ODYSEJA ŻOŁNIERZY ANDERSA kacper śledziński

Wyklęta armia ODYSEJAOdyseja ŻOŁNIERZY armii Andersa ANDERSA

Znak Horyzont Kraków 2017 ODYSEJA ŻOŁNIERZY ANDERSA Spis treści

Prolog 11

CZĘŚĆ PIERWSZA Rozdział pierwszy. Obywatele imperium 37 Rozdział drugi. Bez hałasu i paniki 48 Rozdział trzeci. Luty 1940 60 Rozdział czwarty. Kołyma 73 Rozdział piąty. „Wyjeżdżacie tam – dokąd i ja bardzo chciałbym pojechać” 80

CZĘŚĆ DRUGA Rozdział szósty. Laboratorium NKWD 93 Rozdział siódmy. Rota Usilionnogo Rieżyma 102 Rozdział ósmy. „Jedno dziecko nic nie znaczy” 107 Rozdział dziewiąty. My tiepier druzja 114 Rozdział dziesiąty. Amnestia 123 Rozdział jedenasty. „Dbajcie o wasze mundury, bo mogą się wam jeszcze przydać” 128 Rozdział dwunasty. Wola i wiara 135 Rozdział trzynasty. W długą drogę 141 Rozdział czternasty. Wizyta 145 Rozdział piętnasty. Tobruk 157 Rozdział szesnasty. Kontredans sojuszników 166 Rozdział siedemnasty. Dolina śmierci 176 Rozdział osiemnasty. Zaginieni 184 Rozdział dziewiętnasty. Exodus 190 Rozdział dwudziesty. „Już ma pan raj poza sobą” 198

CZĘŚĆ TRZECIA Rozdział dwudziesty pierwszy. Miasto polskich dzieci 217 Rozdział dwudziesty drugi. Pod egidą PAI Force 229 Rozdział dwudziesty trzeci. Depesza ze Smoleńska 242 Rozdział dwudziesty czwarty. „(…) mają mnie tu zabić” 257 Rozdział dwudziesty piąty. W drodze do Egiptu 271 Rozdział dwudziesty szósty. „Biedny angielski osiołek” 280

CZĘŚĆ CZWARTA Rozdział dwudziesty siódmy. Aliancki kompromis 293 Rozdział dwudziesty ósmy. Dolina Sangro 299 Rozdział dwudziesty dziewiąty. Oczekiwanie 315 Rozdział trzydziesty. Via Casilina – za liniami wroga 320 Rozdział trzydziesty pierwszy. Dwadzieścia cztery godziny 332 Rozdział trzydziesty drugi. Quassasin 336 Rozdział trzydziesty trzeci. Dziesięć minut 341 Rozdział trzydziesty czwarty. Gustav-Stellung 351 Rozdział trzydziesty piąty. Echa Teheranu 358 Rozdział trzydziesty szósty. „Diadem” 362 Rozdział trzydziesty siódmy. „Honker” 372 Rozdział trzydziesty ósmy. „Brama do Rzymu” 384 Rozdział trzydziesty dziewiąty. Piedimonte San Germano 398 Rozdział czterdziesty. Przegrupowanie 413 Rozdział czterdziesty pierwszy. „Routine work” 419 Rozdział czterdziesty drugi. Ankona 429 Rozdział czterdziesty trzeci. Pretorianie Andersa 440 Rozdział czterdziesty czwarty. Zugzwang 447 Rozdział czterdziesty piąty. Pahiatua 452 Rozdział czterdziesty szósty. Metauro – linia Gotów 458 Rozdział czterdziesty siódmy. Mikołajczyk w Moskwie 474 Rozdział czterdziesty ósmy. Apenin Toskańsko-Emiliański 478 Rozdział czterdziesty dziewiąty. Jałta 485 Rozdział pięćdziesiąty. Bolonia 492

Epilog 507

Bibliografia 521 Indeks nazwisk 529 Spis map i planów 539 Źródła ilustracji 541 CZĘŚĆ PIERWSZA

(…) poprzez mury więzienne docierały do mnie luźne wiadomości o wielkim zasięgu aresztowań i zsyłek dokonywanych przez władze sowieckie (…). gen. Władysław Anders

ROZDZIAŁ PIERWSZY Obywatele imperium

W Związku Radzieckim są trzy kategorie obywateli: ci, co siedzieli, ci, co siedzą, i ci, co będą siedzieć1.

Sokółka, wrzesień 1939 okółka, schowana głęboko na zapleczu frontu, żyła jeszcze siłą rozpędu Swedług norm pokojowych. Sklepy wciąż oferowały specjały, lecz były to tylko resztki zapasów. Świadomość wojny wywoływała komentarze. Ra- dio straszyło sytuacją na froncie, nieporadnie podpowiadając gorące tematy, lecz wojna wydawała się jeszcze odległa. Kiedy w mieście pojawili się pierwsi uchodźcy, wojna obnażyła przed mieszkańcami swą prawdziwą twarz. Dla rodziny Skwarków powrót do Sokółki „zaczął się od kopania schro- nów w ogrodzie”. Na szybach pojawiły się pasy brązowego papieru. Później zostało tylko oczekiwanie. Wojna w Sokółce skończyła się, zanim na dobre się rozpoczęła. „Niem- cy przyszli i odeszli”. Nadchodzili Rosjanie. – „Kim są Rosjanie?” – pytała Krysia. – „Rosjanie to olbrzymie smoki, które jadą na koniach”2 – tymi słowa- mi odpowiedziała dziecku Michalinka – pomoc domowa rodziny Skwarków.

1 Popularne powiedzenie krążące wśród obywateli Związku Radzieckiego w latach 30. i 40. XX wieku. 2 K. Tomaszyk, Droga i pamięć: przez Syberię na Antypody, Warszawa 2009, s. 17. 38 część pierwsza

Ponieważ Stanisław i Krystyna Skwarkowie pamiętali okupację radzie- cką sprzed 19 lat, zastanawiali się, czy zostać pod okupacją radziecką, czy przejść pod „opiekę” niemiecką. Zdecydowali się na to drugie. Płaszczyk, w który ubrano małą Krysię, był nadzwyczajnie ciężki i nie- wygodny. Nigdy taki nie był. Źle się układał. „Jeżeli jakakolwiek obca osoba zechce zdjąć [z ciebie] okrycie, [masz] zacząć głośno płakać i krzyczeć”3 – tłumaczono dziecku. Wiedziała dlacze- go – w płaszczyku zaszyto pieniądze i biżuterię. Wyjechali w nocy w grupie ludzi. Zza okien widać było kontury drzew. Wciąż i wciąż. Czas wlókł się niemiłosiernie. W końcu zmienił się krajobraz, las zastąpiła woda, bagna i podmokłe łąki. Dzieci nie wiedziały, ani gdzie są, ani ile czasu minęło od wyjazdu z domu. „Niespodziewanie Staś zaczyna bardzo wymiotować. Nie może przestać. Jest bardzo gorący. Ktoś mówi, że to zapalenie opon mózgowych. Ktoś inny mówi, że Staś umiera”4.

Miszojty pod Lidą, wrzesień 1939 Kiedy rozbito 27 Pułk Artylerii Lekkiej w bitwie nad Bzurą i kiedy woj- na polska miała się ku końcowi, młody kapral Zbigniew Lewicki nie rzucił bynajmniej karabinu. Związał się z oddziałem partyzanckim. Lecz nie była to już wojna w zwykłym rozumieniu tego słowa, a raczej wymęczające psy- chicznie i fizycznie szwendanie się po okupowanym kraju z kąta w kąt. Gdy w końcu i ten oddział rozbito, „odrywaliśmy się w kierunku Puszczy Bia- łowieskiej. Byliśmy zdemoralizowani dziesięciodniową tułaczką po lasach i ostatnimi wypadkami, zmęczenie fizyczne i moralne zagłuszyło instynkt samozachowawczy”5. Trzy pogrążone w półśnie postacie ni to siedziały, ni to leżały w ciem- nej dworskiej kuchni. Żar rozpalonego pieca usypiał ich. Po kuchni krząta- ły się dwie kobiety zajęte „pitraszeniem na kominie”. Lewicki nie spał, trwał pogrążony w letargu. Gdzieś jakby z daleka, z in- nego świata doszedł do jego świadomości „podejrzany ruch na podwórzu”. Chwycił za broń, zerwał się, nie zdając sobie jeszcze sprawy z tego, co się dzieje.

3 Ibidem, s. 18. 4 Ibidem. 5 Z. Lewicki, Dziennik. Wrzesień 1939, Kołyma, Władywostok, Iran, Irak, Palestyna, Egipt, Mon- te Cassino, Ancona, Bolonia, Anglia…, Kraków 2000, s. 12–13. ROZMIESZCZENIE POLSKICH JEŃCÓW I WIĘŹNIÓW W ZSRR

Murmańsk Dolny Kołymsk

Średni Górny Kołymsk Leningrad Nowa Ziemia Kołymsk Ostaszków Archangielsk Norylsk Wołogda Katyń Pestraja Dreswa Dudyńsk Workuta Wierchojańsk Kozielsk Moskwa Magadan Griazowiec Kotłas Aleksandrowsk Starobielsk S R Jakuck Astrachań S Nowosybirsk Krasnojarsk Z Chabarowsk Irkuck Semipałatyńsk Buchta Nachodka Władywostok 40 część pierwsza

Najpierw usłyszał tupot butów dochodzący z sieni, potem ujrzał postacie żoł- nierzy uzbrojonych w długie karabiny z bagnetami, wykrzykujących wciąż „ruki w wierch”!

Wołoczyska, początek października 1939 Kolumna jeńców ciągnęła się za najbliższe wzgórze. Ludzie w podartych mundurach i wytartych butach szli powoli, noga za nogą, starając się wkom- ponować krok w powolne, a zarazem chaotyczne tempo. Józef Czapski, hrabia, chociaż tego tytułu nie używał, zwolnił, zauważył bowiem, jak idący przed nim żołnierz stracił rytm, a w chwilę później nie- przytomny zwalił się na bury kurz drogi. Zewsząd zaczęto krzyczeć: „omdlał, omdlał!”. Zrobiło się zamieszanie, w które zaraz wtrącili się żołnierze radziec- cy. Rozpychając tłum długimi karabinami, przebijali się ku leżącej postaci. Co się później stało z tym leżącym nieszczęśnikiem, tego już Czapski nie wi- dział, bowiem żołnierze zaczęli poganiać jeńców i tłum niemrawo ruszył dalej. Szli drogą wśród pól porosłych trawą o wypłowiałej zieleni, ubogich szaroburych ściernisk i gołej, świeżo zaoranej ziemi. Z przodu nad pofalo- wanym horyzontem zauważyli krzyż ze sczerniałego ze starości drewna. Za- trzymali się nieopodal. Przed kolumną w wąskiej rynnie terenu cicho pły- nęła rzeka. To był Zbrucz – granica nieistniejącej już Rzeczypospolitej. Zza rzeki spoglądały ku nim domy pierwszego radzieckiego osiedla. To były Wo- łoczyska – zapamiętał Czapski. We wrześniu 1939 roku 46-letni Józef Czapski był oficerem rezerwowe- go szwadronu 8 Pułku Ułanów Księcia Józefa Poniatowskiego. 3 września meldował się w koszarach rakowickich pod Krakowem i od tego dnia przez kolejne trzy tygodnie cofał się na wschód wraz z dwoma niedozbrojony- mi i pozbawionymi koni szwadronami. 27 września w okolicach Chmielku radzieckie bataliony otoczyły oddział kawalerii i en masse wzięły jego żoł- nierzy oraz oficerów do niewoli. „Zaręczono nam, że szeregowi zostaną wy- puszczeni” – pisał Czapski, i tak w istocie się stało – „oficerowie zaś mieli być jedynie dowiezieni do Lwowa i tam puszczeni na wolność”6. Już na miejscu, we Lwowie w koszarach 14 Pułku Ułanów, zamienio- nych tymczasem na więzienie, okazało się, że to nieprawda. A jednak poli- truki zręcznie operujący propagandą nadal utrzymywali, że ze strony władz

6 J. Czapski, Na nieludzkiej ziemi, Warszawa 1990, s. 12. 1. Obywatele imperium 41 radzieckich nic oficerom nie grozi, i słowa te powtarzali przez kolejne dni wbrew niepodlegającym dyskusji faktom – trwającej bez przerwy podróży na wschód ku granicy radzieckiej. Weszli do miasteczka wieczorem. Noc spędzili w oborze. „Było zupełnie ciemno, gdy się zamykało wszystkie drzwi, robił się niemożliwy zaduch, nie- znośny dla tych, którzy siedzieli w głębi obory; jak tylko próbowano drzwi otworzyć, chłód stawał się dotkliwy dla skulonych bliżej wyjścia”7. Gdzieś z wnętrza ktoś zawołał: – „Otwierać drzwi, nie mamy czym oddychać”. A wtedy spod drzwi pierwszemu odpowiadał inny głos: – „Od smrodu jeszcze nikt nie umarł, zamykać drzwi”. Te słowne przepychanki szybko przybrały formę niezdrowych wyzwisk i kto wie, czy nie przemieniłyby się w końcu w bójkę, gdyby w tym tumul- cie nie odezwał się jeden rozsądny głos:

Pod Twoją obronę, Ojcze na niebie, Grono Twych dzieci swój powierza los (…).

Kiedacz, Zgorzelski i Koszutski wpadli, jak niemal wszyscy, podczas prze- bijania się na Węgry. Do granicy pozostało im już około 14 kilometrów, to jakieś 2, no może 2,5 godziny drogi. Spali w lesie, ukryci przez gajowego, czekając na przewodnika. Nie przyszedł. Za to pojawili się żołnierze NKWD w granatowych spodniach i wysokich butach. – „Sztab generała Andersa?”8 – padło pytanie. Odpowiedź była twierdząca. Potem przyszła pierwsza noc w niewoli, a z nią „uczucie wstydu, upoko- rzenia i… coś jakby ulgi, że znikła ta stała, od miesiąca wisząca śmierć nad głową – coś jakby odpoczynek? Trudno to powiedzieć, bo zarazem uczucie paskudnej depresji”9. 3 października grupę więźniów wsadzono do ciężarówki. Powiedziano im, że jadą do Lwowa – dojechali do Szepietówki, już po wschodniej stro- nie granicy. Był 8 października 1939 roku.

7 Ibidem, s. 15. 8 S. Koszutski, Wspomnienia z różnych pobojowisk, Warszawa 2013, s. 125. 9 Ibidem, s. 128. 42 część pierwsza

Szepietówka to wedle słów świadków „właściwa brama piekieł”. Roga- te natury Kiedacza, Koszutskiego i Zgorzelskiego nie pozwoliły im biernie pogodzić się z losem. Najpierw wykombinowali, że istnieją realne szanse na porwanie samochodu ciężarowego. Chcieli nim dojechać do Kamieńca Podolskiego, do granicy z Rumunią. Ale zanim do tego doszło, przez obóz gruchnęła wieść, że Sowieci zwalniają szeregowych. – Czy któryś z panów nie chciałby przenieść się w tajemnicy do sze- regowych? – zapytał pewnego dnia porucznika Kiedacza wachmistrz z 15 Pułku Ułanów. Przeniosła się cała trójka: Kiedacz, Koszutski i Zgorzelski. W części obo- zu przeznaczonej dla szeregowych było znacznie lepsze jedzenie, opieka le- karska i warunki lokalowe; mieszkali w szesnastu w jednej izbie – „noc nie była już męczarnią”. Uciekli w nocy z 26 na 27 października.

Czapski nie miał ani tej werwy co trzej młodsi oficerowie, ani tak dogod- nych warunków do zainicjowania ucieczki. Rankiem następnego dnia, kiedy jeszcze rosa błyszczała w świetle słabe- go słońca, jeńców wprowadzono do wagonów. Pociąg długo sapał na stacji w Wołoczyskach, wreszcie, pogoniony rozkazem miejscowego komendanta NKWD, ruszył na wschód. W pierwszym tygodniu października eszelon zatrzymał się na pewnej sta- cji. Ktoś, patrząc przez zakratowane okienko wagonu, przeczytał nazwę: Staro- bielsk. Tu, na radzieckiej ziemi, na wschodzie Ukrainy „leżał już gęsty śnieg”10. Starobielsk był tylko jednym ze 138 obozów jenieckich założonych je- sienią 1939 roku przez NKWD, z tej liczby 88 znajdowało się na terenie wschodniej Polski. Według danych komisarza spraw zagranicznych w obo- zach znalazło się jakieś 230 000 żołnierzy wszystkich stopni, zarówno po- borowych, jak i zawodowych. W pierwszych dniach października, zatem w tym samym czasie, kiedy Czapski trafił do Starobielska, Biuro Polityczne na spotkaniu KC WKP(b) podjęło decyzje dotyczące więzionych żołnierzy. Zadecydowano o reorga- nizacji sieci obozów i podziale jeńców między dwa obozy, w Starobielsku i Ostaszkowie.

10 J. Czapski, Na nieludzkiej ziemi, op. cit., s. 17. 1. Obywatele imperium 43

Na mocy uchwały o jeńcach wojennych ustalono, aby w Starobielsku zgromadzić oficerów wyższych rangą oraz wyższych urzędników państwo- wych. Znalazło się tu 8 generałów: Stanisław Haller, Leon Billewicz, Alek- sander Kowalewski, Kazimierz Orlik-Łukoski, , Fran- ciszek Sikorski, , Piotr Skuratowicz, 55 pułkowników, 127 podpułkowników, 230 majorów, 1000 kapitanów i rotmistrzów, 2450 po- ruczników i podporuczników oraz 50 cywilów11. W tej masie liczb znajdowało się niezwykle wiele postaci nieprzecięt- nych profesorów uniwersytetów, lekarzy wojskowych i cywilnych, prawni- ków, inżynierów, pisarzy, poetów, dziennikarzy. Józef Czapski – artysta ma- larz, pisarz i eseista – znakomicie wpisywał się w to towarzystwo. Bliźniaczy obóz, tak jak pierwszy umiejscowiony w klasztorze, znaj- dował się w Ostaszkowie, gdzie zgromadzono przede wszystkim policjan- tów i żołnierzy KOP w liczbie 6800. Znaleźli się tam również oficerowie wywiadu. Na przełomie października i listopada likwidowano sieć obozów przej- ściowych. Wówczas okazało się, że Starobielsk i Ostaszków nie pomieszczą wszystkich oficerów. Wobec tego utworzono trzeci obóz, w Kozielsku. Tam w zabudowaniach poklasztornych umieszczono 5000 ludzi. I tu znaleźli się generałowie: -Odrowąż, Bronisław Bohaterewicz, Mie- czysław Smorawiński, Jerzy Wołkowicki, a także kontradmirał Ksawery Czer- nicki. Oprócz 300 lekarzy była tu również grupa najlepszych polskich chi- rurgów, profesorów uniwersytetów, inżynierów, adwokatów, sędziów.

Starobielsk, jesień 1939 Kiedy pociąg z jeńcami zatrzymał się na starobielskiej bocznicy kole- jowej, Polacy byli zmarznięci i głodni. Trafili w nieznane. Zazgrzytał za- rdzewiały metal otwieranych drzwi, do cuchnących potem i odchodami wagonów wbiło się świeże mroźne powietrze. Józef Czapski wyskoczył z wysokiego wagonu na zmarzłą ziemię i za- raz ustawił się w rzędzie jeńców. Wokół stanęli żołnierze NKWD z psami. Szli w rozmokłym śniegu ulicami miasta, mijając domy i kryte strzechą gli- niane chaty. Z okien patrzyły na jeńców „twarze kobiet i mężczyzn, uważ- ne, współczujące. Przypominam sobie zniszczoną twarz jednej z nich – pisał

11 S. Jaczyński, Zygmunt Berling. Między sławą a potępieniem, Warszawa 1993, s. 70. Karta pocztowa wysłana ze Starobielska przez Bolesława Bartoszewicza pod koniec listopada 1939 roku do Amelii Bartoszewicz – jak dziesiątki innych listów miała przede wszystkim uspokoić martwiące się o życie uwięzionych oficerów rodziny

Czapski – siwowłosa, bardzo smutna, patrzyła na nas przez okulary rozum- nymi, smutnymi oczami”12. Więźniów odprowadzono do zabudowań poklasztornych. Ponieważ nie wszyscy się tam zmieścili, kilkuset ludzi umieszczono w więzieniu w cen- trum miasta. Tam znalazł się Czapski. Siedział w wielkiej wozowni, „w której były ustawione dziwne stare landary”. Na podłodze walały się jakieś papiery i potargane książki. Ale nie to zwróciło uwagę więźniów. Na ścianie wozowni Czapski zauważył wnękę. Dziura miała nieregularny kształt, znajdowała się mniej więcej na wysoko- ści głowy dorosłego człowieka. „Opowiadano nam, że tam właśnie w 1917 roku rozstrzeliwano burżujów, podobną wystrzeloną jamę widziałem w mu- rze otaczającym klasztor starobielski”13.

12 J. Czapski, Na nieludzkiej ziemi, op. cit., s. 17–18. 13 Ibidem, s. 18. 1. Obywatele imperium 45

Klasztor Trójcy Świętej budowano w latach 60. XIX wieku na gruntach oraz z funduszy poległego z ran po wojnie krymskiej (1853–1854) pułkow- nika Bylicza. W 1870 roku cerkiew i okalające ją budynki podniesiono do rangi klasztoru żeńskiego. W 1920 roku, w trzy lata po rewolucji paździer- nikowej, klasztor zamknięto i budynek zaczął pełnić inne funkcje. W czasie pokoju cerkiew stała się spichlerzem. Wojna z Polską po raz kolejny zmie- niła przeznaczenie klasztoru. Dopiero w siedem dni po przyjeździe do Starobielska Józef Czapski zo- stał przeniesiony do klasztoru. W salach budynków klasztornych i w cerkwi był tłum ludzi. Jedni leżeli, inni siedzieli na piętrowych pryczach, na podło- dze, w sieni, wszędzie, gdzie się tylko dało. Kiedy pod koniec października zwolniono około 5000 szeregowych, w obozie pozostali już tylko oficero- wie. I tym razem prycz nie starczyło dla wszystkich, część ludzi musiała spać pod namiotami. „Pamiętam kolegów, którzy jak o łaskę prosili, by pozwo- lono im wepchnąć się jak psom na pryczę, bo to było jeszcze jedyne miej- sce wolne, inaczej musieliby nocować na chłodzie”14. Warunki w obozie były podłe, co w zasadzie nie powinno dziwić. Bra- kowało podstawowych urządzeń sanitarnych – łaźni, toalet, lecz nie to było największym problemem więźniów. Jak pisał Czapski:

Brak samotności ciążył nam bardziej niż brud, głód i wszy. Rzucało się w oczy przede wszystkim rozprężenie, upadek moralny jeszcze tak niedawno zadowolonych z siebie, pewnych siebie ludzi. Jakby razem z wszami i łachmanami, razem ze zmianą eleganckich mundurów na pobrudzone i wymięte lub sowieckie fufajki, niejeden z nich sam się w szmatę zmienił15.

Krzyki, wyzwiska, walki na pięści i szarpaniny powtarzały się co dnia od świtu do wieczora. Powody bójek były różne, lecz zwykle można je było streścić słowem „błahe”, bądź lepiej – „wstydliwe”. Kłócono się o pierw- szeństwo w kolejce do studni czy marnie zaopatrzonego sklepiku. Dopiero po kilku tygodniach Czapski zorientował się, że mimo intensywności kon- fliktów burdy wszczynała wąska grupa, „prędko zmajoryzowana (…) przez ludzi o twardych charakterach”16.

14 Ibidem, s. 19. 15 Ibidem, s. 21. 16 Ibidem. 46 część pierwsza

Propaganda radziecka działała pełną parą, próbując urobić elitę naro- du polskiego. Głośnik zawieszony na słupie telegraficznym karmił Polaków odpowiednio spreparowanymi treściami, nie tylko głoszącymi zalety ZSRR, lecz również informującymi o sytuacji politycznej, wydarzeniach na froncie francuskim oraz „wieściach kłamliwych” dotyczących sytuacji na opanowa- nych przez Sowietów ziemiach polskich. Po obozie krążyły jednak jeszcze inne wiadomości. Mówiono o zbliża- jącej się ofensywie brytyjsko-francuskiej na Zachodzie. To podbudowało nadzieje ludzi niecierpliwie oczekujących na zwolnienie. Kiedy jednak za informacjami nie szły potwierdzające je wydarzenia, przygnębienie osiągnę- ło apogeum. Modlitwa pomagała wówczas odzyskać siłę moralną. Każde- go wieczoru o godzinie 21.00 przez budynki klasztorne przebiegał okrzyk: „Prosimy o ciszę”. Cisza zalegała natychmiast. I trwała około trzech minut. Lecz na tym nie kończyła się religijność więźniów. Organizowano potajem- ne nabożeństwa, msze i spowiedź. Nie przerywały ich nawet aresztowania kapelanów w Starobielsku, Kozielsku i Ostaszkowie. NKWD nie siedziało z założonymi rękami. Od pierwszego dnia prze- słuchiwano więźniów. Rozmowy przeprowadzano zwykle nocą. Indagacje przybierały różne formy. Czapski pisał:

Próby szantażu, nawet przekupywania były na porządku dziennym. Styl badania był nadzwyczaj różnolity, od uprzejmego indagowania o wojskowe poglądy na ówczesną sytuację militarną przez przybyłych z Moskwy wyższych urzędników NKWD aż do badań, które trwały trzy doby z rzędu, prawie bez odpoczynku, do rozczulania się: „ach, biedna wasza młoda żona, już was więcej nie zobaczy, jeżeli nie powie- cie…, jeżeli nie zobowiążecie się…” (…). O ile wiem, podczas badań w Starobielsku nie bito i nie katowano jak w więzieniach we Lwowie, w Kijowie, w Moskwie i w tylu innych miejscach17.

Jeńców fotografowano z profilu i en face. Kartoteki zapełniły się infor- macjami o wykształceniu, pochodzeniu społecznym, rodzinie, znajomości ję- zyków, wyznaniu, światopoglądach, pojawiły się adresy i nazwiska18. NKWD

17 Ibidem, s. 38. 18 A. Paul, Katyń. Stalinowska masakra i tryumf prawdy, przeł. i oprac. Z. Kunert, Warszawa 2006, s. 103. 1. Obywatele imperium 47 potrzebowało tych informacji. Z radzieckiej perspektywy jeńcy „awansowali” do miana obywateli państwa. „W ten sposób odmawiali Polakom ochro- ny przewidzianej dla jeńców wojennych na mocy konwencji genewskiej”19 – pisał Allen Paulo. Odmówili, ponieważ ZSRR nie podpisał konwencji genewskiej o traktowaniu jeńców wojennych z 27 lipca 1929 roku. Panowie z Moskwy uznali, że Związku Radzieckiego nie obwiązują umowy państw kapitalistycznych. Tymczasem w pierwszych tygodniach pobytu w obozie Czapskiego po- waliło zapalenie płuc. Z 40-stopniową gorączką trafił do szpitala. Tam umył się w misce ciepłej wody i przebrał się w czystą koszulę. Położono go w łóżku w niewielkim pokoiku, w którym było pięciu chorych na suchoty – „mia- łem wrażenie, że jestem prawie w raju”20. W szpitalu Józef Czapski doczekał zimy.

19 Ibidem. 20 J. Czapski, Na nieludzkiej ziemi, op. cit., s. 32.