WRZESIEŃ 2013 Gazeta internetowa poświęcona muzyce improwizowanej ISSN 2084-3143 ISSN

Rozmawiają z nami: Maciej Obara Mariusz Bogdanowicz Marcin Olak Wojciech Myrczek Maciej Fortuna Nauczyłem się nie psuć koncertów i mieć wielką pokorę do muzyki

Maciej Fortuna, fot. Kuba Majerczyk SPIS TREŚCI

3 – Od Redakcji 70 – Rozmowy 70 Maciej Fortuna 4 – Wydarzenia Nauczyłem się nie psuć koncertów i mieć wielką pokorę do muzyki 78 Maciej Obara 7 – KONKURSY To jest bardzo dobry czas – najlepszy jaki miałem! 8 – Płyty 85 Mariusz Bogdanowicz 8 Nowości płytowe Jestem człowiekiem syntonicznym 10 Pod naszym patronatem 91 Marcin Olak Muzyk – najfajniejszy zawód na świecie 12 Top Note Power Of The Horns – Alaman 97 Wojciech Mryczek Hera with Hamid Drake – Seven Lines Łącząc dwa bieguny 18 RadioJAZZ.FM poleca 102 Karo Glazer Robiąc tę płytę zrozumiałam,że się do 20 Recenzje tego nadaję The New Gary BURTON Quartet: Guided Tour Christian McBRIDE Trio: Out Here Natalie Cole – En Espanol 108 – Słowo na jazzowo 108 Z siedzenia pasażera 26 – Przewodnik koncertowy Słuchacz Przypadkowy 26 RadioJAZZ.FM i JazzPRESS zapraszają 110 Jazzowy notes Biesiada z gwiazdą 28 Gdańskie Noce Jazsowe 112 Hunger Pags – Meet Meat 31 Jazzbląg Druga edycja Festiwalu Jazzbląg za nami! 114 Tego nam trzeba! Czyli International 36 Peter Brötzmann Platform 2013 Krew, pot i łzy – czyli relacja z pierwszego koncertu Petera Brötzmanna w Pardon, To Tu 117 – BLUESOWY ZAUŁEK 37 Akiko & Marcin Olak Trio 117 Blues kocha Jazz Jazz dwóch kontynentów 38 XVIII Letni Festiwal Jazzowy w Piwni- 118 – Kanon Jazzu cy pod Baranami 40 Jazz w lesie 120 – Redakcja 45 John Zorn Miara nadmiaru, czyli relacja z John Zorn @ 60 – Warsaw Summer Jazz Days 2013 47 9. Jazz w Ruinach 49 Ladies’ Jazz Festival 52 Japoński desant na starówce Możesz nas wesprzeć 54 Copenhagen Jazz Festival 2013 nr konta: 59 6. edycja Voicingers 05 1020 1169 0000 8002 0138 6994 60 Jazz Dag – Dzień Jazzu w Holandii wpłata tytułem: 64 Polski jazz na wyspach Darowizna na działalność statutową Fundacji Songsuite Vocal Festival w Londynie już po raz drugi

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Od Redakcji

Numer wrześniowy zawsze był obfity. Tym razem patrząc na ilość relacji jest może i przepastny, ale sierpniowe wakacje magazynu zmuszają nas do publikacji wielu tekstów. Po pewnej selekcji mamy nadzieję, że ilość materiałów Was nie przytłoczy, a to z dwóch względów – są one ciekawe, a na zapoznanie się z nimi macie przecież cały miesiąc!

Po pewnych wakacyjnych roszadach w Redakcji rozpoczynamy nowy sezon wraz z odświeżoną szatą graficzną miesięcznika, jak i nowymi rubrykami, na które natraficie zwiedzając ten właśnie numer. Od października dołączą kolejne dwa stałe punkty, a póki co Waszej uwadze szczegól- nie polecamy cykl „Top Note”. Zapoczątkowaliśmy go, by w całym gąszczu nagrań prezentować najwybitniejsze krążki, jakie zostały opublikowane w ostatnim czasie. W bieżącym numerze ma- gazynu znajdziecie aż dwa takie albumy – i jest to wyjątek, również wynikający z sierpniowej absencji JazzPRESSu.

Mamy nadzieję, że letnie wakacje wykorzystaliście w 100% nabierając sił na kolejnych kilka mie- sięcy pracy czy też nauki. My kolejny sezon będziemy Wam towarzyszyć starając się prezento- wać wraz z RadioJAZZ.FM jak największą część świata dźwięków jazzu i muzyki improwizowa- nej. Życzę miłej lektury!

Roch Siciński redaktor naczelny miesięcznika JazzPRESS Piszemy dla Was i dzięki Wam!

Jeśli kochasz jazz i lubisz pisać – bądź odwrotnie – dołącz do redakcji magazynu JazzPRESS! Na adres [email protected] wyślij próbny tekst – relację, recenzję lub po prostu skontaktuj się z nami. Zapraszamy do współpracy, bo Piszemy dla Was i dzięki Wam! 4| Wydarzenia

Wokalista jazzowy Wojciech Myrczek został laureatem I miejsca oraz nagrody publiczno- Saksofonista Wayne Shorter został uznany ści Shure Montreux Jazz Voice Competition muzykiem roku w 61 ankiecie krytyków pisma 2013. Konkurs odbywający się w ramach le- DownBeat. Shorter zwyciężył także w jeszcze gendarnego Montreux Jazz Festiwal (Szwaj- kilku innych prestiżowych kategoriach. Jego caria) cieszy się opinią jednej najbardziej krążek Without A Net (Blue Note) uznano za prestiżowych imprez tego typu na świecie. album roku, a jego formację Wayne Shorter Do konkursu zgłosiło się 109 osób z 35 krajów, Quartet uznano grupą roku, Oczywiście do w tym z USA, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii kompletu dorzucił tytuł najlepszego tenorzy- i Rosji. W ostatnich dwóch latach to drugi pol- sty. Z pełną listą laureatów tego głosowania, ski muzyk, który zwyciężył w konkursie orga- w którym uczestniczyli zawodowi krytycy moż- nizowanym w ramach tego festiwalu. W 2011 na zapoznać się na stronie pisma Downbeat. roku w kategorii pianistów laureatem został Piotr Orzechowski. 31 lipca w wieku 48 lat zmarł Wojciech Juszczak – twórca festiwalu Made In Chicago, dyrek- tor artystyczny Estrady Poznańskiej, znawca 21 lipca w wieku 70 lat po długiej chorobie muzyki. O muzyce improwizowanej wiedział zmarł w Warszawie w wieku 70 lat puzoni- wszystko. Nie tylko jej słuchał, ale potrafił też sta Ryszard Zawistowski. Był to jeden z czo- o niej wspaniale opowiadać, oczywiście słu- łowych muzyków jazzu tradycyjnego, lider chał nie tylko jazzu. Bez Wojciecha Juszczaka działającego od 1971 r. zespołu Gold Washbo- nie byłoby niezliczonej ilości koncertów, wy- ard Hot Company, laureat Złotej Tarki. Praw- darzeń, spektakli. Nie byłoby Animatora – naj- dziwy pasjonat i animator jazzowego środo- ważniejszego festiwalu filmów animowanych wiska warszawskiej „Stodoły”. w Polsce, na który ściągają co roku twórcy z ca- łego świata. Szósta edycja imprezy odbyła się zaledwie dwa tygodnie temu. Po raz pierwszy bez udziału chorego już Juszczaka. Już wkrótce czeka nas Made In Chicago, też bez niego...

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |5

W nocy 5 sierpnia w Los Angeles zmarł . Słynny jazzman cierpiał na białaczkę limfatyczną, miał 67 lat. Rozpoczął muzyczną W dniu wydania pisma dotarła do nas smut- karierę w latach sześćdziesiątych. Od począt- na wiadomość. Pożegnaliśmy kolejnego słyn- ku występował ze znanymi i utalentowanymi nego jazzmana – Jarosława Śmietanę (1951 – muzykami, jak chociażby Jean-Luc Ponty. Póź- 2013) - gitarzystę, kompozytora , bandleadera. niej współtworzył The Mothers of Invention, Jest to wielka strata dla naszego środowiska i w związku z czym występował przez wiele lat świadomość, że teraz jego słynny utwór „Story u boku Franka Zappy. W sumie nagrał z tym Of Polish Jazz” nie wybrzmi bez kolejnego już składem trzynaście płyt. Ponadto wydał po- giganta ciągle do nas nie dociera. Łączymy się nad trzydzieści solowych albumów. w smutku z rodziną i bliskimi składając naj- szczersze kondolencje - Redakcje RadioJAZZ. FM/JazzPRESS. Wspomnienie tej wybitnej po- 19 sierpnia w wieku 79 lat zmarł pianista staci opublikujemy w październikowym nu- Cedar Walton. Początkowo grał z Lou Do- merze JazzPRESSu. naldsonem, Gigim Grycem, Sonnym Rollin- sem, Kennym Dorhamem i J.J. Johnsonem. Debiutował Kenny Dorham Sings and Plays. 26 lipca w wieku 74 lat zmarł J.J. Cale (właści- This Is the Moment (1958). Grał z formacją Art wie John Weldon Cale). Jeden ze współtwór- Blakey and the Jazz Messengers. W 1981 roku ców tzw. Tulsa sound. Autor takich przebojów, założył trio z Ronem Carterem i Billym Hig- jak „After Midnight” i „Cocaine”. ginsem. Grał także w Timeless All-stars i The Trumpet Summit Band. W ostatnich latach związał się z oficyna Highnote, dla której dwa lata temu wydał swoja ostatnią płytę The Bo- uncer. Urodził się 17 stycznia 1934 roku.

» 6| Wydarzenia

VIII Konkurs Kompozytor- ski im. Krzysztofa Komedy

Stowarzyszenie im. Krzysztofa Komedy w Słupsku ogłasza VIII Konkurs Kompozytor- Koryfeusz Muzyki Polskiej ski im. Krzysztofa Komedy. To jedyny konkurs tego typu w Polsce adresowany do młodych Już po raz trzeci polskie środowisko muzyczne twórców (poniżej 35 lat), dla których jazz jest przyzna nagrodę Koryfeusz Muzyki Polskiej, uniwersalnym językiem artystycznej wypo- której celem jest docenienie indywidualnych wiedzi. Konkurs organizowany jest w dwóch osób, grup artystów i instytucji działających kategoriach – OPEN i TEMAT JAZZOWY w obszarze szeroko rozumianej gatunkowo i chronologicznie artystycznej muzyki polskiej. W kategorii OPEN przedmiotem konkursu są kompozycje jazzowe, dzieła inspirowane Podobnie, jak w latach ubiegłych Gala wręcze- jazzem (zawierające elementy jazzowe, np. nia nagrody będzie miała miejsce 1 paździer- improwizacje), utwory III-go nurtu, formy nika, w trzecią rocznicę działalności Instytutu wokalno-instrumentalne oraz utwory elek- Muzyki i Tańca, przypadającą w Międzynaro- troniczne. dowym Dniu Muzyki. W obydwu kategoriach przewidziano po 3 na- Nagroda jest przyznawana w trzech katego- grody główne. riach: Osobowość Roku, Wydarzenie Roku oraz Nagroda Honorowa. Zachęcamy do zgła- Prace oceniać będą: Jan Ptaszyn Wróblew- szania kandydatur do nagrody poprzez wy- ski, Janusz Muniak, Roman Kowal, Krzysztof pełnienie formularza na stronie www.kory- Sadowski, Bohdan Jarmołowicz, Marek Stry- feusz.org.pl do 10 września. szowski, Piotr Wojtasik, Maciej Sikała, oraz profesorowie: Eugeniusz Głowski, Leszek Ku- Wszelkie szczegóły oraz regulamin nagrody łakowski i Michael Kullik. Prace należy nad- dostępne są na www.koryfeusz.org.pl syłać do dnia 10 listopada.

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |7 konkursy

Jak w każdym numerze, tak i tym razem możecie wziąć udział w konkursie i wzbogacić swoją półkę z płytami, a tym razem również swoją garderobę! W tym numerze mamy dla Was kilka egzempla- rzy płyt Bonafied (Richard Bona), Syntonia (Ma- riusz Bogdanowicz), koszulkę audycji „Improwi- zja” oraz bilety na koncert Sex Mob z cyklu Era Jazzu…

…wystarczy wysłać maila na adres [email protected]. W tytu- le prosimy podać nazwę nagrody jaką chcesz wygrać, a w treści opi- sać czemu to właśnie Ty powinieneś otrzymać nagrodę.

Konkurs zostanie rozstrzygnięty w połowie września – powodzenia!

» 8| Nowości płytowe n w ści płyt we

W maju rezydujący w Londynie gitarzysta Maciek 23 lipca nakładem ECM ukaże się płyta Christian Pysz – jego sylwetkę prezentowaliśmy w numerze Wallumrød Ensemble zatytułowana Outstairs. Do- magazynu JazzPRESS w listopadzie ubiegłego roku – tychczas Wallumrød komponował w łatwo rozpo- wraz ze swoim Trio, które tworzą pochodzący z Izra- znawalnym stylu. Nikt inny nie pisze tak jak on – ela perkusista Asaf Sirkis i pochodzący z Rosji wir- wielowymiarowa muzyka kameralna inspirowana tuoz kontrabasu Yuri Gołubiew, wydał nowy album. brzmieniem norweskiego folkloru i muzyki kościel- Krążek zatytułowany Insight połączenie wpływów nej, muzyką dawną, jak i awangardą po Cage’a, dzia- różnych tradycji muzycznych (brazylijskich, hiszpań- ła na jazz wyzwalająco, otwierając przed nim nowe skich, łacińskich) z klasycznym jazzem. Wszystkie przestrzenie do muzycznej eksploracji. Członkowie utwory zostały skomponowane przez gitarzystę, zespołu czynią muzykę organiczną, cały czas ekspe- wyjątkiem jest utwór „Amici”, który powstał w wyni- rymentując z dźwiękiem. ku kolaboracji z włoskim gitarzysta Gianlucą Coroną. Wydanie płyty Insight jest zwieńczeniem trzech lat wspólnego grania i koncertowania przez trio. W najbliższym czasie wytwórnia Motéma Music wyda trzy nowe krążki. Dwie z nich to dzieła pianistów. Pierw- szym jest solowe dzieło dwukrotnie nominowanego Nakładem wytwórni Fonografika ukazała się pły- do Grammy Geoffrey’a Keezera, zatytułowane Heart ta duetu pianisty Bogdana Hołownii i kontrabasisty of the Piano. Znalazły się na nim m.in. interpretacje Wojciecha Pulcyna zatytułowana Henryk Wars Son- piosenek grupy Rush, Petera Gabriela i wielu innych. gbook. Na krążku znalazło się dziewięć kompozy- Drugim jest album laureata nagrody Guggenheima cji Henryka Warsa do słów róznych autorów, m.in.: Ryana Cohana zatytułowany The River. Płyta po- Juliana Tuwima, Ludwika Starskiego czy Emanuela wstała w wyniku sfinansowanego przez Departament Schlechtera. Bogdan Hołownia i Wojciech Pulcyn, Stanu wyjazdu muzyka na kontynent afrykański. Zna- jak wynika z zamieszczonej na okładce płyty notki lazły się na nim kompozycje pianisty, któremu w na- autorstwa pianisty, wielokrotnie grywali szlagiery graniu towarzyszył jego septet, w którego składzie firmowane nazwiskiem Warsa podczas koncertów znaleźli się: John Wojciechowski, Geof Bradfield, Tito w warszawskim „Tygmoncie”. Na płycie znajdziemy Carrillo, Lorin Cohen, Kobie Watkins i Samuel Torres. takie evergreeny, jak „Miłość ci wszystko wybaczy”, Trzecim z krążków jest płyta basisty Charnetta „Panie Janie”, „Już nie zapomniesz mnie”, czy „Kto Moffetta zatytułowana Spirit of Sound. Trzynasta usta Twe całował”. Pianista nie kryje swojego zauro- autorska płyta basisty to kontynuacja wydanego

czenia tymi kompozycjami. w kwietniu tego roku solowego dzieła The Bridge. W nagraniu albumu towarzyszy liderowi jego rodzin- ny zespół oraz tacy muzycy spod szyldu Motéma, jak Marc Cary czy szefowa wytwórni Jana Herzen! Zobacz opowieść Ryana Cohena o płycie The River »

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |9

Robert Glasper Experiment’s – Black Radio 2 ukaże Czwarta studyjna płyta gitarzysty Grzegorza Kapoł- się 29 października nakładem Blue Note Records. ki zatytułowana Blues4You ukaże się 12. październi- Także i tym razem w nagraniu wzięło udział wielu ka. Dwa dni wcześniej, w czwartek 10. października znakomitych gości (m. in. Norah Jones, Snoop Dogg, w katowickim klubie „Old Timers Garage” odbędzie Jill Scott). Zespół tworzą Robert Glasper grający na się oficjalny, premierowy koncert promujący nowe instrumentach klawiszowych, Derrick Hodge na ba- wydawnictwo. Zespół zapowiada wiele niespodzia- sie, Mark Colenburg za zestawem perkusyjnym oraz nek, będą goście i afterparty. Na koncercie będzie Casey Benjamin z saksofonem i vokoderem. można nabyć przedpremierowo nową płytę Tria. Na Blues4You znajdzie się 13 premierowych utworów, nagranych w silnym składzie: Grzegorz Kapołka – gi- tara, Darek Ziółek – bas i Irek Głyk – perkusja. Zespół Należąca do Jazzanovy wytwórnia Sonar Kollektiv zapowiada koncerty promujące nowe wydawnictwo. wydaje kolejną płytę projektu Manhooker, za który Trasa, oprócz polskich festiwali i klubów, obejmie odpowiada nasz redakcyjny kolega: Guiddo. Epka także europejskie miasta. Special Deal z gościnnym udziałem amerykańskiego klawiszowca Snaxa (Cpt Comatose) dedykowana jest brzmieniom funk i disco rodem z lat 80-tych. Woka- lowe kaskady, p-funkowe klawisze i połamane beaty Ola Trzaska – All Around to debiut fonograficzny Oli wyprodukowane przez Guiddo ukazują się w towa- Trzaski (wokalistki, flecistki oraz songwriterki), któ- rzystwie remixów Justusa Köhncke i Vermelho. rego spodziewać się możecie już jesienią tego roku. Krążek zawiera autorskie kompozycje, które – jak mówi autorka – ukazują styl vintage w świeżej i ory- ginalnej oprawie. Płyta będzie miała charakter jazzo- Jesienią 2013 ukaże się najnowszy album wokalist- wy ubrany w brzmienia ciekawie zestawionych in- ki jazzowej Anny Serafińskiej. Na płycie znajdzie się strumentów – flet, flugelhorn, trąbka i puzon. Śmiałe zapis koncertu, który odbył się w radiowej Trójce 7 aranżacje utworów z nowoczesną inwencją łączą kwietnia br. Zaprezentowane premierowe nagrania współczesne podejście do muzyki z energią przypo- live to wybuchowa mieszanka nowoczesnego jazzu, minającą lata świetności wytwórni Motown. To sze- łącząca utwory multijęzyczne i multistylowe, zarów- rokie spectrum barw harmonicznych przenikających no z tekstem, jak i w pełni instrumentalne. Ich sty- się w kompozycjach sprawia, że materiał staje się listykę sama wokalistka opisuje jako vocal fusion. wielowymiarowy. Usłyszeć można porywający fun- Na scenie Polskiego Radia Annie Serafińskiej towa- kowy groove, motywy folkowe czy klasyczną jazzo- rzyszył jej zespół; Groove Machine w składzie: Rafał wą balladę, a wszystko oplecione jest prostą, acz Stępień – instrumenty klawiszowe, programowanie, niebanalną linią melodyczną. W projekcie nie brakuje Michał Barański – gitara basowa, Andrzej Gondek – finezji i odwagi, dlatego tak trudno jest zaszufladko- gitara , Cezary Konrad – perkusja oraz Ola Nowak, wać go w konkretnym gatunku muzycznym. Jakość Kasia Dereń – chórki. wykonania i realizacji tej ciekawej produkcji potęguje jej wartość i sprawia, że materiału słucha się z zapar- tym tchem od pierwszego do ostatniego dźwięku.

» 10| Nowości płytowe Pod naszym patronatem

BONAFIED SYNTONIA

To już siódmy już krążek w karierze Bony. Syntonia to już trzeci autorski projekt kon- Bonafied to intymny, prawie w całości aku- trabasisty, pedagoga, wybitnego sidemana styczny album, na którym mieszają się róż- i lidera. Nowy album Mariusza Bogdanowi- ne gatunki muzyczne, pobrzmiewają oso- cza, który premierę miał 24 sierpnia kiedy biste historie, powracają postaci z dawnych to odbył się koncert premierowy w ramach lat, wyraz znajduje filozofia życia w zgodzie Gdańskich Nocy Jazsowych podczas benefi- z naturą. Utwory zawarte na Bonafied przy- su Mariusza Bogdanowicza. Jest to krążek, wołują stylistykę jazzu latynoamerykańskie- który basista nagrał z czołówką polskiej go (An Uprising of Kindness), afrykańskiego sceny jazzowej – podstawą składu jest jego popu (Diba la Bobe), a nawet paryskiego ka- kwartet, ale na Syntonii nie brakuje gości. baretu (Janjo la Maya). Jest też typowy num- Nazwiska pokroju Wendt Frankiewicz, er jazzowy – On the 4th of July Jamesa Tay- Badach, Jagodziński czy Olak prezentują lora. Na Tumba la Nyama Bona przywołuje kompozycje lidera. Bogdanowicz o projek- kameruńską muzykę pop, sięgając po tam- cie szeroko opowiada w bieżącym numerze tejsze melodie typowe dla gatunku makossa naszego magazynu, w rozmowie z Jerzym czy rytmikę 12/8 kojarzoną ze stylem bikutsi Szczerbakowem. Polecamy zarówno lekturę – przyswojonym przez Bonę podczas nauki wywiadu jak i album Syntonia! w Douali. Emocjonalne centrum albumu stanowi Mulema, pierwsza piosenka napi- sana przez Bonę na gitarę.

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |11

HOPASA

Debiutancki krążek High Definition jest dziełem odważnym, różnorodnym i zaska- kująco dojrzałym. Ta odwaga manifestuje się na wiele sposobów. Przede wszystkim zespół nie sięga bezpośrednio do wzorów wypracowanych przez epokowe formacje jazzu, próbując – z dobrym skutkiem – two- rzyć własny język i estetykę. Będąc grupą zorientowaną na nowoczesność, High De- finition nie idzie jednak w kierunku de- konstrukcji języka muzycznego i prostego negowania jazzowej idiomatyki. Muzyka kwartetu zachowuje silną więź z tradycją, odwołuje się do konkretnych stylów i kie- runków.

(źródło – materiały prasowe)

» 12 | NOTE TOP «

Recenzje najciekawsza miesięcznika płyta według JazzPRESS

T OOP NNO TTE

T P O E Power Of TheHornsPower –Alaman Of certów, a głośno od dłuższego czasu, co niestety nie przekłada się na ilość kon- o anonimową, grupą już jest nie Horns The PowerOf recenzja muzyczna. Zapisałem jejednakz pełnym przekonaniem. i mocne stwierdzenie to jest bo mylić, się w powstały z jeden na właśnie patrzę że nie, wraże- nieodparte jednak mam rację, mieć wolałbym choć mylić, o pisaniem chwili w się zajmowałbym nie to było, jednak tak Gdyby zwyczajnego. – albumu tytuł oraz Horns – formacji nazwa nim nad pięści, zaciskający piec chło- okładcecentymetrów, na 12 na 14 – płyty opakowanie Zwykłe więc także liczbę osób, które znają ich twórczość. Stąd wśród całej polskiej muzyce improwizowanej. Piszę, że mogę że Piszę, improwizowanej. muzyce polskiej całej aatśi eo aeo remou Mg się Mogę przedmiotu. małego tego zawartości . Na pierwszy rzut oka nic nad- nic oka rzut pierwszy Na Alaman. aceasyh rżó, jakie krążków, najciekawszych subiektywne – jak każda jak – subiektywne oe O The Of Power formacji jest formacji tej JazzPRESS, wrzesień 2013 |13

Mogę się mylić, choć wolałbym mieć rację, mam jednak nieodparte wrażenie, że patrzę właśnie na jeden z najciekawszych krążków, jakie powstały w całej polskiej muzyce Roch Siciński improwizowanej } [email protected]

wielu wzbudzona ciekawość oraz wysokie cja trafia nas rykoszetem – co nie zmienia oczekiwania wobec debiutu fonograficz- faktu, że cios jest niezwykle mocny! nego i zarazem numeru katalogowego 0001 Domu Wydawniczego For Tune. Album jest Zamykamy jednak oczy i szeroko otwiera- rejestracją koncertu, jaki odbył się w kato- my uszy. Co dociera do nas kiedy wkładamy wickim klubie Gugalander 30 kwietnia 2012 krążek do odtwarzacza? Duża porcja dźwię- r. Pamiętam jak po powrocie do Warszawy ków, zagranych przez duży i silny skład pod napisałem o nim tekst (Nadzieja polskiego wodzą Piotra Damasiewicza – duża sprawa. jazzu potrafi latać – JazzPRESS maj 2012 r.), Siłą tej formacji jest zarówno dobór wyra- Power Of The Horns – Alaman a dzisiaj go przejrzałem, żeby się zwyczaj- zistych osobowości muzycznych jak i do-

nie nie powtarzać i znalazłem w nim m.in. brze pracująca złożona maszyna – jednym NOTE takie zdanie: „Nie ma wątpliwości, że muzy- słowem – całość. Muzycznie znajdziecie tu cy dostali skrzydeł i to z premedytacją – na i groove z tematami melodyjnymi, wręcz oczach wypełnionego publiką katowickiego wpadającymi w ucho, a także miejsce na klubu” – teraz cieszę się że ta publika może zbiorowe improwizacje czy bardzo otwarte się poszerzyć i to znacznie! Album jest wy- granie – tego rzecz jasna jest więcej. dawnictwem dwupłytowym – w pudełku czeka Was niespodzianka w postaci płyty Pierwsza z trzech kompozycji, a zarazem ta DVD z rejestracją tego wydarzenia, a więc tytułowa, zmiata wszystko z powierzchni Power Of The Horns i na Waszych oczach ziemi. Tak jest, zmiata jednym nieco ponad może z premedytacją odlecieć... Oczywiście 27-minutowym podmuchem, ale po kolei. doświadczenie koncertowe ciężko porów- Od początku całość miarowo i niespiesznie nać z wysłuchaniem tego samego materiału spiętrza się, nawarstwia wedle sobie zna- z nośnika CD, czy nawet DVD. O ile sytuacja nych zależności, z uporem budując napięcie „live” uderza nas bezpośrednio, to rejestra- i w odpowiednich momentach je upuszcza-

» TOP 14 | nym momencie dołącza Damasiewicz, jest Damasiewicz, dołącza momencie nym zacji w się dzieje co to Jednak zawodników. słabych przecież tu ma nie zespołu, członków poszczególnych wizacji impro- partie świetne też Są lidera. przez zapisany temat doskonały Brzmi worm! opisywał w opisywał jesteśmy bliscy zjawiska, jakie Oliver Sacks w pozostać ka krążwyłączeniu- po długo jeszcze by uszu, do się nam wkrada pytania bez perkusja) i kontrabas x 2 perkusyjne, strumenty in- (fortepian, rytmicznej sekcji wielkiej dzięki który groove, motoryka, stała się ła pojawi- by czas, Przychodzi respekt. budzi formacji jedenastoosobowej tej Brzmienie wyrażenia. ich do potrzebnej ekspresji nej i emocji intensywnych pełen balon, przebijając jakby nagle, momentami cią, jąc, czasem sunąc z «

Recenzje dm Pindura, Adama „Muzykofilii” ear określeniem T OOPże stopnia, tego do pamięci, NNO TTE T P coraz większą prędkoś- O E o trg w którego do zse improwi- czasie potęż- pew 2 x 2 - - cych warunków te rejony polskiej muzyki polskiej rejony te warunków cych sprzyjają- niespecjalnie Mimo wizowanej. w niewykonalna na jakiś czas grać koncerty, to rzecz niemal i album nagrać muzyków, świetnych zowanej? Przecież utrzymać tak duży skład wielka siła na naszym ryneczku muzyki improwi- ta skąd jednak, się Zastanawiam dziś starczy pisaniao muzyce. na Dlatego albumu. to,przebieg streszczać by po tu jestem nie Przecież sami. to cie sprawdzi- że Wierzę, kompozycji. dwóch kolejnych opisywać sensu większego ma a wybrzmiał, właśnie man Ala- temu? roku przeszło koncercie ckim katowi- na zagrał improwizację tę Pindur by to, po właśnie powstał nie Alaman czy utworu,reszty a całej pisano podejrzenia czy do tej improwizacji nie do- i energetyczne tak kategorii muzyki impro- muzyki kategorii tak skończone, iż rodzi iż skończone, tak fot.Celina Wrotna-Szmidt ja wiem, że nie że wiem, ja przynajmniej raz JazzPRESS, wrzesień 2013 |15 kwitną! Alaman grupy Power Of The Horns to nie jedyny na to dowód, ale na pewno jest przykładem bardzo transparentnym. Czyli jednak można. Sam już nie wiem czyja to zasługa, ale odpowiedzialnemu za całą tę ekipę – Piotrowi Damasiewiczowi – należą się wielkie dzięki za to nagranie!

PS. Janusz Głowacki opisywał w jednej ze swo- ich książek sytuację, kiedy wybrał się na premierę pewnego filmu w Stanach Zjed- noczonych. Kierując się do wejścia, słyszał mężczyznę stojącego na początku czerwo- nego dywanu, który krzyczał do kamerzy- stów „nobody, nobody!”. Informował żeby nie tracili taśmy na „nieistotne”, w rozu- mieniu „nieznane”, osoby... W takim razie na koniec podaję pełny skład Power Of The Horns, jaki wziął udział w nagraniu tego materiału, bo może wszystkich nie znacie, a mam świadomość, że nie ma tu żadnego „nobody”:

Piotr Damasiewicz – dyrygent, trąbka, NOTE głosy Adam Pindur – saksofon sopranowy Maciej Obara – saksofon altowy Marek Pospieszalski – saksofon tenorowy, klarnet basowy, flet, growl Paweł Niewiadomski – puzon Jakub Mielcarek – kontrabas Max Mucha – kontrabas Gabriel Ferrandini – perkusja Wojciech Romanowski – perkusja Tomas Sanchez – instrumenty perkusyjne Dominik Wania – fortepian

Roch Siciński fot.Celina Wrotna-Szmidt

» TOP 16 | NOTE TOP «

Recenzje najciekawsza miesięcznika płyta według JazzPRESS

T OOP NNO TTE

T P O E jazz/improv – pasuje określenie: „zdarzenieokreślenie: pasuje – jazz/improv niepowtarzalne”. Jakkol - koncertów – jak do występów mało której formacji na polskiej scenie – z – podczasdała jaki ubiegłorocznejcertu, Krakowskiej Jazzowej Jesieni się – wydane nakładem Multikulti – długo oczekiwane nagranie pojawiło kon- płytowym rynku polskim na jak tym, po udziałem moim z odczuwa ów zdarzenia”,„niepowtarzalnego owego zapis nieszczęśnik dźwiękowy nie pożądanego od wielu miesięcy albumu, a mknięty w mknięty i nagrany został cert nujsyze eaj, a relacje, entuzjastyczne potwierdzają przypuszczenia Jego niepowtarzalnym. zdarzeniem będziewydarzy, koncertowejscenie na się co to, że wiedząc,serca, z tego pragnie że pomimo może, nie być koncerty,których na w Są Hera withHamid Drake –SevenLines gościnnym udziałem gościnnym yi aaoa uyi ne yk jazzowej/improwizowanej) tylko (nie muzyki amatora życiu płytowym krążku. Kiedy wreszcie wejdzie on w on wejdzie wreszcie Kiedy krążku. płytowym jego odsłuchu niepomierną satysfakcję. Stała się ona ona się Stała satysfakcję. niepomierną odsłuchu jego najprawdopodobniej ujrzy światło dzienne za- dzienne światło ujrzy najprawdopodobniej – Hera, zespół, do którego którego do zespół, Hera, – Drake’aHamida mtk o jdne iś o wieść jedynie koi smutek z głośników dobywa się y, e kon- że tym, posiada- całego całego JazzPRESS, wrzesień 2013 |17

Słuchając Hery ma się uczucie bycia częścią niezwykłego misterium i to nie tylko z uwagi na nierzadko sięgający do religijnych obrzędów różnych kultur korzeń tej muzyki.

Mateusz Magierowski } [email protected]

wiek muzyka improwizowana zawsze posia- genda freejazzowych bębnów, można zakła- da – w mniejszym bądź większym stopniu – dać, że na scenie – muzycznie – wydarzy się znamiona takiej niepowtarzalności, to w jaki niemal wszystko. Odsłuch zapisu krakow- sposób ową niepowtarzalność wytwarzają skiego koncertu pozwala owo przypuszcze- członkowie Hery, każe ten zespół traktować nie przemienić w zdecydowane przekonanie. jako odrębny fenomen w polskiej muzyce. Poszerzona o osobę Hamida Drake’a – Hera – zabiera słuchacza w oszałamiającą różno- Gry Zimpla, Postaremczaka, Wójcińskiego, rodnością dźwięków, pełną szczerych emocji Szpury, Cierlińskiego i Rogińskiego żadną podróż przez zmieniające się jak w kalejdo- miarą nie można opisywać w kategoriach skopie muzyczne mikrokosmosy, o których

choćby najlepiej zagranego, porywającego opowiada własnym językiem, nawiązując NOTE nawet joba, po którym muzycy w poczuciu do etnicznych melodii z Pakistanu, japoń- świetnie spełnionego obowiązku schodzą skiej tradycji Gagaku, tybetańskich modlitw ze sceny, a ukontentowani ze wszech miar czy rosyjskich pieśni ludowych. Przemawia słuchacze rozchodzą się do domów. Słucha- orientalnymi motywami, przechodzącymi jąc Hery ma się uczucie bycia częścią nie- w rozedrgane free („Sounds of Balochistan”), zwykłego misterium i to nie tylko z uwagi ekstatycznym groove’m („Afterimages”), na nierzadko sięgający do religijnych ob- przejmującymi, pełnymi dramaturgii uni- rzędów różnych kultur korzeń tej muzyki. sonami („Roofs of Kyoto”), transowym śpie- Muzyki, której żarliwość pozwala na wy- wem i grą na bębnie obręczowym Drake’a tworzenie owej niezwykłej więzi pomiędzy („Temples of Tibet”) czy też tematami pełny- słuchaczami a tymi, którzy ją w danym mo- mi leniwej melancholii („Recalling Russia”). mencie tworzą, o której wspomina w swo- Przemawia tak autentycznie i dobitnie, że ich wypowiedziach Wacław Zimpel. trudno mi uwierzyć, by ktokolwiek w Polsce zdołał w tym roku wydać płytę, która zrobi Gdy do takiego zespołu jak Hera dołącza le- na mnie większe wrażenie niż ten album. » TOP 18| RadioJAZZ.FM poleca

Pat Metheny – Tap – John Zorn’s Book Of Steve Martin / Edie Brickell – Love Has Angels Vol. 20 Come For You Kiedy Pat Metheny Ten album zostanie od czasu do czasu w moim samocho- wychodzi z „win- dzie chyba na całe dy”, uwalnia się od wakacje. To idealny Lyle Maysa i spółki, miks czegoś łatwe- powstają płyty wy- go, przyjemnego, bitne. Takie jak Tap muzyki, której moż- – John Zorn’s Book na słuchać (choć ja Of Angels Vol. 20. Kiedy po raz pierwszy usłyszałem takiego słuchania wieści o przygotowywaniu kolejnej części monu- nie popieram, ale w samochodzie to co innego) jakby mentalnego cyklu Book Of Angels Johna Zorna właś- przy okazji, na przykład prowadząc samochód. Jed- nie przez Pata Metheny, byłem podekscytowany. Nie nocześnie to album, którego możecie słuchać wiele zawiodłem się. Gdybym musiał się do czegoś przy- razy i za każdym razem odnajdziecie w nim coś no- czepić, to do formy wydawnictwa, przynajmniej tego wego, jakiś aranżacyjny smaczek, ciekawą solówkę. dostępnego na polskich półkach sklepowych.

Pat Martino – Alone Together with Bobby In The Country – Sunset Sunrise Rose Alone Together with Muzyka jest pełna Bobby Rose to al- spokoju, przestrze- bum nowy, który ni, luzu właściwe- nowością nie jest. go raczej wielkim Zanim do mnie do- gwiazdom, które już tarł, ukazała się, niczego nie muszą. niestety na razie Oprócz wspomnia- tylko w Japonii, ko- nego już Keitha Jar- lejna płyta mojego ulubionego jazzowego gitarzy- retta odnajdziecie sty – tym razem owoc współpracy z Gilem Goldste- również echa, co w sumie dość oczywiste, biorąc pod inem Goldsteinem – We Are Together Again with Gil uwagę pochodzenie członków zespołu, twórczości Goldstein – tym razem to nagrania prawdziwie nowe, Bad Plus i E.S.T. Dociekliwi odnajdą brzmienia pun- bowiem zawartość muzyczna Alone Together with kowe, rockowe, a także drum-basowe powtarzane Bobby Rose do prawdziwych nowości się nie zalicza, momentami bez końca proste sekwencje rytmiczne. choć to premierowe wydanie. Nagrania pochodzą Do kompletu można jeszcze dopisać Edwarda Grie- bowiem z prywatnych archiwów Pata Martino i zo- ga, Jana Garbarka i Sigur Ros… stały zarejestrowane w czasie wspólnych prób i kon- certów obu gitarzystów w 1977 i 1978 roku. « JazzPRESS, wrzesień 2013 |19

Nils Landgren Funk Unit – Teamwork Three Fall – Realize! Ciągle czekamy na Dociekliwi znajdą wizytę Nilsa Land- też cytaty – jak riff grena w Polsce. ze „Smoke On The Podobno jest drogi Water” w kompo- i mało popularny. zycji tytułowej. To Nie ma wielkiego nie jest zapewne nazwiska. Robi za przypadek… Naj- to wyśmienitą mu- ciekawsze mo- zykę. Wybierzcie menty albumu, to się kiedyś do Szwecji i zobaczcie zespół na żywo, to fragmenty, w których dźwięki saksofonu i puzonu, przeżycie niezwykłe. Naturą takiej muzyki jest sce- modyfikowane dodatkowo za pomocą elektroniki niczna energia. To jest niezwykle trudne do uchwy- splatają się w jeden instrument. Przypominam sobie cenia w studiu nagraniowym. Nawet James Brown jedynie jeden taki duet, ale to było bardzo dawno – grał w okresie swojej świetności lepsze koncerty niż Jimmy Giuffre i Bob Brookmeyer. nagrywał płyty.

Ceramic Dog – Your Turn Robert Randolph And The Family Band – Lickety Split Your Turn to moc- W sumie to wolę ne, męskie gitaro- Roberta Randolpha we granie. Projekt kiedy jest wirtuo- umieszczony gdzieś zem gitary, za jego na pograniczu cięż- rodzinnym zespo- kiego rocka z odro- łem w zasadzie nie biną przedziwnych przepadam, szcze- recytacji w wykona- gólnie w studio, na niu basisty zespołu żywo wypadają le- – Shahzada Ismaily. Klasyczne power trio – mocne piej. Jednak „Lickety Split” to album bardzo dobry gitary, rozbudowana rockowa perkusja obsługiwana i warty każdej wydanej na tą płytę złotówki. Choć przez Chesa Smitha i proste partie gitary basowej. miałem pewne obawy. Głównie związane z udzia- Tylko tyle i aż tyle, w wykonaniu Ceramic Dog uzu- łem Carlosa Santany, który, przykro to przyznać, ale pełnione o radosne i brzmiące świeżo i spontanicznie w ostatnich latach nie jest w najlepszej formie. zbiorowe improwizacje. W materiałach prasowych pojawia się określenie post-punk jazz. Rafał Garszczyński recenzje płyt tygodnia znajdziesz na stronie www.jazzpress.pl/plyta-tygodnia » 20| Recenzje

The New Gary BURTON Quartet: Guided Tour

Gary Burton to jeden z niewielu wibrafo- nistów, który do perfekcji opanował grę przy użyciu dwóch pałeczek. Zadebiuto- wał w wieku 17 lat w Nashville, dokonując wspólnych nagrań m.in. z Chetem Atkin- sem. W połowie lat 60. współpracował przez kilka lat z kwartetem Stana Getza, a następ- nie utworzył własny zespół. W tym zespole właśnie zadebiutował młodziutki gitarzy- sta... Pat Metheny. Metheny do dziś ma dług wdzięczności wobec Burtona, który będąc już cenionym jazzmanem ,,zainwestował” w niego, pozwalając mu ,,rozwinąć skrzyd- ła” w swoim kwartecie. W roku 2007 ścież- ki obu artystów zeszły się ponownie – obaj muzycy wystąpili podczas dwóch koncertów w czerwcu 2007 roku w Oakland, a zarejestrowany wówczas materiał wydano na płycie Quartet Live (2009) dwa lata później. Sekcja rytmicz- na jaka towarzyszyła im wówczas, to legendarny basista, Ste- ve Swallow, i perkusista, Antonio Sanchez. W ostatnim czasie Burton powołał do życia nową formację, w której Steve’a Swal- lowa zastąpił Scott Colley a Metheny’ego – młody gitarzysta – Julian Lage. W takim właśnie składzie, firmowanym jako: The New Gary Burton Quartet, nagrana została płyta Common Ground (2012), a rok później w nowojorskich MSR Studios za- Robert Ratajczak rejestrowano dziesięć kompozycji, jakie wypełniają kolejny [email protected] album Guided Tour. www.longplay.blox.pl W programie nowego albumu znalazły się zarówno premie- rowe kompozycje Burtona, jak i pozostałych instrumenta- listów kwartetu, a także utwór „Jackalope’” skomponowany przez niezwykle cenionego na jazzowej scenie pianistę – Freda Herscha (znanego ostatnio choćby z wspaniałej płyty nagranej wraz z Ralphem Alessi: Only Many, 2013 czy albumu Mosaic Rona Bousteada) oraz temat Michela Legranda i Johnny’ego Mercera: Once Upon A Summertime.

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |21

W roku 2013 Burtonowi całkiem niespodzie- stą wysoko ceniącym zespołową demokra- wanie „stuknęła” siedemdziesiątka, a muzyk cję. W programie Guided Tour znalazły się zdaje się być ciągle artystą podążającym na- zaledwie dwie jego własne kompozycje: ro- przód w swych muzycznych poszukiwaniach dzaj jazzowego walca żartobliwie zatytuło- i odkryciach. The New Gary Burton Quartet wany „Jane Fonda Called Again” oraz swego wydaje się być formacją mniej gwiazdor- rodzaju hołd dla mentora, a zarazem przy- ską niż poprzedni skład, ale pamiętajmy, iż jaciela Burtona, Astora Piazzolli: „Tano”. artyści dobierani przez lidera do kolejnych konstelacji zobligowani są do wnoszenia Uwagę zwraca piękna, klimatyczna i stylo- w brzmienie grup Burtona świeżości i nowe- wa ballada basisty Scotta Colleya: „Legacy”, go potencjału. Takim okazał się przed wielu podczas której kolejny raz błyszczy wirtuo- laty u Burtona – Pat Metheny i takim okazuje zerią Julian Lage. się w 2013 roku 25-letni gitarzysta Julian Lage, który po raz pierwszy pojawił się na płycie Nawiązaniem do wiecznego i wszechobec- Burtona jako kompletny młokos w 2004 roku nego ducha Theloniousa Monka jest koń- (Generations, 2004). Dziś Lage – mający od tej cząca album kompozycja Antonio Sanche- pory na swoim koncie dwie autorskie płyty za: „Monk Fish” z fajną solówką kontrabasu i udział w wielu konstelacjach – zdaje się być Colleya. odkryciem Burtona na miarę tego, sprzed ponad czterdziestu lat, jakie stało się z udzia- Na Guided Tour każda nuta zdaje się odgry- łem Metheny’ego. Gitara Juliana Lage stano- wać swoją istotną rolę w logicznych i nie- wi niezwykle ważny element brzmienia no- mal kaskadowych rozwiązaniach melo- wej formacji Burtona, w wielu nagraniach dycznych. Subtelna moc przekazu tej płyty wyznaczając niejako charakter i stanowiąc jest kolejnym dowodem nieocenionego ge- o brzmieniu. Tak jest choćby w trakcie pięk- niuszu Burtona i jego niebywałej zdolności nej interpretacji tematu Michela Legranda: powoływania do życia genialnych składów. „Once Upon A Summertime”’, podczas której młody wirtuoz gra główną partię utrzymaną Konkludując, Guided Tour to kolejny Wiel- w konwencji flamenco, a wibrafon Burtona ki Album Jazzowy jaki dociera do nas w 2013 i sekcja zdają się przede wszystkim tworzyć roku. dla niego wykwintny akompaniament. Ju- lian Lage na Guided Tour jawi się nam także Robert Ratajczak jako wyjątkowy kompozytor, wypełniając aż 19 minut albumu trzema własnymi dzieła- The New Gary BURTON Quartet: Guided Tour mi (wykazujący fascynację twórczością Jima CD 2013, Mack Avenue Halla „The Lookout”, zawirowany melodycz- „Caminos”; „The Lookout”;„Jane Fonda Called Again”; nie „Sunday’s Uncle” i „Helena”). „Jackalope”; „Once Upon A Summertime”; Sunday’s Uncle”; „Remembering Tano”; „Helena”; „Legacy”; Gary Burton – podobnie jak w poprzednich „Monk Fish” autorskich formacjach – zdaje się być arty- » 22| Recenzje

Christian McBRIDE Trio: Out Here

Amerykański kontrabasista, Christian Mc- Bride, począwszy od albumu Kind of Brown (2009) swoje kolejne płyty publikuje pod banderą prestiżowej wytwórni Mack Ave- nue. Artysta wydaje się być bardzo zado- wolony z współpracy, publikując średnio dwa nowe albumy rocznie. W roku 2013 jego dyskografia powiększyła się o dwa kolejne projekty autorskie. Po drugim już albumie nagranym wraz z własną formacją Inside Straight („People Music”,, 2013) rok 2013 przy- nosi płytę nagraną w konwencji tria wraz z pianistą Christianem Sandsem i Ulysse- sem Owensem Jr., przy bębnach. Nowa for- macja McBride’a „szlifowała” materiał pod- czas wielu klubowych koncertów, od blisko trzech lat, zanim Christian McBRIDE Trio artysta zdecydował się wejść z nią do studia. Materiał, zareje- Out Here strowany w nowojorskim studio Avatar, jest niezwykle prze- CD 2013, Mack Avenue myślany i ze wszech miar perfekcyjnie dopracowany. McBride przyzwyczaił już swych miłośników do najwyższego z możli- „Ham Hocks and Cabbage”; „Hallelujah Time”; wych standardów i na Out Here w żadnym wypadku „nie po- „I Guess I’ll Have to puścił cugli” – nagrywając album po prostu – doskonały. War- Forget”; „Easy Walker”; to pamiętać, iż własne, autorskie trio, dla McBride’a grającego „My Favourite Things”; dotąd w składach prowadzonych przez takich artystów jak „East of the Sun (and West choćby: Freddie Hubbard, McCoy Tyner, Joe Henderson, John of the Moon)”; McLaughlin, Herbe Hancock czy , jest dla muzyka, „Cherokee”; który w ubiegłym roku przekroczył dopiero czterdziestkę, nie „I Have Dreamed”; lada wyzwaniem. Okazuje się jednak, iż Christian McBride, „Who’s Making Love” dowodzący dotychczas większymi składami jak kwintety czy nawet big band, podejmując się prowadzenia kameralnego trzyosobowego składu, mało iż wyszedł z tej próby zwycięsko, to pozostawił konkurencję daleko w tyle, proponując materiał ze wszech miar (powtórzę): doskonały.

Gdy młodego, ledwie 18-letniego pianistę – Christiana Sand- sa – basista usłyszał w jednym z programów radiowych pre- zentujących nadzieje amerykańskiego jazzu, natychmiast postanowił zaprosić go do współpracy. Doskonała technika, « JazzPRESS, wrzesień 2013 |23 ucznia samego Billy’ego Taylora w zakresie ści. Drugą autorską kompozycją Christiana interpretacji zarówno bluesa jak i bebopu, McBride’a jest na Out Here klimatyczna bal- zachwyciła McBride’a do tego stopnia, iż lada: „I Guess I’ll Have To Forget”, znana już stało się to jedną z bezpośrednich przyczyn z wcześniejszej rejestracji przed trzynastu powołania do życia obecnego składu. laty (płyta Sci-Fi, 2000). Tu jednak poznaje- my jej wyjątkowy nastrój i atmosferę, dzięki Z wyborem perkusisty – do swego „tria ma- kameralnej interpretacji. rzeń” – McBride nie miał najmniejszego problemu. Wybór padł na współpracują- Utrzymany w średnim tempie „Easy Wal- cego już z basistą laureta Grammy Award, ker” to kompozycja, w której pianista skła- Ulyssesa Owensa Jr., który już wcześniej po- du – Christian Sands – oddaje hołd swemu jawił się na płycie big bandu kontrabasisty mentorowi Billy’emu Taylorowi – twórcy tej (The Good Feeling’, 2011), a wraz z McBridem jazzowej miniaturki. Impresyjny charakter i Sandsem usłyszeć mogliśmy go już na jego jest domeną wspaniałej interpretacji jedne- autorskiej płycie Unanimous. go z dwóch tematów spółki Rogers-Ham- merstein zamieszczonych na płycie My W programie płyty znajdziemy zarówno Favourite Things. Niemal fizycznie wyczu- autorskie kompozycje basisty, jak i standar- walna przestrzeń towarzyszy nam w trak- dy z przepastnej teki american songbook, ta- cie bitych 9 minut trwania nagrania. Każdy kich kompozytorów jak: Oscar Peterson czy miłośnik jazzu, który mógł przed przesłu- spółka Rogers-Hammerstein. Całość oscylu- chaniem płyty zniechęcić jej „spis treści”, je wokół stylistyki klasycznego tria fortepia- z którego wynika, iż McBride – wzorem nowego zahaczając o swing i bluesa. „Ham dziesiątek poprzedników – również sięgnął Hocks and Cabbage” otwierający album tria po kompozycje z ogranego do bólu w ostat- to ozdobiony świetną melodyką bebopowy nich latach cyklu „amerykański śpiewnik”, blues oparty na „kroczących” partiach kon- musi w tym wypadku skapitulować. Podob- trabasu z doskonale synkopującą perkusją nie jest podczas tematu „East of the Sun (and Owensa. To pierwsza okazja do zasłuchania West of the Moon)”. To jednak rodzaj hołdu się w szerokie pasaże fortepianu nastolet- ze strony basisty w stronę największych in- niego odkrycia McBride’a, jakim jest Chri- terpretatorów tego standardu: Franka Sina- stian Sands. McBride doskonale uchwycił try, Elli Fitzgerald, Carmen McCrae czy Nat tu klimat tak ukochanego przez niego jazzu King Cole’a. przełomu lat 50. i 60. Temat – „Hallelujah Time” Oscara Petersona – w kameralnej Galopujący temat „Cherokee” to blisko 6 mi- interpretacji nic nie traci z klimatu gospel, nut, podczas których każdy z instrumenta- w jakiej to konwencji znany jest od dziesię- listów tria jawi nam się jako wyjątkowy im- cioleci. Ciekawie brzmi w połowie utworu prowizator, nieograniczony jakimikolwiek wirtuozerska partia grana przez McBride’a barierami stylistycznymi. Odrobina szaleń- smyczkiem. Odważne akordy fortepianu stwa? Jak najbardziej się należy. i soczyste partie perkusji dopełniają cało- » 24| Recenzje

Pięknie wybrzmiewa – zagrany techniką Natalie Cole – En Espanol arco – temat „I Have Dreamed” (Rogersa i Hammersteina). McBride kreuje główną linię melodyczną przy dyskretnym akom- paniamencie pozostałych instrumentali- stów, by w trzeciej minucie odłożyć smyczek i oddać berło Sandsowi grającemu tu jedną z najpiękniejszych partii fortepianu na ca- łym albumie.

Arco powraca w trzeciej części wraz z głów- nym motywem melodycznym w cudownym kojącym stylu. To jedne z najpiękniejszych minut płyty. „Who’s Making Love” na sam koniec niemal wyrywa nas z iście relaksują- cego klimatu, porywając funkującą rytmiką nawiązującą do stylistyki największych mi- Wydawnictwo: Verve Music/ Universal Music Polska strzów gatunku, jacy zawsze stanowili dla McBride’a inspirację. Doskonałe zakończe- nie albumu. Natalie Cole potrafi, jak mało która wokalist- ka, rozsiewać w swoich utworach niezwykły Na Out Here najzwyczajniej nie ma słab- rodzaj magii. Jej wrodzona swoboda, nieod- szych momentów bądź wyróżniających się łączna lekkość, nieomylny instynkt i artyzm z całości fragmentów. To po prostu płyta wielkiej miary, bezsprzecznie mają swój pe- perfekcyjna pod każdym względem. Cieszę łen wyraz.. Z jej muzyki emanuje zarówno się, iż mam okazję w czasie rzeczywistym drapieżny rhythm and blues, soul jak i jazz. być świadkiem ukazania się albumu, jaki Jako artystka, której dokonania mają wpływ winien z upływem nadchodzących dziesię- na świat muzyczny od debiutu w 1975 roku, cioleci dołączyć do grona klasycznych płyt wokalistka wniosła do muzyki nietuzinko- jazzowych, a w dalszej przyszłości zasilić we produkcje, które przyniosły jej poważne jazzowy kanon wszechczasów. Ponieważ osiągnięcia. Będąc córką jednego z najważ- najprawdopodobniej już tego nie doczekam niejszych wokalistów, od najmłodszych lat – dołączam już teraz w mojej subiektyw- miała styczność z muzyką jazzową i soulo- nej ocenie Out Here do płytowego kanonu wą. Jej muzyczne dziedzictwo, w połączeniu wszechczasów. z miłością do muzyki popularnej, rockowej, R&B i gospel, złożyły się na wysoce charak- Robert Ratajczak terystyczny i osobisty styl wokalny. W latach [email protected] 80. przeżywała poważny kryzys uzależnienia www.longplay.blox.pl narkotykowego, z którego wyszła po długich

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |25 terapiach odwykowych. Przełomowym okre- je jako Medley. Sięga po znane utwory z kla- sem był rok 1987, wtedy artystka nagrała jeden sycznego latynoskiego repertuaru, począw- z najlepszych albumów w muzyce jazzowej szy od kompozycji Luiza Bonfy „Manana De swojej kategorii – Everlasting, który rozszedł Carnaval”, Osvaldo Farresa „Quizas, Quizas, się na całym świecie w ilości 2 milionów eg- Quizas”, Carlosa Sardela i Alfredo Le Pera „El zemplarzy. To z niego pochodzą chociażby ta- Dia Quo Me Quieras”. Dzięki producento- kie hity, jak: „Jump Start”, „I Live For Your Love” wi – Rudy Perez’owi – w czterech utworach czy Springsteenowski „Pink Cadillac”. Spo- śpiewa w duetach: z Juan’em Luis’em Guerrą ry sukces odniosła piosenka „When I Fall In jego autorską kompozycję („Bachmata Rosa”), Love” z repertuaru jej ojca, dzięki której dwa z Arthur’em Hanlon’em wykonuje słynny te- lata później nagrała płytę życia, Unforgettab- mat legendarnego kubańskiego muzyka Tito le… With Love, w którym wirtualnie zaśpiewał Puente („Oye Como Va”), w który wplata czte- legendarny Nat „King” Cole. Wachlarz – wy- ry inne tamaty „La Ultima Noche” Bobby’ego śpiewany mruczącym głosem Natalie – naj- Collazo, „Quien Sera” Pablo Beltrana Ruiza, słynniejszych kompozycji ojca przyniósł wo- „Yo Quiero Contigo Bailar” Rudy’ego Pereza kalistce aż 7 nominacji do Grammy Award, i „Guajira” Davida E. Browna. Ciekawostką jest a sam album rozszedł się w ponad 5 milio- duet z Andreą Bocelli’m, z którym śpiewa kla- nach kopii i to tylko za oceanem. Późniejsze syk Consuelo Velazquez „Besame Mucho”. Nie nagrania nie były już tak zaskakujące. W ko- mogło zabraknąć w tym zestawie tego naj- lejnej dekadzie artystka nagrała kolejne albu- ważniejszego duetu (wirtualnego) z własnym my: Ask A Woman Who Knows (2002) oraz Lea- ojcem – Nat King Cole’em („Acercate Mas”) – vin ( 2007), gdzie zmierzyła się ze standardami autorstwa Osvaldo Farresa, z przepiękną grą muzyki pop, soul i rock, sięgając po kompozy- na kontrabasie Chucka Bergerona. I udzia- cje z repertuaru Kate Bush, Arethy Franklin łem Miami Symphonic Studio Orchestra p/d i Neila Younga. Tytuł najnowszej płyty – En Alfredo Oliwa. Wśród tych znanych i mniej Espanol, powstałej przy udziale latynoskiego znanych postaci muzyki latynoskiej ze swo- pianisty i zarazem producenta albumu (Rudy ją nieodzowną trąbką pojawił się Chris Botti Pereza) – już wiele wyjaśnia. Podobnie jak jej w utworze „Yo Lo Amo”, bardziej znanym jako słynny ojciec tak i Natalie Cole sięgnęła po la- „And I Love Him” spółki Lennon/ McCartney, tynoski repertuar, śpiewając je w tamtejszym który jak zawsze fantastycznie rozbujał ten te- języku. Już po pierwszym utworze – „Frenesi”, mat wspólnie z saksofonistą Mike’em Brigno- autorstwa Alberto Borrasa Domingueza – sły- lą. Natalie Cole zamyka swój latynoski album chać wyraźnie jak oddaliła się od soulowego kompozycją Josepha Maria Lacalle „Amapo- klimatu, do którego przyzwyczaiła nas przez la” z udziałem gitarzysty Briana Monroneya. lata. W podobnej konwencji utrzymane są Płyta Es Espanol ma swoje plusy i minusy. Jak niemal wszystkie utwory, choć z małymi wy- sama mówi o tym krążku „jest wyrazem cią- jątkami. Cole zgrabnie połączyła dwa tematy głej potrzeby odkrywania nowych dróg mu- autorstwa Armado Manzanero „Voy A Apa- zycznej ekspresji”. gar La Luz” i „ Contigo Aprendi” wykonując Andrzej Patlewicz » 26| Przewodnik koncertowy RadioJAZZ.FM i JazzPRESS zapraszają na koncerty

JAZZOWE CZWARTKI Z GWIAZDĄ JAZZOFFON

Adam Bałdych & Pa- Przepraszam, gdzie weł Kaczmarczyk wy- tu się gra jazz? stąpią w ramach cy- W Domu Kultury Ra- klu Jazzowe czwartki kowiec na warszaw- z gwiazdą. Pomysł skiej Ochocie zabrzmi duetu zrodził się po zupełnie inny jazz. Po to, by szersza pub- raz czwarty odbędzie liczność mogła po- się JazzOffOn, czy- znać ich twórczość. li projekt skupiający Nowym, wspólnym najwybitniejszych projektem będzie przedstawicieli jazzo- forma gdzie nieograniczone możliwości artystyczne wej sceny eksperymentalnej. W programie pokaz fil- będą fundamentem do improwizacji i poszukiwań no- mu „Miłość” w reżyserii Filipa Dzierżawskiego, dysku- wych współbrzmień oraz technik. Muzycy wypraco- sja o polskim „yassie” oraz koncert Tymon Tymański & wali niezwykłą komunikację artystyczną sprawiając, iż The Transistors. intuicyjnie potrafią przemierzyć niesamowite rejony muzyczne.

MEMORIAL TO MILES COHERENCE QUAR- Festiwal, na którym TET W SJC prezentowany jest Po latach współtwo- zarówno jazz trady- rzenia różnych pro- cyjny, jak i różnorod- jektów muzycznych ne trendy i odmiany z udziałem najwybit- pojawiające się w tej niejszych artystów, muzyce na prze- saksofonista Łukasz strzeni ostatnich lat. Kluczniak, kontraba- Nie jest to herme- sista Marcin Lamch, tycznie zamknięta pianista Robert Jar- całość, a wręcz prze- mużek stworzyli ze- ciwnie – wydarzenie pełne „muzycznej otwartości” spół, w którym nie goszczą, a są „domownikami” przeznaczonej dla szerokiej grupy słuchaczy.Termin – 19. września zagoszczą w Śląskim Jazz Clubie. każdej z edycji związany jest z rocznicą śmierci ge- Wykonywaną przez kwartet muzykę trudno sklasyfi- nialnego wirtuoza trąbki. kować jako konkretny gatunek muzyczny, dominują w niej elementy dalekiego wschodu, współczesnego akustycznego jazzu, zwłaszcza nurtu free, muzyki etnicznej.

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |27 RadioJAZZ.FM i JazzPRESS zapraszają na koncerty PARDON, TO TU MOKOTOW JAZZ FEST Na bezkonkurencyj- 2 października w ra- nej scenie w kraju mach drugiej edycji pod względem mu- Mokotów Jazz Fest zyki improwizowa- wystąpi trio Pawła nej i freejazzowej Kaczmarczyka. Mu- wrzesień zapowiada zycy zaprezentują się bardzo cieka- kompozycje z pły- wie. Usłyszycie m.in. ty Complexity in Sim- Percussion Quartet plicity wydanej na- – Dave Rempisa, czy kładem prestiżowej ciekawy program wytwórni ACT Music. Festival New Music for Old Instruments [Jozef Van Podczas koncertu pojawiają się również kompozycje Wissem (USA)/ Cam Deas(UK)/ Blood on a Feather z kolejnej płyty Pawła Kaczmarczyka. (DK)] Polecamy!

JAZZ i OKOLICE ERA JAZZU Festiwal Muzyki Im- 7 października na prowizowanej – jaZZ jedynym koncercie i Okolice / jaZZ & Bey- w Polsce przedsta- ond jest bezpośrednią wi się amerykańska kontynuacją cyklicz- grupa SEX MOB, jed- nej imprezy muzycz- na z ciekawszych for- nej, realizowanej pod macji nowojorskiego tym samym tytułem jazzu. To grupa ele- od 9 lat w Katowi- gancki kwartet w sta- cach. W tym roku rym stylu, złożony start już 29 września, ze światowej sławy a w programie m.in. Uri Caine, John Abercrombie, muzyków. Liderem kwartetu jest Steven Bernstein Jim Black, John Scofield i wielu innych! – wirtuoz trąbki suwakowej, kompozytor, aranżer, li- der wielu zespołów i artystycznych projektów daleko JAZZ PO POLSKU – BERLIN wykraczających poza muzyczne konwencje.

Festiwal JAZZ PO POLSKU jest cyklicznym wydarze- niem prezentującym polską, scenę jazzową poza granicami kraju. Tym razem Festiwal odbędzie się w Berlinie w terminie 4-6 października, jest współor- ganizowany przez Instytut Polski w Berlinie, Funda- cję Współpracy Polsko Niemieckiej, Fundację Plate- aux oraz Instytut Adama Mickiewicza.

» 28| Przewodnik koncertowy

fot.Roch Siciński

Gdańskie Noce Jazsowe

Dominik Bukowski

Gdańskie Noce Jazsowe to festiwal szczególny. Może niewielki i nie- zbyt znany w kraju, ale za to bardzo sympatyczny i właściwie cał- kowicie otwarty dla publiczności. Bilety kosztują, bowiem jedynie, symboliczne 5 zł za jeden wieczór, w czasie którego można posłu- chać nawet trzech zespołów. Ponadto całość ma charakter nieco piknikowy, ponieważ odbywa się pod gołym niebem, w otoczeniu lasu, a publiczność siedzi na drewnianych balach, kocach i krzeseł- kach turystycznych, popijając napoje orzeźwiające i zagryzając je kiełbaskami z grilla. Oczywiście dobór wykonawców i prezentowa- Kacper Pałczynski nych stylów muzycznych musi być dostosowany do takiej formu- [email protected] ły i luźnej atmosfery, o czym na szczęście organizatorzy pamiętali również w tym roku. Podczas tegorocznej edycji dodatkowo dopisa- ła pogoda, deszcz nie padał nawet przez chwilę, a jak na trójmiej- skie warunki, było nawet dość ciepło. Połączenie wszystkich tych czynników sprawiło, że do Teatru Leśnego we Wrzeszczu przybyło wielu miłośników improwizowanych dźwięków.

Trzydniowy festiwal otworzyło słowackie AMC Trio (Peter Adam- kovic – p., Martin Marincak – b., Stanislav Cvanciger – dr.), z którym gościnnie wystąpił gdański saksofonista – Maciej Sikała. Muzycy zza naszej południowej granicy zaprezentowali bardzo przystęp- ną konwencję fortepianowego tria. Ich autorskie kompozycje nie

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |29 skrzyły się może od harmonicznych fajer- werków, ale za to eksponowały zgrabne melodie. Można śmiało nawet stwierdzić, że na twórczość AMC Trio wpływ ma nie tylko bogata historia jazzu i doświadcze- nia wielu znakomitych zespołów grających w identycznym składzie instrumentalnym, ale także na przykład muzyka pop. Od razu trzeba jednak zastrzec, że to, co zapropono- wali Słowacy było może lekkie i proste, lecz wcale nie banalne. Ponadto istotną zaletą AMC Trio jest świetne zgranie i wzajemne zrozumienie muzyków tworzących ten ze- spół. Obawiam się jednak, że występ same- go tria mógłby okazać się nieco monotonny. Dlatego dobrze się stało, że dołączył do nie- go Maciej Sikała. Jego gra nieco rozruszała muzykę Słowaków, choć odniosłem wraże- nie, że nasz saksofonista był w swoich im- prowizacjach trochę zbyt ostrożny. Piotr Schmidt

AMC Trio było, co prawda, jedynym zagra- Siciński fot.Roch nicznym zespołem tegorocznych Gdańskich Nocy Jazsowych, ale w piątkowy wieczór także pozostałe składy dopełniali w istotny Pierwszy dzień festiwalu zakończył nato- sposób obcokrajowcy. Najpierw na scenie miast zespół, którego chyba już nikomu pojawił się Damięcka & Licak Quartet (Ilo- z polskich jazzfanów przedstawiać nie trze- na Damięcka – p., voc., Tomasz Licak – ts., Ri- ba, a więc Full Drive Henryka Miśkiewi- chard Anderson – b., Rasmus Schmidt – dr.), cza. Konkretnie jego trzecia odsłona, którą który współtworzyła duńska sekcja rytmicz- oprócz lidera tworzą Marek Napiórkowski na. Zespół zaproponował gdańskiej publicz- – g., Robert Kubiszyn – bg. oraz Michał Miś- ności muzykę jazzową z dużą ilością prze- kiewicz – dr., a także gość specjalny – Micha- strzeni. Skandynawskie inspiracje sprawiły el „Patches” Stewart – tp. Myślę, że wszyscy jednak, że trochę zabrakło gorętszych emo- słuchacze oswoili się już z bardziej stono- cji, a cały koncert mógłby mieć nieco więcej wanym i mniej żywiołowym charakterem dramaturgii. Ze wszystkich członków kwar- tego zespołu, w porównaniu do jego wcześ- tetu zdecydowanie największe wrażenie niejszych generacji, mimo to nadal pozosta- zrobił na mnie Tomasz Licak, który na teno- je on jednak grupą świetnie przyjmowaną rze dysponuje bardzo dojrzałym tonem. przez szeroką publiczność. Podobnie było

» 30| Przewodnik koncertowy

i tym razem. Muzycy z kolei brzmieli zna- stanowił udane urozmaicenie wieczoru, komicie. Słychać było również, że grają już ponieważ muzycy zagrali akustyczny, stu- ze sobą długo i wspaniale się rozumieją. procentowy jazz. Do tego każdy z członków tria jest przecież znakomitym instrumenta- Tradycją Gdańskich Nocy Jazsowych są listą, dzięki czemu muzyka płynęła ze sce- organizowane co roku – w czasie jednego ny w sposób całkowicie niewymuszony. z wieczorów – benefisy jazzmanów związa- Jedynie Tomasz Łosowski zdawał się nieco nych z trójmiastem. Tym razem swoje świę- tłumić swoje emocje na potrzeby przyję- to miał pochodzący z Gdańska kontrabasi- tej przez zespół konwencji, jednak dał im sta: Mariusz Bogdanowicz. To właśnie jemu upust w kończącym koncert „On Green Dol- w przeważającej mierze poświęcony został phin Street”, gdzie partnerzy wypuścili go sobotni wieczór w Teatrze Leśnym, na który na dynamiczne i widowiskowe solo. przybyło wielu muzyków, niestety mnie nie udało się tam dotrzeć. Na zakończenie wieczoru i całego festiwa- lu wystąpiła grupa Laboratorium (Marek W ostatni dzień festiwalu zaprezentowały Stryszowski – voc., as., Marek Raduli – g., się zespoły elektryczne. Jako pierwszy wy- Janusz Grzywacz – keyb., Krzystof Ścierań- stąpił trębacz Piotr Schmidt i jego Electric ski – bg. i Grzegorz Grzyb – dr.). Tym razem Group (Wojciech Myrczek – voc., Tomasz w jazz – rockowej stylistyce było zdecydo- Bura – keyb., Michał Barański – bg i Se- wanie więcej rocka. Gdyby tylko Teatr Leś- bastian Kuchczyński – dr.), który miałem ny w Gdańsku miał dach, to z pewnością okazję zobaczyć na żywo po raz pierwszy. po pierwszych frazach zespołu wyleciałby Zespół zagrał bardzo dojrzałą mieszankę on w powietrze. Muzycy zagrali bowiem jazzu i rocka z domieszką funku, przy czym z wielką energią i prawdziwym rockowym w przewadze cały czas pozostawał jazz. Każ- czadem. Do tego „Laboratorium” stanowi dy z członków zespołu miał przy tym okazję naprawdę jednolity organizm, który pracu- pokazać pełen zakres swoich umiejętno- je w sposób bardzo precyzyjny i dynamicz- ści, co też skwapliwie wykorzystał. Było to ny. Publiczność gorąco przyjęła występ tej mocne i energetyczne otwarcie wieczoru, grupy i trzeba przyznać, że było to mocne pozbawione jednak taniego efekciarstwa zakończenie tegorocznej edycji Gdańskich i niekontrolowanej żywiołowości, które by- Nocy Jazsowych. wają częstymi cechami zespołów grających fusion. Kacper Pałczyński

Drugim zespołem, jaki zaprezentował się trzeciego dnia festiwalu, było trójmiejskie Orange Trane Acoustic Trio (Dominik Bukowski – vib., Piotr Lemańczyk – b., To- masz Łosowski – dr.). Koncert tej formacji

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |31

Druga edycja Festiwalu Jazzbląg za nami!

Druga edycja Festiwalu Jazzbląg przeszła Bartek Krzywda zaprezentował materiał już do historii. Wysłuchaliśmy 16 koncer- z płyty Jazy, na której gości spora dawka tów różnorodnych wykonawców, mogli- elektroniki. Krzysztof Krakowski udo- śmy doświadczyć wielu ciekawych odcieni wodnił, że waltornia doskonale sprawdza jazzu. Od 14 do 21 lipca Elbląg żył muzyką. się w jazzowym repertuarze. Jerzy Małek z kwartetem zaprezentował swój autor- Festiwal rozpoczął 14 lipca koncert zespo- ski materiał, a wtedy jeszcze nie wiedzie- łu Pink Freud w klubie Mjazzga i było to liśmy, że to nie jedyny jego występ na Fe- naprawdę godne otwarcie – poprzeczka stiwalu. Dominik Bukowski promował poszybowała wysoko. Składowi Wojtka nową płytę, nagraną z towarzyszeniem Mazolewskiego nie można było odmówić pianisty Sri Hanuragi, która lada moment energii, żywiołowości i pasji, jak i muzycz- ujrzy światło dziennie. Ten skład mogli- nego kunsztu. Rock, punk i jazz z płyty śmy także usłyszeć drugiego dnia podczas Horse & Power składały się w jedną me- występu Krystyny Stańko. Koncert zakoń- lodyjną i spójną całość. Mogliśmy także czyło wspólne wykonanie hejnału Elbląga przedpremierowo usłyszeć utwór „Godzil- w aranżacji Bartka Krzywdy. Byłoby miło la”, który swoją oficjalną premierę miał gdyby tę wersję hejnału można było sły- 17 lipca w Warszawie. Koncert, mimo kil- szeć w każde elbląskie południe. Środowy kukrotnych bisów, oczywiście pozostawił koncert był chyba do tej pory jedynym ta- niedosyt. kim spotkaniem elbląskich muzyków na jednej scenie. Koncerty w Galerii EL zainaugurował wy- stęp muzyków z elbląskim rodowodem. Koncerty czwartkowe rozpoczęły się li- Na scenie zagościła różnorodność i prze- rycznie – Krystyna Stańko zaprezentowała mieszały się składy, złożone z najlepszych utwory z płyty Kropla Słowa, która zdoby- obecnie muzyków jazzowych: Aleksan- ła tytuł Płyty Roku 2012 miesięcznika Jazz der Kamiński, Przemysław Jarosz, Marcin Forum oraz płyty Secretly, zawierającej Gawdzis, Piotr Lemańczyk, Tomasz Sowiń- aranżacje utworów Petera Gabriela. Towa- ski, Jarosław Stokowski czy Leszek Kuła- rzyszyli jej: Dominik Bukowski, Przemy- kowski. sław Jarosz, Piotr Lemańczyk oraz Irene- usz Wojtczak – niespodzianką był udział Zespół pod wodzą Szymona Zuehlke po- w koncercie Sri Hanuragi. Wiersze Wisła- kazał, że jazz to nie tylko standardowe wy Szymborskiej, Haliny Poświatowskiej instrumentarium – Aleksandr Kozyrev, czy Tomasza Jastruna doskonale korespon- grający na instrumentach perkusyjnych dowały z muzyką Dominika Bukowskiego oraz Krzysztof Jaworski z digeridoo, dodali i na pewno stanowiły wytrawny początek niewątpliwie kolorytu całemu występowi. wieczoru. Po tym delikatnym występie na

» 32| Przewodnik koncertowy

Adam Bałdych

scenie zagościł sekstet Michaela Patchesa ty Imaginary Room oraz zupełnie nowe, Stewarta, który pokazał diametralnie inne świeżo skomponowane utwory. O Adamie oblicze jazzu. Funk, jazz, groove – to wszyst- Bałdychu często mówi się jako o jazzowym ko bujało publiczność. Grający w zespole diable, jednak po tym koncercie zdecydo- – Grzech Piotrowski – na saksofonie, Poo- wanie można powiedzieć, że jest czaro- gie Bell – na perkusji, Hadrien Feraud – na dziejem – publiczność słuchała w zupeł- basie, Paweł Kaczmarczyk – na instrumen- nej ciszy, patrząc z jaką pasją Adam grał na tach klawiszowych i Marek Napiórkowski skrzypcach. – na gitarze – spowodowali, że gotyckie mury drżały, a zgromadzona publiczność Trzeciego dnia napięcie rosło od pierw- nie pozwalała zejść im ze sceny. Goście wy- szego koncertu po to, żeby na koniec wy- chodząc z sali, w większości mieli wypieki buchnąć energią wulkanu Brenda. Dzień na twarzy. Po tak dynamicznym i mocnym rozpoczął spokojny, bardzo wyszukany koncercie nadszedł czas na rozluźnienie koncert tria RGG, które zaprezentowało i totalnie inne emocje, które zapewnił materiał z płyty Szymanowski, zawierają- Adam Bałdych i jego kwartet z Vernerim cej utwory inspirowane twórczością kom- Pohjola na trąbce. Wchodząc do Galerii pozytora. To muzyka, która wymaga sku- EL, Adam stwierdził, że to idealne miejsce pienia i idealnie nadawała się do wnętrza na jego muzykę i nie było w tym ani krzty Galerii EL, gdzie wybrzmiała kompletnie, przesady. Usłyszeliśmy kompozycje z pły- co niewątpliwie było zasługą doskonałego

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |33

fot. www.michalkalbarczyk.com warsztatu muzyków oraz wspierającej ich chali ludzie z odległych zakątków Polski, ekipy akustyków. Koncert Arilda Ander- którzy mieli przyjemność być na innych sena jeszcze dzień wcześniej stał pod zna- koncertach Brendy i jej składu i wiedzie- kiem zapytania, gdyż na lotnisku zaginął li, że nie będzie to typowo jazzowy występ. instrument muzyka, jednak szczęśliwie Mogliśmy posłuchać jazzu, funku, latino drugiego dnia dotarł do Elbląga. Kolejny czy soulu, a koncert przerodził się w im- skład z Grzechem Piotrowskim na sakso- prezę taneczną. Temperamentu wokalist- fonie udowodnił swój kunszt przy mniej- ki nie poskromiła nawet kontuzja. Dyna- szym instrumentarium, niż grający dzień miczne melodie i niezwykła charyzma wcześniej zespół Patchesa Stewarta. Nie Brendy sprawiły, że pod koniec koncertu bez powodu muzycy jazzowi ze Skandyna- pod sceną tańczyła cała publiczność, łącz- wii są uznawani za najlepszych na świe- nie z artystką, która zeszła do rozbawione- cie – na scenie mieliśmy oprócz Arilda An- go tłumu. Piątkowy wieczór zakończony dersena także Paolo Vinaccie – perkusistę, został w iście imprezowym stylu. mieszkającego w Norwegii już od ponad 30 lat i rzeczywiście widzowie mogli słuchać Czwarty dzień był chyba najbardziej ocze- ich kompozycji bez końca. Na zakończenie kiwanym przez publiczność i cieszył się piątkowego wieczoru sceną i publicznością największą popularnością. Na scenie jako totalnie zawładnęła Brenda Boykin wraz pierwsi pojawili się muzycy Elbląskiej z Club des Belugas. Na ten koncert przyje- Orkiestry Kameralnej, chwilę później

» 34| Przewodnik koncertowy

Michał Urbaniak, Arek Skolik, fot. www.michalkalbarczyk.com

dołączył do nich Atom String Quartet. ryków, którzy każdym swoim występem Przez godzinę można było posłuchać kla- udowadniają, że jazz brzmi dobrze także sycznych standardów jazzowych w aran- w wykonaniu symfonicznym lub kame- żacji na kwartet i orkiestrę kameralną. ralnym. Michał Urbaniak, był drugim po Całemu przedsięwzięciu przewodniczył Leszku Możdżerze, najczęściej wymienia- Marek Moś, dyrygent elbląskiej Orkie- nym artystą, którego chciała zobaczyć na stry. Podczas koncertu Atom String Quar- scenie ubiegłoroczna jazzblągowa publicz- tet mogliśmy usłyszeć utwory z wydanej ność. W tym roku spełniliśmy to marzenie w ubiegłym roku płyty Places, ale nie tyl- i w sobotę około godz. 21 na scenie zagościł ko. W programie znalazły się sztandaro- jeden z najpopularniejszych i najbardziej we kompozycje członków zespołu, m.in. docenianych polskich jazzmanów. Miłym „Manhattan Island” – Mateusza Smoczyń- akcentem była obecność w składzie mu- skiego, „Iława” – Krzysztofa Lenczowskiego, zyków Jerzego Małka, elbląskiego tręba- „Too Late” – Michała Zaborskiego, a także cza, którego mogliśmy zobaczyć na scenie premierowa kompozycja Dawida Lubo- także pierwszego dnia Festiwalu. Ze sceny wicza – „Za wcześnie”, wszystkie w aran- płynęły dźwięki bardzo charakterystyczne żacjach samych kompozytorów. Występ dla Urbaniaka: hip-hopowy bit, energiczne nie pozostawił wątpliwości, że mieliśmy skrzypce, doskonały bas Otto Williamsa – do czynienia z laureatami dwóch Fryde- można było naprawdę poczuć klimat No-

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |35

Sri Harunaga, fot. www.michalkalbarczyk.com wego Jorku. Na kilka utworów na scenie Festiwalu, a muzycy wyjeżdżali z Elbląga zagościła Mika Urbaniak wraz z Victorem z bardzo pozytywnymi wspomnieniami – Daviesem, prezentując utwory zarówno dopisała zarówno publiczność, którą Mi- z autorskiej płyty jak i nowy, niepubliko- chał Urbaniak określił mianem „piątego wany jeszcze materiał. Oczywiście nie oby- instrumentu” w kwartecie, jak i pogoda, ło się bez bisów. Michał Urbaniak gościł już która pozwoliła na pełne wykorzystanie w Elblągu 12 lat temu, a tegoroczny koncert oferty okołofestiwalowej. W tym roku tak- tylko potwierdził jego klasę. że pytaliśmy publiczność o preferencje – oddano blisko 100 ankiet, z których jasno Niedzielny Jazz dla dzieci zgromadził pod wynika, że najbardziej oczekiwane są już sceną gromadkę najmłodszych meloma- znane jazzowe nazwiska: Wojciech Karo- nów, uzbrojonych w instrumenty, wytwo- lak, Urszula Dudziak czy Leszek Możdżer. rzone podczas wcześniejszych warszta- Miejmy nadzieję, że uda nam się zreali- tów. Dzieci poznały słowo „improwizacja” zować te marzenia lub ich część, podczas i podczas całego koncertu udowadniały, że trzeciej edycji festiwalu Jazzbląg w 2014 r. są w tym najlepsze. Beata Branicka Wnętrze Galerii EL, choć wymagające, ponownie okazało się wartością dodaną

» 36| Przewodnik koncertowy

Krew, pot i łzy – czyli relacja z pierwszego koncertu Petera Brötzmanna w Pardon, To Tu

Krew, pot i łzy – tak moglibyśmy podsumować pierwszą odsłonę „2 Nights with Peter Brötzmann”. A wszystko za sprawą niebywałego wręcz, pogodowo-muzycznego, bardzo intensywnego miksu. Upał na zewnątrz, bardzo wysoka frekwencja w klubie – to wszystko uniemożliwiło swobodne oddychanie i ograniczyło radość z muzy- ki, która wybrzmiała tego dnia w warszawskim Pardon, To Tu.

Pomimo tych utrudnień, warto jednak było się pomęczyć, by móc po raz kolejny usłyszeć Petera Brötzmanna. Tym bardziej, że u jego boku pojawili się: Mike Majkowski (kontrabas), Jerzy Mazzoll (klar- net), Ray Dickaty (saksofon) oraz Paweł Szpura (perkusja). Niemie- cki saksofonista sprawdził się w roli przywódcy, ale myli się ten, kto sądzi, że pozostali muzycy jedynie asystowali słynnemu rzeźnikowi z Remscheid. Wręcz przeciwnie, zgromadzeni na małej scenie, ar- tyści nawiązali równorzędny dialog ze swoim liderem, nieraz wy- kazując się dużym zaangażowaniem i inwencją twórczą.

Największym zaskoczeniem tego dnia była postawa Pawła Szpu- ry, którego gra na perkusji zazwyczaj odznacza się dużą plastycz- nością i umiejętnym operowaniem przestrzenią (Hera, Cukunft). Tym razem postawił jednak na dynamikę i ciężar, rozpędzając ze- spół i zachęcając do ognistych improwizacji, w których brylowa- li Brötzmann oraz (bardziej wycofany) Dickaty. O różnorodność Piotr Wojdat brzmieniową zadbał z kolei Mike Majkowski, który choć zbyt rzad- [email protected] ko dopuszczany do głosu, potrafił w ważnych momentach przejąć pałeczkę pierwszeństwa, inspirując kolegów do podążania wbrew lub z nurtem płynącego z głośników groove’u. Wiele ciepłych słów należy także powiedzieć o Jerzym Mazzollu, który także i tym razem pokazał, że nie zwykł chodzić utartymi ścieżkami. Jego sonorystycz- ne wtręty nadały muzyce mniej oczywisty kierunek i pozwoliły nie- jednokrotnie rozładować gorącą atmosferę.

Dzień później odbył się kolejny wieczór z muzyką Petera Brötzman- na. Sądząc po temperaturze za oknem i składzie, w którym zagrał, wrażenia raczej gwarantowane.

Piotr Wojdat « JazzPRESS, wrzesień 2013 |37

Jazz dwóch kontynentów

Letnia odsłona gitarowego cyklu – „Podróże po Strunach im. Marka Długosza” –rozpoczę- ła się 1 sierpnia koncertem zespołu Marcin Olak Trio, któremu towarzyszyła japońska wokalistka Akiko. Muzycy wystąpili we wroc- ławskim Imparcie, prezentując oryginalne połączenie tradycji jazzowej Europy i Azji.

Trio Marcina Olaka to jeden z najbardziej charakterystycznych polskich zespołów jazzowych, wyróżniający się oryginalnym brzmieniem. Jego znakiem rozpoznawczym jest połączenie jazzowej improwizacji z mu- zyką kameralną i gra na instrumentach aku- stycznych. Marcin Olak jest także jednym z nielicznych gitarzystów, grających jazz na fot. Julian Olearczyk gitarze klasycznej i akustycznej. Jeśli dodamy do tej charakterystyki lidera znakomity ze- nieśli widzów i słuchaczy czwartkowego spół, w składzie: Krzysztof Szmańda (perku- koncertu w nieszablonowy świat azjatycko sja), Maciej Szczyciński (kontrabas), to uzy- -europejskiej subtelności i finezyjności im- skamy wymarzone trio, nie tylko dla Akiko. prowizowanej frazy muzycznej. Wokalistka ubrana w tradycyjne kimono nie tylko zna- Akiko to artystka, która nazywana jest ikoną komicie śpiewała. Zapowiadała również nowej ery jazzu w Japonii. W swoim repertu- wykonywane utwory, przedstawiała zespół arze ma ponad 500 standardów jazzowych(!), i dziękowała za brawa. Nietrudno się domy- jednak nie identyfikuje się tylko i wyłącznie ślić, że wypowiadanie polskich słów przez z tym gatunkiem muzycznym. Jest również Japonkę było dużym wyzwaniem, z którym docenianą producentką muzyczną, aranżer- Akiko radziła sobie z wdziękiem. Angiel- ką i autorką piosenek, jednak słynie głównie szczyzna i polszczyzna – nasycona akcen- z tego, że jako pierwsza japońska wokalistka tem azjatyckim – brzmiały intrygująco. nagrywa swoje płyty w prestiżowej wytwórni Verve Records. Wrocławski koncert był reje- Warto posłuchać tego materiału i rozko- strowany, więc możemy się spodziewać kolej- szować się niezwykłą wersją piosenki „Oczy nej płyty Akiko, tym razem nagranej z triem czarne” oraz bluesa wykonywanego przy Marcina Olaka. chóralnym wtórze zespołu.

Akiko wraz z triem Marcina Olaka, prze- tekst z wykorzystaniem materiałów prasowych: Dorota Olearczyk » 38| Przewodnik koncertowy

XVIII Letni Festiwal Jazzowy w Piwnicy pod Baranami

Lipiec to od lat – w Krakowie – nie tyl- ko miesiąc szturmu turystów, ale i czas, w którym ma miejsce jedno z najwięk- szych jazzowych świąt w tym mieście – Letni Festiwal Jazzowy w Piwnicy pod Baranami. Święto jazzu tradycyjnie ot- worzyła Niedziela Nowoorleańska, zaś już dzień później w sali koncertowej, nowo otwartego Małopolskiego Ogrodu Sztuki, odbył się otwierający oficjalnie festiwal koncert przedstawicieli jazzu europejskiego: kwartetu pochodzące- go z Luksemburga wibrafonisty Pasca- la Schumachera i duetu legendarnego już trębacza Enrico Ravy, z wschodzą- cą gwiazdą włoskiej pianistyki Giovannim Guidim. Schumacher ze swoimi towarzyszami zagrali bardzo melodyjny – oparty w dużej mierze o utwory z ostatniej płyty kwartetu (Bang My Can) – jazz, oscylujący pomiędzy lirycznymi dialogami lidera z pianistą Fran- zem von Schossym (m.in. w kompozycji „Water Like Stone”) a roz- pędzonym groove, którego najlepszym przykładem był tytułowy „Bang My Can”.

Mateusz Magierowski Enrico Rava, który zaprezentował się w duecie z młodym Giovan- mateusz.magierowski@ nim Guidim, mającym już za sobą płytowy debiut w wytwórni ECM, gmail.com zachwycił bezsprzecznie swym występem. Charakterystyczny, nie- co „przydymiony”, wyrazisty – zarówno w pełnych swady tematach, jak i melancholijnych monologach – ton jego trąbki często skręcał z pozornie utartych torów, wypełniając intensywną improwizacją zarysowywane przez Guidiego przestrzenie. Młody pianista nie tylko dotrzymywał kroku staremu mistrzowi, ale i nierzadko sam przejmował inicjatywę, imponując zwłaszcza w grze solowej.

Dwa tygodnie po koncercie Schumachera i Ravy miał miejsce pierw- szy z dwu występów wybitnych postaci współczesnego jazzu amery- kańskiego. W Kinie Kijów – wraz ze swoim kwartetem – 16 lipca wy- stąpił Branford Marsalis, prezentując m.in. utwory z ubiegłorocznej

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |39 płyty Four MF’s Playin’ Tunes. Wybrzmiały wybrzmiały utwory z ostatniej płyty mło- zatem m.in. monkowski „Teo” – z soczystą dego skrzypka Imaginary Room, m.in. „Vil- partią solową lidera, subtelne – „As Summer lage Underground”, w którym swoją kipiącą Into Autumn Slips”, w którym lirycznymi energią partią solową Bałdych nie pozosta- pasażami zachwycał Joey Calderazzo oraz wił żadnych wątpliwości, dlaczego jego sce- „Mighty Sword”, nasycone intensywną in- niczny przydomek to „Evil”. Po pojawieniu terakcją fortepianowego trio, któremu Mar- się na scenie – imponującego niesamowi- salis w pierwszej części koncertu pozostawił tym feelingiem – legendarnego bębniarza, wiele przestrzeni. Instrumentalna wirtuo- skrzypek wciąż zachwycał dynamiką i bez- zeria, improwizacyjny kunszt oraz swoboda kompromisowością swojej gry, kradnąc muzycznego dialogu dowodziły bezsprzecz- mimo wszystko Cobhamowi jego show. nie, że oto zgromadzeni w Kinie Kijów słu- chacze mają przed sobą jedną z najlepszych Przedostatni koncert festiwalu miał miejsce formacji jazzowych na świecie. w jego mateczniku – Piwnicy pod Barana- mi. Jeden z najbar- Krakowski Festiwal Krakowski Festiwal Jazzowy dziej kultowych kra- Jazzowy to nie tylko kowskich klubów to to nie tylko koncerty w otaczających koncerty w otacza- bez wątpienia odpo- jących Rynek klu- Rynek klubach czy salach centrów wiednie miejsce, by bach czy salach cen- kulturalnych, ale i popularyzacja przypomnieć i doce- trów kulturalnych, muzyki jazzowej w publicznej nić twórczość jednej ale i popularyzacja z najważniejszych przestrzeni Krakowa. muzyki jazzowej postaci „złotej ery” w publicznej prze- polskiego jazzu – An- strzeni Krakowa. Taką funkcję pełni od lat drzeja Trzaskowskiego. W sobotni wieczór, Noc Jazzu, której gwiazdą był w tym roku podczas koncertu poświęconego pamięci Billy Cobham – były członek The Mahavish- wybitnego pianisty, zagrały sekstety dwóch nu Orchestra, perkusista mający na swoim muzycznych towarzyszy Trzaskowskiego – koncie m.in. współpracę z Milesem Davie- Janusza Muniaka i Jana Ptaszyna Wróblew- sem podczas nagrania jego kultowego krąż- skiego. Koncert rozpoczął Muniak ze swym ka . Po rozgrzewce, urządzonej zespołem (Paweł Kaczmarczyk – fortepian, zgromadzonej na Małym Rynku publiczno- Sebastian Frankiewicz – perkusja, Marcin ści przez Nuevo Tango Ensemble i Funk the Ślusarczyk – alt, Tomasz Grzegorski – tenor), Nite, na scenę wkroczyli przedstawiciele serwując – ledwo mieszczącym się w kon- dwóch pokoleń polskiej sceny jazzowej: za- certowej sali Piwnicy – amatorom jazzu siadający za instrumentami klawiszowymi sporą dawkę soczystego swingu. W drugiej Adzik Sendecki i Adam Bałdych, którym części kompozycje Trzaskowskiego – za- towarzyszył niemiecki basista Wolfgang aranżowane przez Ptaszyna – zaprezen- Schmidt. Nim dołączył do nich Cobham, tował sekstet tego ostatniego, który prócz

» 40| Przewodnik koncertowy

lidera tworzyli: Jerzy Małek (trąbka), Hen- Jazz w lesie ryk (alt) i Michał (bębny) Miśkiewiczowie, Artur Dutkiewicz (fortepian) oraz Sławo- Sulęczyno, jak co roku, wita pięknym sło- mir Kurkiewicz (kontrabas). Muzycy per- necznym niebem. W oba koncertowe dni – fekcyjnie odnaleźli się w skomplikowanych od dość wczesnych godzin rannych, na estra- formalnie kompozycjach Trzaskowskiego, dzie (w parku nad jeziorem) trwają próby imponując jednocześnie improwizacyjną poszczególnych formacji. Fragmenty tych swobodą. W pamięć zapadł mi zwłaszcza prób są nawet lepsze niż wieczorem, w cza- dynamiczny, gęsty groove Henryka Miśkie- sie koncertu. Muzycy dają z siebie wszystko, wicza. Największe jednak oklaski należą się są na pełnym „luzie”. Wypróbowują także Panu Janowi, który odnalazł i zaaranżował aparaturę nagłaśniającą i poddają egzami- mniej znane utwory Trzaskowskiego, przy- nowi realizatora dźwięku. Oczywiście tym pominając festiwalowej publiczności mu- próbom towarzyszą zawsze najwierniejsi zykę swojego kolegi z „The Wreckers”. słuchacze.

Zwieńczeniem festiwalu był koncert – dru- Popołudniu, co bardziej przezorni, słucha- giej obok Marsalisa największej festiwalo- cze zajmują strategiczne miejsca na widow- wej gwiazdy – Ala Jarreau. I takim zwieńcze- ni, czasami takie same jak co roku. Powoli niem się stał. Pełna sala Opery Krakowskiej, zaczynają funkcjonować małosolne ogórki rozbawiona publiczność, burza oklasków i chleb z kaszubskim smalcem, że o piwie – wszystko dowodziło tego, że oto mamy już nie wspomnę! Starzy bywalcy festiwa- do czynienia z niezwykłym show. Właś- lu (w tym roku już osiemnastego) witają nie – show. Show w iście hollywoodzkim, się często pytaniem „A pan tu od ubiegłego popowym stylu przysłaniający nierzadko roku?”. Krajobraz psują trochę nadmuchi- muzyczne walory. Czasem i tych brakowało wane balony, walce i flagi sponsorów, no ale w wokalu Jarreau, momentami pokazują- cóż – mają oni swoje prawa. Znacznie lepiej cego jednak drzemiące w nim wciąż możli- komponują się z leśnym terenem zielone wości, jak chociażby w „Spain” – Chicka Cor- parasole piwne. rei czy w „Scootcha Booty”. Podsumowując – finał nieco rozczarował, ale sam festiwal O godzinie 19.30 ostatnia próbująca forma- wciąż trzyma swój wysoki poziom i potra- cja idzie zmienić stroje bardzo letniskowe fi zachwycić tak znakomitymi muzycznie na te nieco mniej luźne i jak zwykle o 20.30 wydarzeniami jak koncerty Ravy, Marsalisa (program przewiduje początek o 20.00) na czy Ptaszyna. estradę „Leśnego Dworu” wkraczają Jacek Leszewski i Przemysław Dyakowski, który Mateusz Magierowski od kilku lat zastępuje francuskiego polonu- sa – monsieur Leo, dysponującego ogromną „vis comica”.

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |41

Adam Czerwiński, Bill Neal, fot. Jerzy Bartkowski

Wydarzeniem pierwszego wieczoru był czystym, jasnym dźwiękiem, pokazał dużą oczywiście występ składu „European Jazz technikę, ostro frazował i mocno atakował Ensamble”. W całym secie uwagę zwracały w swoich partiach solowych. Pokazał także, kompozycje Jakubowskiego (m.in. bardzo że umie posłużyć się, kiedy trzeba, techniką udane „After Word”) oraz kompozycja Czer- artykulacji zwaną „staccato”. Na fortepianie wińskiego z dużą partią solową kompozyto- grał – czujący swing – Paul Kirby ze Szkocji, ra. Grzegorz Nagórski jest instrumentalistą zaś na kontrabasie – ogromnie doświadczo- z najwyższej światowej półki, bardzo słusz- ny – Martin Zenker (Niemcy). Poza konku- nie od dłuższego czasu cieszy się sławą naj- rencją, chyba nie tylko w Polsce, jest Adam lepszego polskiego puzonisty. Na festiwalu Czerwiński. Wie on, do czego służy każdy udowodnił, że także tuba jest mu bardzo po- element perkusji, potrafi grać w każdym słuszna. No ale, nie przypadkowo, już 30 lat metrum, ogromną klasę pokazuje grając temu G. Nagórski był laureatem „Złotej Tar- bardzo inteligentnie w sekcji oraz pokazu- ki”. Tadeusza Jakubowskiego słuchacze mieli jąc obłędną technikę i pełne zaangażowanie świeżo w pamięci z występu w składzie „He- w solówkach. A wszystko to robi jak gdyby avy Metal Sextet”, w ubiegłym roku także na od niechcenia, bez większego wysiłku. Oczy- estradzie „Jazzu w Lesie”. Tworzy on jedność wiście ten zespół musiał bisować! z altem, gra z ogromnym zaangażowaniem. Kiedy słucha się altu Jakubowskiego, nie Nad występami dwóch pozostałych formacji sposób nie wspomnieć słów legendarnego pierwszego wieczora można by w zasadzie Bunka Johnsona – Grać jazz znaczy mówić opuścić tzw. kurtynę milczenia. Z kronikar- z głębi własnego serca… Nie wolno ci kłamać…. skiego jednak obowiązku – były to forma- Damon Brown dysponuje na trąbce bardzo cje (lub „projekty” – to modne teraz słowo):

» 42| Przewodnik koncertowy

Piotr Wyleżoł, fot. Jerzy Bartkowski

Peter Weiss Cantus oraz Mike Russell Black niezłym showmanem, dość dobrym gita- Heritage. Głosy obu wokalistek pierwszego rzystą, ale już wokalistą raczej marnym. „projektu” – takie „więcej przepiękne”, jak W całym zaś projekcie nie było ani bluesa, powiedziałby kiedyś Brusikiewicz, ale nic ani salsy, ani gospel, ani reggae, ani jazzu poza tym. Paula Oliveira wykonała 3 portu- (szczególnie, bo festiwal był raczej „jazzo- galskie songi, zaś Hanna Rybka – 3 góralskie wy”), ani funky, ani rapu. Całość przypomi- piosneczki w stylu „Czemu żeś mnie matu- nała raczej mebel, który kiedyś nosił nazwę leńko za mąż wydała” i coś o wiankach na „radiola” i był skrzyżowaniem radia z gra- wodzie oraz opowiedziała z estrady kilka mofonem. A było to bardzo kiepskie radio góralskich, płaskich dowcipów, wcale do i bardzo kiepski gramofon (takie „wash and tego nie zachęcana. Ten występ był zdecydo- go”). Bisu również nie było. wanie pomyłką. Nie to miejsce, nie ta muzy- ka, nie ta bajka. Tak więc nawet znakomity Drugi dzień festiwalu, pogoda nadal wspa- drummer nie zrobi z takiego tworzywa do- niała, atmosfera jeszcze lepsza. Sporo słu- brej muzyki, nie mówiąc już o jazzie. O ze- chaczy już przy próbach Hanny Banaszak. spole trudno coś powiedzieć, tylko jeden ka- W czasie całego festiwalu – zresztą znacz- wałek całego seta był instrumentalny. Bisu na część widowni – to nie miejscowi, ani nie było. wczasowicze. Zdecydowana większość to ludzie, którzy na „Jazz w Lesie” przyjeżdża- W projekcie Mike`a Russella miała być mie- ją specjalnie, często z dość odległych stron szanina bluesa, salsy, gospel, reggae, jazzu, Polski. Przy próbach kwartetu Damięckiej – funky i rapu. Sam Russell oczywiście jest już prawie połowa widowni. W przypadku

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |43

ście do harmonii. Owocuje u tego muzyka współpraca z muzykami skandynawskimi. Bardzo ciekawie zagrał swoją kompozycję (jako trzecią w secie) – spokojną, balladową. Duńska sekcja rytmiczna bardzo spraw- na, szczególnie drummer Rasmus Schmidt, tworzyła dobre tło dla Damięckiej i Licaka.

I wreszcie, główny punkt festiwalu, wielki koncert muzyków związanych z Jarosła- wem Śmietaną. Cała widownia, łącznie z obecnymi – jak zwykle – członkami fan- klubu Jarosława Śmietany, ogromnie żało- wała, że nie ma w tym roku w Sulęczynie Adam Czerwiński fot. Jerzy Bartkowski jednego ze spiritus movens „Jazzu w Lesie”, wielkiego gitarzysty i wielkiego człowieka. Z roli „dyrygenta” tej części koncertu rewela- tego festiwalu specyficzne jest zresztą poję- cyjnie wywiązał się Adam Czerwiński. Chy- cie „widownia”. Muzyki słucha się na terenie ba kultowy stanie się jego okrzyk „Wojtek całego leśnego parku, na pomoście, wcho- wraca”, kiedy Wojciech Karolak chciał już dzącym w jezioro, na łódkach i kajakach na schodzić ze sceny. I Wojtek bez mrugnięcia wodzie. Jak zwykle z półgodzinnym opóź- okiem natychmiast usiadł z powrotem za nieniem zaczyna kwartet Ilony Damięckiej. Hammondem. Pianistka Ilona Damięcka jest laureatką Konkursu im. Krzysztofa Komedy w Słup- Zaczęło się od dwóch kompozycji Śmieta- sku w roku 1999. W secie kwartetu zaprezen- ny – „Mr Soul” i „My Love and Inspiration” towała się również jako wokalistka. Mocne w składzie : Maciej Sikała (ts), Andrzej Olej- brzmienie fortepianu, szczególnie we włas- niczak (ts), Piotr Wyleżoł (p), Adam Kowa- nej kompozycji „Freedom”, lokuje Damięcką lewski (b) i Adam Czerwiński (dr). Wszyscy dość wyraźnie w mainstreamie. Młody, ale grali tak, jak przykazał Bunk Johnson, dali już bardzo doświadczony muzyk i kompo- z siebie wszystko. Przecież cały skład to ab- zytor Tomasz Licak, pokazał duże możli- solutna czołówka polskiego jazzu. Miesz- wości techniczne, nie przedkładając jednak kający w Hiszpanii Olejniczak, to przecież techniki nad formą muzyczną. Jego tenor założyciel sławnego String Connection, za- ma sporą rozpiętość skali, Licak odważnie chwycający grą na kontrabasie i bardzo do- atakuje wysokie dźwięki, umiejętnie stosu- świadczony Kowalewski, jak zwykle bardzo je – i to w odpowiednich miejscach – tech- melodyjny Wyleżoł, przyklejony do tenoru, nikę vibrata. Wyraźnie widać, że lubi to, co rewelacyjny Sikała i poza konkurencją – robi, ma dobre pomysły i specyficzne podej- Czerwiński. A potem był ciąg dalszy, rów-

» 44| Przewodnik koncertowy

nie fantastyczny jak pierwsze dwie kompo- warzyszył im Wojciech Karolak na swoim zycje. Hammondzie, szczególnie w drugim nu- merze zagrał rewelacyjnie. A w ogóle Karo- Mocnym uderzeniem, a właściwie mocnym lak w tej części festiwalu nie schodził ze sce- uderzeniem ludowym, jak powiedział Sła- ny, pokazał, że jest w życiowej, szczytowej womir Kornas, był występ zespołu Ajagore. formie muzycznej, wyczyniał niesamowite Formacja reprezentuje nurt nazywany czę- rzeczy, dał popis ogromnego kunsztu, wręcz sto jam band i w dwóch utworach pokaza- wirtuozerii. ła przynajmniej dziesięć razy więcej bluesa i rhythm`n`bluesa niż Mike Russell Black W swoich setach publiczność porwali tak- Heritage w całym secie. Zespół przypomniał że Bill Neal i Karen Edwards. Miejsce przed słuchaczom swój pamiętny koncert w Sulę- estradą całkowicie wypełniło się tańczący- czynie sprzed 3 lat, kiedy towarzyszył Graży- mi. Bil Neal tym razem nie grał na saksofo- nie Łobaszewskiej. nie, wykonał tylko partie wokalne, przyjęte entuzjastycznie przez słuchaczy. Pięknie za- Z kolei na scenę wskoczyła (bo nie można śpiewała Karen Edwards, Adam Czerwiński powiedzieć, że weszła) Hanna Banaszak. do końca nie zszedł ze sceny, Marek Napiór- Towarzyszyli jej Czerwiński, Sikała, Ko- kowski dał z siebie wszystko, z gitary wydo- walewski i Wyleżoł. Na początku Hanna był wszystko, co tylko można było, zagrał Banaszak powiedziała, że wszystko, co bę- fascynująco. dzie śpiewać dedykowane jest Jarkowi. Jako pierwsze poszło gershwinowskie „Sum- A na bis był Jimmy Hendrix i wszyscy mu- mertime”, wykonane cudownie, częściowo zycy na scenie. scatem, którym Banaszak operuje zupełnie swobodnie. W drugim utworze Hanna Ba- Jestem przekonany, że kto raz przyjedzie do naszak była trąbką, trąbką Chucka Man- Sulęczyna na „Jazz w Lesie”, będzie tu wra- gione z „Children of Sanchez”. Do zespołu cał co roku. Osobiście żałuję tylko, że byłem doszedł Karolak. Cała widownia oniemiała tu już na szesnastu festiwalach i ani razu z wrażenia, owacjom nie było końca. Gdyby (dosłownie: ani razu) nie udało mi się do- Hanna Banaszak śpiewała zawsze tak, jak stać na żadne z nocnych jam sessions, które na tegorocznym „Jazzie w Lesie”, to dawno odbywają się po każdym koncercie. Po pro- już byłaby First Lady of (nie tylko Polish) stu salka w „Leśnym Dworze” jest zbyt mała Jazz. Na bis – „My Funny Valentine” i kiedy i w momencie zakończenia koncertu jest przymknąłem oczy, to usłyszałem trąbkę już całkowicie wypełniona. A te nocne jamy Cheta Bakera. W moim przekonaniu jest podobno są często do rana! Tam dopiero to najwyższy komplement dla umiejętno- musi być muzyka! ści Hanny Banaszak. Raperzy Bzyk i Guzik brawurowo wykonali dwa utwory: „Tak się Franciszek Garszczyński bawi Kraków nocą” i „Po co ja się męczę”. To-

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |45

Miara nadmiaru, czyli relacja z John Zorn @ 60 – Warsaw Summer Jazz Days 2013

Tegoroczny Warsaw Summer Jazz Days miał co najmniej kilku bohaterów. Wayne Shorter, Sun Ra Arkestra i John Zorn – tych wykonaw- ców można wymienić bez chwili zastanowie- nia. To były dla wielu najmocniejsze strzały tegorocznego festiwalu i główne powody, by przyjechać do stolicy nawet z najbardziej od- ległych zakątków kraju. Inna sprawa, że nie wszyscy wymienieni stanęli na wysokości zadania. Nie wszyscy, czyli Sun Ra Arkestra, którzy okazali się karykaturą słynnej free- jazzowej orkiestry, dowodzonej niegdyś przez przybysza z Saturna, czyli Hermana Poole’a Blounta. Marshall Allen, liderujący formacji, jeszcze trzymał poziom. Ale jego kompanii w wielu momentach po prostu odstawili ce- peliadę. Dla odmiany o Shorterze nie sposób powiedzieć złego słowa. Nie był to może kon- cert pełen magii i transcendentnych przeżyć, Jakobielski Tomasz fot. ale klasa i doświadczenie, które biły od mu- zyków, zrobiły na mnie duże wrażenie. Jak na tym tle należy ocenić Johna Zorna ze swoją świtą? Postaram się przybliżyć w kilku słowach, co wydarzyło się pierwszego dnia WSJD w warszawskiej Sali Kongre- sowej, kiedy to słynny saksofonista świętował swoje 60 urodziny.

John Zorn wystąpi u nas po raz kolejny, ale tym razem przywiezie ze sobą 25 muzyków. Będzie to 7 projektów, bardzo różnych, każdy z inną filozo- fią. Od bardzo miłych melodyjek z lat 60. śpiewanych przez troje woka- listów, w tym Mike’a Pattona, po utwór na pięć żeńskich głosów, aż po Piotr Wojdat nawiązania do różnych mistyków. Będzie to największe wydarzenie fe- [email protected] stiwalu, i to nawet na przestrzeni całych ostatnich 22 lat – mówił w „Mu- zycznej Jedynce” Mariusz Adamiak. Główny organizator, rzecz jasna, mocno przesadził w zachwalaniu koncertów Johna Zorna. W końcu płyty z udziałem nowojorskiego artysty nie budzą już takiego zainte- resowania, jak miało to miejsce w latach 90. i na początku poprzed-

» 46| Przewodnik koncertowy

niej dekady. „Zorn at 60” był poza tym w du- Ciekawie zaprezentował się także chór żeń- żej mierze powtórzeniem koncepcji „Zorn ski, czyli The Holy Visions. Wokalizy spełnia- Festu” z 2009 roku. Co należy dodać – niewąt- ły tutaj funkcje odrębnych instrumentów, pliwie mniej udanym. doskonale się uzupełniając. Lekkość, umie- jętne panowanie nad dynamiką występu, to Johna Zorna można nie lubić za wiele rzeczy. główne argumenty przemawiające za kon- Za bufonadę, którą odstawia na scenie, kiedy certem Jane Sheldon, Lisy Bielawy, Melissy dyryguje swoimi zespołami. Za grożenie prze- Hughes, Abby Fischer i Kirsten Sollek. Tych rwaniem koncertu, gdy ktoś wyciągnie apa- argumentów zabrakło już jednak w przypad- rat fotograficzny i zrobi zdjęcie. Ale trudno ku The Alchemist, klasycyzującego kwartetu odmówić mu talentu kompozytorskiego, sze- smyczkowego, który nadawał się raczej do rokich artystycznych horyzontów oraz smy- filharmonii. kałki do wynajdywania współpracowników. Niemniej nie wszystkie jego projekty dają się Na deser, czyli po czterech godzinach muzy- upchnąć do jednego worka. Stąd też i pomysł ki różnej jakości, mieliśmy okazję posłuchać połączenia wody i ognia niekoniecznie oka- najważniejszych, obok Bar Kokhba i Naked zał się trafiony. W przypadku poprzedniej od- City, projektów Johna Zorna. Mowa rzecz jas- słony zornowskiego mini-festiwalu udało się na o The Dreamers i Electric Masada. O ile pogodzić różnorakie spojrzenia na muzykę. pierwszy skład nie zachwycił (znacznie cieka- Tym razem było już jednak bardzo różnie. wiej wypadli 4 lata temu), to Electric Masada pozwoliła nieco przychylniej spojrzeć na całe Streszczanie poszczególnych występów może wydarzenie Zorn @ 60. Marc Ribot, Joey Baron, zostać uznane przez czytelników za mało Cyro Baptista czy Trevor Dunn tradycyjnie interesujące. Dlatego też nie zdecyduję się pokazali klasę. Najsilniejszym ogniwem były na klasyczną formę relacji. Co zapamięta- jednak preparacje dźwiękowe generowane my z Zorn at 60? Na pewno fenomenalnego przez Ikue Mori, która w moim odczuciu przy- Mike’a Pattona, który z zespołem Templars ćmiła nieco niezawodnych kolegów. In Sacred Blood (razem z Johnem Medeskim na organach, Trevorem Dunnem na basie Po morderczym zornowskim maratonie, po oraz Joey’em Baronem na perkusji), wciągnął którym trudno było nie mieć mieszanych słuchaczy w diaboliczny performance. Po raz uczuć, przypomniał mi się horacjański zło- kolejny udowodnił, że jego możliwości wo- ty środek, będący kluczem do zrozumie- kalne i interpretacyjne są imponujące. Wy- nia filozofii tego rzymskiego poety. Jestem różnił się in plus także w trakcie piosenko- przekonany, że gdyby pamiętał o nim i John wego, ale w dużej mierze nijakiego występu Zorn – ten lipcowy wieczór w Sali Kongreso- Song Project, który rozpoczął zornowski fest. wej mógłby być bardziej udany. Do tego stopnia przykuł moją uwagę, że po WSJD ochoczo wróciłem do najlepszych płyt Piotr Wojdat Mr. Bungle i Faith No More.

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |47

9. Jazz w Ruinach

Jazz w Ruinach 2013, czyli – jak zwykle – cztery wieczory w to- warzystwie młodych artystów i nowych projektów jazzowych. Oto tegoroczna, dziewiąta już, odsłona fascynującej muzycz- nej podróży w nieznane.

Na pierwszy ogień koncertowy idzie High Definition, z po- zornie dość trudną propozy- cją muzyczną, która jednak po chwilowym wsłuchaniu się zaczyna urzekać swoją energią i szarpiącą serce emocjonal- nością. W ich utworach moż- Benek Adam fot. Piotr Orzechowski na usłyszeć i poczuć całą gamę uczuć, tęsknoty i wewnętrzne- go niepokoju, jednak to, co pozostaje po kon- cercie, to raczej poczucie oczyszczenia niż Mateusz Śliwa smutku. Występujący po przerwie zespół, Dominik Bukowski Group, jest – dla kon- trastu – wejściem w spokojnie rozhuśtany świat sennego marzenia, w którym dźwięki tworzą płynącą łagodnie rzekę, obmywa- jącą uszy słuchaczy. Z racji późnej godziny, można go nazwać piękną jazzową kołysan- ką, w której fortepian i wibrafon prowadzą ze sobą kojące nocne dialogi.

W sobotni wieczór wita nas Silberman New Sextet, zaskakujący już na wstępnie dublu- jącymi się instrumentami: fortepian i key- board oraz kontrabas i gitara basowa. Ten występ brzmi niczym droga przez nieznaną krainę, momentami spokojną i cichą, cza- sem pełną tajemnic, chwilami uderzającą

niespodziewaną energią. Dużo kontrastów, Benek Adam fot. » 48| Przewodnik koncertowy

i Tamara Lukasheva potrafią stwo- rzyć niezwykle bogaty występ, uży- wając bardzo niewielkiej ilości środ- ków. Wokal i rozmaite instrumenty dęte wbijają się w ciszę Ruin czysty- mi dźwiękami, tworząc niezwykły, nieco odrealniony nastrój, idealny do wyciszenia i skupienia na tym, co tu i teraz. Druga gwiazda wieczoru, Mo’ Blow, jest całkowitym przeciwień- stwem poprzedników – pełni dzi- kiej energii i szalonej radości, łączą- cy w sobie jazz, funk i wiele innych brzmień, sprawiają, że publiczność nie jest w stanie usiedzieć w miejscu. Pod koniec koncertu znika nawet po- dział na scenę i widownię, a wszyscy tańczą, klaszczą i wspólnie bawią się muzyką.

Ostatnia sobota festiwalu rozpoczy- na się bardzo klasycznie – Ida Za- lewska z zespołem prezentuje pio- senki ze swojego albumu „As sung fot. Adam Benek Adam fot. by Billie Holiday”. Śpiewa o miłości z miłością, a jej głos, pełen tęsknoty dużo zmian, a najsilniej zarysowują się oraz namiętności, miękko porusza emocje solówki fortepianowe oraz saksofonowe. widowni. Jej interpretacje utworów Holi- Pierwszy weekend w Ruinach kończy się day, delikatne i romantyczne, wzbudzają koncertem Freeway Quintet. Ich melodyj- zachwyt publiczności. Ostatnie dźwięki ne utwory, chwilami szybkie, to zaś melan- Jazzu w Ruinach należą natomiast do ze- cholijnie spokojne, uwodzą zgromadzoną społu Generation Next, stworzonego przez publiczność, a rozbudowane solówki na dzieci jazzowych gigantów. Piękne – solowe saksofonach i gitarze pozwalają zapomnieć i wspólne – popisy trąbki, saksofonu i pu- o otaczającym świecie i całkowicie zatopić zonu, wkomponowane w spokojną materię się w muzyce. muzyczną tworzoną przez gitarę, kontrabas i perkusję są finalnymi jazzowymi momen- Piątkowy wieczór niemiecki jest przejściem tami tego weekendu. od spokoju do szaleństwa. Matthias Schriefl Magdalena Zaremba « JazzPRESS, wrzesień 2013 |49

Akiko, Dionee Warwick Ladies’ Jazz Festival

Gdyński „Ladies’ Jazz Festival” zaprezentował nam w tym roku trzy wokalistki, spośród których udało mi się posłuchać jedynie dwóch. Na koncert Stacey Kent, który rozpoczynał trzydniowy maraton, niestety nie dotarłem. Siłą rzeczy muszę więc ograniczyć się do opisania wra- żeń z pozostałych wieczorów. I, jak to czasem bywa, jeden przyciągnął liczną publiczność, ale w moim odczuciu był zwyczajnie nudny, nato- miast drugi był bardziej kameralny, lecz zdecydowanie ciekawszy.

Dla mnie „Ladies’ Jazz Festival” rozpoczął się zatem w sobotę, 13 lip- ca, od Dionne Warwick, która zaprezentowała się w Hali Sportowo Kacper Pałczynski – Widowiskowej „Gdynia”, wraz z akompaniującym jej kwartetem. [email protected] Trzeba przyznać, że wokalistka ma w naszym kraju wielu fanów, publiczność przybyła bowiem licznie. Niestety tego rodzaju spor- towe wnętrza mają to do siebie, że akustycznie pozostawiają wiele do życzenia. Tym razem również pewne niedociągnięcia w tym za- kresie były odczuwalne, chyba jednak nie z winy sali, ale akusty-

» 50| Przewodnik koncertowy

ków. Hala w Gdyni została jakiś czas temu wyposażona w kurtyny, które pozwalają na polepszenie warunków akustycznych, ale mogłoby to mieć znaczenie, gdyby na- głośnienie było bez zarzutu… W rzeczywistości jednak nie przeszkadzało to chyba pub- liczności w bardzo pozytyw- nym odbiorze koncertu.

Dionne Warwick to niekwe- stionowana gwiazda, która na scenie jest już od 50 lat, co jednak szczerze mówiąc słychać. Z jed- zaśpiewała sporo piosenek dobrze wszyst- nej strony jej głos nie jest już zbyt mocny kim znanych. Usłyszeliśmy więc miedzy in- i słuchając, jak wokalistka śpiewa niektóre nymi takie przyjemnie kołyszące przeboje, dźwięki, szczególnie w wyższych rejestrach, jak: „I Say A Little Prayer”, „Brasil”, „What The można było odnieść wrażenie, że w każdej World Needs Now Is Love”, czy beegees’owski chwili może ona „spaść” z tychże dźwięków. „Heartbreaker”. Czyli co – granie do kotleta? Z drugiej jednak strony takie śpiewanie na Tego bym nie powiedział i to wcale nie dla- granicy załamywania się głosu można uznać tego, że na szczęście nie podano schabowego, za indywidualną cechę wokalistki i element ani nawet flaków. Koncert Dionne Warwick jej stylu. Trzeba przy tym zastrzec, że mimo bardziej skojarzył mi się z jakimś elegan- ciągłego wrażenia nadchodzącej tragedii ckim, prezydenckim bankietem w ogrodach w postaci jakiegoś strasznego fałszu – nic ta- Białego Domu (jeżeli takowe w ogóle są). Był kiego nie nastąpiło. Od strony wokalnej nie więc wyważony i dostojny, a wszystkie pio- było się w zasadzie do czego przyczepić. senki zostały podane z wielką klasą. Zabrakło jednak zdecydowanie ekspresji. Muzycy, któ- Inaczej natomiast wyglądała sprawa dobo- rzy towarzyszyli wokalistce, tylko w jednym ru repertuaru i dramaturgii koncertu, czy utworze dostali krótką szansę na zaznacze- może raczej jej braku. W moim odczuciu – nie swojej obecności, w pozostałym jednak Dionne Warwick – zaśpiewała tak, aby usa- zakresie mieli za zadanie nie zwracać na sie- tysfakcjonować jak najszerszą publiczność. bie uwagi. A szkoda, bo z pewnością byli to Zdecydowanie swój cel osiągnęła, co nie było bardzo kompetentni instrumentaliści. W su- trudne, gdyż zgodnie ze znaną – widać także mie koncert był dosyć nudny, choć należy to za Atlantykiem – zasadą inżyniera Momonia, traktować jako moją indywidualną refleksję,

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |51

Największym atutem Akiko Of The Sun (And West Of The Moon)”, „How High The Moon”, „Love Me Or Leave Me”, czy są tradycyjne japońskie „Cry Me A River”, śpiewała nienagannie. Tym utwory, stosownie rzecz jednak, co odróżnia ją od wielu innych wo- jasna przearanżowane. To kalistek jazzowych, były właśnie japońskie w nich wokalistka była naj- piosenki. Wydawałoby się, że to zabieg dość prosty i może nawet oczywisty, ale mimo to bardziej przekonująca, a jej odniósł bardzo pozytywny skutek. Były to bo- strój świetnie korespondo- wiem utwory znacznie różniące się od tych, wał z wybrzmiewającymi do których jesteśmy przyzwyczajeni. Wyczu- dźwiękami. walne było ich pochodzenie i specyficzny sposób prowadzenia linii melodycznej.

Dodatkowym atutem koncertu Akiko był bowiem publiczność w większości była usa- towarzyszący jej zespół, złożony z polskich tysfakcjonowana. Muzycznie jednak działo muzyków, który sformował gitarzysta Mar- się niewątpliwie niewiele. cin Olak. Panowie nie tylko czujnie akom- paniowali wokalistce, ale przede wszystkim Zupełnie inaczej wypadła japońska woka- razem z nią współtworzyli klimat koncertu. listka – Akiko, o której, przyznam szczerze, W rzeczywistości Marcin Olak był niemal wcześniej nie słyszałem. W przypadku jed- równoprawnym kreatorem nastrojów i roz- nak tego koncertu, który odbył się w gdyń- woju wydarzeń na scenie. Ponadto Akiko ma skim klubie „Ucho”, można było z całą pew- cechę, którą najbardziej cenię u wokalistek nością stwierdzić, że mieliśmy do czynienia – pozostawia dużo miejsca towarzyszącym z muzyką jazzową. Ale po kolei. Na początku jej muzykom. Dzięki temu słuchacze mo- miałem mieszane uczucia. Na scenę wyszła gli przekonać się, jakimi umiejętnościami wokalistka ubrana w kimono i zaczęła śpie- dysponują Marcin Olak, Maciej Szczyciński wać po angielsku – klasyczny, amerykański i Krzysztof Szmańda. jazz. Wydało mi się to dziwne, zupełnie nie- spójne i trochę nieszczere. Za chwilę jednak Występ Akiko był więc zdecydowanie cie- okazało się, że największym jej atutem są tra- kawszy od tego, co dzień wcześniej zapre- dycyjne japońskie utwory, stosownie rzecz zentowała Dionne Warwick. Tych jednak, jasna przearanżowane. To w nich Akiko była którzy nie wierzą lub chcieliby przekonać najbardziej przekonująca, a jej strój świetnie się o tym na własne uszy, uspokajam – kon- korespondował z wybrzmiewającymi dźwię- cert japońskiej wokalistki został nagrany kami. W tych właśnie momentach, których i prawdopodobnie w marcu przyszłego roku zresztą było sporo, wokalistka udowodniła, ukaże się na płycie. że tworzy bardzo ciekawą, niebanalną mu- zykę. Oczywiście standardy, takie jak: „East Kacper Pałczyński

» 52| Przewodnik koncertowy

Japoński desant na starówce

Dwie godziny szalonego jazzu z najwyższej Japonce dzielnie asystowali grający na gi- półki – tak najkrócej można by podsumować tarze basowej Anthony Jackson i perkusi- koncert Hiromi Trio Project. Hiromi Uehara, sta Steve Smith. W efekcie miłośnicy jazzu genialna japońska pianistka, po raz pierwszy otrzymali prawdziwą mieszankę wybucho- wystąpiła w Polsce i oczarowała zebraną na wą. Trio wykonało m.in. niezwykle ener- warszawskiej starówce publiczność. getyczne „Love & Laughter”, własną inter- pretację „Sonaty patetycznej” Beethovena Sobotni koncert (20 lipca) odbywał się w ra- i kilka nowszych utworów, w tym choćby – mach XIX Międzynarodowego Plenerowego pochodzącą z płyty Voice – kompozycję „La- Festiwalu Jazz na Starówce. Filigranowa, 34- byrinth”. letnia Hiromi ponownie pokazała, że jest wulkanem energii. W trakcie dwugodzin- Mimo zmęczenia artyści dwukrotnie wy- nego występu niemal nie korzystała z ławy chodzili do bisów, co w efekcie przełożyło dla pianisty, za to przemierzyła wiele kilo- się na najdłuższy i – w opinii wielu widzów metrów drepcząc w miejscu i harcując wo- – najlepszy koncert tegorocznej edycji war- kół instrumentu. szawskiego festiwalu.

tekst i zdjęcia Jakub Nowak

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |53

» 54| Przewodnik koncertowy

Copenhagen Jazz Festival 2013 Charles Lloyd , fot. Jonas Pryner Jonas , fot. Lloyd Charles

Od zakończenia jednego z najstarszych – Naturalnym działaniem marketingowym tradycją – festiwali jazzowych w Europie jest zaserwowanie publiczności festiwalo- minął miesiąc, a już od kilkunastu dni na wej kilku gwiazd światowej sławy – i tak oficjalnej stronie festiwalu widnieje zapro- też było w tym roku. Chick Corea, Dianne szenie na kolejną edycję Copenhagen Jazz Reeves, , Macy Gray, to m.in. Festival, który odbędzie się w dniach 4–13 nazwiska, które wypełniły salę Teatru Kró- lipiec 2014. Doskonała organizacja impre- lewskiego oraz Salę Koncertową Radia DR zy to z pewnością jedna z wielu przyczyn, do ostatniego miejsca. Cassandra Wilson dla których festiwal staje się wydarzeniem wystąpiła drugiego dnia festiwalu i choć kulturowym światowej klasy każdego roku. występ artystki nie zakończył się owacją Kopenhaga przez ponad tydzień jest stolicą na stojąco, był to udany, choć opierający się światowego jazzu, odwiedzaną przez tysią- głównie na balladach i blusie koncert. Cha- ce turystów i muzyków, niemalże z każdego rakterystyczny, ciemny, urzekający głos zdo- zakątka świata. bywczyni Grammy zabrzmiał bardzo dobrze w zaprezentowanym repertuarze, na który Niestety nie udało nam się wziąć udziału na- składały się własne kompozycje oraz stan- wet w większości koncertów podczas festi- dardy jazzowe. Cassandra śpiewała w języku walu, lecz przy liczbie ponad 1000 wydarzeń hiszpańskim i angielskim, trochę grała na muzycznych, w teatrach, klubach, parkach, gitarze, na uwagę zasługuje wykonanie kla- muzeach, jest to fizycznie nieosiągalne. Jed- syki „Blackbird“ tylko przy akompaniamen- nak to co usłyszeliśmy i zobaczyliśmy odda- cie gitary, co pokazało w jak piękny i pro- ło w pełni charakter, klimat i atmosferę, nie sty sposób wokalistka potrafi opowiedzieć tylko festiwalu, ale także samego miasta. historię zawartą w utworze. Tego samego

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |55 Macy Gray, fot. Kristoffer Juel Poulsen Juel Kristoffer fot. Gray, Macy

wieczoru pojawił się pierwszy polski akcent zycji polskiego trębacza. Stańko wychodził podczas Copenhagen Jazz Festival – występ z opresji doskonale i z klasą, dowodząc, że Tomasza Stańki, wraz z New York Quartet, jest muzykiem światowego formatu i nie boi w klubie Copenhagen Jazzhouse. Wypełnio- się wyzwań. Znakomity koncert i powrót do ny „po brzegi“ Jazzhouse, to dowód na duże domu z poczuciem dumy z polskiego jazzu. zainteresowanie muzyką polskiego trębacza wśród duńskiej publiczności, ale również na Rownież w murach kościołów lub ich oto- dużą liczbę polonii duńskiej, która przyszła, czeniu odbywały się koncerty w ramach CJF. by usłyszeć najbardziej rozpoznawalne- Ciekawym połączeniem i atrakcją były tzw. go polskiego muzyka na świecie. New York Gadegudstjenseste med live jazz, co znaczy Quartet w koncercie festiwalowym to Da- dosłownie: uliczne msze święte z muzyką vid Virelles – piano, Ben Street – kontrabas, jazzową. W praktyce był to najczęściej im- Gerald Cleaver – perkusja i oczywiście lider prowizowany jazz, wkomponowany w czy- na trąbce. Tomasz Stańko nie należy do ar- tania z pisma świętego wygłaszane przez tystów ograniczających się do bezpiecznych pastorkę lub pastora protestanckiego koś- sobie obszarów muzyki. Wręcz przeciwnie, cioła. Przestrzeń kościoła świetnie spraw- rozwija się nieustannie, poszukuje nowych dzała się podczas akustycznych koncertów brzmień i inspiracji, co wyraźnie słychać w małych składach, jak np. koncert Marilyn było podczas koncertu. Trzech artystów, Mazur/Josefine Cronholm/Krister Jonsson. z którymi Stańko nagrał płytę Wisława i wy- Marilyn Mazur – znana z wielu projektów ruszył w trasę po Europie, to osoby o silnych z muzykami na światowym poziomie, tym osobowościach muzycznych, stąd bardzo razem w roli nie tylko perkusistki, ale tak- często to oni dyktowali kierunek kompo- że wokalistki – doskonale uzupełniała uni-

» 56| Przewodnik koncertowy

Medeski Martin and Wood, fot. Kristoffer Juel Poulsen

kalne brzmienie szwedzkiej wokalistki, wyjątkowa barwa głosu przykuwała uwage, Josefine Cronholm. Ciekawe kompozycje choć zrozumienie wyśpiewywanych słów autorstwa każdego z muzyków – oparte na było dość dużym wyzwaniem na początku silnych melodiach, prostej harmonii z ele- koncertu. Jednym z zaśpiewanych utworów mentami wpływów orientalnych – sprzy- była znana kompozycja Duke’a Ellingtona, jały relaksacji, przenosiły w zupełnie inny „My Solitude”, przy akompaniamencie kon- świat i w pełni pochłaniały publiczność. trabasu i saxofonu. Macy genialnie oddała charakter utworu i nie można było oprzeć się Koncert Macy Gray – wraz z amerykańskim wrażeniu, że wyśpiewuje historię z własnego saksofonistą Davidem Murray – odbył się życia. Połączenie wielokrotnie nagradzane- w Teatrze Królewskim i jako jeden z głównych go saxofonisty – David’a Murray – z Macy nie programów festiwalu został wyprzedany było jednak idealnym rozwiązaniem. Murray do ostatniego miejsca na kilka dni przed dość śmiało improwizował formą utworu, wydarzeniem. Nic więc dziwnego, że podni- w jego muzyce przeważały elementy tzw. ecenie i fascynacja towarzyszyła niemalże free jazzu, brzmienia saxofonu imitujące każdemu, kto tego dnia miał bilet w dłoni. krzyk, huk, uderzenie itp., co zupełnie nie Macy pojawiła się na scenie w drugim ut- przystawało do zamkniętej i prostej formy worze. Jak na divę przystało, ubrana była harmoniczno-sktrukturalnej hitów Macy w długą błyszczącą suknię, długie rękawiczki, Gray. Koncert zakończył się jednak owacją boa z piór i wysokie obcasy, a podczas kon- na stojąco, Macy Gray zachęcała publiczność certu kilkakrotnie znikała za kulisami, by do tańca, a po koncercie udała się do lokal- pokazać się w nowym stroju scenicznym. Jej nych klubów na jam session.

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |57

– bas/kontrabas. Muzycy od samego począt- ku skupili na sobie całą uwagę publiczności. Medeski, Martin & Wood to legendarny ze- spół, grający razem już ponad 20 lat, o statu- sie niemal gwiazd rocka. Jeden z najbardziej znanych tzw. jam bandów na świecie nie za- wiódł i uraczył nas tym, co robił od zawsze, czyli prezentacją dziecięcej radości z grania, odkrywania nowych brzmień i szalonej im- prowizacji opartej o taneczne groove’y.

Dużą popularnością cieszyły się koncerty plenerowe, nie tylko ze względu na piękną, słoneczną pogodę, ale również dzięki temu, iż większość tych koncertów była darmowa. Tomasz Stańko fot. Kristoffer Juel Poulsen Doskonałym miejscem na odpoczynek był park królewski, gdzie przez cztery popołu- Jednym z bardzo udanych wieczorów był dnia serwowano jazz na scenie festiwalowej koncert zespołu z długoletnią tradycją i wier- Także program, zatytułowany Something ną publicznością, Medeski, Martin & Wood, Else, jednej z dzielnic Kopenhagii – Frede- który poprzedziła młoda, uzdolniona nowo- riksberg – w parku zamkowym przyciągał jorska wokalistka Becca Stevens z zespołem. rzeszę wielbicieli muzyki awangardowej Zanim najbardziej znany jam band na świe- z elementami jazzu. Na tejże scenie moż- cie pojawił się na scenie, salę Starego Teatru na było usłyszeć m.in. znany duński zespół Królewskiego wypełniły dźwięki intymnej Ibrahim Electric wykonujący muzykę eks- muzyki Becca Stevens Band. Zespół wystąpił perymentalną wielu gatunków, takich jak w składzie Becca Stevens – wokal, gitary; Liam jazz, funk, afro-beat, surf i wiele innych. Robinson – akordeon, fortepian, wokal; Chris Tordini – kontrabas, wokal; Jordan Perlson Z duńskich artystów wyróżnić należy – bębny, cajon. Piosenkopisarstwo najwyż- gitarzystę Jakob Bro (znany także szej światowej klasy, znakomite kompozycje ze współpracy z Tomaszem Stańko), który i teksty, aranżacje dopracowane w najdrob- przygotował kilka projektów, m. in. Jakob niejszych szczegółach, łącznie z bardzo cie- Bro Tentet, czy Bro/Knak. Pierwszy z nich kawymi partiami wokalnymi basisty i akor- został zaprezentowany w Copenhagen Jazz- deonisty, wspierającymi główny wokal. To house. Skład zespołu to trzech basistów (Tho- artystka, z której twórczością z pewnością mas Morgan, Anders AC Christensen i Ni- warto się zapoznać. Po krótkiej przerwie nad- kolai Munch-Hansen) i dwóch perkusistów szedł czas na zespół w składzie John Medeski (Kresten Osgood i Jakob Høyer), poza nimi – klawisze, Billy Martin – bębny i Chris Wood wystąpili Andrew D’Angelo – as, bcl, Chris

» 58| Przewodnik koncertowy

Speed – ts, Jesper Zeuthen – as i Nikolaj Torp Joey Calderazzo – p, Eric Revis – b, Justin Faul- – keyb. Gościem specjalnym pierwszej częś- kner – dr. Panowie zaprezentowali materiał ci koncertu był duński poeta Peter Lauge- z ostatniej płyty pt. Four MFs playing tunes. sen, recytujący wiersze z tomików włas- Niesamowita energia, umiejętne budowanie nego autorstwa. Mimo tak dużego składu, napięcia, wzajemna interakcja, doskonały w muzyce było dużo przestrzeni, a moment warsztat muzyków, a wszystko to w swobod- w którym trzech kontrabasistów akompani- nej, luźnej atmosferze. To był jeden z naj- owało w balladzie, pozostawiając miejsce lepszych koncertów CJF 2013, czysta muzyka, dla siebie wzajemnie, był wręcz magiczny. pozbawiona ego i pychy. Terence Blanchard Kolejny projekt gitarzysty to Bro/Knak. Kon- zaprezentował band złożony z młodych, cert prezentował kompozycje z płyty o tym uzdolnionych studentów, którzy w dosyć cie- samym tytule, do której Jacob Bro zaprosił kawy sposób łączyli tradycyjne granie z bar- „czarodzieja muzyki elektronicznej“ i produ- dziej nowoczesnymi brzmieniami, ocierają- centa Thomasa Knaka. Dwupłytowy album cymi się o muzykę elektroniczną. ukazuje dwa różne spojrzenia na dokładnie ten sam materiał muzyczny. Thomas Knak Nie sposób opisać nawet większej części tego, miksował przy użyciu elektroniki kompozy- co zaprezentowane zostalo podczas CJF 2013. cje Bro, a wszystko to w połączeniu z impro- Jedno jest pewne, to wyjątkowe wydarzenie, wizacjami live Thomas‘a Morgan‘a, Chris‘a które z roku na rok niesie ze sobą coraz wię- Speed‘a i Jakob‘a Bro na tle wizualizacji opra- cej korzyści, nie tylko dla rozwoju muzyki, ale cowanych przez Sune Blichera. także dla wielbicieli jazzu, muzyków i Danii. To nie tylko odtwórczy festiwal, podczas któ- Z innych duńskich artystów – godnych uwagi rego zespoły z całego świata prezentują swo- – warto wymienić solowy koncert perkusisty ją muzykę, ale to przede wszystkim twórczy Stefana Pasborga, Hess/AC/Hess Spacelab, festiwal, gdzie artyści z różnych krajów spo- Sissel Vera/Nikolaj Hess Duo czy Ander- tykają się, tworząc nową jakość w sztuce. Nie skov Accident. Aarhus Jazz Orchestra zagrał odbyło by się to na pewno bez wsparcia fi- aranżacje Święta Wiosny Strawińskiego na- nansowego ze strony sponsorów, dzięki któ- pisane przez dyrektora artystycznego Larsa remu wielu duńskich artystów zaprasza do Møllera. Koncert nosił tytuł The ReWrite of współpracy znakomite światowe osobistości Spring, odbył się w murach Muzeum Sztuki muzyki jazzowej. Festiwal zmienia Kopen- i zgromadził nadkomplet widzów. hagę w wulkan jazzowej energii i inspiracji, gdzie na jam sessions można spotkać Billy W ramach projektu The Sound of New Orle- Harta, Joe Lovano czy Macy Gray. Warto tego ans, zorganizowanego w siedzibie kopenha- doświadczyć, gdyż inspiracji wystarcza na skiej gazety Politiken, wystąpili m. in. Bran- cały kolejny rok. Do zobaczenia na CJF 2014! ford Marsalis, który zagrał dwa wieczory z rzędu oraz nowoorleański trębacz Teren- Karolina Śmietana/Radek Wośko ce Blanchard. Skład zespołu Brandford’a to

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |59

6. edycja Voicingers, czyli wokalistki w roli głównej

Po tygodniu warsztatów i kilku wieczorach Święs na kontrabasie i Sebastian Frankie- konkursowych przesłuchań, w niedzielę 26 wicz na perkusji, która świetnie wywiązała sierpnia, nastał czas finału. Tego wieczoru, się ze swojej roli. Nie aspirowała do wysu- na Scenie na Starówce, w koncercie finało- wania się przed szereg (czytaj: solistkę), ale wym pięć wokalistek zaprezentowało po skwapliwie wykorzystywała nadarzające jednym utworze. Jako pierwsza na scenie się okazje do solowych improwizacji. pojawiła się pochodząca z Indii Ambit Kaul Lohia, która swoim potężnym głosem z to- Drugą, galową część wieczoru uświetniły warzyszeniem sitara i sekcji rytmicznej wy- występy dyrektora artystycznego Festiwalu, śpiewała standard „Summertime”. Po niej Grzegorza Karnasa, który wykonał swoją Włoszka Alba Nacinović zręcznie wybrnęła wersję utworu grupy Dżem zatytułowanego z infantylnego intro. Występująca w finale „Oh, Słodka”, na marginesie jedynego w tego Polka Anna Andrzejewska podeszła do spra- wieczora wokalisty. Później mieliśmy oka- wy najbardziej poważnie i na serio. Czwarta, zję jeszcze wysłuchać po jednym utworze Hiszpanka Nadia Basutro z ogromnym ża- w wykonaniu Anny Gadt, Iwony Sanchez, rem wyśpiewała brazylijską pieśń. Finałowe Cristiny Zavalloni oraz minirecitalu inne- przesłuchania zamknął występ Słowenki go z jurorów, izraelskiego perkusisty No- Niny Rotner, która z ogromną pasją wyśpie- wama Davida, który jak zapowiedział Grze- wała protest song. Na podstawie 45 minu- gorz Karnas, zaprezentował „kabalistyczne” towego przesłuchania trudno przyznawać podejście do gry na perkusji. nagrody, tym bardziej, że poziom, który za- prezentowały Panie, był wyrównany. Jednak Wysoki poziom przesłuchań finałowych jury w składzie Cristina Zavalloni, Noam Da- potwierdził rosnącą rangę tego wydarze- vid i Hula Tuncag miało możliwość kilku- nia. Licznie zgromadzona i żywo reagująca krotnego wysłuchania uczestników konkur- publiczność potwierdziła atrakcyjność tej su, w dodatku w dłuższych recitalach, i na imprezy – zdaje się nie tylko wśród miej- tej podstawie pierwszą nagrodę przyznało scowych jazzmanów. Główną rolę w 6. edy- Ninie Rotner, która wykonaniem a capella cji Voicingers odegrały wokalistki, choć na standardu „Moonlight in Vermont” podczas uwagę zasługuje nagroda publiczności dla ceremonii wręczenia nagród potwierdziła jedynego męskiego uczestnika na ogólną słuszność tej decyzji. Kolejne dwie nagrody liczbę dwunastu! przyznano Albie Nacinovich i Annie An- drzejewskiej. Nagrodą Publiczności uhono- Przyszłoroczna edycja zapowiedziana zo- rowano Sandera De Winne z Belgii. stała pod hasłem „kreacje i innowacje”. Tym bardziej warto w drugiej połowie sierpnia Wokalistkom towarzyszyła sekcja w skła- zawitać do Żor, chociaż na jeden wieczór. dzie Michał Tokaj na fortepianie, Andrzej (rs) » 60| Przewodnik koncertowy

Jazz Dag – Dzień Jazzu w Holandii

Jazz Dag czyli Dzień Jazzu to w Królestwie Niderlandów jeden z naj- ważniejszych ewenementów w tym środowisku muzycznym. Od- bywa się co roku w czerwcu w Rotterdamie i jest okazją do spotka- nia się artystów, organizatorów imprez muzycznych, dziennikarzy i wszystkich tych, którzy jazzem zajmują się profesjonalnie.

Wszyscy wiemy, że nawet najszybszy i najbardziej komercyjnie sformułowany e-mail nie zastąpi bezpośredniego kontaktu. W tym dniu artyści, managerowie, organizatorzy festiwali mogą spotkać się przy kawie, porozmawiać o ewentualnej współpracy, zainte- resować swoją ofertą innych. Już na kilka tygodni przed imprezą, na stronie Jazz Dag ukazuje się lista uczestników (rejestracja jest Małgorzata Smółka obowiązkowa i bezpłatna) i dzięki temu, można umówić się z wy- [email protected] branymi osobami na konkretny czas, w konkretnej sprawie. Popu- larnością cieszą się również Matchmaking, czyli krótkie rozmowy z profesjonalistami, wybranymi przez organizatorów – Buma Cul- tuur. To świetna okazja do indywidualnej rozmowy z wybranym przez siebie specjalistą z różnych dziedzin – szefem artystycznym jakiegoś festiwalu, redaktorem czasopisma muzycznego, prezente- rem radiowym, czy też z osobą zajmującą się administracyjną stro- ną managementu. Ja w ubiegłym roku miałam przyjemność spot- kać się na takiej rozmowie z Martel Ollerenshaw z Take5 Europe! 10 minut to niewiele, ale czasami kontakty pozostają na dłużej.

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |61

Na Dniu Jazzu nie brakuje oczywiście mu- z Holandii a pozostali finaliści to: zyki. W ciągu dnia odbywają się krótkie pre- Dmitry Golovanov (Litwa) zentacje, radio relacjonuje wszystko na żywo, Stephanie Francke Quartet (Holandia) a telewizja DJazz.TV stara się być wszędzie Oláh Krisztián Trio (Węgry) tam, gdzie dzieje się coś ciekawego, i tam gd- Naoko Sakata Trio (Szwecja) zie grają muzycy! Szczególnie wieczorem, kiedy to w siedmiu różnych lokacjach np. we Kolejnym ważnym elementem Dnia Jazzu są wspaniałym Lantaren Venster, gdzie odbywa konferencje w formie paneli dyskusyjnych się cała impreza oraz w położonym obok hi- i prezentacji. Ich tematyka obejmuje bardzo storycznym New York Hotel, młodzi muzy- różne kwestie dotyczące aktualnego rozwo- cy mają szanse zaprezentować swoje umie- ju rynku jazzowego w Holandii i w Europie. jętności przed profesjonalną publicznością. Wiemy już co nieco na temat Dnia Jazzu Zgłoszenia można nadsyłać już na początku w Holandii. Dlaczego powinno to jednak roku, a specjalna komisja wybiera kilkuna- zainteresować kogoś w Polsce? Otóż w tym stu szczęśliwców, którzy w tym dniu mogą roku Polska pojawiła się w oficjalnym pro- wystąpić z 30 minutowym programem. gramie na ważnym miejscu. Wszyscy zdają sobie sprawę z faktu, że świat staje się coraz W tym roku do programu imprezy doszedł mniejszy i nie sposób rozwijać rodzimego bardzo ważny element: finał EBU European rynku muzycznego bez współpracy między- Jazz Competition. Ma on na celu wspoma- narodowej. ganie i zwiększanie szans promocji euro- pejskich młodych jazzowych talentów. Te- W 2013 organizatorzy dostrzegli Polskę jako gorocznym zwycięzcą został zespół KAPOK potencjalnego partnera w takiej współpra-

» 62| Przewodnik koncertowy

cy. Tematem jednej z konferencji był: “Jazz ce im dorównać. Fakt pozostaje niezmienny, in Poland – an insight into the scene”. Do ale jakże inaczej to brzmi! udziału w niej zaproszono Marcina Jacob- sona, polskiego managera, producenta i wy- Mieszkając w Holandii od ponad 18 lat dawcę muzycznego, by przedstawił swoją nauczyłam się jednego: jako Polka nie mam wizję polskiego rynku jazzowego oraz mnie, się absolutnie czego wstydzić – wręcz prze- jako przedstawiciela Polsko-Holenderskiej ciwnie. Jazzem z Polski można, a nawet Fundacji, zajmującej się popularyzacją pol- należy się chwalić! I to głośno. Mamy rewe- skiego jazzu w Holandii i holenderskiego lacyjnych muzyków, przecudowną publicz- w Polsce. W dyskusji brała udział również ność, niezliczoną ilość imprez na których publiczność, złożona głównie z promoto- gra się naprawdę dobry jazz. Gdybyśmy tylko rów oraz muzyków z Holandii. Obraz pol- wyszli śmiało z tymi atrybutami dalej, świat skiej sceny jazzowej przedstawiony przez byłby nasz! Holendrzy to pod tym względem Marcina Jacobsona nie był niestety bardzo bardzo mądry naród. Dlaczego? Bo kiepską zachęcający. A szkoda. Słuchając jego wystą- czy średnią jakość produktu potrafią tak opa- pienia po raz kolejny dotarło do mnie co nas kować i zareklamować, że każdy się skusi. i Holendrów bardzo różni. My, przyjeżdża- My mając w ręku najwyższą jakość, będzie- jąc z Polski powiemy: Mamy ponad 200 festi- my marudzić, narzekać i wyszukiwać dziury wali jazzowych z czego niestety tylko około 20 w całym – co do zakupu nie zachęci nikogo. na przyzwoitym poziomie. Holender powie- Dzień Jazzu to świetna impreza a dla osoby, działby w zasadzie to samo: Mamy ponad która ogląda to z zewnątrz, może wydawać się 200 festiwali jazzowych z czego ponad 20 na absolutną doskonałością organizacji. Trzeba najwyższym światowym poziomie, a pozosta- jednak tutaj troszkę pomieszkać, poznać za- łe bardzo szybko się rozwijają, aby już wkrót- leżności i ludzi, aby przekonać się, że to, na

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |63 co tak narzekają promotorzy muzyczni z Pol- doświadczeniach grania w Polsce z takim en- ski i na “Depresyjnym” rynku jazzowym obce tuzjazmem, że serce urosło w sekundę! Opo- nikomu nie jest. Bardzo niewielka garstka wiadali o tym, że granie tej muzyki w nas- osób decyduje tutaj od lat, jak wyglądać bę- zym kraju to zupełnie inne doświadczenie, dzie scena jazzowa. I tak jak w wielu innych że nigdzie tak dobrze się nie czuli na scenie, krajach, osoby te nie pozbawione są tej spe- że poziom polskich muzyków jest niesamo- cyficznej arogancji wynikającej z ich niepo- wicie wysoki, inspirujący. I to jest obraz pols- dzielnej, wręcz monopolistycznej pozycji na kiej sceny jazzowej, który chce promować. tym rynku. To bardzo mały kraj, a grupa pro- A Grzech powinien za to dostać medal! motorów jazzowych jest niewielkim, szczel- nym, prawie hermetycznym środowiskiem. 2 i 3 listopada 2013 na festiwalu Jazzy Tiel Ta otwartość, którą widać na obrazkach to w niderlandzkiej prowincji Gelderland, po- przede wszystkim świetny marketing. U są- jawią się mocne polskie akcenty. Jako gwiaz- siadów trawa zawsze bardziej zielona? Na da, na scenie teatru Agnietenhof 2 listopa- szczęście i w Holandii nadszedł czas na duże da wystąpi Anna Maria Jopek z projektem zmiany. O ponad połowę zredukowano po- Polanna. Natomiast 3 listopada w jednej moc państwa na działalność scen, organiza- z festiwalowych lokacji zagra Anka Kozieł, cji, instytucji muzycznych w Niderlandach. wokalistka na stałe mieszkająca w Holan- Według mnie wyjdzie to tutejszej scenie dii i aktywnie i z sukcesami działająca na jazzowej – często rozleniwionej, nie zawsze tutejszej scenie muzycznej. To efekt ponad na wysokim poziomie, a mimo to dotowanej dwuletniej pracy Fundacji MMusic, która przez państwo – tylko na dobre. Nadchodzi prezentując w 2011 na tymże festiwalu świet- nowe. Czyż nie tak powinno być? ny polsko-holenderski duet Maurits Roes & Agnieszka Kiepuszewska, wzbudziła wśród Od wielu lat, wraz z wieloma organizacjami organizatorów apetyt na więcej. polonijnymi staram się budować pozytywny obraz Polski i Polaków w oczach Holendrów. Dzięki Annie Marii Jopek udało mi się przy- Przez ostatnie lata skupiłam się na muzyce kuć uwagę najistotniejszych osób w branży jazzowej, usiłując znaleźć jakiś sposób na muzycznej w Holandii. Mam zamiar wy- to, aby przekonać ich do większej otwartości korzystać to do dalszej promocji polskiego na polski jazz. To długi proces, “praca u pod- jazzu. A tymczasem pamiętajmy, że “nie staw” właściwie. Wspaniałą rolę odgrywa wszystko złoto co się świeci”. Chwalmy się tutaj między innymi Grzech Piotrowski, tym co mamy najlepszego – a co jak co, ale który swoimi międzynarodowymi projek- jazz jest jednym z najlepszych naszych to- tami, kusi młodych muzyków, również z Ni- warów eksportowych. Wykorzystajmy to! derlandów i osiąga w tym duże sukcesy! Po konferencji podeszło do mnie kilkoro ta- Małgorzata Smółka kich adeptów jazzu, witając mnie po polsku Fundacja Mmusic, Holandia (sic!), opowiadając z uśmiechem o swoich

» 64| Przewodnik koncertowy

Songsuite Vocal Festival w Londynie już po raz drugi

W dniach 21-23 czerwca, już po raz drugi Anicie Wardell i Tomaszowi Furmankowi udało się przyciągnąć – na 238-246 King Street w Londy- nie – liczną rzeszę fanów jazzowego śpiewania. Niewątpliwy sukces ubiegłorocznej (pierwszej) edycji Songsuite Vocal Festival, potwierdzony znakomitymi recenzjami, które można było zna- leźć nie tylko w prasie polskojęzycznej, pozwalał mieć nadzieję, że kolejna odsłona tego wydarze- nia przyniesie organizatorom równie przychyl- ne oceny i podobne emocje oraz że kolejne jego edycje na stałe znajdą się w notesach bywalców takich klubów, jak Ronnie Scott czy The Phesean- try. Drugi dzień Festiwalu i zarazem jedyny, jaki miałem okazję spędzić na muzycznej uczcie wy- danej przez Anitę i Tomasza, nie pozostawił żad- nych wątpliwości. Organizatorzy z uśmiechem mogą wznieść toast, z optymizmem myśląc o przyszłorocznej – trze- ciej edycji.

To, co niemal od razu rzuca się w oczy, podczas lektury plakatu te- gorocznego Songsuite Vocal Festival, to brak wokalistów. Mimo, że zaproszenie odznaczających się nie tylko pięknym głosem, ale także potrafiących oczarować swoją urodą publiczność pań nie było – jak mniemam – zabiegiem celowym, nie tylko nie zamierzam przez to obniżać oceny wydarzeniu, a wręcz przeciwnie – uważam, iż był to niezwykle intrygujący zbieg okoliczności. Skoro bowiem przed laty Piotr Łyszkiewicz wpadł na pomysł organizacji corocznego „Ladies’ Slawek Orwat Jazz Festival” nad Bałtykiem, to dlaczego raz na jakiś czas nie prze- [email protected] żyć podobnych wrażeń nad Tamizą? Wszak Ludwig Van Beethoven miał rzekomo kiedyś powiedzieć, że muzyka powinna zapalać pło- mień w sercu mężczyzny i napełniać łzami oczy kobiety. Agacie Ku- biak, Alice Zawadzki, Juliet Kelly i Brigitte Beraha sztuka ta udała się znakomicie, a gaszenie rozpalonego – przez wyżej wymienione damy – płomienia odbywało się jeszcze długo przy suto zaopatrzo- nym barze Polish Jazz Cafe.

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |65

Agata Kubiak fot. Monika S. Jakubowska

Agata Kubiak, to moje tegoroczne odkrycie. dzięki swej młodzieńczej aparycji, mimo Ta mieszkająca w Londynie polska skrzy- iż nastolatką już nie jest, przez siedzących paczka i wokalistka nawiązująca stylistycz- obok mnie widzów za takową była odbiera- nie do kilku z pozoru odległych nurtów mu- na. Ta – łącząca delikatność urody z kobiecą zycznych, posiadająca niezwykle zmysłowy zmysłowością i niepospolitą barwą głosu i działający na wyobraźnię głos, w dobrym oraz rzadkim darem wplatania do wokalu stylu otworzyła festiwalową sobotę na King skrzypcowych solówek – artystka ma, jak Street. W jej repertuarze można dopatrzeć sądzę, sporą szansę stać się wkrótce jedną się elementów fusion, jazzu, rocka, folku, z najbardziej rozpoznawalnych polskich a przede wszystkim dostrzec jej nieukry- wokalistek londyńskiej sceny jazzowej. Nie waną fascynację poezją śpiewaną, która jest łatwo w dzisiejszych czasach znaleźć wskutek oszczędnej aranżacji była w Polish zbyt wielu artystów, o repertuarze których Jazz Cafe jeszcze bardziej wyczuwalna, niż można byłoby powiedzieć, że jest unikalny podczas słuchania jej rewelacyjnej EP-ki Bi- i trudny do zaszufladkowania. Agata jest na polarity nagranej z towarzyszeniem świet- dobrej drodze, aby w taki właśnie sposób nych instrumentalistów, spośród których być postrzeganą i z ogromną niecierpliwoś- Ralph Brown, w opinii brytyjskiego piani- cią czekam na jej pierwszy longplay i jego sty Anthony Englanda, jest jednym z naj- koncertową promocję. Krótko po festiwalu bardziej utalentowanych wirtuozów tego dowiedziałem się, że w wieku piętnastu lat instrumentu na Wyspach. Tuż przed rozpo- Agata śpiewała w kapeli punkrockowej. Nie częciem występu Agaty, udało mi się zamie- pierwszy raz okazało się, jak widać, że od nić kilka słów z tą uroczą wokalistką, która punka do jazzu nie jest aż tak bardzo daleko,

» 66| Przewodnik koncertowy

Alice Zawadzki, fot. Monika S. Jakubowska

jak mogłoby się wydawać. Wszak podczas Kubiak na scenie pojawiła się kolejna woka- opublikowanej przed rokiem na łamach listka ze skrzypcami w ręku. Na tym jednak JazzPRESS-u mojej rozmowy z Tymonem wszelkie podobieństwa obu pań się kończą, Tymańskim, można odnaleźć następującą a muzyka Alice wybiega daleko poza ramy wypowiedź twórcy yassu: „U Coltrane’a zna- jazzu, co nie oznacza, że nie mieści się w ra- lazłem to wszystko, co w punku było bardzo mach muzyki improwizowanej. Nie będę surowe. Potężna dawka energii, świetna in- ukrywał, że był to dla mnie bezdyskusyjnie strumentalistyka, jakaś wyjątkowa muzycz- najlepszy i jedyny w swoim rodzaju występ na przestrzeń i głębia”. podczas tego wieczoru. Alice nie tylko po- twierdziła swoją klasę i należne jej miejsce Alice Zawadzki jest dobrze znana Czytelni- na londyńskiej scenie jazzowej, ale przede kom JazzPRESS-u. W marcowym numerze wszystkim tym, co wraz z towarzyszącymi ukazał się obszerny wywiad z tą sympatycz- jej instrumentalistami pokazała, zahipnoty- ną Angielką z polskimi korzeniami, które zowała publiczność od pierwszych do ostat- zauważalne są prawie w każdej sferze jej nich chwil występu. Koncert Alice Zawadzki życia – od żywiołowego charakteru i braku to mieszanina jazzu, folku, muzyki etnicz- typowego dla Anglików dystansu podczas nej i rocka progresywnego, a nieprzewidy- pierwszej rozmowy, aż po jej kompozycje, walność poszczególnych kompozycji, mu- sposób zachowania na scenie i technikę gry zyczne wycieczki do najdalszych zakątków na skrzypcach. Nie wiem, czy było to przez świata oraz rzadko spotykana umiejętność organizatorów zamierzone, ale tu po Agacie jednoczesnego śpiewu i gry na skrzypcach

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |67

Juliet Kelly, fot. Monika S. Jakubowska powodowały nieustanne wybuchy braw kontakt z publicznością. W opinii londyń- i entuzjazm, którego nie widziałem chyba skiego Time Out, Juliet to jedna z tych rzad- od czasu występu Leszka Możdżera w lon- ko spotykanych wokalistek, które poprzez dyńskim South Bank Centre w ubiegłym muzykę opowiadają szczere historie, a dzię- roku. Jej koncert to podróż w nieznane, nie- ki połączeniu namiętnego głosu i natural- ustannie zmieniające się klimaty i zaskaku- nego ciepła, któremu trudno się oprzeć, jące zmiany tempa. Alice emanuje zmysło- Juliet jawi się jedną z najciekawszych obec- wością, a jej silny głos harmonijnie łączy się nie wokalistek na Wyspach, która mogłaby z charakterystycznym brzmieniem skrzy- osiągnąć sukces w niemal każdym gatun- piec. Krytycy muzyczni porównują ją do Bjö- ku. Trudno nie zgodzić się z tą opinią, gdyż rk, Kate Bush czy Tori Amos, ale po tym co stylistyczna różnorodność repertuaru Juliet usłyszałem podczas festiwalowego występu, Kelly – zarówno tego, który wykonała pod- odnoszę wrażenie, że Alice Zawadzki podą- czas koncertu jak i tego z albumu Licorice ża jedynie sobie wiadomą drogą i na pewno Kiss, którego nawet piąte wysłuchanie pod- nie powiedziała ostatniego słowa w temacie czas tego samego dnia nie nudzi, stanowi muzycznych poszukiwań. niezaprzeczalny dowód na to, że artystka znakomicie odnajduje się w rytmach od Juliet Kelly to artystka wulkan. Odznacza bossanovy („Back To Life”), poprzez balladę się gorącym temperamentem i zdecydowa- w rytmie beguine („Mutual Attention”) aż nie najlepiej – z wszystkich występujących po reggae („I’m Still Here”). Jej interpreta- tego wieczoru pań – potrafi nawiązywać cje takich standardów jak „Here Comes The

» 68| Przewodnik koncertowy

Bridget Beraha, fot. Monika S. Jakubowska

Rain Again” grupy Eurythmics czy „Tainted pojęciem mieć na względzie. Nieodzownym Love” Glorii Jones, to prawdziwe perełki elementem udanego show jest umiejętność w niczym nieprzypominające bezsensow- nawiązania kontaktu z publicznością, co nych kopii oryginałów, jakie często można bez wątpienia było udziałem Juliet Kelly usłyszeć w wykonaniu wielu przedstawi- oraz owacyjny entuzjazm, jaki towarzyszył cieli współczesnej popkultury. występowi Alice Zawadzki. Bridget Beraha zaśpiewała znakomicie i nie pozostawiła Niewątpliwym atutem Bridget Beraha, któ- cienia wątpliwości, że jest artystką wybitną. rej występ zamknął festiwalową sobotę, jest Jednocześnie trudno było oprzeć się wra- jej wszechstronność i umiejętność takiego żeniu, że przyznanie jej roli finalistki dnia, operowania głosem, iż sprawia on wrażenie nie było najszczęśliwszym rozwiązaniem, bardziej instrumentu niż typowego woka- zwłaszcza że musiała ona wyjść na scenę lu. Jedynym mankamentem tej znakomitej tuż po Juliet Kelly, której nieustający dialog artystki jest znacznie lepszy odbiór jej per- z widownią stanowił podstawę jej występu. fekcyjnie dopracowanych albumów (z któ- rych Red Skies firmowany wspólnie z pia- Dzień wcześniej – w piątek na scenie poja- nistą Johnem Turville powalił mnie wręcz wiły się: Trudy Kerr, Anita Wardell wraz na kolana) niż występów na żywo. Odbiór ze swym kwartetem oraz znana nie tylko audiowizualny występu Bridget pozostawił publiczności jazzowej, lecz także słucha- u mnie niewielki niedosyt. Koncert bowiem czom Programu III Polskiego Radia – Monika to rodzaj show, cokolwiek można pod tym Lidke. W ostatnim dniu festiwalu wystąpiła

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |69 wybitna sława jazzu i niewątpliwie najwięk- na tej samej scenie czołowych wokalistów sza gwiazda festiwalu, Norma Winston, z to- brytyjskich nie tylko podnosi rangę wyda- warzyszeniem Marka Lockhearta i Garetha rzenia, ale przede wszystkim daje naszym Williamsa, artyści związani z Loire Music artystom możliwość zaistnienia na łamach Showcase oraz po raz kolejny współorgani- brytyjskiej prasy oraz w najlepszych sa- zatorka wydarzenia – Anita Wardell. lach koncertowych Londynu. Tomasz Fur- manek przyznał na łamach czerwcowego Popularne jest w Anglii powiedzenie: „third JazzPRESS-u, że jednym z założeń festiwalu time’s a charm”. Z niecierpliwością czekam jest integracja brytyjskiej i polskiej sceny na przyszłoroczną – trzecią edycję spotka- jazzowej ze szczególnym uwzględnieniem nia wokalistów, na którą Anita Wardell tych polskich artystów, którzy żyją i tworzą i Tomasz Furmanek – jak mogę przypusz- na terenie Wielkiej Brytanii. Songsuite Vo- czać – szykują atrakcje, których zapewne cal Festival w zamyśle organizatorów słu- nie zdradzą aż do ostatniej chwili. Nie mam ży także przyciągnięciu międzynarodowej najmniejszych wątpliwości, że przyszłorocz- publiczności do – znanego dotychczas głów- ny festiwal będzie ponownie wielkim świę- nie wśród polskich fanów jazzu – klubu, co tem jazzu. Tak było przed rokiem, o czym w konsekwencji stanowi szansę na skutecz- nie omieszkał napisać w London Jazz jeden ną promocję polskiego jazzu na Wyspach. z najbardziej znaczących brytyjskich dzien- Dodatkowego smaczku przyszłorocznej nikarzy muzycznych – Sebastian Scotney. edycji festiwalu dodaje owiane – jak na ra- Tak było i w tym roku, o czym osobiście zie – mgłą tajemnicy i będące ulubionym te- mogę zaświadczyć. Największym osiągnię- matem do rozważań w polskim środowisku ciem obu edycji festiwalu bezsprzecznie jazzowym miejsce tego wydarzenia. Dokąd jest fakt, że dzięki współpracy Tomasza Fur- organizatorzy zaproszą nas w przyszłym manka z Anitą Wardell polscy wokaliści roku? Myślę, że na to pytanie, odpowiedź mają możliwość regularnego prezentowa- poznamy niebawem. nia swoich umiejętności przed wymagającą międzynarodową publicznością, a obecność Sławek Orwat

Gramy dla Was i dzięki Wam RadioJAZZ.FM

» 70| Rozmowy

fot. Kuba Majerczyk Nauczyłem się nie psuć koncertów i mieć wielką pokorę do muzyki

Roch Siciński: Grasz na giełdzie?

Maciej Fortuna: Nie.

R.S.: A jednak twoje akcje idą w górę. Wydaje mi się, że są umiejsco- wione w różnych spółkach. Masz masę projektów w różnych styli- stykach! Nie gubisz się w tym?

M.F.: Ja tak muszę mieć i w sumie miałem tak zawsze. Tak było już od czasów, kiedy zacząłem chodzić do szkoły muzycznej i jednocześ- nie do liceum, później studiowałem prawo jednocześnie z muzyką. Pochłaniało to ogromne ilości pracy, ale dawało proporcjonalnie Roch Siciński dużo motywacji, by robić jeszcze więcej. W tej chwili, kiedy zajmuję [email protected] się „tylko” muzyką, to muszę mieć dookoła siebie mnóstwo różnych działań jednocześnie. Z każdego gatunku muzy jaki akurat gram, bio-

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |71

rę wszystko co dla mnie najlepsze i wrzucam tygodnie… Smacznego! do innego. Każda ze stylistyk inspiruje to co robię w pozostałych. Faktycznie, może ktoś M.F.: Dzięki. Przepraszam, że jem i mówię inny wrzucony w moją skórę mógłby dostać jednocześnie, ale ostatnio normalny posiłek zawrotu głowy, ale mnie to napędza. zjadłem w zeszłym tygodniu w piątek wie- czorem w Edynburgu (nasza rozmowa od- R.S.: Masz jakiś priorytet wśród tych for- była się w czwartek – przy. red.). Ostatni ty- macji? dzień nie należał do najlżejszych. Mieliśmy premierę elektrycznego kwartetu poprze- M.F.: Każdy zespół żyje trochę jak taka sinu- dzonego czterema dniami prób. Później pra- soida – ma swoje momenty bardziej i trochę premierowe wykonanie w pełnej odsłonie mniej intensywne. W tej chwili nie czynił- multimedialnej projektu z elektroakustycz- bym żadnych priorytetów. Obserwuję ich roz- ną transkrypcją muzyki filmowej Krzysztofa wój… nie wiem jak to nazwać, żeby nie mówić Pendereckiego w Edynburgu. Zaraz potem jakimś poetyckim językiem, no ale one po zaczęliśmy też premierowym koncertem prostu zmieniają barwy. Zmienia się energia. kwartetu akustycznego na Manu Jazz Sum- Ale też wszystko zależy od ogólnego mecha- mer Days w niedzielę – do tego wydarzenia nizmu działania każdego zespołu. Świetnym próby odbyły się dużo wcześniej, bo przed sa- tego przykładem jest trio, które było niekwe- mym koncertem nie było już jak ich pomieś- stionowanym priorytetem przez ostatnie cić w grafiku. A od poniedziałku do wczoraj dwa lata. Summa summarum najważniejszy nagrywaliśmy album kwartetu na Akademii jest człowiek, wszystko zależy od ludzi. Jeżeli Muzycznej w Poznaniu, a przy okazji dziękuję człowiek będzie dawał mnóstwo wspania- Pani Rektor za doskonałe warunki jakie nam łej energii, to będzie napędzać sytuację aż do zapewniła! Skłamałbym jakbym powiedział, momentu, w której będzie już na tyle dojrza- że nie mam pieniędzy na jedzenie, ale przy- ła, że wejdzie na wyższy poziom. To udało się znam, że czasem nie starczy mi czasu, dlate- osiągnąć z trio. Teraz działa kwartet akustycz- go siedzimy w knajpie (śmiech…) ny, elektryczny, etniczny a przez ostatnie pół roku nie robiłem nic innego, jak tylko siedzia- R.S.: Jesteś pracoholikiem, czy już sobie to łem w domu, w studiu i pisałem muzykę, zaj- uświadomiłeś? mowałem się produkcją płyty At Home, która zresztą niedawno się ukazała… i cały czas ćwi- M.F.: Chyba ty! (śmiech…) czyłem. Prawie żadnych koncertów, no może po jednym graniu w miesiącu. R.S.: Nie powinienem cię o to pytać, ale skąd bierzesz używki żeby mieć na to siłę?! R.S.: Przy twoim trybie życia mniej koncer- tów na pewno nie znaczy mniej pracy, w to M.F.: Tenis, bieganie, siłownia i zdrowy tryb nie uwierzę. Słyszałem, że miałeś niezwykle życia (śmiech…), i jeszcze muzyka. Zresztą na- intensywny czas, a szczególnie ostatnie dwa wet na siłowni nad sztangą wisi plakat tre-

» 72| Rozmowy

nującego Milesa Davisa. To wszystko daje mi M.F.: Wiesz, może to się kiedyś zdarzało na wielkiego kopa energii. Pierwszy raz w życiu samym początku jeżdżenia w trasy. Teraz na- czuję się spełniony i szczęśliwy artystycznie. prawdę wielu rzeczy się nauczyłem. Wiem, Już dawno były takie przebłyski, kiedy połą- że trzeba robić próby, zgłębiać cały czas mu- czenia gatunków i wielość inicjatyw muzycz- zykę. Obecnie mój grafik miesięczny wygląda nych dawały mi dużą satysfakcję. Prowadząc w ten sposób, że mam może trzy czy cztery akustyczne trio jazzowe tworzyliśmy z zupeł- dni wolne. Jeśli nie gram koncertów, to mam nie innej strony muzykę elektroniczną wspól- próby. W składzie akustycznym cały tydzień nie z An On Bast i dużo na to poświęciłem na próby i koncert, z zespołem elektrycznym energii, która się zwróciła. Jeszcze wcześniej przygotowujemy się do zarejestrowania ma- (2009 r.) była płyta ze Stefanem Weeke, to były teriału na koniec miesiąca i w sumie muzycy takie początki i już wtedy całość rozwijała się zjeżdżają się z całej Polski, żeby dopracować dwutorowo. Teraz po prostu wszystkie pomy- pewne niuanse, które tkwią w materiale, ale sły, jakie zbierałem jeszcze od lat 90., znalazły one są dla mnie strasznie ważne. A więc właś- ucieleśnienie. Stało się to możliwe również nie… Wszystkie, które nagraliśmy są dobre. dzięki umiejętnościom czy narzędziom jakie Natomiast jednak nieco gorzej oceniam te, z biegiem kolejnych wydarzeń nabywałem. które gram z nowymi projektami na samym Mam na myśli biegłość w różnych sprawach, początku ich funkcjonowania. Ale to nie jest taka interdyscyplinarność jaka przyszła, tak, że jakiś koncert jest spierdolony, ja mam i pewnie nadal będzie przychodzić, wraz zbyt duży szacunek do słuchacza i tego też się z nowymi doświadczeniami. Bo zajmowanie musiałem nauczyć. Nauczyłem się nie psuć się różnymi gatunkami bardzo rozwija! koncertów i mieć wielką pokorę do muzyki. Po przeanalizowaniu materiału z pierwszych R.S.: Skoro robisz tak dużo naraz, to muszę koncertów uważam, że w tej muzyce nowa cię spytać o owoce. Nie chcę jednak wiedzieć formacja potrzebuje od 5 do 10 koncertów ile masz kompozycji w szufladzie. Z cieka- i kilku miesięcy funkcjonowania, żeby się wości powiedz ile masz zarejestrowanego dotrzeć, by móc czuć pewność, wtedy poniżej materiału, ale takiego, który mógłby poja- pewnego poziomu po prostu nie zejdziesz. wić się na półkach sklepowych – nadającego Choć nie wydawałbym jeszcze z tych mate- się do wydania. riałów płyty, to po koncertach premierowych przyszły propozycje kolejnych grań, a to do- M.F.: No właśnie, od czasu kiedy zająłem się bry wyznacznik tego czy się podobało. stroną producencką, udało mi się zgroma- dzić około 30 sesji. Często są to nagrania kon- R.S.: Twoje metody pracy ciężko osiągnąć. certowe, ale już wybrane – te dobre, ale też Jest dużo wręcz jednorazowych projektów. jest kilka sesji… Tak naprawdę długoterminowe zespoły są rzadkością. A Ty mówisz o próbach, dociera- R.S.: ...zdarza się jeszcze zagrać słaby koncert? niu się… Rotacja muzyków w formacjach jest bardzo intensywna…

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |73

M.F.: …seks grupowy – jak to ujął jeden z organizatorów – każdy z każdym (śmiech…)

R.S.: Trafne. Taka muzyczna sy- tuacja z jednej strony wprowa- dza ciekawość i elastyczność, ale nie pomaga w dogrywaniu się. W ogóle jest niewiele bandów, które wspólnie ćwiczą z dużą częstotliwością…

M.F.: Trzeba to robić. Każdy, kto fascynuje się sztuką, muzyką i własnym rozwojem, będzie to szanował i będzie to robił. Każ- dy kto tego jeszcze nie rozumie, myśli tylko o tym, żeby grać kon- certy. Ja nie chcę tu narzucać jednej słusznej wersji. Takie jest moje zdanie, którym nie chcę oceniać tych, co robią inaczej. Bo granie z muzykami po raz pierwszy, zmienianie składów jest jednym z idiomów muzyki Majerczyk Kuba fot. jazzowej w ogóle. Na przykład Mack Goldsbury – muzyk, ze Stanów Zjedno- bardzo szybko jazz przestał być muzyką użyt- czonych z którym współpracuję inaczej so- kową do tańca, już dawno weszła do filhar- bie tego nie wyobraża. Jego podejście wzięło monii itd. Jazz jest postrzegany jako sztuka. się z mnóstwa maleńkich koncertów w klu- Uważam, że już w momencie kiedy to się sta- bach. To są po prostu joby, ale masz takich ło, sztuka muzyczna wymaga poszanowania jobów osiem albo np. dwanaście tygodnio- pewnych reguł. Pozostają jednak korzenie wo, (bo są sesje popołudniowe i wieczorne). tańców, pełnych energii i żywiołu. Może- Każdy z każdym grał. Realia tych koncertów my przyrównać tę plemienność do robienia były takie, że muzyka miała być rozrywką, koncertów każdy z każdym. Z drugiej strony czymś zabawiającym. Grali piosenki, ale na mamy swoje korzenie muzyki europejskiej, fantastycznym poziomie. Przez wspólne gra- klasycznej, które ciągną nas w przeciwnym nie „muzyczny radar” się wyostrzał. Jednak kierunku. Wyobraź sobie orkiestrę symfo- muzyka poszła w innym kierunku. Przecież niczną grającą za czasów Mozarta bez próby…

» 74| Rozmowy

– to by się nie udało – to musiały być zespoły M.F.: Dużo bardziej to do mnie przemawia. stale funkcjonujące. Bardzo mnie ta strona Zdziwiłem się jak bardzo mogłem poznać inspiruje. Dzięki żonie mam większy kontakt siebie, a właściwie dowiedzieć się, czego ocze- z muzyką klasyczną. Zacząłem inaczej patrzeć kuję od muzyki. na pewne rzeczy. Poza koncertami trzeba się spotykać i drążyć tę muzykę. To jest ważne, je- R.S.: To znaczy? Jakiegoś wyzwania od muzy- śli masz możliwość grania wielu koncertów, ków grających z tobą? Jakiegoś impulsu, na robienia do tego prób i wielu godzin ćwicze- który możesz odpowiedzieć? nia samemu – wtedy skład robi się komplet- ny. Sytuacja kiedy było 300 grań w roku ode- M.F.: Tak. Jednak w moich zespołach zawsze szła bezpowrotnie, ale nadal można zagrać 10 chciałbym współpracować z ludźmi, którzy koncertów w miesiącu. spełniają pewne kryteria, że tak przedmioto- wo to nazwę. Zespół nie obędzie się bez za- R.S.: A jak się jest pracoholikiem to nawet ufania, wspólnej wizji, akceptacji i energii. dużo więcej (śmiech…) Energii niezależnie od różnych stanów, jakie nas w życiu łapią i chwil, które nas spoty- M.F.: Nie, jak ma się dookoła właściwych kają. Najważniejsze jest to co każdy muzyk ludzi, wtedy można prawie wszystko. Zno- wnosi do projektu, jego pasja i właśnie ta wu wracamy do tego, że najważniejszy jest specyficzna energia każdego człowieka – nie- człowiek. Jeśli znajdziesz takich ludzi, którzy koniecznie muzyczna. Jak bardzo to determi- dzielą tę pasję i na pierwszym miejscu poja- nuje sposób gry, jak to wpływa na muzykę, wia się potrzeba stworzenia czegoś, to możesz uświadomiłem sobie dzięki graniu w trio. naprawdę dużo. Wiadomo, że są różne chwile, osobiste lawi- racje. Najważniejsze, żeby dzielić się dobrą R.S.: Co do otaczania się odpowiednimi oso- energią. Są jednak ludzie, którzy mają taką bami – w twoim trio zaszła zmiana perkusi- aurę, że pochłaniają tę energię, zabierają ją sty. Jakbyś opisał tę zmianę i różnicę między jak czarne dziury. To są osoby, z którymi nie Frankiem Parkerem grającym na Solar Ring, chcę już robić żadnych projektów. Ach! I jesz- a Krzysztofem Gradziukiem, który pojawił cze jedna ważna zasada. Jesteśmy zespołem, się na At Home? więc nie ma mowy o żadnym obracaniu się przeciwko sobie. Jeśli te wszystkie kryteria M.F.: Jeżeli Frank Parker kojarzył mi się ze sło- działają, to nie może się nie udać. Taki mój wem „konstrukcja”, to Krzysztof Gardziuk przepis, który staram się przykładać do każ- kojarzy mi się ze słowem „dekonstrukcja”. dego projektu.

R.S.: A więc dosyć duża różnica przyznasz R.S.: Jedną z osób, z której niemal emanuje (śmiech…) Jak rozumiem w tym momencie energia, o jakiej mówisz, to Anna Suda, zna- granie Gradziuka bardziej cię napędza? na jako An On Bast.

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |75

M.F.: Kobieta kot – jak sama o so- bie mówi (śmiech…), masz rację, ma w sobie niezmierzone pokłady energii – jest żywiołem! Nie chcę znowu wchodzić w jakiś poetycki ton, więc powiem tak: potrafi przy- pierdolić.

R.S.: Najbliższy wspólny projekt z An On Bast przedstawia się bardzo cie- kawie! Opowiedz nam o elektroaku- stycznej transkrypcji muzyki filmo- wej Krzysztofa Pendereckiego?

M.F.: Początki wzięły się stąd, że już wcześniej interesowaliśmy się pol- ską muzyką współczesną. Mój kole- ga ze szkoły muzycznej zabrał mnie dawno, dawno temu do opery na Dia- bły z Loudun Krzysztofa Pendereckie- go. Wróciliśmy na nie jeszcze chyba trzy razy(!), jeździliśmy z Leszna do Poznania. Fascynowaliśmy się mu- zyką współczesną i tak jest do teraz. Majerczyk Kuba fot. Wtedy wpadł mi w rękę utwór Pen- dereckiego pisany na zespół jazzowy – to był stało. Połączyliśmy nasze inspiracje, wpadli- czad. Słyszałem od znajomych, którzy pamię- śmy na pomysł stworzenia czegoś z muzyki tają czasy premiery, jakie były arkana pierw- filmowej Pendereckiego. Jest to materia, która szego wykonania. Jazzmani już w czwartym cechuje się bardzo dużą komunikatywnością, takcie – mówiąc dyplomatycznie – dowiedli chociażby przez sam fakt, że słyszało ją naj- swej freejazzowej proweniencji (śmiech…)! więcej milionów ludzi na świecie, porównując Tak śledzenie tego muzycznego nurtu narasta- tę sytuację do pozostałych wielkich dzieł kom- ło. Ania też miała mnóstwo różnych tematów pozytora. Jeśli rzucimy okiem np. na „Egzor- z Pendereckim. Ona z kolei ukochała sobie te- cystę” i jego oglądalność, to nie ma co do tego maty filmowe jego autorstwa. A bezpośrednia wątpliwości. A pozostałe wielkie dzieła, nawet determinanta? Uniwersytet Ekonomiczny rok te znane, okazują się… nieznane. Na przykład temu zaprosił nas do siebie i zaproponował „Rękopis znaleziony w Saragossie” – wcale nie przygotowanie specjalnego utworu na dzień, musi być zagadnieniem oczywistym dla wie- kiedy uczelnia gościła kompozytora. Tak się lu muzyków. Wracając do tematu; koncert na

» 76| Rozmowy

uniwersytecie był dla nas przełomowy, rów- sobie, że nie ma co silić się na granie w ja- nież dlatego, że Krzysztof Penderecki wraz kimś charakterze, po co sztucznie wybierać z małżonką wysłuchali naszego seta, a póź- styl amerykański, pistacjowy, skandynawski niej kompozytor bardzo pozytywnie wypo- czy orzechowy. Musimy zrozumieć, że ludzie, wiadał się o tym, co zrobiliśmy – tak ze sceny, którzy tutaj tworzyli, którzy byli oddzieleni jak i w kuluarach. Elżbieta Penderecka po- w pewien sposób od tego co działo się w in- wiedziała nam, że jednym z najważniejszych nych częściach świata (wiemy przecież jakie marzeń (tych – na co dzień – niewyartykuło- były czynniki geopolityczne) – oni tworzyli wanych) jej małżonka jest pragnienie, aby ta coś innego. Podczas studiów na akademii cią- muzyka żyła, żeby nie leżała w szufladach. Do- gle wpajano mi, że to jest złe, że to jest sztam- brze, że kolejne pokolenia ją biorą na warsztat powe, niedorobione i aspirujące do tego ame- i do nowych miejsc – przenoszą na inny level. rykańskiego – ogólnie „menda”. Nic bardziej Było to dla nas niezwykłą satysfakcją! Wielkie błędnego! Ci ludzie robili wielkie rzeczy podziękowania dla całego środowiska, które w tamtych czasach. Postanowiłem stworzyć pomogło nam w tym projekcie, dostaliśmy zespół, w którym sami będziemy to przemie- wszystko czego potrzebowaliśmy, nie mówię lać i grać we własnych aranżacjach. Dzię- tu tylko o wsparciu mentalnym, ale chociaż- ki temu będę mógł zgłębić te kompozycje. by partytury, o które prosiliśmy. Od samego Gramy 18 września w Mińsku w filharmonii Krzysztofa Pendereckiego dostaliśmy – mó- narodowej, w Paryżu 8 listopada w ramach wiąc kolokwialnie – kopa żeby kontynuować Jazzycolors Festival, w listopadzie planujemy te działania. A więc już 23 listopada nastąpi też kilka koncertów w Polsce. Seifert, Milian, premiera elektroakustycznej transkrypcji Komeda, Kurylewicz, Trzaskowski itd., itd. muzyki filmowej w radiowej Trójce. To co można odkryć u tych jazzmanów – nie tylko w ramach stricte jazzowych sytuacji – R.S.: Jesteś dzisiaj w Warszawie nie tylko jest niesamowite. Na przykład w planach jest ze względu na wywiad, ale również „walczysz” fantastyczna kompozycja na trio; róg, harfę o wizę na Białoruś. Wybierasz się tam w dru- i kontrabas, pióra Andrzeja Kurylewicza. My giej połowie września z nowym projektem. to zrobimy w transkrypcji na róg, fortepian, Zaciekawili cię polscy kompozytorzy? trąbkę i perkusję. Jego kameralistyka jest świetna! M.F.: Z akustycznym kwartetem chcę uzu- pełniać pewien swój brak, ale podejrzewam, R.S.:To też chcesz wydawać w tym roku?! że nie tylko mój. Uświadomiłem sobie, że w pewnym sensie nie znam polskich kom- M.F.: Na te ostatnie cztery miesiące roku już pozytorów muzyki jazzowej. Przecież tak na- chyba starczy. Będzie przecież duet z Krzysz- prawdę to jest nasze dziedzictwo! Jeśli mamy tofem Dysem, będzie materiał Pendereckie- faktycznie czerpać ze swoich korzeni, to mu- go. A już dwa krążki przecież wydałem… simy je dobrze poznać. Do tego doprowadziło mnie – ponownie – moje trio. Uświadomiłem R.S.: No właśnie! Duet z Krzysztofem Dysem.

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |77

Słyszałem plotki, czekamy na nagranie. Po- M.F.: Tak długo jak się jest egocentrykiem – dobno rejestracja materiału jest nietypowa. tak długo jest świetnie. Kiedy my, jako artyści To prawda? stajemy się egoistami, to pojawia się problem. W tym momencie nie ma już mowy o muzy- M.F.: Rzeczywiście – duet zarejestrowaliśmy ce. Staram się zachować swój egocentryzm, na osiemnaście ścieżek. Zacząłem pisać ten staram się szukać swoich inspiracji, a potem materiał już dwa lata temu – bardzo zaaran- zrobić to tak, jak mi to gra. A co z tym dalej żowany materiał, każda nuta zapisana. Po- będzie, to zostawiam już drugiej stronie. wstało tak kilkadziesiąt stron kompozycji, które planowałem pierwotnie wykonywać na R.S.:Na myśli miałem właśnie tę drugą stro- kwartet dlatego, że warstwa aranżacyjna do- nę, ale jak rozumiem robisz to dla siebie? tyczyła fortepianu. Później uznałem, że to nie ma sensu. To jest tak mocno zaaranżowane, M.F.: Pewnie. Od początku! Lubię to, co robię. że musimy zrobić to w duecie. Program za- cząłem ćwiczyć z Krzysztofem Dysem. On jest R.S.: Czyli dużo spraw jednocześnie, żeby się idealną osobą do tego projektu. Graliśmy już napędzać; muzykę tworzysz dla siebie, jesteś ze sobą w kwartecie i pisząc to, miałem go na hedonistą! względzie. Ten człowiek może zagrać najbar- dziej skomplikowane struktury, jest niesamo- M.F.: Bardziej freakiem. Musisz być freakiem, wity! Jednocześnie kiedy zaczęliśmy wspólnie nie chcę tu mówić, że masz być man-catem, grać ten materiał, uświadomiliśmy sobie, że to jak mówią jedni albo miłym, uśmiechnię- co chcemy grać może być mocno improwizo- tym gościem – grającym muzykę dla podsta- wane, z pozostawionym majaczącym zarysem rzałych panien – jak mówią drudzy. Po pro- formy w tle. W takim właśnie duchu zostało stu musisz być pozytywnym świrem. Jak nim wykonane to nagranie, zarejestrowane zresz- jesteś, to możesz robić wszystko. Jeśli jesteś tą niedawno, bo w połowie sierpnia. Rejestro- kimś, kto nawet po porażce, czy po niezna- waliśmy w kościele parafialnym w Trzęsaczu. czącym draśnięciu ma tyle rzeczy wokół sie- Mieliśmy wspaniałe warunki – koncertowy bie, że nowe wrażenia wyprą to w ciągu doby Steinway, rejestracja na osiemnaście mikrofo- i wtedy dalej ma ten sam flow. nów, realizowana przez DUX. Mam wrażenie, że to materiał wyjątkowy. Taki, w którym przy R.S.: Czyli nawet tak jak dzisiaj; jeżeli amba- każdym kolejnym przesłuchaniu znajdujesz sada podłożyła ci kłodę pod nogi, przełoży- coś nowego. Trafi do sprzedaży jesienią. łeś spotkanie i wyjedziesz na autostradę do Poznania dopiero o dziewiętnastej, a spałeś R.S.: Ciągle mówimy o muzyce, co naturalne. tylko trzy godziny, to jutro wstaniesz z pozy- Wspomniałeś o korzeniach, o energii, mówi- tywnym nastawieniem? łeś o użytkowej, rozrywkowej, wyższej… Za- tem czemu ma służyć twoja muzyka? M.F.: O dziewiętnastej mówisz? Boże, to już tak późno? W takim razie muszę lecieć…

» 78| Rozmowy

To jest bardzo dobry czas – najlepszy jaki miałem!

Roch Siciński.: Jesteś biznesmenem i mu- zykiem. Jakie są proporcje, o ile można to w ogóle procentowo przybliżyć...? Pytam, bo mam świadomość jak obecnie jest to ważne i zastanawiam się, czy na pewnym poziomie nie dzieje się tak, że biznesowa płaszczyzna równa się tej muzycznej, jeśli jej nie zostawia w tyle, szczególnie kiedy mówimy o sukcesie zagranicznym. Łącze- nie fantastycznej muzyki z niełatwym bi- znesem idzie ci całkiem nieźle...

Maciej Obara.: Jest to część całości. Trzeba naprawdę o to dbać i mieć świadomość ja- kie zmiany zachodzą na muzycznym po- dwórku zawodowym. Nie ma możliwości od tego uciec! Koniecznością jest już nie tyl- ko orientowanie się w sprawach czysto mu- zycznych. Pole jest wąskie, biznes jest mały i każdy próbuje w nim znaleźć trochę miej- sca dla siebie. Nie można zapominać, że ro- bić swoją autorską muzykę i trafiać z nią do ludzi jest wielkim wyzwaniem, szczególnie, że jest tyle świetnych i zdeterminowanych gości którzy to robią. Nastały czasy gdzie ar- tysta – już abstrahując od sztuki – musi dbać o wiele spraw, które kiedyś może w ogóle fot. Piotr Dłubak nie musiały go interesować. Nie było takiej konieczności. Teraz rzeczywiście inaczej się nie da.

R.S.: Twoje działania skupiają się – mocno generalizując – za gra- nicami naszego kraju. Widzisz nasze podwórko z nieco innej per- spektywy, może nawet bardziej obiektywnie potrafisz je ocenić, a przynajmniej kwestie funkcjonowania naszego rynku.

M.O.: To jest wypadkowa wielu rzeczy. Jak wiesz byłem częścią pro- jektu Take Five Europe, w tym projekcie mogłem poznać muzyków,

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |79

z którymi złożyłem międzynarodowy kwartet. Patrzę trochę z per- spektywy zagranicznej – to jest potrzebne i ten element jest ważny dla mojego kwartetu. Zmieniło się moje podejście do muzyki i do wielu innych rzeczy. Wiele spraw przejąłem z zagranicy, bo... po prostu są lepsze.

R.S.: Oczywiście nie będziemy porównywać sytuacji Norwegów, bo jest to sprawa mocno dotowana ze strony państwa, ale gdzie pozy- cjonujesz naszych młodych uczestników International Jazz Plat- Roch Siciński form, którzy pierwszy raz mogli porozmawiać o biznesie z ludźmi [email protected] z branży?

M.O.: W Polsce takie coś po prostu nie istnieje, nie rozmawia się o tym, jesteśmy kompletnie w tyle. Nasze otoczenie nigdy wcześ- niej nie stykało się z taką formą spotkań, a tutaj podczas Platformy mieliśmy tego trochę... Był Piotr Turkiewicz z festiwalu Jazztopad, była Martel Ollerenshaw z London Jazz Festival, kadra też ma spore doświadczenia w tych sprawach. Są to sytuacje, które uświadamiają nas, bądź po prostu informują, co się dzieje na rynku, jakie ciekawe inicjatywy są w zasięgu, z kim można coś fajnego zrobić oraz w jaki sposób ludzie za granicą organizują pewne rzeczy.

R.S.: Nasi muzycy nie specjalnie z tego korzystają...

M.O.: ... z prostych powodów – Polska ma znikomy przepływ infor- macji, jak i niewielką rotację młodych zagranicznych muzyków kolegów, od których moglibyśmy się tego dowiedzieć, coś z nimi zrobić. Do nas przyjeżdżają topowi muzycy starszego pokolenia, ale jest to taka bariera, że możesz przyjść na koncert, po gigu wziąć pod- pis pod garderobą i iść do domu. W takiej atmosferze nie ma szansy na żadne mocniejsze relacje dla młodych Polaków. Ten rodzaj even- tu nie jest w stanie przełożyć się na jakieś korzyści dla młodych. To jest koncert i „do widzenia”. A jednak tutaj i Piotr, i Martel pokazali nam tę drugą stronę: to jak szefowie najważniejszych festiwali na Starym Kontynencie patrzą na wiele spraw. Jak ważna jest relacja, jakakolwiek znajomość, żeby ktoś kogoś rekomendował, żeby ktoś dał ci szansę grania za granicą.

» 80| Rozmowy

R.S.: Myślisz, że uczestnicy wykorzystali od- będzie się rozkręcać z biegiem najbliższych powiednio obecność tej dwójki gości? miesięcy. Wielu muzyków żyje z tego, że uczy na warsztatach i nie jest to nic złego, M.O.: Nie mam pojęcia. Czas pokaże, takie natomiast dla nas ważna będzie rotacja doświadczenia procentują później. Może osób biorących udział w Platformie, aby za- pozornie ktoś, kto nie wystartuje w przecią- wsze ktoś nowy do nas dołączał. Ta inicja- gu jednego roku, może zaskoczyć nas za lat tywa będzie o wiele bardziej dynamiczna pięć. Ale myślę, że dla każdego było to do- w porównaniu do pozostałych muzycznych świadczenie tak samo ważne. Wszystko to spotkań w naszym kraju. działa z opóźnionym zapłonem, tak samo jak w ramach inicjatywy Take Five Europe. R.S.: Przepytałem uczestników i wszyscy są Jest gro muzyków, którzy kończyli ten pro- bardzo zadowoleni, czekają na drugą edy- gram i nie musieli zalewać rynku nowymi cję. W którą stronę chcecie iść, bo podejrze- projektami, radzić sobie w tych realiach wam, że start z Platformą pomógł rozeznać natychmiast po zakończeniu projektu. Cza- się w sytuacji? Już wiemy, że robicie coś no- sem pewne rzeczy wracają po kilku miesią- wego jak na nasz grunt i nie ma tu mowy cach czy latach. Korzystając z tych doświad- o „nauce gry”, o podejściu typowo akademi- czeń można zwyczajnie zacząć rozglądać się ckim, czy warsztatowym... gdzieś indziej, w miejsca na które wcześniej nie zwracaliśmy uwagi. Informacja pojawi- M.O.: ... dużo jest w tym całym spotkaniu do- ła się i dorasta, potrzebny jest czas. brej zabawy, atmosfery i tolerancji, o którą trzeba tutaj walczyć. Mentalność jest inna R.S.: Często wspominasz o inicjatywie Take niż na znanych nam polskich warsztatach. Five Europe, której kibicujemy chyba wszy- Chciałbym żeby każdy pisał swoją muzy- scy i czekamy z nadzieją na trzecią edycję. kę, żeby powstawały ich rzeczy, bo to jest W zeszłej edycji brałeś udział wraz z Macie- fajne. Tak samo jak my próbujemy to robić jem Garbowskim, w tym roku wybrani zo- w moim kwartecie. Trzeba dzielić się swo- stali Marcin Masecki i Piotr Damasiewicz. im podejściem do muzyki, tolerować po- Ole Morten Vågan, Gard Nilssen, Tom Art- mysły innych, być otwartym i słuchać się hurs również są związani z tym przedsię- nawzajem. Wiadomo, że te wszystkie pod- wzięciem. W przyszłym roku kadra będzie stawy, które zdobywane są na zwyczajnych budowana wg podobnego klucza, czy pano- warsztatach czy w murach uczelni, są nie- wie powrócą w niezmienionym składzie? zbędne. Ale prawda jest taka, że w Europie Zachodniej pewne sprawy wyglądają ina- M.O.: Myślę, że ktoś może się powtórzyć, ale czej, są lżejsze, strawniejsze i wytwarzają musimy pamiętać, że to ma być jak najbar- inny rodzaj kreatywnej, wręcz pobudza- dziej interesujące. Nie było np. klasy woka- jącej atmosfery wśród ludzi. To powoduje lu, a mamy już z tyłu głowy świetny pomysł ciekawe efekty. Pierwsza edycja Platformy, na... – to może później. Myślę, że wszystko którą zainicjowała łódzka Wytwórnia w ra-

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |81 mach Letniej Akademii Jazzu, pokazała, kretnym i czego się tak naprawdę chce od że jest ogromna potrzeba organizowania tych ludzi. Spotkania są po to, by nie tracić przestrzeni dla polskich muzyków do wy- nowych szans. Trochę jest to zagadką, ale ja miany poglądów, spotkania się z artystami też przeżywałem taką barierę na Take Five z zagranicy, wspólnego tworzenia muzyki Europe. Przez pierwsze dni, zanim zaczęli- i po prostu do przebywania w kreatywnym śmy podróżować po Europie byłem bardzo środowisku. Świetnie, że udało się to zor- nieswój. U nas ta sytuacja przewija się bez ganizować – jest to dość odważna inicja- przerwy, ludzie robią uniki, zastanawiają tywa w Polsce, która stawia na odejście od się czy powinni, mają kłopot z otwartością. tradycyjnie pojmowanej edukacji i relacji To są cechy, które bez sensu ograniczają uczeń-mistrz. Super, że Wytwórnia zde- nam pole do popisu. Jeszcze mocniej zatrzy- cydowała się podjąć to wyzwanie i przyjąć mują nas z tyłu. Niestety musi minąć spo- tych wszystkich artystów, którzy na co dzień ro czasu zanim ludzie będą mieli dystans, nie znajdują dla siebie miejsca ani na uczel- będą potrafili mieć w dupie, co myśli o nich niach, ani na innych tradycyjnych warszta- reszta. tach. To ważne, że mamy do dyspozycji full profesjonalną przestrzeń – młodzi uczest- R.S.: Kto powinien czuć się zaproszony na nicy mieli szanse koncertować, grać i roz- kolejną edycję Intl Jazz Platform? mawiać o muzyce w warunkach, do których nie zawsze mają jeszcze dostęp. Myślę, że to M.O.: Wszyscy muzycy, którzy naprawdę ogromna mobilizacja i inspiracja – wiemy myślą o tym żeby wykonać krok poza do- już teraz, że podczas przyszłej Letniej Aka- tychczasowy dorobek, ludzie którzy chcą demii Jazzu platforma będzie miała swoją dzielić się przemyśleniami o muzyce, chcą drugą odsłonę – na pewno będziemy mieli poznać innych ludzi i ich twórczość z dużą nowych gości.! tolerancją oraz takim samym zaangażowa- niem. Każdy kto chce poznać nasze podej- R.S.: Większość uczestników po panelach ście do muzyki. No i jasne, że doskonale, nie była specjalnie zainteresowana rozmo- gdyby byli to jak najlepiej grający zawod- wą z prowadzącymi, trochę mnie to zdziwi- nicy, bo wtedy zaczynasz zajęcia z zupełnie ło. Wyczułem jakiś brak odwagi czy świado- innego pułapu. Fajnie, że będą to spotkania mości albo niezdecydowanie. Może wynika cykliczne – oby jak najdłużej! Mam też na- to właśnie z braku podobnych doświadczeń dzieję, że kiedyś zaskoczą mnie efekty tej w ramach takich spotkań w Polsce. Platformy. Chciałbym, żeby jak najwięk- sza część uczestników rozwinęła się dzięki M.O.: Nie użyłbym sformułowania, że nie tym spotkaniom, a może się to przydarzyć była, to rzeczywiście raczej kwestia pew- każdemu – czy starym wyjadaczom, którzy ności tego, czego się oczekuje i kwestia pla- również byli uczestnikami, czy młodszym nów artystycznych bądź ich braku. Może muzykom. Na tym to polega. Każdy każdego też zaskoczenia jak bardzo trzeba być kon- słucha i widzi, co kto robi. Siłą rzeczy uczysz

» 82| Rozmowy

się non-stop, tym bardziej, że nie było na R.S.: Byłeś trochę bardziej rozdrobniony, tegorocznych zajęciach kogoś kogo potra- miałeś różne projekty, sporo pomysłów. filibyśmy nazwać złym muzykiem, wielu Teraz masz jeden pomysł na siebie i poza było natomiast wybitnych. Poziom był wy- udziałem w Power of the Horns raczej się soki, jednak największa praca odbywać się nie udzielasz w innych składach. Nie my- będzie po powrocie do swoich domów, tutaj ślisz o innych projektach, prawda? jest tylko impuls. Ale jaki! M.O.: Tak się dobrze czuję w moim między- R.S.: W ostatnim czasie macie sporo grania narodowym kwartecie, że nie chcę grzebać z twoim autorskim kwartetem. Jak to pro- w innych rzeczach. Kwartet hula i napraw- speruje? Masz przecież bardzo wyrazistych dę jest świetnie. Mam czasem okazję z kimś (choć też elastycznych) muzyków na nie- zagrać i przy okazji sprawdzić jaki to ma zwykle wysokim poziomie, którzy nie są drive, ale to co jest z chłopakami z kwartetu, sidemanami z pustymi kalendarzami sie- jest dla mnie zdecydowanie najciekawsze... dzącymi w kraju czekając na telefon. R.S.: ... słyszałem jednak jak fantastycznie M.O.: To zależy trochę od determinacji, ale zgrywacie się z Tomem Arthursem na sce- mogę na nich polegać, bo naprawdę chcą nie w Wytwórni i słyszałem też o planach to grać. Działam z dużym wyprzedzeniem, na ewentualne granie w kwintecie, może bo kalendarze takich gości są rzeczywiście nie stały skład, ale chociaż jakaś trasa? zapchane. Planuję pewne pojedyncze strza- ły, kiedy okazuje się, że wszyscy mamy czas M.O.: A! Zapomniałem dodać! (śmiech) oraz kilka tras z dużym wyprzedzeniem. Rzeczywiście Tom Arthurs jest niesamowi- Muzycznie rozmawiamy o tych samych ty i dogadaliśmy się momentalnie. Dzisiaj rzeczach, wszyscy chcemy razem grać. Nie rozmawialiśmy o tym, że zrobimy wspólne wspomnę o wspólnym przelocie towarzy- grania. Genialny trębacz, człowiek niescho- skim, z tymi ludźmi nie ma nudy, brak ja- dzący z pozytywnego levelu. To jest mistrz kichkolwiek problemów – naprawdę dobra i dusza człowiek, jeden z najbardziej krea- ekipa! tywnych muzyków jakich poznałem. Tom jest niesamowicie otwarty na każdy rodzaj R.S.: Jesteś w najlepszym – do tej pory – mo- muzycznej relacji, ale też mający swoje zda- mencie swojej kariery, spełniasz się, co? nie i wyłapujący momentalnie co jest shit- tem, a co nie. Ma świetny smak muzyczny M.O.: To jest bardzo dobry czas, masz rację i nadal intensywnie poszukuje, jest bar- – najlepszy jaki miałem. To po prostu dzia- dzo oddany sztuce. Będziemy ze sobą grać ła i czuję, że przetrwa jeszcze długo. W tej w przyszłości! chwili to jest dla mnie tak oczywista spra- wa, a przecież niedawno było to wręcz nie- R.S.: A przy tym wszystkim jego muzyka jest osiągalne. bardzo komunikatywna! Podobnie jak two-

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |83 ja, która zrobiła się bardziej „do- stępna”, choć nie straciła energii.

M.O.: To prawda, granie Toma jest bardzo przystępne. Mimo że mo- żesz upoić się tym muzycznym odlotem, to jest komunikatyw- nie. Wydaje mi się, że dobrze jest umieć to połączyć. On wie jak jazz jest bardzo pojemną formą. Nie porusza się jednostajnie ukierun- kowany... W jego muzyce jest miej- sce na intelekt oraz energię, to daje mi świetną inspirację.

Z Maciejem Obarą spotkałem się ponow- nie po kilku tygodniach, aby uzupełnić naszą rozmową o bardzo istotne spot- kanie, o czym poniżej… (przyp. R.S.)

R.S.: Ostatnio rozmawialiśmy w Łodzi przy okazji International Jazz Platform, jednak w tym krót- kim czasie miałeś jedno potencjal- nie bardzo ważne spotkanie dla twojej kariery. Graliście z kwarte- tem w Monachium, na koncercie miał pojawić się Manfred Eicher. I z tego co wiem, zgodnie z obietni- cą – Eicher sie stawił. fot. Piotr Dłubak

M.O.: Mieliśmy szczęście, ale z drugiej strony nie jest łatwo grać w takiej sytuacji. Starszy Pan, któremu dmuchałem prosto w twarz! Czułem się znowu trochę jak w szkole (śmiech...). Rzeczywiście, było to ważne spotkanie. Eicher został po pierwszym secie żeby z nami pogadać. To rzadko się zdarza. Zazwyczaj wychodzi pod ko- niec pierwszego seta i odzywa się albo... nie. A tutaj porozmawiali- śmy w cztery oczy. Mam do nagrania nowy materiał, o który prosił. We wrześniu jadę do Oslo. To ma być taka próbka, coś dla niego.

» 84| Rozmowy

Chce wiedzieć, w którą stronę możemy R.S.: Pamiętam wywiad z okładki JazzPRES- pójść. Nagramy także możliwie wszystkie Su z listopada 2011r. i wiem, że od lat two- koncerty z jesieni, w listopadzie z Polski, ale im założeniem jest wejść do katalogu ECM, też m.in. z Londynu, bo mamy grać w tym a jak reszta kwartetu patrzy na taką per- roku na London Jazz Festival. spektywę?

R.S.: On naprawdę chce was słuchać, wzbu- Każdy z tych gości pisze muzykę, Ole Mor- dziliście zainteresowanie, a przecież sta- ten w Motifie , Gard dla Pumy i Bushman’s rasz się o to nie od wczoraj. Revange. Graliśmy już kilka ich utworów. Podobają mi się, no i mają tę swoją melan- M.O.: No! Już siedzę nad nowym materia- cholię. Chłód, pozorną piosenkowość, pro- łem. Czuję, że muszę posłuchać innych na- stotę, ale są bardzo ich – cenię to! Ich mu- grań, sięgnąć po coś, co mnie odświeży, może zyka jest naturalna, bo płynie prosto z serca dzięki temu zrobię coś inaczej niż zwykle. – nieważne jak stylistycznie się różnimy. Dostałem dużo muzyki od Toma w trakcie Mamy swój sound bez względu na to, co gra- mojej ostatniej wizyty w Berlinie – muzy- my… Dla nich muzyka jest totalnie najważ- ki innej niż do tej pory. Mentalnie jest mi niejsza, perspektywa jest tylko jedna: cał- bardzo bliska. Wprowadza mnie w świetne kowite oddanie się jej, no i oczywiście musi odrealnienie już na samym początku dnia, to być kreatywne oraz szczere. Lubię to, że Benoit Delbeq jest teraz blisko mnie… każdy z nich potrafi zupełnie zmienić bieg wydarzeń na scenie. Mają tyle pomysłów, R.S.: ... musisz, czy chcesz? Były sugestie którymi dzielą się w trakcie kilku sekund… ze strony Eichera? Chcesz napisać materiał Dłubią godzinami ćwicząc w pojedynkę i to pod niego? czuć na scenie – ci goście są tym pochłonię- ci! Perspektywa wymaga grania i robienia M.O.: Nie. Nie było sugestii, tylko spytał: swojego, czuję że jest dobrze. „co jeszcze możesz?” – wiedząc, że gra- my ze sobą od zeszłego roku i jest ciekaw, R.S.: W takim razie czekamy na wieści od w którą stronę pójdziemy. Chcę pograć rze- ciebie jak i monachijskiej oficyny. Dzięki czy trochę inne od tego, co nagrywaliśmy za szybkie uzupełnienie rozmowy! do tej pory, rozwijać nową koncepcję. Może formotwórczo to będzie bardziej rozległe, M.O.: Trzymajcie kciuki. ale zawsze chcę zabierać ze sobą na scenę wielką radość z grania. Eicher zapewnił mnie, że gdziekolwiek bym nie grał w Eu- ropie, a będę już czuł, że wszystko jest goto- we, to on przyjedzie posłuchać... Potrakto- wał nas poważnie.

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |85 fot. Piotr Gruchała Piotr fot.

Jestem człowiekiem syntonicznym

Jerzy Szczerbakow: Zaintrygowała mnie Twoja wypowiedź o nowej płycie. Powiedziałeś, że nie jest jazzowa, ale dla mnie Syntonia jest bezdyskusyjnie albumem jazzowym. W takim ra- zie co – według Ciebie – jest jazzem?

Mariusz Bogdanowicz: Archetyp to mainstream: walking związa- ny z bluesem, z korzeniami. Dziś to się zmienia. Kiedyś Pat Methe- ny bardzo ładnie powiedział: jazz to już nie jest muzyka, to jest język komunikacji. Ja bym dodał, że to język porozumiewania się muzy- ków między sobą i z odbiorcami, słuchaczami. To jest osadzone w jakiejś stylistyce, improwizacji, która się rządzi określonymi prawami. To przestrzeń melodyczna, rytmiczna, harmoniczna, formalna. Ekspresja, w której dzieje się muzyka. Współcześnie to już jest tak szeroki idiom, że nie można go precyzyjnie określić. „Czysty jazz” to dla mnie mainstream. Na mojej nowej płycie tego właśnie nie ma: bluesa, walkingu. Ona nie jest jazzowa po ame- Jerzy Szczerbakow rykańsku, tylko po europejsku. Tym bardziej, że moją fascynacją, [email protected] jak zaczynałem słuchać jazzu w wieku nastu lat, był ECM.

» 86| Rozmowy

J.S.: Czyli w Twoich korzeniach najpierw M.B.: Nie. Jeśli był, to czy być równocześnie był Garbarek? A Davis, Coltrane? gitarzystą basowym. Trochę wymuszało to życie, ale jakoś się nie ułożyło. Chcę powie- M.B.: Garbarek i Jarrett. Klasyka przyszła dzieć coś, co wydaje mi się ważne. Jak gitara później. Pierwszą miłością, której jestem basowa to Jaco Pastorius. Rola instrumentu wierny do dziś, było Belonging, a pierwszą basowego, nieważne kontrabasu, gitary ba- polską płytą – Winobranie Zbyszka Namy- sowej, keyboardu czy innego, jest w zespole słowskiego. zawsze taka sama: fundament rytmiczno- harmoniczny, truizm. Gitara basowa, która Oprócz tego miałem to szczęście, że zaintere- się pojawiła w latach 50-tych, była trakto- sowałem się jazzem dokładnie w tym czasie, wana nieco po macoszemu. Ten instrument kiedy ukazywały się epokowe płyty Return nie lśnił pod względem technicznym czy To Forever, Weather Report czy Mahavishnu. też solówek. Po prostu istniał, aż pojawił się Jakbym miał wymienić jedną płytę, która jeden człowiek i po nim wszystko już było zmieniła świat, to Bitches Brew. Tam wszyst- inaczej. Wszyscy próbują go naśladować ko jest. Cała tablica Mendelejewa i grają po- i nikomu się nie udaje! Geniusz, fenomen mazańcy, to oni zmienili potem muzykę. Ci, – przeleciał jak meteor. W zasadzie tylko którzy stworzyli fusion, mieli klasykę w ma- dziesięć lat kariery. Pchnął gitarę basową łym palcu. Tego nie można ominąć. na zupełnie nowe tory: technika, harmo- nia, myślenie i „timeing”! Nie da się tego J.S.: Czyli bez wiedzy i rzetelnych podstaw zdefiniować, bo tam za dużo dzieje się mię- nie da rady. Jesteś wykładowcą w klasie dzy nutami. kontrabasu i gitary basowej? Jego nie można rozpatrywać wyłącznie M.B.: Wykładam na Wydziale Artystycz- w kontekście gitarzysty basowego. U nie- nym Uniwersytetu im. M. Curie-Skłodow- go jest cała muzyka. Każdy basista musi skiej w Lublinie. Kontrabas, gitara basowa, w pewnym momencie po to sięgnąć. Choć- zespoły instrumentalne, warsztaty słucha- by w marzeniach… nia muzyki. W młodości sporo grałem na basówce. Muszę się pochwalić. W piosen- J.S.: Oprócz bycia wykładowcą, od zawsze ce Wieśka Pieregorólki „C’est la vie”, którą jesteś też sidemanem. śpiewał Andrzej Zaucha, to ja gram tę ładną (zapisaną) linię basową. Ale moje serce za- M.B.: Uczę dopiero siedem lat. Przede wszyst- wsze było przy kontrabasie. Nie wyobrażam kim jestem muzykiem. Kiedyś bardzo dużo sobie żebym mógł grać na jakimkolwiek in- nagrywałem. Z przeróżnymi składami, do nym instrumencie. filmów czy na płyty.

J.S.: Nie było dylematu w wyborze instru- J.S.: Liczyłeś ile płyt nagrałeś? mentu?

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |87

Miałem to szczęście, że zainteresowałem się jazzem dokładnie w tym czasie, kiedy ukazywały się epo- kowe płyty Return To Forever, Weather Re- port czy Mahavishnu.

też na saksofonie altowym i flecie. Piotr Iwicki napisał kiedyś: „Nahorny to Cho- pin jazzu”. W jego sekstecie, gdzie są transkrypcje Cho- pina, Szymanowskiego, Ma- ciejewskiego i Karłowicza, jest regularne free. On jest jedynym, moim zdaniem, muzykiem kontynuującym ten sposób myślenia. Free fot. Piotr Gruchała Piotr fot. Włodka jest bardzo kon- sekwentnie i precyzyjnie M.B.: Dokładnie się nie da. Cały czas przy- zorganizowane – to nie sprzeczność. Są czę- pominają mi się jakieś sesje. Czasami po la- ści mocno zaaranżowane, które się potem tach dowiaduję się, że wydano to na płycie. rozwalają, wracają, wzajemnie przenikają. Na przełomie lat 80. i 90. jeździłem na Woro- A „pod spodem” ta jego słowiańskość i liry- nicza do S4 dwa, trzy razy w tygodniu. Było ka. Takie elementy pojawiają się też w jego tego naprawdę sporo. Ale na stałe to najdłu- trio. Przy nim się nauczyłem potwornie żej gram z Włodkiem Nahornym – ponad dużo muzyki. To dla mnie bardzo ważne, 20 lat. Stałem się też producentem i wydaw- że „wziął” mnie kiedyś do swoich zespołów, cą jego płyt. Dla mnie to Mistrz i przyja- i że tak zostało. ciel. Wiele się od niego nauczyłem. Trzeba pamiętać, że Włodek Nahorny to nie tylko J.S.: Wracając do Syntonii: w 100% jest jazzo- „Jej portret” i utwory liryczne. On jest prze- wa, ale ten jazz wynika bardziej z muzyki de wszystkim muzykiem freejazzowym! rozrywkowej niż z mainstreamu. Jego pierwsza miłość to free. On grał wtedy

» 88| Rozmowy

M.B.: Taki był pomysł. Jest tylko jeden utwór J.S.: Mariusz Bogdanowicz Quartet – jak ten zachowawczo-swingowo-walkingowy: zespół ewoluował od 1991? To w końcu 22 standard amerykański mojej kompozycji lata. (śmiech…). Celowo uciekam od walkingu z tego powodu, że ten nie-walking jest mi M.B.: Myślałem o swoim zespole już pod ko- bliższy, było już o ECM-ie… – to zostało na niec lat 80. Napisałem jakieś utwory i zaczęli- zawsze. Dla mnie najważniejsza w muzyce – śmy grać, gdzieś chyba w 1992 roku. Pierwszy nie tylko jazzowej – jest melodyka. Zarówno – „Back To The Bass” – to był skład ekspery- w tematach jak i w improwizacjach. Bardzo mentalny na trzy kontrabasy, perkusja, sakso- mocno pracowaliśmy nad tym żeby wszystko fon i gitara: Adam Cegielski, Wojtek Ruciński, było melodyjne. Moje tematy są, no… liryczne, Piotr Biskupski, Mariusz „Fazi” Mielczarek, takie mi wychodzą. To dość emocjonalna mu- Krzysiek Woliński i ja. Ten zespół szybko się zyka. Dużo przestrzeni. Nie spieszymy się. rozpadł, bo jak graliśmy, to nie było wolnego kontrabasisty w Warszawie. Koledzy dzwo- J.S.: Ale ta płyta w charakterze jest inna niż nili: daj mi jednego, masz trzech, a ja nie poprzednie. mam z kim zagrać! A to na tym polegał dow- cip. Była basowa siła i straszny cios. Trwało M.B.: Na pierwszych moich płytach też były to z rok. Z czasem kontrabasy odeszły i zro- te moje melodyjki. Na Back To The Bass bił się kwartet. Potem pojawił się wspaniały i Confiteor Song jest nieco ostrzej. Potem Brandon Furman. On świetnie rozumiał, o co coś tam pisałem do szuflady. Przez sześć lat mi chodzi. Z nim nagraliśmy pierwszą płytę w ogóle nie grałem ze swoim kwartetem. Back To The Bass w 1995 roku. Potem „Fazie- Dwa lata temu przez przypadek doszło do go” zastąpił mój przyjaciel jeszcze z Trójmia- reaktywacji zespołu. Od poprzedniej płyty sta – Adam Wendt. Gdy Brandon wrócił do minęło 12 lat. Przez dekadę sporo się zmie- Stanów, na fortepianie zaczął z nami grać niło. Tak sobie myślałem: nagrać płytę taką, Krzysiek Herdzin. I tak, w 2001 roku, nagra- jak tamte dwie, to po co? I postanowiłem, liśmy kolejną moją płytę – Confiteor Song. że nagram płytę – bardzo dobrze, że użyłeś Cieszyłem się niezmiernie, bo akurat na pra- tego określenia – z muzyką rozrywkową, to wie rok przyjechał do Polski Brandon i grają jest dla mnie muzyka rozrywkowa właśnie. tam razem z Krzyśkiem. Jeszcze zaprosiłem Zbyszka Namysłowskiego i Andrzeja Jago- J.S.: Pojęcie „muzyka rozrywkowa” bardzo dzińskiego na akordeonie. I tak graliśmy się zdewaluowało, a przecież jazz powstał jeszcze przez kilka lat. Powoli zdałem sobie jako muzyka rozrywkowa! sprawę, że się nieco wypaliłem. Miałem dużo grań z Włodkiem Nahornym i przeszliśmy M.B.: I użytkowa! Wojtek Karolak mówi: „w z kwartetem w stand-by… Dwa lata temu za- jazzie musi być element muzyki tanecznej”. graliśmy trochę przez przypadek. Oczywiście Może dlatego nie lubi ECM-u! (śmiech...). zadzwoniłem do Adama Wendta, zaprosiłem Sebastian Frankiewicza, z którym juz od kil-

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |89

Jakbym miał wy- mienić jedną pły- tę, która zmieniła świat, to Bitches Brew. Tam wszyst- ko jest. Cała tablica Mendelejewa. fot. Piotr Gruchała Piotr fot.

ku lat bardzo chciałem zrobić coś swojego mi mojej córeczki Balbinki, czyli 27 sierpnia (nie znam lepszego perkusisty!) i świetnego 1991. Wyszedł mi spod ręki, tak jak jest. Gra- pianistę Miłosza Wośko. Zagraliśmy kon- my go na Back To The Bass i Confiteor Song. cert, na którym były w programie moje stare Nagrał go również na swojej płycie „Fazi”. An- rzeczy, ale także kilka nowych. Sebastian po drzej Poniedzielski napisał tekst. Dla mnie koncercie powiedział, że to jest fajne i żeby to piękna, tuwimowska liryka. Przyznam, że to nagrywać. Już od jakiegoś czasu myślałem pokazywałem tę piosenkę kilku wokalistom. żeby znowu „iść na wojnę”. Dopisałem kilka I myślałem, że się na nią rzucą i będą chcieli utworów i powstała Syntonia. Muszę jeszcze nagrywać (śmiech…). Tak się nie stało. Więc powiedzieć – to nie kurtuazja – że jestem bar- stwierdziłem, że skoro nikt tego nie chce, to dzo szczęśliwy, że oni chcą ze mną grać, na- ja sam muszę coś z tym zrobić. Zawsze po- prawdę! dobało mi się jak śpiewa Kuba, poprosiłem go i się zgodził. Włodek Nahorny opowia- J.S.: Oprócz tego kwartetu grają goście. dał mi, że jak do jego (w oryginale jazzowej) ballady – „Jej portret” – Jonasz Kofta napisał M.B.: Marcin Olak na gitarach, Piotrek tekst, pokazał ją Jerzemu Połomskiemu, któ- Schmidt na trąbce, Andrzej Jagodziński na ry był wtedy wielką gwiazdą. No i Jurkowi się akordeonie i fortepianie. Jedną piosenkę nie spodobało. Włodek dał to Bogusławowi śpiewa Kuba Badach – „Nie zapominaj mnie”. Mecowi. A Połomski przyznał się, że żałuje… Zaśpiewał świetnie. Wymyśliłem ten utwór, Jeszcze dygresja. Wojtek, o której mamy kon- jako instrumentalny, dzień przed narodzina- cert?– spytałem kiedyś Karolaka. Koncert to

» 90| Rozmowy

jest w Filharmonii, a my gramy w restauracji! (śmiech…). Z tym komponowaniem jest po- dobnie. Komponował Mozart i Bethoveen. Ja układam melodyjki z akordami (śmiech…).

J.S.: Zatem Syntonia to jazz rozrywkowy. Ten album nie zmusza do skupionego podąża- nia za każdym dźwiękiem w temacie czy improwizacjach. Natomiast leży daleko od „smooth”.

M.B.: Trochę trudno mi o tym mówić, ale ta- kie było założenie. Jednocześnie dość inten- sywnie, ale z oddechem. Nie będę udawać. Chcę żeby to się podobało ludziom. Żeby sprawiało przyjemność. Tylko żeby nie wy- padało drugim uchem. Żeby zostało.

J.S.: Jest określenie „muzyka dla muzyków”. fot. Piotr Gruchała Piotr fot. M.B.: Nie lubię takich płyt „przekombi- nowanych”, takiego nagrywania, żeby coś ria artystyczne, ale ponieważ jestem czło- udowodnić. Czasami jazzmani popadają wiekiem syntonicznym, więź emocjonal- w przesadę i muzyka staje się mało komuni- na z ludźmi, z którymi pracuję, musi być. katywna. Jest odcinek „Świata według Kiep- Inaczej nie potrafię. Syntonia po grecku to skich” – jeden z bohaterów „gra” na sakso- współbrzmienie. W muzyce to prosta spra- fonie „tenorowo-altowym”. Na komentarz, wa. Natomiast w psychologii to sposób od- że nie da się tego słuchać, pada odpowiedź: noszenia się do ludzi, charakteryzujący się „to nie jest do słuchania, to jest jazz!”. Mam chęcią nawiązywania bliskich kontaktów nadzieję, że nie przegiąłem w drugą stronę emocjonalnych. Takie wchodzenie w bli- (śmiech…). skość i szukanie współgrania. Trzy lata temu, jak usłyszałem to określenie, to pomyślałem, J.S.: A czym się kierowałeś przy doborze go- że to definicja mojego charakteru i muzyki ści na płycie? w ogóle. Bo czymże ona jest, jak nie wcho- dzeniem w emocjonalną reakcję pomiędzy M.B.: Dwie rzeczy: sprawy artystyczne i towa- twórcami i odbiorcami? To dla mnie bardzo rzyskie. Jest w tej chwili w Polsce potworna ważne. To się ładnie splata z podejściem do ilość fenomenalnych instrumentalistów. życia. Może nawiąże się syntonia między Wiadomo, że muzyk musi spełniać kryte- moją muzyką a słuchaczami. Mam nadzieję.

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |91 fot. Piotr Gruchała Piotr fot.

Muzyk – najfajniejszy zawód na świecie

Roch Siciński: Jesteś jednym z niewielu artystów w tej branży, któ- rzy rzetelnie prowadzą stronę internetową. Wszystko jest u Ciebie na bieżąco, nie mówiąc o portalach społecznościowych jak Facebo- ok czy Twitter, można też bez problemu znaleźć cię na portalu Al- laboutjazz.com, dzięki za tę przejrzystość. Ktoś robi to za ciebie, czy to twoja działka?

Marcin Olak: Nie żartuj sobie, muzyk jazzowy, któremu ktoś pro- wadzi stronę (śmiech...). Robię to sam. Pochodzę z rodziny matema- tyków, zajmowałem się tą dziedziną i to mnie interesowało. Potem zacząłem bawić się w programowanie, więc stronkę machnąłem będąc w hotelu, gdzieś między koncertami. Nie chodzi o to żeby była piękna, ale rzeczywiście staram się, aby była aktualna. Chyba dlate- go, że bardzo szanuję ludzi, dla których gram. Staram się, żeby lu- Roch Siciński dzie, którzy mogą zainteresować się tą muzyką, mieli gdzie znaleźć [email protected] informacje. Tak myślę, że to wynika trochę z moich wcześniejszych

» 92| Rozmowy

zainteresowań, bo na gitarze zacząłem grać tej muzycznej przygody. Podobno zareje- bardzo późno. Pierwszy raz wziąłem instru- strowaliście dwa koncerty i chcecie ten ma- ment do rąk, gdy miałem 17 lat. Teraz także teriał wydać na płycie. uczę gry i bywa tak, że przychodzą dzieciaki, które mają po 6 lat – jedenaście lat przewagi nade mną na starcie – i to jest bardzo fajne. M.O.: Tak, to prawda, takie właśnie mamy plany. Nagraliśmy pierwszy koncert jaki od- R.S.: Na twojej stronie, od której zaczęliśmy, był się w Gdyni na Ladies’ Jazz Festival oraz wisi informacja, że obecnie jesteś w trakcie drugi z kolei, czyli ten z wrocławskiego Im- trasy z Akiko. Jaki repertuar pojawia się na partu. Myślę, że bardziej będę zadowolony koncertach? Powiedz nam parę słów o tej z Wrocławia, ale pierwsze spotkanie rów- wokalistce i o tym jak się wam wspólnie gra. nież wypadło fajnie. Pracujemy nad wpól- ną trasą w Japonii, po wydaniu płyty, o któ- M.O.: To młoda wokalistka z Japonii i u sie- rej wspomniałeś, spróbujemy sprowadzić bie, z tego co wiem, ma status gwiazdy. Nie Akiko ponownie do nas. Może pojedziemy znam najlepiej sceny japońskiej, ciężko mi z materiałem w Europę – ale poczekajmy, to zweryfikować, ale ma nagranych kilka- zobaczymy jak to wszystko się potoczy. naście płyt dla wytwórni Verve... Sam ten fakt świadczy o tym, że jest nieźle! Jej płyty R.S.: Akiko to nie jest twój muzyczny prio- są od strony producenckiej radykalnie pro- rytet. Robisz kilka projektów, ale najważ- fesjonalne – świetnie zaaranżowane, fajnie niejszym z nich jest twoje trio. Gitara, bas nagrane, zawierają dobre, ciekawe koncep- i bębny, czasem dochodzą do tego perku- cje. Słychać, że pracuje z najlepszymi fa- sjonalia, ale ja nie wiem kto jest w stałym chowcami w tych sprawach. Akiko gra to, składzie. Różnie to wygląda na koncertach czego ludzie spodziewaliby się w Japonii od i nagraniach... wokalistki jazzowej – to znaczy, że mamy do czynienia z lżejszą stroną jazzu, najczęściej M.O.: Moje trio to tak naprawdę pięć osób. są to standardy. Polska publiczność w tej Oprócz mnie to basiści: Wojtek Traczyk materii jest chyba lepiej wyrobiona, więc i Maciek Szczyciński oraz perkusiści: Hu- stwierdziliśmy, że u nas taki repertuar jest bert Zemler i Krzysztof Szmańda. Realia są zbyt osłuchany. Dlatego przygotowaliśmy takie, że muszę mieć kogoś na zmianę, bo trochę repertuaru japońskiego – takiego, różnie bywa z terminami... Ale, broń Boże, którego znaczna część jest osadzona w ja- nie jest to rozróżnienie na pierwszy i za- pońskim folku. Zresztą to też jest specyficz- pasowy skład zespołu. Mam to szczęście, ne rozgraniczenie, bo ich folk nie jest w mu- że mogę współpracować z aż tak dobrymi zeum – on jest ciągle żywy, ciągle aktualny. muzykami, że nie ma mowy o jakimkol- wiek planie B. Zresztą nie może być inaczej R.S.: Trasa już za połową, ale ostatnie wspól- przy takiej koncepcji muzyki. Co prawda, ja ne granie tutaj nie będzie oznaczało końca jestem liderem – komponuję i podejmuję

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |93 większość decyzji – ale na sce- nie jesteśmy równi: ważne są interakcje i indywidualny głos każdego z instrumentalistów.

R.S.: Indywidualny głos i po- siadanie własnego języka to rzecz istotna. A dla mnie by- cie gitarzystą to jeden z naj- gorszych pomysłów – na ja- kie potencjalny muzyk może wpaść – i już mówię dlaczego. W każdym dużym, ba nawet średnim mieście znajdziesz przynajmniej jednego dosko- nałego rzemieślnika, który ma fantastycznie opanowany ten instrument. Jak tu znaleźć swój język, jak być innym, ale nie na siłę? Jaka była twoja droga? Bardzo rzadko grasz na gitarze elektrycznej, to też część pomysłu na siebie?

M.O.: Myślę, że na kształto- wanie się mojego języka mu- Gruchała Piotr fot. zycznego miało wpływ w du- żej mierze to, jak zaczynałem grać. Na początku uczyłem się sam grać na style i klisze. Generalnie gitara jest kojarzo- gitarze klasycznej, później zapisałem się na na z instrumentem na którym się „wymia- prywatne lekcje do Leszka Potasińskiego, ta”, a mnie to nie interesuje. Nie ma proble- a potem studiowałem gitarę klasyczną na mu, jeśli miałbym zagrać szybko czy bardzo warszawskiej akademii muzycznej. To była szybko – mogę to zrobić, umiem – ale, moim jedyna szkoła muzyczna jaką skończyłem, zdaniem, bardzo rzadko to wnosi cokolwiek nie byłem absolwentem szkół muzycznych wartościowego do muzyki. Moje początki innych stopni – zatem nie zdążyłem na- to też granie na gitarze w kościele. Granie siąknąć akademickim podejściem do gra- w pomieszczeniach kościelnych to jest tak nia. Ale w tym co mówisz, jest trochę racji: naprawdę granie przestrzenią, podkreśla- z pewnymi typami gitar związane są pewne nie ciszy, szacunek do dźwięku. To trochę

» 94| Rozmowy

jak podróż do źródeł muzyki europejskiej. znaczeniu. Samo dzieło jest tak ważne, że ja Widzisz, w muzyce historycznej dla mnie powinienem zaprezentować to słuchaczo- najfajniejszy jest właśnie nurt związany wi w niezmienionej formie, tak jak kompo- z Kościołem. Czyli średniowiecze: śpiewy zytor zapisał. liturgiczne, chorał gregoriański. Następnie muzyka renesansowa i barokowa – później R.S.: A jednak otrzymałeś zgodę od spadko- już trochę się z muzyką europejską rozmi- bierców dzieł Witolda Lutosławskiego, aby jam, nie przemawia do mnie. Aż do muzyki te skończone dzieła zagrać po swojemu. współczesnej, która do mnie trafia. M.O.: Tak, Lutosławski nie lubił kiedy prze- R.S.: Stąd Lutosławski na twojej ostatniej rabiano jego kompozycje, dlatego też cieszę płycie Crossing Borders? się że oficjalnie otrzymałem zgodę, to jest dla mnie ważne. A wiem, że spadkobiercy M.O.: Też. Większość muzyki, którą się gry- konsultowali się z innymi kompozytorami wa na gitarach klasycznych, z punktu wi- przed podjęciem decyzji. Wiesz, może dzię- dzenia oceny kompozycji jest strasznie bła- ki takim działaniom, ten repertuar nie jest ha, w porównaniu z utworami na skrzypce zniszczony i nie dzieje się z nim to, co mo- czy fortepian wypada po prostu słabo. Jeśli gliśmy zaobserwować podczas Roku Chopi- porównasz jakieś sonaty fortepianowe, na nowskiego. przykład Beethovena, z utworami, które w tym samym czasie powstawały na gita- R.S.: Wspomniałeś o muzyce europejskiej, rę – nawet najwybitniejsze dzieła takich a Lutosławskim zaznaczasz swoją muzycz- twórców jak Giuliani, czy Sor, to są strasz- ną tożsamość? ne uproszczenia. Co powoduje, że cały ten materiał, a zwłaszcza muzyka tak zwanego M.O.: To jest dla mnie ważny temat. Uwa- „złotego wieku gitary”, merytorycznie nie żam siebie za gitarzystę jazzowego, choć jest warta aby ją grać. Mamy w Polsce kilku być może jest to pewne nadużycie z mojej wybitnych gitarzystów klasycznych, którzy strony. Widzisz, jazz to jest muzyka, która są uznani na całym swiecie. Ale dla mnie wyrasta z pewnych korzeni, a ja tych ko- problemem jest to, że ci muzycy – których rzeni oczywiście nie mam. Bliższa jest mi osobiście szanuję, bo grają genialnie i w naj- muzyka europejska. Kiedy coś piszę, to sta- większych salach świata – grają repertuar, ram się nawiązywać do tej muzyki, do tej który nie jest wart tak doskonałego aparatu tożsamości. Staram się to kontrolować i jest wykonawczego. Muzyka współczesna pisa- to zazwyczaj proces świadomy. Uważam, że na na gitarę jest o niebo lepsza, a Lutosław- grając i komponując w taki sposób, mogę ski to po prostu mistrzostwo świata. Jego być autentyczny, a to w muzyce jest bezcen- miniaturki są tak skomponowane, że łeb ne. Choć w pewnym sensie też jestem chyba urywa. Kiedy je grasz, to odechciewa ci się też przesiąknięty bluesem i jazzem. Pamię- interpretować – w najlepszym tego słowa tam jak na początku świadomego słuchania

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |95

Bliższa jest mi muzyka europejska. Kiedy coś piszę, to staram się na- wiązywać do tej muzy- ki, do tej tożsamości. fot. Piotr Gruchała Piotr fot.

muzyki udało mi się zgromadzić około trzy- R.S.: Dlatego też powstało coś takiego jak dziestu – wówczas było to naprawdę sporo – Guitar Open. Powiedz naszym czytelnikom płyt bluesmanów z delty Missisipi i słucha- kilka słów na ten temat? łem ich w ilościach przemysłowych. Więc to, co robię, to pewnie jakaś fuzja jednego M.O.: Zaczeło się od tego że Leszek Potasiń- z drugim. ski zaproponował mi wspólne granie. On, nie dość, że jest moim byłym nauczycielem, R.S.: Widzę, że lubisz fuzje. to jeszcze jest jednym z najważniejszych klasycznych gitarzystów w Europie – nie M.O.: Tak. Chyba po studiach tak bronię się mogłem nie skorzystać z takiej szansy. Gui- przed graniem ograniczonym przez jakiś tar Open to duet, czasem rozbudowywany idiom, takie czarno-białe podejście w tam- do tria. Staramy się łączyć muzykę współ- tym czasie strasznie mi doskwierało. Tak też czesną z improwizacją, ale w repertuarze jest z muzyką, której sam słucham, najcie- mamy też utwory z szesnastowiecznego kawsze wydają mi się rzeczy z pogranicza. traktatu o improwizacji – Tratado de glo- Oczywiście są genialne płyty czysto jazzowe, sas... Powiedziałbym, że repertuar jest dość choćby starych wielkich mistrzów. Ale to, co szeroki. Zbieramy się też do nagrania mate- ostatnio robi Brad Mehldau, łącząc muzy- riału, ale jesteśmy obaj strasznie zarobieni, kę współczesną z jazzem, to są rzeczy które więc pewnie będzie trzeba trochę jeszcze kręcą mnie najbardziej. Styk jazzu z muzy- poczekać... ką współczesną jest dla mnie najciekawszy.

» 96| Rozmowy

R.S.: Czyli już kolejna perspektywa płyty. premiera tego materiału, ale najpierw mu- Niecały rok temu ukazała się Crossing Bor- szę go skonczyć (śmiech...) ders, wspomniałeś o płycie z Akiko, teraz o płycie z Leszkiem Potasińskim. Nadga- R.S.: Rzeczywiście dużo pracy, my w takim niasz dyskografię.... razie czekamy na jej kolejne owoce i śledzi- my twoją stronę internetową. Powiedz jesz- M.O.: Chcę to zrobić, ale nie chcę działać na cze tylko czy dobrze, że zostałeś muzykiem, zasadzie „długo nie wydawałem, to wcho- a nie matematykiem? To chyba ciekawszy dzę do studia… i bęc”. Za bardzo szanuję lu- „zawód”...? dzi, dla których gram. Nie wydałem więk- szej ilości płyt, bo nie miałem konkretnego M.O.: Zawód muzyka jest trudny i wymaga- pomysłu, a jestem wrogiem nagrywania jący, ale to bez wątpienia najfajniejsza robo- takich samych płyt – to nie jest nikomu po- ta na świecie. Daje bardzo dużo możliwości trzebne. Chcę za to poodklejać od siebie tro- – choćby to, że pracuję często jako muzyk chę etykietek. Dla wielu ludzi po albumie sesyjny przy projektach zupełnie nieautor- Simple Joy jestem facetem, który gra muzy- skich i niejazzowych. To jest ciekawe, bo kę lekką i przyjemną, po prostu simple joy. mam możliwość grać rzeczy, których nor- Gdzieś to się przykleiło, no trudno. Dlatego malnie bym nie ruszał. Na przykład już od też chcę się pobawić z gitarą elektryczną, siedmiu lat gram z Michałem Bajorem. To zmienić dość gruntownie brzmienie... Ale jest interesujące, bo mam do czynienia z in- dopiero pod koniec listopada będę mógł nym typem ekspresji, z inną publicznością usiąść i spisać muzykę, na którą już mam – no i granie w teatrach to też coś innego. pomysł. Po raz pierwszy muszę zaplanować Ale widzisz, cały czas robię rzeczy, które pisanie muzyki, a jakiekolwiek planowanie chcę robić. To jest ciężka praca: teraz wróci- to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie. łem na chwilę do domu, i – no cóż – po raz Pojawiło się ostatnio dość dużo zamówień pierwszy od trzech tygodni mogłem spędzić – z jednej strony to fajne, ale z drugiej wy- trochę czasu z rodziną, a za kilka dni znowu musza na mnie dyscyplinę pracy... Z Aki- wyjeżdżam. Wracam do domu zmęczony, ko aranżowałem ostatnio pieśni japońskie ale za to mam w sobie specyficzną energię, i chyba się udało, teraz jestem z nią w trasie mam o czym opowiedzieć. Moja rodzina nie i te utwory są dobrze przyjmowane. W li- widzi gościa który wrócił z roboty zgnojony stopadzie będzie premiera mojego koncer- i ma dosyć, i marzy o tym żeby obejrzeć mecz tu na Warszawskim Festiwalu Gitarowym. w telewizji, żeby odreagować. Na szczęście Już po raz drugi zamówili ode mnie utwór, jest inaczej. piszę koncert podwójny dla mnie i Leszka Potasińskiego. To jest bardzo dobry festwial, a niedoceniany – chyba jedyny festiwal gi- tarowy w Europie, gdzie wszystkie koncerty są wykonywane z orkiestrą. Także to będzie

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |97

Imię: Wojciech Nazwisko: Myrczek Rocznik: 1987 Miejsce zamieszkania: Katowice Zawód: wokalista jazzowy Hobby: nie posiada Motto życiowe: Łącząc dwa bieguny nie udało mu się za- wrzeć swojej filozofii

fot. Marcin Szumański Marcin fot. w jednym motcie.

Współpracował z: Janem ,,Ptaszynem” Wróblewskim, Henrykiem Miśkiewiczem, Arkiem Skolikiem, Bogusławem Kaczmarem, Micha- łem Wierbą, Pawłem Tomaszewskim, zespołem „Camerata Silesia”. Uwielbia: samochody z automatyczną skrzynią biegów. Popiera: więcej lekcji muzyki w szkołach podstawowych! Wzrusza Go: piękny śpiew (nie własny).

Jak mawiał Fryderyk Schiller Przypadków nie ma; to co jawi sie nam jako ślepy traf, pochodzi właśnie z najgłębszych źródeł. Przygoda Wojtka ze śpiewaniem zaczęła się 10 lat temu, kiedy siostra zabrała go na swoją lekcję wokalną i przez przypadek zaśpiewał piosenkę. Śpiewa do tej pory. Czy było to rzeczywiście przeznaczenie? Dokąd podąża, jaką drogę wybiera? Skromny, utalentowany wokalista Agata Sadowska jazzowy – Wojciech Myrczek – na łamach JazzPRESS. [email protected]

» 98| Rozmowy

Agata Sadowska: Na początku naszej roz- cję, kiedy będę miał też grono odbiorców mowy chciałam Ci serdecznie pogratulo- podążających za mną i za moimi pomysła- wać zdobycia I – zaszczytnego – miejsca mi. Sukces to dla mnie możliwość ciągłego w Montreux Jazz Festival w Szwajcarii. Na rozwoju, koncertowania, brak przestojów tym samym festiwalu otrzymałeś również w pracy kiedy nic się nie dzieje i trzeba je- nagrodę publiczności – jak się chwalić, to chać na jakiś konkurs, żeby to zmienić, dać się chwalić ;-)) o sobie przypomnieć.

Wojciech Myrczek: Bardzo dziękuję. A.S.: W takim razie skutecznie o sobie przy- pominasz. A.S.: Jaki jest Twój przepis na sukces? W.M.: To znaczy, że strategia zdała egzamin. W.M.: Musiałbym poradzić się kogoś, kto Myślę jednak, że Montreux to jeden z ostat- już sukces odniósł... Póki co, kompletnego nich, jeżeli nie ostatni konkurs tego typu, „przepisu na sukces” nie znam. w którym brałem udział. Zdecydowanie le- piej jest koncertować niż „konkursować”. A.S.: Nie bądź taki skromny, oto tylko na- miastka Twoich sukcesów: nagroda dla A.S.: Skąd ten cały jazz? Przecież nie jest łatwym Największej Indywidualności konkursu kawałkiem chleba. Jest gatunkiem niszowym „Lotos Jazz Festival – Bielskiej Zadymki w naszym kraju i trudno jest wypłynąć na szero- Jazzowej” w 2010 r., Grand Prix w konkur- kie wody... sie ,,Jazz Voices 2011 r.” (Litwa), I miejsce w „Konkursie Międzynarodowe Spotkania W.M.: Rzeczywiście, wybić się w jazzie nie Wokalistów Jazzowych w Zamościu” w 2007 jest łatwo, ale też nie graniczy to z cudem, r., wspomniane i pogratulowane I miejsce dlatego właśnie, że jest to muzyka niszowa. oraz nagroda publiczności na prestiżowym Ma stosunkowo niewielką grupę odbior- „Montreux Jazz Festiwal”…? ców, a rynek nie jest tak rozbudowany, jak np. rynek pop. Tam przebić się jest, jak po- W.M.: Rzeczywiście, te wszystkie nagrody dejrzewam, koszmarnie trudno. Wokali- brzmią nieźle, jeśli je wymienić w jednym stów popowych jest kilkaset razy więcej niż zdaniu. Natomiast fakty są takie, że wygra- wokalistów jazzowych, więc teoretycznie ne konkursy to tylko małe sukcesiki. Czym jazz-śpiewakom powinno być łatwiej. jest ten prawdziwy, oto pytanie... A.S.: Jak to się stało, że zakochałeś się w mu- A.S.: Zatem czym jest dla Ciebie prawdziwy zyce improwizowanej, dlaczego akurat tą sukces? drogą podążasz?

W.M.: Wydaje mi się, że prawdziwy sukces W.M.: No właśnie… Od dziecka, od zawsze osiągnę przez całkowitą muzyczną realiza- lubiłem muzykę. Przejawiało się to w cią-

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |99 głym nuceniu i podśpiewywaniu tego, co sokości. Im szersza jest taka skala wynikają- mi grało w głowie. Z czasem okazało się, ca z budowy krtani i techniki wydobywania że jest to jakiś rodzaj improwizacji i może dźwięku, tym prawdopodobnie szersza bę- dlatego poszedłem tą drogą. Ponadto bę- dzie skala o pełnym brzmieniu, która przy- dąc w liceum zainteresowałem się jazzem, da się w śpiewaniu piosenek. Skala, którą który ze wszystkich gatunków muzycznych ja wykorzystuję w piosenkach jest znacz- najbardziej wiąże się z improwizacją i chy- nie mniejsza, nie wiem ile obejmuje, ale na ba największe osiągnięcia w tej dziedzinie pewno nie 6 oktaw. Podejrzewam, że rów- przypisuje się właśnie twórcom jazzowym. nież nie pięć i nie cztery, a nawet i nie trzy, Wydaje mi się, że jeśli ktoś lubi improwi- mniej pewnie (śmiech…). zować i chce tę umiejętność rozwijać, musi sięgnąć do jazzu i stamtąd czerpać. Chcia- A.S.: Zatem czy według ciebie ilość w muzy- łem tu zaznaczyć, że nie traktuję jazzu wy- ce ma znaczenie? łącznie treningowo – uwielbiam tę stylisty- kę! Bardzo mi to wszystko na rękę, bo nie W.M.: Znam artystów, którzy nie poszczycą dość, że śpiewam ukochany jazz, to jeszcze się skalą większą niż oktawa, albo nawet znajduję w nim mnóstwo miejsca na im- mniejszą i publiczność nie ma im tego za prowizowanie głosem. złe, wręcz przychodzi tłumnie na ich kon- certy. A.S.: A propos improwizacji, nawiążę do Twoich możliwości wokalnych, które nie- A.S.: I są mistrzami w przekazywaniu wątpliwie cię wyróżniają i zapytam: co trze- emocji... ba uczynić aby być elastycznym barytonem poruszającym się w 6. oktawach? W.M.: Przypomnijmy sobie piosenkę Leo- narda Cohena ,,In my Secret Life” (Wojtek W.M.: (śmiech…) Rzeczywiście, podczas lek- zanucił frazę niskim brzmiącym baryto- cji pokazowej na jednym ze zjazdów stowa- nem – przyp. red.). Więc... można się cie- rzyszenia Natural Voice Perfection, okazało szyć z posiadania dużej skali, natomiast ja, się że mam sześciooktawową skalę głosu. gdybym miał do wyboru kilka oktaw niesa- Słyszałem kiedyś legendę, że Ella Fitzgerald mowicie wyćwiczonych lub kwintę czystą cieszyła się „tylko” pięcioma oktawami, więc z pięknym brzmieniem, które urzeka – wo- mocno byłem tamtym odkryciem zaskoczo- lałbym to drugie. ny. Chętnie wyjaśnię o co chodzi. Otóż te 6 oktaw to obszar, w obrębie którego struny A.S.: Niewątpliwie, jednak większa skala głosowe pracują prawidłowo. Dzięki temu głosu w improwizowaniu jest atutem. można osiągać bardzo niskie dźwięki, któ- re tak naprawdę są ledwo słyszalne. Ale są. W.M.: Większa skala przydaje się zawsze, Podobnie jest w górze skali – są to właściwie zwłaszcza w scacie. Można sobie wtedy ciche piski, ale rzeczywiście, określonej wy- pozwolić na przykład na śpiewanie linii

» 100| Rozmowy

Gdybym miał do wybo- ru kilka oktaw niesamo- wicie wyćwiczonych lub kwintę czystą z pięknym brzmieniem, które urze- ka – wolałbym to drugie.

była kilkudniowa sesja w – bar- dzo dobrej klasy – studio w Szwaj- carii. Niezależnie od tego, już od jakiegoś czasu czułem potrzebę nagrywania. Moja ostatnia płyta (Wojciech Myrczek Quintet: We’ll Be Together Again – przyp. red.) ma już 3 lata i nie odzwiercied- la mojego obecnego śpiewania i koncepcji muzycznej. A zmie- niło się sporo. Wszystko wska- zuje na to, że do sesji dojdzie na koniec stycznia przyszłego roku. Mam więc trochę czasu, żeby za-

fot. Roch Siciński Roch fot. stanowić się nad koncepcją pły- ty, repertuarem, składem. Chcę basu, a za chwilę melodii, bardzo wyso- ją uczynić jak najbardziej war- ko. Bobby McFerrin jest w tym mistrzem. tościową. Być może będzie ona stanowiła Wtedy im większą ma się skalę, tym lepiej, wyznacznik mojego stylu, a jeśli zdobędzie rzeczywiście. popularność, może stać się moją muzyczną wizytówką na lata. A.S.: Pozostawmy kwestię techniczną i przejdźmy do spraw bieżących. Wiem, że A.S.: Jestem pewna, że wzbudzi zaintereso- planujesz nagranie płyty, czego się może- wanie. my po niej spodziewać? W.M.: Dzięki konkursowi zyskałem niema- W.M.: Sam sobie zadaję to pytanie. Zacznę łą uwagę środowiska, mam więc nadzieję, że od tego skąd w ogóle wzięły się te nagranio- wielu słuchaczy sięgnie po tę płytę. Zastana- we plany. Otóż jedną z nagród w Montreux wiam się teraz co nagrać. A interesują mnie

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |101 różne formy wykonawstwa. Z jednej strony cować z jednostkami wybitnymi, ale też bardzo lubię standardy jazzowe i śpiewanie niełatwymi, wyselekcjonowanymi z dużej bardzo osadzone w tradycji, tj. wokalistów liczby kandydatów. Każdy z naszych stu- jak: Johnny Hartman, Nat King Cole, Frank dentów jest indywidualnością. Każdy wy- Sinatra. Z drugiej strony lubię poszaleć im- maga specjalnego podejścia. Każdy ma też prowizacyjnie, inspirowany innymi wybit- duże wymagania względem nauczyciela. nymi postaciami na czele z Bobbym McFer- Moim głównym zadaniem jest ułatwić stu- rinem. Można powiedzieć, że to są kierunki dentom rozwój we właściwym – dla każde- niemal przeciwstawne. Czy jest ktoś taki, kto go – muzycznym kierunku i pomóc im uzu- łączy sprawnie te dwa bieguny...? pełnić ewentualne braki, które mogłyby ten rozwój spowolnić. Posługuję się w tym celu A.S.: Możesz być pierwszy... pewnym tokiem nauczania, ćwiczeniami itd. Trzeba również uważać, żeby studentom W.M.: Może... Jednak tak to już jest, że jed- w tym rozwoju nie przeszkodzić, co nie jest nych wolimy kojarzyć bardziej z improwi- wcale takie oczywiste. Potrzeba tutaj duże- zacją, a drugich z, nazwijmy to, bardziej tra- go wyczucia. Ja akurat bardzo miło wspomi- dycyjnym prezentowaniem piosenek. nam swoje studia, które skończyłem zresztą nie tak dawno i uważam, że nie znalazłbym A.S.: Jesteś tym drugim czy pierwszym? się w obecnym położeniu, gdyby nie one. Czy moi studenci będą podzielać to zdanie – W.M.: Ja jestem trochę tu i trochę tam. Pyta- mam nadzieję. Ale zobaczymy za jakiś czas. nie, na co się decydować, czy w ogóle powi- nienem się na coś decydować? Może warto A.S.: Gdzie widzisz siebie za 10 czy 20 lat? spróbować to łączyć? To się okaże w najbliż- szym czasie. Jestem natomiast pewien, że na W.M.: Świetne pytanie, słyszałem, że warto płycie znajdzie się kilka (a może same) stan- je sobie zadawać, bo ułatwia wyznaczanie dardów jazzowych, ponieważ uwielbiam celów i ich realizację… Chciałbym poświęcić je śpiewać i wciąż odkrywam nowe, które się pracy artystycznej. Intensywnie konk- mnie fascynują. certować w Polsce i na świecie. Spełniać się jako muzyk. A.S.: Oprócz solowej działalności wokalnej wykładasz także na Akademii Muzycznej A.S.: Życzę Ci zatem tego spełnienia oraz w Katowicach, czym inspirujesz wokali- realizacji wytyczonych celów. Dziękuję za stów jak ich motywujesz i czego uczysz? rozmowę.

W.M.: To zależy w dużej mierze od samych W.M.: Dziękuję i pozdrawiam Czytelników studentów. Nauczanie muzyki nie jest rze- magazynu JazzPRESS. czą łatwą. Sam jestem dopiero poczatkują- cym nauczycielem, a mam szczęście pra-

» 102| Rozmowy

Robiąc tę płytę zrozumiałam, że się do tego nadaję fot. Bogdan Augustyniak Bogdan fot.

JazzPRESS: Od czasu, kiedy Tomasz Tłucz- tyści wypuszczają płytę za płytą, co pół roku kiewicz napisał na okładce twojej debiu- – ja tak nie umiem. Płyty, które kocham to tanckiej płyty, że na tę Karolinę „trzeba w większości płyty przemyślane od począt- uważać”, minęły cztery lata. Jest kolejny ku do końca. Cały czas uczę się konsekwen- krążek, ale dlaczego taki odstęp między al- cji i tego, żeby płyta jednak była spójna, bumami? bo mam bardzo szerokie zainteresowania muzyczne. Stąd przy Crossings było mnó- Karo Glazer: Zapewniam, że nie nudziłam stwo, mnóstwo pracy! Powstało dużo więcej się przez te cztery lata. A dlaczego tak dłu- materiału niż finalnie zostało wydane, bo go? Bardzo chciałam wydać płytę wcześ- cały czas szukałam odpowiedniego balan- niej, jednak żeby to zrobić, nie wystarczy su. Cały czas się rozwijam. Chciałam, żeby mieć tylko pomysły muzyczne. Trzeba to ta płyta była zupełnie inna niż poprzednia. zorganizować, przygotować. Ja byłam pro- Żeby była zaaranżowaną, świadomą cało- ducentem tej płyty – zarówno wykonaw- ścią. Płyta miała wyjść w zeszłym roku, była czym, finansowym jak i muzycznym. Ról gotowa w grudniu, ale wydawca ją przetrzy- miałam naprawdę dużo. Także muzycznie mał, żeby wyszła w tym roku. Ukazała się do tego dojrzewałam. Lubię albumy, które na początku kwietnia – głównie ze wzglę- są świadomą całością. Często jest tak, że ar- dów marketingowych. To co jednak trwało

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |103 najdłużej, to oczywiście znalezienie pienię- JP: Wspomniałaś, że to była dosyć ekspre- dzy. Od czasu premiery Normal funkcjono- sowa sesja. Masz na myśli główną sesję na- wałam przede wszystkim na rynku euro- graniową na setkę? Jak wyglądał kontakt pejskim. W Polsce było mnie dużo mniej, między muzykami, których zaprosiłaś do a jednak tutaj trzeba było zdobyć główne tej produkcji? środki finansujące projekt. Proces przeko- nywania był trudny, mozolny, wiele razy się K.G.: Najważniejszą część płyty nagraliśmy już prawie poddawałam. w Polsce w studiu Maq Records podczas dwóch dni. Do Polski przyleciał John Tay- JP: Trochę czasu od premiery już minęło, ca- lor, był Przemek Kuczyński, Tomas San- łość oceniasz jako sukces? chez, Andrzej Zielak, Artur Michalski, Ma- rek Napiórkowski i Krzysztof Ścierański. Po K.G.: Absolutnie tak! Ale poza sukcesem każdej sesji mailowałam nagrane wersje muzycznym i marketingowym, to przede do Larsa Danielssona, Mike’a Sterna i Joo wszystkim jest mój prywatny – taki perso- Krausa, więc wszyscy uczestniczyli w tym nalny sukces. Robiąc tę płytę zrozumiałam, procesie. Oni byli przy tym czy to mailowo, że się do tego nadaję, że jestem silna i nie mo- czy telefonicznie. Ta sytuacja nie polegała głabym robić czegoś innego w swoim życiu. na nagraniu ścieżki przez gwiazdę, która Było wiele momentów, kiedy naprawdę to- nie jest niczym zainteresowana i wchodzi nęłam, kiedy wszystko się zapadało, jednak do studia na sam koniec nagrać swoje solo we wszystkich tych trudnych sytuacjach za – tutaj wszyscy uczestniczyli w całym pro- każdym razem brałam oddech i wychodzi- cesie. W grę wchodzi niestety również po- łam do góry. Dzięki niemu wiem, że umiem lityka biznesowa. Często to nie jest tak, że przekraczać siebie i być w tym zawsze pro- muzycy mogą nagrać tyle numerów, ile im fesjonalistką. To było w całości wielkie wy- się podoba. Zazwyczaj wytwórnie dają im zwanie, tym bardziej, że musieliśmy nagrać przyzwolenie, stąd nie było możliwości, by płytę praktycznie w dwa dni – to jest duże wszyscy mogli spotkać się na raz w jednym napięcie! Przecież muzycy często nie znali studiu. Tak było z Larsem – jemu ACT dał całego materiału, musiałam ich wszystkie- zgodę na dwa utwory na płycie. W związku go nauczyć od zera. Bycie producentką al- z tym stwierdziłam, że muszę dla niego na- bumu z takimi muzykami i to jeszcze, gdy pisać coś mega specjalnego. Tak właśnie po- jesteś blondynką...(śmiech) to naprawdę wstało „Deep Breath”. Lars zgodnie z ustale- trudne zadanie. Z jednej strony chciałam niami nagrał jeszcze „Over The Shiny Sky”. być przede wszystkim artystką, wokalistką… Natomiast „Rosemary’s Baby” jest ciekawym a z drugiej musiałam być szefem. To nie jest przypadkiem – nie jest w rozpisce, bo to łatwe. Przecież muzykę gra się razem, więc utwór, który nie miał znaleźć się na tej pły- mają być wspólne piękne emocje. Bycie sze- cie! To jest absolutny bonus. Dla mnie nie fem jest tu trochę kuriozum, bo zespół to mieścił się w koncepcji płyty, ale wyszedł jest zespół. tak naturalnie, wręcz na życzenie Larsa.

» 104| Rozmowy

K.G.: Bardzo lubię produko- wać muzykę, lubię to myśle- nie przyczynowo-skutkowe. To pozwala mi być nie tylko wokalistką, ale też kreatorką nowego brzmienia. Dużym wyzwaniem była dla mnie na przykład praca z kwartetem smyczkowym. Kwartet musiał w odpowiednim momencie nagrywać swoje partie – ani za wcześnie, ani za późno. Trzeba to było dokładnie zaplanować. Nie mógł nagrywać przed jazz- manami, bo zabrałby solistom całą przestrzeń do improwiza- cji. Byłam w Nowym Jorku, kie- dy Artur Michalski aranżował partie kwartetu w Krakowie i codziennie przesyłaliśmy so- bie materiał. To był zwariowa- ny czas, bo wszystko działo się na raz. W dniu powrotu ze Sta- nów Zjednoczonych nagrywa- liśmy kwartet, dlatego dobra

fot. Bogdan Augustyniak Bogdan fot. komunikacja była strasznie ważna. Produkując, trzeba mieć umiejętność wsłuchania On stwierdził, że tak nam się super gra, że się w to, co dopiero zostanie nagrane. Dla fajnie jakbyśmy zrobili coś jeszcze i zaczął mnie jest to prywatny sukces, że jako osoba, nucić „Rosemary’s Baby”. Więc to było coś, która nie ma studiów producenckich – bo co powstało zupełnie ponadprogramowo takich nawet nie ma w naszym kraju – da- u Larsa w kuchni i dlatego jest zamieszczo- łam radę doprowadzić Crossings Project do ne na płycie jako bonus track. końca. Bardzo lubię tę pracę! Choć gdybym nie śpiewała na tej płycie, zabrano by mi JP: Wspomniałaś, że byłaś producentką tej największą radość mojego życia! płyty od początku do końca. To chyba coraz częściej powtarzająca się reguła. JP: Dobrze wykorzystałaś pobyt w Nowym Jorku?

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |105 fot. Bogdan Augustyniak Bogdan fot.

K.G.: To był dla mnie bardzo trudny tydzień. K.G.: Przygotowujemy trasę koncertową, bę- W tym czasie kręciliśmy również film doku- dzie także w Polsce. mentalny o powstawaniu płyty, który mam nadzieję za jakiś czas się pojawi. Spotkałam JP: Jacy muzycy będą grali na tej trasie? się także z paroma agentami – naprawdę byłam tam w pracy. Nie miałam swobody K.G.: To zależy jak zawsze od finansów. Oczy- i czasu dla siebie, choć oczywiście odwie- wiście są pewne zamówienia, żeby się poja- dziłam Blue Note i Birdland. Również Mike wili niektórzy goście. Stern zaprosił mnie do wspólnego wykona- nia jednego numeru na jego koncercie w 55 JP: To znaczy jakiś festiwal zamówił skład Bar. Nocami siedziałam nad aranżami, a od z zagranicznym gościem? trzeciej nad ranem byliśmy już zazwyczaj na planie filmowym. To była harówa. K.G.: Na razie nie mogę nic powiedzieć. Na pewno spotkamy się w większym gronie poza JP: Jak rozumiem czeka nas kontynuacja Polską. Trwają rozmowy przede wszystkim twojego spotkania z tymi muzykami, czy o przyszłym roku. Oprócz tego już teraz do- była to rzecz jednorazowa? Czy będzie trasa stałam zamówienie na następną płytę, tak- promująca album? że zaczęłam pisać nowy materiał. Pomysłów muzycznych raczej mi nie brakuje, dlatego bardzo mnie to cieszy! Cały czas coś mnie

» 106| Rozmowy

inspiruje i to daje mi wiel- ką frajdę! Ostatnio na przy- kład wróciłam do słuchania Franka Sinatry i Tony’ego Bennetta. Crossings było bardzo contemporary, bo kocham contemporary jazz! Wychowałam się na Zawi- nulu! Stąd na płycie czasa- mi wręcz słychać popowe nuty. Teraz mam głód na śpiewanie swingu i be bopu, bo długo tego nie robiłam. Nie wiem czy to będzie pły- ta z tymi samymi muzyka- mi, może niektórzy z nich się pojawią. Zresztą ci mu- zycy nie pojawili się na sesji dlatego, że ja ich sobie wy- marzyłam. To tak nie dzia- ła. Najważniejsze są relacje. Mike’a Sterna nie wzięłam sobie znikąd. W pierwszym pomyśle nawet nie miał grać na tej płycie, dopiero później napisałam dla niego w mar-

cu 2012 dwa utwory (a na- Augustyniak Bogdan fot. grywaliśmy w maju). Stało się tak dlatego, że poznałam go dopiero w listopadzie 2011 roku. Graliśmy Bycie kobietą otoczoną ze- na tym samym festiwalu i spodobał mu się wsząd mężczyznami i bar- utwór „A Lonely Woman’s Walk”, który wtedy śpiewałam. Po prostu moja muzyka przypad- dzo często jednoczesne bycie ła mu do gustu, a potem przegadaliśmy pół ich szefową, to trudna rzecz. nocy o muzyce. Następnego dnia na śniada- Nadal jest dużo stereotypów niu powiedział, że jakbym potrzebowała gi- tarzysty, to mam po niego zadzwonić. Larsa związanych z rolą wokalistki. Danielssona znam od pięciu lat i od wielu lat rozmawialiśmy o tym żeby zrobić coś razem.

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |107

Traktujemy ten album jako początek czegoś tastycznych rzeczy – to sytuacja się zmieni. nowego. Tak naprawdę chcielibyśmy nagrać W Szwecji, czy w Stanach nie ma już z tym całą płytę razem. Tylko pytanie jak politycz- problemów, a tutaj nadal się zdarzają. To nie się to uda, ze względu na zastrzeżenia też wynika z mentalności polskiej. Mówimy ze strony niektórych wytwórni. o tym równouprawnieniu i mówimy, a tutaj kobieta nie była nigdy równouprawnioną. JP: Łatwiej byłoby jakbyś kiedyś znalazła W każdym zawodzie, każda kobieta powie, że się w katalogu ACT. mimo wszystko gdzieś te stereotypy się poja- wiają – to nie jest temat tylko muzyki. To jest K.G.: Były rozmowy, ale ja nie jestem do tego temat w każdym środowisku, gdzie kobiety przekonana. Trzeba mieć świadomość, że to pracują w przeważającym towarzystwie męż- nie jest muzyka dla tej wytwórni… chyba, że czyzn. W żadnej pracy przewaga jednej płci zrobię całą płytę skandynawską. nie jest dobra. Nie jestem też feministką – nie o to chodzi. Ważne jest by było partnerstwo. JP: Powiedziałaś w czasie naszej rozmowy, Mam to szczęście, że muzycy, z którymi blisko że ciężko jest kobietom w branży. Rozwi- współpracuję, to świetni kumple i to partner- niesz tę myśl? stwo jest dla nas naturalne. Mój znajomy ma- wiał kiedyś, że mamy trzy płcie: kobiety, męż- K.G.: Uwielbiam pracę z mężczyznami – są czyźni i muzycy… (śmiech). Nawet nie wiem, bardzo konkretni, a zarazem kreatywni. Poza w którym momencie stałam się tym trzecim, tym mam wśród muzyków wielu bliskich ale dzisiaj czuję się muzykiem z krwi i kości, przyjaciół, jednak bycie kobietą otoczoną ze- i to jest fantastyczne! Moim głównym celem wsząd mężczyznami i bardzo często jedno- od zawsze była muzyka. Nie kariera i pienią- czesne bycie ich szefową, to trudna rzecz. Na- dze, a sama frajda płynąca z grania, śpiewa- dal jest dużo stereotypów związanych z rolą nia i komponowania. Jestem szczęściarą, że wokalistki. Wierzę jednak, że kiedy pojawi mogę żyć tak, jak żyję. Mam nadzieję, że ta się więcej dziewczyn tworzących swój mu- dziecięca radość, którą mam głęboko w sercu zyczny świat od podstaw – a już się pojawia, nigdy nie zniknie. bo dużo moich koleżanek robi sporo fan-

» 108| Z siedzenia pasażera

Słuchacz Przypadkowy

Wiele lat temu, kiedy moja metalowa zatwardziałość skruszała, głównie z powodu braku nowego budulca, w moim umyśle i sercu pojawiła się luka, którą wypełnił jazz. Jako fanka muzyki stojąca na metalowym postumencie, wybierałam najbardziej ekstremalne odmiany jazzu – im więcej „noisu”, tym lepiej. I znów rozpoczęłam wspaniałą podróż po całkiem nowych muzycz- nych terytoriach. I choć odkrywałam coś, co dawno zostało odkryte, czułam się jak dziecko zamknięte w sklepie ze słodyczami. Miałam szczęście praco- wać i biesiadować z ludźmi, którzy w tamtym czasie wnosili bardzo wiele do Ola Nowosad mojego muzycznego świata. Dobry i radosny to był okres mojego jazzowego [email protected] neofictwa.

Koncerty jazzowe były dla mnie prawdziwym świętem. Biegałam na nie z wypiekami na twarzy i przyśpieszonym oddechem. Ze spodziewaniem przeżywania wielkich emocji wyglądałam koncertów moich ulubionych artystów. Swoim neofickim entuzjazmem wywoływałam uśmieszki życz- liwego politowania, ale przyznam, że w ogóle mnie to nie interesowało. Jak już zapałam do czegoś entuzjazmem, to nie rozglądam się na boki.

Dziś moja miłość do jazzu, podobnie jak drzewiej do metalu, już nieco okrzepła. Jestem w stanie dostrzec braki i trefniznę, choć zachowałam umiejętność nieskupiania na nich całej swojej uwagi. Ta umiejętność jest dość często wystawiana na próbę, ale śmiało stwierdzę – wyróżnia mnie z grona koncertowych Bywaczy.

Po tym przydługim wstępie, otwierającym cykl – to oczywiście kokieteria, bo naprawdę sądzę, że jest wyważony – chciałam właśnie o tym…

Czy zdarzyło się Państwu kiedyś, że siedzieliście lub staliście na koncercie, który nie dostarczał nadmiaru ekscytacji do tego stopnia, że Wasza uwaga przeniosła się ze sceny na Współsłuchaczy? Mnie zdarza się to ostatnio dość często. Wtedy jak nic, zaczynam rozglądać się wokół. Czasem po to by, obserwując uczestników zgromadzenia, zbliżyć się do prawdy, której żadne badania rynkowe nie są w stanie odkryć i jasno określić: kim jest od- biorca jazzu. Przez lata patrzyłam na mniej lub bardziej udane próby roz- wiązania tego problemu. Przytaczane wyniki budziły na przemian śmiech i litość. Często jedne podważały drugie. Życie pokazało, że żadne nie były trafne. Mnie również nie udało się usiec Bohuna.

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |109

Jednak, jak to się często w życiu zdarza, szu- na wewnętrznie, co przekłada się na zacho- kając przedmiotu A, znajdujemy przedmiot wanie przedstawicieli. W przypadku koncer- B, który – choć wcześniej nieposzukiwany tów w dużych obiektach, gdzie pole widzenia – może nas zaintrygować na tyle, że krad- obserwatora jest duże, można ich poznać po nie się naszą ciekawość przedmiotowi A. Tą wyrazie twarzy objawiającym cierpienie. Dra- niepokrętną drogą udało mi się wyróżnić matyczne czekanie końca zdradza kręcenie kilka grup jazzowych Koncertowiczów, po- się na siedzeniu, rozglądanie się za najkrótszą siadających charakterystyczne cechy. Żeby drogą opuszczenia sali lub w przypadku bar- pierwszym tekstem nie zrazić Czytelników, dziej cierpliwych, sprawdzanie poczty w tele- na pierwszy ogień pójdzie grupa, której po- fonie czy pisanie SMS-ów. To ostatnie zdarza śród odbiorców niniejszego periodyku z całą się również przedstawicielom innych grup, ale pewnością nie ma: tu z pomocą przychodzi obserwacja sposobu i tempa wykonywania tej czynności. Powyższe Audiens Aleatorius – Słuchacz Przypadkowy zachowania, choć budzą współczucie, są całko- wicie nieszkodliwe. Niestety inni przedstawi- Ta grupa pojawia się najliczniej na dużych ciele Przypadkowych demonstrują swoje znie- koncertach, czyli na takich gdzie bilety są cierpliwienie w sposób zwracający uwagę tych, drogie lub wstęp jest darmowy – wszelkie którzy są zajęci koncertem. Zdarza się wtedy koncerty plenerowe. Rzadziej na koncertach usłyszeć szczegóły dalszych działań po zakoń- kameralnych – wtedy częściej widzimy poje- czeniu koncertu, próby oszacowania ile jeszcze dynczych reprezentantów tej licznej grupy. to może potrwać lub – w przypadku koncertów Jak tam trafiają? Na duże koncerty biletowa- otwartych – dociekania kto jest wykonawcą czy ne trafiają bezpośrednio poprzez wmuszenie jaki to rodzaj muzyki. Ostatnio zasłyszałam im biletów przez zakład pracy lub pośrednio uroczą rozmówkę dwójki Przypadkowych Słu- poprzez swoich znajomych, rodzinę, którym chaczy na koncercie plenerowym; zakład pracy wmusił bilety. Często są to rów- – To chyba jest jazz… nież partnerzy lub partnerki przedstawicieli Po chwili: innych grup, zmuszeni uczestniczyć w kon- – Chyba tak... Lubisz jazz? cercie dla zachowania dobrych relacji. Tych Po chwili: można spotkać również na koncertach kame- – …nawet… A ty? ralnych. Na koncerty darmowe, w tym plene- – Średnio. rowe, trafiają czasem przechodząc i przystając, a czasem z umiłowania wydarzeń, które sku- Tak pokrótce scharakteryzowałam Państwu piają dużą publiczność. Niektórzy Przypad- jedną z kilku wyodrębnionych przeze mnie kowi uczestniczą w koncertach, dobrowolnie grup uczestników koncertów jazzowych. upatrując zysku w wyrabianiu sobie opinii W następnym tekście przedstawię Państwu osoby obeznanej z wydarzeniami kultury. kolejną z nich. Od razu przyznam, że przez co najmniej dwie kolejne grupy przeszłam Jak ich rozpoznać? Ta grupa jest zróżnicowa- sama. I pewnie zmierzam do następnej.

» 110| Jazzowy notes

Biesiada z gwiazdą

Kiedy opadają kurtyny i gdy zmęczony artysta powinien pilnie udać się do hotelu na zasłużony odpoczynek, podniesiona adrenalina i koncer- towe emocje dyktują zupełnie inny rozkaz: odprężyć się i zrelaksować przy dobrej, nocnej kolacji. Dzisiaj, gdy światowe zwyczaje i standardy wkraczają coraz odważniej na nasze salony, także restauracje korygu- ją swoje godziny pracy. I choć najczęściej są reklamowane sloganem „czynne do ostatniego gościa”, to maksyma ta ma zazwyczaj niewiele wspólnego z rzeczywistością. Dobra, gorąca kolacja około północy jest Dionizy Piątkowski np. w Warszawie nie lada wyzwaniem logistycznym. Bo albo „kucharz [email protected] i kuchnia pracują do 22.00”, albo restauracje (nawet te 5. gwiazdkowe, hotelowe) czynne są wg planu, jakby żywcem przeniesionego z PRL.

Jeszcze w końcówce lat siedemdziesiątych doświadczałem takich prze- dziwnych sytuacji, gdy wybitnego artystę ciągałem przez „pół Pozna- nia”, by nakarmić spragnionego (i chyba naprawdę głodnego) giganta jazzu. Rozwiązaniem był wtedy szpanersko-cinkciarski Smakosz (dzi- siaj KFC), legendarny (i czynny całą dobę!!) tzw. Ściek (prawdziwej na- zwy nikt nie zapamiętał), czy typowy lokal jazz-bywalca, czyli dworzec PKP. Takie właśnie „trasy” zaliczył m.in. legendarny Toots Thielemans (gorąca herbata na lotnisku Ławica), bluesman Taj Mahal (biesiada do białego rana w Ścieku), gwiazda bossa-nowy Astrud Gilberto (burda w dancingowym W-Z). Inni raczyli się jadłem i (zwłaszcza) alkohola- mi, penetrując hotelowe „piekiełka” i night bary.

Z ulgą zatem przyjmuję dzisiaj wyzwanie, jakie gwiazda stawia po koncercie: idziemy na dobrą kolację. Amerykanie gustują w „swoich” klimatach. Chór Detroit Gospel Singers – miast delektować się w eg- zotyce kuchni japońskiej – wybrał nocną, wielogodzinną biesiadę w KFC. Wallace Roney – jeden z gigantów jazzowej trąbki – rozkochany jest w polskich pierogach, Dianne Reeves nie wyobraża sobie pobytu w Polsce bez żurku, a wybitny gitarzysta, Ali Di Meola, przez wiele go- dzin testował jakość zestawów Mc Donald’s w przydrożnej restauracji. Zespół saksofonisty Arthura Blythe’a – natychmiast po przekroczeniu granicy i zorientowaniu się nad atrakcyjnym kursem walut – zama- wiał zestawy łososia z łososiem w łososie z sosem łososiowym.

Takie sytuacje są zazwyczaj humorystyczne i świadczą o naszej, przy-

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |111

słowiowej, polskiej gościnności. Dla wielu szeczku wina, a zdumieni goście z Łodzi, wybitnych artystów przygotowałem do- Wrocławia, Krakowa mieli nieoczekiwa- skonałe przyjęcia i być może wielu z nich ny, wspaniały recital – z burzą oklasków – Polska kojarzy się przede wszystkim z suto bladym świtem. Nie doświadczyłem takiej zastawionym stołem. Wspaniała kolacja sympatii po koncercie Diany Krall; artyst- w krakowskim Polskim Jadle, gdzie zmę- ka kazała bowiem wybudować sobie włas- czeni trudami wielodniowych koncertów ną kuchnię na zapleczu Sali Kongresowej, – przez północy – biesiadowaliśmy z kwar- w której pieczołowicie uwijały się… – przy- tetem Hilliard Ensemble oraz saksofonistą wiezione z Anglii kucharki. Ekscentryczna Janem Garbarkiem. Z tej kolacji mam naj- gwiazda nie spróbowała polskiej kuchni! piękniejsze (i trochę nieprzystające do me- dialnego wizerunku artysty) zdjęcie Jana: Ten oczywisty rytuał towarzysko-ga- z kieliszkiem Siwuchy zagryzanym ogór- stronomiczny jest z pewnością wpisany kiem! Wspaniała była kolacja z gitarzystą w rytm trudów koncertowych. Jak powie- Larrym Coryellem na wrocławskim rynku, dział mi niedawno Herbie Hancock: arty- gdy zmęczeni wielotygodniową trasą kon- stą jestem w 20 procentach, reszta to podró- certową, biesiadowaliśmy prawie do rana. że, hotele, lotniska. Może właśnie dlatego te Niezwykle miło wspominam trasę koncer- wszystkie biesiady po udanym koncercie tową z legendarnym pianistą i wokalistą – nabierają tak wspaniałego i serdecznego Freddym Colem (tak, tak bratem Nat King wymiaru. Te wielogodzinne pogaduszki Cole’a). Ten blisko osiemdziesięcioletni ar- odkrywają dla mnie inne rejony, inne po- tysta – rozochocony koncertem – zawsze strzeganie muzyki i samego artysty. Często szedł w tzw. miasto w poszukiwaniu dobrej z tego rodzą się wieloletnie przyjaźnie… restauracji z… fortepianem. Charyzma- tyczny artysta siadał zazwyczaj przy kieli- Dionizy Piątkowski

» 112| Słowo na jazzowo

Hunger Pangs – Meet Meat

Marek Kądziela? Tomek Dąbrowski? Ka- sper Tom Christiansen? Te nazwiska nic Państwu nie mówią? Proszę się nie przej- mować. To całkiem naturalne w przy- padku jazzu, który jest muzyką, o której tożsamości stanowią ciągłe zmiany i in- nowacje. Może za to znają Państwo takie nazwiska jak Miles Davis, John Coltrane czy Krzysztof Komeda? Oczywiście! To przecież giganci jazzu, których znają i po- dziwiają wszyscy. Jednak Ci wielcy zaczy- nali w sposób bardzo skromny. Taki na przykład Miles grał w latach 50. w Nowym Jorku w knajpach tak małych, że na scenie z trudem mieściły się kontrabas i zestaw perkusyjny. Publiczność stanowiło nieraz zaledwie kilka albo kilkana- ście osób, często innych muzyków, a najczęściej prostytutek i złodziei. Tłumy waliły wtedy za to na koncerty „gwiazd” w rodzaju Dave’a Bru- becka, Stana Getza, Gerry Mulligana czy Cheta Bakera, o których Miles wyrażał się pogardliwie, jako zaledwie imitatorach kopiujących genial- nych czarnych mistrzów jazzu.

Dlatego nie szukajcie dobrego jazzu wyłącznie na prestiżowych festiwa- lach, w wielkich salach koncertowych, w radiu czy telewizji. Jak kiedyś na 52 ulicy, gości on często w małych salkach, w klubach, o których wie- dzą tylko wtajemniczeni, wśród publiczności nielicznej, chimerycznej, lecz o bardzo wyszukanych gustach. Zresztą za publiczność wystarczy niekiedy zaledwie jeden człowiek, zwłaszcza jeśli miłość do muzyki po- łączy się w nim szczęśliwie z posiadaniem dużej ilości pieniędzy. Czyż to nie dzięki hojnej ręce księcia Esterhazy’ego cierpliwie przez lat trzy- dzieści finansującego Josepha Haydna, możemy teraz cieszyć ucho boską harmonią jego ponad 100 symfonii?

Pytania retoryczne, ale zadane nie bez kozery. Wróćmy bowiem do wy- mienionych na początku nazwisk młodych i nieznanych muzyków. Marek Kądziela, założyciel zespołu, gra na gitarze, Tomek Dąbrowski na trąbce, a Kasper Tom Christiansen na perkusji i razem tworzą ze-

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |113

spół o nazwie Hunger Pangs, którego płyta Meet Żyjemy w epoce post-gatun- Meat dała asumpt do tego pseudo-minieseju. Te- kowej i etykietki są przydat- raz powinienem wymienić liczne etykietki, które ne wyłącznie muzycznym pomogłyby czytelnikowi tę produkcję jakoś zaszu- fladkować. Ale żyjemy w epoce post-gatunkowej krytykom, aby wprowa- i etykietki są przydatne wyłącznie muzycznym dzić publiczność w błąd krytykom, aby wprowadzić publiczność w błąd co co do swoich kompetencji. do swoich kompetencji. Z reguły skutecznie. Z reguły skutecznie.

Ale ja dzisiaj nie jestem w nastroju do stroszenia piórek, do puszczania do publiczności oczka, do kry- gowania się. Niech wystarczy zatem, że Państwu powiem, iż muzyka ta mi się podoba, ponieważ... jest bardzo dobra. Głupie zdanie, nie przeczę, ale czyż nie do tego sprowadza się w istocie każda recenzja? Argumenty, by jakoś płytę pochwalić lub zniszczyć, dobry krytyk zawsze ma pod ręką. Co innego z wybitną muzyką. Tej jest niewiele jak dziewcząt jednocześnie cnotliwych i pięknych. A jednak ciągle ich szukamy! Mam na myśli płyty, oczywiście. Oto przed Państwem jedna z nich: uśmiecha się zalotnie, świeża, nikomu nieznana, lecz kryje w sobie rozkosze, o których filozofom się nie śniło! Maciej Nowotny Jak mam jeszcze Państwa zachęcić do jej spróbowania? Nie będę [email protected] przecież udowadniał, że przesłuchałem tysiące płyt, poświęciłem www.polish-jazz.blogspot.com lata na zgłębianie muzyki, że szukam dobrego jazzu z pasją i wy- trwałością, z jaką niektórzy kopią w poszukiwaniu złotych samo- rodków, stąd być może warto posłuchać mojej opinii w tej drobnej sprawie. To wszystko prawda, lecz obawiam się, że nie zabrzmi to zbyt przekonywująco. Cóż, zatem powiem inaczej: posłuchajcie Państwo tej płyty i tych muzyków, zanim staną się sławni, bogaci i zepsuci. Za dekadę lub dwie wielbić ich będą wszystkie miernoty, jakich wiele pisze o muzyce lub twierdzi, że się na niej zna. I wtedy Państwo, z uzasadnioną wyższością, wspominać będą jak to Wy, już dawno temu, słuchaliście tych genialnych muzyków i poznaliście się na ich niezrównanym talencie! Bezcenne, nieprawdaż?

Maciej Nowotny

» 114| Słowo na jazzowo

Tego nam trzeba! Czyli International Jazz Platform 2013

Kiedy muzyk jest już ukształtowany warsztatowo (bez znaczenia czy chwilę przed szkołą wyższą, kon- tynuując studia, bądź też chwilę po absolutorium), posiada pewien niezbędny background historycz- ny, pewien kontekst i kiedy wie, że jest „profesjo- nalistą”, bo posiadł już umiejętności niezbędne do wyjścia na scenę, to pojawia się pewna luka. Tak na- prawdę ta luka istnieje zawsze. I to dobrze, bo jeśli po skończeniu studiów byłoby się muzykiem „skoń- czonym” – to po co się dalej rozwijać? Zresztą przy- znacie Państwo, że bycie muzykiem skończonym brzmi (w kontekście językowym) dwuznacznie.

Niewielu w kraju przyznałoby, że edukacja mu- zyczna w murach akademii działa na najwyższym poziomie, bo oczywiście nie odnosiłoby się to do rzeczywistości. Co prawda sprawy zmierzają ku lepszemu, m.in. dzię- ki wymianie pokoleniowej jaka następuje, dzięki młodej kadrze, któ- ra świeżo pamięta wady, jakie dostrzegała w czasie własnych studiów. Jednak nie odkrywam Ameryki twierdząc, że nadal dość często gliniany kaganek oświaty – niesiony przez wykładowców – zmienia się w metalo- wy kaganiec zawężający horyzonty, hamujący kreatywność, maskujący (muzyczne) zęby młodych drapieżników. Abstrahując od środowiska ar- tystycznego, wokół nas pojawia się coraz więcej przedsięwzięć wolnych od uczelni: warsztatów, szkoleń, miejsc pozyskiwania tzw. „wiedzy po- zaakademickiej”, wiedzy praktycznej. Platforma, która w tym roku roz- poczęła swoją – miejmy nadzieję wieloletnią – działalność, wpisuje się w ten nabierający na sile nurt inicjatyw. Wszak nie znaczy to, że jest jed- ną z wielu. International Jazz Platform wyróżnia się na tym tle z kilku powodów.

Po tym przydługim wstępie wracam do wspomnianej luki i ciągłego roz- woju. Każdy z artystów uczy się przez całą karierę i dobrze, jeśli nie jest to nauka tylko na własnych błędach. Gdzie jej szukać? Kolejny stopień po- zyskiwania doświadczeń – ten bardziej sformalizowany, bo nie będę tu wspominał o wiele uczącej codzienności – to właśnie spotkania pokro-

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |115

Nie odkrywam Ameryki twierdząc, że nadal dość ju Intl Jazz Platform. Na czym to polega? Mógłbym często gliniany kaganek napisać, że w łódzkiej Wytwórni odbywały się róż- oświaty – niesiony przez nego rodzaju zajęcia (spoglądając na plan – od go- dzin porannych były to wspólne „sesje kreatywne”, wykładowców – zmienia się czyli spotkania prowadzone przez jednego, bądź w metalowy kaganiec zawę- dwóch członków kadry, polegające na wspólnym żający horyzonty, hamują- improwizowaniu, wymienianiu się spostrzeżenia- mi, wprowadzaniu kolejnych założeń/reguł mu- cy kreatywność, maskujący zykowania, a nawet „zabawy” w gry zornowskie), (muzyczne) zęby młodych później przychodził czas na zajęcia zespołowe, na- drapieżników. stępnie wizyta kogoś z branży (czyli panel z Martel Ollerenshaw reprezentującą London Jazz Festiwal oraz kolejny – z Piotrem Turkiewiczem reprezen- tującym Jazztopad), przerwa i wieczorne jam session. Zajęcia w kla- sach instrumentów były opcjonalne. Cztery dni spotkań zakończyły koncerty finałowe i było fajnie – kropka. Ale to nie wszystko!

Platforma to dziedzina wspólnego działania. Już z założenia jest to podejście rewolucyjne odnosząc je do polskiej – nieco zastałej – edu- kacji. Patrząc na tę inicjatywę od strony czysto muzycznej, mamy do czynienia z „warsztatami” (choć raczej nie jest to zbyt fortunne słowo) jakie zwiększają muzyczną wyobraźnię, a także zmniejszają Roch Siciński dystans do „wykładowców”. Uczestnicy mogą współpracować z ka- [email protected] drą będącą na światowym (!) poziomie, która jest otwarta i dostęp- na dla nich przez całe dnie. Zazwyczaj kontakt z muzykami tego formatu w naszym kraju się nie zdarza. Tutaj bliżej do wspólnego poznawania, kreowania muzyki, a w efekcie poszerzania własnych możliwości – nie bacząc na schematy i akademickie ramy. A usły- szeć od basisty takiego jak Ole Morten Vågan, że każdy improwiza- tor podczas gry potrafi otworzyć drzwi, za którymi nic nie ma, od Macieja Obary, że nigdy nie grał free czy od Toma Arthursa uzyskać aprobatę, poklepanie po plecach – podejrzewam, że to wszystko podnosi na duchu i daje motywację młodym adeptom! Oczywiście wśród uczestników znaleźli się także „wyjadacze” polskiej sceny improwizowanej jak Marek Pospieszalski, Tomasz Dąbrowski, Max Mucha i wielu innych, co tylko świadczy o wysokim poziomie tych czterech dni. Platforma wypełnia – na tyle, na ile można to zro-

» 116| Słowo na jazzowo

bić w tak krótkim czasie – braki związane sła listę kilku nazwisk młodszych artystów, z wiedzą biznesową, marketingową, orga- których dokonania warto będzie śledzić. nizacyjną czy jakkolwiek jej nie nazwać (z tego co wiem, na kierunkach związanych Pierwsze takie wydarzenie – (pamiętamy z muzyką jazzową brak przedmiotów takich oczywiście o spotkaniach w ramach SIM, jak „marketing muzyczny”). Ta praktyczna gdzie jednak nie było paneli „edukacyj- wiedza – w dzisiejszych realiach (od pod- nych”) połączone z kreatywnym graniem staw, jak zamieszczanie biografii na swoich muzyki, poznawaniem kolegów/koleżanek stronach internetowych, po zaawansowaną z branży – wydaje się być niezbędne w pol- sieć kontaktów i orientowanie się w inicja- skim świecie muzyki improwizowanej. tywach typu Take Five Europe, Jazzahead!, 12 Skoro już zaistniało, nie możemy dopuścić Points Festival) – jest czasem równie istotna by nie było kontynuacji. Tak ze względu na co wiedza o Coltranie, Aylerze, Hillu, Gille- nasze – słuchaczy – uszy jak i funkcjonowa- spiem, Mingusie, Oxleyu... Co przerażające, nie muzyków. brak takiej edukacji dotychczas wpływa na brak świadomości, iż jest ona aż tak istot- Kadrę Platformy stanowili: na. Ta świadomość pojawia się czasem do- piero po skończeniu studiów. Oczywiście Maciej Obara (sax.), Dominik Wania (p.), łódzkie spotkania, rozmowy i wymiana do- Marek Kądziela (g.), Gard Nilssen (dr.), Ole świadczeń nie odbyły się bez dobrej zabawy Morten Vågan (b.), Tom Arthurs (tp.) w kreatywnej atmosferze. Dla mnie – poza obserwacją doskonałych, a czasem tak róż- Roch Siciński nych, metod pedagogicznych oraz godzin wyśmienitej muzyki – Platforma przynio-

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |117

Blues kocha Jazz

Jazz wykiełkował z bluesa, lecz wykonawcy tej fundamentalnej mu- zyki chętnie współpracowali z jazzmanami. Mother of the Blues, czy- li Gertrude „Ma” Rainey (zob. marcowy numer „Kobiety w Blusie- siła wdzięku”) współtworzyła z: Fletcherem Hendersonem, Colemanem Hawkinsem i Louisem Armstrongiem. W niektórych jej utworach sły- chać jazzową wokalistkę, a nie matkę bluesa. Aya Lidia Al-Azab [email protected] Alonzo Johnson, ur.8.02.1889r., znany jako Lonnie Johnson to jedna z najważniejszych postaci w świecie bluesa. Wyrafinowanie i klasa wy- różniała go spośród innych początkujących muzyków. Były także kon- trastem do bezpośrednich tekstów piosenek. Elastyczność pozwalała mu przenosić się od bluesa do jazzu. W przeddzień wybuchu I wojny światowej odwiedził Europę, a do domu, do Nowego Orleanu powró- cił w 1919r. Wszyscy jego przyjaciele podczas jego nieobecności zmarli w wyniku epidemii grypy, dlatego też Lonnie wyruszył w podróż, gra- jąc w zespołach w St. Louis, a później w Chicago, gdzie uzyskał rozgłos. Johnson nagrywał dla wytwórni OKeh, która przez dwa lata wydawała jego jedną płytę co sześć tygodni. W tym okresie akompaniował wielu muzykom jazzowym i bluesowym m.in. : Duke Ellington, King Oliver, Eddie Lang, Louise Armstrong, Texas Alexander i Victoria Spivey.

W latach 40. jego kariera zaczęła piąć się na wyżyny, a jego własne kom- pozycje urozmaicone o wzmocnioną gitarę elektryczną odnosiły sukce- sy, np. „Tomorrow Night”. W następnym dziesięcioleciu odwiedził Wiel- ką Brytanię. Mieszkał w Chicago, a ostatecznie osiedlił się w Filadelfii. W latach 60. koncertował w Nowym Jorku i Kanadzie, gdzie spędził ostatnie dziesięć lat życia. Lonnie Johnson wywarł wielki wpływ na gita- rzystów jazzowych i bluesowych, m.in. Charliego Christiana, Teddy`ego Bunna, B.B Kinga, Alberta Kinga, Lowella Fulsona, Eddiego Durhama, czy T-Bone Walkera. Ten ostatni również łączył bluesa z jazzem. Teksań- ski muzyk, który dzięki wpływom jazzowym wcielił swing w bluesa.

Zależności między bluesem a jazzem są niezwykłe. Może i blues stwo- rzył jazz, lecz późniejsze inspiracje, współprace między nimi są tylko dowodem na to, że oba gatunki się uzupełniały i łączyły.

Aya Lidia Al-Azab BLUESOWY ZAUŁEK BLUESOWY

» 118| Kanon Jazzu

Gabor Szabo – The Sorcerer: Recorded John Coltrane – Concert In Japan Live At The Jazz Workshop, Boston

The Sorcerer: Re- Koncertów Johna corded Live At The Coltrane’a nagra- Jazz Workshop, nych w Japonii Boston to pierw- jest co najmniej sze nagranie live kilka, nawet jeśli w karierze tego gi- liczyć jedynie jego tarzysty, zrealizo- oficjalną dysko- wana, jak nie jest grafię, czyli takie trudno się domyśleć – jeśli posiada się oryginalną płyty, które uka- płytę z okładką – w słynnym bostońskim The Jazz zały się za jego życia i za jego wiedzą, lub później Workshop, w kwietniu 1967 roku. Album często – pod opieką Alice Coltrane. Concert In Japan to dziś wydawany jest w połączeniu z materiałem właśnie jeden z takich albumów. Muzyka po raz znanym jako „More Sorcery” – zestawem zawie- pierwszy ujrzała światło dzienne w Japonii w 1973 rającym mniej udane nagrania z Bostonu z tych roku, a dziś dostępna jest w odświeżonej wersji samych koncertów, uzupełniony o kilka utworów cyfrowej. z jazzowego festiwalu w Monterey z jesieni tego samego roku.

Clifford Brown –The Complete Blue Note Stanley (Stan) Clarke – Children Of Forever And Pacific Jazz Recordings Ten zbiór to jed- Children Of Fore- no z najlepszych ver to solowy de- wydawnictw do- biut Stanleya Clar- kumentujących ke – wtedy jeszcze wczesne nagrania Stana Clarke. To Clifforda Browna. nieco zapomniana Zawiera mate- dziś płyta. Zanim riał zarejestrowa- powstała, Stan- ny w latach 1953 – 1954. W tym czasie Clifford ley Clarke zagrał Brown nagrywał w wielu różnych składach. Jako w kilku ważnych produkcjach fusion – między in- lider i jako sideman. W tym czasie część nagrań nymi Return To Forever grupy Chicka Corei o tej ukazywała się na singlach, 10 calowych płytach, samej nazwie, Butterfly Dream Flory Purim, Moon a nawet jeszcze na płytach 78 obrotowych. Gems Joego Farella, dwu płytach Dextera Gordo- na z 1972 roku i Black Unity Pharoaha Sandersa.

« JazzPRESS, wrzesień 2013 |119

Bill Evans – The Paris Concert Edition Two Chet Baker – Plays The Best Of Lerner & Loewe Powstały jednak Prawdopodobnie płyty zupełnie właśnie dlatego niezwykłe. Tego Chet Baker wziął wieczoru, 26, lub na warsztat nie- jak inne źródła co mniej znanych podają, 29 listo- w świecie jazzu, pada 1979 roku ale na Broadway’u w Paryżu odbył wtedy niezwy- się koncert, który kle popularnych ukazał się na dwu albumach – The Paris Concert – tekściarza Alana Jay’a Lernera i kompozytora – nazywanych dziś Edition One i Edition Two. Te- Fredericka Loewe. Ich kompozycje nie były i do oretycznie to pierwsza część jest wyborem pro- dziś nie są tak popularne wśród muzyków jazzo- ducentów, a druga zawiera odrzucone wcześniej wych, jak te napisane przez wspomniane powy- nagrania. Nie za bardzo rozumiem, czemu zostały żej spółki kompozytorskie. odrzucone. Życzę też każdemu muzykowi takie- go dzieła życia, jak odrzuty z owego koncertu.

Art Tatum – The Complete Pablo Solo Julian Cannonball Adderley – Mercy, Mer- Masterpieces cy, Mercy! – Live At The Club

The Complete Ta płyta należy Pablo Solo Ma- nie tylko do Ka- sterpieces to ze- nonu Jazzu, ale staw monumen- też do jego ścisłej talny, wypełniający czołówki, czyli do po brzegi 7 płyt Kanonu Kanonu kompaktowych. Jazzu. To absolut- Nagrania powsta- na jazzowa eks- ły w latach 1953- traklasa, pozycja 1955 w czasie wielu sesji nagraniowych, w więk- absolutnie konieczna w każdej dobrze skompo- szości zorganizowanych przez Normana Granza. nowanej kolekcji jazzowych nagrań. Po raz pierwszy w całości wydany w 1991 roku przez Pablo Records. Czy to przypadkiem nie za Rafał Garszczyński duża jednorazowa dawka solowych nagrań forte- recenzje płyt tygodnia znajdziesz na stronie pianowych? www.jazzpress.pl/kanon-jazzu

» 120|

Kontakt z redakcją: [email protected] ul. Morskie Oko 2, 02-511 Warszawa www.jazzpress.pl Redakcja redaktor naczelny: Roch Siciński – [email protected] Wydawca Piotr Wojdat – [email protected] Fundacja Popularyzacji Muzyki Jazzowej Kacper Pałczyński – [email protected] EuroJAZZ Jerzy Szczerbakow – [email protected] ISSN 2084-3143 Ryszard Skrzypiec – [email protected] Robert Ratajczak – [email protected] Aleksandra Nowosad – [email protected] Maciej Nowotny – [email protected] Agata Sadowska – [email protected] Rafał Garszczyński – [email protected] Mateusz Magierowski – [email protected] Aya Lidia Al-Azab – [email protected] Sławomir Orwat Beata Branicka Korekta Dorota Olearczyk Eliza Galon Dionizy Piątkowski Karolina Śmietana Skład i opracowanie graficzne Radek Wośko Beata Wydrzyńska – [email protected] Franciszek Garszczyński Magdalena Zaremba Skład na czytniki Małgorzata Smółka Stanisław Frankowski – [email protected] Andrzej Patlewicz Jakub Nowak Marketing i reklama Agnieszka Holwek – [email protected] Fotograficy Barbara Adamek Wszystkie materiały w numerze objęte są licen- Bogdan Augustyniak cją Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie Piotr Gruchała niekomercyjne-Bez utworów zależnych 3.0 Polska, Monika S. Jakubowska to znaczy, że wolno je kopiować i rozpowszechniać, Kuba Majerczyk jednak należy oznaczyć w sposób określony przez Jakub Nowak Twórcę lub Licencjodawcę, nie wolno używać do Julian Olearczyk celów komercyjnych i nie wolno zmieniać, prze- Krzysztof Wierzbowski kształcać ani tworzyć nowych dzieł na podstawie tego utworu. Z tekstem licencji można zapoznać się na stronie »

« PAŹDZIERNIK 2012 Gazeta internetowa poświęcona

muzyce improwizowanej ISSN 2084-3143

Piotr Schmidt Wierzę w moc tego zespołu, tej muzyki i tego, co się wokół niej dzieje KONKURSY

Piotr Schmidt, fot. Piotr Gruchała

STYCZEŃ 2013

Gazeta internetowa poświęcona

muzyce improwizowanej ISSN 2084-3143

Piotr Damasiewicz Kiedy muzykę stawiasz na pierwszym miejscu,to tak, jakbyś podcinał gałąź, na której siedzisz

Rozmawiają z nami Monika Lidke Aleksandra Rzepka Kuba Stankiewicz

ZAPROSZENIE NA WERNISAŻ

Piotr Damasiewicz, fot. Bogdan Augustyniak