JANUSZ DEGLER „Można nie lubi7 mnie jako artysty, ale twierdzenie, że nie jestem wcale artyst5, uważam za nieco przesadzone i obawiam siI, że s5d przysz²ych pokole´ nie bIdzie zbyt pochlebny dla nie¬ których moich krytyków. Jak¬ kolwiek, wskutek nienasycenia form5 i wymaga´ kompozycyj¬ nych, sztuki moje nie s5 foto¬ graficznym odbiciem życia, jed¬ nak nad »banialukami« (...) w nich zawartymi pomyËl5 jeszcze kiedyË przyszli historycy literatury”. (S. I. Witkiewicz, Teatr, s. 221—222) w i ² k a c y w teatrze miIdzywojennym
Janusz Degler
wi²kacy w teatrze MIHDZYWOJENNYM
Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe • 1973 VO V
Projekt obwoluty i ok²adki JÓZEF CZERWI³SKI
Redaktor JOLANTA CZUBEK-OLEJNICZAK
WYDAWNICTWA ARTYSTYCZNE I FILMOWE WARSZAWA 1973 Wydanie I. Nak²ad 4000 + 237 egz. Ark. wyd. 14,2 Ark. druk. 14,5 + 1. Papier druk. mat. III kl. 82 X 104/80 1 pap. kredowany III kl. 70 X. 100/90 Podpisano do druku w kwietniu 1973 r. Druk uko´czono w czerwcu 1973 r. Zam. 364/73 B-07-2319 Cena z² 30.— Krakowskie Zak²ady Graficzne, Zak²ad nr 6 Kraków ul. Orzeszkowej 7 WSTHP
Redakcja „PamiItnika Teatralnego”, publikuj5c w roku 1961 kilkanaËcie listów Stanis²awa Ignacego Witkiewicza, stwier¬ dza²a w swym komentarzu: „Najwyższy czas, aby również hi¬ storia teatru sp²aci²a d²ug wobec tego fenomenalnego pisarza, który może nie by² geniuszem, ale z pewnoËci5 cz²owiekiem o znamieniu genialnoËci”. Zg²oszony wówczas postulat podjI¬ cia prac, które by opisa²y przebieg wspó²pracy Witkacego z teatrami w latach miIdzywojennych, pozostawa² jednak nie zrealizowany. Konstanty Puzyna, wydaj5c dramaty Witkiewi¬ cza, zebra² w specjalnej „Nocie” podstawowe dane o wiIk¬ szoËci inscenizacji, a Andrzej Makowiecki w artykule zamiesz¬ czonym w programie do spektaklu Kurki Wodnej (Teatr Na¬ rodowy) skrótowo i pobieżnie omówi² ważniejsze przedstawie¬ nia z okresu dwudziestolecia miIdzywojennego. Od zg²oszenia przez „PamiItnik Teatralny” postulatu opra¬ cowania dziejów scenicznych Witkacego up²ynI²o ponad 10 lat i sprawa podjIcia tego typu bada´ nabra²a w tym czasie szczególnego znaczenia. W minionych bowiem latach nast5pi² niezwyk²y zwrot w recepcji twórczoËci autora Szewców — zwrot nie maj5cy w²aËciwie precedensu w naszej literaturze. Niemal zupe²nie niedoceniony za życia, teraz Witkiewicz uzna¬ ny zosta² za prekursora najbardziej nowoczesnych form dra¬ matycznych i teatralnych. KiedyË go oËmieszano i wykpiwa- no — obecnie widzimy w nim najwybitniejszego pisarza dwu¬ dziestolecia, który szerokoËci5 horyzontów myËlowych i od¬ krywczoËci5 rozwi5za´ artystycznych przewyższa swoich wspó²czesnych. W krótkim czasie — w ci5gu paru lat — Witkacy sta² siI klasykiem. O jego dzia²alnoËci artystycznej zgodnie siI dzisiaj mówi jako o najoryginalniejszym zjawisku w dziejach naszej kultury, a za powszechnie obowi5zuj5cy uważa siI już pogl5d, który sformu²owa² Kazimierz Dejmek, że utwory Witkacego to, obok Dziadów Mickiewicza i drama¬ tów Wyspia´skiego, „jedyne polskie rozwi5zania dla naszej sztuki scenicznej”. 6 Zmiana zapatrywa´ na dramaturgiI Witkacego zadecydo¬ wa²a o tym, iż jego utwory wesz²y przed paru laty na sta²e do repertuaru naszych teatrów. DziË możemy z ca²kowit5 pew¬ noËci5 stwierdzi7, że by²o to niezwykle ważne wydarzenie dla polskiej kultury teatralnej. Na pocz5tku i w²aËciwie do nie¬ dawna każd5 premierI sztuki Witkiewicza przyjmowano jako swego rodzaju ewenement i wydarzenie — prasa skrzItnie odnotowywa²a przedstawienia nawet na scenkach amatorskich, a krytycy obszernie omawiali kolejne inscenizacje. Ta atmo¬ sfera zaciekawienia, pewnej fascynacji, ale i niepewnoËci by²a jednak w pe²ni uzasadniona. Otwarte bowiem pozostawa²o wówczas pytanie, czy sko´czy siI na kilku lub kilkunastu pró¬ bach i twórczoË7 Witkacego okaże siI, jak to obrazowo okre¬ Ëli² jeden z krytyków, „spróchnia²ym szkieletem, na którym nie sta²o już teatralnego miIsiwa”, czy też w jego utworach teatr i publicznoË7 potrafi odnaleê7 nie tylko elementy pre¬ kursorskie w stosunku do form dzisiejszego teatru, ale przede wszystkim — wspó²czesne treËci, aktualn5 problematykI. Dwie premiery na naszych reprezentacyjnych scenach — Matki w Starym Teatrze oraz Kurki Wodnej w Teatrze Na¬ rodowym w roku 1964 — a potem niezwyk²y sukces Szewców we wroc²awskim Kalamburze rozstrzygnI²y owo pytanie w sposób ostateczny. Nieoficjalny „festiwal” sztuk Witkacego na naszych scenach w ostatnich latach by² tego najlepszym potwierdzeniem. Nie ma już dziË w²aËciwie poważnego teatru, który by dot5d nie gra² Witkacego. Od roku 1964 do czerwca 1971 odby²o siI 61 premier, w tym 7 prapremier. PiI7 utwo¬ rów pokazano w teatrze telewizji. Niemal równoczeËnie twórczoË7 Witkiewicza pocz5² odkry¬ wa7 Ëwiat. Przek²ady sztuk ukaza²y siI w Austrii, Czechos²o¬ wacji, Jugos²awii, Meksyku, na WIgrzech. W NRF opubliko¬ wano już osiem dramatów, w Stanach Zjednoczonych wyszed² w znakomitym opracowaniu i t²umaczeniu Daniela C. Geroulda tom sztuk Witkacego i przygotowywany jest nastIpny. W Szwajcarii ukaza²y siI pod redakcj5 Alain van Crugtena cztery tomy zbiorowej, planowanej na szeË7 tomów, edycji wszystkich utworów dramatycznych Witkacego. Tak5 sam5 edycjI zapowiada w²oskie wydawnictwo „Donato” (w r. 1969 wydano pierwszy tom), jednoczeËnie firma „Tinaldo” opubli¬ kowa²a tom z²ożony z trzech przek²adów (Wariat i zakon¬ nica, Kurka Wodna, Szewcy), a czasopisma „II Dramma” i „Si- pario” og²osi²y t²umaczenia W ma²ym dworku, Pragmatystów
6 i Nowego Wyzwolenia. We Francji u Gallimarda w serii tea¬ tralnej „Théâtre du monde entier” ma siI ukaza7 dziesiI7 utworów w odrIbnych tomikach (do tej pory wysz²y cztery: Matka, Metafizyka dwug²owego cielIcia, Kurka Wodna i Szew¬ cy). Nienasycenie przet²umaczono na jIzyk w²oski, francuski i niemiecki, przek²ad angielski czeka na swego edytora. We W²oszech i Szwajcarii wydano Pożegnanie jesieni, zapowiada¬ na jest edycja niemiecka tej powieËci. W różnych antologiach i czasopismach ukaza²y siI fragmenty pism teoretycznych Witkacego. RoËnie także liczba artyku²ów i opracowa´ po¬ ËwiIconych jego twórczoËci. Slawista belgijski, van Crugten, napisa² kilkusetstronicow5 ksi5żkI o dramaturgii (S. I. Wit¬ kiewicz aux sources d’un théâtre nouveau). W Ëlad za t²umaczeniami przysz²y premiery teatralne. Od¬ by²o siI ich już ponad trzydzieËci (Wariata i zakonnicI wy¬ stawiono nawet w Nowej Zelandii). Grany pocz5tkowo na scenach studenckich i eksperymentalnych, od czasu paryskie¬ go sukcesu Matki, wystawionej w teatrze Récamier z Ma¬ deline Renaud w roli tytu²owej, wszed² Witkacy do reper¬ tuaru najpoważniejszych scen nie tylko europejskich.
ZwyciIstwo sceniczne Witkiewicza sta²o siI zatem faktem, a problem, czy gra7 jego sztuki już nie istnieje. Nie rozwi5¬ zana pozosta²a jeszcze kwestia: jak gra7? I z tym proble¬ mem nasze teatry nie potrafi²y sobie do tej pory poradzi7. Stanowisko krytyki jest tu na ogó² jednomyËlne — wiIkszoË7 koncepcji inscenizacyjnych uznano za nieporozumienie, wiIk¬ szoË7 pomys²ów reżyserskich potraktowano jako niezgodne z tekstem i wol5 autora, b5dê wypaczaj5ce sens utworu, wiIkszoË7 rozwi5za´ scenograficznych oraz kreacji aktorskich oceniono bardzo krytycznie. Nieustanne k²opoty z Witkacym, Si²a z²ego na jednego — Witkacego, Witkacy „z boku” i „od ko´ca” — oto wybrane tytu²y omówie´ Witkiewiczowskich spektakli. Artyku² Konstantego Puzyny Na prze²Iczach bez¬ sensu („PamiItnik Teatralny” 3/1969) by² najbardziej autory¬ tatywnym potwierdzeniem opinii, że prawie wszystkie do¬ tychczasowe doËwiadczenia teatru z dramaturgi5 Witkiewi¬ cza uzna7 trzeba za nieudane. W ten sposób przywracaj5c Witkacemu należne mu miejsce w naszej kulturze narodowej, teatry przysporzy²y sobie za¬ razem niema²o k²opotów. Witkacy okaza² siI ponownie pisa¬ rzem trudnym, a znalezienie klucza interpretacyjnego do jego
7 dramatów — nie lada zadaniem. Nasuwa siI pytanie, co de¬ cyduje o tych trudnoËciach, gdzie tkwi przyczyna k²opotów, czym t²umaczy7 te tak liczne nieporozumienia i pomy²ki in¬ scenizacyjne. Przy próbach odpowiedzi może w jakiejË mie¬ rze okaza7 siI przydatne odtworzenie tradycji inscenizacyj¬ nej sztuk Witkacego. PrzeËledzenie ich dziejów scenicznych mia²oby, obok swego znaczenia historycznego, także i pewien walor aktualny. Nie ta jednak sprawa wyznacza podstawowe zadania niniejszej pracy. Jej bowiem zasadniczym celem jest opracowanie ma²ego fragmentu historii naszego teatru — roz¬ dzia²u, który stanowi5 inscenizacje sztuk Witkiewicza w okre¬ sie dwudziestolecia miIdzywojennego. Jest to bez w5tpienia rozdzia² odrIbny i doË7 osobliwy, którego znaczenie uËwiada¬ miamy sobie dopiero dzisiaj. W latach miIdzywojennych odby²o siI 18 premier jego sztuk (wystawiono dwanaËcie utworów; dwukrotnie w jed¬ nym przedstawieniu prezentowano dwa tytu²y). W pracy omó¬ wiono w uk²adzie chronologicznym kolejne premiery, poËwiI¬ caj5c wiIkszoËci z nich odrIbne czIËci. Próby rekonstrukcji kszta²tu inscenizacyjnego przedstawie´ oparte s5 przede wszy¬ stkim na recenzjach, zachowanych zdjIciach oraz relacjach ustnych, listach i wspomnieniach osób, które uczestniczy²y w po¬ szczególnych spektaklach. Trzeba jednak od razu stwierdzi7, że nie jest to materia², który by stwarza² pe²n5 możliwoË7 zrealizowania zasadniczych celów pracy. Fakt, że nieraz na¬ wet o przedstawieniach na scenach zawodowych niewiele pewnego można powiedzie7, t²umaczy7 trzeba tym, iż chociaż uda²o siI zebra7 prawie wszystkie recenzje teatralne, to jed¬ nak zawarte w nich opinie i uwagi o samej inscenizacji oka¬ zywa²y siI czIstokro7 banalne. Zachowa² siI ubogi materia² ikonograficzny — kilka szki¬ ców dekoracji i kostiumów (w tym dwa autorskie) oraz za¬ ledwie 23 zdjIcia (z tego cztery zrobione już po zako´cze¬ niu przedstawienia). ParI z nich tylko umożliwia opis deko¬ racji i kompozycji przestrzeni scenicznej. Niezbyt obfity ma¬ teria² informacyjny przynios²y także wywiady, rozmowy i ko¬ respondencja z osobami, które bra²y udzia² w premierach. Przedstawienia Witkacego, schodz5ce z afisza już po kilku spektaklach, nie utrwali²y siI po prostu w pamiIci — pozo¬ sta² jedynie klimat premiery lub jakieË drobne, najczIËciej humorystyczne epizody. Nik²e okaza²y siI także rezultaty po¬ szukiwa´ prowadzonych w archiwach miejskich Poznania,
8 Torunia, Krakowa, Warszawy i Zakopanego. Archiwa zaË niektórych teatrów albo siI nie zachowa²y, albo s5 niedostIp¬ ne, albo zdekompletowane. Uniemożliwi²o to zdobycie wszyst¬ kich afiszy b5dê programów i w kilku wypadkach obsadI trzeba by²o odtwarza7 na podstawie recenzji. Z kolei dotarcie do nich nie zawsze by²o spraw5 prost5, jeËli siI zważy, że żadna biblioteka w Polsce nie posiada kompletu prasy miI¬ dzywojennej, że niektóre tytu²y s5 niepe²ne, albo w ogóle nie zosta²y przechowane. Należa²oby wspomnie7 jeszcze także i o innych trudno¬ Ëciach — tych, które stwarza sam przedmiot bada´. By²oby to jednak powtarzanie truizmów o z²ożonym charakterze dzie²a teatralnego, o niepewnoËci i hipotetycznoËci s5dów, ustale´ i konstatacji historyka teatru, odtwarzaj5cego kszta²t sceniczny przedstawie´, o nieuniknionych pomy²kach i de¬ formacjach pope²nianych przy takich próbach, o tym wresz¬ cie, że jest on w swojej pracy skazany na materia² budz5cy zazwyczaj spore w5tpliwoËci, ponieważ opinie recenzentów stanowi5 czIsto wynik nie tylko subiektywnych gustów i przyzwyczaje´, ale także osobistych sympatii lub antypatii, a nawet koniunkturalnych interesów. Analizie tych opinii poËwiIcono w pracy dużo miejsca, wy¬ chodz5c z za²ożenia, że przy omawianiu dziejów scenicznych Witkacego nie sposób pomin57 spraw zwi5zanych z recepcj5 jego twórczoËci i teorii estetycznych w krytyce. Stosunek re¬ cenzentów do antynaturalistycznej reformy teatru, jak5 postu¬ lowa² w swych pismach Witkiewicz, oraz s5dy o jego drama¬ tach, rozbijaj5cych konwencje tradycyjnej dramaturgii umoż¬ liwiaj5 nam poznanie szerszego zagadnienia: procesu kszta²¬ towania siI w Polsce ËwiadomoËci i pogl5dów na nowoczesn5 sztukI. Inscenizacje jego utworów odegra²y w tym procesie rolI wyj5tkowo istotn5. Równie ważne znaczenie mia²y polemiki, jakie Witkiewicz wszczyna² po niemal każdej premierze z recenzentami tea¬ tralnymi. Dyskusje te — a zw²aszcza polemika wokó² Tu¬ mom Mózgowicza — należa²y do jednych z najburzliwszych w pierwszym dziesiIcioleciu II Rzeczypospolitej i zwykle przekszta²ca²y siI w spór teoretyczny o sens i istotI „nowej sztuki”. Traktowa7 je trzeba jako integralny element scenicz¬ nych dziejów jego sztuk, tym bardziej, że w swoich wyst5¬ pieniach wypowiada² siI Witkacy także i o przedstawieniach, ocenia² koncepcjI inscenizacyjn5, reżyseriI, scenografiI, grI
9 aktorów, wskazywa² b²Idy i zalety widowiska. Wszystkie te uwagi s5 cennym êród²em informacji o niektórych premie¬ rach — wtedy zw²aszcza, gdy recenzenci dyskutuj5c z auto¬ rem zapominali w ogóle napisa7 o przedstawieniu. Witkacy przypisywa² polemikom z krytykami duże zna¬ czenie. By²oby przesad5 ż5da7 od artystów — twierdzi² — aby sami o sobie pisali recenzje, lecz że „powinni odpowia¬ da7 krytykom — to pewne”. I dodawa², że czIsto jest to „jedyny sposób nauczenia publicznoËci”. Konsekwentnie rea¬ lizowa² tI zasadI. Po pierwszych premierach swych drama¬ tów og²osi² dziesiI7 artyku²ów, w których szczegó²owo omó¬ wi² wszystkie recenzje, nie pomijaj5c nawet tych, których jedynym celem by²o zdyskredytowanie go w oczach opinii publicznej. PodkreËla² przy tym, że kieruje nim zamiar nie tyle obrony siebie, ile raczej chI7 wskazania na „pewne typy nieporozumie´, wynikaj5cych przeważnie z nieodpowiednich kwalifikacji artystycznych i intelektualnych, i ze z²ej woli krytyków”. I chociaż nieraz posuwa² siI do drwin i żartów — szczególnie wtedy, gdy chodzi²o o udowodnienie ignorancji i bezmyËlnoËci autorów recenzji — to jednak sam5 dyskusjI traktowa² zawsze poważnie, bId5c przeËwiadczony, iż rzeczowa polemika „jest wspóln5 prac5, przez któr5 wszyscy możemy zbudowa7 polsk5 estetykI”. Dlatego też stara² siI nie ogra¬ nicza7 tylko do odparowywania zarzutów — odpowiedzi prze¬ ważnie zamienia²y siI w d²ugie wywody teoretyczne, w któ¬ rych wyjaËnia² zasady w²asnej estetyki, t²umaczy² za²ożenia literackie i teatralne swych utworów, precyzowa² pogl5dy na temat nowoczesnej sztuki i kultury. Artyku²y te przedruko¬ wane zosta²y w ksi5żce Teatr i mia²y stanowi7, jak to okre¬ Ëla² jej podtytu², „Dokumenty do historii walki o Czyst5 FormI w teatrze”. By²a to istotnie „walka”, i to nie tylko z krytykami. Droga sceniczna dramatów Witkacego by²a pe²na przeszkód, a trud¬ noËci interpretacyjne, jakie nastrIcza²y one reżyserom i akto¬ rom, ²5czy²y siI z wieloma innymi k²opotami, które w poważ¬ nym stopniu zaważy²y na losach jego kariery teatralnej w la¬ tach miIdzywojennych. Przypomnijmy, jak to by²o... I DEBIUT TEATRALNY WITKACEGO
ZaczI²o siI od k²opotów z cenzur5... Teofil Trzci´ski, dyrektor Teatru im. J. S²owackiego w Kra¬ kowie, zgodzi² siI za rad5 Boya wystawi7 w paêdzierniku lub listopadzie 1920 r. sztukI Stanis²awa Ignacego Witkiewicza pt. Tumor Mózgowicz. Utwór przedstawiono do akceptacji w urzIdzie krakowskiej cenzury policyjnej. Tutaj podejrze¬ nia wzbudzi² przede wszystkim wierszowany Prolog, ale po¬ nieważ nikt z urzIdników nie móg² wyda7 o nim opinii, po¬ wo²ano w tym celu specjaln5 komisjI. Ta jednak uznawszy, że zadanie jest zbyt trudne, odes²a²a egzemplarz do „super- cenzury” we Lwowie. W urzIdzie wojewody Ga²eckiego nie umiano sobie także z Tumorem poradzi7 i utwór powIdrowa² do Warszawy, gdzie na pomoc wezwano referenta z Pozna¬ nia, maj5c nadziejI, iż ten zdoby² już dostateczne doËwiad¬ czenie w pojmowaniu dzie² „nowej sztuki”, jako że w Po¬ znaniu od paru lat dzia²a²a grupa ekspresjonistów. Dopiero wtedy, po dokonaniu minimalnych skreËle´ (zakwestionowa¬ no jedynie „parI soczystych iniurcyj”) udzielono zgody na wystawienie sztuki. Ca²a ta procedura spowodowa²a jednak, że premiera Tumora Mózgowicza opóêni²a siI prawie o rok, a paradoks polega² na tym, że Trzci´ski wykreËli² z egzem¬ plarza reżyserskiego ca²y ów nieszczIsny Prolog. Sprawa na¬ bra²a doË7 dużego rozg²osu, niektóre dzienniki ironicznie oceni²y interwencjI cenzury, a oburzony Boy pisa²: „Czyżby bezpiecze´stwo życia i mienia by²o w Krakowie tak ideal¬ ne, że dygnitarze policyjni maj5 czas na studiowanie nowych kierunków w sztuce, niezbIdne zapewne dla wykonywania funkcji cenzorów?... Ale mówi5c serio, może by²oby czas po¬ chowa7 te pozosta²oËci najciemniejszej Austrii, kiedy to sztuki teatralne przydzielano do os5dzenia osiwia²ym policmenom i bubkom ze starostwa” *. Jednakże „przypadek” Tumora Mózgowicza nie by² w tym
ii czasie czymË wyj5tkowym i odosobnionym. Już bowiem po pierwszych wyst5pieniach futurystów w roku 1918 w²adze administracyjne i policja zajI²y wobec „nowej sztuki” wrogie stanowisko. RozpoczI²y siI konfiskaty utworów, jednodniówek i poszczególnych numerów czasopism (skonfiskowano nawet zeszyt „Skamandra” z Zenobi5 Palmur5 Iwaszkiewicza, skazu¬ j5c redaktora na trzy tygodnie aresztu za obrazI poczucia wstydu i piIkna!). Policja zrywa²a wieczory poetyckie lub w ogóle nie wydawa²a zezwole´ na ich urz5dzanie. Nie co¬ fano siI również przed stosowaniem represji wobec niektó¬ rych twórców — w roku 1919 po spotkaniu literackim w Wil¬ nie osadzono na kilka miesiIcy w wiIzieniu Anatola Sterna, w D5browie Górniczej w czasie wieczoru poetyckiego zaaresz¬ towano Stanis²awa R. Standego, a Brunona Jasie´skiego wraz z grup5 futurystów wydalono z powiatu nowos5deckiego. Wszystkie te posuniIcia motywowano najczIËciej argumentami politycznymi, podejrzewaj5c m²odych artystów o anarchizm, bolszewizm lub syjonizm i w dzia²alnoËci ich dopatruj5c siI celów wywrotowych i antypa´stwowych. „Nie ma już prawie zbrodni — pisa² w r. 1921 Konrad Winkler — której by nie przypisano formistom... Na ich to g²owy pada co chwila grad z²orzecze´ i paszkwilów, insynuacyj i szykan. A gdy i to nie pomaga «bierze siI» ich na «patriotyzm». «Ratujcie sztukI narodow5!» — «ratujcie ojczyznI» wo²aj5 wymóżdżeni piecze- niarze (...) — «ratujcie religiI od zohydzenia» grzmi protest okalecza²ych umys²owo paszkwilantów przeciwko wystawie formistów” 2. Z polityk5 w²adz solidaryzowa²a siI znaczna czIË7 opinii publicznej, która przejawy nowatorstwa w sztuce traktowa²a nie tylko jako coË sprzecznego z kanonami piIkna, ale i ubli¬ żaj5cego panuj5cym normom moralnym i obyczajowym. Nie¬ raz na tym tle dochodzi²o do sytuacji niezwykle dramatycz¬ nych — na przyk²ad 10 sierpnia 1921 r. w Zakopanem komi¬ sarz policji przerwa² wieczór literacki, zorganizowany przez Witkacego i grupI futurystów, a publicznoË7 potem omal nie ukamienowa²a na ulicy B. Jasie´skiego. Przypomnienie tych kilku faktów, charakteryzuj5cych atmo¬ sferI owych lat, pozwala lepiej zrozumie7 zarówno okoliczno¬ Ëci, jakie towarzyszy²y pierwszej premierze sztuki Witkacego, jak i stanowisko zajIte przez jej recenzentów. Mniej zaska¬ kuje na przyk²ad to, że już po rozpoczIciu prób paru aktorów odda²o role, a przenosz5cy siI do Warszawy Zygmunt Nowa-
12 kowski zawiadomi² listownie Trzci´skiego, że „nie ma zamiaru żegna7 siI z publicznoËci5 krakowsk5 w »g²upim nonsensie«” s. Bardziej zrozumia²a staje siI również ostrożnoË7 dyrekcji tea¬ tru, która jakby licz5c na to, że „kaniku²a zobojItnia publicz¬ noË7 na wszystkie »nowe pr5dy«” zadecydowa²a, że premiera Tumora Mózgowicza odbIdzie siI już po oficjalnym zako´cze¬ niu sezonu — 30 czerwca 1921 r. W komunikatach prasowych podkreËlano ponadto, że przedstawienie mie7 bIdzie „prywat¬ ny i eksperymentalny” charakter i przeznaczone jest g²ównie dla tych, którzy interesuj5 siI „nowymi pr5dami w dziedzi¬ nie sztuki dramatycznej” — z tych powodów do wstIpu uprawnia7 bId5 jedynie zaproszenia, po które należy siI zwra¬ ca7 pisemnie do sekretariatu teatru. Zaznaczono także, iż od¬ bIdzie siI tylko jeden spektakl. Jednakże publicznoË7 krakowska okaza²a tak żywe zainte¬ resowanie premier5, że wobec olbrzymiej liczby zg²osze´ po¬ stanowiono powtórzy7 sztukI w pi5tek 1 lipca, zapowiadaj5c równoczeËnie w prasie, że „wiIcej przedstawie´ Tumora nie bIdzie”. A zatem wbrew obawom i przypuszczeniom „pierwszy eksperyment formizmu w teatrze” — jak okreËli² premierI sztuki Witkacego recenzent warszawskiego „Êwiata” — nie zako´czy² siI ani generaln5 klap5, ani publicznym skandalem. Tenże sprawozdawca nie bez zdziwienia pisa², że spektakl na¬ wet nie wzbudzi² protestów i że obecnego na sali autora wy¬ wo²ano po drugim akcie na scenI i wrIczono mu „przy tuszu oklasków” narIcz lilij — dar krakowskiego Towarzystwa Ma¬ tematycznego4. Zdumieniu krytyka warszawskiego nie można siI jednak dziwi7, bo swoj5 recenzjI pisa² zapewne jeszcze pod wrażeniem niedawnej afery, jak5 zako´czy²a siI III wystawa formistów w Warszawie. Wtedy po raz pierwszy udostIpnio¬ no im sale ZachIty, ale przeciwko tej decyzji zaprotestowa²o dwudziestu malarzy warszawskich, zarzucaj5c komitetowi or¬ ganizacyjnemu „szkodliw5 dla rozwoju sztuki polskiej robotI”. W prasie rozgorza²a burzliwa dyskusja, na rIce redaktorów niektórych dzienników warszawskich specjalne delegacje sk²a¬ da²y skargi na recenzentów, którzy odważyli siI pisa7 nieco przychylniej o formistach, nauczyciele rysunków w oficjal¬ nym piËmie sprzeciwili siI w ogóle organizowaniu podobnych wystaw, a na nadzwyczajnym zebraniu cz²onkowie Towa¬ rzystwa Sztuk PiIknych uchwalili wniosek, iż gmach Towa¬ rzystwa „nie może by7 terenem tylko eksperymentów i prób, bezkrytycznie wystawionych na widok publiczny, lecz musi
13 by7 — jak nawet sama nazwa wskazuje — przybytkiem dzie² sztuki pobudzaj5cych i zachIcaj5cych spo²ecze´stwo polskie do kultu prawdziwej sztuki”5. W Krakowie, który by² wówczas kolebk5 wszystkich nowa¬ torskich kierunków w sztuce i spe²nia² dziIki temu nadal rolI „duchowej stolicy Polski”, do podobnie drastycznych sy¬ tuacji nigdy w²aËciwie nie dochodzi²o. FormiËci wszystkie swoje wystawy organizowali w gmachu Pa²acu Sztuki i nie wywo²ywa²o to ani protestów, ani oburzenia. Twórcy for¬ mizmu, jak i jego historycy, zgodnie zreszt5 podkreËlaj5, że piIcioletniej (1917—1922) dzia²alnoËci formistów towarzyszy²o w Krakowie już od pocz5tku zaciekawienie, a niekiedy i przychylnoË7. Drobne i raczej niewinne prowokacje formi¬ stów opinia publiczna przyjmowa²a na ogó² pob²ażliwie, trak¬ tuj5c je niemal tak, jak b²azenady cyrkowych clownów — „na odczytach i recitalach poetyckich t²umy bawi²y siI niczym w kabarecie”. Sprzyja²a temu także atmosfera beztroskiej, karnawa²owej i tylko niekiedy ekscentrycznej zabawy, w ja¬ kiej narodzi² siI i rozwija² ruch formistyczny. Jeden z jego g²ównych teoretyków tak wspomina² owe czasy: „By²y to pierwsze miesi5ce po wojnie Ëwiatowej. Êwiat szala². Wita¬ liËmy pokój i niepodleg²oË7 gestami ob²5kanej radoËci: w ka¬ wiarniach, na dancingach, balach, a nawet w obskurnych knajpach (...) W orgiastycznym rozfalowaniu temperamentów sztuka uchwyci²a wkrótce takt nowego życia, Ëmia²o siIga¬ j5c po batutI dyrygenta. Nowa sztuka zaczI²a wchodzi7 w ży¬ cie, stawa²a siI »modna«. Na wystawach naszej grupki ogonki przy kasie, zaËniedzia²e krakowskie i warszawskie ZachIty reperowa²y swój wojn5 nadszarpniIty budżet przy pomocy »autoreklamy« znienawidzonego »futurysty«. S²owem, snobizm i moda okaza²y siI dla formistów bogat5 kopalni5 wszelkich możliwoËci z perspektyw5 ulgowego biletu do nieËmiertelnoËci w²5cznie” ². Jednakże owa pob²ażliwoË7 i snobistyczne zainteresowanie doË7 szybko zamieni²y siI w nieufnoË7 i otwart5 wrogoË7, gdy formiËci po²5czyli siI z futurystami. Mieszczuch krakow¬ ski bowiem tolerowa² — jak pisa² Leon Chwistek — obrazy formistyczne, ale nie móg² znieË7 Noża w bżubu i futu¬ rystycznych manifestów. Trudno siI jednak temu dziwi7, sko¬ ro futuryËci oficjalnie w nich g²osili, że nie zamierzaj5 poprze¬ sta7 na reformie sztuki, ale pragn5 zmieni7 wszystkie dzie-
14 dżiny wspó²czesnego życia. By²a to otwarta zapowiedê znisz¬ czenia najistotniejszych wartoËci mieszcza´skiego Ëwiata7. Kontakty formistów z futurystami, doË7 zreszt5 krótko¬ trwa²e, spowodowa²y również zasadnicz5 zmianI stanowiska krytyków krakowskich wobec nowej sztuki. W pocz5tkowym okresie tylko niektórzy z nich od razu deklarowali siI jako jej zdecydowani przeciwnicy, pozostali zaË ograniczali siI do niezbyt surowych, najczIËciej ironicznych ocen. Natomiast po roku 1919 „walka na dobre rozgorza²a” — ton wypowie¬ dzi znacznie siI zaostrzy², pe²no w nich s²ów potIpienia, obelg i inwektyw, a do rzadkoËci należ5 już g²osy, zdobywaj5ce siI na rzeczowoË7 i obiektywizm. „Nigdy krytyka artystycz¬ na w Polsce nie grzmia²a takim oburzeniem”. O ile jednak z czasem nawet najbardziej zagorzali przeciwnicy nowej sztuki zrozumiej5 nieuchronnoË7 przemian w plastyce i poezji, o ty¬ le — jak dowiod5 inscenizacje utworów Witkacego — zawsze potIpia7 bId5 wszelkie próby zreformowania struktury dra¬ matu. Przedstawienie Tumora Mózgowicza by²o dla krytyki pierw¬ szym spotkaniem z dramatem awangardowym i oczywiËcie przyjIte zosta²o jako kolejna „ofensywa futuryzmu przeciw sztuce”. Dla wielu recenzentów sta²o siI ono jedynie pre¬ tekstem do nowego ataku na ca²5 nowoczesn5 sztukI. Co prawda jedni dostrzegli w spektaklu cechy ekspresjonizmu, drudzy — formizmu, inni wreszcie — futuryzmu, ale, jak wia¬ domo, w ówczesnej ËwiadomoËci zakresy tych nazw niewiele siI różni²y. Zreszt5 dla recenzentów Tumora nie mia²o to w²aËciwie żadnego znaczenia, bo zasadniczym celem by²a chI7 zdyskredytowania wszystkich kierunków awangardowych w sztuce. Tradycyjnie już z najbardziej ostr5 filipik5 wyst5pi² „Cezar Borgia krakowskiej krytyki” — W²adys²aw Pro- kesch: „Premiera futurystyczna! Po nieszczIsnych próbach w malarstwie i poezji przysz²a kolej na teatr. Bractwo futu¬ rystów z nieznużon5 wytrwa²oËci5 usi²uje zagarn57 w posia¬ danie jedn5 po drugiej dziedzinI umys²owego i kulturalnego życia. Dla swej myËli szuka skrzItnie i z tupetem oparcia, a wszIdzie zbiera tylko Ëmiech i wywo²uje wzruszenie ra¬ mion. I nie może by7 inaczej. Bo pokarm, jaki w najróżno¬ rodniejszej formie aposto²owie futuryzmu narzucaj5 ogó²owi, nie ma żadnych pierwiastków odżywczych. JesteËmy wpraw¬ dzie dziË po wstrz5Ënieniach wojennych, po przemianie wszel¬ kich wartoËci, sk²onniejsi niezawodnie do zejËcia z utartych
15 Ëcieżek pojI7 dawniejszych, niemniej jednak zdrowy instynkt ratuje nas doË7 wczeËnie od panowania niedorzecznego po¬ mys²u g²upstw, drapuj5cego siI w togI ideowych aspiracyj”9. Wtórowa² mu Emil Haecker, który powo²uj5c siI na Witkie¬ wiczowsk5 teoriI upadku sztuki, dochodzi² do wniosku, że fu¬ turyzm ż5da, abyËmy siI „entuzjazmowali dla dzie²a zniszcze¬ nia sztuki, żebyËmy mu towarzyszyli w jego ofensywie prze¬ ciw sensowi i tIsknili do triumfu og²upienia ludzkoËci”. Rzecz ciekawa, że recenzent socjalistycznego „Naprzodu” sprzeciwia² siI teoriom, które genezy nowych zjawisk w sztuce dopatry¬ wa²y siI w aktualnych przemianach spo²ecznych i kulturo¬ wych, i dowodzi², że t²umaczenie przyczyn np. bezsensu w sztuce brakiem stabilizacji gospodarczej i ogólnym kry¬ zysem tradycyjnych wartoËci „duchowych” jest zwyk²ym chwytem demagogicznym, „braniem na kawa²” lub — co pewniejsze — s²uży7 ma za „wygodny parawan ludziom bez talentu”. Futuryzm zatem trzeba uważa7 za „ruch rewolu¬ cyjny w imiI demokratyzacji pojItej jako zniesienie przywi¬ lejów rozumu, talentu, wiedzy, jako dyktaturI niezdolnoËci i miernoty, ignorancji i szale´stwa”. W takiej sytuacji o suk¬ cesie autora zaczyna w pierwszym rzIdzie decydowa7 jego tupet. Nie zabrak²o go także — zdaniem Haeckera — twórcy Tumora Mózgowicza, skoro og²osi² swój utwór drukiem i przy¬ sta² na jego sceniczn5 realizacjI: „Moliera dziË analizuj5 przez lupI, Fredrze wykazuj5 wszystkie »wp²ywy«, Goldoniemu nie daruj5 najmniejszego partactwa, Wyspia´skiemu nie wystawi5 Kl5twy, Shawowi zarzuc5 osch²oË7, ëeromskiemu p²ytkoË7 — ale przyjdzie sobie m²odzieniec z tupetem, który gwiżdże na wszelki sens, a og²osz5 go suwerennym i wystawi5 mu w tea¬ trze jego humbug ze starannoËci5, jakiej siI na naszej scenie nie poËwiIca nawet najwiIkszem arcydzie²om poezji drama¬ tycznej. Gdyby zawo²a7 pierwszego lepszego ekspresa sprzed »Hawe²ki« i zap²aci7 mu, żeby napisa² ekspresjonistyczny dramat, gdyby nastIpnie robiono temu dramatowi przez sze¬ reg miesiIcy reklamI i gdyby w ko´cu p. Trzci´ski wystawi² go z takim pietyzmem, z takim nak²adem pracy i pomys²o¬ woËci reżyserskiej, z tak piIknymi dekoracjami, jak Tumora Mózgowicza — efekt by²by ten sam” ®. Wypowiedzi innych recenzentów o sztuce Witkacego by²y wprawdzie bardziej powËci5gliwe w tonie, ale prawie iden¬ tyczne w ostatecznej ocenie. Z wyj5tkiem Boya i Orlicza, nikt nie stara² siI zrozumie7 zasad kompozycyjnych utworu, każdy
16 On« St m, ms Nr porg. MIS TEATR MIEJSKI IMIENIA JULIUSZA S±OWACKIEGO W KRAKOWIE.
We czwartek .‘{0 czerwca 1921 roku
SOWOM ! (’<> raz: 1. NOWOÊ6!
Pocz5tek o godzinie 7'j — koniec o godzinie 10 wieczorem.
< ► N N S ! 1 J Ë »• i V O f> A T K I f VI ²V M 1 N N V M \d--L» ;-»oen »i o# '• <»óir • IM Krre»*<. : realne rt5 1 N Il 'M liaikoft li d»,»*r r«^«t> M n U»t» ! if ' »00 . U.7» (»n²erj* « mpttt» „ Uta HB« |-*t«Vs . .. 100 Kr.-«J. »<• f«'-™ .... #0 tWrj. <" I />. Kr*"" » *>’> flw'f''.*'! U i TI l-a'ki-n » Ciç'.r* 1 rr5.t . . „ 100 - (iwWja fl i A.„ » r*»e. <*«} ! •. 1*0 H*lko« 1 I r’r* W ... r*cly . IM Gaiw)> Alf.. n •U*..0 ti ! r.,.1 . . ISO
Xju « !utm itvarta ri » »« i i oM 4o I vucztrn. — Za Wrty b|D* kau pnwtzj ikl wata.
Uf tiaz* -.•< I’ T I'uMkmo« o l>f//vtincfi*r npl5damr akupior>,^ h.lclOw orii pr/eticzr ue mm in pirriçd/y /»rat prty k«*it. k>(!> ² pó²mcjwe ffkUunc>f imxgledn.«*te nic bId5. mmmmm
B II fI Y nabvwaf molm f>Ur> w KAMf D/lfWtJ TP \ f M?~M I L| h KI E C:0 do godâtmy 6-laj ■••ctocam w madi «la i Iw iIj do god«Wierzchnie okrycia, kapelus/e, laski, parasole — należy los²awia7 w garderobie.
« )-<*-•» l-H5 .»••• aif|lMW' «1 i W.'kaeOV«
1 Afisz prapremiery Tumora Mózgowicza w Teatrze im. J. S²owackiego, Kraków 1921 2 H. Kacicka-Gallowa (Ibissa) i L. Bracka (Maurycy Mózgowicz) w Tumorze Mózyowiczu w Teatrze im. J. S²owackiego, Kraków 1921 natomiast czu² siI w obowi5zku zaprotestowa7 przeciwko ja¬ kimkolwiek „próbom formizmu” w dramacie. Godzono siI już wtedy, a nawet akceptowano zmiany w estetyce insceniza¬ cyjnej, ale dla wielu jeszcze krytyków wzorzec dramaturgii realistycznej pozostawa² nienaruszalnym „tabu”. Kanony zaË tej dramaturgii — spoista, przyczynowo-skutkowa, „dobrze” zbudowana i respektuj5ca konwencjonalne prawa przestrzeni i czasu akcja, racjonalizm i „życiowe” prawdopodobie´stwo dzia²ania postaci oraz konsekwentny rozwój ich charakterów — uleg²y jakby swoistej absolutyzacji, staj5c siI w praktyce re- cenzenckiej podstawowymi kryteriami przy formu²owaniu ocen. Wzorzec taki odpowiada² również werystycznym przy¬ zwyczajeniom publicznoËci i fakt ten by² dla recenzentów do¬ datkowym argumentem w ich walce z nowatorstwem na te¬ renie dramatu. Nic wiIc dziwnego, że Tumora Mózgowicza przyjIli oni z oburzeniem, skoro jego autor — wedle s²ów sprawozdawcy „Nowego Dziennika” — „przez trzy akty stawia² logikI na g²owie, usun5² akcjI, wyrzuci² przez okno wszelk5 prawdI psychologiczn5”, nie zatroszczy² siI o to, by cho7 jedna z po¬ staci mia²a „logiczn5 osobowoË7” i w każdej niemal scenie „policzkowa² bezustannie wszystkie formu²ki tradycyjnej sztu¬ ki” 10. W obronie tych „formu²ek” zdecydowa² siI wyst5pi7 na¬ wet Marian Szyjkowski — jeden z nielicznych krytyków przy¬ chylnych nowatorskim tendencjom w sztuce. Przyzna² on co prawda, że iluzjonistyczna forma teatru „zestarza²a siI i za- wiId²a” i że wobec tego konieczne s5 reformy, które dopro¬ wadz5 do „przebudowy zewnItrznej strony struktury insceni¬ zacyjnej” oraz odnowi5 „skalI ekspresji teatralnej”, ale jed¬ noczeËnie by² zdania, że wszelkie innowacje siIgaj5ce w dzie²o dramatyczne s5 niepotrzebne, ca²kowicie „beznadziejne” i z gó¬ ry skazane na niepowodzenie. Nie można bowiem zmieni7 — wbrew temu, co g²osi Witkiewicz — ani „architektoniki wy¬ miarów teatru i wzajemnego ustosunkowania siI sceny do widowni”, ani tym bardziej zakwestionowa7 „odwiecznych praw logiki, odczuwania i ca²ego procesu recepcji wraże´”. Proponowane zaË przez niego Ërodki odnowy teatru („odwró¬ cenie do góry nogami tzw. zdrowego rozs5dku”, „odpodobnie- nie od wszelkiego realizmu”, „prze²amanie wszelkich praw normalnego kojarzenia” i „nasilenie potwornoËci do jak naj¬ dalej posuniItego ekstremu”) dowodz5 jedynie, iż twórca teorii Czystej Formy jest ofiar5 potwornego nieporozumienia —
2 — „Witkacy...” 17 miesza mianowicie teatr, a zatem sztukI opart5 na s²owie z malarstwem i muzyk5, pokazuje ze sceny ²ydkI Picassa i każe jej... przemawia7, co jest grzechem przeciw naturze” ²l. Konserwatyzm zapatrywa´, gustów i przyzwyczaje´ by² za¬ pewne zasadniczym, ale chyba nie jedynym powodem ujem¬ nych opinii recenzentów o utworze Witkacego. Przy próbie ustalenia innych przyczyn nie sposób na przyk²ad pomin57 spraw zwi5zanych z samym poziomem i charakterem ówcze¬ snej krytyki teatralnej. Okaże siI wtedy, że niejednokrotnie w podobnym tonie, co o Witkacym, pisano także o innych dramaturgach polskich. Ich utwory sprawozdawcy teatralni — zw²aszcza ci z pism codziennych — oceniali niezwykle surowo, mimo iż sztuki te wierne by²y tradycyjnym regu²om kom¬ pozycyjnym. GenezI tego programowego krytykowania wspó²¬ czesnych dramatów polskich Jan Lorentowicz wyjaËnia² tzw. snobizmem prowincjonalnym, który „każe rozczula7 siI nad pierwsz5 lepsz5 niedorzecznoËci5 cudzoziemsk5, a jednocze¬ Ënie — nie dowierza7 autorowi oryginalnemu, którego siI spotyka na ulicy lub w restauracji. W g²owie takiego krytyka nie może siI pomieËci7 przeËwiadczenie, ażeby Polak zdolny by² napisa7 sztukI tak dobr5, jak to czyni Francuz; zawsze to bIdzie, jego zdaniem, »nie to«...” Trzeba jednak pamiIta7, że nie ów snobizm by² g²ówn5 wad5 naszej krytyki teatralnej. Niski poziom recenzji z tam¬ tych lat stanowi² rezultat dyletanctwa i ciasnoty horyzontów myËlowych krytyków, ich luk w wykszta²ceniu ogólnym, nie- przygotowania estetycznego, niefrasobliwoËci w traktowaniu swych obowi5zków recenzenckich — nie mówi5c już o braku elementarnych wiadomoËci o istocie i o odrIbnoËci sztuki teatru. Niedostatki w wykszta²ceniu recenzent stara² siI za¬ zwyczaj pokry7 surowoËci5 i bezwzglIdnoËci5 w ferowaniu ocen, wierz5c, że „im mocniejsze »rżniIcie« tym wiIkszy zy¬ skuje autorytet, tym bardziej »boj5 siI« go wszyscy: autor, reżyser, aktor i dyrektor”12. Wytworzy²a siI doË7 niezwyk²a, wrIcz paradoksalna sytuacja — oto bowiem naj²agodniejsze oceny zyskiwa² nieraz utwór mierny a najsurowsze ten, który zdradza² samodzielnoË7 myËli i pomys²owoË7 rozwi5za´ for¬ malnych. Najlepszym potwierdzeniem tego s5 dzieje sceniczne utwo¬ rów Witkiewicza. O żadnym chyba dramaturgu polskim nie napisano w dwudziestoleciu miIdzywojennym tylu paszkwi- lanckich recenzji, żadnego nie starano siI tak bezwglIdnie
18 wykpi7, oËmieszy7 i zdyskredytowa7, żadnemu nie postawiono równie ostrych i obelżywych zarzutów, o żadnym nie wydano tylu sprzecznych opinii i s5dów. Prócz Boya niewielu mia² Witkacy zwolenników i w²aËciwie na palcach jednej rIki moż¬ na by wyliczy7 krytyków, którzy oceniali jego sztuki przy¬ chylnie, a stawiaj5c zarzuty starali siI uzasadnia7 je rzeczo¬ wymi argumentami. W próbach poszukiwania odpowiedzi na pytanie, co zadecydowa²o o negatywnej recepcji twórczoËci Witkacego, naj²atwiej by²oby oczywiËcie poprzesta7 na stwier¬ dzeniu, że podzieli² on los artystów wyprzedzaj5cych swoj5 epokI, na których dzia²alnoË7 i twórczoË7 opinia publiczna zwykle reagowa²a gniewem, kpin5 lub lekceważeniem. Prze¬ Ëledzenie losów scenicznych Witkacego wskazuje jednak, że stwierdzenie takie nie wyjaËnia ca²kowicie problemu recepcji jego sztuk. O miIdzywojennych premierach utworów Witkiewicza na¬ pisano blisko 150 recenzji. Różni5 siI one tonem, doborem kryteriów oceny, sposobem argumentacji itd., ale wiele z nich zawiera jeden sta²y element. Jest nim zasada dokonywania os5du dramaturgii Witkacego na podstawie konfrontacji danej sztuki z za²ożeniami jego teorii Czystej Formy. I najczIËciej nie nowatorstwo samego dramatu, ale w²aËnie teoria ta sta¬ wa²a siI przedmiotem najbardziej napastliwych ataków. Re¬ cenzenci niejednokrotnie nawet przyznawali Witkacemu ta¬ lent sceniczny, sk²onni byli uzna7 za s²uszne niektóre z jego innowacji w technice dramatu, ale z koncepcjami estetycznymi nie mogli siI pogodzi7 i polemikI z nimi traktowali jako swój obowi5zek. Recenzje zamienia²y siI czIstokro7 w d²ugie wywo¬ dy teoretyczne, a autorzy w ferworze polemicznym zapomi¬ nali w ogóle napisa7 o samym przedstawieniu. Nieliczni tylko próbowali zrozumie7 racje Witkacego-teoretyka i bezstronnie ocenia7 jego propozycje dramaturgiczne. Owa konfrontacja twórczoËci z teori5 prowadzi²a krytyków do wniosków kra´cowo różnych. Jedni bowiem bId5 uważa7 utwór za wierne wcielenie postulatów Czystej Formy, a po¬ nieważ interpretowali j5 jako teoriI bezsensu w sztuce, to oczywiËcie i sam dramat by² dla nich „czystym nonsensem”. Uznawali siI zatem za obro´ców „sensu”, treËci i walorów po¬ znawczych sztuki i polemizuj5c z koncepcjami Witkacego, sta¬ rali siI przekona7 go o tym, że „ludzkoË7 zawsze bIdzie g²ów¬ nie zajmowa7 siI tym, co obchodzi j5 »życiowo«... — wiIc swoimi zagadnieniami etycznymi, spo²ecznymi, historycznymi,
19 metafizycznymi etc., i że w sztuce dramatycznej szuka7 bIdzie zawsze tak obrzyd²ych formistom konsekwencji charakterów i psychologii, a nie deformacji tychże”13. Innych natomiast inscenizacja sztuki utwierdza²a w przekonaniu, że pe²na rea¬ lizacja Czystej Formy jest w teatrze niemożliwa i wymaga tak daleko id5cych kompromisów, że nawet i twórczoË7 Wit¬ kiewicza można rozważa7 w kategoriach tradycyjnej drama¬ turgii. Do premiery Jana Macieja Karola WËcieklicy w r. 1925 przeważa² raczej pogl5d pierwszy — stworzona przez recen¬ zentów Tumor a Mózgowicza etykietka „apologety bezsensu” przylgnI²a do Witkacego i przywo²ywano j5 przy każdej na¬ darzaj5cej siI okazji. Na nic nie zda²y siI protesty autora, bez echa mija²y jego zapewnienia, iż „deformacja dla deformacji, bezsens dla bezsensu, nieusprawiedliwiony w wymiarach czy¬ sto formalnych, jest czymË godnym najsroższego potIpienia” u. W latach nastIpnych krytycy akcentowa7 bId5 przede wszy¬ stkim rozbieżnoË7 miIdzy teori5 a twórczoËci5 Witkacego, sta¬ raj5c siI udowodni7, że utwory jego mieszcz5 siI w modelu konwencjonalnej dramaturgii naturalistycznej lub symbolicz¬ nej, a wszystkie odstIpstwa od tradycyjnych regu² trzeba t²umaczy7 albo nieudolnoËci5 autora, albo chIci5 zakpienia z publicznoËci. W obu jednak wypadkach — zarówno wier¬ noË7 wobec teorii jak i odstIpstwa od niej — bId5 najpo¬ ważniejszymi zarzutami stawianymi Witkacemu przez kryty¬ kI. ëaden chyba z naszych twórców nie by² w równie para¬ doksalnej sytuacji Sprawdzi²y siI wiIc obawy Boya, który już w roku 1921 z niezawodn5 intuicj5 wyczu² niebezpiecze´stwo zagrażaj5ce teatralnej karierze Witkacego, przewiduj5c, że jego prace teo¬ retyczne mog5 „raczej zaciemni7 niż rozjaËni7 sprawy jego twórczoËci”. Potwierdzi²a to już pierwsza premiera, która przynios²a, zdaniem Boya, zupe²nie nieoczekiwany rezultat: „ten, iż jego arcyintelektualny Tumor Mózgowicz, którego naj¬ wiIkszym niebezpiecze´stwem jest nadmiar i zagIszczenie skrótów myËlowych, wyp²yn5² na wody teatru pod flag5 bez¬ sensu i w tym też duchu zosta² przyjIty przez wiele osób” 15. Niemal wszyscy recenzenci podzielali pogl5d, że dra¬ mat ten, bId5c dos²own5 egzemplifikacj5 koncepcji teoretycz¬ nych autora, pozbawiony jest wszelkich treËci myËlowych. Każdy z nich nie omieszka² podkreËli7, że „streszczenie Tu¬ mor a jest przedsiIwziIciem beznadziejnym” i że autor zapew¬ ne uzna²by je „za osobist5 obrazI”, skoro we wstIpie do
20 sztuki zaznacza, aby kwestiom wypowiadanym przez boha¬ terów nie przypisywa7 „żadnego obiektywnego znaczenia”. Krytycy, którzy swoje relacje z przedstawie´ wype²niali jedy¬ nie streszczeniem fabu²y, nie ukrywali konsternacji. Prokesch żali² siI, że w Tumorze Mózgowiczu nie ma żadnej „uchwyt¬ nej linii kompozycyjnej, która by pozwoli²a zorientowa7 siI w treËci” i otwarcie przyznawa², iż nie może poj57, jak to siI sta²o, że w dramacie, wnosz5cym „na scenI nieustanny ruch, potworne sytuacje i niepowi5zane epizody, w²aËciwie nie dzieje siI nic”. Fallek zaznacza² co prawda, iż Tumor zawiera momenty, które dostarczaj5 „czasem wraże´ wzroko¬ wych, s²uchowych, wizji malarskich”, ale jako ca²oË7 jest utworem „bez ²adu i sk²adu, bez szczypty harmonii i estetycz¬ nego smaku”. Recenzentka „Go´ca Krakowskiego”, nie mog5c streËci7 sztuki Witkacego, postanowi²a dok²adnie opowiedzie7... nowelI Poego Król Mór. Próba poszukiwania analogii miIdzy tymi utworami ograniczy²a siI tylko do konstatacji, że nie¬ samowity wygl5d bohaterów Poego sprawia, iż przypominaj5 oni „futurystów czystej wody”, natomiast postaci takie, jak w sztuce Witkiewicza, spotka7 można w każdym zak²adzie dla umys²owo chorych 19. Inni krytycy nie uciekali siI do tak zawi²ych wybiegów, by wykpi7 sztukI i oËmieszy7 autora — poprzestali na inwekty¬ wach i obelgach. Haecker nazwa² Witkiewicza „Tupetem Wia- trologiczem”, a Szyjkowski sw5 tezI, iż sztukI można czyta7 „od pocz5tku do ko´ca i na odlew: od ko´ca do pocz5tku — zawsze z tym samym skutkiem” uzasadnia² w nastIpuj5cy spo¬ sób: „W tym celowym i programowym absurdzie dojrza²em czyst5 negacjI w treËci, przy zatrzymaniu konwencjonalnych ram sceny. Natomiast nie tylko »czystej«, ale w ogóle żadnej nowej formy tam siI nie dopatrzy²em. Absolutna deformacja wszelkich pojI7 równa siI zeru, a nie jakimË wartoËciom in minus, jak to zdaje siI wyobraża sobie autor. Na zewn5trz robi to wrażenie niechlujnego bric à brae’u bredni. Wydaje siI, że patrzymy i s²uchamy majacze´ luetyka w ostatnim stadium postIpowego paraliżu. To nie może by7 przemian5 wartoËci na jakieË inne, cho7by na bardzo ekscentryczne i nie¬ zwyczajne, ale dopuszczaj5ce myËl o p²odnym fermencie, o chaosie, z którego urodzi siI gwiazda. Mimo wzglIdnoËci naszych pojI7 o sztuce, mimo doËwiadcze´ historii, która na¬ kazuje wstrzemiIêliw5 i ostrożn5 ocenI zjawisk prze²omowych, zrazu embrionalnych i niekszta²tnych — sztuka Witkiewicza
21 jest absurdem bezwzglIdnym, z którego nigdy nic nie może siI pocz57. Nie stoi ona bowiem na linii progresji. Jest nie¬ naturalnym abortem klinicznym. Powinna by7 w²ożona w spi¬ rytus i badana przez psychopatów”. Recenzent „Naprzodu” z ca²5 powag5 dowodzi² natomiast, że Tumor Mózgowicz nie jest „p²odem choroby umys²owej”, ponieważ nie każdy „idiotyzm jest wariactwem”. Nagromadzenie niedorzecznoËci w utworze by²o aktem w pe²ni Ëwiadomym, zamierzonym i „wyrozumowanym”, czego dowodzi wstIp teo¬ retyczny do sztuki i artyku²y Witkacego o teatrze og²oszone w „Skamandrze” ²7. Podobny zarzut sformu²owa² także Karol H. Rostworowski, pe²ni5cy wówczas obowi5zki krytyka tea¬ tralnego „G²osu Narodu”. W wiIzi ²5cz5cej praktykI twórcz5 z koncepcjami teoretycznymi Witkiewicza upatrywa² on przy¬ czynI „nieszczeroËci” Tumora. Kiedy bowiem twórczoË7 zo¬ staje podporz5dkowana skodyfikowanym normom i dogmatom estetycznym musi siI zmniejszy7 lub nawet zatraci7 auten¬ tycznoË7 dozna´ twórczych. Dzie²o sztuki zaË winno by7 — pisa² dalej — bezpoËrednim wyrazem osobniczego przeżycia; przestaje nim by7 w momencie, gdy proces twórczy ulega nad¬ miernej intelektualizacji. W wypadku sztuki Witkiewicza spra¬ wa ma jednak jeszcze bardziej skomplikowany charakter. Pro¬ ponowana przez niego nowa i niezwyk²a wizja Ëwiata oraz cz²owieka tylko wtedy może zosta7 zaaprobowana, jeËli prze¬ konamy siI, że nie jest ona rezultatem teoretycznych speku¬ lacji, lecz w²asnym sposobem widzenia Ëwiata i pojmowania natury ludzkiej. Gdyby zatem Tumor Mózgowicz pozbawiony by² teoretycznego wstIpu, a autor nie uważa² „potwornoËci i groteskowoËci” za artystyczny dogmat, można by wówczas uwierzy7, że „przyszed² na Ëwiat twórca o groteskowej, po¬ twornej psychice, której wyrazem jest logiczna i konieczna »deformacja Ëwiata zewnItrznego«... To, co my, przeciItni lu¬ dzie, uważamy za formI by²oby dla niego deformacj5 i vice versa — a wskutek tego, o ile by tworzy², tworzy²by, ma siI rozumie7, szczerze”. Niestety, jest odwrotnie, a premiera tea¬ tralna poËwiadczy²a, że bezsens uËwiadomiony i zracjonali¬ zowany zamienia siI w bezsens pozorny i „nieszczery”10. SpoËród krytyków oceniaj5cych Tumora Mózgowicza jedy¬ nie trzech — Boy, Orlicz i Skoczylas — podjI²o próbI rze¬ czowej interpretacji utworu. Dwaj pierwsi zreszt5 nie ukry¬ wali sympatii i uznania dla autora. „Trzeba zgodzi7 siI z tym — pisa² Orlicz — że talent, z którym mamy do czy- aa nienia, kipi zdrowym szale´stwem i z nieokie²zan5 furi5 nu¬ rza siI w możliwoËciach fantazji, szumi i pIdzi żywio²owo jak sirocco”1*. A Boy nie zawaha² siI już wtedy stwierdzi7, że twórczoË7 Witkacego jest „jednym z niezwykle oryginalnych i bujnych zjawisk naszego życia artystycznego”. Od tej pre¬ miery wiernie bIdzie mu towarzyszy7 w jego „perypetiach teatralnych”, staj5c siI entuzjastycznym propagatorem i za¬ razem obro´c5 jego sztuki. S²uży² mu także i pomoc5, prze¬ konuj5c dyrektorów teatrów o koniecznoËci uwzglIdnienia w repertuarze utworów Witkiewicza. W zgodzie z g²oszonym pogl5dem, że każda teoria stanowi „mniej istotny wyraz danej indywidualnoËci”, Boy w recenzji z Tumora Mózgowicza nie podj5² polemiki z koncepcjami te¬ oretycznymi Witkacego, ograniczy² siI jedynie do stwierdze¬ nia, że dostrzega w nich fa²szywie „przeniesione do literatury analogie z malarstwa oraz „rewindykcje praw do fantastycz- noËci w teatrze”. Zdaniem krytyka „Czasu” analiza twórczoˬ ci dramatycznej Witkacego dowodzi zreszt5, że nie s5 w niej najważniejsze sprawy ËciËle formalne, lecz przede wszystkim zagadnienia filozoficzne. Problematyka bowiem niemal wszyst¬ kich jego sztuk koncentruje siI wokó² pyta´ o istotI i sens ludzkiego bytu. „Przyrodzony stan duchowy Witkiewicza okreËli²bym — pisa² Boy — jako stan ci5g²ego metafizycz¬ nego zdziwienia. »Co to ma za sens? czemu w²aËnie to, a nie co innego?...«, oto pytanie, które każdy chyba zadaje sobie chwilami; ale on ma ten pytajnik przed oczyma ci5¬ gle. Zapewne, mamy prawo okreËli7 ten stan chorobliwym, ale jest on u Witkiewicza szczery, i jest leitmotivem jego sztuki”. Pozostanie zas²ug5 Boya, że jako pierwszy — i jeden z nie¬ licznych w okresie dwudziestolecia — dostrzeg² zwi5zek miI¬ dzy utworami Witkacego a jego Ëwiatopogl5dem filozoficznym, że zwróci² uwagI na to, iż podobnie jak w Witkiewiczowskim systemie filozoficznym g²ównym problemem jest struktura bytu i poszukiwanie jego ostatecznego sensu, tak samo „pa¬ sowanie siI z zasadnicz5 zagadk5 istnienia, istnienia nie spo¬ ²ecznego (to Witkiewicza niewiele obchodzi) ale samego, nagie¬ go faktu istnienia, jest treËci5 jego utworów teatralnych”. A zatem zak²ócenia w logicznym przebiegu akcji utworów, fantastycznoË7 dzia²a´ postaci i nierealnoË7 pewnych wydarze´ s5 po prostu konsekwencj5 pojI7 i za²oże´ przyjItych przez
23 Witkacego-filozofa, dla którego istota bytu zamyka siI w kate¬ goriach tajemnicy i tragizmu. Z tych koncepcji wywodzi siI stale obecne w twórczoËci Witkiewicza „to samo zdziwienie wobec niesamowitego snu życia, chwilami zagIszczaj5ce siI w spazmatyczny Ëmiech naigrawania lub rozpaczy, który znowuż za chwilI roztapia siI w zdziwieniu, zadumie...” Dla przekazania tej problema¬ tyki nie nadawa²y siI już schematy kompozycyjne tradycyj¬ nych sztuk obyczajowych i psychologicznych „o zbyt ciIż¬ kich i solidnych wi5zaniach”, i dlatego Witkacy zmuszony by² poszukiwa7 nowych Ërodków teatralnego wyrazu, inaczej niż dotychczas rozwi5zywa7 sytuacje sceniczne, odmiennie kszta²towa7 tok akcji. Pojmowanie życia jako dziwnego snu sprawi²o, że w wielu wypadkach autor móg² siI pos²uży7 for¬ m5 „jak gdyby baËni, w której wszelako miejsce dawnych czarnoksiIżników, talizmanów, gnomów i »czerwonej czapecz¬ ki« zajI²y zgo²a inne, bardzo intelektualne, bardzo skompli¬ kowane i odrobin5 (nawet spor5 odrobin5) perwersji za- prawne koncepcje”. Poetyk5 baËni i snu najracjonalniej daje siI zatem wyt²umaczy7 „absolutna nierealnoË7” teatru Witka¬ cego: „Opowiadamy wszak bez troski i bez wyrzutu najpo¬ tworniejsze rzeczy, które nam siI Ëni²y: toż to wszystko sen... W życiu, czy w »normalnym« teatrze, kobieta może w chwili najwyższego podrażnienia podbiec do okna i gro¬ zi7 wyrzuceniem dziecka; we Ënie wyrzuci je naprawdI; to tylko dwie formy wyrażenia siI jednej i tej samej rzeczy”. JednoczeËnie Boy zauważy², że mimo nagromadzenia dziwno¬ Ëci i mnożenia efektów fantastycznych, koncepcja ca²ej sztuki jest „logicznie przemyËlana” i że w Tumorze Mózgowiczu nie brakuje wielu Ëwietnych momentów teatralnych, Ëwiadcz5¬ cych, ii autor posiada „niew5tpliwe poczucie sceny, i to za¬ równo jej wzrokowych, malarskich, jak i fonetycznych efektów”. Podobnego zdania by² także Ludwik Skoczylas, który tech¬ nikI sztuki Witkacego uzna² za „na wskroË intelektualn5”, trafnie zauważywszy, że bohaterowie nieustannie komentuj5 każdy swój krok i postIpek, co w rezultacie prowadzi do tego, że „zamiast przedstawienia rozwoju jakiegoË dzia²ania daje Witkiewicz ci5g²e jego pojIciowe formu²owanie za po¬ moc5 dialogu”w. Przypomina to teatr marionetek, w którym bohaterowie również zaznaczaj5 dystans w stosunku do tego, co robi5 i mówi5. WyjaËniaj5c sens dramatu Skoczylas i Orlicz
24 uznali posta7 Tumora za karykaturI wspó²czesnego snoba, staraj5cego siI za wszelk5 cenI przezwyciIży7 kompleks swe¬ go niskiego pochodzenia. Drog5 wiod5c5 do tego celu mia²a by7 kariera naukowa oraz ma²że´stwo zawarte z arystokratk5 w nadziei, że przymieszka jej krwi uszlachetni rasI genialnego „chama”. Ukazanie daremnoËci wysi²ków Tumora i jego ko´¬ cowa kompromitacja dowodzi, zdaniem Skoczylasa, iż zamia¬ rem autora by²o stworzenie aktualnej satyry na tych, którzy próbuj5 siI uwolni7 „od w²asnej natury, od przyrodzonego pod²oża swego pochodzenia”. Zamiaru tego nie uda²o siI w pe²ni Witkacemu przeprowadzi7, ponieważ marionetkowoË7 postaci, niekonsekwencje w przebiegu akcji oraz dziwny jI¬ zyk, bId5cy „mieszanin5 trywialnej gwary pospólstwa z żar¬ gonem intelektualizuj5cych snobów” sprawi²y, że adres spo¬ ²eczny tej satyry nie jest jasno i konkretnie wskazany81.
Teofil Trzci´ski, przystIpuj5c do wystawienia Tumora mu¬ sia² dobrze zdawa7 sobie sprawI z trudnoËci, jakich przy¬ sporzy mu i zespo²owi aktorskiemu realizacja sztuki. Na po¬ moc lub cho7by wskazówki autora nie móg² liczy7, bo Witka¬ cy — wierny g²oszonym pogl5dom, iż autor tylko „daje libret¬ to — stwarza siI sztuka dopiero na scenie” — nie przysta² na propozycjI wspó²pracy i nie pojawi² siI na żadnej próbie. Trzeba by²o pamiIta7 także i o tym, że ani eksperymentalny charakter przedstawienia, ani fakt braku jakiejkolwiek tra¬ dycji i wzorów inscenizowania tego typu utworów, nie bId5 dla krytyki i publicznoËci dostatecznym usprawiedliwieniem ewentualnych potkniI7 i b²Idów. Trzci´ski mia² w²aËciwie do wyboru dwa rozwi5zania insce¬ nizacyjne. Móg² przyj57 za²ożenie — tak jak to czyni7 bId5 inni reżyserzy sztuk Witkacego — że nowatorstwo formalne utworu wymaga ca²kowicie nowej poetyki scenicznej, a in¬ wencja reżysera ujawnia7 siI powinna w antynaturalistycz- nych, antyiluzyjnych, „formalnych” efektach inscenizacyjnych, których celem by²oby podkreËlanie i potIgowanie „bezsensu” utworu. MotywacjI dla takiej koncepcji mog²a stanowi7 doË7 jednostronnie interpretowana Witkiewiczowska teoria Czystej Formy. Jednakże Trzci´ski wybra² inn5 drogI. Nie myËla² o tym, aby na kanwie sztuki Witkacego stworzy7 eksperymen¬ talne i odkrywcze w Ërodkach wyrazu widowisko. I dlatego nie szuka² inspiracji w pismach estetycznych autora, nie mia² również zamiaru interpretowa7 Tumora Mózgowicza opieraj5c
25 siI na teorii Czystej Formy i nie chcia² na scenie pokazywa7 nonsensu. Przeciwnie: odczyta² w utworze okreËlon5 proble¬ matykI i przekazanie jej uzna² za swoje g²ówne zadanie. W tym celu w²aËnie stuszowa² „nies²ychanie zrIcznie” pewne „jaskrawoËci” sztuki, a uwydatni² jedynie „plastycznie t²o w pomys²owej stylizacji dowolnoËci miejsca i czasu”. Z umia¬ rem stosowa² efekty, dbaj5c o to, aby użycie ich by²o celowe i funkcjonalne. DoËwiadczenie reżyserskie, a może po prostu intuicja artysty, pozwoli²y mu dostrzec, że kreowany przez Witkacego Ëwiat jest na tyle groteskowy i niezwyk²y, że nie ma potrzeby udziwnia7 go jeszcze osobliwymi pomys²ami sce¬ nicznymi, a w dzia²aniach bohaterów ujawnia siI tak wiele „fantastycznej psychologii”, iż zbIdne wydaje siI podkreËla¬ nie jej przy pomocy jakichË nietradycyjnych Ërodków aktor¬ skich. Rozegra² zatem akcjI Tumora Mózgowicza w „normal¬ nej” konwencji scenicznej, wydobywaj5c z „tej rzeczy wszyst¬ ko, co leża²o w granicach możnoËci kulturalnego znawcy tea¬ tru”. I okaza²o siI, że doskonale „utrafi² w ton” 22 O s²usznoËci przyjItych przez niego za²oże´ najlepiej Ëwiad¬ cz5 s²owa autora, który wprawdzie stwierdzi², że „za dużo by²o jeszcze trochI realizmu w bardzo ma²ych szczegó²ach”, ale nie kry² zachwytu i podziwu: „Eksperyment uda² siI zna¬ komicie: Czysta Forma na scenie jest jeszcze możliwa (...) OczywiËcie zdajI sobie sprawI, jaka jest zas²uga dyr. Trzci´¬ skiego, który potIżn5 swoj5 wol5 twórcz5, jak olbrzymia so¬ czewka, skupi² wszystko w jednoË7 i ustanowi² granice naj¬ wyższego i najniższego napiIcia dynamicznego. Uważam go (niech pan wybaczy, panie dyrektorze!) za genialnego wprost reżysera-twórcI, który za dużo swoich cennych si² marnuje na nieodpowiedni dla swego talentu, realistyczny repertuar. Powinien wystawia7 tylko prawdziwych dawnych Wielkich Mistrzów, a poza tym zwróci7 ca²5 si²I na próby nowej sztuki w teatrze” 23. Chociaż Witkacy wyraża² przekonanie, że Trzci´ski prze¬ wyższy² aktorów i jego samego „jako artysta, tj. reżyser- -twórca”, to jednak sukces przedstawienia — s5dz5c po opi¬ niach recenzentów — by² przede wszystkim zas²ug5 zespo²u aktorskiego. „Ma²o która sztuka na scenie Teatru Miejskiego — stwierdza² krytyk „Rzeczypospolitej” — by²a w tym sezonie tak interesuj5co grana jak Mózgowicz” 24. Recenzenci, gani5c sztukI, niemal ostentacyjnie chwalili jej wykonawców, którzy opracowuj5c starannie swe role oraz z niema²5 intuicj5 „na-
26 ginaj5c siI do odrIbnego stylu, jakiego wymaga ten utwór” dowiedli „bezstronnoËci teatru wobec »nowej sztuki«”. „Gra ich z pocz5tku — co ²atwo zrozumie7 — trochI niepewna, konso¬ lidowa²a siI coraz bardziej, tak iż w trzecim akcie osi5gnI²a maksimum wrażenia”. Pos²uszni wskazówkom reżysera starali siI gra7 serio, koncentruj5c uwagI przede wszystkim na wy¬ powiadanych kwestiach, dbaj5c o plastykI gestu i wyrazist5 „ekspresjI symulowanych uczu7 w mimice” i konsekwentnie unikaj5c efektów farsowych, cho7 tekst w wielu miejscach móg² do tego sk²ania725. PrzyjIta konwencja gry zadowoli²a również autora: „jestem zachwycony — pisa² — żadnych pra¬ wie wstrz5sów uczuciowych, Ëwietna, wed²ug mojej teorii, de¬ klamacja wierszy i wypowiadanie prozy, doskona²e pozy w chwilach bezczynnoËci, miara i ustosunkowanie efektów, co jest jedynym sposobem osi5gniIcia si²y na scenie i to si²y w znaczeniu formalnym, a nie bebechowo-wstrz5sowym”2*. Najtrudniejsze zadanie mia² W²adys²aw Bracki w roli Tumora, której w²aËciwa interpretacja wymaga²a przede wszystkim — jak pisa² Boy — „tej impozycji, jakiej ż5damy np. od Na¬ poleona, z chwil5, gdy zjawia siI na scenie”. Zabrak²o jej, niestety, Brackiemu i to chyba w pierwszym rzIdzie zade¬ cydowa²o o „pewnym ogólnym niedoci5gniIciu roli”. WartoË7 zaË znakomitej charakteryzacji (czo²o wydIte w dwa olbrzy¬ mie guzy) obniży² fatalnie dobrany kostium, w którym Bracki przypomina² bardziej krawczyka Igie²kI z krotochwili Ne- stroya Ga²ganduch niż bogatego i s²awnego matematyka. Nie mog²a doda7 mu powagi przewieszona przez gors zielona lenta wschodniego orderu, która w zestawieniu zza ciasn5 mary¬ nark5 i w5skimi, kraciastymi spodniami sprawia²a raczej ko¬ miczne wrażenie. W tym wypadku reżyser wyraênie odst5pi² od woli autora, który proponowa², by Tumor by² „wspaniale ubrany” i nosi² szary garnitur z „najlepszego kortu”, ale by7 może Trzci´ski chcia² tym niedba²ym strojem zaznaczy7 „chamskie” pochodzenie g²ównego bohatera. Za tak5 interpretacj5 przemawia inne jeszcze odejËcie od postulatów autorskich — zmiana w umeblowaniu pokoju, w którym rozgrywa siI pierwszy akt. W didaskaliach pisze Witkiewicz, że pokój ten ma by7 „szczytem nowoczesnej hi¬ gieny” *7, tymczasem w realizacji scenicznej oprawa plastyczna mieszkania Tumora nasuwa²a analogie z wiejsk5 izb5. Z tych wszystkich zmian najbardziej niezadowolony by² autor: „Kie¬ dy podnios²a siI kurtyna i zobaczy²em obraz, niezgodny z mo-
27 j5 wizj5, powiedzia²em do Boya: »przestajI wierzy7 w Czy¬ st5 FormI na scenie«. Zamiast luksusowego dziecinnego pokoju i Tumora ubranego u Poola, ujrza²em wiejsk5 szkó²kI z ja¬ kimË baciarzem”. Doda² jednak, że to niekorzystne wrażenie ust5pi²o potem pod wp²ywem „Ëwietnej gry aktorów” i w trze¬ cim akcie dozna² tego, o co mu chodzi²o: „metafizycznego uczucia z powodu faktycznie staj5cej siI na scenie »wieloËci w jednoËci«, w uniezależnieniu od życia”. O samej grze Brackiego recenzenci pisali z uznaniem. Pod¬ kreËlano, że dziIki pomys²owoËci w opracowaniu roli uda²o mu siI stworzy7 przekonywaj5c5 i plastyczn5 kreacjI: „To by² Mózgowicz raz silny jak d5b, innym razem s²aby jak m²oda roËlinka, raz Tytan, przed którym »ga²ganiarz umy¬ s²owy« Green korzy² siI, jak robak, kiedy indziej Pigmej, którego w²asne dzieci ²atwo skrIpowa²y”. Z innych wykonawców na plan pierwszy wysunI²a siI Ha¬ lina Kaoicka, która, mimo iż rola perwersyjno-demonicznej hrabianki Ibissy niezbyt zgadza²a siI z jej emploi, potra¬ fi²a brawurow5, pe²n5 temperamentu gr5 wydoby7 ów demo- nizm, „cieniuj5c przy tym z ca²5 subtelnoËci5 liryczne ustIpy roli”. Dorównywa²a jej Leokadia Pancewiczowa jako Roz- hulantyna — „szeroka natura rosyjska, pyszna w swym czer- wono-zielonym ba²achonie i swoim szale rodzenia »jak kró- liczyca« co miesi5c samych matematyków”. W najtrudniej¬ szym momencie sztuki — scenie, w której wyrzuca niemowlI przez okno — zdoby²a siI na silne akcenty tragizmu. Êwietn5 charakteryzacj5 na ma²ego Maurycego Mózgowi- cza zadziwi²a wszystkich Lucjana Bracka, która „s²odkawym szczebiotem i niepewnym wyrazem oczu, podkreËla²a niesa- mowitoË7 wrażenia”. Z pozosta²ych aktorów do tego wyso¬ kiego poziomu gry oraz do nastroju przedstawienia najle¬ piej dostosowali siI: ch²odna, wynios²a i oszczIdna w gestach Antonina Klo´ska jako Balantyna, Józef Orwid z natura- listycznym „zaciIciem” odtwarzaj5cy posta7 ojca Tumora oraz Alfred Szyma´ski (Ksi5żI) i W²adys²aw Krasnowiecki (Green). „Inni dêwigali swoje role z prawdziwym lecz bezowocnym heroizmem”. Jednakże praca wszystkich aktorów by²a, zda¬ niem wiIkszoËci recenzentów, zupe²nie daremna i niepotrzeb¬ nie „z zapa²em godnym lepszej sprawy deklamowali oni nie trzymaj5ce siI kupy idiotyzmy i imitowali kreacje”, ponie¬ waż — jak stwierdzi² Haecker — z „bezczelnego nonsensu żaden wysi²ek nie zrobi sensu”. Tylko krytyk „Rzeczypospo-
28 litej”, zastanawiaj5c siI, czy dobra gra artystów nie zależa²a w jakiejË mierze i od materia²u tekstowego, dochodzi² do wniosku, że w Tumorze Mózgowiczu aktorzy wyzyska7 mogli „nieograniczone niczym pole dzia²ania, jakie dawa²y im role, czIstokro7 i zawsze prawie niczym nieskrIpowane i niemoż¬ liwe do skontrolowania. Tak pojIty dramat to niby commedia dell’ arte na wywrót. S²owa s5 dane, ale poza s²owami nic, nawet nie pojIcia. Gest, posta7, intonacja należ5 w ca²ej pe²ni do improwizacji aktora, nak²adaj5cego swój sens w dane s²owa. Inaczej mówi5c, mog5 istnie7 tysi5czne sposoby do¬ brego zagrania takich ról, tysi5czne i zupe²nie biegunowo różne” 28. Autora najbardziej zachwyci²a przemyËlana kompozycja ru¬ chu scenicznego, której podstawowym elementem by²o Ëwietne „grupowanie figur”. Uzna² je za ca²kowicie zgodne ze swoj5 teori5 teatru, w której postulowa², aby rozmieszczenie postaci na scenie nie by²o „życiowo-przypadkowe, tylko w zwi5zku z dekoracj5 takie, aby ca²oË7 obrazu, możliwie w każdym mo¬ mencie przedstawia²a pewn5 kompozycjI malarsk5, a osoby chwilowo nie graj5ce i pozostaj5ce na scenie, przybiera²y i zachowywa²y pewne pozy, nie staraj5c siI ci5gle gra7 mi¬ micznie, ponieważ to odwraca²oby uwagI widzów od osób gra¬ j5cych aktualnie”29. Do najbardziej udanych pod tym wzglI¬ dem scen należa² fina² przedstawienia: nad umieraj5cym Tu- morem zacieËnia² siI kr5g pochylonych postaci, wyci5gaj5cych ku niemu z rozmait5 ekspresj5 rIce. NajwiIcej natomiast zastrzeże´ recenzentów i autora wzbu¬ dzi²y dekoracje (nie wiadomo, kto je projektowa² — afisze Teatru Miejskiego nie podawa²y w tym czasie nazwisk sceno¬ grafów). Uznano je za zbyt skromne, a nawet „zaniedbane”, co, zdaniem Boya, mog²o by7 rezultatem poËpiechu, w jakim przygotowywano przedstawienie. Witkacy krytycznie oceni² przede wszystkim rozwi5zanie plastyczne w drugim akcie — obraz wyspy Timor i jej mieszka´ców nie odpowiada² wizji tropików, które — jak pisa² — „ma zaszczyt zna7 osobiËcie”. Nieudolne by²o również, jego zdaniem, operowanie Ëwiat²em, którym nie zaznaczono tak istotnej w tym akcie gry kolorów: „by²o za jednostajnie rudo, który to kolor powinien by² by7 zarezerwowany jedynie na czas burzy. Z pocz5tku powinna by7 czarna noc, a potem gwa²towny tropikalny Ëwit i od razu bia²y, oËlepiaj5cy blask”.
» Recenzenci krakowscy, atakuj5c Witkacego, nie omieszkali oczywiËcie ostrza tego ataku skierowa7 także przeciwko Trzci´skiemu. Haecker napisa² otwarcie, że dyrektor teatru, przystaj5c na propozycjI wystawienia takiej sztuki jak Tumor Mózgowicz i na dodatek sam j5 reżyseruj5c, opowiedzia² siI po stronie tych, którzy korzystaj5c z powojennego chaosu w Polsce „systematycznie i wszechstronnie, a z gor5czkowym poËpiechem wykorzeniaj5 intelekt i kulturI”. Trzci´ski ten atak, podobnie jak wiele poprzednich, zniós² ze stoickim spo¬ kojem. Przyzwyczai² siI już w ci5gu swej trzyletniej kadencji do podobnych napaËci recenzentów krakowskich, którzy każde potkniIcie artystyczne lub b²5d repertuarowy skwapliwie wy¬ korzystywali jako pretekst do rozpoczIcia prasowych kam¬ panii, maj5cych na celu zmuszenie go do ust5pienia z funkcji dyrektora Teatru Miejskiego. W przekonaniu o s²usznoËci wy¬ stawienia Tumora Mózgowicza utwierdzi²a Trzci´skiego za¬ pewne recenzja Boya oraz list, który otrzyma² w parI dni po premierze od autora sztuki. Witkacy pisa² w nim m. in.: „Ba¬ wiI siI cudownie czytaj5c recenzje. Odpowiem na wszystko i zmiażdżI ich bardzo przyzwoicie (...) Jest pan takim geniu¬ szem reżyserii twórczej, że leżI przed panem na metafizycz¬ nym pIpku (...) Jest w Polsce wielki reżyser — twórca. Oto do czego, do zdemaskowania Pana Dyrektora, pos²uży²a moja sztuka. ±5czI wyrazy uwielbienia dla artysty, g²Ibokiego sza¬ cunku, podziwu dla odwagi — Witkacy”so. Ze spe²nieniem obietnicy „zmiażdżenia” recenzentów Witkie¬ wicz nie zwleka² d²ugo i już w niespe²na trzy tygodnie po premierze og²osi² pierwszy artyku² polemiczny zatytu²owany Zwierzenia osobiste na temat „Tumora Mózgowicza” i teorii Czystej Formy na scenie. Odpowiadaj5c na zarzut jakoby Ëwiadomie i programowo propagowa² nonsens w sztuce, pod¬ kreËli² ponownie, iż uważa siI za „najwiIkszego przeciwnika bezsensu dla bezsensu” i że pragnie jedynie „rozszerzenia kompozycyjnych możliwoËci”. PrzyczynI zaË niezrozumienia Tu¬ mora Mózgowicza t²umaczy² naturalistycznymi przyzwyczaje¬ niami recenzentów. „JeËli do dzie² — pisa² — maj5cych ten¬ dencje formalne, przyk²ada7 bIdziemy kryteria naturalistyczne, bIdzie to zupe²nie tym samym, co gdybyËmy chcieli zjeË7 lokomotywI, zarzucaj5c jej, że nie jest tak smaczna, jak rollmops czy nawet zwyk²y mops. Pozorny obiektywizm na- turalistycznego stanowiska sprowadza siI do tego, że krytyk nie mówi5c nic o formie ze swego subiektywnego stanowi-
80 ska — krytykuje dan5 rzecz wed²ug swoich osobistych życio¬ wych upodoba´” 31. Wkrótce po tym artykule og²asza Witkacy w „Czasie” ob¬ szern5 polemikI z Rostworowskim, w „Nowym Dzienniku” odpowiada na zarzuty Fallka, wyjaËniaj5c, na czym polega „fantastyczna psychologia” postaci dramatu, a na ²amach IKC broni teorii Czystej Formy w teatrze przed zarzutami Szyj- kowskiego. Dwaj pierwsi krytycy podejmuj5 dyskusjI, ale ostatnie s²owo w niej należy do Witkiewicza, który replikuje dwoma dużymi artyku²ami32. Nie zamyka to jednak jeszcze ca²ej polemiki wokó² Tumom Mózgowicza. Zatacza ona coraz szersze krIgi i przenosi siI na ²amy pism lwowskich i war¬ szawskich. Zabieraj5 w niej g²os krytycy, którzy co prawda nie widzieli przedstawienia, ale swe s5dy formu²uj5 na podsta¬ wie wydanego tekstu sztuki (ukaza²a siI ona w maju 1921 r. nak²adem Spó²ki Wydawniczej „Fala”). Niepostrzeżenie spra¬ wa Tumor a Mózgowicza zamienia siI w spór o nowoczesn5 sztukI, koncentruj5c siI wokó² dwóch g²ównych problemów: sensu i potrzeby eksperymentów formalnych oraz przyczyn wspó²czesnych przemian w sztuce. Jedni, jak np. Ida Wie- niewska, solidaryzowali siI z recenzentami krakowskimi i twierdzili, że Witkacy swym utworem „burz5cym wszelkie dawne za²ożenia estetyczne, id5cym na prze²aj zdrowemu roz¬ s5dkowi” nie jest w stanie wskaza7 żadnych nowych dróg w dramacie33. Podobny s5d, ale oparty na innych kryteriach, wypowiedzia² Anatol Stern, zarzucaj5c autorowi Tumora Móz¬ gowicza brak konsekwencji w niszczeniu tradycyjnych zasad budowy dzie²a dramatycznego i dowodz5c, że jego nowator¬ stwo formalne jest powierzchownie i nieistotne, ponieważ za¬ równo w sposobie „obnażania psychiki” postaci, jak i w kszta²¬ towaniu efektów teatralnych nawi5zuje Witkacy do przesta¬ rza²ych wzorców dramaturgii modernistycznej, przede wszyst¬ kim — Przybyszewskiego34. Obro´cI znalaz² Witkiewicz w osobie Jana Stura, poety i krytyka zwi5zanego z pozna´sk5 grup5 ekspresjonistów „Zdrój”. Obszerne studium, zamieszczone w „Kurierze Lwow¬ skim”, poËwiIci² on analizie Tumora Mózgowicza, dowodz5c, iż zarzut propagowania nonsensu stawiany autorowi, jest po¬ my²k5, której êród²a trzeba szuka7 w tym, że krytycy nie dostrzegli, iż „Witkiewicz teoretyk i Witkiewicz twórca to dwie prawie zupe²nie niezależne od siebie i różne osobistoËci”. Nie należy zatem jego sztuk ocenia7 wed²ug postulatów za-
31 wartych w pismach estetycznych, bo wówczas istotnie dojË7 można do fa²szywego przekonania, iż powinny one by7 pozba¬ wione treËci i sensu. JeËli natomiast klucza interpretacyjnego do nich poszukamy w systemie historiozoficznym autora, od¬ kryjemy bez trudu ich sens, tyle tylko, że — tak jak w Tu¬ rnerze Mózgowiczu — bIdzie to „sens potworny, przeraża¬ j5cy”. Przekonanie bowiem o kryzysie wspó²czesnej cywili¬ zacji, o upadku kultury, o zag²adzie sztuki znajduje pe²ny wyraz w konstrukcji Ëwiata w dramatach Witkacego i w cha¬ rakterystyce ich bohaterów. S5 to „ludzie gin5cej Europy”, którzy podobnie jak Tumor próbuj5 wprawdzie stworzy7 w²a¬ sny system wartoËci, ale każda taka próba ko´czy siI fias¬ kiem. W Ëwiecie, w którym nast5pi²o ca²kowite zniszczenie treËci duchowych, a wartoËci5 naczeln5 sta²o siI dobro ma¬ terialne, cz²owiek musi utraci7 swoj5 osobowoË7 i odrIbnoË7, staj5c siI anonimowym cz²onkiem zbiorowoËci ludzkiej. Stur, zgodziwszy siI z tez5 Witkacego o nieuchronnym upad¬ ku cywilizacji zachodniej i uznawszy tI tezI za zgodn5 ze wspó²czesnymi przemianami spo²ecznymi, zaprotestowa² jed¬ nak przeciwko uznawaniu jej za obowi5zuj5c5 dla wszyst¬ kich krIgów kulturowych. „Nie wolno o tym zapomina7 — pisa² — że my to nie Ëwiat, to nie ludzkoË7 ca²a. Istnieje olbrzymi rezerwuar możliwoËci odrodczych, który zwyk² ci5gle nape²ni7 EuropI... ludêmi i ideami. Ten rezerwuar to — Azja!” DziIki niej mog5 jeszcze zmartwychwsta7 „nasze ko¬ naj5ce dni” 35. Przeciwko doszukiwaniu siI historiozoficznych treËci w Tu¬ rnerze Mózgowiczu i przeciwko owemu „azjatyckiemu mesja- nizmowi” Stura gwa²townie zaprotestowa² Ostap Ortwin w ar¬ tykule O Apokalipsie i Mesjaszach, którego stanowisko popar² na ²amach „Przegl5du Warszawskiego” Wac²aw Borowy3². „Pietyzm i kult dla Azji szerzy siI teraz — pisa² Ortwin — jak dżuma azjatycka (...) G²osi7 jednak mesjanizm na bene- fis Azji, jako wybawicielki ludów, to dla Europejczyka szczyt autowyw²aszczenia siI z historycznej pozycji na rzecz jakiegoË fatalistycznego biegu dziejów, którego wykonawc5 ma by7 zawsze ktoË inny, byleby nie my w²aËnie”. Proroctwa na te¬ mat upadku cywilizacji zachodniej nie mog5 zmieni7 faktu, że by²a ona i bIdzie nadal „zespo²em tych najistotniejszych wartoËci”, w którym mieËci siI „pocz5tek i kres przeznacze¬ nia ca²ej ludzkoËci”. Negowanie tej prawdy przez Witkiewi¬ cza i Stura, odrzucenie przez nich europocentrycznej kon-
32 3 L. Pancewicz-Leszczy´ska (Rozhulantyna) 1 W. Bracki (Tumor Mózgowicz) w Tumorze Mózgowiczn w Teatrze im. J. S²owackiego, Kraków 1921 ZAPROSZENIE.
Grupa ELSY NOR ma zaszczyt prosi7 Sz. Pana
na odczyt Stanis²awa Ignacego Witkiewicza ..O czystej
formie na scenie", który ma siI odby7 w Sali Teatru
Ma²ego dnia 29 grudnia r, b o godz. 6-ej po po²udniu.
4 Zaproszenie na odczyt poprzedzaj5cy premierI Pragmatystów w Elsynorze, Warszawa 1921
5 ZdjIcie zbiorowe wykonane po przedstawieniu premierowym Tu- mora Mózgowlcza w Teatrze im. J. S²owackiego, Kraków 1921 cepcji rozwoju kultury, może by7 uznane jedynie za doku¬ ment „stanu moralnego” ich najbliższego Ërodowiska, grupy literackiej lub pewnej „obyczajowo ukszta²towanej warstwy towarzyskiej”. Ostatnim g²osem w sporze o Tumora Mózgowicza by² arty¬ ku² Józefa Wittlina Apologia nonsensu w sztuceS7, którego autor zdeklarowa² siI nie tylko jako bliski przyjaciel Witka¬ cego, ale i jako szczery wielbiciel jego twórczoËci. InspiracjI dla wyst5pienia stanowi²y z pewnoËci5 ataki futurystów, za¬ rzucaj5cych utworom Witkiewicza zbyt duży ²adunek treËcio¬ wy, brak odwagi w tworzeniu czystego nonsensu i odrzucaniu skonwencjonalizowanych rozwi5za´ formalnych. Polemizuj5c z tymi opiniami Wittlin wskazywa², że Witkacy w sposób bar¬ dziej konsekwentny, odkrywczy i oryginalny realizuje pro¬ gram bezsensu w sztuce. O ile bowiem dla futurystów two¬ rzenie bezsensu jest celem samym w sobie, o tyle u Witkie¬ wicza ma ono zawsze sw5 motywacjI i przyczynI. NajczIËciej jest to uzasadnienie natury psychologicznej: w sferze naszego życia podËwiadomego panuje chaos, przypadek, bezsens, któ¬ rych wyk²adnikiem może by7 sen, marzenie i twórczoË7 arty¬ styczna. „Chc5c przeto zrozumie7 za²ożenia konstrukcyjne Tumora Mózgowicza, musimy rozszerzy7 pojemnoË7 naszej duszy do jej istotnych rozmiarów, to znaczy powiedzie7 sobie, że wszystko co siI w duszy wydarza za dnia, czy nocy pod¬ czas snu — jest jako zjawisko psychicznie równie ważne”. W dramatach Witkiewicza, jak we Ënie, nie odgrywaj5 roli ani miejsce, ani czas, przestaj5 by7 ważne psychologiczne i biologiczne uwarunkowania cz²owieka, a postaci trac5 nie¬ kiedy sw5 tożsamoË7. Nie należy zatem tych utworów stara7 siI zrozumie7 — „trzeba je wch²on57 w siebie jak sen i przy¬ j57 jego powagI na Ëlepo, a na czas trwania ich akcji wy¬ goni7 ze siebie wszystko, do czegoËmy siI przyzwyczaili na jawie”. Autor jednak uzna² tI freudowsk5 interpretacjI za jeszcze jeden dowód, „jak trudno jest poj57 wszystkim, o co mu chodzi” S8. BataliI prasow5 wokó² Tumora Mózgowicza Witkacy móg² uzna7 za wygran5 przez siebie. Stworzy²a mu ona okazjI do wy²ożenia szerszej rzeszy czytelników swoich za²oże´ este¬ tycznych i pogl5dów na sztukI, pozwoli²a wiele z nich uËci¬ Ëli7, da²a szansI rzeczowej i poważnej polemiki z krytykami. By²o to jednak, jak siI wkrótce mia²o okaza7, zwyciIstwo phyrrusowe — nie zmieni²o opinii, że Tumor Mózgowicz jest
3 — „Witkacy...” 33 „g²upim nonsensem”. Tym argumentem pos²uż5 siI w roku 1926 aktorzy warszawskiego Teatru Ma²ego, zwracaj5c swe role po pierwszej próbie czytanej Tumom. Nie zmieni ich decyzji ani burzliwa kampania prasowa, ani list protestacyjny Zwi5zku Autorów Dramatycznych. Prorocze okaza²y siI s²owa recenzentki krakowskiej, Ewy ±uskiny, która po przedstawie¬ niu orzek²a, iż „próba sceny przekona²a dowodnie, że dla Tu- morów Mózgowiczów miejsca na niej nie ma”. Do dziË zreszt5 żaden teatr nie zdecydowa² siI wystawi7 tej sztuki. II PRAGMATYSCI w elsynorze
Elsynor — pierwszy i w²aËciwie jedyny na pocz5tku lat dwudziestych teatrzyk eksperymentalny w Polsce powsta² z inicjatywy skamandrytów. ëyczliwie powitano go w krI¬ gach polskiej awangardy. „KoniecznoË7 sceny eksperymental¬ nej — pisa²a redakcja „Nowej Sztuki” — odczuwa² teatr nasz już od dawna: wËród wszystkich reformatorów i pseudo- reformatorów teatralnych dotychczas nie znalaz²o siI nikogo, kto by pomyËla² o przygotowaniu aktora, reżysera i publicz¬ noËci do przyjIcia nowych form w dramacie i twórczoËci sce¬ nicznej. Toteż ciekawe usi²owania w tym kierunku, które przedsiIwziI²a grupa tytu²uj5ca siI »Elsynorem«, powinny wzbudzi7 zainteresowanie spo²ecze´stwa; wËród m²odych akto¬ rów zaË, których nowa sztuka zasta²a kompletnie nieprzygo¬ towanych, powinny spotka7 najgorItsze uznanie”1. Podobnej sceny nie uda²o siI za²oży7 ani futurystom, ani formistom, ani ekspresjonistom, ani awangardzie krakowskiej. Różne przyczyny z²oży²y siI na to, że podejmowane przez nich próby (np. nocny teatr Anatola Sterna Czerwony M²yn) ko´czy²y siI fiaskiem. Powszechna niechI7 ogó²u spo²ecze´¬ stwa i krytyki oraz „wrogoË7” w²adz wobec nowoczesnej sztu¬ ki uniemożliwia²y zdobycie w²asnej sali teatralnej i uzyskanie pomocy finansowej. Trudno by²o zreszt5 w pierwszych latach myËle7 o przedstawieniach, skoro — jak wiadomo — docho¬ dzi²o do zrywania wieczorów nowej poezji, konfiskaty utwo¬ rów, a nawet aresztowa´ twórców. Ale chyba nie te wzglIdy by²y decyduj5ce, bo przecież można by²o skorzysta7 z pomocy odważniejszych dyrektorów teatrów profesjonalnych, którzy gotowi byli podj57 ryzyko wystawiania nowatorskich sztuk, a nawet sami (jak np. Trzci´ski) decydowali siI wyznaczy7 w repertuarze swych teatrów osobne miejsce dl5 ekspery¬ mentalnych utworów. Rzecz jednak w tym, że ugrupowania awangardowe nie mog²y jeszcze zaproponowa7 sztuk, godnych
ss Bcenicznej realizacji. Teatr po prostu nie znajdowa² siI wtedy w centrum zainteresowania awangardy — fascynowa²y j5 przede wszystkim sprawy poezji i plastyki. Ale i póêniej nie zdo²a²a ona wypracowa7 okreËlonego modelu dramaturgicz¬ nego i w²aËciwie nikt, poza Witkacym, nie stworzy² dramatu w pe²nym znaczeniu tego s²owa (utwory Czyżewskiego i Pei¬ pera do dziË nie przesz²y próby sceny w teatrze zawodowym). Awangarda by²a — jak pisze K²ossowicz — „antydramatycz- na w swoich za²ożeniach”. „Jej powszechny dynamizm i opty¬ mizm nie dba² o analizI sprzecznoËci i star7. Ceni² bardziej widowisko niż dramat, eksponowa² bardziej ruch, rytm, kon¬ strukcjI — niż konflikty”2. Sformu²owane z czasem koncep¬ cje dramaturgiczne i teatralne, cho7 oryginalne i wci5ż atrak¬ cyjne, nie tworz5 jednak konsekwentnego i jednolitego pro¬ gramu. ±5czy je tylko gwa²towna negacja naturalistycznej konwencji i stylu teatru mieszcza´skiego. W tym punkcie zreszt5 solidaryzowa²o siI z awangard5 wielu krytyków. Nawet najbardziej konserwatywni recenzenci byli zgodni co do tego, że „doskonale do sztuk realistycznych przystosowany teatr wspó²czesny nie umie już jednak w swych zbyt ciasnych ramach pomieËci7 ani Szekspira, ani Calderona, a u nas mIczy siI tragicznie inscenizacj5 S²owackiego czy Wyspia´skiego"3. Proponowano zatem reformy maj5ce zmie¬ ni7 charakter wspó²czesnego teatru polskiego, przy czym pa¬ nowa²a doË7 powszechna opinia, że nie można poprzesta7 tylko na unowoczeËnieniu Ërodków inscenizacyjnych i tech¬ nicznych ulepszeniach sceny, ale należy także stworzy7 „wiel¬ ki repertuar”, a przede wszystkim przekszta²ci7 „psychikI aktora, który musi czu7 w sobie stygmat pos²annictwa sztuki, nie zaË żonglerii obliczonej na poklask”4. Bruno Jasie´ski otwarcie stwierdza², że „pod has²em walki z aktorem, z jego indywidualnoËci5 rozwija siI w²aËciwa walka o nowy teatr” 5. Pocz5tkowo nadzieje odnowy budzi²y prace Reduty, ale już po pierwszych przedstawieniach atakowano j5 równie ostro, co inne teatry warszawskie, dowodz5c nawet, że jej poczy¬ nania tworz5 Ëlep5 uliczkI wspó²czesnego teatru. Coraz czI¬ Ëciej pojawia siI wtedy w prasie postulat zak²adania teatrów eksperymentalnych, których dzia²alnoË7 „oparta na zespole si² m²odych, kszta²conych w specyficznie spreparowanej atmosfe¬ rze intelektualnej i artystycznej” u²atwi²aby poszukiwanie „dróg wyjËcia z b²Idnego ko²a realizmu w sztuce odtwór¬ czej i odnalezienie szeregu nowych metod interpretacyjnych” *.
36 O potrzebie stworzenia takiego teatru w Warszawie uda²o siI Jaros²awowi Iwaszkiewiczowi, w maju 1921 r., przeko¬ na7 Arnolda Szyfmana, który zgodzi² siI Elsynorowi udo¬ stIpni7 salI Teatru Ma²ego oraz przyrzek² wsparcie finanso¬ we i pomoc pracowni Teatru Polskiego. Szyfman planowa² zreszt5 już dawniej za²ożenie sceny eksperymentalnej, a jego decyzjI przyËpieszy²a chyba protestacyjna „manifestacja”, jak5 urz5dzili skamandryci na przedstawieniu sztuki Krzywoszew- skiego. Trudniej natomiast przysz²o elsynorczykom prze²a¬ ma7 nieufnoË7 Ërodowiska teatralnego — „wszyscy prawdziwi aktorzy i reżyserzy powstrzymali siI od wspó²pracy”7. Nie¬ powodzeniem zako´czy²y siI d²ugie pertraktacje z Zelwero¬ wiczem, nie powiod²a siI także próba „przyci5gniIcia” Pro¬ naszki, nie dosz²o do nawi5zania oficjalnej wspó²pracy z Re¬ dut5. Ostatecznie jednak kierownictwo teatru w osobach: Ja¬ ros²awa Iwaszkiewicza, W²adys²awa Zawistowskiego (ówczesny redaktor „Skamandra”), Emila Breitera, Wilama Horzycy oraz ich wspó²pracownicy — Julian Wo²oszynowski i Jerzy M. Ry- tard — zdo²ali skompletowa7 zespó² wËród artystów Teatru Polskiego i na pocz5tku paêdziernika przyst5piono do pracy. Projektowano także wydawanie pisma teatralnego i urz5dza¬ nie sta²ych odczytów z „dziedziny teatrologii”. W oficjalnych deklaracjach elsynorczycy zastrzegali siI, że nie stanowi5 odrIbnej grupy artystycznej i że w polskim ży¬ ciu teatralnym zamierzaj5 odegra7 jedynie tI sam5 rolI, co „w dziedzinie poezji — grupa Skamandra: nie jakiejË re¬ formy (sztuki siI nie reformuje), ale zaczynu i fermentu, wnosz5cego nowe wartoËci do polskiego ruchu artystycznego, który p²ynie tak leniwym i ospa²ym pr5dem”8. Teatr ich za¬ tem ma by7 tylko „pracowni5”, której dzia²alnoËci przyËwie¬ ca7 bId5 dwa g²ówne cele: 1. „dostarczenie teatrowi nowego materia²u formalnego, który pozwoli mu rozszerzy7 zakres swojej twórczoËci; 2. wyszkolenie nowych metod reżyserskich i aktorskich”. Nie ukrywano jednak nadziei, że realizacja tych zamierze´ może w przysz²oËci stworzy7 podstawy polskiego stylu tea¬ tralnego i zarazem przyczyni7 siI do „zadzierzgniIcia wIz²ów pomiIdzy polskim teatrem a najciekawszymi usi²owaniami scenicznymi wspó²czesnego Zachodu” •. ëyczliwi Elsynorowi krytycy, komentuj5c ten program, su¬ gerowali, aby teatr wszed² w porozumienie z Redut5 i prze¬ j5² czIË7 jej zada´: „prze²amywanie bezmyËlnoËci aktorów
37 i widzów, przezwyciIżanie ²atwego efekciarstwa, ż²obienie w psychice nowych impulsów wykonawczych, wprowadzanie wszelkich oËrodków mózgowych w stan napiIcia, wreszcie do¬ ciekania w zakresie nowych form odtwórczych — oto, co w podziale pracy przypaË7 winno »Elsynorowi«” 10. Obawiano siI jednak, czy potrafi podo²a7 on takim obowi5zkom, skoro istnienie swe zawdziIcza zapewne chwilowym „poczynaniom snobistycznym” Szyfmana i kto wie, czy nie bIdzie zmuszony wkrótce sta7 siI tylko „oficyn5” jego teatrówn. Nic wiIc dziwnego, że niecierpliwie oczekiwano daty oficjalnego otwar¬ cia sceny, a ciekawoË7 potIgowa²a wiadomoË7, że w inaugu¬ racyjny wieczór wystawiona zostanie sztuka autora, czyni5¬ cego w Polsce „najwiIcej wrzawy i zamieszania” — Stani¬ s²awa Ignacego Witkiewicza. Nie ucich²y bowiem jeszcze echa burzliwych sporów, jakie wywo²a²a prapremiera Tumom Mózgowicza, a Witkacy znowu sprowokowa² krytyków do dys¬ kusji swymi pogl5dami na temat teatru, przedstawionymi nie¬ dawno na ²amach „Skamandra” w rozprawie Bliższe wyja¬ Ënienia w kwestii czystej jormy na scenie. Polemiki te z zainteresowaniem Ëledzi²a opinia publiczna (wiIkszoË7 artyku²ów ukazywa²a siI na ²amach czasopism codziennych), cho7 oczywiËcie nie sprawy ËciËle merytoryczne budzi²y najwiIksze zaciekawienie. UwagI przyci5ga² przede wszystkim ton sporu. Krytycy bowiem — i to najpoważ¬ niejsi — nie ża²owali Witkiewiczowi obelg i kpin. Grzyma²a- Siedlecki na przyk²ad nazwa² go filutem, który sam nie traktuje poważnie swoich teorii, a lektura jego rozpraw musi doprowadzi7 każdego do wniosku, że „ten syn niepospolitego artysty i pisarza odbywa przed nami jak5Ë wyrafinowan5 drwinI, że z ca²ym nak²adem trudu parodiuje pewne sposoby myËlenia, pewne metody rozumowania i że kiedyË, po latach, przyzna siI do tej piekielnej igraszki”. Adolf Nowaczy´ski nie zawaha² siI stwierdzi7, że w wywodach teoretycznych Witkiewicza jest „tylko biegunka s²ów — przy ża²osnym pierwotnictwie myËlowym”. Zdarza²y siI co prawda także wypowiedzi bardziej zrównoważone i rzeczowe, ale nie one nadawa²y ton dyskusjom1S. Atmosferze zaciekawienia pierwsz5 premier5 sprzyja²a również kszta²tuj5ca siI już wówczas „le¬ genda osobowoËci” Witkiewicza. W²aËnie wtedy towarzyskie plotki na jego temat znalaz²y niemal oficjalne potwierdzenie na ²amach prasyl². Jaros²aw Iwaszkiewicz, kierownik literacki Elsynoru, pro¬ sa jektowa² zrazu wystawienie „tragedyjki” Witkiewicza pt. Pentemychos i jej niedosz²y wychowanek, ale zespó² nie mia² aktorki do „wspania²ej roli kobiecej” w tej sztuceH. Potem, chc5c spe²ni7 życzenie autora, zamierzano w ramach jednego przedstawienia pokaza7 dwa utwory: Pragmatystów oraz jed¬ noaktówkI Nowe Wyzwolenie, ale k²opoty z obsad5 sprawi²y, że zdecydowano siI przygotowa7 tylko jeden utwór. Sztuki Claudela Zak²adnik lub Zwiastowanie oraz Ludzie Hasencle- vera — zgodnie z postanowieniem „wcielania inscenizacyj¬ nego najnowszych, najbardziej stylowi teraêniejszoËci odpo¬ wiadaj5cych utworów dramatycznych”15 — mia²y stanowi7 nastIpne pozycje repertuaru. „Jeżeli pracI sw5 rozpoczyna² »Elsynor« od Witkiewicza — wyjaËnia² Zawistowski — to raz dlatego, że polska twórczoË7 leża²a mu najbardziej na sercu, po wtóre zaË dlatego, że spo¬ miIdzy polskich eksperymentuj5cych dramaturgów, autor Pragmatystów posiada najbardziej zdecydowane pogl5dy teo¬ retyczne, a jednoczeËnie umie je konsekwentnie w utworach swych przeprowadzi7 (...) Nie można by²o jednak dok²adnie zda7 sobie sprawy z walorów kierunku Witkiewicza (czy jego zagranicznych bardziej lub mniej zgodnych wspó²wyznawców) nie wystawiwszy cho7 jednej z sztuk jego, przy czym nie wystawiwszy w takiej teatralnej formie, jakiej od sceny wy¬ maga² sam autor”. Zespó² Elsynoru pragn5c zatem by7 wzglI¬ dem niego „wierny i lojalny” postanowi² potraktowa7 Prag¬ matystów jako utwór egzemplifikuj5cy teoriI Czystej Formy, czyli jako „dramat nonsensu”, który „nie liczy siI zupe²nie z prawami życia, nie wyraża żadnej intelektualnej treËci, ale operuje form5 teatraln5, która pomija oËrodki logiczne i bez¬ poËrednio oddzia²uje na wrażliwoË7 estetyczn5 widza” (Zawi¬ stowski). Taka interpretacja nie pozwala²a realizatorom ko¬ rzysta7 z doËwiadcze´ zdobytych przy inscenizacjach trady¬ cyjnych utworów — „reżyser tworzy7 musia² sytuacje na no¬ wych zupe²nie podstawach, aktorzy, którym zabrak²o zwy¬ k²ych form wyrażania, szuka7 musieli innych Ërodków eks¬ presji”, a brak treËci anegdotycznej wymaga² wielu zabiegów inscenizacyjnych: gry Ëwiate², roz²ożenia sta²ych i ruchomych plam barwnych itp. O tym, że nie by²y to zadania ²atwe prze¬ konuje fakt, że termin pierwszego przedstawienia ustalony na listopad przesuniIty zosta² o miesi5c. 29 grudnia 1921 r. w sali Teatru Ma²ego (gmach Filhar¬ monii) o godzinie 11 w nocy odby²a siI prapremiera Prapma-
39 tystów, na któr5 przybyli zaproszeni przedstawiciele ze Ëwiata kultury (specjalne zaproszenia wydawa² sekretariat Elsynoru, mieszcz5cy siI w ksiIgarni E. Wendego na Krakowskim PrzedmieËciu 9). Tegoż dnia po po²udniu — najpierw w Re¬ ducie, a potem w Teatrze Ma²ym — autor wyg²osi² odczyt pt. O czystej formie na scenie. PublicznoË7 premierowa przy¬ jI²a sztukI o wiele mniej „kulturalnie, wnikliwie i myËl5- co” niż widownia krakowska Tumora Mózgowicza. Na po¬ cz5tku s²uchano „w skupieniu i poważnie”, w czasie aktu dru¬ giego niektórzy widzowie wybuchali g²oËnym Ëmiechem, a pod koniec spektaklu zajmowano siI już tylko „wy²awianiem hu- morystyki domniemanego bezsensu” — nie chciano „oddawa7 siI kontemplacji Tajemnicy Istnienia i usi²uj5cym kontem¬ plowa7 przeszkadzano”18. By²a to na pewno porażka autora, ale przedstawienie sta²o siI wydarzeniem i „wielk5 sensa¬ cj5” w życiu artystycznym stolicy. ëadna chyba sztuka w tym okresie nie wywo²a²a tak du¬ żego poruszenia wËród krytyków, o żadnym innym utworze nie mówiono z podobnym oburzeniem, żaden inny nie wzbu¬ dzi² tylu rozbieżnych opinii i ocen. „Dla jednych jestem — pisa² o tym z ironi5 Witkacy — »nihilistycznym burżujem«, dla drugich (Pie´kowski) czymË w rodzaju bolszewickiego agitatora. Amplituda waha´ doË7 szeroka! Dla jednych sztu¬ ka moja jest religijna (w znaczeniu d5żenia do misteriów zrozumia² moj5 teoriI Horzyca), dla innych absolutn5, i to programow5 bredni5”17 Ten ostatni pogl5d o Pragmatystach zgodnie podzielali wszyscy recenzenci konserwatywnego skrzy¬ d²a prasy warszawskiej, którzy w poszukiwaniu okreËle´ de¬ precjonuj5cych sztukI i oËmieszaj5cych autora, wykazali zna¬ cznie wiIksz5 inwencjI od swych kolegów z Krakowa. Pre¬ tensjonalny be²kot bez treËci, brednie wyg²aszane pod wp²y¬ wem „bia²ej gor5czki” w szpitalu dla postIpowych parality¬ ków, szczere lub celowo udane wariactwo, „burszowskie” zlepki g²upstw, które ujawniaj5 ponuroË7 umys²u i Ëwiadcz5 o p²askoËci, pospolitoËci, nihilizmie i ordynarnoËci autora, bzdura, duby smalone, g²upstwo i blaga literacka — oto nie¬ które tylko użyte przez nich epitety. Kamieniem obrazy by²a dla krytyków warszawskich — po¬ dobnie jak dla recenzentów Tumora Mózgowicza — sama for¬ ma dramaturgiczna Pragmatystów, przy czym zgodnym chó¬ rem stwierdzono, że w wypadku tego utworu powody oburze¬ nia s5 znacznie bardziej uzasadnione. O ile bowiem Tumor
40 Mózgowicz napisany „z wybitnym talentem móg² jeszcze ucho¬ dzi7 za wyraz poszukiwania nowych form i nowych dróg twórczoËci dramatycznej, o tyle PragmatyËci s5 utworem tak chaotycznym i zamazanym, że najwiIksza życzliwoË7 dla wszelkich poszukiwa´ staje wobec tego typu utworów bez¬ radna z za²amanymi rIkami”. Zamiar scenicznego sprawdzenia za²oże´ teorii Czystej For¬ my zrealizowa² autor — zdaniem recenzentów — Ërodkami tak prymitywnymi, jak pozbawienie akcji „wszystkich ogniw zda¬ rzeniowych i psychologicznych” i ujIcie jej w „schematyczne skróty”, jak wystylizowanie na wzór dysput pseudofilozoficz- nych dialogów bohaterów, które „upstrzone rozmyËlnymi nie¬ dorzecznoËciami” zamieniaj5 siI co chwila w czysty be²kot, jak nagromadzenie w myËl programowego non?; r su kilku ma¬ kabrycznych wydarze´, pozbawionych „zwi5zku nie tylko z dramatem, ale w ogóle ze wszelk5 wyobraêni5 artystycz¬ n5”, jak wreszcie wprowadzenie na scenI dziwacznych, fan- tastyczno-groteskowych postaci: „jakichË mumii z krogulczy- mi pazurami, jakichË wymoczków w pierrotowych strojach, jakichË rzeêników w jaskrawych krawatach”, gadaj5cych trzy po trzy, dokonuj5cych morderstw przy pomocy m²otka i k²u¬ j5cych siI szpilk5. Jednym s²owem, PragmatyËci to utwór programowo nonsensowny, zbudowany z „kilkunastu g²upstw, sztucznie wymyËlonych w ordynarnym stylu niemieckim, na trzeêwo, wiIc nawet bez pijackiego ognia zrobionych”. Autor zaË dowiód² nim w sposób nie pozostawiaj5cy żadnych w5t¬ pliwoËci, że nie ma „w sobie ani krzty talentu artysty s²owa, ani krzty zdolnoËci konstrukcyjnych dramaturga, buduj5cego i tworz5cego ca²oË7” i że jego teorie s5 tylko prób5 uspra¬ wiedliwienia „indywidualnej impotencji w zakresie s²owa i budownictwa dramatycznego” 18. Od tego tonu wyraênie odróżnia²y siI g²osy prasy lewico¬ wej, w której Witkacy znalaz² niespodziewanych sojuszników. Nie by² to zreszt5 wypadek jedyny i odosobniony. W owych latach awangardI artystyczn5 ²5czy²y doË7 Ëcis²e zwi5zki z ru¬ chem komunistycznym i Witkacy parokrotnie spotyka7 siI bIdzie ze zrozumieniem i życzliwoËci5 krytyków lewicowych. Uzasadniaj5c swe twierdzenie, że przedstawienie Pragmaty- stów ma prze²omowe znaczenie dla polskiej sztuki teatralnej, Witold Wandurski pisa²: „Witkiewicz przyczyni² siI znacznie do wyzwolenia naszego teatru z zapleËnia²ych piwnic »lite- rackoËci« i psychologicznego naturalizmu — zaË jako utalen-
41 towany plastyk i czujny na »teatralnoË7« znawca teatru, sztu¬ kami swymi wp²ywa »dopinguj5co« na nasz zgnuËnia²y Ëwia¬ tek teatralny”1#. Dla recenzenta „Kultury Robotniczej” pre¬ miera w Elsynorze potwierdzi²a „duży i szczery talent” auto¬ ra, który nadzwyczaj przenikliwie dostrzega zbliżaj5cy siI ko¬ niec w²asnego Ëwiata, ale który, niestety, nie widzi êróde², daj5cych si²I i wiarI „ludziom jutra”2#. OczywiËcie, „konserwatystom” przedstawienie Pragmaty- stów znowu da²o pretekst do ataków na kierunki awangar¬ dowe w sztuce. Jak zwykle najg²oËniej wo²a² Pie´kowski z endeckiej „Gazety Warszawskiej”: „Ta nowa sztuka to sztu¬ ka mot²ochu, to sztuka dekadencji i patologii rasy, to sztuka chaosu”. Wtórowa² mu Rabski: „ë5daj5 od nas, abyËmy uznali za now5 sztukI coË, co jest tak napisane, jakby w teatrze sie¬ dzieli nie ludzie, lecz jakieË istoty z innych wymiarów, z ja¬ kimË nowym, niedostIpnym dla zwyk²ego Ëmiertelnika apara¬ tem mózgu” — i ko´czy² recenzjI okrzykiem: „DoË7! Sko´¬ czy7 z nonsensem!” „Ależ, najszanowniejszy, jeszczeËmy go nie rozpoczIli” — replikowa² Anatol Stern i z żalem stwierdza², że w Pragma- tystach ma²o jest „ożywiaj5cej nielogicznoËci”, za dużo naiw¬ nej symboliki, krzycz5cego naturalizmu i uczuciowego eks- presjonizmu, a sam autor to tylko dekadent konwencjonalnego teatru psychologicznego, który chc5c zniszczy7 stary kanon sceniczny doprowadza jedynie jego metody i cele do absur¬ du a. Niespodziewanie z futuryst5 Sternem zgadza² siI w tym punkcie „zaciek²y tradycjonalista”, Wac²aw Grubi´ski. W ob¬ szernej recenzji dowodzi², że Witkiewicz nie jest nowatorem ani jako teoretyk teatru, ani jako dramatopisarz, ponieważ koncepcja Czystej Formy wywodzi siI z estetyki Arystotelesa i filozofii Kanta i nowa jest tylko terminologia, natomiast „zamaskowana symbolistyka” utworów scenicznych przejIta zosta²a bezpoËrednio z dramatów Przybyszewskiego. W Prag- matystach nie ma — wbrew zapewnieniom autora — nawet pozorów bezsensu, wprost odwrotnie: „im d²użej trwa przed¬ stawienie, tym jaËniej wystIpuje wyszydzony z tej samej sce¬ ny o godzinie szóstej po po²udniu burżuazyjny, ko²tu´ski i mo¬ ralny sens”. SztukI tI zatem, podobnie jak utwory Krzy- woszewskiego czy Kiedrzy´skiego, można bez trudu streËci7 i zas²uży7 na 10 tysiIcy marek, które Witkiewicz przyrzek² w odczycie każdemu, kto potrafi dokona7 takiego zabiegu **. Swego rozczarowania, że utwór Witkacego okaza² siI nazbyt
43 zrozumia²y r sensowny, nie kryli także cz²onkowie Elsynoru. PragmatyËci — pisa² Breiter — to „typowa sztuka z tez5, na¬ pisana manier5 naturalistyczn5”, stanowi5ca klasyczny przy¬ k²ad rozbieżnoËci miIdzy teori5 a praktyk5 teatraln5. Ele¬ menty dowolnoËci, komizmu i celowego bezsensu tworz5 w niej nie uzasadniony logik5 formaln5 sztafaż, którego celem jest ukrycie realistycznej lub symbolistycznej proweniencji scen i konfliktów, i wymowy sztuki. Zgadza² siI z tym s5dem, sym¬ patyzuj5cy z elsynorczykami, Eugeniusz Êwierczewski, który dowodzi², że w Pragmatystach realizacja teoretycznych za²o¬ że´ Czystej Formy polega jedynie na „ekwilibrystyce w dru¬ gorzIdnych szczegó²ach” i jako ca²oË7 jest to utwór o „natu- ralistycznej budowie i koË7cu psychologicznym”. Jego zawar¬ toË7 treËciowa wskazuje, że Witkiewicz „myËlowo i uczucio¬ wo” jest spokrewniony z Ibsenem, Maeterlinckiem i Wyspia´¬ skim i tak samo jak oni podejmuje odwieczny problem bez¬ radnoËci cz²owieka „wobec niesko´czonoËci i Ëmierci”**. Odkrycie, że PragmatyËci posiadaj5 „pozory dramatu filozo¬ ficznego” znacznie skomplikowa²o, zdaniem Zawistowskiego, pracI twórcom przedstawienia. „Na każdym kroku trafiano na przeróżne myËlowe kompleksy i okaza²o siI, że Witkiewicz ma wysoce rozwiniIt5 sk²onnoË7 do filologicznej sensacyjno- Ëci, że lubuje siI w wyrazach, które oznaczaj5 coË poza zna¬ czeniem formalnym i staj5 siI oËrodkami asocjacyjnymi, że wreszcie nagromadzenie sytuacji dramatycznych niejednokrot¬ nie wykrzywia ich celowoË7, sprowadzaj5c na przyk²ad Ëmiech jako reakcjI zbyt gwa²townie napinanych nerwów”. Aby zatem osi5gn57 zamierzony cel i doprowadzi7 do prze¬ ²amania konwencji naturalistycznej postanowiono oprze7 siI wy²5cznie na teorii Czystej Formy, która w dziedzinie plastyki scenicznej, gry aktorskiej, inscenizacji i reżyserii jest istotnie „p²odna i rewolucyjna” i przyjIto za²ożenie, że dla Elsynoru nie tyle samo wystawienie Pragmatystów ma decyduj5ce zna¬ czenie, ale praca nad nimi. Przeciwko takiemu stanowisku ostro zaprotestowa² Stefan ëeromski: „Gdy zachodzi okolicz¬ noË7 wystawienia sztuki najzupe²niej oryginalnej m²odego au¬ tora, jak to mia²o miejsce z utworem dramatycznym Stanis²a¬ wa Ignacego Witkiewicza pod tytu²em PragmatyËci, dziej5 siI istne curiosa. Sztuka dostIpuje ²aski wystawienia, ale po go¬ dzinie jedenastej w nocy, jako pewnego rodzaju dziwol5g, któ¬ ry siI pokazuje, ale za to nie bierze siI odpowiedzialnoËci” 24. Przedstawienie reżyserowa² Karol Borowski, pomaga² mu
43 Jaros²aw Iwaszkiewicz. Scenografia by²a dzie²em Stanis²awa Êliwi´skiego i Eugeniusza Dziewulskiego. Ten ostatni podj5² siI także „reżyserii gestu” i przygotowa² ilustracje muzyczne. Kostiumy zaprojektowane przez Zygmunta Zanozi´skiego wy¬ kona²a pracownia Teatru Polskiego. Za nadrzIdn5 zasadI insce¬ nizacyjn5 realizatorzy przyjIli stylizacjI „kubistyczno-formi- styczn5”. Dekoracja — celowo uproszczona — przedstawia²a trójk5tny pokój szeroko rozwarty ku widowni z trójk5tn5 szczelin5 w g²Ibi zamiast drzwi, co w finale sztuki „Ëwietnie sugerowa²o znikanie w czeluËciach Ëmierci”. W pokoju tym, przypominaj5cym celI lub k5t opuszczonego strychu, po lewej stronie znajdowa²o siI trójk5tne okno, a po prawej trójk5tne boczne drzwi, poËrodku sta² trójk5tny stolik i cztery trójnożne krzes²a. Formu²a „geometryzacji” mia²a również obowi5zywa7 akto¬ rów. Ich ruch po scenie zosta² wytyczony w taki sposób, by w poszczególnych sytuacjach dramatycznych tworzyli uk²ady geometryczne, przy czym nie wolno by²o im chodzi7 — oprócz aktorki graj5cej rolI niemej Mamalii — po liniach prostych lub falistych, ale „po²amanych”. Musieli ponadto dba7 o to, by, styl „trójk5tny” ujawnia² siI także w gestach i pozach („ru¬ chów po²amanych” ż5da² Witkacy w didaskaliach od wyko¬ nawcy roli Plasfodora). PrzezwyciIżeniu „narowów realistycz¬ nych”, zerwaniu z zasad5 aktorskiego przeżywania pomaga7 mia²a marionetyzacja gry, polegaj5ca na zrytmizowaniu ruchów i kroków, na jednostajnej, pozbawionej akcentów ekspresyw- nych intonacji g²osu oraz na bardzo ograniczonej mimice. Kon¬ cepcjI tak5 sugerowa7 mog²a wskazówka autora we wstIpie do sztuki: „wszyscy maj5 mówi7 nie uczuciowo, tylko wypo¬ wiada7 zdania ze szczególnym uwzglIdnieniem wartoËci samych wyrazów” (I, 125). Okaza²o siI jednak, że by²y to wymagania przekraczaj5ce niejednokrotnie możliwoËci aktorów. Z ca²ego zespo²u tylko Janusz Warnecki (Plasfodor), dziIki „dobremu poczuciu rytmu i tempa” potrafi² zachowa7 w grze ów styl „trójk5tny”. Dla innych pe²na automatyzacja gestów i ruchów by²a przeszkod5 trudn5 do pokonania, zw²aszcza w momentach, gdy jednocze¬ Ënie trzeba by²o prowadzi7 dialog z partnerem. Gubi²a siI wte¬ dy nawet Helena StIpowska, graj5ca Kobietona — aktorka obdarzona, wedle opinii Wandurskiego, „Ëwietnym poczuciem plastyki”. Bardzo „nierówna w geËcie” by²a także Janina Munclingrowa, odtwarzaj5ca posta7 Mumii Chi´skiej. Ale naj-
44 czIstszy b²5d polega² na wypowiadaniu kwestii „uczuciowo” i na próbach „uprawdopodobnienia życiowego” granych osób. Za „g²osem swego scenicznego temperamentu” poszed² prze¬ de wszystkim Bogus²aw Samborski, który stworzy² „typ dosko¬ na²y, cho7 nie w stylu ca²oËci”. Naturalizm w jego grze uspra¬ wiedliwiony by² jednak charakterem bohatera — Graf Franz von Telek to wszakże „osoba najbardziej żywa wËród tych wszystkich truposzów i histeryków, których ogl5damy na sce¬ nie”. Natomiast nieporozumienie stanowi²o obsadzenie Marii Dunikowskiej w trudnej, wymagaj5cej subtelnych Ërodków pantomimicznych roli niemowy Mamalii. Aktorka, sprawdzona w sztukach psychologicznych, tutaj zawiod²a zupe²nie — „nie maj5c poczucia plastyki i rytmu miota²a siI w gwa²townych, histerycznie nerwowych ruchach po scenie” i burzy²a harmoniI widowiska. W koncepcji reżyserskiej by² to oczywiËcie zamie¬ rzony efekt: w bogactwie ruchów mia²y siI wyrazi7 wszystkie cierpienia niemej Mamalii. Krytycy uznali jednak, że taki spo¬ sób interpretacji roli nie jest najszczIËliwszy. Ale poważniejszy b²5d reżyserów polega² na tym, że kazali aktorom prowadzi7 dialog bez zróżnicowania tempa, tonu i In¬ tonacji, a tymczasem „ze wzglIdu na kontrast z czynnoËciami, jakie aktorzy wykonuj5 — s²owa roli winny by7 wymawiane dobitnie, wyraênie i rytmicznie, nie zaË glIdzone na jednej nucie jakiejË idiotycznej melancholii” (tylko Samborski mówi² jasno i z logicznym akcentem)25. W efekcie widzowie wielu kwestii w ogóle nie zrozumieli lub zrozumieli êle, co by²o po¬ wodem zabawnych nieporozumie´, a przedstawienie w pew¬ nych momentach przypomina²o niemal „czyst5 pantomimI”. Wrażeniu temu sprzyja²o ponadto „zbyt wolne tempo i prze¬ d²użanie scen mimicznych na premierze”2#. NajwiIksze zastrzeżenia wzbudzi²a scenografia. „Do wysta¬ wienia utworu, który wymaga nowych dekoracji i nowego zgo¬ ²a uk²adu sceny — pisa² Stefan ëeromski — zużywa siI stare p²ótna, ustawiaj5c je, ku zupe²nemu zgorszeniu i przerażeniu widza, w trójk5t i paprz5c je srodze na futurystyczno”. Witka¬ cy żali² siI, że pominiIto jego wymagania i „zrobiono jakiË k5cik 3 kl. z Caligariego” 27. Na wiadomoË7, że prowadzone s5 rozmowy z Pronaszk5, wys²a² on co prawda do Iwaszkiewicza „szkice jako substytuty surogatów próbek bez wartoËci”, ale Êliwi´ski i Dziewulski uwzglIdnili tylko czIË7 jego wskazó¬ wek. PominIli także niezwykle istotne w tym dramacie ele¬ menty wizji kolorystycznej zawartej w didaskaliach, w któ-
45 rych autor proponowa², aby w dekoracjach obowi5zywa²y tylko dwa kolory: czarny i czerwony, a kontrastowa7 z nimi maj5 bia²e szczegó²y ubiorów postaci i żó²ta szata Mumii Chi´skiej. W inscenizacji tymczasem barwy by²y niezdecydowane i sto¬ nowane, a jedyny akcent kolorystyczny gra² czerwony stolik. Takie zubożenie podoba²o siI tylko Êwierczewskiemu, który uzna², że „ekspresjonistyczna stylizacja dekoracyjna podkreËli²a groteskow5 dynamikI gry i jej automatyzm” i że s²usznie za¬ niechano „jaskrawo impresjonistycznej kolorystyki, w jakiej p²awi²o siI bezecnie przedstawienie krakowskie Tumora”. Za¬ rzuty pod adresem scenografów podzielali nawet sami elsynor- czycy, przyznaj5c, iż wprawdzie „dekoracje by²y dobre, nawet zupe²nie dobre, ale przypadkowe — nie czu²o siI ich wspó²- pracownictwa w ogólnym zarysie” (Zawistowski). ëaden z krytyków nie kwestionowa² praw Elsynoru do eks¬ perymentu i poszukiwania nowych form wyrazu, ale nie ukry¬ wano, że radykalizm zapowiadanych reform pozwala² spodzie¬ wa7 siI znacznie wiIcej już po pierwszym przedstawieniu. Pre¬ miera Pragmatystów, cho7 odbiega²a od powszechnie obowi5¬ zuj5cych metod inscenizacyjnych i aktorskich, nie zada²a jed¬ nak — jak pisa² Grubi´ski — „ciosu staremu teatrowi”. Insce- nizatorom zabrak²o w toku przygotowa´ odwagi i konsekwen¬ cji — zdecydowali siI zatem na pó²Ërodki i po²owiczne roz¬ wi5zania, a wiadomo, że „nic tak nie deprawuje rewolucji, jak natychmiastowy kompromis”. Najbardziej oburzy²o to Anatola Sterna: „Reżyserom sztuki Witkiewicza (ewentualnie autorowi jej) należy zarzuci7: 1. Be¬ zecnie symboliczne ucharakteryzowanie aktorów, 2. udrama- tyzowanie akcji, zaznaczenie zależnoËci akcji od stanów psy¬ chicznych, 3. pomieszanie pierwiastków dramatycznych z pier- wastkami najordynarniejszego komizmu, 4. niesmaczne deko¬ racje, szablonowe operowanie Ëwiat²em i zastosowanie podobnej muzyki. By²em szczerze przerażony, ujrzawszy na Plasfodorze pierrotyczne spodenki (dekadent — pierrot!), na Kobietonie sukienkI baletnicy, na Mumii ca²uny i archaiczne sanda²y. Nie można by²o z wiIksz5 perwersj5 wskaza7, że sztuka tkwi do po²owy w symbolizmie. Podobnie Ëcis²y odpowiednik znajdo¬ wa²a akcja w przeżyciach osób dramatu, który to zwi5zek ak- torowie, jak gdyby umyËlnie wbrew intencjom autora zazna¬ czali. OËwietlenie na wskroË nastrojowe i podobna muzyka (skandowany, dadaistyczny recitativ Mumii zosta² zast5piony przez przeci5g²e zawodzenie) sz²y w parze z ²atan5 dekoracj5.
48 Aktorzy, mimo Ëwietnych epizodów, nie zgrani zupe²nie. Jak bardzo zaË reżyserzy nie doroËli do wysokoËci zadania, uka¬ zuje fakt wprowadzenia (w scenie ko´cowej) do tej sztuki, po¬ zostaj5cej przez ca²y czas pod znakiem najwyższego tragizmu, dwóch typowych policjantów w²oskiej operetki, kompletnie zmieniaj5cych charakter sceny moc5 swego ordynarnego ko¬ mizmu (rzeczywiËcie, rewolucyjnoË7!). Z gry aktorów, z prze¬ biegu akcji konkluzjI wyci5gn57 można tylko jedn5. JeËli PragmatyËci posiadaj5 jakieË wartoËci czysto formalne to re¬ żyser zrobi² wszystko, by ich bezsens oËwietli7 reflektorem psy¬ chologii i by go uczyni7 czymË naturalnym i zrozumia²ym. Istotnie uda²o mu siI to. I dlatego sztukI »po²oży²«”28. Autor co prawda wyraża² wdziIcznoË7 Borowskiemu i Iwasz¬ kiewiczowi za „g²Ibokie formalne zrozumienie sztuki”, chwali² „Ëwietn5, antybebechow5” grI aktorów, ale wyborem Ërodków inscenizacyjnych i ca²okszta²tem przedstawienia nie by² ukon¬ tentowany. Najbardziej jednak oburzy²a go nielojalnoË7 elsy- norczyków, którzy niedostatki spektaklu t²umaczyli wadami i „niedojrza²oËci5 teatraln5” utworu2e. Rozgoryczony zapyty¬ wa²: „Po co, u diab²a starego, graliËcie Pragmatystóio? Czemii nie wystawiliËcie Kochanków? Czemu na »nich« nie zrobiliËcie eksperymentu nowej wystawy?” I odpowiada² na to pytanie. „Nie mnie trzeba uczy7 — pisa² — że reżyser i aktorzy s5 istot¬ nymi twórcami dzie²a na scenie”, a autor „daje libretto”, lecz nie każde „libretto nadaje siI do formalnej interpretacji”. Nie można bowiem „tak zagra7 sentymentalnej arii w²oskiej, aby sta²a siI ona dzie²em Czystej Muzyki, nie da siI tak obwieË7 konturami przedmiotów na obrazie Che²mo´skiego, aby obraz ten sta² siI kompozycj5 Czystej Formy w malarstwie, nie da siI tak wystawi7 Kochanków Grubi´skiego, aby stali siI oni PiIknem oderwanym w teatrze, polegaj5cym na konstrukcji stawania siI, »dziania siI« jako takiego, w uniezależnieniu od życia. To można by²o zrobi7 z Pragmatystami i to zosta²o do pewnego stopnia zrobione”. Jednakże by²o to możliwe jedynie dziIki temu, że sztuka ta — jak dowodzi² dalej autor — „przez swoj5 konstrukcjI jako tak5, da²a możnoË7 pokazania i nowej gry, i nowej reżyserii i dlatego tylko, mimo b²Idów moich, re¬ żysera i aktorów, zbliżyliËmy siI do Czystej Formy na scenie, w któr5 na razie nikt nie wierzy” 80. JeËli porównamy tI opiniI Witkacego z jego entuzjastyczn5 ocen5 Tumora Mózgowicza dojË7 musimy do wniosku, że dale¬ kie od nowatorskich zamierze´ przedstawienie Trzci´skiego
47 bardziej odpowiada²o intencjom autorskim. Czyżby Witkacy nie by² w tym wypadku nazbyt wierny g²oszonym pogl5dom, sko¬ ro za bliższy Czystej Formie uzna² spektakl utrzymany w nor¬ malnej i doË7 tradycyjnej konwencji scenicznej? Racje zajItego przeze´ stanowiska staj5 siI bardziej zrozumia²e, jeËli ocenia siI je z pewnej perspektywy historycznej. Wiele na przyk²ad wyjaËnia konfrontacja s5dów o przedsta¬ wieniu w Elsynorze z rozpraw5 pt. O artystycznym teatrze, og²oszon5 w roku 1938 na ²amach „Pióra” i stanowi5c5 swego rodzaju „testament teatralny” Witkacego. Jeszcze raz powraca on tutaj do teorii Czystej Formy, uzasadnia j5 estetycznie i wi5że z koncepcjami historiozoficznymi, potwierdza dawne zapatrywania na przysz²oË7 sztuki i na koniec przedstawia swój pogl5d na sprawI eksperymentu w sztuce. Proponuj5c rozróż¬ nienie teatru artystycznego od teatru eksperymentalnego, de¬ klaruje siI Witkacy jako zdecydowany przeciwnik tego ostat¬ niego. „Sztuka i eksperyment — pisze — s5 to dwie nie¬ wspó²mierne istnoËci. W sztuce nie można próbowa7 — musi siI tworzy7, bId5c, że tak powiem zapiItym na ostatni guzik. Może wyjË7 knot mimo wszelkich wysi²ków, ale ten wysi²ek musi by7 dokonany do ostatka. Wtedy tylko można dokona7 czegoË istotnego”. Tymczasem pojIcie teatru eksperymental¬ nego zawiera w sobie coË zupe²nie przeciwnego. Już „sama na¬ zwa wskazuje na zrzucenie odpowiedzialnoËci twórców za wy¬ twór” — w efekcie powstaje „coË na marginesie, na próbI w²aËnie”, bez pe²nej wiary w ostateczny rezultat i bez ca²ko¬ witego zaangażowania, jakiego wymaga prawdziwe dzie²o sztuki. Ale ponieważ nikt tego nie rozumie, zak²ada siI przy „poważnym tj. realistycznym lub daj5cym tzw. wielki reper¬ tuar teatrze” scenI eksperymentaln5. W takiej to „niepoważnej teaterbudzie” reżyserzy, najczIËciej „nie uËwiadomieni co do istoty sztuki w ogóle, a teatralnej w szczególnoËci” wystawiaj5 pewien utwór, skupiaj5c ca²y swój wysi²ek na mnożeniu „na chybi² trafi² jakichË dziwnoËci 3 stopnia, jakichË niesamowito- Ëci, dzikich strachów, potwornostek wszelkiego rodzaju lub sy¬ stemów wywracania wszystkiego na wywrót, jako szczytu prze- rafinowania i perwersji”. Nie ulega chyba w5tpliwoËci, że s²owa te odnosz5 siI do „eksperymentu” dokonanego na Pragmatystach w Elsynorze. Utwierdzaj5 w tym przekonaniu zdania ko´cz5ce artyku²: „Przerażona takim stanem rzeczy prawdziwie artystycznie czu¬ j5ca publicznoË7 zniechIca siI do takiej instytucji i chodzi da-
48 lej z rozpacz5 przez przyzwyczajenie do tzw. »poważnego« tea¬ tru lub przestaje chodzi7 zupe²nie. A wszyscy nieartystycznie nastrojeni znawcy konstatuj5 jeszcze raz, że ca²a nowa sztuka by²a czyst5 blag5, a nie Czyst5 Form5, o czym oni już dawno zdrowo myËl5cych ludzi ostrzegali”,1. Trzeba wreszcie pamiI¬ ta7 i o tym, że Witkacy już w Teatrze wypowiedzia² wiele ostrych s²ów pod adresem tzw. „wystawiaczy” — reżyserów, którzy próbI zreformowania teatru pojmuj5 powierzchownie i w praktyce poprzestaj5 na rzekomo nowatorskich, a w grun¬ cie rzeczy naiwnych, pomys²ach inscenizacyjnychS2. W Ëwietle tych pogl5dów zrozumia²y staje siI g²ówny za¬ rzut postawiony elsynorczykom przez Witkiewicza — zarzut b²Idnego odczytania teorii Czystej Formy i p²ytkiego nowa¬ torstwa formalnego, które nie doprowadzi²o do ostatecznego celu, jakim powinno by7 stworzenie takiego „konstrukcyjnego PiIkna ca²oËci sztuki na scenie”, dziIki któremu widz móg²by dozna7 „prawdziwego estetycznego zadowolenia”. Wydaje siI, że sposób wystawienia Pragmatystów pozwoli² Witkacemu zro¬ zumie7 jednoczeËnie, jakie niebezpiecze´stwo zagraża jego sztu¬ kom w teatrze, jeËli odczytuje siI je jako utwory pozbawione sensu i jeËli takiej interpretacji dokonuje siI na podstawie pew¬ nych dyrektyw zawartych w teorii Czystej Formy. Nie przy¬ padkiem zatem, odpowiadaj5c Zawistowskiemu, stwierdzi², że - wbrew temu, co s5dz5 elsynorczycy — nie „przemyca” w swo¬ ich sztukach wartoËci intelektualnych, lecz podaje je „otwar¬ cie w zwi5zku z napiIciami dynamicznymi, dla których war¬ toËci owe s5 pretekstem”. Z tego też powodu uzna² za obo¬ wi5zek „broni7 sensu w swojej sztuce” i zarazem sformu²o¬ wa7 kilka postulatów pod adresem przysz²ych realizatorów swych dramatów, z których najważniejszy poleca², by nie sta¬ rali siI oni o „zrobienie czegoË dziwniejszego niż jest w tekËcie przez kombinacje dekoracyjno-nastrojowo-bebechowe i nienor¬ malny sposób wypowiadania” 3®. Premiera w Elsynorze utwierdzi²a na teatralnym gruncie opiniI krytyki o Witkacym jako „apologecie bezsensu” i nie¬ w5tpliwie zaważy²a na recepcji jego utworów w teatrze. ChIci5 „zrobienia czegoË dziwniejszego niż jest w tekËcie” kierowa7 siI odt5d bIdzie w pracy nad sztukami Witkiewicza jeszcze kilku reżyserów dwudziestolecia, a po roku 1956 na podobnym za²ożeniu oparta zostanie spora iloË7 Witkiewiczowskich przed¬ stawie´. Od Pragmatystów wiedzie prosta droga do insceni¬ zacji Tadeusza Kantora w Cricot II, spektakli Józefa Szajny,
4 — „Witkacy...” 49 Krzysztofa Pankiewicza i innych. I chociaż wiele tych twór¬ ców dzieli, to jednak zbliża ich to, co stanowi²o punkt wyjËcia dla Elsynoru: potraktowanie samego tekstu w sposób pretek¬ stowy i zanegowanie jego zawartoËci intelektualnej, szukanie natomiast inspiracji w teorii Czystej Formy i komponowanie kszta²tu inscenizacyjnego spektaklu w oparciu o niektóre jej za²ożenia, ale nazbyt dowolnie lub jednostronnie interpreto¬ wane. Nic wiIc dziwnego, że nowatorstwo formalne tych przed¬ stawie´ — czIsto bardzo interesuj5cych pod wzglIdem pla¬ stycznym — pozostaje w jaskrawej sprzecznoËci z problema¬ tyk5 utworu, który traktowany jest przez reżysera po prostu jako czysty nonsens lub be²kot34. Twierdz5c, że od przedstawienia Pragmatystów bierze po¬ cz5tek okreËlony styl wystawiania sztuk Witkacego i godz5c siI — z perspektywy dzisiejszej — że zwi5zany z tym stylem sposób ich interpretacji ugruntowa² „z²5 s²awI’1 Witkiewicza, nie można jednak ca²kiem przekreËla7 znaczenia inscenizacji w Elsynorze. Prosta troska o obiektywizm każe oddzieli7 tu dwie sprawy: sprawI wp²ywu, jaki wywar²o to przedstawie¬ nie na dalszych losach scenicznych Witkacego, i sprawI roli, jak5 mia²o za²ożenie Elsynoru w dziejach naszego teatru. By²a to wszakże druga próba — po stworzonym w r. 1911 Teatrze Artystycznym w Warszawie — zbliżenia teatru polskiego do najbardziej nowatorskich przeobraże´, dokonuj5cych siI w eu¬ ropejskiej sztuce teatru od przesz²o 20 lat, a które dociera²y do nas w²aËciwie tylko w postaci sprawozda´ krytyków. Rady¬ kalizmem przyjItego programu artystycznego i Ëmia²oËci5 ata¬ ku na konwencjI naturalistyczn5 przewyższa Elsynor wszyst¬ kie sceny eksperymentalne lat miIdzywojennych. I chociaż samo przedstawienie, bId5c jedynie po²owiczn5 realizacj5 wy¬ tkniItych zada´, nie mog²o sta7 siI prawdziwym „objawem prze²omu w polskiej sztuce teatralnej”, to jednak na pewno dowiod²o koniecznoËci poszukiwania nowych rozwi5za´ sce- niczych, przyczyniaj5c siI do ożywienia atmosfery teatralnej tamtych lat i chyba w jakimË stopniu przygotowuj5c opiniI publiczn5 i krytykI do tego istotnego prze²omu, jakiego do¬ kona Leon Schiller swoimi przedstawieniami w Teatrze im. Bogus²awskiego. By7 może, gdyby teatrzyk Elsynor dzia²a² d²użej, wartoË7 jego dokona´ by²aby znacznie wiIksza i bezsporna, a wk²ad w rozwój naszego teatru bardziej wymierny. 7 stycznia 1922 r. odby² siI czwarty i ostatni zarazem spektakl Pragmatystów.
50 O upadku sztuki zadecydowa²a na pewno i niezwyk²a pora przedstawie´ — „oko²o pó²nocy, kiedy, jak wiadomo, szanuj5ca siI publicznoË7 Ëpi, a nie szanuj5ca siI wymaga od rozrywek ostrzejszego smaku niż go może dostarczy7 literatura, nawet najËmielsza” 35 — i dziwna forma inscenizacji, a przede wszyst¬ kim chyba to, że w sztuce nie by²o „prostytutek, ani satyry po¬ litycznej”. Wkrótce potem — w marcu — nie wystawiwszy już żadnej nowej sztuki, rozwi5zany zosta² teatr Elsynor *•. III KURKA WODNA W REëYSERII TRZCI³SKIEGO
Burzliwe dyskusje wokó² Tumora Mózgowicza i ataki prasy na dyrekcjI teatru nie odwiod²y Teofila Trzci´skiego od po¬ dejmowania nastIpnych prób z now5 dramaturgi5. Wierny by² zasadzie, któr5 sformu²owa² w jednym z wywiadów: „By¬ ²o, jest i bIdzie najzaszczytniejszym przywilejem teatru kra¬ kowskiego, jak d²ugo jest on w rIkach ludzi Ëwiadomych jego tradycji i zada´, że zawsze podawa² rIkI m²odym i najm²od¬ szym, nie maj5cym dostIpu na inne sceny” 1. Na pocz5tku se¬ zonu 1921/22 Trzci´ski zapowiedzia², że „wieczory ekspery¬ mentalne”, zainaugurowane sztuk5 Witkiewicza, bId5 kon¬ tynuowane i nada im siI bardziej oficjalny charakter, wy¬ znaczaj5c w repertuarze Teatru im. S²owackiego osobne dla nich miejsce w cyklu pod nazw5 „Nowy dramat”. Jednakże z trudnych dziË do ustalenia powodów cykl ten rozpoczIto dopiero pod koniec sezonu — 4 maja 1922 r. pre¬ mier5 Ulicy Dziwnej Kazimierza A. Czyżowskiego. Wysta¬ wienie tego utworu Ëwiadczy o niema²ej odwadze dyrektora teatru, bo istotnie trzeba by²o dużej Ëmia²oËci, by zagra7 sztukI, której niedawna prapremiera w Reducie zako´czy²a siI generaln5 klap5, a autora i reżysera bezlitoËnie wykpiono w prasie. Dla zespo²u Reduty przygotowanie Ulicy Dziwnej mia²o by7 prób5 zerwania z konwencj5 gry naturalistyczno- -psychologicznej. Adam Dobrodzicki — reżyser przedstawienia znacznie przeËcign5² skrajnoËci5 i radykalizmem przyjItych zasad realizatorów Pragmatystów w Elsynorze. Tekst sztuki przetworzy² i w²aËciwie na nowo zmontowa², aktorom kaza² wymawia7 s²owa z nienaturaln5 Intonacj5 i osza²amiaj5c5 szybkoËci5, a ich ruch po scenie zorganizowa² wed²ug regulaminu musztry wojskowej. W rezultacie powsta²o wido¬ wisko, którego poetyka inscenizacyjna wywo²a²a nie tyle szok, ile raczej Ëmiech i politowanie *. Drugi po Pragmatystach
52 eksperyment teatralny w Polsce przyniós² zwolennikom re¬ form nastIpne rozczarowanie. Trzci´ski, reżyseruj5c dramat Czyżowskiego, wyszed² z iden¬ tycznych za²oże´, które obra² przy inscenizacji Tumora Móz- gowicza: nie zamierza² traktowa7 sztuki jako pretekstu do wypróbowania nowych Ërodków teatralnych, ale skoncentrowa² siI na jej problematyce. Dostrzega² bowiem, że nowatorstwo formalne Ulicy Dziwnej jest ma²o odkrywcze i że bardziej ważkie s5 w niej treËci spo²eczne. Wystawi² j5 przeto w kon¬ wencji realistycznej jak normaln5 sztukI obyczajow5 i osi5g¬ n5² sukces. Miar5 uznania krytyki dla tego przedstawienia by²a opinia, że można je uważa7 za w²aËciw5 prapremierI Ulicy Dziwnej. Niepomny „lekcji” otrzymanej od recenzentów z okazji pre¬ miery Tumora Mózgowicza, Trzci´ski zdecydowa² siI przezna¬ czy7 na drug5 pozycjI cyklu „Nowy dramat”, sztukI Witkie¬ wicza. Odst5pi² jednak od pierwotnego zamiaru wystawienia „dramatu w dwóch i pó² aktach” pt. ONI, a wybra² KurkI Wodn5 — „tragediI sferyczn5 w trzech aktach”. Z jej przygoto¬ waniem zwlekano doË7 d²ugo i dopiero w lipcu przyst5piono do prób, wyznaczaj5c premierI — podobnie jak w wypadku Tumora Mózgowicza — na koniec sezonu: na dzie´ 20 lipca, i znowu zapowiadaj5c w prasie, iż odbId5 siI tylko dwa przed¬ stawienia (zrezygnowano już jednak z wydawania zaprosze´!) DecyzjI tI „Zwrotnica” skwitowa²a nastIpuj5cym komenta¬ rzem, napisanym prawdopodobnie przez Tadeusza Peipera: „Kurka Wodna Witkiewicza — donosz5 nam przed zam¬ kniIciem numeru — ma by7 grana w Teatrze im. S²owackiego z ko´cem bież5cego miesi5ca. Ale nie wystarczy gra7, trzeba chcie7 wygra7. Trzeba chcie7 zwyciIstwa. Dyr. Trzci´ski, któ¬ rego wysokie aspiracje artystyczne s5 nam znane, ma tI nie¬ w5tpliw5 zas²ugI, że pierwszy spoËród naszych kierowników teatralnych zainteresowa² siI nowym dramatem. Ale zaintere¬ sowanie to nie powinno robi7 wrażenia troski o efektywnoË7 przysz²ego wykazu dzie², wprowadzonych na polsk5 scenI i — wyprowadzonych z niej. Kurka Wodna ma by7 dan5 jako eksperyment. Do istoty eksperymentu należy stworzenie jak najpomyËlniejszych warunków badania. A sezon ogórkowy... Czyżby dyr. Trzci´skiemu chodzi²o o zbadanie stosunku za¬ chodz5cego miIdzy nowym teatrem a upa²em? Jakkolwiek wypadnie zapowiedziane przedstawienie, przykro nam, że może
53 ono z ²atwoËci5 przemieni7 siI z eksperymentu teatralnego w eksperyment klimatologiczny”3. Obawy okaza²y siI s²uszne: przedstawienie — wed²ug opi¬ nii autora — „dalekie by²o od doskona²oËci”. Scenografia zupe²nie nie odpowiada²a opisowi sceny w didaskaliach, a nie¬ wielka iloË7 prób uniemożliwia²a „osi5gniIcie jednolitego cha¬ rakteru ca²oËci”, mimo iż aktorzy „robili, co mogli i osi5g¬ nIli w pewnych momentach rezultaty doskona²e”. Trzecia prapremiera utworu Witkacego w pe²ni dowiod²a, jego zda¬ niem, iż „tzw. »eksperyment« zachodzi zawsze w warunkach nienormalnych i dlatego prawdziwym eksperymentem nie jest (...) Poza eksperymentem artystycznym jest także eksperyment w stosunku do publicznoËci, który zależy, niestety, od pory roku i charakteru reklamy”4. Irzykowski okreËli² to jeszcze dobitniej, stwierdzaj5c, iż eksperyment z Kurk5 Wodn5 mia² „zaËciankowy charakter” ®. PrzesuniIcie daty premiery na koniec sezonu oraz zapowiedê w prasie, że przedstawienie pokazane zostanie na „margine¬ sie oficjalnego repertuaru” i przeznaczone jest w²aËciwie tyl¬ ko dla „zwolenników nowych kierunków literackich” oburzy¬ ²o nawet samego Prokescha, który w tych postanowieniach dopatrzy² siI asekuranctwa teatru: „to zwalnia dyrekcjI od odpowiedzialnoËci za użyczenie miejsca ewolucjom scenicz¬ nym, które nawet jako eksperyment teatralny budz5 obojItne wzruszenie ramion” •. Krytycy krakowscy przyjIli drug5 premierI sztuki Witka¬ cego ch²odno, a nawet obojItnie, kwituj5c j5 jedynie krótki¬ mi artykulikami. W porównaniu z reakcj5 na Tumora Móz- gowicza najbardziej widoczna zmiana nast5pi²a w tonie tych wypowiedzi. Kurka Wodna nikogo już w²aËciwie nie oburzy²a, a kilku niedawnych jeszcze przeciwników i pszkwilantów zdoby²o siI nawet na komplementy. Marian Szyjkowski, który rok temu ods5dzi² jej autora od czci i wiary, proponuj5c by zajIli siI nim psychiatrzy, obecnie nie zawaha² siI z²oży7 nastIpuj5cej deklaracji: „St. Ign. Witkiewicza uważam za jeden z najciekawszych fenomenów w Polsce wspó²czesnej... Bardzo zaciekawiaj5 mnie jego estetyczno-filozoficzne dywagacje — logika jego »systemu« — obrotnoË7 polemiczna — wywrotowoË7 czy anarchizm w zakresie odpodoba´ i odwraca´ do góry nogami obowi5zuj5cych i nietykalnych kategorii myËlenia. CeniI ten pId do budowy nowej, nieznanej Ëcieżki i tI walkI z szablonem”7. Wprawdzie nieco dalej krytyk ten potwier-
54 dzi² swój negatywny s5d o teorii Czystej Formy, ale w po¬ lemice nie pos²uży² siI już inwektywami i kpin5. Z²agodzi² również ton wypowiedzi najzagorzalszy przeciwnik Tumora Mózgowicza — Emil Haecker. A recenzentka „Go´ca Krakow¬ skiego” stwierdzi²a, iż Witkiewicza nie należy pos5dza7 o sno¬ bizm czy o chI7 zakpienia z krytyki i widzów, ponieważ nad d5żeniem do oryginalnoËci i ambicj5 epatowania za wszelk5 cenI przeciItnych gustów dominuje w jego twórczoËci auten¬ tyczne pragnienie rozstrzygania pewnych pyta´ filozoficznych. Tylko wypowiedê sprawozdawcy, podpisuj5cego siI kryptoni¬ mem M. As., utrzymana by²a w równie obelżywym tonie, jak niektóre recenzje Tumora i Pragmatystów. Napisa² bowiem, że ogl5daj5c eksperyment teatralny na scenie Teatru Miejskie¬ go mia² wrażenie, iż jest Ëwiadkiem operacji dokonywanej na ciele estetyki przy pomocy „zbrudzonego noża kuchen¬ nego” i „narzIdzi masarskich” B. Recenzenci nie ukrywali zreszt5 powodów zmiany swego stanowiska. Kurka Wodna wyda²a im siI po prostu utworem bardziej zrozumia²ym niż Tumor Mózgowicz i to, ich zdaniem, stanowi²o najlepszy dowód trudnoËci, jakie przysparza7 musi autorowi realizacja w²asnych pogl5dów teoretycznych. „Mimo swego dogmatu o »czystej formie« niezależnej od sensu — pisa² Haecker — p. St. Ign. Witkiewicz uposaży² sw5 sztukI Kurka Wodna w »sens życiowy« i to w²aËnie stanowû jej zaletI, to w²aËnie ukazuje talent autora”. I dalej: „Kurka Wodna nie jest zgo²a futuresk5 formistyczn5, lecz sensownym dramatem groteskowym, pe²nym dowcipu i satyry, a tylko gdzieniegdzie upstrzonym futurystycznymi pomys²ami, ażeby trudniej by²o pozna7” 9. Zdaniem Irzykowskiego, ow5 metamorfozI nastrojów i s5¬ dów krytyki zawdziIcza Witkacy ... samemu sobie — prowo¬ kuj5c bowiem stale opiniI publiczn5 g²oszeniem teorii bez¬ sensu doprowadzi² w ko´cu do sytuacji, że „wszyscy go chc5 nawraca7, syna marnotrwanego, bo wiIksza jest uciecha w nie¬ bie z jednego nawróconego grzesznika, niż z 99 sprawiedli¬ wych! Prowokuje do tego, aby mu wykazywano: a jednak piszesz z sensem, ja ci zaraz ten sens wykażI!” I rzeczywiËcie recenzenci Kurki Wodnej przeËcigali siI wzajemnie w odkry¬ waniu sensu utworu. Niektórzy nawet zaznaczali, iż nie na¬ leży poprzestawa7 na jednej tylko interpretacji, ponieważ fa¬ bu²a utworu nasuwa szereg problemów — takich na przyk²ad, jak „stosunek cz²owieka do si²y fatalnej, do wartoËci przeży7
55 duchowych w odniesieniu do rzeczywistoËci i czynu, jak war¬ toË7 w ogóle zjawisk realnych i istnienia cz²owieka, jak prob¬ lem z²a itd.10” W tytu²owej bohaterce widziano zarówno sym¬ bol z²ych si² drzemi5cych w naturze ludzkiej, jak i personifi¬ kacjI przesz²oËci, od której stara siI uwolni7 Edgar Wa²por. Dlatego też nie zaszokowa²o już krytyków zmartwychwstanie zastrzelonej przez niego Kurki Wodnej. W scenie tej bowiem zawiera²a siI myËl — nie nowa, jak podkreËlano, bo przejIta od Ibsena i Przybyszewskiego — że od przesz²oËci nie można siI uwolni7, że ci5ży ona na cz²owieku jak fatum, kszta²tuj5c ca²y jego los. Haecker trafnie zauważy², że o ile moderniËci traktowali tI problematykI Ëmiertelnie poważnie, o tyle Wit¬ kiewicz wt²acza j5 w formI groteski, chc5c „żeby publicznoË7 wyczu²a tu tragizm poprzez — Ëmiech”. Wielu recenzentów skwapliwie popar²o jednak hipotezI Ta¬ deusza Sinki, sformu²owan5 przeze´ w czasie dyskusji na pre¬ mierze, że w²aËciwego klucza do zrozumienia utworu trzeba szuka7 w biografii autora n, że Kurka Wodna to po prostu ... autopamflet. „Nie wchodzI w to — pisa² Haecker — z czyje¬ go życia, ale w każdym razie z życia wziIta jest ta tragedia cz²owieka, który od dzieci´stwa przeznaczony jest przez ojca i wychowywany na »wielkiego cz²owieka«. Terror ojcowski rmusza go d5ży7 do tego, żeby siI sta² wielkim artyst5 (lub wielkim uczonym), gdy on z g²Ibi duszy nie cierpi sztuki (wzglIdnie nauki). NastIpstwem musi by7 spaczenie duchowe i wykolejenie życiowe”. W Ërodowisku artystycznym Krakowa taka aluzja by²a dla wszystkich przejrzysta, dobrze bowiem wiedziano, jaki by² stosunek Stanis²awa Witkiewicza do syna, znane by²y jego pogl5dy pedagogiczne, nie stanowi²o również tajemnicy to, że ojciec przeznaczy² dla syna karierI artystycz¬ n5 i utwierdza² go w przekonaniu, że musi sprosta7 temu zadaniu. Orientowano siI również i w szczegó²ach biografii autora Kurki Wodnej. W krIgach znajomych i przyjació² ro¬ dziny Witkiewiczów pamiItano na przyk²ad eksperyment wy¬ chowawczy zastosowany przez ojca w edukacji syna. Stani¬ s²aw Witkiewicz — zwolennik teorii, że każdy system naucza¬ nia zabija indywidualnoË7 — nie zgodzi² siI na naukI szkoln5 Stanis²awa Ignacego i przysta² tylko na lekcje prywatne, sta¬ raj5c siI zarazem pobudza7 i inspirowa7 już od dzieci´stwa jego zainteresowania oraz zdolnoËci muzyczne, malarskie i li¬ terackie. W latach póêniejszych dyskusje ojca z synem, a po¬ tem ich wieloletnia korespondencja koncentrowa²y siI g²ównie
56 na sprawach sztuki i problemach zwi5zanych z psychologi5 twórczoËci. Stanis²aw Witkiewicz stawia² wtedy synowi okre¬ Ëlone wymagania artystyczne i intelektualne, wpaja² mu kult sztuki i przekonanie o wyj5tkowym powo²aniu artysty. I cho7 z czasem odmienne gusta, różnice Ëwiatopogl5dowe i inne poj¬ mowanie zada´ sztuki sta²y siI powodem konfliktów miIdzy nimi, to jednak Witkacy zawsze bIdzie przyznawa² ojcu in¬ spiruj5c5 rolI w sformu²owaniu zasad w²asnej estetyki12. Przy znajomoËci tych faktów krytycy mogli historiI Edgara Wa²pora, którego ojciec robi wszystko, by sta² siI on artyst5 lub „wielkim w czymkolwiek b5dê”, ten zaË odczuwa to jako osobist5 tragediI, ponieważ zdaje sobie sprawI, iż nie ma ta¬ lentu, ani ambicji, ani twórczej si²y — odczyta7 jako udrama- tyzowan5 autobiografiI13. Haecker i inni poprzestali na aluz¬ jach, ale Szyjkowski zapyta² wprost: „czy tragedia Edgara Wa²pora, który nie może zosta7 artyst5, nie nosi charakteru — autobiograficznego?” Z nieukrywan5 satysfakcj5 niektórzy spoËród nich przytaczali na poparcie tej tezy wypowiedê Ed¬ gara, który przyznaje, że nie ma talentu i nigdy nie zostanie artyst5 oraz s²owa starego Wa²pora, iż jego syn móg²by gra7 jedynie role w „tych sztukach bez sensu, które teraz pisz5”. Autoironiczny komentarz, tak czIsty w utworach Witkacego, potraktowano niemal jako spowiedê i wyznanie wiary autora. W przysz²oËci zreszt5 doË7 czIsto krytycy, jakby dla „pognI¬ bienia” Witkiewicza, doszukiwa7 siI bId5 zarówno w drama¬ tach, jak i w powieËciach, momentów autobiograficznych, z re¬ gu²y także postaci nieudanych artystów z jego sztuk bId5 utoż¬ samia7 z autorem. Wywo²ywa²o to zawsze gniewne pro¬ testy Witkacego. „Wprowadzenie tego rodzaju kwestii osobi¬ stych do krytyki — pisa² po premierze Kurki Wodnej — uwa¬ żam za najwyższy sposób niestosowne, niedelikatne i nietak¬ towne. Co panów to obchodzi i co to ma wspólnego z kry¬ tyk5?” “ Bardziej „neutralne” stanowisko recenzentów wobec Witka¬ cego nie oznacza²o akceptacji jego dramaturgii i odejËcia przy jej os5dzie od tradycyjnych kryteriów oceny. Przyznaj5c sens Kurce Wodnej wytkniIto jednoczeËnie autorowi, iż jest to sztuka pozbawiona „logicznych prawide²” w budowie akcji, że wprowadzenie mnóstwa nieprawdopodobnych sytuacji i po¬ wtarzanie dziwacznych efektów doprowadzi²o nie tylko do „zaciemnienia” przewodniej myËli utworu, ale i znudzenia wi-
57 dzów, dla których „usiedzenie w teatrze do ko´ca spektaklu należa²o do rzIdu bolesnych poËwiIce´”. Prokesch przyzna² nawet, iż po obejrzeniu Kurki Wodnej gotów jest zmieni7 swe poprzednie zdanie o Tumorze Mózgo- wiczu, który cho7 by² utworem dziwacznym, to jednak w tym dziwactwie tworzy² „logiczn5 ca²oË7” — tymczasem now5 sztu¬ k5 nie rz5dzi już żadna okreËlona koncepcja twórcza i przy najlepszych chIciach „niepodobna odtworzy7 zarysu nawet za¬ okr5glonej budowy”. Za szczególnie „niemi²y dysonans”, nie¬ powi5zany z ca²oËci5 akcji i Ëwiadcz5cy tym samym o niez¬ najomoËci podstawowych regu² dramaturgii, uznano fina² — scenI, gdy ojciec Edgara i trzej biznesmeni żydowscy zasiadaj5 do partii wista i rozgrywaj5 j5 przy odg²osach toczonej w mieËcie rewolucji. Recenzenci nie omieszkali również pow¬ tórzy7, znanej już z omówie´ Tumora Mózgowicza, rady, że jeËli autor pragnie, by jego utwór mia² istotnie prawdziwy sens, musi w takim razie zastosowa7 siI do ogólnie przyjI¬ tych „wymaga´ dramatu i teatru” — a nie czyni5c tego mar¬ nuje swój talent1S. Nadzieje krytyków na to, iż konfrontacja ze scen5 ukaże Witkacemu b²Idy wyznawanej teorii i sprawi, że zacznie on pisa7 normalne sztuki z sensem, rozproszy² Karol Irzykowski, stwierdzaj5c, że nie nast5pi to nigdy, bo „wtedy by szwindel z Czyst5 Form5 by² niemożliwy, bo wtedy by siI wykaza²o, że forma jest czymË innym, wtedy by nareszcie naprawdI trzeba pokaza7 formI”. Irzykowski, formu²uj5c w recenzji przedsta¬ wienia Kurki Wodnej negatywny s5d o teorii jej autora, rzu¬ ca² mu zarazem pierwsze „wyzwanie” do publicznej polemiki. „Pan Witkiewicz estetykI swoj5 wyk²ada tylko negatywnie — pisa² — ale nigdy nie powie po ludzku, na przyk²adzie, bez andronów filozoficznych co to jest ta jego fufa, ta Czysta Forma. Przyznam siI, że d²uższy czas bra²em go na serio i usi²owa²em dopatrzy7 siI w jego dramatach owych idei for¬ malnych. Nie znalaz²em ich. WiIc jeżeli teraz p. Witkiewicz nie wylegitymuje swoich zamierze´ — bez wykrIcania siI, że w »natchnieniu« formistycznym sam nie wie, co robi — ja jego sztuki i ca²e jego pisanie bIdI uważa² za szwindel i bla¬ gI”. By² to pocz5tek sporu miIdzy autorem Walki o treË7 a Witkacym — sporu, który mia² jednak doË7 jednostronny charakter, bo tym, który stale atakowa² by² Irzykowski, Wit¬ kacy zaË „odgraża²” siI tylko i zapowiada² gruntown5 pole¬ mikI (do bezpoËredniej wymiany zda´ dosz²o miIdzy nimi
58 tylko raz — w roku 1924 na lamach „Ekranu i Sceny” — ale dyskusja nie dotyczy²a spraw ËciËle estetycznych). Pro¬ wadz5c spór z Witkacym bIdzie siI Irzykowski powo²ywa² na swoje wrażenia wyniesione ze spektaklu Kurki Wodnej, czyni5c z nich dodatkowy argument przeciw teorii Czystej Formy. W roku 1926 napisze na przyk²ad: „Zami²owanie autora w ordynarnoËci niszczy »dynamiczne napiIcia« jego sztuki, co krok (...) Przez jeden akt można to wytrzyma7, ale gdyby p. Boy musia² wytrzyma7 trzy akty Kurki Wodnej, tak jak ja wytrzyma²em, może by trochI pomiarkowa² swój entuzjazm” 16. Bez w5tpienia s5dy Irzykowskiego w znacznym stopniu za¬ waży²y na recepcji twórczoËci Witkacego w latach miIdzywo¬ jennych. By²y one dla wielu recenzentów najbardziej au¬ torytatywnym potwierdzeniem s²usznoËci zajmowanego przez nich stanowiska, a jego s²owa „szwindel i blaga” sta²y siI obiegow5 formu²k5, któr5 chItnie pos²ugiwano siI przy cha¬ rakterystyce dramaturgii Witkacego. Zarzutów dotycz5cych budowy Kurki Wodnej żaden z kry¬ tyków nie popar² rzeczowymi argumentami czy prób5 analizy, poprzestano jak zwykle na etykietach.. WartoËci formalnych utworu broni² jedynie recenzent „Zwrotnicy”, dowodz5c, iż jest to dramat „najbardziej sko´czony pod wzglIdem formy”, co wyraża siI i „wewnItrzn5 konsekwencj5” rozwoju akcji, i umie¬ jItnym stopniowaniem napiI7 dynamicznych, i celowym uży¬ ciem efektów, maj5cych wprowadzi7 widza „w inny wymiar wartoËci konstrukcyjnych, z którego wieje metafizyczna gro¬ za” 17. Opinia ta, podyktowana na pewno wzglIdami lojalnoËci redakcji wobec sojusznika w walce o „now5 sztukI”, nie by²a przesadzona. Kurka Wodna bowiem to chyba najkunsztowniej zbudowany dramat Witkacego. Uderzaj5c5 cech5 jego kompozycji jest pa- ralelnoË7 uk²adów sytuacyjnych. Sztuka rozpoczyna siI scen5 zastrzelenia Elżbiety przez Edgara — pod koniec aktu trzecie¬ go w tej samej co poprzednio scenerii Edgar ponownie do niej strzela. Podczas pierwszej sceny ona chce, aby j5 zabi², on zaË siI wzbrania — w finale jest odwrotnie. W obydwu poja¬ wia siI tajemniczy, ubrany w robocz5 bluzkI cz²owiek, któ¬ ry zapala latarniI. Po pierwszym zabójstwie ojciec Edgara urz5dza wytworne przyjIcie — po drugim najspokojniej za¬ prasza trzech ëydów, którzy brali udzia² w tamtym przyjIciu, do partyjki wista. Pierwsze zabójstwo Kurki ²5czy siI z po¬ jawieniem ma²ego Tadzia, podaj5cego siI za jej syna i które-
59 go Edgar adoptuje — drugie zabójstwo powoduje, iż Tadeusz wyrzeka siI przybranego ojca i ucieka z domu. Zrozumia²y staje siI sens podtytu²u: „tragedia sferyczna”, a wiIc „kulis¬ ta”, bo istotnie akcja zatacza ko²o, by wróci7 do punktu wyjˬ ciowego. Funkcja konstrukcyjna tego chwytu polega przede wszystkim na tym, iż nadaje on kompozycji dramatycznej utworu cechy jakby doskona²ego mechanizmu. Witold Wirpsza trafnie zauważy², że jest to mechanizm teatru marionetek. A wiIc teatru, którego umownoË7 pozwala autorowi nie dba7 ani o prawdopodobie´stwo psychologiczne postaci, ani o kon¬ sekwentny przebieg wypadków, akcja zaË rozwija siI w spo¬ sób niemal automatyczny, wype²niaj5c schematyczny, czIsto „katarynkowy” uk²ad fabularny. Dlatego też w teatrze tym „ważne jest nie to, co siI wydarza, lecz to, co zosta²o powie¬ dziane” — postaci wprawia w ruch i porusza nie „mechanizm ruchowy, ale mechanizm mowny”18. Każde zatem dzia²anie poprzedza deklaracja, przy czym postaci uËwiadamiaj5 sobie zarówno umownoË7 w²asnej egzystencji, jak i to, że wszystko, co zrobi5, bIdzie mia²o jedynie pozory dzia²ania (Edgar wie- lekro7 stwierdza, że jest manekinem, marionetk5, pajacem w rIkach niewiadomej si²y, że zanim zdo²a cokolwiek uczyni7, dzieje siI to już samo i bez jego woli). Irzykowski uważa², że przypomina to chwyt ironii romantycznej, który jednak u Witkacego spe²nia wy²5cznie funkcjI rozweselania widzów i nie ma żadnego g²Ibszego uzasadnienia, jeËli nie liczy7 tego, że „nawo²uje do ostrożnoËci przed sensem”. Dramaturgiczna konstrukcja Kurki Wodnej na pewno nie u²atwi²a zadania reżyserowi. Trzci´ski nie zdecydowa² siI na wybór koncepcji inscenizacyjnej, uwzglIdniaj5cej ironiczne pod¬ teksty sztuki i za²ożenia teatru marionetek, ale kieruj5c siI za¬ pewne doËwiadczeniami premiery Mózgowicza, wyreżyserowa² utwór w konwencji realistycznej. A aktorzy zagrali tak, jak — mówi5c s²owami Irzykowskiego — „grywa siI np. Ibsena”. Trudno orzec, jaki to da²o efekt. Pe²na rezerwy ocena Witka¬ cego oraz uwaga Kremera, iż nieporozumieniem by²o nadanie sztuce „postaci bardziej realnej”, przez co straci²a ona „cha¬ rakter wizjonerski” — stanowi7 mog5 jedyn5 podstawI do stwierdzenia, iż to, co sprawdzi²o siI w Tumorze, w wypad¬ ku Kurki Wodnej okaza²o siI nie najszczIËliwszym rozwi5za¬ niem. Konwencja realistyczna musia²a chyba k²óci7 siI z po¬ etyk5 ca²ego utworu. By7 może, gdyby reżyser dokona² skró¬ tów — zw²aszcza w tych partiach tekstu, w których postaci
60 same siebie komentuj5, uda²oby mu siI osi5gn57 bardziej „jed¬ nolity” charakter przedstawienia. Ale Trzci´ski z zasady nie ingerowa² w teksty opracowywanych przez siebie utworów. W Kurce Wodnej dokona² tylko jednego poważniejszego skre¬ Ëlenia: usun5² trzy kwestie z rozmowy Elżbiety i Edgara w pierwszym akciel². JeËli jeszcze uwzglIdni siI fakt, że wskutek poËpiechu, ma²ej iloËci prób i k²opotów z obsad5 (w ostatniej chwili rolI Alicji przejI²a po Klo´skiej — Jad¬ wiga ëmijewska), spektakl nie móg² by7 dopracowany do ko´¬ ca, trzeba bIdzie zgodzi7 siI z opini5, że prapremiera Kurki Wodnej ujawni²a tylko „znikome wartoËci artystyczne” utwo¬ ru i stanowi²a przedstawienie nieudane. Porażka Trzci´skiego by²a jednak pouczaj5ca: dowiod²a, że nie można do sztuk Wit¬ kiewicza stosowa7 zawsze tej samej formu²y inscenizacyjnej, że ta formu²a, cho7 sprawdzona w toku realizacji jednego utworu, może w wypadku innej sztuki okaza7 siI niew²aËciwa, a nawet sta7 siI przyczyn5 fiaska artystycznego. Wybrana przez Trzci´skiego konwencja, wymagaj5ca od aktora przestrzegania regu² gry realistycznej i wiernoËci za¬ sadzie „przeżywania” roli, a k²óc5ca siI z partiami dialogu, w których bohaterowie manifestuj5 swój umowny byt, mu¬ sia²a przysporzy7 k²opotów zespo²owi aktorskiemu. Nie wszys¬ cy wykonawcy podporz5dkowali siI poleceniom reżysera. Naj¬ bardziej realistycznie zagra² posta7 ojca Edgara — W²odzi¬ mierz Miarczy´ski. Dorównywa² mu w niektórych momentach Alfred Szyma´ski (WiktoË), który jednak nadmiernie stosowa² „burzliw5” gestykulacjI. Zawiód² natomiast W²adys²aw Bracki, jako Edgar Wa²por i trudno siI dziwi7. Waha² siI miIdzy „realizmem” a „stylizacj5”, tworz5c posta7 niezbyt przeko¬ nywaj5c5. Maria Modzelewska — odtwórczyni Kurki Wodnej — wystI¬ powa²a na scenie Teatru im. S²owackiego dopiero od nie¬ dawna, ale już w pierwszych sztukach wykaza²a wszechstron¬ ny talent. Rola Kurki Wodnej by²a bezsprzecznie najwiIkszym jej sukcesem w sezonie. Modzelewska doborem Ërodków ak¬ torskich wyraênie wy²amywa²a siI z realistycznego stylu gry, zaznaczaj5c, jako jedyna z ca²ego zespo²u, dystans wobec postaci. Ogólna interpretacja roli polega²a na dyskretnym pod¬ kreËlaniu w pewnych scenach cech komicznych, a nawet gro¬ teskowych, w innych zaË — tragicznych. Talent Modzelewskiej najpe²niej ujawni² siI w tych momentach, w których musia²a ukaza7 kolejne przemiany wygl5du i charakteru Kurki Wod-
61 nej (od „nic a nic nieponItnej” kobietki w I akcie do zmy¬ s²owej i robi5cej na mIżczyznach „piekielne erotyczne wra¬ żenie” kobiety-demona w III akcie). S²ów podziwu dla tej kreacji nie ża²owali recenzenci, a Witkacy napisa², iż Modze¬ lewska „przesz²a wszelkie jego oczekiwania”. Nie znamy autora scenografii do Kurki Wodnej — na afiszu i tym razem nie podano jego nazwiska. Można jedynie przy¬ puszcza7, że by² nim Zygmunt Wierdak, który w tym sezonie projektowa² dekoracje do wiIkszoËci sztuk granych w Teatrze im. S²owackiego. Recenzenci uznali je za „stylowo dostoso¬ wane do rodzaju sztuki”. Chwalono pomys² ozdobienia salonu kilkoma obrazami Witkacego, a ogólny zachwyt wzbudzi²a „malownicza” scena z I aktu z „efektem wy²aniaj5cej siI z mroku na tle zachodz5cego s²o´ca latarni, pod któr5 ginie zastrzelona Kurka Wodna”20. Opinia Witkacego o scenografii by²a ca²kiem odmienna. W fakcie pominiIcia wskazówek au¬ torskich dopatrzy² siI nawet g²ównej przyczyny porażki sce¬ nicznej utworu, twierdz5c, iż najlepsza reżyseria „traci war¬ toËci formalne na tle zupe²nie nieodpowiednim” — inny bo¬ wiem ma smak „wino pite z kryszta²owej czary, a inny — ch²eptane z trudem z jakiegoË podejrzanego naczynia”. Trzecia prapremiera sztuki Witkiewicza minI²a prawie bez echa. W Warszawie skwitowano j5 zaledwie jedn5 krótk5 i z²oËliw5 wzmiank5 w „Kurierze Polskim” (nr 201): „Kurka Wodna, sztuka S. I. Witkiewicza, zosta²a w ubieg²5 sobotI wy¬ stawiona na scenie krakowskiej. Jak widzimy, nie trzeba »E1- synorów«, klubów teatralnych itp. protektorów nowego pi¬ Ëmiennictwa, jeËli pierwsza scena krakowska wystawia sztukI propaguj5c5 z talentem czysty nonsens bez domieszek pa- seistycznych”. Witkacy og²osi² co prawda artyku² polemizu¬ j5cy z recenzentami, ale żaden z nich nie podj5² dyskusji. Artyku² dotyczy² zreszt5, jak przyzna² autor, tylko „kwestii ubocznych”, a jego ton nie mia² już tej pasji polemicznej, z jak5 napisane by²y odpowiedzi krytykom Tumora Mózgowi- cza i Pragmatystów. Jeden tylko fragment z tej wypowiedzi zas²uguje dzisiaj na szczególn5 uwagI — zawiera bowiem s²o¬ wa prorocze: „Można nie lubi7 mnie jako artysty, ale twier¬ dzenie, że nie jestem wcale artyst5, uważam za nieco prze¬ sadzone i obawiam siI, że s5d przysz²ych pokole´ nie bIdzie zbyt pochlebny dla niektórych moich krytyków. Jakkolwiek, wskutek nienasycenia form5 i wymaga´ kompozycyjnych, sztuki moje nie s5 fotograficznym odbiciem żyda, jednak nad
62 »banialukami« (...) w nich zawartymi pomyËl5 jeszcze kiedyË przyszli historycy literatury”21. Redakcja „Czasu”, drukuj5c artyku² Witkiewicza, opatrzy²a go komentarzem, w którym m. in. czytamy, że sztuki autora Kurki Wodnej s5 w ten sposób napisane, iż nie mog5 „wprost trafi7 do ËwiadomoËci widzów, przyzwyczajonych do tego, aby ogl5da7 na scenie jasne i wierne odbicie życia — cho7by prze¬ puszczonego przez pryzmat wyobraêni”, że sztuki te wymagaj5 komentarzy i „ta ich w²aËciwoË7 — czy może wada — sprawia, że utrwalenie ich w repertuarze jest trudne, a nawet nie¬ możliwe; bIdzie to zawsze eksperyment — pożyteczny i poż5¬ dany, jak każde poszukiwanie nowych dróg — ale dla tej publicznoËci, od której teatr zależy, dla której jest przezna¬ czony — przeważnie niedostIpny”a. Najbliższa przysz²oË7 i kolejne przedstawienia poËwiadczy²y, niestety, trafnoË7 tego s5du. IV TORU³SKIE PRAPREMIERY W MA±YM DWORKU ORAZ WARIATA I ZAKONNICY
W latach 1923—24, gdy dyrekcje najpoważniejszych scen polskich wyci5gnI²y z doËwiadcze´ Teofila Trzci´skiego i eks¬ perymentu z Pragmatystami wniosek, że granie Witkacego stanowi zbyt wielkie ryzyko zarówno finansowe, jak i presti¬ żowe (²atwo bowiem można siI narazi7 na gniew krytyków) — w tym okresie, gdy nawet sam Trzci´ski odrzuci² Jana Ma¬ cieja Karola WËcieklicI, a potem uczyni² to także Szyfman, wtedy w²aËnie „odważy²” siI wyst5pi7 z prapremierami dwóch sztuk Witkiewicza prowincjonalny Teatr Miejski w Toruniu. Nic dziwnego, że wiadomoË7 o czynionych w tym teatrze przygotowaniach do wystawienia utworu pt. Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielona pigu²ka podana zosta²a przez pra¬ sI warszawsk5 nieomal jako sensacja Reakcja ta oraz okolicznoËci towarzysz5ce obu premierom staj5 siI bardziej zrozumia²e, jeËli sobie przypomnimy, że sta²y teatr polski powsta² w Toruniu dopiero w listopadzie 1920 r., że dzia²a² w mieËcie o zróżnicowanym sk²adzie naro¬ dowoËciowym, co wyznacza²o mu swoiste zadania, że musia² zdobywa7 publicznoË7 wychowan5 na obcym repertuarze, że nieustannie boryka² siI z wieloma trudnoËciami. Ich Ëwia¬ dectwem mog5 by7 s²owa Mieczys²awa Szpakiewicza, ówcze¬ snego dyrektora sceny toru´skiej: „Obejmuj5c w r. 1921 kie¬ rownictwo teatru w Toruniu, stan5²em wobec doË7 trudnego zadania: pragn5²em bowiem pogodzi7 zakres stworzonego przez siebie idea²u pracy artystycznej w teatrze z realnymi warunkami tej pracy i to w dodatku w mieËcie, licz5cym za¬ ledwie 50 000 mieszka´ców, w mieËcie od lat dwóch dopiero zwolnionym spod zaboru pruskiego, w którym istnia² wzglId¬ nie dobry teatr niemiecki. WzglIdy te należa²o jeszcze godzi7
64 6 Projekt dekoracji St. I. Witkiewicza do Pragmatystów w Elsy- norze, Warszawa 1921
7 Projekt dekoracji do niezrealizowanego Nowego Wyzwolenia, któ¬ re mia²o by7 wystawione w 1921 r. razem z Pragmatystami w El- synorze 8 Afisz prapremiery Pragma- tystów w Elsynorze, Warsza¬ W Sah Teatru Malej w Osachc Fittarnuaji wa 1922 « •••»>«• ***** rntmnt .jSiMO/ vrtmiKU. r*IB4UMW ' di:,» ►*.>.« «»•*«» **«•« •»«»*,«; /▼«■U*'* *>»²v' i ». *♦.»» » *»tj mu * wiaîk* » ²f»i t j.riiwt*'«**« TEATR MIEJSKI < •!>> I²f²i.if IMIENIA JULIUSZA S±OWACKIEG« W IKAROWIE.
U k»••* <•»*•«* —* »•*- OSTATNI TYDZIE³ DRAMATU ÎMTKS »«.«.; <•. ■•» * •«* t% 9 • IN» fOT.-^v xX/JlH. Ktv, ... «1*. ..• r- !• * » • S •
Pocwtek o gtitiaia Me,