne neologizmy, w tym fragmencie w poezji związek małżeński swego me- wiersza choćby owo „daleczeje”, to potę- cenasa Zamoyskiego z Barbarą Tarnow- gowanie ekspresji języka. A światy? To ską. Rzecz nazwał Repotia Zamosciana także baśń ludowa, jakiś pra-czas przy- (Poprawiny zamojskie). Nikt już chyba nie rody, czy daleczejący czas fantazji. Jed- sięga po to dziełko, przypomnieć więc nak czy takie słówko „obłędny”, to nie należy, iż zawiera ono obrazki nimf tyle co nasz współczesny „odlotowy”? wdzięcznie pląsających w podzamoj- Leśmian napisał Szewczyka w Hru- skiej rzece Wieprz, a także kolejną po- bieszowie, w maleńkiej mieścinie leżą- chwałę Zamoyskiego wygłoszoną przez cej dziś nad wschodnią granicą, nad rze- starego wodnika, ojca owych wieprzań- czułką Huczwą. skich rusałek. Zamość do dzisiaj ma

LITERACKA OKRUCHY 83 ZBIGNIEW W£ODZIMIERZ FRONCZEK

swój indywidualny klimat. Tworzy go ja- o rysach wybitnie semickich, rudawy, szpako- kaś koncentracja tradycji i współczesności. waty, łysiejący z nieproporcjonalnie wielkimi Już z oddali wieża ratusza niby ogromny stopami. Pisano o nim dużo jako o poecie, wskazujący palec przykuwa uwagę. Zdanie omawiano jego twórczość, ale pomijano mil- takie zapisał Wacław Gralewski, nietu- czeniem jego charakterystyczne cechy. zinkowy poeta, przedwojenny przyjaciel Zdzisław Jastrzębski prace nad wielkiego Józefa Czechowicza, w swych książką o Leśmianie rozpoczynał jako zwierzeniach o Leśmianie umieszczo- nauczyciel języka polskiego szkół zamoj- nych w tomie Wspomnienia (Wydawnic- skich, kończył zaś jako wykładowca two Lubelskie 1966). Tom zawiera nie Uniwersytetu Marii Curie-Skłodow- tylko refleksje Gralewskiego. Zdzisław skiej. Los zrządził, że znalazłem się Jastrzębski, redaktor książki, zebrał opi- w gronie studentów doktora Jastrzęb- nie, wspomnienia, pamiątki, uwagi, re- skiego. Był to mężczyzna szczupły, dość fleksje osób, które znały poetę-rejenta. wysoki, nerwowy, także roztargniony. Wśród tego grona znaleźli się przyjacie- Do sali wykładowej wbiegał spóźniony le, krewni, sąsiedzi. To oni biesiadowali o kilkanaście minut. Studenci wiedzieli, z poetą, przyjaźnili się, pożyczali pienią- że Leśmian w Zamościu to temat absor- dze i książki, ale także popadali w kłót- bujący naszego wykładowcę. Doktor nie i sprzeczki. Różnie go też zapamię- z emfaza mówił o latach międzywojen- tali. Jedni powiadali o autorze Łąki – Le- nych, upajał go moment odzyskania śmian, mały, zabawny faun! Drudzy zaś wolności w roku 1918, z błyskiem w oku mówili – Niski i słaby jak skrzat polny! dowodził rozkwitu poezji i życia literac- – Chrabąszcz! – powiadał wspo- kiego w wolnej Polsce. Lecz cóż, nam mniany już Gralewski. – Chrabąszcz, dziewiętnastolatkom, najwyżej dwu- który lubił się odziewać w wizytowe dziestolatkom, tamten okres wyda- ubrania! wał się tak odległy, iż twórcom tamtej Czemu jednak chrabąszcz? epoki odbierał wymiar realny. Leśmian Bo filigranowa postać wyrażała lek- zdawał się tak daleki, jak Wyspiański, kość i lotność. Miciński, Kasprowicz. Był jak z pracza- W tomie opracowanym przez Ja- su. Był bajkowy. strzębskiego znaleźć można również Mija 25 lat od śmierci Leśmiana – wypowiedź Zygmunta Klukowskiego, napisał Jatrzębski we wstępie do Wspo- cenionego lekarza sprzed wojny, party- mnień o autorze Napoju cienistego. W tym zanta, a po wojnie historyka i prozaika. roku mija 25 lat od śmierci doktora Ja- W przedwojennym Zamościu Klukow- strzębskiego i 62 lata od śmierci Leś- ski był założycielem Koła Miłośników miana. Zmieniły się czasy, zmieniła się Książki. We Wspomnieniach zapisał: nad- moja perspektywa patrzenia na ludzi, zwyczaj cennym dla nas przybyszem okazał historię i poezję. Również i ja miałem się Bolesław Leśmian, przeniesiony z Hrubie- szczęście zetknąć się z osobą pamięta- szowa na stałe do Zamościa, na stanowisko jąca poetę-rejenta. Był to Andrzej Ko- rejenta. Jakże ciekawa była to postać! Bardzo łaczkowski, poliglota, tłumacz literatur małego wzrostu, szczuplutki, drobniutki, skandynawskich. To na pogrzebie Ja-

84 OKRUCHY DEKADA LEŒMIAN MÓJ I WASZ

strzębskiego powiedział do mnie Ko- rzeczywiście Leśmianowskim. Może łaczkowski: Nasz doktor zmarł podobnie nawet raczej by trzeba mówić nie o Bo- jak szewc, który szył buty Leśmianowi. Oczy- gu, lecz o bogach, albo nawet o bogach wiście, pan pamięta tego garbatego Żydka z i Bogu, nie przypadkiem wszak to sło- Hrubieszowa? wo Leśmian pisze raz małą, a raz wiel- Nie mogłem pamiętać. Ale siedem- ką literą. Chaim Mordka, szewc hrubie- dziesięcioletni wówczas Kołaczkowski szowski, kiedy już skroił przyszwy, kap- jeszcze dwadzieścia lat później zwykł ki, podeszwy, cholewki, wyciął obcasy traktować wszystkich jak rówieśników. i języki do butów kierownika szkoły, Przed wojną w Hrubieszowie szewcy naczelnika poczty, drogomistrza, prze- rozlokowali się nie tylko przy ulicy dzierzgał się w szewca-mistyka i zaczy- Szewskiej, ale także przy Krótkiej, Za- nał szyć buty dla Boga. Może przy tej mojskiej i Łąkowej. U Kowalskiego z Łą- pracy zdołał podpatrzeć go Leśmian. kowej obstalowywali buty ziemianie, Żona Leśmiana była malarką, szcze- u Tarki na Krótkiej oficerowie, urzędni- gólnie lubiła malować kwiaty. Reali- cy zaś zamawiali buty u Cutrynbluma styczne obrazy, najczęściej w kolorze żół- i Chaima Mordki z Zamojskiej. – A co tym i bladoróżowym wypełniały duże mam nie pamiętać – mówi Leokadia zamojskie mieszkanie Leśmianów, znaj- Szymura, osiemdziesięcioletnia, korpu- dujące się w Domu Centralnym. Okna lentna osoba urodzona w Hrubieszowie. wychodziły na kościół OO Redemptory- – Garbaty był, a zakład miał w sutere- stów i uliczkę z księgarnią Pomarnickie- nie. Pomarł jesienią, już za Niemca. go. Ogród botaniczny i księgarnia to Śmierć szewca odkryto dopiero po iluś były najczęściej odwiedzane miejsca dniach, ponoć nawet po dziesięciu. Sie- przez rejenta Lesmana. Dziś pomiesz- dział za stołem, opary o kopyto, z młot- czenia po księgarni Pomarnickiego zaj- kiem w ręku. I mówili, że nie spostrze- muje Ośrodek Informacji Turystycznej żono jego śmierci, bo przez te wszystkie czy też może biuro podróżnicze Tramp. dni z sutereny dobiegało stukanie. Czyż- W latach studenckich zaciągnąłem się by szył buty jeszcze po śmierci? do akademickiego bractwa piechurów, przedreptałem polskie Tatry, Beskidy, Boże obłoków, Boże rosy, zajrzałem w Alpy i Apenininy. Brałem Naści z mej dłoni dar obfity, także udział w studenckich rajdach po Abyś nie chadzał w niebie bosy Roztoczu i zdarzyło się, że w dawnej I stóp nie ranił o błękity! księgarni Pomarnickiego, którejś pięk- Niech duchy, paląc gwiazd pochodnie, nej jesieni, wpięto mi w klapę marynar- Powiedzą kiedyś w chmur powodzi ki niezwykle cenioną w pewnych krę- Że tam, gdzie na świat szewc przychodzi gach obieżyświatów odznakę zwaną Bóg przyobuty bywa godnie. „Kwiatem Roztocza”. Bladoróżowy kwiatuszek, jakaś miodunka na żółta- Ten Leśmianowski Bóg – bardziej wobrunatnym tle. To od Leśmianów – może, jak chce Przyboś buddyjski niż pomyślałem wtedy, a dzisiaj jestem chrześcijański – jest na wskroś Bogiem o tym głęboko przekonany.

LITERACKA OKRUCHY 85 ZBIGNIEW W£ODZIMIERZ FRONCZEK

Niedaleko Damaszku siedział wyraźniej znużonych podróżą. Po pierw- Diabeł na daszku w kapeluszu szym zdaniu wiedziałem, że są z Polski. Czerwonym... – Widzisz go, gieroja! – zainteresował się mną pierwszy, najmłodszy i najgrubszy. W końcu lat osiemdziesiątych w krę- – W kapeluszu! I to w jakim! Pewnie gach globtroterów nastała moda na wy- Amerykaniec z Teksasu! prawy. Nie podejmuję się już wyjaśniać – O, żesz ty! – zgodził się drugi, nie- szczegółów organizacyjnych, powiem je- wiele starszy i też gruby. – W kapeluszu! dynie, że chodziło o pokonywanie pew- Dobrze gadasz, chyba z Teksasu! nych, rzecz jasna, dużych odcinków prze- – Widzisz go, gieroja! – znowu mó- strzeni nieznanych krajów w stosunkowo wił ten pierwszy. – Z polska odznaką. krótkim czasie. O paszport było znacznie – O, żesz ty! – drugi też wykazał za- łatwiej niż jeszcze kilka lat wcześniej, wy- interesowanie. – Z polską! Pewnie do- ruszano więc do Mongolii, Chin, Indii, na stał. Albo ukradł. Bliski Wschód. I ja nie oparłem się tej po- – Dałbyś w ucho takiemu gierojowi, kusie. W ciągu miesiąca miałem dotrzeć żeby kapelusz spadł mu na podłogę? z Damaszku do Istambułu. Czy to daleko? – O, żesz ty! – podchwycił temat Jak z Gdańska do Sofii, no, może do Bu- tamten drugi, niewiele szczuplejszy od dapesztu. Miałem już za sobą dwa tygo- pierwszego. – Jemu w ucho, a kapelusz dnie samotnej podróży, chwilami odnosi- na podłogę. Już próbuję! łem wrażenie, że wędruję tak od początku I wtedy musiałem coś powiedzieć. świata i wędrował będę do jego kresu. – Jeśli się podniesiesz – oznajmiłem spo- Trudno o piękniejsze odczucie. W sobot- kojnie – dostaniesz tak, że spadną ci buty! nie przedpołudnie, gdzieś na skrzyżowa- Zamilkli. Spadanie butów po ude- niu dróg, wysiadłem z ciężarówki zmie- rzeniu w ucho robi jednak większe wra- rzającej z Ankary do Izmiru, by z kolejnym żenie niż spadanie kapelusza po prztycz- życzliwym kierowcą pomknąć w stronę ku w nos. I to jest jeden z dowodów na Istambułu. W tamtej dość pustej okolicy wyższość butów nad kapeluszem. nie sposób było nie zainteresować się W Istambule, w wyznaczonym przydrożnym barem, nie większym jed- miejscu i czasie, odszukałem pozosta- nak niż przyczepa każdej z czterech stoją- łych trampingowców. Tam poznałem też cych w pobliżu ciężarówek. W środku nie- panią Wandę. Miała opaloną twarz wielkiego pomieszczenia były zaledwie i smukłe, zgrabne nogi. Pachniała pu- trzy koślawe stoliczki i pół tuzina równie stynią. Zapach pustym może kojarzyć sfatygowanych krzesełek, ale bufet był się z wonią wielbłądziej sierści i potu obficie zaopatrzony. Serwowano tam na- tych zwierząt, może przypominać gorz- poje całego świata! Przed niedomknięty- kawy kurz pustynnego pyłu oraz mi, tekturowymi drzwiami zsunąłem ka- wszechobecny w powietrzu swąd pie- pelusz z czoła, obciągnąłem kamizelkę, przu. Pani Wanda pachniała chałwą przetarłem wpiętą w nią odznakę „Kwia- i daktylami. W czasie podróży statkiem tu Roztocza” i przekroczyłem próg. Przy- do Konstancy, przez morze Czarne, za- glądało mi się czterech kierowców naj- wiązała się między nami nić sympatii.

86 OKRUCHY DEKADA LEŒMIAN MÓJ I WASZ

W Konstancy, pod pomnikiem Owidiu- chwilę życzliwej uwagi. Przypomniał mi ZBIGNIEW W£ODZIMIERZ sza, piliśmy rumuński koniak Triumph się wszak pewien obraz Hasiora. Prosty, FRONCZEK i recytowałem jej owidiuszowską Sztukę jasny, sugestywny. Na kamieniu, ot, po- poeta, prozaik, kochania. Pewnie improwizowałem, bo spolitym polnym narzutowym głazie, autor szkiców literackich, przecież wierszy Owidiusza nigdy nie sfatygowane dziecięce buciki. I równie gawêd, reporta¿y. wyuczyłem się na pamięć. krótki podpis: „Wniebowstąpienie”. Ostatnio Po powrocie do kraju, gdzieś po ty- Lubię momenty zagadkowe i wznio- opublikowa³ Ludowe godniu, zabrzęczał w moim mieszkaniu słe. Chciałbym wierzyć, że dziecko, któ- opowieœci grozy telefon. Dzwoniła pani Wanda. – Chcę ci rego buty odmalował Hasior, zostało (reporta¿e, powiedzieć – szeptała – że było mi do- wniebowzięte. Ale natura prześmiewcy opowiadania), 1998, oraz brze. Jeszcze tamtego dnia żona wyrzu- kazała mi podejrzewać, iż – w rzeczy sa- powieœæ Odlot, ciła na śmietnik moje buty zużyte azja- mej – jakiś łobuziak musiał się ukryć za 2001. Mieszka tycką włóczęgą. Kapelusz ocalał. Ale to tym wielkim kamieniem. Niestety, tego w Lublinie. przecież nie dowodzi jego wyższości nad na obrazie sprawdzić przecież nie moż- obuwiem. na. W Zamościu mogłem obejrzeć podob- Pora na pointę. ną kompozycje. I cóż, że bez podpisu. Minęły dwa lata od czasów azjatyc- Przecież podpis pamiętałem. A teraz na- kiej eskapady. Zdążałem autobusem ze gle i niespodziewanie miałem przed sobą Lwowa przez Hrubieszów do Zamościa. odtworzoną sytuację z płótna artysty. Na Topniał śnieg, czuło się nadchodzącą obrazie nie mogłem zajrzeć za kamień, tu wiosnę. W pewnych miejscach, na roz- mogłem zajrzeć za ławkę. Zajrzałem i ległych przestrzeniach i pustych polach, upewniłem się, że nie byłem w błędzie. znajdowały się jeszcze obszary śniegu, Na rozłożonych gazetach, niczym na naj- lecz pozostawał zszarzały i zlodowaciały wygodniejszym materacu, spał znużony od wiatru. Zając w takim nie odciśnie wędrowiec. Kto go tam wie, może han- tropu, człowiek nie zostawi śladu, a jed- dlarz z Ukrainy, może Amerykanin z Tek- nak odniosłem wrażenie, że czyjś potęż- sasu? Jedno było tylko pewne. O żadnym ny but wgniótł ten zszarzały śnieg wniebowstąpieniu na zamojskim dwor- w rozmiękającą wiosenną ziemię. A tak, cu mowy być nie mogło. przede mną, z okna autobusu, mignął Jestem przekonany, że do kapelusza mi na bezkresnych hrubieszowskich po- pozostawionego czy też położonego na lach odcisk olbrzymiego buta. To był bez kamieniu trudno byłoby wymyślić rów- wątpienia ślad Bożej stopy. nie intrygujący tytuł, do kapelusza Pointa druga. z dworcowej ławki – także. I jak tu nie Była noc, kiedy dotarliśmy do Za- można nabrać pewności o wyższości bu- mościa. Zapragnąłem napić się piwa, ale tów nad kapeluszem? A którejś nocy dworcowy bar był już od dawno za- przyśnił mi się Leśmian. Był jak zawsze mknięty. Na szczęście toaleta była jesz- wystrojony, przystanął pod schodami cze otwarta i czystej, zimnej zamojskiej zamojskiego ratusza, dostrzegł mnie, wody w kranie nie brakowało. Dostrze- zdjął słomkowy kapelusz i pomachał mi głem, że obok pustej ławki stała para nim przyjaźnie. zniszczonych butów. Poświęciłem im Zbigniew Włodzimierz Fronczek

LITERACKA OKRUCHY 87 OKIEM „Spryskani KRYTYKA farbami jak kobieta”

Grzegorz Strumyk, Pigment Wydawnictwo Ruta, Wa³brzych 2002.

rzegorz Strumyk jest autorem kon- Gsekwentnym, jego utwory (Zagła- da fasoli, Kino – Lino, Podobrazie, Łzy, Pig- ment) układają się w prostą linię rozwo- jową. Co wyróżnia tę prozę? Przede wszystkim bohater – artysta lub lump, ale zawsze wyrzutek społeczeństwa, za- wsze na granicy szaleństwa. Poza tym Micha³ drążenie wielkich tematów moderni- stycznych, takich jak fizjologia, ciele- Witkowski sność, a przede wszystkim Sztuka, pisa- na z wielkiej litery. Dlatego Strumyk pi- sze o „bebechach” i „bebechami”, co po- Robert zostawia piętno na jego stylu, dla jed- nych potwornym, dla innych – pięk- Ostaszewski nym, ale na pewno nieprzeznaczonym dla wszystkich. Styl to także jeden z ele- mentów łączących ze sobą te książki, Jakub choć trzeba przyznać, że wśród nich opublikowana w 2000 roku w W.A.B. Momro powieść Łzy była trochę inna. Przede wszystkim zamiast artysty mamy tam bezdomnego (jednak równie wyalieno- wanego i bliskiego szaleństwa), co waż- niejsze jednak – styl tamtej powieści był o wiele prostszy. Porównajmy, bo to waż- ne. Tak Strumyk pisał w roku 1995, w powieści Kino – Lino: Do kogo. Ta mowa. Do siebie. Wszyscy to robią. Coś podobnego. Wychodzą. Wyszli i można o nich napisać. Teraz nic innego nie robisz. (...) Przesunąłeś spojrzenie na jakiś dowolny nic nie znaczący

88 KSI¥¯KI DEKADA przedmiot? Uśmiechasz się do niego? Nic się we, głównie na płaszczyznach „powyżej nie stało? Od słowa, które ci właśnie powie- słowa”, od frazeologicznej w górę (do działem. A oto próbka Łez: Stąd już było składniowej). Najdziwniejsze są właśnie blisko do pustego magazynu, gdzie urządził porównania, bo czemu: „spryskani far- sobie mieszkanie. Pomieszczenie zajmujące bami jak kobieta. Dzień i noc na nogach, prawie całe drugie piętro przedzielili metalo- jak mężczyzna”? Aby dokładniej przyj- wymi regałami na trzy mniejsze, jeszcze zo- rzeć się stylowi Pigmentu, zacytuję teraz stała wolna przestrzeń. Jednak we Łzach kilka wyrwanych z kontekstu zdań Strumyk umie nagle zagęścić styl do i spróbuję rozwikłać, o co w nich cho- konsystencji z poprzednich (i następ- dzi, jak powinny być napisane „popraw- nych) książek, jak w opisie (ciała?): Góra nie”, bo – jak mawia mistrz stylu, Zbi- materii, napompowany korpus, wystawały gniew Kruszyński – „styl to odchylenie”. z niego od spodu i po jednym z dwu boków Ciemność wzmocniła ciszę, jej najcichszą po- wałki. Wałki od spodu, grube i długie, zginały stać, jak zaczerpnięcie powietrza przed krzy- się gdzieś w połowie długości (...) Od czasu do kiem wywołującym zdarzenia. Otóż w zda- czasu wychylała się z otworu różowobiała ścier- niu tym mamy „myślenie metaforycz- ka i ścierała wydzielinę. Poza tym we Łzach ne”, czyli owo „wzmocnienie ciszy przez krótkie, urywane i bardzo proste zdania ciemność”, co jeszcze można zaakcepto- służyły stylizacji na płacz. Teraz fragment wać „logicznie” – powiedzmy, że ciem- Pigmentu: Żadnych solidnych ścian, może tyl- ność wzmaga ciszę. Zaraz jednak przy- ko sufit, lekko maskujący nas przed sobą, by- chodzi porównanie bazujące na prze- śmy nie mogli zobaczyć, że leżymy w podobnej świadczeniu, że najciszej jest przed krzy- pozycji piętrami. W dół i w górę. W jakąś ludz- kiem („cisza przed burzą”), a najgło- ką drabinę. Ze zmęczonych nóg i drobnych śniejszy krzyk to taki, który wywołuje pęknięć. Spryskani farbami jak kobieta. Dzień zdarzenia. Można więc powiedzieć, choć i noc na nogach, jak mężczyzna. w całości tego tu udowadniać nie będę, Jak widać, niewiele się zmieniło, że styl Strumyka to nie styl wariata, że a Łzy stanowiły wyłom w twórczości balansuje on na granicy bełkotu, ale jej Strumyka tylko w partiach opisowych, nie przekracza, zawsze da się jakoś jednak raz po raz pojawiały się w nich (choćby z daleka i okrężną drogą) umo- ekspresjonistycznej proweniencji frag- tywować. Podobnie jest z farbami, który- menty, zakłócające ład opowieści i świa- mi spryskani jesteśmy, jak kobiety. Tu też ta. Jednak Pigment to punkt kulminacyj- jest jakiś okruch sensu, bo spryskiwanie ny tak szaleństwa bohatera, jak i nie- się, mimo że perfumami, to jednak ko- przejrzystości stylu. Jedno zresztą wyni- bieca czynność. Trzeba więc westchnąć, ka z drugiego. „Dziwny jest świat, wi- że trudna to proza, gdzie każde zdanie dziany oczyma wariata. W spojrzeniu trzeba roztrząsać, jak frazę z wierszy po- tym – zdrowy człowieku – nie poznałbyś etów Awangardy Krakowskiej... wcale świata” – jak napisał Witkacy. Według Słownika wyrazów obcych PWN A że nasz język jest odzwierciedleniem „pigment” to: 1. biol. naturalna substancja naszego świata, to nasilenie szaleństwa barwiąca, wytwarzana przez komórki żywych powoduje zagęszczenie stylu, co cieka- organizmów i tkanki roślin, nadająca im ko-

LITERACKA KSI¥¯KI 89 MICHA£ WITKOWSKI lor, 2. chem. organiczna lub nieorganiczna że chodzi o to, iż świat jawi mu się substancja barwiąca, nierozpuszczalna w wo- („sam w sobie”) jako pozbawiony for- dzie, rozpuszczalnikach, olejach schnących my, i dopiero zaplamiony, pomalowany i żywicach, stosowana do barwienia w postaci czy wyrzeźbiony może istnieć. Przeźro- rozdrobnionych cząstek stałych. 3. fot. jedna czystość jest dla niego największą depre- z dawnych fotograficznych technik pozytywo- cjacją: „Nocą po podłodze niosły się bie- wych chromianowych, dzięki której uzyskuje gi przerażonych, bez barwy i kształtu”. się subtelność rysunku. Otóż wszystkie Nie znam się zbyt dobrze na plastyce, ale z tych znaczeń jakoś w najnowszej pro- jednego jestem pewien – tego typu teo- zie Strumyka pobrzmiewają, i ta „subtel- rie są stare jak farba! Nadawanie form ność rysunku”, i aspekty malarskie tej i barw bezkształtnej i nijakiej rzeczywi- definicji, i – a jakże! – cielesne, biologicz- stości – ileż „izmów” stawiało to sobie ne... Dosyć powiedzieć, że bohaterem tej za cel! Bardziej już nowatorskie jest po- książki jest psychicznie chory artysta – dejście bohatera do samego aktu malo- malarz, który snuje swoją skomplikowa- wania. Wychodzi on, rzecz jasna, z cia- ną i, bądźmy szczerzy, mętną filozofię na snych ram płótna, maluje wszystko, co temat sztuki, w której pigment i światło napotka (to jest właśnie to, co dla in- odgrywają główną rolę. Artysta ten cza- nych wygląda na „glajdranie”), wywo- sami wpada w szał i rozchlapuje farby na łując zgorszenie przechodniów. Przekra- cały pokój, albo – co gorsza – robi to na cza także granice materiału – maluje ulicy, wzbudzając skandal: wszystkim, głównie zaś tym, czym nie- – Przecież posprzątam po sobie... Czego którzy pisarze – ponoć – piszą (sperma, jeszcze chcecie? krew, ślina), co jest już zresztą starą – Doprowadził się... – Zatrzymać go... – manierą wypowiedzi autorskiej. Ale ta Niech idzie, jest trzeźwy... – Nie zwracać uwa- „bebechowość” pasuje do Strumyka jak gi, to pójdzie... – Świnia... ulał, nic w niej ze sztuczności. Co praw- Bohater nie tylko rozlewa wokół far- da wiem, że w latach 50-tych wiele grup by i brodzi w nich, niczym w sadzawce, artystów malowało ziemią, gliną, pro- ale także wylewa różne inne rzeczy, na chem i nawet „gównem” (jak mówi bo- przykład kawę. Jednak każdy tego typu hater), ale ze Strumykiem już tak jest – akt traktuje on w kategoriach czysto es- zachowuje się, jakby nic nie wiedział tetycznych, jako malarski „event”: Roz- o tradycji (także literackiej) i robi to lewa się brązowa plama. Coraz większa, śle- z takim wdziękiem, że wierzymy, iż na- pa na prześcieradle. Zasłonięta, przesiąkała prawdę nic o niej nie wie. Bo jest w tej przez kolejne warstwy ubrania nie zrzucone- prozie jakaś szczerość, jakieś nieskłama- go przed nocą. Spajała ciało i powracała na nie... Jak u Czycza. Jakiś zupełny brak podkład łóżka. Swemu jedynemu przyja- pozy, mimo jej pozorów. Bohater Stru- cielowi, Januszowi, bohater daruje po- myka jest nagi, w metaforycznym rozu- malowane na żółto krzesło, w czym upa- mieniu. Autor zdaje się doskonale pod- truje wyższych sensów. pisywać pod moją teorią, iż literatura Trudno jest zrekonstruować ów powinna dotykać tematów wstydli- „system” bohatera, wydaje się jednak, wych, pokazywać bohaterów nagich.

90 KSI¥¯KI DEKADA DOCUMENTA 11, Kassel 11, DOCUMENTA , przy pracy Materia³y prasowe Reprodukcja Fabian Marcaccio Fabian Marcaccio

Rzecz tylko w tym, że istnieją dwa skraj- iskrzeniem. Zresztą, społeczeństwo opi- nie odmienne rodzaje nagości: nagość sane zostaje w strzępkach, poprzez jaźń porno-gwiazdy i nagość starej panny... Ta bohatera, na tyle, na ile się do niej dosta- pierwsza nawet gdy jest rozebrana, zdaje nie, i jest to czarny obraz. Oto piękna i się nie być goła, ponieważ jej ciało całe smutna scena przy domofonie blokowi- jest na pokaz. Literatura hołdująca temu ska: Przed wejściem do piętrowca, z wklęśnię- rodzajowi nagości dotyka tematów, któ- tej, rozbitej twarzy domofonu dochodziły krzy- re są modne dzięki temu, że są „wstydli- ki jakiejś kłótni. Słowa przez blaszaną maskę i we”, ale tak naprawdę są to tabu łamane trzaski. – Nigdy, słyszysz, nigdy... – Zawsze cie- nagminnie przez wszystkich, tabu na bie... – Z tła kuchennych odgłosów, twardych pokaz, tabu opłacalne (ostatnio dzieci uderzeń, dwa a może trzy głosy równocześnie niepełnosprawne, przemoc i blokersi). wczepiały się w siebie. Przecinały w połowie. – Tymczasem prawdziwa literatura ma coś Za długo żyjesz... – Ciebie powinno nie być... wspólnego ze wstydliwością starej pan- Najtrafniej rzecz całą ujęła Olga To- ny: odarta z ubrania kuli się, jest blada, karczuk – wydawca Pigmentu – pisząc na chuda, jej ciało jest sflaczałe, ona jest na- skrzydełku: Książka jest piękna, dziwna, prawdę naga. I o to chodzi. Strumyk opi- powłóczysta, zaskakuje każdym zdaniem, sując krople śliny cieknące z ust wariata, niepokoi, niespokojnie się ją czyta. Nie trzeba pokazując defekację, najintymniejsze nic do Pigmentu dokładać; jest bardzo zwar- czynności, babranie się we własnych wy- ty, jak kulka. I mimo, że wydawcy zwy- miotach, dotyka czegoś autentycznego, kle wypisują na skrzydełkach najdziw- czegoś obrzydliwego. Tu jest ten punkt, niejsze bzdury, tym razem jest to „naj- MICHA£ w którym literatura przekracza granicę prawdziwsza prawda”. Książkę Strumy- WITKOWSKI dobrego smaku i wchodzi na podwórko ka polecam tym, którzy narzekają na ur. 1975, prozaik, krytyk literacki, prawdziwej sztuki. Bohater tej prozy to zalew literatury komercyjnej. Może so- opublikowa³ tom artysta totalny, który nie nadaje się do bie przypomną, jak kiedyś trzeba było opowiadañ niczego poza tworzeniem, nie umie na- się zdrowo namęczyć przy tzw. „arty- Copyright (Kraków 2001); wet wejść do autobusu, każdy jego kon- stycznej, elitarnej prozie”. mieszka we takt ze społeczeństwem kończy się Michał Witkowski Wroc³awiu.

LITERACKA KSI¥¯KI 91 Chcê byæ by pewnie powiedział psycholog – łączą- cych ich związków; nakazało matce po- szukiwania języka, który potrafiłby w ci¹¿y! w pełni oddać doświadczenie macie- rzyństwa. Ale Księga początku jest także Anna Nasi³owska, Ksiêga pocz¹tku książką o powstawaniu nowego świata. Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2002, Narodziny są przecież powtórzeniem seria „ Archipelagi ”. w miniaturze aktu boskiej kreacji. Nasi- łowska porusza się więc w obrębie pro- apisano całe biblioteki o śmierci. Naro- blemów nie tylko epistemologicznych, Ndziny to ziemia niczyja, ugór, na którym ale również ontologicznych. wiatr hula. Jak tu wierzyć w czyste sumienie Autorka Księgi początku zaczyna opo- kultury? Od wieków pytano o to, co było przed- wieść w miejscu, w którym swoją histo- tem. Sięgając wstecz, szukano przyczyny i pra- rię w Polce skończyła Manuela Gretkow- przyczyny. Na początku było dziecko. Gołe ska. Opisuje narodziny, na które pada (s. 115). Anna Nasiłowska napisała in- cień niepewności, może nawet – śmier- teresującą książkę o macierzyństwie. W ci. Bo chyba nie przez przypadek otwie- Księdze początku jest wiele opisów bólu rający książkę fragment zatytułowany nieodmiennie towarzyszącego narodzi- jest Więcej światła. Tak brzmiały ponoć nom, rozmaitych „nędz” okresu połogu, ostatnie słowa konającego Goethego. kiedy to matka całkowicie podlega „su- Bohaterka Nasiłowskiej tkwi w „głębo- rowemu władcy”, czyli niemowlęciu, kiej studni” bólu. Jej mąż nasłuchuje kiedy najmocniej odczuwa „zdewasto- krzyku dziecka, który w końcu wy- wanie” ciała („To ja, ten worek zbyt ob- brzmiewa. Wcześniej jednak pojawił się szerny, obolałe piersi i brzuch miękki…”, lęk: „Więc jak to było? mogła zadusić ją s. 98). Ale z zawartych tam fragmenta- pępowina? pętla? nić życia?” (s. 10). rycznych uwag i notatek przebija także Potem świat, który kręci się wokół ogromna radość, szczęście opiekunki niemowlęcia, zaczyna krzepnąć. W tek- „Nowonarodzonej”. Przyznam, że po ście dominuje punkt widzenia matki, przeczytaniu tej książki nawet ja, mimo chociaż pojawiają się również fragmen- iż nigdy nie byłem specjalnie wrażliwy na ty, w których sytuacja przedstawiana uroki niemowlęctwa, miałem ochotę jest „z kamery” ojca. Narratorzy i zara- krzyknąć: chcę być w ciąży! zem bohaterowie Księgi początku ukształ- Nagie niemowlę, które otoczyć towani zostali w dość specyficzny spo- trzeba miłością, dla którego należy wy- sób. Mają cechy konkretnych osób – mościć świat, jest centralną postacią w końcu tekst jest zapisem doświadczeń tego tekstu. Mimo iż nie mówi, nie ma samej Nasiłowskiej – ale jednocześnie są nawet imienia. To właśnie ono – a ra- archetypicznymi figurami rodziców; no- czej: ona, „moja”, „Nowonarodzona”, szą imiona: Ewa i Adam. Z jednej strony jak nazywa dziecko narratorka tekstu – oddawać ma to wyjątkowość indywidu- zaburzyło rytm życia całej rodziny, zmu- alnego przeżywania narodzin dziecka, siło rodziców do przepracowania – jak z drugiej – powtarzalność najbardziej

92 KSI¥¯KI DEKADA ludzkiego, dostępnego wszystkim (pra- tonią zabiegów wokół Nowonarodzonej. wie) doświadczenia. Matka wciąż snuje „roślinne myśli”. Cóż Jak ów świat wygląda? Początkowo to takiego? „Myśli roślinne nigdzie nie matka i Nowonarodzona przebywają gonią, nie krążą. Przychodzą. Zalegają. w szpitalu, otoczone „szpitalnymi ko- Rosną powoli” (s. 25). Wiele z nich do- bietami”. Jest to swoista kwarantanna tyczy kwestii cielesności, materii, bo cią- samotności. Obie znajdują się pośród ża i poród wrzucają kobietę w myślenie dziesiątek kobiet przebywających na o własnym ciele, które w tym czasie oddziale położniczym, ale oddzielone są zmienia się, przeistacza, doskwiera. od najbliższych. Świat poddany „suro- Narratorka, usytuowana raczej bliżej wemu władcy” zaczyna kształtować się kultury niż natury (nie jest to powie- dopiero po ich powrocie do domu. „Naj- dziane wprost, ale da się wyczytać mię- ważniejszy jest ciepły dom. Nie cały. dzy wierszami), dzięki macierzyństwu Najważniejsze jest miejsce na łóżko” godzi się ze swoją cielesnością. To, co (s. 22). Rzeczywistość zaczyna kurczyć postrzegała wcześniej jako zwierzęce się do „plamki łóżka”, w którym matka („mięso”), brejowate, chlupoczące we- pozostaje z niemowlęciem. Ograniczona wnątrz człowieka, zaczyna widzieć jako zostaje do nadnaturalnego ciepła, doty- „ziemskie ciasto” (s. 57), z którego ule- ku, wyczulenia na każdy ruch dziecka. pione zostało nowe życie. Poniżające Panuje w nim bezruch. Stopniowo za- i poniżane ciało ulega „przeistoczeniu”, czyna się jednak „rozkurczać”, wypeł- bo to w nim właśnie pojawia się iskra, niając się codzienną krzątaniną, mono- dająca początek istnieniu dziecka.

On Kawara, One Million Years – Post, (998.031 Bc to 1969 AD), instalacja, 1970. DOCUMENTA 11, Kassel Tomasz Gryglewicz Tomasz

Fotografia

LITERACKA KSI¥¯KI 93 ROBERT OSTASZEWSKI

W Księdze początku, tekście fragmen- przełamywana. W Księdze początku znaj- tarycznym, nieco patchworkowym – dują się również pośpieszne notatki, było nie było, jest to przecież kobiece pi- opisy codzienności dokonywane języ- sanie – zawartych zostało wiele ścieżek kiem zbliżającym się do potocznego, tematycznych, które można by dointer- a także fragmenty nieomalże poetyckie. pretować (proces przebudowywania re- Fragmentaryczność tekstu Nasiłowskiej lacji w rodzinie po narodzinach kolejne- obrazować ma przede wszystkim pracę go dziecka, odsunięcie się kobiety od nad poszukiwaniem języka, stylu i for- mężczyzny po porodzie, kwestia stereo- my. Trudno jest określić, który z tych typów nabudowanych wokół macie- chwytów jest najskuteczniejszy. Autor- rzyństwa…). Najbardziej interesująca ka wskazuje w tym przypadku na klu- wydała mi się ta, która przedstawia po- czową rolę metafory: „Natura jest nie- szukiwania języka i formy zdolnych wyrażalna, jak nic. Czasami można jej adekwatnie oddać problem narodzin. dotknąć metaforą” (s. 117). Wydaje mi Trudno było w tym przypadku odnieść się, że Nasiłowska najbardziej zbliża się się do tradycji, zważywszy że – powtó- do niewyrażalnego poprzez wciąż pona- rzę cytat z początku mojego omówienia wiany zabieg rozbijania tekstu na frag- – „narodziny to ziemia niczyja”. Nasi- menty, które mogą funkcjonować samo- łowska sama przyznaje się do trudności istnie, albo łączyć się w ciągi tematycz- ze znalezieniem właściwego języka, ne; przez nieustanne porzucanie i od- przylegającego jak najbliżej do doświad- najdywanie kolejnych ścieżek, pielęgno- czenia macierzyństwa. We fragmencie wanie niejednoznaczności i migotliwo- zatytułowanym znamiennie Słowa au- ści znaczeń. Mam na myśli te zdania, torka stwierdza: „Kiedy usiłuję to opo- akapity Księgi początku, w których głos wiadać, wciąż się potykam. Tylko w my- pisarki zamiera, kiedy zamiast dokład- ślach mogę to wyrazić. Co? To. To, że nie wyartykułowanych słów pojawiają Ono. I Tam” (s. 96). Problem nie jest ła- się zbitki głosek albo wielokropki. twy do rozwiązania – może nawet: nie Trudno, pisząc o książce Nasiłow- istnieje w tym przypadku żadne satys- skiej, uniknąć porównań tego tekstu fakcjonujące pisarza rozwiązanie – bo z Polką Gretkowskiej. W obu książkach Nasiłowska, próbując dotknąć słowem autorki starały się oswoić poprzez pisa- niewyrażalnego, szuka w gruncie rzeczy nie wcześniej niezbyt często ukazywany czegoś, co nie istniej, czyli „Słowa z cia- w naszej literaturze fenomen macie- ła” (s. 79). Jednak kultura podpowiada rzyństwa. I Nasiłowska, i Gretkowska autorce pewne rozwiązania i chwyty. nie cofają się przed ukazywaniem jego Nasiłowska stawia na heterogeniczność ciemniejszych stron. Obie wnikliwie i fragmentaryczność tekstu. Ważne opisują jak bardzo ciąża „dewastuje” miejsce zajmują w nim nawiązania bi- ciało kobiety, przesterowuje jej sposób blijne, widoczne nie tylko w tytule; myślenia, dezorganizuje życie; zmagają w niektórych częściach tekstu bardzo się z mocno osadzonymi w naszym spo- wyraźna jest stylizacja biblijna. Powaga łeczeństwie stereotypami, skondenso- stylu biblijnego jest jednak raz po raz wanymi w obrazie „matki Polki”, bez-

94 KSI¥¯KI DEKADA Doris Salcedo, Tenebrae Noviembre 7, 1985. DOCUMENTA 11, Kassel Fotografia Tomasz Gryglewicz granicznie i bez słowa skargi poświęca- ny przez nasze pisarki? Myślę, że jest to jącej się pielęgnowaniu „nowego życia”. efekt działania całej grupy feministek, Polka jest jednak zdecydowanie bardziej aktywnych w sferze kultury. Poza tym, egotyczna niż Księga początku. Najważ- o ile wcześniej feministki większość niejsze w niej są przygody, doznania sa- energii poświęcały na zmagania z opre- mej autorki, a ciąża pozwala jedynie zo- syjnością patriarchalnie zorganizowane- baczyć się jej w nowym lustrze. I trudno go społeczeństwa, o tyle teraz bardziej się właściwie dziwić, w końcu jest to skupiają uwagę na oprowadzaniu czytel- dziennik. Nasiłowska natomiast stara ników po „świecie kobiet”. Pisarkom się uogólnić własne doświadczenia. Wy- taki, jak Nasiłowska, Gretkowska czy chodzi wprawdzie od wyraziście zazna- Inga Iwasiów wyszło to tylko na dobre. czonego indywidualnego przeżycia, ale Nie twierdzę – proszę mnie dobrze zrozu- nie ogranicza się do robienia pośpiesz- mieć – że piszące kobiety nie powinny nych zapisków z tu i teraz; próbuje wbu- wcale zajmować się problematyką poli- dować je w zdecydowanie szersze tło tyczną czy społeczną. Po prostu, jak dotąd własnej biografii i kultury w ogóle. Każ- próby wprowadzania do literatury two- da z tych strategii ma swoje plusy i mi- rzonej przez kobiety takiej właśnie tema- nusy. U Gretkowskiej drażnić może nad- tyki nie przyniosły ciekawych literacko miernie eksponowana histeryczna hipo- tekstów. Dlatego dobrze, że jest, jak jest; chondria. W książce Nasiłowskiej na- niech Kinga Dunin w felietonach, szki- wiązania literackie i kulturowe rozpusz- cach i powieściach edukacyjnych walczy czają momentami zbyt mocno biogra- o prawa kobiet i zmaga się ze stereotypo- ficzny konkret. Dobrze się jednak dzie- wymi obrazami roli kobiety w społeczeń- je, że takie książki w ogóle pojawiają się stwie, a Nasiłowska, Gretkowska czy Iwa- na naszym rynku wydawniczym. siów – niech pozwalają nam poznać lepiej Dlaczego temat ciąży czy macierzyń- „przestrzeń kobiecości”. stwa jest ostatnio nieco częściej rozwija- Robert Ostaszewski

LITERACKA KSI¥¯KI 95 snego doświadczenia; codziennej depre- DYKTATURA sji, egzystencjalnego kryzysu, równocze- snej wyjątkowości i pospolitości ciała, JÊZYKA obcości i niepowtarzalności własnej ma- łej ojczyzny. Na przecięciu tych dwóch sfer Stefan Szymutko, Nagrobek Ciotki Cili sytuuje się prawdziwie eseistyczny ży- Wydawnictwo Uniwersytetu Œl¹skiego, wioł Szymutkowego dyskursu. Autora Katowice 2001. interesują bowiem: permanentny kryzys literatury, erozja odpowiedniości słów agrobek Ciotki Cili może wprawić czy- i rzeczy, poszukiwanie własnego głosu Ntelnika w niemałe zakłopotanie. wśród nieoswojonego świata znaków, Z jednej strony książka Stefana Szymut- oddanie sprawiedliwości temu, co poje- ki jest obciążona balastem ujawnianej co dyncze i absolutnie wyjątkowe. W tym rusz, erudycyjnej nadświadomości auto- splocie fikcji i rzeczywistości, w konflik- ra, z drugiej: stanowi eseistyczny maj- cie języków egzystencji i literatury, po- stersztyk. Już w układzie edytorskim między tym, co ogólne i tym, co poszcze- dzieło może niepokoić i odraczać lektu- gólne Szymutko usiłuje rozegrać batalię rową przyjemność – zebrane teksty, roz- na własny rachunek, batalię, której staw- proszone niegdyś po rozmaitych czaso- ką jest ocalenie wartości prywatnej lek- pismach, obłożone zostały komentarza- tury „tekstowego świata”. Rzecz w tym, mi kolegów po humanistycznym fachu. że uzasadnienie osobistego pisania po- Egzegezy ich autorstwa wprowadzają ciąga za sobą pytania najpoważniejsze, w środek dzisiejszych literaturoznaw- w rodzaju tych, które warunkują sen- czych oraz filozoficznych dylematów sowność istnienia. Pisanie, lektura na i dyskusji. Powagą tonu i gatunkowym własną odpowiedzialność jest bowiem ciężarem nie ustępują im również teksty doświadczeniem etycznym, a więc ta- samego Szymutki, który w pierwszym kim, które skutecznie wymyka się jakiej- z nich składa swoje pisarskie i czytelni- kolwiek estetyce. Na zakończenie Poże- cze credo: Zostałem (zostaliśmy) historykiem gnania, pięknego szkicu (zdecydowanie literatury, a przecież od początku mieliśmy najlepszego w całym tomie) o walce trudności z jej zrozumieniem i zaakceptowa- z urokiem nicości i nihilizmu, autor wy- niem (s. 21). Jest więc Nagrobek... do pew- znaje: Zmagać się ze śmiercią, nie przestawać. nego stopnia relacją „człowieka książko- Dopóki się da, wymykać się uchwytowi nico- wego”, uwikłanego w język współczesnej ści, choćby czołgając się po macie (s. 89). Cho- humanistyki i abstrakcyjny szyfr teorii; dzi o to, powiada Szymutko, by „pisać stanowi świadectwo komplikacji we- o tym, o czym nie da się pisać”, tematy- wnątrz pozornie oswojonego świata lite- zować to, co opisowi się wymyka, nie- rackich fantazmatów, nieoczywistych ustannie atakować niewyrażalne. powieściowych fabuł; jest wynikiem dro- W konsekwencji pozostaje Beckettowska biazgowego śledzenia wycieczek arty- „wierność przegranej”, towarzysząca stycznych języków. Ale też autor nie każdemu wahaniu języka, za pomocą wzbrania się przed zapisywaniem wła- którego próbuje się oswoić rzeczywistość.

96 KSI¥¯KI DEKADA DYKTATURA JÊZYKA

Ale jak się rzekło: książka śląskiego ternacjonalnym doświadczeniu „fuzba- historyka literatury jest tout court ese- lowego” karnawału) stwarzają poczucie istyczna. Stanowi zatem zapis indywi- nieustannej metaforyzacji śląskiego dualnego zmagania się z materią języka, i rodzinnego tematu. Przestrzenie pa- z obsesją możliwości i sposobów wypo- mięci, miejsca inicjacji funkcjonują wiedzi, z przestrzenią jałowości słów. w szkicach Szymutki jako nazbyt figu- Zgoda: są to typowe dylematy, aporie, ratywne przedstawienia rejonów esen- dręczące (po)nowoczesnych myślicieli, cjalnego, czystego trwania, do których uwięzionych w ubóstwie i szaleństwie autor, objuczony biblioteką uczonych języka. I właśnie oni oraz ich intelektu- komentarzy dotrzeć nie jest w stanie. alny spadek, a nie tytułowa ciotka Cila, Rzecz jasna opisywana przezeń przepaść są prawdziwymi bohaterami tej książki. między światem przodków a własną, Powiedziałbym zatem tak: archeologicz- wielogłosową, ponowoczesną rzeczywi- na praca pamięci (wspominanie chło- stością jest jednym z naczelnych do- pięcych meczów, kontemplacja rodzin- świadczeń opisywanych w Nagrobku... nej przeszłości utrwalonej na fotogra- Zastrzeżenia odnoszą się zatem nie do fiach), refleksja nad idomatycznością istotności samego problemu, ale do jego Śląska wygląda w Nagrobku... na kokie- artystycznej realizacji. Zbyt grubą lite- teryjny, aż nadto literacki (czytaj: sym- racko kreską zostały bowiem wyrysowa- boliczny) sztafaż. Dariusz Nowacki, wy- ne obrazy regionalnej obcości, pokole- rażając podczas dyskusji na łamach niowej samotności i pozornej empatii „Opcji” (2001 nr 6) obawę przed herme- z generacją „dziadka Stefana i babci tycznym statusem „antylogocentrycz- Mariki”. Pojawiają się co prawda bły- nej” rodzinnej ziemi autora, niezwykle skotliwe fragmenty (na przykład rewe- trafnie uchwycił niebezpieczeństwa, ja- lacyjna etymologiczna wykładnia na- kie kryją się za „śląską stroną” książki. zwy rodzimej dzielnicy autora jako in- Istotnie: próby określenia przez Szymut- terpretacja mroku, ciemności), ale kę niepowtarzalności rodzinnego miej- książka pulsuje głównie rytmem osobi- sca kończą się na uroczych dygresjach stych obsesji i uniwersalnych humani- w stronę Nietzschego czy Deleuze’a, stycznych dylematów. Dlatego książce bądź na konstatacjach kompletnej nie- Szymutki bliżej do ostatniego zbioru przenikliwości i odporności Śląska na tekstów „o pisaniu i czytaniu” Michała narzucanie mu sensu z zewnątrz. Pawła Markowskiego, niż do literatury Wszystkie zastosowane przez autora li- spod znaku małych ojczyzn. Nie jestem do terackie z gruntu zabiegi, które mają końca przekonany, czy „Szymutko – jak uatrakcyjnić, ale także uwiarygodnić powiada w dopełniającym książkę tek- peregrynacje w głąb rodzinnego archi- ście Krzysztof Uniłowski – po to odwo- wum (zestawianie perswazyjnych zdol- łuje się do poststrukturalizmu (...), by ności ciotki Cili z siłą oddziaływania zwrócić się przeciwko niemu” (s. 95). myśli Heideggera, opis nagrobka ciotki Dzieje się – jak sądzę – dokładnie na pozbawionego inskrypcji, diagnoza odwrót. Podkreślając własną samot- zdrady językowej, poświadczona w in- ność, historyczną izolację, Szymutko pi-

LITERACKA KSI¥¯KI 97 JAKUB MOMRO sze z samego serca poststrukturalistycz- w tych wyznaniach: klęska literatury nego dyskursu. Usiłując zwrócić swoje idzie w parze z doświadczeniem życia myśli przeciw niemu, nadal posługuje jako kryzysu, opisywanym za Batail- się jego szyfrem, pozostaje w orbicie le’em jako „ześlizgiwanie się w nicość”. tych samych lektur. I dlatego – by odpo- Nicość otchłanną, niewyrażalną, ale wiedzieć Uniłowskiemu na stawiane również taką, za którą kryje się dojmu- przezeń pytanie o znaczenie współcze- jące – i znakomicie przez Szymutkę opi- snej refleksji humanistycznej w Nagrob- sane – przeżycie epifanii i równoczesne- ku... – takich esejów nie mógł napisać go przekleństwa ciała; zachłyśnięcie się ktoś, kto nie zetknął się z najnowszym zmysłowością i diagnoza somatycznej językiem literaturoznawstwa i filozofii. niemocy, niedocieczonej fizjologicznej Eseistyczna wolność formy pozwo- rozpaczy. Powiada autor: „Destrukcja liła autorowi na podjęcie ogromnej ilo- jako przyzwolenie na śmierć, jej różne ści wątków, których nie podobna nawet złowrogie oblicza, wyczerpanie nade w wielkim skrócie tutaj przedstawić. wszystko” (s. 69). Odwrót w prozie, po- Heretycki z definicji gatunek umożliwił ezji, literaturoznawczym dyskursie od łączenie rejonów myśli nie do pogodze- terytoriów przygodności i znikomości nia, takich, przed którymi uniwersytec- istnienia przynosi z jednej strony: kom- ki dyskurs (a także i sama literatura) pletne fiasko literackiej refleksji nad do- skutecznie się uchyla. Pytania i zarzuty świadczeniem potoczności i codziennej Szymutki pod adresem literatury oraz krzątaniny, z drugiej: zachwycenie pery- zbudowanej wokół niej instytucji ko- petiami języka, unikającego jakichkol- mentarza są poważne. Po pierwsze: nie wiek przyporządkowań i odniesień do sposób wierzyć dziełom – zdaje się po- świata. Rzecz jasna Szymutko nie staje wiadać autor – które nie próbują wyra- po żadnej ze stron; ani nie poddaje się zić tego, co istnieje poza prerogatywami bałwochwalczo dyktaturze języka, ani słowa, nie podobna zaufać takiej litera- nie wierzy naiwnie w ocalającą moc turze, która dobrowolnie pozbywa się opowieści i – najbardziej nawet kunsz- trudu opisywania nieznanego, Innego. townych – powieściowych fabuł. Przyj- Nieodwołalny, niekończący się kryzys mując postawę uczciwą aż do bólu, kie- języka, jego reprezentacyjnych, magicz- ruje się własnym, ułomnym głosem, za- nych i fabularnych możliwości wynika topionym w gąszczu cudzych myśli z jego wtórności wobec konkretnej hi- i tekstów. Pisząc, przemyślnie aranżuje storycznie egzystencji. Równocześnie ta starcie hipokryzji, rozumianej etymolo- niemożliwość uzgodnienia języka z rze- gicznie jako piękne kłamstwo, czyli nie- czywistością, szaleństwo nieobecności zbywalna cecha literatury z egzysten- i nadmiaru zapośredniczeń („skojarzeń, cjalną bezpośredniością, starcie którego jakich się nie szuka, erudycji wbrew sa- wynikiem będzie ustalenie migotliwych memu sobie”) stanowi – z czego znaw- parametrów własnej tożsamości, bądź ca twórczości Parnickiego doskonale całkowite milczenie: Zadyszka w pisaniu, zdaje sobie sprawę – źródło (po)nowo- machnięcie ręką na znak, że już się wszystko czesnej literatury. Niewiele optymizmu powiedziało: posłużyć się cudzym słowem,

98 KSI¥¯KI DEKADA DYKTATURA JÊZYKA a tu przecież gwałtownie potrzeba własnego i rodzącego się wewnątrz własnego ciała JAKUB MOMRO ur. 1979, student (s. 88). i umysłu) uwiądu, destrukcyjnej bez- polonistyki W zasadzie Nagrobek ciotki Cili to re- czynności, sytuacji, w której jedynym i filozofii UJ, zultat fascynacji fenomenem końca, sposobem ocalenia okazuje się muzyka, wspó³pracuje z Ha! Artem, a zatem: śmiercią i przyległym do niej cudowne „zajęcie bez zajęcia”. mieszka pisaniem, melancholią, nudą i zmęcze- Myśl Szymutki oscyluje między gra- w Krakowie. niem. Pozorna spójność obrazu śmierci, nicami, które wyrażają dwie myśli Emi- jaka wyłania się z esejów Szymutki, jest la Ciorana. Pierwsza z nich głosi, że „ży- rozrywana z jednej strony przez fałszywy cie jest plagiatem”; druga, że „pisanie ruch języka, który próbuje obłaskawić jest występkiem”. Pomiędzy tymi dwie- śmierć, z drugiej: przez grozę bezpośred- ma sytuacjami: prymarnej zbędność niego doświadczenia, które, paradoksal- oraz uwikłaniem lektury/pisania w roz- nie, stanowi najprzyjaźniejsze miejsce do maite sprzeczności, istnieje przestrzeń artystycznej rozgrywki o uchwycenie niemożliwości zrozumienia, rozciąga się niewyobrażalnego. Egzystencjalnym śla- – jak powiada Marek Zaleski w swoim dem śmierci stają się figury melancholii, precyzyjnym komentarzu do książki – umożliwiające diagnozę – jak by powie- „pole bitwy, na którym uczona erudycja dział Krasiński – „złuszczającego się ży- walczy o lepsze z pisarską swadą”. cia”. Taki język legitymuje analizę „tra- Z pewnością śląskiemu autorowi gizmu śmietnika”, która z kolei uzasad- udało się złożyć prawdziwie eseistyczną nia pisanie w ramach estetyki straty. książkę, napisaną świadomie chropa- Oznaką końca jest także zmęczenie, któ- wym, dalekim od fajerwerków, stylem, re wyzwala z konieczności kontemplacji, apodyktycznie broniącą prawa do bra- unieważnia wysiłki umysłu, niszcząc ku konkluzji i nierozstrzygalności, i zezwalając na nadejście śmierci. Znuże- książkę, w której za pomocą stylistycz- nie, apatia, ucieczka od uwierających za- nej kondensacji i dygresyjnych, erudy- trudnień umysłu, z którymi nie sposób cyjnych ekskursów autor odważnie po- sobie poradzić – to kolejne objawy pod- zostawia nas z własną niepewnością dania się władzom zmysłowości. Do- i dręczącym go niepokojem, w końcu: prawdy fascynujące są te fragmenty Szy- Stefan Szymutko uraczył nas książką mutkowych szkiców, w których pod lupę fascynującą i przedziwną, albowiem bę- bierze stany niezrozumiałego (przycho- dącą apologią kresu pisania. dzącego jednocześnie z zewnątrz, ale Jakub Momro

Fabian Marcaccio, fragment malowid³a, technika mieszana, DOCUMENTA 11, Kassel Reprodukcja Materia³y prasowe

LITERACKA KSI¥¯KI 99 Siostra Poety

okazji złotego jubileuszu swego pa- Znowania brytyjska królowa Elżbie- ta podarowała swoim poddanym dzień wolny od pracy. W ten sposób zaplano- wany już wcześniej „długi weekend” na przełomie maja i czerwca przedłużył się o jeszcze jeden, wtorkowy dzień. Kto tyl- ko mógł, wziął dodatkowe dni wolnego i autostrady zaroiły się samochodami Ewa już w czwartek rano. Mój mąż postanowił skorzystać z tej Hearfield okazji i zabrać mnie na dawno planowa- ną wycieczkę do Cumbrii. Chcieliśmy pojechać do Krainy Jezior, regionu w północno-zachodniej Anglii przy gra- nicy ze Szkocją. Po dniu jazdy zatrzyma- liśmy się na noc w przygranicznym Car- lisle, ciesząc się zawczasu na zwiedza- nie jego zabytków. W rzymskich czasach miasto nazywało się Luguvalium (Carli- sle blisko jest murów Hadriana), później należało do Szkotów, w 1092 zostało im odebrane. Przez następne 700 lat było miastem garnizonowym i w czasie licz- nych szkocko-angielskich nieporozu- mień przechodziło z rąk do rąk. Przeży- liśmy wielkie rozczarowanie. Dziś Carli- sle to miejsce przygnębiające. Drama- tyczne starania, aby przyciągnąć tury- stów, widoczne są w próbie zachowania na wpół zrujnowanego średniowieczne- OKNO go zamku jako głównej atrakcji; podob- nym magnesem ma być muzeum w Tul- NA ŒWIAT lie House. Ale wystarczy przejść się wie- czorem ulicami miasta, aby przyrzec so- bie, że się tu już nigdy nie wróci. Nawet w centrum atmosfera ubogiego przed- mieścia: rozsypujące się budynki, odłu-

100 DEKADA coraz piękniejsze i coraz bogatsze – aż trudno było uwierzyć, że kilka kilome- trów drogi przeniosło nas w zupełnie inny świat. Ponure Carlisle zostało za nami, teraz przejeżdżaliśmy przez ślicz- ne malutkie miasteczka, których domki pokryte pnącymi różami, normalnie określane przez mojego angielskiego męża pogardliwie twee („przesłodzo- ne”), tym razem wpływały łagodząco na nasz nastrój, a kiedy zatrzymaliśmy się na lunch w Castle Inn piękno krajobra- zu ukazało się w całej pełni. Castel Inn to miejscowość i zarazem nazwa hotelu nad jeziorem Bassenthwaite. Wjeżdża- jąc na lekko obniżony parking od strony głównej ulicy, nie dostrzega się ukryte- go za hotelem jeziora. Dopiero po wyj- ściu na taras po drugiej stronie budyn- ku nagle zauważa się ogrom wód i ota- czające jezioro góry. Pasma górskie Kra- iny Jezior są najwyższymi górami An- DOROTA WORDSWORTH glii (Scafell Pike sięga 978 m). W 1951 roku cały region ogłoszony został Par- pany tynk, okna zastawione dyktą, kiem Narodowym, który przyciąga tury- śmieci rozwiewane przez wiatr, pustki stów górami, lasami, wodospadami na ulicach, panowie w garniturach z lat a przede wszystkim fantastycznymi je- sześćdziesiątych, panie w obcisłych skó- ziorami, które ciągną się wzdłuż wą- rzanych mini spódniczkach i plastiko- skich dolin (Windermere, największe wej biżuterii wystrojone na randkę jezioro w Anglii, ma ponad 16 kilome- w śmierdzącym piwem zaułku przy po- trów długości i jest na 61 metrów głębo- dejrzanym pubie. Ogólny nastrój depre- kie). Dodatkową zaś atrakcją jest oczy- sji, beznadziei, braku przyszłości – jed- wiście fakt, że tuż poza górami Cumbrii nym słowem nie tylko niezbyt obiecują- rozciąga się morze. cy początek urlopu, ale także widok po- Historia Krainy Jezior przypomina wodujący ogólny namysł nad stanem, nieco historię Zakopanego. Region po- mówiąc oględnie, miernego rozwoju czątkowo biedny i pasterski zamienił się w tej części Anglii. w dziewiętnastym wieku w turystyczną Przygnębieni wyruszyliśmy następ- atrakcję i modne miejsce wypoczynku, nego ranka w dalszy ciąg naszej podró- odkąd zaczęli tu ściągać poeci i artyści. ży, na południe od Carlisle w głąb Kra- , Keswick, Ambleside, iny Jezior. Tereny stopniowo stawały się Kendal, rozrzucone wzdłuż szlaków gór-

LITERACKA OKNO NA ŒWIAT 101 EWA HEARFIELD

majestatyczne (choć przecież wcale nie największe w tym regionie) jezioro. Właśnie tutaj w mieszkał przez jakiś czas Kartka pocztowa (1770 – 1850) i jednym z zaplanowa- nych punktów naszego dnia była wizyta w , domu poety, gdzie dziś Reprodukcja znajduje się jego muzeum. Wordsworth jest, obok Coleridge’a, kluczową posta- cią w rozwoju angielskiego romanty- zmu. Wraz z nimi wymienia się jednym tchem nazwisko Poety Laureata Rober- ta Southeya (1774–1843), którego myl- nie zalicza się czasem również do grupy tzw. Lake , czyli Poetów Jezior, jako że wszyscy trzej spędzili w Cumbrii spo- rą część życia. Jednak Southey dystan- sował się od poglądów Wordswortha i Coleridge’a i pomiędzy nim a pozosta- łą dwójką panowała napięta i raczej WILLIAM WORDSWORTH (rys. Henry Edridge, 1805) wroga atmosfera. Dove Cottage, wybudowany w sie- demnastym wieku, był niegdyś pubem, skich miejscowości, mają swoje miejsce później zamieniono go w dom mieszkal- nie tylko na angielskiej mapie geogra- ny. W grudniu 1799 roku wprowadził się ficznej, ale i literackiej. Zwłaszcza Am- tu William Wordsworth z siostrą Dorotą bleside, przycupnięte malowniczo u stóp i tu pozostali aż do roku 1808 – lata te gór nad jeziorem Windermere, dziś ty- powszechnie uznawane są za najcie- powe wiktoriańskie dziewiętnasto- kawsze w poetyckiej karierze Word- wieczne miasteczko, bywało ulubionym swortha. Dove Cottage przenosi zwie- miejscem poetów. Mieszkali tu Word- dzających w przeszłość. Meble i wystrój sworth, Coleridge, De Quincey i So- wnętrza pozostały te same, ogród zre- uthey. Niedaleko Ambleside leży Gra- konstruowano według zapisków Doro- smere, gdzie zatrzymaliśmy się w czasie ty. Jakoś tak się stało, że nieomal na- naszej podróży. Prześliczna miejscowość tychmiast po tym, jak przekroczyłam nad jeziorem o tej samej nazwie pełna próg domu Wordsworth przestał być dla była turystów. Sklepiki z lokalnymi pro- mnie główną postacią w historii Dove duktami, urocze kawiarenki, wytworne Cottage, a jego miejsce zajęła Dorota. restauracje, prześliczny park – jednym Ich życie tutaj było napędzane jej nie- słowem turystyczny raj. Z każdego miej- strudzoną energią. W czasie kiedy Wil- sca rozciąga się w Grasmere widok na liam spacerował po lesie, komponując otaczające miasteczko łagodne góry i na wiersze, Dorota urządzała pokoje, dzier-

102 OKNO NA ŒWIAT DEKADA SIOSTRA POETY gała narzutki, wypychała materace, pie- którzy przybywali z rodzinami i zosta- kła i gotowała, przeglądała zapasy wali nawet i na kilka tygodni, Dorota w zimnej spiżarce, pod której podłogą, umiała znaleźć czas, aby usiąść pod ja- dla utrzymania niskiej temperatury, pły- błonią i poczytać Makbeta, i aby prowa- nie górski strumyk. Dbała o ogród, pe- dzić pamiętnik, który, nie przeznaczony łen pożytecznych warzyw, ale też i pięk- do druku, daje fascynujące świadectwo nych kwiatów, często dzikich, znoszo- życia rodziny Wordsworthów, grupki ich nych przez nią ze spacerów po okolicz- przyjaciół oraz intrygującego związku nych wzgórzach. William był dla niej pomiędzy Dorotą i jej sławnym bratem. wszystkim, dbała o niego, prała i praso- Czytając pamiętniki Doroty Word- wała jego koszule i bieliznę, szyła i po- sworth, należy mieć się na baczności. dawała mu posiłki, czuwała nad jego Napisane są stylem kolokwialnym, nie- snem i zdrowiem, kiedy tylko mogła to- rzadko posługują się skrótami; część warzyszyła mu w spacerach, a nade kartek po jej śmierci została wyrwana wszystko pełniła rolę jego osobistej se- i zniszczona przez spadkobierców. Nie- kretarki, przepisując na czysto wiersze przeznaczone dla obcych, a jedynie dla przed wysłaniem do wydawcy, albo pi- brata Williama, pełne są aluzji i niedo- sząc pod jego dyktando. Była pierwszym mówień, i często przyjmują za oczywi- krytykiem poematów brata, a często ste pewne fakty i wydarzenia, których i ich natchnieniem. W tym nieustan- znaczenie należy dopiero mozolnie re- nym kołowrocie domowych i literackich konstruować, częściowo z zachowanej zajęć, przy ciągłych najazdach gości, korespondencji, częściowo z pamiętni-

DOVE COTTAGE, dom Wordswortha w latach 1799-1808 Fotografia Ewa Hearfield

LITERACKA OKNO NA ŒWIAT 103 EWA HEARFIELD ków i wspomnień innych bohaterów brat nudził się w Cambridge, łaknąca tego rodzinnego dramatu. książek Dorota zdana jedynie na zasoby miejscowej wypożyczalni, zaczytywała * * * się w utworach Fieldinga, Miltona i Horacego. Dorota Wordsworth urodziła się W roku 1788 jej wuj William Cook- w Boże Narodzenie 1771 roku w Cocker- son ożenił się i zaprosił Dorotę, aby za- mouth, małym targowym mieście Cum- mieszkała u niego i pomogła jego no- brii, rozciągającym się nad rzeką Der- wej żonie w prowadzeniu domu w Nor- went. Rodzice Doroty, John i Ann, po- folk. Dorota przyjęła propozycję zmia- chodzili z bogatej klasy średniej, Dorota ny z entuzjazmem i chętnie podjęła się była ich trzecim dzieckiem i oprócz Wil- wszystkich prac. Wujostwo wkrótce liama miała jeszcze trzech braci. Ich miało już czwórkę dzieci i to dwudzie- dzieciństwo, mimo stałej nieobecności stoletnia Dorota musiała się nimi zaj- zajętego interesami ojca, było sielskie mować, przewijając je, ucząc, prowa- i dopiero śmierć matki, która zmarła dząc kuchnię i pielęgnując umęczoną w 1778 roku, mając zaledwie 30 lat, licznymi porodami panią Cookson; czę- wstrząsnęła ich życiem. Sześcioletnia sto śpiąc u niej w łóżku, aby być pod Dorota została wówczas oddana pod ręką (co nie było wówczas niczym nie- opiekę jednej z kuzynek matki, a od zwykłym). Dorota narzekała, że nie ma roku 1784, kiedy (w wieku lat 42) umarł czasu pisać listów, a mimo to jej kore- John Wordsworth i okazało się, że nie spondencja jest ogromna. Już wówczas ma co liczyć na spadek, Dorota mogła niesłychanie barwne listy Doroty do być zdana tylko na łaskę bogatszych ukochanych przyjaciółek i braci zdra- krewnych, którzy pozwalali jej mieszkać dzały jej wyraźny talent pisarski. pod ich dachem. Pochodzące z tego okresu listy Doroty, rozłączonej z uko- * * * chanymi braćmi i łaknącej rodzinnego ciepła, pełne są gorzkich refleksji nad Intensywny związek między Willia- brakiem uczucia ze strony dziadków mem i Dorotą narodził się już w czasie oraz nad skąpstwem całej rodziny. Jej jego podróży po Szwajcarii, z której pi- bracia zostali przez bogatych wujów sywał do niej pełne uczucia listy. Wkrót- wysłani do szkół z internatem, ale Do- ce odwiedził ją w Norfolk, gdzie przeby- rota mogła tylko uczęszczać do miejsco- wał u wujostwa przez 6 tygodni, spędza- wych szkół dla dziewcząt. William po jąc cały czas z Dorotą. Przeobrażenie, ja- ukończeniu szkoły został wysłany do kie przeszła wówczas Dorota, jest zna- Cambridge, gdzie nie bardzo chciało mu czące. Odpowiadając na list przyjaciółki się uczyć. Nie był zadowolony z panują- wypytującej o jej adoratorów, odpisała: cej tam atmosfery i ledwo, ledwo udało Jestem pewna, że miłość nigdy nie połączy mu się zdać końcowe egzaminy. O stu- mnie z żadną inną istotą ludzką bardziej niż diach dla kobiety w owym czasie mowy przyjaźń łączy mnie z (...) Williamem, oczywiście być nie mogło, więc kiedy jej moim pierwszym i najdroższym przyjacie-

104 OKNO NA ŒWIAT DEKADA SIOSTRA POETY lem. Wkrótce po wyjeździe Williama Do- plan – wspólne wynajęcie domku. rota rozchorowała się ciężko, co, jak su- W grudniu 1799 wprowadzili się do gerują niektórzy biografowie, mogło Dove Cottage. O sprowadzeniu Annetty mieć podłoże psychosomatyczne, zwią- do Anglii oczywiście nie było nawet zane z tłumieniem narastających w niej mowy. niezwykłych emocji. Dorota całe życie Już wcześniej rodzeństwo Word- starała się być użyteczna dla innych, sworthów nawiązało serdeczną przyjaźń była tytanem pracy, a wychowanie, ja- z Coleridgem. Dorota pod wpływem kie otrzymała, wpoiło jej poczucie niż- brata zafascynowana jego osobowością, szości wobec mężczyzn. Zarazem targał zaczęła wkrótce dzielić pomiędzy po- nią niepokój, spragniona była bliskości etów swe sekretarsko-matczyne obo- rozumiejącej ją osoby i na serdeczne wiązki, zwłaszcza, że państwo Coleridge uczucia Williama odpowiedziała nie- zamieszkali w sąsiedztwie. W dużym omal histerycznym wybuchem miłości. stopniu odpowiedzialność za rozbicie Był dla niej ideałem wykształconego, małżeństwa Coleridge’a oraz za jego po- oczytanego, znającego wielki świat męż- grążanie się w nałogowym zażywaniu czyzny. Przy nim Dorota zawsze postrze- opium przypisać należy wpływom Doro- gała siebie jako niewykształconą kurę ty i Williama, którzy, w pierwszym okre- domową, przyjmując bezkrytycznie jego sie ich znajomości ślepi na wady Cole- poglądy za swoje. ridge’a, wszystko mu wybaczali, a na- Po ukończeniu studiów William nie wet nastawiali go wrogo do żony, pod- bardzo wiedział, co ze sobą począć. śmiewając się z niej po cichu. Coleridge W 1791 roku wyjechał do Francji, gdzie często odwiedzał ich, zostawał na noc, zachłysnął się francuską rewolucją, stał czasami gościł u nich kilka dni, a nawet się zwolennikiem liberalnych poglądów chorował u nich pod czułą opieką obsłu- i nawiązał romans z Annette Vallon. gującej go Doroty, a także chodził z nimi Z tego związku narodziła się córka Anna na długie spacery, beztrosko zostawiając Karolina. William, czując, że nie jest w domu żonę i dzieci. Choć wielbił Do- w stanie unieść na swych barkach na- rotę, to nie ona ostatecznie stała się ro- głego ciężaru odpowiedzialności zwią- mantyczną wybranką jego serca, ale sio- zanej z założeniem rodziny, przyrzekł stra przyszłej żony Williama – co Dorota Annetcie, że powróci, kiedy tylko będzie na pewno mocno przeżyła. mógł, i czmychnął z Francji, zostawiając Małżeństwo ukochanego Williama ją z dzieckiem i bez widoków na przy- także nie pozostało bez śladów na psy- szłość. William zwierzył się ze swoich chice Doroty. Była nie tylko zależna od kłopotów Dorocie, która natychmiast jego nastroju i samopoczucia, ale także rozgrzeszyła go w swoich listach, jak bardzo związana z nim w sposób fizycz- również nawiązała serdeczną korespon- ny. Kiedy wyjeżdżał, całe dnie upływały dencję z jego kochanką. Nieoczekiwany jej na obsesyjnym czekaniu na jego listy, niewielki spadek otrzymany w roku spała też w jego łóżku: „Poszłam spać 1795 pozwolił Williamowi i Dorocie około dwunastej – pisała w pamiętni- wprowadzić w życie dawno wymarzony kach. – Spałam w łóżku Wm’a i spałam

LITERACKA OKNO NA ŒWIAT 105 EWA HEARFIELD bardzo źle, bo moje myśli były pełne leźć sobie większe lokum i przenieść się Williama”. Kiedy wracał, całowali się na do , również koło Grasmere. powitanie: „(...) jego usta i oddech były Mary była jednak istotą wielkiej cier- zimne, kiedy mnie pocałował. Spędzili- pliwości i taktu, dzięki czemu udało się śmy razem słodki wieczór”. Kiedy był uniknąć konfliktów. Dorota porzuciła w domu i nie mógł spać, ona też nie jednak na długo pisanie pamiętników, mogła usnąć – schodzili wtedy do salo- w których dotąd nie tylko dawała świa- niku i układali się na dywaniku przy dectwo swym uczuciom do Williama, kominku. O ich stosunku plotkowano, ale także, a może przede wszystkim, plotki powtarzał między innymi De Qu- pracowicie opisywała codzienne zajęcia incey. Że Dorota była zakochana w Willia- w Dove Cottage, życie regionu, typy mie nie ulega wątpliwości – pisze Kathleen ludzkie, sąsiadów, żebraków i dzieci, Jones w znakomitej pracy A Passionate a przede wszystkim, z niezwykłą wraż- Sisterhood (London 1997) – Jego uczucia liwością, piękno krajobrazu zmieniają- dla niej także były niezwykłe, ale, być może cego się wraz z porami roku. Była wiel- bardziej niż Dorota, zdawał sobie sprawę z ro- bicielką jezior i gór, wraz z bratem albo dzaju swego zaangażowania i niebezpieczeń- samotnie odbywała długie wędrówki, stwa sytuacji. Skierował swe romantyczne często nocą, po niebezpiecznych szla- i seksualne uczucia na inne kobiety, zwłasz- kach, zachwycając się dzikością przyro- cza Annette Vallon i Mary Hutchinson. dy, światłem księżyca, kształtem To Mary Hutchinson, przyjaciółka chmur. Jej komentarze i opisy miały Wordsworthów z dzieciństwa, została wielki wpływ na rozwój wrażliwości żoną Williama w roku 1802. Dla obu Williama i na jego sposób postrzegania pań był to trudny moment i obie czuły przyrody, a także zwracały jego uwagę się dość niezręcznie. Dorota przeżyła na zamieszkujących te tereny bieda- ślub ukochanego brata bardzo mocno, ków, żebraków, właścicieli upadających nie poszła na uroczystość do kościoła, gospodarstw, później często bohaterów tylko została w domu: Zachowywałam się jego poezji. tak cicho jak mogłam, ale kiedy dwaj męż- Dorota nigdy nie była osobą o sil- czyźni przybiegli ścieżką powiedzieć nam, że nym zdrowiu. Czytając jej pamiętniki już po wszystkim, upadłam na łóżko i leża- i listy oraz korespondencję innych boha- łam nieruchomo, nie słysząc ani nie widząc terów tej historii, łatwo można zauwa- niczego. Dopiero William, porzuciwszy żyć, jak wielką rolę pełniło w ich życiu świeżo poślubioną Mary na środku dro- dobre samopoczucie. W czasach, gdy nie gi, pobiegł do domu uspokoić histerycz- znano aspiryny i środków przeciwbólo- ny atak siostry. wych, nie wspominając o antybioty- Teraz Dorota i Mary musiały po- kach, każda choroba mogła stać się dzielić się opieką nad Williamem oraz ostatnią, a śmiertelność wśród niemow- zarządzaniem domem. Ukochany dom ląt oraz dzieci była bardzo wysoka. Do- Doroty stawał się domem żony brata, rota przez całą młodość cierpiała na ból niebawem zresztą (w roku 1808) po- zębów, na co jedynym lekarstwem było większająca się rodzina musiała zna- ich wyrywanie bez znieczulenia. W wie-

106 OKNO NA ŒWIAT DEKADA Widok z ogrodu DOVE COTTAGE na jezioro Grosmere Fotografia Ewa Hearfield ku lat trzydziestu nie miała już wła- dawkę opium i brandy, mimo że od snych zębów, które zastępowała drew- dawna była już w szponach nałogu. nianą sztuczną szczęką. Opium było je- Wstrząśnięci jej chorobą William i Mary dynym środkiem przeciwbólowym zapi- opiekowali się nią niestrudzenie aż do sywanym przez lekarzy zwłaszcza w for- jej śmierci. Dorota zmarła dopiero mie laudanum (rozcieńczone alkoho- w 1855 roku. Niektórzy biografowie su- lem). Łatwo dostępne stało się przyczy- gerowali, że cierpiała na Alzheimera, ale ną uzależnień wielu wierzących w jego prawdopodobne wydaje się, że uzależ- zbawienne działanie. Coleridge, De Qu- nienie od narkotyku odgrywało istotną incey, córka Williama i Mary Wordswor- rolę w rozwoju jej choroby. Powoli dzie- thów Dora, a także Dorota Wordsworth cinniała i traciła świadomość tego, co nigdy nie wyrwali się z nałogu. Opium się wokół niej dzieje, urządzała sceny, przynosiło ulgę także w atakach histe- biła służbę, targała na sobie rzeczy. rii, bezsenności, depresji. Wspomniana W coraz rzadszych momentach przy- wyżej Kathleen Jones pisze o kobietach, tomności starła się pozostawić ślad swo- które nie znajdowały ujścia dla swych ich heroicznych zmagań z chorobą. Pi- niespełnionych marzeń, nadziei i talen- sała wówczas wzruszające wiersze tów, i dodaje: Dorocie przynosiły ulgę dłu- (w których przedstawiała siebie jako gie, samotne spacery po górach, ale jej umysł więźnia, opisywała też brak kontroli ostatecznie poddał się pod presją emocjonal- umysłu nad ciałem i stopniowe zaciem- nego stresu jej całego życia, zniszczony opium nianie się rozumu) i listy, wróciła rów- oraz brakiem osobistego spełnienia, który po- nież do pisania pamiętnika, będącego zostawił ją z uczuciem jałowości i bezużytecz- ostatnim świadectwem jej dramatycz- EWA ności. nej walki o zachowanie tożsamości. HEARFIELD Dorota zaniemogła po raz pierwszy „Męczarnie... ponure fatum...” – te, led- absolwentka polonistyki UJ, serio w roku 1831 i odtąd nigdy już nie wo czytelne słowa są wśród ostatnich od 1999 wyk³ada odzyskała pełnego zdrowia. Lekarze zapisanych na kartach jej pamiętnika. na uniersytecie przepisali w ataku choroby silniejszą Ewa Hearfield w Bristolu.

LITERACKA OKNO NA ŒWIAT 107 DOCUMENTA 11 w Kassel

o jednych z najbardziej cenionych Di reprezentatywnych światowych przeglądów aktualnej sztuki zalicza się SZTUKA Documenta, które odbywają się co 5 lat w położonym w środkowych Niemczech w Hesji Kassel i trwają z reguły 100 dni. Położenie owo nie jest przypadkowe, gdyż do niedawna Kassel leżało nieda- leko granicy Niemieckiej Republiki De- mokratycznej, gdzie sztuka awangardo- wa znajdowała się na indeksie. Poprzez organizowanie wystaw takich jak Docu- menta zachodnioniemieckie władze Re- publiki Związkowej potwierdzały swoją liberalną politykę kulturalną, wspierają- cą najbardziej skrajne tendencje w sztu- ce, przy okazji manifestując ekspiacyjną postawę wobec niechlubnej tradycji III Rzeszy, która, jak wiadomo, zwalczała nowoczesną sztukę jako sztukę „wyna- turzoną” – Entartete Kunst. W ten sposób prowincjonalne Kassel, prawie całkowi- cie zbudowane na nowo po zniszcze- niach podczas II wojny światowej, uro- sło do rangi jednego z najważniejszych ośrodków nowoczesnej sztuki świato- wej. Pierwsze Documenta zostały zorga- nizowane w 1955 roku z inicjatywny malarza, profesora Akademii Sztuk Pięknych, Arnolda Bodego. Zasadniczą rolę w organizowaniu każdej wystawy Documentów, w ustala- Tomasz niu jej linii programowej oraz listy za- praszanych artystów, odgrywa ich arty- Gryglewicz styczny kierownik, kurator generalny. Tegorocznymi Documentami 11 kieruje

108 DEKADA Ken Lum, Mirror Mase, instalacja z luster, 2002 Fotografia Tomasz Gryglewicz

czarnoskóry Nigeryjczyk Okwui Enwe- (chociaż prócz niego o kształcie wysta- zor mieszkający w Nowym Yorku, gdzie wy decyduje jeszcze sześciu kuratorów: studiował nauki polityczne i literaturę. amerykański krytyk sztuki, kurator wy- Specjalizuje się on w zagadnieniach staw i poeta Carlos Basualdo, niemiec- sztuki afrykańskiej. Jest redaktorem ka kuratorka Ute Meta Bauer, dyrektor- i współpracownikiem wielu czasopism ka Renaissance Society na uniwersyte- zajmujących się problematyką afrykań- cie w Chicago Susanne Ghez, urodzony ską. Pełnił funkcję jurora i kuratora wie- w Południowej Afryce Hindus, profesor lu ważnych wystaw międzynarodo- historii sztuki na Uniwersytecie w Lon- wych, m.in. kierownika artystycznego II dynie Sarat Maharaj, krytyk i producent Biennale w Johannesburgu w 1997. filmów Mark Nash z Londynu, oraz Jest rzeczą oczywistą, że wybór jego Hiszpan urodzony na Wyspach Kanaryj- właśnie na głównego kuratora Docu- skich, krytyk artystyczny działający mentów nie był przypadkowy, również w Nowym Yorku Octavio Zaya). Enwe- z punktu widzenia wieloletniej strategii zor wprowadził na Documenta wielu organizatorów tej instytucji, a jego spe- artystów afrykańskich oraz południo- cjalizacja w zakresie współczesnej sztu- woamerykańskich, a także innych re- ki afrykańskiej, którą rozpatruje w kon- prezentantów sztuki pozaeuropejskiej. tekście ogólnej sytuacji społecznej, poli- Przygotowania i prace nad ekspozy- tycznej i ekonomicznej tego kontynen- cją trwają zazwyczaj kilka lat. Charak- tu, rzutuje na ich linię programową terystyczną cechą Documentów 11 jest

LITERACKA SZTUKA 109 TOMASZ GRYGLEWICZ

koncepcja tzw. platform. Enwezor defi- dzie bezdomni, przeludnienie i nędza niuje platformę jako encyklopedię otwartą przedmieść trzeciego świata itp. Część na analizę późnego modernizmu; sieć związ- zawierającą eseje otwiera obszerny arty- ków; otwartą formę organizowania wiedzy; kuł samego głównego kuratora Ekwui nie hierarchiczny model prezentacji; kompen- Enwezora o znaczącym tytule Czarna dium wypowiedzi oraz sieci kulturowych, ar- skrzynka (Die Black Box), w którym stara tystycznych i naukowych1 . Platformę 5 sta- się on rozprawić z ukształtowanym nowi właściwa ekspozycja Documentów przez cywilizację świata zachodniego 11, odbywająca się w Kassel od 8 czerw- modelem sztuki awangardowej, która – ca do 15 września 2002 roku. jak sądzi – podobnie jak cała sztuka mo- Poprzedziły ją cztery międzynarodo- dernistyczna i jej przeciwieństwo – tra- we konferencje – dyskusyjne „platfor- dycjonalizm akademicki, skoncentro- my” – stanowiące jej intelektualne za- wana jest na problematyce czysto este- plecze, które odbyły się w ciągu roku tycznej i formalnej. Krytykuje także 2001 i na początku 2002 na czterech związane z europejskim modelem sztu- kontynentach. Platforma 1 – Niezrealizo- ki tradycyjne koncepcje wystawowe, wana demokracja (Democracy Unrealized) według których dzieło sztuki nie może ist- miała miejsce w Wiedniu i Berlinie, nieć poza systemem artystycznym, nie posia- Platforma 2 – Eksperyment z prawdą: da żadnej autonomii poza ramami ekspozy- przejściowe systemy prawne a procesy prawdy cyjnymi2. Głównym zamierzeniem En- i pojednania (Experiments with Truth: wezora przy projektowaniu ekspozycji Transitional Justice and the Processes of Documentów 11 stało się przełamanie Truth and Reconciliation) w New Delhi, owej tradycyjnej logiki wystawienniczej Platforma 3 – Kreolizm i kreolizacja poprzez metody, które manifestują się w wie- (Créolité and Creolization) w St. Lucia na lu socjalnych, politycznych i kulturowych sie- Antylach oraz Platforma 4 – W oblężeniu: ciach; sieci te wyznaczają bowiem granice cztery afrykańskie miasta Freetown, Johan- i horyzonty aktualnego, globalnego dyskur- nesburg, Kinszasa, Lagos (Under Siege: Four su3. Dlatego wystawę Documentów 11 African Cities, Freetown, Johannesburg, Kin- można odczytać jako akumulację pasaży, ko- shasa, Lagos) w Lagos w Nigerii. lekcję momentów, upływów czasu, egzystują- Program ideowo-artystyczny Docu- cych w przestrzeni, które wyrażają nieograni- mentów 11 można odczytać z zawarto- czony związek ze światami, perspektywami, ści i układu głównego katalogu wysta- modelami, przeciwmodelami i ideami, jakie wy, rozpoczynającego się reportażowo konstruuje artystyczny podmiot, aby ogląda- ujętym zestawem fotografii prasowych, jąca publiczność mogła je przeżyć jeszcze raz4. ukazujących najbardziej znane wyda- Sztuka ery po-modernistycznej rzenia polityczne ostatniego czasu, takie i po-awangardowej powinna przełamać jak atak na World Trade Center w No- hegemonię eurocentrycznego modelu wym Yorku, konflikt palestyński, wojny dzieła sztuki jako „tautologicznego sys- i przewroty w Afryce i Południowej temu”. Aktualna sztuka, nierezygnując Ameryce, Afganistan, Czeczenia, Koso- z nowoczesnych, wypracowanych przez wo, Kurdowie, nielegalna emigracja, lu- awangardę środków i form ekspresji ar-

110 SZTUKA DEKADA DOCUMENTA 11 W KASSEL

tystycznej, winna włączyć się w główne um i społeczeństwa; konstytuowanie się indy- problemy polityczne i społeczne świata, widuum jako podmiotu, suwerenności naro- do których należy „postkolonialne od- dowej, różnicy5. Główne wątki programo- działywanie globalizacji”. Rolą współ- we Documentów oraz ogólną problema- czesnej sztuki winno być zainicjowanie tykę współczesnej sztuki rozwija w ka- w warstwie ideowej i kulturowej praw- talogu, obok tekstu Enwezora, dalsze 9 dziwego procesu dekolonizacji, który esejów, których nie będziemy w tym powinien przejawić się m.in. włącze- miejscu jednak omawiać, przechodząc niem do światowego obiegu artystycz- do prezentacji zawartości samej ekspo- Tomasz Gryglewicz Tomasz

Fotografia nych środowisk byłych krajów skoloni- zycji i wystawionych na niej dzieł sztu- zowanych. ki6. Platformę 5 Documentów wyznaczają Wystawa mieści się w pięciu budyn- następujące założenia: ENCYKLOPEDIA/ kach rozrzuconych po całym mieście. KONSTRUKCJA – Powstawanie zjawisk spo- Głównym i najstarszym pawilonem wy- łecznych i politycznych; miasto jako nowocze- stawowym Documentów jest Museum sna manifestacja aspektów ponadnarodo- Fridericianum obok znajdującej się nie- wych, społecznych i transindywidualnych; opodal, przy tym samym placu Friedri- miasto jako inkarnacja postnarodowego mo- cha, documenta-Halle. Niektóre realiza- delu identyfikacyjnego przynależności pań- cje umieszczono w niżej położonej od stwowej; LUSTRO/REFLEKS – sfera widowi- placu Friedricha, lecz w niedalekiej od skowości i karnawalizacji; poziom indywidu- niego odległości, nad rzeką Fuldą, pała-

LITERACKA SZTUKA 111 TOMASZ GRYGLEWICZ

cowej Oranżerii oraz na sąsiadującej rges’a Bataille’a, wystawa Georgres’a z nią wielkiej parkowej łące, a także na Bataille’a, różnorodne warsztaty arty- terenie samego parku. Funkcję pawilo- styczne, „imbis z napojami i potrawa- nu wystawowego pełni od czasu po- mi”, studio telewizyjne, wypożyczalnia przednich Documentów X z roku 1997 rowerów i strona internetowa.7 jeden z budynków dworcowych w Kas- W Platformie 5 bierze udział ponad sel, tzw. Kulturbahnhof. Natomiast te- 100 artystów z całego świata. Wybór goroczna wystawa wzbogaciła się o bu- uczestników nie jest jednak podyktowa- dynek starego browaru Bindinga (Bin- ny zasadą reprezentatywności pod ding-Brauerei). względem narodowym, tak jak w przy-

Victor Grippo, Tables of Work and Reflection, instalacja Fotografia Tomasz Gryglewicz

Poza wymienionymi wyżej budyn- padku np. Biennale weneckiego. Jak kami i przestrzeniami artysta szwajcar- wspomniałem, autorzy wystawy kiero- ski Thomas Hirschhorn zrealizował swój wali się przede wszystkim określonym kolejny, poświęcony tym razem Geor- programem ideowo-artystycznym, wy- ges’owi Bataille’owi tzw. „pomnik”, któ- znaczonym w znacznej mierze (chociaż ry mieści się w odpowiednio zaaranżo- nie wyłącznie) tematyką poprzednich wanym kontenerze w podmiejskiej „platform”. Bezpośrednio z tematyką dzielnicy robotniczej Kassel, wzniesiony postkolonialną związane są między in- wspólnie z jej mieszkańcami. Bataille nymi prace artystów afrykańskich ta- Monument składa się z 8 elementów, ta- kich, jak bardzo popularny artysta z Be- kich jak „rzeźba z drewna, kartonu, ta- ninu Georges Adéagbo, autor rozbudo- śmy lepiącej i plastiku”, biblioteka Geo- wanych instalacji i assemblaży, dla któ-

112 SZTUKA DEKADA DOCUMENTA 11 W KASSEL

rego – jak twierdzi – nie liczy się ich stro- wstałych od 1998 do 2000 roku. Poza tą na estetyczna, lecz działanie edukacyj- najobszerniejszą realizacją wystawiono ne, lub Meschac Gaba, pochodzący rów- także jej inne prace. Korzenie twórczo- nież z Beninu, mieszkający w Amster- ści tej artystki wyrastają jeszcze z cza- damie, który zaprezentował w docu- sów awangardy lat 60-tych, kiedy ze- menta-Halle dwie części szerzej zakro- tknęła się podczas studiów w Nowym jonego projektu artystycznego Muzeum Yorku z czołowymi przedstawicielami Nowoczesnej Afrykańskiej Sztuki – Bibliote- minimal-artu, w latach 70-tych zaś po- kę i Sklep muzealny. Z Biblioteką Gaby są- święciła się również muzyce ekspery- siaduje bardzo rozbudowana ekspozycja mentalnej. hamburskiej grupy artystów Parc Fic- Podobny eksperyment z notacją tion, zawiązanej w celu obrony ostatniej czasu – zbliżony w swojej rudymentar- niezabudowanej przestrzeni w dzielnicy nej idei do „liczonych obrazów” Roma- St. Pauli w Hamburgu i przeznaczenia jej na Opałki – prezentuje „epicka” instala- na manifestacje niezależnej sztuki. Pre- cja działającego w Nowym Yorku japoń- zentacja Parc Fiction składa się zarówno skiego artysty On Kawary zatytułowana z projekcji slajdów i wideo-filmów, jak Jeden milion lat (przeszłość i przyszłość), re- i nagrań fonicznych oraz programów alizowana od 1970 roku. Praca Kawary komputerowych. obejmuje dwa zestawy po 10 tomów Natomiast całość ekspozycji Docu- oprawionych w czarne okładki, spisa- mentów 11 nie jest w rzeczywistości tak nych na maszynie dat każdego roku, po- monolityczna pod względem ideowym czynając od 998031 roku p.n.e. do roku i artystycznym, jak wskazywałyby na to 1969 (przeszłość) i od roku 1996 do wypowiedzi programowe jej głównego 1.001.995 w przyszłości. Wszystkie te twórcy Enwezora i jego sztabu. Raczej daty liczone wstecz i do przodu są od- realizuje się w niej inne postulowane czytywane bezpośrednio na ekspozycji hasło, mianowicie „multikulturalizm”, przez lektorów. który nie wyklucza udziału również Obok problemu oznaczania czasu i tych artystów europejskich i amery- Documenta 11 prezentują realizacje na- kańskich, którzy pozostali wierni zało- wiązujące do innego zasadniczego wąt- żeniom sztuki awangardowej. Główną ku neo-awangardowego, jakim jest za- przestrzeń Museum Fridericianum, któ- gadnienie języka, któremu poświęcona rego klasycystyczny portyk zdobi pięć jest obszerna instalacja BOOK OF różnokolorowych draperii, oznaczają- WORDS-RANDOM READING niemieckiej cych poszczególne „platformy” (Platfor- artystki Ecke Bonk, określającej się jako ma 5 posiada kolor błękitny), zajmuje „typozof”. Prezentuje ona poszczególne obejmująca trzy piętra hollu, utrzyma- karty wielotomowego Słownika języka na w duchu postkonceptualnym, insta- niemieckiego braci Grimm, rozpoczętego lacja Kontrabasssolo, opus 45 (1998-2000) przez nich w roku 1838, a ukończonego niemieckiej artystki Hanny Darboven. dopiero w roku 1960. Obok kart słowni- Instalacja składa się z 4004 kartek z nu- ka emitowane są na ekranach powięk- merycznym zapisem odręcznym, po- szone zdjęcia poszczególnych haseł.

LITERACKA SZTUKA 113 Fareed Armaly, From/To, instalacja, 2002

Joëlle Turlinckx, Livret, wideo-instalacja, 2002 Fotografie Tomasz Gryglewicz

114 SZTUKA DEKADA Hanne Darboven, Kontrabasssolo, opus 45, fragment instalacji, 1998-2000

Yinka Shonibare, Gallantry and Criminal Conversation, instalacja, 2002 Quattara Watts, Bez tytu³u, zestaw obrazów, olej i akryl na p³ótnie, 1998

LITERACKA SZTUKA 115 TOMASZ GRYGLEWICZ

Także inny wiodący temat neo- Do problematyki pozbawionej bez- awangardy, jakim jest stosunek tradycyj- pośrednich odniesień do aktualnych wy- nych przekazów językowych i obrazo- darzeń społeczno-politycznych, a sku- wych do nowych możliwości medial- piającej się na autonomicznych i uniwer- nych, znalazł swoje odbicie w pracach salnych dla sztuki zagadnieniach, takich eksponowanych w Kassel. Do tej katego- jak znak, symbol, obraz, forma i kształt rii zaliczyć należy w pierwszym rzędzie wobec czasu i przestrzeni, nawiązuje bardzo udaną i zwracającą powszechną wiele innych interesujących realizacji. Do uwagę realizację Davida Smalla Ilumino- nich zaliczyć można na przykład usta- wany manuskrypt. W zaciemnionej salce wioną w parku sporych rozmiarów insta- na leżącą księgę z czystymi kartami rzu- lację Kanadyjczyka Kena Luma Mirror towany jest – a więc w pewnym sensie Maze with 12 Signs of Depression, odwołują- drukowany – przez projektor tekst, zare- cą się do dziewiętnastowiecznych gabi- jestrowany przez komputer. Praca ma netów luster, które tworzą rodzaj labiryn- charakter interaktywny, gdyż widz ma tu, stwarzającego poprzez efekty multi- możliwość zmiany tekstu poprzez od- plikacji odbić, poczucie zagubienia u wracanie kart oraz przez dotykanie (dzię- zwiedzającego. Instalacja Spec grupy ki wbudowanym w kartki miniaturo- Simparch (Steve Badgett, Matthew wym chipom). Autor unaocznił w ten Lynch), która powstała we współpracy sposób sugestywnie relację między książ- z muzykiem Kevinem Drummem, po- ką tradycyjną a digitalną. święcona jest kreacji swoistych prze- Konfrontacja „cywilizacji druku” strzeni dźwiękowych. W wykonanym z „cywilizacją nowych mediów” stano- z folii 24 metrowym tunelu, ustawionym wi jeden z wątków bardzo rozbudowa- w budynku Oranżerii, odbiorca podda- nej wideo-instalacji belgijskiej artystki wany jest działaniu serii różnorodnych Joëlle Tuerlinckx, gdzie obok jej filmu efektów akustycznych. Aqui Havia, zarejestrowanego w Lizbo- Odrębny typ instalacji artystycznej, nie w roku 1998, oraz diapozytywów, rozwijającej dadaistyczną idee Mertzko- prezentowanych na monitorach filmów lumny Kurta Schwittersa czy Akumulacji wideo z jej serii Stretch Films, umieszczo- Armana, stanowią pomieszczenia wy- ne są obiekty rzeźbiarskie i malarskie, pełnione szczelnie przedmiotami o róż- rysunki oraz półka z książkami. Jak pi- nej proweniencji, zarówno codziennego sze artystka wychodząc od THEORY OF użytku, jak formami wytworzonymi WALKING (praktycznej „teorii”, która opie- przez artystę. Ten typ wypowiedzi pla- ra się nie na wiedzy, lecz działaniu jako mo- stycznej reprezentuje szereg realizacji dusie poznania, i która manifestuje się po- takich artystów, jak Ivan Kožarić lub przez różne formy, książki, tablice poglądowe, John Bock, który skonstruował rozbu- diapozytywy), a także od STRETCH VISION, dowaną wideo-instalację w parku przed materiał ten, obrazy filmowe lub diapozyty- Oranżerią. Podobny charakter posiada wy, wzbogaca zdolności życiowe i percepcję, Große Tischruine nieżyjącego już artysty, sztukę i widzenie oraz przywraca równowagę wywodzącego się z kręgu Fluxusu, Die- duchową8 . tera Rotha, który opisał ją jako „przy-

116 SZTUKA DEKADA DOCUMENTA 11 W KASSEL

padkowo rozpoczęte, skromne relikty w wideo-instalacji From the Other Side. swoich artystycznych prac”9 . Problematyką ruchów migracyjnych Na wystawie pokazano jeszcze jed- w obrębie basenu Morza Śródziemnego, ną pracę Rotha o charakterze autotema- często nielegalnych, kończących się ka- tycznym, a mianowicie emitowany rów- tastrofami i śmiercią szmuglowanych nocześnie 20 tradycyjnymi projektorami emigrantów, zajmuje się włoska grupa do filmów amatorskich, zarejestrowany Multiplicity w pracy zatytułowanej Solid na taśmie filmowej kamerą super 8 Pa- Sea, obejmującej projekcje, wykresy, miętnik, pokazany już wcześniej w roku zdjęcia, napisy, które zajmują pomiesz- 1982 w szwajcarskim pawilonie w We- czenia 2 piętra Kulturbahnhofu. Fareed necji. Wyświetlane filmy ukazują auto- Armaly w rozbudowanej wideo-instala- ra i jego otoczenie podczas codziennych, cji w pawilonie documenta-Halle pod prozaicznych czynności. Rozklekotane tytułem From/To pokazuje konflikt pale- projektory rzucają na ścianę symulta- styńsko-izraelski, poprzez pryzmat fil- nicznie niezbyt wyraźne, skaczące obra- mowanego codziennego ruchu na przej- zy, co stwarza specyficzny klimat, róż- ściach między poszczególnymi strefami, niący się od perfekcyjnych współcze- szatkującymi terytorium Palestyny. Za- snych projekcji sztuki wideo, która do- mieszkująca w Londynie Zarina Bhimji minuje na Documentach 11. Najlep- powraca w swoim sugestywnym filmie szym narzędziem bowiem do ukazania Out of the Blue, ukazującym opustoszałe problemów regionów, krajów i społecz- koszary policji politycznej i lotnisko ności rozwijających się, pogrążonych w Kampali, do dramatycznych przeżyć w kryzysie ekonomicznym, dyskrymi- i związanych z nimi miejsc kaźni z cza- nowanych politycznie, będących w sta- sów swojego dzieciństwa, kiedy ze swo- nie wojny lub wewnętrznego konfliktu ją hinduską rodziną, edyktem prezyden- jest właśnie wideo-kamera. Emitowane ta dyktatora Idi Amina w roku 1972, na ekranach lub monitorach filmy są została eksmitowana z Ugandy, jako nie opowiadaniami o ludziach i zdarze- Afrykanka. W podobnym, poetyckim niach, a więc posiadają na ogół charak- nastroju, lecz bardziej nasycony meta- ter narracyjny. Znajdują się więc one na forami i symbolami, jest emitowany na pograniczu różnych dyscyplin, filmu, dwu ekranach film Tooba irańskiej ar- muzyki i literatury, stanowiąc ich swo- tystki, mieszkającej w Nowym Yorku, istą syntezę. Sztuka wideo jest bardzo Shirin Neshat, która zajmuje się tema- szeroko reprezentowana, zmuszeni je- tyką feministyczną, dotyczącą upośle- steśmy zatem do przedstawienia tylko dzonej pozycji kobiety w kraju islam- pewnego reprezentatywnego wyboru skim, jakim jest Iran. dzieł, które wywierają największe wra- Natomiast berlińska artystka Ulri- żenie. ke Ottinger prezentuje filmy o ambi- Belgijka Chantal Akerman pokazu- cjach reportażowych i socjologicznych, je na 2 ekranach i 18 monitorach opo- nagrane podczas podejmowanych przez wieści o nielegalnej emigracji między nią podróży po krajach postkomuni- Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi stycznych, na trasie Wrocław-Warna

LITERACKA SZTUKA 117 TOMASZ GRYGLEWICZ

i do Odessy oraz do Stambułu. Pavel loletni proces skanowania. Trzecim Brãila w filmie Buty dla Europy pokazuje przykładem jest wykupienie przez jed- proceder wymiany podwozia pociągów, ną z agencji rządowych USA zdjęć sate- przekraczających dawną granicę Związ- litarnych ataku lotniczego na Afgani- ku Radzieckiego między Mołdawią stan w celu uniemożliwienia ich publi- a Rumunią, podyktowany różnicą kacji. Zwiedzający instalacje Jaara, skła- w rozstawie szyn kolejowych. Z kolei dającą się z dwu pomieszczeń, połączo- film Season Outside Amara Kanwara nych ciemnym korytarzem, zostaje za- przedstawia napiętą sytuację na granicy atakowany niezwykle ostrym, białym pakistańsko-hinduskiej. Film Itsembatse- światłem, emitowanym na ekran, co ma, Rwanda, One Genocide Later Eyala Si- symbolizuje tytułowy „płacz obrazów”, vana konfrontuje nawołujące do mor- ich nieobecność. Artystka z Kuby Tania dów na Tutsich audycje Radia RTLM Bruguera również poddaje widza dzia- i nagrany na materiale filmowym repor- łaniu jaskrawego światła oraz hałasów, taż ukazujący skutki ludobójstwa w Ru- przypominających szczęk zamków kara- andzie. Kongijska Grupa Amos zapre- binowych, co stwarza atmosferę zagro- zentowała w documenta-Halle bogaty żenia i terroru. materiał filmowy i radiowy dotyczący Obok filmów wideo, mniej lub bar- różnych problemów społecznych dziej nastawionych publicystycznie lub w Afryce, między innymi ukazujący lek- dokumentarnie, szeroko reprezentowa- cje uświadamiania seksualnego mło- na jest fotografia. Niezależnie od tema- dych kobiet w jednej z wiosek afrykań- tyki ujęć, często ukazujących realia za- skich. Inna grupa artystyczna, Igloolik tłoczonych miast i brudnych przed- Isuma Productions, prezentuje na 13 mieść, wystawione prace reprezentują monitorach w browarze Bindinga wie- najwyższy poziom w sensie technicz- logodzinny dokumentarny film o życiu nym i estetycznym (Ravi Agarwal, Mi- społeczności eskimoskiej. chael Ashkin, Destiny Deacon, William Inną formą projekcji jest działanie Eggleston, Kendell Geers, David Gold- ostrym światłem na widza. Instalacja blatt, Ryuji Miyamoto, Santu Mofo- Alfredo Jaara Lament of the Images opo- keng, Lisl Ponger, Gilles Saussier, Allan wiada o trzech przykładach swoistego Sekula). cenzurowania obrazów fotograficznych. Współczesne miasto, metropolia, Pierwszy przykład dotyczy zakazu publi- przybierające monstrualne rozmiary, kowania fotografii przedstawiających zwłaszcza w biednych krajach Ameryki pobyt w więzieniu Nelsona Mandeli. Łacińskiej, Afryki lub Azji, stanowi je- Drugi ilustruje aferę wykupienia w ce- den z wiodących tematów. Utopii urba- lach komercyjnych przez właściciela nistycznej, próbującej rozwiązać proble- Microsoftu Billa Gates’a archiwum Bet- my przeludnionego nowoczesnego mia- tmanna, składającego się z 17 milionów sta na płaszczyźnie raczej imaginacyjnej zdjęć prasowych i umieszczenia ich niż realnej, poświęcona jest seria projek- w specjalnym podziemnym magazynie, tów, planów, rysunków, obrazów i ma- gdzie mają oczekiwać na powolny, wie- kiet Nowego Babilonu, wykonana przez

118 SZTUKA DEKADA DOCUMENTA 11 W KASSEL

holenderskiego artystę Constanta w la- eksponowanej na Dokumentach 11 za- tach 1956-74 i pokazana w odrębnej sali tytułowany Spiegel, składającej się 121 Kulturbahnhofu, stanowiąc swoisty plansz formatu A4, zapełnionych frag- kontrapunkt ekspozycji. Podobny uto- mentami dokumentarnych zdjęć, publi- pijny charakter posiadają wielobarwne kowanych w popularnym czasopiśmie makiety Nowego Yorku oraz Kimbeville niemieckim o tym właśnie tytule. (chociaż utrzymane są w innej konwen- Znaczny procent wystawiających to cji niż prace Constanta, bardziej egzo- kobiety. Prace niektórych z nich scharak- tyczne i jarmarczne o korzeniach - teryzowaliśmy już powyżej. Z natury rze- istycznych i pop-artystyczych), wyko- czy sięgają one po tematykę feministycz-

David Small, The Illuminated Manuscript Fotografia Tomasz Gryglewicz nane z barwnych pudełek i opakowań ną. Najstarszą artystką Documentów 11 przez kongijskiego artystę Bodys Isek jest nestorka sztuki nowoczesnej, fran- Kingeleza oraz Nowe budynki dla Berlina cuska artystka wywodząca się z kręgu Isy Genzken. Prace Genzken są rodza- surrealizmu, obecnie żyjąca w Nowym jem makiet wieżowców, skonstruowa- Yorku, Louise Bourgeois, urodzona nych z kolorowych, przezroczystych, w 1911 roku. Wystawia ona rzeźby wię- plastikowych szyb. Ich ironiczna wymo- zionych w zakratowanych „celach” głów wa dotyczy kanonu modernistycznej i torsów postaci kobiecych, wykonane budowli i stanowi aluzję do megalo- z kolorowego sukna, oraz szkice rysun- mańskiej, nowej zabudowy centrum kowe. Chorwatka Sanja Iveković w swo- Berlina. Podobnie ironiczny podtekst ich pracach: instalacjach i wideo-perfor- przejawia się w innej pracy Genzken, mance’ach, ukazuje tragiczne losy kobiet

LITERACKA SZTUKA 119 TOMASZ GRYGLEWICZ

w okresie wojny na Bałkanach. Żyjąca na wyraża w swoich instalacjach głęboko emigracji w Londynie Libanka Mona tkwiące w psychice wewnętrzne „do- Hatoum, również na bazie doświadczeń świadczenie bólu, koszmaru, gwałtu, wojennych, porusza w swoich instala- porzucenia, pożądania, ekstazy i utraty cjach, performance’ach i wideo-projek- pamięci”10 . cjach problematykę opresji, jakich do- Czarnoskóra artystka z Nowego Yor- znają kobiety muzułmanki. ku Renée Green, wykładająca również

Binding-Brauerei

U niektórych artystek konotacje fe- na Akademii Sztuk Pięknych w Wied- ministyczne przekazywane są w sposób niu, ustawiła w parkowej zieleni serię mniej bezpośredni, metaforycznie. An- instalacji Standardized Octagonal Units for nette Messager przedstawia w browa- Imagined and Existing Systems, poświęco- rze Bindinga pozornie zabawną insta- nej następującym tematom: „alfabet, lację Articulés-desarticulés, składającą się kolor, Afryka, wyspa, żywność, praca, z poruszanych mechanicznie, sznurka- kobieta, mężczyzna, płeć, zatrucie, zmy- mi, wypchanych, kolorowych form, sły, synestezja, pejzaż, maszyna i muzy- przypominających porozrywane lalki. ka”11 . Są to niewielkie, lekkie, ośmio- Artystka nawiązująca do surrealistycz- boczne pawilony z rurek i parawanów nej tradycji lalek Hansa Bellmera, z kolorowej folii, w których zamonto- a także do teorii Georges’a Bataille’a, wane są monitory lub głośniki, emitują-

120 SZTUKA DEKADA DOCUMENTA 11 W KASSEL

ce obraz i dźwięk (muzykę lub czytany ekonomicznej i finansowej swojej spół- tekst), adresowany do siedzącego we- ki, jej cele są sprzeczne z podstawowy- wnątrz nich odbiorcy. mi zadaniami instytucji w swojej istocie Natomiast bardzo spopularyzowana nastawionej na zysk i przyrost kapitału. w prasie i telewizji akcja Maria Eichhorn Zatem Spółka Akcyjna Maria Eichhorn po- S. A., zawiera krytykę hegemonii niektó- siada charakter w pewnym sensie paro- rych finansowych instytucji gospodarki dystyczny. Jej autorka pragnie przeko-

Alfredo Jaar, Lament of the Images, 2002 Fotografie Tomasz Gryglewicz kapitalistycznej. Maria Eichhorn zawią- nać się, co się stanie za 5 lat, kiedy spół- zała na okres 5 lat, a więc do czasu na- ka zostanie zlikwidowana. Jakie będą stępnych Documentów, spółkę akcyjną, rezultaty finansowe i artystyczne jej ist- zarejestrowaną notarialnie zgodnie nienia? z wszelkimi regułami prawnymi 22 Podobny krytyczny stosunek wobec marca 2002 roku w Berlinie w obecno- systemu kapitalistycznego prezentuje ści kuratora Documentów 11 Ekwui En- rozbudowana instalacja Berlińczyka wezora. Kapitał założeniowy w wysoko- Andreasa Siekmanna Aus: Gesellschaft ści 50000 euro (wymagane minimum) mit beschränkter Haftung („O przedsię- jest wystawiony wraz z dokumentami biorstwie z ograniczoną odpowiedzial- na ekspozycji. Ponieważ autorka z góry nością”). Zajmując jedno pomieszczenie zakłada brak jakiekolwiek aktywności Kulturbahnhofu, składa się ona z ponad

LITERACKA SZTUKA 121 TOMASZ GRYGLEWICZ

dwustu rysunków formatu A4, przy- w duchu karnawałowej poetyki kreol- twierdzonych do ścian (na których two- skiej może być instalacja Landing Nari rzą ukośne linie) lub umieszczonych na Warda, urodzonego na Jamajce i żyją- długich stołach pod szybami. Całość cy- cego w Nowym Yorku. Prezentuje ona klu o estetyce komiksowej, łączonej dadaistyczną, ruchomą maszynę skle- z tradycją grafiki propagandowej kręgu coną z części znalezionych na śmietni- rosyjskiego konstruktywizmu pierw- ku. Gallantry and Criminal Conversation szych lat rewolucji październikowej, to Yinki Shonibare z Londynu, przedsta- opowieść w 13 rozdziałach o współcze- wiającą wiszącą karetę oraz trzy spół- snej gospodarce neoliberalnej prowa- kujące pary pozbawione głów, ubrane dzącej, według autora, do spadku przed- w barwne, wzorzyste rokokowe stroje, siębiorczości, zyskowności i podatku przemy- wykonane z tkaniny rzekomo egzotycz- słowego, osłabienia obowiązku świadczeń, nej (w rzeczywistości produkowanej masowych zwolnień12 . w Manchesterze), która według iro- Pewna grupa prac wiąże się formal- nicznego komentarza autora miała sty- nie i tematycznie z problematyką Plat- mulować „transgresywne zachowa- formy 3 Kreolizm i kreolizacja. Te dwa nie”. Z „materiałów kreolskich” skon- neologizmy – według Enwezora – moż- struowana jest instalacja idéiaSituação: na stosować w dwojaki sposób. Pierwot- interRelacionamento SubjetivoObjetivo nie, wąsko: jako „właściwości mowy, li- mieszkającego w Rio de Janeiro Portu- terackie formy i modus wytworzony galczyka Artura Barrio. Do tych mate- przez określoną lokalność” (społeczność riałów zaliczyć należy w pierwszym kreolską stanowią emigranci pochodze- rzędzie 500 kg mielonej kawy, wysypa- nia hiszpańskiego, portugalskiego lub nej na podłogę zaciemnionego po- francuskiego wymieszani z ludnością mieszczenia, wydzielającej silny za- tubylczą, zamieszkałą wybrzeża i wyspy pach, oraz pozostałości posiłku zdepo- Morza Karaibskiego [Jamajka] i Zatoki nowane na stoliku – oliwki, żytni chleb, Meksykańskiej, oraz północnych wy- wino, gruszki, a także placki roztopio- brzeży Oceanu Indyjskiego [Seszele]). nego szelaku, kanistry wody, sól mor- a także szeroko: jako paradygmat wymie- ską, farby oraz fotografie. szania i hybrydyzacji (...) koncepcję, w jaki W porównaniu z realizacjami sztu- sposób nowoczesna kultura może budować ki wideo i sztuki instalacyjnej tradycyj- swoje podstawy na poczuciu tożsamości języ- ne techniki artystyczne są w zdecydo- kowej, etnicznej i rasowej13. Jak pisze En- wanej mniejszości. Malarstwo reprezen- wezor w eseju Black Box: Gdy globalizacja towane jest przez nieliczne prace, do jest definiowana i przedstawiana jako stary których można zaliczyć utrzymane układ krążenia kapitału, to kreolizacja bu- w duchu tradycji Joana Miró wielkofor- duje swój najsilniejszy kontrapunkt w kultu- matowe obrazy Ouattara Wattsa, kom- rze. Podczas gdy globalizacja dąży do konsoli- pozycje o fakturze sprokurowanej dacji i homogenizacji, kreolizacja zmierza do z miału węglowego Glenna Ligona lub dyferencjacji i fragmentaryzacji14. nowofiguralne, ekspresyjne prace Leona Przykładami prac utrzymanych Goluba.

122 SZTUKA DEKADA DOCUMENTA 11 W KASSEL

Tegoroczna wystawa zdecydowanie w mniejszym stopniu zajmuje efekt es- ogranicza liczbę wolnostojących rzeźb tetyczny dzieła sztuki i problematyka i innych obiektów artystycznych, czysto artystyczna, w większym zaś umieszczonych w otwartej przestrzeni przekazywane – poprzez nowoczesne w porównaniu z poprzednimi Docu- media i awangardową formę – treści mentami. Zatraca się przez to charakte- o charakterze politycznym i społecz- rystyczne dla tych wystaw wrażenie nym. Większość artystów reprezentuje wszechobecności nowoczesnej sztuki poglądy zbliżone do ideologii określanej w przestrzeni miejskiej. Pod tym wzglę- mianem „poprawności politycznej”. dem górowały Documenta IX w roku Ostrze krytyki skierowane jest przeciw 1992, których komisarzem był Belg Jan negatywnym zjawiskom wynikającym Hoet. Ilością dzieł, ich siłą oddziaływa- z niedostatków demokracji we współ- nia, zainteresowaniem ze strony zwie- czesnym świecie oraz z niekorzystnych dzających, liczbą imprez towarzyszą- skutków globalizacji, zwłaszcza dla cych w trakcie trwania wystawy, Docu- biednych krajów tzw. Trzeciego Świata, menta sprzed dziesięciu laty były w mo- nadal dyskryminowanych – jak uważa- jej opinii bardziej udane. Następne Do- ją reprezentanci tego nurtu – pod wzglę- cumenta X, których komisarzem była dem politycznym, ekonomicznym i kul- Paryżanka Catherine David, stanowiły turowym, co określa się mianem post- widoczny regres, biorąc pod uwagę wy- kolonializmu. żej wymienione kategorie, z wyjątkiem Prezentowane prace utrzymane są może imprez towarzyszących, gdyż na najwyższym poziomie artystycznym w trakcie 100 dni trwania wystawy od- i warsztatowym. Artyści posługują się było się 100 wykładów zaproszonych najnowszą aparaturą techniczną. Mimo intelektualistów i artystów, połączonych głównego nurtu swoistej sztuki zaan- z dyskusją. W poprzednich Documen- gażowanej, ekspozycja nie jest jedno- tach nacisk położony był na stronę inte- stronna, gdyż można spotkać się na niej lektualną, a także na pewne aspekty hi- ze zróżnicowanymi postawami arty- storyczne i rocznicowe, związane z ich stycznymi. Dlatego wystawa jest cieka- 10 edycją. wa i zajmująca, nawet jeśli nie zgadza- Natomiast w tegorocznych Docu- my się z dominującymi koncepcjami mentach główne imprezy towarzyszące teoretycznymi i artystycznymi. – Platformy 1-4, odbyły się poza Kassel. Niemniej jednak można byłoby or- Odkryciem ostatniej dekady była sztuka ganizatorom Documentów 11 zarzucić awangardowa azjatyckich krajów tzw. pewien brak konsekwencji. Stawiając Dalekiego Wschodu – Japonii, Korei bowiem – pod hasłem kulturowej deko- Płd., a przede wszystkim Chin i Tajwa- lonizacji – postulat większej niż dotych- nu. Intencją Documentów 11 było więk- czas prezentacji środowisk artystycz- sze niż dotychczas wyeksponowanie nych pomijanych w światowych prze- sztuki afrykańskiej i krajów Ameryki glądach sztuki, a więc w pewnym sen- Łacińskiej, a także środkowej Azji. Na- sie dyskryminowanych, nie spełnili go cisk został położony na tę sztukę, którą w takim stopniu, na jaki można byłoby

LITERACKA SZTUKA 123 TOMASZ oczekiwać. Na liście zaproszonych arty- 1 O. Enwezor, Die Black Box, w: Documenta GRYGLEWICZ 11_Plattform 5: Ausstellung, Katalog, Kassel stów nadal najliczniej reprezentowani historyk sztuki, 2002, s. 48. autor ksi¹¿ek: są artyści związani z tradycyjnymi cen- 2 Ibid., s. 42. Groteska trami „zachodniej” sztuki, najczęściej 3 Ibid. w sztuce polskiej 4 Ibid. (1984) i Malarstwo z nowojorską sceną artystyczną, chociaż 5 Europy Œrodkowej trzeba przyznać, że podobnie jak sam Ibid., s. 53 6 S¹ to (cytujê wed³ug wersji niemieckojêzycznej 1900-1914 (1992) Enwezor, wielu z nich przybyło tam oraz licznych katalogu, ibid.): Calos Bosualdo, Die Enzylopädie artyku³ów, z krajów Trzeciego Świata. Można to in- von Babel, s. 56, Jean Fisher, Zu einer Metaphy- dotycz¹cych terpretować – z pewną przesadą zresztą sik der Scheisse, s. 63, Sarat Maharaj, Xeno-Epi- sztuki od – jako przejaw swoistej hegemonii sztu- stemics. Ein provisorischer Werkzeugkasten zur prze³omu wieku ki amerykańskiej, która narzuca swój Sondierung der Wissensproduktion in der Kunst XIX i XX a¿ po und des Retinalen, s. 71, Molly Nesbit, The Port sztukê najnowsz¹. punkt widzenia międzynarodowemu of Calls, s. 85, Ute Meta Bauer, Der Raum der Uprawia równie¿ dyskursowi artystycznemu. Documenta 11. Die Documenta 11 als Handlung- krytykê artystyczn¹, jest Natomiast poza dyskursem postko- szone, s. 103, Boris Groys, Kunst im Zeitalter der cz³onkiem lonialnym znalazła się sztuka polska Biopolitik. Vom Kunstwerk zur Kunstdokumenta- Miêdzynarodowe- (chociaż można byłoby powiedzieć, że tion, s. 107, Abdoumaliq Simone, Der Globalisier- go Stowarzysze- te urbane Ökonomie, s. 114, Angelika Nollert, w XIX wieku byliśmy również rodzajem nia Krytyków Realitäten der künstlerischen Imagination, s. 122, AICA. Pracuje na kolonii mocarstw ościennych, a po II Mark Nash, Bildende Kunst und Kino. Einige kriti- Uniwersytecie wojnie światowej Związku Radzieckie- sche Betrachtungen, s. 128, Sverken Sörlin, Jagielloñskim, Können Orte reisen?, s. 137. gdzie kieruje go). Tym razem bowiem zabrakło na 7 T. Hirschhorn, Bataille Monument, w: Documen- Zak³adem Sztuki Documentach artystów z Polski, podob- ta 11...Katalog, s. 566. Nowoczesnej nie zresztą jak i z innych krajów Europy 8 w Instytucie J. Tuerlinckx, Anlagen: das Projekt, nach der Historii Sztuki. Środkowo-Wschodniej – Czech, Słowa- Raumbesichtigung – Möglichkeiten, Unmöglich- cji lub Węgier. Swoistym protestem wo- keiten, Neuheiten – einige Anmerkungen zum bec tej nieobecności była akcja plastycz- Raum + Vorhaben, w: Documenta 11...Katalog, s. 590. na Ewy Rybskiej i Władysława Kaźmier- 9 Cyt. wg: Documenta 11_Platform 5: Ausstellung/ czaka, zorganizowana 19 lipca b.r. z ich Exhibition, Kurzführer/Short Guide, Kassel 2002, własnej inicjatywy podczas zwiedzania s. 196. Documentów w Kassel pt. Platforma 6 – 10 Documenta 11...Kurzführer, s. 160. Niezrealizowana otwartość. Performerzy 11 Ibid., s. 98. 12 A. Siekmann, Aus: Gesellschaft mit be- z Europy Centralnej dziękują politykom schränkter Haftung, w Documenta 11...Katalog, i najlepszym kuratorom świata za ignorowa- s.584. nie i perfekcyjną izolację. 13 Enwezor, s. 51. Tomasz Gryglewicz 14 Ibid.

Fabian Marcaccio, fragment malowid³a, technika mieszana Reprodukcja Materia³y prasowe

124 SZTUKA DEKADA Waldemar Michorzewski Waldemar Fotografia Platforma 6 Niezrealizowana otwartoœæ Performerzy z Europy Centralnej dziêkuj¹ politykom i najlepszym kuratorom œwiata za ignorowanie i perfekcyjn¹ izolacjê.

Documenta 11 z punktu widzenia performerów jest wystaw¹ genialn¹. Wiele postulatów, które performance proponowa³ ju¿ 30 lat temu zosta³o zrealizowanych na tej wystawie. Zosta³ zniesiony podzia³ na dyscypliny sztuki. Sztuka zosta³a uwolniona od regu³ rynku sztuki i presji estetycznych. Krytycy sztuki ju¿ nie musz¹ interpretowaæ dzie³ artystów. S¹ one zrozumia³e dla ka¿dego. Wystawa prezentuje sztukê, której w gruncie rzeczy world art nie akceptuje. Poniewa¿ sztuka ta mówi o tragediach tego œwiata z przera¿eniem i powag¹. Documenta 11 po raz pierwszy nie jest miejscem salonowej gry artystycznego establishmentu, który zawsze przy tej okazji ustala³ sezonowe mody i pozycjê swoich romantycznych artystów – geniuszy. Documenta 11 przestrzega, ¿e nie czas na sztukê, której wartoœci¹ jest modernistyczna czystoœæ formy lub dadaistyczna przewrotnoœæ, ironia, ¿art, eksponowanie poczucia humoru i ekscentrycznej wyobraŸni. ¯e czas dla tej sztuki ju¿ min¹³. ¯e sztuka powinna bezinteresownie s³u¿yæ ludziom, a nie w³adzy lub rynkowi sztuki. Wystawa próbuje udowodniæ tak¿e, ¿e europocentryzm i amerykocentryzm jest zjawiskiem mo¿liwym do przezwyciê¿enia. ¯e œwiat jest wiêkszy i bardziej skomplikowany ni¿ oœ G8. ¯e otwartoœæ – ci¹gle niemo¿liwa do zrealizowania – jest jedyn¹ alternatyw¹ dzisiaj i w przysz³oœci. Documenta 11 ponownie przypominaj¹ nam o zachodniej dominacji kulturalnej, która wspó³czeœnie jest niemo¿liwa do zaakceptowania. Patrz¹c na wystawê, nadal nie wiemy, czy fakt wprowadzenia na œwiatow¹ scenê artystów nieznanych jest tylko chwilowym kaprysem Cz³owieka Zachodu, testowaniem samego uk³adu sztuki i politycznym reagowaniem na ataki antyglobalistów, czy te¿ g³êbokim, humanistycznym procesem (lub tylko ge- stem). Zachodnia kultura, maj¹c fantastyczn¹ zdolnoœæ do asymilacji i g³osz¹c idee otwartoœci, w rzeczywistoœci jest hermetyczn¹ struktur¹, narzucaj¹c¹ swoje regu³y, których do koñca nie potrafimy zrozumieæ. Np. nie potrafimy zrozumieæ powodów ignorowania i izolowania kultury Europy Centralnej. Bardziej ni¿ innych kultur. Podobnie jak nie potrafimy lo- gicznie wyt³umaczyæ faktu marginalizowania sztuki performance w zachodniej kulturze, sztuki, która narodzi³a siê w NYC. Pozostaj¹c podwójnie na uboczu sztuki œwiatowej, lepiej widzimy przejawy hipokryzji zachodniej kultury i jej cywilizacyj- nych „wzorów”. I za tê mo¿liwoœæ bardzo Wam dziêkujemy. EWA RYBSKA & W£ADYS£AW KAMIERCZAK

LITERACKA SZTUKA 125 FILM Anatomia fanatyzmu?

Fanatyk, re¿. Henry Bean, wyk. Ryan Gosling, Summer Phoenix, Glen Fitzgerald, Teresa Russel, prod. USA, 2001, 98 min.

anatyk Henry’ego Beana nie jest pró- Fbą opowieści o mechanizmach, któ- re kierują działaniami nazistów. Nie jest ich apologią ani krytyką. Nie próbuje ni- czego wyjaśniać ani tłumaczyć, oceniać ani osądzać. To rzecz o fanatyzmie. I nie ma znaczenia, czy jest to fanatyzm reli- gijny, polityczny czy jakikolwiek inny – to, jak się rozwija, to, co go powoduje, jest przecież zawsze takie samo. Miłość przeplatana nienawiścią, wstyd powo- dowany przez strach, próba obrony wła- snej godności poprzez oparcie się na sys- temie silniejszym od siebie. Danny ma dwadzieścia lat. Jest bar- dzo silny. Fizycznie. Jego wysportowa- na sylwetka i pewny siebie, mocny chód nie są jednak tym, co zwraca na niego uwagę przechodniów – zwłaszcza tych czarnoskórych lub w jarmułkach. Dez- aprobatę i lęk budzi wygolona głowa Joanna chłopaka i czerwona koszulka z dużą swastyką na piersi. Danny to klasyczny Pazyra przykład skinheada – regularnie poluje na Żydów, uczęszcza na zebrania neona- zistowskich organizacji, zaczytuje się w pismach hitlerowskich ideologów. Nie jest to jednak wbrew pozorom jego jedyna lektura, Danny podejrzanie dużo wie o swoim potencjalnym wrogu, zna hebrajski, potrafi wytłumaczyć znacze-

126 FILM DEKADA nie żydowskich świąt. Judaizm wydaje konany, że fizyczna siła, odporność na się nie mieć dla niego właściwie żad- ból, stępienie wrodzonej wrażliwości nych tajemnic. Jak wyjaśnia koledze pomogą mu uchronić się od podobnego z grupy – „musisz znać wroga, którego losu, pomogą mu zająć pozycję zwycięz- chcesz pokonać”. Stwierdzenie niewąt- cy, a nie – zwyciężonego. Prawdziwy pliwe prawdziwe, ale w przypadku Dan- problem pojawia się jednak wtedy, kie- ny’ego nie jest to jedyny powód – chło- dy okazuje się, że chłopak nie jest w sta- pak sam jest Żydem, mało tego – Żydem nie odciąć się od swoich korzeni, mało wychowanym w ortodoksyjnej rodzinie, tego – nie potrafi i nie chce. W czasie wykształconym w jednej z najlepszych napadu na synagogę nie pozwala bez- nowojorskich jesziw. Paradoksalnie to cześcić Tory, z czułością i delikatnością, właśnie jego wiedza staje się główną o którą raczej trudno było go do tej pory przyczyną ślepej nienawiści do wszyst- podejrzewać, chowa zwój. Swoją dziew- kiego co żydowskie – Danny się wsty- czynę powoli zaczyna uczyć hebrajskie- dzi. Wstydzi i nie rozumie. Poruszona na go, nie wyraża również zgody na to, żeby jednej z lekcji historia Izaaka i Abraha- nago przechadzała się po pokoju w obec- ma, który na żądanie Boga zgodził się ności Pisma – oznaczałoby to bowiem poświęcić własne dziecko, poraża boha- brak szacunku dla zawartych w nim tera bezpodstawnym – jak mu się wy- słów Boga. Nie potrafi całkowicie ze- daje – okrucieństwem Jehowy i jedno- rwać kontaktów ze swoim żydowskim cześnie karygodną biernością Abraha- środowiskiem, stara się niczym nie ura- ma. Brak akceptacji dla religijnej inter- zić ciężko chorego ojca – głęboko przy- pretacji tej przypowieści przeradza się wiązanego do judaizmu. Jedno z zebrań w umyśle chłopca w brak akceptacji dla swojej partii zaczyna najważniejszą z ży- postawy swojego narodu w czasie II dowskich modlitw: Słuchaj Izraelu, chwi- wojny światowej. Danny jest przekona- lę później przekonując zebranych, że, za- ny, że Żydzi nie zrobili nic, żeby po- miast nienawidzić, powinni pokochać wstrzymać eksterminację, że potulnie Żydów, ponieważ tylko miłość jest w sta- szli na rzeź, że sami spowodowali ją nie ich osłabić, a w dalszej perspektywie swoją biernością i tchórzostwem. A sko- – unicestwić. ro tak – Shoah jest czymś słusznym Wyjściem z tej plątaniny sprzeczno- i sprawiedliwym, jest karą za słabość ści, próbą dojścia do jakiegoś ładu, staje i brak odwagi. Opowieść starca, którego się w końcu rozwiązanie bardzo rady- kilkuletni syn na jego oczach został be- kalne. W Jom Kipur Danny podkłada stialsko zamordowany przez żołnierza w synagodze bombę. Modli się razem Wermahtu, zamiast oczekiwanego z wiernymi – prowadzi modlitwę, zda- współczucia powoduje wybuch wście- jąc sobie sprawę z nadchodzącego nie- kłości żydowskiego nazisty. Danny nie uchronnie wybuchu. Na chwilę przed chce być taki. Nie chce być słaby, uległy, nim ostrzega zgromadzonych w świąty- potulny – nawet za cenę zachowania ży- ni ludzi – wbrew głoszonym wcześniej cia. Nie chce brać odpowiedzialności za antysemickim hasłom nie jest w stanie przynależność do swojej nacji. Jest prze- posunąć się do morderstwa. Ginie sam,

LITERACKA FILM 127 JOANNA PAZYRA dobrowolnie czyniąc z siebie ofiarę. szość była jednak pozytywna. Przychyl- I chyba nieprzypadkowo dzieje się to nie odebrała obraz Beana nawet spo- w żydowskie Święto Odkupienia. łeczność żydowska, której nie zniechę- Inspiracją reżysera stała się auten- ciła opinia jednego z nowojorskich rabi- tyczna historia z połowy lat sześćdzie- nów, twierdzącego, jakoby film miał być siątych. Grupa członków Ku Klux Kla- „elementarzem antysemityzmu”. Być nu zaatakowała nowojorską dzielnicę może przyczyną tak pozytywnego odze- żydowską – wśród najbardziej agresyw- wu widowni jest uniwersalność i wielo- nych, aresztowanych przez policję na- poziomowość Fanatyka – można go od- pastników znalazł się żydowski chło- bierać jako historię próby znalezienia pak. Wydarzenie opisał reporter „New swojego miejsca w świecie, buntu i nie- York Timesa”, bohater artykułu po jego zgody na istniejące realia, ale także jako ukazaniu się i spowodowanym nim od- specyficzne ostrzeżenie przed odradza- rzuceniu przez oba środowiska, popeł- jącym się nazizmem i jego konsekwen- nił samobójstwo. W trakcie pracy nad cjami – niektóre z padających w filmie filmem, którego główny szkielet stano- haseł zaskakująco przypominają wypo- wił początkowo ten epizod, reżyser od- wiedzi wielu naszych polityków... szedł jednak od pomysłu jego dokładne- Ogromnym plusem tego błyskotli- go odtworzenia. W filmie tym chciałem wego, głęboko poruszającego obrazu jest między innymi pokazać sposób, w jaki pewne przemyślana, konsekwentnie budowa- rzeczy zmieniają się w swoje przeciwieństwa na przez kanadyjskiego aktora Ryana – powiedział Bean po zakończeniu zdjęć. Goslinga postać Daniela Balinta. Robi – Nie tylko żydowskie wychowanie Danny’ego wrażenie perfekcyjnie opanowana mi- – chłopca przekształca się w antysemityzm u mika, przekonują gesty i spojrzenia, pe- Danny’ego – nastolatka, ale również antyse- wien chłód i dystans, który Gosling mickie przemowy Danny’ego nabierają w jego z powodzeniem stara się zachować ustach przeciwnych znaczeń. Jednak chociaż w stosunku do kreowanej przez siebie Danny niewątpliwie jest skrajną postacią, postaci. Jego grę podkreśla specyficzny moim zdaniem wielu z nas doświadcza po- sposób filmowania tej postaci – zbliże- dobnego rozdarcia, jakie w nim widzimy, cho- nia twarzy Danny’ego są nader często ciaż nie przeżywamy go aż tak dramatycznie. zderzane ze zbliżeniami twarzy jego ko- Mam nadzieję, że mój film przedstawia drogę legów z neonazistowskiej grupy – pry- wyzwolenia się z nienawiści do samego siebie, mitywnych, naznaczonych bezpodstaw- wyzwolenia z cała pewnością kontrowersyjne- ną nienawiścią. Pozornie nie ma między go. Nic więc dziwnego, że Fanatyk stał się nimi wyraźnej różnicy – uważny obser- jednym z bardziej dyskutowanych wator dostrzeże jednak ledwo uchwyt- w Stanach filmów, mimo że początkowo ne grymasy strachu i skurcze bólu, kie- zamiast w szerokiej dystrybucji kinowej dy bohater niszczy i przygląda się nisz- można go było zobaczyć tylko w nielicz- czeniu rzeczy, które nauczono go kochać nych telewizjach kablowych. Jak moż- – nie wbrew niemu samemu. Dopełnie- na się było spodziewać, film wzbudził niem Danny’ego jest postać Carli (Sum- skrajne opinie – znakomita ich więk- mer Phoenix) – urodziwej, inteligentnej

128 FILM DEKADA ANATOMIA FANATYZMU? dziewczyny, blisko związanej ze środo- rym można się utożsamić, spotka się bo- JOANNA PAZYRA wiskami antysemickimi. Niczym bogo- wiem z wrażliwą, skomplikowaną po- doktorantka bojna żydowska narzeczona pozostaje stacią. Zamiast apoteozy prymitywnej, II roku filmoznaw- ona w cieniu swojego mężczyzny, po- bezmyślnej siły dostanie – wedle słów stwa, absolwentka filologii polskiej słuszna jego woli. W dużej mierze to jed- reżysera – „pean na cześć judaizmu”. i filmoznawstwa nak jej obecność i zadawane co jakiś Zamiast instrukcji podpalania synagog, UJ. czas, pozornie niewinne, dotyczące ju- strzelania do Żydów i garści demago- daizmu pytania, prowokują chłopaka do gicznych haseł otrzyma historię o poszu- samookreślenia się, powodując tym sa- kiwaniu tożsamości, o próbie odnalezie- mym – niezamierzenie – jego śmierć. nia się – w religii, rasie, narodowości, Widz będący dumnym członkiem ideologii. Młodzieży Wszechpolskiej lub podobnej To jedna z tych niewielu pozycji, organizacji (czy tacy chadzają do kina?) które nie pozwalają o sobie zapomnieć wstanie z fotela głęboko zdegustowany zaraz po wyjściu z sali kinowej. i zawiedziony. Zamiast bohatera, z kó- Joanna Pazyra

Mona Hatoum, Homebound, instalacja, 2000. DOCUMENTA 11, Kassel Fotografia Tomasz Gryglewicz

LITERACKA FILM 129 JAN KOTT, lata czterdzieste Fotografia Archiwum Nad grobem Jana Kotta

statnia wydana za życia książka wygłosić mowy pogrzebowej, jednej z tych OJana Kotta zaczyna się od słów: Nie orationes, w których wylicza się zalety i prze- pojadę do Krakowa. Lekarze zabronili mi wagi zmarłego. Może zresztą on, wrażliwy na przelotów (...) Podróże teatralne mogę odby- różne odmiany, by sobie tego nie życzył. wać już tylko w zmylnej pamięci. Więc już Te słowa tym bardziej onieśmielają. wtedy – w roku 1996 – odchodził. Istotnie – nie mieści się w takich kon- Dziś przybywa do Krakowa – w fi- wencjach Kott, Janek Kott, ten wciąż nalnej już podróży. Czesław Miłosz wy- obecny w naszej pamięci: egocentrycz- znał, że nie umiałby nad grobem Kotta ny, nonszalancki, niefrasobliwy, spraw-

130 WSPOMNIENIE DEKADA ca wielu gaff, bohater frywolnych aneg- jego interpretacje były często jedno- HENRYK dot. I równocześnie – ktoś zupełnie inny stronnie przeakcentowane. Nie zrywały MARKIEWICZ historyk – wierny dawnym przyjaźniom, dyskret- jednak więzi z tekstem, skoro inspiro- i teoretyk nie pomocny, czuły wobec najbliższych, wały tylu wielkich reżyserów i tak świet- literatury, trochę nawet sentymentalny. I jeszcze nie sprawdzały się w teatrze. wyda³ ostatnio Teorie powieœci ktoś inny: zbuntowany przeciw absur- Ale ów prezentyzm to tylko jeden za granic¹: od dowi egzystencji i okrucieństwom histo- szlak interpretacyjnego postępowania pocz¹tków do rii, a zarazem rozpaczliwie poszukujący Kotta. Pisał przecież także, iż nie ma dla schy³ku XX wieku, nadziei. krytyka piękniejszego zadania nad pokazanie Wydawnictwo Ale ten jeden z najniezwyklejszych w klasycznych okresach literatury całego osa- Naukowe PWN charakterów ludzkich, jakie można było du historii, całej epoki, która zastygła na kar- 1995 oraz zbiór szkiców z teorii spotkać – odszedł już od nas i pamięć tach książki... I we wcześniejszej twórczo- i historii literatury o nim będzie się zacierać. Pozostaje oso- ści Kotta – w szkicach o Lalce, czy o po- Dopowiedzenia, bowość twórcza, także niezwykła – od- wieści oświeceniowej, czy potem w ese- Wydawnictwo Literackie 2000. ważny i niecierpliwy poszukiwacz wciąż jach o komediach Szekspira znaleźć nowych doświadczeń intelektualnych. można fascynujące realizacje takiego Ci wszyscy, którzy przez obcowanie z je- historyzmu, interpretacji najrzetelniej- go twórczością w tej odysei przygód du- szej, bo zbliżającej nie dzieło do czytel- chowych XX w. uczestniczyli – wiele mu nika, lecz czytelnika do dzieła. zawdzięczają. Jak przekonywał do owych odkryć? Pamiętam, jakim olśnieniem było Nie tyle dowodził, co pokazywał – dla mnie przed półwiekiem przeczytanie wspierał tezę obrazowym konkretem kilku zdań Kotta o „poetyce złamanego i cytatem, uwyraźniał grę paralelizmów koloru”: i kontrastów, puentował paradoksalnym Liryzm – pisał – jest dla nas nieznośny, aforyzmem. Nade wszystko – każdym patos znośny sekundę, potem musi zostać niemal zdaniem realizował ów chwyt wyszydzony, żeby był jednocześnie gorzki uniezwyklenia, o którym pisał Szkłow- i smutny, abstrakcyjny dowcip skłócony być ski. Postacie i sytuacje klasyki odzierał winien z realiami, sentyment z brutalnością, z ich banalnej oczywistości, umiał wy- potrzebny jest nam nawet banał dla odbicia. dobyć, czasem – jakby wyczarować ich Jakże wiele zostało powiedziane niedostrzegalne dotąd wyglądy i tona- w tym mikroeseju o współczesnym te- cje, umieszczając je w nieoczekiwanych atrze i sztuce w ogóle. Ale wiele także – – nowoczesnych czy egzotycznych kon- o wrażliwości estetycznej samego Kotta. tekstach. W tym był mistrzem. To była Paradoksalnie jednak pokazywał on jego Prosperowska pałeczka. najczęściej współczesnemu światu „Boy nauczył mię jednego – wspo- zwierciadło „jego ducha i postaci” po- minał Kott – felieton teatralny, aby był przez arcydzieła odległej przeszłości. czytany, musi być n a p i s a n y”. Uniwersalizując ich przesłanie – Wszystko co Kott publikował, było nie- w gruncie rzeczy tylko je modernizował. zawodnie napisane. I jako świetne pisar- Pomijał katharsis w greckiej tragedii, re- stwo pozostanie w polskiej kulturze. nesansowy optymizm u Szekspira. Toteż Henryk Markiewicz

LITERACKA WSPOMNIENIE 131 CAMERA OBSCURA n W „Wysokich Obcasach” (nr 16) ukaza³ siê ob- Micha³ Pawe³ Markowski opowiada w „Prze- szerny szkic biograficzny o Misi Godebskiej-Sert kroju” (nr 29), jak to docent Kurz z wrodzon¹ so- podpisany nazwiskiem Ma³gorzaty Czyñskiej. bie uprzejmoœci¹ pozwoli³ ³askawie Ricie Gom- Autorka przytacza w nim liczne opinie o swej browicz, wdowie po pisarzu wydaæ pierwszych bohaterce – Cocteau, Mallarmégo, Maillola, Prou- dziewiêæ tomów dzie³ w prowadzonym przez sie- sta... Erudycja zaiste imponuj¹ca. Sêk w tym, ¿e bie Wydawnictwie Literackim. Mo¿na ró¿nie oce- wszystkie te cytaty zosta³y odpisane z jednego niaæ dzia³alnoœæ Andrzeja Kurza jako dyrektora Ÿród³a – które zapewne jest tak¿e Ÿród³em pozo- Wydawnictwa Literackiego, ale w tym wypadku sta³ej wiedzy p. Czyñskiej o Misi Sert – z ksi¹¿ki gryz¹ca ironia M. Markowskiego jest – mówi¹c Ewy K. Kossak W stronê Misi z Godebskich, co oglêdnie – niezrozumia³a. Kurz musia³ przezwy- ³atwo udowodniæ, bo t³umaczenie jest identycz- ciê¿yæ wiele przeszkód (m.in. trudnoœci ze stro- ne. Ale o ksi¹¿ce Ewy Kossak, która zapewne ny Rity Gombrowicz, która d³ugo nie chcia³a siê jest Ÿród³em tak¿e pozosta³ej wiedzy p. Czyñskiej, zgodziæ na jakiekolwiek cenzuralne skreœlenia, autorka (?) nie raczy³a wspomnieæ ani jednym wówczas nieuniknione), trochê jako dyrektor wy- s³owem. (hm) dawnictwa ryzykowa³, za co wiêc w tym wypadku mu Markowski dokopa³? (hm) Mówi³ kiedyœ melancholijnie prof. Pigoñ: „Mi- nie niewiele lat i studenci nie bêd¹ rozró¿niaæ Pi- Mieczys³aw Grydzewski radzi³, by sprawdzaæ gonia od Pilata...” Z pewn¹ modyfikacj¹ powie- w encyklopedii nawet datê bitwy pod Grunwal- dzenie to siê spe³nia. Oto czytamy w haœle dem. Okazuje siê, ¿e mia³ racjê. Oto w „Przekro- „Edytorstwo naukowe” w Wielkiej Encyklopedii ju” (nr 28) Micha³ Wójcik opowiada, jak to 14 lip- PWN (t. VII), ¿e na zjeŸdzie im. Kochanowskie- ca 1410 wieczorem Jagie³³o mia³ wszystkiego go w r. 1884 Roman Pollak wyg³osi³ referat Jak dosyæ. Po dziewiêciu godzinach rzezi wyczerpa- nale¿y wydawaæ dzie³a pisarzy polskich XVI i XVII ny król pad³ na zaimprowizowane ³o¿e z ga³êzi. w. Oczywiœcie – referentem by³ Roman Pilat, nie Jest to historyczna rewelacja, bo ze znanych Pollak (którego jeszcze nie by³o na œwicie). Przy dot¹d Ÿróde³ i opracowañ wynika, ¿e 14 lipca pisaniu ka¿dy mo¿e siê pomyliæ, ale ¿e pomy³ki Jagie³³o przygotowywa³ siê dopiero do bitwy, któ- tej nie dostrzegli redaktorzy wydawnictwa, spraw- ra rozegra³a siê dopiero nazajutrz. W numerze dzaj¹cy ka¿d¹ linijkê tekstu – to dziwne. (hm) 30 „Przekroju” ten¿e autor twierdzi, ¿e dopiero po porwaniu Stanis³awa Augusta przez konfede- Piotr M. Majewski w zakoñczeniu recenzji ratów w r. 1771 wkroczy³y do Polski – niby w obro- z ksi¹¿ki Normana Daviesa Metropolis („Gazeta nie majestatu, niby dla ratowania porz¹dku, niby Wyborcza” nr 112) pisze: „niekiedy Davies pod- w dobrej wierze wojska rosyjskie. Tymczasem porz¹dkowuje fakty efektownej tezie i formuje wojska te od dawna ju¿ w Polsce przebywa³y, a od koncepcje, których na gruncie wiedzy Ÿród³owej r. 1768 walczy³y tu z konfederacj¹ barsk¹. (hm) nie mo¿na udowodniæ”. Ale – dodaje – „mo¿e w³aœnie na tym polega dobrze rozumiana popu- Ryszard Marek Groñski („Polityka” nr 30) po- laryzacja historii”. Osobliwie dobra to populary- wo³uj¹c siê na Paw³a Hertza przypisuje wyra¿e- zacja, która nie liczy siê z faktami i wysuwa kon- nie „serce nienasycone” Pi³sudskiemu. Tymcza- cepcje, których udowodniæ siê nie da... (hm) sem – metafora ta to tytu³ ksi¹¿ki o ¯eromskim Stanis³awa Adamczewskiego (1930). (hm) W krakowskim przedstawieniu Mistrza i Ma³- gorzaty aktorzy wymawiaj¹ przydomek Joszui Z kolei wed³ug Marty Gibiñskiej i El¿biety Ta- jako „Nokri” z g³osk¹ k. Widocznie nikomu nie bakowskiej („Tygodnik Powszechny” nr 30) dul- przysz³o do g³owy, ¿e trzeba dowiedzieæ siê, co ce et utile to maksyma renesansowa. W rzeczy- to s³owo znaczy. A znaczy ono po prostu – Na- wistoœci utile dulci (bo tak brzmieæ powinna ta zarejczyk. Hebrajska nazwa Nazaret to Noceret, formu³a) pochodzi ze Sztuki poetyckiej Horace- wiêc g³oska k jest b³êdna. (hm) go, jest wiêc o 15 wieków wczeœniejsza. (hm)

132 VARIA DEKADA CAMERA OBSCURA

Zbyt sroga jest Maria Janion (¯yj¹c tracimy pomyli³ j¹ z Konopnick¹. Oczywiœcie dla ca³oœci ¿ycie, s. 66), gdy nazywa „karygodnym” pomie- wywodów Szymutki oba te anegdotyczne szcze- szanie „pamiêtnika z dziennikiem”, którego na- gó³y s¹ nieistotne, ale po co autor fantazjuje? stêpstwem jest tytu³ Z pamiêtnika nadany wyda- Istotniejsza jest kwestia inna: autor zbyt pochop- nemu w r. 1901 wyborowi tekstów z Amiela (t³u- ne wnioski wysnuwa z tego, ¿e matka nazywa maczk¹ by³a Aleksandra Kordzikowska). Wyra- Janka „odmieñcem”, gdy pisze, ¿e odmieniec to zu „pamiêtnik” u¿ywano wówczas czêsto na dziecko diab³a, „dziecko Rosemary”. Po pierw- oznaczenie „journal intime”. Potwierdza to S³ow- sze – wed³ug wierzeñ ludowych odmieniec to tyl- nik warszawski. Wszak i P³oszowski – z woli ko brzydkie, upoœledzone dziecko zamienione Henryka Sienkiewicza – zapowiada na pocz¹tku przez boginki (tak¿e – znajda, bêkart), szerzej – Bez dogmatu, ¿e bêdzie pisa³ pamiêtnik, a pro- dziwak, dziwol¹g. Po drugie – Janek bez prze- wadzi – dziennik. Dziennikami by³y równie¿ utwo- szkód zosta³ ochrzczony i narrator nazywa go bez ry Zapolskiej Z pamiêtnika m³odej mê¿atki i Rey- zastrze¿eñ „dusz¹ chrzeœcijañsk¹”. Szatan nie monta Z pamiêtnika. (hm) by³ tu czynny. (hm)

Czy wiecie, co by³o przyczyn¹ œmierci Janka Muzykanta? Ni mniej, ni wiêcej, tylko „nieprawi- CO SIÊ NIE ZMIEŒCI£O W „CAMERZE” d³owoœæ w u¿yciu ludowego kodu”. Dlaczego? Ano, bo stójka Stach Ÿle zrozumia³, co znacz¹ Nak³adem Towarzystwa Przyjació³ Sztuk Piêk- s³owa, ¿e „trzeba ch³opcu coœ daæ na pami¹tkê”. nych w Krakowie ukaza³y siê pierwsze dwa tomy A jak nale¿y interpretowaæ interwencjê karbowe- Dziennika wypadków Karola Estreichera jra, obej- go, który przerywa Jankow¹ kontemplacjê g³o- muj¹ce lata 1939 –1960. Na pewno wiele bêdzie sów przyrody, bij¹c go rzemykiem? „Czyste si- siê o tych ksi¹¿kach pisa³o, bo sporo w nich sen- gnifiant zostaje zaanektowane, wymazane i unie- sacji, plotek i kontrowersyjnych s¹dów. Ale dzie- wa¿nione przez spo³eczne signifié”. Tako rzecze ³o to na pewno wa¿ne. Przykro tylko, ¿e przygo- Stefan Szymutko w artykule Trud pokrzepiania towane zosta³o do druku bez nale¿ytej kompe- serc albo samotnoœæ pozytywisty (w tomie Ma- tencji i starannoœci. Przykro tym bardziej, ¿e de- ski wspó³czesnoœci. O literaturze i kulturze XX szyfracja dzienników wykonana zosta³a bezinte- wieku, Instytut Badañ Literackich PAN). Widocz- resownie, jako dar dla Towarzystwa Przyjació³ nie mo¿na, a mo¿e nawet i trzeba takim jêzy- Sztuk Piêknych w Krakowie. Dokona³a jej p. Anna kiem interpretowaæ literaturê. Chyba jednak na- Maria Joniak, jak wynika ze wstêpu – konserwa- dal nale¿y liczyæ siê z faktami. Nie powinno siê tor sztuki. Nie ma ona jednak przygotowania ani wiêc pisaæ (jak to czyni Szymutko), ¿e „ostatnie historycznego, ani filologicznego, a praca jej rze- ma³¿eñstwo tego starucha [Sienkiewicza] z m³ód- czywiœcie ogromna, przez ¿adnego z fachowców k¹ skoñczy³o siê skandalem (nie skonsumowa- nie zosta³a skontrolowana. ny zwi¹zek)” – bo jak to by³o z owym skonsumo- Rezultaty s¹ przygnêbiaj¹ce. Oba wydane waniem nie wiadomo (sam Sienkiewicz doma- tomy roj¹ siê od b³êdów w nazwiskach. Czêœæ ga³ siê ekspertyzy lekarskiej), pisarz zawieraj¹c zosta³a byæ mo¿e zawiniona przez korektora. to ma³¿eñstwo mia³ lat 47, a wiêc nawet jak na Czêœæ przypisaæ mo¿na autorowi, który np. pi- owe czasy staruchem nie by³, a przede wszyst- sa³: Jan Dêbowski (zamiast Dembowski), albo kim by³o to jego drugie ma³¿eñstwo, a nie ostat- Jerzy Stêpowski (zamiast Stempowski), byæ nie. Ostatnie ma³¿eñstwo zawar³ Sienkiewicz (w mo¿e on to tak¿e pomyli³ siê nazywaj¹c asystent- r. 1903) nie z m³ódk¹, lecz czterdziestoletni¹ ju¿ kê Uniwersytetu Warszawskiego M. Rzewusk¹, Mari¹ Babsk¹. Orzeszkowej z kolei nie nale¿a³o zamiast Rzeusk¹. Edytorka nie tylko jednak tych przedstawiaæ jako „nobliwej damy z binoklami na b³êdów nie poprawi³a, ale doda³a wiele nowych, nosie”, bo na ¿adnej z licznych jej fotografii (np. znacznie jaskrawszych, a wynik³ych st¹d, ¿e na- umieszczonej w ksi¹¿ce Edmunda Jankowskie- potykaj¹c nieznane sobie, a niezbyt czytelnie za- go) binokli nie widaæ; Szymutko najwidoczniej pisane nazwiska – beztrosko fantazjowa³a, choæ

LITERACKA VARIA 133 CAMERA OBSCURA z regu³y kontekst wskazuje wyraŸnie o kogo mo¿e z „Raffim”, lecz z Achillesem Rattim (póŸniejszym chodziæ. B³êdnie odczyta³a równie¿ niektóre inne papie¿em Piusem XI), czego ³atwo siê domyœleæ wyrazy. W rezultacie czytamy na przyk³ad, ¿e skoro podpis g³osi³: „G³owa Koœcio³a i jego boha- Sikorski mówi: „zawsze spomiêdzy senatorów terski obroñca” (s. 260). W r. 1946 Ossowska wyrekrutuj¹ jak¹œ kanaliê: to Ka³owski, to Ber- czeka³a w Pary¿u nie na jak¹œ „p. Szutek-Vistr”, ling” (2, 588 – oczywiœcie chodzi o sanatorów lecz na Mariê Szurek-Wisti (wówczas sekreta- i o Leona Koz³owskiego); Szopkê krakowsk¹ wy- rza Stacji Naukowej PAU, s. 917). We wroc³aw- dali bracia Estreicherowie pod pseudonimem Jan skim kongresie intelektualistów uczestniczy³ nie Krzyski (2, 318 – w rzeczywistoœci Krupski); Leonitiew, lecz pisarz Leonid Leonow (s. 464, jeœli w ZSRR gin¹ polscy komuniœci: Bruno Jasierzow- to b³¹d Ossowskiego, nale¿a³o zaznaczyæ); ski i D¹bol (2, 71 – Jasieñski i D¹bal); we Lwo- Ossowska czyta³a nie powieœæ Karius Michaelis wie aresztowano literata Wac³awa Grabiñskiego Matta Trap, lecz powieœæ Karin Michaelis Mette (1, 269 – powinno byæ: Grubiñskiego); szwagier Trap (s. 268). Skoro Ossowski chce wys³aæ ¿o- Mariana D¹browskiego nazywa siê Dolija (1, 44 nie: „wheat, oat, rice, been” to nie sa to enigma- – zamiast Dobija); Stefania Kossowska jest z do- tyczne „cercalia” (dwukrotnie powtórzone!), lecz mu Smolejówna (2, 212 – zamiast Szurlejówna); „cerealia” (s. 583). Na pewno te¿ w swoim dzien- znakomity badacz baroku to Wifflin (2, 588 – za- niku z r. 1926 Ossowski nie zastanawia³ siê, czy miast Wölfflin); Erenburg pisze o £unaczewskim przewrót majowy by³ dokonany „pro salu Reipu- (2, 771 – zamiast £unaczarskim); córka Feliksa blica” (s. 745; powinno byæ pro salute Reipubli- Kona wystêpuje jako Uœwiejewicz (2, 508 – za- cae). Bior¹c to wszystko pod uwagê – a¿ strach miast Usijewicz), no a piêkne ustêpy erotyczne pomyœleæ, ile b³êdów mo¿e kryæ siê w odczyta- zawiera Lolita niejakiego Halukowa (2, 667). Jak niach nazwisk zagranicznych uczonych – cza- widaæ nawet o Nabokowie edytorka nie s³ysza³a... sem ma³o znanych! Podobne horenda s¹ wœród cytatów obcojê- Po drugie – w korespondencji i w do³¹czonym zycznych. Edytorka beztrosko umieszcza takie do niej dzienniku Ossowskiego wiele osób wy- ich odczytania, wœród których figuruj¹ s³owa w da- stêpuje tylko pod swymi imionami (Danka, Józik, nym jêzyku w ogóle nieistniej¹ce, np. „Les rept Janek itd.) – w tekœcie dziennika dodano w na- misleris” zamiast „Les sept misères” (1, 386); wiasach kwadratowych ich nazwiska, w kore- „high blood pressive” (2, 558 – zamiast „pressu- spondencji – o tym zapomniano, co oczywiœcie re”); „Krauzprinz” (1, 787 – zamiast „Kronprinz”). po¿ytek z lektury dla wielu czytelników znacznie W znanej anegdocie wystêpuje „Santa Piwa de umniejsza. Po trzecie – objaœnienia s¹ nielicz- Werha” zamiast „de Warka” (2, 71). Edytorka nie ne, przypadkowe, niektóre zbêdne (np. anegdot- zna ³aciñskiego wyrazu „capacitas”, skoro odczy- ka o kokieterii Ossowskiej w m³odoœci, s. 219), tuje go jako „capocitos” (2, 158) i opatruje zna- inne mylne. Czytamy np., ¿e w³aœciw¹ pisowni¹ kiem zapytania. wyrazu „pikelhauba” jest „piekielhauba” (s. 291). Przyk³ady mo¿na wielokrotnie mno¿yæ. Smut- Gorzej, ¿e kiedy Ossowska chce porozmawiaæ no. w r. 1928 o Lenorze, objaœnienie poucza, ¿e to „s³ynna ballada” Gottfrieda Augusta Bérgera. * * * Oczywiœcie powinno byæ „Bürgera”, ale Ossow- ska pisa³a nie o owej balladzie, lecz o cz. 1 cyklu Pod nieœcis³ym tytu³em Intymny portret uczo- Kadena Bandrowskiego Czarne skrzyd³a. Tym nych (nieœcis³ym – bo to autoportret) El¿bieta Ney- ³atwiej by³o siê tego domyœleæ, ¿e kilka stron da- man przy konsultacji Marii Ofierskiej wyda³a kore- lej Ossowski informuj¹c, ¿e czyta Lenorê, doda- spondencjê Marii i Stanis³awa Ossowskich, na- je, ¿e trzeba kupiæ Tadeusza – a taki by³ tytu³ dru- k³adem wydawnictwa „Sic!”. Niestety, niedbale. Po giego tomu owego cyklu Kadena... Po czwarte – pierwsze doœæ czytelny (jak widaæ z umieszczo- i to ju¿ chyba wina wydawnictwa – zrezygnowa- nych w ksi¹¿ce fotokopii) tekst korespondencji no z indeksu nazwisk (choæ zosta³ opracowany!) w wielu miejscach jest zniekszta³cony przez myl- – co w edycji tego rodzaju jest wrêcz barbarzyñ- ne odczytanie. Pi³sudski figuruje na fotografii nie stwem. (hm)

134 VARIA DEKADA KSI¥¯KI NADES£ANE n Max Frisch: Sinobrody, prze³. Krzysztof Ja- miary, co Fiodor Dostojewski w Legendzie o Wiel- chimczak, Wydawnictwo Literackie, Kraków kim Inkwizytorze czy Umberto Eco w Imieniu ró¿y. 2002. Postaæ Bernarda Gui, opisana przez Eco, nie jest W serii Pisarze Jêzyka Niemieckiego d³ugo jednak¿e tylko fikcj¹ literack¹. Ten dominikañski oczekiwany tom prozy znakomitego Szwajcara. inkwizytor, historyk i biskup ¿y³ naprawdê w la- Max Frisch (1911-1991) – obok Friedricha tach ok. 1261-1331, dzia³aj¹c w po³udniowej Dürrenmatta najwybitniejszy dramaturg i prozaik Francji. Co wiêcej, cieszy³ siê w swoim zakonie w literaturze powojennej Szwajcarii. W Polsce wielkim powa¿aniem, umar³ w opinii œwiêtoœci i znany z czêsto wystawianych sztuk teatralnych przypisywano mu kilka cudownych uzdrowieñ do- (Biedermann i podpalacze, Andorra) oraz powie- konanych za jego ¿ycia i po œmierci. œci (Stiller, Homo Faber, Powiedzmy Gantenbe- I oto mamy przez sob¹ jego oryginalny pod- in, Montauk). Kinomani znaj¹ œwietn¹ ekraniza- rêcznik inkwizytora: rzeczowy, skrupulatny, lo- cjê Homo Fabera, dokonan¹ przez Volkera giczny i starannie przemyœlany. Lektura Ksiêgi Schlöndorffa. Inkwizycji to zatem okazja, by poznaæ fascynuj¹- Sinobrody to zbiór jedenastu po raz pierwszy c¹ mentalnoœæ ludzi œredniowiecza – tak ró¿n¹ prze³o¿onych na jêzyk polski tekstów, opowiadañ, od naszej w pojmowaniu wolnoœci i sprawiedli- szkiców i mikropowieœci pochodz¹cych z ca³ego woœci. To tak¿e mo¿liwoœæ przyjrzenia siê roz- niemal okresu twórczoœci Frischa: od Dziennika maitym sektom tego okresu, ich wierzeniom i oby- 1946-1949 po ostatni¹ ksi¹¿kê prozatorsk¹ czajom oraz sposobom postêpowania przeciw z 1982 roku. Pozwala to przeœledziæ pisarsk¹ dro- „zarazie herezji” w procesie inkwizycyjnym. Mo- gê autora, zarówno w jej ci¹g³oœci (nieustannie ¿emy wiêc skonfrontowaæ nasze wyobra¿enia na powracaj¹cych tematów, obsesji, pytañ), jak i w temat jego machiny z prawd¹ historyczn¹ i po- jej zmiennoœci (od perspektywy m³odego mê¿- znaæ tego, który w Imieniu ró¿y jest nazywany czyzny po spojrzenie starego cz³owieka). Opo- „biczem na heretyków”. Wstêpem opatrzy³a tekst wiadania te tworz¹ jednak spójn¹ ca³oœæ – ³¹czy Petra Seifert. je podobny rysunek bohaterów, obserwowanych w sytuacjach granicznych i momentach ostatecz- Elwood Reid: Bia³e noce, prze³. Piotr Mel- nych wyborów, oraz styl, rozpoznawalny od pierw- carek, Dom Wydawniczy REBIS, Poznañ 2002. szych zdañ: migawkowy, nies³ychanie lakonicz- W cenionej kolekcji „Salamandry” frapuj¹ca ny, pozornie ch³odny, rzeczowy, wrêcz protoko- powieœæ Amerykanina, który parê lat spêdzi³ na larny. Narrator jest tutaj niejako przezroczysty, nie Alasce, a obecnie mieszka w Nowym Jorku – re- komentuje, nie daje gotowych interpretacji. Pisar- klamowana przez wydawcê jako J¹dro ciemno- ska strategia Frischa wynika z zaufania do czy- œci w scenerii z Jacka Londona. telnika, do jego inteligencji, uwagi i wra¿liwoœci. Jack i Burke, dwaj wêdrowni robotnicy budow- Ta mistrzowska, niepokoj¹ca proza z pewno- lani, w poszukiwaniu przygody i ³atwych pienie- œci¹ stanie siê dla m³odszych czytelników inte- dzy zgadzaj¹ siê wyrwaæ z podejrzanej ni to sek- lektualnym, duchowym i emocjonalnym odkry- ty, ni komuny córkê zdesperowanego ojca. Trop ciem. Starszym mi³oœnikom tego autora zachwa- wiedzie w g³¹b mrocznych lasów Alaski. Nie przy- laæ jej nie trzeba, niemniej i oni prze¿yj¹ niejed- gotowani na œmiertelne niebezpieczeñstwa dzi- n¹ niespodziankê. kiej przyrody i nieœwiadomi wszechogarniaj¹cej si³y przyci¹gania seksty, szybko i boleœnie prze- KSIÊGA INKWIZYCJI. Podrêcznik napisa- konuj¹ siê, ¿e gra toczy siê o najwy¿sz¹ stawkê. ny przez Bernarda Gui, prze³. Manfred Pawlik i Juliusz Zychowicz, Wydawnictwo WAM, Kra- Elia Kazan: Mordercy, prze³. Zofia Zinser- ków 2002. ling, REBIS, Poznañ 2002. Czarna legenda inkwizycji prze¿y³a znacznie Drugie, poprawione wydanie znanej powieœci d³u¿ej ni¿ sama inkwizycja. A¿ dot¹d bulwersuje amerykañskiego re¿ysera i pisarza greckiego po- swoim bezdusznym okrucieñstwem, a jej prze- chodzenia. Zekranizowa³ on m.in. w³asne powie- ra¿aj¹cy s³udzy s¹ portretowani przez pisarzy tej œci Uk³ad oraz Ameryka, Ameryka. W 1999 roku

LITERACKA VARIA 135 KSI¥¯KI NADES£ANE zosta³ nagrodzony Oscarem za ca³okszta³t Literackich”, „Odrze”, „Frondzie”, „Tytule”, „Cza- twórczoœci. sie Kultury”. Jej wiersze t³umaczone by³y na jê- Mordercy to dramatyczna opowieœæ o dwóch zyk niemiecki i rosyjski. Autorka tekstów piose- zabójstwach, ale jest w niej coœ wiêcej. To opo- nek i wierszy do filmu Barbary Sass Jak narko- wieœæ o morderczym sposobie na ¿ycie, który za- tyk (1999). Wspó³pracuje z „Nowymi Ksi¹¿kami”, gra¿a nam wszystkim. gdzie zamieszcza recenzje. Szczególnym przed- miotem eseistycznych zainteresowañ Piwkow- Bohumil Hrabal: Listy do Kwiecieñki, prze³. skiej jest poezja rosyjskich akmeistów, a zw³asz- Andrzej Czcibor-Piotrowski, Czytelnik, War- cza ¿ycie i twórczoœæ Anny Achmatowej. szawa 2002. Laureatka nagrody im. Georga Trakla. Jest Ksi¹¿ka ukazuje siê w pi¹t¹ rocznicê œmierci cz³onkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. wielkiego pisarza czeskiego. Tomy opowiadañ Bohumila Hrabala (1914- Jeanette Winterson: Namiêtnoœæ, prze³. Jo- 1997) Listopadowy huragan (1990) oraz Pod- anna Go³yœ, REBIS, Poznañ 2002. ziemne rzeczki (1991) sk³adaj¹ siê na dwie pierw- W Namiêtnoœci splataj¹ siê losy dwójki niezwy- sze „ksiêgi” cyklu nowelistycznego Listy do Kwie- k³ych bohaterów: ¿o³nierza Henriego, który jako cieñki. Pisane w latach 1989-1990, uwa¿ane s¹ osobisty kucharz Napoleona przez osiem lat wier- na ogó³ za najwa¿niejsze i najpe³niejsze arty- nie pod¹¿a za swym wodzem, oraz Villanelle – stycznie czêœci cyklu. Wiêkszoœci zawartych w rudow³osej córki weneckiego gondoliera, której nich tekstów autor nada³ formê epistolograficz- zroœniête b³on¹ palce stóp stanowi¹ dziwaczny n¹: listów do amerykañskiej studentki slawistyki, psikus losu. April Clifford, która niejednokrotnie odwiedza³a Hollywoodzka wytwórnia Miramax rozpoczê³a Hrabala w Pradze. wstêpne prace nad ekranizacj¹ powieœci, w któ- rej g³ówne role maj¹ zagraæ Gwyneth Paltrow i Drybling Hidegkutiego, czyli rozmowy Juliette Binoche. z Hrabalem. Rozmawia László Szigeti, prze³. Aleksander Kaczorowski, Œwiat Literacki, Iza- Kathryn Harrison: Obna¿ona, prze³. Ma- belin 2002. riusz Ferek, REBIS, Poznañ 2002. Bohumil Hrabal zgodzi³ siê na jedyny w swym Harrison jest m³od¹ pisark¹ amerykañsk¹, au- ¿yciu wywiad-rzekê w wieku siedemdziesiêciu lat. tork¹ m.in. takich powieœci wydanych ju¿ przez Zapis jego wielogodzinnych rozmów z m³odym REBIS, jak Tysi¹c drzewek pomarañczowych, wêgierskim dziennikarzem to dokument niezwy- Poca³unek i Krzes³o do krêpowania. k³y i poruszaj¹cy, nazwany przez samego pisa- Ann Rogers by³a modelk¹ swego ojca, odk¹d rza „powieœci¹-interview”. Fascynuj¹ce historie skoñczy³a kilka lat. Dziêki niej jego fotografie zdo- o ksi¹¿kach w³asnych i cudzych, filozoficzne przy- by³y œwiatow¹ s³awê, a ich twórcê zaczêto zali- powiastki, anegdoty i zwierzenia przeplataj¹ siê czaæ do najbardziej kontrowersyjnych fotografi- w niej z portretami przyjació³, cz³onków rodziny ków swego czasu. Krok po kroku wchodzimy w i ukochanych kotów. intymny œwiat bohaterki, jej wspomnieñ i retro- spekcji, odkrywamy, sk¹d wzi¹³ siê w niej tak sil- Anna Piwkowska: Po, Wydawnictwo Nowy ny pêd do samozniszczenia. Historia Ann to po- Œwiat, Warszawa 2002. ruszaj¹ca opowieœæ o emocjonalnym zranieniu, Nowy zbiór wierszy tej poetki. Anna Piwkow- skomplikowanych relacjach z bliskimi, autode- ska ukoñczy³a filologiê polsk¹ na Uniwersytecie strukcji, ale tak¿e beznadziejnej walce o siebie. Warszawskim. Wyda³a dotychczas piêæ tomików poetyckich: Szkicownik (1989), Cieñ na œcianie Julien Ries: Chrzeœcijañstwo, prze³. Krzysz- (1990), Wiersze i sonety (1992), Skazê (1996) tof Stopa, Wydawnictwo WAM i ZYSK i S-ka, i ostatnio Tylko trzy drogi (2000). Swoje wiersze Kraków-Warszawa 2002. publkowa³a miêdzy innymi w „Wiêzi”, „Res Publi- W piêknie ilustrowanej serii „Religie ludzkoœci” ce”, „Dekadzie Literackiej”, „Kresach”, „Zeszytach tom o pocz¹tkach i rozwoju chrzeœcijañstwa.

136 VARIA DEKADA PRZEGL¥D PRASY

W ofercie m.in. Katolicyzm Juliena Riesa i Pra- n Z telewizorem ³atwiej prze¿ywaæ nieszczêœcie, wos³awie Oliviera Clémenta. ³atwiej poddaæ siê katharsis. Pozostaje to jakieœ nierealne, zimno niebieskie, ale porusza. Poru- Stanis³aw Bereœ: Historia literatury polskiej sza ju¿ tekst scenariusza spektaklu telewizyjne- w rozmowach XX-XXI wiek, Wydawnictwo go Ma³gorzaty Imielskiej Chcia³am ci tylko powie- W.A.B., Warszawa 2002. dzieæ („Dialog” 2002 nr 5-6). Spektakl ten zbu- W drugiej po³owie lat dziewiêædziesi¹tych Sta- dowany jest z kilku dobrze zmontowanych pla- nis³aw Bereœ prowadzi³ Telewizyjne Wiadomoœci nów telewizyjnych. Krystyna odtwarza kasetê Literackie. By³y to rozmowy z licznymi polskimi VHS z zapisem scen z ¿ycia swojej córki, co pisarzami, czêsto aran¿owane w ich domach lub pewien czas pojawiaj¹ siê obrazy z ¿ycia tej cór- w nieprzypadkowym plenerze, robione z du¿ym ki (nie jest to zapis VHS, tylko zapis utrzymany znawstwem ich twórczego dorobku, niespieszne, na poziomie tego spektaklu, który bêdziemy ogl¹- bardziej podobne np. do Apostrophes Pivota ni¿ daæ w telewizji), w spektakl wmontowane s¹ rów- standardowych wywiadów telewizyjnych. Na pod- nie¿ obrazy z przesz³oœci, przypominane przez stawie tych nagrañ uda³o siê autorowi przy pomo- matkê. Ten monta¿ ró¿nych obrazów i konwencji cy studentów i dawnych wspó³pracowników z Te- zyskuje modaln¹ ramê telewizyjn¹ przez zasad- lewizji zredagowaæ czterdzieœci piêæ rozmów z nicze dla tego utworu sformu³owanie metateksto- wybranymi pisarzami reprezentuj¹cymi kilka po- we: scenariusz spektaklu telewizyjnego. Odtwa- koleñ literackich, od Mi³osza poczynaj¹c, „zawie- rzanie kasety magnetowidowej pozwala na raj¹cych – jak podkreœla Bereœ – wierny zapis myœli uobecnienie i urealnienie przesz³oœci. Akcja obej- pisarzy (...). Dyskusje te w ciekawy i emocjonuj¹- muje dwa plany czasowe: próbê normalnego ¿y- cy sposób ilustruj¹ burzliwe losy i twórczoœæ naj- cia dwojga ludzi, Anny i Adama, którzy chc¹ po- wybitniejszych pisarzy polskich dwudziestego wie- konaæ swoje choroby psychiczne, klêskê, ode- ku”. Tak powsta³a oryginalna, w niespotykany do- branie Annie jej córki Basi; sytuacjê po powrocie t¹d sposób ujêta historia polskiej literatury najnow- Krystyny do domu, która ogl¹da video i porz¹d- szej, której pierwszy tom trafi³ do r¹k czytelnika. kuje pami¹tki po zmar³ej córce. Raz po raz, w (wy- œwietlanych niejako) wspomnieniach Krystyny Jerzy Sosnowski: Linia nocna, Wydawnic- jesteœmy przenoszeni w odleglejsz¹ przesz³oœæ. two W.A.B., Warszawa 2002. Spektakl porusza nie tylko przez urywany zapis Opowiadania Sosnowskiego, znanego krytyka szybko skazanej na niepowodzenie walki Anny literackiego, dziennikarza radiowego i telewizyjne- z chorob¹. Anna os³abiana by³a dodatkowo przez go, autora interesuj¹cej powieœci Apokryf Ag³ai, pobyt jej mê¿a w szpitalu – Adam przesta³ j¹ na- kontynuuj¹ tradycjê opowieœci niesamowitych, z wet poznawaæ. W tym, jak Anna siê zachowuje pogranicza literatury grozy, fantastyki i groteski. i co mówi, pojawia siê, nie do koñca wyartyku³o- Pos³uguj¹c siê poetyk¹ snu, pisarz przedstawia wane, oskar¿enie wobec matki. Przed pope³nie- niepokoje wspó³czesnego cz³owieka, nêkanego niem samobójstwa córka próbowa³a skontakto- obsesjami i irracjonalnym strachem. waæ siê z matk¹ i poprosiæ j¹ o pomoc. Krystyna albo nie odbiera³a telefonów, albo wyje¿d¿a³a. Henryk Rozpêdowski: Charleston, Wydaw- Zosta³a sama z koñcówk¹ nagrania, na którym nictwo W.A.B., Warszawa 2002. widzi ostateczne poddanie siê Anny. Napisana z humorem powieœæ o cz³owieku, któ- ry z bohatera sta³ siê wskutek splotu dramatycz- Maciej WoŸniak w wierszu Zmiana œwiate³ nych okolicznoœci kanali¹, jest póŸnym debiutem („Studium” 2002 nr 2) opisuje fotografiê mia- prozatorskim dziennikarza Rozg³oœni Radia Wol- sta, a w³aœciwie nie fotografiê, tylko stop klatkê, na Europa, przyjaciela i wspó³pracownika Marka to co mo¿na zobaczyæ w szybie wystawowej po H³aski, o którym napisa³ dwie ksi¹¿ki. Akcja po- chwilowym zatrzymaniu akcji, gdy czerwone œwia- wieœci obejmuje kilkadziesi¹t lat najnowszej historii t³o zatrzyma³o sznur samochodów. £atwo wyobra- Polski, od czasów miêdzywojennych a¿ po lata ziæ sobie tê chwilê, gdy przycicha uporczywy osiemdziesi¹te. szum prze³adowanej ulicy. Miasto dusi siê w ob-

LITERACKA VARIA 137 PRZEGL¥D PRASY jêciach potwora, legendarnego wê¿a: „D³ugi w¹¿ konawców / g³ównych ról ( ).” Wiadomoœci po- samochodów, / oplataj¹cy ciasno ledwie ¿ywe kazuj¹ stosy trupów, czyli tych, którzy odpadli miasto, / nieruchomieje na chwilê przed przej- w eliminacjach, wyci¹gnêli puste losy. T³um gro- œciem / dla pieszych.” G³ow¹ gada jest srebrne madzi siê w dyskotekach, koœcio³ach i supermar- auto sportowe, które prowadzi krótko ostrzy¿ony ketach, klaszcz¹c zawsze, gdy pojawi siê napis byczek. W¹¿ nie jest agresorem, gadem wynu- „aplauz”. Druga czêœæ wiersza to seria zaskaku- rzaj¹cym siê z toni, który dusi ¿ywe miasto. Mia- j¹cych pytañ, prowadz¹cych do wniosku, ¿e sto obumiera, bo samo wydaje wê¿a, który zjada ucieczka z tego œwiata nie jest naturalnym odru- samego siebie. Miasto samo gotuje sobie zag³a- chem. Telewizyjny œwiat istnieje, bo ludzie (któ- dê, depcze œwiêtoœci. W¹¿ zniewala, nie kusi – rzy najczêœciej nie s¹ jego podmiotami, lecz zmusza. Obok byczka z grubymi palcami wid- przedmiotami) chc¹, ¿eby istnia³: „( ) powiedz, nieje „delikatna, poblad³a, jakby wziêta / z ikony, nie masz ochoty / wyjechaæ st¹d na zimê ( ) / twarz dziewczyny.” Jego palce wêdruj¹ce po ciele ( ) nie byæ / miêsem armatnim reklam ( ) / ( ) dziewczyny s¹ zdeptaniem œwiêtoœci, wo³aj¹ nie masz ochoty / nie patrzeæ co dzieñ w ekran, o pomstê do nieba bardziej ni¿ krowy, które za- na wszystko, co dzieñ / wyœwietla. To nie spo- chorowa³y zmuszone do jedzenia swoich krew- wiedŸ, wiêc powiedz. Nie k³am.” nych. Gdzie w takim mieœcie szukaæ choæby dzie- Trzeci wiersz, do którego warto siêgn¹æ w tym siêciu sprawiedliwych? Przestrzeñ industrialna numerze „Studium”, to Letnie herezje Agnieszki jest siedliskiem wystêpku – doszliœmy tu do jej Kuciak. kresu, przechodz¹c przez – tak mo¿na czytaæ ten wiersz, przypominaj¹c sobie ró¿ne poetyc- Mo¿e teraz trudniej czytaæ ten utwór ni¿ na kie wizje miasta – zachwyt miastem i now¹ prze- wiosnê, gdy panuje rozedrganie uczuæ, obrazów, strzeni¹, peregrynacje knajpiane, ciep³e lokalne a œwiat³o mocno oœlepia. Polecam jednak wiersz koloryty itd. Wejrzenie z bliska do samochodu, Chyba ju¿ wiosna Artura Rumana opublikowany w którym siedz¹ mê¿czyzna i kobieta pozwala w „Tyglu Kultury” (2002 nr 1-3). Dla lepszej za- na dok³adn¹ obserwacjê szczegó³ów (przechod- bawy nale¿a³oby zacytowaæ ca³y tekst. Rekwizy- nie zagl¹daj¹ wszak do samochodów stoj¹cych ty s¹ wiosenne: ptasie, wierszowe, s³oneczne, a na czerwonym œwietle), jednak pewnych rzeczy nawet grzeszne. Ale jak wszystko smacznie po- nie mo¿na dostrzec: „ich tak dalekie, ¿e nie wia- dane: „( ) We w³osach wiosny. / Sen przestaje domo / nawet, czy istniej¹, dusze.” Zmiana œwia- morzyæ lo¿¹ letargu, / w której ze wzglêdów ³a- te³ i w¹¿ rusza. twiejszej adaptacji / mnie stary niedŸwiedŸ moc- Reality shows i inne formy telewizyjnego eks- no spa³.” Ca³y utwór sk³ada siê z takich „krótkich hibicjonizmu, sprzeda¿ wszystkiego i wszystkich krotochwil.” na szklanym ekranie doprowadzi³y do zwyrodnie- ZadŸwiêcza³o, a mo¿e zadzwoni³o Ga³czyñ- nia opisanego w filmie Truman Show. W ogrom- skim (œci¹gnij sobie Ga³czyñskiego, najlepsze nym studiu telewizyjnym zbudowano œwiat, w któ- kawa³ki, teraz za naœcie groszy plus wat – mo¿e rym wszystko by³o umowne, tylko jeden cz³owiek zaskoczyæ nas nied³ugo natrêtna reklama) w wier- ¿y³ tam na serio. Urodzi³ siê, chodzi³ do szko³y szu Nowa taryfa Piotra Czerskiego („Tygiel Kul- i pracowa³ w tym sztucznym œwiecie, a miliony tury”). Trudno nie uœmiechn¹æ siê, czytaj¹c ten widzów na ¿ywo ogl¹da³y przez ca³¹ dobê ka¿dy erotyk utkany z fragmentów reklam telefonii ko- jego krok. Jego przyjaciele i s¹siedzi byli tylko mórkowej. Nie trzeba ju¿ wyznawaæ sobie mi³o- aktorami. Tyle przypomnienia filmu. Ca³e ¿ycie œci sms-em, mo¿na zadzwoniæ, korzystaj¹c z ta- mo¿e byæ œwiatem kreowanym przez telewizjê, nich po³¹czeñ. Dziêki uproszczonym rachunkom nierozerwalnie z ni¹ zwi¹zanym, mo¿e byæ tele- wszystko sta³o siê prostsze. „Nie ma idealnych wizj¹. Jak w kolejnym wierszu Macieja WoŸnia- zwi¹zków, powtarzam sobie zawsze, / kiedy je- ka Nie tylko Truman Show. „( ) Od / œwitu na steœ chwilowo niedostêpna albo znajdujesz siê / wszystkich kana³ach: na ulicznych stoiskach, / poza zasiêgiem.” Telefon mo¿e byæ nie tylko nie- w dusznych biurach, w szoferkach ciê¿arówek odzownym atrybutem mi³oœci, pos³añcem (Kupi- i przy / klawiaturach, stale trwa casting, wybór wy- do z komór¹), mo¿e byæ te¿ ekwiwalentem lub

138 VARIA DEKADA PRZEGL¥D PRASY jej obiektem: „w œrodku nocy zrywam siê z ³ó¿ka cz³owieka jego poczwórnej jednoœci. Zostaje to i zasypiam znowu / dopiero czuj¹c koj¹c¹ bliskoœæ uto¿samione z „odzyskaniem przez ka¿dego miêkkich kszta³tów / telefonu.” (Prasa donosi, ¿e cz³owieka jego p³ynnej, opartej na wyobraŸni w ramach okrutnego eksperymentu pewn¹ gru- i twórczej zdolnoœci scalaj¹cej wizji, która jesz- pê Brytyjczyków na tydzieñ roz³¹czono z telefo- cze raz postrzega ca³y œwiat jako ‘zidentyfikowa- nami komórkowymi. Po tym czasie 70% bada- ne Ludzkie Formy’ i ponownie obdarzona jest nych wykazywa³o objawy depresji.) zdolnoœci¹ odró¿niania bez dzielenia, postrzega- W tym „Tyglu Kultury” zwraca uwagê jeszcze j¹c kolejno wieloœæ w jednoœci a jedno jako jed- esej Urszuli Usakowskiej-Wolff, poœwiêcony twór- noœæ w wieloœci.” Abrams podobn¹ ewolucjê idei czoœci Lily Brett: Podró¿ do korzeni(a). Autorka widzi u Shelleya, dla którego po czasie ludzkie- koncentruje siê na ostatniej ksi¹¿ce Brett (Zu vie- go z³a przychodzi czas ogrodu przewy¿szaj¹ce- le Männer. Roman), która ze wzglêdu na swoj¹ go Eden (poemat Queen Mab). Rewolucja ze- tendencyjn¹ antypolskoœæ mo¿e wywo³aæ jesz- wnêtrzna by³a dla Shelleya bodŸcem do we- cze sporo zamieszania. wnêtrznej rewolucji moralnej i intelektualnej. Prze- mianê dawnego œwiata w nowy w twórczoœci Apokalipsa poprzez wyobraŸniê – tak zosta³ Shelleya najpe³niej wyra¿a Prometeusz wyzwo- nazwany przez t³umacza, Jakuba Szczukê, frag- lony. Hölderlin opiewa powrót pierwotnego raju ment ksi¹¿ki Meyera H. Abramsa (Natural Su- mi³oœci, niewinnoœci i wolnoœci (Hymne an die pernaturalism. Tradition and Revolution in Ro- Freiheit), ale po doœwiadczeniach Rewolucji Fran- mantic Literature), opublikowany przez „Kresy” cuskiej przechodzi od nadziei do gorzkiego roz- (2002 nr 1). „Wielkie dzie³a romantyczne nie po- czarowania (Hyperion). Abrams wspomina jesz- wstawa³y w okresie szczytu rewolucyjnej nadziei, cze krótko Novalisa oraz Carlyle’a i koñczy: „( ) ale wyp³ywa³y z doœwiadczenia czêœciowego lub Carlyle streszcza wysi³ek pokolenia d¹¿¹cy do ca³kowitego rozczarowania niesion¹ przez ni¹ utrzymania nadziei na pojawienie siê na tym œwie- obietnic¹. Uderzaj¹ce jest to, ¿e wiele z tych dzie³ cie Nowego Jeruzalem, które ma powstaæ nie zachowuje, a raczej przek³ada na inny wymiar w wyniku przemiany œwiata, ale zmiany naszego doœwiadczenia, projekt, idee i œwiat wyobraŸni œwiatopogl¹du. PóŸniejszy esej wyra¿a najbar- m³odzieñczych dzie³, które ich autorzy stworzyli dziej elementarny wyznacznik wielkiej romantycz- w nastroju millenarystycznego podekscytowania” nej tezy: ‘poeta-wieszcz’, mówi Carlyle, osi¹ga – niech ten cytat bêdzie dla nas tez¹ fragmentu ‘melodyjn¹ Apokalipsê Natury’.” przywo³anej ksi¹¿ki Abramsa. Najpierw Abrams W „Kresach” zwraca uwagê jeszcze tekst przywo³uje utwory Wordswortha, który opubliko- Wojciecha Owczarskiego o migotaniu, metamor- wane w 1793 r. Descriptive Sketches zakoñczy³ fozach, przemianach w twórczoœci Adama Mic- wizj¹ nowej ziemi, wy³aniaj¹cej siê z p³omieni kiewicza (Metamorfozy Mickiewicza). Rewolucji Francuskiej. W póŸniejszych utworach Robert Kozela poeta ocali³ millenarystyczn¹ nadziejê, odwraca- (szczêœliwy posiadacz telefonu komórkowego) j¹c siê jednak od rewolucji i utopii spo³ecznej. Uciek³ w indywidualny kwietyzm, przeszed³ od Renée Green, Standaridized Octagonal Units for Imaginal and Existing Systems, DOCUMENTA 11, Kassel „zewnêtrznej rewolucji do rewolucyjnego sposo- bu percepcji za pomoc¹ wyobraŸni, umo¿liwiaj¹- cego co najmniej ‘stworzenie’ nowego œwiata.” Zainteresowanie odnowionym œwiatem mo¿emy œledziæ u wielu wspó³czesnych Wordswortha. Zdaniem Coleridge’a wolnoœæ mo¿na odnaleŸæ nie w formach ludzkiej w³adzy, a w po³¹czeniu indywidualnego umys³u z ziemi¹, morzem i po- Tomasz Gryglewicz Tomasz wietrzem. Blake nawi¹zuje do mitu „Cz³owieka Powszechnego”: stworzenie ziemi na nowo wi¹- zaæ siê bêdzie z odzyskaniem przez mitycznego Fotografia

LITERACKA VARIA 139 GIE£DA TALENTÓW (6)

n Mijaj¹ wakacje, przyby³o doœwiadczeñ, wier- obowi¹zków, szy, wody w rzekach. Wszyscy powinniœmy cze- zszarza³a monotoni¹ kaæ teraz na nowy – po kilku ³adnych latach – rozk³adów kolejnych dni, zbiór wierszy Wis³awy Szymborskiej Chwila. pospiesznym rytmem W prasie literackiej ukaza³o siê kilka utworów d¹¿¹cych donik¹d. z zapowiadanego tomu noblistki, a wszystkie zacne i po ludzku m¹dre, jak ten Ze wspomnieñ, Inaczej swoj¹ drogê poetyck¹ widzi Pan Sta- opowiadaj¹cy o olœnieniu piêknem pewnej dziew- nis³aw. W³aœciwie pojawiaj¹ siê w tym zestawie czyny i czyimiœ niegdysiejszymi reakcjami na to dwie szko³y, dwie dykcje: jedna ze sk³onnoœci¹ piêkno. Czekajmy – mo¿e po nabyciu tej d³ugo do doœæ pomys³owej parabolizacji, toku przypo- wyczekiwanej ksi¹¿ki przyœlecie Pañstwo do nas wieœciowego (jak w ca³ym cyklu Ale cyrk); druga krótkie komentarze, refleksje, wra¿enia z lektury – to próba prostoty, zmierzanie do zapisania „b³y- Chwili? Czy poezja naszych Mistrzów stanowi dla sku obrazu” (jak w wierszu Ryba, choæ za ca³oœæ Pañstwa tak¿e istotn¹ inspiracjê, wskazówkê, wystarczy³oby 6 pierwszych wersów, bez pointo- lekcjê? Bêdziemy czekali na listy, a najciekaw- wania, które zbyt nachalnie dopowiada, os³abia sze wypowiedzi postaramy siê zacytowaæ. wymowê dobrze zapowiadaj¹cego siê wiersza). Dziœ, mimo korespondencyjnego nat³oku, Z owego drugiego nurtu spodoba³ nam siê chcemy zwróciæ uwagê tylko na jedno, doœæ nie- najbardziej proœciutki zapis myœli, która pewnie zwyk³e naszym zdaniem zjawisko. Oto napisali w wakacyjnych wêdrówkach niejednemu przysz³a do nas Jolanta i Stanis³aw Szwarcowie z Po- do g³owy: znania (zapewne ma³¿eñstwo). Okazuje siê, ¿e mo¿na „rodzinnie” uprawiaæ sztukê poezjowania, Bezdro¿ami lirycznie dyskutowaæ z osob¹ najbli¿sz¹, stawiaæ sobie podobne lub odmienne twórcze zadania i – Do dzisiaj wierzê naiwnie, ¿e s¹ miejsca w lesie, przy dopingu kogoœ równie¿ „praktykuj¹cego” na których nie stanê³a jeszcze ludzka stopa. i serdecznego – próbowaæ je dobrze rozwi¹zy- Choæ tylu sz³o przede mn¹ waæ. grzybiarzy na rydze, Pañstwo Szwarcowie ujêli nas pochwa³¹, wy- wiejskich bab na jagody, nikaj¹c¹ z ich wra¿enia, i¿ „odpowiadamy na myœliwych na ³ów, wszystkie listy”. Dziêkujemy za ufnoœæ – na partyzantów na bój, wszystkie listy odpowiedzieæ siê nie da; wszyst- rodzin na spacer, kie zaœ listy i do³¹czone do nich teksty, z uwag¹ ch³opców na przygodê, czytamy. samobójców na ga³¹Ÿ, Ale wróæmy do wierszy, jeœli nie tylko autorzy kochanków na mi³oœæ, ciekawi s¹ naszych s¹dów. poetów na s³owa. Wiersze Pani Jolanty s¹ bli¿sze materii ¿ycia, po kobiecemu konkretniejsze, zwarte – st¹d – Znów obiecuj¹cy zestaw. Gratulujemy. Radzi- od detalu zwyk³oœci – wiedzie dobra droga ku my pisaæ dalej... uogólnieniu, które uniezwykla pozornie prosty koncept, jak w wierszu Og³oszenie (zreszt¹ pra- wie ca³y zestaw nam siê podoba, szczególnie Czas, Zima oraz Maj w Kicinie):

Zginê³a mi niedziela, przesi¹kniêta zapachami sobotniego placka, przybrana w odœwiêtn¹ sukienkê i wyjœciowy garnitur. Zab³¹dzi³a w poniedzia³kach

140 VARIA DEKADA Warunki prenumeraty:

Prenumerata roczna krajowa wynosi 52,00 PLN pó³roczna – 26,00 PLN Prenumerata roczna zagraniczna wynosi 30 USD pó³roczna – 15 USD cena egzemplarza Dekady Literackiej w prenumeracie krajowej wynosi: 6,50 PLN Cena egzemplarza „Dekady Literackiej” w prenumeracie zagranicznej wynosi: 3,5 USD* Cena za egzemplarz archiwalny Wydawca: wraz z wysy³k¹ wynosi: KRAKOWSKA 6 PLN z roku 2001, 3 PLN z roku 2000, FUNDACJA KULTURY 2 PLN z lat poprzednich ul. Kanonicza 7 P³atników VAT-u prosimy 31-002 Kraków o podawanie NIP-u. tel./fax 422-47-73 Potwierdzeniem przyjêcia prenumeraty Przygotowanie do druku: jest wystawienie przez KFK Jan Szczurek faktury VAT.

Druk: Drukarnia DEKA *w przypadku wp³aty w PLN ul. Golikówka 7 – wg aktualnego kursu NBP 30-723 Kraków tel. 653-12-70 Prenumeratê prosimy wp³acaæ tel./fax 653-29-06 na konto Krakowskiej Fundacji Kultury ISSN 0867-4094 BPH IV O/Kraków Nr indeksu 356-875 10601389-320000473722 142 DEKADA LITERACKA 143

DEKADA LITERACKA MIESIÊCZNIK KULTURALNY ISSN 0867-4094 Nr indeksu 356-875 Redaguje zespó³: Marta Wyka redaktor naczelny Teresa Walas zastêpca redaktora naczelnego Andrzej Zawadzki sekretarz redakcji Bogdan Rogatko Agnieszka Kosiñska Krzysztof Lisowski Robert Ostaszewski odpowiedzialny za korektê Aleksander Pieniek redaktor graficzny

Wspó³pracuj¹: Stanis³aw Balbus Piotr Bukowski Jaros³aw Fazan Julian Kornhauser W³odzimierz Maci¹g Henryk Markiewicz Stanis³aw Rodziñski Ma³gorzata Ruda Rafa³ Solewski

Adres redakcji: ul. Kanonicza 7 31-002 Kraków tel./fax 422-47-73 e-mail: [email protected] Redakcja nie zwraca materia³ów nie zamówionych i zastrzega sobie prawo skrótów. Dnia 16 sierpnia 2002 Numer zamkniêto zmar³a w San Francisco 10 sierpnia 2002 roku. Projekt ok³adki: CAROL MARIE THIGPEN-MI£OSZ Aleksander Pieniek Czes³awowi Mi³oszowi Niniejszy numer „Dekady Literackiej” sk³adamy ukazuje siê przy udziale finansowym wyrazy najg³êbszego wspó³czucia. Miasta Krakowa, Redakcja Fundacji Stefana Batorego i Ministerstwa Kultury.