.ISSN Lt 0324-8801 .. ,,., groove

\\'' go pię: le:; Sik Sl2:

Z}-

uważałem, że muzyka o,;: być przyjemnością, Ż}. nie karą za grzechy. !r­ lru: = tlO'I Mariusz Bogcfanowicz la kb:: ijają lata i oto, nim się spostrze­ m: gliśmy, złote pokolenie polskie­ \\':!: go jazzu wkracza w okres jubile­ ce:: uszy. Do grona jubilatów dołą­ da: czyłM teraz WojtekKarolak, postać zupełnie wy­ wz jątkowa, nie tylko ze względu na przymioty prz, czysto muzyczne, ale i cechy osobowości. Eru­ ska dyta o romantycznym usposobieniu, który po­ � winien był się urodzić nie nad Wisłą a nad rze­ jaki ką Hudson, bo jest jednym z nielicznych, a być może w ogóle jedynym polskim muzykiem, sób który potrafi graćz amerykańską duszą i praw­ zeł] dziwym czarnym feelingiem. zerr Jeśli istnieje w naszym jazzie pojęcie ary­ stokracji, to Wojtek Karolak zajmuje w niej SW. miejsce na najwyższych szczeblach hierar­ k«i; chii - mąż stanu, arbiter mody, niepodważal­ Pob ny autorytet, gawędziarz o przenikliwej inte­ za- ligencji i specyficznym poczuciu humoru. km; Rozmowa z nim to ogromna przyjem­ Stt2: ność i naprawdę fascynująca przygoda. fia. ogo WOJTEK KAROLAK: Zanim zacznie­ d� my, mały szantaż: będę mówił, jeżeli za­ ilu:s: mieścicie rewelacyjny rysunek Krzysia Ście­ byb rańskiego przedstawiając koncert jazzowy. 1)-k= Jeśli zabraknie miejsca, można coś skrócić eh:!: albo najlepiej dać to zamiast zdjęcia. jak· MARIUSZ BOGDANOWICZ: Masz szc:z załatwione. No to do dzieła. Jak zacząłeś czy:: interesować się muzyką, jakie są początki t� twojego grania? li� WK: Ja się w ogóle nie interesowałem muzyką. Kazano mi się jej uczyć. Moi rodzi­ Zfflll ce byli plastykami, a dziadek, Józef Orwid, był jednym z najpopularniejszych aktorów ski� przedwojennych. Grał w większości filmów cez komediowych i pisywał teksty. Do tej pory �

30 jmm,m 6/98 jml Wiesław Michnikowski wykonuje jeden z je­ ½,oJtl(.oLJ/ t(.,H�cc..,+t

32 jazzilrum 6/98 jm fot. Marek Karewicz .. Wszyscy kochaliśmy się w .": Karolak, Ross, Juliusz Sandecki i Rune Carlsson (Jazz Jamboree '65)

Działo się tak wiele i tak szybko, że trud­ ostatnie lata cywilizacji dorosłych. Zniszczy­ jego pokroju nie zajmowali się w ogóle lan­ no było za wszystkim nadążyć. Sceneria zda­ li ją później hippisi. Nigdy ich nie lubiłem. sowaniem swoich nazwisk. Uważaliśmy, że rzeń była niezwykle elegancka. Obowiązy­ Od początku działali mi na nerwy, chociaż jest to chucpa; wręcz coś w złym stylu. Tak wała wytworność i dobre maniery. Kobiety wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy z jakby idąc korytarzem roztrącać ludzi łok­ były kobiece i nie chodziły w męskich bu­ tego, że to właśnie za ich sprawą kończy się ciami. Jednak niektórzy, jak gdyby antycy­ ciorach przeciwpancernych. Środowiska ar­ moja belle epoque. Od tamtej pory każdy na­ pując nadchodzące zmiany, postanowili zo­ tystyczne mieszały się ze sobą, kwitło życie stępny model kulturowy ma już w sobie jakiś stać liderami. Potem okazało się, że byli po towarzyskie. Grałeś jazz np. w klubie u pla­ pierwiastek młodzieżowości. prostu inteligentniejsi od całej reszty i bar­ styków, a na sal i była cala śmietanka akto­ MB: Inaczej niż teraz podchodziliście dzo im się to w perspektywie czasu opłaciło. rów, literatów, filmowców i Bóg wie jeszcze chyba wtedy do grania. Idealistyczna beztroska i wielkopańskie ge­ kogo. WK: Motywacja była raczej idealistycz­ sty, które uważałem wtedy za cnotę, jawią Potem to się zmieniło. lnteligencja szyb­ na. Nie było w tym żadnego koniunkturalne­ mi się w tym kontekście jako infantylizm. ko odwróciła się od jazzu. Okazało się, że go wyrachowania, że coś się bardziej opłaca Niestety, często uczymy się ważnych, prak­ tak naprawdę to nigdy go nie rozumiała. Flir­ a coś mniej. Nic się nie zarabiało, ale za to tycznych rzeczy trochę za późno. A za głupo­ towała z nim bardzo powierzchownie, trochę nic można było żyć bez stresów. Ludzie mo- tę trzeba płacić. Każda przyjemność kosztuje. z wyrachowania. Jazz by! modny i nie wypa­ MB: Co robiłeś przez lata do dało się nim nie interesować. Kiedy przestał twojego wyjazdu za granicę? być użyteczny jako atrybut kontestacji poli­ WK: Przeżywałem najmilszy okres tyczno-obyczajowej, zamilkły egzaltowane w życiu. Zajmowałem się wyłącznie ,,achy" i „ochy", i ci wszyscy reżyserzy i pi­ graniem, którego było bardzo dużo i sarze mogli już przestać udawać, że słuchają życiem towarzyskim. Jazz był wtedy li­ muzyki. W tym co mówię, nie ma cienia zło­ czącym się komponentem polskiego śliwości. Zawsze jest mi przykro, kiedy życia kulturalnego i grając go miało się większość ludzi, których uważam za elitę in­ przyjemną świadomość, że robi się coś, telektualną,deklaruje nieomal ostentacyjnie co ma jakieś znaczenie. Nagrałem swo­ swoją obojętność wobec muzyki. ,,Nie oglą­ ją pierwszą - i jedną z ostatnich - au­ dam telewizji" i „nie znam się na muzyce" to torską płytę. Trio z genialnym „Gu­ charakterystyczne fragmenty katechizmu ciem" Dylągiem i Andrzejem Dąbrow­ współczesnego inteligenta. skim. Potem to trio grało ze wszystki­ Wracając jednak do okresu, o którym mi najwspanialszymi jazzmenami, mówimy, zanim nastąpiła ta dezintegracja którzy przyjeżdżali wtedy do Polski, za środowiskowa, ludzie, wokół których kręci­ wyjątkiem Stana Getza, z którym za­ ło się wtedy życie towarzyskie, tworzyli grał Trzaskowski i zrobił to rewelacyj­ wspaniałą atomosferę. To było zupełnie coś nie. Ostatnim moim graniem przed wy­ innego niż to obecne luzactwo, post-dresiar­ jazdem było Jamboree '65, z Annie ska kultura „spoko", sposób bycia jak u ma­ Autoportret Wojtka Karolaka narysowany Ross, w której kochaliśmy się wszyscy, łolatów zza opłotków. Idolami mojego poko­ w księdze pamiątkowej dziennikarki a ja znałem na pamięć cały repertuar lenia by! i ludzie starsi od nas. Bo to były norweskiej, Randi Hultin (Kongsberg, l 975) ich tria (Lambert, Hendricks & Ross). jazzforum 6/98 33 groove

Czy � u

fot.Maciej Jurkowski Michał Urbaniak Constellation, 1973 (od lewejJ: Adam Makowicz, Urszula Dudziak, Czesław „Mały" Bartkowski, Urbaniak i Karolak

Ten koncert to jedno z moich największych rzyl nam Bogusław Klimczuk. Organizował tężne brzmienia i ekspresja, których me artystycznych przeżyć. dla Studia M-2 każdy, nawet największy uświadczysz w zespole typu: flecik, gitara Potem nastąpiła przerwa w życiorysie. skład. Oczywiście mówimy cały czas o ra­ akustyczna i bimbalon wschodnio-tybetań­ Na początku 66 roku wyjechałem do Szwecji diu. Można było pisać co się chciało i ile się ski. Big band z wielkimi smyczkami, to bar­ do knajpy, żeby zarobić na mieszkanie w chciało. Mimo że nie było wtedy w Polsce dzo proszę. I jeszcze z Frankiem Sinatrą! Warszawie i na Hammonda, o którym już wolności, którą jak wiadomo mamy dopiero MB: Co cię wtedy najbardziej fascy­ wtedy wiedziałem, że będzie moim instru­ od '89 roku. Zrobiliśmy tam rzeczywiście nowało? mentem na zawsze. I tak jak w muzyce mam sporo nagrań. Najważniejszymi postaciami WK: To samo co teraz. Muzyka zdecy­ nienajgorszy timing, w życiu jest on wręcz byli w M-2 twój ojciec (Leszek Bogdano­ dowanie czarna, z rytmicznym ciosem i dużą fatalny. Zawsze wszystko w nieodpowiednim wicz), Ptak, ja i jeszcze parę osób. zawartością bluesa. Lista moich faworytów czasie i miejscu. Przyjechałem do Szwecji MB: No i kompozycje. pokrywa się dokładnie z tym, co mówi w ta­ dokładnie wtedy, kiedy zamykano tam ostat­ WK: Rzeczywiście, czasem trzeba coś kiej sytuacji większość muzyków. Może róż­ żarł ni klub jazzowy. Jak przystało na człowieka napisać. Po prostu po to żeby cię nie trakto­ nimy się tylko tym, że ja jestem bardziej niż ka niezorganizowanego, który w dodatku in­ wano jak przygłupa. Kompozytor - to brzmi inni zakochany w Ellingtonie. Poza tym mam do_ stynktownie wybierze dla siebie zawsze naj­ dumnie. Poza tym „ZAIKS swój widzę wyraźny przechył w stronę rhythm & bluesa. laóel gorsze wyjście, zasiedziałem się tam bez ogromny!" Ale ja jestem kiepski wymyślacz Odkąd usłyszałem w 64 roku Papa s Got a bo! sensu i wyjechałem dopiero po sześciu la­ melodii. Dla mnie kompozycja to jest jakaś Brand New Bag moim idolem jest James WIĆ tach. Oczywiście jak zwykle bez grosza. Ale całość łącznie z orkiestracją. Nigdy w życiu Brown. Uwielbiam funkową grupę Maceo co z Hammondem. nie wymyśliłem samej melodii, ot tak sobie, Parkera. To są poważne sprawy. Wracając do rec:. MB: Zaraz, zaraz. Jedna sprawa nam · bo mi wpadła do głowy. Zaczynałem pisać pytania, muzyka której słuchałem, wywarła nec! umknęła. Przed wyjazdem zacząłeś prze­ partyturę od wstępu, niekoniecznie wiedząc na mnie tak ogromny wpływ, że kiedyś gra­ cież pisać na większe składy, a to jest w jaki będzie temat. Jeżeli wstęp był OK, moż­ łem właściwie z potrzeby identyfikowania oba twoim artystycznym życiu bardzo ważny na było dopisać do niego resztę. Najważniej­ się z ludźmi, którzy ją tworzyli. Tak jakby się pl.lŚ! wątek. szy jest dla mnie jakiś groove, klimat, mógł w ten sposób zapisać do Klubu Czar­ ile;: WK: Tak sądzisz? Bo ja wiem ... Gadamy brzmienie itd. Temat to sprawa drugorzędna. nych Amerykanów. Na zasadzie: ,,chłopaki, by już jakiś czas, a ja się nawet nie zająknąłem A że jakiś musi być, no to piszę, ale się w nim ja razem z wami". \\12!:: na ten temat. Może dlatego, że granie to wyż­ nie zakochuję. Pewnie dlatego nigdy nie lubi­ Niestety, europejski jazzman zaznacza A szy stopień wtajemniczenia. Pisać potrafi łem pisać kompozycji jazzowych na comba. swoją obecność raczej w odwrotny sposób. prawie każdy, byle mu cierpliwości starczy­ Wszyscy to piszą, jest tego za dużo i wszyst­ Stawia na koloryt lokalny. Bardzo mi się to nag:: ło. Bardzo nudne zajęcie. Rzeczywiście na­ ko to brzmi jak jakieś wypracowania. Podob­ nie podoba, bo jedynym kolorytem lokal­ dm pisałem przed wyjazdem trochę partytur. ne do siebie rozwiązania jakichś zadań. nym, jaki uznaję za jazzowy, jest koloryt no­ Głównie na big band. Pierwszą nagrał je­ Każdy chce być oryginalny i zamiast wojorski. No ale tu jest Europa i nie ma się szcze Edward Czerny. Potem orkiestrę prze­ szukać np. barwy w harmonii, zestawia ze co dziwić, że mając taki gust, nie cierpiąc ją! Kurylewicz. Było bardzo śmiesznie, bo sobą akordy tak żeby zaskakiwały. No rze­ słowiańsko-skandynawskich smętków, mam jak się napisało ósemki, to oni grali ósemki. czywiście, zaskakują i co z tego? Może ja się trochę przechlapane. Upodobań nie zmienię, B Nie można się było umówić na triolowe mylę, ale zawsze uważałem, że muzyka po­ a grać coś wbrew swojej naturze, jakiś euro­ podziały. Więc napisałem jeden numer cały winna być przyjemnością a nie karą za grze­ jazz, którego nie trawię? To byłaby paranoja. upstrzony triolami. Wyobrażasz sobie ile to chy. Lubiłbym pisać melodie, gdyby mnie Więc jestem „z chłopakami". Bywamy u sie­

zajęło czasu? To była robota głupiego. Ale było stać na Lush Life.Natomiast zawsze ko­ bie. Jak mawiał Kurylewicz: oni u siebie i ja Dl!...,. wyszło. Zagrali jak napisane i było bardziej chałem big band, bo to jest kwintesencja tej u siebie. Oni nic o tym nie wiedzą, a jakby drr podobne do jazzu. Wspaniale warunki stwo- energii, która mnie wciągnęła do jazzu. Po- się dowiedzieli, to by mnie poklepali mówiąc liś;;;:

34 jazzforum 6/98 ,,dobrze Wojtusiu" i tyle. No bo cóż by inne­ nach mieszkały myszy. Dobrze nam było ra­ był bardzo fajny okres. Graliśmy dużo w go mieli bidulki powiedzieć? Że się cieszą zem. Niemczech, a potem przyjechałem na chwilę ze swojego rzecznika na górnym Mokoto­ Jeździliśmy po całej Europie. Aja ciągle do Polski i jakoś tak wyszło że zostałem. wie? nie wiedziałem co grać. No, nie wchodziły Myszki miały się opiekować moim dobyt­ MB: Wróćmy do Szwecji. mi te fryty. Aż kiedyś w Niemczech Michał kiem, który został w Biihler. Będąc na festi­ WK: A musimy? No dobrze. Piękny kraj. strasznie na mnie nakrzyczał żebym grał walu w Norymberdze chciałem tam pojechać Czyste powietrze. Wszędzie dużo przyrody. ,,cokolwiek". No to zacząłem sobie robić ja­ i wszystko zabrać, ale Zbyszek wymyślił ja­ Rok po wyjeździe dołączyłem do Michała ja. W ruch poszły łokcie, piąstki, nos i wszy­ kiś niezwykle ważny koncert w Pradze. Cze­ Urbaniaka. Wyprawialiśmy bankiet, który stko czym mogłem dosięgnąć klawiatury. W si nam nie zapłacili, a myszki nie upilnowa­ trwał kilka lat. Nie wiedząc nic o organach pewnym momencie pomyślałem sobie, że to ły i straciłem potem wszystko co tam zosta­ kupowałem różne instrumenty dziwiąc się, jednak chamstwo i w ogóle przesada. W koń­ ło; płyty, taśmy, książki, magnetofony, ciu­ że nie brzmią. Hammonda 8-3 kupiłem do­ cu ludzie zapłacili za bilety. Przestałem. I chy, zdjęcia, filmy - wszystko. Zostałem z piero w 73 roku. Po powrocie Urbaniaków okazało się, że o to właśnie chodziło! Tzn. Hammondem i szczoteczką do zębów. Czło­ do Polski osiadłem w Sztokholmie żeby po­ nie o to żebym skończył, tylko o taką muzy­ wiek bez przeszłości. grać trochę jazzu. Nie znałem jeszcze wtedy kę. Standing ovation pierwszy i ostatni raz w Dlatego między innymi nie cierpię tekstu Jeremiego Przybory „Ułożyłeś sobie życiu! Szał, rewelacja! Prawie mnie na rę­ podróży, zmian i tymczasowości. Zazdro­ chłopie, nie do przyjęcia plan". Było ciężko, kach z tego klubu wynosili. Wyobraź sobie szczę ludziom, którzy mieszkają całe życie ale grałem trochę z różnymi ludźmi. Nawet festiwal jazzowy, który trwa trzy dni i nie w domach, w których mieszkali ich rodzice, dosyć często ze wspaniałym, niedocenionym usłyszysz ani jednego taktu na cztery. Co ja a zegar w przedpokoju jest zepsuty od tak Redem Mitchellem. Coś tam nagrałem na mówię, w ogóle żadnego taktu nie usłyszysz! dawna, że już nikt nie pamięta. Hammondzie z big bandem, ale głównie Po latach, kiedy można było znów grać MB: Czyli zostałeś w Polsce. udzielałem się w rasowym zespole rocko­ jazz, byliśmy z Mainstreamem w Nancy. WK: Tak. Głównie dlatego, że poznałem wym The Sun. Przyszedł do mnie Joachim Kuhn i z takim Marysię (Marię Czubaszek) i usiłowałem się Każdy z nas był z innego kraju. I to było znakomite. Grania w „Artis! Clubie" zaczy­ nały się o drugiej nad ranem. Muzyka była świetna, graliśmy Hendrixa, Stonesów, i to żarło tak, że daj Boże zdrowie. Totrwało kil­ ka lat i skończyło się w 1973 roku wyjazdem do Szwajcarii, gdzie dołączyłem do Constel­ lation Michała Urbaniaka. Tak jak przedtem bankietowaliśmy z Michałem, tym razem na­ wrócona owieczka wepchnęła mnie w coś, co było połączeniem obozu pracy z klaszto­ rem. A reguła zakonu była ostra, bo przeor neofita. Wiadomo co to znaczy. Żeby dopełnić kielich goryczy dodam, że obowiązywało granie frytów i musiałem za­ puścić długie włosy. To nieprawdopodobne ile potrafi znieść człowiek zniewolony. Jak­ by wytrzymałość nie miała granic. Ula śpie­ wała i bębniła na przeróżnych przedmiotach, Adaś Makowicz śmiał się z nas zza Fendera, „Małemu" pałka od stopki zaplątywała się w nogawce „dzwonów", a ja zupełnie nie wie­ fot. Marek Karewicz działem co grać na tym Hammondzie. Kupo­ Trio ze Zbyszkiem Namysłowskim i „Małym" wałem sobie bezalkoholowe piwo, a Michał pykając fajkę sprawdzał cyferki na etykiecie. autentycznym, życzliwym współczuciem po­ z nią stowarzyszyć. Nie było lekko, bo ona Wesoło było, nie powiem. wiedział: ,,Biedaku, musisz grać ten shit..." ma silny, bardzo wyrazisty charakter. Poza Bazę mieliśmy w Szwajcarii, we wsi On się wychował na tych glutach! Potem Mi­ tym zachwyciło mnie to, że po siedmiu la­ Biihler w kantonie Appenzell, gdzie mie­ chał z Ulą polecieli do Stanów a koledzy do tach emigracji znalazłem się wśród ludzi, z szkają najmniejsi ludzie świata i robią ser z Polski i zostałem sam z moimi myszkami w którymi można się było porozumieć w spra­ największymi dziurami. To właśnie są trolle. ścianach. wach wykraczających poza „o której godzi­ Wszyscy mają na oko po sto lat, wzrostu nie Trochę pisałem i nagrywałem z orkiestrą nie, za ile, ten jest za mały, mam swojego, mają w ogóle, są garbaci i podpierają się w Genewie. Byli tam m.in. Benny Bailey i dobre, niedobre". drewnianymi kijkami. Naprawdę! Mieszka­ Francy Boland. Poza tym zrobiliśmy trio ze Nigdy nie miałem poważniejszych pro­ liśmy w drewnianym domku, w którego ścia- Zbyszkiem Namysłowskim i „Małym". To blemów językowych i w ogóle nie myślałem jaz:zforum 6/98 35 groove

o powrocie do Polski, ale zawsze irytowała przyzwyczajeni do pianistów grających łok­ wodu osobistego. Nie lubię rządzić. I nie lu­ ab, mnie za granicą powierzchowność kontak­ ciami, nagrywali Fendera niskim poziomem. bię, kiedy ktoś mną rządzi. Kiedy patrzę na jes tów z ludźmi. Co innego nas śmieszyło, nie Aja grałem normalnie. Hasło - Wynton Kel­ kolegów, którzy mają zagrać coś mojego, od dz.o mieliśmy wspólnych odniesień w życiory­ ly. Jeżeli ktoś gra tak jak on, to ja lubię for­ razu myślę: a może im się to nie podoba? Po­ zie: sach, po prostu nie przeżyliśmy razem swo­ tepian. W związku z tym wszędzie tam, jawia się u mnie wtedy coś w rodzaju poczu­ śJe­ jego Kabaretu Starszych Panów. Możesz gdzie grałem solówki na nagraniu, jest cisza. cia winy. W ogóle nie lubię absorbować lu­ d\ rozmawiać z mądrym i kontaktowym czło­ Słychać sekcję a mnie nie ma, bo zabrakło dzi swoją osobą. Czuję się w tym niezręcz­ ja wiekiem, ale tylko o tym co tu i teraz. Za­ muskułów. Z pisaniem na Studio też miałem nie. Poza tym lider musi umieć załatwić lu­ n}. pomnij o wszystkich skojarzeniach, skró­ problemy. Nie odpowiadała mi formula ze­ dziom pracę, aja nawet sobie nie potrafię za­ tach myślowych, bo jak coś palniesz, to bę­ spolu solistów. Zawsze, bez sensu, próbowa- łatwić najprostszych rzeczy. Dobijałoby se: dziesz musiał potem tłumaczyć o co ci cho­ mnie też granie ciągle z tymi sa­ dziło, aż dojdziesz do bitwy pod Grunwal­ mymi ludźmi i nieuchronne w tej dem. A tu, w Warszawie, wszedłem od razu sytuacji eksponowanie własnych w cudowne środowisko ludzi którzy nagry­ spraw. Zawsze patrzę podejrzli­ wali ITR, czyli Jurek Dobrowolski, Jonasz wie na jazzmenów, którzy za bar­ Kofta, Adam Kreczmar, Marysia, plus dzo mi się wysuwają na pierwszy wszyscy moi koledzy jazzmeni. Raptem po­ plan. Ostentacyjne eksponowanie czułem się tak szczęśliwy, że zaczął się kar­ własnej osoby nie raziło mnie u nawał; takie tango rozrywkowo-jazzowe. Davisa, u innych wydaje mi się No i zostałem. niestosowne. Jakoś mi się to kłóci MB: Poczułeś się u siebie. z moim odczuciem substancji jaz­ któ: WK: Chyba nawet aż za bardzo. Tak się zu. Wydaje mi się niemęskie. To coc. zrelaksowałem, że musiałem potem trochę oczywiście przejaskrawienie, ale j� odpocząć. Czekało mnie dużo zajęć. Grałem jest jednak w takich zachowa­ ma na Fenderze w kwintecie Zbyszka Namy­ niach jakiś element narcyzmu. już słowskiego, co wspominam z ogromnym Owszem, bywam czasem liderem, tela sentymentem. Atmosfera była znakomita, ale to musi mieć stuprocentowe !OC mimo że wszyscy znamy odwieczne iskrze­ uzasadnienie muzyczne. Jeżeli je­ g1:�. nia między Zbyszkiem a Szakalem. Strasznie stem odpowiedzialny za coś co no· mnie to śmieszy, bo jest to zupełnie irracjo­ wymyśliłem, potrafię to wyegze­ ID;-::i nalne, a poza tym cholernie ich obu lubię. fot. Krzysztof Karpiński kwować. Ale bardzo nie lubię te­ Mz: Grało się wspaniale, mimo że nieraz były to W rewanżu: Wojtek z Marysią Czubaszek go robić. W muzyce, tak jak w ży- wiz; dla mnie bardzo trudne rzeczy. Równolegle ciu, zawsze dążę do układów part­ m.:.. działał Mainstream z Ptakiem i to było Iem z tego zrobić big band. nerskich. To nie są najlepsze kwalifikacje okienko dla organów, które były dla mnie MB: Genialny Lasse Lystedt and All psychiczne na lidera. dużo ważniejsze niż fortepian. Ale to nie był T/ratJazz. (Kompozycja W. Karolaka gra­ MB: Jesteś mężem Marii Czubaszek ... dobry okres dla takiej muzyki. Kończyła się na przez SJPR, w 87 nagrana przez big WK: No pewnie, że jestem. To jest bar­ właśnie epoka free i kwintet Zbyszka znako­ band W. Picregorólki). dzo ważny wątek, kto wie czy nie najważ­ mle micie odzwierciedla! miękkie przejście od WK: Może nie tyle genialny, co męczą­ niejszy - życiowo rzecz biorąc. 06• tych glutów do jazzu. Mainstream natomiast cy. Trochę tam przesadziłem - nie ma miej­ MB: Jest ona pisarką, poetką, satyry­ był z definicji konserwatywny i na 4/4, więc sca na oddech. To się wzięło z niecierpliwo­ kiem, autorką tekstów piosenek - no wła­ gµ' słyszało się pogardliwe recenzje typu „do ści i braku umiarkowania. Niezbyt często śnie, jak to określić? iór tańca grają''. zdarza się, że mogę coś napisać na big band, WK: Ona sama to najlepiej określa. Z\'111: MB: Pamiętam zapowiedź Ptaka z JJ więc kiedy się pojawiła taka możliwość, Twierdzi, że jest autorką małych głupot. Sa­ i� '76, źe, jak większość zespołów występu­ chciałem załatwić za dużo spraw jednym tyrykiem się nie czuje, bo rzadko kiedy la. jących na festiwalu, jesteście formacją utworem. Gdybym mógł to robić częściej, ,,odbija rzeczywistość w krzywym zwiercia­ eksperymentalną, a wasz eksperyment po­ wszystko nabrałoby naturalnych proporcji. dle". Porusza się w swoim zupełnie prywat­ lega na tym, że nic robicie eksperymen­ Ale musiałbym w tym celu wyemigrować z nym świecie absurdalnych, abstrakcyjnych tów. Polski. Nawet w krajach, w których nie ma skojarzeń. To co pisze, dotyczy Polski tak sa­ WK: W tamtym okresiebył to rzeczywi­ wybitnych jazzmenów, są niezłe big bandy. mo jak wysp Hula Gula. Piosenek nie lubi ście eksperyment samobójczy. Środowisko W Polsce odwrotnie. Taka ciekawostka. pisać, chyba że to jest czterdziesta wersja Ti­ jazzowe nie tolerowało wtedy takiej muzyki. MB: Z tego co wiem, nie pałasz zbyt­ co Tico. Czasem musi coś napisać do mojej Równocześnie istniało Studio Jazzowe Pol­ nią chęcią do liderowania. Można wręcz muzyki. Strasznie wtedy krzyczy. skiego Radia, orkiestra w dużym stopniu powiedzieć, że przez całe życie skrzętnie MB: Wiem o waszych abstrakcyjnych zdominowana pozostałościami po frytach. tego unikałeś. dialogach. Na przykład o dwudziestosied­ Utrudniało mi to pracę nawet w taki przy­ WK: Prawda. Ja się do tego zupełnie nie miozłotówce. ziemny sposób, jak np. to że realizatorzy, nadaję. Powinienem mieć to wpisane do do- WK: To jest najlepszy dowód na to, że

36 jazzforum 6/98 absurdalność jej tekstów jest autentyczna. To WK: Samo zremie, milaczku. A „Kon­ kałem z niezwykle pochlebnymi dla mnie jest przedziwna sprawa, bo Marysia jest bar­ trabasista" Suskinda? pochwałami, jeśli chodzi o moje aranże i tam dzo przytomną, rzeczową i twardo stojącą na MB: Bajka. Zeszliśmy trochę na poza­ podkreślano, że ja jestem zdolny człowiek. ziemi osobą, a równocześnie jest w jej my­ muzyczną stronę twojej osobowości, two­ To nie to. Pan Iksiński pisze jeden aranż śleniu przyzwolenie na każdy nonsens. Z ich zainteresowań. przez dwa dni, a ja nad tym siedzę dwa tygo­ dwudziestosiedmiozłotówką to było tak, że WK: Bo ty o to pytasz. Dlatego zeszli­ dnie. W tym nie ma odrobiny romantyzmu, ja wstałem kiedyś rano zupełnie nieprzytom­ śmy. Z kimś innym by to nie wyszło. ,,Tylko żadnego natychnienia, jest to ciężka praca ny, a ona właśnie wychodziła. Bardzo się muzyka" to dobra nazwa dla stacji telewizyj­ polegająca na tym, żeby na danytakt z czter­ spieszyła i zapytała czy nie mam dwudziestu nej, a nie pomysł na życie. Lubię muzykę i dziestu możliwych wariantów wybrać ten je­ siedmiu złotych. Ja kompletnie zaspany po­ na pewno jest ona ważna w moim życiu, ale den najlepszy. wiedziałem: ,,Nie, dwudziestosiedmiozło­ trudno by mnie zaliczyć do pasjonatów, MB: Pod koniec lat 70. zacząłeś wyjeż­ tówki nie mam". Powiedziałem to i dopiero którzy mówią, że jest dla nich czymś najważ­ dżać na statki. wtedy do mnie dotarło - co ja bredzę. Ona niejszym. Jest tyle innych ciekawych rzeczy! KW: Objechałem cały świat, przekona­ na to, trochę zdziwiona: ,,To są dwudziesto­ Warto się cieszyć np. Monty Pythonem czy łem się przez doświadczenie, że jest napraw­ siedmiozłotówki ?" No to konsekwentnie Pontiakiem Trans-Am'em. dę okrągły, bo kiedy było przekraczanie linii brnę dalej: ,,Są, tylko jest ich bardzo mało, MB: No właśnie, to kolejna twoja pa­ zmiany daty na Pacyfiku, wszyscy spali, a ja bo komu akurat potrzeba dwadzieścia sie­ sja. nie, poszedłem na górę i chciałem sprawdzić dem złotych?" ,,To ja nie wiedziałam" - WK: Zawsze fascynowały mnie sporty czy statek nie zawraca. Nie zawrócił i wróci­ mówi. Pełna powaga. motorowe. To się niestety nie przekłada na liśmy od drugiej strony. (5'miech) To jest jedna z setek sytuacji tego typu, umiejętności. Ja po prostu kocham ciekawe, Potem przez trzy lata byłem w Polsce i którą akurat zapamiętałem. Ale zdarza się to nietuzinkowe samochody. Gdybym był boga­ grałem między innymi często z Air Condi­ codziennie. Niedawno w telewizji pokazali czem, kolekcjonowałbym je. A że nie mogę tion Zbyszka Namysłowskiego. Bardzo było jaszczurkę w bursztynie. Powiedzieli, że to się raczej pochwalić osiągnięciami muzycz­ to sympatyczne. Zawsze to lubiłem, bo to ma czterdzieści milionów lat. ,,To ona chyba nymi, pochwalę się samochodem. już nie żyje" - zmartwiła się. Ja spadam z fo­ Ten mój Pontiac to bardzo rzadko tela. ,,No co? Jak taka sensacja że pokazują, spotykany model. Była to limited to myślałam, że żyje. Bidula." Nałogowo na­ edition, tzw. Pace-Car, samochód grywamy filmy z telewizji. ,,Co ty za film ra­ przeznaczony w 1980 roku do no nagrywałeś?" ,,O Gilu Evansie." ,,Aaa, otwierania i rozprowadzania wy­ myślałam że coś dobrego... " To jest poezja. ścigów formułyNascar na 500 mil. Marysia, tak jak Colombo, podczas każdej 4,9 litra turbo, V-8, czyli osiem cy­ wizyty u podejrzanego musiał coś wspo­ lindrów. Taki przepiękny potwór. mnieć o swojej żonie, zawsze wewszystkich Samochód, który je małe dzieci na wywiadach mówi coś o mnie. Mam ogromną śniadanie. Teraz jest w warsztacie, frajdę, że mogę jej się dzięki tobie zrewan­ ale niedługo będzie jeździł. I to żować. żwawo. Jak ktoś lubi przyspiesze­ MB: Znana jest twoja miłość do Jere­ nia, powinien sobie pojeździć miego Przybory, Kabaretu Starszych Pa­ czymś takim. Samochody japoń­ nów. skie i europejskie to taczki w po­ WK: Kiedy pojawiły się pierwsze ma­ równaniu z amerykańskimi. gnetowidy, marzyłem o komplecie Kabare­ MB: Lata 70., po twoim po­ tów na video. Zanim mogłem sobie na to po­ wrocie z emigracji, spędziłeś na zwolić, miałem ponagrywane na kasetach graniu w combach, komponowa­ ich ścieżki dźwiękowe. To są takie arcydzie­ niu, aranżowaniu. ła, że funkcjonują znakomicie jako słucho­ WK: Słowem robieniu tego \ wiska. Zabierałem je w każdą podróż. wszystkiego, co do mnie wpływa­ MB: Tuwima i Słonimskiego „W opa­ ło. Chętnie się wynajmuję. Nigdy rach absurdu". w życiu nie zrobiłem czegoś sam WK: To jest w ogóle Biblia. Zwłaszcza od siebie, ot - tak jak to się mówi \ fragment o traktowaniu dzieci. Albo perełki - do szuflady. Wierzę, że ludzie � Vonneguta czy Jerofiejew, Zoszczenko. mają coś w rodzaju natchnienia, MB: Na pewno Mrożek. przeraża mnie natomiast sposób, WK: Mistrzostwo świata. Ale uwielbiam w jaki mówią w tej chwili o tym też np. Czechowa. A będąc dzieckiem prze­ młodzi muzycy. Prawdziwy zawo- czytałem prawie całego Gogola. Do tej pory dowy artysta,_to co robi traktuje po mnie strasznie śmieszy. prostu jako pracę, często bardzo ,.,-fol. Andrzej Dąbrowski MB: Haszek. ciężką. Ja się bardzo często spoty- Wojtek ze swoim pontiakiem jazzforum 6/98 37 groove była muzyka trochę w moją stronę, tzn. bli­ Za: żej rocka, funky. Poza tym towarzystwo za­ juz wsze było to urocze, Krzysio Ścierański, no i Zbyszek, z którym czuję się jak z bratem. W 1983 znów zacząłem wyjeżdżać. Po­ wody były finansowe, bo wtedy była w Pol­ sce straszna bryndza. Wyjechałem do Nor­ wegii do knajpy, z której tu zostałem wyrwa­ ny na statek, potem się przesiadłem na inny, i tak pływałem do 1991 roku. Było to coś wspaniałego, ogromnie to lubiłem i bardzo Oi!: przywiązałem się do mojego statku. Jestem ... za to wdzięczny mojemu przyjacielowi Ro­ bertowi Koniarzowi. MB: W międzyczasie grywałeś w Pol­ sce. WK: Tak, aczkolwiek nie zaistniało nic takiego, co bym jakoś szczególnie pamiętał. MB: A Time Killers to co? WK: A tak, dobrze, że mi przypomnia­ sa:: łeś. Tak się sympatycznie złożyło, że jeszcze tej, za życia dyr. Hubnera w Teatrze Powszech­ nym wymyślono taki spektakl „Muzyka Ra­ bar dwan". Były to piosenki Staszka Radwana. Da.Jl Teksty były tak podobierane, a były to lata 1985-86, że ja raptem spostrzegłem, że lu­ tere dzie zaczynają na to przychodzić jak na mi­ mi:: sterium kontestacji politycznej. Mieliśmy za­ le:;;; fot. Waldemar Koczcwski szczyt występować na scenie razem z akto­ \\1 s .. Im więcej rytmu i bluesa, im więcej czerni, tym dla mnie lepiej": , rami w trio z Tomkiem Szukalskim i z „Ma­ Karolak i Janusz Stefański. łym", którego czasami zastępowa! Piotrek Biskupski. Było to coś uroczego. Codzienne MB: W pierwszej połowie lat 80. wreszcie zagrane i zarejestrowane. granie, co w moim życiu się rzadko zdarza, odbyta się twoja duża trasa z big bandem MB: Były tam grane twoje dawne spowodowało, że wreszcie zaczęły mi się ru­ Wiesia Pieregorólki. utwory, kilka nowych i to wszystko ty.:; szać palce i jakoś ta muzyka zaczęła tro­ WK: Tak, miało to jednak taki bardzo lo­ brzmiało, jakby było napisane wczoraj, b� szeczkę iść do przodu. Zaczęły się pojawiać, kalny zasięg. Nikt nawet nie zaprosił tam lu­ dzisiaj, a może nawet jutro? podczas grania, nowe pomysły. Okazało się, dzi z JAZZ FORUM, nikt o tym nigdy ani WK: To by potwierdzało to, że ja mam że nie jestem taki tuman, który zawsze wszy­ słowa nie napisał. Tak jak jubileusze wszyst­ jedną modę od dwudziestego roku życia. stko tylko wykonuje tak samo. kich moich kolegów odbywają się zawsze MB: Tak, tylko że to jest moda, która Piosenki Radwana były w większości przy fajerwerkach, zdjęciach, plakatach i te­ teraz też jest obowiązująca. śpiewane w oryginałach przez chór bądź lewizjach, tak mój odbył się mniej więcej jak WK: Pewnie za parę lat nie będzie. przez solistów z fortepianem. Natomiast mo­ imieniny u cioci. Chociaż miałem przyjem­ MB: Nie sądzę. im zadaniem było sparafrazowanieniektórych ność pograć sobie z big bandem. WK: Mam w zanadrzu dużo gustów mu­ kompozycji i dopisanie czegoś będącego ro­ MB: Ta przygoda zaowocowała zycznych, które bardzo współgrają z rzeczy­ dzajem mojego komentarza do tego wszyst­ wkrótce nagraniem płyty. wistością. kiego. I ja porobiłem wariacje na temat nie­ WK: Była to wielka przyjemność. MB: Lata 90. których motywów z piosenek Radwana i na­ MB: Wielka sprawa, która, jak to u WK: Okres po statku można ująć bez pisałem dwie swoje kompozycje. Mieliśmy nas bywa, przeszła bokiem. Płyta wspa­ chronologii - jest to ciągle to samo. Trzeba tam swoje wejście i to było jak normalny kon­ niała, polowa twoich utworów, w twoim powiedzieć, że ja jestem potwornie leniwy. cert jazzowy. Ludzie tego bardzo uważnie słu­ opracowaniu rzecz jasna. Nie przejawiam żadnej inicjatywy w zała­ chali i poza tym słuchali tego aktorzy. Zamiast WK: Jeżeli cokolwiek w życiu zrobiłem twianiu sobie czegokolwiek. Jestem człowie­ w garderobach czekać na swoje wyjście, oni dobrze, to oprócz paru grań na Hammondzie, kiem bez zmysłu organizacyjnego. Gdyby co stali i gapili się jak publiczność na koncercie które uleciały w przestrzeń, to było napisa­ jakiś czas ktoś mnie do czegoś nie zmuszał, rockowym. Owocem tego bycia w Teatrze Po­ nie kilku aranży, szczególnie bigbandowych. to ja bym niczego nie robił. Muszę powie­ wszechnym było to, że Jan Borkowski wymy­ Ja big band kocham i wydaje mi się, że do­ dzieć, że moim dobrym duszkiem w ciągu ślił, żeby ten m11terial nagrać dla Programu III syć dobrze go czuję. Te aranżacje istniały od ostatnich lat okazał się Jarek Śmietana, który i tak powstało trio Time Killers. dawna - i oto miałem satysfakcję, że będą po prostu wziął mnie za uszy - ja jestem

jazzforum 6/98 jm Zającem, a zające się bierze za uszy. Jarek jakichś eksponowanych miejscach. To para­ Bóg daje mu natchnienie, a on tylko wycho­ już po raz trzeci zmusił mnie do działania. doksalnie owocuje tym, że oni wszyscy gra­ dzi na scenę i spod jego palców perełki jed­ Najpierw zrobiliśmy płytę niby-orkiestrową ją prawie tak samo. Ja w tym nie widzę żad­ na piękniejsza od drugiej. Dotyczy to muzy­ ,,Ballads And Other Songs", to było na syn­ nej indywidualności. Wydaje mi się, że gdy­ ka, który jest bardzo chwalony. Człowiek gra tezatorach, tylko parę instrumentów aku­ by w tej chwili zaistniał taki Monk, to nie rzeczywiście dobrze, tylko udzielanie takich stycznych było dogranych. Potem nagrali­ znalazłby miejsca w żadnym zespole; po­ wywiadów świadczy, że coś w głowach u śmy, czym Jarek sprawił mi wielką przyjem­ wiedzieliby mu: ,,Panie, pan nie umie grać niektórych naszych panów nie tak. ność, płytę z organami, taką klasyczną, ,,blu­ na fortepianie". Nikt by nie dostrzegł jego MB: Nie można chyba powiedzieć, że enotowską'' - ,,Phone Consultations" i płytę indywidualności, jego szaleństwa. Czy taki jest to zjawisko nagminne. już prawdziwie orkiestrową „Songs And Mingus na przykład. Teraz nastała epoka ta­ WK: Oczywiście. Słyszę czasami jakąś Other Ballads". Duże smyczki z fletami, kiej fenomenalnej, ze sportową sprawno­ muzykę, która jest znakomita, jestem prze­ obojami, harfami, waltorniami i big band. ścią, perfekcyjnej przeciętności. Tak jak w konany, że to Amerykanie, a okazuje się, że Była to straszna robota, ale o tyle ogromna tym opowiadaniu Mrożka. Była to historyka to są młodzi Polacy, których nazwisk nawet satysfakcja. Rzadko mówię o czymś, co zro­ o geniuszach, którzy nadciągająogromną fa­ nie znam. Są znakomici, zawodowi, na świa­ biłem, że jest OK, dobre, mam z tego saty­ lą, jedzą suchy chleb, popijają wodą i na towym poziomie. To jest pokolenie prawdzi­ sfakcję, a to tylko dzięki Jarkowi, bo on mnie karteczkach piszą arcydzieła, po czym je wych jazzmenów. Zupełnie inaczej było u co jakiś czas zmusza do jakiś działań. rzucają, robi się ich coraz więcej. Kończy nas. Myśmy byli w zasadzie miłośnikami Drugim takim dobrym duszkiem jest Le­ się to się to słowem - nadchodzą. Kryzys jazzu, byliśmy plastykami, filmowcami, vandek (Zbyszek Lewandowski), który cza­ przeł udnienia. amatorami muzyki. Uczyliśmy się grać na I sami organizuje trasy z Hammondem, co w MB: Czyli co, ostatni wielki to Miles? instrumencie grając jazz. Ci ludzie wycho­ tej chwili jest rzeczą karkołomną. WK: Nie wiem, ale na razie mi na to dząc ze szkół muzycznych, mają fenomenal­ MB: Co w tej chwili jest dla ciebie naj­ wygląda. Jest jeszcze jedna sprawa. Ja nig­ ne przygotowanie techniczne, na przykład bardziej wartościowe, co sądzisz o muzyce dy nie miałem szacunku dla ludzi, którzy taki pianista Herdzin, znakomity. Wymienie­ nam współczesnej? doszli do czegoś ciężką pracą. Zawsze im­ nie tylko jego jednego jest niewłaściwe, bo '

WK: Muszę powiedzieć, że odkąd zain­ ponowali mi ci, którzy bez wysiłku robiąc jest bardzo wielu innych wspaniałych, a ja ' teresowałem się muzyką, to bardzo lubiłem coś, robili to wspaniale. Na tej samej zasa­ nie znam ich nazwisk. muzykę symfoniczną, a odkąd zainteresowa­ dzie nie mam największego szacunku, w MB: Nie sposób nie ruszyć tematu: łem się jazzem, to zawsze lubiłem to, co ma ogóle jeśli chodzi o sztukę, dla nowatorów. ,,Wojciech Karolak i jego płyty". w sobie jakiś element taneczności. Ostatni Największą moją sympatią budzą ci, którzy WK: Moje kontakty z fonografią to istny okres muzyki jazzowej, który budził mój en­ potem stwarzali coś, co może było w po­ horror. W 1973 roku PSJ wydal niezaakcep­ tuzjazm, to był przełom lat 50. i 60. Potem, równaniu z tym nowatorstwem bardzo towaną przeze mnie, fatalną wersję „Moving im bardziej jazz stawał się muzyką koncerto­ eklektyczne. Można to powiedzieć o Mile­ South". Właściwa wersja nigdy nie została wą, bardzo intelektualną i wyrafinowaną, sie. Dokonał wielu wspaniałych rzeczy, wydana. A szkoda, bo nie oceniając jej po­ tym mniej mi się podobał. Lm więcej rytmu, które w istocie były kompilacją wielu ele­ ziomu mogę z czystym sumieniem powie­ bluesa, im więcej czerni, tym dla mnie le­ mentów. Jakby to poddać analizie, można dzieć, że byłaby to jedyna płyta w swoim ro­ piej. by się przyczepić, że nie ma w tym nic no­ dzaju. Nigdy nie słyszałem czegoś, co by ją Jeśli chodzi o współczesny jazz - ten, wego. Jednak czego się nie dotknął, nabie­ przypominało. Dobra czy zła, takiej płyty po który jest kontynuacją hard bopu, to muszę rało niezwykłej szlachetności. prostu nie ma. ze smutkiem stwierdzić, że ta muzyka też Co się stanie z jazzem obecnym, nie Potem nie ukazuje się „Mainstream Li­ mnie nie kręci, może dla tego, że dwadzie­ mam pojęcia. Pewnie się jakoś z tego wy­ ve" z „Akwarium", bo ktoś gubi taśmę. Na­ ; ścia lat temu w jazzie było znacznie mniej zwoli. Zresztą ludzie nie narzekają.To ja na­ stępnie panowie Górski i Kęcik wydają pły­ muzyków, a znacznie więcej indywidualno­ rzekam. Pewnie jest wszystko w porządku, tę „Time Killers" w ogóle nam za nią nie pła­ ści. Dochodzę do tego, że z tym moim prze­ tylko ze mną coś nie tak. cąc. Kolejny łaskawca to niejaki Sobóla, chyłem rhythm and bluesowym dla mnie MB: Jeszcze pytanie z zestawu obo­ który wydaje „Time Killers" na CD. Dostał I obecnie najbardziej wartościową muzyką wiązkowego. Co sądzisz o naszej jazzowej wszystko za darmo, wytłoczył nie wiadomo jest hip hop i to nie dla tego, że mamy teraz młodzieży? w jakiej ilości i nigdy nie dostaliśmy od nie­ 1998 rok. Ja mam płyty z muzyką rapową z WK: Czytam wywiady z rozmaitymi go ani złotówki. Dał nam po jednym egzem­ roku 78, już wtedy wyczuwałem w tym jakiś muzykami i stwierdzam, że wśród tych mło­ plarzu autorskim! potencjał i wiedziałem, że to się musi uczy­ dych panuje jakieś nieprawdopodobne samo­ Dalej od 1985 roku wspólnie z panią nić bardziej wyrafinowane. Jeszcze powinie­ chwalstwo. Czytałem w JAZZ FORUM wy­ Marią Wasowską usiłujemy doprowadzić do nem powiedzieć, że kocham salsę. Jest to wiad z bardzo dobrym polskim muzykiem, wydania moich jazzowych nagrań kompo­ muzyka o tak niebywałej ekspresji i finezji który o swojej twórczości mówił, że właści­ zycji Jerzego Wasowskiego. Wszyscy nas rytmicznej, coś zupełnie wspaniałego. To wie to Bóg przez niego przemawia. Jak moż­ spławiają, bo dla kolesiów z wytwórni pły­ uwielbiam. na nie mieć w sobie ani odrobiny pokory, towych taka produkcja to zeszłoroczne kar­ Teraz, odnoszę wrażenie, że jest po pro­ skromności, wyważonego stosunku między tofle. stu za dużo ludzi i oni wszyscy strasznie sobą a resztą świata i reklamować się w taki walczą między sobą o to, żeby się znaleźć na nachalny i jednocześnie grafomański sposób. dokończenie na str. 51 ------.------r� 39 ��m�s I groove

Poza tym ani słowa o tym co w przypad­ Naszą kulturę czekają ciężkie czasy. WOJTEK KAROLAK ku tej produkcji najważniejsze, że zrobiliśmy Obecne rządy energicznych mięśniaków do­ dokończenie ze str. 39 z Jarkiem płytę nawiązującądo typowo ame­ prowadzą do upadku wielu wartościowych rykańskiej, zupełnie nie uprawianej w Euro­ rzeczy, które już się z tego nie podźwigną. Po Gowi wydaje „Phone Consultations" pie formuły. Oprócz Grand Standard Orkie­ śmierci Stalina komuniści nie zamierzali wy­ płacąc nam tak nędzną jałmużnę, że nawet stry Ptaszyna nigdy nie było w Polsce takiej rządzać polskiej kulturze aż takiego zła, jakie nie zdradzę wysokości kwoty, żeby sobie nie płyty. A tu kilka zdawkowych zdań, tak jak­ może się stać jej udziałem przez to, że ame­ robić tyłów. Płaczą, że nie mogą więcej za­ by kilku muzyków ot tak po prostu weszło rykańscy biznesmeni od płyt i telewizji urzą­ płacić, bo płyty się nie sprzedają.Aj a się po­ sobie do studia i coś tam nagrało ... dzają sobie nad Wisłą republikę bananową. tem dowiaduję, że sobie tłoczą kolejne na­ Cale szczęście, że płyt nie nagrywa się Komuniści bali się wolnomyślicieli, ale kłady, z · czego my oczywiście g... mamy. dla recenzentów. Trochę gorzej, że oni o nich mieli gdzieś w podświadomości zakodowaną Obywatel Popek wydaje płytę piszą. Ale w ogóle jest fajnie. Jeszcze nie instrukcję, że kultura nie może umrzeć z gło­ Quartetu, na której wkład kompozytorski i całkiem umarliśmy, a już przyzwyczailiśmy du. Wykorzystywali ją oczywiście do celów wykonawczy podzielony jest fifty-fifty mię­ się, że jazz wydaje się w firmach, którym to propagandowych i cierpiało z tego powodu dzy Ptakiem a mną. Płyta nosi tytuł „Jan Pta­ sprawia niewypowiedziany kłopot i w ogóle wielu ludzi, ale per saldo komuniści poma­ szyn Wróblewski" i jest napisane, że wszyst­ prowadzą działalność charytatywną. Tacy gali jednak kulturze. Teraz wymyślono, że kie kompozycje są Ptaszyna. Kotańscy polskiego jazzu! Tyle że on nie na­ kultura ma podlegać prawom wolnego ryn­ Pan Bogdan Chmura pisze entuzjastycz­ rzeka na kłopoty finansowe. Ciekawe z cze­ ku. Jest to pomysł barbarzyński. Ta zasada ną recenzję zachwycając się m.in. moimi go oni żyją. Może hodują pieczarki? Słuchaj­ dotyczy już zresztą innych dziedzin życia. kompozycjami i w przeświadczeniu, że są cie wy tam, wytwórnie płytowe! Za wyjąt­ Słabszych należy zepchnąć do rowu. Liczy dziełem Ptaszyna, kończy ją wykrzyknikiem: kiem Starlinga. Wy jesteście moimi fawory­ się tylko pieniądz. Jeżeli na tym polega wol­ „Ptaku, jesteś wielki!". Ja też uważam, że to tami. Ja was po prostu kocham. Pozdrawiam ność, to ja bym się chętnie wypisał z tego ra­ jest wielki Ptak, ale nie lubię, kiedy nawet i macham ręką! To są te nasze malutkie, bie­ ju. Niech by mnie nawet ktoś pouciskal. Nie mojego największego przyjaciela chwali się dniutkie jazzowe sprawy. Żałosny grajdołek za mocno oczywiście. za coś, co zrobiłem akurat ja a nie on. Na­ na marginesie równinnego pejzażu. A póki co, ponieważ nie ma co ukrywać, prawdę nie trzeba chwalić Ptaka za moje Ale oprócz tego mamy w Polsce prawdzi­ że kończymy tę rozmowę przez telefon, do­ kompozycje, bo jego własne też są dobre. No wy wielki świat! Salony i zawodowe pienią­ noszę, że jestem na trasie bluesowej z ale w tym przypadku to nie wina recenzenta dze. Prawdziwy polski rynek płytowy: Poly­ Workshopem Leszka Cichońskiego i Carlo­ tylko tego Popka. Gram, Sony, BMG, Warner i jak ich tam sem Johnsonem z Chicago. Gram sobie mu­ Recenzent natomiast wprawił mnie w zwal. I tam dopiero wieje grozą. Rządzą tym zykę, do której nie trzeba mieć wyćwiczone­ zdumienie pisząc o płycie „Songs And Other panowie i władcy: trzydziestoletnie japiszony go Giant Steps i jest mi z tym bardzo dobrze. Ballads". Nie jest rzeczą muzyka recenzo­ przysłane tutaj z Zachodu, żeby robić kasę. Można sobie pofunkować? Trzeba sobie tyl­ wać recenzentów, ale ponieważ pan Chmura Niestety Amerykanin w Warszawie nie ma ko wszystko przetransponować z 8-dur do narzeka, że solówki na płycie są nałożone, już wdzięku Amerykanina w Paryżu. Kryteria A-dur, a potem jest już sama przyjemność ... muszę się odezwać, bo jest to zarzut absur­ artystyczne nie mają dla niego większego dalny. Ciekawe gdzie p. Bogdan znalazł znaczenia. W tym środowisku mówi się o współczesną wielkoorkiestrową produkcję, muzyce używając terminów „marketing", w której soliści graliby „na setkę" z orkie­ ,,rynek", ,,ranking", ,,promocja", ,,charyzma" strą. Może jest coś takiego, ale płyta ze itd. Niedawno facet, którego uważam za naj­ WYBRANA DYSKOGRAFIA smyczkami, fletami, waltorniami, harfą i big lepszego polskiego wokalistę, starał się WOJTKA KAROLAKA bandem to nie jest nagranie kwartetu z klu­ podobno o kontrakt w którejś z tych uroczych bu! Tu chodzi o coś innego, i kto jak kto, ale instytucji. Powiedzieli mu, że musi albo w roli lidem recenzent powinien się trochę orientować w schudnąć, albo utyć. I to jest właśnie ten wy­ The Karolak Trio -Muza N 0201 (1962) takich sprawach. tworny styl, w jakim rozpoczyna się ekster­ Moving South - Poljazz Z·SXL 0551 (1973 ) Pan Chmura łaskawie obdarzył mnie ty­ minacja tych dziedzin polskiej kultury, które Easy! -Muza SX 1069 (1974) tułem profesora. To miłe i za nominację bar­ nie mają szans na status masowej rozrywki. Time Killers - Helicon HR 1 O12, Poljozz CD 062 dzo dziękuję, ale myślę, że potencjalny na­ Wymóżdżona papka adresowana do ga­ (1984) bywca płyty chciałby się raczej dowiedzieć wiedzi staje się normą w telewizji i radiu. Co High Bred Trio: Dżem jak co dzień -Jazz Forum czegoś o muzyce. Czy ładna, czy brzydka, jakiś czas znikają z programów wartościowe Records 008 (1998) ma jakiś klimat, czy nie, w jakiej estetyce pozycje, bo mają małą „oglądalność" lub z .larklemśmletonQ jest utrzymana itd. O tym raczej niewiele, „słuchalność". Piękna polszczyzna. Okazuje Phone Consultotions -Gowi CDG 36 (1996) można się za to dowiedzieć, że „pomyślano się, że wcale nie potrzeba dyktatury proleta­ Bollads And Other Songs -Starling 0004 (1993) o wejściach solistów". A cóż to znaczy? Gał­ riatu, żeby lud miał swoje igrzyska. Parado­ Songs And Other Ballods - Storling 128 (1997) czyński napisał: ,,o co chodzi, nie wiem sam, ksalnie, przychodzi to do nas właśnie z tego z WiesławemPleregorólkq ale sercem, Polską gram". To tak jakby Zachodu, który przez dziesięciolecia uważa­ Wiesław Pieregorólka Big Band - Polskie Nagrania stwierdzić, że artysta nie spóźnił się na na­ liśmy za kolebkę wysokiej kultury i wyrafi­ 2564 (1987) granie i miał umyte nogi. nowej cywilizacji. Ironia losu. sx 6/98 jazzm1m 51