Czytaj Online
Total Page:16
File Type:pdf, Size:1020Kb
PISMO POŚWIĘCONE FRONDA Nr 40 FRONDA Nr 40 ZESPÓŁ Nikodem Bończa Tomaszewski, Michał Dylewski, Grzegorz Górny, Marek Horodniczy (redaktor naczelny), Aleksander Kopiński, Estera Lobkowicz, Łukasz Łangowski, Filip Memches, Sonia Szostakiewicz, Rafał Tichy, Wojciech Wencel, Jan Zieliński Zrealizowano w ramach Programu Operacyjnego Promocja Czytelnictwa ogłoszonego przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego OPRACOWANIE GRAFICZNE I PROJEKT OKŁADKI Jan Grzegorz Zieliński REDAKCJA STYLISTYCZNA I KOREKTA JMD ADRES REDAKCJI I WYDAWCY ul. Jana Olbrachta 94, 01 -102 Warszawa te!.: (022) 836 54 44; fax: (022) 877 37 35 www.fronda.pl [email protected] WYDAWCA Fronda pl sp. z o.o. Zarząd: Michał Jeżewski, Tadeusz Grzesik DRUK Pracownia AA spółka jawna, pl. Na Groblach 5, 31-101 Kraków tel.: (012) 422 89 83. 422 13 44, fax: (012) 292 72 96. e-mail: [email protected] Prenumerata Pisma Poświęconego Fronda Księgarnia Ludzi Myślących ul. Tamka 45, 00-355 Warszawa tel.: (022) 828 13 79 • e-mail: [email protected] • www.xlm.pl Aby otrzymywać kolejne numery za zaliczeniem pocztowym, prosimy wypełnić stałe zamówienie na stronie internetowej www.ksiegarnia.fronda.pl Redakcja zastrzega sobie prawo dokonywania skrótów i zmiany tytułów. Materiałów niezamówionych nie odsyłamy. Redakcja „Frondy" nie ponosi odpowiedzialności za treść i formę reklam. ISSN 1231-6474 Indeks 380202 SPIS RZECZY JERZY MONETA Smród 6 KRAFTWERK Aero Dynamik 11 ••• Deklaracja transhumanizmu 12 BARTOSZ WIECZOREK Transhumanizm - utopia cyborgizacji człowieka 14 LECH JĘCZMYK Coraz świeższe nieboszczyki (nauka i SF) 29 KRAFTWERK The Model 36 •** Umęczone ciało, czyli „zmiana płci" krok po kroku 37 MAREK HORODNICZY Bez odwrotu. „Zmiana płci" według www.transseksualizm.pl 38 PAUL McHUCH Płeć i skalpel 49 REMIGIUSZ WŁAST-MATUSZAK Mówi kioskarka 62 JESIEŃ 2006 3 BARTŁOMIEJ KACHNIARZ Nowy kult Molocha 64 JOSEPH RATZINCER Znaczenie osoby w teologii 70 KS. ROBERT SKRZYPCZAK Pozłacany fetysz czy złota żyła? Rozważania o personalizmie 88 0. ALEKSANDER POSACKI SJ Współczesny „duch Antychrysta", czyli zabójstwo osoby 112 PAWEŁ ZAWADZKI Czyściec 126 MARCIN KRUHLEJ Wiersze 131 •** Biuro matrymonialne Marzenie Kasi 137 EMILIA GUTOWSKA Mistyka małżeńska Św. Brygidy Szwedzkiej 138 FILIP MEMCHES Eros i zbawienie człowieka 158 RADOSŁAW ZYSZCZYŃSKI Prawdziwy Orfeusz 170 •** Czy ktoś z lewobrzeża Szczecina w ogóle to czyta? 173 ARTUR MIKA Belles lettres 174 ROZMOWA Z ABP. GRANADY MONS. JAVIEREM MARTINEZEM FERNANDEZEM Kościół i liturgia nihilizmu 175 JAROSŁAW KLEBAN Cyrkiel i młot 186 PAWEŁ GZYL Pieśń nawróconego okultysty 192 4 FRONDA 40 JOLANTA KLECEL Radość nawróconego Chińczyka 202 BENIAMIN MALCZYK PESSIMUS Łzy nawróconego nazisty 214 JAROSŁAW JAKUBOWSKI Licheń 223 Majowa jutrzenka 228 IMPRIMATUR ARTUR NOWACZEWSKI Ból w prawym kolanie (recenzja poematu Wojciecha Wencla pt. Imago mundi) 230 NATALIA BUDZYŃSKA Coś naprawdę (recenzja książki Piotra Czerskiego pt. Ojciec odchodzi) 242 MAGDALENA WANIEK Stracić twarz (recenzja książki Karin Struck pt. Widzę moje dziecko we śnie) 248 STEFAN JEZIORNY Apologia białego człowieka (recenzja książki Jeana Raspaila pt. Obóz świętych) 256 BORYS BARSKI Warkocz „pięknej Julii", czyli dziecięca rewolucja 260 ROMAN BULTYŃSKI Lech Wałęsa - mit solarny 264 JAROSŁAW JAKUBOWSKI Argumenty redaktora Nowaka 270 NOTY 0 AUTORACH 282 SMRÓD JERZY MONETA Światło latarń ulicznych rozpływało się na tafli zakurzonego szkła. Koneczny siedział z tyłu, na podwyższeniu, obok grubej starej baby w wełnianej czapie. Bez zainteresowania obserwował fragmenty mijanej przestrzeni prześwitują ce przez niezabrudzone skrawki szyby. Autobus sunął powoli, co jakiś czas wyczołgując się spod czerwonych świateł, by po kilku szarpnięciach pozwolić sobie na chwilowe nabranie prędkości. Pośrodku, na wąskim korytarzyku między siedzeniami zbita masa w pu chowych kurtkach próbowała zachować równowagę przy bardziej ostrych zakrętach i odseparować się od siebie nawzajem, mijając się beznamiętnie zamglonymi spojrzeniami. Koneczny nie miał dziś ochoty na wizytę w miejskiej bibliotece. Do chole ry! Materiały są w porządku! Czekać godzinę na jeden tekst z konferencji „Res humana"? Nie, nie dziś. Wstąpi tylko na moment do taniej księgarni. Tak, no i oczywiście trzeba by było coś zjeść. Umiera z głodu. Spojrzał na dziewczynę w czapeczce z misiem potakującą w rytm mu zyki z nałożonych na uszy słuchawek. Miała ładną twarz i duże rozchylone usta. Wpatrywała się bez cienia ciekawości w pejzaż blokowiska po prawej stronie. 6 FRONDA 40 Baba obok Konecznego nie patrzyła nigdzie. Jej wzrok błądził gdzieś w okolicach kolan, zahaczał o podłogę. Kurczowo ściskała wypełnioną łacha mi reklamówkę. - No i po co ci te szmaty, babciu? - spytał ją w głowie. - Będziesz je ce rować i chować pod szafę? I tak na okrągło, aż do śmierci? Aż do śmierci... - spojrzał na plecak wypełniony książkami, leżący pod jego nogami. „Struktury kognitywne a rytuał codzienności" - przemknęło mu przez głowę. Nie! Nie dziś! Kolejka w bibliotece wydawała mu się nie do przesko czenia. Czuł się słabo. Jakiś facet na chwilę oparł się na jego ramieniu, nie mogąc chwycić meta lowej rurki do utrzymywania równowagi. Małpy. - Koneczny spojrzał na ludzi ściskających kurczowo metalowe uchwyty. Zwisali na nich jak na gałęziach. Wydało mu się to dziwną formą kalectwa. Jeszcze tylko trzy przystanki i uwolni się z tej jeżdżącej klatki. Spojrzał przez szybę na błyszczące neony supermarketu. Rozmyte sylwetki ludzkie krzątały się po parkingu. Śnieg z deszczem zamazywał i tak niewyraźny obraz. Wydało się Konecznemu przez chwilę, że poczuł jakiś zapach, jakby... coś zaśmierdziało. Obejrzał się za siebie. No, jeszcze niech ktoś puści bąka, będzie zabawniej - pomyślał z irytacją. Poczuł to znowu. Nie, to nie było pierdnięcie, raczej jakaś stęchlizna, stare mięso czy coś takiego... Błądził po twarzach pasażerów, szukając po twierdzenia. Nie zauważył żadnej reakcji. Może ta stara obok wiezie jakiś smród w tej reklamówce? Albo wąsacz opierający się o jego ramię. Może to od niego? Spojrzał ukradkiem na grubo ciosaną twarz sąsiada. Co za gęba! Niskie czoło, posklejane włosy wystające spod futrzanej czapy i żabie, wyłupiaste oczy. Pewnie jest blacharzem albo kładzie płytki - pomy ślał. - Co tam, Tadziu, jak w robocie? Dobrze idzie? Marian też by pasował, albo Władek. Smród dopadł go teraz wyraźnie. Coś jakby zepsute mięso, produkt roz kładu... Aż dziw, że nikt nie reaguje. Przecież prawie nie da się oddychać - spojrzał jeszcze raz w stronę grupy pasażerów upchanych przy drzwiach. Obrazek ten sam. Rytuał wzajemnej izolacji odbity na skupionych w nieokre ślonej pustce twarzach. JESIEŃ 2006 7 Koneczny pomyślał, że dusząca woń jakoś dziwnie tu pasuje. Jest taka ciężka, wypełnia swym ciężarem ołowiany rytm autobusowej rzeczywistości. Jakby jazda była tylko pozorna, tak naprawdę tożsama z procesami rozpadu i zaniku. Lecz po co te intelektualizmy? Może po prostu zawsze tu tak śmier dzi? Jakaś mieszanka woni ludzkiej z chemicznym zapachem działającego silnika? Zresztą nieważne. Koneczny oderwał się od wewnętrznych dywagacji. Autobus miękko wylądował w zatoczce przystanku. Ludzie powoli zaczęli się wysypywać przez otwarte drzwi. Koneczny wstał. Przepchnął się w stronę tylnego wyjścia. - Nareszcie - odetchnął świeżym powietrzem. W którą stronę teraz? Moment dezorientacji. Lawirował przez chwilę na skraju chodnika, próbując usunąć się z drogi przechodzącym we wszystkie strony ludziom. W końcu stanął pod budą z knyszami i odpalił papierosa. - Dobra, no więc wpadniemy na chwilkę do taniej księgarni - podjął decy zję, rzucając peta w czarną maź błota. Plucha. Śnieg z deszczem pokrył chodniki i ulice taflą mokrej galarety. Koneczny uważnie omijał co większe kałuże i roztopione zaspy, próbując nie zmoczyć do końca półbutów. Szedł, zastanawiając się nad swoją przyszłością. Czasami tak miał, szcze gólnie w takie dni jak dziś. Z reguły nie udawało mu się wymyślić niczego konkretnego. Gdzieś tam w perspektywie może doktorat..., kariera akade micka, tytuł. Albo wyjedzie na zagraniczną praktykę, albo zacznie pisać... Przecież... Nie dokończył wewnętrznej argumentacji. Był tuż przy księgarni. W środku przywitało go miłe ciepło. Sterty książek leżały rozłożone na blatach pod ścianą. Tłum ludzi. Prawie jak w autobusie - pomyślał Koneczny, grzebiąc w arcydziełach literatury światowej. Przez ramię jakiejś baby spo glądał w stronę półek. Jak zwykle. Wszyscy wielcy po obniżonych cenach, podani jak na talerzu. Szekspir obok Wilde'a, dalej Nietzsche, kilka tomów dzieł Geroga Simmla też się znajdzie. Koneczny poczuł rozczarowanie. Szeregi tytułów przewijały mu się przed oczami, jak zwykle kiedy tu przychodził. Okazało się to samo co zwykle. Nic tak naprawdę go nie interesowało. Brał coś do ręki, by za chwilę bezwiednie odłożyć z powrotem. Pewnie i tak coś kupi, tak jak zawsze. Wyboru dokona 8 FRONDA 40 prawie że na chybi! trafił. Może jakaś poezja? Rilke? - przeglą dał mały tomik wierszy. Tak, fetysz na dzisiaj zlokalizowany - pomyślał z cyni zmem. Pochylił się nad książeczką, chcąc przeczytać drob niutki przypis we wstępie tłumacza. Poczuł woń kartek, jakby zbyt natarczywy zapach atramentu. Papier śmierdział. Tomik poezji Rilkego wydawał ten sam okrutny smród, jaki właśnie pół godziny wcześniej spotkał go w autobusie. Śmierdział stęchlizną! Koneczny stał osłupiały. Spróbował skupić się na jakimś otwartym przypadkowo liry ku, lecz w bogactwie metafor czuł tylko ordynarny zapach drażniący jego nozdrza. Odłożył książkę i wyszedł. Przyśpieszył kroku. Na oślep wybrał kierunek. Teraz znał prawdę.