<<

Magia politycznych wizerunków w mediach Aleksander Kwaśniewski i Studium przypadków

Beata Czechowska-Derkacz

Citation: Czechowska-Derkacz, B. (2012). Magia politycznych wizerunków w mediach: Aleksander Kwaśniewski i Andrzej Lepper: studium przypadków. Gdańsk: Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego. ISBN 978-83-7326-881-4.

© Korzystanie z tego materiału jest możliwe zgodnie z właściwymi przepisami o dozwolonym użytku lub o innych wyjątkach przewidzianych w przepisach prawa, a korzystanie w szerszym zakresie wymaga uzyskania zgody uprawnionego.

Magia politycznych wizerunków w mediach

Aleksander Kwaœniewski i Andrzej Lepper Studium przypadków

Beata Czechowska-Derkacz

Magia politycznych wizerunków w mediach Aleksander Kwaœniewski i Andrzej Lepper Studium przypadków

Wydawnictwo Uniwersytetu Gdañskiego Gdañsk 2012

Recenzent Kazimierz Wolny-Zmorzyński

Redaktor Wydania Alina Kietrys

Korekta Ewa Judycka

Publikacja dofinansowana z funduszu na działalność statutową Prorektora ds. Nauki Uniwersytetu Gdańskiego

© Copyright by Uniwersytet Gdański Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego

ISBN 978–83–7326–881–4

Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego ul. Armii Krajowej 119/121, 81–824 tel./fax: (058) 523–11–37; tel.: 725–991–206 http://wyd.ug.gda.pl, e‑mail:­ [email protected] Spis treści

Wstęp...... 7

1. Media i polityczne wizerunki ...... 13 1.1. Media przyszłości – szkic w świetle współczesnych badań ...... 16 1.2. Komunikowanie polityczne, marketing polityczny, public relations, wizerunek – definicje...... 22 1.3. Media jako czwarta władza – uwarunkowania prawne, polityczne związki ...... 36 1.4. Rola mediów i marketingu politycznego w kreowaniu wizerunków...... 52 1.5. Potęga wizerunków i teoria symulakrów Jeana Baudrillarda w polityce...... 69 1.6. Udział „Gazety Wyborczej” w polskim życiu politycznym – od solidarnościowego etosu do komercjalizacji...... 75

2. Aleksander Kwaśniewski – prezydent spełniony. Wizerunek Aleksandra Kwaśniewskiego w „Gazecie Wyborczej” w latach 1989–2011 (studium przypadku 1.)...... 81 2.1. Wizerunkowa walka z towarzyszem Szmaciakiem (1989–1993)...... 83 2.2. Wojna dwóch światów – postkomunistycznego i postsolidarnościowego – kampania prezydencka 1994–1995...... 91 2.3. Zasypywanie podziałów – prezydentura 1995–2000 ...... 100 2.4. Cyberkandydat Aleksander Kwaśniewski – kampania prezydencka 2000...... 113 2.5. Międzynarodowy autorytet – prezydentura 2000–2005...... 120 2.6. Wizerunkowa przemiana od „eleganckiego oportunisty” do „kawałka Zachodu”.....137 2.7. Książę lewicy czy „wirus III RP” (2006–2007)...... 143 2.8. Polityczna emerytura Aleksandra Kwaśniewskiego (2007–2011)...... 149

3. Ludowy trybun na salonach władzy. Wizerunek Andrzeja Leppera w „Gazecie Wyborczej” w latach 1991–2011 (studium przypadku 2.)...... 155 3.1. „Wojna zadłużonych” – Andrzej Lepper na czele protestów (1991–1994)...... 157 3.2. My i oni – dychotomiczny świat Andrzeja Leppera (1995–2001)...... 166 3.3. Czas demagogów – polityczny fenomen Andrzeja Leppera (2000–2001)...... 178

5 3.4. Koniec Wersalu w polskim Sejmie – Andrzej Lepper na salonach władzy (2001–2005)...... 185 3.5. Od wicepremiera do bohatera seksafery – (2005–2007)...... 199 3.6. Koniec politycznej kariery Andrzeja Leppera – (2007–2011)...... 216

Podsumowanie...... 225

Bibliografia...... 229

Materiał ilustracyjny...... I–VI Wstęp

Media od dawna są nieodłącznym pośrednikiem społecznej komunikacji, od dawna także mamy do czynienia ze zjawiskiem nazywanym przez analityków mediatyzacją życia publicznego, co oznacza, że stały się osią, wokół której rozgrywają się niemal wszystkie wydarzenia – są w centrum większości procesów społecznych. Szczegól‑ nie wyraźnie widać ich wpływ na świat polityki – stały się jednym z jego konstruk‑ torów. Zamieniają w ten sposób realną rzeczywistość w wirtualne medioświaty, jak często jest określany współczesny obraz polityki. Podjęłam próbę pokazania, w jaki sposób zostały wykreowane wizerunki polskich polityków po 1989 roku, uwzględ‑ niając proces zachodzących w mediach dynamicznych zmian. Zajęłam się wize‑ runkami politycznymi, ponieważ polityka, a współcześnie jej medialne odbicie, ma ogromny, choć nie zawsze uświadamiany wpływ na wszystkie sfery naszego życia. Żyjemy w świecie wizerunków – nietrwałych, budowanych w mediach na potrzeby chwili, ale także etykiet, poprzez które postrzegana jest rzeczywistość. Do studium przypadków wybrałam dwie postaci z polskiej sceny politycznej – Aleksandra Kwaśniewskiego i Andrzeja Leppera, których wizerunki po 1989 roku ukształtowały się na tyle stabilnie, że można uznać je za wyraźnie zarysowane i po‑ kazać całościowe medialne portrety. Książka powstała na podstawie mojej rozprawy doktorskiej, która została ukoń‑ czona w 2010 roku. 5 sierpnia 2011 roku Andrzej Lepper popełnił samobójstwo, a 9 października 2011 roku Sojusz Lewicy Demokratycznej poniósł dotkliwą po‑ rażkę w wyborach parlamentarnych. Śmierć Andrzeja Leppera wymusiła uzupeł‑ nienie tej publikacji – jego polityczny wizerunek został ostatecznie zamknięty, choć podkreślić trzeba, że pozostał postrzegany jako polityk, który dzięki politycznemu awanturnictwu i populizmowi zrobił błyskotliwą karierę w III RP. W przypadku Aleksandra Kwaśniewskiego trzeba było uwzględnić kontekst przyszłości lewicy na polskiej scenie i rolę byłego prezydenta w jej ewentualnej odbudowie. Aleksander Kwaśniewski i Andrzej Lepper to politycy budzący silne emocje i sta‑ nowiący swojego rodzaju fenomen popularności, często analizowany w mediach. Te dwie postaci zostały wybrane jako przeciwstawne portery, przykłady odmienne‑ go wykorzystywania mediów do kreowania swojego wizerunku i różnego uprawia‑ nia polityki. W 1989 roku Aleksander Kwaśniewski był już doświadczonym, choć młodym politykiem – w czasach PRL zrobił błyskotliwą karierę i został ministrem w rządzie Zbigniewa Messnera. Uważany był za reprezentanta wad nomenklatury starego systemu, ale w czasie obrad Okrągłego Stołu przez solidarnościową opozycję traktowany jako polityk, który potrafi wznieść się ponad partykularny interes PZPR

7 i wspierać demokratyczne zmiany. W warunkach rodzącej się polskiej demokracji powoli, ale skutecznie odbudowywał pozycję lewicowej partii, która była obciążona bagażem PZPR. Udało mu się dość szybko (bo już w 1993 roku) doprowadzić do zwycięstwa lewicy, a w 1995 roku zwyciężył z legendą Solidarności Lechem Wałę‑ są w wyborach prezydenckich. Sprawował tę funkcję przez dwie kolejne kadencje z dużym społecznym poparciem widocznym w sondażach popularności. Od po‑ czątku świadomie budował swój wizerunek w mediach z pomocą zawodowych ko‑ munikatorów i udało mu się dokonać wizerunkowej przemiany z reprezentującego peerelowską władzę prominentnego członka PZPR w symbol transformacyjnych przemian w Polsce, prezydenta wprowadzającego Polskę do NATO i Unii Europej‑ skiej, dobrze reprezentującego interesy Polski w świecie i prowadzącego koncyliacyj‑ ną politykę zasypywania ideowych podziałów w kraju. Andrzej Lepper w 1989 roku był rolnikiem z Zielnowa, który – podobnie jak tysiące innych rolników w Polsce – po wprowadzeniu rynkowych reform rządu Ta‑ deusza Mazowieckiego wpadł w pułapkę zadłużenia kredytowego. Ale to on potrafił zmobilizować rolników do walki i wyprowadzić na ulice, by w kolejnych latach stać się reprezentantem dużej społecznej grupy ludzi przez nową demokratyczną Polskę odrzuconych na margines społecznych zmian. W swoich działaniach był radykalny, ale skuteczny – rolnicze blokady i protesty wielokrotnie paraliżowały Polskę, próbo‑ wali się z Andrzejem Lepperem „układać” kolejni rządzący politycy. Andrzej Lepper znalazł się wreszcie w 2002 roku wraz z Samoobroną w Sejmie i w kolejnych latach stał się języczkiem u wagi zwycięskich partii, by w końcu dzięki sejmowej arytmety‑ ce wejść w skład rządzącej koalicji i zostać wicepremierem. Nie potrafił na początku świadomie wykorzystywać mediów do kreowania swojego wizerunku – ale znako‑ micie wpisał się w tabloidyzujące się na wolnym rynku media, wiedząc, że przede wszystkim musi być w nich obecny, niezależnie od negatywnych ocen. Dopiero póź‑ niej jego medialną obecnością zarządzał Piotr Tymochowicz – zawodowy komu‑ nikator, kreator wizerunków na polskiej scenie politycznej – nie do końca słusznie uważany za ojca politycznego sukcesu Andrzeja Leppera. Niewątpliwie przyczynił się do wizerunkowej przemiany Andrzeja Leppera z ludowego trybuna w wice‑ premiera na salonach władzy, ale fenomen popularności byłego przewodniczącego Samoobrony jest bardziej skomplikowany. W uzyskaniu wysokich społecznych no‑ towań pomagały Andrzejowi Lepperowi media. Jak mało który polityk nadawał się do uprawiania w nich inforozrywki i poppolityki, które w warunkach ekonomicz‑ nej konkurencji o odbiorcę stały się ich nieodłączną cechą, dziś tak powszechną, że prawie niezauważalną. Był nieodmienne negatywnym bohaterem mediów, ale tak częstym, że zdominował medialną agenda setting i stał się jedną z ważniejszych postaci na polskiej scenie politycznej (także oczywiście dzięki politykom rządzą‑ cych partii, którzy chcieli wykorzystać jego hałaśliwą medialną widoczność). Rów‑ nie medialnie głośna okazała się jego śmierć. Spekulacje na temat samobójstwa Andrzeja Leppera wpisały się w poetykę (i bogatą tradycję) opisu spiskowych teorii, związanych ze śmiercią znanych ludzi, choć jak pokazują przykłady, nie jest to tylko polska specjalność. Materiałem źródłowym do analizy wizerunków obu polityków są artykuły z „Ga‑ zety Wyborczej”. To wybór celowy. Ograniczenie analizy wizerunkowej do jednego medium jest podyktowane założeniem całościowego pokazania portretów obu poli‑ tyków w dużym przedziale czasowym. Wybór „Gazety Wyborczej” zaś jest związany

8 z rolą, jaką odegrała na polskiej scenie politycznej od momentu powstania. Powo‑ łana, by reprezentować solidarnościowych kandydatów w czerwcowych wyborach 1989 roku, od początku była zaangażowana politycznie i niezmiennie silnie oddzia‑ ływuje na społeczno­‑polityczne poglądy i postawy Polaków. Udział w politycznych sporach i wyrazista postać redaktora naczelnego Adama Michnika sprawiły, że od lat przez polityków, publicystów i odbiorców jest traktowana jako punkt odniesie‑ nia i oś ideowego sporu. Jako pierwszy niezależny dziennik po 1989 roku stała się jednym z symboli polskiej transformacji, odzwierciedlającym solidarnościowy etos. Po wejściu w 1999 roku Agory, wydawcy „Gazety Wyborczej” na giełdę papierów wartościowych jest postrzegana także jako widoczny znak komercjalizacji polskich mediów. W wielu przypadkach jednak, zwłaszcza w opisie kontrowersyjnych spraw szeroko komentowanych w mediach, został uwzględniony także kontekst innych mediów – zwłaszcza tygodników opinii, dzienników i materiałów telewizyjnych. Materiał badawczy okazał się ogromny. W latach 1989–2011 – od pierwszego numeru „Gazety Wyborczej” 8 maja 1989 roku do 31 października 2011, kiedy uci‑ chły w mediach echa ostatnich wyborów parlamentarnych – na temat Aleksandra Kwaśniewskiego ukazało się 10 699 tekstów, na temat Andrzeja Leppera – 5461. Korzystałam przede wszystkim z internetowego archiwum „Gazety Wyborczej”, ale w analizie problematyki istotnej dla wizerunku obu polityków, także z wydań papie‑ rowych. Wybrałam zarówno krótkie informacje, jak i obszerne teksty publicystyczne, wywiady i reportaże. Po odrzuceniu części artykułów (w związku z marginesem błędu przy internetowym wyszukiwaniu tekstów oraz wyeliminowaniu nieznaczą‑ cych, jednozdaniowych not), do analizy pozostało niemal 16 tysięcy materiałów prasowych, z czego wybrałam kilkaset najistotniejszych, mających wpływ na kreo‑ wanie wizerunku obu polityków. W analizie tekstów przyjęłam dwa uzupełniające się porządki, pozwalające na pełniejsze pokazanie portretów: chronologiczny – od pierwszego artykułu na temat Aleksandra Kwaśniewskiego oraz Andrzeja Leppera w „Gazecie Wyborczej” oraz tematyczny – kampanie wyborcze, oceny działalno‑ ści publicznej, sondaże, sytuacje kryzysowe, wywiady i wystąpienia, które odbiły się echem w innych mediach, telewizyjne debaty. Przyjęta metoda badawcza jest połączeniem jakościowej analizy treści prasy z uwzględnieniem elementów ilościowej analizy zawartości (bez używania narzę‑ dzi kodowania i matematycznych modeli obliczeń). To połączenie okazało się po‑ żyteczne przy założeniu prześledzenia wizerunkowych przemian obu polityków w tak długim okresie czasu. Szeroka cezura czasowa, sięgająca 1989 roku, jest jed‑ nak istotna – analiza sposobów kreowania i prezentowania medialnego wizerunku w okresie polskiej transformacji ustrojowej, budowania nowego demokratycznego systemu, ale także konstytuowania się nowej mapy polskich mediów, pozwala także na prześledzenie zmian zachodzących w samych mediach i ich rosnącego wpływu na kształtowanie opinii publicznej, a w konsekwencji także polskiej sceny politycz‑ nej i szerzej – demokracji. Nie sprawdzałam prawdziwości zamieszczanych w „Gazecie Wyborczej” infor‑ macji ani nie badałam życiorysu Aleksandra Kwaśniewskiego oraz Andrzeja Lep‑ pera, gdyż jest to inny zakres pracy i zadanie dla biografów. Nie zajmuję także po‑ litycznego stanowiska – analiza jest próbą całościowego pokazania wizerunku obu polityków, jaki wyłania się z artykułów w „Gazecie Wyborczej” po 1989 roku. Po‑ rządkuję i rejestruję wypowiedzi współczesnego politycznego dyskursu, z uwzględ‑

9 nieniem koniecznego historycznego kontekstu polskiej transformacji oraz roli „Ga‑ zety Wyborczej”, jaką w tym dyskursie odegrała. Studium przypadków poprzedzone jest rozdziałem dotyczącym zmian, jakie za‑ szły w mediach pod wpływem nowych technologii, zwłaszcza internetu oraz ich rosnącej roli w kreowaniu wizerunków i polityki generalnie. Przemiany w mediach pokazane są w kontekście rozważań takich badaczy jak Alvin Toffler (Trzecia fala, Zmiana władzy. Wiedza, bogactwo i przemoc u progu XXI stulecia), Henry Jenkins (Kultura konwergencji. Zderzenie starych i nowych mediów), Aleksander Bard i Jan Söderqvist (Netokracja. Nowa elita władzy i życie po kapitalizmie), Nicholas Ne‑ groponte (Cyfrowe życie), John B. Thompson (Media i nowoczesność. Społeczna te- oria mediów). Nazywani często, zwłaszcza w popularyzatorskich opracowaniach, futurologami, pokazują nowe mechanizmy rządzące w mediach, które wyznacza‑ ją ich przyszłość, wskazując jednocześnie na zamiany, jakie wprowadzają w naszą codzienność. Ważnym zadaniem okazuje się dzisiaj szukanie równowagi między zachwytem, jaki wywołuje możliwość wykorzystywania nowych technologii w me‑ diach i przerażeniem, jakie towarzyszy ich ekspansywności. Tylko w sytuacji poszu‑ kiwań środka ciężkości pomiędzy ich negatywnym wpływem na polityczną rzeczy‑ wistość a pozytywną, kontrolną rolą, którą mimo wątpiących komentarzy wciąż spra‑ wują, można spróbować koncentrować dyskusję – jak wskazał Henry Jenkins – nie na tym, co media mogą zrobić nam, ale na tym – co my możemy zrobić z mediami1. Uwzględniona została także rosnąca rola mediów i marketingu politycznego w kreowaniu politycznych wizerunków oraz rozważania nad zmieniającą się de‑ finicją mediów jako czwartej władzy. Normatywna, uwzględniająca ich kontrolną rolę w demokratycznym systemie (tak zwanego watch dog, czyli psa łańcuchowego, który strzeże prawidłowości demokratycznych mechanizmów) jest dziś niewystar‑ czająca i nie odzwierciedla rzeczywistego oddziaływania mediów na politykę. Stały się dziś również jej konstruktorem i kreatorem, choć sporny pozostaje zakres ich wpływu. Wzrosła wyraźnie rola tak zwanych zawodowych komunikatorów – mię‑ dzy innymi specjalistów zajmujących się marketingiem politycznym i public rela‑ tions – w kreowaniu politycznych wizerunków i kształtowaniu politycznej debaty. Sytuowanie zarówno komunikowania i marketingu politycznego, jak i PR oraz wi‑ zerunku w kontekście komercyjnego rynku, skutkuje przyjęciem w rozważaniach i analizach dotyczących polityki terminów przejętych z marketingu gospodarcze‑ go, takich jak polityczny towar, którym są idee, programy i partie, czy polityczny produkt, jakim są wizerunki polityków. Uwzględnione zostały w tym kontekście między innymi badania Bogusławy Dobek­‑Ostrowskiej i Roberta Wiszniowskiego (Teoria komunikowania publicznego, Media masowe i aktorzy polityczni w świetle studiów nad komunikowaniem politycznym), Wojciecha Cwaliny i Andrzeja Fal‑ kowskiego (Marketing polityczny. Perspektywa psychologiczna), Marka Mazura (Marketing polityczny. Studium porównawcze), Marzeny Cichosz ((Auto)kreacja wizerunku polityka na przykładzie wyborów prezydenckich w III RP), Wojciecha Jabłońskiego (Kreowanie informacji. Media relations), publikacje dotyczące public relations pod redakcją Jerzego Olędzkiego oraz Krystyny Wojcik (Public relations od A do Z). Pomocna była rozmowa z prof. Rafałem Ohme zajmującym się bada‑

1 H. Jenkins, Kultura konwergencji. Zderzenie starych i nowych mediów, przeł. M. Bernatowicz, M. Filiciak, Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne, Warszawa 2007, wyd. I, s. 250.

10 niami biometrycznymi i z Piotrem Tymochowiczem, który opowiedział mi o swojej pracy z Andrzejem Lepperem. Rozważania nad rolą współczesnych mediów i kreowanymi w nich wizerunkami są prowadzone w duchu krytycznej analizy dyskursu. Dzisiejsza struktura i wszech‑ obecność mediów sprawiły, że nie jest możliwe precyzyjne oddzielenie wielości kon‑ tekstów i zajmowanie się nimi z pozycji jednej tylko dziedziny nauki, gdyż taki ich obraz może się okazać zbyt monochromatyczny i niepełny. Trudna w tym przy‑ padku interdyscyplinarność pozwala jednak na poszukiwania odpowiedzi (choć nie zawsze zakończone sukcesem) na istotne pytania dotyczące udziału mediów w kre‑ owaniu politycznych wizerunków i politycznego dyskursu generalnie oraz wyobra‑ żeń odbiorcy na temat współczesnej polityki. W problematyce kreowania rzeczywi‑ stości przez media uwzględniony został zatem także kontekst definiowania zjawisk poprzez język, między innymi prace: Viktora Klemperera (LTI. Notatnik filologa), Michała Głowińskiego (Nowomowa i ciągi dalsze. Szkice dawne i nowe), Johna Langshawa Austina (Mówienie i poznawanie. Rozprawy i wykłady filozoficzne) Ro‑ landa Barthesa (Mit i znak. Eseje) czy Anthony’ego Pratkanisa i Eliota Aronsona (Wiek propagandy). Problematyka kreowania wizerunków polityków podsumowana została zaś pracą Jeana Baudrillarda Symulakry i symulacja. Wizerunki są dziś kreowane zgodnie z Kotlerowską definicją imagu, który „po‑ winien zawierać siłę emocjonalną, tak aby poruszać serca i umysły kupujących”2. Bez siły ich przyciągania wyborcy nie poszliby do urn. Im bardziej przekonujący obraz uda się stworzyć, tym silniejsze jest oddziaływanie polityka. Wizerunek stał się dzisiaj cenniejszy niż kiedykolwiek – w spersonalizowanej polityce decyduje o wyborczym zwycięstwie, a jednocześnie wykreowany w medialnej rzeczywistości – skrywa brak znaczenia. Nigdzie chyba bardziej widocznie jak w politycznych wizerunkach nie ziściła się teoria symulakrów Jeana Baudrillarda, który stwierdził, że rzeczywistość nie istnieje i mamy do czynienia jedynie z jej symulacją3. Ale wizerunki zawsze mia‑ ły wielką moc, a dziś – jak uzasadnia David Freedberg, autor książki Potęga wize- runków. Studia z historii i teorii oddziaływania – ich potęga jest znacznie większa, dlatego żadna rewolucja, a nawet ruch polityczny nowoczesnego świata nie zaistniał i nie dojdzie do skutku bez ich ogromnej siły oddziaływania4. Badania nad sposobami kreacji wizerunków politycznych są współcześnie tym bardziej pasjonujące. W publikacji zamieszczono kilka tylko wybranych zdjęć obu polityków, które obrazują ich wizerunkowe przemiany. Skromny materiał ilustracyjny jest wyłącz‑ nie dopełnieniem wywodu. Analiza materiału fotograficznego oznaczałaby zmianę i znaczne poszerzenie tematyki pracy (trzeba by było uwzględnić nie tylko współ‑ czesne techniczne możliwości kreowania prasowej fotografii poprzez komputerowe programy, ale także sposób i miejsce jej zamieszczania oraz kulturowe znaczenie). Ta książka nie powstałaby, gdyby nie pomoc wielu osób. Dziękuję profesorom Markowi Adamcowi, Wiktorowi Peplińskiemu i redaktor Alinie Kietrys za krytyczne

2 P. Kotler, Różnicowanie i pozycjonowanie oferty marketingowej, tłum. rozdziału E. Guzek w: tegoż Marketing. Analiza, planowanie, wdrażanie i kontrola, Wydawnictwo Gebethner i S­‑ka, Warszawa 1994, wydanie VIII, s. 279. 3 J. Baudrillard, Symulakry i symulacja, przeł. S. Królak, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2005, wyd. I, s. 12. 4 D. Freedberg, Potęga wizerunków. Studia z historii i teorii oddziaływania, przeł. E. Klekot, Wydaw‑ nictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2005, wyd. I, s. XXXV.

11 uwagi, cierpliwość i wielką życzliwość, jaką mi okazali. Dziękuję profesorom Jerze‑ mu Jastrzębskiemu oraz Kazimierzowi Wolny­‑Zmorzyńskiemu za cenne wskazów‑ ki zamieszczone w recenzjach. Dziękuję również prof. Rafałowi Ohme za rozmo‑ wę, która pomogła mi zrozumieć rolę neuromarketingu i prof. Jolancie Maćkiewicz za pomoc w uporządkowania pisowni z zakresu najnowszych zjawisk w mediach, związanych między innymi z nowymi technologiami. W dostępnych opracowaniach naukowych brak jednolitych zapisów, a ze względu na ciągłe zmiany, nie wszystko uwzględniają najnowsze słowniki. Pomoc Pani Profesor w tej materii była nieocenio‑ na. Dziękuję również redakcji „Gazety Wyborczej”, która nieodpłatnie udostępniła mi internetowe archiwum, Polskiej Agencji Prasowej za przekazanie wybranych de‑ pesz z serwisu informacyjnego oraz Agencji Fotograficznej Kosycarz Foto Press za pomoc w odnalezieniu zdjęć i ich udostępnienie. 1. Media i polityczne wizerunki

We współczesnym modelu komunikacji politycznej, w którym głównym pośredni‑ kiem przekazywania informacji są media, ich wpływ na politykę jest coraz większy. Jak przypomina Maciej Mrozowski – „związki między komunikowaniem a polityką istniały zawsze. Polityka we wszystkich swoich formach jest przede wszystkim ko‑ munikowaniem, a media są w takim samym stopniu środkami porozumiewania się ludzi, jak i środkami wpływu na nich”1. W dzisiejszych mediach nastąpiła jednak wielka zmiana. Zauważają ją wszyscy badacze, zajmujący się mediami, niezależ‑ nie od przyjętej perspektywy, dostrzegają i odczuwają odbiorcy mediów. Ithiel de Sola Pool, autor Technologies of Freedom, książki z 1983 roku, przewidywał przedłu‑ żający się okres przejściowy, podczas którego systemy medialne będą rywalizować i współpracować ze sobą w poszukiwaniu stabilizacji, która będzie im się wymykać. Henry Jenkins w swojej Kulturze konwergencji. Zderzenie starych i nowych mediów, opublikowanej ponad dwadzieścia lat później, nadal mówi o „niejasnych kierun‑ kach i nieprzewidzianych efektach”2. Pod wpływem nowych technologii zmiany za‑ chodzą tak dynamicznie, że próba ich uchwycenia w ramy pozwalające wskazać kierunki przyszłości, stała się zadaniem wysokiego ryzyka. O zmianach zachodzących we współczesnych mediach pisze tak wielu badaczy, (szczególnie w kontekście nowych technologii, propagandy i manipulacji), że wybór spójnej wizji jest bardzo trudny. W tym nurcie w całość, co nie oznacza zgodności, składa się myśl takich badaczy jak na przykład Alvin Toffler, Henry Jenkins, Alek‑ sander Bard i Jana Söderqvist, Nicholas Negroponte, Jean Baudrillard, czy John B. Thompson. Nazywani, zwłaszcza w popularyzatorskich opracowaniach, futu‑ rologami, analizują nowe mechanizmy rządzące w mediach, które wyznaczają ich przyszłość, wskazując jednocześnie na zamiany, jakie konsekwentnie wprowadza‑ ją w naszą codzienność. Wciąż aktualne pozostaje jedno z najsłynniejszych bodaj stwierdzeń o mediach – medium is massage – Marshala McLuhana, który jest dla większości badaczy punktem odniesienia, choć prowadzą z nim spór. W Tofflerowskich mediach trzeciej fali, których główną cechą jest rozbicie wspól‑ nego katalogu wyobrażeń (odmasowienie) oraz konieczność budowania obrazu rze‑ czywistości z pojedynczych wyizolowanych fragmentów informacji, nie można od‑ naleźć stałego punktu. Informacyjny chaos pogłębia internet, który jak każdy wielki wynalazek technologiczny ma swoje jasne i ciemne strony. Aleksander Bard i Jan Sö‑

1 M. Mrozowski, Media masowe i polityka – niebezpieczne związki w: „Dyskurs. Medioświaty poli‑ tyczne” nr 4, Instytut Politologii Uniwersytetu Opolskiego, Opole 2006, s. 4. 2 H. Jenkins, op. cit., s. 17.

13 derqvist piszą nawet o wielkim oszustwie: „Wszystko wskazuje na to, że jesteśmy te‑ raz we wstępnym etapie okresu, w którym, paradoksalnie, informacja w powszech‑ nej świadomości zaczyna tracić na znaczeniu. Jest tak łatwo dostępna, że stała się problemem logistycznym i zagrożeniem dla środowiska. Jeśli szukasz czegoś w in‑ ternecie i uzyskujesz cztery miliony wyników, co zrobisz z taką liczbą informacji? Nadejdzie dzień, w którym entuzjaści i zwolennicy zrozumieją, że zostali oszukani. Godne pożądania jest tylko to, co jest trudne do zdobycia: uogólniające spojrzenie, kontekst, wiedza. To jest właśnie władza”3. Sposób przekazywania informacji w mediach ma wymiar propagandy. Teza, że żyjemy w świecie propagandy, a jej podstawowym narzędziem stały się media, nie jest nowa i nie brzmi odkrywczo4, ale rola propagandy znacząco wrosła, również w krajach demokratycznych. Pod wpływem uprawianej w mediach poppolityki i inforozrywki zapanował pojęciowy bałagan. Propaganda mylona jest z perswazją, manipulacja z promocją, a tak nadużywany dziś termin – public relations – stał się wytrychem do tłumaczenia wszystkich zjawisk związanych z życiem społeczno­ ‍‑politycznym. W dużej mierze jednak sami pozwoliliśmy na to, aby – jak napi‑ sał Jean Baudrillard – promocja stała się „najbardziej odpornym pasożytem naszej kultury”5. Za jeden z najstarszych, ale dziś wciąż skutecznych, podręczników sztuki per‑ swazji uznaje się Retorykę Arystotelesa, dla którego jest ona umiejętnością „[...] me‑ todycznego odkrywania tego, co w odniesieniu do każdego przedmiotu może być przekonywające”6. Nie jest jej celem jednak tylko pięknie ułożona mowa: „Trzeba poza tym umieć udowodnić przeciwstawny pogląd [...] nie po to jednak, aby do‑ wolnie korzystać z obu możliwości – nie należy przecież nikogo utwierdzać w błę‑ dzie – lecz dla pełnego wyjaśnienia sprawy i aby umieć zbić argumentację tego, kto usiłuje udowodnić fałsz”7. Wciąż jednak aktualne w „dowodzeniu racyi” pozostają opisane w XIX wieku przez Artura Schopenhauera w Erystyce, czyli sztuce prowa- dzenia sporów, sposoby przekonywania, czyli wybiegi. Także ten ostatni, kiedy za‑ wiodą wszystkie inne i adwersarze przechodzą do argumentów ad personam: „Kiedy zauważasz, że przeciwnik jest silniejszym od ciebie, przyczepiaj się do niego, bądź z nim obelżywym i gburowatym”8. Medioznawcy, językoznawcy, psychologowie i socjologowie oddzielają takie po‑ jęcia jak perswazja, manipulacja i propaganda, choć wszystkie te sposoby oddzia‑ ływania mają służyć wywieraniu wpływu na ludzi, aby wywołać w nich określone postawy, poglądy, decyzje. Perswazja zakłada dyskurs, pozwalający wyjaśnić okre‑ ślone problemy, i może przybrać kształt debaty, wywodu albo przemówienia, któ‑ rego celem jest opowiedzenie się za lub przeciw jakiemuś stanowisku. Propaganda – „obejmuje zręczne posługiwanie się obrazami, sloganami i symbolami, odwołujące

3 A. Bard J. Söderqvist, Netokracja. Nowa elita władzy i życie po kapitalizmie, przeł. P. Cypryański, Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne, Warszawa 2006, wyd. I, s. 98–106. 4 Por.: A. Pratkanis, E. Aronson, Wiek propagandy, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2005, wyd. II, s. 11. 5 J. Baudrillard, Wojny w Zatoce nie było, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2006, wyd. I, s. 22. 6 Arystoteles, Retoryka. Poetyka, przeł. H. Podbielski, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1988, wyd. I, s. 61. 7 Tamże, s. 65. 8 A. Schopenhauer, Erystyka, czyli sztuka prowadzenia sporów, Wydawnictwo Verso, Kraków 2006, s. 41.

14 się do naszych uprzedzeń i emocji; jest komunikowaniem pewnego punktu widze‑ nia, mającym na celu skłonienie odbiorcy do «dobrowolnego» przyjęcia punktu wi‑ dzenia za swój”9. Ale jak podkreślają Anthony Pratkanis i Elliot Aronson, autorzy Wieku propagandy – współczesny krajobraz perswazyjny różni się od tych z prze‑ szłości pod wieloma istotnymi względami. Po pierwsze – żyjemy w świecie gęstym od komunikatów i coraz trudniej wybrać te ważne, po drugie – nikt nie doskonali się w sztuce szukania argumentów, ani nawet nie argumentuje na wzór starożytnych, pracujących nad kształtem swoich mów i zawartych w nich argumentów, by później, w ciągu kilkugodzinnych czasami wystąpień, je zaprezentować10. Zostały one zastą‑ pione krzykliwymi, widowiskowymi obrazami telewizyjnymi i komunikatami per‑ swazyjnymi w kształcie reklam, które w gęstym komunikacyjnym środowisku zwra‑ cają uwagę odbiorcy, ale jednocześnie przekształcają złożone problemy w wulgarne czarno­‑białe karykatury rozumowania. Dzisiejsza perswazja jest natychmiastowa – odbiorca nie zdąży zastanowić się nad jednym obrazem perswazyjnym, a już bom‑ bardowany jest następnym – i wreszcie: o ile dawne kultury uważały umiejętność ar‑ gumentacji za elementarną wiedzę, jaką musi posiąść każdy obywatel, aby uczestni‑ czyć w sprawach swojego kraju, (na naukę perswazyjnych technik poświęcano wiele czasu), o tyle dzisiaj retoryka i logika – spychane coraz częściej na margines progra‑ mów edukacyjnych – stają się umiejętnościami elitarnymi, wykorzystywanymi do manipulacji tymi, którzy technik perswazji nie rozumieją i nie znają11. W swoim globalnym wymiarze, szczególnie jeśli uwzględnić internet, media są pluralistyczne i można w nich znaleźć dowolną liczbę poglądów i postaw. Wielka zmiana w mediach doprowadziła jednak do tego, że informacja, zamiast sprzyjać komunikowaniu – „wyczerpuje się w inscenizowaniu komunikacji. Zamiast wytwa‑ rzać sens, wyczerpuje się w inscenizowaniu sensu”12. To wszystko sprawia, że od‑ biorcy mediów, zwłaszcza ci, którzy nie uwzględniają nowego sposobu funkcjono‑ wania Tofflerowskich mediów trzeciej fali, aby nie zagubić się w informacyjnym chaosie i tempie zmian, coraz częściej wybierają jeden, bezpieczny dla siebie kanał informacyjny, który wspiera ich ideową postawę. Na przykład Telewizję Trwam lub na przeciwnym biegunie TVN­‑owskie „Szkło Kontaktowe”. Zamiast odbior‑ ców mediów mamy coraz częściej do czynienia z ich wyznawcami. Wyznawcami „Gazety Wyborczej” lub „Naszego Dziennika”, którzy nie są skłonni do zmiany poglądów i nie słuchają argumentów drugiej strony, lub też bezkrytycznymi apolo‑ getami internetu. Polityka dociera do odbiorców poprzez wizerunki, które zawsze miały wielką siłę oddziaływania. Jednym z ważniejszych pojęć w kontekście roli mediów w kreo‑ waniu wizerunków stało się zjawisko medialnej widoczności, wprowadzone przez Johna B. Thompsona13. Wszechobecność mediów spowodowała transformację za‑ chowań polityków – ich działania są widoczne, upubliczniane, oceniane, krytyko‑ wane lub akceptowane i komentowane: „Zdobywanie legitymizacji przez te insty‑

9 A. Pratkanis, E. Aronson, op. cit., s. 17–18. 10 Tamże, s. 20. 11 Tamże, s. 22. 12 Baudrillard J., Symulakry i symulacja, przeł. S. Królak, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2005, wyd. I, s. 104. 13 J.B. Thompson, Media i nowoczesność. Społeczna teoria mediów, Wydawnictwo Astrum, Wrocław 2006, wyd. I, s. 123–142.

15 tucje, a zwłaszcza rząd, stało się procesem permanentnym”14. Nie tylko wybory, ale i sprawność porozumiewania się z obywatelami za pośrednictwem mediów stały się źródłem legitymizacji ich działań. To wszystko doprowadziło do mediatyzacji poli‑ tyki, która Bogusława Dobek‑Ostrowska­ rozumie jako „transformację lub moderni‑ zację sfery publicznej pod wpływem dwóch typów mediów – klasycznych środków masowego przekazu, tj. prasy, radia i telewizji oraz „nowych mediów”, czyli sieci kablowych, telematycznych, satelitarnych”15. Analitycy wskazują kilka etapów me‑ diatyzacji – ostatni można nazwać „uderzeniem rewolucji mediatycznej”, która wy‑ tworzyła nowy rodzaj debaty polityczno­‑medialnej, polegającej na uatrakcyjnianiu programów z udziałem polityków: „polityka stała się masowym spektaklem, który wymaga od polityków­‑aktorów odpowiedniego wizerunku zewnętrznego i nowych umiejętności, mało przydatnych w przedtelewizyjnym uprawianiu polityki”16. Dziś wizerunki są tworzone w mediach na potrzeby chwili i jednorazowego przeżycia17. Są odzwierciedleniem wyobrażeń wyborców, wyobrażeń jednak rozpo‑ znawanych i kreowanych przez zawodowych komunikatorów. Nigdzie chyba bar‑ dziej widocznie niż w politycznych wizerunkach nie ziściła się teoria symulakrów Jeana Baudrillarda, który stwierdził, że rzeczywistość nie istnieje i mamy do czynie‑ nia jedynie z jej symulacją18.

1.1. Media przyszłości – szkic w świetle współczesnych badań

Marshall McLuhan, choć swoją książkę Zrozumieć media. Przedłużenia człowieka wydał w 1964 roku (polskie tłumaczenie ukazało się w roku 2004), uznawany jest za wyrocznię w sprawach mediów masowych. Idea mediów jako środków przekazu, stanowiących przedłużenia ciała człowieka (koło to przedłużenie stopy, a komputer – przedłużenie ośrodkowego układu nerwowego) i będących same w sobie prze‑ kazem, pozostaje jednym z głównych wyznaczników we współczesnych badaniach mediów. McLuhan, uważany za ekscentryka, stosującego niekonwencjonalne meto‑ dy nauczania, swoim myśleniem o środkach przekazu zrewolucjonizował teorię ma‑ sowego komunikowania, a stworzone przez niego pojęcie globalnej wioski na stałe weszło do słownika mediów i potocznego języka. Podobnie jak pojęcie massmedia czy gorące i zimne środki przekazu. Już w 1964 roku Marshall McLuhan przeczu‑ wał, że to właśnie komputery zrewolucjonizują międzyludzką komunikację. Alvin Toffler – autor między innymi książek Szok przyszłości, Trzecia fala i Zmia- na władzy – napisał trzy odrębne dzieła z zakresu mediów, filozofii i socjologii, sta‑ nowiące jednak spójną wizję przyszłości (jak przyjmuje autor – do 2050 roku ) oraz

14 B. Dobek­‑Ostrowska, R. Wiszniowski, Teoria komunikowania publicznego i politycznego. Wprowa- dzenie, Wydawnictwo Astrum, Wrocław 2002, wyd. II, s. 125. 15 Tamże, s. 127. 16 Tamże, s. 128. 17 To także opinia kontrowersyjnego kreatora politycznych wizerunków, Piotra Tymochowicza. Por.: P. Tymochowicz, Biblia skuteczności, Wydawnictwo Trans, Wrocław 2007, wyd. I, s. 51–52. 18 J. Baudrillard, Symulakry i symulacja..., op. cit., s. 12.

16 analizę teraźniejszości (od połowy lat 50. XX wieku do 1990 roku, kiedy to ukazała się Zmiana władzy). W Szoku przyszłości (1970 rok) Toffler wskazał kluczowe zmia‑ ny: rewolucję genetyczną i edukacyjną oraz powstanie społeczeństwa marnotrawne‑ go, dziś nazywanego konsumpcyjnym. Trzecia fala (1980 rok) to obraz technologii przyszłości – upadek społeczeństwa industrialnego i powstanie nowej postfabrycznej cywilizacji, z komputerami, elektroniką, informacją i biotechnologią jako najważ‑ niejszymi narzędziami zarządzającymi gospodarką. Zmiana władzy zawiera hipo‑ tezy, które Toffler zawarł we wcześniejszych książkach. Tym razem jednak pokazuje on globalność zmian – od ekonomicznych począwszy na głębokich przesunięciach w sferze władzy skończywszy. Władzy opartej na wiedzy i uzależnionej od dostę‑ pu do nowych technologii. Następują zmiany zasad gry o władzę oraz rewolucja w zakresie samej natury władzy. Zmienia się jej istota, filozofia i narzędzia, jakimi się posługuje do kierowania ludźmi: „Żyjemy w chwili, kiedy cała struktura władzy spajająca do tej pory świat, ulega dezintegracji. Równocześnie kształtuje się całkowi‑ cie nowa struktura władzy. I dokonuje się to na każdym szczeblu społeczeństwa”19. Centralne miejsce w cywilizacji trzeciej fali, opartej na wiedzy, gdzie kluczo‑ wą rolę pełni informacja, odgrywają media – dziś główni dystrybutorzy informacji, a główną cechą wyróżniającą jest ich odmasowienie, prowadzące do powstania nowej jakości społeczeństwa, nazywanej przez Tofflera inteligentnym środowiskiem20. Pro‑ cesowi odmasowienia mediów towarzyszy ich jednoczesna koncentracja finansowa – powstawanie koncernów medialnych o coraz szerszych politycznych wpływach. W masowych mediach drugiej fali związanych z erą przemysłową wspólny ka‑ talog wyobrażeń wytwarzał wspólne wzorce zachowań. W mediach trzeciej fali, szczególnie poprzez drastyczne przyspieszenie informacyjne, wspólny katalog za‑ nika, rozmywa się. Informacje napływają szybko i jeszcze szybciej się zmieniają. Zbudowanie nowego wspólnego katalogu wyobrażeń staje się niemożliwe. Toffler nazywa to zjawisko uaktualnianiem. Uaktualnianie w mediach (a kiedy Toffler pi‑ sał Trzecią falę nie nadeszła jeszcze tak szeroko fala mediów internetowych) odbywa się dziś w ogromnym tempie. Wystarczy przejrzeć portale mediów internetowych. Informacja, która jeszcze dwie­‑trzy minuty temu była na czołówce – znika. I nie za‑ wsze trafia do archiwum – współczesne media na zawsze zmieniły znaczenie tego słowa. To już nie są informacje sprzed miesięcy, lat czy wieków, ale sprzed kilku mi‑ nut. Rozpływają się w elektronicznym chaosie, zostawiając jakiś strzęp w ludzkim umyśle. „Z tych wirujących fantasmagorii trudno cokolwiek zrozumieć; trudno po‑ jąć, jak zmienia się proces tworzenia wyobrażeń o świecie. Trzecia fala bowiem nie tylko przyspiesza przepływ informacji; przeobraża również najgłębszą strukturę in‑ formacji, od której zależy nasze codzienne postępowanie” – podsumowuje Toffler21. Nicholas Negroponte, profesor Massachussetts Institute of Technology (MIT), twórca Media Lab na MIT, współzałożyciel miesięcznika o nowych technologiach „Wired”, jeden z dyrektorów Motoroli, wizjoner, ale i praktyk, który założył funda‑ cję „Jedno Dziecko, Jeden Laptop”, chcąc zaoferować rządom krajów rozwijających się komputery na korbkę za 100 dolarów dla ubogich dzieci, autor Cyfrowego życia (pierwsze wydanie 1995 rok, pierwsze polskie wydanie 1997 rok), które ukazało się

19 A. Toffler Zmiana władzy. Wiedza, bogactwo i przemoc u progu XXI stulecia, przeł. P. Kwiatkowski, Wydawnictwo Zysk i S­‑ka, Poznań 2003, s. 22. 20 Tamże, s. 200–204. 21 Tamże, s. 189.

17 pięć lat po Zmianie władzy, również wskazuje na odmasowienie mediów przyszłości oraz kluczową dla ich rozwoju interaktywność. Zdaniem Negroponte jednak Tof‑ flerowska trzecia fala już przeminęła, a my nie zauważyliśmy nawet, kiedy. Po erze informacyjnej (to odpowiednik Tofflerowskiej cywilizacji trzeciej fali) nastąpił bo‑ wiem wiek postinformacyjny, w którym coraz częściej mamy do czynienia z jedno‑ osobową widownią, gdzie „wszystko wykonuje się na konkretne zamówienie, a in‑ formacja jest mocno zindywidualizowana”22. Media przeszły zatem od masowej wi‑ downi poprzez coraz mniejsze grupy odbiorców do jednego użytkownika. Dla Henry’ego Jenkinsa, autora Kultury konwergencji. Zderzenie starych i no- wych mediów (pierwsze wydanie 2006 rok, pierwsze polskie wydanie rok 2007) klu‑ czem do zrozumienia współczesnych mediów jest konwergencja, rozumiana jako stale postępujący proces technologiczny i społeczny oraz jako kultura aktywnego uczestnictwa w mediach. Jenkins wskazuje na przepływ treści pomiędzy różnymi platformami medialnymi, współpracę przemysłu medialnego oraz migracyjne za‑ chowania odbiorców mediów, którzy dotrą niemal wszędzie poszukując takiej roz‑ rywki, na jaką mają ochotę. Nie chodzi zatem tylko o proces technologiczny, łączący funkcje różnych mediów w tym samym urządzeniu. To zmiana kulturowa, polega‑ jąca na zachęcaniu konsumentów do wyszukiwania nowych informacji i tworzenia połączeń pomiędzy treściami rozproszonymi w różnych środkach przekazu: „Kon‑ wergencja nie dokonuje się poprzez urządzenia medialne, bez względu na to, jak wyrafinowane mogą się one stać. Konwergencja zachodzi w umysłach pojedynczych konsumentów poprzez ich społeczne interakcje z innymi konsumentami. Każdy z nas tworzy swoją własną osobistą mitologię z części oraz fragmentów informacji wyłuskanych ze strumienia mediów i przekształconych w zasoby, dzięki którym na‑ dajemy sens naszemu życiu codziennemu”23. Henry Jenkins w odniesieniu do ogromnej liczby informacji napływających do każdego człowieka każdego dnia i sposobu ich wykorzystania, używa pojęcia oby‑ watela monitorialnego. Świat polityki staje się coraz bliższy, i w każdej chwili do‑ stępny, dzięki internetowi i innym mediom elektronicznym oraz tradycyjnym, a jed‑ nocześnie natłok informacji utrudnia ich odbiór: „luka pomiędzy łatwo dostępnymi informacjami na tematy polityczne i zdolnością jednostki do ich monitorowania jest coraz większa [...]. Obywatel monitorialny zatem przegląda (bardziej niż czyta) śro‑ dowisko informacyjne w taki sposób, by orientować się w wielu spośród szerokiej gamy spraw i móc podejmować w związku z nimi różne działania”24. Jenkins dostrzega jednak, że kiedy ludzie biorą media we własne ręce, efekty mogą być fantastyczne, ale jednocześnie oznaczają kłopoty dla wszystkich zaan‑ gażowanych. Istotą jest zderzenie starych, pasywnych konsumentów mediów i no‑ wych – aktywnych: „Dawniej byli przewidywalni i zostawali tam, gdzie kazano im zostać, teraz migrują, nie zachowując lojalności wobec stacji czy mediów. Starzy konsumenci byli odizolowanymi jednostkami – nowi nawiązują silniejsze związki społeczne. Jeśli praca konsumentów była kiedyś cicha i niewidzialna, dziś są hała‑ śliwi i wszechobecni”25.

22 N. Negroponte, Cyfrowe życie, przeł. M. Łakomy, Książka i Wiedza, Warszawa 1997, s. 135. 23 H. Jenkins, op. cit., s. 9. 24 Tamże, s. 219. 25 Tamże, s. 23–24.

18 Coraz częściej można usłyszeć nawet opinie, że nadchodzi koniec czasu mediów tworzonych przez zawodowych dziennikarzy. A jeśli nie koniec, to coraz bardziej wyraźna i wyniszczająca ekonomicznie rywalizacja o odbiorcę z konkurencją od‑ dolnie przekazywanych i tworzonych informacji. Powstało nowe określenie na taki sposób tworzenia mediów – dziennikarstwo społeczne, nazywane także oddolnym lub uczestniczącym. Za jego twórcę uważa się Dana Gillmora, autora książki uzna‑ wanej za blogową biblię We the Media. Grassroots Journalism by the People, for the People (2004 rok) oraz twórcę popularnego internetowego bloga, gdzie komentuje przede wszystkim wydarzenia polityczne26. Wydaje się, że tytuł celowo nawiązuje do preambuły Konstytucji Stanów Zjednoczonych, zaczynającej się od słów „We the People” – w języku polskim: My, Naród – który ma wskazywać, kto mediami powi‑ nien rządzić, a przede wszystkim, kto je stanowi. Zjawisko tworzenia mediów w in‑ ternecie przez amatorów, reagujących na różne wydarzenia (zwłaszcza polityczne), nazywa grassroot journalism (w języku angielskim – dziennikarstwo oddolne)27. W internecie każdy może być jednocześnie nadawcą informacji i jej odbiorcą. To, zdaniem Dana Gillmora, stanowi główną wartość tej zmiany:

W świecie dużych mediów przekazywanie informacji przypomina akademicki wy‑ kład. My mówimy, co się wydarzyło, wy możecie najwyżej to kupić lub nie. Napisz‑ cie do nas list – wydrukujemy, jak nam będzie się chciało. [...] Dziennikarstwo jutra będzie bardziej niż wykład przypominać rozmowę lub seminarium. Linia podziału miedzy producentami i konsumentami informacji zostanie zatarta, zmieniając role obydwu stron w sposób, który trudno nam obecnie przewidzieć. W każdym razie sieć będzie medium, w którym da się usłyszeć głos każdego z nas. Nie tylko tych, których stać na budowę drukarni, wystrzeliwanie satelitów telekomunikacyjnych i start w pań‑ stwowych przetargach na wygrywanie radiowych częstotliwości28.

Z rozważań Nicholasa Negroponte i Henry’ego Jenkinsa wyłaniają się jednak dwie wizje przyszłości mediów: rewolucja cyfrowa Nicholasa Negroponte zakłada, że nowe media zastąpią stare. Konwergencja – że stare i nowe media będą wchodzić w bardziej złożone interakcje. Jak zauważa bowiem Jenkins, medium to zarejestro‑ wany dźwięk, obraz. Taśma ośmiościeżkowa, kaseta video, kaseta systemu Beta, płyty DVD, CD, MP3 to technologie przekazu i rozpowszechniania, które umożliwiają nam dostęp do treści medium. I to one się starzeją, znikają, są zastępowane przez coraz nowsze technologie. Media nie znikają, one się zmieniają pod wpływem coraz nowszych technologii. Druk nie zabił mowy, kino nie zabiło teatru, a telewizja radia. Każde ze starych mediów było zmuszone do koegzystencji z nowymi, a treść jednego medium przechodzić może do innego lub też zmieniać się może ich status społeczny (jak w przypadku teatru, który z popularnej formy rozrywki stał się elitarną)29.Więk‑ szość badaczy, wskazujących na możliwe kierunki rozwoju mediów oraz na ich szcze‑ gólne miejsce w życiu społecznym, pomimo różnic w rozumieniu rządzących nimi mechanizmów, łączy wizja przyszłości mediów interaktywnych, kompatybilnych, od‑ masowionych, bliższych i bardziej przyjaznych pojedynczemu odbiorcy, zyskujących

26 Adres strony: http://citmedia.org/blog/. 27 L. Olszański, Dziennikarstwo internetowe, Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne, Warszawa 2006, s. 50–51. 28 D. Gillmor, We the Media, http://www.authorama.com. Cytat za: L. Olszański, op. cit., s. 51. 29 Henry Jenkins, op. cit., s. 19.

19 coraz większe znaczenie w naszym życiu i dynamicznie zmieniających sposób mię‑ dzyludzkiej komunikacji, choć niewolnych od niebezpieczeństw – takich jak chociaż‑ by populizm, uprawianie poppolityki i inforozrywki, powszechna tabloidyzacja. Tego optymizmu nie podzielają dwaj inni badacze – Alexander Bard i Jan Sö‑ derqvist – autorzy Netokracji (pierwsze wydanie 2000 rok, wydanie polskie – 2006 rok). W rozwoju internetu widzą zagrożenie rządów netokracji: „Kto chce zrozumieć, jak zmienia się świat, musi zrozumieć, jak działa sieć [...]. Władza kryje się w sieci, a ci, którzy to zrozumieli i umieją wykorzystać, stają się elitą współczesnego świata – Netokracją”30 (netocracy; ang. net – sieć + gr. kratos – władza). Przy czym neto‑ kracja nie ma w sobie nic z utopii (autorzy wydali książkę we wrześniu 2000 roku, rok później świat doznał wstrząsającego doświadczenia ataku terrorystycznego na WTC) – „netokratą jest zarówno superterrorysta Usama Ibn Ladin, jak i inicjator ruchu Linuksa, Linus Thovalds. Netokratami są twórcy Google, Larry Page i Ser‑ gey Brin, jest nim niewątpliwie Subcommandante Marcos, ikona rewolucji zapaty‑ stowskiej w meksykańskim stanie Chiapas. Wydawałoby się, że dzieli ich wszytko. Ważniejsze jest jednak, co ich łączy – umiejętność mobilizacji i wykorzystania dla osiągnięcia swoich celów energii drzemiącej w sieciach społecznej komunikacji”31. Don Tapscott, autor Digital Growing up (o tak zwanym pokoleniu sieci, czyli urodzonych od stycznia 1977 do grudnia 199732) oraz Cyfrowa dorosłość. Jak pokole- nie sieci zmienia nasz świat w możliwości wykorzystania internetu w polityce widzi szansę na wielką demokratyczną zmianę – jest przekonany, że nadchodzi nowa era stosunków politycznych: demokracja 2.0. Pokolenie sieci, którego główną generacyj‑ ną cechą jest to, że dorastało w otoczeniu mediów cyfrowych, odrzuca obowiązują‑ cy jednokierunkowy model prowadzenia polityki, sprowadzający się do zasady „wy głosujecie, my rządzimy”33. Do aktywnych działań wykorzystują internet, a przede wszystkim społecznościowe portale. Swoją koncepcję opiera Tapscott przede wszyst‑ kim na kampanii wyborczej Baracka Obamy, którego sztab wyborczy wykorzystał internet nie tyle do zaprezentowania kandydata, ale jako narzędzie do stworzenia na jego rzecz oddolnego ruchu. Ale Andrew Keen, autor książki Kult amatora. Jak internet niszczy kulturę uważa, że Web 2.0 i możliwości, jakie stwarza nowa technologia, pogłębiają tylko przepaść między prawdą a polityką. Umieszczanie na różnych stronach internetowych infor‑ macji, czasami celowo pomieszanych z plotkami, otwiera pole do pomówień i snu‑ cia domysłów przez media tradycyjne, które takie informacje wykorzystują w swoich serwisach informacyjnych. Jak zauważa Keen, żyjemy w pozbawionym filtrów świe‑ cie Web 2.0, w którym plotki i kłamstwa stworzone przez anonimowych reporterów amatorów zyskują aprobatę i są powielane przez media mainstreamowe34. To ma wpływ na polityczne wybory i wyborczą kampanię. W badaniach współczesnych mediów najbardziej niepokojące jest to, że na pod‑ stawie tych samych przykładów można swobodnie budować wizje optymistycznej

30 A. Bard J. Söderqvist A. Bard, op. cit., s. 16–17. 31 Tamże, s. 17. 32 D. Tapscott, Cyfrowa dorosłość. Jak pokolenie sieci zmienia nasz świat, przeł. P. Cypryański, Wydaw‑ nictwa Akademickie i Profesjonalne, Warszawa 2010, wyd. I, s. 38­–59. 33 Tamże, s. 404. 34 A. Keen, Kult amatora. Jak internet niszczy kulturę, przeł. M. Bernatowicz, K. Topolska­‑Ghariani, Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne, Warszawa 2010, wyd. I, s. 89.

20 przyszłości demokracji 2.0 – jak Don Tapscott – a jednocześnie mówić o „społecz‑ nej degeneracji w kierunku anarchii”35 – jak Andrew Keen. Związane z internetem współczesne zjawiska i problemy – niezależnie od postaw – zachwytu nad Web 2.0 czy skrajnego pesymizmu, są przez badaczy niejako wyłuskiwane ze współczesno‑ ści. Można układać z nich spójną teorię i równie łatwo ją burzyć. Współczesność zmienia się tak szybko, a nowe technologie wchodzą w nasze życie tak intensywnie, że obraz całości, na który składają się te zjawiska, jest coraz trudniejszy do uchwy‑ cenia, coraz trudniej szukać jakiegoś wspólnego mianownika. Zygmunt Baumann uznał, że „[...] «płynność» albo «ciekłość» można uznać za trafne metafory, oddają‑ ce istotę obecnej, pod wieloma względami nowej, fazy w historii nowoczesności36”. „Płynna nowoczesność”, jak nazwał obecny stan otaczającej nas rzeczywistości Bau‑ mann, coraz wyraźniej przenika wszelkie sfery życia i coraz trudniej znaleźć w niej stały punkt zaczepienia. Henry Jenkins zastanawiając się, dlaczego dyskusja o mediach jest dziś tak trud‑ na, dochodzi do wniosku, że zbyt wielu badaczy, ale także odbiorców mediów, kon‑ centruje się na tym, co media robią nam, zamiast na tym, co my możemy zrobić z mediami. W dyskusji o mediach stosowana jest zatem często retoryka strachu – nazywane są bronią masowego rażenia, narzędziem propagandy, manipulatorami. W takiej relacji odbiorca nie ma żadnej władzy i nie może nic zrobić. Zdaniem Jenkinsa to założenie z gruntu fałszywe, niebiorące pod uwagę możliwości uczest‑ nictwa w mediach, a to właśnie ono czyni odbiorcę silniejszym. Tylko silny odbiorca ma szansę media zmieniać. Aby jednak tak się stało, konieczna jest edukacja me‑ dialna: „Media pojmowane są przede wszystkim jako zagrożenie, nie jako zasób. Mocniejszy akcent kładzie się na niebezpieczeństwa manipulacji niż na możliwości uczestnictwa, na ograniczanie dostępu – wyłączanie telewizora i powiedzenie «nie». (...) Musimy ponownie przemyśleć cele edukacji medialnej, tak by młodzi ludzie mogli zacząć myśleć o sobie jako producentach i uczestnikach kultury, a nie tylko jej konsumentach – krytycznych czy nie. By osiągnąć ten cel, potrzebujemy też eduka‑ cji medialnej dla dorosłych” 37. Zaczynać trzeba często od podstaw, czyli nauczenia korzystania z możliwości, jakie niosą nowe technologie, a także nauczenia języka nowych mediów. Takie po‑ jęcia jak vidcapy, zaperzy, song Vidy, łuk narracyjny, media typu pull lub push, beta czytanie38 rozumie grono pasjonatów internetu. To język­‑kod dostępny właściwie wyłącznie aktywnym uczestnikom mediów. Do szerokiego użycia przedostają się tylko te pojęcia, które zostaną upowszechnione przez media tradycyjne, czyli na przykład czat, intertekstualność, link itp. Językoznawcy nie poświęcają językowi nowych mediów zbyt wiele miejsca, koncentrując się bardziej na ich zawartości, zwłaszcza na komunikatach. Coraz trudniej zatem nam prowadzić debatę na te‑ mat współczesnej roli mediów i coraz bardziej polaryzują się wobec nich postawy. Na poziomie języka próbował uporządkować ją Lev Manovich, autor książki Język

35 Tamże, s. 88. 36 Z. Baumann, Płynna nowoczesność, przeł. T. Kunz, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2006, wyd. I, s. 7. 37 H. Jenkins, op. cit., s. 250. 38 Niezwykle pożyteczny w rozumieniu języka nowych mediów jest słownik, który Henry Jenkins zamieszcza na końcu swojej książki. Niebagatelną rolę w odczytaniu terminów odegrali tłumacze: Miro‑ sław Filiciak i Małgorzata Bernatowicz.

21 nowych mediów39, ale to pozycja z 2001 roku (w Polsce przetłumaczona dopiero w 2006). Dziesięć lat, jakie minęły od tego czasu, w dobie technologicznego przy‑ spieszania, sprawiły, że językowe obszary, którymi zajmuje się Manovich, wymagają uaktualnienia i uzupełnienia. Współczesna debata o mediach w duchu krytycznej analizy dyskursu, łączącej perspektywę różnych dziedzin nauki oraz rozpoznawanie nowych medialnych me‑ chanizmów są konieczne. Poprzez media postrzegamy świat, wpływają na nasze wybory, postawy, decyzje. Szczególnie polityczne, gdyż polityka, obok rozrywki, po‑ została w głównym centrum uwagi mediów. A ta – czy nam się to podoba czy też nie – ma wpływ na wszystkie sfery naszego życia, nawet jeśli staramy się ją ignorować. W rzeczywistości kreowanych na potrzeby chwili politycznych medioświatów i po‑ lityków, którzy te medioświaty zamieszkują, coraz częściej słychać opinie o zniechę‑ ceniu do wyborów40. Ważne jest wciąż na nowo stawianie pytania, co zrobi w przy‑ szłości pokolenie młodych wyborców, takich jak studenci Uniwersytetu Gdańskiego, którzy w czasie kampanii wyborczej 2007 roku namalowali w przejściu podziem‑ nym na ul. Wita Stwosza w Gdańsku, prowadzącym na wydziały uczelni, hasło: „Nie jestem psem, aby dawać głos”.

1.2. Komunikowanie polityczne, marketing polityczny, public relations, wizerunek – definicje

Literatura przedmiotu w zakresie komunikacji politycznej, marketingu poli‑ tycznego, wizerunku oraz public relations jest bardzo bogata. Definicje różnią się, w zależności od perspektywy badawczej – politologicznej, socjologicznej, czy psy‑ chologicznej. Wspólne jest natomiast w ostatnich badaniach sytuowanie zarówno komunikowania i marketingu politycznego, jak i PR oraz wizerunku w kontekście komercyjnego rynku, co skutkuje przyjęciem w rozważaniach i analizach dotyczą‑ cych polityki, terminów przejętych z marketingu gospodarczego41. Używane jest określenie możliwości promowania i sprzedawania politycznego towaru, którym są politycy, idee, programy, partie. Najczęściej punktem wyjścia do definiowania tych

39 L. Manovich, Język nowych mediów, przeł. P. Cypryański, Wydawnictwa Akademickie i Profesjo‑ nalne, Warszawa 2006, wyd. I. 40 Określenie medioświaty pochodzi z czasopisma „Dyskurs”.: Por.: „Dyskurs. Medioświaty politycz‑ ne” nr 4, Instytut Politologii Uniwersytetu Opolskiego, Opole 2006. 41 Por.: J. Muszyński, Leksykon marketingu politycznego, Wydawnictwo Atla2, Wrocław 2001, wyd. I; M. Mazur, Marketing polityczny. Studium porównawcze, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2007, wyd. I; B. Dobek­‑Ostrowska, Media masowe i aktorzy polityczni w świetle studiów nad komunikowaniem politycznym, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 2004; B. Dobek­‑Ostrowska, R. Wisz‑ niowski, Teoria Komunikowania publicznego i politycznego. Wprowadzenie, Wydawnictwo Astrum, Wroc‑ ław 2002; M. Cichosz, (Auto)kreacja wizerunku polityka na przykładzie wyborów prezydenckich w III RP, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2003, wyd. I; W. Cwalina, A. Falkowski, Marketing polityczny. Perspektywa psychologiczna, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, Gdańsk 2005, wyd. I; G. Ulicka, Demokracje zachodnie. Zasady, wartości, wizje, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1992, wyd. I.

22 pojęć jest terminologia Philipa Kotlera, jednego z najbardziej znanych teoretyków marketingu komercyjnego, uznawanego za światowy autorytet w tej dziedzinie, autora przetłumaczonego na kilkanaście języków podręcznika Marketing. Analiza, planowanie, wdrażanie i kontrola. Kotler wymienia kilka pożytecznych, jego zda‑ niem, definicji marketingu. To między innymi „dostarczenie właściwych towarów i usług właściwym ludziom, we właściwych miejscach, o właściwym czasie, po właś‑ ciwej cenie i przy użyciu właściwych środków komunikacji i promocji”42. Za od‑ dającą istotę tego terminu uważa definicję określającą marketing komercyjny jako: „proces społeczny i zarządczy, dzięki któremu konkretne grupy i osoby otrzymują to, czego potrzebują i co pragną osiągnąć poprzez tworzenie, oferowanie i wymianę posiadających wartość produktów”43. To definicja, która stała się rdzeniem rozważań o współczesnej polityce, z uwzględnieniem w tym procesie mediów. Najpojemniejszym znaczeniowo pojęciem wśród wymienionych wyżej termi‑ nów jest komunikowanie polityczne. Jak podkreślają Bogusława Dobek‑Ostrowska­ i Robert Wiszniowski, którzy w książce Teoria komunikowania publicznego i poli- tycznego zebrali definicje od najstarszego modelu perswazyjnego Harolda Laswel‑ la z 1948 roku, komunikowanie polityczne jest trudne do zdefiniowania z powo‑ du niejasnego rozumienia terminów komunikowanie i polityka. Oba pojęcia są ze sobą jednak ściśle związane44. Autorzy skupiają się na definicjach z lat 90., które od‑ zwierciedlają współczesne badania nad komunikowaniem społecznym, przy czym jak wyróżnia Dobek­‑Ostrowska: „Komunikowanie polityczne zajmuje się formu‑ łowaniem oferty politycznej i przekonywaniem do jej słuszności, opierając się na technikach marketingowych. Komunikowanie publiczne, przez wybory, pozwala obywatelom determinować, zgodnie z własnymi orientacjami, zakres oferty publicz‑ nej, organizację i odpowiedzialność instytucji, na których ciąży realizacja ogólnego interesu społecznego”45. Pojemność pojęcia: komunikowanie polityczne wynika z tego, że znajduje się w polu zainteresowań nie tylko nauki o komunikacji, ale także politologii, socjo‑ logii, psychologii społecznej, filozofii, językoznawstwa, semiologii, nauk prawni‑ czych oraz ekonomicznych, zajmujących się public relations, marketingiem i rekla‑ mą polityczną. Skutkiem jest nie tylko wzbogacenie komunikowania politycznego

42 P. Kotler, Krytyczna rola marketingu w organizacjach i społeczeństwie, tłum. rozdziału J. Dziwota w tegoż: Marketing. Analiza, planowanie, wdrażanie i kontrola, Wydawnictwo Gebethner i S‑ka,­ Warsza‑ wa 1994, wydanie VIII, s. 29. 43 Tamże, s. 6. 44 Komunikowanie publiczne, ze względu na udział mediów jest nazywane także masowym. John B. Thompson wskazuje na mylący kontekst znaczenia słowa masowe i nie zgadza się z krytycznym podej‑ ściem, które ma oznaczać stworzenie „jednorodnej kultury, której celem jest zabawianie społeczeństwa nie stawiając przed nim żadnych wyzwań [...]”. Jak pisze Thompson – „Musimy odrzucić założenie, że odbiorcy produktu medialnego są pasywnymi obserwatorami, których zmysły są wciąż przytępiane przez ciągły odbiór podobnych komunikatów. Musimy również porzucić założenie, że sam proces odbioru jest bezkrytyczny, a produkty medialne są w nim przyswajane przez odbiorców tak, jak woda jest absor‑ bowana przez gąbkę. Tego typu założenia mają bardzo niewiele wspólnego z faktycznym charakterem przyswajania i odbioru informacji przez ludzi, którzy je następnie przetwarzają i wykorzystują w życiu”. Komunikowanie masowe to dla Thompsona „zinstytucjonalizowana produkcja i ogólne rozpowszech‑ nianie dóbr symbolicznych przez umocowanie i rozpowszechnianie informacji oraz treści symbolicz‑ nych”. Posługuje się zatem terminem komunikowanie medialne lub po prostu media, które niosą mniej mylących skojarzeń – Por.: J.B. Thompson, op. cit., s. 32–33. 45 B. Dobek­‑Ostrowska, R. Wiszniowski, op. cit., s. 23.

23 o nowe spojrzenia i aspekty badawcze, ale także „zamęt teoretyczny”46. Porządkując zatem różnorodne podejścia Dobek­‑Ostrowska oddziela dwa znaczenia komuniko‑ wania społecznego – jako dziedzinę badań naukowych oraz jako termin włączony do świata praktyki politycznej. W rozumieniu teoretycznym komunikowanie po‑ lityczne „tłumaczy wagę porozumiewania się uczestników procesów politycznych, co ma szczególne znaczenie we współczesnych demokracjach komunikacyjnych”47, zaś w politycznej praktyce jest „synonimem propagandy, marketingu politycznego i wyborczego, public relations i komunikowania instytucji publicznych. Utożsamia się je ze strategiami i sposobami zdobywania oraz utrzymywania władzy, kreowania aktorów politycznych i rozwijania ich kariery”48. Teoretyczny – i najszerszy – aspekt jest podkreślony w encyklopedycznej defi‑ nicji z 1991, w której komunikowanie polityczne to „przepływ wiadomości i infor‑ macji, które tworzą strukturę i nadają znaczenie procesowi politycznemu. Komu‑ nikowanie polityczne angażuje nie tylko elity, które wysyłają sygnały do masowej publiczności, lecz całą gamę nieformalnych procesów komunikacji w społeczeń‑ stwie, które mają jakikolwiek wpływ na politykę, czy to przez kształtowanie opinii publicznej, polityczną socjalizację obywateli, czy wzbudzanie zainteresowania”49. Jerzy Muszyński, autor Leksykonu marketingu politycznego z 2001 roku, sytuuje ko‑ munikowanie polityczne w sferze politycznej praktyki: „to swoiste łącze między po‑ litykami jako istotną częścią towaru politycznego (ponadto będącymi sprzedawcami towaru) a społeczeństwem, w tym wyborcami – ewentualnymi nabywcami towaru. Służy ona porozumiewaniu się lub rywalizacji między podmiotami politycznymi wystawiającymi swój towar na rynek polityczny”50. Ważnym ogniwem w komunika‑ cji politycznej są media, zwłaszcza internet, który umożliwia bezpośrednie dotarcie do wyborców – nabywców politycznego towaru51. Zauważyć trzeba, że Muszyński oddzielnie definiuje komunikowanie w polityce, choć przez politologów często jest uważane za składową politycznej komunikacji. Komunikowanie w polityce, to w ta‑ kim rozumieniu rodzaj działalności mediów – prasy, radia, telewizji, przekazują‑ cych społeczeństwu informacje, programy, komentarze i inne dane ze sfery polityki: fakty, wydarzenia, działalność polityków, ich osobowość itp.”52. Teoretyczny aspekt politycznego komunikowania pozostał dzisiaj w kręgu zain‑ teresowań akademickich badaczy, którzy tłumaczą złożoność tego pojęcia, podział ról w różnorodnych modelach komunikowania i wzajemne oddziaływanie. Z punk‑ tu widzenia wyborcy obserwującego polityczną scenę za pośrednictwem mediów, polityczne komunikowanie ma wymiar propagandy, przede wszystkim w pejoratyw‑ nym znaczeniu tego słowa – jako oddziaływania manipulacyjnego. W tym praktycznym wymiarze komunikowanie polityczne bywa utożsamiane z marketingiem politycznym. Większość badaczy przyjmuje jednak założenie, że marketing polityczny jest tylko częścią składową komunikowania politycznego: „ko‑

46 B. Dobek­‑Ostrowska, op. cit., s. 22. 47 Tamże, s. 22. 48 Tamże. 49 The Blackwell Encyclopeadia of Political Science, Bogdagnor V. (red.), Oxford 1991. Za: M. Mazur, op. cit., s. 44. 50 J. Muszyński, op. cit., s. 79. 51 Tamże, s. 80. 52 Tamże.

24 munikowanie polityczne to przestrzeń, w której spotykają się różnorodne poglądy i stanowiska trzech grup aktorów, którzy mają prawo wypowiadać się publicznie w kwestiach politycznych. Aktorami tymi są politycy z jednej i opinia publiczna z drugiej strony. Między nimi sytuuje się trzecia grupa, czyli dziennikarze. Odmia‑ ną jednej z form komunikacji występujących w omawianym obszarze jest marketing polityczny”53 – to definicja Grażyny Ulickiej. Dobek­‑Ostrowska i Wiszniowski wskazują, że jest to nie tylko proces, ale i stra‑ tegia – celowe komunikowanie o polityce, które zawiera kilka elementów: wszystkie formy komunikowania podejmowane przez polityków i innych aktorów politycz‑ nych, którzy dążą do osiągnięcia politycznych celów, tj. zdobywania i utrzymania władzy; komunikowanie adresowane do wszystkich aktorów politycznych, którego nadawcami są nie­‑politycy, a więc wyborcy, felietoniści, itp.; komunikowanie o ak‑ torach politycznych i ich działalności, zwierające się w programach informacyjnych, w artykułach wstępnych i w innych medialnych formach dyskusji54. Jerzy Muszyński zaznacza komercyjny wymiar marketingu politycznego – „to odpowiednie zastosowanie kategorii, mechanizmów i procedur marketingowych do polityki jako towaru wyprodukowanego przez siły polityczne, ubiegające się o wła‑ dzę w państwie [...]. Odpowiedniość stosowania owych kategorii, mechanizmów i procedur na rynku politycznym wymaga jednak uwzględnienia specyfiki towaru politycznego, jego ceny, charakteru oraz przebiegu transakcji na tym runku, a także jej następstw dla sprzedawców i nabywców towaru [...]”55. Specyfikę tę tłumaczy Muszyński, przekładając towar na ideologie polityczne czy też polityków, gdzie ce‑ lem efektu promocji jest zdobycie władzy, z zastrzeżeniem warunków demokratycz‑ nych. Jeśli zatem podstawą marketingu ekonomicznego jest liberalizm gospodarczy i rywalizacja różnych producentów towarów, to w marketingu politycznym podsta‑ wą jest liberalizm i pluralizm polityczny, wolna gra sił politycznych, demokratyczne zasady ustroju państwa, wolność obywateli i równość wobec prawa, a nadto koniecz‑ ność zapewnienia ciągłości władzy56. Podobnie definiuje to pojęcie Marzena Cichosz, przenosząc do definicji mar‑ ketingu politycznego terminy przejęte z teorii ekonomicznych, takie jak produkt polityczny, rynek polityczny. Produktem politycznym jest to, co przedstawiane jest wyborcy jako klientowi, czyli listy komitetów wyborczych, ideologie, doktryny, pro‑ gramy partii politycznych, a także kandydaci – a właściwie, co podkreśla Marzena Cichosz – ich wizerunek. Sprzedający to partie polityczne, komitety wyborcze i inne instytucje polityczne, sponsorzy kampanii, konkurenci polityczni, kupujący zaś to ogół wyborców lub wybrane grupy elektoratu57. Celem jest wywieranie wpływu na obywateli, aby wsparli kandydata, grupę lub projekt polityczny 58. Współcześnie najważniejszą rolę w tej rynkowej machinie odgrywają mass me‑ dia, dziś dodatkowo media elektroniczne, a zwłaszcza internet. Istotą tego udziału

53 G. Ulicka, Wpływ marketingu politycznego na zmiany w życiu publicznym państw demokratycznych, w: T. Klementynowicz (red.) Trudna szkoła polityki. Szanse, ryzyko, błąd. Studia Politologiczne, Insty‑ tut Nauk Politycznych UW, Warszawa 1996, s. 157, za: M. Mazur, op. cit., s. 44. 54 B. Dobek­‑Ostrowska, R. Wiszniowski, op. cit., s. 112­–114. 55 J. Muszyński, op. cit., s. 98. 56 Tamże. 57 Tamże, s. 24. 58 M. Cichosz, op. cit., s. 21.

25 jest to, że media odgrywają rolę pośrednika w sprzedaży, czyli dystrybutora informa‑ cji o produktach politycznych, ale także, ze względu na uwarunkowania właściciel‑ skie i sympatie polityczne właścicieli, rolę sprzedawcy, wreszcie również kupującego. Szerszy aspekt definicji marketingu politycznego proponuje Marek Mazur, ana‑ lizując analogie miedzy marketingiem komercyjnym i politycznym, ale dostrzegając także różnice. Rodzaj definicji wynika z zawężonego (inżynieryjnego) oraz posze‑ rzonego (społecznego) podejścia do marketingu komercyjnego. Aspekt funkcjonalny, czyli tak zwane podejście inżynieryjne, każe definiować marketing jako „proces zło‑ żony technologicznie, który służy przede wszystkim modyfikowaniu i wpływaniu na zachowania grup ludzi w sytuacji stałej konkurencji”59 i jest rozumiany jako zespół różnorodnych technik, metod i praktyk, których celem jest przekonanie wyborców do głosowania na określonego kandydata, partie lub udzielenia poparcia polityczne‑ go. Szersze rozumienie, uwzględniające społeczny kontekst, każe definiować marke‑ ting polityczny – za Andrew Lockiem i Philipem Harrisem – jako „proces społeczny i zarządczy tworzenia, oferowania i wymiany wartości między uczestnikami rynku politycznego”60. Jak uzasadnia Mazur, w tym kontekście jest to ciągły i dynamicz‑ ny proces społeczny, który reguluje życie społeczne i rozgrywa się w społeczeństwie. Marketing nie jest jedynie mechanizmem umożliwiającym funkcjonowanie wielu konkurencyjnych podmiotów. Jego celem jest powodzenie wymiany, przynoszące sa‑ tysfakcję obu wymieniającym stronom. Wyznaczyć można trzy etapy procesu. Naj‑ pierw następuje tworzenie wartości. Powstają produkty polityczne, które zdolne są zaspokoić potrzeby wyborców. Wartość to zdolność zaspokajania potrzeb w porów‑ naniu z produktami alternatywnymi. Produktem jest to, co można zaoferować w celu zaspokojenia potrzeby. Drugi etap procesu marketingu, czyli oferowanie wartości, rozumieć należy jako fazę sformułowania oraz realizacji strategii marketingowej. Fi‑ nalny etap to głosowanie61. Przy czym cel marketingu jest jasny – „przygotować i wy‑ promować taki produkt, aby zyskać poparcie wyborców i aby doszło do wymiany”62. Wojciech Cwalina i Andrzej Falkowski także dostrzegają różnice pomiędzy mar‑ ketingiem politycznym i ekonomicznym. Fundamentalna – to według najnowszych badań przyjęcie założenia, że marketingowa strategia nie służy sprzedawaniu wi‑ zerunku kandydata jako dobrze opakowanego produktu. Kandydat jest raczej do‑ stawcą usług, oferuje je podobnie jak prawnik czy agent ubezpieczeniowy. Rzeczy‑ wistym produktem – tak jak w przypadku agenta jest polisa – tak w odniesieniu do marketingu politycznego staje się platforma kampanii, na którą składają się między innymi ogólny program wyborczy kandydata wynikający z założeń reprezentowanej przez niego partii, jego stanowisko wobec głównych tematów i problemów, wokół których toczy się kampania, jego wizerunek oraz jego odniesienie do zaplecza poli‑ tycznego63. Ale jak dodają – „W niczym to jednak nie zmienia faktu, że odpowiednio przygotowane «produkty polityczne» wprowadza się na rynek po to, aby sprzedać je z zyskiem. Towarzyszy temu głośna reklama w prasie, radiu i telewizji. Odbywają się też prezentacje i «promocje» na wiecach wyborczych”64.

59 Cytat za: M. Mazur, op. cit., s. 16. 60 Cytat za: M. Mazur, op. cit., s. 18. 61 M. Mazur, op. cit., s. 18–19 62 Tamże, s. 19. 63 W. Cwalina, A. Falkowski, op. cit., s. 19–20. 64 Tamże, s. 15.

26 Pozostałe różnice między marketingiem gospodarczym a politycznym to czas, cena, brak możliwości reklamacji i weryfikacji zawartości oraz brak marek ponad‑ narodowych. Wyborcy głosują na partię polityczną lub kandydata w określonym dniu wyborów, konsumenci mają możliwość dokonania zakupów w dowolnym ter‑ minie, konsument zna określoną cenę towaru, wyrażoną w pieniądzach, wyborca natomiast nie płaci za możliwość podjęcia decyzji wyborczej, która jest raczej wy‑ nikiem analizy przewidywania konsekwencji, choć także w perspektywie zysków i strat. Wyborca zdaje sobie także sprawę z tego, że o wyborze decyduje większość głosujących i musi zaakceptować wynik głosowania, nawet jeśli nie jest on zgodny z jego preferencjami, a także uznać musi, że zwycięzca bierze wszystko. Nie ma również możliwości natychmiastowego rozpakowania i obejrzenia przez wybor‑ cę towaru politycznego (weryfikacji „zawartości”) oraz natychmiastowej wymiany bądź reklamacji – wyborcy, w przeciwieństwie do konsumentów, muszą czekać do następnych wyborów. Pojawia się także trudność wprowadzania nowej marki­‑partii i brak w zasadzie marek ponadnarodowych. Odwrotnie niż w marketingu gospo‑ darczym, w którym najbardziej popularne są marki wiodące, w marketingu poli‑ tycznym – zwycięska partia, która obejmuje ster rządów, szybko zaczyna tracić na popularności65. Popularność marketingu politycznego oraz wykorzystywanie nowych technik i marketingowych narzędzi z każdą wyborczą kampanią, zarówno w Polsce, jak i na świecie rośnie, gdyż mimo negatywnych ocen, ani akademiccy badacze, ani mar‑ ketingowi praktycy nie podważają jego skuteczności. Przede wszystkim wpływa na sposób prowadzenia kampanii wyborczych – pozycjonowanie kandydatów wymu‑ sza badania politycznego rynku – preferencji wyborców, segmentowanie rynku oraz analizy sytuacji politycznych konkurentów. Badacze podkreślają jednak dwie prze‑ ciwstawne strony tego zjawiska – wykorzystywanie w marketingu politycznym tech‑ nik PR, reklamy politycznej, marketingu bezpośredniego z jednej strony jest uważa‑ ne za stosowanie socjotechnik i manipulacji, by przekonać wyborcę do konkretnego kandydata. Z drugiej, jak podsumowuje Mazur: „Komunikacja marketingowa – techniki PR, reklamy politycznej, marketingu bezpośredniego tworzą unikalny, jak dotąd, aparat oddziaływania na wyborców. Przekaz nie tylko trafia celniej, ale jest bardziej spersonalizowany, umożliwia bezpośredni kontakt z wyborcą bez udziału partii. W końcu kampania wyborcza jest monitorowana, zarządzana i kontrolowana przez jej organizatorów”66. W praktyce politycznej marketing polityczny i komunikowanie polityczne jako najskuteczniejszy i uniwersalny sposób prowadzenia szerokiego, społecznego poro‑ zumiewania, wypracowywania rozwiązań problemów, przekonywania do idei i po‑ glądów coraz częściej wypiera dzisiaj public relations. W żartobliwy sposób współ‑ czesną entuzjastyczną wiarę w możliwości public relations tłumaczy Fraser P. Seitel, autor książki Public relations w praktyce. Załóżmy, że do miasta przyjeżdża cyrk i chce dotrzeć do mieszkańców z informacją o przedstawieniu. Reklama to wywie‑ szenie plakatu oznajmiającego, że cyrk przyjechał do miasta. Promocja – to wywie‑ szenie plakatu na słoniu i paradowanie z nim przez środek miasta. Publicyty można zrobić wpuszczając słonia z plakatem do ogródka burmistrza, aby podeptał kwiaty,

65 Tamże, s. 20­–23. 66 M. Mazur, op. cit., s. 284.

27 a prasa o tym doniosła. I wreszcie użycie takiego narzędzia jak public relations – to przekonanie burmistrza, by uśmiał się z incydentu i uczestniczył w paradzie cyrko‑ wej, nie czując urazy67. Termin public relations, w skrócie PR, tłumaczony jest z języka angielskiego na polski w sposób niejednoznaczny: między innymi jako stosunki z publicznością, sto‑ sunki społeczne, relacje społeczne, stosunki organizacji z otoczeniem, dialog przed‑ siębiorstwa ze środowiskiem, kreowanie reputacji firmy, kreowanie prestiżu organi‑ zacji, kształtowanie wyobrażenia o przedsiębiorstwie, zarządzanie reputacją”68. Przyjmuje się, że po raz pierwszy termin ten pojawił się w wydawnictwie kolejo‑ wym w 1887 roku – Yearbook of Railway Literature. Inne źródła wskazują na Tho‑ masa Jefferssona, który miał użyć terminu public relations już w 1807 roku, jeszcze inne – i to wiadomo na pewno – że w roku 1882 adwokat Dorman Eaton w czasie wykładów w Yale Law School stwierdził: „Public relation mean relations for general good”, co można przetłumaczyć jako – „public relations oznacza nawiązanie sto‑ sunków dla powszechnego dobra”69. Źródeł public relations badacze szukają, podobnie jak marketingu politycznego, perswazji i reklamy, w starożytności. Jak przypomina Krystyna Wojcik, jedna z pierw‑ szych badaczek zajmujących się w Polsce tą dziedziną „nawet dociekliwi badacze PR jak S. Cutlip, A. Center, A. Oeckl, a także L. Bernays nie wahają się sięgać do anty‑ cznych opisów bohaterów demonstracji siły faraonów, babilońskich i perskich królów nazywać «a public relations major», a Peryklesa, Aleksandra Wielkiego, Juliusza Ce‑ zara, Machiawellego i Marcina Lutra uznawać za historyczne postaci, których działa‑ nia były bliskie świadomym public relations”70. Była to domena władców i przywód‑ ców, którzy do pozyskiwania przychylności wykorzystywali religię, zwłaszcza religijne święta, sztukę, literaturę, imprezy ku uciesze ludu, takie jak na przykład igrzyska. W opisywanej przez badaczy historii public relations dwie postaci są najistot‑ niejsze – Ivy Ledbetter Lee, dziennikarz i agent prasowy magnata naftowego Johna D. Rockefellera oraz Edward Ludwik Bernays, uważany za głównego teoretyka PR. Wyznaczają dwa uzupełniające się sposoby rozumienia i posługiwania się PR. Ivy Ledbetter Lee słowom właściciela towarzystwa kolejowego, Corneliusa Wil‑ liama Vanderbilta – „The public be damned!” (tłumaczone jako: „A cóż mnie ob‑ chodzi społeczeństwo” lub też „Społeczeństwo – niech je szlag trafi”), przeciw‑ stawił stwierdzenie: „The Public should be informed” – „Społeczeństwo trzeba informować”71. W Deklaracji zasad, którą przesłał do prasy, zapewniał, że zamierza „krótko i otwarcie, szybko i dokładnie informować prasę i społeczeństwo o faktach, które mają dla nich wartość i którymi są zainteresowani”72. Edward Ludwik Bernays zakładał wykorzystywanie w public relations psycho‑ logii wpływu. Uważał, że ważne jest nie tylko informowanie społeczeństwa, ale

67 F.P. Seitel, Public relations w praktyce, Wydawnictwo Felberg SJA, Warszawa 2003, wyd. I, s. 9. 68 Propozycje tłumaczenia tego pojęcia zebrała Hanna Bednarek w książce Sztuka budowania wize- runku w mediach, Wydawnictwo Naukowe Wyższej Szkoły Kupieckiej, Łódź 2005, s. 13. 69 K. Wojcik, Public relations od A do Z, tom 1., Agencja Wydawnicza Placet, Warszawa 1997, wyd. I, s. 159. 70 Tamże, s. 154. 71 Vanderbilt odrzucał publiczne żądania zaniechania likwidacji jednej z kolejowych linii i mimo nacisków nie zamierzał się z tej decyzji tłumaczyć. Por.: K. Wojcik, op. cit., s. 156­–157. 72 Cytat za: K. Wojcik, op. cit., s. 158.

28 także umiejętność przekonywania go do własnych poglądów, zmiany nastawienia, ukierunkowanie myślenia, podkreślał znaczenie liderów opinii. Filozofia Bernaysa, który w swojej myśli teoretycznej uzupełniał rozumienie public relations o przeko‑ nywanie i kształtowanie postaw, dość szybko zaczęła być wykorzystywana do uży‑ wania PR wyłącznie jako narzędzia skutecznej promocji i manipulacji. Sam Ber‑ nays w swojej autobiograficznej książce Biography of an Idea opisuje szok, jakiego doznał, kiedy dowiedział się od jednego z niemieckich dziennikarzy, że ten widział podobno jego książkę o kształtowaniu opinii publicznej na biurku Goebbelsa73. Wielu badaczy i praktyków nie zgadza się na wykorzystywanie PR wyłącznie jako marketingowego narzędzia promocji, a zatem – promowanie firmy czy też po‑ lityka poprzez zastosowanie różnych technik perswazji oraz utrzymywanie dobrych kontaktów z dziennikarzami. Taki rodzaj rozumienia public relations uznawany jest za „ludowy PR”74. PR – w swoich głównych założeniach – winno być komuni‑ kowaniem się organizacji ze swoim otoczeniem, a jeśli dzieje się to z udziałem za‑ wodowych komunikatorów – staje się świadomym, zaplanowanym i zorganizowa‑ nym komunikowaniem, którym zajmują się specjaliści PR. Komunikacja ta ma być otwarta, przyjazna, szczera – bez ukrytych intencji, choć z zastosowaniem perswazji (jawnej, opartej na przekonującej argumentacji). Dzieje się to poprzez badania opi‑ nii społecznej i dostosowywanie swoich działań tak, aby współpraca ze społeczeń‑ stwem była lepsza. Publiczne relacje komunikacyjne zaś – oznaczają informacje do‑ stępne dla wszystkich75. Jak dodaje Jerzy Olędzki – „Jeśli w trakcie dyskusji okaże się, że poglądy jednej strony nie są tak racjonalne jak drugiej, skłonni jesteśmy przy‑ znać rację i nie unikamy wspólnego szukania dróg kompromisu. Ta sztuka wyma‑ ga cnoty skromności i dużej wiedzy o społeczeństwie, jego zachowaniach, świado‑ mości, celach i statusie materialnym. Dzięki temu stanowisku okazujemy szacunek środowisku i ludziom, z którymi rozmawiamy, otoczeniu, które nas interesuje, tym, których chcemy zainteresować sobą”76. Zderzenie między praktyką a teoretycznym ujęciem PR jest dzisiaj źródłem kry‑ zysu tożsamości tego sposobu komunikacji społecznej. Coraz bardziej widoczny jest rozdźwięk między definicjami uznającymi PR za dziedzinę opartą na rzetelnej, uczciwej informacji, której towarzyszy zmiana postaw nadawcy i odbiorcy a prakty‑ ką działania, w której PR staje się narzędziem manipulacji77. W świadomości spo‑ łecznej PR staje się synonimem manipulacji, nieuczciwych praktyk i medialnych sztuczek, dzięki którym politycy wygrywają wybory i utrzymują się przy władzy. Encyklopedyczna definicja PR jest zwięzła: „PR, kształtowanie reputacji, ko‑ munikowanie korporacyjne – zespół planowych, celowych, systematycznie stosowa‑ nych działań perswazyjnych, mających na celu budowanie korzystnego publicznego wizerunku organizacji, (firmy, partii politycznej, stowarzyszenia, fundacji itp.) lub

73 J. Olędzki, Public relations w komunikacji społecznej w: J. Olędzki, D. Tworzydło D. (red.), Public relations. Znaczenie społeczne i kierunki rozwoju, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2006, wyd. I, s. 21. 74 J. Olędzki, Public relations jest społecznym dialogiem – wprowadzenie w: J. Olędzki (red.), Public relations. Społeczne wyzwania & English suplement Public relations. Across Borders, Uniwersytet War‑ szawski, Instytut Dziennikarstwa, Warszawa 2007, wyd. I, s. 7. 75 Por.: J. Olędzki, Public relations jest społecznym dialogiem..., op. cit., s. 7. 76 Tamże, s. 17. 77 W. Jabłoński, Kreowanie informacji. Media relations, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2007, wyd. I, s. 14–15.

29 jednostki działającej na forum publicznym”78. Jednak Krystyna Wojcik zauważa, że liczba definicji PR odpowiada liczbie szkół humanistycznych, organizacji zawodo‑ wych oraz podręczników z tego zakresu i wciąż rośnie – szacuje ją na ponad dwa tysiące79. Jedna z najczęściej przywoływanych to ujęcie Brytyjskiego Stowarzyszenia Public Relations, które uznało, że są to świadome, planowe i ciągłe wysiłki mające na celu ustanowienie i utrzymanie wzajemnego zrozumienia miedzy daną organizacją a jej otoczeniem. PR jest funkcją zarządzania o ciągłym i planowym charakterze, dzięki której organizacja pozyskuje i podtrzymuje zrozumienie, sympatię i poparcie tych, którymi jest zainteresowana w przyszłości80. Wojcik definiuje PR jako:

[...] działalność społeczną świadomą, a zatem celową i intencjonalną, metodyczną – czyli systematyczną, planową, opartą na analizach i badaniach, wykorzystującą doro‑ bek wszystkich nauk, które dają szanse skuteczności, uwzględniając fakt, że charakter celów wymaga kontynuacji i relatywnie długich okresów realizacji, a przede wszyst‑ kim przyjęcia za punkt wyjścia przedmiotu wpływów, czyli otoczenia. Działalność o takich cechach prowadzić ma do ukształtowania odpowiedniej jakości stosunków, układów i powiązań pomiędzy jakąkolwiek organizacją podejmującą się prowadzenia tej działalności – gospodarczą, niegospodarczą, organem władzy, urzędem, stowarzy‑ szeniem itd. – a jej bliższym i dalszym otoczeniem, składającym się ze względnie stałej struktury grup celowych, działalności, która przy wzajemnym uwzględnieniu interesów oraz nastawieniu opinii i zainteresowaniu tego otoczenia wobec organiza‑ cji oraz metodą komunikowania, tj. systemu informacyjnego i zwrotnego odbierania sygnałów i reakcji oraz dostosowywania i dopasowywania się w postępowaniu, ma pobudzić i doprowadzić do rozumienia i zrozumienia jej spraw i pozycji, a na tej pod‑ stawie – do pozytywnego nastawienia, a nawet sympatii i poparcia oraz pożądanego wizerunku organizacji w świadomości otoczenia, by w ten sposób stworzyć także pod‑ stawy do zmian w zachowaniu otoczenia, jeśli takie są pożądane81.

W normatywnym ujęciu główna metoda PR to komunikowanie oraz pielęgno‑ wanie kontaktów z otoczeniem. W praktyce uwzględniany jest jeden ogólny cel PR – budowanie pozytywnego wizerunku (image’u) instytucji i osób w świadomości spo‑ łecznej. W języku angielskim image oznacza obraz rzeczywistości lub wyobrażenie o niej. Łacińskie imago oznacza zaś wzór, pierwowzór, wizerunek, wyobrażenie, urojenie, marzenie senne. W kontekście PR słowo to pojawiło się w połowie lat 50., ale w roku 1979 Masterston uznał, że image to obraz przedsiębiorstwa i korporacji w głowach ludzi i, zdaniem Wojcik, było to pierwsze nawiązanie do słów Lippmana z 1922 roku, który zalecał politykom, aby poznali swój obraz w głowach wyborców82. Znaczenie wizerunku we współczesnym świecie polityki jest ściśle związane z jej personalizacją. Grażyna Ulicka uważa, że zjawisko to „[...] polega na utożsa‑ mianiu liderów z reprezentowanymi przez nich partiami, traktowaniu przywódców politycznych: prezydentów, premierów, jako symboli państwa lub narodu”83. Woj‑

78 W. Pisarek (red.), Słownik terminologii medialnej, Unversitas, Kraków 2006, wyd. I, s. 168. 79 Wojcik przypomina, że nawet definicja Rexa Harlowa, który w 1976 roku, przejrzawszy prawie 500 definicji PR, w 1976 roku podjął się zadania opisu jego istoty poprzez cele i metody ich osiągania – jest uznawana za niewystarczającą. Por.: K. Wojcik, op. cit., s. 19. 80 H. Bednarek, op. cit., s. 13. 81 K. Wojcik, op. cit., s. 26. 82 Tamże, s. 38. 83 G. Ulicka, Demokracje zachodnie..., op. cit., s. 122.

30 ciech Cwalina i Andrzej Falkowski nazywają to zjawisko polityką skoncentrowaną na kandydacie, która widoczna jest zwłaszcza w okresie wyborczych kampanii. Po‑ stępującą personalizację kampanii wyborczych, zwiększenie roli mass mediów oraz wzrost znaczenia wyspecjalizowanej grupy ekspertów w dziedzinie marketingu po‑ litycznego, zajmujących się organizacją kampanii, dokumentuje Marzena Cichosz, analizując kampanie prezydenckie w Polsce w latach: 1990, 1995, 200084. Jedna z najstarszych, ale i najpełniejszych definicji wizerunku w kontekście po‑ litycznym to określenie wprowadzone przez Ernesta Dichtera w 1939 roku, który stwierdził, że jest to „pełne całościowe wyobrażenie rzeczy lub człowieka. Jest ono syntezą tego, co o nim wiemy (zwierającą zarówno elementy prawdziwe, jak i fał‑ szywe) oraz tego, co o nim myślimy. Jest wykładnikiem naszych doświadczeń oso‑ bistych, tego co usłyszeliśmy, jak również informacji przekazywanych przez media. Jest to konstrukcja złożona, rodzaj mozaiki z ruchomych elementów”85. We współczesnych badaniach politologicznych i psychologicznych wizerunek polityka definiowany jest przede wszystkim z pozycji wyborcy – najważniejsze sta‑ je się pozycjonowanie, czyli określenie, jakiego kandydata chcemy zaprezentować wyborcom. Punktem wyjścia znowu jest terminologia związana z marketingiem komercyjnym, zdefiniowana przez Philipa Kotlera. Kotler zaznacza różnicę mię‑ dzy tożsamością i image’em: „Tożsamość oznacza sposób, w jaki przedsiębiorstwo chce być identyfikowane przez odbiorców, image natomiast, w jaki jest rzeczywiście postrzegane przez odbiorców. Z jednej strony przedsiębiorstwo tworzy swoją tożsa‑ mość w celu kształtowania swojego wizerunku w otoczeniu, ale z drugiej, działania te są korygowane w wyniku oddziaływania innych czynników, co powoduje powsta‑ wanie różnego image’u poszczególnych odbiorców”86. Aby wizerunek był przekonu‑ jący i skutecznie oddziaływał na odbiorców „powinien zawierać szczególne przesła‑ nie podkreślające główną cechę produktu i jego pozycjonowanie. Musi przekazać tę informację w wyróżniający się sposób, tak, aby nie był mylony z podobnymi infor‑ macjami przekazywanymi przez konkurentów. Powinien zawierać siłę emocjonal‑ ną, tak aby poruszać serca i umysły kupujących”87. Podobnie rozumiane jest pozycjonowanie kandydata w wyborach – należy skon‑ struować taki wizerunek, aby zajął w umyśle wyborcy wyraźne i pożądane miejsce. „Najlepsza pozycja osiągnięta przez kandydata gwarantuje jego sukces wyborczy, podobnie jak najlepsza pozycja marki danego produktu na rynku konsumenckim zapewnia jej sukces finansowy” 88. Pozycjonowanie upowszechnili Al Ries i Jack Trout, specjaliści od reklamy, którzy uznali, że „punktem wyjścia do pozycjonowa‑ nia jest produkt. Może to być towar, usługa, przedsiębiorstwo, instytucja czy nawet osoba. Ale pozycjonowanie nie oznacza tego, co robimy z produktem. Odnosi się do tego, co robimy z umysłem potencjalnego nabywcy. Inaczej mówiąc, produkt jest pozycjonowany w umyśle odbiorcy”89.

84 M. Cichosz, op. cit. 85 G. Thoveron, La Communication Politoque Aujourd ‘hui, Bruksela 1990, s. 96. Za: M. Mazur, op. cit., s. 82–83. 86 P. Kotler, Różnicowanie i pozycjonowanie oferty marketingowej, tłum. rozdziału E. Guzek w: tegoż Marketing. Analiza, planowanie, wdrażanie i kontrola, s. 279. 87 Tamże. 88 W. Cwalina, A. Falkowski, op. cit., s 14. 89 A. Ries, J. Trout, Positioning: The Battle for You Mind, New York 1982, za: M. Mazur, op.cit., s. 82.

31 Marzena Cichosz dodatkowo podkreśla rytualizację życia politycznego, w któ‑ rym symboliczne gesty i zachowania zastępują polityczną debatę: „Polityka, podob‑ nie jak religia «beatyfikuje» pewne postawy i osobowości, włączając je w symbolicz‑ ną i «sakralną» społeczną hierarchię. Tworzy się w ten sposób hierarchia wizerun‑ ków – pojawiają się wizerunki «prekursorów», tych którzy wytyczyli drogę, ale sami nie mogli nią pójść (na wzór biblijnego Mojżesza w polityce byłby to Karol Marks, «herosów» – tych, którzy zdobyli się na zmianę zastanego porządku, wielkich «bu‑ downiczych nowego ładu» (Ch. De Gaulle, N. Mandela, Mahatma Ghandi, w Pol‑ sce L. Wałęsa, J. Piłsudski) oraz «męczennicy» – popularyzujący nowe idee, gotowi oddać życie w obronie wartości (na przykład Che Guevara, Joanna d’Arc, w Polsce – na przykład ks. Popiełuszko)”. I podsumowuje: „Najkrótsza definicja terminu «wi‑ zerunek» mogłaby brzmieć w następujący sposób: jest to zespół cech, jakie zdaniem odbiorców dany podmiot – lider polityczny (ale też partia instytucja, itp.) posiada. Pojęcie wizerunku politycznego można także ująć jako synonim profilu produktu, czy też porównać do ekonomicznego pojęcia marki produktu90. Przy czym marka – także za Kotlerem – rozumiana jest nie tylko jako identyfi‑ kacja. Kojarzy się z określonymi wartościami, informuje na temat korzyści, jakie bę‑ dzie miał klient, wiąże się z określoną kulturą, osobowością oraz wskazuje na użyt‑ kownika, wspomagając proces segmentacji rynku. Marka pozwala też oczywiście na zbudowanie wokół niej całego image’u firmy i pełni rolę promocyjną. Podobnie jak w ekonomicznym rozumieniu marki: „ustabilizowany wizerunek, czyli tak zwany wizerunek głęboki, stanowi swojego rodzaju gwarancję dla nabywców, że określony produkt nie zawiedzie ich zaufania”91. W nurt kreowania wizerunku i sprzedawania go jako towaru wpisują się także opinie praktyków – na przykład Andrzeja Drzycimskiego, rzecznika prasowego pre‑ zydenta Lecha Wałęsy w latach 1990–1994, sekretarza stanu i jednego z najbliższych jego współpracowników. W książce Sztuka kształtowania wizerunku, która jest zapi‑ sem doświadczeń Drzycimskiego z czasu pracy w kancelarii prezydenta, ale od stro‑ ny praktyka organizującego politykę informacyjną biura prasowego, autor zauważa, że „społeczeństwo – po kolejnych doświadczeniach – zdaje się przyglądać politykom tak jak towarom na sklepowej ladzie92. Definiowanie wizerunku polityka z perspektywy wyborcy dla osób profesjonal‑ nie zajmujących się budowaniem image’u oznacza uwzględnienie uwarunkowań procesu poznawczego człowieka, który stykając się codziennie z ogromną ilością informacji, aby móc organizować sobie wiedzę o świecie, poddaje je schematyzacji. To jedna z prawidłowości działania ludzkiego umysłu, na podstawie której Robert Cialdini zbudował swoje słynne sześć reguł wywierania wpływu na ludzi – wzajem‑ ności, konsekwencji, społecznego dowodu słuszności, lubienia, autorytetu i niedo‑ stępności. Wszystkie te reguły opierają się na zakodowanych w umyśle człowieka automatyzmach, czyli utrwalonych wzorcach reakcji, które warunkują w przeciążo‑ nym informacjami środowisku przetrwanie, ale są także w podejmowaniu decyzji sposobem chodzenia „na skróty”93.

90 M. Cichosz, op. cit., s. 60­–61. 91 Tamże, 61. 92 A. Drzycimski, Sztuka kształtowania wizerunku, Wydawnictwo Business Press Ltd., wyd. I, s. 21. 93 R. Cialdini, Wywieranie wpływu na ludzi, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, wyd. III, Gdańsk 1998.

32 Schematyzacja myślenia to także reguła, która steruje sposobem postrzegania li‑ derów politycznych, „dlatego też, ustalając strategię kreowania wizerunku dąży się do ograniczenia ilości informacji na temat cech polityka oraz wpisania proponowa‑ nego wizerunku w układ stereotypów i mitów [...]. Wizerunek jest redukowany czę‑ sto do symbolu. Zaś symbol wizerunku marki ma być silny, jasny, widzialny, łatwy do zapamiętania i o dużej władzy przywoływania konkretnych cech składających się na wizerunek”94. Schematyzacja wizerunku, i polityki generalnie, jest dziś skutkiem funkcjono‑ wania mediów masowych. Nie tyle jest uwarunkowana możliwościami percepcyjny‑ mi odbiorcy jako tak zwanego skąpca poznawczego, który zastąpił oświeceniowego racjonalnego obywatela, a bardziej organizowaniem postrzegania życia społecznego na zasadzie prostych przeciwstawieństw: „rząd – opozycja, lewica – prawica, władza – obywatel, postęp – tradycja, my – oni. Taka dychotomiczna kategoryzacja odpowia‑ da mediom masowym: ułatwia przedstawianie świata polityki oraz buduje drama‑ turgiczne napięcia, które podnoszą atrakcyjność tematyki politycznej w mediach”95. Na podstawie reguły schematyzacji myślenia kreowana jest tak zwana osobowość telewizyjna lidera politycznego, na którą składa się sposób prezentowania go w me‑ diach, jego rola polityczna (kompetencje, wiedza i opinie) oraz osobiste cechy (oka‑ zywanie uczuć i emocji)96. Często okazuje się sprzeczna z charakterem polityka. Spe‑ cjaliści PR nazywają to brakiem spójności wizerunku. Staje się jaskrawy, gdy cechy kandydata i fakty z jego biografii stoją w opozycji do prezentowanego w mediach wizerunku. Tak było w przypadku Andrzeja Leppera, który budował swój medialny wizerunek jako polityka zwalczający elity, ponieważ przyczyniły się do biedy polskie‑ go społeczeństwa, ale pokazywał się w drogich markowych garniturach i sportowych strojach oraz butach robionych na miarę u znanych warszawskich szewców. Wizerunki kandydatów tworzone są na potrzeby marketingowej strategii promo‑ cyjnej, która ma sprowokować określone zachowania wyborcy. To – według Cwaliny i Falkowskiego – „oznacza tworzone w określonym celu (na przykład wyborczym) szczególnego rodzaju wyobrażenie, które poprzez wywołanie skojarzeń przydaje obiektowi dodatkowych wartości (na przykład społeczno­‑psychologicznych, etycz‑ nych czy osobowościowych) i w ten sposób przyczynia się do jego emocjonalne‑ go odbioru. Wartości, o które budowany image wzbogaca obiekt, mogą w ogóle nie znajdować uzasadnienia w jego realnych cechach – wystarczy, że posiadają okre‑ ślone znaczenie dla odbiorcy. Zadaniem image’u jest zapewnienie emocjonalnego odbioru obiektu bez zniekształcania jego istoty”97. Perspektywa wyborcy oznacza także określenie cech polityka idealnego. Polito‑ lodzy i psycholodzy wskazują wiele takich cech, stosując różnorodną metodologię – od społecznych teorii i modeli opisujących, w jaki sposób postrzegamy innych, poprzez politologiczne schematy, tabele, skomplikowane systemy obliczeń aż do prostej metody sondażowej98. Najbardziej pożądane cechy charakteru dla lidera to zdolności przywódcze, (umiejętności sprawowania przywództwa, uzyskiwanie sza‑

94 M. Cichosz, op. cit., s. 62. 95 M. Mrozowski, Media masowe i polityka – niebezpieczne związki w: „Dyskurs. Medioświaty poli‑ tyczne” nr 4, Instytut Politologii Uniwersytetu Opolskiego, Opole 2006, s. 6. 96 M. Mazur, op. cit., s. 83. 97 W. Cwalina, A. Falkowski, op. cit., s. 153. 98 Tamże, s. 177­–186.

33 cunku i zdolność inspirowania podwładnych), kompetencja (umiejętność ciężkiej pracy, inteligencja i wiedza), integralność wewnętrzna kandydata (uczciwość, przy‑ zwoitość, moralność, dawanie dobrego przykładu), empatia (umiejętność wczuwa‑ nia się w problemy innych, zdolność wyrażania współczucia, miłe usposobienie)99. Interesujące w tym kontekście są eksperymentalne badania Cwaliny i Falkowskie‑ go, którzy podczas wyborów prezydenckich w Polsce w 1995 i 2000 roku spraw‑ dzali zgodność cech wymienianych przez osoby badane w odpowiedzi na pytania otwarte, dotyczące głównych kandydatów na urząd Prezydenta RP, prezentowanych w reklamach politycznych. Z badań tych wynika, że idealny prezydent powinien się charakteryzować: uczciwością, wiarygodnością, kompetencjami, profesjonalizmem, wykształceniem, prezencją, atrakcyjnością, inteligencją, skutecznością, siłą i zdecy‑ dowaniem oraz otwartością na ludzi i świat100. Modele polityków najbardziej przez wyborców pożądane to tak zwany superman i przeciętniak101. Wyborcy postrzegają jednak polityków poprzez szerszy wachlarz cech. Na ich wizerunek składają się bowiem – najogólniej rzecz biorąc – zachowanie, prezen‑ towanie polityka w materiałach promocyjnych i mediach, zachowania niewerbalne (takie jak wyraz twarzy, sposób poruszania się czy podawania dłoni), cechy osobowe (na przykład płeć czy wzrost), sposób bycia, ubiór. Chodzi zatem o jego wygląd ze‑ wnętrzny oraz osobowość, czyli wszystko, co go ukształtowało: pochodzenie, rasa, wyznanie religijne, orientacja seksualna, a także stosunek do seksu, rodzina, zawód, wykształcenie oraz otoczenie polityka, jego doradcy oraz osoby, które mają wpływ na jego decyzje. Istotne jest jego geograficzne zakorzenienie, przejawiające się odwo‑ ływaniem się do konkretnej grupy społecznej oraz przyjęciem i manifestowaniem określonego stylu życia. Uzupełnieniem jest zamożność. Jak dodaje Cichosz: Naj‑ większe znaczenie mają cechy osobiste lidera politycznego – i to zarówno jego wy‑ gląd, jak i charakter. Wśród cech zewnętrznych nabywca zwraca uwagę na wiek, wygląd – strój, fryzurę, wzrost, wygląd twarzy, sylwetkę (wagę) oraz głos. [...] Atrak‑ cyjny wygląd kandydata może przesądzić o sympatii dla niego i jego wiarygodności. Taki efekt określa się mianem efektu «aureoli»”102. Istotną kwestią jest także swoiste sprzężenie zwrotne, jakie zachodzi między po‑ litykiem a formacją polityczną, którą reprezentuje. Siła kandydata zależy od roz‑ poznawalności i siły partii politycznej. Jednocześnie polityk z przekonującym i do‑ brze zbudowanym wizerunkiem wyraźnie wpływa na postrzeganie przez wyborców określonej partii politycznej i jej popularność. Wizerunek bowiem w marketin‑ gowym kontekście to jednocześnie zasób polityczny, który może się przekształcić w kapitał, gdy będzie na niego popyt i kiedy zostanie uruchomiony w odpowiednim czasie na rynku103. Takim politycznym zasobem na przykład wciąż pozostaje dla SLD Aleksander Kwaśniewski, wykorzystywany w każdych kolejnych wyborach do popierania kandydatów lewicy. Bogusława Dobek­‑Ostrowska stosuje kategorię aktorów politycznych – podmio‑ tów podejmujących decyzje polityczne, bądź mających wpływ na ich kształt. Są to: aktorzy zbiorowi – sformalizowane grupy i instytucje polityczne, mające określoną

99 M. Cichosz, op. cit., s. 64. 100 W. Cwalina, A. Falkowski, op. cit., s. 182. 101 Tamże, s. 186–187. 102 M. Cichosz, op. cit., s. 64. 103 Tamże, s. 61.

34 strukturę, liderów, ideologie, program, wartości i preferencje, takie jak partie po‑ lityczne, instytucje władzy publicznej centralnej i lokalnej; organizacje społeczne – na przykład związki zawodowe, stowarzyszenia obywatelskie oraz formalne i nie‑ formalne grupy nacisku. I aktorzy indywidualni: politycy znani węższemu lub szer‑ szemu kręgowi społeczeństwa, występujący w wyborach także w roli kandydatów104. W procesie komunikowania politycznego, którego jednym z elementów jest komu‑ nikowanie w czasie wyborów, kiedy kandydaci zostają zaprezentowani wyborcom, aktorzy polityczni (zarówno zbiorowi, jak i indywidualni) grają przypisane role. Wa‑ runkiem koniecznym we współczesnej polityce, aby spektakl zakończył się sukcesem i w sztabie wyborczym w dniu wyborów rozległy się zwycięskie, ogłuszające brawa, jest zespołowa praca z udziałem zawodowych komunikatorów: socjologów, politolo‑ gów, dziennikarzy, psychologów społecznych, autorów przemówień, tekstów i wystą‑ pień publicznych, manifestów i programów, ekspertów z różnych dziedzin (służby zdrowia, kultury, polityki społecznej, obronności, bankowości, ubezpieczeń), twór‑ ców reklamy czy specjalistów w zakresie wyglądu zewnętrznego i autoprezentacji105. We wszystkich definicjach, w których widać różnice w zależności od przyjętej perspektywy badawczej, oprócz wspólnego sytuowania komunikacji i marketin‑ gu politycznego oraz public relations i wizerunku w warunkach ekonomicznych kupna­‑sprzedaży­‑promocji, podkreślana jest rola mediów. Jako pośrednika w prze‑ kazywaniu informacji (w podstawowym modelu współczesnej komunikacji), ale także uczestnika wydarzeń, który ma znaczący wpływ na polityczną scenę. Media stały się dziś wszechobecne. Jak podkreślają Bogusława Dobek­‑Ostrowska i Robert Wiszniowski – „cała istota komunikowania politycznego sprowadza się dziś do środków masowego przekazu, które pełnią rolę pośrednika między nadawcami politycznymi a obywatelami, czyli odbiorcami w systemie demokratycznym”106. Wszechobecność mediów skutkuje ich podwójną rolą – są nie tylko obserwatorami politycznej sceny, ale także „aktorami politycznymi, głęboko tkwiących w procesie politycznym”107 oraz profesjonalizacją życia politycznego. Obok polityków na sce‑ nie politycznej pojawiła się nowa grupa aktorów politycznych – doradców w zakre‑ sie komunikowania oraz ekspertów od sondaży opinii publicznej. Jak zaznaczają Dobek­‑Ostrowska i Wiszniowski: „Tradycyjni politycy bez wsparcia ze strony zawo‑ dowych komunikatorów są postrzegani dzisiaj jako amatorzy polityczni i nie mają wielkich szans na spektakularną karierę polityczną”108. Jak podsumowują Cwalina i Falkowski: „Rdzeniem wyprodukowanych wize‑ runków kandydatów jest próba manipulowania relacjami w prasie i telewizji i ich kontroli, tak aby ukazać jak najbardziej medialną twarz kandydata oraz, w tym sa‑ mym czasie, ukształtować wizerunek zgodny z apelem, jaki kandydat chce wyko‑ rzystać podczas kampanii. W efekcie media konstruują przed wyborcami określoną rzeczywistość polityczną”109. Ostatecznie wyborca „oceniając wizerunki dostępne na rynku, popiera jeden z nich”110.

104 B. Dobek­‑Ostrowska, op. cit., s. 183. 105 Tamże, s. 208–209. 106 B. Dobek­‑Ostrowska, R. Wiszniowski, op. cit., s. 117. 107 Tamże, s. 120. 108 Tamże, s. 123. 109 W. Cwalina, A. Falkowski, op. cit., s. 153–154. 110 Tamże, s. 154.

35 Niezależnie zatem od przyjętej definicji, konieczne jest uwzględnienie w roz‑ ważaniach nad komunikowaniem politycznym relacji między organizacjami poli‑ tycznymi, mediami i obywatelami111. W tym kontekście pojawia się także określanie mediów jako czwartej władzy.

1.3. Media jako czwarta władza – uwarunkowania prawne, polityczne związki

Żyjemy w czasach, w których źródłem władzy jest wiedza. To teza stawiana dzisiaj przez wielu badaczy, zajmujących się współczesnymi cywilizacyjnymi zmianami – i główna myśl jednej z najbardziej znanych książek Alvina Tofflera Zmiana władzy, który dostrzega w tym systemie zasadniczą rolę mediów. Władza oparta na wiedzy to skuteczny system wywierania wpływu; umiejętnie wykorzystując wiedzę można sprawić, że inni stają się sprzymierzeńcami naszych planów lub wręcz uznają je za własne. Znika opór i nie trzeba go przełamywać ani przemocą (źródło władzy naj‑ bardziej prymitywnej), ani nagrodą w postaci bogactwa (pieniądze zawsze pozwala‑ ły utrzymać władzę). Największą władzę posiadają ci, którzy umiejętnie posługują się wszystkimi trzema instrumentami. Mao Tse Tung twierdził, że władza pochodzi z lufy karabinu. We współczesnym świecie bogatych cywilizowanych społeczeństw lufę karabinu zastępują coraz to wymyślniejsze i bardziej zakamuflowane środki przymusu – na przykład prawo i pieniądze112. Wiedza stała się głównym orężem w bitwach o władzę. To współczesna wojna światów. W powieści Herberta George’a Wellsa z 1898 roku, Wojna światów, (The War of the Worlds), Marsjanom dzięki zaawansowanej technologii udaje się podbić w krótkim czasie Ziemię. Zarówno w powieści Wellsa, jak i we wszystkich póź‑ niejszych adaptacjach filmowych, które powstały na podstawie książki, ostatecznie zawsze zwycięża ludzkość. We współczesnej wojnie światów za każdym razem jed‑ nak zwyciężają „Marsjanie”, czyli ci, którzy posiadają wiedzę i udział w tworzeniu nowych technologii. Jak podkreśla Toffler – wyróżniki nowej gospodarki opartej na wiedzy, to nie tylko nowe technologie, ale także public relations i system komunikacji, wykorzystujący media. Nowa gospodarka bowiem jest całkowicie uzależniona od natychmiastowej komunikacji i rozpowszechniania danych, myśli i symboli. Życie gospodarcze, po‑ dobnie jak polityka, staje się swoistym rodzajem teatru. Ma dobrych i złych bohate‑ rów, a przede wszystkim gwiazdy. Bogaci właściciele wielkich firm stają się gwiazdami mediów, zaprzątając, niczym filmowi idole, zbiorową wyobraźnię. Władza w świecie biznesu nie zależy już od grubego portfela, ale od odpowiedniego know­‍how, od da‑ nych i informacji. Giełdowi potentaci to ci, którzy w odpowiednim momencie zdo‑ bywają potrzebną do obrotu akcjami wiedzę. Znają polityczne plany i gospodarcze

111 B. Dobek­‑Ostrowska, R. Wiszniowski, op. cit., s. 114. 112 A. Toffler, op. cit., s. 74.

36 strategie. Informacja i wiedza to bogactwo, które daje władzę. Kalifornijski finansista Robert I Weingarten, opisując proces przejęć stwierdził: „Najpierw na ekranie kom‑ putera umieszcza się listę swych kryteriów. Następnie szuka się docelowej firmy po‑ przez porównywanie tych kryteriów z zawartością najróżniejszych baz danych, aż się nie zidentyfikuje celu. W końcu co trzeba zrobić? W końcu trzeba zwołać konferen‑ cję prasową. Tak więc wszystko zaczyna się od komputera, a kończy na mediach”113. Nieodłącznym elementem procesu zmiany władzy staje się umiejętność wpływu na media. Alvin Toffler przypomina, że w XIX i XX wieku państwa wszczynały wojny, by przejąć kontrolę nad zasobami surowców naturalnych, które były podsta‑ wą industrialnej, fabrycznej gospodarki. Jeśli dziś podstawą gospodarki jest wiedza, to nietrudno przewidzieć, że najważniejsza wojna, jaką będą toczyć społeczeństwa, to wojna o informację, w konsekwencji dostęp do wiedzy. Jeśli zaś informacja od‑ grywa tak ważną rolę, to równie istotną i zupełnie nową we współczesnych wojnach o władzę muszą odegrać narzędzia dystrybucji tej informacji, czyli media, nazy‑ wane czwartą władzą. John B. Thompson, autor społecznej teorii komunikowania i mediów, media zalicza do władzy symbolicznej (obok gospodarczej, politycznej i przymusu): „Instytucje medialne nastawione są na wytwarzanie symboli i na wiel‑ ką skalę ogólne ich rozprzestrzenianie”114. Nie wiadomo dokładnie, kiedy pojawiło się określenie mediów jako czwartej wła‑ dzy (po ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej). Przypisuje się je angielskiemu parlamentarzyście Edmundowi Burke, który miał zwrócić się do dziennikarzy zasia‑ dających na galerii prasowej: „Jesteście czwartym stanem w królestwie” (a fourth estate in the realm). Miał na myśli ich wpływ na opinię publiczną, co w systemie parlamentar‑ nym przekłada się na działania polityczne. Nie ma jednak dosłownego cytatu. Na pew‑ no słów takich użył Thomas Macaulay w 1829 roku, który tak nazwał klan dziennika‑ rzy. Powód – dziennikarze nie tylko raportują i sprawozdają, ale także komentują, kon‑ sultują i tworzą opinię (medialną), która ma wpływ na opinię publiczną oraz na opinie samych polityków, a w konsekwencji na działania administracji i sądownictwa115. Nie ma bezpośrednich umocowań w prawie do sprawowania władzy przez me‑ dia. Sprawują ją pośrednio – poprzez wpływ, jaki mają na opinię publiczną i kształ‑ towanie społecznej świadomości. Ale ich rola jako czwartej władzy zasadza się na określonych aktach prawnych, dotyczących wolności wypowiedzi. Prawo do wolności słowa znajduje się w każdej konstytucji, ale najpełniejszy wyraz znalazło w Pierwszej Poprawce do Konstytucji Stanów Zjednoczonych. Zo‑ stała ona uchwalona dzięki staraniom Thomasa Jeffersona (prezydent USA w la‑ tach 1801–1809) i Jamesa Madisona (prezydent USA w latach 1809–1817). Popraw‑ ka w całości dotyczy wolności słowa, religii i zgromadzeń. Uchwalona w 1791 roku Pierwsza Poprawka, stanowiąca integralną część Karty praw (The Bill of Rigts), w zakresie wolności słowa brzmi: „Kongres nie ustanowi żadnego prawa, które ogra‑ niczałoby wolność wypowiedzi czy prasy” – (the freedom of speech or of the Press)116.

113 Tamże, s. 54. 114 J.B. Thompson, op. cit., s. 25. 115 T. Goban­‑Klas, Media: od czwartej do pierwszej władzy, w: M. Magoska (red.), Media, władza, prawo, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2005, wyd. I, s. 19. 116 Akty prawne cytowane za: E. Nowińska, Media jako czwarta władza? Co na to prawo? w: Media, władza, prawo, M. Magoska (red.), op. cit. oraz Z. Gostyński, Tajemnica dziennikarska a obowiązek skła- dania zeznań w procesie karnym, Dom Wydawniczy ABC, Warszawa 1997.

37 Prawo do wolności wypowiedzi w mediach zostało także zagwarantowane w ak‑ tach europejskich: między innymi w artykule 19. Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych, uchwalonym przez Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku 16 grudnia 1966 roku117 oraz w artykule 10. Kon‑ wencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności, podpisanej w Rzymie 4 listopada 1950 roku118 (oba te akty prawne zostały ratyfikowane przez Polskę: MP‑ POiP – 3 marca 1977 roku, EKPC – 19 stycznia 1993 roku). Znaczenie wolności wy‑ powiedzi w demokratycznym społeczeństwie jest eksponowane od dawna w orzecz‑ nictwie strasburskim. W wyroku w sprawie Richarda Handyside’a z 29 kwietnia 1976 roku Europejski Trybunał Praw Człowieka wyraził dobitnie swoje stanowisko w tej kwestii, stwierdzając: „wolność wypowiedzi stanowi jeden z fundamentów demo‑ kratycznego społeczeństwa, jeden z podstawowych warunków w jego postępowaniu oraz rozwoju każdego człowieka”. W kilku dalszych wyrokach Trybunału pojawiły się niemal dosłowne stwierdzenia nawiązujące do tej wypowiedzi119. Wolność wypowiedzi, pozwalającą na sprawowanie przez media roli czwartej wła‑ dzy, gwarantują również polskie akty prawne: Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej z 2 kwietnia 1997 roku120 oraz obwiązująca ustawa Prawo prasowe z 7 lutego 1984 roku (z późniejszymi zmianami)121. Zgodnie z artykułem 14. Konstytucji RP, Rzeczpospo‑ lita Polska zapewnia wolność prasy i innych środków społecznego przekazu. Artykuł 54. Konstytucji RP stanowi, że każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich po‑ glądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji. W polskim prawie praso‑ wym wolność wypowiedzi gwarantują artykuły: 1., który wskazuje, że prasa – zgodnie z konstytucją – korzysta z wolności wypowiedzi i urzeczywistnia prawo obywateli do ich rzetelnego informowania, jawności życia publicznego oraz kontroli i krytyki spo‑ łecznej oraz 5., który przewiduje, że każdy obywatel zgodnie z zasadą wolności słowa i prawem do krytyki może udzielać informacji prasie i nikt nie może być narażony na uszczerbek lub zarzut z powodu udzielenia informacji prasie, jeśli działa w granicach dozwolonych prawem oraz 6., który mówi, że prasa jest zobowiązana do prawdziwego przedstawiania omawianych zjawisk, zaś wedle ustępu 4. tego artykułu – nie można utrudniać prasie zbierania materiałów krytycznych ani w inny sposób tłumić krytyki. W kwestii wpływu mediów na postawy odbiorców można zauważyć dwie skrajne postawy. Cytując Aronsona i Pratkanisa: „Niektórzy uważają, że media są wszech‑ potężne, mogą wpływać na poglądy mas i służyć do ogłupiania ludzi niemal w każ‑ dej sprawie. Zwolennicy tego poglądu sądzą, że media są dzisiejszym funkcjonal‑ nym odpowiednikiem Mesmera – wprawiają ludzi w rodzaj transu, w którym ak‑ ceptujemy wszystko, co widzimy i słyszymy122. Inni uważają, że wpływ mediów jest

117 Artykuł 19. Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych, uchwalony przez Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku 16 grudnia 1966 roku, ogłoszony przez prezydenta RP w dniu 22 lutego 1994 r. (Dz.U.94.23.80). 118 Konwencja o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności sporządzona w Rzymie dnia 4 listopada 1950 r., zmieniona następnie protokołami nr 3, 5 i 8 oraz uzupełniona protokołem nr 2, ogło‑ szona przez prezydenta RP w dniu 15 grudnia 1992 roku (Dz.U.93.61.284 z późniejszymi zmianami). 119 Por.: Z. Gostyński, op. cit. 120 Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej z 2 kwietnia 1997 roku (Dz.U.1997.78.483 z późniejszymi zmianami). 121 Ustawa Prawo prasowe z 7 lutego 1984 roku (Dz.U.1984.5.24 z późniejszymi zmianami). 122 Mesmer (XVIII w.) uważał, że każdy człowiek posiada zwierzęcy fluid, który determinuje jego zachowanie i utrzymywał, że za pomocą sesji terapeutycznych potrafi ów fluid kontrolować, umiesz‑

38 znikomy, zwłaszcza na ich własne życie. Myślą sobie: jestem dostatecznie inteligentny i racjonalny, by na wskroś przejrzeć tanie sztuczki reklamodawców i polityków”123. Ale pamiętać trzeba, że spór o sprawczą siłę mediów został rozstrzygnięty już w latach 40. XX wieku. W noc Halloween, 30 października 1938 roku radio CBS poinformo‑ wało słuchaczy, że w Obserwatorium Mount Jennings w zaobserwowano eksplozje żarzącego się gazu na planecie Mars. Później radiosłuchacze wysłuchali eksperckich komentarzy naukowców na temat możliwości życia na Marsie. Wresz‑ cie dowiedzieli się, że niezidentyfikowany obiekt uderzył w jedną z farm w Grover’s Mill w stanie New Jersey w USA. W kolejnych relacjach reporterzy donosili o coraz bardziej dramatycznych faktach inwazji Marsjan na Ziemię. Informacje wywoła‑ ły panikę wśród Amerykanów. Dzwonili na policję, starając się dowiedzieć o skali zagrożenia, żegnali się z bliskimi, przekonani o nadchodzącej śmierci, próbowali uciekać z miasta. Tak zareagowali ci, którzy włączyli audycję w środku jej trwa‑ nia i nie słyszeli zapowiedzi, że jest to słuchowisko science fiction wyreżyserowa‑ ne przez Orsona Wellesa na podstawie powieści H.G. Wellsa Wojna światów. CBS wyemitowało słuchowisko w ramach radiowego cyklu Merkury Theatre on the Air. Reakcja amerykańskich słuchaczy była spowodowana nie tylko magią radia. Wpływ na wywołanie tak skrajnych emocji miała mistrzowska reżyseria i pomysły Orsona Wellesa, późniejszego reżysera Obywatela Kane, filmu w historii światowego kina uważanego za jeden z najważniejszych i przełomowych obrazów. Informacje o lą‑ dowaniu Marsjan na Ziemi były wtrącane jako newsy w czasie relacji z koncertu (to spowodowało, że CBS na długi czas otrzymała zakaz używania formuły „Szanowni Państwo, przerywamy program, aby...”), niezwykle sugestywnie przygotowano efek‑ ty dźwiękowe, a reporterzy „relacjonujący” inwazję, wtrącali mimochodem: „czy już jestem na antenie, mam mówić?” Welles i stacja CBS następnego dnia przepraszali za zbyt sugestywną audycję. Hiszpańską wersję słuchowiska wyemitowano rok póź‑ niej w Ekwadorze. I znów radio wywołało panikę, a kiedy ludzie dowiedzieli się, że to mistyfikacja, wybuchły zamieszki, które doprowadziły do spalenia radiostacji i śmierci 20 osób124. Wydawałoby się, że współcześnie, w dobie mediów elektronicznych, telefonów komórkowych, a zwłaszcza internetu, kiedy informacje można szybko zweryfiko‑ wać, taka reakcja odbiorców nie jest możliwa. Ale całkiem niedawno, w marcu 2010 roku, w czasie wieczornych wiadomości, jeden z kanałów gruzińskiej telewizji – Imedi – wyemitował fikcyjny program o rosyjskiej inwazji na Gruzję. Najpierw poinformowano o zamordowaniu prezydenta separatystycznej Osetii Południowej, a następnie wystąpił rosyjski prezydent Dmitrij Miedwiediew, którego wypowiedź przetłumaczono jako oskarżenie Gruzji o zamach. Podobnie jak w przypadku słu‑ chowiska Wellesa na początku poinformowano widzów, że program jest dziennikar‑ ską symulacją, ale znowu część osób włączyła telewizor w trakcie trwania progra‑ mu, a obrazy bombardowań były tak sugestywne (wykorzystano archiwalne zdję‑ cia z konfliktu rosyjsko­‑gruzińskiego w 2008 roku), że wywołały w Tbilisi panikę. czając magnesy w określonych punktach wokół ciała lub poprzez masaż; pacjenci twierdzili, że czuli mrowienie, nie czuli bólu lub że zostali uleczeni z chorób. Por.: A. Pratkanis, E. Aronson, op. cit., s. 25. 123 A. Pratkanis, E. Aronson, op. cit., s. 26. 124 Hiszpańskie słuchowisko przywołują Anthony Pratkanis i Elliot Aronson, którzy sugerują jedno‑ cześnie, że tak gwałtowana reakcja, zarówno w USA, jak i Hiszpanii, była także skutkiem niepokojących doniesień z Europy w przededniu drugiej wojny światowej. Por.: A. Pratkanis, E. Aronson, op. cit., s. 94.

39 I podobnie jak w Hiszpanii, kiedy do mieszkańców Tbilisi dotarło, że program był fikcją, tłumnie pojawili się pod budynkiem telewizji. Wydarzenia opisywały niemal wszystkie światowe agencje informacyjne. Równie sugestywnie jak dźwięk i obraz potrafi oddziaływać słowo pisane. Dzie‑ sięć słów na łamach amerykańskiego wydania tygodnika „Newsweek” z 2 maja 2005 roku dało początek dramatycznym wydarzeniom. Na dziesiątej stronie, w dziale cie‑ kawostek informacyjnych Periscope, ukazała się krótka notatka o przygotowywanym przez amerykańskie dowództwo raporcie na temat torturowania więźniów podej‑ rzanych o terroryzm, znajdujących się w bazie Guantanamo. Dwaj znani i doświad‑ czeni dziennikarze Michael Isikoff oraz John Barry, powołując się na anonimowe źródło w administracji USA, napisali, iż w raporcie wojskowym znalazła się infor‑ macja, że: „przesłuchujący, aby wstrząsnąć podejrzanymi, wrzucili do toalety Koran i spuścili wodę, a także założyli pewnemu więźniowi psią obrożę i ciągnęli go na smyczy”125. To spowodowało gwałtowne protesty muzułmanów i krwawe zamiesz‑ ki w Afganistanie. Zginęło siedemnaście osób, ponad sto zostało rannych, w Strefie Gazy, Pakistanie i Indonezji podpalano flagi USA, protestowały rządy Egiptu, Ban‑ gladeszu, Malezji, Arabii Saudyjskiej, domagając się ukarania sprawców profanacji. Początkowo notatka na tle wielu drastycznych doniesień o złym i upokarzającym traktowaniu więźniów nie wywołała żadnego zainteresowania, sytuacja zmieniła się, kiedy informacje powtórzyła katarska telewizja Al Jazeera, którą oglądają mi‑ liony muzułmanów. Wieść o pohańbieniu Koranu ogłosił na specjalnie zwołanej konferencji prasowej Imran Khan. Nastroje oburzenia podsycali mułłowie. Wypad‑ ki potoczyły się błyskawicznie. Autorzy przerażeni siłą tych kilku słów, jeszcze raz próbowali potwierdzić informacje o zbezczeszczeniu Koranu. Jednak wysoki ran‑ gą urzędnik administracji państwowej, drugie anonimowe źródło autorów artyku‑ łu, który podobno widział ten materiał jeszcze przed publikacją i miał potwierdzić prawdziwość informacji, nie był ich pewien. Wtedy Isikoff poinformował, że jego źródło nie potwierdza informacji, po czym Lawrence Dirita, rzecznik Pentagonu, miał podobno wykrzyknąć: „Przez tego sukinsyna zginęli ludzie”. Ale Departament Obrony USA kategorycznie zaprzeczył informacjom „Newsweeka” dopiero dzie‑ sięć dni po publikacji, było za późno i nie pomogły zapewnienia Condolizy Rice, że Ameryka bardzo szanuje muzułmanów i ich religię. Mark Whitaker, redaktor naczelny „Newsweeka” w wydaniu z 23 maja 2005 roku, wyraził żal z powodu nie‑ prawdziwych informacji, które znalazły się w artykule. Złożył też wyrazy współ‑ czucia ofiarom przemocy oraz amerykańskim żołnierzom, którzy mogli znaleźć się w niebezpieczeństwie. Opisane przykłady są między innymi objawem nowych obszarów interakcji, stworzonych przez media masowe i opisanych przez Johna B. Thompsona: „sło‑ wa wypowiedziane w radiu lub telewizji będą słyszane przez tysiące lub miliony osób, które mogą reagować wspólnie na to, co usłyszały”126. Reakcja odbiorców może pozostać jednak poza kontrolą. W kontekście społecznych przewrotów 1989 roku w Europie Wschodniej i Środkowej Thompson tłumaczy zjawisko skoncentrowa‑ nych działań – ludzie dowiadywali się poprzez media co dzieje się w jednym pań‑

125 Zdarzenie jest rekonstruowane na podstawie artykułu: K. Kęciek, Tragiczny błąd „Newsweeka”. Informacja o sprofanowaniu Koranu to największa pomyłka w historii dziennikarstwa USA, „Przegląd” nr 21, 29 maja 2005, s. 57–59. 126 J.B. Thompson, op.cit., s. 120.

40 stwie i następował łańcuch zdarzeń w kolejnych, który wymykał się spod kontroli. Działo się tak dzięki możliwości odbioru informacji z wielu różnych źródeł me‑ dialnych przekazów. Jak podsumowuje Thompson, jest to jeden z objawów uczest‑ nictwa mediów w życiu społecznym: „(...) media nie opisują po prostu wydarzeń dziejących się w świecie społecznym, które bez ich udziału potoczyłyby się mniej więcej podobnie, a raczej aktywnie uczestniczą w tworzeniu świata społecznego. Udostępniając społeczeństwu rozrzuconemu w przestrzeni wydarzenia, obrazy i in‑ formacje, media kształtują i wpływają na bieg wydarzeń, a w rzeczywistości tworzą wydarzenia, które nigdy nie nastąpiłyby bez ich udziału”127. Złożone pola interakcji wytwarzane przez media i wpływ mediów na życie społeczne spowodowały jeszcze większy stopień komplikacji i tak skomplikowanych społecznych procesów. Jak na‑ pisał Thompson: „przyrost liczby kanałów komunikowania i przepływu informacji przyczynił się do dalszego skomplikowania i zwiększenia nieprzewidywalności już i tak niesamowicie złożonego świata”128. Media zatem, wykorzystując społeczno‑polityczne­ nastroje i określone sytuacje oraz umiejętnie odwołując się do utajonych lęków i stereotypów, poprzez sugestyw‑ ny opis nawet wyimaginowanych zdarzeń, są w stanie zawładnąć ludzkimi reak‑ cjami. Słowa i obrazy skierowane do masowego odbiorcy mają nieprzewidywalną czasami siłę oddziaływania i uruchamiane są mechanizmy, których nie da się za‑ trzymać. Sporny pozostaje sposób sprawowania władzy przez media – pamiętając, że mowa o władzy nie bezpośredniej, a symbolicznej i objawiającej się we wpływie na wszystkie sfery życia, w tym także na politykę. Wśród największych zagrożeń na styku polityki i mediów badacze tej problematyki wymieniają dziś najczęściej: nadmierny udział mediów w demokratycznym obiegu informacji politycznej, pro‑ wadzący do zdominowania polityki przez media, selektywną uwagę mediów, któ‑ ra ułatwia eksponowanie skandali, zaangażowanie mediów w bieżącą walkę poli‑ tyczną, utratę niezależności w obliczu obaw przed wpływem polityków na media; nadmierny udział mediów w demokratycznym obiegu informacji politycznej i kon‑ centrację medialnego kapitału – powstanie ogromnych medialnych koncernów na styku polityki i biznesu, co może prowadzić do braku pluralizmu w przedstawianiu poglądów i idei. Na pozycję czwartej władzy media pracowały kilka wieków – od czasu rewolucji angielskiej do końca XIX wieku, kiedy to trwała walka między urzędnikami, a oso‑ bami, które później nazywano dziennikarzami, o dostęp do informacji i prawo do wolności słowa, poprzez rozwój mediów masowych i wreszcie lata 60. i 70. kiedy to widoczny stał się realny wpływ mediów na decyzje władzy. Przełomowymi wydarze‑ niami okazała się afera Watergate, po której Nixon musiał zrezygnować z prezyden‑ tury oraz udział mediów w dyskusji nad udziałem USA w wojnie w Wietnamie – od tego czasu media powszechnie uznawane są za czwartą władzę129. Dziś wpływ mediów na życie polityczne jest tak duży, że w odniesieniu do ko‑ munikacji między władzą a opinią publiczną, gdzie pośrednikiem są media, używa się pojęcia demokracji uzupełniającej: „[...] ważne dyskusje polityczne, zazwyczaj z inicjatywy polityków większości, niekiedy także pod wpływem krytyki opozycji –

127 Tamże, s. 119. 128 Tamże, s. 120–121. 129 Etapy za: W. Jabłoński, Kreowanie informacji..., op. cit., s. 9.

41 są prowadzone równolegle w parlamencie i mass mediach. Niekiedy nawet te ostat‑ nie mogą zastępować tradycyjne procedury demokratyczne. Ma to miejsce wówczas, gdy premier, bądź któryś z ministrów, w pierwszej kolejności wykorzystuje telewi‑ zję, niekiedy radio, aby przedstawić swe propozycje lub zakomunikować decyzje. Wówczas zdaniem Schwarzenberga: « triada przedstawicielska (interpelacja – de‑ klaracja – głosowanie) zastępowana bywa triadą uzupełniającą: prasa – telewizja – sondaże”130. Jak dodaje Walery Pisarek: „Media zakłócają normalne funkcjonowa‑ nie systemu demokratycznej władzy poprzez swój udział na etapie podejmowania decyzji przez władzę wybraną w demokratycznych wyborach. Normalna sekwencja zaś powinna przebiegać odwrotnie: problem – decyzja – działanie – skutki – ocena przez media”131. Normatywna, klasyczna definicja środków masowego przekazu jako czwartej władzy, która pełni rolę niezależnego i surowego strażnika demokratycznego syste‑ mu (według F.S. Sieberta wach dog, czyli „psa łańcuchowego”)132 okazała się zatem dzisiaj niewystarczająca. Wojciech Jabłoński uważa nawet, że powszechne przeko‑ nanie o kontrolnej roli mediów jest źródłem ich bezkarności i nietykalności: „Przy‑ znając środkom masowego przekazu wyimaginowaną, nieokreśloną w gruncie rze‑ czy władzę, unika się dyskusji na temat faktycznej roli środków masowego przekazu w procesie komunikacji politycznej. Przekonanie o rzekomej «władzy» mediów jest jednak tak silne, iż w momentach kryzysów politycznych większość z nas stara się szukać negatywnych zachowań po stronie polityków. Rzadko rozpatruje się nega‑ tywny udział samych mediów w politycznej rzeczywistości. Jako «czwarta władza» prasa pozostaje nietykalna”133. Kontrolna rola mediów w odniesieniu do sprawowania przez nie roli czwartej władzy rzeczywiście budzi coraz więcej wątpliwości. Coraz bliższy mariaż mediów i władzy polegający miedzy innymi na korzystaniu przez dziennikarzy z kontro‑ lowanych przecieków, czyli informacji przekazywanych przez wysoko postawio‑ nych urzędników państwowych i polityków, każe podać w wątpliwość znaczenie wykrywanych przez media polityczno‑społecznych­ afer i zadać pytanie cui bono, „komu miało to przynieść korzyść?”134 Mimo wszystko odpowiedź na pytanie, czy media pełnią jeszcze, zgodnie z normatywną definicją czwartej władzy, kontrolną rolę i stoją na straży demokratycznego systemu, ujawniając patologie społeczno­ ‍‑politycznego życia, pozostaje złożona. Nie brakuje przykładów degradacji mediów, zamieniających politykę w sensacyjny film kategorii D, uprawiających czarny PR i inforozrywkę. Nie brakuje także w mediach szeptanej propagandy (whispering ca- mapignes), czyli plotek na temat polityków i polityczno­‑społecznych wydarzeń, roi się od przypuszczeń i jałowych spekulacji. A jednak, obok trwającego w mediach festiwalu pseudosfer i pseudowydarzeń, jesteśmy także świadkami wykrywanych przez nie patologii i spowodowanych takimi doniesieniami pozytywnych zmian, które służą demokracji. Thomas Jefferson, prezydent Stanów Zjednoczonych w la‑ tach 1801–1809, który nigdy nie był ulubieńcem prasy, stwierdził: „Ubolewam nad

130 Grażyna Ulicka, Demokracje zachodnie..., op. cit., s. 121. 131 W. Pisarek Wolność słowa wolność prasy, „Zeszyty Prasoznawcze” nr 1–2, 2002, s. 7­–17. 132 Definicja za: W. Jabłoński, Kreowanie informacji..., op. cit., s. 9. 133 W. Jabłoński, Kreowanie informacji..., op. cit., s. 10. 134 Sędzia rzymski Lucius Cassius Longinus (ok. 125 p.n.e.) zalecał uwzględnianie tego pytania przy rozpatrywaniu spraw; Por.: Cyceron (Pro Milone, 12; Filippiki, 2, 14, 35).

42 zgnilizną, opanowującą gazety, nad zjadliwością, wulgarnością i zakłamaniem lu‑ dzi, którzy w nich piszą... To łajno w szybkim tempie deprawuje opinię publicz‑ ną. Jest to jednak zło, na które nie ma lekarstwa: warunkiem naszych swobód jest wolność prasy, a tej nie można ograniczyć, nie niszcząc jej”135. W liście do Edwarda Carringtona napisał także: „Gdybym miał zdecydować, czy powinniśmy mieć rząd bez prasy, czy też prasę bez rządu, bez wahania wybrałbym to drugie”136. Te opinie wydają się dzisiaj idealistyczne, a problematyka dotycząca wolności mediów i ich przywilejów w sprawowaniu kontrolnej roli wymaga szerokiej dyskusji. Warto w tej dyskusji uwzględnić i tę możliwość, że jak w przypadku wszystkich złożonych prob‑ lemów, tak i w kwestii znalezienia równowagi między kontrolną rolą mediów w de‑ mokracji a ich negatywnym wpływem na proces komunikacji politycznej, prawda leży gdzieś pośrodku, nawet jeśli punkt ciężkości coraz bardziej przesuwa się w stro‑ nę – najogólniej ujmując – psucia demokracji przez media. Ich negatywna w demokracji rola objawia się przede wszystkim w kreowaniu rze‑ czywistości poprzez agenda setting (selekcjonowanie przez dziennikarzy informacji i prezentowanie w ułożonej przez nich kolejności) i tworzenie faktoidów (w prze‑ ciwieństwie do faktów)137 Konstruowana przez dziennikarzy agenda setting stała się przyczyną mediatyzacji życia. Zjawiska tak powszechnego, że prawie już dziś przez odbiorcę niezauważalnego. W nauce o komunikowaniu masowym pojęcie mediaty‑ zacji znalazło głównie zastosowanie w analizie treści mediów. Przez mediatyzację rzeczywistości rozumie się ich specyficzną deformację. Nastąpiło przesunięcie środ‑ ków masowego przekazu do centrum wszystkich procesów społecznych, zaczęły być konstruktorem sfery publicznej, w tym także świata polityki138. Wiktor Pepliński na‑ zywa to rzeczywistością wtórną: „Dla większości ludzi świat i informacja o wyda‑ rzeniach jest dzisiaj dostępna poprzez media masowe; postrzegają rzeczywistość tak, jak zostanie przedstawiona w mediach. Nazywam to wtórną rzeczywistością, gdyż rola bezpośredniego postrzegania świata została przez media zmarginalizowa‑ na. A media działają na zasadzie selekcjonowania informacji, wybierając te, które zdaniem dziennikarzy mogą zainteresować odbiorcę”139. Z drugiej strony pojawiły się opinie, że media są tylko pośrednim konstruktorem agenda setting – wykonawcą woli zawodowych komunikatorów: zręcznych specja‑ listów PR, profesjonalistów zajmujących się marketingiem politycznym i sprytnych spin doktorów, którzy podsuwają im tematy i konteksty oraz możliwości atrakcyjne‑ go ich przedstawienia. Agenda setting w mediach zależy zatem od ich pomysłowości i znajomości sposobów przebicia się z określonymi tematami. Genialnym posunię‑ ciem okazało się zorganizowanie całej kampanii wyborczej Billa Clintona, w 1992 roku kandydata na prezydenta USA, wokół problemów gospodarczych. Był to słaby punkt Georga Busha i każdą sprawę sztab wyborczy Clintona wiązał z gospodarką,

135 Cytat za: M. Iłowiecki, Krzywe zwierciadło. O manipulacji w mediach, Wydawnictwo Gaudium, Lublin 2003, s. 28. 136 Cytat za: W. Jabłoński, Kreowanie informacji..., op. cit., s. 64. 137 Agenda setting w języku polskim oznacza porządek, plan dnia. Termin faktoidy został użyty po raz pierwszy przez Normana Mailera, który tak nazwał fakt nieistniejący przed pojawieniem się w czasopi‑ śmie lub gazecie. Dziś medioznawcy za faktoidy uważają albo zwykłe kłamstwa i plotki, albo stworzone przez media, sztucznie wykreowane zdarzenia. 138 Por.: W. Pisarek (red.), Słownik terminologii medialnej..., op. cit., s. 118–119. 139 Prof. W. Pepliński w rozmowie z Beatą Czechowską­‑Derkacz, wrzesień 2010 rok.

43 wskazując na konieczność zmian w tym zakresie. W jego sztabie wyborczym w Lit‑ tle Rock wisiał napis „Gospodarka, głupcze”, który miał przypominać, by każdą po‑ lityczną kwestię w tych wyborach kojarzyć z gospodarką. Ten krótki napis z czasem stał się rozpoznawalnym hasłem wyborczym, które inspiruje do dziś innych polity‑ ków, ale także publicystów i dziennikarzy. W Polsce w ostatnich latach najbardziej skutecznie agenda setting posłużył się sztab wyborczy Jarosława i Lecha Kaczyń‑ skich, wykorzystując w kampanii parlamentarnej i prezydenckiej 2005 roku dycho‑ tomię Polska solidarna kontra Polska liberalna. To pozwoliło na odwoływanie się we wszystkich poruszanych w kampanii kwestiach do wizji Polski solidarnej, która winna zadbać o ludzi wykluczonych, tych, którzy nie odnaleźli się w nowej Polsce po okresie transformacji, przywrócić społeczną sprawiedliwość, łagodząc skutki eko‑ nomicznego liberalizmu, rozliczyć aferzystów i agentów, którzy Polsce solidarnej szkodzili. Pod hasłem społecznego podziału udało się sztabowi wyborczemu PiS zorganizować polityczną debatę, z udziałem wszystkich partii i politycznych lide‑ rów, którzy musieli tłumaczyć, że także chcą Polski solidarnej (bo kto mógłby nie chcieć społecznej sprawiedliwości?) Wywiady, rozmowy, programy publicystyczne zostały zdominowane przez tak właśnie postawioną dychotomię we wszystkich naj‑ ważniejszych sferach społecznego życia: ekonomii, edukacji, służbie zdrowia, legis‑ lacji, a nawet kulturze. Według modelu komunikacji, zaproponowanego przez Wojciecha Jabłońskiego, dwie grupy zajmujące się zawodowo komunikowaniem w skali masowej: dzien‑ nikarze (proffesional communicators) oraz specjaliści w dziedzinie public relations (proffesional utylizers) stworzyły w przekazach politycznych system ekspercki (pun- diocracy, od ang. pundits – mędrzec, ekspert140, w opozycji do demokracji – democra- cy). Treścią komunikacji stał się polityczny news (rozumiany jako communicator analysis), wykreowany przez dziennikarzy oraz reprezentujących polityków specja‑ listów w dziedzinie public relations141. To już sfera kreowanej przez media rzeczy‑ wistości faktoidalnej. Specjaliści PR muszą dostosować swój przekaz do warunków stawianych przez wpływowych dziennikarzy, tak aby wybrany został przez nich oczekiwany przekaz. Te warunki to presja czasu i atrakcyjność przekazu. Przekazy przygotowywane są niejako na zamówienie pseudoekspertów i mają charakter kontrolowanych przecie‑ ków, briefingów, konferencji prasowych, notatek prasowych; ich tematy to działania polityczne partii lub władzy, ale także komentarze polityków dotyczące politycznej konkurencji: „Mają one, podobnie jak w wypadku kwestii wypowiadanych przez dziennikarskich «ekspertów», charakter przypuszczeń ujętych w atrakcyjne dla pra‑ sy (zapewniające cytat w mediach) «hasła» (soundbites). Celem przekazu jest kre‑ owanie rzeczywistości politycznej «z wyprzedzeniem» – zgodnie z wymaganiami pseudoekspertów, ale również odpowiednio do zamierzeń (dostosowujących się do poczynań wpływowych ludzi mediów) sztabów public relations”142. W roli „ekspertów” (pojęcie przez Jabłońskiego zawsze używane w cudzysłowie, gdyż w rzeczywistości uznaje ich za pseudoekspertów) występują dziennikarze, któ‑ rzy „stanowią najbardziej wpływowy, a jednocześnie najbardziej widoczny segment

140 L. Quirk (red.), Dictionary of Contemporary English, Wydawnictwo Longmann, Londyn 2003, s. 1329. 141 W. Jabłoński, Kreowanie informacji..., op. cit., s. 10–11. 142 Tamże, op. cit., s. 11–12.

44 pracowników środków masowego przekazu: telewizyjni prezenterzy – «gwiazdy» (anchormen) i tak zwani reporterzy do «zadań specjalnych» (beat reporters). Istotni są zatem przedstawiciele najbardziej znaczącego (od czasów the Great Debate143) politycznego medium – telewizji oraz redaktorzy najbardziej poczytnych dzienni‑ ków i magazynów społeczno‑politycznych.­ Wspólnym określeniem tych grup jest wspomniany termin «eksperci»”144 Przy czym dziennikarze ci nie szukają już samo‑ dzielnie informacji, nie wykonują reporterskiej pracy, a odbierają przekazy od agen‑ cji public relations i agencji prasowych, dokonują selekcji informacji i na ich podsta‑ wie prowadzą dyskusje na temat zdarzeń, które mogą nastąpić. PR­‑owcy kontaktują się z dziennikarzami za pomocą pseudowydarzeń (pseudo­‍events), czyli specjalnie przygotowywanych konferencji prasowych i spotkań, a także oficjalnych obchodów świąt państwowych czy jubileuszy. Pseudowydarzenia muszą być zaplanowane i nie ma w nich miejsca na improwizację. Muszą być także atrakcyjne (telewizja „lubi” obrazy). Spotkania wyborcze i konferencje prasowe polityków zamieniły się dziś w starannie wyreżyserowany spektakl, dostarczający rozrywki i emocji. Publicznością pseudowydarzeń są przede wszystkim dziennikarze, dla których tego typu eventy są przygotowywane. To oni kierują je dalej do potencjalnych od‑ biorców; aby jednak to zrobili, trzeba ich pseudowydarzeniem zainteresować. Skut‑ kiem profesjonalnie przygotowanego pseudowydarzenia jest news, poruszający temat leżący w kręgu zainteresowań obu grup – PR­‑owców i dziennikarzy. News jest jednak tylko skutkiem pośrednim, gdyż ma prowadzić do „skutków z punktu widzenia politycznego PR znacznie bardziej istotnych – do pojawienia się komen‑ tarzy (o charakterze prognoz) zapowiadających nowe pseudowydarzenie mające stać się newsem [...] Tym samym głównym elementem przekazów płynących z me‑ diów stają się przypuszczenia i spekulacje, nie zaś fakty znajdujące potwierdzenie w rzeczywistości”145. O tym, jak poważnie opinia publiczna traktuje znanych dziennikarzy w roli uczestników sceny politycznej, przekonał sondaż ze stycznia 2004 roku, wykona‑ ny na zamówienie tygodnika „Newsweek” przez PBS. Z odpowiedzi responden‑ tów wynikało, że w drugiej turze wyborów prezydenckich rywalizacja rozegrałaby się pomiędzy Tomaszem Lisem, jednym z najbardziej rozpoznawalnych w Polsce dziennikarzy, i Jolantą Kwaśniewską. Została faworytką sondażu – zdobyła 57 proc., ale Lis dostał aż 43 proc., dystansując między innymi Lecha Kaczyńskiego. Debata politycznych liderów, skierowana do społeczeństwa, zorganizowana jest wokół tematów wymyślanych przez specjalistów PR i wybieranych przez dzienni‑ karzy. Ma zatem niewiele wspólnego, lub też jest bardzo luźno związana, z rzeczy‑ wistymi problemami, które wymagają rozwiązywania i podejmowania niepopu‑ larnych decyzji, grożących spadkiem politycznych notowań. Mimo wszystko taki model komunikacji politycznej zakłada faktyczną dominację dziennikarzy „eksper‑ tów” nad właściwymi nadawcami politycznych przekazów (specjalistami w dziedzi‑ nie public relations). News nie jest wynikiem kompromisów między PR­‑owcami i dziennikarzami, a raczej presji wywieranej przez dziennikarzy jako silniejszej gru‑ py ekspertów, spekulujących, co może się wydarzyć. Jeśli w Polsce bowiem mamy

143 Chodzi o debatę telewizyjną pomiędzy kandydatami na prezydenta USA Johnem Fitzgerladem Kennedym i Richardem Nixonem. 144 W. Jabłoński, Kreowanie informacji..., op. cit., s. 12. 145 Tamże, s. 13–14.

45 kilka 24­‑godzinnych stacji informacyjnych (TVP Info, TVN 24, Polsat News, Su‑ perstacja), które nadają kilkadziesiąt serwisów informacyjnych w ciągu jednego dnia i kilkadziesiąt informacyjnych serwisów radiowych, które nadają kilkaset serwisów informacyjnych dziennie oraz niezliczoną ilość serwisów internetowych, podają‑ cych informacje w systemie non stop, to dziennikarze muszą zadbać o tak zwany content (treść, wkład, wypełnienie). Najlepszym są newsy. Jeśli ich nie ma, trzeba je wykreować, zgodnie z kryteriami współczesnej informacji politycznej, która po‑ winna: wzbudzać emocje, pokazywać dwa bieguny konfliktu, nie rozstrzygając go, dawać nadzieję na rozwiązanie na antenie, być jak narkotyk – wzmagać u odbiorcy potrzebę kolejnego newsa, by nie odchodził od telewizora, internetu czy też radio‑ wego serwisu146. „Newsweek” w artykule z 2006 roku Teraz My postawił nawet tezę, że „grupą trzymającą w Polsce władzę” są dziennikarze TVN: „Ta stacja wyrasta dziś na naj‑ ważniejszą telewizję w Polsce i znaczącą siłę na scenie politycznej”147. Decydują emocje. Polityka dostarcza ich w równym stopniu co programy rozrywkowe i stała się znakiem rozpoznawalnym stacji. Dewiza, która jest źródłem sukcesów dyrektora programowego TVN Edwarda Miszczaka, brzmi: „Bez emocji telewizja umiera”. Jak podsumowali dziennikarze „Newsweeka”: „To właśnie emocje – złość, radość, wzruszenie i zaskoczenie – trzymają widza na uwięzi przed telewizorem. To one budują potęgę stacji – zrazu medialną, branżową, ale w ślad za tym także społeczną i polityczną. To one dają jej siłę pozwalającą kontrolować i kiełznać polityków, zmu‑ szać ich do tłumaczeń, ba – nawet dymisjonować pojedynczych ministrów i oba‑ lać całe rządy. Dziennikarze najsilniejszych stacji są dziś grupą trzymającą władzę. Trzymają ją za gardło”148. Jak silny to uścisk, mogli się przekonać politycy PiS, kiedy w odpowiedzi na ich zdaniem stronnicze przekazywanie informacji przez tę stację, podjęli polityczny bojkot, odmawiając udziału w programach i jakichkolwiek wypowiedzi dla TVN (lipiec 2008 rok). O decyzji poinformował dziennikarzy Przemysław Gosiewski, ów‑ czesny przewodniczący klubu parlamentarnego PiS, stwierdzając, że klub posiada bardzo bogatą dokumentację traktowania polityków PiS jak ludzi drugiej kategorii. TVN wyraziło ubolewanie i stwierdziło, że PiS nie rozumie natury wolnych me‑ diów. Politycy PiS z anteny TVN rzeczywiście zniknęli na kilka miesięcy, szkodząc jednak bardziej sobie, aniżeli stacji. Notowania PiS ustawicznie szły w dół, oglądal‑ ność TVN – powoli, ale systematycznie rosła. Nie ma oczywiście między tymi zja‑ wiskami bezpośredniego związku, ale widać na tym przykładzie, że polityczny show można w telewizji zapełnić kimkolwiek (w tym wypadku lukę wypełnili w dwój‑ nasób politycy Platformy Obywatelskiej – głównego politycznego konkurenta PiS; wzrosła także obecność Sojuszu Lewicy Demokratycznej). Rozważanym przez medioznawców problemem w kontekście związków me‑ diów i polityki jest także polityczne zaangażowanie dziennikarzy i prezentowanie przez nich zdeklarowanych po jednej stronie politycznej poglądów jako obiektyw‑ nych sądów, co składa się na tendencyjność przekazu. W działaniu mediów ma‑ sowych najczęściej tendencyjność dotyczy któregoś z trzech obszarów wpływu na

146 Wojciech Jabłoński nazywa to samospełniającą się przepowiednią – jeden news generuje następny, często zgodny z duchem pierwszego. 147 W. Maziarski, J. Romanowicz, Teraz My, „Newsweek” nr 41, 15 października 2006, s. 14–22. 148 Tamże, s. 16.

46 treść przekazu: selekcji materiałów przeznaczonych do rozpowszechniania, ilości czasu i miejsca poświęcanego poszczególnym kandydatom i tematom oraz sposo‑ bu relacjonowania zdarzeń. Przejawia się ona w tym co, w jakim zakresie i z ja‑ kiej perspektywy będzie komunikowane opinii publicznej.149 Ta perspektywa czę‑ sto wyznaczana jest przez autorski komentarz. Jeśli dziennikarz wyraźnie oddziela niusy od wiusów, czyli wiadomości od komentarzy, odbiorca wie, co jest faktem, co dziennikarską interpretacją zdarzeń. Medioznawcy nie odmawiają dziennikarzom prawa do wyrażania politycznych poglądów, pod warunkiem, że czynią to w od‑ autorskich komentarzach. Interpretacyjne podawanie zdarzeń i faktów w mediach, a także przedstawianie politycznych kandydatów w wybranym przez dziennikarzy kontekście, przekształca rzeczywistość polityczną w pożądaną rzeczywistość poli‑ tyczną. Wywołuje rodzaj „życzeniowego obrazu”. Polityczne zaangażowanie i demonstrowanie poglądów wielu różnych dzienni‑ karzy nazywane jest często w redakcjach kreowaniem postaw wśród odbiorców me‑ diów. A zatem przekonywaniem ich do określonych politycznych poglądów, co łą‑ czy się oczywiście z dokonywaniem konkretnych politycznych wyborów. W sytuacji pluralizmu mediów i prezentowania różnorodności poglądów (które powinno mieć także miejsce w ramach jednej redakcji) taki rodzaj kreowania postaw może przyjąć formę wymiany poglądów. W przypadku stosowania ukrytej perswazji – staje się manipulacyjną techniką. Jak zauważyli Cwalina i Falkowski: „W swym najbardziej wartościowym zastosowaniu język komunikacji politycznej staje się użytecznym in‑ strumentem godzenia sprzecznych oczekiwań, który pozwala wyeliminować gwał‑ towną walkę między nimi i umożliwia uporządkowanie przemiany. Toruje on drogę ewentualnemu kompromisowi, doprowadzając argumenty i opinie różnych grup do powszechnej świadomości. Równocześnie jednak jest mową zwalczających się frak‑ cji, w której na pierwszy plan wysuwa się przeciwstawienie: «przyjaciel – wróg». Łatwo w tym języku zarówno wyostrzyć różnice aż do momentu, kiedy już ich nie da się złagodzić, albo odwrotnie – można je zatrzeć. Można posłużyć się nim albo do ukrycia tego, co powinno znajdować się w pełnym świetle, albo do likwidacji szkodliwych podziałów”150. Z analizy medialnych doniesień widać wyraźnie, że przed każdymi parlamen‑ tarnymi wyborami wali się w gruzy mit bezstronności dziennikarzy. Ryszard Kapuś‑ ciński w Autoportrecie reportera zauważył: „Ten ma władzę, kto ma w rękach studio telewizyjne, a szerzej media w ogóle. Potwierdzają to krwawe walki o władzę, jakie toczyły się w Bukareszcie, Tbilisi, Wilnie, Baku. We wszystkich tych wypadkach buntownicy starali się zdobyć budynek telewizji, a nie lokale rządu, parlament czy gabinet prezydenta”151. Wydawałoby się zatem, że zwycięstwo braci Lecha i Jarosła‑ wa Kaczyńskich w wyborach parlamentarnych i prezydenckich 2005 roku przeczy tej tezie. Zgodnie z logiką stwierdzenia – kto ma media, ten ma władzę – w 2005 roku powinna bowiem zwyciężyć lewica, gdyż władzę w TVP sprawował Robert Kwiat‑ kowski, jeden z twórców sukcesu kampanii wyborczej Aleksandra Kwaśniewskiego w 2000 roku. Z kolei w przyspieszonych wyborach parlamentarnych 2007 roku po‑ winna zwyciężyć nie Platforma Obywatelska, ale PiS z Samoobroną, które po prze‑

149 W. Cwalina, A. Falkowski, op. cit., s. 276. 150 Tamże, s. 244. 151 R. Kapuściński, Autoportret reportera, Wydawnictwo Znak, Kraków 2003, wyd. I, s. 124.

47 jęciu władzy opanowały publiczne media. To jednak uproszczone wnioski. Poli‑ tyczna zmiana na stanowiskach władzy nie następuje tylko pod wpływem mediów, ale wielu skomplikowanych społecznych procesów, przede wszystkim zniechęcenia do rządzących, którzy nie spełniają społecznych oczekiwań. Doświadczenia ostat‑ nich lat pokazały także, że propagandowa siła mediów jest nie do przecenienia. Bez wątpienia prawdziwe jest stwierdzenie, że kto ma władzę, zawsze sięga po media. W Polsce pokazały to wielokrotne nowelizacje ustanowionej w 1992 roku Ustawy o radiofonii i telewizji regulującej między innymi funkcjonowanie mediów publicz‑ nych, na które każda partia rządząca chce mieć wpływ. Oddzielne miejsce w politycznym zaangażowaniu mediów odgrywają medialne koncerny. Jak zauważył Tomasz Mielczarek: „w warunkach gospodarki wolnorynko‑ wej i politycznego pluralizmu skłonność do koncentracji jest naturalna. Potwierdzają to obserwacje dziejów środków masowego przekazu – nie tylko polskich. Teoretyczny model tego zjawiska w dość pesymistycznym kształcie zaproponował jeden z badaczy brytyjskich. Stwierdził on, że rynek jest naturalnym wrogiem pluralizmu, media stają się bowiem towarem, w związku z czym interes prywatny zaczyna dominować nad dobrem publicznym”152. Skoncentrowany rynek medialny ma swoje polityczne kon‑ sekwencje. W sytuacji, kiedy jakieś poglądy czy konkretną polityczną partię można forsować w jednej skoncentrowanej grupie kapitałowej poprzez prasę, radio, internet i telewizję, siła oddziaływania przedstawianych w mediach poglądów jest ogromna. Właściciele medialnych koncernów dbają jednak dzisiaj przede wszystkim o interes ekonomiczny. Poglądy polityczne w obliczu ekonomicznego zysku mają drugorzęd‑ ne znaczenie, chyba że chodzi o uzyskanie jeszcze większych wpływów, przez to jeszcze większych zysków. Ideologię wpływu uosabia Rupert Murdoch, twórca impe‑ rium News Corporation, w skład którego wchodzi ponad 50 dzienników i ponad 30 magazynów, kilka stacji radiowych, studia telewizyjne i ponad 70 stacji telewizyjnych oraz firmy internetowe. O jego względy zabiegają politycy, biznesmeni i inni możni współczesnego świata, a on wspiera polityczne działania i kandydatury tych polity‑ ków, których akurat uznaje za godnych uwagi. W Australii popierał konserwatystów i Partię Pracy, w Wielkiej Brytanii – torysów, w USA doprowadził do społecznego poparcia dla inwazji w Iraku, którą ogłosił republikański prezydent Geoge W. Bush junior, ale po militarnych porażkach zwrócił się w stronę Hilary Clinton i demokra‑ tów. Cieszył się przyjaźnią Ronalda Regana i Margaret Tatcher, ale także Tony Blair zyskał jego sympatię, kiedy przestał głosić radykalne lewicowe hasła, skłaniając się ku brytyjskiej trzeciej drodze153. Opisane wyżej aspekty wpływu mediów na rzeczywistość zostały pokazane prze‑ de wszystkim z perspektywy badań politologów, socjologów, psychologów i medio‑ znawców. Nie mniej ważna jest perspektywa filologiczna. Media bowiem kreują również rzeczywistość poprzez definiowanie jej selektywnie wybranymi słowami, atrakcyjnymi metaforami i analogiami. Ta definicja rzeczywistości – jak podsumo‑ wują Pratkanis i Aronson – „ukierunkowuje nasze myśli, nasze uczucia, naszą wy‑ obraźnię i w ten sposób wpływa na nasze zachowanie154”.

152 T. Mielczarek, Monopol, pluralizm, koncentracja. Środki komunikowania masowego w Polsce w la- tach 1989­–2006, Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne, Warszawa 2007, wyd. I, s. 7. 153 J. Piński, K. Trębski, Lis News, „Wprost”, 9 lipca 2006, s. 44. 154 A. Pratkanis, E. Aronson, op. cit., s. 71.

48 Wśród zwolenników poglądu, że świat poznajemy poprzez język (jest obszarem uprzywilejowanego kontaktu ze światem)155 jest między innymi John Langshaw Austin, który uważa jednak, że nie powinniśmy skupiać się na fetyszach dotyczą‑ cych fałszu i prawdy – faktu i wartości, ale na badaniu użycia słów. W kontekście koncepcji Autsina także John B. Thompson pisze o „używaniu języka jako działal‑ ności społecznej” (wypowiadanie słów jest podjęciem działania, a nie tylko zrelacjo‑ nowaniem czy opisaniem pewnego stanu rzeczy, niesie ze sobą skutek)156. Zgodnie z teorią aktów mowy Austina, zebraną w wykładach Jak działać słowa- mi, jednoczesne czynności, jakie wykonujemy w języku, to: lokucja (fizyczne wy‑ powiadanie słów, dźwięków), illokucja – informowanie, rozkazywanie, ostrzeganie, przyrzekanie, wreszcie perlokucja – czyli efekt, jaki osiągamy dzięki wypowiada‑ nym słowom: perswadowanie, powstrzymywanie, a nawet zaskakiwanie czy wpro‑ wadzenie w błąd157. Czynności illokucyjne, w przeciwieństwie do perlokucyjnych są konwencjonalne: czynność illokucyjna ma pewną moc, jaka przysługuje mówieniu czegoś, czynność perlokucyjna – jest osiąganiem pewnych skutków poprzez powie‑ dzenie czegoś. W tym sensie mówienie jest zatem jednocześnie działaniem, działa‑ niem słowami – udanym lub nieudanym158. W języku jest wiele sposobów, aby akt mowy był udany – jednym z nich jest wykorzystywanie językowych technik perswa‑ zyjnych, manipulacji, propagandy. Jak przypominają autorzy Wieku propagandy najlepiej propagandową siłę słów opisał Joseph Goebbels: „Nie byłoby czymś niemożliwym udowodnienie, przy do‑ statecznej liczbie powtórzeń i psychologicznej znajomości ludzi, których by to doty‑ czyło, że kwadrat jest w istocie kołem. Czym ostatecznie są kwadrat i koło? Są tylko słowami, a słowa można modelować dopóty, dopóki nie zamaskują myśli”159. Mechanizm propagandowego wykorzystania języka i przyjęta przez Goebbelsa strategia okazały się wyjątkowo skuteczne. Dał temu świadectwo Victor Klempe‑ rer. Urodzony w Gorzowie Wielkopolskim w rodzinie rabina, profesor politechniki w Dreźnie, filolog, w czasie drugiej wojny światowej usunięty z uczelni przez nazi‑ stów, przeżył dzięki małżeństwu z aryjką. Przez całą wojnę robił notatki, dotyczące języka III Rzeszy, które opublikował po wojnie w książce LTI. Notatnik filologa (LTI – Linqua Tertii Imperii). Pokazał jak język nazistów przeniknął wszystkie sfe‑ ry życia Niemców i nieodwracalnie je zmienił. Jak zapisał: „Narodowy socjalizm wślizgiwał się w ciało i w krew tłumu pojedynczymi słowami, zwrotami, formami zdań, które narzucał przez milionkrotne ich powtarzanie i które były przejmowane mechanicznie i nieświadomie. (...) Słowa mogą być jak maleńkie dawki jadu: poły‑ ka się je niepostrzeżenie, wydają się nie mieć żadnego skutku, a jednak po pewnym czasie występuje trujące działanie. Jeśli ktoś przez dostatecznie długi czas to, co bo‑ haterskie i cnotliwe, nazywa fanatycznym, ten wreszcie uwierzy, że fanatyk to cnot‑ liwy bohater i że bez fanatyzmu nie można być bohaterem”160.

155 B. Chwedończuk, Myśl Johna Langshawa Austina w: J.L. Austin, Mówienie i poznawanie. Roz- prawy i wykłady filozoficzne, przeł. B. Chwedończuk, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1993, s. XLIII­‑XLVII. 156 J.B. Thompson, op. cit., s. 21. 157 J.L. Austin, Jak działać słowami w: tegoż Mówienie i poznawanie..., op. cit., s. 640–653. 158 Tamże, s. 654. 159 Cytat za: A. Pratkanis, E. Aronson, op. cit., s. 71. 160 V. Klemperer, LTI. Notatnik filologa, przeł. J. Zychowicz, Młodzieżowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1989, wyd. II, s. 26. 49 Także zastosowane przez George’a Orwella w książce Rok 1984 pojęcie nowo‑ mowy stało się symbolem propagandowego oddziaływania języka. W tym znaczeniu nowomowa ma wyeliminować nawet możliwość wolnych myśli: „Słownictwo no‑ womowy tak ukształtowano, aby za jego pomocą można było przekazać – ze wszyst‑ kimi odcieniami znaczeniowymi – to co lojalny członek Partii ma do powiedzenia, zarazem zaś uniemożliwiono wykorzystanie języka do formułowania, nawet okręż‑ ną drogą, myśli uznawanych za niewłaściwe”161. W warunkach demokracji oraz pluralizmu mediów niezasadne jest przekładanie oddziaływania współczesnego języka mediów na propagandową siłę języka Trze‑ ciej Rzeszy czy literackiego agnocosu. Chodzi o propagandowe mechanizmy, które pozostają takie same – powodują, że język używany w mediach ma ogromną siłę organizowania naszej wyobraźni i myślenia o rzeczywistości. Zwłaszcza jeśli, jak zauważył Klemperer, pewne sformułowania i myśli zostaną powtórzone milionkrot‑ nie. Jeśli znamy jednak mechanizmy propagandowego funkcjonowania języka, ła‑ twe w odkryciu są rzeczywiste intencje polityków: „Cytuje się często zdanie Talley‑ randa, że język istnieje po to, aby ukrywać myśli dyplomaty, (czy w ogóle człowieka przebiegłego i o podejrzanych intencjach). Ale rzecz ma się akurat odwrotnie. To, co ktoś pragnąłby ukryć – czy tylko przed innymi, czy przed samym sobą – a także co nosi w sobie nieświadomie, właśnie język wydobywa na światło dzienne. Taki też jest chyba sens porzekadła: Le style c’est homme; słowa człowieka mogą być kłamli‑ we, ale styl jego języka ukazuje bez osłonek jego istotę”162. Znakomite w tym zakresie jest studium językowe Michała Głowińskiego, Nowo- mowa po polsku, w którym autor opisuje język peerelowskiej propagandy z lat 70. i 80. W wydanej w 2009 roku książce, zatytułowanej Nowomowa i ciągi dalsze. Szki- ce dawne i nowe Głowiński swoje dawne analizy uzupełnia o studium oficjalnego języka, używanego w latach 2006–2007 przez rządzących wówczas polityków Prawa i Sprawiedliwości, pokazując jednocześnie, że język propagandy bynajmniej nie jest związany wyłącznie z totalnymi reżimami, ale z łatwością można go odnaleźć także w systemach demokratycznych163. Głowiński zwraca uwagę, że jedną z podstawowych cech nowomowy, a także manipulowania językowego jest funkcjonowanie tekstów matryc: „Tekst matryca to taka wypowiedź, która stała się w pewnym wycinku mówienia obowiązującym wzorem mówienia, modelem powielanym przez wszystkich oficjalnie wypowiadają‑ cych się na dany temat. Tekstami matrycami są zwykle przemówienia przywódców, rozwijane, komentowane i – przede wszystkim – rozwadniane przez egzegetów i popularyzatorów”164. To jedna z cech propagandowego oddziaływania nowomo‑ wy, która przetrwała. Teksty matryce piszą dziś najczęściej PR­‑owcy, przygotowu‑ jąc przywódcom partii politycznych gotowe sformułowania do ich przemówień, chwytliwe bon moty lub stosując proste zestawy słów do opisu skomplikowanych zjawisk społeczno­‑politycznych, powielają je zaś media, zwłaszcza w zakresie tak zwanego etykietowania, czyli nadawania sformułowaniom jednowartościowego

161 G. Orwell, Rok 1984, przeł. T. Mirkowicz, Kolekcja „Gazety Wyborczej”, s. 245. 162 V. Klemperer, op. cit., s. 18. 163 M. Głowiński, Nowomowa i ciągi dalsze. Szkice dawne i nowe, Towarzystwo Autorów i Wydaw‑ ców Prac Naukowych Universitas, Kraków 2009. 164 Tamże, s. 101.

50 wymiaru. To prowadzi do niebezpiecznego ubożenia języka, a także pokazywa‑ nia świata w czarno­‑białym wymiarze. Zaczynamy mieć do czynienia z językiem, w którym przestaje być ważne komunikowanie się ze społeczeństwem, a jego istotą jest to, co w języku PRL nazywane było „ustawieniem przeciwnika, ale także so‑ jusznika, czy w ogóle społecznej rzeczywistości”165. Podobną konsekwencję istnie‑ nia języka propagandy, wcale niezwiązanego wyłącznie z reżimami totalitarnymi, ale z władzą i politykami w każdym systemie, pokazuje Jerzy Bralczyk w książce O języku propagandy i polityki, w której analizuje oficjalny partyjno­‑państwowy ję‑ zyk lat 70., 80., ale i 90.166. Politycy, a zwłaszcza pomagający im w budowaniu wizerunku specjaliści, dosko‑ nale wiedzą, że aby wypowiedź została zapamiętana, musi być obudowana metaforą, zgrabnymi, zapadającymi w pamięć sformułowaniami. Kiedy na wypowiedź w tele‑ wizji pozostaje około 20 sekund (to tak zwana telewizyjna i radiowa „setka”, czyli sto procent dźwięku i obrazu danej osoby i jej wypowiedzi), nie ma czasu na logiczne ar‑ gumenty i klarowne wywody. Są „setki” które, choć minęło kilka lat, pamiętają wszy‑ scy, jak ta Leszka Millera o mężczyźnie, którego poznać można po tym, jak kończy. Niewiele osób dziś pamięta, że odnosiła się do oceny rządów Jerzego Buzka. Wiele nagranych w mediach „setek” polityków często ich ośmiesza, gdyż bez opamiętania szarżują metaforami. Celują w tym zwłaszcza partyjni frontmeni, wystawiani przez liderów w mediach. To rodzaj języka, który zaliczyć można do poppolityki. Ale odpowiednie określenia i analogie używane w stosunku do bieżących wyda‑ rzeń politycznych mają ogromną siłę oddziaływania w bardzo poważnych sprawach społecznych i politycznych: Od tego często zależy społeczne poparcie dla działań władzy. Przeciwnicy wojny w Zatoce Perskiej w 1990 roku nazywali ją wojną w in‑ teresie „wielkiego biznesu” lub „wielkiej nafty”, zwolennicy – wojną z Hitlerem z Bagadadu167. Jeśli to wojna w interesie wielkiego biznesu – to niesprawiedliwa, niepotrzebna, „nie – nasza”, nie naszych żołnierzy, synów, mężów, itp., nie trze‑ ba zatem podejmować zbrojnych działań, a na pewno nie trzeba wysyłać tam „na‑ szych” wojsk. Jeśli zaś jest to wojna z Hitlerem z Bagdadau (Kurdów porównywano do Żydów, a napaść Iraku na Kuwejt z napaścią Niemiec na Polskę i Czechosłowa‑ cję) – to znaczy, że trzeba ją powstrzymać, bo rozleje się – podobnie jak druga wojna światowa – na cały świat i może spowodować ogromne straty. Pozycja mediów jako czwartej władzy rozważana jest w przeciwstawnym ujęciu mitów i faktów. Jak wskazuje przedstawiona w tym podrozdziale argumentacja, jeśli już rozpatrywać władzę mediów jako mitu, to w rozumieniu definicji sformułowanej przez francuskiego filozofa, krytyka literackiego i pisarza, Rolanda Barthesa – „mit to słowo”168. Szczególnie jednak użyte i rozumiane. Mit jest według Barthesa systemem semiologicznym, w którym występują elementy: znaczący (signifiant), znaczony (sig- nifié) i znak, będący skojarzeniową całością dwóch pierwszych terminów.169 Znaczą‑ ce nazywa Barthes na poziomie języka sensem, na poziomie mitu – formą. Znaczone jest pojęciem. Znak zaś – korelacja dwóch pierwszych – jest znaczeniem: „słowo to

165 Tamże, s. 225. 166 J. Bralczyk, O języku propagandy i polityki, Wydawnictwo Trio, Warszawa 2007. 167 A. Pratkanis, E. Aronson, op. cit., s. 79. 168 J. Błoński, Słowo wstępne, w: R. Barthes, Mit i znak. Eseje, przeł. W. Błońska, J. Błoński, J. Lale‑ wicz, A. Tatarkiewicz, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1970, wyd. I, s. 5. 169 R. Barthes, Mitologie, w: tegoż Mit i znak..., op. cit., s. 29–30.

51 jest o tyle usprawiedliwione, że istotnie mit ma podwójną funkcję: wskazuje i oznaj‑ mia, pozwala zrozumieć i narzuca”170. Mit przechwytuje sens (który jest pełny, może wystarczać sam sobie) i zamienia go w formę, tym samym sens ubożeje, staje się pu‑ sty, uzależniony od formy. Według Rolanda Barthesa mit jest zatem słowem skradzio‑ nym i zwróconym – historycznie określoną intencją, podającą się za naturę („mit jest zawsze kradzieżą języka”171). Na ogół – jak ujmuje to Batrhes – „mit chętnie pracuje na obrazach biednych, niepełnych, gdzie sens został już raz opracowany, gdzie cze‑ ka gotowy do przyjęcia znaczenia: na karykaturach, pastiszach, symbolach itp. [...] Prasa codziennie pokazuje, że zasób mitycznych znaczących jest niewyczerpany”172. Mitologizowane media i jednocześnie media mitologizujące rzeczywistość, zaciem‑ niają jej współczesny obraz: Cytując Barthesa: „[...] Przechodząc od sensu do formy obraz traci zawartość – po to, by łatwiej przyjąć zawartość pojęcia. Wiedza zawarta w pojęciu mitycznym jest naprawdę wiedzą niejasną, utworzoną z luźnych, zatartych skojarzeń”173. Pochodną jest deformacja. W przypadku mediów – deformacja rzeczy‑ wistości. Z jednej strony zatem przekonanie, że media są wszechpotężną czwartą władzą deformuje rzeczywistość, choć przyjmujemy to twierdzenie jako „natural‑ ne”, z drugiej – media mitologizując wydarzenia, fakty, ludzi poprzez odbieranie im „znaczącego”, pierwotnego sensu i zamianę w pustą formę, same deformują rzeczy‑ wistość. Można nazywać to jej kreowaniem, ale przyjmując terminologię Rolanda Barthesa – także swoistą kradzieżą prawdziwego znaczenia i zamianą w imperatyw‑ ny natychmiastowy znak, przejawiający się w czarno­‑białym opisie rzeczywistości. Opinie samych dziennikarzy co do sprawowanej przez nich roli czwartej wła‑ dzy są podzielone i niejednoznaczne. Za podsumowujący komentarz niech posłuży zatem opinia znanej dziennikarki i reportażystki Marii Wiernikowskiej: „«Czwarta władza», he, he. Tak o sobie powiedziała kiedyś moja wielka koleżanka po fachu, któ‑ ra od lat obraca sobie polityków dookoła mikrofonu. A politycy obracają dziennikar‑ ki na charytatywnych balach, gdzie razem ruszają w tan. «Co tam panie w polityce?» – szepczą sobie wprost do ucha. «Raz dokoła, raz dokoła...»”174.

1.4. Rola mediów i marketingu politycznego w kreowaniu wizerunków

Polityka dociera do odbiorców poprzez wizerunki, które mają we współczesnym świecie propagandy wielką siłę oddziaływania. Ze względu na rosnący udział me‑ diów i marketingu politycznego w ich kreowaniu, nastąpił „wiek fabrykowanych wizerunków (age of manufactured images)”175.

170 Tamże, s. 34. 171 Tamże, s. 51. 172 Tamże, s. 46. 173 Tamże, s. 37. 174 M. Wiernikowska, Zwariowałam, Wydawnictwo Rosner &Wspólnicy, Warszawa 2006, wyd. I, s. 10. 175 W. Cwalina, A. Falkowski, op. cit., s. 149.

52 Historia marketingu politycznego przebiega dwuetapowo: jeden to przejęcie in‑ strumentów z marketingu komercyjnego, drugi – całościowe zastosowanie tych tech‑ nik w marketingu politycznym. Nie można zatem wyznaczać jakiejś jednej konkret‑ nej daty początku zastosowania marketingu politycznego. Jest to raczej „stopniowa ewolucja technik i metod marketingowych stosowanych początkowo tylko w kampa‑ nii wyborczej, a potem w szeroko pojętym komunikowaniu politycznym”176. Historię wyznaczają przełomowe wydarzenia ściśle związane z rozwojem techniki, a przede wszystkim mediów. Jak podsumował Maciej Mrozowski – prasa już w XIX wieku dowiodła, że jest dobrym instrumentem organizacji społeczeństwa obywatelskiego i płaszczyzną dialogu między władzą a obywatelem, choć od początku tabloidy za‑ burzały ten obraz i sprawiały politykom kłopoty. Radio wprowadziło politykę do domu, budując emocjonalną więź między politykami a zwykłymi ludźmi. Telewizja przekształciła politykę w ekscytujący spektakl177. Do tej listy dodać trzeba internet, który z jednej strony przywrócił wizję demokracji opartą na obywatelskiej aktyw‑ ności, z drugiej jednak – badacze tacy jak Bard i Söderqvist wskazują na niebez‑ pieczeństwa netokracji, czyli wpływu ludzi, którzy potrafią wykorzystać internet do swoich celów, zgodnie z założeniem, że władza kryje się w sieci. W połączeniu historii mediów i marketingu politycznego (które poszerzyć trze‑ ba dziś także o public relations), widać najlepiej skalę zmian w sposobach kreo‑ wania wizerunku, rosnący udział mediów w tej kreacji, zmiany jakie wprowadziło upowszechnienie internetu, wreszcie skuteczność wykorzystywania mediów do po‑ litycznych kreacji. Jednym z najważniejszych pojęć w kontekście roli mediów w kreowaniu wize‑ runków jest zjawisko medialnej widoczności, wprowadzone przez Johna B. Thom‑ psona. Media masowe uniezależniły przekaz od czasu i przestrzeni i pozwalają mi‑ lionom ludzi w różnych miejscach i czasie oglądać tych samych polityków i poli‑ tyczne wydarzenia. Politycy stali się dla milionów ludzi widoczni i rozpoznawalni – to istota „widoczności medialnej”178, która ma pozytywne i negatywne konsekwen‑ cje. Pozytywne, bo działania rządzących dzięki mediom są nieprzerwanie śledzone i upubliczniane. Negatywne, bo politycy mając świadomość medialnej widoczności dostosowują swoje zachowania do społecznych oczekiwań, co rodzi niebezpieczeń‑ stwa demagogii i manipulacji179. W rzeczywistości prymatu komunikowania medialnego konieczne stało się zarzą‑ dzanie widocznością medialną, jak pisze Thompson: „kreowanie siebie w mediach jest cechą nieuniknioną w nowoczesnej polityce”: „obecnie przemyślane tworzenie własnego wizerunku na dystans i przekazywanie go publiczności, której poparcie jest bardzo potrzebne, to dla liderów politycznych i ich partii kwestia nie tylko wyboru, ale i konieczności. [...] Wyrzeczenie się zarządzania widocznością w mediach byłoby aktem politycznego samobójstwa [...]”180. Prasa była wykorzystywana do promowania określonych idei politycznych od momentu jej powstania – w swoich początkach służyła przekonywaniu, propa‑ gowaniu i namawianiu poddanych do określonych społecznych i politycznych

176 M. Mazur, op. cit., s. 12. 177 M. Mrozowski, Media masowe i polityka..., op. cit., s. 4. 178 J.B. Thompson, op. cit., s. 123–142. 179 Tamże, s. 148. 180 Tamże, s. 140.

53 postaw181. O znaczącej roli prasy w kontekście marketingu politycznego można jednak mówić dopiero od momentu powstania prasy masowej, za twórcę której uważa się Benjamina Daya – 3 września 1833 roku zaczął wydawać tanią gazetę „The New York Sun”. Tak narodziła się „penny press” (gazeta za jednego centa), czyli tania masowa gazeta, przeznaczona dla klasy robotniczej, której tematyka była lekka, łatwa i sensacyjna182. Od czasu umasowienia prasa była wykorzystywana na szeroką skalę do prowa‑ dzenia kampanii politycznych, propagowania idei politycznych, niszczenia politycz‑ nych przeciwników i wygrywania wyborów. Jak wielki miała wpływ na polityczną komunikację pokazała rywalizacja między Josephem Pulitzerem (odkupił i zreor‑ ganizował „The New York World”) oraz Williamem Randolphem Hearstem (zaczy‑ nał od „The New York Morning Journal”, później stał się medialnym potentatem). Walki reporterów o tematy, czasami krwawe, prowokacje i sensacje, często zmyślane – stały się codziennością wydawanych przez nich gazet, uznawanych za prasę ma‑ sową nowej generacji. To właśnie Pulitzer jest autorem znanego powiedzenia, że „świat jest najbardziej sensacyjnym miejscem, a jego sensacje muszą być sensacyjnie sprzedawane”183. Randolph Hearst zaś uważał, że czytelnik jest zainteresowany wy‑ darzeniami, „które zawierają elementy jego własnej prymitywnej natury. Należą do nich: 1. Czynnik samozachowawczy; 2. Miłość i rozmnażanie się; 3. Żądza i ambicja. Doniesienia, które zawierają jeden z tych elementów, są dobre. Jeśli zawierają dwa, są lepsze. Jednakże te, które zawierają wszystkie trzy, stanowią materiał informa‑ cyjny «first class»”184. Ten XIX­‑wieczny styl gazet Hearsta i Pulizera, w których po‑ lityka zamieniona jest w sensacyjny spektakl, do dziś jest wyznacznikiem skutecz‑ ności stosowanych w marketingu politycznym socjotechnik, propagowanych przez media masowe. Jako datę przełomową w historii marketingu politycznego politolodzy wskazują lata 30. XX wieku. Wtedy zaczyna się era radia, które pozwoliło na kontakt z tysią‑ cami, a później – milionami odbiorców. Komunikację z obywatelami oparł na radiu Franklin Delano Roosevelt, prezydent Stanów Zjednoczonych w latach 1932–1945. W 1933 roku, podczas radiowych Rozmów przy kominku prezentował się amerykań‑ skim wyborcom. Skutecznie wykorzystywał także radio w sytuacjach kryzysowych, w czasie drugiej wojny światowej, a następnie po powrocie do polityki w 1958, gene‑ rał Charles de Gaulle. Można założyć także, że radio było tym medium, dzięki któremu udało się wy‑ kreować wizerunek Adolfa Hitlera jako przywódcy niezłomnego i silnego, który jest w stanie poprowadzić Niemcy ku panowaniu nad światem. Ostrym, chrapliwym głosem, ale z ogromnym ładunkiem emocji, potrafił hipnotyzować słuchaczy. Wyko‑ rzystał magię radia, która porusza wyobraźnię, by swoimi populistycznymi przemó‑ wieniami w jednych budzić sny o potędze III Rzeszy, w innych strach i przerażenie wywołane wizjami nieobliczalnego fanatyka. Na ekranie Hitler wypadał karyka‑

181 J. Myśliński, Kalendarium polskiej prasy, radia i telewizji, Instytut Badań Literackich PAN, War‑ szawa 2004, wyd. II. 182 Historia prasy masowej za: Z. Bajka, Historia mediów, Wydawnictwo i Drukarnia Towarzystwa Słowaków w Polsce, Kraków 2008, wyd. I, s. 91–92. 183 M. Iłowiecki, op. cit., s. 145. 184 G. Honigmann, William Randolph Hearst, czyli dzieje pewnego skandalisty, Wydawnictwo Książ‑ ka i Wiedza, Warszawa 1974, s. 317–318.

54 turalnie. Jego fizyczne niedostatki: niski wzrost, nerwowe tiki, parodiowali artyści. Niezapomnianą karykaturę Hitlera stworzył Charlie Chaplin w filmie z 1940 roku Dyktator. Dziś o tego rodzaju politykach i przywódcach mówi się, że są telewizyjnie „niemedialni”. Technika filmowa jednak pozwala fizyczne wady zamieniać w zale‑ ty (niskich przywódców, takich jak były prezydent Rosji i obecny premier Władimir Putin czy prezydent Francji Nicholas Sarkozy zawsze filmuje się od dołu, co spra‑ wia wrażenie, jakby byli w istocie wyżsi). Techniczne możliwości filmowania wyko‑ rzystała utalentowana reżyserka – Leni Riefenstahl. Odcinała się po wojnie od na‑ zistowskiej ideologii, ale swoimi dokumentalnymi filmami propagowała niemiecki sen o potędze Trzeciej Rzeszy. Była tancerką i aktorką, ale sławę przyniosły jej filmy dokumentalne – zrealizowany w 1935 roku Triumf woli, rejestrujący zjazd partii na‑ rodowosocjalistycznej, i dwuczęściowy dokument o Igrzyskach Olimpijskich w Ber‑ linie w 1936 roku – Olimpiada i Święto Narodów. Triumf woli to dokument szczególny – nie jest to tylko zapis wydarzenia, ale hołd złożony Adolfowi Hitlerowi. Widzowie zobaczyli nie pełnego kompleksów, niskiego wzrostu partyjnego funkcjonariusza z nerwowymi tikami, które starał się ukrywać, ale pewnego sobie wielkiego przywódcę, który patrząc w przyszłość czerpie z niej wiedzę tajemną. Z jednej strony to wyraz profesjonalizmu Leni Riefenstahl, która już w swoim pierwszym filmie (fabularnym, bardzo dobrze ocenionym przez kryty‑ kę) Błękitne światło doceniła rolę operowania światłem i uzyskiwania w ten sposób zaskakujących efektów, a także mistrzowskiego montażu (miała niezwykłą umiejęt‑ ność wybierania najlepszych fragmentów filmowej taśmy i – jak wspomina w swoich pamiętnikach – zawsze montowała filmy sama). Z drugiej jednak – widać fascyna‑ cję postacią Hitlera185. Triumf woli i dokumenty o olimpiadzie są nie tylko dosko‑ nałymi filmami propagandowymi. To także – jak na ówczesne czasy – filmy bardzo nowotarskie, w których Riefenstahl eksperymentowała ze światłem i operowaniem kamerą (w czasie olimpiady robiła podkopy na sportowych obiektach, aby uzyskać doskonałe ujęcia sportowców, filmowanych od dołu). W istocie Hitler wyznaczył jeszcze jedną ważną cezurę w historii marketingu politycznego. Od czasu rewolucji francuskiej do lat 50. XX wieku do zdobywania wyborców politycy wykorzystywali techniki perswazyjne i propagandowe na wie‑ cach wyborczych. Problemem było pokonywanie odległości, aby spotkać się z jak największą liczbą wyborców. Pierwszy problem szybkiego przemieszczania się po kraju rozwiązali Adolf Hitler i Joseph Goebbels w 1932 roku, opracowując tak zwa‑

185 Tę fascynację Riefenstahl opisała w swoich pamiętnikach: „Ważnym wydarzeniem okazał się par‑ tyjny wiec w Pałacu Sportu w Berlinie w 1932 roku: Był tam taki tłok, że trudno było wetknąć szpilkę. Wreszcie udało mi się jakoś wcisnąć pośród ludzi tak podnieconych i rozkrzyczanych, że zaczęłam żało‑ wać swego przyjścia. Nie można było jednak wyjść, gdyż zbity tłum blokował wszystkie drzwi. Na koniec orkiestra dęta zaczęła grać marsza i pojawił się Hitler. Publiczność skoczyła z miejsc wrzeszcząc dziko przez parę minut «Heil, Heil, Heil!». Byłam zbyt daleko, bym mogła dojrzeć twarz Hitlera, ale gdy wrza‑ ski zamarły, usłyszałam jego głos: –Towarzysze Niemcy i Niemki! – W tej samej chwili doznałam niemal apokaliptycznej wizji, której nigdy nie zapomnę. Wydawało mi się, że powierzchnia ziemi rozwiera się przede mną, a z jej środka wytryskuje olbrzymia struga wody, tak potężna, że sięga nieba, a ziemia trzęsie się w posadach. Byłam jak sparaliżowana. Choć nie mogłam zrozumieć większości tego, co mówił, byłam tym urzeczona i miałam poczucie, że ta widownia poszłaby za nim wszędzie. Dwie godziny później stałam, marznąc, na Postdamer Strasse. Wiec wywarł na mnie tak ogromne wrażenie, że nie byłam nawet w stanie przywołać taksówki. Nie ulega wątpliwości, byłam przejęta do głębi [...]”. Por.: L. Riefenstahl, Pamiętniki, przeł. J. Łaszcz, Świat Książki, Warszawa 2003, wyd. I, s. 90.

55 ne flight stop, czyli oblatywanie samolotem kilku miejscowości w ciągu jednego dnia. To umożliwiło Hitlerowi przemawianie jednego dnia w kilku miastach. Joseph Paul Goebbels, minister propagandy III Rzeszy, jako pierwszy w skali masowej wykorzy‑ stał wszystkie dostępne media do komunikacji z obywatelami (radio, prasę, film), dzięki czemu udało mu się zrealizować kampanię totalną186. Kolejnym milowym krokiem w historii marketingu politycznego jest rok 1952, który przyjmuje się za początek ery telewizji w USA, a to właśnie telewizja, jako nowy środek komunikowania masowego, wpłynęła na jego intensywny rozwój. Pierwszy telewizję wykorzystał Dwight Eisenhower, który w wyborach prezydenckich w USA w 1952 roku po raz pierwszy zatrudnił profesjonalną agencję reklamową do reali‑ zacji telewizyjnego spotu i przygotował plan, który można w dzisiejszym rozumie‑ niu uznać za marketingową strategię (uwzględniał w kampanii media, miejsca ko‑ nieczne do odwiedzenia, koncentrację kampanii w odpowiednich miejscach i czasie, program wyborczy, apele do obywateli). Jako pierwszy europejski przywódca docenił i wykorzystał siłę telewizji generał Charles de Gaulle, która w okresie jego prezyden‑ tury była podstawowym komunikacyjnym medium. Telewizyjne przemówienia pisał sam i uczył się ich na pamięć, aby móc wygłosić je prosto do kamery. Każde wystąpie‑ nie sam reżyserował, stosując aktorskie gesty i obrazowe porównania187. Skalę oddziaływania telewizji w marketingu politycznym pokazała prezyden‑ cka debata telewizyjna, która odbyła się 26 września w 1960 roku. O prezydenturę walczyli ówczesny wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Richard Nixon oraz mło‑ dy senator John Fitzgerald Kennedy. W książce na temat prezydenckich kampanii w USA, zatytułowanej Jak to się robi w Ameryce, Tomasz Lis napisał: „Mówi się, że John Kennedy wprowadził Stany Zjednoczone w epokę telewizyjnej prezydentury. Jest to o tyle prawdziwe, że był z pewnością najbardziej telegenicznym politykiem, jakiego w Ameryce wybrano na prezydenta, i jako pierwszy uczynił z telewizji wielki polityczny użytek”188. Dla politologów, ale także specjalistów od marketingu politycznego i PR, od cza‑ su tej debaty istotne stało się wskazanie, że w telewizji nie jest ważne c o się mówi, ale j a k, a przede wszystkim, że o przychylności widzów, która przekłada się na wy‑ borcze głosy, może zadecydować fizyczny wygląd, który przeważa nad stworzonym w całości wizerunkiem kandydata. Od tego czasu to właśnie na telewizyjnych wy‑ stąpieniach liderów swoje działania koncentrują profesjonalni komunikatorzy. Tele‑ wizja pozostaje także, choć współcześnie w coraz szerszym zakresie także internet, głównym źródłem informacji politycznej. Co zatem zadecydowało o zwycięstwie w tej debacie Kennedy’ego? Do Chica‑ go przyjechał dzień wcześniej, wypoczął, znalazł czas na ostatnie przygotowania. W dniu debaty odbył jeszcze jedną rundę ze swoimi doradcami, potem się zdrzem‑ nął, zjadł obiad i dopiero potem pojechał do studia. Przedtem jeszcze jego doradcy pokazali mu jedno z ostatnich napastliwych wystąpień Nixona. Do studia zatem pojechał wypoczęty, w nastroju do politycznego starcia i dobrze przygotowany. Ni‑ xon do Chicago przyjechał w dniu debaty po północy i wstał o piątej rano. Przed de‑ batą pojechał jeszcze na organizowany przez republikanów wiec. Wysiadając z sa‑

186 W. Cwalina, A. Falkowski, op. cit., s. 251. 187 B. Dobek­‑Ostrowska, op. cit., s. 205. 188 T. Lis, Jak to się robi w Ameryce, Wydawnictwo Książkowe Twój Styl, Warszawa 2000, wyd. I, s. 111.

56 mochodu, który zawiózł go do telewizji, Nixon stłukł sobie kontuzjowane wcześ‑ niej kolano – gdy wszedł do studia, wyglądał na zmęczonego i zdenerwowanego. Zmęczenie mógłby ukryć telewizyjny make‑up,­ ale powiedziano mu, że Kennedy zrezygnował z pudru, więc Nixon poprosił tylko o przypudrowanie nieogolonego zarostu. Jego zmęczenie podkreślał szary garnitur, który zlewał się z szarym tłem w studiu (nie pomogło kilkakrotne przemalowywanie studia na prośbę sztabu wy‑ borczego Nixona tuż przed debatą), schudł po pobycie w szpitalu i garnitur bardzo źle na nim leżał. Kennedy – krótko ostrzyżony, w ciemnym garniturze, wypoczęty, z szerokim uśmiechem był zaprzeczeniem zmęczonego Nixona. Wykorzystał de‑ batę, aby wypromować swoje polityczne hasła, zwracał się do Amerykanów, nie do rywala, zastosował technikę wielokrotnego powtarzania zapadających w pamięć, chwytliwych haseł i unikał zbyt żywej gestykulacji. Jego doradcy stworzyli zbiór najważniejszych cytatów z wystąpień Nixona, które Kennedy zręcznie wykorzystał w debacie przeciw rywalowi. Nixon odpowiadał na zarzuty rywala, kilkakrotnie przyznał mu rację i zwracał się do Kennedy’ego, nie do milionów wyborców, nie panował nad gestykulacją. Widzowie uznali, stosunkiem głosów dwa do jednego, że debatę wygrał Kennedy. Sztaby wyborcze obu kandydatów zgodziły się na cztery godzinne debaty w cza‑ sie czterech tygodni, co zdecydowanie podwyższało szanse Kennedy’ego, który jako senator prowadzący do tej pory kameralne spotkania z wyborcami, nie gościł tak często na ekranach telewizorów jak wiceprezydent z ośmioletnim stażem w Bia‑ łym Domu. W kolejnych debatach Nixon zadbał o swój wygląd – przytył, panował nad gestykulacją i był znakomicie przygotowany merytorycznie, był w dobrej inte‑ lektualnej formie. To jednak już nie pomogło; sprawdziło się powtarzane dzisiaj przez PR­‑owców powiedzenie, że nie można dwa razy zrobić na widzach pierw‑ szego wrażenia, a właśnie to pierwsze w telewizyjnym okienku liczy się najbardziej (spadała także oglądalność kolejnych debat). Pierwszego złego wrażenia nie udało się Nixonowi zatrzeć. Z sondaży Instytutu Gallupa wynikało, że przed pierwszą de‑ batą telewizyjną na Nixona chciało zagłosować 47 proc. wyborców, na Kennedy’ego – 46 proc. Po debatach proporcja się odwróciła i było 49 proc. dla Kennedy’ego a 46 dla Nixona. 57 proc. Amerykanów, którzy głosowali w 1960 roku, przyznało, że de‑ baty wpłynęły na ich decyzje189. Gdy Kennedy poznał wyniki głosowania, powie‑ dział: „Nie ma wątpliwości. Nie wygrałbym bez telewizji”190. Nixon po przegranej z Kennedym docenił znaczenie telewizji. W wyborach 1968 roku pracował z gru‑ pę medialnych doradców, którzy skutecznie zarządzali jego obecnością w mediach, zwłaszcza w telewizji, kreując wizerunek męża stanu, który poszukuje społecznego porozumienia191. Rozwój PR wygenerował pojawienie się nowych współczesnych kreatorów wi‑ zerunku – spin doktorów. To określenie, które powstało dopiero w latach 80., ma wydźwięk pejoratywny, nawiązując do znaczenia angielskiego słowa spin, które do‑ słownie oznacza – kręcić się, wirować, obracać, snuć (na przykład historię), manipu‑ lować; put a positive spin on something – ukazać coś w pozytywnym świetle. Oznacza zatem informowanie w sposób tendencyjny, przewrotny, w celu perswazyjnym192.

189 Fakty i dane dot. debaty przytaczane za: T. Lis, op. cit., s 111–118. 190 Cytat za: T. Lis, op. cit., s. 116. 191 J.B. Thompson, op. cit., s. 140. 192 W. Pisarek (red.), Słownik terminologii medialnej..., op. cit., s. 199.

57 Spin doktor to określenie specjalisty PR, który odpowiada nie tylko za wizerunek medialny, ale przede wszystkim za taktykę medialną ugrupowania lub polityka. Ma dbać o popularność polityka i przedstawiać jego osobowość, poglądy i program tak, aby zdobyć jak najwięcej wyborców. Robi to poprzez ochronę jego reputacji dzięki odpowiedniemu interpretowaniu faktów, zdarzeń i zjawisk, przekuwanie porażek w sukcesy, dyskredytowanie przeciwników wyborczych. Zjawisko spin doctoringu, „nakręcania” informacji, należy przypisać specjalistom w dziedzinie PR, zwłasz‑ cza politycznego public relations193. Symbolem ery spin doctoringu stał się prezydent USA Ronald Regan. Jak pisze Jabłoński: „doradcy w dziedzinie wizerunku przestali przypominać dziennikarzy pracujących za biurkiem; bardziej adekwatna odtąd staje się dla nich rola reżysera starannie planującego polityczne widowisko – konwencję partyjną, narodową rocznicę, wiec, demonstrację, itp. Aby zainicjować nową formę komunikowania potrzeba było nie tylko doradców, ale i polityka, który potrafiłby się znaleźć w roli głównego aktora opisywanego widowiska z udziałem mediów. I zna‑ leziono autentycznego aktora – Ronalda Regana, który stał się symbolem począt‑ kowej ery spin doctoringu, jaką były w Stanach Zjednoczonych lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku”194. Najważniejszą rolę odegrał doradca Regana Michael Deaver, który potrafił zna‑ leźć dla niego odpowiednią scenerię do wystąpień i wypowiedzi na określone tematy. Dzięki technikom spin doctoringu Ronald Regan, a później Bill Clinton uzyskali re‑ elekcję. Mieli doskonałe sztaby PR, które skutecznie wykreowały ich wizerunki, ale byli także obciążeni głośnymi aferami: Regan – Iran‑Contars,­ a Clinton – romansem z Moniką Levinsky. Przedstawiane w odpowiednim świetle i poddawane odpowied‑ niej interpretacji nie zaszkodziły ich notowaniom. W Polsce techniki politycznego marketingu (w rozumieniu przytoczonych dwu- dziestowiecznych definicji) zostały wykorzystane już w kampanii wyborczej w czerw‑ cu 1989 roku. 8 maja 1989 roku ukazał się pierwszy numer „Gazety Wyborczej”. 10 maja wyemitowano pierwszy przedwyborczy program „Solidarności”. Każdy z kandydatów „Solidarności” miał zdjęcie z Lechem Wałęsą – znany przywódca opo‑ zycji miał być ich przepustką do parlamentu. W wyborach w 1989 roku „Solidarności” doradzał Jacques Séguéla, jeden z najbardziej znanych francuskich twórców reklamy, właściciel znanej agencji reklamowej RSCG. Przez wiele lat bliski doradca prezyden‑ ta Françoisa Mitterranda. W 1995 roku Séguéla doradzał w kampanii Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, kreując go na europejskiego Billa Clintona. Za pierwszą politycz‑ ną debatę w rozumieniu politycznego marketingu można uznać telewizyjne starcie pomiędzy Lechem Wałęsą a Konstantym Miodowiczem, przewodniczącym Ogólno‑ polskiego Porozumienia Związków Zawodowych, która została wyemitowana 30 li‑ stopada 1988 roku. 64 proc. badanych respondentów wskazało na Wałęsę jako zwy‑ cięzcę pojedynku, a 74 proc. opowiedziało się wówczas za legitymizacją Niezależne‑ go Związku Zawodowego „Solidarność”195. Znaczenie spin doktorów Polacy poznali w czasie kampanii wyborczej 2005 roku, kiedy tę rolę w PiS grali politycy Adam Bielan i Michał Kamiński oraz Jacek Kurski, stosujący techniki zaczerpnięte z czarnego PR.

193 W. Jabłoński, Polityczne public relations a kreowanie informacji. Analiza krytyczna w: J. Olędzki, D. Tworzydło, Public relations..., op. cit., s. 229. 194 W. Jabłoński, Polityczne public relations..., op. cit., s. 230. 195 J. Myśliński, Kalendarium polskiej prasy, radia i telewizji, Instytut Badań Literackich PAN, BEL Studio, Warszawa 2004, wyd. II, s. 131–132.

58 O tym jak w Polsce rodził się polityczny marketing, opowiedział w jednym z wy‑ wiadów Marcel Łoziński, znakomity dokumentalista, który był także medialnym doradcą Tadeusza Mazowieckiego: „Walczyliśmy we czterech: Krzysztof Krauze, Jacek Skalski, mój syn Paweł i ja, byliśmy zupełnymi dyletantami. Mocno przera‑ żonymi. Nasz kandydat był wspaniały dla Polski, ale zupełnie niemedialny, nawet wtedy, kiedy wpływ mediów nie był jeszcze tak ogromny. Mówił cicho, był kameral‑ ny i nieugięty wobec jakichkolwiek prób zmiany wizerunku [...]. Udało mi się wtedy nawiązać kontakt z Jacquesem Séguélą, najwybitniejszym specjalistą od kreowania wizerunku polityków w Europie. Pomagał na przykład Mitterandowi i Jospinowi [...]. Ale nasi przyjaciele z Unii Demokratycznej powiedzieli nam, że on nie zna naszej sytuacji politycznej i że sami sobie damy radę”196. Nie dali. Mazowiecki, uzyskując 18,1 proc. głosów, przegrał w pierwszej turze wyborów prezydenckich w 1990 roku z Lechem Wałęsą, który zdobył 40­‑procentowe poparcie. Największą porażką była jednak przegrana ze Stanem Tymińskim, (23,1 proc. głosów)197, który pojawił się na polskiej scenie politycznej znikąd (a właś‑ ciwie przyjechał z USA) i w telewizji wymachiwał czarną teczką z rzekomymi taj‑ nymi dokumentami, które rozpaliły wyobraźnię Polaków. Doradcą Tymińskiego był wtedy Piotr Tymochowicz. W 2006 roku Łoziński zrealizował z Tymochowiczem film dokumentalny Jak to się robi. Tymochowicz ogłosił „casting na lidera”, na który zgłosiło się ponad sto osób. Powstała szkółka kandydatów na polityków. Warsztatom towarzyszył z kamerą Łoziński. Zdjęcia odbywały się w tajemnicy przed mediami. Zaangażowany był wyłącznie Jacek Hugo­‑Bader, który obserwował eksperyment. W ciągu trzech lat politycznych warsztatów udało się z młodego człowieka z pro‑ wincji wykreować działacza politycznego. Darek – to prawdziwe imię bohatera filmu – już w czasie castingu stwierdził, że polityka kojarzy mu się z „władzą, pieniędzmi i popularnością” oraz, że jest zdolny „dążyć po trupach do celu”. Na początku dekla‑ rował, że ma poglądy „takie bardziej centroprawicowe, czyli po prostu w stronę PiS­ ‍‑u”, później, że skłania się ku lewicy, by na końcu stwierdzić – pod wpływem Tymo‑ chowicza, który wskazuje mu miejsce, gdzie można odnieść polityczny sukces – że „jedynym porządnym politykiem w Polsce jest Lepper”198. Recenzenci okrzyknęli film najlepszym politycznym dokumentem po 1989 roku – Tadeusz Sobolewski: „Powstał pierwszy od lat polski film polityczny z prawdziwe‑ go zdarzenia. Gorzki i niewygodny dla nikogo”199. Sam Łoziński szukał w filmie po‑ zytywnego wydźwięku: „[...] Większość z tych, którzy wzięli w tym projekcie udział, zrezygnowała, kiedy zdała sobie sprawę z tego, że Tymochowicz nimi manipuluje. Pokazali, że warto mieć poglądy i być im wiernym. I takie, chciałbym, żeby było przesłanie filmu. A że jeden z tych chłopaków został do końca? Wiedziałem, że tacy ludzie istnieją”200. Od 1989 roku w każdych kolejnych wyborach w Polsce rósł udział marketingu politycznego – najsilniej ujawnił się w czasie kampanii prezydenckiej i parlamentar‑ nej 2005 roku, i przyspieszonej parlamentarnej 2007 roku. Sztaby wyborcze dwóch

196 E. Winnicka, Z czego się robi polityków, „Polityka”, nr 40, 7 października 2006, s. 36. 197 Wyniki wyborów w pierwszej turze wyborów prezydenckich 1990 roku za: M. Cichosz, op. cit., s. 123. 198 Cytaty pochodzą z filmu Marcela Łozińskiego Jak to się robi. 199 T. Sobolewski, Przepis na polityka, „”, 27 lipca 2006, s. 3. 200 J. Wiewiórski, Zobacz jak się robi polityka, „Gazeta Wyborcza”, 20 listopada 2006, s. 7.

59 największych partii politycznych PiS oraz PO każdego dnia niemal „bombardowa‑ ły” wyborców za pośrednictwem mediów sensacjami, reklamami, eventami. O skali niespotykanego dotąd w kampaniach politycznych zjawiska może świadczyć fakt, że prasa i media elektroniczne emitowały konferencje prasowe, na których sztaby wy‑ borcze prezentowały polityczne reklamy. Wyobraźnię dziennikarzy zajmowały inter‑ pretacje owych spotów, stopklatki prezentowane były w gazetach codziennych w for‑ mie zdjęć, organizowano w mediach debaty publicystów i polityków, którzy zamiast na temat politycznych programów, spierali się o interpretację politycznych reklam. Fragmenty politycznych reklam znane były odbiorcom, zanim jeszcze rozpoczął się wykupiony przez partie w telewizji i radiu czas ich emisji. Specjalistom od politycz‑ nego marketingu, dzięki pośrednictwu mediów, udało się stworzyć atmosferę ocze‑ kiwania na polityczną reklamę niczym na festiwalową premierę filmu fabularnego. Nowe zadania przed kreatorami wizerunku postawił internet. Stwierdzenie, że zmienił sposób międzyludzkiej komunikacji jest dziś truizmem. Nie zawsze jed‑ nak dostrzegamy związek tej oczywistej prawdy z innymi dziedzinami społecznej działalności. Dzisiejsze problemy ze skutecznością promocji, marketingu i PR wy‑ nikają między innymi z ignorowania faktu, że jak zauważyła jedna z badaczek PR w kontekście globalnego usieciowienia – „pojawienie się i rozwój internetu – a wraz z nim przeobrażenie się gospodarki i społeczeństwa opartego na sieciach – przybli‑ żył public relations do czwartego modelu opisanego przez Gruniga: symetrycznej komunikacji dwustronnej, który to model wydawał się nieosiągalny”201. Jeśli zatem uwzględniamy ciemną stronę sieci i jej niebezpieczne dla międzyludzkiej komuni‑ kacji aspekty, na które wskazują między innymi Aleksander Bard, Jan Söderqvist, Ryszard Tadeusiewicz202 czy Andrew Keen, to trzeba pamiętać także, że w kontek‑ ście PR jej istotne atrybuty to: „wiedza (merytokracja), równość członków społecz‑ ności, zdolność tworzenia technologii i dzielenia się z nią z innymi członkami spo‑ łeczności, wolność, swoboda dostępu do technologii i korzystanie z niej w sposób, jaki samemu uznaje się za najwłaściwszy, komunikacja pozioma oraz interaktywne wykorzystanie sieci”203. Nie można już dziś ignorować – w żadnym z aspektów pro‑ wadzenia promocyjnej działalności – że sieć oprócz tego, że pozwala na zastosowa‑ nie coraz to nowych, skutecznych technik promocyjnych wynikających z szybkiego rozwoju technologii, oznacza przede wszystkim (dzięki tym samym nowoczesnym technologicznym rozwiązaniom) interaktywność, a zatem zwrotne działanie komu‑ nikatu ze wszystkimi tego konsekwencjami. Tę zmianę rozumiał wyborczy sztab Baracka Obamy, który na niespotykaną dotąd skalę wykorzystał internet. Celem było nie tylko prezentowanie kandydata w internecie, ale oddanie jego strony we władanie internautów. Stworzenie sytuacji, w której setki tysięcy młodych Amerykanów stawało się poprzez internetowe działa‑ nia nieformalnymi, aktywnymi pracownikami jego sztabu, którzy działają na rzecz wyborczego zwycięstwa kandydata bez żadnych oczekiwań dla siebie – prócz jedne‑ go – by Obama wygrał. Tę ideę udało się wcielić w życie Chrisowi Hughesowi, dy‑ rektorowi internetowych przedsięwzięć w sztabie Baracka Obamy. Hughes to także

201 A. Miotk, Wyzwania public relations w dobie usieciowionej gospodarki i sieciowego społeczeństwa, w: J. Olędzki (red.), Public relations. Społeczne wyzwania... op. cit., s. 103. 202 Por.: R. Tadeusiewicz, Społeczność Internetu, Akademicka Oficyna Wydawnicza Exit, Warszawa 2002, wyd. I, s. 124–127. 203 A. Miotk, op. cit., s. 104.

60 współtwórca jednego z najpopularniejszych portali społecznościowych – Facebooka. Dzielił w akademiku na Uniwersytecie Harvarda pokój z Markiem Zuckerbergiem, drugim współzałożycielem portalu, wymyślał niekonwencjonalne rozwiązania i wspólnie z nim uczył się, jak sprawić, by młodzi ludzie pokochali Facebook. To zadanie zostało zakończone sukcesem. W 2008 roku Hughes sprawił, że internau‑ ci – w zdecydowanej większości – pokochali Baracka Obamę, widząc w nim wielką nadzieję na zmianę polityki USA i wyraziciela idei pokolenia sieci. Hughes stwo‑ rzył specjalną stronę internetową: my.barackobama.com. Ale strona w kampanii wy‑ borczej nie jest niczym nowym. Hughes jednak – co dotąd nigdy się nie zdarzyło – zrezygnował z pełnej kontroli nad stroną i oddał ją we władanie internautów: „[...] Dzięki cyfrowym narzędziom, w które Hughes wyposażył serwis społecznoś‑ ciowy Obamy, powstała internetowa społeczność licząca ponad milion uczestników. Ale zamiast dążyć do pełnej kontroli nad przekazem z centrali, co często robią orga‑ nizatorzy tradycyjnych kampanii, Hughes dał wszystkim członkom tej społeczności dostęp do cyfrowych instrumentów, pozwalających na zorganizowanie się, wymia‑ nę informacji, planowanie spotkań wyborczych i zbieranie funduszy dla kandydata. Sztab wyborczy Obamy oddał jego przemówienia i swoją strategię marketingową w ręce internautów i zachęcał: „bierzcie i róbcie z tym, co chcecie”204. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Na przykład Will.i.am – muzyk z zespo‑ łu Black Eyed Peas – napisał muzykę do przemówienia Obamy, w którym przyszły prezydent USA mówił o wielkiej zmianie i nadziei na nowy świat. Wraz z Jessem Dylanem (synem Boba Dylana) wyprodukowali krótki teledysk z udziałem Herbie Hanckoka i Scarlet Johanson, który pokazała telewizja ABC. Od tego czasu teledysk, zatytułowany Yes, We Can (to najsłynniejsze hasło tej kampanii), stał się jednym z najchętniej oglądanych na portalu You Tube; pojawiły się różne wersje językowe i remiksy. Strona internetowa Obamy od pozostałych w tej kampanii różniła się du‑ żymi możliwościami interaktywności. Internauci mogli na niej zakładać blogi, orga‑ nizować różne akcje, dyskutować między sobą, zgłaszać pomysły, poznawać się na‑ wzajem. Na stronie Obamy, na samym dole, znajdował się napis: „Text Hope. 62262”. Nadzieja to przewodnie hasło kampanii Obamy. Wystarczyło kliknąć w ten komu‑ nikat, aby znaleźć się w bazie danych sztabowców Obamy i od tej pory taka osoba dostawała informacje na temat spotkań, wieców, szkoleń, wolontariatu, itp. W sytu‑ acji, kiedy zgodnie z amerykańskim prawem wyborczym pojedyncza osoba może przekazać na rzecz kandydata maksymalnie 4,6 tys. dolarów, taka baza danych to skarb. Zamożni polityczni poplecznicy szybko przekraczali taki próg finansowy. Obama mógł wysłać maile do około miliona osób w swojej bazie danych i poprosić o wsparcie w wysokości kilkudziesięciu dolarów. „Sztabowcy Obamy postawili na normalność. Dostarczają narzędzi, a ludzie robią z nich użytek. To bezpreceden‑ sowa strategia. Ryzykowana, ale niezwykle skuteczna”205. Obama mocno zaznaczał swoją obecność także w takich serwisach społecznościowych, jak My Space, Face‑ book, Bebo, Twitter. Powstawały oddolne inicjatywy wyborców, zupełnie odmienne niż tradycyjny odgórny system prowadzenia kampanii politycznej206.

204 Peter Lynden, dyrektor New Politics Institute w: Rutyna kontra zjawisko, „Press”, kwiecień 2008, s. 105. 205 Tamże. 206 D. Tapscott, op. cit., s. 417.

61 Skuteczność tej internetowej strategii potwierdziły liczby: według stanu na 1 maja 2008 roku Obama zebrał 265 milionów dolarów, połowa pochodziła od ofia‑ rodawców wpłacających mniej niż 200 dolarów. Ponad 28 milionów dolarów stano‑ wiły datki wpłacone online. Liczba jego znajomych na Twitterze przekroczyła mi‑ lion (dla porównania Hilary Clinton miała ich 330 tysięcy, a kandydat republikanów John McCain – 140 tysięcy)207. Obama (nie osobiście, ale poprzez swój sztab) na bie‑ żąco informował swoich sympatyków o zamierzeniach, spotkaniach, planowanych działaniach, dzielił się przemyśleniami i opiniami. Uproszczeniem byłoby stwierdzenie, że Obama wygrał wybory prezydenckie wyłącznie dzięki umiejętności wykorzystania nowych mediów. Na sukces złożyło się wiele innych czynników: największy od lat 30. XX wieku kryzys ekonomiczny, który pogrążył republikanów, bezrobocie wśród młodych wkraczających na rynek pracy, wyniszczająca i nieprzynosząca oczekiwanych efektów wojna w Iraku, fatalna ocena dwóch kadencji prezydenckich Busha. Po raz pierwszy także na kampanię prezydencką przeznaczono tak rekordową ilość pieniędzy. Umiejętność wykorzysta‑ nia nowych mediów w celu zaktywizowania młodych wyborców przechyliła jednak szalę tego sukcesu. Kanadyjski badacz internetu Don Tapscott uważa nawet, że kampania prezy‑ dencka Obamy w sieci była przejawem narodzin demokracji 2.0 – w której podsta‑ wowym czynnikiem jest pokolenie sieci wykorzystujące internet do politycznej ak‑ tywności i uczestnictwa w życiu społecznym. Pokolenie sieci, które dorastało w oto‑ czeniu mediów cyfrowych weszło już w cyfrową dorosłość i zrozumiało, że ważne jest, kto sprawuje władzę. Nauczyło się wykorzystywać internet, by pokazywać swo‑ je możliwości organizowania się w grupy. W ciągu ostatnich kilku lat to pokolenie pokazało, że potrafi robić to skutecznie. W lutym 2009 roku na ulice wyszli Tehe‑ rańczycy protestując przeciw ponownemu wyborowi na prezydenta Iranu radykała Mahmuda Ahmadineżada. W marcu 2010 roku kilka tysięcy młodych ludzie wyszło na ulice Tajlandii – protestowali przeciw odwołaniu premiera. W grudniu 2010 roku wybuchły protesty w Afryce Północnej dając początek wielkim przemianom – upa‑ dali dyktatorzy, Zin Al­‑Abidin Ben Ali w Tunezji, Hosni Mubarak w Egipcie, Mu‑ ammar Kdafi w Libii. 15 maja rozpoczął się protest Ruchu Oburzonych w Hiszpa‑ nii, który dał początek manifestacjom w wielu europejskich miastach. 17 września rozpoczęła się okupacja Wall Street, a 15 października w ponad 900 tysiącach miast na całym świecie z hiszpańskimi Oburzonymi solidaryzowali się młodzi ludzie, któ‑ rzy wyszli na ulice. Nie sposób porównywać arabskiej rewolucji do protestów w Eu‑ ropie. W Afryce wróg miał twarz dyktatorów i były to społeczne protesty skierowane przeciw reżimom. W Europie i Stanach Zjednoczonych globalny ekonomiczny kry‑ zys podważył wiarę w kapitalizm i demokrację, a młodzi w protestach podkreślali swoją apolityczność, żądając globalnych zmian systemowych. Wspólne jest wyko‑ rzystywanie na wielką skalę portali społecznościowych do organizowania się i prze‑ kazywania informacji. Stały się platformą porozumienia, wymiany i organizacji, wspólnych manifestów i globalnego protestu przeciw politykom oraz instytucjom re‑ prezentującym kapitalizm. Już dużo wcześniej młodzi ludzie organizowali wspólne internetowe protesty przeciw politycznym decyzjom (zwłaszcza wszelkie nieformal‑ ne ruchy protestujące przeciw niszczeniu środowiska w różnych miastach świata),

207 Dane za: D. Tapscott, op. cit., s. 416–419.

62 działaniom firm, korporacji i instytucji państwowych. Ostatnie dwa lata pokazały, że każdy niemal protest pokolenie Facebooka jest w stanie zorganizować w kilka dni. Molly Katchpole, absolwentka college’u, wpisem na Facebooku przeciw pod‑ niesieniu opłaty za konto doprowadziła do odejścia z największego amerykańskiego banku – Bank of America – kilku tysięcy klientów, a pod jej apelem podpisało się ponad trzysta tysięcy osób. Bank wycofał się z podniesienia opłat. Przeniosła protest z ulicy do internetu i osiągnęła więcej aniżeli okupujący Wall Street w ciągu dwóch miesięcy. W Polsce kilkadziesiąt tysięcy rodziców zaprotestowało przeciw rządowe‑ mu projektowi obowiązkowego obniżenia wieku szkolnego dla dzieci do sześciu lat od 2011 roku. Powstało kilka portali ineternetowych – dwa najaktywniejsze to: Ratuj Maluchy i Prawa Rodziców208. Rodzicom udało się zebrać kilkaset tysięcy podpisów i wysłać list do Rzecznika Praw Obywatelskich. W rezultacie nowelizacja ustawy o systemie oświaty na początku została odłożona w czasie, a tuż przed wyborami parlamentarnymi 2011 roku – zaniechana. Organizujące się na społecznościowych portalach grupy nie tworzą sformalizo‑ wanej politycznej siły, zdolnej przejąć władzę. Pokazują jednak, że z ich głosem rządzący muszą się liczyć. Demokratyczny system sprawowania władzy, w którym politycy wygłaszają przemówienia, uczestniczą w debatach i wiecach, przekonując obywateli do głosowania, a kiedy ci spełnią wyborczy akt, ich głos jest natychmiast ignorowany – zdaniem Tapscotta – nie jest możliwy do utrzymania. Pokolenie sieci domaga się bowiem poprzez obywatelską działalność w internecie udziału we wła‑ dzy: „Ci, którzy dorastali w epoce cyfrowej, spodziewają się współpracy z polityka‑ mi, a nie wysłuchiwania ich oratorskich popisów. Chcą być bezpośrednio zaangażo‑ wani – prowadzić dialog, przedstawiać własne pomysły, patrzeć im na ręce, wspierać inicjatywy, nie tylko podczas wyborów – także wtedy, gdy oni obejmą już władzę”209. Do pokolenia sieci kierują swoje przekazy także polscy politycy, którzy kreują swoje wizerunki na politycznych blogach. Prowadzi je większość polityków, po‑ przez internetowe strony promują swoich liderów niemal wszystkie partie. Trudno jednak mówić o przełomie, jakiego dokonał sztab wyborczy Baracka Obamy. Jak zauważył w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” socjolog dr Michał Piotr Pręgowski, który oceniał kampanię prezydencką 2010 roku w Polsce – politycy w internecie pi‑ sali bardziej do siebie aniżeli do swoich odbiorców, a ich blogi to przemówienia do tłumu, bez podejmowania prób odpowiadania na komentarze. Internauci zaś sami tworzyli grupy wspierające konkretnych polityków, bez żadnej pomocy ze strony ich sztabów: „[...] Politycy chcą korzystać z najlepszych wzorców, ale u nas kam‑ pania w internecie nie ma w sobie nic z kampanii Baracka Obamy – rewolucyjnej poprzez partnerskie sięgnięcie do internautów. Obserwujemy dobrze znane umizgi polityków, a nie próby budowania partnerstwa. Politycy nawet nie udają, że nas potrzebują”210. Tylko jeden polityk, którego można uznać za przedstawiciela pokolenia sie‑ ci (rocznik 1972), potrafił wykorzystać internet dla swoich celów w niespotykany w Polsce dotąd sposób. Rafał Trzaskowski, bo o nim mowa, nie mając funduszy na wyborczą kampanię, wszystkie działania skoncentrował w sieci, zwłaszcza na

208 Adresy: http://www.ratujmaluchy.pl, http://www.prawarodzicow.pl. 209 D. Tapscott, op.cit., s. 405. 210 M.P. Pręgowski, Kandydat na znajomego, „Gazeta Wborcza”, 12 czerwca 2010, s. 21.

63 stworzonej przez siebie stronie internetowej211. Dzięki internetowej strategii, w któ‑ rej wykorzystał poparcie znanych polityków, profesorów a przede wszystkim ar‑ tystów, temu młodemu i nieznanemu wyborcom z mass mediów kandydatowi do Europralmentu w wyborach 2009 roku udało sie zdobyć mandat eurodeputowane‑ go. Filmy i wypowiedzi z poparciem dla Trzaskowskiego umieścili na jego stronie przyjaciele oraz znani artyści i politycy, między innymi Michał Żebrowski, Jacek Saryusz­‑Wolski, Urszula Dudziak, Grzegorz Turnau, Tomasz Stańko, Zbigniew Zamachowski, Jerzy „Duduś” Matuszkiewicz, Janusz Morgenstern, Zbigniew Na‑ mysłowski, Witold Sobociński, Tomasz Karolak, Maria Czubaszek, prof. Edmund Wnuk­‑Lipiński, prof. Katarzyna Dąbrowska‑Zielińska­ , prof. Krzysztof Byrski, prof. Tadeusz Gadacz. W zabawnej i poważnej formie przekonywali do kandydatury in‑ teligenta, młodego doktora nauk politycznych, doradcy Przewodniczącego Komisji Spraw Zagranicznych Parlamentu Europejskiego Jacka Saryusza‑Wolskiego­ oraz Delegacji Platformy Obywatelskiej w Parlamencie Europejskim, akademickiego wykładowcy i komentatora polityki europejskiej, który biegle zna cztery języki obce i nigdy nie dał się poznać jako autor kontrowersyjnych politycznych wypowiedzi, a jedynie jako ekspert. Debaty Trzaskowskiego z politycznymi rywalami, ale także ze wspierającymi go znanymi postaciami życia publicznego, odbywały się nie w tele‑ wizji, ale w salach wykładowych uniwersytetów. Filmy z tych spotkań umieszczane były na portalu You Tube. Dopiero po wyborach do Eroparlamentu media tradycyj‑ ne zauważyły tę niezwykłą kampanię, w czasie jej trwania Trzaskowski obył się bez nich. W 2010 roku, a zatem już z perspektywy wygranych wyborów, Rafał Trzaskow‑ ski stwierdził, że kampania w internecie jest bardzo ważna, jednak nie mniej istotne jest zaangażowanie w sprawy regionu, kontakt z ludźmi oraz umiejętność wyko‑ rzystania wszystkich narzędzi, które daje marketing polityczny212. Wciąż utrzymuje jednak kontakt ze swoimi zwolennikami poprzez internet i poszerza możliwości jego wykorzystania w polityce. Stworzył swoją nową, bardziej interaktywną stronę i podaje na niej adresy wszystkich społecznościowych portali, których jest aktywnym uczestnikiem i poprzez które utrzymuje kontakt z internautami213. Internet łatwo dziś także wykorzystać do spowodowania wizerunkowego kryzy‑ su. Sprawcą politycznych przewrotów i skandali był wielokrotnie Matt Drudge, au‑ tor słynnej witryny Drudge Raport214. W 1998 roku rozpętał tak zwaną aferę rozpor‑ kową w USA, kiedy dowiedział się, że „Newsweek” posiada informacje o romansie Billa Clintona z Moniką Lewinsky. Uprzedził tygodnik i opublikował informację na swojej stronie, co wywołało polityczną burzę215. Matt Drudge jest uważany za new‑ sowego władcę internetu, jego witryna w 2008 roku była siódma na liście najpopu‑ larniejszych stron w USA, popularniejsza od stron internetowych „New York Time‑ sa” czy „The Washigton Post”. Tygodnik „Time” w 2006 roku wciągnął Drudge’a na listę stu najpotężniejszych osób świata216. Drudge jako pierwszy opublikował także zdjęcie Baracka Obamy w turbanie w czasie ostatniej prezydenckiej kampanii wy‑ borczej w USA. Zdjęcie wraz z informacją nagłośniły dzień później wszystkie duże

211 http://rafaltrzaskowski.pl (czas dostępu listopad 2009). 212 http://rafaltrzaskowski.pl/ (czas dostępu maj 2010). 213 Adres strony: http://www.trzaskowski.pl/. 214 Adres strony: http://drudgereport.com/. 215 Historia blogowania za: L. Olszański, op. cit., s. 34–66. 216 R. Korzycki, Newsowy władca Internetu, „Dziennik Polska Europa Świat”, 8­–9 marca 2008.

64 stacje telewizyjne, radiowe, opiniotwórcze gazety. Sam Matt Drudge mediów uni‑ ka i niewiele o nim wiadomo, przyznaje się tylko do politycznego sympatyzowania z Hillary Clinton. Sieć jest także najlepszą medialną przestrzenią do uprawiania poppolityki. Nie tylko ścierają się w niej zaangażowane ideowo grupy internautów, wykorzystując multimedia do ośmieszania przeciwników politycznych (często są sterowani przez samych polityków), ale staje się areną politycznego kabaretu, który z pozoru tylko jest zabawny. Najbardziej jaskrawy przykład ostatnich lat to wykreowanie Krzysz‑ tofa Kononowicza. W październiku 2006 roku Adam Czeczetkowicz i Marek Czar‑ niawski z Polskiej Partii Narodowej (jej przewodniczącym jest znany z antysemi‑ ckich wypowiedzi Leszek Bubel) wstawili na popularnym portalu internetowym You Tube wideoklip z nagraniem Krzysztofa Kononowicza, kandydata na prezy‑ denta Białegostoku. Kononowicz, ubrany w charakterystyczny sweterek w turecki wzorek, zapowiadał, że kiedy zostanie prezydentem, zlikwiduje wszytko – narkoty‑ ki, przestępstwa, bezrobocie, papierosy. Że nie będzie „biurokractwa, łachmyctwa”, „I niczego nie będzie”217 – zakończył swoją wypowiedź, uznaną przez młodzież od razu za kultową, niczym teksty z filmu Rejs. Jego klip obejrzało ponad trzy miliony internautów. Sam Kononowicz nie zrobił kariery politycznej, choć zdobył niewielki procentów głosów, ale stał się celebrytą. Zapraszany na spotkania z młodzieżą, mię‑ dzy innymi do znanego Clubu 70 w Warszawie (19 stycznia 2007 roku) uczestniczył w specyficznym show, w którym trudno odróżnić było, czy śmieją się tylko z nie‑ go, czy także z samych siebie i obrazu współczesnej polskiej polityki. „Kiedy zosta‑ nę prezydentem, wybuduję fabryki, żeby młodzi mieli gdzie pracować [...] Jak nie w Białymstoku, to w Warszawie zostanę prezydentem, bo jakiś fotel objąć muszę” – opowiadał z wiarą na tych spotkaniach218. Woda toaletowa Wars, którą przyniósł Ko‑ nonowicz do programu Tok2szok Jacka Żakowskiego i Piotra Najsztuba, gdzie był specjalnym gościem, osiągnęła na internetowej aukcji cenę czterech tysięcy złotych. W podsumowaniu warto przypomnieć i fakt, że w internetowym plebiscycie w Rosji zatytułowanym Imię Rosji. Historyczny wybór – 2008 (to tak zwana kal‑ ka angielskiego programu, zrealizowanego przez BBC Stu wielkich Brytyjczyków, w którym wygrał Winston Churchill), w drugiej turze, w której z 50 wyłonionych wcześniej w sondażu kandydatów Rosjanie mieli wybrać 12, którzy przejdą do ostatniego telewizyjnego etapu, w lipcu 2008 roku na pierwszym miejscu znalazł się Józef Stalin, na drugim Włodzimierz Wysocki, a na trzecim Włodzimierz Le‑ nin. W ostatecznych wynikach Stalin znalazł się na trzecim miejscu, a Lenin na siódmym, pierwszy był Aleksander Newski219. To także był wyraz internetowej opi‑ nii publicznej. Nowym marketingowym wyzwaniem ostatniej dekady stał się neuromarketing, w mediach traktowany stereotypowo, jako rodzaj „podglądania mózgu klientów” i kojarzony z „podprogowymi czarami”. Wiele szkody przyniósł rzekomy ekspe‑ ryment specjalisty od reklamy Jamesa Vicary’ego, który w rzeczywistości nigdy nie miał miejsca. Vicary w 1957 roku w kinie w Fort Lee w stanie New Jersey w USA miał wyświetlać w czasie filmu pod tytułem Picnic na ekranie, na specjalnie w tym

217 http://www.youtube.com/ (czas dostępu, październik 2007). 218 D. Koźlenko, Kosmiczny ziomal, „Newsweek”, 28 stycznia 2007, s. 31–33. 219 http://www.nameofrussia.ru/ (czas dostępu styczeń 2010).

65 celu zainstalowanym urządzeniu, niewidoczny dla oka, ale docierający do podświa‑ domości napis: „Jedz popcorn”; „Pij colę”. Jak twierdził Vicary udało się zwiększyć sprzedaż popcornu o 57,7 proc. i coca‑coli­ o 18,1 proc. Reklamę uznano w mediach za niedopuszczalną i zwiastującą manipulacyjne eksperymenty na ludzkich móz‑ gach (skoro można nakazać – poza naszą świadomością – że trzeba jeść popcorn i pić colę, równie dobrze można nakazać, by kogoś unicestwić lub zrobić coś innego, równie przerażającego). Po medialnej wrzawie wokół Jamesa Vicary’ego tego rodza‑ ju reklam zabroniono w Australii i Wielkiej Brytanii, a Federalna Komisja Komu‑ nikacji w USA oświadczyła, że za stosowanie komunikatów podprogowych można utracić koncesję220. Vicary nigdy nie ujawnił szczegółowych procedur badawczych, a w czasie późniejszych pokazów tajemniczego urządzenia prawie nigdy ono nie działało, wreszcie w wywiadzie dla „Advertisig Age” wszystkiemu zaprzeczył i przy‑ znał, że eksperyment od początku był oszustwem221. Zdaniem wielu psychologów, w tym Pratkanisa i Aronsona, a także Rafała Ohme, który prowadzi w Polsce zaawansowane badania wiązane z neuromarketingiem, działanie reklam podprogowych nie zostało nigdy w żaden sposób udowodnione”222. Jeden z ciekawszych eksperymentów, jaki przytaczają Pratkanis i Aronson, to prze‑ prowadzony w 1958 roku przez Kanadyjski Związek Nadawców podczas emisji wieczornego, popularnego programu Close­‍Up, kiedy to na ekranie wyświetlono 352 razy podprogowy komunikat: „Zadzwoń teraz”. Częstotliwość telefonowania nie wzrosła w ogóle, ale kiedy poproszono telewidzów o odgadnięcie komunikatu, przysłano prawie 500 listów, w których nie było ani jednej poprawnej odpowiedzi, za to ponad połowa respondentów twierdziła, że w czasie programu chciało im się jeść lub pić: Zdaniem autorów Wieku propagandy, dowodzi to tylko tego, że ludzie chcą wierzyć w skuteczność podprogowych czarów223. Rafał Ohme zaś dodaje, że łączenie badań biometrycznych i podprogowej reklamy przypomina wrzucanie do jednego worka chemii i alchemii albo astronomii i astrologii224. Współczesne badania nad bodźcami podprogowymi nie mają nic wspólnego z „podprogowymi czarami” i są związane z takimi dziedzinami nauki jak neuro‑ nauka i psychologia eksperymentalna. Rafał Ohme uważa, że alternatywnie do ter‑ minu „neuromarketing” można używać nazwy „badania biometryczne”. Sformu‑ łowanie neuromarketing ze względu na różnego rodzaju osoby uprawiające w tym zakresie naukowe hochsztaplerstwo, a także z powodu mediów, które uatrakcyjniają artykuły na ten temat, sugerując skanowanie mózgu niczego nieświadomych klien‑ tów – nabrało pejoratywnego znaczenia. Badania biometryczne definiuje zaś jako analizę procesów układu nerwowego, przede wszystkim ośrodkowego, czyli mózgu. Mogą polegać na neuroobrazowaniu albo na analizie fal mózgowych, analizuje się także pracę obwodowego układu nerwowego oraz aktywności na przykład układu oddechowego, mięśniowego. Wyniki badań mają pomagać firmom w prowadze‑ niu marketingowych strategii, gdyż za najważniejsze osiągnięcie neuromarketingu

220 A. Pratkanis, E. Aronson, op.cit., s. 248. 221 Por.: M. Lindstrom, Zakupologia. Prawda i kłamstwa o tym, dlaczego kupujemy, przeł. M. Zieliń‑ ska, Wydawnictwo Znak, Kraków 2009, wyd. I, s. 74. 222 A. Pratkanis, E. Aronson, op. cit., s. 250. 223 Tamże, s. 251. 224 Wszystkie wypowiedzi prof. Ohme na temat neuromarketingu przywołane na podstawie rozmo‑ wy B. Czechowskiej­‑Derkacz z prof. Rafałem Ohme, marzec 2009 roku.

66 uważane jest odkrycie, że „uczucia, które deklarujemy wobec produktu nie prze‑ kładają się na nasze zachowanie jako konsumentów225”. Teza ta została postawiona między innymi przez Martina Lindstroma, doradcę takich firm jak Disney, Lego, Pepsi czy Mercedes‑Benz,­ uznawanego, zwłaszcza przez media, za marketingowe‑ go geniusza i „futurologa marki”. Lindstrom w książce Zakupologia. Prawda i kłam- stwa o tym, dlaczego kupujemy, postawił tezę, że w podejmowaniu decyzji o zaku‑ pach kierujemy się emocjami: somatycznymi markerami, sensory branding – czyli oddziaływaniem marki na zmysły (w języku angielskim sensory oznacza zmysłowy, czuciowy, brand to marka), i podświadomymi skojarzeniami, nie zaś racjonalną ana‑ lizą226. Ohme dodaje, że badania biometryczne pokazują, co ludzie zrobią, a nie to, co powiedzą, że zrobią. Możliwości neuromarketingu poruszają wyobraźnię specjalistów od marketingu politycznego. Ciekawe są badania Rafała Ohme w zakresie podprogowych informa‑ cji mimicznych w ujęciu psychologii eksperymentalnej: „[...] Badania eksperymen‑ talne wykazują, że twarz jako pierwsza wyodrębniana jest z chaosu prezentowanych bodźców. Nic, nawet najbardziej wymyślna figura, rysunek zwierzęcia czy rośliny, nie jest tak sprawnie rozpoznawane i zapamiętywane jak zdjęcie twarzy [...]. Twarz jest istotnym jawnym i utajonym źródłem społecznych sądów. Przykładowo, wierzy‑ my, że mężczyzna o kwadratowym podbródku potrafi bronić swoich racji, a kobietę o pełnych ustach cechuje namiętny charakter. Kiedyś fizjonomiści stawiali podobne diagnozy niejako «naukowo», wiadomo jednak, że czyni to praktycznie każdy z nas (często bezwiednie)”227. Na podstawie przeprowadzonych badań Ohme postawił tezę, że człowiek dys‑ ponuje neuronalnym potencjałem, który psychologicznie predysponuje nas do sku‑ tecznego odczytywania informacji mimicznych. Proces percepcji mimicznej może mieć charakter automatyczny – samoczynny, bez koniecznego udziału świadomości. Jak prognozuje – rozwój nowoczesnych technik badawczych, takich jak PET (tomo‑ grafia emisji pozytronowej) i fMRI (funkcjonalny rezonans magnetyczny), umożli‑ wiających neuroobrazowanie, w połączeniu z obserwacjami klinicznymi, przyczyni się do stworzenia precyzyjnej mapy połączeń neuronalnych, odpowiedzialnych za odczytywanie ekspresji emocjonalnej oraz informacji o twarzy228. Politycy zatem, opanowując sztukę posługiwania się mimiką twarzy, będą w stanie panować nad emocjami swoich wyborców. Sondaż politycznych emocji po raz pierwszy przeprowadził Rafał Ohme w czasie kampanii wyborczej w 2007 roku, wspólnie z tygodnikiem „Newsweek”229. W eks‑ perymencie uczestniczyło stu studentów, którzy oglądali czterdziestosekundowe migawki z konferencji prasowych liderów partii. Użyto w nim elektroencefalografu przystosowanego do badań neuromarketingowych. Okazało się, że chociaż badani studenci deklarowali niechęć lub sympatię do określonych liderów, to zapis fal móz‑ gowych w czasie obserwowania ich występów często pokazywał coś przeciwnego. Jak twierdzi Ohme konflikt między racjonalnym stanowiskiem a podświadomymi

225 M. Lindstrom, op. cit., s. 155. 226 Tamże. 227 R.K. Ohme, Podprogowe informacje mimiczne. Ujęcie psychologii eksperymentalnej, Wydawnictwo Instytutu Psychologii PAN, Szkoła Wyższa Psychologii Społecznej, Warszawa 2003, wyd. I, s. 7. 228 Tamże, s. 16. 229 J. Chyłkiewicz, POPiS mózgu, „Newsweek”, 21 października 2007, s. 67­–72.

67 emocjami nie jest rzadkością: „Nazwisko lidera to coś w rodzaju brandu. Mózg rea‑ guje na nie jak na markowy produkt. Na przykład ktoś, kto lubi komputery Apple, na widok logo tej firmy reaguje silnym pobudzeniem przyśrodkowej kory przedczoło‑ wej. Uważa się, że ta struktura jest aktywna, gdy utożsamiamy się z jakąś osobą bądź obiektem. Odpowiadająca nam marka staje się zatem częścią naszego «pojęcia Ja». Z brandami, jakimi są nazwiska liderów, jest tak samo. Polityk nie musi być najlep‑ szy. Ważne, by był «dla mnie»”230. Ohme uważa, że powszechne wykorzystywanie badań biometrycznych w mar‑ ketingu politycznym, to kwesta najbliższych kilku lat: „Podobnie jak w przypadku firm, partie będą czekać na sygnał kolegów z Zachodu. Kiedyś decyzje medyczne dotyczące leczenia podejmowano na podstawie rozmowy z pacjentem, dzisiaj taka rozmowa jest ważna, ale najważniejsza jest diagnostyka, czyli badania typu USG, EKG, czy Roentgen. Podobnie będzie z marketingiem. Przyszłym pokoleniom ma‑ reketerów nie przyjdzie do głowy, że można wydawać miliony dolarów na reklamy jedynie na podstawie rozmowy z konsumentami i pytania ich o to, czy ta reklama zachęciła ich do kupowania produktu. To jest «wywiad z pacjentem», który jest waż‑ ny, ale twarde decyzje podejmuje się na podstawie twardej diagnostyki. Warto dodać, że polscy naukowcy nie mają się czego wstydzić, są zdecydowanie w awangardzie w dziedzinie badań biometrycznych”. Podkreśla jednak, że badania te mogą tylko wspomagać marketingowe strategie i budowanie wizerunku polityka: „Jest to «kombinezon Adama Małysza», który po‑ zwala mu polecieć kilka centymetrów dalej i zdobyć olimpijski medal, ale aby mógł w ogóle tak daleko skakać, potrzebny jest jego talent. Bez tego talentu nic nie było‑ by mu w stanie pomóc. To samo dotyczy obecności w polityce”. I dodaje: „Nie da się zachęcić ludzi do głosowania przeciwko swojej woli. Wszelkie badania – czy to biometryczne, czy klasyczne – pozwalają znaleźć argumenty, które mogą przekonać niezdecydowanych. Ale żadne badania ani kampania marketingowa nie są w stanie zmienić silnie umotywowanych postaw – jeśli ktoś jest zwolennikiem PiS albo PO, nie ma możliwości, aby przekonać go do głosowania na inną partię. Natomiast jeśli ktoś się waha, to badania biometryczne mogą pomóc mu w podjęciu decyzji”. Na skuteczność kampanii wyborczych i wizerunku kandydata wpływ mają jed‑ nak nie tylko media. To proces bardziej skomplikowany i w ocenie skuteczności po‑ litolodzy uwzględniają więcej czynników, między innymi: kontekst społeczny, poli‑ tyczny i prawny, badania rynku politycznego, wykorzystywane metody marketingo‑ we, między innymi pozycjonowanie, targeting, segmentację, a także projektowanie strategii marketingowej, zarządzanie i organizację kampanii wyborczej, wreszcie – komunikację marketingową z uwzględnieniem roli mediów231.

230 Cytat za: J. Chyłkiewicz, POPiS mózgu..., s. 72. 231 Por.: M. Cichosz, op. cit., M. Mazur, op. cit.

68 1.5. Potęga wizerunków i teoria symulakrów Jeana Baudrillarda w polityce

Siłę oddziaływania wizerunków ilustruje historia dwóch zdjęć Ernesta Guevary de la Serna, lekarza pochodzącego z argentyńskiej rodziny o arystokratycznych korze‑ niach, syna Ernesta Guevary Lyncha i Celii de la Serna Llosa. Powszechnie znanego jako Comandante Che Guevara. Kubański fotograf Alberto Korda robił zdjęcia w czasie uroczystości żałobnych na cześć ofiar wybuchu w La Courbe w 1960 roku. W pierwszych rzędach siedzieli Fidel Castro i goście, którzy w tym czasie akurat przyjechali na Kubę, między inny‑ mi słynny filozof Jean Paul Sartre i Simone de Beauvoir. Wszyscy robili im zdjęcia, ale Che nie było widać; stał za mównicą: Jak wspomina Korda: „Niespodziewanie znalazł się w obiektywie mojego aparatu i zrobiłem mu zdjęcie w poziomie. Natych‑ miast uświadomiłem sobie, że to niemal portret na tle jasnego nieba. Ustawiłem apa‑ rat w pionie i zrobiłem drugie zdjęcie. Wszystko to trwało mniej niż 10–15 sekund. Che wyszedł i nie pojawił się więcej. To był całkowity zbieg okoliczności”232. Korda uchwycił zamyślonego Che Guevarę, ze wzrokiem skierowanym w dal, w nieod‑ łącznym lekko przekrzywionym berecie na głowie. Sześć lat później włoski wydawca Giangiacomo Feltrinelli wyruszył w podróż w poszukiwaniu fotografii Che. Był pe‑ wien, że Guevara nie wróci z Boliwii, gdzie z garstką ludzi prowadził beznadziejną partyzancką walkę. Feltrinelli odnalazł Kordę i właśnie jego zdjęcie z 1960 roku uznał za najlepsze. Che Guevara został schwytany 8 października 1967 przez wyszkolony oddział boliwijskich komandosów i zastrzelony dzień później, kiedy do szkoły, w której był więziony, przyleciał boliwijski pułkownik Joaguín Zenteno Anaya i Felix Rodríguez – „kapitan Ramos”, agent CIA233. Ciało obdartego, wychudzonego i brudnego Che starannie umyto, uczesano i wystawiono na widok publiczny w łaźni szpitala Nue‑ stra Señora de Malta w Vallegrande. Boliwijscy generałowie nie chcieli dopuścić do spekulacji, czy zabity partyzant to Che Guevara, ale w ten sposób popełnili błąd. Świat obiegła pośmiertna fotografia Che, zrobiona przez Freddy’ego Albortę, na któ‑ rej „przygnębiony, wściekły i obszarpany człowiek, jakim był dzień wcześniej, prze‑ kształcił się w Chrystusa z Vallegrande, a w jego przejrzystych, otwartych oczach malował się delikatny spokój zgody na ofiarę”234. Ale kilka dni później, kiedy media podały wiadomość o śmierci Che, wydawca Feltrinelli wypuścił w świat najpopularniejszy plakat w dziejach, do którego wyko‑ rzystał zdjęcie Che zrobione przez Kordę w 1960 roku. Jak opisuje jeden z biogra‑ fów Guevary, Jorge G. Castañeda – „Natychmiast przejęty przez opłakujących Che studentów z Mediolanu, pojawił się na gniewnych demonstracjach. Wkrótce stał się drugą połówką ikonograficznego dyptyku. Zrobiona przez Freddy’ego Albortę foto‑

232 Por.: J.G. Castañeda, Che Guevara, przeł. J. Mikos, Wydawnictwo Świat Książki, Warszawa 2007, wyd. I, s. 188. 233 Relacje, czy to Boliwijczycy, czy Amerykanie naciskali na śmierć Guevary, są sprzeczne, ale udział USA w schwytaniu i egzekucji Che nie ulega wątpliwości. Por.: J.L. Anderson, Che Guevara, przeł. G. Waluga, Wydawnictwo Amber, Warszawa 2008, wyd. I, s. 527–532. 234 J.G. Castañeda, op. cit., s. 11.

69 grafia ciała Che wyłożonego w pralni szpitala Nuestra Señora de Malta pozbawiła miliony młodych ludzi ich idola. Jednak zdjęcie Kordy przywróciło im Che żywego: ze spojrzeniem utkwionym w odległy horyzont, włosami lekko rozwianymi na wie‑ trze i jasną twarzą na tle otwartego nieba”235. Od tej pory jedna z najsłynniejszych ikon popkultury ma twarz Che Gueva‑ ry z fotografii Kordy, jest powielana na T­‑shirtach i innych gadżetach, promowa‑ na przez artystów i nowych propagatorów jego legendy. Zbrodnie Che Guevary na kubańskich więźniach politycznych i jego ideologiczny fanatyzm rozmyły się w opowieściach o romantycznym rewolucjoniście walczącym z niesprawiedliwoś‑ cią, wzmacnianych jednym z najsłynniejszych zdjęć świata. David Freedberg, autor książki Potęga wizerunków..., pisząc o wpływie wizerun‑ ków na człowieka zauważa, że zawsze miały one wielką moc. Najsilniej oddzia‑ ływały wizerunki religijne, a po konsekracji (ożywieniu) stawały się przedmiotem kultu. Obrzędy konsekreacyjne kończyły się niejako zaproszeniem boga, by za‑ mieszkał w swoim przedstawieniu236. Moc oddziaływania religijnych wizerunków wykorzystywali władcy. Pomijając kultury i epoki, gdzie uznawani byli za bogów, także w czasach nowożytnych królowie i przywódcy swoje portrety nie tylko upięk‑ szali, ale starali się nadać im boskie cechy, by wzmocnić biblijne przesłanie, że wła‑ dza pochodzi od boga. Wszelkie wady na portretach były tuszowane. Kiedy pojawi‑ ły się zdjęcia, najważniejsza była przybierana na nich poza – odpowiednie ujęcie miało przekonać o wielkości i wyjątkowości przywódców. Skrzętnie ukrywane były wszelkie objawy choroby, w powszechnym odbiorze uznawane za objaw słabości. W nowojorskim letnim domu Franklina Delano Roosevelta, prezydenta Stanów Zjednoczonych w latach 1932–1945, wśród pięćdziesięciu tysięcy zdjęć, które tam zgromadzono, tylko na dwóch widać go jak siedzi na wózku inwalidzkim. Na więk‑ szości zdjęć prezydent jedną ręką opiera się o swego syna, drugą o laskę – w ten spo‑ sób udawało się ukryć jego częściowy paraliż237. Sztab wyborczy Roosevelta kreował i umacniał wizerunek silnego fizycznie przywódcy narodu, który podoła wszelkim przeciwnościom. Niewiele jest zdjęć chorego i wyniszczonego pod koniec życia syfili‑ sem Włodzimierza Lenina, a w oficjalnym obiegu nie było ich w ogóle. Podobnie jest ze zdjęciami chorego Stalina czy Leonida Breżniewa. Długo ukrywano zdjęcia i na‑ grania dyktatora Fidela Castro ze szpitala, a kiedy już je pokazano – był to wizerunek wracającego szybko do zdrowia rekonwalescenta. Takich przykładów jest wiele. Manipulacja obrazem nie jest jednak wynalazkiem XXI wieku. Na jednym z najbardziej znanych zdjęć Abrahama Lincolna z około 1860 roku głowa należy do prezydenta, a ciało do senatora Johna Colhouna – w ten sposób starano się ukryć fizyczne niedostatki Lincolna. Hany Farid, amerykański profesor nauk informatycz‑ nych, jeden z najbardziej znanych tropicieli zdjęciowych fałszerstw podkreśla, że to, co się rzeczywiście zmieniło od XIX wieku, to łatwość, z jaką można dzisiaj mani‑ pulować fotografiami238 (na swojej stronie internetowej prezentuje wiele przykładów

235 Tamże, s. 188. 236 D. Freedberg, Potęga wizerunków. Studia z historii i teorii oddziaływania, przeł. E. Klekot, Wy‑ dawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2005, wyd. I, s. 59. 237 W. Cwalina, A. Falkowski, op. cit., s. 13. 238 P. Meyer, Prawda i rzeczywistość w fotografii: autorytety informatyki, przeł. J. Mikołajczyk, Wy‑ dawnictwo Helion, Gliwice 2006. Przykłady manipulacji fotografią można znaleźć także w artykule M. Rotkiewicza, Piksel świadkiem, „Polityka”, nr 39, 26 września 2009, s. 90.

70 manipulacji zdjęciami, zwłaszcza w kontekście wyborczo­‑politycznym). W dobie fotografii cyfrowej najbardziej niefotogenicznego polityka, w zależności od założeń kampanii wyborczej, można przedstawić jako męża stanu, ojca narodu, oddanego rodzinie człowieka, silnego przywódcę, można ukryć jego wady, wyeksponować za‑ lety. Wystarczy grafik, znający tajniki komputerowych programów do obróbki zdjęć. Po ukazaniu się słynnego eseju Waltera Benjamina z 1936 roku Dzieła sztuki w dobie reprodukcji technicznej, pojawiały się głosy o rozproszeniu siły oddziaływa‑ nia poddanego reprodukcji oryginału – także w odniesieniu do powszednich wize‑ runków. Nowe okrutne wojny XX wieku – jak ta w Jugosławii – pokazały, że do powielanych w nieskończoność i wyzierających zewsząd dzięki internetowi wize‑ runków nie można się przyzwyczaić. To rodzaj obrazów, których siła nie uległa osłabieniu239. Przeciwnie, ich wielość i dostępność, a także niemożność wyelimi‑ nowania (mimo przemijających zdarzeń ich przedstawienia w formie zdjęć można bez trudu odnaleźć w internecie), sprawiają, że nabrały dodatkowej mocy rozbu‑ dzania wyobraźni. Jak podsumowuje Freedberg – dzisiaj „żaden ruch polityczny nie zaistnieje i nie dojdzie do skutku bez odwołania się do zdobyczy tej drugiej rewolucji [rewolu‑ cji będącej skutkiem połączenia fotografii cyfrowej i internetu oraz swobodnego dostępu do wizerunków w sieci – przyp. red.], a także bez wykorzystania potęgi wizerunków, niewyobrażalnej w przeszłości. [...] Następstwem wszystkich waż‑ niejszych konfliktów, do jakich doszło od 1989 roku zarówno w skali globalnej, jak i lokalnej, było obrazoburstwo i cenzura. Każdy z tych konfliktów stanowił żywe świadectwo tego, jak wizerunki nieuchronnie pociągają ludzi i pobudzają ich do działania. [...] umiłowanie i nienawiść wizerunków są często dwiema stronami tej samej monety. Im większa ich emocjonalna władza nad odbiorcą, tym bardziej prawdopodobne, ze poddane zostaną cenzurze i zniszczone”240. Ta nowa siła wize‑ runków objawiła się między innymi w obalaniu pomników Saddama Husajna po interwencji w Iraku w 2003 roku. Akty te nie były jednak takie spontaniczne, a tłum nie tak liczny, jak przedstawiały zdjęcia. Amerykańska telewizja zręcznie ukrywała, że w burzeniu pierwszego pomnika Husajna w Bagdadzie Irakijczykom pomagały wojska amerykańskie. Roland Barthes, autor zbioru esejów pisanych pod koniec lat 50. i zebranych w tomie Mitologie, analizuje mitologizowanie wyborczych fotografii. W eseju Fo- togenika wyborcza pisze, że kandydaci na deputowanych zdobią wyborcze afisze swoimi zdjęciami, gdyż przypisują fotografii „moc przekazywania”241. Zdjęcie, zda‑ niem Barthesa, przywraca osobisty, tradycyjny charakter wyborów i „przesłania po‑ litykę”: „W zdjęciu kandydata nie mogą się objawić jego zamiary: raczej założenia, przyczyny, jakie nim poruszają, wszystkie rodzinne, umysłowe, erotyczne nawet okoliczności, cały styl istnienia, którego jest jednocześnie przykładem, wytworem i przynętą”242. Jakby kandydat chciał powiedzieć, „spójrzcie na mnie, jestem taki jak wy! Fotografia staje się zwierciadłem, w którym przeglądają się wyborcy, pozwa‑ la odczytać im to, co bliskie – „własną podobiznę, ale oczyszczoną i uwzniośloną,

239 D. Freedberg, op. cit., s. XXXVII. 240 Tamże, s. XXXV­‑XL. 241 R. Barthes, Mitologie..., op. cit., s. 81. 242 Tamże.

71 podniesioną do godności typu”243. Barthes opisuje rodzaje wizerunków. Jest na przy‑ kład portret solidności i uczciwości, gdzie można wyróżnić typy: intelektualisty oraz „tłusty i krwisty”. Jest także typ przystojniaka: „publiczności zaleca go zdrowie i męskość”244. Kandydaci na zdjęciach wspomagają się rekwizytami – na przykład mundurem z orderami lub dziećmi: „Fotografia szantażuje tu po prostu widza war‑ tościami moralnymi: ojczyzną, armią, rodziną, honorem”245. Wciąż nie zmieniła się mitologia wyborczej fotografii – nadal stara się przedsta‑ wiać mężów stanu, ojców narodu i „przystojniaków” w otoczeniu rodziny czy na tle narodowej flagi. Zmieniła się natomiast technika robienia zdjęć pozwalająca na dowolne manipulacje i poszerzyły się możliwości oddziaływania wizerunków po‑ przez media. Politykę jednak współtworzy dzisiaj tabloidowy charakter mediów, a to wyznacza sposoby kreacji politycznych wizerunków. Udziałem odbiorców stał się marketin‑ gowy show. Zamiast z politykami mamy do czynienia z tak zwanymi normalsami, zamienianymi przez media w gwiazdy show biznesu, media zaś nie kreują demo‑ kratycznego, politycznego dyskursu, a polityczną telenowelę z udziałem polityków­ ‍‑celebrities, którzy opowiadają o swoich prywatnych sprawach i uśmiechają się z wi‑ deoklipu zamieszczonego na internetowym blogu. Wizerunek stał się dzisiaj cenniejszy niż kiedykolwiek (przesądza o wyborczym zwycięstwie), a jednocześnie wykreowany w medialnej rzeczywistości skrywa brak znaczenia. W ten sposób ziściła się w polityce filozofia symulakrów Jeana Bau‑ drillarda, opisana w jednej z najsłynniejszych jego książek, Symulakry i symulacja, w której autor postawił tezę, że rzeczywistość nie istnieje – mamy do czynienia je‑ dynie z jej symulacją246. Swój wywód Baudrillard zaczyna od opowieści Borgesa, w której kartografowie Cesarstwa przygotowują tak dokładną mapę, że pokrywa całe terytorium Cesarstwa, a potem rozpada się wraz z Cesarstwem. Następujące po so‑ bie stadia obrazu sprawiły jednak, że nie ma już ani mapy – będącej odzwierciedle‑ niem terytorium Cesarstwa – ani samego Cesarstwa. Zatarła się różnica między tym, co wyobrażeniowe a tym, co rzeczywiste – rzeczywistość przestała istnieć:

Dzisiejsza abstrakcja nie jest już abstrakcją mapy, sobowtóra, lustra czy pojęcia. Sy‑ mulacja nie jest już symulacją terytorium, przedmiotu odniesienia substancji. Stanowi raczej sposób generowania – za pomocą modeli – rzeczywistości pozbawionej źródła i realności: hiperrzeczywistości. Terytorium nie poprzedza już mapy ani nie trwa dłu‑ żej niż ona. Od tej pory to mapa poprzedza terytorium – precesja symulakrów – to ona tworzy terytorium i, by odwołać się ponownie do opowieści Borgesa, dziś to strzępy terytorium gniją powoli na płaszczyźnie mapy. To szczątki rzeczywistości, a nie mapy, przetrwały tu i tam, na pustyniach, które nie należą jednak do Cesarstwa, lecz do nas. Oto pustynia rzeczywistości samej247.

Stworzenie „pustyni rzeczywistości” to między innymi efekt działania współ‑ czesnych mediów. To one stały się jedyną rzeczywistą prawdą. Obrazuje to przy‑ kład reality show, czyli filmowania zdarzeń na żywo, pokazywania życia zwykłych

243 Tamże, s. 82. 244 Tamże. 245 Tamże, s. 83. 246 J. Baudrillard, Symulakry i symulacja..., op. cit., s. 12. 247 Tamże, s. 6.

72 ludzi okiem kamery, która ich śledzi 24 godziny na dobę. Baudrillard przypomina pierwszy amerykański eksperyment reality show z 1971 roku z udziałem rodziny Laudów, która przeżyła głęboki emocjonalny kryzys i rozpadła się po siedmiu mie‑ siącach zdjęć. Baudrillarda nie zaprząta jednak pytanie, czy rozpad by nastąpił, gdy‑ by telewizji w domu Laudów nie było. Bardziej interesujący jest dla niego fakt, że codzienne życie tej rodziny filmowane było tak, jakby telewizji przy tym nie było: „Zwycięstwo według realizatora polegało na tym, że «żyli oni tak, jakby nas tam nie było». Jest to stwierdzenie absurdalne, paradoksalne – ani prawdziwe, ani fałszywe, raczej utopijne. To «jakby nas tam nie było» równoznaczne jest z «jakbyście to wy tam byli»”248. To główny cel funkcjonowania mediów, sprawianie, że rzeczywistość ziszcza się za ich pośrednictwem. Słynna definicja mediów McLuhana – medium is massage – dla Baudrillar‑ da oznacza, że przekaźnik sam stał się dzisiaj wydarzeniem, a model komunikacji z uwzględnieniem pośrednictwa mediów objął jednocześnie trzy elementy: „przekaz, środek przekazu i «rzeczywistość»”249. Objawia się to w ambiwalentnym pokazywa‑ niu przez media problemów, przez co następuje społeczna destrukcja. W przedsta‑ wianiu terroryzmu na przykład media stały się nośnikiem jego potępienia, a jedno‑ cześnie upowszechniają „prymitywną fascynację aktami terroryzmu, ich działalność sama ma charakter terroryzmu, w tej mierze, w jakiej same zmierzają ku fascynacji (odwieczny dylemat moralny, por. Umberto Eco: w jaki sposób omijać tematy terro‑ ryzmu, w jaki sposób uczynić dobry użytek z mediów – taki użytek jednakże nie jest możliwy)”250. Baudrillard zastanawiając się zatem, czy środki masowego przekazu stoją po stronie władzy, manipulując masami, czy też po stronie mas, podważając, a właści‑ wie likwidując sens przekazywanych informacji poprzez gwałt i fascynację, docho‑ dzi do wniosku, że „przepędzają zarówno sens, jak bezsens, manipulują we wszyst‑ kich możliwych sensach, nikt nie może poddać tego procesu kontroli”251. Same kon‑ trolują zatem chaos, którego jednocześnie są sprawcami. Taki obraz rzeczywistości musi powodować społeczny niepokój i utratę wiary w informacyjną wartość współ‑ czesnych mediów. Przywołując za Baudrillardem kolejne stadia obrazu: stanowi on odzwiercied‑ lenie głębokiej rzeczywistości, skrywa i wypacza rzeczywistość, skrywa nieobecność głębokiej rzeczywistości, pozostaje bez związku z jakąkolwiek rzeczywistością: jest symulakrem samego siebie252 – można postawić tezę, że politycy stali się ostatnim stadium – symulakrami samych siebie. Funkcjonują bowiem w rzeczywistości kre‑ owanej przez media, która w niewielkim stopniu jest odbiciem realności. Wszystko zaczyna się, kończy, jest rozgrywane i podlega rygorom świata mediów – tam roz‑ grywają się dramaty, „prawdziwe”, ogłaszane są rozwiązania społecznych proble‑ mów. To zamknięty obieg, scena wszystkich politycznych zdarzeń, bez której nie byłoby dziś politycznego życia. Specjaliści PR, pracujący nad przekonującymi symulakrami polityków i dzien‑ nikarze, reżyserujący to widowisko, wspólnie sprawiają, że informacja, zamiast

248 Tamże, s. 39. 249 Tamże, s. 105. 250 Tamże, s. 108. 251 Tamże. 252 Tamże, s. 12.

73 sprzyjać komunikowaniu, w tym przypadku komunikowaniu politycznemu – „wy- czerpuje się w inscenizowaniu komunikacji. Zamiast wytwarzać sens, wyczerpuje się w inscenizowaniu sensu”253. Cytując Baudrillarda – „Dokonujący się na ogromną skalę proces symulacji, który tak doskonale znamy. Wywiady­‑rzeki, głosy i gada‑ nina, telefony od telewidzów i słuchaczy, wielokierunkowa interaktywność, słow‑ ny szantaż: «To was dotyczy, to wy jesteście wydarzeniem itp.» W coraz większym stopniu informację opanowują i pochłaniają tego rodzaju widmowe treści, władzę nad nią zdobywają działające homeopatycznie wszczepy, ogarnia je sen na jawie o komunikacji”254. Symulakry polityków mogą dzisiaj ziścić się dzięki reklamie, która pochłonęła wszystkie współczesne formy aktywności, w tym także aktywność polityczną. Na‑ stąpił: „Triumf powierzchownej formy, najmniejszy wspólny mianownik wszystkich znaczeń, zerowy stopień sensu, zwycięstwo entropii nad wszelkimi możliwymi tro‑ pami. Najniższa forma energii znaku. Ta nieartykułowana, momentalna, bez prze‑ szłości i bez przyszłości forma, pozbawiona możliwości przemiany, gdyż jest formą ostateczną, ma władzę nad wszelkimi innymi. Wszystkie obecne formy aktywności zmierzają ku reklamie, a większość z nich w niej się wyczerpuje”255. Reklama po‑ przez swoje ultimatum „kupuję, konsumuję, czerpię rozkosz”, zamienione na „gło‑ suję, uczestniczę, jestem obecny, obchodzi mnie to i dotyczy” stała się zwierciadłem paradoksalnego szyderstwa wszelkich publicznych znaczeń256. Takim szyderstwem stały się także wizerunki polityków – symulakry nawołujące z otaczającego odbiorcę zewsząd świata mediów – „wybierz mnie, jestem najlepszy!”. Istotną konsekwencją polityków‑symulakrów­ i symulacji rzeczywistości jest to, że największym współczesnym politycznym złudzeniem jest władza przywódców. Skoro stali się symulakrami samych siebie, to i ich władza jest symulacją. Podsumo‑ wując za Baudrillardem: „[...] władza istnieje już wyłącznie po to, by ukryć swoją nieobecność. Symulacja, która może trwać w nieskończoność, skoro – w odróżnie‑ niu od «prawdziwej» władzy, która jest bądź była strukturą, strategią, stosunkiem sił, stawką w grze – ta władza, stanowiąc wyłącznie przedmiot poddany prawu podaży i popytu, nie podlega już przemocy ani nie może zostać wydana na śmierć. Zosta‑ je całkowicie pozbawiona wymiaru politycznego, uzależniona, jak każdy towar od produkcji i masowej konsumpcji”257. To zasada, która pokazuje funkcjonowanie polityków‑symulakrów.­ Potrafią być mili i uprzejmi wobec siebie w sejmowych kuluarach i tuż przed wejściem do ra‑ diowego lub telewizyjnego studia. Kiedy zapala się czerwone światło, sygnalizu‑ jące rozpoczęcie nagarnia politycznej debaty lub rozmowy – na użytek odbiorców mass mediów – schlebiając schematycznym wyobrażeniom i stereotypowym opi‑ niom, zamieniają się w odbicie wyznawanych przez siebie ideologii, jeśli w ogóle jakieś wyznają, najczęściej uosabiają propagandowe hasła samych siebie. Wyostrzają sądy i wdzięczą się do dziennikarzy. W wirtualnym show pomaga im anturage me‑ dialnego teatru. W środowisku dziennikarskim krąży opowieść o Mariuszu Walterze, twórcy TVN, który przekonując zarząd do uruchomienia pierwszej w Polsce dwu‑

253 Tamże, s. 104. 254 Tamże, s. 103. 255 Tamże, s. 111. 256 Tamże, s. 115–116. 257 Tamże, s. 37.

74 dziestoczterogodzinnej telewizji informacyjnej nieomal przepowiedział medialną przyszłość. Powiedział podobno, że od czasu, kiedy zostanie uruchomiona TVN 24 posłowie przestaną ze sobą rozmawiać; będą mówić wyłącznie do kamery. Przepo‑ wiednia się ziściła. Politycy zamiast dyskutować nad rozwiązaniami współczesnych społeczno­‑politycznych problemów przemawiają w stronę telewizyjnych kamer. Kreacja politycznych symulakrów wpisuje się w definicje wizerunku uwzględ‑ niające tworzenie wyobrażeń i ich emocjonalny odbiór. To stało się punktem wyj‑ ścia poszukiwania definicji do analiz wizerunkowych Aleksandra Kwaśniewskiego i Andrzeja Leppera. Przyjęta w studium przypadków definicja wizerunku polityka to stworzone w mediach szczególnego rodzaju wyobrażenie, które poprzez wywoła‑ nie skojarzeń przyczynia się do jego emocjonalnego odbioru. Nie jest to obraz rze‑ czywisty, dokładnie i szczegółowo nakreślony, ale raczej mozaika wielu szczegółów, podchwyconych przypadkowo, fragmentarycznie, o nieostrych różnicach. To ujęcie na podstawie przedstawionych wcześniej definicji.

1.6. Udział „Gazety Wyborczej” w polskim życiu politycznym – od solidarnościowego etosu do komercjalizacji

Powstanie „Gazety Wyborczej” było jednym z przełomowych momentów w historii mediów polskich w okresie transformacji. Przedsięwzięciu patronowała „Solidar‑ ność” (pierwszy numer ukazał się 8 maja 1989 roku z hasłem pod winietą „Nie ma wolności bez Solidarności”) oraz Lech Wałęsa, który nazwał ją „pierwszym nieza‑ leżnym dziennikiem między Łabą a Pacyfikiem”258. Redaktorem naczelnym, zgod‑ nie z decyzją Lecha Wałęsy, został Adam Michnik. To zaważyło na kształcie gazety. Konflikt z Wałęsą i częścią solidarnościowych środowisk ujawnił się bardzo szybko – w 1990 roku w czasie wyborów prezydenckich „Gazeta Wyborcza” poprała kandy‑ daturę Tadeusza Mazowieckiego i odebrano jej logo „Solidarności”. Adam Michnik ocenił, że w gruncie rzeczy było to błogosławieństwem, gdyż redakcja nie musiała już poczuwać się do lojalności wobec „Solidarności” i Lecha Wałęsy (a kiedy pół roku później na czele związku stanął , była to już inna „Solidarność”, z którą „Wyborcza” nie czuła żadnego powinowactwa)259. Ten moment pokazał po raz pierwszy bardzo wyraźny społeczny podział nie tylko w wymiarze politycznym, ale także w sferze przyszłego sposobu prezentowania poglądów w mediach i rysu‑ jących się wokół „Wyborczej” linii podziału. Właśnie wtedy pojawiły się zarzuty, że zawłaszczyła pieniądze z pomocy zagranicznej, przeznaczonej dla polskiej opozycji. Wypowiedź Jacka Maziarskiego, oskarżającego „Wyborczą” opublikowało „Życie Warszawy”. W wyniku procesu, jaki „Gazeta Wyborcza” wytoczyła redakto‑ rowi naczelnemu Tomaszowi Wołkowi i redakcji, opublikowano sprostowanie, ale te oskarżenia od tamtego czasu wracały260.

258 L. Wałęsa, „Gazeta Wyborcza” nr 1, 8 maja 1989, s. 1. 259 R. Kalukin, Wałęsa odbiera nam znaczek, w: „20 przygód «Gazety» w Trzeciej i Czwartej Rzeczy‑ pospolitej” – jubileuszowy dodatek do „Gazety Wyborczej”, 8 maja 2009, s. 4. 260 T. Mielczarek, op. cit., s. 91

75 Ze względu na wyrazistą osobowość Adama Michnika i jego życiorys aktywne‑ go działacza solidarnościowej opozycji, jednej z głównych postaci biorących udział w ustaleniach Okrągłego Stołu, ale także czas społeczno­‑politycznych przemian – „Gazeta Wyborcza” od początku była politycznie zaangażowana (w takim celu zo‑ stała powołana – została wynegocjowana przy Okrągłym Stole, by reprezentować w czerwcowych wyborach obóz solidarnościowy). Jednym z pierwszych najważniej‑ szych tekstów, stanowiących istotną cezurę czasową w polskich mediach po 1989 roku, który miał konsekwencje zarówno polityczne, jak i długofalowe, związane z kształtem mediów po polskiej transformacji, jest opublikowany 3 lipca 1989 roku apel Adama Michnika, zatytułowany Wasz prezydent, nasz premier. To jeden z teks‑ tów, który ukazał ideowe pękniecie dziennikarskiego środowiska. Nie do zaakcepto‑ wania dla wielu środowisk solidarnościowych był zaproponowany przez Michnika układ podziału władzy między „Solidarność” (premier) i dawną nomenklaturę (pre‑ zydent): „(...) W jaki sposób może ruch demokratyczny zwyciężyć stalinowską no‑ menklaturę bez rewolucji i przemocy? Twierdzę, że tylko poprzez sojusz demokra‑ tycznej opozycji z reformatorskim skrzydłem obozu władzy. Polska stoi w obliczu takiej możliwości. Zważmy: nie jest łatwo wyjść z totalitarnego komunizmu. Dotąd nikomu to się nie udało. Podjąć musimy zatem dzieło bez precedensu”261. Kiedy Adam Michnik pisał ten tekst, Polska była rozdarta między demokracją a socjalistyczną dyktaturą. Prezydentem został wybrany przez Zgromadzenie Na‑ rodowe (przewagą jednego głosu) autor stanu wojennego Wojciech Jaruzelski, a na premiera desygnowano członka Biura Politycznego KC PZPR Czesława Kiszczaka, któremu jednak nie udało się zbudować rządu. Mimo to pierwsze reakcje na artykuł Michnika nie były przychylne – Jan Nowak Jeziorański w tekście w „Gazecie Wybor‑ czej” przypominał, że podobny hurraoptymizm panował w 1981 roku, a skończyło się stanem wojennym, Karol Modzelewski dowodził, że krajem i tak rządzi partyjna nomenklatura, zatem premier z „Solidarności” jest mydleniem oczu, a Tadeusz Ma‑ zowiecki na łamach „Tygodnika Solidarność” stwierdził, że „pospieszne domaganie się udziału we władzy może zniszczyć właściwą opozycji odpowiedzialność za pań‑ stwo, a wcale nie zbudować skutecznej i trwałej odpowiedzialności za rządy”262. Tekst Wasz prezydent, nasz premier zmienił jednak polską rzeczywistość, choć pa‑ miętać oczywiście trzeba o prowadzonych wówczas politycznych rozmowach na te‑ mat podziału władzy. Sojusz „Solidarności” z reformatorskim obozem PZPR uznano za główny projekt polityczny Adama Michnika i fundament III Rzeczypospolitej Pol‑ skiej – przez jednych nazywany dzieckiem rozsądku, przez innych – zdradą solidar‑ nościowych ideałów. „Gazeta Wyborcza” stała się punktem odniesienia dla zwolenni‑ ków i adwersarzy obu podglądów. Kolejne teksty Adama Michnika, pisane w imieniu redakcji i dotykające najżywotniejszych społeczno­‑politycznych problemów w Pol‑ sce, takie jak Antykomunizm z ludzką twarzą263 z 1993 roku, „Gazeta” kłopot wolno- ści264 z 1995, Zło lustracji 265 z 2000, czy komentarze z 2005 roku podważające ideolo‑ gię IV RP promowaną przez Prawo i Sprawiedliwość – wyznaczały oś dyskusji.

261 A. Michnik, Wasz prezydent, nasz premier, „Gazeta Wyborcza”, 3 lipca 1989, s. 1. 262 Opinie i cytaty za: R. Kalukin Potrzebny był impuls, w: „20 przygód «Gazety» w Trzeciej i Czwar‑ tej Rzeczypospolitej” – jubileuszowy dodatek do „Gazety Wyborczej”, 8 maja 2009, s. 3. 263 A. Michnik, Antykomunizm z ludzką twarzą, „Gazeta Wyborcza” nr 213, 11 września 1993, s. 9. 264 A. Michnik, „Gazeta” ­– kłopot wolności, „Gazeta Wyborcza” nr 106, 9 maja 1995, s. 14. 265 A. Michnik, Zło lustracji, „Gazeta Wyborcza” nr 215, 14 września 2000, s. 3.

76 Zarzucano „Gazecie Wyborczej” wielokrotnie nadmierne zaangażowanie poli‑ tyczne: po stronie Tadeusza Mazowieckiego w wyborach prezydenckich 1990 roku, Unii Demokratycznej i liberałów w wyborach parlamentarnych 1993, Jacka Kuro‑ nia w wyborach prezydenckich 1995, a kilkanaście lat później, w 2005 i 2007 roku – wspieranie Platformy Obywatelskiej w kampanii parlamentarnej. Adam Michnik te zarzuty odpierał, argumentując, że „Gazeta Wyborcza” ma swoje polityczne sym‑ patie, jednak prezentuje poglądy wszystkich opcji politycznych i składał jednocześ‑ nie piórem swoim i znanych publicystów jednoznaczne deklaracje wyborcze („Będę głosował na Jacka Kuronia”266, „Będę głosował na listę Unii Demokratycznej”267, „kto pragnie zmiany, powinien zagłosować na te ugrupowania, których hasłem jest odsunięcie od władzy PiS i jej populistyczno­‑nacjonalistycznych satelitów”268). W 2002 roku, po wybuchu tak zwanej afery Rywina „Gazeta Wyborcza” borykała się z problemem wiarygodności. Śledztwo w sprawie nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji prowadzone zarówno przez sejmową komisję śledczą, jak i media, ujaw‑ niło patologie funkcjonowania władzy i niejasne powiązania polityczno‑biznesowo­ ­ ‍‑medialne. Spowodowało nie tylko poważne przesunięcia władzy (SLD niemal zu‑ pełnie zostało zmiecione z politycznej sceny i po dziś dzień nie jest w stanie od‑ budować swojej pozycji), ale także niekorzystnie wpłynęło na wizerunek „Gazety Wyborczej” oraz Adama Michnika. Odmawiano mu nawet prawa do funkcjono‑ wania w życiu publicznym, a samej „Wyborczej” sprzeniewierzenie się dziennikar‑ skim ideałom. Nie chodziło o samą publikację tekstu Ustawa za łapówkę, czyli przy- chodzi Rywin do Michnika, w którym Paweł Smoleński opisał przebieg wydarzeń i korupcyjną propozycję złożoną Adamowi Michnikowi przez Lwa Rywina269, ale o czas tej publikacji. „Wyborcza” zdecydowała się na druk po pół roku od opisy‑ wanych przez nią zdarzeń. Wyjaśnienia, że redakcja chciała najpierw przeprowa‑ dzić dziennikarskie śledztwo, nikogo nie przekonały. Pojawiły się podejrzenia, że biznesowa gra prowadzona z Lwem Rywinem to efekt oczekiwania na korzyści z nowelizacji ustawy, nie zaś dziennikarskiego śledztwa. Dziennikarz „Trybuny”, Maciej Wołyński, napisał: „Gdyby faktycznie celem Michnika było zdemaskowanie korupcji, to wówczas powinien był jeszcze w lipcu zawiadomić prokuraturę i na‑ tychmiast przekazać taśmę z podstępnego nagrania organom ścigania. [...] Michnik doniesienia do prokuratury nie złożył, natomiast na rozlicznych konwektyklach towarzysko­‑biznesowych opowiadał na prawo i lewo o tym, że ma nagraną taśmę z rozmowy z Rywinem, która rzekomo kompromituje eseldowskich przeciwników koncentracji kapitału w mediach. [...] Na co więc czekał? Prawdopodobnie na dal‑ szy ciąg wydarzeń związanych ze ślimaczącymi się pracami nad nowelizacją usta‑ wy o radiofonii i telewizji”270. Najbardziej zaszkodziły „Wyborczej” owe – jak to ujął Wołyński – „rozliczne konwektykle towarzysko­‑biznesowe” Adama Michnika. W jego zeznaniach przed powołaną do zbadania tej sprawy sejmową komisja śledczą zarysowała się sytuacja,

266 A. Michnik, „Gazeta” – kłopot wolności..., s. 14. 267 A. Michnik, O co idzie w tych wyborach, „Gazeta Wyborcza” nr 719, 25 października 1991, s. 5. 268 Jarosław Kurski, Najważniejsze wybory od 18 lat, „Gazeta Wyborcza”, 19 października 2007, s. 1. 269 P. Smoleński, Ustawa za łapówkę, czyli przychodzi Rywin do Michnika, „Gazeta Wyborcza” nr 300, 27 grudnia 2002, s. 3. 270 Cytat za: P. Smoleński, Kto się boi sprawy Rywina, „Gazeta Wyborcza” nr 26, 31 stycznia 2003, s. 18.

77 w której kontakty redaktora naczelnego największego polskiego dziennika z polity‑ kami na wysokich stanowiskach, w tym prezydentem RP, przekraczają granicę służ‑ bowych spotkań i oficjalnych rozmów. W rezultacie w 2004 roku Adam Michnik odsunął się od kierowania „Gazetą Wyborczą”. Publikuje od czasu do czasu swoje komentarze czy teksty publicystyczno‑historyczne.­ Włącza się w momentach waż‑ nych ideowych sporów. Po opublikowaniu przez Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka książki Lech Wałęsa a SB. Przyczynek do biografii, stanął w obronie Lecha Wałęsy i mocnym, krótkim zdaniem odpowiedział: „Odpieprzcie się od Le‑ cha Wałęsy”271. Występuje jako przeciwnik IV RP i jej architekta – PiS. W 2007 roku zachęcał do wzięcia udziału w wyborach, aby „odzyskać Polskę”272. Aferą Rywina nadszarpnięty został autorytet „Gazety Wyborczej” i samego Ada‑ ma Michnika, ale ekonomiczna sytuacja Agory pogorszyła się także z powodu nie‑ udanego przedsięwzięcia powołania do życia nowej codziennej gazety „Nowy Dzień”, dynamicznego wejścia na rynek dwóch dzienników agresywnie promo‑ wanych przez koncern Axel Springer – tabloidu „Fakt” (2003 rok) oraz mającego pełnić rolę opiniotwórczą „Dziennika Polska Europa Świat” (2006 rok). Właśnie w 2005 roku, kiedy w czasie wyborów parlamentarnych walczyły ze sobą Platfor‑ ma Obywatelska, uznawana za beneficjenta III RP, oraz Prawo i Sprawiedliwość, postulujące budowę IV RP, powróciła w mediach linia podziału. Ostry ton przy‑ brały komentarze publicystów – z jednej strony sprzyjających poglądom Platformy Obywatelskiej (między innymi w „Gazecie Wyborczej”, „Polityce”, TVN, Polsa‑ cie, RMF FM, Tok FM), z drugiej – programowi PiS (między innymi „Dzien‑ nik Polska Europa Świat”, „Wprost”, TVP, „Fakt”, „Rzeczpospolita”, „Gazeta Pol‑ ska”, Radio Maryja czy „Nasz Dziennik”). Podział wyraźniej uwidocznił się przed przyspieszonymi wyborami parlamentarnymi w 2007 roku, kiedy dwie największe partie polityczne wywodzące się z obozu solidarnościowego zakończyły ten okres rządów ostrym konfliktem. Po raz drugi po 1989 roku ujawniły się tak wyraźnie społeczne podziały (to zgodna opinia publicystów oceniających kampanię wybor‑ czą 2007 roku). Publicyści – nie przebierając w słowach – wytyczali w redakcjach linię podziału, znów zogniskowaną wokół „Gazety Wyborczej” i jej redaktora na‑ czelnego Adama Michnika: Maciej Rybiński ogłosił w „Rzeczpospolitej” Koniec Polski Kiszczaka i Michnika273, Bronisław Wildstein – Koniec świata Michnika274, a Rafał Ziemkiewicz pisał o Histerii, czyli małpim rozumie krytyków PiS275. Ziem‑ kiewicz poświęcił Michnikowi książkę: Michnikowszczyzna. Zapis choroby, gdzie zebrał niechęć wszystkich adwersarzy wobec naczelnego „Wyborczej” i przypisał mu ogromną władzę. To Adam Michnik, zdaniem autora, przyczynił się do tego, że – „zbudowano Polskę, która mimo formalnej zmiany ustroju, nigdy nie odcięła się od bandyckich zasad rządzących gnijącym socjalizmem. Zbrodniarze, kanalie i karierowicze z komunistycznych sitw i mafii pozostali właścicielami III RP, jak byli «właścicielami» Peerelu. Draństwo nie poprzestało popłacać, a uczciwość nie

271 A. Michnik, Odpieprzcie się od Wałęsy, „Gazeta Wyborcza” 5–6 lipca 2008, s. 12­–14. 272 A. Michnik, Odzyskać Polskę, „Gazeta Wyborcza” nr 241, 15 października 2007, s. 20. 273 M. Rybiński, Koniec Polski Kiszczaka i Michnika, „Dziennik Polska, Europa, Świat”, 10 stycznia 2007, s. 1. 274 B. Wildstein, Koniec świata Michnika, „Wprost”, 16 października 2005 r., s. 28–30. 275 R. Ziemkiewicz, Histeria, czyli małpi rozum, „Dziennik Polska, Europa Świat”, 15 września 2006, s. 26.

78 przestała być frajerstwem”276. Tę Polskę Michnik miał zbudować nie sam, ale wraz z gronem ludzi uosabiających michnikowszczyznę, do których zalicza Ziemkiewicz ludzi tworzących „Gazetę Wyborczą” i inne media poddane jej wpływom, a przede wszystkim jest to – „rzesza polskich inteligentów i jeszcze liczniejsza – półinteligen‑ tów, którzy ulegli graniczącemu z amokiem uwielbieniu dla redaktora naczelnego «Wyborczej» jako wyroczni etycznej, politycznej i intelektualnej”277Jednocześnie – zdaniem Ziemkiewicza – Michnik poniósł dotkliwą klęskę jako autorytet moral‑ ny: „[...] bo człowiek postrzegany powszechnie jako niepokorny więzień polityczny i odważny dysydent, z własnego wyboru stał się lokajem. Obrońcą nieuczciwie zdo‑ bytych przywilejów, dworskim pochlebcą nowych elit władzy, ślepym na gangster‑ skie rodowody swych nowych przyjaciół, za to z pałkarską gorliwością rozprawiają‑ cym się z wyrazicielami powszechnego rozczarowania; z rzecznikami krzywd tych właśnie ludzi, których dawny bunt przeciw niesprawiedliwości wyniósł go do rangi kumpla ministrów i prezydentów”278. Istotną rolę odegrała ekonomiczna pozycja Agory. Umacniała się między inny‑ mi dzięki temu, że – jak napisał Tomasz Mielczarek – „Agora i wydawany przez nią dziennik zmieniały się z ośrodka bieżącej walki politycznej i ideowej polemiki w medialny koncern, w którym coraz większe znaczenie zyskiwały parametry eko‑ nomiczne. Sama «Gazeta Wyborcza» przekształciła się w potężne przedsiębiorstwo prasowe – w 1997 roku zatrudniała już 1,9 tysiąca osób, w tym około 700 dzienni‑ karzy [...]. Dwa lata później wydająca dziennik Agora zatrudniała 2347 osób, w tym 675 dziennikarzy”279. Aby uzyskać dobre ekonomiczne wyniki spółka przechodzi‑ ła wiele przekształceń – na przykład w 1992 roku podzielono ją na dwa podmioty Agorę Gazetę i Agorę Druk, w 1993 roku 12,5 proc. udziałów kupił amerykański koncern Cox Enterprises, który zainwestował między innymi w komputeryzację re‑ dakcji. W 1999 roku Agora weszła na Warszawską Giełdę Papierów Wartościowych, do tego celu powołano Agorę Holding, kontrolowaną przez Helenę Łuczywo, Wan‑ dę Rapaczyńską, Piotra Niemczyckiego, Seweryna Blumsztajna, Ernesta Skalskiego i Juliusza Rawicza. Majątek spółki, na który składały się „Gazeta Wyborcza”, dwie drukarnie oraz udziały w dziesięciu lokalnych stacjach radiowych, Inforadiu i tele‑ wizji kodowanej, oceniono na 2, 83 miliarda złotych. Wejście na giełdę poprzedziło przekazanie niemal dwóch milionów akcji pracownikom, którzy w 1989 roku zakła‑ dali „Gazetę Wyborczą” oraz wydającą ją spółkę Agora, a także tym, którzy zaczęli pracować nie później niż w 1995 roku. Pracownicy kupowali akcje po złotówce, ale mogli je sprzedać dopiero w roku 2000. Podczas pierwszej sesji, która odbyła się 20 kwietnia 1999 roku, akcje osiągnęły cenę 49,90 zł, a w roku 2000 – 176 zł280. Na majątku spółki uwłaszczono 1530 osób, najwięcej akcji otrzymali założyciele i klu‑ czowi dla „Gazet Wyborczej” pracownicy (około 100 osób), ale nie było wśród nich Adama Michnika, który z akcji zrezygnował. Rezygnacja Adama Michnika uznana

276 R. Ziemkiewicz, Michnikowszczyzna. Zapis choroby, Wydawnictwo Red Horse, Warszawa 2006, wyd. I, s. 9. 277 Tamże, s. 10. 278 Tamże, s. 13–14. 279 T. Mielczarek, op. cit., s. 96. 280 Dane za: T. Mielczarek, op. cit., s. 97­–100 oraz W. Gadomski, Etos wchodzi na giełdę, w: „20 przy‑ gód «Gazety» w Trzeciej i Czwartej Rzeczypospolitej” – jubileuszowy dodatek do „Gazety Wyborczej”, 8 maja 2009, s. 9.

79 została za wybór etosu, zakup zaś akcji przez dziennikarzy od początku związanych z „Gazetą Wyborczą” za kolejną zdradę solidarnościowych ideałów. W „Rzeczpo‑ spolitej” ukazał się tekst Od nędzy do pieniędzy, w którym dokładnie wyliczono wartość akcji, jakie otrzymali znani dziennikarze „Gazety Wyborczej”, powróciły oskarżenia o uwłaszczenie się byłych dziennikarzy i pracowników „Wyborczej” na majątku, który – zdaniem niektórych dawnych opozycjonistów –„moralnie należał do całego ruchu «Solidarności»”281. W 1999 roku wiadomo już było, że media w Polsce po 1989 roku, a ściślej me‑ dialne koncerny, są po prostu kapitalistycznym biznesem, ale dopiero giełdowe no‑ towania solidarnościowego etosu282, którego symbolicznym odzwierciedleniem dla ogromnej części opinii publicznej i czytelników była „Gazeta Wyborcza” pokazało skalę transformacji tych mediów i znaczenie ekonomii w medialnym biznesie. Nie wytrzymały konkurencji i zniknęły z rynku dzienników powoływane jako przeciw‑ waga dla poglądów prezentowanych w „Gazecie Wyborczej” „Życie” i tak zwane „Życie z kropką” oraz „Dziennik. Polska Europa Świat”. Nakładem i sprzedażą wciąż przegrywa tę konkurencję „Rzeczpospolita”, a nawet tabloid – „Super Ex‑ press”. Nie ominęły „Gazety Wyborczej” zjawiska powszechne w skomercjalizowa‑ nych masowych mediach, takie jak uprawianie poppolityki czy inforozrywka. W re‑ zultacie „Wyborcza” ściga się w rankingach sprzedaży z „Faktem”, największym tabloidem na polskim rynku, walcząc z nim często o popularność medialnych czołó‑ wek. Pozostała jednocześnie na mapie polskich mediów jednym z najważniejszych opiniotwórczych głosów. Głos „Gazety Wyborczej” w zakresie przedstawiania sylwetek polityków był i po‑ zostaje znaczący – to opinia, która się upowszechnia i pozostaje jednym z waż‑ niejszych wizerunkowych wyobrażeń. Dwaj różni, ale znaczący na polskiej scenie politycy – Aleksander Kwaśniewski i Andrzej Lepper – o różnych biografiach i prze‑ ciwstawnych sposobach kreowania swojego wizerunku w mediach, a jednak obaj świadomi wagi takiej kreacji, przez długi czas byli medialnymi bohaterami „Wy‑ borczej”. Prześledzenie powstawania i zmian ich wizerunku ze względu na ogrom materiału okazało się zadaniem trudnym, ale i pasjonującym.

281 W. Gadomski, Etos wchodzi na giełdę..., s. 9. 282 Tamże. 2. Aleksander Kwaśniewski – prezydent spełniony. Wizerunek Aleksandra Kwaśniewskiego w „Gazecie Wyborczej” w latach 1989–2011 (studium przypadku 1.)

Aleksander Kwaśniewski, zarówno jako czołowy polityk na polskiej scenie politycz‑ nej po 1989 roku, jak i prezydent dwóch kadencji zawsze budził żywe emocje. Jak silne, pokazuje wypowiedź Jarosława Marka Rymkiewicza z 1995 roku, który w po‑ wyborczym komentarzu powiedział: „Wielu Polaków opowiedziało się za komu‑ nizmem. Powstaje pytanie, dlaczego, ale moim zdaniem, nie warto na nie odpo‑ wiadać. Tym Polakom ja odpowiadam, parafrazując trochę słowa Pierwszej brygady: Jebał was pies, nie myślcie, że jesteście Polsce potrzebni. Polska was nie potrzebuje”1. Publicysta „Gazety Wyborczej” Piotr Bratkowski nazwał wypowiedź Rymkiewicza zaklinaniem rzeczywistości i podsumował: „Nie wiem, jak Rymkiewicz wyobraża sobie Polskę bez połowy obywateli. Wiem natomiast, że takie wypowiedzi są wyra‑ zem bezsilnej intelektualnie frustracji”2. Kwaśniewski początkowo postrzegany jako partyjny minister w rządzie Zbignie‑ wa Messnera, który zrobił w czasach PRL błyskotliwą polityczną karierę, reprezen‑ tujący wady polityków starego systemu, takie jak karierowiczostwo, chęć władzy i bezideowość, już w czasie obrad Okrągłego Stołu stał się jego „złotym dzieckiem”3, które potrafi znaleźć wspólny język z opozycją i wspiera zmiany. Jak zauważyła Agata Chróścicka, autorka książki o Aleksandrze Kwaśniewskim, która ukazała się w czasie kampanii prezydenckiej 1995 roku, był bodaj jedynym politykiem, który pa‑ sował do „obu stron barykady” – obóz rządzący nie przywiązywał do jego roli zbyt‑ niej wagi, gdyż to nie Aleksander Kwaśniewski był rozdającym karty. Jednocześnie łagodził wizerunek peerelowskiej władzy – młody, z luźnym sposobem bycia, sypał dowcipami, nieagresywny, nie używał peerelowskiej nowomowy, posiadał umiejęt‑ ność celnych ripost, nigdy nie był wysoko w strukturach partii i nie toczył historycz‑ nych sporów, a szukał rozwiązań: „Przy błyskawicznie zmieniającej się atmosferze spotkań «okrągłostołowych» ten młody, dowcipny polityk zyskał autentyczną sympa‑ tię takich ludzi jak Michnik, Kuroń, nawet Tadeusz Mazowiecki. Jego powiedzonka

1 Noc listopadowa. Komentarze powyborcze, „Tygodnik Solidarność” nr 47, 24 listopada 1995, s. 3. 2 Tamże. 3 Określenie użyte przez A. Chróścicką w książce Kwaśniewski jestem..., Wydawnictwo Amar, Kra‑ ków 1995.

81 («Wiedziałem, że zdobywanie władzy jest potwornie trudne, ale że oddawanie też, tego nie przypuszczałem»), ogłada, poglądy niemal liberalne sprawiły, że już pod koniec obrad był na «ty» z wieloma postaciami opozycji”4. W początkowych latach polskiej demokracji uważano go za Mojżesza polskiej lewicy, który przeprowadził ją przez wzburzone morze polityki do nowej rzeczywistości”5, ale także za polityka reprezentującego nowoczesny nurt lewicy, który „szlifuje partyjny beton”6. Wreszcie pod koniec prezydentury nazywany mężem stanu, dobrze reprezentującym intere‑ sy Polski na europejskich i światowych salonach politycznych, który potrafił utrzy‑ mywać zażyłe kontakty zarówno z prezydentem USA Georgem Bushem, jak i pre‑ zydentem Rosji Władimirem Putinem, autorytet w sprawach międzynarodowych, a zwłaszcza UE i polityki wschodniej, ale także prezydent prowadzący skuteczną i rozważną politykę w kraju, zdolny do kompromisu i szukający porozumienia z różnymi środowiskami politycznymi, który przez całą prezydenturę starał się za‑ sypywać historyczne podziały na Polskę postkomunistyczną i postsolidarnościową. Z drugiej strony prezydent i człowiek niewolny od wad, z którym kojarzono aferę Rywina, PKN Orlen, wypominano mówienie nieprawdy na temat wykształcenia, re‑ klamowanie mebli prywatnej firmy, chwiejny krok w Piatichatkach pod Charkowem oraz żarty z papieża i ułaskawienie kilku partyjnych kolegów z SLD. To wszystko jednak – traktowane przez opinię publiczną w kategorii politycznych potknięć – nie miało zasadniczego wpływu na ogólną ocenę dorobku Aleksandra Kwaśniewskiego. Na podstawie analizy publikowanych artykułów na temat Aleksandra Kwaś‑ niewskiego w „Gazecie Wyborczej” można zauważyć kilka etapów powolnego, ale systematycznego wzrostu sympatii dziennika wobec prezydenta, ale teza o szczegól‑ nej życzliwości redakcji jest nieuzasadniona. Ten pogląd wziął się najprawdopodob‑ niej z faktu, że w sprawach, które od 1989 roku pozostawały główną osią ideowego sporu w Polsce, stanowisko redakcji „Gazety Wyborczej” i jej redaktora naczelnego Adama Michnika było w generalnych założeniach zbieżne z poglądami Aleksandra Kwaśniewskiego. Chodzi o zagadnienia lustracji, rozliczenia z okresem PZPR, mor‑ du w Jedwabnem i stosunków polsko­‑żydowskich, kierunków polskiej polityki za‑ granicznej, Unii Europejskiej, NATO, później udziału polskich wojsk w Iraku i kry‑ tyczny stosunek do Andrzeja Leppera i Samoobrony oraz Prawa i Sprawiedliwości. Pojawiają się często w „Gazecie Wyborczej”, cytowane w obszernych fragmen‑ tach, publiczne wystąpienia Aleksandra Kwaśniewskiego (a nawet jego deklaracja programowaw czasie kampanii prezydenckiej w 1995 roku, która ukazała się za‑ miast wywiadu, którego wówczas Kwaśniewski „Gazecie Wyborczej” odmówił) – z okazji świąt państwowych, ważnych wydarzeń, na forum NATO czy UE, a także noworoczne orędzia. Wiele miejsca zajmują także wywiady – od rozmowy z 1993 roku Jacka Żakowskiego coraz bardziej życzliwe, co nie znaczy, że bez pytań trud‑ nych, często ukazujące się w świątecznych wydaniach – sobotnio­‑niedzielnych, ale także na Boże Narodzenie, Nowy Rok, 11 Listopada i inne święta państwowe. Pre‑ zydent Kwaśniewski stawał się gościem przy świątecznym stole Polaków, kupują‑ cych i czytających „Gazetę Wyborczą”.

4 A. Chróścicka, op. cit., s. 52. 5 Autorem tego określenia jest Zbigniew Siemiątkowski, rzecznik prasowy Kwaśniewskiego w czasie kampanii prezydenckiej 1995 roku. Cytat za: A. Chróścicka, op. cit., s. 68. 6 Określenie używane w wielu artykułach na temat Aleksandra Kwaśniewskiego w „Gazecie Wybor‑ czej”, ale także w innych mediach.

82 Najbardziej interesujące są jednak publicystyczne analizy dotyczące fenomenu popularności Aleksandra Kwaśniewskiego, który od 1995 roku właściwie nie miał w sondażach żadnego poważnego konkurenta (warto przypomnieć, że w czerwcu 1999 roku w badaniach zaufania opinii publicznej do polityków, przeprowadzonych przez Centrum Badania Opinii Publicznej (CBOS) cieszył się 79‑procentowym­ poparciem, podobnie wyglądał cały 1999 rok, poparcie to oscylowało w granicach 75 proc.)7. Ważną rolę w budowaniu wizerunku Aleksandra Kwaśniewskiego ode‑ grała jego żona – Jolanta Kwaśniewska, to jednak materiał na odrębną analizę, choć tam, gdzie to konieczne, kontekst ten został uwzględniony.

2.1. Wizerunkowa walka z towarzyszem Szmaciakiem (1989–1993)

Pierwszy tekst w „Gazecie Wyborczej” na temat Aleksandra Kwaśniewskiego został zamieszczony w wydaniu z 19 maja 1989 roku i nosi znamienny tytuł Człowiek, któ- ry idzie w górę. To krótka nota o politycznej nominacji Kwaśniewskiego:

Francuski tygodnik „L’ Express” w ostatnim numerze podaje rewelacyjną wiadomość z Warszawy: Aleksander Kwaśniewski ma zastąpić Mieczysława Rakowskiego na sta‑ nowisku premiera, a ten ostatni obejmie funkcję I sekretarza KC PZPR na miejsce gen. W. Jaruzelskiego. Jakie stanowisko obejmie gen. Jaruzelski, tego wyjaśniać nie trzeba8.

W artykułach z okresu 1989–1993 Aleksander Kwaśniewski jest pokazywany przede wszystkim w kontekście przywódcy rosnącej w siłę, powstałej na gruzach PZPR – Socjaldemokracji Rzeczypospolitej Polskiej, kogoś w rodzaju odnowiciela lewicy, reprezentującego reformatorskie skrzydło, ale jednocześnie legitymizujące‑ go wyzierającego zza jego pleców towarzysza Szmaciaka, który na wzór bohatera satyrycznego poematu Szpotańskiego uosabia najgorsze cechy partyjnego betonu. To czas, w którym „Gazeta Wyborcza” poświęca swoje łamy przede wszystkim na artykuły dotyczące przemian transformacyjnych w Polsce, prezydenckich wyborów, podziałów w obozie solidarnościowym, które ujawniły się już po 1989 roku. Alek‑ sander Kwaśniewski jako przywódca SdRP jest przez „Gazetę Wyborczą” zauwa‑ żany, jednak wydaje się, że nikt – także Adam Michnik – nie wierzył wówczas, że odegra tak istotną rolę w Polsce po zmianach 1989 roku. Ma to przede wszystkim swoje korzenie w magicznym myśleniu, że euforia przełomu 1989 roku będzie trwa‑ ła wiecznie. Czerwcowe wybory 1989 roku, jeszcze nie w pełni wolne, bo do Sejmu kontraktowego, w którym w wyniku porozumień Okrągłego Stołu miała zagwaran‑ towane miejsca także reprezentacja PZPR i partii sojuszniczych, były tak naprawdę pierwszymi i jednocześnie ostatnimi wyborami, kiedy tak zgodny był w Polsce spo‑

7 Raporty CBOS są zamieszczone na stronie internetowej: http://www.cbos.pl/. 8 Człowiek, który idzie w górę, dodatek do „Gazety Wyborczej” nr 10, 19 maja 1989, s. 1.

83 łeczny werdykt wyborczy na rzecz „Solidarności”. Obywatelski Komitet Wyborczy, skupiony wokół „Solidarności”, zdobył miażdżącą przewagę, uzyskując 160 manda‑ tów poselskich na 161 możliwych, już w pierwszej turze, i 99 miejsc w Senacie na 100, także w pierwszej turze. Tak silna reprezentacja pozwoliła na powołanie pierw‑ szego solidarnościowego rządu Tadeusza Mazowieckiego, z ogromnym społecznym poparciem. Jak zauważa Marzena Cichosz, która przeprowadziła analizę kampanii prezydenckich w Polsce od 1990 do 2000 roku: „Wybory do parlamentu przeprowa‑ dzone w czerwcu 1989 roku potwierdziły ustanowioną linię podziału na elity zwią‑ zane z rozmontowywanym systemem (PZPR, Zjednoczonym Stronnictwem Ludo‑ wym oraz Stronnictwem Demokratycznym) i elity wywodzące się z «Solidarności», które weszły do parlamentu z list Komitetów Obywatelskich (KO). Jednoznaczne poparcie uzyskali kandydaci wystawieni przez Komitety Obywatelskie. Dokonany wybór można odczytywać zarówno jako wybór negatywny – skierowany przeciwko reprezentantom starego systemu, jak i afirmatywny – potwierdzenie zgody na demo‑ kratyzację sytemu i rolę w tym procesie «Solidarności»”9. Już jednak w pierwszych w pełni wolnych wyborach parlamentarnych w 1991 roku, po transformacji ustrojowej 1989 roku w Polsce, reprezentująca najsilniejsze wówczas solidarnościowe ugrupowanie Unia Demokratyczna zdobyła 12,32 proc. poparcia (62 mandaty w Sejmie), a SLD10 11,99 proc. (60 mandatów w Sejmie). I chociaż do Sejmu weszły wówczas także inne ugrupowania o solidarnościowych korzeniach, na przykład Wyborcza Akcja Katolicka, Porozumienie Obywatelskie Centrum czy Kongres Liberalno­‑Demokratyczny, zdobywając parlamentarną więk‑ szość nad lewicą, tworzenie prawicowego, solidarnościowego rządu w opozycji do ugrupowań lewicowych okazało się trudne. Powołano w końcu w grudniu 1991 roku słaby i budzący silne emocje społeczne rząd Jana Olszewskiego, który przetrwał do słynnego nocnego głosowania z 3 na 4 czerwca 1992 roku, w wyniku którego pre‑ zydent Lech Wałęsa desygnował na premiera Waldemara Pawlaka. Solidarnościowe rządy po 1991 roku okazały się burzliwe, między innymi ze względu na wewnętrz‑ ne, głębokie podziały między prawicowymi ugrupowaniami, ale także dlatego, że ugrupowania te, skoncentrowane na walce miedzy sobą, nie zauważyły pierwszego pęknięcia politycznych sympatii Polaków, które tak wyraźnie odzwierciedlił podział pomiędzy dwoma najsilniejszymi wówczas politycznymi ugrupowaniami – Unią Demokratyczną i Sojuszem Lewicy Demokratycznej. Dały znać o sobie zmęczenie reformami Leszka Balcerowicza i rozczarowanie solidarnościową klasą polityczną. Codzienność przyćmiła zupełnie euforię zwycięstwa i przełomowej zmiany ustro‑ jowej 1989 roku. Politycy i ugrupowania solidarnościowe zaczęły być postrzegane podobnie, jak wcześniej władza PRL, czyli przede wszystkim jako „oni”, w przeci‑ wieństwie do „my”, którzy pomysły tej władzy, a więc reformy właśnie, odczuwa‑ my na własnej skórze. W tak skomplikowanej społeczno‑politycznej­ rzeczywisto‑ ści Aleksander Kwaśniewski okazał się najskuteczniejszym politykiem lewicy, który w 1993 roku, a zatem zaledwie cztery lata po wielkiej przemianie ustrojowej w Pol‑

9 M. Cichosz, (Auto)kreacja wizerunku polityka na przykładzie wyborów prezydenckich w III RP, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2007, s. 75. 10 SLD utworzony w 1991 jako komitet wyborczy lewicowych ugrupowań – przede wszystkim So‑ cjaldemokracji Rzeczypospolitej Polskiej, powstałej po zlikwidowanej PZPR, ale także związków za‑ wodowych i stowarzyszeń społecznych, jako koalicja startował w kolejnych wyborach parlamentarnych. W 1999 roku przekształcił się w partię polityczną, zbudowaną przede wszystkim na członkach SdRP.

84 sce, doprowadził SdRP, spadkobierczynię rządzącej przez 45 lat PZPR, do zwycię‑ stwa w demokratycznych wyborach parlamentarnych. Od początku skutecznie budował wizerunek pragmatycznego polityka ponad po‑ działami. Widać to już w rozmowie z 1989 roku, w której Aleksander Kwaśniewski stwierdził, że „rząd Mazowieckiego jest pierwszym, który ma szanse, bo cieszy się społecznym poparciem”11. Wydawał się jednak także politykiem, który znalazł się na marginesie politycznej sceny – mimo że przez ludzi „Solidarności” był uznawany za „partnera operatywnego i otwartego, który wspólnie z Jackiem Kuroniem wygaszał strajki”, nie zaproponowano mu żadnego stanowiska w rządzie T. Mazowieckiego12. Sytuacja się zmieniła, kiedy Aleksander Kwaśniewski został przywódcą Socjal‑ demokracji Rzeczypospolitej Polskiej, partii powstałej na gruzach PZPR. Ostatni zjazd PZPR, jako wydarzenie dla polskiej rzeczywistości politycznej ważne, „Gaze‑ ta Wyborcza” opisywała obszernie, jednak z niewiarą w to, że SdRP stanie się nową lewicową siłą13. „Gazeta Wyborcza” sporo miejsca poświęciła w tym czasie także tematowi majątku po byłej PZPR – redakcja konsekwentnie stała na stanowisku, które wyraża tytuł jednego z artykułów – Oddajcie to wreszcie14 – oraz tak zwanej sprawie moskiewskich pieniędzy, pożyczki w wysokości 500 mln złotych i miliona 232 tysięcy dolarów, jaką zaciągnął Mieczysław Rakowski od KPZR. Opublikowa‑ no cykl artykułów, z których wynikało, że pożyczka została zaciągnięta niezgodnie z ówczesnym prawem, bez wymaganych zezwoleń dewizowych. Mieczysław Ra‑ kowski konsekwentnie twierdził, że pożyczka w całości została zwrócona. Śledztwo podjęte w tej sprawie w 1990 roku, zostało umorzone w roku 1995, jeszcze przed wyborami prezydenckimi. Negatywnym bohaterem tekstów „Wyborczej” w tym cza‑ sie pozostaje bardziej (miał zwrócić 600 tysięcy z naruszeniem usta‑ wy karnoskarbowej) niż Aleksander Kwaśniewski, ale jego postać jako spadkobiercy bagażu PZPR, pojawia się w tle. Aleksander Kwaśniewski walczył jednak w tym czasie o wewnętrzne umocnienie SdRP jako głównej lewicowej siły na polskiej sce‑ nie politycznej (Tadeusz Fiszbach, odcinając się od PZPR, powołał Polską Unię So‑ cjaldemokratyczną, która miała być tym ugrupowaniem lewicowym, z którym mo‑ głyby współpracować partie solidarnościowe) i głosił, krytykowane przez „Gazetę Wyborczą” stwierdzenia, że „projekt ustawy o przejęciu na rzecz skarbu państwa majątku byłej PZPR uderza w SdRP, dysponującą legalnie przekazanymi środka‑ mi b. PZPR, uzyskanymi ze składek tej partii oraz z działań gospodarczych zgod‑ nych z prawem”15 lub też, że SdRP będzie udzielać pomocy materialnej i prawnej ludziom w III RP dyskryminowanym z powodu przynależności do PZPR lub też innych niż solidarnościowe poglądów16. W wyborach parlamentarnych 1991 roku „Gazeta Wyborcza” wyraźnie zdekla‑ rowała się politycznie po stronie Unii Demokratycznej, co wyraził Adam Michnik w artykule O co idzie w tych wyborach. Głos na UD rozumiał jako głos rozsądku od‑ dany na partię, która gwarantuje demokratyczny kierunek zmian, otwarcie się Polski na świat, ale także umiar i prawny ład w dekomunizacji i rozliczeniu z okresem PRL.

11 P. Pacewicz, Pierwszy rząd, który ma szansę, „Gazeta Wyborcza” nr 95, 19 września 1989, s. 5. 12 Tamże. 13 Por.: Ta ostatnia niedziela, „Gazeta Wyborcza” nr 191, 29 stycznia 1990, s. 1. 14 Oddajcie to wreszcie, „Gazeta Wyborcza” nr 315, 28 czerwca 1990, s. 2. 15 Gwałtu, rety, „Gazeta Wyborcza” nr 426, 7 listopada 1990, s. 1. 16 Socjaldemokracja rośnie, „Gazeta Wyborcza” nr 222, 6 marca 1990, s. 1.

85 To pogląd wielokrotnie przez Adama Michnika powtarzany i główna polityczna linia programowa „Gazety Wyborczej”, mające wpływ na możliwość budowania przez Aleksandra Kwaśniewskiego wizerunku człowieka dialogu17. Wyborczy wynik Sojuszu Lewicy Demokratycznej spowodował, że Aleksander Kwaśniewski wyrósł na głównego politycznego rywala solidarnościowych ugru‑ powań, którego trzeba było traktować jako poważną opozycję w Sejmie. „Gazeta Wyborcza”, pozostając wierna politycznie UD, tym bardziej krytycznie opisywała w tym czasie poczynania Aleksandra Kwaśniewskiego, mimo iż widziała w nim nie partyjny beton, ale polityka kierującego SLD w stronę demokratycznych zmian. Z drugiej jednak strony w artykułach „Wyborczej” coraz głośniej wyrażano obawę, że zza pleców Kwaśniewskiego – w razie wygranych kolejnych wyborów – wyjdzie z podniesioną głową towarzysz Szmaciak i to ludzie jego pokroju przejmą w Polsce władzę, odsuwając na margines politycznej sceny takich jak Aleksander Kwaśniew‑ ski. Stało się to głównym hasłem kampanii wyborczej prowadzonej na łamach „Ga‑ zety Wyborczej” w 1993 roku. Właśnie z tego okresu pochodzi kolejny ważny arty‑ kuł Adama Michnika Antykomunizm z ludzką twarzą, w której redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” po raz kolejny zdeklarował się po stronie Unii Demokratycznej jako partii umiaru, ale jednocześnie przewidywał czarny scenariusz wydarzeń w ra‑ zie powrotu do władzy partii lewicowych. To bodaj najistotniejszy dla wizerunku Aleksandra Kwaśniewskiego rodzaj manifestu politycznego redaktora naczelnego „Wyborczej”:

[...] politycy z formacji postkomunistycznych mają powody do radości. Wydobyli się ze śmietnika historii i aspirują do władzy w państwie. [...] Ale do sukcesu postkomuni‑ stów przyczyniła się też głupia, chamska i nieskuteczna polityka kolejnych „przyspie‑ szeń” i „wojen na górze”, kolejnych czystek w „Solidarności”, powracających pomy‑ słów dekomunizacji, lustracji i porównywania PZPR do hitlerowców. Po trzech latach tej retoryki spadkobiercy polityczni komunistycznej partii mają realną szansę stać się najsilniejszym stronnictwem parlamentarnym. Ale komunizm nie powróci. [...] Mogą natomiast powrócić do władzy dawni sekretarze komitetów wojewódz‑ kich, powiatowych i gminnych, dawni dyrektorzy z aparatowej nomenklatury, nawet dawni specjaliści od załganej propagandy sukcesu. [...] Pozostaję przy antykomunizmie z ludzką twarzą. Ten antykomunizm polega na konsekwentnym odrzucaniu teorii i praktyk totalitarnych przy jednoczesnej goto‑ wości do dialogu z ludźmi, którzy byli w nie uwikłani. [...] Izolacja Klubu SLD w Sejmie decydowała o jego słabości i wymuszała posłu‑ giwanie się językiem strawnym dla antykomunistycznej reszty parlamentu. Teraz bę‑ dzie inaczej. Pojawi się duma z własnej politycznej biografii i osiągnięć PRL. Wbrew – być może – własnej intencji Aleksander Kwaśniewski wypromuje sukces polityczny tow. Szmaciaka. [...] wraz z siłą polityczną SLD rosnąć będzie siła i znaczenie ten‑ dencji szmaciakowskiej, która ludzi typu Kwaśniewskiego, nurtu reformatorskiego w PZPR zawsze szczerze nie lubiła widząc w nich „polityczne kameleony”, „farbowa‑ ne lisy”, zwolenników „socjalizmu rynkowego”, niekonsekwentnych mięczaków i za‑ kamuflowanych socjaldemokratów. Teraz z pewnością ów Szmaciak podejmie próbę zdominowania kierownictwa SLD. [...] Dominacja postkomunistów w Sejmie przerazi ludzi dzisiaj spokojnych i umiarkowanych, co wrzaskliwym ekstremistom jeszcze doda wigoru. Wylegną na

17 A. Michnik, O co idzie w tych wyborach, „Gazeta Wyborcza” nr 719, 25 października 1991, s. 5.

86 ulice, podpalając kukły, czerwone świnie i skandując: „Miałeś chamie złoty róg”. Przeciw nim podążą bojówki złożone z sierot po ORMO i ZOMO. I włączą się w to wszystko ochoczo polskie partie groteskowe: Tymińskiego i Leppera, Moczulskiego i Wrzodaka. Pojawi się widmo chaosu, konfliktu wszystkich ze wszystkimi. Belweder zacznie być zasypywany błagalnymi adresami o zaprowadzenie porządku i rządów silnej ręki18.

Zdaniem Adama Michnika takiego scenariusza można było uniknąć tylko poprzez głosowanie na Unię Demokratyczną jako partię rozumnego centrum ze skrzydłami konserwatywnym i socjalnym oraz partię ludzi, których kompetencja i rzetelność sprawdziły się na wielu historycznych zakrętach19. W podobnym tonie wypowiadał się Piotr Bratkowski w artykule Bój o kołtuna, w którym wyraził obawę, że „[...] zza ubranego w elegancki garnitur Aleksandra Kwaśniewskiego wyłania się sfrustrowany, agresywny, odwieczny i ponadustrojowy kołtun”20, czy w tekście Dlaczego będę głosował na Unię Demokratyczną – który stwierdził: „[...] Lepsze to od wrzasków, obelg, awanturnictwa, demagogii, fałszów, iluzji. Lepsze od taczek Lep‑ pera, białych orłów Moczulskiego, konfesjonałów Marka Jurka, frazesów Janusza Korwin­‑Mikke, złudzeń Bugaja, obiecanek Waldemara Pawlaka, teczek Antoniego Macierewicza, politycznych fikołków Jarosława Kaczyńskiego, ignorancji Janow‑ skiego, nostalgii Kwaśniewskiego, ponuractwa Olszewskiego, a nawet od kaprysów samego pana prezydenta”21. Aleksander Kwaśniewski studził takie emocje i potrafił przekonująco zwracać się do swoich wyborców. W pięciopunktowej wyliczance, mającej uzasadnić, dlaczego w 1993 roku wyborcy mieli głosować na SLD, podkreślił między innymi to, że SLD proponuje rozsądne zmiany, ma kompetentnych kandydatów, jest konsekwentny w politycznych poglądach, ale przede wszystkim „Ma alternatywny program, który nie będzie burzyć osiągnięć ostatnich czterech lat, lecz będzie poprawiać błędy”22. Takimi wypowiedziami budował wizerunek lidera odwołującego się do rozsądku, przypominającego, że duża część społeczeństwa to lewicowy elektorat i PRL jest dla tych ludzi ustrojem, w którym przeżyli i budowali swoje życie, doznawali sukcesów, porażek i radości – przekreślanie tego czasu jest dla nich nie do zaakceptowania. Ta wyborcza strategia okazała się skuteczna i SLD w 1993 roku, zaledwie cztery lata po przemianie ustrojowej w Polsce, po raz pierwszy wygrał wybory parlamentarne. Na zasadzie pragmatycznego scenariusza starał się Kwaśniewski budować przy‑ szłą koalicję i rząd, przez co był w społecznym odbiorze postrzegany jak człowiek rozsądku, polityk pragmatyk, któremu zależy na rozwiązywaniu problemów. Unia Demokratyczna zaś, która nie chciała, jak powiedział Jan Maria Rokita, być „list‑ kiem figowym dla partii postkomunistycznych”23 i nie chciała brać odpowiedzial‑ ności za ich wyborcze obietnice – coraz częściej odbierana była jako partia solidar‑ nościowych marzycieli i bohaterów, którzy w codziennym rządzeniu nie potrafią dać sobie rady i przedkładają solidarnościowy etos nad bieżące potrzeby społeczne.

18 A. Michnik, Antykomunizm z ludzką twarzą, „Gazeta Wyborcza” nr 213, 11 września 1993, s. 9. 19 Tamże. 20 P. Bratkowski, Bój o kołtuna, „Gazeta Wyborcza” nr 214, 13 września 1993, s. 14. 21 A. Szczypiorski, Dlaczego będę głosował na Unię Demokratyczną, „Gazeta Wyborcza” nr 209, 7 września 1993, s. 10. 22 Głosujcie na mnie, „Gazeta Wyborcza” nr 218, 17 września 1993, s. 12. 23 Róbmy rząd, „Gazeta Wyborcza” nr 222, 22 września 1993, s. 1.

87 Partia inteligentów, którzy zmarnowali wolnościowy zryw Polaków 1989 roku i nie potrafili się po prawej stronie sceny politycznej porozumieć. Aleksander Kwaśniewski już wtedy pokazał, jak celne i trafiające do odbiorców potrafi budować metafory. Na pytanie dziennikarki, co konkretnie Unia Demokra‑ tyczna powinna zrozumieć, odpowiedział: „Że społeczeństwo chce, by reformy od‑ bywały się w mniej forsownym tempie. Ludzi bolą już nogi. Każdy, kto mimo to chciałby popychać ich do szybszego marszu, powinien najpierw przypomnieć sobie, że nie ma na to zgody24”. W kolejnych wywiadach i wypowiedziach zapewniał, że Polska pod rządami SLD nadal będzie trzymać kurs na NATO i Unię Europejską, że trzeba kontynu‑ ować reformy, choć w wolniejszym tempie, co zdecydowanie uspokajało nastro‑ je groźby powrotu do PRL i coraz rzadziej przypominano Kwaśniewskiemu jego pezetpeerowską przeszłość, a coraz częściej pisano o konieczności pogodzenia się z wyborczym werdyktem, który dla solidarnościowego środowiska „Gazety Wybor‑ czej”, jeszcze w trakcie kampanii, wydawał się nie do zaakceptowania. Jednym z ostatnich w tym czasie wnikliwych wywiadów, w których autor stara się dowiedzieć, jak to się stało, że przedstawiciel prominentnej władzy z okresu Okrągłe‑ go Stołu, jeden z czołowych polityków końcowego okresu PRL i jej beneficjent w de‑ mokratycznej Polsce, przejmując solidarnościowe idee, nawołuje do zmian i naro‑ dowej zgody, jest rozmowa, którą we wrześniu 1993 roku przeprowadził w „Gazecie Wyborczej” z Aleksandrem Kwaśniewskim Jacek Żakowski. Aleksander Kwaśniew‑ ski wyłożył w niej swoje polityczne credo, rozumienie historii oraz filozofię władzy – tezy, które powtarzał w późniejszych wywiadach i wypowiedziach w zmienionej stylistyce i kontekście. A i pytania tak ważkie w późniejszych wywiadach nie padały, a jeśli się pojawiały – były echem tamtej właśnie rozmowy: „Nie potrafię sobie wy‑ obrazić, co mogło skłonić 23­‑letniego, dobrze zapowiadającego się studenta Wydzia‑ łu Handlu Zagranicznego na Uniwersytecie Gdańskim, żeby w 1977 r., sześć lat po Grudniu ‘70, wstąpić do PZPR”25 – to pierwsze pytanie tej rozmowy, które nadaje ton całości. Aleksander Kwaśniewski widzi w tym przypadek – konieczność rozliczenia się z upartyjnienia studenckiego związku SZSP, którego był wówczas szefem na Uni‑ wersytecie Gdańskim (jego wstąpienie do PZPR miało to upartyjnienie powiększyć). Na pytanie zaś, że wstępował do PZPR w rok po załamaniu nadziei związanych z Gierkiem, po Radomiu, Ursusie, po powstaniu KOR­‑u, odpowiedział:

Gdybym studiował historię, a nie handel zagraniczny, może spotkałbym innych ludzi i moje losy inaczej by się potoczyły. W 1976 r. nadzieje związane z Gierkiem się zała‑ mały, ale wnioski można było wyciągać dwojakie. Starsi, bardziej doświadczeni, uzna‑ li, że systemu zmienić się nie da. Dla takich jak ja był to tylko dowód, że wyczerpała się ekipa Gierka i jej koncepcje kierowania Polską. Alternatywą był na przykład Fiszbach, proponujący otwarty sposób myślenia o Polsce. To mnie pociągało [...] decydujące było przekonanie, że coś się da zmienić od środka. Ewolucja odpowiada mojej naturze. Nie mam w sobie nic z rewolucjonisty, mówię to z pewnym żalem26.

Hasło ewolucji zamiast rewolucji będzie Aleksander Kwaśniewski powtarzał w kolejnych wyborach parlamentarnych i prezydenckich. Swoje wybory zaś z tam‑

24 A. Nowakowska, I’m happy, „Gazeta Wyborcza” nr 220, 20 września 1993, s. 3. 25 J. Żakowski, Szlifowanie betonu, „Gazeta Wyborcza” nr 228, 29 września 1993, s. 10. 26 Tamże.

88 tego okresu, a także to, że w stanie wojennym reprezentował partię władzy, będzie tłumaczył wiarą w możliwości zmian wewnątrz systemu. Emocje w tym wywiadzie wyraźnie dają o sobie znać w pytaniach Jacka Żakowskiego. Odpowiedzi Aleksan‑ dra Kwaśniewskiego niezmiennie są budowane w tonie racjonalnych wyjaśnień:

– Mam wrażenie, że cały czas się nie rozumiemy. Czy Pan nie uważa, że są takie chwile, kiedy trzeba powiedzieć „nie!” albo przynajmniej nie mówić „tak”? – Oczywiście, że są i nieraz takie decyzje podejmowałem. Niech pan jednak pa‑ mięta, że decydował człowiek trzydziestoletni, który wierzył, że zmiana wewnątrz systemu jest możliwa, ciekawy był zupełnie nowych doświadczeń, miał nadzieję, że wykorzysta – nie dla siebie bynajmniej – nowe możliwości. I nieskromnie powiem: w sporej części tak się stało. [...] – Wróćmy do chronologii. Przy Okrągłym Stole spotkał się Pan twarzą w twarz z ludźmi, którzy ze względu na swoje poglądy spędzili w więzieniach te długie lata, podczas których Pan był naczelnym redaktorem i członkiem rządu. Co Pan wtedy czuł? Nie miał Pan wobec nich żadnych kompleksów? – To było fascynujące. Najistotniejszym doświadczeniem, myślę, że dla obu stron, była całkowita zmiana wizerunku wroga czy przeciwnika. Nagle okazało się, że dialog jest możliwy, argumenty są racjonalne, kompromis do osiągnięcia, i – co było szcze‑ gólnie zdumiewające – najbardziej otwarci, wolni od rewanżu, pozbawieni obsesji okazali się ci, którzy byli najbardziej prześladowani. Dla mnie było to ostateczne po‑ twierdzenie, że lepiej rozmawiać, a nawet kłócić się niż używać do „porozumiewania się” służb specjalnych. [...] – A dlaczego Pan nie poszedł tą drogą co Marcin Święcicki? – To zabrzmi źle, ale moja droga wydawała mi się bardziej uczciwa. – Nie mógł się Pan wywikłać z psychicznych uplątań? – Uważałem, że za to, co się przez lata robiło, trzeba ponosić odpowiedzialność, że trzeba się poddać społecznej weryfikacji. Nie przechodzi się do obozu zwycięzcy27.

Widać już wówczas z pytań, które potencjalnie skazywały Aleksandra Kwaś‑ niewskiego na porażkę zawiłych tłumaczeń, jak potrafił zbudować zwycięstwo, odpowiednio dobierając słowa. Krótkim: „nie przechodzi się do obozu zwycięzcy” podsumował swoje nie do zaakceptowania dla wielu Polaków polityczne wybory okresu transformacji 1989 roku, nie używając słowa „przepraszam”. Aleksander Kwaśniewski znał jednak wagę tego słowa w społecznym odbiorze. To zresztą dzisiejszy elementarz specjalistów PR, którzy tłumaczą politykom, że w kry‑ zysowych momentach, jeśli to konieczne, trzeba umieć przyznać się do błędu, prze‑ prosić i wskazać zadośćuczynienie oraz plan na przyszłość. Gdyby jako lider postpe‑ zetpeerowskiego ugrupowania odciął się od PRL, byłby niewiarygodny. Ale Aleksan‑ der Kwaśniewski, którego wystąpienie w Sejmie po powołaniu rządu w 1993 roku okazało się ważniejsze od exposé świeżo desygnowanego na premiera Waldema‑ ra Pawlaka, przyznał, że jest spadkobiercą PRL, ale jednocześnie za ten czas prze‑ prosił, otwierając tym nowy rozdział w swojej karierze politycznej: „Przepraszamy tych wszystkich, a niektórzy są na tej sali, którzy doświadczyli krzywd i niegodziwo‑ ści władzy i systemu przed 1989 r.”28. Przeprosiny te nie spodobały się dużej części SLD, tym bardziej zatem uznane zostały za akt niezależności. Umiejętnie dobiera‑ ne słowa i gesty – jak na przykład ten wobec Geremka, kiedy Kwaśniewski oddał mu

27 Tamże. 28 Przepraszam za PRL, „Gazeta Wyborcza” nr 263, 10–11 listopada 1993, s. 1.

89 zarezerwowane dla siebie przewodniczenie sejmowej komisji spraw zagranicznych – oraz przemyślane publiczne wystąpienia, w których powtarzał swoje polityczne pragmatyczne credo, przysparzały mu coraz więcej zwolenników i stawiały w szere‑ gu najbardziej popularnych polityków. Popularniejszych nawet i budzących większą polityczną sympatię aniżeli ci z solidarnościowego obozu. Członkowie i inni liderzy SLD, jeśli nawet byli niezadowoleni z poczynań Kwaśniewskiego, między innymi jego konsekwentnego nawoływania, już od 1993 roku, do podpisania konkorda‑ tu, musieli się z nim liczyć i słowa krytyki wypowiadać w sposób wyważony. Tak naprawdę bowiem już wtedy wiadomo było, że jedynie Aleksander Kwaśniewski może dać szansę tej formacji politycznej na zwycięstwo w kolejnych wyborach. O ile w normalnej politycznej rywalizacji związek kandydata z partią to transakcja wiąza‑ na: wizerunkową siłą kandydata jest również formacja polityczna, która za nim stoi, a twarzą formacji jest kandydat, to w przypadku Aleksandra Kwaśniewskiego SLD stawało się jego wizerunkowym obciążeniem, będąc jednocześnie silnym organiza‑ cyjnym zapleczem politycznym. Także Adam Michnik przyznał w komentarzu, że te przeprosiny umożliwiły traktowanie Kwaśniewskiego jak poważnego partnera do rozmowy o Polsce:

Wielokrotnie wypowiadaliśmy się na tych łamach przeciw logice nienawiści i zemsty, w imię logiki dialogu i pojednania. Także przeciw logice sklerozy, która o epoce dyk‑ tatury chce milczeć. O tamtym czasie i odpowiedzialności za tamten czas trzeba pamiętać i rozmawiać. Wypowiedź Kwaśniewskiego umożliwia taką poważną rozmowę29.

Aleksander Kwaśniewski był w „Gazecie Wyborczej” prezentowany jako spad‑ kobierca PRL, a jednak nowoczesny człowiek lewicy, reprezentujący tę część spo‑ łeczeństwa, która chce zakopać historyczne podziały 1989 roku i budować – bez rewolucji – III Rzeczpospolitą. Być może dlatego został laureatem Nagrody Kisiela za rok 1993, obok Janusza Lewandowskiego i księdza Józefa Tischnera. Te wyróż‑ nienia, pod patronatem „Wprost”, przyznała Kapituła Nagrody Kisiela, którą two‑ rzyli laureaci z lat 1990–92, a obradom przewodniczył Jan Krzysztof Bielecki. Tak budowany i prezentowany w „Wyborczej” wizerunek Kwaśniewskiego sprawił, że w 1995 roku, choć Aleksander Kwaśniewski budził wiele negatywnych emocji, także w SLD, zwłaszcza z powodu wspomnianego wcześniej konsekwentnego dążenia do podpisania konkordatu, okazał się najlepszym kandydatem tego ugrupowania na prezydenta, a Krystyna Łybacka mogła stwierdzić: „Aleksander Kwaśniewski wy‑ biega do przodu, powiedziałabym, że jest to polityk XXI wieku. Patrzy szalenie per‑ spektywicznie, także na sprawę stosunków z Kościołem”30.

29 Komentarz A. Michnika do artykułu Przepraszam za PRL..., s. 1. 30 W. Bogaczyk, Z Kwaśniewskim w XXI wiek, „Gazeta Wyborcza Poznań” nr 86, 11 kwietnia 1995, s. 3.

90 2.2. Wojna dwóch światów – – postkomunistycznego i postsolidarnościowego31 – – kampania prezydencka (1994–1995)

W 1995 roku trwały prace Komisji Konstytucyjnej Zgromadzenia Narodowego, któ‑ ra zakładała znaczne ograniczenie władzy prezydenta. Prace te nie zostały zakoń‑ czone przed wyborami i problem zakresu władzy prezydenckiej był osią podziałów na scenie politycznej. Znacznie skomplikował się od wyborów 1990 roku układ sił politycznych. W 1991 roku wygrały partie posierpniowe, ale z powodu podziałów nie były w stanie wyłonić stabilnego rządu. Wreszcie w czerwcu 1993 roku, po tak zwanej aferze teczkowej, wywołanej przez Antoniego Macierewicza, ministra spraw wewnętrznych w rządzie Jana Olszewskiego, prezydent Wałęsa rozwiązał parlament i rozpisał nowe wybory. „W ich wyniku formacje postpeerelowskie: Sojusz Lewicy Demokratycznej (SLD) i Polskie Stronnictwo Ludowe (PSL), uzyskały przewagę w parlamencie i utworzyły koalicję rządzącą. Szereg niewielkich partii prawicowych nie weszło do parlamen‑ tu, na przykład Zjednoczenie Chrześcijańsko­‑Narodowe (ZChN), Porozumienie Centrum (PC), Unia Polityki Realnej (UPR), Koalicja Konserwatywna (KK). Te spośród partii postsolidarnościowych, którym udało się uzyskać mandaty parlamen‑ tarne: Unia Wolności (UW) [powstała w 1994 roku z połączenia Unii Demokratycz‑ nej i Kongresu Liberalno‑Demokratycznego­ – przyp. aut.], Unia Pracy (UP), Kon‑ federacja Polski Niepodległej (KPN), Bezpartyjny Blok Wspierania Reform (BBWR, partia powołana przez Wałęsę), nie były w stanie nawiązać ze sobą współpracy”32. To sprawiło, że Aleksander Kwaśniewski, jako kandydat lewicy, uzyskał silne poparcie swojego ugrupowania. Jak podkreśla Marzena Cichosz, ten fakt już na po‑ czątku dawał mu przewagę nad konkurentami. Duże znaczenie miała także spraw‑ ność organizacyjna i finanse macierzystej formacji. O silnym poparciu SLD mówi‑ ła także Danuta Waniek, wówczas przewodnicząca sztabu wyborczego Aleksandra Kwaśniewskiego: „Na 300 głosujących Aleksander Kwaśniewski otrzymał w tajnych wyborach konwencji wyborczej SdRP 296 głosów za i 4 przeciw. Wynik znakomity, znaczący również w kategoriach moralno‑politycznych.­ To się nazywa mieć popar‑ cie własnej partii!”33. Kampania prezydencka Aleksandra Kwaśniewskiego była zorganizowana bar‑ dzo sprawnie. Trudno ocenić, jak duża była w tym rola Jacquesa Séguéli, jednego z najbardziej znanych francuskich twórców reklamy, związanego z jedną z najwięk‑ szych agencji reklamowych – RSCG, z przedstawicielstwem także w Polsce (Euro RSCG ), doradcy prezydenta Francji. Séguéla w wyborach 1989 roku wspo‑ magał „Solidarność” – zdjęcia kandydatów do Sejmu z Lechem Wałęsą były po‑ dobno jego pomysłem, ale trudno tego dowieść, gdyż na ten temat krąży dziś wie‑ le różnych wersji. W 1995 roku był doradcą w kampanii prezydenckiej Aleksandra

31 W. Załuska, Wojna dwóch światów, „Gazeta Wyborcza” nr 133, 10 czerwca 1994, s. 3. 32 M. Cichosz, op. cit., s. 127. 33 D. Waniek, Kwach. Zapiski sztabowe Danuty Waniek, Polska Oficyna Wydawnicza BGW, Warsza‑ wa 1995, wyd. I, s. 17.

91 Kwaśniewskiego i często można spotkać opinie, że to on właśnie wystylizował go na polskiego Billa Clintona i wymyślił dla niego niebieskie koszule i szkła kontaktowe. W środowisku specjalistów PR można jednak spotkać i takie opinie, że błękitną ko‑ szulę po prostu wyciągnęła z szafy Jolanta Kwaśniewska, uznając, że mąż zawsze w niej dobrze wyglądał34. Danuta Waniek w swoich zapiskach sztabowych konsekwentnie zaprzecza jed‑ nak, jakoby Aleksander Kwaśniewski zatrudnił specjalistę PR. Jak tłumaczyła: „Olek jest zbyt doświadczonym politykiem, żeby dzięki radom specjalistów miał zmieniać swój image. [...] Po prostu: naszym największym atutem jest sam Aleksander Kwaś‑ niewski. Nie musieliśmy go wymyślać, tak jak na przykład musiała to zrobić Unia Wolności z Jackiem Kuroniem. Kuroniowi bowiem trzeba było zmienić osobowość, zdjąć z niego dżinsy, przebrać w marynarkę, schować termos... W ten sposób nag‑ le z brata‑łaty­ (co było jego ogromnym atutem) zrobił się poważny kandydat na jeszcze poważniejszego męża stanu. Jego sztab wyborczy miał pełne ręce roboty: tu coś trzeba podpudrować, tam coś podpowiedzieć. [...] Zadaniem sztabu [Aleksandra Kwaśniewskiego – przyp. aut.] było takie prowadzenie kampanii Kwaśniewskiego, żeby mu nie przeszkadzać, żeby mógł sam zaistnieć [...] Olek broni się sam. Bez pudrowania”35. Na ile jednak wierzyć tym zapiskom, skoro ghostwriterem Waniek był Przemysław Ćwikliński, ówczesny zastępca redaktora naczelnego tygodnika „Nie”. Napisał także Czas barbarzyńców za Andrzeja Leppera i biografię znanego detekty‑ wa Krzysztofa Rutkowskiego. W wywiadzie udzielonym „Newsweekowi” wspomi‑ nał: „Zamknęliśmy się z Beresiem [Witold Bereś, publicysta „Polityki” – przyp. aut.] i zapasem whisky na trzy dni w warszawskim hotelu i na zmianę stukaliśmy w kla‑ wiaturę jak opętani [...]. Kasa była duża, bo po 20 tysięcy dla każdego, ale warunek żelazny: zdążyć przed ostanią rundą Kwaśniewski – Wałęsa. I udało się w ostatniej chwili. Waniek dostała maszynopis rano, a po południu był już w druku. Na lekturę miała czas, gdy została szefową kancelarii prezydenta Kwaśniewskiego”36. Profesjonalizm działań sztabu wyborczego i samego kandydata można przypi‑ sać głównej dewizie Jacquesa Séguéli, który uważa, że żaden polityk, podobnie jak szef dużego przedsiębiorstwa, nie ma prawa lekceważyć reklamy, gdyż ma zobo‑ wiązania wobec swoich wyborców i powinien przekazać jak najlepiej to, co chce powiedzieć: „Sposób, w jaki komunikat dociera do wyborcy, decyduje w dużej mie‑ rze o zwycięstwie lub porażce. I nie ma to nic wspólnego z manipulacją. To kwestia profesjonalizmu”37. Zbieżna także okazała się filozofia Séguéli dotycząca sposobu wygrywania kampanii ze strategią przyjętą przez sztab wyborczy Aleksandra Kwaś‑ niewskiego:

[...] to nie kampania wyborcza czyni prezydentem. Kampanii się nie wygrywa. To przeciwnik przegrywa. W Polsce nie wygrał Aleksander Kwaśniewski, ale przegrał Lech Wałęsa. Dzięki reklamie można objaśnić pewne rzeczy, nie można jednak niko‑ go zmusić do wyboru polityka, który nie jest człowiekiem danej chwili. Kiedy politykowi udaje się zejść choć odrobinę ze swojego piedestału i zostać Osobą­‑Marką, używane techniki reklamowe nie różnią się od tych tradycyjnych.

34 P. Tymochowicz w rozmowie z B. Czechowską­‑Derkacz, wrzesień 2009 rok. 35 Tamże, s. 71–75. 36 S. Czubkowska, V. Ozminkowski, Uwierz w ducha, „Newsweek”, 21 października 2007, s. 91. 37 K. Staszak, Proszek do polityki. W cztery oczy z Jacquesem Séguéla, „Fakty” nr 28, 4 września 1997.

92 Obietnicą dla konsumenta‑wyborcy­ jest najpierw program polityczny. [...] Aleksander Kwaśniewski jest dla mnie, a także wielu światowych polityków „europejskim Clin‑ tonem”, który ucieleśnia nowoczesność, postęp techniczny, liberalizm ekonomiczny o społecznym obliczu. Cechy niezbędne w XXI wieku. Ponad rozgrywkami politycz‑ nymi próbował on zostać prezydentem wszystkich Polaków. Prezydent Wałęsa miał być dla tych, którzy odrzucali starą Polskę38.

Słychać w wywiadach i wypowiedziach Kwaśniewskiego, cytowanych przez „Wy‑ borczą”, znane hasła o ewolucji zamiast rewolucji, zaprzestaniu jałowych rozliczeń z historią, patrzeniu w XXI wiek, skupieniu się na polskiej gospodarce, ale niezapo‑ minaniu o tych, którym w okresie transformacji się nie powiodło39. Wszystkie pozy‑ tywne komunikaty perswazyjne kampanii zostały skoncentrowane wokół wyborcze‑ go hasła: „Wybierzmy przyszłość”. Sztab wyborczy Aleksandra Kwaśniewskiego stawiał na wygląd kandydata, jak wspomina Danuta Waniek: „[...] sztab dał mu surowe zalecenie: Musisz schudnąć, jesteś zbyt tłusty chłopie, musisz poprawić swój wizerunek w mediach”40. Kwaśniewski zatem dzięki diecie i uprawianiu sportu wrócił z urlopu w Cetniewie nie do pozna‑ nia – siedem kilogramów chudszy, zadowolony i opalony41. Świetnie prezentował się w dobrze dobranych koszulach i garniturach, założył niebieskie szkła kontaktowe. W rezultacie – jak podsumowuje Marzena Cichosz – prezentował się jako gotowy do dialogu, dynamiczny, rzeczowy, zbyt młody, aby mógł przylgnąć do niego brud PRL­‑u: „zaproponował wizerunek «amanta» «uwodzącego» elektorat swoim wdzię‑ kiem. Taki odbiór wzmacniała obecność u jego boku żony – atrakcyjnej, eleganckiej, wykształconej, dodającej blasku kandydatowi”42. Skutecznie (biorąc pod uwagę wynik wyborów) została zorganizowana także trasa objazdowa Kwaśniewskiego. Na spotkania wyborcze podróżował specjalnym „Kwak busem”, a na wyborczych wiecach zawsze rozbrzmiewała piosenka wybor‑ cza kandydata Ole! Olek wygraj!, śpiewana przez zespół Top One, w bardzo popu‑ larnym wówczas rytmie disco polo. Ulotki i materiały reklamowe oddzielnie zostały przygotowane dla elektoratu wielkich miast, inne dla wyborców z terenów wiejskich, inne dla kobiet. Wszystko po to, aby każda z tych grup mogła nazwać Kwaśniew‑ skiego „swoim” kandydatem. Danuta Waniek często wspomina o nieprzychylności mediów wobec Aleksandra Kwaśniewskiego w tamtym czasie – przede wszystkim „Gazety Wyborczej”, publicznej telewizji i radia, „Rzeczpospolitej”, a także Koś‑ cioła katolickiego. To między innymi miało być przyczyną decyzji o bezpośrednim kontakcie z wyborcami i zorganizowaniu objazdu „Kwak busem”. W drugiej turze wyborów wizerunek Kwaśniewskiego został nieco skorygowa‑ ny – wzmacniano akcenty, które miały przedstawiać go jako męża stanu, na wy‑ borczych plakatach występował na tle flagi narodowej z poważną, mniej „uwodzi‑ cielską” miną niż w tych z pierwszej tury, a lansowanym hasłem było – „Wspólna Polska”, co wzmacniało przekaz o narodowym pojednaniu. Bardzo pomogły Kwaś‑

38 Tamże. 39 Podobnych wywiadów Aleksander Kwaśniewski udzielał innym mediom, jednak w tej pracy przy‑ jęto założenie analizowania tekstów w „Gazecie Wyborczej”, co zostało zaznaczone we wstępie. Pozosta‑ łe artykuły są przywoływane jako kontekst, jeśli jest konieczny. 40 Tamże, s. 37. 41 Tamże, s. 39. 42 M. Cichosz, op. cit., s. 153.

93 niewskiemu w sukcesie jego naturalne zdolności oratorskie, umiejętność budowania celnych ripost i metafor, swojego rodzaju naturalność i spontaniczność, która prze‑ jawiała się na przykład w podawaniu rąk i witaniu się z potencjalnymi wyborcami na wiecach i spotkaniach, co stwarzało wrażenie, że nie jest politykiem na piedestale. To nie jest jednak wizerunek Kwaśniewskiego w „Gazecie Wyborczej”, opisu‑ jącej kampanię prezydencką 1995 roku, w której i Aleksander Kwaśniewski, i Lech Wałęsa, walczyli o polityczny byt. Kwaśniewski o przyszłość nie tylko swoją, ale także SLD, gdyż w razie przegranej widomo było, że Lech Wałęsa rozpisze nowe wybory, które po doświadczeniach wyborców z dwoma latami rządów tej formacji najprawdopodobniej odsunęłyby na jakiś czas SLD od rządów, Wałęsa zaś – walczył o swój autorytet bohatera polskich przemian i wiarę Polaków w „Solidarność”. Wa‑ niek w swoich zapiskach sztabowych pisze o szczególnej nieprzychylności „Gazety Wyborczej”: „«Gazeta Wyborcza» postrzegana jako organ prasowy Unii Wolności, przoduje w rozpowszechnianiu tezy o tym, że gdy Polacy wybiorą Kwaśniewskiego na prezydenta, w kraju zapanuje chaos. To głównie unici stawiają na czarne horo‑ skopy o manifestacjach ulicznych «antykwaśniewskiej» fali strajków, powrocie in‑ flacji itd. To Jan Maria Rokita jeszcze niedawno krakał o «towarzyszu Szmaciaku», który po zwycięstwie SLD podniesie łeb i przywróci w Polsce PRL”43. „Gazeta Wyborcza” poświęciła wiele miejsca opisowi kampanii Kwaśniewskiego, ale jej sympatie były wyraźnie po stronie obozu solidarnościowego, choć już wów‑ czas nie Lecha Wałęsy. Te sympatie jasno wyłożył Adam Michnik, w tekście „Gaze- ta” – kłopot wolności, w którym zadeklarował: „Będę głosował na Jacka Kuronia”44. Ton traktowania Kwaśniewskiego jako przeciwnika politycznego, z którym na‑ leży rozmawiać o przyszłości Polski, można odnaleźć także w innych tekstach „Wy‑ borczej” z okresu kampanii 1995 roku. Wrócił jednak temat jego pezetpeerowskiej przeszłości i bezideowości. Było to związane z obawą uzyskania pełni władzy w Pol‑ sce przez SLD, który był wówczas obozem rządzącym, a wygrana Kwaśniewskiego oznaczała także prezydenta wywodzącego się z tej samej formacji. Taka sytuacja przez środowiska postsolidarnościowe, a zatem także dziennikarzy „Wyborczej”, uznawana była za groźną, a czasami wręcz katastrofalną. Wiele miejsca zajmują analizy fenomenu politycznego Aleksandra Kwaśniew‑ skiego, który szturmem zdobywał kolejne regiony Polski, doświadczonej czterdzie‑ stoma pięcioma latami skompromitowanego systemu. W tekstach tych słychać wy‑ raźnie ton starcia dwóch światów „postkomunistycznego i postsolidarnościowego”, jak zapowiedział Wojciech Załuska w artykule Wojna dwóch światów z 1994 roku45. Paradoksalnie to także wpisywało się w polityczną strategię Kwaśniewskiego, który wiedział, że największe szanse ma w drugiej turze w wyborczym starciu z Lechem Wałęsą, dlatego z takim uporem jego sztab walczył o telewizyjną prezydencką deba‑ tę tych dwóch kandydatów, a także przygotowywał sytuacje konfrontacyjne między Aleksandrem Kwaśniewskim a Lechem Wałęsą. Z kolei Waniek rywalizację o fotel prezydenta pomiędzy Wałęsą a Kwaśniewskim nazywa wojną dwóch epok: „Kwaś‑ niewski to modernizacja Polski. Lech Wałęsa – to powrót do przeszłości”46.

43 D. Waniek, op. cit., s. 114. 44 A. Michnik, „Gazeta” – kłopot wolności, „Gazeta Wyborcza” nr 106, 9 maja 1995, s. 14. 45 W. Załuska, Wojna dwóch światów, „Gazeta Wyborcza” nr 133, 10 czerwca 1994, s. 3. 46 D. Waniek, op. cit., s. 34.

94 Jeszcze przed drugą turą wyborów ukazał się w „Wyborczej” ważki tekst Pawła Smoleńskiego, w którym jego rozmówcy wskazują na cynizm, niechęć do rozlicze‑ nia się z przeszłością, mamienie wyborców obietnicami nie do spełniania:

[...] – Krótka pamięć pozwoliła Kwaśniewskiemu uczynić solidarnościową rację wspól‑ nym dziedzictwem postkomunistów i dawnej opozycji demokratycznej. Był przy Okrągłym Stole, więc – tak samo jak opozycja – demontował realny socjalizm, choć wówczas stronie partyjno­‑rządowej chyba nie na tym zależało. Dziś mówi, że nie ma powrotu do PRL‑u,­ a demokracja jest sposobem na Polskę. W ten sposób zaciera bio‑ graficzne różnice – słuchając go można by dojść do wniosku, że opozycji i PZPR tak naprawdę zawsze chodziło o to samo. – Kwaśniewski nie jest PRL­‑owski – mówi [Michał Głowiński – przyp. aut.]. – Umie bardzo dobrze operować słowem, ma dar szybkiego reagowania krótkimi, zro‑ zumiałymi zdaniami. Jeżeli u kogoś słychać językowe remanenty PRL­‑u, to u Bubla, Koźluka, Leppera. Język Kwaśniewskiego jest zaprzeczeniem nowomowy47.

Ten „niepeerelowski język”, o którym mówił Michał Głowiński w artykule Pa‑ wła Smoleńskiego, widać w deklaracji programowej Aleksandra Kwaśniewskiego. Zacytowała ją w całości „Gazeta Wyborcza”, zamiast wywiadu, na który Aleksander Kwaśniewski się nie zgodził. Argumenty z tej deklaracji okazały się na tyle skutecz‑ ne, że już po wygranych wyborach w 1995 roku, temat politycznej biografii Alek‑ sandra Kwaśniewskiego sprzed okresu Okrągłego Stołu powoli wygasał, by po 2000 roku zniknąć niemal zupełnie. Oto kilka argumentów, których echa pobrzmiewały we wszystkich wywiadach i wypowiedziach Aleksandra Kwaśniewskiego, proszące‑ go o sprawiedliwą ocenę jego politycznej działalności, a więc bez emocji i nie przez pryzmat podziałów roku 1989. W 1995 roku Polska rzeczywistość była zupełnie inna, i do niej Aleksander Kwaśniewski się odwoływał:

Ubiegam się o najwyższy urząd publiczny w Polsce i liczę na obywatelskie poparcie. Zapewne znacie moją działalność polityczną. Mam nadzieję, że ocenicie ją sprawied‑ liwie. Wiem też, co mi zostanie zarzucone. Padną słowa­‑klucze o „PRL­‑bis”, o „post‑ komunie”, o „wojującym antyklerykalizmie”. Zapewne także o Kwaśniewskim, któ‑ remu marzy się powrót do niecnych praktyk realnego socjalizmu i czeka tylko na sto‑ sowną okazję. Mam prawo spytać: na jakiej podstawie formułowane są takie zarzuty? Najłatwiej o gromkie okrzyki i kłamliwą demagogię. Ich autorom niewygodnie schodzić do po‑ ziomu faktów, które dają przeciwne świadectwo. Najważniejsza część mojej politycz‑ nej biografii przypadła na ostatnie lata. Byłem jednym ze współtwórców przełomu osiągniętego przy Okrągłym Stole. Z determinacją i pełnym przekonaniem zaangażo‑ wałem się w budowę Polski demokratycznej, suwerennej, otwartej na świat, gospoda‑ rującej na rynkowych podstawach. To prawda, że broniłem i będę bronić godności ludzi, którzy przez minione dzie‑ sięciolecia ciężko pracowali, żyli uczciwie i dziś nie chcą, by przekreślać ich niemały dorobek. To prawda, że obce są mi czarno­‑białe barwy historycznych ocen. Dziś jed‑ nak najważniejsze jest, aby wspólnie iść naprzód i wykorzystać szanse, które stwarza demokracja i gospodarka rynkowa48.

47 P. Smoleński, Kandydat doskonale banalny, „Gazeta Wyborcza” nr 252, 28–29­ października 1995, s. 11. 48 Wybierzmy przyszłość, „Gazeta Wyborcza” nr 243, 18 października 1995, s. 15.

95 Język i argumentacja stosowana przez Aleksandra Kwaśniewskiego w tym cza‑ sie są przedmiotem analizy w książce Agaty Chróścickiej Kwaśniewski jestem..., która stała się ważnym elementem kampanii prezydenckiej 1995 roku. Fragmenty opublikowała „Wyborcza” w artykule Grzeczny, zręczny, ambitny 30 września 1995 roku, a zatem tuż przed prezydenckimi wyborami. Książka przedstawia Aleksan‑ dra Kwaśniewskiego jako bezideowca, który z pragmatyzmu politycznego uczynił ideologię i „eleganckiego oportunistę”, który gładkimi słowami, polityczną ogła‑ dą i unikaniem sytuacji konfrontacyjnych przekonał do siebie wyborców, a nawet opozycję. Na okładce, utrzymanej w intensywnym czerwonym kolorze, Aleksander Kwaśniewski, z wyciągniętymi do przodu rękami i przymkniętymi oczami, został wystylizowany na wspomnianego we wstępie Mojżesza polskiej lewicy. Kwaśniew‑ ski na przedwyborczych spotkaniach nazywał książkę Chróścickiej paszkwilem, napisanym na polecenie „Inicjatywy 3/4”, która przez całą kampanię prezydencką w 1995 roku organizowała happeningi mające go ośmieszać. Chróścicka w opubli‑ kowanym w „Wyborczej” sprostowaniu kategorycznie temu zaprzeczyła i nazwała swoją książkę krytyczną, ale obiektywną, dodając, że „wszystkie fakty w niej przed‑ stawione, jak i wypowiedzi pana Kwaśniewskiego i osób wypowiadających się na jego temat są prawdziwe”49. Chróścicka wskazuje także na relatywizm języka i argumentów oraz oportunizm Aleksandra Kwaśniewskiego, co – jej zdaniem – stało się źródłem jego politycz‑ nego sukcesu. Retoryka i sposób argumentacji Aleksandra Kwaśniewskiego, dzięki którym zyskał tak szerokie poparcie społeczne, w książce A. Chróścickiej zostały określone za Gadzinowskim „kwaśniewszczyzną”. Jej korzenie Chróścicka widzi w okresie, kiedy Kwaśniewski został redaktorem naczelnym „ITD” (po odwieszeniu pisma w stanie wojennym) w 1982 roku:

Kwaśniewski nie jest napastliwy, nie odsądza opozycji od czci i wiary, co w tym czasie było na porządku dziennym w „Trybunie Ludu” i innych organizacjach partyjnych. Jest grzeczny, pragmatyczny, niektórzy mówią nijaki. W tamtych czasach można było albo bronić partii i generała Jaruzelskiego bez zbędnych pytań, albo nic nie pisać, albo się nie wychylać. Kwaśniewski nie po raz pierwszy i nie ostatni wybrał trzecie wyjście. Z wielką zręcznością udaje mu się balansować po „cienkiej czerwonej linii”. Piotr Gadzinowski nazywa taką postawę „kwaśniewszczyzną” – nie oglądajmy się za siebie, bo to może tylko przynieść kłopoty, nie zadawajmy sobie kłopotliwych pytań, patrzmy w przyszłość, modernizujmy się, a wszystko będzie dobrze. Fakt, że są tacy, którzy siedzą w więzie‑ niach i tacy, którzy ich tam powsadzali, jest wobec wyzwań przyszłości mało znaczącym epizodem. „Kwaśniewszczyzna” po raz pierwszy na większą skalę ujawniona w „ITD.”, stanie się ulubioną formułą polityczną przyszłego kandydata na prezydenta50.

Jak oszacował sztab wyborczy Kwaśniewskiego – przed pierwszą turą wyborów Kwaśniewski odwiedził swoim „Kwak busem” 44 województwa, 130 miejscowości, przejechał 22 tysiące kilometrów, odbył przeszło 40 spotkań z dziennikarzami re‑ gionalnymi, na spotkaniach zamkniętych spotkał się ze 110 tysiącami osób (rekord lokalny został pobity na Śląsku, gdzie w jednym spotkaniu uczestniczyło 2 tysiące osób, około 5 tysięcy osób przyszło na jedno spotkanie w Białymstoku)51. W „Ga‑

49 A. Chróścicka, Grzeczny, zręczny, ambitny, „Gazeta Wyborcza” nr 238, 12 października 1995, s 17. 50 A. Chróścicka, op. cit., s. 36–37. 51 D. Waniek, op. cit., s. 166.

96 zecie Wyborczej” można znaleźć sporo relacji z wyborczych objazdowych spotkań Kwaśniewskiego. Agata Nowakowska, dziennikarka „Wyborczej” wybrała się nawet z Kwaśniewskim „Kwak busem”. Powstał reportaż Czerwony autobus. Sporo w nim ironii i próby pokazania Aleksandra Kwaśniewskiego i jego sztabu jako polityków cynicznych, walczących bezwzględnie o elektorat, niegardzących alkoholem. Kwaś‑ niewski zaś został przedstawiony w nim jako idol ludzi z małych miast i miasteczek, którzy tęsknią za peerelem. Autorka pokazuje Polskę pijaną, rozpolitykowaną, agre‑ sywną52. Ale rzeczywistość polityczna w tych wyborach okazała się dużo bardziej skomplikowana, a o ostatecznym zwycięstwie Kwaśniewskiego w wyborach zadecy‑ dowali nie tylko opisywani przez Nowakowską wyborcy z małych miasteczek i wsi, tańczący w rytm discopolowej wyborczej piosenki kandydata. Kwaśniewski – lewicowy kandydat na prezydenta – w tych relacjach z wybor‑ czych spotkań niemal w każdej sytuacji zachowywał spokój, uśmiech i powtarzał hasła o konieczności wyboru przyszłości i narodowym pojednaniu. Witany był – co podkreślali dziennikarze, jakby nie wierząc, że to możliwe – przez tłumy ludzi, pro‑ szących go o autograf lub uścisk ręki. Jednak w Jastrzębiu, kiedy chciał złożyć kwiaty pod pomnikiem Porozumień Jastrzębskich i uniemożliwili mu to górnicy, którzy przyszli, aby obrzucić go jajkami i sadzą, krzyczał: „Faszyści i antysemici! Taka jest dzisiejsza «Solidarność»”53. Z kolei we wspomnianym wyżej reportażu Nowakow‑ skiej, kiedy na jednym ze spotkań zapytano go o ulotkę, w której zarzucano mu, że jest Żydem o nazwisku Schalzbaum54, odpowiedział: „Ten, kto to napisał, nie jest baum­‑coś tam, ale po prostu wał. Nazwisko Kwaśniewski nosimy od pokoleń. Moja mama pochodzi z Wilna, a tata z Warszawy”55. Ta wypowiedź stała się źródłem kry‑ tycznego komentarza „Wyborczej”, która przypomniała, że Tadeusz Mazowiecki, także atakowany za żydowskie pochodzenie w trakcie kampanii w 1990 roku, nigdy nie dał się wciągnąć w taką dyskusję:

Czytając stanowcze zaprzeczenia Aleksandra Kwaśniewskiego nie sposób nie przy‑ wołać Tadeusza Mazowieckiego, któremu także w toku kampanii prezydenckiej prze‑ ciwnicy zarzucali żydowskie pochodzenie. Izabela Cywińska opisując w swych wspo‑ mnieniach reakcję Mazowieckiego podkreśla, że wbrew radom i prośbom odmówił zajęcia stanowiska. Wyjaśnił, że zaprzeczanie przez niego pochodzenia żydowskiego mogłoby być odczytane jako stwierdzenie, że gdyby rzeczywiście miał jakiegoś ży‑ dowskiego przodka, byłby to powód do wstydu. I był niezadowolony, gdy jakiś ksiądz wystawił mu „świadectwo czystości rasowej” stwierdzając, że Mazowieccy od kilku wieków figurują w księgach chrztu jego parafii. Dwaj kandydaci na prezydenta RP, ten sam „zarzut” i jakże inny do niego stosunek56.

52 A. Nowakowska, Czerwony autobus, „Gazeta Wyborcza” nr 149, 29 czerwca 1995, s. 14. 53 D. Korotko, Jajkiem i sadzą w lidera SLD, „Gazeta Wyborcza” nr 148, 28 czerwca 1995, s. 2. 54 W okresie kampanii wyborczej 1995 roku często pojawiały się w różnych miejscach ulotki z in‑ formacją, że Aleksander Kwaśniewski jest rzekomo synem niejakiego Stolzmana (nie Schalzbauma, jak napisała „Wyborcza”), który z ramienia NKWD miał nadzorować likwidację ukrywających się żołnierzy AK, a po kilku latach przybrał nowe nazwisko – Kwaśniewski – i był lekarzem mieszkającym w Białogar‑ dzie. Były to teksty utrzymane w agresywnym antysemickim tonie, które powracały przez cały czas prezy‑ dentury Aleksandra Kwaśniewskiego, zwłaszcza w okresie, kiedy gościł w Izraelu lub kiedy przepraszał za Jedwabne. Dzisiaj bez trudu można odnaleźć je w internecie, a ich ton się nie zmienił. 55 A. Nowakowska, Czerwony autobus..., s. 14. 56 A. Klugman, Co zrobili Kwaśniewski i Mazowiecki „oskarżeni” o żydowskie pochodzenie?, „Gazeta Wyborcza” nr 161, 13 lipca 1995, s. 14.

97 Warto dodać, że Małgorzata Winiarczyk­‑Kossakowska, pełnomocnik Ogólnopol‑ skiego Komitetu Wyborczego Aleksandra Kwaśniewskiego, wystosowała do Leszka Bubla, wówczas także kandydata na prezydenta, list z żądaniem wycofania i prze‑ prosin za emisję jego programu wyborczego, który ukazał się w Telewizji Polskiej, w ramach „Studia Wyborczego”, w którym Bubel sugerował żydowską narodowość Kwaśniewskiego57. Jak wskazują wyniki sondaży i powyborcze analizy oraz opinie politologów i so‑ cjologów, zwycięstwo Aleksandra Kwaśniewskiego w wyborach 1995 roku przypie‑ czętowały dwie debaty prezydenckie z Lechem Wałęsą, transmitowane przez Te‑ lewizję Polską – 12 i 15 listopada – przed pierwszą i drugą turą wyborów. Z ba‑ dań oglądalności OBOP wynikało, że oglądało je 75 proc. respondentów, większość stwierdziła, że miały one wpływ na ich wyborczą decyzję oraz że zwyciężył w nich Aleksander Kwaśniewski – aż 75 proc. stwierdziło, że zachęcił ich do głosowania na siebie, preferencje na korzyść Wałęsy wyniosły tylko 28 proc.58. Przyniosła efekty kon‑ frontacyjna taktyka, choć prowadzona nie bezpośrednio przez samego Aleksandra Kwaśniewskiego, ale przez jego współpracowników (to stały element strategii wy‑ borczych wszystkich kandydatów, którzy w ten sposób chronią się przed bezpośred‑ nimi zarzutami o prowadzenie kampanii negatywnej). Sztab wyborczy Kwaśniew‑ skiego do tej debaty dążył, mając nadzieję na spektakl w stylu politycznego starcia Kennedy’ego z Nixonem. Lech Wałęsa takiej debaty, podobnie jak Nixon, nie potrze‑ bował. Dla Kwaśniewskiego, podobnie jak dla Kennedy’ego, była szansą, którą wy‑ korzystał. Z uśmiechniętym, dobrze wyglądającym i opanowanym Kwaśniewskim, który wyciągnął rękę do zgody, Lech Wałęsa, kierujący się emocjami i nie prezentują‑ cy się atrakcyjnie i młodo, który zamiast ręki chciał kontrkandydatowi podać „najwy‑ żej nogę”, miał nikłe szanse w telewizyjnym show, jakim są prezydenckie debaty dla milionów widzów, oceniających nie to, co kandydaci mówią, ale jak się prezentują. Zarówno sondażowe wyniki, opinie, jak i same debaty obszernie relacjonowa‑ ła „Gazeta Wyborcza”. W relacjach tych nie znalazł się jednak fragment – który miał być poza telewizyjnym kadrem, ale kamery były włączone i telewidzowie go obejrzeli. Aleksander Kwaśniewski na pierwszą debatę się spóźnił – a podobno, jak ustaliły sztaby obu kandydatów, miał na Wałęsę czekać w studio – i nie przywitał się ze swoim kontrkandydatem. Zaskoczył także Wałęsę, rzucając mu na stół swoje rozliczenie podatkowe, zachęcając, aby ten zrobił to samo. Kiedy zatem podszedł do Wałęsy na zakończenie z wyciągniętą ręką, ten, zdenerwowany wcześniejszym za‑ chowaniem Kwaśniewskiego, odpowiedział w charakterystyczny dla swojego stylu sposób: „To pan rozpoczął niekulturalnie. Dobrze, że się pan zreflektował, przecież pan wszedł tak jak do obory, ani be, ani me, ani kukuryku. Panu to ja mogę co naj‑ wyżej nogę podać”59. Pierwsza debata miała dotyczyć polityki zagranicznej, druga – polityki wewnętrz‑ nej kraju. Obie stały się „wojną dwóch światów”, które zapowiadała w 1994 roku „Gazeta Wyborcza” i dominował w nich temat rozliczeń z przeszłością, z które‑ go Aleksander Kwaśniewski wyszedł zwycięsko. Raził język Lecha Wałęsy, który mówił – ja zrobiłem załatwiłem, wywalczyłem, Kwaśniewski odwoływał się zaś do

57 D. Waniek, op. cit., s. 93–94. 58 Wyniki sondaży i wyborcze za: M. Cichosz, op. cit., s. 181–183. 59 Cytat za: zapis telewizyjnej debaty emitowanej przez TVP w 1995 roku.

98 wspólnoty doświadczeń i działań, mówiąc „my” (w rozumieniu Polacy) potrzebu- jemy, będziemy budować. Atmosferę obu debat można było w tym czasie odnaleźć w relacjach „Wyborczej”. Z zapisu widać także, że jakby „obok” zadawanych pytań, Aleksander Kwaśniewski potrafił przekazać własną wizję przyszłej Polski i swojej prezydentury. W czasie tej kampanii dwie sprawy mogły Aleksandrowi Kwaśniewskiemu za‑ szkodzić: sprawa jego wykształcenia (w biografii podano informacje, że ukończył studia wyższe na Uniwersytecie Gdańskim, tymczasem nie otrzymał dyplomu – zo‑ stał skreślony z piątego roku studiów – i nie ma go na liście absolwentów) oraz udziały żony Jolanty Kwaśniewskiej w PZU Polisa, których nie uwzględnił w swo‑ im oświadczeniu majątkowym. Pierwsza informacja została ujawniona przez me‑ dia tuż przed dniem głosowania w drugiej turze. Jak później tłumaczył Aleksander Kwaśniewski, uznał, że zdanie wszystkich egzaminów oznaczało dla niego absolu‑ torium i było równoznaczne z ukończeniem studiów. W sprawie Polisy tłumaczył, iż podał swoje rozlicznie majątkowe i nie wiedział, że musi uwzględnić także majątek żony. Obie sprawy dokładnie opisywała „Wyborcza”. Publikowała listy czytelników w tej sprawie, oświadczenie ówczesnego rektora Uniwersytetu Gdańskiego60, rela‑ cjonowała zbieranie podpisów przez bielską oraz śląsko‑dąbrowską­ „Solidarność” na rzecz unieważnienia wyborów. W sprawie wykształcenia musiał się wypowie‑ dzieć Sąd Najwyższy, który orzekł, że Aleksander Kwaśniewski naruszył ordyna‑ cję wyborczą podając nieprawdziwą informacje o wykształceniu, ale jednocześnie uznał, że nie mogą być one unieważnione, ponieważ trzeba by oszacować, w jakim stopniu to naruszenie wpłynęło na decyzje wyborców, a tego zrobić się nie da. Komentując wyrok Sądu Najwyższego Adam Michnik podkreślił, że „Człowiek, który złamał prawo, został wybrany na prezydenta RP. Decyzja zgodna z literą pra‑ wa okazała się sprzeczna z poczuciem moralnym dużej części społeczeństwa. Taki jest gorzki paradoks młodej polskiej demokracji”61 i zwrócił się do prezydenta elek‑ ta, by przeprosił za rozmijanie się z prawdą. Redaktor naczelny „Wyborczej” użył tak często stosowanego przez dziennikarzy, a polityków zwłaszcza, omówienia sło‑ wa „kłamstwo”, co może być czytane jako upowszechnienie, choć trudno określić, czy świadome, relatywizmu języka w mediach. Zachowanie Kwaśniewskiego kłam‑ stwem nazwał Piotr Pacewicz („Aleksander Kwaśniewski publicznie skłamał, a po‑ tem kręcił i lawirował”)62. Aleksander Kwaśniewski nigdy za podawanie nieprawdziwych informacji o swo‑ im wykształceniu nie przeprosił. Przeprosił wyborców za „emocje”: „Chcę wyrazić skruchę i powiedzieć «przepraszam» tym wszystkim, którzy w związku z oskarże‑ niami i emocjami wokół mojego wykształcenia i deklaracji majątkowej czują się za‑ wiedzeni i zdezorientowani63. W kolejnych wypowiedziach podkreślał, że uważa się za człowieka bardzo dobrze wykształconego i będzie dobrym prezydentem. Sprawa Polisy została zapomniana niemal z dnia na dzień, tuż po ogłoszeniu wyniku wybo‑ rów, nie tylko jednak przez „Gazetę Wyborczą”, ale i inne media.

60 Magister Kwaśniewski, „Gazeta Wyborcza” nr 274, 25 listopada 1995, str. 1. 61 A. Michnik, Przyzwoitość i prawo, „Gazeta Wyborcza” nr 287, 11 grudnia 1995, s. 1. 62 P. Pacewicz, Nie przeprosił, „Gazeta Wyborcza” nr 288, 12 grudnia 1995, s. 1. 63 A. Nowakowska, J. Kędracki, P. Pacewicz, Elekt skruszony, „Gazeta Wyborcza” nr 291, 15 grudnia 1995, s. 1.

99 Ani książka Agaty Chróścickiej, ani opisywane wyżej wydarzenia, odbierane przez wielu wyborców bardziej w kategorii politycznych potknięć niż poważnych rys na wizerunku kandydata, nie zaszkodziły w tej kampanii Aleksandrowi Kwaśniew‑ skiemu. Do ponad połowy opinii publicznej trafiły jego wyważone argumenty i ję‑ zyk zgody, który miał rozpocząć nowy etap potransformacyjnej Polski. Aleksander Kwaśniewski dawał nadzieję na wielkie zmiany. W pierwszej turze wyborów Aleksander Kwaśniewski uzyskał 35,11 proc. gło‑ sów, zaś jego główny rywal – Lech Wałęsa 33,11 proc. Wspierany przez „Gazetę Wyborczą” Jacek Kuroń zakończył start z wynikiem 9,22 proc. głosów. W drugiej turze wyborów 19 listopada 1995 roku Aleksander Kwaśniewski został prezydentem Polski uzyskując 51,72 proc. głosów. Lech Wałęsa zdobył 48,28 proc. poparcia. Fre‑ kwencja wyniosła 68,22 proc64. Tę niewielką różnicę głosów, która podzieliła Polskę niemal na pół, podkreślała „Wyborcza” w powyborczych relacjach.

2.3. Zasypywanie podziałów – prezydentura 1995–2000

Aleksander Kwaśniewski także znał wagę tego wyniku, który nie był miażdżącym zwycięstwem, a jedynie wygraniem rywalizacji „o włos”. Powtarzając swoje wybor‑ cze hasło zaczął od apelu o zgodę, co podkreśliła „Gazeta Wyborcza” tytułem ar‑ tykułu (Apel o zgodę), w którym opisano atmosferę w warszawskim sztabie wybor‑ czym, gdzie SLD i sympatycy kandydata czekali na wynik: „odrzućmy oszczerstwa, uczyńmy z Polski kraj lepszy i bardziej demokratyczny. Apeluję do Lecha Wałęsy – na nim i na mnie spoczywa odpowiedzialność, by podjąć wysiłki na rzecz zgody”65. W powyborczych wywiadach, których udzielił mediom zagranicznym, podkreślał, że zależy mu na poprawnym ułożeniu stosunków z Kościołem katolickim w Polsce (CNN), mówił o tym, że kandydat powinien być bezpartyjny, wystąpi zatem z SdRP („Frankfurter Rundschau”), a także o tym, że Władysław Bartoszewski powinien pozostać szefem MSZ, co byłoby honorowym gestem lojalności wobec Lecha Wałę‑ sy („Der Tagesspiegel”). Wszystkie te wypowiedzi przywołała „Gazeta Wyborcza”, cytując reakcje mediów zagranicznych na wynik wyborów w Polsce. Aleksandrowi Kwaśniewskiemu udało się od początku prezydentury narzucić mediom tematycz‑ ną agenda setting, dzięki której już na wstępie zyskał wizerunek prezydenta, który nie tylko mówił w czasie wyborów o narodowej zgodzie i nowoczesnym rządzeniu Polską bez historycznych podziałów, ale po wyborach zamierza ten plan realizować. Z SdRP rzeczywiście wystąpił (co zauważyła „Wyborcza”, jako jedną z pierwszych spełnionych obietnic). Orędzie, w którym Aleksander Kwaśniewski nakreślił swoją prezydenturę, zo‑ stało wydrukowane przez „Gazetę Wyborczą”, poddane ocenie polityków i opa‑ trzone komentarzem Piotra Stasińskiego. Komentarz oddaje ówczesne nastawienie do nowego prezydenta – polityczny kredyt zaufania, ale i sceptycyzm: „Aleksander

64 Wyniki za: M. Cichosz, op. cit., s. 181–183. 65 A. Nowakowska, D. Wielowieyska, Apel o zgodę, „Gazeta Wyborcza” nr 269, 20 listopada 1999, s. 2.

100 Kwaśniewski mawia, że to, co osiągnął, zawdzięcza wielkiej pracy nad sobą. Tej pracy jeszcze znacznie więcej przed nim, jeśli jego prezydentura ma być dobra dla Polski”66. Z czasem widać jednak, że zaufanie „Wyborczej” do Aleksandra Kwaś‑ niewskiego systematycznie rośnie. Wyłaniający się z tekstów tego czasu z „Gazety Wyborczej” wizerunek Aleksandra Kwaśniewskiego to między innymi prezydent uparcie dążący do ułożenia stosunków z Kościołem katolickim poprzez ratyfikację konkordatu oraz dobre relacje z Watykanem i stojący w tej kwestii w opozycji do SLD. W cytowanej przez „Wyborczą” wypowiedzi, nuncjusz apostolski Józef Ko‑ walczyk stwierdził nawet, że Aleksander Kwaśniewski rozumie nieco inaczej spra‑ wę konkordatu niż ci ludzie, którzy widzą w nim pułapkę lub coś niebezpiecznego dla Polski”67. A także prezydent zabiegający o względy papieża Jana Pawła II, który w czasie spotkania korpusu dyplomatycznego w 1996 roku – jak zauważyła „Wy‑ borcza” – „nieoczekiwanie dodał «od siebie» zdanie, którego nie było w wydruko‑ wanym i rozdanym korpusowi dyplomatycznemu przemówieniu: «Wierzę, że bę‑ dziemy potrafili zadbać o konstytucyjny, prawny i polityczny kompromis, zgodny z polską tradycją i szacunkiem dla Papieża»”68. Zakończenie prac nad ratyfikacją konkordatu nazwał Aleksander Kwaśniewski (poprzez oświadczenie Danuty Hue‑ bner, ówczesnej szefowej prezydenckiej kancelarii, cytowane przez „Gazetę Wybor‑ czą”), „wydarzeniem niosącym pokój i pojednanie”69. „Gazeta Wyborcza” cytowała także list prezydenta do papieża, w którym zapra‑ szał Jana Pawła II do Polski, a także opisywała starania Kwaśniewskiego o wizytę w Watykanie, na którą nie chciano zgodzić się przed ratyfikacją konkordatu70. Kiedy udało się do tej wizyty doprowadzić, w relacji z Watykanu podkreślano fakt, iż pre‑ zydent rozmawiał z papieżem o dziesięć minut dłużej niż zaplanowano, a w cza‑ sie rozmowy podjęte zostały tematy „niewygodne”, czyli konkordat i ochrona życia poczętego. „Wyborcza” w tej relacji zauważyła także protest Ligii Republikańskiej, której członkowie (w tym przewodniczący Andrzej Papierz) rozwinęli pod bramą Watykanu transparent z napisem „Kwaśniewski bój się Boga”71. W czasie obu pielgrzymek papieża do Polski (w 1997 oraz 1999 roku) „Gazeta Wyborcza” relacjonowała teksty przemówień powitalnych i pożegnalnych prezy‑ denta Kwaśniewskiego oraz reakcje prasy zagranicznej, zwłaszcza włoskiej, w której można było znaleźć komentarze, że papież przyjechał do Polski podzielonej, zagro‑ żonej moralnym relatywizmem, a papieska wizyta jest wydarzeniem tylko dla „dla starszych, dla nostalgików, dla mamuś i cioć”72. Słabe odbicie natomiast znalazło w „Gazecie Wyborczej” zaproszenie prezydenckiej pary do papamobile w czasie za‑ kończenia pielgrzymki papieża w Polsce w 1999 roku. Dla mediów było to wydarze‑ niem niezwykłym, gdyż Aleksander Kwaśniewski jako jedyny prezydent w świecie został w ten sposób uhonorowany. Spekulowano nawet, że właśnie ten gest przypie‑ czętował jego reelekcję i pomógł pokonać w czasie kampanii prezydenckiej w 2000 roku Mariana Krzaklewskiego. „Wyborcza” jakby nie chciała nadawać jeszcze więk‑

66 P. Stasiński, Te słowa nie padły, „Gazeta Wyborcza” nr 299, 27 grudnia 1995, s. 2. 67 Szczyt konkordatowy, „Gazeta Wyborcza” nr 63, 14 marca 1996, s. 2. 68 Niezmienna droga do Europy, „Gazeta Wyborcza” nr 13, 16 stycznia 1996, s. 2. 69 To wydarzenie niesie pokój i pojednanie, „Gazeta Wyborcza” nr 8, 10­–11 stycznia 1998, s. 5. 70 A. Nowakowska, Kwaśniewski chce do Watykanu, „Gazeta Wyborcza” nr 217, 17 września 1996, s. 6. 71 M. Jędrysik, 40 minut z papieżem, „Gazeta Wyborcza” nr 82, 8 kwietnia 1997, jedynka, s. 1. 72 Papież w Polsce podzielonej, „Gazeta Wyborcza” nr 127, 3 czerwca 1997, s. 6.

101 szego znaczenia temu wydarzeniu. W 2009 roku, w TVN 24 w rozmowie z Brygi‑ dą Grysiak, Mieczysław Mokrzycki, tuż przed publikacją swojej książki Opowieść o życiu codziennym Jana Pawła II, opowiedział, że przejazd papamobile był pomy‑ słem kardynała Dziwisza, i to on, nie papież, zaprosił prezydencką parę. Nie chciał tuż przed odlotem papieża dopuścić do nieplanowej, dodatkowej rozmowy w cztery oczy z Aleksandrem Kwaśniewskim, o którą ten zabiegał. Obecność w papamobi‑ le prezydenckiej pary miała tę rozmowę zastąpić. Kardynał Dziwisz potwierdził tę wersję zdarzeń w wypowiedzi dla „Dziennika Polska Europa Świat”: „Było już późno, samolot stał, dlatego, gdy podjechaliśmy do prezydenta, mówię mu: Musimy już odlatywać, zapraszam pana do samochodu. Dzięki temu spotkania nie było”73. Wizerunek prezydenta z lat 1995–2000 to jednak przede wszystkim obraz głowy państwa dobrze reprezentującej interesy Polski na arenie międzynarodowej. Prezy‑ denta, który czyni nieustające starania na rzecz wejścia Polski do NATO i UE i po‑ trafiącego przy wielkich wydarzeniach z tym związanych docenić rolę Lecha Wałę‑ sy i „Solidarności”. Konsekwencję działań Aleksandra Kwaśniewskiego na arenie międzynarodowej podkreślały tytuły, jak na przykład w tekście Niezmienna droga do Europy74 (zauważano także towarzyskie obycie i prezencję prezydenckiej pary). Jest bardzo wiele artykułów w „Gazecie Wyborczej” związanych z tym tematem – relacje z wizyty w Kwaterze Głównej NATO w 1996 roku, XIII Warsztaty NATO w War‑ szawie, wizyty w Budapeszcie, w czasie której Aleksander Kwaśniewski zapropo‑ nował Węgrom i Czechom zawarcie trójprzymierza na rzecz rozszerzenia NATO, wizyty w 1997 roku prezydenta Busha u Aleksandra Kwaśniewskiego i Lecha Wałę‑ sy, objazdu – w przededniu zaproszenia Polski do NATO – jednostek wojskowych w północnej Polsce, gdzie „prezydent postanowił na własne oczy poznać życie ar‑ mii. Strzelał na strzelnicy, jadł w żołnierskiej stołówce i rozdawał swoje fotografie”75 (1997 rok), z wizyty Billa Clintona w Polsce, który „w emocjonalnym przemówieniu powtórzył po polsku obietnicę «Nic o was bez was»”76 (1997 rok), wreszcie z raty‑ fikacji rozszerzenia NATO przez Senat USA (1998 rok). W telewizji można było dodatkowo zobaczyć, że prezydent biegle włada językami angielskim i rosyjskim, co nadawało jego prezydenturze charakter nowoczesności. Ważne tematy podejmowane w tym czasie to także lustracja i prezydencki pro‑ jekt ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej (Aleksander Kwaśniewski zawetował w 1998 roku uchwaloną przez ustawę o IPN i przygotował własny projekt ustawy) oraz wizerunek Kwaśniewskiego jako architekta Konstytucji III RP. Za ar‑ chitekta ustawy zasadniczej uznawały Aleksandra Kwaśniewskiego także inne me‑ dia, gdyż intensywnie zaangażował się w prace nad konstytucją po wyborach 1993 roku jako przewodniczący sejmowej komisji. Takie wydarzenia, jak podpisanie kon‑ stytucji 16 lipca 1997 roku przez Aleksandra Kwaśniewskiego, podobnie jak uchwa‑ lenie tekstu przez Zgromadzenie Narodowe 2 kwietnia 1997 roku oraz przyjęcie konstytucji przez Polaków w referendum 25 maja 1997 roku77, były przedstawiane

73 B. Łoziński, Przejażdżka papamobile? Ale papież nie zapraszał, „Dziennik Polska Europa Świat”, 28 lutego – 1 marca 2009, s. 1, 4. 74 Niezmienna droga do Europy, „Gazeta Wyborcza” nr 13, 16 stycznia 1996, s. 2. 75 P. Wroński, Prezydent w kamaszach, „Gazeta Wyborcza” nr 151, 1 lipca 1997, s. 7. 76 Zmieniliście bieg historii, „Gazeta Wyborcza” nr 160, 11 lipca 1997, s. 1. 77 W czasie referendum, przy frekwencji 42,86 proc., 52,7 proc. głosów było za przyjęciem konstytucji. Zgromadzenie Narodowe przyjęło konstytucje 451 głosami za, 40 przeciw, 6 wstrzymującymi się.

102 w „Gazecie Wyborczej” jako chwile przełomowe. Głos oddano także krytykom usta‑ wy zasadniczej – środowiskom solidarnościowym, w tym Marianowi Krzaklewskie‑ mu. Niezależnie od spolaryzowanych opinii, trudno było tych wydarzeń za prze‑ łomowe nie uznać, gdyż prace nad Konstytucją III RP zaczęły się praktycznie już w 1989 roku i były kontynuowane do 1997, a tekst rodził się w kompromisowych starciach wielu środowisk. Samo podpisanie odbyło się – jak zauważyła „Wyborcza” – „w cieniu powodzi”. Uroczystość relacjonowała na żywo TVP, a Aleksander Kwaś‑ niewski stwierdził: „Dziś państwo polskie otrzymuje solidny fundament, obywatele silne gwarancje wolności i praw osobistych. Jest to konstytucja, która potwierdza szacunek dla historii narodu, dla jego korzeni. Po raz pierwszy w historii Polski ustanowienie konstytucji było nie tylko sprawą elit i politycznych stronnictw, doku‑ ment uchwalony przez Zgromadzenie Narodowe został 25 maja poparty w referen‑ dum przez większość głosujących”78. W kwestii lustracji „Gazeta Wyborcza” generalnie prezentowała poglądy zbież‑ ne z poglądami Aleksandra Kwaśniewskiego. Nie chodzi oczywiście o szczegóło‑ we rozwiązania legislacyjne, ale ogólnie rozumianą konieczność „doprowadzenia do sytuacji, która uniemożliwi wykorzystywanie dokumentów służb specjalnych PRL do szantażowania obywateli oraz prowadzenie za pomocą teczek różnych gier politycznych”79. Wizerunek „prezydenta wszystkich Polaków” udawało się Aleksandrowi Kwaś‑ niewskiemu budować między innymi dzięki swojego rodzaju opozycji do SLD (w wyborach parlamentarnych 1997 roku nie poprał SLD, choć tego od niego ocze‑ kiwano, podkreślając jedynie w wypowiedziach i wywiadach, że wiadomo, z jakiej formacji politycznej się wywodzi, zaś po wyborczym zwycięstwie AWS dość szyb‑ ko, choć niebezkolizyjnie, ułożył stosunki z desygnowanym na premiera prof. Je‑ rzym Buzkiem) oraz dzięki gestom, listom i słowom kierowanym do środowisk so‑ lidarnościowych i celebrowaniu rocznic i jubileuszy związanych z „Solidarnością” i jej ludźmi. Już na początku swojej prezydentury wręczył nominację ministerial‑ ną w swojej kancelarii Barbarze Labudzie, działaczce „Solidarności”, która w wy‑ borach 1995 roku otwarcie poparła Aleksandra Kwaśniewskiego. Wydaje się, że ta druga kwestia miała na wizerunek prezydenta wszystkich Polaków wpływ bardziej istotny niż bieżące wydarzenia związane z rządami AWS. Któż dzisiaj by pamiętał, gdyby nie medialne archiwa, że mecenas Ryszard Kalisz z prezydenckiej kancela‑ rii, interpretując zapisy konstytucji stwierdził, że skoro prezydent i rząd „dzielą się władzą wykonawczą, to jak żona męża premier prezydenta powinien informować o swoich działaniach”80 lub prezydenckie weta zgłaszane do ustaw przygotowanych przez rząd premiera Buzka i uchwalanych przez Sejm, w którym większość mia‑ ła wówczas AWS. Zawetowanie przez Aleksandra Kwaśniewskiego ustawy o por‑ nografii zapamiętane zostało dzięki kontrowersyjnej wypowiedzi Stefana Niesio‑ łowskiego, który w reakcji na to weto nazwał Aleksandra Kwaśniewskiego „porno‑ prezydentem”, Ryszarda Kalisza pasującym do niego „pornoministrem”, obu zaś „pornogrubasami”. Bardziej od tych bieżących wydarzeń zostawały w pamięci gesty, przemówienia i listy kierowane przez Aleksandra Kwaśniewskiego do środowisk

78 Konstytucja w cieniu powodzi, „Gazeta Wyborcza” nr 165, 17 lipca 1997, kraj, s. 6. 79 Z listu Aleksandra Kwaśniewskiego, „Dość walk na teczki”, „Gazeta Wyborcza” nr 290, 11 grudnia 1998, s. 6. 80 Informujmy się jak mąż z żoną, „Gazeta Wyborcza” nr 4, 6 stycznia 1998, s. 4.

103 solidarnościowych, które w mediach uznane zostały za swojego rodzaju ukłon le‑ wicowego prezydenta z pezetpeerowską przeszłością w kierunku walczących o nie‑ podległość ludzi „Solidarności”. Kilka przykładów: w 30. rocznicę marca 1968 roku „Gazeta Wyborcza” przedrukowała obszerne fragmenty przemówienia Aleksandra Kwaśniewskiego z uroczystości odznaczenia przez prezydenta Jacka Kuronia i Ka‑ rola Modzelewskiego najwyższym polskim odznaczeniem – Orderem Orła Białego. Prezydent Kwaśniewski stwierdził między innymi, że z powodu represji, jakie spot‑ kały polskich Żydów i dużą cześć inteligencji Marzec 1968 roku jest kartą haniebną polskiej historii i naprawienie wyrządzonych krzywd jest naszym obowiązkiem oraz że „Pamiętamy i wstydzimy się. To nie oni opuścili Polskę. To Polska opuściła ich. To trzeba naprawić”. Jednak dzięki takim ludziom jak Karol Modzelewski i Jacek Kuroń „Polska spokojniej może patrzeć w lustro”, gdyż „Odwaga i konsekwencja, demon‑ strowane przez Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego przez wiele lat, zdobyły im ogromny kapitał społecznego zaufania. Dla polityka to najwyższa nagroda. Niech dzisiejsze odznaczenie będzie symbolicznym znakiem wdzięczności nas – obywateli, i jej – Najjaśniejszej Rzeczypospolitej”81. Kilka dni po tej uroczystości „Wyborcza” poinformowała, że „Kilkunastu osobom, zmuszonym do emigracji po Marcu 1968 r., prezydent, korzystając z uproszczonej procedury, ponownie nadał we wtorek polskie obywatelstwo”82.W „uznaniu znamienitych zasług dla kultury narodowej”83 Orderem Orła Białego prezydent Aleksander Kwaśniewski odznaczył także pośmiertnie Zbi‑ gniewa Herberta, jednak – o czym także poinformowała „Gazeta Wyborcza” – wdowa po poecie odmówiła przyjęcia odznaczenia. Tadeusz Mazowiecki, pierwszy premier wolnej Polski po 1989 roku, otrzymał od Aleksandra Kwaśniewskiego list gratulacyj‑ ny w 70. rocznicę urodzin. W liście, cytowanym przez „Gazetę Wyborczą” w całości, czytamy między innymi: „Jest Pan człowiekiem, którego niezmiernie szanuję, wysoko cenię i często stawiam sobie i innym za wzór. Móc poznać Pana, pracować z kimś, kto jak Pan tyle dokonał dla ogólnego dobra – to niezwykłe doświadczenie”84. Pod koniec pierwszej prezydenckiej kadencji „Gazeta Wyborcza” zauważyła i doceniła takie gesty, jak Order Orła Białego dla Krzysztofa Skubiszewskiego, szefa dyplomacji w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, członka irańsko‑amerykańskiego­ Trybunału Arbitrażowego oraz słowa skierowane – na pożegnanie – do Bronisława Geremka: „Powiedzieć «polityk» o profesorze to za mało, powiedzieć «patriota» to już coś dużo poważniejszego, ale powiedzieć «wielki Polak i znakomity Europej‑ czyk» to oddać istotę osiągnięć, jego pracy, jego postawy oraz wartości, którym za‑ wsze starał się służyć”85. Wreszcie w całości zostało zacytowane przemówcie z okazji 60. rocznicy zbrodni katyńskiej, w którym Aleksander Kwaśniewski przeprosił za milczenie o Katyniu:

Pochylam głowę jak najniżej przed ofiarami tamtej zbrodni i wszystkich zbrodni ko‑ munizmu. Przed tymi, którzy zapłacili najwyższą cenę życia, i przed tymi, którzy przez lata, opłakując bliskich, cierpieć musieli kłamstwa i upokorzenia.

81 Cytaty dotyczące 30. rocznicy Marca 1968 roku pochodzą z przemówienia cytowanego w artykule Złaknieni wolności, zbrzydzeni kłamstwem, „Gazeta Wyborcza” nr 56, 7 marca 1998, s. 5. 82 Nie wiedzą, że są obywatelami Polski, „Gazeta Wyborcza” nr 60, 12 marca 1998, s. 4. 83 Orzeł Biały dla Herberta „Gazeta Wyborcza” nr 178, 31 lipca 1998, s. 1. 84 List Aleksandra Kwaśniewskiego do Tadeusza Mazowieckiego, „Gazeta Wyborcza” nr 92, 19–20 kwietnia 1997, s. 2. 85 K. Montgomery, Znak firmowy „Geremek”, „Gazeta Wyborcza” nr 152, 1–2 lipca 2000, s. 4.

104 Przepraszam za tych, którzy wplątani w tryby totalitarnej propagandy – z rozmy‑ słem czy nieświadomie, czasem z lęku, innym razem dla korzyści – przemilczali i fał‑ szowali historię Katynia. Dziękuję i wyrażam najwyższy szacunek dla bohaterskich obrońców prawdy o Katyniu, o zbrodni, represjach, ofiarach. Kościół katolicki, rodziny katyńskie, duchowni, środowiska emigracyjne, demo‑ kratyczna opozycja w Polsce, ludzie kultury, literatury, sztuki – jak najwyższej próby świadkowie i kronikarze tej tragedii – Józef Czapski, Gustaw Herling‑Grudziński,­ nie bacząc na trudności, groźby, przywrócili nam nie tylko prawdę, ale i godność86.

Po przeprosinach za PRL były to kolejne słowa szeroko komentowane w me‑ diach, a Aleksander Kwaśniewski w ten sposób zjednywał sobie sympatię niedaw‑ nej solidarnościowej opozycji. Niechęć jednak nie zawsze udało mu się przełamać i odmawiano Kwaśniewskiemu prawa do składania kwiatów przed pomnikami po‑ ległych w 1970 i 1980 roku górników na Śląsku czy stoczniowców w Gdańsku. Spo‑ sób sprawowania prezydenckiej władzy przez Aleksandra Kwaśniewskiego kruszył lód, stwarzając szansę dialogu. Na taki właśnie wizerunek pracował – prezydenta wszystkich Polaków, który – choć z obozu politycznego, związanego z peerelowską władzą – pochyla głowę przed tymi, którzy walczyli o demokrację wraz z „Solidar‑ nością” o niepodległą Polskę i prawdę. Ale także prezydenta, który w czasach szale‑ jącego bezrobocia w Polsce nie odmawia prawa głosu i tym, którzy PRL uznawali za ustrój dający im poczucie socjalnego bezpieczeństwa. Na przeprosiny za milczenie o Katyniu, choć były mocnym akcentem kończącej się pierwszej prezydenckiej kadencji, położyło się cieniem wydarzenie z 17 września 1999 roku, w czasie uroczystości obchodzonych w Rosji i na Ukrainie w 60. rocznicę agresji ZSRR na Polskę. Podczas wizyty na cmentarzu w Piatichatkach pod Charko‑ wem, gdzie spoczywają zamordowani przez NKWD w 1940 roku polscy oficerowie, Aleksander Kwaśniewski wyraźnie chwiał się i wspierał na stojących obok niego oso‑ bach. To wydarzenie dziś oceniane jest jednoznacznie. Bez trudu można odnaleźć w internecie nagrania filmowe z uroczystości w Piatichatkach, które wskazują na stan nietrzeźwości prezydenta RP, a i sam Aleksander Kwaśniewski, w grudniu 2005 roku, w wywiadzie udzielnym TVN 24, podsumowującym jego dziesięcioletnią pre‑ zydenturę, przyznał, że tamtego dnia pił alkohol. Na pytanie Katarzyny Kolendy­ ‍‑Zaleskiej, czy Charków 1999 roku był dla niego trudnym momentem, Aleksander Kwaśniewski odpowiedział:

– Oczywiście, że trudnym, bo mówiąc szczerze, przy takim stanie zdrowia nie powinie‑ nem jechać, a tam trzeba było uniknąć pewnych sytuacji. [...] Na Wschodzie ludzie są gościnni, byliśmy tam w dużej grupie, poczęstowano nas tym czy tamtym, ja brałem leki. Alkoholem? – No, przecież nie wodą sodową. No i być może ten efekt był taki, jaki był. Mogę tylko żałować, że w ogóle do czegoś takiego doszło, ale nic nie wydarzyło się ponad to, więc też prosiłbym o umiar w ocenie wydarzeń87.

86 Przepraszam za milczenie o Katyniu. Wystąpienie prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, „Gazeta Wyborcza” nr 89, 14 kwietnia 2000, s. 6. 87 Cytat za: Czym częstowano w Charkowie, „Gazeta Wyborcza” nr 298, 23 grudnia 2005, s. 4.

105 W 1999 roku tłumaczył go ówczesny prezydencki minister Ryszard Kalisz chorą prawą golenią. Kancelaria Prezydenta wydała oświadczenie, w którym można było przeczytać, że „rozpowszechniane przez niektóre media opinie o dziwnej niedys‑ pozycji prezydenta są insynuacjami”, a Aleksander Kwaśniewski „podlega leczeniu w związku z pourazowym zespołem przeciążeniowym goleni prawej (syndrom po- straumatica cruris dextr.)”88. Stan trzeźwości prezydenta Kwaśniewskiego w czasie oficjalnej wizyty na cmentarzu w podcharkowskich Piatichatkach wzbudził emocje nie tylko z powodu niestosowności jego zachowania, ale także spóźnionej reakcji mediów na to wydarzenie. Dzisiaj nie jest łatwo odtworzyć dokładnie reakcje ówczesnych mediów – jeśli chodzi o słowo pisane, pomaga archiwalna kwerenda, ale duża część materiałów z mediów elektronicznych jest ulotna. W relacjach prasowych, które ukazały się na‑ stępnego dnia po oficjalnej wizycie prezydenta Kwaśniewskiego w Charkowie, czyli w sobotnio­‑niedzielnych wydaniach z 18–19 września 1999 roku, można przeczytać jedynie teksty informacyjne z przywołaniem wystąpień prezydenta oraz ówczesnego biskupa polowego Sławoja Leszka Głodzia. W korespondencji własnej „Gazety Wy‑ borczej” z Charkowa i Katynia zamieszczono krótkie sprawozdanie:

Prezydent Aleksander Kwaśniewski, przedstawiciele parlamentu, wojska oraz Rodzi‑ ny Katyńskie uczcili wczoraj w Katyniu w Rosji i podcharkowskich Piatichatkach na Ukrainie pamięć zamordowanych w 1940 r. polskich oficerów. [...] W uroczystościach w katyńskim lesie wzięło udział ok. 200 osób. Prezydent Kwaśniewski podkreślał, że obecność wysłannika Borysa Jelcyna Aleksandra Jakowlewa, ministra kultury i guber‑ natora obwodu smoleńskiego, świadczy o tym, że są szanse na rzeczywiste pojednanie polsko­‑rosyjskie. Po południu polska delegacja przybyła na Ukrainę. Na cmentarzu w podcharkow‑ skich Piatichatkach, na którym pochowano polskich oficerów i ukraińskie ofiary re‑ presji stalinowskich, odbyła się podobna uroczystość89.

Podobnej treści sprawozdania ukazały się w innych codziennych gazetach90. Re‑ dakcje, zwłaszcza jeśli nie wysyłają dziennikarza na bezpośrednią obsługę wyda‑ rzenia, korzystają w takich sytuacjach z serwisu informacyjnego Polskiej Agencji Prasowej. Pierwsza depesza PAP z 17 września 1999 roku, z godz. 11.12, i kilka następnych, dotyczą pobytu prezydenta Kwaśniewskiego w Katyniu, gdzie wraz z towarzyszącymi osobami złożył kwiaty pod drewnianym krzyżem na budowanym tam wówczas cmentarzu. PAP przywołuje wypowiedź Kwaśniewskiego o podniosłej atmosferze, szansie na polsko‑rosyjskie­ pojednanie oraz słowa ówczesnego biskupa polowego Sławoja Leszka Głodzia, które to później – za agencyjnymi depeszami PAP – cytowały inne media. Jednak w uroczystościach na cmentarzu w Piatichat‑ kach prezydent wziął udział dopiero po południu. Pierwsza depesza, która dotyczy już tych wydarzeń, sygnowana: Prezydent złożył wieńce na cmentarzu w Charkowie, została zamieszona o godz. 15.25. Nie ma w niej żadnej wzmianki na temat stanu trzeźwości prezydenta. To krótka nota informacyjna, opisująca oficjalną wizytę:

88 Fragmenty oświadczenia cytowane za: Dlaczego Aleksander Kwaśniewski był niedysponowany, „Rzeczpospolita”, 22 września 1999, s. A2. 89 K. Montgomery, To nasz wspólny dramat, „Gazeta Wyborcza” nr 219, 18 września 1999, s. 3. 90 Por.: Z. Lentowicz, Hołd poległym oficerom, „Rzeczpospolita”, 18–19 września 1999, s. A4.

106 [...] Prezydent przybył do Charkowa na uroczystości upamiętniające 60. rocznicę ra‑ dzieckiej napaści na Polskę 17 września 1939 r. Aleksandrowi Kwaśniewskiemu towa‑ rzyszą przedstawiciele polskiego Sejmu, Rodzin Katyńskich i duchowieństwo. Przy‑ byli też reprezentanci władz ukraińskich. Na cmentarzu odbyło się nabożeństwo ekumeniczne. Biskup polowy Wojska Pol‑ skiego Leszek Sławoj Głódź powiedział, że ten wspólny cmentarz ma zostać sym‑ bolicznym miejscem polsko­‑ukraińskiego pojednania. „Tu pośród grobów polsko­ ‍‑ukraińskich możemy przezwyciężyć dawne urazy” – dodał91.

W depeszy z godziny 19.11 jest informacja o podziękowaniach prezydenta skiero‑ wanych do Rodzin Katyńskich, „które nigdy nie zwątpiły i walczyły o prawdę o swo‑ ich bliskich”, a kolejna – z godziny 19.33 – podsumowuje pobyt oficjalnej polskiej delegacji z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim na czele w Katyniu i Charko‑ wie 17 września 1999 roku. Depesza, na którą powoływały się inne media i w której po raz pierwszy PAP wspomina o dziwnym stanie prezydenta, pochodzi z godziny 21.32, a zatem ukazała się sześć godzin po pierwszej informacji na temat jego wizyty na cmentarzu w Piatichatkach. W obszernej informacji na temat katyńskiego mor‑ du, możliwości polsko‑rosyjskiego­ pojednania i oficjalnych uroczystości upamięt‑ niających 60. rocznicę tych tragicznych wydarzeń, znalazło się zdanie: „Podczas uroczystości w Charkowie dziennikarze zwrócili uwagę na wyraźną niedyspozycję prezydenta Kwaśniewskiego; był blady, dziennikarze komentowali między sobą, że udział w ceremonii sprawia mu widoczną trudność”. Jak nieoficjalnie przyznają dziennikarze, którzy jako korespondenci relacjono‑ wali dla swoich redakcji uroczystości w Charkowie i Katyniu, mieli się wówczas umówić, że nie będą wspominać o tym, że prezydent wyglądał, jakby nadużył alko‑ holu, traktując ten incydent jako rodzaj wypadku przy pracy, aby nie obniżać rangi katyńskich i charkowskich uroczystości (patronował im po raz pierwszy prezydent Rosji), które były szansą na poprawę polsko­‑rosyjskich stosunków. Uważa się, że jako pierwsza informację podała Maria Przełomiec, która w relacji w Radiu BBC z 17 września 1999 powiedziała, że „prezydent lekko chwiał się na no‑ gach” (stąd późniejsza depesza PAP). Po latach Przełomiec stwierdziła, że wówczas była to wypowiedź bardzo ostrożna, gdyż w podobnej niedyspozycji widziała Alek‑ sandra Kwaśniewskiego w Brześciu w 1996 roku, ale wtedy dziennikarze uznali to za „wypadek przy pracy” i nie podali tego faktu do wiadomości publicznej92. Śladem relacji w BBC i papowskiej depeszy informacje w swoich serwisach zamieściło tak‑ że Radio Plus. W prasie temat pojawił się bardzo enigmatycznie 20 września 1999 roku. W wydaniu „Życia” z tego dnia, w rubryce Obyczaje zamieszczanej na drugiej stronie, ukazała się krótka notka Ruch prezydenta, gdzie można znaleźć odwołanie do depeszy PAP i relacji w BBC oraz opinie polityków, uczestników uroczystości, dla „Życia”: Jerzego Wierchowicza (UW) – „nie zauważyłem niczego szczególnego” i Piotra Wójcika (AWS) – „politycy powinni godnie reprezentować Polskę”93. Polska Agencja Prasowa do tematu wróciła 21 września, a głośny w prasie stał się dopiero w środę 22 września, a zatem po pięciu dniach od piątkowych uroczystości. „Rzeczpospolita” w wydaniu z 22 września w artykule Dlaczego Aleksander Kwaś-

91 Wszystkie cytaty z depesz Polskiej Agencji Prasowej pochodzą z archiwum serwisu informacyj‑ nego PAP. 92 P. Krysiak, Wirus III RP, „Wprost” nr 42, 21 października 2007, s. 22. 93 Ruch prezydenta, „Życie”, 20 września 1999, s. 2.

107 niewski był niedysponowany przywołała wypowiedź Katarzyny Piskorskiej z Fede‑ racji Rodzin Katyńskich, która powiedziała, że „pan prezydent był pod wpływem alkoholu”94. „Gazeta Polska” z 22 września 1999 zamieściła na pierwszej stronie duże zdjęcie z podpisem: „W czasie uroczystości w Charkowie upamiętniającej pomordowanie przez NKWD polskich oficerów Aleksander Kwaśniewski stał tak niepewnie, że musiał zwisnąć na ramieniu towarzyszącej mu osoby”95. Na stronie jedenastej „Gazeta Polska” zamieściła kilka zdjęć z uroczystości na cmentarzu, na których widać, jak prezydent Kwaśniewski wspiera się na ramieniu towarzyszą‑ cych mu osób. Pod zdjęciami przywołano między innymi wypowiedź Katarzyny Piskorskiej: „Jeżeli ktoś pijany przyjeżdża na cmentarz osób tak nieludzko pomor‑ dowanych i opija dzień, który na Białorusi i Ukrainie jest obchodzony jako dzień zwycięstwa nad Polską, to można się zastanowić, czy nie świętuje tego samego”96. 22 września 1999 roku także „Życie” zamieszcza na pierwszej stronie artykuł Co za- szło w Charkowie z podtytułem Podczas uroczystości w Charkowie prezydent był wy- raźnie niedysponowany oraz duże zdjęcie z podpisem: „od kilku dni po kraju krążą kasety wideo z relacją z wizyty prezydenta Kwaśniewskiego”97. Redakcja postawiła pytanie, czy prezydent był nietrzeźwy czy tylko niedysponowany: „Wśród osób, które oglądały zdjęcia, zdania na temat trzeźwości prezydenta były podzielone. Nikt nato‑ miast nie miał wątpliwości, że Aleksander Kwaśniewski nie był tego dnia w pełni sił, a jego zachowanie wykraczało niekiedy poza ramy określone przez protokół dyplo‑ matyczny. Po obejrzeniu nagrań z dwu równych kamer uznaliśmy w redakcji «Ży‑ cia», że jednoznaczna odpowiedź na pytanie o powód niedyspozycji prezydenta jest – przy obecnym stanie wiedzy – niemożliwa, gdyż relacje świadków są sprzeczne”98. Na stronie czwartej, w tym samym wydaniu, znajduje się obszerny artykuł, w któ‑ rym zamieszczone są relacje świadków, zdjęcia, oświadczenie Kancelarii Prezydenta i wreszcie – na apli – przypomnienie wcześniejszych zdarzeń. „Życie” przypomi‑ na artykuł z „Rzeczpospolitej”, relację z wizyty na Białorusi, w czasie której prezy‑ dent miał być tak niedysponowany, że próbował wsiąść przez bagażnik oraz felieton w „Washington Times”, także z 1996 roku, gdzie można przeczytać, że w czasie wi‑ zyty w ONZ jakiś bliżej niekreślony prezydent z Europy Środkowej i Wschodniej wy‑ łącznie pił (prasa, w tym „Gazeta Wyborcza”, sugerowała, że mogło chodzić o Alek‑ sandra Kwaśniewskiego)99. W kolejnych dniach w prasowych relacjach można znaleźć informacje o milcze‑ niu stacji telewizyjnych na temat stanu trzeźwości prezydenta i stanowisku Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji w tej sprawie, a także poleceniu Antoniego Styrczu‑ li, byłego rzecznika prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, wówczas kierującego publiczną rozgłośnią radiową Radio dla Ciebie, o nieinformowaniu w serwisach na ten temat (Styrczula tłumaczył, że chodziło mu o ukrócenie dziennikarskich spe‑ kulacji, a nie informacje)100. Materiał ze zdjęciami, na których widać, że Aleksander

94 Dlaczego Aleksander Kwaśniewski był niedysponowany, „Rzeczpospolita”, 22 września 1999, s. A2. 95 „Gazeta Polska” nr 38, 22 września 1999, okładka. 96 T. Sakiewicz, „Gazeta Polska” nr 38, 22 września 199, s. 11. 97 Co zaszło w Charkowie, „Życie”, 22 września 1999, s. 1. 98 Tamże. 99 B. Kittel, J. Jakimczyk, A.R. Potocki, Prezydent źle się poczuł, „Życie”, 22 września 1999, s. 4. 100 Por.: W telewizji ani słowa, „Rzeczpospolita”, 23 września 1999, s. A2., Kto nabrał wody w usta, „Ży‑ cie”, 23 września 1999, s. 4., C. Michlaski, Czwarta władza, „Życie”, 25–26 września 1999, s. 23., Federacja Rodzin Katyńskich o prezydencie: wyraźnie niedysponowany, „Rzeczpospolita”, 24 września 1999, s. A2. 108 Kwaśniewski wyraźnie chwieje się na nogach, jako pierwsza wyemitowała telewizja TVN w wieczornych „Faktach” w środę 22 września 1999 roku. Materiał wyemi‑ tował także Polsat. Tomasz Lis, ówczesny wydawca „Faktów” tłumaczył: „Sprawa zrobiła się poważna we wtorek bardzo późnym popołudniem. Na zrobienie dobrego materiału mieliśmy zbyt mało czasu. Dlatego przygotowaliśmy go dzień później”, Krzysztof Panek, ówczesny kierownik informacji w Polsacie, powiedział, że „rzecz była kontrowersyjna i niejednoznaczna”. Materiał nie ukazał się w telewizji publicz‑ nej. Paweł Sosnowski, rzecznik TVP stwierdził, że „telewizja nie jest od tego, żeby zajmować się stanem zdrowia polityków, bo inaczej niczym innym zajmować by się nie mogła”101. Robert Kwiatkowski, ówczesny prezes zarządu TVP SA dodał, że jeśli AWS (ówczesna partia rządząca), chce załatwiać porachunki z prezydentem, to nie powinna tego robić rękoma telewizji publicznej102. W rezultacie Krajowa Rada Ra‑ diofonii i Telewizji wystosowała pisemne upomnienie dla Antoniego Styrczuli, ale postanowiła nie zajmować stanowiska w sprawie telewizji publicznej, uznając, że rada jest od tego, aby wydawać opinie na temat materiałów dziennikarskich, które zostały wyemitowane, nie zaś tych, które się nie ukazały103. Tygodniki „Polityka” i „Wprost” także nie zajmowały się tym tematem. „Wprost” w wydaniu z 3 października 1999 roku w swojej stałej rubryce zatytułowanej Play- back, zamieścił trzy zdjęcia (jedno pod drugim) Kwaśniewskiego, z „dymkami”: „Je‑ stem niekiedy przemęczony, no i kurczę wzruszony!!!” (to nawiązanie do wyjaśnień Aleksandra Kwaśniewskiego, który na konferencji prasowej w Łodzi tłumaczył, że uroczystości w Charkowie były długie i męczące, on zaś był zmęczony i bardzo wzruszony104). Obok zamieszczono wierszyk Marka Majewskiego To całkiem co in- nego, z konkluzją, że „[...] prezydent «wzruszony» i «niedysponowany» co najwyżej jest «trzeźwy inaczej»”105. W czasie medialnej burzy wokół stanu trzeźwości prezydenta w Charkowie, któ‑ ra ucichła niemal zupełnie z końcem września 1999 roku i wróciła dopiero w kam‑ panii prezydenckiej w 2000 roku, „Gazeta Wyborcza” zachowała niemal zupełne milczenie. Cezary Michalski w felietonie „Czwarta władza” o zachowaniu dzien- nikarzy, zamieszczonym w „Życiu” zauważył ironicznie, że znana z dociekliwości „Gazeta Wyborcza”, ograniczyła się tym razem do zamieszczenia jedynie krótkiej noty z dementi prezydenta106. W internetowym archiwum można jeszcze odnaleźć w lokalnym bydgoskim wydaniu „Gazety Wyborczej” list czytelniczki, bez redakcyj‑ nego komentarza, która napisała:

[...] Dlaczego przemilczacie sprawę Kwaśniewskiego. Moja rodzina zginęła w Katy‑ niu i dla mnie to sprawa ogromnie bolesna. Głosowałam na Kwaśniewskiego i miałam go za prezydenta wszystkich Polaków. Dla mnie to jego posunięcie jest więc osobistym dramatem. Co on święcił w Katyniu? Z jakiej okazji wznosił tam toasty?107.

101 W telewizji ani słowa..., s. A2. 102 Federacja Rodzin Katyńskich o prezydencie: wyraźnie niedysponowany, „Rzeczpospolita”, 24 wrześ‑ nia 1999, s. A2. 103 Krajowa Rada wyśle list z upomnieniem, „Życie”, 29 września 1999, s. 4. 104 To był męczący dzień, „Życie”, 24 września 1999, s. 6. 105 „Wprost”, 3 października 1999, nr 40, s. 13. 106 C. Michalski, „Czwarta władza” o zachowaniu dziennikarzy, „Życie”, 25–26 września 1999, s. 23. 107 „Gazeta Wyborcza Bydgoszcz” nr 224, 24 września 1999, s. 2.

109 „Gazeta Wyborcza” od 1993 roku, a zatem od czasu objęcia władzy przez SLD, sporo artykułów poświęciła wywieraniu wpływu przez SLD na media publiczne oraz ich upolitycznieniu. Tym bardziej dziwi, że nie zajęła się tym tematem oraz sprawą spóźnionej reakcji mediów na incydent na cmentarzu w Charkowie. Jest to niezrozumiałe także w kontekście artykułu w „Gazecie Wyborczej” z 1996 roku. W październiku 1996 roku po sesji Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczo‑ nych, „Wyborcza” przytoczyła relację z „Washington Times” z 30 września 1996 roku, w której napisano, że jeden z prezydentów środkowoeuropejskich „postano‑ wił najwyraźniej zamienić swoje wystąpienie w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ w wakacje, łącząc przyjemne z pożytecznym w koktajlowej szklaneczce i popijając z niej, aż się zalał”108; nie padło jednak nazwisko prezydenta. „Wyborcza” w artykule Wódkę, proszę zasugerowała, że mógł to być Aleksander Kwaśniewski, gdyż na sesji byli tylko dwaj prezydenci z Europy Środkowej: słoweński i polski, a słoweński nie wygłaszał przemówienia. Marek Siwiec, prezydencki minister, który udzielił w tym tekście wywiadu, kategorycznie wszystkiemu zaprzeczył109. Nie jest zatem zrozumiałe milczenie „Gazety Wyborczej” akurat w kwestii ofi‑ cjalnej wizyty prezydenta w Charkowie i stanu jego trzeźwości. Wydarzenia te jednak generalnie nie wywołały jakiejś ostrej reakcji opinii publicznej. W tym czasie Alek‑ sander Kwaśniewski cieszył się rekordowym, niemal osiemdziesięcioprocentowym, poparciem Polaków. Jak można przeczytać w czerwcowym raporcie z 1999 roku, opublikowanym przez Centrum Badania Opinii Publicznej, w którym badano za‑ ufanie społeczne do polityków: „Od roku największym społecznym zaufaniem cieszy się niezmiennie Aleksander Kwaśniewski. Czerwiec jest już drugim z kolei miesią‑ cem, w którym oceny prezydenta są wyjątkowo wysokie, najlepsze z dotychczaso‑ wych (79 proc. deklarujących zaufanie). Kolejne miejsca w tym rankingu tradycyjnie już zajmują Jacek Kuroń (70 proc.) oraz Hanna Gronkiewicz­‑Waltz (67 proc.)”110. Jeszcze w lipcu 1999 roku Mariusz Janicki analizował w „Polityce” fenomen po‑ pularności prezydenta:

W kraju, w którym ludzie wierzący – przynajmniej w oficjalnych deklaracjach – sta‑ nowią przygniatającą większość, najpopularniejszym politykiem jest człowiek otwar‑ cie przyznający się do swoich ateistycznych przekonań. Społeczeństwo, które szczyci się pokonaniem komunizmu w skali wręcz historycznej, najbardziej ze wszystkich mężów stanu ufa akurat temu, który podczas obrad Okrągłego Stołu siedział po partyjno­‑rządowej stronie. Kariera Aleksandra Kwaśniewskiego to jeden z najbardziej zaskakujących paradoksów naszej demokracji. Tym bardziej że jego popularność nie tylko nie słabnie, jak w przypadku wielu innych polityków spalających się u władzy, ale właśnie przeżywa największy dotąd wzlot: CBOS zmierzyło ostatnio rekordowy wynik – 78 proc. społecznego zaufania111.

W badaniach z września 1999 roku Aleksander Kwaśniewski cieszył się 78‑­ -procentowym zaufaniem Polaków (także najwyższym spośród innych polityków), ale ankieta była przeprowadzona w dniach 8–14 września, a zatem przed wydarze‑ niami na cmentarzu w Charkowie. Jednak także w październikowych badaniach

108 A. Kublik, Wódkę, proszę, „Gazeta Wyborcza” nr 230, 2 października 1996, s. 2. 109 Tamże. 110 Raport CBOS, opublikowany na oficjalnej stronie: http://www.cbos.pl/. 111 M. Janicki, Fenomen Kwaśniewskiego, „Polityka” nr 27, 3 lipca 1999, s. 20.

110 CBOS Aleksander Kwaśniewski pozostał liderem rankingu – zaufanie do prezydenta zadeklarowało 75 proc. ankietowanych, niewiele mniej zatem, niż tuż przed wyda‑ rzeniami na cmentarzu w Charkowie; różnica wyniosła tylko 3 punkty procentowe112. Niezadowoleniu z takich wyników dał wyraz Tomasz Sakiewicz w „Gazecie Polskiej”, dziwiąc się, że od razu po „incydencie w Charkowie” nie przeprowadzo‑ no żadnych badań dotyczących popularności prezydenta. Nie znał jednak jeszcze październikowych, późniejszych badań. Przywołał zatem badania Pracowni Badań Społecznych w Sopocie (PBS), która na zlecenie „Rzeczpospolitej” zadała pytanie, czy informacje o piciu alkoholu przez jakiegoś polityka sprawiają, że ocenia się go bardziej pozytywnie, negatywnie czy też nie ma to znaczenia. 49 proc. Polaków uznało, że bardziej negatywnie, 34 – że nie ma to znaczenia, a 17 proc. ankietowa‑ nych nie potrafiło się w tej sprawie wypowiedzieć113. Kolejne wydarzenia, które położyły się cieniem na prezydenturze Aleksandra Kwaśniewskiego w latach 1995–2000 to reklamowanie przez prezydenta mebli Forte, oskarżenia o agenturalność premiera z obozu SLD – Józefa Oleksego oraz oskarżenie Aleksandra Kwaśniewskiego przez „Życie” i „Dziennik Bałtycki” o kon‑ takty latem 1994 roku, kiedy był przewodniczącym SdRP, z agentem z KGB Wła‑ dimirem Ałganowem. Artykuł Wakacje z agentem opisywał spotkania Aleksandra Kwaśniewskiego z Ałganowem w Ośrodku Przygotowań Olimpijskich w Cetniewie (później tym tropem poszły wszystkie media, powołując się na publikacje „Życia” i „Dziennika Bałtyckiego”). Wszystkie te sprawy dokładnie relacjonowała „Gazeta Wyborcza”, zwłaszcza mebli Forte, gdyż to dziennikarzom „Wyborczej” oraz Radia Gdańsk udało się dowiedzieć, że firma Forte zatrudnia bliską rodzinę małżonki pre‑ zydenta – jej szwagra i jego ojca. Wszystkie te sytuacje były z punktu widzenia PR kryzysowe. Z pierwszej Alek‑ sander Kwaśniewski, dzięki swojej politycznej intuicji, wyszedł niemal bez szwanku, domagając się, aby „badanie sprawy Oleksego miało jak najbardziej publiczny cha‑ rakter i odbywało się przed kamerami telewizyjnymi i radiowymi mikrofonami”114. Ta deklaracja została potraktowana jako chęć zdecydowanych transparentnych dzia‑ łań publicznych, co zawsze budzi zaufanie. „Wyborcza” w komentarzu pochwaliła nawet prezydenta, pisząc, że „jest to pierwszy znak nowego tonu u nowego prezy‑ denta. Tonu, który współgra z oczekiwaniami opinii publicznej”115. W sprawie oskarżeń o kontakty z agentem KGB Ałganowem publiczną atmosfe‑ rę oczyściło wytoczenie procesu „Życiu” o naruszenie dóbr osobistych (sprawa nie dotyczyła „Dziennika Bałtyckiego”, gdyż ówczesny redaktor naczelny pisma, An‑ drzej Liberadzki, oświadczył we wrześniu 1997 roku, że nie podtrzymuje informacji o wspólnych wakacjach Kwaśniewskiego i agenta KGB Władimira Ałganowa. Jak sugerowała „Wyborcza” oświadczenie miało być napisane pod naciskiem Neue Pas‑ sauer Presse, właściciela spółki Polskapresse, wydawcy „Dziennika Bałtyckiego”116. Sąd pierwszej instancji jeszcze w maju 2000 roku, a zatem przed wyborami pre‑ zydenckimi, orzekł że „przedstawione przez «Życie» dowody nie uprawniają do

112 Dane z raportów CBOS, opublikowanych na oficjalnej stronie: http://www.cbos.pl/. 113 T. Sakiewicz, Kwaśniewski nie zbadany, „Gazeta Polska” nr 41, 13 października 1999, s. 2. 114 A. Nowakowska, D. Wielowieyska, H. Łuczywo, Kwaśniewski: odtajnić akta, „Gazeta Wyborcza” nr 16, 19 stycznia 1996, s. 1. 115 Tamże. 116 Ł. Lipiński, M. Górlikowski, Media naciskane, „Gazeta Wyborcza” nr 204, 2 września 1997, s. 4.

111 stwierdzenia, że Kwaśniewski był w tym samym miejscu i czasie co Ałganow, a tym bardziej, że się z nim towarzysko kontaktował. Przyznał, że dziennikarze zebra‑ li materiały z zachowaniem staranności wymaganej przez prawo prasowe, ale byli nierzetelni w ich ocenie”117. Sąd apelacyjny w lutym 2001, a zatem niedługo po prezydenckich wyborach, w których Aleksander Kwaśniewski zdobył reelekcję, wy‑ rok podtrzymał. Ostatecznie sprawa zakończyła się w 2009 roku, kiedy Trybunał w Strasburgu odrzucił skargę autorów artykułu, uznając, że nie dochowali dzien‑ nikarskiej staranności, oskarżając Aleksandra Kwaśniewskiego o kontakty z rosyj‑ skim agentem. „Gazeta Wyborcza” relacjonowała wszystkie wyroki i w artykułach prezentowała racje obu stron – Tomasza Wołka, wówczas redaktora naczelnego „Życia” oraz prezydenta Kwaśniewskiego, który przesłał do mediów w tej sprawie obszerne wyjaśnienie. W sprawie mebli Forte wizerunek prezydenta został nadszarpnięty. Najpierw Aleksander Kwaśniewski twardo stał na stanowisku, że wykupiona reklama mebli Forte, która ukazała się w „Rzeczpospolitej” (później także w „Wyborczej”) nie była reklamą, ale informacją o tym, że firma eksportuje towary na rynki azjatyckie. Za‑ tem napis umieszczony obok: „Pan Prezydent powinien być zadowolony” nie był wspieraniem firmy, ale idei eksportu i polskiej gospodarki. Zaraz potem, pod naci‑ skiem mediów, wycofał zgodę na użycie swojego wizerunku w tej reklamie. „Ga‑ zeta Wyborcza” dla podkreślenia aferalnego charakteru sprawy użyła określenia „meblegate”118 (nawiązując do afery z udziałem prezydenta USA Richarda Nixona, która zakończyła się jego dymisją). Po opublikowaniu przez „Wyborczą” informacji, że w firmie pracuje szwagier Jolanty Kwaśniewskiej119 (prezydent twierdził, że nie utrzymuje z nim żadnych kontaktów), w opinii publicznej pozostał obraz prezy‑ denta, który wykorzystuje najwyższy urząd do załatwiania prywatnych interesów swojej rodziny. Jak się okazało w obliczu wygranych już w pierwszej turze wyborów prezyden‑ ckich 2000 roku, żadna z tych spraw nie wpłynęła na wizerunek prezydenta szczegól‑ nie negatywnie. Aleksander Kwaśniewski zarówno przed wyborami 2000 roku, jak i po nich pozostawał jednym z najpopularniejszych polityków i dobrze ocenianym prezydentem. W sondażu CBOS z 1999 roku wynikało, że 76 proc. Polaków apro‑ bowało sposób, w jaki Aleksander Kwaśniewski pełnił obowiązki prezydenta. I były to oceny znacznie lepsze niż na początku jego kadencji, kiedy uważało tak 64 proc. 89 proc. badanych uważało w 1999 roku, że Aleksander Kwaśniewski dobrze repre‑ zentuje interesy Polski na arenie międzynarodowej, a 66 – pozytywnie oceniło traf‑ ność podejmowanych przez prezydenta decyzji120.

117 „Życie” przegrało, „Gazeta Wyborcza” nr 50, 28 lutego 2001, s. 4. 118 Meblegate, „Gazeta Wyborcza” nr 29, 4 lutego 1998, str. 1. 119 L. Parell, A. Michajłow, R. Daszczyński, Szwagier prezydenta, „Gazeta Wyborcza” nr 36, 12 lutego 1998, s. 4. 120 Coraz lepiej o Kwaśniewskim, „Gazeta Wyborcza” nr 35, 11 lutego 1999, s. 2.

112 2.4. Cyberkandydat Aleksander Kwaśniewski – – kampania prezydencka 2000

Aleksander Kwaśniewski zawsze dbał o stosunki z mediami, starając się świadomie je wykorzystywać do kreowania swojego wizerunku. Bardzo pomagała mu w tym jego polityczna intuicja, a także umiejętność budowania trafnych ripost i metafor oraz swojego rodzaju swada i naturalność, z jaką w mediach się prezentował. Współ‑ pracownicy prezydenta, odpowiednio przygotowując polityczne eventy, dbali o sta‑ łą obecność Aleksandra Kwaśniewskiego w mediach, co także było źródłem jego ogromnej popularności. Jednym z przejawów dbałości o relacje z mediami jest list do Adama Michnika, napisany przez prezydenta w 10. rocznicę powstania „Gaze‑ ty Wyborczej”. Krótki, ale w lakonicznych słowach podkreślający rolę „Wyborczej” w budowaniu demokracji w Polsce, a jednocześnie napisany z humorem, by wyci‑ szyć nieco patos i sztampę, na jaką skazane są listy gratulacyjne:

Szanowny Panie Redaktorze Nie byłoby „Gazety Wyborczej” bez wolnej, demokratycznej Polski. Nie byłoby demokratycznej, wolnej Polski bez „Gazety Wyborczej”! Te 10 lat to więcej niż sukces! Wasz i nasz. Polski! Niech tak będzie dalej. Pozdrawiam Pana i całą redakcję. Wasz czytelnik (codzienny), autor (czasami), bohater (dość często), ofiara (rzadko – na szczęście). Aleksander Kwaśniewski Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej121

Z kolei podejmowane przez Aleksandra Kwaśniewskiego polityczne działania w pierwszej kadencji, zbudowały wizerunek prezydenta osiągającego sukcesy, a jed‑ nocześnie „przewidywalnego, otwartego na współpracę również z przeciwnikami politycznymi”122. Na jego wizerunek ogromny wpływ miała także popularność Jolanty Kwaśniew‑ skiej, którą zyskała między innymi dzięki prowadzeniu działalności charytatywnej (założyła fundację „Porozumienie bez barier”, wspierającą osoby niepełnosprawne, potrzebujących z ubogich rodzin, chore dzieci). Aleksander Kwaśniewski przez Ma‑ rzenę Cichosz został nazwany „Kandydatem Pierwszej Damy”123, jednak dokład‑ niejsza analiza wizerunku samej Jolanty Kwaśniewskiej wykracza poza zakres tej analizy i wymaga oddzielnych badań. Aleksander Kwaśniewski od początku kampanii prezydenckiej 2000 roku był za‑ tem najsilniejszym kandydatem – z dużym poparciem partii i środowisk lewico‑ wych, przy którym kandydatura Andrzeja Olechowskiego wydawała się marginal‑ na. Drugi kontrkandydat, Marian Krzaklewski, choć postać na scenie politycznej wyrazista i z solidarnościowym rodowodem, nie uzyskał zgodnego poparcia partii prawicowych i aby zdyskontować popularność Kwaśniewskiego, skazany był na pro‑ wadzenie kampanii negatywnej.

121 List prezydenta A. Kwaśniewskiego do Adama Michnika, „Gazeta Wyborcza” nr 109, 12 maja 1999, s. 2. 122 M. Cichosz, op. cit., s. 219. 123 Tamże, s. 217.

113 Bezkonkurencyjność na politycznej scenie Aleksandra Kwaśniewskiego w wy‑ borach prezydenckich 2000 roku odzwierciedla artykuł z „Gazety Wyborczej” na temat cyberkandydatki – Wiktorii Cukt, stworzonej w internecie przez artystów, wy‑ stępujących pod nazwą Centralny Urząd Kultury Technicznej124. Kandydatka wy‑ glądała jak ideał kobiety z lat 60. – była piękna, „uładzona”, elegancka i mówiła to, co jej kazali internauci, wpisujący na stronie internetowej postulaty do spełnie‑ nia125. Jak podkreślili jej twórcy: „Wiktoria Cukt to kandydat idealny – czyli taki, który mówi to, co mu się każe. Możecie nawet dowolnie ukształtować jej wygląd”126. W czasie prezentacji w warszawskiej Zachęcie i w Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia w Gdańsku kandydatka wzbudziła powszechny zachwyt, zwłaszcza po‑ czątkiem swojego przemówienia: „Głosujcie na mnie! Politycy są zbędni!”127. Jak podsumowała autorka artykułu: „Wygląda na to, że Aleksander Kwaśniewski ma wreszcie godnego kontrkandydata”128. W czasie kampanii prezydenckiej 2000 roku Aleksander Kwaśniewski był takim właśnie cyberkandydatem i choć nie wzbudzał powszechnego zachwytu, to z 77­‑procentowym poparciem (tylu Polaków w sierp‑ niu 2000 roku w sondażu CBOS dobrze oceniło jego prezydenturę), od początku dystansował swoich kontrkandydatów. Wyborczym hasłem Aleksandra Kwaśniewskiego w 2000 roku było: „Dom wszyst‑ kich Polska”, które nawiązywało wizerunku prezydenta wszystkich Polaków. Na jednym z plakatów pojawiło się zdjęcie prezydenta z żoną i psem, na spacerze, w niezobowiązujących strojach, a u góry widniało wyborcze hasło. Strategia sztabu Aleksandra Kwaśniewskiego skupiała się zatem na podtrzymywaniu dotychczaso‑ wego wizerunku prezydenta i jego popularności oraz na bezpośrednich spotkaniach z wyborcami. Jedno i drugie trudno było oddzielić od jego bieżącej działalności po‑ litycznej jako prezydenta – to zresztą zawsze przywilej kandydatów, zajmujących w czasie wyborów najwyższe stanowiska, który można w kampanii wykorzystać pod warunkiem, że udało się wcześniej zbudować pozytywny wizerunek. Sztab wybor‑ czy Kwaśniewskiego tak organizował spotkania z wyborcami, że musiały być za‑ uważane przez media. Często jako tematyczne konferencje dotyczące najważniej‑ szych spraw: gospodarki, spraw społecznych, polskiej wsi. „Gazeta Wyborcza” re‑ lacjonowała wyborcze wizyty Aleksandra Kwaśniewskiego w formie lakonicznego opisu, czy też notki w rubryce Kraj, ale także jako minireportaże, w których starano się przekazać atmosferę tych spotkań. Jeśli nawet, na co wskazuje styl tych opisów, miały być to z założenia ironiczno‑satyryczne­ obrazki, to raczej przysparzały popu‑ larności Aleksandrowi Kwaśniewskiemu. Wyłaniał się z nich wizerunek prezydenta otwartego na ludzi, sympatycznego, potrafiącego radzić sobie z emocjami własnymi i tłumu – zawsze z pozytywnym przekazem. Często z tak przygotowanych dzienni‑ karskich materiałów informacyjnie niewiele wynika, oprócz oddania swoistego kolo‑ rytu wyborczych spotkań. Są to także przykłady coraz silniej wkraczającej do dzien‑ ników opinii inforozrywki. Wpisuje się w ten nurt opis wyborczej podróży Kwaś‑ niewskiego na Śląsk, był wtedy oblegany przez tłumy wyborców: „ – Udało mi się,

124 Chodzi o Piotra Wyrzykowskiego, Rafała Ewertowskiego, Jacka Neuro­‑Niegodę, Mikołaja Jur‑ kowskiego, Mikołaja Sienkiewicza i Andrzeja Kudlatza. 125 http://cukt.art.pl/wiktoria/ (czas dostępu styczeń 2009). 126 A. Kowalska, Cyberkandydatka, „Gazeta Stołeczna” nr 66, 18–19 marca 2000, s. 7. 127 Autorka tej pracy uczestniczyła w wernisażu w gdańskiej Łaźni. 128 A. Kowalska, Cyberkandydatka..., s. 7.

114 złapałam prezydenta! – piszczała na katowickim rynku brunetka, która ponad szpa‑ lerem policjantów podała dłoń Kwaśniewskiemu129”. W relacji z wizyty w Nowym Tomyślu czytamy: „Z Rynku prezydent ruszył pieszo deptakiem ku Bankowi Spół‑ dzielczemu. Po drodze ściskał ręce wyborców. – Dotknął mnie! Teraz będziemy mieć kasę! – żartowała jedna z mieszkanek Nowego Tomyśla. – Do kościoła idą? – dopyty‑ wał się starszy pan. – Nie, na pewno nie – odparł jego towarzysz”130. Z kolei w relacji z Łodzi autor szczegółowo opisał: „Na ul. Piotrkowskiej czekały już na Kwaśniew‑ skiego brawa i kilkuset łodzian. Przed spacerem główną ulicą miasta prezydent i szef jego sztabu wyborczego Ryszard Kalisz weszli do sklepu odzieżowego. Kwaśniewski kupił pięć koszul łódzkiej Wólczanki (dwie smokingowe i trzy zwykłe: niebieską, białą i niebieską w białe paski) za 905 zł. Kalisz kupił krawat. Potem były spacer, au‑ tografy i dwie przerwy: w pubie 97 i na ławeczce Tuwima”131. Pozytywny przekaz Aleksandra Kwaśniewskiego polegał na unikaniu negatyw‑ nej kampanii (w sytuacjach konfrontacyjnych występowali jego współpracownicy – między innymi Ryszard Kalisz, czy Marek Siwiec) oraz na używaniu odpowiedniej retoryki. Kiedy w czasie spotkania wyborczego w Kolbuszowej obrzucono jajkami Mariana Krzaklewskiego, Aleksander Kwaśniewski powiedział w wywiadzie: „Dla dobra Polski to nie powinno się zdarzyć”132. Kiedy zatem organizatorzy wizyty Alek‑ sandra Kwaśniewskiego w Rzeszowie, w regionie, w którym po 1989 roku wybory zawsze wygrywały ugrupowania solidarnościowe, obawiali się zamieszek z powo‑ du możliwości „odwetu” za Kolbuszową, okazało się, że „Tłum skandował: «Olek! Olek! Olek!». A nad tłumem powiewały transparenty: «Młodzież z Podkarpackiego głosuje na Kwaśniewskiego», «W latach 2001–2005­ prezydentem Aleksander Kwaś‑ niewski, w latach 2006–2010 oczywiście Jolanta Kwaśniewska». I ten najbardziej zaskakujący: «Kolbuszowa popiera Aleksandra Kwaśniewskiego»”133. Jednym z najlepiej przygotowanych spotkań wyborczych, w czasie którego wi‑ dać było pozytywny przekaz prezydenta Kwaśniewskiego, okazała się wizyta w war‑ szawskim klubie Stodoła z młodzieżą, na które przyszło prawie dwa tysiące osób. I choć, jak informowała „Gazeta Wyborcza”, „sztab wyborczy zwiózł młodzież z ca‑ łej Polski – głównie członków młodzieżówek SLD”134, to relacjonowany przez me‑ dia widok prezydenta w otoczeniu młodych ludzi, śpiewających mu Sto lat, i z atrak‑ cyjną żoną u boku, musiał wywoływać pozytywne skojarzenia z nadzieją na zmiany, kiedy w Polsce zaczną rządzić młodzi i w końcu wymieni się zużyta polityczna ka‑ dra. Przemówienie Aleksandra Kwaśniewskiego ze Stodoły jest charakterystycznym przykładem budowania pozytywnego przekazu poprzez promowanie idei i obietnic, dających nadzieję na lepsze życie:

Nie ma wątpliwości. Trzeba dać ludziom nadzieję na lepsze życie w lepiej zorganizo‑ wanym państwie. Na Polskę, w której reformy są dobrze przygotowane i kompetentnie prowadzone. Na nowoczesne, służące obywatelom państwo. Na kraj, w którym spraw‑ nie działają sądy, ludzie czują się bezpiecznie, chorzy mogą liczyć na szybką pomoc lekarzy. Gdzie politycy są profesjonalni i odpowiedzialni. Gdzie młodzi ludzie startu‑

129 J. Krzyk, Złapałam prezydenta!, „Gazeta Wyborcza Katowice” nr 140, 16 czerwca 2000, s. 3. 130 P. Bojarski, Sto kobiet prezydenta, „Gazeta Wyborcza Poznań” nr 148, 27 czerwca 2000, s. 3. 131 Pięć koszul kandydata, „Gazeta Wyborcza Łódź” nr 151, 30 czerwca 2000, s. 6. 132 M. Bujara, Szwagier­‍prezydent, „Gazeta Wyborcza Rzeszów” nr 158, 8–9 lipca 2000, s. 1. 133 M. Bujara, Zamiast zadymy, owacja, „Gazeta Wyborcza Rzeszów” nr 158, 8–9 lipca 2000, s. 1. 134 D. Wielowieyska, Kwaśniewski ma hasło, „Gazeta Wyborcza” nr 197, 24 sierpnia 2000, s. 4.

115 jący w dorosłe życie mają równe szanse bez względu na to, czy pochodzą ze stolicy, czy z małej wioski, czy są potomkami ludzi bogatych, czy dziećmi bezrobotnych135.

W czasie tego spotkania Aleksander Kwaśniewski powiedział, że aby odnosić sukcesy i mieć tak dużą popularność: „Ludzi trzeba po prostu lubić”136. To wydaje się rzeczywiście jednym ze źródeł powodzenia Aleksandra Kwaśniewskiego, któ‑ ry na wyborczych spotkaniach, wiecach, spacerach wśród tłumu najwyraźniej za‑ wsze czuł się na swoim miejscu. Jak trafnie zauważyła Danuta Waniek – Aleksander Kwaśniewski „[...] Lubi tłumy. Wypada znacznie lepiej, gdy słuchają go tysiące, niż gdy spotyka się z kilkudziesięcioma działaczami czy dziennikarzami. Jest wówczas bardziej skoncentrowany, ale też na większym luzie. Dowcipniejszy. Bardziej spon‑ taniczny. Świetnie przemawiający”137. Z opisu wyborczych spotkań wyłania się także wizerunek kandydata, który – jak cyberkandydatka Wiktoria Cukt – dla każdego wyborcy ma w zanadrzu gotową obietnicę, sposób na rozwiązanie problemu lub chociażby życzliwe zainteresowanie. Na spotkaniu w Łodzi odebrał od łódzkich taksówkarzy petycję w sprawie zagroże‑ nia, jakim mogło się dla nich okazać wejście na rynek jednej z dużych taksówko‑ wych korporacji. Na Helu, w odpowiedzi na prośbę ówczesnego burmistrza Miro‑ sława Wądołowskiego, obiecał, że jako „letni mieszkaniec Helu” zajmie się sprawą zniesienia dekretu z 1936 roku, który Hel określa rejonem umocnionym kraju, w ten sposób blokując inwestycje138. W czasie podróży w Podlaskiem obiecał stałe renty socjalne dla starszych bezrobotnych ze zlikwidowanych PGR­‑ów139. W czasie spot‑ kania w Tarnobrzegu, na które przyszli także związkowcy z Huty Stalowa Wola, Siarkopolu, WSK Gorzyce, WSK Mielec i złożyli petycję z prośbą o podpisanie usta‑ wy o restrukturyzacji górnictwa siarki, wspieranie specjalnych stref ekonomicznych oraz o lokowanie w Stalowej Woli produkcji sprzętu dla polskiej armii, prezydent obiecał, że ustawę podpisze140. Starając się zdyskontować tak wielką popularność Aleksandra Kwaśniewskiego, sztab wyborczy Mariana Krzaklewskiego przygotował spot reklamowy, w którym przypomniał widok prezydenta chwiejącego się na nogach nad grobami polskich oficerów w Piatichatkach, wypowiedź Aleksandra Kwaśniewskiego o „owczym pę‑ dzie”, który miał zniechęcić go do wstąpienia do „Solidarności”, a także Marka Siw‑ ca, który na lotnisku w Kaliszu, po wyjściu z samolotu kreśli znak krzyża, a potem całuje ziemię, zachęcany do tego przez prezydenta. To okazało się bodaj najgłośniej‑ szą sprawą z okresu tej kampanii i zapewne Aleksander Kwaśniewski stracił kilka procent poparcia. Jednak czas pokazania tego filmu – nagranego wydarzenia sprzed trzech lat – odczytywany był jako próba wykorzystania do bieżącej polityki religij‑ nych uczuć Polaków i ich wielkiego szacunku do papieża. Tak odczytał sytuację także Adam Michnik, który odpowiadając na list Jana Nowaka‑Jeziorańskiego,­ za‑ rzucającego „Wyborczej”, że przykłada zbyt małą wagę do zachowania prezydenta, napisał:

135 Tamże. 136 Tamże. 137 D. Waniek, op. cit., s. 83. 138 G. Borkowska, Prezydent w fokarium, „Gazeta Wyborcza Trójmiasto” nr 183, 7 sierpnia 2000, s. 2. 139 Po PGR na rentę, „Gazeta Wyborcza” nr 154, 4 lipca 2000, s. 4. 140 M. Bujara, Szwagier­‍prezydent..., s. 1.

116 Wedle mojej opinii prezydent Kwaśniewski i minister Siwiec urządzili sobie przed trzema laty niestosowny żart – jak Syfon i Miętus z „Ferdydurke” Gombrowicza. Gdy‑ by ta scena została wyemitowana przed tymi trzema laty, z pewnością należałbym do tych, którzy publicznie dają wyraz swemu dyskomfortowi z powodu takich żar‑ tów. Jednak święte oburzenie, które staje się składnikiem kampanii wyborczej, wydaje mi się niestosowne. Przecież tu nie chodzi o obronę dobrych obyczajów, tylko o bez‑ względne dążenie do politycznego unicestwienia przeciwnika. To nie jest pierwszy brudny chwyt w tej kampanii i obawiam się, że na tym się nie skończy141.

Wydarzenia związane z incydentem kaliskim, jak nazwał go później prezydent Kwaśniewski, dokładnie relacjonowała „Wyborcza” – list biskupów wyrażających obu‑ rzenie, a także rezolucje władz gminnych, w których nakazywano traktowanie prezy‑ denta jako persona non grata i oświadczano, że nie będzie mile widzianym gościem. Pierwszy był Kraków (krakowska AWS wzywała nawet do bojkotu 600­‑lecia Uniwer‑ sytetu Jagiellońskiego, jeśli weźmie w nich udział prezydent), później Lublin, Wado‑ wice, Nowy Targ. Do łódzkiej i kaliskiej prokuratury wpłynęły wnioski o wszczęcie postępowania przeciw Markowi Siwcowi i Aleksandrowi Kwaśniewskiemu. Marek Siwiec, choć początkowo powiedział, że dla niego „ucałowanie tamtej zie‑ mi kaliskiej miało osobisty wymiar”142, później publicznie podał się do dymisji, co prezydent uznał za honorowe zachowanie. Sam prezydent, choć także w pierwszej reakcji powiedział, że nie będzie tej sprawy komentował, stwierdzając jedynie, że „tonący brzydko się chwyta143, to po trzech dniach, przed spotkaniem wyborczym w Myślenicach, przyznał: „Jest mi bardzo przykro. Nie było żadnej złej woli. Chcę wyrazić żal i ubolewanie, że w ogóle ten fakt miał miejsce. Nie było w tym chęci ura‑ żenia kogokolwiek, a już na pewno nie było chęci urażenia tak wielkiego człowieka, jakim jest Papież”144. Tekstem podsumowującym „kaliski incydent”, był artykuł Romana Graczyka pod tytułem Histeria kaliska:

Osobliwość „sprawy kaliskiej” polega na tym, że wydarzenie stosunkowo małej rangi winduje się bardzo wysoko. Porównajmy choćby reakcję na Kalisz z reakcją na za‑ chowanie prezydenta w Charkowie, ujawnione w tej samej reklamówce sztabu Krza‑ klewskiego. Choć ranga „sprawy charkowskiej” jest w oczywisty sposób wyższa, od tygodnia lamentuje się z powodu „sprawy kaliskiej”. Przyczyna? Znacznie łatwiej jest, odwołując się do autorytetu Jana Pawła II, wzbudzić gniew wyborców na Kwaśniew‑ skiego w tej drugiej sprawie145.

W tej kampanii prezydent musiał jeszcze przepraszać za wspomnianą już wypo‑ wiedź o owczym pędzie, który miał zniechęcić go do wstąpienia do „Solidarności” w 1980 roku. W sierpniowym wywiadzie w Radiu Gdańsk powiedział: „Myśmy bar‑ dzo kibicowali temu, co wtedy się stało. Też widzieliśmy w tym szansę na odnowie‑ nie życia publicznego i samej partii [...] Mnie osobiście powstrzymał od wstąpienia do «S» ten owczy, straszliwy pęd, który rozpoczął się już we wrześniu [...]”146. Ale już

141 Nowak­‍Jeziorański do Michnika, „Gazeta Wyborcza” nr 226, 27 września 2000, s. 2. 142 Pocałunek wyborczy, „Gazeta Wyborcza” nr 223, 23–24 września 2000, s. 3. 143 Tonący brzydko się chwyta, „Gazeta Wyborcza Szczecin” nr 223, 23­–24 września 2000, s. 3. 144 Przeprosiny za Kalisz, „Gazeta Wyborcza” nr 226, 27 września 2000, s. 4. 145 R. Graczyk, Histeria kaliska, „Gazeta Wyborcza” nr 229, 30 września ­– 1 października 2000, s. 12. 146 Owczy pęd 10 milionów?, „Gazeta Wyborcza” nr 201, 29 sierpnia 2000, s. 5.

117 następnego dnia Biuro Informacji i Komunikacji Społecznej Kancelarii Prezyden‑ ta przesłało do PAP komunikat: „W związku z wywiadem, udzielonym 28 sierpnia Radiu Gdańsk, prezydent RP Aleksander Kwaśniewski przeprasza wszystkie osoby, które mogły poczuć się dotknięte niefortunną wypowiedzią o motywach wstępo‑ wania po Sierpniu 1980 roku do NSZZ »Solidarność«. Prezydent oddaje szacunek wszystkim, którzy podjęli wtedy działania na rzecz demokratycznych przeobrażeń Polski, przywrócenia godności ludziom pracy, spełnienia historycznych nadziei Polaków”147. Po raz kolejny Aleksander Kwaśniewski zastosował się do rad doświad‑ czonych PR­‑owców, którzy twierdzą, że dyskusję po kontrowersyjnych wypowie‑ dziach, których nie da się obronić w publicznej debacie, najprościej zamknąć prze‑ prosinami. Umiejętność przyznania się do błędu, czyli własnych słabości, wzbudza sympatie wyborców. Kolejnym krytycznym punktem tej kampanii była lustracja prezydenta, który był podejrzewany, że pod pseudonimem Alek współpracował z SB (w tym samym czasie toczył się także proces lustracyjny Lecha Wałęsy). „Gazeta Wyborcza” od począt‑ ku deklarowała negatywne stanowisko wobec ustawy lustracyjnej podpisanej przez prezydenta w 1997 roku. W czasie lustracji w 2000 roku urzędującego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, starającego się o reelekcję, a także byłego prezydenta Lecha Wałęsy swoje stanowisko podtrzymała. W „Gazecie Wyborczej” opublikowa‑ na została pełna korespondencja (pisana w formie listów otwartych ) pomiędzy pre‑ zydentem Kwaśniewskim i premierem Buzkiem, w której prezydent zarzuca pre‑ mierowi, że podległe mu służby specjalne – Urząd Ochrony Państwa – w związku z opóźnianiem przesyłania materiałów do Sądu Lustracyjnego oraz przeciekiem do „Gazety Polskiej”, która opublikowała dokumenty lustracyjne dotyczące Aleksandra Kwaśniewskiego w lipcu 2000 roku, przygotowały prowokację, co zagraża demo‑ kratycznemu porządkowi państwa. Prezydent Kwaśniewski stwierdził w tej kore‑ spondencji, że stracił zaufanie do UOP148. Aleksander Kwaśniewski wystąpił rów‑ nież w roli adwokata Lecha Wałęsy: „zarówno w moim przypadku, jak w sprawie byłego prezydenta Lecha Wałęsy mogliśmy obserwować niczym nie uzasadnione «dawkowanie» dokumentów, «odkrywanie» ich i wysłanie w ostatniej chwili, a na‑ wet przekazywanie dopiero na wyraźne życzenie Sądu”149. W wypowiedziach dla „Gazety Wyborczej” i innych mediów mówił o niewinności Lecha Wałęsy: „absolut‑ nie wierzę w to, że jest człowiekiem, który zapewne był inwigilowany, które zapew‑ ne był przez SB kontrolowany, ale którego zasługi dla Rzeczypospolitej wskazują, że dał sobie radę i Polska nieźle na tym wyszła”150, co podkreślało złe funkcjonowanie ustawy lustracyjnej, skoro jej ofiarą mogą paść ludzie tak zasłużeni jak Lech Wałęsa. „Gazeta Wyborcza” opublikowała także list premiera Jerzego Buzka do Ada‑ ma Michnika, w którym premier zaprzeczył, jakoby w sprawie lustracji prezyden‑ ta Aleksandra Kwaśniewskiego użyto prowokacji i że nie ma żadnej „wojny na górze”151: „Poszukiwanie sensacji tam, gdzie jej nie ma, nie jest dobrą formą troski

147 Nie tylko „owczy pęd”, „Gazeta Wyborcza” nr 202, 30 sierpnia 2000, s. 4. 148 Czy ta lustracja to prowokacja? Wymiana listów między prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim i premierem Jerzym Buzkiem na temat służb specjalnych, „Gazeta Wyborcza” nr 213, 12 września 2000, s. 17. 149 Tamże. 150 Pójdą do sądu, „Gazeta Wyborcza” nr 175, 28 lipca 2000, s. 4. 151 Czy ta lustracja to prowokacja?, „Gazeta Wyborcza” nr 213, 12 września 2000, s. 17.

118 o nasze państwo. Poddaję to uwadze Pana Redaktora, całego Zespołu i Czytelników «Gazety»”152. Odpowiedź Adama Michnika, która jest jednocześnie stanowiskiem „Gazety Wyborczej” w sprawie lustracji, (Michnik używa liczby mnogiej), jest w generalnych założeniach zbieżna ze stanowiskiem Aleksandra Kwaśniewskiego. Był to także jeden z głównych zarzutów kierowanych pod adresem Adama Michnika i „Wyborczej” o sprzeniewierzenie się ideałom „Solidarności”. List zatytułowany Zło lustracji, jest kolejną istotną polityczną deklaracją „Gazety Wyborczej”:

W „Gazecie” nie stosujemy podwójnych standardów. To samo prawo do godności ma każdy człowiek. Dlatego od początku krytykowaliśmy pomysły lustracyjne i bronili‑ śmy każdego: Wiesława Chrzanowskiego i Włodzimierza Cimoszewicza, Janusza To‑ maszewskiego i Józefa Oleksego, Jerzego Buzka i Jerzego Osiatyńskiego, Lecha Wa‑ łęsy i Aleksandra Kwaśniewskiego. Twierdziliśmy i twierdzimy, że opierając się na ar‑ chiwach Służby Bezpieczeństwa i zeznaniach funkcjonariuszy SB, nie można oceniać ludzi i ludzkich zachowań z czasów dyktatury, bowiem te archiwa i te zeznania nie są wiarygodne. Pisze Pan, że „archiwa SB były poddane różnym, często niezgodnym z prawem działaniom, których niewątpliwym celem było i jest tworzenie zamieszania i chaosu”. To prawda. Dodam: materiały SB nie były gromadzone w celu ustalenia prawdy materialnej, lecz w intencji kompromitowania ludzi niewygodnych dla dyk‑ tatury. Dlaczegóż zatem dziś, w wolnej Polsce, te godne pogardy materiały mają być źródłem prawdziwej wiedzy o ludziach tamtego czasu? Jeśli lustracja ma służyć wyeliminowaniu z grona kandydatów w wyborach prezy‑ denckich laureata pokojowej Nagrody Nobla i byłego prezydenta RP oraz cieszącego się poparciem 60 proc. wyborców obecnego prezydenta RP – czy to nie jest skandal? [...] Panie Premierze, nie chcę żyć w kraju, gdzie materiały SB i funkcjonariusze SB mają prawo decydować, kto może ubiegać się o urząd prezydenta [...]153.

Sąd Lustracyjny orzekł, iż prezydent nie skłamał w oświadczeniu lustracyjnym, a Aleksander Kwaśniewski był przedstawiany przez jego sztab wyborczy, jako ofiara prowokacji i intrygi – zarzucono Wiesławowi Walendziakowi i sztabowi Mariana Krzaklewskiego wpływanie na Urząd Ochrony Państwa i manipulowanie materia‑ łami dostarczanymi Sądowi Lustracyjnemu. W ten sposób także i ta sytuacja, bez wątpienia z punktu widzenia PR kryzysowa, została zażegnana. Ofiara wzbudza większą sympatię wyborców aniżeli atakujący. Dlatego, jeśli Aleksander Kwaśniew‑ ski stracił kilka procent poparcia po sprawie kaliskiej i lustracji (według szacunków „Gazety Wyborczej” 9–10 punktów procentowych), to nie zyskał niczego Marian Krzaklewski, prowadzący kampanię negatywną i postrzegany jako kandydat stosu‑ jący nieczystą grę polityczną. Słabym punktem w kampanii Aleksandra Kwaśniewskiego z 2000 roku była tak‑ że opisywana w kilkunastu tekstach przez „Wyborczą” sprawa ułaskawienia Mirosła‑ wa Stajszczaka, jak napisała „Gazeta Wyborcza” – „jednego z najbogatszych Pola‑ ków, od lat wspierającego finansowo ludzi postkomunistycznej lewicy”154. W opinii polityków AWS i UW prezydent chciał w ten sposób zrewanżować się za finansowe poparcie i choć Aleksander Kwaśniewski zaprzeczył jakoby Stajszczak finansował jego kampanię, Adam Michnik skomentował: „Decyzja o ułaskawieniu Stajszczaka

152 List premiera do „Gazety Wyborczej”, 12–13 września 2000, wyd. int. www.gazeta.pl. 153 A. Michnik, Zło lustracji, „Gazeta Wyborcza” nr 215, 14 września 2000, kraj, s. 3. 154 Prezydencka łaska, „Gazeta Wyborcza” nr 217, 16–17 września 2000, s. 1.

119 byłaby kpiną z państwa prawa, byłaby przejawem najgorszego gatunku politycznego kumoterstwa”155. Aleksander Kwaśniewski okazał się cyberkandydatem nie do pokonania i w wy‑ borach prezydenckich 8 października 2000 zwyciężył w pierwszej turze z wyni‑ kiem 53,9 proc. poparcia. Jego główny kontrkandydat Marian Krzaklewski zdobył 15,57 proc., a pozostający w cieniu tej kampanii aż 17,3 proc. Frekwencja wyborcza wyniosła 61,1 proc. i była o 2 punkty procentowe niższa niż w wyborach 1995 roku156. Najtrafniej ocenił zwycięstwo Aleksandra Kwaśniewskie‑ go Aleksander Hall w wywiadzie udzielonym tuż po wyborach „Gazecie Wybor‑ czej”. Na pytanie rozemocjonowanego wynikiem wyborów dziennikarza: „co Pan czuł w niedzielę ok. 20.20, kiedy okazało się, że Aleksander Kwaśniewski pokonał swych konkurentów przez nokaut – w pierwszej rundzie”157, odpowiedział: „Nie byłem zaskoczony. I nie obraziłem się na Polaków. Nie sądzę, by z tego wyniku na‑ leżało wyciągać taki wniosek, że sympatie polskiego społeczeństwa przesunęły się na lewo. To wielki osobisty sukces prezydenta, ale także odrzucenie stylu polityki prezentowanego przez AWS, a zwłaszcza jej lidera158”. Przypomniał też, że w 1995 roku, kiedy Kwaśniewski zwyciężył z Lechem Wałęsą o przysłowiowy włos: „ludzie bali się recydywy PRL, rekomunizacji i czego tam jeszcze... To był autentyczny lęk, który sprawił, że poparcie dla Wałęsy po I turze rosło i rosło. Dziś już nikt nie wie‑ rzył, że grozi nam PRL bis. Nawet ci, którzy próbowali wywołać tego ducha. Nie ma powrotu do PRL. W Polsce jest i będzie demokracja, wolna prasa, wolny rynek, Polska zostanie w NATO, wejdzie do Unii Europejskiej. Trzeba przyznać, że pre‑ zydentura Kwaśniewskiego – cokolwiek złego byśmy o nim powiedzieli, rozwiała wszelkie obawy159. Warto także przypomnieć, że były województwa, gdzie Aleksander Kwaśniewski zyskał ponad 60 proc. poparcia – w lubuskim najwięcej, bo aż 64 proc., ale także w kujawsko­‑pomorskim, świętokrzyskim, warmińsko­‑mazurskim, wielkopolskim, zachodniopomorskim160. Z tak wysokim kredytem zaufania rozpoczynał Aleksander Kwaśniewski reelekcję.

2.5. Międzynarodowy autorytet – prezydentura 2000–2005

Aleksander Kwaśniewski został zaprzysiężony na drugą kadencję przed Zgro‑ madzeniem Narodowym 23 grudnia 2000 roku. Jeszcze przed wygłoszeniem orę‑ dzia, w wywiadach i wypowiedziach udzielanych mediom, jasno deklarował główny

155 Tamże. 156 Wyniki ogłoszone przez Państwową Komisję Wyborczą za: „Gazeta Wyborcza” nr 237, 10 paź‑ dziernika 2000, s. 3. 157 Jarosław Kurski, Nie cierpię hipokryzji, „Gazeta Wyborcza” nr 238, 11 października 2000, s. 8. 158 Tamże. 159 Tamże. 160 Wyniki wyborów w regionach za: Kto, gdzie, ile, „Gazeta Wyborcza” nr 237, 10 października 2000, s. 3.

120 cel swojej prezydentury – akces Polski do Unii Europejskiej161. Ze względu na czas dla Polski szczególny, prezydentura Aleksandra Kwaśniewskiego w latach 2000­–2005 była obfita w wydarzenia, także w sytuacje dla prezydenta kryzysowe. Był to jednak dla Aleksandra Kwaśniewskiego – można zaryzykować stwierdzenie – czas wize‑ runkowych żniw. Głównym źródłem sukcesu były działania w zakresie wspomnia‑ nego wyżej strategicznego celu, ale także dzięki dużemu poparciu społecznemu, ja‑ kie uzyskał w czasie wyborów, mógł od początku na nim się skupić, bez konieczności przekonywania do siebie niemal połowy społeczeństwa, jak po wyborach 1995 roku. Obecność Aleksandra Kwaśniewskiego w mediach była na tyle dobrze zorganizo‑ wana, a on sam tak skutecznie wykorzystywał to narzędzie PR, że w marcu 2001 roku został nagrodzony Wiktorem – nagrodą Akademii Telewizyjnej dla najpopularniej‑ szych postaci telewizyjnych (został politykiem roku). Odmówił jednak przyjęcia tego tytułu. Jak napisał w liście do akademii: „Trzymam się zasady, że największą i wystarczającą nagrodą dla prezydenta RP jest zaufanie społeczne potwierdzone ponownym wyborem”162. Od początku prezydentury Aleksander Kwaśniewski dbał o wizerunek prezyden‑ ta poprawnie układającego stosunki polsko­‑żydowskie. Jak już wspomniano w anali‑ zie, w czasie 30. rocznicy Marca 1968 roku powiedział, że to dzięki takim ludziom jak Karol Modzelewski i Jacek Kuroń „Polska spokojniej może patrzeć w lustro”163. Za‑ reagował na list Edwarda Moskala, prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej, który oceniając stosunki polsko­‑żydowskie napisał: „Brak stanowczości w działaniach rzą‑ du polskiego, a także ewidentne błędy urzędników państwowych powodują, że Żydzi pozwalają sobie na coraz więcej i coraz więcej uzyskują”164. Aleksander Kwaśniewski przypomniał o tradycjach polskiej tolerancji i zaapelował: „Językiem powagi, naj‑ głębszego szacunku dla cierpienia, językiem pojednania powinien przemawiać naród do narodu. Chcemy, aby dialog Polaków i Żydów był nade wszystko dialogiem głę‑ boko ludzkim”165. Oba listy w całości zacytowała „Gazeta Wyborcza”. Kiedy dorad‑ cy prezydenta – Kazimierzowi Morawskiemu – przypomniano antysemickie teksty, które pisał w 1968 roku, Aleksander Kwaśniewski przyjął od razu jego rezygnację166. Najważniejszym wydarzeniem w relacjach polsko‑żydowskich­ były jednak prze‑ prosiny prezydenta złożone narodowi żydowskiemu w imieniu Polaków w 60. rocz‑ nicę mordu w Jedwabnem. Trwała wtedy gorąca dyskusja nad książką Tomasza Grossa, opisującą tragiczne wydarzenia z drugiej wojny światowej, kiedy to na fali niemieckiego antysemityzmu mieszkańcy polskiej wsi Jedwabne – Polacy – spalili żywcem kilkuset Żydów. Program Drugi Telewizji Polskiej wyemitował w tym sa‑ mym czasie film Agnieszki Arnold Sąsiedzi, w którym wystąpili świadkowie zbrodni i ci, którzy brali w niej udział167. Ocena wydarzeń i książka wywołały spór na temat polskiego antysemityzmu i stosunków polsko‑żydowskich.­ Prezydent zabrał w tej dyskusji głos w sposób za‑

161 Por. Kwaśniewski chce daty, „Gazeta Wyborcza” nr 276, 27 listopada 2000, s. 1., Racja i determina- cja, „Gazeta Wyborcza” nr 278, 29 listopada 2000, świat, s. 11. 162 17. Wiktory rozdane, „Gazeta Wyborcza” nr 67, 20 marca 2001, s. 2. 163 Złaknieni wolności, zbrzydzeni kłamstwem, „Gazeta Wyborcza” nr 56, 7 marca 1998, s. 5. 164 Agresja czy pojednanie, „Gazeta Wyborcza” nr 112, 15 maja 1996, s. 14. 165 Tamże. 166 Przyjmę dymisję, „Gazeta Wyborcza” nr 77, 31marca–1 kwietnia 2001, kraj, s. 5. 167 A. Bikont, J. Szczęsna, Jedwabne 1941–2001, „Gazeta Wyborcza” nr 159, 10 lipca 2001, s. 3.

121 planowany i przemyślany – najpierw udzielił wywiadu Severowi Plockierowi, dzien‑ nikarzowi izraelskiego dziennika „Jedijot Achronot”, który w obszernych fragmen‑ tach przedrukowała „Wyborcza”. Zapowiedział w nim, że za mord w Jedwabnem zamierza przeprosić naród żydowski w imieniu Polaków168. Już sama zapowiedź wywołała dyskusję w mediach. Przypominano o złożoności kontekstu historyczne‑ go tego wydarzenia, wybuchł także spór o treść napisu na pomniku poświęconym ofiarom zbrodni w Jedwabnem. Zarysowała się także, choć ubrana w dyplomatycz‑ ne słowa, linia podziału w tej sprawie między prezydentem a hierarchią Kościoła katolickiego. Kardynał Józef Glemp w wystąpieniu w Radiu Józef, które w całości za Katolicką Agencją Informacyjną przytoczyła „Wyborcza”, powiedział: „[...] jest rzeczą ze wszech miar pożądaną, abyśmy jako Kościół z ludźmi wyznania mojże‑ szowego, przeprosili Boga za popełnione grzechy według prawdy objawionej w Bi‑ blii. Przepraszając Boga, winniśmy także podziękować za «sprawiedliwych», którzy w jednym i drugim narodzie nie wahali się ponieść ofiary w imię sprawiedliwości, jaką winien być otoczony każdy człowiek”169. Ale też zastrzegał, że nie chciałby, „aby politycy narzucali Kościołowi sposób, w jaki wypełni akt żalu za zbrodnie popeł‑ nione przez określone grupy ludzi wierzących, a moralnie zdziczałych, ani też aby określali ideologię, w jaką ma być ubrana modlitwa pokutna”170. Prezydent – często nagabywany przez dziennikarzy o konflikt z Kościołem w tej sprawie, odpowia‑ dał krótko i dyplomatycznie: „Jestem przekonany, że Kościół, który jest szczególnie wrażliwy w takich sytuacjach, wypowie się we właściwej formie”171. 27 maja 2001 w kościele pod wezwaniem Wszystkich Świętych w Warszawie, pry‑ mas Glemp w pokutnym fiolecie, w obecności pięćdziesięciu biskupów w czarnych sutannach, powiedział: „Chcemy, jako pasterze Kościoła w Polsce, stanąć w praw‑ dzie przed Bogiem i ludźmi, [...] odnosząc się z żalem i skruchą do zbrodni, która w lipcu 1941 r. wydarzyła się w Jedwabnem i gdzie indziej. Jej ofiarami stali się Ży‑ dzi, zaś wśród sprawców byli też Polacy i katolicy, osoby ochrzczone”172. Aleksander Kwaśniewski przepraszał oddzielnie, na rynku i cmentarzu w Jedwabnem, 10 lipca 2001 roku, w 60. rocznicę tragedii i to jego słowa były cytowane w światowych me‑ diach. Warto przytoczyć obszerniejszy fragment, bo choć Aleksander Kwaśniewski za te przeprosiny spotkał się nie tylko z gestami wsparcia ze strony „Gazety Wybor‑ czej”, ale także z krytyką innych mediów i części opinii publicznej, to właśnie te słowa stały się jednym z najczęściej przywoływanych argumentów na rzecz goto‑ wości Polaków do rozliczania się z własną, trudną historią i poprawności stosunków polsko‑żydowskich:­

Nie wolno mówić o odpowiedzialności zbiorowej obciążającej winą mieszkańców jakiejkolwiek miejscowości czy całego narodu. Każdy człowiek odpowiada tylko za własne czyny. Synowie nie dziedziczą win ojców. Ale czy wolno nam powiedzieć: to było dawno, to byli inni? Naród jest wspólnotą. Wspólnotą jednostek, wspólnotą po‑ koleń. I dlatego musimy patrzeć prawdzie w oczy. Dzisiejsza Polska ma odwagę spojrzeć w oczy prawdzie o koszmarze, który omro‑ czył jeden z rozdziałów jej historii. Uświadomiliśmy sobie odpowiedzialność za nasz

168 O mordzie w Jedwabnem. Zbrodnia pozostaje zbrodnią, „Gazeta Wyborcza” nr 54, 5 marca 2001, s. 6. 169 Tamże. 170 Tamże. 171 Jak przeprosić za Jedwabne, „Gazeta Wyborcza” nr 55, 6 marca 2001, s. 1. 172 Jedwabne 1941–2001, „Gazeta Wyborcza” nr 159, 10 lipca 2001, s. 3.

122 stosunek do czarnych kart przeszłości. Zrozumieliśmy, że złą przysługę wyświadczają narodowi ci, którzy namawiają, aby tej przeszłości się zaprzeć. Taka postawa wiedzie do moralnej samozatraty. [...] Jako człowiek, obywatel i jako prezydent RP – przepraszam. W imieniu swoim i Polaków, których sumienie jest poruszone zbrodnią w Jedwabnem. [...] Ci, którzy brali udział w nagonce, bili, zabijali, podkładali ogień, popełnili zbrodnię nie tylko wobec żydowskich sąsiadów. Są winni także wobec Rzeczypospoli‑ tej, jej wspaniałych tradycji173.

Warto także przypomnieć, że Aleksander Kwaśniewski czynił przyjazne gesty, co odnotowała „Wyborcza”, wobec wyznawców islamu po 11 września 2001 roku. W październiku 2001 roku odwiedził meczet w Gdańsku i zaapelował: „Należy od‑ różniać walkę z terroryzmem od stosunku do wyznawców islamu [...]. Nie ma żad‑ nych powodów, żeby na wyznawców islamu patrzeć źle, a już całkowicie naganne jest rzucanie kamieniami czy obrażanie uczuć religijnych”174. „Gazeta Wyborcza” doceniała w okresie jego prezydentury 2000–2005 gesty i sło‑ wa wobec dawnej solidarnościowej opozycji. We wrześniu 2001 roku zamieściła list Aleksandra Kwaśniewskiego do Jacka Kuronia, napisany w 25. rocznicę powstania KOR­‑u: „Dzięki Wam, bardziej niż dzięki komukolwiek innemu, Polacy podnieśli głowy i wyprostowali ramiona. Dziś, po dwudziestu pięciu latach, macie prawo do satysfakcji z przecieranej przez Was drogi Polaków do demokracji. [...] Za ten owoc‑ ny zaczyn, jaki przed 25 laty wytworzyli ludzie KOR­‑u, wszystkim obchodzącym dziś tę ważną rocznicę – założycielom i członkom Komitetu Obrony Robotników – serdecznie w imieniu Rzeczypospolitej i w moim własnym dziękuję”175. List został zamieszczony obok wypowiedzi Czesława Miłosza i Jerzego Buzka. W 2004 roku ukazał się list gratulacyjny z okazji 80. urodzin Jacka Kuronia, pod którym prezy‑ dent podpisał się: „z przyjaźnią Aleksander Kwaśniewski”176, a czerwcu 2004 roku, po śmierci Jacka Kuronia – jego pożegnalne słowo, napisane bardzo osobiście, a jed‑ nocześnie w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej: „Co w Nim było tak niezwykłe? Właściwie wszystko. W tym człowieku, którego mądrość i dobroć, patriotyzm i od‑ wagę, niezawisłość ducha i umysłu, wrażliwość na sprawę ogółu i każdego z osobna, inteligencję, wyobraźnię, idealizm, uczciwość i skromność, zgodnie każdy odnajdy‑ wał coś szczególnie dla siebie cennego. Mógł z tej postaci czerpać garściami i wielu tak czyniło”177. Przyznał także pośmiertnie Alinie Pieńkowskiej178, cenionej dzia‑ łaczce „Solidarności”, Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski, co odnotowała „Wyborcza”179. Zamieściła także obszerne wystąpienie Aleksandra Kwaśniewskiego w czasie uroczystego posiedzenia Senatu Uniwersytetu Warszawskiego z okazji na‑ dania tytułu doktora honoris causa tej uczelni Tadeuszowi Mazowieckiemu. Alek‑ sander Kwaśniewski podkreślił zasługi pierwszego premiera III RP:

173 Powiedzieli w Jedwabnem, „Gazeta Wyborcza” nr 160, 11 lipca 2001, s 1. 174 Kwaśniewski w meczecie, „Gazeta Wyborcza” nr 240, 13–14 października 2001, s. 1. 175 W 25. rocznicę powstania KOR­‍u, „Gazeta Wyborcza” nr 222, 22–23 września 2001, s. 16. 176 Prezydent i marszałek Sejmu do Jacka Kuronia, „Gazeta Wyborcza” nr 56, 6–7 marca 2000, s. 15. 177 Żegnali Jacka w Sejmie, „Gazeta Wyborcza” nr 149, 28 czerwca 2004, s. 7. 178 A. Pieńkowska, w latach 70. działaczka Wolnych Związków Zawodowych, potem „Solidarności”, była jedną z liderek strajku w Stoczni Gdańskiej w 1980 roku, stanie wojennym internowana, senator w parlamencie pierwszej kadencji, później działała w UW. 179 Order dla Pieńkowskiej, „Gazeta Wyborcza” nr 245, 19­–20 października 2002, s. 2.

123 [...] Epoki historyczne często przybierają twarze konkretnych ludzi. Ogarniamy dzi‑ siaj długą drogę, jaką przeszła Polska od systemu komunistycznego do wolności, od zamknięcia za żelazną kurtyną do uczestnictwa w zjednoczonej Europie. I widzimy bardzo wyraźnie, że jednym z najwybitniejszych liderów na tej naszej drodze, jed‑ nym z najbardziej cierpliwych przewodników jest Tadeusz Mazowiecki. Ta epoka hi‑ storyczna ma jego twarz. Jest Pan człowiekiem wielkiej pracy, a zarazem ogromnej skromności. Idzie Pan przez polską historię bez hałasu, ale niezwykle twórczo, odważ‑ nie i konsekwentnie. W Pańską biografię, w podejmowane wybory i działania, wpisa‑ na jest wierność wartościom, które nadają podstawowy sens życiu ludzi i narodów”180.

Każde takie kolejne wystąpienie i gest zbliżały Aleksandra Kwaśniewskiego do dawnej solidarnościowej opozycji, ostatecznie oddalając w cień pezetpeerowską przeszłość. Najważniejszym jednak momentem w czasie prezydentury 2000–2005 w kontekście gestów wobec solidarnościowej opozycji było nazwanie stanu wojenne‑ go złem. W opozycji do dość powszechnej wśród Polaków wówczas opinii, że był ko‑ niecznością: według badań CBOS z grudnia 2002 roku 16 proc. Polaków uznało, że wprowadzenie staniu wojennego było zdecydowanie słuszne, 35 proc. – raczej słusz‑ ne (razem 51 proc.), 13 proc. – raczej niesłuszne, 12 proc. – zdecydowanie niesłusz‑ ne (razem 25 proc.), a 24 proc. nie miało zdania181. Zrobił to 13 grudnia 2001 roku, w przemówieniu, które wygłosił w czasie jubileuszowej sesji zorganizowanej przez Instytut Pamięci Narodowej, w 20. rocznicę ogłoszenia stanu wojennego. To wy‑ stąpienie jest prawdziwym majstersztykiem, w którym z jednej strony Aleksander Kwaśniewski odcina się od dziedzictwa PRL, z drugiej usprawiedliwia tamten czas, apeluje o jedność, przebaczenie, ale także o pamięć i naukę dla młodego pokolenia. Prowadzi spór z historykami, kieruje myśli zgromadzonych ku przyszłości, ale do‑ maga się sprawiedliwej historycznej oceny. Mówi „my­‑naród”. To główna oś, wokół której organizuje całe wystąpienie, starając się spełnić wyborczą obietnicę prezyden‑ ta wszystkich Polaków. Polaków, którzy byli internowani i zastraszani, ale także tych, którzy stan wojenny wprowadzali. Polaków, którzy stracili w czasie stanu wojennego najbliższych, w imieniu wszystkich skrzywdzonych, i tych, którzy nie angażowali się politycznie. Wreszcie Polaków przekonanych, że w 1981 roku do Polski mogły wejść wojska radzieckie. Wszystko to czynił z wyczuciem chwili – hołd oddany ofia‑ rom stanu wojennego zabrzmiał wówczas jako głos najważniejszy, zwłaszcza że wy‑ powiedziany przez współzałożyciela SdRP, partii powstałej na gruzach PZPR, która stan wojenny legitymizowała. To przemówienie pod względem językowym zawiłe, pełne skrótów, relatywizmu i metafor posiada jednak proste i mocne przesłanie. Właśnie takie, jakie powinno zapaść w pamięć odbiorcom. To jedno z najważniej‑ szych wystąpień Aleksandra Kwaśniewskiego:

Nikt rozsądny nie ma dzisiaj wątpliwości: stan wojenny był złem. Przyznają to także ci, którzy zadecydowali o jego wprowadzeniu. Złem – bo wymierzony był w odra‑ dzającą się wolność. Złem – bo jego skutkiem było stłumienie rozbudzonej nadziei na godne życie, na prawa obywatelskie, na demokrację. Wreszcie złem – bo skierował przeciwko sobie miliony Polaków, pogłębił wewnętrzne waśnie i podziały i zmarno‑ wał entuzjazm budowania społeczeństwa obywatelskiego. Ten entuzjazm, ta energia

180 Epoka Mazowieckiego, „Gazeta Wyborcza” nr 143, 21–22 czerwca 2003, s. 11. 181 Dwadzieścia lat po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce. Komunikat z badań CBOS, BS/171/2001 Raporty CBOS dostępne na stronie: http://www.cbos.pl/.

124 nigdy już w takiej skali się nie odrodziły, o czym świadczą choćby nasze późniejsze kłopoty z frekwencją wyborczą. Stan wojenny pogłębił też izolację naszego kraju na arenie międzynarodowej, spowodował sankcje gospodarcze. Stan wojenny to: internowanie tysięcy działaczy „Solidarności”, pacyfikacje za‑ kładów, setki procesów politycznych, rewizje, podsłuchy, zatrzymania, szykany, wy‑ rzucanie z pracy, nagonki wymierzone w działaczy podziemnej opozycji. Iluż zdol‑ nych, pracowitych i uczciwych ludzi w efekcie represji zmuszonych było emigrować. Krzywd wówczas wyrządzonych nie da się wyrównać. A strat, które poniosła Polska – nadrobić. Stan wojenny to śmierć górników w kopalni Wujek, najbardziej przejmujące zda‑ rzenie tamtego okresu. Przypomnijmy nazwiska tych młodych ludzi, którzy zderzeni z historią za swoje dążenia zapłacili cenę najwyższą: Józef Czekalski, Krzysztof Giza, Ryszard Gzik, Bogusław Kopczak, Andrzej Pełka, Zbigniew Wilk, Zenon Zając, Jo‑ achim Gnida, Jan Stawisiński. Dziś najstarszy z nich miałby 68 lat, najmłodszy – 39! Stan wojenny to również czas łamania charakterów. Wielu ludzi czuło się zastra‑ szonych, zmuszanych do niegodziwego postępowania, maltretowanych moralnie. Lu‑ dzie ci robili rzeczy, których nie chcieli czynić i które budziły ich wewnętrzny sprzeciw. Odczuwano to po obu stronach ówczesnych barykad, dotyczyło to wielu środowisk. Działacze „Solidarności”, orędownicy przemian, ale też młodzi żołnierze, pracownicy wielu instytucji publicznych przeżywali dramaty i psychiczne rozdarcie. Dzisiaj nie ma wątpliwości. Historia przyznała rację tym, którzy nie godzili się na stan wojenny jako formę funkcjonowania państwa. Którzy podjęli walkę, stawiali opór. I tym także, których niesłusznie uznaje się za oportunistów, którzy w różnych sferach naszego życia próbowali coś ocalić, „robić swoje”, przeciwstawiać się logice konfrontacji i nienawiści182.

W przemówieniu tym Aleksander Kwaśniewski powołuje się także na Adama Michnika, który napisał, że „Ocena Jaruzelskiego nie powinna odbywać się na sali sądowej. Apeluję do prezydenta i do parlamentu, by znaleźli formułę prawną, któ‑ ra to zagwarantuje”183, czyniąc z tych słów rodzaj pomostu ku przyszłości. „Gazeta Wyborcza”, piórem Piotra Stasińskiego, chwaliła prezydenta:

Prezydent przekroczył horyzont myślenia i doświadczenia zarówno swojej dawnej partii – PZPR – jak i tej nowej – SLD. Ten dawny aparatczyk potrafił nazwać stan wojenny złem, oddać cześć ofiarom dyktatury, przyznać historyczną rację dawnej opo‑ zycji i „Solidarności”. Ten „ateusz” potrafił oddać hołd roli Kościoła. Własnej formacji politycznej okazał wprawdzie zrozumienie, ale bez rozgrzeszania jej zbrodni i opor‑ tunizmu. Sam się sobie trochę dziwię, ale dziś nie jest mi trudno nazwać Kwaśniew‑ skiego swoim prezydentem, choć nigdy na niego nie głosowałem184.

To słowa napisane w opozycji do „Trybuny”, w której przemówienie Kwaśniew‑ skiego spotkało się z krytyką, a wielu polityków SLD nazywało je zdradą lewicowego elektoratu. „Gazeta Wyborcza” stanęła w obronie prezydenta Kwaśniewskiego, stwier‑ dzając, że: „Ataki «Trybuny» uświadamiają, jak długą drogę przebył po 1989 roku Aleksander Kwaśniewski”185. 20. rocznica wprowadzenia stanu wojennego stała się

182 Stan wojenny był złem. Wystąpienie prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego w Instytucie Pamięci Narodowej w 20. rocznicę stanu wojennego, „Gazeta Wyborcza” nr 292, 14 grudnia 2001, s. 18. 183 Tamże. 184 P. Stasiński, Chwalę prezydenta, „Gazeta Wyborcza” nr 292, 14 grudnia 2001, s. 2. 185 W. Załuska, Prezydencki piruet, „Gazeta Wyborcza” nr 6, 8 stycznia 2002, s. 5.

125 momentem, w którym Aleksander Kwaśniewski ugruntował ostatecznie wizerunek prezydenta wszystkich Polaków. Po wygranych przez SLD w 2001 roku wyborach padały oskarżenia pod adre‑ sem Kwaśniewskiego o agitację na rzecz jednej opcji politycznej. To zarzut, któ‑ ry sformułowała także „Gazeta Wyborcza”. Aleksander Kwaśniewski tłumaczył, że największym niebezpieczeństwem będzie wygrana ugrupowań tak radykalnych i anarchizujących państwo jak Samoobrona czy Liga Polskich Rodzin186. Samoobro‑ na jednak w 2001 roku weszła do Sejmu, co Aleksander Kwaśniewski uznał za spo‑ łeczną odpowiedź na wcześniejsze rządy AWS (z ugrupowania z 34­‑procentowym poparciem na początku, Akcja Wyborcza Solidarność pod koniec kadencji cieszy‑ ła się uznaniem tylko 4 proc. Polaków). Kwaśniewski ocenił także, że wynik SLD w wyborach 2001 roku (41,04 proc.) oraz wejście do Sejmu Samoobrony z wynikiem 10,20 proc., (przy czym Platforma Obywatelska zdobyła tylko nieco ponad 2 proc. więcej – 12,68)187 powinien być dla tego ugrupowania lekcją pokory. Prezydent wy‑ stąpił w roli recenzenta polskiej klasy politycznej: „[...] w moim przekonaniu nie doceniliśmy stopnia rozczarowania i frustracji, która jest w społeczeństwie, czyli to, co dziś jest istotnym problemem – bezrobocie, bieda, obniżenie poziomu bezpie‑ czeństwa socjalnego, obawy przed przestępczością. Z drugiej strony jest zmęczenie klasą polityczną, co zapewne wynika z nieczytelności języka, jakiego używają poli‑ tycy, z przekonania, że politycy wygrywają wybory po to, żeby zająć się sobą, a nie sprawami publicznymi”188. „Gazeta Wyborcza” wydrukowała także obszerne fragmenty przemówienia Alek‑ sandra Kwaśniewskiego na pierwszym posiedzeniu Sejmu po wyborach 2001 roku (potrafił już on od dawna wykorzystywać szanse pokazywania się jako mąż stanu), w którym mogły zabrzmieć nuty triumfu – po raz kolejny SLD miało pełnię władzy – prezydenta i zwycięskie mandaty w Sejmie. Nie było to jednak wystąpienie trium‑ fującego polityka, wywodzącego się z tej samej formacji politycznej, ale mentora. „Gazeta Wyborcza” poprzez skróty i śródtytuły uporządkowała wystąpienie prezy‑ denta i przesłanie stało się czytelne: Polsce potrzeba nowych idei, państwo trzeba uporządkować, UE jest priorytetem, potrzebne są legislacyjne zmiany. Aby to się udało, potrzebny jest dialog wszystkich ugrupowań politycznych (Aleksander Kwaś‑ niewski odwołał się do wypowiedzi księdza Józefa Tischnera: „Umiejętność rzą‑ dzenia ludźmi, to przede wszystkim umiejętność perswazji. Aby rządzić trzeba ar‑ gumentować”). Przed klasą polityczną zaś stoi rozwiązanie najważniejszych prob‑ lemów społecznych i gospodarczych: „Praca i rozwój, sprawiedliwość i uczciwość, kompetencja i konsekwencja – oto główna misja polityków w roku 2001 i w latach następnych. [...] Polacy wierzą, że jesteście Państwo gotowi sprostać tym wyzwa‑ niom. Życzę powodzenia”189. W okresie rządów Leszka Millera często występował jako jego recenzent, było to o tyle łatwiejsze, że szybko po objęciu władzy notowania SLD spadały, a Aleksandra

186 Tamże. 187 Wyniki wyborów na podstawie Obwieszczenia Państwowej Komisji Wyborczej z 26 września 2001 r. o wynikach wyborów do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej przeprowadzonych w dniu 23 września 2001 r. zamieszczone na oficjalnej stronie internetowej PKW: http://www.pkw.gov.pl. 188 Tamże. 189 Polska w Waszych rękach. Tekst przemówienia prezydenta Kwaśniewskiego na pierwszym posiedze- niu Sejmu, „Gazeta Wyborcza” nr 246, 20–21 października 2001, s. 5.

126 Kwaśniewskiego – rosły. W rocznicę objęcia władzy przez rząd Millera podsumował: „Nie jest tak dobrze, jak rząd mówi o sobie, ale też nie jest tak źle, jak przedstawia to opozycja”190. Po wyborach samorządowych, w których SLD uzyskało słaby wynik, a w wielu województwach poparcie zyskały Samoobrona czy Liga Polskich Rodzin, głosząc hasła przeciw wstąpieniu do Unii Europejskiej, Kwaśniewski skrytykował lokalne kadry SLD i stwierdził, że „Dobrze by było, gdyby Sojusz potrafił poprzeć kandydatów niekoniecznie partyjnych, ale obywatelskich. Ale żeby takie rzeczy ro‑ bić, to trzeba do tego dojrzeć. Jestem pewien, że politycy Sojuszu dojrzeją” 191. W okresie, kiedy SLD zawiązało sojusz parlamentarny z Samoobroną, aby zy‑ skać większość głosów w Sejmie i móc nadal rządzić, te recenzje były jeszcze bar‑ dziej krytyczne, a po wybuchu tak zwanej afery Rywina, kiedy to najważniejsi po‑ litycy SLD i rządu, w tym sam premier Leszek Miller, stanęli w kręgu podejrzeń o korupcję i pozaustawowe działania w czasie prac nad nowelizacją ustawy o radio‑ fonii i telewizji, w jednym z wywiadów w „Rzeczpospolitej” Aleksander Kwaśniew‑ ski wyraził nawet wątpliwość, czy Miller jest w stanie kierować rządem. Te bardzo chłodne stosunki prezydenta wywodzącego się z SLD i rządu z tej samej politycznej partii „Gazeta Wyborcza” nazywała wojną, ale Aleksander Kwaśniewski znajdował się „po jasnej stronie mocy”. Rozsądnym głosem przekonywał na przykład do zmian kadrowych, aby odsunąć podejrzenia od SLD. Tymczasem Leszek Miller zdecydo‑ wał, że Aleksandra Jakubowska nadal będzie się zajmowała nowelizacją ustawy 192. Poparł jednak czteropunktowy program rządu Millera, w którym priorytetem było przygotowanie Polski do wstąpienia w struktury europejskie – umacniał w ten spo‑ sób swój wizerunek jako męża stanu, który dla lepszej przyszłości Polski jest w sta‑ nie wznieść się ponad bieżące, polityczne konflikty. „Rozwód” – jak określały media konflikt Kwaśniewskiego z Leszkiem Millerem nastąpił po dymisji tego ostatniego w maju 2004 roku – notowania rządu były fatal‑ ne, a po odejściu z SLD Marka Borowskiego, który założył nową lewicową partię – Socjaldemokracja Polska (SdPl), zabrakło także większości w Sejmie. Aleksander Kwaśniewski przeforsował wówczas kandydaturę Marka Belki na szefa rządu – jako bezpartyjnego kandydata, co było swojego rodzaju afrontem wobec SLD, za to poli‑ tycznym pociągnięciem dobrze ocenionym przez „Wyborczą”193. Wspólnym głosem mówiła redakcja „Gazety Wyborczej” i Aleksander Kwaś‑ niewski w sprawie anarchizacji państwa przez Andrzeja Leppera i Samoobronę. Po głośnym wystąpieniu Andrzeja Leppera w Sejmie, w którym oskarżał polityków, także Aleksandra Kwaśniewskiego, o korupcję, prezydent podjął polityczne rozmo‑ wy na temat konieczności izolacji tej partii: „Jeśli Samoobrona będzie kontynuować całkowicie nieodpowiedzialny kurs wyznaczony przez Andrzeja Leppera, to powin‑ na być izolowana przez bardzo szeroki front demokratyczny – od lewicy do prawi‑ cy, od prawicy do lewicy”194. Jak napisała „Wyborcza”: „W opiniach wielu polityków Kwaśniewski (prezydent i najpopularniejszy w Polsce polityk) bierze na siebie ciężar powstrzymania lidera Samoobrony”195.

190 D. Wielowieyska, Aby do Unii, „Gazeta Wyborcza” nr 246, 21 października 2002, s. 14. 191 A. Kublik, Lewica musi dojrzeć, „Gazeta Wyborcza” nr 264, 13 listopada 2002, s. 4. 192 SLD z premierem. Wojna? Jaka wojna?, „Gazeta Wyborcza” nr 72, 26 marca 2003, s. 12. 193 R. Kalukin, Człowiek z lepszej bajki, „Gazeta Wyborcza” nr 82, 6 kwietnia 2004, s. 16. 194 W. Załuska M. Lizut, Front antylepperowy, „Gazeta Wyborcza” nr 286, 7 grudnia 2001, s. 6. 195 Tamże.

127 Były w tym czasie także wspólne przedsięwzięcia: w maju 2002 roku „Gazeta Wyborcza” rozpoczęła społeczną akcję „Szkoła z klasą” (szkołom zaproponowano przeprowadzenie dwóch ankiet oceniających i sześciu trudnych zadań, na podstawie wyników „Gazeta Wyborcza” stworzyła rodzaj rankingu – „Przewodnik po szkołach z klasą”). Prezydent objął akcję „Gazety Wyborczej” honorowym patronatem, a jej oficjalne rozpoczęcie odbyło się w Pałacu Prezydenckim196. Akcja – jak informowała „Wyborcza” – mająca na celu podniesienie jakości kształcenia – pozwoliła jedno‑ cześnie Aleksandrowi Kwaśniewskiemu budować wizerunek prezydenta dbającego o sprawy edukacji, angażującego się bezpośrednio we wspólne społeczne problemy – edukacja niewątpliwie była trafionym wyborem197. „Wyborcza” o własnej akcji in‑ formowała często i Aleksander Kwaśniewski w tych artykułach funkcjonował w tym pozytywnym kontekście. Kiedy zatem w listopadzie 2002 roku Kancelaria Prezy‑ denta przygotowała program edukacyjny, scenariusze lekcji dla nauczycieli o patrio‑ tyzmie, zatytułowany Moja Polska, w ramach którego Aleksander Kwaśniewski miał poprowadzić lekcję w jednej ze szkół – tym razem to „Gazeta Wyborcza” wspar‑ ła akcję prezydenta patronatem medialnym. Aleksander Kwaśniewski poprowadził lekcję, w której uczestniczyli uczniowie wybranych gimnazjów i liceów, w redak‑ cji „Gazety Wyborczej” przy ul. Czerskiej w Warszawie, w roli dyżurnego wystąpił Adam Michnik. Jednym z najistotniejszych wizerunkowych sukcesów Aleksandra Kwaśniew‑ skiego okazało się jego konsekwentne występowanie w roli orędownika wstąpienia Polski do Unii Europejskiej i wytyczone kierunki prowadzenia polityki zagranicznej – zdobywanie sprzymierzeńców zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie, w Ro‑ sji i USA. Chętnie w tym kontekście udzielał mediom wywiadów i wypowiedzi. Na najważniejszych światowych salonach władzy czuł się jak u siebie – swobodnie roz‑ mawiał z prezydentem USA Georgem Bushem w języku angielskim, a z prezyden‑ tem Rosji Władimirem Putinem – po rosyjsku. „Gazeta Wyborcza” podtrzymywała ten wizerunek prezydenta relacjonując jego zagraniczne wizyty, a zwłaszcza dzia‑ łania związane z UE. „Wyborcza” należała do tych mediów, które wstąpienie Polski do UE gorąco wspierały – jak chyba większość w tamtym czasie, oprócz „Naszego Dziennika”, „Gazety Polskiej” i Radia Maryja – i był to temat, w którym z prezyden‑ tem mówiła jednym głosem. Można mówić nawet o wspólnej euforii198. Wystąpienia prezydenta w tamtym czasie (w większości cytowane przez „Wyborczą”)utrzymane były w podniosłym stylu:

Dokonała się rzecz wielka. Polacy w najbardziej demokratycznej formie, w ogólnona‑ rodowym referendum, powiedzieli «tak» dla przystąpienia Polski do UE. Wracamy do wielkiej europejskiej rodziny. Na miejsce, które Polsce i Polakom się należy za tysiąc lat historii i za wielką dzielność, którą wykazali w ostatnich kilkunastu latach, kiedy zmienili oblicze tej ziemi i europejskiego kontynentu. Ta decyzja to dla Europy rów‑ nież dobra nowina. Oto do struktur europejskich wstępuje duży, dumny i ambitny na‑ ród – Polska o tysiącletniej tradycji i wielkich nadziejach na przyszłość199.

196 Z. Pendel, Z klasą u prezydenta, „Gazeta Wyborcza” nr 218, 18 września 2002, s. 32. 197 Aleksander Kwaśniewski patronował także projektowi „Internet w szkołach”, w ramach którego w wielu polskich gimnazjach w małych miejscowościach powstały pracownie komputerowe z dostępem do internetu. „Gazeta Wyborcza” relacjonowała uroczyste otwieranie pracowni z udziałem prezydenta. 198 Polskie pięć minut, „Gazeta Wyborcza” nr 91, 17 kwietnia 2003, s. 1. 199 Wracamy na swoje miejsce, „Gazeta Wyborcza” nr 133, 9 czerwca 2003, s. 36.

128 Pod koniec prezydentury w listopadzie 2004 roku, kiedy Aleksander Kwaśniew‑ ski zmagał się z oskarżeniami o niejasne powiązania polityki i biznesu w tak zwanej aferze PKN Orlen, a jego żonę oskarżano o nieetyczne działania fundacji charyta‑ tywnej „Porozumienie bez barier”, na którą znani biznesmeni mieli wpłacać pie‑ niądze w zamian za polityczne wsparcie prezydenta w załatwianiu ich interesów, na Ukrainie wybuchła „pomarańczowa rewolucja”. Polityczne polskie piekło stało się mniej ważne dla mediów od zaangażowania Aleksandra Kwaśniewskiego w ła‑ godzenie konfliktu pomiędzy Wiktorem Janukowyczem i Wiktorem Juszczenką. Bronił wówczas prawa do demokratycznych wyborów i mobilizował unijnych poli‑ tyków do pomocy Ukrainie, wcześniejsze dobre stosunki z ustępującym ukraińskim prezydentem, izolowanym przez Europę Leonidem Kuczmą, okazały się pomocne. Podbudował ego Polaków jako obywateli stabilnego demokratycznego państwa, któ‑ re teraz może pomagać innym, być przewodnikiem dla państw wschodniego blo‑ ku, borykających się z kłopotami młodej demokracji. I chociaż pojawiały się głosy, że Polska za to zaangażowanie zapłaci niechęcią Rosji i pogorszeniem stosunków gospodarczych, generalnie postawę prezydenta w czasie „pomarańczowej rewolu‑ cji” uznano za największy jego sukces w zakresie polityki zagranicznej. Pojechał na Ukrainę, aby rozmawiać z dwiema stronami konfliktu i zaproponował polskie rozwiązanie – Okrągły Stół. Na Ukrainie był także prezydent Lech Wałęsa, ale to Aleksander Kwaśniewski stał się symbolem wprowadzania tam demokracji. „Wybor‑ cza” obszernie relacjonowała te wydarzenia, podkreślając rolę Polski i prezydenta Kwaśniewskiego200. Prezydent udzielił także „Gazecie Wyborczej” obszernego wy‑ wiadu, w którym jako autorytet w sprawach międzynarodowych, tłumaczył sytuację społeczno‑polityczną­ na Ukrainie: „Ukraina jest podzielona, a taki podział wymaga wzajemnej delikatności i wrażliwości, gotowości spojrzenia sobie w oczy. Forsowa‑ nie na siłę jednej ze stron wytworzy poważny problem międzynarodowy. Do dziś mamy podzieloną Mołdowę i Naddniestrze, podzielony Cypr. To problemy, których nie udaje się rozwiązać przez wiele, wiele lat. Na Ukrainie trzeba wystrzegać się nadmiernej emocjonalności i zachować gotowość do dialogu”201. Nie zawsze jednak działania Aleksandra Kwaśniewskiego w zakresie polskiej polityki zagranicznej oceniane były pozytywnie. Podzielone były opinie w sprawie udziału prezydenta w uroczystościach 60. rocznicy zakończenia drugiej wojny świa‑ towej w Moskwie 9 maja 2005 u boku prezydenta Władimira Putina, prowadzącego mocarstwową politykę Rosji. Przypominano o Jałcie i o tym, że 9 maja nie jest dla Polski świętem, ale początkiem sowieckiej okupacji. Mimo krytycznych głosów Alek‑ sander Kwaśniewski do Moskwy pojechał, udało mu się nawet zyskać życzliwość, między innymi dzięki wypowiedzi w niemieckim „Die Welt”, którą cytowały polskie media, w tym także „Gazeta Wyborcza”: „Nie oczekujemy niczego niezwykłego, tylko sprawiedliwej oceny moralnej tego, co stało się po 1945 roku [...] Dla prezy‑ denta Rosji zwycięstwo nad III Rzeszą to wyzwolenie krajów Europy Środkowo­ ‍‑Wschodniej przez armię sowiecką. Dla tych krajów oznaczało to okupację sowiecką i narzucenie komunistycznej dyktatury”202.

200 Por.: M. Wojciechowski, Kijów: Nowa władza, „Gazeta Wyborcza” nr 282, 2 grudnia 2004, s. 1., W. Radziwinowicz, Kijowski poker, „Gazeta Wyborcza” nr 286, 7 grudnia 2004, s. 8. 201 P. Smoleński, Rozmowy albo czołgi, „Gazeta Wyborcza” nr 276, 25 listopada 2004, s. 18. 202 R. Romaniec, Putin, powiedz prawdę, „Gazeta Wyborcza” nr 49, 28 lutego 2005, s. 12.

129 Najwięcej jednak kontrowersji wzbudził udział Polski, u boku USA, w wojnie w Iraku, przez polityków nazywanej interwencją, a później – misją stabilizacyjną. Mimo że – jak wynikało z ankiet wielu ośrodków zajmujących się badaniami opinii publicznej – Polacy zdecydowanie opowiedzieli się za ogłoszoną przez prezydenta Busha wojną z terroryzmem i reżimem Saddama Husajna, co oznaczało wsparcie Polski, to już udział w niej polskich wojsk był źle oceniany203. Aleksander Kwaś‑ niewski, który jako zwierzchnik sił zbrojnych musiał podjąć wtedy decyzję, wie‑ lokrotnie w wywiadach powtarzał, że był to najtrudniejszy moment prezydentu‑ ry. Udzielił w tej kwestii także kilku obszernych wywiadów „Gazecie Wyborczej”. W tym z 2003 roku nie brakuje trudnych pytań – o ekonomiczne powody tej wojny, udział wojsk amerykańskich w obalaniu pomnika Saddama Husajna, nieudany bły‑ skawiczny atak na Bagdad, wątpliwości związane z posiadaniem przez Irak bomby atomowej, osłabienie pozycji Polski na forum europejskim. Aleksander Kwaśniew‑ ski tych wątpliwości nie rozwiał, ale potrafił wytłumaczyć swoją decyzję:

Bałem się od początku. Zrozumcie, ja nie udaję, że jestem macho. Dla mnie decyzja o naszym udziale w wojnie, o wysłaniu żołnierzy była jedną z najbardziej dramatycz‑ nych. Oczywiście to wszystko odbywa się w ramach koalicji, w której karty trzymają głównie Amerykanie i Brytyjczycy. Ale to były naprawdę dramatyczne chwile, cały czas napływały do mojego sekretariatu, który działał przez okrągłą dobę, różne infor‑ macje powodujące niepokój, drżenie serca. Tych rozmów były dziesiątki. To zresztą dobrze świadczy o Polsce, bo jesteśmy jednym z ważnych uczestników koalicji. Nie stoimy obok. Oczywiście, był strach, czy ta wojna nie przekształci się w jakiś długo‑ trwały, wyniszczający konflikt, którego skutki polityczne w Europie mogłyby być bar‑ dzo dramatyczne. Gdyby to miała być jakaś repetycja z Wietnamu, no to wyobraźcie sobie panowie, że wielotysięczne demonstracje stałyby się stutysięczne i milionowe. Ale na szczęście ta naiwna – jak mówili niektórzy – wizja, że wojska koalicji zostaną powitane z radością, nie okazała się wcale taka naiwna. Dla mnie jednym z najpięk‑ niejszych dni był ten, kiedy widziałem walący się pomnik Saddama204. I chociaż w czasie wizyty w Polsce prezydent Bush – wylewnie, po amerykańsku – dziękował Polsce – „Polska jest dobrym obywatelem Europy i bliskim przyjacie‑ lem Ameryki [..]Ameryka nie zapomni, że Polska stanęła na wysokości zadania [...] Europa i Ameryka powinny działać razem, by przeciwstawić się złu na świecie”205 – to misja prezydenta Kwaśniewskiego w sprawie zniesienia wiz dla Polski zakończyła się niepowodzeniem. Czas zweryfikował amerykańską interwencję w Iraku, zwłaszcza kiedy okazało się, że informacje o posiadaniu broni atomowej przez Irak były nieprawdziwe i kiedy zaczęto coraz głośniej mówić o przemocy stosowanej wobec Irakijczyków i porów‑ nywać wojnę w Iraku do wojny w Wietnamie. Amerykańska polityka wobec państw Bliskiego Wschodu i zaprowadzania tam siłą demokracji okazała się fiaskiem. Tym samym i udział Polski w wojnie w Iraku jako lojalnego partnera USA był oceniany coraz krytyczniej, zwłaszcza że Ameryka zajęta była swoimi wewnętrznymi proble‑ mami. Jednak decyzja prezydenta w sprawie wysłania polskich wojsk do Iraku nie

203 Badania dotyczące społecznego poparcia dla wojny w Iraku publikuje TNS OBOP na stronie internetowej: http://www.tns‑global.pl/.­ 204 A. Domosławski, Jarosław Kurski, Stanęliśmy po dobrej stronie, „Gazeta Wyborcza” nr 87, 12–13 kwietnia 2003, s. 9. 205 Bush do Polaków: Ameryka wam tego nie zapomni, „Gazeta Wyborcza” nr 127, 2 czerwca 2003, s. 1.

130 położyła się jakimś szczególnym cieniem na jego wizerunku. Mimo że budziła kon‑ trowersje i opinie w tej sprawie mocno się polaryzowały, to wzmocniła wizerunek prezydenta jako męża stanu, który musi podejmować trudne decyzje. Na koniec swojej prezydentury Aleksander Kwaśniewski ogłosił jeszcze Naro‑ dowy Plan Rozwoju na lata 2007–2013. Warto o nim wspomnieć w kontekście wi‑ zerunku prezydenta, który od początku przestrzegał przed radykalnymi ugrupowa‑ niami politycznymi i „lepperyzowaniem się” polskiej sceny politycznej. Nie angażo‑ wał się w wybory parlamentarne w 2005 roku, nie pomagając tym SLD, który miał najsłabsze wówczas notowania. W wyborach prezydenckich poparł Włodzimierza Cimoszewicza i wspólnym głosem z „Gazeta Wyborczą” wypowiadał się krytycznie na temat projektu IV RP promowanego przez PiS. Plan, nazywany NPR, był nie tylko strategią gospodarczego wzmocnienia poprzez wykorzystanie unijnych fun‑ duszy (przeszedł zresztą w mediach bez szerszego echa), ale także wytyczeniem kierunków, w jakich Polska powinna zmierzać. Wizję przyszłości Polski Aleksander Kwaśniewski ujął w krótkim haśle: „albo NPR albo LPR” 206. Ważnym akcentem kończącym prezydenturę Aleksandra Kwaśniewskiego było – nazywane tak przez media – pojednanie z Lechem Wałęsą. Kiedy ogłoszono skład polskiej delegacji, zaproszonej na uroczystości pogrzebowe do Rzymu po śmierci Jana Pawła II, w której znaleźli się między innymi urzędujący prezydent z małżon‑ ką, premier Marek Belka, marszałek Sejmu Włodzimierz Cimoszewicz, marszałek Senatu Longin Pastusiak, były prezydent Lech Wałęsa z małżonką, były premier Ta‑ deusz Mazowiecki, były marszałek Sejmu Wiesław Chrzanowski i była premier oraz ambasador Polski w Watykanie Hanna Suchocka, Aleksander Kwaśniewski podsu‑ mował: „Ten skład łączy historię i teraźniejszość ludzi, którzy w ostatnim dwudzie‑ stoleciu uczestniczyli w najważniejszych wydarzeniach. [...] Od zawsze z szacun‑ kiem odnoszę się do prezydenta Wałęsy. Jego obecność wśród nas jest dobrym zna‑ kiem, że Polska jest w tej sytuacji razem”207. Lech Wałęsa odmówił wspólnego lotu: „z uwagi na rzeczy, które on [Aleksander Kwaśniewski – przyp. aut.] zrobił, nie słuchając słów Papieża”208. Prezydent Kwaś‑ niewski po raz kolejny uczynił gest w rodzaju narodowej zgody, ale przeszkadzał cień prezydenckiej debaty z 1995 roku, który wciąż ciążył obu prezydentom (oczy‑ wiście również różnice ideologicznie i odmienne biografie, wydaje się jednak, że w tym przypadku uraza, którą Aleksander Kwaśniewski skrywał lepiej, a Lech Wa‑ łęsa – wcale, miała charakter bardziej osobisty). Wałęsa z Kwaśniewskim do jed‑ nego samolotu jednak wsiadł i jeszcze przed odlotem zapowiadał w telewizyjnych wywiadach, że jako katolik, z uwagi na naukę papieża, rękę Aleksandrowi Kwaś‑ niewskiemu poda (czego nie zrobił przez ostanie dziesięć lat), choć – jak zazna‑ czył w oświadczeniu dla PAP, cytowanym przez „Gazetę Wyborczą” – zrobi to „pod wielkim naciskiem i wielkimi prośbami”209: „Jadę do Rzymu jako pielgrzym na tę uroczystość. Nie utożsamiam się ze zniszczeniem polskiej szansy, ze zniszczeniem dziesięciu lat. Nie utożsamiam się z moralnym upadkiem promieniującym od góry,

206 Scenariusz dla silnej Polski, „Gazeta Wyborcza” nr 17, 21 stycznia 2005, s. 22. 207 Kwaśniewski z Wałęsą w Rzymie, „Gazeta Wyborcza” nr 81, 7 kwietnia 2005, s. 4. 208 W. Szacki, Pożegnanie z Papieżem, dodatek „Pożegnanie z Papieżem” do „Gazety Wyborczej” nr 1, 8 kwietnia 2005, s. 7. 209 Komu Wałęsa poda rękę?, dodatek „Pożegnanie z Papieżem” do „Gazety Wyborczej” nr 1, 8 kwiet‑ nia 2005, s. 12.

131 ze złym przykładem patriotyzmu i służenia Polsce. Nie utożsamiam się ze złym rozumieniem wykonywania obowiązków wobec Narodu. Nie utożsamiam się z nik‑ czemną grą pozorów. Nie utożsamiam się z tymi obok stojącymi. Dla przebaczenia trzeba żalu i naprawienia krzywd, a tego zabrakło”210. Aleksander Kwaśniewski, tej – trzeba przyznać – specyficznej odpowiedzi na jego apel o zgodę nie komentował i – jak napisała „Gazeta Wyborcza” – w Rzymie wydarzył się cud (taki tytuł nosił artykuł opisujący podanie sobie rąk przez obu prezydentów i zapowiedź dalszych kroków na drodze pojednania211). Znakiem pojednania było zaproszenie Aleksandra Kwaśniewskiego przez Lecha Wałęsę na obchody rocznicy Sierpnia 1980 roku – była to szczególna, 25. rocznica sierpniowych strajków – mimo sprzeciwu zarządu „Soli‑ darności” i jej przewodniczącego Janusza Śniadka212. Trzeba dodać, że na tę zgodę, na której wizerunkowo zyskał bardziej Aleksander Kwaśniewski, wpływ miała nie tylko śmierć Jana Pawła II, ale także bieżąca polityka. PiS, partia wówczas będąca u władzy oraz jej liderzy, bracia Lech i Jarosław Kaczyńscy, byli w równym stopniu niechętni wobec Lecha Wałęsy, jak i Aleksandra Kwaśniewskiego, których uznawali – wypowiadając się wielokrotnie na ten temat publicznie – za tajnych współpracow‑ ników SB, a także za tych, którzy sprzeniewierzyli się ideałom polskiego Sierpnia poprzez przyjęcie ustaleń Okrągłego Stołu. Ocieplenie stosunków między prezyden‑ tami było widocznym znakiem wspólnej niezgody na IV RP – projekt polityczny PiS. W czasie prezydentury 2000–2005 były także momenty kryzysowe. Były to wyda‑ rzenia i artykuły z „Gazety Wyborczej” z 2002 roku związane z tak zwaną aferą Lwa Rywina, wówczas prezesa rady nadzorczej Canal+, właściciela firmy producenckiej Heritage Films, który złożył Adamowi Michnikowi korupcyjną propozycję – zażą‑ dał 17, 5 miliona dolarów za korzystne zapisy w nowelizowanej ustawie o radiofo‑ nii i telewizji, które umożliwiłyby Agorze zakup Polsatu. Negatywnymi bohaterami opisywanych przez „Wyborczą” zdarzeń byli jednak politycy i wysoko postawieni urzędnicy SLD, za przyzwoleniem których Rywin miał rozmawiać z Michnikiem, nazywani „grupą trzymającą władzę”– przede wszystkim premier Leszek Miller (Rywin miał złożyć korupcyjną propozycję po nieformalnej rozmowie z Leszkiem Millerem, która miała się odbyć w jego domku na Mazurach). Ale także Aleksandra Jakubowska, ówczesna wiceminister kultury, zajmująca się nowelizacją ustawy o ra‑ diofonii i telewizji, która miała skreślić z ustawy słynne sformułowanie „lub czaso‑ pisma”, co zmieniało sens początkowego zapisu o koncentracji mediów, uniemożli‑ wiającego wydawcom dzienników, czyli także „Wyborczej”, zakup telewizji, pozwa‑ lając jednak na to wydawcom tygodników i czasopism niebędących dziennikami213, Robert Kwiatkowski, ówczesny prezes zarządu TVP SA i Włodzimierz Czarzasty związany ze stowarzyszeniem Ordynacka214.

210 Tamże. 211 Cud w Rzymie. Lech Wałęsa i Aleksander Kwaśniewski podali sobie ręce, „Gazeta Wyborcza” nr 82, 9 kwietnia 2005, s. 11. 212 M. Wąs, M. Sterlingow, Gest Lecha Wałęsy, „Gazeta Wyborcza” nr 84, 12 kwietnia 2005, s. 4. 213 Jak wynika z raportu komisji śledczej, początkowo w rządowej propozycji nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji zakaz wydania koncesji na ogólnopolską telewizję dotyczył: „wydawcy dziennika ogólnopolskiego lub czasopisma”. A. Jakubowska miała polecić skreślenie sformułowania „lub czasopis‑ ma”, co oznaczało, że o koncesję mogliby się ubiegać konkurenci Agory, wydawcy tygodników, miesięcz‑ ników i innych czasopism, które nie są codziennymi gazetami. 214 Stowarzyszenie założone przez dawnych działaczy ZSP. Nazwa pochodzi od nazwy ulicy w War‑ szawie, gdzie mieści się Rada Naczelna ZSP.

132 Jeszcze przed wybuchem tak zwanej afery Rywina, ale kiedy trwała już dyskusja nad nowelizowaną ustawą o radiofonii i telewizji (która między innymi zakłada‑ ła rozszerzenie kompetencji KRRiTV, wzmocnienie publicznej telewizji, wprowa‑ dzała ograniczenie dla nadawców radiowych i zakazywała ogólnopolskim gazetom kupna telewizji), Aleksander Kwaśniewski krytykował jej zapisy, co uwiarygodniało jego późniejsze wypowiedzi. Już następnego dnia po ukazaniu się w „Wyborczej” pierwszego artykułu otwierającego cykl tekstów na temat afery Rywina, autorstwa Pawła Smoleńskiego – Ustawa za łapówkę, czyli przychodzi Rywin do Michnika215, „Wyborcza” opublikowała rozmowę Agnieszki Kublik i Moniki Olejnik z prezyden‑ tem Aleksandrem Kwaśniewskim, w której domagał się bezzwłocznego działania prokuratury i powołania sejmowej komisji216. Komisja została powołana. Zeznania Adama Michnika bardziej zaszkodziły jednak jemu i „Gazecie Wyborczej” aniżeli Aleksandrowi Kwaśniewskiemu. Wynikało z nich, że jest z prezydentem RP w za‑ żyłych kontaktach, które przekraczają granicę dobrych stosunków służbowych. Jak zeznawał, z prezydentem RP rozmawiał tak często, że nie potrafił przywołać tre‑ ści i czasu tych rozmów. Stwierdził zatem, że nie pamięta rozmowy z Aleksandrem Kwaśniewskim na temat korupcyjnej propozycji Lwa Rywina217. Tymczasem prezy‑ dent w zeznaniach złożonych przed prokuratorem w Pałacu Prezydenckim w mar‑ cu 2002 roku przyznał, że informacje na ten temat uzyskał od Adama Michnika 30 lipca na spotkaniu z Juracie, gdzie przebywał na urlopie. To o tyle istotne, że główny zarzut, jaki padł pod adresem polityków SLD i innych osób, które wiedziały o ko‑ rupcyjnej propozycji Lwa Rywina, a także samej „Gazety Wyborczej”, dotyczył nie‑ zgłoszenia tego faktu do prokuratury. Niewielkie szkody wyrządziła wizerunkowi Aleksandra Kwaśniewskiego także informacja, że przed rozmową z Michnikiem, 28 lipca 2002 roku, w czasie tenisowe‑ go turnieju Sopot Prokom Open, gdzie obaj byli zaproszonymi gośćmi, otrzymał od Lwa Rywina notatkę. Jak tłumaczył prezydent, uznał, że było to kolejne zaproszenie na mecz i nie otworzył koperty, gdyż nie była zaadresowana218. W czasie medial‑ nej gorączki związanej z tak zwaną aferą Rywina Aleksander Kwaśniewski udzie‑ lił Jackowi Żakowskiemu obszernych wypowiedzi na temat „zblatowania towarzy‑ stwa”, czyli przekraczających granicę oficjalnych spotkań, niejasnych kontaktów towarzysko­‑biznesowo­‑politycznych warszawskich elit219. Było to skuteczną wize‑ runkową strategią, bo nawet jeśli prezydent był do tej pory jednym z uczestników tych spotkań, to w tym artykule przyznał, że szkodzą one publicznemu życiu w Pol‑ sce – tym samym znalazł się po stronie krytyków tych elit. I wreszcie tak zwana afera PKN Orlen. W lutym 2002 roku został zatrzymany przez Urząd Ochrony Państwa ówczesny prezes PKN Orlen SA Andrzej Modrze‑ jewski. O sprawie było głośno, ale wizerunkowe kłopoty dla prezydenta RP zaczęły

215 P. Smoleński, Ustawa za łapówkę, czyli przychodzi Rywin do Michnika, „Gazeta Wyborcza” nr 300, 27 grudnia 2002, s. 3. 216 A. Kublik i M. Olejnik, Wyjaśnić sprawę Rywina, „Gazeta Wyborcza” nr 303, 31 grudnia 2002 – 1 stycznia 2003, s. 1. 217 E. Milewicz, Spotkanie w Juracie, „Gazeta Wyborcza” nr 81, 5–6 kwietnia 2003, s. 4. 218 Sprawozdanie komisji śledczej do zbadania ujawnionych w mediach zarzutów dotyczących przy- padków korupcji podczas prac nad nowelizacją ustawy o radiofonii i telewizji, „Gazeta Wyborcza” nr 53, 3 marca 2004, s. 15. 219 J. Żakowski, Afera towarzystwa, „Polityka”, nr 5, 1 lutego 2003.

133 się dopiero w kwietniu 2004 roku, kiedy w czasie sejmowej debaty padły zarzuty, że premier Leszek Miller, prezydent Aleksander Kwaśniewski i jeden z najbogatszych Polaków, wpływowy biznesmen Jan Kulczyk, podczas nocnego spotkania 21 lutego 2002 roku, czyli tuż po zatrzymaniu Andrzeja Modrzejewskiego, ustalali skład rady nadzorczej spółki PKN Orlen (spółki z udziałem skarbu państwa). Informacje te potwierdził w „Gazecie Wyborczej” Wiesław Kaczmarek, minister skarbu państwa w rządzie Leszka Millera, który został wezwany w tej sprawie do prokuratury: „We‑ dług nieoficjalnych informacji Kaczmarek jeszcze przed nocnym spotkaniem pre‑ miera, prezydenta i Kulczyka dostał listę nazwisk do rady Orlenu z Kulczykiem jako przewodniczącym. Nie zgodził się na ten skład, bo uważał, że zbyt wielu kandyda‑ tów może głosować zgodnie z propozycjami Kulczyk Holding”220. Sprawą zajęła się prokuratura. 28 maja 2004 roku powołano także sejmową ko- misję śledczą do zbadania zarzutu nieprawidłowości w nadzorze Ministerstwa Skarbu Państwa nad przedstawicielami Skarbu Państwa w spółce PKN Orlen SA oraz zarzutu wykorzystania służb specjalnych (d. UOP) do nielegalnych nacisków na organa wy- miaru sprawiedliwości w celu uzyskania postanowień służących do wywierania presji na członków zarządu PKN Orlen SA221 – to oficjalna nazwa komisji, w skrócie w me‑ diach nazywanej: do spraw afery PKN Orlen lub Orlenu. Przewodniczącym komisji został poseł PSL Józef Gruszka, a zasiadali w niej (UP) – później objął funkcję przewodniczącego po pośle Gruszce – Bogdan Bujak (SLD), Andrzej Celiński (SdPL), (LPR), Andrzej Grzesik (Samoobrona), Anto‑ ni Macierewicz (RKN), Konstanty Miodowicz (PO), (PiS). Pojawiły się zarzuty o nielegalne powiązania z biznesem, polityczne naciski zwią‑ zane z obsadą stanowisk, wykorzystywanie służb specjalnych, patronowanie spot‑ kaniu Jana Kulczyka z rosyjskim agentem i dyplomatą Władimirem Ałganowem. Z zarzutami powiązano prowadzącą działalność charytatywną fundację prezyden‑ towej Jolanty Kwaśniewskiej „Porozumienie bez barier”, na którą pieniądze wpłacał między innymi także PKN Orlen (biznesmeni mieli przekazywać fundusze w za‑ mian za życzliwość prezydenta w załatwianiu stanowisk w spółkach skarbu pań‑ stwa). Jeszcze we wrześniu 2004 roku, na specjalnie zwołanej konferencji prasowej Jolanta Szymanek­‑Deresz odczytała oświadczenie prezydenta, w którym znalazło się stwierdzenie, że jest gotów stanąć przed komisją śledczą ds. Orlenu na jawnym posiedzeniu bez żadnych warunków wstępnych, w obecności mediów222. Zarówno Jolanta Kwaśniewska, jak i prezydent Aleksander Kwaśniewski w tej wizerunkowej walce o polityczny byt i społeczną opinię nie uniknęli okazywania nadmiernych emocji. Jolanta Kwaśniewska, w czasie specjalnie zwołanej konfe‑ rencji prasowej, na której musiała tłumaczyć się z opublikowanych przez dziennik „Życie”, w artykule Święta z przyjaciółmi Agenta, zdjęć (z Andrzejem Kuną i Alek‑ sandrem Żaglem, biznesmenami powiązanymi ze spotkaniem Ałganowa i Kulczy‑ ka, „Życie” sugerowało także bliską znajomość prezydentowej z Edwardem Mazu‑ rem, polsko­‑amerykańskim biznesmenem wymienianym w związku ze śledztwem

220 D. Wielowieyska, Noc z premierem i prezydentem, „Gazeta Wyborcza” nr 91, 17–18 kwietnia 2004, s. 1. 221 Dokumenty sejmowych komisji śledczych znajdują się na oficjalnej stronie internetowej Sejmu RP: http://www.sejm.gov.pl/. 222 W. Czuchnowski, Kwaśniewski: Wyjaśnię narodowi, jak było z Orlenem, „Gazeta Wyborcza” nr 211, 8 września 2004, s. 7.

134 w sprawie zabójstwa generała Marka Papały oraz lobbystą Markiem Dochnalem, oskarżanym o wręczanie łapówek politykom SLD223), powiedziała, że jej osobistym dramatem jest to, iż po dziewięciu latach działania fundacji musi się tłumaczyć z uczciwych intencji224. Jak zanotowała „Gazeta Wyborcza”: „Jolanta Kwaśniewska starała się nie okazywać zdenerwowania, ale była bardzo poruszona”225. Najbardziej krytycznym wizerunkowym momentem dla Aleksandra Kwaśniew‑ skiego w tamtym czasie była jego reakcja na publikację „Wprost” Aleksander K., w któ‑ rej autorzy powiązali go z międzynarodowymi aferami, gangsterami i podejrzanymi biznesmenami, zapowiadając jednocześnie upadek mitu prezydenta: „Wkrótce się okaże, czy z brązowionego na potęgę prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego nie zostanie tylko obywatel Aleksander K.”226. W odpowiedzi na tę publikację Aleksander Kwaśniewski, w emocjonalnej roz‑ mowie z Moniką Olejnik, wyemitowanej w Programie Pierwszym Telewizji Pol‑ skiej nazwał „Wprost” „mutacją UB”. „Wprost” opublikowało kolejny artykuł: Ko- niec świata Kwaśniewskiego (zapowiadany dużym zdjęciem na okładce), określa‑ jąc Kwaśniewskiego „preziem” i „wnukiem Gomułki”: „7 marca 2005 r. skończyła się III Rzeczpospolita. Trzecia Rzeczpospolita nie trwała nawet pięciu lat. Ostatnie dwunastolecie to panowanie lub współistnienie systemu Kwaśniewskiego. Ten sy‑ stem można nazwać olkizmem, bo ma on w sobie coś kumplowskiego, ferajnianego – elementy zblatowania towarzystwa mającego do siebie zaufanie. Dlatego Kwaś‑ niewskiego nazywa się preziem. Olkizm potrafi być uwodzicielski i sympatyczny – niczym podchmielony, wesoły kumpel. Potrafi też być nieprzyjemny i agresywny – jak to w ferajnie. Ten system obecny prezydent tworzył już przy «okrągłym stole», potem umacniał go po 1993 r., gdy postkomuniści przejęli władzę, a ugruntował za swojej prezydentury. [...]”227. 7 marca 2005 roku, na dzień przed przesłuchaniem, Aleksander Kwaśniewski odmówił stawienia się przed komisję śledczą. „Gazeta Wyborcza” opublikowała obszerne oświadczenie prezydenta w tej sprawie, także pełne emocji, które jednak z perspektywy czasu można uznać za ratujące wizerunek prezydenta:

[...] Wycofuję swoją wcześniejszą propozycję spotkania z komisją. Odmawiam spotka‑ nia w dniu jutrzejszym. Odmawiam, bowiem zlekceważono moją dobrą wolę. Odma‑ wiam, bowiem użyto argumentów i metod niegodnych. Odmawiam, bowiem mamy do czynienia z grą polityczną, w której nie mogę i nie mam prawa uczestniczyć. Chcę z całą mocą podkreślić – nie mam nic do ukrycia ani przed opinią publicz‑ ną, ani przed wymiarem sprawiedliwości. Jeżeli będzie takich informacji potrzebował, będzie je mógł ode mnie uzyskać. Ale odmawiam uczestniczenia w awanturze politycznej prowokowanej przez nie‑ których członków komisji śledczej ds. Orlenu. I chcę powiedzieć, że jako ten, który już naprawdę przeżył w Polsce demokratycznej wiele lat, nie pozwolę, żeby jej doro‑ bek był marnowany.

223 W. Sumliński, L. Misiak, Święta z przyjaciółmi Agenta, „Życie”, 17 grudnia 2004, s 1, 3–4. 224 W. Czuchnowski, Kwaśniewska bez barier, „Gazeta Wyborcza” nr 212, 9 września 2004, s. 4. 225 Tamże. 226 T. Butkiewicz, M. Dzierżanowski, Aleksander K., „Wprost” nr 10, 13 marca 2005, s. 18–22. 227 J. Piński, W. Sumliński, Koniec świata Kwaśniewskiego, „Wprost” nr 11, 20 marca 2005, s. 19.

135 Jeżeli był potrzebny człowiek, który w Polsce powie tej komisji: dość takich metod, i powie niektórym członkom tej komisji: nie ma zgody na wasze sposoby, to jestem tym człowiekiem228.

Trzeba pamiętać, że w tamtym czasie toczyła się już kampania wyborcza – naj‑ pierw parlamentarna, potem prezydencka i głos Kwaśniewskiego mógł zostać uzna‑ ny za wiarygodny, tym bardziej że z komisji wycofywali się kolejni posłowie, nie chcąc uczestniczyć – jak tłumaczyli – w jej politycznych rozgrywkach. Wreszcie za‑ brakło kworum i komisja nie mogła się spotykać. W tym samym artykule „Gazeta Wyborcza” opublikowała Historię polowania na prezydenta, przypominając działa‑ nia komisji, zwłaszcza Romana Giertycha, a także zamieściła opinie polityków o de‑ cyzji prezydenta, w większości krytyczne229. O ile jednak w tamtym czasie decyzja Aleksandra Kwaśniewskiego była oceniania krytycznie i zarzucano mu utratę wia‑ rygodności (także znany z umiarkowanych wypowiedzi Tadeusz Mazowiecki po‑ wiedział wówczas, że wolałby, „żeby prezydent wziął byka za rogi i stawił się przed komisją, nawet jeśli – co widać gołym okiem – urządza ona na niego polowanie”230.), o tyle nie sprawdziła się ocena Donalda Tuska: „dokonania prezydentury Aleksan‑ dra Kwaśniewskiego bledną wobec jej fatalnego finału. Dla wielu jest to niezły pre‑ zydent, w wielu sprawach obarczony garbem niewłaściwych kontaktów, znajomości. Polacy być może będą mniej pamiętali o wejściu do NATO i Unii Europejskiej, czyli o wspaniałych dokonaniach całego narodu, a bardziej o fatalnych uwikłaniach prezydenta”231. Raport komisji, przygotowany przez Romana Giertycha, został zapomniany, po‑ dobnie jak przyjęty przez Sejm raport Zbigniewa Ziobry podsumowujący ustale‑ nia komisji śledczej do spraw tak zwanej afery Rywina, w którym Ziobro zarzucił prezydentowi popełnienie przestępstwa, polegającego na ukryciu przed organami ścigania listu od Lwa Rywina, stanowiącego ważny dowód w sprawie (teoretycznie zatem posłowie, przyjmując ten raport, zgodzili się także z wnioskiem o pociągnię‑ cie prezydenta do odpowiedzialności konstytucyjnej). Po raz kolejny okazało się, że medialne burze – a te dwie były potężne – żyją w pamięci odbiorcy krótko. Pozostają ogólne zarysy spraw, powtarzane w mediach hasła i chwytliwe metafory – jak na przykład ta o zblatowaniu polityków – ale umykają szczegóły zdarzeń, zwłaszcza je‑ śli mają skomplikowany prawny aspekt. Sprawdza się także i to, że opinia społeczna w odbiorze polityki kieruje się przede wszystkim emocjami, nie racjonalnymi argu‑ mentami. Zwolennicy Aleksandra Kwaśniewskiego przyjęli zatem jego argumenty o politycznym polowaniu na prezydenta, przeciwnicy – nadal uważają, że jako poli‑ tyk uwikłany w podejrzane związki z jeszcze bardziej podejrzanymi biznesmenami, miał zbyt wiele do ukrycia i bał się przed komisją śledczą kłamać.

228 A. Kublik, W. Czuchnowski, Dlaczego odmawia, „Gazeta Wyborcza” nr 56, 8 marca 2005, s. 4. 229 Tamże. 230 Tamże. 231 P. Wroński, Prezydent stracił wiarygodność, „Gazeta Wyborcza” nr 57, 9 marca 2005, s. 19.

136 2.6. Wizerunkowa przemiana od „eleganckiego oportunisty”232 do „kawałka Zachodu”233

Aleksander Kwaśniewski potrafił zjednywać sobie sympatię mediów nie tylko tak ważnymi wystąpieniami jak wspomniane wcześniej przeprosiny za PRL czy milcze‑ nie o Katyniu, ale także spontanicznym zachowaniem i drobnymi gestami. Na po‑ ligonie w Drawsku, w czasie wizytowania manewrów NATO Strong Resolve 2002, wsiadł na quada (wówczas był to pojazd wojskowy i nie tak popularny jak dziś) i „uciekł” oficerom BOR­‑u, z czego skrzętnie skorzystali fotoreporterzy234. Lubił pokazywać się jako kibic wspierający polską drużynę piłki nożnej i olimpijczyków (zaangażował się nawet w kontrowersyjny projekt zorganizowania w Zakopanem zimowych igrzysk olimpijskich) oraz jako polityk czynne uprawiający sport (tenis) – zdjęcia i relacje z takich wydarzeń ocieplały wizerunek prezydenta. Najlepiej jednak widać wizerunkową przemianę i coraz lepsze dziennikarskie noty dla prezydenta w publicystycznych tekstach i ocenach opublikowanych przez „Wyborczą” w trakcie dziesięcioletniej prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego. W 1995 roku dość powszechne byłe opinie podkreślające bezideowość Aleksandra Kwaśniewskiego. Dobrym kontekstem są tu oceny ze wspomnianej wcześniej książ‑ ki A. Chróścickiej, gdyż w zderzeniu z nimi widać jeszcze wyraźniej wizerunkową przemianę roku 2005. Sama autorka książki nazwała Aleksandra Kwaśniewskiego „eleganckim oportunistą”235, zaś jej rozmówcy – bezideowcem, który pragmatyzm podniósł do rangi ideologii: Piotr Gadzinowski „On nie jest człowiekiem, który za poglądy pójdzie na stos”. Janusz Piechociński: „Pragmatyzm robienia polityki przez Kwaśniewskiego sprowadza się do tego, że w Brukseli mówi to, co chcą usłyszeć w Brukseli, a w PGR­‑ze w Olsztyńskiem mówi to, co chcą usłyszeć w PGR­‑ze w Ol‑ sztyńskiem”. Jan Maria Rokita: „Jest w stanie wchłonąć dowolny zbiór poglądów, byle był w miarę przychylny do świata zewnętrznego. Unika sytuacji konfliktują‑ cych. [...] Nie jest ani liberałem, ani konserwatystą, ani komunistą, ani nikim ta‑ kim. Ma pogląd głównie na dwie sprawy. Po pierwsze, że Aleksander Kwaśniewski powinien odnosić na tym świecie sukcesy. Po drugie, aby to wszystko było możliwe, powinien unikać wyrażania zdecydowanych opinii, zwłaszcza idących pod prąd”236. Ten sam wizerunek można znaleźć w tekście Andrzeja Szczypiorskiego Sto dni bez Waterloo, a jednak klęska..., który w 1995 roku podsumował 100 dni prezydentu‑ ry Aleksandra Kwaśniewskiego:

Może gdzieś na tej miedzy granicznej, która oddziela starzejącego się Michnika od młodzieżowych działaczy naszej menedżerskiej lewicy, w rodzaju Kwaśniewskiego czy Szmajdzińskiego, zgubił się odwieczny etos, który nakazywał ludziom traktować

232 Określenie Agaty Chróścickiej. Por.: A. Chróścicka, Grzeczny, zręczny, ambitny, „Gazeta Wybor‑ cza” nr 228, 30 września–1 października 1995, s. 14. 233 Określenie R. Walenciaka. Por.: J.A. Majcherek, R. Walenciak, Jak rządził Kwaśniewski, „Gazeta Wyborca” nr 297, 22 grudnia 2005, s. 16. 234 Niesforny prezydent, „Gazeta Wyborcza Szczecin” nr 59, 11 marca 2002, s. 3. 235 A. Chróścicka, Grzeczny, zręczny, ambitny..., 14. 236 Opinie cytowane za: A. Chróścicka, op. cit., s. 142–144.

137 politykę jak misję, służbę, ofiarę, zadanie do wykonania na rzecz innych ludzi, w in‑ teresie innych ludzi. Kwaśniewski pokazał w ciągu swoich Stu Dni prezydentury, że nie ma w nim na‑ wet okruszyny tamtego etosu. [...] ludzie formacji umysłowej Kwaśniewskiego byli i są tylko za jednym – żeby zachować władzę i sprawować ją jak najdłużej. A ponieważ w demokracji władzę sprawuje się z mandatu wyborców, więc należy tak postępować, by nikogo nie zrazić, za żadną cenę nie uszczuplić potencjalnego elektoratu. [...] O żadnej wizji Polski nie ma tu mowy, bo co w praktyce politycznej oznaczać może hasło, żeby wybierać przyszłość i żeby Polska była wspólna, tego nawet sam pre‑ zydent Kwaśniewski nie wie i wiedzieć nie może, ponieważ trudno o słowa bardziej puste i nijakie237. Z upływem pierwszej kadencji Aleksandra Kwaśniewskiego coraz częściej w pre‑ zentowanych w „Wyborczej” opiniach pojawia się problem niejednoznaczności ocen jego postaci i szukanie źródeł jego popularności. Najlepiej ze wszystkich analiz pokazuje problem z wizerunkową niespójnością obszerny tekst Romana Graczy‑ ka, Swój chłop w pałacu, opublikowany tuż przed wyborami 2000 roku. Graczyk zauważył trafnie, że „Nie ma w Polsce drugiego polityka o tak skrajnie niespój‑ nych ocenach jak Aleksander Kwaśniewski: lud go kocha, lecz spora część elit mówi o nim z niesmakiem”238 i jednocześnie, że zasadniczy problem w jego ocenie „polega na tym, że on był naprawdę częścią starego systemu, ale przy Okrągłym Stole był naprawdę zwolennikiem daleko idącej demokratyzacji. A za kilka miesięcy – jako jeden z pierwszych w PZPR – pełnej demokracji politycznej”. Pokazał Aleksandra Kwaśniewskiego jako mistrza retoryki, który tak udzielał wypowiedzi, aby uniknąć jednoznacznych ocen, a jednocześnie prezydenta wypowiadającego słowa ważkie i podejmującego trudne decyzje. Roman Graczyk zauważa także, że Aleksander Kwaśniewski jest sprawnym politykiem, który potrafi wykorzystać okazję do punk‑ towania przeciwników, orędownikiem szybkiej integracji Polski ze światem zachod‑ nim, a przy tym człowiekiem nienapastliwym, ale o chwiejnym charakterze: „nie zdobył się na postawienie kropki nad «i» w swoim «przepraszam» ani w sprawie dy‑ plomu. Nie miałoby to takiego znaczenia, gdyby nie to, że ten styl niejednoznaczno‑ ści i małych krętactw od czasu do czasu powracał przez ostatnie pięć lat. A to meble szwagra, a to kontuzja goleni w Charkowie...”. I podsumowuje: „No więc – jaki to człowiek z tego Kwaśniewskiego? Nie pozbawiony słabości, a zarazem po prostu sympatyczny, nie wynoszący się nad innych. O takich mawia się, że «dają się lubić». Może również dlatego tak duża liczba Polaków ma do niego sympatię?”239. W 2003 roku pojawiły się teksty podsumowujące dwie kadencje prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego. Cykl rozpoczął tekst działacza opozycji, Krzysztofa Króla240, zatytułowany Kwaśniewski, mój kłopot: W pierwszym akapicie Król stwier‑ dza: „Zwycięstwo Kwaśniewskiego w wyborach prezydenckich w listopadzie 1995 r.

237 A. Szczypiorski, Sto dni bez Waterloo, a jednak klęska..., „Gazeta Wyborcza” nr 88, 13–14 kwietnia 1996, s. 6. 238 R. Graczyk, Swój chłop w pałacu, „Gazeta Wyborcza” nr 176, 29­–30 lipca 2000, s. 8. 239 Cytaty z: R. Graczyk, Swój chłop w pałacu..., s. 8. 240 K. Król, działacz opozycji od 1978 roku, najpierw w środowisku KOR, od 1981 roku w KPN. W 1984 roku aresztowany (był jednym z liderów Konfederacji Polski Niepodległej, w więzieniu przeby‑ wał 18 miesięcy), w latach 1991–97 poseł i szef Klubu Parlamentarnego KPN, w 2003 roku dziennikarz pisma „Życie i Intermedia” i tygodnika „Wprost”.

138 uważałem za nieszczęście dla Polski. Minęło osiem lat. Świat się zmienił, zmienili się ludzie, Aleksander Kwaśniewski jest zupełnie kimś innym. Kimś, z kim polska klasa polityczna ma problem”241. Końcowa ocena wystawiona prezydentowi przez Króla jest wysoka: „[...] Dla Kwaśniewskiego państwo jest dobrem wspólnotowym, ogólnonarodowym. Dlatego drażnią go klasowe postulaty partii chłopskich i próby realizowania wyłącznie interesów wielkiego kapitału. Myśl polityczna prezydenta zdaje się nawiązywać do inteligenckich tradycji misji publicznej”242. W podobnym tonie wypowiedział się Witold Gadomski (Pochwała oportunizmu):

To nie była wielka prezydentura, ale dobra dla Polski. Aleksander Kwaśniewski swój sukces zawdzięcza głównej cesze swojego charakteru – oportunizmowi. Każdy poli‑ tyk, który nie jest wielkiego formatu i nie umie sam kształtować historii, musi płynąć z jej prądem, jedynie lekko sterując, by uniknąć raf i kolizji. Kwaśniewski umiejętność tę opanował do perfekcji i dzięki temu uchronił swą prezydenturę i Polskę od nisz‑ czących konfliktów. Być może, gdyby przyszło mu rządzić w innych czasach, gdyby w ostatniej dekadzie Polska stanęła przed groźniejszymi wyzwaniami, jego oportu‑ nizm dyskwalifikowałby go, a być może inna sytuacja wyzwoliłaby inne zalety. Na szczęście dziesięciolecie przebiegło bez nadmiernych wstrząsów i prezydent Kwaś‑ niewski był właściwym człowiekiem na właściwym miejscu243. Zupełnie inną ocenę wystawia Aleksandrowi Kwaśniewskiemu Tomasz Wołek, były redaktor naczelny „Życia”. W tekście Pycha i upadek SLD przypomniał o bez‑ ideowości prezydenta i jego formacji244. „Wyborcza” zacytowała także wypowiedzi biskupów dla Katolickiej Agencji Informacyjnej, którzy ocenili Kwaśniewskiego jako polityka, który odniósł sukces na arenie międzynarodowej i „Polacy nie musieli się go wstydzić” (bp Stanisław Wielgus), ale też nie był prezydentem wszystkich Po‑ laków, choć jego stosunki z Kościołem katolickim ułożyły się poprawnie (abp Tade‑ usz Gocłowski). Dostrzegli otwartość Kwaśniewskiego, ale także jego „lewicowe in‑ klinacje” (bp Tadeusz Pieronek i bp Kazimierz Nycz)245. W opublikowanym przez „Gazetę Wyborczą” dwugłosie Janusz A. Majcherek nazwał prezydenturę Kwaś‑ niewskiego czasem „bez wizji i przełomu”: „na dziesięciolecie sprawowania przez Kwaśniewskiego funkcji głowy państwa przypadają historyczne dokonania, włącz‑ nie z uzyskaniem członkostwa w NATO i Unii Europejskiej. On sam ma osobiste osiągnięcia dużej miary z udaną mediacją na Ukrainie na czele. Mimo tych sukce‑ sów jego prezydentura nie kojarzy się z żadnym historycznym przełomem i chyba nikomu nie przyjdzie do głowy, by ją za przełomową uznać”246. Robert Walenciak zaś stwierdza, że Kwaśniewski „realizował model prezydentury powściągliwej, z ka‑ nonu demokratyczno­‑liberalnego, poszukującej konsensusu. Zasadniczo różny od modelu paternalistycznego, który mieliśmy za Wałęsy i do którego, zdaje się, przy‑ mierza się Lech Kaczyński. I to jest największa strata, jaką ponosimy wraz z odej‑ ściem Kwaśniewskiego. Wraz z nim odchodzi z polskiej polityki (a raczej – przecho‑

241 K. Król, Kwaśniewski, mój kłopot, „Gazeta Wyborcza” nr 284, 6–7 grudnia 2003, s. 11. 242 Tamże. 243 W. Gadomski, Pochwała oportunizmu, „Gazeta Wyborcza” nr 298, 23 grudnia 2005, s. 20. 244 T. Wołek, Pycha i upadek SLD, „Gazeta Wyborcza” nr 207, 6 września 2005, s. 19. 245 Biskupi o Kwaśniewskim, „Gazeta Wyborcza” nr 296, 21 grudnia 2005, s. 7. 246 J.A. Majcherek, R. Walenciak, Jak rządził Kwaśniewski?, „Gazeta Wyborcza” nr 297, 22 grudnia 2005, s. 16.

139 dzi na plan dalszy) pewien model prowadzenia spraw publicznych, widzenia świata, postrzegania innych ludzi. Kawałek Zachodu247”. I wreszcie podsumowujący debatę o prezydenturze Aleksandra Kwaśniewskiego komentarz Heleny Łuczywo, napisany z użyciem liczby mnogiej, a zatem w imie‑ niu redakcji „Gazety Wyborczej” i zamieszczony w tym samym numerze gazety, w którym znalazł się tekst przypominający najważniejsze wydarzenia prezyden‑ tury Kwaśniewskiego. Zdanie podsumowujące w tym komentarzu najlepiej od‑ zwierciedla stosunek „Gazety Wyborczej” do Aleksandra Kwaśniewskiego: „Wiele razy nas irytował, ale w zasadniczych sprawach nie zawiódł. Za tę prezydenturę – dziękujemy”248. Dziennikarze na zakończenie prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego sporo także pisali o „aksamitnym przekazaniu władzy” nowemu prezydentowi – Lechowi Kaczyńskiemu. „Gazeta Wyborcza” napisała o specjalnie wydanej przez urzędują‑ cą parę prezydencką dla przyszłej pary prezydenckiej kolacji, na której omawiano sprawę przejęcia Pałacu Prezydenckiego249. Aleksander Kwaśniewski zapowiedział także, że weźmie udział w ceremonii zaprzysiężenia nowego prezydenta. W wielu wypowiedziach oferował swoją pomoc w doradczej roli byłego prezydenta (a także pomoc prezydenta Lecha Wałęsy), podkreślając, że choć poprzednim razem nie do końca się to udało, byłby to dobry zwyczaj przeniesiony z USA (w 1995 roku takie przekazanie władzy nie nastąpiło, a Lech Wałęsa nie pojawił się na ceremonii za‑ przysiężenia nowego prezydenta. Aleksander Kwaśniewski zadbał o formę przeka‑ zania prezydentury, choć w czasie kampanii wyborczej Lecha Kaczyńskiego głów‑ nym przekazem było promowanie idei IV Rzeczypospolitej, która podważała nie‑ mal wszystkie jego osiągnięcia. Aleksander Kwaśniewski oddzielił jednak krytyczne wypowiedzi polityków PiS od samego Lecha Kaczyńskiego i o nowym prezydencie wypowiadał się kurtuazyjnie: „Zaczynałem kadencję jako postkomunista, tak mnie nazywano w prasie zagranicznej. Dziś dostaję nagrodę «European Voice» jako mąż stanu Europy za zasługi dla Ukrainy, za wprowadzenie Polski do UE [...] co robić, jak się zaczyna z opinią eurofoba, rusofoba, germanofoba, homofoba?” Udzielił także wsparcia rządowi premiera Marcinkiewicza w sprawie planowa‑ nego wówczas unijnego budżetu i wspólnie z nim zaapelował do wszystkich partii politycznych o współpracę: „Siła polskich negocjatorów będzie zdecydowanie więk‑ sza, jeśli zdołamy wznieść się ponad podziały”250. To pozwoliło mu na koniec ugrun‑ tować wizerunek prezydenta potrafiącego w sprawach najważniejszych – między innymi takich jak pieniądze dla Polski płynące z UE – współpracować ze wszystkimi siłami politycznymi w Polsce, nawet tak mu odległymi, jak politycy wywodzący się z Prawa i Sprawiedliwości. Zachowanie Aleksandra Kwaśniewskiego na koniec prezydentury, mimo wyraź‑ nie prowadzonej w opozycji do niego i wizji jego prezydentury, a także Polski, kam‑ panii prezydenckiej Lecha Kaczyńskiego, pozwoliło mu uniknąć bezpośredniego zaangażowania w bieżącą politykę. Opinia publiczna otrzymała informację, że jest ponad tego rodzaju spory, bo Polska za czasów jego prezydentury stała się krajem

247 Tamże. 248 H. Łuczywo, Pożegnanie z prezydentem, „Gazeta Wyborcza” nr 297, 22 grudnia 2005, s. 2. 249 Państwo Kaczyńscy podejmowani przez państwa Kwaśniewskich, „Gazeta Wyborcza” nr 292, 16 grudnia 2005, s. 4. 250 Kwaśniewski i Marcinkiewicz razem, „Gazeta Wyborcza” nr 285, 8 grudnia 2005, s. 25.

140 stabilnym i nic nie zagraża demokracji. To przykład, że Aleksander Kwaśniewski, zwłaszcza od czasu startu w wyborach prezydenckich 1995 roku, wykorzystywał na‑ rzędzia PR w sposób bardzo świadomy, rozumiejąc i znając mechanizmy funkcjo‑ nowania mediów masowych, a także dość dobrze rozpoznając oczekiwania opinii publicznej. W przeciwieństwie do Lecha Wałęsy i kandydującego w wyborach pre‑ zydenckich 2005 roku Włodzimierza Cimoszewicza, którzy – nie zważając na moż‑ liwy negatywny odbiór społeczny swoich zachowań i wypowiedzi – dawali się po‑ nieść emocjom. Wałęsa, urażony zachowaniem Kwaśniewskiego nie zostawił dobre‑ go wrażenia, nie uczestnicząc w ceremonii przekazania prezydentury. Włodzimierz Cimoszewicz, zniechęcony politycznymi grami wokół wyborów, wycofał się z kan‑ dydowania251. Takie zachowania można tłumaczyć w kategorii zwykłej ludzkiej re‑ akcji jako naturalne, zrozumiałe i wybaczalne. W kategorii budowania wizerunku przynoszą negatywne skutki. Aleksander Kwaśniewski, świadomy wizerunkowych konsekwencji, mimo iż polityczne hasła PiS i nowego prezydenta wywodzącego się z tej formacji politycznej były dla niego najbardziej odległe ze wszystkich dotych‑ czasowych, na bezpośrednią krytykę sobie nie pozwolił, póki polityka rozliczania z PRL nie dotykała bezpośrednio jego osoby. Dzięki temu w 2006 roku, po prawie rocznym okresie milczenia, mógł powrócić na polską scenę polityczną z kapitałem wizerunku, który udało mu się zbudować w ciągu dziesięciu lat prezydentury. Umocnieniem wizerunku Aleksandra Kwaśniewskiego w ostatnim miesiącu jego prezydentury jako autorytetu w sprawach międzynarodowych, były dwa wyróżnie‑ nia: nagroda Męża Stanu 2005 przyznawana przez tygodnik „European Voice” oraz Order za Zasługi, jakim odznaczył go Wiktor Juszczenko, prezydent Ukrainy – oba otrzymał w uznaniu swojej roli w czasie „pomarańczowej rewolucji”, która zapo‑ czątkowała demokratyczne zmiany na Ukrainie. Nie sprawdziły się jednak dziennikarskie spekulacje dotyczące przyszłości Alek‑ sandra Kwaśniewskiego na wysokich stanowiskach w UE czy NATO, sam Alek‑ sander Kwaśniewski zapowiedział, że zamierza zrobić porządek w dokumentach, podsumować dziesięć lat kadencji i skorzystać z zaproszeń na wykłady. „Gazeta Wyborcza” poinformowała, że kalendarza spotkań byłego prezydenta będą pilno‑ wali profesjonaliści z nowojorskiej Harry Walker Agency i że na liście agencji, na której znajdują się takie postaci jak Bill Clinton, były prezydent USA; Bono, woka‑ lista rockowej grupy U2; Henry Kissinger, sekretarz stanu w administracji Richar‑ da Nixona, a później Geralda Forda, Aleksander Kwaśniewski będzie dopiero dru‑ gim Polakiem, obok profesora Zbigniewa Brzezińskiego, doradcy prezydenta USA Jimmy’ego Cartera (Lech Wałęsa wybrał angielską firmę Celebrity Speakers). W tym samym artykule Aleksander Kwaśniewski stwierdził, że zaproszenia na wykłady za‑ częły płynąć do niego „szerokim strumieniem” i wyjechał, by je prowadzić między innymi w USA, Izraelu i na Ukrainie252. Przedtem jeszcze uroczyście zainaugurował działalność fundacji Amicus Europae (Przyjaciel Europy). Fundacja zorganizowa‑ ła w Warszawie, w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego w Polsce, konferencję

251 Anna Jarucka, asystentka Cimoszewicza, który był wówczas szefem MSZ, przekazała komisji śledczej ds. PKN Orlen kserokopię rzekomego upoważnienia Cimoszewicza z 2002 roku do zamiany oświadczenia majątkowego. Miało być to dowodem, że złożył niezgodne z prawdą oświadczenie, zatajając posiadane akcje Orlenu. Już po kampanii prokuratura stwierdziła, że Cimoszewicz zrobił to nieumyślnie i umorzyła śledztwo, uznała natomiast za fałszywe zarówno upoważnienia, jak i zeznania Jaruckiej. 252 K. Włodkowska, Z pałacu do pracy, „Gazeta Wyborcza” nr 292, 16 grudnia 2005, s. 2.

141 Transformacja w krajach Europy Środkowo­‍Wschodniej i w czasie wystąpienia inau‑ guracyjnego Aleksander Kwaśniewski przypomniał swoje słowa z 2001, kiedy na‑ zwał stan wojenny złem253. „Gazeta Wyborcza” poinformowała także – cytując „Rzeczpospolitą” – że Alek‑ sander Kwaśniewski będzie świadkiem w procesie beatyfikacyjnym Jana Pawła II i przypomniała, że prezydent Kwaśniewski „spotkał się z papieżem kilkanaście razy i był jedynym politykiem, który przemawiał na placu św. Piotra w maju 2003 r., tuż przed decyzją o przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej”254. To były mocne akcenty podsumowujące pozytywny wizerunek Aleksandra Kwaśniewskiego na koniec jego prezydentury. Do słabych można zaliczyć głośno komentowane przez media ułaskawienie Zbigniewa Sobotki, skazanego na trzy i pół roku więzienia za udział w tak zwanej aferze starachowickiej (jak poinfor‑ mowała „Wyborcza” prezydent zastosował prawo łaski polegające na złagodzeniu orzeczonej kary pozbawienia wolności do jednego roku z jednoczesnym warunko‑ wym zawieszeniem jej wykonania na okres dwóch lat; utrzymany natomiast został zakaz zajmowania stanowisk w administracji publicznej związanych z dostępem do tajemnicy państwowej i służbowej na okres pięciu lat255) oraz Ryszarda Kalisza, by‑ łego szefa swojej kancelarii, który został skazany na osiem tysięcy złotych grzywny za znieważenie białostockiego radnego podczas prezydenckiej kampanii wyborczej w 2005 roku. Warto przypomnieć, że Aleksander Kwaśniewski pod koniec prezy‑ dentury ułaskawił jeszcze Sławomira Sikorę, skazanego w 1997 roku na dwadzieścia pięć lat więzienia za zabójstwo dwóch gangsterów. Sikora stał się pierwowzorem jednego z bohaterów filmu Krzysztofa Krauzego Dług, który wygrał na Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni „Złote Lwy”. Jak napisała „Gazeta Wyborcza”, po‑ wołując się na Dariusza Szymczychę, prezydenckiego ministra, na decyzję o ułaska‑ wieniu wpłynął fakt, że Sikora odbył sporą część wyroku, a prezydent dwukrotnie zapoznał się z aktami jego sprawy, oraz akcja solidarności prowadzona wiosną 2005 roku przez środowiska intelektualne i internautów256. W orędziu kończącym prezydenturę, które w całości przedrukowała „Gazeta Wyborcza” Aleksander Kwaśniewski wyeksponował te cele i osiągnięcia, które po‑ zwoliły mu zbudować pozytywny wizerunek. Podkreślał słowo „my” i „dziękuję”, zaznaczając, że sukces jego prezydentury to sukces Polski, ale też, że sam nic by nie zdziałał. Podsumował wreszcie, że jest prezydentem „szczęśliwym i spełnionym” – to główny bon mot z jego orędzia z 2005 roku, który często był przywoływany przez dziennikarzy257.

253 Kwaśniewski: nie manipulować historią, „Gazeta Wyborcza” nr 290, 14 grudnia 2005, s. 4. 254 Prezydent świadkiem Jana Pawła II, „Gazeta Wyborcza” nr 286, 9 grudnia 2005, s. 9. 255 Sobotka nie idzie siedzieć, „Gazeta Wyborcza” nr 293, 17–18 grudnia 2005, s. 3. 256 Łaska dla Sikory, „Gazeta Wyborcza” nr 283, 6 grudnia 2005, s. 7. 257 Por.: Aleksander Kwaśniewski: Dziękuję za polskie sukcesy, „Gazeta Wyborcza” nr 298, 23 grudnia 2005, s. 22.

142 2.7. Książę lewicy czy „wirus III RP”258 (2006–2007)

Aleksander Kwaśniewski dość szybko wrócił na polityczną scenę. Z jednej strony była to jego własna inicjatywa – już w grudniu 2006 roku na pierwszym spotkaniu fundacji Amicus Europae, która stawiała sobie za cel promowanie integracji euro‑ pejskiej, wezwał UE do rozmów z Mińskiem, stwierdzając, że dotychczasowa poli‑ tyka Unii wobec Białorusi nie przynosi żadnych rezultatów259. W sierpniu 2006 roku zaangażował się wraz z prezydentem Lechem Wałęsą w dość egzotycznie brzmiące przedsięwzięcie budowania demokracji na Kubie na wzór polskiego Okrągłego Sto‑ łu. Obaj byli prezydenci napisali wspólnie list otwarty w obronie kubańskiej opo‑ zycji, który opublikowała „Wyborcza”260. We wrześniu natomiast tego samego roku zabrał publicznie głos w obronie Jacka Kuronia, oskarżonego przez „Życie Warsza‑ wy”, że jako jeden z przywódców opozycji w PRL rozmawiał z SB (Liga Polskich Rodzin zażądała odebrania mu Orderu Orła Białego, a Roman Giertych porównał do targowiczan)261. Aleksander Kwaśniewski przemawiał na cmentarzu przy grobie Kuronia obok Tadeusza Mazowieckiego, Adama Michnika i Zbigniewa Bujaka. Z drugiej strony – był bohaterem mediów z inicjatywy polityków Prawa i Spra‑ wiedliwości. W 2006 roku, w czasie, kiedy został ministrem spra‑ wiedliwości, Lubelska Prokuratura Okręgowa sprawdzała, czy Aleksander Kwaś‑ niewski podczas kampanii prezydenckiej w 1995 r. poświadczył nieprawdę, nie umieszczając w oświadczeniu majątkowym akcji Polisy, należących do jego żony i informując, że ma wyższe wykształcenie. Wydział przestępczości zorganizowanej Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie prowadził śledztwo, czy Kwaśniewski, kierując w 1990 roku Komitetem ds. Młodzieży, dopuścił się nadużyć finansowych (wcześniej prokuratura raz umorzyła sprawę i dwa razy odmówiła wszczęcia postępowania)262. To ostatnie śledztwo ogłosił Zbigniew Ziobro na specjalnie w tym celu zwołanej konferencji prasowej, co „Gazeta Wyborcza” skomentowała jako publiczne wydanie wyroku przed sądowym orzeczeniem263. W październiku 2006 roku Aleksander Kwaśniewski zadeklarował swoje popar‑ cie w wyborach samorządowych dla nowego sojuszu wyborczego – Lewica i Demo‑ kraci, który powstał z połączenia Sojuszu Lewicy Demokratycznej, Unii Pracy, Par‑ tii Demokratycznej – demokraci.pl i Socjaldemokracji Polskiej. Dopiero ta deklara‑ cja została uznana za pierwsze publiczne wystąpienie Kwaśniewskiego jako byłego prezydenta w sprawach bieżącej polskiej polityki. Były prezydent swoją polityczną rolę widział w charakterze doradcy, choć był twarzą LiD w kampanii. Nie angażo‑ wał się w bieżącą politykę i unikał politycznych ocen, poprzestając na ogólnych ko‑

258 Tytuł artykułu we „Wprost”. Por.: P. Krysiak, Wirus III RP, „Wprost” nr 42, 21 października 2007, s. 22. 259 J. Pawlicki, Kwaśniewski: Nie izolować Białorusi, „Gazeta Wyborcza” nr 283, 5 grudnia 2006, świat, s. 9. 260 M. Stasiński, Kwaśniewski i Wałęsa piszą list w obronie kubańskiej opozycji, „Gazeta Wyborcza” nr 65, 17–18 marca 2007, s. 6. 261 Tysiące w obronie Jacka Kuronia, „Gazeta Wyborcza” nr 206, 4 września 2006, s. 1. 262 J. Brzuskiewicz, Trzy śledztwa w sprawie byłego prezydenta, „Gazeta Wyborcza Lublin” nr 152, 1–2 lipca 2006, s. 1. 263 W. Czuchnowski, Aleksander Kwaśniewski osądzony, „Gazeta Wyborcza” nr 70, 23 marca 2006, s. 2.

143 mentarzach dotyczących prowadzonych wobec niego postępowań: „Odczuwam to jako rodzaj akcji politycznej. Cóż, jakie czasy, takie metody”264. Otwarcie zabrał głos w sprawie sytuacji politycznej w Polsce w styczniu 2007, kiedy udzielił obszernych wywiadów tygodnikom „Przekrój” i „Polityka”. Oba wy‑ wiady zapowiadane były jako wydarzenie po długim czasie milczenia i promowane jako pierwsze w polskich mediach. Na okładce „Przekroju” z 2 stycznia 2007 roku (z dużym zdjęciem Aleksandra Kwaśniewskiego i tytułem: Kwaśniewski: Powrót) czytamy, że „w pierwszym od roku wywiadzie dla polskiej prasy były prezydent ocenia sytuację polityczną kraju”. „Polityka” z 6 stycznia 2007 roku przedstawia na okładce niewielką fotkę byłego prezydenta w górnym rogu i tytuł: „Pierwszy wy‑ wiad z byłym prezydentem. Aleksander Kwaśniewski o braciach Kaczyńskich, no‑ wej partii, kontach za granicą i czy chce być premierem”. Aleksander Kwaśniewski najwyraźniej z żadnym z tygodników nie umówił się na rozmowę na wyłączność, skoro w jednym tygodniu ukazały się dwa „pierwsze” wywiady, ale oba tygodniki, uznając rangę tekstów, starały się wypromować je jako medialne wydarzenie. W obu też rozmowa generalnie dotyczy dwóch tematów: sceny politycznej w kraju po wy‑ borach 2005 roku i roli, jaką na tej scenie może odegrać Aleksander Kwaśniewski oraz miejsca Polski w świecie. Ta druga rola to wciąż rola prezydenta – przywód‑ cy, który wprowadził nasz kraj do NATO i Unii Europejskiej i jest uznawanym autorytetem w sprawach polityki wschodniej. Pytany, o czym opowiada zagranicz‑ nym studentom, odpowiedział: „głównie o tym, z czym kojarzy się moja osoba, czyli transformacją Europy Środkowej i Wschodniej od 1989 roku do dzisiaj, o sytuacji na Ukrainie, Rosji, rozszerzeniu Unii Europejskiej”. Zasugerował także, jakim był prezydentem: „George Bush chciał być miły i na pożegnanie w październiku 2005 roku powiedział mi: «Co za idiota pisał waszą konstytucję, że nie możesz jeszcze raz kandydować?». Wtedy mu powiedziałem: «Nie mów idiota, bo to ja ją pisałem». I słusznie. Dziesięć lat to maksymalny wysiłek w tej roli”265. Oba wywiady skomentował Jarosław Kurski, widząc w powrocie Aleksandra Kwaśniewskiego możliwość zbudowania na polskiej scenie trzeciej siły, równoważą‑ cej podział, jakiego dokonały Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość266. W tym okresie lewica na polskiej scenie była zdziesiątkowana i jedyną nadzie‑ ją na jej scalenie i wyborczy wynik, przekraczający obowiązujący próg 5 proc., aby wejść do Sejmu, wydawało się polepszenie notowań LiD, gdzie główną siłą był jed‑ nak SLD. Wizerunkowy kapitał Aleksandra Kwaśniewskiego dawał szansę ugru‑ powaniu z kilkoma liderami o mało wyrazistym wizerunku. Wiarygodności temu wyborczemu sojuszowi nadawała natomiast Partia Demokratyczna (powstała przed wyborami parlamentarnymi w 2005 roku z przekształcenia Unii Wolności), w sze‑ regach której byli dawni opozycjoniści i ludzie kojarzący się z legendą „Solidarno‑ ści” – między innymi Tadeusz Mazowiecki, Władysław Frasyniuk, Bogdan Lis267.

264 Kwaśniewski popiera centrolewicę, „Gazeta Wyborcza” nr 235, 7–8 października 2006, s. 6. 265 Wypowiedzi za: „Przekrój”, nr 1, 2 stycznia 2007. 266 Por.: Jarosław Kurski, Aleksander Kwaśniewski dla „Polityki” i „Przekroju”, „Gazeta Wyborcza” nr 3, 4 stycznia 2007, s. 16. 267 W 2005 roku PD nie przekroczyła progu wyborczego i znalazła się poza parlamentem, choć pod deklaracją ideową podpisało się prawie dwustu ludzi nauki i kultury, a także środowiska wspierające dotychczas Unię Wolności, między innymi takie postaci jak Magdalena Abakanowicz, Zbigniew Bujak, Bronisław Geremek, Janusz Onyszkiewicz, Jan Kułakowski, Izabella Cywińska, Marek Edelman, Piotr

144 Miał znaczenie także wizerunkowy lifting Sojuszu Lewicy Demokratycznej, jaki przeprowadził nowy przewodniczący SLD Wojciech Olejniczak – dobrze prezentu‑ jący się w mediach, uważany w SLD za młode pokolenie zdolnych, nieobciążonych przeszłością PZPR, z opinią jednego z najlepszych ministrów rolnictwa w Polsce po 1989 roku (był także pełnomocnikiem rządu ds. dostosowania rolnictwa do wymo‑ gów UE). Wizerunkowy lifting polegał na wymianie przewodniczącego po fiasku rządów SLD w latach 2001–2005, kojarzonych na koniec z korupcją, politycznymi aferami, nadużywaniem władzy i nieudolnością oraz na usunięciu w cień takich postaci jak Leszek Miller czy Józef Oleksy. W 2005 roku zaproponowano im moż‑ liwość startu w wyborach z list do Senatu, co jest uważne przez wielu polityków za polityczną emeryturę i żaden z nich propozycji nie przyjął. Aleksander Kwaśniewski uważany był za architekta tych zmian, choć Wojciech Olejniczak publicznie temu zaprzeczał. Niewątpliwie jednak były prezydent tym zmianom patronował. Jak wysoki był w 2007 roku wizerunkowy kapitał Aleksandra Kwaśniewskie‑ go pokazywały sondaże – jeden z nich przygotowała „Wyborcza”, która w pierw‑ szą rocznicę prezydentury Lecha Kaczyńskiego zapytała Polaków, jak go oceniają w porównaniu z osiągnięciami poprzedników: Aleksandra Kwaśniewskiego (1995– 2005), Lecha Wałęsy (1990–95) i Wojciecha Jaruzelskiego (1989–90): „Respondenci najlepiej ocenili Aleksandra Kwaśniewskiego – 58 proc. ankietowanych przez PBS DGA uznało go za najlepszego z dotychczasowych prezydentów. Lech Kaczyński był drugi – 13 proc. – i wyprzedził Lecha Wałęsę o 1 pkt proc., a Jaruzelskiego o 9 pkt proc. Co dało Kwaśniewskiemu 45 punktów przewagi? Trzy czwarte ankietowanych wskazało na niego jako na najlepszego reprezentanta Polski za granicą. Kwaśniew‑ ski jest też uznawany za najskuteczniejszego prezydenta (37 pkt proc. więcej niż Kaczyński) i najbardziej bezstronnego (28 pkt różnicy)”268. Jedynym spójnym pomysłem Aleksandra Kwaśniewskiego na powrót na politycz‑ ną scenę była obecność w mediach. Po dwóch wywiadach udzielonych „Polityce” i „Przekrojowi” udzielił także wywiadu „Gazecie Wyborczej” (w marcu 2007 roku, po opublikowaniu fragmentów nagrań rozmów Józefa Oleksego z Aleksandrem Gudzowatym, w których dawny przewodniczący SLD nazywał Wojciecha Olejni‑ czaka „narcyzem”, Jerzego Szmajdzińskiego „nadętym bucem”, zaś Kwaśniewskie‑ go „skończonym żulem i małym krętaczem”269). Wywiad przeprowadzony przez Monikę Olejnik i Agnieszkę Kublik z byłym prezydentem redakcja zatytułowała Ja tu wracam, co przez Piotra Semkę zostało uznane za „pierwszy akt come backu”270. W wywiadzie dla „Wyborczej” Aleksander Kwaśniewski obnażył brak pomysłu na ten powrót. Przyznał, że SLD popełnił wiele błędów i zrecenzował działania PiS: „Za wszystkie partyjniackie kwestie, o które panie pytacie, gotów jestem przepro‑ sić. Dziś jednak to zawłaszczanie państwa przez partię rządzącą widać wszędzie.

Fronczewski, Agnieszka Holland, Kazimierz Kutz, Bogdan Lis, Henryk Samsonowicz, Olga Krzyża‑ nowska, Robert Leszczyński, Andrzej Grabowski, Marek Kondrat, Piotr Machalica, Jan Miodek, Daniel Olbrychski, Antoni Piechniczek, Andrzej Seweryn, Zbigniew Zapasiewicz, Marek Belka. Aby zwiększyć swoje szanse w wyborach samorządowych weszła w sojusz z SLD, UP i SDPL. Na znak protestu z Partii Demokratycznej odeszła wtedy cześć działaczy, między innymi Bogdan Borusewicz. 268 Polacy o swoich prezydentach, „Gazeta Wyborcza” nr 3, 4 stycznia 2007, s. 16. 269 Zapis rozmowy Oleksego z A. Gudzowatym na: http://dziennik.pl/polityka/article25282/Zapis_ rozmowy_Oleksego_z_Gudzowatym.html (czas dostępu 23 marca 2007). 270 M. Olejnik, Straszny sen Semki, „Gazeta Wyborcza” nr 78, 2 kwietnia 2007, s. 22.

145 [...] Zawłaszczanie przez PiS polega na zerwaniu ciągłości, co oczywiście PiS trak‑ tuje jako cnotę, a co w takich służbach jak dyplomacja czy wojsko jest fatalnym błędem. Nie da się wyrzucić z historii Polski ani Jaruzelskiego, ani Wałęsy, ani Kwaśniewskiego. Nie da się wybudować żadnej nowej konstrukcji bez korzeni”271. Zapytany jednak o to, czy ma pomysł na siebie, odpowiedział: „Wiecie, panie – ja tu wracam. Sytuacja zaczyna być taka trudna, że wszystkie ręce na pokład, trzeba walczyć”272, przyznając tym samym, że motywem jego powrotu są działania PiS. I dodał: „Nie aspiruję do żadnych funkcji publicznych, ale moment jest taki, że trzeba działać. Będę wspierał centrolewicę. Pomogę jej budować wizerunek partii demokratycznej, która walczy o prawa obywatelskie i godne życie. Trzeba dyskuto‑ wać, budować programy, spotykać się z ludźmi i słuchać ich uważnie”273. Najtrafniej ocenił ten powrót jeden z polityków SLD, zacytowany przez „Wybor‑ czą”: „Olek, popychany przez PiS, skoczył do basenu, ale nie zdążył nalać wody. Robi to teraz, w pośpiechu”274. Mirosław Czech w tekście Bolesny powrót Kwaśniewskiego, nazywał ten polityczny come back falstartem, widząc w nim sens tylko wtedy, jeśli Aleksander Kwaśniewski wyciągnie wnioski z przeszłości SLD i złoży jasną dekla‑ rację: „Już nie może opowiadać, że będzie patronem nowej centrolewicy, że będzie ją jedynie wspierał oraz że liczy na młode pokolenie. Jego powrót ma sens, gdy sam zostanie przywódcą i – sobie oraz Polsce – wyjaśni, po co to robi. A także jasno określi, z kim mu jest po drodze, a z kim nie. W innym przypadku nie wyjdzie z defensywy, w jaką solidarnie wpędzają go rządzący PiS oraz wrogowie z jego dawnej partii”275. Ale ani Aleksander Kwaśniewski ani SLD żadnych wniosków nie wyciągnę‑ li. Wizerunkowy kapitał byłego prezydenta został wykorzystany do patronowania kampanii LiD, choć nie był przewodniczącym tego ugrupowania ani jego liderem, a raczej ojcem­‑patronem, który wziął pod swoje skrzydła słabe i nieukonstytuowa‑ ne na politycznej scenie ugrupowanie. W takiej dwuznacznej, niezrozumiałej dla wyborców roli kibicującego i uczestnika gry jednocześnie występował przez całą kampanię wyborczą w przyspieszonych wyborach parlamentarnych 2007 roku. Być może jednak to by wystarczyło, aby podnieść notowania LiD o kilka punktów pro‑ centowych. Możliwe, że po raz kolejny mieszanka talentu oratorskiego, swobodne‑ go sposobu bycia Aleksandra Kwaśniewskiego, arbitrażowego talentu i umiejętności radzenia sobie z mediami i tym razem byłyby skuteczne w zdobywaniu poparcia wyborców. Tym bardziej że zaangażował się z Lechem Wałęsą i Andrzejem Ole‑ chowskim w „próbę budowy ponad podziałami frontu sprzeciwu wobec rządów bra‑ ci Kaczyńskich”, jak „Wyborcza” nazwała działania powołanego Ruchu na rzecz Demokracji i różnych środowisk politycznych sprzeciwiających się idei IV RP barci Kaczyńskich. Bronisław Geremek stwierdził nawet, że choć nigdy nie był zwolen‑ nikiem Aleksandra Kwaśniewskiego, to „jego głos może wesprzeć dobre tendencje. Dobrze by było, żeby Polska wyzwoliła się z debaty niskiego tonu, debaty podłości, żeby była debatą o przyszłości kraju, jego miejscu w świecie, o zamierzeniach, które chciałoby się zrealizować. Kwaśniewski zwiększa szansę takiej debaty276.

271 M. Olejnik i A. Kublik, Ja tu wracam, „Gazeta Wyborcza” nr 71, 24–25 marca 2007, s. 12. 272 Tamże. 273 Tamże. 274 Aleksander Kwaśniewski szuka sobie miejsca, „Gazeta Wyborcza” nr 78, 2 kwietnia 2007, s. 7. 275 M. Czech, Bolesny powrót Kwaśniewskiego, „Gazeta Wyborcza” nr 72, 26 marca 2007, str. 2. 276 Politycy o powrocie Kwaśniewskiego, „Gazeta Wyborcza” nr 72, 26 marca 2007, s. 5.

146 To podnosiło wizerunkowe notowania Kwaśniewskiego, wspieranego głosami da‑ wanej demokratycznej opozycji, a także – przynoszące odwrotny skutek – intensyw‑ ne działania PiS zmierzające do postawienia Kwaśniewskiemu zarzutów prokurator‑ skich za przewinienia wiele razy już przez media opisywane, znane i przez prokura‑ turę. Stawiało go w sytuacji ofiary, co zawsze zwiększa szanse na zyskanie sympatii wyborców. Nawet M. Czech, który nazwał powrót Kwaśniewskiego falstartem, przy‑ znał, że jego główną siłą jest wizerunkowy kapitał, który zbudował przez dziesięć lat prezydentury i wciąż może być skuteczną polityczną bronią w walce o głosy277. Wizerunkowy kapitał Aleksandra Kwaśniewskiego został jednak w dużej mierze roztrwoniony. Jeszcze w czerwcu 2007 roku Wojciech Olejniczak ogłosił go szefem Rady Programowej LiD, a co ważniejsze, kandydatem na premiera, a przez me‑ dia był postrzegany jako najważniejszy rozgrywający na lewicy (Kwaśniewski nr 1. – tak zatytułowała „Wyborcza” artykuł opisujący konwencję programową SLD, któ‑ ra odbyła się 3 czerwca 2007 roku)278. Ale już we wrześniu Aleksander Kwaśniewski udzielił „Vanity Fair” wywiadu, w którym znalazła się kontrowersyjna wypowiedź: „Gdy Kaczyńscy wygrają następne wybory i będą kontynuować tę [antyniemiecką – przyp. aut.] politykę, powinien przemyśleć swą powściągliwość. Wtedy na te ataki trzeba będzie inaczej odpowiedzieć”279. „Wprost” nazywało go prezydentem wszystkich Niemców, „Dziennik Polska Europa Świat” napisał, że „poleciał z jęzo‑ rem do sąsiadów, bo w Polsce nikt by mu za to nie dał ani grosza”, „Rzeczpospolita” zaś stwierdziła, że wypowiedź dla niemieckiego magazynu to typowe dla komuni‑ stów wołanie o bratnią pomoc280. Aleksander Kwaśniewski w „Gazecie Wyborczej” tłumaczył, że wywiad był nieautoryzowany i źle zacytowano jego słowa, a dodat‑ kowo atmosferę wokół wywiadu zaostrzyły media, zaś jemu chodziło tylko o to, że „polska polityka zagraniczna nie jest dobra”, a polityka pani Merkel niereagowania na zaczepki jest dobra281. W końcu, aby zamknąć dyskusję, która szkodziła jego wi‑ zerunkowi, a tym samym szansom LiD w zbliżających się wyborach, Aleksander Kwaśniewski przeprosił „wszystkich w Polsce i w Niemczech, którzy poczuli się zaskoczeni, skonfundowani i urażeni tymi sformułowaniami” 282. I znów wydawało się, że przeprosiny załagodzą niefortunny początek kampanii wyborczej Aleksandra Kwaśniewskiego w roli patrona LiD. 9 września 2007 roku na warszawskiej konwencji wyborczej wystąpił jako najważniejszy polityk LiD i kandy‑ dat na premiera, ogłaszając hasło wyborcze: „Ostatnie dwa lata to był kit, przyszłość to LiD!”. Żartobliwie dodał: „Nie chcecie braci, głosujcie na Lewicę i Demokraci!283” i poważnie podsumował: „Polska jest w najgłębszym kryzysie od 1989 roku, a pełną odpowiedzialność ponosi Jarosław Kaczyński i PiS”284. W roli wspierającego centro‑ lewicę obok Aleksandra Kwaśniewskiego wystąpił także Władysław Frasyniuk, co

277 M. Czech, Biały koń Kwaśniewskiego, „Gazeta Wyborcza” nr 94, 21–22 kwietnia 2007, s. 16. 278 W. Załuska, Kwaśniewski nr 1, „Gazeta Wyborcza” nr 129, 4 czerwca 2007, kraj, s. 4. 279 B. Wieliński, Co Kwaśniewski mówił w „Vanity Fair”, „Gazeta Wyborcza” nr 210, 8–9 września 2007, s. 5. 280 Opinie cytowane za: P. Pacewicz, Wina Kwaśniewskiego, „Gazeta Wyborcza” nr 223, 24 września 2007, s. 2. 281 Tamże. 282 Kwaśniewski przeprasza za słowa z „Vanity Fair”, „Gazeta Wyborcza” nr 212, 11 września 2007, s. 4. 283 W. Załuska, Kwaśniewski i Frasyniuk wspierają, ale nie kandydują, „Gazeta Wyborcza” nr 211, 10 września 2007, s. 5. 284 Tamże.

147 „Wyborcza” skomentowała: „W warszawskiej siedzibie SLD byli «postkomuniści» bili brawo byłemu liderowi «Solidarności». Razem głosili: «Chcemy bronić demo‑ kracji i wolności»”285. To pomieszanie pojęć mogło jedynie wizerunkowo LiD­‑owi pomóc, a także wzmocnić wizerunek Aleksandra Kwaśniewskiego jako – wcześniej – budowniczego, a teraz – obrońcy demokracji. Ale już 22 września 2007 roku Fakty TVN i Wiadomości TVP wyemitowały nagra‑ nie wykładu Aleksandra Kwaśniewskiego dla studentów w Kijowie, na którym wyglą‑ dał na nietrzeźwego. „Wyborcza” dzień później napisała: „Wyraźnie wstawiony b. pre‑ zydent Aleksander Kwaśniewski prowadził w Kijowie wykład dla studentów. [...]”286. Politycy LiD, wciąż licząc na popularność Kwaśniewskiego, kijowski wykład po‑ traktowali jako swojego rodzaju jednorazowy wybryk, a Marek Borowski na kon‑ wencji LiD w Kielcach, zwracając się do siedzącego w pierwszym rzędzie Kwaś‑ niewskiego próbował żartować: „Olek, mordo ty nasza. Jesteśmy z tobą [...] Mam tylko jedną prośbę. Do 21 października żadnych wizyt na Ukrainie i w Rosji, bo ich gościnność jest nie do wytrzymania”287. Być może większość Polaków także tym ra‑ zem zgodziłaby się z Ryszardem Kaliszem, który w TVN 24 stwierdził: „to się każ‑ demu zdarza”. Nieoczekiwanie także postaci Aleksandra Kwaśniewskiego w tych wyborach nadał większego znaczenia sam Jarosław Kaczyński, który „wyzwany na telewizyjną debatę” przez Aleksandra Kwaśniewskiego – w telewizji oczywiście – „podjął rękawicę”. Zgodnie ze strategią wyborczą PiS podkreślał, że będzie rozma‑ wiał z Kwaśniewskim, a nie z Donaldem Tuskiem, gdyż „woli rozmawiać z sze‑ fem niż z pomocnikiem”: „Aleksander Kwaśniewski jest naszym przeciwnikiem ideowym i nieporównywalnie ważniejszą postacią ostatniego 18‑lecia­ niż Tusk. To ogromna różnica wagi”288. Udało się zatem Aleksandrowi Kwaśniewskiemu odwró‑ cić uwagę mediów od kijowskiego wykładu, a także odpowiednio ustawić medialny porządek dnia (agenda setting) na odpowiadający strategii wyborczej LiD. Jednak na krótko. Temat nadużywania przez Aleksandra Kwaśniewskiego alkoholu wrócił w październiku, po konwencji LiD w Szczecinie. Chociaż tym razem Aleksander Kwaśniewski wygłosił efektowne przemówienie, dziennikarze na konferencji praso‑ wej pytali, dlaczego przed konwencją przysypiał na krześle i czy pił alkohol oraz ko‑ mentowali, że zachowywał się „dziwnie”. „Wyborcza” nie napisała tym razem wprost, że był nietrzeźwy, a i inne media wspierały się raczej opiniami polityków i obserwato‑ rów aniżeli bezpośrednimi stwierdzeniami. Do kategorii „dziwnych” zaliczono słowa z przemówienia Kwaśniewskiego, skierowane do PiS, kiedy po tym, jak skrytykował prowadzoną, jego zdaniem, przez barci Kaczyńskich politykę dzielenia społeczeń‑ stwa, zastraszania i pomówień, dodał: „Jarosławie Kaczyński, Lechu Kaczyński, Lu‑ dwiku Dornie i Sabo [pies marszałka Sejmu – przyp. aut.], nie idźcie tą drogą” 289. Tłumaczeniem, że takie zachowanie jest efektem przyjmowania leków na tropi‑ kalną chorobę, na którą zapadł na Filipinach, Aleksander Kwaśniewski dodatkowo naraził się na kpiny i przypomniał dziennikarzom „chorą goleń” z 1999 roku, kiedy

285 Tamże. 286 Wina Kwaśniewskiego, „Gazeta Wyborcza” nr 223, 24 września 2007, s. 2. 287 Kwaśniewski rzuca rękawicę Kaczyńskiemu, „Gazeta Wyborcza” nr 223, 24 września 2007, s. 5. 288 Cytaty za: Jarosław Kaczyński stawia na Kwaśniewskiego, „Gazeta Wyborcza” nr 225, 26 września 2007, s. 4. 289 J. Kowalewska, Aleksander Kwaśniewski: Nie z nami te numery, Ziobro!, „Gazeta Wyborcza” nr 237, 10 października 2007, s. 7.

148 chwiał się na nogach w Piatichatkach pod Charkowem. Z „księcia na białym koniu” – jak nazywali go politycy lewicy, licząc, że popularność byłego prezydenta pomoże im w poprawieniu wyborczego wyniku SLD sprzed dwóch lat, stał się „Wirusem III RP” – to tytuł artykułu z „Wprost”, jaki ukazał się tuż przed wyborami parlamen‑ tarnymi 2007 roku ze zdjęciem Aleksandra Kwaśniewskiego na okładce, wyraźnie wyglądającego na nietrzeźwego. Po konwencji w Szczecinie Aleksander Kwaśniewski wycofał się z kolejnych spotkań wyborczych. Na koniec kampanii wyborczej wystąpił jeszcze w telewizyj‑ nych debatach z Jarosławem Kaczyńskim i Donaldem Tuskiem. I chociaż zebrał bardzo dobre oceny, zwłaszcza po debacie z Jarosławem Kaczyńskim, w pamięci nie zostało żadne hasło wyborcze LiD, żaden bon mot, którym mogliby się posługiwać dziennikarze, natomiast „filipińska choroba” i słowa „nie idźcie tą drogą” na stałe weszły do politycznej satyry. Wynik wyborczy LiD w wyborach parlamentarnych 2007 roku nie spełnił ocze‑ kiwań polityków lewicy, którzy zakładali, że dzięki patronatowi (w praktyce wize‑ runkowi) Aleksandra Kwaśniewskiego zdobędą osiemnasto­‑ lub dwudziestoprocen‑ towe poparcie. LiD zdobył w tych wyborach 13,15 proc. poparcia290 i wielu polity‑ ków musiało się pożegnać z marzeniami o mandatach do Sejmu. Jak relacjonowała „Wyborcza” następnego dnia po wyborach Aleksander Kwaśniewski wziął na siebie odpowiedzialność za ten wynik i zadeklarował, że odchodzi z polityki291. Oczywiście ten wynik jest nie tylko efektem wizerunkowej porażki Kwaśniewskiego w wyborach 2007 roku, ale przede wszystkim dużo bardziej złożonego problemu funkcjonowania na polskiej scenie politycznej partii lewicowych, zwłaszcza SLD z jej pezetpeerow‑ skimi korzeniami, oraz roli, jaką lewica chciałaby odegrać w polskiej polityce. Dla wizerunku Aleksandra Kwaśniewskiego był to jednak moment ważny. Po wyborach parlamentarnych 2007 roku przestał być postrzegany jako nadzieja polskiej lewicy – jedyny polityk, który potrafi ją zjednoczyć lub zbudować nową centrolewicową for‑ mację. Żaden z publicystów w politycznych analizach nie brał wówczas poważnie takiej ewentualności pod uwagę. Dla polityków lewicy stał się dodatkowo kimś w ro‑ dzaju patrona wysokiego ryzyka, nieprzewidywalnego w czasie kampanii wyborczej.

2.8. Polityczna emerytura Aleksandra Kwaśniewskiego (2007–2011)

Polska lewica, w tym SLD, od czasu złych notowań wyborczych i negatywnych ocen rządów w latach 2001–2005, wciąż poszukuje miejsca na polskiej scenie po‑ litycznej. To problem szeroki, rozważany przez politologów i socjologów w kon‑ tekście roli, jaką mogą odegrać partie lewicowe w dobie globalnego kryzysu ekono‑

290 Dziennik Ustaw nr 46, poz. 499 z późn. zm., Obwieszczenie Państwowej Komisji Wyborczej z dnia 23 października 2007 r. o wynikach wyborów do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej przeprowadzonych w dniu 21 października 2007 roku. 291 P. Wroński, LiD nie poprawił wyniku SLD, „Gazeta Wyborcza” nr 247, 22 października 2007, s. 7.

149 micznego i dynamicznych cywilizacyjnych zmian, związanych z przyspieszeniem technologicznym. Wielkie społeczne zmiany postawiły przed lewicowymi partiami nowe zadania i SLD w Polsce im nie sprostał, co pokazują kolejne coraz słabsze wyniki wyborcze Sojuszu. Sytuację dodatkowo skomplikował nieoczekiwanie dobry wynik Ruchu Palikota, który do wyborów szedł z hasłami rozdziału Kościoła od państwa i tolerancji dla mniejszości seksualnych, zarezerwowanymi do tej pory dla lewicy. W rezultacie wyborach parlamentarnych 2011 roku SLD zdobył 8,24 proc. poparcia, a Komitet Wyborczy Ruch Palikota – 10,02 proc292. Aleksander Kwaśniew‑ ski od czasu zakończenia swojej prezydentury także nie odnalazł swojego miejsca na polskiej scenie politycznej. Pozostaje jej komentatorem, autorytetem w sprawach międzynarodowych i przywoływaną przez dziennikarzy nieustającą nadzieją na od‑ budowanie w Polsce lewicy. Polityczny kapitał byłego prezydenta wciąż jest jednak wykorzystywany. W kam‑ panii prezydenckiej 2010 roku Aleksander Kwaśniewski poparł kandydata SLD – ówczesnego wicemarszałka Sejmu Jerzego Szmajdzińskiego. 19 grudnia 2010 roku wystąpił na konwencji wyborczej i w swoim przemówieniu nawiązał do słynnego przemówienia Martina Luthera Kinga: „Miałem sen, w którym ludzie lewicy, nie‑ zależnie od tego, jak bardzo się poróżnili, są ze sobą razem [...]”293. Zapowiadano, że Aleksander Kwaśniewski zostanie szefem sztabu wyborczego Jerzego Szmajdziń‑ skiego, ale dwa dni później, między innymi w wywiadach dla TVN 24, poinformo‑ wał, że ze względu na liczne zobowiązania nie może się podjąć takiej roli i skończy‑ ło się na przewodniczeniu komitetowi honorowemu kandydata SLD. Po tragicznej śmierci Jerzego Szmajdzińskiego w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem, kandy‑ datem SLD został przewodniczący klubu parlamentarnego – Grzegorz Napieralski. Aleksander Kwaśniewski był jednym z członków komitetu wspierającego (honoro‑ wy nie został powołany), ale w mediach mówił wprost, że Napieralski nie ma szans na wyborcze zwycięstwo. To osąd oczywiście trzeźwy, ale wyborczą taktyką jest pre‑ zentowanie wiary w zwycięstwo, by nie zniechęcać wyborców. W wyborach parlamentarnych 2011 roku już nawet nie poprał SLD, ogranicza‑ jąc się do kurtuazyjnych wypowiedzi w mediach o swoich lewicowych korzeniach i ideowym przywiązaniu do Sojuszu. Wspierał natomiast pojedynczych kandyda‑ tów SLD – między innymi Leszka Millera, z którym jeszcze niedawno łączyła go „szorstka przyjaźń”294. Pod koniec kampanii zniknął z mediów – jak poinformował – był w szpitalu na operacji kręgosłupa. Pojawiły się nawet opinie, że było to posu‑ nięcie strategiczne, gdyż Aleksander Kwaśniewski nigdy nie popierał działań ani wizji lewicy Grzegorza Napieralskiego, pozostając promotorem Wojciecha Olejni‑ czaka – rywala Napieralskiego w walce o przywództwo SLD295. Niechętnie widzia‑ no w Sojuszu także poparcie Jolanty Kwaśniewskiej dla znanej dziecięcej onkolog, prof. Alicji Chybickiej, kandydatki do Senatu z list PO. Dziennikarze doszukiwa‑ li się przyczyn ponownego bliskiego porozumienia pomiędzy Leszkiem Millerem i Aleksandrem Kwaśniewskim, przypominając momenty zwrotne i polityczne ro‑

292 Wyniki za: Komunikat Państwowej Komisji Wyborczej z dnia 10 października 2011 r. o zbiorczych wynikach głosowania na listy kandydatów na posłów w skali kraju, zamieszczony na oficjalnej stronie in‑ ternetowej Państwowej Komisji Wyborczej: http://pkw.gov.pl/ (czas dostępu – 15 listopada 2011). 293 Cytat za: W. Szacki, SLD śni o prezydenturze, „Gazeta Wyborcza” nr 298, 21 grudnia 2009, s. 4. 294 W 2011 roku Leszek Miller został ponownie przewodniczącym Sojuszu Lewicy Demokratycznej. 295 R. Kalukin, G. Łakomski, Masa upadłościowa, „Wprost” nr 42, 23 października 2011, s. 16­–19.

150 szady w samym SLD, które doprowadziły do tego, że Leszek Miller w wyborach par‑ lamentarnych 2007 roku kandydował z list Samoobrony (ponosząc klęskę)296. Jedną z nich ma być i to, że zarówno Aleksander Kwaśniewski, jak i Leszek Miller czują upływ czasu w polityce i szkoda im go trwonić na prowadzenie wojny297. Polityczny zegar rzeczywiście biegnie nieubłaganie dla Aleksandra Kwaśniew‑ skiego. Nie udało mu się wciąż zdobyć spełniającego jego oczekiwania stanowiska w europejskich gremiach. Jak pokazała polityczna pragmatyka – mimo jego bardzo pozytywnego wizerunku na arenie międzynarodowej – polscy politycy dbają o kan‑ dydatów własnych partii, kiedy potrzeba wsparcia na europejskim forum. To wpar‑ cie daje polityczne zaplecze, którego nie może zagwarantować coraz słabszy SLD. Jest postrzegany także jako polityk, który bierze czynny udział w promowaniu po‑ mysłów na nową lewicę w Polsce (jak na przykład LiD) i polityczny gracz, któremu na wpływach w SLD zależy, by zupełnie nie stracić politycznego przyczółka. Młode pokolenie w SLD, które miało po Aleksandrze Kwaśniewskim, Leszku Millerze, Józefie Oleksym i Ryszardzie Kaliszu przejąć władzę i poprowadzić SLD do wybor‑ czego zwycięstwa lub chociażby do pozycji silnego koalicjanta, ponosi wyborcze klę‑ ski. Kształtowało się jednak na scenie politycznej pod wpływem swoich protektorów – także Aleksandra Kwaśniewskiego. Szczególnie Grzegorz Napieralski i jego poli‑ tyczne otoczenie określane jest w mediach mianem bezideowych aparatczyków. Jak zauważył jeden z politycznych komentatorów: „Nauczył się [Grzegorz Napieralski – przyp. aut.], że pozycja polityka, działacza zależy od tego, jak ustawi się w partii. Jaką zbuduje spółdzielnię (...). Napieralski dostał dobrą szkołę cynizmu”298. Wybory 2011 roku zarysowały zatem na wizerunku Aleksandra Kwaśniewskiego nieoczeki‑ waną rysę. Nie był już tylko pozostającą wciąż nadzieją na odbudowanie lewicy, ale także nauczycielem pokolenia, które przejmując władzę w SLD przejęło także wady swoich poprzedników, a wniosło bezideowość. Sam Aleksander Kwaśniewski za po‑ rażki młodych nie czuje się odpowiedzialny. W wywiadzie udzielonym „Gazecie Wyborczej” po porażce SLD w wyborach 2011 roku stwierdził: „Mam żal zarówno do Napieralskiego, jak i do Wojtka Olejniczaka, że po ich wejściu do władz ta partia nie dostała zasilania ze strony ich rówieśników. Eksperyment z bardzo silnym od‑ młodzeniem partii okazał się średnio udany”299. W tym samym wywiadzie prezentuje się jako polityk, któremu leży na sercu przyszłość i lewicy i SLD: „Byłoby czymś niezrozumiałym, gdyby Polska nie miała lewego skrzydła, gdybyśmy byli krajem rządzonym na zmianę przez partię bardziej i mniej prawicową”300. W „Polityce” ocenia wyborczą klęskę:

Sojusz w latach 90., kiedy odnosiliśmy sukcesy, miał trzy niezwykle silne argumenty: byliśmy jedyną partią, która upominała się o godność ludzi żyjących w PRL, drugim elementem był program – modernizacyjny i zdroworozsądkowy – jego filarami były nowa konstytucja, NATO, Unia Europejska; trzecim czynnikiem byli ludzie. W po‑ czątkach lat 90. dysponowaliśmy zespołem, z którego można byłoby złożyć ze trzy rządy. Jak jest dziś, każdy widzi, co najlepiej pokazały przedwyborcze debaty, kiedy trzeba się było zwracać do starej gwardii, aby ktoś rzeczowo wystąpił.

296 Por.: R. Kalukin, O dwóch takich, „Wprost”, 6 listopada 2011, s. 24–27.­ 297 R. Kalukin, O dwóch takich..., s. 27. 298 R. Walenciak, Grzechy Grzesia, „Polityka” nr 38, 14–20 września 2011, s. 25. 299 A. Kublik, Napieralskiego czeka polityczny czyściec, „Gazeta Wyborcza”, 14 października 2011, s. 5. 300 Tamże.

151 Gdy idzie o program, to lata w opozycji zostały stracone. Z SLD nie kojarzy się żaden wielki projekt, który byłby znakiem firmowym. Na przykład o sprawach neu‑ tralności światopoglądowej państwa mówiono, ale zabrakło konsekwencji. Dlatego przejęcie tego tematu przez Palikota i to w formie o wiele bardziej spektakularnej sta‑ ło się dość łatwe. Wspólnota zaś peerelowskich życiorysów odgrywa już mniejszą rolę. Tak więc starych spraw nie da się odbudować, a dwie inne – kadry i program – stały się wielkim kłopotem. Sojusz w ostatnich latach nie zbudował żadnej grupy świeżych, młodszych ludzi, którzy byliby fachowcami od gospodarki, polityki społecznej, byliby autorami i twarzami takiego programu301. Jako jedną z przyczyn wyborczej porażki wskazuje odejście od pomysłu budowa‑ nia szerokiej lewicy w Polsce i zaniechanie projektu LiD302. Wewnątrz samego SLD pomysły na odbudowę partii pozostają jednak inne. W „Gazecie Wyborczej” można znaleźć dykteryjkę na temat Włodzimierza Czarzastego, który aby rozpocząć proces wzmacniania SLD po wyborach 2011 „już jeździ po kraju – jak mówi – z zapasową wątrobą i buduje poparcie dla Millera”303. Jak zauważył Marek Borowski: „Ten bie‑ siadny żarcik z wątrobą pokazuje charakter SLD. Trzeba pójść, wypić, pogadać. I bę‑ dzie dobrze. Ale wypić, to nie znaczy rozmawiać o tym, jaka ta Polska ma być, tylko o tym kto, kogo i kiedy”304. Zbigniew Siemiątkowski w przywołanym artykule dodał: „Plebejskość, antyelitarność, ludowy antysemityzm. To jest bagaż tej partii wyniesio‑ ny jeszcze z PRL. W aparacie takie postawy nadal są obecne. Większość inteligentów się wykruszyło, mieli gdzie odejść. A ludzie aparatu poza uprawianiem polityki ni‑ czego nie potrafią. Więc trwają i bez ich poparcia nie sposób rządzić partią”305. Aleksander Kwaśniewski od 2005 roku pozostaje w swojego rodzaju politycznym zawieszeniu, ale taki rodzaj trwania go nie interesuje. Wydawało się, że po 2007 roku nie jest zainteresowany budowaniem żadnego lewicowego projektu. W obszernym tekście w „Gazecie Wyborczej” z 2007 roku podejmującym problem polskiej lewicy można znaleźć trafne podsumowanie: „Aleksander Kwaśniewski wybrał dla siebie rolę komentatora, guru, ale nie lidera budującego nową partię”306. Jednak klęska wy‑ borcza SLD w 2011 roku pozwala ten pogląd zweryfikować. Pozwalają na to także podsumowujące te wybory komentarze i wypowiedzi Aleksandra Kwaśniewskiego, który jednoznacznie stwierdził, że „budowanie centrolewicy jest koniecznością”307. Możliwość odbudowania lewicy widzi w stworzeniu okrągłego stołu środowisk le‑ wicowych, które wspólnie miałyby wypracować nową strategię działania i szukać recept na rozwiązywanie problemów pogrążającej się w kryzysie Europy i Polski oraz znaleźć nowy język komunikacji z ludźmi o lewicowych poglądach, których nie łączy już wspólnota peerelowskiego życiorysu. Ta szansa ma się zdaniem Alek‑ sandra Kwaśniewskiego otworzyć „gdzieś miedzy 2012 a 2013 rokiem”308. Przy tym lewicowym okrągłym stole zamierza jako były prezydent pozostać dobrem ogólno‑

301 J. Paradowska, Palikot jest do ogrania, „Polityka” nr 45, 21–7 listopada 2011, s. 25. 302 A. Kublik, Napieralskiego czeka polityczny czyściec..., s. 5. 303 A. Nowakowska, W SLD jest jakiś gen samobójczy, Gazeta Wyborcza”, 3 listopada 2011, s. 16. 304 Tamże. 305 R. Kalukin, O dwóch takich..., s. 27. 306 A. Nowakowska, D. Wielowieyska, W poszukiwaniu lewicy. Nie ma pary, są rozgrywki, „Gazeta Wyborcza”, 30 marca 2010, s. 16. 307 A. Kublik, Napieralskiego czeka polityczny czyściec..., s. 5. 308 J. Paradowska, Palikot jest do ogrania..., s. 24.

152 narodowym, a nie jednopartyjnym: „Mogę dołożyć starań, aby lewica się odbudowy‑ wała, ale pod warunkiem, że będzie ona gromadzić bardzo wiele środowisk. Czas zamykania się minął”309. Nowe porozumienie lewicy powinno, zdaniem byłego pre‑ zydenta, na początek przedstawić wspólne listy do Parlamentu Europejskiego przed wyborami w 2015 roku. „Wyborcza” dokładnie relacjonowała spotkania prezydenta na koniec grudnia 2011 roku, na których przekonywał Leszka Millera i Janusza Pa‑ likota do wspólnego budowania centrolewicy, dającej szanse na pokonanie Platfor‑ my Obywatelskiej w kolejnych wyborach parlamentarnych310. Rola Aleksandra Kwaśniewskiego w ewentualnym budowaniu nowego lewico‑ wego projektu w Polsce pozostaje jednak spekulacją i na podstawie samych tylko wypowiedzi trudno ocenić, czy rzeczywiście jest nią zainteresowany. Tym bardziej, że z medialnego obrazu ostatnich lat wyłania się także polityk wciąż bardzo pragma‑ tyczny, który angażuje się w projekty dające szansę na zwycięstwo. Zaangażował się zatem w projekt LiD, wierząc w otwarcie lewicy i przyciąganie nowych środowisk, ale nie wsparł projektu Marka Borowskiego – SdPl – gdyż wiedział, że bez udziału Włodzimierza Cimoszewicza ten pomysł się nie powiedzie311. W 2011 roku ugruntował się w mediach wizerunek Aleksandra Kwaśniewskiego jako nieustającej nadziei polskiej lewicy, polityka, który jako jeden z niewielu, jeśli nie jedyny, mógłby ją poprowadzić do wyborczego zwycięstwa i byłego prezydenta, poszukującego swojego miejsca na arenie międzynarodowej, który tak jak były pre‑ mier Jerzy Buzek ma możliwości zwieńczyć swoje polityczne dokonania. Wciąż liczy się w mediach głos Aleksandra Kwaśniewskiego jako autorytetu w sprawach mię‑ dzynarodowych. Pozostaje prezydentem, który wprowadzał Polskę do NATO i Unii Europejskiej oraz budował prestiż Polski jako lidera krajów środkowoeuropejskich. Pamiętając jednak, że prezydenturę zakończył w wieku pięćdziesięciu dwóch lat, kiedy wielu polityków dopiero sięga po najwyższe stanowiska w państwie, można to interpretować jako polityczną emeryturę. Rola doradcy i komentatora nie wydaje się ani na miarę ambicji Aleksandra Kwaśniewskiego, ani nie jest wystarczająca dla polityka z takim doświadczeniem. Media na pewno będą się jeszcze spierać, czy jest to emerytura przedwczesna, a przede wszystkim – definitywna. Ewa Milewicz z „Gazety Wyborczej”, na zakończenie prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego napisała: „Kiedy polityk odchodzi, to następuje odmagnetyzowa‑ nie jego atrakcyjności”312 i dodała, że być może Aleksander Kwaśniewski znajdzie sposób, aby się znów namagnetyzować. Na razie takiego sposobu nie znalazł.

309 Tamże, s. 26. 310 A. Kublik, Plan czteroletni Kwaśniewskiego, „Gazeta wyborcza”, 22 grudnia 2011, s. 6. 311 R. Kalukin, O dwóch takich..., s. 26. 312 E. Milewicz, Kwaśniewski – prezydent spełniony, „Gazeta Wyborcza” nr 292, 16 grudnia 2005, s. 4.

3. Ludowy trybun na salonach władzy. Wizerunek Andrzeja Leppera w „Gazecie Wyborczej” w latach 1991–2011 (studium przypadku 2.)

Andrzej Lepper polityczną karierę zaczynał od wspierania protestów rolników, któ‑ rzy po reformie Balcerowicza wpadli w pętlę zadłużenia z powodu branych przez rokiem 1989 kredytów. Jego zdeterminowana postawa i populistyczne hasła, które głosił, sprawiły, że szybko wyrósł na przywódcę niezadowolonych grup rolników i reprezentanta społecznych grup ubogich i wykluczonych, a jego popularność sy‑ stematycznie rosła – w wyborach prezydenckich w 2005 – uzyskał 15,11 procent gło‑ sów i znalazł się na trzecim miejsce po Donaldzie Tusku i Jarosławie Kaczyńskim. Sejmowa arytmetyka, która ma wpływ na pragmatyczne decyzje polityków sprawiła, że Andrzej Lepper dwa razy został wicemarszałkiem Sejmu i wreszcie wicepremie‑ rem. Wizerunkową przemianę z ludowego trybuna w wicepremiera obecnego na salonach władzy w dużej mierze zawdzięczał między innymi Piotrowi Tymochowi‑ czowi, znanemu i kontrowersyjnemu specjaliście public relations. Od momentu pojawienia się Andrzeja Leppera na politycznej scenie, krytyka „Gazety Wyborczej” była bardzo zdecydowana. Porównywano jego rosnącą popu‑ larność z dochodzeniem do władzy Adolfa Hitlera, wielokrotnie wypominano mu sądowe wyroki, niejasne finansowanie Samoobrony, obelżywe słowa używane wobec innych polityków, antysemickie wypowiedzi, wyśmiewano styl prowadzenia kampa‑ nii wyborczych na bazarach i w świetlicowych salach małych miasteczek oraz dema‑ gogiczne hasła. Jarosław Kurski, autor jednego z ciekawszych wizerunkowych portretów An‑ drzeja Leppera w „Gazecie Wyborczej” (2004 rok), zauważa rolę mediów w budo‑ waniu popularności Leppera, który jako polityk, konsekwentnie wyznaje zasadę – „wszystko dobre, co zapewnia rozgłos”:

Zawsze ma czas dla dziennikarzy i zawsze jest dla nich uwodzicielsko miły – bo wie, że są mu potrzebni. Doskonale zdaje sobie sprawę, że światem mediów rządzi me‑ chanizm sensacji. Oferuje więc dziennikarzom rozmaite atrakcje. Inwektywy w ro‑ dzaju: złodzieje, degeneraci, głąby, szmaciarze, gnojki, gówniarze. A także spektakle: kosy na sztorc, gnojówka rozlana pod Ministerstwem Rolnictwa, rozsypane zwierzęce kości, wepchnięcie burmistrza Praszki na taczkę i obwożenie go po rynku, batożenie zarządcy komisarycznego zbankrutowanego gospodarstwa rolnego, marsze gwiaździ‑

155 ste na Warszawę, blokady dróg i terminali granicznych, wysypywanie zboża na tory. Media całe to widowisko nazwą lepperiadą, a upadek standardów publicznych – lep‑ peryzowaniem państwa. Dzięki temu Lepper trafi do encyklopedii i słowników języka polskiego1.

Jednocześnie Kurski zauważa problem mediów z takim politycznym zjawi‑ skiem, jak Andrzej Lepper: „Pisząc ten tekst, świadom jestem nierozwiązywalnego paradoksu. Kto pisze o Lepperze, chcąc nie chcąc dmie w balon jego popularności. Kto nie pisze, udaje, że nie dostrzega niezwykle ważnego fenomenu społecznego”2. Media, w tym „Gazeta Wyborcza” z tym dylematem nigdy sobie nie poradziły i w znacznej mierze wykreowały Andrzeja Leppera na polityka pierwszych stron gazet. Był zdecydowanie ich negatywnym bohaterem, ale tak częstym, że medialna agenda setting podbiła popularność. Idealnie nadawał się do uprawiania w mediach poppolityki i inforozrywki (z ang. infotainment), dostarczał emocji, które zatrzy‑ mują odbiorców przez ekranami telewizorów. Media stały się także pośrednikiem Andrzeja Leppera w budowaniu prostych przekazów do elektoratu, wspomagając go w budowaniu dychotomicznej, czarno­‑białej rzeczywistości – jego program wy‑ borczy przez cały czas streszczał się właściwie w trzech punktach: „naród wegetu‑ je na krawędzi biologicznego przetrwania, elity łżą, kradną i opływają w luksusy, my zrobimy z nimi porządek”3. Do źródeł politycznego sukcesu Andrzeja Leppera Kurski zalicza: słabe państwo, bezradny wymiar sprawiedliwości i oportunistycz‑ ną klasę polityczną4. Do tej listy dodać należy także media, z niemałym udziałem „Gazety Wyborczej”. Te same media, które tak skutecznie budowały popularność Andrzeja Leppera, przyczyniły się później do zniszczenia jego wizerunku. Stało się to głownie za spra‑ wą serii artykułów, opublikowanych przez „Gazetę Wyborczą” dotyczących tak zwa‑ nej seksafery (grudzień 2006 roku). Samoobrona w wyborach parlamentarnych 2007 roku nie przekroczyła wyborczego progu, a Andrzej Lepper usłyszał prokuratorskie zarzuty. W 2010 roku znowu wystartował w wyborach prezydenckich – tym razem z hasłem „Ja jeszcze nie skończyłem”. Uzyskał wynik 1,28 proc. Jego polityczny wizerunek można było uznać za zamknięty – Andrzej Lepper wrócił do początków swojej politycznej kariery, kiedy to w wyborach prezydenckich 1995 roku uzyskał 1,32 proc. głosów. 5 sierpnia 2011 roku Andrzej Lepper popełnił samobójstwo i jego ostatnie wy‑ borcze hasło nabrało tragicznego wymiaru. Praca doktorska, na podstawie której powstała ta książka, została zakończona w 2010 roku i głównym powodem zainte‑ resowania sylwetką Andrzeja Leppera w „Gazecie Wyborczej” był specyficzny ma‑ riaż „Wyborczej” i Andrzeja Leppera – wyrażana wobec niego w tekstach posta‑ wa: krytyczna, ale i lekceważąca, dostrzegająca zagrożenia populizmu, ale i pełna fascynacji „nowym Jakubem Szelą”5. To sprawiło, że właśnie Lepper był jednym z bardziej interesujących przykładów budowania wizerunku polityków w polskich mediach po 1989 roku.

1 Jarosław Kurski, Trybun zbiera żniwo, „Gazeta Wyborcza” nr 68, 20 marca 2004, s. 15. 2 Tamże. 3 Por. S. Kowalski, Ja Lepper, „Gazeta Wyborcza” nr 230, 2 października 2002, s. 14. 4 Jarosław Kurski, Trybun zbiera żniwo..., s. 15. 5 K. Naszkowska, Nowy Szela, „Gazeta Wyborcza” nr 156, 4 lipca 1992, s. 15.

156 Śmierć Andrzeja Leppera wymusiła uzupełnienie publikacji – jego polityczny wizerunek został ostatecznie zamknięty, choć podkreślić trzeba, że w „Gazecie Wy‑ borczej” niewiele się zmienił. Pozostał politykiem, który dzięki politycznemu awan‑ turnictwu i populizmowi zrobił błyskotliwą karierę w III RP.

3.1. „Wojna zadłużonych”6 – – Andrzej Lepper na czele protestów (1991–1994)

Andrzej Lepper został dostrzeżony przez „Gazetę Wyborczą” w czasie rolniczego protestu pod Sejmem w 1991 roku. Krystyna Naszkowska, autorka pierwszego teks‑ tu, jaki można odnaleźć w archiwum „Gazety Wyborczej”, w którym pojawia się Andrzej Lepper, zatytułowanym Dlaczego rząd podzielił chłopów, zauważyła Lep‑ pera jako „rozgrywającego” konflikt między rządem a rolnikami, który starał się godzić interesy protestujących – rolniczej „Solidarności” i Kółek Rolniczych, a jed‑ nocześnie już wówczas próbował ustawić się na czele tego protestu:

– Bądźmy razem w sprawach rolnictwa, bo tylko tak damy sobie radę z rządem. Od‑ łóżmy wszystkie animozje – apelował Lepper. – W pełni podzielam pogląd, że wspólne działanie jest konieczne, dlatego zaape‑ lowałem do wszystkich organizacji o poparcie – mówił Janowski. – Nieprawda, to ja tu panów zaprosiłem, nie przeinaczajmy faktów – replikował Lepper, po czym zwrócił się do wszystkich liderów, by złożyli deklaracje lojalności, że są za jednością działania i popierają protest7.

Andrzej Lepper, jak sam twierdził w wielu wywiadach i wypowiedziach, zadłużył się w banku w Darłowie, gdyż „uwierzył Leszkowi Balcerowiczowi”, ówczesnemu wicepremierowi i ministrowi finansów w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. Rolnicy, którzy wzięli preferencyjne kredyty w 1989 roku, w 1990 wpadli w pułapkę zadłu‑ żenia. Hiperinflacja roku 1989 sztucznie podbijała przeciętne dochody rolników, oprocentowanie kredytów było niskie, bankowych wkładów zaś relatywnie wysokie. W 1990 roku zakończyła się liberalizacja cen wprowadzona przez Leszka Balcero‑ wicza, a zatem – rzecz ujmując w skrócie – ich urynkowienie. Została podwyższona stopa procentowa, wzrosły (a właściwie zostały urealnione) ceny środków produkcji dla rolnictwa. Już w 1991 roku odsetki niespłacanych przez rolników kredytów (ich dochody nie rosły już tak szybko, jak po uwolnieniu cen), przerosły sumę samego kredytu. Na czele protestu zadłużonych rolników Lepper stanął w 1991 roku: naj‑ pierw w Darłowie – nieopodal swojego miejsca zamieszkania, rodzinnego Zielno‑ wa, gmina Darłowo, gdzie przeprowadził się w 1980 roku i prowadził z rodziną indywidualne gospodarstwo rolne, a później – pod Sejmem.

6 Por.: J. Jachowicz, Lepperiada, „Gazeta Wyborcza” nr 189, 14 sierpnia 1993, s. 3. 7 K. Naszkowska, Dlaczego rząd podzielił chłopów?, „Gazeta Wyborcza” nr 280, 2 grudnia 1991, s. 12.

157 Trudnej sytuacji rolników zdaniem Andrzeja Leppera winne były banki: „żyjemy w państwie bezprawia. Banki robią z nami, co chcą”, „Same muszą zapłacić podatki od tych niespłaconych przez rolników kredytów. Dziś padają rolnicy, jutro padną banki”, „Sądy i banki to państwo w państwie”, „A gdzie były banki, kiedy udzielały kredytów i dlaczego tego nie kontrolowały. Jak mogły proponować kredyt na spłatę kredytu!”8 oraz Leszek Balcerowicz jako reprezentant represyjnego państwa. Poznał go w czasie wspomnianego protestu w 1991 roku pod Sejmem i opisał to spotkanie w zamieszczonej na stronie internetowej książce Lista Leppera9. Jak Lepper sam przyznał: „Wszystko, co się działo potem – ze mną i Samoobroną – w jakiejś mierze zawdzięczam zatem tej rozmowie sprzed 10 lat”10:

Do mrocznego gabinetu Balcerowicza wprowadził mnie jeden z jego licznych asy‑ stentów. Przedstawiłem się, podałem rękę, usiadłem i zacząłem mówić to, co zapla‑ nowałem. [...] Nie sądzę, abym mówił coś, czego ówczesny wicepremier nie wiedział, ale muszę przyznać, że nie spuszczał ze mnie wzroku, często zachęcając do mówienia. [...] W jego oczach zauważyłem błysk... Może nie szaleństwa, ale pewnego rozedrga‑ nia psychicznego. Wzrok człowieka zdeterminowanego: zaciśnięte usta, nerwowe ruchy rąk. [...] Spojrzałem na zegarek: z półgodzinnego spotkania zrobiło się ponaddwugo‑ dzinne. Gdy już powiedziałem wszystko co zaplanowałem, a nawet trochę więcej wy‑ raźnie wyczerpany psychicznie Balcerowicz powiedział cicho: – Proszę pana, żeby nie jeździł pan po Polsce i nie opowiadał ludziom tych bzdur. [...] Wychodząc z gabinetu, w którym zdążyło się pojawić kilka promieni słonecz‑ nych, głośno i wyraźnie postanowiłem, że właśnie będę jeździł po kraju i mówił lu‑ dziom to, co na Balcerowiczu zrobiło wrażenie. Obiecałem sobie jeszcze jedno: że muszę doczekać czasów, w których będę mógł Balcerowicza postawić pod sądem i słu‑ chać, jak tłumaczy się ze swoich niegodziwości wobec Polski11.

Teksty w „Gazecie Wyborczej” z lat 1991–1993, w których pojawia się Andrzej Lepper, pokazują go jako zadłużonego rolnika, który „z rebelii dłużników uczy‑ nił świętą wojnę skrzywdzonych”12, a jednocześnie trybuna ludowego, który potrafi za sobą pociągnąć tłumy niezadowolonych. Niebezpiecznego i w gruncie rzeczy – bezideowego, radykała, który populistycznymi hasłami anarchizuje państwo, orga‑ nizując blokady i protesty w imieniu niewielkiej grupy zadłużonych rolników, nie

8 Por.: K. Naszkowska, Orły same się obronią, „Gazeta Wyborcza” nr 116, 18 maja 1992, s. 12; Okupa- cja parteru aż do skutku, „Gazeta Wyborcza” nr 89, 14 kwietnia 1992, s. 5. 9 Książka ukazała się na rynku w 2002 roku nakładem wydawnictwa Kamea. Jest także dostępna na stronie internetowej Samoobrony: http://www.samoobrona.org.pl/. Szczegółowo omówił ją Sergiusz Kowalski w artykule Ja, Lepper, „Gazeta Wyborcza” nr 230, 2 października 2002, s. 14. 10 http://www.samoobrona.org.pl/.Publikacje/Listaleppera/ (czas dostępu 25 stycznia 2010). 11 Tamże. Warto dodać, że ghostwriterem Leppera jest Przemysław Ćwikliński, zastępca redaktora naczelnego tygodnika „Nie”, ten sam, który wspólnie z Witoldem Beresiem napisał książkę Kwach – za‑ piski sztabowe za Danutę Waniek i biografię znanego detektywa Krzysztofa Rutkowskiego. Za Leppera Ćwilkiński napisał Czas barbarzyńców. W wywiadzie udzielonym „Newsweekowi” wspomina: „Z wo‑ dzem spotkałem się ledwie kilka razy. W efekcie powstała książka, której nie chciało mi się przeczytać. Myślę, że Lepper też tego nie zrobił” (S. Czubkowska, V. Ozminkowski, Uwierz w ducha, „Newsweek”, 21 października 2007, s. 90). 12 J. Jachowicz, Lepperiada..., s. 3.

158 pozwalając w ten sposób na spokojne przeprowadzanie koniecznych po 1989 roku rynkowych reform gospodarczych. Mimo jednak pewnej „dokuczliwości” Andrzeja Leppera, który już wówczas sprawiał rządzącym niemało kłopotów, nie traktowa‑ no jego populizmu jako poważnego zagrożenia dla rodzącej się polskiej demokra‑ cji, a raczej jako swojego rodzaju wybryk na polskiej scenie politycznej i natural‑ ny koloryt polskiej transformacji, której skutki najdotkliwiej odczuwali najubożsi. W tekstach opisujących działania Leppera w tamtym czasie najczęściej można zna‑ leźć elementy ironii (zamierzonej) lub groteski (często niezamierzonej). Wszyst‑ kie zorganizowane przez Leppera protesty i blokady były zauważane i drobiazgowo przez „Gazetę Wyborczą” odnotowywane, a tytuły – Sztucer w dłoniach, Z kosami na szosy, Siła chłopów i siły wyższe, Bataliony Chłopskie Samoobrony – nawiązywały do chłopskich rebelii13. W ten sposób w społecznym odbiorze umacniała się polityczna rola konstytuu‑ jącej się dopiero Samoobrony (W 1992 roku zarejestrowany został Związek Zawo‑ dowy Rolnictwa „Samoobrona”, a krótko potem partia polityczna, najpierw wystę‑ pująca pod nazwą Przymierze „Samoobrona”, następnie Samoobrona), a Andrzej Lepper konsekwentnie przypominał o chłopskiej sile. Powołał nawet specjalne gru‑ py rolników, którzy mieli bronić innych rolników przed komornikami i nazywał je Batalionami Chłopskimi. Kilka jego wypowiedzi z tamtego czasu:

– Występujemy legalnie do sądu o odtworzenie Batalionów Chłopskich – tzw. grup Sokoła. Będziemy wzmacniać tężyznę fizyczną, rozwijać patriotyzm i szkolić nasze oddziały militarne. Nie chcemy wojny, ale mamy państwo bezprawia, więc z urzęda‑ mi państwowymi – komornikami, bankami, urzędami skarbowymi będziemy walczyć z bronią w ręku14. –Jesteśmy partią radykalną, otwartą dla wszystkich ludzi skrzywdzonych, którym do domów zagląda głód15. – Na razie opieramy się na ludziach pracy, ale zamierzamy wykorzystać w prote‑ stach olbrzymią rzeszę bezrobotnych, emerytów i rencistów16. – Dość ignorancji władzy, która zastrasza głodujących [...] nasze władze po prostu kradną. Ci ludzie, którzy dorobili się przez ostatnie trzy lata, niech udowodnią, skąd mają miliardowe majątki, skąd przyszły pierwsze pieniądze? Czy właśnie nie z kra‑ dzieży, czy właśnie nie z brania łapówek? Jeśli ktoś ma miliard, dwa, czy dziesięć, to naprawdę z legalnej pracy dorobić się tego nie mógł17.

13 Por.: Okupacja parteru aż do skutku..., s. 5; Wielkanoc w ministerstwie, „Gazeta Wyborcza” nr 90, 15 kwietnia 1992, s. 4; D. Pilot, Licytacja oświadczeń, „Gazeta Wyborcza” nr 97, 24 kwietnia 1992, s. 4; D. Pilot, Dobrowolnie stąd nie wyjdziemy, „Gazeta Wyborcza” nr 99, 27 kwietnia 1992, s. 4; K. Naszkowska, Bataliony Chłopskie „Samoobrony”, „Gazeta Wyborcza” nr 102, 30 kwietnia–1 maja 1992, s. 4; J. B. Lipszyc, Zwycięstwo Samoobrony, „Gazeta Wyborcza” nr 103, 2–3 maja 1992, s. 5; K. Naszkowska, Sejm to cyrk, rząd to teatr, „Gazeta Wyborcza” nr 114, 15 maja 1992, s. 4; K. Naszkowska, Sztucer w dłoniach, „Gazeta Wyborcza” nr 141, 16 czerwca 1992, s. 3; K. Naszkowska, Z kosami na szosy, „Gazeta Wyborcza” nr 146, 23 czerwca 1992, s. 2; A. Szczypiorski, Czyja jest Polska, „Gazeta Wyborcza” nr 160, 9 lipca 1992, s. 11; Dokuczymy władzy, „Gazeta Wyborcza” nr 196, 21 sierpnia 1992, s. 3; M. Papuzińska, W. Mazowiecki, Protest pluralistycznego kosza związkowego, „Gazeta Wyborcza” nr 207, 3 września 1992, s. 3; K. Nasz‑ kowska, Siła chłopów i siły wyższe, „Gazeta Wyborcza” nr 289, 9 grudnia 1992, s. 2; K. Naszkowska, Orły same się obronią, „Gazeta Wyborcza” nr 116, 18 maja 1992, s. 12. 14 K. Naszkowska, Bataliony Chłopskie „Samoobrony”..., s. 4. 15 K. Naszkowska, Sztucer w dłoniach..., s. 3. 16 Dokuczymy władzy..., s. 3. 17 M. Papuzińska, W. Mazowiecki, Protest pluralistycznego kosza związkowego..., s. 3.

159 Lepper powtarzał hasła o korupcji władzy, lekceważeniu chłopów i robotników, rozkradaniu – najpierw polskiej ziemi – a później całego polskiego majątku i wy‑ przedawaniu go Niemcom, mówił o głodujących w małych miasteczkach i wsiach Polakach – emerytach i rencistach, bezrobotnych, rolnikach. Domagał się odejścia każdej kolejnej władzy, a w szczególności ministrów rolnictwa. Rządzących i posłów nazywał zdrajcami, złodziejami i głupcami. Prostym wyjściem, jako że działania Leppera się radykalizowały, zarówno dzien‑ nikarzom „Gazety Wyborczej”, jak i ówczesnej władzy wydawała się delegalizacja Samoobrony z powodu toczących się przeciw związkowi zawodowemu „Samoobro‑ na” spraw karnych: między innymi dotyczących okupacji budynków administracji państwowej i blokad dróg publicznych, uniemożliwiania wykonywania prawnych czynności służbowych urzędnikom państwowym, stosowania szantażu i zastrasza‑ nia wobec urzędników bankowych i sądowych, zaboru mienia prywatnego18. Na uwagę zasługują w tym czasie trzy teksty z „Gazety Wyborczej” – Dwa Kry‑ styny Naszkowskiej, która od początku zajmowała się tematyką rolniczych protestów i Samoobrony oraz rozmowa Jacka Żakowskiego z Andrzejem Lepperem. Tekst Orły same się obronią oddaje generalny ton artykułów na temat Samoobrony i Andrzeja Leppera w tamtym czasie. To ironiczno­‑groteskowy opis połączony z brakiem wiary w możliwość politycznego sukcesu Leppera połączony z racjonalną diagnozą sytu‑ acji społecznej. Jak zauważa Naszkowska – po pierwsze – zadłużonych rolników jest niewielu, a protestują w imieniu wszystkich: według cytowanych bankowych danych rolników, którzy nie byli w stanie wówczas spłacać w terminie odsetek, było około dwudziestu tysięcy, co stanowiło 0,89 proc. gospodarstw rolnych19. Po drugie – reformy są konieczne, niestety polska popegeerowska wieś nie potrafi ich zrozu‑ mieć (nie słychać było wówczas głosów na temat braku programów dla ludzi zwal‑ nianych z PGR­‑ów). W tekście tym Lepper tłumaczy także nazwę partii: „Nazwę wzięliśmy od francuskich rolników [...]. Użyli jej w Tuluzie w 1958 r. Bronili się wtedy przed niszczącą ich konkurencją żywności z Niemiec. Podobnie zła sytuacja jak dziś, była na wsi polskiej w latach 30., w czasach kryzysu. Po wsiach chodzili komornicy i wystawiali na licytację chłopskie gospodarstwa”20. Jako marzenie lu‑ dzi pozbawionych nadziei, ale i rozeznania w społeczno­‑politycznej sytuacji Polski opisywany był pomysł, by – już wówczas, w 1992 roku – Lepper został premierem: „Te grupy antyegzekucyjne są potrzebne, żeby władza zrozumiała, że nie ma moral‑ nego prawa niszczyć rolników. Żeby nas jak palantów nie traktowano. Żaden inny związek poza «Samoobroną» nie potrafi naprawdę walczyć o swoich ludzi. Tylko podpisują papierki i nic z tego nie wynika. – Najlepiej – dodają – żeby Lepper został premierem”21. Autorka jednak wsłuchuje się w głos rolników: tych, którzy Leppero‑ wi sprzyjają oraz tych, którzy nazywają go awanturnikiem. Dzięki temu była w sta‑ nie napisać w „Wyborczej” jedną z pierwszych trafnych diagnoz społecznych, w któ‑ rej analizuje źródła niezadowolenia, rozgoryczenia i rodzącego się buntu polskiej wsi po transformacji 1989 roku oraz trafiający w te nastroje radykalny głos Andrzeja Leppera – (Nowy Szela)22.

18 Prokurator o Samoobronie, „Gazeta Wyborcza” nr 194, 19 sierpnia 1992, s. 2. 19 K. Naszkowska, Orły same się obronią..., s. 12. 20 Tamże. 21 Tamże. 22 K. Naszkowska, Nowy Szela..., s. 15.

160 Jacek Żakowski w rozmowie przeprowadzonej w 1993 roku, po doświadczeniach blokad dróg, przed wyborami parlamentarnymi 1993 roku, pyta na samym początku wywiadu: „O co Panu chodzi?”23. Przegrywa jednak w zderzeniu z populizmem przywódcy Samoobrony: „Mnie i całej «Samoobronie» chodzi o to, żebyśmy za jakiś czas mogli jeszcze mieszkać w Polsce, a nie w kraju, który zostanie rozprzedany za bezcen obcokrajowcom”24. W taki sposób przebiega cała rozmowa – na linii ściera‑ nia się racjonalnych argumentów Żakowskiego na rzecz reform w Polsce i populi‑ stycznych odpowiedzi Leppera, przedstawiającego siebie jako głos pokrzywdzonych. Na koniec, wydaje się, aby pokazać populizm Leppera, Żakowski pyta, co zrobił‑ by Andrzej Lepper, gdyby po wyborach został premierem:

– Ja o tym nawet nie marzę, ale odpowiem. Po pierwsze, stop dla ekspertów i dorad‑ ców zachodnich. Dać im najwyżej dzień na opuszczenie Polski. Mamy w Polsce dość mądrych ludzi. Po drugie, stop dla dyktatu Banku Światowego i Funduszu Walutowe‑ go. Oczywiście rozmawiać z nimi, bo długi trzeba spłacać, ale my pewne podstawy do rozmów mamy. Przez poprzednie 45 lat Polska wzięła na Zachodzie 48 mld dolarów kredytu, 55 zostało spłacone i 50 nadal mamy. Dalej embargo wprowadzone w 1981 r. uderzyło w Polaków jako naród. Nie w ekipę Jaruzelskiego. Trzecia sprawa to kwestie socjalne. Zasiłki, emerytury nie mogą być mniejsze niż minimum socjalne. I można tu dorzucić czwartą kwestię – trzeba się przyjrzeć odtworzeniu miejsc pracy. I jeszcze – skończyć z tą złodziejską prywatyzacją. – Pan wie, że tak się zaczynały wielkie gospodarcze katastrofy w Trzecim Świecie? – Pan pytał, co ja zrobię. Niech się po tym wszystkim dzieje, co chce. Ja uważam, że to jest słuszne25.

W ówczesnym czasie media, nie tylko „Gazeta Wyborcza”, z upodobaniem cy‑ towały najbardziej radykalne wypowiedzi Leppera, jak na przykład tę o skinach: „W Polsce prowadzi się antypolską politykę. Dlatego popieram skinów. To war‑ tościowi chłopcy, ten Tejkowski trochę ich źle prowadzi. Może sam jest agentem? Uważam, że trzeba skinów dobrze wykorzystać. Polskość musi zwyciężyć, a nie mniejszość”26. Zebrane w reportażu Jacka Hugo­‑Badera Lepperiada (to częste i bar‑ dzo chętnie przez „Gazetę Wyborczą” stosowane określenie dotyczące wszelkich wydarzeń związanych z Lepperem), budowały wizerunek przewodniczącego Samo‑ obrony jako uosobienie najgorszych cech: warcholstwa, człowieka nieodpowiedzial‑ nego, pozbawionego skrupułów i wykorzystującego dla społecznego poklasku gniew ludzi, którzy w nowej potransformacyjnej rzeczywistości sobie nie poradzili27. Lepper konsekwentnie w tym czasie prowokował rządzących organizowaniem spektakularnych protestów, jak ten pod Sejmem z 19 lutego 1993 roku, kiedy rolnicy postawili na sztorc 19 dużych kos i jedną małą – jako „damska” była przeznaczo‑ na dla premier Hanny Suchockiej28. W tym czasie Lepper wyrastał już nie tylko na obrońcę rolników, ale także wszystkich pokrzywdzonych przez nowy system. Poja‑

23 J. Żakowski, Nie chcemy dużo: jakieś 60 bilionów, „Gazeta Wyborcza” nr 193, 19 sierpnia 1993, s. 10. 24 Tamże. 25 Tamże. Warto także zwrócić uwagę, że w wywiadzie tym Lepper powiedział w końcu, jaki jest jego dług. Przyznał, że miał wówczas 250 milionów kredytu i miliard odsetek (według ówczesnych cen, przed denominacją złotówki, która nastąpiła w 1995 roku). 26 M. Dębicki, R. Szpindor, Samoobronna paranoja, „Gazeta Wyborcza” nr 77, 1 kwietnia 1993, s. 2. 27 J. Hugo‑Bader­ , Lepperiada, „Gazeta Wyborcza” nr 16, 20 stycznia 1993, s. 10. 28 Krzyki, kosy i petycja, „Gazeta Wyborcza” nr 43, 20–21 lutego 1993, s. 3.

161 wiał się wszędzie tam, gdzie trwały protesty lub gdzie komornicy próbowali egze‑ kwować sądowe wyroki. „Gazeta Wyborcza” opisywała, jak Lepper uniemożliwił sprzedaż PGR w Główczycach29, „bój pod Sejmem”, kiedy to ponad tysiąc mani‑ festantów „Samoobrony” pojawiło się ze sztandarami, transparentami „Polska dla Polaków” i „Nie będziemy żerowiskiem dla żadnej partii” i jajkami, kośćmi z reszt‑ kami surowego mięsa stoczyło regularną bitwę z policją (kilkadziesiąt osób, w tym Andrzeja Leppera, zatrzymano)30, czy też „młóckę pod Urzędem Rady Ministrów”, kiedy to kilka tysięcy rolników z „Solidarności” Rolników Indywidualnych, Kółek Rolniczych i Samoobrony demonstrowało w Warszawie przed siedzibą rządu: roz‑ rzucili kilkanaście worków ze słomą, które miały symbolizować biedę na wsi i roz‑ poczęli młóckę sękatymi kijami31. Wreszcie – wywózkę burmistrza Praszki Włodzi‑ mierza Skoczka na taczce (co stało się swoistą specjalnością Samoobrony w walce z urzędnikami), ponieważ nie chciał podpisać podłożonej mu rezygnacji z funkcji32. W tekście z 14 sierpnia 1993 roku, a zatem przed wyborami parlamentarnymi, tak‑ że zatytułowanym Lepperiada, można znaleźć „małą historię Samoobrony” według „Gazety Wyborczej”. Krótkie kalendarium działań partii w tamtym czasie to: dwu‑ tygodniowa głodówka pod Sejmem w listopadzie 1991 roku, trzytygodniowa oku‑ pacja ministerstwa rolnictwa w kwietniu 1992 roku, zakończona porozumieniem z prezydentem, okupacja ministerstwa rolnictwa 10 grudnia 1992 roku, powstanie grup antyegzekucyjnych w marcu 1992 roku – na pierwszym zjeździe Samoobrony, blokady w całym kraju w czerwcu 1992 roku, w lipcu 1992 roku tak zwany marsz gwiaździsty na Warszawę, marsz na Sejm, URM i Belweder dwustuosobowej grupy z kosami na sztorc w lutym 1993 roku, manifestacja 2 kwietnia 1993 roku pod Sej‑ mem, gdzie wkopano duży drewniany krzyż, protest na drodze Poznań – Wrocław 18 maja 1993 roku przeciw egzekucji długów członków Samoobrony, manifestacja organizacji rolniczych pod URM 26 maja 1993 roku – manifestanci wyspali słomę z worków33. Do tej listy trzeba dodać jeszcze wylanie gnojówki przed siedzibą SdRP w Warszawie i to, że protesty zadłużonych rolników odbywały się pod hasłem: „Nie rzucim ziemi, skąd nasz dług”. Reakcja publicystów i komentatorów „Gazety Wyborczej” na wcześniejsze wyda‑ rzenia – blokady dróg 1992 roku – oraz manifestacje i protesty Samoobrony w roku 1993 była jednoznaczna: Jerzy Sławomir Mac pisał o szalejących w Polsce „wata‑ hach Leppera” i bezradnej wobec nich policji i przerażającej bezsilności państwa34, Teresa Bogucka o wyborach 1993 roku skąpanych w demagogii i chamstwie oraz te‑ lewizji, na okrągło pokazującej A. Leppera, radykalnych przedstawicieli „Solidarno‑ ści”, KPN­‑owców i innych demagogów, którzy proponują proste diagnozy skompli‑ kowanej polskiej rzeczywistości35. Adam Michnik przestrzegał przed głosowaniem na Samoobronę Andrzeja Leppera i Partię X Stanisława Tymińskiego:

29 P. Lipski, Głodujący wciąż czekają, Lepper blokuje przetarg, „Gazeta Wyborcza” nr 64, 17 marca 1993, s. 2. 30 Lepperiada pod Sejmem, „Gazeta Wyborcza” nr 79, 3­–4 kwietnia1993, s. 1. 31 M. Dzierżyńska, D. Bartoszewicz, Młócka pod URM­‍em, „Gazeta Stołeczna” nr 122, 27 maja 1993, s. 1. 32 Por.: Burmistrz na taczce, „Gazeta Wyborcza” nr 181, 5 sierpnia 1993, s. 2; T. Kucharski, Taczka z Praszki, „Gazeta Wyborcza” nr 180, 4 sierpnia 1993, s. 2. 33 J. Jachowicz, Lepperiada..., s. 3 34 J.S. Mac, Gumowy instrument, „Gazeta Wyborcza” nr 180, 1–2 sierpnia 1992, s. 12. 35 T. Bogucka, Bezbronni wobec demagogii, „Gazeta Wyborcza” nr 143, 22 czerwca 1993, s. 12.

162 Naiwność pozwala głosować na politycznych szarlatanów, którzy obiecują błyska‑ wiczną likwidację bezrobocia, wielomilionowe renty i emerytury, i inne gruszki na wierzbie. Gniew dyktuje głosowanie na przekór – na egzotyczne programy i takich kandydatów, których sam wyborca nie szanuje i nie traktuje poważnie. Słowem: prze‑ strzegam przed głosowaniem „Na Cud” i przed głosowaniem „Na Złość”. Proponuję – głosujmy na własny rozum36.

Lepper do wyborów parlamentarnych 1993 roku szedł z hasłem: „Może, a więc musi być lepiej” i ideą politycznej trzeciej drogi, którą w 2001 roku zamienił w profe‑ sjonalny program wyborczy. Na konferencjach prasowych zapowiadał – „nie pójdzie‑ my ani z lewicą, ani z prawicą”37. W 1993 roku do Sejmu weszło sześć ugrupowań: Sojusz Lewicy Demokratycznej – 20,41 proc. głosów, PSL – 15,4, Unia Demokratycz‑ na – 10,59, Unia Pracy – 7,28, KPN – 5,77 i BBWR – 5,41, a także przedstawiciele mniejszości narodowych. Samoobrona uzyskała 2,78 proc. głosów, a Partia X – 2,74. Wynik Samoobrony zatem nie był imponujący, biorąc jednak pod uwagę to, że Kon‑ gres Liberalno­‑Demokratyczny uzyskał w tych wyborach 3,99 proc., a Porozumienie Centrum – 4,4238, Samoobrona w 1993 roku wcale nie była najbardziej marginalną partią, choć starano się w mediach nadać jej taki właśnie wizerunek. Na pewno jed‑ nak Lepper był już wtedy postacią na polskiej scenie politycznej niezwykle popular‑ ną i dla wyborców rozpoznawalną. Już wówczas pojawiały się głosy, że popularność Leppera zbudowały media, z upodobaniem prezentujące wszystkie jego konferen‑ cje prasowe, protesty, radykalne wypowiedzi i zachowania. Janusz Bryczkowski (szef kampanii wyborczej Samoobrony w 1993 roku, później w głębokim konflikcie z Lep‑ perem) stwierdził nawet, że gdyby nie dziennikarze, Andrzeja Leppera by nie było:

Wszystkie dobre numery „Samoobrony” były moje. Zlot gwiaździsty, numer z cyster‑ ną, w której gówno było, nie benzyna, a nawet lont, to było moje sznurowadło. Ale to wyście, dziennikarze, go wykreowali. Tego chłopa, co to w gumiakach prosto z pola, z łanu pegeerowskiego wylazł i biedaczysko uwierzył w swoją wielkość. Wyście zrobili mu wielką krzywdę. Należało zabić go śmiechem i by go nie było [...] To wy wymy‑ śliliście mu ideologię, jakiś lepperyzm, a to były cztery traktory na drodze [...] to jaja zwykłe były. Zawsze mówiłem Lepperowi: niech dziennikarze piszą sobie, co chcą, byle nazwiska nie przekręcali [...]39.

Wypowiedź Bryczkowskiego można by złożyć na karb jego konfliktu z Leppe‑ rem, gdyby nie to, że w 1999 roku, kiedy Lepperowi udało się skutecznie zablokować cały kraj, przewodniczący Samoobrony opowiadał Jarosławowi Kurskiemu: „Gdy‑ śmy robili zjazd gwiaździsty na Warszawę, było nas tylko 400 osób, a Warszawa była kompletnie zablokowana. Użyto helikopterów, armatek wodnych, a ja siedziałem z policją i jadłem grochówkę. I dziennikarze to właśnie chwycili. Zresztą ich też zaprosiłem na zupę, żeby się nie szwendali i nie sprawdzali, ile nas naprawdę jest. Opowiadałem, że po lasach wokół Warszawy stoją dziesiątki grup. I oni to kupili, niczego nie sprawdzając. Potem czytam: 72 rolnicze kolumny jadą na stolicę!”40.

36 A. Michnik, Na mój rozum, „Gazeta Wyborcza” nr 218, 17 września 1993, str. 1. 37 K. Naszkowska, Samoobrona wyborcza, „Gazeta Wyborcza” nr 132, 8 czerwca 1993, s. 2. 38 Gdzie partii sześć..., „Gazeta Wyborcza” nr 223, 23 września 1993, s. 1. 39 J. Hugo­‑Bader, Trzecie wcielenie Bryczkowskiego Janusza, „Gazeta Wyborcza” nr 7, 10 stycznia 1994, s. 5. 40 Jarosław Kurski, Dziś zbieram żniwo, „Gazeta Wyborcza” nr 227, 28 września 2001, s. 4.

163 Informację o 72 kolumnach, które w 1992 roku „z całego kraju dotarły do przed‑ mieść Warszawy”41 można znaleźć właśnie w „Gazecie Wyborczej”. Winę w zakresie przysparzania popularności Lepperowi przypisano także „Ga‑ zecie Wyborczej”, jednym z powodów był reportaż z jego pobytu w więzieniu w Czarnem, gdzie odsiadywał wyrok za pobicie Antoniego Chodorowskiego, komi‑ sarycznego zarządcy zadłużonego gospodarstwa Ryszarda Jezierskiego w Kobylni‑ cy koło Słupska. Chodorowski, próbując wyegzekwować sądowy wyrok, nakazujący licytację gospodarstwa i spłatę wierzycieli, został przez Leppera i innych członków Samoobrony publicznie pobity i ostrzyżony. Zajściem w Kobylnicy emocjonowały się wszystkie media. W „Gazecie Wybor‑ czej” pojawił się cykl tekstów z Kobylnicy opisujących pobicie Chodorowskiego i aresztowanie Andrzeja Leppera42. W komentarzu Ernest Skalski napisał: „Nie tyl‑ ko Antoni Chodorowski został pobity i poniżony publicznie przez bandytów z Sa‑ moobrony. W goły tyłek dostała baty Rzeczpospolita Polska, proklamowana skąd‑ inąd jako państwo prawa”43. Obity tyłek zarządcy zrobił zresztą medialną karierę – zdjęcie było pokazywane nawet w czasie wystawy Polskiej Fotografii Prasowej w 1995 roku44. Kiedy Lepper za pobicie Chodorowskiego został czasowo aresztowany i osadzo‑ ny w więzieniu w Czarnem, wybrał się do niego Jacek Hugo Bader, aby opisać jeden dzień z życia więźnia: od porannej toalety i modlitw, po wieczorną toaletę i modli‑ twę; trzeba dodać – ulubioną modlitwę Andrzeja Leppera do św. Bernadetty. Z jed‑ nej strony mamy zatem w „Gazecie Wyborczej” zdecydowane komentarze na temat Andrzeja Leppera, jak ten przytoczony wyżej Ernesta Skalskiego, jednoznaczne opinie sytuujące go w gronie politycznych warchołów czy też cykle tekstów drobiaz‑ gowo wyliczające prokuratorskie oskarżenia wobec przywódcy Samoobrony. Z dru‑ giej – reportaż pokazujący Leppera w kontekście poppolityki: przywódca sporej gru‑ py niezadowolonych, osadzony w więzieniu za pobicie w goły tyłek komisarycznego zarządcy, występujący dodatkowo w roli ofiary konkurentów z Samoobrony, którzy w tym czasie próbują przejąć jego partię (kiedy Lepper siedział w więzieniu, Janusz Bryczkowski zwołał w Pałacu Kultury w Warszawie związkowy zjazd, który miał odsunąć Leppera od władzy w Samoobronie). Reportaż zatytułowany Modlitwa Świętej Bernadetty (trzeba zaznaczyć – zna‑ komicie napisany przez jednego z mistrzów reportażu w „Wyborczej” Jacka Hugo­ ‍‑Badera) stał się powodem do opinii o wykreowaniu politycznej gwiazdy Leppera właśnie przez „Gazetę Wyborczą”: – Kilka razy chciał pan, żebym zrobił z panem wywiad, zawsze odmawiałem. Ale te‑ raz jest pan dla mnie gość – zaznaczam.

41 Por.: J. Jachowicz, Lepperiada..., s. 3; M. Zagalewski, Kariera Leppera, „Gazeta Wyborcza” nr 189, 16 sierpnia 1994, s. 2. 42 Por.: M. Zaglewski, Lepperowcy pobili dzierżawcę, „Gazeta Wyborcza” nr 177, 1 sierpnia 1994, s. 2; A. Rędzińska, E. Skalski, Zbójcy Leppera, „Gazeta Wyborcza” nr 184, 9 sierpnia 1994, s. 4; Lepper w śledztwie, „Gazeta Wyborcza” nr 185, 10 sierpnia 1994, s. 2; M. Zaglewski, J. Rakowiecki, Kariera Lep- pera, „Gazeta Wyborcza” nr 189, 16 sierpnia 1994, s. 2; R. Dębski, C. Łazarewicz, Lepper siedzi, traktor stoi, „Gazeta Wyborcza” nr 196, 24 sierpnia 1994, s. 2; W obronie Leppera, „Gazeta Wyborcza” nr 198, 26 sierpnia 1994, s. 2. 43 E. Skalski, Zbójcy Leppera..., s. 4. 44 K. Miller, Wychłostana pupa, „Gazeta Wyborcza” nr 147, 27 czerwca 1995, s. 3.

164 – Dlaczego? – Bo siedzi pan w pierdlu. [...] 07:00. Pobudka. „Pomnij, o Najdobrotliwsza Panno Mario, że nigdy nie słyszano, abyś opuściła tego, kto się do Ciebie ucieka, Twojej pomocy wzywa, Ciebie o przyczynę prosi. Tą ufnością ożywiony do Ciebie, o Panno nad pannami i Matko, biegnę, do Ciebie przy‑ chodzę, przed Tobą jako grzesznik płaczący staję”. Od dziecka jest to ulubiona modlitwa Andrzeja Leppera Modlitwa św. Bernadetty. Odmawia ją rano i wieczorem. W dzień też, a czasem różaniec. Z kieszeni dresu wyj‑ muje brudną chustkę, potem drewniany różaniec. – Zawsze go mam przy sobie, od szóstego roku życia jak zostałem ministrantem. [...] 08:00. Siada do dziennika. Dzisiaj pisze o tym, że w piątek dostał przedłużenie aresztu o kolejne dwa miesiące. Zaprzecza, ale widzę, że go to dobiło. Potem czyta „Historię Polski”, tom IV pod redakcją Tadeusza Jędruszczaka. Dzi‑ siaj czyta o reformach Grabskiego. [...] – A mówią o panu, że pan ani jednej książki w życiu nie przeczytał. – No wie pan, kończąc szkołę średnią coś musiałem przeczytać. Czytam książki o polityce, gospodarce i historii. Myślę, że człowiek, który przez całe życie trzyma tylko widły w ręku, a jeszcze po pracy zagląda do kielicha, nie zrobiłby tak wiele, nie stworzyłby takiego Związku. – No właśnie. Mówi się, że doi pan jak smok. – Nikt nigdy mnie nie widział pijanego. Kim są ci ludzie, którzy tak o mnie mó‑ wią? Ja wygrywałem w swojej gminie i w województwie olimpiady wiedzy rolniczej i olimpiady młodych producentów. Byłem na tych olimpiadach w czołówce krajowej. [...] 09:30. Przez półtorej godziny Andrzej Lepper ćwiczy. Kiedyś uprawiał zapasy i boks. Umie więc ćwiczyć. Robi osiem rund po dziesięć minut. Runda to pięć minut biegu w miejscu i pięć minut gimnastyki. [...] 18:00. Kolacja: chleb, kawa, masło, kiełbasa jarmarczna, pomidor. Inni dostali margarynę zamiast masła i jabłko zamiast pomidora. 18:30. Przez pół godziny ogląda lokalną telewizję Szczecin. 19:00. Toaleta. 19:30. Dziennik: Papież w Chorwacji, nowy kandydat na komendanta policji, pre‑ mier chce przyspieszać prywatyzację. Andrzej Lepper jest wkurzony, podają różne pierdoły, że córka króla Maroka Hassana II wyszła za mąż, a o „Samoobronie” [...]. 20:00. Zaczął oglądać film „F/X” na „Jedynce”, ale jest wkurzony i trochę go ten film drażni, bierze się więc za reformy Grabskiego. Za Leppera poręczyli: „Solidarność ᾿80”, „Solidarność” RI, Kółka Rolnicze, sied‑ miu posłów, jeden senator, Krajowa Rada Mieszkańców, Związki Zagłębia Miedzio‑ wego, gen. Skalski, wójt z Lepperowej gminy i jego proboszcz. [...] 24:00. Wyłącza telewizor. „Pomnij, o najdobrotliwsza Panno Mario [...]”45.

45 J. Hugo­‑Bader, Modlitwa Świętej Bernadetty, „Gazeta Wyborcza” nr 212, 12 września 1994, s. 12.

165 3.2. My i oni – dychotomiczny świat Andrzeja Leppera (1995–2001)

W tymczasowym areszcie Andrzej Lepper przesiedział niecałe dwa miesiące. W obro‑ nie przewodniczącego Samoobrony protestował zarząd Krajowego Związku Rol‑ ników i Organizacji Rolniczych, rolnicza „Solidarność” i oczywiście Samoobrona (członkowie Samoobrony zebrali się w Zielnowie, rodzinnej miejscowości Leppera i stamtąd wyruszyli na słupską prokuraturę), poręczyli za niego posłowie. Z chuli‑ gańskiego pobicia udało się Lepperowi zrobić sprawę polityczną. Po wyjściu z wię‑ zienia Lepper do swojego wizerunku obrońcy wszystkich uciśnionych dodał jesz‑ cze obraz ofiary prześladowanej przez władzę. Nauczył się, że bez udziału me‑ diów nie dotrze do opinii publicznej z żadnym przekazem. Nie obłaskawiał jednak dziennikarzy, ale prowokował swoimi wypowiedziami i strategią radykalnych dzia‑ łań – zgodnie z zaleceniami cytowanego wyżej J. Bryczkowskiego, że „jeśli ktoś ma ambicje polityczne, nie może tylko nudnie ględzić. Musi się coś wokół niego dziać, trzeba się lansować, wykręcać numery”46. Od 1994 roku Andrzej Lepper „wykręcał numery i lansował się” coraz skuteczniej. Zawsze towarzyszyli mu dziennikarze „Gazety Wyborczej”. Niemal z każdego spotkania, konferencji prasowej czy akcji Leppera można było ułożyć zgrabny, zabawny artykuł lub wzbudzić oburzenie, a nawet strach przed głoszonymi przez Leppera hasłami, napisać prześmiewczy reportaż lub zupełnie odwrotnie – bardzo poważny, z elementami przestrogi przed populizmem i polityczną demagogią. Andrzej Lepper i Samoobrona byli wów‑ czas – można użyć sformułowania – wdzięcznym medialnym materiałem. Zawsze można było coś „ulepić” – jeśli nie na czołówkę, jak z protestu w Ursusie w 1994 roku, to chociaż artykuł na trzecią stronę – zabawną dykteryjkę ze zdjęciem. Jako przykład może posłużyć (napisany jeszcze przed uwięzieniem Leppera) reportaż Lepper odbija PGR­‍y, który bardziej przypomina kliniczny opis ludzi z psychicz‑ nymi problemami aniżeli obraz skomplikowanej sytuacji społecznej na polskiej wsi po 1989 roku. To opis interwencji Leppera w PGR Montowo (gdzie doszło do przetargu, ale rolnicy nie chcieli się zgodzić na sprzedaż pegeerowskiego majątku, gdyż sami ten przetarg przegrali) oraz Gwiździny, gdzie Samoobrona do przetargu w ogóle nie dopuściła:

[...] Lepper do przewodniczącego: – Musimy dostać na piśmie, że ten przetarg się nie odbędzie. Do tego czasu nikt stąd nie wyjdzie. Nie będzie dalszego niszczenia gospodarstw. Coraz więcej chaotycznych głosów. Jakaś kobieta odczytuje, napisany przez zmar‑ łego na białaczkę syna, wiersz o chłopie Grzesiu i jego złym panu. – Przepędzimy panów! – Jesteśmy tu w imieniu ludzi biednych, głodnych, dzieci nagich... Zastępca Leppera Edward Wysocki prosi o konkretne wnioski. – Ja apeluję do całego narodu, żeby nie było biednych! To jest zdrada! – Gorzej! Zeszmacenie. Młodzi weszli na stanowiska i nas chcą zeszmacić! – To zbójeckie czasy i rządy.

46 J. Hugo­‑Bader, Trzecie wcielenie Bryczkowskiego Janusza..., s. 5.

166 [...] – Prezydent Wałęsa powiedział, żeby brać sprawy w swoje ręce i my to robi‑ my!!! Sala bije brawo. Znowu chaotyczne krzyki. – Polska ginie! – Górnik zastrajkował, milion trzysta dostał, a my co? – Nie będziecie sprzedawać tego, co my przez 40 lat zarobiliśmy! – Łeb urwiem, jak będzie trzeba! Członkowie „Samoobrony” z całej Polski. O rozkradaniu majątku narodowego. Że dyrektorzy z Agencji jeżdżą luksusowymi samochodami, a dzieci rolników chodzą „z gilunami do pasa”47.

Reportaż, napisany w konwencji teatru absurdu, pokazuje pegeerowskich rol‑ ników jako ludzi agresywnych, którzy w XX wieku chcą „bić panów”, i „łby im urywać”, nierespektujących prawa, nie potrafiących nic sensownego powiedzieć ani zrobić – dlatego Lepperowi tak łatwo nimi manipulować. Można mieć wątpliwości, czy rzeczywiście taki właśnie był obraz pegeerowskiej wsi początku lat 90., łatwo jednak w ekstremalnej sytuacji takie wypowiedzi dobrać. Kolejna akcja Leppera, obliczona na medialny efekt, przyniosła oczekiwane skutki: Lepper stawał się co‑ raz poważniejszym politycznym partnerem wielu grup. „Gazeta Wyborcza” stała raczej na stanowisku konieczności konsekwentnego stosowania prawa wobec człon‑ ków Samoobrony i Leppera, politycy wahali się między delegalizacją Samoobrony, a cywilizowaniem Leppera poprzez traktowanie go jak równorzędnego partnera po‑ litycznego, reprezentującego rolników48. Bojąc się coraz bardziej gwałtownych pro‑ testów rolników i pracowników likwidowanych zakładów pracy, politycy SLD i PSL pojawiali się na zjazdach Samoobrony49. Po swojej stronie Leppera chciał mieć ów‑ czesny premier Waldemar Pawlak. W tamtym czasie wizerunek Andrzeja Leppera był jednoznaczny: był chłopskim trybunem, który w każdej chwili jest w stanie podpalić lont i wysadzić w powietrze władzę. Poszerzał krąg oddziaływania. Zagrożeni zwolnieniem z pracy w zamoj‑ skich zakładach mięsnych wezwali go na pomoc. Przybył i jako zakładnika wziął dyrektora zakładów50. Pojawił się w Ursusie w czasie strajków, obok szefa zakłado‑ wej „Solidarności” Zygmunta Wrzodaka, i przemawiał do robotników: „Przez 45 lat mówili nam, że to, co najlepsze, pochodzi z Moskwy, przez ostatnich pięć lat, że z Brukseli. A ja wam mówię, nie wierzcie w to. Sam mam w swoim gospodarstwie trzy ursusy i są bardzo dobre!”51. Lepper swój wizerunek budował na dychotomii „my­‑oni”. Była ona widoczna od początku jego politycznej kariery, uwypukliła się szczególnie w czasie wyborów prezydenckich 1995 roku. Andrzej Lepper poszedł do tych wyborów promując od początku ideę trzeciej politycznej drogi (jak mawiał: „Nie czas iść w prawo czy lewo, ale prosto”52) i hasłem: „Czy wygra prawica, czy lewica, to i tak wszystko Targowi‑ ca”. Władza zatem – niezależnie, czy reprezentowana przez partie prawicowe czy

47 P. Głuchowski, K. Naszkowska, Lepper odbija PGR­‍y, „Gazeta Wyborcza” nr 38, 15 lutego 1994, s. 5. 48 Takich tekstów z opiniami na temat, co zrobić z A. Lepperem, pojawiało się już wówczas w „Gaze‑ cie Wyborczej” bardzo dużo. Por.: Co zrobić z Lepperem, „Gazeta Wyborcza” nr 42 19­–20 lutego 1994, s. 3. 49 Por.: R. Zakrzewski, Śmietanko z „Samoobroną”, „Gazeta Wyborcza” nr 106, 9 maja 1995, s. 3. 50 Zakładnik Leppera, „Gazeta Wyborcza” nr 45, 22 lutego 1995, s. 3. 51 D. Sajnug, Traktor stoi, „Gazeta Stołeczna” nr 100, 28 kwietnia 1995, s. 3. 52 Proste ścieżki, „Gazeta Wyborcza” Kraków, 10 października 1995.

167 lewicowe – jest przeciwko ludowi. Władza – zarówno lewicowa, jak i solidarnoś‑ ciowa – to „oni”(Targowica). „My” – to Lepper i reprezentowany przez niego lud. Warto zwrócić uwagę, że „oni”, czyli władza, nie są traktowani przez Leppera jak rozmówcy Teresy Torańskiej w jednej z bardziej znanych jej książek, zatytułowa‑ nej właśnie Oni. Autorka zebrała w niej rozmowy przeprowadzane w latach 1981– 1984 z siedmioma działaczami komunistycznymi: Jakubem Bermanem, Edwardem Ochabem, Wiktorem Kłosiewiczem, Romanem Werflem, Leonem Chajnem, Ste‑ fanem Staszewskim i Julią Mincową, którzy zajmowali wysoką pozycję w partyjnej hierarchii – byli członkami Biura Politycznego, zasiadali w Komitecie Centralnym. W rozmowie z Torańską występują w roli wzywanych do rachunku sumienia53. To jednak przeciwnicy, z którymi się rozmawia, wysłuchuje ich racji, próbuje zrozu‑ mieć motywy postępowania, prowadzi zasadniczy spor etyczno­‑moralny o zasady i idee. „Oni” u Torańskiej to przedstawiciele komunistycznej władzy, siłą zaprowa‑ dzającej w Polsce sowiecką wersję socjalizmu, „my” – to zdecydowana większość polskiego społeczeństwa do tejże władzy odnosząca się z ogromną niechęcią. Ale jest u Torańskiej jeszcze inna koncepcja „onych”– wyrzuceni z partii komunistyczni działacze także radzieckich towarzyszy postrzegali jako swoich i obcych jednocześ‑ nie, jako sojuszników, ale i jako antagonistów, z którymi zgadzali się w kwestii za‑ sadniczej, że komunizm jest najlepszym z możliwych ustrojów politycznych, różnili się jednak co do sposobów sprawowania władzy: „Zawieszeni pomiędzy ONYMI w Moskwie i ONYMI – ideologicznymi przeciwnikami w Polsce, polscy komuni‑ ści znajdowali się pod presją jednych, jak i drugich [...]”54. O tym także z „onymi” Torańska rozmawia. Koncepcja „onych” u Michała Głowińskiego (którą wywodzi z dychotomii stosowanej w latach 2005–2007 przez PiS), to świat, gdzie nie ma part‑ nerów, nie ma osób i organizacji, z którymi się dyskutuje czy polemizuje: „jesteśmy MY, i to my dysponujemy wszystkim, co słuszne i dobre, po naszej stronie są wszel‑ kie racje i wszelkie wartości, no i są ONI, z którymi rozmawiać nie można, i nie warto, bo w istocie są wrogami”55. Ta koncepcja pasuje do dychotomii stosowanej przez Andrzeja Leppera i języka nienawiści, który jest jej skutkiem – jest to retoryka racji bezwzględnych, które zawsze są po naszej stronie, świat zaś jest czarno‑biały:­ „Nasze racje ogarniają wszystko, co uważamy za dobre, oni zaś są wszelkich racji pozbawieni [...]. O nich się mówi, ich oskarża, budzi do nich właśnie nienawiść, ale się do nich nie zwraca”56. Wybory prezydenckie 1995 roku nie były jeszcze przez Leppera przygotowa‑ ne w sposób profesjonalny, chociaż kandydat miał własne ulotki, hasło i wyborczy sztab. Styl kampanii wyborczej Leppera był obiektem medialnych kpin. Dworo‑ wano z jego materiałów reklamowych: „Jeśli połączyć wszystkie pozytywne cechy charakteru Kostki Napierskiego, Drzymały, Bartosza Głowackiego i Tadeusza Koś‑ ciuszki, a także upór Ślimaka, bohatera Placówki, to otrzymamy osobowość An‑ drzeja Leppera”57, „Znać go, to lubić go, darzyć szacunkiem. On jest taki wielki

53 K. Kersten, Kłopoty ze świadkami historii w: T. Torańska, Oni, Agencja Omnipress 1989, Warszawa 1989, wyd. I, s. 6. 54 Tamże, s. 11. 55 M. Głowiński, Nowomowa i ciągi dalsze. Szkice dawne i nowe, Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych Universitas, Kraków 2009, wyd. I, s. 225. 56 Tamże, s. 242–243. 57 „Gazeta Wyborcza” Katowice nr 236, 10 października 1995, s. 2.

168 misio. Tak pisze o sobie Lepper w specjalnej instrukcji dla osób zbierających dla niego podpisy”58. Krystyna Naszkowska w jednym z komentarzy zwróciła uwagę, że wyraźnie oka‑ zywanie Lepperowi przez dziennikarzy lekceważenia (w czasie debaty w telewizyj‑ nej Dwójce) było błędem w sztuce dziennikarskiej59. Być może pozwalano sobie na kpinę z powodu niskich notowań sondażowych. Według oficjalnych wyników, ogło‑ szonych przez Państwową Komisję Wyborczą (które niemal pokrywały się z ogło‑ szonymi wcześniej sondażami), w wyborach prezydenckich 1995 roku w pierwszej turze Andrzej Lepper zdobył – 1,32 proc. głosów. Do drugiej tury wszedł A. Kwaś‑ niewski i Lech Wałęsa, a przed Lepperem byli: Jacek Kuroń (9,22), (6,86), Waldemar Pawlak (4,31), Tadeusz Zieliński (3,53), Hanna Gronkiewicz­ ‍‑Waltz (2,78), Janusz Korwin­‑Mikke (2,40). Biorąc pod uwagę, że wszyscy kontr‑ kandydaci szefa Samoobrony istnieli w polityce dużo wcześniej – byli znani z soli‑ darnościowego podziemia, po 1989 roku zasiadali w parlamencie i rządzie – wynik Leppera – ludowego trybuna, prezentowanego jako awanturniczy głos ulicy – był i tak niezły (za nim w prezydenckim wyścigu uplasowali się tacy kandydaci jak Jan Pietrzak, Tadeusz Koźluk, Kazimierz Piotrowicz, Leszek Bubel)60. W wyborach parlamentarnych w 1997 roku Przymierze Samoobrona (pod taką nazwą zarejestrowano listy wyborcze) zdobyła tylko 10 073 głosów, co stanowiło 0,08 proc. Przypomnijmy, że w tych wyborach do Sejmu weszło pięć partii: Akcja Wyborcza Solidarność, na którą zagłosowało 33,83 proc. wyborców, Sojusz Lewicy Demokratycznej (27,13), Unia Wolności (13,37), Polskie Stronnictw Ludowe (7,31) i Ruch Odbudowy Polski (5,56). Frekwencja wyborcza wyniosła 47, 93 proc., a za‑ tem mniej niż połowa uprawnionych Polaków poszła do głosowania. Zdecydowa‑ ny mandat jednak uzyskały tym razem, po czteroletniej kadencji rządów koalicji SLD­‑PSL, ugrupowania solidarnościowe, skupione wokół AWS61. Wynik wyborczy partii Leppera był porażką, ale jego głos radykała i udział w kolejnych protestach i blokadach był – dzięki mediom – donośny. Ten moment Andrzej Lepper uznał w swojej politycznej karierze za decydujący: „Rok 1997. Dostajemy 0,08 procent poparcia w wyborach parlamentarnych. Zastanawiam się: wycofać się, czy brać za prawdziwą polityczną robotę. Więc mówię do współpracowników: za tydzień, kto chce, niech przyjedzie do mnie do Warszawy. Przyjechała mała grupka. Ale to właśnie wtedy do władzy doszły AWS z Unią Wolności. Byłem pewien, że oni nic w Polsce nie zmienią. I ruszyłem w Polskę. Między 1997 i 2000 miałem po tysiąc spotkań rocznie”62. Jedna z głośniejszych akcji Leppera z 1997 roku to udział Samoobrony w bloka‑ dach w okolicach Gniezna, gdzie rolnicy, którzy najpierw podpisali umowy dzierża‑ wy z firmą EuroPol Gaz, budującą gazociąg jamalski, przechodzący przez ich pola,

58 D. Korotko, Mówi o sobie: Wielki misio, „Gazeta Wyborcza” nr 203,1 września 1995, s. 1. Por. także: K. Lewandowska, Lepper słyszy głos, „Gazeta Wyborcza” nr 202, 31 sierpnia 1995, s. 3. 59 K. Naszkowska, Andrzej Lepper, Waldemar Pawlak, „Gazeta Wyborcza” nr 243, 18 października 1995, s. 3. 60 Wyniki wyborów za PKW. Por.: Strzał prawie w dziesiątkę, „Gazeta Wyborcza” nr 8 listopada 1995, s. 4. 61 Wyniki wyborów za: Obwieszczenie Państwowej Komisji Wyborczej z dnia 25 września 1997 w: Monitor Polski z 30 września 1997, nr 64, poz. 620. 62 M. Karnowski, P. Zaremba, Cel: prezydentura!, „Newsweek” 23 kwietnia 2006, s. 21.

169 później zablokowali wjazd, żądając wielokrotnie większych pieniędzy: „Scenariusz jest zawsze ten sam: firma budowlana z umową w ręku łamie barykadę. Chłopi skrzykują się, dzwonią po dziennikarzy, i stawiają nową zaporę. Przez parę minut chłopi przepychają się z robotnikami. Padają te same słowa o oszustach, o oszo‑ łomach. Maszyny znowu stają”63. Na pomoc przyjeżdżała Samoobrona, a czasami także osobiście Andrzej Lepper. W lipcu 1998 roku, przed wyborami samorządo‑ wymi, Andrzej Lepper i Samoobrona, wspólnie z Kółkami Rolniczymi pod prze‑ wodnictwem Janusza Maksymiuka i „Solidarnością” Rolników Indywidualnych pod wodzą Romana Wierzbickiego, poprowadzili na Warszawę kilka tysięcy pro‑ testujących rolników. Jak opisywała „Gazeta Wyborcza” protestujący obrzucili mi‑ nisterstwo finansów jajkami i torebkami z mlekiem, a tłum krzyczał: „Wyjdź, ży‑ dowski szczurze”64 (do Leszka Balcerowicza): „Rolnicy mieli zgodę na przemarsz pod Sejm i demonstrację do godz. 15. Ale sytuacja wymknęła się spod kontroli, gdy gruchnęła wśród nich wieść, jakoby Balcerowicz stwierdził, iż «z tłumem nie będzie rozmawiał». Rozzłoszczeni rolnicy zaczęli chodzić w kółko po rondzie na skrzyżowaniu Nowego Światu z Alejami Jerozolimskimi. – Będziemy tak chodzić, póki nie przyjdzie Balcerowicz – krzyczeli. W korkach stanęły setki aut, tramwajów i autobusów”65. Delegacja protestujących została przyjęta przez wicepremiera Lesz‑ ka Balcerowicza, ale rolnicy, zniecierpliwieni trwającymi dość długo rozmowami, zablokowali skrzyżowanie Alej Ujazdowskich i Jerozolimskich: „Zatrzymały ich po‑ licyjne oddziały prewencji. Poszły w ruch pałki, działka wodne i gaz łzawiący, a na policję posypał się grad butelek i bruku”66 Lepper prowadzący na Warszawę, jak podawała „Gazeta Wyborcza”, kilkana‑ ście tysięcy protestujących, i zmuszający do negocjacji wicepremiera Balcerowicza, pokazał swoją siłę. Wyborcza porażka Samoobrony w 1997 roku straciła zatem na znaczeniu i w wyborach samorządowych 1998 roku z Andrzejem Lepperem liczy‑ ły się wszystkie ugrupowania reprezentujące wieś – PSL, „Solidarność” Rolników Indywidualnych, ale także Unia Pracy czy Krajowa Partia Emerytów i Rencistów. W konsekwencji Związek Zawodowy Rolnictwa Samoobrona, PSL, UP i KPEiR utworzyli Przymierze Społeczne, z którego listy wystartowało około 120 kandyda‑ tów wskazanych przez Leppera i, jak napisała „Gazeta Wyborcza”, „Andrzej Lep‑ per, wsławiony organizowaniem rolniczych blokad i nielegalnych protestów, i lider PSL Jarosław Kalinowski uścisnęli sobie ręce na oczach dziennikarzy”67. W stosunku do Andrzeja Leppera często używane jest słowo uwłaszczanie – w słownikowym, historycznym odniesieniu oznacza nadanie chłopom prawa włas‑ ności do ziemi wcześniej przez nich użytkowanej wraz ze zniesieniem feudalnych obciążeń (w Polsce przeprowadzone w XIX wieku). W znaczeniu potocznym jest używane jako nadanie prawa do czegoś68. Jeśli zatem szukać początku uwłaszczenia Leppera i Samoobrony na polskiej scenie politycznej, czyli nadania mu prawa do funkcjonowania w polityce na równi z partiami politycznymi z tradycjami, to moż‑

63 M. Fabjański, Pejzaż z rurą w tle, „Gazeta Wyborcza” nr 176, 30 lipca 1997, s. 12. 64 M. Lizut, Żywią i blokują, „Gazeta Wyborcza” nr 161, 11­–12 lipca 1998, s. 1. 65 Tamże. 66 Tamże, s. 4. 67 Wyborczy uścisk, „Gazeta Wyborcza” nr 220, 19–20 września 1998, s. 1. 68 M. Szymczak (red.), Słownik języka polskiego, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1989, t. 3., s. 638­–639.

170 na przyjąć, że stało się to w czasie wyborów samorządowych 1998 roku69. W wielu publikowanych przez „Gazetę Wyborczą” analizach, w których autorzy szukają źró‑ deł politycznego sukcesu Andrzeja Leppera, wielokrotnie wskazywana jest posta‑ wa polityków – z jednej strony w ostrych słowach oceniających jego postępowanie, z drugiej – zapraszających go do współpracy, z nadzieją, że sformalizowanie kontak‑ tów z Samoobroną ucywilizuje sposób działania partii i samego Andrzeja Leppera. Wcześniej jednak chodziło zazwyczaj o negocjacje w czasie protestów, podpisywa‑ nie czasowych porozumień czy kurtuazyjne wizyty w czasie zjazdów Samoobrony. W 1998 roku chodziło już o wyborczą koalicję, dzięki której ludzie Leppera doszli w wielu regionach do władzy. Przewodniczący Samoobrony nadal jednak budował swój wizerunek przedstawiciela chłopów, pozostającego poza sferą władzy. Wciąż podkreślał, że nie należy do „onych”, czyli tych, którzy rządzą Polską. Nie bez zna‑ czenia był także fakt, że Polacy do wyborów samorządowych przywiązują mniejszą wagę, nie doceniając wyboru przedstawicieli władzy, będących najbliżej obywatela, i frekwencja od początku była w nich najniższa. Udział Samoobrony we władzy w regionach wydawał się zatem niegroźny i był mało dostrzegalny. Andrzej Lepper stał się jednak groźny dla ówczesnego rządu Jerzego Buzka. Okazało się, że protest z 1998 roku, w czasie którego Samoobrona pędziła pod mi‑ nisterstwo finansów kozę dla Leszka Balcerowicza, a rolnicy krzyczeli: „Niech doi ją, a nie nas”70, był łagodnym początkiem tego, co miało się wydarzyć. W 1998 An‑ drzej Lepper wspólnie z chłopskimi ugrupowaniami zablokował Warszawę, w 1999 – całą Polskę. Już w styczniu, na przejściach granicznych w Świecku i Olszynie sta‑ nęło prawie dwa tysiące rolników, blokując przejazd tirów. Zagrzewający rolników do blokad Andrzej Lepper wołał: „Z łap Balcerowicza cieknie krew polskich rolni‑ ków”. I straszył: „Będziemy w stanie przeprowadzić nie 70 blokad jak ostatnio, ale 5 tys., a może i więcej”71. „Gazeta Wyborcza” dość drobiazgowo opisywała sytuację społeczno‑polityczną­ i organizowane przez Leppera blokady – tekstów na ten temat jest tak wiele, że nie sposób z okresu 1999–2000 przywołać chociażby ich część. Wy‑ raźnie widać, pokazywaną w „Gazecie Wyborczej”, radykalizację działań i języka Andrzeja Leppera i coraz bardziej stanowcze stanowisko „Gazety Wyborczej” wo‑ bec lidera Samoobrony – jednoznaczne potępienie stosowanych przez niego metod. Pojawiały się opisy coraz bardziej drastycznych sytuacji: – Co on k... p... Po co ja tu przyjechałem, aby stać? Bierzmy się chłopy za te tiry – woła mężczyzna, który już na samym początku domagał się otwarcia jednej z cięża‑ rówek. W tej chwili w okolice terminalu podjeżdża kilkadziesiąt policyjnych busów i star z armatką wodną. Wśród rolników przechodzi groźny pomruk, gdy kolejne kor‑ dony policjantów z tarczami, pałkami i pistoletami na pociski kauczukowe wchodzą na terminal72. [...] W Lubecku na drodze Poznań – Katowice przewodził wiceprezes kółek i or‑ ganizacji rolniczych Władysław Serafin, b. poseł PSL. – Przestańcie, bo się położę pod koła – wołał, gdy nadjechał pancerny skot i opancerzony samochód z działkami wod‑ nymi. Za barykadą z bron i sprasowanej słomy czekały beczkowozy z wymalowanym hasłem: „Lubecko do boju, rząd do gnoju”.

69 Por.: A. Augusiak, Przymierze z Lepperem, „Gazeta Wyborcza” nr 217, 16 września 1998, s. 5. 70 M. Lizut, Żywią i blokują..., op. cit., s. 1. 71 Z kosą na terminal, „Gazeta Wyborcza” nr 19, 23–24 stycznia 1999, s. 4. 72 Tamże.

171 [...] Blokady nie udało się rozproszyć w okolicy Nowego Dworu Gdańskiego, gdzie rolnicy zablokowali drogę Gdańsk – Warszawa. [...] Pod wieczór policja prze‑ szła do kontrataku. Z polewaczek zaczęła lać wodę na płonące opony. Rolnicy w od‑ powiedzi rzucali butelki z benzyną. Policji udało się usunąć z drogi kilka bron. O 16 pojawiły się posiłki – kilkudziesięciu policjantów z opancerzonym transporterem. Po kilkuminutowej bijatyce obie strony pozostały na swoich stanowiskach [...]73.

Zderzenie władzy i występującego w imieniu rolników Leppera było coraz wy‑ raźniejsze. Widać je w krótkim podsumowaniu sytuacji z tamtego okresu: „Wezwę ludzi do powstania chłopskiego, te protesty są jedynie zaczątkiem – zapowiadał wczoraj szef «Samoobrony» Andrzej Lepper. – Pana Leppera czeka spotkanie z pro‑ kuratorem – ostrzegał rzecznik rządu74. Lepper żądał między innymi gwarantowa‑ nych cen na produkty rolne, zamrożenia importu żywności lub też bardzo wysokich cen na produkty sprowadzane z zagranicy, preferencyjnych kredytów dla rolników, a później także odszkodowań za zniszczony podczas starć na drogach sprzęt rolni‑ czy. Uważne prześledzenie wypowiedzi Leppera z tamtego czasu pokazuje jednak wyraźnie, że te postulaty stanowiły swojego rodzaju zasłonę dymną. Przede wszyst‑ kim chodziło o dymisję rządu Jerzego Buzka. Premier Buzek początkowo zapowia‑ dał, że nie usiądzie do rozmów z Lepperem, jeśli ten nie usunie blokad, wreszcie się złamał. W lutym podpisano porozumienie z przedstawicielami protestujących rolników, ale Lepper wciąż stawiał nowe warunki. Wydał na przykład polecenie zablokowania dróg, jeśli porozumienie „nie będzie satysfakcjonujące”75. Sytuacji premierowi Buzkowi nie ułatwiały ugrupowania opozycyjne, np. PSL i SLD, któ‑ re oficjalnie popierały protesty rolników, krytykując jednocześnie ich metody. An‑ drzej Lepper w tamtym czasie radykalizował swój język. Na spotkaniu w Połajewie (poznańskie) straszył głodem, niemiecką ekspansją rolną w Polsce, samobójstwami chłopów, łobuzami – Wałęsą, Krzaklewskim i Buzkiem: „Ludzie w Polsce nie doja‑ dają. A oni dają 3,20 zł za polskie świnie, bo ponoć są za tłuste. To te w rządzie są za tłuste! [...] – krzyczał, rzęsiście oklaskiwany przez rolników [...]. Oskarżył rząd, że chce «otworzyć Oświęcim, Brzezinkę, żeby nas wykończyć». – Ale my się nie damy – zapowiedział”76. W wywiadzie udzielonym Radiu Zet, arcybiskupowi Tadeuszo‑ wi Gocłowskiemu, który skrytykował rolnicze blokady, przypomniał: „że w 1794 r. na Krakowskim Przedmieściu szykowano szubienice. Niech sobie przypomni, po co. Jeśli on poparł stosowanie siły wobec rolników, to nie jest biskupem polskim na pewno. Jeśli biskup Gocłowski nie odszczeka tego, co powiedział, to będzie ozna‑ czać, że cały Episkopat jest przeciw chłopom”. Prezydenta Aleksandra Kwaśniew‑ skiego i innych polityków przestrzegał: „Gdzie jest prezydent, zachowuje się, jakby siedział w mysiej dziurze. Ja pana przestrzegam: jeśli pan jest prezydentem wszyst‑ kich Polaków, to natychmiast pana wzywam do rozmów, niech pan siądzie do roz‑ mów. [...] Łobuzy cholerne, Łukaszenko miał rację: wy się swoimi długami zajmij‑ cie, nie Białorusią”77. Jak się zresztą okazało, prezydenta Kwaśniewskiego Lepper wezwał do rozmów skutecznie, gdyż został zaproszony, obok przedstawicieli rządu,

73 Barykady Leppera, „Gazeta Wyborcza” nr 21, 26 stycznia 1999, s. 4. 74 Tamże. 75 Zmęczone blokady, „Gazeta Wyborcza Trójmiasto” nr 32, 8 lutego 1999, s. 1. 76 P. Bojarski, Gra w pomidora, „Gazeta Wyborcza Poznań” nr 44, 22 lutego 1999, s. 3. 77 Łobuzy cholerne, „Gazeta Wyborcza” nr 23, 28 stycznia 1999, s. 2.

172 do wspólnego negocjacyjnego stołu w Pałacu Prezydenckim; spotkanie odbyło się w marcu 1999 roku78. W marcu w stolicy demonstrowało kilkanaście tysięcy rolników. Jak napisała „Wyborcza”: „Domagali się reformy rolnictwa i ustąpienia Balcerowicza. Na ponad pięć godzin zablokowali centrum miasta. Policyjna ochrona demonstracji kosztowa‑ ła kilkaset tysięcy złotych”79. W maju na drogi powróciły blokady. Gwałtowne starcia z policją miały miejsce pod Nowym Dworem Gdańskim, gdzie doszło do ulicznych walk nie tylko z rolnikami, ale także mieszkańcami80. Wymiar sprawiedliwości miał kłopot z karaniem i samego Andrzeja Leppera, i agresywnych uczestników blokad, gdyż Marian Krzaklewski, lider AWS, zaapelo‑ wał o ich łagodne traktowanie (te zachowania miał usprawiedliwiać społecznie słusz‑ ny wymiar protestów, choć w nieadekwatnej formie). Taka sytuacja – z różnym natę‑ żeniem – utrzymywała się do końca 1999 roku i w roku 2000 (we wrześniu 1999 na przykład, w Warszawie, odbyła się kolejna manifestacja, w której uczestniczyło po‑ nad trzydzieści tysięcy osób, zorganizowana przez Samoobronę wspólnie z OPZZ)81. Na blokadach pojawiał się krzyż. W miejscowości Koszuty koło Środy Wielkopol‑ skiej, na trasie katowickiej, gdzie stu rolników zablokowało na kilka godzin drogę i w korkach utknęło setki samochodów i tirów: „Doszło do szamotaniny, gdy funk‑ cjonariusze usiłowali wyrwać jednemu z rolników prawie trzymetrowy krzyż. – Nie oddam! – krzyczał jego właściciel, gdy policjanci bili go po rękach. Krzyża mu jed‑ nak nie odebrali”82. Protestujący, nie tylko Andrzej Lepper, nauczyli się wykorzystywać media do tworzenia wrażenia totalnego paraliżu państwa, kiedy protesty słabły lub kiedy uczestniczyły w nich tylko grupki rolników. Marian Zagórny z „Solidarności” Rol‑ ników Indywidualnych na wysypywanie zboża ze stojących na bocznicy wagonów zaprosił media: „Sokiści nie interweniowali, bo ich było za mało. Policja przyjecha‑ ła za późno. Punktualnie za to zjawili się dziennikarze, których Zagórny zawiado‑ mił dwie godziny przed akcją”83. „Gazeta Wyborcza” pokazywała także często antysemityzm Leppera i rolników organizujących razem z nim blokady: „Wszyscy zaczynają skandować «Polska dla Polaków», z tłumu padają pojedyncze głosy «Precz z Żydami» i «Żydzi do Oświę‑ cimia». Przywódcy z podnośnika nie reagują”84, a także jego butę i pewność siebie: „Jestem jedyną osobą, czy to się komuś podoba, czy nie, która może odwołać prote‑ sty w Polsce”85. W późniejszym okresie (2004 rok) „Gazeta Wyborcza” podkreślała antysemityzm Andrzeja Leppera znajomością z Janem Kobylańskim, milionerem, znanym z antysemickich wypowiedzi, działaczem polonijnym w Argentynie, który w atmosferze skandalu został odwołany z funkcji konsula honorowego RP w Urug‑ waju przez ówczesnego ministra spraw zagranicznych Władysława Bartoszewskiego.

78 Por.: M. Zieliński, Druga twarz Andrzeja Leppera, „Gazeta Wyborcza Lublin” nr 52, 3 marca 1999, s. 3; A. Kublik, Kto legitymizuje, „Gazeta Wyborcza” nr 59, 11 marca 1999, s. 2. 79 Tak idą chłopy do Europy, „Gazeta Wyborcza” nr 65, 18 marca 1999, s. 4. 80 Wielkie bitwy, „Gazeta Wyborcza” nr 123, 28 maja 1999, s. 1. 81 Łatwo poszło, „Gazeta Wyborcza” nr 225, 25–26­ września 1999, s. 1. 82 Nie dam słowa, że odblokuję, „Gazeta Wyborcza” nr 123, 28 maja 1999, s. 4. 83 Zboże na wizji, „Gazeta Wyborcza” nr 214, 13 września 1999, s. 7. 84 W. Paś, Nocne na Świecku rozmowy, „Gazeta Wyborcza Zielona Góra” nr 19, 23 stycznia 1999, s. 1. 85 Ja mogę wszystko, „Gazeta Wyborcza Szczecin” nr 25, 30–31 stycznia 1999, s. 3.

173 Mikołaj Lizut, autor reportażu Podwójne życie don Juana, wcielając się w postać Sta‑ nisława Andrzejewskiego, studenta piszącego pracę o Polonii w Ameryce Południo‑ wej, wyruszył do Buenos Aires i spotkał się z Kobylańskim. W swoim reportażu na‑ pisał wprost: „O. Tadeusz Rydzyk i Andrzej Lepper dostają pieniądze od Jana Koby‑ lańskiego – milionera z Urugwaju. [...] Lepper był u Kobylańskiego w Urugwaju już cztery razy. Jak twierdzi sam Kobylański – brał od niego pieniądze”86. Dla Kobylań‑ skiego Andrzej Lepper miał być także, obok Radia Maryja, szansą dla Polski: „[...] Radio Maryja to ostatnia szansa ratunku dla Polski. Dlatego staram się pomagać, jak mogę. Szukam też innych przyzwoitych ludzi w polskiej polityce. Na przykład Andrzej Lepper. To prosty człowiek, trzeba w niego dużo zainwestować”87. Andrzej Lepper wszystkiemu zaprzeczył, stwierdzając, że „tyle jest prawdy w tym artykule na temat mojej osoby, co w tym, że wczoraj przyleciałem z Księżyca do Gdańska”88, ale swoją nieobecność w sądzie na rozprawie z Agorą, wydawcą „Wyborczej”, uspra‑ wiedliwiał wizytą w Urugwaju na spotkaniu Unii Stowarzyszeń i Organizacji Pol‑ skich Ameryki Łacińskiej, organizacji stworzonej i kierowanej przez Kobylańskiego (Agora dochodziła swych praw w sądzie, ponieważ Lepper zarzucił jej korzystanie z milionowych ulg podatkowych)89. Piotr Tymochowicz stwierdził, że powodem za‑ kończenia jego współpracy z Lepperem były jego kontakty ze środowiskami, w któ‑ rych propaguje się antysemityzm, a przede wszystkim z Radiem Maryja90. Z sondażu sympatii politycznych wsi, przeprowadzonego przez Instytut Spraw Społecznych w 1999 roku, wynikało, że choć rolnicze protesty cieszyły się na wsi wysokim poparciem (57 proc. badanych), to ich główny organizator, Andrzej Lepper i Samoobrona, przegraliby na wsi zarówno w wyborach prezydenckich, jak i parla‑ mentarnych. Zdaniem profesor Leny Kolarskiej‑Bobińskiej­ Lepper cieszył się po‑ parciem jako polityk protestu i konfrontacji, dlatego zaufanie społeczne nie przekła‑ dało się na poparcie wyborcze91. Należy zaznaczyć, że od czasów wyborów prezy‑ denckich 1995 roku poparcie to wyraźnie wzrosło. CBOS po raz pierwszy umieścił Andrzeja Leppera w rankingu polityków budzących zaufanie w lutym 1999 roku (zdobył wtedy 39 proc.). W marcu 1999 roku jego notowania nieco wzrosły, zajął szóste miejsce razem z Jerzym Buzkiem i Leszkiem Millerem (41 proc.)92.W son‑ dażu OBOP przeprowadzonym w lutym 1999 roku na pytanie, czy „blokujący dro‑ gi rolnicy nie mają innego wyjścia, bo tylko tak mogą skłonić rząd do zajęcia się sprawami wsi, więc można ich usprawiedliwić”, aż 81 proc. Polaków odpowiedziało twierdząco, a tylko 16 zakreśliło odpowiedź, że „blokujący drogi rolnicy działają bezprawnie i dezorganizują życie kraju, nic ich nie usprawiedliwia” („trudno po‑ wiedzieć” zakreśliło 3 proc.)93. 96 proc. badanych uznało, że rolnicy mieli rację pro‑ testując, a 52 proc. poprało formę protestu, czyli blokady: najwięcej, 73 proc., na wsi, najmniej, 26 proc., w dużych miastach mających ponad pół miliona mieszkańców94.

86 M. Lizut, Sponsor Leppera i ojca Rydzyka, „Gazeta Wyborcza” nr 149, 28 czerwca 2004, s. 1. 87 M. Lizut, Podwójne życie don Juana, „Duży Format” nr 24, „Gazeta Wyborcza” nr 149, 28 czerwca 2004, s. 2. 88 P. Piotrowski, Lepper: w Urugwaju nie byłem, „Gazeta Wyborcza” nr 150, 29 czerwca 2004, s. 3. 89 M. Lizut, Nie ma go w kraju, bo jest w Urugwaju, „Gazeta Wyborcza” nr 277, 26 listopada 2004, s. 6. 90 P. Tymochowicz w wywiadzie udzielonym B. Czechowskiej­‑Derkacz we wrześniu 2009 roku. 91 M. Lizut, Na chłopski rozum, „Gazeta Wyborcza” nr 224, 24 września1999, s. 6. 92 Andrzej Lepper dogonił Jerzego Buzka, „Gazeta Wyborcza” nr 70, 24 marca 1999, s. 3. 93 O.K. Lepper, „Gazeta Wyborcza” nr 43, 20–21­ lutego 1999, s. 3. 94 Tamże.

174 OBOP przeprowadził sondaż w pierwszym tygodniu lutego, gdy dobiegały końca negocjacje między rządem a związkami rolników. „Gazeta Wyborcza” opublikowała w tamtym czasie kilka obszernych tekstów publicystycznych, w których autorzy analizowali polityczny fenomen Leppera. Rol‑ nika z Zielnowa, którego przestraszyły się solidarnościowe ugrupowania, lewicowe zaś wspierały w cichej asyście, i któremu udało się „podpalić Polskę” gwałtownymi protestami rolników. Publicyści podkreślali bezkarność łamiącego prawo Leppera i bezsilność państwa. Warto jednak dodać, że siłę Leppera wzmacniała również sła‑ bość skonfliktowanego wówczas rządu i ujawniające się głębokie różnice w Akcji Wyborczej Solidarność, „sklejonej” przecież na czas wyborów z prawicowych, ale bardzo różnorodnych partii. To wszystko wzmacniało jego negatywny wizerunek politycznego warchoła, ale – co pokazały sondaże – nie przeszkadzało w zdobywa‑ niu coraz większej popularności. Zabrakło w tych analizach społecznego kontekstu: coraz bardziej dramatycznego spadku zaufania do klasy politycznej, niezgody na sposób przeprowadzania reform przez rząd Jerzego Buzka, nieudolnego rozwiązy‑ wania palących problemów. Lepper jako polityczny awanturnik, łamiący prawo, po‑ jawia się między innymi w tekście Ernesta Skalskiego:

[...] Jesteśmy dziś świadkami gorszącego widowiska: sądy w Lublinie i Słupsku nie odwiesiły Andrzejowi Lepperowi wyroku, mimo iż zarzut dotyczył powrotu do prze‑ stępstwa w okresie zawieszenia kary. Kolegium w Słubicach uznało przywódcę „Sa‑ moobrony” i innych demonstrantów za winnych, lecz odstąpiło od wymierzania kar. Wcześniej kolegium w Nowym Dworze Gdańskim nie wymierzyło kary innej grupie oskarżonej o blokowanie dróg. W uzasadnieniach, w których trzeba się powoływać na prawo, znalazły się odwołania do poglądów polityków, uznających chłopskie protesty za słuszne, oraz do sondaży opinii publicznej. [...] Wstrząs dopiero wywołuje wiadomość, że 81 proc. społeczeństwa usprawied‑ liwia blokady. Innymi słowy, aż czterech na pięciu Polaków akceptuje łamanie prawa w walce o interes grupowy. Mamy do czynienia z sytuacją doprawdy paradoksalną. Z jednej strony bowiem badania socjologów dowodzą, że Polacy mają silne poczucie zagrożenia własnego mienia i życia, że żądają poprawy bezpieczeństwa dla siebie. Z drugiej strony – wykazują dużą obojętność, gdy chodzi o porządek publiczny. Po‑ trzeba bezpieczeństwa jest jakby interesem prywatnym, który władza powinna nam zagwarantować. Nie idzie w parze z poszanowaniem prawa95.

W podobnym tonie wypowiada się Jan Nowak­‑Jeziorański, który wskazał, że największym zagrożeniem wewnętrznego ładu jest poczucie bezkarności przestęp‑ ców, a Andrzej Lepper – mimo że łamał prawo w sposób zuchwały: podburzał i na‑ woływał do obalenia siłą porządku konstytucyjnego, wszczynał rozruchy, wzywał do okupowania i demolowania budynków publicznych, rozsypywał zboże na torach, blokował drogi i przejścia graniczne, lżył władze i jej przedstawicieli pochodzących z demokratycznych wyborów, zapowiadał powstanie chłopskie, strajk generalny, obalenie rządu siłą – pozostawał bezkarny96. Nowak­‑Jeziorański zauważa jednak, że w przypadku Leppera nie tylko o bezkarność chodziło; także o legitymizację bez‑ prawnych działań. Dokonali jej – zdaniem Nowaka­‑Jeziorańskiego – prezydent

95 E. Skalski, Państwo, które się nie szanuje, „Gazeta Wyborcza” nr 104, 6 maja 1999, s. 17. 96 J. Nowak­‑Jeziorański, Miałeś chamie złoty róg, „Gazeta Wyborcza” nr 249, 23 października 1999, s. 11.

175 Aleksander Kwaśniewski poprzez zaproszenia Leppera do Pałacu Prezydenckiego na rozmowy dotyczące sytuacji rolnictwa i Leszek Miller, szef największej wówczas partii opozycyjnej, który szedł w czasie warszawskiej demonstracji na czele pochodu obok Leppera: „Głowa państwa i rząd legitymizują obecnością swoich przedstawi‑ cieli człowieka, który występuje jawnie i ostentacyjnie jako wróg nie rządu, nie jed‑ nego obozu politycznego, ale samego państwa”97. Szerszy społeczny i historyczny kontekst pojawia się w dwóch niezwykle inte‑ resujących tekstach z tamtego okresu, które – mimo że nazwisko i imię Andrzeja Leppera i nazwa jego ugrupowania nie pojawiają się w ogóle – są wyraźnym od‑ niesieniem do niespokojnych wydarzeń 1999 roku, sprowokowanych przez Samo‑ obronę i jej przewodniczącego. Chodzi o polemikę pomiędzy pisarzem Andrzejem Szczypiorskim i redaktorem naczelnym „Wyborczej” Adamem Michnikiem. W obu tekstach rozpętane przez Leppera i Samoobronę protesty stały się przyczynkiem do dyskusji na temat stanu państwa. Wzniecanie przez Leppera ogólnopolskiej rebelii i słabość państwa wobec chłop‑ skich protestów paraliżujących całą Polskę Andrzej Szczypiorski opisał jako konse‑ kwencję „bolszewizacji myślenia”, która zaczęła się w momencie, gdy „«lud wszedł do śródmieścia» – jak pisał poeta. I trwa do dzisiaj. Tak jak pół wieku temu wykształcenie często jest przedmiotem wzgardy, tytuł naukowy brzmi jak obelga, umysły oświecone podejrzewa się o antypolskie występki, a prostactwo jest świadectwem czystości duszy i oddania sprawie narodowej”98. Ta bolszewizacja myślenia zdaniem Szczypiorskiego przejawia się w tym, że od lat, zwłaszcza po roku 1989, wmawiano Polakom, że to in‑ teligencja polska dokonała w Polsce ludowej rewolucji i jako za nią w pełni odpowie‑ dzialna, nie powinna zabierać głosu w sprawie polskich transformacyjnych przemian. Tymczasem, jak napisał Szczypiorski: „[...] o losach ludzi światłych, mądrych, zasłużonych, godnych powszechnego szacunku decydowali nieokrzesani i wrzask‑ liwi przedstawiciele nowej władzy, głównie synowie chłopscy, bo robotników w tam‑ tej Polsce nie było przecież zbyt wielu [...] ludzie z przedwojennymi dyploma‑ mi znajdowali się nieustannie pod czujną i złowieszczą kontrolą ludzi ciemnych i głupich”99. Szczypiorski podsumowuje:

[...] Upadł dawny ustrój, ale pozostał stary świat wartości i miar, w którym to, co pro‑ stackie i siermiężne, co łatwe, tanie i skrojone na umysł ciasny, zawsze większe będzie miało wzięcie niżeli to, co wymaga refleksji, wiedzy, wysiłku umysłowego. I nadal nie‑ uctwo, jak pół wieku temu, jest najlepszą przepustką do władzy. [...] Wszyscy, lub niemal wszyscy, akceptują zniewolenie kraju przez żywioł ple‑ bejskiej subkultury, ignorancji i dyletantyzmu. Wszyscy, lub niemal wszyscy, prowa‑ dzą świętą wojnę z etosem inteligenckim. Wszyscy, lub niemal wszyscy, są zdania, że inteligencja, tak jak 50 lat temu, musi odejść na śmietnik, bo niegdyś przeszkadzała w budowie socjalizmu, a dziś utrudnia wznoszenie gmachu kapitalizmu, w którym zamieszka nasza nowa klasa średnia. Ale nie ma żadnej klasy średniej. Są tylko nowe przebrania, nowe błazeńskie ko‑ stiumy. Endecki dewot, opleciony różańcem, idzie ramię przy ramieniu z wrzaskli‑ wym lewackim antyklerykałem i obaj wypatrują wspólnego wroga – polskiego inteli‑ genta. Pazerny chłopek­‑roztropek garnie się do pyskatego plebana, faszyzujący robo‑

97 Tamże. 98 Andrzej Szczypiorski, Rewolucja ludowa trwa, „Gazeta Wyborcza” nr 147, 26 czerwca 1999, s. 10. 99 Tamże.

176 ciarz manifestuje swoją ludową krzepę. Dawny aparatczyk i dzisiejszy kołtun w jednym stoją domku, a nawet podejmują wspólne działania wymierzone w dobre imię Polski. Wszyscy oni powtarzają banały o jednakowych żołądkach, miłości ojczyzny oraz wier‑ ności dla wiary katolickiej. I wszyscy chórem wołają, że inteligent polski idzie na pasku Zachodu, jest maso‑ nem, zdrajcą ideałów narodowych, wrogiem religii, Żydem albo w najlepszym razie szabesgojem. Tak oto, na gruzach marzeń polskiej warstwy oświeconej triumfuje, jak przed pół‑ wieczem, prostak, nieuk i ignorant100.

Michnik przypomina z kolei, że „bolszewizm i faszyzm nie zostały wymyślone przez Chama, lecz przez intelektualistów mniej (Gobineau) lub bardziej (Marks) wyrafinowanych. Dla Chama było miejsce w bojówkach lub w dolnych szczeblach aparatu władzy; wierzchołki drabiny i salony zajmować mieli ludzie z nowych elit, opętani narkotyczną fascynacją siłą, urojeniami własnej ideologii. Nie faszyzm czy bolszewizm utorował Chamowi drogę na salony – uczyniła to zasada powszechnych demokratycznych wyborów do parlamentu [...]. Cham przemówił własnym gło‑ sem101. Michnik dostrzega, że „wzorem dla egoizmu i korupcji Chama była korupcja i egoizm «jaśnie urodzonych»”. Tym bardziej poczuwa się „do związków genetycz‑ nych z Chamami: na widok sprytnych karier jaśnie urodzonych odczuwam snobizm i zazdrość; na widok Chama, który rozpycha się łokciem, czuję gniew i wstyd. Ale to z Chamem czuję się wewnętrznie solidarny: mamy tę samą brutalność, te same ambicje, te same kompleksy”102. I wreszcie – nadal używając metafory Chama z po‑ wieści Leona Kruczkowskiego Kordian i cham – próbuje pokazać rolę chłopów i ro‑ botników w polskich powojennych przewrotach i antykomunistycznych buntach:

Cham bezmyślnie służył komunie i rozniecał bunt równie bezmyślnie. W Poznaniu w ‘56 roku, w marcu ‘68, w grudniu ‘70. Dopiero w czerwcu ‘76 spotkał się zbunto‑ wany Cham ze zrewoltowanym „jaśnie oświeconym”. „Jaśnie oświecony” formułował teorie społeczeństwa obywatelskiego bądź cywilnej obrony; Cham reagował trzewia‑ mi raczej niż rozumem. Dlatego powiadał: tak, tak – nie, nie. Częściej mówił „tak”. Jednak swoje „nie” potrafił wypowiedzieć dostatecznie dobitnie, by wstrząsnąć funda‑ mentami sowieckiego imperium. Dziwny był ten Cham – wśród przywódców strajków w ᾽70 i ᾽80 r. nie brakowało członków PZPR. Spróbujmy to zrozumieć – PRL dowartościował Chama. Dał mu ziemię, dał mu awans ze wsi do miasta. Dał mu wreszcie poczucie godności – choćby skłamanej. Cham był gloryfikowany przy każdej okazji: robotnik, rolnik, przodownik pracy, ubek. Cham słuchał z przyjemnością, że „nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera”; Cham radował się, gdy zostawał dyrektorem z awansu społecznego. Inaczej mówiąc: Cham – rozpierający się w salonach władzy – był nieusuwalnym składnikiem komunistycznego kłamstwa o sprawiedliwości społecznej. Ale inny Cham rozpoznał kłamstwo komunistów i salonów władzy – w imię godności, mniej skłamanej. Lech Wałęsa, Zbigniew Bujak, Władysław Frasyniuk – to oni, te Chamy z „Solidarności” – obalili komunizm. Dlatego byłem, jestem i będę po stronie Chamów103.

100 Tamże. 101 A. Michnik, Chamy i anioły, „Gazeta Wyborcza” nr 147, 26 czerwca 1999, s. 12. 102 Tamże. 103 Tamże.

177 W tekstach z tego okresu Andrzej Lepper nie jest już tylko wykpiwanym, choć uznawanym za zdolnego retora, rolnikiem z Zielnowa, który w czasie protestu pod Sejmem w 1992 roku zapraszał policjantów na grochówkę. Pozostał ludowym try‑ bunem, ale pokazał groźne oblicze populistycznego polityka. Ten wizerunek zosta‑ nie utrzymany do roku 2001, kiedy to Andrzej Lepper i Samoobrona znaleźli się po raz pierwszy w Sejmie.

3.3. Czas demagogów – polityczny fenomen Andrzeja Leppera (2000–2001)

W 2001 roku Andrzej Lepper z ponad 10­‑procentowym poparciem znalazł się wraz z Samoobroną w Sejmie. Większość opinii prezentowanych w „Gazecie Wyborczej” w tamtym okresie źródło rosnącej popularności Leppera upatruje w populizmie. Jan Nowak Jeziorański zdefiniował populizm Andrzeja Leppera jako zdobywanie dla siebie i swojej partii głosów i mandatów kosztem państwa. Populizm układają‑ cej się z Lepperem władzy jako uleganie naciskom grup i jednostek, które doraźny interes własny stawiają ponad wspólne dobro, jakim jest państwo. I podsumował: „Jest to recydywa narodowej choroby, jaką była «prywata» w czasach upadku Rze‑ czypospolitej szlacheckiej. Demagogiczne hasła stają się oszustwem, gdy rzucane są z całą świadomością, że nie ma możliwości ich spełnienia. Populizm manipuluje wyborcami, wykorzystując ignorancję ludzi nie dostrzegających, że ponętny kawa‑ łek kiełbasy wyborczej został umieszczony w pułapce, która kiedyś zatrzaśnie się na ich głowach”104. Radosław Markowski, politolog, przypomniał, także w „Gazecie Wyborczej”, że jest kilka przyczyn, warunkujących rosnącą popularność partii populistycznych: kryzys gospodarczy, zwłaszcza gdy jego skutki zaczynają być odczuwalne, bezal‑ ternatywność systemu politycznego – na przykład brak zasadniczych różnic w pro‑ gramach głównych partii, czynniki zewnętrzne – na przykład rola państw ościen‑ nych lub organizacji ponadnarodowych, wreszcie – jakość polityki wewnętrznej: źle funkcjonujące procedury w państwie, korupcja, brak dostępu obywateli do sądów i innych instytucji regulujących ład zbiorowy105. Analizując sytuację w 2001 roku Markowski zauważa, że kryzysu gospodarczego nie było, trudno też było mówić o bezalternatywności systemu politycznego: „Elementy braku alternatywy pojawiły się jednak inaczej i głębiej, gdy elity prawicowe (nowe szyldy + te same twarze) i le‑ wicowe (ten sam szyld + nowe obietnice) przystąpiły ponownie do konkursu popu‑ larności. Czynnikiem zewnętrznym ogromnej wagi było zbliżające się przystąpienie Polski do UE. Istnieją dobrze udokumentowane dane potwierdzające, że sukces par‑ tii populistycznych należy przypisać samemu faktowi akcesji. W końcu autodestruk‑

104 J. Nowak­‑Jeziorański, Miałeś chamie złoty róg, „Gazeta Wyborcza” nr 249, 23 października 1999, s. 11. 105 R. Markowski, Jak gasną populizmy, „Gazeta Wyborcza” nr 272, 20–21 listopada 2004, s. 13.

178 cja elit solidarnościowych wraz z nieodpowiedzialnymi obietnicami SLD («gruszki na wierzbie») nakręcała koniunkturę partiom populistycznym”106. „Gazeta Wyborcza” opublikowała także w 2000 roku tekst publicystyczny Janu‑ sza Rolickiego, do stycznia 2000 roku redaktora naczelnego „Trybuny”. W przeci‑ wieństwie do głosów upatrujących źródeł rosnącej popularności Leppera w brutali‑ zowaniu życia politycznego i wkładających go między nieodpowiedzialnych radyka‑ łów, Rolicki wyjaśnia kontekst społeczny:

[...] Powiedzmy wprost: ci ludzie – bez pracy, często bez dachu nad głową – zazwy‑ czaj nie widzą znikąd ratunku. To oni właśnie są tak nielubianymi przez „Gazetę” zapiekłymi zwolennikami PRL. Oni bowiem na pytanie, kiedy żyło się im najlepiej, w większości odpowiadają: „za Gierka” (w badaniach OBOP z listopada ‘99 aż 56 proc. ankietowanych uznało lata gierkowskie za najlepsze w swoim życiu). Oni też ponad wszelką wątpliwość zwątpili w celowość uczestnictwa w wyborach – nie mają bowiem partii, z którą mogliby się identyfikować. Nie dla nich też – powiedzmy od razu – są pełne półki sklepowe, demokracja i wolność. Nie ma bowiem wolności bez posiadania bądź możliwości zarabiania pieniędzy pozwalających na coś więcej niż wegetacja107. Zdaniem Rolickiego właśnie ten elektorat miał zadecydować o przyszłości pol‑ skiej sceny politycznej po 2000 roku, a wybory prezydenckie stwarzały Andrzejowi Lepperowi wielką szansę, jeśli będzie potrafił podbić serca i umysły tej grupy spo‑ łecznej. Do wyborów prezydenckich 2000 roku Andrzej Lepper szedł z hasłem: „Naj‑ pierw Polska”, używał także hasła „Kandydat zwykłych ludzi, także Twój”108. Kon‑ sekwentnie podkreślał promowaną przez siebie od początku dychotomię „my” i „oni”. Powtarzał, że w polityce nadszedł czas ludzi nieskażonych władzą. Wszyscy „oni” – lewica i prawica – już byli. „My”, czyli Samoobrona, jeszcze nie rządziła, miała więc czyste ręce109. Mawiał: „Wszyscy już z tego układu byli. Prezydentami, premierami, ministrami, byli w Sejmie, rządzie. Ja jestem nowy. Macie wyjście, albo mi uwierzyć, albo się poddać”110. Powtarzał także znane z poprzednich kampanii hasła: o sprzedawaniu polskiego majątku, niszczeniu gospodarki, korupcji wła‑ dzy, nędzy rolników i robotników, którym obiecywał minimum socjalne. Zbudował kampanię negatywną, opartą na dyskredytowaniu przeciwników politycznych, ale także, jak zauważyła M. Cichosz: „Celem ataków przywódcy Samoobrony stały się wszystkie – nie zawsze zdefiniowane – siły, które działają na szkodę rolników, ludzi najbiedniejszych i najbardziej poszkodowanych w wyniku reform”111. Szokowanie obraźliwymi słowami było medialne i miało wywołać wrażenie, że kandydat Sa‑ moobrony mówi językiem potocznym swoich wyborców, że „kandydat jest «jednym z nas» i jedynym prawdziwym reprezentantem naszych interesów. On sam i jego rodzina również odczuli dotkliwe skutki transformacji i zostali «oszukani» przez władzę. Z wyborcami połączyła go więc wspólnota losów”112.

106 Tamże. 107 J. Rolicki, Nadchodzi czas demagogów, „Gazeta Wyborcza” nr 50, 29 lutego 2000, s. 20. 108 M. Cichosz, op. cit., s. 228. 109 Przejść spokojnie nie mogę, „Gazeta Wyborcza Lublin” nr 129, 3–4 czerwca 2000, s. 3. 110 Ziemi naszej nie oddam, „Gazeta Wyborcza Zielona Góra” nr 219, 19 września 2000, s. 3. 111 M. Cichosz, op. cit., s. 229. 112 Tamże.

179 Nowe elementy, które się pojawiły, to bardzo zdecydowany sprzeciw wobec wstą‑ pienia Polski do Unii Europejskiej, która „chce zrobić z nas [czyli Polski – przyp. aut.] rynek zbytu dla swoich produktów”113 oraz resentymenty związane z PRL: „Ja się urodziłem i żyłem w PRL­‑u jak większość Polaków. PRL zlikwidował analfa‑ betyzm, wykształcił ludzi, rozbudował fabryki, kopalnie, huty, budownictwo miesz‑ kaniowe, rozwinął rolnictwo. Ale trzeba pamiętać, kto to zrobił. Otóż nie zrobili tego sekretarze partii, tylko zwykli ludzie. To my zbudowaliśmy Polskę!”114. Tym ra‑ zem nie ściskał dłoni Jarosława Kalinowskiego z PSL, czyniąc zeń swojego konku‑ renta w wyścigu o głosy wsi. Kampanię prowadził przeważnie na giełdach towaro‑ wych i targowiskach, co było przedmiotem ironii dziennikarzy „Gazety Wyborczej”: „Wizytę Leppera zapowiadały dwie kartki przypięte do drzew przy giełdzie samo‑ chodowej [...]. Słuchaczy Lepper miał dobrych. Tak komentowali lub kontynuowali jego słowa: – Żyd Balcerowicz mówi w telewizji, że polska żywność jest brudna. – Żeby tak wszyscy myśleli jak pan. – Komuna pobudowała, a ci rozwalili. – Trzeba zrobić rewolucję”115. Podobnie kpiono z wyborczej piosenki Leppera: „Ten kraj jest nasz i wasz. Nie damy bić się w twarz, będziemy walczyć jak lwy i nie przeszkodzi nikt116”. Przypominano Lepperowi sądowe sprawy (był ścigany listem gończym i zo‑ stał zatrzymany, a następnie aresztowany tymczasowo w Gorzowie; swoje wyjście z więzienia zamienił w wiec polityczny)117. Jednym z medialnych motywów tej kampanii była także opalenizna Leppera – na plakatach, zdjęciach, wyborczych spotach i wiecach prezentował przybrązowio‑ ną w solarium twarz. Nie chodziło jednak o podkreślanie, ale maskowanie wyglą‑ du kandydata. Jak twierdzili specjaliści PR i przyznawał w wywiadach sam Piotr Tymochowicz – miało to na celu ukrycie wypieków pojawiających się na twarzy w momentach zdenerwowania. Tymochowicz: „Andrzej miał problem z naczynia‑ mi krwionośnymi. Były płytko pod skórą. Szybko się denerwował, twarz robiła mu się czerwona. Uznaliśmy, że lepszy Mulat niż burak”118. Już w wyborach prezydenckich 2000 roku Andrzej Lepper miał jednak kłopot z niespójnością wizerunku: z jednej strony prezentował siebie jako obrońcę krzyw‑ dzonych, człowieka z ludu, który chce „rozgonić” rządzących, z drugiej – aspiro‑ wał do roli rządzącego. Wyśmiewał i zwalczał elity władzy, ale startując w wyborach prezydenckich do tych elit pretendował. Jak zauważyła Lena Kolarska‑Bobińska:­ „Lepper zdaje się dostrzegać swój dylemat: jeśli będzie uwiarygodniać się jako po‑ lityk «państwowy», może zacząć być postrzegany jako część establishmentu i tra‑ cić akceptację niezadowolonych”119. Przekonanie wyborców do tego, że nadaje się do władzy, wymagało od Leppera korekty wizerunku, przybrania pozy męża stanu.

113 Przejść spokojnie nie mogę..., op. cit., s. 3. 114 Ziemi naszej nie oddam..., s. 3. Por. także: R. Winnicki, Wolny jak Lepper, „Gazeta Wyborcza Białystok” nr 170, 22–23 lipca 2000, s. 4; M. Szyperski, Lepper na giełdzie, „Gazeta Wyborcza Mazowsze” nr 112, 15 maja 2000, s. 4 115 Por.: M. Szyperski, Lepper na giełdzie..., s. 4; R. Winnicki, Kampania na bazarze, „Gazeta Wybor‑ cza Białystok” nr 212, 11 września 2000, s. 4. 116 Por.: J. Skoczylas, W. Bereś, Lepper pod Cedynią, „Gazeta Wyborcza” nr 192, 18 sierpnia 2000, s. 14. 117 Por.: W. Paś, Kampania po zwolnieniu, „Gazeta Wyborcza Zielona Góra” nr 202, 30 sierpnia 2000, s. 1. 118 M. Kącki, Różne palmy, fikusy czyli osiem wątków z życia Leppera i jego przyjaciół, „Gazeta Wy‑ borcza” nr 183, 8 sierpnia 2011, s. 16. 119 M. Lizut, Na chłopski rozum..., s. 6.

180 Wzorami do naśladowania w tym zakresie byli dla niego Olof Palme i generał Char‑ les de Gaulle ze światowej sceny politycznej oraz Wincenty Witos i Józef Piłsudski – z polskiej: „Palme prowadził socjalliberalną politykę, ukierunkowaną na ochronę pracy, na człowieka [...]. A de Gaulle to silna władza i państwo narodowe [...]. W Pił‑ sudskim podoba mi się twardość i zdecydowanie. A Witos to szacunek dla pracy i partii”120. Wśród lektur wymieniał – Dzieła zebrane Józefa Piłsudskiego i Psycholo- gię tłumu Gustawa Le Bona121. Taki wizerunek nie pomógł Andrzejowi Lepperowi zdobyć dobrego miejsca w wy‑ ścigu prezydenckim. Wśród 12 kandydatów w pierwszej turze wyborów, w głosowa‑ niu przeprowadzonym 8 października 2000 roku, uplasował się na szóstym miejscu z wynikiem 3,05 proc. głosów. Na Aleksandra Kwaśniewskiego głosowało 53,90 proc. wyborców, na Andrzeja Olechowskiego – 17, 30, na Mariana Krzaklewskiego – 15,57, na Jarosława Kalinowskiego – 5,95. Za Andrzejem Lepperem, z wynikiem poniżej 1,5 proc. głosów, znaleźli się: Janusz Korwin­‑Mikke, Lech Wałęsa (1,01), Jan Łopuszański, , Piotr Ikonowicz, Tadeusz Wilecki, Bogdan Pawłowski122. Andrzej Lepper wiedział jednak, że nie ma na prezydenturę szans. Start w wyborach prezydenckich miał na celu miedzy innymi zmniejszenie na wsi wpływów PSL, wzmocnienie swojej pozycji lidera Samoobrony, ale przede wszyst‑ kim – przygotowanie do kampanii parlamentarnej 2001 roku. Nie zmienił wizerun‑ ku, ale go wyraźnie skorygował. Wzmocnił swoje wypowiedzi, przede wszystkim dotyczące akcesji Polski do Unii Europejskiej, ale nie prezentował się już jak awan‑ turnik wygrażający rządowi pięścią – „z watażki zamienił się w przywódcę przema‑ wiającego spokojnym tonem, sprawiedliwego, ale i surowego ojca, który jak trzeba, to upomni, a jak trzeba, pochwali”123. Docierał do wyborców z małych miasteczek i wsi, ale nie przekonywał już prze‑ konanych, tylko starał się przejąć elektorat PSL. Znakomicie radził sobie z media‑ mi, zwłaszcza z dziennikarzami agresywnie krytykującymi populizm Leppera, za‑ liczając ich – podobnie jak rządzących – do establishmentu lekceważącego gorzej sytuowany i niewykształcony elektorat. Widoczny był profesjonalizm tej kampanii. Zmieniły się publiczne wystąpienia Leppera, potrafił w kilku zdaniach dać klarowny przekaz swoim wyborcom. Na spotkaniach wyborczych prezentował dobrze przygo‑ towany dokument programowy Samoobrony: Trzecia droga. Samoobrona przygoto‑ wała także jedną z najlepszych – w ówczesnym czasie – stron internetowych. Wyda‑ wała także partyjne pismo, w którym krytykowany był głównie Marian Krzaklewski (AWS) i Jarosław Kalinowski (PSL) – konkurenci polityczni. Był to element kam‑ panii negatywnej, ale jednocześnie prezentowany był pozytywny program Samo‑ obrony i sam przewodniczący – jako przyszły przywódca. Kampanijnym gadżetem, wyśmiewanym przez media, stały się krawaty w biało‑czerwone­ pasy, powtarzanym hasłem: „Oni już byli”, czyli sprawdzony podział: „my” – „oni”. Taktyka z kampanii prezydenckiej przyniosła efekty. W wyborach parlamentar‑ nych 23 września 2001 roku Samoobrona Rzeczypospolitej Polskiej uzyskała bar‑ dzo dobry wynik – 10,20 proc. głosów. Był to zdecydowanie przełomowy moment dla Andrzeja Leppera, który wszedł do Sejmu, czyli wreszcie na oficjalne salony

120 M. Karnowski, P. Zaremba, Cel: prezydentura!, „Newsweek” 23 kwietnia 2006, s. 22. 121 Tamże, s 22­–23 122 M. Cichosz, op. cit., s. 237. 123 Jarosław Kurski, Dziś zbieram żniwo..., s. 4.

181 władzy. Lepper i jego najbliżsi współpracownicy, dumnie prezentując partyjne kra‑ waty w biało­‑czerwone pasy, wkroczyli na sejmowe korytarze. To obraz, często po‑ kazywany w telewizji, który konfudował lub irytował polityków, zadziwiał lub prze‑ rażał dziennikarzy. Partie, które weszły do parlamentu, a zatem przede wszystkim zwycięska koalicja SLD­‑UP (41,04 proc. głosów), ale także Platforma Obywatelska (12,68), Prawo i Sprawiedliwość (9,50), Polskie Stronnictwo Ludowe (8,98), Liga Polskich Rodzin (7,87), musiały się z Samoobroną liczyć. Nie dość, że weszła do parlamentu, to stała się w nim trzecią siłą, uzyskując 53 mandaty. Sojusz Lewicy Demokratycznej­‑Unia Pracy uzyskały 216 mandatów, Platforma Obywatelska – 65, Prawo i Sprawiedliwość – 44, Polskie Stronnictwo Ludowe – 42, Liga Polskich Ro‑ dzin – 38124. „Gazeta Wyborcza” w powyborczych komentarzach prezentowała dość charak‑ terystyczne – można użyć sformułowania – zdziwienie inteligenta, że tak radykal‑ nemu ugrupowaniu jak Samoobrona, która w 1999 roku sparaliżowała całe pań‑ stwo, a jej lider w kampanii wyborczej używał słów uznawanych powszechnie za obraźliwe, udało się wejść do parlamentu: „Radykalna zmiana warty – taki obraz wyłania się z sondaży przeprowadzanych wśród wyborców opuszczających lokale wyborcze. [...] Obok SLD z ugrupowań obecnych dotychczas w parlamencie weszło do Sejmu tylko PSL, ale przegrywając wojnę o wiejski elektorat z demagogiczną «Samoobroną» Andrzeja Leppera. Równie niespodziewany jest sukces Ligi Polskich Rodzin, której działaczy (Antoni Macierewicz, Zygmunt Wrzodak, Jan Łopuszań‑ ski) łączy wrogość do Unii Europejskiej, skrajny antykomunizm i fundamentalizm katolicki”125. Aby zrozumieć ten sukces, wystarczyło wsłuchać się w opinie cytowa‑ nego wyżej Janusza Rolickiego, który w 2000 roku przewidywał: „Niezależnie od dalszych losów Bloku126 przeżywamy w naszym najpiękniejszym z krajów ciszę przed burzą. Przed nami kolejne lata wyborcze i kolejne elekcje: prezydenta, parla‑ mentu, a w roku 2002 – samorządów. W rezultacie najpewniej dokona się w Polsce poważne przetasowanie sił i wyłoni się nowa konfiguracja polityczna127”. Ta burza, to zdaniem Rolickiego wybuch populizmu, w sidła którego wpadną ludzie, którzy do tej pory na wybory nie chodzili, ponieważ nie widzieli dla siebie politycznej alter‑ natywy. Stworzył ją Andrzej Lepper i ugrupowania podobne Samoobronie. Parafra‑ zując Rolickiego można podsumować: „Nadszedł czas demagogów”128. Jarosław Kurski, który po wyborach 2001 roku napisał w „Gazecie Wyborczej” je‑ den z najlepszych tekstów analizujących fenomen Samoobrony i Andrzeja Leppera od początku jego funkcjonowania w polityce, uznał jednak, że tłumaczenie wybor‑ czego sukcesu Samoobrony sfrustrowanym elektoratem jest istotnym elementem, ale

124 Do Sejmu i Senatu, zgodnie z ordynacją wyborczą RP, weszły także Mniejszość Niemiecka i Nie‑ miecka Mniejszość Górnego Śląska. Frekwencja wyborcza wyniosła 46,29 procent. Wyniki wyborów na podstawie: Obwieszczenie Państwowej Komisji Wyborczej z dnia 26 września 2001 roku o wynikach wybo- rów do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej, przeprowadzonych w dniu 23 września 2001 roku, zamieszczone na stronie internetowej PKW: http://www.pkw.gov.pl/. 125 Aleśmy wybrali, „Gazeta Wyborcza” nr 223, 24 września 2001, s. 1. 126 Chodzi o Blok Ludowo­‑Narodowy, utworzony w 2000 roku przez trzy pozaparlamentarne ugru‑ powania – Samoobronę Andrzeja Leppera, Front Narodowy Tadeusza Wileckiego (emerytowanego ge‑ nerała) oraz Sierpień ’80 Daniela Podrzyckiego (jednego z najbardziej radykalnych przedstawicieli pod‑ ziemnej Solidarności). 127 J. Rolicki, Nadchodzi czas demagogów, „Gazeta Wyborcza” nr 50, 29 lutego 2000, s. 20. 128 Tamże.

182 jednocześnie banałem, nie oddającym istoty sprawy: „Nie na tym polega problem, by zauważyć, że istnieje sfrustrowany elektorat – który jeszcze rośnie w czasie recesji – ale na tym, by wytłumaczyć, dlaczego właśnie Lepper zdołał go pozyskać. Dlacze‑ go nie np. Alternatywa? [jeden z komitetów wyborczych zarejestrowany pod nazwą Alternatywa Ruch Społeczny – przyp. aut.] Nie ma jednej prostej odpowiedzi”129. Za jedną z przyczyn tego sukcesu jest uważana pomoc specjalisty PR Piotra Ty‑ mochowicza, uznawanego za twórcę wizerunku Andrzeja Leppera i ojca jego poli‑ tycznego sukcesu. Tymochowicz tłumaczył Kurskiemu:

Błąd większości polityków polegał na tym, że przekonywali własny elektorat. To non‑ sens. Lepper nie zrobił nic, co zraziłoby jego rdzenny elektorat, i robił, co mógł, by pozyskać elektorat PSL, przede wszystkim niezdecydowanych i sfrustrowanych. Dwa były cele tej kampanii: dostać się do parlamentu i przebić PSL. Oba osiągnęliśmy. Żeby przejąć część elektoratu AWS, świadomie wprzęgliśmy elementy kampanii ne‑ gatywnej. [...] Oczywiście także los nam sprzyjał. Upieram się jednak, że w 80 proc. to są skuteczne taktyki. Ludzie chcą mieć skutecznych polityków, a nie ubezwłasnowolnio‑ nych filozofów. Trzeba było pokazać, że Andrzej Lepper jest skuteczny nie tylko na drogach. Jeżeli widz widzi, że Lepper daje sobie radę z agresywnym dziennikarzem, to oznacza, że w Sejmie będzie równie skuteczny. W Polsce mamy bardzo dużo pseu‑ dointeligentów, których szlag trafia na samą myśl, że ktoś, kto nie ma odpowiedniego wykształcenia i certyfikatów, okazuje się skuteczniejszy od niejednego inteligenta130.

Piotr Tymochowicz w mediach (a także autorce książki) opowiada historię, w jaki sposób zaczął doradzać Andrzejowi Lepperowi: „Zanim zaczęliśmy współ‑ pracować, Andrzej Lepper był już znany. Nie miał jeszcze partii politycznej, ale jako lider związku zawodowego «Samoobrona» organizowała spektakularne akcje, takie jak blokowanie dróg. Pamiętam, że wracając ze Śląska testowałem swoje nowe porsche i byłem bardzo zadowolony, bo drogi były puste. Testowałem nie tylko sa‑ mochód, ale także blokujących drogi rolników: zatrzymywałem się na każdej blo‑ kadzie i robiłem karczemną awanturę o to... że jest ich tak mało. Na każdej mnie przepuszczali, obiecując, że następnym razem będzie ich więcej. Na jednej z blokad spotkałem dziennikarzy „Super Expressu”, którzy poprosili mnie, abym pomógł im się przedostać. Następnego dnia na pierwszej stronie „Super Expressu” zobaczyłem swoje zdjęcie z tytułem Człowiek, który blokadom się nie kłaniał. Dziennikarze opi‑ sali moje negocjacje z rolnikami. Wtedy zadzwonił do mnie Stanisław Łyżwiński, przedstawiając się jako asystent Andrzeja Leppera, i poprosił o spotkanie”131. Tymochowicz podkreślał jednak, że Andrzej Lepper był po prostu zdolnym uczniem: „Andrzej Lepper ma dobrą intuicję. Wie, że żyjemy w epoce medial‑ nej. Sam do mnie zadzwonił. Był świadom swoich słabości i to był dobry punkt wyjścia do cyklu szkoleniowego. On się bardzo chętnie uczy, szybko i łatwo. To samorodny talent. Bardziej wiecowy niż telewizyjny. Na tłum umie oddziaływać charyzmatycznie”132. Podobnie wypowiadał się Andrzej Lepper: „Gdyby uczeń nie był zdolny, to żaden fachowiec go nie nauczy. Ci, którzy mnie uczyli, uczyli też

129 Jarosław Kurski, Dziś zbieram żniwo..., s. 4. 130 Tamże. 131 Piotr Tymochowicz w wywiadzie udzielonym B. Czechowskiej­‑Derkacz we wrześniu 2009 roku. 132 Jarosław Kurski, Dziś zbieram żniwo..., s. 4.

183 Krzaklewskiego i czego nauczyli? Może to nieskromne, ale ja wierzę, że jakimś in‑ stynktem Bóg mnie obdarzył”133. Biorąc jednak pod uwagę sondaże CBOS, z których wynikało, że w czerwcu i lipcu tylko 2 procent badanych zadeklarowało, że 23 września 2001 roku będą gło‑ sować na Samoobronę i Andrzeja Leppera, a w sierpniu już tylko 1 procent134, moż‑ na przypuszczać, że właśnie te ostatnie dwa miesiące treningu pod okiem specjali‑ stów ostatecznie zadecydowały o wyborczym sukcesie Samoobrony i jej lidera. We wrześniu 2001 roku, tydzień przed wyborami, udział w wyborach zadeklarowało 66 proc. ankietowanych, 16 – nie potrafiło wskazać ugrupowania, na które chciałoby zagłosować, ale głosowanie na Samoobronę zadeklarowało już 6 proc. badanych135. Andrzej Lepper swój sukces tłumaczył jednak uporem i konsekwencją: „[...] dzie‑ sięć lat nie byłem w domu [...] ciężko na to zapracowałem [...]. Dziś zbieram żni‑ wo. Nieraz mi mówili: chłopi głupi są, to chamy, nic z tego nie będzie... A ja wierzy‑ łem w sukces. Politycy traktują naród jak swoją własność, zapominając, że trzeba go słuchać. [...] To prawda, ja wykorzystuję sytuację, ale nie ja ją stworzyłem. To rządzący przygotowali dla mnie grunt. Przecież oni mogli mówić to samo co ja, tylko kto by im uwierzył? Nikt! Bo oni już byli. I to hasło Samoobrony: «Oni już byli» – to ich dobijało!”136. Piotr Tymochowicz dorzucił do tej listy media: „Wbrew obiegowym opiniom media nie są władzą, tylko pośrednikiem między tymi, którzy – wydaje się – mają coś do powiedzenia ludziom a społeczeństwem. Mediami jest dość łatwo sterować, bo są skazane, aby pokazywać wydarzenia, które mają silny oddźwięk społeczny. Jedną z kampanii A. Leppera pomyślałem jako piastowską trasę: zaczynaliśmy ją w Gnieźnie, Lepper wystąpił na białym koniu. To było bardzo widowiskowe, ale ry‑ nek był pusty, nikt nie przyszedł. Na drugi dzień zamówiłem kilka kartonów biało­ ‍‑czerwonych krawatów i hostessy do ich wiązania (zakładaliśmy, że większość osób tego nie potrafi). Rozdawaliśmy te krawaty na rynku i oczywiście wszyscy je przyj‑ mowali, bo miło jest dostać taki drobny prezent. Zaprosiliśmy media i kiedy przyje‑ chali dziennikarze, cały gnieźnieński rynek mienił się tymi krawatami. To sprawia‑ ło wrażenie bardzo dużego społecznego poparcia. Od tej pory media zaczęły trak‑ tować Samoobronę poważnie. Z czasem zainteresowanie mediów przerosło nasze oczekiwania”137. Także Tymochowicz pod koniec lat 90. miał zasugerować Andrzejowi Leppe‑ rowi, że naturalną konsekwencją jego działań powinno być kandydowanie do par‑ lamentu: „Śmiał się z tego chyba z pięć minut i w końcu powiedział – «Co Pan, ja prosty chłop... Do parlamentu?» Ale ziarno została zasiane. Na pierwszym zjeździe, kiedy Samoobrona w została już powołana jako partia, miałem swoje wystąpienie. Powiedziałem wtedy tym nielicznym jeszcze działaczom, że możliwy jest wyborczy wynik Samoobrony w granicach 10–12 procent. Podchodzili do mnie na przerwie i mówili, że jestem fantastą”138.

133 Tamże. 134 Wyniki na podstawie komunikatu z badań Centrum Badania Opinii Społecznej: Preferencje par- tyjne w sierpniu, BS/107/2001, zamieszczonego na stronie internetowej CBOS http://www.cbos.pl. 135 Preferencje partyjne we wrześniu, BS/125/2001, strona internetowa CBOS: http://www.cbos.pl. 136 Jarosław Kurski, Dziś zbieram żniwo..., s. 4. 137 P. Tymochowicz w wywiadzie udzielonym B. Czechowskiej­‑Derkacz we wrześniu 2009 roku. 138 Tamże.

184 W 2001 roku Lepper zbierał pierwszy wyborczy plon, ale w 2006 już deklarował: „Startowałem trzy razy na prezydenta i zamierzam startować ponownie. I nie ukry‑ wam, że udział w rządzie, to krok w tym właśnie kierunku. Wiem, jaką rolę odgrywa prezydent, zawsze chciałem i chcę być głową państwa. To mój główny cel od lat”139.

3.4. Koniec Wersalu w polskim Sejmie – – Andrzej Lepper na salonach władzy (2001–2005)

Andrzej Lepper potrafił media wykorzystywać dużo wcześniej, ale kampania parla‑ mentarna 2001 roku okazała się dla niego nieocenioną lekcją. „Gazeta Wyborcza” wielokrotnie przypominała o ciążących na nim prokuratorskich zarzutach, pisząc wprost, że nie jest normalna sytuacja, w której osoba mająca problemy z prawem chce zostać posłem, a później schować się za immunitetem. Krytykę „Wyborczej” właśnie w tej kampanii po raz pierwszy przekuł na niekwestionowany sukces. Kiedy po powrocie z zagranicy, poszukiwany listem gończym Lepper został zatrzymany, zadbał, aby stało się to w świetle medialnych jupiterów: z dumą pokazywał zaku‑ te w kajdanki ręce. I chociaż „Wyborcza” pisała o konieczności stosowania prawa wobec wszystkich, to wyborcy Andrzeja Leppera oglądali raczej telewizję, w któ‑ rej swoje aresztowanie przewodniczący Samoobrony zamienił w medialny spektakl. Wyjście na wolność było już prawdziwym triumfem. Informacja o wiecu pod go‑ rzowskim aresztem pojawiła się we wszystkich mediach, a Lepper skutecznie prze‑ konywał swoich wyborców do tezy o politycznej zemście. Media towarzyszyły Andrzejowi Lepperowi od momentu organizowania pierw‑ szych blokad – oczywiste było, że relacjonowały drobiazgowo największe protesty 1999 roku, ale także po wygranych w 2001 roku wyborach parlamentarnych były zawsze obok przewodniczącego Samoobrony i teraz prezentowały jego największe nawet polityczne hucpy, na przykład, kiedy ogłosił lądownie talibów w Klewkach. Lepper zawsze wiedział, co zrobić, aby przyciągnąć media – prowokował, przygo‑ towywał medialne eventy. Ta taktyka była skuteczna. Zawsze poprzez media mó‑ wił do swoich wyborców, dziennikarze byli tylko przezroczystymi pośrednikami. Cieszyły ich potknięcia Andrzeja Leppera i jego soczysty język, oburzały poważne polityczne oskarżenia. To budowało emocje, które do mediów, zwłaszcza telewizji, przyciągają. Był wszechobecny: w sejmowych sprawozdaniach, prasowych artyku‑ łach i komentarzach, radiowych wywiadach. Oczywiście dużym uproszczeniem by‑ łaby teza, że dobry wyborczy wynik w wyborach prezydenckich 2005 roku, kiedy to z poparciem 15,11 proc. znalazł się na trzecim miejscu w prezydenckim rankingu, po Donaldzie Tusku i Lechu Kaczyńskim140, był wyłącznie zasługą mediów. Wpływ na to miało wiele czynników – między innymi sytuacja społeczno­‑polityczna i do‑

139 M. Karnowski, P. Zaremba, Cel: prezydentura!..., s. 20. 140 Wyniki głosowania na podstawie: Obwieszczenie Państwowej Komisji Wyborczej z dnia 10 paździer- nika 2005 roku o wynikach głosowania i wynikach wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, zarządzonych na dzień 9 października 2005 roku, zamieszczone na stronie internetowej PKW: http://www.pkw.gov.pl/.

185 brze prowadzona kampania – ale media wydatnie się przyczyniły do wyborczego sukcesu, poprzez promowanie wszelkich działań Leppera, także prezentowanych w negatywnym kontekście. Już 26 września 2001 roku, trzy dni po wyborach parlamentarnych, Andrzej Lep‑ per był gościem internetowego czatu na portalu www.gazeta.pl. Fragmenty rozmowy z internautami ukazały się następnego dnia w „Gazecie Wyborczej” (całość można było przeczytać na stronie internetowej)141. Dzień wcześniej, 25 września, „Gazeta Wyborcza”, a także oczywiście telewizyjne kamery, towarzyszyły Lepperowi w wi‑ zycie na Jasnej Górze, gdzie – jak tłumaczył w czasie „spontanicznego” briefingu – pojechał, aby podziękować za wyborczy sukces: „Bo tu właśnie jego partia zaczynała swoją kampanię. – Bez kamer i szumu – nie chcieliśmy wykorzystywać symbolu Jas‑ nej Góry”142. Jak zauważyła jednak „Gazeta Wyborcza” „szum był”, a Andrzej Lep‑ per rozdawał autografy na jasnogórskim dziedzińcu. Na konferencji prasowej po‑ wtórzył swój wyborczy program, czyli: „minimum socjalne «pozwalające na godne życie» (co najmniej 850 zł), bezterminowy zasiłek dla osób, które nie ze swojej winy nie mają pracy (darmozjadów jednak Samoobrona tolerować nie będzie), najniż‑ sza emerytura w wysokości 1000 zł (więcej niż minimum socjalne, bo starsi ludzie muszą wykupywać leki), rozwój rolnictwa i budownictwa, a przez to – wszystkich dziedzin gospodarki, zwiększenie zadłużenia wewnętrznego kraju i przeznaczenie uzyskanych w ten sposób środków na inwestycje, zmiana polityki pieniężnej (Balce‑ rowicz bezwarunkowo musi odejść)”143. W czasie tej kadencji Sejmu swój wyborczy program Lepper będzie przypominał jeszcze wielokrotnie – był to jasny przekaz, kierowany do wyborców Samoobrony poprzez media, przypominający, że nie o wła‑ dzę chodzi, ale o sprawy ubogich i krzywdzonych. Dziennikarzom zaś zapowie‑ dział, że jeśli do 2002 roku sytuacja w kraju się nie poprawi, on sam „«wyjdzie na ulicę». – Stanę na czele buntu, aby nie doszło do krwawej rewolucji”144. Tą wypo‑ wiedzią Andrzej Lepper od początku swojej obecności w Sejmie ustawił się w dwóch charakterystycznych dla populistów, dość schizofrenicznych, rolach: posła korzysta‑ jącego z profitów władzy, a jednocześnie buntowniczego, a nawet awanturniczego przywódcy, skłonnego dla uzyskania przywilejów dla wybranych grup społecznych wyprowadzać ludzi na ulicę i łamać prawo, które stanowił jako poseł. W ten sposób udawało mu się utrzymać wizerunek chłopskiego trybuna, który – mimo że został posłem – nie przeszedł na stronę „onych”. To taktyka obecności Andrzeja Leppera w Sejmie, którą można zaobserwować przez całą kadencję – do 2005 roku. Charak‑ teryzuje ją następująca wypowiedź: „ten układ, który jest [koalicja SLD, UP, PSL – przyp. aut.], kręci się wokół Balcerowicza. Oni pewnie Balcerowicza poświęcą. Myślą, że ja będę spokojniejszy. Nie. Musi odejść cała ta polityka, a nie on jako człowiek. Samoobrona zaproponuje program, który będzie służył ludziom. [...] Oni chcieli, żeby Lepper usiadł w parlamencie, dostał gabinet, samochód, fotel wice‑ marszałka Sejmu. I odetchnęli. Teraz Lepper jest nasz, koniec, mamy go w sidłach. O nie, u mnie punkt widzenia nie będzie zależał od punktu siedzenia!”145. Jak pod‑ sumował Andrzej Rychrad – „Lepper zbudował swoją siłę na osobliwej strategii.

141 Czat z Lepperem, „Gazeta Wyborcza” nr 226, 27 września 2001, s. 4. 142 D. Steinhagen, Lepper znów grozi, „Gazeta Wyborcza” nr 225, 26 września 2001, s. 4. 143 Tamże. 144 Tamże. 145 I co mi zrobicie, „Gazeta Wyborcza” nr 276, 26 listopada 2001, s. 3.

186 Z jednej strony stara się być w systemie, a z drugiej – poza systemem. Siedzi okra‑ kiem na barykadzie. Im bardziej jest w systemie, tym bardziej akcentuje to, że nie ma z nim nic wspólnego”146. „Gazeta Wyborcza” od początku – w komentarzach, wywiadach, wypowiedziach innych polityków i publicystów – kwestionowała demokratyczny wybór Andrzeja Leppera i Samoobrony. Zdaniem wielu publicystów i komentatorów, a nawet auto‑ rów artykułów, gdyż mieszanie komentarza z informacją jest powszechne, Andrzej Lepper miał oczywiście prawo zasiadać w parlamentarnych ławach jako wybrany poseł na Sejm, ale jako osoba mająca problemy z prawem, awanturnik, który w 1999 roku wyprowadził chłopów na drogi i sparaliżował kraj, polityk używający wobec innych obraźliwych słów, nie powinien być traktowany jako poważny polityczny partner, tym bardziej jako koalicjant. Ten ton jest charakterystyczny dla wielu arty‑ kułów, ale wyraźnie uwidocznił się w wywiadzie Agnieszki Kublik i Moniki Olejnik z premierem Leszkiem Millerem. Z jednej strony można odczytać w tym wywiadzie irytację i zdecydowane stanowisko „Gazety Wyborczej” wobec Leppera, z drugiej – rozpoczęte przez polityków SLD „cywilizowanie” Andrzeja Leppera (to politycy używali takiego określenia), czyli ścisłe włączenie go w parlamentarne procedury i władzę – rządową koalicję i prestiżowe stanowiska147. Andrzej Lepper dzięki głosom SLD (a także części PSL i LPR) został wicemar‑ szałkiem Sejmu. Przepadła wówczas kandydatura Lecha Kaczyńskiego. Jan Nowak­ ‍‑Jeziorański wzywał polityków do izolowania Samoobrony: „Demokracja jest jak dom, którego drzwi i okna są szeroko otwarte. Może przez nie przedostać się zło‑ dziej, który wolność i demokrację ukradnie. Lepper może zagarnąć władzę albo na fali buntu społecznego, który podsyca, albo zdobywając większość w wolnych wybo‑ rach. By do tego nie dopuścić, polskie elity muszą skończyć z obłaskawianiem wodza Samoobrony”148. Wielu polityków uważało jednak, że Leppera trzeba włączyć w proces demokra‑ tyczny, aby „jego radykalne kanty wygładziły się w życiu parlamentarnym”149. Ta postawa dla „Gazety Wyborczej” była niezrozumiała i przez nią krytykowana. Jedną z częściej wówczas używanych figur retorycznych było porównywanie „cy‑ wilizowania” Andrzeja Leppera do dochodzenia do władzy przez Adolfa Hitlera. Na przykład Jan Nowak­‑Jeziorański powiedział „Gazecie Wyborczej”, że: „Obła‑ skawianie Leppera niezwykle przypomniało politykę obłaskawiania Hitlera, kiedy dochodził do władzy. Właśnie wówczas wicekanclerz von Papen, a nawet prezydent Hindenburg, centrum i socjaldemokracja uważały, że z chwilą kiedy Hitler obejmie władzę, ucywilizuje się i będzie politykiem takim jak każdy inny. Istotnie, Hitler przywdział czarny garnitur, zachowywał się umiarkowanie – do chwili, gdy doszedł do władzy”150.

146 Czy zgaśnie gwiazda Leppera?, „Gazeta Wyborcza” nr 280, 30 listopada 2001, s. 5. 147 Por.: A. Kublik, M. Olejnik, Gruba kreska i do przodu, „Gazeta Wyborcza” nr 240, 13­–14 paździer‑ nika 2001, s. 13. 148 Jan Nowak­‍Jeziorański ostrzega przed Lepperem, „Gazeta Wyborcza” nr 245, 19 października 2001, s. 1. 149 M. Lizut, Marszałek Lepper, „Gazeta Wyborcza” nr 246, 20–21 października 2001, s. 1. 150 Jarosław Kurski, Obłaskawianie Leppera – obłaskawienie Hitlera, „Gazeta Wyborcza” nr 281, 1–2 grudnia 2001, s. 5.

187 W podobnym tonie wypowiedział się Tadeusz Syryjczyk:

Daleki jestem od snucia analogii z historią załamań demokracji i narodzinami totali‑ taryzmów. Nie chcę przyrównywać Pana Marszałka Leppera do różnych niesławnych postaci historycznych, choć czasem sam się o to prosił. Inny kraj, inne czasy, inne napięcia społeczne. Ale mimo wszystko cywilizatorom doradzałbym lekturę historii Niemiec z lat 30. z naciskiem na rozmaite manewry taktyczne cywilizowanych partii, które próbowały wykorzystać radykałów i awanturników do realizacji swoich celów, za to nie były zdolne do współpracy dla zachowania demokratycznego porządku, co – jak się rychło okazało – było warunkiem koniecznym ich bytu. Kresem owej taktyki było nieodwracalne oddanie władzy nazistom – siłami we‑ wnętrznymi – i to pomimo że gdy Adolf Hitler zostawał kanclerzem po raz pierwszy, jego partia była w mniejszości, a jego gwiazda popularności zaczynała gasnąć151.

Andrzej Lepper szybko pokazał oblicze dawnego ludowego trybuna i obyczaje ulicy przeniósł do Sejmu. Już po przegłosowaniu wotum zaufania dla rządu Lesz‑ ka Millera zapowiedział, że Samoobrona będzie popierała rząd, dopóki ten „będzie szedł w dobrym kierunku”, a jeśli nie poprawi się sytuacja gospodarcza, to przyłączy się do protestujących152. Wrócił do znanych haseł rozliczania PSL z tego, co zrobił, a właściwie nie zrobił, dla polskiej wsi i krytykowania polityki Leszka Balcerowi‑ cza (który oczywiście „musiał odejść”)153. Już jako wicemarszałek Sejmu, w listopa‑ dzie 2001 roku, a zatem niedługo po zaprzysiężeniu (odbyło się w październiku), pojawił się w asyście innych posłów Samoobrony i jak zawsze telewizyjnych ka‑ mer, na zamkniętym przez władze miasta targowisku we Włocławku i zablokował wyegzekwowanie komorniczego nakazu – „Wyborcza” nazwała to lepperowaniem prawa”154. Na pytanie dziennikarza, dlaczego zaangażował autorytet marszałka Sej‑ mu w podważenie sądowego wyroku, odpowiedział, że był tam nie jako wicemar‑ szałek, ale przewodniczący Samoobrony155. Jeszcze nie umilkły komentarze dotyczące kontrowersyjnej wizyty Leppera we Włocławku, a już w listopadzie 2001 roku, na antenie radia uniwersyteckiego w Ol‑ sztynie, nazwał Włodzimierza Cimoszewicza, ministra spraw zagranicznych, kanalią, a jego ojca – „zbrodniarzem, który zabijał Polaków”. Arogancję, chamstwo i zbrodni‑ cze tendencje Cimoszewicz – zdaniem Leppera – „wypił z mlekiem matki”156. Wresz‑ cie zaczął żądać nowych wyborów parlamentarnych. Piotr Pacewicz określił wów‑ czas zachowanie Leppera „hańbą całej III Rzeczypospolitej”157. Platforma Obywa‑ telska nawoływała do odwołania go z funkcji wicemarszałka. Dariusz Szymczycha, ówczesny dyrektor Agencji Informacyjnej Telewizji Polsat i były redaktor naczelny „Trybuny” przypominał, że „Andrzej Lepper gra o popularność społeczną i sukces w przyszłych wyborach”158, media nie powinny go w zdobywaniu tej popularności tak aktywnie wspierać, prezentując każdą – najgłupszą nawet – jego wypowiedź:

151 T. Syryjczyk, Pamiętajcie, że ostrzegałem, „Gazeta Wyborcza” nr 256, 2 listopada 2001, s. 14. 152 Kto tu umie rządzić, „Gazeta Wyborcza” nr 252, 27–28 październik 2001, s. 4. 153 M. Lizut, W. Załuska, Lepper idzie na wojnę, „Gazeta Wyborcza” nr 262, 9 listopada 2001, s. 6. 154 M. Goździalska, Lepperowanie prawa, „Gazeta Wyborcza” nr 268, 16 listopada 2001, s. 5. 155 A. Goiński, Byłem tam jako Lepper, nie jako wicemarszałek, „Gazeta Wyborcza” nr 268, 16 listo‑ pada 2001, s. 5. 156 P. Pacewicz, Hańba!, „Gazeta Wyborcza” nr 275, 24–25­ listopada 2001, s. 1. 157 Tamże. 158 Co zrobić z Lepperem, „Gazeta Wyborcza” nr 277, 27 listopada 2001, s. 4.

188 Do fenomenu społecznego Andrzeja Leppera trzeba podejść bez salonowego paterna‑ lizmu albo inteligenckiej fascynacji. Nie można więc dalej krytykować tylko gburowa‑ tej formy wypowiedzi pana posła, pomijając fałsz czy pustkę ich treści. [...] „Rozbraja‑ nie” Andrzeja Leppera trzeba prowadzić przede wszystkim na polu gospodarki i po‑ lityki społecznej. Mniej sfrustrowanych, odrzuconych i biednych, to mniej podatnych na retorykę Samoobrony. Nie możemy jednak liczyć na szybką poprawę gospodarczą. Dlatego tak ważne jest podejście dziennikarzy do „bohatera mediów”. Wierna prezen‑ tacja tego, co robi i mówi Lepper, obecność na każdym organizowanym przez niego happeningu przestaje już być realizacją prawa obywateli do informacji, lecz staje się – mimowolnie – upowszechnianiem jego wymysłów graniczącym z agitacją. Potrzeba więcej odpowiedzialności za sens i konsekwencje takiego przekazu159.

„Gazeta Wyborcza” prezentowała jednak wobec Leppera – używając określeń Szymczychy – zarówno salonowy paternalizm, jak i inteligencką fascynację. Swoi‑ sty festiwal Andrzeja Leppera w mediach – podobnie jak w 1999 roku – rozpoczął się po jego słynnym wystąpieniu, które wygłosił na czterdzieści minut przed odwo‑ łaniem go z funkcji wicemarszałka, kiedy to zapowiedział, że w Sejmie „Wersalu” już nie będzie. Oskarżył wszystkich polityków o gospodarczą ruinę Polski, straszył marszem na Sejm, groził posłom i ministrom prokuratorem, zaatakował dziennika‑ rzy i media, zasugerował (zarzuty postawił w formie pytającej), że pięciu polityków: Paweł Piskorski, Donald Tusk, Andrzej Olechowski, Włodzimierz Cimoszewicz i Jerzy Szmajdziński wzięli łapówki; przedstawiał konkretne sumy, daty spotkań. „Gazeta Wyborcza” wielokrotnie cytowała fragmenty tego przemówienia, przedru‑ kowała je nawet niemal w całości. Poniższy fragment przypomina ówczesną atmo‑ sferę w Sejmie i styl Andrzeja Leppera – polityka na stanowisku:

Mówicie o kulturze politycznej. Przecież większość z was, ugrupowania wasze, prze‑ farbowane również, w garniturach, w krawatach, pachnący perfumami takich firm jak Dior i Chanel, głaskaliście się nawzajem przez 12 lat. I tak się głaskaliście, że dziś jest całkowity krach przemysłu ciężkiego, rolnictwa, małej i średniej przedsiębiorczo‑ ści, handlu i usług. A z Polski daliście zrobić rynek zbytu dla nadwyżek produkcyj‑ nych Zachodu. Doprowadziliście kraj do ruiny, a naród do nędzy, a teraz o Wersalu marzycie. Na tej sali już go nie będzie, bo kraj tonie, bo ludzie na chleb nie mają. Te, według was, kanalie, śmierdzące kości, rózgi i marsze gwiaździste oraz gnojowica przyjadą pod parlament upomnieć się o swoje prawa160. [...] Kiedy przemawiałem do was w kulturalny sposób, nie tylko z tej trybuny, ale na spotkaniach z władzami kolejnych rządów, mówiłem prawdę o Balcerowiczu, nie słuchaliście mnie. Bo po co? Kto to jest Lepper? Kiedy kazałem, żeby Balcerowicz przedstawił wzór, jakim to on wylicza stopy kredytów, gdy inflacja jest 4,5 proc., a kre‑ dyty 15–20 proc. [...] też nie słuchaliście. Mówiłem o sprzedaży majątku narodowego za bezcen. Też nie słuchaliście. Mają‑ tek ten został sprzedany w 70 proc. za kwotę, która woła o pomstę do niebios: 5 proc. wartości jego! Pytam, gdzie jest reszta pieniędzy? Ponad 250 miliardów dolarów? Na‑ ród od was odpowiedzi zażąda. I rozliczy za to. [...] I z czego się cieszycie? Gierek zadłużył kraj? Gierek ratował Polskę! Technologie stare sprowadzał, oczywiście, ale nie zadłużył kraju. Co zbudowaliście? Ile mieszkań,

159 Tamże. 160 Co mówił posłom, „Gazeta Wyborcza” nr 280, 30 listopada 2001, s. 1.

189 dróg, fabryk? Wszystko zniszczyliście! Cieszycie się z tego? Cieszcie się dalej! [...] Tyl‑ ko Buzek jest winny? A wy jesteście święci? [...] Śmiejcie się dalej! Mówiłem wam to – gęsi byście paśli! Bo krów nie umiecie upil‑ nować! [...] – Dziennikarze – Panie i Panowie Posłowie – wymusili na was taką reakcję, że przez siedem dni o niczym innym się nie mówi. Zaraz powiem śmiesznie: będziecie lodówkę otwierać i Lepper wam wyskoczy, tylko jedzcie, bo smaczny jestem, nie zatru‑ jecie się. Ulegliście wielkiej presji mediów. Ale jak się mówi o konkretach, to większość dziennikarzy nie słucha tego. Są bardzo porządni dziennikarze w Polsce, ale, niestety, większość prasy nie jest w rękach polskich161.

Po tym wystąpieniu prezydent Aleksander Kwaśniewski w programie Moni‑ ki Olejnik w Radiu Zet zapowiedział, że zatrzaśnie drzwi Pałacu Prezydenckiego przez Andrzejem Lepperem, Monika Olejnik zaś stwierdziła, że nie zaprosi więcej Andrzeja Leppera do swoich programów: (7 dni tygodnia w Radiu Zet i do Kropki nad i w TVN), gdyż „przekroczył granicę”162. Aleksander Kwaśniewski dodał jesz‑ cze, że zapraszając Andrzeja Leppera do koalicji SLD popełnił: „typowy błąd de‑ mokratów i demokracji, swoistych pięknoduchów demokratycznych, którzy wierzą, że reguły są niepodważalne. Że wszyscy, którzy uzyskują mandat społeczny, będą te reguły respektować”163. Piotr Tymochowicz potrafił jednak sobie znakomicie radzić z embargiem na in‑ formacje o Lepperze. Fragment opowieści z „Gazety Wyborczej”:

Akurat głośno było o narastającym konflikcie między USA i Irakiem, więc to wy‑ korzystałem. Tymochowicz twierdzi, że udało mu się skontaktować z nadwornymi Saddama Husajna, irackiego dyktatora, i sprokurować zaproszenie dla Leppera, co sprzedano mediom jako inicjatywę Iraku. Media huczały, że Lepper chce wesprzeć dyktatora, który był na cenzurowanym, ale tym samym szef Samoobrony znów zna‑ lazł się w centrum wydarzeń. Uspokajał, że ma nieważny paszport, więc nie skorzysta z zaproszenia. Tymochowicz: – „Lepper nie pojechał, bo mu kazałem powiedzieć, że ma nieważny paszport. Cel był prosty: Lepper ma wrócić na czołówki gazet i złamać blokadę Moniki Olejnik w Radiu Zet. I złamał”164.

Wówczas pojawiało się coraz więcej głosów, krytykujących rolę mediów w nie‑ ustannym promowaniu Andrzeja Leppera. Jan Nowak‑Jeziorański:­

[...] telewizja, działając w duchu nieograniczonej demokracji, wylansowała Leppera, choć to nie był jej świadomy cel. Nieraz byłem w wiejskich domach. Nie widziałem tam ani „Gazety Wyborczej”, ani „Rzeczpospolitej”, ani innego pisma, ale w każdej nawet najbiedniejszej chałupie był telewizor [...]. Telewizja powinna przyjąć zasadę, że nie może być nośnikiem propagandy skierowanej przeciwko porządkowi prawne‑ mu, państwu i demokracji. [...] Potrzebne jest jakieś porozumienie wzmocnione poczuciem etyki zawodo‑ wej dziennikarzy. Rzecz polega na tym, żeby przeciętny obywatel, który głosuje na Leppera, zrozumiał, że jeśli on zdobędzie większość, dojdzie do masowej ucieczki kapitału inwestycyjnego z Polski, prawdopodobnego załamania się złotego i katastro‑

161 Chamy w Sejmie siedzą teraz, „Gazeta Wyborcza” nr 280, 30 listopada 2001, s. 20. 162 Przekroczył granicę, „Gazeta Wyborcza” nr 280, 30 listopada 2001, s. 5. 163 Zamykam drzwi przed Lepperem, „Gazeta Wyborcza” nr 281, 1–2 grudnia 2001, s. 5. 164 M. Kącki, Różne palmy, fikusy czyli osiem wątków z życia Leppera i jego przyjaciół..., s. 16.

190 falnego wzrostu bezrobocia. Chodzi o to, by media i politycy umieli przekazać tę świadomość w dół. Nie można wykluczyć możliwości, że Lepper zdobędzie władzę tak jak kiedyś Hitler165.

Partyjni liderzy kilku parlamentarnych młodzieżówek, miedzy innymi SLD, PSL, Forum Młodych PiS, Młodych Demokratów, wystosowali do mediów wspólny list, w którym wezwali dziennikarzy do izolowania przewodniczącego Samoobrony, gdyż „tak jak działalność terrorystów opiera się na wykorzystywaniu wolnych me‑ diów do propagowania swoich haseł, tak pan Lepper wykorzystuje polskie media do kreowania własnej pozycji politycznej”166. „Gazeta Wyborcza” publikowała listy czytelników proszących o umiar w promowaniu Leppera. Złamanie embarga informacyjnego na informacje o Andrzeju Lepperze było jednak skuteczniejsze aniżeli głosy publicystów nawołujące do umiaru w prezen‑ towaniu go w mediach. Jak żaden inny polityk dostarczał medialnej inforozrywki. Ogłosił, że we wsi Klewki w województwie warmińsko‑mazurskim­ lądowali tali‑ bowie i były tam prowadzone doświadczenia nad hodowlą wąglika oraz przemy‑ cane szlachetne kamienie. Były to rewelacje Bogdana Gasińskiego, który przekazał prokuraturze i Andrzejowi Lepperowi „dowody” na rzekome branie łapówek przez polityków, które okazały się zapiskami Gasińskiego, sam Gasiński zaś oszustem ściganym przez prokuraturę167. „Gazeta Wyborcza” poświęciła Klewkom i Gasiń‑ skiemu kilkadziesiąt tekstów (lata 2001–2005), które miały jednocześnie ośmieszać Andrzeja Leppera. W takim nagromadzeniu mogły przynieść także efekt zrobienia z przewodniczącego Samoobrony ofiary ataku mediów168. I jak żaden inny polityk Andrzej Lepper nadawał się do wywoływania emocji: kiedy w 2002 roku okupował ministerstwo rolnictwa, blokował sejmową mównicę, nie dopuszczając do debaty na temat rolnictwa, blokował drogi, zwłaszcza zimą 2003 roku, kiedy dochodziło do re‑ gularnych bitew między policją a rolnikami, wreszcie, kiedy w świetle telewizyjnych kamer wysypywał zboże na tory169. Andrzej Lepper zatem, jak zapowiadał w sej‑ mowym wystąpieniu, „wychodził” z mediów niczym z przysłowiowej lodówki. Był

165 Jarosław Kurski, Obłaskawianie Leppera – obłaskawienie Hitlera..., s. 5. 166 Nie piszcie o Lepperze, „Gazeta Wyborcza Poznań” nr 281, 1–2 grudnia 2001, s. 1. 167 Por.: Co warte te dowody, „Gazeta Wyborcza” nr 287, 8–9 grudnia 2001, s. 6; Bydło w Klewkach, czyli Gasiński story, „Gazeta Wyborcza” nr 288, 10 grudnia 2001, s. 6. 168 Nie sposób podać wszystkich adresów bibliograficznych, zostało zatem wybranych kilkanaście najważniejszych tekstów. Por.: Co warte te dowody, „Gazeta Wyborcza” nr 287, 8–9 grudnia 2001, s. 6; Bydło w Klewkach, czyli Gasiński story..., s. 6; Kalendarz Gasińskiego, „Gazeta Wyborcza” nr 289, 11 grud‑ nia 2001, s. 2; Zootechnik bez dyplomu, „Gazeta Wyborcza Olsztyn” nr 290, 12 grudnia 2001, s. 3; Kości zostały rzucone, „Gazeta Wyborcza Olsztyn” nr 291, 13 grudnia 2001, s. 3; Klewki bez wąglika, „Gazeta Wyborcza Olsztyn” nr 292, 14 grudnia 2001, s. 4; Telewizyjne Klewki show, „Gazeta Wyborcza Olsztyn” nr 294,17 grudnia 2001, s. 15; Klewki w prokuraturze, „Gazeta Wyborcza Olsztyn” nr 298, 21 grudnia 2001, s. 3; Klewki, krowy i Temida, „Gazeta Wyborcza” nr 304, 31 grudnia–1 stycznia 2002, s. 4; Gdzie jest Gasiński?, „Gazeta Wyborcza” nr 1, 2 stycznia 2002, s. 5; Ścigany z Klewek, „Gazeta Wyborcza Olsztyn” nr 2, 3 stycznia 2002, s. 1; Świadek Leppera aresztowany, „Gazeta Wyborcza” nr 6, 8 stycznia 2002, s. 5; Świadek niepoczytalny?, „Gazeta Wyborcza” nr 27, 1 lutego 2002, s. 8; Świadek Leppera na wolności, „Gazeta Wyborcza Olsztyn” nr 52, 2­–3 marca 2002, s. 3; Kara za Klewki, „Gazeta Wyborcza” nr 148, 27 czerwca 2003, s. 8; Lepper broni Gasińskiego, „Gazeta Wyborcza” nr 265, 12 listopada 2004, s. 7; Klewki w sądzie, podpisy podrobione, „Gazeta Wyborcza” nr 142, 21 czerwca 2005, s. 7; Andrzej Lepper skazany za Klewki, „Gazeta Wyborcza” nr 185, 10 sierpnia 2005, s. 3. 169 Por.: Lepper spija mleczko, „Gazeta Wyborcza” nr 113, 16 maja 2002, s. 6; Pracowity dzień Leppera, „Gazeta Wyborcza” nr 132, 8–9 czerwca 2002, s. 3; Zboże w poprzek drogi, „Gazeta Wyborcza Lublin”

191 wówczas w permanentnym konflikcie: z parlamentem, dziennikarzami, przeciwni‑ kami wewnątrz Samoobrony. Być może dlatego jednym z częstych sposobów pre‑ zentowania wizerunku Leppera było pokazywanie go na sejmowej siłowni, gdy tre‑ nował boks (w młodości startował w zawodach sportowych i osiągał dobre wyniki). W 2004 roku pretekstu do szczególnego zajmowania się Andrzejem Lepperem dostarczyła Platforma Obywatelska, która wobec rosnących sondażowych notowań Samoobrony zrobiła zeń swojego głównego politycznego przeciwnika. Był to młyn na „lepperową wodę”, a Andrzej Lepper promował się poprzez antyeuropejskie ha‑ sła, strasząc rolników upadkiem polskiej wsi i zdobywał coraz większe społeczne poparcie. W opublikowanym przez „Gazetę Wyborczą” artykule Żulia idzie po wła- dzę Stefan Niesiołowski pisał: [...] Wódz Samoobrony – gruboskórny prostak i nieuk, jawnie lekceważący wymiar sprawiedliwości, dla którego jedynym miejscem stałego pobytu w demokratycznym państwie prawa powinien być zakład karny – staje się nadzieją wielu ludzi. Popular‑ ność zawdzięcza starym bolszewickim hasłom w nowym opakowaniu – zabrać boga‑ tym i rozdać biednym, przepędzić obcych w imię rodzimej, swojskiej krzepy, wstrzy‑ mać import, zerwać współpracę z „podejrzanymi” instytucjami świata zachodniego, paroma prostymi dekretami rozwiązać wszystkie skomplikowane problemy ekono‑ miczne i społeczne170. W kontekście głoszonych przez Leppera haseł, programowo bliskich Prawu i Sprawiedliwości (którego liderzy zdecydowanie wówczas Leppera krytykowali), na‑ zywany był „budowniczym IV RP”171. To projekt krytykowany zarówno przez „Ga‑ zetę Wyborczą”, jak i Platformę Obywatelską – w tym miejscu spotkały się politycz‑ ne sympatie PO, jednego z dwóch największych ugrupowań politycznych i „Gazety Wyborczej”. Waldemar Kuczyński napisał, że: „przy obecnych notowaniach PO jest głównym puklerzem broniącym przed Samoobroną. Ale to, co jest siłą faktów, jest jednocześnie słabością gadania. Dziś jest potrzebne zawieszenie wszystkich wojen między odpowiedzialnymi siłami politycznymi, by pokonać główne zagrożenie”172. „Gazeta Wyborcza” wyraźnie wspierała Platformę Obywatelską w walce z populi‑ zmem Andrzeja Leppera. Polityczne zderzenie dwóch światów – Platformy Obywatelskiej i Samoobrony – trafnie oddają dwa hasła, zamieszczone w artykule Bój PO z Samoobroną (retoryka wojny dla pokazania ścierania się politycznych poglądów PO i Samoobrony była w tamtym czasie stosowana nieustannie): „Platforma rusza do boju z partią Leppe‑ ra: «Nie zostawimy Polski barbarzyńcom». Samoobrona podejmuje rękawicę: «Nie oddamy Polski złodziejom»173”. Głównym adwersarzem Leppera był wówczas Jan Maria Rokita, poseł Platfor‑ my Obywatelskiej, który miał zostać „premierem z Krakowa” – jak głosiło hasło wyborcze partii. Monika Olejnik zorganizowała w Radiu Zet debatę między Ro‑ kitą a Lepperem, którą „Wyborcza” nazwała „słowną bitwą”. Kilka lat później ta‑ nr 183, 7 sierpnia 2002, s. 3; P. Bojarski, Zima Samoobrony, „Gazeta Wyborcza Poznań” nr 29, 4 lutego 2003, s. 3. 170 S. Niesiołowski, Żulia idzie po władzę, „Gazeta Wyborcza” nr 26, 31 stycznia – 1 lutego 2004, s. 10. 171 W. Kuczyński, Budowniczy Czwartej Rzeczypospolitej, „Gazeta Wyborcza” nr 76, 30 marca 2004, s. 16. 172 Tamże. 173 Bój PO z Samoobroną, „Gazeta Wyborcza” nr 57, 8 maca 2004, s. 1.

192 kie agresywne starcia słowne, które odbywają się między politykami w programach publicystycznych (szczególnie w telewizji), Piotr Pacewicz z „Gazety Wyborczej”, odnosząc się do nagrody „Press” Dziennikarz Roku dla Bogdana Rymanowskiego, nazwał politycznym maglem i „waleniem się polityków po głowach”174. Cztery lata wcześniej dziennikarze relacjonujący debatę Rokity i Leppera w Radiu Zet napisali, że „słowną bitwę­‑pojedynek” wygrał Rokita175. Wypowiedzi z tej „słownej bitwy” oddają ówczesną atmosferę politycznego sporu, podsycanego przez media:

Rokita na temat Andrzeja Leppera: Pan jest cwaniakiem od drobnych interesów! Całe życie pan robił drobne interesy! Nie pozwolimy panu zastraszyć polskiej polityki” [...] Pan był szkolony za granicą, w Niemczech i Rosji! Na czym polega prawda o Andrzeju Lepperze: bandyckie na‑ pady, wyłudzenia pieniędzy, cwaniactwo, wysługiwanie się Łapińskiemu, bełkot go‑ spodarczy, pogarda i wykorzystywanie ludzi, ubecy w zapleczu, a przede wszystkim pieniądze, pieniądze, pieniądze. I milionerzy w klubie. To jest Andrzej Lepper – nie‑ polityk. Andrzej Lepper o Janie Rokicie: Panu się chyba coś pomieszało już pod tą łysą głową całkowicie! I nie ma co trzymać rozumu w głowie, bo włosów nie ma i panu rozum uleciał całkowicie. Na czym polega prawda o Platformie i o tych, którzy rządzą 14 lat. Szanowni państwo, wyciągnijcie wnioski: 5 mln nie ma pracy, zadłużenie Polski zagraniczne 100 mld dol., a było 48, dług wewnętrzny 400 mld zł i 80 proc. sprzedane176.

Wyborcy Samoobrony nie słuchali jednak popularnej wśród młodych odbiorców „Zetki”. To elektorat tradycjonalistyczny, który słuchał księdza Henryka Jankow‑ skiego, związanego z „Solidarnością”, legendarnego proboszcza w kościele świętej Brygidy w Gdańsku. A ten na mszy, w której uczestniczył Andrzej Lepper i posło‑ wie Samoobrony (zamówili mszę w intencji ofiar terroryzmu) – jak relacjonowała „Wyborcza” – porównał zbrodnie komunistów i liberałów: „Nad Polską krąży wid‑ mo grożącej nam już niedługo, po akcesji do Unii, totalnej katastrofy [...]. Polakom szykowany jest los pariasów skazanych na łaskę i niełaskę Unii. Ci wszyscy, politycy Platformy Obywatelskiej, PiS­‑u, SLD, którzy dotychczas tak agitowali za szybką akcesją, dziś mówią o oszukaniu nas przez Unię i wskazują na zagrożenia i nie‑ korzystne warunki. Jakby sięgali do nauk szatana XX wieku Hitlera, który mówił: masy nie mają pamięci. Na koniec zwrócił się do członków Samoobrony: – Ratujcie polską ziemię, młodzież przed europejskim niewolnictwem177. Taktyka Platformy Obywatelskiej nie przynosiła żadnych efektów, bo jak wyni‑ kało z sondaży CBOS – Samoobrona od listopada 2003 roku niezmiennie była tuż za PO w badaniach preferencji partyjnych. W lutym 2004 roku na PO chciało głoso‑ wać 29 proc. badanych, na Samoobronę – 19. Ale w marcu 2004 ten wynik wynosił – odpowiednio – 27 i 24 proc. W tym samym czasie na Prawo i Sprawiedliwość chciało głosować 15 proc. badanych, na SLD – 10, a na PSL tylko 4 178. W artykule Lepper

174 P. Pacewicz, Niedziennikarz Roku, „Gazeta Wyborcza” nr 296, 19 grudnia 2008, s. 22. 175 Rokita nieźle poobijał Leppera, „Gazeta Wyborcza” nr 63, 15 marca 2004, s. 8. 176 Tamże. 177 Samoobrona wyparła Solidarność, „Gazeta Wyborcza Trójmiasto” nr 69, 22 marca 2004, s. 1. 178 Wyniki sondaży na podstawie raportów z badań CBOS: BS/30/2004 Preferencje partyjne w lutym 2004 oraz BS/46/2004Preferencje partyjne w marcu 2004, zamieszczonych na stronie internetowej CBOS: http://www.cbos.pl/PL/publikacje/raporty_2004.php

193 dziękuje Rokicie, „Wyborcza” – po sondażu PBS, opublikowanym przez „Rzeczpo‑ spolitą”, z którego także wynikało, że Samoobrona zmniejsza dystans wobec PO – zadała pytanie politologom dotyczące fenomenu popularności Andrzeja Leppera. Aleksander Smolar podsumował:

Nie ma sensu zastanawiać się, jakie racjonalne nadzieje za tym stoją, lecz jakie po‑ czucie niesprawiedliwości to napędza. Wątpię, aby zwolennicy Leppera liczyli, że on rozwiąże ich i Polski problemy. Oni chcą spoliczkować klasę polityczną, wykrzyczeć swój ból. Dlatego nieporozumieniem była antylepperowska kampania PO oparta na przekonaniu, że racje, argumenty muszą zwyciężyć. Przeciwnie, ten sposób prowa‑ dzenia debaty może tylko pogłębić przekonanie dużej części Polski o fundamentalnej obcości i arogancji polityków, „onych”179.

Autorzy artykułu napisali o „wstrząsie”, który ten sondaż wywołał, choć nie spre‑ cyzowali, kto tego wstrząsu miał doznać: redakcja „Gazety Wyborczej”, wyborcy, politolodzy, socjologowie? Mimo to w relacjach „Gazety Wyborczej” ze spotkań Leppera z wyborcami można odnaleźć znany z wcześniejszych artykułów ton kpiny, ironii i lekceważenia, ale także zadziwienia jego demagogicznymi wypowiedziami w rodzaju: „My wiemy, gdzie są pieniądze i po nie sięgniemy. Zlikwidujemy agen‑ cje rządowe i firmy zachodnie niepłacące podatków. Zlikwidujemy podatek CIT od firm. Dla wszystkich wprowadzimy 1­–2­‑proc. podatek obrotowy. ZUS obniżymy do 10 proc. Zlikwidujemy PIT­‑y dla emerytów i rencistów. Więcej: wszystkie PIT­‑y zli‑ kwidujemy. Wprowadzimy minimum socjalne 900 zł na osobę. Jak ktoś nie ma pra‑ cy nie z własnej winy, musi dostawać takie minimum. A posłom i ministrom pensje obniżymy do 3 tys. zł”180. W tym czasie w „Gazecie Wyborczej” można znaleźć także sporo artykułów pod‑ kreślających, że Samoobrona, choć do wyborów idzie z hasłami obrony ludzi bied‑ nych, krzywdzonych, sama stała się partią bogaczy, a jej przewodniczący na listach wyborczych do Europarlamentu wystawił nie rolników tylko biznesmenów. Sam Lepper zaś, mówiący na spotkaniach z wyborcami o „głodujących ludziach”, jeździ nową sejmową lancią – a zatem lubi korzystać z luksusów władzy181. Inny ton miały duże publicystyczne teksty, (zarówno przed‑,­ jak i powyborcze), w których autorzy rozważali źródła sukcesu Samoobrony i siły populizmu w Pol‑ sce. Waldemar Kuczyński, podsumowując pomysły Andrzeja Leppera na poprawę polskiej gospodarki, napisał: „Nie ma partii w Polsce, która zapowiadałaby większy drenaż kieszeni obywateli. [...] Program partii Andrzeja Leppera zawiera obietnice, których ona nie spełni, bo się ich spełnić nie da, i zamierzenia niepotrzebne, nicze‑ mu dobremu niesłużące, a dotkliwe dla społeczeństwa. Ten program to podsuwany ludowi łudzący, uwodzący bukiet obietnic... z kobrą w środku”182. Jerzy Surdykowski rosnącą popularność partii populistycznych upatrywał w zmarnowanych przez kolej‑ ne rządzy i polityczne koalicje cywilizacyjnych szansach rozwoju: „Zmarnowaliśmy

179 Lepper dziękuje Rokicie, „Gazeta Wyborcza” nr 84, 8 kwietnia 2004, s. 4. 180 Por.: W. Czuchnowski, J. Krzyk, Weekend z Lepperem, „Gazeta Wyborcza” nr 51, 1 marca 2004, s. 3. 181 Por.: M. Kowalski, Burżuje i blokersi z partii Andrzeja Leppera, „Gazeta Wyborcza” nr 155, 5 lipca 2004, s. 4; Objazd Leppera, „Gazeta Wyborcza Kraków” nr 114, 17 maja 2004, s. 1; M. Lizut, Czemu bo- gacze lgną do Leppera?, „Gazeta Wyborcza” nr 156, 6 lipca 2004, s. 2; M. Kowalski, Cienie Samoobrony, „Gazeta Wyborcza” nr 237, 8 października 2004, s. 4. 182 W. Kuczyński, Sto miliardów Leppera, „Gazeta Wyborcza” nr 137, 14 czerwca 2004, s. 17.

194 politycznie – a może bardziej moralnie – owoce zwycięstwa „Solidarności”. Nie po‑ trafiliśmy zrobić z niego jakiegokolwiek użytku. Zostaliśmy sami z własnym wsty‑ dem i złością”183. Jerzy Szacki zaś, w rozmowie na temat polskiego populizmu i szans Samoobrony przestrzegał przed straszeniem Polaków barbarzyńcami z Samoobrony: „[...] nie należy wzbudzać paniki, że barbarzyńcy są bliscy sforsowania bram, cywili‑ zacja lada chwila upadnie. [...] robienie paniki jest przeciwskuteczne, gdyż utwierdza populistów w przekonaniu o własnej potędze, a drugą stronę skazuje na poczucie beznadziejności i lamentowanie, jakim strasznym krajem jest ta Polska”184. Krytyka Unii Europejskiej (powtarzana przez Leppera wielokrotnie teza o Pol‑ sce jako rynku zbytu dla Zachodu), a później – po podpisaniu traktatu akcesyjnego – nawoływanie do renegocjacji warunków umowy, w pierwszych wyborach do Par‑ lamentu Europejskiego, które odbyły się 13 czerwca 2004 roku, dała Samoobronie 6 mandatów (10,78 proc. głosujących). Ambicje Samoobrony, w kontekście ponad‑ dwudziestoprocentowych sondaży, były większe. Platforma Obywatelska uzyskała 15 mandatów (24,10 proc.) Liga Polskich Rodzin – 10 (15,92), Prawo i Sprawied‑ liwość – 7 (12,67). Samoobrona jednak znowu była przed PSL (6,34 proc., 4 man‑ daty) i SLD­‑UP (9,35 proc., 5 mandatów). Do PE weszła jeszcze Unia Wolności (7,33 proc., 4 mandaty) i Socjaldemokracja Polska (5,33 proc., 3 mandaty). Frekwen‑ cja była najniższa wśród wszystkich nowych państw członkowskich – 20,87 proc.185. Był to jednak dobry wynik (zwłaszcza jeśli liczyć, że liczba mandatów euroscep‑ tycznych partii była spora) i próba umniejszania go przez „Gazetę Wyborczą”, która pisała o klęsce jest nieadekwatna (Rafał Kalukin zapytał Andrzeja Leppera w pierw‑ szym powyborczym wywiadzie: „Jak smakuje pierwsza porażka wyborcza?”)186. Wte‑ dy jeszcze rolnicy bali się Unii Europejskiej; większe zaufanie przyszło wraz z pierw‑ szymi dopłatami. W tym samym wywiadzie jest mowa o końcu „fali wznoszącej” Samoobrony, czyli spadających sondażach partii. Tekst Radosława Markowskiego, w którym autor wskazał kilka przyczyn spadających notowań Samoobrony, „Wy‑ borcza” zatytułowała: Jak gasną populizmy187. Do wygasania popularności Leppera było jednak bardzo daleko i tak naprawdę po wyborach prezydenckich i parlamen‑ tarnych roku 2005 spełnił się – jak pisało wówczas wielu publicystów – najgorszy sen polskiego inteligenta: Andrzej Lepper był blisko prezydentury, a PiS wyniosło go na wicepremiera. Wybory parlamentarne 2005 roku odbyły się 25 września, prezydenckie zaś: pierw‑ sza tura – 9 października, a druga – 23. Obie kampanie prowadzone były jedno‑ cześnie. Wyborczą taktykę i budowanie wizerunku Leppera, które zapewniły mu stabilne poparcie społeczne, także trzeba w tym czasie analizować łącznie. Popu‑ larność Andrzeja Leppera i jego sposób budowania wizerunku ludowego trybuna, potrafiącego sterować emocjami wyborców doceniał Jarosław Kurski, wicenaczel‑ ny „Wyborczej”, który po raz drugi napisał obszerny tekst analizujący fenomen po‑ pularności Leppera pod podobnym tytułem – Trybun zbiera żniwo (w 2001 roku

183 J. Surdykowski, Mieliśmy, chamy, złoty róg, „Gazeta Wyborcza” nr 184, 7–8 sierpnia 2004, s. 14. 184 J. Szacki, Populizm nasz polski, „Gazeta Wyborcza” nr 97, 24–25 kwietnia 2004, s. 17. 185 Wyniki na podstawie: Obwieszczenie Państwowej Komisji Wyborczej z 15 czerwca 2004 roku o wy- nikach do Parlamentu Europejskiego przeprowadzonych w dniu 13 czerwca 2004 roku, zamieszczone na stronie PKW: http://www.pkw.gov.pl/pkw2/. 186 R. Kalukin, Panie, jaka porażka, „Gazeta wyborcza” 138, 15 czerwca 2004, s. 5. 187 R. Markowski, Jak gasną populizmy, „Gazeta Wyborcza” nr 272, 20–21 listopada 2004, s. 13.

195 tekst nosił tytuł Dziś zbieram żniwo). Już na początku artykułu Kurski dramatycz‑ nie pyta o możliwość „wybawienia Polski” od Andrzeja Leppera i przestrzega przed kolejnym negatywnym wyborem: „Andrzej Lepper jest poważnym kandydatem w najbliższych wyborach prezydenckich. Może wejść do drugiej tury, a nawet wy‑ grać wybory. Byłby wtedy czwartym prezydentem III RP. Polski inteligent nie jest przygotowany na taką ewentualność. Woli myśleć: jakoś to będzie, po co martwić się na zapas... Może jednak warto pomartwić się z góry. Czy za rok czeka nas powtór‑ ka z 1990 r., kiedy to – co za ulga! – Lech Wałęsa ocalił Polskę od peruwiańskiego szamana Stana Tymińskiego? Czy przyjdzie nam rozdzierać szaty i pomstować na «głupie społeczeństwo»?”188. Kurski porównuje klimat spotkań Leppera z wyborca‑ mi i jego oratorskie zdolności, a także umiejętność sterowania tłumem do wybo‑ rów1990 roku, kiedy był rzecznikiem Lecha Wałęsy i jeździł z nim po kraju. Kurski nie porównuje Wałęsy i Leppera jako polityków, podkreślając zasadnicze różnice biografii i pojmowania demokracji, którą Lepper w gruncie rzeczy pogardzał, dla Wałęsy zaś pozostała wywalczoną przez „Solidarność” wartością. Zauważył jednak charakterystyczną postawę inteligencką wobec populizmu i demagogów:

[...] Patrząc na te nabite domy kultury, remizy i rynki polskich miasteczek, ani przez chwilę nie wątpiłem, kto zwycięży [w 1990 roku w wyborach prezydenckich – przyp. aut.]. Zastanawiało mnie jedynie znakomite samopoczucie zwolenników Tadeusza Mazowieckiego. Jak bardzo musieli być oderwani od realnych nastrojów społecznych, jak bardzo karmili się idealistyczną wiarą w mądrość i krytycyzm narodu, skoro sami postanowili skonfrontować się z przywódcą „S” w wyborach powszechnych! Nie star‑ czyło im wyobraźni, by uznać, że ten „niewykształcony”, „pozbawiony manier”, „nie‑ znający języków” człowiek może zostać prezydentem. [...] Gdy dziś widzę nabite sale i niekłamany entuzjazm, jaki wznieca Andrzej Lepper, mam poczucie dojmującego déjá vu. Widzę człowieka, który pewnym kro‑ kiem – niczym Lech Wałęsa – idzie po władzę. W głosie Leppera odnajduję język i styl Wałęsy sprzed 15 lat. [...] Lecha Wałęsę wtedy i Andrzeja Leppera dziś niesie ta sama fala, ta sama uni‑ wersalna ideologia obecna w niemal każdym polskim domu. Ideologia prosta jak cep: „my – oni”. Oni znowu nas oszukali, oni już byli, oni doszli do władzy na naszych plecach – a my tu zdychamy, gnijemy w biedzie189.

Ta „prosta jak cep ideologia” przyniosła Lepperowi wyborczy sukces w 2005 roku. Do wyborów parlamentarnych 2005 Samoobrona szła z hasłem „Każdy czło‑ wiek jest ważny”. Najczęściej jednak na wyborczych wiecach, w wywiadach, na kon‑ ferencjach prasowych i spotkaniach Andrzej Lepper powtarzał swoje znane z po‑ przednich kampanii powiedzenie: „Oni wszyscy już byli, swoje nakradli”190. Partia miała także nową wyborczą piosenkę: „Samoobrony zabrzmiał hymn, niechaj słów prawdy nikt nie chowa, bo gdy się słowa zmienią w czyn, naród podejmie hym‑ nu słowa. Sprawiedliwości czas nadchodzi, zdrajców wydrzemy z lisich jam. Jesz‑ cze zapłacze łotr i złodziej – Boże, dopomóż nam”191. „Wyborcza” drwiła, że jest to „połączenie Roty z socrealistycznymi pieśniami z lat 50.”192, ale oprawę muzyczną

188 Jarosław Kurski, Trybun zbiera żniwo, „Gazeta Wyborcza” nr 68, 20 marca 2004, s. 15. 189 Tamże. 190 W. Nowicki, Oni już byli, swoje nakradli, „Gazeta Wyborcza Poznań” nr 166, 19 lipca 2005, s. 3. 191 Samoobrona zagrzana do boju, „Gazeta Wyborcza” nr 153, 04 lipca 2005, s. 6. 192 Tamże.

196 Samoobrony stanowił popularny wówczas zespół Ich Troje, a to przyciągało na wy‑ borcze wiece tłumy193. Do wyborów prezydenckich Andrzej Lepper szedł z hasłem „Człowiek z charakterem”194, pojawiły się także ulotki, na których zamieścił swoje zdjęcie ze spotkania z Janem Pawłem II195. Leppera wspierał w kampanii ojciec Tadeusz Ry‑ dzyk i jego media – Telewizja Trwam i Radio Maryja (takiego wsparcia ojciec Ry‑ dzyk udzielił również PiS, ale odmówił LPR)196. Nie było także nowe – choć w tych wyborach zostało wyraźnie wzmocnione – hasło trzeciej politycznej drogi, Samo‑ obrona miała być „prawdziwą centrolewicą, partią lewicy postępowej, narodowej i patriotycznej”. W jednym z artykułów „Gazeta Wyborcza” zauważyła: „Wystąpie‑ nie programowe Leppera nie zaskoczyło: psubraty liberałowie przez 16 lat rozkrad‑ li Polskę. Tylko on i Samoobrona pomogą ludziom biednym i małym firmom (za pieniądze z NBP i z podatku obrotowego od zagranicznych przedsiębiorstw), zli‑ kwidują biurokrację i obniżą podatki. Renegocjują traktat o przystąpieniu do Unii i otworzą kraj na handel ze Wschodem”197. Podobnie można powiedzieć o budowa‑ niu wizerunku Leppera przez „Gazetę Wyborczą” w tamtym czasie – nie zaskoczyła swoich czytelników. Nadal był to wizerunek bardzo negatywny, wzmacniany przede wszystkim artykułami na temat niejasnego finansowania Samoobrony i podpisywa‑ nych przez jej członków weksli. Weksle na sto i dwieście tysięcy złotych musieli pod‑ pisywać kandydaci na posłów i ich małżonkowie, gdyby po wyborach chcieli odejść, pieniądze miały zasilić Samoobronę. Na kampanię kandydaci na posłów musieli wpłacać spore kwoty – jak pisała „Wyborcza” od pięćdziesięciu do stu tysięcy złotych. Lepper tłumaczył, że podpisywanie weksli i wpłaty są „dobrowolne”. Miały zabez‑ pieczać Samoobronę przed „zdradą”: „Rygor umowy i weksla będzie obowiązywał od początku do końca. Jeśli ktoś zdradzi, straci dużą część pensji posła. A pieniądze pójdą na domy dziecka”198. „Wyborcza” zaś sugerowała łamanie prawa, a w najlep‑ szym przypadku – nieetyczne zachowanie199. Sporo tekstów „Wyborcza” poświęciła także rzekomemu rozpadowi Samoobrony (z partii odchodziła część działaczy z powodu konieczności podpisywania weksli, kilku – już po ich podpisaniu – chciało się wycofać i podać Leppera do sądu200). Moż‑ na było znaleźć teksty o „ciężkim kryzysie w Samoobronie”: „Od Andrzeja Leppera odchodzą koalicjanci, działacze rezygnują z kandydowania w wyborach, partia nie zarejestrowała nawet list we wszystkich okręgach. – Za cztery lata będziemy jedyną partią socjalnej lewicy w Polsce – zapowiadał jeszcze niedawno Lepper. Na razie

193 Por.: Ich czworo, „Gazeta Wyborcza Lublin” nr 192, 19 sierpnia 2005, s. 2., Tłumy na Lepperze, jeszcze więcej na Ich Troje, „Gazeta Wyborcza Trójmiasto” nr 207, 6 września 2005, s. 3. 194 D. Uhlig, Samoobrona, „Gazeta Wyborcza” nr 222, dodatek „Wybory Parlamentarne”, 23 września 2005, s. 9. 195 Jan Paweł II na wyborczej ulotce, „Gazeta Wyborcza” nr 211, 10–11­ września 2005, s. 4. 196 Por.: W. Szacki, Rydzyk namaścił Leppera, a Giertycha nie, „Gazeta Wyborcza” nr 49, 28 lutego 2005, s. 1. 197 Samoobrona zagrzana do boju, „Gazeta Wyborcza” nr 153, 04 lipca 2005, s. 6. 198 R. Grochal, Weksle lojalności, „Gazeta Wyborcza Wrocław” nr 89, 18 kwietnia 2005, s. 4. 199 Por.: R. Grochal, Weksle lojalności..., s. 4; W. Andrusiewicz, Weksle przeciw zdradzie, „Gazeta Wy‑ borcza Lublin” nr 175, 29 lipca 2005, s. 1; Samoobrona zbiera kasę, „Gazeta Wyborcza” nr 159, 11 lipca 2005, s. 8; R. Grochal, Lewe finanse Samoobrony, „Gazeta Wyborcza” nr 207, 6 września 2005, s. 4. 200 Por.: E. Milewicz, Sejm, spluwaczka Leppera, „Gazeta Wyborcza” nr 186, 11 sierpnia 2005, s. 2; Lepperowi partia pęka, „Gazeta Wyborcza” nr 192, 19 sierpnia 2005, s. 3.

197 musi ratować rozpadającą się partię”201. Jednak był to znowu rodzaj życzeniowego myślenia dziennikarzy „Gazety Wyborczej”, gdyż wtedy jeszcze Lepper był silnym przywódcą i Samoobronie nic nie zagrażało (przejmowała wyborców SLD, po czte‑ rech latach rządów zakończonych fatalnym wizerunkiem). Było to widoczne w son‑ dażach, w których poparcie dla Samoobrony deklarowało od początku 2005 roku około 15 procent badanych202. Dobre notowania Samoobrony tłumaczył Radosław Markowski: „To jest partia żerująca cynicznie na ludzkiej niewiedzy i dezorientacji. Część z nich przed czterema laty wierzyła w wyborcze obietnice SLD, teraz pozosta‑ ła Samoobrona. To ludzie starsi, zagubieni, często poza rynkiem pracy, którzy chcą wierzyć w cuda oraz w to, że ich nieszczęście to wina elit i ułomności demokracji”203. Innym elementem budowania negatywnego wizerunku były teksty na temat ła‑ mania prawa przez Andrzeja Leppera – to generalnie, obok finansów i weksli, jeden z głównych tematów „Gazety Wyborczej” w kontekście artykułów na temat Samo‑ obrony i jej przewodniczącego. W 2005 roku Lepper został skazany na rok i trzy miesiące więzienia z zawieszeniem na pięć lat i dwadzieścia tysięcy złotych grzyw‑ ny za pomówienie polityków z trybuny sejmowej w 2001 roku, ale – jak zauważyła „Wyborcza” – „Nie przeszkodzi to Lepperowi kandydować do Sejmu i na prezyden‑ ta (kandydaci nie muszą być niekarani)”204. Nie zabrakło w tekstach z czasu kampanii 2005 roku charakterystycznego tonu kpiny – jak na przykład w relacji z wielkopostnego spotkania słuchaczy Radia Mary‑ ja, na którym ojciec Rydzyk dziękował Lepperowi za obronę radia w Sejmie: „Impre‑ zę reklamował «Nasz Dziennik», bilety po 25 zł. Transmisja w Telewizji Trwam. Na początek orkiestra parafialna z Rembertowa. Były pieśni religijne. Wśród słuchaczy przeważali ludzie starsi (wieszaki w szatniach uginały się od moherowych beretów), ale też sporo młodzieży”205– lub w tekstach na temat egzaminu ze znajomości pro‑ gramu Samoobrony, który musieli zdawać kandydaci na posłów tej partii: „Żeby nie było ściągania, pilnowała posłanka Renata Beger”206. Wreszcie – jak zawsze – „Wy‑ borcza” towarzyszyła Lepperowi wszędzie, zauważając każdy element bardzo kon‑ sekwentnie budowanej przez niego strategii wyborczej. Nawet jeśli w zamierzeniu dziennikarzy teksty te miały być tylko zabawną dykteryjką, wzmacniały popularność kandydata na prezydenta: „Lider Samoobrony spotkał się w sobotę z dziennikarza‑ mi pod pręgierzem [w Lublinie – przyp. aut.]. Miejsce nie było przypadkowe, bo jak zapewniał Lepper, kiedy Samoobrona dojdzie do władzy, to rozliczy liberałów i «aferałów». A symbolem ma być pręgierz, przy którym karano przestępców”207. Waldemar Kuczyński przestrzegał przed wyborem Andrzeja Leppera:

Kandydatem groźnym dla Polski jest Andrzej Lepper. Po pierwsze dlatego, że będzie łamał prawo, którego nie szanował i nie szanuje. Wybór osoby o takim stosunku do prawa świadczyłby bardzo źle o Polakach jako o obywatelach. Po drugie – bo będzie łamał konstytucję, mając za nic ograniczenia władzy prezydenckiej, jakie ona nakłada,

201 Lepperowi partia pęka, „Gazeta Wyborcza” nr 192, 19 sierpnia 2005, s. 3. 202 Z kim Samoobrona idzie na wybory, „Gazeta Wyborcza” nr 89, 18 kwietnia 2005, s. 6. 203 M. Lizut, Dlaczego rośnie Samoobronie?, „Gazeta Wyborcza” nr 70, 24 marca 2005, s. 16. 204 E. Siedlecka, Andrzej Lepper skazany za Klewki, „Gazeta Wyborcza” nr 185, 10 sierpnia 2005, s. 3. 205 W. Szacki, Rydzyk namaścił Leppera, a Giertycha nie..., s. 1. 206 A. Kondzińska, Profesor Beger, „Gazeta Wyborcza Wrocław” nr 160, 12 lipca 2005, s. 3. 207 Andrzej Lepper pod pręgierzem, „Gazeta Wyborcza Wrocław” nr 206, 5 września 2005, s. 3.

198 jeśli tylko wejdą w kolizję z jego zamiarami. Po trzecie – bo swym nieobyciem i nie‑ okrzesaniem ośmieszy Polskę w Europie i na świecie. Potwierdzi i wzmocni wszystkie szkodliwe stereotypy, jakie o nas, barbarzyńcach z pogranicza Europy i Azji, krążą na Zachodzie. Będziemy się wstydzić za takiego prezydenta208.

Samoobrona weszła jednak do parlamentu, i to z niezłym wynikiem, choć mniej‑ szym niż oczekiwany („Wyborcza” pisała nawet przesadnie o „ciszy i niedowierza‑ niu” w sztabie wyborczym Samoobrony po ogłoszeniu wyników)209. Zdobyła 11,41 proc. głosów, wyprzedzając SLD, który uzyskał wynik – 11,31 proc., zaś PSL miało – 6,96210. W wyborach prezydenckich Andrzej Lepper w pierwszej turze zajął trze‑ cie miejsce, zdobywając 15,11 proc. głosów211. Donald Tusk w telewizyjnej przed‑ wyborczej debacie z Lechem Kaczyńskim zlekceważył elektorat Samoobrony (nie odwołał się także do elektoratu lewicowego, który wówczas w dużej części przeniósł swoje sympatie na Samoobronę) i wielu polityków, ale także politologów i socjolo‑ gów wskazywało, że było to jedną z przyczyn jego przegranej w tych wyborach212. Platforma Obywatelska jako partia i Donald Tusk jako jej kandydat na prezydenta reprezentujący środowiska inteligenckie oraz dobrze i średnio sytuowanych wybor‑ ców z dużych miast, przegrali z Prawem i Sprawiedliwością, odwołującym się do tego samego kręgu wyborców, co Andrzej Lepper. W 2006 roku w rządzie Kazimie‑ rza Marcinkiewicza, a później Jarosława Kaczyńskiego, Lepper reprezentował tych wyborców jako wicepremier. Jarosław Kurski napisał w cytowanym wyżej artykule Trybun zbiera żniwo, że polski inteligent nie jest przygotowany na ewentualność zwycięstwa Leppera w wyborach prezydenckich213.

3.5. Od wicepremiera do bohatera seksafery – (2005–2007)

Po wygranych przez Prawo i Sprawiedliwość wyborach parlamentarnych dzię‑ ki sejmowej arytmetyce Andrzej Lepper został wicepremierem w rządzie Kazimie‑ rza Marcinkiewicza. Większość publicystów – i oczywiście wyborców – wierzyła w możliwość utworzenia powyborczej koalicji PO i PiS, nazywając ją POPiS, jak

208 W. Kuczyński, Kandydat z klasą, „Gazeta Wyborcza” nr 149, 29 czerwca 2005, r. 19. 209 D. Uhlig, Samoobrona niepocieszona, „Gazeta Wyborcza” nr 224, 26 września 2005, s. 7. 210 Wyniki głosowania na podstawie: Obwieszczenie Państwowej Komisji Wyborczej z dnia 27 września 2005 roku o wynikach wyboru do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej, przeprowadzonych w dniu 25 września 2005 roku, zamieszczone na stronie internetowej PKW: http://www.pkw.gov.pl/. 211 Wyniki głosowania na podstawie: Obwieszczenie Państwowej Komisji Wyborczej z dnia 10 paździer- nika 2005 roku o wynikach głosowania i wynikach wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, zarządzonych na dzień 9 października 2005 roku, zamieszczone na stronie internetowej PKW: http://www.pkw.gov.pl/. 212 Por.: M. Borowski, Donald Tusk nie musiał przegrać, „Gazeta Wyborcza” nr 252, 28 października 2005, s. 22. Dwa telewizyjne starcia, w których dyskutowali Donald Tusk i Lech Kaczyński odbyły się w telewizji Polsat, w programie Tomasza Lisa Co z tą Polską, ale decydująca debata, która odbyła się we wrześniu 2005 roku, była transmitowana przez trzy stacje: TVP, Polsat i TVN. Właśnie w tej ostatniej de‑ bacie Donald Tusk, w przeciwieństwie do Lecha Kaczyńskiego nie odwołał się do elektoratu Samoobrony i nie zabiegał o te głosy. 213 Jarosław Kurski, Trybun zbiera żniwo..., s. 15.

199 gdyby przyszłe rządy w popisowy sposób miały spełnić oczekiwania Polaków wobec postsolidarnościowych ugrupowań. Liderzy obu partii, które uzyskały najwięcej wy‑ borczych głosów, PiS i PO, nie byli jednak w stanie się porozumieć i koalicjantem PiS zostały Samoobrona oraz Liga Polskich Rodzin. „Gazeta Wyborcza” bardzo krytycznie w tamtym czasie odnosiła się do tej – jak ją powszechnie nazywano – „egzotycznej koalicji”. Artykuły z tamtego czasu w „Wy‑ borczej” są rodzajem aktu niewiary w to, że możliwa jest taka koalicja oraz że Andrzej Lepper może zostać znowu wicemarszałkiem (takie były na początku plany), a póź‑ niej wicepremierem. W komentarzach często pojawiało się pytanie: „Czy ktokolwiek z tych, którzy w wyborach parlamentarnych głosowali na Prawo i Sprawiedliwość, mógł sobie wyobrazić, że kilka miesięcy po wyborach rząd będzie wisiał na «brudnej wycieraczce rządu Leszka Millera» – jak o Samoobronie mówił w poprzednim Sej‑ mie ?”214. Lepperowi przypominano sądowe sprawy, lekceważenie pra‑ wa w czasie rolniczych blokad, awanturnicze zachowanie w Sejmie, kompromitują‑ cą historię z Klewkami i wcześniejsze wypowiedzi liderów PiS na jego temat. Naj‑ częściej słowa Kazimierza Ujazdowskiego: „Andrzej Lepper to marny watażka. On obraża polski parlament. Demoluje państwo”215. W odpowiedzi Ryszard Czarnecki (wówczas poseł Samoobrony) nazywał awanturnicze zachowanie Leppera „obywa‑ telskim nieposłuszeństwem”216. Andrzej Lepper zaś konsekwentnie realizował tak‑ tykę popierania rządu PiS – jak to nazywał – wyłącznie w kwestii „prospołecznych ustaw”217, by w odpowiednim momencie swoje poparcie wycofać i dzięki polityczne‑ mu szantażowi uzyskać fotel wicepremiera. W tym czasie konsekwentnie zmieniał wizerunek Samoobrony z partii walczącej na blokadach w partię kompetentnych urzędników. Często powtarzał: „mamy przygotowanych ludzi do rządu”218. Kiedy Andrzej Lepper budował wizerunek „rozgrywającego” na politycznej sce‑ nie (jeden z najbliższych współpracowników Leppera, Ryszard Czarnecki, ostrzegał PiS: „Kończymy okres romantyczny w relacjach z PiS, a zaczynamy pragmatyczny. Romans nie może trwać w nieskończoność. Albo będzie legalne małżeństwo sank‑ cjonowane przez parlament, albo nic”)219, „Wyborcza” pisała o Samoobronie i LPR jako „przystawkach PiS”. To określenie gazeta będzie powtarzać do końca koalicji, czyli 2007 roku: „I Lepperowi, i Romanowi Giertychowi strateg Kaczyński da poska‑ kać z radości. Ale niewiele więcej. Planuje – co wielokrotnie podkreślał – poświęcić się budowie wielkiej partii prawicy. A ta zje i Samoobronę, i LPR. Nim ta kadencja dobiegnie końca”220. Wobec koalicji PiS z Samoobroną padały ze strony komenta‑ torów „Gazety Wyborczej” zdecydowane słowa. Podpisanie tak zwanego paktu sta‑ bilizacyjnego (współpracy PiS, Samoobrony i LPR w zakresie wspierania w parla‑

214 W. Szacki, P. Wroński, Stabilizacja Lepperem, „Gazeta Wyborcza” nr 12, 14–15 stycznia 2006, s. 1. 215 A. Nowakowska, Czy PiS zrobi wicemarszałka z Leppera, „Gazeta Wyborcza” nr 245, 20 paździer‑ nika 2005, s. 2. 216 M. Olejnik, Lepper ratunkiem dla Polski, „Gazeta Wyborcza Wrocław” nr 14, 17 stycznia 2006, s. 2. 217 W. Szacki, D. Uhlig, Lepper znów wicemarszałkiem, „Gazeta Wyborcza” nr 251, 27 października 2005, s. 5. 218 P. Wroński, R. Kalukin, Lepper: Mamy ludzi do rządu, „Gazeta Wyborcza” nr 252, 28 października 2005, s. 1. 219 R. Grochal, A. Kondzińska, Samoobrona do PiS – albo ślub, albo rozwód, „Gazeta Wyborcza” nr 280, 2 grudnia 2005, s. 5. 220 E. Milewicz, A. Nowakowska, Jak będzie rządził PiS z Samoobroną i LPR u boku, „Gazeta Wy‑ borcza” nr 263, 12–13 listopada 2005, s. 2.

200 mencie 34 ustaw) Marek Beylin podsumował: „Stało się. Partie Leppera i Giertycha znane z pogardy dla prawa i zupackiej kultury politycznej zostały przez PiS wynie‑ sione do rangi współrządzących Polską. Jeszcze niedawno PiS uważał Leppera za eksponenta rosyjskich interesów. Teraz zawarł z nim koalicję, by ugruntować swoją władzę. Pakt PiS, Samoobrony i LPR to hańba dla polskiej polityki”221. Lepper krytykę odpierał, mówiąc o atakach niezadowolonego establishmentu wobec rządów koalicji, która zadba wreszcie o biednych: „Od dzisiaj mogą czuć się spokojnie wszyscy uczciwi Polacy, wszyscy, którzy działali zgodnie z prawem, któ‑ rzy postępowali zgodnie z prawem i mogą mieć nadzieję i być pewni, że pomożemy wszystkim tym, którzy ponieśli koszty tych 17 lat przemian, którym nie dano nic. Emeryci, renciści, bezrobotni, pracownicy PGR, rolnicy, robotnicy, wszyscy uczci‑ wi ludzie mogą być z tego, co się przed chwilą stało, zadowoleni”222. Wizerunkową przemianę z radykałów na blokadach w ministrów uzasadniał Ryszard Czarnecki: „Bycie w Sejmie to gra w II lidze. Bycie w Prezydium Sejmu to gra w I lidze, a rząd to Liga Mistrzów. Ale też inwestycja na przyszłość. Wyborcy lubią klaskać radyka‑ łom, ale głosują na tych, którzy mają szansę rządzić”223. Kiedy Andrzej Lepper znalazł się w rządowej „lidze mistrzów” i został wicepre‑ mierem (maj 2006), Jarosław Kurski podsumował: „Jak Polska długa i szeroka po‑ śród liderów politycznych tylko Andrzej Lepper może powiedzieć: Wygrałem. Mam, czego chciałem. Jestem wicepremierem. Pozostałym politykom przychodzi znieść wstyd i upokorzenie, gdyż poza Lepperem nikt nie osiągnął tego, co zamierzał. [...] Jego zwycięstwo – wasza hańba, politycy”224. W podobnym tonie wypowiedział się Mirosław Czech – to stanowisko „Wyborczej” wobec wicepremiera Andrzeja Leppera: „Powstanie koalicji PiS‑Samoobrona­ ­‑LPR kończy najdłuższą kampanię wyborczą w najnowszych dziejach Polski. Od dziś powinna być rozliczana za swoje działania, a nie za to, co jej politycy mówić będą o innych. Im bardziej będą starali się uciekać przed odpowiedzialnością za rządzenie, tym więcej powinni słyszeć pytań w tej sprawie. Nie możemy ulec zaklęciom polityków rządzącej partii i słowom pre‑ zydenta Lecha Kaczyńskiego o «przemianie» Samoobrony czy «dojrzeniu» LPR­‑u. Lepper i Giertych są uosobieniem «polskich demonów», przed którymi przestrzegali twórcy III RP. Demonów warcholstwa, deptania prawa, sobiepaństwa, ksenofobii i ciasnego nacjonalizmu225. Czech jednocześnie namawiał, by nie ulegać histerii „fi‑ nis Poloniae”, a zacząć nową koalicję rozliczać. Przeczuwał także, że przyszłe lata będą w polityce emocjonujące: „Igrzysk nam nie zabraknie. Ważne jest to, aby nie dać się zwieść tym rozgrywkom”226. Lata rządów PiS i kolacji z Samoobroną i LPR były rzeczywiście czasem nie‑ zwykle emocjonującym w polskiej polityce, która i tak zajmuje główne miejsce w mediach. Wtedy jednak nie schodziła z czołówek. Jednym z głównych bohaterów politycznego spektaklu był Andrzej Lepper jako wicepremier i minister rolnictwa, ale także jako przywódca Samoobrony, kontestujący własny rząd. Odkąd Samo‑

221 Nowi przyjaciele PiS, „Gazeta Wyborcza” nr 29, 3 lutego 2006, s. 1. 222 Tamże. 223 W. Załuska, Kaczyński zaczyna negocjować Samo­‍PiS, „Gazeta Wyborcza” nr 85, 10 kwietnia 2006, s. 5. 224 Jarosław Kurski, Lepper zwycięża, „Gazeta Wyborcza” nr 90, 15–17 kwietnia 2006, s. 13. 225 M. Czech, Opalona twarz nowej Polski, „Gazeta Wyborcza” nr 111, 13–14 maja 2006, s. 18. 226 Tamże.

201 obrona znalazła się w rządzie, jej notowania sukcesywnie malały. Słaby wynik Sa‑ moobrony w wyborach samorządowych 2006 roku, która aż w pięciu sejmikach nie przekroczyła wyborczego progu (w 2002 roku przekroczyła 16 proc. i miała swoich przedstawicieli we wszystkich sejmikach), Piotr Pacewicz nazwał zwycięstwem de‑ mokracji: „Drugie zwycięstwo demokracji [pierwsze to frekwencja, która wyniosła 45,86 proc. – przyp. aut.] to zły wynik LPR i Samoobrony. Na Wojciecha Wierzej‑ skiego z LPR głosowało mniej warszawiaków niż na słynnego zgrywusa «Majora» Fydrycha z komitetu Gamonie i Krasnoludki. [...] Podobnie surowo oceniliśmy – jak to ujął premier Kaczyński – warchoła polskiej polityki Andrzeja Leppera i jego partię. Także za to, jak rządzi rolnictwem i jak elegancko urządza się w pracy min. ”227. Według „Wyborczej” wynik ten był widocznym znakiem, że PiS „zjadło przystawki”, czyli zmarginalizowało znaczenie Samoobrony w regionach, zabierając jej sporą część elektoratu228, zaś Barbara Fedyszak­‑Radziejowska pod‑ sumowała: „Roszczeniowa postawa Andrzeja Leppera i jego agresywny ton podo‑ bały się rolnikom, kiedy Lepper walczył na drogach o ich interesy w Unii. Ale jego kłótliwość w roli ministra rolnictwa nie podobała się na wsi”229. Andrzej Lepper starał się ratować wizerunek chłopskiego przywódcy, który we władzy znalazł się tylko dlatego, by polepszyć los ubogich, głośno domagając się na przykład zmian w budżecie i przyjmowania ustaw, które dawały kolejne przywileje rolnikom. Wię‑ cej czynił tym medialnego hałasu, niż rzeczywiście był władny przekonać PiS do zmian. Wizerunkowo mu to nie pomagało. „Wyborcza” dostrzegała w tym poli‑ tyczny spektakl230. Jak podsumował Paweł Wroński: „Lepper gra w grę, w którą przed nim z dobrym zazwyczaj skutkiem grali polscy politycy: jestem za, a na‑ wet przeciw. Czerpię korzyści z bycia w układzie władzy, a równocześnie zbieram punkty jako opozycjonista wobec tej samej władzy. [...] Lepper dzięki wejściu do koalicji osiągnął wiele. Z polityka, za którym ciągnęła się fatalna reputacja wataż‑ ki, aferzysty i wroga państwa, stał się «szanowanym politycznie partnerem», który według Jarosława Kaczyńskiego «przeszedł ogromną przemianę». Teraz certyfikaty uczciwości ze strony Jarosława i Lecha Kaczyńskich powoli przestają interesować Leppera. On gra o swoje”231. Andrzej Lepper był jednak skutecznym graczem. Kiedy nie mógł już występo‑ wać w roli chłopskiego radykała, budował wizerunek troskliwego gospodarza. Poka‑ zują to jego zdjęcia jako ministra rolnictwa, który pochyla się z troską nad niszcze‑ jącymi łanami zbóż w czasie suszy 2006 roku i wypowiedzi, w których domagał się wysokich rekompensat dla rolników z powodu tej suszy232. Potrafił także rozgrywać zwycięskie partie z Jarosławem Kaczyńskim. Kiedy premier wyrzucał go z rządu na‑ zywając warchołem, wicepremier, wtedy były, nazwał premiera chamem233. Pogodził ich koalicjant – Roman Giertych i na nic się zdała krótka, ale treściwa wizerunko‑ wa ocena Leppera w „Wyborczej” jako „mistrza pustych obietnic”: „Andrzej Lepper był jednym z najgorszych ministrów rolnictwa, jakich mieliśmy w ostatnich latach.

227 P. Pacewicz, Wybory samorządowe wygrały, „Gazeta Wyborcza” nr 265, 14 listopada 2006, s. 2. 228 PiS zjada przystawki, „Gazeta Wyborcza” nr 265, 14 listopada 2006, s. 1. 229 Tamże. 230 Por.: Wyborczy spektakl Leppera, „Gazeta Wyborcza” nr 215, 14 września 2006, s. 6. 231 P. Wroński, Lepper: Opozycja rządowa, „Gazeta Wyborcza” nr 219, 19 września 2006, s. 20. 232 Por.: J. Hołub, Lepper buszował w zbożu, „Gazeta Wyborcza Toruń” nr 177, 31 lipca 2006, s. 3. 233 Por.: E. Milewicz, Nowa era bez Leppera, „Gazeta Wyborcza” nr 222, 22 września 2006, s. 1.

202 Rolnicy tracą przez niego grube pieniądze – i z budżetu, i z Brukseli”234. Słowne potyczki między Lepperem a Jarosławem Kaczyńskim emocjonowały media, ale zupełnie zelektryzowały je tak zwane taśmy Renaty Beger, jednej z najbliższych współpracownic Andrzeja Leppera. Wspólnie z dziennikarzami TVN – Andrzejem Morozowskim i Tomaszem Sekielskim, którzy przekazali jej sprzęt nagrywający – w pokoju hotelowym nagrała spotkania z Adamem Lipińskim, wiceprezesem PiS, oraz Wojciechem Mojzesowiczem, posłem PiS i ówczesnym ministrem w kancela‑ rii premiera, kiedy negocjowała przejście wraz z kilkoma jeszcze członkami Samo‑ obrony do PiS. Nagranie zostało wyemitowane w programie Teraz My i wstrząsnęło polską sceną polityczną. Okazało się bowiem, że w zamian za przejście do PiS moż‑ na uzyskać stanowisko sekretarza stanu w ministerstwie rolnictwa (jak przekonywał : „Ty musisz tę funkcję mieć, bo [...] takie osoby szanse mają tylko z jakąś pozycją, z jakąś tam funkcją, no bo, jak jesteś szeregowym posłem, to gówno z tego i dlatego uważam, że tak powinno być”235), pracę dla „swoich ludzi”, „załatwienie spraw sądowych”, pierwsze miejsce na liście wyborczej PiS, a nawet anulowanie długów, pochodzących z podpisywanych przez członków Samoobrony weksli, gdyż – jak to ujął prezes Lipiński: „teoretycznie to nawet Sejm można ob‑ ciążyć tymi pieniędzmi”236. Piotr Stasiński napisał w komentarzu, że „W hotelowym pokoju posłanki Beger skończył się rząd Jarosława Kaczyńskiego”, a premier „Po‑ winien natychmiast podać się do dymisji i zabrać ze sobą na śmietnik historii całą tę hałastrę, z którą budował układ polityczny, by utrzymać się u władzy za wszelką cenę”237. Ale tak jak Jarosławowi Kaczyńskiemu nie udało się wówczas odsunąć od władzy Andrzeja Leppera, zachowując w Sejmie głosy jego partii, i Lepper po raz kolejny pokazał, że „Samoobrona to ja”, tak nie ziściły się marzenia „Gazety Wy‑ borczej” o rozpadzie Samoobrony i końcu władzy PiS. Andrzej Lepper nie obraził się na Jarosława Kaczyńskiego, a posłowie PiS zgodnie przekonywali, że były to „normalne polityczne negocjacje”. Od tego czasu koalicja rządziła bez przeszkód (z niewielkimi sejmowymi awanturami), jakby próba sił, nagrana w hotelowym po‑ koju Renaty Beger, miała oczyszczającą moc. Przy władzy Andrzej Lepper się utrzymał, ale z tego powodu coraz trudniej było mu grać w opisaną przez „Wyborczą” grę – „za, a nawet przeciw” – czyli sprawo‑ wanie i kontestowanie władzy jednocześnie. Po suszy, za którą rolnicy domagali się wysokich odszkodowań, a na które, mimo głośnych protestów w mediach i straszenia wyjściem Samoobrony z koalicji, nie zgodziła się ówczesna minister finansów , przyszły kłopoty z tak zwaną świńską górką, czyli zdaniem rolników zbyt niskimi cenami za skup żywca. Rolnicy rozpoczęli blokady dróg – tym razem przeciw Andrzejowi Lepperowi jako ministrowi rolnictwa: „Kiedyś stał na drogach, sam blo‑ kował, a dziś już o nas nie pamięta. Nie dba o nasze interesy”238. I tak jak kiedyś sam wygrażał władzy, tak teraz [...] usłyszał gwizdy i zobaczył transparent z prosiakiem

234 K. Naszkowska, Andrzej Lepper: mistrz pustych obietnic, „Gazeta Wyborcza” nr 228, 29 września 2006, s. 2. 235 Stenogramy pełnej wersji nagrań z negocjacji przedstawicieli PiS z Renatą Beger w: Reniu, tego sekretarza to się trzymaj, „Gazeta Wyborcza” nr 227, 28 września 2006, s. 8. 236 Tamże. 237 P. Stasiński, Tak upada PiS, „Gazeta Wyborcza” nr 226, 27 września 2006, s. 1. 238 P. Bojarski, Rolnicy już nie wierzą Lepperowi, „Gazeta Wyborcza Poznań” nr 19, 23 stycznia 2007, s. 4.

203 w biało‑czerwonym­ krawacie Samoobrony z podpisem „Z blokady na salony”239. Andrzej Lepper ostatecznie przestał należeć do tak chętnie przez siebie stosowanej kategorii „my”. Stał się „onym” – władzą, przeciw której wychodzi się na ulice. Poważny kryzys dla Andrzeja Leppera rozpoczął się wraz z serią publikacji na temat wykorzystywania seksualnego młodych działaczek Samoobrony przez głów‑ nych polityków partii, także Andrzeja Leppera, którzy w zamian za seksualne usługi obiecywali miejsca na listach wyborczych i pracę w Samoobronie. Serię artykułów rozpoczęła publikacja Marcina Kąckiego Praca za seks w Samoobronie (4 grudnia 2006 roku). Redakcja sprawę potraktowała bardzo poważnie: obszerne fragmenty artykułu były zapowiadane na pierwszej stronie „Gazety Wyborczej”240, całość zaś zamieszczono w „Dużym Formacie” (ze zdjęciem dziewczyny zasłaniającej twarz rękoma związanymi krawatami w biało­‑czerwone pasy i zapowiedzią na okładce: „Aneta K. Spałam z Lepperem i Łyżwińskim, wiec dostałam etat”241). W pierwszym akapicie Kącki napisał: „W zamian za usługi seksualne dla przewodniczącego Lep‑ pera i posła Łyżwińskiego dostałam pracę w Samoobronie – ujawnia była radna Sa‑ moobrony. Znaleźliśmy też inne molestowane kobiety”242. Tekst wzbudził sensację, ale także kontrowersje. Było to oskarżenie sformułowane na zasadzie „słowo prze‑ ciw słowu”. W tym przypadku tekst opierał się głównie na opowieści Anety Kraw‑ czyk (w reportażu nie ujawniła swojej tożsamości ani nie pozwoliła na publikację zdjęć, zrobiła to następnego dnia, występując w programie Teraz My w TVN), byłej radnej łódzkiego sejmiku, która także kierowała pracą biura Samoobrony w Toma‑ szowie Mazowieckim. Krawczyk stwierdziła, że pracę dostała w zamian za upra‑ wianie seksu w hotelu sejmowym z Andrzejem Lepperem: „Przewodniczący kazał mi iść pod prysznic. Siedziałam tam pół godziny i myślałam, co mam zrobić. Nie umyłam się i wróciłam do pokoju. Doszło do zbliżenia. Spędziliśmy w jego pokoju całą noc”243. Twierdziła także, że aby pracę utrzymać, przez cały czas musiała świad‑ czyć usługi seksualne Łyżwińskiemu, posłowi Samoobrony, jednemu z najbliższych współpracowników Leppera, (w Samoobronie opiekował się młodzieżówką). W re‑ portażu trzy inne działaczki Samoobrony twierdziły, że otrzymywały propozycje seksualne od Łyżwińskiego. W rozmowie z Kąckim Lepper, wyraźnie zaskoczony, stwierdził: „No, wie pan... No, ja przepraszam, że śmieję się. Ale to no... Nie, no, jakieś szaleństwo... Ona to powiedziała?”244. Po tej publikacji, ale także po programie Teraz My, w którym Aneta Krawczyk mówiła również o gwałtach i zmuszaniu do usuwania ciąży245, rozpętała się me‑ dialna burza, temat nie schodził z czołówek programów informacyjnych i publi‑ cystycznych. Był to jednak temat „Gazety Wyborczej”, dlatego drobiazgowo opisy‑ wała opowieści zgłaszających się do redakcji „Wyborczej” kobiet, które twierdziły, że były wykorzystywane seksualnie. A także działania prokuratury w tym zakresie

239 P. Bojarski, Rolnicy krzyczeli w Lesznie na Andrzeja Leppera, „Gazeta Wyborcza” nr 22, 26 stycz‑ nia 2007, s. 8. Por. także: K. Naszkowska, Czas płacić za Leppera, „Gazeta Wyborcza” nr 25, 30 stycznia 2007, s. 1. 240 M. Kącki, Praca za seks w Samoobronie, „Gazeta Wyborcza” nr 282, 4 grudnia 2007, s. 1. 241 M. Kącki, Praca za seks, „Duży Format” nr 48, „Gazeta Wyborcza” nr 282, 4 grudnia 2007, okładka. 242 M. Kącki, Praca za seks, „Duży Format”..., s. 2. 243 Tamże. 244 M. Kącki, Praca za seks w Samoobronie..., s. 1. 245 M. Kącki, Łyżwiński ojcem? „Praca za seks” – śledztwo prokuratury, „Gazeta Wyborcza” nr 283, 5 grudnia 2006, s. 1.

204 (wszczęła śledztwo z urzędu – seks potraktowano jak łapówkę246) oraz pisała o za‑ straszaniu świadków. Pojawiły się informacje, że Stanisław Łyżwiński jest ojcem dziecka Anety Kraw‑ czyk i rozpoczął się medialny spektakl z pobieraniem DNA, oczekiwaniem na wyniki i publicznym ich ogłaszaniem. Wszystko to działo się w świetle kamer. Można było obserwować w tamtym czasie wyjątkowo żenujące medialne przedstawienie, w któ‑ rym bohaterkami były molestowane działaczki Samoobrony, czarnymi charakterami Andrzej Lepper, Stanisław Łyżwiński i Jacek Popecki, asystent Łyżwińskiego, który miał nielegalnie pomagać w usuwaniu ciąży Anety Krawczyk. Debatowano na te‑ mat intymnych części ciała wicepremiera, które miały być okazywane w prokuratu‑ rze. Problem wykorzystywania seksualnego został utopiony w epatowaniu wszelkimi szczegółami, nawet najbardziej bezsensownymi i dość odrażającymi. Jedna z działe‑ czek Samoobrony opowiadała na przykład, że aby uniknąć zbliżenia z Łyżwińskim, kobiety zakładały podpaskę: „I poseł się powstrzymał”247. Tę atmosferę dobrze odda‑ je tekst Jacka Żakowskiego Telenowela:

Aneta to Izaura. Łyżwiński to Leoncio. Albo coś takiego. Tak było od poniedziałko‑ wego poranka do piątkowego wieczora. Potem role zaczęły się zmieniać. Skoro Izaura kłamała, może to jednak ona jest czarnym charakterem? [...] W naszej polskiej politycznej telenoweli wszystko może się zdarzyć. Możliwe są różne scenariusze. Możliwe są gwałtowne zwroty akcji. W każdej chwili może się na przykład okazać, że próbki DNA zostały podmienione na rozkaz Don Jarosława albo Don Andrzeja. A może scenarzysta chwilowo ukryje przed nami tę prawdę? Albo może podmieniono nie próbki DNA, lecz dzieci? Może już przy porodzie, a może przed badaniem. Jedna pani w sklepie zwróciła mi uwagę, że przecież nie wiadomo, dlaczego Aneta tak chowa twarz dziecka. Jej zdaniem jest prawdopodobne, że wzięła pieniądze i na pobranie próbek przywiozła inną dziewczynkę. Ale kto jej zapłacił? I za co? A może ktoś ją zastraszył? Może jej prawdziwą córeczkę porwano albo podmieniono w szpi‑ talu, a dostarczono jakieś obce dziecko, które miała zawieźć na badania? Cały naród wyszkolony na „Dynastiach”, „Izaurach”, „Plebaniach” zadaje sobie teraz tego rodza‑ ju pytania. I cały naród pisze tę telenowelę w tysiącach wariantów, które fachowcom z Hollywood i Rio nie przyszłyby do głowy. A przynajmniej nie w takim wysyceniu248.

„Gazeta Wyborcza” szybko dostrzegła zamianę tego tematu w medialną parodię i starała się skierować dyskusję w stronę wykorzystywania seksualnego jako istotne‑ go problemu społecznego. Pojawiły się wywiady z socjologami, psychologami, re‑ portaże pokazujące złożoność zjawiska249. Powodu dostarczyli także znani politycy Samoobrony, szczególnie działaczki, którzy swoimi komentarzami w mediach po‑ twierdzali wszystkie stereotypy na temat lekceważenia problemu wykorzystywania seksualnego. Wypowiedzi te cytowała „Wyborcza” – Wanda Łyżwińska, działaczka Samoobrony i żona Stanisława Łyżwińskiego: „To znaczy, że są chłopami dobrymi,

246 E. Siedlecka, Seks jak łapówka, „Gazeta Wyborcza” nr 283, 5 grudnia 2006, s. 3. 247 Sz. Jadczak, Działaczka Samoobrony: Łyżwiński mnie szantażował, „Gazeta Wyborcza” nr 290, 13 grudnia 2006, s. 6. 248 J. Żakowski, Telenowela, „Polityka” nr 50, 16 grudnia 2006, s. 20. 249 Por.: To ofiara ma się bać, „Gazeta Wyborcza” nr 284, 6 grudnia 2006, s. 2; M. Jędrysiak, Jak zwalczać molestowanie, „Gazeta Wyborcza” nr 286, 8 grudnia 2006, s. 21; M. Środa, Aneta K. i podziemie kobiet, „Gazeta Wyborcza” nr 287, 9–10 grudnia 2006, s. 16.

205 że jeszcze mogą”250, wiceprzewodniczący Samoobrony Janusz Maksymiuk: „Ta pani zgodziła się spać z jednym, z drugim, może z kimś jeszcze za 1200 zł i nic więcej nie potrzebowała? Była taka skromniutka bidulka, że poniewierali ją, a jej wystarczało 1200 zł?”’, posłanka Renata Beger: „Jeżeli dostała propozycję pracy za usługi seksu‑ alne, to w takim układzie bardzo nisko się ceniła – 1,2 tys. zł, i to miesięcznie, a nie za jedną noc! Bardzo niska cena”, poseł Piotr Misztal: „Lepper za długo w polityce siedzi, żeby mu jakąś gąskę z Tomaszowa wieźli”, wicemarszałek Sejmu Genowefa Wiśniowska: „Łyżwiński tak się zachowuje do kobiet, jak kobieta sobie pozwoli”251, posłanka Sandra Lewandowska: „To nie mała dziewczynka, ma 30 lat, wiedziała, co robi”, posłanka Danuta Hojarska: „Jestem matką pięciorga dzieci. Nie pozwoliła‑ bym sobie na to, żeby usunąć ciążę”252. Aby ratować swój wizerunek, Andrzej Lepper przyjął taktykę zaprzeczania, od‑ ciął się od Stanisława Łyżwińskiego, stwierdzając, że „nie był jego materacem” (usu‑ nął go także z partii)253 i podkreślał, że chodzi o prowokację wobec Samoobrony. Nie pomagało mu jednak to, że wypowiadał się w podobnym tonie jak posłowie Samoobrony: „Ta pani ma ponad 30 lat. Robi się aferę, jakbyśmy spędzili noc z ma‑ łolatą, 12–13­‑letnią dziewczynką. [...] W naszych biurach są dziewczyny dużo przy‑ stojniejsze niż ta pani i bez dzieci. Gdybym był amantem i don Juanem, może im bym składał propozycje. [...] Nie mówię, że to wszystko paszkwil i nieprawda. Ale to prowokacja, żeby rozbić koalicję. Stoimy przed ważnymi sprawami. Najważniejsza to wybór prezesa NBP”254. Na zwołanej po czterech dniach konferencji prasowej, zmienił swoje zachowanie, by zyskać współczucie. Nadal wszystkiemu zaprzeczał, ale także zapowiedział partyjne kary dla Stanisława Łyżwińskiego, „gdyby okaza‑ ło się, że wyznania Anety Krawczyk są prawdziwe” i przepraszał „za niestosow‑ ne wypowiedzi”255. Płakał i prosił, by zostawić jego rodzinę: „I jako ojciec apeluję, uspokójcie się, dajcie spokój mojej rodzinie”256. Jednocześnie „Gazetę Wyborczą” oskarżył o spisek przeciw niemu i zapowiedział składanie pozwów do sądów wo‑ bec wszystkich powtarzających oskarżenia „Wyborczej”257. By dodać powagi swoim oskarżeniom stwierdził, że „«Gazeta Wyborcza» przygotowała zamach stanu, żeby obalić konstytucyjny rząd”258. I tak jak kiedyś w demokratycznym państwie „Wybor‑ cza” pisała o możliwości delegalizacji Samoobrony, tak teraz Lepper zapowiadał „rozwiązanie «Gazety Wyborczej»”259. Samoobrona złożyła w ABW zawiadomie‑ nie „o popełnieniu przestępstwa przygotowania do dokonania zamachu stanu na konstytucyjny organ państwa, ściganego z art. 128 kodeksu karnego [...] skutkiem publikacji Praca za seks w Samoobronie było «nawoływanie» przez «Gazetę Wybor‑

250 Dobrze, że chłopy jeszcze mogą, „Gazeta Wyborcza” nr 283, 5 grudnia 2006, s. 3. 251 Cytaty za: To ofiara ma się bać, „Gazeta Wyborcza” nr 284, 6 grudnia 2006, s. 2. 252 Cytaty za: Co z tą Polską?, „Gazeta Wyborcza” nr 287, 9–10 grudnia 2006, s. 22. 253 Lepper wyrzucił Łyżwińskiego, „Gazeta Wyborcza” nr 292, 15 grudnia 2006, s. 1. 254 Dobrze, że chłopy jeszcze mogą..., s. 3. 255 W. Szacki, Lepper przeprasza, grozi i płacze, „Gazeta Wyborcza” nr 286, 8 grudnia 2006, s. 4. 256 Tamże. 257 Tamże. 258 D. Uhlig, Kaczyński? Maksymiuk? Kto stoi za aferą „praca za seks”?, „Gazeta Wyborcza nr 288, 11 grudnia 2006, s. 7. 259 Ale byłoby fajnie bez „Gazety Wyborczej”, „Gazeta Wyborcza” nr 288,11 grudnia 2006, s. 6.

206 czą» i inne media oraz polityków PO do usunięcia z rządu wicepremierów Andrzeja Leppera i Romana Giertycha”260. Po ogłoszeniu wyników testów DNA – okazało się, że Stanisław Łyżwiński nie jest ojcem dziecka Anety Krawczyk (później test DNA przeszedł Lepper i podob‑ nie jak w przypadku Łyżwińskiego był negatywny). Publicyści podważali wiarygod‑ ność Anety Krawczyk, pojawiły się pytania „o motywy dziennikarzy”, zaczęto także podważać prawdziwość oskarżeń wobec Leppera, choć ostrożnie, z powodu zeznań innych kobiet, („Fakt” zamieścił na pierwszej stronie zdjęcie Anety Krwaczyk z ty‑ tułem „Ofiara czy prowokatorka”261). Piotr Stasiński bronił publikacji:

[...] nie chodzi tu o seksualną rozwiązłość – jakby sugerowała nazwa „seks­‑afera” – to byłby temat dla lżejszej prasy. Idzie o systematyczny proceder wykorzystywania pozy‑ cji władzy do kupowania u kobiet usług seksualnych. Idzie o obyczaje jak w gangu, gdzie kobiety, które się rekrutuje, są własnością gangu, a w szczególności bossa, i prze‑ chodzą z rąk do rąk. Takie wykorzystywanie kobiet jest oczywiście karane na mocy kodeksu karnego. Wynik badania DNA posła Łyżwińskiego dowodzi jedynie, że to nie on jest ojcem najmłodszego dziecka Anety Krawczyk, i mocno osłabia wiarygodność jednego ze świadków prokuratury. Nie jest ani świadectwem moralności posła Łyżwińskiego, ani wicepremiera Leppera, ani Samoobrony. Triumf Leppera jest przedwczesny [...]262.

W mediach najczęściej można było znaleźć określenie „seksafera” lub „seksskan‑ dal”, „Wyborcza” raczej unikała tych określeń, pisząc – tak jak Stasiński – o proce‑ derze wykorzystywania seksualnego, nadużywania władzy i obyczajach w Samo‑ obronie niczym w gangu. Ewa Milewicz nazwała te zachowania „kulturą lumpów z Samoobrony”:

Człowiek się budzi o poranku, włącza radio i od razu dowiaduje się newsów o do‑ mniemanych cechach organów płciowych wicepremiera. Organy te zresztą lada mo‑ ment przestaną się obracać w sferze domniemań. Poddane zostaną prokuratorskiej wizji lokalnej. Od wyników tego raportu i wyników badań DNA posła Stanisława Łyżwińskiego zależy przyszłość koalicji rządowej, rządu i termin wyborów parlamentarnych. Tak anatomicznie w Polsce jeszcze nie bywało. To nie jest seksafera. To kultura lumpów przebiła się do pierwszych ław Sejmu, do rządu263.

Taktyka Andrzeja Leppera oskarżania „Wyborczej” o spisek, prowokację oraz przedstawienie oskarżeń jako zamachu stanu, okazała się skuteczna i notowania Sa‑ moobrony w grudniu 2006 roku wzrosły o 3 punkty procentowe264. Jak zauważył Mi‑ kołaj Cześnik, socjolog ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej: „Lepper powrócił do roli ofiary elit i układu, który nie daje mu uwolnić Polski od Balcerowicza. Być może więc część wyborców, którym nie podobał się uładzony Lepper wicepremier, teraz kupuje Leppera ofiarę spisku, Leppera wojownika”265. Andrzej Lepper zauwa‑

260 W. Czuchnowski, D. Uhlig, Samoobrona oskarża „Gazetę”, „Gazeta Wyborcza” nr 290, 13 grudnia 2006, s. 7. 261 M. Wojciechowski, Krajobraz po testach DNA, „Gazeta Wyborcza” nr 289, 12 grudnia 2006, s. 22. 262 Lepper zamyka gazetę, „Gazeta Wyborcza” nr 288, 11 grudnia 2006, s. 1. 263 E. Milewicz, Kultura lumpów z Samoobrony, „Gazeta Wyborcza” nr 286, 8 grudnia 2006, s. 6. 264 Samoobronie rośnie mimo afery, „Gazeta Wyborcza” nr 296, 20 grudnia 2006, s. 4. 265 Tamże.

207 żył skuteczność tej taktyki i zaczął używać coraz ostrzejszych słów. W wywiadzie udzielonym Radiu Maryja nazwał Anetę Krawczyk „wypindrowaną damą, udającą niewinną gąskę” i oskarżył o „zbrodnię” usunięcia ciąży266. W kolejnych publicznych wypowiedziach kazał jej „iść na kolanach z Gdań‑ ska do Częstochowy drogą wysypaną grochem i co metr bić głową i przepraszać wszystkich w Polsce za to, co zrobiła”, wreszcie nazwał ją „zboczoną do potęgi” (ta odwaga przyszła wraz z negatywnym wynikiem DNA)267. Triumf Leppera – jak pisał Stasiński – był rzeczywiście przedwczesny. Pojawiły się kolejne publikacje: „Rzeczpospolita” przywołała zeznania jednego z gangsterów, który miał oświadczyć funkcjonariuszom CBŚ, że przestępcy dowozili Lepperowi prostytutki, aby potem móc go szantażować268, „Newsweek” w artykule Od rządu do nierządu269 opublikował wyznania prostytutek, które miały świadczyć usługi Lepperowi i które ten traktował brutalnie. Już na wstępie autorka napisała: „Na samo jego wspomnienie prostytut‑ ki dostają gęsiej skórki. To najbardziej znienawidzony klient warszawskich agencji towarzyskich. Andrzej Lepper. Wicepremier”270. W dalszej części autorka przytacza opowieści warszawskich prostytutek i taksówkarzy, mających wozić dziewczyny do siedziby Samoobrony: „Mówi, że seks uprawiali między innymi na skórzanej kana‑ pie, widać z niej było godło państwowe wiszące na ścianie po przeciwnej stronie. Zda‑ rzyło się, że kiedy przychodziło do płacenia, Lepper otwierał szafę na oścież i krzy‑ czał: «Bierz, ile chcesz, to nie moje pieniądze». Brała – i do dziś, gdy patrzy na plasti‑ kowe okna w swoim mieszkaniu, ciepło myśli o rolnikach, którzy zapewne się na nie zrzucili, płacąc składki na Samoobronę”271. „Wyborcza” przedrukowała najbardziej drastyczne fragmenty: „Wykręca ręce, zmusza do seksu bez zabezpieczenia, ciągnie za włosy, wyzywa. W czasie seksu oralnego krzyczy: »Wiesz, k..., kim jestem? Czy ty wiesz, k..., z kim masz do czynienia?«. Jolanta nie wytrzymała kiedyś i odpyskowała: »Wiem, z Andrzejem Lepperem!«. Wyleciała na kopach za drzwi”272. Mikołaj Lizut przypomniał także komentarz Leppera na wieść, że jeden z europosłów Samoobrony zgwałcił prostytutkę („Jak można prostytutkę zgwałcić?”) i podsumował: „Ten jego obrzydliwy rechot do dziś brzmi w moich uszach [...]. Każdy kolejny dzień Andrzeja Leppera w rządzie i życiu publicznym to hańba. To hańba premiera Kaczyńskiego”273. Obroną wizerunku miało być przyznanie się do zdrady żony w wywiadzie, ja‑ kiego Andrzej Lepper udzielił „Super Expressowi”: „Święty nie jestem. Warszawa kusiła różnymi imprezami, uroczystościami. Wszyscy zachowywali się mile. Chcie‑ li rozmawiać. Kobiety też. Alkohol ośmielał. No i stało się. Kilka razy zdradziłem żonę. Ale to nie były żadne romanse. Raczej chwile słabości (...). Było też tak, że ktoś mnie poznał z kobietą. Później dowiedziałem się, że to była prostytutka. Kto jest bez grzechu, niech rzuca we mnie kamieniem. To już jest za mną. Nie chcę do tego wracać”274. Tę spowiedź ze swojego intymnego życia powtórzył w programie Teraz

266 Lepper w Radiu Maryja: Wypindrowana Krawczyk, „Gazeta Wyborcza” nr 303, 30 grudnia 2006 –1 stycznia 2007, s. 5. 267 D. Uhlig, Lepper: Krawczyk na kolana, „Gazeta Wyborcza” nr 36, 12 lutego 2007, s. 8. 268 Przyszłość Samoobrony w prokuraturze, „Gazeta Wyborcza” nr 298, 22 grudnia 2006, s. 3. 269 V. Ozminkowski, Od rządu do nierządu, „Newsweek, 7 stycznia 2007, s. 36–38. 270 Tamże, s. 36. 271 Tamże, s. 38. 272 M. Lizut, Brutalne ekscesy Leppera do prokuratora, „Gazeta Wyborcza” nr 302, 29 grudnia 2006, s. 2. 273 Tamże. 274 Cytat za: http://wiadomosci.gazeta.pl/ (czas dostępu 3 września 2007).

208 My Andrzeja Morozowskiego i Tomasza Sekielskiego (TVN)275. Nie wiadomo jed‑ nak, ile prawdy było w tym wyznaniu. To Piotr Tymochowicz doradził mu wówczas, aby opowiedział dziennikarzom tę historię:

Pierwsza sprawa, to trzeba sobie uświadomić, że faktoid oddziaływuje z równie wielką siłą jak fakt, a z punktu widzenia obserwatora zewnętrznego nie ma żadnej różnicy między faktem a faktoidem. [...] Załóżmy, że Andrzej Lepper nigdy nie był w żadnym burdelu i nigdy nie zamówił sobie kobiet z agencji towarzyskiej. Nikt mu w to nie uwierzy. Nie ma możliwości, żeby dobrze medialnie sprzedać prawdę, nie ma takich mechanizmów. Prawda jest najmniej medialnym produktem na świecie. Fałsz ma naj‑ silniejszą samoistną moc marketingową. Znacznie lepszym medialnie rozwiązaniem jest przyznanie się ze skruchą, że korzystał z takich przybytków, niż upieranie się przy swojej prawdzie. Rozwiązanie polega na tym, żeby kreować, nakładać na faktoidal‑ ną rzeczywistość, której padliśmy ofiarą, inną rzeczywistość faktoidalną, która będzie pracować na naszą korzyść. I do tego są potrzebni specjaliści PR276.

Wpisaniem się w tabloidową regułę kreowania rzeczywistości łatwiej było An‑ drzejowi Lepperowi zamknąć festiwal tekstów na temat jego intymnego życia. Piotr Tymochowicz podsumował, że to była jedyna rzecz, jaką może uznać za nieprofe‑ sjonalną w jego wykonaniu: „Nie chodzi o występ Leppera w telewizji, bo był dobry, ale o to, że w okresie, kiedy był w koalicji z PiS raz jeszcze zacząłem z nim współ‑ pracować. Zrobiłem to z sentymentu do Andrzeja Leppera. Wiedziałem, że szyko‑ wana jest wobec niego prowokacja i chciałem go ostrzec”277. W lipcu 2007 roku pojawiły się prokuratorskie zarzuty: wobec Jacka Popeckie‑ go oskarżonego o mataczenie i próbę usunięcia ciąży A. Krawczyk i siedem zarzu‑ tów wobec Stanisława Łyżwińskiego – między innymi oskarżenie o gwałt i mo‑ lestowanie278 (Marcin Kącki napisał wówczas: „Jeśli Łyżwiński zacznie sypać, to biało­‑czerwone krawaty zacisną się na niejednej szyi”279). W listopadzie 2007 roku – wobec Andrzeja Leppera: czerpania korzyści seksualnych od Anety Krawczyk i nakłaniania do tego szefowej partyjnej młodzieżówki z Lublina280. „Gazeta Wy‑ borcza” przypomniała w kalendarium zdarzenia i publikacje związane z seksaferą, przywoływała sceptyczne komentarze publicystów w mediach, miedzy innymi Pio‑ tra Semki, który w „Rzeczpospolitej” pisał: o „triumfie ideologii nad dziennikarską rzetelnością”281. Można mówić jednak o ostrożnym triumfowaniu „Wyborczej” – przykładem jest komentarz Lidii Ostałowskiej: „[...] Decyzja prokuratury potwier‑ dza nasze przekonanie, że w sprawach między mężczyzną a kobietą nie wolno po‑ sługiwać się presją, przemocą, szantażem. A jeśli tak się dzieje, to winny jest zawsze sprawca, a nie ofiara, choć nie podoba się nam, że mu uległa. Sąd jeszcze wyroku nie wydał, ale Aneta Krawczyk już wygrała. Warto było przełamać wstyd”282.

275 Program Teraz My, TVN, 4 września 2007 rok. 276 P. Tymochowicz, Biblia skuteczności, Wydawnictwo Trans, Wrocław 2007, s. 55. 277 P. Tymochowicz w wywiadzie udzielonym B. Czechowskiej­‑Derkacz we wrześniu 2009 roku. 278 Por.: M. Kącki, Praca za seks, gwałt, aborcja, „Gazeta Wyborcza” nr 160, 11 lipca 2007, s. 4; M. Kącki, Asystent Stanisława Łyżwińskiego pod sąd, „Gazeta Wyborcza” nr 151, 30 czerwca–1 lipca 2007, s. 6. 279 M. Kącki, Pętla biało­‍czerwonego krawata, „Gazeta Wyborcza” nr 198, 25–26 sierpnia 2007, s. 2. 280 Lepper idzie pod sąd, „Gazeta Wyborcza” nr 262, 9 listopada 2007, s. 1. 281 M. Kopiński, Krótka historia „pracy za seks” w Samoobronie, „Gazeta Wyborcza” nr 262, 9 listo‑ pada 2007, s. 5. 282 Tamże.

209 Marcin Kącki za tekst Praca za seks w Samoobronie został nominowany do Nagro‑ dy im. Andrzeja Woyciechowskiego, otrzymał także tytuł Dziennikarza Roku 2006 w konkursie „Press”283. W lutym 2010 roku sąd pierwszej instancji skazał Andrzeja Leppera na dwa lata i trzy miesiące więzienia za czerpanie korzyści seksualnych od Anety Krawczyk i nakłanianie do tego szefowej partyjnej młodzieżówki z Lublina (Stanisław Łyżwiński, przebywający w areszcie od sierpnia 2007 roku, został skaza‑ ny na pięć lat za siedem przestępstw, między innymi za wykorzystywanie seksual‑ ne czterech kobiet i gwałt). Wyroku wysłuchały Aneta Krawczyk i żona Stanisława Łyżwińskiego (Lepper się nie stawił, gdyż odpowiadał z wolnej stopy, a Łyżwiński ze względu na zły stan zdrowia). O wyroku „Gazeta Wyborcza” poinformowała na pierwszej stronie w artykule Więzienie dla premiera284, na drugiej zamieściła komen‑ tarz Marcina Kąckiego i Ewy Milewicz – Krawczyk obroniła prawdę285, na czwartej przypomniała historię publikacji Praca za seks i to co się później wydarzyło286, a na piątej przypomniała polityczną karierę Andrzeja Leppera. Ten ostatni tekst, zatytu‑ łowany Upadek lidera Samoobrony, oddaje jego wizerunkową klęskę: „Od ludowego trybuna do więzienia Zakładu Karnego w Czarnem. Od wicepremiera i koalicjanta Jarosława Kaczyńskiego po wyrok w seksaferze. Kariera polityczna Andrzeja Leppe‑ ra przypomina jazdę kolejką w wesołym miasteczku”287. Do tego „zjazdu w dół” nie‑ wątpliwie przyczyniła się „Gazeta Wyborcza”, ujawniając skandaliczne zachowanie byłego wicepremiera i praktyki w Samoobronie. Dla chronologicznego porządku dodać trzeba, że od wyroku sądu okręgowego w Piotrkowie Trybunalskim odwołali się obrońcy Andrzeja Leppera i Stanisława Łyżwińskiego. W 2011 roku Sąd Apelacyjny w Łodzi wyrok zmienił. Uznał Łyżwiń‑ skiego za winnego pięciu z siedmiu zarzucanych mu przestępstw, w tym gwałtu, i zmniejszył mu karę do trzech i pół roku więzienia. Wyrok Andrzeja Leppera uchy‑ lił w całości (proces miał ruszyć od nowa). Łyżwińskiemu na poczet kary zaliczono dwa i pół roku pobytu w areszcie; złożył wniosek o wcześniejsze zwolnienie. Sąd okręgowy w Radomiu zdecydował, że Stanisław Łyżwiński może skorzystać z wa‑ runkowego zwolnienia z reszty kary. W styczniu 2012 roku Sąd Najwyższy uchylił wyrok w zakresie czterech z pięciu zarzutów i skierował sprawę do ponownego roz‑ patrzenia przez Sąd Apelacyjny w Łodzi. Miarą wizerunkowej klęski Andrzeja Leppera był jego występ w programie To- masz Lis na żywo, wyemitowanym w Programie Drugim Telewizji Polskiej 15 lutego 2010 roku (po ogłoszeniu wyroku sądowego pierwszej instancji). Lepper stwierdził, że w sądzie było tylko słowo Anety Krawczyk przeciw niemu, on zaś miał świadków i dowody, których nie wzięto pod uwagę. Przywitany przez publiczność w studio brawami, z czasem wzbudzał coraz głośniejsze salwy śmiechu, kiedy zaczął prezen‑ tować dowody swojej niewinności – artykuły prasowe, które miały wskazywać, że nie mógł odbywać stosunków seksualnych w terminach podanych przez oskarżające go działaczki, gdyż był wtedy gdzie indziej, oraz własne zdjęcia: w gipsie i nieowłosio‑ nych pleców. Jak tłumaczył, kiedy sąd zapytał o intymne zbliżenie, to „osoba, która

283 Por.: Triumf Kąckiego i Lisa, „Gazeta Wyborcza” nr 297, 20 grudnia 200, s. 1; Marcin Kącki nomi- nowany, „Gazeta Wyborcza Poznań” nr 244, 18 października 2007, s. 2. 284 A. Kołakowska, Więzienie dla premiera, „Gazeta Wyborcza”, 12 lutego 2010, s. 1. 285 M. Kącki, E. Milewicz, Krawczyk obroniła prawdę, „Gazeta Wyborcza”, 12 lutego 2010, s. 2. 286 M. Kącki Wybuchu granatu akord ostatni, „Gazeta Wyborcza”, 12 lutego 2010, s. 4. 287 P. Wroński, Upadek lidera Samoobrony, „Gazeta Wyborcza”, 12 lutego 2010, s. 5.

210 miała mieć stosunek seksualny z Lepperem stwierdziła, że nie zauważyła nic szcze‑ gólnego w jego wyglądzie. A ja byłem w gipsie, po wypadku, w grudniu 2002 roku [...] To jest kpina z wymiaru sprawiedliwości! [...] I druga sprawa, cechy anatomicz‑ ne Leppera. Lepper jest mocno owłosiony na plecach i barkach. Proszę Państwa, nie będę się rozbierał. Opinia lekarza biegłego sądowego [ ...] o proszę do kamery [...] Ja mam plecy tak owłosione jak pośladki dziecka!”. Lepper powiedział także, że sę‑ dzia, która wydała wyrok, jest z nim w sporze sądowym o ochronę dóbr osobistych, że niczego się nie wstydzi i chodzi z podniesioną głową, ale jest pełen obaw, gdyż posta‑ wa ministra sprawiedliwości, który publicznie powiedział, że wyrok jest wyjątkowo sprawiedliwy, może być wskazówką dla sądów, i że przyjdzie czas, kiedy się oczyści, ale teraz najbardziej cierpi jego rodzina i nie wie, komu na tym wszystkim zależało. Przywołał także dane – 90­‑precentowy spadek zaufania Polaków do wymiaru spra‑ wiedliwości – ale nie podał konkretnych źródeł. Na pytanie Lisa, czy widzi w sobie coś, co doprowadziło go do tego miejsca – dawniej były limuzyny, ochrona, był na szczycie, a dzisiaj musi się uwiarygodniać pokazując plecy – Lepper zacytował prze‑ słanie „swoim oprawcom”: „Był las, nie było was, będzie las, a was nie będzie”288. 9 lipca 2007 roku premier Jarosław Kaczyński odwołał Andrzeja Leppera ze sta‑ nowiska wicepremiera nie z powodu opisywanej przez „Wyborczą” seksafery, ale podejrzenia, że Lepper w zamian za łapówkę w wysokości 3 milionów zł, na prośbę znajomego, chciał przekwalifikować 35 hektarów gruntów rolnych koło Mrągowa na Mazurach na cele inwestycyjne. Śledztwo prowadziło Centralne Biuro Antyko‑ rupcyjne (CBA)289. Lepper mówił w wywiadach o prowokacji i „nieczystej grze” pro‑ wadzonej wobec niego290. „Gazeta Wyborcza” szczegółowo opisywała sprawę zwią‑ zaną ze śledztwem CBA; poświęciła temu tematowi kilkadziesiąt tekstów291. Rzecz

288 Cytaty i przywołania pochodzą z programu Tomasz Lis na żywo, 15 lutego 2010, Program Drugi TVP. 289 K. Naszkowska, W. Szacki, Lepper wyrzucony, „Gazeta Wyborcza” nr 159, 10 lipca 2007, s. 1. 290 Razem już nie porządzą, „Gazeta Wyborcza” nr 159, 10 lipca 2007, s. 3. 291 Rok 2007: P. Bojarski, Samoobrona blefowała, „Gazeta Wyborcza Poznań” nr 160, 11 lipca 2007, s. 3; Przerwaliśmy akcję, bo ktoś ostrzegł Leppera, Zapis konferencji prasowej Mariusza Kamińskiego z 11 lipca 2007 roku, „Gazeta Wyborcza” nr 161,12 lipca 2007, s. 7; M. Sandecki, W. Czuchnowski, Zatrzy- manie czyli przesłuchanie, „Gazeta Wyborcza” nr 161, 12 lipca 2007, s. 5; W. Czuchnowski, Jak daleko wolno zajść w prowokacji, „Gazeta Wyborcza” nr 161, 12 lipca 2007, s. 3; E. Milewicz, CBA nie można wierzyć na słowo, „Gazeta Wyborcza” nr 161, 12 lipca 2007, s. 2; P. Wroński, Kryptonim Lepper, „Gazeta Wyborcza” nr 161, 12 lipca 2007, s. 1; Co najmniej jeden zdradził, „Gazeta Wyborcza” nr 162, 13 lipca 2007, s. 5; Przez swoje błędy CBA nie mogło ugodzić w Leppera, „Gazeta Wyborcza” nr 162,13 lipca 2007, s. 1; W. Szacki, Trzech wicepremierów i pan R., „Gazeta Wyborcza” nr 162, 13 lipca 2007, s. 5; P. Wroński, Agenci złapali agenta?, „Gazeta Wyborcza” nr 163,14–15 lipca 2007, s. 3; K. Katka, Nocne rozmowy posła, „Gazeta Wyborcza Trójmiasto” nr 164, 16 lipca 2007, s. 1; Kto obciąża Leppera?, „Gazeta Wyborcza” nr 176, 30 lipca 2007, s. 4; M. Sandecki, Łańcuszek Kaczmarek­‍Netzel­‍Woszczerowicz?, „Gazeta Wybor‑ cza” nr 185, 9 sierpnia 2007, s. 4; M. Sandecki, P. Pacewicz, Odwołany za przeciek, „Gazeta Wyborcza” nr 185, 9 sierpnia 2007, s. 1; Ziobro: Mam dowód na Leppera, „Gazeta Wyborcza” nr 188, 13 sierpnia 2007, s. 1; Lepper na Ziobrę, Ziobro na Leppera, Kaczmarek na Ziobrę, „Gazeta Wyborcza” nr 188, 13 sierpnia 2007, s. 6; P. Machajski, Proszę państwa, oto gwóźdź, „Gazeta Wyborcza” nr 189, 14–15 sierpnia 2007, s. 3. Rok 2008: B. Wróblewski, Afera gruntowa CBA: pierwszy podejrzany w domu, „Gazeta Wyborcza” nr 1, 2 stycznia 2008, s. 5; B. Wróblewski, E. Siedlecka, Czy kopia „gwoździa Ziobry” to oryginał?, „Gazeta Wyborcza” nr 8, 10 stycznia 2008, s. 8; W. Czuchnowski, Nielegalne fałszywki CBA, „Gazeta Wyborcza” nr 7, 9 stycznia 2008, s. 1; Kulisy prowokacji CBA, „Gazeta Wyborcza” nr 24, 29 stycznia 2008, s. 7; T. Piersiak, Lepper: aresztować Ziobrę, „Gazeta Wyborcza Częstochowa” nr 29, 4 lutego 2008, s. 4; M. Orłowska, Będzie śledztwo w sprawie gwoździa do trumny, „Gazeta Wyborcza Płock” nr 43, 20 lutego 2008, s. 1; B. Wróblewski, Afera gruntowa: dwie płotki i CBA z kasą w walizce, „Gazeta Wyborcza” nr 135,

211 jednak dotyczyła wicepremiera rządu, zatem zainteresowanie mediów tą sprawą było naturalne w medialnym tyglu. Śledztwo CBA i zarzuty wobec Andrzeja Leppe‑ ra spowodowały ostateczne odsunięcie Leppera od władzy. Opuścił rządowe salony, pozostając jedynie w parlamentarnych ławach. Wydaje się jednak, że w „Gazecie Wyborczej” tak zwana afera gruntowa, jak nazywano śledztwo CBA w tej sprawie, nie przyniosła większego uszczerbku wizerunkowi Andrzeja Leppera. Kiedy bo‑ wiem okazało się, że sprawa związana z łapówką za odrolnienie gruntu na Mazu‑ rach była tajną operacją CBA, „kontrolowanym wręczeniem korzyści majątkowej”, w której całą intrygę wymyślono, podstawiono agentów, a dokumenty zostały spre‑ parowane, coraz częściej – ze strony mediów i parlamentarnej opozycji – pojawiały się głosy, że afera gruntowa nie miała służyć odkrywaniu korupcji w kręgach władzy, ale odsunięciu Andrzeja Leppera od rządu292. Tym bardziej że Jarosław Kaczyński nie mówił o zerwaniu koalicji; przeciwnie – PiS zaczęło rozmowy z posłami Sa‑

11 czerwca 2008, s. 7; Afera gruntowa: oskarżeni na wolności, „Gazeta Wyborcza” nr 143, 20 czerwca 2008, s. 11; B. Wróblewski, Miałem pomóc „zabić Leppera”, „Gazeta Wyborcza” nr 148, 26 czerwca 2008, s. 6; B. Wróblewski, Owoce zatrutego drzewa, czyli operacja Lepper, „Gazeta Wyborcza” nr 188, 12 sierpnia 2008, s. 10; B. Wróblewski, Jawnie o tajnej akcji CBA, „Gazeta Wyborcza” nr 194, 20 sierpnia 2008, s. 4; B. Wróblewski, Spotkanie w Marriotcie bez oskarżenia, „Gazeta Wyborcza” nr 204, 1września 2008, s. 9; B. Wróblewski, Sąd nie rozwikła afery gruntowej, „Gazeta Wyborcza” nr 213, 11 września 2008, s. 6; B. Wróblewski, Afera gruntowa zaczęła się na kortach, „Gazeta Wyborcza” nr 231, 2 października 2008, s. 10; B. Wróblewski, Jak CBA wykorzystało więźnia?, „Gazeta Wyborcza” nr 245, 18 października 2008, s. 6; B. Wróblewski, Agent Sosnowski opowiada, „Gazeta Wyborcza” nr 253, 28 października 2008, s. 10; B. Wróblewski, Lepper: Myśleli, że zwycięzców się nie sądzi, „Gazeta Wyborcza” nr 271, 20 listopada 2008, s. 6; B. Wróblewski, Wiceminister sypie Leppera, „Gazeta Wyborcza” nr 294, 17 grudnia 2008, s. 4. 2009: B. Wróblewski, Komu wierzyć: Lepperowi czy jego prawej ręce?, „Gazeta Wyborcza” nr 49, 27 lutego 2009, s. 7; B. Wróblewski, Podsłuchowisko, czyli ile gotówki można upchnąć w walizce, „Gaze‑ ta Wyborcza” nr 60, 12 marca 2009, s. 3; B. Wróblewski, Zgrillowana afera gruntowa, „Gazeta Wybor‑ cza” nr 191, 17 sierpnia 2009, s. 8; B. Wróblewski, O czym będzie ten wyrok, „Gazeta Wyborcza” nr 192, 18 sierpnia 2009, s. 5; B. Wróblewski, Wyrok wyrwany z kontekstu, „Gazeta Wyborcza” nr 193, 19 sierpnia 2009, s. 4; B. Wróblewski, Cicho sza o CBA, „Gazeta Wyborcza” nr 193, 19 sierpnia 2009, s. 2; E. Siedle‑ cka, Sąd nie zalegalizował afery gruntowej, „Gazeta Wyborcza” nr 194, 20 sierpnia 2009, s. 2; Szef CBA usłyszy zarzuty w rzeszowskiej prokuraturze, „Gazeta Wyborcza Rzeszów” nr 232, 3 października 2010, s. 3; B. Wróblewski, Łańcuch Engelkinga się nie domknął, „Gazeta Wyborcza” nr 255, wydanie z dnia 30 października 2009, s. 5; M. Kobiałka, CBA gra z prokuraturą w jednej drużynie, „Gazeta Wyborcza” nr 268, 16 listopada 2009, s. 10; B. Wróblewski, Afera gruntowa: 27 pokrzywdzonych przez CBA, „Gazeta Wyborcza” nr 290, 11 grudnia 2009, s. 7. Rok 2010: B. Wróblewski, Afera gruntowa od nowa?, „Gazeta Wyborcza” nr 2, 4 stycznia 2010, s. 4; M. Kobiałka, Afera gruntowa przedłużona, „Gazeta Wyborcza Rzeszów”, 24 lutego 2010, s. 3; B. Wróblew‑ ski, Okrutna zabawa CBA: Co powie Ryba?, „Gazeta Wyborcza” nr 52, 3 marca 2010, s. 5; B. Wróblewski, Sztuczki podsłuchowe CBA, „Gazeta Wyborcza” nr 61, 13 marca 2010, s. 4; M. Kokot, Fundacja aresztan- tów, „Gazeta Wyborcza Wrocław” nr 101, 30 kwietnia 2010, s. 3; W. Czuchnowski, K. Wiśniewska, Czarne jest czarne, Od afery gruntowej do gwoździa, „Gazeta Wyborcza” nr 119, 24 maja 2010, s. 18; Początek formularzaB. Wróblewski, Afera gruntowa do powtórki, „Gazeta Wyborcza” nr 120, 25 maja 2010, s. 6; M. Kobiałka, Wykonawca poleceń Kamińskiego z zarzutami, „Gazeta Wyborcza” nr 126, 1 czerwca 2010, s. 1; Dół formulaM. Kobiałka, Prokuratura kończy sprawę Kamińskiego, „Gazeta Wyborcza” nr 197, 24 sierpnia 2010, s. 4; A. Kublik, M. Olejnik, 10 mln za WOJNĘ BOGÓW, „Gazeta Wyborcza – Duży Format” nr 247, 21 października 2010, s. 6; K. Kolenda­‑Zaleska, Przystawka już na widelcu, „Gazeta Wy‑ borcza” nr 267, 16 listopada 2010, s. 21; B. Wróblewski, Zmiana sali rozpraw. Z telewizyjnej na prawdziwą, „Gazeta Wyborcza” nr 290, 13 grudnia 2010, s. 4. Rok 2011: Kaczyński na łączach z prokuratorem, „Gazeta Wyborcza Rzeszów” nr 182, 6 sierpnia 2011, s. 3; Wojna o Leppera, „Gazeta Wyborcza” nr 185, 10 sierpnia 2011, s. 5. 292 Por.: W. Czuchnowski, Jak daleko wolno zajść w prowokacji, „Gazeta Wyborcza” nr 161, 12 lipca 2007, s. 3; P. Wroński, Kryptonim Lepper, „Gazeta Wyborcza” nr 161, 12 lipca 2007, s. 1.

212 moobrony na temat przejścia do ich partii. Wyjaśnienia Mariusza Kamińskiego na konferencji prasowej, który tłumaczył, że najpierw pojawiły się podejrzenia o ła‑ pownictwo wśród wysokich urzędników Samoobrony (nie podejrzewano, że rzecz może dotyczyć Andrzeja Leppera), nie przekonały redakcji „Gazety Wyborczej”293. W komentarzu CBA nie można wierzyć na słowo Ewa Milewicz napisała:

[...] Każda władza powinna być obserwowana przez dziennikarzy z nieufnością. Ta zaś szczególnie sobie na to zapracowała. Także tym, że wzięła Leppera do rządu. Pre‑ mier i prezydent, decydując się na to, zachowali się jak gospodyni, która naprzód pole‑ wa podłogę tłuszczem, a potem każe podziwiać, że ten tłuszcz usuwa. Czy Andrzeja Leppera obciąża sprawa prowadzona przez CBA, czy też padł on ofiarą służb? Niestety, tego na 100 proc. nie wiemy294.

Trudno rozstrzygać, na ile te sceptyczne głosy dziennikarzy „Gazety Wyborczej” były wynikiem rzeczywistej nieufności wobec instytucji władzy, reprezentowanej w tym przypadku przez CBA, a na ile powodem krytyki była niechęć do rządów PiS, decyzji podejmowanych przez liderów tej partii i wreszcie samej filozofii władzy Jaro‑ sława Kaczyńskiego. Kiedy Jarosław Kaczyński odwołał Leppera ze stanowiska wice‑ premiera, w artykułach „Gazety Wyborczej” można było odczytać ton ulgi. Najlepiej oddaje go komentarz Jarosława Kurskiego: „[...] Dymisja Leppera to krach amoralnej polityki Jarosława Kaczyńskiego prowadzonej w imię moralnej rewolucji. Polityka ta pchnęła go do koalicji z Lepperem – populistą i przestępcą, ze skrajnie prawicowym Giertychem i antysemickim integrystą – ojcem Rydzykiem. Ta koalicja psuje Polskę i wystawia nas na pośmiewisko Europy. Dobrze, że to wreszcie jej koniec”295. Podobnie z ulgą „Wyborcza” przywitała decyzje parlamentu o przedterminowych wyborach do Sejmu i Senatu, wyznaczonych na 21 października 2007 roku. W opisach kampanii wyborczej Samoobrona i Andrzej Lepper pojawiali się w negatywnym bądź ironicznym kontekście. Wyborcze prognozy, nie dające Samoobronie szans na wejście do parlamentu, coraz częściej były powodem artykułów o „pożarciu przystawek przez PiS”296. Kampanię opisywano w kontekście egzotycznej i nie dającej żadnych szans na dobry wyborczy wynik utworzonej przez Samoobronę i LPR koalicji LiS (Liga i Sa‑ moobrona), a także umieszczania na listach wyborczych Samoobrony postaci tak odle‑ głych od siebie w polskiej polityce, jak Zygmunt Wrzodak i Leszek Miller. Wybory 2007 roku praktycznie „wymiotły” Samoobronę z polityki. Z wyniku 11, 41 proc., uzyska‑ nego w 2005 roku, po dwóch latach współuczestnictwa Andrzeja Leppera w rządzie, Samoobrona zeszła do wyniku 1,53 proc. i znalazła się poza parlamentem, a także poza wymaganym ustawowo progiem gwarantującym partii subwencję i zwrot kosztów po‑ niesionych na kampanię wyborczą. Współkoalicjant – LPR – uzyskała 1,3 proc. głosów, a rywal Samoobrony w walce o głosy wsi – PSL – 8,91 proc. (zwycięskie ugrupowania: PO – 41, 51 proc., PiS – 32, 11 proc., a frekwencja wyborcza wyniosła 53,88 proc.)297. W relacji z wyborczego wieczoru w Samoobronie Doming Uhlig napisał:

293 Por. : Przerwaliśmy akcję, bo ktoś ostrzegł Leppera, „Gazeta Wyborcza” nr 12 lipca 2007, s. 7. 294 E. Milewicz, CBA nie można wierzyć na słowo, „Gazeta Wyborcza” nr 161, 12 lipca 2007, s. 2. 295 Jarosław Kurski, Dobrze, że to koniec tej koalicji, „Gazeta Wyborcza”, nr 159, 10 lipca 2007, s. 1. 296 Por.: D. Uhlig, Ostanie dni przystawek PiS, „Gazeta Wyborcza” nr 245, 19 października 2007, s. 6. 297 Wyniki za: Obwieszczenie Państwowej Komisji Wyborczej z dnia 23 października 2007 roku o wy- nikach wyborów do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej przeprowadzonych w dniu 21 października 2007 roku, zamieszczone na stronie PKW: http://www.pkw.gov.pl/

213 Szok i łzy – to reakcja działaczy Samoobrony na prognozowany wynik partii. 1,4 proc. oznacza nie tylko nieobecność w Sejmie, ale i brak państwowej subwencji. [...] Sa‑ moobrona w tej kampanii prawie nie istniała. Wejście do rządu miało być dla Lep‑ pera trampoliną do prezydentury. Okazało się gwoździem do trumny – sztandarowe hasło Leppera „Oni już rządzili, czas na Samoobronę” po jego rządowej przygodzie brzmiało mało wiarygodnie. Niekorzystne okazały się próby łączenia ognia z wodą. Lepper przedobrzył, umieszczając na listach wyborczych tak odległe od siebie posta‑ cie, jak zaciekły antykomunista Zygmunt Wrzodak i szef rządu SLD Leszek Miller298.

Jarosław Kurski zaś podsumował zwycięstwo PO: „Wygrała Polska obywatelska, Polska bez kompleksów – partner w rodzinie europejskich narodów, Polska pragną‑ ca się modernizować, odrzucająca integryzm Radia Maryja, ksenofobię Giertycha, populizm Leppera299. Jednym ze stałych elementów było prezentowanie jego najbliższych współpra‑ cowników. „Wyborcza” malowała ich portrety w negatywnym kontekście, a to miało wpływ na wizerunek Andrzeja Leppera – polityka, który buduje partię podpierając się ludźmi nieuczciwymi, niekompetentnymi, o niejasnej przeszłości, awanturni‑ czych charakterach, mającymi poważne problemy z prawem. Nazywano ich druży‑ ną Leppera – wydaje się w nawiązaniu do znanej książki Arkadego Gajdara Timur i jego drużyna czy też pierwszej części trylogii J.R.R. Tolkiena Drużyna Pierścienia – by pokazać budowaną na medialny użytek jedność Samoobrony. Najczęstszą bo‑ haterką artykułów była Renata Beger: oskarżona o fałszowanie podpisów na listach wyborczych, wyrzucona z poselskiej komisji etyki, w komisji do spraw zbadania tak zwanej afery Rywina zasłynęła pytaniem skierowanym do Piotra Niemczyckiego – „Panie Piotrze, za jakiego człowieka pan się uważa?”. Stała się ulubienicą tabloi‑ dów po wywiadzie dla „Super Expressu”, kiedy stwierdziła, że „lubi seks jak koń owies”. Blokowała sejmową mównicę, twierdziła, że do Iraku zamiast prezyden‑ ta Kwaśniewskiego pojechał jego sobowtór, a Kofi Annana, sekretarza generalnego ONZ przemianowała na Kofana Anana, była główną bohaterką tak zwanych taśm Beger300. W artykułach i reportażach na temat „drużyny Leppera” pojawia się czę‑ sto także Danuta Hojarska, przewodnicząca pomorskiej Samoobrony, która wsła‑ wiła się oskarżeniem Szymona Majewskiego, ponieważ nie spodobał się jej sposób, w jaki została sparodiowania w satyrycznym programie Szymon Majewski show, wiceprzewodnicząca sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka, skazana na rok w zawieszeniu na trzy lata za sfałszowanie przepustki na widzenie z synem w więzieniu, Krzysztof Rutkowski, słynny detektyw – popularny i fetowany w me‑ diach (miał własny program w TVN), później zatrzymany przez ABW i podejrza‑ ny o pranie brudnych pieniędzy i poświadczanie nieprawdy. Genowefa Wiśniow‑ ska, z doktoratem z psychologii, firmowanym moskiewskim Instytutem Ekonomii i Kultury; kiedy kierowała sejmową komisją mniejszości narodowych, stwierdziła: „Fakt, że nie znam dobrze żadnej z mniejszości, jest pozytywny, bo będę wszystkie traktować tak samo”. Stanisław Łyżwiński, bohater seksafery, podejrzany o kontakty

298 D. Uhlig Pożegnanie z Andrzejem Lepperem, „Gazeta Wyborcza” nr 247, 22 października 2007, s. 7. 299 A. Kublik, Jarosław Kurski, Triumf Platformy, „Gazeta Wyborcza” nr 247, 22 października 2007, s. 1. 300 Por.: Od bufetowej do taśm, które wstrząsnęły Polską, „Gazeta Wyborcza” nr 227, 28 września 2006, s. 10; M. Kopiński, M. Kącki, Beger skazana za fałszerstwa wyborcze, „Gazeta Wyborcza” nr 152, 1–2 lipca 2006, s. 5; M. Kącki, Rodzinne kadry Samoobrony, „Gazeta Wyborcza Poznań” nr 155, 5 lipca 2007, s. 1; M. Kącki, M. Kopiński, Beger kupuje podpisy, „Gazeta Wyborcza” nr 227, 28 września 2007, s. 1.

214 ze światem przestępczym, wyłudzenia i próbę porwania (w oświadczeniu lustracyj‑ nym przyznał się do współpracy ze służbami specjalnymi PRL) oraz jego żona Wan‑ da Łyżwińska (jak napisała „Wyborcza”: „Milionowe długi i unikanie sądowej sali rozpraw to wspólne elementy biografii małżeństwa Łyżwińskich”. Można jeszcze dodać zadłużonego na kilkadziesiąt milionów złotych Janusza Maksymiuka, milio‑ nera Piotra Misztala, który przed kamerami popisywał się swoim bogactwem, po‑ szukiwanego listem gończym i zatrzymanego za wielomilionowe oszustwa podat‑ kowe, europosła Bogdana Golika, oskarżonego o gwałt, obrończynię Leppera Różę Żarską, oskarżoną o naruszanie zasad etyki, Sandrę Lewandowską, młodą atrak‑ cyjną posłankę, która stała się medialną bohaterką po publikacji wakacyjnych zdjęć z Egiptu, topless, kiedy wcierała olejek swojemu partyjnemu koledze Januszowi Maksymiukowi, Krzysztofa Filipka, opisywanego w kontekście pozamałżeńskiego związku z młodą działaczką Samoobrony, i wiele innych postaci: na przykład profe‑ sora uniwersytetu oskarżanego o plagiat, posłów z wyrokami sądowymi, ukrywają‑ cych się za immunitetem – które są wizerunkowym obciążeniem Andrzeja Leppera. W tym przypadku słabość „kadr Leppera” była także wizerunkową słabością szefa Samoobrony301. Artykuły „Gazety Wyborczej” po klęsce Samoobrony w wyborach parlamentar‑ nych 2007 roku, dotyczące Leppera, są poświęcone sądowym wyrokom w seksaferze, przyszłości członków Samoobrony302 i praktycznemu rozpadowi partii. Danuta Ho‑ jarska – jako przewodnicząca – rozwiązała pomorską Samoobronę i zapowiedziała założenie Związku Zawodowego Rolników. Wraz z Krzysztofem Filipkiem i kilko‑ ma jeszcze członkami Samoobrony chciała utworzyć Partię Regionów i skrytykowa‑ ła Andrzeja Leppera za niechęć do rozliczenia za wyborczy wynik 2007 roku oraz seksaferę303. W ten sposób po raz pierwszy ziścił się scenariusz „Gazety Wyborczej”

301 Cytaty i opis sylwetek osób związanych z A. Lepperem przygotowane na podstawie artykułów z „Gazety Wyborczej”. Por.: Siebieobrona, „Gazeta Wyborcza” nr 164, 16 lipca 2003, s. 4; M. Lizut, Lepper i jego drużyna, „Gazeta Wyborcza” nr 164, 16 lipca 2003, s. 4; Środowisko Leppera, „Gazeta Wyborcza” nr 93, 20 kwietnia 2004, s. 3; R. Grochal, Doradca Leppera chłopów wykiwał, „Gazeta Wyborcza” nr 177, 30 lipca 2004, s. 4; R. Grochal, M. Rybak, Doradcy Leppera toną w długach, „Gazeta Wyborcza” nr 246, 19 października 2004, s. 6; R. Grochal, M. Rybak, Jak Maksymiuk skarb państwa wykiwał, „Gazeta Wy‑ borcza” nr 255, 29 października 2004, s. 8; M. Pietraszewski, Mafia u boku Leppera, „Gazeta Wyborcza” nr 4, 6 stycznia 2005, s. 4; M. Masłowski, M. Kwintkiewicz, Misztal zostaje w Samoobronie, „Gazeta Wyborcza” nr 279, 1 grudnia 2005, s. 4; Polski europoseł gwałcił w Brukseli?, „Gazeta Wyborcza” nr 288, 12 grudnia 2005, s. 2; A. Kordzińska, Genowefa Wiśniowska wicemarszałkiem Sejmu, „Gazeta Wyborcza” nr 108, 10 maja 2006, s. 6; M. Sandecki, Czy Majewski przegiął?, „Gazeta Wyborcza Trójmiasto” nr 154, 4 lipca 2006, s. 2; B. Wróblewski, Feralna 13 Róży Żarskiej, „Gazeta Wyborcza” nr 176, 29­–30 lipca 2006, s. 4; B. Wróblewski, Róży Żarskiej sposób na sąd, „Gazeta Wyborcza” nr 209, 7 września 2006, s. 6; Profesor Leppera ściągnął habilitację, „Gazeta Wyborcza” nr 111, 14 maja 2007, s. 1; A. Zadworny, Grunt to rodzina Leppera, „Gazeta Wyborcza” nr 139, 16–17 czerwca 2007, s. 4; J. Sidorowicz, Sz. Jadczak, Poszukiwany listem były poseł Misztal, „Gazeta Wyborcza Kraków” nr 293, 15–16 grudnia 2007, s. 4; B. Łabutin, Po- słanka gwiazdą brukowców, „Gazeta Wyborcza Opole” nr 93, 20 kwietnia 2007, s. 5; M. Kowalski, Monika Lewinsky w Samoobronie, „Gazeta Wyborcza” nr 51, 2 marca 2005, s. 8; Stanisław Łyżwiński, człowiek Leppera, „Gazeta Wyborcza” nr 283, 5 grudnia 2006, s. 4; M. Kwintkiewicz, Don Łyżwiński zleca, „Ga‑ zeta Wyborcza” nr 164, 16 lipca 2007, s. 8; Stanisław Łyżwiński, wieloletni towarzysz z blokad, biesiad i narad, „Gazeta Wyborcza” nr 173, 26 lipca 2007, s. 5. 302 Por.: M. Radomski, Jeśli nie Sejm, to może doktorat, „Gazeta Wyborcza Szczecin”, 28 października 2007, s. 5. 303 Por.: Hojarska rozwiązała Samoobronę, „Gazeta Wyborcza Trójmiasto”, 27 listopada 2007, s. 3; Danuta Hojarska porzuca Leppera i Samoobronę, „Gazeta Wyborcza Trójmiasto”, 26 listopada 2007, s. 5;

215 – wielokrotnie zapowiadającej rozpad Samoobrony i bunt jej członków przeciw wo‑ dzowskiemu kierowaniu partią przez Andrzeja Leppera. Ziścił się jednak po 17 la‑ tach od czasu pierwszego artykułu na temat Andrzeja Leppera.

3.6. Koniec politycznej kariery Andrzeja Leppera (2007–2011)

Sergiusz Kowalski w jednej z obszernych analiz na temat fenomenu popularności Andrzeja Leppera napisał: „Lepper jest jak zespół Ich Troje – choć trudno to pojąć, ma liczne rzesze entuzjastów, których nie razi ani forma, ani treść. [...] Lepper robi, co chce, i nie ryzykuje. Jest na dobrą sprawę niezniszczalny, gdyż umacniają go nie tylko zwolennicy – także wrogowie. Ciosy hartują go”304. Ciosy jednak Andrzeja Leppera nie zahartowały. 5 sierpnia 2011 roku popełnił samobójstwo. To tragiczne wydarzenie sprawiło, że wybierany do pracy doktorskiej portret polityka, którego wizerunek w latach 1989–2007 w „Gazecie Wyborczej” można było uznać za zamknięty, został ostatecznie podsumowany. Dziennikarze pisali o końcu jednej z najbardziej nieprawdopodobnych politycz‑ nych karier w III RP305. Tygodniki opinii, które ukazały się tuż po śmierci Andrzeja Leppera, poświęciły mu oddzielne miejsce. „Newsweek” bezskutecznie starał się po‑ szukiwać przyczyn samobójstwa byłego wicepremiera. „Wprost” próbował rozwikłać od lat tajemnicze i skrzętnie ukrywane zarówno przez samego Andrzeja Leppera, jak i jego współpracowników sprawy finansowe, które miały stać za jego samobójstwem. „Polityka” – piórem Janiny Paradowskiej – zarysowała „opowieść o ludowym spry‑ ciarzu, którego przechytrzyli więksi spryciarze”306. Na okładce „Polityka” zamieściła mało subtelny obraz krawata w biało­‑czerwone paski, przypominającego pętlę. Igor T. Kmiecik w tekście zamieszczonym w „Newsweeku” – Od Samoobrony do samobójstwa307 – dochodzi do wniosku, że ani długi, ani zdrada najbliższych współ‑ pracowników, ani rodzinne nieszczęścia nie mogły stać się bezpośrednio przyczyną samobójstwa szefa Samoobrony. Tekst oddaje nastrój ogólnego zaskoczenia wiado‑ mością o samobójstwie Andrzeja Leppera i próby zracjonalizowania tego wydarze‑ nia – znalezienia odpowiedzi na pytanie, dlaczego? „Newsweek” – sam uczestnik medialnej wrzawy – zauważa, że dziennikarze tej odpowiedzi poszukiwali drapież‑ nie, krążąc po rodzinnej wsi Leppera – Zielnowie – niczym myśliwi308. Z tekstu Michała Krzymowskiego zamieszczonego we „Wprost” wyłania się por‑ tret bankruta – politycznego, finansowego i najogólniej – życiowego. Niegdyś czło‑

Bunt w Samoobronie: albo my, albo Popecki, „Gazeta Wyborcza Łódź”, 8 grudnia 2007, s. 1; Danuta Hojarska zakłada Związek Zawodowy Rolników, „Gazeta Wyborcza Trójmiasto”, 4 stycznia 2008, s. 3. 304 S. Kowalski, Ja, Lepper, „Gazeta Wyborcza” nr 230, 2 października 2002, s. 14. 305 Por.: P. Wroński, Samobójstwo Andrzeja Leppera, „Gazeta Wyborcza”, 6–7­ sierpnia 2011, s. 1; R. Wojciechowska, Nieprawdopodobna kariera w III RP, „Polska. Dziennik Bałtycki”, 8 sierpnia 2011, s. 11; J. Paradowska, Przegrana gra Andrzeja Leppera, „Polityka” nr 33, 10–16 sierpnia 2011, s. 12–16. 306 J. Paradowska, Przegrana gra Andrzeja Leppera..., s. 12­–16. 307 I. Kmiecik, Od Samoobrony do samobójstwa, „Newsweek” nr 33, 21 sierpnia 2011, s. 18­–20. 308 Tamże, s. 18.

216 wieka majętnego i wpływowego, który przegrał wszystko – polityczną karierę i wier‑ nych sprzymierzeńców, władzę, pieniądze. Pozostała mu rodzina, ale więzy ro‑ dzinne zostały nadszarpnięte seksaferą, zaś ciężka choroba o mało nie zabrała mu syna. Chłop z Zielnowa, który raz po raz wstrząsał polską sceną polityczną i z rol‑ niczych blokad przedarł się na salony władzy, stał się także politykiem, o którym „zapomniały nawet dawne sekretarki, które w latach świetności porobił ministrami i wicemarszałkami”309. Janina Paradowska pisze o populiście pierwszej generacji – od cen żywca i Brukseli – który musiał politycznie przegrać z populistami nowszy‑ mi, sprytniejszymi i twardszymi i który się poddał, bo być może wreszcie zauwa‑ żył, że jego czas nieodwracalnie minął (zmieniła się polska wieś i dawni wyborcy Samoobrony)310. To także polityk cyniczny, destabilizujący polską scenę polityczną, ale i racjonalny – jako wicepremier porzucił populistyczne, antyunijne hasła i wspie‑ rał polską wieś w walce o pieniądze z Brukseli. W mediach – tuż przed wyborami parlamentarnymi 2011 roku i zaraz po uzy‑ skaniu przez Ruch Palikota nieoczekiwanego, bardzo dobrego wyniku wyborcze‑ go, pojawiały się opinie porównujące Janusza Palikota – założyciela Ruchu – do Andrzeja Leppera. Podobieństw szukano w agresywnym języku, sposobach pro‑ wadzenia kampanii wyborczej, którą także wspierał Piotr Tymochowicz, zaś sam Janusz Palikot – nazywany był miejskim Lepperem311. Głównym podobieństwem miało być skupienie wokół siebie ludzi niezadowolonych z dotychczasowej klasy politycznej, antysystemowość partii Palikota i powrót do hasła – „oni wszyscy już rządzili”. Sam Palikot twierdził: „Jestem jak Lepper, bo buduję partię w proteście przeciwko klasie politycznej”312. Tyle, że Janusz Palikot przez całą niemal kadencję parlamentarną był członkiem partii rządzącej i elementem politycznego systemu. Trudno także mówić o oddolnym ruchu społecznym – jak w przypadku Samoobro‑ ny Andrzeja Leppera. Ruch Palikota spajały ideologiczne hasła rozdziału państwa i Kościoła, Samoobronę – socjalne postulaty dla szeroko rozumianych grup ludzi wykluczonych. Partia Andrzeja Leppera i on sam na pewno nigdy nie budowaliby politycznej siły na jakichkolwiek antyklerykalnych hasłach – w tym zakresie po‑ zostawał wierny chłopskiemu konserwatyzmowi i przywiązaniu do Kościoła ka‑ tolickiego. Wielu politologów, jak chociażby Kamil Minkner w rozmowie z dzien‑ nikarzem „Gazety Wyborczej”, wskazywało na nieadekwatność tego porównania: „Andrzej Lepper stworzył ruch oddolny, populistyczny, konserwatywny. Skupiał wokół siebie ludzi niezadowolonych z polskich przemian. Palikot stwarza namiast‑ kę ruchu oddolnego, ale on jest przecież częścią elit, był już wcześniej politykiem, jest intelektualistą. Skupił wokół siebie ludzi, którzy nie są niezadowoleni socjalnie, ale na wyższym, bardziej światopoglądowym poziomie. Nie pasuje im Kościół, żą‑ dają legalizacji marihuany, wprowadzili transseksualistkę. Palikot i Lepper to dwa zupełnie inne światy polityczne”313. Nagły skok notowań partii Janusza Palikota, źródła jego wyborczego sukcesu i parlamentarna przyszłość jego partii będą jeszcze zapewne tematem wielu poli‑

309 M. Krzymowski, Bankrut, „Wprost” nr 33, 15–21 sierpnia 2011, s. 30–33. 310 J. Paradowska, Przegrana gra Andrzeja Leppera..., s. 12–16. 311 Por.: R. Grochal, W. Szacki, Janusz Palikot u bram, „Gazeta Wyborcza” nr 226, 28 września 2011, s. 4. 312 A. Stankiewicz, P. Śmiłowicz, Ja, Mesjasz lewicy, „Newsweek” nr 38, 19–25 września 2011, s. 20. 313 A. Pawlak, Ruch Palikota zagospodarował lukę, „Gazeta Wyborcza Opole” nr 237, 11 października 2011, s. 3.

217 tologicznych i socjologicznych analiz. Wymaga badań, dokładniejszego określenia profilu wyborców314, obserwacji politycznej kariery samego Janusza Palikota i po‑ słów jego Ruchu. Wiadomo jednak, jeśli w ogóle szukać jakichkolwiek analogii, że spoiwem łączącym oba ugrupowania i ich liderów jest Piotr Tymochowicz, me‑ dialny doradca Palikota w czasie kampanii wyborczej, który – jak sam stwierdził w jednym z wywiadów – „wiele pomysłów, które przetestował na Lepperze, wdrożył u Palikota”315. W styczniu 2011 roku został zapowiadanym przez Janusza Palikota „transferem roku”. Do Ruchu miał przejść jeden ze znanych polityków SLD, ale Pa‑ ilkot przedstawił na konferencji prasowej Piotra Tymochowicza jako nowego działa‑ cza Ruchu, który ma „dość polityki opartej wyłącznie o marketing i PR316”. W materiałach instruktażowych, które zdobyli dziennikarze, Piotr Tymocho‑ wicz – podobnie jak przed laty Andrzejowi Lepperowi – tak w 2011 roku kandy‑ datom na posłów Ruchu Palikota tłumaczył, co trzeba robić, aby zapracować na wyborczy sukces:

Wiedza na temat tego, co planuje konkurencja, jest podstawą do planowania własnych działań. Wyślijcie swojego człowieka do wrogiego sztabu, jako wolontariusza, napijcie się piwa z szefem konkurencyjnego sztabu (może zechce się pochwalić). Pamiętajcie, że oni będą robić to samo (...). Strzeżcie się nieznanych osób, mogą być podstawieni (...). Co przesądza o sukcesie? – pieniądze. Jeżeli sam nie zaryzykujesz własnych, nie licz na innych. Próbujcie się zaprzyjaźnić z dziennikarzami. Jeden przyjazny dziennikarz jest więcej wart niż 100 wyborców. Dziennikarz może nie lubić twojej partii, ale ma lubić ciebie. Nigdy nie kłam, choć postępuj ekonomicznie z prawdą317.

Udział Tymochowicza w sukcesie Palikota zauważyli także Mariusz Janicki i Wie‑ sław Władyka („Polityka”), którzy stwierdzili, że jeśli lider Ruchu Palikota nie stwo‑ rzy realnego politycznego aparatu, szybko okaże się, że jest „dziesięcioprocentow‑ cem” – polityczną firmą z określonym terminem ważności, jakie potrafi tworzyć Piotr Tymochowicz318. Nadużyciem jest przypisywanie Piotrowi Tymochowiczowi roli wszechwładnego demiurga – jego polityczni uczniowie są rzeczywiście zdolni, wytrwali i zdeterminowani. Warto jednak przyjąć do wiadomości, że w opiniach wy‑ głaszanych przez ojca sukcesu Andrzeja Leppera w odniesieniu do polskiej polityki rozgrywającej się w telerzeczywistości, jest wiele prawdy: „(...) rzeczywistość jako coś, co rozumiemy, to tylko wizerunek rzeczywistości i nic więcej319”. Rozumiemy i odbieramy wizerunki polityków. Na nie reagujemy i na tej podstawie ich oceniamy. W „Gazecie Wyborczej” wizerunek Andrzeja Leppera niewiele się zmienił. 6 sierpnia 2011 roku „Gazeta Wyborcza” na pierwszej stronie opublikowała jego zdjęcie (zbliżenie zmęczonej twarzy) oraz tekst Pawła Wrońskiego. Autor lakonicz‑

314 Tuż po wyborach przepływ elektoratu poszczególnych partii badał TNS OBOP: http://www.tns‑ global.pl/home 315 M. Kącki, Jak Palikot wprowadził posłów do Sejmu, „Gazeta Wyborcza. Magazyn Świąteczny” nr 241, 15 października 2011, s. 19. 316 W. Cieśla, G. Łakomski, Blagier ostatniej akcji, „Newsweek” nr 41, 10–16 października 2011, s. 25. 317 M. Kącki, Jak Palikot wprowadził posłów do Sejmu..., s. 19. 318 M. Janicki, W. Władyka, Z Tuskiem na lata, „Polityka” nr 43, 19–25 października 2011, s. 13. 319 P. Tymochowicz, op. cit., s. 128.

218 nie opisuje wydarzenia związane z samobójstwem Andrzeja Leppera i podsumowu‑ je jego wizerunek jako polityka, który dzięki awanturniczym blokadom na drogach, populistycznym hasłom, antysystemowym działaniom i umiejętności zawierania pragmatycznych sojuszy zrobił najbardziej nieprawdopodobną karierę w III RP – „od pracownika Stacji Hodowli Roślin w Górzynie, przez fotel wicemarszałka Sej‑ mu za koalicji SLD­‑PSL, po wicepremiera”320. Wroński przypomina wypowiedzi, które doprowadziły Andrzeja Leppera na salę sądową: na temat Aleksandra Kwaś‑ niewskiego (którego nazwał „leniem”) i Janusza Tomaszewskiego, (którego nazwał „bandytą z Pabianic”), zauważa, że „Samoobrona balansowała od romansów z na‑ rodowcami i Januszem Bryczkowskim i Leszkiem Bublem po lewicę”, podsumo‑ wuje polityczną klęskę lidera Samoobrony aferą gruntową, sprawą „praca za seks”, porażką w wyborach prezydenckich 2010 roku i kłopotami rodzinnymi321. Trudno znaleźć w tym portrecie pozytywny rys, podobnie jak we wcześniejszych tekstach „Gazety Wyborczej”, w której Andrzej Lepper pozostawał częstym, ale niezmien‑ nie negatywnym bohaterem. Nowy jest natomiast rodzaj ludzkiego współczucia dla tego dramatu i rodzinnych problemów, jakie miał Andrzej Lepper. Podobny jest wizerunek Andrzeja Leppera w tekście Wojciecha Szackiego za‑ mieszczonym w tym samym numerze „Gazety Wyborczej”. I tu pozostaje polity‑ kiem, który na scenę polityczną wkroczył z prywatnych powodów chęci umorze‑ nia swoich długów w bankach i „grał na sentymentach PRL”, przez lata pozostawał „barwnym i groźnym marginesem polityki”, który „nie stronił od akcentów antyse‑ mickich, a w kwestiach socjotechnicznych radził korzystać z nauk Goebbelsa”, po‑ pulistycznymi hasłami walczył o popularność, miał poważne kłopoty z wymiarem sprawiedliwości, dotarł do funkcji wicemarszałka Sejmu i wicepremiera, by skoń‑ czyć polityczną karierę jako „przystawka PiS”. Dodatkowo „w dzieciństwie był po‑ rywczy, często w ruch szły pieści”322. W kolejnym wydaniu „Gazety Wyborczej” z 8 sierpnia 2011 roku ukazały się dwa reportaże: Jolanty Kowalewskiej z rodzinnej wsi Andrzeja Leppera i Marcina Kąckiego, podsumowujący polityczną karierę lidera Samoobrony, a także kolejny tekst Pawła Wrońskiego na temat jego śmierci. O ile w reportażu Jolanty Kowa‑ lewskiej – Szkoda chłopa można znaleźć pozytywne opinie mieszkańców Zielnowa na temat Andrzeja Leppera (dobry sąsiad, dbał o swoje gospodarstwo i wieś, starał się jako polityk polepszyć byt chłopów)323, o tyle portret zarysowany prze Marcina Kąckiego, autora tekstu Praca za seks w Samoobronie324 jest jednoznacznie negatyw‑ ny. Kącki opisuje „osiem wątków z życia Leppera i jego przyjaciół”325. Pierwszy to przemiana – Andrzej Lepper jako chłop z blokad zamieniony w bywalca salonów dzięki PR­‑owskim zabiegom Piotra Tymochowicza, który wysłał go do solarium, ubrał, kazał zmienić „fryzurę jak spod garnka” i przestać się pokazywać w towarzy‑ stwie żony, „bo po zmianie wizerunku mocno od niej odbił”. Dalej jest „Łamanie blokady”, czyli stosowanie rad Piotra Tymochowicza, by wszelkimi sposobami prze‑ bijać się w mediach. „Darujemy sobie kary” – to wątek sądowych spraw Andrzeja

320 P. Wroński, Samobójstwo Andrzeja Leppera, „Gazeta Wyborcza”, 6–7 sierpnia 2011, s. 1. 321 Tamże. 322 W. Szacki, Andrzej Lepper (1954­–2011), „Gazeta Wyborcza”, 6–7 sierpnia 2011, s. 3. 323 J. Kowalewska, Szkoda chłopa, „Gazeta Wyborcza”, 8 sierpnia 2011, s. 4. 324 M. Kącki, Praca za seks w Samoobronie, „Gazeta Wyborcza” nr 282, 4 grudnia 2007, s. 1. 325 M. Kącki, Różne palmy, fikusy, czyli osiem wątków z życia Leppera i jego przyjaciół..., s. 16­–18.

219 Leppera i jego współpracowników oraz pomysłu Samoobrony na amnestię. W wąt‑ ku zatytułowanym „Dzięki za te wybory” – Kącki przypomina wyborcze oszustwa Samoobrony, w „Darujmy sobie długi” – sejmowe projekty na zbiorowe oddłużenie rolników, przede wszystkim członków Samoobrony, w „Wygrany zgarnia pulę” – „totalną obsadę” państwowych stanowisk przez niekompetentnych członków Samo‑ obrony, w „Ekspertach” – bliskich doradców Andrzeja Leppera, którzy okazywali się oszustami i przestępcami. Wreszcie „Upadek” to podsumowanie kariery Andrzeja Leppera – „afera praca za seks” oraz odrzucenie go jako wicepremiera przez rolni‑ ków. W „Epilogu” Kącki stwierdza, że najlepiej na przygodzie z Samoobroną wy‑ szła Renata Beger, która „zarobiła dwa wyroki za machinacje wyborcze, ale w trakcie posłowania zrobił maturę, wyższe studia”. Na początku tego reportażu, w dwóch zdaniach, zawiera się wizerunek Andrzeja Leppera – „Szef Samoobrony okazał się mistrzem jednej dyscypliny – autokreacji. Reszta była porażką”326. Najbardziej bodaj intrygujący jest tekst Ewy Siedleckiej Test Leppera, w którym autorka analizuje sposób funkcjonowania Andrzeja Leppera w polityce – antysyste‑ mowy, wbrew prawu i społecznym regułom współżycia, bez szacunku dla instytucji państwa i demokracji. Jak zaważa autorka, działania Andrzeja Leppera doprowa‑ dzały często do uchwalania kontrowersyjnych ustaw i rozwiązań prawnych. Mimo wszystko z tekstu wyłania się teza, że Andrzej Lepper właśnie dlatego był na polskiej scenie politycznej pozytywnym doświadczeniem – państwo testowało na jego dzia‑ łaniach siłę swoich demokratycznych rozwiązań, które mogą być nauczką w przy‑ szłości: „[...] demokratyczne państwo prawa hartuje się właśnie w ogniu podobnych wyzwań. A kiedy już opadnie bojowy kurz, jest czas do refleksji”327. W „Gazecie Wyborczej” opisywano również próby wykorzystywania śmierci li‑ dera Samoobrony do politycznych celów. Cytowano wystąpienia posłów PiS, którzy domagali się specjalnego śledztwa w sprawie samobójstwa Andrzeja Leppera oraz komentarze w białoruskich mediach, w których sugerowano polityczny spisek („Bia‑ łorusini są w żałobie i domagają się wyjaśnień”, „Gdzie są obrońcy praw człowieka? Gdzie są międzynarodowe komisje mające zbadać zagadkowe śmierci popularnych polityków? Dlaczego milczy obrońca prawdy Polak Jerzy Buzek?”328). Przywołana została sprawa doniesienia do prokuratury, jakie złożył Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny „Gazety Polskiej”. Sakiewicz przekazał nagrania rozmowy z Andrzejem Lepperem, w czasie której szef Samoobrony miał ujawnić źródło przecieku w aferze gruntowej i powiedzieć, że chce się zgłosić z tą wiedzą do prokuratury. Redaktor na‑ czelny „Gazety Polskiej” wydał oświadczenie, w którym zaznaczył, że Andrzej Lep‑ per po tej rozmowie bał się o swoje życie329, stwierdził wreszcie, że on sam z obawy o własne życie zdeponował nagranie w kilku miejscach. „Wyborcza” oddała także łamy współpracownikom Andrzeja Leppera, którzy we wspomnieniach i wypowiedziach na temat swojego niedawnego lidera podkreślali,

326 Wszystkie cytaty pochodzą z reportażu Marcina Kąckiego Różne palmy, fikusy, czyli osiem wątków z życia Leppera i jego przyjaciół..., s. 16–18. 327 E. Siedlecka, Test Leppera. Jak państwo zmagało się z szefem Samoobrony, „Gazeta Wyborcza” nr 185, 10 sierpnia 2011, s. 18. 328 Por.: G. Sroczyński, PiS wywija trupem, „Gazeta Wyborcza” nr 184, 9 sierpnia 2011, s. 2, A. Po‑ czobut, Mińsk gra tą śmiercią, „Gazeta Wyborcza” nr 185, 10 sierpnia 2011, s. 5, Wojna o Leppera, „Gazeta Wyborcza” nr 185, 10 sierpnia 2011, s. 5. 329 Prokuratura sprawdza, czy ktoś nakłaniał Leppera do samobójstwa, „Gazeta Wyborcza” nr 184, 9 sierpnia 2011, s. 4. 220 iż trudno im uwierzyć w samobójstwo tak silnego i odpornego na przeciwności losu człowieka. W rozmowie z Lechem Woszczerowiczem, bliskim współpracownikiem Andrzeja Leppera z Pomorza i byłym posłem na Sejm z list Samoobrony, Marek Wąs próbuje nawet dociekać „Jaki naprawdę był Andrzej Lepper?”330.

Został oczerniony. Cała ta nasza formacja została zniszczona, dorobiono nam gębę. Bogatych chłopów, pijaków, erotomanów, same bzdury. Ja nie zaprzeczam, że z An‑ drzeja nieraz wychodziło to chłopstwo. Zarechotał nie tam, gdzie było trzeba, mi się to też nie podobało. Ale trzeba wiedzieć, skąd on i wielu jego współpracowników wy‑ szli. Z jakiej biedy, wsi, PGR­‑ów. Jak na takie warunki startu, to Lepper okazał się niezwykle zdolnym, wybitnym człowiekiem. Tylko że tym porządnym, warszawskim politykom ani taka partia jak Samoobrona nie była do niczego potrzebna, ani taki przywódca jak Lepper. I pozbyli się nas skutecznie331. Takie wypowiedzi, i zgodna niewiara współpracowników Andrzeja Leppera w jego samobójstwo, stały się zaczynem najróżniejszych teorii dotyczących jego śmierci, w których spekulowano na temat politycznego spisku i zabójstwa. „Fakt” ogłosił nawet, iż Andrzej Lepper – jako częsty gość wróżek – wiedział o tym, w jaki sposób umrze, a popularny w mediach jasnowidz Krzysztof Jackowski, stwierdził w tym samym artykule, że „samobójstwo mu nie pasuje”, gdyż zobaczył w swojej wizji na temat śmierci Leppera mur budynku i przystawioną do niego drabinę332. Wszystkie te spekulacje wpisują się w poetykę spiskowych teorii związanych ze śmiercią znanych ludzi. Za każdym razem, gdy taka śmierć przychodzi nagle i nie sposób zrozumieć czy wyjaśnić do końca, co się wydarzyło – otwiera się nieograni‑ czone pole spekulacji i stawiane są hipotezy najbardziej fantastyczne – to jednak, jak pokazują przykłady w USA czy Europie, nie tyko polska specjalność. W sensacyjnych publikacjach, a także szczegółowych opisach sposobu, w jaki Andrzej Lepper popełnił samobójstwo, celowały zwłaszcza portale internetowe oraz „Fakt” i „Super Express”. Nie oszczędzono rodzinie Andrzeja Leppera najdrobniej‑ szych szczegółów, takich jak wygląd sznura, krzesła, pokoju. Piotr Tymochowicz na antenie Polsat News i TVN24 opowiadał o swoim spotkaniu z Andrzejem Lep‑ perem na dzień przed samobójstwem, w czasie którego lider Samoobrony miał mu mówić o swoich najbliższych planach poświęcenia czasu synowi. Podkreślił, że nie przyjmuje do wiadomości jego samobójstwa i stwierdził, ze Andrzej Lepper został zaszczuty. Widzów pozostawił z dramatycznym pytaniem: ile jeszcze osób musi po‑ pełnić samobójstwo w tym kraju i ile musi zostać zastrzelonych rzekomo z własnej broni, zanim się obudzimy i nie wyślemy takich ludzi jak Kaczyński i Ziobro do Tajlandii czy na Antarktydę333. Ten „medialny show” – to określenie „Gazety Wyborczej”, z którym nie sposób się nie zgodzić – podsumował Grzegorz Soroczyński:

Medialny show rozkręcał się cały weekend. Sakiewicz przelatywał przez kolejne tele‑ wizje. Budował napięcie. „Tak, złożyłem już zeznania w trybie pilnym”. „Tak, mam

330 M. Wąs, To był mocny charakter, „Gazeta Wyborcza Trójmiasto” nr 182, 6 sierpnia 2011, s. 3. 331 Tamże. 332 Źródło dostępu: „Fakt”, Znany jasnowidz o śmierci Leppera: To nie samobójstwo!, http://www. fakt.pl/Znany­‑jasnowidz­‑o­‑smierci­‑Leppera­‑To­‑nie­‑samobojstwo (czas dostępu 10 listopada 2011 roku). 333 Rozmowa z Piotrem Tymochowiczem na antenie Polsat News, 6 sierpnia 2011. Źródło – nagranie internetowe: http://www.youtube.com/watch?v=7m5T29afNuE, (czas dostępu 10 listopada 2011).

221 nagranie mojej rozmowy z Lepperem”. W końcu przeszedł sam siebie. Ogłosił, że zdeponował nagranie w kilku miejscach „z obawy o własne życie”. Trafił też na okład‑ kę tabloidu. Tytuł z „Super Expressu”: „Hipoteza 1. Lepper został zabity”. Politycy PiS Arkadiusz Mularczyk i Zbigniew Ziobro podchwycili. Domagają się komisji sejmowej. „Wydaje nam się konieczne porozmawiać z prokuratorem gene‑ ralnym na temat spotkania Andrzeja Leppera z redaktorem naczelnym «Gazety Pol‑ skiej»” – ogłaszają na konferencji. Inny polityk PiS ­‑ europoseł Janusz Wojciechowski – rozważa działanie pigułki gwałtu: „Jeśli można kogoś taką pigułką otumanić i zgwałcić, to można i powiesić bez żadnego oporu delikwenta”. „Fakt” ogłasza opinię jasnowidza: mordercy weszli do Leppera po drabinie. Su‑ perstacja posuwa się do przeprowadzenia idiotycznej sondy SMS‑owej:­ „Czy wierzysz w samobójstwo Leppera?”. 81 proc. odsyłających esemesy nie wierzy, że sam odebrał sobie życie334.

Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że „medialny show” zaprezentowała także sama „Gazeta Wyborcza”, poświęcając tak wiele miejsca na reportaże o Andrzeju Lepperze, spekulacje na temat przyczyn jego samobójstwa, opisy tego dramatyczne‑ go wydarzenia, sprawozdania z pogrzebu, komentarze i wypowiedzi współpracow‑ ników szefa Samoobrony. Dzień po samobójstwie Andrzeja Leppera – 6 sierpnia 2011 roku – zmarł we Włoszech Roman Opałka, jeden z najbardziej znanych za granicą polskich artystów, autor niepokojących dzieł składających się z ciągów liczb, malowanych w ramach projektu „Obrazy liczone”. W tym samym wydaniu „Gazety Wyborczej”, w której Andrzejowi Lepperowi poświęcono dwa obszerne reportaże, artykuł i komentarz (łącznie ponad cztery pełne strony), postać Romana Opałki zo‑ stała przypomniana na połowie trzynastej strony (z odwołaniem z pierwszej)335. To wydarzenia niewspółmierne, jednak uwidoczniła się w tym przypadku tak często zaburzona w mediach agenda setting, kiedy to jednym wydarzeniom nadaje się wy‑ soką rangę, zupełnie pomijając inne. Samobójstwo Andrzeja Leppera było istotnym wydarzeniem na polskiej scenie politycznej. Medialny festiwal, jaki się rozpętał po jego śmierci, nie tylko w „Gazecie Wyborczej”, był jednak wyrazem zdecydowanego politycznego ukierunkowania dziennikarskich prezentacji świata, aniżeli rzeczywi‑ stego jej opisu. Samobójstwo Andrzeja Leppera zostało wpisane w tabloidową regu‑ łę sensacyjnego przedstawiania wszelkich wydarzeń. „Gazeta Wyborcza” po raz kolejny broniła także swoich publikacji na temat tak zwanej seksafery. Najostrzej to stanowisko ujawniło się w sporze z Jackiem Żakow‑ skim, który w tej samej „Gazecie Wyborczej”, jako zapraszany na jej łamy publicy‑ sta, stwierdził:

Bez względu na to, co ostatecznie zdetonowało rozpacz Andrzeja Leppera – choroba syna, kłopoty finansowe, uwiąd partii, marginalizacja czy cokolwiek innego – nie ma powodu wątpić, że jego nie tylko polityczna kariera, ale też życie prywatne i zwykłe poczucie osobistej godności zostały zniszczone przez oszczercze oskarżenia, w które zwalczający go politycy IV RP zaangażowali podległy im aparat państwa Od tajnych służb i prokuratury po media publiczne, częściowo prywatne. Gwiazda Leppera gasła, od kiedy wszedł w koalicję z PiS i LPR, ale zdmuchnięcie jej było skutkiem wymyślonych w gabinetach władzy fikcyjnych oskarżeń znanych

334 G. Sroczyński, PiS wywija trupem, „Gazeta Wyborcza” nr 184, 9 sierpnia 2011, s. 2. 335 D. Jarecka, Roman Opałka nie żyje, „Gazeta Wyborcza”, 8 sierpnia 2011, s. 1. oraz 13.

222 jako afera gruntowa i częściowo fałszywych (m.in. ojcostwo dziecka Anety Krawczyk), a częściowo niewyjaśnionych oskarżeń o przestępstwa seksualne336.

W polemice Dominika Wielowieyska zauważyła, że o ile tak zwana afera grun‑ towa była pułapką zastawioną na Andrzeja Leppera przez służby specjalne, o tyle opisywana przez „Gazetę Wyborczą” seksafera wydarzyła się naprawdę, co po‑ twierdził sądowy wyrok. W całej sprawie nie chodziło zaś o ojcostwo dziecka Anety Krawczyk, ale proceder wymuszania usług seksualnych w zamian za pracę337. Śmierć Andrzeja Leppera spowodowała umorzenie wszystkich jego spraw, także dotyczącej wykorzystywania seksualnego. I jakkolwiek ryzykowna i nieprawdopo‑ dobna może wydawać się teza o prowokacji – umorzenie tej sprawy nie pozwoli na jej ostateczne wyjaśnienie, a takie hipotezy nadal będą stawiane. Wśród przyczyn politycznej porażki przewodniczącego Samoobrony przekonu‑ jąca jest teza Radosława Markowskiego:

Mediom się wydaje, że Andrzeja Leppera i jego partię zgubiły afery z czasów koalicji PiS­‑Samoobrona­‑LPR – najpierw seksafera, a potem gruntowa. To mit. To, co obu‑ rza warszawskich inteligentów, nie oburzało elektoratu Samoobrony. Same posłanki Samoobrony kpiły z seksafery i mówiły, że u nich w partii są „jurne chłopy”. A afera gruntowa? To też nikogo nie oburzało. Istniało i istnieje powszechne przekonanie, że gdy ktoś chce kupić grunt i coś budować, to pewne sprawy trzeba załatwić, coś trzeba kombinować. Przyczyna upadku Samoobrony była inna. Czas największych sukcesów jej i Ligi Polskich Rodzin to lata 2001­–05. Czas wchodzenia do Unii, referendum europejskie‑ go. Samoobrona i LPR karmiły swój elektorat fobiami i obawami przed Unią Europej‑ ską. LPR­‑owski strach był strachem fundamentalnym, chodziło o utratę narodowych wartości. Strach Samoobrony nie był fundamentalny, ale pragmatyczny. Działacze Sa‑ moobrony mówili, że polskie rolnictwo padnie, ziemię rozkradną, polski rolnik zban‑ krutuje i umrze z głodu. O polskim chłopie różne rzeczy można powiedzieć, ale nie to, że nie potrafi liczyć. Weszliśmy do Unii i zapowiedziana katastrofa nie nastąpiła. Co więcej, wzrosły ceny żywności, wzrosła cena ziemi, pojawiły się dotacje, nowy sprzęt. Rolnicy doszli do wniosku, że ktoś ich tu przez lata robił w konia338.

Ta analiza mogłaby się stać podsumowaniem wizerunku Andrzeja Leppera w „Gazecie Wyborczej”, który swoją głośną, populistyczną obecnością na politycz‑ nej scenie „robił rolników w konia”. Bardziej przejmująco jednak brzmi lakoniczny opis jego samobójstwa: „Szefa Samoobrony znaleziono martwego w piątek w war‑ szawskiej siedzibie partii. W sobotę prokurator Dariusz Ślepokura ujawnił, że zna‑ lazł go zięć. Lepper był powieszony w łazience na sznurze przymocowanym do wor‑ ka bokserskiego. Było to ok. godz. 16.20. Oględziny nie wykazały na ciele żadnych obrażeń poza bruzdą wisielczą. Nie znaleziono listu pożegnalnego. Śmierć Leppera nastąpiła ok. godz. 10 w piątek”339. To jest ostatecznym podsumowaniem „najbar‑ dziej nieprawdopodobnej kariery w III RP” jak wspólnie z „Gazetą Wyborczą” okre‑

336 J. Żakowski, Szlachetność i przyzwolenie, „Gazeta Wyborcza”, 8 sierpnia 2011, s. 4. 337 D. Wielowieyska, Seksafera była naprawdę, „Gazeta Wyborcza” nr 186, 11 sierpnia 2011, s. 13. 338 P. Wroński, Sieroty po Lepperze nie głosują, „Gazeta Wyborcza” nr 186, 11 sierpnia 2011, s. 2. 339 Prokuratura sprawdza, czy ktoś nakłaniał Leppera do samobójstwa, „Gazeta Wyborcza” nr 184, 9 sierpnia 2011, str. 4.

223 ślały jego polityczny życiorys pozostałe media340. I taki wizerunek Andrzeja Leppera najsilniej pozostanie w świadomości odbiorców. Wymienieni wyżej autorzy tekstów podsumowujących polityczną karierę An‑ drzeja Leppera ustrzegli się – brzmiącego w mediach tuż po śmierci Andrzeja Lep‑ pera wyjątkowo obłudnie – tonu opisywania przewodniczącego Samoobrony jako niezwykłego polityka, który został zniszczony przez służby specjalne, media i, naj‑ ogólniej rzecz ujmując, brudną politykę. Przypominają rolę Andrzeja Leppera jako populistycznego „destruktora polskiej polityki”341, jego zawikłane finansowe inte‑ resy, ciążące na nim prokuratorskie zarzuty, wspieranie reżimu Łukaszenki i wie‑ le innych politycznych grzechów. Polityczny wizerunek Andrzeja Leppera pozostał zatem wyrazisty i – jeśli w ogóle mówić o cieniu niejednoznaczności – wynika to bardziej z tajemnicy jego śmierci, a nie politycznej biografii – „jedna z najdziwniej‑ szych kart politycznej historii kraju i jedna z najdziwniejszych karier została osta‑ tecznie zamknięta”342.

340 Por.: R. Wojciechowska, Nieprawdopodobna kariera w III RP, „Polska. Dziennik Bałtycki”, 8 sier- pnia 2011, s. 11; J. Paradowska, Przegrana gra Andrzeja Leppera..., s. 12–16. 341 J. Paradowska, Przegrana gra Andrzeja Leppera..., s. 13. 342 Tamże, s. 14. Podsumowanie

Ze względu na obszerny materiał badawczy – jak wspomniałam we wstępie – nie‑ mal 16 tysięcy tekstów na temat Andrzeja Leppera i Aleksandra Kwaśniewskiego w „Gazecie Wyborczej” po 1989 roku – problematyka kreowania i przedstawiania wizerunku obu polityków nie została wyczerpana. Te portrety byłyby pełniejsze, gdyby zostały pokazane nie tylko przez pryzmat tekstów w „Gazecie Wyborczej”, ale skontrastowane z materiałami prasowymi w innych dziennikach lub tygodnikach opinii. Wymagałoby to jednak uwzględnienia historycznego kontekstu ich powsta‑ nia i funkcjonowania na mapie polskich mediów oraz poszerzenia materiału źród‑ łowego o kolejne kilkanaście tysięcy tekstów. Od początku było to zatem świadome założenie. Jedynie w przypadkach głośnych w mediach wydarzeń, związanych z An‑ drzejem Lepperem i Aleksandrem Kwaśniewskim, wykorzystałam także materiały prasowe z takich dzienników, jak „Rzeczpospolita”, „Trybuna”, „Polska. Dziennik Bałtycki”, „Dziennik. Polska Europa Świat”, artykuły publicystyczne z tygodników opinii – „Polityki”, „Wprost”, „Newsweeka” i „Przeglądu” oraz telewizyjne programy w TVP, TVN i Polsacie. Wykorzystanie analizy treści z uwzględnieniem badań pa‑ nelowych szerokiego spektrum mediów byłoby wskazane przy założeniu krótszego przedziału czasowego lub analizy wizerunkowej wybranego zagadnienia – na przy‑ kład kampanii wyborczych czy sytuacji kryzysowych w rozumieniu public relations. W podjętej analizie wizerunkowej obu polityków chodziło jednak o pokazanie cało‑ ściowych portretów w długim przedziale czasu, a to wiązało się z podjętym świado‑ mie ryzykiem wyboru tekstów właśnie z „Gazety Wyborczej” jako zaangażowanego politycznie, pierwszego niezależnego dziennika powstałego po 1989 roku, który nie‑ zmiennie silnie oddziaływuje na polityczne poglądy Polaków. W mediach bowiem widać polityczne sympatie i poglądy, co znajduje odzwierciedlenie w przedstawianiu polityków i partii politycznych w pozytywnym bądź negatywnym kontekście. Wybór polityków będących studium przypadków, jak i dziennika, w którym pre‑ zentowane są ich wizerunki, jest subiektywny, ale w dużej mierze narzuca go obraz polskiej sceny politycznej i udział w niej mediów. We wnioskach dążyłam do mak‑ symalnego obiektywizmu, nie uwzględniając autorskich politycznych ocen. Dzięki temu udało się w analizie zweryfikować wiele obiegowych opinii, jak na przykład tę o szczególnej życzliwości „Gazety Wyborczej” wobec Aleksandra Kwaśniewskiego, która nie jest uzasadniona i niechęci wobec Andrzeja Leppera, która znajduje częś‑ ciowe tylko potwierdzenie. Obaj politycy to postaci zupełnie różne na polskiej scenie politycznej, reprezentujący odmienny sposób uprawiania polityki. Wyraźne są także zatem różnice w przedstawianiu ich przez „Gazetę Wyborczą”.

225 W przypadku Aleksandra Kwaśniewskiego widać kilka etapów systematycznego wzrostu sympatii dziennika do prezydenta. Początkowe krytyczne opinie na jego temat jako peerelowskiego aparatczyka i spadkobiercy PZPR, na koniec prezyden‑ ckiej kadencji ustąpiły miejsca pozytywnym podsumowaniom. Wpływ na to miała zwłaszcza działalność Aleksandra Kwaśniewskiego na arenie międzynarodowej, kontynuacja zachodniego kursu, a zatem wprowadzenie Polski do NATO i UE, umiejętność układania dobrych stosunków ze wschodnimi sąsiadami, kreowanie Polski na lidera środkowoeuropejskich państw, rola mediatora w czasie pomarań‑ czowej rewolucji na Ukrainie. Ale także odejście od antykościelnej retoryki, która nie przynosiła ani SLD, ani jego liderom specjalnego wizerunkowego pożytku, sta‑ rania na rzecz podpisania konkordatu, rola lidera w tworzeniu Konstytucji Trzeciej Rzeczypospolitej Polskiej, poprawna kohabitacja w czasie prezydentury z kolejnymi sześcioma premierami i tak zwana szorstka przyjaźń z premierem rządu SLD Lesz‑ kiem Millerem. Aleksander Kwaśniewski świadomie potrafił wykorzystywać media do budowania swojego wizerunku i w „Gazecie Wyborczej” znalazły odzwierciedle‑ nie jego umiejętności udzielania wywiadów i celnych wypowiedzi oraz dobrze przy‑ gotowane publiczne wystąpienia, a także znakomicie napisane przemówienia. Na pewno wpływ na zmianę wizerunku Aleksandra Kwaśniewskiego miały przywołane w analizie jego przeprosiny za PRL, nazwanie stanu wojennego złem, przeprosiny za milczenie o Katyniu, przeprosiny narodu żydowskiego w imieniu Polaków za mord w Jedwabnem, a także przeprosiny za Akcję Wisła. Wszystkie te wystąpienia, zebrane razem, mogą wydać się przesadną ekspiacją, ale były wypowiadane w waż‑ nych momentach – w odpowiednim czasie i przed odpowiednim gremium – co bu‑ dowało zaufanie. „Wyborcza” zauważała także, że Aleksander Kwaśniewski potra‑ fił zdobywać opinię prezydenta wszystkich Polaków, doceniając jubileusze i święta związane z wielkimi postaciami „Solidarności” i demokratycznej opozycji. Podkre‑ ślała wreszcie swobodny i naturalny styl bycia, który sprawiał, że był odbierany jako człowiek sympatyczny i nie wynoszący się nad innych, co ocieplało jego wizerunek. Artykuły na temat Andrzeja Leppera w „Gazecie Wyborczej” od początku były bardzo krytyczne. Był jednak jej tak częstym bohaterem, że przynosiły odwrotny od zamierzonego efekt i w rezultacie pomogły mu w uzyskaniu popularności i wysokich społecznych notowań, prowadzących do politycznych stanowisk. Jego wizerunkowa przemiana – od ludowego trybuna, organizującego blokady dróg, po wicepremiera na salonach władzy – jest w „Gazecie Wyborczej” jasno wytyczona i widoczna. Nie były to zatem udane Austinowskie akty mowy – czynności perlokucyjne nie osiągnę‑ ły zamierzonych skutków, a przynajmniej nie od razu. Podkreślić jednak trzeba, że Andrzej Lepper był jednym z głównych politycznych bohaterów większości polskich mediów, a nie tylko „Gazety Wyborczej”. Głośna medialna widoczność i związana z nią kariera polityczna Andrzeja Leppera zaczęła się w „Gazecie Wyborczej” od relacji z blokad i protestów na początku lat 90., jej ukoronowaniem był znakomity reportaż z 1994 roku Jacka Hugo­‑Badera, Modlitwa Świętej Bernadetty, z aresztu, w którym przebywał przewodniczący Samoobrony, a zakończyła się w 2006 roku cyklem artykułów Marcina Kąckiego o seksaferze. Dopełnieniem tego negatywnego wizerunku są artykuły zamieszczone w „Wyborczej” po śmierci Andrzeja Leppera – niezmiennie krytycznie podsumowujące jego działalność, w tym także obszerny reportaż Marcina Kąckiego Różne palmy, fikusy, czyli osiem wątków z życia Leppera i jego przyjaciół. To zainteresowanie mediów, w tym „Gazety Wyborczej” Andrzej

226 Lepper także świadomie wykorzystywał, choć w odmienny sposób niż Aleksander Kwasniewski, wpisując się w tabloidowe reguły funkcjonowania współczesnej poli‑ tycznej informacji. Główny problem, który towarzyszył mi od początku pisania dysertacji, to rodzaj żywej i wciąż zmieniającej się materii, nad którą pracowałam. Dynamizm zmian i przenikająca wszelkie sfery życia „płynna nowoczesność”, jak nazwał obecny stan otaczającej nas rzeczywistości Zygmunt Baumann sprawia, że coraz trudniej zna‑ leźć w niej stały punkt zaczepienia, także do badań współczesnych mediów. Nie wyłania się z nich bowiem żaden trwały kształt, a jedynie niekończący się proces przemian. To było duże wyzwanie. Próba uchwycenia współczesnych mediów w ich trwałej postaci okazała się niemożliwa, jednak rejestracja postępującego procesu przemian i jego skutki – pasjonujące. Nie wyłania się z nich także optymistyczny obraz, a udział mediów w kreowaniu polityki i głębokie zmiany w modelu przeka‑ zywania informacji do opinii publicznej budzą niepokój. Sposób odbioru informacji w mediach przypomina dzisiaj modne „ciche dyskoteki”, na których każdy z osob‑ na, ze słuchawkami na uszach, tańczy w rytm innej muzyki. W medialnym chaosie informacyjnym brakuje połączeń i kontekstów, wizerunkowy kalejdoskop przypo‑ mina krajobraz popularnych gwiazd. Skala zmian, jakiej w tej materii ulegliśmy, jest ogromna. Łatwo wpaść w pułapkę skrajnych ocen – od zachwytu nad demokracją 2.0 Dona Tapscotta po negację internetu jako źródła informacji prezentowaną przez Andrew Keena. W zaprezentowanych rozważaniach i wizerunkowych analizach starałam się tej pułapki unikać, stąd różnorodność głosów i obszerne czasami cytaty.

Bibliografia

Literatura naukowa i fachowa – media oraz filozofia mediów

Bajka Z., Historia mediów, ABCmedia, Kraków 2008, wyd. I Bard A., Söderqvist J., Netokracja. Nowa elita władzy i życie po kapitalizmie, przeł. P. Cy- pryański, Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne, Warszawa 2006, wyd. I Baudrillard J., Symulakry i symulacja, przeł. S. Królak, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2005, wyd. I Baudrillard J., Wojny w Zatoce nie było, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2006, wyd. I Bednarek H., Sztuka budowania wizerunku w mediach, Wydawnictwo Naukowe Wyższej Szkoły Kupieckiej, Łódź 2005 Cichosz M., (Auto)kreacja wizerunku polityka na przykładzie wyborów prezydenckich w III RP, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2003, wyd. I Cwalina W., Falkowski A., Marketing polityczny. Perspektywa psychologiczna, Gdańskie Wy‑ dawnictwo Psychologiczne, Gdańsk 2005, wyd. I Dobek­‑Ostrowska B., Media masowe i aktorzy polityczni w świetle studiów nad komunikowa- niem politycznym, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 2004 Dobek­‑Ostrowska B., Wiszniowski R., Teoria komunikowania publicznego i politycznego. Wprowadzenie, Wydawnictwo Astrum, Wrocław 2002 Drzycimski A., Sztuka kształtowania wizerunku, Wydawnictwo Business Press Ltd., wyd. I Freedberg D., Potęga wizerunków. Studia z historii i teorii oddziaływania, przeł. E. Klekot, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2005, wyd. I Gackowski T., Łączyński M. (red.), Metody badania wizerunku w mediach, Wydawnictwo CeDeWu sp. z o.o., Warszawa 2009, wyd. I Gostyński Z., Tajemnica dziennikarska a obowiązek składania zeznań w procesie karnym, Dom Wydawniczy ABC, Warszawa 1997 Iłowiecki M., Krzywe zwierciadło. O manipulacji w mediach, Wydawnictwo Gaudium, Lub‑ lin 2003 Jabłoński W., Kreowanie informacji. Media relations, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warsza‑ wa 2007,wyd. I Jenkins H., Kultura konwergencji. Zderzenie starych i nowych mediów, przeł. M. Bernatowicz, M. Filiciak, Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne, Warszawa 2007, wyd. I Keen A., Kult amatora. Jak internet niszczy kulturę, przeł. M. Bernatowicz, K. Topolska­ ‍‑Ghariani, Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne, Warszawa 2010, wyd. I Kotler P., Analiza, planowanie, wdrażanie i kontrola, Wydawnictwo Gebethner i S­‑ka, Warszawa 1994, wydanie VIII. Rozdziały: Krytyczna rola marketingu w organizacjach i społeczeństwie, przeł. J. Dziwota, Różnicowanie i pozycjonowanie oferty marketingowej, przeł. E. Guzek Magoska M. (red.), Media, władza, prawo, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kra‑ ków 2005, wyd. I Manovich L., Język nowych mediów, przeł. P. Cypryański, Wydawnictwa Akademickie i Pro‑ fesjonalne, Warszawa 2006

229 Mazur M., Marketing polityczny. Studium porównawcze, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2007, wyd. I McLuhan M., Zrozumieć media. Przedłużenia człowieka, przeł. N. Szczucka, Wydawnictwa Naukowo­‑Techniczne, Warszawa 2004, wyd. I Meyer P., Prawda i rzeczywistość w fotografii: autorytety informatyki, przeł. J. Mikołajczyk, Wydawnictwo Helion, Gliwice 2006 Mielczarek T., Monopol, pluralizm, koncentracja. Środki komunikowania masowego w Polsce w latach 1989­–2006, Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne, Warszawa 2007, wyd. I Negroponte N., Cyfrowe życie, przeł. M. Łakomy, Książka i Wiedza, Warszawa 1997 Ohme R.K. (red.), Nieuświadomiony afekt. Najnowsze odkrycia, Gdańskie Wydawnictwo Psy‑ chologiczne, Gdańsk 2007, wyd. I Ohme R.K., Podprogowe informacje mimiczne. Ujęcie psychologii eksperymentalnej, Wydawnictwo Instytutu Psychologii PAN, Szkoła Wyższa Psychologii Społecznej, Warszawa 2003, wyd. I Olędzki J. (red.), Public relations. Społeczne wyzwania & English suplement Public relations. Across Borders, Uniwersytet Warszawski, Instytut Dziennikarstwa, Warszawa 2007, wyd. I Olędzki J., Tworzydło D. (red.), Public relations. Znaczenie społeczne i kierunki rozwoju, Wy‑ dawnictwo Naukowe PWN SA, Warszawa 2006, wyd. I Olszański L., Dziennikarstwo internetowe, Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne, War‑ szawa 2006, wyd. I Pratkanis A., Aronson E., Wiek propagandy, przeł. J. Radzicki, M. Szuster, Wydawnictwo Na‑ ukowe PWN, Warszawa 2005, wydanie II Rozwadowska B., Public relations. Teoria, praktyka, perspektywy, Wydawnictwo Studio Emka, Warszawa 2002, wyd. I Seitel F.P., Public relations w praktyce, Wydawnictwo Felberg SJA, Warszawa 2003, wyd. I Tadeusiewicz R., Społeczność Internetu, Akademicka Oficyna Wydawnicza Exit, Warszawa 2002, wyd. I Tapscott D., Cyfrowa dorosłość. Jak pokolenie sieci zmienia nasz świat, przeł. P. Cypryański, Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne, Warszawa 2010, wyd. I Thompson J.B., Media i nowoczesność. Społeczna teoria mediów, Wydawnictwo Astrum, Wrocław 2006, wyd. I Thomson O., Historia propagandy, przeł. S. Głąbiński, Wydawnictwo Książka i Wiedza, War‑ szawa 2001, wyd. I Toffler A., Trzecia fala, przeł. E. Wydyłło, M. Kłobukowski, Wydawnictwo Kurpisz SA, Po‑ znań 2006, wyd. I Toffler A., Zmiana władzy. Wiedza, bogactwo i przemoc u progu XXI stulecia, przeł. P. Kwiat‑ kowski, Wydawnictwo Zysk i S­‑ka, Poznań 2003 Ulicka G., Demokracje zachodnie. Zasady, wartości, wizje, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1992, wyd. I Wojcik K., Public relations od A do Z, tom 1. i 2., Agencja Wydawnicza Placet, Warszawa 1997, wyd. I Wojcik K., Public relations. Wiarygodny dialog z otoczeniem, Agencja Wydawnicza Placet, Warszawa 2009

Teoria literatury, literatura piękna, filozofia

Arystoteles, Retoryka. Poetyka, przeł. H. Podbielski, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1988, wyd. I Austin J.L., Znaczenie słowa w: tegoż Mówienie i poznawanie. Rozprawy i wykłady filozoficz- ne, przeł. B. Chwedończuk, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1993 Barthes R., Mit i znak. Eseje, przeł. W. Błońska, J. Błoński, J. Lalewicz, A. Tatarkiewicz, Pań‑ stwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1970, wyd. I

230 Bralczyk J., O języku propagandy i polityki, Wydawnictwo Trio, Warszawa 2007 Baumann Z., Płynna nowoczesność, przeł. T. Kunz, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2006, wyd. I Głowiński M., Nowomowa i ciągi dalsze. Szkice dawne i nowe, Towarzystwo Autorów i Wy‑ dawców Prac Naukowych Universitas, Kraków 2009, wyd. I Kapuściński R., Autoportret reportera, Wydawnictwo Znak, Kraków 2003, wyd. I Klemperer V., LTI. Notatnik filologa, przeł. J. Zychowicz, Młodzieżowa Agencja Wydawni‑ cza, Warszawa 1989, wyd. II Orwell G., Rok 1984, przeł. T. Mirkowicz, Kolekcja Gazety Wyborczej Schopenhauer A., Erystyka, czyli sztuka prowadzenia sporów, Wydawnictwo Verso, Kraków 2006

Publicystyka i biografie

Anderson J.L., Che Guevara, przeł. G. Waluga, Wydawnictwo Amber, Warszawa 2008, wyd. I Castañeda J.G., Che Guevara, przeł. J. Mikos, Wydawnictwo Świat Książki, Warszawa 2007, wyd. I Chróścicka A., Kwaśniewski jestem..., Wydawnictwo Amar, Kraków 1995 Cialdini R., Wywieranie wpływu na ludzi, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, wyd. III, Gdańsk 1998 Honigmann G., William Randolph Hearst, czyli dzieje pewnego skandalisty, Wydawnictwo Książka i Wiedza, Warszawa 1974 Lindstrom M., Zakupologia. Prawda i kłamstwa o tym, dlaczego kupujemy, przeł. M. Zieliń‑ ska, Wydawnictwo Znak, Kraków 2009, wyd. I Lis T., Jak to się robi w Ameryce, Wydawnictwo Książkowe Twój Styl, Warszawa 2000, wyd. I Riefenstahl L., Pamiętniki, przeł. J. Łaszcz, Świat Książki, Warszawa 2003, wyd. I Torańska T., Oni, Agencja Omnipress 1989, Warszawa 1989, wyd. I, s. 6. Tymochowicz P., Biblia skuteczności, Wydawnictwo Trans, Wrocław 2007, wyd. I Waniek D., KWACH. Zapiski sztabowe Danuty Waniek, Polska Oficyna Wydawnicza BGW, Warszawa 1995 Wiernikowska M., Zwariowałam, Wydawnictwo Rosner &Wspólnicy, Warszawa 2006, wyd. I Ziemkiewicz R., Michnikowszczyzna. Zapis choroby, Wydawnictwo Red Horse, Warszawa 2006, wyd. I

Leksykografia

Muszyński J., Leksykon marketingu politycznego, Wydawnictwo Atla2, Wrocław 2001, wyd. I Myśliński J., Kalendarium polskiej prasy, radia i telewizji, Instytut Badań Literackich PAN, BEL Studio, Warszawa 2004, wyd. II Pisarek W. (red.), Słownik terminologii medialnej, Unversitas, Kraków 2006, wyd. I Quirk L. (red), Dictionary of Contemporary English, Wydawnictwo Longman, Londyn 2003

Źródła prawa

Ustawa Prawo autorskie i prawa pokrewne z dnia 4 lutego 1994 r. (Dz.U.2006.90.631 z późn. zmianami) Artykuł 19. Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych, uchwalony przez Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku 16 grudnia 1966 roku, ogłoszony przez Prezydenta RP w dniu 22 lutego 1994 r. (Dz.U.94.23.80)

231 Konwencja o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności sporządzona w Rzymie dnia 4 listopada 1950 r., zmieniona następnie protokołami nr 3., 5. i 8. oraz uzupeł‑ niona protokołem nr 2, ogłoszona przez Prezydenta RP w dniu 15 grudnia 1992 roku (Dz.U.93.61.284 z późniejszymi zmianami) Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej z 2 kwietnia 1997 roku (Dz.U.1997.78.483 z później‑ szymi zmianami) Ustawa Prawo prasowe z 7 lutego 1984 roku (Dz.U.1984.5.24 z późniejszymi zmianami)

Wykaz tytułów prasowych wykorzystanych w pracy

„Dyskurs”, „Dziennik Bałtycki”, „Dziennik Polska Europa Świat”, „Fakt”, „Gazeta Polska”, „Gazeta Wyborcza”, „Nasz Dziennik”, „Newsweek”, „Polityka”, „Polska. Dziennik Bał‑ tycki”, „Press”, „Przegląd”, „Rzeczpospolita”, „Super Express”, „Trybuna”, „Tygodnik Po‑ wszechny”, „Wprost”, „Życie Warszawy”, „Życie”

Źródła internetowe http://www.pkw.gov.pl, http://www.sejm.gov.pl/, http://www.cbos.pl, http://www.tns­‑global.pl, http://www.zkdp.pl/, http://www.krrit.gov.pl, http://www.gazeta.pl, http://wprost.pl/, http://www.gazetapolska.pl/, http://wyborcza.pl, http://www.polityka.pl/, http://www.press.pl/, http://www.tokfm.pl/, http://www.tvn24.pl/, http://www.onet.pl/, http://wp.pl/, http://pl.youtube.com/, http//www.salon24.pl, http://www.trzaskowski.pl/, http://www.nameofrussia.ru/, http://pajamasmedia.com/instapundit/

232