Heaney -- Za Dziewiata Fala.Indd
Total Page:16
File Type:pdf, Size:1020Kb
MARIE HEANEY ZA DZIEWIĄTĄ FALĄ KSIĘGA LEGEND IRLANDZKICH Przełożył Mieczysław Godyń WYDAWNICTWO ZNAK KRAKÓW 2014 TUATHA DE DANaAN Dawno, dawno temu do Irlandii przybyli na licznych okrętach Tu- atha De Danaan, aby objąć wposiadanie kraj zamieszkany przez plemię Fir Bolg. Przybysze wywodzili swój ród od bogini Danu, aich uczeni mężowie posiadali ogromną moc iczczono ich na rów- ni zbogami. Byli biegli we wszelkich sztukach znanych druidom, takich jak magia, wieszczenie iwiedza tajemna. Umiejętności swe zdobyli wFalias, Gorias, Findias iMurias, czterech wielkich mia- stach północnych wysp. Gdy dopłynęli do Irlandii iwylądowali na zachodnim wybrzeżu, podpalili swe łodzie, aby nikogo znich nie kusiła myśl oodwrocie. Dym zpłonących łodzi przesłonił słońce izasnuł gęstym tumanem ziemię na trzy dni, toteż Fir Bolgowie sądzili, że Tuatha De Dana- an przybyli spowici wczarodziejską mgłę. Najeźdźcy przywieźli zsobą cztery największe skarby plemienne. ZFalias wzięli Lia Fail, czyli Głaz Przeznaczenia. Przenieśli go po- tem do Tary, agłaz krzyczał ludzkim głosem, ilekroć zasiadł na nim prawowity król Irlandii. ZGorias zabrali włócznię Lugha. Ten, kto ją dzierżył wręku, był niepokonany wwalce. ZFindias pochodził nieodparty miecz Nuady. Nikt nie mógł ujść jego ciosu, gdy dobyto go zpochwy. ZMurias przywieźli kocioł Dagdy. Nikt nie odchodził odeń głodny. 15 MARIE HEANEY Nuada był królem Tuatha De Danaan ito on powiódł ich prze- ciwko Fir Bolgom. Starli się wokrutnym boju na równinie Moytura. Była to pierwsza zbitew, które Tuatha De Danaan stoczyli wmiej- scu otej nazwie. Tysiące Fir Bolgów poległo– razem sto tysięcy– awśród nich władca plemienia, Eochai Mac Erc. Oddało także życie wielu synów bogini Danu, ich król zaś, Nuada, postradał wwalce rękę, odrąbaną aż po ramię. W końcu Tuatha De Danaan złamali opór Fir Bolgów; ledwo garstka ich uszła zżyciem. Ci, którzy ocaleli, wsiedli na statki ipo- żeglowali ku odległym wyspom rozsianym wokół Irlandii. Po ucieczce Fir Bolgów Tuatha De Danaan objęli kraj wposia- danie ipowędrowali ze swymi skarbami do Tary. Tam ogłosili się panami wyspy. Lecz czekała ich jeszcze jedna wojna. Bo choć po- konali Fir Bolgów, zagrażał im ktoś owiele potężniejszy. Byli to Fo- morianie, demonom podobny lud zamieszkujący wyspy, na których schronili się Fir Bolgowie. BALOR O ZŁYM OKU Najpotężniejszy władca Fomorian zwał się Balor. Niektórzy zjego poddanych byli tak szpetni ikostropaci, że budzili strach sa- mym wyglądem. Jeszcze inni mieli tylko jedną rękę ijedną stopę. Ów Balor zbudował na swej wyspie świetlistą wieżę. Była cała ze szkła, wsłońcu zaś lśniła niczym złoto. Zjej wyżyn władca mógł wypatrywać obcych statków ijeśli zbliżyły się nadmiernie do brze- gu, wysyłał swych nie znających litości morskich rozbójników, aby je złupili. Zresztą Fomorianie grabili nie tylko statki. Zapuszczali się aż do Irlandii, napadali wsie, brali jeńców, rabowali ziemię iściągali daniny. Ich druidzi znali straszliwe zaklęcia iwłaśnie mocą jedne- go ztakich zaklęć zdobył Balor władzę iprzezwisko. Abyło to tak. Pewnego dnia młody Balor, mij ając wzniesiony na odludziu dom, usłyszał zwnętrza monotonny śpiew. Wiedział, że jest to miejsce 16 KSIĘGA LEGEND IRLANDZKICH zakazane, tam bowiem zbierali się druidzi, by wypróbowywać nowe zaklęcia, lecz ciekawość wzięła wnim górę. Ujrzawszy wysoko na ścianie domu otwarte okno, wspiął się po murze izajrzał ukradkiem do środka. Nic jednak nie zobaczył, bo izbę wypełniał gryzący dym. Rzucił okiem jeszcze raz iwtej właśnie chwili śpiew wzmógł się, agęsty obłok dymu buchnął Balorowi prosto wtwarz. Oślepiony trującymi wyziewami młodzieniec nie mógł otworzyć oka. Runął na ziemię, wij ąc się zbólu. Zanim porwał się do ucieczki, zdomu wy- szedł jeden zkapłanów. Na widok tego, co się stało, druid rzekł do Balora: – Zaklęcie, które wypowiadaliśmy, niesie zsobą śmierć. Jego wy- ziewy wsączyły zabójczy jad wtwoje oko. Od dziś każdy, na kogo spojrzysz tym złym okiem, zginie! Tak właśnie Balor zdobył swój przydomek. Przebywając wśród współplemieńców, trzymał oko zamknięte. Lecz nieprzyjaciele padali jak muchy, gdy tylko zwrócił ku nim swe śmiercionośne spojrzenie. Wmiarę jak przybywało mu lat, powie- ka oka robiła się coraz cięższa, aż wkońcu nie mógł jej odemknąć bez cudzej pomocy. Wrażono więc wpowiekę pierścień zkła morsa iprzewleczono przezeń powrozy. Trzeba było dziesięciu ludzi, żeby udźwignąć ten niezmierny ciężar, ale za to dziesięć razy po dzie- sięciu wrogów ginęło od jednego spojrzenia. Złe oko uczyniło Balo- ra ważną fi gurą wśród Fomorian iwkrótce stał się najpotężniejszy znich wszystkich. Jego okręty nękały Irlandię nieustannymi napa- ściami, arozbójnicy, którym przewodził, brali wniewolę uczonych mężów zplemienia De Danaan. Balor skrywał jednak wsobie pewien lęk. Oto jeden zdruidów przepowiedział mu kiedyś, że zginie z ręki własnego wnuka. Ba- lor miał tylko jedno dziecko, córkę imieniem Eithlinn. Kazał za- tem wznieść jeszcze jedną wieżę izamknął wniej dziewczynę wraz zdwunastoma niewiastami, które miały jej pilnować. Ostrzegł nie- wiasty, że Eithlinn nie tylko nie powinna nigdy ujrzeć mężczy- zny, lecz że nie wolno nawet wymówić wjej obecności tego słowa. 17 MARIE HEANEY Uczyniwszy to, poczuł się bezpieczny, gdyż bez męża Eithlinn nie mogła mieć dziecka, ajemu samemu nie groziła już śmierć. Balor gnębił iuciskał Tuatha De Danaan niepomiernie. Nakła- dał na nich srogie ciężary. Musieli mu oddawać trzecią część swe- go ziarna, trzecią część mleka i, co najgorsze, jedno dziecko na tro- je narodzonych. Fomorianie budzili przeto strach inienawiść swoją chciwością iokrucieństwem, anajbardziej ze wszystkich obawiano się Balora. Uwięziona w wieży Eithlinn wyrosła na piękną pannę. Towa- rzyszki były dla niej miłe, zabawiały ją, jak mogły, i przysposabiały do różnych niewieścich zajęć. Lecz Eithlinn czuła się samotna. Gdy zwysokiego okna wieży patrzyła na morze, widziała woddali dłu- gie, prześlizgujące się po falach łodzie curragh, awnich ludzi zgoła niepodobnych do tych, których znała wcześniej. Również wsnach pojawiała się jej wciąż ta sama, nieznajoma twarz, rozniecając wser- cu tęsknotę ipragnienie spotkania osoby, do której należała. Pytała strzegących ją niewiast, kim są ludzie, których widywała woddali iwswoich snach, lecz dwórki milczały. Miały wpamięci rozkaz Ba- lora, aby słowo „mężczyzna” nigdy nie padło zich ust przy Eithlinn. NARODZINY LUGHA Balor, choć bydła miał pod dostatkiem, pałał żądzą zdobycia pew- nej cudownej krowy, Glas Gaibhleann, której wymiona nigdy nie wysychały, a która była własnością człowieka zplemienia De Da- naan imieniem Cian. Władca Fomorian, przybierając rozmaite po- staci, chodził krok wkrok za Cianem ijego niezwykłą krową, wypa- trując sposobności, by uprowadzić zwierzę na swoją wyspę. Pewnego dnia ujrzał Ciana ijego brata, zmierzających do kuźni trzeciego brata, Goibniu, który kuł dla nich oręż. Cian wiódł krowę na postronku, albowiem tak wielu ludzi próbowało ją ukraść, że nie można jej było puszczać wolno, tylko trzeba było pilnować wdzień 18 KSIĘGA LEGEND IRLANDZKICH iwnocy. Cian wszedł do kuźni, żeby porozmawiać zGoibniu, drugi zaś brat został na zewnątrz zGlas Gaibhleann. Balor uznał, że nade- szła dlań pora działania. Przybrał prędko postać rudowłosego chłop- ca, podszedł do stojącego przy krowie mężczyzny iodezwał się: – Czy idla ciebie kują miecz? – Tak– odparł zagadnięty– za chwilę moja kolej. Kiedy Cian wyjdzie zkuźni, oddam mu krowę pod opiekę isam wejdę do Go- ibniu, by odebrać broń. – Tak ci się tylko zdaje– mruknął chłopiec.– Nie starczy już stali na twój miecz. Bracia cię oszukali. Zużyli całą stal, żeby mieć większe icięższe miecze, aty nie będziesz miał żadnego! Słysząc to, trzeci brat wpadł wfurię. Wcisnął chłopcu wrękę po- stronek od krowy ipopędził do kuźni, by rozprawić się zbraćmi. Balor natychmiast wrócił do swojej postaci iciągnąc krowę za ogon, dopadł co tchu do wybrzeża, wskoczył do morza iruszył ku włas- nej wyspie, gdzie był bezpieczny. Na widok brata, który miotając obelgi, wpadł jak burza do kuź- ni, Cian zrozumiał, że stało się coś złego. Wybiegł na dwór aku- rat wporę, by zobaczyć, jak Balor wlecze za sobą Glas Gaibhleann przez wodę. Po chwili krowa iczłowiek byli już tylko dwoma ma- leńkimi punktami na widnokręgu. Teraz zkolei Cian zawrzał gnie- wem ipoczął rugać brata, że dał się podejść jak dziecko. Ale było już za późno. Krowa przepadła. Cian udał się do druida ipoprosił opomoc, jednak czarnoksięż- nik przypomniał mu, że nikt nie może podejść do Balora, nie nara- żając się przy tym na pewną śmierć zpowodu jego złego oka. Cian gotów był odzyskać krowę za wszelką cenę, poszedł więc do ka- płanki imieniem Birog, która posiadała jeszcze większą moc czaro- dziejską niż druid. Ta przebrała go za kobietę, apotem wyczarowa- ła wiatr tak silny, że Cian iona sama, uniesieni podmuchem, wzbili się wpowietrze idolecieli aż do wyspy Balora. Wiatr osłabł iopadli bez szwanku na ziemię ustóp wieży, w której więziono Eithlinn. Birog zawołała do niewiast strzegących królewny: 19 MARIE HEANEY – Błagam, pomóżcie nam! Moja towarzyszka jest królową Tuatha De Danaan. Ucieka przed nieprzyjaciółmi, którzy chcą ją zgładzić. Atu noc nadchodzi! Miejcie litość iwpuście nas do środka! Wartowniczki, widząc dwie niewiasty wpotrzebie, zlitowały się ipozwoliły Cianowi iBirog wejść do wieży. Gdy tylko znaleźli się wśrodku, Birog wypowiedziała następne zaklęcie iwszystkie kobiety zmorzył sen. Wszystkie zwyjątkiem Eithlinn. Cian zrzucił niewieści przyodziewek, wbiegł po schodach na górę iwmałej izbie na szczycie wieży natknął się na Eithlinn, spoglądającą