18.04.2015

KULISY ANEKSJI KRYMU. 31 BRYGADA "DESANTU" W OPERACJI ZAJĘCIA PÓŁWYSPU

O „krymskiej operacji specjalnej”, jako świetnie przygotowanej i przeprowadzonej bezkrwawej akcji „przywrócenia” półwyspu do Rosji, rosyjskie media wszelkiej maści zaczęły pisać od momentu, gdy prezydent Putin stwierdził oficjalnie, iż na Krymie byli jednak żołnierze rosyjskich sił zbrojnych. Od tego czasu pojawiło się wiele materiałów prasowych, w tym wywiady. Poniższa analiza opiera się na relacji jednego z żołnierzy 31 Samodzielnej Gwardyjskiej Brygady Desantowo-Szturmowej z Uljanowska.

Alarm w 31 Brygadzie został ogłoszony wieczorem 22 lutego. W kolejnych dniach przygotowywano się do akcji, przy czym powody nagłego ogłoszenia gotowości bojowej nie były znane. Nie było pewne, czy są to działania związane z sytuacją na Ukrainie, czy też w ramach zwyczajnego sprawdzianu gotowości bojowej i wyjścia na poligony.

Na lotnisku, przeznaczona do akcji grupa bojowa (minimum batalion), została załadowana do dużej ilości samolotów transportowych Ił-76 i odleciała do Anapy. Ponieważ 31 Brygada, jako "siły pokojowe" w ramach Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (OUBZ, ros. ODKB), wykonuje misje o charakterze alarmowym (vide kryzysowa sytuacja w Kirgizji, gdzie do ochrony bazy Kant wysłano rotacyjnie właśnie żołnierzy z tej jednostki), desantnicy przyjęli wszystko ze stoickim spokojem. Nie bez znaczenia jest także fakt, że w jednostce służą wyłącznie żołnierze na kontrakcie.

Na lotnisku w Anapie grupa bojowa brygady została załadowana na ciężarowe Kamazy i odjechała do Noworosyjska. W porcie czekał już na nią jeden z okrętów desantowych Floty Czarnomorskiej. Jednostka nie weszła jednak do portu w Sewastopolu, ale żołnierze musieli w nocy, w czasie lekkiego sztormu, przejść po trapie na pokład trałowca. Akcja obarczona była pewnym ryzykiem, gdyż warunki nie były łatwe (noc, fale) tymczasem spadochroniarze obładowani byli ciężkim sprzętem – w sytuacji upadku do głębokiej wody (do dna 1 tys. m) szanse na ratunek były iluzoryczne.

W trałowcu było tak samo ciasno, jak na okręcie desantowym, jednak operacja przeszła bez opóźnień i kłopotów. W porcie podstawiono kolejną kolumnę samochodów ciężarowych i desantnicy zostali umieszczeni w nowych koszarach na terenie bazy 810 Brygady Piechoty Morskiej Floty Czarnomorskiej. Przez cały czas pilnowano ciszy radiowej i przestrzegano – jak się okazało skutecznie – żeby milczały telefony, zablokowano także możliwość połączeń internetowych (standardowym działaniem jest odbieranie żołnierzom telefonów i środków łączności).

Pierwsza akcja, podjęta jeszcze wieczorem tego samego dnia, okazała się nieudaną – spadochroniarze w pełnym ekwipunku załadowali się na Kamazy, ale po chwili zamieszania zostali zawróceni do bazy. Sytuacja jest ciekawa chociażby z tego względu, że o celach akcji nie wiedzieli nic ani dowódcy kompanii, ani plutonów. Dodać warto, że nie jest to sytuacja nietypowa, ale raczej standard. W tym konkretnych przypadku skutkiem było, że nie można było przeprowadzić „na sucho” odprawy w ramach pododdziałów i omówić zadania, ewentualne zagrożenia, scenariusze działań etc. W trudnej sytuacji stawiało to także dowódców kompanii i plutonów. Ta konkretna akcja, poza wściekłością oficerów i żołnierzy, zakończyła się uszkodzeniem jednego z wozów Gaz Tigr (kierowca zasnął i najechał na leżące na drodze drzewo), przydzielonych z jednej z brygad specnazu (prawdopodobnie z 22 Brygady).

Kolejna akcja była już dobrze przygotowana – znane były cele, zadania itp. Dowódcy kompanii i plutonów mogli przygotować swoich podwładnych na ewentualne scenariusze działań bojowych. Grupa bojowa brygady została przerzucona ciężarówkami – przez Symferopol - do miejscowości Pierewalnie (Perewalne), z zadaniem zablokowania bazy ukraińskiej 36 Brygady Ochrony Wybrzeża (wojsk brzegowych).

Żołnierze jechali jak na akcję bojową. Nikt nie mógł wówczas przewidzieć rozwoju sytuacji i ewentualnej wymiany ognia, dlatego ciężarówki wypełnione były ostrą amunicją.

Batalion ze składu brygady z Uljanowska (później najprawdopodobniej dwa) zajął stanowiska bojowe na wzniesieniu niedaleko bazy, demonstrując siłę i gotowość do działań. Ukraińcom dano poznać – zarówno postawą, jak i słownie – że w razie oporu zostaną starci z powierzchni ziemi. Rzeczywiście rosyjskie siły i środki w Pierewalnie były dość poważne – szacuje się, że 2 marca bazę blokowało ok. 800 żołnierzy (tzw. „zielonych ludzików”), dysponujących samochodami ciężarowymi (, Urał) oraz terenowymi (UAZ, Tigr). Poza bronią indywidualną i zespołową spadochroniarze mieli do dyspozycji granatniki RPG-26 oraz – istotny "argument perswazji" – etatową grupę snajperów (pluton).

Sądząc po ilości żołnierzy można przypuszczać, że już wówczas bazę blokowały dwa bataliony spadochroniarzy oraz wydzielony, podporządkowany operacyjnie, pododdział specnazu. Dość szybko doszło do przyjaznych kontaktów z żołnierzami 36 Brygady, którzy wcale nie zamierzali stawiać większego oporu (zdecydowana większość z nich przeszła potem na służbę rosyjską).

Niemiłą niespodzianka dla żołnierzy rosyjskich był fakt, że na terenie jednostki przebywała tymczasowo (na ćwiczeniach) ukraińska kompania rozpoznawcza (rozpoznawczo-desantowa rota) z 25 Samodzielnej Brygady Powietrznodesantowej. Jak wspomina wojskowy z 31 Brygady ukraińscy koledzy po fachu, jak przystało na oddział elitarny, wzbudzali respekt swoją godną postawą i napsuli Rosjanom sporo nerwów (wszak wycelowanych w swoją stronę luf BMD-2 nie można było całkowicie zignorować). Można sądzić, że w innym przypadku baza zostałaby przejęta znacznie szybciej, niż po upływie trzech tygodni blokady (stało się to ok. 19-20 marca).

Ponieważ obu stronom nie zależało na eskalacji konfliktu ostatecznie ukraińscy spadochroniarze (61-68 żołnierzy, 15 pojazdów) pod eskortą opuścili Pierewalnie i wyjechali z Krymu na Ukrainę. Obecność kompanii z 25 Brygady Powietrznodesantowej i bojowych wozów desantu spowodowała, że grupa bojowa, złożona z minimum dwóch batalionów, rozwinęła się dookoła bazy z pełnym zapasem amunicji oraz środkami przeciwpancernymi. Jeden batalion, z przydzielonymi ppk (bateria przeciwpancerna), zajmował stanowiska na wspomnianym wcześniej wzgórzu, drugi batalion blokował bazę na perymetrze, wzdłuż jej ogrodzenia. W strefie tyłowej znajdowały się znaczne zapasy amunicji strzeleckiej oraz skrzynki z granatnikami. Do żadnych incydentów jednak nie doszło.

W trakcie "operacji krymskiej" spadochroniarze napotkali pewne problemy natury logistycznej, ale nie wpłynęły one na wykonywanie zadań bojowych. Dużą pomoc udzieliły im (i jak wynika z innych relacji także innym pododdziałom rosyjskim) oddziały "miejscowej samoobrony" oraz prorosyjska ludność miejscowa. Istotnym dla powodzenia akcji było także oparcie w bazie piechoty morskiej w Sewastopolu, która była swoistą platformą logistyczną.

Pod koniec marca grupa bojowa brygady zajmowała pozycje na Perekopie, w oczekiwaniu na ukraiński atak na Krym (sic!). Także na tym etapie szczególną rolę odgrywała grupa snajperów (z etatowego plutonu), która prowadziła obserwację przedpola, oraz kompania specjalnego przeznaczenia.

Jak wspomniano w Pierewalnie skoncentrowano minimum dwa bataliony brygady, jednak nie były to jedyne pododdziały z jej składu. Z innego źródła wiadomo, że już wcześniej, na pokładzie transportowego Ił-a-76, na Krym przerzucono pododdział ze składu 31 Brygady. Sądząc po rodzaju wykonywanych zadań być może był to oddział wydzielony z batalionu rozpoznawczego brygady (tzw. razwiedbat). Co ciekawe żołnierze przebrani byli za ukraiński „Berkut” – otrzymali wcześniej stosowne sorty mundurowe z napisem „Milicja”. Jednostka przez miesiąc występowała jako „Berkut”, albo „zielone ludziki” - najwyraźniej w zależności od potrzeb. Wspomniany pododdział został przerzucony do Symferopola w pierwszym etapie koncentracji rosyjskich sił i środków na Krymie, bo 27 lutego brał udział w zajęciu budynku Rady Najwyższej Autonomicznej Republiki Krymskiej.

Spadochroniarze z Uljanowska, tak jak inne pododdziały wojsk powietrzno-desantowych, specnazu, czy piechoty morskiej, występowały na Krymie jako „zielone ludziki”, czyli w nieoznakowanych mundurach. W oczy rzucało się natomiast dobre uzbrojenie i wyposażenie – kewlarowe hełmy, kamizelki balistyczne i oporządzeniowe (w systemie 6Sz112), jednolite sorty mundurowe (w tym charakterystyczne „bałakławy”) etc. Brygada z Uljanowska, przygotowywana pod kątem alarmowych przemieszczeń w tzw. „gorące rejony” i będąca trzonem kolektywnych sił szybkiego reagowania (tzw. KSOR), nie stanowi tutaj wyjątku. Przykładowo przed wyruszeniem na Krym batalion otrzymał nowe noktowizory 1PN93-2.

Marcin Gawęda

Absolwent Instytutu Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Publicysta wojskowy, pisze dla magazynów branżowych, autor serii książek wydanej przez WarBook.