UNIWERSYTET KARDYNAŁA STEFANA WYSZYŃSKIEGO WYDZIAŁ NAUK HUMANISTYCZNYCH

Aleksandra Niemirycz

Poezja i biografia Barbary Sadowskiej (1940 – 1986)

Praca doktorska napisana pod kierunkiem prof. dra hab. Krzysztofa Dybciaka

Warszawa 2016 Podziękowania

Dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do opracowania niniejszej monografii. Opiekunowi naukowemu doktoratu, profesorowi doktorowi habilitowanemu Krzysztofowi Dybciakowi, którego opiece merytorycznej praca zawdzięcza tak wiele. Pani Katarzynie Dybciak dziękuję za poświęcony mi czas, serdeczne słowa i duchowe wsparcie. Dr Dorocie Niedziałkowskiej dziękuję za udostępnienie jej edytorskiego i nieopublikowanego jeszcze zbioru listów Barbary Sadowskiej. Serdeczne myśli i podziękowania kieruję pod adresem pracowników: Muzeum Literatury, Biblioteki Narodowej, Biblioteki Polskiej w Paryżu, Szpitala Bichat, merostwa XVIII Dzielnicy Paryża, Instytutu Literackiego Kultura w Maisons Laffitte, Ośrodka „Karta”, Akademii Wychowania Fizycznego im. Józefa Piłsudskiego w Warszawie. Dziękuję wszystkim, którzy zechcieli udostępnić mi swoje wspomnienia i relacje, archiwalne listy, zdjęcia, pamiątki związane z Barbarą Sadowską i jej rodziną. Dziękuję moim Rodzicom Annie i Wojciechowi Niemiryczom oraz Synowi Juliuszowi Stępniewskiemu za słowa zachęty do wytężonej pracy i niezachwianą wiarę w jej ukończenie.

2

SPIS TREŚCI

WSTĘP ...... 7

Rozdział I. Rola biografistyki w badaniach literackich. Uwagi metodologiczne ...... 12

Rozdział II. Wczesne lata Barbary Sadowskiej w dokumentach, wspomnieniach i listach ...... 35

II. 1. Franciszek Obrębski i Jadwiga z domu Belczyk – rodzice Barbary Sadowskiej ...... 35

II. 2. Wojenne losy Franciszka Obrębskiego ...... 40

II. 3. Powrót Jadwigi i Barbary do powojennej Polski ...... 42

II. 4. Listy Barbary Sadowskiej do Stanisława Czycza - odzyskane źródło ustaleń biograficznych ...... 44

II. 5. Dzieciństwo Barbary Sadowskiej w świetle jej listów i wierszy...... 50

II. 6. Lata szkolne Barbary Sadowskiej po decyzji jej matki o powrocie do powojennej Polski...... 60

Rozdział III. Lata dojrzewania poetyckiego i kobiecego Barbary Sadowskiej ...... 65

III. 1. Po debiucie. Czas zdobywania wiedzy o sobie i świecie ...... 65

III. 2. Doświadczanie niewidzenia...... 68

III. 3. Pierwsze traumy i fascynacje erotyczne ...... 73

III. 4. Janusz Żernicki – poeta, „pierwsza miłość” Sadowskiej ...... 77

Rozdział IV. Barbary Sadowskiej dojrzewanie do macierzyństwa ...... 81

IV. 1. „Osobność” poezji Barbary Sadowskiej ...... 81

IV. 2. Natus est filius - nata est mater ...... 82

IV. 3. Pierwszy w pełni kobiecy głos w polskiej poezji ...... 85

IV. 4. Macierzyństwo a meandry genealogii ...... 90

IV. 5. Macierzyństwo zanurzone w biologię – misterium powstawania i ginięcia życia ...... 92

IV. 6. Fizjologia macierzyństwa ...... 93

3

IV. 7. Kobiecenie i wizja rodziny a powołanie twórcy ...... 96

IV. 8. Poetyckie wizje i lęki związane z macierzyństwem ...... 100

IV. 9. Decyzja o przyjęciu dziecka, które się zdołało urodzić ...... 103

IV. 10. Matka-córka-matka ...... 109

IV. 11. Próba „malej stabilizacji” ...... 114

Rozdział V. Dojrzewanie poetyckie Barbary Sadowskiej ...... 117

V. 1. Na poetyckich ścieżkach w czasie „odwilży” ...... 117

V. 2. Szukanie własnej drogi w odgórnie organizowanych przedsięwzięciach literackich ...... 125

V. 3. Początki recepcji i pierwsze recenzje ...... 128

V. 4. Leszinowe „ukąszenie” ...... 132

V. 5. Koszty eksperymentu socjologiczno-poetyckiego „Orientacji” ...... 140

V. 6. Ugruntowanie pozycji Sadowskiej po drugim tomiku ...... 143

V. 7. „Las” – słowo wyklęte ...... 149

V. 8. Poezja nieudanego życia małżeńskiego ...... 156

Rozdział VI. Dojrzewanie obywatelskie poetki ...... 160

VI. 1. Pierwszy wyjazd zagraniczny- do kraju urodzenia ...... 160

VI. 2. Nowa miłość, nowe wiersze, przekłady i podróże ...... 162

VI. 3. Czwarty tom wierszy – ostatni z wydanych w oficjalnym obiegu...... 165

VI. 4. Rosnąca świadomość opresji i poetycka na nią odpowiedź ...... 168

VI. 5. Wyjazd na kolejne stypendium do Francji i początki szczegółowej inwigilacji poetki w świetle dokumentów z archiwum IPN ...... 178

VI. 6. Barbara Sadowska jako „element groźny dla ustroju” ...... 183

Rozdział VII. Pierwszy otwarty akt sprzeciwu – przejście Barbary Sadowskiej do jawnej opozycji wobec komunistycznych władz ...... 192

VII. 1. Coraz bardziej jawne akty komunistycznego bezprawia – stan po marcu 1968 i grudniu 1970 ...... 192

4

VII. 2. Barbara Sadowska na „czarnej liście” cenzury: początki podziemnego ruchu wydawniczego i decyzja o przejściu do obiegu niezależnego ...... 193

VII. 3. Zapisane w Zapisie ...... 196

VII. 4. Wsparcie Kościoła dla opozycji ...... 201

VII. 5. Udział Barbary Sadowskiej w procesach uczestników strajków robotniczych w czerwcu 1976 roku ...... 204

VII. 6. „Miał być bezwstydny ład gruchania”. Barbary Sadowskiej bunt nieocenzurowany ...... 208

Rozdział VIII. Odpowiedź na opresję stanu wojennego w tekście życia Barbary Sadowskiej ...... 215

VIII. 1. Internowanie opozycjonistów i reakcja środowiska ...... 215

VIII. 2. Prymasowski Komitet Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom ...... 216

VIII. 3. Działalność Barbary Sadowskiej w Komitecie Prymasowskim ...... 219

VIII. 4. Represje wobec Barbary Sadowskiej oraz zakonnic i wolontariuszy z kościoła przy ulicy Piwnej ...... 225

VIII. 5. Więzienie i prześladowanie Barbary Sadowskiej w dokumentach z archiwum IPN...... 226

VIII. 6. Napaść na klasztor franciszkanek. Fizyczne obrażenia Barbary Sadowskiej ...... 234

Rozdział IX. Śmierć Grzegorza Przemyka, syna Barbary Sadowskiej ...... 239

IX. 1. Spełniona groźba? ...... 239

IX. 2. Zdarzenie jednoczące ...... 241

IX. 3. Heroizm życia po śmierci własnego dziecka ...... 246

Rozdział X. Świadectwo tekstu życia i tekstu poezji Barbary Sadowskiej ...... 252

X. 1. Poetyckie „zamknięcie” życia ...... 252

X. 2. Śmierć Barbary ...... 256

X. 3. Szukanie kluczy do poetyckich szyfrów Barbary Sadowskiej ...... 258

Zakończenie ...... 272

5

Summary ...... 275

Bibliografia ...... 279

6

Barbara Sadowska nie jest tylko zjawiskiem literackim. Nie jest autorką, po której pozostają jedynie książki. Jan Twardowski

WSTĘP

Barbara Sadowska. Patronka ulicy niedaleko stacji metra Słodowiec. Ulica Barbary Sadowskiej, na pozór bardziej realna niż Ulica Mandelsztama wymyślona w wierszu poety, bo uwzględniona na szczegółowych planach Warszawy i na powiększonej mapce na ścianie przy wyjściu ze stacji podziemnej kolejki miejskiej, nie jest adresem dla żadnego budynku. Ta ulica to właściwie fragment pasażu, równoległy do ulicy „właściwej”, noszącej imię Leopolda Staffa. Jest więc ulica Barbary Sadowskiej ulicą o znaczeniu czysto symbolicznym, tak jak symboliczne stały się jej losy. Kiedy umarła, w miesięczniku „Więź” opublikowano zwięzły nekrolog: „Barbara Sadowska – poetka. Urodziła się 24 lutego 1940 r. w Paryżu. W 1946 r. przyjechała z matką do Polski i zamieszkała początkowo w Oliwie, następnie od 1949 r. w Warszawie. Tu uczęszczała do plastycznej szkoły średniej. Debiutowała w 1957 r. na łamach „Nowej Kultury”. Studiowała na Uniwersytecie Warszawskim. Należała do grupy Forum Poetyckie „Hybrydy”. Od 1958 r. współpracowała z dwutygodnikiem „Współczesność”. W 1964 r. została członkiem byłego Związku Literatów Polskich. Wydała kilka tomów poetyckich. Przed trzema laty straciła syna Grzegorza Przemyka. Mimo dotkliwych cierpień i najcięższych ciosów do końca pozostała nieugięta, wznosząc się ponad nieszczęścia własne spieszyła z pomocą potrzebującym, pocieszała zasmuconych, ratowała zagrożonych. Współpracowała z Prymasowskim Komitetem Charytatywno-Społecznym w Warszawie. Zmarła 1 października 1986 r. w Warszawie. Pochowana została na Cmentarzu Powązkowskim”.1 Autor nekrologu napisał: „poetka”, ale nazwisko na tabliczce przyczepionej do muru przy symbolicznej ulicy rozpoznawane jest jedynie jako nazwisko matki jednej z najmłodszych ofiar stanu wojennego w Polsce. Odpowiedź na pytanie, dlaczego Barbara Sadowska nie zapisała się w powszechnej świadomości jako jedna z najciekawszych i może najważniejszych polskich poetek

1 Więź, nr 11-12, 1986 7 wymagałaby przedstawienia historii naszego kraju po 1945 roku, ujawnienia wszystkich faktów i zabiegów, służących kształtowaniu „nowego wspaniałego świata” i „nowej” świadomości Polaków pod sowiecką okupacją, której podstawą stały się ustalenia „Wielkiej Trójki” zwycięskich przywódców po II wojnie światowej, której „koszty ludzkie”, jak pisze historyk Wojciech Roszkowski, „w Europie Środkowej i Wschodniej były bardzo wysokie i często trudne do oszacowania. Straty w ludziach w Polsce były najwyższe i wynosiły co najmniej 6 000. 000 ofiar (według niektórych źródeł 7000 000), w tym około 3 000. 000 Żydów. Wskutek hitlerowskich oraz sowieckich deportacji i egzekucji straciło życie bardzo wielu cywilów. Jedynie 644.000 obywateli polskich zginęło w bezpośrednich operacjach wojskowych, pozostałe zaś ofiary to cywile.” 2 Koszty polityczne wojny były dla Polski równie wysokie. Po decyzjach podjętych w Jałcie i przypieczętowanych czternaście miesięcy później w Teheranie „linia Curzona” miała stać się nową wschodnią granicą Polski, zachodnią zaś – Odra i Nysa.”3 Polska została okrojona, pozbawiona znacznej części swego terytorium sprzed 1939 roku. Wybitny pisarz o dużym autorytecie, potwierdzony wyborem na prezesa Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, Piotr Wojciechowski, przedstawił z bolesną precyzją krajobraz geopolityczny i duchowy kraju, który „ został przesunięty kilkaset kilometrów […] społeczeństwo przestało być wielonarodowe i wielokulturowe, a w każdym razie bardzo wiele utraciło z etnicznej różnorodności, z bogactwa rozmaitych tradycji. Naród utracił swoich „ojców”, bo skutecznie tępiono elity, ogromna liczba rodzin utraciła ojców.” 4 Zaczęła się bezwzględna sowietyzacja kraju. Wszelkie próby oporu były brutalnie dławione, a przemoc zyskiwała pozory legalności potwierdzonej najwyższymi aktami prawnymi. Jak pisał Wojciech Roszkowski, „stalinowska konstytucja z 22 VII 1952 r. utrwaliła system komunistyczny w Polsce. Wielu aresztowanych działaczy niepodległościowych straciło w więzieniach UB zdrowie lub życie, m. in. zostali zamordowani dowódca wileńskiej AK, pułkownik Aleksander Wilk- Krzyżanowski oraz zastępca komendanta głównego AK gen. Emil Nil-Fieldorf.” 5

2 Wojciech Roszkowski: Cień Jałty. Raport. Warszawa 2005, Muzeum Powstania Warszawskiego, s. 69. 3 Wojciech Roszkowski, o.. cit., s. 70. 4 Piotr Wojciechowski, Dziedzictwo zamętu. W: …, s. 53 – 58. 5 Wojciech Roszkowski: Półwiecze. Historia polityczna świata po 1945 roku. Warszawa 2005, PWN, s. 45. 8

Opresyjne zniewolenie trwało do końca życia Barbary Sadowskiej, gdyż, jak pisał Jerzy Turowicz, „aż do roku 1989 Polska była państwem totalitarnym. PZPR do końca dysponowała pełnią władzy, wojskiem, policją, aparatem wymiaru sprawiedliwości, systemem prawa gwałcącym niemal wszystkie podstawowe prawa człowieka, podporządkowanymi sobie mediami oraz cenzurą dla tych nielicznych nie w pełni podporządkowanych. Ostatecznie i w tej ostatniej dekadzie osłabionego, rzekomo już bezzębnego totalitaryzmu zamordowano Stanisława Pyjasa, księdza Popiełuszkę i innych, strzelano do górników z „Wujka”, setki więźniów politycznych siedziały w więzieniach lub miejscach odosobnienia, odbywały się haniebne procesy polityczne urągające wszelkim zasadom praworządności, prasa i telewizja kłamały, cenzura zaś ograniczała wolność słowa i informacji. […] był to system zbrodniczy. W pierwszych latach „utrwalania władzy ludowej” oraz w okresie stalinizmu wymordowano dziesiątki tysięcy niewinnych ludzi, setki tysięcy równie niewinnych siedziały w więzieniach, a z rzekomo suwerennego kraju NKWD deportowało na Syberię kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy Armii Krajowej i innych.”6 Stworzone przez beneficjentów Jałty mechanizmy pozycjonowania ludzi kultury doprowadziły do wygnania, fizycznej eliminacji lub wyrzucenia z oficjalnego obiegu nie tylko wyższych wojskowych, potencjalnych przywódców politycznych, ale i niepokornych uczonych i twórców, zwłaszcza pisarzy. W historii europejskiej nie tylko komuniści zdawali sobie sprawę z wagi słowa. Losy Owidiusza czy Giordana Bruna, a nawet mitycznego śpiewaka Marsjasza, tak nam bliskiego dzięki wierszowi Zbigniewa Herberta, pokazują od stuleci, że poeta, żyjący prawdą ,zawsze „pamięta”, ale w doczesnym wymiarze to nie krzywdziciel, jak pisał Miłosz, ale właśnie „pamiętający poeta” nie jest bezpieczny. W świecie Logosu nie tyran jednak, lecz kruchy twórca realizuje najważniejsze powołanie, „postawę męstwa, której ludzkość zawdzięcza narodziny pełnego człowieczeństwa i rozwój kultury […] Bohaterami naszego kontynentu byli męczennicy, rewolucjoniści, mistycy, mędrcy, artyści, odkrywcy. Oni wszyscy głosują za prawdą – dzięki której istnieje to, co nazywamy Europą – iż w dziejach pozostaje tylko ten, kto nie unika bólu i potrafi darowane mu życie przemienić w trwałe, ponadindywidualne wartości”7.

6 Jerzy Turowicz: PRL dla dorosłych. W: Spór o PRL. Kraków 1996, Znak, s. 180. 7 Krzysztof Dybciak: Spojrzenie w przyszłość. W: Gry i katastrofy. Warszawa 980, Biblioteka „Więzi”, s. 297. 9

Zmierzenie się ze złożonymi przyczynami ukształtowania się takich a nie innych literackich hierarchii literackich w wyniku nie tylko politycznych uwikłań polskiego „tu i teraz” czasu życia Barbary Sadowskiej, ale z bolesnego podziału polskiej literatury na „tu” i „tam”, oddzielone i żelazną, i cenzorską kurtyną, wymagałoby poświęcenia im odrębnego studium. Jako pars pro toto opisu sytuacji polskiej literatury, i polskiego społeczeństwa w czasach zniewolenia, trapiącego Polaków od końca XVIII wieku, można przywołać słowa Norwida, w których przeglądają się bolesne polskie dychotomie: „Kiedy w Warszawie 1839 roku nocą budzeni bywaliśmy przez kolegów, aby choć obecnością naszą zasłać pożegnanie wysyłanym na Sybir, Słowacki wtedy z drugiego końca Europy Anhellego ojczyźnie przysłał – to jest pierwsza współczesność. Tej samej zaś zimy w zacnym polskim salonie mówiła mi pewna pani domu, że "rozpowiadają coś ciągle o zsyłkach; a przecież z nas nikogo w czwartek nie brakuje". Oto druga współczesność. Słowacki miał tę pierwszą, bez której poeta jest tylko kaligrafem lub notariuszem”8. Barbara Sadowska nie była ani kaligrafem, ani notariuszem. Była wybitną poetką, która zdołała godnie przyjąć i unieść brzemię swojego czasu, uczciwie zmierzyć się z tym, co dotykało ją osobiście, i co bolało naród poddany opresji. Jej niezwykłych wierszy nie znał zapewne Józef Łobodowski, kiedy pisał o braku istotnych dokonań w poezji krajowej, robiąc wyjątek jedynie dla Herberta: „Tylko ci poeci, którzy znaleźli się na emigracji i korzystali z pełnej swobody, rozwinęli swoje talenty i doszli do pełnych wyników […] W kraju tylko bardzo nieliczni, ze Zbigniewem Herbertem na czele, potrafili przeciwstawić się naciskom propagandy reżimu komunistycznego. Warszawska komuna nie zdołała wychować sobie ani jednego poety godnego wyróżnienia i zapamiętania. […]Poezja polska nie miała szczęścia w ostatnim pięćdziesięcioleciu. Jedni z wybitnych zginęli przedwcześnie, inni zeszli na manowce i wykoleili się. […] W kraju nie ma warunków do rozwoju poezji.”.9 Barbara Sadowska nie wyjechała z kraju, w którym nie było „warunków do rozwoju poezji”, chociaż w jej przypadku emigracja nie byłaby bolesna –mogła wyjechać do Francji, w której się urodziła i spędziła sześć pierwszych lat dzieciństwa. Nie uległa też pokusie wyrwania się z opresji przez samobójstwo, jak Gałczyński czy

8 Cyt. za: Jan Błoński, Trzy współczesności. W: Odmarsz. Kraków 1978, Wydawnictwo Literackie, s. 162. 9 Józef Łobodowski: Gałczyński czyli o… poetach samobójcach. W: Żywot człowieka gwałtownego. Warszawa 2014, Editions - Spotkania, Paryż – Warszawa, s. 207, 208. 10

Stachura. Podjęła walkę o prawdę i godność. Zasługuje na pamięć i uwagę nie tylko jako mater dolorosa, bolesna matka zakatowanego maturzysty. Nie wolno zapomnieć o jej pełnej trudnych wyzwań drodze twórczej, wiodącej od młodzieńczych sukcesów przez kolejne porażki, skazanie na literacki niebyt, ofiarność wobec ofiar, osobiste cierpienie do krystalicznej formy ostatnich wierszy. Twórczość Barbary Sadowskiej powinna wreszcie zająć należne jej miejsce w historii polskiej literatury. Jej życie zasługuje na rzetelną biografię, a wiersze – na całościową analizę i uważną lekturę, cenną nie tylko dla teoretyków, ale i dla każdego, kto wie, że poezja, również ta trudna i ciemna, poezja bólu, pomaga rozumieć ludzki los i godnie go przyjąć.

11

Rozdział I. Rola biografistyki w badaniach literackich. Uwagi metodologiczne

Czy poznawanie faktów z życia i czynników kształtujących osobowość twórcy tekstu literackiego może istotnie przyczynić się do pełniejszego zrozumienia dzieła? Można sądzić, że biografistyka i bogate instrumentarium metody genetycznej wzbogacają warsztat literaturoznawcy, poszerzają horyzont badań i dobrze służą poszukiwaniu immanentnych wartości artystycznych utworu literackiego, jednak niektórzy badacze, zwłaszcza ze szkoły strukturalnej i formalnej, uważali, że należy przede wszystkim skupić się na elementach składowych utworu artystycznego, badać osobliwości jego budowy, wersyfikacji czy metaforyki. Analizowanie utworów literackich przez pryzmat wydarzeń z życia autora było powszechnie stosowane zwłaszcza pod koniec XIX i w początkach XX wieku. Późniejsze kierunki badań literaturoznawczych zalecały odejście od „prymitywnego biografizmu”, i traktowanie dzieł literackich jako samoistnych bytów, niezależnych od twórcy. Niektóre z tych nurtów literaturoznawstwa były i są nadal bardzo ważne i nie można ich osiągnięć pomijać. Fenomenalistyczne ujęcie dzieła literackiego, przedstawione w pracach ucznia Husserla, Romana Ingardena, jest inspiracją dla kolejnych pokoleń badaczy literatury. Nie do przecenienia są też metody analiz lingwistycznych czy strukturalnych, odkrycia i ustalenia zainicjowane przez Romana Jakobsona czy przez Marię Renatę Mayenową. Wydaje się jednak, że niektóre kierunki badań literackich, i to nie tylko te powstające w obszarze literaturoznawstwa krajów opanowanych przez komunizm, zostały uwikłane w ideologię, dla której jednostka była „niczym i bzdurą”. Ci, którzy wyznaczali zgodne z tą ideologią kierunki i obszar zainteresowań badaczy literatury, kładli nacisk na socjologiczne uwarunkowania twórczości, na wartościowanie utworów ze względu na zgodność z „linią melodyczną” jedynie słusznego ustroju, i zdecydowanie tępili zajmowanie się osobą autora, jego osobistymi losami i przeżyciami. Popularność „odpersonalizowanych” badań „dzieł samych w sobie” można, być może, wiązać i z faktem, że badanie biografii niektórych twórców, na przykład Osipa Mandelsztama czy Władysława Sebyły - nie tylko wybitnego polskiego poety, ale i tłumacza Puszkina - mogło prowadzić do niepożądanych odkryć.

12

Tak postawiona teza jest oczywiście pewnym uproszczeniem, i można ją łatwo zanegować, podając przykłady ważnych i głębokich analiz tekstów literackich przeprowadzonych w całkowitym oderwaniu od autora w zupełnie innych okolicznościach historycznych czy politycznych. Jedną z takich wypowiedzi teoretycznych, tekst Léona Bloya o Pieśniach Maldorora przypomniał Aleksander Wit Labuda, podkreślając, że Bloy nie miał żadnych informacji o autorze Pieśni, nie znał ani jego prawdziwego nazwiska, ani daty powstania utworu. Mimo to odczytywał tekst przez pryzmat autorskiej biografii, wykazując autobiograficzny charakter dzieła. Według Labudy był to „niemal laboratoryjny eksperyment czytelniczy […] metodologicznie czysty przykład lektury odciętej w sposób radykalny od sprawdzalnej i sprawdzonej informacji o życiu autora”10. Inaczej rolę autora postrzegali zwolennicy propozycji hermeneutycznej, najradykalniej ujmowanej, jak się wydaje, przez Hansa Georga Gadamera, który uznał, że „sens literatury tkwi w niej samej a nie w jej pozaliterackich odniesieniach czy kontekstach”11. Paul Ricoeur podkreślał ważność samego tekstu, który jako utrwalony w zapisie odrywa się od mówiącego, tonu jego głosu, od aktu mówienia, w którym autor i słuchacz pozostają w czasoprzestrzennej bliskości, dlatego związek pomiędzy autorem, jego osobą i jego światem, a czytelnikiem przestaje być istotny dla aktu rozumienia. Hermeneutyka zaś, według Ricoeura, „w swoim tekstualnym aspekcie, kładzie akcent nie tyle na dialogiczny związek pomiędzy autorem i czytelnikiem, ani nawet na decyzję słuchacza słowa, lecz zasadniczo na świat tekstu. To na owym świecie tekstu wzoruje ona rozumienie siebie. Jeżeli język nie jest czymś samym dla siebie, ale ma na względzie świat, który otwiera i odkrywa, wówczas interpretacja języka jest nieodróżnialna od interpretacji świata. W rezultacie rozumienie siebie będzie miało ten sam zasięg co świat tekstu. Rozumienie owo, dalekie więc od zacieśnienia się do osoby i dialogu, będzie miało wielowymiarowy charakter biblijnej poetyki: kosmiczny, etyczny i polityczny..”.12

10 Aleksander Wit Labuda Biografia pisarza w komunikacji literackiej. W: „Teksty. Teoria literatury, krytyka, interpretacja” nr 5 (23) 1975, s. 110. 11 Jacek Gutorow: Magiczne pudełko Gadamera. W: „Literatura na Świecie”, nr. 7-8/2003, s. 432. 12 Paul Ricoeur: Pomiędzy filozofią a teologią: nazywanie Boga. W: Nazwać Boga. Teksty Paula Ricoeura. Przełożył i wyboru dokonał Robert Grzywacz SJ. Kraków 2011, Wydawnictwo WAM , s. 83 13

Paul Ricoeur uważał, że „świat tekstu „literackiego jest światem projektowanym, który się poetycko dystansuje od codziennej rzeczywistości”13, a zatem i od codzienności życia autora; Gadamer jeszcze wyraźniej stwierdzał, że tekst artystyczny należy czytać i oceniać bez uwzględniania aspektów biograficznych. Istotny jest „wiersz”, byt jedynie prawdziwy i ostateczny, do tego jakby obdarzony świadomością: „Wiersz ze swej strony chce, byśmy wiedzieli to wszystko, doświadczyli, nauczyli się tego wszystkiego, co on sam wie”14. Taka perspektywa badawcza jest kusząca, ale zwodnicza. Sytuując dzieło w wymiarze historycznym (inaczej się nie da, gdyż każda epoka niesie inne odczytania), pomija osobowy charakter twórczości, co z kolei jest niespójne z personalistycznym rysem myśli Ricoeura. Poza tym, jeśli – parafrazując frazę Gadamera - wiersz wie tyle, ile „sam wie”, to wie tyle, ile doświadczył jego twórca. Wiersz jest świadectwem konkretnego życia, usytuowanego w danym czasie, w danej przestrzeni, w konkretnych uwarunkowaniach natury i historii. Inaczej mówiąc, wiersz ma zawsze swojego autora. Michael Foucault, wygłaszając w 1969 roku w College de France wykład „Kim jest autor”, tłumaczył się z tematu swojego wystąpienia, który sam określił jako „nieco dziwny”, tym, że we wcześniejszej swojej pracy, usiłując zanalizować masses verbales, warstwy dyskursywne wymykające się tradycyjnej jedności książki, dzieła, autora, „naiwnie, a raczej prymitywnie” posługiwał się jednak nazwiskami twórców15. Jako punkt wyjścia do swoich rozważań przyjął pytanie zadane przez Becketta: „A co to za różnica, kto mówi”, zgodne z teorią i metodami badawczymi ówczesnego literaturoznawstwa. „Zniknięcie” autora pozwala skupić się na immanentnych cechach utworu, „na ujawnieniu „jego wewnętrznej struktury, autonomicznej formy i relacji wewnętrznych.”16. Pytanie o ontologiczny status dzieła pozostaje jednak bez odpowiedzi, jeśli wyrzuci się poza obszar badań jego twórcę. W toku swego wywodu Foucault dochodzi do podważenia nie tylko absolutnego charakteru funkcji autora, wzywając do badania jej wszelakich przekształceń i zależnych od rodzajów obiegu i wartościowania oraz zróżnicowanego kulturowo przyswajania dyskursu modalności istnienia wypowiedzi, ale też twórczej od podmiotowości w całej swojej jednostkowej istocie. To droga, prowadząca do chaosu,

13 Paul Ricoeur: Hermeneutyka filozoficzna. W: Nazwać Boga. Teksty Paula Ricoeura. Przełożył i wyboru dokonał Robert Grzywacz SJ. Kraków 2011, Wydawnictwo WAM s. 55., 14 Hans Georg Gadamer: Poetica. Wybrane eseje. Przełożyła Małgorzata Łukasiewicz 15 Zob. Michael Foucault: Kim jest autor? Przełożył Michał Paweł Markowski. W: Powiedziane, napisane. Szaleństwo i literatura. Warszawa 1999, Fundacja Aletheia, s. 199. 16 Michael Foucault, op. cit., s. 200. 14 jeśli nie wręcz do nihilizmu. Wydaje się, że Foucault, jak niektórzy interpretatorzy dzieła Nietzschego, wybrał tę właśnie, najbardziej destrukcyjną, możliwość odczytania myśli niemieckiego filozofa, konstruując na ich kanwie swoje własne przestrzenie teoretyczne. Foucault kończy swój wywód niemal profetyczną wizją: „Można sobie wyobrazić kulturę, w której dyskursy krążyłyby bez najmniejszej troski o autora. Każdy dyskurs, niezależnie od formy, wartości i sposobu traktowania, rozwijałby się w bezimiennym mamrotaniu. Nie zadawano by już wytartych pytań typu: „Kto rzeczywiście mówi? On czy ktoś inny? Kto to poświadczy? Co wysnuł z otchłani swojej wypowiedzi?”, lecz zastąpiono by je innymi pytaniami: „Jakie są modalności istnienia tej wypowiedzi? Skąd się wzięła, jak krąży i jak można ją sobie przyswoić? Jakie miejsce będzie mógł zająć możliwy podmiot? Kto może wypełnić te różne funkcje podmiotu?”. A zza tych wszystkich pytań dobiega obojętny pomruk: „czy to ważne, kto mówi?”.17 Myśl Foucaulta jest niebezpiecznie bliska teoriom podważającym znaczenie nie tylko autora czy mówiącego podmiotu, ale i osoby ludzkiej jako takiej, a zarazem wszelki sens nie tylko jakiegokolwiek jednostkowego mówienia, ale i jednostkowego życia. Dyskursy „krążące po świecie” dziwnie przypominają znane z historii - nie tylko historii idei, niestety - „widmo, krążące po Europie”, które też za nic miało ludzką godność i podmiotowość, negowało wartość pojedynczego człowieka i jego życia. Ważność jednostkowego ludzkiego życia podkreśla oparta na Ewangelii filozofia personalistyczna, przyjęta również na gruncie chrześcijańskiego nurtu literaturoznawstwa, w którym nie neguje się znaczenia autora i jego życia jako istotnego elementu analiz i interpretacji, jak w tekstach Krzysztofa Dybciaka, poświęconych najważniejszym polskim poetom i prozaikom XX wieku, twórcom tej miary co Leśmian, Iwaszkiewicz, Herbert, Malewska, Wierzyński, Miłosz czy inni, mniej dziś pamiętani, Żagaryści. Jacek Salij podkreśla ewangeliczny wymiar troski o człowieka, cytując za ewangelistą Mateuszem zdanie Chrystusa: „jesteście ważniejsi niż wiele wróbli”18, i przypomina, że „Ewangelia zawiera w sobie orędzie, iż godność każdego – traktowanego indywidualnie – człowieka jest tak wielka, że układanie tego rodzaju

17 Michael Foucault, op. cit., s. 219. 18 Mt.10.31 15 rachunków [jak „rachunek” Kajfasza] zawsze jest czymś niegodziwym.”19. Dlatego „personalizm to nie tylko uznanie i rewindykacja swojej oraz cudzej podmiotowości i autonomii. Bycie człowiekiem, osobą ludzką, zobowiązuje. Zobowiązuje do rozpoznania swojej wyjątkowości wśród stworzeń […] potwierdzanie mojego człowieczeństwa jest zadaniem, które wypełniam w zależności od tego, jak daleko udaje mi się otworzyć na wcześniejsze od nas prawo moralne, a zwłaszcza na prawo miłości.”20. Tak sformułowane zadanie Barbara Sadowska wypełniła i w perspektywie twórczej, i czysto ludzkiej, przez całe życie wierna temu najwyższemu prawu, a także prawu prawdy. Badanie twórczości bez uwzględnienia faktów biograficznych w tym konkretnym przypadku prowadziłoby do spłycenia interpretacji tropów i motywów poezji pisanej w tu i teraz PR, ale zawierającej uniwersalną wartość przesłania. W swoim ważnym tekście, historycznym już dziś, bo pisanym w 1975 roku, tuż przed przełomowym nie tylko dla Barbary Sadowskiej rokiem 1976, Janusz Sławiński zawarł cenne przemyślenia i wnioski związane z dyskusją nad znaczeniem badań genetycznych, w tym analizy faktów z życia autora: „Biografizm nie jest dziś odczuwany ani jako zagrożenie, ani jako szansa. Po prostu wypadł z żywotnego obecnie repertuaru orientacji metodologicznych historii literatury, stał się zabytkiem”21. Badacz podkreśla jednak, że „na próżno teraz szukać wyznawców biografizmu w tych jego wersjach, z którymi spór wiedli przed półwieczem i później przedstawiciele ergocentrycznego nurtu myśli literaturoznawczej – rosyjscy formaliści, fenomenologowie czy Nowi Krytycy”.22. Jako jednego z obrońców znaczenia biografii w badaniach nad dziełem przywołuje Jana Mukařowskiego, który tworzył swoje koncepcje w latach trzydziestych i czterdziestych XX wieku, i „pierwszy zdał sobie sprawę, że nowa teoria procesu historycznoliterackiego musi tak czy inaczej uwzględniać podmiotowy aspekt literatury – sferę decyzji pisarskich, pośredniczących między poziomem możliwości systemowych a dziełami poszczególnymi”23.

19 Jacek Salij OP: Personalizm w polskiej myśli teologicznej. W: Personalizm polski. Redakcja ks. Marian Rusiecki, s. 173 20 Jacek Salij, op. cit. 21 Janusz Sławiński: Myśli na temat: biografia pisarza jako jednostka procesu historycznoliterackiego w: Próby teoretycznoliterackie, Kraków 2000, s. 163 22 Janusz Sławński, op. cit. 23 Janusz Sławiński, op. cit., s. 165 16

„Podmiotowy aspekt literatury” nie jest jednak odkryciem Mukařowskiego. Jej osobowy wymiar pojawia się u zarania świadomej stricte literackiej twórczości, podobnie jak pragnienie pisania dla potomnych o dokonaniach ważnych postaci, królów i bohaterów, towarzyszące ludzkim wspólnotom od początków przekazanej w tekstach historii. Żywoty ważnych historycznie osób stanowiły jedną z istotnych form przekazu literackiego w kręgu kulturowym, którego korzenie tkwią w starożytnej Grecji, w Rzymie antycznym, na obszarze umownie zwanym kolebką cywilizacji Zachodu. Pierwsze znane nam dzieło zawierające elementy biografii, przedstawiające wyraziste sylwetki wybitnych wodzów i polityków, to Wojna peloponeska Tukidydesa. Badacze podkreślają jednak, że właściwa postać biografii ukształtowała się dopiero dzięki dokonaniom wybitnej jednostki, Aleksandra Wielkiego. Trudno to jednoznacznie stwierdzić, bowiem o najsłynniejszych starożytnych biografiach tego wodza wiemy jedynie z przekazów pośrednich, gdyż dzieła Klejtarchosa i Aristobulosa nie przetrwały do naszych czasów, nie można ich zatem poddać literaturoznawczym analizom. Najstarsze znane nam biografie w ścisłym sensie to Żywoty sławnych mężów (De viris illustribus) Korneliusza Neposa z I w. p.n.e., ale znacznie ważniejszym osiągnięciem są późniejsze o wiek greckie Żywoty sławnych mężów Plutarcha, w których autor zestawia postacie wybitnych w danych dziedzinach Greków i Rzymian – dlatego dzieło to znane jest też pod potocznym tytułem Żywoty równoległe ( Βίοι παράλληλοι)” 24. Pomysł kompozycyjny jednego z najwybitniejszych autorów starożytności stosowany jest w komparatystyce literaturoznawczej dość często. W niniejszej pracy również będę z niego korzystać, zestawiając i twórczość, i porównywalne fakty z życia Barbary oraz dwóch poetek, żyjących w na pozór odmiennych światach: Anny Achmatowej i Sylwii Plath. Podstawą komparatystycznych odniesień są dwa solidne argumenty, z różną intensywnością przywołane w obydwu paralelach: argument z podobieństwa motywów i środków literackich, i argument z podobieństwa tekstów życia. Komparatystyczne elementy pracy będą poświęcone poetkom, chociaż wśród poetów też można wskazać twórców mających porównywalny rodzaj poetyckiej

24 Zob.: Inga Grześczak, w: Giovanni Boccaccio: O słynnych kobietach. Warszawa 2013, Instytut Filologii Klasycznej UW - Biblioteka Renesansowa, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, s. 10. Autorka opracowania i jedna z trojga tłumaczy łacińskiego dzieła Boccaccia, w przedmowie do pierwszego polskiego wydania tej księgi przedstawia ewolucję biografii od czasów starożytnych do czasu powstania utworu, rozwijając wątek nie ukończonego dzieła Francesca Petrarki De viris illustribus, bezpośrednio odwołującego się – również w tytule – do dziedzictwa antyku i wspominając o wpływie biograficznych utworów Petrarki i Boccaccia na późniejsze o dwa stulecia Żywoty najsławniejszych malarzy, rzeźbiarzy i architektów Giorgia Vasariego. 17 wrażliwości, stosujących porównywalne sposoby literackiego przedstawiania świata, a także tych dotkniętych przez los podobnymi przeżyciami. Najtragiczniejsze z nich, utrata dziecka, łączy Sadowską bardziej z Janem Kochanowskim czy z Władysławem Broniewskim, niż z wybranymi przeze mnie poetkami, które pisały w innych niż polski językach, jednak wspólnota kobiecego doświadczenia i jej poetycki wyraz dyktują ten lekko „feministyczny” wybór. Niedocenianie kobiet i niedostateczne zainteresowanie nimi autorów biografii zauważył już w XIV wieku Boccaccio, uzasadniając wybrany przez siebie temat we wstępie do pisanego po łacinie, na wzór tekstów antycznych, dzieła O słynnych kobietach tym, że i starożytni, i jego mistrz Petrarka, którzy tak wiele napisali o „znakomitych mężach”, niemal całkowicie pomijali dokonania kobiet, wspominając o nich czasem na marginesie: „Nadzwyczaj zdumiewało mnie jednak, że autorzy ci tak niewiele uwagi poświęcili kobietom, że nie upamiętnili ich w żadnym osobnym dziele; a przecież z obszerniejszych prac historycznych jasno wynika, że pewne niewiasty dokonały dzielnych i znaczących czynów. Jeśli więc godni są wyniesienia mężczyźni […], to czyż o wiele bardziej pochwały nie należą się kobietom […] jeśli okazały właściwy raczej mężczyznom charakter i dzięki świetnym zdolnościom i niezwykłej odwadze porwały się na to, co nawet dla mężczyzn bywa niezwykle trudne – i osiągnęły to?”25 Boccaccio podkreślał znaczenie heroicznych czynów dokonywanych przez kobiety, nie wspomniał jednak o kobietach zasługujących na upamiętnienie ze względu na dokonaniach artystyczne, być może dlatego, że artystów długo nie uważano za postacie godne biografii. Poeta czy pisarz był od tego, żeby sławić wodzów i bohaterów; dlatego dziś o wiele więcej wiemy o Hektorze, Priamie czy Achillesie niż o Homerze, którego trwalsze niż oręż walecznych mężów heksametry przetrwały upadki kolejnych grodów i imperiów. Jednym z pierwszych nowożytnych biografów zajmujących się nie postaciami mającymi bezpośredni wpływ na historię, ale artystami, był Giorgio Vasari. Jego dzieło o słynnych malarzach i architektach stanowi do dziś podstawowe źródło wiedzy o Leonardzie da Vinci. Nowożytne pojmowanie biografii stricte literackiej teoretycy literatury wiążą dopiero z teorią i praktyką literatury XVIII stulecia. Uznali oni, że to angielski pisarz, James Boswell, napisał pierwszą biografię zgodną z normatywnymi

25 Boccaccio Giovanni: O słynnych kobietach. Op. Cit., s. 43. Cytowany fragment przełożyła Inga Grześczak. 18 wskazaniami, o których w swojej teorii pisał bohater jego książki. Biografia The life of Samuel Johnson powstała w oparciu o bezpośrednie cytaty ze źródeł, głównie z utworów i listów. Opublikowanie biografii Samuela Johnsona pióra Boswella anglosascy badacze uznali za początek bujnego rozwoju nowożytnej biografii i biografistyki, które stały się podstawą literaturoznawczych dociekań zwłaszcza w drugiej połowie XIX i w pierwszych dekadach XX wieku. Trzeba zadać sobie ważne pytanie: czy pisanie biografii zmarłej trzydzieści lat temu polskiej poetki ma sens w drugiej dekadzie XXI wieku, czy takie działanie badawcze może przyczynić się do wytyczenia tropów interpretowania jej twórczości po przełomie strukturalistycznym, kiedy wpływowe ośrodki myśli literaturoznawczej tak niechętnie odnoszą się do tradycyjnych metod i gatunków wiedzy o literaturze? Odpowiedź na te wątpliwości daje fragment recenzji monografii Jeana Echenoza Duvela, napisanej przez Helenę Zaworską: „Od lat czytam biografie […] Namiętnej pasji oraz benedyktyńskiej cierpliwości wymagały owe opasłe księgi o twórcach, którym nie pozwolono odejść w zapomnienie, bo wiadomo, jak łatwo utkwić w czyśćcu wyjątkowo chętnej współczesnej niepamięci. […] Toteż po biografie sięga się z tęsknoty do kultury, która zniknęła, do ludzi, dla których obcowanie ze sztuką było bogactwem życia duchowego, rozwojem osobowości, przekazem i odbiorem różnorodnego doświadczenia. Życie w biografiach zostaje utrwalone konkretnie, dokumentalnie. Losy indywidualności i winy historii mają kształt sprawdzonej prawdy. Powszechność kłamstwa traci swą siłę.”. 26 Jeszcze mocniej myśl ta wybrzmiewa u Zaworskiej w odniesieniu do bolesnego braku biografii polskich pisarzy współczesnych: „Nie mamy solidnych, udokumentowanych, szczegółowych biografii naszych pisarzy dwudziestowiecznych. Może na to za wcześnie, a może najwyższy czas, bo rozpierzchną się i pogubią dokumenty oraz pamiątki, zamilkną świadkowie. […]Marzy mi się przeczytanie biograficznej książki o Marii Kuncewiczowej (ogromne archiwum rodzinne i pisarskie czeka we wrocławskim archiwum Ossolineum). Jaka szkoda, ze na bliskie stulecie urodzin Jarosława Iwaszkiewicza nikt nie da nam do ręki biografii tego pisarza, którego życie upłynęło w Europie od morza do morza, od Ukrainy po Sycylię. […] Mogłabym wymieniać kolejno znanych pisarzy, o których wiemy tak mało.”27

26 Zaworska Helena: Narastające brzmienie świata. W: „Nowe Książki” nr 3/2010, s. 30. 27 Helena Zaworska: Lustra Polaków. Szkice o literaturze współczesnej. Łódź 1994. Wydawnictwo JUKA, s. 84. 19

Mało wiemy też o Barbarze Sadowskiej, a powinna ona trwać w naszej świadomości, pozostać w pamięci i jako świadek historii, symbol cierpień stanu wojennego, i ze względu na swoje twórcze dokonania. Trzeba podjąć próbę opisania i jej poezji, i życia, które było świadectwem ważnym dla najnowszej historii naszego narodu. Dlatego w pracy będę korzystała nie tylko z narzędzi literaturoznawstwa, ale i z dokumentów właściwych raczej dla warsztatu naukowego historyka, oraz z prac poświęconych historii Polski po II wojnie światowej, zwłaszcza z cennych ustaleń faktograficznych Marty Wyki, Wojciecha Roszkowskiego, Andrzeja Paczkowskiego, Andrzeja Friszkego i innych badaczy historii PRL, między innymi Pierre’a Buhlera, wybitnego francuskiego znawcy najnowszej historii, pełniącego obecnie funkcję ambasadora Francji w Polsce.. Pisząc o Barbarze Sadowskiej, postaci ważnej nie tylko dla polskiej literatury, ale i dla zbiorowej świadomości, która dąży do rozpoznania szczególnie bolesnych miejsc własnych dziejów, trzeba szczególnie uważać, żeby „szkiełkiem i okiem” nie zaciemnić, nie zniszczyć badanej materii. Jakimi narzędziami się posłużyć, co wybrać, co odrzucić z dostępnych i pieczołowicie zebranych tekstów literackich poetki, publikowanych również w podziemiu i za granicą, recenzji jej poezji, artykułów krytycznych, słownikowych biogramów, relacji świadków życia, dokumentów archiwalnych, do których udało się dotrzeć? Jak cały ten materiał podporządkować wymaganiom naukowego dyskursu, w jakie ramy go ująć? W trakcie mozolnych poszukiwań klucza metodologicznego, pozwalającego połączyć niehomogeniczne elementy zebrane w trakcie kwerendy, profesor Krzysztof Dybciak jedną uwagą, przywołując inspirowaną semiotyką koncepcję Janusza Sławińskiego, według której życie można czytać jak tekst, podpowiedział drogę badawczą i metodę dla opracowania niniejszej monografii. Odczytanie życia Barbary Sadowskiej jako tekstu pozwoli połączyć nomotetyczne wątki dociekań nad prawidłowościami, jakim podlegała twórczość powstająca w konkretnym czasoprzestrzennym continuum rzeczywistości PRL z idiograficznym wymiarem poezji osoby, dla której najwyższe znaczenie i w życiu, i w pisaniu miały uniwersalne, podstawowe wartości, takie jak prawda, dobro i wolność, i która umiała odnaleźć własny głos, nie poddając się cudzym wzorom i narzucanym kanonom. Wydaje się, że również z punktu widzenia nauki o literaturze taka próba monografii może być interesującym przyczynkiem w dyskusji nad znaczeniem poznawania historii życia autora w literaturoznawczym badaniu tekstów artystycznych,

20 toczącej się wciąż na różnych poziomach teoretycznych i w ramach różnych szkół badawczych. Pytanie o relację autora i tekstu zadawali sobie nie tylko teoretycy, ale i niektórzy twórcy. Co interesujące, niektórzy z nich nie byli skłonni bronić własnej podmiotowości, jak Jan Lechoń, który, według Tadeusza Witkowskiego, „był zdecydowanym przeciwnikiem traktowania dzieł literackich jako dokumentu biograficznego”28. Witkowski podejmuje z poetą polemikę, gdyż uważa, że „szczególnie ważną kategorią opisu staje się właśnie kategoria biografii. Nie ograniczając się bowiem do sfery prywatności i intymności, może ona wyznaczać rejon zjawisk znacznie rozleglejszych niż ten, który zapewne miał na myśli Lechoń.”29. Witkowski broniąc tezy o istotnym znaczeniu biografii, wyprzedza w pewnym sensie „przewrót kopernikański” w literaturoznawczym podejściu do biografii. Po okresie „banicji” wszelkiego biografizmu i niepodzielnego panowania teorii i metod immanentnych, w latach dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku biografia i biografistyka zaczęły odzyskiwać swoje dawniejsze znaczenie. Na Zachodzie powstały specjalistyczne czasopisma naukowe poświęcone zagadnieniom badań nad twórczością literacką w powiązaniu z życiem autora, czy analizom biografii postaci z różnych obszarów kultury i z różnych kręgów społecznych. Bardzo interesujące są próby łączenia w biografistyce narzędzi teorii literatury z metodami nauk ścisłych. Omówienie ich wymagałoby odrębnego studium. Wspomnę tu tylko o pomyśle Shannona Forbesa, który w swoim artykule o dziele Roberta Sapolsky’ego A Primate’s Memoir wzywa do stworzenia „nowej teorii, metody, etosu”, w ogóle - do przesunięcia paradygmatu w taki sposób, żeby wspomóc intuicje badaczy, którzy uważają, że nauka i literatura, traktowane dotychczas jako dwa przeciwstawne bieguny ludzkiego doświadczenia poznawczego, mogą i powinny się wzajemnie wspierać i ubogacać, bo tylko tak i nauka, i literatura – oraz literaturoznawstwo – mogą osiągnąć pełnię. Interesujące są zwłaszcza jego próby wykorzystania w badaniach nad biografią literacką matematycznej teorii chaosu30. Próby ujęć całościowych ludzkiego doświadczenia estetyczno- epistemologicznego wyrażonego w utworach literackich, wykorzystywania odkryć

28 Tadeusz Witkowski: Konrad i erynie- Jan Lechoń. W: Poeci dwudziestowieczna międzywojennego. Red. I. Maciejewska. Warszawa 1982, PW „Wiedza Powszechna”, s. 439. 29 Tadeusz Witkowski, op. cit., s. 440. 30 Koncepcje te przedstawia autor w The Intersection of Narrative and Science in Robert Sapolsky’s “A Primate’s Memoir” w: “a/b. Auto/Biography Studies”, vol. 26, number 2, Winter 2011 21 naukowych i terminologii nauk ścisłych do badań nad tekstami artystycznymi były podejmowane także wcześniej. Italo Calvino w swoich Wykładach amerykańskich pytał: „kiedy literatura już nie wystarcza, abym się upewnił, że nie ścigam tylko snów, w nauce szukam pożywienia dla moich wizji […] czy wolno mi wyprowadzać z dyskursu nauk ścisłych obraz świata, który by odpowiadał moim pragnieniom?”31. Na drugim, północnym, końcu Europy Władimir Toporow, wskazując na konieczność uznania, że istnieje wewnętrzna głęboka więź Twórcy i dzieła, podmiotu twórczości i jej przedmiotu, w swoich niezwykle inspirujących ustaleniach powołuje się nie tylko na intuicje największych filozofów starożytności, poetów z różnych kręgów kulturowych oraz dawnych i współczesnych teoretyków literatury, ale – pisząc o „chemicznym związku” tekstu i poety, przywołuje nazwisko Nielsa Bohra, a podkreślając wartość uznania „biograficzności” tekstu, pisze, że poetyka stanowi „iloczyn teoriomnogościowy właściwości poety i tekstu”32 Rzeczywiście, pracując nad teorią i analizą istoty biografii, trudno oprzeć się wrażeniu, że jest to zadanie polegające na tworzeniu ładu i poszukiwaniu sensu w żywiole ludzkiego życia, ludzkiej twórczości – i nauki. O składaniu elementów biografii z dostępnych źródeł i poszukiwaniu odpowiedzi na ważne pytania o sens i życia, i twórczości, pisała Emily M. Brewer, nawiązując do przełomowego dzieła Boswella33. Do tego dzieła, a także do postaci Samuela Johnsona, bohatera biografii Boswella, odwołuje się James Clifford w książce Od kamyków do mozaiki. Zagadnienia biografii literackiej. Clifford opisuje w niej swoje przygody związane z poszukiwaniem materiałów do biografii Samuela Johnsona i pani Thrale-Piozzi, jego przyjaciółki. Jest to jakby zapis przygody „detektywistycznej” z wędrówkami po Anglii, po bibliotekach i archiwach, ale pod tym zewnętrznym pretekstem można odnaleźć i chęć udoskonalenia metody biograficznej Boswella, i rozwijanie myśli teoretycznej o istocie biografii i zasadach pracy ze źródłami różnego rodzaju. W Przedmowie do swojej książki James Clifford stawia i sobie, i innym badaczom, zasadnicze pytania, udzielając zdecydowanej odpowiedzi tylko na niektóre z nich. Pyta, przede wszystkim:

31 Italo Calvino: Wykłady amerykańskie. Przekład: Anna Wasilewska. Gdańsk, Warszawa 1996. Wydawnictwo Marabut. Oficyna Wydawnicza Volumen, s. 13, 14.. 32 Wiaczesław N. Toporow: O jedności poety i tekstu… 33 Brewer Emily H. Rogue War Hero to Naval Role Model: Robert Southey’s “Life of Admiral Nelson” (1813) : (op. cit. str 191 ) 22

„Przed jakimi właściwie zagadnieniami staje biograf literacki? Pierwsze – to wyszukanie wszystkich mających jakieś znaczenie materiałów. Gdy już zebrane, jak się nimi posłużyć? Jak z mnóstwa rozproszonych fragmentów ułożyć gotowy portret?” 34. Na każde z tych pytań trzeba znaleźć własną odpowiedź. I ten, kto pisze biografię, i człowiek, którego życie jest opisywane, są niepowtarzalnymi osobami, mają różne rodzaje wrażliwości, umiejętności analizowania danych, zdolności do rozumienia świata i rozumienia Drugiego. Również w osobowym Spotkaniu. W Spotkaniu niełatwym, bo często w sytuacji, która nie umożliwia bezpośredniego dialogu35. Zazwyczaj bohater biografii już nie żyje, albo z innych powodów nie można się z nim spotkać w jednym miejscu i czasie, czy choćby tylko we wspólnym czasie, z pokonaniem bariery fizycznej odległości dzięki współczesnym technologiom komunikacji zdalnej. Takie niełatwe spotkanie biografa z jego postacią polega często po prostu na odczytywaniu i interpretowaniu pozostawionych książek, zapisków, przedmiotów, dokumentów. Clifford, analizując metody pracy rzetelnego biografa, wskazuje na konieczność tropienia nie wydanych dotąd rękopisów czy listów znajdujących się w prywatnych rękach, gdyż, jak pisze, „nie należy zapominać, że są jeszcze inne miejsca, gdzie papiery mogą przetrwać, schowki, do których do niedawna rzadko się dobierano, ale które stopniowo zaczynają się otwierać. Mam na myśli kartoteki lekarzy, prawników i bankierów”36. W polskich realiach niezwykle cennym zasobem jest dla biografa Sadowskiej archiwum Instytutu Pamięci Narodowej. Fakty z życia poetki zostały przedstawione nie tylko w słownikach biograficznych, ale również w materiałach przygotowywanych na potrzeby „służb ciemności”: w donosach, meldunkach, raportach. Jej życie po roku 1976 jest w tych „świstkach” opisane dość szczegółowo. Pozostały w archiwach akta więzienne, spis książek zarekwirowanych w trakcie rewizji, lista znajomych i przyjaciół, informacje z przesłuchań po spotkaniach odbywanych w mieszkaniu przy ulicy Hibnera 13 (obecnie ulica Zgody). Oczywiście, przy korzystaniu z tych źródeł konieczne jest zachowanie szczególnej ostrożności – jak zawsze przy czerpaniu wiedzy z „owoców zatrutego drzewa”. Przydatne wskazówki metodologiczne dotyczące analizy materiałów udostępnianych badaczom przez IPN opracował Roman Graczyk w

34 Clifford James: Od kamyków do mozaiki. Zagadnienia biografii literackiej. Przełożyła Anna Mysłowska. Warszawa 1978. Czytelnik, s. 5 35 „Filozofia spotkania”, „filozofia dialogu” – to pojęcia dyskursu personalistycznego, „przejęte” przez współczesne nurty filozoficzne. Pisali o nich najwięksi myśliciele, poczynając od Jana Pawła II po Levinasa; sygnalizuję tu tylko możliwość ujęcia aktu pisania biografii w kategoriach filozoficznych. 36 Clifford op. cit., s. 79 23 pionierskiej pracy „Jak czytać teczki”, w której poza zaleceniem ostrożności przy interpretowaniu akt sporządzonych przez pracowników Służby Bezpieczeństwa PRL znajdujemy definicje terminów i szyfrów operacyjnych, stosowanych w zapisach. Czytając teczki Barbary Sadowskiej wydobyte z archiwum tajnych służb PRL i przechowywane w Instytucie Pamięci Narodowej można byłoby napisać jej pełną biografię, oczywiście ograniczoną do wyjazdów zagranicznych oraz suchych faktów, dat i wydarzeń, które udało się Służbie Bezpieczeństwa wyśledzić i wydobyć w trakcie operacyjnej inwigilacji, ale nie byłaby to praca literaturoznawcza. Dla tajnych służb PRL Barbara Sadowska nie była poetką. Była figurantką, czyli osobą objętą rozpracowaniem.37 W aktach prowadzonej „na nią” sprawy zawarte są informacje z dokumentacji paszportowej, zapisane w milicyjnych meldunkach z rewizji i zatrzymań, w kartotece więziennej, w pisemnych informacjach składanych przez „osobowe źródła informacji”, czyli tajnych współpracowników i autorów opracowań poddających analizie prawomyślność pisarzy z punktu widzenia interesów totalitarnej władzy. Są tam kopie pism adwokata, Macieja Bednarkiewicza starającego się o zwolnienie Barbary z więzienia na podstawie zaświadczeń lekarskich, kopie jej podań, spisy zarekwirowanych przedmiotów, książek i rękopisów. W czasach PRL nie było jeszcze w powszechnym użyciu komputerów; maszyna do pisania była dobrem rzadkim, reglamentowanym i często rekwirowanym w przypadku podejrzenia, że może być używana do pisania czy przepisywania tekstów „mogących zagrażać ustrojowi”. Tajne służby badały nie tylko zapisaną treść, ale i cechy indywidualne maszyn, użytych do zapisania tekstu, dlatego w teczce Barbary Sadowskiej znajduje się również ekspertyza czcionek z używanej przez nią maszyny – coś jak ówczesny numer „IP” komputera. Lektura tych cennych i dla historyka, i dla biografa, materiałów daje wrażenie kontaktu z czymś obrzydliwym, nieuprawnionym, budzi moralny sprzeciw, ale też przynosi ogrom szczegółowych informacji. Trudno wyłowić te istotne dla badacza wśród setek pracowicie zebranych w teczkach stron materiałów operacyjnych. Dużą trudność sprawia lektura zapisków sporządzanych odręcznie – tu trzeba się czasem naprawdę natrudzić przy odczytywaniu różnych charakterów pisma - lub na maszynie do pisania, zachowanych na którejś z kolei kopii odbitej przez kalkę – w takich przypadkach nie zawsze udaje się odczytać pojedyncze zatarte słowa. A jednak warto

37 Objaśnienia znaczeń słów stosowanych w terminologii służby bezpieczeństwa i sposób czytania sporządzanych przez nie akt przyjmuję za: Roman Graczyk, Jak czytać teczki.

24 podjąć wysiłek zbadania również tego źródła materiałów do biografii, chociaż jest to źródło zatrute. Trzeba jednak zachować duży krytycyzm i ostrożność. Autor cennego opracowania na temat inwigilacji literatów, Konrad Rokicki, ostrzegał: „Przy lekturze materiałów z MSW istotna jest świadomość ich specyfiki. Obraz środowiska literackiego (jak i każdego innego) naszkicowany przez SB jest czarny. Wynika to z faktu, ze resort był najbardziej zainteresowany pozyskiwaniem informacji kompromitujących rozpracowywane przezeń osoby. Dlatego tez każdą informację mogącą świadczyć o słabości, nałogu, nieuczciwości wybijano na pierwsze miejsce, najczęściej przejaskrawiano, a później powtarzano w każdej następnej charakterystyce osoby. Miało to ogromny wpływ na postrzeganie buntującej się części inteligencji przez władze partyjne”38. Poza tym, zasadniczy sprzeciw budzi redukowanie życia człowieka, zwłaszcza artysty, do suchych faktów wpisywanych do ankiet, do informacji z donosów i plotek skrzętnie kolekcjonowanych przez komunistyczne tajne służby, do zaświadczeń lekarskich i danych z kartoteki medycznej, które, poza wszystkim, stanowią przecież tajemnicę lekarską – w przypadku Sadowskiej ewidentnie złamaną przez aparat przemocy. Szczególną wartość ma dla badacza spis nazwisk osób, z którymi Sadowska utrzymywała znajomość, sporządzony bardzo szczegółowo, z podaniem adresów i niejednokrotnie z określeniem charakteru znajomości („kochanek”, „bliska przyjaciółka”, etc.). Zawarte w materiałach SB informacje, zwłaszcza te o charakterze interpretacyjnym, trzeba starannie weryfikować, ale ich lektura daje możliwość lepszego zrozumienia rzeczywistości PRL, w jakiej żyła Barbara Sadowska, pozwala też poznać czy uporządkować fakty z jej życia, które nie zostały zapisane w dostępnych gdzie indziej materiałach, w jej poezji, w listach i wspomnieniach. Z materiałów gromadzonych w archiwach bezpieki dowiadujemy się nie tylko o ludziach, których spotykała Sadowska, ale i o krajach, które odwiedzała; możemy sprawdzić dokładnie, kiedy i dokąd jeździła, jaki cel podróży podawała w dokumentach, kto jej pomagał załatwiać wyjazdy. Dzisiaj informacje te mają wartość historyczną, również historycznoliteracką, ale w czasach, kiedy były gromadzone, stanowiły dla komunistycznych służb specjalnych istotną bazę operacyjną; na ich podstawie planowano działania represyjne, szykany, rewizje, aresztowania, czasem –

38 Konrad Rokicki: Elementy systemu kontroli nad literaturą i literatami. W: Literaci. Relacje między literatami a władzami PRL w latach 1956 – 1970. Warszawa 2011, IPN, s. 65. 25 morderstwa. Informacje te stanowiły też podstawę do planowania rozmów z figurantami. Dlatego warto – mimo moralnego oporu – uwzględnić również materiały pracowicie sporządzone przez milicję i SB. Niektóre z „kwitów” zbieranych „na Sadowską” dotyczą jednak spraw bardzo intymnych, są tam też, miedzy innymi, szczegółowe informacje o relacjach osobistych, o problemach zdrowotnych poetki, opinie wścibskich obserwatorów zewnętrznych jej życia. James Clifford opisuje etyczne rozterki biografa, zastanawiając się nad dopuszczalnością upublicznienia znacznie mniej wrażliwych danych z dokumentacji medycznej czy sądowej, pytając: „czy powinniśmy mieć jakiś zbiór przepisów, które ustalałyby, kiedy można bezpiecznie ogłosić tego rodzaju prywatne i urzędowe świadectwa? […] W Anglii każdy, kogo to interesuje, ma w Somerset House dostęp do wszystkich testamentów, ale niewielu angielskich adwokatów chętnie zezwoli, by ktoś im zaglądał do akt świeżej jeszcze sprawy. Jednak z pływem lat drastyczność treści takich papierów słabnie.” 39 Wydaje się, że Clifford dokonał rozstrzygnięcia tego dylematu i uznał dopuszczalność wykorzystania wszystkich dostępnych materiałów, chociaż miał świadomość, że „można mieć w tej sprawie mieszane uczucia. Jedni udowadnialiby niewątpliwie, że prawnik powinien niszczyć wszystkie dawne dokumenty lub zachować je na zawsze w ukryciu. Inni może trzymaliby moją stronę, twierdząc, że najlepiej służy prawdzie - a biograf zawsze szuka prawdy – rozpatrzenie wszystkich dostępnych faktów.”40 Idąc za tym wskazaniem, postanowiłam wykorzystać wszelkie dostępne materiały, ale tylko w zakresie, w jakim umożliwią one lepsze poznanie życia i twórczości Barbary Sadowskiej, starając się nie naruszać sfery jej osobistej intymności. Trzeba podkreślić, że niezwykle trudne jest dokonanie wyboru treści, jakie wolno biografowi upublicznić. Służba Bezpieczeństwa stosowała wobec Barbary Sadowskiej – tak jak w przypadku setek tysięcy obywateli - metody inwigilacji dotykającej najbardziej intymnych sfer życia, włącznie ze śledzeniem relacji osobistych czy dokumentacji medycznej. Poważne problemy zdrowotne Barbary nie były sekretem dla jej przyjaciół i znajomych; jednakże fakt gromadzenia przez SB zaświadczeń lekarskich o konieczności przeprowadzenia operacji neurochirurgicznej świadczy o złamaniu

39 Clifford, op. cit., s. 80 40 Clifford, op. cit., s. 81 26 tajemnicy lekarskiej przez tajne służby. Przytaczanie w biografii szczegółów medycznych, opisanych w tych dokumentach, byłoby zbyt głębokim wchodzeniem w sferę prywatności. James Clifford ujmuje ten problem jeszcze szerzej, pytając, „jakiego rodzaju szczegóły z życia osobistego można ujawnić, nie obrażając uczuć rodziny i przyjaciół? Jakie sekrety wolno odsłonić? Czy są takie sprawy prywatne, o których nigdy nie wolno będzie mówić? Czy może jest to tylko kwestia upływu czasu? Czy po śmierci członków rodziny i przyjaciół […] można już bez obawy wszystko powiedzieć? Jeśli nie, to jak długo trzeba jeszcze czekać? Sto lat? Mniej niż sto?” 41. Według Clifforda, „ważne jest to, że życie jednego człowieka staje się częścią całego splotu wielu istnień ludzkich; dopiero gdy ci wszyscy ludzie już nie żyją, ustaje całkowicie owo minimum moralnego obowiązku dochowania tajemnicy.” 42. Jednakże ta konkluzja nie jest, według niego, ostateczna. Dla Clifforda wartością nadrzędną w pracy biografa jest dążenie do prawdy historycznej, dlatego w konkluzji swoich rozważań o tym, co wolno, a czego nie wolno powiedzieć biografowi, uznaje, że badacz postawiony przed dylematem: wypaczyć sens istotnego zdarzenia z opisywanego życia czy złamać tajemnicę, w swojej decyzji „musi uwzględniać potrzebę prawdy historycznej. Pięknie jest dbać o uczucia innych, ale nie kosztem wykoślawiania historii”43. Takie podejście do problemu ujawniania tajemnic biografii jest zgodne ze znaną zasadą, stosowaną w dociekaniach naukowych od czasów Arystotelesa, ujętą w przypisywanym greckiemu filozofowi łacińskim przysłowiu Amicus Plato, sed magis amica veritas. Wydaje się, że stosunkowo najpewniejszym źródłem danych faktograficznych są – poza listami, dziennikami, zapiskami – dokumenty urzędowe, także te sporządzone osobiście przez bohaterkę biografii. Takie dokumenty również udało mi się odnaleźć w archiwach IPN. Szczegółowe informacje zapisane ręką poetki w wypełnionych przez nią formularzach wniosków paszportowych pozwalają na zapoznanie się z planami i trasami zagranicznych podróży, z sytuacją zawodową i rodzinną, opisaną według stanu na dzień składania wniosku, z nazwiskami i adresami osób, które gwarantowały poetce utrzymanie i mieszkanie za granicą, wreszcie – z ilością pieniędzy, jakie obywatelka PRL miała prawo wywieźć za granicę na podstawie oficjalnych zezwoleń. Udało mi się też uzyskać dostęp do dokumentów przechowywanych w innych miejscach. Teczka osobowa Barbary Sadowskiej znajduje się wśród akt Związki

41 Clifford, op. cit., s. 157 42 Clifford, op. cit., s. 163 43 Clifford, op. cit., s. 164 27

Literatów Polskich, do którego należała. Najcenniejszym zasobem dokumentów dotyczących Barbary Sadowskiej jest jej archiwum prywatne, przekazane przez spadkobierców do Ośrodka Karta. Zbiór ten zawiera listy pisane do poetki przez członków jej rodziny, przyjaciół i znajomych oraz przez obce osoby poruszone śmiercią jej syna Grzegorza, a także osobiste zapiski, zaproszenia na wernisaże oraz kilka dotąd nieopublikowanych wierszy. Niektóre listy pisane przez Barbarę udało mi się odnaleźć. Cennym świadectwem z lat wczesnej młodości Barbary są jej listy pisane do Janusza Żernickiego, które wraz z jego archiwum trafiły do Biblioteki Narodowej. Udało się je tam odnaleźć dzięki informacjom uzyskanym w Bibliotece Muzeum Literatury; po uporządkowaniu i katalogowaniu przez pracowników działu zbiorów specjalnych są obecnie dostępne dla badaczy. Innym ważnym znaleziskiem okazały się listy pisane w ostatnich latach życia do Lucienne Rey, tłumaczki i popularyzatorki polskiej literatury we Francji, dzięki której wiersze Barbary zostały wydane w jedynym dotąd przekładzie na język obcy. Listy te znajdują się w kolekcji przechowywanej obecnie w Bibliotece Polskiej w Paryżu; zostały odnalezione i udostępnione dzięki uprzejmości dr Ewy Rutkowskiej. Od Gerarda Bayo, francuskiego poety i bliskiego przyjaciela Barbary, udało się uzyskać kopie listów Barbary pisanych do niego w języku francuskim, a także zdjęcia zrobione w czasie jej pobytu w Paryżu. Prawdopodobnie inne listy Barbary można byłoby wciąż jeszcze odnaleźć, o ile spadkobiercy korespondentów zadbali o zachowanie archiwaliów. Ważnym etapem pracy było również poszukiwanie dowodu pozwalającego na formalną atrybucję listów młodej kobiety, stanowiących część tomu Ajol Stanisława Czycza, wydanego w roku 1967, których rzeczywistą autorką jest Barbara Sadowska44. To zadanie badawcze się powiodło, zatem również te listy, niezwykle szczere i zawierające wiele istotnych dla poznania sytuacji życiowej autorki szczegółów, mogły zostać przyjęte za podstawę ustaleń biograficznych i literaturoznawczej analizy twórczości.45 Ważnym źródłem wiedzy o Sadowskiej są też informacje zawarte w wypowiedziach innych poetów i pisarzy. Janusz Sławiński podkreśla znaczenie tego, co pisali i mówili o twórcy „koledzy po piórze”:„często przecież możemy liczyć na

44 Fakt ten ustaliła na podstawie materialnych dowodów – rękopisów listów – dr Dorota Niedziałkowska. Wcześniej informacja o prawdziwym autorstwie listów krążyła jedynie w bardzo wąskim kręgu, uznawana za domniemanie czy wręcz plotkę.. 45 Dalszym etapem pracy będzie wydanie krytyczne pism zebranych poetki, w którym powinny się znaleźć wszystkie jej odnalezione listy, również listy do Czycza, wykorzystane w jego książce, których oryginały odnalazła dr Dorota Niedziałkowska. 28

świadectwa innych – współczesnych. Powiadamiają nas o tym, jak oni stylizowali jego wizerunek, jak fabularyzowali swoje z nim kontakty, jak o nim opowiadali” 46. Sławiński ma na myśli świadectwa utrwalone w zapisie literackim czy dokumentalnym. Z tego punktu widzenia ważne miejsce w części biograficznej zajmuje też informacja o publikowanych za życia Sadowskiej tomach poetyckich, pojedynczych wierszach drukowanych w prasie literackiej oraz świadectwo recepcji twórczości poetki pozostawione w recenzjach prasowych. Dlatego odwołania do recenzji i prób teoretycznoliterackiego sytuowania poezji Barbary Sadowskiej znajdą się w stricte biograficznej części pracy. Dokumenty i świadectwa znajomych Barbary pozwalają na zbudowanie dość spójnego jej obrazu za pomocą „składania kamyków mozaiki”47. Jakość i barwa tych kamyków nie mogą być jednak przypadkowe; w mozaice – opowieści o prawdziwym życiu – jak w muzyce, nie ma miejsca na fałszywy ton. Trudno nie zgodzić się z Cliffordem, który pisał, że „jednym z pierwszych zadań, które oczekują biografa, jest ocena wiarygodności zebranych przez niego faktów […] przed wyborem cytatów i sposobu umieszczenia ich w toku płynnej narracji obowiązkiem biografa jest oddzielenie plew od ziarna”.48 Czasami trudno jest ocenić wiarygodność nie tylko relacji, ale i źródeł oficjalnych, o czym pisał też Clifford, który tego rodzaju zastrzeżenia złagodził stwierdzeniem, że „na ogół nie spotyka się jednak tylu matactw, ilu można by się spodziewać, przynajmniej jeśli chodzi o dokumenty osobistości literackich”49. Książka Jamesa Clifforda jest jedną z wielu prób całościowego ujęcia problemów, z jakimi trzeba się zmierzyć, pisząc rzetelną biografię. Opracowując biografię Barbary Sadowskiej korzystałam również z dociekań i pomysłów metodologicznych przedstawionych w pracach teoretyków literatury, zajmujących się zagadnieniem relacji autora i tekstu. Szczególnie istotne okazały się Myśli na temat: biografia pisarza jako jednostka procesu historycznoliterackiego Janusza Sławińskiego, oraz O jedności poety i tekstu Władimira N.Toporowa. Ważnym źródłem inspiracji są też prace odwołujące się do chrześcijańskiego personalizmu. Również filozofia i literatura tak zwanego egzystencjalizmu mieszczą się w tym ogólnym pojęciu. Poczucie rozpaczy i bezsensu życia immanentnie zawarte w

46 Janusz Sławiński, op. cit., s. 169 47 Określenie Jamesa Clifforda 48 Clifford, op. cit., s. 93 49 Clifford, op. cit., s. 94 29 egzystencjalizmie, jest ciemną stroną chrześcijańskiej nadziei; ale zarówno egzystencjalizm, jak i personalizm chrześcijański, stawiają w centrum myślenia o świecie człowieka jako byt osobowy, istotę myślącą, czującą, zdolną wpływać na bieg wydarzeń a nie będącą przedmiotem oddziaływania deterministycznie określonych sił. W perspektywie teologicznej życie twórcy jest jednostkowo istotnym tekstem, zapisanym w procesie dziejowym, który mieści się w wymiarze Boskiego Planu Słowa, zapisanego dla naszego tu i teraz. Takim tekstem jest też życie Barbary Sadowskiej. Ten tekst musimy próbować odczytać, i to nie tylko na gruncie badań literackich. W przypadku Barbary Sadowskiej biograf nie może ograniczyć swojego zadania do sporządzenia czysto faktograficznego kalendarium życia i twórczości. Życie poetów należy do Logosu50, współtworzy go. Instrumentarium literaturoznawstwa ma z Logosem relację dość szczególnego rodzaju; utworzone z tkanki słów narzędzia służą do badania obiektów również ze słów tworzonych, i do takiego badania są sposobione; jak zatem mają sobie poradzić z badaniem tekstu, którego materią są nie tylko twory literackie, ale i życie twórcy? Życie, które samo staje się znakiem? Które prowadzi, jak pisał Jan Sochoń, „w najdotkliwsze, najbardziej zawiłe sprawy naszego polskiego czasu, a także w tajemnicę fizycznego bólu, w bezsilność naszego protestu, który zgłaszamy wbrew urządzeniu świata”51. Wszystko, co się wydarza, jest tekstem. Ludzkie życie jest tekstem. Jan Sochoń pyta: „Co dzieje się, gdy ból i tragizm życia uzyskają literacki wymiar?”52 Wydaje się, że wtedy nie wolno rozdzielać tekstu poezji i tekstu życia. Jak zbadać sens tekstu, jakim jest życie naznaczone tak, jak życie poetki Barbary Sadowskiej? Życie, które w ludzkim wymiarze staje się legendą. Jak przedstawić biografię osoby wewnętrznie wolnej, która żyła tak niedawno, a jednak w innej epoce, w epoce totalitarnego zniewolenia? Życie Barbary Sadowskiej było boleśnie splecione z najnowszą polską historią, przepełnioną okrucieństwem, bezprawiem i bólem, o której pamięć jest wciąż jeszcze przedmiotem sporów i prób manipulacji. Dlatego konieczne jest choćby pobieżne zarysowanie tła historycznego; poznanie zewnętrznych uwarunkowań twórczości

50 I tu zaczyna się zmaganie ze słowem. „Logos” znaczy w moim tekście więcej niż w myśli zwanej „neoplatońską”, ale nie jest tożsame z pojęciem teologii chrześcijańskiej – nie mam tu na myśli inkarnacji Boga (ani, tym bardziej, Bogini). 51 Jan Sochoń, Wszystko jest łaską, w: ”Przegląd Katolicki”, nr 22, maj 1988. 52 Ibidem. 30 pozwoli pełniej zrozumieć tragizm zwłaszcza ostatnich lat życia i heroizm wyborów poetki. Poza dokumentami, nieocenionym materiałem do badań biograficznych jest ludzka pamięć. To źródło, chociaż wyjątkowo trudne do wykorzystania zgodnie z precyzyjnymi zasadami metodologii badań, nie może być w pracy o Sadowskiej pominięte. Dopóki współcześni poetki, trzeba ich relacje pieczołowicie zebrać i zachować. Ci, którzy przyjdą po nas, nie będą już mieli takiej możliwości. Poszukując świadectw o Barbarze Sadowskiej, starałam się dotrzeć do „osobowych źródeł informacji”53, czyli do ludzi, którzy znali Barbarę Sadowską w różnych okresach jej życia i działalności. Niezwykle cenne były zwłaszcza świadectwa uzyskane w wielu rozmowach z sąsiadką Barbary z 11. piętra wieżowca na tyłach Domów Centrum w Warszawie, ponad dziewięćdziesięcioletnią emerytowaną śpiewaczką Teatru Wielkiego, panią Janiną Małujło, która pomagała Barbarze w opiece nad Grzesiem; z księdzem profesorem Janem Sochoniem, który pamięta Barbarę z najbardziej tragicznego, ostatniego okresu jej życia; z Ernestem Bryllem, poetą podkreślającym zwłaszcza swoistą odrębność postawy życiowej i twórczej poetki; z Marią Ossowską i innymi osobami pomagającymi wraz z Barbarą internowanym w stanie wojennym i ich rodzinom w ramach prac Komitetu Prymasowskiego działającego w klasztorze przy ulicy Piwnej w Warszawie; z byłym mężem Barbary i ojcem jej syna, niedawno zmarłym Leopoldem Przemykiem, z najbliższymi przyjaciółmi Grzegorza, Igorem Bielińskim i Dawidem Bieńkowskim, autorem powieści „Jest” opartej na faktach z własnych lat licealnych, którego matką była zaprzyjaźniona z Barbarą, mieszkająca w bliskim sąsiedztwie poetka Małgorzata Hillar; z Jarosławem Markiewiczem, poetą, z którym Barbara pozostawała w bliskich relacjach. Ważne świadectwo o ostatnich latach życia poetki dają opiekujące się nią z oddaniem przyjaciółki Maja Komorowska i Ligia Urniaż-Grabowska, których wypowiedzi miałam możliwość poznać na wieczorze poezji Grzegorza Przemyka, uwzględniłam też wspomnienie Ligii Urniaż Grabowskiej o Barbarze opublikowane w tomie Syn może sen wydanym dzięki staraniom Leopolda Przemyka i przyjaciół Grzegorza. Zasadę ograniczonego wykorzystania źródłowych informacji wrażliwych, przyjętą w odniesieniu do teczek z IPN, stosowałam też w odniesieniu do relacji osób prywatnych, zapisów wypowiedzi ze spotkań wspomnieniowych i wywiadów z ludźmi,

53 Określenie stosowane w dokumentach SB; jego definicję podał Roman Graczyk w: „Jak czytać teczki”, tu w sensie ironicznym. 31 którzy mieli z poetką różnego rodzaju relacje. Należy podkreślić, że informacje pochodzące z wywiadów i wspomnień wymagają starannego sprawdzania, potwierdzania w dokumentach; zgodnie ze wskazówkami Clifforda: „Bezustannie należy podkreślać konieczność zachowania sceptycyzmu. Jeśli biograf przystępuje do pracy z przekonaniem, że kiedy ogólnie znany i szanowany obywatel coś stwierdza, to musi to być niewątpliwa prawda, można być pewnym, iż czekają go kłopoty. Często najdziwniejsze rzeczy zdarzają się faktom, nawet w rękach ludzi o najlepszych intencjach […] można zniekształcić prawdę w sposób niezwykle finezyjny; obowiązkiem każdego biografa jest zatem poddanie każdej anegdoty dokładnej analizie.” 54 Biografia Barbary Sadowskiej jest zapisem życia osoby, ale i artysty tworzącego swój własny, niepowtarzalny świat ze słów. W badaniach nad twórczością i życiem tak „splecionymi” z losem zbiorowości jak biografia twórcza Barbary Sadowskiej ważne jest też umiejscowienie dzieła w porządku historii.55 Ale życie pisarza jest także sui generis tekstem, który czytelność i sens zawdzięcza swemu odniesieniu do świata literatury”56.. Wartość łącznego analizowania poety i tekstu podkreśla Władimir N. Toporow: „jedność tę unaocznia genealogia obrazu poety i ontologia poetyki tekstu, jak je widziała archaiczna tradycja mityczno-poetycka, nadzwyczaj trwała także i później, choć na ogół w innych formach i w innym zakresie”57. Niezależnie od poszukiwania wątków biograficznych, można znaleźć w poezji Sadowskiej również inne tropy interpretacyjne. Do ich badania przydatne będą narzędzia i pojęcia wytworzone na gruncie hermeneutyki, w pracach Gadamera i – szczególnie - Ricoeura, który dostrzegł sakralny wymiar dzieła literackiego i dokonał pogłębionej analizy sensu cierpienia, z którego wyrasta twórczość. Zauważył też, że „znak Boga znajduje się w historii, zanim znajdzie się w słowie. Słowo jest wtórne, skoro wyznaje, że ślad Boga jest obecny w wydarzeniu.”58. W tekście życia Barbary

54 Clifford, op. cit., s. 94 55 Sławiński uważa, że „umiejscowienie dzieła w porządku historii to w pierwszej kolejności jego udział w biografii twórcy. W historię włącza się ono następnie poprzez lektury, a więc poprzez niezliczone biografie swoich czytelników” – s. 165. 56 Zob. Janusz Sławiński, op. cit., s. 168, 170. 57 Władimir N. Toporow: O jedności poety i tekstu. Z rosyjskiego przełożył Jerzy Furyno. W: „Pamiętnik Literacki” LXXI, 1980, z. 4 58 Paul Ricoeur: Pomiędzy filozofią a teologią: nazywanie Boga. W: Nazwać Boga. Teksty Paula Ricoeura. Przełożył i wyboru dokonał Robert Grzywacz SJ. Kraków 2011, Wydawnictwo WAM , s. 71.

32

Sadowskiej tych „znaków Boga” obecnego w ten sposób w historii można odnaleźć wiele, podobnie jak Ricoeurowskich „granicznych doświadczeń życia”, które zawieszają zwykły porządek świata. Do analizy tekstów wierszy, ich metafor i obrazowania, można też zastosować kategorie pojęciowe Ludwiga Wittgensteina, który posługiwał się terminologią i metodami matematyki, docierając do znaczeń słów i metafor, i nie zadowalał się ich interpretacją podpowiadaną przez intuicję czy tak zwany „zdrowy rozsadek”. Szczególnie istotne dla odczytywania szyfrów barw, jakie można dostrzec w charakterystycznej dla poetyki Sadowskiej meta-ekfrazie stanowiącej klucz do jej malarskiego postrzegania świata, są jego rozważania o pojęciu czerwieni i jej językowych wyznacznikach. Zgłębiając tajniki poetyckiego świata Barbary Sadowskiej trudno nie zgodzić się z tymi literaturoznawcami, którzy marzą o powrocie pierwotnej jedności dociekań nad istotą bytu i jego sensem. Myślę, że poezja może orzekać o świecie w sposób równie prawdziwy jak logika i matematyka, a skoro tak – to czemu wzdragać się przed stosowaniem narzędzi właściwych naukom ścisłym w dociekaniach hermeneutycznych? Poza tym, w poezji też spotykamy czasem wspaniałe przykłady praktycznego zastosowanie tezy 7 wieńczącej Tractatus Logico-Philosophicus, która głosi, że „o czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć”. Wiedział o tym Norwid; jeszcze bardziej przejmujące milczenie odnajdujemy w ostatnich wierszach Sadowskiej. Gdyby przyjąć tezę o tym, że są rzeczy, o których trzeba milczeć, jako absolutnie obowiązującą, byłoby to, być może, najlepsze założenie metodologiczne do analizowania języka poezji. Milczenie nie jest jednak jedynym, a na pewno - nie powszechnie stosowanym, wyjściem w naszym dążeniu do zrozumienia Tajemnicy. Gdyby tak było, nie tylko nie byłoby badań teoretycznoliterackich, ale i teologii. W niniejszej pracy nie zamierzam rygorystycznie przestrzegać zasad określonej szkoły czy metody badawczej. Zapewne usłyszę zarzut stosowania metodologicznego eklektyzmu, ale chciałabym twórczość poetki i jej życie przedstawić jak najpełniej, i w sposób na tyle pogłębiony, na ile mi pozwolą moje możliwości badawcze i interpretacyjne wspomagane przydatnymi dla tej monografii wynikami dociekań literaturoznawców i filozofów, których prace dane mi było poznać, i które mogą pomóc w zrozumieniu życia i poezji Barbary Sadowskiej. Warto przywołać spostrzeżenie Janusza Sławińskiego, który zarzucał teoriom literackim i ich metodom swoisty totalitaryzm:

33

„teoria to – w świecie myśli humanistów - coś w rodzaju dyktatury […] rodzi się ona z lęku. Z lęku przed chaotyczną wielorakością znaczących obiektów, przed nadmiarem rozproszonego i zindywidualizowanego sensu, który wydaje się nie do opanowania za pomocą łagodnych środków. Wznoszenie teorii jest próbą agresywno- obronnego zaradzenia temu nadmiarowi. Poprzez typizacje, klasyfikacje, generalizacje oddala się ona od pierwotnych zagrożeń, przeciwstawiając pstrokatemu i zgiełkliwemu żywiołowi poszczególności – ład swych sparametryzowanych konstruktów”59. Twórczość Sadowskiej i jej życie nie poddają się porządkującemu zamykaniu w ściśle określone ramy pojęciowe – „sparametryzowane konstrukty”. Także dlatego, że prawdziwym kluczem do zrozumienia tekstu życia Barbary Sadowskiej jest słowo „wolność”. Sadowska była wolna w każdym momencie swego życia, w każdym wersie, jaki napisała. Wolna, nawet wtedy, kiedy ją więziono. Nawet wtedy, kiedy zamordowano jej syna – nie poddała się, nie ugięła.

59 Janusz Sławiński, Uwago o interpretacji (literaturoznawczej) w: „Próby teoretycznoliterackie”, Wydawnictwo PEN, Warszawa 1992, s. 50. Warto dodać, że tekst powstały w 1984 roku wygłoszony jako na konferencji w Instytucie Sztuki PAN poświęconej problemom interpretacji w różnych dziedzinach wiedzy o sztuce. Moim zdaniem rok powstania i wygłoszenia tekstu ma znaczenie nie tylko jako przypadkowa zapewne aluzja do tytułu słynnej powieści Orwella. W Polsce rok 1984 był wciąż jeszcze czasem mówienia ezopowego wśród pomruków cenzury. Tekst Sławińskiego o interpretacji sam jest też interpretacją historyczną i polityczną. ma wiele płaszczyzn możliwego odczytania. Dla mnie szczególnie ciekawa jest ta, która zawiera dialog z Gadamerem. 34

Rozdział II. Wczesne lata Barbary Sadowskiej w dokumentach, wspomnieniach i listach

II. 1. Franciszek Obrębski i Jadwiga z domu Belczyk – rodzice Barbary Sadowskiej

Udokumentowany źródłowo biogram Barbary Sadowskiej w Polskim Słowniku Biograficznym, opracowany przez Wiktora Woroszylskiego, starszego kolegę i przyjaciela z późniejszych czasów zawiera niewiele informacje o jej genealogii i najwcześniejszym okresie życia.60 Można jednak z niego wnioskować, że dzieciństwo poetki było naznaczone wojną, na wpół sieroce i tułacze. Zgodnie z informacjami podanymi przez Woroszylskiego i sprawdzonymi w innych źródłach (akta osobowe w archiwum IPN oraz w archiwum Związku Literatów Polskich), Barbara Sadowska urodziła się dnia 24 lutego 1940 roku w Paryżu. Została wpisana do akt stanu cywilnego jako córka Czesława Sadowskiego i Jadwigi z domu Belczyk. Wiktor Woroszylski ustalił, powołując się na własnoręczne pisane przez Sadowską życiorysy, że w rzeczywistości ojcem Barbary był Franciszek Trębicki. Informacja ta nie jest jednak ścisła; nie odnalazłam jej w żadnym ze znanych mi życiorysów Barbary pisanych jej ręką. Autor słownikowego hasła zawierzył zapewne własnej pamięci, w której prawdziwe nazwisko ojca, podane mu zapewne w rozmowach przez samą poetkę, zapisało się nieprawidłowo. Pan Leopold Przemyk, były mąż Sadowskiej, ojciec jej syna Grzegorza, w rozmowie telefonicznej przeprowadzonej w czerwcu 2013 roku powiedział mi, że prawdziwym ojcem Barbary Sadowskiej był Franciszek Obrębski61, i to właśnie nazwisko ma potwierdzenie również w zachowanej korespondencji. W aktach stanu cywilnego w rubryce „ ojciec” wpisano jednak: Czesław Sadowski. Leopold Przemyk

60 Polski Słownik Biograficzny, Polska Akademia Nauk, Instytut Historii, Zakład Narodowy imienia Ossolińskich, Wydawnictwo Polskiej Akademii Nauk, Wrocław, Warszawa, Kraków 1992 – 1993, tom XXXIV, hasło: Sadowska Barbara, s. 290 61 Tę samą informację biograficzną, uzyskaną od Leopolda Przemyka, zamieściła Joanna Siedlecka, autorka wspomnienia o Barbarze Sadowskiej Basia, siostra Hioba, cytując jego słowa wypowiedziane podczas wywiadu: „Miała nie łatwe dzieciństwo, a tym samym kompleks domu, ojca. Jej matka wyjechała w 1935 roku do Francji, do pracy, wróciła w 1946 z małą Basią, urodzoną w Paryżu. Tak naprawdę powinna nazywać si ę Barbara Obrębska, jej ojciec, którego nie pamiętała, Franciszek Obrębski, zginął na statku „Cap Arcona”, zatopionym w 1945 roku przez aliantów – nie wiedzieli, ze płyną nim jeńcy […] Czesław Sadowski był mężem jej matki, nosiła jego nazwisko.” (Siedlecka Joanna, Wypominków ciąg dalszy, s. 224) 35 wytłumaczył tę niespójność stanu faktycznego z dokumentami, przywołując zapamiętane przez siebie fakty. Według jego relacji, początki życia Barbary były naznaczone małżeńską „pomyłką” jej matki, która kilka tygodni po poślubieniu Czesława Sadowskiego zdecydowała się na ucieczkę od męża. Wyjechała do Francji (znała świetnie język francuski), i tam, w Paryżu, zamieszkała z mężczyzną, którego kochała. Jadwiga wciąż – według oficjalnych dokumentów - była żoną Czesława Sadowskiego. Tymczasem wybuchła wojna, i uzgadnianie sytuacji faktycznej z dokumentami zeszło na daleki plan, o ile w ogóle w tych warunkach było możliwe. Jadwiga nie mogła już bezpiecznie wrócić do Polski w celu załatwiania formalności. Zgodnie z przepisami prawa francuskiego, na którego mocy za ojca uznany zostaje automatycznie mąż matki, Barbara figuruje w rejestrach stanu cywilnego merostwa XVIII Dzielnicy Paryża jako dziecko małżonków Sadowskich. W archiwum prywatnym Barbary Sadowskiej przechowywanym w Ośrodku „Karta” znajduje się „wyciąg z oryginału Aktu Urodzenia 18 Okręgu Paryża” przetłumaczony na język polski przez „tłumacza przysięgłego w Łodzi”, Włodzimierza Nałęcz-Gembickiego i zarejestrowany w jego repertorium pod numerem 86152, zawierający dokładną datę i godzinę oraz miejsce urodzenia przyszłej poetki: „Dnia 24 lutego 1940 roku o godzinie dziesiątej i pół urodziła się w Paryżu przy ulicy Boulv. Ney 170 Barbara płci żeńskiej z ojca Czesława Sadowskiego i matki Jadwigi Belczyk62 (jego małżonki)”. Wyciąg skrócony z aktu urodzenia, podstawa tłumaczenia uwierzytelnionego, został sporządzony dnia dwudziestego siódmego sierpnia 1940 roku w Paryżu przez mera podpisanego – według informacji tłumacza – w sposób nieczytelny. Prawdopodobnie tłumaczenie przysięgłe tego dokumentu było potrzebne do załatwienia formalności związanych z przyjazdem dziecka do Polski. Udało się uzyskać fotokopię oryginalnego zapisu w rejestrze urodzeń, sporządzonego w dniu 26 lutego 1940 roku o godzinie 12.00. W księdze metrykalnej podano więcej szczegółów dotyczących rodziców, a także paryski adres matki Barbary63.

62 Tłumacz prawdopodobnie pominął francuskie słowo „née” przed nazwiskiem, oznaczające nazwisko panieńskie mężatek. Z innych dokumentów wiadomo, że Jadwiga nie pozostała przy swoim nazwisku rodowym, ale przyjęła nazwisko męża. 63 Francuskie przepisy pozawalają na uzyskanie kopii wpisu do rejestru wyłącznie dla osób, które ukończyły 75 lat, lub na podstawie aktu zgonu. Do archiwum merostwa wybrałam się w dniu 4 listopada 2015 roku; wtedy dopiero, po długich pertraktacjach, udało mi się uzyskać już nie tylko skrócony odpis aktu, ale fotokopię pełnego zapisu w rejestrze urodzeń, zatytułowanego „Sadowska” i opatrzonego numerem 712 oraz dwoma nieczytelnymi podpisami (prawdopodobnie pod dokumentem podpisały się osoby w nim wskazane jako dokonujące aktu rejestracji dziecka: Simone Leblond, pracownica szpitala 36

Z zapisu sporządzonego przez francuskiego urzędnika wiadomo, że mąż Jadwigi Sadowskiej, Czesław, urodził się w lutym 1904 roku w Białymstoku i był malarzem, zaś matka, urzędniczka, mieszkała w Paryżu przy ulicy Świętego Jakuba 198. Pod adresem bulwar Neya 170, w miejscu urodzenia Barbary, w 1940 roku znajdował się szpital imienia Bichata (l’hôpital Bichat), którego nowoczesny oddział położniczy utworzono w ramach gruntownego remontu, a ściślej – budowy nowych budynków na terenie wcześniejszego obiektu szpitalnego, usytuowanego w dawnym forcie wojskowym (bastion 39). Nowe budynki, wśród których znajdowała się szpitalna kaplica, oddano do użytku 1 stycznia 1937 roku64. W dokumentach archiwalnych nie znalazłam żadnego śladu podjęcia przez Jadwigę Sadowską zabiegów o zmianę nazwiska córki na nazwisko prawdziwego ojca, Franciszka Obrębskiego; z oficjalnym mężem matka Barbary rozwiodła się prawdopodobnie dopiero w roku 195265. Prawdopodobnie miało to związek z faktem, że przed wojną Franciszek Obrębski był – tak jak Jadwiga – urzędnikiem polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych; do wybuchu II wojny światowej pracował w konsulacie generalnym RP w Lille, a od 1 września 1939 roku był szefem stacji radiowej w Lyonie66. Tego rodzaju informacje mogły w przejętej przez komunistów Polsce spowodować groźne konsekwencje. Przyjęcie nazwiska prawdziwego ojca było dla Barbary bardzo ważne. O tym, że powinna się nazywać inaczej, mówiła najbliższym sobie ludziom. Na kopercie jednego

(co można wywnioskować z podanego adresu) asystująca przy porodzie, oraz Jules Duflot, urzędnik merostwa XVIII Dzielnicy Paryża, kawaler Legii Honorowej) . Oto treść dokumentu in extenso (w języku francuskim): „Le vingt-quatre février mil neuf ceny quarante, dix heures trente, est nèe boulevard Ney 170: Barbara du sexe feminine, de Czeslaw SADOWSKA, né à Bialystok (Pologne), en février mil neuf cent quatre, peintre, et de Jadwiga BELCZYK, née a Kalisz (Pologne), le ving-sept aôut mil neuf cent douze, son épouse, fonctionnaire, domicillée 198 rue Saint-Jacques. Dressé le vingt-six février mil neuf cent quarante, Dorze heures, sur la declaration de Simonne LEBLOND, vint-huit ans, employee, boulevard Ney 170, ayant assisté a l’accouchement, qui, lecture faite a signé avec Nous, Jules DUFLOT, adjoint au Maire du dix-huitième arrondissement de Paris, chevalier de la Légion d’Honneur./. 64 Podaję za informacjami zawartymi w publikacji Historique de l’hopital Bichat, nie opatrzonej datą, wydanej z okazji obchodów stulecia szpitala. Na stronach 20 – 21 tej broszury podano informacje o stanie szpitala w roku 1940 – po modernizacji był to szpital zapewniający pacjentom bardzo dobre warunki i opiekę medyczną. W publikacji zamieszczono też archiwalną fotografię z 1939 roku przedstawiającą nową fasad ę szpitala. 65 Informacja o rozwodzie matki znajduje się w jednym z oryginalnych listów Barbary do Stanisława Czycza, w którym poetka pisze, że matka, która nigdy nie kochała Czesława, rozwiodła się z nim, kiedy ona sama miała dwanaście lat. 66 Informacja uzyskana w Centralnym Archiwum Konsularnym; prawdopodobnie więcej szczegółów dotyczących pracy Franciszka Obrębskiego dla polskiego MSZ zawierają akta Konsulatu w Lyonie, przewiezione ostatnio do Polski i zostaną po przejrzeniu przekazane do Archiwum Akt Nowych. Znajdują się tam teczki imienne z lat 1918 – 1940; niestety, na razie dokumenty te nie są dostępne dla badaczy. 37 z listów do Barbary67 znajduje się jej podwójne nazwisko – to oficjalne, napisane w nawiasie, i to zgodne z wiedzą poetki o jej prawdziwym pochodzeniu: Barbara [Sadowska] Obrębska. W maju 2014 roku odnalazłam w archiwum Janusza Żernickiego, przechowywanym w Bibliotece Narodowej, zbiór około trzydziestu listów pisanych do poety przez zakochaną w nim dwudziestoletnią Barbarę. W liście z dnia 23 czerwca 1960 roku, w podanym przez Barbarę adresie jej prawdopodobnego wakacyjnego pobytu, pojawia się nazwisko Obrębskich: „Prawdopodobnie – Lubawa. Podaję Ci adres Pomorska 19. Obrębscy lub Gajkowscy”. Barbara narysowała także plan dojścia pod wskazany adres od stacji kolejowej w Lubawie, zaznaczając orientacyjne punkty: „stacja, pomnik Chrystusa, rynek, Pomorska”. Informacja o pobycie u krewnych w „L., miasteczku na Mazurach” , czyli w Lubawie, pojawia się też w listach z tego samego czasu, pisanych do Stanisława Czycza i opublikowanych przez niego jako integralna część własnego utworu literackiego 68. W archiwum prywatnym Barbary Sadowskiej, znajdującym się w„Karcie”, odnalazłam telegram z Lubawy z 17 października 1973 roku o treści: „Solenizantce Jadwidze najdroższej bratowej życzenia ślą Gajkowscy”. 14 sierpniu 2014 roku pojechałam do Lubawy, mając nadzieję na odnalezienie żyjących krewnych noszących to nazwisko, i na ustalenie stanu faktycznego w oparciu o jeszcze jedno źródło. Sąsiadka krewnych Barbary, Jadwigi z domu Obrębskiej i Faustyna Gajkowskich, pani Krystyna Sobocińska, zapamiętała i opowiedziała na potrzeby niniejszej biografii wiele szczegółów z życia ciotki Barbary, siostry jej prawdziwego ojca, Franciszka Obrębskiego. Według tej relacji, pani Gajkowska mówiła o zmarłym bracie “same dobre rzeczy”, powtarzała często: “on nas żywił i ubierał”, był pomocny. Przed wyjazdem „na misję” Franciszek Obrębski był nauczycielem języka polskiego, człowiekiem bardzo religijnym, wielkim patriotą. Pisał piękne listy. Pani Krystyna

67 Koperta zaadresowana przez Janusza Żernickiego. 68 Listy te, z lat 1959 – 1961, weszły później niemal in extenso do tomu prozy Ajol, opublikowanego po raz pierwszy przez Stanisława Czycza w Wydawnictwie Literackim w 1967 roku. Pierwszą informację o rzeczywistym autorstwie listów uzyskałam od profesor Anny Nasiłowskiej, która powołała się na „przekonanie niektórych osób ze środowiska literackiego”. W dalszej części niniejszej pracy znajdą się uzyskane w toku badań materialne dowody potwierdzające autorstwo Sadowskiej. „Odzyskanie” dla niej tych listów poprzez przypisanie im właściwej atrybucji jest moralnym obowiązkiem badaczy literatury. 38 pamięta przeczytany jej przez sąsiadkę wzruszający list Franciszka do matki (babci Barbary), napisany przepiękną polszczyzną, “bardzo religijny”, zawierający „ takie słowa, że nie każdy potrafi tak się wysłowić i tak się czule wyrazić”. Sąsiadka zapamiętała też, że „Franciszek zginął na Cap Arconii”. Jadwiga i Faustyn Gajkowscy nie mieli własnych dzieci, opiekowali się synem siostry. W sąsiednim skromnym domku, uznanym obecnie za zabytek i opatrzonym stosowna tabliczką mieszkali rodzice pani Jadwigi z Obrębskich Gajkowskiej, państwo Obrębscy – dziadkowie Barbary Sadowskiej. Od pani Sobocińskiej dowiedziałam się o mieszkającej w Lubawie siostrze ciotecznej Barbary. Udało mi się do niej również dotrzeć. Córka Marii Obrębskiej, drugiej siostry Franciszka, Jadwiga Kaczyńska, podała mi ważne szczegóły biograficzne i sprostowała nieścisłości z relacji sąsiadki państwa Gajkowskich. Rodzeństwa Obrębskich było pięcioro, nie czworo. Ojciec Barbary, Franciszek, był najstarszy, i to on sfinansował naukę młodszego brata, Czesława (“brat miał na imię Czesiek”) w szkole policyjnej w Słupsku, jeszcze przed wojną. Sam Franciszek skończył szkołę średnią w Lubawie. Siostra Jadwiga ukończyła kilka klas gimnazjum; na dalszą naukę rodzice nie mieli juz pieniędzy. Później wyszła za mąż za Faustyna Gajkowskiego. Druga siostra, Wiktoria (Wikcia) mieszkała w Sosnowcu, kolejna siostra, Maria z Obrębskich Jędrzejewska, “długo była panienką, wyszła za mąż w starszym wieku”, mieszkała w Grudziądzu. Barbara Sadowska była w Lubawie tylko raz (zgodnie z obydwoma relacjami), po ukończeniu szkoły, w roku 1956 lub 195769. Rodzice Barbary, Jadwiga Sadowska (z domu Belczyk) i Franciszek Obrębski poznali się we Francji. Nie mieli ślubu. Franciszek wyjechał tam z misją. Wcześniej był nauczycielem w Grodzicznie70. W kwietniu 2016 roku udało mi się poznać treść oryginału listu Barbary Sadowskiej do Stanisława Czycza pisanego z Lubawy, opatrzonego datą 14 sierpnia 1958 roku: Staszek, To nie ma znaczenia. Twój list przysłano ani tutaj z Warszawy. Przyjechałam tu 4 sierpnia i zaraz potem skręciłam nogę. Leżę teraz w szpitalu, to było najpierw więzienie i nawet niebo jest w kratkę. Powiedzieli, że mnie wypuszczą w końcu

69 Zgodnie z datami z listów podanymi przez Czycza w Ajolu, Barbara była w Lubawie w lecie 1959 roku. 70 Informacje biograficzne dotyczące prawdziwego ojca Barbary Sadowskiej, Franciszka i jego rodziny pochodzą od pani Krystyny Sobocińskiej, ul. Pomorska 17, 14 – 260 Lubawa, oraz od pani Jadwigi Kaczyńskiej, ul. Warszawska 8, 14-260 Lubawa. 39 przyszłego tygodnia, ale jeszcze chodzić nie mogę. Wiesz, nawet nie cholera mnie bierze, tylko chandra. Ale nawet tu jest lepiej niż u ciotki gdzie pełno chrystusików, madonn i obskurnych obrazków, i gdzie to się sprzedaje. Mam jakiegoś cholernego pecha. Nie wiem czy do września się wygrzebię a potem szkoła. Dowiedziałam się jeszcze że oblałam rok; cofnęli mi poprawkę […] Czytam Biblię.71 Ciekawy jest fragment o lekturze Biblii, świadczący o pragnieniu poznania jednego z najważniejszych tekstów źródłowych europejskiej kultury, pragnieniu nieczęstym przecież wśród początkujących poetów. Barbara wspomina też z niechęcią o obrazach, jakie dziś zwykle określa się mianem „kiczów”, nazwanych przez nią „chrystusikami”. Wyczulona na piękno absolwentka liceum plastycznego nie mogła zapewne znieść obcowania z przedmiotami, które uznała za brzydkie. Ale ta wzmianka z listu ma też niemal metafizyczną wymowę w tekście życia Barbary Sadowskiej. Niedawno odkryłam i sfotografowałam obraz, przedstawiający głowę Chrystusa w cierniowej koronie, namalowany przez poetkę w ostatnich, naznaczonych największą osobistą tragedią latach jej życia.. 72 Wydaje się, że w świetle zgromadzonych dowodów w postaci zachowanej korespondencji i relacji żyjących świadków trzeba przyjąć, że prawdziwym ojcem Barbary Sadowskiej był Franciszek Obrębski73.

II. 2. Wojenne losy Franciszka Obrębskiego

Do wybuchu II wojny światowej Franciszek Obrębski pracował w konsulacie generalnym RP w Lille, a od 1 września 1939 roku był szefem stacji radiowej w

71 List Barbary Sadowskiej do Stanisława Czycza, z którego pisarz opublikował zaledwie fragment, zmieniając oryginalną datę na rok 1959, przepisała w swoim edytorskim opracowaniu dr Dorota Niedziałkowska. 72 Ten przejmujący obraz znajduje się obecnie w mieszkaniu Elżbiety Ficowskiej. Z Jerzym Ficowskim i jego drugą żoną Elżbietą Barbara przyjaźniła się w tych latach, oboje bardzo jej pomagali. Po śmierci Barbary Elżbieta Ficowska zadbała o pomnik na grobie dwojga poetów na cmentarzu na Starych Powązkach w Warszawie; tam, gdzie wcześniej Barbara ustawiła dla Grzesia prosty brzozowy krzyż, teraz jest wielki kamień z płaskorzeźbami, a na płycie są wyryte słowa: Piszesz? Nie, to historia pisze z wiersza Barbary, dedykowanego francuskiemu poecie Geardowi Bayo, który był jej korespondentem i powiernikiem twórczych przemyśleń od roku 1978, w którym Barbara napisała do niego pierwszy list, zawierający entuzjastyczną ocenę ego poezji, oraz wspomagał ją i podtrzymywał korespondencyjnie i osobiście po śmierci Grzegorza. 73 W świetle ustaleń faktograficznych można uznać za pewne, że Wiktor Woroszylski, autor biogramu Barbary Sadowskiej, podał błędne nazwisko jej prawdziwego ojca. Ojcem Barbary Sadowskiej był Franciszek Obrębski, a nie Trębicki, trzeba zatem dokonać korekty biogramu zamieszczonego w Polskim Słowniku Biograficznym . 40

Lyonie74. Jadwiga Sadowska również pracowała w polskiej służbie zagranicznej, w konsulacie RP w Paryżu; prawdopodobnie podróżowała też do innych rejonów Francji w ramach swojej działalności konsularnej, być może związanej z polskim ruchem oporu we Francji. Ta hipoteza wymagałaby jednak potwierdzenia w dokumentach źródłowych. Faktem jest, że rodzice Barbary Sadowskiej pracowali w służbie dyplomatycznej RP w tym samym czasie, w którym attaché handlowym polskiej ambasady w Paryżu był Stefan Mrożkiewicz, związany z francuskim Ruchem Oporu i POWN75 autor wydanej we Francji w 1945 roku broszury Podstawy polityki polskiej. Wstęp do rozwiązań programowych. Z jego żoną, Marią Rawską-Mrożkiewicz, emigracyjną pisarką, autorką wydanej w Londynie w 1987 roku powieści historycznej Świętosława, córka Mieszka I, Jadwiga Sadowska utrzymywała kontakt listowny do końca życia. Ze względu na działalność męża Maria Rawska- Mrożkiewicz nie mogła po wojnie przyjechać do komunistycznej Polski, ale zachowała łączność z krajem dzięki korespondencji, aktywnie uczestniczyła w życiu francuskiej polonii, i zgłębiała tajniki polskiej historii. Przyjaźniła się z Germaine’ą Mickiewiczówną, córką Władysława Mickiewicza, syna Adama. W jednym z listów do Jadwigi wspomniała o smutnym losie starej, samotnej i schorowanej wnuczki wieszcza, którą się opiekowała. Swoje listy do Basi Maria Rawska podpisywała „Ciotka”, chociaż prawdopodobnie nie było między nimi powiązań rodzinnych76. W okupowanej przez Niemców Francji Franciszek Obrębski, zaangażował się w podziemną walkę z Niemcami. Został aresztowany przez gestapo w 1942 roku za udział we francuskim Ruchu Oporu. Był więziony kolejno we Fresnes, w Castues, oraz w obozie koncentracyjnym w Neuengamme (Niemcy)77. Franciszek Trębicki (jak podaje

74 Informacja uzyskana w Centralnym Archiwum Konsularnym. Więcej szczegółów dotyczących pracy Franciszka Obrębskiego dla polskiego MSZ zawierają najpewniej akta Konsulatu w Lyonie, przewiezione ostatnio do Polski, które zostaną po wykonaniu niezbędnej kwerendy archiwalnej przez MSZ przekazane do Archiwum Akt Nowych. Znajdują się tam materiały dotyczące pracy Konsulatu w latach 1918 – 1940; niestety, na razie dokumenty te nie są dostępne dla badaczy. 75 Zob. Bruno Drwęski: La mouvement de résisistance polonais en France..W: Révue des etudes slaves. Rocznik 1987, t. 58, nr 4, s. 741 – 752, a także: Jan Edward Zamojski, Polska prasa podziemna we Francji w latach wojny 1939 – 1945. W: dzieje najnowsze. Rocznik XVII, 1985 ; 3-4. 76 Wspomniany wcześniej dziennikarz na tej zapewne podstawie zrobił w swojej książce z Marii Rawskiej „siostrę” Jadwigi Sadowskiej. Maria Łucja Rawska urodziła się 11 lutego 1905 roku w Rudniku nad Sanem, ostatnie lata życia spędziła w Domu świętego Kazimierza, prowadzonym przez polskie zakonnice; tym samym, w którym mieszkał i umarł Cyprian Kamil Norwid; zmarła jednak w szpitalu w Paryżu 24 lipca 1998 roku. Dokładne daty urodzin i śmierci Marii z Rawskich Mrożkiewicz a także jej ostatni adres , 119 rue Chevaleret, pod którym zamieszkała po śmierci męża, podaję na podstawie uzyskanego przeze mnie wyciągu z rejestru zgonów, niezwykle starannie prowadzonego przez francuskich urzędników. 77 Tu również Woroszylski popełnił błąd, pisząc konsekwentnie: Neugamme”. Chodzi oczywiście o obóz w Neuengamme. 41

Woroszylski w haśle PSB), czyli Franciszek Obrębski zginął w maju78 1945 roku na zatopionym w pobliżu Lubeki statku Cap Arcona, przewożącym więźniów. Jarosław Markiewicz, blisko związany z Sadowską, w swoim wspomnieniu o niej, pisał: „Ojciec Basi służył w alianckim wojsku, wracał do domu na słynnej Cap Arconie, statek ten zaiste pijany, wpadł na własną minę, zdaje się, że nikt się nie uratował […]” 79. W tej poetyckiej relacji jest kilka błędów. Franciszek Obrębski nie był w „alianckim wojsku”; został aresztowany jako członek francuskiego Ruchu Oporu - chociaż pracował prawdopodobnie przez cały czas dla Polski, po 17 września - dla rządu na emigracji. Na Cap Arconie znalazł się wraz z innymi więźniami obozu w Neuengamme. Według ustaleń historyków80, statek Cap Arcona wcale nie „wpadł na własną minę”, lecz został omyłkowo zbombardowany w Zatoce Lubeckiej przez alianckie lotnictwo. Na pokładzie jednostki o wyporności 27 560 ton znajdowało się 4.600 więźniów. Niewielu z nich zdołało się uratować. Jest to jedna z najbardziej wstydliwych kart II wojny światowej. W swoim wspomnieniu o Sadowskiej Markiewicz pisze, że wiele lat po wojnie, około 1965 roku, „francuscy biurokraci” odnaleźli rodzinę i, po dwudziestu latach od zatonięcia „Cap Arcony”, przysłali rzeczy znalezione przy martwym ojcu Barbary. Postać tragicznie zmarłego ojca, którego poetka nie zdążyła świadomie poznać i zapamiętać, będzie później wiele razy wracała w wierszach, jako jeden z motywów najbardziej istotnych dla zrozumienia jej twórczości81.

II. 3. Powrót Jadwigi i Barbary do powojennej Polski

Kolejna nieścisłość biogramu w Polskim Słowniku Biograficznym dotyczy daty powrotu Jadwigi Sadowskiej do Polski: „w 1942 roku matka poetki przybyła do Polski i zamieszkała w Sopocie, gdzie zaczęła pracować w GUKF [Główny Urząd Kultury

78 Woroszylski w biogramie w Słowniku podaje datę marcową; w życiorysie napisanym na maszynie i podpisanym przez Barbarę Sadowską, przechowywanym w archiwum ZLP, jest maj, zgodnie z informacjami z opracowań historycznych. 79 Jarosław Markiewicz: Słodko jest być dzieckiem Boga. W: „Mironalia 2008”. Biblioteka Publiczna miasta stołecznego Warszawy Dzielnicy Ochota, s. 9. 80 Brytyjscy historycy zajęli się rzetelnym badaniem losów trzech zbombardowanych statków z więźniami dopiero w latach osiemdziesiątych XX wieku; informacje o obozie w Neuengamme i losie więźniów zawiera też książka oficera Wojska Polskiego, więźnia KL Neuengamme, Bogdana Suchowiaka Neuengamme, Wydawnictwo MON, Warszawa 1979.. 81 Postać utraconego w dzieciństwie ojca jest dla Barbary bardzo ważna, podobnie jak dla Sylvii Plath. W dalszej części pracy ten wątek biograficzny tak bardzo ważny w twórczości obydwu poetek będzie przedmiotem odrębnych badań. Otto Plath umarł, kiedy Sylvia miała osiem lat – i pozostawił po sobie rzeczywiste wspomnienia; Barbarze pozostała bolesna rekonstrukcja – z bólu matki, ze strzępków tkanego w wyobraźni dziecka obrazu 42

Fizycznej] w Gdańsku-Oliwie”. Okazuje się, że również w tej sprawie Wiktor Woroszylski się pomylił. Barbara Sadowska sama w oficjalnych życiorysach podawała rok 1946 jako rok swego powrotu do Polski; w tym roku wróciła do Polski również jej matka. Ta data znajduje potwierdzenie we własnoręcznie pisanych życiorysach Jadwigi Sadowskiej, które znajduj ą się jej aktach osobowych przechowywanych w archiwum Akademii Wychowania Fizycznego imienia Marszałka Józefa Piłsudskiego w Warszawie. Na podstawie tych archiwalnych dokumentów można również poznać szczegóły biograficzne dotyczące matki poetki. Jadwiga Sadowska, córka Wojciecha Belczyka, urodziła się 27 sierpnia 1912 roku w Kaliszu w rodzinie „inteligencji pracującej”. W 1931 roku ukończyła Państwowe Gimnazjum imienia Narcyzy Żmichowskiej w Warszawie, a w roku 1934 Centralny Instytut Wychowania Fizycznego. Po studiach odbyła praktykę pedagogiczną jako nauczycielka wychowania fizycznego w Państwowym Gimnazjum i Liceum w Mławie. W latach 1936 - 1938 prowadziła audycje poświęcone gimnastyce w Polskim Radio82. W życiorysie z dnia 7 marca 1949 roku, pisanym dla działu kadr AWF, Jadwiga podała, że po wyjeździe do Francji pozostawała na utrzymaniu męża. W późniejszym życiorysie i w ankietach dotyczących przebiegu pracy zawodowej pojawiają się szczegółowe dane, z których wynika, że we Francji Jadwiga byłą instruktorką wychowania fizycznego w Związku Polaków w Lille w latach 19938 – 1939, następnie w Polskim Czerwonym Krzyżu, oraz przy organizacji polskiej filii Państwowej Szkoły Zawodowej w Vizille (departament Isère). W najbardziej szczegółowym życiorysie pisanym w związku z objęciem etatu samodzielnego pracownika naukowego po obronieniu pracy doktorskiej Jadwiga pisała: „Do czasu repatriacji, wykorzystując zezwolenie władz oświatowych francuskich, zapoznawałam się z tamtejszymi metodami w-f w ośrodkach regionalnych. W 1946 r. wróciłam do Polski i bezpośrednio po powrocie podjęłam pracę w szkolnictwie na Wybrzeżu, a następnie tamże w terenowej placówce GKKF gdzie pełniłam obowiązki naczelnika wydziału w-f do r. 1949.” Według Jarosława Markiewicza Barbara Sadowska nie przyjechała do Polski razem z matką, ale sama, podróżując jako 5-letnie dziecko z Francji do Polski z przypiętą do

82 Na podstawie tych dokumentów można ustalić, że Jadwiga Sadowska wyjechał a do Francji nie w 1935 roku, jak podaje Siedlecka za Leopoldem Przemykiem, a dopiero w roku 1938. W tym właśnie roku Ministerstwo Spraw Zagranicznych wystawiło Jadwidze legitymację służbową jako swemu pracownikowi – legitymacja ta znajduje się w zbiorach Ośrodka Karta. Informacji o swojej pracy w przedwojennym MSZ Jadwiga Sadowska z oczywistych względów nie podawała w życiorysach składanych w działach kadr instytucji, w których – w zupełnie innej rzeczywistości PRL – ubiegała się o pracę. 43 szyi kartką, na której była wypisana trasa i adres docelowy „przesyłki”, gdyż matka była więziona w niemieckim obozie, rozdzielona z córką. O samotnym przyjeździe dziewczynki do Polski opowiedziała też w swojej relacji sąsiadka Barbary z jej ostatniego mieszkania w bloku przy ulicy Hibnera 13 (obecnie ulica Zgody), pani Janina Małujło: „Matka wysłała ją samą jedną z tej Francji. Do Polski przyjechało dziecko. Matka nie chciała opuszczać Francji”83. Sadowska była więc nie tylko półsierot ą, ale też dzieckiem – tułaczem wojennym, przed powrotem do Polski zapewne oddanym pod opiekę krewnym czy znajomym we Francji. Traumatyczne ślady tych przeżyć łatwo odnaleźć w wierszach. Trudno uzyskać jakiekolwiek informacje o najwcześniejszym okresie życia Barbary Sadowskiej. Wiadomo, że przebywała we Francji, w różnych miejscowościach.

II. 4. Listy Barbary Sadowskiej do Stanisława Czycza - odzyskane źródło ustaleń biograficznych

Wspomnienia z dzieciństwa Barbary pojawiają się w jej listach pisanych do Stanisława Czycza84. Pierwszy list opatrzony jest tylko datą roczną (1958), ostatni nosi datę 14 października 1961 r. W opublikowanych przez Czycza pod własnym nazwiskiem listach, pisanych w rodzaju żeńskim (poza listami z 5 i 13 października 1961 r.), brakuje pierwszych linijek i bezpośrednich zwrotów do adresata (opuszczenia zaznaczono kropkami), nazwy miejscowości są zaznaczone jedynie pierwszymi literami, imiona i nazwiska oraz nazwy własne zastąpiono inicjałami – a jednak styl, ogromna wrażliwość osoby piszącej, pewne szczegóły biograficzne, uwagi o francuskich poetach i tłumaczeniach, a także opisy dolegliwości zdrowotnych wymagających hospitalizacji wskazują, że prawdziwą autorką opublikowanych listów rzeczywiście była Barbara Sadowska, o czym szeptano w kręgach literackich na długo przed odnalezieniem materialnych dowodów przez Niedziałkowską. Pierwszą osobą, do której trafił prozatorski debiut Czycza, jeszcze bez części zawierającej oryginalne listy Sadowskiej, była zaprzyjaźniona z Barbarą Wanda

83 Wypowiedź zarejestrowana w czasie wywiadu z Janiną Małujło, przeprowadzonego w czerwcu 2009 roku. 84 Oryginały listów, opublikowanych po raz pierwszy w tomie Stanisław Czycza Ajol przez Wydawnictwo Literackie w 1967 r. na s. 148 – 194, odnalazła dr Dorota Niedziałkowska w archiwum prywatnym Stanisława Czycza, znajdującym się obecnie w posiadaniu spadkobierców pisarza. 44

Leopold z Redakcji Polskiej Literatury Współczesnej PIW85; uznała ona, że decyzja o ewentualnym wydaniu tomu zostanie podjęta po „przepracowaniach”, i „po nadesłaniu trzeciego opowiadania”. Prawdopodobnie to właśnie Wanda Leopold odkryła literackie nadużycie. Czycz zastosował się do późniejszej wewnętrznej recenzji rękopisu swojej prozy napisanej przez Wilhelma Macha, w której znalazła się wyraźna instrukcja: „ należ y stanowczo wyłączyć z anegdoty i realiów utworu wszystko, co odnosi się dosłownie do autentycznego prototypu Korespondentki, ewentualnie zmienić to tak, by jej odmienny literacki wizerunek oderwał się zupełnie od skojarzeń autentycznie- personalnych, należy skłonić autora do tej korekty nawet w przypadku, gdyby osoba zainteresowana (ONA) godziła się na wersję obecną […] na zbieżność postaci z utworu i jej rzeczywistego odpowiednika trafiłem przez czysty przypadek – uważam wszakże, że utwór pod żadnym pozorem nie może spekulować na sensacji pozaliterackiej”86. Książka Czycza nie ukazała się ostatecznie w PIW. Jej późniejszy redaktor Krzysztof Lisowski pytał po latach Czycza o sprawę autorstwa listów, ale i wtedy, niemal dziesięć lat po śmierci Barbary, wydając w 1996 roku ponownie jej listy już nie jako Listy, ale pod zmienionym na Jol tytułem, pisarz nie podał nawet imienia prawdziwej autorki, choć przyznał, że listy pisała kobieta: „Jolanta”, stąd „jol” w tytule tworu, i stwierdził, że „obojętne to imię, byle było wyraźnie żeńskie”.87

Nawet gdyby oryginały listów Sadowskiej do Czycza uległy całkowitemu zniszczeniu, przechowywane przez spadkobierców pisarza bez jakichkolwiek zabiegów konserwatorskich, porównanie ich stylu z wierszami powstającymi w tym samym okresie nie pozostawia wątpliwości: listy są autorstwa Barbary Sadowskiej. Świadczą o tym nie tylko przywoływane fakty z życia autorki, ale też niemal identyczne metafory, zdania, które pochodzą z wierszy – albo zostały później w wierszach umieszczone, i, przede wszystkim, poszarpane frazy, rytm monologu wewnętrznego, jaki wkrada się w ton dialogu z adresatem, niemal całkowity brak interpunkcji, używane słownictwo i sposób obrazowania.

85 Zob. Dorota Niedziałkowska: Stanisław Czycz – Barbara Sadowska. Prawda o listach. W: Problemy edytorstwa, bibliologii i typografii. Red. Agata Ptak, Katarzyna Baran. Wydawnictwo KUL, Lublin 2011, s. 83. 86 Kopię maszynopisu tej recenzji odnalazła w archiwum Czycza dr Dorota Niedziałkowska; op. cit., s. 81. 87 Krzysztof Lisowski: Stanisław Czycz. Mistrz cierpienia. Wydawnictwo Literackie Kraków, 1996, s. 155. 45

Teza o autorstwie Barbary, potwierdzona badaniami stylistycznymi, wydaje się dowiedziona w stopniu umożliwiającym uwzględnienie faktów opisanych w listach przy opracowywaniu biografii poetki. Przed tymi ustaleniami można się było obawiać, że teza o przywłaszczeniu przez Stanisława Czycza bardzo wartościowych literacko listów Sadowskiej może być pomówieniem, wynikającym ze złej sławy”, jaka towarzyszyła pisarzowi po wykryciu przez Adama Włodka plagiatu wierszy, zgłoszonych przez Czycza jako własne przy ubieganiu się o przyjęcie do ZLP, o czym noblista pisał w „Abecadle Miłosza”88. Skandal, związany z kradzieżą literacką, miał szczególny wymiar; kandydat na poetę przedstawił jako własne przedwojenne wiersze zakazanego w Polsce i „wymazanego” z literackiego pejzażu emigracyjnego poety. Sprawa ta – według relacji Krzysztofa Lisowskiego89 - często pojawiała się w prywatnych rozmowach z Wisławą Szymborską i Czesławem Miłoszem.

Poza wynikiem badań stylistycznych, dodatkowy dowód na autorstwo listów Sadowskiej przyniósł szczęśliwy zbieg zdarzeń. Dzięki ogromnej życzliwości i zaangażowaniu pracowników Muzeum Literatury oraz Działu Zbiorów Specjalnych Biblioteki Narodowej udało się potwierdzić autorstwo Barbary w sposób niepodważalny. W przechowywanym w BN archiwum Janusza Żernickiego znajdowała się brązowa koperta z adnotacją „Otworzyć po śmierci nadawcy”. W kopercie tej, na moją prośbę, odnaleziono 30 listów pisanych w 1960 roku przez Barbarę do Janusza Żernickiego. Co ciekawe, według ustaleń Doroty Niedziałkowskiej, listów składających się na tekst Ajola, również było 30.90 Koperta zawierała też list napisany przez matkę poetki, Jadwigę Sadowską, oraz kilka zdjęć. Teraz już wystarczyło porównać treść listów, w większości datowanych, zachowanych przez Żernickiego, z listami umieszczonymi w tomie Ajol. Listów opatrzonych tą samą datą jest kilka. Najbardziej charakterystyczny jest ten z zapisem snu o stodole wypełnionej sianem, która płonie; ten motyw pojawia się też w jednym z wierszy Barbary. Zamieszczone poniżej zestawienie wskazuje, pars pro toto, na rzeczywiste autorstwo Sadowskiej.

List zamieszczony w Ajolu ma datę 20 sierpnia 1960 r., sen zapisany jest w nim tak:

88 Czesław Miłosz, Abecadło Miłosza. Kraków 1997, Wydawnictwo Literackie. 89 Informacja uzyskana w rozmowie telefonicznej z dnia 31 marca 2014 r.. 90 Zob. Dorota Niedziałkowska, op. cit., s. 87. 46

Wiesz śniło mi się przedwczoraj jakby o zaborczości; że miałam stodołę i zwoziłam zboże i siano, rozkołysana wysoko upchana czy usypana prosto naładowana fura – widok jak z lotu ptaka, wewnątrz stodoły duszny zapach świeżo skoszonego i przez szpary niebo prześwitywało pocięte pajęczynami, z zewnątrz lista przy wrotach wygięta od przeładowania to się mówi – pęka, - najwięcej początkowo tego snu że duma, że ziemi wydarte, że moje ogarnianie szerokie, później sen że śpię budzi mnie dym i tu już sen barwny b łuna i ogień przez żebra mojej stodoły. Obudziłam się ze łzami. I do tej chwili jest uczucie jakby mi coś drogiego wydarto lub się ziemia spod nóg usuwa.

Zapis snu w liście pisanym w tym samym czasie do Janusza Żernickiego jest niemal identyczny z cytowanym wyżej:

Śniła mi się rzecz o zaborczości tak to nazwałam. Miałam stodołę. W skwar zwoziłam zboże Na furze rozkołysanej i wysoko załadowanej Widok jak z lotu ptaka A przed wrotami (najmocniejsze z tego snu) wielka listwa wygięta że pęka stodoła od zboża i siana, bo to równo poukładane. I duma z tego i świadomość ogarniania lub zaborczość tak widoczna. A wewnątrz duszny zapach świeżo koszonego i oszołomienie. Przez szpary niebo i pajęczyny w tych szparach. Później barwy. Bo śni mi się ze snu dym i swąd i łuna. Obudziłam się z łzami i dzień cały uczucie że mi coś wydarto drogiego lub ziemia się spod nóg usuwa. Jest jeszcze kilka listów Barbary pisanych w danym dniu do obydwu adresatów, zawierających niemal identyczne frazy, opisujące te same zdarzenia, wrażenia, myśli. Przywrócenie właściwej atrybucji listów Barbary Sadowskiej wydanych jako rozdział utworu Ajol opublikowanego pod nazwiskiem Stanisława Czycza i włączenie ich do planowanej edycji krytycznej utworów zebranych poetki będzie wymagało dodatkowych szczegółowych ustaleń , tam, gdzie to możliwe, odtworzenia tekstu na podstawie oryginałów w celu usunięcia wszelkich ingerencji Stanisława Czycza91 i

91 W trakcie prac nad edycją niewydanych utworów Stanisława Czycza dr Dorota Niedziałkowska z KUL, zapoczątkowała proces przywracania właściwej atrybucji listów Barbary Sadowskiej dzięki odkryciu oryginałów, przepisaniu, opracowaniu edytorskim i opublikowaniu fragmentów listów dwojga poetów z archiwum Stanisława Czycza, które spadkobiercy pisarza udostępnili jej na krótko do 47 przywrócenia integralności tekstu . W wielu miejscach „swojego” utworu Czycz wspomina o słowach, których nie udało się odczytać ze względu na niewyraźny charakter pisma, o dopiskach na marginesach, o listach na kartkach pocztowych czy zdjęciach. W taki właśnie sposób pisała Sadowska również do Janusza Żernickiego i innych osób. W słowach Barbary o zadawanych jej przez adresata listów „delikatnych pytaniach” jest prawdopodobnie świadectwo planu, którego ona sama nie była świadoma – zamiaru wykorzystania jej pracy do stworzenia „własnego” utworu literackiego, efektu „wyłudzenia” zapisów na tematy zadawane w pytaniach, świadomie sterowanych pod kątem własnej opowieści. Ostatni list Barbary może świadczyć o tym, że zrozumiała, iż padła ofiarą jakiejś nieczystej gry, że została potraktowana przedmiotowo przez człowieka, któremu zaufała. Żal wyrażony w liście odnosi się wyłącznie do zdemaskowanego fałszu tej dziwnej epistolarnej więzi, w której tylko ona coś z siebie dawała, tylko ona pisała uczciwie, najgłębiej, najszczerzej jak potrafiła, tylko ona dążyła do pogłębienia relacji, do osobistych kontaktów; kiedy tylko jechała do K. (Krakowa) lub miała być tam przejazdem, pisała, w jakiej kawiarni i o której godzinie będzie na Czycza czekała. W tamtym czasie nie było telefonów komórkowych, tak jak i telewizji, nie było Internetu. Telefon domowy był rzadkością dostępną nielicznym. Pisało się listy; w sprawach nagłych można było wysłać telegram. Do żadnego spotkania twarzą w twarz jednak, zgodnie z treścią listów, w tym czasie nie doszło - zawsze były jakieś wykręty i tłumaczenia. Listy miały zostać wykorzystane w książce, taki najprawdopodobniej był plan „przyjaciela”, czy „terapeuty”. Kilka razy w trakcie tej dziwnej korespondencji Barbara wspomina, że pamięta o tym, co obiecała, i że bardzo dba o zachowanie w tajemnicy listów pisanych do niej przez Czycza, zapewne tych z pytaniami – tematami, na które miała pisać. Pojawiają się też kilkakrotnie ponawiane prośby o osobiste spotkanie z adresatem. Widać wyraźnie, że Barbara była pisarzowi potrzebna nie jako osoba, a jako ghost writer, niemal do końca nieświadomy swojej roli. W archiwum Barbary Sadowskiej nie zachowały się listy pisane przez Czycza; prawdopodobnie poetka zastosowała się ściśle do instrukcji, których ślad pozostał w liście pisarza, znajdującym obecnie w posiadaniu jego spadkobierców:

uporządkowania i ewentualnego wykorzystania w celu publikacji ineditów, nie zgadzając się jednak na przekazanie „papierów” pozostałych po pisarzu. Dorota Niedziałkowska potwierdziła autorstwo listów Barbary i przekazała mi do wglądu plik z elektronicznym zapisem listów z trudem przez siebie odczytanych z częściowo nadpalonych rękopisów. Dzięki jej benedyktyńskiej pracy udało się porównać obydwa teksty i ustalić niektóre nazwiska i nazwy własne zatarte przez Czycza przed publikacją. 48

Barbara.[…] do tych twoich wierszy jeszcze kiedyś wrócę (przy okazji prośba: pisząc do mnie nie wspominaj nic o moich tekstach, jest to prośba poważna. I nie wspominaj też, nie zastanawiaj się nad ta prośbą – domysły Twoje byłyby zresztą, przypuszczam, błędne = jakieś tragizmy czy poza, nie to.[…] jeszcze prośba: chciałbym aby oprócz Ciebie nikt nie czytał tego co będę Ci pisał, przynajmniej do jakiegoś czasu nikt, najlepiej abyś to paliła, i jeszcze może jakiś inny adres, aby mieć pewność, że nikt; ta rozmowa wyłącznie pomiędzy Tobą a mną; – nie, nie za bardzo ważne, lecz chciałbym tę pewność, że nikt. Ten mój list również w celu otrzymania od Ciebie tego zapewnienia. Acha i pisz trochę wyraźniej (mam na myśli litery, trochę wyraźniej je rysuj, niektórych słów nie mogę odczytać).92 Trzeba przyznać, że Stanisław Czycz miał niezwykłą, intuicję, która pozwoliła mu wybrać, spośród poznanych na poznańskim zjeździe poetów, osobę nie tylko obdarzoną wielką wrażliwością, oryginalnym sposobem widzenia i odczuwania świata, ale też literackim talentem, i ukierunkować jej epistolarną twórczość. Czycz jako jeden z pierwszych „odkrył” i docenił – na swój sposób - niezwykłą osobowość Barbary i jej talent literacki, umożliwiający eksplorację tego, co było dotąd w polskiej literaturze terra incognita – kobiecego postrzegania świata, kobiecej seksualności i uczuciowości pokazanych odważnie, bez fałszu literackich konwencji. Wykorzystanie tekstów pisanych przez młodą Sadowską nie było jaskrawo oczywistą kradzieżą literacką, jednak z pewnością Czycz nadużył zaufania młodej poetki, żerował na jej emocjach. To, że, Barbara była jakby ofiarą, z której wysiłku epistolarnego mniej utalentowany twórca korzystał dla honorariów, własnej chwały (lub z innych powodów), eksploatując jej intymność i ból doznawany przy wydzieraniu dla tych listów najbardziej wstydliwych tajemnic z głębi pamięci, z pokładów świadomości i podświadomości, jest już innym zagadnieniem, które trzeba byłoby rozpatrywać nie tylko na gruncie etyki, ale zapewne też i prawa autorskiego, pozwalającego na obronę twórców przed nadużyciami, choćby tylko teoretycznie. Nawet gdyby spłonęły rękopisy listów Barbary Sadowskiej do Czycza, jej listy do Janusza Żernickiego mogłyby z pewnością służyć jako dowód w sprawie o plagiat przeciwko Stanisławowi Czyczowi.

92 Rękopis listu Stanisława Czycza do Barbary Sadowskiej z dnia 28 sierpnia 1960 r. Tekst w opracowaniu edytorskim Dr Doroty Niedziałkowskiej z adnotacją dotyczącą oryginałów listów Czycza znajdujących się obecnie w posiadaniu spadkobierców pisarza: „Listy zostały wpisane przez kalkę do notatnika formatu A4”. 49

Niezależnie jednak od intencji, uczciwych czy nieczystych, dzięki zadawanym przez Czycza pytaniom – tematom listów - wiele można się dzięki nim dowiedzieć nie tylko o dojrzewaniu Sadowskiej jako kobiety i poetki, ale też o jej dzieciństwie naznaczonym traumą wojny, utraty ojca i rozstań z matką, tułania się „po krewnych i znajomych”.

W dalszej części niniejszego rozdziału listy do Janusza Żernickiego, przepisane przeze mnie w celach badawczych po raz pierwszy z rękopisów przechowywanych w Bibliotece Narodowej oraz listy opublikowane w tomie Ajol – tam, gdzie nie udało się odczytać tekstu oryginałów w edycji Doroty Niedziałkowskiej, będą traktowane jako równorzędne źródło do ustalania najwcześniejszych faktów z biografii, zaś w całej pracy - jako teksty autorskie Barbary Sadowskiej wspomagające hermeneutyczne i częściowo psychoanalityczne interpretacje jej wierszy. W świetle tych listów wspomnienia z dzieciństwa są źródłem wielkiego niepokoju, rzutującego na późniejsze odczuwanie zdarzeń z życia i na relacje z ludźmi.

II. 5. Dzieciństwo Barbary Sadowskiej w świetle jej listów i wierszy

Poza listami do Czycza poetka pozostawiła znacznie późniejszy zapis swoich wspomnień z dzieciństwa w liście do tłumaczki jej wierszy na język francuski. Lucienne Rey, dzięki której wiersze Barbary Sadowskiej zostały wydane we Francji93, zacytowała jej słowa w adresowanej do czytelników we Francji przedmowie do dwujęzycznego tomu Il est doux d’être enfant de Dieu, opublikowanego w roku 1987, w której, zafascynowana twórczością polskiej poetki, porażona jej cierpieniem po śmierci zamordowanego przez milicję syna, pisała o życiu naznaczonym straszliwymi skutkami wojny, choć dawno utracone francuskie dzieciństwo, czas odkrywania kalejdoskopowej zmienności świata, było niezwykle barwne, pełne zmiennych obrazów: „Barbara Sadowska en subira les conséquences terrible. Mais à l’époque, dans l’insouciance de son âge, elle est ravie de découvrir, au hazard des déplacements

93 Listy Barbary Sadowskiej do Lucienne Rey (Anieli Gackiej), zawierające miedzy innymi notę biograficzną do planowanego tomu, napisaną własnoręcznie po francusku przez Sadowską oraz zapisane po polsku wspomnienia z dzieciństwa znajdują się obecnie w zbiorach Biblioteki Polskiej w Paryżu; po żmudnych poszukiwaniach udało mi się je tam właśnie odnaleźć 6 listopada 2015 r.. Dzięki uprzejmości dyrektor Biblioteki, dr Ewy Rutkowskiej, która była bardo pomocna w odnalezieniu tej korespondencji w zasobach jeszcze nieopracowanych w celu udostępnienia badaczom, dotarłam do listów Barbary, również do tego, z którego Rey cytowała, tłumacząc na język francuski. 50

de sa mere, des sites charmants. […] Elle en gardera des […] “souvenirs obsessionnels de la patrie de mon enfance que je revoyais dans mes rêves, d’un train allant à toute allure et qui ne s’arrêtait jamais”, m’a-t-elle écrit dans une de ses letters”94. W oryginalnym liście, pisanym po polsku, który udało mi się odnaleźć w Bibliotece Polskiej w Paryżu, Barbara Sadowska, pisała: „[…] Najważniejsze dzieciństwo, do siódmego roku mojego życia ( a także do nieoficjalnej daty śmierci mojego ojca, który aresztowany w 1942 roku za udział w Ruchu Oporu przeszedł przez więzienia we Fresnes i w Castres i obóz koncentracyjny Neuengamme aż do tragedii w zatoce lubeckiej w maju 45 r. –zatopienia statków wyładowanych więźniami) to ukochane Rochetaille-sur-Saône, Villard-de-Lans, Lyon, Paryż – miejsca, w których towarzyszyłam mamie lub, podrzucana do zaprzyjaźnionych domów, wydeptywałam pierwsze własne kroki. Do Polski, którą wyobrażałam sobie jako wyspę, na środku której na wielki fotelu rezydował mój Dziadek, dopłynęłyśmy małym rudowęglowcem PLM 14 jesienią 46 roku. Ojczyzna dzieciństwa śniła mi się obsesyjnie, z okien pędzącego, niezatrzymującego się nigdy pociągu. Ukończyłam Liceum Plastyczne – rysowanie było pierwszą moją wielką ucieczką. Pierwsze wiersze zaczęłam pisać i publikować mając 17 lat. Dość dużo chorowałam. Nie ukończyłam żadnych studiów. Pasją mojego życia jest l’art brut - w języku polskim nie ma na to odpowiedniego terminu, bo to ani sztuka naiwna, ani nieprofesjonalna, ani malarstwo niedzielne”95.

Najwcześniejsze lata Barbary Sadowskiej to dzieciństwo niepozbierane wymykające się bo tylko plamy mieszkań matka osobno po całej Francji pracująca z włosami długimi coraz bardziej długimi czekająca na powrót ojca, morze – alergia bo myślę że ojciec mój w każdej rybie”96. Alergia na morze – to symbol tragedii osieroconego dziecka, opisanej również w liście z lutego 1961 roku:

94 Lucienne Rey, Barbara Sadowska telle que je l’ai connue, w: „Il est Doux … Plein Chant, 1987 s. 63. [Barbara Sadowska doświadczyła jej [wojny]straszliwych skutków. Ale w tamtej epoce, w beztrosce swego wieku, była zachwycona odkrywaniem wciąż nowych, związanych z przeprowadzkami matki, uroczych miejsc: Rochetaille nad Saoną, Villard-de-lans, Lion i Paryż. Pielęgnowała swoje zachwycające wspomnienia o nich: „Obsesyjne wspomnienia kraju mojego dzieciństwa, do którego powracam w swych marzeniach, w pociągu pędzącym z pełną prędkością, który się nigdy nie zatrzymywał”, napisała mi w jednym ze swoich listów]

95 List z archiwum Lucienne Rey w zbiorach Biblioteki Polskiej w Paryżu. 96 Fragment listu do Stanisława Czycza, tekst na podstawie opracowania edytorskiego oryginału . 51

I żadnych właściwie pragnień. Jeszcze sprawa mojego ojca, Franciszka Obrębskiego. Szok przy różnicy imion w ankiecie szkolnej bo noszę nazwisko męża mojej matki, takiego malarza z Łodzi. On umarł w 1958 r. – Czesław Sadowski. Franciszek to największa miłość mojej matki to cała jej Francja i pisał listy do mnie kiedy byłam jeszcze w brzuchu. Jej mąż był w Polsce i matka nigdy go nie kochała, wiem tylko tyle, że był egoistą i nie mył zębów. Ojciec zginął wiec można było tylko dwa warianty mojego urodzenia dać. Że ojciec nieznany – formularz że mąż mojej matki. On chciał mnie adoptować. Rozwiedli się w końcu miałam dwanaście lat. Wielokrotnie ojca widziałam widuję to ta potworność wyobraźni, on utonął w maju 1945 roku w Bałtyku i w rybie każdej dlatego. A matki mojej miłość do mnie to zbiera ze mnie podobieństwa do niego a sztolnie moje nieznane jej. Żadnych pragnień prócz dorywczych jakichś heroizmów nie było wtedy. Żeglowanie może wiara w zachowanie chłopięcości. 97.

O tym okresie życia poetki wiele mówią także jej wiersze, które zaczęła pisać bardzo wcześnie, i które – ze względu na umieszczone w nich nazwy miejscowe i opisy przeżytych zdarzeń można odczytać jako ważne świadectwo autobiograficzne, pod warunkiem zachowania koniecznej ostrożności badawczej. Wydaje się, że perspektywa interpretacji personalistycznej, której przyjęcie zostało w niniejszej pracy zasygnalizowane, pozwala na szukanie śladów najwcześniejszych przeżyć z okresu dzieciństwa – przede wszystkim w wierszach pisanych w bardzo wczesnej młodości. Jeden z tych wierszy o otwiera pytanie: Czy wróci do mnie dalekie miasteczko nad Saoną szosa koło domu szara nieskończoność wspomnień i czas, w którym zdobywałam

97 List do Stanisława Czycza; tekst w opracowaniu Doroty Niedziałkowskiej. Stanisław Czycz umieszczając ten fragment w tekście Ajol, usunął z niego istotne szczegóły biograficzne: Jeszcze sprawa mojego ojca, to największa miłość mojej matki to cała jej Francja i pisał listy do mnie kiedy byłam jeszcze nie urodzona, wielokrotnie ojca widziałam widuję to ta potworność wyobraźni, on utonął na Cap Arconii w maju 1945 roku, a matki mojej miłość do mnie to zbiera ze mnie podobieństwo do niego a sztolnie moje nieznane jej. Zob. Czycz, op.cit. s. 165. 52

Mount Everest schodów [Umarłe lata z tomu Zerwane druty] Pytanie zadane w wierszu jest pytaniem o status ontologiczny wspomnienia, i o możliwość rekonstrukcji świata czasu minionego dokonywanej w przestrzeni mentalnej – we własnej pamięci, dziedzinie „szarej nieskończoności wspomnień”, w której mieszczą się zdobywane jak Mont Everest „schody kamienne” i „cmentarza ogrodu”, i „niebo jasne / brzemienne tysiącem śmiercionośnych fajerwerków”, i szczegóły dziecięcego świata. Jeśli nawet nie można z nich odtworzyć konkretnych faktów z biografii, wiersze o czasie dzieciństwa pozwalają odtworzyć atmosferę czasu i miejsc, w których Barbara odkrywała świat, pozwalają zobaczyć wraz z nią „drogę, kiedy w kusym sweterku/ maszerowała po mleko” Dzieciństwo odtwarzane w pamięci to nie tylko „miasteczko nad Saoną”, ale „szara nieskończoność wspomnień”, która jest nieskończonością nie tyle przestrzenną, co temporalną, a ściślej – jest continuum przestrzenno-czasowym, z którego wyłaniają się fragmenty zapamiętanych obrazów, usytuowane precyzyjnie w konkretnym, mierzalnym po ludzku i obiektywnie czasie: pamiętam czterdziesty trzeci mundury śliskie uśmiechy cukierki drogę kiedy w kusym sweterku maszerowałam po mleko W roku 1943 Barbara miała zaledwie trzy lata; trudno sobie wyobrazić, że „maszerowała po mleko” sama – zapewne szła z matką, a może z inną osobą98. Pamięć przechowała dokładnie niektóre szczegóły tamtej wyprawy, jak „kusy sweterek”, „niebo jasne/ brzemienne/ tysiącem śmiercionośnych fajerwerków” –jak zawsze, kiedy jakieś zdarzenie przynosi silne emocje. Musiało wydarzyć się w czasie tej – z pewnością codziennej - drogi po mleko coś niezwykłego, coś burzącego spokój – może wysadzenie mostu, który nagle zmienia się, przestaje być ledwie dostrzegalnym fragmentem

98 Oczywiście trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że potraktowanie tekstu literackiego jako dokumentu biografii nie jest zabiegiem fortunnym z literaturoznawczego punktu widzenia. Stosowanie kategorii „ja mówiącego” w wierszu byłoby jednak w tym przypadku zabiegiem nazbyt sztucznym i, jak się wydaje, sprzecznym z personalistyczną koncepcją jedności autora i dzieła. 53 pejzażu, postrzeganego wzrokiem; teraz już nie tylko oczy, ale i uszy biorą udział w akcie percepcji, a most staje się symbolem tego wszystkiego, co zostaje utrwalone na zawsze – i utrwala pamięć: […] most huk strzępkami wiszący nieruchomy wieczny jak archiwalne dokumenty [Umarłe lata z tomu Zerwane druty] Porównanie zburzonego wybuchem mostu, jego nieruchomej - po utracie atrybutów celowościowych – egzystencji (bo most został wyjęty ze zwykłego trwania przez nagłą zmianę swego pierwotnego przeznaczenia) do archiwalnych dokumentów nadaje wspomnieniu wymiar historyczny. Most jest wieczny i trwa – już tylko w historii, w zapisie swoich dziejów, w archiwalnych dokumentach, w których pozostał ślad i po nim, i po jego zburzeniu. „Archiwalne dokumenty” pojawiające się w młodzieńczym wierszu Sadowskiej kuszą, by interpretować je jak zaszyfrowaną w poezji przez historię, która „pisze”, wiadomość o mających powstać wiele lat później tajnych materiałach operacyjnych SB, zamkniętych w szarych teczkach archiwum. Czy licealistka Barbara Sadowska wiedziała już wtedy, że „dokumenty nie płoną”? I że archiwa, przechowujące dane o minionych zdarzeniach, są trwalsze niż budowle wznoszone z betonu i kamienia? Niezwykła jest świadomość przechodzenia chwili w wieczne trwanie; niezwykłe w tym wierszu są też zmiany perspektywy. Pytanie: „Czy wróci do mnie dalekie miasteczko nad Saoną” to jakby wywoływanie obrazów czasu utraconego poprzez odzyskane w pamięci okruchy – „mundury”, „cukierki”, „most”, „droga” zaczynają zmieniać kierunek. Pierwotnie zakładany podmiot peregrynacji – miasteczko, które mogłoby „wrócić” - pozostaje nieruchome, odzyskuje swoją tożsamość miejsca, które nie powraca, bo to do niego trzeba wrócić. Świadomość wspominająca sama zaczyna jakby wędrówkę w stronę opuszczonych miejsc, w stronę „starego podwórka”, które, teraz już wzbogacone antropomorficzną metaforyką, może czeka – uśmiechem bezzębnej sztachety witając każdego kto wraca z daleka

54 może niedowidzi jak stary kaleka albo nic nie pamięta Rok 1943, wyraźnie wspomniany w wierszu, to czas okrutnej wojny, wojny, która pozostawiła ślady również w przestrzeni, okaleczyła nie tylko ludzi, ale i miejsca, w których żyli. Wie o tym świadomość wspominająca z perspektywy lat późniejszych, przeżywanych już gdzie indziej, w geograficznie odległej przestrzeni. Pamięć (ściślej: podmiot artystycznej kreacji) wybiera to, co dla dziecka było najważniejsze, co stanowiło jego świat – „stare podwórko”, „drogę po mleko”, ale i to, że w Rôchataillé było wtedy dużo bosych dzieci. „Bose dzieci” – to dzieci pozbawione korzeni, dzieci, którym brak nie tylko butów, ale i poczucia bezpieczeństwa, i – przede wszystkim – domu. A jednak we wspomnianym już lutowym liście z 1961 roku Rôchetaille z bosymi dziećmi jest wyróżnione jako jedyny stały punkt w chaosie wojennej bezdomności: Prosto: brak domu jakiegokolwiek jedynie Rôchetaille gdzie mało pamiętam , jakieś winnice naloty wysadzenie mostu które przyniosło upragnione szkiełka z witraży w oknach werandy i schodowych szczury szparagi brzoskwinie saboty magnolie i bajka stamtąd heroiczna że jak ojca zabierali na samochód to kajdany przegryzłam […] Las Bielański bo mieszkałam wtedy w AWF99 bunkry nadziewanie much na trawy i puszczanie żaby nadmuchiwane dużo samotnego chodzenia 100. Samotność, brak zakorzenienia – były wtedy powszechnym doświadczeniem, którego przejmujący zapis pozostawił Zbigniew Jerzyna w swoim dzienniku pisanym na konkurs pod koniec lat sześćdziesiątych: „Któż z nas nie miał chwili słabości i nie tęsknił do klasycznie urządzonego domu. Z babcią, dziadkiem, rodzicami. Do domu, w którym wszystko by było na miejscu. W którym nici wzajemnych stosunków nie byłyby zerwane. Do domu wzajemnych rad i wyjaśnień. W moim pokoleniu takie domy spłonęły A odbudować pojęcie domu na to

99 Barbara zamieszkała tam z matką prawdopodobnie w roku akademickim 1949 – 1950; aktach osobowych Jadwigi Sadowskiej sporządzonych – według daty umieszczonej pod odręcznie napisanym życiorysem - w dniu 7 lutego 1949 r. w celu podjęcia pracy w AWF, przechowywanym w archiwum uczelni podany jest jeszcze gdański adres: ul. Czyżewskiego 29, Gdańsk-Oliwa. 100 List do Stanisława Czycza z lutego 1961 r., opublikowany w: Ajol, s. 164; tekst porównany z opracowaniem edytorskim oryginału. 55 trzeba pracy całych pokoleń. Chyba, że idzie się w odwrotnym kierunku. Ale wtedy idzie się w stronę osamotnienia i dezintegracji.” 101 Barbara nie miała jednego domu, z którym mogłaby wiązać swoje dziecięce wspomnienia i przywiązania – nie była w tym sensie „zakorzeniona”. W jednym z ostatnich swoich tekstów, pisanych po 1983 roku, niedługo przed śmiercią i przechowanych w maszynopisie przez przyjaciół, Elżbietę i Jerzego Ficowskich, pisała: Urodziłam się na ruchomym gruncie. Dom wisiał nad rzeką. Wysadzony most wylatywał w powietrze i obdarzał szkiełkami z witraży okien mego domu. Pierwszą doznaną tajemnicą było a ku ku. Znikanie - tajemnica znikania i niespodzianka pojawiania się na powrót. Ojciec zniknął pierwszy.102 Ojciec zniknął – ale wciąż był obecny. Do młodzieńczego wiersza zatytułowanego Ojcu Sadowska dopisała incipit: Aby skutecznie razić człowieka należy… (przysposobienie wojskowe kl. III). Nie tylko ojciec został skutecznie rażony; zranione zostało też dziecko: Siedmioletnie dzieci piszą koślawe tato, a ja myślałam koślawo myślę koślawo w nocy jesteś koło mnie nieznany wyczuwalny bardzo dobry ojcze w dzień zostają mi tylko ręce stygnące ręce wyjęte ze snu drgające do ciebie [z tomu Zerwane druty]

101 Zbigniew Jerzyna, Dziennik, w: ….. s. 81 102 Maszynopis notatki Barbary Sadowskiej, być może fragment planowanej autobiografii, przechowywany w archiwum prywatnym i udostępniony autorce niniejszej monografii przez Elżbietę Ficowską. Fragment ten wszedł do zbioru Wiersze ostatnie wydanego po śmierci poetki w podziemnym obiegu przez Warszawską Oficynę Poetów i Malarzy. 56

Ojciec zniknął , ale wciąż się pojawiał - w snach i wizjach. Okoliczności tego „zniknięcia” – śmierć w morzu po zatopieniu statku przekładały się na poetyckie obrazowanie pełne odwołań do wodnego świata, na próby zrozumienia własnych idiosynkrazji i poskładanie własnej przeszłości i genealogii z odłamków pamięci, w której tkwiło „to dzieciństwo niepozbierane wymykające się bo tylko plamy mieszkań matka osobno po całej Francji pracująca z włosami długimi coraz bardziej długimi czekająca na powrót ojca, morze – alergia bo myślę że w każdej rybie ojciec mój.”103 Obraz ojca ukrytego „w każdej rybie”, wciągniętego przez wodorosty, wplątanego we włosy syren pojawia się w wielu wierszach. Sen o ojcu z dedykacją „Poświęcam Ojcu zatopionemu na Cap Arconie w 1945 roku” potwierdza odczucie zapisane w liście do Czycza o ojcu ukrytym „w każdej rybie”, może przez tę rybę pożartym, wywiedzione jakby wprost ze świata dziecięcej wrażliwości karmionej okrutnymi baśniami: Szukanie moje – wodorosty częste W rybie każdej – ojciec mój ukryty… A odwracając grzbiety falom po ciepłe dno Nie odnajduję nic ponad naturę [Z tomu Nad ogniem] W poetyckim szukaniu ojca, które jest splątane i płynne, jak wodorosty, pojawiają się symbole akwatyczne, które sprawiają, że cały fragment wiersza jest nie tylko zmetaforyzowanym zapisem dramatycznej próby odnalezienia ojca, ale i metaforą całego bytu, niemal buddyjsk ą, w której wszystko jest we wszystkim; ojciec jest w rybie, ryba zamienia się w morskie fale, którym można odwracać grzbiety „aż po ciepłe dno”, które symbolizuje jakby odkrywanie źródła energii - ciepła, dającego życie naturze, zmiennej jak morze, i jak morze pożerającej poszczególne istnienia. Szukanie ojca jest dosłowne, ale ta dosłowność jest gnoseologicznie niemożliwa w realnym spełnieniu; „do-słownie” musi być zatem odczytane jako szukanie poprzez słowa. Dosłownie ciebie szukam, a nie znam dosłowności Dookoła powietrze zaśpiewane z ptaków Słowik sobie a gadom śpiewa wiosnę żony Sobie a ludziom, myślę i kamień się stroi.

103 List Barbary Sadowskiej do Stanisława Czycza z 2 grudnia 1960 r. ed. Dr Dorota Niedziałkowska.. 57

„Powietrze zaśpiewane z ptaków” jest żywiołem poezji. Słowik – symbol poety – śpiewa „sobie a gadom”. W tym nawiązaniu do słynnej frazy Jana Kochanowskiego o poecie, który „słuchaczów próżny, gra za płotem” jest gorzka ironia. Śpiewający „gadom” słowik-poeta nie liczy na uwagę Muz. Śpiewa „wiosnę żony”, nie wykracza poza strefę tematów bezpiecznych. Niezwykle popularny w czasie dzieciństwa i wczesnej młodości Sadowskiej wiersz Juliana Tuwima „Spóźniony słowik” zawiera jednak treści nieprzeznaczone ani dla dzieci, ani dla cenzury. Pani Słowikowa, osoba praktyczna i znająca realia, martwi się i o „szare piórka”, i o „srebrny głosik”. W rzeczywistości, w której wybitny kompozytor Witold Lutosławski pisał muzykę do swoich „piosenek dziecinnych” z tekstami Tuwima na głos i fortepian, wielokrotnie nadawanych później przez radio – jedyne wówczas medium masowe - wielu poetom głos odebrano. Inni swoimi wierszami próbowali obłaskawiać „gady”, groźne i dla słowików, i dla ludzi. W kolejnym wersie Snu o ojcu następuje jakby zanegowanie wyboru słowika, śpiewającego bezpieczne piosenki. Pojawia się myśl - postanowienie, żeby śpiewać „sobie a ludziom”. Kiedy dokona się takiego wyboru, wówczas nawet kamień nabiera barw, milczący kamień „się stroi”. Samo użycie nacechowanego symbolicznie słowa „kamień” w zestawieniu z żywiołem powietrza mieni się znaczeniami. „Kamień się stroi” to metafora mistrzowska, dzięki wykorzystaniu polisemii. Jedno z jej odczytań zakłada animizację i antropomorfizację; strojący się kamień zachowuje się jak strojące się wiosną w barwne pióra ptaki, i jak kobiety zakładające ozdobne stroje. Ale kamień – jak biblijne kamienie – może przecież zacząć wołać. Kamień „się stroi” jak muzyczny instrument, żeby nie brzmiał fałszywie. Oniryczne wizje i poezja – „pieśń” to przestrzeń prawdy. Dla realnego istnienia pieśń to jakby samosiejka, obce ciało, które „krtań”, miejsce powstawania i śpiewu, i płaczu, pars pro toto osoby mówiącej, próbuje karczować w dramatycznej szamotaninie między poezją a biologicznym aspektem istnienia. „Prawda” jest jednak tylko tam, gdzie porzuca się „kadłub”- czyli pseudonimowaną tym słowem rzeczywistość materii, tylko – we śnie: I choć się krtań szamoce w pieśni karczowanie (tam morze roznosi dzieciństwo i ryby) prawda jest tutaj gdzie kadłub porzucam by móc to słyszeć […] bo sen jest o ojcu.

58

Ale nie tylko śpiewanie jest ważne. Ważne są też Koloratura witraż oddychanie skóry Z ciała ciało. Ujmujące. Ujęte tym… W tej synestetycznej frazie – w genialnej wizji – pojawia się klucz do tajemnicy wszelkiej, także ludzkiej, egzystencji. Piękno muzyki i malarstwa (ujęte w pojemnym semantycznie słowie„koloratura”), układanie materii w witraże możliwe jest dzięki „oddychaniu skóry”, dzięki biologicznemu życiu, które się wciąż odradza w nowej – pięknej postaci, „ujmujące”, dzięki czemu - „ujęte tym” – w estetycznym i erotycznym zachwycie - wciąż powstaje „z ciała ciało”, nowe ludzkie życie. Dlatego szukanie ojca jest też szukaniem własnego początku, własnego miejsca w „wielkim łańcuchu bytu”104. Morze, które pochłonęło ojca, jest jednak morzem wymienionym z imienia, realnym: Bałtyk ojca głuszy Morze, łączące Zatokę Lubecką, miejsce zbombardowania Cap Arcony i śmierci Franciszka Obrębskiego, jest też przestrzenią pamięci odzyskiwanej, niosącą obrazy z różnych czasów, powiększającą terytorium snów i wspomnień: co zachowane, grząsko się powiększa: że w środku lądu – ojciec – oderwana głowa domu a w morze – naręcza snów – rybie każdej haracz Więc fiołki żeglują na morze – ta pamięć Zwęglone i ciche przez szept powracają… Fiołki rzucane w morze – to jakby reminiscencja dziecięcego rytuału pamięci o ojcu zatopionym w morzu, martwym, i jednak wciąż żywym dzięki rybom, dzięki falom z grzbietami odwracanymi „aż po ciepłe dno” – dzięki snom i pamięci. Bałtyk zagłusza głos ojca, chociaż słychać „jakże daleko” – może tak daleko jak w akermańskim stepie, w którym inny tęskniący nasłuchiwał głosu – w ciszy, w przestworze suchego oceanu. Na lądzie ojciec jest „oderwaną głową domu”, a w morze wciąż płyną „naręcza snów” – okup („haracz”) za ukrytego „w każdej rybie”, ale fiołki – pamięć – powracają zwęglone, jakby innym żywiołem – żarliwego poszukiwania i błagania o niemożliwy powrót. Woda jest żywiołem wrogim, niosącym śmierć, ale i życiodajnym, nie tylko „roznosi” – niszczy dziecinne marzenia, ale też „roznosi” ryby, obdarowuje nimi.

104 Termin ukuty przez Arthura O. Lovejoy’a na podstawie pojęcia scala naturae z greckiej filozofii antycznej. Zob. Arthur O. Lovejoy: Wielki łańcuch bytu. Studium z dziejów idei. Tłum. Artur Przybysławski, Warszawa 1999. Słowo, Obraz, Terytoria. 59

Motywy morza, wody, pojawiają się nie tylko w poezji, ale i w innych tekstach Barbary. W liście do Janusza Żernickiego z 22 maja 1960 roku Sadowska odwołuje się do patronki swojego imienia, wskazując na silne związki „Barbary” z żywiołem akwatycznym: Nanek mój jedyny! „Barbara święta o wodnych pamięta” to jest że pierwotność bo patronka flisaków marynarzy i rybaków a chrześcijańsko to „dobrej śmierci”. Bo ciągle myślałam skąd tyle wód u mnie i ryby (te znowu natenczas w kościele Marii Panny na Nowym Mieście rozdawali 4 grudnia – jałmużnowo) a jeszcze moja dekada urodzin - ryby. I nie myśl że to genezis sztucznie budowane ile zauważone gdy się oglądam […] i myślę jeżeli zgubić kiedyś siebie mnie to w wodach niedestylowanych a rdzawych i całe moje życie. To sugestia jest może od świętej mojej B.105 Woda, która zabrała ojca, jest, według słów z listu, żywiołem patronki imienia poetki, i woda, obok ognia, jest też jednym z głównych motywów wczesnych wierszy Sadowskiej, tych, w których zawiera się jej dramatyczne szukanie nieobecnego, odzyskiwanie utraconego, odebranego przez żywioł dzieciństwa.

II. 6. Lata szkolne Barbary Sadowskiej po decyzji jej matki o powrocie do powojennej Polski

Pierwsze lata po przyjeździe do Polski w 1946 roku Barbara spędziła na Wybrzeżu, mieszkała tam z matką w Gdańsku-Oliwie. Później trzeba było znowu wyjeżdżać. Matka przeniosła się do Warszawy, gdzie w roku akademickim 1949/50 „pełniła funkcję kierowniczki roczników żeńskich w AWF, pracując jednocześnie w Zakładzie Gimnastyki”.106 Warszawskim adresem Jadwigi i Barbary Sadowskich było początkowo mieszkanie przy AWF107. Jadwiga Sadowska w 1949 roku dostała etat wykładowcy tej uczelni. Znała świetnie język francuski, co wykorzystywała w swojej pracy zawodowej i naukowej w dziedzinie fizjologii i antropologii. Powierzono jej również przekład literacki - tłumaczenie Ode au Sport/Ode den Sport Pierre’a de Coubertine’a108, który

105 Barbara Sadowska, list do Janusza Żernickiego z dnia 22 maja 1960 r.. Rękopis w zbiorach BN. 106 Akta osobowe Jadwigi Sadowskiej, AWF. 107 Tak podaje Jarosław Markiewicz. 108 Pierre de Frédy, baron de Coubertin (1896 – 1925), francuski historyk i pedagog, uważał sport za niezwykle ważną metodę wychowawczą, prowadzącą do przejmowania przez młodzież idei szlachetnej rywalizacji w duchu przyjaźni i pokoju; po piętnastu stuleciach od zakończenia igrzysk olimpijskich, zakazanych po 393 r. n.e., zainicjował wznowienie międzynarodowej sportowej rywalizacji oraz 60 stworzył podstawy nowożytnego ruchu olimpijskiego. Tekst swojej ody baron wysłał w dwóch wersjach językowych pod dwoma różny mi pseudonimami na konkurs sztuki, towarzyszący Igrzyskom V Olimpiady w Sztokholmie w 1912 roku; w tym właśnie roku, i dokładnie w czasie Igrzysk, urodziła się przyszła tłumaczka Ody do sportu na język polski. Przekład ,opublikowany po raz pierwszy w „Kulturze Fizycznej” w 1970 roku, świadczy o zdolnościach translatorskich i dużym talencie literackim Jadwigi109, talencie, którego nie mogła rozwijać, gdyż samotnie musiała przede wszystkim dbać o byt, wychowanie i wykształcenie swojej córki. Jadwiga Sadowska nie zrezygnowała jednak całkiem z własnych ambicji. Swoją pracę nad rozwijaniem kultury fizycznej w Polsce traktowała bardzo poważnie, wiedziała, „jak ważną rolę odgrywa sport”. Uważała, tak jak Jan Paweł II, który wiele lat później po ojcowsku przytulił Barbarę w czasie pielgrzymki do Polski w czerwcu 2003 roku, niemal tuż po śmierci jej syna, i przywrócił jej wolę życia, „uprawianie sportu […] za ważne narzędzie wychowawcze, zwłaszcza dla młodych pokoleń”110 i starała się to narzędzie doskonalić dla Polski. Prowadziła własne badania antropologiczne, tłumaczyła ważne publikacje, współorganizowała konferencje naukowe, współtworzyła TKKF, opublikowała kilka własnych prac z zakresu edukacji sportowej. W styczniu 1967 roku „na podstawie przedłożonej rozprawy doktorskiej pod tytułem Próba określenia zręczności manualnej w szkoleniu zawodowym uczniów ślusarzy oraz po złożeniu przepisowych egzaminów uzyskała stopień naukowy doktora nauk wychowania fizycznego nadany uchwałą Rady Naukowej Instytutu Naukowego Kultury Fizycznej”. Promotorem Jadwigi Sadowskiej był prof. dr E. Geblewicz. Profesor Krzysztof Zuchora, poeta zajmujący się z wielką pasją dziejami AWF, pamiętający Jadwigę Sadowską z lat jej pracy zawodowej, a także wieczory poezji organizowane na AWF, również wieczór poezji Barbary, powiedział mi, że badania zręczności manualnej miały pierwotnie wejść do programu ogólnopolskich badań sprawności młodzieży zasadniczych szkół zawodowych, ale na powołanie Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Jest autorem nie tylko Ody do Sportu, ale też projektu flagi olimpijskiej, w której pięć kolorowych splecionych ze sobą kół symbolizuje poszczególne kontynenty. 109 Warto w tym miejscu przytoczyć fragmenty przekładu Jadwigi Sadowskiej, który w całości świadczy o jej zdolnościach translatorskich i dużej kulturze literackiej: […] II. O Sporcie, ty jesteś Piękno!/Tyś architektem budowli ludzkiego ciała, które/oddane niskim żądzom warte jest pogardy,/a rzeźbione szlachetnym wysiłkiem staje się czarą wzniosłości […] V O Sporcie, tyś jest Honorem!/Twoje tytuły wcale nie są warte,/gdy nie są zdobyte drogą uczciwą/i w duchu pełnej bezinteresowności[…] (Pierre de Coubertin: Ode au Sport. Ode an den Sport. Oda do sportu. Przełożyła Jadwiga Sadowska. Warszawa 2013, Heliodor, s. 27-30). 110 Słowa Jana Pawła II cytuję za: Nowy elementarz Jana Pawła II na trzecie millenium. Teksty z lat 2001 – 2005 wybrał u ułożył Krzysztof Dybciak. Wydawnictwo Literackie, Krak ów 2005, s. 54. 61 przeszkodzie stanęły trudności natury finansowej; potrzebne były odpowiednie przyrządy, powszechnie stosowane w tego typu badaniach na Zachodzie, których nie dało się w PRL powielić. Według archiwalnych dokumentów, Jadwiga uzyskiwała doskonałe opinie, jej zwierzchnicy podkreślali „długoletni staż w pracy redakcyjnej w wydawnictwach z dziedziny wychowania fizycznego i sportu”, „samodzielność i dojrzałość badawczą”, podkreślali, że cechuje ją „wszechstronne i rzetelne opanowanie warsztatu badawczego, zdolność wnikliwej naukowej analizy, powściągliwego i jednocześnie precyzyjnego wnioskowania”, chwalili za „wyjątkową umiejętność stosowania naukowych metod do rozwiązywania trudnych problemów praktyki”. Jadwiga Sadowska osiągnęła wysoką pozycję zawodową, w ostatnim okresie kariery zawodowej pracowała na stanowisku docenta. Tytuł profesorski był jednak poza jej zasięgiem. Nigdy nie wstąpiła do partii. Córka Jadwigi Barbara kontynuowała rozpoczętą w Sopocie naukę w szkole podstawowej; ukończyła ją w czerwcu roku 1953. Trzy miesiące wcześniej umarł Stalin. Na gruzach dawnego świata wprowadzano w Polsce obcy system, bezwzględnie eliminując tych, którzy niezłomnie walczyli o odzyskanie pełnej suwerenności. Niedostępna jeszcze dziecięcej percepcji rzeczywistość była ponura. Rodzice w tamtych czasach bali się o bezpieczeństwo swoje i swoich dzieci, owdowiałe matki wolały nie poruszać przy nich niebezpiecznych tematów, zwłaszcza jeśli dzieci były wrażliwe na kłamstwo i niesprawiedliwość tak jak Barbara. Przyszła poetka była dzieckiem pełnym niepokoju, uzdolnionym artystycznie. Po szkole podstawowej wybrała liceum plastyczne; naukę rozpoczęła z dala od „odzyskanego” domu rodzinnego, który z trudem odtworzyła na zgliszczach jej matka. W Listach pojawia się wspomnienie pierwszej szkoły średniej, słynnego liceum Kenara w Zakopanem, w kontekście przypominającym epizod znany z Wyznań świętego Augustyna: Dużo później kradzież szkolna u Kenara w Zakopanem, za co wyleciałam, to była wspólna kradzież dla córki siostry takiej grubej dziewczyny bardzo łakomej i z którą każdy chciał tańczyć w „Watrze” a ja byłam wtedy najmłodsza 13 lat i chuda i ciągle siedziałam i nikt mnie nie zaczepiał koledzy tylko ze szkoły czasem ze mną tańczyli, wtedy na mnie to zrzucili choć ta Magda wiedziała dobrze wszystko. Już potem nigdy

62 nic nie kradłam. Cztery lata w PLSP gdzie koleżanka z Zakopanego i lęk że wie i ze wszyscy wiedzą, stąd izolacja, to właściwie wtedy zaczęłam pisać ”111. Być może właśnie to poczucie wyobcowania, szukanie ucieczki od samotności w poezji, nie pozwoliło Barbarze na ukończenie warszawskiego Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w terminie, chociaż ta szkoła średnia, w czasach licealnych Barbary mieszcząca się przy ulicy Myśliwieckiej, była wyjątkowo przyjazna dla młodych indywidualności dzięki wspaniałym nauczycielom112. Dyrektorem liceum był Antoni Mączak, malarstwa uczyła Halina Bandtke, jednym z nauczycieli był ówczesny asystent na Wydziale Historii, Jacek Kuroń. We wspomnieniach absolwent ów najpiękniej zapisała się polonistka, Maria Dulębina, która poświęcała uczniom cały swój czas i wszystkie siły, organizowała wycieczki, reżyserowała szkolne przedstawienie „Nocy Listopadowej”, troszczyła się o każdą niepokorną duszę. Szkolna koleżanka Barbary, Anna Łabuz-Szafraniec, wspomina ją z tamtego czasu jako wyjątkowo dobrą, wspaniałą dziewczynę: „Basia była fantastyczna; zaopiekowała się mną na egzaminie, bo ja byłam z prowincji, mówiła, co i jak mam robić, żeby dobrze wypaść, była szczera i spontaniczna, szalona”. Niestety, mimo wysiłków polonistki, Barbara nie ukończyła Liceum Plastycznego, co rzutowało na jej stosunki z matką, która nie umiała pogodzić się z lekkomyślnością córki. Według licealnej koleżanki, zbyt wczesny debiut literacki zaszkodził młodziutkiej poetce, upojonej „sławą”, a może po prostu pragnącej uwolnić się od szkolnych i życiowych pęt. „Spóźniona” matura, do której udało się Jadwidze Basię jednak doprowadzić, okazała się później jednym z kluczowych momentów jej życia. Ale na tym etapie, w czasie młodzieńczego buntu nastolatki, najważniejszy wydawał się wybór drogi twórczej. Barbara już w Liceum Plastycznym zdecydowała, że będzie poetką, i zaczęła konsekwentnie dążyć do realizacji odkrytego powołania. Zadebiutowała w roku 1957 wierszem pod tytułem „Mama” opublikowanym w tygodniku „Nowa Kultura”. Sadowska wspominała swój debiut, podkreślając wspólnotę doświadczenia z innymi młodymi: Moje pierwsze doświadczenia poetyckie były wspólne wielu nastolatkom. Zaczęłam pisać chodząc do warszawskiego liceum plastycznego i pilnie strzegłam tajemnicy

111 List do Stanisława Czycza. 112 Wspomnieniami o Liceum Plastycznym podzielili się na potrzeby niniejszej biografii m. in. Antoni Krauze i Anna Łabuz-Szafraniec, która chodziła do jednej klasy z Barbarą Sadowską. 63 mojego „pisarstwa”. W drodze ze szkoły do domu przechodziłam zawsze koło redakcji istniejącej wtedy „Nowej Kultury”. Pewnego dnia, z tarczą szkolną na rękawie i w pochlapanym fartuszku, zdobyłam się na odwagę – weszłam. Nigdy nie zapomnę pierwszego wydrukowanego właśnie w tym piśmie wiersza pt. Matka. Miałam wtedy 17 lat.113 I tytuł debiutanckiego wiersza, i rok debiutu Sadowskiej przybierają w tekście życia poetki znaczenie symboliczne. Rok 1957, który przyniósł literacką nagrodę Nobla Albertowi Camusowi (przywołanemu z nazwiska w jednym z późniejszych wierszy Sadowskiej), w Polsce rozpoczął się od tragicznego zdarzenia, które odbiło się głośnym echem w „nocnych Polaków rozmowach”. W styczniu został zamordowany przez „nieznanych sprawców” syn Bolesława Piaseckiego. Ciało odnaleziono (niemal dwa lata później) w bloku w pobliżu pałacu Mostowskich. Kilkunastoletni chłopiec był ofiarą mordu politycznego; nigdy nie wyjaśniono, jakim ciemnym siłom należy przypisać sprawstwo zamordowania dziecka dla zniszczenia jego rodzica; nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności. Sadowska, sama siedemnastoletnia wtedy, zapewne o tej tragedii wiedziała. Wtedy jeszcze nie przeczuwała, że historia „pisząca” nasze życie, również Jej odbierze kiedyś – rękami morderców w milicyjnych mundurach – ukochanego syna. Sama była wtedy młodsza niż jej zamordowane dziecko. Na warszawskich ulicach terroru nie było widać, jeśli ktoś się uważniej nie przyjrzał.

113 „Sztandar Młodych” , nr 237, 3-4 października 1970. 64

Rozdział III. Lata dojrzewania poetyckiego i kobiecego Barbary Sadowskiej

III. 1. Po debiucie. Czas zdobywania wiedzy o sobie i świecie

Siedemnastoletnia Barbara Sadowska odkryła własne powołanie, wiedziała już, że chce malować nie pędzlem, ale słowem. Zaczęła iść własną drogą, która miała ją zaprowadzić tam, dokąd idą „dzicy święci”. Ale przedtem było szaleństwo kolorowej, poetyckiej młodości, odkrywanie własnej twórczej – i kobiecej – drogi, intensywne doświadczanie świata, czas miłosnych zachwytów i gromadzenia doświadczeń, czas wchłaniania barw i smaków życia. Barbara mieszkała już wtedy z matką przy ulicy Piwnej, w jednej z kamienic podniesionego z ruin Starego Miasta. Ta część Warszawy, zniszczona w Powstaniu i po nim niemal całkowicie odbudowana w 1953 roku ze zgliszcz pozostałych po barbarzyńskich bombardowaniach i planowym niszczeniu, znajdowała się niemal tuż obok stojącego wśród gruzów kikuta królewskiego Zamku114 z pustym oczodołem okna, za którym przed wojną można było podobno zobaczyć sylwetkę mieszkającego tam Stefana Żeromskiego. Wczesne wiersze Barbary pokazują Jej niezwykły zmysł obserwacji, wrażliwość etyczną i umiejętność dostrzegania poważnych problemów społecznych. Wydaje się jednak, że w swoim dążeniu do prawdy poetyckiej z początku nie zastanawiała się nad mrocznymi sekretami polityki, nie myślała o systematycznym zniewalaniu narodu; obserwacja najbliższej jej rzeczywistości była i tak zbyt bolesna. Po październiku 1956 roku mogło się wydawać, że odtąd już będzie inaczej, bardziej kolorowo. Zbigniew Jerzyna w swoim dzienniku zapisał przeżywanie czasu „odwilży”; jego doświadczenie było też doświadczeniem rówieśników, nie tylko poetów: „Zaraz po 1956 roku w okresie naszej młodości. Nagle otwarte okno na Zachód. Pospieszne lektury Kafki, Camusa, Rilkego – wszystko razem spóźnione, pośpiesznie trawione. W obyczajach zachłyśnięcie, jakaś ekstaza życia, ale i paryski spleen. Dużo młodych samobójców. Jeszcze dzisiaj za tym pokoleniem ciągnie się egzystencjalny czad. Ale na to w dużej mierze pracowała ostatnia wojna. Od tego nie sposób się uwolnić”115.

114 Decyzja o odbudowie Zamku Królewskiego w Warszawie została podjęta dopiero w roku 1970, wiele lat po odbudowie w 1953 roku warszawskiej Starówki, wpisanej na Listę Światowego Dziedzictwa. 115 Zbigniew Jerzyna, Dziennik, w…. s. 84 65

Czas debiutu był dla Sadowskiej – licealistki - nie tylko czasem zbierania doświadczeń, malowania, pisania, i młodzieńczych, a więc najważniejszych, bo kształtujących osobowość, lektur. Był to również czas jej pierwszych miłości. Mężczyźni, z którymi wiązała się Sadowska, byli poetami, wrażliwcami niepogodzonymi ze światem. Tworzyli własne barwne enklawy wśród przeraźliwej szarzyzny PRL-u. Sadowska fascynowała ich nie tylko urodą pochmurnookiej dziewczyny spod zatrzymanych słońc116, ale też tym, że w oryginale czytała francuską literaturę. Zbigniew Jerzyna wspomina, że „był w niej wtedy bezgranicznie zakochany, bo nie tylko oryginalnie pisała i malowała, ale też czytała Eluarda w oryginale”117. Sadowska wyrastała na „gwiazdę pokolenia, w której podkochiwali się czołowi poeci”.118 Sadowska zaczęła uczestniczyć w oficjalnym życiu literackim, chodziła na spotkania, jeździła na festiwale. W czasie jednego z nich, w Poznaniu, poznała w 1958 roku Stanisława Czycza, który na poznański festiwal przyjechał w towarzystwie Andrzeja Bursy; wydaje się, że wtedy właśnie Czycz postanowił podjąć starania o oficjalne w „wejście do literatury”. Mieszkający w Krzeszowicach koło Krakowa Czycz zarabiał na utrzymanie jako robotnik, i za wszelką cenę pragnął zmienić swoją sytuację życiową. Zafascynowana Sadowska zobaczyła w nim swego przyjaciela i powiernika. Zaczęła się brzemienna w skutki literackie i atrybucyjne korespondencja, dzięki której pozostał niezwykle cenny zapis młodzieńczych przeżyć poetki i początków jej twórczej drogi. W jednym z pierwszych listów, z oczywistych względów „zamaskowanych” odpowiednio przez autora Ajola119 w taki sposób, żeby ukryć wszelkie informacje

116 Określenie Janusza Żernickiego, O pochmurnookiej dziewczynie spod zatrzymanych słońca raczej o jej poezji słów kilka w: Barbara Sadowska, „Otwarte niebo, wieczny sen”, Spółdzielnia Wydawnicza Anagram, Warszawa 1997 (pierwodruk w:….) 117 Cyt za: Jan Zbigniew Brudnicki, Barbara Sadowska (1940 Paryż – 1986 Warszawa w: „Mironalia 2008”, Dodatek specjalny do Biuletynu Informacyjnego Bibliotek, Biblioteka Publiczna m. ST. Warszawy Dzielnicy Ochota, Warszawa 2008, s. 8. 118 ibidem 119 Pisząc pierwszą wersję niniejszej pracy miałam do dyspozycji tylko listy „ocenzurowane” przez Czycza , pozbawione wszelkich odniesień do realiów umożliwiających identyfikację rzeczywistej autorki , zawarte w tomie prozy opublikowanej pod jego nazwiskiem. Dzięki współpracy z dr Dorotą Niedziałkowską nad wspólnym projektem – edycją pism zebranych Barbary Sadowskiej uzyskałam możliwość wykorzystania w niniejszej rozprawie jej bezcennego edytorskiego opracowania oryginałów listów, które udostępnili jej w oku 2008 do opracowania spadkobiercy Stanisława Czycza; nie zgodzili się oni na przekazanie archiwum poety do żadnej z instytucji przechowujących rękopisy pisarzy. Obecnie listy te znajdują się w prywatnym mieszkaniu w Krakowie wraz z całym archiwum Czycza. Niektóre z oryginałów są niemal już nieczytelne, zniszczone, zaplamione i nadpalone, dlatego w dalszej części niniejszej pracy będę w cytatach sporadycznie – tam, gdzie z powodu niemożności ich odczytania przez współczesną edytorkę jest to konieczne - odwoływała się do książki Czycza wydanej przez Wydawnictwo 66

świadczące o tym, że listy pisał inny autor, Sadowska wspomina o swoim debiucie książkowym: Staszek, Jestem już w Warszawie >domu<. Było strasznie fajnie. Napisałam >namalowałam< parę nowych rzeczy. W międzyczasie przysłali mi do domu umowę i forsę. Będę miała 5000 i 270 nakład i wyjdzie w styczniu 59 r. Diablo się cieszę chociaż ich wszystkich mam gdzieś (tych wszystkich wydawców) >redaktorów)< Jeżeli będziesz chciał (czy mógł) przyjeżdżam do Krakowa >Ciebie< 29 (wtorek) bądź na dworcu rano. Ta moja ciotka jednak odpada bo jest teraz na wsi a dom zamknięty na spusty. Myślę że dostaniesz ten list do piątku tak że się będziesz mógł zastanowić i ew. odpowiedzieć. Piszę głupio bo jestem diablo zmęczona, ale to fajnie szwendać, się po górkach. Tylko wiesz Staszek głupio mi tak jechać ma wariata. Mam ślicznego Baudeiaire’a >Van Gogha< po francusku i trochę sobie tłumaczę >(kolorowe reprodukcje) druk bym abyś […] fascynujące< Ściskam mocno mocno. Barbara.120 Wspomniany w liście tom rzeczywiście ukazał się w roku 1959, w wydawnictwie „Iskry”. Nieco później pojawił się w życiu Sadowskiej Jarosław Markiewicz, który przyznawał po latach, że oni wszyscy, młodzi poeci powojennej Polski, kochali się w niej, mniej czy bardziej , i wielu zawdzięczało jej inspirację i pomysły wykorzystywane we własnej twórczości. Markiewicz tak wspomina ich pierwsze spotkanie: „Poznałem Basię na Rynku Starego Miasta jako niewidomą. Rynek wyglądał wtedy jak każdy inny rynek w małym miasteczku, był opanowany przez ludzi, którzy na swój sposób nie poddawali się, miejscowi i dochodzący żule dzisiaj zwani menelami. Od nich dowiedziałem się, ze to poetka z Piwnej, która trafia na skażony denaturat. W wielu miejscach Warszawy słyszałem później tę opowieść”.121

Literackie. Z opracowania edytorskiego natomiast wyeliminuję dopiski i skreślenia Czycza starannie zaznaczone przez dr Niedziałkowską. 120 Tekst listu cytuję w pełnym opracowaniu edytorskim, ale bez zaznaczenia skreśleń; odręczne dopiski – prawdopodobnie dodane ręką Czycza - zaznaczone są znakami > <. Celem opracowania edytorskiego nie było ustalenie tekstu oryginałów Sadowskiej, lecz analiza twórczości Czycza. Pod wszystkimi listami w opracowaniu dr Niedziałkowskiej znajdują się komentarze i znaki edytorskie; pod cytowanym listem jest notka - komentarz edytorski: [Warszawa, 23 lipiec 1958 r. Tekst na podstawie autografu ACz. Karta 29,8 x 20 cm gładka, ślady po złożeniu na cztery, zapisane strony 1-2, na stronie 3 fragment zapisanego ołówkiem zdanie Czycza, strona 4 pusta. Rękopis. Niebieskim długopisem. W prawym górnym rogu strony 1-2 (pod datą) otwór. Nadpalony dolny margines karty, zwłaszcza strona 3-4] 121 Jarosław Markiewicz: Słodko jest być dzieckiem Boga.W: „Mironalia”, op.cit. 67

III. 2. Doświadczanie niewidzenia

Markiewicz przytacza współczujące uwagi „ludzi, którzy na swój sposób nie poddawali się” systemowi; ktoś z pijących denaturat122 powiedział: „ja, nie chwaląc się, zalewam od tylu lat, a ani razu nie trafiłem, a ona taka młoda”; inny zauważył: „no, ale później przeszło jej”, po czym rozmówcy doszli do wniosku, że jednak po czymś takim „zawsze coś zostaje, inność”. Barbara Sadowska chodziła ze szczelnie zawiązaną przepaską na oczach, realizując swój eksperyment z „utratą wzroku”, tak jakby chciała sprawdzić doświadczalnie na sobie pewien znany dawnym sokolnikom sposób wyostrzania wzroku ptaków łowczych, polegający na tym, że „kiedy zakapturzone ptaki pozostają wśród sztucznych ciemności przez dłuższy czas, a następnie zostają uwolnione od kopuł fałszywej nocy, wzrok ich, nadal jeszcze przystosowany doi widzenia w ciemnościach potrafi dostrzec w oddali żurawia czy kuropatwę”123. To nie była zabawa; Barbara chciała naprawdę doświadczyć „bycia” niewidomą; mówiła, że „każdy niewidomy jest poetą, musi wyobrażać sobie świat, składać go z dźwięków, zapachów, powiewów wiatru”. Możliwe też, że chęć poznania świata niewidomych zrodziła się pod wpływem własnych problemów zdrowotnych lub zdarzenia, którego ślad odnajdujemy, być może, w wierszu „Ślepiec”: Podszedł nie pamiętam czy było słońce czy był dzień czy wieczór przeprowadziłam go na drugą stronę ulicy za rękę dziwne że nic się nie stało miałam oczy zatrzaśnięte do środka odgadywałam wypukłość palców szmer asfaltu [ z tomu Zerwane druty]

122 Denaturat to był popularny w czasach PRL płyn o fioletowej barwie, na bazie spirytusu, używany prymarnie do czyszczenia i dezynfekcji, ale też spożywany przez nałogowych alkoholików. Był tańszy od wódki, dlatego z czasem zaczęły krążyć opowieści (nie badałam źródłowo, na ile uzasadnione), że do denaturatu „oni” dodawali truciznę powodującą ślepotę, żeby zniszczyć „konkurencję” dla „państwowego monopolu spirytusowego”. 123 Severo Sarduy: Barok. W” „Literatura na świecie” nr 9 (65) 1976, s. 102. 68

„Oczy zatrzaśnięte do środka” są jakby ilustracją rozważanej przez Kierkegaarda Heglowskiej tezy, że „to, co jest zewnętrzne, jest wewnętrzne, a to, co wewnętrzne, jest zewnętrzne” i samodzielnych poszukiwań, podejmowanych przez wątpiący umysł: „byłem zawsze kacersko usposobiony co do tego punktu filozofii, i dlatego dość wcześnie skierowałem mą myśl do samodzielnych rozważań i badań […] Ostatecznie słuch by mi najdroższym zmysłem; gdyż jak głos jest objawieniem wnętrza, które z zewnątrz jest niewymierne, tak ucho jest instrumentem, który może to wnętrze ogarnąć, a słuch tym zmysłem, który je przyswaja”124 Ale jest tu jeszcze coś głębszego; współodczuwanie i współczucie, prowadzące do utożsamienia się z osobą, której dotknęło nieszczęście utraty wzroku – zapewne z powodu okaleczeń wojennych – w tamtym czasie wielu było ludzi pozbawionych kończyn, oszpeconych bliznami, pozbawionych wzroku lub słuchu; na ulicach pełnych jeszcze ruin i okaleczonych kulami kamienic spotykało się żebraków z karteczką: „inwalida wojenny prosi o wsparcie”. Sadowska nie umiała przejść obojętnie obok cierpienia człowieka czy zwierzęcia – tę jej cechę podkreślają wszyscy, którzy mieli szczęście ją poznać. Kiedy ktoś cierpiał – ona wewnętrznie stawała się cierpiącym, czując wstyd z powodu własnego „uprzywilejowania”, w tym przypadku - z powodu nie utraconej zdolności widzenia. wstydzę się barw i czekam nocy odartej z fałszywych kamyków czekam nocy dźwięków i dotyku Jak jednak wytłumaczyć przewrotną puentę wiersza? wracając do domu dałam ulicznemu ślepcowi sto złotych przedawnione pobłogosławił mnie mocniej niż innych za szelest za dźwięk Ofiarowanie nieważnego banknotu było oszustwem, wyłudzeniem błogosławieństwa – i jednocześnie drwiną z niewidomego żebraka, który z szelestu wnioskował, że został hojnie obdarowany – banknotem, a nie zdawkową, drobną monetą.

124 Soren Kierkegaard: Albo-albo, Warszawa 1982, PWN, s. 4 69

Spotkanie ze ślepcem mogłoby być też spotkaniem samej siebie, własnego losu w sytuacji podobnej do sytuacji ulicznego ślepca. Utrata wzroku groziła poetce naprawdę, jak można wnioskować z listu datowanego na 19 września 1960 roku, pisanego w warszawskim szpitalu: „jestem tu już dosyć długo[…] ja mogę Ci jedynie na razie (bo ohydny ból jakby wyłom w czaszce) o tym moim remontowaniu mnie, że ostre bardzo (do niewidzenia) zapalenie nerwu wzrokowego, że na miesiące moje leżenie tutaj liczyć by trzeba, że tkanki od igieł strzykawkowych pękają a wszystko staje się obojętne zupełnie, i takie nastawienie że po co tak jakby na raty to odchodzenie. I przyjmij ten list jako sygnał a nie moje zgrzytanie zębów i że boli, bo piszę to po atropinie i kortyzonie który poza gałką oczną i kokainie a naprawdę silniejsza jestem niżbym chciała niż sobie wyobrażałam silniejsze jest ode mnie moje ciało co się zrywa […] wiec oszołomienie i ból miażdżący ból lewej skroni odzywający się gdzieś przez mózg u potylicy to niemalże namacalne (poza dotykiem) wyczuwanie oczodołu przestaje”.125 Czasowa rezygnacja ze zmysłu wzroku, motywowana współczuciem, albo raczej chęcią przeżycia oddalonego zagrożenia jako czegoś dokonanego, była szczególnym wyzwaniem dla dziewczyny, która kiedyś chciała być malarką, ale postanowiła tworzyć obrazy ze słów. Kierkegaard, zgłębiający tajemnicę rozpaczy, pisał: „Jeśli wyobrażę sobie przedstawiciela sztuk plastycznych, na przykład malarza, który oślepł, to może wpadnie on w rozpacz, o ile nie tkwi w nim coś głębszego. Jego rozpacz będzie dotyczyła czegoś jednostkowego, konkretnego; gdyby odzyskał wzrok, rozpacz by ustała”126. Eksperyment Barbary był nie tylko testowaniem własnego człowieczeństwa, zdolności do współodczuwania, miał też wymiar epistemologiczny. Wiedziała – zapewne z jednej z francuskich lektur127, które wtedy pochłaniała, że „najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”. To „najważniejsze” wiązało się z największą tajemnicą bytu – tajemnicą życia i śmierci. oczami można dotykać tylko żywych umarłemu przykładamy ucho do piersi nic nie słychać i zimny oczy kłamią nawet po śmierci

125 Stanisław Czycz [Barbara Sadowska] : Ajol. Kraków 1967, Wydawnictwo Literackie s. 157 – 158. 126 Soren Kierkeggard: O równowadze między tym, co estetyczne, i tym, co etyczne”. W: Albo-albo. Warszawa 1982, PWN, t. II, s. 261. 127 Chodzi oczywiście o „Małego Księcia” Antoine’a de Saint Exupery’ego 70 kiedyś przeprowadziłam go na drugą stronę nie pamiętam czy było słońce czy był dzień czy wieczór i dziś chciałabym mu powiedzieć że to nic Powtórzony w wierszu wers „kiedyś przeprowadziłam go na drugą stronę” nie jest już zapisem „dobrego uczynku” wobec niewidomego – staje się wspomnieniem towarzyszenia czyjej śmierci. „Powiedzieć, że to nic” – to nie tylko próba łagodzenia rozpaczy niewidomego, ale może też – konsolacja po umierających, pocieszenie wobec nieuniknionego przejścia na drugą stronę. I – jeszcze głębiej – aluzja do odnalezionej tam - nicości. Motyw dobrowolnej utraty wzroku pojawi się i w późniejszych wierszach. Zasłaniając sobie oczy, udając niewidomą, Barbara walczyła o własne widzenie świata, budowane poprzez doświadczanie wszelkich ludzkich stanów, również – stanu życia z fizyczną ułomnością, które jej groziło, a które było udziałem ludzi zawsze i z troską przez nią zauważanych. Wielu było wtedy inwalidów wojennych w Warszawie. Może chciała dzielić z nimi ich los, choć przez chwilę, a może chciała wedrzeć się pod powierzchnię zjawisk, zobaczyć więcej, i prawdziwiej? Barwy zasłaniają prawdziwy świat, który jest szary i okrutny; kolory świata widzialnego uwodzą, nie pozwalają dotrzeć do najgłębszego sensu, jakiego od wieków pragną dociec filozofowie i poeci. Barbara nie poddała się obowiązującym kanonom socrealizmu. Już w pierwszych wierszach widać jej dojrzałość i chęć zmierzenia się z tym, co dla człowieka najważniejsze, pragnienie dojścia do granic poznania - nawet za najwyższą cenę. Poeci z jej kręgu nazywali ją Rimbaudem w spódnicy, i nie był to komplement na wyrost. Sadowska miała w sobie rys poetów przeklętych, nie bała się wchodzić w groźne obszary bytu, nie chciała oszukańczej iluzji czy małej stabilizacji. Rimbaud przekładał samogłoski na kolory, tworząc tajne szyfry synestezji. Sadowska chciała zakląć w słowach barwy swojego świata, również te odebrane przez mrok i szarość. Eksperymentowała z własnym życiem, z własną świadomością. Zakrywała oczy opaską, zmieniając się w niewidomą, chodziła tak całymi dniami, przebywając w świecie mroku, jakby chciała sprawdzić prawdziwość Wittgensteinowskej intuicji, że róża nawet w ciemności nie traci swej czerwieni. A przecież świat barw, kształtów widzialnych jest i dla malarzy, i dla poetów, światem istotnym. Wydaje się, że eksperyment z wejściem do krainy ślepców miał ukryty sens: skoro odebrano prawo do prawdy, można było samej sobie odebrać prawo do oglądania

71 złudnego piękna kolorów, po to, by jeszcze głębiej wejść w to, co ukryte, i tak, po omacku, trafić do tego, co najważniejsze, odkryć to, co jest pod zasłoną barw, poznać i zrozumieć – bez przesłaniającej prawdę zasłony zmysłów. To wszystko widać w pisanych wtedy pierwszych wierszach; traumatyczne przeżycia dziecka, ból samotności, pamięć wybuchów i śmierci, i tkana ze strzępków najwcześniejszych wspomnień pamięć ojca, który zginał w katastrofie statku. W drugiej części wiesza adresowanego do utraconego ojca Sadowska ujawnia inną jeszcze motywację dobrowolnego wejścia w mrok, motywację etyczną – sprzeciw wobec zabijania: kiedy dostanę karabin strzelę w słońce wtedy wszyscy będziemy ślepi ślepcom trudniej trafiać do siebie ojcze [Ojcu, z tomu Zerwane druty] Pragnienie zabicia kosmicznego źródła światła, wyrażone w wierszu Zachód słońca, ma też uzasadnienie estetyczne: słońce jest najładniejsze kiedy umiera […] kiedy na koniec promienie załamuje jak ręce mrużę oczy na piękną czerwoną śmierć dopóki nie opadnie zasypane grudkami zmierzchu [z tomu Zerwane druty] W wymiarze czysto „zewnętrznym” fakt rzekomej – dla wtajemniczonych młodych poetów adorujących „szaloną” i barwną eksperymentatorkę - ale też probabilistycznie przewidywanej utraty wzroku stał się jednym z elementów tworzonej wokół młodziutkiej poetki legendy. Okrutne eksperymenty Barbary miały powód biograficzny, mniej interesujący z perspektywy literaturoznawczej; Barbara przeszła

72 poważne zapalenie nerwu wzrokowego, i prawdopodobnie w ten sposób oswajała też swój czysto fizyczny ludzki lęk, stawiała czoła możliwej własnej ułomności.

III. 3. Pierwsze traumy i fascynacje erotyczne

Barbara budziła zainteresowanie w męskim świecie literackim nie tylko ze względu na swój talent, realizację szokujących pomysłów, ale też dzięki wielkiej wrażliwości, osobistemu urokowi i urodzie. Wielu spośród pamiętających Barbarę z jej najwcześniejszych lat podkreśla jej swobodę obyczajową. To jednak była tylko zewnętrzna aura związana z życiem w kręgu artystycznej cyganerii, dla której „mieszczańskie” normy były czymś nie do pojęcia i nie do przyjęcia wobec niedawnej wojennej przeszłości, kiedy cały porządek świata legł w gruzach zrujnowanych miast, pełnych trupów, wobec własnych doświadczeń tułaczego dziecka, które wcześnie zetknęło się z najmroczniejszą stroną ludzkiego życia, i nie miało szansy na spokojne dojrzewanie do miłości, do intymnej więzi z drugim człowiekiem. Zarówno w listach, jak i wierszach znajdujemy przerażające świadectwo przemocy zadawanej „ja” mówiącej w najwcześniejszej fazie rozwoju kobiecej seksualności. W liście pisanym nocą z wtorku na środę, w lutym 1961 roku Barbara zapisywała: Było dawno chyba miałam pięć lat może nie kiedy matka wysłała mnie do starych obcych ludzi pod Bazyleę. To strefa niemiecka, ja nie umiałam tego języka128, tam pierwsze bicie w wyniku nieporozumienia pierwsza nienawiść wyniszczyłam wszystkie rude kwiaty jakieś nasturcje czy nagietki które z iście niemiecką dokładnością pielęgnowali, tam Francuzka pierwsze porozumienie językowe – sprzymierzeniec – duże lalki słodycze i zaduch staropanieństwa wylewność śliskie całowania, miałam od biegania twarde bardzo uda […] Powrót do Francji, bardzo krótko z matką, ciągle po ludziach, jakiś mocny zapach moczu prania noce bardzo wiele osób w łóżku wielkim i obowiązek budzenia młodszych od siebie żeby się nie podlewały, później obóz PCK prowadzony przez matkę i tam rodzeństwo polskie czternastoletnie sieroty Janeczka i Jacek oni mieszkali w jednym pokoju i tam przychodziłam, i ten Jacek kiedyś po łożył koc na podłodze i chciał mnie rozebrać dusił mnie pod tym kocem i kazał siebie dotykać

128 Tekst cytowany na podstawie edytorskiego opracowania listu. Czycz w Ajolu zmienił to zdanie na ja nie umiałam niemieckiego języka; być może nie chciał popełnić ewentualnego błędu dotyczącego „strefy niemieckiej”, gdyż nie znał realiów trójjęzycznej Szwajcarii. 73 pamiętam tylko potworny strach i że nikomu nie miałam odwagi tego powiedzieć. Analogiczna sytuacja dwa lata później już w Polsce z krewnym alkoholikiem, onanizm, on się następnego dnia otruł i żyły sobie w wannie podciął po raz któryś tam z kolei chociaż tym razem ostateczny […] i ja myślałam że to dlatego że on się wstydził tego co zrobił bo prosił żebym nie mówiła129. Zapis tego koszmaru znalazł się też w tytułowym wierszu tomu Nad ogniem: […] Dzieciństwo, tam przymknięta powieka obmierzła Starca krewnego który kazał tańczyć Po skórze swego napiętego brzucha Dlaczego mocniej pamiętam to złe. Niektórzy młodzi poeci tamtego czasu wspominali mniej lub bardziej wyraźnie o swoich bliskich związkach z Barbarą; na pewno w tamtych wczesnych latach coś ją łączyło z Jerzym Górzańskim 130. Wydaje się, że odtworzenie precyzyjnej mapy jej osobistych relacji z czasu wczesnej młodości nie jest dziś możliwe, co więcej, nie jest potrzebne, nie ma istotnego znaczenia dla poznania Barbary jako twórcy. Żyła tak jak inni młodzi tamtego czasu, pragnący wyrwać się z szarzyzny PRL, dążący do wolności za wszelką cenę, choćby za cenę osobistych porażek i poważnych zranień, wśród barwnej bohemy, skupiającej artystów, wszystkich i, niestety, przyciągającej także groszowych „demiurgów”, wysłanników „nowego wspaniałego świata”, którzy bacznie obserwowali „wolnych” twórców, wpływali na ich kariery i losy. Jarosław Markiewicz, jeden z mężczyzn, z którymi Sadowska była intymnie związana, wspomina: „Basia miała przedtem związek, być może romans, z Edkiem Stachurą, Stedem. Z pewnością miała romans z Januszem Żernickim, sztandarowym poetą orientacji Poetyckiej Hybrydy”.131 O ile bliska więź ze Stachurą była zapewne raczej przyjaźnią, wynikającą ze wspólnych osobistych związków z Francją, krajem urodzenia, serdeczną relacją osób o podobnej wielkiej wrażliwości, Żernicki rzeczywiście odegrał ważną rolę w najbardziej osobistej perspektywie biografii Sadowskiej.

129 Tekst oryginału tożsamy z tekstem zamieszczonym u Czycza. Zob. Ajol,, op. cit., s. 164 130 Poeta powiedział mi o tym w czasie promocji swojego ostatnio wydanego tomiku; opisane na odwrocie zdjęcie Barbary z Górzańskim w Ciechocinku, znajdujące się wśród listów Barbary w archiwum Żernickiego w Bibliotece Narodowej potwierdza ich znajomość. 131 Jarosław Markiewicz: „Słodko jest być dzieckiem Boga”… s. 9 74

Uraz z dzieciństwa położył się ponurym cieniem na pierwsze miłosne zauroczenie, doświadczone zapewne jeszcze przed poznaniem Żernickiego: 1958 rok, pierwsze uczucie i wstręt nienawiść do seksu do jakiegokolwiek zbliżenia ciągle przypominanie tej duszności tego zapachu przedwcześnie dowiedzianego. I żadnych właściwie pragnień.”132 W listach Barbara kilka razy powraca do swojego doświadczania erotyzmu; próbuje pisać bardzo otwarcie, szczerze, ma świadomość, że jej pisanie przypomina wyznania na sesjach terapeutycznych – i to też jest przeszkodą w nazywaniu tego, co się wydarzyło. Dzięki świadectwu pozostawionemu w listach możemy lepiej zrozumieć pozorną „wolność” poetki w jej erotycznych związkach i jej złożone przyczyny. Jak pisze Markiewicz – „po 56 roku w poezji rodziła się nowa opowieść o wolności i nadwymiarowości człowieka, odkrywcy samego siebie, dlatego uprawianie poezji miało i wtedy specjalny sens”.133 Żyjąc w przed-hippisowskiej atmosferze kręgu poetów niegardzących alkoholem i krótkotrwałymi erotycznymi satysfakcjami, Barbara miała od początku niezwykle silną moralną busolę, która nigdy nie pozwoliła jej na sprzeniewierzenie się podstawowym zasadom moralnym we wszelkich wyborach – artystycznych i życiowych. Wszystkie sprawy, dziejące się między ludźmi – także erotykę – traktowała bardzo poważnie, bolało ją, kiedy czuła się potraktowana instrumentalnie, jak zabawka. Tak, wydaje się, potraktował ją na początku adresat listów z Ajola; można to odczytać z bolesnego wyznania zawartego w liście z 30 września 1961 roku: „[…] zmyliłeś mnie myląc się być może sam to znaczy klasyfikując mnie z góry jednostronnie nie nawet według firm etyczno-moralnych ile chodziło Ci zapewne o pewną określoną orbitę obracanie się po niej, zabawę nawet w pewnym sensie pełną czy jak to nazwać udaną […] Nie rozumiałam Ciebie nie wiedziałam przecież że w tobie nagromadzony jest cały ładunek wielu nie znanych mi zresztą do dziś powodów dla których niszczysz dla których niszczejesz (być może). Widzisz żenujące jest dla mnie samej, takie wydaje mi się odległe, pisać Ci to; ja CHCIAŁAM BYĆ WTEDY TWOJA chciałam być wtedy Twoja, pomimo czy przez pewną jak się chyba domyślasz obrzydliwą historię w Poznaniu (mówiąc lapidarnie – gruźlica litość alkohol – tak wyglądało moje pierwsze przeżycie erotyczne – odczucie

132 Ajol, s. 165. 133 Markiewicz, op. cit., s. 9 75 największego upokorzenia, winna sama sobie. To była druga noc Festiwalu pierwszy raz zobaczyłam moją bierność, wymiotowałam i płakałam. Stanisław, nigdy nikomu nie mówiłam tego, przed Tobą ta wiwisekcja mnie. Mam wrażenie że kiedyś to musiało lub musiałoby zostać powiedziane. […] Napisałam. dlatego to przypominanie, żebyś mnie nigdy już nie pytał o sferę erotycznego życia. Niemożliwe jest cokolwiek odczuwać nawet największą samotność jeżeli ma być jedynie – jeżeli się tak widzi – likwidacja nadmiaru energii witalnej. Dla kobiety zresztą zbliżenie emanuje obejmując zupełnie inny zakres spraw i budzi pragnienie trwałości związku, u kobiety znacznie wcześniej zaczyna się budowanie 134 Świadomość własnych reakcji, poczucie winy i obrzydzenia z powodu przypadkowości pierwszego doświadczenia erotycznego, na które się zgodziła „z litości” i przez bierność – świadczą o tym, że Sadowska miała ogromną intuicyjną wiedzę o znaczeniu erotyki, o istocie kobiecości w najgłębszym związku z mężczyzną; jej literacki talent pozwolił jej te przemyślenia po mistrzowsku zapisać, i autotematycznie przedstawić wpływ erotyki na własną poezję: […] Erotyzm. – Akty, bardzo metafizyczne, tak koncentrycznie wysyłanie pragnień i chłonięcie pragnień, tempo, sublimacja, ocet plus miedź – grynszpan, opadanie i słyszane jakby dzwonienie i oddalanie, przypływ świadomości i doskonałe poczucie – funkcjonalności. Prośba Twoja żeby szczerze ale te tutaj sprawy dotyczące erotyzmu tu ani wnioski mój stosunek do tego ani relacje – niemożliwe, dla mnie samej widzenie tej sfery trudne to u mnie bardzo, jest jedynie sprawa uzmysławiania sobie pewnych rozjaśnień lub przyciemnień pojęcie tego niemożliwe i niemożliwe przekazanie Ci mojego widzenia tej sfery. Dzwonienie – tak, w czasie tego stopniującego się przypływu dźwięków w czasie tego dzwonienia niektóre wersety moich wierszy. I koszmarne to obnażanie się teraz Tobie. I cały czas świadomość dzielenia się moim wszystkim, poczucie lęku i prowokacja tego lęku poza wszelkimi konwencjami. Jak bardzo chcę się dostać do ciszy, nie, nie do ciszy bo to ogołocenie, raczej do łagodności do uspokojenia; nieosiągalne pragnienia bezpodstawna nadzieja, - t a m jest łagodność, jeszcze tylko szpetna forma agonia zarobienie na spokojność.”135 Barbara zdawała sobie sprawę, że jej seksualność została skażona przez brak ochrony, jaką daje życie w pełnej rodzinie, przez wykorzystywanie, jakiego doświadczyła w dzieciństwie. Jej droga do macierzyństwa była błądzeniem po

134 List Barbary Sadowskiej do Stanisława Czycza z 30 września 1961 r. 135 List Barbary Sadowskiej do Stanisława Czycza z 1 października 1961 r. 76 bezdrożach przypadkowych związków, być może również z powodu miłosnego zawodu, jaki sprawił jej pierwszy mężczyzna, pokochany wielką, niemal kosmiczną miłością, Janusz Żernicki. Listy do Żernickiego są niezwykłym świadectwem tej miłości, w której Barbara oddawała całą siebie.

III. 4. Janusz Żernicki – poeta, „pierwsza miłość” Sadowskiej

Janusza Kwiatkowskiego (przybrał literackie nazwisko Żernicki, żeby się odróżniać od znanego w tamtym czasie krytyka Jerzego Kwiatkowskiego) Barbara poznała prawdopodobnie w roku swojego książkowego debiutu, być może wcześniej, na zjeździe poetów w Poznaniu, a najpóźniej – w marcu 1960 roku, w czasie dyskusji nad Almanachem Młodych 1958/59 w klubie studenckim „Hybrydy”, na którą zaproszono blisko stu początkujących poetów z całej Polski136. Miłość Barbary do Żernickiego rozwijała się wiosną i latem 1960 roku. Listy z archiwum poety w zbiorach Biblioteki Narodowej stanowią niezwykłe świadectwo gwałtownego, silnego uczucia. Niektóre trudno odczytać; te pisane dwustronnie czerwonym atramentem na cienkiej bibułce szczególnie starannie kryją tajemnicę miłosnej korespondencji, nie poddają się nawet specjalistycznej aparaturze do odcyfrowywania rękopisów. Te, które odczytać się udało, wiele mówią nie tylko o zaangażowaniu uczuciowym, ale też o zdarzeniach, przeżyciach i staraniach Barbary o wydanie drukiem wierszy Janusza. W pierwszym liście opatrzonym datą 31 marca 1960 roku Barbara zwraca się do adresata: „Moje wszystko! Myślą jestem twoja. I jestem z nas dopiero.”. Kolejne listy są zapisem wielkich emocji, niepokojów, obaw; powstają często z impulsu, z chęci wytłumaczenia swoich zachowań. Trzynastego maja 1960 r. Barbara pisała: Janusz Drogi Mój Naj…Tak bym chciała poważnie Tobie i pogodnie a tę histerię [historię?] swoją na Zamkowym Placu dobrze sprzedać, bo wiem nerwowość i popędliwość w listach do Ciebie […] U mnie być może – myślisz urojenie że tęsknota i wylęgarnia snów – tak nad ranem, kiedy się kładę w znużeniu a później sygnały o sobie niepoprawne ci wysyłam. […] I jakby w trenach siedzę, ciasno przylegających do ścian domu matki. I chyba szukam pracy, powiedziane było wprost że muszę. I jest racja mała

136 Spotkanie poetów zapoczątkowało działalność Orientacji Poetyckiej „Hybrydy”, która- zgodnie z intencją inicjatora powołania grupy, Jerzego Leszina-Koperskiego, miała być „zespołem wszechstronnie działającym na rzecz poezji” (Jerzy Leszin: historia, która urosła do legendy, czyli dwa pokolenia. W: Post scriptum, Warszawa 1966, s. 7. 77 w tym. A odkąd powiedziane – to już opętanie , że nie ma innej myśli, jeżeli to przemyt kilku wulgarnych metafor się nasuwa. Daj wytrwać Boże i nie wódź nas Panie na pokuszenie ciągłe z motywu – Tęsknota. […] O Janusz tak czekam. Tak odwiedzają mnie tu krótko jak wdowę.”. Janusz Żernicki mieszkał w Ciechocinku, poza tym, jak można wnioskować z listów, odbywał w tym czasie służbę wojskową, dlatego motyw tęsknoty zaczyna stopniowo dominować; w listach pojawiają się litanijne skargi, jak w tym z 18 maja 1960 r.: O mój Ty z nagromadzeń wszelkich nocnych i niewierny bo niewierzący o podejrzenie moje jedyny niewysłowiony Nieutulony (ja takoż) Tak mało Ci jestem, Janusz, gdy taka cząstka oderwana od Ciebie a wiecznie w każdej podjętej sekundzie zdążająca ku scaleniu się z Tobą. I tak nie nadążam za sobą tą która naprzód i sądzi i wiem to proste moje żebranie o spokój gdy ciało moje wykwita na wszystkich twoich ranach, otwarciach. Ale kalecz, które moje wargi w skórę Twoje napięte niech Cię prowadzą w noc i przez krwinek nieskończoność, powtarzalność, odradzanie – niech Cię powrócą. Bo zrozum lub wiedz boli jak boli być ślepym głuchym tutaj, bo tylko na literki i papierki do Ciebie mi przyszło i ta przypadkowość słów i nieważkość że wiatr by je zniósł i przywarł gdzieś do kory – może topolowej jakby na nieskończoność perspektyw […] Horyzontu, który nic nie zamyka i nic nie otwiera. I przysięgałabym wobec niego ile razy wiarołomność. Te sugestie i rangi, a marzenie jest inaczej potrzeba. I zło jest TUTAJ wokół mnie, ale mnie nie przenika, ani nie chroni, ani nie miażdży - nie że tak szlachetne i dobre jedynie zdążające ciągle do Ciebie. I niech opieka Twoja będzie męska i wiary Twojej we mnie nie ma chyba. Tkliwości moja Jedyna […] na cichość ciszy wtulić się w Ciebie choć w gwałtowności może. W kolejnych listach pojawiają się zapisy filozoficznych przemyśleń i zdarzeń z codziennego życia, którymi Barbara pragnie się podzielić z adresatem, przeplatane żarliwymi wyznaniami: Bo tak kocham Ciebie tylko a do siebie sentymentu jedynie trochę i wiedz kabotyństwo mi się wzdłuż i wszerz mnie objawia. Tak nigdy, już nigdy nie chcę czekać. Ta Tobie Twoja z Ciebie Barbara.137. Pewne fragmenty listów dowodzą, że Barbara była świadoma niebezpieczeństw związanych z tak silnym uczuciem do mężczyzny – poety, które mogło grozić jej

137 List Barbary Sadowskiejdo Janusza Żernickiego z 22 maja 1960 r. (rękopis, Biblioteka Narodowa). 78 unicestwieniem i jako osoby, i jako twórcy. Pisała: „Kocham Cię na zniweczenie siebie”138 Poetka obawiała się, że może przestać mówić własnym głosem, że jako medium – zacznie myśleć i pisać tak, jak ukochany, bo chociaż kocha go tylko „z pamięci”, jest jakby równocześnie z niego „wyłoniona”. Równocześnie czuła, że zdarzyła jej się miłość niezwykła, pisała: „wiem, dane nam jest przeżyć najpiękniejsze i żadne tego rozcieńczanie w czas w lata w dziesiątki lat” […] przecież w Tobie po śmierci osobność a wtedy być może nasze prawdziwe urodziny […] Wierzę mocno pojedziemy na niepowrót żaden autostopem lub na jeziora wszelkie, na trawy wspólne – na OSTATNIE tutejsze Królestwo […] I niech gubią się ślady IM WSZYSTKIM którzy dzięki i zło czynią nikomu nic […] i nie ludzkie tu sądzenia i jest podział – część przypadła część WYŁĄCZNOŚĆ cokolwiek zrobimy dokądkolwiek – pójdziemy o jakiż spokój...Jedność wszystka mojego świata, więc co tam ja jeszcze tutaj znaczyć mam szukać lub doczekanie”.139. W liście z 29 maja 1960 roku Barbara ilustruje swoje uczucia cytatem literackim: I zatrzymałam się u Prousta:„Ponieważ wzrok jest zmysłem zawodnym, ciało ludzkie nawet jak ciało Albertyny dla mnie – wydaje nam się czymś poza nami – o kilka metrów, o kilka centymetrów. I tak samo dusza, która do niego należy. Ale nich coś zmieni nagle miejsce tej duszy w stosunku do nas, niech zdradzi, ze ona kocha kogoś innego, a nie nas, wówczas po biciu zdyszanego serca czujemy, że to nie o kilka kroków, ale w nas była ta druga istota. W nas w regionach mniej lub bardziej powierzchownych”.Nie wiem skąd się na tym zatrzymałam. Nie wiem czemu Tobie to napisałam. Może / myślę zdrada moja chwilowa siebie. 140 Barbara była wciąż siebie niepewna; gorączkowo szukała własnej drogi twórczej, przeżywając uczucie, które miało dla niej wymiar niemal kosmiczny. Dręczyły ją tęsknota za ukochanym, zazdrość o niego, pragnienie poznania prawdy o sobie i świadomość własnej niemocy. Niestety, negatywne emocje pogłębiał alkohol, który był w tamtym czasie nadużywanym przez artystów środkiem łagodzącym rzeczywistość. W listach do Żernickiego znajdujemy dramatyczne wyznanie – błaganie o miłość:

138 Listy do Janusza Żernickiego, rękopis w zbiorach BN. 139 Fragmenty listów Barbary Sadowskiej do Janusza Żernickiego z maja 1960 r.. Rękopisy w zbiorach BN. 140 List Sadowskiej do Żernickiego z 29 maja 1960. Rękopis w zbiorach BN. 79

Wstyd mi kochaj mnie bo mnie alkohol kocha i to nie patos brudu ile zapamiętanie […] Tak obce tu zielenie od witraży lampowych, odblaski ba sklepieniach na plafonach na ścianach i w kącie w tej długiej małej sali „Krokodyla” siedzą skuleni dwoje – jedynie oni i ja bo późno już. I jakby mój masochizm bo się kulą ode mnie choć bardziej w sobie wtedy. Ale już nie mogę przyjedź Nie wierzę w ważność twoich spraw, które Cię zatrzymują, tak jak nie wierzę w żadną ważność swoich spraw, to jedynie Ty i z Tobą związanie i wszystko są preteksty wolałabym byś mi napisał – nie mam forsy – dlatego, bo nie wierzę, że śmierci choroby oddzielają Cię ode mnie, że one się liczą, może ta moja niewiara to moja nieobliczalność to świadomość że nie chcesz. I nie gniewaj się że taka mała się tu okazuję Tobie, ale wiedz mnie najlepiej i zupełnie. W swoich listach do Żernickiego Barbara pisała nie tylko o swojej miłości do niego, zwierzała mu się też z przeżyć twórczych, pisała o rodzących się w bólu wierszach. Szczególnie poruszający jest zapis nocnego zdarzenia, kiedy nowy wiersz jakby został wydarty Bogu: Janusz! Piszę Ci to natychmiast 2.20 w nocy. Mocno krzyknęłam - „Boże” bo jest wiersz nowy I jakbym Mu coś wydarła bo od świecy zajął się papier – A ogień strawił jedynie słowa wykreślone I jest lęk mój ogromny przed niepojętym gdy ryby słodkich wód przekazują legendę głębin morza martwego – wypłynięte. Czy nigdy nie będzie mego oczyszczenia. Czyżby świat stworzony na udrękę jedynie doczesną. A cienie tulipanów naszych wydłużyły się i jakby straż – Pieśni teraz. […] Kot jeszcze oszalały biega po mieszkaniu, Słyszę wszystkie swoje wiersze. I panika jest między metalem i ogniem. […] Przez drzwi sen niespokojny matki mojej. Barbara zapisywała w tych niezwykle szczerych listach także swoje wizje i sny, niezwykłe, niepokojące, próbowała je po swojemu interpretować, oswajać: Był dziś w nocy Chrystus jako Judasz i przyniósł nie wiem czemu, nie wiem głowę odcięta konia (a w snach się koń na szczęście tłumaczy) B. To nie myśl profanacja Chrystusa, być może uczłowieczenie”. Miłość do Żernickiego nie przyniosła Barbarze osobistego szczęścia, ale dzięki odległości dzielącej dwoje młodych poetów, która zmuszała do pisania listów, kiedy fizyczna obecność drugiej osoby nie była możliwa, powstał niezwykły zapis dojrzewania twórczego poetki. W czasie, w którym trwała wymiana korespondencji z Żernickim, powstawały wiersze Barbary opublikowane później w kolejnym tomie po debiutanckich Zerwanych drutach, wydanych w 1959 roku.

80

Rozdział IV. Barbary Sadowskiej dojrzewanie do macierzyństwa

IV. 1. „Osobność” poezji Barbary Sadowskiej

Początek popaździernikowej dekady – czas debiutu i pierwszych tomów poetyckich Barbary Sadowskiej – „nosił wszelkie znamiona przewrotu”, i tak był odbierany „przez uczestników i świadków rozgrywającego się widowiska przemian”.141 Przewrót ten dotyczył również poezji; socrealistyczną „monokulturę” zastąpiła różnorodność „wyzwolonych” stylów i poetyk, które trudno byłoby poddać systematyzującym ustaleniom, szczególnie w przypadku twórców takich jak Sadowska, której utwory można by uznać za należące do nurtu „konfesyjnego”142, ale każda twórczość jest przecież w jakimś sensie „wyznaniem”, więc termin ten ma niewielką wartość różnicującą. Poezja Sadowskiej nie poddaje się teoretycznoliterackim kategoryzacjom przede wszystkim dlatego, że jest „osobna”, a jednocześnie nie na tyle odmienna od stylów i konwencji epoki żeby można było mówić o szczególnym nowatorstwie języka, poetyki, jak w przypadku Mirona Białoszewskiego. „Osobność” tej poezji zauważył po pierwszych wydanych tomikach Leszek Szaruga, który pisał: „Debiutancki tom młodziutkiej wówczas, nie mającej jeszcze lat dwudziestu poetki, „Zerwane druty” (1959) nie był wydarzeniem, które pociągnęło za sobą lawinę recenzji, ale ci nieliczni, którzy ów głos zauważyli, wróżyli autorce jak najlepiej. Wydany cztery lata później zbiór „Nad ogniem” również nie wywołał zbiorowego szału, lecz ci, którzy o nim pisali, podkreślając swoistość i mroczność tej poezji, zauważyli też wyraźne okrzepnięcie talentu.. […] Debiutująca mniej więcej jednocześnie z Iredyńskim czy Śliwonikiem poetka od początku przemawiała głosem własnym, osobnym, i być może właśnie ta osobność zadecydowała o zepchnięciu w cień, o odosobnieniu tych wierszy.”143 Jakie cechy poezji Sadowskiej sprawiają, że jest ona tak inna, odmienna? Jej twórczość nie jest czystą grą literacką, jest boleśnie rzeczywista, spleciona nie tylko z rytmem trudnej polskiej historii, ale też, i może przede wszystkim, z osobistymi

141 Janusz Sławiński, op. cit., s. 307 142 Termin popularny zwłaszcza na gruncie amerykańskiego literaturoznawstwa, i stosowany najczęściej w odniesieniu do poezji Sylvii Plath. 143 Leszek Szaruga: Sposób widzenia. W: „Nurt” [Poznań] nr 6 (122) 1975,. 81 przeżyciami, rodzi się z relacji z najbliższymi, z obserwacji szarego życia PRL, z dziecięcych wspomnień wojennej Francji, z fascynacji barwnym światem francuskiej literatury i kultury wolnego Zachodu, która w czasach odwilży mogła wreszcie dotrzeć zza żelaznej kutyny do Polski, oczywiście jedynie w swoich niegroźnych dla systemu utworach. Poezję Sadowskiej trudno umieścić w sztywny ramach skodyfikowanych generacji czy hierarchii także dlatego, że ważniejszą cezurę stanowiły w niej narodziny syna; więzi z najbliższymi, w ich całym biologicznym i kosmicznym wymiarze, zaznaczyły się w wierszach silniej niż jakiekolwiek zdarzenia istotne w szerszej perspektywie historycznoliterackiej. Poetka nie zabiegała o funkcjonowanie w ramach grup literackich, nie dbała o swoją pozycję na „targowisku próżności” zamkniętego świata kreowanych hierarchii i karier literackich w PRL. Tragiczne okoliczności polskiej historii i planowa polityka zamilczania niewygodnych pisarzy sprawiły, że pozostała w pamięci powszechnej nie jako ważny dla narodowej kultury twórca, ale jako symbol bólu wszystkich polskich matek ofiar stanu wojennego. Jej literacką i symboliczną poprzedniczką jest ucieleśnienie matczynej rozpaczy, Pani Rollison, której syn został zakatowany przez carskich oprawców. Syn Barbary Sadowskiej, maturzysta Grzegorz Przemyk, poeta, został zamordowany niemal dokładnie 150 lat po napisaniu przez Mickiewicza wstrząsającej sceny z „Dziadów”. Ale zanim nastąpił ten zmieniający całkowicie życie i pisanie cios, Barbara Sadowska wydała w oficjalnym obiegu, w minimalnych na tamte czasy nakładach, kilka tomów wierszy, i – aż do roku 1976 - uczestniczyła w oficjalnym obiegu literackim PRL, na obrzeżach, do których rzadko docierali krytycy, ale które zapewniały w miarę bezpieczny byt na rencie twórczej, jaką jej przyznano z powodu problemów zdrowotnych.

IV. 2. Natus est filius - nata est mater

W maju 1964 roku urodził się syn, ale urodziła się też Barbara – matka. To, co przeczuwane w snach i wierszach, stało się najważniejszą sprawą i życia, i poezji. Barbara, poetka liryki osobistej, onirycznej, wizyjnej, spełniona w swojej życiowej roli matka, stworzyła wiersze najpełniej w polskiej poezji oddające biologiczną i duchową naturę macierzyństwa. Nie było wcześniej w Polsce takiego głosu. Bolesne 82 macierzyństwo Matki Chrystusa znalazło odzwierciedlenie w licznych tekstach liryki religijnej, w tak wspaniałych jej arcydziełach jak kolędy czy „Gorzkie żale”, ale nie było w nich miejsca dla dosadnej cielesności aktu narodzin. Mistyczna „pępowina” łączyła ducha z materią, zgodnie z tomistycznym pojmowaniem natury człowieka, nie pojawiała się jednak w swojej biologicznej realności. Macierzyństwo, tak silnie w polskiej literaturze związane z chrześcijańską teologią, było przedmiotem numinotycznej czci, która nie pozwalała na dosłowność literackiego opisu. Krew, pot i łzy, człowiecza bolesna fizyczność pojawiały się w polskiej literaturze, tworzonej długo przez mężczyzn, tradycyjnie separowanych od misterium porodu, w opisach męki Pańskiej; całej tej fizyczności nie było w pieśniach i wierszach o Narodzeniu. Macierzyństwo zaczyna się od zaakceptowania i zrozumienia własnej matki. Tytuł debiutanckiego wiersza, poświęconego matce, opublikowanego w „Nowej Kulturze” w 1957 roku i później włączonego do tomiku „Zerwane druty”, wydanego w roku 1959 przez „Iskry”, nabiera symbolicznego znaczenia, jakby klamry zamykającej biografię poetki. Bohaterka-adresatka juwenilnego wiersza jest zanurzona w codzienności, „przycupnęła na brzegu fotela”, zajęta kobiecą czynnością cerowania – jej „śmieszny kołnierzyk” i „cienkie ręce” budzą czułość, która zostaje przełamana niepokojem: marszczysz się mamo dziura wielka jak melon wymyka się zwijasz pace kurczowo przytrzymując na próżno przegryzasz nitkę zębami i ręce ci opadają Prosta zapobiegliwość nie może zaradzić temu, co nieuchronne – dziura, która staje się nagle wielka jak melon – to jakby metafora powstającego w łonie życia, którego nie można w nim zatrzymać, bo „wymyka się”, chociaż matka pragnie je zatrzymać przy sobie, ochronić przed ziejącą nicością, która czyha na zewnątrz. Przegryzanie nitki – jest jak symboliczne zerwanie pępowiny, chociaż wers ten odsyła też do codziennej trudnej krzątaniny, do matczynych zabiegów o scalanie poszarpanej odzieży, i poszarpanego świata, podejmowanych, choć „ręce opadają”. Młodzieńczy wiersz Sadowskiej jest niezwykle surowy, nie zawiera typowych środków stylistycznych (poza oryginalnym porównaniem: „dziura wielka jak melon”),

83 ale dzięki tej ascetycznej budowie stwarza pole do interpretacji najpełniej zgodnych z intuicjami teoretycznoliterackimi Janusza Sławińskiego, który, pisząc o różnych „wpływowych w ostatnich dziesięcioleciach teoriach interpretacji” , zarówno w pełni zgodnych z tradycją filologii i poetyki, jak i tych inspirowanych „hermeneutyką podejrzeń”144 (psychoanalitycznej i marksistowskiej) oraz filozofiami fenomenologiczno-egzystencjalistycznymi, podkreślał, że wszystkie te koncepcje zawierają pojmowanie interpretacji jako swego rodzaju „dramatu poznawczego”, którego fabułę stanowi za każdym razem „wyprawa badacza po nieznane znaczenia zamknięte w obcoświecie dzieła”145. Drobny utwór liryczny, wiersz Mama Barbary Sadowskiej, jest dziełem, które przy takim „drążeniu” odkrywa bardzo głęboki „sens rdzenny” – najbardziej podstawową więź ludzkiego świata, więź dziecka z matką - na wielu poziomach, od czysto biologicznego, w którym ważne są codzienne zabiegi o podtrzymanie egzystencji, po głębokie porozumienie duchowe, współodczuwanie i współczucie. Czynność cerowania staje się w takiej perspektywie nie tylko walką z materialnym niedostatkiem, ale zmaganiem się z siłami nicości, symbolizowanymi przez ogromniejącą dziurę. Zwinne – i zwijane – palce przytrzymujące „kurczowo”, lecz „na próżno”, opadanie rąk, są sygnałem znaczeń kojarzonych z ogromnym trudem i troskami macierzyństwa, także tego, jakie znamy z ludowych Bożonarodzeniowych polskich pieśni. Zastosowana w tekście gramatyczna forma „ty” każe tu przywołać nie tylko myśli na temat znaczenia i istoty dialogu, rozwijane między innymi w pismach Levinasa, ale przede wszystkim odsyła do poetyki modlitw maryjnych, obecnych w polskiej poezji od jej początków. Tajemnica macierzyństwa zajmuje w polskiej literaturze miejsce szczególne dzięki towarzyszącej naszym dziejom pieśni- modlitwie Bogurodzica. Prawdziwie „ziemską” matczyną miłość i bliski związek Kobiety z Dziecięciem pokazują jednak dopiero kolędy. Maryja staje się w nich zwykłą matką, pełną tkliwej czułości, która „zdejmuje rąbek z głowy”, żeby otulić dzieciątko narodzone w skrajnym ubóstwie, w przygodnym miejscu, wśród pasterzy, zawinąć je w część własnego ubrania, które zapewne też trzeba było mozolnie cerować, żeby dzieciątko nie musiało „płakać z zimna”. Ale i w kolędach nie ma jeszcze tego, o czym zapewne nie umieliby napisać tworzący je poeci – mężczyźni; nie ma świadectwa

144 Termin Paula Ricoeura (podaję za: Janusz Sławiński, Próby teoretycznoliterackie, Warszawa 1992, Wyd. PEN, s. 45 145 Janusz Sławiński, ibidem, s. 46. 84 najbardziej intymnego związku dwóch ludzkich istot, opartego nie tylko na duchowej bliskości i czułości, ale też na najpełniejszej biologicznej jedności, zawierania w sobie Drugiego, które jest najbardziej swoistym doświadczeniem kobiety. Taka perspektywa pojawiła się dopiero w liryce polskiej II połowy XX wieku.

IV. 3. Pierwszy w pełni kobiecy głos w polskiej poezji

Barbara Sadowska, dzięki swojej niezwykłej osobowej wrażliwości, zdołała wyrazić cud macierzyństwa nie tylko w jego wymiarze biologicznym, ale w pełni ludzkim, w połączeniu z najważniejszymi więzami łączącymi człowieka rodzącego człowieka – z jego najbliższymi, z mężczyzną, ojcem rozwijającego się w niej życia, z własnymi rodzicami, z innymi kobietami, i z innymi istotami, które rodzą się, żyją i umierają. Wrażliwość Barbary, jej dar uwagi skierowanej na istoty obdarzone życiem, opisał w 1964 roku poeta Janusz Żernicki: „Pamiętam, jak znalezione przypadkiem, pęknięte jajko rybitwy wywołało u Barbary niespodziewany wstrząs, długo nie mogła się po tym uspokoić. Wśród niewielu skorupek widoczny był mały prawie przezroczysty ptaszek, doskonale widać było serce, układ kostny i naczyniowy, ptaszek ten, owo pisklę niewyklute, było przeraźliwie prześwietlone, było jak gdyby zatrzymaną absolutną świadomością – „oto ja pisklę, mam takie kosteczki, takie żyły, takie serce, wszystko inne – wiatr, który mógłby być, drzewa, deszcz, jezioro jest tylko dodatkiem do mnie, możliwością moich układów, niczym innym”.146 Współczucie wobec istoty, której życie zostało zniszczone w zarodku, jest symbolicznym świadectwem ogarniania macierzyńską troską każdego życia, tak charakterystycznego dla poetki, które przejawiało się nie tylko w jej wierszach, ale i w życiu, gdyż Barbara – jak trafnie zauważył Żernicki, „jak rzadko ktoś z poetów, jest nierozdzielna na „Siebie” i swoją twórczość.” Jakby na potwierdzenie tego zdania, w napisanym ponad dziesięć lat później wierszu Sadowskiej – matki małego Grzesia, znalazło się echo tamtego zdarzenia znad

146 Janusz Żernicki: O pochmurnookiej dziewczynie spod zatrzymanych słońc a raczej o jej poezji słów kilka. W: Barbara Sadowska: Otwarte niebo wieczny sen. Warszawa 1997, Spółdzielnia Wydawnicza ANAGRAM, s. 197. [Pierwodruk w antologii Post scriptum Orientacji Poetyckiej Hybrydy, Warszawa 1964]. 85 jeziora Sorong147, znalezienia niewyklutego pisklęcia, które wzbudziło matczyną czułość, troskę, chęć ochraniania: ukryj się u mnie pod postacią choćby zwierzęcia chorego – przybysza zza tamtej strony niezdolnej gdzie gołębica wściekle roztłukuje jajka niewyklutych w porę – zaziębłych? niebyłych? strzaskanego owalu ukazane wnętrze - zatęchła perspektywa ludzkiego wejrzenia przyjdź do mnie jak niegdyś pod wiosenną noc z sobą małym za rękę z sobą samym w mgławicy boernerowskich pól aż po kompromitację przymierza żywiołów pierwiastków zakłóconych w chińskiej tarczy koła In i Jang (*** z tomu Nie możesz na mnie liczyć nie będę się bronić) „Ty” w wierszu jest mężczyzną, ale widzianym w rozwoju, w wykluwaniu się, „z sobą małym pod rękę”; nie jest opiekunem, ale kimś, kto potrzebuje opieki, a jeszcze ściślej – budzi potrzebę opiekowania się nim, pragnienie chronienia – aż do zakłócenia In i Jang – tego, co męskie, i tego, co kobiece – bo to mężczyzna powinien chronić i ocalać; matka może tak dbać jedynie o dziecko. Kiedy rodzi się dziecko, i wcześniej - kiedy rodzi się myśl o własnym dziecku, kobieta zaczyna – wtedy dopiero - rozumieć swoją własną matkę; staje się świadomym siebie dzieckiem-kobietą, która zaczyna pojmować sens uczestniczenia w wielkim łańcuchu matek przekazujących życie kolejnym pokoleniom. Wydaje się, że takiej perspektywy w polskiej poezji przed XX wiekiem nie było. Poetki, które wcześniej zdobywały sobie z trudem prawo głosu w literaturze, zajmowały się tematami społecznymi, narodowymi, tym, co było najważniejsze dla przetrwania polskiej tożsamości kulturowej. Pisały, tak jak mężczyźni, o tym, co najbardziej bolało rodaków pozbawionych własnej państwowości, albo tworzyły wiersze i opowiadania dla dzieci, dbając o kształtowanie ich wyobraźni, wrażliwości i patriotycznych postaw. Jedna z pierwszych polskich poetek, które odważyły się mówić w swoich wierszach o sprawach

147 Prawdopodobnie chodzi o jezioro Sarąg. 86 osobistych, i to nie tylko o uczuciach, ale i o kobiecej cielesności, Maria Pawlikowska Jasnorzewska, nie zapisała w swoich wierszach pełni kobiecego doświadczenia; jej poezja nie mówi o najgłębszej tajemnicy i największym darze kobiecości, o macierzyństwie. Można zaryzykować stwierdzenie, że poezja Barbary Sadowskiej jest pierwszym w pełni kobiecym głosem w polskiej poezji. Z dzisiejszej perspektywy szukanie tego, co kobiece, a co męskie w poezji może się wydawać błędem nie tylko z perspektywy historycznej, ale zwłaszcza w świetle panoszącej się w literaturoznawstwie (i nie tylko) modzie na interpretacje w duchu „równościowym” spod znaku ideologii „gender”. Krytycy z lat sześćdziesiątych, którzy pisząc o poezji Sadowskiej podkreślali z uznaniem jej „męski” charakter jako tożsamy z „wyższą” i niepodważalną wartością literacką, trafiliby dziś pod ostrzał krytyczek i literaturoznawczyń, ale błąd, jaki popełniali, był w istocie o wiele poważniejszej natury niż zawarte implicite w takich stwierdzeniach przekonanie o mniejszej wadze tego, co tworzą w literaturze kobiety: nie rozpoznali prawdziwej wartości poetyckiego zapisu specyficznie kobiecego doświadczenia. Nawet ci, którzy dostrzegli ten wymiar poezji Barbary Sadowskiej, nie umieli właściwie go odczytać. Marek Zalewski, który jako jedyny chyba uznał figurę dziecka za centrum poetyckiego świata Sadowskiej, nie zrozumiał jej całkowicie odrębnej drogi poetyckiej; „wtłoczył” jej poezję do szufladki „najnowsza poezja kobiet”, łącząc w swojej recenzji trzy całkiem różne poetyckie ścieżki, których jedynym wspólnym mianownikiem okazała się negacja tego, co było, według autora, charakterystyczne dotąd dla kobiecej liryki: „Poezja Urszuli Kozioł, Ewy Lipskiej i Barbary Sadowskiej zyskała sobie u czytelników trwały kredyt zaufania. Wszystkie tomiki tych autorek stanowiły wydarzenia poetyckie sezonu, a także w znacznej mierze – co do tego krytyka nie miała wątpliwości – ustalały wysoki kanon współczesnej liryki kobiecej. Poetki zdołały wypracować własne indywidualne formuły przeżywania świata, zaproponować niebanalne rozwiązania tematów swoich wierszy, wolnych od pretensjonalnej agresywnej erotyki, metafizykujących nieudolnie rozważań o „związkach płci z duszą”, wolnych wreszcie od pełnych sentymentalnych minoderii obrazków poetyckich, a więc tego, czym tak często grzeszyła współczesna liryka uprawiana przez kobiety”148.

148 Marek Zaleski: Lęki codzienne. W: „Nowy Wyraz” nr 3 (marzec) 1975, str. 99. 87

Jerzy Górzański, według którego „Barbara Sadowska jest równie ważną poetką jak Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, może nawet ważniejszą” 149, niezwykle celnie podsumował porażkę krytyki literackiej sprzed kilku dziesięcioleci w zetknięciu z nowatorskimi wierszami Barbary: „W tamtych odległych latach, bardziej w środowiskowym niż krytycznym opisie, mówiło się, że Sadowska jest męską poetką, starającą się dorównać w męskości poetom ze swojego pokolenia. Ale to nieprawda. Barbara Sadowska była i jest poetką samoswoją, poetką miłości i dramatu, który do miłości bywa przypisany”150 Jan Z Brudnicki, który próbował się zmierzyć z poezją Sadowskiej po ukazaniu się czwartego tomu jej wierszy, w którym doświadczenie macierzyństwa znalazło najpełniejszy wyraz, pisał: „Można u niej przeczytać też o sprzeciwie egzystencjalnym wobec siebie. Zaryzykowałbym określenie, że ucieka wręcz ona od swoich uwarunkowań egzystencjalnych, jest nimi zawstydzona, szyfruje ich treść w sensy odwrotne. A równocześnie pragnie przeżyć siebie, także swoją kobiecość, w pełni, w całości, do końca, nawet tragicznego. Sprzeciw wobec kobiecego ciała, „pulsu świata we własnym krwiobiegu”, jest heroiczną walką na śmierć i życie niemal z całym wszechświatem”.151 To wewnętrznie sprzeczne twierdzenie krytyka o „sprzeciwie” wobec własnego ciała, a jednocześnie o pragnieniu „przeżycia swojej kobiecości w pełni” świadczyć może o trudności odczytania tego całkiem nowego głosu w poezji pisanej z perspektywy kobiecej, który, jak się wydaje, stał się bardziej zrozumiały dopiero dzięki Annie Świrszczyńskiej, o trzy dekady starszej niż Sadowska poetki, która wypracowywała swój własny przekaz kobiecego doświadczenia bardzo późno, równolegle z dojrzewaniem poetyckim młodziutkiej Barbary. Tom wierszy Świrszczyńskiej poświęconych czysto biologicznym aspektom kobiecości, kobiecej erotyce, macierzyństwu, dramatowi starzenia się ciała- pod znamiennym, krzyczącym o zwrócenie uwagi na inną perspektywę poetyckiego widzenia tytułem Jestem baba - ukazał się w 1973 roku. Wydaje się, że kobiecy głos Sadowskiej – nawet na początku jej twórczej drogi - jest pełniejszy; jej teksty zawierają odniesienia nie tylko do biologii, ale i do duchowości. W wielu miejscach są też zaszyfrowane wyznaczniki polskiej tradycji

149 Jerzy Górzański, Mironalia 2008, op. cit., s. 10 150 ibidem 151 Jan Z. Brudnicki: O wierszach Barbary Sadowskiej: dialog w: Poezja nr 4 (kwiecień) 1976. . 88 religijnej (początkowo – wydaje się, że właśnie tak, pozornie powierzchownie – tradycji) i wielowarstwowe odwołania do chrześcijaństwa, a w każdym niemal jej wierszu znajdujemy wyraźny wybór aksjologiczny: opowiedzenie się po stronie dobra i prawdy, w najdramatyczniejszych nawet i najbrudniejszych okolicznościach ludzkiej – także tej w pełni kobiecej – egzystencji. Nie da się głosu Sadowskiej zredukować do głosu feministycznego, i to dość nietypowego, co karkołomnie próbował robić Brudnicki: „ […] to wyzwalanie się przerosło samo siebie i przekształciło się w swoisty sprzeciw kobiety wobec kobiety, w swoistą emancypację. Problem kobiecości dla narratorki – to nie być kobietą! […] Da się to określić też w sensie społecznym jako bardzo współczesna forma emancypacji. Jest to już trzecia fala emancypacji europejskiej. Non- konformizm w twórczości i społecznym uczestnictwie, samodzielność intelektualna, możliwość decydowania o swoim losie w każdym jego wymiarze po jednej stronie, a po drugiej tradycyjne wartości i przywileje – to dylemat dramatyczny, niemożliwy do rozstrzygnięcia, to stan, który spala. Trudny do zniesienia w sytuacji, gdy zaneguje się, jak powiedzieliśmy, harmonię rodziny i oparcie o nią. W zamian otrzymuje bohaterka liryczna swobodę, wolność. Co z nią począć, czemu ona ma służyć? Podobnie jak miłość, twórcza postawa, twórczość sama. Zwłaszcza, że miłość jawi się tu w aurze tragicznej. Niespełnienia, śmierci.”152 Zastanawiać może, czy tak rażący brak zrozumienia całkiem nowego głosu w polskiej poezji nie wynikał z przyjęcia nowych, ideologicznie nacechowanych, koncepcji teoretycznoliterackich. Widoczne w tej, cytowanej we fragmencie, napisanej w formie dialogu, wypowiedzi krytycznej zalążki postmodernistycznego podejścia interpretacyjnego pozwalają na wysnucie takiego wniosku. Autor stara się używać bezpiecznych i w pełni poprawnych pojęć literaturoznawczych, stąd „ja mówiące” w wierszu określane jest jako „narratorka”, ”postać tych wierszy”, „bohaterka liryczna”. Ciekawe, że występuje tu już (w tekście z 1975 roku) kategoria europejskości („trzecia fala emancypacji europejskiej”). Niestety, Brudnicki nie wyjaśnił, co kryje się pod tym terminem, i co on ma wspólnego z poezją Barbary Sadowskiej. Dziwi też próba wpisywania Sadowskiej w dyskurs „walki wartości”. Brudnicki stwierdza, że w jej poezji zanegowano „harmonię rodziny”, że głos poetycki Sadowskiej jest przejawem „non-konformizmu w społecznym uczestnictwie”. Charakterystyczne, że w interpretacji

152 Jan Z. Brudnicki, op. cit. 89

Brudnickiego „narratorka” buntuje się – według autora – przeciwko tradycyjnej rodzinie, ale już nie przeciwko opresyjnemu zniewoleniu przez system polityczny. Wydaje się, że Brudnicki, pisząc trafnie o „ szyfrowaniu” treści w poezji Sadowskiej, nie umiał znaleźć właściwego klucza do jej szyfrów. Po części można to tłumaczyć nie tylko niezrozumieniem, ale i bezradnością, brakiem narzędzi interpretacyjnych, nie wypracowanych przez teorię literatury, co wynikało z faktu, że doświadczenie macierzyństwa z punktu widzenia kobiety nie zostało wcześniej wyrażone w polskiej poezji. Również w poezji światowej ta perspektywa dopiero się pojawiała. Twórczość Sylvii Plath nie bez powodu uznawana jest za jedno z największych osiągnięć amerykańskiej literatury; dostrzeżono w niej to, czego wcześniej po prostu - nie było. Barbara Sadowska, która znała i ceniła twórczość Sylwii Plath, przywołanej z nazwiska w jednym z własnych wierszy, zanim została matką, zdobyła doświadczenia twórcze, była już świadomą swojej drogi poetką. Dlatego jej macierzyństwo – nie tylko biologiczno- duchowe, ale i literackie, jest jednym z najważniejszych tropów dla badacza.

IV. 4. Macierzyństwo a meandry genealogii

Swoiście kobiece doświadczenie rodzicielstwa, najgłębiej doświadczona wiedza o przekazywania życia nie są tożsame ze świadomością wagi genealogii, tak ważnej w świecie mężczyzn, martwiących się o sprawy dynastyczne, o dziedziczenie majątku, talentu lub nazwiska rodu, co pars pro toto znajdujemy w myśli testamentowej Juliusza Słowackiego: „Nie zostawiłem tutaj żadnego dziedzica, ani dla mojej lutni, ani dla imienia”. Dla Sadowskiej genealogia – to ciąg istnień, które się wylęgają jako głowy kolejne, zapominane w ciągu dziejów: Zapominam, Przysięgam. Każdy dzień na końcu. Pod chrzest promieni – wylęgarnia głów moich kolejnych, A włosy genealogii długie, wloką się… Oglądam się gdzie przebrzmiałe murszeją powieki. Kaleczenie tam także – gladiator się za brzuch trzyma, Krew piekło rozpowiada, nasiąkając ziemią, […] 90

(Krzywoprzysięganie, z tomu Nad ogniem) W ciągu istnień – w historii - zawsze jest krew, kaleczenie, cierpienie, które uwiarygodnia istnienie piekła. Motyw jeziora, „rybiącego się” łuską przenosi w czasy gladiatorów – i prostych rybaków, dla których chrzest promieni był codziennością. Długie włosy genealogii ciągną się w przeszłość, aż do czasu przebrzmiałych, murszejących powiek. Ciągnące się długie linie pokoleń, „włosy genealogii”, trwają zapisane w księgach imionami kolejnych ojców; synowie, spadkobiercy nazwiska, krwawią inaczej niż rodzące w bólach kobiety; gladiator trzymający się za brzuch jest jakby symbolem wspólnoty ludzkiego, męskiego i kobiecego, doświadczenia bólu i krwi, ale krew gladiatora „nasiąka ziemią”, kobiece „ja mówiące” wie, że kobieca krew jest związana z rodzeniem, nie z umieraniem. Tę krew wysuszy słońce, czczone od prawieków jako „jedyne źródło światła i ciepła, a zatem i życia”:153 I śmieję się do krwi, Słońce mnie wysuszy. Ja się wtedy posuwam nad jezioro Sorong, Które się łuską rybi – rybakom na codzienność. Doświadczenie ojcostwa ma w genealogii wymiar historyczny, kulturowy, niezwiązany z biologią. Wielcy twórcy polskiej literatury pozostawili świadectwo przeżywania ojcostwa również w wymiarze czysto ludzkim, rodzinnym. Zapisane w polskiej poezji doświadczenie ojcostwa wiąże się jednak raczej ze śmiercią niż narodzinami, jest w najważniejszych poetyckich realizacjach ściśle spojone z toposem straty. Bohaterki Trenów Jana Kochanowskiego czy cyklu Anka Władysława Broniewskiego to dzieci, które umarły. Doświadczenie ojcostwa staje się doświadczeniem śmierci ukochanego dziecka, rozpaczliwym poszukiwaniem sensu strasznego ciosu, próbą znalezienia filozoficznej czy religijnej – a więc duchowej – konsolacji. Doświadczenie ojcostwa i bólu po stracie dziecka jest też doświadczeniem soteriologicznym; w tajemnicy śmierci Boga- Człowieka zawiera się doznanie ludzkiego losu aż do końca – do największego cierpienia, jakiego może doświadczyć człowiek – śmierci ukochanego dziecka. W wierszach ostatnich Barbary Sadowskiej, pisanych po śmierci jej zamordowanego syna, odnajdujemy i ten wymiar, pozwalający jej zrozumieć Boga we

153 Władysław Kopaliński: Słownik mitów i tradycji kultury. Warszawa 1985, Państwowy Instytut Wydawniczy, s. 1076.. 91 wspólnym strasznym doświadczeniu. Sadowska idzie jednak w swojej poezji jeszcze dalej – do początków życia. U żadnego poety mężczyzny z oczywistych powodów nie odnajdziemy wierszy poświęconych życiu rozwijającemu się we własnym łonie. Doświadczenie noszenia dziecka w sobie, narodzin, przecięcia pępowiny łączącej własne ciało z ciałem drugiego człowieka – to istotowe doświadczenie kobiece. Męskość i kobiecość rodzicielstwa mogą się spotkać w pełni - nie tylko w rzeczywistości pozaliterackiej, ale i w poezji – jedynie w doświadczeniu bólu po stracie dziecka, z którym obydwoje, kobieta i mężczyzna, są najściślej złączeni osobowo.

IV. 5. Macierzyństwo zanurzone w biologię – misterium powstawania i ginięcia życia

Dla kobiety macierzyństwo ma, poza duchowym i uczuciowym, jeszcze inny horyzont – zanurzenia w biologię, ale i w cyklicznie wyznaczany ciąg możliwości zawieszonych między tym, co żyje, i tym, co umarło. Macierzyństwo - to najgłębsza, z trzewi zrodzona wiedza o życiu i śmierci, pozwalająca kobiecie intuicyjnie poczuć wielki ocean, z którego wyłoniły się pierwsze formy życia, w czasie przed ludzkim czasem. Bo z dna jest muł i wszystkie narodziny (Przez sen z tomu Nad ogniem) Ginięcie, przemijanie jest wpisane nie tylko w ludzki los; wydaje się, że intuicja poetycka Sadowskiej jest w tej kwestii zbieżna z myślą najstarszych greckich filozofów, której ukoronowaniem był traktat Arystotelesa O powstawaniu i ginięciu 154, w którym Stagiryta opisywał mechanizmy powstawania i przemiany żywiołów i różnych postaci bytu . Kobieta, zrodzona i rodząca, odczuwa pierwotną, naturalną więź z całą materią, z jej atomami, z węglem, w który zmienia się to, co niegdyś żyło: I jeszcze powiem pojęcie węgla w deseniach kolan Gdzie odciśnięta trawa, czy przemija mnie. (Pojęcie węgla z tomu Nad ogniem) Macierzyństwo – to najgłębsza forma łączności z Ziemią, z jej pradawnością, z jej żywiołami, ale i ze Słowem, z jego znakami, szukanymi w narzeczach pamięci:

154 Traktat ten , zawierający koncepcje potwierdzone przez najnowsze osiągnięcia nauki, został po raz pierwszy wydany w języku polskim w przekładzie Leopolda Regnera w 1981 roku w serii Biblioteka Klasyków Filozofii PWN. 92

Ogień – strzępy sukienki, okrutne dzieciństwo Ziemi puls jaszczurzego gardła w kręgi coraz wolniej wzory miejsc rytmicznych tłoczone na wietrze ruchomość osadzana w tafle momentalnych jarzeń znaki tropione po narzecza – tych bronię (Uczta z tomu Nad ogniem) Niezwykła metafora, personifikacja Ziemi, której sukienki w dzieciństwie trawił ogień, jest jednocześnie metaforą historii powstawania życia od jego najdawniejszych form. Macierzyństwo – to uczestniczenie w przemianie form, w ruchomości osadzanej w tafle momentalnych jarzeń, w powoływaniu do trwałego istnienia – przez krótkie mgnienie.

IV. 6. Fizjologia macierzyństwa

Ból i problemy związane z macierzyństwem pojawiają się w wierszach opublikowanych w tomie Nad ogniem, których treścią jest próba zrozumienia własnej matki, do niej adresowanych lub o niej mówiących, opisujących zmaganie się trudnym do zniesienia fizycznym cierpieniem. Trzeba w tym miejscu wspomnieć, że od wczesnej młodości Barbara miała poważne problemy ze zdrowiem. Najpierw był ostry ból głowy spowodowany cierpieniami neurologicznymi, który wymagał hospitalizacji. Przeżycia szpitalne, zapisane w niektórych wierszach, i w listach zamieszczonych przez Czycza w tomie Ajol, przyniosły poetce doświadczenie bólu, porównywalnego z bólem porodowym. W wierszu Hiena na brata, który jest jakby poetycką wiwisekcją aktu rodzenia, zawarte jest dramatyczne błaganie: Pozwól mi zapomnieć, ty bolisz – mój mózg. Współczucie dla rodzącej, wyrażone poprzez utożsamienie się z nią i metonimiczne przedstawienie ciała jako bolącego mózgu prowadzi do niezwykłej metafory, sugerującej jednocześnie powrót do łona matki, jakby „podwojony” ból rodzenia, ból osoby mówiącej, która jest jednocześnie i rodzącą w bólu kobietą, i wrzodem, wyrastającym z ciała swojej matki. Odejście wód płodowych poprzedza „odejście” własnego ciała: Choćby ta kobieta ściśnięta wśród bruzd z niej wody odchodzą, później ciało moje pozwól ciało zapomnieć. Będzie jak być miało. 93 wyrosłam z ciebie boleśniej niż wrzód. (Hiena na brata, z tomu Nad ogniem) „Odchodzenie” od ciała matki i „wyrastanie” z niej mają, poza czysto biologicznym, również symboliczny sens. Dziecko odchodzi od matki, jest powodem jej cierpień również przez fakt własnego niezależnego życia i przez dorastanie w cieniu zmarłego rodzeństwa. O maleńkim bracie Barbary Sadowskiej niewiele wiadomo155, ale w kilku wierszach są wyraźne sygnały poczucia winy z powodu własnego życia, jakby zawstydzenia wobec śmierci brata: Pozwól zapomnieć ciało, że inaczej będzie tu rąk łamanie i łza ciebie wstydzi mokre i mozolne to śpiewanie matko warg przywartych w ziemię w której kości brata[…] Braciszku mój ziemny zarosły w korzenie. Relację bohaterki wiersza z „wykochaną z rodzicieli” zakłóca wspomnienie zmarłego braciszka – i jakby stale obecne podświadome poczucie winy, niesprawiedliwości – wobec tego z dzieci, które umarło. Cień śmierci, towarzyszący całemu życiu, jest szczególnie silnie obecny w sytuacji szpitalnej156, gdzie Sadowska zetknęła się z najokrutniejszymi przejawami biblijnego przekleństwa rodzących kobiet, zapisanego w Księdze Rodzaju, i przejmująco je udokumentowała w listach do Stanisława Czycza: Tutaj są ciała przeznaczone na agonię, tu na korytarzu i tutaj piszę, jedna z tych kobiet urodziła dziesięć dni temu dziecko i łożysko część łożyska zostało w niej i zaczęło gnić a teraz już wszystko zakażone od nóg do pasa skrzepnięta granatowa to ciało woła pić i boli.157 Trzeci w okresie kilku miesięcy pobyt Barbary w szpitalu był związany z kobiecą cielesnością i jej powikłaniami. Pierwsza diagnoza, o której mowa w liście z 9 marca 1961, brzmiała: „graviditas recens co znaczy ciąża początkowa”. Wiadomość o poczętym dziecku wywołała niepokój poetki, ale jej matka przyjęła ją ciepło, tak jak przyjmowała obrazy i wiersze autorstwa córki. To, co było między dwiema kobietami

155 W aktach paszportowych w ostatnich trzech latach życia Barbara we wszystkich rubrykach przeznaczonych na wpisywanie najbliższych członków rodziny, również w pozycji: „rodzeństwo”, wpisywała: „nie żyje”; wydaje się, że można z dużym prawdopodobieństwem uznać, że pojawiający się w kilku wierszach „brat” nie jest jedynie figurą stylistyczną czy nośnym znaczeniowo symbolem. 156 Warto już tutaj podkreślić wspólnotę doświadczenia szpitalnego Sadowskiej i Sylvii Plath, która w wielu swoich wierszach i metaforach odwoływała się do realiów choroby, śmierci i szpitala. 157 List z 3 marca 1961 r. 94 bolesne, zostało zapomniane i usprawiedliwione. Okazało się jednak, że diagnoza postawiona przez lekarkę nie potwierdziła się. W liście z 18 marca Barbara pisała do Czycza: Teraz kilka wiadomości cielesnych, to nie dziecko ale guz przy jajniku za trzy tygodnie będę operowana (zależy mi żeby to dobrze poszło bo podobno takie operacje grożą bezpłodnością) plus ślepawe oczy158. Lęk przed samotnym macierzyństwem i możliwością urodzenia „potworka”, „pokraki” ustąpił teraz lękowi przed utratą płodności – odebraniem daru macierzyństwa. Doświadczenie brzemienności – choć tylko domniemanej na podstawie błędnej diagnozy - przyczyniło się do pełniejszego porozumienia z własną matką, wzbudziło nieznaną wcześniej czułość wobec niej, tkliwość, którą Barbara poddaje jednak chłodnej analizie w liście z 3 kwietnia 1961 roku: „[…] matka – chciałam początkowo powiedzieć „ta wielka tkliwość” ale wiem że to sytuacja ta nienormalna sytuacja stwarza może ten pozór porozumienia i bliskości159. Postać matki – „tej wielkiej tkliwości” pojawia się również w końcowej części szpitalnego listu, wypełnionego rozważaniami o Bogu i o wojnie; chłodna analiza wzajemnej relacji ustępuje uczuciu wielkiej miłości do matki: Najbardziej chciałabym Ci opowiedzieć albo mówić o mojej matce, bo mi się ta miłość wydaje aż nienormalna wiesz coś japońskiego taki dług wdzięczności jeżeli bym coś chciała to przynajmniej zachować ją młodą wewnętrznie choćby i zdrowie jak najdłużej. Po słowach o matce pojawia się zapis myśli o dziecku, które, jak się okazało, jeszcze nie zagościło w ciele, przygotowanym już na jego przyjęcie, świadczący o zdolności poetki do pogłębionej refleksji filozoficznej wywiedzionej z osobistych doświadczeń: to sprawa instynktu z tym ze u mnie jak atawizm ta sprawa dziecka jakiegoś mojego dziecka można to i nazwać domem ogniskiem – pomimo świadomości, że zawsze jest różnica między samym pragnieniem a już zrealizowanym.160

158 Tekst oryginału według edycji DN. 159 Tekst oryginału na podstawie edycji DN. 160 Tekst na podstawie edycji DN. 95

IV. 7. Kobiecenie i wizja rodziny a powołanie twórcy

Niezrealizowane, ale przeżyte jako realna możliwość macierzyństwo obudziło w Barbarze kobietę, która pragnie mężczyzny – bo tylko dzięki niemu może spełnić swoje pragnienie dziecka. Temu dążeniu do kobiecości towarzyszy jednak poczucie, że być może sprzeczne jest ono z jej powołaniem literackim – gdyż literatura wyrasta – wyrastała dotąd – z tego, co męskie, jak zauważyła poetka w trakcie epistolarnego dialogu z Czyczem: Jest coś w tym że mówi się że istnieje jedynie jest prawdziwa literatura chłopska lub żołnierska, chodzi mi o pewne jej korzenie. Zaczynają się u mnie jednocześnie śmieszne posunięcia ku kobieceniu to znaczy maluję sobie od czasu do czasu oczy szczotkuję włosy – przepoczwarzanie się jakieś w kokotę nie lecz robie to (i zaczynałam robić) dla człowieka o którym Ci pisałam trochę (może za dużo? nie wiem) a który wróci może choć ja nic nie wiem naprawdę. Wiem że dużo anomalii w mojej naturze wyrosło na skutek długotrwałej (bo jeszcze przedtem niż to szpitalne już) choroby i kompleksów itd.”161 „Kobiecenie”, czyli przyznanie sobie prawa do dziewczęcej zalotności nie zaowocowało ustabilizowaniem osobistego życia poetki, chociaż pragnienia związane z własnym domem, rodziną, można odczytać w wierszach Barbary z tamtego czasu; w jednym z nich pojawia się świętym Józef, archetyp opiekuna, którego rolę odgrywają zwykle w jasełkach nie dorastający do ideału mężczyźni: Kto wyprowadzi z ugrzanego śniegu wytrze z miłości z rtęci pozbiera, tej podnoszącej się i w oczy rozbieganej… Będzie drwal na Józefa podprowadzony do kapliczki grać […] i będzie rozkwitanie żali jak spod śniegu kwiaty nowe i przebiję do Józefa … te bydlątka betlejemskie nie rozchwalą wyprowadzki na człowiecze pokory, zadumy… (Jasełka z tomu Nad ogniem)

161 ibidem 96

Betlejemskie bydlątka przerażone człowieczym losem, człowiecze pokory, zadumy przypominają o wciąż na nowo doświadczanym bólu. Metaforyczne „rozkwitanie żali” to jakby zapowiedź samotności; nie ma nikogo, kto pomoże pozbierać się z rtęci. W wersie, w którym pojawia się pragnienie, żeby dobroduszny Józef zaznał ludzkiego losu, jakby za karę za niemożliwość spełnienia obietnicy o ziemskim szczęściu rodzinnym, do końca, aż mu robak oczy wyje”. W sformułowaniu tym pojawia się echo ludowego powiedzenia nim słońce wzejdzie rosa oczy wyje, symbolizującego daremność ludzkich pragnień i marzeń o jaśniejszej przyszłości. W trzeciej strofie pojawia się inna jeszcze nuta – jakby utożsamienie się z leżącym w żłóbku Dzieciątkiem, którego przyszłych ran - szram nikt nie umie odczytać, chociaż wszyscy natężają słuch, pochylają się nad nim, usiłując rozpoznać znaki. W wierszu Ziemia jeszcze wyraźniej przebija niewiara w ziemskie szczęście, w możliwość stworzenia prawdziwego domu: […] Do dziś zbudowałeś swój najdalszy parkan Gdzie indziej postawimy dom weselny nasz Ty się ukłoń przed sobą – takim heroicznym ty się zlęknij przed sobą – który myślisz o mnie Za daremność gdy woda jarzmiona z wolną się spotyka (Ziemia z tomu „Nad ogniem”) Czas „kobiecenia” był dla Barbary bardzo bolesny; odezwały się dawne lęki przed samotnością i odrzuceniem. Toksyczny związek miłosny, obawy i zawiedzone nadzieje związane z macierzyństwem, problemy ze zdrowiem – to wszystko sprawiło, że coraz trudniej jej było zabiegać o własną przyszłość – o szczęście małżeńskie, o znalezienie własnej ścieżki twórczej czy zawodowej. W krótkim czasie aż trzy razy była w szpitalu; we wrześniu 1960 – kłopoty neurologiczne, zapalenie nerwu wzrokowego, później, w październiku, leczenie zakażenia szpitalnego na oddziale laryngologii, a od początku marca do końca kwietnia 1961 – zmaganie się z problemami ginekologicznymi, w dniu 7 kwietnia – operacyjne usunięcie „guza na jajniku”, który być może był obumarłym dzieckiem. Nie towarzyszył jej w tych zmaganiach mężczyzna, stąd może tak okrutne potraktowanie jasełkowego Józefa. W liście z 4 sierpnia 1960 roku pojawia się krótka wzmianka o trudnościach w związku z małżeńskimi planami, o których wspominała w jednym z wcześniejszych listów:

97

I chyba zwariowałam zupełnie albo to „maximum” – odtrutka – zapisałam się do Aeroklubu na szybowce, najpierw skoki bo wszyscy są po obozach. Pytałeś „za mąż” co znaczy, – diablo, o, bardzo trudno, to Janusz Żernicki – tak strasznie ciągła ta histeria wśród nas i ciągła prowokacja do wybrania siebie czy dwoje i niemożliwość nawigacji sobą? albo siebie? Że już dalej nie umiem i wydaje mi się zabawa nie dla mnie to małżeństwo. Najlepiej to wiem jeszcze (ta śmieszność).162. Małżeństwo z Żernickim nie doszło jednak do skutku, o czym Barbara napisała w liście z lutego 1961 roku: A małżeństwo, sygnały tamte do Ciebie, było inaczej zupełnie, bo Żernicki wtedy jedyny człowiek dowiódł odczuwania mojej poezji, później śmieszności „demonizowanie” wszystkich pijaństw zaręczyn i poza mną załatwianie świadków Przyborów Jastrunów itd itp. że rozśmieszyła mnie ta dekoracja i mitomania – choroba […] te rożne wątpliwości à propos – przyszłość – chyba naturalne [?] 163. Kolejny związek Barbary – z człowiekiem, którego nazwisko nie pojawia się w listach do Czycza, był jeszcze większym rozczarowaniem; Sadowska czuła się w nim uwikłana i prześladowana, coraz jaśniej uświadamiała też sobie straszne cechy charakteru człowieka, którego w liście z lutego 1961 roku opisywała jako swoje „centrum pragnień”: […] u podłoża lub dna jest u niego wola władzy, kompleks władzy czynnej, jeżeli niszczenie to za cenę nowego porządku i tu żadne skrupuły dzisiejszy Napoleon, Hitler, a u mnie judzenie tego, tych pragnień, teorii, kiedyś moja z nim rozmowa spokojna w autobusie mój boże o selekcji ludzi naturalnej i narzuconej według porządki ludzkiego to i ja też poszłabym pod mur, napisałam Ci, że centrum dla mnie jest on ten człowiek dzień po dniu wywlekający moją przeszłość zbierający informacje wywlekający rzekomych i rzeczywistych kochanków, oskarżyciel Ciebie.164 Po operacji i szpitalnych przeżyciach, zakończonych pod koniec kwietnia 1961 roku, Barbara odbyła podróż do Zawoi z mamą, później wizytę w Krakowie u profesora Wilczka, próbowała znaleźć pracę zarobkową i uporządkować swoje sprawy uczuciowe oraz literackie. W liście do Czycza tak podsumowała ten czas:

162 List Barbary Sadowskiej do Stanisława Czycza. Zob. Ajol, s. 154 – nazwisko Żernickiego pisarz zastąpił omówieniem: nazwisko znanego malarza czy poety. 163 List do Stanisława Czycza, prawdopodobnie pisany 16 lutego 1961 (fragment ciągu kart zapisywanych w kolejnych dniach lutego oznaczanych nazwami dni). Tekst według edycji DN. 164 List do Stanisława Czycza z lutego 1961. Ed. D.N. 98

Stanisław,to był powiedzmy kryzys. Absolutnie nie mogłam się zdobyć na jakikolwiek sygnał. Prawie każdy mój krok był psem szczutym na mnie samą, wiesz, można to nazwać od biedy ciągiem przykrych okoliczności o których w końcu nie będę się rozpisywać bo każdy ma dosyć własnych spraw i borykań, i cały czas uczucie do człowieka o którym Ci pisałam, uczucie które jest jakimś skurczem małży w chwili rozwarcia, >w< któr>ym< jest >się< jednocześnie podważającym skorupę i broniącym się. Ta ciągła kontrola i czyhanie na siebie, gesty smutne raczej i pobłąkane, słowa duża różnica temperatur; zależność żywa ukrwiona przez to może niebezpieczna.Tomik odesłany ze śmieszną recenzją Zycha że „białoszewszczyzna”.165 Echa uczucia, które było jak skurcz małży w chwili rozwierania, i symboliczna małża pojawiają się ponownie w wierszu Nadawanie imionz tomu Nad ogniem: liść rażony trądem jesieni na wietrze… No nie płacz … o, pomalutku zbieranina jej warg szeptanie nad wodą rozwiązaną do morza… Przed ładnym imieniem woda się rozsuwa I z dna małża rozwarta w dłoniach dogorywa Małża rozwarta, dogorywająca w dłoniach, jest tu jednak nie tylko symbolem raniącego i niszczącego uczucia (połączonego z bolesnym otwieraniem się również w wymiarze erotycznym), ale staje się jakby symbolem zawiedzionych macierzyńskich pragnień. Woda (symbol i źródło życia), rozsuwająca się „przed ładnym imieniem” (tu jakby ukryta reminiscencja poszukiwania jak najpiękniejszego imienia dla dziecka), jest „rozwiązana do morza” – nie daje rozwiązania dla ziemi. ‘Rozwiązanie’ to inne imię porodu. Próba wydarcia małży z dna, rozwarcia jej – kończy się obumarciem („guz na jajniku”, o którym pisała Barbara, był, być może, obumarłą ciążą pozamaciczną). Traumatyczne doświadczenia związane z fizjologią płci, okupione koszmarnymi lękami, przygotowały Barbarę na przyjęcie dziecka, które się jednak urodzi – później, w innym czasie i w innych okolicznościach.

165 List Barbary Sadiwskiej do Stanisława Czycza z 7 sierpnia 1961 r. Ed. DN. Czycz ostatnie zdanie w tym fragmencie zmienił tak, żeby uniemożliwić identyfikację autorki listu: Wiersze z redakcji odesłane ze śmieszną notką że dziwaczenie bełkot moda zob. Ajol, op. cit., s. 174. 99

IV. 8. Poetyckie wizje i lęki związane z macierzyństwem

Dojrzewanie do macierzyństwa było dla Barbary – poetki czasem onirycznych przeczuć, wyrażonych w wierszach pełnych niepokoju, zapowiadających dramatyczne zdarzenia, tak jakby jej wiersze były świadectwem prekognicji, dającej zdolność czytania tekstu własnego życia. W wizjach macierzyństwa, i tego symbolicznego, i własnego, zawsze występuje syn. W Podróżach słów pojawia się symboliczna postać oracza, idącego zagonem, ale jego rola to nie tylko uprawianie ziemi, która śpiewa w zasięgu nakłaniania do obrotu w popiół. Ci, którzy są silni, mają poważne zadania: […] Lawa wyschnięta pod stopami się kruszy Dla tych co silni niech pracują by tańczyć Niech synów wywołują z niekochanych kobiet Niech wiedzą prawo na ziemi zostania po sobie „Niekochane kobiety” są jak ziemia – mają rodzić, by „ściana śmierci”, która jest „przed chwilą”, „w tej chwili” i „po chwili” – nie była jedyną rzeczywistością; człowiek ma prawo „zostania po sobie” – śmierć to tylko „czas przesilania się jednej pory roku w następną”, następowania po sobie kolejnych pokoleń, w akcie „odsłonięcia” podobnym do odsłaniania płodnego wnętrza ziemi w kolejnych skibach, który jest „rdzennością”; a „rdzenność jest na wszechczas” – i tylko ta zasada bytu, prawo wiecznej zmienności – w powtarzalności rodzenia się i obumierania jest stałą ontologiczną. Trudno tę prawdę przyjąć, trudno ją wyrazić; pojawia się pytanie: […] cóż mogę ci powiedzieć gdy zboczem łagodnym posuwam się w skos Cóż mogę ci powiedzieć Podróże słów sprawiają że stygną one… „Posuwanie się w skos zboczem łagodnym” – jest jakby powolnym oswajaniem z prawdą, którą trzeba przekazywać nie wprost – jak w słynnym wierszu Emily Dickinson, która zachęcała do ostrożności: „Tell all the truth, but tell it slant…166”.

166 Mów całą prawdę, lecz po skosie… [tłum. AN] 100

Jesteśmy jak ziarno, rzucane przez oracza, który idzie zagonem, wrony za nim zagonem. Mężczyźni „wywołują” synów; w kobietach synowie się ”zawiązują” nawet w najtrudniejszym czasie poszerzonym o „chwile czasowygniłe”, które trwają w pamięci jakże odległe […] a przylgnięte, chwile, które stają się moje, jeśli zostały przyjęte, udźwignięte przez wzrok. Póki spokój – to pszczoła zawieszona w lato Czołg przytrafiony dawno, z trawy poobieram”. Obieranie z trawy czołgu to jakby symboliczne porządkowanie świata, ale też przygotowywanie się do obrony, godzenie się na nieuchronny bieg rzeczy, na traf: Widoki z pobliża w dawien-dawno mieszczę Na śmierć bliskich się zgadzam. Bliższych narodziny Myśl że syn by się zawiązał. Wypuklenie mych żeber I dwutakt krwiobiegu w tej jaskini mnie. (Zabawa we łzy z tomu Nad ogniem)

W Piosence o Wandzie „ja mówiące” ujawnia Pascalowski lęk przed istnieniem, przed pustką strasznych przestrzeni, czyhającą na przychodzącego na świat człowieka. Może to właśnie przed tą pustką matka chciałaby swoje dziecko ochronić jak przed sieciami rybaków, łowiących nie dusze dla ich zbawienia, lecz ciała - na pożarcie. Myśl o własnym dziecku wiąże się też z myślą o rodzicach, z poszukiwaniem śladów ojca, którego zabrało morze, i współodczuwaniem z brzemienną matką […] Dosłownie ciebie szukam, a nie znam dosłowności dookoła powietrze zaśpiewane z ptaków słowik sobie a gadom śpiewa wiosnę żony sobie a ludziom, myślę i kamień się stroi koloratura witraż oddychanie skóry z ciała ciało. Ujmujące. Ujęte tym… I o sobie – ze powietrze nosiła przed sobą co zachowane, grząsko się powiększa: że w środku lądu – ojciec – oderwana głowa domu a w morze – naręcza snów – rybie każdej haracz […] (Sen o ojcu, z tomu Nad ogniem)

101

Szukanie dosłownie – to szukanie przez słowa, stwarzanie, odtwarzanie w wierszu – poszukiwanie własnej genezy, nie tylko już teraz dla siebie, ale i dla swego syna, który będzie jak w falochron łzy zaplątany promień, w łańcuchu kolejnych pokoleń, w rodowodzie zarastania zasypiania167. Nad snami o dziecku unosi się też wszechobecny cień wojny, przywołany w słownym paradoksie: O wojnie się nie śni. A śni. Sny o wojnie, pamięć wojny – niosą koszmar zniszczonej harmonii świata, który jest jak Obszar co się otwiera z wszech stron pod najeźdźcę; wiatr na sennej już rybie fałdy plaży układa, […] Patrz – dłonie ponad wodą niosą zwłoki ognia,[…] Wiatr tutaj króluje, gniazdo wije we włosach.” (Wzdłuż źródła pod wiatr z tomu Nad ogniem) W świecie, w którym króluje wiatr, nie ma stałości, a jedyne możliwe gniazdo – to gniazdo ze starganych włosów, „wronie gniazdo”, jak kiedyś takie włosy nazywano, w takim świecie macierzyństwo jest skażone lękiem i trwogą o los dziecka. Dlatego pojawia się modlitewne wołanie do Boga, przypominające śpiewane w kościołach suplikacje168, ale mające rys pogańskich czy ludowych obrzędów odczyniania złego uroku, z talizmanami świętej kobiety wzdętej, ciężarnej gubiącej ząbki dziecka nanizane w naszyjnik: Od nagłej śmierci uchrońcie mnie panie Od nagłej śmierci którą noszę w sobie Wieją skrzydła motyli – ciemne zasłony perspektyw Panie który synów – sromotnych zbiegów z pól walki posiałeś rozsiałeś kolejno i do woli (Uroki z tomu Nad ogniem) Kobiety ciężarne , przedstawione w tym wierszu jako kangury w salopach pośrodku rynku/ jednego z wielu, patrzą w ogień, jakby tam chciały wyczytać los. Wniosek z tych obserwacji – i ognia, i tego, co się dzieje dokoła – jest paradoksalny: lepiej urodzić karła, którego nie wezmą na wojnę, lepiej wydać na świat niepełnosprawne dziecko, może nawet nie całkiem ludzka istotę:

167 Cytowane pojedyncze wersy pochodzą z wiersza Okrucieństwo, z tomu Nad ogniem. 168 W wierszu Uroki Sadowska niemal bezpośrednio odwołuje się do słów w XVII wieku dodanych do polskiej wersji łacińskich suplikacji z hymnu Święty Bożei. 102 cóż na te czasy panie najlepiej urodzić pół kozła pół człowieka pół kogo-co bądź taki się uchroni Noszę go nie na darmo Tak jeden kangur drugiemu otwiera oczy na świat Lęk o przyszłe dziecko nie jest jedynym powodem katastroficznych wizji; „ja mówiące” – raczej nie główna narratorka, a jedna z opisanych w wierszu kobiet, której na chwilę oddano głos, wyraża gorzką myśl o złym czasie, w którym przyszło tym kobietom żyć – i rodzić.

IV. 9. Decyzja o przyjęciu dziecka, które się nie zdołało urodzić

W z 12 sierpnia 1961, pisanym w czasie kiedy od kilku miesięcy już było wiadomo, że przyjęte w lęku macierzyństwo się nie zrealizowało, Barbara wyjawia swoje plany usunięcia się z twórczego życia i zamknięcia w izolacji, w ośrodku dla niepełnosprawnych dzieci, którym pragnęła pomagać – tak jak zakonnice, o których pisała wcześniej, bezdzietne jałowe kobiety. Plany te wyglądały na dość poważne i zaawansowane, i wynikały z gruntownego przeanalizowania własnej sytuacji po fiasku uczuciowym i fizjologicznej porażce macierzyńskiej: […] decyzja ta nie jest cofnięciem się moim czy zahamowaniem czy wynikiem stanu histerycznego […] ten zakład ja widziałam i dzieci z wodogłowiem widziałam, i dzieci- wilczki gryzące się wzajem i ponuraki wykonujące swój rytmiczny taniec, wszystkie one poza barierą której nie będzie dane przeskoczyć im. No pojadę tam, to sprawa czasu potrzebnego Ten zakład ja widziałam i dzieci z wodogłowiem widziałam i dzieci-wilczki gryzące się wzajem i ponuraki wykonujące swój rytmiczny taniec niedźwiedzi polarnych zamkniętych. Wszystkie te dzieci poza barierą, którym nie będzie dane przeskoczyć jej. No pojadę tam. To sprawa czasu potrzebnego na uporządkowanie rzeczy które wierzę tam się rozemną, rozprostują. A do tych stworzeń to nawet serce mam, prosto stosunek mój do nich będzie stosunkiem do siebie samej. […].To jest w Bardo Śląskim – Oleśnica. Nie jadę tam z hienowatości lecz pewna daremność mojej sprawy, >tego dziecka< sprawy tych [w kółku „tych”] dzieci o stosunku jednostronnym o >że< rozwiązaniu >tak< mojej sprawy. >jest za rozwiązaniem tej tam< Bardzo Cię proszę nie mów nikomu tego. Nie chcę szarańczy, choćby nawet bezinteresownego żerowania.[…] Jeszcze będzie wojna i z porażonych ocalonych z tych niewielu degeneratów się trochę narodzi rozpełznie na finał.Stąd te dzieci, ten zakład we mnie 103 zrozum, obejmij. Pozdrawiam Cię Staszku. Dobrze pamiętam tamten dzień rano u mnie pamiętam mówiłeś Eliot ten przekład „hale piekła” to zapamiętałam. Do widzenia Stanisław, Czyczek słyszę, mózg. To zmęczenie.169 W słowach Barbary – o tym, że będzie traktowała ułomne dzieci tak, jak samą siebie, wyraża się jej wierność największemu przykazaniu chrześcijaństwa, któremu się nie sprzeniewierzyła przez całe swoje życie, mimo najtrudniejszych do udźwignięcia osobistych tragedii. W momencie podejmowania decyzji o poświęceniu własnego życia upośledzonym dzieciom, ostatecznie jednak nie zrealizowanej, Barbara ma świadomość, na co się decyduje, nie jest naiwną idealistką, widzi ostro sprawy, z którymi przyjdzie jej się zmierzyć, umie dostrzec cwany narodek lekarzy, którzy w tej trudnej pracy przede wszystkim szukają swego, zdaje sobie sprawę, że Ministerstwo Zdrowia czy WRN [Wojewódzka Rada Narodowa] nie znajdą recepty na rotację lekarzy, którzy uciekają z zakładu dla dzieci obciążonych wadami natychmiast po zakończeniu okresu obowiązkowej pracy, tak zwanego nakazu pracy po studiach; ma świadomość, że tak jak owa kobieta prowadząca zakład zamknięty dla dzieci głęboko upośledzonych będzie musiała własnoręcznie dawkować leki, wyrywać zęby, pompować ropę, i wykonywać dziesiątki trudnych czynności. Miłość bliźniego, widoczna w tej decyzji, wynika z bardzo osobistych pobudek, jakby Barbara chciała zadośćuczynić swojemu dziecku, któremu nie dane było się narodzić przez jakąś wadę jej fizjologii. Daremne oczekiwanie na własne dziecko, domniemana niemożność realizacji osobistego rodzicielstwa, pogłębiły jej macierzyńską miłość tak, że była gotowa oddać całą siebie bliźniemu, dostrzeżonemu w niepełnosprawnych dzieciach. Nie udało jej się jednak załatwić wszystkich formalności. W tym czasie zmagała się też z innymi porażkami – nie zdała poprawkowego egzaminu maturalnego, doświadczyła agresji ze strony mężczyzny, który ją zostawił w trudnej sytuacji, a później próbował wedrzeć się ponownie w jej życie, kiedy po wyjściu ze szpitala chciała uporządkować swoje sprawy i zdecydowała się na zerwanie niszczącego ją związku. W liście z 30 września jest zapis dramatycznych wydarzeń, jakie towarzyszyły próbie wyzwolenia się z toksycznego związku: wracam do czasu egzaminów w którym wreszcie finał zależności między mną a człowiekiem o którym Ci pisałam – dlatego Ci tu o tym bo szok przeszłam wynik zaskoczenia – w rocznicę poznania tego człowieka pożegnałam się z nim wyjechał do

169 List Barbary Sadowskiej do Stanisława Czycza z 12 sierpnia 1961 r. ED. DN. 104 siebie na wieś. Wrócił – ten pociąg przyjeżdża tu rano – ja w te dni nie wychodziłam z domu nie otwierałam drzwi na żadne stukania – wyszłam po papierosy a on już piętro wyżej czatował na mój powrót […] przemoc wtargnięcie do mieszkania […]na cały dzień uciekłam dom otwarty a on w nim (matka była w pracy), dosyć miał czasu by zabrać wszystko co kiedykolwiek pisałam wszystkie notatki fotografie korespondencje dość czasu by powyrywać z książek jakieś dedykacje kiermaszowe dosyć czasu żeby odjechać z tym wszystkim do swojego domu […] Te informacje z dwóch powodów: 1) wytłumaczenie mojego milczenia które spowodowane strachem ten lęk w związku z Twoimi listami lęk o Twoje listy (dobrze pamiętam Twoje podkreślenie żeby nie czytał ich nikt) lęk nawet o Ciebie bo niepoczytalny ten Hitler 170. Niezwykłe jest to, że w trudnej sytuacji uwikłania w destrukcyjną relację erotyczną Barbara nie traciła świadomości, co jest w tym wszystkim najważniejsze: nie jej własne problemy, a dziecko, własne czy cudze, ale tak samo ważne i kochane, nawet w „piekle” ułomności i odrzucenia. W momencie pierwszej diagnozy „wczesnej ciąży” Barbara swoje poczęte dziecko przyjęła, i już na zawsze nosiła je w sobie mimo zawodu, jaki sprawiło jej własne ciało. Szpitalne do świadczenia przekute w pełną prawdy i bólu opowieść zapisaną w listach stanowią cenne świadectwo literackie, nowatorskie w formie, nawiązujące do poetyki „strumienia świadomości”. W przypadku Barbary literackim tworzywem nie była jednak konwencja, pozwalająca zazdrośnie podglądać świat przedstawiony zza żaluzji, ale własne doświadczanie tego, co najbardziej cielesne i ludzkie – a jednocześnie wiążące z samym rdzeniem bytu - kobiecego doznania powstawania we własnym ciele ciała drugiego człowieka. Analizowanie fizjologicznego aspektu macierzyństwa w utworach Barbary Sadowskiej może się wydawać niezgodne z kanonem badań literackich, w których poświęcono wprawdzie wiele uwagi zagadnieniu macierzyństwa, tak ważnemu również ze względu na kontekst kulturowy tradycji chrześcijańskiej, ale nie uwzględniano „twardych faktów” biologii. Nie pojawiały się one expressis verbis w literaturze, a jeśli już, to tylko wtedy, kiedy miało to istotne uzasadnienie w treści, i jedynie w postaci zawoalowanych metafor, jak w Szekspirowskim Makbecie, którego, zgodnie z przepowiednią, pokonać nie mógł nikt, kto wyszedł z kobiecego łona - dlatego zagroził

170 List Barbary Sadowskiej do Stanisława Czycza. Ed. DN. 105 mu dopiero Fortynbras, wyjęty poprzez sectio cesarea, po przecięciu brzucha swojej matki. W przekazie ewangelicznym znajdujemy wspaniałe świadectwo niezwykłej więzi Matki i Syna, ale nie ma w nim mowy o najintymniejszych doświadczeniach związanych z przeżywaniem przez Kobietę – Matkę Boga-Człowieka brzemienności i wydawania Dziecka na świat. Niezwykłą więź kobiety z dzieckiem – i z całym przedludzkim kosmosem - w akcie współ-tworzenia człowieka, a zatem – i ludzkiego świata i jej pełny wymiar umiał dostrzec największy z polskich teologów, który w dziesięciolecie swego pontyfikatu w liście „Mulieris Dignitatem”, pisząc o wspólnym rodzicielstwie mężczyzny i kobiety, podkreślił, że macierzyństwo stanowi jego „szczególną część”, jego „pełniej angażujący wymiar, gdyż „zawiera w sobie szczególne obcowanie z tajemnicą życia, która dojrzewa w łonie kobiety”: „Macierzyństwo kobiety, w okresie pomiędzy poczęciem a narodzeniem dziecka, jest procesem biofizjologicznym i psychicznym, który współcześnie lepiej jest znany niż w przeszłości […] jest to fakt i fenomen ludzki, który tłumaczy się w pełni na gruncie prawdy o osobie. Macierzyństwo jest związane z osobową strukturą kobiecości”171. W debiutanckim tomiku Sadowskiej znajdujemy wiersz o wymownym tytule: Dlaczego?. W wierszu tym odnajdujemy jakby syntezę teologicznych rozważań na temat cywilizacji życia, którego orędowniczką powinna być kobieta – matka, i cywilizacji śmierci, w której kobieta zapiera się własnego osobowego powołania, odmawiając współ-tworzenia człowieka. W kilku wersach poetka przedstawia dwa bieguny kobiecej odpowiedzi na dar macierzyństwa: radosne, pełne oczekiwania fiat, i – odrzucenie, pustkę nicości: w moim domu przez ścianę młoda z dużym brzuchem karmi niebieskie i zielone papużki oboje nie mogą się doczekać mały człowiek będzie się uczył mówić chodzić trochę dalej w innym domu młoda z dużym brzuchem

171 Jan Paweł II: Mulieris Dignitatem…. 106 budzi się w nocy powtarza zabiję noc przynosi ten krzyk po kawałku mały człowiek nie będzie się uczył mówić chodzić Pisząc ten wiersz, Barbara nie mogła mieć więcej niż siedemnaście lat. Jej zbiorek wydano w 1959 roku. Znając ówczesne realia wydawnicze, prawdopodobnie maszynopis został złożony przez poetkę co najmniej rok wcześniej, chociaż, jak trafnie zauważył Krzysztof Dybciak, tomiki wierszy drukowano nieco szybciej, gdyż były niewielkie i nie przetrzymywała ich zbyt długo cenzura. Tym bardziej zadziwia zdolność bardzo młodej kobiety, żyjącej intensywnie w barwnym kręgu artystycznej bohemy, do tak jasnego postrzegania świata, z wyraźnym podziałem na „tak” i „nie”. Nie wolno zabijać dzieci. Tak mówiła położna z Auschwitz, Stanisława Leszczyńska, która swój raport o sytuacji kobiet rodzących swoje dzieci w obozie koncentracyjnym opublikowała w 1957 roku, tym samym, w którym młoda Basia opublikowała swój pierwszy wiersz. Czy poetka znała już wtedy świadectwo bohaterskiej położnej, która odmówiła zabijania przyjętych w porodach dzieci? Nawet jeśli nic o niej wtedy jeszcze nie wiedziała, mówiła życiu „tak”, i to nie tylko życiu człowieka, ale każdej żyjącej istoty. Franciszkańskie podejście do wszystkiego, co żyje, chęć niesienia pomocy każdemu istnieniu, będzie cechowało Barbar ę przez całe życie. W jednym z wierszy, które pisała później, już jako spełniona matka, pojawia się motyw snu przeplatanego z jawą. We śnie jest dotykanie główki dziecka, na jawie trzeba się zmierzyć ze śmiercią zabijanej uderzeniem w głowę ryby: wszystko czego dotykam Główki dziecka we śnie ryby hukniętej odważnikiem przez kawał baby na jawie (*** z tomu Moje) Kobieta zabijająca rybę jest jakby odczłowieczona, zmieniona w „kawał baby”. Oczywiście, ‘kawał baby’, utarty zlepek semantyczny, oznacza po prostu ‘dużą i silną kobietę’, a jednak – w zestawieniu z „ja” mówiącej, dotykającej czule główki dziecka, kobieta, która zabija, nie może być ludzką istotą, osobą. Uderzając w głowę bezbronnej ryby, sama pozbawia się ludzkich cech, staje się przedmiotem, jakby kawałem mięsa. Wiersz ten niesie też inne warstwy sensu, bardo bolesnego. Zderzenie snu z jawą, wszystkie doświadczenia osoby mówiącej w wierszu, i te na jawie - zamordowana

107 ryba, „cudze życie”, „siódme niebo dogorywania”, „Buntu Muntu śmietnika poezji”, i te z sennego marzenia – „główka dziecka”, „siwiejące skronie wybranego mężczyzny”, „pieniądze, światło, mieszkanie”, „teatr poezji Opieki społecznej nad ludźmi i zwierzętami”, „konieczność związków z wyboru” – spotykają się z czujnym i krytycznym wzrokiem adresatki wiersza: wszystko czego dotykam zamienia się w twardniejące grudki twojego patrzenia Żałujesz że nie urodziłaś Klucza do którychkolwiek drzwi Zamiast Tego odmykającego się we wszystkich zamkach Wytrycha Żałujesz od urodzenia kopiąc Dla mnie ten dół w sercu Nie żałuj Wiersz ten można zrozumieć najpełniej, posługując się narzędziami interpretacyjnymi psychoanalizy; „psychoanaliza, rozważając sny i inne symptomy, a także pokrewne im wytwory kulturowe, ujmuje je jako symbole głębokich konfliktów psychicznych172”. Symbole te trudno jednoznacznie interpretować, „nieprzezroczystość symbolu ma źródło w jego zakorzenieniu w obszarach naszego doświadczenia otwartych dla odmiennych metod badawczych […] psychoanaliza traktuje sny jako wzorzec zastąpionych lub zamaskowanych przedstawień, opiera się na przyjętym wcześniej założeniu, że w ogóle bierze się pod uwagę sen jako kontekst dla aktywności onirycznej”173. W wierszu Sadowskiej sen jest skontrastowany z jawą; to, co we śnie – to jakby zestaw marzeń o „ życiu idealnym”, jakiego pragnęłaby dla swojego dziecka matka, i jakiego mogłaby pragnąć osoba mówiąca – dostatniego życia u boku mężczyzny, z którym można się starzeć; „siwiejące skronie” są tutaj pars pro toto spokojnego, wspólnego życia z jednym mężczyzną, wybranym na zasadzie konieczności związków z wyboru”, które powinny się stać – po Kantowsku – prawem powszechnym. Jawa przynosi inne obrazy; życie z dobrego snu, jeśli jest, możliwe jest tylko jako życie „cudze”; zamiast głaskanej główki dziecka – głowa zabijanej ryby, zamiast wytyczonej ścieżki życia, „śmietnik poezji”.

172 Paul Ricoeur: Metafora i symbol. W: Język, tekst, interpretacja. Warszawa 1989, s. 134. 173 Ibidem, s. 140. 108

Symbol zabijanej ryby nie jest tylko elementem koszmaru – rzeczywistości, w której kobieta jest zdolna do zabicia żywej istoty. Odczytywany w świetle zdania z jednego z młodzieńczych listów Barbary, które są jakby zapisem automatycznym wewnętrznych stanów, symbol ten nabiera szczególnego znaczenia ze względu na okoliczności śmierci ojca poetki w zatopionym statku: „[…] to dzieciństwo niepozbierane wymykające się bo tylko plamy mieszkań matka osobno po całej Francji pracująca z włosami długimi coraz bardziej długimi czekająca na powrót ojca, morze – alergia bo myślę że ojciec mój w każdej rybie.”174 Akt zabijania ryby – jest „zamaskowanym przedstawieniem” pozbawiania życia ojca, zabitego przez odhumanizowany żywioł. Cały wiersz można odczytać jako dramatyczne świadectwo poczucia niespełniania oczekiwań matki, i bólu z powodu „twardniejących grudek” jej patrzenia. Według twierdzeń psychoanalizy, brak akceptacji ze strony matki jest szczególnie bolesnym doświadczeniem córek, obejmującym swoim niszczącym zasięgiem całe ich życie; jest jak „kopanie dołu” od samego początku, od urodzenia.

IV. 10. Matka-córka-matka

O trudnej, ambiwalentnej relacji Barbary i Jadwigi wiele mówią listy, opublikowane przez Czycza. Barbara zdobył a się w nich na bolesną szczerość zapisu, który mógłby zranić matkę – jedyną osobę, która była najbliżej – przed urodzeniem własnego dziecka. Barbara odczuła tę najsilniejszą więź z drugim człowiekiem, więź łączącą matkę i dziecko, kiedy była w szpitalu, zmagając się z miażdżącym bólem lewej skroni odzywającym się gdzieś przez mózg u potylicy175: Wiesz, zaczynam wierzyć, że pisane mi to było że tu może tu jakiś sens, wiem że gdyby dla siebie lub kogo innego to nie byłoby mnie tu, ale jest taka mała czarna stroskana istota która co dzień się tu pojawia (być może ja się tu kobiet a okazuję, na t ę czułość, bo na pewno nie czułostkowość) i dla niej dla tej mojej matki warto jakoś chociaż wiem ją i wstecz i naprzód że kiedyś to nie będzie tego wyczekiwania – bo na nią to czekam naprawdę.176

174 Stanisław Czycz [Barbara Sadowska], op. cit., s. 160 175 List Barbary Sadowskiej do Stanisława Czycza z 14 października 1960 roku. Ed. DN. 176 Ibidem. 109

W liście o kilka miesięcy wcześniejszym, pisanym ze Szczytna177, gdzie Barbara mieszkała u krewnych, opiekując się dziećmi, jest ślad ostrego konfliktu z matką, zapisany wprost: Jakoś beznadziejnie podobnie chociaż z pewnością inaczej ze mną. Bo jeszcze wysadzona z siodła — tak się to chyba mówi. Jestem pobłogosławiona i tak wysiedlona tu bez oporu. I tak żyje tu m […] gnicie albo ta nienormalna apatia chronicum wśród zdrowych chyba najzdrowszych ludzi na świecie. Bo to jest moja znów rodzina. Taki brat ojca mego kapitan MO, który bojówki uczy kursantów. […] I znów myślę że nic nie chcę, może tylko tak trochę […] jeszcze po swojemu, byle nie w tym jazgocie […]. Piorę tu i sprzątam, ale coraz bardziej czuję […] kurczę (jakby od mrozu, albo żeby zajmować jak najmniej miejsca) i że chyba mnie wyrzucą. A w moim dawnym domu ja jestem choroba matki więc tam niemożliwość być.”178 Dlaczego Barbara została wysłana do krewnych? W liście z 4 sierpnia 1960 jest pośredni zapis zdarzenia, które zapewne skutkowało „eksmisją” z rodzinnego domu: I w przyszłym miesiącu sprawa sądowa za co za co, że mama we mnie szklanką a ja na Piwną rzeźbą taką półmetrową przez okno. I o mało albo o włos się tak mówi nie zabrała komuś życia ta rzeźba oczywiście Rumor milicyjny, potem malowanie mieszkania całego, jakby do krwi na oczyszczenie179 Zwykła awantura nie byłaby zapewne powodem do tak drastycznej decyzji jak wyrzucenie własnego dziecka z domu. Niestety, dwudziestoletnia Barbara prawdopodobnie bywała pijana, może dlatego, że – nie znajdując zrozumienia i ciepła u własnej matki - szukała akceptacji u barmanek z pobliskiej restauracji, o której pisała w liście” „… jest niedaleko mego domu knajpa gdzie mnie barmanki szanują lubią kochają potrzebują tolerują i wódka zawsze się dla mnie znajdzie, takie MHD zakamuflowane”180 .W liście z 10 lipca 1960 Barbara pisze już z Warszawy, zaznaczając: „ale mieszkanie u Wandy Leopold, nie u matki”.181 W innych listach z tamtego lata Barbara pisała o swoich planach ukończenia szkoły, i zerwania z nałogiem, ale bez kompromisu z tym, co najbardziej własne, i z wewnętrzną wolnością:

177 Nazwa zmieniona przez Czycza na miasteczko na Mazurach – zob. Ajol, s. 158. 178 List Barbary Sadowskiej do Stanisława Czycza z 3 lutego 1960 r. 179 List Barbary Sadowskiej do Stanisława Czycza; ed. DN. 180 Ibidem. 181 List w edycji DN; u Czycza tożsamość goszczącej w tamtym czasie Sadowską zaszyfrowana następująco: imię i nazwisko kobiety, historyka sztuki – zob. Ajol, s. 153. 110

Staszku, Piszę do Ciebie chyba trochę dlatego, że chcę odepchnąć od siebie inwazję Bergmana – Tam gdzie rosną poziomki. Chcę mieć tę noc ona jest jeszcze długa chcę ją mieć wolność to znaczy sobie bardziej najbardziej te sobie grawitacje uzmysławiań. Jestem, to także chyba dlatego piszę do Ciebie, ośmieszana wokół i wobec tych dyszących nierządem typkowatych szulerów, ale to daje tę izolację – wyłączność.[…] Uczę się na zdanie tej cholernej matury i jeżdżę do jednej dziewczyny za miasto na ryby na Wisłę na konie patrzeć obejmować to kwitnące i gnijące co wieczność bym nazwała. U Wandy182 tu mieszkam i myślałam pić przestanę i myślę zdrowsza byłam i o ileż młodsza ta z listów tamtych smutnych jeszcze na ratunek, chociaż już z tym embrionem – że nikomu nawigacji siebie nie pozwolę, lub nie potrafię lub nie chcę a bóg jeżeli to największy rzeźnik i baran(ek) — równie183. Z listów można wnioskować, że prawdopodobnie głównym powodem konfliktu z matką było zaniedbanie przez Barbarę spaw związanych z wykształceniem. Jadwiga Sadowska pracowała na wyższej uczelni, pisała doktorat i nie godziła się na to, że jej córka nie zdobędzie przynajmniej świadectwa maturalnego. Wykształcenie, poświadczone formalnymi dokumentami, było dla niej czymś bardzo ważnym. Barbara o tym wiedziałą, ale poezja, fascynacje erotyczne, poszukiwanie własnej twórczej drogi zajmowały jej czas i myśli. Próbowała jednak jakoś pogodzić swój młodzieńczy bunt z wymaganiami szkoły. Świadectwem starań o zdanie przez Barbarę matury, podejmowanych nie tylko przez nią samą, ale i przez jej matkę, oraz trudności w osiągnięciu spokoju we wzajemnych kontaktach, jest poniższy list Jadwigi Sadowskiej do Janusza Żernickiego: Panie Januszu, Kilkakrotnie już chciałam napisać do Pana – bez żadnej zresztą konkretnej sprawy – ale zawsze mi coś przeszkadza niestety. Mam dla Pan jednocześnie wiele sympatii i wiele niechęci: sympatia w tzw. sferach głębszych, a niechęć po wierzchu. Ale żeby się dostać do tych głębszych pokładów, trzeba „się załatwić” z tym, co po wierzchu, przynajmniej ja tak muszę. Przeszkadzają mi różne ślady, czy od Pana pochodzące czy też kojarzące się tylko184. Dziś nabrałam rozpędu i chęci, a nawet

182 Chodzi o Wandę Leopold, żonę znanego malarza, która była w tym czasie redaktorką w PIW i mieszkała przy ulicy Franciszkańskiej; nazwisko to pojawia się w listach do Janusz Żernickiego opatrzonych tymi samymi datami. 183 List Barbary Sadowskiej do Stanisława Czycza z 10 lipca 1960 r.Ed. DN. 184 Można przypuszczać, że niechęć Jadwigi Sadowskiej do Żernickiego była związana z jego wyborem ideologicznym, który sam expressis verbis podkreślał w tekstach programowych publikowanych w broszurach Orientacji , na przykład w Wyznaniu: „Jestem członkiem partii. Wszędzie, gdzie pracowałem, pracowałem w imię ideologii mojej partii […] Budowanie socjalizmu […] jest jednocześnie 111 potrzeby, no i znów – tym razem bez związku z Panem – nie jestem dysponowana. Chcę tylko telegraficznie podać, że do dziś Baśka się uczyła i to ją bardzo jakoś budowało. U niej zaczął się wytwarzać kompleks na punkcie nieuctwa taki, że czuła się obowiązana negować wszystko, co miało związek z wiedzą i konsekwentnie z rzetelnością. To bardzo dla człowieka niebezpieczne, no i niewiele osób potrafiłoby sobie z tym dać radę na dalszy dystans, a i to kosztem zabicia wrażliwości. Dlatego życzę jej, aby się jej udało z egzaminem, który będzie stanowić w tej chwili ważny etap wewnętrzny, a który będzie, o ile się to uda, 7.09. Po tym w styczniu egzamin do klasy maturalnej, a w czerwcu – matura. Mam wszelkie dane, żeby sądzić, że Basia Pana kocha, może – to jest moje przypuszczenie – czasem „mimo”. Jakichś „mimo”. Jej by pomogło bardzo, gdyby wyczuła u Pana zrozumienie(nie pogodzenie się) dla tych jej jak bardzo trudnych starań o przejście tego na pozór nic nieznaczącego etapu. Byłabym wdzięczna gdyby mi Pan zechciał napisać coś o sobie, samopoczuciu przede wszystkim, bo to jest suma. Prośba nietaktowna: gdyby Pan zechciał napisać, to może prosto, bo chciałabym się z Panem dogadać. Chciałabym Wam ułatwić spotkanie się, ale to nie jest takie proste, bo musiałabym mieć nasze z Basią stosunki uregulowane w zasadniczych zarysach i mieć do Was obojga zaufanie w sprawach, które są trudne, bo Wam się wydają błahe, a mnie nie. Serdecznie pozdrawiam [podpis: J. Sadowska 1.09.1960] P.S. Przepraszam, że piszę ołówkiem i wskutek tego niewyraźniej niż zwykle, ale nie mam nic lepszego pod ręką [podpis nieczytelny]”.185 Nie chcę w niniejszej rozprawie przytaczać powierzonych mi opowieści o Jadwidze - matce, jej surowej twardości, o relacjach łączących ją z Barbarą - „inną”, „nie taką ”córką. Najważniejsze – i wyrażone w poezji – były uczucia bliskości i miłości, i zrozumienie poetki dla matki, dla jej trudnego losu, możliwe w pełni dopiero dzięki własnemu macierzyństwu, ale widoczne już od pierwszego opublikowanego wiersza. Nad ogniem, drugi tom wierszy Barbary, wydany w 1963 roku, otwiera dedykacja: „poświęcam Matce”; w tomie tym znajdujemy także znamienny wers: Matko ja wierzę o dzień każdy bliżej jesteśmy od siebie (Sen o ojcu). Matka jest oparciem, kimś, na kogo zawsze można liczyć, w „skuleniu w pogotowiu”, gdy „ze szczelin twarzy wycie”, gdy „odrywanie oczu” od „karkołomności” – myśl znajduje punkt oparcia w przestrzeni:

budowaniem biblioteki, w której, jeśli wytrzymają próbę czasu innych, znajdą się moje książki”. Wobec własnego czasu 185 List Jadwigi Sadowskiej do Janusza Żernickiego. Rękopis w zbiorach BN. 112

Gdy dolinę jasną mijam Powiem matki przypomina […]- A ona krewna mama, poszerzona o mnie Gra zawsze moją stronę Jest czytelność w malignie Powtarzanie twarzy Jakże się odłączyć, Ja bym miała w obronę te rysy mętniejące, Która z nas wyraźnieje od pierwszej grzechotki Która z nas dziecinnieje […] Wiersz ten jest świadectwem zrozumienia najgłębszego osobowego związku matki i dziecka – związku, w którym role przestają być wyraźnie określone – „wyraźnienie” jest kształtowaniem się osobowości – dojrzewaniem; matka dojrzewa w swoim macierzyństwie „od pierwszej grzechotki”, wzrasta w nim – jak dziecko. Dziecinnienie – to uznany przywilej starości, kiedy dziecko przejmuje rolę opiekuna, rolę matki. Matkę (tak jak Boga Rilkego) trzeba kochać tak, jak się kocha dziecko. Matka jest więc jakby „poszerzona” o dziecko, „gra zawsze” jego stronę , nie można się od niej oddzielić. Nie tylko w wierszu. Bez pomocy Jadwigi Barbara nie poradziłaby sobie z samotnym wychowywaniem syna, nie mogłaby korzystać z wolności wyborów, z barw życia wśród poetów i artystów, jakie chciała prowadzić, i jakie karmiło jej poezję. Nie czułaby się dobrze, będąc „kluczem” do otwarcia jednych tylko, „jakichkolwiek” drzwi, nie mogłaby rozwinąć skrzydeł, zamknięta w oznaczonej nimi przestrzeni. Pragnęła być „wytrychem” otwierającym nieznane przestrzenie, dzikie obszary życia i wyobraźni, przynależne „dzikim świętym”. A jednocześnie – doceniała codzienny trud matki, jej wysiłek wkładany w tworzenie „normalności”, zapobiegliwą troskę o córkę i wnuka. Barbara starała się rozumieć - i rozumiała swoją matkę, ale sama tez pragnęła być w pełni rozumiana. Była z innego świata, świata przenikliwej wrażliwości i wyobraźni przekraczającej nie tylko normy kulturowe, które pokolenie przedwojenne starało się zachować wbrew narzucanym siłą nowym wzorom, ale i ponurą szarość „nowego”, a dla niej – jedynego – czasu. Wiedziała, że jej droga, jej prawdziwe powołanie – to nie ustabilizowane mieszczańskie życie, ale droga twórcy.

113

IV. 11. Próba „malej stabilizacji”

Drugi tom poetycki, Nad ogniem, wydany przez Państwowy Instytut Wydawniczy w 1963 roku, był potwierdzeniem młodzieńczej decyzji. Barbara Sadowska dokonała wyboru drogi życiowej; zdecydowała się ostatecznie na pisanie. W tym też roku udało się jej wreszcie „uporządkować” sprawę edukacji i uzyskać maturę; zrobiła to ze względu na usilne prośby matki. Egzamin dojrzałości Sadowska zdała w trybie eksternistycznym przed Państwową Komisją Egzaminacyjną w roku 1963, kilka lat po „właściwym” terminie. Obowiązkowy wtedy egzamin z matematyki poetka zdała dzięki prywatnym lekcjom udzielanym przez studenta Politechniki Warszawskiej, Leopolda Przemyka. Spotkanie z Leopoldem było początkiem prawdziwego egzaminu dojrzałości, który zdać dużo trudniej niż najtrudniejszy egzamin maturalny. Student Politechniki Warszawskiej był zupełnie inny niż poeci i malarze, wśród których do tej pory obracała się Barbara. Był kimś z innego świata – świata ludzi poukładanych, mających wyraźną hierarchię wartości, pragnących realizować konkretne życiowe cele: zdobyć pozycję zawodową, stałe źródło utrzymania, założyć szczęśliwą rodzinę. Kiedy po wszystkich traumatycznych przeżyciach Barbara została matką, zrozumiała swoją mamę Jadwigę i jej obawy o przyszłość córki. Sama była już odpowiedzialna nie tylko za własny los, ale i za los człowieka, którego powołała do istnienia. Podjęła heroiczną próbę zapewnienia dziecku możliwości spokojnego życia w pełnej rodzinie. Pomysł na „ustabilizowanie się” dzięki małżeństwu pojawiał się już wcześniej, w czasie kryzysu w relacjach z matką, której podświadome oczekiwania wobec córki koncentrowały się na ułożeniu sobie przez nią spokojnego życia rodzinnego. Barbara próbowała spełnić pragnienia matki poprzez małżeństwo z Żernickim, ale to się nie udało; ukochany m mężczyzna boleśnie ją zawiódł. Tak boleśnie, że w sierpniu 1960 roku pisała w liście do Czycza mniej zapewne szczerze niż zwykle: I jestem już tak zmęczona może więcej jeszcze przez to próbne zdrowienie nadzieję na normalność na średnie małżeńskie gdzie musiałabym tyle tyle przeciw sobie.”186 Zerwanie, zapewne w związku z domniemaną ciążą Barbary, więzi, która miała dla Barbary niemal kosmiczny wymiar, musiało ją dotkliwie zranić, i to też być może

186 Ajol, s. 155. 114 przyczyniło się do późniejszego szukania ciepła i bliskości u innych mężczyzn, których czasem zbyt pochopnie obdarzała zaufaniem i miłością. Kiedy okazało się, że Barbara spodziewa się dziecka, Leopold postanowił, że się pobiorą. Nie obyło się bez trudności. Według informacji uzyskanej od Leopolda Przemyka, matka Barbary, Jadwiga Sadowska przekonywała kandydata na męża, że Barbara nie nadaje się na żonę, i że lepiej będzie, jeśli urodzi dziecko jako panna, i będzie je wychowywała z jej pomocą. Jadwiga, znająca tryb życia Barbary, jej pragnienie nieskrępowanej wolności, bała się zapewne nie tylko o los córki, ale i o los przyszłego zięcia w tak bardzo niedobranym związku. Wbrew radom własnej matki poetka zdecydowała się jednak nie tylko na urodzenie dziecka - ten wybór był oczywisty - ale i na kompromis z własnymi pragnieniami i ambicjami twórczymi, czyli na „mieszczańskie” małżeństwo z młodym ojcem jej syna.187 Tej próby stabilizacji nie podjęła jednak dla siebie; wzięła na siebie małżeńskie „jarzmo” ze względu na syna; może nie chciała, żeby, tak jak ona, w przyszłości zmagał się z brakiem ojca. W przejmującym wierszu W imię syna, poświęconym Grzesiowi, Sadowska zapisała swoją filozofię macierzyństwa, które jest całkowitym poświęceniem dla drugiego; nie ma już miejsca na siebie; matka staje się nieuzgodniona a w nadziei, niesie w sobie, roztula na świat miejsce pragnione, z odwieczności niosąc w sobie ten czuły wariant dochodzenia ziemi niczyjej, staje się rzadko już sobie pożyczaną skałą. Przestaje żyć dla siebie, musi stać się opoką. Zwracając się do adresata wiersza - własnego dziecka, porusza najpoważniejsze zagadnienia epistemologii i etyki; zdaje sobie sprawę z ogromu odpowiedzialności wynikającej z powołania do istnienia świadectwa na ile umarłam i na ile żyję: chronić ciebie oznacza usypiać odległość gdzie się przyszłe z przeszłego wyswobadza [W imię syna. Z tomu Moje] Dziecko. Jego obecność we własnym ciele, niemal metafizyczna bliskość tego najważniejszego po matce człowieka – określiła dalsze życiowe i twórcze wybory Barbary Sadowskiej. Poetka zajęła się dość energicznie uregulowaniem swojego statusu zawodowego.

187 Informacje o początkach małżeństwa z Barbarą Sadowską i o przyczynach szybkiego rozwodu podał mi ś. P. Leopold Przemyk, ojciec Grzegorza. 115

Chęć wstąpienia do ZLP w przypadku autorki tak niezależnej, idącej własną drogą i kierującej się wcześniej wyłącznie własnymi wyborami nie była czymś oczywistym. Sadowska nie była artystką świadomie zabiegającą o rozwój własnej kariery. Złożyła jednak wniosek i wymagane dwie publikacje książkowe. Chęć „należenia” do Związku Literatów Polskich wynikała zapewne nie tylko z pragnienia stabilizacji w związku ze zmienioną osobistą sytuacją, ale też i z faktu, że w czasach PRL188 osoba bez etatu czy jakiejkolwiek przynależności miałaby status „pasożyta” albo „włóczęgi”, byłaby wszelkich praw i świadczeń, nie mogłaby liczyć nie tylko na państwowy „mecenat”, ale i na podstawową opiekę socjalną. Legitymacja stowarzyszenia twórczego uprawniała do bezpłatnej opieki medycznej, stwarzała możliwość ubiegania się o stypendia twórcze, o druk tekstów. Przynależność do Związku Literatów dawała możliwość w miarę spokojnej egzystencji w kraju pod totalitarnymi rządami. W PRL, zgodnie z zasadą opisaną przez Piotra Wojciechowskiego „ci, którzy nie chcieli robić kariery w strukturach władzy, którym brak było motywacji lub odwagi do otwartej walki o wolność, stawali się masą, społeczeństwem niczyim. […] Dla biernych były wczasy, przydziały, talony, darmocha ubożuchna, ale trafiająca do licznych. […] Możliwości kombinowania, zdobywania urlopów dziekańskich, zwolnień lekarskich, rent i emerytur były ogromne”.189 Wydawało się, że przyszła matka, która wprawdzie, dzięki małżeństwu, przestała już być „elementem społecznie nieużytecznym”, a nawet podejrzanym, zyska większe bezpieczeństwo, będąc nie tylko żoną „przy mężu”, młodziutkim inżynierze, też przecież jeszcze nieustabilizowanym zawodowo, ale i „koncesjonowaną” literatką. Poza tym, oficjalnie potwierdzona przynależność do uprzywilejowanej grupy twórców dawała możliwość ubiegania się o dobro niezwykle trudno w tamtym czasie dostępne – o samodzielne mieszkanie. Barbara Sadowska, młoda kandydatka do członkostwa w Związku Literatów Polskich, nie tylko spełniała statutowe wymagania (wydanie dwóch tomików, wiersze

188 Andrzej Paczkowski podkreśla, że „choć nazwa PRL używana jest często w sensie pejoratywnym – a nawet obelżywym – nic nie może zmienić faktu, że okres ten należy, tak jak inne, do dziejów narodowych. Nie tylko (choć głównie) dlatego, że żyło w nim kilka pokoleń, które trudziły się może więcej niż wiele innych. Także dlatego, że i tradycja, i działający ludzie odcisnęli własne, niepowtarzalne piętno na żelaznym gmachu tamtego systemu.” A. Paczkowski, Wojna o PRL, w „Spór o PRL”, Wydawnictwo Znak, Kraków 1996. 189 Piotr Wojciechowski, Dziedzictwo zamętu w: „Spór o PRL”, Wydawnictwo Znak, Kraków 1996, s. 64 116 opublikowane we „Współczesności”, „Nowej Kulturze”, w późniejszym okresie również w „Literaturze” , „Odrze”, „Więzi”, „Poezji”, ”Twórczości”, „Życiu Literackim” i innych pismach), ale mogła się wykazać pozytywnymi recenzjami swojej twórczości. W dniu 7 lutego 1964 roku Barbara Sadowska została przyjęta do Związku Literatów Polskich, którego członkiem pozostała do rozwiązania ZLP w roku 1983. Wydawało się, że 24-letnia Barbara znalazła się na szczęśliwszym i spokojniejszym trakcie. Miała już ustaloną pozycję w świecie literackim PRL, założyła rodzinę, oczekiwała dziecka. O ile daty wydania pierwszych tomików, 1959 i 1963, są istotne dla biografii literackiej Barbary, w tekście jej życia momentem wyznaczającym nową epokę była chwila, w której wyśniony syn wziął pierwszy samodzielny oddech. 17 maja 1964 roku urodził się syn Barbary i Leopolda, Grzegorz Przemyk.

Rozdział V. Dojrzewanie poetyckie Barbary Sadowskiej

V. 1. Na poetyckich ścieżkach w czasie „odwilży”

Debiut Sadowskiej przypadł na okres złagodzenia rygorów stalinowskich, ale to złagodzenie było w istocie pozorne. Nie tylko życie społeczne, ale i kultura, czy rozwój tak zwanego życia literackiego w każdej epoce jest wypadkową uwarunkowań historycznych; dotyczy do również poszczególnych twórców. Sadowska ujęła to dość radykalnie: „Piszesz? Nie, to historia pisze”. Zdanie z jednego z Jej ostatnich wierszy, wyryte na płycie grobu Dwojga Poetów na Powązkach, brzmi trochę jak Rimbaudowskie „Ja to ktoś inny”. Życie Barbary Sadowskiej stało się tekstem, w którym najważniejsze wydaje się to, co niezapisane. Wiersze, które nam zostawiła, mogą być kluczami szyfrowymi do kodów poszczególnych zdarzeń i faktów z jej życia. Życia pisanego przez historię, i przez historię zniszczonego, tak jak losy i dzieła wielu twórców z przeszłości. W odmętach ludzkiej historii przepadło wiele prac i myśli; księgi płonęły w pożarach i na stosach, na które trafiali czasem i autorzy. Ale nie tylko autorzy ksiąg podlegali prawom tyranów dbających o utrzymanie władzy przez wymuszanie „poprawności ideologicznej”. Sokrates, którego „czyny i rozmowy” spisał ktoś inny, musiał wypić zabójczy napar. Ale nieprawomyślność piszących stała się „zbrodnią” na masową skalę dopiero w systemach totalitarnych. Takich jak PRL pod

117 wschodnim dyktatem. Poeci i pisarze, jeśli nie chcieli czy nie umieli być „pożytecznymi idiotami”, mogli się okazać zagrożeniem dla narzuconej Narodowi władzy. Dlatego rządzący z sowieckiego nadania uznali, że „burżuazyjnym kanarkom trzeba ukręcić łeb”190. Narzucono wzorce odpowiadające estetyce tak zwanego socjalistycznego realizmu – literatura mogła być jedynie pseudoartystyczną tubą jedynie słusznej ideologii. Wciąż trwało odgórne kształtowanie wszystkich aspektów życia, kreowanie nowych autorytetów, choć po 1956 roku komuniści robili to już nie poprzez nachalną propagandę wspartą narzędziami terroru i zastraszaniem społeczeństwa, ale przez otoczenie tkanki społecznej rozrastającym się rakiem tajnych sieci, mających kształtować styl myślenia twórców i odbiorców, tworzyć odpowiednie hierarchie poprzez wyniesienie autorów o poglądach „właściwych” i strącenie w niebyt literacki i społeczny tych wszystkich, którzy się komunistycznemu zniewoleniu otwarcie sprzeciwiali – wybierając emigrację, albo próbując tworzyć wbrew komunistycznemu kanonowi. Prawdziwi poeci rodzą się jednak i próbują żyć również w systemach totalitarnych. Nie wszystkich da się zabić, choćby przez zamilczenie, dlatego margines tak zwanej swobody artystycznej stopniowo poszerzano, pozwalając niektórym twórcom egzystować w ramach obiegu literackiego, nawet tym, których twórczość nie spełniała wymagań nowej poetyki.. W systemie, jaki narzucili Polakom po Jałcie moskiewscy mocodawcy PRL, ocalałe po wymordowaniu elit niedobitki przedwojennej inteligencji o niepodległościowym etosie podlegały nieustannej inwigilacji, tak jak i całe społeczeństwo. Czas debiutu Sadowskiej to czas po buncie poznańskim z 1956 roku, który historyk Andrzej Paczkowski nazwał „ostatnim akordem „wojny domowej” z lat 1945 – 1947, gdyż manifestanci użyli broni palnej, co się już nigdy później nie zdarzyło, a jednocześnie „pierwszym masowym protestem o formach typowych dla realnego socjalizmu”, gdyż zajścia zaczęły się od strajku o podłożu ekonomicznym. W wyniku niezwykle brutalnej reakcji władz zginęło około 70 osób a kilkaset aresztowano”.191 To wtedy właśnie padło z ust premiera Józefa Cyrankiewicza słynne zdanie:

190 Cytat ze słynnego zdania Adama Ważyka, które padło w czasie zebrania ZLP w Domu Literatury w odniesieniu do, m. in., K. I. Gałczyńskiego/ 191 Zob. Andrzej Paczkowski: Polacy pod obcą i własną przemocą. W: Czarna księga komunizmu. Zbrodnie, terror, prześladowania. Warszawa 1999, Prószyński i S-ka, s. 360. 118

„Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewny, że mu tę rękę władza ludowa odrąbie” (…) w interesie dalszej demokratyzacji życia” 192. Po 1956 roku mimo pozorów złagodzenia terroru społeczeństwo poddano ścisłej inwigilacji; służba bezpieczeństwa powiększała swój ą liczebność i sieć informatorów w różnych środowiskach społecznych. Szczególnie starannie pilnowano twórców. Ich dzieła - jeśli nie były afirmatywne lub choćby neutralne, podlegały anihilacji i nie miały prawa funkcjonować nie tylko w oficjalnym obiegu, ale i w świadomości czytelników. A przecież dzieło, również twórcy tekstów literackich, istnieje o tyle, o ile jest odbierane. Jak w żadnym innym obszarze bytów, tutaj filozoficzna intuicja Berkeleya esse est percipi znajduje najpełniejsze potwierdzenie. Wszelkie narzędzia interpretacyjne wypracowywane przez historyków i teoretyków literatury znajdują zastosowanie do mniej lub bardziej udanych analiz dzieł, które funkcjonują w obiegu czytelniczym. Utworom, które w tym obiegu nie funkcjonują, trudno przypisywać jakiekolwiek istnienie. Byt szufladowy jest niebytem. Dlatego pisarzom tak bardzo zależy na obecności na forach idei, i dlatego tak wiele są skłonni dla tej obecności poświęcić, często idąc w swoich wyborach na artystyczny i etyczny kompromis. Wiedzieli o tym doskonale „inżynierowie dusz” nowego porządku. Ludziom, którzy służyli totalitarnym systemom, wydawało się, że są władni kreować życie literackie i ustalać jego hierarchie, tak jak ustalali hierarchie wszelkich przejawów życia społecznego. Posługiwali się przy tym raczej metodami manipulacji niż brutalną siłą, zwłaszcza że istniały znaczące ośrodki polskiej myśli tworzonej przez pisarzy, którzy pozostali na emigracji i żywo interesowali się tym, co się dzieje w kraju, siejąc na Zachodzie „wrogą”, w opinii komunistów, „propagandę”. Być może właśnie ze względu na emigrację w PRL nie unicestwiano fizycznie ludzi na taką skalę jak to miało miejsce w czasach wielkiego terroru lat trzydziestych w ZSRS, którego literackim świadkiem stała się Achmatowa. Paranoiczne wyczulenie na „nieprawomyślność” prowadziło jednak do mordowania twórczości. „Ukręcenie łba burżuazyjnemu kanarkowi” zanadto pięknoduchowskiej liryki czy „nieużytecznych” dla „budowy socjalizmu” płodów wyobraźni stało się głównym zadaniem inżynierii kulturalnej prowadzonej przez władców PRL. Narzucono wzorce realizmu socjalistycznego, zaczęło się odgórne

192 Cyt. za: Marta Fik: Przeciw, czyli za, Czytelnik, Warszawa 1983, s. 403.

119 kształtowanie wszystkich aspektów życia, kreowanie nowych autorytetów. Po 1956 roku, po krótkim czasie tak zwanej odwilży, już nie tylko poprzez wszechobecną propagandę wspartą narzędziami terroru i zastraszaniem społeczeństwa, ale poprzez otoczenie tkanki społecznej rozrastającym się rakiem tajnych sieci, mających kształtować styl myślenia twórców i odbiorców, tworzyć odpowiednie hierarchie poprzez wyniesienie autorów o poglądach „właściwych” i strącenie w niebyt literacki i społeczny tych wszystkich, którzy się powojennemu zniewoleniu otwarcie sprzeciwiali. Pisarze, którzy chcieli mieć zapewniony odbiór swoich utworów, musieli pisać nie wyłamując się z ram jedynie słusznej ideologii. Poeci, wolne duchy, rodzą się jednak również w systemach totalitarnych. Nie wszystkich można zabić, dlatego margines tak zwanej swobody artystycznej stopniowo poszerzano, zwłaszcza po 1956 roku, pozwalając niektórym z nich egzystować czy wegetować na obrzeżach obiegu literackiego pod warunkiem, że nie zrobią niczego wbrew władzy. Dobrotliwe przyzwolenie Gomułki: „niech sobie malują, choćby i abstrakcje” dotyczyło również awangardowych literatów, pod warunkiem, że nie będą się próbowali sprzeciwiać narzuconemu porządkowi. Pisząca trudne w odbiorze, niezrozumiałe dla szerszego kręgu czytelników utwory, pełna młodzieńczej świeżości i zbuntowana przeciwko mieszczańskim konwenansom Barbara Sadowska zaczęła z sukcesem funkcjonować w literackim obiegu popaździernikowej PRL. Prezentowała w swoich oryginalnych tekstach kobiecą perspektywę bycia w świecie, pisała o doświadczeniach macierzyństwa jak nikt wcześniej. Mogła stać się jedną z najważniejszych postaci polskiej współczesnej poezji. Poetka liryki osobistej, o niezwykłej wrażliwości i talencie, pisząca intrygujące, awangardowe wiersze, została na starcie obdarowana mieszkaniem z tak zwanej „puli Putramenta” dla dobrze zapowiadających się młodych twórców. Jej poezję chętnie publikowano na łamach prasy krajowej, we „Współczesności” i w regionalnych czasopismach. Nie musiała długo czekać na wydanie pierwszego i kolejnych tomów, co w tamtej rzeczywistości oznaczało jedno: uważano, że nie była zagrożeniem dla systemu, i że mogła stać się jego ozdobą i uwiarygodnieniem. Utalentowana dziewczyna, chętnie zapraszana na festiwale młodej poezji, była znakomitą kandydatką dla promujących młode talenty kreatorów życia literackiego w PRL. Jednym z nich był zapewne, w początkach swojej kariery, Wiktor Woroszylski, absolwent Instytutu Gorkiego w Moskwie, uczelni kształcącej kadry literackie dla krajów, które w ramach pojałtańskiego porządku znalazły się w sowieckiej strefie

120 wpływów; kształcono tam „przodujących pisarzy z bloku państw demokracji ludowej, skupionych wokół Związku Radzieckiego”, uczono ich „stosowania odpowiednich narzędzi do pisania w duchu właściwym dla społeczeństwa budującego socjalizm”193. Woroszylski z początku szczerze wierzył, że przyczynia się swoimi działaniami do tworzenia świata społecznej sprawiedliwości i pokoju. W 1957 roku był redaktorem działu poezji w „Nowej Kulturze”, do której redakcji zapukała siedemnastolatka w zaplamionym farbami fartuszku. O ich pierwszym spotkaniu pisał po śmierci Barbary w 1986 roku: „Kiedy umarła, miała czterdzieści sześć lat; kiedy ją poznałem – ledwie siedemnaście; i niewiele więcej – kiedy zdałem sobie sprawę, kim jest ta drobna jasnowłosa dziewczyna, autorka „trudnych” wierszy, kim jest w ogóle i kim jest dla mnie.”194 Również dla Barbary znajomość, później przyjaźń, z Wiktorem Woroszylskim miała się okazać niezwykle ważna. Przełom popaździernikowy, czas debiutu Barbary, był też czasem przemiany Wiktora Woroszylskiego, który dopiero wtedy zaczynał dostrzegać, co kryje się za fasadą „sprawiedliwości społecznej” komunizmu. Pisze o tym Marek Nowakowski w swoich wspomnieniach: „Poznałem Wiktora Woroszylskiego jeszcze jako dziennikarza w „Nowej Kulturze”195. Na łamach tygodnika drukował Dziennik węgierski […] był powściągliwy, konwencjonalny, rzucił życzliwą uwagę pod adresem mojego opublikowanego właśnie w „Nowej Kulturze” opowiadania196. […]Dzieliła nas różnica pokoleń i doświadczeń. Mówiono o nim, że przed niedawnymi laty był przywódcą „pryszczatych”, grupy młodych poetów, pisarzy, którzy z płomienną namiętnością budowali w Polsce socjalizm, walczyli drukowanym słowem z wrogiem klasowym, zbrojnym podziemiem spod znaku AK, WiN, NSZ, wstecznym Kościołem, egoistycznym burżujem i kułakiem. Byli na pierwszej linii. Niektórzy z nich pisali dytyramby o towarzyszach z bezpieki, o Armii Czerwonej, naszej wyzwolicielce, i oczywiście o wielkim Stalinie. […]Nie przekonał go układ Ribbentrop – Mołotow, wywózki na Syberię, Katyń, łagry, stalinowskie procesy i dopiero Budapeszt zachwiał monolitem jego wiary. […]Zobaczył w całej okazałości zbrodniczy system praktycznego komunizmu”197.

193 Marek Nowakowski, Nekropolis, s. 176 194 Wiktor Woroszylski, Święto i żałoba, „Więź” 1986 nr 11/12. 195 Marek Nowakowski debiutował w „Nowej Kulturze” w tym samym czasie co Barbara Sadowska; jego opowiadanie zamieszczono na łamach obok debiutu poetyckiego Sadowskiej. 196 Wspomniane przez Marka Nowakowskiego opowiadanie sąsiaduje na stronie pisma z wierszem „Mama” – debiutem Barbary Sadowskiej. 197 Ibidem, s. 121

Ostateczna przemiana Wiktora Woroszylskiego i jego decyzja o przejściu do opozycji miały się dokonać dopiero w 1976 roku – być może również pod wpływem Barbary Sadowskiej, która bardzo wcześnie zaczęła rozumieć rolę, jaką jej wyznaczono. Poetka, wyczulona na wszelki fałsz, na niesprawiedliwość, od początku swojej twórczej drogi dostrzegała zniewolenie własnego kraju kryjące się pod pozorami socjalistycznego mitu. W jednym z wierszy otwierających debiutancki tomik Barbary zawarty został zarys tej swoistej etyki poetyckiej: […] teraz powiem całą prawdę ale za dużo jest rzeczy o których nikt nie chce słyszeć i trzeba zaczynać od początku słowo po słowie bo zdarzenia tylko razem powiązane mają sens przyczynę […] skrzywiona prawda nie musi być kłamstwem a słowa są albo za miękkie albo za twarde jak gruszki na targu kiedy ktoś nie ma pieniędzy (Chcieć i móc z tomu Zerwane druty) „Prawda” i „kłamstwo” to sprawa słów, w których można przebierać jak w gruszkach na targu, i nie kupić ani jednego, pod pozorem ich zbytniej miękkości lub twardości, ukrywającym prawdziwy powód: brak pieniędzy, w przypadku gruszek, czy odwagi, żeby podjąć decyzję o wyborze słów, opisujących rzeczy, „o których nikt nie chce słyszeć”. Pod z pozoru naiwną metaforą wybierania gruszek na targu owoców kryje się ważne pytanie: czy stać mnie na mówienie prawdy? Mnie, która „chciałabym

122 wszystko powiedzieć / tak jak kiedyś mówić: mamo”. Do bezpiecznego świata dziecięcej ufności i pewności słów nie ma jednak powrotu, a wolność twórcy w zniewolonym kraju wyznaczają tytułowe słowa wiersza: „chcieć” i „móc”. Twórca jest „wolny” tak jak galernik powracający z katorgi po trzydziestu latach, któremu „cokolwiek dadzą do ręki – będą wiosła”, z którym dzieli ten sam los: zawiązują nam oczy ktoś wsadza łapę Przez kraty - drażni ą się drażnią (co zrobić żeby tej łapy nie ugryźć) […] jesteś wolny galerniku - jesteś wolna patrz niebo się zanosi czyżby twój powrót był aż tak wzruszający bardzo urosłaś tylko te nóżki jak u Lautrec’a te nóżki chodź dostaniesz buty na koturnach będziesz mogła z nami mówić na koturnach zawsze o byle czym (Galernik z tomu Zerwane druty) Podarowane koturny, przepustka do świata mówiących, dają możliwość mówienia „zawsze” - ale tylko – „o byle czym”. Nie można, stojąc na nich, powiedzieć „wszystkiego”, opisać świata rozbitego na „maleńkie szkiełka”, a przecież malutcy jak karzełki metr trzydzieści nie boimy się szkiełek

123 to są lustra (*** z tomu Zerwane druty) Poezja rozbitego świata – to poezja dziecięco uczciwa, poezja bezkompromisowej odwagi. Nie ma w niej miejsca na mówienie zawsze o byle czym. W szkiełku – jak w lustrze – odbija się zawsze twarz poety. Pokusa stania na koturnach bywa jednak dla malutkich jak karzełki, obciążonych kalectwem jak słynny malarz Lautrec, trudna do pokonania. Cena za „koturny” – możliwość publikacji, pozycja uznanego literata i wiążące się z nią materialne gratyfikacje i prestiż – bywa bardzo wysoka. Za takie koturny płaci się zwykle duszą. Ceną jest zaprzedanie siebie, zdrada najwyższego powołania poety, jakim jest pisanie prawdy, i tkwienie w „rezerwacie mowy wyłączonym spod restrykcji” jak tę sytuację poetów nazwał Janusz Sławiński198, czy wręcz w Dantejskim piekle, przywołanym przez Zbigniewa Herberta: „Najniższy krąg piekła [… ] Jest to azyl artystów pełen luster, instrumentów i obrazów. Na pierwszy rzut oka najbardziej komfortowy oddział infernalny, bez smoły, ognia i tortur fizycznych. Cały rok odbywają się tu konkursy, festiwale i koncerty”. Wielu poetów i artystów tamtego czasu miało powód, by bać się tych „szkiełek – luster”. Drogo za swoją literacką karierę w PRL zapłacił wybitny poeta Stanisław Grochowiak, szukający ucieczki w zgubnym dla siebie alkoholu, który - według relacji Marka Nowakowskiego, utrzymywał bliskie kontakty z pułkownikiem Banaszczykiem z grupy generała Moczara, szefem wydawnictwa MON, i „wydał w MON-ie jakąś powieść, był laureatem liczącej się nagrody za utwór sceniczny w konkursie na którąś

198 Sławiński rozwija swoją myśl, wychodząc daleko poza obszar poezji. Warto w tym miejscu przytoczyć jego spostrzeżenie dotyczące „enklaw” w szerokim sensie: „O samej idei podtrzymywania przy życiu, a nawet zakładania takich rezerwatów – w różnych zresztą dziedzinach życia zbiorowego – można by długo rozprawia ć, odchodząc daleko od przedmiotu naszej wspólnej uwagi […] zrodziła się ona w warunkach politycznych poststalinowskiego komunizmu jako uszczegółowienie idei szerszej, która w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych występowała pod rozmaitymi imionami: a to jako zasada konwergencji, a to jako imperatyw pokojowego współistnienia, a to jako postulat odprężenie. Jakkolwiek była nazywana, zakładała – i był to obiektywny wymóg – że strona komunistyczna przedstawi Zachodowi pewne, choćby i wątłe, przedmiotowe dowody na to, że idea ta jest jej rzeczywiście bliska. Takich uwiarygodnień dostarczyć miały owe rezerwaty – strefy pracy twórczej, wytwórczości i przemysłu rozrywkowego, tak wyglądające, aby mogły być porównywalne z analogicznymi sferami w „drugim obszarze płatniczym”. Porównywalne, to znaczy odpowiadające podobnym standardom, odsyłające do rzekomo ponadustrojowego uniwersum wspólnych wartości, dające więc szansę międzysystemowej kooperacji, konkurencji i wymianie. W niektórych z tych sfer ważnymi czynnikami umożliwiającymi porównywalność pozostają: nie-przyporządkowanie ideologiczne aparatowi władzy, swoboda inicjatywy twórczej oraz nieis=instrumentalny politycznie charakter wytworów – czyli, bo to na jedno wychodzi, niewidocznośc skutków państwowo-partyjnego nadzoru. Stosunkowo łatwo o to na przykład w muzyce, tkactwie artstycznycm czy w sztuce cyrkowej. Natomiast w wypadku literatury utrzymywanie takich rezerwatów wiąże się z niesłychanymi kłopotami, które stawiają pod znakiem zapytania opłacalność całego przedsięwzięcia”. [Janusz Sławiński, Rzut oka na ewolucję poezji polskiej w latach 1956 – 1980”.W: S. 321]. 124 tam rocznicę powstania PPR i dywagował w telewizji o patriotyzmie i socjalizmie”, ale w czasie wódczanych spotkań „wprawiał się zgoła w wojowniczą euforię i wykrzykiwał o komunistycznych sprzedawczykach, którzy jak targowiczanie zdradzali ojczyznę”199. Inny poeta, dziś już całkiem zapomniany, Stanisław Ryszard Dobrowolski, „ochoczo angażował się w polityczne gry władzy […] po zamieszkach w Ursusie i Radomiu gromił wichrzycieli i chuliganów, którzy otumanieni przez wraże, imperialistyczne siły występują przeciw władzy ludowej. […] Z pychy, głupoty i żarłocznej ambicji niezły kiedyś poeta, członek „Kwadrygi”, żołnierz AK, autor popularnej pieśni powstańców, niezwykle odważny w akcji ratowania Żydów, przeistoczył się w usługowego literata u pańskiego stołu..200 Kariery, uzależnione od aprobaty sił niejawnych, mogły się równie łatwo rozpocząć, jak i zakończyć.

V. 2. Szukanie własnej drogi w odgórnie organizowanych przedsięwzięciach literackich

Barbara debiutowała w czasie popaździernikowej odwilży, kiedy wydawało się, że można nie sprzedać duszy, pisząc prawdę „nie wprost”, skrywając jej zbyt jaskrawy blask, trochę jak w recepcie Emily Dickinson na „bezpieczne” mówienie prawdy201. Próbowała się podporządkować regułom życia literackiego, starała się w nie włączyć, chociaż nie było to dla niej łatwe, gdyż prawdziwi poeci nigdy nie chodzą w stadach. A „grupowanie” twórców było zjawiskiem w PRL bardzo rozpowszechnionym. Andrzej Krzysztof Waśkiewicz zauważa: „Jedną z charakterystycznych cech życia literackiego po 1960 roku była duża stosunkowo ilość wystąpień grupowych”202.

199 Marek Marek Nowakowski: Pułkownicy. W: Nekropolis. Warszawa 2005, Świat Książki, s. 167. 200 Marek Nowakowski: Świtezianka. W: Nekropolis. Warszawa 2005, Świat Książki, s. 156. 201 Przejmująco o tym imperatywie i niemożności jego pełnej realizacji pisała Emily Dickinson w swoim słynnym wspomnianym tu wcześniej wierszu o mówieniu prawdy, Tell All the truth, który mógłby być także mottem autorów przemycających „ezopowe” treści : M ów całą prawdę, lecz nie wprost, Sukces – wśród kłamstw okrężnych. Zbyt jasny rozbłysk, prawdy głos Nagły – któż zniesie mężnie. 202 Andrzej Krzysztof Waśkiewicz: Grupy literackie 1960 – 1970. W: Tak – nie. Pod redakcją Jerzego Leszina-Koperskiego. Wybór wierszy i opracowanie: Jerzy Leszin-Koperski, Ryszard Krynicki, Andrzej K.Waśiewicz, Warszawa 1971, Rada Naczelna Zrzeszenia Studentów Polskich, s. 98. 125

Grupy poetyckie powstawały głównie w większych miastach, skupiając młodych poetów, z których nieliczni tylko zaznaczyli się trwale w polskim pejzażu literackim – ci przede wszystkim, którzy pragnęli szukać własnego głosu, nie poddali się bez reszty dyktatowi ideologii. Takimi twórcami byli należący do powstałej w Poznaniu w 1964 roku grupy poetyckiej „Próby” Ryszard Krynicki i Stanisław Barańczak, którzy kilka lat później zostali najważniejszymi poetami Nowej Fali. Szkice Barańczaka Nieufni i zadufani oraz Rzecz o walce klasyków z romantykami w poezji najmłodszej 203 stanowiły próbę sformułowania programu na gruncie czysto literackim, z odwołaniem się do języka jako tworzywa i nieśmiałą jeszcze, i z pewnością zlekceważoną przez cenzurę próbą polemiki z systemem. Barańczak dowodził, że program „romantyzmu dialektycznego” pozwala realizować się w poezji określanej mianem lingwistycznej, która pozwala demaskować sprzeczności języka. Demaskacja tych sprzeczności, według Barańczaka, „nie jest oczywiście jedynym rodzajem demaskacji, jakiej powinna dokonywać poezja, ale osiągnięcia „poezji lingwistycznej są z pewnością niezmiernie wyrazistym dowodem tezy, że w dzisiejszych warunkach właśnie myślenie dialektyczne przynosi rezultaty bardziej wartościowe artystycznie i poznawczo”, zaś ambiwalencja języka „jest ambiwalencją nie tylko znaczeń, ale i konsekwencji światopoglądowych”.204 Na drugim biegunie sytuowała się grupa literacka z Krakowa, której nazwa nawiązywała do daty wydania Manifestu Komunistycznego, a w programie była zapowiedź: „Grupa 848 chce realizować twórczo postulaty Partii w dziedzinie literatury i sztuki […] Sztuka partyjna, jaką chcemy tworzyć, musi stanowić artystyczny wyraz awangardyzmu Partii […] takim celom służą wszystkie formy artystyczne, […] a zwłaszcza eksperyment i poszukiwanie”.205 Poeta poza grupą, skupioną wokół jakiegoś klubu studenckiego czy literackiego czasopisma, nie miał szans na zaistnienie w społecznej świadomości, nie mógł marzyć o druku swoich utworów. Dotyczyło to również poezji, chociaż „dała się ona wyobrazić jako mowa nie- niebezpieczna, czyli niezaraźliwa dla innych dyskursów, czyli – nieprzekładalna […] Nieprzekładalność na jakąkolwiek „prozę” była dla dawnej awangardy podstawowym warunkiem i zarazem gwarantem niesłużebności”206.

203 Nurt 1967 nr 10) 204 Cyt za: Andrzej Krzysztof Waśkiewicz, op. cit., s. 99. 205 Andrzej Krzysztof Waśkiewicz, op. cit., s. 99. 206 Janusz Sawiński, op. cit., s. 322. 126

Wszystko było jednak pod kontrolą – nie tylko cenzorów, ale przede wszystkim tych, którzy podskórnie wpływali na kształt „nowej” kultury, wywierając rozmaitego rodzaju presje czy mniej lub bardziej jawnie wskazując pożądane formy i tematy twórczości: „Mowa poetów miała pozostawać w zadowalającym oddaleniu od istotnych spraw świata społecznego, w którego obrębie przydzielono jej miejsce specjalne – spraw znajdujących się w wyłącznym władaniu języka oficjalnego, miarodajnego dyskursu władzy […] nikt nie żądał od niej, by dawała świadectwo ideologicznej prawowierności […] nikt nie zlecał, co i jak ma mówić; wymagano wszakże, by sama wiedziała, o czym ma milczeć – i jak milczeć.”207 Łatwiej było wpływać na członków grupy niż docierać do pojedynczych poetów, których trudniej byłoby „upilnować”, a dopuszczenie do głosu nieprawomyślnego poety mogło okazać się niebezpieczne. Jak trafnie zauważył Konrad Rokicki, „zawód pisarza w Polsce Ludowej tylko z definicji należał do zawodów „wolnych”. W rzeczywistości literaci i ich praca podlegali kontroli jawnej i niejawnej. Środowiskiem twórczym sterowano za pośrednictwem stowarzyszeń twórczych, instytucji państwowych i instancji partyjnych. System komunistyczny miał tendencję do zrzeszania wszystkich w jakieś organizacje[…] W środowisku pisarzy był to Związek Literatów Polskich[…]. Co dawało im członkostwo w tym stowarzyszeniu? Przede wszystkim potwierdzało ono w Polsce Ludowej status bycia pisarzem […] Centrum decyzyjne w kwestiach polityki kulturalnej znajdowało się niewątpliwie w Komitecie Centralnym PZPR.” 208. Wiele materiałów źródłowych na temat sposobów kształtowania polityki kulturalnej, wpływania na kształt poezji i dobór tematów, uzależniania twórców od formalnych struktur, ich zniewalania, odrzucania niepokornych, kreowania sztucznych wielkości można znaleźć w udostępnionych przez IPN archiwach służby bezpieczeństwa; wiele można też zrozumieć, czytając uważnie manifesty programowe grup i analizując ich działalność. Opis całego systemu kontroli nad twórcami i tworzenia pożądanych hierarchii literackich jest zadaniem, które wykracza poza zakres niniejszej pracy, dlatego sprawa ta zostaje tu tylko zasygnalizowana.

207 Janusz Sławiński, op. cit., s. 323-324. 208 Konrad Rokicki: Elementy systemu kontroli nad literatur ą i literatami. W: Literaci. Relacje między literatami a władza mi PRL w latach 1956 – 1970. Warszawa 2011, Instytut Pamięci Narodowej, s. 41 - 49. 127

Barbara Sadowska wzbudziła zainteresowanie „organizatorów” życia poetyckiego w PRL, kiedy po prasowym debiucie zaczęła publikować swoje pojedyncze wiersze we „Współczesności”, piśmie powstałym na fali odwilży, dzięki grupce entuzjastów. Jej wiersze były wystarczająco „awangardowe”, nowatorskie w formie, nie niosły „zakazanych” treści (jak mogło się wydawać mniej wnikliwym cenzorom), i – przede wszystkim – były trudne do zrozumienia, a więc – bezpieczne z punktu widzenia kreatorów nowego ładu. Młodzieńcze wiersze Sadowskiej znakomicie się mieściły w „nieszkodliwie abstrakcyjnym” nurcie. Zaczęła dostawać zaproszenia na festiwale poetyckie, spotkania młodych, zauważyli ją redaktorzy i recenzenci.

V. 3. Początki recepcji i pierwsze recenzje

Niemal natychmiast po jej książkowym debiucie pojawiły się pierwsze entuzjastyczne recenzje. Piotr Kuncewicz w tekście„Podszewki naturalistycznych pozorów opublikowanym we „Współczesności” porównywał młodziutką autorkę z Tadeuszem Różewiczem: „Zerwane druty to jeszcze jeden [..] dokument tego nurtu poezji, który wychodząc od Różewicza przefiltrował się przez egzystencjalizm i amerykańskich bio-werystów […] Naturalizm to pierwszy wziernik w utwory, których dalekim przodkiem był Różewicz. Przywoływanie tego protoplasty wymagałoby zresztą uzasadnień. W każdym razie, nie mam na myśli, ani konkretnego kształtu wiersza, ani identyczności motywów – raczej ten sposób ich traktowania, który nazywamy w skrócie naturalizmem. Tu, u Sadowskiej, szczególnie krąg realiów wskazuje na sferę codziennego, miejskiego bytowania bohatera”.209 Stwierdzenie Kuncewicza, że „dalekim przodkiem” utworów Sadowskiej jest Różewicz, nie znajduje uzasadnienia w cechach jej oryginalnej poetyki, ale wiele mówi o stanie polskiej poezji i krytyki literackiej tamtego czasu. Według Janusza Sławińskiego powojenna poetyka Różewicza należała do „zjawisk, które decydująco oddziałały na stan poezji polskiej przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych”210. Różewicz był wtedy dla młodych wzorem i mistrzem, zatem przywołanie go przez Kuncewicza miało zapewne nobilitować początkującą poetkę. Młody krytyk uznał też,

209 Kuncewicz P.: Podszewki naturalistycznych pozorów w: „Wspólczesność” 1959 nr 18 210 Janusz Sławiński: Rzut oka na ewolucję poezji poskiej w latach 1956 – 1980. W:…. S. 310 128

że wykorzystywane przez Sadowską „realia miejskie tworzą […] scenerię i nastrój i izolują je od wszelkich możliwości „świata pogodnego”. A to już jest prawie Kafkowskie”. Dokonał także próby interpretacji wybranych wierszy z tomu, analizował ich metaforykę, dostrzegał w wierszach „portreciki zdarzeń, rzeczy i osób”, analizował stylizacje i „obiektywizm przedstawienia”. Zauważył też przejście od retrospekcji do opisu stanów bieżących: „Wprawdzie początkowe wiersze są wspomnieniowe, wprawdzie bohaterka parokrotnie opisuje siebie – niemal jak osobę trzecią (Biały korytarz), ale wszystko to razem brzmi obco i obojętnie – nie tędy droga do centrum „krystalizacji wzruszenia”. Na pierwszy rzut oka większość utworów to chłodne eksperymentowanie, zestawianie rzeczy (z autorką włącznie), naturalistyczne ukazywanie przeciwieństw i kontrastów plus niedopowiedziana nadzieja, że ktoś na własny użytek wysnuje z ich ścisłego funkcjonalizmu niewypowiedziane uogólnienie”211. Trudno zinterpretować takie „uogólnienie” Kuncewicza wobec wierszy debiutantki, ale usprawiedliwia go to, że umiał dostrzec wielowarstwową konstrukcję i niezwykły potencjał twórczości Sadowskiej: „[…] metaforyka tego rzędu to materiał dyspozycyjny do budowania świata na kształt i podobieństwo pożądane. Bo przecież ostateczny rezultat, wiersz okazuje się – znów pod szarą powłoczką – bardzo złożony, splątany, ciemny i wcale nie prosty. […] I znowu niespodzianka: wierze Sadowskiej wypełnione są ucieczką rzeczy, pustą, nocną przestrzenią. Motyw pustki, rozstania, niewypełnienia wraca ustawicznie – puste sanki, puste dni, gwiazdy nie mogące wrócić, gaśnięcie oczu, ucieczka księżyca, spojrzenia, znaczeń – można by długo cytować. A wiec znaleźliśmy się na odwrotnym biegunie naturalistycznego kopiowania. Znamy już w całości scenerię utworów: kształtuje ją z jednej strony wizja codziennej szarzyzny, z drugiej kreacyjna dekoracja, zniekształcenie wyglądów. Mniejsza o dalsze i bliższe zbieżności literackie, kto jednak i po co zaludnia ten świat?”.212 Kuncewicz podkreśla, że postaci pojawiających się sporadycznie w wierszach Sadowskiej nie można nazwać „nosicielami spraw zasadniczych, ani ludźmi, o których szczególnie i najbardziej chodzi”, ale broni humanistycznej wartości jej poezji, stwierdzając, że nie odwraca się ona od ludzi, że „trafia do nich, ale nie bezpośrednio; przedtem uruchamia mechanizm abstrakcji […] wprowadzając tematy śmierci,

211 Piotr Kuncewicz, op. cit. 212 Kuncewicz, op.cit 129 samotności, piękna, pożegnania rozpisuje je na zmetaforyzowane bądź werystyczne sytuacje i postacie – wniosek jest jeszcze jednym poznaniem dla królika doświadczalnego – narratorki”. Kuncewicz dostrzegł też to, co jest pierwszym wyznacznikiem młodzieńczych utworów Barbary, stwierdził, że „spośród wszystkich tematów jeden wydaje się szczególnie węzłowy i być może zawierający inne: samotność, odosobnienie, izolacja. Ostatecznie wszystkie ludzkie bóle i nieszczęścia płyną z braku możliwości porozumienia, wymiany myśli i uczuć” Przedstawił też ciekawą interpretację tytułu i jednego z wierszy, i całego tomu, uznał „Zerwane druty” za „poszarpany układ informacji”, który prowadzi do „nieprzenikalności ludzkich światów”. Zauważył też, słusznie, że poezja Sadowskiej nie jest „poezją łatwych rozwiązań. Daje rozproszkowany, zniekształcony wymyślną metaforą świat”. Piotr Kuncewicz swoją recenzję zakończył udzieleniem poetce „dobrych rad”: „Po pierwsze: mniej werystycznego sztafażu. Po drugie: nie spotkałem wierszy, którym brak interpunkcji tak bardzo by szkodził jak tu. Przywrócić! Na brak jakiejś wyraźniejszej rytmiki […] i tak nic nie poradzę”. Zapomniana już dziś recenzentka, Barbara Biernacka, nie dawała Sadowskiej rad; uznała jej debiut za niezwykle ciekawą poetycką i realizację, i zapowiedź, za „głos indywidualny”, wyraźnie wybijający się z tłumu. W podwójnej recenzji tomików Barbary Sadowskiej i Jacka Łukasiewicza pisała, że „z dwu debiutów wypuszczonych ostatnio przez „Iskry” taką wyrazistą odrębnością odznacza się przede wszystkim tomik Barbary Sadowskiej Zerwane druty. Debiutowi bardzo młodej poetki warto się przypatrzeć z większą uwagą”213. Biernacka wspomniała – nie bez przyczyny – autora „Statku pijanego”, być może z chęci zaprzeczenia opinii rozpowszechnianej w poetyckim światku przez wielbicieli Barbary, podkreślając, że poezja Sadowskiej to nie jest „ zjawisko dojrzałe – jakieś nagłe objawienie artystyczne indywidualności przedwcześnie ukształtowanej, jednym słowem nie „z rzędu” Rimbauda (toute proportion gardée!)”. Mimo tego zastrzeżenia, rzetelnie omówiła tomik, poszukując kluczy interpretacyjnych do tej poezji. Według Biernackiej, swoją wartość zawdzięcza ona „zamanifestowanej sugestywnie a bez zafałszowań „niedojrzałości” poetki – cierpkiej, zbuntowanej surowości ocen i reakcji zupełnie młodzieńczych”.

213 Biernacka B: Równanie z dwiema niewiadomymi w: „Nowe Ksiązki” 1959 nr 18

130

Biernacka odwołuje się do porównań ze świata malarstwa, według niej „mamy tu do czynienia jakby z autentycznym rysunkiem dziecka, a nie ze sztuczną stylizacją skomponowaną przez dojrzałego artystę […] w wierszach Sadowskiej uderza już przy pierwszym uważniejszym czytaniu – metaforyka. Nazwijmy umownie występujące tu zjawisko „metaforą infantylną” […] Dla określenia stanów psychicznych, postaw wobec świata […] autorka czerpie porównania z kręgu doświadczeń dziecka. Nie usiłuje nic gwałtem udoroślić, sięga po prostu do tkwiących w niej kompleksów z bardo niedalekiej przeszłości, do rzeczywistych a najbliższych doświadczeń. Stąd dwa źródła metafory: świat dziecka i świat „urbanistyczny” – spostrzeżenia z kręgu miasta. Zestawienie to, przy jednoczesnej konsekwencji obrazowania i jego konkretności, przy jaskrawej ostrości przeżyć – daje nieraz rezultaty zaskakujące. Jeżeli do tego jeszcze dodać podwójne mimowolne okrucieństwo: burzliwego dojrzewania i nadwrażliwości wobec wszelkich przejawów cierpienia – otrzymamy wiersz o takiej sile wyrazu, jak np. Biały korytarz jabłka dla chorych czy Pożegnanie”. Poza „metaforyką infantylną” Barbara Biernacka starała się odnaleźć wierszach Barbary również „typowo kobiecą” wyobraźnię plastyczną. Jednak to właśnie „niebanalne i różnorodne zastosowanie „metafory infantylnej” decyduje, według recenzentki, o oryginalności tej poezji, metaforę tę „zapowiada już pierwszy wiersz tomu: Umarłe lata”. Według Biernackiej, „lata te wcale nie są jednak „umarłe”. Różne przedmioty i wspomnienia z ich kręgu pojawiają się bowiem, nieraz w zmienionej czy wysublimowanej postaci, w późniejszych, już nie dziecięcych doznaniach autorki […] wspomniana „metafora infantylna” […] wtopiona bywa w kształt wiersza bardzo subtelnie, nie „wystaje” na zewnątrz i pozbawiona jest ckliwości czy też minoderii”. Recenzentka odnalazła też w poezji Sadowskiej „widoczną dbałość o konstrukcję poetyckiego obrazu, o metaforę (ciekawy tu np. wiersz Wojna - jakby bardzo dalekie echo obrazowania typu „rozkwitającego poematu”), podkreśliła też, że autorka „ma dar budowania dramatycznych, konkretnych szkiców sytuacji[…] niekiedy konsekwentne rozbudowanie takiego obrazu poetyckiego daje metaforę o głębszej intelektualnej perspektywie, o wielostronnie dającym się interpretować sensie, (np. O królu, Gwiazdy dla woźnicy)”. Biernacka uznała, że „dużo gorzej wypadają […] bezpośrednie próby „intelektualizacji”, w formie gotowych myślowych point”, kończąc swoją recenzję ogólnym wnioskiem, że „teoretyzowanie „wprost” zwykle bywa w poezji niebezpieczne, a w każdym razie wymaga już następnego etapu dojrzałości. Jak on

131 będzie wyglądał u młodej poetki, niepodobna oczywiście przewidzieć. To, co w jej dzisiejszym widzeniu rzeczy jest najbardziej oryginalne – to element wyjątkowo nietrwały. Kompleksu dzieciństwa nie sposób bowiem przeżywać w nieskończoność, a powielać takich przeżyć sztucznie również się nie da. Zastąpią ów kompleks prawdopodobnie inne. Jakie jednak – nie wiadomo; i jaka okaże się ich wartość dla dalszego rozwoju artystycznego autorki – to druga wielka niewiadoma. Ciekawe bezsprzecznie zjawisko jest w tej chwili równaniem z dwiema niewiadomymi”214. Dwie starannie przemyślane i zamieszczone w ważnych pismach recenzje sprawiły, że debiutująca poetka została oficjalnie uznana i zauważona.

V. 4. Leszinowe „ukąszenie”

Obiecującą debiutantkę zauważyli nie tylko recenzenci. Została zaproszona do udziału w powstającej grupie poetyckiej, powołanej do życia przez Jerzego „Leszina” Koperskiego w marcu 1960 roku. Grupa przyjęła nazwę od nazwy Centralnego Klubu Studentów Warszawy215 „Hybrydy” mającego swoją siedzibę przy ulicy Mokotowskiej 48 w ocalałym dziewiętnastowiecznym piętrowym pałacyku, w którym kiedyś mieszkał Józef Ignacy Kraszewski. Ponad dekadę później twórca grupy nazwał ją ruchem młodoliterackim, podkreślając, że termin „Orientacja Poetycka Hybrydy” ukuł Janusz Żernicki. W opublikowanym w lubelskiej Kamenie tekście Leszin pisał: „powstanie „Orientacji” nie było przypadkowe, co jest szczególnie widoczne na tle sytuacji, w jakiej wówczas znalazło się poprzednie pokolenie – zgrupowane wokół „Współczesności” – tzw. pokolenie 56, powołane ongiś przez odnowę polityczną i społeczną […] Ich [poetów „Współczesności”] poezja i postawa wyrosły w proteście wobec zafałszowanych uczuć i spojrzeń. Zaistniała sprzyjająca koniunktura dla poszukiwań i negacji. Protest liczył się najwięcej. Najłatwiej go było zdyskontować. Powołane przez Szymańskiego pismo „Współczesność” stało się zrazu terenem swego rodzaju programowych ekstrawagancji. Wieczory tego pokolenia, organizowane w warszawskich kawiarniach („Pod kamiennymi schodkami”, potem w „Krokodylu”),

214 Barbara Biernacka, op. cit. 215 Oficjalną nazwę klubu podaję za Leksykonem Ewy Głębickiej. 132 przypominały skandale futurystów, i nie zawsze wiele miały wspólnego z samą poezją” 216. Dość złowieszczo brzmi ta opublikowana w początku lat siedemdziesiątych zjadliwa krytyka dokonań poetów, którzy debiutowali po Październiku, a dość kuriozalnie - tłumaczenie, że tamten protest wyrastał „z zafałszowanych uczuć”. Wypada się jednak zgodzić ze stwierdzeniem, że „Orientacja” nie powstała przypadkowo. Leszinowe tłumaczenie jej genezy jest, oczywiście, dość powierzchowne i nie rzuca światła na to, co działo się za kulisami: „Powstanie i działalność Orientacji Poetyckiej Hybrydy” przypada na inne zgoła warunki społeczno-polityczne. Rok 1960 przecież to początek tzw. małej stabilizacji [...] nadszedł czas pokoleniowej zmiany warty, dokonującej się wszak w innej sytuacji niż poprzednio. Pokolenie „Orientacji” nigdy nie ogłosiło wspólnego programu ani manifestu. Nie startowało też z własnym pismem. Rozpoczęto od zwykłych spotkań autorskich, jednak o znamiennym tytule: „Pokolenie, które wstępuje”. Potem działalność rozszerzono o nowe spotkania: „Ludzie sztuki o sobie” i „Geniusze poezji – ich sztuka i idee”. Cykl pierwszy był dialogiem z poetami tej miary, co Przyboś, Jastrun, Broniewski, Stern, Brzękowski, z krytykami – Sandauerem, Peiperem, Rogozińskim, prozaikami – Parandowskim, Rudnickim, Andrzejewskim; drugi – miał ukazać drogę i doświadczenia poetów, których twórczość zaważyła na poezji polskiej i światowej, a więc Baudelaire’a, Błoka, Jasieńskiego, Borowskiego, Baczyńskiego. Uzupełnieniem niejako były „Tygodnie Poetyckie Stolicy” (pierwszy już w maju 1960 roku) […] Wreszcie – przystąpiono do organizacji Sympozjonów, na które zapraszano poetów z całej Polski. Sympozjony te odegrały niewątpliwie istotną rolę w kształtowaniu postaw ideowych i artystycznych nas wszystkich. […] Potrzebne było pismo, aby móc na gorąco prezentować własne wiersze. Chodziło o szerszą konfrontację i po prostu o zwykły druk. W okresie 1962 – 63 wydano zaledwie 3 numery almanachu „Widzenia”. Numer trzeci był najpełniejszym zestawem nazwisk „Orientacji”: Bordowicz, Żernicki, Gąsiorowski, Jerzyna, Markiewicz, Zaniewski, Sadowska, Stachura. Pisali w nim krytycy: Sławiński i Kuncewicz.”.217. Po „Widzeniach” pojawiło się pismo

216 Jerzy Leszin-Koperski: W kręgu „Orientacji”.”Kamena. Dwutygodnik Społeczno – Kulturalny. Lublin 1972, nr 8 (493), s. 4. 217 Jerzy Leszin Koperski, op. cit. 133

„Orientacja”, które jednak po kilku latach, jak pisze Leszin, „po prostu przestało wychodzić”, ponieważ „wieloletni i życzliwy mecenas oraz inspirator pisma i ruchu – Zrzeszenie Studentów Polskich - odstąpił od pierwotnych koncepcji. Zresztą nie tylko on.”218. Trudno nie wyciągnąć wniosku, że „Orientacja” nie była spontanicznym pomysłem grona poetów podzielających te same wizje czy idee; że była sztucznym tworem, „hodowlą” poetów posłusznych. Krytycy i historycy literatury sytuowali Orientację Poetycką Hybrydy pomiędzy Współczesnością i Nową Falą, przyjmując za punkt wyjścia kryteria pokoleniowe i różnice poetyki oraz inne czysto immanentne wyznaczniki. Najciekawsze wydaje się rozpoznanie Ryszarda Krynickiego, który pisał, że „Specyfika poezji „Orientacji” przejawia się nie tylko w propozycjach, również i w rezygnacjach. W unikaniu w wierszu wyklętych słów i kryjących się za nimi problemów”219). Wydaje się jednak, że wszelkie klasyfikacje i periodyzacje polskiej poezji powojennej, podejmowane przez krytyków działających w PRL, nie powinny być traktowane jak dogmaty, nie uwzględniały bowiem szerszego kontekstu i wspomnianego wcześniej w niniejszej pracy procesu tworzenia hierarchii literackich i kreowania twórców przez nie zawsze jawnych demiurgów. Jednym z demiurgów działających „na powierzchni” życia literackiego był inicjator Orientacji. Jerzy Koperski, który przybrał sobie dodatkowe miano „Leszina”, pojawił się w czasie, kiedy w poezji zapanowała prawdziwa wolność, czy, jak chce Sławiński, „normalność”, kiedy mogli wreszcie zadebiutować tacy „spóźnieni” poeci jak Zbigniew Herbert czy Miron Białoszewski, „dojrzewający na uboczu, poza instytucjami zsowietyzowanego życia literackiego, poza przymusami socrealizmu, ale też poza szansami upublicznienia w owych latach swojej twórczości”.220 Sławiński zauważa, że i Herbert, i Białoszewski „wprowadzali do dziejów powojennej poezji nie przeczuwane dotąd potencje duchowe pokolenia, któremu historia już na starcie zgotowała dwie kolejne klęski: zdziesiątkowane w latach wojny i okupacji, doświadczyło następnie dotkliwiej niż inne pokolenia moralnych i estetycznych spustoszeń stalinowskiego komunizmu. Fakt, że

218 Jerzy Lezin-Koperski, op. cit. 219 Ryszard Krynicki w: Za progiem wyboru. 220 Janusz Sławiński op. cit., s. 311. 134 mogli się w nim przechować twórcy, którzy z klęsk tych wyszli obronną ręką, był niezmiernie trudny do pojęcia”221. Być może właśnie ten fakt nie tylko zdziwił czytelników i badaczy, ale również zaniepokoił ideologów i władców „nowego wspaniałego świata”. Popaździernikowa „odwilż” 1956 roku była tylko chwilowym poluzowaniem więzów przez komunistów przerażonych możliwością rozszerzenia się buntu spowodowanego krwawymi wydarzeniami poznańskiego czerwca i zbrojnym stłumieniem powstania w Budapeszcie. Komuniści nie mogli pozwolić na odrodzenie się w Polsce prawdziwego życia literackiego, na powrót „rządu dusz” poetów prawdziwych, zwłaszcza tych, którzy mówili własnym głosem i w swoich utworach sięgali do źródeł europejskiej kultury, nie zważając na kanony materialistycznej poprawności. I w takim właśnie momencie pojawił się Jerzy Leszin Koperski, promotor młodych talentów, niezmordowany w swoich działaniach i niezwykle sprawny organizator poetyckich spotkań, festiwali, wydawca czasopism i debiutów, które, jak to później określił Artur Sandauer, „rozdawał bez opamiętania na lewo i prawo”222. Według Sandauera, „jeden człowiek Jerzy Leszin – który miał talent organizacyjny i od ZSP wydostał kredyty – mógł spokojnie kreować poetów”223. Ciekawe światło na sprawę finansowania przedsięwzięć Jerzego Leszina Koperskiego rzuca informacja zawarta w Leksykonie Ewy Głębickiej: „Mecenat nad „Orientacją” sprawowała Rada Naczelna i Okręgowa ZSP; grupa korzystała także z opieki finansowej i organizacyjnej (głównie przy organizacji konkursów i wydawnictw) Muzeum Lenina w Warszawie, Zarządu Głównego TPPR, Muzeum Historii Polskiego Ruchu Rewolucyjnego, Rady Naczelnej TRZZ, Wydziału Kultury Stołecznej Rady Narodowej, Domu Kultury Radzieckiej, Polskiego Komitetu Obrońców Pokoju i in.”224. Głębicka cytuje też opinię Adama Zagajewskiego, według którego działalność „Orientacji” sprowadzała się do „wyszukiwania bogatych sponsorów, którzy patronują konkursom poetyckim”225. Można to oczywiście określić i w taki sposób, ale można sądzić, że sprawa była znacznie poważniejsza; nie chodziło o pozyskiwanie sponsorów, ale w istocie – o dusze

221 Janusz Sławiński, op. cit., s. 312. 222 Artur Sandauer „Polityka” nr 20 /1979). 223 Artur Sandauer w wywiadzie opublikowanym w pierwszym numerze „Akcentu”; cyt. Za: Zjawa realna. Antologia poezji lat sześćdziesiątych. Warszawa 1999, Spółdzielnia Wydawnicza Anagram, s. 6. 224 Ewa Głębicka: Orientacja Poetycka „Hybrydy”. W: Leksykon. Grupy Literackie w Polsce 1945 – 1980, s. 236. 225 Adam Zagajewski: Stracone pokolenie. W: „Życie Literackie 1971, nr 9. 135 młodych poetów, których kuszono nie tylko pieniędzmi z nagród, ale i mirażem poetyckich laurów, i szybką ścieżką publikacji tomików w serii „Pokolenie, które wstępuje”. W pierwszym numerze pisma „Orientacji” Widzenia z 1960 roku na stronie 14 zamieszczono informację, że członkowie „Orientacji” a także Warszawskiego koła Twórczego Młodych byli w 1960 roku współtwórcami Klubu Kultury Laickiej przy Stołecznym Zarządzie Stowarzyszenia Wolnomyślicieli i Ateistów, który swoją działalność rozpoczął wykładem Jerzego Koperskiego o światopoglądzie i wychowaniu współczesnego człowieka, wygłoszonym 24 października w Zakładach imienia Róży Luxemburg. Deklarowany przez Leszina program ideowy grupy, zamieszczony w tym samym numerze Widzeń, zdradza cele Leszinowego przedsięwzięcia: „Jesteśmy lewicą twórczą. Opowiadamy się za sztuka ideową, afirmującą ludzkie ideały przyszłości. Sztuką związaną z najżywotniejszymi problemami naszego czasu, zasadniczymi sprawami epoki, pokolenia. Uczyńmy z wielu osobistych indywidualnych widzeń jedno wspólne dla wszystkich, widzenie ideowe, społeczne, polityczne. Pragniemy kształtować oblicze nowej sztuki, chcemy być odpowiedzialni za jej tętno i prawidłowy rozwój”226. Pojawiły się też deklaracje jawnie polityczne: „byliśmy – jesteśmy jedynym w Polsce pokoleniem, które startując – startowało w imię akceptacji socjalizmu”227. Jarosława Markiewicz twierdził, że Barbara Sadowska „nie chciała się dać formalnie wciągnąć Leszinowi […] podobnie zresztą jak Stachura”228, czyli nigdy oficjalnie do grupy nie należała. Twierdzenie to wydaje się sprzeczne z ustaleniami badaczy przyjętymi na podstawie publikacji i dokumentów, ale z pewnością wynika z wiedzy o prywatnych intencjach Sadowskiej. Sama poetka uważała, że formalnie do grupy nie należy, co można wywnioskować z treści jej listów z tamtego czasu. W swoim leksykonie grup literackich w Polsce w latach 1945 – 1980 Ewa Głębicka wymienia zarówno Sadowską, jak i Stachurę wśród członków grupy założycielskiej Orientacji Poetyckiej „Hybrydy”. Przy nazwiskach Edwarda Stachury i Andrzeja Zaniewskiego zaznaczono, że byli członkami grupy tylko do 1962 roku. Poza założycielami, do których należeli też Maciej Zenon Bordowicz, Krzysztof Gąsiorowski, Jerzy Z. Górzański, Andrzej Jastrzębiec Kozłowski, Zbigniew Jerzyna, Janusz Kondratowicz, Maciej Łukasiewicz, Jarosław Markiewicz, Głębicka wymienia

226 Cyt. Za: Ewa Głębicka, op. cit., s. 237. 227 Jerzy Leszin Koperski: Za progiem wyboru, s. 11. 228 Jarosław Markiewicz, „Słodko jest być dzieckiem Boga”, w: „Mironalia”, op.cit., s. 9. 136 poetów zaliczanych do tak zwanego „kręgu Orientacji”, wśród nich znaleźli się między innymi Krystyna Godlewska, Ryszard Krynicki, Krzysztof Mętrak, Krystyna Miłobędzka, Krystyna Rodowska, Stefan Połom, Wiesław Sadurski, Michał Sprusiński, Andrzej Krzysztof Waśkiewicz. Według ustaleń Głębickiej, Orientacja działała do grudnia 1971 roku229. Jerzy Leszin-Koperski za oficjalne zakończenie generacyjnych dziejów Orientacji Poetyckiej Hybrydy uznał zorganizowany w Warszawie VI Dzień Poezji230. W sprawie afiliacji Barbary z Leszinową „hybrydą” trzeba uwierzyć „szkiełku i oku” badaczki, chociaż świadectwo Jarosława Markiewicza o nienależeniu do grupy mogłoby się wydawać oczywistością w przypadku poetki o tak silnym, od samego początku jej twórczej drogi, poczuciu jednostkowej niepowtarzalności i niezależności. Piotr Kuncewicz, wieloletni sąsiad Barbary z domu przy ulicy Hubnera 13231, tłumaczył zawiłości związane z przypisywaniem Barbary do różnych grup literackich tym, że Sadowska „była bodaj czy nie najmłodszą poetką pokolenia „Współczesności”, zaczynającą zresztą od „Nowej Kultury” […] jakby przesunęła się ku następnej generacji, „Hybrydom” – może poeci byli tam przystojniejsi?”232 Barbara Sadowska uczestniczyła w spotkaniach literackich organizowanych na Mokotowskiej i w innych miejscach, spotykała się z poetami „Orientacji”, przyjaźniła się z nimi, ale nigdy nie została nagrodzona w żadnym z licznych konkursów organizowanych przez Leszina - nie brała w nich udziału. W 1962 roku Edward Stachura definitywnie zerwał z Orientacją Poetycką Hybrydy i odciął się od niej publicznie, ogłaszając swoją decyzję w prasie233. Trudno z całą pewnością twierdzić, że jego motywacje wynikały z wyboru politycznego, ale z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że tak właśnie było, chociaż w warunkach ostrej cenzury tekst podający wszystkie prawdziwe powody zerwania z przedsięwzięciem Leszina nie zostałby z pewnością opublikowany.

229 Ewa Głębicka w leksykonie Grupy literackie w Polsce 1945 – 1980 wymienia Barbar e Sadowską wśród założycieli Orientacji (Leksykon. Grupy literackie w Polsce 1945 – 1980, str. 234), a dalej, na stronie 235, podaje, że „trzon grupy założycielskiejstanowili poeci związani od maja 1961 także z Warszawskim Klubem Twórczym Młodych TRZZ: Bordowicz, Gąsiorowski, Górzański, Jastrzębiec- Kozłowski, Jerzyna, Leszin-Koperski, Markiewicz, Sadowska, Zaniewski i Żernicki (odszedł z grupy w 1962). 230 Jerzy Leszin-Koperski, op. cit. 231 Informacja uzyskana od Ernesta Brylla 232 Piotr Kuncewicz: Podszewki naturalistycznych pozorów. W: „Współczesność” 1959, nr 18. 233 W swoim otwartym liście „Nowej Kultury” (1962 nr 27 s. 8) Edward Stachura napisał: „Nigdy nie zaliczałem siebie do „pokolenia wstępującego” (…) czy „Orientacji Hybrydy. Mogę powiedzieć przy okazji, że nigdy nie uznawałem podziału na pokolenie takie i pokolenie takie”.

137

Sadowska nie ogłaszała „rozwodu” z Orientacją, być może ze względu na Janusza Żernickiego, z którym była emocjonalnie związana, ale konsekwentnie nie brała udziału w poetyckich rywalizacjach. Zdawała sobie sprawę z prawdziwej ceny konkursowych wygranych, chociaż wtedy jeszcze prawdopodobnie nie umiała rozpoznać manipulacji prowadzącej do kanalizowania młodzieńczych emocji i buntów, windowania na iluzoryczny piedestał młodych i ambitnych, chociaż nie zawsze utalentowanych poetów, którzy dość tanio sprzedawali dusze systemowi. Wieczory poetyckie traktowała jak spotkania towarzyskie, zresztą chętniej uczestniczyła w „kawiarnianych” zdarzeniach „Współczesności”. Do kawiarni „Krokodyl” i do „Kamiennych Schodków”, znajdujących się przy Rynku Starego Miasta, miała ze swojego mieszkania na ostatnim piętrze kamienicy przy ulicy Piwnej 46 zaledwie kilka kroków. Chętnie przesiadywała w kawiarniach również samotnie; opis jednej z takich wizyt umieściła w liście do Janusza Żernickiego: Wstyd mi kochaj mnie bo mnie alkohol kocha i to nie patos brudu ile zapamiętanie. Tak obce tu zielenie od witraży lampowych, odblaski na sklepieniach na plafonach na ścianach i w kącie w tej długiej małej sali „Krokodyla” siedzą skuleni dwoje – jedynie oni i ja bo późno już. I jakby mój masochizm bo się kulą ode mnie choć bardziej w sobie wtedy. Ale już nie mogę przyjedź234. W listach do Janusza Żernickiego, jednego z głównych poetów „Orientacji”, który wraz z Leszinem zakładał wcześniej grupę poetycką w Toruniu, gdzie obaj studiowali polonistykę, Barbara pisała szczerze, chociaż w zawoalowany sposób, o swoim sprzeciwie wobec form i kierunku działalności grupy. Nie mówiła o tym otwarcie, posługiwała się swoistym szyfrem, co zapewne wynikało z ostrożności i świadomości, że trzeba się liczyć z inwigilacją i z tym, że listy mogą trafić w niepowołane ręce. Poza tym, nie chciała pewnie zranić ukochanego, który w pełni zaangażował się w działania organizacyjne i wspierał w nich Leszina - dla bezpieczeństwa Barbara nazywała go w listach „Jurek Toruń”. Z jej ostrożnie formułowanych, chociaż niezwykle emocjonalnych wypowiedzi przebija nieufność i niechęć do zorganizowanej literackiej gildii i jej kreowanych pod jedynie słusznym sztandarem ideowym hierarchii. 2 lipca 1960 roku Barbara pisała:

234 List datowany 29 maja 11 wieczorem Krokodyl, bez roku [na pewno rok 1960, chociaż osoba, która wpisywała ołówkiem numery porządkowe listów, dopisała obok daty dziennej rok 1961). Rękopis przechowywany w Bibliotece Narodowej. 138

Janusz, po ilu po ilu chininach i alkoholach we współczesności twojej nienawidzonej i po twoim sygnale bolesnym […] Tak bardzo tak bardzo bym chciała powiedzieć tobie moje jakże samotne jakże odcięte i z mojego nie z próby jednej niezupełnie podobnej trudniejszej od wszystkiego przedtem to z próby jednego nowego wiem nie usprawiedliwienie moje przeze mnie i przez ciebie także może to lepiej na wartość może to lepiej zupełnie. Jurek Toruń mówił mi on zauważył, że nie tak po swojej myśli jest w dzień kiedy ciebie na dworzec z kanapkami. I miałam umówione z nim niekonkretnie popołudnie któreś, i podejrzewałam i on też się bał chyba jako ja. Ale pozdrowienia powiedziałam. […] wiem klasyfikacja świństwa się dokonuje sama a nie świństwo za oko za ząb. Chociaż podejrzewam wtedy neutralizacja na obydwoje bo to sprawa człowieczków jednakże.235 Wydaje się, że treść tego trudnego do zrozumienia listu sygnalizuje decyzję Barbary – wybór samotnej drogi, odejścia od grupy, co Leszin zauważył, kiedy obydwoje odprowadzali Janusza Żernickiego na pociąg. Barbara przyniosła pewnie ukochanemu kanapki na drogę, spotkanie z Leszinem na dworcu mogło być przypadkowe – na poważną rozmowę, której obydwoje się bali, umówili się na jakieś nieokreślone popołudnie. Czego dotyczyła „klasyfikacja świństwa”, i którzy „obydwoje” mieli podlegać neutralizacji – trudno powiedzieć, prawdopodobnie Barbara bała się i tego, że swoim odejściem może zaszkodzić literackiej karierze ukochanego, zależnej od „człowieczków”. Sama czuła instynktowną odrazę do zorganizowanego „odgórnie” literackiego życia, do oficjalnego „zatwierdzania” twórczości, pisała: „Tak, pojmuję, nie chcę pojąć jak się komuś może coś podobać – i że podobanie się jest miarą, miarą czegoś nadwornego i jeszcze klasyfikacja. Plugastwo śmieszne plugastwo tych giełd.”236 Odmowa udziału w poetyckim „targowisku próżności” mogła też wynikać z przyczyn głębszych, niż tylko artystowska niechęć do schlebiania gustom oceniających czy uczestniczenia w konkursach poetyckich organizowanych przez Leszina. Temat pierwszego z konkursów, ogłoszonego tuż po zawiązaniu grupy, w maju 1960 roku, „Idee Lenina”, nie skusił poetki do napisania jakiegokolwiek utworu „związanego z osobą i dziełem Lenina”, chociaż nagrody pieniężne oferowane laureatom były bardzo wysokie, a do jury, któremu sekretarzował Leszin, zaproszono, między innymi,

235 Rękopis listu w zbiorach BN. 236 List do Janusza Żernickiego. Rękopis w zbiorach BN. 139

Władysława Broniewskiego, Stanisława Ryszarda Dobrowolskiego i Seweryna Pollaka, a także Janusza Sławińskiego. Prace nadesłane na inny konkurs, o tytule Zrodziła ich walka, ogłoszony w 1961 roku z okazji dwudziestej rocznicy powstania PPR i ZMW, oceniał między innymi Bohdan Drozdowski, laureat pierwszego konkursu, a w pracach jury uczestniczyli Piotr Kuncewicz, Tadeusz Świrski i Julian Rogoziński, przewodniczył Leon Pasternak; sekretarzem jury był, jak zawsze, Leszin237. Konkursy takie – jak pisał sekretarz Komisji Kultury RN ZSP – „dając możliwość poetyckiego startu wskazywały równocześnie nić poszukiwań.” 238 Te poszukiwania miały oczywiście prowadzić w pożądanym przez komunistyczne władze kierunku. „Zarządca” poetyckiego kręgu stwierdził to wyraźnie i nazbyt – przez repetycję - dobitnie: „Nasza społeczna aktywność, uświadomienie sobie naszego miejsca w budowaniu socjalistycznej rzeczywistości i socjalistycznego społeczeństwa stwarza konieczność posiadania ideowego, społecznego programu naszej aktywności.”239 Na konkursy wpływało po kilkaset prac, organizatorzy zapewniali kuszące nagrody, gdyż „była w tym ambicja zaktywizowania ruchu poetyckiego w różnych środowiskach, również poza Warszawą, chęć wskazywania na możliwość i potrzebę działania”.240

V. 5. Koszty eksperymentu socjologiczno-poetyckiego „Orientacji”

Niestety, wielu młodych z kręgu „Orientacji”, wyróżnianych nagrodami, mamionych poczuciem własnej wyjątkowej roli i znaczenia, uwierzyło w swoją literacką wielkość. Dla niektórych skończyło się to tragicznie; nie wszyscy udźwignęli konfrontację z szarą rzeczywistością PRL, kiedy nagle, po wydarzeniach marca 1968 i zwłaszcza grudnia 1970 sytuacja się radykalnie zmieniła, i nikt już nie zamierzał wspierać „budowania socjalistycznej rzeczywistości” przez poetów, a oni sami poczuli

237 Leszin zorganizował kilka konkursów o podobnej tematyce. Jurorami konkursu na utwory politycznie zaangażowane ogłoszonego z okazji 50. Rocznicy Rewolucji Październikowej w 1966 roku byli, między innymi, Andrzej Drawicz, Krzysztof Gąsiorowski, Stanisław Grochowiak i Anatol Stern; w pracach jury konkursu z 1968 roku „Lenin i świat dzisiaj” uczestniczyli, poza Leszinem, M. Czychowski, A . Nawrocki i B. Urbankowski, a laureatem został Janusz Żernicki; w konkursie tym jedno z wyróżnień dostał Julian Kornhauser. Nagrody w konkursach organizowanych przez Leszina były wysokie, a fundowały je najpoważniejsze instytucje, jak Ministerstwo Szkolnictwa Wyższego, Rektor UW, Rektor PW, ZG TPPR, Stowarzyszenie ZAIKS, Wydział Kultury Stołecznej Rady Narodowej i in. 238 Stefan Wilusz; Orientacja „Hybrydy” jako zjawisko społeczne. W: Post scriptum. Warszawa 1966, s. 70. 239 Ibidem. 240 Ibidem, s. 71. 140 nagle, że nie są już barwnymi ptakami „hippisującej” wspólnoty wyróżnionych, tylko wyrzutkami, nie mającymi z czego zapłacić rachunków, i nie mogącymi już znaleźć ani czytelników, ani wspólnego języka ze społeczeństwem, które nie „budowało socjalizmu” mniej lub bardziej udanymi wierszami, tylko próbowało trwać, poddawane opresji, dręczone przez tajne służby, upokarzane i karane za każdy akt buntu w okrutny sposób, jak w Poznaniu w 1956 roku czy na Wybrzeżu w roku 1970, kiedy strzelano do bezbronnego tłumu, nawet do dzieci takich jak Romek Strzałkowski. Niektórzy wykreowani przez Leszina poeci szybko zorientowali się, jak podejrzany status etyczny przypadł im w udziale i zerwali dość wcześnie grupowe więzi; zrozumieli, że nie będzie im dane mówić publicznie i donośnie własnym głosem, upomnieć się o prawdę, o „niepomszczonych”, zabitych przez zbrodnicze władze PRL. Kiedy któryś z krytyków czy badaczy wspomina dziś jeszcze o „poetach przeklętych” tamtego czasu, spośród których wielu dopadł demon samobójstwa, padają tylko najbardziej znane nazwiska: Andrzej Babiński, Ryszard Milczewski-Bruno, Edward Stachura, Kazimierz Ratoń, ale byli też inni, całkiem już zapomniani. Przejmująco brzmią słowa Andrzeja Babińskiego, jednego ze śmiertelnie niepogodzonych, który umiał nazwać „nienazywane” w poezji: „Niepomszczeni – oskarżają / Jakbym tu ręki nie miał komu podać / Jakbym nie mógł się w grób ułożyć / Z grobu powiem – niepomszczeni […] Samotnym to już Ziemia … pod stopami się trzęsła / Zna ją ręka obcięta241 – czująca niemoc więźnia / […] Bo dzisiaj grozy nie mieć to twarzy nie mieć / Lecz moja ojczyzna w koronie ma dobry obyczaj […] Z całej siły być jeńcem z wilczym milczeniem /Z całej siły tak odczuć że zgłosić się na ochotnika do armii / Że z krzywd jak drzewo rozdarte konarami sosny się zasłonić”. 242 Poezja Kazimierza Ratonia także wyrastała z buntu i rozpaczliwego poszukiwania nadziei w świecie, w którym politycy i ideolodzy „wszystkie zohydzili nadzieje”: „Przychodzę do was zmęczony jak zwierzę / Które zbyt długo trzymano w kagańcu […] Bóg gdzieś być musi skoro ścięty krzyż /zniszczony szyderstwem pozostawił trwogę / która odtąd zawisła nad cierpiącą ziemią / Bóg gdzieś być musi skoro jęczy człowiek /do śmierci zakopany w gnijącym krajobrazie / gdzie nie ma

241 „Ręka obcięta” to oczywiście aż nazbyt czytelna aluzja do słynnego przemówienia Józefa Cyrankiewicza po wydarzeniach poznańskich. 242 Cyt za: Zjawa realna. Antologia poezji lat sześćdziesiątych, s. 16. 141

świateł gorących i nadziei […] Bo prawdą jest wszystko i wszystko jest kłamstwem / bo nic nie jest prawdą i nic nie jest kłamstwem.243 Wiele lat później Jerzy Koperski (już nie „Leszin”) złożył świadectwo w tej sprawie w tekście datowanym na 20.X.85 – 15.III 86 pod znamiennym tytułem Wybaczcie mi, co dla Was uczyniłem, wyznając: „Wybrany wcześniej mój pseudonim (właściwie nadany przez robotników z kluczańskich kamieniołomów), a także, również, przybrane drugie imię wyraźnie wskazywały, czyim to duchowym synem czułem się wówczas. Dziś ogarnia mnie przerażenie, ale i smutek, i lęk. Wspominam o tym nie dla próżnej igraszki i nie po to, by mnożyć pokoleniowe anegdoty; to są także sygnały, chyba nie tylko moich fascynacji. Bez nich, sądzę, duchowa historia pokolenia jest niepełna i kaleka, mimo że często staramy się o nich zapomnieć.”244 Jeszcze później, 30 czerwca 1999 roku, Koperski zdobył się na otwarte, szczere wyznanie win i żalu: „oświadczam: cokolwiek czyniłem wbrew mojej naturze, mojej rodzinie, mojemu chrześcijaństwu – czyniłem z głupoty, niewiedzy […] Jakaż jest teraz we mnie boleść, że żyłem poza rodziną […] jakbym uciekał wiecznie od Ilina, Matki, domu rodzinnego; żyłem na krawędzi życia Ojczyzny. To właśnie mnie najbardziej zniewala i onieśmiela – wręcz żyć. Ale czyż mam teraz – oprócz bólu – aż po jego narastanie – umrzeć jak oni! Jakaż, wierzę, byłaby to klęska, czyja? […] Można zawinić i wiem, można wymodlić w skrusze, nawet grzechy grzeszników. I dlatego dobrze się dzieje, że w przeddzień odchodzącego wieku – ukaże się ta antologia – jak wiek – przemijającego. Chociaż ja nie mam prawa do ostatecznego osądu. Czynię to w obronie własnej, bo tak mi żal, tak mi bardzo smutno, że pozostałem w obłędzie bólu, że byłem, że jestem.245 Próba odkupienia win wobec poetów wiedzionych na „cudne manowce”246 poprzez próbę ocalenia pamięci o nich - wydanie antologii wierszy „poetów lat sześćdziesiątych” i zamieszczoną w niej spowiedź to historia warta odrębnej opowieści. Tu warto tylko wspomnieć, że w dwóch zdaniach pełnego bólu i poczucia osobistej klęski tekstu zamieszczonego na końcu antologii Koperski oddał hołd Barbarze Sadowskiej. Ona, spośród promowanych czy „hodowanych” przez niego młodych, wyszła zwycięsko z prób kuszenia, zachowała wewnętrzną wolność, umiała

243 Cyt za: Zjawa realna… s. 344 244 Jerzy KoperskiW: Zjawa realna. Antologia poezji lat sześćdziesiątych. Wybór i opracowanie Jerzy Koperski.. Warszawa 1999. Spółdzielnia Wydawnicza Anagram. 245 Jery Koperski: Post scriptum. Pokolenie wieku mijającego. W: Zjawa realna…, s. 589 – 560. 246 Określenie z jednego z wierszy Edwarda Stachury 142 nie służyć złej sprawie, nie uciekając w sidła ostatecznego mroku. I zapłaciła za to straszną cenę. Dawny „Leszin” , Jerzy Koperski, dał świadectwo prawdzie, wyznając: „Wiem też, że w 1982 było jeszcze wszystko do odrobienia – mogłem pójść za Barbary Sadowskiej wołaniem: Ojczyzna będzie nasza, która będzie… Ale i jej los – aż po śmierć.”247

V. 6. Ugruntowanie pozycji Sadowskiej po drugim tomiku

Tajemnica zwycięstwa Barbary Sadowskiej nad czasem, w jakim przyszło jej żyć, nad zwodniczymi pokusami oferowanej przez komunistyczny system PRL „kariery”, kryje się może w tym, że Barbara, chociaż od wczesnej młodości żyła tak, jak cała polska awangarda ruchu hippisowskiego pokolenia „dzieci-kwiatów”, nie stroniąc od alkoholu i romansów, w które się angażowała całą sobą, nie sprzeniewierzyła się wartościom podstawowym, takim jak prawda, dobro i wolność. W swoich wyborach była krystalicznie uczciwa i jako artysta, i jako człowiek. Nie godziła się na zło. Nie chciała kłamać. I, co może najważniejsze, przez całe życie kierowała się wskazaniami Najważniejszego Przykazania, była gotowa służyć innym, niemal do „zatracenia siebie”. Ta jej postawa przejawiała się także w podejściu do własnej twórczości; o swój zewnętrznie weryfikowalny sukces nie dbała. Pisząc, nie myślała nigdy o zdobywaniu pozycji i zaszczytów; w poezji dążyła do prawdy, szukała swoich korzeni, rozwiązania najważniejszych zagadek egzystencji i esencji. Była poetą prawdziwym. Zabiegała o druk wierszy Żernickiego i dbała o jego powodzenie w świecie literackim bardziej niż o własne. Biegała z wierszami ukochanego po warszawskich redakcjach, łączyła utwory w sensowne zestawy, dowiadywała się o ich los. Pisała: Miły mój na zawsze Wiersze Twoje pójdą chyba w tym numerze Współczesności. Bo już je przepisywali na maszynie przed drukarnią. Ja im dałam fastrygę / przez sen. Chyba nie patrzysz na to krzywo.”248. W innym liście: „Wiersze – tom twój już u Michalskiego – w tygodniu odpowiedź”249. Swoje własne wiersze wpisywała do listów, niektóre pokazywała też Wandzie Leopold, redaktorce z PIW, w której mieszkaniu przy ulicy Franciszkańskiej znalazła schronienie po nieporozumieniach z matką, i którą prosiła o wydanie tomiku Janusza.

247 Jerzy Koperski, ibidem, s. 590 248 Rękopis listu w zbiorach BN. 249 Ibidem 143

Zawiadamiała poetę o rezultatach tych zabiegów, 27 lipca napisała na serwetce z dopiskiem „do Janusza”– zapewne przesłanej przez kogoś, a nie wysłanej pocztą, o uzyskanej obietnicy: Tomik Wanda wciśnie. Mocna teraz obstawa cenzurowa, w kolejnych listach pisała o postępach: W środę umówiłam się z Wandą Leopold, to jeśli Hieronim M. będzie gotów późniejszy cykl pójdzie już prędko. Tenże pan ma do przeczytania jeszcze równocześnie tom Czachorowskiego, który przyniosła żona, bo Swen leży połamany w szpitalu. Nie wiem, i nie interesuję się co to za sprawa – może trochę współczucia – hej humanitaryzm.” 250. Pojedynczymi zdaniami kwitowała, trochę ironicznie, zdarzenia z literackiego świata organizowanego przez Leszina: Już się tu w W-wie „Służewią” w tym tygodniu poetyckim stolicy - poeci. O swoich wierszach wspomniała w listach raz tylko: Wandzie pokazałam wszystkie nowe [skreśl – historie] wiersze. Mówi, że należy koniecznie złożyć. Że będzie dużo protestów, dużo trudności, ale żeby nie łamać się, na ulgi nie iść. I bocznictwo te wszystkie długi – Wanda, Międzyrzecki, Dąbrowski itd. Bzm. A zło wokół, to [słowo nieczytelne] bo jedynie zasłyszane, widziane niedotkliwie.251 Dzięki uporowi Wandy Leopold, redaktorki z Państwowego Instytutu Wydawniczego, która w Barbarze a nie w Żernickim (jak można wywnioskować i z listów, i z faktów), dostrzegła oryginalny poetycki talent, Sadowska zdecydowała się uporządkować swoje nowe wiersze i złożyć je w tom, który ukazał się drukiem w roku 1963 w PIW. Zbiór, zatytułowany Nad ogniem, zyskał już większą liczbę recenzji niż debiutanckie Zerwane druty. Pisali o nim znani krytycy: Michał Sprusiński, Andrzej Waśkiewicz, Arnold Słucki. Swoją recenzję napisał też Jacek Łukasiewicz, którego debiutancki tom poezji ukazał się w „Iskrach” w 1959 roku, w tym samym roku, co tom Barbary – i został zrecenzowany w „podwójnej” recenzji wraz z poetycką książką Sadowskiej. Młody poeta zauważył niezwykłą oryginalność poezji Barbary, pisał o niej entuzjastycznie w „Tygodniku Powszechnym”: „Wybitnych zjawisk w poezji nigdy nie jest wiele. Trzeba więc zwracać na nie uwagę. Wybitny jest zbiór wierszy Barbary Sadowskiej „Nad ogniem”. Bardzo łatwo wyprowadzić go ze środowiska młodych warszawskich wierszopisów, do których

250 Ibidem 251 Rękopis listu do Janusza Żernickiego w zbiorach BN. 144 programów i twórczości można było i można mieć nadal mnóstwo aż nadto uzasadnionych zastrzeżeń. Zakładają oni jakby alienację swego bohatera, zrywanie związków gramatycznych i znaczeniowych. Tak się jednak składało, że poezja powstawała nie ze zrywania związków semantycznych, ale z ich poszukiwania. Aby czegoś szukać, trzeba tego czegoś nie mieć nigdy lub utracić. Zbiór Sadowskiej jest poszukiwaniem rozpaczliwym i jest to poszukiwanie absolutnie bezkompromisowe. Nie ma tu nic zbędnego, nic ładnego, nic estetyzowanego, żadnego meblarstwa. Poezja ta jest ciemna i miejscami niezrozumiała. Połamana jest w niej gramatyka: fleksja i składnia. Ale to nie prymitywne „czarne ludy” oświadczają: „Ja mieć piękne wnętrze” Tutaj to połamanie form jest pierwotne, wynika z ogromnej, najzupełniej autentycznej (także estetycznej) trudności odnajdywania siebie w świecie, a świata w słowach. Nie ma tu żadnego mizdrzenia się – w tej poezji byłoby ono niemożliwe. Niczego nie mówi się w liczbie mnogiej. Przez cały czas czuć imperatyw spraw najważniejszych, nierozmieniania się na detale, rozpaczliwe poszukiwanie spójni ze światem, budowanie jej ze strzępków związków rodzinnych, przywiązań, które mogą się wydać błahe, gdyby nie były tak istotne, dlatego że jedyne. Często czytając współczesną poezje średniego lotu (nie tylko zresztą współczesną) ma się wrażenie, że człowiekowi zagubionemu jest dobrze, że depcząc związki i uczucia on się wyswobadza. A człowiek ciężko przeżywa podeptanie związków i uczuć, za wszelką cenę dąży do nawiązania kontaktu. U Sadowskiej jest to nawiązywanie uczciwe, czynione z pełną świadomością artystyczną. Świat tych wierszy jest autonomiczny, nie jest naśladowaniem i nie może być przez nikogo naśladowany”252. Wydaje się, że Jacek Łukasiewicz oddał najcelniej istotę nie tylko poezji, ale i osobowości Barbary: jej bezkompromisową uczciwość. On pierwszy zrozumiał, że chociaż pierwszy tomik Sadowskiej pozostał – według niego „prawie niezauważony”, tomik następny nie powinien już „zostać przygnieciony stosem zbiorków letnich i nijakich, pozerskich i fałszywych”. Autor innej recenzji, Andrzej Waśkiewicz, w tekście zatytułowanym Wędrówki słów, pisał o drodze poezji Sadowskiej: „Od Białoszewskiego ta droga. I od Norwida. To brzmi omal jak Sandauerowska definicja poezji Jerzyny. Ale to przecież ten sam krąg zafascynowania słowem. […] Przekonanie o sprawności słowa wiąże tę poezję z peiperyzmem. […] Od autora

252 Łukasiewicz J.: recenzja Nad ogniem. W: Tygodnik Powszechny 1963 nr 46

145

„Żywych mumii ” przejęła Sadowska zasadę budowy wiersza z ciągów metaforycznych, stamtąd wywodzi się również dążność do ekwiwalentyzacji pseudonimizowania”253. Waśkiewicz podkreślał niezwykłe sposoby operowania słowem poetyckim, zauważył w poezji Barbary i umowność, i „ zmienność, wielość możliwości tkwiącą w sprzęganiu różnorodnych pojęć w styku miedzy rzeczą a jej znakiem” Docenił, że w poezji Sadowskiej „aktywny stosunek do języka, wyczulenie na stereotypy słowne, ich przekształcenie nie prowadzi […] nigdy do tworzenia dziwolągów słownych”. Stwierdził też, że „Sadowska jest nieodrodnym dzieckiem swego czasu”254. To zdanie napisane w recenzji sprzed pół wieku brzmi niemal profetycznie. Sadowska rzeczywiście była dzieckiem swego czasu; jako dziecko swego czasu doznała całego okrucieństwa losu niepokornych Polaków w zniewolonym kraju. Poszukując mistrzów poetyckich Barbary, Waśkiewicz uznał, że jednym z nich jest Miron Białoszewski: „Nie tylko Awangarda patronuje jej poezji, jest tu także wpływ jej szczególnego kontynuatora – Białoszewskiego. Jej poezja rozpatrywana w kontekście dokonań innych poetów - „pokolenia wstępujące” – ujawnia wiele cech wspólnych. Obsesja czasu, na przykład. To, co przewija się leitmotivem przez wiersze Gąsiorowskiego, Żernickiego czy, w mniejszym stopniu, Jerzyny – to obsesja przemijania. „Przebrzmiałym, murszejącym powiekom” Sadowskiej towarzyszy „próchno” Gąsiorowskiego. Tylko – czy to przypadkiem nie z Grochowiaka a stamtąd, dalej jeszcze – od Baudlere’a (sic!)? […] Wspólna jest także i konwencja. Hymnowa tonacja wierszy. I wreszcie, co przeczy już założeniom Awangardy, dążność nie do scalenia a do dezintegracji poszczególnych elementów. Owo widzenie świata w rozprysku, gdzie poszczególne motywy pojawiają się tylko po to, by za chwilę ustąpić miejsca innym i potem znowu powrócić, ale już inne, odkształcone. Podobnie buduje wiersze Żernicki”255. Szukanie analogii z poetyką Żernickiego było nie tyle uproszczeniem, co błędem krytyka, być może wynikającym z wiedzy o związku uczuciowym łączącym dwoje poetów; na pewno nie stała za tym stwierdzeniem rzetelna analiza tekstów wierszy obojga, gdyż wykazałaby ona zasadniczą odmienność raczej niż podobieństwo struktury tworzonych przez nich wierszy, a także głębokie różnice w obrazowaniu i materii

253 Waśkiewicz A.K. Wędrówki słów w: Tygodnik Kulturalny 1964 nr 34 254 Waśkiewicz, op. cit. 255 A. Waśkiewicz, op. cit. 146 poetyckiej wizji. Żernicki odwołuje się do mitologii, do znanych archetypów kultury, dba o precyzyjną konstrukcję całości. U Sadowskiej grają żywioły, ważna jest natura; pojawiają się aluzje do znanych ludowych pieśni i powiedzeń, przekształconych w niespodziewane sensy; pojawiają się też echa znanych modlitw, melodia wiersza – tam gdzie nie jest złamana pod ciężarem wieloznacznych sensów, przypomina czasem szum rzeki czy brzmienie fal. To zupełnie inna poetyka. Trzeba jednak docenić, że doszukując się wzorów i pokrewieństw z innymi poetami (nie wiedzieć czemu recenzenci myślą zwykle, ze to dla omawianego przez nich poety jest nobilitujące, a może po prostu chcą się popisać erudycją), Waśkiewicz nie odmówił Sadowskiej własnego tonu jej poezji: „Te podobieństwa nie wykluczają wszakże oryginalności. Sadowska wnosi do dokonań „pokolenia wstępującego” nutę inną, samoswoją256 – by nie powiedzieć – kobiecą […] Obok wierszy będących wyznaniem poetyckiego credo drugim najobfitszym nurtem tomiku są autoanalizy i erotyki. Trudno tu zresztą przeprowadzić rozgraniczenie, erotyki są równocześnie programami poetyckimi. Łączy je wspólna tonacja – poczucie umowności”. O recenzji Waśkiewicza można powiedzieć jedno: została opublikowana, i z pewnością przyczyniła się do uznania statusu Sadowskiej w kręgu literatów. Arnold Słucki z kolei opublikował recenzję „podwójną”; połączył omówienie obydwu tomików Sadowskiej z analizą wierszy innej debiutantki, zauważając ich wspólny start literacki: „Dwie poetki równocześnie przekroczyły przedproże literatury. Warto to zanotować, gdyż poetki nie rodzą się nam na kamieniach. Myślę o samodzielnych debiutach Joanny Pollakówny i Barbary Sadowskiej sygnalizujących, iż młodej poezji polskiej przybyły dwa znaczące coś nazwiska”257. Według Słuckiego, „Obie poetki barwą swoich wierszy tkwią jeszcze jak gdyby w swojej generacji. Ale nie jest to już barwa ochronna młodych lisków i zajęcy. Dwa nowe tomiki wierszy dwu poetek świadczą o ich wyodrębnieniu się z pokoleniowego tła i o tym, że wśród anonimowego szczebiotu udało im się dopracować własnej, słyszalnej już tonacji”.

256 Tego samego określenia użył w odniesieniu do Sadowskiej Jerzy Górzański w cytowanym wcześniej fragmencie wspomnienia o poetce. 257 Słucki A. Dwie poetki” w: Współczesność 1964 nr 5

147

Słucki wyróżnia pod tym względem Sadowską, podkreślając, że „już w pierwszym tomiku pt. „Zerwane druty” poetka zdołała przeciwstawić się amorficznej pisaninie oraz technice niekontrolowanych wywijasów i chlaśnięć, jaką jej rówieśnicy i rówieśniczki z ograniczoną świadomością wynosili z niedokończonych lub nieprzetrawionych lektur. Sadowska jedyna chyba dokopała się do źródła Różewiczowskiej inspiracji, przejmując od autora Niepokoju i Czerwonej rękawiczki coś więcej, aniżeli rzucającą się w oczy grafikę wierszy”258. Recenzent trafnie zauważył skłonność Sadowskiej do eksperymentowania nie tylko z materią wiersza, ale i z życiem: „Świat, przyrodę i psychikę ludzką (w tym i własną) traktuje Sadowska jako teren klinicznej obserwacji i klinicznych zabiegów”. Jako pierwszy z krytyków zauważył nie tylko pokrewieństwa z twórczością znakomitych współczesnych poetów, ale poszukiwał też kobiecych mistrzów poetyckich Sadowskiej, zwrócił uwagę na jej „kobiecą wrażliwość i skłonność do obsesyjnej, niemal psychofizycznej wiwisekcji”, dostrzegając „pewne podobieństwo pomiędzy wierszami autorki „Zerwanych drutów” a późniejszą liryką Anny Kamieńskiej”. O ile z przywoływaniem Kamieńskiej można się zgodzić, trochę dziwi porównywanie Sadowskiej z Marią Pawlikowską Jasnorzewską. Wydaje się, że tu autor tekstu nie oparł się stereotypowym kliszom pozwalającym „kojarzyć” poetów nie na zasadzie podobieństw poetyki, a tylko i po prostu z racji ich płci. Słucki uczciwie zaznaczył, że „Sadowska niewiele zawdzięcza poezji największej z naszych poetek, Marii Pawlikowskiej Jasnorzewskiej”, ale dowodził, że „z niej chyba wywodzi się pokusa tragicznego immoralizmu w tych wierszach, w których czułość młodej poetki do ludzi, zwierząt i przedmiotów staje się niepokojąco bezradna. Jest w tym coś z neutralizmu moralnego Jasnorzewskiej i „pogańskiego” rozgrzeszania zła […] W świecie Jasnorzewskiej, bezgrzesznym świecie biologii, nie ma moralnych pokus. Ale wpływy Jasnorzewskiej, jej filozofii i poetyki, są raczej w poezji Sadowskiej uroczą, lecz niemniej zatrważającą przygodą. […] Drugi tom wierszy „Nad ogniem” oddali jeszcze bardziej Sadowską od wzorów dwudziestolecia, ale zarazem zasygnalizuje wyjście z „kręgu Różewiczowskiego”259. Słucki zauważył też ważny aspekt biograficzny, przejawiający się w wierszach, nie zdając sobie być może sprawy z rzeczywistych odniesień metafor i obrazowania

258 A. Słucki, op. cit. 259 A. Słucki, op. cit. 148 poetyckiego Barbary, która od wczesnej młodości znała świat szpitalnych sal, cierpienie związane z chorobą i fizycznym bólem. Pisała o tym nie tylko w wierszach, ale i w listach do Stanisława Czycza, oraz – aluzyjnie i jakby na marginesie – do Janusza Żernickiego. Według Słuckiego, „W klinicznym świecie wyobraźni Sadowskiej wszystko chodzi w „szlafroku szpitalnym”: „karleje goła pięta Achillesa”, „galernik ma drżące bardzo krzywe nogi” i nawet „siedmioletnie dzieci piszą koślawe lato”. Z solidarności z tym klinicznym, „nieuleczalnym” światem wywodzi się moralny bunt poetki i trudna, nie zawsze odnosząca sukcesy, próba humanizmu […] samo pisanie było dla Sadowskiej klinicznym zabiegiem, a nawet maniera i koturn, które mogły krytyka zaniepokoić, wywodzą się w pierwszych utworach utalentowanej poetki z poglądu na świat jako wielkiej, nieogarnionej kliniki”260. Słucki zauważa też dojrzewanie poetyckie Sadowskiej, według niego w nowych wierszach z tomu Nad ogniem jest „większa nośność intelektualna […] poszerzyła się strofa poetki, objuczona czasem ponad miarę refleksją, lecz tu i ówdzie błyskająca fragmentami urzekającej liryki, co każe nam od poetki wiele się jeszcze spodziewać”. Wiersz Wojna i pokój Słucki uznał za „zadziwiająco męski w tonacji”, podkreślił, że „świetne frazy i strofy w wierszu pt. „Niedaleko umarłej” rozbroiłyby chyba najbardziej wstrzemięźliwego w ocenach i surowego krytyka”261. Krytyk przedstawił też swoje wybory wartościujące, zaliczając do najpiękniejszych wierszy tomiku utwory Zabawa we łzy, Sen o ojcu i Medium w lesie.

V. 7. „Las” – słowo wyklęte

Ostatni z wymienionych wierszy zasługuje na szczególną uwagę. Spektrum interpretacji, związane z symboliką lasu, która występuje w literaturze europejskiej od czasów antycznych, jest tu rozbudowane o aktualny kontekst historyczny. Barbara użyła w wierszu słowa „las” , słowa „wyklętego”, jak określał słowa wykluczone ze słownika poetów Ryszard Krynicki, pisząc o poetyce „Orientacji”. Las to symbol niezwykle nośny, a w Polsce tamtego czasu mający dodatkowo pozaliterackie konotacje. Ale i te literackie są bardzo ważne.

260 A. Słucki, op. cit. 261 Słucki A. Dwie poetki” w: Współczesność 1964 nr 5

149

Dante rozpoczyna swoją poetycką wędrówkę po piekle, czyśćcu i niebie od zagubienia się w „głębi ciemnego lasu”. Las Birnam zapowiada zgubę Szekspirowskiemu Makbetowi. Lasu bali się – jak Makbet - wrogowie niepodległej Polski. To właśnie las był ostatnim bastionem oporu, kryjówką żołnierzy niepodległościowego podziemia. Samo słowo „las” oznaczało – pars pro toto – również krwawo prześladowanych, zmuszonych do ukrywania się partyzantów AK, którzy nie chcieli się poddać przyniesionej na bagnetach moskiewskiej władzy. W miłosnych listach do Janusza Żernickiego Barbara Sadowska umieszczała dodatkowe, wewnętrzne „znaczki pocztowe” i rysunki stworzonej przez siebie pieczęci „Wolflandu” - podziemnego świata. Interpretując graficzne znaki Barbary, jej „Wilczy kraj” można uznać, że był to element tworzenia wspólnej przestrzeni dla dwojga najbliższych sobie ludzi, którzy szukają dla swojej miłości miejsca w ukrytym przed innymi mateczniku, w niedostępnym uniwersum „kosmicznego” porozumienia samotnych i dzikich „wilków”. W liście z 31 marca 1960 r. Barbara pisała: Moje wszystko! Myślą jestem twoja. I jestem z nas dopiero. A trzy może dwa dotychczas jakby wielkie nieustanne oblężenie. Ogień. I może rezerwaty legend [fragment nieczytelny] nagość nasza dumna w zasłonach dymnych – jakich manewrów? To ciągle piękno odnajdywań to trwanie. I czekam Wolfland moje przeczucie niespełnione. Czekam naszych największych zniszczeń, ta kruchość ciał niepodległa po agonii. Może wtedy będzie ciało – pieczęć wiarołomna!.262 Ale taka interpretacja byłaby niepełna. Wilk, który dał nazwę utajnionej krainie kochanków, to przecież także symbol tych, którzy kryli się po lasach, walcząc przeciwko nowej okupacji. Listy do Janusza Żernickiego Barbara pisała w roku 1960. Ostatni z ukrywających się „wilków”, Lalek, czyli Józef Franczak, poległ w roku 1963, tym samym, w którym wyszedł tom Nad ogniem. O partyzantach – żołnierzach niepodległościowego podziemia AK, którzy nie dali się zwieść wezwaniom do ujawnienia się na mocy „amnestii”, nie mówiło się głośno. Wiedza o walkach toczonych z przedstawicielami „władzy ludowej” przez tych z lasu przenikała jednak do świadomości społeczeństwa, „leśni” byli bohaterami „nocnych rozmów”, odbywanych po domach czy w czasie wakacyjnych wędrówek. Barbara dużo podróżowała po Polsce, często autostopem – odwiedzała Żernickiego w Ciechocinku, bywała w Rajgrodzie, w pobliżu Augustowa, uczyła się w szkole plastycznej Kenara w Zakopanem, rozmawiała

262 List do Janusza Żernickiego z 31 marca 1960 r. Rękopis w zbiorach Biblioteki Narodowej. 150 nie tylko z artystami – malarzami, poetami, ale i z ludźmi z ulicy, często z nieznajomymi, również z tymi wyrzuconymi na margines, pijała z nimi alkohol. Musiała wiedzieć o „wilkach”, utożsamiała się może z nimi, jak oni bezkompromisowa, pragnąca wolności. Z pewnością zdawała sobie sprawę, że o takich rzeczach, o tych z lasu, się nie tylko nie mówi, ale i „się nie pisze”. Dlatego nie pisała otwarcie nawet w listach do Żernickiego. Są w jej listach pewne fragmenty, które można odczytać tak jak czyta się szyfry mowy ezopowej, używanej w czasach zniewolenia i powszechnej inwigilacji: Teraz jest znów zwykłe zaszczucie. […] I wiem są tu wszyscy zatrzymani comme il faut. A nie tak do chwiejności. Na razie nikt mnie nie pyta.[…] to jakby niedaleko blisko ale o te niewyliczone minimum o ten ułamek dystans i wiem także twoją bierność na wszystkie armie kiedy żartujesz, lub kiedy pieszczota odsuwa jakże odsuwa te grożące i że one przyjdą wbrew mnie nie wbrew tobie, bo u ciebie wiara jest już zniszczona.263 W listach Barbara nazywa Żernickiego „Wilkiem”, tak jak określano tych, którzy po wojnie zdecydowali się pozostać w lesie i walczyć do końca o niepodległość w podziemiu. W wierszu Odpowiedź na dzień dzisiejszy również ukryte są bolesne aluzje do pozbawionych imienia, o których nie można prosić, bo „o co prosić jest imienne”, a wspomnienie tego, „czego pragnę” jest „blaskiem całym”, w którym się więźnie, więc trzeba „odpiąć usta”, „włosy porozplatać” i „trwać”. I czekać na sprawiedliwy osąd historii, słynną „sowę mądrości, która wzlatuje o świcie”. Motyw sowy nie pojawia się w wierszu Barbary przypadkiem; sowa – nocny ptak – wyłania się po czasie ciemności, kiedy można już rozpoznać i dobro, i zło. Jednak i Heglowska sowa nie zawsze jest gwarantką ostatecznej sprawiedliwości: Tymczasem sowa dniem przelatuje A straszy tych co zasłużyli Choć nieraz szuler ujdzie cało a tobie inny prawda w pięty [z tomu Nad ogniem] Inny, czyli nie szuler, który za prawdę zapłacił, być może, odbitymi w czasie tortur piętami, to „ten ominięty przez wszystkie imiona”, którego „ciało w chybotliwość wozów drabiniastych / niech się wychyli pod koła przez sen”, „w spokój niech się jak w sen zwinie”, Bo mienie stracone już i czci poniechaj – który do mnie uśmiech naśladujesz A nieugięci mieli być

263 List do Janusza Żernickiego z lipca 1960 r.; rękopis przechowywany w Bibliotece Narodowej 151 i iścić im się miało czas jest lepszy od ciebie i nie odwarstwię siebie na lepiej. [z tomu Nad ogniem]. Aluzje do „dnia dzisiejszego”, w którym ludzi można pozbawić nie tylko mienia, ale i imienia, i czci, są czytelne tylko dla tych, którzy potrafią złamać szyfry metafor. Sadowska zdawała sobie sprawę, że „cenzura szaleje”, dlatego unikała dosłowności, udawała, że się bawi w abstrakcje – a naprawdę była to śmiertelnie poważna Zabawa we łzy. I trochę też – w chowanego, kiedy trzeba było ukryć przed czujnym okiem cenzora prawdziwych żołnierzy, którzy przybierali w wierszu ochronne barwy metafor: Wiem rozum nie jest to żołnierz serca Lęk z tego gdy patrzysz – w rzęsach skrzepy światła Barwy ochronne. Pantera. W przedrzeźnianie lasu bawię się przecież… Jakże odległe ode mnie, a przylgnięte do mnie dni chwile czasowygniłe … barwy ochronne. To uczulone co mną jest na zakrętach wyraźniej […] towarzysze podróży prawdziwi i fałszywi kto na czyje kroki przystaje- Bóg wie widoki przetaczając jak krew – nową siłę [z tomu Nad ogniem] To, co się dzieje tu i teraz, ma miejsce od zawsze – zawsze jest wojna, zawsze jest cierpienie, i zawsze są wartości, za które warto oddać życie. Łatwiej oddać życie swoje niż życie najbliższych, stąd nie dziwi kolejny obraz – wizja narodzin syna, który może byłby skazany na los kryjącego się w bezpiecznej jaskini – w matce, i w jaskiniach, kiedy już będzie „zwarty silny i gotowy” – jak polskie wojsko przed wrześniem 1939 roku, którego ostatni żołnierze nie mogli się pogodzić ze strasznym, zdradzieckim wyrokiem Jałty: Widoki z pobliża w dawien-dawno mieszczę Na śmierć bliskich się zgadzam. Bliższych narodziny

152

Myśl że syn by się zawiązał. Wypuklenie mych żeber I dwutakt krwiobiegu w tej jaskini mnie O, zwarty silny i gotowy na jaskiniowa wyrósłby – Bóg wie W panterę zaczajony, śmiech ten – rumowisko Na próg mój zaczajony, śmiech ten – rumowisko więc następnemu choćby zachodźże słoneczko […] Obraz chłopca „zaczajonego w panterę” 264 kontrastuje z wizją „pszczoły zawieszonej w lato”, symbolizującej spokój i zbieranie miodu – również poetyckiego. Pszczoła to też pradawny, w europejskiej kulturze zakorzeniony od czasów antyku symbol poety. A jednak zadaniem „pszczoły” nie jest zbieranie kwiatowych nektarów, tylko czyszczenie broni – czołgu „przytrafionego dawno”, który gra słów sytuuje i w obszarze przypadkowości (trafu), i nieprzydatności wojskowej (trafiony). Jednak „instynkt walki” jest zanegowany – „przedrzeźniony”, i znowu – jakby przed rzeźnią – rzezią można było się uchronić, jakby można było „zapamiętać” – ocalić – „bezchmurne”: Póki spokój – to pszczoła zawieszona w lato Czołg przytrafiony dawno, z trawy poobieram Może cierpliwości uczenie się by zebrać dowództwo kroków rozproszonych w żołd-życie. Instynkt walki przedrzeźniam. Jak umiem przedrzeźniam Tak. Rozum nie jest to żołnierz serca Jak bym bezchmurne zapamiętać chciała […] Co wzrok zdźwignie – moje już Dni chwile czasowygniłe – moje już Tu w miasteczku gdzie ojca doszukam się w twarzach nie czynach i gdzie wino przystoi dobywać jak schrony z pamięci za to co mi dane piszę list za późny List który nie ma siły

264 Słowo pantera nie zostało użyte przypadkowo; w greckim zbiorze alegorii zwierzęcych Physiologos panterę przedstawiano jako Chrystusa zwierząt. Zob. Kopaliński Władysław: Słownik mitów i tradycji kultury. Warszawa 1985, PIW, s. 828. 153

Jak front ostatni co jeszcze się broni. [z tomu Nad ogniem] „Przedrzeźnianie lasu” nie jest zabawą. Wynika z buntu wobec braku siły i z tego, że rozum, który nie jest „żołnierzem serca”, każe pisać „list za późny” i „zapamiętać bezchmurne”. „Czasowygniłe” chwile i dni, wszystko, co zostało zobaczone, co wzrok „zdźwignął” – pozostaje. Spokój jest niepewny, dlatego warto „poobierać z trawy” czołg „przytrafiony dawno”, chociaż takie działanie może się zdawać przedrzeźnianiem „instynktu walki”. Dlatego syn wyrósłby na „jaskiniowca”, zaczajonego „w panterę”, jakby następny w szeregu pokoleń, który się mieści w „dawien dawno”, na którego śmierć trzeba się zgodzić – żeby ojca można się było doszukać nie tylko w twarzach, ale i w czynach. Przejmująco brzmi wers „Na śmierć bliskich się zgadzam”, tak jakby w poetyckiej wizji kryli się nie tylko żołnierze „frontu ostatniego co jeszcze się broni”, ale jakby była w nim i prekognicja własnego losu matki, dotkniętej najtragiczniejszym z ludzkich doświadczeń. Las Sadowskiej nie jest lasem rzymskich bukolik - można w nim znaleźć „przytrafiony czołg”. W lesie można znaleźć ucieczkę - nawet jeśli ten „las” jest jedynie głośno wymówionym słowem, które zamyka wiersz Medium w lesie: w dusznej salce zapartych oddechów otwiera śmiechu okno w brzęk nasłonecznionych szyb cisza chytre oko hipnotyzera mruży się publicznie - pouffale i oto staje naga narysowana na swoim ciele chwilę kuli się i płacze do swoich zaułków aż na końcu promienna (znów jak przedtem promienna) wdycha woń potu stłoczonych ciasno wdycha

154 wymówione słowo las265 [z tomu Nad ogniem] W słowie „las” – kryjącym nie tylko świeżość powietrza, ale i powiew utajonej wolności, a nie „w dusznej salce zapartych oddechów”, jest nadzieja, jest odzyskiwanie utraconej dawnej „promienności”, jest wyrastanie do gry „z uderzenia na odlew”, otwieranie „śmiechu okna”. Śmiech jest jednym z najgroźniejszych wrogów kłamstwa. Twarz trzeba „odrzeć” z kłamstwa, z „jasnego tynku”, dopiero wtedy można stanąć nago w prawdzie, chociaż „chytre oko hipnotyzera” czuwa nad przebiegiem spotkania zorganizowanego dla „stłoczonych ciasno” – może wieczoru poetyckiego, w czasie którego osoba występująca nagle staje „naga”, więc pozornie bezbronna – ale silna jak nagle objawiona naga prawda. Kłamstwo, „zaparte oddechy” można przezwyciężyć, chociaż trzeba przejść przez chwilę „kulenia się i płaczu”. Prawda nie jest za darmo, ale jest konieczna jak świeże leśne powietrze. Dla Sadowskiej prawda – obok wolności – była wartością nadrzędną, chociaż niezwykle trudną do ocalenia w świecie, który zmuszał do ukrywania niepoprawnych myśli i choćby pozorowanej niewolniczej uległości. Sadowska pisała o tym w liście do Janusza Żernickiego: […] prawda jest cała a element jej prawdziwość. I tu już wiem jak cała moja fałszywość lub mojego przyjmowania fałszywość że nie do rdzenia dążę, a do około rdzennych terytorii lub inaczej implikujących go i dystans choć myślę czasem że obronnie bo nie odwrócić się od prawdy a ślepnąć. Jest tez droga do czystości absolutnej barw, a nie ta tolerancja neutralna – cało i sucho wychodzić z tych ludzkich – dziennych spraw i sobą może ewakuować brud wszelki. Katalizator. Jest katalizator a nie brudny ani czysty.”266 Sadowska walczyła o prawdę swoich uczuć, i swojej poezji. Nie godziła się na kompromisy, sama ze sobą walczyła o pełne widzenie. Oskarżała się o to, że „nie do rdzenia dąży”, że nie jest dostatecznie odważna, że broni się ułomnością „ślepnięcia” przed „odwróceniem się” od prawdy. Stopniowo zaczynała jednak otwierać oczy na otaczającą ją rzeczywistość, chociaż wciąż ważniejsze były sprawy osobiste, poszukiwanie prawdziwej miłości i zrozumienia.

265 „Współczesność” nr 21 (52), 1959. s. 5 266 List do Janusza Żernickiego (bez daty). Rękopis w zbiorach BN. 155

V. 8. Poezja nieudanego życia małżeńskiego

Barbara nie miała, jak inni, złudzeń co do możliwości zrobienia literackiej kariery w warunkach monopolu komunistycznego „mecenatu”, zaczęła zajmować się tłumaczeniami z języka francuskiego, który był dla niej językiem dzieciństwa, choć nadal uczestniczyła w poetyckich spotkaniach, piła z przyjaciółmi wino czy wódkę267, urządzała szalone eskapady z przyjaciółmi, nad Wisłę czy do kawiarni. Te spotkania i poczucie duchowej wspólnoty z ludźmi artystycznej bohemy były dla niej bardzo ważne, często znikała z mieszkania w wieżowcu przy ulicy Hibnera, otrzymanego z „puli” Putramenta, który wtedy decydował, kto z młodych rokuje prawidłowy rozwój talentu. Zostawiała wtedy maleńkiego Grzesia z mężem. Coraz trudniej jej było wytrzymać małżeńskie życie z człowiekiem, którego szybko przestała kochać. Zupełnie się nie rozumieli, Barbara czuła, że mąż pragnie ograniczyć jej wolność, że ją uwięził w codzienności, na pustyni, czyli „formie wzbierających pragnień”, gdzie „czyjaś bojaźń odciska klucz do popieliska”, że jej życie jest życiem, w którym nawet słońce staje się „nocą nad urwiskiem świata”: czołga się w tobie to co winno latać […] posłuchaj tego gwaru który cię oblega pienia rajskiego – jak gdybyś był winien wylegającym ci naprzeciw dźwiękom obcym sięgającym po ciebie ciemnej rzeźbie ukojonych ciał skarpetki i zegarki wyznaczają gęsią skórę dnia oraz kilka blizn idziesz sobie naprzeciw a odległość wzrasta więc czułość wagabundztwa – nadzienie nadziei i w rybie zranionej – dryfie żywe przyczajenie pustynia – ta forma wzbierających pragnień otwiera w tobie słońce – tę jeszcze

267 W środowisku pojawiły się również narkotyki, ale Sadowska nigdy ich nie zażywała, wbrew podejrzeniom inwigilujących ją tajniaków. W rozmowie telefonicznej z mieszkającym od lat sześćdziesiątych w Berlinie malarzem Wiesławem Sadurskim uzyskałam potwierdzenie tej informacji. Sadurski kilka razy próbował częstować Barbarę papierosem zawierającym narkotyk, ale ona zawsze odmawiała; za którymś razem zaśmiała się: „No, wódeczki to bym się napiła, ale tego świństwa nie ruszę!”. 156 jeszcze jedną noc nad urwiskiem świata [M]

Narratorka wiersza zwraca się do tego, który idzie „sobie naprzeciw”, jakby pragnąc spełnienia tylko swoich oczekiwań, nie próbuje zbliżyć się do niej, więc „odległość wzrasta”. Dzień nie przynosi ukojenia, tylko „gęsią skórę” i zawoalowane pragnienie ucieczki, „czułość wagabundztwa”. W innym wierszu pojawia się motyw „lawy radośnie pętającej to, co żywe”, i polisemiczne słowo „niemota”, mogące być określeniem niekochanego, „niewydarzonego” mężczyzny, ale i stanu niemożności mówienia: a więc to ty – te puste oczy – to uspokojenie radość żywota – powiedzmy – niemota a więc to ty agrafką spięty węzeł twarzy (co nam się zdarzy – nie wydarzy) […] jesteś tym nic prostszego nic lepszego nic gorszego dokładaniem starań przykładaniem ręki do jeszcze nie dość rozpalonego czoła jesteś lawą radośnie pętającą to co żywe jesteś szczęśliwym dobiciem do brzegu własnej na odlew nieźle odlanej twarzy jeszcze tylko bulgot szept samemu sobie … nie próbuj na mnie liczyć … będę się bronić [z tomu Moje] W czerwcu 1967 roku Barbara trafiła do szpitala w związku z problemami neurologicznymi. Czekała ją poważna operacja wymagająca trepanacji czaszki. To był w właściwy czas na dokonanie bilansu własnego życia, zweryfikowanie łączących ją

157 relacji. Poetka prowadziła w szpitalu coś w rodzaju dziennika268, w którym notowała swoje przemyślenia, również te związane z małżeństwem z człowiekiem, z którym dzieliła ją „najzwyklejsza różnica wśród naszych kategorii i doznań i ocen”, o którym pod datą 3 czerwca 1967 roku, w dniu, w którym jej matka odbywała lot do Paryża, pisała: „[…] jak sobie wyobrażam, przeklina ten szpital, bo przy swojej intuicji pewnie orientuje się, ze tutaj, właśnie w samym sercu Psychiatrycznego Ogrodu (to banalne określenie poszło także do Violi Fischer) mam możność wertowania moich wspólnie z nim spędzonych chwil, możność widzenia najszczegółowszego naszych wzajemnych postaw – już podczas Grzesia – najistotniejszego warunku zastanowienia się oscylującego między koniecznością stworzenia domu, prawdą, poczuciem bezpieczeństwa i swobody – a brutalnością samych cięć – operacji, która jest nieuchronna – mojego rozwodu z L., który opętany „manią” (potrzebą?) posiadania mnie, wie chyba, że […] Litość, jedna z bardziej powszechnych i nieprzyzwoitych (w rozumieniu kategorii norm obcowania z ludźmi) – zniknęła na szczęście. Choć ten rodzaj uczucia istniał we mnie doraźnie, choć posługiwałam się nim obronnie wśród wielu dla mnie, dla niego również (sądzę, że darzył mnie równie subtelnym „uczuciem”!) okoliczności łagodzących nie widzę drogi innej prócz rozwodu. Nie ujawniam wielu refleksji oraz myśli niezdyscyplinowanych – niepowiązanych, wynikłych z codzienności, z odczuwań, które zdolne by były obronić mnie przed tym nie-do- człowiekiem – zachwyconym ładem i technizacją, który nie ma dla mnie krzty tolerancji. Pomimo to, że wiem – jest bezbronny wobec mojej postawy – pomimo takich czy innych humanitarnych reakcji jego postępowania (opieka nad Grzegorzem podczas mojej choroby) z całym spokojem ujawniam, że jego twarz […] wywołuje w mojej wyobraźni żywe reakcje negatywne, bez cienia czułości, której mam tu przecież wiele dla najpospolitszych, niecierpliwych chorych (jest godzina 18.10 – mama już w Paryżu – niesłychane i śmieszne jak się ta podróż zmieściła między „termometrami” a rozdaniem kolacji – gdy myślałam o locie, o wysokości oraz częstotliwości katastrof lotniczych – to truizm, ale najmocniej wtedy odczuwam tę więź między mną a mamą.269 Rozwód wyzwolił poetkę z więzów nieudanego małżeństwa, ale był bardzo bolesnym przeżyciem, również ze względu na syna, który miał wtedy zaledwie trzy lata.

268 Rękopis notatek Barbary znajduje się obecnie w archiwum prywatnym jej przyjaciółki, Elżbiety Ficowskiej, która udostępniła je do wykorzystania w niniejszej pracy. 269 Barbara Sadowska, notatka opatrzona datą 3. VI. 67. Rękopis w zbiorach Elżbiety Ficowskiej. 158

Matka Barbary zamieszkała w pobliżu, w bloku przy ulicy Bagno, po drugiej stronie Marszałkowskiej, zapewniła jej wsparcie psychiczne i pomoc w wychowaniu małego Grzesia.

159

Rozdział VI. Dojrzewanie obywatelskie poetki

VI. 1. Pierwszy wyjazd zagraniczny- do kraju urodzenia

Na podstawie dokumentów przechowywanych w archiwum IPN można precyzyjnie odtworzyć szlak zagranicznych podróży Barbary Sadowskiej. Starania o paszport umożliwiający wyjazd na zachód były odnotowywane i przechowywane w kartotekach akt paszportowych, a osoba, której taki wyjazd umożliwiono, była uważnie obserwowana. Historyk Andrzej Paczkowski podkreśla znaczenie tych dokumentów nie tylko dla współczesnego badacza, ale i dla ówczesnego systemu kontroli społeczeństwa: „MSW miało w swych rękach wydajny […] instrument nacisku: decyzje o przyznaniu (zawsze jednorazowego) paszportu. Wykorzystywano to przede wszystkim do zbierania informacji o tym, co działo się w instytucjach, zakładach pracy, uczelniach, gdyż paszport był dobrem luksusowym”.270 Trudno sobie to dziś wyobrazić, ale w tamtych czasach rzeczywiście wyjazd za granicę, a szczególnie na zachód, był czymś niecodziennym. „Wschód” i „zachód” wciąż dzieliła żelazna kurtyna. W latach sześćdziesiątych podróże stały się łatwiej dostępne, ale były traktowane jako wyjątkowy przywilej, coś niezwykle egzotycznego; ciekawe świadectwo oczarowania światem niedostępnej w latach wczesnego PRL zachodniej kultury dał Zbigniew Herbert w swoim tomie esejów Barbarzyńca w ogrodzie. Wyjazd poprzedzały starania o paszport, gromadzenie różnych zezwoleń i zaświadczeń, pokonywanie mnóstwa biurokratycznych barier i utrudnień. Akta paszportowe wyjeżdżających, gromadzone przez władze, zawierały mnóstwo informacji o osobie, jej cechach fizycznych, rodzinie, wykształceniu, miejscu pracy. W przypadku Barbary Sadowskiej archiwum zawiera jednak o wiele więcej cennych dla biografa dokumentów, pokazujących oblicze systemu, który wciąż próbują opisać i zrozumieć historycy, a którego istot ę najpełniej oddał George Orwell w swojej słynnej powieści „1984”.

270 Andzrej Paczkowski:Polacy pod obcą i własną przemocą. W: Czarna księga komunizmu. Zbrodnie, terror, prześladowania. Warszawa 1999, Prószsyński i Spka, s. 361. 160

Najwcześniejsze z zachowanych archiwaliów dotyczą wyjazdu Barbary na stypendium rządu francuskiego; podanie o zezwolenie na wyjazd wystosował do MSW Minister Kultury: „W-wa 11 września 1967 Polska Rzeczpospolita Ludowa Minister Kultury i Sztuki L.dz. BWKZ – II/ 0492/Fr/67 Minister Spraw Wewnętrznych Min. Kult. i Sztuki prosi o wydanie paszportu zwykłego na wyjazd do Francji dla Ob. Barbary Sadowskiej – Przemyk c. Czesława, ur. 24. XI 1940 r. 271Paryż, zam. Warszawa, ul Hibnera 13 m. 14, literat. [Podpis nieczytelny, Minister] w/wym. udaje się dnia 1 listopada na 2 miesiące do Francji na stypendium Rządu francuskiego.”272 Jak można wnioskować, wyjazd na stypendium był w tamtym czasie czymś niezwykłym, skoro decyzję w sprawie wyjazdu podejmowano na tak wysokim szczeblu. Od tajnego współpracownika SB uzyskała w późniejszym czasie także informację o „spadku z Francji”, który „może ułatwić Sadowskiej wyjazdy za granicę”. Barbara, nosząca wówczas oficjalnie nazwisko „Sadowska -Przemykowa”273 w 1967 roku dostała pozwolenie na wyjazd. W Dzienniku podróży zapisywała swoje wrażenia z powrotu do kraju dzieciństwa: 5. IX. 1967. Ucho, które spiskuje przeciw oku i światu. Zalew językowy , tkanka francuszczyzny jak zapomniany język miłości idzie przeze mnie, pomimo mnie. D’accord. Yen zwrot spinający całą Francję powszechną, artystyczną, urzędniczą, straganową. Pośpieszne, uparte d’accord, d’accord, d’accord na ekranie, na przyjęciu, stopujące wszelkeji rodzaje rozmów – zwrot bliski naszemu „zgoda”, „tak”, „dobrze”. Mój wytrych do tej tętniące, wierzchniej rzeczywistości Paryża. D’accord przez moje zamknięte oczy, przez kataleptycznie wygi ety Pont des Arts, który, a jakże przez swoje żerdzie, winien mi tę odwiecznie kobiecą parę pończoch… Gdzieś nagle wybuchający krzyk Edwarda Muncha. Dlaczego? Komu ten wszechwładny wytwór tandetnej

271 Data urodzenia błędna; Barbara Sadowska nie urodziła się w listopadzie, a w lutym 1940 roku. 272 Ortografię i interpunkcję w cytowanych materiałach pozostawiam bez zmian. 273 W tym czasie decyzja o rozwodzie była już przesądzona, ale prawdopodobnie sprawa nie była jeszcze rozpoczęta; rozwód Barbara uzyskała dopiero w 1968 roku.. 161 wyobraźni? Komu ten wystrój? A więc nie jestem w stanie przekazać nikomu mojego zrozumienia dziedzin, w które weszłam pełnym sercem – dopiero praca, dopiero to, co uczynię będzie mogło zaświadczyć, ile jest we mnie z zasobów doświadczeń dawnych, a ile nowego. […] I wieczór w starej ”Echelle de Jacob” w piwnicy – dziurze skupiającej w czterdziestym piątym roku Czarne Swetry od Sartre’a do Greco. A dziś, cóż, dzić jedynie Moulodji poza sobą, poza sławą po czterdziestce, ani koniunktura wciąż ze swoim „Coeur pour coeur, dent pour dent – telle ets la loi des amants”[…] Moulodji – poeta, pieśniarz obok Brassensa, Barbary, Brela… Słuchasz i słuchasz. Funkcje się mylą […] dowcipy od słynnych „cochons” aż po artystyczno-polityczne w sosie Malraux i de Gaulle. Któż nie lubi chwytać dowcipu! I za tym wywołanym śmiechem – uroda kuchennej łaciny, która w swych metamorfozach, w swej pretensjonalnoci, finezji, precyzji , gramatycznych zdrewnieniach, idzie przeze mnie, pora żając do ból, do szczęśliwości jakieś tam zespoły nerwowe. […] 20. IX. Calder – Standing Mobilen – Muzeum de l’Art. Moderne podczas ostatniej biennale. […] I wciąż ten sam czas niedokonany, przyszły, teraźniejszy, przeszły- rozświetlone, niedosiężne, niedoszłe domeny”….20.XII. Lyon. […] Jadę na Villeurbanne odnaleźć grób Marcina.274 Później zobaczyć Rôchetaillée.275

VI. 2. Nowa miłość, nowe wiersze, przekłady i podróże

Cięcie chirurgiczne związane z operacją, i przecięcie małżeńskiego węzła były traumami, które znalazły odzwierciedlenie w wierszach pisanych w tamtym czasie. Część z nich weszła do arkusza poetyckiego Nie możesz na mnie liczyć nie będę się bronić wydanego pod redakcją Leszina w serii „Generacje” w czerwcu 1972 roku. Wiersze zawarte w tomie były pisane w szczególnym momencie historycznym, który zmuszał do zajęcia stanowiska wobec rzeczywistości politycznej. Wydarzenia marca 1968 roku276 pokazały straszne oblicze systemu skrywanego pod pozorami „małej stabilizacji”. Słynny spektakl „Dziadów”, który miał premierę 27 listopada 1967 roku, jak lawa przebił skorupę cenzury słowami poety, które, jak zauważył wcześniej, z okazji przedstawienia „Dziadów” przygotowanego w 1955 roku na stulecie śmierci

274 Prawdopodobnie zmarły w niemowlęctwie/dzieciństwie brat Sadowskiej. 275 Dziennik podróży (fragmenty). W: Za progiem wyboru. Red. Jerzy Leszin Koperski. Warszawa 1969, Zrzeszenie Studentów Polskich, s. 149-151. 276 Dla pełnego obrazu warto wspomnieć o europejskim i światowym zasięgu rewolty studenckiej 1968 roku; jednak w systemie komunistycznym, w kraju „za żelazną kurtyną” studencki bunt nie miał charakteru obyczajowego - był próbą walki z opresją polityczną. 162

Adama Mickiewicza Zygmunt Mycielski, były jednym wielkim aktem oskarżenia, gdyż „cała masa tych tekstów, ze sceną więzienną, widzeniami, salonem warszawskim, opowiadanie Cichockiego, wreszcie cała scena u Senatora z panią Rollison, jest tak strasznie aktualna”.277 Ogłoszenie decyzji o zdjęciu z afisza i terminie ostatniego przedstawienia, doprowadziło do otwartego buntu społeczeństwa, przejawiającego się w manifestacji studentów, rozbitej pod pomnikiem Adama Mickiewicza na Krakowskim Przedmieściu. Komunistyczne państwo nie ograniczyło się do represji przeciwko studentom; wyrzucono z kraju wielu obywateli pochodzenia żydowskiego, których oskarżono o próbę destabilizacji systemu. W grudniu 1970 roku doszło do krwawo stłumionego buntu na Wybrzeżu. Echa tych wydarzeń można odczytać w wierszach z tomu Moje, chociaż te najbardziej „niebezpieczne” zostały zatrzymane przez cenzurę i nie weszły do publikacji. W czasie masakry na Wybrzeżu w 1970 roku Barbara Sadowska była trzydziestoletnią kobietą samotnie wychowującą sześcioletniego syna. Miała za sobą kilka pobytów w szpitalu, nieudane związki z mężczyznami, małżeństwo, które okazało się pomyłką, i nadzieję na szczęśliwe życie z poznanym w Polsce chorwackim (wtedy: jugosłowiańskim) filozofem i poetą, Milivojem Slavičkiem278z Zagrzebia, którego poetka poznała w czasie jego pobytu w Polsce. Warto podkreślić, że Milivoj Slaviček dobrze znał język polski, zabiegał o kontakty pomiędzy polskimi i chorwackimi (w tamtym czasie jeszcze jugosłowiańskimi) pisarzami, poświęcił też Polsce kilka swoich wierszy. Po rozpadzie Jugosławii został dyplomatą; kilka lat po śmierci Barbary, w latach dziewięćdziesiątych XX wieku, przyjechał na dłużej do Polski jako ambasador Chorwacji.279 Bliski związek Barbary i Milivoja rozwijał się w latach 1971 – 1974, a dzieje ich miłości można próbować odtworzyć dzięki kwerendzie archiwalnej w Ośrodku „Karta” na podstawie listów prywatnych i kilku widokówek280. W 1971 roku zakochani spędzili

277 Cyt. za: Konrad Rokicki, Literaci. Relacje między literatami a władzami PRL w latach 1956 – 1970. Warszawa 2011, Instytut Pamięci Narodowej, s. 403. 278 Świadectwo tego związku znajduje się w listach prywatnych, przechowywanych w Ośrodku „Karta”. Z listów i kartek pisanych przez Barbarę i Milivoja do Jadwigi Sadowskiej można wywnioskować, że uczucie łączące dwoje poetów było dla Barbary ważne. W liście Marii Mrozkiewicz do Jadwigi Sadowskiej znajdują się znamienne słowa: „Cieszę się, że Basia znalazła wreszcie un homme de sa vie”. 279 Informacja podana przez Grzegorza Łatuszyńskiego, poetę i tłumacza chorwackiej poezji. 280 Wydaje się, że Barbara wiązała pewne nadzieje z tą znajomością. Maria Mrozkiewicz, siostra Jadwigi Sadowskiej, pisała w jednym z listów do matki Barbary, że cieszy się z wyjazdu Basi na wakacje do Zagrzebia, i z tego, że Barbara odnalazła wreszcie „un homme de sa vie”, czyli mężczyznę swego życia. 163 wraz z Grzesiem wakacje w Zakopanem w Domu Pracy Twórczej „Astoria”, tym samym, w którym kilkanaście lat później Wisława Szymborska dostała wiadomość o przyznaniu jej literackiego Nobla. W kartce z widokiem Tatr Wysokich, wysłanej stamtąd do matki, poetka podaje adres zwrotny z numerem swojego pokoju: Zakopane. Droga do Białego, Astoria (Dom Lit.) i pisze z entuzjazmem: „Mamusiu kochana! Podróż znakomita (prawie całą drogę sami w przedziale – słońce i pogoda przez otwarte okna). Na miejscu serdeczne przyjęcie – pokój zmieniony na 11 – najlepszy, z balkonem na słońce góry świerki - wchodzą przez okno. (Jeszcze raz dziękuję!) Chłopcy – niezmordowani i swobodni – zdążyli jeszcze do Białego przywitać się z górkami. Jedzenie wspaniałe (zdążyliśmy na obiad dorożką!!!) Mieszkanie Milivoja prześliczne – Muzeum Tatrzańskie – dom z 1872 roku, prowadzony przez siostrę p. Stefana, cały obrzeźbiony, obwieszony cudownym folklorem góralskim (sprzęty, malarstwo na szkle, wszystko, wszystko […] Brak kopert – dlatego nie list. Całujemy!!!! Wielka przygoda i wielka niespodzianka!!”. Późnym latem 1971 roku Barbara wybrała się do Jugosławii; odwiedziła rodzinne strony Milivoja, poznała jego rodzinę. W liście z 27 września tego roku pisała z Zagrzebia: „Mamuśku kochana! Już bez tradycyjnych pierwszych słów bo wiesz po karteczce, że dojechałam szczęśliwie. Jest mi tu niewymownie dobrze serdecznie wzruszająco – gdy tylko zobaczyłam z okna pociągu drogą kochaną postać – opadło ze mnie zmęczenie, trema i wszelki niepokój. Pierwszy dzień był nasz – trochę nieprzytomny ze wzruszenia i naturalny do dna. Królestwo Milivoja bliskie, tak bliskie mi poprzez klimat wszędzie wyczuwalnej dominacji spraw nadrzędnych w życiu człowieka, a przez okno mojego pokoju zagląda brzoza, a na ulicach Zagrzebia kasztany spadają mi pod nogi... Drugi dzień był po trosze wędrówką przez młodość Milivoja – poprzez fotografie, obiad u mamy i kolację u wujostwa - moc wzruszeń niekłamanych i mimo mojego “splotu” pogoda ducha. Dziś o 22 idziemy na spektakl teatru studenckiego z Łodzi (“Pstrąg”) w ramach festiwalu teatrów studenckich. W planach podróże po najpiękniejszych miejscach, praca – mam nadzieję zrobić, pokończyć, co zaczęłam, i - ufam – nowe! Jestem bardzo szczęśliwa. Proszę pisz do mnie – bardzo chcę wiedzieć co w domu co u Was. Całuję, ściskam Barbara.” Pod listem Barbary Milivoj dopisał po polsku: „Droga Pani, czujemy się, naprawdę dobrze. I mamy dużo planów. Wiele pozdrowień dla Pani i Grześka. Najserdeczniejsze, Milivoj”.

164

Literackim owocem związku ze Slavičkiem było zainteresowanie Barbary językiem i poezją chorwacką oraz dokonane przez nią przekłady wierszy kilkorga chorwackich poetów, wydane w 1982 przez Wydawnictwo Literackie w opracowanej przez Milivoja antologii poezji chorwackiej XX wieku w przekładach polskich autorów. W tomie tym opublikowano kilka przekładów Barbary; przełożyła utwory Miroslaua Slavko Madjera, Nikoly Marticia i Borbena Vladovicia. Wiersze samego Slavička zamieszczone w antologii przełożył Julian Kornhauser, chociaż wcześniej jego poezję tłumaczyła Sadowska; być może autor nie chciał ujawniać swojej wcześniejszej bliskiej zażyłości łączącej go przez kilka lat z polską poetką, obciążoną zapisem cenzury i aktywnie działającą w opozycji.

VI. 3. Czwarty tom wierszy – ostatni z wydanych w oficjalnym obiegu.

Kiedy - po skromnym i opublikowanym w niewielkim nakładzie tomiku Nie możesz na mnie liczyć nie będę się bronić281 - pojawił się w 1974 roku nowy tom wierszy Barbary, Moje, opublikowany w Wydawnictwie Literackim, krytycy nie szczędzili słów uznania, chociaż nie do końca rozumieli oryginalność jej wierszy. Szukali dla tej niezwykłej poezji uzasadnienia, porównując ją z twórczością innych; może też nie mieli dość odwagi, żeby wskazać możliwe interpretacje ezopowych wizji i skojarzeń, które były coraz wyraźniejszym buntem wobec opresyjnej rzeczywistości. Barbara nie była jedynie poetką liryki osobistej czy miłosnej. Od początku czuła, że musi, jak inni polscy poeci, nieść ciężar poetyckiego rozrachunku nie tylko z własnym losem, ale i z losem zbiorowości. Nie walczyła słowem – jej poetyka nie miała tej „siły fatalnej” jak głos wieszczów, ale umiała w swoich wierszach przedstawić precyzyjny, choć zawoalowany, opis sytuacji zmaltretowanego społeczeństwa, i mówiła o niej coraz wyraźniej, coraz bardziej narażając się na represje cenzury. Recenzenci, którzy pisali o nowym tomiku, nie poruszali jednak tych wątków poezji Sadowskiej; skupili się na bezpieczniejszych odniesieniach czysto literackich, na poszukiwaniu wzorów i elementów jej „świata przedstawionego”. Sergiusz Sterna-Wachowiak pisał: „Świat przedstawiony tekstów Sadowskiej jest w sensie antynomicznego porządku klarowny i konsekwentny, projekcja dwudzielności, dualizmu wszystkiego, co

281 Wydany przez Jerzego Leszina w roku 1072. 165

„tu i teraz” zostaje w tej poetyce przywołane, organizuje na identycznym prawie materię Nad ogniem(1963), Nie możesz na mnie liczyć, nie będę się bronić (1972), materię – wreszcie – wierszy najnowszych282. Antynomiczność „zastępuje” w poezji Sadowskiej jakikolwiek porządek, który byłby dla wierszy autorki Mojego „zewnętrzny”. Intencją bowiem tej poetyki jest dokumentowanie pierwotnego, najbardziej nawet żywiołowego stadium wiersza; wszelki retusz, kosmetyka języka i jego gramatyki, byłby zafałszowaniem psychicznej „rzeczywistości”, byłby – przeciw tej poezji. Ale bo też Sadowska kieruje się do praw swej pod- i nad świadomości, nie ogranicza się absolutnie niczym […] Jak wiec poezja Sadowskiej jest możliwa jako pewien porządek, dający się opisać: na ile w ogóle „daje się” opisać, skoro nawet autorka bezradnie przyznaje, że nie potrafi jej opisać, nie potrafi znaleźć jej genezy i struktury? […] Łatwo jest powiedzieć, że geneza, jak struktura tekstów Sadowskiej, zasadza się na walce przeciwieństw i antynomii, na sprzeczności wzajemnej i wykluczaniu się wszystkiego, co zostaje przywołane. W formule genetycznej antynomie kierują psychiką autorki i podmiotu lirycznego, kierują wyborem postawy. W formule strukturalnej antynomie wyznaczają porządek tekstu. W strukturze poetyki Sadowskiej antynomiczne określenia i wartości najczęściej sąsiadują ze sobą, zderzają się, „znaczą”. W Moim po jednej stronie daje się wypisać cykl określeń takich, jak „szaleństwo”, „ludzkie piekło”, „ciemność”, „choroba”, „pamięć”, po drugiej stronie relacji zapisuje poetka antynomiczne odpowiedniki: „dosłowność”, „ludzkie niebo”, „światło”, „wiedza”, „teraźniejszość”.283 System kluczy interpretacyjnych stworzonych przez krytyka stanowił dość nieudolną próbę wepchnięcia poezji Barbary Sadowskiej w ramy literaturoznawczych klasyfikacji, „uporządkowania” żywiołu tej poezji. Takie klucze nie mówią jednak o niej nic istotnego, nie rozjaśniają sensów, nie docierają do głębi znaczeń i warstw symbolicznych, erupcji podświadomości, nie pokazują źródła tej poezji – życia we wszystkich jego przejawach, także politycznych. Oczywiście, podejmując próbę „rozkodowania” poezji Sadowskiej, można i trzeba korzystać z instrumentarium stworzonego przez badaczy literatury, ale należy tu dobierać narzędzia najcieńsze, umożliwiające precyzyjne docieranie do sedna sensu; badacz musi postępować trochę

282 Krytyk nie zauważył, że wszystkie wiersze z tomu Nie możesz na mnie liczyć nie będę się bronić weszły do zbioru Moje. 283 Sterna-Wachowiak Sergiusz: Poetyka antynomii Twórczość 1975 nr 10

166 tak jak chirurg przy trepanacji czaszki, żeby nie zniszczyć najwrażliwszej tkanki, która stanowi o istocie ”ja” poddawanego operacji – o unikalności i tożsamości tej poezji. Sterna Wachowiak nie zauważył aktualnych kontekstów wierszy, zwrócił jednak uwagę na istotną konstytuantę poezji Sadowskiej – pamięć284: „Konfliktowość wewnętrzna świata przedstawionego poezji Sadowskiej pogłębiona jest konstytutywną dla budowy tekstów, jakby wyższą, dychotomią tego, co się dzieje teraz, i tego, co zanotowała pamięć. Klisze retrospekcji nakładają się na siebie, pamięć odtwarza zdarzenia minione, o ile tylko sprowokowana zostaje identycznością struktury zdarzenia. Miedzy „tu i teraz” a „tam i wtedy” zachodzi sprzężenie strukturalne, jednoznaczność przebiegu. Wszystko już kiedyś było, wszystko, co jest – powtarza się tylko […] rola, jaką w tej poetyce odgrywa projekcja retrospektywna, pozwala doszukać się właśnie w zasadzie „przypominania sobie” komponentów stałości poezji Sadowskiej, podobieństw wierszy do wierszy, tomów do tomów, jednolitości zasad poetyki. Wiersze, które powstały „dawniej”, nie są, jak to bywa u wielu poetów, „zapomniane, przypisane przeszłości, nieważne. Przeciwnie. Tutaj wszystko dzieje się na planie synchronicznym, wciąż od nowa, obsesyjnie podejmuje się te same motywy, metafory, skojarzenia. Tak więc instrumentem poetyckiej kondycji jest pamięć, jej aktualny stan psychiczny. Pamięć pozwala dokonywać uogólnień zdarzeń w ich przebiegu, pamięć – jest stanem posiadania.285 Najbardziej trafne jest podsumowanie tej recenzji, Sterna Wachowiak celnie zauważył, że „Sadowskiej nie można czytać, trzeba ją czytywać, odrzucać i wracać, dać się uwodzić i nie ufać. W razie jednak dyskursu o tej poezji trzeba wejść we wszystkie „etapy”, we wszystkie jej „stadia” – choćby po to, by po lekturze całości dorobku poetyckiego Sadowskiej sformułować wniosek o jednorodności, ciągłości jej świata przedstawionego”286. Nie wszystkim krytykom udało się choćby tyle. Recenzując tomik Nie możesz na mnie liczyć, nie będę się bronić Ryszard Matuszewski stwierdził: ”Już sam tytuł lub kilka pierwszych zdań z wiersza Sadowskiej orientuje nas, że mamy do czynienia z poetką o dużej wrażliwości. Wyczuwamy z nich silny, podskórny nurt emocjonalny. […] Niestety każda próba wgłębienia się w te

284 Barbara sama podpowiedziała ten trop, pisząc: „[…] najlepiej mi się patrzy z zamkniętymi oczami. Widać poczwarki pamięci, motyle pamięci, kameleony pamięci, marabuty, lisy i kruki pamięci, małże, perły hydry i meduzy pamięci, szopy pracze, chomiki, borsuki i wiewiórki pamięci bardziej wodoszczelne, bardziej ogniotrwałe” (W: Suplement do 12 numerów Orientacji. Warszawa 1973, s. 50). 285 Sterna Wachowiak, op. cit. 286 Sterna Wachowiak, op. cit. 167 utwory zmusza do rewizji pierwszego wrażenia na niekorzyść autorki. Robi ona bowiem wszystko, aby nas zdezorientować i zniechęcić do lektury: myli sensy, tworzy zagadki składniowe, mnoży nieczytelne aluzje. (…) Jedno jest pewne: poezja dla Sadowskiej to „ciemna przygoda – mająca w sobie coś z kalectwa”, pozostawiającego „miejsce na doopis”, jak pisze w wierszu „Świecenie pamięci”. Wszystko powstaje w niej z „kłaczków szaleństwa”, wszystko broni się przed dosłownością i racjonalizacją”287. Czynienie zarzutu z obrony przed „dosłownością i racjonalizacją” to niezrozumienie istoty poezji, która stara się wyrazić w języku to, co w istocie niewyrażalne, dostępne jedynie jako „kłaczki szaleństwa”, czy – jak przed wiekami mówił o naszym oglądzie rzeczywistości Platon – „cienie” na ścianie jaskini, w której przebywamy, nie mogąc zobaczyć świata takiego, jaki jest naprawdę.

VI. 4. Rosnąca świadomość opresji i poetycka na nią odpowiedź

Wszyscy jesteśmy więźniami jaskini, ale poeci w systemie totalitarnym są więźniami w dwójnasób – nie mogą powiedzieć o rzeczywistości wszystkiego, co powiedzieć pragną – choćby i w ciemnym, trudno zrozumiałym języku metafor. Jeden z wierszy tomiku, opatrzony – jak nieliczne – datą roku 1965, Sadowska zatytułowała Zasłona dymna. Rzeczywistość nosi w nim maskę karnawału, który „ma w sobie moment okrucieństwa”, gdyż wyzwala „zastany w czasie wzór wzruszeń elementarnych”. Tych, które pozwalają schronić się przed „wessaniem na oślep przez noc” w obrazie „magnolii w środku bombardowań”. Magnolia jest jak „rozpieszczone głuche dziecko”, dziecko „wstecz przesunięte”, dla którego noc usłana jest „dla zapachu”. Dziecko jest nie tylko rozpieszczone i głuche, ale i „oślepione”, nie widzi niebezpieczeństwa, „ucieszne dziecko rozłożone na głosy strun porażonych” jest „także wessane na oślep przez noc”:

„żmudny wzór, który wiedzie w zapamięć W ciepłe wnętrza matek gdzie ono było od początku miejscem jej strachu skamieliną i

287 Miesięcznik Literacki, 1973, nr 12

168 tak równocześnie płodem siebie tak równocześnie płodem myśli rozżarzonych w te białe noce zimy czterdziestego w te białe noce Myśli białe [z tomu Moje]

Noc nagle staje się biała – tak jak biały był zapewne dzień 20 lutego 1940 roku, w którym Barbara się urodziła. Magnolia zapamiętana z czasu dzieciństwa budzi czułość; to dziecko-magnolia jest też od początku „miejscem strachu”, ale zwyciężają „myśli białe”, „wzruszenia elementarne”, chociaż są one „nie w porę”, w czasie karnawału – z ustalonym „momentem okrucieństwa”. Wiersz Przesłuchanie, dedykowany Stanisławowi Czyczowi, nie pseudonimuje już lęków, nie skrywa ich za zasłona dymną, lecz nazywa wprost:

Gesty moje matczyność pączkują coraz ślepiej Co kaleczy najbardziej – odwlekanie ciosu Odwlekanie ta blizna uwita w powietrzu Jej drganie trwalenie Niedokonane niemierzalne drganie przeciw czemu [z tomu Moje]

Scena przesłuchania jest jakby opowiedziana pieśnią „bezserdecznej”; ta beznamiętna narracja budzi jednak lęk. Trudno go przypisać czemuś określonemu - to raczej aura stałego zagrożenia, w której „odwlekanie ciosu” kaleczy najbardziej. Jest też w wierszach z Mojego jakby podskórna, niewypowiedziana walka, jest przeczucie klęski, może śmierci – nie tylko własnej, ale i tego, kogo trzeba uchronić, jest szukanie pociechy w powtarzanym przez pokolenia ginących zaklęciu: idąc śpiewała wybrańcy bogów umierają młodo a co tam z tobą inni też podejmowali ten rozpaczliwy szlagier o sobie co w bulgotliwej mowie krwi oznaczało: to ja mamo otwórz […] i dopiero dziecinny bucik zawieszony u sufitu – ten mój jedyny i prawdziwy bóg zaczyna ze mną cierpliwy i łagodny

169 dialog o sposobach życia po czym wskazuje mi nóż do obierania rzeczywistości z urojonych wrogów […] z własnym synem jak z jakimś nie narodzonym żołnierzem wtedy pod rękę [z tomu Moje]

W wierszu W imię syna, zadedykowanym Grzesiowi, pojawia się motyw chronienia w kosmicznej czasoprzestrzeni „roztulonego na świat miejsca pragnionego”, dziecka, które przymiera światłem z odwieczności niosąc/ w sobie ten czuły wariant dochodzenia ziemi/niczyjej:

Chronić ciebie oznacza usypiać odległość Gdzie się przyszłe z przeszłego wyswobadza. [z tomu Moje].

Dziecko „przymiera światłem”, nawet jeśli uda się je ocalić od głodu; w innym wierszu pojawia się zakwestionowanie „dobrego pochodzenia” światła:

Światło to podejrzewam dobrze odżywiona ciemność genialne dziecię z nieprawego łoża które dozwala znosić złudzenie ciągłości nas samych w zasięgu nasienia i bólu [z tomu Moje]

Metafora światła, które jest ciemnością „dobrze odżywioną” jest jednocześnie oksymoronem i animizacją; zjawisko fizyczne staje się jakby żywą, drapieżną istotą, wyłaniającą się z ciemności – nicości. Światło pozwala jednak widzieć – i czuwać, próbując zapobiec temu, co nieuchronnie ma się zdarzyć, a co zostało zasygnalizowane za pomocą polisemicznego neologizmu będącego składowym elementem kolejnej metafory, antropomorfizującej czas: wciąż mam cię na oczach – chciałabym najbliżej zwykły wtręt przestrzeni odgradza mi ciebie a mieć ciebie na oku – gdy inni na muszce

170 najtrudniej zwalczać to co czas rozwieszcza [Moje]

Czas przybliża nadejście nieuchronnego, „rozwieszcza” to, co ma się zdarzyć. Przeczucie niebezpieczeństwa grożącego „trzymanemu na muszce” przez „innych” nie przybiera formy skonkretyzowanego zagrożenia, wynika raczej z uogólnionego lęku - z traumatycznych przeżyć i świadomości czyhającej śmierci, ciągłego zawieszenia pomiędzy światłem a ciemnością:

światło utrwala obecność ciemność ją bezgraniczni [z tomu Moje]

Ciemność „bezgraniczni” także „postacie zza okna”, jakby z koszmaru; narratorka wiersza wyznaje: Nie znam twarzy zdrewniałych skamieniałych zwęglonych. Te postacie zakłócają sen jak niespokojne dusze niepogrzebanych, powstają w wyniku naśladowania przez miasto „próchnicy przyrody” i „twarzy nękanych koszmarami we śnie”. Jeszcze bardziej przerażająca jest polityka:

Polityka ze swoim przekrwionym okiem Ze swoją krwią dalekowzroczną cykliczną lokalne wojny ze swoim odorem doskonałości doczesnej. [z tomu Moje]

Słowo „polityka” pierwszy raz pojawia się w poezji Sadowskiej w tym właśnie wierszu, napisanym w kwietniu1972 roku, po strajkach w Gdańsku, Gdyni i Szczecinie, po wciąż świeżej w pamięci społeczeństwa masakrze na Wybrzeżu, kiedy z rozkazu komunistycznych władz wojsko strzelało do bezbronnych robotników w grudniu 1970

171 roku, i w roku, w którym cenzura wydała pierwszy chyba oficjalny zapis na nazwisko nieprawomyślnego pisarza.288 Rzeczywistość i strach odbierały poetom mowę:

Nie było mowy Nie mogło być mowy Nikt nie chciał cienko śpiewać [z tomu Moje]

Barbara umiała dostrzec powszechną zmowę milczenia o rzeczywistości – mówienie prawdy groziło tym, że autor będzie „cienko śpiewać”. Takim eufemizmem oznaczano, między innymi, poddawanie więźniów torturom, które były powszechną praktyką towarzyszącą wprowadzaniu komunistycznych rządów. Ludzie się przed tym bronili jak umieli, najczęściej uciekając w prywatność, w dzielenie mowy na tę „prawdziwą”, z ducha, i na tę konieczną, by przeżyć tu i teraz, na ziemi. Można się było pocieszać, że oddaje się Bogu co boskie, a „cezarowi” lepiej się nie narażać, ale taka strategia prowadziła wprost w niebyt:

Bogu ducha ziemi ciało winien powtarzał żeby zacząć być trzeba się z tego wylizać [z tomu Moje]

Wydaje się, że Barbara umiała „dojrzeć” do ziemi, i dojrzeć ziemię; dojrzała i do tego, by pisać otwarcie o strasznej, „strupieszałej” i „umownej” rzeczywistości, w jakiej przyszło jej żyć, i z jakiej czasami wyzwalał zniewalający dźwięk saksofonu – zapewne grającego jazz, muzykę z innego, wolnego świata, tak wtedy kochaną przez niepogodzonych, i traktowaną z najwyższą podejrzliwością przez komunistyczne władze. Trudno było znieść myśl o podziale na „umownych” żywych i tych „po tamtej stronie”, których czasem nie dane było godnie pożegnać:

288 Ryszard Przybylski w 1972 r – po szkicu o „Biesach” (podaję za Barańczakiem).

172

Żeby w końcu przestała nas dzielić ta czerń żeby przestała oddzielać to co kochamy […] to czarne skrzydło które potrafią roznieść tylko kolibry dzieci […] żeby w końcu przestała nas dzielić ta czerń nie gniłyby nam w ustach te zakopane skarby [Listopad z tomu Moje]

Przejmująca metafora – skarby zakopane w ustach, gnijące – to i niewypowiedziane słowa, ale i to wszystko niespełnione: marzenia, miłości, doznania, które zakopano z ciałami zakneblowanych. „Czerń” dzieląca – to i śmierć, oddzielająca „niepoprawnie” urodzonych żywych i „niepoprawnie” umarłych „nas samych” – tych, którymi mogliśmy być. Polisemiczne słowo „czerń” 289oznaczające barwę śmierci, znaczy też co innego – okrutny, bezrozumny tłum, niszczący i obrażający zmarłych. Tylko „kolibry dzieci” potrafią z nim wygrać – lekceważąc „czarne skrzydło”, które brzmi trochę jak „czarna sotnia”. Listopad – to czas pamięci o zmarłych, na których grobach niektóre rodziny zapalały światełka, kryjąc się przed niepowołanym wzrokiem, bo nie zawsze było to bezpieczne, ale też czas oficjalnych obchodów wydarzenia, które, paradoksalnie, z „kaprysu” zmienionego kalendarza, zwano wtedy październikowym.

Wydaje się, że tom Moje jest świadectwem osiągnięcia dojrzałości nie tylko poetyckiej, ale i obywatelskiej. Barbara „dojrzała do ziemi”, zapragnęła „być” naprawdę, i w prawdzie - pisać. I zrobiła to. Zapewne właśnie wtedy straciła „szansę” na karierę literacką w PRL. Kilka wierszy umieszczonych przez Barbarę w zbiorze przeznaczonym do publikacji cenzura uznała za „groźne” i zatrzymała; nie mogły się pojawić w druku. Nic nie mogło jednak zatrzymać narastającego buntu upodlonego społeczeństwa. Zaczynał się czas przemian, zapoczątkowany przez wydarzenia, których katalizatorem stało się słynne przedstawienie Dziadów w Teatrze Polskim. Pierre

289 Władysław Kopaliński, pisząc o czerni, podaje, że kolor czarny był „uważany na Wschodzie, według tradycji, za symbol niższości, niewoli, niskiego urodzenia” – zob. Słownik mitów i tradycji kultury, Warszawa 1985, s. 176. 173

Buhler, ambasador Francji w Polsce i autor książek o najnowszej polskiej historii, uznał te wydarzenia za początek przemian w Polsce290: „Kryzys marcowy w 1968 roku, wywołany przez frakcję antysemicką I “narodową” w łonie partii i skierowany przeciwko Żydom u studentom, przyspieszył w kręgu studentów i intelektualistów uświadomienie sobie faktu niereformowalności i nieprawomocności reżimu”.291 Historiozoficzny wymiar tego, co działo się w Polsce po Marcu, podsumował Jan Sochoń: „Lata 70. i 80. XX wieku to w polskiej historii czas dramatycznych przełomów i realny początek zrzucania sowiecko-komunistycznego jarzma”.292 Niepuszczone przez cenzurę wiersze Barbary Sadowskiej obnażały szarą i wrogą rzeczywistość PRL, w której przed „klatkami, kagańcami” ludzie uciekają nawet w samobójstwo, jak w wierszu bez tytułu293: *** I tak z mego wieżowca zaczęli wyskakiwać ludzie w lakierowanej zawisłej na jednej z anten torebce świstek: nie winić nikogo, jakoś nie mogłam się przecisnąć Po drugiej stronie drżące i przekreślone: dezintegracja pozytywna... proszę się rozstąpić! Proszę się rozejść! Trupaście nie widzieli! i tak ruchliwość licytacji udziela się ruchomościom martwe nabiera życia jak u Caldera obrzeżanie nieobecnego to uobecnianie Robimy to ciągle i nie ma się czego wstydzić klatek kagańców skalnych ogródków akwariów To my żelaznych snów kowale wysiadamy po prostu na nieprzypadkowych stacjach kiedy zaczyna się zabawa w nabieranie wody w usta W otwieranie ognia w pieczętowanie niemowląt kat na prawo ofiara na prawo kat na lewo ofiara na lewo codzienność schlebia sacharyną a trzepoczący w słowach grabarz ochoczo zabiera się do dzieła

290 Interesujące jest takie spojrzenie „z zewnątrz” na naszą współczesną historię, zwłaszcza, że autor zna doskonale język polski i może swobodnie korzystać z dokumentów źródłowych. 291 Pierre Buhler: Anatomia oszustwa. Polska w czasach komunizmu. Warszawa 2014. Narodowe Centrum Kultury. Tłum. Jerzy Eisler, Magdalena Gałuszka, Beata Kowalska, Katarzyna Pachniak, Maria pasztor, Dariusz Jarosz , red. Naukowy: Jerzy Eisler, s. 13. 292 Jan Sochoń: Tama. Opowieść o życiu i męczeństwie księdza Jerze3go Popiełuszki. Kraków 2010, Wydawnictwo WAM, s. 135. 293 Wiersz opublikowany w „Zapisie” nr 1 na stronie 81. 174 otworzyć usta serce mózg i martwe nabiera życia jak u Caldera lub zgarnąć zmówić uruchomić co jest w kukiełki na UNICEF „Zabawa w nabieranie wody w usta” była dość powszechną przypadłością twórców, którzy bali się pisać prawdę, ulegali pokusie „schlebiania sacharyną”, trwania w sztucznej rzeczywistości, nabierającej życia dopiero po śmierci, w rzeczywistości „jak u Caldera”, jakby wziętej z jego grafik czy mobilnych instalacji294. Być może w wierszu przywołana została praca Alexandra Caldera Red is dominant, w której czerwona plama jest podłożem białych i czarnych zgeometryzowanych elementów ułożonych w kształt postaci. Ceną za „nabieranie wody w usta” była śmierć słów – symbolizowana przez grabarza „trzepoczącego” w nich jak motyl czy ćma. Przerzutnia po słowach „zabawa w nabieranie” kieruje też uwagę na element gry; „przechytrzanie” systemu, również cenzury – było powszechną praktyką tych, którzy próbowali się porozumieć poza wyznaczonym obszarem komunikacji, pokazać innym, że myślą podobnie poprzez odpowiednie rozłożenie akcentów czy grę słów, z prawdziwym przekazem ukrytym w aluzjach i sygnałach czytelnych jedynie dla odbiorcy, do którego był kierowany. Jedyną możliwością działania było dla nich zgarnąć zmówić uruchomić co jest /w kukiełki na UNICEF– kupowane dla uspokojenia sumień. Nie wszyscy się z tym sztucznym światem godzili, niektórzy nie wytrzymywali i odbierali sobie życie. Dla warszawskiego środowiska literackiego czytelne było ukryte znaczenie słów „z mojego wieżowca zaczęli wyskakiwać ludzie” – to właśnie tam, w bardzo nowoczesnym na tamte czasy dwudziestoczteropiętrowym „drapaczu chmur” przy ulicy Hibnera 13 dostawali mieszkania pisarze, krytycy, dziennikarze. Sąsiadami Barbary byli, między innymi, Piotr Kuncewicz, Irena Falska czy Jerzy Tuszewski, reżyser słuchowisk radiowych. Oni, oczywiście, nie popełniali samobójstw, ale robili to znani i mniej znani poeci i pisarze, w nie tak spektakularnych okolicznościach. Sadowska, jakby nie dowierzając domyślności czytelnika, podkreśla znaczenie wyboru tego symbolicznego miejsca: to my żelaznych snów kowale wysiadamy po prostu na nieprzypadkowych stacjach. Pisząc ten wiersz, Barbara nie wiedziała jeszcze,

294 Alexander Calder (1898 – 1972) był amerykańskim malarzem abstrakcjonistą, rzeźbiarzem i grafikiem, twórcą plakatów, ilustracji, obrazów, a także poruszanych wiatrem „mobili” i monumentalnych „stabili” zdobiących ważne obiekty. Jedna z jego rzeźb-instalacji została usytuowanych na stadionie w Meksyku z okazji Igrzysk Olimpijskich w 1968 roku, inna stanęła przed World Trade Center i została zniszczona wraz z wieżami w czasie tragedii 1 września 2001 roku. 175

że wkrótce na samobójczą śmierć zdecyduje się też Edward Stachura, jej serdeczny przyjaciel, tak jak ona, urodzony we Francji, choć nie w Paryżu, jak ona, ale w departamencie Isere, w którym przez jakiś czas pracowała jej matka. Kilka lat wcześniej z okna skoczył poeta Stanisław Piętak; o okolicznościach jego śmierci wspomina w swoim Notatniku 1973 – 1979 Anna Kamieńska: „[…] wyszedł oknem. Wczesny telefon rano zawiadomił nas o tym fakcie. Pojechaliśmy natychmiast. Przed wejściem do klatki schodowej widniała kałuza krwi posypana piaskiem. Po nas przyjechał Jarosław, który butem wszedł do tej kałuży.” 295 „Nieprzypadkowe stacje” też nie trafiły do wiersza przypadkiem; to właśnie na kolejowych stacjach Barbara – tak jak wielu bezradnych i głęboko zawstydzonymi absurdalną sytuacją zwykłych ludzi, żegnała przyjaciół, których wyrzucono z Polski w wyniku antysemickiej „czystki” zrealizowanej po wydarzeniach marca 1968 roku. Inny jej wiersz z tych odrzuconych przez cenzurę296 zawiera zapewne aluzję do tamtych wydarzeń: *** jest w dotykaniu rąk przyjaciół jest w pożegnalnym dotykaniu rąk przyjaciół delikatna gwałtowność którą zaczynam rozumieć […] tęsknić do leżenia pod rozłożystym drzewem i do rozważań co może się wydawać a co jest formą działalności przestępczej we własnym życiu tęsknić do leżenia pod rozłożystym drzewem bez wizji nadchodzącego przyjaciela lub nieprzyjaciela politycznego. Przyjaźń była dla Barbary sprawą niezwykle ważną – zawsze była dla drugiego, zapominała o sobie, nie umiała dzielić ludzi na przyjaciół i wrogów w zależności od tego, czy są po tej samej stronie, czy nie. Ufała ludziom, nie dzieliła, gardziła podejrzliwością i ostrożnością. W jej życiu i poezji wiele się jednak zmieniło od czasu napisania tych wersów:

295 Anna Kamieńska, Botatnik 1973 – 1979. „W drodze”, Poznań 1987, s. 150. 296 Opublikowany w: Zapis nr 1/1977, s. 82 176

Kiedy przyjaciel przed przyjacielem ostrzega przyjaciela wtedy bym podała dwie głownie na oczy także milczenie morza na wargi – niech pierzchną Jest taki człowiek. Żegluje po ludziach, Szczury z nich wydobywa [z tomu Nad ogniem] Podważanie wiary w szczerość intencji przyjaciela prowadzi do wydobywania najgorszych cech – nie ludzkich, szczurzych. Wydaje się, że w tym wierszu brzmią echa rozmów, jakie prowadzili między sobą pisarze, świadomi, że ktoś na nich donosi Służbie Bezpieczeństwa. Krzysztof Masłoń pisał o szerzącej się, szczególnie w latach sześćdziesiątych, w środowisku pisarzy zrzeszonych w Związku Literatów Polskich, atmosferze wzajemnej podejrzliwości związanej ze świadomością istnienia systemu inwigilacji, o zachowywaniu przez pisarzy ostrożności w kontaktach z kolegami.297 Zaufanie bez granic jest zawsze świadectwem wielkiej odwagi. Barbara była bezkompromisowo odważna. W kontaktach z ludźmi godziła się na ryzyko, że mogą zawieść, skrzywdzić. Taka była do końca – otwierała i serce, i dom, dla każdego. Ale było w tym coraz mniej młodzieńczego idealizmu. Coraz jaśniej rozumiała, w jakiej rzeczywistości przyszło jej żyć i tworzyć. Wiedziała, że nie da się dłużej leżeć „pod rozłożystym drzewem” i teoretyzować o naturze dobra i zła, że „wizja nadchodzącego przyjaciela lub nieprzyjaciela politycznego” nie zniknie, kiedy się poda „dwie głownie na oczy”. Niestety, podejrzliwość, która tak raziła bezkompromisowo uczciwą poetkę, była uzasadniona. Wyjazd Barbary na kolejne stypendium do Francji wzbudził czujność SB wskutek donosu tajnego współpracownika, który powiadomił , że Sadowska zamierza skontaktować się ze środowiskiem paryskiej Kultury. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych założyło w związku z tym donosem w dniu 1 października 1975 roku „Sprawę Operacyjnego Rozpracowania” o kryptonimie „Paryżanka” i numerze ewidencyjnym 13686, opisaną w dokumentach opatrzonych klauzulą „tajne spec. znaczenia”.298 Sprawę prowadził ppor. Włodzimierz Olszewski.

297 Zob. Krzysztof Masłoń: Upiory z kamienicy Johna, Rzeczpospolita 6 – 7 XII 2008. 298 Akta tej sprawy, opatrzone sygnaturą IPN 0246/506, przechowywane są obecnie w Instytucie Pa mięci Narodowej. Wszelkie cytaty z tego źródła wykorzystane w niniejszej pracy pozostawiono bez korekty ortografii czy interpunkcji. 177

VI. 5. Wyjazd na kolejne stypendium do Francji i początki szczegółowej inwigilacji poetki w świetle dokumentów z archiwum IPN

Drugi wyjazd stypendialny Barbary Sadowskiej do Francji miał miejsce w 1975 roku, i tym razem wzbudził czujność SB, dlatego można dość precyzyjnie odtworzyć i fakty, związane ze staraniami o paszport, i szczegółowy plan inwigilacji prowadzonej przez SB. Sprawą wyjazdu na stypendium zajęła się Agencja Artystyczna PAGART , która, prawdopodobnie na żądanie MSW, po powrocie Sadowskiej do Polski, sporządziła notatkę z dnia 12. XII. 1975 dla „Biura Paszportów Wydział IV”. Treść notatki świadczy o tym, że trasa i miejsca odwiedzone przez Sadowską na Zachodzie zostały skrupulatnie zewidencjonowane: „PAA „PAGART” uprzejmie informuje, że ob. Barbara Sadowska literatka – przebywała we Francji na stypendium Rządu francuskiego w okresie 1.IV – 31.VII 75 r. Ponadto ob. Sadowska w okresie od 3 – 16.8.75 przebywała we Włoszech (Elba) i ponownie we Francji w okresie od 17 – 26 VIII 75 r. w celu zebrania materiałów do przygotowywanej przez nią książki. W załączeniu przesyłamy odpis pisma MKiS, BWKZ – VI – 0492 – Fr – rz – 75 r. Akceptujący powyższy układ pobytu w.w. za granicą Z-ca Dyrektora Naczelnego Marian Kaczmarek.”. Załącznikiem do tego pisma było pismo Ministerstwa Kultury do „PAGART-u”, a zatem i w tym przypadku Ministerstwo Kultury również było zaangażowane w proces załatwiania formalności wyjazdowych: „W-wa dn. 8 grudnia 1975, Biuro Obsługi Podróży „PAGART” Dział Paszportów Warszawa. Uprzejmie informujemy, że ob. Barbara Sadowska – literatka, tłumaczka literatury francuskiej, czł. ZLP, przebywała we Francji na stypendium Rządu francuskiego w okresie 1 IV – 31 VII 75 r. w tym w Holandii (nasz wniosek z dn. 20.II. 75). Ponadto ob. Sadowska w okresie 3 – 16. VIII. 75 przebywała we Włoszech (Elba) i ponownie we Francji w okresie 17 – 26. VIII. 75.”. Notatka Ministerstwa Kultury była aprobatywna: „Z uwagi na cel związany z pracą twórczą ob. Sadowskiej – Biuro Współpracy Kulturalnej z Zagranicą akceptuje powyższy układ pobytu za granicą”.

178

Wniosek o zezwolenie na wyjazd i wydanie paszportu w ówczesnych realiach musiał być potwierdzony przez pracodawcę – stąd opatrzone pieczęcią i podpisem Kierownika Działu Członkowskiego ZLP Haliny Pawłowskiej potwierdzenie: „Stwierdza się, że wymieniony na odwrocie niniejszego kwestionariusza Ob. Barbara Sadowska jest członkiem Związku Literatów Polskich, Warszawa, ul. Krakowskie Przedmieście 87/89.”. W kwestionariusza poetka wpisała numer swojej legitymacji ZLP: 1099. Polska Agencja Artystyczna PAGART zwróciła się do Biura Paszportów i Dowodów Osobistych MSW Wydział Paszportów i Dowodów Osobistych KWMO / KMMO z następującym wnioskiem: „Upoważniony decyzją Ministra Kultury i Sztuki proszę o wystawienie paszportu seria SA z prawem jednokrotnego przekroczenia granicy […] obywatelowi (ce) Sadowska Barbara […] Do: kraj i miejsce: Francja Szwajcaria Holandia; Termin wyjazdu i planowany okres pobytu: IV 1975 – na 4 mies.; Cel wyjazdu: Zebranie materiałów do pracy n.t. artystów nieprofesjonalnych oraz materiałów do pracy przekładowej; Sposób pokrycia kosztów przejazdu i pobytu: Podróż – BWKA; Pobyt – stypendium rządu francuskiego.”. W kwestionariuszu wpisano poprzednie podróże zagraniczne Barbary Sadowskiej: 1967 – Francja;1971 – Jugosławia; 1974 – Szwecja; 1975 – Bułgaria (z synem Grzegorzem). W czasie starań o paszport na drugi wyjazd do Francji Barbara była już rozwiedziona i miała dziecko, musiała dołączyć do wniosku potwierdzone przez notariusza „Oświadczenie” w sprawie opieki nad synem w czasie wyjazdu stypendialnego podpisane przez swoją matkę Jadwig ę, ur. Dnia 27 sierpnia 1912 r., córkę Wojciecha i Marii. Matka Barbary była już wtedy – zgodnie z informacją w kwestionariuszu – na emeryturze: „ Ja niżej podpisana Jadwiga Sadowska, zamieszkała w Warszawie, ul. Bagno 3 m. 237, oświadczam, że będę sprawować opiekę nad moim wnukiem Grzegorzem Przemykiem, ur. 17. 05. 1964, zam. w Warszawie, ul. Hibnera 13 m. 94 w czasie pobytu córki mojej Barbary Sadowskiej (zam. W-wa, Hibnera 13 m. 94) za granicą, jego matki […]”. Dokumenty archiwalne dotyczące wyjazdów zagranicznych Barbary Sadowskiej ego pokazują, jak skomplikowana była w tamtym czasie procedura ubiegania się o paszport, i jak wiele szczegółowych danych musiała przestawić osoba starająca się o

179 dokument podróży. Takie szczegółowe dane mogły być wykorzystywane do inwigilacji osoby podróżującej i za granicą, i w kraju. Służby wiedziały o kontaktach Barbary z Andreaną Radevą, bułgarską tłumaczką Cypriana Kamila Norwida, u której Barbara była w Sofii z Grzesiem, gdyż Radeva była znaną bułgarską opozycjonistką. Zatrzymano ją w Polsce w związku z jej działalnością w roku 1973, co odnotowano w wykazie „kontaktów” Barbary. SB prawdopodobnie nigdy nie wykryła znajomości, i później gorącego romansu, jaki łączył Barbarę z Milivojem Slavičkiem. Pracownicy tajnej służby niewiele zapewne wiedzieli o poetach i poezji chorwackiej, skoro w rubryce „znajomość języków obcych” wpisywało się język jugosłowiański, zgodnie z oficjalną nazwą ówczesnego sztucznego tworu państwowego złożonego z kilku historycznie i językowo odrębnych części. Barbara również wpisała język „jugosłowiański” obok francuskiego w odpowiedniej rubryce szczegółowego kwestionariusza, w miejscu na wpisanie znajomości języków obcych. W „kwestionariuszu osoby rozpracowywanej – sprawdzanej” jako miejsce pracy Barbary od roku 1964 wpisano „Związek Literatów Polskich, W-wa Krakowskie Przedmieście 87/89” ; w rubryce zawód wyuczony wpisano „plastyk”, a w rubrykach „zawód wykonywany” i „zajmowane stanowisko” -„literatka”, poza aktualnym miejscem zamieszkania (przy ulicy Hibnera) odnotowano również adres zamieszkania do 1965 roku – ulica Piwna 46/5. Poza „twardymi” danymi, do kwestionariusza wpisano też, w pozycji 26 „walory osobiste i cechy ujemne” figurantki: „Chaotyczna mowa, nadużywa alkoholu, zażywa narkotyki, słaba prezencja”. Trzeba w tym miejscu sprostować: Barbara rzeczywiście piła dużo alkoholu, ale nie zażywała narkotyków, chociaż w środowisku artystów, w jakim się obracała, były one dość rozpowszechnione.299 Informacja o zażywaniu narkotyków może świadczyć o tym, że donos złożyła osoba nie należąca do kręgu bliskich przyjaciół Barbary; prawdopodobnie był to raczej ktoś obserwujący całe środowisko. Udało się ustalić, kto kryje się za umieszczonym w dołączonym do akt wykazie „ osobowych źródeł informacji wykorzystywanych w sprawie”, czyli donosicieli pseudonimem „Kos”; był to poeta, redaktor naczelny miesięcznika „Poezja”, Bohdan

299 Uzyskałam potwierdzenie tej informacji od przyjaciół Barbary znających ją z tamtego czasu. W rozmowie telefonicznej mieszkający w Berlinie malarz i poeta Wiesław Sadurski wspominał, że kiedy w czasie szalonej wycieczki grupy artystów nad Wisłę zaproponował jej zażycie haszyszu, potka zdecydowanie odpowiedziała: „Wódeczki to bym się napiła, ale tego świństwa nigdy nie wezmę”. 180

Drozdowski.300 Nie udało się odkryć nazwiska innego donosiciela informującego SB o Sadowskiej, tajnego współpracownika (TW) ukrytego pod pseudonimem „Monde”. Obydwa źródła i informacje przez nie podane opisano jako „wiarygodne”. W „słownym opisie „ zagrożenia (faktu)” podano powód wszczęcia sprawy i zastosowane środki prewencji: „W sierpniu 1975 r. Wydział III KSMO uzyskał drogą operacyjną informację, że w drugiej połowie miesiąca z terenu Francji będzie wracała obywatelka PRL Sadowska Barbara, c. Czesława i Jadwigi Belczyk, ur. 24.02.1940 r. w Paryżu, zam. W-wa, ul. Hibnera 13 m. 94. Z uzyskanej informacji wynikało, że w/w będzie usiłowała przywieźć do Polski szereg pozycji książkowych wydanych przez Instytut Literacki w Paryżu. W związku z tym Wydział III KSMO zlecił w przypadku przyjazdu w/w szczegółową kontrolę celną. W wyniku tego w dniu 26.08.75 r. w GPK Warszawa – Okęcie dokonano u B. Sadowskiej rewizji celnej – osobistej i bagażu. W wyniku rewizji ujawniono i zakwestionowano 33 książki wydane przez Instytut Literacki w Paryżu. Żadna z zatrzymanych książek nie posiadała debitu komunikacyjnego na terenie PRL. Niektóre z pozycji są wybitnie wrogie, zawierające w sobie antypolskie i antysocjalistyczne treści, np. „Cudowna melina” K. Orłosia, „Śledztwo” T. Stalińskiego, trzy egzemplarze „Kontynentów” wydawane pod redakcją Sołżenicyna. Z materiałów operacyjnych Wydz. III KSMO wynika, ze B. Sadowska posiada ścisłe kontakty z kręgami opozycji w środowisk literatów oraz utrzymuje kontakty z osobami z grona b.” komandosów”. Wobec powyższego należy domniemywać, że wroga literatura, którą Sadowska usiłowała przywieźć była przeznaczona dla szerszego grona osób wywodzących się z literatów negatywnie ustosunkowanych do ustroju lub b. „komandosów”. Na uwagę zasługuje fakt, że środowiska opozycyjne od dłuższego czasu uaktywniły swą działalność na polu przywozu bezdebitowej literatury do PRL. Mając na uwadze powyższe okoliczności oraz fakt, że B. Sadowska znana jest jako osoba wrogo ustosunkowana do Polski i jej ustroju wnioskuję objęcie jej kontrola operacyjną w ramach kwestionariusza ewidencyjnego. Podpis przełożonego (nieczytelny) Pieczątka: Naczelnik Wydziału III K-dy Stołecznej MO w Warszawie”. W sporządzonym przez funkcjonariuszy wykazie przywiezionych przez Sadowską „nielegalnych” książek znalazły się między innymi pisma Witolda

300 Informację tę zawdzięczam ustaleniom Joanny Siedleckiej. 181

Gombrowicza, Czesława Miłosza, Włodzimierza Odojewskiego, Gustawa Herlinga, Aleksandra Wata i Simone Weil, a także francuskie wydanie esejów filozoficznych Mao Tse Tunga. Służba Bezpieczeństwa nie ograniczyła się, oczywiście, do rewizji po przylocie na lotnisko; Barbara była poddana inwigilacji również z czasie swego pobytu we Francji, o czym świadczy zapis: „Jak wynika z przeprowadzonego rozpoznania we Francji pędziła szerokie życie towarzyskie, a książki prawdopodobnie dostała od Giedroycia. Na powyższy fakt z ob. Sadowską nie została przeprowadzona rozmowa”. SB uzyskała szczegółowe informacje o pobycie Barbary za granicą od swoich „kontaktów operacyjnych”, co zostało odnotowane w meldunku operacyjnym z 19.01.76 sporządzonym przez inspektora Mariana Kuletę (identyfikator 318054): „ Wydział III KSMO zyskał od źródła „KO” informację, że Sadowska Barbara figurantka sprawy kwestionariusza ewidencyjnego W – 13686 w czasie pobytu za granicą 1975r. przebywała we Francji, a stamtąd wyjeżdżała do Belgii, Szwajcarii, Włoch i Hiszpanii. Kontaktowała się wówczas z obywatelką Szwajcarii Fisher Viola, zam. Tell Strase 19, Bale, Szwajcaria, Pier Giorgio Fabrini, Roma, Via Aprile 4 – dziennikarz. Figurantka utrzymywała w przeszłości znajomości z wieloma osobami związanymi ze środowiskiem pomarcowym, podejrzanym o produkcję i kolportaż ulotek – Kretkowskim Sławomirem figurantem kwestionariusza ewidencyjnego nr identyfikatora 000397/74; Szubertem Ireneuszem figurantem kwestionariusza nr identyfikatora 000398/74, Sadurskim Wiesławem, Kozłowskim Ryszardem, Zalewskim Zbigniewem, a także z cudzoziemcami jak b. attache kultury Mexyku w Polsce Serge Pitoli. Aktualnie Sadowska nie przebywa w miejscu swego zamieszkania przy ul. Hibnera 13 m. 94, a zamieszkuje w lokalu przy ul. Górczewskiej 122 a m. 56. Sadowska jest członkiem Związku Literatów Polskich. W minionym roku uzyskała wyróżnienie na festiwalu poezji w Gdańsku zdobywając nagrodę - I nagrodę tzw. „Bursztynowy pierścień”. Figurantka jest osobą bardzo nerwową , w znacznym stopniu psychicznie rozkojarzoną. W przeszłości nadużywała alkoholu, a także używała środków narkotyzujących – harzyszu. W 1974 r. poddała się operacji neurologicznej w Szwecji. Obecnie jej kontakty ze środowiskiem b. „komandosów” są w znacznym stopniu ograniczone. Jednak fakt przywozu literatury bezdebitowej do kraju wskazuje na jej negatywną postawę. Przywieziona literatura bezdebitowa - wydawnictwa „Kultury” zostały zakwestionowane i nie będą zwrócone figurantce. Istnieje podejrzenie, że zakwestionowaną literaturę figurantka uzyskała w wyniku osobistego kontaktu z Jerzym Giedroyciem.”.

182

VI. 6. Barbara Sadowska jako „element groźny dla ustroju”

W styczniu 1976 roku SB nasiliła inwigilację Sadowskiej w związku z zarzutem działania w opozycji, podsuniętym przez donosiciela: „W dniu 28.I.1976 r. od t. w. ps. „Kos” uzyskano informację, że figurantka Barbara Sadowska podpisała petycję do Sejmu PRL w sprawie proponowanych zmian Konstytucji […]”. Donos stał się podstawą kolejnego „meldunku operacyjnego” z dnia 05.02.76, poświęconego „zagrożeniu” opisanemu jako „ Negatywna inicjatywa polityczna wobec władz państwowo politycznych – petycja”, ujawnionemu na podstawie informacji ze źródła „tajny współpracownik”. W meldunku wymieniono zastosowane wobec Sadowskiej formy działania: „operacyjne rozpracowanie, tajny współpracownik, inwigilacja korespondencji”. Prowadzący sprawę Sadowskiej ppor Olszewski przedstawił „Projekt planu przeprowadzenia rozmowy profilaktyczno - ostrzegawczej z Ob. Sadowską Barbarą”. W swoim opracowaniu ppor. Olszewski podał informacje o zarzutach wobec Sadowskiej, koncentrując się na najnowszym doniesieniu: „W dniu 28 I. 1976 r. Ob. Sadowska wraz z 100 innymi osobami znanymi z opozycyjnej postawy podpisała petycję do Sejmu PRL, w sprawie proponowanych zmian Konstytucji w kierunku nowego określenia praw i obowiązków obywateli. Biorąc powyższe fakty pod uwagę uważam za stosowne przeprowadzenie z figurantką rozmowy w celu ustalenia: w jakim celu wyjeżdżała do Francji (na czyje zaproszenie czy służbowo); kontakty i charakter tych kontaktów; od kogo, w jakich okolicznościach i gdzie otrzymała pozycje pozbawione debitu komunikacyjnego w PRL i cel ich przywozu do Polski; cel, motywy i okoliczności podpisania petycji; kto ze znanych jej osób, prócz niej podpisał tą petycję, oraz od kogo wyszła inicjatywa jej napisania. Rozmowa zostanie rozpoczęta od spraw ogólnych a mianowicie: od jej stanu zdrowia, nad czym aktualnie pracuje i.t.p. zakończona natomiast zostanie pobraniem od figurantki oświadczenia na fakt przywozu do kraju literatury pozbawionej debitu, oraz o zachowaniu w tajemnicy treści przeprowadzonej z nią rozmowy. Konkretne miejsce i termin przeprowadzenia rozmowy zostanie uzgodniony po konsultacji z kierownikiem sekcji por. Marianem Kuletą. Wyk. w 1 egz. (podpis ) ppor. Wł. Olszewski.”. Na dole strony widnieje dopisana inną ręką poprawka – instrukcja: 183

„Tow. Olszewski, proponowałbym zakończyć rozmowę uzyskaniem deklaracji o zaniechaniu wrogich wystąpień i odcięciu się od działalności osób znanych z wrogich wystąpień. [Podpis nieczytelny, prawdopodobnie Kuleta].”. Poza planowaną rozmową, SB korzystała przez cały czas z donosów swoich tajnych współpracowników, przede wszystkim ze środowiska literackiego, i na ich podstawie sporządzała „meldunki operacyjne” jak na przykład „Meldunek operacyjny” z 10.V.76: „[…] Jako jedną represji wobec niej zastosowanej uważa Sadowska pominięcie jej przy zaproszeniu na imprezę „Wiosna Poetycka”, która to impreza odbywa się w Radomiu (wg źródła TW „Kos”). Z informacji uzyskanej od źródła TW „Monde” wynika, że figurantka utrzymuje kontakty z uchodźcami i stypendystami z krajów Ameryki Południowej. „Monde” poinformował również, że Sadowska posiada w mieszkaniu wiele książek i czasopism zagranicznych, w tym książki wydane przez „Kulturę” paryską. Wg informacji „Monde” Sadowska miała w ostatnim czasie spadek z Francji i mimo tego jak twierdzi figurantka, że jest wpisana na „czarną listę” przy wyjazdach zagranicznych zdoła sobie zorganizować wyjazd zagraniczny i nie będzie miała w tym zakresie poważniejszych trudności.” Analiza materiałów „sprawy operacyjnego rozpracowania” pozwala domniemywać, że ppor. Olszewski starał się zachować minimum przyzwoitości wobec Sadowskiej, ale machina SB była bezwzględna. Wobec słabej, schorowanej kobiety uruchomiono cały stosowany w przypadkach „nieprawomyślności” arsenał działań. Służba bezpieczeństwa zebrała imponujące dossier Sadowskiej, włącznie ze spisem osób jej w jakikolwiek sposób bliskich. „Wykaz kontaktów figurantki” jest oczywiście niepełny, ale stanowi dowód, do jakiego stopnia prywatne życie obywatela PRL mogło zostać prześwietlone metodami powszechnej inwigilacji: „Wykaz kontaktów figurantki: Bocian Marianna , zam.[…]301 literat, utrzymuje stałą korespondencję z B.S wiek ok. 30 lat. Czycz Stanisław, zam. […], literat, dawny przyjaciel, utrzymują kontakt nadal, żonaty, wiek ok. 35 lat. Zrzeszony w ZLP.

301 Adresy osób umieszczonych w wykazie pomijam ze względu na chęć chronienia danych osobowych; w wykazie sporządzonym przez SB te adresy zostały oczywiście podane. 184

Chabrowski Tadeusz, zam. […] [Nowy York], literat, b. zakonnik, emigrant, poeta. Poznali się w czasie „Warszawskiej Jesieni Poezji”, utrzymują kontakty korespondencyjne. Dinkowa Żenia, zam. Akademik Politechniki Warszawskiej, studentka PW, lat 22, córka A. Radery302, utrzymuje bliski kontakt. Pod opieką A. Gałeckiego. Emilio Solar (Petite), zam. W-wa, […] prawdopodobnie stypendysta, obywatel Chile, lat ok. 28. Stały bliski kontakt, mieszka wraz z młodym chłopcem imieniem Józef, pracującym w Teatrze Narodowym, homoseksualista. Fisher Viola, [….] Szwajcaria, dobra przyjaciółka. Utrzymują kontakty. S. prawdopodobnie była u niej podczas swego ostatniego pobytu za granicą. Obywatelka szwajcarska, pochodzenia czeskiego, mężatka. Emigrowała do Szwajcarii z powodu swej działalności w Czechosłowacji w wiadomym czasie. Gałecki Apolinary, zam. W-wa […] były architekt, był związany z p. A. Rudev. 303. Bliski i dobry znajomy p. S. Wielokrotnie prowadził z nią rozmowy o charakterze antypaństwowym. Nadal utrzymuje kontakt. Utrzymuje się z niewiadomych źródeł. Kontakty z obywatelami RFN. Wielokrotnie wyjeżdżał do Berlina (wsch.). Posiada maszynę do pisania prawdopodobnie nową marki Olivetti nabytą PKO, rozwiedziony, 1 dziecko – syn. Kontaktuje się ze swoją b. żoną. Wiek ok. 55 lat Pożyczał wielokrotnie S. pieniądze. Zbigniew Jerzyna. zam. , Milanówek […], literat, zrzeszony w ZLP, bywał u S. dość często /czasami z żoną/. Bardzo dużo pije alkoholu Aleksander Jackowski, zam. – nie ustalono - tel. […], pracownik Instytutu Sztuki, znajomy S. poznali się przez L. Zimmerera. Kotowska Monika, zam. […], literatka, zrzeszona w ZLP, wiek ok. 32 lat, posiada duże, dobrze umeblowane mieszkanie, maszynę do pisania, w nieustalonym czasie przebywała w USA. Nie ustalono źródeł utrzymania. Prawdopodobnie utrzymują ją dochodzący mężczyźni tel. […] Kuncewicz Piotr, zam. […] tel.[…] pracownik „Poezji” były wykładowca na PWST, bliski przyjaciel. Zamieszkały w tym samym domu. Wielokrotnie odbywały się wzajemne wizyty z dużą ilością alkoholu. Nie jest mi wiadome, czy aktualnie utrzymuje kontakt. Odkupił od S. maszynę typu „Kolibri”, wielokrotnie pożyczał jej duże sumy pieniędzy. Pije duże ilości alkoholu, członek PZPR.

302 Chodzi prawdopodobnie o A. Radevę. 303 Znowu inaczej przekręcone nazwisko Radevy. 185

Kozioł Urszula, zam. Wrocław, […], literatka zrzeszona w ZLP, odwiedzają się w czasie bytności w W-wie, i Wrocławiu, lat ok. 35. Ryszard Kozłowski (Nowina), zam. W-wa, […] literat, malarz, czł. koła młodych przy Oddz. Warsz. ZLP. Utrzymuje się z niewiadomych źródeł. Posiada starą maszynę do pisania nie ustalonej marki. Wielokrotnie zażywał wraz z M. Porębowiczem, J. Markiewiczem, W. Sadurskim narkotyki /być może czyni to nadal/. Bliski przyjaciel. Utrzymuje bliskie kontakty z p. S. lat ok. 30. , poglądy antykomunistyczne. Jerzy Leszin Koperski, zam. W-wa […], pracownik Zarządu Głównego Socjalistycznego Związku Studentów Polskich. Luźny kontakt. Dawniej dość zażyła przyjaźń, lat ok. 42, żonaty. Posiada maszynę do pisania typu „Kolibri”, członek PZPR. Chciał pożyczyć od S. „Archipelag Gułag”, A. Sołżenicyna. Jarosław Markiewicz, zam. W-wa, […], literat, były czł. kolegium „Nowego Wyrazu”, stary znajomy, kiedyś kochanek S. Utrzymują kontakt, niewiadome źródło utrzymania. Czyta literaturę ”Instytutu Literackiego”, przebywał niedawno w Sztokholmie. Kontakt z P. Finderem. Zażywał narkotyki wraz z M. Porębowskim [por. wyżej – Porębowicz (!)] i W. Sadurskim, R. Kozłowskim. Przywiózł haszysz ze Szwecji. Nie wiadomo czy aktualnie utrzymują kontakty. Wielokrotnie wypowiadał poglądy antykomunistyczne i antypaństwowe. Piotr Przyjemski, W-wa,[…], nie ukończył studiów prawniczych, były pracownik CRZZ, utrzymywał bliski kontakt z I. Szubertem. Wielokrotnie opowiadał o swej działalności antypaństwowej w roku 68. Bardzo ostre poglądy skierowane przeciwko PZPR i rządu [sic!]. Nie wiadomo z czego się utrzymuje, lat ok. 28, utrzymywał bliski kontakt z S. Andreanna Radera , zam. Sofia,[…], obyw. bułgarska, długi czas mieszkała w W-wie, Czarnieckiego, tłumaczyła Norwida na jęz. bułgarski. Poglądy antykomunistyczne. S. przebywała u niej w Sofii w roku 1975 wraz z synem. Zostawiła w Polsce maszynę starą prawdopodobnie A. Gałeckiemu, który był z nią blisko związany. Internowana z Polski w r. 1973 Grażyna Sonnd, studentka PWSM w W-wie, zam. w akademiku przy ul. Grenadierów 41, bliskie kontakty z S. Studentka, przebywała w 1975 r. u A. Radery w Sofii. Kontakty z obywatelami Norwegii o nieustalonych personaliach. Mieszkała jakiś czas u S. (1975 r.) na ul. Hibnera 13/94, kontakty z N. Solarem.

186

Krystyna [puste miejsce] zam. USA, przebywała w roku 1975 w W-wie, dostarczyła S. kilka egzemplarzy Kultury Paryskiej, mieszkała jakiś czas u S. na Hibnera 13/94. Córka emigranta. Bliski kontakt z J. Markiewiczem. Utrzymują kontakty listowne. Winkler Maria (Gosia Tworkowska), zam.[…] (pod Paryżem) tel. […], pracuje, mężatka, zatrzymana w r. 1968 z papierami nielegalnie przewożonymi do Czechosłowacji. Bliska znajoma, duża przyjaźń z S, która była u niej podczas ostatniego pobytu w Paryżu, antykomunistka, uciekinier. Krystyna Rodowska – Niesiołowska, zam. Poznań Kurnik, dobra przyjaciółka S, literatka zrzeszona w ZLP, dawny adres W-wa,[…], posiada maszynę do pisania nieustalonej marki. Posiadała „Kulturę Paryską”, przebywała na stypendium w Meksyku, utrzymują kontakty, lat ok. 32. Małgorzata Hillar, zam. na ulicy gdzie znajduje się Rest. Adria, lat ok. 45, literatka, alkoholiczka, przebywała na leczeniu w Komorowie k/W-wy, znajoma S, często razem piły alkohol. Zbigniew Zalewski, zam. W-wa, […], literat, zrzeszony w ZLP, lat ok. 54, bliski i dawny przyjaciel S, często bywał u niej. Schizofrenik, poglądy antypaństwowe, liczne kontakty ze znajomymi S., homoseksualista, przebywał na wielokrotnym leczeniu w szpitalu psychiatrycznym Marek Porębowicz, zam. W-wa […], malarz, zrzeszony w Związku Artystów Plastyków, lat ok. 32, wielokrotnie przebywał za granicą. Ostatnio wraz z W. Sadurskim w Kopenhadze i Holandii. Pali narkotyki, które niejednokrotnie przywoził do Polski. Czyta „Kulturę” paryską, znajomy S. kontakt z P. Finderem, J. Markiewiczem, R. Kozłowskim, nieustalone źródło utrzymania, aspołeczny. W. Sadurski, zam. nie ustalono, lat ok. 35, wielokrotnie przebywał za granicą, często zażywa narkotyki, literat, znajomy S. kontakt z P. Finderem. Posiada starą maszynę do pisania nieustalonej marki. Nieustalone źródło utrzymania, wyrażał ostre poglądy antyustrojowe, zwolennik zachodniego stylu życia. Paweł Finder, zam. Stocholm , uchodźca polityczny, liczne kontakty z osobami przyjeżdżającymi z Polski, upowszechnia literaturę „Kultury” paryskiej wśród studentów przyjeżdżających na wakacje do Szwecji. Kontaktował się z S. podczas jej pobytu w Sztokholmie. Posiada angielski ręczny powielacz, wiek ok. 30 lat. Mirosław Gąssowski, zam. Sztokholm, […] Tel […], wydaje antypolskie pismo w Sztokholmie, współpracownik finansowany przez Wolną Europę, współpracownik Biura Pomocy Uchodźcom Politycznym, organizator demonstracji antypolskiej podczas

187 pobytu E. Gierka w Sztokholmie. Kaptuje do współpracy z Wolną Europą , wiek ok. 30 lat. Prawdopodobnie zboczony seksualnie. Współpracownik „Kultury” paryskiej. S. kontaktowała się z nim podczas pobytu w Szwecji. Dał jej kilka numerów „Kultury” paryskiej oraz 300 kr. gotówki.”. Na górze tego rękopiśmiennego wykazu, opatrzonego datą 20.01.77 r., po lewej stronie, znajduje się adnotacja zapisana inną ręką, z nieczytelnym podpisem: „Zakończyć sprawę, 27. I. 77”. Wydaje się, że SB, być może dzięki sposobowi prowadzenia sprawy przez ppor. Włodzimierza Olszewskiego, nie uznała Barbary za szczególnie istotne zagrożenie, o czym świadczy meldunek z 25 stycznia 1977 r.: „W dniu 25.01.77 z figurantką przeprowadzono rozmowę operacyjną […] w toku rozmowy figurantka stwierdziła, że nie zajmuje się polityką, ale w niektórych sprawach jako poetka uważa, że powinna zabrać głos. Zgodnie z powiedzeniem K.C. Norwida, że „autor powinien być sumieniem społeczeństwa” […] Nie uważa aby była szykanowana przez władze a fakt nieopublikowania niektórych jej utworów uważa za sprawę czysto wewnętrzną między autorem a wydawcą […] pracuje jako tłumaczka literatury francuskiej oraz jugosłowiańskiej […] wszystkie te pozycje nabyła w polskiej księgarni w Paryżu […] od czasu podpisania listu „101” figurantka nie przejawiała żadnej innej wrogiej działalności.”. Po przeprowadzeniu rozmowy i złożeniu meldunku prowadzący sprawę dokonał podsumowania poczynionych ustaleń i sporządził następujący dokument, będący podstawą wniosku o zakończenie postępowania:„Warszawa, dn.26.01.77, Tajne, Egz. Pojedynczy, Notatka służbowa / Z przeprowadzonej rozmowy z figurantką / sprawy operac. rozpracowania Ob. B. Sadowską./W dniu 25.01.77 r. w pomieszczeniach XVII Komisariatu MO, przy współudziale kier. sekcji por. M. Kulety została przeprowadzona rozmowa operacyjna z figurantką sprawy krypt. „Paryżanka” Ob. Barbarą Sadowską. Zasadniczym celem rozmowy było ustalenie: cel przywozu do Polski literatury pozbawionej debitu oraz okoliczności i motyw podpisania petycji „101”. Rozmowa została rozpoczęta postawieniem figurantce pytania, gdzie, kiedy i w jakim celu wyjeżdżała za granicę PRL. Rozmówczyni stwierdziła że w 1974 r. wyjeżdżała do Szwecji. Powodem jej wyjazdu było dalsze leczenie, które rozpoczęła w Polsce, gdzie miała dwa razy trepanację czaszki. Szpital w Sztokholmie i cały wyjazd do Szwecji załatwiła przy pomocy Prezesa ZLP Jarosława Iwaszkiewicza oraz kardynała St. Wyszyńskiego, mimo że jest katoliczką ale bardzo rzadko praktykującą. Będąc w

188

Sztokholmie mieszkała u doktora Yndera [?] który bezpłatnie zrobił jej operację, u którego poprzednio mieszkał przez cztery lata polski malarz Kupczyński. W zamian za pobyt i leczenie wysyła temu lekarzowi, niektóre pozycje malarskie wydawane w naszym kraju. Poprzednio w 1971 r. wyjeżdżała do Jugosławii, z tego względu że oprócz przekładu z jęz. francuskiego, zajmuje się jeszcze przekładem z jęz. jugosłowiańskiego (Serbowie i Horwaci)304. Dnia 1.IV. 75 r. powtórnie wyjeżdżała do Francji na stypendium rządu francuskiego. Zasadniczym celem tej podróży jest zebrane materiałów do pracy na temat artystów nieprofesjonalnych, oraz materiałów do pracy przekładowej. Będąc we Francji po uzyskaniu wizy w ambasadzie PRL w Paryżu, wyjeżdżała do Włoch oraz Holandii. Do Włoch w celu odwiedzenia znajomych do Holandii jeden dzień w celach turystycznych. Przebywając w Paryżu zakupiła w polskiej księgarni trzydzieści trzy pozycje książek, które zamierzała wykorzystać do swojej twórczej pracy. Nadmieniła że książki te zostały zakwestionowane przez Urząd Celny GPK Warszawa-Okęcie i do chwili obecnej nie zostały jej zwrócone. Wyjaśniliśmy rozmówczyni że książki te nie zostaną jej zwrócone ponieważ nie posiadają debitu komunikacyjnego w PRL. Ob. Sadowska stwierdziła że książki te nie wiozła po to by je kolportować, czy rozpowszechniać wrogie i negatywne treści w nich zawarte, natomiast miały jej być pomocne w jej pracy. Nadmieniła również że w domu posiada szereg książek tego typu w jęz. francuskim, na co posiada zgodę Z.L.P. Następnie rozmowa została skierowana na temat podpisania przez nią petycji wyrażającej sprzeciw wobec zmian konstytucyjnych. Rozmówczyni stwierdziła że petycję tą podpisała kierując się jedynie zdrowym rozsądkiem, mając wyłącznie na uwadze dobro kraju i narodu. Absolutnie nie myślała o tym, że może to być jakiś akt politycznie wrogi, uważała zaś ze taka petycja będzie czymś pomocnym, w rozwiązaniu przejściowych sytuacji konfliktowych. O istnieniu petycji dowiedziała się sama i podpisała ją w Oddziale ZL.P. na Krakowskim Przedmieściu 87/89.To że jej nazwisko znalazło się na petycji oprócz innych osób znanych z wrogich i negatywnych postaw w stosunku do przemian społeczno-politycznych w naszym kraju, absolutnie nie świadczy że ona prezentuje taki sam pogląd. Mimo iż niektóre osoby, które zna osobiście podpisały tą petycję np. J. Kuronia – nauczyciel figurantki w Liceum Plastycznym, to wcale ich poglądów nie popiera i to że jej nazwisko znalazło się obok tych nazwisk to było tylko przypadkiem. Figurantce chodziło tylko o treść tej petycji, i jak stwierdziła

304 Styl i pisownia – jak w oryginałach dokumentów. 189 każdy obywatel w ten sposób powinien postąpić nie mówiąc już o autorach czy pisarzach, którzy powinni pomagać w rozwiązywaniu przejściowych kryzysów w danym kraju. W tym momencie zacytowała również cytat K.C. Norwida, że „autor musi być duchem narodu [„duchem narodu” przekreślone, pod tym wpisane tą samą ręką „sumieniem społeczeństwa”]. Na pytanie dlaczego sama nie wystosowała takowej petycji stwierdziła że ona absolutnie na żadnej polityce się nie zna, i nie umiałaby dokładnie i fachowo tego problemu sprecyzować. Przedsięwzięcia: 1. Opracować meldunek uzupełniający z przeprowadzonej rozmowy. 2. Biorąc pod uwagę fakt iż wyjaśnione zostały motywy i cel podpisania petycji, sprawa zostanie zakończona i złożona w archiwum Wydz „C” tut. KSMO. Wyk. w 1 egz Sprawa krypt. „Paryżanka”, [podpis nieczytelny] / Ppor. Wł. Olszewski Uzupełnienie W toku rozmowy zapytano również figurantkę czy jest ona szykanowana przez władze naszego kraju. W odpowiedzi stwierdziła, że takie coś nigdy nie miało miejsca, natomiast niewydanie jej kilku utworów uważa tylko za sprawę wewnętrzną między autorem, a wydawcą.”. Zacytowany in extenso dokument pozwala poznać Barbarę - dojrzałą obywatelkę, pewną swoich praw, która ma pełną świadomość tego, z kim rozmawia, dlatego nie ujawnia żadnych nazwisk (poza nazwiskiem Jacka Kuronia, o którego ją prawdopodobnie zapytano) i nie zdradza autorów tekstu „petycji”. Wydaje się, że nękanie Barbary na tym etapie rzeczywiście zakończono, o czym świadczy dokument końcowy, zawierający podstawowe informacje dotyczące sprawy operacyjnego rozpracowania „Paryżanka”: W dokumencie tym, w pozycji 36, wpisano „datę i powód zakończenia sprawy” : „Sprawa operacyjnego rozpracowania krypt. „Paryżanka” nr rejestrowy WA 013686 została zakończona w dniu 27.01.1977. Rozmowa operacyjna jaką przeprowadzono z figurantką ukazała że figurantka podpisując petycję nie działała w sposób wrogi. Uważała natomiast że takowa petycja winna być pomocna w rozwiązaniu przejściowego kryzysu gospodarczego w naszym kraju. Pozycje pozbawione debitu komunikacyjnego w PRL wiozła do kraju nie w celu kolportowania czy ujawniania wiadomości w nich zawartych, potrzebne jej były jedynie do pracy z racji

190 wykonywanego zawodu”. Pod dokumentem tym podpisał się również ppor. Włodzimierz Olszewski. Zamknięcie „sprawy operacyjnego rozpracowania” o kryptonimie „Paryżanka” mogło oznaczać, że SB nie uznawała Sadowskiej za szczególne zagrożenie dla komunistycznego systemu. Miała już jednak pełne dane na temat poetki, które w każdej chwili mogła przeciwko niej wykorzystać.

191

Rozdział VII. Pierwszy otwarty akt sprzeciwu – przejście Barbary Sadowskiej do jawnej opozycji wobec komunistycznych władz

VII. 1. Coraz bardziej jawne akty komunistycznego bezprawia – stan po marcu 1968 i grudniu 1970

Po wydarzeniach marca 1968, kiedy doszło do antysemickich czystek realizowanych w ramach walk frakcyjnych w obozie władzy, a zwłaszcza grudnia 1970 roku, kiedy władza wydała wojsku rozkaz strzelania do protestujących bezbronnych robotników, po tym, jak zginęło, według historyka, „około 40 osób, były setki rannych, tysiące pobitych, w tym wielu już po zatrzymaniu przez milicję i na komisariatach”, kiedy wobec opornych stosowano tak zwane „ścieżki zdrowia”, polegające na przepędzaniu aresztanta przez szpaler bijących go pałkami milicjantów305, nie można było mieć złudzeń co do natury tak zwanej „władzy ludowej”. Rósł opór przeciwko władzom PRL, którym było coraz trudniej rządzić za pomoc terroru i ukrywać fakt, ze sytuacja gospodarcza kraju z „centralnie sterowaną”, a w istocie podporządkowaną interesom ekonomicznym ZSRR gospodarką, stale się pogarszała. Barbara Sadowska coraz wyraźniej dostrzegała to, co się działo w Polsce. Poeta prawdziwie dojrzały wie, że są chwile, kiedy słowa nie wystarczą – trzeba działać. Taką chwilą była podjęta przez komunistów próba konstytucyjnego podporządkowania Polski interesom ZSRR. 31 stycznia 1976 z inicjatywy Wiktora Woroszylskiego i Jacka Bocheńskiego 101 znaczących postaci polskiej kultury, między innymi Miron Białoszewski, Adam Ważyk, Kazimierz Brandys, Jerzy Ficowski, Stefan Kisielewski, Leszek Kołakowski, Halina Mikołajska, Ryszard Krynicki, o. Jacek Salij, Jan Józef Szczepański, Julian Stryjkowski, ks. Jan Zieja, podpisało tekst wystąpienia przeciwko zmianom w Konstytucji, znany później jako Memoriał 101. Sygnatariusze Listu szczególnie ostro wystąpili przeciwko wprowadzeniu zapowiedzianych w „Tezach na VII Zjazd PZPR” zmian w Konstytucji, przewidujących wprowadzenie postanowień o przewodniej roli PZPR w państwie oraz o trwałym i nienaruszalnym sojuszu z ZSRR. Wśród sygnatariuszy była Barbara Sadowska. Podpisanie protestu było wyborem, który postawił poetkę po stronie opozycji, i po stronie zniewolonej Polski. Za ten wybór, który w tamtych czasach był spektakularnym aktem odwagi, przyszło jej

305 Andrzej Paczkowski, op. cit., s. 363. 192 zapłacić straszną cenę; SB w aktach „Paryżanki” miało pełny obraz nie tylko jej kontaktów przyjacielskich, stanu zdrowia, pozycji zawodowej, ale i sytuacji rodzinnej. Protest nie przyniósł wymiernych efektów, gdyż Sejm już 10 lutego 1976 niemal jednogłośnie uchwalił zapowiadanie zmiany. Jedynym posłem, który ośmielił się wstrzymać od głosu, był Stanisław Stomma. Taka postawa polskiego Sejmu była jaskrawym świadectwem całkowitego zniewolenia władzy ustawodawczej polskiego państwa i jego niesuwerenności, dlatego to głosowanie spowodowało radykalizację społecznego sprzeciwu, zwłaszcza wśród inteligencji, wobec której władza stosowała coraz bardziej dotkliwe ograniczenia w zakresie wymiany myśli i informacji. Cenzura wprowadzona w totalitarnym systemie PRL była cenzurą nowego typu – nie ograniczała się do palenia ksiąg, ogarniała swoim zasięgiem wszystkie dziedziny życia i przejawy działalności twórczej i intelektualnej, również prywatne zapiski i listy; miała prewencyjnie uniemożliwiać przedostawanie się nieprawomyślnych treści do społecznego obiegu. „W Polsce Ludowej ułatwiał to zadanie brak do 1981 r. podstaw prawnych działalności Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Oficjalnie powstał on na mocy dekretu Krajowej Rady Narodowej z 5 lipca 196 (cenzura działała już wcześniej w ramach Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego) […] dekret zawierał tak ogólne postanowienia, iż umożliwiał instytucji zupełna swobodę działania, zależną jedynie od woli politycznej kierownictwa partii. Wytyczne cenzorów były tajne i zmienne – dostosowane do aktualnej sytuacji politycznej. Zapis cenzorski mógł dotyczyć poszczególnych zagadnień, jednostkowego faktu, konkretnego dzieła lub nazwisk, które decyzją polityczną chciano wymazać ze społecznej świadomości”306. Nazwisko Barbary Sadowskiej po podpisaniu przez nią Memoriału 101również podlegało cenzorskiemu zapisowi.

VII. 2. Barbara Sadowska na „czarnej liście” cenzury: początki podziemnego ruchu wydawniczego i decyzja o przejściu do obiegu niezależnego

Od maja 1977 roku obowiązywała już nowa, poszerzona „czarna lista” cenzury, czyli „zaktualizowana lista zakazów personalnych, obejmująca trzydzieści nazwisk: 1.

306 Czarna księga cenzury PRL, Warszawa 1981. Cyt za: Konrad Rokicki: Literaci…, s. 52. 193

St. Barańczak, 2. J. Bocheński, 3. K. Brandys, 4. M. Brandys, 5. T. Burek, 6. W. Dąbrowski, 7. A. Drawicz, 8. J. Ficowski, 9. A. Grzegorczyk, 10. A. Kamieńska, 11.J. Karpiński, 12. A. Kijowski, 13. J. Kleyff, 14. J. Komolka, 15. T. Konwicki, 16. B. Kosiński, 17. R. Krynicki, 18. J.J. Lipski, 19. J. Markuszewski, 20. H. Mikołajska, 21 L. Moczulski, 22. J. Narbutt, 23. M. Nowakowski, 24. S. Pollak, 25. B. Sadowska, 26. J. Stryjkowski, 27. B. Toruńczyk, 28. W. Woroszylski, 29. A. Zagajewski, 30. M. Zagórski”. 307 Do listy dołączone były szczegółowe instrukcje: „Zakaz wydawania książek wymienionych autorów lub książek o nich […] zakaz omawiania prac tych autorów […] jest to więc ogólna zasada ograniczania wiadomości na temat danych osób oraz redukowania ich twórczej obecności.”308 Autorów, poczynając od pierwszego po „małej odwilży” przypadku, Ryszarda Przybylskiego, który ośmielił się krytykować władzę w swoim szkicu o „Biesach” Dostojewskiego, coraz częściej skazywano na „zapis”, czyli indywidualny zakaz druku, który rozszerzono o zakaz wymieniania „nieprawomyślnego” nazwiska w prasie. Zapis mógł dotknąć pisarza niemal za każde słowo ze względu na arbitralność i brak jasnych kryteriów oceny „poprawnościowej” tekstów. Prowadziło to do powoływania się cenzorów na „wszystko, co możliwe: na instrukcje Wydziału Kultury KC, na mityczną Ambasadę, na tajemnicę wojskową, na własną żonę i dzieci, na dobro autora nawet”. Co było jeszcze gorsze, zakazu druku nie podpisywał konkretny urzędnik, spadał on na autora z anonimowego, jakby Kafkowskiego, wyroku i był, jak pisał Barańczak, „jak piorun z nieokreślonego nieba […] nie tylko za pisanie „niesłusznych” utworów, ale w ogóle za jakiekolwiek, także pozaliterackie, formy niesubordynacji […] Jest to kara wyjątkowo wygodna w użyciu – w przeciwieństwie do wyroków sądowych nie wymaga uzasadnienia i nie podlega odwołaniu.”309 W odpowiedzi na nasilone represje zaczęły się pojawiać myśli o uniezależnieniu twórczości od wszechwładzy cenzorów – o publikowaniu bez „debitu”; wspomina o tym Marek Nowakowski: „[…] zebrania ZLP bywały areną gorących sporów, Coraz więcej pisarzy buntowało się i rosła gotowość ponoszenia dokuczliwych kosztów nieposłuszeństwa. Za wieloma tymi poczynaniami stał Wiktor Woroszylski, zawsze jednak pozostawał w cieniu, jakby

307 „Zapis”, nr 4, 1977, s. 212. 308 Ibidem. 309 Zapis, s. 9 194 niedawna jego przeszłość nie pozwalała mu występować na czele, przewodzić. Zbieraliśmy się w niedużych gremiach, bywał Władysław Bartoszewski, Andrzej Braun, Jacek Bocheński, Andrzej Kijowski, Paweł Hertz, Jerzy Sito, Władysław Lech Terlecki i często słuchaliśmy Wiktora, który mówił bardzo sugestywnie i rzeczowo. Jego mieszkanie w domu na tyłach Placu Wilsona (przemianowanego w PRL-u na Plac Komuny Paryskiej) stało się miejscem wielu naszych spotkań. […] Narodził się „Zapis”, pierwszy, niezależny od cenzury kwartalnik literacki. […]Wtedy już istniał podziemny ruch wydawniczy i jeden z jego twórców, Mirek Chojecki, zajął się stroną techniczno-drukarską pisma.”310 Bezpośrednim powodem powstania podziemnego ruchu wydawniczego były represje, jakim poddano intelektualistów, którzy podpisali zainicjowany przez Jana Olszewskiego list z 5 grudnia 1975 roku, skierowany do Sejmu, znany jako „List 59”, w którym wybitni twórcy – między innymi Zbigniew Herbert, Wisława Szymborska, Stanisław Barańczak, Antoni Słonimski, Adam Zagajewski, protestowali przeciwko ograniczaniu swobód w zakresie wolności słowa i religii, co było sprzeczne z podpisanym w sierpniu 1975 roku w Helsinkach Aktem Końcowym Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Leszek Szaruga pisał o wyborze, jaki mieli pisarze, w tekście pod znamiennym tytułem Emigracja czy izolacja?: „Sytuacja staje się poważna. Spore już grono pisarzy współpracuje z pismami niezależnymi, „Zapisem” i „Pulsem”, olbrzymia większość z nich skazuje się tym samym na nieistnienie w oficjalnym życiu literackim. Decyzje, które podejmują, są na ogół decyzjami własnymi, podejmowanymi dobrowolnie. Choc i z tą dobrowolnością bywa różnie – formy nacisku są tu wielorakie: od spychania w nurt nieoficjalny przez cenzurę, czarne listy itp., po swoisty klimat moralny nakazujący solidarnośc z już represjonowany mi kolegami”.311 W tym samym miesiącu, w którym sprawa „Paryżanki” zakończyła się dość pomyślnie dla Barbary, jej nazwisko znalazło się w pierwszym numerze wydawanego poza cenzurą, a więc nielegalnego „Zapisu”. SB jeszcze o tym nie wiedziała. Nie wiedziała też o czymś jeszcze ważniejszym – Barbara była już wtedy aktywnym

310 Marek Nowakowski, Nekropolis, s. 177. 311 Leszek Szaruga [Aleksander Wirpsza]: Własnymi słowami. Szkice. Warszawa 1979, Biblioteka Głosu, s. 57. 195 członkiem Komitetu Obrony Robotników. Pozyskanie dalszych informacji o „wrogiej” w oczach władz PRL działalności Sadowskiej było jednak już tylko kwestią czasu. Sprawa „Paryżanki” została zamknięta w dniu 27 stycznia 1977 roku; trzy miesiące później, 15 kwietnia 1977 roku, współpracownik SB, pracujący na jej rzecz jako „konsultant”, Wacław Sadkowski, pseudonim Olcha”312 przedstawił SB „Ocenę polityczno – literacką „Zapisu””: Pajęczyna wokół Barbary zaczynała się zacieśniać, jednak trzeba pamiętać, że pod koniec lat 70-tych XX wieku SB nie dysponowała jeszcze komputerami – materiały operacyjne gromadzono w teczkach, poszczególnymi sprawami zajmowały się inne osoby. Za inwigilację literatów odpowiadał pracownik SB Krzysztof Majchrowski i to do niego właśnie trafiały raporty i analizy opracowywane przez „Olchę”.

VII. 3. Zapisane w Zapisie

Pierwszy numer literackiego „Zapisu”, z podtytułem „Poezja proza eseje felietony” został wydany w styczniu 1977 roku; przygotowali go Jerzy Andrzejewski, Stanisław Barańczak, Jacek Bocheński, Kazimierz Brandys, Tomasz Burek, Marek Nowakowski, Barbara Toruńczyk i Wiktor Woroszylski. Zeszyty wydawane były początkowo na zasadach „samizdatu”, czyli metodą kilkukrotnego przepisywania tekstów na maszynie przez kalkę. Później zaczęto je powielać w Londynie pod egidą „Index on Censorship”, „pisma poświęconego problemom wolności intelektualnej i twórczej na całym świecie” i przemycać do kraju przez związane z opozycją osoby. Wstęp do pierwszego numeru napisał Stanisław Barańczak, który w tekście Dlaczego Zapis opatrzonym datą 3 grudnia 1976 roku wyjaśniał polisemiczny wymiar tytułu i powody jego powstania w sposób otwarty, pełnym głosem, jakim w czasie, kiedy istniał tylko oficjalny i poddawany ścisłej cenzurze obieg myśli i idei, nie można było mówić. Przywołał słynne Orwellowskie Ministerstwo Prawdy, pisał o sytuacji, w jakiej znalazło się całe społeczeństwo, nie tylko pisarze: „[...] na naszych oczach usiłuje się dokonać możliwie pełnej totalizacji życia umysłowego, osiągnąć możliwie pełną „kontrolę teraźniejszości”.”313

312 Teczka pracy TW „Olcha” nr ewidencyjny 36184, 18348/I, przechowywana w archiwum IPN pod sygnaturą IPN 00200/9. 313 Zapis nr 1.1977, s. 6. 196

Represje i szykany wobec środowiska dotknęły, jak pisał Barańczak, „wielu przedstawicieli ścisłej czołówki współczesnej literatury polskiej […] listy proskrypcyjne – choć generalnie są wyrazem odgórnych decyzji zarządców polityki kulturalnej – w jakiejś mierze zdają się też niejednokrotnie być wynikiem nadgorliwości i tchórzostwa poszczególnych cenzorów czy redaktorów „średniego szczebla”.314 Władza stosowała odpowiedzialność zbiorową; karze za nieprawomyślność podlegał jednak nie tylko nie dość czujny cenzor, redaktor czy wydawca, ale, przede wszystkim, twórca: „Jeśli nawet cenzor i redaktor pospołu „zawinili”, przepuszczając do druku jakiś jego niewłaściwy tekst, nic nie przeszkadza ukarać przy okazji autora, jako bądź co bądź głównego winowajcę.”315. Skala tych represji, według świadectwa Barańczaka, była porażająca: „[…] musimy powiedzieć sobie jedno: uczestniczymy w sytuacji, w której jedna trzecia pisarzy polskich ma zakneblowane usta, jedna trzecia musi ulegać naciskom cenzury, ilekroć ośmieli się napisać prawdę, a pozostała jedna trzecia prawdy świadomie nie pisze.[…] Sytuacja jest wystarczająco groźna. „Zapis”, zbiór materiałów literackich [..] stanowi jedną z pierwszych prób czynnej odpowiedzi na tę sytuację.”316 Podjęcie tej próby wynikało z przesłanek etycznych, z chęci realizowania prawdziwego powołania pisarza, jakim jest mówienie prawdy, co podkreślił Barańczak: „Nie tylko prawem, ale i obowiązkiem pisarza jest zapisywanie, utrwalanie w słowie wszystkiego, co ma dla niego wartość prawdy - prawdy zarówno w sensie poznawczym, jak psychologicznym czy artystycznym. […] Bez przeświadczenia o tej powinności – literatura nie ma sensu. [...] pisarz uczciwy i wierny swojej wewnętrznej prawdzie […] nie może – jak zgromadzeni tu poeci – przeciwstawić swej wewnętrznej niezależności powszechnemu zniewoleniu duchowemu, a „skurwionym słowom” (Jerzy Ficowski) współczesności – własnego, autentycznego słowa poetyckiego. […] system „nie może” pozwolić sobie na prawdę. […] pisarz musi ją głosić, jeśli jest rzeczywiście pisarzem a nie literackim najemnikiem. Jeśli ukrywa tę prawdę przed swoimi czytelnikami – sam popełnia tę zbrodnię „zabójstwa słowa”, o którą ponad trzysta lat temu Milton oskarżał instytucję cenzury.”317 Podjęta przez intelektualistów próba ominięcia wszechwładnej cenzury została oczywiście zauważona przez władze. System powszechnej inwigilacji oparty na miedzy

314 Op. cit. 315 Op. cit., s. 7 316 Zapis, s. 10-11. 317 Zapis, nr 1, s. 11- 12. 197 innymi na sieci donosicieli, zwanych „tajnymi współpracownikami”, pozwolił władzy na podjęcie działań prewencyjnych, o których Barańczak również napisał: „W trakcie zbierania materiałów do pierwszego numeru „Zapisu”, kiedy w sposób nieunikniony zaczęły się rozchodzić wieści o tej inicjatywie wydawniczej, niektórzy spośród nas wzywani byli na rozmowy przez odpowiedzialnych za politykę wydawniczą wyższych urzędników”. Z powyższych słów Barańczaka można wnioskować, że twórcy „Zapisu” nie próbowali ukrywać swoich działań; zdawali sobie sprawę z tego, że tak poważnego przedsięwzięcia nie uda się utrzymać w tajemnicy. Podjęli walkę z otwartą przyłbicą. Zaczęły się też prewencyjne aresztowania w celu zastraszenia środowiska; Marek Nowakowski opisał jedno z nich: „Nasze niecne knowania podlegały stale czujnej uwadze bezpieki. Chodzili za nami leniwi przechodnie, wystawały przed naszymi domami jakieś podejrzane auta z równie rozleniwionymi kierowcami, ćmiącymi papierosy i przeglądającymi gazety. Około roku 1978 otrzymaliśmy wezwanie do Pałacu Mostowskich. Wiktor, Kazik Orłoś i ja siedzieliśmy na krzesełkach w ponurym korytarzu gmachu stołecznej komendy MO i czekaliśmy. Nie wiedzieliśmy, na jaką okoliczność będą nas przesłuchiwać. „Zapis”, kontakty z Kuroniem, Romaszewskim, Michnikiem i innymi korowcami, listy protestacyjne przeciw aresztowaniu któregoś z przywódców opozycji? Może Giedroyć i „Kultura”, Wolna Europa, londyński318 Puls?”319 W świetle materiałów zachowanych w archiwum IPN widać dziś jak bardzo władza interesowała się Zapisem. 15 kwietnia 1977 roku, współpracownik SB, pracujący na jej rzecz jako „konsultant”, Wacław Sadkowski, pseudonim Olcha”320 przedstawił SB „Ocenę polityczno – literacką „Zapisu””: „Pierwszy numer „samizdatowego” czasopisma „ZAPIS” udostępniany do czytania od początku lutego 1977 r. wydaje się owocem starannych przemyśleń i konsekwentnej

318 „Puls” nie powstał w Londynie, ale, tak jak zapis, był dziełem opozycji w Polsce; pomysłodawcą i głównym redaktorem łódzkiego Pulsu był poeta Jacek Bierezin, o którego tragicznym losie pisała m. in. Joanna Siedlecka. Dopiero później „Puls” zaczęto przedrukowywać w Londynie. Podobnie było też z „Zapisem”. (zob. Joanna Siedlecka: Zawsze w opozycji. W: Obława. Losy pisarzy represjonowanych. Warszawa 2005, Prószyński i S-ka, s. 409: „[Jacek Bierezin] tak naprawdę nie był niczyj, występował bowiem zarówno przeciwko salonowi oficjalnemu, peerelowskiemu, jak i opozycyjnemu. […] Salon opozycyjny z kolei drażnił go kombatanctwem, celebrą, zadęciem. Ścierał się więc z dostojnym „Zapisem”, etosem podziemia, zakładając w 1977 roku własny, niezależny kwartalnik „Puls”). 319 Marek Nowakowski, Nekropolis. 320 Teczka pracy TW„Olcha” nr ewidencyjny 36184, 18348/I, przechowywana w archiwum IPN pod sygnaturą IPN 00200/9.

198 działalności politycznej pewnego grona opozycyjnych twórców. Jego charakter i układ, a także sposób przygotowania pisma świadczy wiernie o sytuacji i dążeniach ugrupowania, w jakim się to czasopismo uformowało, o jego znaczeniu i zakresie wpływu na środowisko literackie. Można uznać zapis za reprezentatywny wytwór tych działań i przedsięwzięć, jakie ugrupowania opozycyjne w środowisku literackim prowadzą od dłuższego czasu, a nawet właściwie za ich kulminację. Przede wszystkim zwraca uwagę skład kolegium, które „przygotowało Nr 1” (ta formuła zakłada możliwość swobodnego „przepływu kadry”, elastycznego wymieniania ludzi w składzie kolegium redakcyjnego; uczestnicy prac nad określonym numerem nie muszą zaciągać zobowiązania do stałego figurowania w składzie kolegium – zwraca też uwagę, że nie ma w tym kolegium funkcji takich jak redaktor naczelny czy sekretarz redakcji, choć z układu nazwisk wynika, iż pierwszą z tych funkcji niewątpliwie pełni Wiktor Woroszylski, a drugą Barbara Toruńczyk. W składzie kolegium numeru 1-go uwzględnione są różne pokolenia od seniorów (Jerzy Andrzejewski) poprzez pokolenie średnie (Bocheński, Woroszylski) aż po młodych (Marek Nowakowski, Tomasz Burek, Stanisław Barańczak). Większość uczestników kolegium – z wyjątkiem Burka i Nowakowskiego – związana była w swoim czasie z ruchem rewolucyjnym, w latach polaryzacji stanowisk w tym ruchu zeszła na pozycje rewizjonistyczne i niejednokrotnie antypartyjne […]”.321 W kolejnych omówieniach poszczególnych numerów „Zapisu” konsultant „Olcha” zwraca uwagę na rosnące zagrożenie, jakie stwarza dla władzy to „samizdatowe”, lekceważone początkowo pismo. Pisząc o numerze 5, zauważa też rosnące znaczenie pisma w wymiarze międzynarodowym: „Najistotniejsze novum polega na wprowadzeniu do kolegium Adama Michnika; decyzja ta wiąże ZAPIS niedwuznacznie z ośrodkiem KSS KOR i z ośrodkami dywersji antysocjalistycznej w kraju i zagranicą. Zwłaszcza że A. Michnik nie będzie w kolegium pełnił funkcji pośledniej lub ograniczał się do roli biernego obserwatora. Poza tym zwraca uwagę zdecydowany nabór młodych ludzi, takich jak T. Burek czy A. Zagajewski. Kolegium nabiera w ten sposób dynamiki działania, jakiej nie mogli zapewnić chimeryczni i podlegający różnym zahamowaniom pisarze starszego pokolenia […] To już nie jest zbiór utworów, które pozostały pisarzom normalnie publikującym w szufladach w wyniku redakcyjnego czy cenzorskiego odsiewu. ZAPIS

321 TW „Olcha”, rękopis w archiwum IPN – sygn. IPN 00200/9, t.I. 199 nr 5 jest zbiorem utworów pisarzy, którzy chcą publikować poza oficjalnym czasopiśmiennictwem i ruchem wydawniczym z własnego wyboru. To przepostaciowanie „Zapisu” w konsekwentnie redagowane czasopismo przeciwstawiające się nurtowi życia literackiego Polski Ludowej uwyraźniło się także w pewnym „novum pseudonimowym” […] Pseudonimem jest także nazwisko Leszek Szaruga”. 322 Wśród autorów, którzy zdecydowali się na publikację swoich tekstów w „Zapisie”, a tym samym – na wojnę nie tylko z cenzurą, ale i z całą komunistyczną władzą, znaleźli się, oprócz Woroszylskiego i Barańczaka, Kazimierz Brandys, Ryszard Krynicki, Jerzy Ficowski, Jerzy Andrzejewski, Wiktor Woroszylski, Marek Nowakowski, Kazimierz Orłoś, Jerzy Narbutt, Tomasz Burek, Antoni Słonimski. Była wśród nich Barbra Sadowska, wydawana i hołubiona obiecująca młoda poetka, która, dopóki pisała zgodnie z dobrotliwym przyzwoleniem Gomułki: „niech sobie malują, choćby i abstrakcje”, funkcjonowała znakomicie w obiegu literackim PRL, a po podpisaniu listu protestacyjnego całkiem zniknęła z horyzontu oficjalnego życia literackiego. Przestały pojawiać się kolejne tomiki wierszy, recenzenci nagle zamilkli. Zapis cenzuralny na nazwisko działał niezwykle skutecznie. Wiersze Barbary mogły trafiać jedynie do szuflady, albo ukazywać się poza cenzurą. Nie zapraszano jej już na poetyckie festiwale, nie organizowano wieczorów autorskich, ostatnie recenzje i omówienia twórczości zostały opublikowane w 1975 roku. Wydaje się, ze jedyny wyłom w tym murze milczenia uczynił reżyser radiowy Jerzy Tuszewski, który „przemycił” nazwisko Barbary jako tłumaczki wierszy z francuskiego w swojej audycji o francuskim poecie z Polski, piszącym pod pseudonimem Bruno Durochet. W audycji tej, przechowanej w prywatnym archiwum, Sadowska wypowiada kilka zdań o poezji Durocheta. Jest to prawdopodobnie jedyne ocalone nagranie jej głosu.323 Nowe wiersze Sadowskiej mogły się pojawiać jedynie w obiegu podziemnym; kilka opublikowano w „Zapisie”, w numerach1, 4 i 16.

322 TW „Olcha”, rękopis w archiwum IPN – sygn. IPN 00200/9, t.I, s. 226 – 229 323 Autor nagrania, reżyser Jerzy Tuszewski, autor filmu Krakowianin z Paryża, w którym umieścił zapis g łosu Sadowskiej, czytającej swoje przekłady wierszy Brunona Durocheta, nie pamięta już, w którym dokładnie roku nagranie zostało zrealizowane; udało się w tamtych czasach umieścić je na antenie Polskiego Radia mimo zapisu cenzury. 200

Do jej opublikowanych w pierwszym numerze utworów redakcja dołączyła krótką notkę: „Barbara Sadowska, urodzona w 1940 roku. Poetka. Umieszczone tu wiersze zostały skonfiskowane przez cenzurę w wydanym w roku 1974 tomiku pt. „Moje””324. Wiersze opublikowane w Zapisie zostały później, w 1981 roku, wydane w tomie Stupor wraz z innymi nowymi utworami Sadowskiej przez podziemną „Niezależną Oficynę Wydawniczą”. W jednym z tych pierwszych „bezdebitowych” wierszy poetka zapisała imperatyw, któremu była wierna i w twórczości, i w całym swoim życiu: iść za głosem płaczu i zgrzytania zębów iść omijając lustra z których patrzy powszechna radosna twarz niewolnika [Zapis nr 1]

VII. 4. Wsparcie Kościoła dla opozycji

Coraz ważniejsze dla opozycji było wsparcie ze strony Kościoła, który wciąż mocnym głosem ciężko już chorego kardynała Stefana Wyszyńskiego upominał się o bezbronnych. Jan Sochoń wspomina: „Ksiądz prymas Stefan Wyszyński zajął wobec represji czerwcowych zdecydowane stanowisko […] stwierdził, że „ktokolwiek chciałby nami rządzić, musi się nauczyć sztuki władania sercem a nie więzieniem i policją” […] Episkopat Polski coraz częściej zwracał się z apelem do najwyższych władz, aby zaniechano wszelkich represji wobec robotników […] Gdy w maju 1977 roku zamordowano w Krakowie studenta Stanisława Pyjasa, współpracownika KOR, oficjalna prasa starała się ten fakt przedstawić jako „nieszczęśliwy wypadek”, wykorzystywany przez opozycję, jak pisano, do „zmącenia atmosfery politycznej w środowisku akademickim i zmobilizowania opinii międzynarodowej przeciw Polsce. Tymczasem było rzeczą oczywistą, zwłaszcza w kręgach studenckich i szerzej opozycyjnych, że tego mordu dokonali pracownicy

324 Zapis nr 1/1977, s. 81. 201

Służby Bezpieczeństwa, czemu dawano wyraz [...] przede szystkim podczas obecności na żałobnych Mszach świętych, odprawianych w intencji zamordowanego studenta”.325 Wydaje się, że powrót do wiary w tamtym czasie stał się doświadczeniem wielu osób, zwłaszcza po wyborze Karola Wojtyły w pamiętnym dniu 16 października 1978 roku. Obiekty sakralne stawały się enklawami wolności. W kościołach znajdowali schronienie i opozycjoniści; tu także artyści, odmawiający współpracy z reżimową telewizją i z redakcjami, znaleźli przestrzeń dla twórczego działania; aktorzy recytowali wiersze tworzone poza zasięgiem cenzury. Po rozwiązaniu i zdelegalizowaniu Związku Literatów Polskich wobec prób odtworzenia organizacji w oparciu o ugodowych i kolaborujących twórców pisarze spotykali się w prywatnych mieszkaniach i w kościołach, wielu z nich zrezygnowało z udziału w oficjalnym obiegu treści. Udział Kościoła w powstaniu niezależnej kultury był przedmiotem żywego zainteresowania służb tajnych. Analizujący sytuację w społeczności literackiej tajny konsultant „Olcha”, czyli Wacław Sadkowski, uspokajał jednak w jednym ze swoich raportów pisanych dla Służby Bezpieczeństwa: „Programowo antysocjalistyczna opozycja wobec odradzającego się Związku (skupiająca się w coraz większym stopniu przy ośrodkach dyspozycji polityczno- kulturalnej Kościoła katolickiego) okazała się w istocie marginesem niezdolnym do sparaliżowania życia społeczno-kulturalnego ani twórczości tworzonej pod auspicjami państwowego mecenatu”.326 „Olcha” recenzował całokształt opozycyjnego życia literackiego w sposób kuriozalny, budzący dziś uśmiech politowania, ale w tamtych czasach jego donosy były naprawdę groźne dla opisywanych przez niego twórców, szkodziły też Kościołowi: „Tradycyjna myśl katofaszystowska osiąga u swych dzisiejszych epigonów dno swego upokarzającego rozkładu”.327 Sytuacja wymagała od twórców jasnego wyboru; Kościół otworzył się na wszystkich, którzy nie chcieli dłużej zgadzać się na życie w kłamstwie, niezależnie od ich wiary lub jej braku. W kościołach organizowano Tygodnie Kultury Chrześcijańskiej

325 Jan Sochoń: Tama. Opowieść o życiu i męczeństwie księdza Jerzego Popiełuszki. Kraków 2010, Wydawnictwo WAM, s. 136 – 138. 326 Teczka pracy konsultanta „Olcha” (pseudonim Wacława Sadkowskiego, redaktora naczelnego „Literatury na świecie”, tom III, s. 93 – 94. Archiwum IPN. 327 TW „Olcha”, op. cit., s. 169. 202 i inne wydarzenia kulturalne. Uczestniczyli w nich nie tylko wierzący, ale wszyscy, którym drogie były podstawowe wartości. Marek Nowakowski tak wspominał ten czas: „rzuciliśmy się ze zdwojoną mocą w wir wieczorów literackich i debat społecznych, odbywających się w katakumbach kościołów. Jeździliśmy po Polsce. Przychodziły tłumy ludzi złaknionych wolności i wolnego słowa. Często nie starczało miejsca w przykościelnych salach spotkania odbywały się w samych kościołach przed ołtarzem. Nocowaliśmy w klasztorach i przy posiłkach w refektarzach wdawaliśmy się w rozmowy z braćmi zakonnymi w białych, brązowych i czarnych habitach. Tropili nas tajniacy, zatrzymywali na ulicach, dworcach i w pociągach, przetrzymywali w piwnicach komisariatów przez 24 lub 48 godzin. Wpadali do naszych mieszkań na rewizje i zabierali maszynopisy, książki podziemnych i emigracyjnych wydawnictw. Pisywaliśmy teksty do gazetek „Solidarności”: „Tygodnika Mazowsze”, „Tygodnika Wojennego”, „Obecności”, „Kultury Niezależnej” i innych. Pisanie szło nam nieźle i wydawaliśmy swoje książki w Nowej, Przedświcie, Rekontrze, Moście, Pomoście, Kręgu. Powstało wolne państwo w państwie totalitarnym”328 Barbara Sadowska aktywnie uczestniczyła w niezależnym życiu kulturalnym organizowanym przy wsparciu Kościoła. Zachowało się zaproszenie na jedno z takich wydarzeń, jeszcze sprzed stanu wojennego. Był to Wieczór jednego wiersza w dniu 30 kwietnia 1979 roku w kościele akademickim świętej Anny w Warszawie329. W tekście zaproszenia podano nazwiska autorów wierszy - wśród nich Juliusza Słowackiego, Janusza Pasierba, Anny Kamieńskiej, Jerzego Narbutta, Julii Hartwig - czytanych przez wybitnych aktorów. Grupy pojedynczych wierszy były oddzielone muzyką330. Nazwisko Barbary Sadowskiej znalazło się wśród nazwisk twórców, których utwory czytał Andrzej Szczepkowski; jej „jeden wiersz” był czytany tym samym głosem, co wiersze Jana Pawła II i Jana Twardowskiego. O tym wieczorze pisał Wiktor Woroszylski i w 1979 roku, i w swoim wspomnieniu po śmierci Barbary: „ Miesiąc później, relacjonując finał V Tygodnia Kultury Chrześcijańskiej – wieczór jednego wiersza w kościele świętej Anny, wymieniłem trzy wiersze, jakie zrobiły na

328 Marek Nowakowski, op. cit. 329 Druk ulotny w zbiorach Ośrodka „Karta”. 330 W czasie tego poetyckiego wydarzenia wiersze polskich poetów czytali Zofia Mrozowska, Zofia Małynicz, Maja Komorowska i Andrzej Szczepkowski; utwory muzyczne wykonywali Antoni Borychowski (skrzypce), Eugeniusz Rudowicz (organy) i Monika Wojciechowska (flet). 203 mnie wrażenie: Barbary Sadowskiej o matce, Stanisława Barańczaka „Ojcze nasz” i Julii Hartwig „Ależ tak”. Z wiersza Barbary – przepiszę fragment: Drewniana Niebieska z okiem Wydrapanym czymś co się nazywa bolenie – okiem Łagodnym, bo nie widzącym już Drewniana do której Piersi przypadają ci, którym brak poczucia głosu ziemi I którzy ogłuchli na własne chrypienie wewnętrzne Podwójnie potrójnie widziana matko Niebieska Nieudolna (jeżeli ból może być udolny) nieutulona garnąca prze- Widywaniem wydzierane jej dziecko –teraz-ledwie-poczęte- Ukrzyżowane ledwie tulone – Jakby przeczuwała, jakby widziała…”331

VII. 5. Udział Barbary Sadowskiej w procesach uczestników strajków robotniczych w czerwcu 1976 roku

W czerwcu 1976 roku po ogłoszeniu podwyżek cen żywności doszło do otwartego buntu w zakładach przemysłowych , który został krwawo stłumiony. Wobec strajkujących z Radomia, Ursusa i innych miast władza nie użyła otwarcie broni palnej, ale i tak kilka osób poniosło śmierć. Uczestników strajku poddano brutalnym represjom, takim jak aresztowania czy pozbawianie źródła utrzymania: „Represje miały charakter zarówno zemsty, jak i przykładnej lekcji danej robotnikom. Aparat bezpieczeństwa mógł bez przeszkód korzystać z bogatego arsenału środków. [..] W Grudziądzu zwolniono 343 robotników, z gdańskiej Stoczni im. Lenina wyrzucono 300 pracowników, a w Warszawie, Łodzi, Nowym Targu liczba zwolnionych sięgała setek. Ogółem pozbawiono pracy około dziesięciu tysięcy ludzi. W Radomiu na około 2300 zatrzymanych robotników 373 stanęło przed kolegiami – organami orzekającymi, kontrolowanymi przez aparat bezpieczeństwa.” 332

331 Wiktor Woroszylski: Woroszylski W: Święto i żałoba „Więź” 1986 nr 11/12. 332 Pierre Buhler: Anatomia oszustwa. Polska w czasach komunizmu. Warszawa 2014. Narodowe Centrum Kultury. Tłum. Jerzy Eisler, Magdalena Gałuszka, Beata Kowalska, Katarzyna Pachniak, Maria pasztor, Dariusz Jarosz , red. Naukowy: Jezry Eisler. Rozdział V: Gierek. Oiluzja nowoczesności, tłum. M. Gałuszka, s. 472.

204

Dla zachowania pozorów praworządności organizowano procesy aresztowanych robotników, w których zapadały doraźne wyroki. Pierre Buhler pisze o początkach zorganizowanego oporu wobec bezprawia: „Pierwszy proces robotników Ursusa rozpoczął się 17 lipca w Warszawie. Proces śledziło kilku intelektualistów skupionych wokół Jacka Kuronia, od wielu lat zaangażowanego we wszystkie działania opozycyjne, Antoniego Macierewicza, historyka, dawnego harcerza, uczestnika ruchu studenckiego w 1968 roku (co przypłacił kilkumiesięcznym pobytem w więzieniu) oraz Jana Józefa Lipskiego, żwawego pięćdziesięciolatka, byłego żołnierza AK, a później publicysty I krytyka literackiego związanego z Klubem Krzywego Koła i czasopismem “Po prostu”. Osobistości te były zdecydowane uczynić wszystko, by “tym razem inteligencja nie spała, gdy robotników biją”. W ten sposób powstał Komitet Obrony Robotników, którego historia wciąż czeka na rzetelne opracowanie. Członkowie Komitetu zapewniali aresztowanym i ich rodzinom wsparcie moralne i materialne. Niezwykle istotnym działaniem było uczestniczenie w procesach w charakterze obserwatorów i dokumentowanie przebiegu rozpraw i zapadających wyroków. W Komitecie Obrony Robotników zaczęli działać nie tylko opozycjoniści, ludzie czynu, wywodzący się między innymi z niezależnej od komunistów części ruchu harcerskiego, któremu udało się ocalić przedwojenne harcerskie wartości, ale także pisarze i artyści, jak Jerzy Andrzejewski, Stanisław Barańczak czy Halina Mikołajska. W kościele świętego Marcina, w maju 1977 roku, odbyła się pierwsza głodówka w obronie więzionych robotników. Pisała o nim w czwartym numerze Zapisu dziennikarka Joanna Szczęsna, która pod wpływem wydarzeń zrezygnowała z uprzywilejowanej pozycji, jaką dawał jej oficjalny status zawodowy: „Po raz pierwszy o projekcie głodówki zaczęło się mówić w początkach kwietnia. Miała ona być aktem solidarności z tymi uczestnikami wydarzeń czerwcowych, którzy mimo decyzji Rady Państwa nadal przebywali w więzieniu […] Na wolność wychodzili kolejni robotnicy z Radomia i Ursusa, w końcu w więzieniu pozostała tylko piątka, wśród nich głodujący systematycznie Chomicki. W jego sprawie Komitet Obrony Robotników wysłał 11 kwietnia depeszę do Przewodniczącego Rady Państwa. Pozostała bez odpowiedzi.”333

333 Joanna Szczęsna: W kościele świętego Marcina. „Zapis” nr 4, 1977, s. 37. 205

Odpowiedzią władz na działania opozycji stały się jeszcze bardziej dotkliwe represje wobec Komitetu Obrony Robotników i aresztowanie przywódców, między innymi Antoniego Macierewicza i Jacka Kuronia. Szczęsna, która sama z początku uznawała pomysł protestacyjnej głodówki za szaleństwo, zdecydowała się dołączyć do głodujących u świętego Marcina, tak jak Stanisław Barańczak, który przyjechał w tym celu z Poznania. Dziennikarka wspomina w swoim tekście, jak starała się żyć w miarę normalnie, i w miarę uczciwie wykonywać swój zawód, „wybierając sobie taką grządkę, żeby była w miarę bezpieczna”, i jak ta strategia zawaliła się pod wpływem wydarzeń, zmuszających do dokonania wyboru i do otwartego sprzeciwu: „Wiedziałam, ze w zawodzie, który uprawiam, ścieżki są grząskie, no, to starałam się trzymać ubitego traktu. Miałam tez świadomość, że granicę między tym, co uczciwe, a tym, co nieuczciwe, przekracza się niekoniecznie przy pomocy jednorazowego a solidnego świństwa, że można się zakłamać na raty nie wiedzieć kiedy i jak. Więc balansowałam sobie przy pomocy uników i dèsineteressement dla spraw zahaczających o kwestie społeczno-polityczne. Tylko że każdy ma swoje granice tolerancji na kłamstwo, krzywdę i bezprawie. Potem zaczyna się dusić Już raz zbliżyłam się do tej granicy i kosztowało mnie to blisko rok więzienia. Tak mi dopiekł Marzec, interwencja w Czechosłowacji, to, co się potem działo na uczelni, że aż wylądowałam w nielegalnej organizacji. Teraz tą granicą okazał się czerwiec. Nie umiem milczeć, jeśli w zasięgu mego wzroku bije się i torturuje ludzi, którym potem wymierza się okrutne wyroki przy wtórze kłamliwych artykułów. Ale jednak oddzielam swoją niezgod ę od swojej pracy zawodowej. Wygłaszam z anteny osobiście napisany dziennik, w którym znajdują się optymistyczne i krzepiące bzdury, ot: „jemiołuszki przyleciały na ojczyste pola i niwy”., i milczę o tym, że niedawno w mieście odległym o kilkanaście czy kilkadziesiąt kilometrów od Warszawy przepędzono ludzi przez szpaler milicjantów, którzy tłukli ich pałkami. Ja się nie pcham na antenę z tymi rewelacjami, bo wiem, ze i tak nikt mi tego nie puści i tylko będę miała niepotrzebną krechę. I to jest mój rozsądek, bo ja chcę pracować. Tylko czy to nie absurd, że rozsądek to synonim kłamstwa, a w najlepszym razie milczenia, symbol nieuczciwości? […] Zna tę sytuację z doświadczenia niemała część społeczeństwa – fałsz i zakłamanie to przecież nasz chleb powszedni. […] Dziś zdaje mi się, że moja droga do kościoła św. Marcina trwała blisko rok. Od pierwszego

206 słowa niezgody, od pierwszego numeru Biuletynu, od pierwszego podpisu pod listem protestacyjnym.”.334 Mogłoby się wydawać, że podobną drogę, chociaż nie na dziennikarskich a literackich ścieżkach, przeszła Barbara Sadowska. Jednak w jej przypadku droga do otwartego protestu była inna; Sadowska nigdy nie próbowała „jakoś się ustawić” w rzeczywistości – od początku była bezkompromisowo uczciwa w swoich wyborach; nie pisała po to, żeby wygrywać konkursy i zdobywać zewnętrzne świadectwa sukcesu. Nikomu tez nie pozwalała na narzucanie sobie stylu czy tematów. Kiedy krąg opresji się zacieśnił, nie rozważała racji, nie zawahała się. Natychmiast stanęła po stronie krzywdzonych. Zawsze silnie reagowała na opresję, była szczególnie wyczulona na krzywdę i niesprawiedliwość, dlatego nie zawahała się i natychmiast włączyła się w te działania. Uczestniczyła w charakterze obserwatora w procesach robotników stawianych przed sądem za udział w protestach w czerwcu 1976 roku. Jeździła do Radomia, Ursusa, Elbląga, na Śląsk, notowała wszystko, co działo się w salach sądowych. 335 Zerwała z wygodnym i w miarę bezpiecznym życiem „niezrozumiałej awangardowej poetki”, gwiazdy literackich festiwali i wieczorów autorskich. Umiała pójść za tak niedawnym przecież przykładem poetów czasu wojny, którzy zdecydowali się na czyn w obronie wolności, na powstańczych barykadach oddając swoje życie i ledwie zarysowane poetyckie wizje. Przekroczyła kolejną linię. Przestała być już tylko poetką czy nazwiskiem obciążonym zapisem cenzury. Podjęła grę o prawdę – naprawdę. Grała o wszystko, o wolność i godność. Nie tylko w wymiarze indywidualnym, ale i narodowym. Podejmując działalność opozycyjną Barbara wiedziała, na co się naraża, być może wiedziała też już wtedy, że podlega szczególnej inwigilacji ze strony Służby Bezpieczeństwa.

334 Joanna Szczęsna, op. cit., s. 44. 335 Informację o działalności Barbary Sadowskiej w KOR uzyskałam od Zofii Romaszewskiej; jej udział w procesach jest dokładnie udokumentowany w zachowanych materiałach Komitetu Obrony Robotników, z podaniem nazwisk osób, których procesy monitorowała wraz z innymi wolontariuszami wspomagającymi kilku odważnych prawników zaangażowanych w obronę prześladowanych. 207

VII. 6. „Miał być bezwstydny ład gruchania”. Barbary Sadowskiej bunt nieocenzurowany

Decyzja o czynnym zaangażowaniu się w sprawy kraju, w działalność KOR, miała istotny wpływ nie tylko na życie, ale i na poezję Sadowskiej. Poetka wiedziała, że już nie musi prowadzić gry z cenzurą, która i tak ją skazała na niebyt, przestała pseudonimować i ukrywać nieprawomyślne skojarzenia za przemyślnymi konstrukcjami metafor i anakolutów odzwierciedlających skrzywioną rzeczywistość. W nowych wierszach, pisanych w 1977 roku i opublikowanych w czwartym numerze bezdebitowego „Zapisu”, pisała otwarcie o koszmarze zniewolonej świadomości, o bólu dochodzenia do prawdy, która z całą jaskrawością objawia się „w jałowej przechodniej koszuli”, i o „świeceniu w twarz” – doświadczanym przez ofiary przesłuchań w więzieniach totalitarnego reżimu, którego fundamentem było kłamstwo, w którym dla ukrycia prawdy musiał powstać sztuczny świat oficjalnych życiorysów i ceremonii, świat iluzji państwa „pokoju i sprawiedliwości społecznej”. Metaforą rzeczywistości oszukanej PRL jest wiersz Barbary o składaniu kwiatów pod Grobem Nieznanego Żołnierza. Wstrząsająca jest scena symbolizująca nieliczenie się władzy z ludzkim życiem, w której „grupka nieznanych chłopaczków” podziwiająca stojących na warcie żołnierzy zostaje rozproszona przez rozpędzoną limuzynę: *** magnetyczna funkcja grobu nieznanego człowieka tfu żołnierza Grupka nieznanych chłopaczków podpatruje paradny krok wartowników i funkcje lśniących pod słońce bagnetów Jęk hamującego mercedesa rozprasza grupkę nieznanych chłopców Z wnętrza wozu wytaczają się z wiązanką kwiatów znane osobistości o odstających ze szpalt życiorysach Na mózg wydzielający pojęcie ś m i e r ć s e n s o w n a spada grad głów znienawidzonych dyktatorów [Zapis nr4] „Nieznani chłopcy”, zapewne w wieku zbliżonym do wieku młodziutkiego obrońcy Lwowa, przeniesionego uroczyście w 1925 roku z losowo wybranej wojennej

208 nekropolii pod kolumnadę Pałacu Saskiego do symbolicznego grobu wszystkich nieznanych z imienia obrońców Ojczyzny, kontrastują ze „znanymi osobistościami”, których życiorysy „odstają” ze szpalt, jakby gazetowy papier nie był wystarczająco cierpliwy, żeby przyjąć kłamliwe treści, jaskrawo odstające od rzeczywistości. Nagła wizja „gradu głów znienawidzonych dyktatorów” łączy się z pojęciem „ śmierci sensownej”. Sens ma tylko śmierć dyktatorów; śmierć „nieznanych chłopców”, którzy podziwiają stojących na warcie żołnierzy, byłaby kolejną śmiercią bezsensowną. To dyktatorzy sprawiają, że wciąż giną „nieznani ludzie”, to dyktatorzy stwarzają sztuczny świat pozorów i kłamstwa, zmuszając do zamykania oczu na prawdę, do przyjmowania ersatzu za rzeczywistość. Zatrute kłamstwem widzenie rzeczywistości takiej, jaką narzucają dyktatorzy, symbolizują „dwa stare zegarki w obierzynach powiek”, które „nie odstępują na krok”, „nie cofają się przed niczym”, i żądają: patrz nami zamiast. [Zapis nr 4]. Zegarki – oszukańcza prawda czasu, mają zastąpić prawdziwe widzenie, które jednak przedziera się do świadomości jak „cichutko molestujący psi pazur”, chociaż nie ma nawet odruchu zrywania bandaży twarzy Tam w wyschłych skórkach, obrzękłych połciach zbliznowaceniach kość prześwieca jak skóra [Wolę „Tu Muhammed Ali” niż „przepraszam czy tu biją”, Zapis nr4] Nie można otwarcie mówić, ale świadomość, „łagodna recydywa czuwania”, pozwala na patrzenie zza twarzy pod odrutowaną żółtą żarówką nie śpiewaj nie graj nie mów [Wolę „Tu Muhammed Ali” ni ż „przepraszam czy tu biją”, Z4] Mówić i śpiewać prawdy nie wolno. Wolność przeciska się jednak przez szczeliny w opresyjnym systemie PRL, jak w wierszu o znamiennym tytule Wyżymaczka: zanim zaczęły się cisnąć (duka) na usta te perełki

209 miał być bezwstydny ład gruchania. Na ten czas objęto ochroną traf. Ślepy traf który miał sobie z tobą poradzić. Głaskane po drodze gady unosiły główki. Wracałam do dawnego pytania: co lubią tyranozaury. Stopień rozwoju nie miał się zupełnie do stopy buszującej w udziałach rzeczywistości więc wolałam już pytać czego nie lubią tyranozaury. Lubią po trochu i po wszystkim nie lubią mnóstwa niczego szczególnie powiewu wolności przeciska- jącej się od trzydziestu lat przez Cleveland (eagle brand clothes wringers warranted 8 years). Ślepy traf miał na imię wielka biała ryba (szczęki). To tędy zaczęły się cisnąć na usta te perełki [Zapis nr 4] „Bezwstydny ład gruchania”, pisanie uładzone, o sprawach nieistotnych, niepodważających „ładu” narzuconego przez „tyranozaury”, mogło zapewnić ochronę przed „ślepym trafem”. „Głaskane po drodze gady” mogły się jednak obudzić i zamienić w krwiożerczego potwora, głaskanie nie usypiało ich czujności - ”unosiły główki”, i trzeba było wciąż pytać: „co lubią?”. Jednak „stopień rozwoju” nie odpowiadał już „stopie buszującej w udziałach rzeczywistości”. Dziwnie wieloznaczna fraza przywołuje skojarzenia z teorią ekonomii, w której mowa i o rozwoju, i o różnego rodzaju „stopach”, „udziałach”, ale też z rozwojem świadomości i związanym z tym narastaniem buntu, jak w niezwykle popularnej wtedy kultowej amerykańskiej powieści Salingera Buszujący w zbożu, a także – z udziałem i z odmową udziału w oszustwie rzeczywistości „ładu gruchania”. Próba zastąpienia pytania :„co lubią” pytaniem: „czego nie lubią tyranozaury” jest aluzją do szukania możliwości przetrwania dzięki przemilczeniom, unikaniu tego, co mogłoby drapieżne gady rozdrażnić – ale okazuje się, że tyranozaury „nie lubią mnóstwa niczego”, i „po wszystkim”, (a nie „przede wszystkim”) – „nie lubią powiewu wolności”. Przywołanie amerykańskiego Cleveland sprawia, że wiersz nabiera pozornie wymiaru uniwersalnego – zaczynamy wszak mówić o Ameryce. Cleveland w stanie Ohio było czasem nazywane miastem najbardziej amerykańskim, „All America’s City”. Jest to tez miasto – symbol oporu amerykańskich Indian, którzy walczyli tam o swoje prawa jeszcze w latach 60-tych i 70-tych. W Cleveland rozwijał się intensywnie ruch hippisowski. Ciekawe skojarzenia przynosi też inne określenie Cleveland, które

210 pojawiło się między innymi w pismach Alexisa de Tocqueville’a, i przyjęło się w języku powszechnym, „The Forest City”, Leśne Miasto (czy, w innej wersji tłumaczenia, „Miasto Lasu”), związane z położeniem Cleveland w sercu puszczy. Odzywa się w tym wierszu także dalekim już echem młodzieńczy „Wolfland” Barbary z listów do Janusza Żernickiego– podziemna kraina oporu. „Powiew wolności” przeciskającej się przez wyżymaczkę „od trzydziestu lat”, czyli przez cały czas, jaki minął od drugiej wojny, to opis sytuacji w zniewolonej Polsce. Sugeruje to „eagle brand” - fikcyjna marka wyżymaczki (clothes wringer), która pojawia się też trochę jak żart. „Eagle Brand” to znana marka produktów spożywczych, a nie wyżymaczek do ubrań, marka zapamiętana w Polsce dzięki puszkom mleka w proszku ze „zrzutów”, czyli pomocy żywnościowej UNRA. Angielskie słowo eagle znaczy „orzeł”. Wydaje się, że Sadowska umieściła w wierszu gorzką aluzję; orzeł został wspomniany tylko jako nazwa handlowa producenta wyżymaczek, jako znak odarcia z godności symbolu państwa. „Wielka biała ryba” – szczęki – to kolejna aluzja do amerykańskiej rzeczywistości – słynnego filmu z 1975 roku w reżyserii Stevena Spielberga o rekinie ludojadzie, który zabija niewinne ofiary w nadmorskim miasteczku, żyjącym z turystów, dlatego władze miasteczka nie zgadzają się na ujawnienie zagrożenia, oszukują ludzi, że nic się nie dzieje, co prowadzi do kolejnych śmierci w paszczy białego żarłacza. W amerykańskim filmie znaleźli się jednak ci, którzy wbrew lokalnej sitwie podjęli z potworem walkę. Tam „ślepy traf miał na imię wielka biała ryba”. Pod naporem miażdżących szczęk ukryte w trzewiach, osłonięte skorupką milczenia „perełki” zaczynają się cisnąć na usta. Nie da się już dłużej „gruchać” dla zadowolenia tyranozaurów, nie da się przemilczeć tego, czego tyranozaury nie lubią – „powiewu wolności”. Wolność zaczyna się w świadomości, gdzie „na mózg wydzielający pojęcie śmierć sensowna/ spada grad głów znienawidzonych dyktatorów” [Z4]. Ceną za wolność, i za prawdę – jest życie. Barbara zaczęła pisać otwarcie o tych, którzy tę cenę zapłacili, o mordowanych, o samobójcach z rozpaczy: Rzeźnickim hakiem chirurgicznej sztuki błysnęła prawda. [Rzeźnia PSK nr1, Zapis nr4]. W jednym z pisanych już bez żadnych zasłon dla cenzury wierszy Sadowskiej „przeklęty” poeta Wojaczek dzieli swój los z wyklętymi -żołnierzami? robotnikami czerwca? wszystkimi, którzy się nie godzą? - mordowanymi w więzieniach:

211

*** i tak pod falbaną białych mieczyków rozpłatana pyzatość Wojaczka – to w nocy mama-umieranie krzyczenie/mama żelazne mosiężne złote i po plecach/ tyle tych kluczy cały deszcz krople- oczy niewidzące dośmiertnych matek szczerzących uśmiech po prosektoriach miłostek zapożyczonych bez happy-endu auto da fé. [Zapis nr 4] Neologizm „dośmiertne” w zwrocie „dośmiertne matki”, zbliżonym brzmieniowo do słów „pośmiertne matki” pozwolił poetce na stworzenie całego obrazu przechodzenia udręczonego torturami ciała w stan śmierci – w obecności rozpaczających matek, które „szczerzą uśmiech” – nie chcąc pokazać umierającemu, że nie ma nadziei, i zastygających z maską uśmiechu na zmartwiałej twarzy, z oczami niewidzącymi, zmienionymi w krople, w łzy. Bez szczęśliwego zakończenia, rzucone na ofiarę całopalną, „bez happy endu auto da fé”. Odczytywanie wierszy Barbary pisanych we wrześniu 1977 roku w kontekście jej późniejszej tragedii byłoby interpretacyjnym anachronizmem. Czytając jej „Zapisowe” wiersze, trudno się jednak oprzeć wrażeniu obcowania z tajemnicą profetycznego daru autorki, tak bardzo wyczulonej na krzywdę innych, na ból istnienia, na paradoksy rzeczywistości. Trudno interpretatorowi unikać interferencji z najbardziej tragicznym późniejszym doświadczeniem poetki: z jednej strony renesans języka za zębami drobna twarz matki w dłoniach Boga pod skrzydłami stróża – Ciśnieniomierza uwierające pod powieką obce ciało czy nowa treść ej maluśki maluśki

212 kawałek zadymionego szkiełka z listkami krwi syna [Zapis nr 4] W tym fragmencie wiersza brzmi echo wcześniejszego osobistego dramatu poetki. Wiersz powstał we wrześniu 1977 roku, pół roku przed śmiercią Jadwigi Sadowskiej w połowie kwietnia 1978 roku. Ciężko chora matka Barbary po zawale serca musiała być stale pod kontrolą medyczną. Ciśnieniomierzowi poetka przypisała w wierszu rolę anioła-stróża, przywołując anielski atrybut opiekuńczych skrzydeł. „Kawałek zadymionego szkiełka z listkami krwi syna” to zapewne ślad – pamiątka tragedii Jadwigi, która prawdopodobnie straciła w czasie wojny swoje drugie dziecko, brata Barbary. Życie matki – jej „drobna twarz” – jest w rękach Boga. Przepiękna polska kolęda nabiera „nowej treści” – matka staje się ponownie dzieckiem, o które trzeba się troszczyć. „Uwierające pod powieką obce ciało” – jest jak odłamek szkła, cierpienie z powodu kruchości materii staje się nagle dojmującym prywatnym doświadczeniem, w którym następuje „renesans języka za zębami” – nie można już sobie pozwolić na mówienie pełnym głosem – żeby nie ranić matki, która stała się nagle kimś budzącym największą czułość, ale też, w działalności na rzecz prześladowanych robotników, uważać na słowa, precyzyjnie powoływać się na artykuły i paragrafy dokumentów gwarantujących wolność słowa i poszanowanie praw człowieka; trzeba być mądrym, gdyż wciąż jest „druga strona”, strona polskiej rzeczywistości, „polska szkoła” „konwulsyjnej poezji” i „tresowanych ubeków”, ukrywających bicepsy, symbol brutalnej i bezwzględnej siły, pod zewnętrznymi atrybutami hippisów, „stebnowanymi jeansami, koralikami”: polska szkoła poezja konwulsyjna tresowane ubeki pokolenie siedemdziesiąt (stebnowane jeansy koraliki maskowane bicepsy) szczęki Zupa z płetw rekina w murowanej piwnicy tańcowali zbójnicy do czasu [Zapis nr 4] Ostatni wers – paradoksalne zakończenie popularnej w tamtym czasie, śpiewanej przez dzieci w przedszkolach góralskiej pieśni o zbójnikach tańczących w „murowanej piwnicy” niesie nadzieję. „Zbójnicy” mogą „tańcować”, ale – „do czasu”.

213

Bunt wobec totalitarnej władzy stawał się coraz powszechniejszy. Nasilenie represji budziło coraz silniejszy opór społeczeństwa, które coraz odważniej upominało się o wolność i godność. W sierpniu 1980 roku rozpoczął się karnawał Solidarności, brutalnie przerwany 13 grudnia 1981 roku.336

336 W niniejszej pracy najbardziej znaczące wydarzenia z historii Polski zostały jedynie zasygnalizowane dla zarysowania kontekstu zdarzeń z życia Barbary Sadowskiej. 214

Rozdział VIII. Odpowiedź na opresję stanu wojennego w tekście życia Barbary Sadowskiej

VIII. 1. Internowanie opozycjonistów i reakcja środowiska

Stan wojenny „była to wielka operacja policyjno-wojskowa przygotowana z uderzającą precyzją: do bezpośredniej akcji wprowadzono 70 tysięcy żołnierzy, 30 tysięcy milicjantów, 1750 czołgów, 1900 wozów bojowych, 9 tysięcy samochodów, kilka eskadr helikopterów i samoloty transportowe. Siły te, skoncentrowane w kilkunastu największych miastach i ośrodkach przemysłowych, miały za zadanie likwidację strajków, których się spodziewano, oraz sparaliżowanie życia codziennego, aby utrudnić działania „Solidarności”, a zarazem zastraszyć społeczeństwo. Wyłączono telefony, (co spowodowało liczne przypadki śmierci osób, do których nie można było wezwać karetki pogotowia, zamknięto granice i stacje benzynowe, na poruszanie się poza miejscem zamieszkania konieczne były przepustki, wprowadzono godzinę policyjną, obowiązywała cenzura korespondencji krajowej i zagranicznej”.337 W grudniową noc z 12 na 13 grudnia internowano setki osób, wyciąganych w piżamach z mieszkań i wywożonych w nieznanym kierunku. „W ciągu kilku dni na mocy decyzji administracyjnych w 49 „ośrodkach odosobnienia” – leżących poza dużymi miastami – znalazło się około 5 tysięcy osób”.338 Wśród internowanych było wielu członków Związku Literatów Polskich. Koszmar nocnej wywózki w nieznane przeżył między innymi Wiktor Woroszylski, który, jak zapamiętał Marek Nowakowski, został internowany, jako jeden z pierwszych, i spędził „kilka miesięcy w ośrodku odosobnienia na Pomorzu. Przebywał tam z Władysławem Bartoszewskim, Piotrem Wierzbickim i innymi naszymi kolegami. […] Owocem przymusowego odosobnienia był tomik poetycki Dziennik internowania, publikowany częściowo w „Kulturze”, wydany w podziemiu.”339 Na ulice miast wyjechały opancerzone pojazdy wojskowe, zwane skotami, pojawiły się patrole złożone z marznących na mrozie żołnierzy. Od rana 13 grudnia telewizja pokazywała generała Wojciecha Jaruzelskiego, który ogłaszał wprowadzenie

337 Andrzej Paczkowski: Polacy pod obcą i własną przemocą. W: Czarna księga komunizmu. Zbrodnie, terror, prześladowania. Warszawa 1999, Prószyński i S-ka, s. 363. 338 Ibidem. 339 Marek Nowakowski: Nekropolis. S. 183. 215 stanu wojennego. Był to akt jawnej już przemocy wobec narodu, który posłuchał wezwania „Nie lękajcie się!”, spośród którego 10 milionów należało do opozycyjnego wobec komunistów ruchu nie tyle związkowego, co wolnościowego. Doświadczenie tamtej koszmarnej „nocy grudniowej” i grozę stanu wojennego przejmująco opisywała w listach do przebywającego w Szwecji syna Jana Helena „Violetta” Komorowska, która trzydzieści lat później, w 2010 roku, doznała tragedii porównywalnej z tragedią Barbary Sadowskiej; jej drugi syn, Stanisław, zginął 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku.340 Wielomiesięczne internowanie najbardziej aktywnych opozycjonistów i przywódców „Solidarności” miało zastraszyć pozostałych, ale społeczeństwo się nie poddało. Powstał podziemny „ruch oporu”, którego symbolem stał się jeden z podzespołów elektronicznych – maleńki opornik, noszony w klapie. W stanie wojennym opozycja nie zaprzestała swojej działalności. W środowisku literatów, i w najbliższym kręgu Barbary Sadowskiej, nadal ważną rolę pełnił Wiktor Woroszylski, którego nie złamało wielomiesięczne internowanie. Marek Nowakowski pisał o nim z wdzięcznością: „Nadal jego mieszkanie przy placu Wilsona było miejscem naszych spotkań. Czytaliśmy swoje teksty, przekazywaliśmy innym. W 1984 roku, kiedy zostałem aresztowany i osadzony w więzieniu mokotowskim, Jola341 na widzeniach zawsze przekazywała serdeczności od Wiktora. Poinformowała mnie, że bardzo skutecznie organizuje akcję protestacyjną w mojej sprawie i między innymi dzięki niemu nabrała ona rozgłosu międzynarodowego. Podniosło mnie to bardzo na duchu. Nie jestem zapomniany. ”342

VIII. 2. Prymasowski Komitet Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom

Nie mogąc poradzić sobie z wolnościowymi dążeniami społeczeństwa, w którym wyrósł dziesięciomilionowy ruch Solidarności, generał Jaruzelski wprowadził stan wojenny. Doszło do nasilenia represji przeciwko niepokornym którzy nie dali się złamać ani zastraszyć, jak Barbara Sadowska. Służba Bezpieczeństwa zaczęła stosować

340 Zob. Helena Komorowska: Musisz wiedzieć (listy z Polski 1980 – 1986). Rzym 1989. Fundacja Jana Pawłą II. Polski Instytut Kultury Chrzedścijańskiej, s. 91 – 92. 341 Jolanta Nowakowska, żona pisarza. 342 Marek Nowakowski: Nekropolis, s. 184 216 coraz bardziej brutalne i niegodziwe metody rozprawiania się z opornymi; zwalczano ich za pomocą prowokacji, sfingowanych zarzutów karnych, pobić i, w najbardziej drastycznych przypadkach, morderstw. W obliczu brutalnego przerwania przez juntę zwycięskiego pochodu ku wolnej Polsce trzeba było podtrzymywać nadzieję, obudzoną przez Jana Pawła II i ruch Solidarności, i działać wbrew agresorom, dla dobra wspólnego. Chętni do pomocy internowanym, wśród których była Sadowska, zgłaszali się od pierwszych dni stanu wojennego, najpierw do siedziby Związku Literatów przy Krakowskim Przedmieściu, później do położonego naprzeciwko akademickiego kościoła świętej Anny, wreszcie do miejsca docelowego, w którym rozwinął swoją działalność Prymasowski Komitet Pomocy Internowanym i ich Rodzinom – do klasztoru sióstr franciszkanek przy kościele świętego Marcina przy ulicy Piwnej, niemal naprzeciwko domu, w którym Barbara mieszkała we wczesnej młodości. Siedzibą Komitetu stał się ten sam kościół, w którym w maju 1977 roku odbywała się pierwsza głodówka protestacyjna, nagłośniona przez opozycję. Powstanie Komitetu było bardzo ważne nie tylko dla internowanych i ich rodzin, ale i dla osób, które mogły włączyć się aktywnie w dzieło pomocy, mając poczucie, że ich działanie ma sens, i przynosi wymierne dobro. Spontaniczna akcja przerodziła się niemal od razu w dobrze zarządzaną strukturę, pozwalającą na koordynowanie pomocy w sposób optymalny. Helena Komorowska pisała o tym do syna: „Ludzie o znanych nazwiskach – literaci, naukowcy, aktorzy – chodzą na procesy robotników z „Ursusa” i huty „Warszawa”. Na Piwnej mają listy osób internowanych. Wysyłają paczki, robią, co mogą. Ojciec Tomka Rodowicza tam zarządza. Od 13 grudnia Hania Trzeciakowska, Krystyna Tarnowska, Anna Szaniawska, Maria Owczarska, Anna Szymańska, Ewa Krasińska i wiele, wiele znanych Ci i nieznanych osób pracuje tam od rana do wieczora […] Na tablicy plan, jak się dochodzi, dojeżdża do głównych obozów. Czego brakuje, czego zaczyna brakować, co się zbiera. W refektarzu stoi stół, na którym składa się przygotowane przez ludzi rzeczy i żywność: pudełeczko masła roślinnego, dwie paczki papierosów, czekolada, kiełbasa, kartki żywnościowe, skarpetki, mydło, swetry, cukierki, długopisy, zeszyty, koperty, kawa, herbata w torebkach. Co godzinę ktoś z dyżurnych opróżnia stół i wynosi do magazynu, gdzie się pakuje paczki.”343

343 Helena Komorowska, op. cit., s. 101. 217

Historyk Andrzej Friszke podkreśla znaczenie Komitetu dla struktur opozycyjnych: „Niezmiernie ważną formą działalności, legalną, ale stanowiącą bezpośrednie wsparcie podziemia, była szeroka akcja pomocy dla internowanych i aresztowanych, którą rozwijał od grudnia 1981 r. Prymasowski Komitet Pomocy Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom. […] Odciążał on struktury podziemne od trudnej w warunkach konspiracji akcji pomocy represjonowanym. W Komitecie, pracującym pod opieką ks. Bronisława Dembowskiego, którego na co dzień zastępował Władysław Rodowicz, angażowało się kilkaset osób, w tym znani przedstawiciele świata kultury i nauki.”344 Bardzo ważna dla internowanych i ich rodzin była pomoc medyczna, którą Komitet zapewniał dzięki wolontariuszom. Marek Bagniewski, jeden z lekarzy zaangażowanych w prace Komitetu, tak wspominał ten czas: „ Zima była wyjątkowo ciężka i wiedzieliśmy, że internowani nasi koledzy przebywają w strasznych warunkach. Przygotowaliśmy z żona paczkę i zaniosłem ją rano do kościoła na Piwną. Było tam już bardzo dużo ludzi. Przynosili ubrania, jedzenie, lekarstwa. […] Był okres, ze do kościoła przychodziły transporty leków bardzo drogich i niedostępnych w kraju. […] Część leków odsyłaliśmy do innych punktów aptecznych, które istniały przy innych warszawskich kościołach. Sam kilkakrotnie zawoziłem samochód pełen lekarstw na Bonifraterską czy do księdza Popiełuszki na Żoliborz. Kolejnym punktem naszej działalności na Piwnej było badanie i zakładanie dokumentacji ludzi pobitych przez MO, bądź tych, którzy opuszczali więzienia niejednokrotnie z dużym uszczerbkiem zdrowia. Praca nasza komitecie wykraczała niekiedy poza mury kościoła na Piwnej. Przez nasz oddział w szpitalu na Solcu przewinęło się wiele osób potrzebujących pomocy nie tylko medycznej. Tak było, przypuszczam, w większości szpitali w naszym kraju”345. Zespołem medycznym na Piwnej kierowała Zofia Kuratowska, która tak pisała o swojej pracy w Komitecie: „Bez żadnej fałszywej skromności powiem, że nie czułam się godna pracy w tym świętym dla mnie miejscu. Zostałam zaakceptowana bez żadnych korowodów i formalności. I od tej chwili zaczęło się moje życie na Piwnej. Nigdy już więcej nie miałam takiego uczucia wspólnoty z innymi, przyjaźni i poczucia, że w żadnej sytuacji nie jestem sama. Tak mi się zdaje, że podopieczni Komitetu – internowani, uwięzieni,

344 Andrzej Friszke: Tymczasowa Komisja Koordynacyjna NSZZ „Solidarnośc” (1982 – 1987). W: s. 75 345 Władysław Rodowicz, op. cit., s. 235. 218 prześladowani, mieli to samo uczucie i to stanowiło największą wartość”. Podobnie wspominała ten czas prawniczka Zofia Dąbrowska: „Ważna tez by la świadomość, że z chwilą przekroczenia progu Klasztoru SS. Franciszkanek wszyscy znajdujący się pod jego dachem czują to samo. Że nie ma tu kłamstwa, fałszu, półprawd czy działań pozornych. Atmosfera klasztoru – modlitwy, skupienia i równowagi ducha – była dużą pomocą o przeżywaniu ówczesnych trudnych chwil […] Godziny wzmożonej pracy po dniach będących znaczącymi dla Polaków datami, gdy wiadomo było, że na każdą publiczną manifestację uczuć patriotycznych odpowiedzią będzie nasilona represja. Wiadomości o zatrzymaniu osób współpracujących z Komitetem. Ale też radosne powroty z więzień i obozów internowania. A także odmawiana w dni powszednie w południe z siostrami i w bliskości z Ojcem Świętym modlitwa „Anioł Pański” Niezapomniane spotkanie z Matką Teresą z Kalkuty. Zadowolenie z możliwości ofiarowania pomocy tym, których do Komitetu przywiodła po prostu nędza.”.346 Wielostronne działania Komitetu były niezwykle ważną formą solidarności i oporu. W kościele św. Marcina powstała wyjątkowa wspólnota ludzi różnych zawodów i powołań, których połączyła chęć pomagania skrzywdzonym. We wspomnieniu pisanym 16 października 1992 roku Anna Trzeciakowska zauważyła symboliczną i ponadczasową wartość podjętego spontanicznie działania : „Im bardziej odsuwamy się w czasie od tamtych wydarzeń, tym jaśniej widzę Piwną jako coś niezwykłego. Była Piwna urzeczywistnieniem „Solidarności” we wszystkich znaczeniach tego słowa – była realizacją zawierzenia drugiemu człowiekowi, bez względu na to, kim on mógł być wczoraj. Była wzorem postawy chrześcijańskiej wyzbytej podejrzliwości o doktrynalną prawomyślność.”347

VIII. 3. Działalność Barbary Sadowskiej w Komitecie Prymasowskim

Ksiądz Bronisław Dembowski, opiekun Komitetu Prymasowskiego, w październiku 1988 r. pisał, że działalność na Piwnej to był „mały, ale jednak ważny fragment najnowszej historii Polski. […] ta grupka osób należała do tych, którzy w owych dniach ratowali honor Polaków.”348

346Władysław Rodowicz, op. cit., s. 239. 347 Ze wspomnień Anny Trzeciakowskiej. W: Komitet na Piwnej…, s. 245 348 Ks. Bronisław Dembowski: Przedmowa do: Helena Komorowska: Musisz wiedzieć (listy z Polski 1980 – 1986).Rzym 1989, s. 6. 219

Wśród „grupki ratującej honor Polaków” w stanie wojennym była Barbara Sadowska, niemal od początku zaangażowana w działania Komitetu, która otrzymała, tak jak inni współpracownicy, zaświadczenie o treści: „Prymasowski Komitet Charytatywno-Społeczny, mający swoją siedzibę przy Rektorskim kościele św. Marcina w Warszawie, ul. Piwna 9/11, zaświadcza, ze pani – pan (imię i nazwisko) zamieszkały w Warszawie przy ul. (adres) , legitymujący się dowodem osobistym ser. ( ) nr ( ), pracuje społecznie w tym Komitecie. Uprasza się o okazanie wyżej wymienionemu pomocy w pełnieniu działalności społecznej. Zaświadczenie jest ważne do dnia (wpisywano datę za pół roku)” Zaświadczenie podpisywał ks. Bronisław Dembowski, Rektor Kościoła św. Marcina. Data ważności wyznaczana była początkowo na kwartał, później na pół roku, aby w razie zgubienia lub rewizji, zatrzymania i kontroli dokumentów nie mogło służyć do prowokacji czy podszywania się służby bezpieczeństwa pod współpracownika Komitetu.”349 Tadeusz Kaczyński, twórca Filharmonii imienia Romualda Traugutta, który w tamtym czasie zaprzyjaźnił się z Barbarą i utrzymywał z nią serdeczne kontakty aż do jej śmierci, tak wspominał swoją pracę w Komitecie w relacji datowanej na 19 sierpnia 1991 r.: „Poza satysfakcją z możliwości niesienia pomocy internowanym wielką wartość miało dla mnie zawarcie znajomości z wieloma wspaniałymi ludźmi, jakich spotkałem na Piwnej. Listę tę otwierają ks. Bronisław Dembowski i wszystkie bez wyjątku Siostry Franciszkanki, bo nie zdarzyło mi się spotkać ani jednej, której nie podziwiałbym za spokój, cierpliwość, pracowitość, poświęcenie […] Wszystkie osoby poznane na Piwnej miały jedną zaletę: bezinteresowne pragnienie niesienia pomocy tym, którzy jej potrzebują […] Na Piwnej poznałem też Barbarę Sadowską, jej syna Grzegorza Przemyka oraz ks. Jerzego Popiełuszkę, który w pierwszych miesiącach stanu wojennego stał się postacią bardzo popularną. Wiedziałem, że ma z nim stały kontakt Roma Szczepkowska i ze odbywa się to z pośrednictwem szczupłego młodzieńca, przyjeżdżającego na Piwną dość często. W czasie kolejnej jego wizyty, gdy stali z Romą w klasztornym korytarzu, w pobliżu drzwi wyjściowych, podszedłem do nich i dość obcesowo zapytałem ją, kiedy wreszcie pozna mnie z księdzem Popiełuszką. Na co ona wskazała owego młodzieńca, mówiąc: Oto On!””350

349 Władysław Rodowicz: Komitet na Piwnej. Fakty – dokumenty7 – wspomnienia. Przedmowa – bp Bronisław Dembowski. Warszawa 1994, Biblioteka „Więzi”, s. 233. 350 Władysław Rodowicz: Komitet na Piwnej…. S. 132. 220

Barbara Sadowska oddała cały swój czas i całą wrażliwość wspólnocie złączonej w działaniu dla innych. Niemal nie pisała w tym czasie, jej najważniejszym tekstem i świadectwem życia stała się w tamtym czasie praca taka, o jakiej pisał w Promethidionie Norwid – „by się zmartwychwstało”. Według relacji współpracowniczki Komitetu Prymasowskiego, pani Hanny Ossowskiej351, Sadowska niemal natychmiast po ogłoszeniu stanu wojennego pojechała na Śląsk, gdzie pod ziemią strajkowała wspólnie ze znajomymi górnikami: „Na samym początku, jak wybuchł stan wojenny, to ona miała jakichś znajomych chłopaków w kopani. I ona się tam przedostała do kopalni, jakiś czas tam z nimi siedziała. Pod ziemią, siedemset pięćdziesiąt metrów czy ileś tam. W kopalni. Ona się jakoś tam przedostała. […] Na strajku górników […] na samym początku stanu wojennego […] Ja to usłyszałam, ktoś to mi powtarzał, że ona tam siedziała, i nawet wiem, że powtarzał mi imiona dwóch, czy nazwiska nawet tych górników, jak oni się nazywali […] tak około dwóch tygodni. Bo potem oni musieli wyjść. No i ona wtedy jakoś wyszła […] To było na Śląsku w każdym razie, w rejonie Katowic. To na pewno […] specjalnie tam pojechała, dowiedziawszy się, ze ci znajomi chłopcy tam są na dole […] znała ich. […]. Koneksje, że tak powiem, moich koleżanek od Marcina były przedziwne. Bo niektórych ludzi to świetnie znały, w ogóle nie wiedząc, jak dalece oni byli zaangażowani w różne rzeczy. […] Oni strajkowali przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego […] no i zatrzymaniom […] działaczy Solidarności. Bo to nie były takie wysoko ustawione chłopaki, tylko tacy zwyczajni członkowie Solidarności. […] Barbara się nie bała niczego. Ona była gotowa na najgorsze. Niesamowity wyczyn, jakieś właśnie tego typu pojechanie do kopalni”. W grudniową noc Barbara Sadowska nie została internowana, chociaż taka informacja, z adnotacją: „okres internowania: 13 grudnia 1981 – 3 kwietnia 1982”, znajduje się w książce Władysława Rodowicza o Komitecie Prymasowskim działającym w kościele św. Marcina352. Akta znajdujące się w IPN nie potwierdzają tego zapisu. Z dokumentów zatrzymania w mieszkaniu przy ulicy Hibnera w dniu 20 marca 1982 r., a także z zapisów z przesłuchań i materiałów sporządzonych w areszcie śledczym przy ulicy Rakowieckiej w Warszawie wynika, że poetka została aresztowana

351 Rozmowa z panią Hanną Ossowską na temat Komitetu Prymasowskiego i udziału Barbary Sadowskiej w jego działaniach została przeprowadzona w listopadzie 2012 roku w jej mieszkaniu na warszawskim Mokotowie. 352 Zob. Władysław Rodowicza: Komitet na Piwnej. Fakty – dokumenty – wspomnienia. Warszawa 1994, Biblioteka „Więzi”, s. 232 221 kilka tygodni później i przebywała w areszcie śledczym, a później w więzieniu przy ulicy Rakowieckiej, skąd w dniu 4 kwietnia została zwolniona wniosek adwokata Macieja Bednarkiewicza, motywującego prośbę o zwolnienie aresztowanej jej stanem zdrowia. Prawdopodobnie autor zestawienia dodatkowe informacje o niektórych współpracownikach pomylił w przypadku Barbary jej aresztowanie w dniu 20 marca 1982 r. i osadzenie w więzieniu z internowaniem na początku stanu wojennego. W notatce z przesłuchania Barbary Sadowskiej w dniu aresztowania znajduje się zapis: „Działa w komitecie Pomocy”, co świadczy o tym, że informacja o internowaniu zawarta w książce Rodowicza jest nieścisła, co potwierdzają też osoby działające wraz z poetką w Komitecie Prymasowskim. W Komitecie na Piwnej Barbara Sadowska pomagała wszędzie tam, gdzie było trzeba. Została formalnie przydzielona do Sekcji Ewidencji i Informacji, która gromadziła i aktualizowała dane o internowanych i aresztowanych, których liczba i miejsca pobytu wciąż się zmieniały. Zespół sekcji analizował i przetwarzał informacje pochodzące od rodzin czy z własnych obserwacji rozpraw sądowych z różnych miejscowości. Informacje zbierano dla całego kraju, gdyż internowanych i więźniów z różnych stron przemieszczano po całej Polsce. Niektórzy z podopiecznych po zwolnieniu z obozu internowania lub z więzienia przyjeżdżali na Piwną, żeby przekazać relację o sytuacji w aresztach i więzieniach. Wiele z tych osób zatrzymywało się w mieszkaniu Barbary. Hanna Ossowska zapamiętała Sadowską jako osobę niezwykle współczującą, gotową do wszelkich poświęceń. W swojej relacji wspominała: „To, że ona jest poetką, to wiedzieli wszyscy. Ale czy kto czytał jej wiersze wtenczas, to ja Pani nie powiem. Bo właściwie wszyscy mieli co innego w głowie. Głównie tych ludzi. I tę potrzebną opiekę. Ja ją wtedy poznałam. […] Właściwie myśmy przekreśliły swoje życie na parę ładnych miesięcy. Później to się trochę utarło, ułożyło i to jakoś tak było że były jakieś dni wolne. Ale początkowo tośmy tam siedzieli do godziny policyjnej I potem się szybciutko biegło do domu, a czasami ktoś miał samochód i podwoził, ale to trzeba było wszystko w pośpiechu. Żeśmy koło szóstej stamtąd wychodziły żeby z Piwnej się dostać do domu. […]W ogóle Basia była pełna wdzięku. Jakiejś takiej pogody życiowej. A poza tym miała bardzo otwarte serce dla ludzi. Aż powiedziałabym czasami przerażająco zaskakujące. Na przykład chodziłyśmy do Sądu Wojskowego […] Naczelny Sąd Wojskowy, to się nazywało nie „okręgowy”, tylko po ichniemu jakoś […]. I tam żeśmy chodziły do tych sądów. I któregoś dnia schodziłyśmy

222 na dół, bo obiecały nam te panie, że nam pozwolą dać coś do zjedzenia temu naszemu „klientowi”, no i Basia się zabrała do tego jako energiczna osoba, i spojrzała na tego żołnierzyka, który tam pilnował, i spytała go się: „A ty palisz?” A on mówi: „A skąd pani wie?” A ona mówi:” Po twoim wzroku. Jakżeś spojrzał na te papierosy dla naszego podopiecznego, to widziałam, że cię poniosło. Ale ja ci dam paczkę, nie martw się. Też jesteś człowiek”. To było typowe dla Basi takie. Bo ja, prawdę mówiąc, nie dałabym żołnierzykowi, tylko brałabym dla innego podopiecznego. […] Basia była w ogóle serdeczna do ludzi, bardzo życzliwie się do ludzi odnosiła… zasadniczo do większości ludzi odnosiła się życzliwie, nie miała tam pretensji specjalnie dużych do nikogo […] Basia była szorstka, a za tą szorstkością szedł taki strasznie ciepły dobry człowiek […] sposób mówienia […] taki ton był ostrzejszy, to nie był człowiek, który się roztkliwiał bez potrzeby. Tylko wtedy jak było trzeba. Basia wiedziała, kiedy. Ona doskonale wiedziała, kogo trzeba objąć, kogo trzeba pogłaskać, kogo trzeba pocałować, świetnie to wiedziała. To jest specyficzna cecha, są tacy ludzie, którzy wiedzą […] i ona znała tego człowieka od razu jak się do niego zbliżała to wiedziała, kto to jest, co to jest i co z nim trzeba zrobić. Ja nie wiem jak ona to robiła […] Tak, że ja muszę powiedzieć, że ja właściwie same dobre rzeczy o Basi potrafię powiedzieć. […] I ona też chodziła po sądach tak jak i ja. Zresztą właściwie Basia chodziła wszędzie, gdzie była potrzebna. […] tam [u franciszkanek na Piwnej] właściwie to ludzie jak weszli to już nie wychodzili później. Tam bez przerwy coś się działo. To trzeba było gdzieś polecieć, to trzeba było komuś zanieść paczkę, i to wszystko szło od ręki, tu nikt się nie zastanawiał. Trzeba było zrobić, to kto był pod ręka, to leciał i robił. Później to się trochę bardziej ułożyło […] Komitet był [podzielony] na działy, była rejestracja tych, których zatrzymano, był dział sądowy, gdzie była pomoc sądowa, chodzących do sądu, były takie działy rodzinne, i w tych działach rodzinnych to było prowadzenie tego, co się dało, co potrzebne, i tak dalej. […] Basia to właściwie była wszędzie, to trudno powiedzieć, żeby była w czymś 353[…], dawanie paczki papierosów żołnierzykowi w czasie czyjejś rozprawy […] Ona przede wszystkim z reguły przed uroczystościami takimi większymi to była brana na „ czterdzieści osiem”. Jakiś taki 11listopada, 3 maja,

353 Według dokumentów przytaczanych w książce Władysława Rodowicza Barbara Sadowska była formalnie w Zespole Ewidencji, który powstał 20 grudnia 1981 roku z połączenia dwóch odrębnych zespołów, działających przy kościołach św. Anny i św. Marcina. Do adań Zespołu Ewidencji należało m. in. Spisywanie według ustalonego schematu danych personalnych osób pozbawionych wolności, spisywanie relacji o okolicznościach zatrzymania, represjach, warunkach w obozach, aresztach i więzieniach, udzielanie informacji członkom rodzin, udzielanie osobom zgłaszającym nazwiska zatrzymanych wstępnych informacji co do trynu dalszego postępowania, oraz ocena wiarygodności dostarczonych informacji. (Zob. Komitet na Piwnej…, s. 67. 223 takie dni, takie dni, powiedzmy, ja akurat nie wiem, czy te, co pani wymieniam, tylko tego typu dni, to Basia zawsze była zabierana na… chyba na tę, na Wilczą, ale może nawet do innej komendy. Na te „cztery osiem”. Jak się wszystko skończyło […] nic się nie działo, to ją puszczali. I bardzo zresztą się wtedy pilnowali, ze to było cztery i osiem. A legalne prawo tak brzmi. ”. 354 Słowa Hanny Ossowskiej o niezwykłej wrażliwości Barbary na drugiego człowieka potwierdza relacja sąsiadki Barbary, pani Janiny Małujło355: „Basia zawsze pomagała. Jedna z administratorek miała bardzo chore dziecko, i była kwestia kilku dni, i dziecko może nie żyć. Ona się krępowała, poprosiła mnie, bo ja znałam lepiej Sadowską - i samolotem w ciągu kilku dni przywieziono lekarstwo. Pani Sadowska mieszkała pod 94. […] Bardzo różni ludzie do niej przychodzili, niektórzy nawet bardzo ciekawi, oryginalni. Takie urządzali oni sobie wieczory, takie artystyczne wieczory. Wtedy bardzo modny był Okudżawa, i Stachura. Słuchali te płyty, a ona pośrodku wino im stawiała. I to bractwo na podłodze, na poduszkach. Strasznie dużo było książek. Najwięcej to było książek, ale były też różne malunki. Oryginalne mieszkanie było. Cały zestaw był rzeźb, robionych przez wiejskich artystów, takich nieznanych. Była taka półka nad kaloryferami, i tam były takie rozmaite świątki – nie świątki, różne dziady, baby, pokój był oryginalny, pełen pamiątek […] tam u niej gromadziło się takie grono młodych, co to uważają, że mają talent. Przychodziły takie panie, nobliwe, a przychodziło i takie tałatajstwo […] Zaczęłam brzęknąć i ona przyszła i mówi: „Jak pani ładnie wygląda”, a ja na to: ”Basiu, ty zobacz, ja zaczynam brzęknąć”. I ona natychmiast wezwała pogotowie. I pogotowie nie chciało mnie zabierać, ale ona się uparła, i zmusiła ich, żeby mnie wzięli – i pojechała ze mną, gotowa natychmiast pomagać. Przyjaźniłyśmy się z nią. Nocowali tam u niej różni ludzie, co mieli swój śpiwór. Tak, że czasem tam było bardzo ciasno.[…] Zżyta była ze swoimi zwierzętami, miała tego Gasia, pieska, a kotka to była Sabinka. Tych kociąt miała dużo. W końcu, jak urodziła ostatnie, przyniosła Gasiowi między łapy. A całą noc pani Sadowska pomagała jej rodzić. […] Raz był straszny mróz, ktoś przyszedł i powiedział, że na dworze jest pies przywiązany do ławki. Narzuciła coś, poleciała, gotowa pomagać, od razu, natychmiast. Przyniosła tego psa, przyjechał weterynarz, ale

354 Wywiad z panią Hanną Ossowską, przeprowadzony i zarejestrowany w listopadzie 2012 r. 355 Rozmowa z panią Janiną Małujło przeprowadzona i zarejestrowanaw dniu 6 lipca 2008. Pani Janina, emerytowana śpiewaczka chóru Teatr Wielkiego, była mieszkanką domu przy ulicy Hibnera 13, zajmowała lokal położony niemal naprzeciwko mieszkania Barbary Sadowskiej na 11 piętrze. 224 nie dało się tego psa uratować, miał odmrożone łapy, za długo stał na tym mrozie, i trzeba było go zawieźć na uśpienie.”. Hanna Ossowska zapamiętała z czasu wspólnej działalności zdarzenie, które pokazuje, że nawet w stanie wojennym Barbara próbowała zachować indywidualny styl, nie zapominała o swojej kobiecości: „Myśmy tak szły Nowym Światem, i ona [Barbara Sadowska] mówi: Chodź ze mną do sklepu z butami. Ja mówię: chcesz buty kupić? A ona mówi: No niezupełnie, ale możemy wejść. No to wchodzimy. I Basia sobie bierze pepegi takie…. Czółenkowe pepegi, takie wtedy były nawet modne. Jedne zielone, drugie jasny granat. I ja się jej pytam: To co, do jednej rzeczy to będziesz nosić? Nie, ja będę nosiła raz jedną taką a drugą taka, i tak sobie na zmianę będę nosiła, raz prawa będzie zielona a raz lewa będzie zielona. Taki fajny pomysł356. To samo zdarzenie zapamiętała też przyjaciółka Grzegorza i Barbary, Marzena Urban, chociaż w jej pamięci zapisały się inne kolory: niebieski i różowy. Rzeczywiście, Barbara nosiła tenisówki tak, jak zapowiedziała, ale nie zostawiła sobie drugiej pary. Identyczną niebiesko-różową parę tenisówek dostała od Basi Marzena, i obie nosiły je jakby na przekór ponurym, „wronim” barwom świata.

VIII. 4. Represje wobec Barbary Sadowskiej oraz zakonnic i wolontariuszy z kościoła przy ulicy Piwnej

Chwil trudnych i tragicznych zdarzeń było w Polsce i w Komitecie Prymasowskim wiele. Zofia Kuratowska pisała w swoim wspomnieniu o przychodzących do Komitetu strasznych wiadomościach o zbrodniach stanu wojennego: „Nie licząc panujących wokół ciemności przychodziły do Komitetu chwile grozy. Mało znanym, a złowrogim epizodem było zamordowanie (utopienie w Wiśle) przez SB młodego chłopca Barchańskiego. O tej sprawie pierwsza dowiedziała się nasza sekcja. Było to 1982 roku – przycupnęłyśmy w ogródku klasztornym i słuchałyśmy zdawanej szeptem relacji Irenki Głowaczewskiej (należało unikać podsłuchu – nawet wiedza o tym wydarzeniu nie była bezpieczna) i zastanawiałyśmy się, co można zrobić, jak

356 Relacja Hanny Ossowskiej według zapisu magnetofonowego. 225 pomóc matce chłopca (wydawało się, że może on jednak żyje) i innym osobom, którym groziło niebezpieczeństwo. Komitet pomagał jak umiał.”.357 We wspomnieniu spisanym 26 sierpnia 1991 r. przez Zofię Kuratowską pojawia się wzmianka o jednym z wyjazdów na proces, odbywający się po masakrze internowanych w więzieniu w Kwidzynie w sierpniu 1982 roku, którzy zostali następnie fałszywie oskarżeni o pobicie funkcjonariuszy: „Finał odbywa się w czasie procesu w Elblągu, gdzie oskarżonymi są pobici, a rzekomymi ofiarami – bijący ich funkcjonariusze. Byłam jako obserwator na tym kuriozalnym procesie wraz z prof. Klemensem Szaniawskim, Basią Sadowską, Jackiem Fedorowiczem i kilkoma innymi osobami. Lecha Wałęsy na salę nie wpuszczono.”.358 Barbara pomagała każdemu, jej dom był otwarty dla wszystkich potrzebujących pomocy czy wsparcia, wciąż przebywało w nim wiele osób, również w stanie wojennym, bywali jej przyjaciele, a także koledzy Grzegorza i wiele osób przyjezdnych, szukających w Warszawie pomocy w sprawie swoich bliskich. Wśród gości domu zdarzali się z pewnością i donosiciele, starający się poznać styl życia i zainteresowania działaczki Komitetu. Jedno z licznych spotkań w mieszkaniu Barbary stało się pretekstem do aresztowania poetki w dniu 20 marca 1982 roku pod zarzutem „skarg mieszkańców na zbyt głośne zachowanie”, a następnie umieszczenia jej w więzieniu przy ulicy Rakowieckiej. Barbarę Sadowską, jej syna Grzegorza Przemyka oraz wszystkie przebywające w tym czasie w mieszkaniu osoby aresztowano w nocy z 19 na 20 marca 1982 roku.

VIII. 5. Więzienie i prześladowanie Barbary Sadowskiej w dokumentach z archiwum IPN

Okoliczności zatrzymania Barbary Sadowskiej zostały opisane w notatce z przesłuchania świadka, funkcjonariusza MO Tadeusza Maciszewskiego: „Pełniąc nocną służbę został wezwany przez operatora KDMO Śródmieście na ul. Hibnera 13 m. 94, gdzie w lokalu tym odbywała się głośna zabawa. Gdy funkcjonariusze weszli do mieszkania usłyszeli okrzyk „Niech żyje Solidarność”. Wszyscy przebywający w mieszkaniu byli nietrzeźwi. Na stoliku w pokoju leżały

357 Władysław Rodowicz…. s. 181. 358 Ibidem, s. 135. 226 wydawnictwa Solidarności. W regale na książki znaleziono biuletyny z dnia 16 III 82 r. Wszystkie osoby zostały zatrzymane i dowiezione do komendy. W mieszkaniu, na korytarzu oraz w radiowozie osoby zatrzymane śpiewały „Boże coś Polskę”. Pieśń tę zaintonowała B. Sadowska oraz Larysa Gamska”. W dniu 20 marca odbyło się przesłuchanie, kontynuowane dnia 21 marca. W notatce sporządzonej z tych przesłuchań odnotowano, że Sadowska „nie przyznaje się do popełnienia czyn jej zarzucanego. Zaprzecza przechowywanie w celu rozpowszechniania pism zawierających fałszywe wiadomości. Działa przy Prymasowskim Komitecie Opieki nad pozbawionymi wolności. W trakcie spotkania pito alkochol359. Poczuła się źle i poszła spać. Obudziła się gdy w domu była już milicja. Nie podpisała protokołu przeszukania mieszkania, gdyż była zmęczona i nie mogła odczytać co tam było napisane. Zaprzecza że znieważyła milicjantów. Przyznaje się do posiadania nielegalnych wydawnictw jak: „Tygodnik wojenny”, „Wiadomości” i „Prawda wolnych Polaków”. Pisma te znalazła i przechowywała z ciekawości”. W wyniku przeszukania mieszkania Barbary Sadowskiej Naczelnik Wydziału Śledczego Komensy Stołecznej MO w Warszawie sporządził szyfrogram do Naczelnika Wydziału Inspekcji Biura Śledczego MSW, stanowiący „meldunek o przejęciu postępowania” na podstawie art. 48 ust.3 Dekretu z dn. 12.12.1981 r. o stanie wojennym nr katalogu W przez Wydział Śledczy. W punkcie 6 szyfrogramu znalazł się następujący zapis: „W dniu 20 marca 1982 r. funkcjonariusze KDMO Warszawa Śródmieście w mieszkaniu przy ul. Hibnera 13 m. 94 zajmowanym przez Barbarę Sadowską zakwestionowali drukowane pisma zawierające nieprawdziwe wiadomości na temat aktualnej sytuacji w Polsce mogące wywołać niepokój publiczny lub rozruchy. Okoliczność ta prowadzi do uzasadnionego podejrzenia zaistnienia przestępstwa polegającego na rozpowszechnianiu fałszywych wiadomości, mogących wyrządzić poważną szkodę interesom PRL”. Zarzuty były poważne; Barbara trafiła do więzienia. Dokumentację więzienną rozpoczyna kwestionariusz o numerze ewidencyjnym 102/82 sporządzony w Areszcie Śledczym przy ulicy Rakowieckiej 37, w budynku więzienia, w którym w latach stalinowskiego terroru dokonywano mordów sądowych i zabito, między innymi, Rotmistrza Witolda Pileckiego i Generała Fieldorfa „Nila”.

359 Tu – jak we wszystkich cytowanych dokumentach – zachowano pisownię oryginału. 227

W kwestionariuszu wpisano dokładne daty wydarzeń: przybycia Sadowskiej, 26.3.82, oraz jej zwolnienia, 4.04.82. W „Książce zdrowia skazanego (tymczasowo aresztowanego)” podano szczegółowe dane dotyczące wagi (51.100) i wzrostu (161 cm) Barbary, zapisano, że miała niebieskie oczy, i że nie posiadała dowodu osobistego, który „utraciła”. Jako „obrońca podejrzanej” został wpisany do akt adwokat Maciej Bednarkiewicz z Zespołu Adwokackiego nr 7. Podano też podstawę prawną aresztowania: „Na zas. art.213 w zw. z art. 218”. Z kolejnych dokumentów wynika, że wcześniej Sadowską więziono w Areszcie Śledczym Warszawa Wola przy ulicy Żytniej 36, w którym 25.03.82 wystawiono „Zezwolenie na podanie paczki: Ob. Przemyk Grzegorz Leopold, zam. Warszawa, Bagno 3 m. 237”.W dokumentacji aresztowania znalazło się też zaświadczenie od lekarza z Kliniki Neurologicznej A.M w Warszawie przy ulicy ul. Lindleya 4, w którym lekarz napisał, że „Barbara Sadowska . zam. w Warszawie, ul. Hibnera 13, m. 94 przebywała w Klinice Neurologicznej A.M. w W-wie w dn. Od 15.05 -5.06 1981 r. Chorą przyjęto z powodu niedowładu prawostronnego, który pojawił się w marcu 1981 r. Chora w 1960 r. przebyła zapalenie nerwu wzrokowego lewego oka [obecnie ma po tej stronie jedynie poczucie światła]. W 1972 r. z rozpoznaniem zapalenia pajęczynówki skrzyżow. nerwów wzrokowych została operowana w Klinice Neurochirurgicznej AM w Warszawie (operacja wewnątrzczaszkowa). W 1973 reoperowana w tej samej klinice. Wobec nasilenia się objawów w 1974 r. była operowana po raz trzeci (Sztokholmski Instytut Karoliński). W Klinice Neurochirurgii w 1981 r. stwierdzono ślepotę lewego oka (zanik nerwu wzrokowego lewego) z ograniczeniem pola widzenia po stronie prawej oraz niedowład prawych kończyn.”. Zaświadczenie podpisał doc. dr hab. B. Emeryk. Akta tymczasowo aresztowanego/ skazanego z Żytniej zawierają też ankietę, w której zamieszczono, między innymi, informację: „do niebezpiecznych nie zakwalifikowana”, i podano powód aresztowania: „III. Kwalifikacja prawna czynu i krótki opis przestępstwa: Przechowywała w celu rozpowszechniania drukowane pisma zawierające nieprawdziwe wiadomości o sytuacji w Polsce”. „Przestępstwo” to było ścigane z paragrafu 48 ust 3 dekretu z 12 XII 81[o stanie wojennym]. W dokumentacji zapisano także, iż „ w rodzinie nie notowano przypadków karalności sądowej ani administracyjnej. Dot. nie karana sądownie.”.

228

Dzięki kwestionariuszowi więziennemu można się dowiedzieć, że rozwód Barbara uzyskała w 1968 roku: „St. cyw. rozwiedziona (od 68), posiada jedno dziecko 17 lat (syn) zamieszkuje wspólnie z matką”. Podano w nim także informacje dotyczące jej statusu zawodowego i majątkowego oraz stanu zdrowia: „Wykształcenie: średnie plastyczne; Z zawodu plastyk, wykonuje zawód literata. Ostatnio zatrudniona nie była z uwagi na stan zdrowia (rencistka); wysokość renty 6000 złotych. Stan zdrowia niezadowalający; parokrotnie przechodziła trepanację czaszki (zabiegi chirurgiczne). W żadnych poradniach specjalistycznych leczona nie była. Alkoholu nie nadużywała.”. W pozycji „Przynależność zawodowa” podano związki, do których Sadowska należała: Związek Literatów Polskich – członek; ZAIKS; Pen Klub [sic!], NSZZ „Solidarność”. W teczce sprawy znajduje się meldunek milicjanta z Komisariatu XVII MO W- wa Śródmieście z dnia 14.04.1982; sporządził go sierż. sztabowy J. Kubicki, który zapisał: „W toku przeprowadzonego wywiadu o Sadowskiej – Przemyk Barbarze c. Czesława i Jadwigi z d. Belczyk ustaliłem co następuje: w.w. zamieszkuje pod wskazanym adresem sama. Jest rozwiedziona. Wykształcenie średnie, rencistka. Jest członkiem Zw. Lit. Polskich, majątku żadnego nie posiada. W miejscu zamieszkania opinię posiada negatywną z powodu sprowadzania do mieszkania elementu milicyjnie podejrzanego – wyłącznie mężczyzn. Bardzo często odbywają się bardzo głośne libacje alkoholowe, kończące się awanturami. Ostatni raz w m-cu kwietniu zostało zatrzymane w jej mieszkaniu liczne towarzystwo w porze nocnej z powodu zakłócania ciszy nocnej sąsiadom. Z tych też względów są liczne skargi na opiniowaną ze strony lokatorów. Przez tutejszą jednostkę MO notowana nie jest.” W dokumentacji Aresztu jest też „Karta ewidencji próśb, skarg i wniosków oraz korespondencji” zawierająca „nazwiska i adresy osób, z którymi tymczasowo aresztowany lub skazany chce korespondować”; umieszczono w niej następujące nazwiska: Syn Grzegorz Przemyk; Ciotka: Hanna Stankowska. Zapisano także „listy wysłane”; Barbara pisała do Grzesia, do Elżbiety i Jerzego Ficowskich i do Hanny Stankowskiej. Lektura teczek w IPN przypomina mozolne odkopywanie przeszłości. Jak archeolog, docieramy do coraz wcześniejszych warstw zdarzeń i faktów zarejestrowanych w archiwach. Dopiero kolejna teczka przynosi pełną informację o

229 okolicznościach i prawdziwym powodzie zatrzymaniu Sadowskiej. Dzięki dokładności zapisów „Raportu z zatrzymania osoby” wiadomo, że aresztowania dokonano w nocy: „W-wa dnia 20.03.82 godz. 2.30 / Barbara Sadowska […] m-ce pracy: tłumaczka języka francuskiego / W dniu 20.03.82 o godz. 2.30 zatrzymana w miejscu zamieszkania podejrzana o rozpowszechnianie notatek o treści antypaństwowej. / Zatrzymujący kpr Badura Tadeusz z XVII KDMO.”. W teczce Sadowskiej jest tych „Raportów z zatrzymania” kilka; wraz z Barbarą zatrzymano też inne osoby „podejrzane o rozpowszechnianie ulotek o treści antypaństwowej”, byli to: Zbigniew Wasilewski […], Paweł Kwiatkowski […] Grzegorz Przemyk, syn Leopolda i Barbary Sadowskiej, ur. 17.05.1964 w W-wie, zam. Bagno 3 m. 237, uczeń Liceum Ogólnokształcącego ul Elektoralna, podejrzany o rozpowszechnianie ulotek, Robert Lange […], Roguski Sławomir Wojciech […], Gamska Rarysa […] , Grzegorz Lange […] W notatce dotyczącej aresztowania Grzegorza Lange znajduje się zastanawiająca uwaga: „Rozmówca oświadczył, że do mieszkania Sadowskiej udał się na polecenie por. Łabędzia Wojciecha, Tel. 66 – 87 KSMO”. Czy jest to ślad wizyty „nieproszonego” gościa? Sadowska prowadziła dom otwarty, przyjść do niej mógł dosłownie każdy; trudno wykluczyć wizyty „z polecenia” – w celu inwigilowania poetki. Po zatrzymaniu prowadzono dalsze czynności, pracowicie dokumentowane; milicja sprawdziła adres zamieszkania Grzegorza, co poświadcza meldunek: „Wykonując czynności w sprawie KW 36 – 65182 udałem się wspólnie z insp. Markiem Kratiukiem do mieszkania nr 267 przy ul. Bagno 3. Ustaliłem, że Grzegorz Przemyk zameldowany w tym mieszkaniu nie mieszka tam, lecz mieszkanie to odnajmuje, natomiast sam mieszka z matką Barbarą Sadowską przy u. Hibnera 13 m. 94.”. W Aktach Śledztwa PgS1 II 132/82 przeciwko Barbarze Sadowskiej podejrzanej z art. 48 ust.3 dekretu z dnia 12.12.1981 r. o stanie wojennym (Dz. U. nr 29 poz. 154) znajdują się również dokumenty świadczące o aktywnych działaniach podejmowanych przez jej obrońcę, takie jak „Wniosek adwokata Macieja Bednarkiewicza do Prokuratury Warszawskiego Okręgu Wojskowego”: „Pobyt w areszcie jest dla podejrzanej katastrofalny w skutkach tak z uwagi na jej stan neurologiczny jak i z uwagi na jej stan fizyczny (usunięcie dużej części pokrywy czaszki uzupełnionej płytką plastikową) oraz kalectwo przejawiające się w ślepocie

230 lewego oka. Nie trudno sobie wyobrazić, jakiego rodzaju cierpienia i dolegliwości musi znosić osoba o takich schorzeniach w warunkach więziennych, pozbawiona lekarstw, opieki lekarskiej, narażona na stresy i niezwykle ciężkie przeżycia psychiczne. Powołując się na zasady wyrażone w przepisie art. 218 pkt 2 kpk podnoszę nadto, że na wolności podejrzana pozostawiła syna, który jest uczniem […]”. Na wniosek adwokata wydano „postanowienie o uchyleniu aresztu tymczasowego”; podpisał je Wiceprokurator Prokuratury Warszawskiego Okręgu Wojskowego ppłk mgr Jacek Kublik. W areszcie pozostały natomiast rzeczy zabrane z mieszkania Barbary. „Spis przedmiotów zakwestionowanych w wyniku przeszukania w mieszkaniu Barbary Sadowskiej”, zamienia się w kolejnych dokumentach w „Wykaz dowodów rzeczowych”, wśród których znalazły się między innymi: 1) Masz. do pisania marki Hermes nr 9024796 2) Broszury, pisma „Solidarności”, odbitki, maszynopisy, wyszczególnione w protokóle przeszukania z dnia 20.III. 82 r. 3) „STUPOR”360. Podano także miejsce przechowywania tych „dowodów”: magazyn KSMO. Z akt dowiadujemy się także, że dowodów rzeczowych poszukiwano również w mieszkaniach gości Sadowskiej, zatrzymanych wraz z nią w jej mieszkaniu przy ulicy Hibnera (obecnie ul. Zgoda). Dla każdej z zatrzymanych osób sporządzono szczegółowy wykaz zakwestionowanych rzeczy. Na przykładzie dokumentacji Pawła Kwiatkowskiego można wnioskować, że przeprowadzono bardzo staranne rewizje, być może z „odkryciem” przedmiotów wcześniej podrzuconych przez SB. W „Wykazie dowodów rzeczowych zakwestionowanych podczas czynności opisanych i w protokóle przeszukania pomieszczenia mieszkalnego Pawła Kwiatkowskiego” znajdują się, m. in., takie przedmioty jak: ulotki „Wiadomości”; „Polski kształt dialogu”; Zszywki szt. 27 pudełek marki „Rapid Isabag” made in Sweden; Hełm polski; Magazynki do pepeszy; Bagnet.”. Sprawa przeciwko Barbarze, wszczęta w marcu 1982 roku, została zamknięta umorzeniem dopiero po trzech miesiącach, o czym świadczy „Meldunek o zakończeniu postępowania/ data zakończenia 21.06.1982; Sposób zakończenia: 2) umorzono”, z konkluzją:

360 Wydany w podziemiu tomik wierszy Barbary Sadowskiej. 231

„Na podstawie zebranego materiału dowodowego w postępowaniu przygotowawczym Wojskowa Prokuratura Garnizonowa postanowiła umorzyć śledztwo przeciwko Barbarze Sadowskiej w dniu 21. 06. 1982 z powodu braku dowodów winy”. Suchemu meldunkowi towarzyszy zarchiwizowane „Postanowienie o umorzeniu śledztwa”: „Warszawa, dnia 19 czerwca 1982 r. W dn. 20 marca 1982 r. w godzinach nocnych do mieszkania Barbary Sadowskiej w Warszawie przy ul. Hibnera 13 m. 94 przybyli funkcjonariusze XVII Komisariatu MO Komendy Dzielnicowej Warszawa Śródmieście w zw. z tym, że znajdujące się w tym lokalu osoby zachowywały się głośno zakłócając ciszę nocną. W trakcie pobytu w tym mieszkaniu funkcjonariusze ci a mianowicie Jerzy Maciszewski, Tadeusz Badura i Paweł Łuczak stwierdzili, że znajdują się tam nielegalnie wydawane ulotki. W czasie przeprowadzonych następnie przeszukań ujawniono w mieszkaniu tym różnego rodzaju pisma zatytułowane „Tygodnik Wojenny”, „Wiadomości”, „Prawda wolnych Polaków”, „Sumienie” i inne. Pisma te zawierają wiele nieprawdziwych informacji o aktualnej sytuacji w Polsce. Przesłuchana w charakterze podejrzanej Barbara Sadowska nie przyznała się do popełnienia zarzucanego jej czynu i wyjaśniła, że w posiadanie zakwestionowanych ulotek wchodziła w różny sposób, a mianowicie otrzymywała je od nieznajomych osób, bądź znajdowała je na ulicach czy też innych miejscach publicznych. Nie miała jednak zamiaru rozpowszechniać tych pism”. Dokument podpisał Prokurator Wojskowy Prokuratury Garnizonowej w Warszawie por. Tadeusz Piwowarski Po zwolnieniu Sadowska starała się odzyskać zabrane z mieszkania rzeczy. W napisanym jej ręką pokwitowaniu zaznaczyła, że nie wszystko jej oddano: „Brak korespondencji (listów) Gerarda Bayo361 do mnie oraz dużej torby, w którą zapakowano zakwestionowane rzeczy. B. Sadowska” Lektura dokumentu „Odbiór z depozytu; pokwitowanie z dnia 7.03.1983” pokazuje, jakie przedmioty zabrane z mieszkania Sadowskiej mogły zagrozić ustrojowi PRL: maszyna do pisania Hermes, dwie książeczki z wierszami autorstwa Barbary Sadowskiej, książka Józefa Tischnera pt. „Polski kształt dialogu”, broszura pt. „Przestańcie nas stale przepraszać”, tomik: Grzegorz Przemyk „Oko”, karta papieru

361 Gerard Bayo – francuski poeta, przyjaciel Sadowskiej i Solidarności. To jemu Barbara dedykowała wiersz, którego fragment: Piszesz? Nie, to historia pisze wyryto na płycie jej grobu, obok fragmentu wietsza Gzregorza Przemyka. 232 zaczynająca się od słów „Kochani obrońcy”, Kronika obozu koncentracyjnego NEVENGAMME362 1938 – 1945, odpis aktu urodzenia, list pisany na maszynie do pisania, dwa egz. wierszy B. Sadowskiej, maszynopis: jedna kartka „Sen do druku”. Powyższy spis jest dowodem świadczącym, że poetkę poddawano szykanom, że próbowano znaleźć jakiekolwiek uzasadnienie represji. Barbara zwróciła się z pisemnym wnioskiem skierowanym do Komendy Stołecznej MO „o zwrot przedmiotów” 20.02.83 roku, ponad pół roku po zwolnieniu jej z więzienia. Dodajmy, że był to czas najbardziej aktywnej działalności Sadowskiej w Komitecie Prymasowskim. Ponad dwa miesiące później Barbara została dotkliwie pobita przez grupę tajniaków przeprowadzających atak na siedzibę zakonu sióstr franciszkanek przy ulicy Piwnej, w której mieścił się Komitet Prymasowski, a kilka dni później jej syn Grzegorz został śmiertelnie pobity w komisariacie policji przy ulicy Jezuickiej. Służba Bezpieczeństwa pilnie obserwowała działalność Komitetu Prymasowskiego i osób z nim związanych. W aktach Barbary nie ma informacji o jej działalności w Komitecie Prymasowskim, natomiast w teczce z inwigilacji Mai Komorowskiej znajdują się interesujące „informacje operacyjne” tajnych współpracowników opisujących sposób działania wolontariuszy w kościele świętego Marcina. Tajny współpracownik „Kulesza” w donosie z 5 kwietnia 1982 r. pisał o Mai Komorowskiej: „ na dyżurach w siedzibie komitetu na ul. Piwnej wysłuchuje cierpliwie różnych skłopotanych nudziarzy, spisuje dane do interwencji, podejmuje następnie starania u władz o zwolnienie osób chorych lub innych, których sytuacja losowa jest ciężka”.”363 W kolejnych donosach „Kulesza” opisywał „Stosunek kościoła do internowanych i pomocy internowanym”, oraz „Sytuację w tzw. Komitecie prymasowskim na ul. Piwnej w Warszawie”. W notatce z 28 kwietnia 1982 r. „Kulesza”, który najwyraźniej bywał u świętego Marcina dość często, pisał o sposobach działania, o odwiedzinach w obozach internowania, o planowanych wyjazdach, o tym, kto i dokąd się wybierał, usiłował też analizować strukturę Komitetu oraz przedstawiał panujące w nim wewnętrzne stosunki i hierarchie:

362 Chodzi oczywiście o obóz w Neuengamme; w cytowanych dokumentach konsekwentnie zachowano pisownie oryginału. 363 Akta sprawy operacyjnego rozpracowania „Westalka”, sygn. IPN IPN 0258/279.

233

„Przy swoistej mafijnej anonimowości i pozornej demokracji wyraźnie zaznaczyła się grupa kierownicza. Szefem jest ks. Dębowski, działający z jednej strony przez swego szwagra Rodowicza […] z drugiej strony przez Marka Komorowskiego[…] Drugi garnitur – wykonawczy – stanowią kobiety, a więc Maja Komorowska, energiczna i ustosunkowana, ale bardzo łatwa w manipulowaniu, jeśli się argumentuje „szlachetnymi” słowami, następnie Anna Szaniawska oraz Anna Fedorowicz, żona Jacka Fedorowicza.[..] W drugim garniturze jest też P. Burchard. W trzecim garniturze są m. innymi Wanda Wojnicz, pani Piątkowska, Stanisław Czartoryski i wiele innych osób. Prócz tego jeszcze ze 20 różnych poczciwych popychadeł.”. Barbara Sadowska znalazła się więc – w opinii cytowanego donosiciela – w gronie „popychadeł”. A jednak już wtedy, rok przed fizycznym atakiem na Komitet i pobiciem jej oraz innych osób, w tym sióstr zakonnych, przez grupę napastników („nieznanych sprawców”), i przed okrutnym mordem na Grzegorzu, SB wiedziała o jej działalności. Aresztowanie pod zarzutem kolportażu ulotek, spowodowane – niekonsekwentnie – rzekomym donosem sąsiadów z powodów obyczajowych (zakłócane ciszy nocnej) - było zemstą za opozycyjną działalność. Po zwolnieniu z więzienia dzięki interwencji adwokata, Macieja Bednarkiewicza, Barbara Sadowska podlegała dalszym szykanom, szantażowano ją w zawoalowany sposób: „Pani ma przecież syna…”. Barbara nie dała się złamać, działała nadal.

VIII. 6. Napaść na klasztor franciszkanek. Fizyczne obrażenia Barbary Sadowskiej

Prawdziwym powodem aresztowania i uwięzienia Barbary Sadowskiej na Rakowieckiej była jej działalność. Wszyscy niemal wolontariusze z Piwnej byli poddawani represjom różnego rodzaju i zastraszani. Działalność Komitetu Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom była solą w oku dla Służby Bezpieczeństwa, gdyż została zorganizowana pod opieką i na terenie Kościoła; dzięki temu była poza zasięgiem władz, które z początku obawiały się zaatakować Komitet bezpośrednio, ale poddawały go stałej inwigilacji. Władysław Rodowicz pisał: „Sporo współpracowników było wzywanych na przesłuchania. Najczęściej jednak wypytywano o Komitet osobę zatrzymaną z innych powodów niż praca w Komitecie. Znalezione przy okazji zaświadczenie było powodem pytań o naszą pracę.

234

Przesłuchiwani odsyłali wówczas pytających do Przewodniczącego Komitetu ks. Biskupa Miziołka i księży, członków tego komitetu. „My świeccy jesteśmy tylko współpracownikami i nie znamy pracy w całości, nie jesteśmy upoważnieni do udzielania informacji, na Miodowej364 można się wszystkiego dowiedzieć” – mówiono zazwyczaj. Tak zdecydowana odpowiedź przeważnie ucinała pytania.” 365 Służba Bezpieczeństwa nie odważyła się zwracać z pytaniami o działalność Komitetu do biskupa i do księży, ale zacieśniała krąg przemocy wokół klasztoru i kościoła przy ulicy Piwnej; później posunęła się aż do zbrodni. Zamordowani ksiądz Jerzy Popiełuszko i ksiądz Sylwester Zych współpracowali z Komitetem; ksiądz Zych był też wcześniej jego podopiecznym. 1 i 3 maja 1983 roku doszło do pierwszych bezpośrednich ataków na osoby związane z Komitetem. Milicja i tajniacy zorganizowali pokaz brutalnej siły, być może testując w ten sposób reakcję Episkopatu, który wraz ze społeczeństwem przygotowywał się do planowanej na czerwiec pielgrzymki Jana Pawła II, który niemal dokładnie rok wcześniej, 13 maja 1982 roku, cudem uniknął śmierci z rąk zamachowca. Dzięki Helenie Komorowskiej i jej spisanej kilka dni później, 9 maja 1983 roku, relacji, można poznać skalę akcji kierowanej przeciwko bezbronnemu społeczeństwu. „[… stało się coś koszmarnego, co trzyma w przerażeniu. […] Stare Miasto było otoczone milicją i tajniakami. Od wczesnego ranka zjeżdżały się autokary z młodymi „wycieczkowiczami”, którzy w grupach rozsypywali się po wąskich uliczkach. Autokary stały na Placu Krasińskich i na Podwalu […] Szli jezdnią i pozdrawiali się z mijanymi kolegami na służbie. Ubrani w skórzane kurteczki, w battle-dressy, dżinsy, kolorowe koszule. […] Ci młodzi ludzie budzili lęk. Zaczęło się po jedenastej. W kościele była odprawiana msza święta. Na oczach celebrującego ją księdza i w obecności ludzi wypełniających kościół zaatakowano gazem łzawiącym naszych trzech porządkowych, którzy stali w przedsionku. Schwytano ich i uprowadzono na Piwną w kierunku Placu Zamkowego. Jedna z sióstr biegła za nimi aż do milicyjnego wozu. Czwarty z porządkowych […] oślepiony, rzucił się na czworakach w głąb kościoła i w ten sposób wyrwał się napastnikom.”366 3 maja, kiedy ludzie gromadzili się w warszawskiej katedrze i kościołach Starego miasta, żeby uczcić rocznicę Konstytucji 3 Maja, doszło do fizycznego ataku na

364 Czyli w siedzibie Prymasa Polski.

365 Władysław Rodowicz, op. cit. (s. 233). 366 Helena Komorowska: Musisz wiedzieć. Listy z Polski 1981 – 1986 Rzym 1989, s. 160. 235 siedzibę Komitetu, na Siostry Franciszkanki i na wolontariuszy przez zorganizowaną grupę tak zwanych „nieznanych sprawców”, którzy olbrzymim kamieniem wybili drzwi klasztoru od strony ogrodu, zniszczyli magazyn apteczny, pobili kilka osób, w tym siostry zakonne, oraz porwali i wywieźli w nieznanym kierunku czterech młodych wolontariuszy, których w nocy wyrzucono pojedynczo z samochodu kilkadziesiąt kilometrów od Warszawy. Atak bojówki SB na klasztor zapisał się w pamięci socjologa Mikołaja Wolskiego jako najbardziej dramatyczne wspomnienie: „nikomu na myśl nie przyszło, ze „strażnicy porządku” mogą zapędzić się na teren klasztoru […]Pierwsza na drodze bojówki była nasza „apteka”. Niszcząc i rozwalając kartony z lekami, szturmowali dalej, wyraźnie koncentrując się na ściganiu młodych mężczyzn. To w czasie „walki o aptekę” zranili w rękę – starającą się ich powstrzymać Basię Sadowską. Złamawszy opór apteki ruszyli dalej.”367 Wstrząsający obraz tamtego ataku przedstawiła w swoim liście do syna Helena Komorowska: „Trzeciego maja też mieliśmy pracę, normalnie, jak w zwykły dzień dyżuru. […] Słychać było ich ciężkie kroki na bruku i niemal oddechy, gdy tak stałam za furtą. […] I nagle usłyszałam straszny łomot, tumult, krzyki. […] Usłyszałam kobiecy krzyk: „Wdarli się do klasztoru!” […]Jeden trzymał (za sweter czy kurtkę na plecach) leżącego twarzą do ziemi człowieka i kopał go. Drugi tez kopał – w głowę, szyję, piersi – z całych sił. Jego ciało zwisało bezwładnie. […] Pod stopami zgrzytało szkło. Na ziemi walały się szczątki połamanych krzeseł […] Zdruzgotana płyta wyleciała, a oni wskakiwali do apteki. Jedni rozbijali pudła z lekami, drudzy bili lekarzy, Wojtka, Łukasza, Basię krzesłami i stołkami, łamiąc je na ich grzbietach. […] Siostra Rafaela broniła chłopców, ale odpychano ją bez pardonu. Jedna z sióstr, drobna starsza osoba, przykryła swoim ciałem leżącego na ziemi Włodka i krzyczała: „Nie bijcie!”. […] Na oczach szpalerów zomowców i milicji ustawionej w poprzek Piekarskiej cywile wprowadzili porwanych do stojącego na Podwalu stara (bez numerów rejestracyjnych). Jazda była przerażająca. Bili ich. Stanęli przy Wytwórni Papierów Wartościowych koło Zakroczymskiej. Potem grozili im, że wiozą ich na rozwałkę., że „dół już wykopany”. Mówili, że pobici napadli na kościół. Zabrali im dowody osobiste. […] Pobici, ograbieni z okularów, odzienia wierzchniego, dokumentów, pieniędzy, byli kolejno wyrzucani w deszczu i ciemnościach na szosie między Kazuniem i Julinkiem. To

367 Mikołaj Wolski – socjolog. W: Komitet na Piwnej…, s. 241 236 kierunek na Gdańsk. Wojtek ma złamany nos, ruszają mu się zęby, jeden jest złamany, potłuczenia, siniaki, obrzęki twarzy, krwawe wylewy. Po tym, co widziałam, dziw, że tylko tyle i że nie ma zmiażdżonej twarzy, poharatanej głowy. Łukasz Kądziela ma guzy na głowie, krwiaki na twarzy, obrzęki stawu barkowego, krwiaki na całym ciele, Jacek także poobcierany do krwi, posiniaczony, Włodek Żarnecki leży w szpitalu – wstrząs mózgu, podejrzenie krwiaka podczaszkowego i odbicia nerek, bo krwiomocz. Ligia ma w lewej kostce i dłoni krwiaki, potłuczone żebra, starte kolana, brodę i nadgarstki, ale nic nie połamane. Basia Sadowska chodzi z ręką na temblaku, jest cała potłuczona i najgorzej z łokciem i palcem, ramię w krwiakach”.368 W czasie napadu esbeckiej bojówki na siedzibę Komitetu Prymasowskiego Barbara po raz pierwszy została bezpośredni zaatakowana i zraniona. Nie zaprzestała jednak działalności. Nie bała się, chociaż próbowano ją zastraszyć, szantażowano. Według relacji Hanny Ossowskiej, w czasie jednego z przesłuchań dano jej do zrozumienia, że coś może się stać Grzegorzowi. Jeden z przesłuchujących milicjantów powiedział jej: „Wiemy, ze ma pani syna”. Barbara bardzo się bała, żeby Grzegorz nie trafił od razu po maturze do wojska, obawiała się, że mogą tam sfingować jakiś „wypadek” na poligonie, dlatego błagała syna, żeby się uczył i koniecznie dostał się na studia. Nie tylko Barbara żyła w poczuciu zagrożenia bezpieczeństwa. Po napadzie na klasztor i uprowadzeniu czterech młodych wolontariuszy Komitetu stało się już jasne, że władza nie cofnie się przed niczym. Helena Komorowska w liście do syna podkreśliła, że od 25 lat (czyli od najścia SB 21 lipca 1958 roku na Instytut Prymasowski Ślubów Narodu na Jasnej Górze, powołany przez, kardynała Stefana Wyszyńskiego), nie było już takich napadów na obiekty sakralne, jakie w czasach stalinowskiego terroru zdarzały się dość często. Ze zgrozą pisała: „Żyjemy teraz w przerażeniu, przygotowani na wszystko najgorsze. Kto następny? Kto wpadnie do piwnicy, do jakiegoś dołu, lub zniknie w tajemniczy sposób i odnajdą go dopiero po jakimś czasie nieżywego lub konającego? Spore „zainteresowani” towarzyszy Komitetowi: wzywają ludzi spoza Komitetu na rozmowy, na przesłuchania, pytają o Komitet, proponują współprace i korzyści materialne w zamian za informacje o pracy na Piwnej. Mnożą się pobicia przez nieznanych sprawców. To może i nas dotknąć teraz.”.369

368 Helena Komorowska, op. cit., s. 164 – 165. 369 Helena Komorowska, op. cit., s. 166 237

Jak bardzo te lęki były uzasadnione, pokazała tragedia, która wydarzyła się kilka dni po napisaniu tych niemal proroczych słów.

238

Rozdział IX. Śmierć Grzegorza Przemyka, syna Barbary Sadowskiej

IX. 1. Spełniona groźba?

12 maja 1983 roku, po zdaniu pisemnego egzaminu dojrzałości, Grzegorz Przemyk znalazł się z przyjaciółmi na Placu Zamkowym. Do grupy roześmianych maturzystów podjechał milicyjny radiowóz. Milicjanci zażądali, by Grzegorz pokazał dowód osobisty. Odpowiedział, że nie ma już obowiązku noszenia ze sobą dowodu, gdyż stan wojenny się już skończył. Opierającego się chłopca wrzucono do nyski, do której wskoczył za nim jeden z przyjaciół, i zawieziono na komisariat przy ulicy Jezuickiej, znajdujący się bardzo blisko, za katedrą świętego Jana. W komisariacie Grzegorz został pobity. Przyjaciel, świadek zbrodni, zapamiętał wydany przez zwierzchnika rozkaz: „Tylko bić tak, żeby nie było śladów”.370 W aktach Barbary Sadowskiej przechowywanych w IPN trudno odnaleźć jednoznaczny dowód, że zamordowanie Grzegorza Przemyka było zaplanowane na zimno i przed akcją. Pewne jest, że milicjanci z komisariatu na Jezuickiej wiedzieli, czyim synem jest Grzegorz, oraz to, że SB groziła wcześniej Sadowskiej, że coś może się stać jej synowi. Grzegorz uczył się do matury, chciał koniecznie dostać się na studia, żeby uniknąć wojska, którego obawiali się i matka, i syn. To w wojsku mógł mu się przecież zdarzyć „nieszczęśliwy wypadek”. Wspomnienie o bezpośrednich groźbach SB kierowanych pod adresem Sadowskiej, a dotyczących jej syna, i o jej obawach dotyczących grożącej Grzegorzowi w przypadku niedostania się na studia służby wojskowej, w czasie której mogli go celowo zabić na poligonie, pojawia się w relacjach wielu znajomych i przyjaciół Sadowskiej z tamtego czasu. Dokumenty z tak zwanej „Sprawy Przemyka” pozostały dla autorki niniejszego opracowania niedostępne; na kilkakrotnie składany wniosek była jedna odpowiedź: „akta znajdują się w opracowaniu służbowym”. Ciężko pobity Grzegorz trafił do szpitala na Solcu. Lekarze starali się uratować mu życie – zdecydowali się na operację. Po otwarciu jamy brzusznej zobaczyli krwawą

370 Cytat na podstawie relacji spisanych przez Wojciecha Tochmana i Stanisława Jachowicza, który rozmawiał z Cezarym Filozofem, ukrywającym się później długo przed milicją świadkiem pobicia Grzegorza Przemyka w komisariacie MO na ulicy Jezuickiej. 239 miazgę – narządy wewnętrzne były porozrywane i zniszczone tak, że nic nie mogli już zrobić. Grzegorz Przemyk zmarł 14 maja 1983 roku. W liście z 21 maja 1983 roku Komorowska umieściła zapis tragedii, która przecięła życie i poezję Barbary Sadowskiej na dwie niemożliwe do złożenia części, spełniając mroczne zapowiedzi z jej profetycznych wierszy: „Janku, stało się. Grześ Przemyk, syn Basi Sadowskiej, koleżanki z Komitetu i Związku Literatów, został zatrzymany dwunastego przez milicjantów z Jezuickiej i śmiertelnie pobity. Walczył ze śmiercią do soboty czternastego.. Umarł po operacji w szpitalu na Solcu. Lekarze wychodząc z sali operacyjnej płakali – tak był skatowany. Pogrzeb odbył się 19 – ze św. Stanisława Kostki u nas na Żoliborzu, bo Basia zaprzyjaźniona z księdzem Popiełuszko i tu są msze za Ojczyznę. Synku, on miał osiemnaście lat, jedyne Basi dziecko, właśnie zdał pisemne egzaminy maturalne i cieszył się, ze poszły mu dobrze. Gdy przywieziony od Komitetu wieniec ustawiliśmy ze Stasiem Czartoryskim przed trumną, przymocowałam wstążkami na wieku przy głowie wielką wiązankę z różowych róż od Basi (taką jak kiedyś dla Jurka Krzysztonia). Musiałam objąć trumnę ramionami, żeby owiązać ją wstążką. Nie ma na to słów, synku. Myślałam, że zacznę wyć i złorzeczyć zbrodniarzom z rozpaczy nad tym umęczonym dzieckiem, które leżało tam oddzielone od nas tylko cienką deską.”.371 Jeden ze wspomnianych w liście lekarzy, pracujący wtedy w śródmiejskim szpitalu przy ulicy Solec, zapisał w swoim wspomnieniu: „Najbardziej tragicznym momentem naszej pracy na Piwnej było zamordowanie przez funkcjonariuszy MO Grzegorza Przemyka, syna pani Barbary Sadowskiej, poetki pracującej również w Komitecie Prymasowskim. 13 maja 1983 roku syn jej został przywieziony do nas do szpitala, w bardzo ciężkim stanie, pobity poprzedniego dnia przez milicjantów w komisariacie na Jezuickiej. Mieliśmy akurat tego dnia dyżur z Filipem. Nigdy nie zapomnę rozmowy z matką Grzesia, której w środku nocy, po zabiegu operacyjnym, musieliśmy powiedzieć, że jej 18-letni syn nie ma najmniejszych szans na przeżycie, tak potworne są obrażenia, których doznał od stróżów porządku.”.372

371 Helena Komorowska, op. cit., s. 167. 372 Wspomina Marek Bagniewski. W: Władysław Rodowicz: Komitet na Piwnej….., s. 185. 240

Helena Komorowska w liście do syna zwracała uwagę przede wszystkim na tragedię matki Grzesia, podkreślając jej niezwykły spokój i kryjącą się za nim głuchą rozpacz: „On już jest wyzwolony z nieludzkich cierpień. Ale Ona! Jej nic nie może pomóc. Lidka Grabowska, jej przyjaciółka – lekarka, z przerażeniem mówi o straszliwym kamiennym spokoju matki. […] Basia ciągle rozmawia ze swoim dzieckiem. Pali razem z Nim papierosy w Jego pokoju. Jest z Nim cały czas. Czy to ich zemsta za Jej odwagę, za Jej dobroć dla skrzywdzonych, za pomoc potrzebującym?”.373

IX. 2. Zdarzenie jednoczące

Śmierć skatowanego przez milicjantów syna Barbary Sadowskiej w maju 1983 roku weszła do historii walki Polaków o wolność i godność zniewolonego narodu. Zdarzenia jednoczące to znaki, które budzą „zwykłych” ludzi do działania, budują poczucie wspólnoty w czasie bolesnym. Takim znakiem stała się śmierć Grzegorza, później Księdza Jerzego. Kolejne śmierci ofiar stanu wojennego otwierały oczy na zbrodnie i potworność systemu, w jakim przyszło narodowi żyć, sprawiały, że ludzie zaczynali coraz silniej pragnąć odnowy oblicza „tej ziemi”. Śmierć Grzegorza Przemyka stała się zdarzeniem jednoczącym, symbolem męczeństwa młodych, chociaż była jedną z wielu śmierci młodych ludzi tamtego czasu, tak jak śmierć księdza Jerzego stała się znakiem męczeństwa księży. Znakiem, którego odczytanie jest wielkim zadaniem – nie tylko dla Kościoła. „Gdy wśród wielu podobnych faktów jeden staje się symbolem, decydują o tym przeważnie elementy drugorzędne. Tu odegrało rolę to, że tragedia dotknęła Warszawę374, a w niej człowieka, który był związany, choćby pośrednio, z Kościołem i ruchem intelektualnym, a w szczególności ze środowiskiem literackim.”375. Historyczne i polityczne znaczenie śmierci Grzegorza Przemyka zrozumiał od razu Kevin Ruane, pracujący w tamtych latach w Polsce korespondent BBC, który swoją opublikowaną w 2002 roku książkę To Kill a Polish Priest (Racja stanu: zabić księdza) o męczeństwie późniejszego błogosławionego Jerzego Popiełuszki rozpoczął rozdziałem: „Śmierć ucznia”, w którym pisał:

373 Helena Komorowska, op. cit., s. 168. 374 Argument nie do końca trafny; Emil Barchański też był licealistą z Warszawy. 375 Sprawa Grzegorza Przemyka,Przedświt, Warszawa 1988, s. 47. (Przedruk z 70 numeru Zeszytów Historycznych, Instytut Literacki, Paryż 1984. 241

„W czwartek 19 maja 1983 roku dziesiątki tysięcy ludzi zgromadziły się w Warszawie na pogrzebie osiemnastoletniego ucznia, którego nazwisko zaledwie kilka tygodni wcześniej dla większości z nich nic nie znaczyło. A mimo to tego dnia pochowany został na najpiękniejszym cmentarzu miasta z ceremoniałem zastrzeżonym dla bohaterów narodowych. Biskup, w asyście ponad dwudziestu księży, celebrował Mszę żałobną przy głównym ołtarzu kościoła parafialnego św. Stanisława Kostki na Żoliborzu. Kiedy wynoszono trumnę z kościoła, rozdzwoniły się dzwony. Idąca za nią matka zmarłego, podtrzymywana przez młodego księdza, ujrzała tłumy ludzi, którzy rzucali kwiaty na trasę konduktu, a wysoko nad głowami wyciągali ręce z palcami ułożonymi w znak zwycięstwa. Przez większą część długiej drogi wiodącej na oddalone o kilka kilometrów Powązki trumnę, ozdobioną jedynie symbolem zdelegalizowanej „Solidarności”, nieśli szkolni koledzy zmarłego. Wszystko to odbywało się, w odpowiedzi na apel od ołtarza, w całkowitej ciszy. Dziennikarze […] widzieli za sobą szeroką drogę prowadzącą do bram cmentarza, wypełnioną od krańca do krańca rzeszą ludzi posuwającą się naprzód powoli jak fala, ale bezgłośnie. Przy grobie biskup Władysław Miziołek mówił o zbrodni Kaina przeciw Ablowi i modlił się, aby już nigdy więcej nie została przelana bratnia krew. Kiedy opuszczano trumnę, tłum śpiewał hymn narodowy”376.

Dziennikarz brytyjski pisze też o reakcji Zachodu na zamordowanie maturzysty: „Wszelkie wątpliwości – a w Londynie było ich sporo – co do zasadności przypisywania znaczenia politycznego informacji o tragicznej śmierci nieznanego warszawskiego nastolatka rozwiały się dzięki pogrzebowi, największemu, jakiego świadkiem była Warszawa od pogrzebu kardynała Wyszyńskiego dwa lata wcześniej, oraz pośpiechowi, z jakim rząd ogłosił wszczęcie oficjalnego śledztwa w sprawie tej śmierci. Jednakże po wizycie w niewielkim mieszkaniu, które chłopiec dzielił z matką, dwoma brązowymi kotami i pieskiem, i obejrzeniu zarzuconego książkami biurka i wiszącego nad nim na tablicy ściennej ciekawego zbioru fotografii (Maharishi, św. Teresa z Lisieux i pokazujący język Albert Einstein) można by ło powiedzieć tylko tyle – śmierć Grzegorza Przemyka była ważna dlatego, że stał się on po prostu następną niewinną ofiarą systemu represji wprowadzonego przez generała Wojciecha

376 Kevin Ruane: Racja stanu: zabić księdza. Przełożyła Danuta Chylińska. Kraków 2008, Wydawnictwo Znak, s. 11 – 13.

242

Jaruzelskiego wraz z ogłoszeniem stanu wojennego w grudniu 1981 roku. […] Sprawa Grzegorza Przemyka, pod pewnymi względami podobna do innych, wyróżniała się jedną zasadniczą cechą: jego ciała nie znaleziono na ulicy. Matka odnalazła go żywego w szpitalu i kiedy zabrała go do domu, opowiedział jej, co się wydarzyło. […] A gdy umarł, dopilnowała, by miasto poznało prawdę. Wieść o śmierci Grzegorza Przemyka dotarła do całego społeczeństwa i całego świata nie za pośrednictwem polskich mediów, lecz z zagranicy. […] władze jakby z premedytacją wybrały maj 1983 roku, by zademonstrować swoją nikczemność w działaniach zmierzających do powstrzymania solidarnościowego ruchu oporu […] By rok 1983 i imperium sowieckie nie zdradzało jeszcze żadnych oznak zbliżającego się upadku. […] Polacy nie pozwolili się zastraszyć i wierzyli w to, w co skłonni byli uwierzyć tylko nieliczni luzie na Zachodzie […], ze „Solidarność” zwycięży. Wśród osób, które w to wierzyły, był młody ksiądz. To on zorganizował pogrzeb Grzegorza Przemyka i to jego głos słyszałem od ołtarza w kościele św. Stanisława, gdy prosił, by kondukt przeszedł ulicami Warszawy na cmentarz Powązkowski w całkowitej ciszy. Nazywał się Jerzy Popiełuszko.”.377 Korespondent prasy francuskiej, Bernard Margueritte, pisał 20 maja o „głęboko wzruszających uroczystościach pogrzebowych młodego licealisty, dziewiętnastoletniego Grzegorza Przemyka, zamordowanego na komisariacie policji na Starym Mieście […] Zbrodnia ta bła tym bardziej szczególna, że matce Grzegorza, Barbarze Sadowskiej, poetce i by łej członkini KOR-u, grożono, iż jeśli nie zaprzestanie swoich działań opozycyjnych, to dobiorą się do jej syna. […] Tragedia Grzegorza ma zatem dla Polski ogromną wagę. Pokazuje narastające realne niebezpieczeństwo komunistyczno-faszystowskie: zbiry, które zatłukły młodego chłopaka, przynależą do tej samej grupy inicjatorów działań przeciwko klasztorowi sióstr franciszkanek […] próbują wszystkimi sposobami przeszkodzić wizycie papieża i sprowokować zamieszki, aby móc później zastosować surowe represje”.378 Znaczenie tej śmierci i tego, co się działo po niej, nieprawdopodobnego zalewu kłamstwa i manipulacji, rozumiał też Piotr Bratkowski, który kilkanaście lat później próbował przedstawić to, co się wydarzyło, w szerszym kontekście, wiedząc już o szczegółach, których nie znała jeszcze reporterka z procesu Grzegorza, bohaterka mini powieści Hanny Krall. W swoim tekście Bratkowski pytał:

377 Kevin Ruane, op. cit., s. 13. 378 Bernard Margueritte: Bliżej Polski. Warszawa 2015, Wydawnictwo Neriton, s. 538. 243

„Czy może być coś straszniejszego niż wiedza matki o tym, że z jej dzieckiem zrobiono coś takiego? I Jeszcze to: « My wam, Sadowska, nic już nie zrobimy, ale syna waszego oporządzimy». Spełniona groźba esbeka przesłuchującego poetkę kilka tygodni wcześniej. Nie tylko zabili; chcieli też, by wiedziała, ze to przez nią.”.379 Dziennikarz dokonał też wnikliwej analizy tego, co się działo wokół Barbary Sadowskiej i jej syna, wobec których zastosowano sprawdzoną socjotechniczną metodę „odczłowieczania” ofiar niszczonych przez system opresji: „Represje nasiliły się. I groźby. Groźby spełnione. Nie wystarczyło zabić, trzeba było jeszcze ofiarę zohydzić. W 1985 roku napisałem reportaż o festiwalu rockowym w Jarocinie Opisałem w nim m. in. przemoc wobec młodocianych widzów ze strony ludzi wynajętych do pilnowania tam porządku. Po lekturze tekstu przez cenzora zdanie brzmiące początkowo „porządkowy bił chłopca” przybrało postać „porządkowy bił punka”. Reprezentujący urzędową linię propagandową cenzor uważał, ze stopień identyfikacji czytelników z „punkiem” będzie mniejszy niż z „chłopcem”; mało tego – sądził zapewne, że wielu z nich uzna, iż skoro ofiarą bicia był „punk”, to dostał, na co zasłużył. Ten sam mechanizm – w nieporównanie brutalniejszej formie – zastosowano w propagandzie po zabójstwie Przemyka. Owszem, przede wszystkim usiłowano zdjąć społeczne odium tej zbrodni z milicjantów, przypisać ją komu innemu. Ale ci, którzy ustalali i realizowali linię propagandową, pewnie nie byli od końca przekonani, ze ten zabieg się uda. Wiedza, ze milicja bije, była przecież w tamtych latach w Polsce powszechna. Spróbowano zatem przedstawić Przemyka i jego matkę jako degeneratów, zaś ich mieszkanie – jako siedlisko rozpusty. Miało to odebrać ofiarom społeczną sympatię, obniżyć stopień identyfikacji z nimi. Zburzyć – niezwykle silny emocjonalnie – wizerunek cierpiącej matki.. […] Społeczeństwo nie przyjęło esbeckiej wizji wydarzenia. Przeciwnie : stworzyło własny wizerunek Przemyka – pokoleniowego bohatera. I Sadowskiej - świeckiej świętej stanu wojennego, Zapewne bardziej świętej, niż sama chciałaby, by ją pamiętano […] Barbara Sadowska zmarła w trzy i pól roku po synu. Miała 46 lat. Z okrucieństwem zabito dwoje pięknych ludzi.”.380 W osobistej tragedii Barbary Sadowskiej ksiądz-poeta Jan Twardowski zobaczył dramat wszystkich polskich matek, zmiażdżonych przez historię: „Syna Rollisonowej wyrzucono na bruk przez okno, udając, że była to śmierć samobójcza. Syna Barbary Sadowskiej skatowano tak fachowo, by na innych zrzucić

379 Piotr Bratkowski, Zabić poetów, « Gazeta Wyborcza « sob- niedz 15 – 16 marca 1997 r. 380 Ibidem. 244 odpowiedzialność za jego śmierć. W polskiej historii powtarzały się takie losy, jak symbole martyrologii. Znane jest zdjęcie z pogrzebu Grzegorza Przemyka: ksiądz Popiełuszko, pochylony nad Barbarą Sadowską u trumny syna”.381 Tragedia Barbary Sadowskiej zjednoczyła całe jej środowisko, przede wszystkim literatów i kościelno-świecką wspólnotę z Komitetu Prymasowskiego, zjednoczyła też Polaków w bólu i zgrozie, zmuszając do postawienia najważniejszych pytań, również pytań o charakterze religijnym. Niewyobrażalne zło, które dotknęło chłopca u progu dorosłego życia, i jego kruchą, utalentowaną, wrażliwą na krzywdę innych matkę, mogło zachwiać wiarą w dobroć i wszechmoc Boga, przypomniało w najbardziej bolesny sposób i w konkretnym, praktycznym i historycznym wymiarze, jedno z najważniejszych pytań teologicznych: unde malum? Pytanie to pojawia się pośrednio w liście Heleny Komorowskiej do syna: „Wszyscy jesteśmy w żałobie: przyjaciele Basi, nieznani ludzie, młodzież warszawskich szkół, która z wielką godnością i dojrzałością wbrew zakazom nauczycieli i dyrektorów stawiła się w kościele w dniu pogrzebu. Morze kwiatów. Kondukt wypełnił całą ulicę Krasińskiego. Trumna była już przy Stołecznej, a ludzie stali jeszcze przy Felińskiego.[…] Jeżeli są jeszcze ludzie, którzy wahają się, jaką drogę wybrać, to chyba ta zbrodnia ich przekona i zmusi do wyboru. […] Bóg nas straszliwie doświadcza. Czego nam jeszcze nie oszczędzi? Czym nas porazi? Nie umiem Ci o tym wszystkim napisać, synku. O tym – nie umiem.”.382 Nikt wtedy jeszcze nie wiedział, że śmierć księdza Jerzego, który prowadził w kondukcie żałobnym idącym w milczeniu ulicami Warszawy od sanktuarium gdzie dziś mieści się grób Błogosławionego na Cmentarz Powązkowski zbolałą Barbarę, będzie przeczuwanym przez wielu kolejnym, jeszcze straszniejszym ciosem. Zachowały się słowa Księdza Jerzego o pogrzebie Grzegorza Przemyka zapisane w Zeszycie Niebieskim pod datą 21. V. [1983 r. ] : „Wczoraj wieczorem byłem na Jasnej Górze. Napisałem kazanie na 29.V., na Mszę św. Za Ojczyznę. Ten ból, który był zadawany przez cały miesiąc maj całej Warszawie, dotknął w sposób szczególny moich bliskich, których znałem i podziwiałem […] Pogrzeb Grzesia Przemyka zamordowanego w bestialski sposób przez milicję na ul. Jezuickiej był tragedią, która poruszyła całą Warszawę. Zorganizowałem uroczystości pogrzebowe na Żoliborzu, pomimo różnych opinii prof. J. J. Lipskiego, prof.

381 Jan Twardowski, Przedmowa do: Otwarte niebo, wieczny sen… 382 Helena Komorowska: Musisz wiedzieć (listy z Polski 1980 – 1986). Rzym 1989, s. 168. 245

Szaniawskiego. Bogu niech będą dzięki, że odbył się on spokojnie. Apelowałem o absolutne milczenie i to była największa i najbardziej wymowna manifestacja społeczeństwa Warszawy. Boże, daj siłę tej zbolałej matce, która ten cios przyjęła po bohatersku.”.383

IX. 3. Heroizm życia po śmierci własnego dziecka

Po śmierci Grzegorza ksiądz Jerzy Popiełuszko był dla Barbary oparciem, starał się przywrócić jej nadzieję. Sąsiadka Barbary z tego samego, jedenastego piętra, uczestnicząca w życiu jak ktoś bardzo bliski, wspominała: „Biedna ona…Ona po prostu nie chciała żyć. Byłam świadkiem jak Popiełuszko przyszedł do niej i przyniósł różaniec od Papieża. Popiełuszko chciał jeszcze coś powiedzieć, ona udawała, że niby jest szczęśliwa, ze od Papieża dostała …] biedna ona”.384 A jednak Barbara żyła, i chciała żyć, choćby po to, żeby zadbać o wydanie poezji Grzegorza, walczyć o jego pamięć. Początkowo próbowała też walczyć o sprawiedliwość. Przyjaciele i obcy wcześniej ludzie wraz z Barbarą uczestniczyli w procesie urządzonym po śmierci Grzesia. Reporterski zapis tego, co się działo w sali sądowej, dała Hanna Krall w swojej mini-powieści, opartej na faktach, pod tytułem „Okna”, w której z reporterską dokładnością zapisała przebieg procesu „Wysockiego i innych”385; jej relacja pozwala zrozumieć grozę i potworność, z jakimi musiała się zmagać schorowana samotna matka, którą milicja pobiła kilka dni przed zakatowaniem jej jedynego dziecka. Suchy reporterski zapis pytań zadawanych w sądzie, odpowiedzi świadków, jest wielkim oskarżeniem i potwierdzeniem prawdziwości słów Miłosza, który upominał: „spisane będą czyny i rozmowy”. Bohaterka prozy Hanny Krall uczestniczy we wszystkich posiedzeniach sądu w procesie o zabójstwo Grzegorza Przemyka, zapisując każdy zapamiętany szczegół. Prawdziwość i zgodność tej relacji z

383 Błogosławiony Jerzy Popiełuszko: Zeszyt niebieski, s. 21 – 22. W: Zapiski, listy i wywiady ks. Jerzego Popiełuszki 1967 – 1984. Opr. O. Gabriel Bartoszewski OFM Cap. , Warszawa 2010, Oficyna Wydawniczo-Poligraficzna „Adam”, s. 71 – 72. 384 Zapis rozmowy z Janiną Małujło. 385 Oskarżonymi w procesie byli sanitariusze; ten, którego nazwisko pojawiło się jako tytuł sprawy, spisał wspomnienia ze swojego zniszczonego przez potworne kłamstwo życia w książce: Osaczony złem. 246 rzeczywistymi wydarzeniami potwierdzają inne źródła386, dlatego to, co zapisała Hanna Krall w swojej prozie, ma wartość dokumentu, również w opisie matki Grzesia: „Z głębi sali idzie do stołu sędziów Barbara Sadowska […] z jasnymi nieruchomymi oczami, z czarnym krzyżem na piersiach, w dżinsowej kurtce. Jej pojawienie się jest pierwszą rzeczą naprawdę w tym teatrze. Zwłaszcza kurtka, dżinsowa, zbyt obszerna.” Pisarka zauważyła jednak też to, co najważniejsze, metafizyczny i historyczny wymiar tej ludzkiej tragedii: „Idąc z tłumem nie kończącymi się korytarzami sądu […] zastanawiam się, czy ludzie, z którymi idę, wiedzą to, co ja: że to jest ważna śmierć. Profesor A. przypomniał o pięciu poległych sprzed powstania styczniowego. Też wydawali się ważni, a dziś nie pamiętamy ich nazwisk. Nie rozumiem jeszcze, skąd wiem, ale wiem to na pewno: ta śmierć, bezkarna, dziecka Barbary Sadowskiej okaże się bardzo ważna.”.387 Po roku czekania na sprawiedliwość Sadowska odmówiła uczestniczenia w sfingowanym procesie. Zrezygnowała z pełnienia funkcji oskarżyciela posiłkowego, pisząc w otwartym liście datowanym 30 maja 1984 r. do Sądu Wojewódzkiego w Warszawie388: […] Nie chcę firmować swym udziałem w procesie i legitymizować tego, co się dzieje od początku w tej sprawie. Udział mój za pośrednictwem mojego pełnomocnika stał się dla władz wygodnym parawanem dla nadawania pozorów prawa – złej woli, która przejawiała się w śledztwie od samego początku. Nie przeszkodziło to tejże władzy aresztować mojego pełnomocnika. Jest to jedyny aresztowany w tej sprawie. Wbrew bowiem kłamliwym oświadczeniom prasowym aresztowani w toku śledztwa pracownicy pogotowia ratunkowego areszt ten mają zastosowany w innej sprawie. Pozwoliło to na „podzielenie ich”, rozbicie ich solidarności i uzyskanie wzajemnego obciążania się w tym celu, by chronić milicjantów[…] aresztuje się kobiety – matki, żywicielki rodzin w drobnych stosunkowo sprawach. W sprawie, w której mamy do czynienia ze śmiercią – cynicznie odstąpiono od tego. […] Mój syn w szoku bólowym, w szoku, który zniósł

386 Przede wszystkim materiały archiwalne IPN, do których autorka nie uzyskała dostępu; przeglądał je i zrobił z nich wyciąg zbieżny z relacją Hanny Krall dziennikarz Czart Łazarewicz, autor wydanej w 2016 r. przez Wydawnictwo Czarne książki Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka, w której znajdują się też obszerne fragmenty poświęcone Barbarze. Niestety, nie jest to źródło, z którego rzetelny biograf może skorzystać – książka zawiera zbyt wiele błędów faktograficznych i niepotwierdzonych, wręcz plotkarskich informacji spisanych nie tylko z publikowanych w latach dziewięćdziesiątych XX wieku tekstów Wojciecha Tochmana i Joanny Siedleckiej, ale i z relacji osób, które Barbarę znały bardzo powierzchownie, z jednego czy dwóch przelotnych spotkań. 387 Hanna Krall: Okna. Londyn 1987, „Aneks”, s. 14 – 93 (fragmenty). 388 Treść według kopii listu, która znajduje się w zbiorach Instytutu Literackiego Kultury w Maissons Laffitte, Facts & Views No 7607. 247 cierpienie i przywrócił mu przytomność, mówił, że bito go w komisariacie. Wycia bólu słuchał – daremnie dobijając się do komisariatu – jeden z kolegów. Drugi – widział bicie. Zrobiono jednak wszystko, co jest w ludzkiej mocy, by fakty te unicestwić […] wyciągnięto wszystko, co może mnie, matkę zakatowanego przez „ludową” milicję, zniesławić lub skompromitować, podobnie jak obciążających milicję świadków. O ile mogłam mieć cień nadziei na mimo wszystko sprawiedliwy wyrok przed uzupełnieniem śledztwa, to teraz nie ma już wątpliwości. Obrzydliwym cynizmem władzy jest oskarżenie milicjantów o pobicie mojego świętej pamięci syna bez związku z jego śmiercią.[…]Spaczenie materiału dowodowego, wprowadzeni go na boczne tory, zła wola – zakazują mi z moralnych pobudek partycypowania w procesie, który dąży nie do wyjaśnienia, ale zatarcia okoliczności zabójstwa mojego świ etej pamięci syna Grzegorza. W zakończeniu listu, świadczącym o poczuciu historycznego wymiaru własnej tragedii, Barbara Sadowska napisała, że cyniczne manipulacje sądowe będą kiedyś książkowym przykładem niesprawiedliwości, dodając w ostatnim zdaniu: Nie przypuszczam, żeby to nastąpiło prędko. Będzie to w takich czasach, kiedy systematyczne bezczeszczenie grobu mojego świętej pamięci syna Grzegorza będzie już tylko haniebnym znakiem dzisiejszej rzeczywistości. Po śmierci Grzesia przyjaciele i znajomi starali się nie zostawiać Barbary samej ani przez chwilę. Czasem trudno jej było się pogodzić z ciągłą obecnością tłumu ludzi w domu, ale nie umiała i nie chciała się przed ludźmi zamykać. Ulgi szukała w poezji. Zaczęła też znowu pisać. Dostawała mnóstwo listów, od znanych i nieznanych sobie osób. Uczestniczyła w spotkaniu twórców z Janem Pawłem II w czerwcu 1983 roku. Zdjęcie Barbary w objęciach Papieża trafiło na czołówki zachodnich gazet, o czym pisali jej znajomi z Francji. Przyjaciele z Francji przetłumaczyli i wydali wiersze Grzegorza Przemyka, do których przedmowę napisał francuski poeta, Gerard Bayo. W liście z 11 lipca 1984 roku389 Sadowska pisała do Lucienne Rey: Droga Lucienne, Ogromnie dziękuję w swoim i Grzesia imieniu za Twoją pracę i serce. Książki nie widziałam jeszcze, znam z opowieści przyjaciół. Z panią A. M. nie widziałam się jeszcze, ale potwierdzenie do wydania zostało wysłane. Bardzo chcę Ci dodać sił,

389 Oryginał tego i innych listów Sadowskiej do Lucienne Rey (pseudonim Anieli Gackiej) znajduje się w zbiorach Biblioteki Polskiej w Paryżu. 248 wiem, że mąż nie czuje się dobrze, wiem, że to Ci ę gnębi. Modlę się za Was gorąco. Ściskam i całuję z całego serca. Wasza Barbara. Niestety, nawet po zamordowaniu jedynego syna SB nie zaprzestała szykan wobec Sadowskiej. Przyjaciele starali się umożliwić jej wyjazd do Paryża, gdzie miała korespondencyjnych znajomych nie tylko wśród Polonii, ale i we francuskim środowisku literackim. Prezes francuskiego Pen Clubu René Tavernier dwukrotnie przysyłał jej zaproszenie, po raz pierwszy 15 września 1983 r., następne po roku. W aktach paszportowych Sadowskiej jest informacja o odmowie przyznania paszportu z uzasadnieniem: „odmowa z dnia 21.11.1984. Uzasadnienie: Przedłożenie zaproszenia, które nie zostało poświadczone przez polską placówkę konsularną – składała 5 października 1984”. Analiza materiałów operacyjnych z teczek Barbary Sadowskiej pozwala jednoznacznie stwierdzić, że odmowy udzielono pod wyszukanym na siłę pretekstem. W tajnym piśmie do Naczelnika Wydziału Paszportowego Stołecznego Urzędu Spraw Wewnętrznych z dnia 3 września 1984 roku, podpisanym przez zastępcę Naczelnika Wydziału III-2 SUSW w Warszawie majora magistra A. Siwka można znaleźć dowód na to, że Barbara była nieustannie inwigilowana i dręczona ze względu na swoją opozycyjną działalność, i na to, że SB miała pełną informację o tej działalności i o jej skali: „Wydział III-2 SUSW jest w posiadaniu informacji operacyjnej, że we wrześniu br. o wyjazd do Francji ubiegać się będzie Sadowska Barbara, c. Czesława i Jadwigi z d. Belczyk, ur 24.02 .1940 r. w Paryżu, zam. W-wa, ul Hibnera 13 m. 94. Nie pracuje / na rencie inwalidzkiej, od wielu lat współpracowniczka b. KSS „KOR”, aktualnie współpracująca z podziemiem „S” oraz z Prymasowskim Komitetem Pomocy. W związku z powyższym proszę o natychmiastowe poinformowanie nas w przypadku potwierdzającym nasze rozpoznanie, co do zamierzonego wyjazdu. B. Sadowskiej do Francji celem podjęcia określonych przedsięwzięć operacyjnych”. 18 marca 1985 r., kilka miesięcy po śmierci zamordowanego przez SB księdza Jerzego Popiełuszki, który troszczył się o Barbarę i nieustannie ją wspierał po śmierci Grzesia, Barbara złożyła ponownie podanie o paszport, tym razem na zaproszenie prywatne, należycie poświadczone przez konsulat, wysłane przez Fransoisa Gansa, emerytowanego inżyniera Centre National de la Recherche Scientifique. Jako” obecne miejsce pracy” Barbara wpisała: „Inwalidzka renta twórcza, Zakład Ubezpieczeń Społecznych, ul Senatorska 8”, a jako „poprzednie miejsce/a pracy” - były Związek

249

Literatów Polskich. W pozycji „ Rodzina zamieszkała w kraju” w rubryce „dzieci” wpisała: „syn - nie żyje”; „rodzice” – „nie żyją”; „rodzeństwo” – nie żyje”. Tym razem paszport został wydany i Barbara Sadowska mogła wyjechać do Francji. Polscy pallotyni z paryskiego Centrum Dialogu zorganizowali wieczór jej poezji. Zachował się list napisany przez Zofię Romanowiczową po spotkaniu autorskim Barbary: „Paryż 29 czerwca 85, Pani Barbaro, Po raz pierwszy w życiu, na Pani wieczorze, o mało nie “zabrałam głosu. Nie żeby “zadać jakieś pytanie”. Ani żeby “podziękować za.” Ani nawet żeby przeprosić Panią za niewczesne nasze oklaski. Powiedziałabym, gdybym była zdolna zabrać głos, że jeden z Pani wierszy domaga się odpowiedzi. Ten o zimnym przeciągu I o tym, ze nikt w twarzy Pani syna nie widzi twarzy swego dziecka. Adam Zagajewski tak pięknie określił Pani poezję, jako “poszukiwanie swoich”. Ja myślę, że Pani swoich znalazła, nie tylko tego wieczoru. Klaskaliśmy, bo ktoś pierwszy zaklaskał, ale to nie był aplauz, to był gest wspólnoty. Odruchowy., a jedyne, co powinni byśmy byli wtedy zrobić ( a ja, czy ktokolwiek, powinien był zaproponować) to było: wstać i zachować symboliczne trzy minuty milczenia. Bo nie jest – i nigdy nie było tak, jak Pani podyktowała rozpacz. Wszystkie, nawet te, które nie rodziły i nigdy nie będzie im dane urodzić, wszystkie widziałyśmy i widzimy w twarzy Grzesia twarz własnego dziecka. Wszyscy byliśmy osieroconymi rodzicami. W Pani nieszczęściu, które nas wszystkich spotkało, wspiera Panią poezja. Czyli Grześ, który był, który byłby poetą. Nie ma – i nie było – wokół Pani “zimnego przeciągu”. Było (i jest) wielkie wstrzymanie oddechu struchlałych matek i ojców. Zapewne najtrudniej jest Pani podźwignąć to, że oboje staliście się symbolami. Choć może to czasem pomaga. Życzę Pani z całego serca, żeby Grześ – poeta pomógł Pani dźwigać ciężar swej śmierci – takiej śmierci! Słowem. Słowem na naszą polską i na naszą ludzką miarę. Gdybym powiedziała, gdybym umiała mówić w porę, mniej więcej to. ”.390 Gorzkie nuty w wierszach ostatnich Barbary pojawiały się rzadko. Do końca zauważała dobro niesione przez innych. W niewysłanym prawdopodobnie liście, przepisanym starannie na ozdobnej kartce, pisała do – najpewniej - Tadeusza Kaczyńskiego:

390 List Zofii Romanowiczowej znajduje się w kolekcji Barbary Sadowskiej w Ośrodku Karta. 250

„Tadziku drogi, Ciągle myślę i dzielę się tym z innymi – ile siły i wiary nieopisanej w Tobie – dla drugich. Zauważyłam to od pierwszej chwili w szpitalu – nie tyle rozmawiając z Toną, ale podglądając Cię – niechcący, że zawsze byłeś balsam dla cierpiących, słabszym – ręka pomocna. Chciałam napisać, że żałuję, że Grześ Cie nie zdążył poznać, a on wie, widzi. Musze Cię pocieszyć jak Ojca Świętego, ze żyję wiarą w spotkanie przyszłe, ze załamania chwilowe – ludzkie, o jak ludzkie. Wzięłam się za „tą” siebie i już jeżdżę po procesach, już służbę wybieram cichutką, Radom, Gdańsk. Pozdrowienia macie od Lecha, który nic się po Noblu nie zmienił, zdjęcia, o które prosisz, później, bo miłośnicy zabrali wszystko”.391 Troszczyła się o innych, chociaż sama była oraz słabsza. W listach do przyjaciół pisała o swojej trudnej codzienności: Lucienne kochana, właśnie kończę grypę jesienną - mieszkam chwilowo u przyjaciół, bo u mnie remont i lodownia. Znów się byłam umówiłam z Marią Krystyną392, że wstąpię do Twojej siostry i mam wyrzuty, że złożyło się inaczej. Naprawię to następnym razem. Zbliża się dla mnie trudna pora świąt Bożego Narodzenia. Nawet nie mogę o tym myśleć. Tak bardzo udzisiejszam przeszłość. […] Pracuję jak sobie przyrzekłam Dla siebie. Po nic. Martwię się, jak sobie dajecie radę we dwoje. Jesteś bardzo, bardzo dzielna i umiesz obdzielać ludzi swoją pogodą. Bardzo Cię całuję. B. 393 Ostatnie miesiące przed śmiercią to dla Sadowskiej czas nasilających się problemów ze zdrowiem, i słabnięcia woli życia, chociaż jeszcze w styczniu 1986 roku pisała do Lucienne o swoich, coraz mniej realnych, planach na przyszłość: Moja kochana Lucienne! Już wyszłam ze szpitala (zapalenie płuc). Dziękuję za karteczkę i wycinki. […] Kto wie czy (o naiwności!) nie odwiedzę Rzymu i Włoch między 21 III a 31 III b.r. – jest pielgrzymka „naszego Komitetu”. Na razie nie wolno mi opuszczać W-wy. Dobry Bóg zsyła mi Grzesia w snach. I mamę moją. Wiem, że we Francji zimno, brrr, i ludek tamtejszy nieprzywykły. Ubierajcie się ciepło, a zdrowia Wam życzę że hej hej! Całuję – Twoja B. Pana Lucjana ucałuj.394

391 Rękopis w kolekcji Barbary Sadowskiej przechowywany w Ośrodku Karta. 392 Siostra Maria Krystyna, franciszkanka z klasztory przy ulicy Piwnej, zaangażowana w działania Komitetu Prymasowskiego, przyjaciółka Sadowskiej z tamtego czasu. 393 List do Lucienne Rey z 24 listopada 1985 roku. Zbiory Biblioteki Polskiej w Paryżu. 394 List Barbary Sadowskiej do Lucienne Rey, w zbiorach Biblioteki Polskiej w Paryżu. 251

Rozdział X. Świadectwo tekstu życia i tekstu poezji Barbary Sadowskiej

X. 1. Poetyckie „zamknięcie” życia

Straszna śmierć Grzesia podzieliła tekst życia Sadowskiej i jej twórczości, radykalnie je zmieniając; zmieniła się też całkowicie stylistyka wierszy Barbary, tak jakby były one pisane przez dwóch całkiem innych, choć wybitnych, autorów. Można powiedzieć, że jej poezja jest jakby poezją dwóch czasów – „przed” i „po”. W obydwu tych czasach jej poezji zapisała się polska historia; zapisał się też wybór aksjologiczny, ważny dla polskiej tożsamości, przejmująco wyrażony w wierszu z 1984395 roku: *** Powiedział Lepszy wydarty język Który nikogo nie zgubi Lepsza odcięta ręka Która nikogo nie wskaże Lepsza Syberia Z duchem prawych przodków Zaczynam mu wierzyć Jak szarej tęczy. Wybór, wskazany przez „szarą tęczę” to również wybór wartości chrześcijańskich, który Krzysztof Dybciak nazywa „świadomie konstruowaną odpowiedzią na wyzwanie rzucone przez kryzys globalny współczesnego świata”, podkreślając, że „centralnymi sprawami dla polskiego bytu i literatury były w ostatnich dziesięcioleciach: 1) poczucie całkowitego zanurzenia w miażdżącej historii o przyspieszonym rytmie przemian oraz 2) konieczność ocalenia istnienia ludzkiego i wartości umożliwiających egzystencję (i ludzką jakość tej egzystencji). A więc historyzm i personalizm. W miarę zanurzania się w proces katastrof historycznych narastało doświadczenie wskazujące na chrześcijaństwo jako czynnik pozwalający uratować autonomię osobową, solidarność międzyludzką i sens rzeczywistości”.396

395 Wiersze ostatnie Barbary Sadowskiej ukazały się w obiegu niezależnym oraz w dwujęzycznym tomie opublikowanym we Francji dzięki Lucienne Rey. 396 Dybciak Krzysztof: Cztery strony sacrum w literaturze polskiej. W: Dybciak Krzysztof: 252

W tak pojmowanym – poprzez zapisanie w historii i zapisanie przez historię tekście życia - poezja Sadowskiej nie jest wartością oderwaną od jej wyborów etycznych. W ujęciu personalistycznym wszelkie „przekazy literackie tracąc nieco autonomiczności zyskują wymiar świadectwa ludzkiego istnienia”397 Wiersze Sadowskiej pisane przed śmiercią syna to zapis historii, która bezpośrednio dotknęła jej rodziców, zabierając ojca; później - zapis historii, której doświadczała wraz z poddanym opresji narodem, jednak najcięższym dla niej osobiście „dotknięciem” historii była śmierć Grzesia. W jej twórczości po tej tragedii widać wyraźne zerwanie ciągłości stylistycznej, jedności poetyki. Wiersze z pierwszych tomów i wiersze pisane po śmierci syna wymagają całkiem odmiennego podejścia badawczego. Wiersze sprzed tragedii są nowatorskie i formalnie, i treściowo, mają zróżnicowaną i ciekawą wersyfikację, która wymagałaby odmiennego studium, są nasycone ekfrazą, neologizmami, metaforami opartymi na niezwykłych skojarzeniach; zastosowane w nich poetyckie obrazowanie świadczy o wielkiej wrażliwości na kształty, barwę i dźwięki, synestezyjnie wyrażone w wierszach. Po tragicznym wydarzeniu wiersze Barbary Sadowskiej stają się ascetyczne, jej język przypomina nieco stylistykę zapisów ewangelicznych – nie ma w nich już miejsca na literackie ozdobniki, na ciężkie od znaczeń metafory. Jest najprostszy przekaz. „Tak – tak. Nie – nie”. Ostatnie wiersze Barbary są krystalicznie czyste, przejmujące, i literacko dojrzałe, chciałoby się powiedzieć – doskonałe, bo stawiają najważniejsze pytania. Są prawdziwe – z bólu, i do bólu. Wiersze ostatnie Sadowskiej są naznaczone czerwienią - krwi i czereśni. *** dziurawe mam ręce wypadają mi z nich pierwsze drobne czereśnie tego roku nie doniosę ich chyba do ciebie

Trudne spotkanie. Literatura ;polska XX wieku wobec religii. Kraków 2005. Wydawnictwo „Arcana”, s. 36, 37. 397 Krzysztof Dybciak, op. cit., s. 70 253 syneczku [1983] W jednym z ostatnich wierszy, z 1986, Sadowska jakby zamyka doświadczenie macierzyństwa w przejmujących strofach: *** jak każda matka umierałam ze strachu który nazywamy bądź wola Twoja Ostatnie wiersze Barbary, a także wiersze jej syna Grzegorza Przemyka, ukazały się dzięki staraniom polskiej emigracji i francuskich przyjaciół Barbary. W Bibliotece Polskiej w Paryżu zapoznałam się z ogromną korespondencją niestrudzonej Lucienne Rey, która starała się zainteresować francuskich wydawców utworami nieznanej w świecie polskiej poetki. Gerard Bayo napisał przedmowę do tomiku Grzegorza. Wysiłek Lucienne Rey, tłumaczki, przyjaciółki i wiernej korespondentki Barbary, został uwieńczony dwujęzyczną edycją, zawierającą wiersze pisane po śmierci Grzesia. W swojej recenzji tej książki Jan Sochoń podkreślił niezwykłą wierność i urodę przekładów, dokonanych we współpracy z Jerome’m Rufinem398: „Jeszcze słowo o przekładach. Wiersze Sadowskiej znakomicie dają się przełożyć na język francuski. Bowiem „wybór językowy”, jakiego dokonała poetka tworząc poetycką wypowiedź, jest możliwy do uchwycenia i oddania w systemie tego języka, co nie jest na przykład możliwe w wypadku poezji ks. Twardowskiego czy Krynickiego.”.399 W Polsce przejmujące ostatnie wiersze Barbary Sadowskiej nie mogły się ukazać w oficjalnym obiegu, ale udało się zamieścić w prasie katolickiej znakomitą recenzję tomu, w której Jan Sochoń pisał: „Barbara umarła w Warszawie w 1986 r. Ponad 60 tysięcy Polaków szło za jej trumną. Spoczywa dziś u boku swego syna, który był „radością, nadzieją i dumą” jej życia. […] to życie prowadzi w najdotkliwsze, najbardziej zawiłe sprawy naszego, polskiego czasu.

398 Lucienne Rey, czyli Aniela Gacka, pragnąc zapewnić przekładowi najwyższą jakość, chciała, żeby adjustował teksty autor pochodzący z frankofońskiego kręgu kulturowego., 399 Jan Sochoń: Wszystko jest łaską. O poezji Barbary Sadowskiej. „Przegląd Katolicki 1988 nr 22 s. 5. Recenzja tomu: Barbara Sadowska: Il Est doux d’être enfant de dieu (Słodko być dzieckiem Boga). Poèmes traduit du polonais par Lucienne Rey et Jéröme Rufin. Presentation de Lucienne Rey. Plein Chant 1987 [Paryż?].

254

A także w tajemnicę fizycznego bólu, w bezsilność naszego protestu, który zgłaszamy wbrew urządzeniu świata […] poezja stała się autentycznym świadectwem, w dawnym chrześcijańskim znaczeniu tego wyrazu (martyrion - świadectwo aż do śmierci, czyli męczeństwo). O naszych zbolałych czasach, sądzę, najlepiej mówią proste, szorstkie słowa wiersza, urywki myśli, chwile zapisane w mocnym języku sztuki. Czym była poezja dla Barbary? Odważę się o to pytać, bo znałem ją, rozmawiałem niekiedy o tym, co pisze, pytałem o marzenia, nadzieje. Odpowiadała zawsze oszczędnie, ostrożnie dobierając słowa. Bała się napuszoności i sztuczności. […] Jej kruche, delikatne wiersze poszukują właściwie tylko jednego: sensu dramatu, jakim jest każde jednostkowe życie uwikłane w walkę […] Przypomina to bardzo twórczość Mandelsztama, Achmatowej, Brodskiego […] Ale zarówno u Sadowskiej, jak i u sławnych dziś twórców tamtej, odchodzącej już epoki dostrzegam podobne zadziwienie, tę samą troskę o sens nawet największych kataklizmów. Wszystko bowiem dzieje się w głębi Bożego daru istnienia. Najważniejsze, aby siłą życia było sumienie, starsze od nas wszystkich, powód wyborów i powinności”. 400: W swojej recenzji Jan Sochoń obficie cytuje „zakazane” wiersze Sadowskiej, świadomy, że nie wszystkim dane było zdobyć podziemny tomik czy francuskie wydanie wierszy. Zauważa ewangeliczny, biblijny wymiar twórczości Sadowskiej, porównuje ją do symbolu wierności Bogu mimo zsyłanych przez niego nieszczęść i kataklizmów, zauważając: „autorka „Zerwanych drutów” świadomie nawiązuje do postaci Hioba: […] „mój brat Hiob / znosi mi do domu/ brukowe wycinki / poklepuje mnie w sądzie”. Pozostaje on dla niej (czy tylko?) wyzwaniem i zadaniem równocześnie. Bo trzeba jakoś pozytywnie odpowiedzieć na dar istnienia, mimo całkowitego niezrozumienia sensowności zdarzeń, których stajemy się współcierpiącymi uczestnikami. Poetka powtarza: „Nie rozumiem”. Jednak ten, jakże ludzki gest, wyrywa się z jej serca zawsze w obliczu Boga […] Wiersze Sadowskiej są bolesnym znakiem obecnego czasu. Nie możemy wymazać z naszego krajobrazu świadectwa jej życia. Utrwalone w słowie wiersza jest darem dla wszystkich Polaków, poszukujących jedności. Cierpienie nie odrzuciło poetki od Boga, raczej zbliżyło. […] Jesteśmy solidarni z jej bólem. To znaczy, próbujemy autentycznie wierzyć Bogu i dawać codzienne świadectwo wiary. W imię prawdy poświadczonej tajemnicą Chrystusowego krzyża. Tylko wtedy naprawdę Go chwalimy. Tutaj

400 Jan Sochoń, op. cit. 255 przecinają się nadzieje literatury i etyki, więc życia. Nie ma powodu, abyśmy nie cenili tych wierszy, oszczędnych i kruchych jak życie naszej Ojczyzny. Są przecież, jak powiedziałby Iwaszkiewicz, „cierniowym krzakiem naszej historii”. Nas samych”. 401 Cytat z ważnego tekstu Jana Sochonia chciałabym zamknąć, wpisując w tym miejscu jeden z wierszy „czasu drugiego”, którego słowa zamykają jakby cały tekst życia Barbary Sadowskiej. Wiersz, którego nie mam odwagi dotknąć jakąkolwiek uwagą interpretacyjną, sam jest świadectwem numinotycznej grozy i zachwytu. Tu już - „trzeba milczeć”:

*** wydzierając dziecko wziąłeś mnie w swe ramiona boję się spojrzeć W Twoją Twarz [1983]

X. 2. Śmierć Barbary

Po śmierci księdza Jerzego Popiełuszki, po sfingowanych procesach w jego sprawie, i w sprawie Grzesia, Barbara Sadowska straciła motywację do dalszego działania, i do życia; nie miała już sił, a może chęci, by zmagać się z dręczącymi ją schorzeniami. We wrześniu 1986 roku trafiła do szpitala i tam umarła, w Otwocku, dnia 1 października 1986 roku, trzy lata po śmierci Grzesia. Odwiedzający ja w szpitalu zapamiętali, że do ostatnich chwil, resztami sił starała się pomagać innym chorym; kiedy odeszła, odwiedzająca ją przyjaciółka słyszała płacz rozlegający się z wielu szpitalnych sal. Świadectwo życia Barbary Sadowskiej to świadectwo miłości, tej najtrudniejszej, do cierpiącego człowieka, tej, o której przejmująco pisał Ryszard Przybylski: „Dobre uczynki nigdy nie uległy zawieszeniu. Zarówno Człowiek z Nieba, jak i Człowiek z Ziemi, obaj, skołatani przez relatywizm narodzony wśród okrutnych doświadczeń, rzuceni w otchłań nieprawości, kiedy w ich dusze uderza grom dobra,

401 Jan Sochoń, op.cit. 256 jeśli tylko potrafią sprostać „nadludzkiemu wymogowi moralności”, powtórzą królewski gest niezapomnianej Simone Weil: ‘Tu na drodze leży jakiś nędzarz, na pół martwy z głodu. Bóg otacza go swym miłosierdziem, ale nie może zesłać mu chleba. Ale obok jestem ja, i na szczęście nie jestem Bogiem; mogę dać mu kawałek chleba. To moja jedyna wyższość nad Bogiem’. Niezwykły to Bóg, który odstąpił człowiekowi przywilej świadczenia dobra a sam ukrył się w chmurze milczenia i skrzętnie pilnuje, aby zło pełniło swoją powinność, zgodnie z jego tajemniczym zamysłem. Trwa uwięziony w swoim Wszędzie i Nigdzie, więc nie zwlekaj i podaj kromkę chleba nędzarzowi. Chyba nie jest zły. Na pewno jest bezsilny. Więc się uśmiechnij, bo – jak śpiewała nam Simone Weil – ‘choćby był tylko złudzeniem, jeśli chodzi o istnienie’, ciągle uczestniczy w naszym życiu społecznym. Skoro zamienił nasze domostwo w otchłań zła, niech nadal przebywa razem z nami w tym dziwacznym wirze pozorów i obietnic”.402 Przyjaciele wspominali ją w zamieszczanych w prasie nekrologach, ostrożnych i oszczędnych w treści, a jednak czujna cenzura i po śmierci poetki nie pozwoliła napisać pełnej prawdy o jej tragicznym życiu, ingerując nawet w podpisane tylko inicjałami wspomnienie księdza Jana Twardowskiego w katolickim i niszowym piśmie: „Barbarę Sadowską poznałem u Anny Kamieńskiej. Zaprzyjaźniliśmy się. Po śmierci matki prosiła mnie o mszę świętą i pogrzeb. Gdy ciężko zachorowała, dzięki Prymasowi Stefanowi Wyszyńskiemu udało się wysłać ją do Szwecji, gdzie szczęśliwie przebyła bardzo trudną operację. Jeszcze w maju 1985 r. odwiedziła mnie przynosząc, jak mówiła, pierwsze próby poetyckie syna, Grzesia Przemyka. W dedykacji dziękowała, że towarzyszyłem jej myślą, wierszami i modlitwą. Prosiła także o dalszą modlitwę. Dobroci p. Elżbiety Ficowskiej, która zawiozła mnie do szpitala w Otwocku, zawdzięczam ostatnie spotkanie z Barbarą przed jej śmiercią. Udzieliłem jej po spowiedzi Komunii świętej, która przyjęła klęcząc na łóżku. Opatrzyłem Sakramentem Chorych. Pamiętam ją cierpiącą i radosną. „Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię, nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity”.

402 Ryszard Przybylski: Ogrom zła i odrobina dobra. Cztery lektury biblijne. Wydawnictwo Sic! Warszawa, 2006, s. 155.

257

Przeszła przez śmierć ziarna. W jej ciche życie wtargnęły niezwykłe wydarzenia. Cudowne uzdrowienie w Szwecji, dramat jej syna [---- Ustawa z dn. 31 VII 1981 r., O kontroli publikacji i widowisk art. 2 pkt 6 (Dz. U. nr 20 poz. 99, zm. 1983 Dz. U. nr 44, poz 204). ], spotkanie z Ojcem Świętym w kościele św. Anny w Warszawie, który otoczył ją ramionami jak dziecko. Współczuła z każdym cierpieniem ludzkim, szczególnie wrażliwa na los uwięzionych. Pozostanie w naszej pamięci jako poetka i matka. Ks. J. T.”.403

X. 3. Szukanie kluczy do poetyckich szyfrów Barbary Sadowskiej

W jednym ze swoich wierszy Barbara Sadowska, poetka i tłumaczka poezji francuskiej i chorwackiej, pisała: chcąc opowiadać prawdę zapisaną w obcym języku szukam drogi do języka który nie byłby kluczem klucz jest wystygłym sercem świadomością bankierów i złodziei. [wiersz bez tytułu z tomu Stupor] Pobrzmiewa w jej konfesyjnej strofie jakby Mickiewiczowskie twierdzenie: Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie. Szukając prawdy przekazu Sadowska była bezkompromisowa; ryzykowała nie tylko represje polityczne, ale i brak zrozumienia swojej poezji. Systemy kluczy interpretacyjnych tworzone przez dawnych recenzentów poezji Barbary Sadowskiej są z reguły niezbyt udanymi próbami wepchnięcia jej twórczości w ramy literaturoznawczych klasyfikacji, „uporządkowania” żywiołu tej poezji, ale nie dają odczytania szyfrów, nie rozjaśniają sensów, nie docierają do głębi znaczeń i warstw symbolicznych – erupcji podświadomości, traum i odzwierciedleń tego, co przeżyte i przemyślane. Nie pokazują źródła tej poezji – historii i życia we wszystkich

403 Jan Twardowski: Wspomnienie. W: Przegląd Katolicki nr 44/45, 1986.

258 jego przejawach, również tych zależnych od aktualnej sytuacji kraju. Oczywiście, można i trzeba w interpretacjach wierszy Sadowskiej stosować różne elementy instrumentarium badacza literatury, ale trzeba dobierać narzędzia najcieńsze, umożliwiające precyzyjne docieranie do tajników sensu. Krytycy, którzy próbowali interpretować twórczość Sadowskiej bez odwołania się do perspektywy personalistycznej, zachowywali się trochę tak, jak chirurg przy trepanacji czaszki, który może odsłaniać kolejne zwoje mózgu, ale i tak nie odnajdzie tego, co stanowi o istocie ”ja” poddawanego operacji. Trzeba próbować wskazać ścieżki i możliwości dociekań związanych z tą niezwykłą poezją. W niniejszym rozdziale przedstawię jedynie zarys kilku ważniejszych płaszczyzn interpretacji. Są nimi, między innymi, próba odczytania szyfrów barw, i próba pokazania poetyckiego śladu osobistych losów paralelnych w poezji Sadowskiej i u dwóch poetek z biegunowo różnych obszarów językowych i kulturowych, podlegających presji zewnętrznego świata, choroby, systemu politycznego, traumatycznych relacji z innymi oraz form i motywów ich wypowiedzi poetyckiej, Sylvii Plath i Anny Achmatowej. Dlaczego wskazuję te właśnie poetki? Za takim wyborem w możliwych interpretacjach komparatystycznych przemawiają dwa mocne argumenty - z różną intensywnością przywołane w obydwu paralelach - z podobieństwa tekstów literackich, i z podobieństwa tekstów życia. Doświadczenia osobiste i formy wypowiedzi artystycznej poetek: rosyjskiej i amerykańskiej są w niektórych aspektach istotnie podobne do losów i wypowiedzi poetyckiej Barbary Sadowskiej, zwłaszcza w przypadku Sylwii Plath. Fakt imiennego przywołania nazwiska Plath w jednym z wierszy polskiej poetki jest oczywiście argumentem niewystarczającym dla stwierdzenia paralel; dopiero analiza wybranych tematów i metafor stosowanych w obrazowaniu poetyckim kreowanych krajobrazów wewnętrznych wskazuje na istnienie rzeczywistych podobieństw. Achmatowa pisała zupełnie inaczej, używała kunsztownych form poetyckich mocno zakorzenionych w klasycznej tradycji literackiej. Z Sadowską łączy ją z kolei podobieństwo losu. Obydwie miały za sobą podobne doświadczenia przemiany życia; młode i powszechnie adorowane poetki, skandalizujące i pożądane muzy wielu artystów, stały się w późniejszym okresie matkami, szantażowanymi krzywdą, jaką władza może wyrządzić dziecku.

259

Oczywiście zawsze tam, gdzie występują podobieństwa, są też różnice. Wydaje się, że najistotniejszą zmienną w przypadku trzech poetek jest zmienna recepcji i pozycjonowania w historii literatury. Achmatowa i Plath są uznanymi ikonami poezji swoich języków. Achmatowa była powszechnie kochana przez całe poddane opresji społeczeństwo, Plath, znana i ceniona w kręgach literackich, zyskała powszechną sławę dopiero po śmierci, sławę, o jakiej – według Anny Stevenson, za życia nie mogła nawet marzyć: „Plath's fame in our time is greater than she could ever have imagined. She died thirty, an age when most of us who are her contemporaries were only beginning to find our voices as writers […] Twenty five years later, my admiration for Plath's astonishing literary genius is in no way diminished, but my sense of the tragedy of her death is heightened by a heartbreaking recognition of just how little time she allowed herself to mature”.404 Wydaje się, że znaczenie poezji Sylvii Plath w świecie literatury anglojęzycznej wciąż rośnie. W pierwszej dekadzie XXI wieku amerykańska badaczka uznała Plath za jedną z najbardziej znanych w świecie poetek minionego stulecia: „Sylvia Plath is one of the best-known women poets of the twentieth century. Her fame has eclipsed even that of great, world famous female poets, such as the Russian Anna Akhmatova, or Gabriella Mistral, the Chilean writer who won the Nobel prize for literature in 1945. Yet unlike those poets, whose international reputations were established during their lifetime, Plath's fame came more slowly, growing gradually after her death in 1963 to the point were at the end of the century, she had acquired an almost mythical status, inspiring dozens of biographies, critical studies, performances and even, by 2003, a Hollywood film about her life, with Gwyneth Paltrow playing Sylvia..”405

404 Stevenson Anne: Bitter fame. A life of Sylvia Plath. Boston 1989, Houghon Mifflin Company, s. 303. [Sława Plath w naszych czasach jest większa niż ona sama mogła sobie kiedykolwiek wyobrazić. Umarła mając lat trzydzieści, w wieku, w którym większość z nas, jej współczesnych, dopiero zaczynała odnajdywać własne głosy jako pisarze .[…] Dwadzieścia pięć lat później, mój podziw dla zdumiewającego geniuszu literackiego w żaden sposób nie zmalał, ale moje odczuwanie tragedii jej śmierci wrosło dzięki łamiącemu serce zrozumieniu tego, jak mało czasu dała sobie na dojrzewanie”. Tłum. AN. 405 Bassnett Susan: Sylvua Plath. An Intrioduction to the Poetry. Houndmills, New York, 2005, Palgrave Macmillan, wyd II, s. 1. [Sylvia Plath jest jedną z najbardziej znanych poetek dwudziestego wieku. Jej sława przyćmiła nawet sławę wielkich poetek światowej sławy, takich jak Rosjanka Anna Achmatowa czy Gabriela Mistral, chilijska pisarka, która dostała literacką Nagrodę Nobla w 1945 roku. Jednak, w przeciwieństwoe do tamtych poetek, których międzynarodowa reputacja ustaliła się za ich życia, sława Plath nadeszła wolniej, rosnąc stopniowo po jej śmierci w roku 1963 aż do punktu w którym, pod koniec stulecia, zyskała niemal mityczny status, inspirując dziesiątki biografii, prac krytycznych, przedstawień 260

Niezwykła poezja Barbary Sadowskiej wciąż czeka na odkrycie i należne jej uznanie w hierarchiach polskiej literatury, chociaż i o polskiej poetce można, powtarzając myśl Anne Stevenson, powiedzieć to, co napisano o Plath: “Many revere her for reasons that have little to do with her reality”.406 Wiersze Sadowskiej z „pierwszego czasu”, przepojone cierpieniem wynikającym z franciszkańskiej wrażliwości na żywe istoty, zawierają motywy pisane przez historię, takie jak wojna, nieżyjący ojciec, tęsknota za zmarłym braciszkiem, elementy profetyczne i oniryczne. Można w nich odnaleźć związki z poezją Sylvii Plath, przywołanej wprost w jednym z wierszy Barbary. Powtarzalność motywów, rozwijanych w miarę poetyckiego dojrzewania jest, według Helen Vendler, jedną z najważniejszych cech decydujących o sile oddziaływania i oryginalności poezji Plath: „For the most part, her originality lies in the summoning of themes and images that will become part of her permanent repertoire.”407 Podobną cechę ma też poezja Sadowskiej. W twórczości obydwu poetek występuje wiele wspólnych motywów: morze408, sen, rośliny, zwierzęta, ogromne znaczenie mają też barwy, u wczesnej Sadowskiej z dominantą szarości. Ważny jest dla obydwu poetek wielki nieobecny – ojciec. Literacka figura ojca w poezji Sylwii Plath i Barbary Sadowskiej to temat na poważną odrębną rozprawę. Warto w tym miejscu wspomnieć, że w poetyckiej mitologii rodzinnej obydwu poetek figura ta pełni zasadniczo odmienną rolę; w poezji Barbary Sadowskiej poszukiwanie pochłoniętego przez morze ojca „w każdej rybie” jest zapisem miłości i tęsknoty; u Sylvii Plath natomiast postać „Kolosa” i tyrana jest naznaczona niezwykle silną uczuciową ambiwalencją; jej wiersze poświęcone ojcu odwołują się jednoznacznie do antycznych mitów, ale zmieniają ich archetypiczne sensy. Jak pisała jedna z amerykańskich badaczek twórczości Plath, w wierszu Daddy

teatralnych a w roku 2003 powstał nawet hollywoodzki film o jej życiu z Gwyneth Paltrow w roli Sylvii.] Tłum. AN. 406 Anne Stevenson, o. cit.,, s. 303. [Wielu czci ją z powodów, które mają niewiele wspólnego z jej rzeczywistością”.] Tłum. A. N. 407 Helen Vendler: Coming of age as a poet. Milton, Keats, Eliot, Plath. Cambridg, Massachusets, London, England 2003. Harvard University Press, s. 123. [W przeważającej mierze jej oryginalność sprowadza się do przywoływania tematów i obrazów, które staną się częścią jej stałego repertuaru.]/ Tłum. A. N. 408 Przez całe swoje krótkie życie Sylvia Plath była zafascynowana morzem. Całe swoje dzieciństwo spędziła na Oceanem Atlantyckim, pod Bostonem. Jak sama pisała w jednym z listów pisanych z Anglii do matki, uważała swoje nadmorskie dzieciństwo za fundament własnej świadomości: “my ocean- childchood is probably the foundaton of my consciousness” (cyt. za: Barnard King Caroline: Sylvia Plath. Boston 1978, Twayne Publishers, s. 13). 261

„The Electra figure rejects the role of mourning which perpetrates her false self. The poem ends with an act of exorcism. The earlier recapitulation of the myth is a prologue to and part of this ceremony, the list of charges against Daddy supports the act of sentencing him to death. The culminating portrayal of the father as a devil who must be exorcised differs greatly from the way he appeared in “Little Fugue”, written about six months earlier”409. Jednym z powodów uczuciowej ambiwalencji wobec Ottona Plath, zmarłego, kiedy Sylvia miała osiem lat, było niemieckie pochodzenie ojca. Poetka jakby „zastępczo” oskarżała go o potworność zbrodni dokonanych przez Niemców w czasie wojny. Badaczka rekapituluje diametralnie odmienne poetyckie wizje ojca w poświęconym mu wierszu: „In a preamble to the exorcism, she recounts the development of her father's images with his earlier status as a “bag full of God, Ghastly statue” […] and then introducing the revised images: “panzer-man”, “swastika”, “Fascist”, “brute”, “devil”, “bastard”. […] But the speaker soon shows that she now attributes his “godliness” in part to his authoritarianism and personal inaccessibility – qualities which became intensified through his death”410 Podobieństwo motywów i odmienne ich widzenie, bliskość, choć niejednorodna, sposobów poetyckiego obrazowania, sprawiają, że można pokusić się o opracowanie zespołu modeli ustanawiających referencyjny wymiar języków poetyckich Sadowskiej - z jej tomików wydanych przed 1976 rokiem - i Sylvii Plath. Wydaje się, że ciekawą perspektywę badawczą stanowiłoby zastosowanie w badaniach tej poezji kategorii pojęciowych stworzonych przez Ludviga Wittgensteina, chociaż z pozoru jest to zadanie niewykonalne. A jednak, autor słynnego stwierdzenia: O czym nie można mówić, o tym należy milczeć, próbował w słowach oddać istotę barwy. Świat kolorów był dla Sadowskiej, uczennicy liceum plastycznego, a więc z pierwszego dziecięcego wyboru artystki sztuk wizualnych, niezwykle ważny, tak samo

409 Judith Kroll: Chapters in Mythology. The Poetry of Sylvia Plath.Harper&Row, Publishers, New York, Hagerstown, San Francisco, London 1976., s. 115. [Postać Elektry odrzuca rolę pogrążonej w żałobie, która przenika jej fałszywą jaźń. Wiesz kończy się aktem egzorcyzmu. Wcześniejsze przywołanie mitu jest prologiem do tej ceremonii i jednocześnie jej integralną częścią, spis oskarżeń przeciwko Tatusiowi pozwala na skazanie go na śmierć. Kulminacyjne sportretowanie ojca jako diabła, którego trzeba egzorcyzmować, bardzo różni się od sposobu przedstawienia go w wierszu Little Fugue, napisanym około sześciu miesięcy wcześniej. Tłum. AN]. 410 Judith Kroll. Op. cit., s. 117. [We wprowadzeniu do egzorcyzmu , [Plath] wylicza rozwijane kolejne obrazy swego ojca, z jego wcześniejszym statusem jako „worka napełnionego bogiem”, „boskiego pomnika”,[…] wprowadzając następnie zweryfikowane jego wizerunki: „pancerniak”, „swastyka”, „faszysta”, „brutal”, „diabeł”, „łajdak”. 262 jak dla Rimbauda, do którego była czasem porównywana, poety, który miał dar synestezji i potrafił go przekazać w słowach. Rimbaud przekładał samogłoski na kolory, tworząc tajne szyfry synestezji, Sadowska też chciała zakląć w wierszach barwy swojego świata. Chciała ocalić barwy odebrane przez mrok i szarość, jakby sprawdzając prawdziwość Wittgensteinowskiej intuicji, że róża nawet w ciemności nie traci swej czerwieni; i też - jakby chciała swoim życiem potwierdzić prawdę wyrażoną w najbardziej znanej frazie Saint Exupery’ego: „Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”. Świat barwi kształtów widzialnych jest i dla malarzy, i dla poetów światem istotnym. Wydaje się, że eksperyment z wejściem do krainy ślepców miał ukryty sens: skoro odebrano prawo do prawdy, można było samej sobie odebrać prawo do oglądania złudnego piękna kolorów, po to, by jeszcze głębiej wejść w to, co ukryte, i tak, po omacku, trafić do tego, co najważniejsze, odkryć to, co ukryte pod zasłoną barw, dotrzeć do sensów najważniejszych i etyki, i estetyki. Pragnienie zabicia kosmicznego źródła światła, wyrażone w wierszu Zachód słońca ma uzasadnienie estetyczne: słońce jest najładniejsze kiedy umiera[…] kiedy na koniec promienie załamuje jak ręce mrużę oczy na piękną czerwoną śmierć dopóki nie opadnie zasypane grudkami zmierzchu”. Zmierzch i noc, zapadająca po nim, pozbawiają świat piękna; czerń niesie rozpacz i zbrodnię: trochę dalej w innym domu młoda dużym brzuchem budzi się w nocy powtarza zabiję noc przynosi ten krzyk po kawałku mały człowiek nie będzie się uczył mówić chodzić.

263

Dopóki jest słońce411, możliwe są jednak barwy szczęścia i nadziei, barwy życia i macierzyństwa. Dzięki słońcu widać, jak młoda z dużym brzuchem karmi niebieskie i zielone papużki oboje nie mogą się doczekać mały człowiek będzie się uczył mówić chodzić. Kolory papużek, zieleń i błękit, to barwy o dużym ładunku symbolicznym, barwy natury, szczęścia, nadziei, barwy świata pączkującego „za ścianą” dzieciństwa. Świat „innego domu”, ten widziany w nocy, to świat beż żadnej barwy, świat owocujący nicością i bólem. W wierszu Umarłe lata, pierwszym w debiutanckim tomie, nazwana została barwa, mająca się później stać symbolem życia w PRL: szarość. U Sadowskiej szara barwa ma jednak inne zakorzenienie ontologiczne; szara jest „nieskończoność wspomnień”, a nie codzienne zwykłe życie w trudnym czasie; szarość „nieskończoności wspomnień” jest szarością zdobywanych jak Mont Everest „schodów kamiennych” i „cmentarza ogrodu” skontrastowaną z „niebem jasnym / brzemiennym tysiącem śmiercionośnych fajerwerków”, i z bielą: w kusym/sweterku/maszerowałam po mleko Wiersze z drugiego tomu również mówią szyframi barw, którym zagraża niebyt ciemności: Łamiąc kolory nadchodzi polami noc Kiedy dojdzie I zbije czerwony grzbiet horyzontu W siniaki granatowe Będę odwrócona czekać na ciebie A może jak wczoraj Wrona zaskoczy niebo czernią. Barwy zjawiają się i we śnie, który jest „prastary” i niesie przeczucie rozpadu, bez którego nie można się rodzić i rozwijać: rosnąć to wśród bluźnierstw połamanych masztów Bo z dna jest muł i stąd wszystkie narodziny

411 Słońce jest jednym z najważniejszych symboli w kulturze: „Jako jedyne źródło światła i ciepła, a zatem i życia, czczone było przez większość plemion i ludów świata”. Zob. Władysław Kopaliński, op. cit., s. 1076. 264

A walka będzie prawa gdy oczy zawiążesz Na to czajenie się krzywd i przewidywanie … za okiennicą omszałą zielono jak woda […] I w sygnały krwi grzęźnie napór promieni w okiennicach I jak od luster pęka pozór twarzy Tak od ognia – powietrze. Zieleń okiennicy pod naporem promieni wysyła sygnały krwi - ból „czajenia się krzywd i przewidywania”, otwiera na pokusę chłodnego ukojenia wodą studzienną – odejścia w niebyt. Omszała zieleń nie jest tu barwą nadziei, tylko trupiego rozpadu „pozoru twarzy”, pękającego w rozbitym lustrze studziennej wody. Pokusie odejścia nie oparła się Sylwia Plath, u której znajdujemy ten sam koloryt krwi, morza, ziemi, i spopielonej śmierci, i taką samą cenę za słowo – i za dotyk bliskości, cenę krwi: And there is a charge, a very large charge For a word or a touch Or a bit of blood […] Ash, Ash – you poke and stir. Flesh, bone, there is nothing there […] Out of the ash I rise with my red hair412 (Lady Lazarus) W wierszu Sadowskiej Imiona ze śmiercią zaszyfrowaną w bieli „rozsypanych jak nasiona zębów”, „nenufarów, które są tylko przypomnieniem” żeber, którymi

412 Ale jest cena, ogromnie się płaci Za słowo lub dotyk Albo ciupkę krwi […] Popiół – Popiół – Dźgasz szkarłatką. Ciało, kość – i nic tam nie ma […] Z popiołu powstaję Z czerwonym włosem. Tłum. AN. Uwaga translatorska: wiersz bardzo trudno przełożyć; na przykład jedno ze znaczeń słowa„poke”- to kwiat, „szkarłatka”; decyzja o użyciu dwóch słów, konieczna ze względu na brak polskiego słowa o odpowiedniej wartości polisemicznej jest rozwiązaniem kompromisowym, nie do końca oddającym mistrzostwo poetyckiej frazy Plath..

265

„umarli zakuwają ziemię w pancerz” walczy o pamięć „mały płomyk, podsycany”, który rozrzuca „niebieskie iskierki”. Dzięki niemu umarli „przynoszą najpiękniejszą wiosnę, gęstą od śpiewu i smaku”, ale to i tak nie pomoże nam, którzy Nie usypiemy swoich imion z ziemi Z naszych rąk będą się pięły wzwyż krzaki czerwonych malin, Maliny z żywymi robakami serc. Robaki – to czerwie, w polszczyźnie - źródłosłów czerwieni. Robaki kryją się w owocach malin, robaki to serca. Ukryte, niechciane – bo cierpiące. Robaki w malinach są białe; czerwie muszą oddać życie, żeby pozostawić barwę. Może dlatego czerwień jest dla nas barwą nie tylko miłości, ale i męczeństwa. W innych kulturach, gdzie tradycyjnie barwę czerwoną uzyskuje się z lawsonii czy z innych roślin, kolor czerwony to kolor radości, wesela, ślubnego stroju panny młodej. U Sadowskiej i u Plath czerwień to barwa krwi i życia, barwa, która zadaje ból. Czerwień maków czy tulipanów u Plath jest raniąca jak krzewy malin u Sadowskiej. Biel nenufarów i zębów w wierszu Sadowskiej jest bielą śmierci, podobnie jak szpitalna biel u Plath: „purity of hospital whiteness in which the red tulips breathe “like an awful baby”. In the end the tulips are seen to be carriers of that terrible red thing, life, slowly complicating the whiteness with which the speaker has effaced herself.”413 Tulipany u Plath otwierają swe czerwone kielichy jak paszczę, stają się groźne jak dzikie zwierzęta: The tulips should be behind bars like wild animals; They are opening like the mouth of some great African cat.414, Drapieżne tulipany sprawiają, że narratorka wiersza zaczyna widzieć swoje wewnętrzne organy, zyskuje ich namacalną i bolesną świadomość: And I am aware of my heart: it opens and closes Its bowl of red blooms out of sheer love of me. The water I taste is warm and salt, like the sea, And comes from a country far away as health415

413 Stevenson Anne, op. cit., s. 211.: [Sterylna czystośc szpitalnej bieli, w której tulipany oddychają „jak okropne dziecko”. Ostatecznie, tulipany zostają uznane za niosące tę przerażającą czerwoną rzecz, życie, powoli zakłócając t ę biel, wraz z którą osoba mówiąca zapada w cień.]. Tłum AN. 414 Tulipany powinno się trzymać za kratami jak dzikie zwierzęta, Otwierają się jak paszcza wielkiego afrykańskiego kota. Tłum. AN. 415 Więc czuję swoje serce; otwiera się i zamyka Jego misa czerwieni kwitnie z czystej miłości do mnie 266

Tulipany każą myśleć o żywym sercu, które się zamyka i otwiera jak one. Niezwykła metafora serca przedstawionego jako misa rozkwitającej czerwieni jest podobna do metafor Sadowskiej, która pisała o własnym mózgu jak o żywej istocie, która zadaje ból. W wierszu Sylvii Plath, pisanym, według badaczy jej twórczości, w czasie pobytu w szpitalu, czerwień jest barwą tulipanów, ale i krwi, która symbolizuje cierpienie, otwartą ranę, ale i drapieżne, pożerające inne byty, życie. The tulips are too red In the first place, they hurt me Even through the gift paper […] their redness talks to my wound, it corresponds…416 Tulipany Sylvii Plath odbierają jej tlen; u Sadowskiej „ognisko się tlenem zachłystuje”; czerwone żywe twory odbierają życie, chociaż czerwień jest barwą krwi, bez której życie nie jest możliwe. Bez krwi człowiek staje się przezroczysty, jest jak martwe pisklę. Wiersze Barbary nie są przezroczyste; są nabrzmiałe krwią i bólem. Ich dominujące barwy to zbielała szarość kości i popiołu, i czerwień. Ale czerwień miała dla Plath również inny wymiar, była czerwienią szminki, a także ulubionym kolorem ubrań. Ciekawie pisze o tym w zbeletryzowanej biografii Plath Emma Tennant: „Sylvia przeszukuje garderobę, usiłując wybrać coś czerwonego do ubrania/ Czerwień, kolor życia krwi, erotycznych poszukiwań. Czerwone wargi w pełnym, szerokim uśmiechu, czerwieńsze niż na połyskującej reklamie w kolorowym magazynie, czerwieńsze niż usta filmowej gwiazdy. To czerwień przyciąga jak magnes męża, nim wyblaknie i zamieni się w róż niemowlęcego pokoju – ale też czerwień może zrujnować życie, złamać serce na pół. (Mimo wszystko Sylvia przywdziewa czerwień: to jedyny sposób na chłód, na odpychającą matematykę Cambridge.) Wybiera typowo amerykański, szyty na miarę , prosty kostium, a niezwykle czerwone usta odwzajemniają jej uśmiech w lustrze, gdy zawiązuje szkarłatną wstążkę.” 417

Woda którą piję jest ciepła i słona jak morze I pochodzi z kraju tak odległego jak zdrowie. Tłum. AN. Uwaga translatorska: słowo sheer użyte przez Plath ma obok zwykłego znaczenia również sens ironiczny; opisana przez nie miłość jest zarazem i czysta, i pokrętna. 416 Tulipany są za czerwone, po pierwsze mnie ranią Nawet przez zdobny papier […] Ich czerwień rozmawia z moimi ranami, i pasuje…Tłum. AN. 417 Emma Tennant:Sylvia. Przekład: Viletta Dobosz. Toruń 2004. Wydawnictwo „C&T”, s. 36.

267

Czerwień, redness, to kolor, który wybrał Ludwik Wittgenstein, do swoich filozoficznych rozważań. Wydaje się, że w jego dociekaniach czerwień funkcjonuje zupełnie inaczej, jest jakby abstraktem wyjaśniającym ontyczne zagadki, ale to pozór. Czerwień jest czerwienią, tak jak róża jest różą. Od czerwieni nie ma ucieczki, nie można uciec od bólu egzystencji w świat matematycznych czy logicznych formuł. Wittgensteinowski chłodny świat abstrakcji jest światem ognia i spopielania, którego aura jest bliska aurze poezji Barbary Sadowskiej; dowód z analizy tekstów tymczasem pozostanie ukryty do chwili znalezienia odpowiedniego klucza metody analitycznej, który otworzyłby sekretne zakamarki dwóch światów; świata niezwykłego wykładowcy z Cambridge i świata poetki, której w wierszach i snach odsłaniały się straszne chwile i z uniwersum ludzkiej przeszłości, i z własnej przyszłości jednostki wydanej na mękę. I czerwień, i inne barwy kryją znaczenia, tak jak „kamienie znaczące”, przywołane w wierszu Legenda: Legenda ofiarowywania kamieni znaczących Dałabym ci kamień uwalniający z troski osłaniania się […] Chciałaby cię rozpłakać – nie ma takich kamieni Chciałabym cię roześmiać – nie ma takich kamieni. Tytułowy wiersz tomu Nad ogniem, zapis nieprzeżytego daru obecności ojca, wyraża zgodę na doznawanie wszystkiego, co się dzieje: Zgadzam się, cokolwiek się zdarza światło się węgli, ile mnie zostało ognisko się tlenem zachłystuje moim cienie idą po twarzach ze słów zasłyszanych […] W ogień mówię i widzę jeszcze Twarzy cienie rozwiązanych w węgiel Jak Bóg chciał Zgadzam się, oglądam, cokolwiek się zdarza. Błękit, zieleń, tęczowe błyski światła zaczynają się pojawiać w wierszach Barbary, tak jak pojawia się miłość, tkliwość macierzyństwa. Jasne tony są jednak rzadkie, uroda świata nie stłumiła głuchego dudnienia słyszalnego w snach i powracających wspomnieniach losu własnego, cierpień matki, która utraciła w czasach wojennego zamętu męża i syna, maleńkiego brata, który pojawia się w wierszach jak niemy wyrzut, zazdrosne oskarżenie żyjącej wciąż siostry o to, że ona jest jeszcze wypełniona krwią i barwami życia.

268

Sadowska nie uległa pokusie zanurzenia się w świat złudnych barw literackich splendorów dostępnych dla twórców „kłaniających się okolicznościom”, choć z pewnością entuzjastyczne recenzje jej pierwszych tomów poetyckich musiały budzić pragnienie sławy, znaczenia w świecie literackim. Żaden czujny cenzor nie dopatrzył się w trudnych, pozornie niezrozumiałych, mrocznych wierszach z pierwszych tomów krystalicznej uczciwości, która nie pozwala godzić się na życie iluzją kolorowych paciorków rozdawanych tym, którzy uwiarygodniają intencje kolonizatorów. Wydaje się, że filozofia koloru Sadowskiej była bliska niezwykle głębokiemu rozumieniu Emila Ciorana, który pisał: „Kolor jest stanem duszy. Dla wrażliwości zniuansowanej i czułej wszystkie kolory potrącają jakiś struny afektywne, toteż życie duszy możemy przetransponować na gamę chromatyczną. […] W świecie czystego światła życie duchowe byłoby ujednolicone, jednowymiarowe. Obiektywnemu brakowi kolorów odpowiadałaby biel psychiczna. Duchowa pstrokacizna byłaby przezwyciężona i doświadczalibyśmy bądź ciągłej ekstazy, bądź afektywnego zera. […] Goethe powiedział, że kolor jest cierpieniem światła. A może i naszego? Czy nie cierpimy wraz ze wszystkimi kolorami? I czy niekiedy tęsknota za nieukierunkowanym światłem ekstazy nie jest aby ucieczką z chromatycznych sieci, z kolorów jako wyrazów tego świata?.418 Poezja Achmatowej, równie wrażliwej na barwy świata – podobnie jak twórczość Sadowskiej - jest silnie związana z osobistymi przeżyciami. Jak pisze Anna Piwkowska, biografka rosyjskiej poetki: „ Achmatowa uważała, że pomiędzy poetą a wszystkim, co w życiu napisał, istnieją tajne stosunki, często sprzeczne z tym, co o tym czy innym wierszu sądzi czytelnik. Jej wiersze są właśnie jak światła reflektorów, które z nieprzeniknionej ciemności wydobywają fragmenty jej życia, oświetlają emocje.”419 Anna Achmatowa, podobnie jak Barbara Sadowska, w swojej poezji zawarła profetyczne wizje dotyczące macierzyństwa i syna. W wierszu z 1915 roku pisała: Czarne lata mi ześlij na ziemi, Bezsenności, maligny, goryczy, I miłego, i syna odejmij Pieśni odbierz mi dar tajemniczy –

418 Cioran Émile M. Święci i łzy . Przełożył z rumuńskiego i wstępem opatrzył Ireneusz Kania. Warszawa 2003, Wydawnictwo KR, s. 132. 419 Anna Piwkowska: Achmatowa czyli kobieta. Warszawa 2003. Wydawnictwo Książkowe Twój Styl, s. 200 269

Przez liturgię zaklinam Cię słowa. (Tłum. Adam Pomorski) Okrutny wiersz matki trzyletniego chłopca wzbudził niepokój innej wybitnej rosyjskiej poetki, Maryny Cwietajewej, która napisała w liście do Achmatowej: jak Pani mogła! Czyż Pani nie wie, że w poezji wszystko się sprawdza?420 Tak jak w czasach terroru kabaret „Bezpański pies”, w którym w szczęśliwych latach przedrewolucyjnych brylowała młodziutka Achmatowa, stał się dla niej ledwie mglistym wspomnieniem, tak szczęśliwe lata spędzane w „Kamiennych Schodkach”, w „Hybrydach” i „Krokodylu” Sadowska zamieniła na opozycyjna walkę o los krzywdzonych i poniżonych. Sylvii Plath los takich cierpień oszczędził, ale nadwrażliwość i skupienie się na własnych lękach i osobistych problemach miłosnych również i w jej przypadku doprowadziły do tragedii, lecz o jakże innym ciężarze gatunkowym. Popełniając samobójstwo, Sylvia Plath uciekła od bólu, ale nie oszczędziła go własnym dzieciom. Barbara zgodziła się na swój straszny los – do końca. Jej syn, poeta Grzegorz Przemyk, został zamordowany. Przedtem to on, jako nastoletni dzieciak, przeżywał lęk o uwięzioną matkę. W niepojęty sposób wspólnie zostali porażeni pełnią totalitarnego terroru, jaką starała się przedstawić w swoim Requiem Anna Achmatowa. W słynnym poemacie Achmatowej pojawia się Matka Bolesna Chrystusa, na którą nikt nie odważył się spojrzeć:

Магдалина билась и рыдала, Ученик любимый каменел, А туда, где молча Мать стояла, Так никто взглянуть и не посмел. [Anna Achmatowa: Requiem]421 Macierzyństwo poddane próbie śmierci było jednak doświadczeniem Sadowskiej, nie Achmatowej. Achmatowa doświadczała bólu jakby w imieniu wszystkich matek Rosji; jej własny syn Lew Gumilow odczuwał zapiekły żal, że matka opłakuje go jak zmarłego, jako poetka cierpiąca za wszystkie kobiety, wyjące z rozpaczy pod bramami więzień, poszukujące choćby strzępu informacji o losie swych

420 Cyt. za: Anna Piwkowska, op. cit., s. 201. 421 Fragment poematu Requiem w oryginale w języku rosyjskim. Magdalena szalała, płakała, Kamieniał uczeń ukochany, W stronę gdzie matka milcząc z bólu stała Wzroki Nikt nie śmiał wzroku wznieść z zebranych. Tłumaczenie – A. N. 270 dzieci zabieranych do więzień i łagrów, skazywanych na śmierć i unicestwienie pamięci, ale nie potrafi przyjąć go żywego, zmaltretowanego wieloletnią katorgą. Syn Achmatowej przeżył, ale ani on, ani jego matka nie zdołali wyzwolić się z koszmaru utraty. Poetka przez osiemnaście lat zabiegała o jego zwolnienie, pisała nawet do Stalina, ukrywała, że pisze poemat o terrorze, nie przechowywała rękopisów z obawy, że znalezienie tekstu mogłoby pogorszyć los syna. Jednak po powrocie z łagru Lew Gumilow zerwał kontakt z matką. Został później historykiem, orientalistą ii znawcą cywilizacji Wielkiego Stepu”422. Inaczej było z Sadowską; to ona trafiała do aresztu, była więziona, a Grzegorz odwiedzał ją w więzieniu, to on bał się wciąż o matkę i troszczył się o nią. Dla Achmatowej pozycja literacka była ważna; nawet w chwilach najtrudniejszych nie zapominała, że jest „głosem Rosji”, nie porzucała twórczej pracy. Sadowska szła za głosem serca, nie dbała o własne miejsce w pisarskich hierarchiach, zawsze gotowa porzucić własne sprawy, żeby pomagać drugiemu. W wierszach Achmatowej, utworach o klasycznej formie, w jej misterium słowa charakterystycznym dla akmeistów kryje się dramat człowieka żyjącego w warunkach totalitarnej opresji, wydaje się jednak, że umowność konwencji literackiej osłabia siłę przekazu nawet w przypadku Requiem. Doskonały rytm i rymy strof świadczą o wielkim kunszcie Achmatowej, która po Puszkinie stała się drugim najważniejszym zjawiskiem literackiej Rosji; w jej wierszach nie ma jednak poszarpanej frazy, okaleczonych słów, urywanego krzyku, nie ma tego, co kryje się między słowami, które nie wystarczają już do przekazania dramatu człowieka XX wieku. Dla jego wyrażenia Plath i Sadowska starały się znaleźć inną poetykę, negując elegancję klasycznych form, podobnie jak Eliot czy Różewicz i Herbert.

422 Prace Gumilowa były publikowane również w Polsce, m. in. Śladami cywilizacji wielkiego Stepu, Warszawa 2005, PIW. 271

Zakończenie

W historii polskiej literatury nierozłączność tekstu życia i tekstu twórczości jest znakiem rozpoznawczym największych twórców. Rozczarowany dworską karierą Kochanowski, skazany za udział w młodzieńczej grupie „buntowników” Mickiewicz, Norwid, więziony i represjonowany, zmuszony do emigracji, Krasiński, starający się własną twórczością okupić ugodową postawę ojca, niesłusznie zapomniany Asnyk, Krzysztof Kamil Baczyński i – zabici jako jedni z pierwszych warszawskich powstańców, Bruno Schulz, jeden z najciekawszych polskich pisarzy, zamordowany przez Niemców za to, że był Żydem, Władysław Sebyła z sowiecką kulą w czaszce, Jan Zygmunt Rumel, rozdarty końmi na Wołyniu wysłannik Armii Krajowej, który do końca wierzył, że uda się zapobiec rzezi, i do końca kochał swoje „dwie matki”, Polskę i Ukrainę. Rzadko tekst życia jednostkowego i tekst twórczości splata się tak ściśle z tekstem życia narodu jak tekst biografii i poezji Barbary Sadowskiej. Barbara stała się symbolem matek stanu wojennego, ale mogłaby stać się symbolem całego powojennego pokolenia. Od 1949 roku mieszkała w Warszawie, gdzie rozgrywały się kolejne akty dramatu zniewolonej Polski, skąd kierowano rozkazy w momencie wybuchu poznańskiego buntu w 1956, gdzie bito zbuntowanych studentów w 1968, skąd padł rozkaz strzelania do robotników w 1970, gdzie powstały pierwsze zorganizowane grupy oporu wobec komunistycznej opresji. Barbara, niezwykle wrażliwa na los krzywdzonych, zmagająca się z traumą wojennego dzieciństwa i braku ojca, którego jej wojna zabrała, we wczesnej młodości zbuntowana przeciwko konwenansom i zasadom szarego życia, starająca się żyć wszystkimi barwami, skazana na „szarą tęczę” rzeczywistości PRL, włączyła się aktywnie w walkę z opresyjnym systemem. Działała w KOR, w Prymasowskim Komitecie Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom, przyjaźniła się z człowiekiem, który stał się poźniej męczennikiem i błogosławionym. Największy z Polaków, święty Kościoła, przytulił Barbarę, bolesną matkę, w miesiąc po śmierci jej syna, w czasie pielgrzymki do Polski w czerwcu 1983 roku. Barbara uczestniczyła w tym wszystkim, czym żył Naród. Odczytywanie tekstu jej życia jest odczytywaniem fragmentu dziejów Polski.

272

O tym, że jej los i jej pisanie nie należą tylko do niej, wiedziała też sama poetka. W wierszu, dedykowanym przyjacielowi, francuskiemu poecie Gerardowi Bayo, zapisała jako motto jego pytanie, i własną odpowiedź: Piszesz? Nie, to historia pisze. Historia dopisuje wciąż nowe karty upamiętniające jej ukochanego syna, młodego ale w pełni dojrzałego jako twórca poetę Grzegorza Przemyka. Do jego wierszy kompozytorzy piszą muzykę. Śpiewają je wciąż nowi młodzi z gitarami – innymi już pewnie niż ta, na której grał autor, i do której struny przemycali z zagranicy przyjaciele Sadowskiej z emigracji, ale muzyka słów zamordowanego poety wciąż brzmi tak samo – poezja i miłość nie umierają. Pierwsza tablica upamiętniająca zamordowanego syna Barbary Sadowskiej została umieszczona na ścianie budynku jego szkoły, XVII Liceum Ogólnokształcącego imienia Andrzeja Frycza-Modrzewskiego przy ulicy Elektoralnej w Warszawie w dwudziestą rocznicę jego śmierci, widnieje na niej - jak wykuty w kamieniu – wiersz Grzegorza Gra w szczerość z tomiku Oko. 3 maja 2008 roku Prezydent RP Lech Kaczyński pośmiertnie odznaczył Grzegorza Przemyka Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Kolejna tablica znalazła się na ścianie budynku przy ulicy Jezuickiej w roku 2013, trzydzieści lat po śmierci zamordowanego w komisariacie MO maturzysty. W tym samym roku, w dniu 16 maja, Senat Rzeczypospolitej Polskiej jednogłośnie przyjął uchwałę, której oddał hołd Grzegorzowi Przemykowi w 30 rocznicę jego śmierci, potępiając „sprawców oraz inicjatorów tego politycznego mordu”423. 17 maja 2016 roku odsłonięto tablicę na ścianie wieżowca przy ulicy Zgoda (dawniej Hibnera) 13, w którym mieszkał z mamą. Poza Warszawą, Grzegorza upamiętnił tablicą Sanok – znajduje się ona w kaplicy rektoralnej kościoła p.w. Św. Maksymiliana Kolbego przy ul. Zagrody. Historia wciąż pisze; my też ją piszemy, również dbając o materialne ślady pamięci. Barbara Sadowska ma swoją symboliczną ulicę na Bielanach, w pobliżu AWF, gdzie mieszkała w latach pięćdziesiątych XX wieku. Może przyjdzie czas na upamiętniającą ją tablicę na jej późniejszym domu, odbudowanej z ruin kamienicy Starego Miasta w Warszawie przy ulicy Piwnej, w której

423 Wcześniej uchwały nie przyjął Sejm, gdyż poslowie SLD mieli zastrzeżenia do jej treści

273 przeżywała lata wczesnej młodości, tuż obok miejsca, gdzie później tak okrutnie przerwano piękną młodość jej utalentowanego syna. Odczytując tekst życia Barbary Sadowskiej, nie można zapominać o czytaniu i próbie jak najpełniejszego zrozumienia jej poezji, której ukoronowaniem są wiersze ostatnie, pisane po śmierci syna, wiersze krystalicznie doskonałe, jak perła, powstająca z cierpienia żywej istoty. Historia, wpisana we fragment wiersza Barbary, dialogującego z fragmentem pięknego wiersza jej syna na płycie ich wspólnego grobu, upomni się i o jej pamięć. Pamięć nie tylko o symbolu, jakim się stała Sadowska - Mater Dolorosa stanu wojennego, ale także o poetce, która pozostawiła najuczciwszy, i może najlepszy poetycki obraz swojego czasu w polskiej literaturze.

274

Summary

This piece of work has been written as a doctoral thesis under the supervision of Professor Krzysztof Dybciak from Cardinal Stefan Wyszynski University in Warsaw. Its subject – Barbara Sadowska’s poetry and biography has never been dealt with on the grounds of literary research, although Barbara Sadowska should be known not only as a mother of a nineteen year old boy murdered by the Militia in May 1983, when was suffering under the rule of martial law, but first and foremost as an eminent poet, whose verses can be compared with those of Anna Akhmatova or Sylvia Plath and deserve a decent positioning in the history of , distorted by hierarchies imposed by the difficult circumstances stemming from Poland’s history. In the preface to her thesis the Author presents a brief outline on the role of biography writing in different periods, beginning with the ancient tradition. It seems evident that female artists have seldom been chosen as personalities worth a biography, which is definitely unfair and does not reflect their role in the development of culture. The introductory notes also contain some methodological remarks and references to theories pursued in literary research in Poland and abroad by those who either rejected or acknowledged the importance of including the knowledge of facts from the writer’s life within the scope of interpretation. In the subsequent chapters the author presents Barbara Sadowska’s parents and her early years, proving that some facts given in the biographical note of Barbara Sadowska in the Polish Biographical Lexicon are incorrect, especially concerning the name of Sadowska’s real father, Franciszek Obrębski, a Polish diplomat and member of the Resistance in France, killed in one of the most tragic episodes of the World War II, the tragedy of the Cap Arcona, the ship carrying the prisoners from the liberated German concentration camp of Neuengamme, bombed by the RAF near the Lubec Bay. The years of the poet’s early childhood, marked with reminiscences of the war in France, where little Barbara spent first six years of her life, are reflected in her poems and letters to friends. The Author managed to prove the real authorship of a part of a modernistic story Ajol, the collection of a young woman’s letters, allegedly written by Stanisław Czycz. The positive results of a thorough examination and comparative study of the style of the letters included in Czycz’s book and those written by the poet at the same time to Janusz Żernicki were ultimately confirmed by Dorota Niedziałkowska, who found Sadowska’s original letters.

275

The Author presents Sadowska’s growing up as a poet, as a woman and as a mother. Sadowska’s first poem was published in 1957; she was a student of the secondary School of Fine Arts in Warsaw at the time. Her first publication was noticed and her first book of poems, published soon after, in 1959, alerted the vigilant critics who praised her style. They could not find anything hostile or dangerous for the communist system in the voice of a young artist’s poetry. Besides, her poems, with their themes and metaphors too abstract to be understood by everybody, seemed abstract enough to make their author a nice “ornament” proving that the modern literature was flourishing freely under the communist rule in Poland. After her debut on the literary scene she was invited to join a group of young poets, gathered under the guardianship of its founder, a communist party member Jerzy Leszin Koperski. But Sadowska was too independent. Freedom, in a large sense, meant too much to her to let her obey the dictatorship of the creators of the new order, and of the new style of thinking and writing. Being a true artist she knew that she had to pursue her own way both in literature and in life. Sadowska’s most important developments in those years were the ones of a private and emotional nature. The poet’s first love and her immersion in the world of the feminine joys and pains, her way towards the motherhood shaped her path as a poet in her youth. The Author also tries to reconstruct and understand Sadowska’s painful way leading to the acute awareness of the terror and oppression imposed by the communists on her country and on its people, and to the ultimate refusal to participate in the system, in which the artists were only allowed to be an ornament of the cruel system. Having understood the real situation of her country, Sadowska could not remain just a poet writing abstract verses, pretending not to notice the false foundation of the political, cultural and social life of the People’s Republic of Poland and its suffering people. The country was practically, though not officially, occupied by the totalitarian regime of the USSR.. Sadowska’s poetry slowly and painfully evolved and she begun to write poems that reflected the real life of the Polish people, the life full of terror and suffering, in the world of lies presented as ultimate truths by the totalitarian regime, like in the vision created by George Orwell. After the events of 1968, and the massacre of December 1970, when the militia killed more than 40 innocent people in the streets, when the coal miners of Silesia went on strike as well as the shipyard workers who were persuaded to get back to work, and then killed in the streets of Gdynia and Gdańsk, the Poet’s

276 involvement in the political opposition’s activities, initiated by an act of bravery - signing a letter of 101 intellectuals protesting against introducing significant changes in the Polish Constitution aimed at further subordination of Poland to the Soviet Union – intensified to the extent of devoting all her efforts to struggle against the oppressors. Banned from the official literary life by the Chief Censorship Office; when neither her poems could be published or reviewed nor her name mentioned in public, Sadowska decided to join the underground publishing initiative of the authors who created an uncensored magazine “Zapis”, considered illegal by the communist authorities. After the strikes of 1976 she openly joined the opposition and became a member of the Committee for Protection of Workers. When general Jaruzelski introduced the martial law in Poland and many opposition leaders and intellectuals were imprisoned, Sadowska kept helping the victims of terror and their families within the Primate’s Committee for Assistance of Persons deprived of Freedom and their Families. Because of that she became subjected to different forms of invigilation and persecution by the secret militia forces. Writing about the facts of the last years of Sadowska’s life, the Author presents the results of her research work in the archives taken care of by the Institute for the National Remembrance. There are hundreds of pages written by the “bezpieka” informers and militia officers describing details of Sadowska’s social and private affairs, including her medical records. This “rotten” source is valuable for the biographer because of the very detailed records of facts, names and places important in the poet’s life, although on the moral grounds it is rather awkward to benefit today, for the sake of research, from these files knowing the purpose and the methods of collecting such evidence; the ultimate goal of the secret service in communist period of Poland’s history was to destroy the lives of the totalitarian system opponents. The Author writes about the most tragic moment in Sadowska’s life – the death of her only child, 19 year old poet and musician Grzegorz Przemyk, beaten to death by militia on the day of his graduation. The Author is of the opinion that the poems written by Sadowska after her son’s death belong to the most important phenomena of the Polish poetry. Her poems and her life can be compared with those of Sylvia Plath’s or Anna Akhmatova’s, the two poets, one living one in the East, and the other in the West of the world divided by the iron curtain at that time, experiencing different forms of oppression, exploring similar topics in their poetry, and suffering from unbearable personal tragedies.

277

Concluding her thesis, the Author outlines some directions for further literary research paving the path for those who might wish to explore the original world of Barbara Sadowska’s poetry, suggesting the areas of interest, like the poet’s cryptic message hidden by the words, metaphors and colors evoked to express different shades of humane, and especially of feminine, experience, especially in the areas where her thought gets quite close to the philosophic intuition and investigation pursued by philosophers, beginning with of the ancient Greeks up to our contemporaries, like Ludvig Wittgenstein, who examined the relationship between the colour, taking redness as a part pro toto example, and the word signifying it in human language. The Author believes that one day Barbara Sadowska will be recognized as a poet of originality and importance equal to those of the greatest world famous poets of the twentieth century.

278

Bibliografia

Zbiory archiwalne, dokumenty, relacje:

Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej (teczka osobowa Barbary Sadowskiej i inne materiały) Archiwum Barbary Sadowskiej – Ośrodek KARTA Archiwum Akademii Wychowania Fizycznego Archiwum Akt Nowych (dokumenty dyplomacji polskiej) Archiwum Lucienne Rey – Biblioteka Polska w Paryżu (listy Barbary Sadowskiej; korespondencja Lucienne Rey w sprawie publikacji utworów Sadowskiej i Przemyka) Archiwum Maisons Laffitte Archiwum Związku Literatów Polskich Krakowianin w Paryżu. Film Jerzego Tuszewskiego z zapisem głosu Barbary Sadowskiej czytającej własne przekłady wierszy Brunona Durochera [Bronisława Kamińskiego]. Archiwum Związku Literatów Polskich Zapisy wywiadów z przyjaciółmi i znajomymi Barbary Sadowskiej: (Wypowiedzieli się o Barbarze m. in. Ernest Bryll, Mariusz Kazańczuk, Jadwiga Małujło, Janusz Maciejewski, Hanna Ossowska, Jan Sochoń, Antoni Krauze, Anna Łabuz-Szafraniec, Jerzy Górzański, Eugeniusz Temkin, Halina Gąsiorowska, Danuta Cirlić-Straszyńska, Marzena Urban)

Tomy poezji Barbary Sadowskiej: Zerwane druty. Warszawa 1959, „Iskry” Nad ogniem. Warszawa 1963, PIW Nie możesz na mnie liczyć, nie będę się bronić. Warszawa 1972, „Generacje” Moje. Kraków 1974, Wydawnictwo Literackie Stupor. Warszawa 1981. Niezależna Oficyna Wydawnicza Wiersze ostatnie. Wydawnictwo Przedświt. Warszawa 1984. Warszawska Niezależna Oficyna Poetów i Malarzy Il est doux d’être enfant de Dieu (Słodko być dzieckiem Boga). !987, Plein Chant. (wydanie dwujęzyczne; tłum. na język francuski: Lucienne Rey i Jéröme Rufin)

279

Otwarte niebo, wieczny sen. Warszawa 1997. Spółdzielnia Wydawnicza „Anagram”

Wiersze i inne teksty Barbary Sadowskiej w czasopismach i tomach zbiorowych:

Mama. „Nowa Kultura” 1957, nr 10 Oczekuję psa. „Współczesność” 1959 nr 18 Żaby. „Współczesność” 1959 nr 18 List do Zuzanny Ginczanki. W: Post scriptum (część: Poeci Orientacji). Warszawa 1968, ZSP Niedaleko umarłej. W: Post scriptum. Warszawa 1968, ZSP. Sen o ojcu. „Poglądy. Pismo społeczno – kulturalne” Katowice, 1 – 15 grudnia 1968, nr 23 (147) Wzdłuż źródła pod wiatr. W: „Poeci Orientacji”, „Post scriptum” Ziemia. „Zwierciadło” 1963, nr 45 (obok wiersza - niepodpisana krótka notka biograficzna z omówieniem wiersza, przepisanego z tomu „Nad ogniem”) Listy opublikowane w: Czycz Stanisław Ajol.Kraków 1967, Wydawnictwo Literackie (strony od 148 do 193) Dziennik podróży (fragmenty).W: Za progiem wyboru. Warszawa 1969, ZSP [bez tytułu] w: „Zwierciadło” 1971, nr 21. Przesłuchanie. Stanisławowi Czyczowi. „Literatura” 1972, 14 września Fatum. W: „Literatura” 1972, 14 września Mon nom est/Mein name ist ; Novembre/November ; Il y a dans... (a Viola Fisher)/Es gibt in… (An Viola Fisher); Les petites griffes/Die kleinen klauen; W: Que le vent tourne ! Jeunes poètes polonais d’ajourd’hui/ Wende den Wind. Polnische Gedichte der letzen Jahre . Hamburg 1984, Verlag Maurice Moreau [przekłady trzech wierszy Sadowskiej równolegle na języki francuski i niemiecki) Czas, Kain boli oraz osiem wierszy bez tytułu. W: „Więź” 1986 nr 11/12 Nie mówcie, oraz trzy wiersze bez tytułów. „Przegląd Katolicki 1988 nr 22

Przekłady: Slaviček Milivoj: Komentarze do r różnych sposobów istnienia. Warszawa 1976, PIW. Wewnętrzne morze. Antologia poezji chorwackiej. Wybór, opracowanie, noty o autorach Milivoj Slaviček. Kraków 1982, Wydawnictwo Literackie

280

Wiersze Grzegorza Przemyka Przemyk Grzegorz: W dniu, w którym przyjdziesz po mnie… Warszawa 2008. Wydawnictwo „Nowy Świat”

Teksty wywiadów, wspomnień, informacje o spotkaniach autorskich, nekrologi Barbary Sadowskiej: (el): Poetyckie wizje Barbary Sadowskiej [wywiad z Barbarą Sadowską]. W: „Sztandar Młodych” 1970 nr 237 (3-4 października) (kilka notek prasowych o spotkaniach autorskich w: „Express Wieczorny” 1973 nr 32 i „Dziennik Ludowy” 1973 nr 34 (spotkanie 8 lutego w DK przy ul. Chrobrego) „Słowo Polskie” 1973 nr 27, a dnia 1 I (II???) 1973 (spotkanie w Klubie Muzyki i Literatury „na kolejnym czwartku literackim” przy ul. Kościuszki (Wrocław) Zaproszenie na Wieczór Jednego Wiersza 30 kwietnia 1979 r. Nekrologi informacyjne (dwa): „Życie Warszawy” nr 232 z dnia 4-5. 10. 1986, oraz nr 242 z 16.10 Woroszylski Wiktor: Pożegnanie Barbary Sadowskiej. W: „Tygodnik Powszechny” nr 42, 19 października 1986 Informacja od Fundacji imienia Barbary Sadowskiej o nagrodach jej imienia przyznanych po raz pierwszy w 1988 r. W: „Kontakt”, Paryż 1988, nr 11.

Ważniejsze publikacje wykorzystane w pracy

Achmatowa Anna: Drogą wszystkiej ziemi: poezja, proza, dramat. Wybrał, przełożył i komentarzem opatrzył Adam Pomorski. Warszawa 2007, „Open”. Achmatowa Anna: Milczenie było moim domem.Wybrał i przełożył Zbigniew Dmitroca. Warszawa 2006, „Świat Literacki” (edycja dwujęzyczna rosyjsko-polska). Achmatowa Anna: Requiem. Przeł. z ros. Stanisław Grochowiak et al., przedm. Andrzej Drawicz. Warszawa 1981, Niezależna Oficyna Wydawnicza „Nowa”. Anna Akhmatova 1889 – 1989. Papers from the Akhmatova Centennial Conference (red. Sonia Ketchian). Oakland-Berkeley 1993, Slavic Specialties Aparat represji wobec księdza Jerzego Popiełuszki 1982 – 1984. Tom I. Wstęp Jan Żaryn. Redakcja naukowa Joanna Mysiakowska. Wybór i opracowanie Jakub

281

Gołębiewski, Joanna Mysiakowska, Anna K. Piekarska. Warszawa 2009. Instytut Pami eci Narodowej Arystoteles: O powstawaniu i ginięciu. Biblioteka Klasyków Filozofii, Warszawa 1982, PWN A.W.: Otwarte niebo. „Gość Niedzielny”, 1997, nr 35 Barnard King Caroline: Sylvia Plath. Boston 1978, Twayne Publishers Bassnett Susan: Sylvua Plath. An Intrioduction to the Poetry. Houndmills, New York, 2005, Palgrave Macmillan, wyd II Biernacka B: Równanie z dwiema niewiadomymi w: „Nowe Ksiązki” 1959 nr 18 Boccaccio Giovanni: O słynnych kobietach. Warszawa 2013, Instytut Filologii Klasycznej UW. Biblioteka Renesansowa, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego. Bratkowski Piotr: Zabić poetów. „Gazeta Wyborcza” 1997, nr 63 Brudnicki Jan Z.: Powrót do poetki Barbary Sadowskiej. W: Mironalia 2008 Zaułki, bramy, podwórka i galerie ulicy Tarczyńskiej. Warszawa 2008 Biblioteka Publiczna m. st. Warszawy Dzielnicy Ochota Brudnicki Jan Z.: O wierszach Barbary Sadowskiej: dialog w: Poezja nr 4 (kwiecień) 1976 Buhler Pierre: Anatomia oszustwa. Polska w czasach komunizmu. Warszawa 2014. Narodowe Centrum Kultury. Tłum. Jerzy Eisler, Magdalena Gałuszka, Beata Kowalska, Katarzyna Pachniak, Maria pasztor, Dariusz Jarosz , red. Naukowy: Jerzy Eisler Cierpienie w literaturze polskiej pod redakcją i ze słowem wstępem Krzysztofa Dybciaka i Stanisława Szczęsnego. Siedlce 2002, Akademia Podlaska. Cioran Émile M: Święci i łzy. Przełożył z rumuńskiego i wstępem opatrzył Ireneusz Kania. Warszawa 2003, Wydawnictwo KR Clifford James L., Od kamyków do mozaiki zagadnienia biografii literackiej, przeł Anna Mysłowska, Czytelnik, Warszawa 1978 Courtois Stéphane , Werth Nicolas, Panné Jean Louis, Paczkowski Andrzej, Bartošek Karel, Margolin Jean Louis: Czarna księga komunizmu. Zbrodnei, terror, prześladowania. Przełożyli Krzysztof Wakar, Andrzej Nieuważny, Blanka Panné, Agnieszka Daniłowicz-Grudzińska, Aleksandra Matuszyn-Suh, Maria Michalik, Wojciech Gilewski. Wstęp do polskiego wydania Krystyna Kersten. Warszawa 1999. Prószyński i S-ka. Drzewucki Janusz: Wyrazić ból. „Rzeczpospolita” 1997, nr 247 Dybciak Krzysztof: Gry i katastrofy. Warszawa 1980. Biblioteka „Więzi”

282

Dybciak Krzysztof: Trudne spotkania: literatura polska XX wieku wobec religii. Kraków 2005, „Arcana” Elementarz Jana Pawła II dla wierzącego, wątpiącego i szukającego/ teksty wybrał i ułożył Krzysztof Dybciak. Kraków 2005. Wydawnictwo Literackie, wyd. III. Feinstein Elaine: Anna Wszechrosji. Życie Anny Achmatowej. Warszawa 2005, Wyd. „Magnum”. Fik Marta: Kultura polska po Jałcie. Kronika lat 1944 - 1981. Warszawa 1991. Niezależna Oficyna Wydawnicza Forbes Shannon: The Intersection of Narrative and Science in Robert Sapolsky’s “A Primate’s Memoir”. W: “a/b. Auto/Biography Studies”, vol. 26, number 2, Winter 2011. Friszke Andrzej, Opozycja polityczna w PRL 1945 – 1980, Londyn 1994, „Aneks”. Freud Sigmund: Objaśnianie marzeń sennych. Przeł. Robert Reszke, Warszawa 1996, Wydawnictwo KR Głębicka Ewa: Grupy literackie w Polsce 1945 – 1980. Warszawa 1993, Wydawnictwo „Wiedza Powszechna” Grabowska-Urniaż Ligia: Na drugim brzegu. Wspomnienie o Basi i Grzesiu. W: Przemyk Grzegorz: W dniu, w którym przyjdziesz po mnie. Warszawa 2008. Wydawnictwo Nowy Świat Grześczak Inga: Przedmowa. W: Giovanni Boccaccio: O słynnych kobietach. Warszawa 2013, Instytut Filologii Klasycznej UW. Biblioteka Renesansowa, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego. Janusz Żernicki – poeta osobny, wyd. Adam Marszałek Toruń 2002 K.G. (Krzysztof Gąsiorowski): [wspólna recenzja prezentowanych w numerze wierszy Sadowskiej i Szymborskiej]. W: „Literatura” 1972, 14 września Kaczyński Andrzej: Minęło już dziesięć lat… „Rzeczpospolita” 1996 , nr 249 Kierkegaard Soren: Albo-albo. Warszawa , PWN Komorowska Helena: Musisz wiedzieć (listy z Polski 1980 – 1986). Rzym 1989. Fundacja Jana Pawła II Polski Instytut Kultury Chrześcijańskiej Kroll Judith” Chapters in Mythology. The Poetry of Sylvia Plath.Harper&Row, Publishers, New York, Hagerstown, San Francisco, London 1976. Kuncewicz Piotr.: Podszewki naturalistycznych pozorów w: „Współczesność” 1959 nr 18

283

Kuncewicz Piotr: Po niewielu latach. Janusz Żernicki – poeta osobny, wyd. Adam Marszałek Toruń 2002. Kudyba Wojciech: Wobec własnego czasu. Lublin 206, Towarzystwo Naukowe KUL. Labuda Aleksander Wit: Biografia pisarza w komunikacji literackiej. W: „Teksty. Teoria literatury, krytyka, interpretacja” nr 5 (23) 1975, s. 110. Labuda Aleksander Wit: Biografia pisarza w komunikacji literackiej. W: Leszin Jerzy: Historia która urosła do legendy czyli dwa pokolenia. WŁ Poscriptum, Warszawa Łukasiewicz Jacek: Barbara Sadowska „Nad ogniem”: Tygodnik Powszechny 1963 nr 46 Łukaszewicz Michał: Casus „Stajnia”. W: Wobec własnego czasu. Dzienniki i wiersze. Red. Jerzy Leszin, Anna Sobecka, Andrzej K. Waśkiewicz. Warszawa 1976, Zarząd Główny SZSP Maciejewski Janusz (tekst w Postscriptum) Matuszewski Ryszard [rec.] (Miesięcznik Literacki, 1973, nr 12) Marrodan Carlos, Gondowicz Jan: Z Apollinowej stajni. „Nowe Książki” 1975, nr 3 Nasiłowska Anna: Zwrot biograficzny (maszynopis). Nazwać Boga. Teksty Paula Ricoeura. Przeł. z francuskiego i wyboru dokonał Robert Grzywacz. Kraków 2011, Wydawnictwo WAM. Margueritte Bernard: Bliżej Polski. Warszawa 2015. Wydawnictwo Neriton Netresta Agnieszka: [ książka o Małgorzacie Hillar,] Kraków 2003, Wyd. „Homini” Niedziałkowska Dorota: Stanisław Czycz – Barbara Sadowska. Prawda o listach. W: Problemy edytorstwa, bibliologii i typografii. Red. A. Ptak, K. Baran. Lublin 2011. Wydawnictwo KUL Niedziałkowska Dorota: edycja listów Barbary Sadowskiej do Stanisława Czycza - maszynopis Nowy elementarz Jana Pawła II na trzecie millenium. Teksty z lat 2001 – 2005 wybrał i ułożył Krzysztof Dybciak. Kraków 2005, Wydawnictwo Literackie Nowakowski Marek: Raport o stanie wojennym. Paryż 1982, Instytut Literacki Personalizm polski. Redakcja: ks. Marian Rusecki, Lublin 2008. Wydawnictwo KUL Piwkowska Anna: Achmatowa czyli kobieta. Warszawa 2003., Wydawnictwo Książkowe Twój Styl Plath Sylvia: Dzienniki 1950 – 1962. Przeł. Joanna Urban i Paweł Stachura. Warszawa 2004, Prószyński i S-ka

284

Poezja stanu wojennego. Antologia wierszy, piosenek, kontrafaktur, parafraz i fraszek . Kraków 2014. Instytut Pamięci Narodowej, Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Polski Słownik Biograficzny , Polska Akademia Nauk, Instytut Historii, Zakład Narodowy imienia Ossolińskich, Wydawnictwo Polskiej Akademii Nauk, Wrocław, Warszawa, Kraków 1992 – 1993, tom XXXIV, hasło: Sadowska Barbara (s. 290). Popiełuszko Jerzy: Zapiski, listy i wywiady Ks. Jerzego Popiełuszki 1967 – 1984. Warszawa 2010, Oficyna Wydawnicza „ADAM” Popiełuszko Jerzy: Zapiski 1980 – 1984. Paryż 1985. Editions Spotkania Post scriptum. Warszawa 1966. ZSP Przemyk Grzegorz: W dniu w którym przyjdziesz po mnie. Warszawa 2007, Nowy Świat Przybylski Ryszard, Ogrom zła i odrobina dobra. Cztery lektury biblijne Wydawnictwo Sic! Warszawa, 2006. Ricoeur Paul: Filozofia osoby. Przeł. Małgorzata Frankiewicz. Kraków 1992, Wyd. Nauk. PAT. Ricoeur Paul: Metafora i symbol. W: Język, tekst, interpretacje. Warszawa 1989. Ricoeur Paul: Miłość i sprawiedliwość. Kraków 2010, „Universitas”. Ricoeur Paul: Pamięć, historia, zapomnienie.Kraków 2006, „Universitas”. Ricoeur Paul: Symbolika zła. Warszawa 1986, PAX. Ricoeur Paul: Zło. Wyzwanie rzucone filozofii i teologii. Przeł. Ewa Burska. Warszawa 1992, „Pax”. Rodowicz Władysław: Komitet na Piwnej. Fakty - dokumenty – wspomnienia. Przedmowa – bp Bronisław Dembowski. Warszawa 1994, Biblioteka „Więzi” tom 79 Rogoziński Julian: O niektórych wnuczętach szczegółowiej.”Współczesność” 1964, nr 17 Rokicki Konrad: Literaci. Relacje między literatami a władzami PRL w latach 1956 – 1970. Warszawa 2011. Instytut Pamięci Narodowej Roszkowski Wojciech: Półwiecze. Historia polityczna świata po 1945 roku.Warszawa 1997, PWN Ruane Kevin: Racja stanu: zabić księdza. Kraków 2008. Znak Scheler Max: Cierpienie, śmierć, dalsze życie: pisma wybrane. Przekł., wstęp, przypisy: Adam Węgrzecki. Warzawa 1994, Wyd. Nauk. PWN Siedlecka Joanna: Basia, siostra Hioba. W: Wypominków ciąg dalszy. Warszawa 1999, „Iskry”

285

Sławiński Janusz: Próby teoretycznoliterackie. Warszawa 1992, Wydawnictwo PEN Sławiński Janusz: Myśli na temat: biografia pisarza jako jednostka procesu historycznoliterackiego W: Próby teoretycznoliterackie. W: Prace Wybrane Janusza Sławińskiego pod redakcją Włodzimierza Boleckiego, Kraków 1998 Słownik historii zakazanej. Kraków 1984, Wydawnictwo „Libertas”. Toporow Władimir N.: O jedności poety i tekstu. Z rosyjskiego przełożył Jerzy Furyno. W: „Pamiętnik Literacki LXXI, 1980, z. 4. Słucki A. Dwie poetki w: Współczesność 1964 nr 5 Smolka I.: Nauka czerni, „Nowe Książki” 1988 nr 1 Sochoń J. „Wszystko jest łaską. „Przegląd Katolicki 1988 nr 22 Sokół Lech: Próba dialogu. „Kultura” 1964, nr 17 Sprawa Grzegorza Przemyka. Paryż 1984, Instytut Literacki Sprusiński Michał: Poezji słowa pierwsze [Współczesne poetki polskie] w: Poglądy. Pismo społeczno-kulturalne, Katowice, 1 – 15 grudnia 1968. Rok VII, nr 23 (147) Sterna-Wachowiak: Poetyka antynomii Twórczość 1975 nr 10 Steinsbergowa Aniela.: Widziane z ławy obrończej. Paryż 1977, Instytut Literacki. Szaruga Leszek: Sposób widzenia. W: „Nurt” [Poznań] nr 6 (122) 1975, Dział: Recenzje Szaruga Leszek [Wirpsza Aleksander]: Własnymi słowami. Szkice. Warszawa 1979. Biblioteka Głosu „Sztandar Ludu” 1964, nr 3: niepodpisana krytyczna notka o „Nad ogniem” Tochman Wojciech: Pierwsze czereśnie. „Gazeta Wyborcza” 1997, nr 63 Trznadel Jacek: Hańba domowa. Rozmowy z pisarzami. Pary ż 1986, Instytut Literacki. Twardowski Jan: Przegląd Katolicki nr 44/45, 1986 [wspomnienie – nekrolog] Twardowski Jan: Wiele cierpiała. „Medyk” 1998, nr 1 Waśkiewicz A. K.: O poezji Barbary Sadowskiej „Nadodrze” 1975 nr 20 Waśkiewicz A.K. Wędrówki słów w: Tygodnik Kulturalny 1964 nr 34 Wilusz Stefan: Orientacja „Hybrydy”. Zjawisko społeczne. W: Post scriptum, Warszawa 1966. ZSP Wnętrze świata. Antologia poetycka kręgu Orientacji 1960 – 1970 pod redakcją Jerzego Leszina Koperskiego. Warszawa 1972. Rada Naczelna Zrzeszenia Studentów Polskich przy współudziale Związku Autorów i Kompozytorów „ZAIKS”. Wobec własnego czasu. Dzienniki i wiersze. Red. Jerzy Leszin, Anna Sobecka, Andrzej K. Waśkiewicz. Warszawa 1976. Zarząd Główny SZSP

286

Wolicka Elżbieta: Narracja i egzystencja: „Droga okrężna” Paula Ricoeura od Her meneutyki do antropologii. Lublin 2010, KUL Woroszylski W: List do M. Rakowskiego z 16 maja 1983 r., opublikowany w: „Polityka”, 1993, nr 33 Woroszylski W: Święto i żałoba „Więź” 1986 nr 11/12 [wspomnienie] Współcześni polscy pisarze i badacze literatury. Zespół pod red. Jadwigi Czachowskiej i Alicji Szałagan. Warszawa, WSiP, IBL PAN Zaleski Marek Lęki codzienne w: „Nowy Wyraz” nr 3 (marzec) 1975 Zaremba Marcin: Amputacja pamięci. „Polityka” nr 47/1996 Zawada Andrzej: Dziennik lektur i myśli sublokatora Zet. W: Wobec własnego czasu. Dzienniki i wiersze. Red. Jerzy Leszin, Anna Sobecka, Andrzej K. Waśkiewicz. Warszawa 1976, Zarząd Główny SZSP Zaworska Helena: Lustra Polaków. Szkice o literaturze współczesnej. Łódź 1994. Wydawnictwo JUKA Zaworska Helena Spotkania. Szkice literackie” . Warszawa 1973. “Czytelnik” Żernicki J. O pochmurnookiej dziewczynie spod zatrzymanych słońc a raczej o jej poezji słów kilka. (O wierszach B.S.) W: Za progiem wyboru. W-wa 1969 Żernicki Janusz: Poezja wzoru. W: Post scriptum. Warszawa 1966. ZSP Żuliński Leszek Pieta. W: Wiadomości Kulturalne Rok IV, nr 40 (176) 1997.

287