See discussions, stats, and author profiles for this publication at: https://www.researchgate.net/publication/316113118

Migracja lekarzy czy migracja, aby zostać lekarzem? Kraje pochodzenia i trajektorie kariery cudzoziemskiej kadry medycznej w Polsce, „Studia Migracyjne – Prz....

Article · January 2015

CITATION READS 1 288

1 author:

Katarzyna Andrejuk Polish Academy of Sciences

26 PUBLICATIONS 58 CITATIONS

SEE PROFILE

Some of the authors of this publication are also working on these related projects:

Europe in the making View project

Turkish immigrants in the Polish labour market: dynamics and patterns of integration View project

All content following this page was uploaded by Katarzyna Andrejuk on 14 April 2017.

The user has requested enhancement of the downloaded file. POLSKA AKADEMIA NAUK KOMITET BADAŃ NAD MIGRACJAMI

STUDIA MIGRACYJNE – PRZEGLĄD POLONIJNY

KWARTALNIK Rok XLI – 2015 – z. 1 (155)

WARSZAWA 2015 Wydawca: Komitet Badań nad Migracjami Polskiej Akademii Nauk RADA PROGRAMOWA Adam Walaszek (UJ) – przewodniczący Grzegorz Babiński (UJ), Kazimierz Dopierała (UAM), Elżbieta M. Goździak (Georgetown University) Marcin Kula (UW), Magdalena Marszałek (Universität Potsdam), Marek Okólski (UW), Krystyna Slany (UJ) REDAKCJA Dorota Praszałowicz (UJ) – redaktor naczelna Jan Brzozowski (UEK) – dział recenzji, Michał Garapich (Roehampton University, Wielka Brytania), Agata Górny (UW), Paweł Kaczmarczyk (UW), Anna Kaganiec-Kamieńska (UJ) – sekretarz redakcji, Mikołaj Stanek (Centre for Social Studies, University of Coimbra – Portugal), Magdalena Ślusarczyk (UJ) ADRESY REDAKCJI Prezydium PAN, Pałac Kultury i Nauki, 00-901 Warszawa Instytut Amerykanistyki i Studiów Polonijnych Uniwersytetu Jagiellońskiego, Rynek Główny 34, 31-010 Kraków, tel. 012 429-61-57

Wydanie publikacji dofi nansowane przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego Opracowanie redakcyjne: Dorota Kopczyńska Korekta językowa: Joanna Nestorowicz (UW) Redakcja techniczna: Magdalena Matłoka (UJ), Anna Kaganiec-Kamieńska (UJ)

Realizacja wydawnicza, skład i druk: POLSKA AKADEMIA NAUK Zespół Teleinformatyki Drukarnia ul. Śniadeckich 8 00-656 Warszawa SPIS TREŚCI

ARTYKUŁY

Adam Walaszek: Kościół, etniczność, demokratyzacja – parafi e polonijne w USA (1854–1930)...... 5 Maja Pradelle: Władysław Folkierski w Peru ...... 67 Radosław Buraczyń s k i: Sekurytyzacja polskiej polityki migracyjnej a sytuacja przygranicznych regionów Polski Wschodniej ...... 85 Jan Brzozowski, Konrad P ę dziwiatr: Integracja imigrantów w Małopolsce w świetle etnomiernika ...... 111 Katarzyna Andrejuk: Migracja lekarzy czy migracja, aby zostać lekarzem? Kraje pochodzenia i trajektorie kariery cudzoziemskiej kadry medycznej w Polsce . . . 133 Jolanta Szymkowska-Bartyzel: Między Śląskiem a Teksasem – śląskie westerny Józefa Kłyka jako przykład pamięci protetycznej...... 161 Mirosław Matyja: Mniejszości narodowe w szwajcarskim systemie demokracji bezpośredniej ...... 179

DYSKUSJA

Andrzej P o r ę b s k i: Polemika do tekstu Mirosława Matyi: „Mniejszości narodowe w szwajcarskim systemie demokracji bezpośredniej” ...... 193

INFORMACJE

Agnieszka M a ł e k: IV Kongres Polskich Towarzystw Naukowych na Obczyźnie: „Nowoczesne nauczanie tradycji ojczystych – Sybiracy i młodzież”...... 197

RECENZJE

Adam Walaszek: M. Mark Stolarik, Where Is My Home? Slovak Immigration to North America (1870–2010), Peter Lang, Bern-Berlin 2012 ...... 209 Joanna Wojdon: Letters from Readers in the Polish American Press, 1902–1969. A Corner for Everybody. Edited by Anna D. Jaroszyńska-Kirchmann. Translated by Theodore L. Zawistowski and Anna D. Jaroszyńska-Kirchmann, Lexington Books, Lanham – Boulder – New York – Toronto – Plymouth, UK 2013 ...... 213 Maria Szmeja: Ruth Ellen Gruber, Odrodzenie kultury żydowskiej w Europie, Wydawnictwo Pogranicze, Sejny 2004, tłum. Agnieszka Nowakowska ...... 219 ARTYKUŁY

KOŚCIÓŁ, ETNICZNOŚĆ, DEMOKRATYZACJA – PARAFIE POLONIJNE W USA (1854–1930)1

ADAM WALASZEK Uniwersytet Jagielloński Kraków

CHURCH, ETHNICITY, DEMOCRATIZATION – POLISH ETHNIC PARISHES IN THE U.S.A., 1854–1930

In America, in a new multiethnic, multilingual and strongly Protestant environment migrants had to redefi ne the borders of their identity and fi nd their safe haven. Life in the US intensifi ed and transformed ethno-religious engagement. Changes occurred amazingly fast but were often made in an atmosphere of tensions and confl icts. In the American Catholic Church a so-called „Polish problem” arose. Interestingly, it resulted from the migrants’ fervency, not from their indifference. The essay talks about some of the tensions which existed back then and tries to answer the question what were their causes, sources and how participants of these dramas (clergy, lay and American hierarchy) viewed and interpreted the events. What was happening in various parishes and towns throughout the US was a reaction to the new reality in which migrants found themselves upon their arrival in America. A rational but often dramatic reaction. The essay tries to take a bottom-up approach and in some parts uses previously undisclosed archival materials from the Secret Vatican Archives.

Key words: American Catholic Church, Polish ethnic parishes, parish confl icts, interethnic relations in the USS

1 Dziękuję za komentarze dr hab. Joannie Wojdon, prof. Uniwersytetu Wrocławskiego, oraz prof. dr hab. Dorocie Praszałowicz z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Studia Migracyjne – Przegląd Polonijny, z. 1 (155)/2015, ss. 5–66 PL ISSN 2081-4488 © 2015 Polska Akademia Nauk, Komitet Badań nad Migracjami 6 Adam Walaszek

DETROIT: „SPRAWA” KS. DOMINIKA KOLASIŃSKIEGO

W Detroit, Mich., nieliczni polscy imigranci pojawili się wcześnie, już w latach trzydziestych XIX wieku. Ich liczba stopniowo rosła w następnych dekadach. W 1871 r. biskup Caspar H. Borgess (który sam wyemigrował do USA jako dziecko z niemieckiego Hanoweru) przychylił się w do prośby księdza zmartwychwstańca Szymona Wieczorka, by utworzyć w mieście polską parafi ę. Powołane oddolnie Bractwo św. Stanisława zapoczątkowało wśród ok. 300 polo- nijnych rodzin zbiórkę pieniędzy na ten cel. Biskup wiedział bowiem o wystę- pujących w mieście napięciach pomiędzy polskimi i niemieckimi katolikami2. W ten sposób zaczęła się historia parafi i św. Wojciecha w Detroit, która rychło okazała się niezwykle burzliwa, stając się jedną z głośniejszych w dziejach polo- nijnego kościoła. Głośną „sprawę ks. Kolasińskiego” przywołać można jako dość typowy w końcu XIX w. przykład napięć występujących w polskich parafi ach i Kościele katolickim w USA. Zawierała wiele elementów, z jakimi spotkać się można było w wielu innych miejscach w Ameryce. Czteroosobowy pierwotnie świecki komitet we wschodniej części Detroit poszukał działek pod budowę kościoła. Pięciu właścicieli francuskiego pochodze- nia rozumiało „interes swój bardzo dobrze, każdy z nich wiedział, że zbudowany kościół zaludni okolicę […]. Za grunt, na którym miał stanąć kościół, […] zapła- cono 1200 dolarów. Pieniądze na to wyłożyli wymienieni powyżej Francuzi [!], a zostało ich jeszcze kilkaset na rozpoczęcie budynku”. Działka położona była przy ulicach Fremont i St. Aubin3. Tytuł własności działki (później i kościoła), zgodnie z prawem należał do biskupa. Kalkulacje donatorów i dawnych właści- cieli okazały się jak najbardziej słuszne. Wokół tego terenu dość szybko bowiem zaczęła rozbudowywać się polonijna dzielnica. Pierwszy, niewielki, drewniany budynek kościoła poświęcono 14 lipca 1872 r. Od początku jednak parafi ą wstrząsały spory pomiędzy architektami i budowniczymi z jednej a kolatorami

2 W. Kruszka (1907), Historya polska w Ameryce. Początek wzrost i rozwój dziejowy osad polskich w Północnej Ameryce, Milwaukee 1908, vol. XI, Milwaukee, s. 166–169 i n. Por także P. Taras (1989), Polonia w Detroit. Problem kulturowej tożsamości i społecznego awansu. Socjolo- giczne studium społeczności etnicznej w USA, Warszawa, s. 87 – w kwestii ks. Kolasińskiego książ- ka podąża ściśle za wcześniejszą pracą Ortona, nigdy zresztą się do niej odwołując – L. D. Orton (1981), Polish Detroit and the Kolasiński Affair, Detroit: Wayne State University Press; o głośnym konfl ikcie pisali także inni autorzy: w oparciu o archiwalia Kongregacji Propagandy Wiary w Wa- tykanie konfl ikt naświetlał E. Boyea (1988), Father Kolasiński and the Church of Detroit, „Catholic Historical Review”, vol. LXXIV, nr 3. O sprawie pisała również L. W. Tentler (1983), Who Is the Church? Confl ict in a Polish Immigrant Parish in Late Nineteenth Century Detroit, „Comparative Studies in Society and History”, vol. 15, April, s. 241–276. 3 W. Kruszka, Historya..., vol. XI, s. 170–171. Kościół, etniczność, demokratyzacja – parafi e polonijne w USA (1854–1930) 7 z drugiej strony, które dotyczyły zobowiązań fi nansowych parafi i. Praca ks. Wieczorka nie satysfakcjonowała też biskupa. Po kolejnym spięciu, tym razem związanym z budową szkoły przy parafi i, w czerwcu 1873 r. biskup Borgess odwołał Wieczorka ze stanowiska proboszcza4 i 24 września 1873 r. mianował proboszczem ks. Teodora Gieryka, który rok wcześniej przypłynął do Ameryki. Gieryk poświęcił się głównie powołaniu samopomocowej organizacji katolickiej w USA. Przedstawił swe idee w 1873 r. Następnie, już wraz z W. Barzyńskim, doprowadził do powstania Zjednoczenia Polskiego Rzymsko-Katolickiego (por. niżej s. 43)5. Ta dynamiczna, ogólnokrajowa działalność niekoniecznie jednak zyskała przychylność lokalnej władzy kościelnej (W. Kruszka pisał wręcz, że była „solą w oku […] biskupowi Borgessowi”), widziano w niej bowiem próbę atomizowania Kościoła miast budowania w USA zwartej struktury niezależnej od etniczności6. Już to pod wpływem nacisków, już to z własnej woli, w styczniu 1875 r. T. Gieryk złożył rezygnację i przeniósł się do Chicago. Jego następcą został franciszkanin ks. Alfons Dombrowski, jego zaś pomocnikiem – ks. Jan Wołowski. Relacje pomiędzy nimi nie należały do najprzyjemniejszych. Nowy pasterz rychło popadł w konfl ikt z parafi anami, którym zarzucał kłótliwość, gru- boskórność i inne przywary, a zwłaszcza uporczywe domaganie się prawa do kontrolowania spraw parafi i i jej fi nansów przez komitet parafi alny (trustees). Ze swej strony parafi anie zarzucali księdzu niemoralne prowadzenie, pijaństwo, nakładanie opłat za odbywanie spowiedzi i komunię, uwiedzenie sprzątaczki itp. W wyniku nagłośnionego skandalu biskup odwołał Dombrowskiego z parafi i. Ścigali go zresztą sami parafi anie7. Nowym proboszczem został przeto ks. Jan Wołowski. Jednocześnie w Detroit rosła liczba imigrantów z zaboru austriac- kiego. Parafi anie ci (oraz biskup) zwrócili się z prośbą o sprowadzenie do miasta ks. Dominika Kolasińskiego z Galicji. Kolasiński urodził się w Mielcu, pracował w rozmaitych parafi ach w Galicji, ostatecznie w Czernichowie. Biskup krakow- ski otrzymywał stamtąd rozmaite skargi na prowadzenie się księdza, jednakże nie wdrożono diecezjalnego śledztwa. Sam Kolasiński zabiegał o wysłanie go do Ameryki i ostatecznie pozwolenie takie otrzymał. „Przystojny, wykształcony, zdolny, dobry mówca” przybył do Detroit 30 marca 1882 r. Rozpoczął szybko prace organizacyjne8. „Lud nasz kocha zwyczaje i obyczaje, jakie przywiózł ze sobą tutaj z Polski […] chciałby […] te same co w Ojczyźnie święcić święta,

4 L. D. Orton, op. cit., s. 18–21; P. Taras, op. cit., s. 95. 5 J. Radzilowski (2003), The Eagle and the Cross. A History of the Polish Roman Catholic Union of America, Boulder, s. 47–50. 6 W. Kruszka, Historya..., vol. XI, s. 180. 7 L. D. Orton, op. cit., s. 22 i n.; W. Kruszka, op. cit., s. 180–181. 8 P. Taras, op. cit., s. 96; L. D. Orton, op. cit., s. 24–26. 8 Adam Walaszek to samo w kościele widzieć nabożeństwo, jakiego z taką pobożnością bywał uczestnikiem w starych naszych wiejskich kościołach” – notował później ks. W. Kruszka. Kolasiński dbał, by tak właśnie było i tym zaskarbił sobie przychyl- ność wielu parafi an9. Prócz innych zadań, ambicją księdza stała się jednak budowa okazałego kościoła. Dotychczasowy, drewniany, nie mieścił już wiernych. Parafi a rozrosła się do 2000 rodzin. Temu kosztownemu pomysłowi sprzeciwiał się jed- nak biskup oraz ks. Józef Henryk Dąbrowski, kapelan w stojącym naprzeciwko, przy tej samej ulicy klasztorze sióstr felicjanek, który w tym samym czasie starał się stworzyć w Detroit seminarium duchowne i gromadził na ten cel fundusze10. Ksiądz J. Dąbrowski krytykował ostro i otwarcie Kolasińskiego w prasie. Ten ostatni nie zezwalał bowiem na terenie swojej parafi i na kolekty na rzecz semi- narium. Tak więc starły się dwa różne cele, które stawiali sobie polscy duchowni. Doszedł do tego konfl ikt „galicyjskiego” księdza z dawnymi, „kaszubskimi” mieszkańcami parafi i oraz z polonijną klasą średnią, zwłaszcza właścicielami saloonów i właścicielem dobrze prosperującego browaru Janem Żyndą. Protesty w samej parafi i pojawiały się już w 1883 r.11. Nie zważając na obciążenia z tym związane, w latach 1884–1885 okazała neogotycka świątynia powstała kosztem 80 tys. dolarów, wpędzając parafi ę w dług wysokości 50 tys. dolarów. Świątynia „o potężnej wieży wspaniała […] Jest to jeden z najszczytniejszych pomników wiary i katolickiej pobożności ludu polskiego w Ameryce” – donosił odwiedza- jący Detroit w r. 1888 ks. W. Sebastiański (inna wersja nazwiska: Sebastyański). „Stanął ten prześliczny kościół w krótkim stosunkowo czasie. Niezwykła popu- larność pomogła ks. Kolasińskiemu do tak świetnego dzieła”12. Do kurii napły- wać zaczęły rozmaite skargi dotyczące Kolasińskiego: na temat niemoralnego prowadzenia (z czego ksiądz miał być znany także w Galicji), nakładania wygó- rowanych opłat na parafi an np. za pogrzeby i śluby, niedbałość w prowadzeniu

9 W. Kruszka, op. cit., s. 198–199. 10 We wczesnych dziejach Polonii amerykańskiej J. H. Dąbrowski odegrał rolę niebagatelną, stał się jednym z najbardziej zasłużonych księży. Do USA przybył w 1869 r. do Wisconsin, do pa- rafi i w Polonii sprowadził do Ameryki siostry felicjanki. Stworzył niezwykle zasłużone seminarium św. Cyryla i Metodego w Detroit – F. B. Koper (2011), Dąbrowski Józef Henryk, w: J. S. Pula (ed.), The Polish American Encyclopedia, Jefferson – London: McFarland, s. 71–72; A. Brożek (1977), Polonia amerykańska 1854–1939, Warszawa; M. A. Ruda (1982), The New England Province of the Felician Sisters, w: S. A. Blejwas, M. B. Biskupski (ed.), Pastor of the : Polish American Essays Presented to Right Reverend Monsignor John P. Wodarski, New Britain, s. 64–65. 11 L. D. Orton, op. cit., s. 31, W. Kruszka, op. cit., s. 181–182; E. Boyea, op. cit., s. 425. 12 Pamiętniki i listy O. Władysława Sebastiańskiego, w: L. Grzebień (opr.) (1983), Burzli- we lata Polonii amerykańskiej. Wspomnienia i listy misjonarzy jezuickich 1864–1913, ,Kraków, s. 117–118. Kościół, etniczność, demokratyzacja – parafi e polonijne w USA (1854–1930) 9 ksiąg rachunkowych itp.13. „Już w październiku i listopadzie roku 1885 spokój parafi alny został zakłócony. Niezadowolonych była dość znaczna liczba, którzy podnosili oskarżenia przeciw trustystom i proboszczowi. O ile te oskarżenia z prawdą były zgodne, nie zostało nigdy publicznie udowodnionem” – komento- wał później, w wyjątkowo jak na niego wyważony sposób, W. Kruszka14. Zwierzchników najbardziej niepokoił jednak ogromny dług parafi i. Dwu- krotnie przewyższał ten, który dopuszczał biskup Borgess. Pamiętać on musiał niedawny wszak szok wywołany bankructwem diecezji Cincinnati, do którego dopuścił arcybiskup John B. Purcell15. Od tego czasu amerykańscy hierarcho- wie byli niezmiernie wyczuleni na kwestie fi nansowe. D. Kolasiński odmawiał jednak przedstawiania diecezji dokumentów fi nansowych16. Wreszcie, 28 listo- pada 1885 r., biskup suspendował księdza, nominując jako nowego proboszcza ks. Józefa Dąbrowskiego. W niedzielę Kolasiński odprawić miał swą ostatnią mszę w parafi i. Podczas kazania „uskarżył się swoim parafi anom, że niespra- wiedliwie i nie wysłuchany został pozbawiony przez biskupa probostwa […] rozdarł na sobie szaty kapłańskie, a cały kościół zatrząsnął się od płaczu poboż- nych. Na drugi dzień rano, gdy nowo mianowani przez biskupa księża przybyli do kościoła, celem odprawienia mszy św., zgromadziła się tamże znaczna liczba wrogo dla nowych księży usposobionych kobiet […]. Ksiądz J. Dąbrowski, żeby wejść do kościoła, zmuszony był wezwać policji”. Pod jej osłoną wrócił do klasz- toru felicjanek17. W parafi i doszło do rozłamu. Wielu mieszkańców traktowało bowiem ks. J. Dąbrowskiego jako uzurpatora. „…lud czuł się upośledzonym przez władzę kościelną, czuł, że mu się krzywda dzieje, a śp. ks. Kolasiński związał sprawę swoją ze sprawą ludu, rozpoczął walkę sam […] zgotował sobie i swojemu ludowi ogromne zwycięstwo” – z perspektywy czasu komentował Kruszka, najwyraźniej niechętny biskupowi18. W parafi i rozpoczęły się protesty przeciw decyzji biskupa

13 Druk In Materia Applicationis reverend D. Kolasinski…, Delegazione Apostolica degli Stati Uniti, Archivio Segreto Vaticano, Watykan, (dalej „DAUS”) IX, Detroit 1/1, k. 4, 10. 14 W. Kruszka, op. cit., s. 183; E. Boyea, op. cit., s. 423; por. P. A. Baart do dra P. Grannona, 4 XI 1893 r., DAUS. IX, Detroit 1/1, s. 73. 15 E. M. Hussey (1978), The 1878 Financial Failure of Archbishop Purcell, „The Cincinnati Historical Society Bulletin”, vol. 36, nr 1, s. 7–41. 16 Później tłumaczono to faktem, że rachunki prowadzono po polsku, w diecezji zaś nikt nie rozumiał tego języka – por. DAUS IX, Detroit, 1/1, P. A. Baart do P. Grannna, 4 XI 1893 r., s. 71. 17 L. D. Orton, op. cit., s. 37–62; L. W. Tentler, op. cit., s. 251–255; W. Kruszka, op. cit., s. 182–183. 18 W. Kruszka, op. cit., s. 198. Wyraźna niechęć ks. W. Kruszki do biskupów wynikała niewąt- pliwie z jego własnej biografi i, przez wiele lat bowiem jego stosunki z biskupami Milwaukee były nacechowane niechęcią, jeśli nie wrogością. 10 Adam Walaszek i zamieszki. „Lud wziął w ogromnej większości stronę ks. Kolasińskiego i robił starania u biskupa, aby tenże był do władzy przywrócony. Daremne jednak były wszelkie wysiłki”. Dąbrowskiego wspierała mniejszość, tak powiadał Kolasiń- ski, rodziny właścicieli saloonów (oraz ważny przywódca Polonii Jan Lemke i jego rodzina, która dotarła do Detroit jeszcze przed wojną secesyjną), z którymi poprzednio popadł w konfl ikt, wreszcie Kaszubi. Na ulicach dochodziło do starć zwolenników obu stron – „dąbrochów” i „kolachów”, jak się przezywali. Biskup nakazał zamknięcie kościoła św. Wojciecha, ekskomunikował zwolenników Kolasińskiego. W dzień Bożego Narodzenia liczny tłum Polaków podążył pod rezydencję biskupa: „Polacy wstali rano, słyszeli dzwony bijące we wszystkich katolickich kościołach na cześć Narodzenia Chrystusa Pana, spojrzeli na swój kościół, którego podwoje zamknięte, którego dzwony milczały – i zdjął ich żal ogromny”. Biskup ich jednak nie wysłuchał19. Kolasiński odmówił opuszcze- nia plebanii. Ostatecznie usunęła go stamtąd policja, zmuszając do opuszczenia miasta. Kościół zaś otworzono dopiero w czerwcu 1887 r. Nowym proboszczem mianowano ks. Wincentego Bronikowskiego z Wielkopolski, nie zabawił jednak zbyt długo, bo tylko do czerwca 1888 r.20. Ciąg dalszy konfl iktu stanowiły długotrwałe, podejmowane przez księdza Kolasińskiego starania o zmianę decyzji biskupa. Prośby trafi ały także do dele- gata apostolskiego w Waszyngtonie oraz do samego Watykanu. Odwoływał się ksiądz, odwoływali się jego zwolennicy. Gdy w czerwcu 1887 r. Kolasiński powrócił do Detroit: „zwolennicy jego przyjęli go z wielką owacją”. Biskup- stwo piastował wówczas już ks. John S. Foley (ur. w Baltimore syn imigrantów irlandzkich). Kolasiński rozpoczął posługę wśród swoich zwolenników i założył „niezależną parafi ę” pod wezwaniem Najsłodszego Serca Maryi, nieuznającą zwierzchnictwa biskupa, choć deklarującą subordynację wobec Rzymu. Budowa właściwego kościoła była znów niezwykle kosztowna. W rezultacie jednak powstała „najpiękniejsza świątynia ze wszystkich w Ameryce kościołów pol- skich”, notował W. Kruszka. W istocie neogotycka świątynia z dwiema wieżami była niezwykle okazała. Kościół poświęcił starokatolicki biskup René Vilatte z Green Bay21. Kolasiński wciąż starał się o pojednanie z biskupem. Nowe szanse dostrzegł, gdy na czele watykańskiej Kongregacji Propagandy Wiary stanął kardynał Mieczysław Ledóchowski. Delegatem apostolskim w Waszyng- tonie był teraz arcybiskup F. Satolli. W sierpniu 1891 trustees nowego kościoła

19 W. Kruszka, op. cit., s. 184; E. Boyea, op. cit., s. 424. 20 P. Taras, op. cit., s. 98–99; L. D. Orton, op. cit., s. 41 i n.; W. Kruszka, Historya..., vol. XI, s. 185–189. 21 W. Kruszka, Historya..., vol. XI, s. 192–195. Kościół, etniczność, demokratyzacja – parafi e polonijne w USA (1854–1930) 11 i parafi i pisali w obszernym liście do abpa Satollego: „P.T. Biskup Folej […] kil- kakrotnie oświadczył niechęć nam dotąd podać ręki zgody i pojednania, owszem przeciwnie całą naszą sprawę pojednania wobec Waszej Eminencji w jak najfał- szywszym stawił świetle […] Parafi a nasza polska należąca do W. Proboszcza naszego D. H. Kolasińskiego składa się nie z 800 dusz, jak P.T. Biskup Folej mieć chce, ale składa się z trzy tysiące dwieście (3200) familii, t.j. przeszło siedem- naście tysięcy […] Wszystek nasz lud polski należący do parafi i naszej na skroś katolicki, chodzi regularnie do kościoła, uczęszcza do sakramentów św. Czego dowodem, iż w czasie wielkanocnej spowiedzi jest dziewięć tysiący komuni- kujących […] Kłamstwem ogromnem […] jakoby nasz lud polski naszego pro- boszcza nie chciał lub był z niego niekontent. Przeciwnie, lud nasz wszystek bez wyjątku kocha i szanuje naszego proboszcza […] parafi a nasza […] jest większa niż wszystkie inne cztery parafi e polskie w Detroit […] Kościół nasz nowy, lubo stoi w środku dwiema polskimi kościołami, o kilka bloków od siebie […] P.T. owszem przeciwnie zależeć mu na tem powinno, aby jak najwięcej było świątyń bożych w diecezji jego. Nie zaś jak oświadczył naszym Polakom, iż jak skoro od niego tytuł własności otrzyma, to go natychmiast albo zburzyć każe, albo w najgorszym razie na […] real estate zamienić każe […] Eminencjo! Znana jest tutaj w Ameryce Twoja ojcowska dobroć i pasterska roztropność. Pogodzi- łeś wszędzie niesnaski parafi an i biskupów. Załatwiłeś nawet sprawę Polaków ś. Trójcy w Chycago, która 17 lat nie załatwiona trwała [por. niżej – A.W.]. Otóż i my niżej podpisani zaprzysięgli reprezentantom naszego ludu prosimy pokornie racz załatwić raz już sprawę naszą, która przeszło od siedmiu lat się toczy […] kościół nasz nowy, który odtąd jest własnością parafi an naszych oddamy wtenczas dopiero władzy duchownej aż wszystkie długi do ostatniego centa wypłacimy. A po wtóre, iż naszego Proboszcza za żadną cenę pod żadnym warunkiem od siebie uwolnić nie możemy”22. Satolli, wyraźnie zwolennik łago- dzenia etnicznych sporów w amerykańskim Kościele, sprawą zajmował się od stycznia 1893 r.23. Kolejne raporty okazywały się Kolasińskiemu przychylne. Odnotowywały jego ciężką pracę, choć nie ukrywały „skandali”, które jego upór wywołał24. Biskup jednak nie chciał nawet słyszeć o obecności Kolasińskiego w swej diecezji. Inspirował nawet protestacyjne listy przeciw polskiemu kapła- nowi25. Werdykt consultors diecezji Detroit skierowany 7 stycznia 1894 r. na ręce F. Satollego zwracał uwagę na niejasności w sprawie, animozje personalne,

22 DAUS IX, Detroit, 1/1, k. 27–29. 23 E. Boyea, op. cit., s. 426–428; DAUS IX, Detroit, 1/1, 1/2, 28. 24 C. Dennisen do kanclerza P. Grannona, 1 XI 1893 r., DAUS IX, Detroit 1/1, k. 65–68. 25 P. A. Baart do P. Grannana, 8 XII 1893 r., DAUS IX, Detroit, 1/1, k. 87–88. 12 Adam Walaszek przekłamania w doniesieniach przeciw księdzu, nieznajomość języka polskiego przez przedstawicieli kurii26. Sekretariat św. Kongregacji Wiary w Watykanie wydał decyzję 10 stycznia 1894 r. Delegat Apostolski ją przekazał, a na jej pod- stawie bp Foley zawarł ugodę z Kolasińskim27. Dzięki temu 18 lutego 1894 r. doszło do pojednania podczas mszy, w której uczestniczyli reprezentant delegata apostolskiego Sbarettiego, kilku innych polskich księży. Pod koniec nabożeń- stwa Kolasiński odczytał z kartki: „Ja, Dominik Kolasiński, pragnę pojednać się z kościołem i ukorzyć się przed Przewielebnym Biskupem tej diecezji, wygłaszam niniejszem odwołanie wszystkich błędów i prośbę o przebaczenie za wszystko zło, które mi słusznie może być przypisane. Pokornie błagam Boga i Jego Kościół, Biskupa i lud należący do diecezji o przebaczenie za wszystkie skandale, które wywołałem w ostatnich 5 latach przez nieposłuszeństwo moim przełożonym i przez wykonywanie funkcji kapłańskich wbrew woli i powa- dze przewiel. Biskupa. Oświadczam wobec Boga i wobec tego zgromadzenia i wszystkich ludzi, że żałuję szczerze za wszystko com uczynił wbrew prawom Bożym i ustawom Kościoła św. […] w mojem własnem imieniu i w imieniu mej parafi i, obiecuję od tej chwili być posłusznym prawom i ustawom kościoła i przyrzekam uległość regułom i przepisom diecezji. Będę pracował, siejąc pokój i zgodę między ludem tej parafi i a biskupem”. Tekst odczytał po polsku, angielsku, niemiecku. Biskup Sbaretti poświęcił kościół, zaczem Kolasiński udał się do siedziby biskupa Detroit, by przeprosić go osobiście. Ugoda – rzecz niezwykła – pozostawiała w rękach parafi an własność kościelną. Biskup zobo- wiązał się pozostawić parafi i samodzielność gospodarczą. Nadzorował jedynie zatrudnianie pojedynczych księży, ale Kolasiński pozostawał „nienaruszalnym”. W 1897 r. – dodajmy – dług parafi i wynosił 65 tys. dolarów! Kierowane wciąż do biskupa Foleya prośby o pomoc w spłacie długu pozostawały bez echa28. Rychło po ugodzie Kolasiński zapadł na zdrowiu. Biskup Foley odwiedził go w chorobie. Ksiądz zmarł w Poniedziałek Wielkanocny 11 kwietnia 1898 r. – „kościół zapełniony był po brzegi, rozległ się taki płacz, taki jęk ogólny, że nawet obojętnym, którzy tylko z ciekawości byli obecnymi – mimowolnie łzy cisnęły się do oczu. Tak kochanym był ks. Kolasiński przez swoich parafi an, jak żaden inny ksiądz z tych jakich nam się w życiu spotkać zdarzyło” – napisał

26 Consultors do abpa F. Satollego, 7 I 1894 r., DAUS IX, Detroit, 1/1, k. 102–111. 27 DAUS IX, Detroit 1/2, k. 184–185. 28 L. D. Orton, op. cit.; E. Boyea, op. cit., s. 434, 436; O. Zunz (1982), The Changing Face of Inequality. Urbanization, Industrial Development, and Immigrants in Detroit, 1880–1920, Chicago – London: University of Chicago Press, s. 189–190; W. Kruszka, op. cit., s. 196–197; D. Kolasiński do abpa F. Satollego, 22 II 1895 r., DAUS IX, Detroit, fold. 19, k. 8, inne dokumenty fi nansowe – fold. 28. Kościół, etniczność, demokratyzacja – parafi e polonijne w USA (1854–1930) 13 wczesny dziejopis kościoła polonijnego W. Kruszka29. Komentujący zaś sto lat później wydarzenia prof. E. Boyea wskazywał – oprócz wymienianych wyżej elementów – na rolę w konfl ikcie hierarchii amerykańskiej, a w jego zakończe- niu rzymskiej. Zarówno biskup Borges, jak później, w bardziej dramatycznej fazie, Foley wykazali nikłe kwalifi kacje w rozwiązywaniu problemów francu- skich i polskich katolików w Detroit. Foley pozostawał głuchy na działające w parafi ach siły. Dopiero delegat apostolski F. Satolli zaważył na zmianie tego podejścia. „Jakkolwiek podczas pierwszych lat urzędowania w Waszyngtonie jego działania można postrzegać jako kroki wspierające liberalnych biskupów w łonie amerykańskiej hierarchii (którzy opowiadali się za pospieszną asymi- lacją nowych imigrantów), to rychło w istocie Satolli dostrzegł, że ponad ideę jednorodności („amerykanizacji”) – przedłożyć należało jedność Kościoła”. Delegat apostolski doprowadził zatem do ostatecznego zażegnania konfl iktu w Detroit30.

PARAFIA POLONIJNA, RELIGIA I TOŻSAMOŚĆ W NOWYM ANGLOSASKIM ŚWIECIE

W wyniku migracji transatlantyckich zmieniały się dotychczasowe relacje pomiędzy wiarą a tożsamością migrantów. W nowym, wieloetnicznym, wieloję- zykowym, ale przecież także protestanckim środowisku i kontekście społecznym migranci musieli ponownie zdefi niować granice własnej tożsamości, dostosować tradycje do nowych okoliczności. Pobyt w Ameryce intensyfi kował etnoreligijne zaangażowanie31. Zmiany były zdumiewająco szybkie, lecz często dokonywały się w atmosferze zmagań, napięć. Tworzenie, formowanie i funkcjonowanie instytucji związanych z Kościołem wiązało się często z konfl iktami. Było tak dlatego, że – powtórzmy – dla osób polskiego pochodzenia parafi a i kościół były niezwykle ważne, nieobojętne. „Polski problem” w amerykańskim Kościele katolickim, na który wielekroć zwracano współcześnie uwagę, wynikał z żarli- wości polskich przybyszów, nie zaś z ich obojętności. A przy tym, choć konfl ikty i napięcia występowały często – a o nich jest głównie poniżej mowa – nie może to przesłaniać innej, ogólnej i podstawowej okoliczności: instytucje kościelne

29 W. Kruszka, op. cit., s. 197–198. 30 E. Boyea, op. cit., s. 438–439. 31 W USA niezmiernie istotnym tekstem wprowadzającym nowe interpretacje do dziejów reli- gijności imigrantów był T. L. Smith (1978), Religion and Ethnicity in America, „American Histori- cal Review”, vol. 83, nr 5, s. 1161. 14 Adam Walaszek stanowiły trzon społeczności migrantów, nawet jeśli niekiedy były kontesto- wane i bezustannie modernizowane. W wielu miejscach do napięć bynajmniej nie dochodziło. Wiele parafi i stanowiło modelowe instytucje, w których księża i parafi anie harmonijnie współpracowali ze sobą, a także z hierarchami Kościoła. W wielu jednak innych miejscach bywało inaczej, stąd polska grupa w Kościele katolickim w USA zyskała sobie – niekoniecznie słusznie – miano szczególnie krnąbrnej, niepokornej. Co myśleli o wydarzeniach sami uczestnicy dramatów, ludzie, parafi anie? Jak sobie poczynali w tej sferze w Nowym Świecie? Jak nową sytuację z perspek- tywy etnoreligijnej postrzegali i jak na nią reagowali?

POLONIJNA PARAFIA KATOLICKA I JEJ FUNKCJE

Ameryka oczywiście okazywała się imigrantom obca pod bardzo wieloma względami. Nowe było miejskie otoczenie32. Starano się przeto oswoić ów świat na wszelkie sposoby. Każda z grup przybywających do Ameryki w Erze Rekon- strukcji i w Erze Pozłacanej inaczej traktowała lub odmiennie podchodziła do Kościoła, zawsze jednak instytucja ta odgrywała w życiu imigrantów rolę nie- zwykle ważną. Struktury Kościoła katolickiego w USA już istniały i były rozbu- dowane. W amerykańskiej rzeczywistości instytucja ta jednak różniła się od tej, którą migranci znali ze starego kraju. W ślad za migrantami rychło udawali się księża i zakonnice, wspólnie z migrantami tworzyli w Ameryce parafi e, klasz- tory33, szkoły (w 1884 III synod plenarny biskupów amerykańskich w Baltimore zdecydował wręcz, że przy każdym kościele musiała istnieć szkoła34; pierwsza polonijna szkoła powstała – wg A. Brożka – w Pannie Marii, w Teksasie, druga w 1864 r. w Stevens Point, kolejna w 1868 r. w parafi i św. Stanisława w Mil- waukee35), z czasem tworzone były także inne instytucje, jak szpitale, siero-

32 A. Walaszek (1992), Rzeczywistość oswojona: Imigranci w amerykańskim mieście 18701920, „Etnografi a Polska”, vol. 36, nr 2, s. 65–80. 33 Te stały się od dawna przedmiotem bardzo ostrych ataków protestantów i natywistów – por. J. Gjerde (2012), Catholicism and the Shaping of Nineteenth Century America, S. D. Kang (ed.), Cambridge: Cambridge University Press, s. 164–198. 34 Choć w praktyce nie zawsze tak było – przy parafi ach włoskich szkoły np. raczej nie po- wstawały. 35 A. Brożek, Polonia..., s. 145–146; D. Praszałowicz (1986), Amerykańska etniczna szkoła parafi alna. Studium porównawcze trzech wybranych odmian instytucji, Wrocław, s. 127; A. J. Kuz- niewski (1978), The Catholic Church in the Life of , w: F. Mocha (ed.), Poles in America. Bicentennial Essays, Stevens Point: Worzalla, s. 417. Kościół, etniczność, demokratyzacja – parafi e polonijne w USA (1854–1930) 15 cińce, przytułki. To nade wszystko w parafi ach imigranccy robotnicy i później ich rodziny znajdywali pomoc i poparcie. To one stanowiły centrum nie tylko duchowego, religijnego, lecz i świeckiego życia. W pierwszej fazie formowa- nia tej struktury wznoszono budynek kościelny, plebanię, szkołę przyparafi alną. Później budynek przeznaczony zostawał na zebrania, imprezy36. Parafi e spełniały zatem liczne funkcje (religijne, społeczne, ideologiczne, towarzyskie, kulturowe, fi nansowe). Religijność polonijnych imigrantów była ludowa i emocjonalna. Wspierały ją licznie tworzone w parafi ach chóry, towarzystwa dewocyjne (nie tylko kobiece), stowarzyszenia różańca św., bractwa dziecięce37. Dodajmy, że od wezwań kościołów nazywano (i często jest tak do dziś) całe polonijne dzielnice miast. W Chicago mówiono o Stanisławowie, Trójcowie (o konfl ik- tach w tych parafi ach por. niżej), a w innych miastach o Kantowie, Jackowie, Jadwigowie, Kazimierzowie, co identyfi kowało społeczności lokalne. Gazety posiadały osobne rubryki tak właśnie wg nazw dzielnic nazywane, w których relacjonowano lokalne wydarzenia. Dynamika rozwoju np. Stanisławowa czy Kantowa w Cleveland bywała odmienna. Każda społeczność miała swe własne problemy. Nie inaczej było zresztą w przypadku innych grup – Irlandczycy czy Niemcy także nazywali swe dzielnice na podstawie wezwania, pod którym był kościół. Nie zawsze jednak rzeczywistość tworzonych przez imigrantów parafi i odpo- wiadała pierwotnym nadziejom i aspiracjom członków. Stąd mnogość występu- jących napięć. Ujawniały one również – co niezwykle charakterystyczne – dość szybko następującą demokratyzację, wręcz protestantyzację (najwyraźniej imi- granci pewne elementy systemowe świata protestanckiego dostrzegali) szeregów polonijnych oraz poważne napięcia pomiędzy grupami etnicznymi. Wydarzenia, do jakich dochodziło w parafi ach, rzucają światło na rodzące się na gruncie ame- rykańskim poczucie tożsamości narodowej, odrzucanie identyfi kacji opartej na lokalnych związkach terytorialnych, a odwoływanie się do ideologii narodowych.

36 J. Pula (1995), Polish Americans. An Ethnic Community, New York: Twayne Publ., s. 38; W. Galush (1984), Both Polish and Catholic: Immigrant Clergy in the American Church, „Catholic Historical Review”, vol. LXX, nr 3, s. 407; E. Kantowicz (1984), Polish Chicago: Survival Thro- ugh Solidarity, w: M. G. Holli, P. d’A. Jones (eds), Ethnic Chicago. Revised and Expanded, Grand Rapids, s. 221; Brożek, Polonia..., s. 47. 37 W. J. Galush (2006), For More Then Bread: Community and Identity in American Polonia, 1880–1940, Boulder – New York: Columbia University Press, s. 73–78; B. Leś (1981), Kościół w procesie asymilacji Polonii amerykańskiej. Przemiany funkcji polonijnych instytucji i organizacji religijnych w środowisku Polonii chicagowskiej, Wrocław, s. 193–200; R. A. Slayton (1986), Back of the Yards. The Making of a Local Democracy, Chicago – London: University of Chicago Press, s. 119–122. 16 Adam Walaszek

Istnienie i działanie kościołów etnicznych nie pomagały w amerykanizacyjnej misji, jakiej często hołdowali hierarchowie kościoła. W istocie, w rozumieniu wielu twórców i pasterzy ich funkcja była odwrotna i przeciwna integracji.

IMIGRANCI I HIERARCHIA KOŚCIELNA

Wszędzie tam, gdzie starano się tworzyć parafi e, wierni konfrontowani byli z amerykańskim Kościołem katolickim, o którym często mówiono „jeden święty, irlandzki, apostolski” Kościół katolicki38. W czasie, gdy „nowi imigranci” napły- wali do USA, Kościół pod wieloma względami nie był „amerykański”, lecz wła- śnie irlandzko-amerykański. I to w obrębie jego struktur nowi przybysze musieli funkcjonować. Były to zaś struktury oraz zasady działania określone przez wcze- śniej przybywające grupy (Francuzów, Niemców, a przede wszystkim Irland- czyków). Tak więc dzieje polskich parafi i, duchowieństwa i wiernych znaczyły stosunki z hierarchami niemieckiego i irlandzkiego pochodzenia, a były one czę- sto nacechowane napięciami i konfl iktami. Oczywiście księża podlegali biskupom pochodzenia irlandzkiego i niemieckiego. W 1920 r. 2/3 wszystkich katolickich biskupów stanowiły osoby pochodzenia irlandzkiego. Dla polskich migrantów amerykański Kościół miał twarz irlandzką. To Irlandczycy kierowali diece- zjami w Nowym Jorku, Filadelfi i, Chicago, Baltimore, Pittsburghu, Cleveland i w innych miejscach. W 1886 r. na 69 biskupów amerykańskich ponad połowa (35) była pochodzenia irlandzkiego, na początku XX w. hierarchia amerykańska składała się z 15 arcybiskupów i 94 biskupów, głównie irlandzkiego i niemiec- kiego pochodzenia39. Stanowisko „irlandzkich” biskupów w kwestii określenia miejsca, które Kościół miał zajmować w amerykańskim społeczeństwie, mogło być rozmaite. Konserwatyści, jak Michael Corrigan z Nowego Jorku, spoglądali podejrzliwie na reformy społeczne i starali się zachować Kościół jako instytu- cję osobną, z własną tożsamością i wartościami we wrogim materialistycznym otoczeniu. Inni (jak arcybiskup, a później kardynał, James Gibbons z Baltimore) mogli być bardziej „liberalni”, zachęcając do współpracy z innymi wyznaniami czy z władzami, i sprzyjali tendencjom „amerykanizacyjnym” Kościoła. „Amery-

38 J. R. Barrett, D. R. Roediger (2005), The Irish and the ‘Americanization’ of the ‘New Im- migrants’ in the Streets and in the Churches of the Urban , 1900–1930, „Journal of American Ethnic History”, vol. 24, nr 4, s. 17. 39 Na marginesie dodać można, że istniały również konfl ikty pomiędzy niemieckimi i irlandz- kimi hierarchami i grupami. Polacy wykorzystywali do jakiegoś stopnia niemieckie doświadczenia walki z dyskryminacją i marginalizacją. Niemniej w perspektywie polonijnej zbitka „niemieccy i irlandzcy biskupi” pojawiała się często, choć był to oczywiście skrót myślowy. Kościół, etniczność, demokratyzacja – parafi e polonijne w USA (1854–1930) 17 kanizacja”, którą propagowali hierarchowie irlandzcy, mogła być częściową reak- cją na natywistyczne naciski oraz niechęć wobec imigrantów z Irlandii. Kościół katolicki, w którym tak licznie byli reprezentowani, starano się zatem pokazać jako instytucję spełniającą misję „amerykanizacyjną”. W rezultacie niekoniecz- nie przychylnie spoglądano na polskie działania w Kościele. Tak czy inaczej, na przełomie wieków Kościół w Ameryce był etnicznie podzielony40.

PARAFIE ETNICZNE I STOPIEŃ ICH AUTONOMII

Polacy, podobnie jak inne grupy imigrantów, osiedlali się w etnicznych enkla- wach, tworząc tam parafi e etniczne. Były to parafi e personalne, nie terytorialne. Zezwolono na ich tworzenie już w czasach nowożytnych (na soborze trydenc- kim), choć nakładały się na istniejącą sieć parafi i terytorialnych. W protestanc- kiej Ameryce – traktowanej jako obszar „misyjny” – ich formowanie uznano początkowo za szczególnie zasadne. Takie struktury parafi alne pozwalały lepiej realizować zadania duszpasterskie, odpowiadać na specyfi czne potrzeby parafi an. W USA szło głównie o kwestie językowe i o tradycyjną obrzędowość, którą imigranci chcieli kultywować. Polscy parafi anie wyłącznie taką znali i w takiej formie umieli kontaktować się z Absolutem. Parafi e etniczne zatem szanowały kulturę etniczną, język wiernych, mogły i musiały zapewnić im księży, pocho- dzących z tej samej grupy etnicznej – wszak tylko oni mogli np. słuchać spo- wiedzi. Z tego powodu w diecezji chicagowskiej bp Patrick Feehan (piastujący urząd w latach 1880–1902) wspierał powstawanie takich parafi i. Gdy obejmował biskupstwo, działało w nim 16 parafi i etnicznych. W r. 1902 w diecezji było ich już 5341. W różnych diecezjach podejście do tworzenia parafi i etnicznych bywało jednak rozmaite i zawsze zależało od dobrej woli biskupa. Niemniej, generalnie, w XIX w., uznając osobliwość Ameryki, a także ze względu ma konieczność posługiwania się językami etnicznymi, dla dobra wiary, z obawy przed niebez- pieczeństwem protestantyzacji, zgadzano się na ich tworzenie42. W sercu debat wokół parafi i etnicznych znajdowały się dyskusje na temat udziału przedstawicieli grup etnicznych wśród hierarchów (o tym niżej) oraz autonomii wspólnot. Przez długie lata obie te kwestie stały się niezwykle ważne

40 J. R. Barrett, D. Roediger, op. cit., s. 17–18; D. Liptak (1989), Immigrants and Their Church, New York, s. 11, 62; W. Galush, Both Polish..., s. 411; A. Brożek, Polonia..., s. 95–97. 41 B. Leś, Kościół..., s. 13–15 i n.; A. Brożek (1977), Polonia amerykańska 1854–1939, War- szawa, s. 43–44; R. A. Slayton, Back of the Yards..., s. 132. 42 J. Pula, Polish..., s. 40. Na temat antykatolicyzmu protestantów amerykańskich por. J. Gjerde, Catholicism..., s. 27–60 i n. 18 Adam Walaszek dla polskiej grupy. Biskupi irlandzcy czy niemieccy, niezależnie od swego konserwatyzmu lub liberalizmu, obydwu tym kwestiom byli przeciwni. Grupy etniczne – nieistotne, słusznie czy nie, bo to zależało od kontekstu diecezjalnego – dostrzegały w tym chęć „amerykanizowania” Kościoła katolickiego i imigran- tów43. Przybywający czy sprowadzani z ziem polskich księża nie znajdywali wspólnego języka z hierarchami amerykańskiego Kościoła. O ile niektórzy mogli znać język niemiecki, o tyle z hierarchami irlandzkiego pochodzenia porozumie- wać było im się trudniej (również dosłownie!). Trudniej też było oczywiście zna- leźć wśród nich zrozumienie dla polskiej mentalności, obyczajowości, tradycji44. Dotyczyło to zresztą także zgromadzeń zakonnych, seminariów, a zwłaszcza szkół45. W 1892 r. biskup Cleveland Ignatius Frederick Horstmann (pochodzenia niemieckiego) pytał dość bezradnie: „Dlaczegóż to wszędzie w USA wśród Polaków zdarzają się skandale?”46. „Problemy”, które polscy katolicy stwa- rzali hierarchom, miały jednak odmienną naturę niż problemy stwarzane np. przez inną, nawet liczniejszą, grupę włoską. Ta ostatnia do USA przywiozła stary i długo się utrzymujący antyklerykalizm oraz zupełnie niezrozumiałą dla Niemców lub Irlandczyków ludowość (co nie znaczy oczywiście, że wcześniej niechęci nie budziła obrzędowość i kultura niemiecka czy irlandzka!). Włosi wyraźnie odróżniali religię od instytucjonalnego Kościoła. „Włoski problem” zasadzał się na tym dualizmie. Poza parafi ami i kościołami imigranci włoscy nie tworzyli właściwie innych przykościelnych instytucji (np. szkół)47. Dalej – społeczność włoska i jej kultura zasadzała się na campanilismo, czyli regiona- lizmie. W parafi ach i w kulcie religijnym przybierał on formę kultu lokalnych świętych oraz organizowanych od wieków, a przeniesionych do USA, festach. Ta kultowość była całkowicie obca niemieckim i irlandzkim biskupom. Polacy

43 R. J. Vecoli (1969), Prelates and Peasants. Italian Immigrants and the Catholic Church, „Journal of Social History”, vol. 2, nr 3, s. 219–221. 44 W. Galush, Both Polish..., s. 408, 410. 45 D. Liptak, Immigrants and Their Church..., s. 61–89; E. Kantowicz (1983), Corporation Sole. Cardinal Mundelein and Chicago Catholicism, Notre Dame – London: University of Notre Dame Press, s. 14–15, 85. 46 Bp F. Horstmann do A. Kolaszewskiego, 28 V 1892 r., St. Stanislaus Parish Records, fold. 1892, Archive of Diocese Cleveland, Cleveland (cyt. dalej St. S.). 47 J. R. Barrett, D. Roediger, The Irish..., s. 20–22, 66–67; R. J. Vecoli, Prelates..., ; R. J. Vecoli (1977), Cult and Occult in Italian-American Culture: The Persistence of a Religious Heritage, w: R. D. Miller, T. D. Marzik (ed.), Immigrants and Religion in Urban America, Philadelphia, s. 25–47; R. A. Orsi (1985), The Madonna of 115th Street. Faith and Community in Italian Harlem, 1860–1950, New Haven – London: Yale University Press, s. 55–57; D. R. Gabaccia (2000), Italy’s Many Diasporas, Seattle: University of Washington Press, s. 126. Kościół, etniczność, demokratyzacja – parafi e polonijne w USA (1854–1930) 19 stosunkowo szybko tworzyli własne parafi e i starali się sprowadzać do nich księży, zakonnice, częściowo unikając irlandzkich nacisków. „Polski problem” z czasem polegał na łączeniu katolicyzmu ze staraniami o zachowanie narodo- wej kultury48 – w czym stał się bliski katolicyzmowi irlandzkiemu. Okazało się, że parafi anie gotowi byli walczyć o własną obrzędowość, kulturę, tożsamość, autonomię, posuwając się nawet do schizmy, do której w pewnych, skrajnych przypadkach doszło.

POCZĄTKI POLONIJNYCH PARAFII

Powstanie parafi i etnicznych w USA to wynik zapobiegliwości zarówno osób świeckich, jak i duchownych. Obie strony odgrywały w procesie rolę podstawową49. Decyzja powołania parafi i pojawiała się niedługo po przybyciu przedstawicieli grupy w jakimś miejscu w USA. Najczęściej w lokalnym salo- onie zbierała się grupa osób, tworzył komitet, rozpoczynano wstępną zbiórkę pieniędzy. Komitet kierował do lokalnego biskupa prośbę o erygowanie nowej parafi i i budowę kościoła oraz o sprowadzenie księdza. Jeśli nadeszła zgoda, pierwsze nabożeństwa odbywały się najbliższym istniejącym kościele, często w związku z mechanizmem osadnictwa był to kościół niemiecki. Po uzyskaniu działki wznoszono najpierw prowizoryczny i prosty budynek, z czasem przy- stępując do budowy solidniejszego50. Najbardziej pobożni przyszli parafi anie mogli kupować działki pod kościół. Tak było, gdy powstawał kościół św. Krzyża w Minneapolis w 1885 r.51. Bywało, że działkę pod budowę kościoła ofi arowy- wał przyszłej parafi i właściciel gruntu. Jak wiemy z przykładu parafi i św. Woj- ciecha w Detroit, nie był gest charytatywny. Podobnie stało się na przedmieściu Cleveland Newburgh, gdzie przy nowo wytyczonych ulicach Tod i Fleet two- rzyła się w latach sześćdziesiątych polska dzielnica („Warszawa”). Sześć osób założyło Towarzystwo Bratniej Pomocy pw. św. Wincentego á Paulo. Grupa dała początek parafi i św. Stanisława Biskupa i Męczennika. Pierwsze nabożeństwa odbywały się w kościele St. Mary on the Flats, przy Columbus Road, później,

48 J. Pula, Polish..., s. 40; J. R. Barrett (2012), The Irish Way. Becoming American in the Mul- tiethnic City, New York: Pinguin Books, s. 66–70. 49 W. Galush, For More Then Bread..., s. 69. 50 W. Galush, Both Polish..., s. 411; J. Pula, Polish..., s. 38; E. Kantowicz, Polish Chicago..., s. 219; W. J. Galush, For More..., s. 69–70; D. A. Pacyga (1991), Polish Immigrants in Industrial Chicago. Workers on the South Side, 1880–1922, Chicago – London: University of Chicago Press, s. 128–129. 51 W. Galush, For More Then Bread..., s. 70. 20 Adam Walaszek gdy w polskiej społeczności pracował franciszkanin ks. Wolfgang Janietz, nabo- żeństwa przeniesiono do niemieckiego kościoła św. Józefa. Właściwy, polski kościół zlokalizowano przy Tod Str. Właściciel ziemi Ashbel Morgan każdemu, kto kupił kawałek działki pod przyszły kościół, oferował kolejną pod prywatny dom52. Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XIX w. w Chicago pol- scy katolicy modlili się początkowo w kościołach czeskich i niemieckich, np. św. Wacława w zachodniej części miasta lub św. Michała w północnej. W Northwest Side (gdzie mieszkali głównie Kaszubi) uczęszczali do parafi i św. Bonifacego. Tam jednak napotkali ze strony niemieckich (bawarskich) parafi an niechęć. Dla- tego w 1869 r. powstał kościół św. Stanisława Kostki53. W Milwaukee korzystano z parafi i Holy Trinity54. W Nanticoke, Pa., i w okolicznych osadach górniczych pierwotnie polscy emigranci na nabożeństwa zbierali się w niemieckim kościele Najświętszej Marii Panny lub w kościele św. Mikołaja w Wilkes-Barre. Tutaj nie budziło to sprzeciwów niemieckich parafi an i odbywało się bezkonfl iktowo. Mimo to rychło polonijni wierni zaczęli starania o stworzenie własnej, katolic- kiej, etnicznej parafi i. Pierwszym polskim księdzem, który pojawił się na krótko w okolicy w 1874 r., był jezuita ks. Franciszek Szulak. Bawił kilka dni, głosił kazania, udzielał sakramentów. Później – także krótko – przebywał w mieście ks. Antoni Klawiter (ur. w Chojnicach w 1836 r., być może spolonizowany Nie- miec, który wyemigrował do Ameryki w 1873 lub 1874 r.)55. Dopiero w 1875 r. na nieco dłuższy okres przyjechał ks. Eugeniusz Żychowicz i to on dla 28 pol- skich rodzin zorganizował zręby parafi i św. Stanisława Biskupa i Męczennika. Początkowo nie posiadała siedziby. Religijnych posług udzielano w prywatnym domu Franciszka Miklasza56. W 1884 r. polscy imigranci w Wilkes Barre podjęli

52 J. J. Grabowski (1976), Polish Americans and Their Cmmunities in Cleveland, Cleveland: CSU, s. 155–156; W. Kruszka, Historya..., vol. XII, s. 46; D. W. Gallagher (1927), Different Na- tionalites in Cleveland, The Poles, „Cleveland News”, 23 XII 1927 r.; A. Walaszek (1994), Światy imigrantów. Tworzenie polonijnego Cleveland, 1880–1930, Kraków, s. 20. 53 E. Kantowicz, Polish Chicago..., s. 219; D. Pacyga, E. Skerrett (1986), Chicago. City of Neighborhoods. Histories and Tours, Chicago: Loyola University Press, s. 167. 54 D. Praszałowicz (1999), Stosunki polsko-niemieckie na obczyźnie. Polacy i niemieccy imi- granci w Milwaukee, Wisconsin (USA), 1860–1920, Kraków: Universitas, s. 140, 149. 55 C. L. Bucki (2011), Klawiter, Antoni Leopold, w: Polish American Encyclopedia, s. 227–228; S. L. Cuba (1983), Rev. Anthony Klawiter: Polish Roman and National Catholic Buil- der- Priest, „Polish American Studies”, vol. 40, nr 2. 56 Ks. Szulak ur. się 17 grudnia 1825 r. w Niecicach na Morawach, w 1845 r. wstąpił do zakonu jezuitów. W 1865 r. dotarł do Ameryki, gdzie pracować miał z emigrantami słowiański- mi. Wygłaszał misje w języku polskim, słowackim, węgierskim, niemieckim. Polacy skarżyli się jednak na jego słaby, wyuczony polski, zob. L. Grzebień (opr.), Burzliwe lata..., s. 9, 30–31; Kościół, etniczność, demokratyzacja – parafi e polonijne w USA (1854–1930) 21 kroki, aby obok istniejących niemieckiej, irlandzkiej i litewskiej zapoczątkować także stworzenie polskiej parafi i katolickiej. W ciągu roku na zamieszkałym przez Polaków, a górującym nad miasteczkiem wzgórzu, zwanym Whiskey Hill, w istocie powstała parafi a Najświętszej Marii Panny57. Nie inaczej było w nie- wielkiej Utica, N.Y. Tu również początkowo korzystano z niemieckiego kościoła św. Józefa58. W Rochester, N.Y., w latach osiemdziesiątych XIX w. obecność polskich imigrantów w ławkach czterech kościołów niemieckich stanowiła codzienność. To ich proboszczowie pomogli też Polakom stworzyć własną para- fi ę59. W New York Mills pierwsi Polacy uczęszczali do niemieckiego kościoła św. Józefa, dopóki w 1896 r. nie kupili niewielkiej działki i nie wznieśli skromnego kościółka60. W Meriden, CT, niemieccy i polscy imigranci początkowo korzystali z parafi i francusko-kanadyjskiej św. Wawrzyńca, współżycie różnych grup nie było jednak bezkonfl iktowe61.

PARAFIE

Najstarszą polską parafi ę w USA założono w 1854 r. w Pannie Marii w Tek- sasie. Wyjeżdżający z Europy Ślązacy w podróż zabrać mieli ze sobą krucyfi ks oraz kościelne dzwony. Andrzej Brożek relacjonował, że po przybyciu, w grud- niu 1854 r., grupa osadników stworzyła wspólnotę parafi alną, kierowaną przez ks. Leopolda Moczygembę, inicjatora tej migracji. Do budowy kościoła przystą-

A. Koliński (1904), Polacy w powiecie Luzerne, „Ameryka Echo”, nr 20, 14 V 1904 r., s. 5; V. R. Greene (1978), For God and Country. The Rise of Polish and Lithuanian Ethnic Conscio- usness in America 1860–1910, Madison: State Historical Society, s. 80; S. M. Accursia (1946), Polish Miners in Luzerne County, Pennsylvania, „Polish American Studies”, vol. 3, nr 1–2, s. 7; S. Cuba, Rev. Anthony-Klawiter..., s. 59–92. Na temat polskiej grupy etnicznej w Pensylwanii por. A. Walaszek (2011), Życie na pograniczu i ‘życie pomiędzy’. Polacy w zagłębiu antracyto- wym w Luzerne County, Pennsylwania, z innymi grupami w tle (1753–1902), Kraków; B. McCook (2011), The Borders of Integration. Polish Migrants in Germany and the United States, 1870–1924, Athens: Ohio University Press. 57 D. J. Wasik, Osady polskie w Ameryce, Wilkesbarre, Pa., „Wiara i Ojczyzna” nr 10, 5 III 1896 r., s. 5; A. Koliński, Polacy w powiecie Luzerne, Pa, „Ameryka Echo”, nr 22, 28 V 1904 r., s. 6; W. Kruszka, op. cit., vol. XII, s. 107–108. 58 W. Galush, For More Then Bread..., s. 58. 59 K. Urbanic (1985), The Poles, w: J. S. Pula (ed.), Ethnic Rochester, Lanham: University Press of America, s. 2–4. 60 J. S. Pula, E. E. Dziedzic (1990), United We Stand. The Role of Polish Workers in the New York Mills Textile Strikes, 1912 and 1916, New York, s. 29. 61 S. Blejwas (1991), St. Stanislaus B. and M. Parish, Meriden, Connecticut. A Century of Connecticut Polonia: 1891–1991, New Britain, s. 9–10. 22 Adam Walaszek piono w następnym roku. Podobną wspólnotę założono tegoż roku w Bandera w Teksasie, gdzie kościół powstał w 1858 r. Polscy duchowni obsługiwali też inne skupiska polskie w tym stanie, które tworzyły kolejne parafi e62. Druga – jak się twierdzi – parafi a polonijna w USA to Parisville, Mich., założona w 1857 r. W następnych latach powstawały dalsze: w Corner (dziś Polonia), Wisc. (1858), Milwaukee, Wisc. (1866), San Antonio, Teksas (1866). W Chicago pod- jęto starania o powstanie parafi i pod wezwaniem św. Stanisława Kostki w 1867 r., w Detroit – św. Wojciecha w latach 1871–1872, w Buffalo – w 1873 r. św. Stani- sława Biskupa. A. Brożek podawał, że w 1870 r. liczba parafi i polskich wynosiła 10 (wg innych źródeł nawet 16 do 17), w 1880 r. już 75, 1890 r. – 170, 1900 r. – 330, 1901 r. – 500, 1920 r. – 760, a w 1924 r. – 800. Po roku 1924 wprowa- dzono nowe zasady tworzenia parafi i etnicznych, oparte na strukturze terytorial- nej, które komplikowały sytuację i inicjatywy grup etnicznych. A jednak nowe parafi e, które zasadnie określać można jako polonijne, wciąż powstawały. J. Pula z kolei podaje, że w 1912 r. działało 336 ofi cjalnie polskich parafi i etnicznych, choć J. J. Bukowczyk, a znacznie wcześniej W. Kruszka uważali, że liczba to zaniżona i w 1900 r. było ich 517. Biskup Paweł Rhode w 1914 r. donosił do Rzymu, że w USA działało 500 polskich parafi i63. D. S. Buczek z kolei wymie- niał 589 parafi i polskich działających w 1920 r. i 671 w 1930 r.64. Niezależnie od tego, jaka dokładnie była ich liczba, z pewnością była ona duża i wzra- stała65. Wielkość tworzonych polskich parafi i wahała się od kilkunastu rodzin do kilkudziesięciu tysięcy. Parafi a św. Stanisława Kostki w Chicago, kierowana w latach 1874–1899 przez ks. Wincentego Barzyńskiego, liczyła pod koniec wieku 50 tys. członków. Parafi a św. Trójcy w Chicago liczyła 30 tys., parafi a św. Stanisława Biskupa w Buffalo, której pasterzował Jan Pitass, także ok. 30 tys. osób.

62 A. Brożek, Polonia..., s. 44–45; A. Brożek (1972), Ślązacy w Teksasie. Relacje o najstar- szych osadach polskich w Ameryce, Warszawa; Śląscy Teksańczycy II. Emigracja ze Śląska do Tek- sasu w latach 1853–1870, (2007), opr. zbiorowe, przekład i przygotowanie do druku W. Reisch, . 63 A. Brożek, Polonia..., s. 45; A. J. Kuzniewski, The Catholic Church..., s. 403; J. Pula, Po- lish..., s. 40; Statistics of Polish Catholics (opr. P. Rhode), mpis, DAUS II, fold. 104, k. 17. 64 D. Buczek (2005), Equality of Right: Polish American Bishops in the American Hierarchy?, „Polish American Studies”, vol. LXII, nr 1, s. 5–6. 65 W odniesieniu do Cleveland, Ohio, por. A. Walaszek, Światy...,. Kościół, etniczność, demokratyzacja – parafi e polonijne w USA (1854–1930) 23

KSIĘŻA ZMARTWYCHWSTAŃCY

Oprócz księży świeckich wśród Polonii w Ameryce ogromną rolę odegrały zakony, początkowo zwłaszcza oo. zmartwychwstańcy, zakon założony w 1835 r. w Paryżu (m.in. z inspiracji A. Mickiewicza) przez Bolesława Jańskiego, Piotra Semenenkę i Hieronima Kajsiewicza. Powstanie zakonu wpisywało się w wielkie spory ideologiczne prowadzone przez Wielką Emigrację po upadku powstania. Zmartwychwstańcy powiązani byli z konserwatywnymi kręgami emigracji poli- stopadowej i sprzeciwiali się koncepcjom walki o niepodległość kraju. Celem ich działalności stały się głównie formujące się wtedy skupiska diaspory pol- skiej. Należący do tego zakonu księża pochodzenia niemieckiego (zgromadzenie nie wykluczało cudzoziemców w swych szeregach) i Ślązacy pojawili się naj- pierw w Kanadzie w 1857 r. Generał zakonu Kajsiewicz oddelegował ich tam na wyraźną prośbę biskupa Toronto. Misję w Kanadzie stworzył ks. E. Funken, później dzieło kontynuowali inni. Niestety, w Kanadzie doszło do konfl iktu tych księży z polskimi katolikami66. Następnie oo. zmartwychwstańcy rozpoczęli działalność w Teksasie (1867 r.), w Chicago (1871 r.). Prowadzili parafi e św. Sta- nisława Kostki w Chicago, św. Wojciecha, Niepokalanego Poczęcia, św. Jozafata, wiele innych w Illinois, w Kentucky, Massachusetts, Missouri, Nebrasce, Wiscon- sin. Od 1890 r. wydawali wpływowy „Dziennik Chicagoski”, prowadzili własne szkoły67. Wincenty Michał Barzyński (1838–1899) stał się jedną z najważniej-

66 W. Kruszka, Historya..., t. XI, s. 213–214; A. Reczyńska (2013), Braterstwo a bagaż na- rodowy. Relacje etniczne w kościele katolickim na ziemiach kanadyjskich do I wojny światowej, Kraków, s. 131–141. 67 A. Brożek, Polonia…, s. 48–49. Oprócz oo. zmartwychwstańców w USA działały rów- nież inne zakony. W pierwszej połowie XIX w. dotarli do Ameryki polscy jezuici. Pierwszym był Franciszek Dzierożyński (1779–1850), zaś najbardziej znanym Aleksander Matouszek, założyciel dwóch pism: „Orzeł Polski” 1870–1872 oraz „Pielgrzym” (1872–1874). Władysław Sebastiański zorganizował szereg parafi i, prowadził w Ameryce misje, swymi wrażeniami z pracy w USA dzielił się w krakowskich „Missyach Katolickich” w 1902 i 1903 r. Polscy franciszkanie pojawili się wraz z ks. Leopoldem Moczygembą, którego wysłano z Niemiec do pracy wśród emigrantów w Teksa- sie. Był on pierwszym komisarzem generalnym franciszkanów konwentualnych w USA. W 1905 r. powołano odrębny polski komisariat generalny w obrębie prowincji amerykańskiej, którym kiero- wał ks. Hyacenty Fudziński. Franciszkanie prowadzili parafi e w stanach Nowy Jork i Massachu- setts, Connecticut, Michigan, Pensylwania, Maryland, Illinois, Wisconsin, New Jersey. Ożywioną działalność prowadzili także reformaci. W miejscowości Pulaski, Wisconsin, stworzyli prowincję polską. W 1887 r. powstał dom zakonny. Zakon prowadził parafi e polskie w Wisconsin i w Mi- chigan, także domy misyjne w Pensylwanii i Ohio. Stworzyli seminarium duchowne, drukarnię. Z innych zakonów wymienić warto misjonarzy w Michigan, misjonarzy św. Wincentego á Paulo w Pensylwanii. Zgromadzenie św. Krzyża prowadziło ważną parafi ę św. Trójcy w Chicago. Jedną z wybitniejszych postaci z tego zakonu był wspomniany Kazimierz Sztuczko. W okresie między- 24 Adam Walaszek szych postaci w Kościele polskim w Ameryce od lat sześćdziesiątych XIX wieku. Mówiono o nim – niewątpliwie słusznie – jako o „gigancie”. Wzbudzał przy tym kontrowersje. Tyleż przez jednych uwielbiany, co przez innych był znienawi- dzony. Urodził się koło Sandomierza, w Królestwie Polskim. Święcenia otrzymał w 1861 r., brał udział w powstaniu styczniowym, następnie schronił się w Kra- kowie, a w 1865 r. deportowano go do Francji. W Rzymie wstąpił do zakonu zmartwychwstańców i wraz z ks. A. Bakanowskim i F. Zwiardowskim wysłany został do Teksasu. W San Antonio Barzyński stworzył parafi ę św. Michała. W 1874 r. został proboszczem parafi i św. Stanisława Kostki w Chicago, której pasterzował do śmierci. Stała się ona największą, najliczniejszą polską parafi ą w mieście, w kraju68, niektórzy mówili, że wręcz na świecie. Jego silna osobo- wość wywarła wielkie piętno na dziejach Polonii. Jego ambicją było kulturowe i duchowe zjednoczenie Polaków w Chicago i w Ameryce, a przyświecało mu głębokie przekonanie, że tożsamość polską da się utrzymać wyłącznie w oparciu o wiarę i katolicyzm. W ten sposób ocalić można było Polaków przed wyna- rodowieniem, a w ogóle ocalić Polskę. Marzenia o odbudowie niepodległości kraju należało na razie zarzucić. Cel zmartwychwstańców stanowiło uzyskanie jurysdykcji nad całością polonijnego duszpasterstwa. To zaś musiało prowadzić do konfl iktów z działającymi w USA świeckimi duchownymi lub innymi zako- nami. W 1871 r. w istocie ks. Kajsiewicz uzyskał dla zakonu zmartwychwstań- ców od biskupa Johna Foleya jurysdykcję nad wszystkimi polskimi parafi ami miasta (na lat 99). Majątek parafi i należał jednak do biskupa. Od czasu objęcia parafi i przez Barzyńskiego jego działania prowadziły jednak do najrozmaitszych konfl iktów w samej społeczności. Kościół św. Stanisława nie mieścił ogromnej liczby parafi an. Dlatego powstał kościół św. Trójcy, który pierwotnie miał być „misją” św. Stanisława. Stało się jednak inaczej. W samej parafi i św. Stanisława wojennym na wiele, także odległych parafi i rozszerzyły się wpływy tercjarzy, zob. J. C. Osuch (1960), Patriarch of the American Jesuits, „Polish American Studies”, vol. 17, nr 3–4, s. 92–100; L. Grzebień (opr.), Burzliwe lata…, s. 81–127; A. Brożek, Polonia…, s. 49–50; W. Galush, For More Then Bread…, s. 159. Dzieje zakonów żeńskich posiadają również sporą literaturę, informa- cji tych nie ma potrzeby tutaj powielać, zob. A. J. Kuzniewski, The Catholic…, s. 411; D. Prasza- łowicz, Amerykańska…, s. 128–130; D. Praszałowicz, Stosunki polsko-niemieckie…, s. 151–168; D. Praszałowicz (2009), Rola żeńskich zakonów w życiu skupisk polonijnych w Stanach Zjed- noczonych, w: W. Gliński, W. J. Wysocki, (red.), Polska – Dwa Światy. Kraj i Polonia, Warsza- wa: Wyd. UKSW, s. 205–220; D. Praszałowicz (2009), Polonijne żeńskie zakony religijne w USA ich działalność i ewolucja w procesie amerykanizacji, w: J. E. Zamojski (red.), Migracje. Religia i Kościoły wobec migracji i migrantów, Warszawa 2009, s. 56–65; D. Praszałowicz (2009), Po- lish American Sisterhoods: The Americanization Process, „US Catholic Historian”, vol. 27, nr 3, s. 45–57. 68 S. Cuba, Rev. Anthony Klawiter…, s. 59. Kościół, etniczność, demokratyzacja – parafi e polonijne w USA (1854–1930) 25 zresztą również buntował się komitet parafi alny, zarzucano Barzyńskiemu nie- prawidłowe zarządzanie funduszami parafi alnymi, niezadowalające rozwiązanie problemu własności kościoła. Konfl ikt wokół kościoła św. Trójcy stał się jednak najgłośniejszy. Sam kościół wybudowano w 1873 r., a duszpasterzem został tam w 1877 r. ks. Wojciech Mielcuszny (zm. w czerwcu 1881). Parafi anie i on sam popadli w spór ze zmartwychwstańcami. Konfl ikt wyraźnie wiązał się z główną kontrowersją ideologiczną występu- jącą wówczas w Chicago (i w całym kraju) z drugim obozem, świeckim, z Gminą Polską w Chicago (od 1880 r. Związkiem Narodowym Polskim – ZNP), która miała odmienną wizję stosunku Polonii do przyszłości Polski i Polonii (na ten temat por. niżej). Ogólnie mówiąc, spory występujące w ogromnym polonijnym skupisku w Chicago (lecz i w innych miejscach) miały wiele przyczyn. Ambicje księży, problemy fi nansowe i spory wokół wykorzystywania parafi alnych pienię- dzy, napięcia pomiędzy komitetami parafi alnymi a proboszczami i/lub biskupami, cechy osobowościowe, wszystko to prowadziło do zapalnych sytuacji. Barzyński zaś nie zaliczał się do osób skłonnych do ustępstw. Nie negocjował. Był czło- wiekiem „żelaznej siły i woli”. Parafi anie jednak również nie porzucali swoich przekonań i potrafi li, a właściwie nauczyli się, o własne prawa walczyć69. By zre- alizować swoje ideologiczne plany, Barzyński stał się w 1874 r. jednym ze współ- twórców Zjednoczenia Polskiego Rzymsko-Katolickiego w Ameryce (ZPRK). Stworzył cały szereg instytucji, wydawał prasę (tygodniki „Wiara i Ojczyzna”, „Naród Polski”, oraz niezwykle agresywne w antyzwiązkowym przekazie „Kropidło”)70. Wobec nieustępliwości obu stron biskup zamknął zrewoltowany

69 E. Kantowicz, op. cit., s. 227–229; J. J. Parot (1981), Polish Catholics in Chicago 1850– 1920. A Religious History, DeKalb, s. 61. 70 A. Walaszek (2011), Barzyński Wincenty Michał, w Polish American Encyclopedia, s. 27– 28. Redaktorem „Kropidła”, ostrego antydemokratycznego i antyliberalnego pisma wydawanego przez księży zmartwychwstańców, był Stanisław Ślisz, dziennikarz, wydawca, pisarz, tłumacz, właściciel drukarni w USA, zob. F. Bolek (1943), Who’s Who in Polish America, New York, s. 413– 414; A. Waldo (1956), Sokolstwo. Przednia straż narodu, Pittsburgh, t. 1, s. 354, 381, 405–406; S. Osada (1957), Historia Związku Narodowego Polskiego, t. 1: 1880–1905, Chicago, s. 232, 235–236, 277, 308, 445, 644; M. Haiman (1948), Zjednoczenie Polskie Rzymsko-Katolickie w Ame- ryce 1873–1948, Chicago, s. 71, 74, 80–82, 85, 92–93, 101, 189–192; H. Nagiel (1894), Dzien- nikarstwo polskie w Ameryce, jego 30-letnie dzieje, Chicago, s. 78, 93–95; K. Majewski (2003), Traitors and True Poles. Narrating a Polish-American Identity 1880–1939, Athens: Ohio Universi- ty Press, s. 33, 164, 215; Stan. Ślisz umarł, „Kurier Polski” (Milwaukee), 10 X 1908 r., Z Buffalo, N.Y., „Kurier Polski”, 12 X 1908 r.; „Polak w Ameryce” 10 X 1908 r.; Flaczek T. (1896), Do Sz. Polsko-katolickich towarzystw w Stanach Zjednoczonych Północnej Ameryki, „Wiara i Ojczyzna” 23 VII 1896 r., nr 30, s. 1; Archivio della Congregazione „De Propaganda Fide” (dalej APF), Roma, Nuova Seria. 26 Adam Walaszek kościół św. Trójcy71. Związany z Trójcowem konfl ikt trwał 20 lat. Wiele osób ekskomunikowano. Dopiero rozjemcza misja watykańskiego przedstawiciela bpa F. Satollego położyła mu kres w 1893 r. Satolli także rozwiązał szczególną umowę pomiędzy archidiecezją a zmartwychwstańcami. Na stanowisko pro- boszcza w Trójcowie nominowano ks. Kazimierza Sztuczkę – księdza również mającego silną osobowość, ale wyraźnie nastrojonego patriotycznie. Pozostał proboszczem w Trójcowie przez dziesięciolecia. Nie był to jedyny w tych latach konfl ikt w Chicago. Gdy stworzono kościół św. Jadwigi, mianowanie tam pro- boszczem ks. Józefa Barzyńskiego, brata Wincentego Barzyńskiego, wzburzyło wielce ludność. W 1894 r. nastawieni wrogo parafi anie zachowywali się agre- sywnie. Opozycją kierował ks. Antoni Kozłowski. W lutym 1895 r. zaatakowano plebanię. Biskup zareagował szybko, ale ks. Kozłowski i ok. 1000 osób odeszło z Kościoła. W przypadku kościoła św. Jadwigi (inaczej niż w Trójcowie) nie doszło do kompromisu. W 1897 r. Kozłowski został konsekrowany na biskupa starokatolickiego kościoła, co prowadziło do jego ekskomuniki – sama parafi a znalazła się poza Kościołem rzymskim72. Ksiądz Jan Pitass stanowi inny przykład ambitnego i wizjonerskiego przywódcy. Przyjechał do Ameryki ze Śląska (ur. się w Piekarach 1844, zm. w Buffalo w 1913 r.). W 1873 r. biskup Stephen Ryan sprowadził go do Buffalo. Kapłan posiadał niezwykle głębokie poczucie misji, silną wolę, konserwatywny światopogląd i patriarchalną wizję porządku społecznego. Niewielka początkowo parafi a św. Stanisława Biskupa i Męczennika szybko się rozrastała. Biskup Ryan przyznał Pitassowi prawo do organizowania i kontrolowania wszystkich kolej- nych polskich parafi i w diecezji i mianował księdza ich „dziekanem” (czego jed- nak nie podtrzymał jego następca). J. Pitass szybko rozpoczął budowę okazałego neoromańskiego kościoła (wzniesiono go w latach 1882–1886) i parafi alnych instytucji (jak szkoła), sprowadził siostry felicjanki (co na dłuższą metę okazało się bardzo ważnym krokiem). Podobnie jak Barzyński, ks. Pitass przekonany był, że główną rolą księdza w Ameryce było utrzymywanie wśród imigrantów katolicyzmu. Pozostawanie dobrym Polakiem oznaczało po prostu pozostawanie dobrym katolikiem. Rozdzielanie tych dwóch sfer oznaczałoby amerykanizację, tego zaś pierwsze pokolenie aktywnych księży obawiało się najbardziej. Samo- dzielna i spójna zbiorowość trwać miała twardo przy katolicyzmie. Warunkiem osiągnięcia tego celu było rozciągnięcie przywództwa nad Polonią tej części kraju (tj. północno-wschodniego wybrzeża). Pasterz miał być jeden i jedna miała

71 J. J. Parot, Polish Catholics in Chicago…, s. 59–94. 72 L. J. Orzell (1983), Curious Allies: Bishop Antoni Kozlowski and the Episcopalians, „Polish American Studies”, nr 40, s. 2. Kościół, etniczność, demokratyzacja – parafi e polonijne w USA (1854–1930) 27 być polonijna owczarnia. W istocie parafi a w Buffalo obejmowała kilkadziesiąt tysięcy osób. Pojawiły się w niej najrozmaitsze świeckie, choć z Kościołem związane, instytucje. Wraz z ks. Dominikiem Majerem z St. Paul Pitass stworzył ubezpieczeniową organizację Unia Polska w Ameryce, która ideologicznie miała się plasować pomiędzy ZPRK a ZNP. Gdy w 1908 r. upadła, jej kontynuacją stała się Unia Polska w Ameryce w Buffalo73. Ogromne plenipotencje, które Pitass otrzymał od biskupa Ryana nie wszystkim jednak odpowiadały – prowadziły do konfl iktów i napięć. Rosnąca liczba migrantów nieodwołalnie doprowadziła do tendencji uzyskania przez nowych przybyszów większej samodzielności. W 1886 r. powołano nową parafi ę św. Wojciecha, do czego doprowadził ks. A. Klawiter. Powstała w wyniku buntu wobec dominacji Pitassa. W 1895 r., gdy Klawitera odwołano, przez kilka miesięcy parafi anie nie wpuszczali nowego proboszcza Tomasza Flaczka, którego posądzano o nadmierną powolność wobec Pitassa74.

ŹRÓDŁA KONFLIKTÓW

Gdzie zatem szukać źródeł konfl iktów i napięć w licznych polskich parafi ach w USA? Kontekst, w którym parafi e etniczne powstawały, decydował o zarod- kach napięć i zawierał je w sobie, a także sprawiał, że ich działalność różniła się od tej w starym kraju. Pierwsze źródło konfl iktu z władzami diecezjalnymi stanowić mogło prawo własności wznoszonych w parafi i budynków. Na ziemiach polskich kościoły stanowiły fundacje prywatne, budowali je władcy, arystokraci, szlachta, sam Kościół. Obowiązywało też często prawo, zwane ius patronatus, pozwalające szlachcie sprowadzać i nominować księdza. To zamożni świeccy byli fundatorami i posiadali wpływ na parafi ę. Świat instytucji i wiernych był sta- bilnie zorganizowany. W Ameryce parafi e i kościoły stanowiły rezultat wysiłku i ofi arności samych imigrantów, wywodzących się jednak z innej klasy społecz- nej – chłopów, którzy stali się robotnikami75. To migranci stawali się kolatorami.

73 C. Bucki (2011), Pitass, Jan, w: Polish American Encyclopedia, s. 362–363; D. S. Buczek (1983), Three Generations of the Polish Immigrant Church: Changing Styles of Pastoral Leader- ship, w: Pastor of the Poles…, s. 21 i n.; K. Frysztacki (1986), Polonia w dużym mieście amery- kańskim. Studium przemian podspołeczności polonijnej w Buffalo, Wrocław, s. 144–145; A. Brożek, Polonia…, s. 206; D. Slominska (1960), Rev. John Pitass, Pioneer Priest of Buffalo, „Polish Ame- rican Studies”, vol. 17, nr 1–2, s. 28–35. 74 S. Cuba, Rev. Anthony Klawiter…, s. 69–79; K. Frysztacki, op. cit., s. 146; A. Brożek, Po- lonia…, s. 103; D. Slominska, Rev. John Pitass…, s, 35–36. 75 J. Pula, Polish…, s. 38. 28 Adam Walaszek

A wysiłek fi nansowy był ogromny. Budowa kościoła (a starano się często, by przypominał on architektonicznie te znane z ziem polskich) stanowiła niewąt- pliwie powód do dumy. Donoszono o tym w listach do krewnych w kraju76. W latach siedemdziesiątych XX w. podeszła w latach mieszkanka Chicago wspo- minała swój przyjazd do tego miasta. Rozczarowanie i przerażenie zniknęły, gdy zobaczyła kościół polski: „…jak ja ten kościół zobaczyłam, tego Jana Kantego, i ja się tak rozpłakałam, bo ja zobaczyłam mój kościół z Polski… w Polsce my mieli kościół śliczny, wysokie ołtarze, te fi lary. Wszystko takie, a tam, gdzie my byli w Wisconsin, był malutki drewniany kościółek… ja bym lubiała tu w Chi- cago mieszkać przez te kościoły” powiedziała sobie na koniec i do końca życia pozostała w mieście77. Okazałe budowle dawały kolatorom poczucie wartości. Zrewoltowani parafi anie poczuwali się do odpowiedzialności za wzniesione i utrzymywane z własnych składek i pieniędzy parafi ę oraz kościół. Zgodnie z kościelnymi i amerykańskimi przepisami tytuł własności budynków sakralnych oraz zabudowań parafi alnych (deed) nie należał jednak do wspólnoty parafi alnej, która ich budowę sfi nansowała, lecz do biskupa – imigranci tego nie pojmowali. Poczucie krzywdy prowadziło do bardzo częstych i brzemiennych w skutki konfl iktów.

SAMORZĄDNOŚĆ I AUTONOMIA

Biskup reprezentował korporację kościelną wobec władz. On decydował o sprawach kościelnych w diecezji, sprawował kontrolę nad parafi ą, jak również nad członkami komitetu parafi alnego, radą parafi alną, proboszczem. Świeccy i ich komitet (trustees – „powiernicy”) byli jednak w sprawy parafi i zaangażowani, zazwyczaj głęboko. To wszak była ich parafi a. Świeccy kwestionujący politykę kościoła to problem w historii USA nienowy. Występował już od czasów Johna Carrilla, pierwszego katolickiego biskupa w tym kraju. Spory i kłótnie wokół zakresu autonomii i samorządności wybuchały w najrozmaitszych parafi ach. Od czasu synodu amerykańskich biskupów w Baltimore w 1829 r. hierarchia przy- jęła postawę stanowczą, zamierzając zachować kontrolę diecezji nad własnością kościelną. Potwierdzono to w 1884 r. podczas III plenarnego synodu biskupów w Baltimore, z tą różnicą, że utrzymał on instytucję trustees. Istnieli oni w okre-

76 Por. Wstęp, w: Listy emigrantów z Brazylii i Stanów Zjednoczonych 1890–1891 (2012), do druku podali, wstępem opatrzyli W. Kula, N. Assorodobraj-Kula, M. Kula, II wyd., Warszawa, , s. 101–103. 77 Chicago Oral History Project, Chicago Historical Society, Chicago, CIS-049, fold 5–6, s. 6. Kościół, etniczność, demokratyzacja – parafi e polonijne w USA (1854–1930) 29 sie kolonialnym, a w nowych okolicznościach po wojnie secesyjnej trusteeism odrodził się, choć hierarchia niekoniecznie była mu przychylna78. Świeckich parafi an dopuszczono ofi cjalnie do współudziału w zarządzaniu parafi ą, z pew- nymi wszakże zastrzeżeniami. Prawo dotyczyło możliwości wglądu w księgi fi nansowe i politykę pieniężną księdza proboszcza. Historyk Patrick Carey wiązał to z doświadczeniami wczesnej Republiki. David Gerber – pisząc o Niemcach – raczej z doświadczeniami przywiezionymi ze starego kraju79. Podobnie suge- rował wybitny historyk amerykański Timothy Smith. Choć więc Polacy w USA nie stworzyli samego problemu, rozognili go znacznie. Ich spory z biskupami katolickimi stały się trwałym elementem pejzażu amerykańskiego katolicyzmu. Prawo własności, kwestionowanie ścisłego nadzoru biskupa, wpływu na obsadę parafi i to najczęściej kontestowane elementy obowiązujących w Ameryce zasad. A przy tym parafi anie zadziwiająco szybko uczyli się działań wzorowanych na obowiązujących w kościołach protestanckich, nie chcieli też pozbywać się doświadczenia aktywności świeckich w kościele, które występowały w Euro- pie. W Polsce – można tu przypomnieć – zauważano wówczas antykleryka- lizm galicyjskich chłopów, chłopskich partii, konfl ikty z biskupem tarnowskim Wałęgą. W Ameryce otaczająca kultura protestancka odgrywała dodatkową rolę, wzmacniając u parafi an poczucie własnej siły80. Imigranci domagali się przeto demokratyzacji struktur kościelnych oraz równości w obrębie Kościoła dla swej kultury i etniczności. T. Smith nazwał proces migracji „doświadczeniem teologizacyjnym”, a mówił o rozwijaniu przez świeckich parafi an aktywności

78 W. Galush, For More Then Bread…, s. 70–71, 78, 82. 79 P. Carey (1978), The Laity’s Understanding of the Trustee System, 1785–1855, „The Catholic Historical Review”, July; D. Gerber (1982), Modernity in the Service of Tradition: Ca- tholic Lay Trustees at Buffalo’s St. Louis Church and the Transformation of European Communal Traditions,1829–1855, „Journal of Social History”, vol. 15, nr 4, s. 655–684; B. Leś, Kościół w pro- cesie…, s. 89–90. 80 T. Smith, Religion and Ethnicity…, s. 1158–1159; T. L. Smith (1971), Lay Initiative in the Religious Life of American Immigrants, 1880–1950, w: T. Hareven (ed.), Anonymoous Americans, Engelwood Cliffs; M. M. Stolarik (1972), Lay Initiative in American Slovak Parishes,1880–1930, „Records of the American Catholic Historical Society of Philadelphia”, vol. 83, s. 151–158; R. J. Vecoli, Prelates and Peasants…, s. 217–268; W. Galush (1977), Faith and Fatherland: Dimen- sions of Polish American Ethnoreligion, 1875–1975, w: R. M. Miller, T. D. Marzik (ed.), Immi- grants and Religion in Urban America, Philadelphia, s. 84–102; J. G. Alexander (1984), The Laity in the Church: Slovaks and the Catholic Church in pre-World War I Pittsburgh, „Church History”, vol. 53, nr 3, s. 364, 377–378; E. Turczynski (1972), Nationalism and Religion in Eastern Europe, „East European Quarterly”, vol. 5, s. 468–486; J. Barton (1975), Peasants and Strangers: Italians, Romanians and Slovaks in an American City, Cambridge, s. 27–47; J. Borkowski (1981), Chłopi polscy w dobie kapitalizmu, Warszawa, s. 77–78. 30 Adam Walaszek i domaganiu się własnych praw w obrębie struktur kościelnych81. Jeśli polskie komitety i inicjatywy, by stworzyć parafi ę, napotykały opór lokalnego biskupa, od lat dziewięćdziesiątych nauczono się używać argumentu możliwego odstęp- stwa. Starający się o powstanie kościoła w Hamtramck, Mich., przywoływali argument istnienia w diecezji niezależnych polskich kościołów82. Zdarzało się to wielekroć.

KOSZTY BUDOWY KOŚCIOŁA I UTRZYMANIA PARAFII

Zarówno budowa kościołów, jak i działalność parafi i wiązały się z niebaga- telnymi kosztami. Bywało tak również dlatego, że – jak wspomniałem – ambi- cją księży, a także parafi an było wznoszenie świątyń okazałych, wielkich, które przypominałyby im te znane ze starego kraju. Polonijne kościoły przez długi czas miały formę świątyń neoromańskich lub barokowych, ewentualnie neogo- tyckich83. Neoromański był kościół św. Stanisława w Pittsburghu, wzniesiony kosztem 100 tys. dolarów84. Przywołajmy przykład z dzielnicy Warszawa w Cleveland, Ohio. W 1883 r. biskup Richard Gilmour (1872–1891)85 miano- wał proboszczem parafi i św. Stanisława Biskupa i Męczennika ks. Antoniego Kolaszewskiego (w drukach i opracowaniach czasami pojawia się inna nieco wersja nazwiska: Kołaszewski)86. Rozpoczął się w ten sposób rozdział, który w dziejach Polonii pozostanie przykładem konfl iktu pomiędzy częścią parafi an, polskim księdzem i hierarchią kościelną. Incydent i konfl ikt był dramatyczny i długotrwały87. Ze względu na późniejsze wydarzenia informacje na temat

81 T. Smith, Religion and Ethnicity…, s. 1174–1179. 82 Korespondencja Komitetu budowy parafi i św. Stefana z lat 1914–1917, DAUS IX, Detroit, 89, s. 9–38. 83 W. Galush, For More Then Bread…, s. 153–154. 84 J. Bodnar, R. Simon, M. P. Weber (1982), Lives of Their Own. Blacks, Italians and Poles in Pittsburgh, 1900–1960, Urbana-Chicago: University of Illinois Press, s. 75–76. 85 P. J. Hallinah (1963), Richard Gilmour. Second Bishop of Cleveland, 1872–1891, praca dok- torska, Western Reserve University, Cleveland. 86 W. Kruszka, Historya…, vol. XII, s. 45. 87 H. Kubiak (1970), Polski Narodowy Kościół Katolicki w Stanach Zjednoczonych Ameryki w latach 1897–1965. Jego społeczne uwarunkowania i społeczne funkcje, Wrocław – Kraków: Od- dział PAN w Krakowie, Prace Komisji Socjologicznej, nr 18, s. 98; A. Brożek, Polonia…, s. 102–103; V. R. Greene, For God and Country…, s. 102–103, 114, 118, 119, 140; J. J. Parot, Polish Ca- tholics…; A. J. Kuzniewski (1980), Faith and Fatherland: The Polish Church War in Wisconsin 1896–1918, Notre Dame: University of Notre Dame Press; L. D. Orton, Polish Detroit…; E. Boy- lea, Father Kolasiński…; L. W. Tentler, Who is the Church?...; A. Walaszek, Światy…, s. 47–50; H. B. Leonard (1979), Ethnic Cleavage and Industrial Confl ict in Late 19th Century America: The Kościół, etniczność, demokratyzacja – parafi e polonijne w USA (1854–1930) 31 biografi i Kolaszewskiego przedstawiane przez jego adwersarzy bywają czę- sto nacechowane niechęcią, wręcz nienawiścią i pełne są pomówień. Ksiądz W. Kruszka i „Dziennik Chicagoski” na początku wieku „demaskowali” Kola- szewskiego jako Niemca. Nazywać miał się Rademacher. Jego rodzice prze- nieśli się do Łodzi, gdzie zmienić mieli nazwisko na Kolaszewscy88. W istocie Antoni F. Kolaszewski urodził się 5 września 1851 r. w Elżbietowie w zaborze rosyjskim i, mając osiem lat, wyemigrował z rodzicami do Ameryki. Ukończył franciszkański college w Teutopolis, Ill., i seminarium duchowne w Cleveland, gdzie uzyskał święcenia kapłańskie 1 lipca 1883 r.89. Przez najbliższe dziesięć lat, a nawet dłużej, ksiądz ten był prawdziwym przywódcą dzielnicy Warszawa. Jak wielu duchownych etnicznych owego czasu wykraczał poza rolę duchowego przywódcy90. Kolaszewski rozpoczął starania o wzniesienie kościoła. Najpierw zbudował plebanię i niewielki kościółek. „Ponieważ owego czasu napływ Pola- ków do Cleveland był ogromny i niemal wszyscy osiadli w pobliżu kościoła św. Stanisława, przeto kościół ten pierwotny, zbudowany na małą skalę, okazał się wnet za małym i nie mógł pomieścić licznej rzeszy wiernych”. Powiększono go zatem, a później Kolaszewski przystąpił do budowy nowej ceglano-kamiennej świątyni91. Od początku nieufnie do tej inicjatywy odnosił się biskup Cleveland R. Gilmour. Przestrzegał: „Zanim przejdę do dalszych rozważań na temat budowy waszego nowego kościoła, proszę łaskawie złożyć formalne podanie w sprawie budowy, tak jak wymaga tego statut diecezjalny”. Ten zaś stanowił, że „we wszystkich sprawach, w których pieniądze pochodzą z kongregacji, wymagana jest najpierw pisemna zgoda biskupa”92. Biskup w ogóle był raczej przeciwny wznoszeniu nowych kościołów. W 1882 r. pisał: „Ogromne brzemię budowania jest już za nami [...] teraz nasza energia poświęcona będzie kształceniu młodych ludzi i pracom duchownym z naszymi księżmi”93. Miał też spore zastrzeżenia

Cleveland Rolling Mill Company Strikes of 1882 and 1885, „Labor History”, vol. 4; C. Kaczynski (1998), „What Mean Ye By These Stones?” Cleveland’s Immaculate Heart of Mary Parish and the Construction of a Polish American Rhetoric, „Polish American Studies”, vol. LV, nr 2, s. 25. 88 W. Kruszka, Historya…, vol. XII, s. 51; V. R. Greene, For God…, s. 118 bez podania powo- du zawierza tej wersji; F. Bolek, Who’s Who…, s. 212 podaje nieco inną wersję biografi i, mówiąc np., że Kolaszewski urodził się w Łodzi. 89 Krótki biogram: Kolaszewski Anton Francis, w: D. D. Van Tassel, J. J. Grabowski (ed.) (1987), The Encyclopedia of Cleveland History, Bloomington-Indianopolis: Indiana University Press, s. 598; C. Kaczyński, ‘What Mean Ye…, s. 31. 90 H. B. Leonard, Ethnic Cleavage…, s. 540–541. 91 W. Kruszka, Historya…, vol. XII, s. 45. 92 Bp R. Gilmour do A. Kolaszewskiego, 25 VIII 1886 r., s. 544, 11 X 1886 r., Bishop Gilmour Letter Book (cyt. dalej BGLB), Archive of the Diocese of Cleveland, Cleveland, vol. F., s. 650. 93 Cyt. za: P. J. Hallinah, Richard Gilmour…, s. 159. 32 Adam Walaszek wobec sposobu uzyskiwania funduszy, nie życzył sobie pożyczek pobieranych od ludzi. Mimo to kontynuowano prace przy budowie kościoła94. Budynek poświęcił administrator diecezji ks. Boff. Kościół wzniesiony został w 1891 r., a był to obiekt ogromny. „Nasz kościół najpiękniejszy” chełpili się parafi anie, a warszawski dziennikarz Emil Habdank Dunikowski notował: „Kościół w stylu gotyckim jest wcale okazały, grzeszy tylko przesadą malowideł wnętrz”. Był to obiekt najokazalszy wśród kościołów stanu Ohio. Więcej, była to druga co do wielkości świątynia w całym kraju, po katedrze św. Patryka w Nowym Jorku95! Nic zatem dziwnego, że 8 czerwca 1892 r. długi parafi i wynosiły dokładnie 100453,38 dol.96. Aby choć w części pokryć koszty budowy, proboszcz chwy- tał się rozmaitych praktyk: parafi alne towarzystwa fundowały framugi okienne i drzwi do kościoła, sztandary, obrazy. Przede wszystkim jednak ks. Kolaszewski tradycyjnie odwoływał się do indywidualnych parafi an i wprowadzał opłaty za rozmaite posługi. W egzekwowaniu należności bywał przy tym bezwzględny. Parafi anie musieli podobno składać dwudziestopięciodolarowe datki. Proboszcz wprowadzał „bilety do spowiedzi” i żądał ich wykupu. Bez okazania wykupio- nego „biletu” nie dopuszczał do konfesjonału. „Ks. Kolaszewski żąda pieniędzy od każdego, kto przychodzi do spowiedzi. Niektórzy z moich podopiecznych są tak biedni, że nie mogą zapłacić ani centa. Z trudem się utrzymują. Wielu z nich od kilku miesięcy nie ma pracy i przychodzą do mnie płacząc i szlochając. Jak mógłbym ich nie wysłuchać? Tych, o których wiem, że mogą zapłacić i wesprzeć kościół wysyłam do Kolaszewskiego po bilety [do spowiedzi]. Nasi ludzie nie są bogaci tak jak Irlandczycy i Niemcy czy Czesi [...]. Jako ksiądz nie mogę być tak okrutny jak Kolaszewski. Wszystkie jego oskarżenia [wobec piszącego te słowa] są bezpodstawne. Ich powodem jest nienawiść do mnie i nienasycona żądza pieniędzy” tłumaczył biskupowi skłócony z proboszczem asystent w parafi i ks. F. Motulewski97.

94 Bp R. Gilmour do A. Kolaszewskiego, 6 XII 1887 r., BGLB, vol. F; G. Houck do Ko- laszewskiego, 28 III 1888 r., s. 71, 26 IV 1888 r., s. 131; Bp R. Gilmour do Kolaszewskiego, 18 XII 1888 r., s. 508, BGLB, vol. H; A. Kolaszewski do G. Houcka, 21 V 1891 r., BGLB, vol. J, s. 228; E. M. Hussey, The 1878 Financial…, s. 7–41. 95 W. Kruszka, Historya…, vol. XII, s. 43–46; „Kurier Clevelandski”, 9 VII 1891 r., s. 2; „Po- lak w Ameryce”, 27 V 1887 r., s. 2, 14 VI 1887 r., s. 2; E. H. Dunikowski (1893), Wśród Polonii w Ameryce. Druga seria ‘Listów z Ameryki’, Lwów, s. 104; J. H. Lackner (1977), Bishop Ignatius F. Horstmann and the Americanization of the Roman Catholic Church in the United States, praca doktorska, St. Louis: St. Louis University, ,s. 65. 96 Wykaz długów ciążących na parafi i św. Stanisława BM w Cleveland na dzień 8 czerwca 1892, (1893), Cleveland, s. 1–3. 97 Ks. F. Motulewski do bpa F. Horstmanna, 16 IV 1892 r., St. S., fold. 1892; Henry A. Schauffer (1889), Work among the Slavs. An Address Delivered at the Anniversary of the American Kościół, etniczność, demokratyzacja – parafi e polonijne w USA (1854–1930) 33

Podobne praktyki bywały zresztą wówczas w parafi ach etnicznych częste. W kościele św. Krzyża w Minneapolis ks. Franciszek Zbowski rozprowadzał nawet bilety wstępu na msze. Później ks. H. Jażdżewski wprowadził „bilety do spowiedzi”, przy czym nie ich istnienie, lecz wysokość wymaganej opłaty wzbudzała protesty98. Doprowadziło to długiego konfl iktu z biskupem, ale rów- nież z parafi anami, którzy zdali sobie sprawę z kosztów, jakie musieli ponosić. Księdzu Wilhelmowi Grutzy z Milwaukee zarzucano, że budując kościół św. Jozafata, wznosił sobie bazylikę. W istocie po wzniesieniu kościół był ogromny, jego kopuła była wówczas ponoć piątą co do wielkości na świecie, a do budowy wykorzystywano marmury sprowadzane z Carrary z Włoch. Dziś w rzeczy samej świątynia posiada status bazyliki. Po śmierci Grutzy jego następca odziedziczył astronomiczny jak na owe czasy dług wysokości 382 tys. dolarów! W. Kruszka szacował wręcz cały koszt budowy na sumę pół miliona dolarów. W 1908 dług ciążący na kościele wynosić miał 700 tys. dolarów! Jego spłata stanowiła nie- zwykle długą i skomplikowaną operację99. Koszty zaś znów pokrywać musieli parafi anie. Biskupi bowiem konsekwentnie odmawiali wsparcia. Datki nie były dobrowolne. W parafi ach istniały ustalone cenniki składek, opłaty ławkowe, kolekty, opłaty za posługi religijne, przychody z organizowanych imprez, zabaw itp. W kościele św. Krzyża w Minneapolis ławkowe wynosiło 5 dolarów rocznie. Specjalne opłaty wprowadzano niekiedy na utrzymanie szkół. Mniej- sze przychody uzyskiwano podczas zbiórek na tacę (a właściwie do koszyka). W 1908 r. polonijni parafi anie płacili na kościół średnio mniej więcej połowę robotniczej płacy tygodniowej. Wbrew temu, co wywodził J. Chałasiński, nie- koniecznie ofi ary te składano ochoczo100. Wielokrotnie pojawiały się oskarże- nia o „tyranię” ze strony księży101. Pensje księży wahały się od 600 do 1000 dolarów rocznie (roczne zarobki robotnika, w zależności od wykonywanej pracy, wahały się na początku wieku XX od 480 do 670 dolarów, więcej, bo do 720

Home Mission Society, New York, s. 8–9; „Wiara i Ojczyzna”, 21 I 1891 r., s. 43, 18 VI 1890 r., s. 393–394. 98 W. Galush, For More Then Bread…, s. 76, 116–117. 99 W. Kruszka, Historya…, vol. VIII, s. 10; A. J. Kuzniewski, Faith…, s. 41–42, 79–80; A. J. Kuzniewski, The Catholic…, s. 402. Z perspektywy stulecia dodać można, że w istocie ko- ścioły służyły zaledwie trzem pokoleniom. Dziś wiele z nich – jak w Chicago – są to świątynie służące innym grupom etnicznym – imigrantom z Meksyku. O zachowanie wielu z nich w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku toczono walki, niemniej procesy społeczne, de- mografi czne okazały się nieodwracalne. Dawne polonijne kościoły to dziś często po prostu obiekty zabytkowe, lecz oderwane od dawnego polonijnego kontekstu, który po prostu nie istnieje. 100 A. Brożek, Polonia…, s. 47; W. Galush, Both Polish…, s. 410; E. Kantowicz, Polish…, s. 221–222; W. Galush, For More Then Bread…, s. 81, 84–85. 101 W. Galush, Both Polish…, s. 424. 34 Adam Walaszek dolarów zarabiano w koksowniach). Prócz tego, w różnej wysokości, pobierali oni opłaty za udzielanie chrztów, ślubów, pogrzeby. W kościele św. Jana Kan- tego w Tremont w Cleveland ks. Doppke w 1911 r. z opłat takich uzyskał dla siebie 1310 dolarów dodatkowego dochodu, co przewyższało jego regularną pensję102.

OSOBOWOŚĆ I POGLĄDY KSIĘŻY

Inne przyczyny konfl iktów to wewnętrzne spory pomiędzy parafi anami a nie- akceptowanymi proboszczami lub pomiędzy samymi księżmi. Od osobowości księdza, jego taktu, znajomości języka, kultury, charakteru zależała atmosfera w parafi i i poziom autorytetu, jakim się cieszył. Rola księży w praktyce bywała zatem różna, zawsze jednak bardzo poważna, a często kluczowa dla rozwoju społeczności, wykraczająca daleko poza religijne posługi103. Wspomniany wyżej Antoni Kolaszewski z parafi i św. Stanisława z Cleveland, Ohio, od 1883 r. doradzał, poszukiwał pracy, wspierał ubogich, tłumaczył, negocjował kontrakty kupna, wysyłał do szkół dzieci, wykupywał zatrzymanych z policyjnego aresztu. Sam pisał: „pracuję w miejsce i za czterech księży, nie za jednego. Ja obsługuję więcej parafi an niż proboszcz w katedrze diecezjalnej, a po większej części jestem sam [...]. Biedacy z każdą troską przychodzą do mnie. Ja im jestem doradcą we wszystkich sprawach codziennych, kontraktorem, adwokatem, doktorem, ojcem, bratem, przyjacielem, a w niejednym wypadku nawet sędzią, ze wszystkimi spra- wami przychodzą do mnie”. „Jeśli mąż i żona się kłócą, przychodzą do mnie, bym ich rozsądził i tak wraca pokój. Jeśli dzieci sprzeciwiają się rodzicom, albo rodzice są okrutni, sprawa dociera do mnie i ja ją rozstrzygam”104. Dokładnie takie same słowa wypowiadał ks. Stanisław Nawrocki z Chicago, gdy twierdził, że nie tylko wykonuje posługi religijne, lecz jest także budowniczym, przedsię- biorcą budowlanym, bankierem, sędzią, nauczycielem, rachmistrzem, organiza-

102 W. Galush, For More Then Bread…, s. 85; A. Walaszek (1988), Polscy robotnicy, praca i związki zawodowe w Stanach Zjednoczonych Ameryki 1880–1922, Wrocław s. 36–37. 103 W. Galush, Both Polish…, s. 407. 104 A. Kolaszewski do bpa R. Gilmoura, 4 XI 1890 r., s. 1–6, oryginał w: ADC, St. S., fold. 1873–1892; tłumaczenie wg 75th Diamond Jubilee Immaculate Heart of Mary Church 1894–1969 (1969), Cleveland, s. 2; także „Polak w Ameryce”, 1 VI 1888 r., s. 2; D. W. Gallagher (1927), Different Nationalities in Cleveland. The Poles of Cleveland, „Cleveland News”, 23 XII 1927 r.; Pogadanka reportera, „Jutrzenka”, nr 40, 3 X. 1894 r., s. 4. Podobnie na temat księży pracujących w Chicago por. W. Galush, Both Polish…, s. 407. Kościół, etniczność, demokratyzacja – parafi e polonijne w USA (1854–1930) 35 torem105. Księża niewątpliwie współbudowali dzielnice i bywali orędownikami powstawania kolejnych polskich parafi i w mieście106. Początkowo nie budziło to wątpliwości, spotykało się z akceptacją i budowało ich autorytet. Ksiądz Lucjan Bójnowski (1868–1960), w Nowej Anglii niebagatelna postać, wg historyka D. Buczka najlepiej utożsamiał nowszą generację polskiego ducho- wieństwa. Bójnowski urodził się w Świeżbutowie w zaborze rosyjskim, w rodzi- nie drobnoszlacheckiej. W roku 1888 przybył do USA i wstąpił do seminarium w Detroit. Wyświęcono go w styczniu 1895 r. Posługiwać miał w New Britain, CT, z misją zbudowania kościoła. W społeczności zyskał ogromny mir. Parafi a z czasem rozrosła się do rozmiarów terytorialnie największej w całej diecezji Hartford. Drewniany pierwotnie kościół ksiądz zamienił na okazały, kamienny. Wzniósł budynki parafi alne, szkołę, sierociniec. Podobnie jak księża Dąbrow- ski czy Pitass, Bójnowski nie był zwolennikiem konfrontacji z amerykańską hierarchią katolicką. Droga, którą wybrał, była – jak pisał D. Buczek – drogą „pracy organicznej”. W New Britain stworzył ogromną posiadłość, którą nabył w imieniu parafi i. Mottem, które przyświecało jego pracy, było „praca, modlitwa, rywalizacja”. Polacy w Ameryce mieli wchodzić w związki małżeńskie jedy- nie pomiędzy sobą. „Ktokolwiek nie jest w Kościele, jest przeciw Kościołowi i Ojczyźnie” mawiał. Budowa tak wielkiej posiadłości – jak niektórzy mówili „surogatu diecezji” nie spotykała się jednak z akceptacją wszystkich. Ksiądz Bójnowski był przy tym jednym z najbardziej konserwatywnych pasterzy amerykańskiej Polonii. W parafi i rządził żelazną ręką, traktował ją „jak własne lenno”, ściśle nadzorując zachowania i życie parafi an. Zdecydowanie zwalczał „niezależnych”, przejawy ideologii socjalistycznych, również ZNP. A przy tym był zwolennikiem utrzymania przez Polonię języka, kultury, przeciwstawiał się zatem tendencjom amerykanizacyjnym, lecz akulturację uznawał do jakiegoś stopnia za pożądaną. Ponieważ władał autorytarnie w New Britain niezwykle długo, wybuch sprzeciwu przeciw niemu w 1927 r. nie mógł dziwić (por. niżej – była to rewolta nowego, bardziej już zamerykanizowanego i otwartego poko- lenia). Presja zbliżenia się do społeczeństwa i Kościoła amerykańskiego była widoczna107.

105 W. Galush, For More Then Bread…, s. 71. 106 A. Kolaszewski do bpa R. Gilmoura, 4 XI 1890 r., St. S., fi le 1873–1892; „Polonia w Ame- ryce” 1 XII 1898 r. 107 D. S. Buczek (1974), Immigrant Pastor. The Life of The Right Reverend Monsignor Lu- cjan Bójnowski of New Britain, Connecticut, Waterbury: Heminway Corp.; D. S. Buczek, Three Generations…; W. Kruszka, Historya…, vol. XIII, s. 140–142; A. J. Kuzniewski, The Catholic…, s. 405–406; S. Blejwas, St. Stanislaus…, s. 25. 36 Adam Walaszek

Księdza Szymona Pniaka z parafi i św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Utica, N.Y., nazywano „małym biskupem”, co nawiązywało do jego auto- rytarnych zachowań108. Z kolei jesienią 1877 r. parafi ę w Nanticoke objął ks. Ignacy Bonawentura Gramlewicz (ur. 31 lipca 1837 r. w Żerkowie w Poznań- skiem), postać, która okazała się dla tej części Pensylwanii niezwykle ważna. Parafi a, do której należeli również mieszkańcy innych okolicznych miejsco- wości, liczyć miała początkowo ok. 150 osób. Gramlewicz okazał się dobrym i sprawnym organizatorem. Do 1878 r. wierni modlili się w prowizorycznym, ale osobnym już, drewnianym domu. Właściwy budynek kościoła ukończono w 1888 r.109. W 1899 r. odwiedził Gramlewicza jezuita o. Jan Beigert i tak wspo- minał tę wizytę: „... ruszyliśmy do Nanticoke, gdzie proboszczem jest przezacny ks. Gramlewicz, patriarcha tamtejszych księży polskich... Staruszek ten pracuje bardzo gorliwie i trzyma lud w ryzach, czego dowodem ogon krowi, jaki mu przed laty złośliwi parafi anie przysłali, a który do dziś dnia wisi zasuszony w jego kancelarii parafi alnej”110. A zatem, jak w tylu innych przypadkach oka- zało się, że sytuacja w parafi i nie była idylliczna. W liberalnej i antyklerykalnej „Ameryce Echo” pisano: „Niestety, duma księdza proboszcza zamiast się roz- wijać w szlachetnym kierunku i stawać się bodźcem do dalszej pracy, poszła na opak i na kartach tak pięknie zaczętej historii z kolei zaczęła wypisywać rzeczy wcale nie przynoszące nam sławy […] Póki [Gramlewicz] był bied- nym kapłanem, kapłanem był wzorowym, zaledwie sobie sutannę podwatował dobrze dolarami, charakter wzorowego kapłana od razu uległ zmianie [...] stał się opryskliwym, nieprzystępnym, szorstkim i bezprzykładnie nietolerancyj- nym”. Odmawiał „masonom”, „odszczepieńcom”, „antychrystom” sakramentów i religijnych posług, np. pogrzebów, gromił oponentów z ambony i na łamach pisma „Przegląd”. Parafi anie polemizowali z jego zarzutami i oskarżeniami, ale ks. Gramlewicz miał być nieustępliwy, „widział wszędzie tylko herezję i Sodomę”. Andrzej Koliński jednoznacznie wiązał narastający konfl ikt z pojawieniem się w Wilkes-Barre i Nanticoke grup Związku Narodowego Polskiego111. Gramlewicz czynnie wystąpił w długotrwałym sporze ideologicz- nym obozu klerykalnego i świecko-narodowego (ZNP). Nawet niechętny ZNP W. Kruszka przyznawał, że Gramlewicz prowadził ze związkowcami zapiekłą,

108 W. Galush, For More Then Bread…, s. 72. 109 A. Koliński, Polacy w powiecie Luzerne, „Ameryka Echo”, nr 20, 14 V 1904 r., s. 5; W. Kruszka, Historya…, vol. XII, s. 86–88; V. R. Greene, For God…, s. 32–33; F. Bolek, Who…, s. 142; Z notatnika i korespondencji O. Wł. Sebastiańskiego, w: L. Grzebień (opr.), op. cit., s. 121. 110 List Ojca Jana Beigerta SJ, w: L. Grzebień (opr.), op. cit., s. 137. 111 A. Koliński, Polacy w powiecie Luzerne, Pa., „Ameryka Echo”, nr 21, 21 V 1904 r., s. 6. Kościół, etniczność, demokratyzacja – parafi e polonijne w USA (1854–1930) 37

„ustawiczną wojnę”. Pamiętajmy, że górniczy region antracytu był politycznie dość zradykalizowany! Konfl ikt księdza z lokalnymi członkami ZNP doprowa- dził więc do kryzysu w parafi i, a szerzej w społeczności lokalnej. Paradoksal- nie dowód to na pewne ustabilizowanie grupy polonijnej w Nanticoke, skoro w jej łonie zaczęto się spierać o kształt społeczności, a niektórzy imigranci zaczęli wypowiadać własne zdania. Był to, przypomnijmy, czas, w którym do podobnych napięć (i z analogicznych powodów) dochodziło i w innych skupiskach polonijnych. W 1895 r. w Cleveland część członków opuściła ZNP, formując Związek Polaków w stanie Ohio, a uczynili to w proteście przeciw dominacji działaczy z Chicago oraz przeciw ideologicznemu liberalizmowi ZNP i otwarciu szeregów związkowych dla lewicy112. W małych, jakże licznych, ośrodkach i niewielkich rozproszonych parafi ach księża mieli niewielki kontakt ze światem zewnętrznym. Żyli raczej w zamknię- tym polonijnym świecie, który kształtowali i od którego zależeli. Stąd też nieba- gatelna rola tzw. „misji” – objazdów organizowanych przez różnych duchownych i zakony, którzy docierali do polonijnych dzielnic i przez pewien czas nauczali, wspomagali proboszczów udzielaniem sakramentów113. Zmieniło się to w okre- sie międzywojennym, gdy dominować zaczęli kapłani już wychowani i wyedu- kowani w Ameryce. Ta nowa generacja kapłanów nie tylko starała się wchodzić w kontakty ze środowiskiem zewnętrznym i kontakty takie inspirowała, lecz także uczyła się nowych „reguł gry” dla osiągania własnych i parafi alnych celów114. Postawy księży mogły i w wielu momentach istotnie wywoływały sprzeciw. W Plymouth, Pa., przez pewien czas prowadził parafi ę ks. Mikołaj Tomkiewicz. Niechętny mu dziennikarz A. Koliński pisał: „Był chciwy, nieprzystępny, gbu- rowaty”. Podobnie wypowiadali się później i inni komentatorzy115. W 1899 r. proboszczem został z kolei ks. Smeltz (wg Kruszki Smełsz, ur. pod Bydgosz- czą w 1870 r.). Tego proboszcza Koliński również charakteryzował z niechęcią: „Jest łakomy, nieuczynny, zwadliwy, nietolerancyjny i do tego wszystkiego mało w nim widać polskiego ducha”116. Zrewoltowani parafi anie z Wilkes Barre w Pensylwanii pisali o swoim księdzu T. Klonowskim: „trzyma z biskupem”,

112 A. Walaszek, Światy…, s. 42–43. 113 W. Galush, For More Then Bread…, s. 72, 74; na temat sprawozdań z tych wizytacji jezu- itów por. L. Grzebień (opr.), Burzliwe lata…. 114 W. Galush, For More Then Bread…, s. 155–157. 115 Alegat 1898–1973, rocznica Polsko Narodowo Katolickiego Kościoła Dobrego Pasterza Plymouth, Pa. (1973), Plymouth, s. 17. 116 A. Koliński, Polacy w powiecie Luzerne, Pa, „Ameryka Echo”, nr 23, 4 VI 1904 r., s. 6; W. Kruszka, op. cit., t. XII, s. 91–92; V. R. Greene, For God…, s. 148. 38 Adam Walaszek

„...nie wypełnia obowiązków parafi alnych. Umierają ludzie bez spowiedzi i sakramentów świętych”. Domagał się bowiem za ich udzielanie opłat – najpierw 15, później 5 dolarów za spowiedź. Ksiądz przeciwko buntowniczym parafi anom sprowadzał policję, bo „się boi, aby go nie nabili parafi anie”. Józef Albrecht (w dokumentach pojawia się także jako Albrycht) w imieniu licznych zrewolto- wanych parafi an wielokrotnie pisał do biskupa Scranton Williama M. O’Hary, a także, co dowodziło zdesperowania dysydentów, do delegata apostolskiego w Waszyngtonie, arcybiskupa Francesca Satollego. Do Prefekta Kongregacji Wiary w Rzymie pisał 24 sierpnia 1895 r. w imieniu 537 parafi an, przypominając, że już od 1893 r. bezskutecznie parafi anie zwracali się do delegata apostolskiego w Waszyngtonie o „uwolnienie” ich od proboszcza Klonowskiego. Delegacje parafi alne jeździły do Waszyngtonu, stukając do rozmaitych drzwi. W 1895 r. pojawiły się nawet groźby: „...ksiądz Klonowski tylko się śmieje i mówi, że ks. Biskup się nie boi, a Rzym mu nic nie zrobi. My dziad z dziada jesteśmy katolikami i pod niezależny kościół szyzmatycki nie żądamy należeć”. W czasie konfl iktu z parafi anami ks. Klonowski odmawiał słuchania spowiedzi, nie udzie- lał chrztów dzieciom osób z wrogiego mu komitetu parafi alnego. Zadziwiająca z punktu widzenia późniejszych wydarzeń uwaga pada dalej: „Księże Biskupie, daj księdza T. Gramlewicza do parafi i Wilkes-Barre, a księdza Klonowskiego do Nanticoke parafi i, a będziesz miał świętą spokojność”117. Niektórym kapłanom zarzucano niemoralne prowadzenie. W 1913 r. podczas słuchania spowiedzi w kościele św. Kazimierza ks. Henryk Jażdżewski został zaatakowany przez Angelę Dudzik, którą miał molestować seksualnie. Poszkodowana strzelała do niego. Niektóre z zarzutów mogły być prawdziwe, inne zapewne wyssane z palca118. W korespondencjach dotyczących parafi i pojawiała się także inna, interesująca nuta, rzucająca światło na przyczyny parafi alnych antagonizmów. W Wilkes Barre, Pa., 3/4 parafi an wywodziło się z Galicji, 1/4 z zaboru pruskiego i listy podkreślały te podziały. Ks. Klonowski także pochodził z zaboru pruskiego – dla protestujących Galicjan było to jedno ze źródeł konfl iktu i sporu. Najwyraź- niej pod koniec wieku w skupiskach polonijnych w Ameryce różnice regionalne wciąż odgrywały dużą rolę119. Także Bolesław Gebert – uważny, choć w kwe- stiach religii i kościoła wybiórczy świadek – we wspomnieniach notował, że jeszcze w 1912 r. polskie kościoły w Nanticoke nosiły wyraźne ślady podziałów

117 J. Albrecht/Albrycht [?] do bpa Scranton W. M. O’Hary, 27 XII 1889 r., APF, Nuova Seria, 329, s. 515; jw. do Delegata Apostolskiego b. d. [1894], s. 526; Delegat Apostolski do J. Albrechta, 13 II 1894 r., s. 531. i nast. 532–554. 118 W. Galush, For More Then Bread…, s. 113, 117–118, 121. 119 J. Albrycht do Kardynała Prefekta Wiary, 24 VIII 1895 r., APF, Nuova Seria, 329, s. 508–510; tenże do jw., b. d., tamże, s. 512–513. Kościół, etniczność, demokratyzacja – parafi e polonijne w USA (1854–1930) 39 zaborowych. Kościół św. Stanisława skupiał przybyszów z Poznańskiego, kościół św. Trójcy z Królestwa, a najuboższy i powstały później Matki Boskiej Często- chowskiej wzniesiony był głównie przez przybyszów z Galicji120. W parafi i św. Krzyża w Minneapolis Polacy mieszkali przy Chenanga Ave. (dziś Lincoln Ave.), którą zwano Prussian Ave. oraz przy Whitesboro Ave., potocznie nazywanej Galicja121. Niewątpliwie w skali lokalnej księża, tak jak ks. W. Barzyński w Chicago, ks. J. Pitass w Buffalo lub L. Gramlewicz, byli przywódcami o silnych osobowo- ściach122. W wyniku narastającego konfl iktu z ks. Gramlewiczem część parafi an postanowiła w 1894 r. założyć parafi ę nową. Władze biskupie wyraziły zgodę na jej powstanie w 1895 r. i 29 maja położono kamień węgielny pod budowę nowej świątyni. Podobno z rekomendacji ks. Gramlewicza, ze Scranton, gdzie pracował jako asystent w parafi i Najświętszego Serca prowadzonej przez Richarda Austa, przybył do Nanticoke ks. Franciszek Hodur (1866 ur. w Galicji – zm. Scranton, Pa. 1953), obejmując – jak się okazało na półtora roku – nowo powstałą parafi ę św. Trójcy. Jednakże, gdy w 1895 r. w Scranton w parafi i Najświętszego Jezusa i Marii wybuchł bunt przeciw jej proboszczowi Richardowi Austowi, śląskiemu Niemcowi, kiepsko mówiącemu po polsku, niezadowoleni polonijni parafi anie zwrócili się do ks. Hodura (znali go również z działalności społecznej wśród Polonii). Hodur powrócił do Scranton, co dało w dalszym rozrachunku początek dramatycznym i znanym wydarzeniom oraz powstaniu Polskiego Narodowego Kościoła Katolickiego w Ameryce (PNKK)123. Paleta sytuacji zapalnych w parafi ach była szeroka. Rywalizacja pomiędzy samymi księżmi zakonnymi a świeckimi występowała także. W parafi i św. Stani- sława w Cleveland po dramatycznym konfl ikcie ks. Kolaszewskiego z biskupem, proboszczem został ks. B. Rosiński 7 czerwca 1892 r. Po pierwszym burzliwym okresie walk pomiędzy „barabaszami” a „rzymianami” on jednak również stał się przedmiotem ataków parafi an. Oczywiście najtrudniejszym zadaniem, które czekało nowego proboszcza, była stopniowa spłata długów ciążących na kościele i posesji. Asystenci proboszcza skarżyli się biskupowi Horstmannowi, ten wyzna- wał jednak: „znając charakter Polaków odkładałem te listy na bok”. Ksiądz miał ogromny kłopot ze spłatą ciążącego na parafi i długu. Jednocześnie oskarżano go o defraudacje, podpisywanie czeków bez pokrycia (sam twierdził, że uczynił to

120 B. Gebert (1982), Z Tykocina za ocean, Warszawa, s. 16–17. 121 W. Galush, For More Then Bread…, s. 79–80. 122 W. Kruszka, op. cit., vol. XII, s. 89, 110; V. R. Greene, For God…, s. 112. 123 H. Kubiak, Polski Narodowy…, s. 112–113; J. Wieczerzak (1983), Bishop Francis Hodur and Socialists Associations and Dissasociations, „Polish American Studies”, vol. XL, nr 2, s. 8, 10. 40 Adam Walaszek raz pod przymusem, gdy porwano go w sierpniu 1905 r.; jakiś napad w istocie miał miejsce, gdyż skazano część sprawców, lecz część sprawy pozostawała nie- jasna). Niesnaski w parafi i sprawiły, że biskup Horstmann poprosił proboszcza o opuszczenie parafi i 11 marca 1906 r. Przejęli ją księża franciszkanie (reformaci) z St. Louis, z którymi podpisano stosowną umowę. Znać mieli język polski, sło- wacki i czeski. Prowadzili – notował nieco później jezuita Alojzy Warol – „swoje dzieło z wielkim ukontentowaniem parafi an, a z nieukontentowaniem niezależ- nego predykanta Kolaszewskiego, osiadłego pod ich bokiem, któremu powoli egzystencję podcinają”124. W lipcu 1906 r. Rosiński zażądał jednak nowego mia- nowania. Twierdził, że bp Horstmann miał mu zaoferować parafi ę św. Kazimierza lub św. Jadwigi w Toledo, do czego nie doszło. Protestował w listach do delegata apostolskiego. Sprawiedliwości szukał w sądzie. Choć stosunki z biskupem Horst- mannem się poprawiły, ten jednak nadal – pisał rozgoryczony Rosiński – zwodził go. Biskup proponował Rosińskiemu parafi ę w Grafton lub w Toledo, ten ostatni żądał jednak znacznie bardziej intratnych fi nansowo i bogatszych parafi i125. Do żalów dołączyło się wprost żądanie fi nansowe – Rosiński utrzymywał, że die- cezja powinna mu wypłacić 3282,83 dol. zaległej pensji. Groził procesem126. W dialog włączył się ks. Teobald Kałamaja, z parafi i św. Stanisława Biskupa i Męczennika, przedstawiając delegatowi apostolskiemu Rosińskiego jako „kłamcę i intryganta”, podburzającego parafi an przeciw administrującym parafi ą o. franciszkanom127. Listy od oddolnie sformowanego komitetu parafi alnego na rzecz przywrócenia Rosińskiego w istocie docierały do władz kościelnych128. Obawy parafi an rozwiała deklaracja biskupa z 30 kwietnia, że franciszkanie nie staną się „właścicielami majątku parafi alnego ani też nie zamierzają przywłasz- czyć sobie tenże kiedykolwiek w jakikolwiek sposób, objęli tylko na wieczne czasy duszpasterstwo w tejże parafi i, na życzenie biskupa”. „Ponieważ parafi a św. Stanisława B. M. w Cleveland, Ohio aczkolwiek jest rzymskokatolicka i takowa chce na zawsze pozostać składa się wyłącznie z parafi an narodowości polskiej,

124 Pamiętniki i listy O. Alojzego Warola SJ, w: L. Grzebień (opr.), Burzliwe lata…, s. 194. 125 Bp Horstmann do B. Rosińskiego, 11 III 1906 r., s. 9–11; B. Rosiński do bpa Horstmanna, 7 VII 1906 r., 30 VIII 1906 r., 11 IX 1906 r., s. 12; Bp Horstman do bpa D. Falconia, 6 IV 1907 r., s. 18–23, B. Rosiński do bpa D. Falconia, 5 III 1907 r., s 3–5; B. Rosiński do bpa D. Falconia, 5 V 1907 r., s. 4–7, DAUS IX, Cleveland, fold. 98. 126 B. Rosiński do bpa Horstmanna, 11 IX 1906 r., s. 12, DAUS IX, Cleveland, fold. 98. 127 T. Kałamaja do bpa D. Falconia, 21 III 1907 r., DAUS IX, Cleveland, fold. 98, s. 15–17. 128 Komitet parafi alny do bpa D. Falconia, 9 IV 1907 r., Komitet parafi alny do bpa Horstman- na 27 XII 1906 r., DAUS IX, Cleveland, fold. 98, s. 27–31. Bp Horstmann do bpa D. Falconia, 18 VI 1906 r., s. 55; parafi anie z parafi i św. Jadwigi w Toledo, Ohio 8 VIII 1907 r., s. 58–59, DAUS, IX, Cleveland, fold. 98. Kościół, etniczność, demokratyzacja – parafi e polonijne w USA (1854–1930) 41 przeto oo. franciszkanie pozwalają na ten fakt, starać się będą wszelkimi siłami, aby prawa tejże narodowości pozostawały nienaruszone. Owszem pracować będą żeby ducha polskiego rozwijać i krzepić pośród tych parafi an, a dalekie są od nich wszelkie myśli niemczenia lub amerykanizowania tychże w przyszłości”129. Nie znaczy to, by konfl ikty zanikły. Odezwały się znów w 1911 r., gdy ludzie byli „wzburzeni nabożeństwami prowadzonymi przez księży. Ich słaba znajomość polskiego sprawia, że ojcowie nie znają nauk kościoła i nie są w stanie nauk kościoła jasno przekazać po polsku ani dorosłym, ani dzieciom”130. Wśród kapłanów, którzy przybywali do Ameryki z ziem polskich, wielu docierało bez właściwej aprobaty zwierzchników. Niektórzy poszukiwali wręcz w Ameryce schronienia lub widzieli ją jako miejsce łatwej „kariery”, w starym kraju niemożliwej. Przypadek taki stanowił przyjazd ks. Edwarda Umińskiego z diecezji płockiej. Dotarł on do parafi i Najświętszego Serca Jezusa w New Britain, CT. Przybył bez zaproszenia proboszcza ks. L. Bójnowskiego czy też biskupa Hartford Michaela Tierneya. Pochodził z powiatu łomżyńskiego, a z zaboru rosyjskiego uciekać miał przed prześladowaniami carskiej policji. Ponieważ w New Britain żyło już sporo imigrantów z łomżyńskiego, fakt ten zadecydował o tym, że tam właśnie się udał. W parafi i od kilku lat trwały pewne wewnętrzne napięcia (niezadowolonym przewodzili przedstawiciele polonijnej klasy średniej). Ksiądz Umiński, podobno o ujmującej osobowości, nawiązał kontakt z grupą malkontentów parafi alnych. Przekonano go, że może zastąpić ks. L. Bójnowskiego. Do konfrontacji doszło już miesiąc po jego przybyciu do Connecticut. tłum niezadowolonych zaatakował 11 sierpnia plebanię w obronie Umińskiego, chociaż awantura oparta była na nieporozumieniu, bowiem ani proboszcz ani biskup nie zamierzali wikarego odsyłać. Niemniej w jej wyniku Bójnowski w istocie zdecydował się oddalić księdza, na co uzyskał aprobatę biskupa131. Konsekwencje „afery Umińskiego” był jednak dalsze i głębsze. Zadecydowały o nieufności i niechęci biskupa do księży wywodzących się z Pol- ski. Nie chciał ich w diecezji zatrudniać. Wysyłał natomiast do Polski na studia kleryków irlandzkiego pochodzenia, po to, by oni właśnie podejmowali pracę w parafi ach polonijnych132.

129 Chronica Parochiae et residentiae St. Stanislai, s. 1–3, Cleveland, 30 April 1906, WHRS, St. Stanislaus Church Records, cont. 1, fold. 1. 130 W Zdubski do bpa J. Farrelly’ego, 1911, St. S., fold. 1909–1920; W. Krzycki do Rev. T. O’Reilly, 1 VI 1912 r., St. S., fold. 1909–1912; Komitet parafi alny do bpa J. Farrelly’ego 16 II 1912 r., 23 I 1912 r., St. Casimir Parish Papers, ADC, fold. 1909–1920. 131 D. S. Buczek, Immigrant Pastor…, s. 26–34. 132 D. S. Buczek, Equality of Right…, s. 15; D. A. Liptak (1982), The Bishops of Hartford and Polish Immigrant Clergy, w: Pastor of the Poles…, s. 52–54. 42 Adam Walaszek

„NIEZALEŻNI”

Faza pierwsza dziejów kościelnych placówek polonijnych trwała do 1897 r. Cechowały ją żywiołowe reakcje i protesty w parafi ach, miały wszakże charakter przejściowy. W fazie następnej jednak żywiołowy ruch stał się zorganizowany wraz z powstaniem PNKK. Polonijną społeczność odróżniało to od innych grup etnicznych. Nigdzie indziej nie powstała trwała nowa struktura kościelna. Lista rebelii, buntów, konfl iktów była, jak wspominałem, długa. H. Kubiak i A. Brożek wymieniają jako pierwszą parafi ę, w której do tego doszło, miejscowość Poland Corner, Wisc., 1870–1874 r.133. Jednym z głośniejszych takich epizodów były wydarzenia we wspomnianej wyżej parafi i św. Stanisława Biskupa i Męczen- nika w Cleveland. Gdy minęła euforia po wzniesieniu budowli, wysokość długu i sposób zbierania pieniędzy budziły coraz większy niepokój i sprzeciw wielu parafi an134. Opozycję wobec proboszcza dość wyraźnie popierał wikary ks. Motulewski. Zadłużenie parafi i zatrważało władze diecezji i nowo miano- wanego w 1891 r. biskupa I. F. Horstmanna135. Pisał on: „Jeśli parafi a upadnie zanim jej dług zostanie zmniejszony przynajmniej do 60.000 dolarów, dojdzie do ogromnego skandalu, jakiego dotąd nie było w diecezji”136. Do zarzutów dotyczących złej fi nansowej polityki oraz nadmiernego obciążania parafi an doszły oskarżenia o złe prowadzenie się księdza. Jeszcze biskup R. Gilmour w 1888 r. wszczął dochodzenie w sprawie podobnych zarzutów, bp Horstmann je kontynuował. Ostatecznie skłonił Kolaszewskiego do opuszczenia parafi i. Ten zrezygnował z probostwa i wyjechał do Syracuse, gdzie stworzył parafi ę Naj- świętszego Serca Jezusa. W Cleveland nowym proboszczem został 7 czerwca 1892 r. wspomniany wyżej ks. Benedykt Rosiński137, który jako emigrant ukończył seminarium w Cleveland i został wyświęcony w 1887 r. Był wikarym w niemieckiej parafi i w Sandusky, Ohio, i później proboszczem w kościele św. Wojciecha w Berei. Zyskać tam miał szacunek ludzi, udało mu się zakończyć

133 H. Kubiak, Polski Narodowy…, s, 97; A. Brożek, Polonia…, s. 102; W. Galush, For More Then Bread…, s. 113; A. J. Kuzniewski, Faith and Fatherland…, s. 24–25. 134 List protestujących parafi an do bpa Horstmanna, b. d., St. S., fold. 1892. 135 S. Lewandowski do bpa F. Horstmanna, 25 III 1892 r., St. S., fold. 1892; F. M. Boff do A. Kolaszewskiego, 30 VI 1891 r., Bishop Horstmann Letter Book, ADC (dalej cyt. FHLB), PG 802, s. 802; Bp Horstmann do A. Kolaszewskiego, 22 III 1892 r., FHLB, vol. 7, s. 612; J. H. Lackner, Bishop…, s. 70. 136 Bp F. Horstmann do abpa F. Satollego, 26 VI 1894 r., FHLB, vol. M, s. 605; „Cleveland Plain Dealer”, 15 VI 1892 r.. 137 Rosiński urodził się w Poznańskiem, święcenia uzyskał w Cleveland – W. Kruszka, Histo- rya…, vol. 12, s. 46–47. Kościół, etniczność, demokratyzacja – parafi e polonijne w USA (1854–1930) 43 waśnie w parafi i i rozbudować ją138. W Cleveland, w dzielnicy Warszawa, część parafi an przyjęła decyzję biskupa z ulgą, uznając władzę biskupa. Jednakże już w następnym roku część parafi an jawnie wystąpiła przeciw nowemu probosz- czowi. Zwolennicy Kolaszewskiego w akcie buntu odmawiali uczęszczania do kościoła i nie poddali się decyzji biskupa. Już kilka dni po ustąpieniu Kolaszew- skiego rozpoczęły się demonstracje. Parafi anki wzbraniały wejścia do kościoła ks. Rosińskiemu. Oblegano dom proboszcza. Rosiński starał się uspokajać para- fi an, podobnie jak biskup Horstmann, który przybył nawet do dzielnicy. Czterna- stego czerwca wydawało się, że po ostrzeżeniach biskupa do wzburzonej dzielnicy powróci spokój. Ksiądz Rosiński odprawiał mszę św. Biskup Horstmann starał się tłum uspokoić i przekonać wiernych do nowego proboszcza139. Daremnie. Zwolennicy Kolaszewskiego dowodzili: „My tu bossa ani burzyciela nie chcemy! Myśmy składali nasze ciężko zapracowane pieniądze, za które kościół wystawi- liśmy. Chcemy tu mieć dobrego kapłana, aby ludzi nauczył, aby miał wszyst- kich w równym poszanowaniu i zgodzie”140. Wyłonił się komitet, który żądał od biskupa: „[niech] nam odda na powrót, czyli wróci zapis na kościół i inne budynki, jako będące własnością parafi i św. Stanisława BM”. Biskup komitetu przyjąć nie chciał, miał jego członków znieważyć. W imieniu grupy agresywnie występował redagowany przez M. A. Chrostowskiego141 tygodnik „Jutrzenka”. Urządzano wiece, a spotkania były burzliwe142. „Dla tej parafi i nastąpiły czasy przejść trudnych, różnych burd i zawiei, wywołanych niespokojnym duchem ks. Kolaszewskiego. Parafi a św. Stanisława była wtedy podobną do drzewa miota- nego szalonym wichrem; gięły się konary, łamały się gałęzie, odpadały pożół- kłe liście, ale pień parafi i mimo to pozostawał niewzruszony” – pisał później W. Kruszka143. Zwolennicy księdza Kolaszewskiego pisali do biskupa Cleveland oraz do Delegatury Apostolskiej w Waszyngtonie, domagając się zmiany decyzji. Ich „dawny ukochany proboszcz” zbudował kościół, dwie szkoły i choć pozo-

138 Ks. Benedykt Rosiński, „Jutrzenka”, nr 19, 20 IX 1893 r., s. 1; C. Kaczynski, What Mean…, s. 35. 139 Prelate and People. The Bishop warns St. Stanislaus Parishioners, „Cleveland Plain Dealer”, 15 VI 1892 r.; C. Kaczynski, What Mean…, s. 35–37. 140 Korespondencja…, „Jutrzenka” (Cleveland), nr 29, 27 XII 1893 r., s. 1, 2. 141 Dziennikarz, pisarz, dramaturg, anarchizujący autor, zob. K. Majewski, Traitors…, s. 42, 76, 94–95, 156; A. Walaszek, Światy…, s. 63. 142 „Jutrzenka”, 20 IX 1893 r., s. 1, 16 I 1894 r., s. 2, 31 I 1894 r., s. 4, 21 III 1894 r., s. 4, 14 II 1894 r., s. 4, 1 IV 1894 r., s. 4, 11 IV 1894 r., s. 1; „Przegląd Emigracyjny”, 15 IV 1894 r., s. 81. 143 W. Kruszka, Historya…, vol. XII, s. 46. 44 Adam Walaszek stawił długi, to jednak jego następca okazał się despotą, dowodzili. Rosiński – pisano dalej – ranił parafi an, bezustannie krytykując zasługi i zachowania Kolaszewskiego. Namawiać miał kobiety, by fałszywie oskarżały dawnego pro- boszcza o gwałty. Rosiński planować miał pobicie Kolaszewskiego, namawiać do podłożenia bomby pod domem Kolaszewskiego. Oskarżano go również o pijaństwo, uwodzenie żonatych parafi anek jeszcze w Berei, a później w para- fi i św. Stanisława. W czasie spowiedzi Rosiński pytać miał ludzi, po której opowiadają się stronie w konfl ikcie w parafi i i od tego uzależniał rozgrzesze- nie. Podczas publicznych spotkań biskupa Horstmanna porównywano do „cara ruskiego”144. Bardziej poważne pisma wysyłali do biskupa Satollego świeccy przywódcy dzielnicy Warszawa – P. Knioła i F. Lewandowski, domagając się zmian w para- fi i i krytykując, choć spokojniej, nowych księży145. Ksiądz Rosiński bronił się, oskarżając przedstawicieli polonijnej klasy średniej o podsycanie niepokojów w parafi i146. Początkowo z Syracuse Kolaszewski odcinał się od tych awan- tur: „Nie mogę być obwiniany za dawne i aktualne niepokoje. Obciążają one sumienie księdza Rosińskiego”147. Kolaszewski pisywał jednak także do swo- ich zwolenników, polecając im jako przywódcę M. A. Chrostowskiego: „macie w nim teraz dzielnego wodza”. Buntownicy chcieli aresztowania księdza Rosiń- skiego, a M. A. Chrostowski organizował spotkania w sprawie budowy nowego kościoła148. „Partia” Rosińskiego przekazywała z kolei biskupowi zaprzysiężone zeznania, dowodzące, że ten kapłan nigdy nie wyrażał się źle o Kolaszew- skim149. Pewna grupa zarzucała Kolaszewskiemu kontakty z niezależnym pol- skim proboszczem z Detroit, ks. Dominikiem Kolasińskim. Kolaszewski miał go

144 List do abpa F. Satollego, 9 V 1893 r., DAUS IX, Cleveland, fold. 3/1, s. 1; B. Rosiński do abpa F. Satollego, 15 V 1894 r., tamże; Z życia ks. Rosińskiego, „Jutrzenka”, nr 2, 10 I 1894 r.; Do narodu polskiego w Cleveland, „Jutrzenka”, nr 3, 17 I 1894 r., s. 1; Nasz meetyng w niedzie- lę, „Jutrzenka”, nr 12, 21 III 1894 r., s. 4; Nowy dowód przeciw Rosińskiemu, „Jutrzenka, nr 6, 7 II 1894 r., s. 4. 145 4 VI 1893 r. P. Knioła i F. Lewandowski do abpa F. Satollego, DAUS IX, Cleveland, fold. 3/1; 18 IX 1893 r.; J. Pawłowski i in. do abpa F. Satollego, tamże. 146 B. Rosiński do bpa Horstmanna, 16 X 1893 r., DAUS IX, Cleveland, fold. 3/1. 147 A. Kolaszewski do delegata apostolskiego abpa F. Satollego, 13 III 1894 r., DAUS IX, Cleveland, fold. 3/1. 148 A. Kolaszewski do A. Rafalskiego i F. Lewandowskiego, 9 I 1894 r. i 10 I 1894 r., DAUS IX, Cleveland, fold. 3/1; In open Rebellion, „Cleveland Leader”, 16 III 1894 r., s. 8; Bp Horstmann do dra Papi, 16 III 1894 r., DAUS IX, Cleveland, fold. 3/1. 149 Zeznanie W. J. Horaka, 27 III 1894 r. i Ludwika Dewoyno, 27 III 1894 r., DAUS IX, Cle- veland, fold. 3/1. Kościół, etniczność, demokratyzacja – parafi e polonijne w USA (1854–1930) 45 odwiedzić, gdy był w Syracuse150. Dnia 28 kwietnia 1894 r. biskup Horstmann dowiedział się, że Kolaszewski wrócił do Cleveland151. Zrewoltowani parafi anie poprosili biskupa o zgodę na budowę nowego kościoła i parafi i rzymsko-kato- lickiej, lecz niezależnej fi nansowo od diecezji. Kolaszewski spotkał się 2 maja 1894 r. ze swoimi zwolennikami oraz z biskupem. Gdy raz jeszcze odmówiono mu zgody na powrót do Cleveland, zrewoltowani parafi anie ze swoim probosz- czem zerwali z kościołem rzymsko-katolickim. Następnego dnia, 3 maja, doszło do pierwszego spotkania przyszłych parafi an i zarysowania projektu parafi alnego statutu. Rozmaite komitety rebeliantów ogłaszały, że zakupiono ziemię pod budowę kościoła i zebrano już 2000 dolarów. O powstanie niezależnej parafi i obwiniano samego biskupa i jego zachowanie: „nie chcemy być rządzeni przez takiego człowieka [...] [amerykańscy biskupi] nie kochają Polaków”152. Pod- czas entuzjastycznego spotkania ze stronnikami, w udekorowanej fl agami hali, ks. Kolaszewski wygłosił mowę, w której zawarł wszystkie żale i pretensje wobec „irlandzko-niemieckich” biskupów. Mowa Kolaszewskiego to niemal program wszystkich kapłanów i wspól- not parafi alnych, które popadały w konfl ikt z hierarchią amerykańską. Ksiądz żądał dla Polaków i imigrantów prawa do uczestniczenia w budowaniu amery- kańskiego katolicyzmu na równych z innymi prawach, prawa do zachowania majątku w rękach polskich, zachowania polskiego charakteru parafi i, prawa do „patriotyzmu”. „Despotyzm i tyrania biskupów amerykańskich jest nie do znie- sienia. Wszędzie Polacy traktowani są przez nich jak bydło”. Kolaszewski dekla- rował: „nasz kościół nie będzie zbudowany na fanatyźmie, na nienawiści, lecz na wzajemnej miłości i tolerancji. Nasz kościół nie będzie wyznaczał zasad despo- tyzmu i niewolniczego posłuszeństwa, ale zasady wolności”. „Obowiązkiem każdego księdza polskiego jest być nie tylko wzorowym kapłanem, ale i prawym patriotą polskim – ksiądz polski, zwłaszcza tu w Ameryce nie powinien nigdy zapomnieć, że zanim został wyświęcony na księdza był Polakiem, zanim nauczył się dogmatów teologicznych i religijnych poznał historię mężów zasłużonych dla kościoła – to już wiedział o bohaterach narodowych, czcił pamięć Kościuszki, Pułaskiego”. Żądał: „aby księdza przyjmował i oddalał nie biskup, ale parafi a sama [...]. Z księdzem, którego obieracie, powinniście zrobić ugodę na pewną ilość lat, jeżeli po upływie tego czasu będzie się wam podobać to go zatrzymacie

150 Ks. Kolaszewski w Cleveland, „Jutrzenka”, nr 19, 10 V 1894 r., s. 1. 151 Bp Horstmann do dra Papi, 28 IV 1894 r., DAUS IX, Cleveland, fold. 3/1. 152 Affi davit of Frank Golubski, 15 V 1894 r., DAUS IX, Cleveland, fold. 3/1; Rev. Kolaszew- ski and the Fractious Poles, „The Catholic Universe”, 12 V 1894 r., s. 4; C. Kaczynski, op. cit., s. 38–39. 46 Adam Walaszek dłużej [...] będziemy uznawać władzę biskupa, ale nie w sprawach świeckich, nie w sprawach doczesnych [...]. Szkoły parafi alne powinny być zreorganizowane”. Uczyć w nich zaś powinien personel świecki153. O 7:30 rano 13 maja 1894 r. na rogu ulic Poland i Colly Kolaszewski odprawił mszę świętą, zapowiadając, że przez cztery tygodnie będzie to robił, dopóki nie powstanie budynek kościoła. Zapowiadał chrzciny i udzielanie ślubów. Podczas kolejnych mszy przemawiał również Chrostowski oraz delegaci niezależnych parafi i polskich z Buffalo. Ani sprzeciwy parafi an i księży z parafi i św. Stanisława, ani głosy oburzenia biskupa Horstmanna i arcybiskupa Satollego nie pomagały154. Wedle zasad przedstawianych w słynnych mowach z maja zakładano niezależną od biskupa parafi ę pod wezwaniem Niepokalanego Serca Marii. Parafi anie byli właścicielami nieruchomości. Nastąpiło ostateczne zerwanie Kolaszewskiego i jego parafi an z hierarchą: „Teraz, Biskupie, przeczytaj to proszę [...]. Ogłaszamy, że jesteśmy ludźmi, obywatelami amerykańskimi i tak ty, jak każdy z twoich biskupów będzie musiał traktować nas jak ludzi”155. Kolaszewski i Chrostowski utworzyli w 1894 r. Polski Narodowy Komitet Kościelny: „zadaniem naszym jest głównie utrzymywać kościoły polskie w rękach polskich, a jednocześnie zabezpieczyć Was wielebni księża przeciw niegodziwościom i nierozsądnemu częstokroć widzimisię biskupa”. Podczas sierpniowego zjazdu 16 polonijnych niezależnych parafi i z USA samozwańczy Joseph René Vilatte z Wisconsin, tytu- łujący się arcybiskupem amerykańsko-katolickiego kościoła, proponował, by nie odgradzać się od katolików innych grup etnicznych, którzy również buntowali się przeciw amerykańskim biskupom156. Sytuację tak komentował oczywiście ks. B. Rosiński: „Wielebny Ojciec słyszał o zajściach w Cleveland. Kolaszewski postradawszy miejsce w Syracuse ze znanych przyczyn, i szukając na próżno, jak się zdaje przyjęcia u innych biskupów, zawitał do Cleveland i zakłada schizma-

153 Ks. Kolaszewski w Cleveland, „Jutrzenka”, 10 V 1894 r., s. 1–2. 154 Affi davit of Frank Golubski, 15 V 1894 r., DAUS IX, Cleveland, fold. 3/1; „Cleveland Leader”, 21 V 1894 r.; DAUS IX, Cleveland, fold. 3/1. 155 J. H. Lackner, Bishop…, s. 90; „Jutrzenka”, 23 V 1894 r., s. 4, 13 VI 1894 r., s. 4, 27 VI 1894 r., s. 1; Constitution and Regulations of the Polish Catholic Congregation Known as the Congregation of the Immaculate Heart of the Blessed Virgin Mary of Cleveland, Ohio (1894), Cleveland, druk. w: „Jutrzenka”, s. 10. 156 Polski Narodowy Komitet Kościelny do Księży polskich w Ameryce i Europie, „Jutrzen- ka”, 8 VIII 1894 r., s. 1, 25 VII 1894 r., s. 1, 15 VIII 1894 r., s. 1; „Ameryka”, 21 IX 1895 r., s. 4; S. Kłobukowski (1894), Niezależne kościoły narodowe w Polsce amerykańskiej, „Przegląd Emi- gracyjny”, r. 3, nr 21, 1 XI 1894 r., s. 196; na temat Vilatte’a por. A. J. Kuzniewski, Faith and Fa- therland…, s. 27; Kaczynski, What Mean Yet..., s. 24–25; J. W. Wieczerzak (1990), On Two Trails: The Polish Independent Parish of Freeland, Pennsylvania: Father Paul Kaminski, „PNCC Studies”, vol. 11, s. 28. Kościół, etniczność, demokratyzacja – parafi e polonijne w USA (1854–1930) 47 tycką parafi ę. Buduje już swój zbór, zakupił nawet cmentarz. Jakkolwiek chwi- lowo nie ma bardzo wielu zwolenników, grozi jednakowoż niebezpieczeństwo, że obałamucić może więcej przez swoje krętactwa [...]. Ja ze swej strony uczyni- łem co mogłem i mam setki rodzin stojąco mężnie przy kościele i biskupie. Atoli siły moje nie wystarczają, gdyż w razie schizmy znajdą się tacy, którzy pod- burzeni przez antagonistę czują do mnie osobiste urazy”157. Adresat tego listu, ks. W. Sebastiański, przeprowadził pomiędzy 20 kwietnia a 6 maja misje w kościele św. Stanisława „przeciw schiźmie Kolaszewskiego, kazań około 50, nawróconych ze schizmy około 500 osób”158. Kolaszewski i nowy komitet para- fi alny próbował jednak rozmów. Podnosili żądanie, by w parafi i obowiązywały prawa stanu Ohio, nie zaś diecezjalne. Apele do arcybiskupa Satollego utrzy- mane były w innym tonie i domagały się sprawiedliwości – „nie chcemy się oddzielać”159. Historyk Chuck Kaczyński analizował dokumenty oraz konstytucję160 nowej parafi i, zauważając, że twórcy parafi i niezwykle mocno akcentowali jej etnicz- ność, polskość i amerykańskość jednocześnie. Parafi anie mieli posiadać prawo do wypowiadania się w kwestiach wspólnoty (po polsku, takim bowiem miał być ofi cjalny język parafi i) i choć wspólnota miała być otwarta dla innych ludzi, oczekiwano od nich jednak używania języka polskiego. Kongregacja wybierać miała proboszcza, który jednak musiał być Polakiem. Proboszczowi pozosta- wiano jedynie władzę w kwestiach duchowych. O wszystkich innych sprawach związanych z funkcjonowaniem parafi i decydować mieli sami parafi anie i ich komitety161. W 1894 r. Kolaszewskiego najpierw suspendowano, później, 20 czerwca 1894 r., ekskomunikowano162. Obie strony konfl iktu zażarcie atakowały się w prasie, przywołując rozmaite argumenty. Na początku sierpnia 1894 r. nowy kościółek („mała budka” jak napisał Kruszka163) pod wezwaniem Niepokalanego Serca Marii był gotów. Wówczas Kolaszewski i Chrostowski zorganizowali

157 B. Rosiński do W. Sebastiańskiego, 11 VI 1894 r., w: L. Grzebień (opr.), Burzliwe lata Polonii…, s. 126–127. 158 Z notatnika i korespondencji O. W. Sebastiańskiego, ibid., s. 127. 159 Bp Horstmann do abpa F. Satollego, 1 VI 1894 r., A. Kolaszewski, A. Rafalski, J. Knioła, F. Lewandowski 14 VI 1894 r., A. Kolaszewski do abpa F. Satollego, 21 VI 1894 r., DAUS IX, Cleveland, fold. 3/2; That Church Row, „Cleveland World”, 16 VI 1894. 160 Constitution and Regulations of the Polish Congregation..., kopie w ADC oraz DAUS IX, Cleveland, fold. 3/2. 161 C. Kaczynski, What Mean Ye…, s. 39–44. 162 Sentence of Excommunication promulgated against the Rev. A. Kolaszewski, „The Catho- lic Universe”, 26 V 1894 r., s. 4. 163 W. Kruszka, Historya…, vol. 12, s. 53. 48 Adam Walaszek w Cleveland konferencję niezależnych parafi i polskich w Ameryce, co stanowiło próbę stworzenia jakiejś większej struktury, ale przede wszystkim wywarcia więk- szego jeszcze nacisku na hierarchię katolicką, by stała się skłonna do ustępstw164. Arcybiskup Vilatte poświęcił nową świątynię 19 sierpnia 1894 r. Wyświęcił również dwóch niezależnych księży – Jana Radziszewskiego i Stefana Kamiń- skiego. Ten ostatni w istocie wcześniej pracował z buntowniczym ks. Kolasiń- skim w Detroit165. Oczywiście podstawowy konfl ikt istniał pomiędzy parafi anami nowej, niezależnej parafi i a parafi ą św. Stanisława. Parafi an z Niepokalanego Serca nazywano „barabaszami”, tych pozostałych w Stanisławowie – „rzymia- nami”. Podejrzenie o przynależność do nowej parafi i prowadzić mogło do usu- nięcia z organizacji ubezpieczeniowej lub organizacji samopomocy. W Cleveland zwolennicy Kolaszewskiego „przyjęli go z wielkim zapałem, zwłaszcza, że ks. Rademacher-Kolaszewski-Coyle nie żałował im wódki i piwa. Wyprawiano też wówczas istnie orgie” – powiadał Kruszka166. Parafi anie maszerowali ulicami, spotykając się z wrogością sąsiadów – 19 sierpnia doszło do starć i walk. Dwa dni później, 21 sierpnia, przedstawiciele parafi i niezależnych wezwali wszyst- kich niezadowolonych z władz kościoła katolickiego w USA do wstąpienia w ich szeregi. Powstać miał Amerykański Kościół Katolicki, złożony z ludzi różnej narodowości, zjednoczonych jednak wiarą katolicką i „duchem amerykańskim”. Nazwa nowego kościoła miała być pomysłu Kolaszewskiego, a członków ruchu różnego pochodzenia łączyć miały „dogmaty katolickie i retoryka amerykańska”. Księża tego kościoła działać mieli jednocześnie jako Polacy, katolicy i Amery- kanie. Jakobicki biskup René Vilatte pomysł poparł167. Kaczynski dopatruje się w tych planach jakiegoś wariantu idei Cahensly’ego. W 1891 r. Niemiec Peter Cahensly, działacz katolicki i współzałożyciel Towarzystwa św. Rafała (sam zresztą nie był w Ameryce) wystosował do Watykanu memoriał, w którym suge- rował utworzenie w USA odrębnych diecezji dla katolików niemieckich, którymi

164 A. Kolaszewski do abpa F. Satollego, 3 VIII 1894 r., Polish Committee do abpa F. Satolle- go, 28 IX 1894 r., DAUS IX, Cleveland, fold. 3/2; C. Kaczynski, What Mean Ye…, s. 45–49. 165 W. Kruszka, Historya…, vol. 12, s. 53 podaje błędną datę ceremonii przesuwając ją o jeden dzień; L. Orton, Polish Detroit…, s. 147; Pamiętniki i listy Ojca Alojzego Warola SJ, w: L. Grzebień (opr.), Burzliwe lata…, s. 142. O Kamińskim por. J. W. Wieczerzak, On Two Trails…, s. 23–60; C. Lechicki (1965), Kamiński Paweł, w: Polski Słownik Biografi czny, Kraków, t. 11, z. 4, s. 578–579; Z. Surman (1971), Ksiądz Paweł Kamiński i upadek ruchu starokatolickiego na Gór- nym Śląsku, Acta Universitatis Wratislaviensis, nr 137; Historia…, Wrocław, s. 5–34. 166 „Jutrzenka”, 25 VII 1894 r., s. 4, 27 VI 1894 r., s. 1; Protokoły z posiedzeń Towarzystwa Synowie Polski i Litwy, Grupa 171 Związku Narodowego Polskiego, 10 II 1895 r., Western Reserve Historical Society (dalej WRHS), Polish Library Home Collection, cont. 2, fold. 28; W. Kruszka, Historya…, vol. XII, s. 52. 167 C. Kaczynski, What Mean Ye…, s. 51–52. Kościół, etniczność, demokratyzacja – parafi e polonijne w USA (1854–1930) 49 kierowaliby biskupi pochodzenia niemieckiego. Idea ta nie znalazła papieskiej akceptacji w 1891 r. (por. też niżej)168. Ekscesy trwały. Tłum Irlandczyków lżył i obrzucał grudkami błota polską procesję. Podczas bójki polskich „ułanów” z atakującymi ich ludźmi kilka osób zostało rannych169. Ekskomunika Kolaszewskiego skomplikowała tylko poważnie sytuację. Odtąd konfl ikt z biskupem przerodził się w niechciany przez proboszcza konfl ikt z papiestwem. A przecież Kolaszewski nieustannie podkreślał, że jego zerwa- nie nie dotyczyło kościoła rzymskokatolickiego, lecz tylko lokalnej hierarchii biskupiej. W nadziei na powrót na łono kościoła katolickiego bezustannie pisał do delegata apostolskiego arcybiskupa Satollego, skarżąc się i wciąż sugerując, że „lepiej byłoby się ugodzić”170. Po zmianie delegata apostolskiego próby pona- wiał: „Jesteśmy katolikami i pragniemy pozostać w jedności z Świętym Kościo- łem Rzymskim, nie chcemy się oddzielać i nie oddzielamy”171. Takie stanowisko spowodowało też zapewne, że ostatecznie nie zrealizowano idei Polskiego Naro- dowego Komitetu Kościelnego. Dlatego niezależna parafi a nie weszła też w skład Polskiego Narodowego Kościoła Katolickiego (PNKK). Ponad głowami hierar- chów amerykańskich Kolaszewski chciał pogodzić się z Rzymem. Parafi a przetrwała, zbudowano też plebanię. Jednakże 12 maja 1908 r. kościół strawił ogień. Niewątpliwie po trosze przyczyniło się to do ostatecznego pojednania Kolaszewskiego z kościołem rzymskim172. Doszło do tego po nagłej śmierci biskupa Horstmanna 13 maja 1908 r. Za swego życia Horstmann, świa- dom przecież rozmaitych konfl iktów w parafi ach, starał się im zapobiec i wbrew rozmaitym przeciwnościom wyznaczyć jako biskupa pomocniczego urodzonego w Czechach ks. Josepha Koudelkę. Doszło do tego w 1907 r., choć Koudelka przyjęty został wrogo przez Irlandczyków i nieufnie przez inne grupy. Dla Pola- ków z miasta jego nominacja stanowiła wręcz obrazę, W. Kruszka pisał, że nie wpuści nowego biskupa do swojej parafi i173. Z listu bpa Koudelki poznajemy jego wersję wypadków w parafi i Kolaszewskiego. Liczyć miała około 300 rodzin. Zarządzający natomiast parafi ą św. Stanisława franciszkanie zaprosili Koudelkę do wygłoszenia kazania w święto patrona kościoła. Ten wezwał schi-

168 C. Kaczynski, op. cit., s. 48, 53; D. Praszałowicz, Stosunki polsko-niemieckie…, s. 175. 169 „Przegląd Emigracyjny”, 15 IX 1894 r., s. 177; S. Kłobukowski, Niezależne kościoły…, s. 196; W. Kruszka, Historya…, vol. XII, s. 563. 170 A. F. Kolaszewski do abpa F. Satollego, 14 II 1895 r., 1 III 1895 r., 6 VIII, 24 V 1894 r., DAUS IX, Cleveland, fold. 3/2. 171 A. Kolaszewski do delegata apostolskiego kard. Sebastiana Martinellego, b. d., DAUS IX, Cleveland, fold. 3/2. 172 C. Kaczynski, What Mean…, s. 52. 173 H. B. Leonard, Ethnic Tensions…, s. 404–405. 50 Adam Walaszek zmatyków do powrotu. Ponowił prośbę, gdy święcił kamień węgielny pod inny polski kościół w okolicy – Najświętszego Serca. W istocie parafi a i ks. Kolaszew- ski zdecydowali się powrócić do Kościoła. We wrześniu 1908 r. Kolaszewski i administrator diecezji msgr Felix Boff podpisali ugodę. Proboszcz i komitet parafi alny prosili „o ponowne przyjęcie do Kościoła rzymsko-katolickiego [...] naszej wspólnoty” i jednogłośnie zaaprobowali przeniesienie tytułów własności nieruchomości i ziemi na diecezję, czyli biskupa174. Zdesakralizowana budowla kościelna została 6 września ponownie poświęcona175. Pogodzony z Kościołem rzymskim Kolaszewski zmarł 2 grudnia 1910 r. Dwa pierwsze ośrodki parafi i niezależnych powstały w Chicago i w Buffalo w latach 1894–1895. Organizatorem ruchu w Chicago był wspomniany ksiądz Antoni Kozłowski z parafi i św. Jadwigi. Grupa dysydentów stworzyła kościół św. Wojciecha, zaś Kozłowski w 1897 r. odebrał sakrę biskupią kościoła staro- katolickiego. Stworzony w ten sposób Kościół polskokatolicki stopniowo się rozszerzał. Jego program sformułował Synod w 1898 r. Parafi e rządzić się miały autonomicznie, własność należała do Polaków, podkreślano także patriotyzm176. Ośrodkiem drugim stało się Buffalo, gdzie w wyniku sporu z księdzem Pitassem pojawili się „niezależni”. Przywódcą ośrodka stał się Stefan Kamiński, który w 1898 r. przyjął sakrę biskupią, jako biskup jakobicki z rąk R. Vilatte’a. Kościół Matki Boskiej Różańcowej stał się drugą niezależną katedrą polską. Ośrodek w Buffalo istniał do 1911 r.177. To jednak ośrodek trzeci w Scranton w stanie Pensylwania stał się najwięk- szym i do dziś istniejącym, a przeto najbardziej znanym niezależnym centrum.

POLSKI NARODOWY KOŚCIÓŁ KATOLICKI W AMERYCE

Wydarzenia w Pensylwanii doprowadziły do powstania nowej struktury i naj- bardziej dojrzałego organizacyjnie i strukturalnie ruchu, który gromadził „nieza-

174 A. Kolaszewski do F. M. Boffa, IX 1908 r., Immaculate Heart of Mary Parish Papers, ADC (cyt. dalej IHM), fold. 1892–1908; J. H. Lackner, Bishop…, s. 102–104; H. B. Leonard, Ethnic Tensions…, s. 404–405. 175 Bp Koudelka do bpa D. Falconia, 5 IX 1908 r., DAUS IX, Cleveland, fold. 112, s. 3–5. 176 H. Kubiak, Polski Narodowy…, s. 102–103; J. S. Pula (2011), Kozłowski Antoni, w: Po- lish American Encyclopedia, s. 244. Dokumenty synodów i okołosynodalne opublikowano w: Sy- nods of the Polish National Catholic Church 1904–1958, (1993), comp. and ed. C. J. Grotnik, Boulder. 177 H. Kubiak, Polski…, s. 104–105; J. S. Pula (2011), Kamiński Stefan, w: Polish American Encyclopedia, s. 219; A. Brożek, Polonia…, s. 102–103. Kościół, etniczność, demokratyzacja – parafi e polonijne w USA (1854–1930) 51 leżnych”. Zagłębie węgla antracytowego w północnej Pensylwanii przeżywało wówczas gospodarczy rozkwit. Blisko kopalń powstawały stalownie, odlewnie. Docierali tu zatem liczni imigranci – od Anglików, Walijczyków, po Niemców, Irlandczyków, a dalej Polaków, Litwinów, Słowaków178. W Scranton w 1885 r. zorganizowano parafi ę Najsłodszego Serca Jezusa i Marii. Gdy w 1892 r. przejął ją ks. Ryszard Aust, w następnym roku jego asystentem został ks. Franciszek Hodur, demokrata, patriota, miłośnik polskiej literatury postromantycznej, spo- łecznik (bliskie były mu ideały S. Stojałowskiego) i organizator. Napięcia w para- fi i narastały, by w 1896 r. doprowadzić do otwartego konfl iktu. Powód sporów stanowiła kontrola fi nansów parafi i. W 1896 r. musiała interweniować policja, bo 8 października kilkusetosobowy tłum parafi an uniemożliwił Austowi wykonywa- nie obowiązków. Niezadowoleni opuścili parafi ę i rozpoczęli starania o stworze- nie kolejnej parafi i. O jej prowadzenie poproszono ks. Franciszka Hodura, który wówczas kierował parafi ą w Nanticoke. Hodur powrócił do Scranton. Komitet rozpoczął prace nad stworzeniem nowego kościoła. Według wstępnych założeń program dysydentów składał się z postulatu objęcia przez nowy komitet kontroli nad fi nansami parafi i oraz decydowania o wyborze / zmianie proboszcza. Biskup początkowo nie oponował. Gdy jednak ruch okrzepł, pojawiały się kolejne dezy- deraty, a także zmieniało stanowisko O’Hary, biskupa Scranton. Gdy biskup wycofał się z decyzji poświęcenia kościoła, spór dotyczył prawa do własności kościoła. Komitet parafi alny się nie ugiął i wysłał przedstawicieli do Watykanu. Tam ks. Hodur przedstawił już dłuższą listę żądań, a był wśród nich postulat mia- nowania polskiego biskupa w USA. Jesienią 1898 r. ogłoszono jednakże nega- tywną decyzję Watykanu. Hodura i jego zwolenników ekskomunikowano. Nie jest właściwe istotne, czy data ekskomuniki (2 października) czy wcześniejsze walne zebranie komitetu 14 marca 1897 r. oznaczało początek nowego Kościoła. Jego istnienie stało się faktem. „Hodurowców” atakowano mało wybrednie, izolowano. W kolejnych latach podejmowano co prawda próby porozumienia z biskupem. Ostatecznie jednak w 1900 r. zdecydowano się zerwać z Kościołem rzymskokatolickim. Wówczas PNNK poczynił zmiany poważniejsze – do liturgii wprowadzono język polski i pewne zmiany doktrynalne. Odrzucono nieomylność papieży, kult relikwii i odpusty, później zniesiono celibat księży, wprowadzono spowiedź publiczną. Ruch zaś szybko zaczął się rozszerzać179.

178 A Walaszek, Życie na pograniczu…. passim. 179 W polskiej literaturze wciąż najlepszą analizę wydarzeń stanowi praca H. Kubiaka, Pol- ski Narodowy…, s. 112–118, aczkolwiek później narosła ogromna dalsza historyczna literatura, por. J. W. Wieczerzak (2011), Polish National Catholic Church, w: Polish American Encyclopedia, s. 405–406, tamże nowsza literatura; J. W. Wieczerzak (2011), Hodur Francis, w: Polish Ameri- can…, s. 171–172; J. W. Wieczerzak (1983), Bishop Francis Hodur and the Socialists: Associations 52 Adam Walaszek

W Plymouth, Pa., w parafi i Narodzenia NMP, gdy posługę wśród Polaków pełnił ks. M. Tomkiewicz „...lud nie mógł poszczycić się ze swego duszpaste- rza… uchodził [Tomkiewicz] za wyzyskiwacza, krzywdziciela, tyranizatora i brutala”. Popierał go jednak biskup O’Hara. „Nieżyczliwość ajrysko-niemiec- kich biskupów do emigracji ludu polskiego”, „...zachłanność oraz niski poziom indywidualny i moralny kleru polskiego na wychodźstwie. Żądania do udziału, czyli współpracownictwa z księdzem w zakresie gospodarczym czyli zdemokra- tyzowanie życia przy parafi ach” były powodem rewolty w parafi i – pisano po latach180. Dnia 3 lipca 1898 r. (choć inna publikacja podaje sobotę 4 czerwca 1898 r.) zaproszono na wiec ks. Franciszka Hodura, którego pamiętano jeszcze z okresu, gdy pracował w Nanticoke. Spotkanie odbyło się w entuzjastycznej atmosferze, przyjść miało nań około 800 osób. Gdy postanowiono stworzyć nową, niezależną od struktur kościoła katolickiego parafi ę, 150 osób opuściło salę. Pozostali przyjęli rezolucję, zgodnie z którą to parafi anie mieli być właści- cielami wzniesionego przecież własnym sumptem kościoła, zarządzać majątkiem parafi alnym, a komitet wybierać miał proboszczów. Tak powstała trzecia para- fi a PNKK (po Scranton i Priceburgu [później Dickson City])181 – parafi a Matki Boskiej Częstochowskiej (później wezwanie zmieniono na Dobrego Pasterza). Cywilną zgodę na powstanie parafi i otrzymano od władz Harrisburga we wrze- śniu 1898 r.182. Do ruchu PNNK dołączyły dalej parafi e w Duryea, Wilkes Barre i w Nowej Anglii w Fall River, Jersey City, Bayonne, Chicopee, Lovell. „Tło społeczne i przebieg wydarzeń są wszędzie analogiczne jak w Scranton” – pisał H. Kubiak183. Ksiądz Hodur mówił: „Nie będziesz, kapłanie polski, zaprzeda- wał narodu swego obcym biskupom […]. Nie będziesz ludu kłaniał się wrogom twoim, noszącym infuły i pastorały, bo oni nie łakną twojego zbawienia, ale majątków kupionych za krwawą pracę twoją […]. Będziesz żądał od księdza, żeby ci głosił co niedzielę kazanie oparte na ewangelii Chrystusowej, na dziejach narodu i historii polskiej […]. Będziesz dążył do tego, żeby w twej parafi i

and Disassociations, „Polish American Studies”, vol. XL, nr 2; L. Orzell (1979), A Minority within a Minority: The Polish National Catholic Church, 1896–1907, „Polish American Studies”, vol. 36, nr 1; J. W. Wieczerzak (1998), Bishop Francis Hodur: Biographical Essay, East European Mono- graphs, Boulder 1998; A. Brożek, Polonia…, s. 103–105; T. R. Majewski (1986), Biskup Franci- szek Hodur i jego dzieło, Warszawa. 180 Alegat w rocznicę 40-stolecia powstania Parafi i Dobrego Pasterza Polskiego Narodowego Kościoła Katolickiego w Plymouth, Pa. (1938), Plymouth, s. 6–7. 181 Alegat w rocznicę…, s. 7–9; Alegat 1898–1973, rocznica Polsko Narodowo Katolickiego Kościoła Dobrego Pasterza Plymouth, Pa. (1973), Plymouth, s. 19. 182 Alegat w rocznicę…, s. 9; Alegat 1898–1973…, s. 19, 23, 25. 183 H. Kubiak, Polski Narodowy…, s. 118. Kościół, etniczność, demokratyzacja – parafi e polonijne w USA (1854–1930) 53 powstała dobra szkoła polska”184. W 1904 r., jako „administrator” PNKK, Hodur pisał: „Już blisko od dziewięciu lat najważniejszą sprawą w życiu polskiego wychodźstwa w Ameryce, jest kwestia zależności naszego narodu pod względem kościelnym, a co zatem idzie i pod względem moralnym, politycznym i społecz- nym od ajryskich i niemieckich biskupów. Zależność ta jest główną przeszkodą w rozwoju polskiej emigracji w Stanach Zjednoczonych, zagraża poważnym niebezpieczeństwem naszemu bytowi i jest ufundowana na prawie kościelnym, uchwalonym przez ajryskich arcybiskupów i biskupów w Baltimore w roku 1883 […]. Lud polski, który złożył setki milionów dolarów na budowę kościołów i płaci dziesiątki milionów rocznie na ich utrzymanie i upiększenie, jest tylko na komornym, w tylu kościołach i może być z nich wyrzuconym każdego czasu przez irlandzkich dygnitarzy kościoła”185. PNKK stopniowo zaczął proces unifi kacji niezależnych parafi i polskich w USA. Pierwszym krokiem w tym kierunku był I Synod PNKK w Scranton, Pa., w którym udział wzięło 146 delegatów186. W rezolucji pisano: „Roszczenia rzymskiego Kościoła w Ameryce do majątków, powstałych ze składek i pracy wiernych […] potępiamy […] każda gmina kościelna ma z natury rzeczy prawo do własności […]. Potępiamy też zakusy biskupów ajryskich i niemieckich na naszą narodowość. Przybyliśmy do tego kraju, albo wygnani przemocą przez zaborcze rządy naszej Ojczyzny Polski, albo w pogoni za szczęściem, swobodą i chlebem i wdzięczni będziemy i lojalni St[anom] Zjednoczonym aż do ostat- niego tchu […]. Gdy więc polityka biskupów zdąża do przerobienia Polaków w Ajryszy, do narzucenia nam cech, przeciwnych naszej naturze, to przeciw takiej robocie nie kapłańskiej, ale krzyżackiej raczej i moskiewskiej powstajemy jak najenergiczniej […]. Ojczyźnie naszej Polsce ślubujemy wierność”187. Synod do unifi kacji ruchów „niezależnych” nie doprowadził, lecz podejmowano kroki kolejne. Teraz jednak ruch przyjął formę w pełni zorganizowaną. Ksiądz Hodur został biskupem. Kościół miał podstawy demokratyczne, narodowe, sympatyzo- wał z lewicą i wyraźnie jego ideologia wspierała ruch robotniczy, związkowy. W 1912 r. PNKK miał liczyć 40 tys. członków. Rozszerzał się nie tylko w USA, lecz także na terenie Kanady. Co więcej, istniały w jego łonie parafi e innych grup etnicznych – np. czeskie, węgierskie, słowackie, litewskie, nawet wło-

184 Cyt. za: H. Kubiak, Polski Narodowy…, s. 119. A. Brożek, podaje, że w 1916 r. PNKK liczył 20 tys. członków, zob. Polonia…, s. 106. 185 F. Hodur, Do wszystkich kościołów polsko-narodowych … [1904], w: Synods of the Po- lish…, s. 3. 186 Synods of the Polish…, s. 1–29. 187 Rezolucja I-go Synodu kościoła Polsko-Narodowego w Scranton, Pa., w: Synods of the Polish…, s. 17–18. 54 Adam Walaszek skie. Po I wojnie światowej PNKK dotarł również wraz z migrantami powrot- nymi do Polski188. Przed I wojną światową PNKK wszedł w skład Komitetu Obrony Narodowej. Kościół odegrał niemałą rolę w okresie I wojny światowej i – z politycznego punktu widzenia – znajdował się po lewicowej stronie sceny politycznej. Naczelnym celem PNKK „było uratowanie imigracyjnej społeczno- ści dla przyszłej Polski […] i […] obrona interesów społecznych Polaków na wychodźstwie”189.

KONFLIKTY Z INNYMI GRUPAMI W KOŚCIELE

Pensylwania stanowiła region, w którym do problemów w kościołach dołączała się również inna szczególna rywalizacja – pomiędzy grupami naro- dowościowymi nowych przybyszów. Polacy weszli tu mianowicie w kon- fl ikt z Litwinami. Historia wpisywała się w dzieje procesów budowania przez grupy z Europy Wschodniej własnej tożsamości narodowej, tak w Europie, jak w Ameryce. Do 1886 r. nieliczni jeszcze Polacy, którzy mieszkali w Plymouth, Pa., korzystali z kościoła w Nanticoke. Po porozumieniu z mieszkającymi tam również imigrantami litewskimi wznieśli kościół Narodzenia NMP. Pierwszym proboszczem został ks. Wawrzyniec Spruszyński (Kruszka podaje nazwisko Spry- szyński). „Polacy z Litwinami żyli tu razem w zgodzie i w jednym kościele Boga chwalili”, pisał ten wczesny historyk Polonii190. Kolejnym proboszczem został ks. Aleksandras Burba – „nieprzejednany wróg Polaków i wróg wszelkiego postępu” – jak skrzętnie odnotował dziennikarz Andrzej Koliński. Victor Greene zdaje się przeczyć tym słowom, wskazując na początkową bliską współpracę Burby z polskimi księżmi, a to w imię przeciwstawiania się sekularyzacji lub protestantyzacji w regionie, czyli działaniom Związku Narodowego Polskiego191. Parafi a w Plymouth jednak się podzieliła. Ksiądz Burba i litewscy imigranci wznieśli własny kościół pod wezwaniem św. Kazimierza. Polacy pozostali w dotychczasowym. Miejsce ks. Burby zajął z nominacji biskupiej najpierw

188 H. Kubiak, Polski Narodowy…, s. 120–126; B. Domagała (1984), Ideologia społeczna Pol- skiego Narodowego Kościoła Katolickiego w Ameryce w latach 1897–1939, „Przegląd Polonijny”, vol. 10, nr 2, s. 53–75; B. Domagała (1988), Dziedzictwo kultury a wzory ideologii społecznej. Na przykładzie PNKK w latach 1897–1939, w: G. Babiński (red.), Studia nad organizacjami polonij- nymi w Ameryce Północnej, Wrocław, s. 101–126; B. Domagała (1996), Polski Narodowy Kościół Katolicki. Herezja, ruch narodowy, czy ruch społeczny, Kraków: Nomos. 189 A. Brożek, Polonia…, s. 107. 190 W. Kruszka, op. cit., vol. XII, s. 91. 191 V. R. Greene, For God…, s. 145. Kościół, etniczność, demokratyzacja – parafi e polonijne w USA (1854–1930) 55

Litwin, ks. Warnagyris, później ks. Szymanowski. Z kolei we Freeland w powie- cie Luzerne192 pierwszą katolicką parafi ą w mieście była irlandzka parafi a św. Anny, drugą zaś kościół św. Kazimierza, który służył przybyszom polskim i litewskim. W 1888 r. założył ją ks. M. Jodyszus (Jouodisius). Nazwiska innych pierwszych księży także były litewskie – Anthony Abromaitis, Anthony Verna- garis. Od 1889 do 1896 r. proboszczem był ks. Józef Maszotas. Historyk Joseph Wieczerzak opisywał szczegółowo poważne napięcia, do których tam doszło193. Ksiądz Maszotas nie pozostawał z pewnością bez winy. W niedzielę 27 maja 1894 r. rozpoczęły się w parafi i zamieszki. Parafi anie pochodzenia litewskiego wspierali decyzję ks. Maszotasa, który zabronił w kościele celebrowania mszy św. przez polskiego księdza z Hazleton, o co wnosili Polacy. Litwini wystąpili więc przeciw parafi anom polskiego pochodzenia. W zamieszkach po obu stro- nach udział wzięło kilkaset osób. Byli ranni. W rezultacie Polacy zdecydowali się celebrować własne msze w słowackim kościele św. Jana194. Litwini i Polacy, którzy pozostali w kościele św. Kazimierza rychło jednak także weszli w kolejny konfl ikt z ks. Maszotasem. Ostatecznie biskup odwołał księdza w 1896 r. Delegat apostolski kardynał Satolli wyrażał nadzieję, że po przeniesieniu Maszotasa do diecezji Hartford „skandale” się skończą195. Mylił się jednak, sprawa nie ucichła. Księdzu zarzucano autorytaryzm, niemoralne prowadzenie, wymuszanie pieniędzy od parafi an, nakładanie przesadnie wysokich opłat za udzielane sakramenty. Ksiądz z kolei przedstawiał rachunki i powoływał się na zadłużenie parafi i spowodowane budową kościoła. Komitet parafi alny dowo- dził, że zaświadczenia były fałszywe, a ksiądz nie prowadził stosownych ksiąg i rejestrów udzielanych sakramentów itp. Rzemieślnicy pracujący przy budowie kościoła przedkładali za pośrednictwem prawników skargi i domagali się zapłaty za swą pracę. Spór dotyczył również pensji wypłacanej księdzu. Komitet para- fi alny (a wciąż występowały w nim i litewskie nazwiska) i ksiądz przerzucali się oskarżeniami o malwersacje i kłamstwa. Maszotas domagał się rzekomo należ- nych mu za posługi pieniędzy196. W czerwcu 1901 r. ks. Kudyrka tak charaktery-

192 J. W. Wieczerzak, On Two Trails…, s. 24, 46. 193 J. W. Wieczerzak, op. cit., s. 25; W. Kruszka, op. cit., vol. XII, s. 112–113; por także W. Wolkovich-Valkavicius (1983), Religious Separatism Among Lithuanian Immigrants in the Uni- ted States and their Polish Affi liation, „Polish American Studies”, vol. XL, nr 2. 194 J. W. Wieczerzak, op. cit., s. 26–27. 195 List kard. F. Satollego, 6 VII 1896 r. i tamże korespondencja w sprawie ks. Maszotasa i wy- darzeń w Cleveland, DAUS, IX, Cleveland 41/1. 196 J. Maszotas do Prefekta Kongregacji Wiary, 21 III 1901 r., DAUS, IX, Belleville, fold. 5/1, k. 4; Delegat Apostolski do J. Maszotasa, tamże, k. 10; J. Maszotas do Delegata Apostolskiego, 6 V 1901 r., tamże, k. 11; J. Maszotas do Delegata Apostolskiego, 13 V 1901 r., tamże, k. 14–25; 56 Adam Walaszek zował Maszotasa w liście do biskupa: po zawieszeniu Maszotasa w obowiązkach we Freeland, następnej niedzieli pojechał do Hazleton i zwołał zgromadzenie wiernych z zamiarem powołania nowego komitetu parafi alnego. Gdy 4 czerwca 1901 r. opuszczał Freeland, oddał klucze kościelne nie – jak nakazał mu biskup – w siedzibie diecezji, lecz Litwinom, sprawiając, że kościół faktycznie przeszedł w ich ręce, i identyfi kował się wyłącznie z tą grupą197. Oskarżeniami obrzucano się dalej w 1902 i 1903 r. Maszotas twierdził, że biskup z Belleville (w tej die- cezji wówczas przebywał) prześladował go i zamierzał odesłać z parafi i w East St. Louis, gdzie właśnie pracował. Ksiądz domagał się nadal procesu sądowego w sprawie zwrotu należnych mu pieniędzy i odmawiał opuszczenia East St. Louis198. Maszotas powiadał, że był Litwinem i widział miejsce swej posługi tam, gdzie przebywali imigranci litewscy199. Tak, najbardziej otwarcie, ujawnił się wątek etniczny, co ze względu na chronologię nie budzi zdziwienia. To wszak wówczas polsko-litewskie napięcia w USA (i w Europie) zaczęły się wyraźnie nasilać200. Pisał ks. Maszotas: „Mogę objąć wyłącznie parafi ę litewską, Polacy są nam Litwinom w tym kraju przeciwni”201. Ostatecznie sprawa o usunięcie Maszotasa z parafi i w East St. Louis trafi ła do sądu. Ksiądz domagał się pienię- dzy i chwycił się także szantażu: „Niezależni Polacy i Litwini chcą mnie tutaj i bym stworzył mój własny niezależny kościół w East St. Louis. To jest wbrew mojej opinii i woli” – pisał. Najwyraźniej decyzję taką rozważał202. Mały litewski kościół w Cleveland, o którym Maszotas myślał dla siebie, odmówił jego przy- jęcia. Najwyraźniej zła sława towarzysząca księdzu dotarła również tam. Wśród zarzutów, jakie stawiano księdzu, pojawiły się ponownie oskarżenia o niemoralne

Komitet parafi alny Freeland, oświadczenie, 5 V 1894 r., tamże. k. 19; M. Wilkautsk, Hazleton, 10 V 1896 r., tamże, k. 22–23; J. Maszotas, 2 IV 1898 r., tamże, k. 23; J. Maszotas do kard. Marti- nellego, 16 V 1901 r., tamże, k. 28; J. Maszotas do kard. Martinellego, 18 VII 1901 r., tamże, k 37; jw. 19 VII 1901 r., k. 38; Dembiński do bpa M. J. Hobana, 28 VIII 1896 r., tamże, k. 43; J. Maszotas do bpa D. Falconia, 3 VIII 1905 r., DAUS IX Cleveland, 41/4; jw. 27 VIII 1905 r., 16 IX 1905 r. i nast. 197 Ks. Kudyrka do bpa Belleville, 20 VI 1901 r., DAUS, IX, Belleville 5/1; Dembiński do ks. Hogana, 5 VI 1901 r., tamże, k. 59–60. 198 Bp Hogan do kard. Martinellego, 15 I 1902 r., DAUS, IX, Beleville 5/1, s. 63; J. Maszotas do kard. Martinellego, 7 IV 1903 r., tamże, k. 67; Bp Jenssen do bpa D. Falconia, 22 VII 1903 r., tamże, k. 80–82. 199 J. Maszotas do bpa D. Falconia, 27 VIII 1903 r., DAUS, IX, Belleville, 5/2, k. 90; J. Ma- szotas do bpa D. Falconia, 18 IX 1903 r., tamże, k. 91; jw. 25 IX 1903 r., tamże, k. 93. 200 V. R. Greene, For God…. 201 J. Maszotas do bpa D. Falconia, 1 X 1903 r., DAUS, IX, Belleville, 5/2 k. 95. 202 J. Maszotas do bpa D. Falconia, 12 XI 1903 r., DAUS, IX, Belleville, 5/2, k. 103; także „Western Workman”, 30 X 1903 r. Kościół, etniczność, demokratyzacja – parafi e polonijne w USA (1854–1930) 57 prowadzenie203. Ostatecznie uznano, że Maszotas należy do jurysdykcji diecezji w Cleveland, w której rozpoczynał pracę jako kapłan. Skierowano go do polskich misji w Teksasie, do parafi i w Pannie Marii. Rychło jednak diecezja San Anto- nio informowała zwierzchników, że nie chce na swoim terenie jego obecności. Ksiądz wzbudzał bowiem i tam ogromną niechęć wśród parafi an. Jak tyle razy wcześniej Maszotas odmawiał współpracy z komitetem parafi alnym. Podobno nawet strzelał do jego członków z broni palnej. Słowem – dowodzono – był nie- bezpieczny, co więcej, brakowało mu wiary. Maszotas zmuszony był 22 kwietnia 1905 r. zrezygnować z pracy w Pannie Marii, wycofał się także ze swoich rosz- czeń fi nansowych wobec władz kościelnych204. Z kolei ci spośród dawnych parafi an św. Kazimierza, którzy opuścili ten kościół, postanowili stworzyć nowy. W tle wydarzeń we Freeland pozostawały echa wspomnianego już, głośnego konfl iktu i skandalu, który w 1894 r. wybuchł w Cleveland, gdzie powstała niezależna parafi a ks. Kolaszewskiego205. Dnia 31 sierpnia 1894 r. prasa donosiła, że Polacy tworzą nowy, niezależny kościół. Dysydentom przewodził ks. Vladislaus Dembski/Dembskis (ur. 1831 na Litwie, od 1883 r. pracował w różnych parafi ach w Kanadzie, USA, m.in. w Plymo- uth, Pa., Pittston, Pa.206). Nowa parafi a wzorowała się właśnie na doświadcze- niu kościoła Kolaszewskiego. Dembskis (przyjaciel J. Šliupasa) stworzył więc niezależną parafi ę złożoną z pewnej liczby Polaków oraz mniejszej liczby Litwinów207.

203 Bp Horstman do bpa D. Falconia, 22 XII 1903 r., DAUS, IX, Belleville, 5/2, k. 113. 204 J. Maszotas do bpa D. Falconia, 29 II 1904 r., DAUS, IX, Belleville, 5/2, k. 126; Bp D. Falconio do J. Maszotasa, 6 IV 1904 r., tamże, k. 134; Bp D. Falconio do J. Maszotasa, 28 IV 1904 r., tamże, k. 147; J. Maszotas, 1 VIII 1904 r., tamże, k. 161; J. Maszotas do bpa D. Falconia, 12 VIII 1904 r., k. 165; J. Maszotas do bpa D. Falconia, 5 VII 1904 r., tamże, k. 166; Bp Horstman do J. Maszotasa, 2 VI 1905 r., tamże, k. 168; Bp San Antonio J. A. Forest do bpa D. Falconia, 17 VII 1905 r., tamże, k. 176–178; Deklaracja J. Maszotasa, 22 IV 1905 r., tamże, k. 179. 205 A. Walaszek, Światy imigrantów…. 206 J. W. Wieczerzak, op. cit., s. 31, 47–48. 207 W. Wolkovich-Valkovicius, Religious…, s. 101; J. W. Wieczerzak, On Two Trails…, s. 23–60; „Gazeta Pittsburska”, nr 23, 1895 r. (na podstawie wycinka w APF, Nuova Seria, vol. 329); C. Lechicki, Kamiński Paweł…, s. 578–579; Z. Surman, Ksiądz Paweł Kamiński…, s. 5–34; W. Kruszka, op. cit., vol. XIII, s. 140–141. 58 Adam Walaszek

„RÓWNOUPRAWNIENIE” I STARANIA O POWOŁANIE POLSKICH BISKUPÓW

Wieloletnie domaganie się „równouprawnienia”208 w łonie amerykańskiego kościoła prowadziło szybko do sformułowania żądania powołania polskich biskupów. Edward Kantowicz defi niował tę fazę konfl iktów w polskim środo- wisku jako fazę drugą dziejów polonijnego kościoła. Część kleru w tych stara- niach o polskiego hierarchę odegrała rolę bardzo istotną, choć ruch wspierali i świeccy209. Pierwszym, który postulat taki wysuwał, był ks. Wincenty Barzyń- ski w 1870 r. Proponował utworzenie w Teksasie dwóch wikariatów apostolskich. Od 1866 r. ks. A. Bakanowski był wikariuszem generalnym do spraw polskich. Do swej koncepcji Barzyński wracał później, gdy utworzono diecezję w San Antonio. Jednakże jego pomysły „uznano za awanturnictwo i niesubordynację”. W 1886 r. ks. Ignacy Barszcz z New Jersey apelował do biskupów amerykańskich i do Watykanu w sprawie powołania polskich biskupów. Polacy zgłaszali pro- pozycje powołania sieci etnicznych diecezji – wcześniej niż uczynił to Niemiec Peter Paul Cahensley w 1891 r.210. Wobec wrogości hierarchii amerykańskiej rychło jednak od tego stanowiska odstąpiono (Cahensleism uznano zresztą za herezję, papieże potępili również ideę „amerykańskiego” Kościoła)211, wracając do idei powoływania w diecezjach polskich biskupów pomocniczych, chociaż ks. Barszcz proponował stworzenie diecezji św. Cyryla i Metodego w Detroit, którą zarządzałby biskup polskiego pochodzenia212. Ideę wspierali także z Europy poli- tycy galicyjscy, piszący do Rzymu213. W obliczu rosnącego ruchu „niezależnych” wśród polonijnych migrantów w Ameryce księża Barzyński i Pitass zaangażowali się w organizację polskich kongresów katolickich. Pierwszy z nich rozpoczął się w Buffalo we wrześniu 1896 r. Był próbą skupienia całej polonijnej aktywności w USA wokół Kościoła

208 W. Galush, Both Polish…, s. 417. 209 E. Kantowicz, Polish Chicago…, s. 228. 210 D. Praszałowicz, Amerykańska etniczna…, s. 109–110; W. Herberg (1960), Protestant, Ca- tholic, Jew. An Essay in American Religious Sociology, Garden City – New York: Anchor Books, s. 144–145; P. Taylor (1971), The Distant Magnet. European emigration to the U.S.A., New York – Evanston, s. 238; R. Daniels (1990), Coming to America. A History of Immigration and Ethnicity in American Life, Princeton: Harper Perennial, s. 154; zbieżność postulatów Cahensly’ego oraz niemal równoległych ks. Wacława Kruszki z Milwaukee zauważył trafnie H. Kubiak, Polski Naro- dowy…, s. 54, 66. 211 J. R. Barrett, The Irish Way…, s. 65–66. 212 W. Galush, Both Polish…, s. 416; E. Kantowicz, Polish Chicago…, s. 229; A. Brożek, Polonia…, s. 98; R. Daniels, Coming to America…, s. 154. 213 APF, Nuova Seria 329, list do abpa F. Satollego, 10 II 1894 r., k. 463. Kościół, etniczność, demokratyzacja – parafi e polonijne w USA (1854–1930) 59 katolickiego. Dyskutować miano na temat kwestii najbardziej żywotnych dla Polaków w Ameryce. Kongres miał podjąć próbę skonsolidowania poczynań obozu klerykalnego w zakresie oświaty, osadnictwa na roli, opieki nad imi- grantami, lecz nade wszystko reprezentacji Polaków w szeregach hierarchii amerykańskiej. Księża świeccy (Pitass) zdecydowanie parli w tym kierunku, ks. Barzyński i zmartwychwstańcy byli temu przeciwni. Obrady zdominowała sprawa – jak mówiono – „równouprawnienia”, coraz mocniej podnoszona przez ks. W. Kruszkę z Ripon, Wisc. W praktyce oznaczało to powołanie do hierarchii amerykańskiej polskich biskupów w liczbie proporcjonalnej do wielkości danej grupy. W Rzymie sprawa ta pozostawała w kompetencji kardynała M. Ledóchow- skiego, który kierował Kongregacją Propagandy Wiary. Realizował on politykę Leona XIII, która przyznawała rację hierarchii amerykańskiej, nie zaś grupom etnicznym. „Polityka ta wynikała z przekonania, że szansę zdobycia Stanów Zjednoczonych dla katolicyzmu stwarzał jedynie katolicyzm służący amerykań- skiej racji stanu i zapobiegający aspiracjom tamtejszych grup etnicznych” – pisał A. Brożek214. Podobnie już po śmierci Barzyńskiego wypowiadał się II Kongres w 1901 r. Praktykowaną dawniej taktykę koncentrowania Polonii w wielkich pojedynczych parafi ach uznano za mało skuteczną. Szermierz pomysłu walki o polskich bisku- pów W. Kruszka, odmiennie niż Barzyński i Pitass, podkreślał kwestię „polsko- ści”. Dopuszczał, by Polacy adaptowali się na ziemi amerykańskiej, akulturowali, nie powinni jednak tracić wewnętrznego poczucia własnej tożsamości, pamięci o pochodzeniu i poczucia obowiązku wobec Polski. Miejsce urodzenia osoby nie odgrywało roli215. II Polski Kongres Katolicki optował, by starania podjąć, wysyłając do Watykanu delegację216. Kruszka słał w tej sprawie listy do delegata apostolskiego Satollego, do wpływowego kardynała Gibbonsa, do biskupów. Domagał się powołania biskupów pomocniczych w 12 diecezjach, w których Polacy stanowili od 25% do 50% wiernych. Kruszka i delegacja polska udali się w istocie do Europy i Watykanu w lipcu 1903 r. Misja spotkała się ze srogą kry- tyką amerykańskich hierarchów. Kruszka został przyjęty przez nowego papieża Piusa X i uzyskać miał bardzo ogólnikową obietnicę poparcia powołania pol- skiego biskupa. Po powrocie, podczas kolejnego Kongresu Polsko-Katolickiego w Pittsburghu w 1904 r., Kruszka przedstawił rezultaty swej podróży. Mówił, że

214 A. Brożek, Polonia…, s. 99. 215 D. Buczek, Three…, s. 23–24; A. J. Kuzniewski, Faith and Fatherland…, s. 44. 216 W. Galush, Both Polish…, s. 417–418; E. Kantowicz, Polish Chicago…, s. 228–229; A. Brożek (1988), Próby zjednoczenia Polonii amerykańskiej i ich ideologie, w: H. Kubiak, T. Gro- mada, E. Kusielewicz (red.), Polonia amerykańska. Przeszłość i współczesność, Wrocław, s. 153. 60 Adam Walaszek od Piusa X usłyszał słowa: „Powiedz Polakom w Ameryce, że decyzja podjęta zostanie, gdy tylko będzie to możliwe. I będzie to decyzja zgodna z waszymi żądaniami”217. Jednakże sekretarz Wydziału Wykonawczego II Kongresu ks. S. Sztuczko pisał, że W. Kruszka „decyzji urzędowej w sprawie równoupraw- nienia kleru polskiego nie otrzymał żadnej. Otrzymał tylko prywatne zapewnie- nie, że decyzja w tej sprawie powziętą zostanie a to prawdopodobnie nie prędzej, aż pewne ważne przeszkody będą usunięte. Przeszkody te są dwojakie: jedne ze strony katolików irlandzkiej i niemieckiej narodowości, którzy pod szumną nazwą «amerykanizmu» pracując dla swych własnych narodowych interesów, nie radzi by dzielili się wpływami i znaczeniem ze znienawidzonymi przez siebie Polakami. Dalej dowiedzieliśmy się, że jedne z tych przeszkód można by łatwo usunąć przez spokojną, a gorliwą pracę nad podniesieniem znaczenia i godności ludu polskiego w Ameryce, drugie zaś przez ustawiczne, spokojne lecz silne, a więc zorganizowane pukanie do podwoi Piotrowych o uwzględnienie naszych słusznych żądań”218. A jednak rezultat zabiegów i podróży W. Kruszki stanowiła misja wysłanego do Ameryki arcybiskupa Franciszka Albina Symona, który miał zbadać sytuację polskiej grupy w kościele amerykańskim. F. A. Symon, wypeł- niwszy misję, zalecił w istocie powołanie biskupa polskiego pochodzenia. Biskup James Quigley z Chicago przychylił się do tej sugestii219. W 1908 r. biskupem pomocniczym w Chicago został Paweł Rhode, dotychczasowy proboszcz parafi i św. Michała w South Chicago. W wymiarze symbolicznym stanowiło to uzna- nie znaczącej roli polskich imigrantów w mieście220. Biskup Rhode był zresztą lojalny bardziej wobec władz diecezjalnych niż wobec popierającej go Polonii. Przynajmniej w swoich korespondencjach do Rzymu nie wspierał polonijnych petycji221. Nominacja bpa Rhodego nie powstrzymała ks. W. Kruszki od dalszych dzia- łań. Bezustannie (także później) rozsyłał memoriały i dokumenty w sprawie mianowania polskich biskupów oraz w sprawie swojego przeniesienia z prowin- cji do Milwaukee. Osobisty wątek dodawał się w tym przypadku do konfl iktów

217 Cyt. za A. J. Kuzniewski, Jesteśmy Polakami…, s. 29; D. Praszałowicz, Stosunki polsko- -niemieckie…, s. 176–178. 218 Cyt. za: F. Hodur, Do wszystkich kościołów polsko-narodowych…, w: Synods…, s. 4. 219 W. Galush, Both Polish…, s. 418–419; J. Radzilowski, The Eagle…, s. 141–144. 220 D. Buczek, Polish Americans…, s. 52–54; E. Kantowicz, Polish Chicago…, s. 229. 221 P. Rhode do J. Bolzano, 26 VI 1912 r., DAUS IX, Milwaukee, 66/2, s. 126 przeciw pety- cjom z Milwaukee. Kościół, etniczność, demokratyzacja – parafi e polonijne w USA (1854–1930) 61 ideologicznych222. W diecezji Milwaukee traktowano go jako enfant terrible223. W. Kruszka starał się o wsparcie ze strony kard. Ledóchowskiego, skarżąc się, że pozostaje izolowany w peryferyjnej diecezjalnej parafi i224. Nagłaśniające walkę o polskich biskupów artykuły z „Kuriera Polskiego” z Milwaukee (redagowane przez Michała Kruszkę, brata księdza) spotkały się z niezwykle ostrą reakcją biskupa. Zakazano wręcz czytania pisma. „Kurier Polski” w istocie sugerował sekularyzację własności kościelnej225. Michał Kruszka z kolei w 1911 stworzył dość precedensową w kościele katolickim i wśród etnicznych grup Federację Świeckich Polaków Katolików w Ameryce. Ideologiczna ta organizacja wspie- rała działania świeckich działaczy parafi i. M. Kruszka widział ją jako organizację ogólnokrajową (choć głównie na środkowym zachodzie), która wywierałaby nacisk na amerykańskie władze kościelne. Z czasem jednak ruch przekształcił się po prostu w organizację ubezpieczeniową i taką, po 1918 r., pozostał226. W sprawach biskupów polskich i stanowiska wobec publikacji „Kuriera Pol- skiego” ton protestacyjnych listów Wacława Kruszki stawał się bardzo ostry. Do delegata apostolskiego w Waszyngtonie pisał: „Albo zapewnij polskiego biskupa, albo zabij mnie i pogrzeb moje członki na drodze do mojego kościoła”. Była to reakcja na mianowanie biskupem pomocniczym w Milwaukee ks. J. Koudelki (poprzednio biskupa pomocniczego w Cleveland)227. Dla Polaków w Milwau- kee jego nominacja stanowiła wręcz obrazę. Pojawiły się protestacyjne petycje. W. Kruszka pisał, że nie wpuści biskupa do swojej parafi i228. W 1915 r. bp Rhode został przeniesiony do niewielkiej diecezji Green Bay, Wisc. Choć oznaczało to promocję – w Green Bay był po prostu biskupem – to jednak jego nowa diece- zja była niewielka i wyraźnie marginalna. Polacy tracili swój, związany z Chi- cago symbol. Nowy biskup (od 1915 r. arcybiskup) Chicago George Mundelein (1872–1939) ignorował żądania Kruszki, przez wielu popierane, i zyskał miano „amerykanizatora”. Kardynał Mundelein (syn imigrantów niemieckich) otoczony był irlandzkim duchowieństwem i realizował plan stworzenia spójnego amery-

222 A. J. Kuzniewski, Faith…, s. 70–89. 223 Por. DAUS IX, Milwaukee, 56/1, k. 32, por. też np. list bpa J. Foxa do bpa D. Falconia, 3 VI 1911 r., s. 213; A. J. Kuzniewski, Jesteśmy Polakami…, s. 30–33. 224 APF, Nuova Seria 329, k. 940, 942, 964–965, 974. 225 Por. korespondencje DAUS IX, Milwaukee 66/1, zwracał na to uwagę bp P. Rhode do bpa D. Falconia, 4 IX 1911 r., s. 28–31. 226 W. Galush [w druku], Trusteeism Revived. The Federation of Polish Catholic Laymen, „American Catholic Studies”. 227 W. Kruszka do Delegata Apostolskiego, 20 I 1912 r., DAUS IX, Milwaukee, 66/1, k. 44–45. 228 D. Praszałowicz, Stosunki polsko-niemieckie…, s. 180–181; A. J. Kuzniewski, Faith…, s. 88–89. 62 Adam Walaszek kańskiego kościoła w wieloetnicznym mieście. Dostrzegł, że drugie pokolenie imigrantów, także polskich, „amerykanizuje się szybko”. Mianował swoim zastępcą w Chicago Irlandczyka Edwarda Hobana, co stanowiło niewątpliwą część planu zmierzającego do zmiany sytuacji w diecezji. Tolerował istnienie polonijnych parafi i, lecz był zwolennikiem naturalnej akulturacji drugiego poko- lenia. Podobnie jak John Ireland, James Gibbons i inni amerykańscy hierarchowie podjął politykę stanowczej centralizacji Kościoła. Ten, wewnętrznie etnicznie zróżnicowany, miał ewoluować stopniowo w kierunku amerykanizacji. Kardynał rządził silną ręką (mówiono, że „jak generał”) i starał się ograniczać dotychcza- sową – dość sporą jednak – autonomię parafi i. Częścią tego programu były np. próby wprowadzania w szkołach parafi alnych edukacji po angielsku. Piętnował etniczną izolację grup. Od 1917 r. jednak ogłosił politykę wprowadzania parafi i terytorialnych, nie zaś etnicznych. Jeśli nowe parafi e powstawały, miały charak- ter terytorialny, choć de facto były polonijne229. Kolejnym nominowanym biskupem polskiego pochodzenia w USA został dopiero ks. Edward Kozłowski (1860–1915) – biskup pomocniczy w Milwaukee (w 1913 r.), nie sprawował tej posługi jednak długo, zmarł bowiem niebawem po nominacji. Trzecim, konsekrowanym w 1924 r., był Józef Plagens w Detroit.

PRÓBY ZJEDNOCZENIA I WALKA IDEOLOGICZNA

W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XIX w. wśród polskich przy- byszów wykształciły się zasadniczo dwa polityczno-ideologiczne obozy. Emi- gracyjna lewica wiązała ideę walki o odbudowę niepodległości ze zmianami społecznymi, z koniecznością włączenia w walkę wszystkich grup w społeczeń- stwie. To na takiej drodze i poprzez „lud” (również z emigracji) wywalczyć miano niepodległość. Gmina Polska w Chicago (utworzona w 1866 r.) wyznawała takie przekonania. Obóz konserwatywny z kolei uważał, że lud nie jest przygotowany do takiej roli i przyznawał ją wyłącznie szlachcie. Duchowieństwo, w tym zgro- madzenie zmartwychwstańców, które jakże widocznie działało w Ameryce, zain- teresowane było nade wszystko utrzymaniem emigrantów w szeregach Kościoła katolickiego. Obrona polskości (a nie walka o niepodległość) odbywać się mogła wyłącznie poprzez utrzymywanie przez emigrantów wiary ojców. Między pol- skością a wiarą stawiano znak równości. Obóz klerykalny w r. 1873 w Ameryce

229 E. Kantowicz, Polish Chicago…, s. 230; J. R. Barrett, The Irish Way…, s. 71–73; R. Slay- ton, Back…, s. 133–134; L. Cohen (1990), Making a New Deal, Industrial Workers in Chicago, 1919–1939, Cambridge: Cambridge University Press, s. 83–84. Kościół, etniczność, demokratyzacja – parafi e polonijne w USA (1854–1930) 63 powołał Zjednoczenie Polskie Rzymsko Katolickie w Ameryce (ZPRK). Wtedy także doszło do rozłamu w społeczności polonijnej podczas wiecu z okazji rocz- nicy powstania listopadowego w Chicago. Po południu odbywały się uroczystości świeckie. Wówczas zaproszony na nie zmartwychwstaniec ks. Feliks Zwiardow- ski dostrzegł wiszący w sali plakat z napisem „Lud zbawi Polskę” i zaprotesto- wał: „Nie lud, jak na sztandarze Gminy wypisano, ale cud zbawi Polskę!” Spór trwał długo. Lewicowi demokraci odkrzykiwali, że „Polska nigdy o Bogu nie przepomniała [...] ale też przy tem nie potępia i innych wyznań”. Klerykałowie i narodowcy starli się otwarcie230. Różnice zdań dotyczyły odmiennego spojrze- nia na wydarzenia polskie, na ziemiach polskich, na powstania narodowe oraz rozumienia polskości (ZPRK nie przyznawał jej niekatolikom) oraz planów dzia- łania na przyszłość. Rozmaicie to interpretowano. Był to jednocześnie konfl ikt, który przeradzał się po części w walkę o rząd emigracyjnych dusz231. Gmina Polska, a później przede wszystkim Związek Narodowy Polski (utworzony w 1880 r.), podejmowała rozmaite typy aktywności, aby doprowadzić do zjedno- czenia demokratyczno-liberalnego i niepodległościowego skrzydła Polonii. Jed- nocześnie tworzono ogólnokrajową sieć samopomocowych, ubezpieczeniowych, edukacyjnych organizacji świeckich. W łonie duchowieństwa polskiego pojawiły się rozmaite podejścia i tenden- cje. W 1875 r. ks. W. Barzyński i L. Moczygemba stworzyli Towarzystwo Księży Rzymsko-Katolickich Polskich, powiązane z ZPRK. Wokół ks. Dominika Majera pojawiła się grupa opozycyjna – zwano ją księżmi związkowymi – działająca do 1889 r. w ZNP. Grupa ta powołała do życia w 1886 r. Stowarzyszenie Księży Polskich. Wreszcie w 1904 r. zawiązano Stowarzyszenie Księży Świeckich. Bar- dziej trwała okazała się inicjatywa podjęta przez bpa Rhodego. Podczas zjazdu duchowieństwa w Detroit w 1912 r. powołano Związek Jedności Kapłanów Pol- skich w Ameryce, później o nazwie Zjednoczenie Kapłanów Polskich w Ame- ryce. Związek ten zajmował się działalnością społeczną i charytatywną, także homiletyką232.

*

230 W. Kruszka, Historya…, vol. IV. s. 14; A. Brożek, Polonia…, s. 61. Cygan błędnie podaje, że był to wiec upamiętniający powstanie styczniowe, op. cit., s. 212. 231 Na temat konfl iktu w długiej perspektywie por. J. J. Parot, Polish Catholics…; także A. Brożek, Polonia amerykańska…. 232 A. Brożek, Polonia…, s. 64–66. 64 Adam Walaszek

Wojna światowa nie zmieniła znacząco oblicza polskiego katolicyzmu. W sporach ideologicznych ks. Rhode i ZPRK stanęli po stronie endecji i Wydziału Narodowego. Z kolei Komitet Obrony Narodowej popierał Związek Księży Pol- skich w Ameryce233. Prawdziwe zmiany nastąpiły jednak po wojnie. W ich tle znajdowało się kilka okoliczności. Pierwszą była wspomniana wyżej narastająca w Kościele polityka amerykanizacyjna, której polonijne duchowieństwo postano- wiło się przeciwstawić. W Chicago dobry przykład przemian obserwować można było w parafi i Jana Bożego, którą władał, skądinąd społecznikowsko nastawiony, charyzmatyczny ks. Ludwik Grudziński. W latach 1915–1921 wchodził on w skład trzyosobowej Rady Doradczej przy kardynale Mundeleinie, reprezen- tując Polaków i o ich los się troszcząc. Ponieważ jednak często sprzeciwiał się biskupowi, w 1921 r. usunięto go z tej funkcji. Grudziński i inni księża zwrócili się wówczas (w czasie wojny i później) w stronę nacjonalizmu, podejmowali działalność edukacyjną, organizując kursy świadomości narodowej, historii Polski, kultury, patriotyzmu. Grudziński zaprosił do parafi i I. J. Paderewskiego. Księża włączali się chętnie w działania podejmowane przez świeckich. Polskie parafi e stały się wszak podstawą akcji rekrutacyjnej do Armii Polskiej gen. Hallera, jeden z przykładów stanowić może parafi a ks. Bójnowskiego w New Britain. Tak w parafi i Jana Bożego, jak w setkach innych nastąpiło odchodzenie od terytorialnych podziałów i izolacjonizmu na rzecz działań wspólnotowych, narodowych. Dzięki temu zapędy amerykanizatorów w Kościele udało się nieco ograniczyć234. Jednocześnie i równolegle następowały zmiany inne. Co najmniej trzy oko- liczności uznać należy za szczególnie ważne. Po pierwsze, po wojnie była to ogólna atmosfera i rozczarowanie Polonii nową Polską. Drogi Polonii i II Rzecz- pospolitej wyraźnie zaczęły się rozchodzić, wprowadzenie kwot imigracyjnych w 1921 r. i ostatecznie w 1924 r. zatrzymało napływ nowych imigrantów. Kazało to przeformułować zadania stojące przed Polonią i jej cele. Uznano, że zająć się należy wzmocnieniem pozycji wychodźstwa w Ameryce, skoro idee powrotu zarzucono. Po wtóre, jak wspomniałem, hierarchia amerykańska silniej niż dotąd forsować zaczęła ideologię amerykanizacji. List pasterski biskupów z 1919 r. mówił wyraźnie o konieczności pomocy imigrantom w przygotowaniach do objęcia przez nich „obowiązków obywatelskich”. Wreszcie, po trzecie, poja-

233 D. Buczek, Polish Americans…, s. 55. 234 R. Slayton, Back…, s. 136–144; Z. Stefanowicz (1928), Ksiądz Komandor Ludwik Gru- dziński jako obywatel-patriota, w: R. Tarczyński (opr.), Pamiętnik jubileuszowy ku czci ks. Ludwi- ka Grudzińskiego proboszcza parafi i św. Jana Bożego w Chicago 1903–1928, Chicago, s. 37–40; J. Orłowski (1928), Ksiądz Komandor Ludwik Grudziński w ćwierćwiekowej pracy duszpaster- skiej, ibid., s. 16–28. Kościół, etniczność, demokratyzacja – parafi e polonijne w USA (1854–1930) 65 wiła się nowa generacja księży, wykształconych już w Ameryce, którzy inaczej postrzegali sytuację parafi an i dostrzegali nieodwracalne tendencje akulturacji i asymilacji. Parafi e długo jeszcze starały się utrzymywać polski język i trady- cje, jednakże teraz częściej wchodzić będą w kontakty z zewnętrznym światem amerykańskim235. Po wojnie społeczności imigranckie rosły, choć wzrost wynikał z udziału w nich nowego „drugiego pokolenia imigrantów”, czyli dzieci zrodzonych i wzrastających już w USA. Podobnie jak rodzice, one również uczęszczały do kościołów, lecz ich potrzeby stawały się odmienne. Język angielski powoli stawał się coraz bardziej obecny w kościele. Oczywiście zachowywano dawną polonijną obrzędowość. Zachowywano wewnątrz kościołów polskie akcenty. Uzupeł- niano i wzbogacano je nawet. Zmieniała się jednakże codzienność życia parafi i. Ofi ary ogromnej wielkości, jakie dawniej, budując świątynie, ponoszono, powoli odchodziły w przeszłość. Wszelkie nakładane na parafi an dotychczasowe opłaty malały. Rosnąca liczba parafi an sprawiała, że można je było obniżać. Utrzymanie parafi i sprowadzało się do datków niedzielnych i okazjonalnych, akceptowanych powszechnie opłat za posługi. Księża wciąż byli polskiego pochodzenia, czę- sto nawet urodzeni w Polsce, ale konfl ikty między nimi dotyczyły teraz raczej wzajemnego współzawodnictwa, co wiązało się z rozmiarami parafi i. Wciąż mogła to być rywalizacja dotycząca przyciągania do parafi i osób litewskiego pochodzenia. Księża znacznie częściej niż poprzednio wchodzili w kontakty ze światem zewnętrznym. Rozrastały się także okołoparafi alne instytucje, np. szkoły. Wielki Kryzys Ekonomiczny zadał jednak szkołom poważny cios i od lat trzydziestych rola szkolnictwa parafi alnego malała. Kryzys poważnie zachwiał fi nansową stabilnością parafi i (osiągniętej z tak wielkim trudem w bardzo długim czasie). Każda nowa inwestycja, np. poszerzanie cmentarzy, była teraz wyjątkowo trudna. Aczkolwiek, pomimo tego, spadek przychodów parafi alnych nie był aż tak dra- styczny236. Nowa, kryzysowa i postprogresywna epoka, a nade wszystko akul- turacyjne zmiany w obrębie społeczności i rodzin wymuszały nowe tendencje. Odchodziły w przeszłość osobowości takie, jak Barzyński czy wciąż aktywny L. Bójnowski. Nową twarzą polonijnych parafi i stali się pasterze społecznicy. Stało się to konieczne w okresie kryzysu ekonomicznego i tragicznych wyda- rzeń, które za sobą pociągnął. Tak było np. w dzielnicy chicagowskich rzeźni Back of the Yards w Chicago, gdzie ostatecznie, po wielkim kryzysie, w 1939 r.

235 D. Buczek, Polish Americans…, s. 56–57; J. Pula, Polish Americans…, s. 75–77. 236 W. Galush, For More Then Bread…, s. 153–163. 66 Adam Walaszek księża polscy poparli reformatorski nurt Back of the Yards Neighborhood Coun- cil i weszli w jego skład 237.

*

Powyższy tekst nie aspiruje do nakreślenia „naturalnej historii” polonijnych instytucji religijnych w Ameryce. Te – jak widać z przypisów – istnieją licznie i są dość łatwo dostępne. Powyższa narracja pomija wiele postaci, wiele miejsc. Nie dlatego przecież, by były mniej istotne. Wybór poniższy próbuje jedynie, uwzględniając „oddolną” perspektywę, nakreślić ogólnie przebieg wydarzeń w Kościele i prześledzić dokonujące się w przemianach tendencje.

237 R. Slayton, Back…, s. 189–205. WŁADYSŁAW FOLKIERSKI W PERU

MAJA PRADELLE Kraków

WŁADYSŁAW FOLKIERSKI IN PERU

This article is a biographical study of Władysław Folkierski, Polish engineer and scientist. It presents new facts about his life and career and also re-examines certain facts which until now have either been presented incorrectly or incompletely. Between 1874 and 1889, he lived in Peru, where he worked as a Government engineer, and is remembered as a talented and competent professional. He was also considered an effi cient supervisor and administrator of the railroad, as well as of water transport on Lake Titicaca. In addition, he was a lecturer, a scientist, a reformer of higher and secondary education, and for many years Dean of the Faculty of Science at the University of San Marcos. A description of the life and work in Peru of this Pole constitutes the main part of this study. Excerpts from Władysław Folkierski’s letters published in the Polish nineteenth- century press are included in the study and provide a valuable insight into his personal views and perception of Peruvian reality. Apart from his Peruvian achievements, Władysław Folkierski is highly regarded in his homeland in the fi eld of science and technology. He is the author of a well- known nineteenth-century mathematics textbook, and of several smaller, yet signifi cant, scientifi c publications. He is also known as the engineer responsible for the Stanisławów – Woronienka and Chabówka – Zakopane railway links.

Keywords: Władysław Folkierski, Peru, government engineer

Studia Migracyjne – Przegląd Polonijny, z. 1 (155)/2015, ss. 67–83 PL ISSN 2081-4488 © 2014 Polska Akademia Nauk, Komitet Badań nad Migracjami 68 Maja Pradelle

Niedawno, 24 kwietnia 2014 roku minęła 110. rocznica śmierci Władysława Folkierskiego, polskiego uczonego, matematyka i inżyniera, mającego zna- czący wkład w rozwój naukowy i techniczny Republiki Peru w drugiej połowie XIX wieku. W roku 1904 w jednym ze wspomnień pośmiertnych tak o nim napisano:

Polscy inżynierowie i naukowcy w Peru. Pierwszy rząd od lewej: Tadeusz Stryjeński, Wła- dysław Folkierski, Ernest Malinowski, Edward Habich, Leonard Laskowski. Drugi rząd od lewej: Ksawery Wakulski, Aleksander Babiński, Władysław Kluger, Jan Sztolcman. Źródło: Archiwum PAN w Warszawie, III-132, 16

Przed paru miesiącami rozeszła się nagle wieść z Zakopanego, która poru- szyła całe polskie społeczeństwo. Doniosła o śmierci męża, który na obu półku- lach podniósł sławę polskiego imienia, wśród obcych zdobył najwyższe zaszczyty pracą niezmordowaną, nieposzlakowaną uczciwością i obszerną wiedzą. Roze- szła się wieść o śmierci patryoty, który Ojczyźnie niósł krew i życie w ofi erze Władysław Folkierski w Peru 69 i pracował życie całe z myślą o Niej i dla Niej. Umarł jeden z piewszorzędnych polskich techników i matematyków, który wzbogacił literaturę ojczystą dziełami pierwszorzędnego znaczenia. To też wieść żałobna poruszyła do głębi liczne sze- regi pracowników na polu wiedzy technicznej i nauk ścisłych, liczne zastępy mło- dzieży dla której był mistrzem i wzorem i całe społeczeństwo, które czci swoich bohaterów1. Folkierski znany jest w polskich środowiskach matematycznych i inżynieryj- nych, za to wydaje się nieco zapomniany lub niewystarczająco doceniany przez badaczy polskiej spuścizny kulturowej i cywilizacyjnej w krajach Ameryki Połu- dniowej. A należy on, obok Ernesta Malinowskiego, Edwarda Habicha, Alek- sandra Miecznikowskiego, Aleksandra Babińskiego, Ksawerego Wakulskiego, Tadeusza Stryjeńskiego i Władysława Klugera, do najwybitniejszych polskich specjalistów działających w Peru w drugiej połowie XIX wieku. Dlatego celem prezentowanego opracowania jest przypomnienie osoby Władysława Folkier- skiego, ze szczególnym uwzględnieniem jego pobytu i pracy w Peru w latach 1874–1889.

WARSZAWA – KARLSRUHE – PARYŻ (1841–1873)

Władysław Folkierski urodził się w Warszawie2. Był synem ziemianina Piotra Aleksandra Folkierskiego, właściciela wsi Radonie pod Grodziskiem w guberni warszawskiej, i Barbary z Rydeckich. W 1858 roku ukończył z wyróżnieniem Gimnazjum Gubernialniane w Warszawie na wydziale fi zyczno-matematycz- nym3. W 1860 roku otrzymał pozwolenie na naukę za granicą. Była to wyjątkowa sytuacja w tamtych czasach, o czym świadczy niżej cytowany dokument adreso- wany do ojca Władysława, Piotra Folkierskiego: Zawiadamiam P. Piotra Folkierskiego w skutek prośby Jego do JO. Xię- cia Namiestnika Królestwa podanej, że Najjaśniejszy Pan za wstawieniem się Jego Xiążęcej Mości, raczył w drodze wyjątku z pod Najwyższego Ukazu z d. 28 Marca/9 Kwietnia 1822 r. wzbraniającego młodzieży Królestwa kształcenia się za granicą, najłaskawiej dozwolić, synowi podającego Władysławowi, który

1 Ł. Böttcher (1904), Wspomnienie pośmiertne o Władysławie Folkierskim, „Czasopismo Techniczne“, nakładem Towarzystwa Politechnicznego we Lwowie, nr XV, s. 2. 2 W dostępnych materiałach można znaleźć dwie różne daty urodzenia Władysława Folkier- skiego: 24.10.1841 r. oraz 24.10.1842 r. W niniejszym opracowaniu jako rok urodzenia podaje się 1841. Data ta fi guruje w wypisie urzędowym aktu urodzenia sporządzonym w 1853 roku, źródło: archiwum PAN w Warszawie, III-132, 7 rkps. 3 Archiwum PAN w Warszawie, III-132, 8. 70 Maja Pradelle ukończył całkowity kurs nauk w Gimnazjum Gubernialnem Warszawskiem, kształ- cenia się w naukach technicznych za granicą mianowicie w Carlsruhe4.. Po dwuletnim pobycie w Szkole Politechnicznej w Karlsruhe (Grossherzo- glich Badische Polytechnische Schule), gdzie studiował na wydziale inżynierii, Folkierski wyjechał do Paryża w celu dalszego kształcenia się w Szkole Dróg i Mostów (Ecole des Ponts et Chaussées) oraz na Sorbonie. Na wieść o wybuchu powstania styczniowego powrócił do kraju, aby wziąć w nim udział. Walcząc w IV Oddziale Województwa Mazowieckiego „Dzieci Warszawy“, otrzymał sto- pień porucznika. Po upadku powstania wrócił do Paryża i tam dokończył studia w zakresie inżynierii, matematyki i fi zyki. W 1864 roku otrzymał dyplom (licen- cjat) nauk matematycznych, a w 1870 – nauk fi zycznych5. Będąc na emigracji, Folkierski aktywnie uczestniczył w polonijnym życiu naukowym. W latach 1868–1871 wykładał mechanikę w Wyższej Szkole Polskiej w Paryżu (zw. Szkołą Montparnasską)6, a od 1870 r. był czynnym członkiem Towarzystwa Nauk Ścisłych, na stanowisku sekretarza stałego i głównego redak- tora Pamiętnika Towarzystwa Nauk Ścisłych7. Władysław Folkierski napisał i wydał w Paryżu dwa tomy podręcznika mate- matyki. Pierwszy tom pt. Zasady rachunku różniczkowego i całkowego ukazał się w 1870, a drugi – O równaniach różniczkowych, częściowych, jednoczesnych – w 1873 roku. Dzieło to zapewniło mu wysoką pozycję i uznanie w środowisku matematycznym. Jak dobry był to podręcznik, świadczą wyniki ankiety przeprowadzonej 30 lat później. W 1900 roku redakcja „Kuriera Warszawskiego“ ogłosiła plebiscyt na najlepszą i najważniejszą książkę XIX wieku. W kategorii nauk matematycznych najwięcej głosów otrzymał podręcznik Folkierskiego. W 1870 roku wybuchła wojna francusko-pruska, w której Władysław Fol- kierski uczestniczył, najpierw jako podporucznik inżynierii Sztabu Generalnego w porcie La Briche, a następnie w randze porucznika. Za zasługi poniesione pod- czas wojny rząd francuski przyznał Folkierskiemu kawalerski Krzyż Legii Hono-

4 Archiwum PAN w Warszawie, III-132, 8 rkps. 5 Archiwum PAN w Warszawie, III-132, 8. 6 W. Folkierski, Autobiografi a, archiwum PAN w Warszawie, III-132, 15 rkps; J. Samujł- ło (1948), Folkierski Władysław (1842–1904), w: Polski Słownik Biografi czny, t. VII, s. 48–49; F. Chłapowski (1904), Władysław Folkierski (wspomnienie pośmiertne), „Roczniki Towarzystwa Przyjaciół Nauk Poznańskiego“, t. 30, s. 161–162; Ł. Böttcher, op. cit. 7 Towarzystwo Nauk Ścisłych – polska instytucja naukowa założona w Paryżu w celu opraco- wania i publikowania po polsku prac z zakresu nauk matematycznych, przyrodniczych i inżynier- skich. O początkach i funkcjonowaniu Towarzystwa pisał Władysław Folkierski w 1895 roku na łamach „Prac Matematyczno-Fizycznych”. Władysław Folkierski w Peru 71 rowej8. Ten epizod z życia polski inżynier opisał szczegółowo w liście wysłanym do rodziny, który w 1899 roku został opublikowany w polskiej prasie9. W tym samym liście Folkierski przytoczył także inne ciekawe i jednocześnie drama- tyczne zdarzenie z tego okresu, podczas którego cudem uniknął śmierci: Do komuny, walki bratobójczej, należeć nie chciałem i nie należałem (...). Utarczki wojsk wersalskich z komunistami powtarzały się prawie codziennie, wtedy, nie mając żadnego zajęcia, zapragnąłem widzieć, jak zdobywają się bary- kady. W tym celu, na dachu domu, w którym mieszkałem, położonym na najwyż- szym punkcie miasta (góra Ś-tej Genowefy), urządziłem sobie obserwatoryum, z którego przez lunetę patrząc, miałem cały Paryż jak na dłoni, że żaden szczegół nie uszedł mojej baczności (...). Po kilku dniach moich obserwacyi, dostrzeżony przez komunistów, którym się przewidziało, że ja daję sygnały Wersalczykom, byłem niespodziewanie aresztowany, zaprowadzony na Ratusz 5-go okręgu, gdzie zasiadała komisya bezpieczeństwa publicznego, i skazany na rozstrzelanie wraz z arcybiskupem Paryża, który nazajutrz został zabity. W skutek energicznego mego przemówienia do członka komuny, Regente, wstrzymano egzekucyę i odprowadzono mnie do więzienia, La Consiergerie, z którego niegdyś nieszczęśliwa królowa Marya Antonina była zaprowadzona pod gilotynę. Byłbym niezawodnie przepłacił straszną śmiercią moją ciekawość, gdyby nie poczciwy Francuz, dygnitarz loży Wielkiego Wschodu, który przyszedł mi z pomocą. Znał on mnie stąd, że mieszkając naprzeciwko, sprzedawał piwo angielskie w sklepie, do którego zachodziłem czasem, dla pokrzepienia sił nad- wątlonych pracą umysłową. Spostrzegłszy mnie prowadzonego do więzienia, przybrał natychmiast oznaki swej masońskiej godności, udał się do komitetu na Ratusz, gdzie w radzie bezpieczeństwa zasiadali niższego stopnia masoni, i wyba- wił mnie z więzienia i niechybnej śmierci10. W ślad za Legią Honorową, w październiku 1871 roku, rząd francuski przy- znał Władysławowi Folkierskiemu „prawa obywatela francuskiego”11. W szkołach paryskich, w których studiował Folkierski, kształciło się w drugiej połowie XIX wieku wielu polskich emigrantów. Były to swego rodzaju „fabryki“ polskich specjalistów, którzy jednak ze względu na silną konkurencję i status obcokrajowca często mieli trudności ze znalezieniem zatrudnienia we Francji.

8 Archiwum PAN w Warszawie, III-132, 10. 9 Epizod z oblężenia Paryża w roku 1870–1871, „Tygodnik Ilustrowany”, nr 16, 15(3) kwiet- nia, 1899, s. 307–308. 10 Ibidem, s. 308. 11 Archiwum PAN w Warszawie, III-132, 9. 72 Maja Pradelle

Sytuacja ta była jedną z przyczyn podejmowania przez Polaków pracy zawodo- wej w innych częściach świata, między innymi w Ameryce Południowej12.

Władysław Folkierski. Fotografi a wykonana najprawdopodobniej w Paryżu między 1870 a 1873 rokiem. Źródło: Archiwum PAN w Warszawie, III-132,16

12 B. Orłowski (1992), Geografi a rozproszenia techników emigracyjnych, przyczyny i ewo- lucja, w: Osiągnięcia inżynierskie Wielkiej Emigracji, Warszawa: Instytut Historii Nauki, Oświaty i Techniki PAN, s. 28. Władysław Folkierski w Peru 73

Zachęcony przez przebywającego w Europie Edwarda Habicha, polskiego inżyniera zatrudnionego w Peru, Władysław Folkierski podpisał 17 grudnia 1873 roku kontrakt z przedstawicielem rządu peruwiańskiego w Paryżu don Pedrem Galvezem13. Kontrakt ten przewidywał zatrudnienie na okres trzech lat na stanowisku inżyniera rządowego (Ingeniero de Estado). Drugiego stycznia 1874 roku Folkierski wypłynął z portu w Southampton w Anglii do Peru.

PERU (1874–1889)

Peruwiańczycy, podobnie jak mieszkańcy innych krajów regionu, odkąd zdobyli wolność i niezależność, postawili sobie za cel nadrobienie „zaległości cywilizacyjnych”. Ameryka Łacińska, stanowiąca przez ponad 300 lat spichlerz Korony Hiszpanii i Korony Portugalii, była obszarem zacofanym pod wieloma względami. Opóźnienie technologiczne, gospodarcze czy naukowe w stosunku do wielu państw europejskich i Stanów Zjednoczonych było znaczące. Wszelkie przemiany i reformy w tych dziedzinach, jakie były podejmowane w krajach laty- noamerykańskich w XIX wieku, nosiły miano „postępu”. Szczególnie sprzyjające okoliczności do podjęcia działań modernizacyjnych w Peru pojawiły się w połowie XIX wieku. Na wyspach Chincha, położonych blisko wybrzeża peruwiańskiego, odkryto pokłady guana14. Eksploatacja i eks- port tego naturalnego nawozu okazały się prawdziwą żyłą złota. Dzięki środkom fi nansowym pochodzącym ze sprzedaży guana, można było podjąć działania na rzecz modernizacji kraju. Do Peru przyjechało w tym okresie wielu zagranicz- nych specjalistów, których zadaniem było rozwinięcie i unowocześnienie infra- struktury, gospodarki, a także nauki peruwiańskiej, tak aby dorównały poziomowi europejskiemu i północnoamerykańskiemu. W pierwszych dniach lutego 1874 roku Władysław Folkierski, jako jeden z ekspertów zatrudnionych przez rząd peruwiański, dotarł do Limy. W liście do rodziny tak wspomina początki swojego pobytu: W Limie znalazłem życie bardzo mało różne od europejskiego; strój i zwy- czaje takie same jak we wszystkich miastach starego lądu; dziś podobno tak jest wszędzie – szybkie komunikacye parą zatarły różnice różnych narodów najdalej od siebie leżących. (...) Znalezłem tu p. Malinowskiego, człowieka używającego wielkiego znaczenia i powagi w tym kraju, do którego byłem specyalnie rekomen-

13 Archiwum PAN w Warszawie, III-132, 4 rkps. 14 Guano – odchody ptaków morskich wykorzystywane w rolnictwie jako cenny nawóz natu- ralny. 74 Maja Pradelle dowany, który mnie bardzo grzecznie przyjął, i wszystkie stosunki mi tu ułatwia. Przedstawił on mnie p. Pardo’wi, prezydentowi Rzeczpospolitej, z którym żyje w przyjaźni, i który nawet podobno swe wyniesienie dużo wpływowi p. Malinow- skiego zawdzięcza. P. Malinowski jest tu już w Peru lat dwadzieścia kilka, zrobił sobie znaczną fortunę i obecnie buduje drogę żelazną przez Kordyliery, mającą połączyć Ocean Spokojny z Amazonką, gdzie chodzą statki parowe do Oceanu Atlantyckiego15. Zaraz po przybyciu do Peru Władysław Folkierski przystąpił do realizacji powierzonych mu zadań. Przez pierwsze trzy lata współpracował z Ernestem Malinowskim przy budowie kolei transandyjskiej16. W 1899 roku we lwowskim „Czasopiśmie Technicznym“ opublikował tekst, w którym opisał okoliczności i przebieg powstawania kolei, ogrom wysiłku i wyjątkowe zdolności głównego budowniczego tego wielkiego przedsięwzięcia inżynierskiego17. Folkierski zasłynął jako autor projektu mostów wiszących (puentes hama- cas) pozwalających w prosty sposób przekraczać rzeki andyjskie. Były to tanie, trwałe, łatwe w transporcie instalacje o nieskomplikowanej konstrukcji. Projekt ten doczekał się publikacji jeszcze w roku 187418. Rząd peruwiański powierzył Folkierskiemu – w pierwszym roku jego pracy – wytyczenie planów linii kolejowej Pisco – Ica, na południowych obszarach Peru. W 1876 roku Polak został mianowany inspektorem robót (Inspector de las Obras), które miały być wykonane na tym odcinku kolei19. Dwa lata później, w ramach powierzonych obowiązków, został powołany do oszacowania i napra- wienia szkód wywołanych powodziami na północy kraju, w których ucierpiały linie kolejowe Salaverry, Pacasmayo i Chimbote20. W latach 80. pełnił funkcję inspektora fi nansowego północnych linii kolejowych (Inspector Fiscal de los Ferrocarriles del Norte del Perú)21.

15 Z Ameryki Południowej przez Władysława Folkierskiego, przedruk listu, Lima, d. 10 lutego 1874 r., „Gazeta Warszawska”, nr 23, piątek, dnia 18(30) stycznia 1880, s. 2. 16 Prawdopodobnie odpowiadał za projektowanie i budowę mostów umożliwiających przekra- czanie andyjskich rzek. 17 W. Folkierski (1899), Ernest Malinowski i kolej przez Kordylierę Andów, „Czaspismo Tech- niczne”, rocznik XVII, s. 117–118, 133–134, 141–143, 150–151. 18 W. Folkierski (1874), Puentes hamacas (Puentes cogantes – Informe y cuadro de dimensio- nes del Ingeniero Folkierski), w: Anales del Cuerpo de Ingenieros del Perú, Tomo segundo, Lima, s. 391–395. 19 Archiwum PAN w Warszawie, III-132, 4 rkps. 20 Ladislao Folkierski, „La Prensa“, Lima, martes 25 de octubre de 1904, Archiwum PAN w Warszawie, III-132, aneks 2, 3. 21 Archiwum PAN w Warszawie, III-132, 4 rkps. Władysław Folkierski w Peru 75

Na tym nie kończyły się obowiązki Polaka. W roku 1875 prezydent Peru Manuel Pardo przystąpił do reformowania państwowego systemu nauczania. Władysław Folkierski jako członek Rady Wyższej Edukacji Publicznej (Consejo Superior de Instrucción Pública), wraz z Edwardem Habichem, brał czynny udział w tworzeniu nowego programu nauczania w zakresie nauk ścisłych na poziomie szkół wyższych i średnich22. Propozycja Polaków, ażeby położyć szcze- gólny nacisk na praktyczny wymiar studiowania nauk ścisłych (m.in. utworzenie pracowni i laboratoriów), zaowocowała utworzeniem na Wydziale Nauk Ścisłych Uniwersytetu Świętego Marka (La Universidad Mayor de San Marcos de Lima) sekcji praktycznej, obejmującej nauki matematyczne, fi zyczne i przyrodnicze23. Zasługi Folkierskiego w krzewieniu i rozwijaniu nauk matematycznych w Peru wydają się nie do przecenienia, skoro we wspomnieniu pośmiertnym, jakie uka- zało się w limeńskiej gazecie „La Prensa” w 1904 roku, napisano o nim: un gran propagador de las ciencias matemáticas en el Perú, czyli „wielki propagator nauk matematycznych w Peru”24. W kwietniu 1876 roku prezydent Pardo mianował Władysława Folkierskiego dziekanem Wydziału Nauk Ścisłych, którą to funkcję sprawował do 1885 roku. Polak stanął również na czele katedry astronomii, trygonometrii, topografi i i geo- dezji, a także prowadził wykłady z mechaniki i ogólnej teorii maszyn. Równo- cześnie, jako wizytator uniwersytetów i kolegiów na południu kraju (Visitador de las Universidades y Colegios del Sur de la República), kontynuował pracę nad unowocześnianiem nauczania w zakresie nauk ścisłych25. Za działalność i zasługi na polu edukacyjnym i naukowym władze Uniwersytetu Świętego Marka w 1886 roku przyznały Władysławowi Folkierskiemu doktorat nauk matematycznych26. Osiągnąwszy stabilizację zawodową w Peru, w 1877 roku Folkierski wyje- chał do Paryża, gdzie poślubił Julię Leliwę27, po czym wraz z żoną powrócił do Limy. Rok później Folkierskim urodził się pierwszy syn – Karol. W czasie

22 Ladislao Folkierski, „La Prensa“, op. cit. 23 J. I. López Soría (1986), Polak z peruwiańskiego pomnika, Warszawa, s. 81–85. 24 Ladislao Folkierski, „La Prensa“, op. cit. 25 B. Orłowski (1996), Folkierski Władysław (1841–1904), w: Słownik Biografi czny Techni- ków Polskich, Warszawa, zeszyt 7, s. 12–13. 26 República Peruana. Diploma de Doctor en Ciencias Matemáticas, A nombre de la Nación, Lima, 14 de Marzo de 1887, podpisani: rektor Uniwersytetu San Marcos, dziekan Wydziału Nauk Ścisłych, sekretarze Uniwersytetu i Wydziału; tytuł doktora został przyznany 22 grudnia 1886 roku. Kopia dyplomu pochodzi z prywatnego archiwum Władysława Henryka Folkierskiego w Wembley, Wielka Brytania. 27 Archiwum PAN w Warszawie, III-132, 13, akt ślubu. 76 Maja Pradelle pobytu w Peru na świat przyszły jeszcze trzy córki: Maria Lucía Eliza, Maria Inés oraz Elenita. Niestety dwie pierwsze zmarły niedługo po urodzeniu28. Władysław Folkierski był wnikliwym obserwatorem życia politycznego i społecznego kraju, w którym się znalazł. Wspierając prezydenta Manuela Pardo w wysiłkach przeprowadzenia reform, krytykował jednocześnie mental- ność i niezaradność elit rządzących w gospodarowaniu pieniędzmi i w sposobie realizowania owych reform. Uważał, że ogromne i niespodziewane bogactwo pochodzące ze sprzedaży guana szybko zdemoralizowało limeńczyków. Tak tę sytuację opisywał: Z początku nie wiedziano prawie co z temi pieniędzmi robić: zniesiono natu- ralnie wszelkie podatki, później obdarowano dawnych wojskowych pod pozorem wynagrodzenia szkód poniesionych podczas wojen niepodległości; wreszcie roz- dawano przyjaciołom, stronnikom władzy – nie licząc. Szafarzem został rząd; zaczęto się piąć do rządu już prosto po pieniądze, jak pną się amatorowie po słupie mydłem wysmarowanym, gdzie u szczytu jest sakiewka z dukatami i zega- rek. Mnóztwo ludzi zaczęło żyć z rąk rządu bez pracy, to jako urzędnicy czynni lub urlopowani; wyznaczono stałe pensye nawet ich familiom, żonom, dzieciom etc. O wojskowych naturalnie, zwłaszcza za rządów generała Castilli, w szcze- gólności pamiętano; a że żywioł ten nie bardzo się odznacza zwykle umiejetnem używaniem fortuny, zbytki, gra i korupcya coraz więcej szerzyć się zaczęły29. Nieumiejętne zarządzanie pieniędzmi, nieprzemyślane inwestycje oraz coraz szczuplejsze zasoby guana doprowadziły Peru na skraj bankructwa. Efektem tej sytuacji było m.in. wstrzymanie budowy kolei transandyjskiej realizowanej przez Ernesta Malinowskiego: (...) nie obliczono zasobów, nie myślano na wiele wystarczy; zaczynano bez uwagi, czy da się skończyć. Tak zaczęto od razu budowę aż trzech kolei żelaznych przez Andy, mających połączyć wybrzeże z zakordylierską krainą; gdyby jedna z nich skończona została, byłoby to już znakomitem dobrodziejstwem dla kraju – zaczęto trzy, nie skończono żadnej. Najważniejsza z nich, prowadząca z Callao i Limy prostopadle do brzegów morskich, doszła wprawdzie aż do szczytu Kordy- lierów; przebito tunel przez ten szczyt na wysokości 4,800 metrów, gdzie już się zaczynają wieczne śniegi; ale nie zdołano poprowadzić linii wedle zamiaru aż w żyzne zakordylierskie okolice, ku spławnym przypływom Amazonki30.

28 Archiwum PAN w Warszawie, III-132, 21, akty zgonów córek. 29 Z Ameryki Południowej przez Władysława Folkierskiego, „Gazeta Warszawska”, nr 34, pią- tek, dnia 1(13) lutego 1880, s. 2. 30 Z Ameryki Południowej przez Władysława Folkierskiego, „Gazeta Warszawska”, nr 39, czwartek, dnia 7(19) lutego 1880, s. 2. Władysław Folkierski w Peru 77

Braku przedsiębiorczości i efektywności oraz nieudolności w wyprowadza- niu kraju z „zacofania cywilizacyjnego” Folkierski dopatrywał się w charakterze i cechach naturalnych Peruwiańczyków, przesiąkniętych kulturą i mentalnością indiańską. Innym czynnikiem, który według niego mógł także wpływać na taką sytuację, był łagodny, niewymagający klimat Peru. Charakter potulny, łagodny, łatwy tego ludu zachował się w massie dzisiej- szej ludności; owa miękkość charakteru prawie z nikczemnością niemal graniczy, i jest może główną wadą tego narodu, bo prowadzi za sobą brak wytrwałosci, brak energii, nieudolność, pewne lenistwo umysłowe, pobłażliwość, które nie pozwalają wyrobić się owym cnotom społecznym, które silne narody cechują. Może być, że jest to po części skutkiem klimatu, który nie podlegając gwałtownym zmianom hartującym ciało, rozwalnia muskuły, osłabia nerwy i sprowadza chro- niczną anemię, zubożenie krwi, które tu jest panującą chorobą. (...) Lud tutejszy nie jest wcale krwiożerczy ani namiętny, ani fanatyczny jak w innych hiszpańskich krajach; zbrodni tu bardzo mało nawet przy niezwykłej pobłażliwości kodeksu karnego, który za najwyższą karę piętnaście lat stanowi, i to jeszcze na gorącym uczynku schwytanemu. Tak zwane rewolucye ograniczają się na wycieczkach kil- kuset ludzi, którzy sobie z tego professyę robią, i kończą najzaciętsze walki stratą kilkunastu ludzi z obu stron: reszta ludności nie bierze w nich udziału, zamykając w razie utarczki drzwi i okna, by czego nie oberwać, lub patrząc się z balkonów jak na walkę byków. Dyskussye polityczne lub religijne, jeżeli się toczą, to tak tylko dla zabicia czasu; nikt się do nich nie roznamiętnia31. Władysław Folkierski, oprócz prac inżynieryjnych, administracyjnych i dydaktycznych, prowadził własne badania naukowe. Dwie dziedziny, które go szczególnie interesowały, to geodezja i topografi a32. Pod koniec lat 70. prowadził badania geodezyjne, określając równocześnie współrzędne geografi czne, między innymi Limy. Wyniki swoich badań opublikował w 1879 roku pod tytułem Sobre la determinación de puntos geográfi cos por métodos astronómicos w periodyku „El Siglo”, będącym organem towarzystwa Amantes del Saber. Były to ważne badania, dzięki którym wprowadzono poprawki w istniejących już planach topo- grafi cznych oraz przyjęto nową metodę ustalania położenia obiektów na mapie peruwiańskiej33. Badania te posłużyły także Folkierskiemu jako podstawa wykła- dów, jakie wygłosił w kolejnych latach na Uniwersytecie.

31 Z Ameryki Południowej przez Władysława Folkierskiego, „Gazeta Warszawska“, nr 31, wtorek, dnia 29 stycznia (10 lutego) 1880, s. 1. 32 B. Orłowski, Folkierski Władysław (1841–1904), op. cit., s. 13. 33 Ladislao Folkierski, „La Prensa“, op. cit. 78 Maja Pradelle

W 1879 roku wybuchła wojna między Peru i Chile, zwana „wojną o Pacy- fi k” albo „wojną o saletrę”. Kolejnym źródłem bogactwa Peru w drugiej połowie XIX wieku były pokłady saletry34 znajdujące się na południowych terenach kraju, graniczących z Chile i Boliwią. Dostęp do złóż saletry i ogromne korzyści wynikające z jej wydobycia stały się źródłem konfl iktów, których efektem była trwająca przez cztery lata wyniszczająca wojna. Władysław Folkierski, odesław- szy rodzinę na pokład francuskiego statku35, jako inżynier wojskowy zaangażo- wał się w obronę Republiki Peru. Uczestniczył w pracach przy fortyfi kowaniu portu La Punta de Callao oraz Limy. Opis fortyfi kacji na przedmieściach stolicy zamieścił w jednym z listów: W opisach bitwy, która się na tem polu stoczyła, wspominają dzienniki o for- tyfi kacyach Limy. Musimy objaśnić, że Lima nie ma żadnych fortyfi kacyi (jej dawne wały zostały przed kilkudziesięciu laty zniesione i zamienione na plan- tacye); w ogóle, to co w Europie nazywają fortecą, nie istnieje wcale w Ame- ryce i jest znane chyba z opisów. Forteca prawdziwa, gdyby ktoś się odważył na jej wystawienie w tych krajach, byłaby tylko przyczyną rzezi współobywateli za każdą rewolucyą, za każdem pronunciamiento. To, co tu nazywano fortyfi ka- cyami, były to szańce tego rodzaju, jakie dziś każde wojsko w przeddzień bitwy dla obrony swego stanowiska usypywać zwykło. Owe fortyfi kacye Limy zaczęto dopiero sypać po wylądowaniu Chilijczyków w Pisce, i nawet wtedy wzięto się do rzeczy tak leniwie, że i tego porządnie nie skończono. Jednakże na tych, co nigdy w życiu fortyfi kacyi nie widzieli, owe szańce dorywcze robiły pewne wrażenie. Tym, co za niemi stali zdawało się, że są tam bezpieczni jak u Pana Boga za piecem, i nikt za nic w świecie by ich ztamtąd nie wyprowadził do attaku nieprzyjaciela na zewnątrz. Z drugiej strony, Chilij- czykom zdawało się, że aby zdobyć te rowy z wysypanym na zewnątrz i nawet w parapety nie uformowanym wałem, trzeba tytanicznej pracy i niezrównanego w dziejach wojennych bohaterstwa. Wynikło z tego, że oba wojska trzy tygodnie tak stały na przeciwko siebie, ani jedni, ani drudzy nie mogąc się zdecydować na attak36. W czasie wojny Władysław Folkierski jako członek Wyższego Zgromadzenia do spraw Zdrowia (Miembro de la Junta Suprema de Sanidad), zasłużył się rów- nież działalnością mającą na celu zapobiegnięcie rozpowszechnianiu się epidemii

34 Saletra – naturalnie występujący minerał będący zbiorem azotanów o znaczeniu gospodar- czym i przemysłowym (m.in. używany do produkcji nawozów sztucznych, środków konserwują- cych i materiałów wybuchowych). 35 Ł. Böttcher, op. cit. 36 Z Ameryki Południowej przez Władysława Folkierskiego, „Gazeta Warszawska”, nr 116, piątek, dnia 15(27) maja 1881, s. 1. Władysław Folkierski w Peru 79 cholery37. Według jednego ze źródeł, sam wówczas zachorował, a jedna z jego córek zmarła na skutek zakażenia tą chorobą38. Po zakończeniu przegranej przez Peruwiańczyków wojny, rząd w Limie zmobilizował siły do odbudowy kraju i naprawy zniszczeń wyrządzonych działa- niami wojennymi. Folkierski został mianowany członkiem Rady Głównej Robót Publicznych (Vocal del Consejo General de Obras Públicas) i tym samym stał się odpowiedzialnym za odbudowę południowej linii kolejowej Mollendo – Are- quipa – Puno. Pracami naprawczymi i modernizowaniem linii południowej oraz jej administracją zajmował się od 1885 roku aż do końca swojego pobytu w Peru. Pod kierownictwem Polaka linia Mollendo – Arequipa – Puno nie tylko powróciła do bardzo dobrego stanu technicznego (tory, mosty, stacje kolejowe) i stała się bardziej dochodowa, ale także została doprowadzona aż do Cuzco. W ostatnim okresie Folkierski zasiadał również w komisji ustanawiającej prawo kolejowe (Miembro de la Comisión que formó el Reglamento General de Ferrocarriles)39 oraz był administratorem żeglugi parowej na jeziorze Titicaca40. Aby spłacić długi zaciągnięte za granicą na cele wojenne, pod koniec lat 80. XIX w. rząd peruwiański został zmuszony do przekazania państwowych linii kolejowych swoim angielskim wierzycielom. W nowo utworzonym angielskim przedsiębiorstwie kolejowym, nazwanym Peruvian Corporation, zatrudniono nowych administratorów i kierowników kolei41. W związku z tymi zmianami, Władysław Folkierski – odwołany ze sprawowanych funkcji w 1889 roku – pod- jął decyzję o powrocie do Europy.

37 El señor Folkierski, „La Bolsa“, Arequipa, setiembre 26 de 1889. 38 Ł. Böttcher, op. cit. 39 El señor Folkierski, op. cit. 40 W niektórych dostępnych materiałach można napotkać informacje na temat jeszcze innych zadań powierzonych przez rząd peruwiański i realizowanych przez Władysława Folkierskiego. Jed- nym z nich jest przeprowadzenie linii telegrafi cznej z Puno do Cuzco. Inne to szacowanie pokładów saletry oraz prowadzenie pertraktacji z angielskimi towarzystwami kolejowymi w sprawie dopro- wadzenia kolei do Cerro de Pasco. Fakty te nie zostały uzględnione w tekście, gdyż nie znaleziono potwierdzenia ich w dostępnych źródłach. Niezbędna jest ich weryfi kacja w archiwach i bibliote- kach peruwiańskich. Przykładem informacji powtarzanej w publikacjach poświęconych polskie- mu inżynierowi, która uległa modyfi kacji dzięki pogłębionym studiom, jest wiadomość o roli jaką odegrał on w utworzeniu obserwatorium astronomicznego i stacji meteorologicznej w Arequipie. Bolesław Orłowski, badacz polskiego wkładu w rozwój techniczny Peru, stwierdził, że nie ma dowodów na to, ażeby to Władysław Folkierski wskazał, jak się powszechnie przyjęło, miejsce, w którym zbudowano obserwatorium, patrz: B. Orłowski (1992), Epizod peruwiański, w: Osiągnię- cia inżynierskie Wielkiej Emigracji, Warszawa: Instytut Historii Nauki, Oświaty i Techniki PAN, s. 160. 41 W. Folkierski, Ernest Malinowski i kolej przez Kordylierę Andów, op. cit., s. 151. 80 Maja Pradelle

Władysław Folkierski, Lima. Źródło: Archiwum PAN w Warszawie, III-132,16

PARYŻ – ZAKOPANE (1890–1904)

Pierwsze dwa lata po przyjeździe do Europy rodzina Folkierskich spędziła w Paryżu. Tam też, w 1890 roku, przyszedł na świat drugi syn inżyniera – Wła- dysław. W Paryżu Folkierski uczęszczał na wykłady w Conservatoire des Arts et Metiers i spędzał czas w bibliotekach, uzupełniając wiedzę naukową, w której w międzyczasie nastąpił znaczny postęp. W 1892 roku, z żoną i trójką dzieci, osiadł w zaborze austriackim, w Galicji. Pomimo starań, nie otrzymał posady we lwowskiej Szkole Politechnicznej, gdzie pragnął kontynuować pracę aka- demicką i naukową42. Jedne źródła jako przyczynę tego podają brak wolnych

42 Ł. Böttcher, op. cit. Władysław Folkierski w Peru 81 etatów43, inne – brak poparcia w środowisku akademickim44. Aby podtrzymać kontakt ze studentami i móc przekazywać swoją wiedzę i doświadczenie, Fol- kierski przez kolejne lata udzielał prywatnych lekcji. Władysław Folkierski wraz z rodziną zamieszkał w Zakopanem, w domu zwanym Janówką, gdzie do końca życia pracował jako lokalny inżynier. Objął kierownictwo budowy linii kolejowej Stanisławów – Woronienka oraz Chabówka – Zakopane. Podjął się też prac technicznych w zakresie robót wodnych. Na zlecenie swojego przyjaciela Władysława hr. Zamoyskiego budował instalacje wodne na Kalatówkach dla papierni w Kuźnicach45. Chociaż nie udało się uzyskać zatrudnienia w Szkole Politechnicznej we Lwowie, Folkierski kontynuował pracę na polu naukowym. Brał czynny udział w pracach lwowskiego Towarzystwa Politechnicznego i od 1897 roku zasiadał w jego zarządzie. W 1902 roku został honorowym członkiem Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Poznaniu. Wygłaszał odczyty i dużo publikował w pismach naukowych. Były to artykuły z zakresu matematyki, mechaniki, geodezji, astro- nomii i meteorologii, kolejnictwa, inżynierii i pedagogiki46. Prace te ukazywały się we lwowskim „Czasopiśmie Technicznym”, w „Pamiętnikach Towarzystwa Politechnicznego”, w warszawskim „Przeglądzie Technicznym” i w „Pracach Matematyczno-Fizycznych”. We lwowskim dzienniku „Słowo Polskie” ukazy- wały się także jego felietony naukowe. Pod koniec życia zredagował poprawiony i uaktualniony pierwszy tom podręcznika do matematyki pt. Zasady rachunku różniczkowego i całkowego47. Zmarł, nie doczekawszy jego wydania, pozostawiając rękopis nowego drugiego tomu. Będąc w kraju, Folkierski utrzymywał stały kontakt z Peru, skąd do końca życia otrzymywał oferty pracy na prestiżowych stanowiskach. Jeszcze rok przed śmiercią zaproponowano mu współpracę przy realizowaniu kolejnych projektów

43 K. Gardziejewski (1954), Wkład inżynierów Polaków do kultury technicznej Peru. Wkład Polaków do nauki, „Problemy“, nr 10, s. 708–709. 44 A. Okońska (2004), Polak na szczytach. O Władysławie Folkierskim w 100. rocznicę śmier- ci, „Dziennik Polski“, 23 kwietnia 2004 r., s. 6. 45 M. R., Kartka z niedawnej przeszłości. Władysław Folkierski (1841–1904), „Myśl Polska“, Londyn, 15.XI. 1941 r., s. 258–259. 46 Ł. Böttcher, op. cit. 47 Zasady rachunku różniczkowego i całkowego. Wyłożył w sposób dostępny dla początku- jących Wł. Folkierski. Inżynier cywilny, b. uczeń Szkoły Politechnicznej w Karlsruhe, b. profe- sor mechaniki szkoły wyższej przygotowawczej w Paryżu, b. profesor Uniwersytetu Ś-go Marka w Limie. Wydanie drugie, znacznie zmienione, w: Dzieła i rozprawy matematyczno-fi zyczne. Wyda- ne przez A. Czajewicza i S. Dicksteina z zapomogi kasy dla osób pracujących na polu naukowem, imienia Józefa Mianowskiego, Warszawa 1904. 82 Maja Pradelle związanych z rozbudową kolei peruwiańskich48. Pomimo uznania i szacunku, jakim cieszył się w Peru i będąc równocześnie w niełatwej sytuacji po powro- cie do ojczyzny, Władysław Folkierski nie zdecydował się na ponowny wyjazd z kraju. Umarł w Zakopanem, gdzie został pochowany na starym cmentarzu na Pęksowym Brzyzku.

Władysław Folkierski (1937) (fot. K. Górska)

48 M. R., Kartka z niedawnej przeszłości..., op. cit. Władysław Folkierski w Peru 83

W 1937 roku peruwiański malarz Luis S. Ugarte namalował portret Wła- dysława Folkierskiego. Obraz ten znajduje się obecnie w audytorium Fakultetu Nauk Ścisłych (Facultad de Ciencies Físicas) na terenie Miasteczka Uniwersy- teckiego Uniwersytetu Świętego Marka w Limie49. Tak po latach przypomniano i uczczono polskiego inżyniera i uczonego, który swoją pracą i wiedzą przyczynił się do rozwoju państwa peruwiańskiego.

49 Wzmiankę o portrecie znaleziono w prasie emigracyjnej z 1941 roku. Artykuł pt. Kartka z niedawnej przeszłości. Władysław Folkierski (1841–1904) został napisany najprawdopodobniej na podstawie wspomnień syna Władysława Folkierskiego – Władysława, romanisty, profesora Uni- wersytetu Jagiellońskiego, który wraz z rodziną opuścił Kraków w 1939 roku i osiadł w Londy- nie. Informacje o autorze portretu oraz miejsce, w którym aktualnie obraz się znajduje, odszukała w Limie Katarzyna Górska, doktorantka UJ.

SEKURYTYZACJA POLSKIEJ POLITYKI MIGRACYJNEJ A SYTUACJA PRZYGRANICZNYCH REGIONÓW POLSKI WSCHODNIEJ

RADOSŁAW BURACZYŃSKI Fakultät Sprach-, Literatur- und Kulturwissenschaften Technische Universtität Dresden

THE SITUATION IN THE REGIONS AT THE POLISH EASTERN BORDER IN THE CONTEXT OF THE SECURITISATION OF POLISH MIGRATION POLICY

The development of migration policies, as well as the processes of tying them to the questions of security (which have been going on in Western Europe since the mid- 1970s) has already been extensively analyzed by many scholars. However, so far the focus has only been on the European and national levels of analysis. This paper takes on a different perspective on the matter, arguing that the process of securitization of migration takes place on a number of levels. The regulations set up at the European level and subsequently introduced into the legal systems of particular EU Member States undergo many modifi cations before being implemented in the regional and local dimension. This leads to the question about the role of the regional level in the process of the securitization of migration. This paper analyses this question using the example of the Subcarpathian Voivodship, a region at the Polish-Ukrainian border.

Key words: securitization, migration policy, Polish eastern border

Studia Migracyjne – Przegląd Polonijny, z. 1 (155)/2015, ss. 85–109 PL ISSN 2081-4488 © 2014 Polska Akademia Nauk, Komitet Badań nad Migracjami 86 Radosław Buraczyński

WSTĘP

Poniższy artykuł poświęcony jest zbadaniu wpływu polskiej polityki migra- cyjnej na sytuację na pograniczu polsko-ukraińskim. Koncentrując się na kwe- stiach związanych z tematyką bezpieczeństwa, stanowi on przyczynek do badań nad sekurytyzacją polityki migracyjnej1. Jednocześnie jednak zaproponowane tutaj ujęcie tematu różni się od tego zazwyczaj spotykanego w literaturze przed- miotu. Cechą dominującą większości badań nad sekurytyzacją migracji jest próba analizowania jej na poziomie międzynarodowym bądź narodowym – badania koncentrują się na analizie dyskursów (politycznych i medialnych), zajmują się tworzeniem polityki i procesami legislacyjnymi2. Podejście to, mimo wielu jego walorów poznawczych, wiąże się jednak z pewnymi problemami. Koncentracja całej uwagi badacza na procesach legislacyjnych może powodować zniekształ- cenie obrazu badanego zjawiska poprzez doprowadzenie do wytworzenia się u niego przekonania, iż etap wcielenia uchwalonych przepisów w życie pozo- staje sprawą czysto formalną. Tymczasem jednak nawet badany tutaj europejski system migracyjny nie jest bynajmniej tworem w pełni jednolitym. Uchwalone na poziomie europejskim i włączone w ustawodawstwo państw członkowskich postanowienia polityki migracyjnej swoją ostateczną formę przyjmują na pozio- mie poszczególnych regionów na zewnętrznych pograniczach Wspólnoty. Ich końcowy kształt zależeć zatem będzie nie tylko od ustalonych odgórnie regu- lacji, ale w znacznym stopniu wpływ na niego mieć będą także specyfi czne dla poszczególnych państw członkowskich konteksty narodowe i regionalne. Fakt ten skłania do refl eksji nad znaczeniem poziomu regionalnego w procesie sekurytyzacji migracji. Dla pełniejszego ujęcia tego zjawiska konieczna jest analiza roli poszczególnych aktorów regionalnych w implementacji tej polityki. Należy zbadać, w jaki sposób wkracza ona w ich zakres kompetencji (wyko- rzystując ich do swoich celów), jakie jest ich stanowisko wobec niej i do jakich reakcji prowadzi. Szczególnie istotne wydaje się tu przeanalizowanie sytu-

1 Sekurytyzacja rozumiana jest tutaj za wypracowanym przez tzw. szkołę kopenhaską kon- ceptem securitization, oznaczającym zjawisko dyskursywnego tworzenia wokół poszczególnych zjawisk społecznych atmosfery zagrożenia, co prowadzi do defi niowania tych zjawisk w katego- riach „bezpieczeństwa”. Poprzez sekurytyzację migracji najczęściej rozumie się proces, który miał miejsce w latach osiemdziesiątych XX w. i ukształtował system przekonań i sferę dyskursywną polityki migracyjnej UE – por. m.in. Bigo 2001, 2002; Buzan 1997; Buzan i in. 1998; Huysmans 1995, 2000; Stritzel 2007; Wæver 1995, 2004; Weinar 2006; Williams 2003. 2 W odniesieniu do polskiej polityki migracyjnej por. m.in. Górny i in. 2010; Kicinger 2005, 2009; Kicinger, Koryś 2011; Weinar 2006. Sekurytyzacja polskiej polityki migracyjnej a sytuacja przygranicznych regionów Polski… 87 acji, w których aktorzy ci próbują tworzyć własne standardy, odbiegające od wytycznych UE. Na szczególną uwagę zasługuje także miejsce jednostek w procesie sekuryty- zacji migracji. Polityka ta na wiele sposobów wpływa na mieszkańców regionów na granicach zewnętrznych UE. Powstaje zatem pytanie, w jaki sposób odbija się ona na ich codziennym życiu, jaki ma wpływ na ich wzorce zachowania, stosu- nek do granicy i jej najbliższego otoczenia. Niniejszy artykuł stanowi próbę odpowiedzi na przynajmniej niektóre z powyższych pytań. Jest on oparty na badaniach przeprowadzonych w latach 2008–2011 na TU Chemnitz (Niemcy) w ramach projektu przeprowadzonego ze środków przyznanych przez Deutsche Forschungsgemeinschaft. Badania te, koncentrując się na województwie podkarpackim, analizowały wpływ implemen- tacji europejskiego systemu migracyjnego na regiony położone na zewnętrznych granicach UE. Zgromadzony w toku prac materiał empiryczny w formie wywia- dów pogłębionych z przedstawicielami organów ścigania, administracji rządowej i samorządu terytorialnego oraz mieszkańcami przygranicznych gmin Medyka i Lubaczów stał się podstawą niniejszego artykułu. Artykuł składa się z trzech części. Pierwsza z nich, poświęcona europeizacji polskiej polityki migracyjnej, ma za zadanie nakreślenie kontekstu badanych tutaj procesów i ukazanie, jakie perspektywy na te przemiany ma Podkarpacie. W dru- giej części następuje próba rekonstrukcji stanowiska poszczególnych aktorów regionalnych i lokalnych wobec tej polityki. Wreszcie w ostatnim punkcie artykuł podejmuje kwestię wpływu tej polityki na życie mieszkańców pogranicza.

1. EUROPEIZACJA POLSKIEJ POLITYKI MIGRACYJNEJ A GRANICA WSCHODNIA

Rozwój polskiej polityki wobec cudzoziemców po 1989 r. jest w sposób nierozerwalny związany z procesem transformacji ustrojowej i staraniami Pol- ski o włączenie do zachodnioeuropejskich struktur politycznych. Poszczególne etapy procesu legislacyjnego, jak również zagadnienie kształtowania się systemu przekonań dotyczących cudzoziemców oraz rola Unii Europejskiej jako kluczo- wego czynnika zewnętrznego w tych przekształceniach, zostały już wyczerpująco naświetlone w literaturze przedmiotu (Duszczyk, Lesińska 2010; Kicinger 2005, 2009; Kicinger, Koryś 2011; Weinar 2006). Mimo iż niektóre z etapów rozwoju polskiej polityki migracyjnej zostaną także tutaj wspomniane, to jednak nie one stanowią główny przedmiot tego podrozdziału. Poniższe rozważania mają raczej na celu ukazanie, w jaki sposób wydarzenia te przekładały się na rozwój systemu 88 Radosław Buraczyński kontroli na polskiej granicy wschodniej, a w efekcie także na wewnętrzną dyna- mikę wydarzeń w regionie. W trwającym od początku transformacji ustrojowej procesie tworzenia polskiej polityki wobec cudzoziemców szczególnie dwie daty – rok 1989 oraz moment akcesji do UE – uznaje się za punkty kluczowe (Duszczyk, Lesińska 2010: 74). Znaczenie pierwszej z nich jest oczywiste, także bowiem w kwe- stiach związanych z migracją był to dla Polski rok przełomu – otwarcie granic oznaczało natychmiastowe otwarcie na międzynarodowe strumienie migracyjne, wiązało się zatem z koniecznością stworzenia właściwie od podstaw całego nowego systemu zarządzania migracjami. Wyniesione z poprzedniego systemu politycznego regulacje prawne zawarte w ustawie z 1963 r.3 nie przystawały do nowej sytuacji geopolitycznej, w jakiej znalazła się Polska, kładły bowiem (w duchu typowym dla państw bloku socjalistycznego) nacisk na restrykcyjne ograniczenie przepływu własnych obywateli i napływu cudzoziemców (Kicinger 2005; Okólski 2004; Stola 2001). Po 1989 r. Polska, wchodząc w proces trans- formacji systemowej, potrzebowała nowej polityki migracyjnej, dostosowanej do potrzeb demokratycznego kraju o otwartych granicach. Lata 90. były więc w tym obszarze okresem przyspieszonego nadganiania opóźnień, uczenia się polityki i przyjmowania kolejnych rozwiązań prawnych, kładących podwaliny pod nowoczesną politykę wobec cudzoziemców (Duszczyk, Lesińska 2010; Kicinger 2005). Początkowe obawy strony polskiej przed przyjmowaniem na siebie zbyt daleko idących zobowiązań w tym obszarze ustępowały stopniowo wraz z coraz mocniejszym wchodzeniem Polski w orbitę polityki zachodnioeuropejskiej. Członkostwo w Radzie Europy (od 1991 r.) i udział polskich urzędników w szko- leniach i konferencjach przez nią organizowanych, uczestniczenie w pracach Grupy Wiedeńskiej i Grupy Berlińskiej stały się okazją do poznania zachodnio- europejskiego dyskursu na temat migracji, a w wyniku „intensywnej współpracy twórcy polskiej polityki migracyjnej poddani zostali socjalizacji w zakresie pewnych rozwiązań i wartości” (Weinar 2006: 82). Właśnie w tamtym okre- sie, i to pod wpływem coraz bardziej podejrzliwego wobec migracji dyskursu zachodniego, kwestia bezpieczeństwa stała się głównym priorytetem w kształto- waniu założeń nowej polskiej polityki migracyjnej (Weinar 2006). Postrzeganie zjawiska imigracji (głównie tej ze Wschodu) w kategoriach zagrożenia skłoniło Polskę do podpisania w 1991 r. konwencji genewskiej (co oznaczało przyjęcie reguł międzynarodowego systemu azylowego i ochrony uchodźców) i porozu- mień z krajami Schengen na temat readmisji, w znaczny też sposób ukierunko-

3 Ustawa z dnia 29 marca 1963 r. o cudzoziemcach, Dz. U. z 1963 r., nr 15, poz. 77. Sekurytyzacja polskiej polityki migracyjnej a sytuacja przygranicznych regionów Polski… 89 wało prace nad nową ustawą o cudzoziemcach, która weszła w życie w 1997 r. Dokument ten był swego rodzaju podsumowaniem wcześniejszych prac twórców polskiej polityki migracyjnej i w dobry sposób oddawał jej ducha, koncentrował się bowiem głównie na kwestiach kontroli – określał zasady wjazdu cudzoziem- ców, ich pobytu i warunków osiedlenia, a także w sposób szczegółowy traktował prawo do wydaleń (Duszczyk, Lesińska 2010; Kępińska, Stola 2004; Kicinger 2005; Weinar 2006). Przygotowanie do przyjęcia Polski do UE wiązało się m.in. z konieczno- ścią przyjęcia całości acquis Schengen w obszarze „Wymiaru Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych”, co oznaczało w rzeczywistości zgodę na przyjęcie na siebie obowiązku gatekeeping – stanie się państwem w pewnym sensie „fronto- wym”, mającym strzec wewnętrznego bezpieczeństwa Wspólnoty przed zagra- żającymi jej czynnikami zewnętrznymi (Piórko, Sie Dhian Ho 2003; Weinar 2006). Ważną z punktu widzenia niniejszego artykułu pochodną tych wydarzeń było wprowadzenie obowiązku wizowego dla obywateli wschodnich państw sąsiadujących z Polską, co po dłuższym zwlekaniu strony polskiej nastąpiło tuż przed akcesją, w październiku 2003 r. (por. poniżej). Innym elementem planu przygotowania do pełnienia funkcji gatekeeper była „Polska strategia zintegro- wanego zarządzania granicą”4 z 2000 r., która określała przyszłe zasady współ- pracy służb bezpieczeństwa podczas ochrony i kontroli granicy, przy czym dużo miejsca poświęcała konieczności zabezpieczenia granicy wschodniej. W części poświęconej Straży Granicznej znalazł się zapis o nadaniu temu odcinkowi gra- nicy „stricte policyjnego charakteru”5. Niejako uzupełnieniem tego dokumentu była nowa ustawa o Straży Granicznej6, znacznie rozszerzająca uprawnienia tej służby, a kolejny krok stanowiły znaczne inwestycje w infrastrukturę kontroli na wschodnim odcinku granicy7. Ponadto usprawniono współpracę polskiej Straży Granicznej z różnymi europejskimi agendami poprzez włączenie jej w działania SIS, SIRENE, CIREFI oraz Europolu. Wstąpienie Polski do Unii Europejskiej w maju 2004 r. dało kolejny impuls do prac nad polityką migracyjną. Od tamtego momentu wprowadzono w niej wiele zmian, m.in. w kwestii dostępu cudzoziemców do polskiego rynku pracy (Kicinger 2005; Szczepański 2010). Z punktu widzenia naszych rozważań naj-

4 „Przegląd Rządowy” z 2000 r., nr 7, s. 100–158. 5 Ibid. 6 Ustawa z dnia 11 kwietnia 2001 r. o zmianie ustawy o Straży Granicznej oraz o zmianie nie- których innych ustaw, Dz. U. z 2001 r., nr 45, poz. 498.. 7 Między innymi za 4,74 mln EUR pozyskane z funduszu PHARE zmodernizowano przejście graniczne w Krościenku, a z Funduszu Granic Zewnętrznych sfi nansowano kupno środków trans- portu. 90 Radosław Buraczyński ważniejsze były jednak zmiany dotyczące zarządzania granicami. Nowelizacją ustawy o Straży Granicznej8 dokonano m.in. dalszego rozszerzenia jej kompe- tencji, a przystąpienie Polski do strefy Schengen w grudniu 2007 r. pociągnęło za sobą dalsze uszczelnienie granicy wschodniej. Osiągnięto to głównie poprzez wprowadzenie zmian w funkcjonowaniu niektórych organów ścigania: okre- ślono zasady współpracy z agencją FRONTEX, w nowelizacji ustawy o Straży Granicznej9 wpisano zadania zwalczania terroryzmu oraz ochrony „szlaków komunikacyjnych o szczególnym znaczeniu międzynarodowym”10, co ozna- czało wzmożenie kontroli na odcinku wschodnim. Ponadto podjęto działania mające na celu włączenie polskiej administracji do Systemu Informacyjnego Schengen. Tworzeniu polskiej polityki migracyjnej po 1989 r. towarzyszył proces jej sekurytyzacji. Czynniki odpowiedzialne za ten kierunek rozwoju pojawiły się już na początku lat 90., jeszcze zanim Polska rozpoczęła proces integracji z UE (Kicinger 2005; Szulecka 2010). Dlatego też transfer polityki w tym obszarze oraz przyjęcie całego systemu przekonań odnoszących się do imigrantów, które nastąpiły później, tylko w pewnym stopniu były wynikiem nacisku instytucjo- nalnego wywieranego przez UE. W znacznej mierze wynikały z polskiej oceny sytuacji bezpieczeństwa kraju. Europeizacja polityki migracyjnej, jaka doko- nała się poprzez negocjacje i harmonizację prawa w okresie przedakcesyjnym, a następnie poprzez pełne dostosowanie do postanowień Schengen, doprowadziła do powstania polityki, która nosi silnie restrykcyjny charakter, w pełni uwidacz- niający się na wschodnim pograniczu.

USZCZELNIANIE GRANICY – PERSPEKTYWA PODKARPACIA

Powstałe na skutek reformy administracyjnej 1998 r. województwo podkar- packie jest, ze względu na swoje położenie geografi czne, obszarem o specjal- nym znaczeniu dla polityki migracyjnej. Leży ono na zewnętrznej granicy Unii Europejskiej, tutaj też, w Medyce, znajduje się największe i najczęściej prze- kraczane polskie przejście graniczne na odcinku wschodnim, w końcu na tym odcinku dochodzi też do największej liczby zatrzymań cudzoziemców. Położenie graniczne stanowić może ważny czynnik napędzający rozwój danego regionu

8 Obwieszczenie Marszałka Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 18 listopada 2005 r. w sprawie ogłoszenia jednolitego tekstu ustawy o Straży Granicznej, Dz. U. z 2005 r., nr 234, poz. 1997. 9 Dz. U. z 2007 r., nr 82, poz. 558, art. 1, pkt. 5c i 5d. 10 Ibid. Sekurytyzacja polskiej polityki migracyjnej a sytuacja przygranicznych regionów Polski… 91 i faktycznie również w przypadku Podkarpacia granica odgrywała tę rolę w okre- sie po 1989 r. Z tego też powodu zaprezentowane poniżej omówienie przemian w regionie, do których doszło na skutek postępującego uszczelniania granicy, poprzedzone zostaje analizą zjawiska rozwoju nieformalnych powiązań gospo- darczych w warunkach otwartej granicy lat 90. Powstanie i szybki rozwój szarej strefy działalności gospodarczej były z jednej strony bezpośrednimi następstwami erozji granic państwowych na tym odcinku, które przed 1989 r., mimo propagandowego dyskursu „granic przyjaźni”, miały segregacyjny charakter i nie pozwalały na rozwijanie wymiany transgranicznej w żadnym właściwie obszarze. Z drugiej strony czynnikiem o decydującym zna- czeniu był proces transformacji systemowej i spowodowany nim ostry kryzys gospodarczy. Badania nad rozwojem transgranicznych powiązań gospodarczych w krajach Europy Środkowo-Wschodniej w okresie transformacji ukazują pewną charakte- rystyczną prawidłowość: szczególnie w początkowych fazach tego procesu rolę dominującą odgrywają w nim powiązania nieformalne, następuje szybki rozwój szarej strefy. Działające w tym obszarze podmioty dużo szybciej dopasowują się do zmienionych warunków brzegowych niż ofi cjalni aktorzy instytucjonalni, zarówno z obszaru polityki, jak i gospodarki (Stryjakiewicz 1998). Przypadek Podkarpacia jest dobrą ilustracją tej prawidłowości, także tutaj bowiem rozwój ofi cjalnych powiązań instytucjonalnych następował powoli i napotykał spore problemy11, gdy tymczasem powiązania nieformalne rozwijały się bardzo szybko i bez przeszkód. Przybrały one postać handlu granicznego, który koncentrował się na powstających licznie po obu stronach granicy bazarach (Krok, Smętkowski 2006; Müller 2013; Stryjakiewicz 1998). Znaczenie tego zjawiska dla ekonomicznego rozwoju regionów granicznych, takich jak Podkarpackie, w okresie transformacji było przez dłuższy czas niedo- ceniane, tymczasem istnieją przesłanki, aby stwierdzić, iż w pierwszych latach transformacji to właśnie dzięki niemu regiony te były w stanie zamortyzować skutki przemian w wymiarze ekonomicznym i uniknąć całkowitej zapaści swo- ich gospodarek (Stryjakiewicz 1998: 204)12. Jednocześnie należy nadmienić, że tak mocne zdominowanie regionalnych gospodarek przez rozwój szarej strefy

11 Co prawda już w 1993 r. utworzono Euroregion Karpaty, ale jego przez długi czas nieokre- ślony stan prawny, zły stan infrastruktury transportu i przejść granicznych oraz ogólnie niestabilna sytuacja gospodarcza obu regionów przygranicznych przez lata utrudniały współpracę – por. Mar- czuk, Palka 2002; Müller 2013; Rębisz 2002. 12 Opierając się na danych Ministerstwa Gospodarki, Anna Słojewska obliczyła, iż w okresie największego rozwoju tego zjawiska obroty z prywatnego handlu granicznego osiągnęły poziom 1/3 całego polskiego eksportu (Stryjakiewicz 1998: 204). 92 Radosław Buraczyński niosło ze sobą cały szereg zagrożeń, z których przez dłuższy czas nie zdawano sobie sprawy. Proces wcielania w życie nowej polityki migracyjnej, co wiązało się z uszczelnianiem granicy wschodniej, odsłonił cały wymiar tych problemów, pokazując, jak niestabilny był porządek oparty na całkowitym zdaniu się na „otwartą” granicę. Stopniowe ograniczenie jej przepustowości (najważniejszymi posunięciami wydają się tutaj wprowadzenie obowiązku wizowego w 2003 r. oraz wstąpienie Polski do strefy Schengen w 2007 r.) w sposób szczególnie drastyczny odbiło się na tych grupach społecznych, które „pracę na granicy” uczyniły swoim głównym i często jedynym źródłem dochodów. Mimo iż – jak ukazano powyżej – prace nad nową polską polityką migracyjną rozpoczęły się już na początku lat 90., to przygraniczne województwa Polski wschodniej pierwszych skutków tego procesu doświadczyły właściwie dopiero wraz z wprowadzeniem obowiązku wizowego dla obywateli Rosji, Białorusi i Ukrainy w 2003 r. Zanim to nastąpiło, przez ponad dziesięć lat granica wschod- nia pozostawała właściwie całkowicie otwarta, co było efektem podpisanych przez Polskę w pierwszej połowie lat 90. umów dwustronnych ze wschodnimi sąsiadami, regulujących ruch graniczny; kolejnym polskim rządom zależało na utrzymaniu możliwie łagodnych zasad mobilności transgranicznej na wschodnim odcinku granicy (Kicinger 2005: 17). Wprowadzenie wiz było wynikiem wpływu wywieranego prze UE, zaś ociąganie się strony polskiej było wyrazem jej wysił- ków w celu zachowania interesu narodowego – dostrzegała ona bowiem zna- czenie tej granicy dla wschodnich województw, których możliwości rozwojowe w znacznym stopniu związane były z wymianą handlową poprzez otwartą granicę (Szulecka 2010: 87)13. Efektem wprowadzenia wiz był natychmiastowy spadek liczby przekroczeń granicy przez przyjezdnych ze Wschodu, a wraz z nim także okresowe załamanie się obrotów handlu granicznego. Wprowadzenie wiz było dla wielu mieszkańców regionu pierwszym kontaktem z unijną polityką granic (por. poniżej), jednak związany z tym szok został w znacznym stopniu zamorty- zowany dzięki podjęciu przez polskie władze szeregu kroków, aby zniwelować negatywne skutki tej polityki dla regionów przygranicznych. Przez kilka następ- nych lat warunki otrzymania wiz pozostawały łagodne, a procedura ich wydawa- nia szybka, w czym można notabene dostrzegać dowód na uznaniowość decyzji dotyczących wjazdu (Szulecka 2010: 87). Najnowsze badania empiryczne nad

13 Według dostępnych szacunków tyko w przypadku Podkarpacia roczna wysokość zakupów dokonywanych przez osoby prywatne pod koniec lat 90. osiągnęła poziom 12–16% rocznych ob- rotów handlowych między Polską a Ukrainą. Alena Malynovska wskazuje na fakt, że wg innych szacunków poziom ten mógł wynieść nawet 30% (Malynovska 2002: 68). Sekurytyzacja polskiej polityki migracyjnej a sytuacja przygranicznych regionów Polski… 93 szarą strefą aktywności gospodarczej na tym pograniczu potwierdzają, iż w okre- sie 2003–2007 stopień przestrzegania procedur i dokładność kontroli ze strony służb granicznych pozwalały zaangażowanym w tę działalność podmiotom, przy wykorzystaniu znajomości lokalnych warunków i sieci nieformalnych powią- zań, na częściowe obchodzenie ich (Müller 2013). Dopiero wprowadzenie na tym pograniczu systemu kontroli Schengen w grudniu 2007 r.14 położyło kres tym możliwościom, oznaczało ono bowiem, iż ze skutkiem natychmiastowym obowiązywać na nim zaczęły dużo ostrzejsze niż dotychczas przepisy dotyczące dokumentów, terminów składania wniosków, wykazu środków fi nansowych itd. (Szulecka 2010: 85). W wyniku tego kroku doszło do natychmiastowej zmiany całej dynamiki i struktury przekroczeń granicy. Kolejne po 2003 r. załamanie ruchu granicznego i obrotów handlu tym razem okazało się dużo trwalsze i z per- spektywy czasu oznaczało początek końca handlu bazarowego, czego nie zmie- niło nawet podpisanie umowy o tzw. małym ruchu granicznym między Polską a Ukrainą w 2008 r.15 Rozwój polskiej polityki wobec cudzoziemców po 1989 r. nastąpił pod silnym wpływem UE. „Europeizacja” tej polityki oznaczała m.in. przejęcie w Polsce europejskiego dyskursu nt. migracji, silnie wiążącego ją z kwestiami bezpieczeństwa. W efekcie opisanych powyżej procesów analizowany tutaj odcinek graniczny stał się zewnętrzną granicą Schengen i jako taki spełniać ma zadania gatekeeping, czyli ochrony wewnętrznego bezpieczeństwa Wspólnoty poprzez kontrolę przepływu ludzi i dóbr. Nadanie tej granicy nowego charakteru w daleko idący sposób wpłynęło na wewnętrzną sytuację regionu, co jest szcze- gólnie wyraźnie widoczne w obszarze gospodarczym. Poniższe dwie części tego artykułu poświęcone są wpływowi tych przemian na aktorów instytucjonalnych (por. 2) oraz mieszkańców przygranicznych miejscowości (por. 3).

14 Polska stała się członkiem traktatu z Schengen wraz ze swoim przystąpieniem do UE, ale regulacje graniczne Schengen wprowadzono dopiero 21.12.2007 r., a ich pełne wykorzystanie na- stąpiło dopiero od marca 2008 r. 15 Umowa między Rządem RP a Gabinetem Ministrów Ukrainy podpisana została w Kijowie w 2008 r. i weszła w życie z dn. 1 lipca 2009 r. Stanowi ona przykład wyjątku od zasad kodeksu granicznego UE i w pewnym sensie dowód na wewnętrzną sprzeczność w europejskiej polityce wobec granic zewnętrznych – por. Müller 2013: 98. 94 Radosław Buraczyński

2. MIKROPOLITYKA BEZPIECZEŃSTWA – PRZYPADEK PODKARPACIA

W poprzedniej części naszkicowano przebieg procesu wprowadzania na pograniczu wschodnim regulacji europejskiej polityki migracyjnej. W świetle tez wspomnianych we wstępie do tej pracy powstaje pytanie o rolę regionalnych aktorów w implementacji tej polityki. Ponieważ efektem sekurytyzacji danego obszaru polityki jest zawsze stworzenie specyfi cznego „pola bezpieczeństwa” (Bigo 2002), prześledzenie faktycznego funkcjonowania tej polityki jest moż- liwe tylko poprzez zrekonstruowanie go na odpowiednim poziomie analizy. Konieczne jest zbadanie, jakie podmioty biorą w nim udział i jakie funkcje spra- wują. Pozwoli to prześledzić faktyczne działanie polityki sekurytyzacji, a także to, jak zmienia niektórych aktorów poprzez podporządkowanie ich swoim celom i w jaki sposób wpływa na dany region. W poniższych rozważaniach dokonano podziału regionalnych aktorów ze względu na ich funkcje w aparacie państwowym. W pierwszym rzędzie omó- wieni zostają przedstawiciele organów ścigania, po nich zaś następuje analiza działalności przedstawicieli samorządu terytorialnego, zarówno na szczeblu wojewódzkim, jak i gminnym. Straż Graniczna jest formacją powołaną w 1990 r. do zadań związanych z obroną granicy państwowej i dlatego w sposób naturalny w jej przekształceniach odbijają się wszystkie etapy rozwoju polskiej polityki wobec cudzoziemców – jej powstania, europeizacji i postępującego skupienia na kwestiach bezpieczeństwa i ochrony granic. Historia Straży Granicznej pokazuje, jak wielkie były obawy zachodnich partnerów Polski przed nieszczelnością naszej wschodniej granicy. Na początku lat 90., zanim jeszcze nawiązano kontakty z państwami zachodnioeuropejskimi, Straż Graniczna podjęła współpracę ze służbami USA nad zabezpieczeniem tego odcinka granicy. Amerykanie, którzy obawiali się wówczas potencjalnego handlu materiałami rozszczepialnymi z arsenałów byłego Związku Radziec- kiego, prowadzili szkolenia dla polskich funkcjonariuszy oraz zaopatrywali ich w środki techniczne. Wkrótce potem doszło do nawiązania współpracy z państwami Europy Zachodniej, w efekcie czego polscy funkcjonariusze Straży Granicznej brali udział w wyjazdach „na szkolenia zagraniczne do Francji, do Holandii, do Niemiec, do Austrii, ale przede wszystkim w dużym, chyba naj- większym stopniu (...) szkolenia w Niemczech” [WE-7]. Podczas gdy w począt- kowych latach tematem tych spotkań były ogólne zagadnienia ochrony granicy, w późniejszym okresie skoncentrowano się na problematyce migracji. Tego rodzaju szkolenia, a szczególnie organizowane później w ramach programów Sekurytyzacja polskiej polityki migracyjnej a sytuacja przygranicznych regionów Polski… 95 twinningowych16 spotkania z zachodnioeuropejskimi ekspertami, odegrały dużą rolę w procesie internalizacji przez polskich przedstawicieli Straży Granicz- nej europejskiego dyskursu na temat migracji, na co wskazują sami zaintere sowani: Były to o tyle ciekawe szkolenia, że pozwalały nam spojrzeć na niektóre pro- blemy. Niektórych tych problemów np. u nas nie było, albo ewentualnie żeśmy na nie nie zwracali uwagę, chociażby sprawy migracyjne. Ten problem jakby był u nas wcześniej, może on był, ale nie był on tak brany pod uwagę jak później na tych szkoleniach i jak aktualnie jest po prostu to realizowane zadanie. Teraz problem migracyjny staje praktycznie na pierwszym miejscu i to we wszystkich państwach, nie tylko tam na Zachodzie, ale powiedzmy i u nas. [WE-7] Warsztaty kontynuowano także po wstąpieniu Polski do UE, a olbrzymie natężenie częstotliwości tych spotkań nastąpiło w okresie przygotowawczym przed wejściem do strefy Schengen. Realizacja zadań określonych jako priorytetowe jest możliwa dzięki znacznej rozbudowie infrastruktury Straży Granicznej; na przestrzeni lat poczyniono duże inwestycje w informatyzację tej służby, środki transportu i kontroli, infrastrukturę przejść17 etc. Wszystko to ma na celu zapewnienie całościowej ochrony terenów przygranicznych. Podkarpacki polityk wysokiego szczebla w następujący sposób wyraził akceptację form tej polityki: (…) daje poczucie bezpieczeństwa w tej chwili mieszkańcom naszego województwa i wszystkim, którzy tu przyjeżdżają (…) ta infrastruktura to była potrzebna. Porządek jest na tej granicy, widać tych strażaków, straż graniczna – oni tam nie tylko na granicy stoją, ale też widać ich na terenach przygranicz- nych, na pobocznych drogach gdzieś się pokażą, w samochodzie, no i to robi wrażenie nawet na takim przeciętnym turyście, że jakieś poczucie bezpieczeństwa to jest. [WE-10] Widoczny jest tutaj jeden z zasadniczych elementów polityki sekurytyzacji, prowadzącej do przekształcenia przestrzeni pogranicza poprzez wprowadzenie określonych zmian w jej zagospodarowaniu (rozbudowa punktów kontroli, wież strażniczych etc.) i poprzez stałą obecność organów ścigania. Policja jest obok Straży Granicznej głównym przedstawicielem służb mun- durowych, odpowiedzialnym za implementację polityki sekurytyzacji w regio-

16 Tzw. współpraca bliźniacza (ang. twinning) jest programem powstałym w 1998 r. z inicja- tywy Komisji Europejskiej, służącym wspieraniu rozwoju administracji publicznej w państwach kandydujących do członkostwa w UE. 17 Tutaj najpoważniejszą inwestycją była modernizacja terminalu w Medyce za 13 mln PLN; terminal został oddany do użytku w czerwcu 2010 r. 96 Radosław Buraczyński nie przygranicznym i z tego też względu jej praca była od początku lat 90. przedmiotem żywego zainteresowania ze strony zachodnich partnerów Polski. Historia tej współpracy jest jednocześnie zapisem procesu socjalizacji polskiej policji (z regionów granicznych) do europejskiego dyskursu bezpieczeństwa, w którym polska granica wschodnia odgrywała ważną rolę jako miejsce szcze- gólnie zagrożone przez zorganizowaną przestępczość, terroryzm i niekontrolo- wany napływ imigrantów ze Wschodu. Sprawą charakterystyczną jest fakt, iż przedstawiciele polskiej policji z regionu przynajmniej początkowo nie podzie- lali tej charakterystyki sytuacji i, mówiąc o rozwoju przestępczości w regionie po 1989 r., zwracali uwagę, że „to za niski poziom, bo żeby była [przestęp- czość – R.B.] zorganizowana (…) nie ta klasa jeszcze” [WE-2]. Wypowiedzi przedstawicieli Policji wskazują na fakt, iż obraz regionu, jaki niósł ze sobą europejski dyskurs sekurytyzujący, rozmijał się z tym, co w swojej codziennej pracy obserwowali przedstawiciele regionalnych organów ścigania. Ich ocenę sytuacji zdają się potwierdzać statystyki, według których województwa Polski wschodniej należały do regionów o najmniejszym zagrożeniu przestępczością w całym kraju (Siemaszko 2008; Siemaszko et al. 2009). Również przestępczość graniczna (także ta z udziałem cudzoziemców) pozostała w okresie po 1989 r. na poziomie znacznie odbiegającym od rysowanych czarnych scenariuszy (Kowa- liw-Szymańska 2009). Wreszcie także analiza rozwoju migracji w tym regionie rodzi poważne wątpliwości co do adekwatności opisu sytuacji proponowanego przez dyskurs sekurytyzujący. Tematyka migracji od początku lat 90. była pod- noszona przez zachodnich partnerów polskiej policji jako najważniejszy pro- blem dla bezpieczeństwa tego regionu. Opisu tego nie potwierdzały statystyki kryminalne polskiej policji, nie podzielali go też sami policjanci. Mimo tej roz- bieżności tematyka migracji stanowiła główny przedmiot zainteresowania strony zachodniej i była często podnoszona podczas spotkań w okresie bezpośrednio poprzedzającym przystąpienie Polski do UE i później do strefy Schengen. Ta socjalizacja polskich policjantów do zachodnioeuropejskiego punktu widzenia na ten odcinek granicy (ustalanie priorytetów pracy) wzmacniana była przez konkretne projekty współpracy, z których wiele wymierzonych było w zwalcza- nie rzekomego defi cytu bezpieczeństwa w tym obszarze. Ciągłe akcentowanie tego problemu i odpowiednie kierunkowanie środków fi nansowych doprowa- dziło do sytuacji, w której dzisiaj walka z przestępczością graniczną, mimo braku potwierdzenia tego zagrożenia poprzez statystyki policyjne, stanowi główny priorytet pracy policji regionu. Implementacja poszczególnych elementów polityki migracyjnej w regionach dokonuje się przy pomocy różnych instytucji administracji państwowej, które jednak znacznie się od siebie różnią stopniem zaangażowania w ten proces oraz Sekurytyzacja polskiej polityki migracyjnej a sytuacja przygranicznych regionów Polski… 97 ogólnym stanowiskiem wobec tej polityki. Sposób, w jaki te podmioty wywią- zywać się będą z zadań wcielania owej polityki, w znacznym stopniu zależy od stopnia centralizacji administracji państwowej danego kraju. W przypadku państw Europy Środkowo-Wschodniej można ogólnie stwierdzić wzmocnienie roli poziomu regionalnego, do którego doszło w okresie transformacji systemowej, głównie pod wpływem procesu integracji europejskiej (Brusis 2002; Garsztecki 2003, 2010, 2011). Nadanie regionom nowej podmiotowości zwiększyło możli- wości działania aktorów regionalnych, którzy dysponują zwiększonym zakresem swobód w stosunku do stopnia centralnego i mogą do pewnego stopnia wpływać na politykę, jaką przychodzi im realizować. Również z tego powodu regiony sta- nowią istotny poziom analizy procesów sekurytyzacji polityki migracyjnej. Jej implementacja przebiega w procesie ciągłej negocjacji warunków i form przez zaangażowane podmioty, które wykształciły odrębne stanowiska względem jej celowości. Ponieważ zaś kontekst instytucjonalny jest różny w poszczególnych krajach, także ostateczny kształt przyjęty przez tę politykę siłą rzeczy będzie się różnił; mimo istnienia wytycznych UE sekurytyzacja bynajmniej nie jest proce- sem homogenicznym. W Polsce najważniejszym – z punktu widzenia analizowanej tutaj problema- tyki – podmiotem działającym na szczeblu regionalnym jest urząd wojewody. Mimo reformy administracyjnej z 1999 r. kontrola rządu nad zadaniami uwa- żanymi za szczególnie istotne z punktu widzenia interesów państwa polskiego, a realizowanymi na poziomie wojewódzkim, nadal pozostaje mocna. Tak też jest w przypadku kwestii związanych z polityką migracyjną – nadzór nad nimi w przygranicznych województwach wschodnich sprawują wojewodowie, czyli podmioty będące bezpośrednimi reprezentantami rządu. Pozostali przedstawiciele samorządu terytorialnego (jak np. gminy) nie mają praktycznie żadnej możliwo- ści wpływania na kształt i realizację tej polityki i wchodzą tylko w określonych sytuacjach w bezpośredni kontakt z nią. Zapewne najważniejszym praktycznym aspektem roli wojewody jako aktora sekurytyzującego jest sprawowanie przez niego kontroli nad przejściami gra- nicznymi. Według ustawy o ochronie granicy państwowej z 1990 r. przejścia graniczne podlegają bezpośredniej kontroli wojewody, co oznacza zadanie zapewnienia utrzymywania ich „w stanie umożliwiającym przeprowadzenie sprawnej i skutecznej kontroli bezpieczeństwa, granicznej, celnej, sanitarnej (…)”18. Oprócz tego wojewoda stanowi również instancję odpowiedzialną za

18 Ustawa z dnia 12 października 1990 r. o ochronie granicy państwowej,. Dz. U. z 2013 r., poz. 852. 98 Radosław Buraczyński niektóre z zasadniczych kwestii związanych z wjazdem cudzoziemców do Pol- ski. Co prawda wg obowiązującej od maja 2014 r. ustawy o cudzoziemcach z 2003 r.19 za przyznawanie wiz Schengen odpowiedzialne są urzędy konsularne RP poza granicami kraju, ale to wojewodowie w poszczególnych województwach decydują o przedłużeniu wizy (art. 44 ust. 1), udzieleniu pozwolenia na pobyt na czas określony oraz pozwolenia na zamieszkanie. To także wojewoda kontroluje decyzje odpowiednich urzędów o wydaleniu konkretnych cudzoziemców. W przeciwieństwie do wojewody, urzędy gmin nie mają wpływu na realizację polityki sekurytyzacji. Kwestie związane z obroną bezpieczeństwa nie wchodzą w zakres zadań realizowanych przez urzędy gminne. Jednocześnie to właśnie gminy, szczególnie te położone w bezpośrednim sąsiedztwie granicy, na różne sposoby doświadczają skutków wprowadzania tej polityki, takich jak likwidacja „miejsc pracy” na granicy, wzrost zarejestrowanego bezrobocia (obciążającego budżety gminnych ośrodków pomocy społecznej) etc. Powyższe rozważania miały za zadanie zrekonstruowanie regionalnego „pola bezpieczeństwa”, w którym przedstawiciele organów ścigania i polityki, choć w różny sposób związani z polityką migracyjną, wspólnie biorą udział w pro- cesie sekurytyzacji wschodniego pogranicza. Analiza wywiadów pogłębionych pozwoliła zbadać stosunek wymienionych aktorów do tej polityki i zrekonstru- ować główne linie podziałów. Pierwsza z nich związana jest z charakterem służby i oddziela przedstawicieli organów ścigania od reprezentantów administracji państwowej i samorządu tery- torialnego. Wywiady pogłębione z przedstawicielami tych pierwszych wskazują na bardzo wysoki stopień internalizacji europejskiego dyskursu na temat migracji wraz z jego „katalogiem” zagrożeń, przypisującym polskiej granicy wschodniej rolę „przedmurza” w walce z nielegalną imigracją. Mimo iż obraz ten nie znaj- duje potwierdzenia w praktyce badanych aktorów, to jego przyjęcie odbyło się bez większych oporów. Przyczyn tego stanu rzeczy upatrywać można zapewne w charakterystyce przygotowania zawodowego przedstawicieli tych służb, dla których zadania związane z zagadnieniami bezpieczeństwa są kwestiami o cen- tralnym znaczeniu. Ich hierarchiczna struktura nie dopuszcza z kolei możliwości interpretacji i odstępstwa od wytycznych i dlatego nie stwierdza się tutaj żadnych odstępstw od głównej linii. Inaczej zgoła przedstawia się sytuacja w przypadku drugiej z wyróżnio- nych tutaj grup. Nie jest ona jednolita wewnętrznie, a szczególnie wyraźna różnica widoczna jest w stosunku do polityki sekurytyzacji, w ocenie jej celo- wości i wpływu na sytuację regionu. Tutaj właśnie wyróżnić można drugą

19 Ustawa z dnia 12 grudnia 2003 r. o cudzoziemcach, Dz. U. z 2013 r., poz. 1650. Sekurytyzacja polskiej polityki migracyjnej a sytuacja przygranicznych regionów Polski… 99 linię podziału, przebiegającą między przedstawicielami administracji rządowej z jednej a przedstawicielami samorządu terytorialnego z drugiej strony. Przed- stawiciele administracji centralnej wykazują się większym stopniem zgody na kształt analizowanej polityki. Urzędnicy ci nie uważają siebie za przedstawicieli regionu, w rozmowach legitymizując swoje działania powoływaniem się na naczelność interesów państwa polskiego, których mają zadanie bronić. Fakt, iż struktura administracji publicznej jest w wysokim stopniu hierarchiczna, sprawia, że wytyczne z Warszawy stanowią dla nich główny punkt odniesienia. Nie będąc samodzielnymi podmiotami, nie mogą pozwolić sobie na interpretację w zakresie celów i zadań. Wywiady pokazują również na daleko idącą identyfi kację tych urzędników z celami owej polityki. Odmienne stanowisko prezentują przedstawiciele samorządu terytorialnego, którzy wykluczeni są z wpływu na politykę sekurytyzacji, ale jednocześnie w swojej codziennej pracy są konfrontowani z jej skutkami. Jest to grupa, która spośród tutaj analizowanych wykazuje się najmniejszym stopniem zrozumienia i akceptacji kształtu, w jakim wprowadzana jest w regionie polityka migracyjna. Sytuacja, w której się znajdują przedstawiciele samorządu terytorialnego, pro- wadzi do tego, że postrzegają oni siebie samych jako ofi ary tej sytuacji. Bardzo często obserwowalna jest postawa dystansowania się od tych, którzy są postrze- gani jako „oni”, a którzy są reprezentowani tutaj przed przedstawicieli szczebla centralnego. Zarzuca się im brak zrozumienia problemów i potrzeb regionu i pro- wadzenie szkodzącej mu polityki.

3. EUROPEJSKA POLITYKA MIGRACYJNA A SYTUACJA MIESZKAŃCÓW POGRANICZA

Wcielanie w życie europejskiej polityki granic i polityki migracyjnej w regionach położonych na zewnętrznych krańcach Wspólnoty w daleko idący sposób wpływa na te pogranicza – związane jest z określonymi dyskursami na ich temat, zmienia zagospodarowanie przestrzenne, wprowadza nowych akto- rów i rozwiązania instytucjonalne. Wszystko to znacząco odbija się na miesz- kańcach tych pograniczy, aczkolwiek zaznaczyć należy, iż wpływ ten nie jest taki sam w przypadku wszystkich grup mieszkańców. Badania przeprowadzone w dwóch przygranicznych gminach województwa podkarpackiego (Lubaczów i Medyka) pozwoliły na stworzenie typologii mieszkańców pogranicza, którzy ze względu na różne umiejscowienie w strukturze społecznej oraz dostępne zasoby (kapitał ludzki) w odmienny sposób dotknięci są zmianami funkcji 100 Radosław Buraczyński granicy20. Można wyróżnić kilka sposobów, w jakie przemiany polityki migracyj- nej wpływają na mieszkańców miejscowości przygranicznych.

KATEGORIA 1

Opisany powyżej proces uszczelniania granicy w sposób szczególnie dotkliwy odbił się na tych grupach mieszkańców przygranicznych regionów, którzy na wiele lat uczynili „pracę na granicy” swoim jedynym źródłem utrzy- mania. Sięgnięcie w trudnym pod względem gospodarczym okresie początku transformacji ustrojowej po tę akurat strategię „radzenia sobie”, czyli odwołanie się do sieci nieformalnych powiązań21, postrzegać można jako skutek socjalizacji wyniesionej z poprzedniego ustroju, w którym te właśnie nieformalne zasoby stanowiły naturalną strategię postępowania w życiu codziennym (Ledneva 2006; Wellman, Sik 1999). Próba wykorzystania ich w zmienionych warunkach była, szczególnie dla grupy „przegranych” w procesie transformacji, naturalną stra- tegią w walce o przetrwanie, stanowiła „resource enabling households to cope with poverty, unemployment or economic uncertainty and/or to develop a new material basis” (Neef 2002: 1). Widziany z tej perspektywy, rozwój szarej strefy działalności gospodarczej w przygranicznych regionach Polski wschodniej w latach 90. może być postrzegany jako zjawisko o charakterze strukturalnym, efekt racjonalizacji w sferze gospodarczej (Altvater, Mahnkopf 2002). Rozmowy z osobami bezpośrednio zaangażowanymi w handel graniczny pozwalają zrekonstruować ich stosunek do unijnej polityki granic. Dominującym tematem ich wypowiedzi są lata 90., przedstawiane nieomal jako „złoty wiek” rozkwitu pogranicza. Następuje utożsamienie rozwoju szarej strefy działalności gospodarczej z rozkwitem całego regionu: Tu tyle ludzi przyjeżdżali, z Leżańska, z Łańcuta (…). Z Dębnicy przejeżdżali, którzy chcieli sobie przyjeżdżać. Ludzie przyjeżdżali, można powiedzieć z Polski południowo-wschodniej – z całego tego regionu. (…) Kiedyś to wszystko tętniło życiem, a teraz to tylko w nocy przyjeżdża straż graniczna i nikogo więcej nie ma. Tu całą noc wszystko było oświetlone, tu ludzie żyli, pracowali. W środku bazaru

20 Typologia ta jest w pewnym stopniu zainspirowana pracą Kristine Müller – por. Müller 2013. 21 Przez „nieformalne” rozumiem tu takie formy ludzkiego działania, które są „embedded in small trust-based social networks between individuals who undertake economic actions outside state control” (Bruns, Miggelbrink, Müller 2011: 666). Należy zaznaczyć, iż stopień „nieformal- ności” działań podejmowanych w sferze gospodarczej zależy zawsze od określonych przez pań- stwo warunków brzegowych (por. m.in. Neef 2002; Portes, Haller 2005; Bruns, Miggelbrink, Müller 2011). Sekurytyzacja polskiej polityki migracyjnej a sytuacja przygranicznych regionów Polski… 101 było 20 sklepów, mięsnych, bo Ukraińcy kupują takie tanie wyroby wędliniarskie. (…) I oni za te pieniążki szli i kupowali, więc to wszystko pracowało od świtu. Ludzie inwestowali, ludzie z tego żyli. [I 2-5] Opisany powyżej proces implementacji na tym odcinku granicy europejskiej polityki migracyjnej położył kres temu „złotemu wiekowi” i dlatego przez tę grupę badanych uważany jest za przyczynę postępującej degradacji gospodarczej tego przygranicznego regionu. Z perspektywy tej grupy ludzi zmiana charakteru granicy, do jakiej doszło na skutek procesu sekurytyzacji, przedstawia prawdziwą katastrofę. Żyjąc często w poczuciu pokrzywdzenia transformacją ustrojową lat 90., w procesie uszczelniania granicy dostrzegają kolejny przejaw skierowanej przeciwko nim, jako mieszkańcom „gorszej” części kraju, niechęci ze strony aparatu rządowego, który po raz kolejny „tym ludziom z tej wschodniej granicy zrobił wielką krzywdę” [I 2-5]. Nie przyjmują oni ofi cjalnych uzasadnień pro- wadzenia tej polityki, zamiast tego bronią swojego prawa do funkcjonowania w szarej strefi e, przedstawianej jako wyraz ducha przedsiębiorczości lokalnej ludności. Omawiana tutaj grupa była w bardzo dużym stopniu uzależniona od istnienia tego zasobu, jaki stanowiła otwarta, przepuszczalna granica. Zmiany sytuacji regionu, będące przedmiotem tego artykułu, powodują, iż ludzie ci konfronto- wani są z koniecznością całkowitego przemyślenia swoich dotychczasowych strategii życiowych i znalezienia nowych źródeł zarobkowania. Sami zaintereso- wani następująco charakteryzują tę sytuację: W tej chwili to wygląda, że no kto sobie mógł znaleźć pracę, to są pojedyncze przypadki, to znalazł, młodzi uciekają za granicę, w większości, to można powie- dzieć, że z co trzeciego domu w naszej miejscowości 1–2 osoby przebywają za granicą; są to prace takie sezonowe, 2–3 miesiące, niektórzy siedzą pół roku i z powrotem zjeżdżają. A z mrówkowania raczej już nikt nie jest w stanie się utrzy- mać; niektórzy jeżdżą jeszcze po to tylko, żeby sobie przywieźć paliwo, może i tym paliwem handlują, ale to też pieniędzy z tego nie mają. [I 2-4] Wspomniana tutaj strategia kontynuowania „pracy na granicy” mimo daleko mniej korzystnych dla tej działalności warunków jest w rzeczywistości wybie- rana przez wielu przedstawicieli tej grupy. Okres po 2003 r. był dla wielu z tych osób czasem wyszukiwania luk w systemie kontroli na granicy, dzięki którym mogliby kontynuować swą działalność. Ludzie ci kontestowali więc reguły systemowe w przekonaniu, że podporządkować muszą się tylko tym zasadom, których przestrzegania naprawdę się wymaga – pozostałe zasady zaś były przez nich obchodzone. W praktyce tej wykorzystywali oni dostępne im zasoby kapi- tału społecznego, znajomość lokalnego kontekstu i sieci znajomości, pomocny okazał się także stosunkowo tolerancyjny stosunek służb granicznych do tego 102 Radosław Buraczyński zjawiska. Działalność ta w miarę upływu czasu (i zacieśnienia systemu kontroli) stawała się jednak coraz mniej efektywna, w coraz większym też stopniu wiązała się z zagrożeniem sankcjami prawnymi. Inną strategię stanowi emigracja zarobkowa z regionu. Badania socjologiczne na temat zjawiska biedy na Podkarpaciu pokazują, że w okresie po 2004 r. zagra- niczna emigracja zarobkowa stała się wśród grup zagrożonych biedą najczęściej wybieraną spośród strategii nakierunkowanych na poprawę sytuacji materialnej, a gotowość do niej deklarowało 65% badanych (Malikowski 2010: 230; Porada 2011). Mimo uznania emigracji zarobkowej za najbardziej skuteczną strategię radzenia sobie z biedą, kwestią do zbadania pozostaje pytanie, jaka część tej grupy dysponuje zasobami koniecznymi do skorzystania z tego rozwiązania. Kolejną, oprócz prób kontynuowania pracy na granicy oraz wyjazdów zarob- kowych, metodę radzenia sobie z trudną sytuacją materialną stanowi udanie się pod opiekę państwa poprzez nawiązanie kontaktu z opieką społeczną. Według relacji pracowników GOPS-ów, szczególne natężenie tego zjawiska nastąpiło w okresie bezpośrednio po wejściu Polski do strefy Schengen. Nagły wzrost liczby zgłoszeń, który miał wówczas miejsce, jest przykładem na wspomniany powyżej problem ponoszenia przez gminy kosztów polityki uszczelniania gra- nicy. Pracownica opieki społecznej z Medyki wspomina: (…) osoby, które utraciły pracę już w tym czasie, kiedy zostało otworzone przejście dla pieszych, po prostu szukały źródła utrzymania tam – przenosząc, sprzedając, handlując, jeżdżąc, handlując paliwem. No niestety zostało im to zabrane, co drastycznie odbiło się na pomocy społecznej, ponieważ tak spokojnie ze 150 rodzin nagle w grudniu 2008 r. przeszło pod naszą pomoc. Nie byliśmy na to przygotowani, to był koniec roku budżetowego. Tu była sytuacja taka, że ani wojewoda, ani prezydent miasta Przemyśla, ani nasz wójt no nagle znikąd tych środków nie mogli, prawda, zdobyć. [I 2-4] Opisane tutaj wydarzenia uwidoczniły problemy regionalnego rynku pracy i pokazały, że bezrobocie na tych terenach oprócz tego, że nosi charakter strukturalny, to dodatkowo przez wiele lat pozostawało niedoszacowane, gdyż zagrożone nim grupy społeczne „znajdowały schronienie” w szarej strefi e. Zli- kwidowanie tej możliwości zarobkowania każe na nowo zastanowić się nad ryzykiem pogłębienia na tych terenach siedlisk biedy. Badacze wskazują, iż zja- wisko to na omawianych obszarach ma „charakter bardziej szeroki niż głęboki, tzn. dużo jest ludzi biednych, ale znacznie mniej bardzo biednych” (Malikowski 2010: 232). Co prawda opisana tutaj grupa jest w znacznym stopniu zagrożona biedą, jednak dotkliwość tego zjawiska może być zamortyzowana przez wymie- nione powyżej sposoby „radzenia sobie” (por. także Malikowski 2010: 299). Stąd też nie dostrzega się niebezpieczeństwa przekształcenia się tej grupy społecznej Sekurytyzacja polskiej polityki migracyjnej a sytuacja przygranicznych regionów Polski… 103 w typową underclass (Auletta 1982; Bozacka 2008: 102). Niemniej jednak roz- wój sytuacji może być niepokojący, zwłaszcza gdy przyjrzeć się charakterystyce tej grupy. Badania wskazują na względnie niski kapitał społeczny i kulturowy jej przedstawicieli, brak zdolności rozpoznawania reguł systemowych oraz potrzeb- nych na rynku pracy kwalifi kacji zawodowych; ludzie ci zdecydowanie należą do kategorii przegranych integracji europejskiej (Długosz 2008).

KATEGORIA 2

W skład drugiej spośród wyróżnionych w badaniach grup wchodzą ludzie, którzy na różnych etapach swojego życia mieli co prawda kontakt z szarą strefą działalności na granicy, jednak nie postrzegali jej jako głównego źródła docho- dów. Z tego też powodu granica jako taka nie odgrywała dla nich (a tym bardziej nie jest tak obecnie) roli punktu odniesienia podczas podejmowania kluczowych decyzji życiowych. Mimo wewnętrznego zróżnicowania tej grupy (do której można zaliczyć m.in. przedstawicieli administracji lokalnej, pracowników sfery budżetowej czy młodzież szkolną), decydującym jest tutaj dysponowanie przez poszczególnych jej członków wyższymi zasobami kapitału ludzkiego, pozwala- jącymi im na znaczny stopień niezależności od granicy (rozumianej w funkcji zasobu). Proces jej uszczelniania nie miał zatem w tym przypadku tak daleko idących konsekwencji, jak te opisane powyżej. Jednocześnie jednak zmiany spowodowane realizacją europejskiej polityki granic w sposób wyraźny dopro- wadziły do przedefi niowania przez tę grupę jej stosunku do najbliższego otocze- nia, czyli pasa przygranicznego. Przykładając do tej sytuacji siatkę pojęciową wypracowaną przez Marię Kurczewską, stwierdzić można u tych badanych występowanie „przeżywania granicy”, rozumianego jako „syndrom reakcji na zjawiska dane – zewnętrzne” (Kurczewska 2005: 372). Wiąże się z tym z jednej strony odbieranie granicy państwowej jako tworu zewnętrznego i (szczególnie w swojej obecnej formie) sztucznego, z drugiej zaś skutkuje wytworzeniem postawy obojętności wobec „wszystkich elementów, które można usytuować «za tą granicą»” (ibid. 373). Nie musi to automatycznie oznaczać w pełni nega- tywnego stosunku do granicy państwowej i rzeczywiście dla części badanych jej obecność jest zjawiskiem pozytywnym, z nostalgią wspominają oni czasy, gdy była ona w pełni otwarta. Obecna funkcja tej granicy powoduje, iż odbie- rana jest ona jako „ściana” czy „bariera”. Badani postrzegający ją w ten sposób łączą ją z obecnymi w Polsce stereotypowymi obrazami „ściany wschodniej”, co z kolei prowadzi u nich do wyraźnej niechęci do bycia identyfi kowanymi z tym regionem. Wywiady potwierdzają w tym miejscu wcześniejsze bada- nia nad formami tożsamości regionalnych, wskazującymi, iż w przypadku 104 Radosław Buraczyński

Podkarpacia identyfi kacja ta ma wymiar głównie lokalny (rodzina, najbliższe otoczenie), słabo rozwinięte natomiast jest poczucie tożsamości regionalnej (Stopa 2008: 38).

KATEGORIA 3

Ostatnia z wyróżnionych w badaniach grup mieszkańców strefy granicznej wykazuje najdalej idącą niezależność od granicy i tego, czy spełnia ona funkcję pomostu, czy też – przeciwnie – przybiera kształt bariery utrudniającej przepływ ludzi i towarów. Przedstawiciele tej grupy, dysponujący większymi zasobami kapitału ludzkiego i niemuszący w wyborze strategii życiowych uwzględniać czynnika, jakim jest granica, są więc w pewnym stopniu uprzywilejowani w sto- sunku do opisanych powyżej grup. Pomimo tego jednak życie w bezpośrednim sąsiedztwie tej granicy w istotny sposób wpływa na ich sytuację. Choć ze względu na wewnętrzne zróżnicowanie trudno jest o ogólną charak- terystykę tej grupy, to jednak wyróżnić można pewne cechy charakterystyczne mocno ją odróżniające od obydwu powyższych kategorii. Głównym takim czyn- nikiem jest wyraźnie negatywny stosunek do granicy i całej przestrzeni przy- granicznej. W przeciwieństwie do przedstawicieli pierwszej grupy, badani ci nie przejawiają żadnej sympatii do okresu otwartej granicy lat 90. Wręcz przeciw- nie, tamten okres jest w ich wypowiedziach oceniany zdecydowanie krytycznie. To, co dla pierwszej grupy było „złotym okresem”, tutaj jest główną przyczyną powstania wielu negatywnych zjawisk społecznych, które z pełną siłą uwidocz- niły się na skutek późniejszego uszczelnienia granicy. Ich stosunek do tamtego okresu oraz do ludzi pracujących w szarej strefi e dobrze oddaje wypowiedź pra- cownicy opieki społecznej: (...) to byli ludzie nauczeni nicnierobienia. I nagle się znaleźli w sytuacji, gdzie trzeba pomyśleć, co ugotować, za co zapłacić jakieś tam spłaty, bieżące rachunki. Ludzie, których trzeba uczyć od podstaw (...) jak oni sobie pochodzili przez 10 lat na przejście graniczne i przez 10 lat żyli z mrówkowania, to ci ludzie nie są nauczeni pracy, nie mają nawyków takich jak każdy pracujący człowiek. [I 2-4] Powyższa wypowiedź jest bardzo charakterystyczna, bowiem dosyć dobrze oddaje stosunek badanych do „mrówek” i drobnych handlarzy. Przebijająca tutaj niechęć i wręcz pogardliwy ton wskazują na postępowanie procesów roz- warstwienia społecznego w przygranicznych miejscowościach. Przedstawiciele opisywanej tutaj grupy w wyraźny sposób próbują się dystansować od granicy, jak również od współmieszkańców, którzy wydają im się z tą granicą związani. Negatywny stosunek do zjawiska handlu granicznego i postrzeganie granicy per Sekurytyzacja polskiej polityki migracyjnej a sytuacja przygranicznych regionów Polski… 105 se przez pryzmat tego rodzaju działalności gospodarczej, prowadzą u tej grupy do wytworzenia życzenia „zrobienia porządku” na granicy. Jest ona postrzegana jako przestrzeń „dzika”, kojarzona z brudem, długimi kolejkami i burdami na przejściu granicznym. Wymaga zatem wręcz „ucywilizowania”. Wydaje się, że to właśnie ta potrzeba „uporządkowania” prowadzi u tej grupy do wysokiego stopnia akceptacji polityki sekurytyzacji tego odcinka granicy: Ja osobiście nie czuję się zagrożony, aczkolwiek uważam, że pilnowanie gra- nicy, szczególnie przed ludźmi przyjeżdzającymi nielegalnie, szczególnie z Azji, przecież i z Wietnamu, z Chin i gdzieś tam z Pakistanu, no to jednak trzeba na to zwrócić uwagę; to jest pewne niebezpieczeństwo, aczkolwiek sam osobiście nie czuję się w jakiś sposób zagrożony. [I-2] Jednocześnie wypowiedź ta pokazuje, że pomimo braku osobistego utożsa- miania się z dyskursem przedstawiającym migrację w kategoriach zagrożenia, istnieje niechętne nastawienie do tego zjawiska, które w pewnym sensie „ułatwia” przyjęcie dyskursu sekurytyzacji. Akceptacja tego dyskursu wyraża się w sta- nowisku mówiącym, że „granica jest po to, żeby ją strzec” [I-2]. Jednocześnie jednak badani mieszkańcy pogranicza nie akceptują kosztów takiej polityki tj. nadawania granicy państwowej coraz mocniej segregacyjnego charakteru. Fakt, iż zaczyna ona, do pewnego stopnia, odgrywać rolę bariery czy ściany, u wielu mieszkańców regionu przywołuje wspomnienia granicy sprzed 1989 r., co oce- niane jest krytycznie: (…) nasze kontakty są tylko w jedną stronę, możemy jechać tylko na Zachód, czyli cała wymiana (…) w każdej sferze życia, kształcenie, odbywa się tylko my i kierunek na Zachód, no bo w żadnym innym kierunku się nie możemy poruszać, bo tu się buduje ścianę. (…) Przepływ towarów odbywa się z Zachodu do nas, no i później od nas na Zachód, czyli dojeżdżamy do bariery i koniec. [I-7] Przekłada się to na ocenę dalszych perspektyw rozwojowych tego pograni- cza, która nacechowana jest dużą niepewnością odnośnie do tego, jaką funkcję w przyszłości sprawować będzie granica z Ukrainą. Dla jednych położenie gra- niczne jest atutem, „jest to szansa dla nas ta granica wschodnia, bo jest to gra- nica Unii, a z Unią zawsze bedziemy robić tutaj interesy, ze Wschodem – czy te mniejsze biznesy czy te większe, gaz, węgiel i te inne surowce, to będzie; także wydaje mi się, że jest tutaj szansa na to” [I-1]. Inni z kolei wskazują na nieko- rzystną zmianę funkcji granicy, która negatywnie wpływa na i tak ograniczone możliwości rozwojowe regionu: Z samego położenia naszej tutaj miejscowości przy granicy, że no tutaj nic nie będzie właśnie, no kto i co stworzy (…) nie będzie lepiej, tu w tej chwili młodzież ucieka, w tej chwili to bardzo mało młodzieży jest. Nie ma komu pracować na emerytów w tej chwili, bo większość za granicą (…) tak że szanse są marne. [I-4] 106 Radosław Buraczyński

Słabość rynku pracy w regionie skłania wielu jego mieszkańców (dotyczy to głównie osób młodych) do poszukiwania szans zarobkowych poza nim. Socjolo- gowie podkreślają, że w przypadku przygranicznych miejscowości zjawisko to wiąże się często z selekcją negatywną, gdyż wyjeżdżają przede wszystkim osoby młode i wykształcone, nieznajdujące dla siebie szans na realizację zawodową – studenci czy przedstawiciele wolnych zawodów (Malikowski 2010: 328).

4. UWAGI KOŃCOWE

Trwający od lat 70. proces europeizacji polityki migracyjnej państw zachod- nioeuropejskich doprowadził do daleko idącej konwergencji polityki w tym obszarze, czego rezultatem było powstanie specyfi cznego „europejskiego reżymu migracyjnego“ (Huysmans 2000), w którym osiągnięcie nadrzędnego celu, jakim jest stworzenie zintegrowanej wewnętrznie i zapewniającej swobodę przepływu ludzi i dóbr „przestrzeni wolności, bezpieczeństwa i sprawiedliwości“, ma zostać zagwarantowane poprzez skoncentrowanie całego systemu kontroli i nadzoru na zewnętrznych granicach Wspólnoty. Proces ten zmienia w dużym stopniu funkcje tych granic, nadając im segregacyjny charakter, przez co ma znaczący wpływ na rozwój dotkniętych nim regionów przygranicznych. Punktem wyjścia niniejszego artykułu była teza, iż proces implementacji europejskiej polityki migracyjnej na zewnętrznych granicach UE nie ma bynaj- mniej ujednolicającego charakteru, a jest w znacznym stopniu zależny od ładu instytucjonalno-prawnego danego kraju oraz sytuacji w konkretnych regionach. Stąd też badania nad wcielaniem w życie polityki migracyjnej powinny uwzględ- nić również perspektywę regionalną, badając rolę aktorów z tego szczebla w omawianym procesie, jak również wpływ tejże polityki na życie mieszkańców regionów przygranicznych. Przedstawione tutaj w skróconej formie wyniki badań przeprowadzonych na Podkarpaciu potwierdziły, że wcielanie tej polityki w życie na poziomie regionu nie jest bynajmniej tak bezproblemowe, jak mogłoby się wydawać. Poszczegól- nych aktorów różni znacznie stanowisko wobec tej polityki, co w przypadku przedstawicieli samorządu terytorialnego owocuje różnymi próbami oporu wobec niej, wyrażania sprzeciwu. Badania wśród mieszkańców przygranicznych miejscowości pozwoliły doko- nać (roboczej) klasyfi kacji tych ludzi ze względu na wpływ, jaki wprowadzenie tej polityki miało na ich strategie życiowe. Zmiana sytuacji na pograniczu w bar- dzo różny sposób dotyka przedstawicieli wyróżnionych tutaj grup, zaś wpływ ten jest zależny od dostępnych im zasobów kapitału kulturowego i społecznego. Sekurytyzacja polskiej polityki migracyjnej a sytuacja przygranicznych regionów Polski… 107

Uzasadnione wydaje się zatem stwierdzenie, że w pośrednim stopniu polityka migracyjna jest czynnikiem pogłębiającym procesy stratyfi kacji społecznej w tym regionie.

BIBLIOGRAFIA:

Altvater E., Mahnkopf B. (2002), Globalisierung der Unsicherheit. Arbeit im Schatten, schmutziges Geld und informelle Politik, Münster: Westfälisches Dampfboot. Auletta K. (1982), The Underclass, New York: Random House. Bigo D. (2001), Migration and Security, w: Guiraudon V., Joppke Ch. (red.), Controlling a New Migration World, London – New York: Routledge, s. 121–150. Bigo D. (2002), Security and Immigration: Toward a Critique of the Governmentality of Unease, „Alternatives: Global, Local, Political”, vol. 27, issue 1, s. 63–92. Bozacka M. (2008), Wykluczenie społeczne i ubóstwo. Pojęcia i teorie, „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Rzeszowskiego”, nr 5 (54), s. 87–105. Bruns B., Miggelbrink J., Müller K. (2011), Smuggling and small-scale trade as part of informal economic practices, „International Journal of Sociology and Social Policy”, vol. 31, issue 11/12, s. 664–680. Brusis M. (2002), Between EU Requirements, Competitive Politics, and National Traditions: Recreating Regions in the Accession Countries of Central and Eastern Europe, „Governance”, vol. 15, issue 4, s. 531–559. Buzan B. (1997), Rethinking Security after the Cold War, „Cooperation and Confl ict”, vol. 32, issue 1, s. 5–28. Buzan B., Wæver O., de Wilde J. (1998), Security: A New Framework for Analysis, Boulder: Lynne Rienner Publishers. Długosz P. (2008), Wygrani i przegrani integracji europejskiej na Podkarpaciu, w: Malikowski M. (red.), Społeczeństwo Podkarpacia po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej, Rzeszów: Wydawnictwo Uniwersytetu Rzeszowskiego, s. 43–54. Duszczyk M., Lesińska M. (2010), Europeizacja polskiej polityki migracyjnej i jej efekty, w: Górny A., Grabowska-Lusińska I., Lesińska M., Okólski M. (red.) (2010), Transformacja nieoczywista. Polska jako kraj imigracji, Warszawa: Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, s. 74–77. Garsztecki S. (2003), Polnische Regionen im Kontext der Osterweiterung der Europäischen Union, w: Jahrbuch des Föderalismus 2003. Föderalismus, Subsidiarität und Regionen in Europa (Europäisches Zentrum für Föderalismus-Forschung Tübingen, Bd. 4), Tübingen: Nomos Verlag, s. 284–296. Garsztecki S. (2010), Polen – Dezentralisierung im unitarischen Staat, w: Sturm R., Dieringer J. (red.), Regional Governance in EU-Staaten, Opladen – Farmington Hills: Verlag Barbara Budrich, s. 191–202. Garsztecki S. (2011), Dezentral, doch disparat. Regionen und Regionalisierung in Polen, „Osteuropa“, nr 5–6, s. 165–175. Górny A., Grabowska-Lusińska I., Lesińska M., Okólski M. (red.) (2010), Transformacja nieoczywista. Polska jako kraj imigracji, Warszawa: Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego. 108 Radosław Buraczyński

Huysmans J. (1995), Migrants as a Security Problem: Dangers of “Securitizing” Societal Issues, w: Miles R., Thränhardt D. (red.), Migration and European Integration: The Dynamics of Inclusion and Exclusion, London: Fairleigh Dickinson University Press, s. 53–72. Huysmans J. (2000), The European Union and the Securitization of Migration, „Journal of Common Market Studies”, vol. 38, issue 5, s. 751–777. Kępińska E., Stola D. (2004), Migration Policy and Politics in Poland, w: Górny A., Ruspini P. (red.), Migration in the New Europe: East-West revisited, Houndmills – Basingstoke – Hampshire: Palgrave Macmillan, s. 159–176. Kicinger A. (2005), Between Polish interests and the EU infl uence – Polish migration policy development 1989–2004, „CEFMR Working Paper”, nr 9. Kicinger A. (2009), Beyond the focus on Europeanisation: Polish Migration Policy 1989–2004, „Journal of Ethnic and Migration Studies”, vol. 35, issue 1, s. 79–95. Kicinger A., Koryś I. (2011), A new Field to Conquer and Manage: Migration Policymaking in Poland after 1989, w: Zincone G., Penninx R., Borkert M. (red.), Migration Policymaking in Europe. The Dynamics of Actors and Contexts in Past and Present, Amsterdam: Amsterdam University Press, s. 347–376. Kowaliw-Szymańska B. (2009), Przestępstwa i wykroczenia gospodarcze na granicy polsko- ukraińskiej – przyczyny występowania, „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Rzeszowskiego”, nr 57, s. 58–77. Krok K., Smętkowski M. (2006), Local and regional cross-border cooperation between Poland and Ukraine, w: Scott J. (red.), EU enlargement, region building and shifting borders of inclusion and exclusion, Aldershot: Ashgate, s. 177–191. Kurczewska J. (2005), Granica niejedno ma imię. Trzy podejścia teoretyczne, w: Kurczewska J., Bojar H. (red.), Granice na pograniczach, Warszawa: Wydawnictwo IFiS PAN, s. 365–396. Ledneva A. (2006), Informelle Netzwerke in post-kommunistischen Ökonomien: eine “topographische” Karte, w: Bittner R., Hackenbroich W., Vöckler K. (red.), Transiträume, Berlin: Jovis, s. 300–339. Malikowski M. (2010), Podkarpacie. Studia socjologiczne, Rzeszów: Wydawnictwo Uniwersytetu Rzeszowskiego. Malynovska O. (2012), Socio-economic and political consequences of the visa regime from the perspective of an emigration country. A case study of Ukraine, w: Lesińska M., Matejko E., Wasilewska O. (red.), Migrations from Eastern European countries to the European Union in the context of visa policy, Warszawa: Fundacja Stefana Batorego, s. 64–87. Marczuk S., Palka J. (2002), Cross-border Co-operation within the Carpathian Euroregion, w: Borland J., Day G., Sowa K. Z. (red.), Political Borders and Cross-border Identities at the Boundaries of Europe, Rzeszów – Bangor, s. 93–101. Müller K. (2013), Vor den Toren der Europäischen Union. Handlungsorientierungen ökonomischer Akteure an der östlichen EU-Außengrenze, Wiesbaden: Springer VS. Neef R. (2002), Observations on the concept and forms of the informal economy in Eastern Europe, w: Neef R., Stănculescu M. (red.), The Social Impact of Informal Economies in Eastern Europe, Ashgate: Burlington, s. 1–27. Okólski M. (2004), Migration patterns in Central and Eastern Europe on the eve of the European Union enlargement: an overview, w: Górny A., Ruspini P. (red.), Migration in the New Europe: East-West Revisited, Houndmills: Palgrave Macmillan Press, s. 23–48. Piórko I., Sie Dhian Ho M. (2003), Integrating Poland in the Area of Freedom, Security and Justice, „European Journal of Migration and Law”, nr 5, s. 175–199. Sekurytyzacja polskiej polityki migracyjnej a sytuacja przygranicznych regionów Polski… 109

Porada J. (2011), Migracje zarobkowe mieszkańców Podkarpacia po 1 maja 2004 roku, w: Solecki S. (red.), Społeczeństwo polskie w procesie zmian. Podkarpacie na tle kraju, Rzeszów: Wydawnictwo Uniwersytetu Rzeszowskiego, s. 102–116. Portes A., Haller W. (2005), The informal economy, w: Smelser N. J., Swedberg R. (red.), The Handbook of Economic Sociology, Princeton: Princeton University Press, s. 403–428. Rębisz S. (2002), Cross-border Co-operation, the Way to a United Europe: The Case of the Carpathian Euroregion, w: Borland J., Day G., Sowa K. Z. (red.), Political Borders and Cross- border Identities at the Boundaries of Europe, Rzeszów – Bangor, s. 102–115. Siemaszko A. (2008), Geografi a występku i strachu. Polskie badanie przestępczości ’07, Warszawa: Instytut Wymiaru Sprawiedliwości. Siemaszko A., Gruszczyńska B., Marczewski M. (red.) (2009), Atlas przestępczości w Polsce, Warszawa: Instytut Wymiaru Sprawiedliwości. Stola D. (2001), Międzynarodowa mobilność zarobkowa w PRL, w: Jaźwińska-Motylska E., Okólski M. (red.), Ludzie na huśtawce. Migracje między peryferiami Polski i Zachodu, Warszawa: Scholar, s. 62–100. Stopa M. (2008), New Boundaries – Regional Consciousness in the Polish Subcarpatian Voivodship, w: Wojakowski D. (red.), Borders and Fields, Cultures and Places: Cases from Poland, Kraków: Nomos, s. 31–46. Stritzel H. (2007), Towards a Theory of Securitization: Copenhagen and Beyond, „European Journal of International Relations”, vol. 13, issue 3, s. 357–383. Stryjakiewicz T. (1998), The changing role of border zones in the transforming economies of East-Central Europe: The case of Poland, „GeoJournal”, vol. 44, issue 3, s. 203–213. Szczepański M. (2010), Polityka dostępu do polskiego rynku pracy, w: Górny A., Grabowska- Lusińska I., Lesińska M., Okólski M. (red.) (2010), Transformacja nieoczywista. Polska jako kraj imigracji, Warszawa: Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, s. 88–94. Szulecka M. (2010), Polityka wjazdu na terytorium Polski, w: Górny A., Grabowska-Lusińska I., Lesińska M., Okólski M. (red.) (2010), Transformacja nieoczywista. Polska jako kraj imigracji, Warszawa: Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, s. 79–87. Wæver O. (1995), Securitization and Desecuritization, w: Lipschutz R. D. (red.), On Security, New York: Columbia University Press, s. 46–86. Wæver O. (2004), Aberystwyth, Paris, Copenhagen. New ‘Schools’ in Security Theory and their Origins between Core and Periphery, Montreal (referat wygłoszony przed International Studies Association Convention, 17–20 marca 2004 r.). Wagner M. (2011), Die Schmugglergesellschaft. Informelle Ökonomien an der Ostgrenze der Europäischen Union. Eine Ethnographie, Bielefeld: transcript Verlag. Weinar A. (2006), Europeizacja polskiej polityki wobec cudzoziemców, 1990–2003, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe Scholar. Wellman B., Sik E. (1999), Network capital in capitalist, communist and post-socialist countries, w: Wellman B. (red.), Networks in the Global Village: Life in Contemporary Communities, Westview, Boulder CO, s. 225–253. Williams M. C. (2003), Words, Images, Enemies: Securitization and International Politics, „International Studies Quarterly”, vol. 47, issue 4, s. 511–531.

INTEGRACJA IMIGRANTÓW W MAŁOPOLSCE W ŚWIETLE ETNOMIERNIKA

JAN BRZOZOWSKI KONRAD PĘDZIWIATR Katedra Studiów Europejskich Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie

ETHNOSIZING INTEGRATION OF IMMIGRANTS IN LESSER POLAND

In terms of immigration fl ows, Poland is not only a transit country but also a place where increasing num bers of immigrants from the European Union and outside of it decide to settle down. At the same time our knowledge of the immigrants’ integration processes is very scarce. This article, based on the recent research data from the Lesser Poland region, sheds new light on the adaptation processes within the largest immigrant communities in this part of the country. It employees the ethnosizer (Constant et al. 2009) – an index which enables a quantitative assessment of the ethnic identity of immigrants – adapting it to the Polish migration realities. The authors critically evaluate the ethnosizer’s utility for future in-depth research on the integration of immigrants in Poland pointing out its weak and strong sides. The study analyzes four largest immigrant groups which reside in the region of Lesser Poland, namely: Armenians, Ukrainians, Vietnamese, and immigrants from MENA countries. The results indicate inter alia that Armenians and Ukrainians are the most integrated immigrant groups, while the Vietnamese are the most likely to opt for the separation strategy.

Key words: immigrant integration, ethnic identity, ethnosizer, immigrants in Poland

Studia Migracyjne – Przegląd Polonijny, z. 1 (155)/2015, ss. 111–132 PL ISSN 2081-4488 © 2014 Polska Akademia Nauk, Komitet Badań nad Migracjami 112 Jan Brzozowski, Konrad Pędziwiatr

1. WSTĘP

Badania integracji imigrantów w Polsce, a w szczególności wymiaru kul- turowo-tożsamościowego procesów integracyjnych i przemian zachodzących w tożsamości etnicznej imigrantów są w naszym kraju niezwykle rzadkie. Do nielicznych wyjątków należy zaliczyć przede wszystkim pionierską analizę porównawczą integracji społeczno-ekonomicznej oraz etniczno-kulturowej ukra- ińskich i wietnamskich imigrantów w Warszawie, Wrocławiu i Krakowie (Grzy- mała-Kazłowska 2008), badanie integracji ekonomicznej Białorusinów, Rosjan i Ukraińców w Polsce (Górny i inni 2013), analizę położenia cudzoziemców w Poznaniu w obszarach rynku pracy, edukacyjnym i w sposobie korzystania z publicznego systemu opieki zdrowotnej (Bloch i Goździak 2013), czy wreszcie badania eksploracyjne nad kontaktem kulturowym studentów z byłego ZSRR ze społeczeństwem polskim (Mucha 2005) i integracją uchodźców czeczeńskich (Łukasiewicz 2011). W dotychczasowych analizach wyraźnie widać koncentrację przestrzenną badań nad integracją imigrantów z uwzględnieniem największych ośrodków miejskich (ze szczególnym naciskiem na Warszawę) i dominację analiz o charakterze ekonomicznym, poświęconych sytuacji cudzoziemców na rynku pracy. Rzadsze natomiast są studia nad ewolucją tożsamości imigrantów i ich integracją w obszarze społeczno-kulturowym. Ponadto ze względu na najczęściej stosowane metody badawcze (wywiady pogłębione, obserwacje uczestniczące, zogniskowane wywiady grupowe) większość analiz ma charakter eksploracyjny i nastawiona jest na zasygnalizowanie jakiegoś zjawiska, pozbawiona zaś możli- wości pogłębionej analizy ilościowej. Niewielka liczba badań w omawianym obszarze oraz dominacja studiów eksploracyjnych nie powinna jednak dziwić z uwagi na bardzo niską liczeb- ność społeczności cudzoziemskich w naszym kraju, a tym samym ich stosun- kowo niewielką istotność społeczno-polityczno-ekonomiczną. Obecnie, zgodnie z najnowszymi danymi Urzędu do Spraw Cudzoziemców, ważne karty pobytu posiada 121 tysięcy obcokrajowców, a dodatkowo 60 tysięcy obywateli państw Unii Europejskiej zarejestrowało swój pobyt na terytorium polskim (UDSC 2014). Jeśli do tej liczby dodamy jeszcze kilka lub kilkadziesiąt tysięcy cudzo- ziemców przebywających w Polsce bez ważnych pozwoleń, to wciąż całościowa liczba imigrantów w kraju w stosunku do jego całkowitej populacji pozostaje na jednym z najniższych poziomów w krajach Unii Europejskiej. Skupienie się badaczy nade wszystko na stolicy i województwie mazowieckim związane jest natomiast pośrednio z największą koncentracją imigrantów w tej części Polski. Przykładowo prawie 11 tysięcy z 13,5 tysiąca Wietnamczyków posiadających pozwolenie na pobyt w Polsce zamieszkuje województwo mazowieckie (ibidem). Integracja imigrantów w Małopolsce w świetle etnomiernika 113

Z drugiej strony w szeregu bieżących opracowań, w tym i w publikacjach bazujących na wynikach ostatniego Narodowego Spisu Powszechnego (Gra- bowska-Lusińska, Okólski 2009; GUS 2012, 2013), wskazuje się na potencjalną możliwość radykalnej transformacji migracyjnej Polski. W tym ujęciu nasz kraj już w wkrótce może podążyć drogą Hiszpanii czy Włoch i z kraju intensywnej emigracji może stać się krajem imigracyjnym. Dlatego tak ważną kwestią jest analizowanie położenia społeczno-ekonomicznego i tożsamości imigrantów już przebywających w Polsce. Stanowią oni bowiem swoisty poligon doświadczalny, pozwalający na przetestowanie odpowiednich narzędzi badawczych, a także przeprowadzenie badań eksploracyjnych, akcentujących potencjalne obszary problemowe w zakresie integracji i wymagające wsparcia ze strony administracji publicznej czy wyspecjalizowanych organizacji pozarządowych. Niniejszy artykuł ma charakter eksploracyjny: jego celem jest analiza porów- nawcza integracji tożsamościowo-kulturowej czterech najważniejszych grup imigrantów zamieszkujących województwo małopolskie: Ormian, obywateli państw MENA1 (ang. Middle East and North Africa – państwa Afryki Północ- nej i Bliskiego Wschodu), Ukraińców i Wietnamczyków, a także przetestowanie narzędzia zwanego etnomiernikiem (Constant i inni 2009), służącego do bada- nia zaawansowania procesów integracyjnych. Naszą uwagę koncentrujemy na imigrantach mających prawo do osiedlenia się w Polsce, a więc cudzoziemcach z krajów trzecich, którzy mają stosunkowo długi czas pobytu w naszym kraju i uregulowany status prawny. W rezultacie nasza analiza ma na celu uzupełnienie luki w badaniach nad integracją i tożsamością imigrantów o podejście ilościowe, umożliwiające skwantyfi kowanie stopnia integracji i klasyfi kację poszczegól- nych grup etnicznych w oparciu o najczęściej stosowane strategie integracyjne. Uzyskane wyniki z uwagi na ograniczenia dotyczące doboru próby oraz zasięgu geografi cznego nie pozwalają na ich uogólnienie na teren całego kraju, jednak stanowią naszym zdaniem ważny asumpt do dyskusji na temat bardziej precy- zyjnych prób uchwycenia transformacji tożsamości etnicznej imigrantów i pro- cesów integracyjnych w innych częściach kraju poza Małopolską oraz procesów przebiegających w różnych grupach imigranckich (m.in. wśród uchodźców, benefi cjentów kampanii abolicyjnych czy imigrantów z czasowymi kartami pobytu). Artykuł rozpoczynamy rozdziałem opisującym związki między integracją imigrantów a tożsamością etniczną, w którym defi niujemy także najważniejsze pojęcia. W kolejnej części dokonujemy przeglądu narzędzi pozwalających na

1 Analizą objęci zostali Algierczycy, Egipcjanie, Irakijczycy, Libańczycy, Marokańczycy, Pa- lestyńczycy, Syryjczycy, Tunezyjczycy i Turcy. 114 Jan Brzozowski, Konrad Pędziwiatr kwantyfi kację tożsamości etnicznej imigrantów. W następnym rozdziale przed- stawiamy wyniki badania eksploracyjnego, przeprowadzonego na grupie 199 imigrantów osiedlających się w województwie małopolskim. Wykorzystane narzędzie – etnomiernik – pozwoliło na porównanie elementów tożsamości etnicznej czterech grup imigrantów: Ormian, obywateli państw MENA, Ukraiń- ców i Wietnamczyków w odniesieniu do podstawowych strategii adaptacyjnych w społeczeństwie przyjmującym: integracji, asymilacji, separacji i marginaliza- cji. Ostatnia część artykułu to wnioski końcowe, w których dokonujemy oceny użyteczności zastosowanego narzędzia i przedstawiamy implikacje dla dalszych studiów nad integracją i tożsamością imigrantów w naszym kraju.

2. INTEGRACJA IMIGRANTÓW A TOŻSAMOŚĆ ETNICZNA

Jednym z podstawowych pojęć, których rozumienie należy wyjaśnić, zanim przejdziemy do prezentacji narzędzi badawczych oraz omawiania wyników badań, jest integracja. W przeciwieństwie do kategorii asymilacji, której popu- larność w ostatnich dziesięcioleciach zdecydowanie zmalała między innymi dlatego, iż zakładała jednokierunkowość zmian społecznych, a także nastręczała problemów w odróżnieniu rzeczywistych procesów społecznych od treści nor- matywnych (Rea, Tripier 2003), integracja sugeruje możliwość zmiany dwukie- runkowej, to jest nie tylko społeczności imigranckich, ale również społeczeństwa przyjmującego. W niniejszym tekście przez integrację rozumiemy więc stan lub proces polegający na tym, że odmienne etnicznie i kulturowo jednostki lub grupy włączają się (lub są włączane) do społeczeństwa przyjmującego oraz uczestni- czą w różnych obszarach jego życia, odciskając na nich również swoje piętno kulturowe. Dla celów analitycznych całokształt zmian związanych z adaptacją imigrantów do społeczeństwa przyjmującego i społeczeństwa przyjmującego do imigrantów dzieli się z reguły na rozmaite wymiary życia ludzkiego i wyróżnia się integrację prawno-instytucjonalną, ekonomiczną, przestrzenną, społeczną i kulturowo-tożsamościową (m. in. Heckmann 2001; Biernath 2008). W niniejszym tekście będzie nas interesować nade wszystko ostatni z wymia- rów, to znaczy integracja kulturowo-tożsamościowa. Jest to jeden z najbardziej złożonych wymiarów inkorporacji imigrantów w nowym społeczeństwie, mię- dzy innymi ze względu na bardzo dużą ilość elementów kulturowych mających wpływ nie tylko na strategie adaptacyjne przyjmowane przez imigrantów ale również na przedstawicieli społeczeństwa przyjmującego. Ogół tych czynników często jest określany za pomocą zbiorczej kategorii etniczności. Choć w potocz- nym rozumieniu kategoria ta jest traktowana jako atrybut grup mniejszościowych, Integracja imigrantów w Małopolsce w świetle etnomiernika 115 to – jak podkreśla między innymi Will Kymlicka (1995) – grupy większościowe są nie mniej etniczne niż grupy mniejszościowe. Etniczność defi niowana naj- częściej przez poczucie przynależności grupowej, opierające się na wspólnym pochodzeniu, historii, kulturze, doświadczeniach i wartościach, cechuje przedsta- wicieli grup zarówno mniejszościowych, jak i większościowych (Castles 2000; Guibernau 1997; Smith 1997). Jest swoistym rezerwuarem, z którego korzystają wszystkie jednostki, budując zarówno swoją tożsamość jednostkową, w której istotna jest oprócz integralności również osobista wyjątkowość, jak i grupową, podkreślającą cechy wspólne, dzielone z innymi przedstawicielami danej grupy etnicznej. Ta ostatnia najczęściej rozumiana jest jako niedobrowolna grupa spo- łeczna, która w sensie genetycznym jest kontynuacją i reprodukcją siebie i swo- jego „sensu”, w sensie ontologicznym zajmuje naczelne miejsce w kosmosie na zasadzie etnocentrycznej, a w sensie społecznym obowiązuje ją więź etniczna polegająca na odróżnieniu „swoich” od „obcych” (Żelazny 2006). Tym samym etniczność jawi się jako podstawowe narzędzie w wytyczaniu granic między grupami dominującymi i mniejszościowymi oraz społecznym włączaniem i wyłączaniem. Jeśli etniczność pozostaje kategorią względnie stałą2, to zdecydowanie mniej stabilna jest tożsamość społeczna, która jest na niej budowana. Z reguły ma to charakter procesu konstruowania sensu na podstawie pewnego atrybutu kulturowego (lub powiązanego zbioru atrybutów kulturowych) któremu / któ- rym przyznaje się pierwszeństwo przed innymi źródłami sensu (Castells 2008). Jeśli atrybuty kulturowe nie ulegają łatwym modyfi kacjom, to już tożsamość na nich zbudowana jest dość elastyczna. Jak pisał John Rex, to kontekst kształtuje tożsamość i nieustannie ją przekształca. Zarówno tożsamość jednostkowa, jak i grupowa są ciągle konfrontowane z nowymi sytuacjami i obiektami i muszą redefi niować swój obraz świata, a także swoje miejsce w tym świecie oraz relacje z jego elementami (Rex 1998). Są nieprzerwanie trwającym dynamicznym proce- sem i nigdy nie stają się „zamkniętą sprawą” (Hall 1991). Zgodnie z teorią granic symbolicznych wybrane aspekty naszej tożsamości w określonym momencie używane są jako „sygnały i emblematy różnicy”, w sytuacji gdy inne elementy naszej tożsamości są „zagłuszane lub ignorowane” (Barth 1998). Podstawowym celem takiego działania jest nakreślenie wyraźnej granicy pomiędzy „nami”, z naszymi wyjątkowymi cechami, od „nich”. Migracje międzynarodowe tworzą kontekst, a zarazem są nową sytuacją, która z reguły wymusza zmianę tożsamościową, w tym zmianę w tożsamości

2 Szczególnie w ujęciu teorii więzi pierwotnej (np. Geertz 1963), a mniej w koncepcjach et- niczności sytuacyjnej (np. Wallman 1986) i instrumentalnej (np. Bell 1975). 116 Jan Brzozowski, Konrad Pędziwiatr etnicznej. Ta ostatnia jest z reguły dość mocno kulturowo zabezpieczona i nie- jako bezproblemowa w kraju pochodzenia – szczególnie w takim o stosunkowo niskim zróżnicowaniu etnicznym, gdzie odmienności etniczne nie są podsta- wowym obszarem podziałów społecznych i politycznych. W momencie, gdy zostaje wykorzeniona ze swojego macierzystego obszaru kulturowego, czyli po przybyciu do nowego kraju, nabiera znaczenia. Im bardziej odmienny jest kraj przyjmujący od kraju pochodzenia pod względem kulturowym, tym większe prawdopodobieństwo przeżycia przez imigrantów szoku kulturowego bezpośred- nio po przybyciu do nowego miejsca oraz pojawienia się kulturowych proble- mów dostosowawczych. Dotychczasowa tożsamość etniczna wyniesiona z kraju pochodzenia konfrontowana jest z nową etnicznością kraju przyjmującego. Im dłużej imigranci pozostają z dala od swoich krajów pochodzenia, tym silniej oddziaływają na nich rozmaite elementy nowej etniczności. Wraz ze zmienia- jącym się przywiązaniem do kultury i wartości kraju pochodzenia i kraju przyj- mującego zostaje zapoczątkowana zmiana tożsamości etnicznej, a tym samym bardzo istotny element integracji imigrantów.

3. PODEJŚCIA BADAWCZE W POMIARZE TOŻSAMOŚCI IMIGRANTÓW

Analiza tożsamości imigrantów obejmuje dwa, często nachodzące na siebie obszary badawcze: studia nad tożsamością etniczną i rasową, a także badania nad integracją imigrantów. Do obu nurtów znaczący wkład wnieśli przede wszyst- kim psychologowie (głównie reprezentanci psychologii społecznej, w mniejszym stopniu – psychologii rozwojowej), socjologowie i antropologowie, ale także politolodzy, demografowie i ekonomiści (Ponterotto, Park-Tayor 2007; Constant i inni 2009). W przypadku pomiaru tożsamości etnicznej panuje zasadniczo kon- sensus co do tego, iż jest to pojęcie wieloaspektowe i o charakterze relacyjnym oraz względnie dynamicznym, a więc musi być badane w wielu wymiarach aktywności badanych jednostek, w tym w ich kontaktach inter- i intraetnicznych. Przykładowo Phinney i Ong (2007) wymieniają następujące wymiary, w ramach których postulują mierzenie tożsamości etnicznej:  samookreślenie (samoidentyfi kacja) – czyli identyfi kowanie się jednostki poprzez członkostwo w danej grupie etnicznej. W tym przypadku proble- matyczna może okazać się mnogość określeń używanych przez reprezen- tantów tej samej grupy (np. angielskie Latino vs. Hispanic);  przywiązanie – w tym przypadku chodzi o osobiste zaangażowanie jed- nostki w działalność grupy etnicznej, z którą się ona identyfi kuje; Integracja imigrantów w Małopolsce w świetle etnomiernika 117

 eksploracja – aktywne poszukiwanie informacji i zdobywanie doświadczeń mających znaczenie dla własnej etniczności (np. uczenie się kulturowych praktyk czy uczestniczenie w wydarzeniach kulturowych);  zachowania etniczne – demonstrowanie aktywności związanej z tożsamo- ścią etniczną w życiu codziennym (np. używanie języka etnicznego, spo- żywanie etnicznego jedzenia czy częste przebywanie z członkami danej grupy etnicznej);  ocena własnej grupy etnicznej – niezbędnym składnikiem tożsamości jest ewaluacja grupy etnicznej stanowiącej dla jednostki punkt odniesienia, przy czym niekoniecznie musi być to ocena pozytywna (jednostka może należeć do danej grupy etnicznej, równocześnie postrzegając ją krytycznie);  wartości i przekonania – z wieloma grupami etnicznymi są związane specyfi czne przekonania i hierarchie wartości (np. bardzo duża istotność rodziny wśród Latynosów lub pracy wśród Azjatów);  istotność – ważność tożsamości etnicznej w życiu codziennym;  relacja między tożsamością etniczną a tożsamością narodową kraju przyj- mującego – w tym przypadku silniejsza tożsamość etniczna imigranta nie musi oznaczać słabszej tożsamości narodowej w kraju przyjmującym, ist- nieje bowiem wiele scenariuszy uwzględniających zróżnicowane nasilenie tożsamości w obu tych aspektach. Wykorzystanie miar uwzględniających wszystkie powyższe wymiary staje się jednak często problematyczne, ze względu na wzajemne ich powiązania: na przy- kład wartości i przekonania charakterystyczne dla danej grupy etnicznej często wiążą się z przywiązaniem do tej grupy. Problematyczne staje się też arbitralne ustalenie, które wartości powinny być uwzględnione w skali umożliwiającej pomiar. Wreszcie ustalenie takich miar charakterystycznych dla konkretnej grupy etnicznej utrudnia porównania międzygrupowe (Phinney, Ong 2007). Alternatywne podejście w postrzeganiu problemu pomiaru tożsamości przed- stawiają Celenk i Van de Vijver (2011), którzy, dokonując przeglądu narzędzi mierzących akulturację imigrantów, klasyfi kują je ze względu na ich wymiaro- wość. W tym przypadku wyróżniają dwa rodzaje narzędzi:  jednowymiarowe, w ramach których zachowywanie kultury (i etnicznej tożsamości) imigrantów oraz przyjmowanie nowej kultury kraju przyj- mującego postrzegane są jako dwa przeciwstawne bieguny, zaś proces akulturacji postrzegany jest jako swoiste kontinuum, począwszy od peł- nej identyfi kacji z krajem pochodzenia do stopniowego przechodzenia na rzecz tożsamości związanej z krajem docelowym;  dwuwymiarowe, w których zachowywanie dotychczasowej tożsamości etnicznej i przyjmowanie tożsamości kraju osiedlenia postrzegane są jako 118 Jan Brzozowski, Konrad Pędziwiatr

osobne, niekoniecznie ze sobą powiązane procesy, zaś badani imigranci mogą przyjmować nową tożsamość przy zachowaniu lojalności względem dawnej ojczyzny. W tym kontekście szczególnie interesującym podejściem do pomiaru tożsa- mości i integracji imigrantów w wymiarze jest etnomiernik (ang. ethnosizer), narzędzie zaprojektowane przez badaczy Instytutu Badań nad Pracą w Bonn (Institut zur Zukunft der Arbeit, IZA). Autorzy postrzegają w tym wypadku tożsamość etniczną jako pojęcie kontekstualne, ulegające ciągłym modyfi ka- cjom i transformacji w wyniku konfrontacji imigranta z kulturą kraju osiedle- nia (Constant i inni 2009). W rezultacie tej interakcji ze społeczeństwem kraju przyjmującego i jego kulturą tożsamość etniczna miejsca pochodzenia może ulegać stopniowej erozji, kosztem przyjęcia tożsamości związanej z miejscem osiedlenia. Rezultatem takiego, dość uproszczonego postrzegania integracji jest jednowymiarowy model etnomiernika. Jest to kompleksowy wskaźnik, będący wynikiem pomiaru integracji w pięciu wymiarach: języka, kultury, etnicznej samoidentyfi kacji, etnicznej interakcji i dotychczasowych doświadczeń migra- cyjnych. Ostatecznie jednowymiarowy model etnomiernika przyjmuje wartości w przedziale od zera do jedności, gdzie 0 oznacza całkowitą integrację w kraju przyjmującym oraz bezwarunkowe przyjęcie jego kultury i tożsamości etnicz- nej, natomiast 1 wiąże się z całkowitym brakiem integracji i utrzymywaniem wyłącznej lojalności tożsamościowej względem swojej ojczyzny (wykres 1). Co istotne, ten wariant opisywanego narzędzia umożliwia pomiar stopnia inte- gracji również w sytuacji, gdy badacz dysponuje jedynie informacją na temat zaangażowania imigranta w kulturę tyko jednego z krajów: osiedlenia bądź pochodzenia. Należy jednak zdawać sobie sprawę z tego, że takie zero-jedynkowe postrze- ganie procesu integracji jest nie tylko zbyt upraszczające, ale może być też mylące. Jednokierunkowy, asymilacyjny i jednowymiarowy proces integracji kulturowo-tożsamościowej nie jest nieuchronny, możliwe jest bowiem przyję- cie zróżnicowanych strategii integracyjnych w tym obszarze. Dlatego autorzy etnomiernika odwołują się do klasycznej koncepcji Berry’ego (1997), w ramach której wyróżnia się cztery strategie akulturacyjne: marginalizację (porzucenie kultury rodzimej bez przyjęcia kultury kraju osiedlenia), separację (podtrzymy- wanie kultury kraju pochodzenia przy równoczesnej niechęci do przyjęcia kultury kraju osiedlenia), asymilację (przyjęcie kultury kraju osiedlenia oraz porzucenie rodzimej kultury) oraz integrację (utrzymanie dotychczasowej kultury kraju pochodzenia przy równoczesnym przyjęciu kultury kraju osiedlenia). Te cztery strategie pozwalają na dwuwymiarowy pomiar tożsamości etnicznej imigrantów, przy wykorzystaniu dwóch zmiennych o wartościach binarnych (wykres 1): Integracja imigrantów w Małopolsce w świetle etnomiernika 119

 separacja (tożsamość etniczna kraju pochodzenia – 1; tożsamość etniczna kraju docelowego – 0);  marginalizacja (tożsamość etniczna kraju pochodzenia – 0; tożsamość etniczna kraju docelowego – 0);  asymilacja (tożsamość etniczna kraju pochodzenia – 0; tożsamość etniczna kraju docelowego – 1);  integracja (tożsamość etniczna kraju pochodzenia – 1; tożsamość etniczna kraju docelowego – 1).

Wykres 1. Etnomiernik: model jedno- i dwuwymiarowy

Źródło: Constant i inni 2009.

Niewątpliwie dużym atutem etnomiernika – zarówno w postaci jedno-, jak i dwuwymiarowej – jest możliwość porównania poszczególnych grup imigran- tów (np. ze względu na ich pochodzenie etniczne), a także każdego z imigrantów z osobna. W przypadku modelu jednowymiarowego daje to także sposobność do zbadania, które ze zmiennych wspierają proces integracji kulturowo-tożsa- mościowej, a które działają na niego hamująco. Korzystna dla badacza jest też duża elastyczność tego narzędzia, pozwalająca na dostosowanie miernika do spe- cyfi cznego kontekstu badanych społeczności imigracyjnych, a także do danych, którymi może on dysponować. 120 Jan Brzozowski, Konrad Pędziwiatr

4. ANALIZA TOŻSAMOŚCI ETNICZNEJ IMIGRANTÓW ZAMIESZKUJĄCYCH MAŁOPOLSKĘ

Przykładem ilustrującym możliwości zastosowania etnomiernika w przypadku studiów migracyjnych w Polsce mogą być badania nad integracją imigrantów zamieszkujących Małopolskę. W tym przypadku wzięto pod uwagę szczególną kategorię imigrantów, mianowicie cudzoziemców z krajów trzecich (tzn. spoza UE), którzy mają prawo do osiedlenia się w Polsce lub status rezydenta długo- terminowego UE i przebywają na terenie województwa małopolskiego. Tym samym koncentrowano się na imigrantach o stosunkowo długim okresie pobytu w naszym kraju, mających dodatkowo uregulowany status pobytu w Polsce. Ponadto ze względu na charakter projektu badawczego3 w analizie uwzględniono cztery najliczniejsze grupy imigrantów, a mianowicie: Ormian, obywateli państw MENA (krajów Biskiego Wschodu i Afryki Północnej), Ukraińców i Wietnam- czyków. Z uwagi na bardzo niską liczebność badanej populacji (według danych UDSC w województwie małopolskim pod koniec grudnia 2013 było ok. 9 tysięcy cudzoziemców z ważnymi kartami pobytu, co jest kategorią szerszą od zgody na osiedlenie się lub rezydentury długoterminowej UE4) dobór próby nie miał charakteru losowego, ale celowy przy wykorzystaniu metody kuli śnieżnej. W rezultacie pozyskano 199 respondentów: 49 Ormian i po 50 respondentów z pozostałych trzech grup etnicznych, którzy w kwietniu 2014 roku wypełnili formularze kwestionariusza badawczego. W tym miejscu konieczne jest również dodanie uwagi dotyczącej ograniczeń niniejszego badania. Ze względu na celowy dobór próby i jego regionalny cha- rakter z pewnością nie można uogólniać jego wyników na całą Polskę. Z kolei w przypadku Małopolski, mimo objęcia badaniami znaczącego odsetka reprezen- tantów interesujących nas społeczności, należy pamiętać o podwójnie pozytywnej selekcji respondentów. Tak więc, po pierwsze w badaniu brali udział imigranci

3 Projekt Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego „Analiza sytuacji i potrzeb związanych z integracją cudzoziemców ze społeczeństwem polskim na przykładzie obywateli państw trzecich osiedlających się w województwie małopolskim” zakładał objęcie analizą czterech głównych grup cudzoziemców osiedlających się w województwie. Pierwotne wyniki analizy etnomiernikowej przedstawiono w publikacji Brzozowskiego i Pędziwiatra (2014), niniejszy artykuł stanowi jednak istotne rozwinięcie tej analizy, między innymi dzięki dodaniu większej liczby zmiennych do wskaź- ników w obu wymiarach i dzięki ulepszonej grafi cznej ilustracji wyników tej analizy. 4 Karty pobytu otrzymują także uchodźcy, osoby otrzymujące zgodę na tzw. pobyt tolerowany i osoby otrzymujące zgodę na pobyt czasowy. Ponadto w latach 2010–2012 swój pobyt w woje- wództwie małopolskim zarejestrowało 2294 obywateli krajów Unii Europejskiej, uzyskując tym samym zaświadczenie o zarejestrowaniu pobytu. Tego typu zaświadczenia są osobną kategorią i nie są wliczane do statystyk ważnych kart pobytu. Integracja imigrantów w Małopolsce w świetle etnomiernika 121 mający uregulowany status w Polsce (mający prawo do osiedlenia się lub status stałego rezydenta UE). Po drugie, respondentami były często osoby polecone przez innych respondentów i te, które wyraziły zgodę na udział w badaniu. Tym samym można oczekiwać, że w tej grupie mamy pewną homogeniczność w zakresie statusu społecznego i zawodowego, a także nadreprezentację imigran- tów, którzy odnieśli sukces w szeroko rozumianej integracji w Polsce5. W rezul- tacie wyniki badania należy analizować z dużą ostrożnością: bardzo pozytywny ich wydźwięk niekoniecznie można uogólnić na wszystkie zbiorowości imigran- tów w Małopolsce. Użyteczność tych eksploracyjnych badań odnosi się przede wszystkim do pewnych negatywnych konstatacji i dostrzeżonych obszarów pro- blemowych: można oczekiwać, że w przypadku populacji generalnej mogą one występować z jeszcze większą intensywnością.

Tabela 1. Podstawowe dane dotyczące badanej populacji

Zmienne Ormianie MENA Ukraińcy Wietnamczycy Ogółem Edukacja (liczba lat) 10,4 11,7 11,8 8,8 10,7 (3,7) (4,1) (2,7) (3,4) (3,7) Wiek 43,8 35,9 39,4 40,7 39,9 (10,9) (5,7) (11) (8,1) (9,5) Wiek w momencie 26,8 28,3 29,1 23,1 26,8 przyjazdu do Polski (10,6) (5,6) (10,2) (7,4) (8,9) W stałym związku 69,4 74 66 70 69,8 (%) Posiada dzieci (%) 69,4 34 50 62 53,8 Kobiety (%) 44,9 4 68 28 36

Źródło: opracowanie własne. W nawiasach podano odchylenie standardowe.

Badani imigranci ukończyli średnio prawie 11 lat nauki, ich uśredniony wiek wynosił 40 lat, a w momencie, gdy przybywali do Polski, mieli niespełna 27 lat. Prawie 70% z nich żyło w stałych związkach i ponad połowa posiadała potom- stwo. Ponadto w badanej populacji przeważali mężczyźni (szczególnie wśród

5 Należy to rozumieć w ten sposób, że respondenci mogli nie udostępniać kontaktów do imi- grantów mających problemy lub nie znać takich osób. Wreszcie nawet w przypadku polecenia ta- kich respondentów, osoby te mogły – częściej niż pozostali imigranci – odmówić udziału w bada- niu. 122 Jan Brzozowski, Konrad Pędziwiatr imigrantów z krajów MENA), choć w jednej z badanych grup (ukraińskiej) domi- nowały kobiety (dane szczegółowe dotyczące każdej z badanych społeczności – patrz tabela 1.). W pierwotnej analizie empirycznej (Brzozowski, Pędziwiatr 2014) zastoso- wano zestaw zmiennych do etnomiernika możliwie najwierniej odpowiadający badaniom Constant i zespołu (2009), co miało na celu przede wszystkim umożli- wienie porównywalności wyników i odniesienie rezultatów z Małopolski do sytu- acji w Niemczech (autorzy etnomiernika korzystali z danych GSOEP – German Socio-Economic Panel, dużego reprezentatywnego badania gospodarstw domo- wych w Niemczech, obejmującego również imigrantów). Jednak jak pokazały wyniki tych badań, takie podejście nie zawsze odpowiadało specyfi ce imigran- tów osiedlających się w Małopolsce i polskiemu kontekstowi procesu integracji6. Dlatego dla celów niniejszej analizy empirycznej postanowiono wykorzystać – szczególnie w przypadku etnomiernika jednowymiarowego – znacznie szer- szy zakres zmiennych. Pozwoliło to na wierniejsze i precyzyjniejsze uchwycenie stopnia integracji, szczególnie w aspekcie kulturalnym czy językowym. Pełny spis zmiennych wykorzystanych w analizie etnomiernikowej do potrzeb niniej- szego opracowania przedstawia tabela 2.

Tabela 2. Zbiór zmiennych wykorzystanych w obliczeniach etnomiernika

ETNOMIERNIK JEDNOWYMIAROWY ETNOMIERNIK DWUWYMIAROWY Język Język Własna ocena znajomości języka polskiego Ważność używania swojego języka ojczystego w mowie, czytaniu i piśmie podczas pobytu w Polsce Własna ocena znajomości języka polskiego Najczęściej używany język w domu w mowie, czytaniu i piśmie Najczęściej używany język w życiu codziennym

6 W naszej analizie – w przeciwieństwie do danych z GSOEP – nie dysponowaliśmy danymi dotyczącymi ulubionej muzyki respondentów. Z kolei dla części zmiennych wykorzystanych w ba- daniach Constant i zespołu (2009) wariancja była bliska zera. Przykładem takiej zmiennej było korzystanie z mediów polskich i zagranicznych, a szczególnie korzystanie z portali internetowych. Wreszcie w przypadku znajomości języka kraju osiedlenia, w badaniach wykorzystujących dane GSOEP autorzy wykorzystali informacje o znajomości języka niemieckiego w mowie i w piśmie, natomiast w naszych badaniach była to deklarowana znajomość języka polskiego w mowie, pisaniu i czytaniu. Integracja imigrantów w Małopolsce w świetle etnomiernika 123

Kultura Kultura Pielęgnowanie zwyczajów i tradycji swego Pielęgnowanie zwyczajów i tradycji swego kraju pochodzenia kraju pochodzenia Uczestnictwo w polskim życiu kulturalnym Uczestnictwo w polskim życiu kulturalnym Przygotowywanie tradycyjnych posiłków z kraju pochodzenia Samoidentyfi kacja etniczna Samoidentyfi kacja etniczna Postrzeganie siebie jako Polaka Postrzeganie siebie jako Polaka Postrzeganie siebie jako obywatela kraju Postrzeganie siebie jako obywatela kraju pochodzenia pochodzenia Postrzeganie Polski jako swojego domu

Kibicowanie sportowcom ze swojego kraju lub Polski podczas zawodów sportowych

Interakcja etniczna Interakcja etniczna Deklarowana ważność utrzymywania Utrzymywanie kontaktów w Polsce kontaktów z rodakami w Polsce z rodakami Deklarowana ważność utrzymywania Utrzymywanie kontaktów w Polsce kontaktów z Polakami z Polakami Pochodzenie etnicznej najbliższych przyjaciół i znajomych Częstotliwość wizyt u rodaków w Polsce Częstotliwość wizyt u Polaków Częstotliwość transferowania zarobków do kraju pochodzenia Pochodzenie etniczne partnera lub małżonka Doświadczenie migracyjne Doświadczenie migracyjne Ważność posiadania polskiego obywatelstwa Ważność utrzymywania kontaktów z krajem podczas pobytu w Polsce pochodzenia Zamiar pozostania na stałe w Polsce Zamiar pozostania na stałe w Polsce Częstotliwość wizyt do kraju pochodzenia

Źródło: opracowanie własne. 124 Jan Brzozowski, Konrad Pędziwiatr

Wykres 2. Etnomiernik jednowymiarowy

Źródło: obliczenia własne.

Wyniki pomiaru etnomiernika jednowymiarowego dla analizowanych grup imigrantów przedstawiono na wykresie 2. Średnia wartość wskaźnika dla wszyst- kich imigrantów wyniosła 0,4, co oznacza, że badani cudzoziemcy chętniej wybierają tożsamość polską kosztem pierwotnej tożsamości etnicznej. Najbar- dziej zintegrowanymi imigrantami są Ukraińcy (0,35), zaraz po nich Ormianie (0,36) – przy czym różnica między tymi dwiema zbiorowościami jest niewielka. Nieco mniejsze zaangażowanie w kulturę polską wykazują obywatele krajów MENA (0,41), a relatywnie najmniejsze Wietnamczycy (0,47). Należy jednak zauważyć, że nawet w przypadku stosunkowo najmniej zintegrowanych Wiet- namczyków wartość etnomiernika jednowymiarowego wyniosła poniżej 0,5 punktu, co oznacza, że ich tożsamość po długoletnich pobytach w Polsce, wbrew konstatacjom, jakie można by sformułować, analizując tylko ich kompetencje kulturowe, o wiele silniej orientuje się na polskość niż na wietnamskość. Na to mają wpływ przede wszystkim znaczne nakłady, jakie obywatele Wietnamu posiadający pozwolenie na osiedlenie się już poczynili, żeby zalegalizować swój pobyt, założyć fi rmy i rodziny w kraju. Trafnie orientację na Polskę i polskość Integracja imigrantów w Małopolsce w świetle etnomiernika 125 ujął jeden z naszych respondentów, mówiąc: „Od wielu lat Polska to mój dom, tutaj mam rodzinę i ja już też nie wyobrażam sobie powrotu do Wietnamu” (WP38 – M60). W przypadku etnomiernika dwuwymiarowego wyniki pomiaru przedstawiono na wykresie 3, obrazującym, jaki odsetek imigrantów z poszczególnych grup etnicznych (Ormianie, obywatele krajów MENA, Ukraińcy i Wietnamczycy) wybierał odpowiednio strategię separacji, marginalizacji, asymilacji oraz integra- cji w pięciu wymiarach (język, kultura, samoidentyfi kacja etniczna, interakcja etniczna oraz doświadczenie migracyjne). Zaczynając od wymiaru językowego, najpopularniejsza jest strategia integra- cji, wybierana przez 40% wszystkich imigrantów oraz aż przez 67% Ormian. Oznacza to, że badani cudzoziemcy w życiu codziennym stosunkowo często korzystają zarówno z języka polskiego, jak i ze swojego języka ojczystego. Jedną z takich osób był 30-letni obywatel Armenii, który podczas wywiadu pogłębio- nego wyznał: „W domu rozmawiamy po polsku i po ormiańsku. Z braćmi po polsku, a z rodzicami po armeńsku” (WP2 – M30). Społecznościami, które wyła- mują się z tej reguły, są Ukraińcy i Wietnamczycy. Ci pierwsi chętniej wybierają asymilację językową (68%), a więc korzystają z języka polskiego kosztem poprzednio używanego języka w Ukrainie. Wydaje się, że tego typu praktyka jest nade wszystko związana z tym, iż znaczna liczba objętych badaniem przedsta- wicieli tej grupy żyje w związkach mieszanych z Polakami, z którymi rozmawia po polsku. Zdaniem naszych respondentów nie bez znaczenia jest również w tym wypadku znaczne podobieństwo języka kraju przyjmującego i wysyłającego (m. in. WP13 – K41) oraz specyfi czny kontekst polityczno-kulturowy Ukrainy, gdzie swoisty renesans językowy nastąpił dopiero po odzyskaniu niepodległo- ści. Z drugiej strony Wietnamczycy podczas pobytu w Małopolsce najczęściej wybierają strategię separacji (46%), pozostając przy swoim języku etnicznym i stosunkowo słabo znając język polski. Problemy komunikacyjne Wietnam- czyków znajdują potwierdzenie w wywiadach pogłębionych, podczas których respondenci zwracali uwagę na kłopoty w porozumieniu się nie tylko z Polakami, ale nawet z własnymi dziećmi chodzącymi do polskich szkół: „Tutaj powstaje taka sytuacja: dzieci się uczą, chodzą na dodatkowe zajęcia, a rodzice dużo pra- cują. Jest problem dzieci, które nie mogą się dogadać z rodzicami. (...) Dzieci nie chcą rozmawiać po wietnamsku” (WE9 – M45). Problemy komunikacyjne w społeczności wietnamskiej wynikają nie tylko z lepszej znajomości języka pol- skiego przez drugie pokolenie, ale również z ich ogólnie wyższego stopnia inte- gracji, co obrazuje wyraźnie następująca wypowiedź respondenta wietnamskiego pierwszego pokolenia: „dzieci to są Polakami, wyraźnie. Teraz mamy problemy 126 Jan Brzozowski, Konrad Pędziwiatr rodzinne. Nie potrafi ę ich zrozumieć. Nie wiem, czego oni chcą… Oni są jak Polacy. Tu się uczyli, studiowali” (WP34-M48). W wymiarze kulturowym również najczęściej wybieraną strategią była inte- gracja (39% ogółu imigrantów), szczególnie przez Ukraińców (48%) i obywateli MENA (44%). W pierwszym przypadku można to tłumaczyć stosunkowo dużą bliskością kulturową Ukraińców i Polaków, w drugim – wpływem akultura- cyjnym żon i partnerek obywateli MENA, będących często Polkami. Ciekawą grupę stanowią Ormianie, wśród których strategia integracji (39%) jest niemal równie popularna, jak strategia kulturowej separacji (43%). Równocześnie należy zauważyć, że wymiar kulturowy jest jedynym, w którym dość często spotykaną strategią była marginalizacja (22% ogółu). Wynika to prawdopodobnie z faktu, że imigranci, statystycznie rzecz ujmując, bardzo długo pracują7, przez co brakuje czasu na szeroko pojęte uczestnictwo w kulturze (zarówno polskiej, jak i rodzi- mej), które może wydawać się im zbędnym luksusem. W przypadku samoidentyfi kacji etnicznej zdecydowanie najpopularniejsza jest strategia separacji, wybierana przez 48% wszystkich imigrantów. Jedynie Ukraińcy częściej wybierają integrację, identyfi kując się zarówno z Ukrainą, jak i z Polską. Zdecydowanie wyróżnia się tu zbiorowość wietnamska, w której aż 68% respondentów uważa się za Wietnamczyków, odrzucając równocześnie tożsamość polską, oraz społeczność MENA, której 52% przedstawicieli odrzuca samoidentyfi kację polską. Naszym zdaniem kluczowe w tym obszarze jest subiek- tywne poczucie obcości / swojskości kształtowane przede wszystkim w oparciu o postrzeganie nastawienia społeczeństwa przyjmującego do osób z poszczegól- nych grup imigranckich oraz ich bagażu kulturowego. Im bardziej pozytywne jest to nastawienie, tym większa jest skłonność przedstawicieli danej grupy do tego, by identyfi kować się z krajem przyjmującym. Negatywne stereotypy muzułma- nów, Arabów i Turków funkcjonujące w społeczeństwie polskim (Pędziwiatr 2010) to przykładowo bardzo istotny element, wskazywany przez wielu naszych respondentów z krajów MENA (m. in. WP30 – M47), mający wpływ na ich postrzeganie Polski i społeczeństwa polskiego jako mało przyjaznych. W przy- padku Wietnamczyków istotną rolę w wyborze strategii separacyjnej miał oprócz tego fakt bycia „mniejszością widoczną” rozróżnialną fenotypicznie.

7 Przeciętny respondent pracował średnio 47,1 godz. w tygodniu, a więc blisko 8 godzin wię- cej od przeciętnego Polaka (39,4 godz. w 2012 roku, por. Kłos 2013). Integracja imigrantów w Małopolsce w świetle etnomiernika 127

Wykres 3. Etnomiernik dwuwymiarowy: wybór strategii integracyjnej wg grupy etnicznej (w %)

Ormianie

MENA hŬƌĂŝŷĐLJ

tŝĞƚŶĂŵĐnjLJĐLJ

BČĐnjŶŝĞ

Źródło: opracowanie własne. Uwaga: odsetek imigrantów wybierających daną strategię wpisany jest w środek pola odpowiadają- cego danej grupie etnicznej (patrz: legenda). 128 Jan Brzozowski, Konrad Pędziwiatr

W przypadku interakcji etnicznej dominuje strategia integracji, wybierana przez 51% wszystkich imigrantów. Oznacza to, że większość badanych potrafi nawiązywać i utrzymywać przyjaźnie i znajomości nie tylko ze swoimi roda- kami przebywającymi w Polsce, ale również z Polakami. Jedyny wyjątkiem w tej materii są Wietnamczycy, wybierający najczęściej strategię separacji (44%). Pewnym wytłumaczeniem może być tutaj fakt, iż Wietnamczycy są grupą naj- dłużej pracującą i na nawiązywanie kontaktów towarzyskich z Polakami brakuje im po prostu czasu. Jednak stosunkowo niski odsetek zmarginalizowanych (16%) świadczy o tym, że Wietnamczycy świadomie preferują kontakty wewnątrz swojej grupy etnicznej. Potwierdzają to też dane o etnicznej koncentracji tej grupy (okolice dawnego placu targowego Tandeta w krakowskiej dzielnicy Pła- szów) – zarówno jeśli chodzi o miejsce pracy, jak i o zamieszkanie. Jak twier- dził jeden z respondentów, zjawisko to ulega w ostatnim czasie pogłębieniu: „w mojej okolicy mieszka dużo obywateli Wietnamu. Kiedyś nie chcieli blisko Tandeta, teraz wszyscy chcą blisko” (pisownia oryginalna, WP31 – M41). Aż 66% badanych Wietnamczyków stwierdziło, że w najbliższej okolicy zamiesz- kują ich rodacy, podczas gdy średnia dla wszystkich badanych cudzoziemców wyniosła 43%. W przypadku doświadczeń migracyjnych najpopularniejszą strategią jest integracja (49%), co oznacza, że imigranci stosunkowo najczęściej decydują się pozostać na stałe w Polsce, równocześnie utrzymując regularne kontakty ze swoją ojczyzną. Z tego schematu częściowo wyłamują się dwie grupy: obywatele MENA i Wietnamczycy. W przypadku imigrantów z krajów MENA widoczny odsetek osób niezdecydowanych, by pozostać w Polsce na stałe (26% wybiera- jących separację i 16% zmarginalizowanych), jest łatwy do zrozumienia: należy pamiętać, że jest to stosunkowo najmłodsza stażem grupa imigrantów. Z kolei brak zdecydowania części Wietnamczyków co do dalszego pobytu w Polsce może wynikać częściowo z erozji ich dotychczasowego modelu zarobkowania, a więc handlu na targowiskach. Działalność ta z uwagi na rosnącą konkurencję ze strony sklepów wielkopowierzchniowych wchodzi w fazę zastoju i wymagać może przebranżowienia, co może też wiązać się z koniecznością reemigracji. Z kolei stosunkowo wysoki odsetek (33%) Ormian wybierających asymilację można tłumaczyć czynnikiem natury politycznej. Jak wykazały wywiady pogłę- bione, poważną przeszkodą w odwiedzaniu Armenii przez imigrantów poza kwestią ekonomiczną jest obowiązkowa służba wojskowa, która dotyczyć może również dzieci imigrantów urodzonych już w Polsce, ale mających obywatelstwo ormiańskie. Integracja imigrantów w Małopolsce w świetle etnomiernika 129

5. WNIOSKI KOŃCOWE

Celem niniejszego artykułu było przeanalizowanie stopnia zaawansowania procesów integracji kulturowo-tożsamościowej wśród najliczniejszych grup imigranckich w Małopolsce z wykorzystaniem nowego narzędzia – etnomier- nika. Jego zastosowanie pozwoliło na ilościowy pomiar stanu integracji, w tym określenie, w jakim stopniu imigranci z poszczególnych grup nabywają lokalne umiejętności kulturowe i przyjmują polską tożsamość oraz czy jest to powiązane z rezygnacją z kultury i tożsamości swego kraju pochodzenia. Zastosowane narzędzie pozwoliło na kompleksowe naświetlenie relacji pomiędzy tożsamo- ściami i bagażem kulturowym wyniesionym z kraju pochodzenia oraz nabytymi w wyniku co najmniej kilkuletniego pobytu w Polsce. Bogaty materiał badawczy zgromadzony na terenie województwa małopol- skiego pozwolił również na krytyczną analizę testowanego narzędzia pod kątem jego użyteczności w dalszych studiach nad tożsamością i integracją imigran- tów w Polsce. W tym kontekście warto zauważyć, że etnomiernik wyróżnia się spośród wielu indeksów umożliwiających pomiar integracji, łącząc w swojej konstrukcji dwa podejścia: jedno- i dwuwymiarowy aspekt procesu integracji i adaptacji społeczno-kulturowej. Wyniki naszych badań wyraźnie demonstrują, że ograniczenie analiz do pomiaru jednowymiarowego może w niektórych przypadkach owocować myl- nymi wynikami sugerującymi jednostronną asymilację wybranych grup etnicz- nych w społeczeństwie przyjmującym. Tymczasem dwuwymiarowa analiza pokazała wyraźne różnice między rozpatrywanymi grupami imigrantów. Było to szczególnie wyraźne w przypadku Ukraińców i Ormian – a więc zbiorowości wykazujących stosunkowo najwyższy stopień orientowania się na polską tożsamość. O ile wśród Ormian w każdym z obszarów integracji dominowała strategia integracji, sugerująca wolę godzenia tożsamości i kultury ormiańskiej z równoczesnym wyborem tożsamości i kultury polskiej, o tyle w przypadku Ukraińców – szczególnie w wymiarze językowym – znaczącą rolę odgrywała strategia asymilacyjna, a więc przejmowanie polskiej tożsamości kosztem tożsa- mości ukraińskiej. Zdecydowaną zaletą etnomiernika jest również możliwość porównywania wybranych grup imigrantów w poszczególnych wymiarach integracyjnych, co pozwala na zdiagnozowanie obszarów problemowych. Taka diagnoza stopnia integracji jest szczególnie użyteczna z perspektywy aktorów prowadzących politykę publiczną w zakresie integracji, ponieważ umożliwia odpowiednią inter- wencję i działania ukierunkowane na ułatwienie adaptacji imigrantom, mającym w danym jej aspekcie wyraźne trudności. W tym kontekście szczególną uwagę 130 Jan Brzozowski, Konrad Pędziwiatr w województwie małopolskim należy zwrócić na grupę wietnamską, która wydaje się preferować separacyjną strategię integracyjną. W jej przypadku warto rozwa- żyć działania interwencyjne, ułatwiające kontakty na linii mniejszość wietnamska – społeczność Małopolski: dobrym miejscem do takiej aktywności mogłoby być centrum wielokulturowe, którego utworzenie postulowali autorzy rekomendacji w zakresie polityki integracyjnej w Małopolsce (Brzozowski i inni 2014). Równocześnie należy zauważyć, że etnomiernik – jak każde narzędzie badawcze w studiach migracyjnych (Jaźwińska 2000) – posiada również pewne ograniczenia. Oprócz ograniczenia typowego dla badań społecznych proble- mów z subiektywną operacjonalizacją zmiennych i przypisaniem im wartości liczbowych (szczególnie w przypadku zmiennych skokowych), największą przeszkodą w wykorzystaniu etnomiernika jest konieczność zgromadzenia bar- dzo obszernego materiału badawczego, w tym całego zestawu alternatywnych zmiennych, umożliwiających skonstruowanie indeksu dla każdego z rozpatrywa- nych obszarów integracji. W praktyce oznacza to potrzebę zbudowania bardzo obszernego kwestionariusza, co z kolei wiąże się z wyższymi kosztami badania i potencjalnie wyższym odsetkiem respondentów nieudzielających kompletnych odpowiedzi. Świadomi ograniczeń zastosowanego narzędzia, jesteśmy jednak przekonani, iż otwiera ono nowe perspektywy w kontekście przyszłych studiów nad integracją imigrantów w naszym kraju. Widać równocześnie potrzebę podobnych analiz eksploracyjnych, pozwalających na przetestowanie innych, alternatywnych mierników integracji. Równocześnie jednak nie ulega wątpliwości, że konieczne są dalsze, pogłębione i reprezentatywne badania nad procesami integracyjnymi zachodzącymi w naszym kraju, uwzględniające komponent ilościowy. Tego typu analizy z pewnością powinny dotyczyć nie tylko osób posiadających pozwolenie na osiedlenie się w Polsce, ale również innych grup imigranckich z mniej stabilną sytuacją prawną.

BIBLIOGRAFIA:

Barth F. (1998), Ethnic Groups and Boundaries, Long Grove: Waveland Press Inc. Bell D. (1975), Ethnicity and Social Change, w: Glazer N., Moynihan D. P. (red.), Ethnicity: theory and experience, Cambridge: Harvard University Press. Berry J.W. (1997) Immigration, acculturation, and adaptation “Applied psychology” 46(1), s. 5–34. Biernath M. (2008) Różnorodność integracji. Wymiary i mechanizmy procesu integracji. [w:] Grzymała-Kazłowska A., Łodziński S. (red.) Problemy integracji imigrantów. Koncepcje, badania, polityki Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego. Warszawa. s.180–205. Integracja imigrantów w Małopolsce w świetle etnomiernika 131

Bloch N., Goździak E. (red.) (2010), Od gości do sąsiadów. Integracja cudzoziemców spoza Unii Europejskiej w Poznaniu w edukacji, na rynku pracy i w opiece zdrowotnej, Poznań: Centrum Badań Migracyjnych Uniwersytetu Adama Mickiewicza. Brzozowski J., Pędziwiatr K. (2014), Analiza procesu integracji imigrantów w Małopolsce, w: Pindel E. (red.), Imigranci w Małopolsce. Między integracją, asymilacją, separacją, marginalizacją, Kraków: Akademia Ignatianum. Brzozowski J., Pędziwiatr K., Gadowska A., Spyra A., Strzelichowski S., Trzaska K., Urban-Toczek A., Witkowski T., Ziębacz A. (2014), Rekomendacje w zakresie polityki integracyjnej wobec imigrantów, w: Pindel E. (red.), Imigranci w Małopolsce. Między integracją, asymilacją, separacją, marginalizacją, Kraków: Akademia Ignatianum. Castells M. (2008), Siła tożsamości, Warszawa: PWN. Castles S. (2000), Ethnicity and Globalization, London: Sage. Celenk O., Van de Vijver F.JR. Assessment of acculturation: Issues and overview of measures “Online Readings in Psychology and Culture” 8(1).. Constant A., Gataulina L., Zimmermann K. (2009), Ethnosizing immigrants, „Journal of Economic Behavior & Organization”, nr 69. Geertz C. (1963), Old Societies and New States: The quest for Modernity in Asia and Africa, Glencoe: Free Press. Górny A., Kaczmarczyk P., Napierała J., Toruńczyk-Ruiz S. (2013), Raport z badania imigrantów w Polsce, Warszawa: Fundacja Ośrodek Badań nad Migracjami. Grabowska-Lusińska I., Okólski M. (2009), Emigracja ostatnia?, Warszawa: Scholar. Grzymała-Kazłowska A. (red.) (2008), Między jednością a wielością. Integracja odmiennych grup i kategorii imigrantów w Polsce, Warszawa: Ośrodek Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego. Guibernau M., Rex J. (red.) (1997), The Ethnicity Reader: Nationalism, Multiculturalism and Migration, Cambridge: Polity. GUS (2012), Narodowy Spis Powszechny Ludności i Mieszkań 2011 – raport z wyników. Warszawa: Główny Urząd Statystyczny. GUS (2013), Migracje zagraniczne ludności. Narodowy Spis Powszechny Ludności i Mieszkań 2011, Warszawa: Główny Urząd Statystyczny. Heckmann F. (2001) Integration research in a European perspective [w:] Demographic and Cultural Specifi city and Integration of Migrants. Wiesbaden, Bundesinstitut für Bevölkerungsforschung, 103 (2001), s. 59–75. Hall S. (1991), Old and New Identities: Old and New Ethnicities, w: King A. D. (red.), Culture, Globalization and the World-System: Contemporary Conditions for the Representation of Identity, Basingstoke: Macmillan. Jaźwińska E. (2000), Metody ilościowe w badaniach nad migracjami, „Prace Migracyjne”, nr 36, Warszawa: Instytut Studiów Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego. Kymlicka W. (1995), Multicultural Citizenship: A Liberal Theory of Minority Rights, Clarendon Press. Łukasiewicz K. (2011), „Integracja” po polsku. Strategie adaptacyjne uchodźców czeczeńskich w Polsce, „Studia Migracyjne – Przegląd Polonijny”, nr 2. Mucha J. (2005), Oblicza etniczności: studia teoretyczne i empiryczne, Kraków: Nomos. Pędziwiatr K. (2010), Muslims in the Polish Media – the New Folk Devil?, „Arches Quarterly”, nr 4(7), s. 89–95. Phinney J.S., Ong A.D. (2007) Conceptualization and measurement of ethnic identity: Current status and future directions “Journal of Counseling Psychology” 54(3), s. 271–281. 132 Jan Brzozowski, Konrad Pędziwiatr

Ponterotto J. G., Park-Taylor J. (2007) Racial and ethnic identity theory, measurement, and research in counseling psychology: Present status and future directions. “Journal of Counseling Psychology” 54(3), s. 282–294. Rea A., Tripier M. (2003), Sociologie de l’immigration, Paris: La Decouverte. Rex J. (1998), Multiculturalism and political integration in Europe, w: Martiniello M. (red.), Multicultural policies and the state: a comparison of two European societies, Utrecht: ERCOMER. Smith A. (1997), Structure and Persistance of Ethnie, w: Guibernau M., Rex J. (red.) (1997), The Ethnicity Reader: Nationalism, Multiculturalism and Migration, Cambridge: Polity. UDSC (2014), Dane liczbowe dotyczące postępowań prowadzonych wobec cudzoziemców w 2013, Warszawa: Urząd do Spraw Cudzoziemców. Wallman S. (1986), Ethnicity and Boundary Process in Context, w: Rex J., Mason D. (red.), Theories of Race and Ethnic Relations, Cambridge: Cambridge University Press. Żelazny W. (2006), Etniczność: ład – konfl ikt – sprawiedliwość, Poznań: Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o.

ANEKS

Tabela 3. Podstawowe informacje na temat cytowanych respondentów

Rok Nr wywiadu Kraj uro- Płeć Ilość lat Religia, kościół, Wiek przyjazdu pogłębionego dzenia edukacji Wyznanie Polski kościół WP2 Armenia Mężczyzna 30 1996 5 ormiańskokatolicki WP13 Ukraina Kobieta 41 2003 9 cerkiew prawosławna WP30 Turcja Mężczyzna 47 2000 12 islam sunnicki WP31 Wietnam Mężczyzna 41 1996 12 buddyzm WP34 Wietnam Mężczyzna 48 1992 12 buddyzm WP38 Wietnam Mężczyzna 60 1975 12 buddyzm

Wywiad ekspercki – WE-9 – wywiad z obywatelem Polski narodowości wietnamskiej – aktywny członek diaspory wietnamskiej w Krakowie (wiek 45). MIGRACJA LEKARZY CZY MIGRACJA, ABY ZOSTAĆ LEKARZEM? KRAJE POCHODZENIA I TRAJEKTORIE KARIERY CUDZOZIEMSKIEJ KADRY MEDYCZNEJ W POLSCE

KATARZYNA ANDREJUK Instytut Filozofi i i Socjologii PAN

MIGRATION OF DOCTORS OR MIGRATION TO BECOME A DOCTOR? ORIGINS AND CARRIER TRAJECTORIES OF FOREIGN MEDICAL STAFF IN POLAND

The article describes vocational trajectories of migrant doctors who work in Poland. A typology of careers is introduced. It encompasses three models: migrants who graduate from Polish medical schools, migrants from third (non-EU) countries who come to work in Poland after graduation, and “intra-European” migrants, who benefi t from the free movement of workers and services in the European Union. The statistical part situates the discussed issues in the macro-sociological context, demonstrating the main countries of origin, countries of medical education and frequency of naturalization. The qualitative study focuses on a description of individual motivations for migration and work in Poland. The study indicates that in the case of labor migration the reasons for international mobility include (also) non-economic, cultural factors, for example reluctance to work in the grey market in the sending country, where low offi cial income is compensated by bribes.

Key words: migration of health professionals, brain drain, highly skilled migrants

Studia Migracyjne – Przegląd Polonijny, z. 1 (155)/2015, ss. 133–160 PL ISSN 2081-4488 © 2014 Polska Akademia Nauk, Komitet Badań nad Migracjami 134 Katarzyna Andrejuk

Celem poniższego artykułu jest opisanie głównych modeli karier zawodo- wych lekarzy imigrantów pracujących i osiedlających się w Polsce oraz pokaza- nie zróżnicowania tego środowiska. Ważnym aspektem analizy będzie odpowiedź na pytanie, jakie bariery kulturowe i prawne pojawiają się przed imigrantami wykonującymi w Polsce zawód lekarza oraz jak wpływają one na przebieg kariery i stosowane w życiu zawodowym strategie. Wbrew poglądom, powie- lanym w dyskursie medialnym, mobilność międzynarodowa lekarzy w Polsce nie ogranicza się do emigracji absolwentów polskich akademii medycznych do pracy w UE-15 – „starych” państwach członkowskich Unii Europejskiej. Mimo intensyfi kacji zjawiska emigracji kadry medycznej z Polski warto poddać analizie również zjawisko odwrotne – migracji profesjonalistów sfery usług zdrowotnych do Polski. Takie badanie pozwoli wskazać główne źródła cudzoziemskich pra- cowników sektora medycznego, ich oczekiwania i problemy związane z wykony- waniem zawodu w państwie przyjmującym, co może okazać się istotne z uwagi na rosnące zapotrzebowanie na wysoko wykwalifi kowane kadry medyczne. Pierwsza część artykułu stanowi analizę urzędowych danych statystycznych, dotyczących migracji lekarzy w Polsce i na świecie. Dane międzynarodowe udostępniane są przez OECD – Organizację Współpracy Gospodarczej i Roz- woju. Dane dotyczące Polski zostały przekazane przez Naczelną Izbę Lekarską oraz Okręgową Izbę Lekarską w Warszawie na potrzeby niniejszego projektu, będącego częścią badania „Przedsiębiorcy imigranccy w Polsce”1. Druga część artykułu przedstawia wyniki badania jakościowego, przeprowadzonego w latach 2013–2014 – wywiadów z lekarzami pochodzącymi z Ukrainy (3), Litwy (1), Białorusi (2), Iraku (1), Nepalu (1), Słowenii (1). Kryterium wyodrębniającym grupę był kraj urodzenia inny niż Polska; wywiady przeprowadzane były zarówno wśród osób naturalizowanych (trzy osoby), jak też posiadających obywatelstwo państwa wysyłającego (sześć osób). Moi rozmówcy pracowali jako specjaliści z dziedziny chirurgii, genetyki, anestezjologii, stomatologii. Wywiady z sied- mioma lekarzami wykonującymi zawód w Warszawie, Wrocławiu i Białymstoku zostały utrwalone przez sprzęt nagrywający. Ponadto przeprowadzono rozmowę z dwoma lekarzami z Białorusi, gdy rozmówcy nie wyrazili zgody na nagrywanie ich wypowiedzi – zostały one odtworzone na podstawie notatek. W sumie na potrzeby jakościowej części badania przeprowadzono rozmowy z dziewięcioma lekarzami.

1 Projekt został sfi nansowany ze środków Narodowego Centrum Nauki przyznanych na pod- stawie decyzji numer DEC-2013/09/D/HS6/03430. Migracja lekarzy czy migracja, aby zostać lekarzem? … 135

1. LEKARZE IMIGRANCI W POLSCE NA TLE TRENDÓW GLOBALNYCH DOTYCZĄCYCH MIĘDZYNARODOWEJ MOBILNOŚCI KADRY MEDYCZNEJ

Zgodnie z międzynarodowymi danymi porównawczymi, zestawionymi w tabeli 1., najwyższy odsetek imigrantów wykształconych za granicą w popula- cji lekarzy w ogóle odnotowuje się w krajach anglojęzycznych: Irlandii, Nowej Zelandii, Wielkiej Brytanii (w każdym z tych państw ponad 30%), a także USA (ponad 25%). Do krajów o najniższym odsetku lekarzy z kwalifi kacjami zdo- bytymi za granicą należą Polska (poniżej 1%), a także Francja i Belgia (poniżej 5%). Na początku XXI wieku najczęstszymi krajami pochodzenia lekarzy pra- cujących za granicą były Indie (niemal 56 000 osób), Niemcy, Wielka Brytania, Filipiny oraz Chiny. W przypadku krajów o dużej populacji lub znacznej liczbie absolwentów uczelni medycznych, migracje specjalistów nie stanowią znaczą- cego uszczerbku dla działania służby zdrowia. Natomiast odpływ kadry medycz- nej w mniejszych państwach Afryki (Sierra Leone, Tanzania, Liberia, Malawi) stanowi poważny problem dla służby zdrowia tych krajów, chociaż w zestawie- niach statystycznych ustępują one większym państwom pod względem nominal- nej liczby emigrujących lekarzy (OECD 2007: 163, 175). Przedstawione w tabeli 1. dane udostępnione przez OECD dotyczą lekarzy, którzy zdobyli wykształcenie medyczne w kraju wysyłającym, a następnie wyemi- growali w celu podjęcia pracy w branży medycznej w państwie przyjmującym. Nie obejmują zatem migrantów edukacyjnych, którzy wyjechali z kraju pocho- dzenia z zamiarem podjęcia studiów lekarskich i następnie osiedlili się w kraju emigracji. Polska należy do krajów o najniższym odsetku lekarzy wykształco- nych za granicą w zbiorowości lekarzy w ogóle. Jak zostanie pokazane dalej, nie oznacza to jednak nieobecności imigrantów w sektorze usług medycznych. Są to jednak nie tylko absolwenci migrujący już po studiach medycznych z przy- czyn ekonomicznych, ale również osoby podejmujące w Polsce studia lekarskie, a potem rozpoczynające wykonywanie tu zawodu. Dotychczasowe badania nad migracjami personelu medycznego skupiały się na wyjazdach lekarzy z Polski, a nie na przyjazdach kadry medycznej do RP (np. Kautsch 2013; Makulec 2013, Jędrkiewicz 2012; Murdoch 2011; Kautsch, Czabanowska 2011). Wynika to z dużej skali emigracji profesjonalistów z sek- tora zdrowotnego, doświadczanej również w innych państwach, które wstąpiły do UE w ciągu ostatniej dekady. W Unii Europejskiej mobilność międzynarodowa lekarzy (w tym lekarzy dentystów) oraz pielęgniarek została ułatwiona dzięki automatycznemu uznawaniu kwalifi kacji we wszystkich państwach członkow- skich na podstawie Dyrektywy 2005/36/EC Parlamentu Europejskiego i Rady 136 Katarzyna Andrejuk z 7 września 2005 r. w sprawie uznawania kwalifi kacji zawodowych. W bada- niach zwraca się przede wszystkim uwagę na migracje lekarzy z państw UE-10 (nowych krajów członkowskich, które wstąpiły do Unii Europejskiej w 2004 r.) do państw „starej” UE-15. Szacunkowe dane na temat migracji lekarzy z nowych państw członkowskich do UE-15 oblicza się na podstawie danych dotyczących poszczególnych krajów i wybranych lat. Zgodnie z tymi estymacjami, z Bułga- rii wyemigrowało ponad 2500 lekarzy (lata 2008–2011), z Węgier ponad 4000 lekarzy (lata 2008–2011), a z Litwy ponad 460 lekarzy (lata 2008–2010). Dane na temat Polski dotyczą jedynie 2008 roku, kiedy oszacowano, że na emigrację zdecydowało się 414 lekarzy (Fóti 2013: 17). W przypadku większości krajów UE-10 trend do emigracji kadry medycznej do państw „starej piętnastki” w bada- nych latach 2008–2011 miał charakter narastający. Analizując zjawisko imigracji profesjonalistów z tej branży do Polski, należy podkreślić jego rolę w uzupełnia- niu niedoborów kadrowych wynikłych z emigracji polskich absolwentów akade- mii medycznych.

Tabela 1. Lekarze wykształceni za granicą w populacji lekarzy wybranych krajów świata

Polska Francja Austria Belgia Holandia Dania Finlandia Kanada

Źródło: OECD, WHO 2010. Dane za 2007 rok, w przypadku Polski – dane za 2005 rok (poniżej 1%). Migracja lekarzy czy migracja, aby zostać lekarzem? … 137

Tabela 2. Liczba cudzoziemskich lekarzy wykonujących zawód w Polsce – na podstawie kraju obywatelstwa, malejąco

Liczba lekarzy Szacowana* liczba osób Razem (obywatelstwo z obywatelstwem z podwójnym obywatel- Kraj obywatelstwa wyłącznie zagraniczne lub wyłącznie innego stwem (zagraniczne + zagraniczne oraz polskie) kraju polskie) Ukraina 255 309 564 Niemcy 120 166 286 Białoruś 111 139 250 Szwecja 56 64 120 Rosja 51 65 116 Litwa 43 53 96 Syria 41 69 110 Czechy 37 39 76 Mongolia 34 34 68 Bułgaria 24 28 52 Inne 366 590 956 W sumie 1138 1556 2694

* Osoby te posiadają obywatelstwo kraju innego niż Polska. Szacowanie dotyczy jedynie faktu posiadania drugiego, polskiego obywatelstwa. Źródło: opracowanie własne na podstawie danych Naczelnej Izby Lekarskiej (2014)2.

Najczęstszymi krajami pochodzenia cudzoziemskich lekarzy w Polsce są Ukraina, Niemcy i Białoruś. Wskazują na to dane tabeli 2. powyżej. Istotną rolę w kształtowaniu kanałów migracyjnych odgrywa bliskość geografi czna państwa pochodzenia oraz państwa przyjmującego. Kraje pierwszej dziesiątki najpopular- niejszych państw wysyłających stanowią źródło w sumie ponad 64,5% ogólnej liczby cudzoziemskich lekarzy w Polsce. W czołowej dziesiątce zestawienia znajduje się pięć państw członkowskich Unii Europejskiej oraz pięć państw spoza UE. Aż 59% cudzoziemskich lekarzy z dziesięciu najpopularniejszych kra- jów wysyłających to obywatele państw byłego Związku Radzieckiego. Może to wskazywać na duże znaczenie kryterium podobieństwa językowego: imigranci z tych państw szybciej przyswajają język polski na poziomie, który umożliwia wykonywanie zawodu wymagającego wysokich kwalifi kacji. Jak wskazuje bada-

2 Wszystkie tabele, których nie opisano w inny sposób, stanowią opracowanie własne na pod- stawie danych Naczelnej Izby Lekarskiej z 2014 roku. 138 Katarzyna Andrejuk nie jakościowe, omawiane poniżej bardziej szczegółowo, w przypadku lekarzy z państw byłego Związku Radzieckiego – zarówno migrantów edukacyjnych, jak i przyjeżdżających do Polski po studiach – często pojawia się wątek polskiego pochodzenia jako jednego z aspektów motywacji do przyjazdu do Polski. Nie- którzy medycy korzystali lub nadal korzystają z Karty Polaka. Dane dotyczące lekarzy cudzoziemskich odzwierciedlają również w dużym stopniu istniejące ogólne trendy w imigracjach do Polski, wskazujące, że najliczniejszymi grupami są obywatele Ukrainy i Białorusi. Większość krajów pierwszej dziesiątki to pań- stwa europejskie; jeśli do państw Europy zaliczymy również Federację Rosyjską, tylko dwa kraje z tej grupy są spoza Europy (Syria i Mongolia). Dane o liczbie osób z podwójnym obywatelstwem mają charakter szacunkowy, ponieważ tylko niektóre okręgowe izby lekarskie gromadzą pełne informacje na temat podwój- nego obywatelstwa. Największe społeczności imigranckie mają też największą liczbę osób naturalizowanych. Nawet w przypadku Ukrainy, której prawo zaka- zuje posiadania podwójnego obywatelstwa, około 300 lekarzy posiada paszport polski i ukraiński. Zakaz podwójnej przynależności państwowej nie jest bowiem w prawie ukraińskim obwarowany żadnymi sankcjami. Liczbowa przewaga lekarzy pochodzących z państw byłego Związku Radzieckiego w populacji lekarzy migrujących do Polski staje się jeszcze wyraź- niejsza w świetle statystyk dotyczących krajów urodzenia lekarzy migrantów (tabela 3.). Pięć najczęstszych krajów urodzenia lekarzy migrantów to państwa byłego Związku Radzieckiego (respondenci wpisywali do kwestionariusza kraj, w którym się urodzili, albo kraj, który obecnie istnieje w miejscu ich urodzenia, stąd pewna nieścisłość rysująca się w tej części zestawienia). W pierwszej dzie- siątce znajdują się również trzy kraje Unii Europejskiej, w tym dwa graniczące z Polską: Niemcy, Czechy oraz Francja. Grupy imigranckie koncentrują się głównie w dużych ośrodkach miejskich, gdzie wielokulturowość stanowi szeroko uznaną i akceptowaną część społecz- nego krajobrazu, a ponadto łatwiej jest znaleźć pracę. Ta sama zasada koncentracji w metropoliach dotyczy również cudzoziemców wykonujących zawód lekarza, co pokazuje zestawienie w tabeli 4., dotyczące liczby lekarzy cudzoziemców pra- cujących w Warszawie i w miejscowościach podwarszawskich. W przypadku pię- ciu najpopularniejszych grup imigranckich imigranci osiedlający się w metropolii warszawskiej stanowią od 12% do ponad jednej czwartej ogółu lekarzy z danego państwa wykonujących zawód w Polsce. Zwraca jednak uwagę nieobecność w tej części zestawienia lekarzy z obywatelstwem niemieckim, stanowiących jedną z najliczniejszych grup lekarzy imigrantów w skali kraju. Wynikać to może z regionalnej koncentracji migrantów z Niemiec w zachodnich (graniczących z krajem wysyłającym) regionach kraju. Migracja lekarzy czy migracja, aby zostać lekarzem? … 139

Tabela 3. Najczęstsze kraje urodzenia lekarzy w Polsce

Kraj urodzenia Liczba lekarzy % w grupie lekarzy % w grupie lekarzy cudzoziemskich w ogóle Ukraina 869 18,055% 0,479% ZSRR 862 17,91% 0,475% Rosja 727 15,105% 0,401% Litwa 344 7,147% 0,189% Białoruś 340 7,064% 0,187% Niemcy 164 3,407% 0,091%

Syria 149 3,096% 0,082% Francja 74 1,538% 0,041% Kazachstan 66 1,371% 0,036% Czechy 56 1,164% 0,031% Inne (oprócz Polski) 1162 24,143% 0,641% W sumie (urodzeni za granicą) 4813 100% 2,65% W sumie (łącznie z urodzonymi 181197 --- 100% w Polsce – 176384)

Tabela 4. Najczęstsze kraje pochodzenia lekarzy w Warszawie i woj. mazowieckim (z wyjątkiem powiatu płockiego, gostynińskiego, sierpeckiego oraz miasta Płock)

% w ogólnej liczbie lekarzy z tego Kraj obywatelstwa Liczba lekarzy kraju w Polsce Ukraina 69 12,23% Białoruś 42 16,8% Rosja 18 15,52% Litwa 18 18,75% Mongolia 18 26,47%

Źródło: Opracowanie własne na podstawie danych Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie i Na- czelnej Izby Lekarskiej (2014). 140 Katarzyna Andrejuk

W ciągu ostatnich dziesięciu lat ponad 400 lekarzy i dentystów pracujących w Polsce przyjęło polskie obywatelstwo. Tabela 5. pokazuje, że obywatele państw Unii Europejskiej stanowią w tej grupie zawodowej znacznie mniejszą część osób, które zdecydowały się na naturalizację. Również dane z tabeli 8. potwierdzają, że obywatele państw trzecich wykonujący zawód lekarza w Polsce decydują się na naturalizację częściej niż obywatele państw członkowskich UE.

Tabela 5. Zmiany statusu lekarzy wykonujących zawód w Polsce będące rezultatem naturalizacji

Liczba odnotowa- Typ zmiany statusu lekarza (status wyjściowy => status po zmianie) nych zmian w okresie 2004–2014 Prawo wykonywania zawodu lekarza cudzoziemca na czas 357 określony lub nieokreślony => prawo wykonywania zawodu lekarza

Prawo wykonywania zawodu lekarza cudzoziemca z UE => prawo 4 wykonywania zawodu lekarza Prawo wykonywania zawodu lekarza dentysty cudzoziemca na czas określony lub nieokreślony => prawo wykonywania zawodu 59 dentysty Prawo wykonywania zawodu lekarza dentysty cudzoziemca z UE 1 => prawo wykonywania zawodu lekarza dentysty

Pojawia się pytanie, czy mała liczba naturalizacji migrantów z państw UE wynika z niespełniania warunków wymaganych do naturalizacji czy z braku chęci i potrzeby przyjmowania obywatelstwa polskiego. Dane Naczelnej Izby Lekarskiej nie określają, w jakich latach i okresach lekarze z różnych krajów zamieszkali z Polsce, toteż nie jest możliwe ustalenie, w których grupach imi- granckich jest więcej osób spełniających ustawowe kryteria naturalizacji. Jednak w przypadku obywateli państw trzecich warunki te są określone surowiej niż wobec obywateli UE. Szukając przyczyn niewielkiego zainteresowania natura- lizacją wśród migrantów z państw członkowskich UE, należy podkreślić, że jest to zbiorowość, przed którą stoi niewiele barier prawnych w kontekście wyko- nywania zawodu lekarza. Status tej grupy jest uregulowany w sposób bardziej uprzywilejowany niż lekarzy cudzoziemców z innych krajów. Poza tym unijna zasada swobodnego przepływu pracowników oraz usług skłania również do reali- zowania strategii zawodowych innych niż w przypadku cudzoziemców z państw trzecich: daje możliwość ciągłej mobilności zawodowej w obrębie Europy, bez osiedlania się w Polsce i planów pozostania tu na stałe. Migracja lekarzy czy migracja, aby zostać lekarzem? … 141

Tabela 6. Lekarze, którzy ukończyli studia medyczne poza Polską (najczęstsze kraje pochodzenia zagranicznych dyplomów medycznych – spoza Unii Europejskiej)

Kraj uczelni Liczba lekarzy w Polsce

Ukraina 940

Rosja 306

Białoruś 279

ZSRR 244

Kazachstan 46

Mongolia 32

Armenia 10

Syria 10

Inne (Uzbekistan, Mołdowa, Libia, Egipt, Gruzja, Indie, Burundi, Jugosławia, Kanada, Turcja, Afganistan, Argentyna, Azerbejdżan, Irak, Kambodża, Kirgistan, Kolumbia, Kuba, Meksyk, Norwegia, 83 Serbia, Stany Zjednoczone Ameryki, Wenezuela, Algieria, Australia, Chile, Chiny, Islandia, Izrael, Jemen, Macedonia, Makau, Pakistan, Sierra Leone, Suazi)

Razem 1950

Kolejne dwie tabele (numer 6. i 7.) pokazują liczbę lekarzy, którzy ukończyli uczelnie medyczne poza Polską. Dane zostały podzielone na uczelnie medyczne spoza Unii Europejskiej (wymagające nostryfi kacji dyplomu) oraz uczelnie medyczne z UE i Szwajcarii (których dyplomy nie wymagają nostryfi kacji). W tabeli 7. uwzględniono Szwajcarię, ponieważ dyplom uczelni medycznej z tego kraju nie wymaga nostryfi kacji, a zgodnie z ustawą o zawodach lekarza i lekarza dentysty lekarze będący obywatelami tego państwa są traktowani na równi z obywatelami UE. W sumie absolwenci zagranicznych szkół medycznych to grupa 2531 osób. Z tego 581 osób (23%) ukończyło dyplomy uczelni euro- pejskich, tj. w obecnym stanie prawnym niewymagających nostryfi kacji. Należy jednak pamiętać, że niektóre z państw europejskich nadających dyplomy zostały zwolnione z obowiązku nostryfi kacji w Polsce dopiero niedawno, w związku z akcesją do UE, zatem tabela 7. może ujmować również osoby, które przecho- dziły wcześniej tę procedurę uwierzytelniania. 142 Katarzyna Andrejuk

Tabela 7. Lekarze, którzy ukończyli studia medyczne poza Polską (najczęstsze kraje pochodzenia zagranicznych dyplomów medycznych – z obecnych państw członkowskich Unii Europejskiej, również przed ich wstąpieniem do UE)

Kraj uczelni Liczba lekarzy w Polsce

Niemcy 118

Bułgaria 92

Republika Czeska 92

Słowacja 71

Litwa 48

Węgry 37

Czechosłowacja 31

Austria 15

Włochy 14

Szwecja 11 Inne (Łotwa, Francja, Belgia, Hiszpania, Rumunia, Szwajcaria, Wielka Brytania, Holandia, Portugalia, Słowenia, Dania, Estonia, 52 Finlandia, Grecja, Irlandia) Suma 581

Tabela 8. Lekarze migranci według kryterium kraju urodzenia, obywatelstwa, dyplomu

Ogólna liczba Spoza UE Unia Europejska*

Lekarze urodzeni poza Polską 4813 (100%) 3921 (81,47%) 892 (18,53%)

Lekarze z obywatelstwem 2694 (100%) 1808 (67,11%) 886 (32,89%) zagranicznym

Lekarze z dyplomem uczelni 2531 (100%) 1950 (77,04%) 581 (22,96%) zagranicznej

* obejmuje państwa UE, nawet jeśli w chwili urodzenia imigranta dany kraj nie był członkiem UE. Migracja lekarzy czy migracja, aby zostać lekarzem? … 143

Podsumowaniem tych rozważań jest zestawienie pokazujące statystyki o lekarzach zagranicznych według kryterium kraju urodzenia, obywatelstwa oraz dyplomu. Najliczniejszą kategorię stanowią lekarze urodzeni poza Polską. Sta- nowi to wynik dość oczywisty, ponieważ kategoria ta w dużej mierze powinna pochłaniać kategorie migrantów z zagranicznym obywatelstwem i absolwentów zagranicznych uczelni. Migranci spoza Unii Europejskiej dominują liczebnie nad migrantami „wewnątrzunijnymi” niezależnie od zastosowanego kryterium – państwa urodzenia, państwa obywatelstwa czy też państwa ukończenia studiów. Dysproporcja między migrantami z UE oraz spoza UE zmniejsza się jednak do pewnego stopnia, jeśli zamiast wskaźnika kraju urodzenia zastosujemy wskaźnik zagranicznego obywatelstwa; potwierdza to wcześniej sformułowany wniosek o większej liczbie naturalizacji wśród imigrantów spoza Unii. Porównanie danych o lekarzach urodzonych za granicą oraz lekarzach koń- czących zagraniczne uczelnie skłania do konkluzji, że większość (ponad połowa) migrujących lekarzy to absolwenci uczelni zagranicznych – zwłaszcza tych spoza UE, które zgodnie z polskim prawem wymagają żmudnej procedury nostryfi - kacji. Odpowiadając na pytanie zawarte w tytule, można powiedzieć, że mamy do czynienia raczej z „migracją lekarzy”, a w mniejszym stopniu z „migracją, aby zostać lekarzem”. Oznacza to m.in., że inne państwa (wysyłające) ponoszą koszty kształcenia medycznego cudzoziemców wykonujących zawód lekarza w Polsce. Świadczy to również o dużej motywacji i determinacji tej grupy imi- grantów. Pojawia się też pytanie, czy migranci kończący studia medyczne w Pol- sce i wybierający migrację osiedleńczą są zainteresowani integracją w innych wymiarach, np. naturalizacją. Urzędowe dane ilościowe nie dają tu odpowiedzi. Te kwestie stanowią interesujący punkt wyjścia dla analizy badania jakościo- wego, skupiającego się na badaniu subiektywnych perspektyw, ocen i trajektorii życiowych imigrantów, którzy wykonują zawód lekarza w Polsce.

2. WYNIKI BADANIA JAKOŚCIOWEGO

2.1. ROLA KONTEKSTU PRAWNEGO W RÓŻNICOWANIU STRUMIENIA MIGRACJI I TRAJEKTORII ZAWODOWYCH LEKARZY MIGRANTÓW

Prawo określa ramy społecznej aktywności imigrantów, konstruując uła- twienia lub bariery ich aktywności zawodowej w społeczeństwie przyjmującym, a przy tym kształtując strumienie migracyjne. Przykład analizowanej grupy zawodowej dowodzi, że zróżnicowanie to nie polega jedynie na preferencjach dla migrantów wysoko wykwalifi kowanych i surowszych kryteriach dla migrantów 144 Katarzyna Andrejuk z niskimi kwalifi kacjami, potencjalnie mniej atrakcyjnych na rynku pracy kraju przyjmującego. Istotne różnice pojawiają się również w samej grupie imigran- tów o wysokich kwalifi kacjach. Imigranci spoza Unii Europejskiej nie mogą liczyć na automatyczne uznanie dyplomu uczelni medycznej. Ustawa z 5 grudnia 1996 r. o zawodach lekarza i lekarza dentysty stwierdza w art. 7., że okręgowa rada lekarska przyznaje prawo wykonywania zawodu lekarza lub dentysty na stałe albo na czas określony cudzoziemcowi niebędącemu obywatelem państwa członkowskiego Unii Europejskiej, jeśli ukończył studia w kraju swojego pocho- dzenia (kraju spoza UE) pod warunkiem, że nostryfi kował uzyskany tam dyplom. Obowiązek nostryfi kacji nie istnieje, jeżeli cudzoziemiec ukończył studia w Polsce lub innym kraju Unii Europejskiej. Ponadto lekarz cudzoziemiec musi wykazać się znajomością języka polskiego, a także odbyć staż podyplomowy w Polsce. Uznawanie specjalizacji ukończonej poza państwami Unii Europejskiej opiera się na surowych kryteriach i odbywa się w trakcie długiej procedury. Podczas oceny merytorycznej specjalnie powołane zespoły ekspertów biorą pod uwagę czas trwania szkolenia specjalizacyjnego odbytego za granicą, program specjali- zacji w zakresie wymaganej wiedzy teoretycznej oraz umiejętności praktycznych, a także sposób potwierdzenia nabytej wiedzy i tryb złożenia egzaminu. Jeśli spe- cjalizacja odbyta w państwie spoza UE nie zostanie uznana, lekarz cudzoziemiec ma obowiązek odbyć staż uzupełniający, trwający co najmniej trzy lata. Lekarze cudzoziemcy, po nostryfi kacji dyplomu, są również uprawnieni do odbycia specjalizacji w Polsce. W przypadku szkolenia specjalizacyjnego lekarza lub lekarza dentysty pracodawcę zwalnia się z obowiązku przechodzenia „testu rynku pracy”, przeprowadzanego w powiatowych urzędach pracy, czyli proce- dury uzyskania informacji, czy na danym lokalnym rynku pracy nie ma możliwo- ści zatrudnienia na wskazane stanowisko obywatela Polski lub innego kraju UE. Stanowi o tym § 3. punkt 5. rozporządzenia Ministra Pracy i Polityki Społecznej w sprawie określenia przypadków, w których zezwolenie na pracę cudzoziemca jest wydawane bez względu na szczegółowe warunki wydawania zezwoleń na pracę cudzoziemców. W przypadku migrantów z państw Unii Europejskiej procedura dopuszczania do wykonywania zawodu lekarza jest znacznie uproszczona, a wymagań mniej. Wynika to z obowiązującej w UE zasady niedyskryminacji, która obliguje do traktowania obywateli innych państw UE na równi z obywatelami danego pań- stwa przyjmującego w zakresie sytuacji na rynku pracy. Zasada ta jest precy- zowana – jak wspomniano wcześniej – odpowiednimi dyrektywami. Wolność wykonywania zawodu (na etat lub w formie działalności gospodarczej) wynika też z reguł swobodnego przepływu pracowników i usług. Zgodnie z art. 5a oraz Migracja lekarzy czy migracja, aby zostać lekarzem? … 145

5b cytowanej ustawy o zawodzie lekarza, migranci z państw UE muszą jedynie przedstawić dokumenty poświadczające ukończenie studiów w państwie wysyła- jącym. Nie są również zobowiązani do powtarzania szkolenia specjalizacyjnego. Według ustawy, dokument potwierdzający formalne kwalifi kacje w zakresie specjalizacji lekarza lub dentysty będącego obywatelem państwa UE, wydany w państwie UE, spełniający minimalne wymogi kształcenia określone w przepi- sach UE, jest równoważny z polskim tytułem specjalisty (art. 16a).

2.2. ŚCIEŻKI KARIERY, STRATEGIE ZAWODOWE, OKOLICZNOŚCI MIGRACJI: CUDZOZIEMSCY ABSOLWENCI POLSKICH UCZELNI, MIGRANCI EKONOMICZNI ORAZ MOBILNI EUROPEJSCY SPECJALIŚCI

Z relacji moich rozmówców wyłonić można trzy charakterystyczne trajek- torie kariery zawodowej realizowane przez lekarzy imigrantów. Pierwszy doty- czy osób, które przyjechały do Polski w celu podjęcia studiów medycznych i odbyły całą karierę zawodową w Polsce. Najczęściej odnosi się to do migran- tów z państw socjalistycznych: krajów byłego Związku Radzieckiego, a także innych krajów, z którymi Polska podpisała umowy o rekrutacji studentów (np. Syria). W niektórych przypadkach studia były fi nansowane samodzielnie przez imigrantów, a raczej przez ich rodziny. Nie jest to przykład drenażu mózgów w najwęższym rozumieniu tego zjawiska – jako odpływu specjalistów, wysoko wykwalifi kowanej kadry, już po uzyskaniu wykształcenia w państwie wysyłają- cym i na koszt tego państwa (tak np.: Kaczmarczyk, Tyrowicz 2008; Brzozowski 2010). Lekarze realizujący ten typ kariery zawodowej zdobywali kwalifi kacje w polskich akademiach medycznych. Wybór Polski jako kraju docelowego bywał przypadkowy, narzucony odgórnie; kandydaci na studia deklarowali jedynie chęć podjęcia nauki w niesprecyzowanym kraju za granicą. Poznawanie języka i kul- tury kraju przyjmującego odbywało się już po przyjeździe: Mam stypendium rządu polskiego na medycynie i stąd przyjechałem do Polski w 1989 r. Po studiach, po studiach to zostałem tutaj, zrobiłem specjalizację. Po specjalizacji, no zostałem w Polsce pracować. Tak, tak trafi łem tu. (…) Wtedy były możliwości składania podania na studia zagraniczne, bo u nas składano, jak się ktoś wyjeżdżał uczyć się za granicę, to był lepszy i poza tym ze względów fi nansowych, bo i studia te były fi nansowane i stypendium otrzymało się, nie, fi nansowanie przez państwo zagraniczne, państwo obce, nie, i stąd też to jest. Druga sprawa, medycyna w Nepalu tam się zdarza bardzo małą liczbę, mieli- śmy 15 osób. (…) Na medycynę, studia za granicą, nie, nie, w Polsce i wtedy przydzielają oni według tej, no, oceny, jakieś kryteria tam są, pewne kryteria spełniają i wtedy przydzielają te miejsca. Nepal otrzymał, w ramach nie wiem, 146 Katarzyna Andrejuk

Narodów Zjednoczonych, pomocy dla Narodów Zjednoczonych i jakieś, nie, dla pomocy dla krajów trzecich i w ramach jakichś misji dostali i przydzielali według tego. Oczywiście musiałem podkreślić ile, kiedy, politechniki czy medycyny, to musiałem podkreślić; sam sobie i wtedy w tych miejscach, które są przydzielone według oceny, według kryteriów oni przydzielali: ty masz iść do Rosji, ty masz iść do Polski na przykład. Ja otrzymałem Polskę i w sumie, nie, nie żałuję. [Nepal] W kolejnej wypowiedzi wybór kraju docelowego opisywany jest jako ucieczka przed systemem studiów w Iraku, gdzie uczniowie byli automatycznie przydzielani do określonych kierunków, bez brania pod uwagę ich preferencji. Decyzja o studiowaniu medycyny wiązała się z koniecznością migracji: Bo po prostu były takie warunki, które po prostu… nie mogłem na medycynę. A moje marzenie było na medycynę i tylko medycynę. Wyjechałem z kraju też, żeby zdobyć nauki… inżynieria zaczynałem w Iraku, politechnika, ale politech- nika nie była dla mnie atrakcyjna dziedzina, moje marzenie. (…) Tam komputer mnie wylosował, tam komputer wylosuje, gdzie, jak, na jaki kierunek. To nie jest taki z własnej woli. Jest świadectwo z matury z punktami i [śmiech] komputer wylosuje, co jest dla danego człowieka, co i gdzie. W ten sposób. (…) Na począ- tek nie myślałem o tym, w ogóle nie myślałem, czy Polska mi się podoba czy nie podoba. Myślałem tylko o nauce, myślałem, że ważne, że mam możliwości studiowania potem medycyny, a reszta wszystko było nieważne. Potem jeszcze, z dziwności, bo kartki były na wszystko. Oczywiście kontakt międzyludzki to był bardzo fajny, bo nie było takiej trudności dużo z ludźmi. No i co jeszcze. Kto chce uczyć się, to starczy cztery ściany, siedzieć i uczyć się.I to miałem, ciepło, jeść, pić, spacer godzinę, starczy. [Irak] Emigracja na studia do nieznanego kraju była traktowana jako etap przej- ściowy, tymczasowe rozwiązanie np. problemu niedostępności kształcenia medycznego w państwie pochodzenia. Dopiero później absolwenci, pokonując w Polsce kolejne szczeble specjalistycznej edukacji, stopniowo odnajdywali miejsce na polskim rynku pracy, skłaniając się powoli do osiedlenia się na stałe. Z przytoczonej poniżej wypowiedzi wynika, że rozważaną alternatywą dla zagranicznych absolwentów był powrót do kraju pochodzenia albo pozostanie w państwie ukończenia studiów, bez opcji dalszych migracji. Można przypusz- czać, że generowałyby one większe koszty po stronie wielokrotnego migranta (nauka kolejnego języka obcego, adaptacja do kolejnej kultury, konieczność ure- gulowania statusu prawnego w przypadku obywateli państw pozaeuropejskich) niż w przypadku polskich absolwentów krajowych uczelni wyjeżdżających za granicę: Podczas studiów miałem wrócić do siebie, a potem zastanawiałem się jednak robić specjalizację i wrócę tam. Po specjalizacji widzę tutaj jest rynek pracy; jest Migracja lekarzy czy migracja, aby zostać lekarzem? … 147 możliwości dalszej rozwinięcia dalszego, dalszej kariery, kariery w Polsce i stąd tu zostałem. [Nepal] W innych przypadkach stopniowe podejmowanie decyzji o pozostaniu w kraju przyjmującym wiązało się z trudną, niestabilną sytuacją w państwie pochodze- nia, która praktycznie uniemożliwiała powrót. Drugą równie ważną przyczyną pozostania w Polsce było małżeństwo z Polką i narodziny dzieci. Dla takich absolwentów polskich wydziałów medycyny reemigracja do kraju urodzenia nie była już decyzją indywidualną, jak (w dużym stopniu) w przypadku wyjazdu na studia, ale dotyczyła całej rodziny: [o przyczynach pozostania w Polsce] warunki, które istniały w moim kraju, była wojna, wojna za wojną, i trudności, nie chciałem po prostu narażać mojej rodziny, która jest tu, na trudności, które są tam, wojny za wojną, cały czas w sta- nie wojny kraj. Aczkolwiek chęci były, jeśli byłby pokój, było dobrze, to bym miał chęci wracać, ale… toczyło tak, jak toczyło. Że jest lepiej, że jest spokojnie… Człowiek nie wybiera. [Irak] W relacjach osób, które przyjechały do Polski na studia medyczne, pojawia się silny wątek czynników „wypychających” z kraju wysyłającego – powtarza się on również w relacji poniżej. Jej autorka, identyfi kująca się z polską mniej- szością na Litwie, dużo miejsca poświęciła trudnej sytuacji Polaków w państwie swojego urodzenia, przytaczając wiele przykładów dyskryminacji przedstawicieli tej społeczności. Charakterystyczny w cytowanej wypowiedzi jest też wątek pol- skich korzeni lekarki. Podczas gdy młodzież przyjeżdżająca na studia medyczne z państw pozaeuropejskich w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych zazwyczaj nie znała kraju przyjmującego ani jego kultury, a strumień migracji był kierowany odgórnie przez państwo, to w przypadku migrantów z byłego ZSRR było inaczej. Dla kandydatów na studia lekarskie z Litwy, Białorusi czy Ukrainy polskie pochodzenie stanowiło dodatkową motywację do przyjazdu. Oznaczało też większą swobodę językową, ponieważ takie osoby znały już, w bardziej lub mniej zaawansowanym stopniu, język polski przed przyjazdem na studia. W przypadku Polaków z państw byłego ZSRR przybycie do Polski wiąże się z silną identyfi kacją narodową, wzmacnianą przez poczucie marginalizacji lub szykanowania przedstawicieli mniejszości narodowej w kraju wysyłającym, a także z chęcią powrotu do kraju przodków. Oznacza również prawne ułatwienia w zakresie uregulowania statusu, podejmowania studiów czy pracy: Sytuacja Polaków na Litwie jest dosyć trudna, także dostać się na studia wyższe osobie polskiego pochodzenia w Wilnie nie jest tak łatwo. Teraz jest jeszcze trudniej (…). Na pewno Polacy nie znają tak dobrze litewskiego jak Litwini rdzenni, których tam jest niewielu, ale nacjonalizm tam jest niesamowity i naprawdę bardzo ciężko jest się dostać na studia wyższe. Dlatego decyzja była 148 Katarzyna Andrejuk taka, a nie inna. I jeszcze mieliśmy niesamowite szczęście, że mój rocznik – jak my wyjeżdżaliśmy na studia w roku ‘99, to mieliśmy aż 25 miejsc na medycynie, 5 na stomatologię i 20 na lekarskie – i akurat w Białymstoku, więc tu akurat nie było wyboru dużego. Jeszcze mogłam studiować w Gdańsku, tam było 5 miejsc, ale na stomatologię, a ja ze względu na słaby wzrok raczej nie mogłam się tym zająć. Także cieszyłam się, że to jest blisko Wilna, 300 km, prawda, także zawsze można było nawet na weekend pojechać do domu. [Litwa] Migranci z tej pierwszej grupy, tj. absolwenci studiów medycznych w kraju przyjmującym, mieszkając od wielu lat w Polsce, są często naturalizowanymi obywatelami polskimi. Ich integracja jest dostrzegalna nie tylko w sferze zawo- dowej, ale również w innych sferach życia społecznego. Jestem obywatelem polskim i zostałem przy moim [obywatelstwie] też. (…) – Pana żona jest Polką? – Tak. Mamy dwoje dzieci, dwie dziewczynki (…). Nie- stety jednojęzyczne, a śladowo język arabski, a szkoda. Bo też… tak jak mówię… Jak człowiek traktuje swój zawód jako kochankę to ma mniej czasu dla rodziny. Dyżury, wyjazdy, konferencje, szkolenia, zamiast z rodziną na weekend, to wyjeż- dża na konferencję. [Irak] W relacjach tej grupy lekarzy imigrantów Polska jawi się jako stałe miej- sce osiedlenia oraz punkt zawodowego odniesienia, nawet jeśli rozmówcy mają w zawodowych życiorysach epizody profesjonalnej mobilności. Wyjazdy zagra- niczne, związane ze zdobywaniem nowych kontaktów oraz podwyższaniem kwalifi kacji, są traktowane jako tymczasowe, a w niektórych aspektach nawet „turystyczne”. Dążenie do powrotu do Polski wiąże się m.in. z trudnościami urzędowymi i wymaganiami administracyjnymi, które stawiane są absolwentom polskich uczelni za granicą: Znaczy bardzo fajnie było, naprawdę ciekawe życie… [Byłam w USA] Prawie rok. Stypendium stricte było trzymiesięczne, później zostałam u moich krewnych, zwiedzałam, zwiedziłam całe Stany dookoła, przejechałam, więc moi krewni, któ- rzy tam mieszkają całe życie, nawet tam nie byli. Zwiedziłam zachodnie wybrzeże, południe, północ, no wschód to z racji tego, że mieszkałam w Nowym Jorku, w Connecticut, później u wujka w Bostonie, tak do Florydy zjechałam. Tylko lekarze mają tak ciężko, to tak nam się wydaje, że jest wspaniale i fajnie. Trzeba by było tak trzy lata poświęcić na nostryfi kację dyplomu. Gdybym miała doktorat, ph.d., to zupełnie inna bajka, tak doktorat się liczy wszędzie, a specjalizacja pol- ska się tam nie liczy, nie jest uznawana. Także wtedy było to jeszcze studia, przed specjalizacją nawet, chciałam zrobić tutaj tę genetykę. Wróciłam. [Litwa] Drugi typ kariery realizowany przez migrujących lekarzy polega na migracji po ukończeniu studiów medycznych w państwie wysyłającym. Koncepcja „dre- nażu mózgów” (brain drain) jest częstym punktem odniesienia właśnie w bada- Migracja lekarzy czy migracja, aby zostać lekarzem? … 149 niach nad migracjami kadry medycznej, zwłaszcza lekarzy (np. Khadria 2012; Okeke 2013; Kangasniemi, Winters, Commander 2007; Pang, Lansang, Haines 2002). Ta strategia jest wdrażana głównie przez migrantów z byłego Związku Radzieckiego, przede wszystkim Ukrainy, Białorusi. Jest ona motywowana naj- częściej przesłankami ekonomicznymi, chociaż nie jest to jedyny aspekt brany pod uwagę przez imigranta. W grę wchodzą również czynniki kulturowe oraz strategie rodzinne, kiedy to wyjazd jest rozumiany np. jako inwestycja w przy- szłość dzieci. Jak zauważył jeden z lekarzy, który legitymuje się Kartą Polaka i który wyemigrował do Polski po latach wykonywania zawodu w Mińsku, wraz z żoną również wykonującą zawód lekarza: „to dzieci namówiły nas, żeby tu przyjechać (…) to dla dobra dzieci” [Białoruś]. Cytowany lekarz z Białorusi stanowił wyjątek od reguły, zgodnie z którą na emigrację decydują się przede wszystkim młodzi absolwenci uczelni medycznych, tuż po studiach i specjali- zacji w państwie pochodzenia. Dlatego też w rozmowie wywoływał inne wątki i sygnalizował odmienne problemy, przede wszystkim obawy dotyczące kwe- stii wypłaty świadczeń emerytalnych w kontekście zbyt krótkiego stażu pracy w państwie wysyłającym i przyjmującym. Emigracja jawi się tutaj jako decyzja wymagająca równoważenia rozmaitych interesów: przyszłego zabezpieczenia socjalnego samych emigrantów oraz przyszłości najmłodszych członków rodziny (bardziej perspektywicznej w państwie docelowym), co postrzegane jest jako priorytet. Wypowiedzi badanych pokazują, że ten rodzaj migracji kadry medycznej, kwalifi kowany na podstawie prostych kryteriów jako mobilność zarobkowa, ma bardziej złożony i wieloaspektowy charakter. Oprócz różnic w poziomie ekono- micznym brane są pod uwagę kulturowe aspekty wykonywania zawodu, spo- łeczne przyzwolenie na określone zachowania (łapówkarstwo), które utrwalają się jako nieformalne reguły rządzące sektorem medycznym. Charakterystyczna jest wypowiedź poniżej, która kontrastuje sytuację fi nansową lekarzy w Polsce i na Ukrainie. W relacji tej fundamentalna różnica nie dotyczy poziomu wyna- grodzeń, ale głównego źródła tych dochodów (ofi cjalne, państwowe czy niefor- malne, pochodzące od pacjentów) oraz uwarunkowań wykonywania zawodu dotyczących wyposażenia ośrodków medycznych czy możliwości realnej pomocy pacjentom: Na Ukrainie jest jeszcze cały czas potworna, niczym nieróżniąca się już od 20 lat korupcja. Pensje na Ukrainie są bardzo niskie i główny zarobek moich kolegów to jest to, co oni dostają nieofi cjalnie od pacjentów, od rodzin pacjentów. Bardzo często oni nie mają z czym pracować i bardzo często to, czym oni leczą, to jest w kwestii zdobycia pacjentów. Ja tego problemu absolutnie nie mam. Moje… sprawa moich zarobków jest uzgadniana jeden jedyny raz z dyrekcją szpitala, 150 Katarzyna Andrejuk potem to całkowicie odchodzi na jakiś tam plan gdzieś tam. I jak ja idę do pracy, ja nie muszę myśleć o pieniądzach. Jak ja idę do pracy, to myślę o pracy, o tym, co ja mam robić, jak ja mam zrobić, o pacjencie, o problemie pacjenta. Kwestia pieniędzy występuje raz na miesiąc, kiedy dostaję przelew. I uważam, że to jest podstawowa zasada. I nie zgodzę się na to chyba nigdy w życiu. Ja nie chce zarabiać pieniędzy w pracy w sensie iść do pracy i myśleć o kasie. Jeden raz załatwić, to… [ok] i potem już wiem, jak to jest, że tam mam pracę, więc znaczy, że ten zarobek już wiem, że on ucieknie. Jeżeli jak mam pracę, zarobek automa- tycznie przyjdzie na konto. I to jest podstawa, i uważam, że… nawet teraz, jak byliśmy na tym spotkaniu na początku tygodnia noworocznym, i tak w rozmowie ci moi przyjaciele śmiali się ze mnie, bo znają mnie jeszcze z lat studenckich – mówili, że nie wyobrażają sobie mnie w tych warunkach, jaka ja bym była wku- rzona, zgorzkniała, że byłabym taka roszczeniowa, i wszyscy byliby coś winni. Po prostu na pewno nie byłabym sobą, nie, nie mogłabym pracować. Nie potrafi ę tak… Uprawianie podwójnej moralności, w tym sensie – tu jestem lekarzem, więc muszę, przewiduję jakieś cechy ludzkie, a tu biorę do kieszeni łapówkę, no to jest podwójna moralność, bo albo się jest kimś białym albo czarnym. Więc nie, to byłoby nie dla mnie, byłabym jakaś pokaleczona strasznie, uważam, że zrobiłam dobry wybór. [Ukraina] W relacji innego ukraińskiego lekarza powtarza się wątek pozazarobkowych przyczyn migracji – tym razem podkreślony jest aspekt niedofi nansowania placó- wek zdrowotnych na Ukrainie, które znacząco utrudnia leczenie: Na Ukrainie wszystkiego brakuje, czego tutaj nie pamiętam. Chyba może tylko w ciągu ostatnich dwóch lat, kiedy tam pogorszyła się sytuacja fi nansowa niektórych szpitali, zaczynają właśnie oszczędzać. Tu pracuje się bezstresowo, tam nie mają czym pracować, nie mają czym znieczulać, nie mają czym leczyć, pacjent musi wszystko kupować, ze wszystkimi strzykawkami, płynami to przeto- czeń, igłami, opatrunkami przychodzi do szpitala. [Ukraina] W przypadku pewnych migrantów ten model ścieżki zawodowej oznacza początkowo podejmowanie nieudokumentowanych zajęć w drugorzędnym seg- mencie rynku pracy, m.in. z powodu słabej znajomości języka polskiego. Z narra- cji migrujących lekarzy wynika, że przyjazd oznacza niekiedy podjęcie pierwszej pracy poniżej kwalifi kacji (chociaż w branży medycznej): np. świadczenie usług pielęgniarskich, związanych z opieką paliatywną w domu osób starszych. Feno- men migrujących lekarzy, którzy w państwie docelowym pracują w zawodzie pielęgniarskim, jest obserwowany również w innych krajach i eksplorowany na przykładzie kadry medycznej z Filipin (np. Vapor, Xu 2011; Lorenzo, Galvez-Tan, Icamina, Javier 2007). W tych analizach nie jest to jednak przej- ściowa praca zdobyta w pierwszym okresie pobytu w nowym kraju, ale docelowy Migracja lekarzy czy migracja, aby zostać lekarzem? … 151 zawód wymagający odbycia szkoleń uzupełniających z zakresu pielęgniarstwa. Inaczej w przypadku opisywanym poniżej, gdzie po pierwszych zawodowych doświadczeniach, wiążących się również z szarą strefą i nieuregulowanym statu- sem imigranta, następuje normalizacja kariery zawodowej i awans na stanowisko zgodne z posiadanymi kwalifi kacjami: Przyjechałam z jakąś tam znajomą, która jechała do pracy na czarno, szukać sobie… już miała doświadczenie, bo przedtem pracowała u kogoś tam. I ja też z nią przyjechałam. Nie wiedząc nawet, gdzie będę nocować. W dość krótkim, w kilka dni znalazłam pracę, jako opiekunka do osoby starszej, osoby z chorobą Alzheimera, i to był gdzieś początek maja, i do października ja mieszkałam z tą osobą, opiekowałam się nią, ale już jakoś tam ten czas miałam na to, żeby się rozglądać i znaleźć jakiś, jakiś sposób na to, żeby się dostać na przykład na ten staż podyplomowy. I… bo w październiku ta osoba zmarła. I ja zostałam bez pracy, ale już wiedziałam, już mogłam chodzić jako wolontariusz do Szpitala Dzieciątka Jezus, poznałam anestezjologów, już potem zostałam przedstawiona pani profesor, no i tak stopniowo od lutego następnego roku już zaczęłam staż podyplomowy. [Ukraina] Niektórzy lekarze z tej grupy pracujący w Polsce mają w biografi ach wcze- śniejsze epizody migracyjne, związane zwłaszcza z rynkiem usług medycznych w innych państwach Unii Europejskiej. W poniższej wypowiedzi migracja za pracą ujęta została nie jako jednorazowa mobilność, ale jako stosowanie metody „prób i błędów”. Pierwszy wybór kraju migracji (Włochy) okazał się w ocenie rozmówczyni nietrafi ony. Skłonił do migracji powrotnej, ale też do dalszego poszukiwania miejsca pracy za granicą. Jednym z decydujących czyn- ników w wyborze Polski okazała się obecność sieci migracyjnych – do wyjazdu zachęcił przykład znajomej lekarki, która już pracowała na emigracji (ten wątek pojawia się również w wypowiedzi cytowanej w poprzednim akapicie, gdzie sam wyjazd był rezultatem poznania bardziej doświadczonej na polskim rynku pracy migrantki). Ponownie pojawia się tutaj refl eksja nad zaletami migracji do kraju sąsiadującego z krajem wysyłającym, co wiąże się prawdopodobnie z bliskością kulturową („mentalnością”), a poza tym umożliwia częste kontakty z rodziną: Ja przez pół roku mieszkałam we Włoszech. I doszłam do wniosku, że po pierwsze za daleko, a po drugie mentalność mi nie do końca odpowiada, i tak trochę z takim poczuciem porażki wróciłam po tym swoim pobycie we Włoszech, spędziłam jeszcze rok na Ukrainie, i jednak zaczęłam się zastanawiać, że nie, trzeba jeszcze spróbować, może bliżej. Jeszcze wtedy żyli moi rodzice i chciałam być blisko nich, jakoś tam, względnie, ale też coś robić, tak jak sobie to zaplano- wałam, wyobrażałam. I dlatego do Polski… Aha, i oprócz tego koleżanka z roku 152 Katarzyna Andrejuk już na ten moment była w Polsce, w Warszawie, i już robiła jedynkę z derma- tologii. Więc posłużyła dla mnie takim przykładem, że się da, że można; taka motywacja. [Ukraina] Specyfi cznym segmentem w grupie lekarzy wykształconych w szkołach medycznych państw wysyłających są specjaliści w zakresie akupunktury i medy- cyny niekonwencjonalnej. Prowadzenie gabinetów akupunktury oraz leczenia w tradycji mongolsko-tybetańskiej w Polsce jest domeną przede wszystkim imi- grantów z Mongolii, gdzie ten typ lecznictwa („medycyna tradycyjna”) stanowi wyodrębniony program nauczania w akademiach medycznych. Jak wskazują dane z Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej, gabinety takie zarejestrowane są jako działalność paramedyczna, praktyka lekarska ogólna, lekarza rodzinnego lub połączone są ze specjalizacją z neurologii. Trzeci typ ścieżki zawodowej polega na mobilności wewnątrzunijnej. Migranci z państw członkowskich Unii Europejskiej spotykają się z najmniej- szymi ograniczeń w sferze prawnej, co zostało pokazane wyżej. Wiąże się to z zasadami swobodnego przepływu pracowników i usług. Jednocześnie ta grupa jest najmniej zainteresowana migracją zarobkową, ponieważ dochody w branży medycznej w innych państwach Unii są zbliżone do osiąganych Polsce albo (w państwach UE-15) sytuują się na wyższym poziomie. W kontekście pozostałych przeprowadzonych wywiadów z lekarzami migrantami wyróżnia się narracja lekarza ze Słowenii, który przyjechał do Polski w 2006 roku, czyli już po wstąpie- niu obu państw do Unii. Pokazuje charakterystyczny i odrębny wzorzec kariery zawodowej. Po pierwsze, powodem migracji była sytuacja osobista (związek z Polką). Poszukiwanie pracy stanowiło konsekwencję osiedlenia się w Polsce, a nie pierwszą przyczynę migracji, czyli czynnik „wypychający” z kraju pocho- dzenia. Po drugie, w wypowiedzi zwraca uwagę wątek szybkiego znalezienia pracy zgodnej z wysokimi kwalifi kacjami, co (jak wskazuje cytowany wyżej przykład lekarzy z Ukrainy) nie jest oczywiste w przypadku migrantów z innych krajów: Bardzo szybko znalazłem pracę, nie wiem, w ciągu dwóch tygodni zaraz tą pracę i ten zacząłem, podjąłem pracę w gabinecie stomatologicznym i w sumie już, już byłem w 2010 na [działalności], ten zarejestrowałem działalność, bo tak mi było wygodniej, forma współpracy była lepsza (…) pracowałem, a teraz już było łatwiej to wszystko sobie poukładać. [Słowenia] W wypowiedzi lekarza ze Słowenii temat Unii Europejskiej i związanych z nią ułatwień pojawił się samoistnie, bez uprzednich pytań o kontekst europej- ski. Rozmówca deklarował, że nie zamierza starać się o obywatelstwo polskie i „nie wydaje mu się to istotne”. Zwracał też uwagę na podobieństwo swojej sytuacji do sytuacji Polaków pracujących za granicą (wydaje się, że czynił to Migracja lekarzy czy migracja, aby zostać lekarzem? … 153 w kontekście wymogów biurokratycznych narzucanych nie przez państwa, ale przez organy samorządowe, np. izby lekarskie). Unia Europejska staje się w tej narracji kluczowym wymiarem oraz punktem odniesienia w ocenie własnej sytu- acji lekarza jako imigranta na rynku pracy: Generalnie jest tak, ja się przeprowadzałem już, już po tym już wejściu Polski zresztą no jedno państwo wchodziło do Unii Europejskiej w tym samym momen- cie i szczerze mówiąc to była pewna, dla mnie było to łatwe. Państwo jedno i dru- gie było wcześniej to musiały, jeszcze wcześniej to musiały w ogóle wizy to do pracy załatwiać, a teraz to, tak szczerze mówiąc, to nie jest potrzebne, nie. Ta migracja między państwami jest o wiele łatwiejsza i szczerze mówiąc, zresztą też mam i Polacy za granicą też takie problemy. Mówię to jest ograniczenie, jest to, że zawód medyczny jest niestety kontrolowany przez władze, czyli izba naczelna i izba okręgowa. [Słowenia] W innej części wywiadu rozmówca zwracał również uwagę, że różnice kul- turowe między krajem wysyłającym i przyjmującym, nawet jeśli się pojawiają, są mało zauważalne w dużych miastach. Kontrasty pojawiają się raczej między społecznościami wiejskimi a miejskimi niż pomiędzy życiem w metropoliach europejskich położonych w różnych państwach: Szczerze mówiąc ja też wcześniej w dużym mieście pracowałem tak naprawdę w… [na Słowenii] i to też jest duże miasto, tak że nie mógłbym powiedzieć, że jakaś taka duża różnica. Aczkolwiek no na pewno, może jest taka różnica między [moją] pierwszą pracą, która była na przykład na wsi, w takiej wiejskiej przy- chodni i powiedzmy dzisiaj w takim dużym mieście jak Wrocław, no to wiadomo, że dla mnie jest to takie, że no jednak ci ludzie tak bardziej podchodzą do, z takim może szacunkiem nie, do zawodu, lekarza zawodu więc. (…) Chyba, chyba ten świat robi się takim, taką wioską normalną. Te bariery są o wiele mniejsze i tak jesteśmy bardziej powiązani. [Słowenia] Rozmówca ze Słowenii nawiązuje w wypowiedzi do procesu globalizacji oraz związanego z tym zbliżania się społeczeństw europejskich. Opisuje własną sytuację w szerszym kontekście procesów umiędzynarodowienia i wzmacniania powiązań transnarodowych, co pokazuje wysoki poziom autorefl eksyjności. Jak dowodzą jednak inne wypowiedzi, „swojskość” i przyjazność polskich uwarun- kowań dla imigrantów zależy w dużym stopniu od kraju pochodzenia cudzoziem- skiego lekarza, a w przypadku lekarzy z państw spoza UE – również od faktu ukończenia studiów w Polsce lub kraju wysyłającym. 154 Katarzyna Andrejuk

2.3. BARIERY I WYZWANIA KARIERY ZAWODOWEJ W POLSCE Z PERSPEKTYWY LEKARZY IMIGRANTÓW

Niektóre problemy i bariery sygnalizowane przez rozmówców są ściśle powiązane z wyzwaniami doświadczanymi na rynku pracy w branży medycz- nej w ogóle. Takie kwestie nie mają związku ze statusem imigranta czy pocho- dzeniem, a świadomość reguł oraz ograniczeń dowodzi przede wszystkim zakorzenienia imigrantów w polskiej służbie zdrowia, obycia i znajomości jej problemów. Unaocznia to poniższy przykład odnoszący się do różnic w funkcjo- nowaniu państwowego i prywatnego sektora opieki zdrowotnej oraz dylematów zawodowych, przed którymi stoją lekarze: Ja z chęcią, z chęcią przeniosłam się i uważam naprawdę, jeśli chodzi o medy- cynę, to niestety przyszłość to są prywatne placówki. To są prywatne placówki. (…) Tutaj mi zależy, tak. Mi zależy, żeby mój pacjent miał dobrze, żeby do mnie wrócił, żeby przyszedł. Im więcej ja przyjmę, tym więcej NFZ mi zapłaci. Można wtedy ubiegać się o wyższy kontrakt. I tutaj są po prostu mniejsze koszta. To raczej my tracimy w publicznej służbie zdrowia, jest przerost administracji. (…) I im nie zależy, żeby przyjąć jak najwięcej pacjentów, jak mi tutaj. A w szpitalu – no po co? Po co ubiegać się o wyższe kontrakty, po co? Także nie. Ja… moja decyzja była bardzo przemyślana i uważam, że to jest oczywiście z korzyścią dla mnie przede wszystkim, ale też dla pacjenta. U nas pacjent nie czeka w kolejkach kilometrowych na korytarzu, ja nie robię sztucznych kolejek, nie robię na przykład kolejki za pół roku. Chociaż mogłabym. Ja wolę pracować od ósmej do osiem- nastej trzy razy w tygodniu i od 11.30 w poniedziałki, to są moje godziny pracy i nie ma innych. A oni do osiemnastej albo do dwudziestej pracują codziennie. Także jestem tutaj dla pacjenta i naprawdę u nas wszystko idzie bardzo sprawnie, pacjent jeśli mu naprawdę zależy, to może być nawet przyjęty w dniu przybycia. Na przykład nowotwory wszystkie, my tu traktujemy jako priorytet. Jeśli mamy kobietę z rakiem piersi, gdzie decyzja jest podejmowana coraz bardziej na pod- stawie badań genetycznych – co do zabiegu, co do leczenia, co do podawania chemioterapii, to takie pacjentki przyjmujemy na cito w chwili przybycia. Tak samo dzieci z zespołem Downa do zabiegu, czy z zespołem Turnera do hormonu wzrostu. Dużo jest takich przypadków priorytetowych. Także jeśli ja mam umó- wionych dwudziestu – trzydziestu dziennie, to i tak przyjmę czterdziestu. Tak że myślę, że naprawdę, przyszłość jest w takich placówkach. [Litwa] Cudzoziemscy pracownicy sektora medycznego na ogół nie są analizowani w literaturze akademickiej z perspektywy przedsiębiorczości imigranckiej. Firmy imigranckie pokazywane są w badaniach socjologicznych jako strategia ucieczki przed bezrobociem wynikającym z marginalizacji cudzoziemców na Migracja lekarzy czy migracja, aby zostać lekarzem? … 155 rynku pracy państw przyjmujących, często oznaczająca działalność na pograni- czu szarej strefy bądź ekonomicznej opłacalności (np. Waldinger, Aldrich, Ward 1990; Kloosterman, van der Leun, Rath 1999). W badaniach nad takimi przed- siębiorstwami dominują opisy fi rm oferujących produkty lub usługi etniczne, np. restauracje, agencje turystyczne, albo ukierunkowanych na klientów pochodzą- cych ze społeczności imigranckich. Tymczasem pracownicy branży medycznej, prowadząc własne gabinety prywatnej praktyki, są również wyrazistym przykła- dem przedsiębiorczości imigrantów wysoko wykwalifi kowanych. Wszyscy imi- granci biorący udział w wywiadach prowadzili własną działalność gospodarczą (z wyjątkiem jednego lekarza, który zarejestrował własną działalność w przeszło- ści, ale w chwili przeprowadzania badania była ona już zamknięta). Dla niektó- rych była to główna forma wykonywania zawodu, inni łączyli ją z pracą na etat w publicznej służbie zdrowia. W kilku narracjach pojawił się wątek założenia własnej jednoosobowej fi rmy z powodu nacisków pracodawcy bądź generalnie wymogów branży medycznej. Przedsiębiorczość tej grupy wysoko wykwalifi kowanych imigrantów sta- nowi realizację istniejących w kraju przyjmującym zasad wykonywania wol- nego zawodu, przy czym jednak kwestia etniczności i bycia cudzoziemcem nie pozostaje bez znaczenia dla profesjonalnego funkcjonowania. Im dłuższe jest doświadczenie zawodowe lekarzy w państwie wysyłającym, tym większa szansa, że będą wykorzystywać elementy tradycji i kultury swojego regionu w prowa- dzonej praktyce (co pokazują przypadki mongolskich lekarzy – akupunkturzy- stów, wykształconych w Ułan Bator). Generalnie przykład badanego sektora medycznego potwierdza, że przedsiębiorczość imigrantów nie zawsze przy- biera formę przedsiębiorczości etnicznej, może oznaczać też fi rmy prowadzone w sektorach rynku zajmowanych głównie przez przedstawicieli społeczeństwa przyjmującego. Druga grupa wyzwań związanych z wykonywaniem zawodu lekarza dotyczy już samego faktu bycia imigrantem i trudności z tym związanych. Świadomość odrębności tej grupy, jej problemów i wyzwań potwierdza założenie w 2012 r. pierwszego w Polsce Koła Lekarzy Cudzoziemców, działającego do dziś przy Dolnośląskiej Izbie Lekarskiej. W analizowanych narracjach imigranckie pochodzenie (również w przypadku naturalizacji) jawi się jako ważny aspekt wykonywania pracy, chociaż – jak pokaże cytat wypowiedzi lekarza z Nepalu poniżej – stanowi przede wszystkim ograniczenie, utrudniające pracę ze względu np. na język, a także nieufność wobec lekarzy cudzoziemców. W wypowiedzi poniżej podkreślany jest zwłaszcza efekt psychologiczny, dotyczący ujaw- niania antyimigracyjnego resentymentu w sytuacji kryzysowej, np. postrze- gania lekarzy po nieudanym zabiegu. Cytowany lekarz zaznaczał, że w takich 156 Katarzyna Andrejuk wypadkach podejrzliwość wobec imigrantów jest większa. Innym aspektem pracy lekarzy cudzoziemców jest konieczność włożenia większego wysiłku i większej pracy w osiągnięcie takiego samego uznania czy tej samej pozycji zawodowej: My imigranci jesteśmy, żeby pokazać ludziom, że jesteśmy tacy sami dobrzy, my musimy podwójnie pracować. Rozumie pani? Podwójnie. Nie o to chodzi, że gorsi od nich, ale może języka nie znamy, może sprawy wewnątrzkrajowe nie znamy, historii nie znamy, ale chodzi o medycyna, ta może być nawet lepiej znane, znana przez nas niż przez Polaków. Tak że wie pani, wiele do życzenia jeszcze jest. Ludzie, grono ludzi podchodzi do tej sprawy tak, dam przykład. Jeżeli operuje się, operowani przez lekarza zagranicznego, a operowani przez Polaka, jak idzie wszystko dobrze, dopóki idzie dobrze, dobrze jest. A jak nie pójdzie, tak, to miałeś dać się u Polaka też i u zagranicznego też może się zdarzyć. Ale rodzi się pytanie: gdyby nie on? Nie? Właśnie tutaj jest, nie mówi się to, to zja- wisko jest uniwersalne, uniwersalne jest, może się zdarzyć u każdego. Nie myśli się takimi kategoriami, tylko mówi się: ten zagraniczny. No, mi się wydaje, że musi pokolenie się zmienić. Żeby się to nastawienie ludzi zmieniło, aczkolwiek w moim życiu zawodowym z wiele osób spotykałem się, wolą do mnie chodzić niż do kolegów Polaków. No tacy też są. Doceniają. Ale do tego ja musiałem długo, długo pracować. Rozumie pani? Długo, długo, tak zwany podwójnie dobry musi być, żeby być dobry. [Nepal] Innym wątkiem obecnym w wypowiedziach była kwestia odbierania pracy Polakom oraz trudności w rozwijaniu kariery zawodowej w państwie przyjmu- jącym (zwłaszcza trudności dotyczące awansu i odnoszenia sukcesów w presti- żowej branży). Jak pokazuje cytat poniżej, kwestię tę poruszył między innymi lekarz z obywatelstwem polskim, wyróżniający się jednak egzotycznie brzmią- cym nazwiskiem. Mimo naturalizacji, odtwarza on w swojej wypowiedzi obser- wowany przez lata podział na „tutejszych” i przybyszów z zewnątrz. W narracji rozmówcy problemy ukazane są jednak jako wzmocnienie motywacji i nieunik- niona część pracy: Kiedy człowiek pracuje i nie jest studentem, jest konkurencją dla innych tutej- szych. Po prostu to objawia się, w jakiś sposób, poza tym dla obcokrajowca czy dla człowieka, który nie jest urodzony tu, to jest trudniej robić karierę naukową, trudno z takim nazwiskiem wśród Polaków, chociażby recenzje to inaczej patrzą na to, prawda. Albo załatwienie pewnych procedur, też jest trudniej. No i to jest widać, można odczuć. Ale ja robię swoje i idę do przodu. A jak ktoś jest mocny i dobry, to wtedy przeszkody nie przeszkadzają. Nawet są jakby napędem to więk- szej pracy, coś takiego. [Irak] Migracja lekarzy czy migracja, aby zostać lekarzem? … 157

Inny lekarz, absolwent studiów w Polsce, podkreślał trudności biurokratyczne spotykające migrantów legitymujących się dyplomem szkół wyższych spoza Europy. Odnosił to do przykładu swojej żony (absolwentki uczelni w Indiach), tłumacząc to przede wszystkim niewiedzą i inercją urzędów, nagromadzeniem formalistycznych procedur i powolnością reagowania na faktyczne problemy migrantów, dotyczące np. wydobycia odpowiednich dokumentów z kraju pochodzenia: Tak, tak, miała problem, chodziło bardziej o, problem miała w trakcie zała- twiania tej ofi cjalnej licencji na nostryfi kacji dyplomu. Podczas nostryfi kacji dyplomu, to jest w normalnym przepisie prawnym, które są do dzisiaj. Te przepisy, bez przeskoczenia tych regulacji prawnych jest to – nie ma możliwości pracować w Polsce, robić tych specjalizacji oczywiście i w trakcie tej, tej procedury nostry- fi kacji nie miała kłopotu. Aczkolwiek kłopoty były właśnie w tworzeniu się. Nie- wiedzą osoby czy niechęcią załatwienia sprawy, tak uważam przynajmniej. Nie to, że na tle powiedzmy takim twardym, rasowym czy na twardym, dyskryminacja takie – nie. Uważam, że to jest takie: grupa ludzi nie wie, nie wie, jak pomóc. To jest, idzie się do urzędu, no, którykolwiek, nie tylko medycyny, którykolwiek tam. Sprawa jest nowa, powinno się tą sprawę wziąć, dyskutować w swoim gronie i odpowiadać za tydzień. Nie to że, też prawda no. Dzisiaj potrzebuję ten doku- ment, ten dokument, ten dokument, ten dokument. Tamten przynosi te dokumenty, a następny przychodzi i: „brakuje Panu to i to”. I to jest bardzo dotkliwe dla nas dlatego, że ona ma uczelnię, którą kończyła, ona ma Indie i każdy dokument stamtąd sprowadzić to nie jest łatwo. Nie jest łatwo, dlatego na to właśnie mieli- śmy dosyć długi okres, żeby to załatwić. [Nepal] Oprócz trudności na poziomie zawodowym respondenci wspominali również o innych przypadkach dyskryminacji. Jeden z rozmówców, będąc w latach osiem- dziesiątych słuchaczem Studium Języka Polskiego w Łodzi, został pobity. Inni uczestnicy badania wspominali o stereotypie „ruskich”, ciążącym na imigrantach zza wschodniej granicy (nawet tych o polskim pochodzeniu). W porównaniu z tymi przypadkami ograniczenia biurokratyczne spotykane na płaszczyźnie zawodowej wydają się mniej rażące.

3. PODSUMOWANIE

Lekarze urodzeni za granicą stanowią około 2,65% ogółu lekarzy w Polsce, jednak należy oczekiwać, że liczebność tej grupy będzie rosnąć. Polska staje się krajem coraz bardziej atrakcyjnym dla imigrantów z uwagi na różnice w wyso- 158 Katarzyna Andrejuk kości płac, a cudzoziemscy lekarze mogą częściowo wyrównywać braki kadrowe wynikłe z migracji polskich lekarzy za granicę. W tekście przeprowadzona została analiza ścieżek zawodowych cudzoziem- ców i ewentualnych barier w wykonywaniu zawodu. Wyodrębnione zostały trzy charakterystyczne trajektorie kariery zawodowej, realizowane przez lekarzy imigrantów w Polsce. Pierwsza dotyczy osób, które emigrowały do państwa przyjmującego na studia medyczne, a następnie zdecydowały się również na pracę zawodową. Migracja edukacyjna, początkowo przez niektórych traktowana przejściowo, stała się emigracja osiedleńczą: osoby z tej grupy często mają już obywatelstwo polskie, pozostają w związkach z Polakami. Nawet jeśli podejmują krótkotrwałą mobilność międzynarodową w ramach podnoszenia kwalifi kacji, to praca i życie w Polsce jest dla nich stałym punktem odniesienia. Druga grupa to absolwenci uczelni i wydziałów lekarskich w krajach wysy- łających, którzy wyemigrowali do Polski po ukończeniu studiów z zamiarem poszukiwania pracy. Mimo traktowania tej grupy jako „emigrantów zarobko- wych”, okazuje się, że ich motywacje są bardziej złożone i wielowymiarowe: pod uwagę brane są nie tylko różnice płac, ale też (czasem przede wszystkim) różnice kulturowe dotyczące fi nansowania służby zdrowia, dostępność metod leczenia, strategie rodzinne i zapewnianie przyszłości dzieciom. Znaczenie odgrywa również fakt polskich korzeni: wielu migrantów z państw byłego ZSRR, pracujących w branży lekarskiej, deklaruje polskie pochodzenie, a w pierwszym okresie pobytu w Polsce korzysta z Karty Polaka. Niektórzy migranci realizujący ten model ścieżki zawodowej, w związku z długotrwałością procedur nostryfi - kacji i legalizacji pobytu, na początku pobytu podejmują prace poniżej kwalifi - kacji, pozostając jednak z branży usług zdrowotnych (np. opieka nad osobami starszymi). Trzecia grupa to lekarze z państw rozwiniętych, głównie Unii Europejskiej, którzy pracują w Polsce mimo ukończenia studiów w państwie pochodzenia, a także pomimo wyższych lub porównywalnych zarobków w kraju wysyłającym. W związku z tym mobilność tych lekarzy związana jest raczej z sytuacją rodzinną (np. małżeństwem z Polakiem / Polką) niż dążeniem do poprawy sytuacji ekono- micznej. Z uwagi na możliwości prawne, jakie daje Unia Europejska oraz zasady swobodnego przepływu pracowników i usług, ich sytuacja prawna w Polsce jest od początku pobytu dogodniejsza niż sytuacja innych migrantów. Regulacje prawne stwarzają pewien paradoks: lekarze z krajów, które wysy- łają do Polski szczególnie dużo personelu medycznego, doznają od początku wielu trudności w sferze prawnej i biurokratycznej (prawne uznanie studiów, zezwolenia na pracę). Strumień migracji z państw UE jest znacznie mniejszy, a przy tym nie jest ograniczany trudnościami administracyjnymi. Poza tym, wielu Migracja lekarzy czy migracja, aby zostać lekarzem? … 159 lekarzy prowadzi własną działalność gospodarczą, co jest związane ze specyfi ką wykonywania wolnego zawodu. Tylko w niektórych przypadkach przedsiębior- czość ta ma charakter etniczny, tj. wiąże się z oferowaniem usług typowych dla kraju wysyłającego, związanych z kulturą i tradycją tego kraju, a jednocześnie dość trudno dostępnych w państwie przyjmującym. Chodzi tu przede wszystkim o lekarzy z Mongolii, specjalizujących się w procedurach akupunktury, nauczanej w państwie wysyłającym jako przedmiot uniwersytecki. Dla niektórych lekarzy etniczność i status imigranta (zwłaszcza w sensie prawnym, tj. przed naturali- zacją) bywa barierą w prowadzeniu własnej praktyki. Według opinii moich roz- mówców, wiąże się to z trudnościami administracyjnymi (nostryfi kacja dyplomu, konieczność ponownego odbywania specjalizacji), a niekiedy również z nieufno- ścią pacjentów czy środowiska lekarskiego.

BIBLIOGRAFIA:

Binod K. (2012), Migration of health workers and health of international migrants: framework for bridging some knowledge disjoints between brain drain and brawn drain, „International Journal of Public Policy”, vol. 8, nr 4–6, s. 266–280. Brzozowski N. (2010), Zjawisko drenażu mózgów w teorii ekonomii, Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, nr 843, s. 73–91. Chaloff J. (2008), Mismatches in the formal sector, expansion of the informal sector: immigration of health professionals in Italy, OECD Health Working Paper nr 34. Fóti K. (2013), Mobility and migration of healthcare workers in central and eastern Europe, EUROFUND. Jędrkiewicz H. (2012), Problematyka migracji lekarzy specjalistów w wybranych czasopismach i na internetowych forach medyków, „Problemy Higieny i Epidemiologii”, nr 93(1), s. 216–222. Kaczmarczyk P., Tyrowicz J. (2008), Migracje osób z wysokimi kwalifi kacjami, Warszawa: Fundacja Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych. Kangasniemi M., Winters L. A., Commander S. (2007), Is the medical brain drain benefi cial? Evidence from overseas doctors in the UK, „Social Science & Medicine”, vol. 65(5), s. 915–923. Kautsch M. (2013), Migracje personelu medycznego i ich skutki dla funkcjonowania systemu ochrony zdrowia w Polsce, „Zdrowie Publiczne i Zarządzanie”, nr 11(2), s. 169–179. Kautsch M., Czabanowska K. (2011), When the grass gets greener at home: Poland’s changing incentives for health professional mobility, w: Wismar M., Maier C. B., Glinos I. A., Dussault G., Figueras J. (eds), Health Professional Mobility and Health Systems Evidence from 17 European countries, World Health Organization. Khadria Binod, Migration of health workers and health of international migrants: Framework for bridging some knowledge disjoints between brain drain and brawn drain, “International Journal of Public Policy”, no 8 (4/5/6) 2012, ss. 266–280. Kloosterman R., van der Leun J., Rath J. (1999), Mixed Embeddedness: (In)formal Economic Activities and. Immigrant Businesses in the Netherlands, „International Journal of Urban and Regional Research”, nr 23(2), s. 253–267. 160 Katarzyna Andrejuk

Lorenzo F. M. E., Galvez-Tan J., Icamina K., Javier L. (2007), Nurse Migration from a Source Country Perspective: Philippine Country Case Study, „Health Services Research”, vol. 42 (3 pt 2), ss. 1406–1418. Makulec A. (2013), Konsekwencje migracji wysoko wykwalifi kowanego kapitału ludzkiego dla krajów wysyłających i migrantów na przykładzie personelu medycznego, CMR Working Papers 61/119, Warszawa: Ośrodek Badań nad Migracjami UW. Martin J. P. (2007), The Medical Brain Drain: Myths and Realities, w: International Migration Outlook: SOPEMI 2007 Edition, Paris: OECD. Murdoch A. (2011), Emigracja lekarzy z Polski, Warszawa: Ofi cyna Wydawnicza Szkoły Głównej Handlowej. OECD (2007), Immigrant Health Workers in OECD Countries in the Broader Context of Highly Skilled Migration, w: International Migration Outlook: SOPEMI 2007 Edition, Paris: OECD. OECD, WHO (2010), International Migration of Health Workers. Improving international co-operation to address the global health workforce crisis, Policy Brief,. Okeke E. N. (2013), Brain drain: Do economic conditions “push” doctors out of developing countries?, „Social Science & Medicine:, vol. 98, s. 169–178. Pang T., Lansang M. A., Haines A. (2002), Brain drain and health professionals, „British Medical Journal:, nr 324, s. 499–500. Vapor, Victor, Yu X. (2011), Double Whammy for a New Breed of Foreign-Educated Nurses: Lived Experiences of Filipino Physician-Turned Nurses in the United States, „Research and Theory for Nursing Practice”, Volume 25, Number 3, ss. 210–226(17) Waldinger R., Aldrich H., Ward R. and Associates (1990), Ethnic entrepreneurs. Immigrant Business in Industrial Societies, Sage Publications. Wismar M., Maier C. B., Glinos I. A., Dussault G., Figueras J. (eds) (2011), Health Professional Mobility and Health Systems Evidence from 17 European countries, World Health Organization. MIĘDZY ŚLĄSKIEM A TEKSASEM – ŚLĄSKIE WESTERNY JÓZEFA KŁYKA JAKO PRZYKŁAD PAMIĘCI PROTETYCZNEJ

JOLANTA SZYMKOWSKA-BARTYZEL Uniwersytet Jagielloński

BETWEEN AND – SILESIAN WESTERNS OF JÓZEF KŁYK AS AN EXAMPLE OF PROSTHETIC MEMORY

The article aims to present how the classical American western formula is used to build and preserve memory about Silesian history. Jozef Kłyk, one of the most recognizable amateur fi lm makers from the Silesia region, adopted the classical western form to tell stories based on Silesian emigration to Texas in the nineteenth century. He was inspired by Andrzej Brozek’s work: Ślązacy w Teksasie. Relacje o najstarszych osadach polskich w Ameryce (1972) and since late 1970s, together with the local community members of Bojszowy village he has been making fi lms telling the stories of Silesian emigrants and, through these stories, presenting Silesian culture and tradition. Kłyks’ activities exemplify Alison Landsberg’s observations on the crucial role of mass culture in creating memory, which she calls the prosthetic memory – a new form of cultural memory in which mass culture texts act as a prosthesis between an individual and a historical narrative about the past.

Key words: mass culture, prosthetic memory, Silesian emigration to Texas, classical western, Silesian western

Pamięci krewniaków, którzy przebyli szlak z Karwiny do Kolorado i Kalifornii (dedykacja z książki A. Brożka Ślązacy w Teksasie)

Studia Migracyjne – Przegląd Polonijny, z. 1 (155)/2015, ss. 161–178 PL ISSN 2081-4488 © 2014 Polska Akademia Nauk, Komitet Badań nad Migracjami 162 Jolanta Szymkowska-Bartyzel

W budowaniu tożsamości narodowej niezwykle ważną rolę odgrywa pamięć oraz praktyki służące jej podtrzymaniu. Mniej więcej od ostatniej dekady XX wieku problematyka pamięci zajmuje kluczowe miejsce w humanistyce, sku- piając zainteresowanie naukowców z najróżniejszych obszarów: historii, socjolo- gii czy kulturoznawstwa1. Pamięć przybiera różne formy i odgrywa istotną rolę w formowaniu narodu – pomniki, dzieła sztuki, literatura czy wreszcie kultura popularna, która zdominowała dyskurs sfery publicznej w rozmaitych obszarach, również w tym odnoszącym się do pamięci i pamiętania. Współcześnie to właśnie kultura popularna odgrywa coraz bardziej zauwa- żalną i znaczącą rolę w budowaniu pamięci, zaś dzięki z zasady uproszczonym, niewymagającym intelektualnego wysublimowania tekstom oraz procesom technicznej reprodukcji produkty kultury popularnej zyskują coraz to większy zasięg i dostępność. Alison Landsberg nazywa ten rodzaj pamięci „pamięcią pro- tetyczną”, czyli taką, w której doświadczenia ludzi z przeszłości są doczepione do ciał i umysłów współczesnych zwiedzających muzea i miejsca pamięci, ale też czytelników czy widzów. Dzięki tekstom kultury popularnej pamięć o wyda- rzeniach staje się dostępna nie tylko dla tych, którzy w nich uczestniczyli, ale przede wszystkim dla tych, którzy urodzili się wiele lat czy wieków po tych wydarzeniach. Co więcej, jak zauważa Landsberg: „Za pomocą technologii kul- tury masowej możliwe staje się nabycie pamięci, która nie jest «naturalnym» czy biologicznym dziedzictwem danej jednostki, dzięki czemu możliwe staje się poczucie swego rodzaj braterstwa czy pokrewieństwa z ludźmi, którzy w innym wypadku byliby postrzegani jako obcy”2. Taki proces najczęściej ma miejsce w kinie, gdzie podczas seansu widzowie identyfi kują się z bohaterami ogląda- nych wydarzeń i za pośrednictwem aktorskich kreacji uczestniczą w sytuacjach, w których nigdy się nie znaleźli. Pamięć protetyczna przenosi zatem doświadcze- nia uczestników poza bariery czasu, przestrzeni, kultury, rasy czy polityki, a kino,

1 Patrz szerzej m.in.: M. Halbwachs (2008), Społeczne ramy pamięci, Warszawa: PWN; J. Assmann (2008), Pamięć kulturowa. Pismo, zapamiętywanie i polityczna tożsamość w cywiliza- cjach starożytnych, Warszawa: Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego; A. Assmann (2013), Między historią a pamięcią. Antologia, Warszawa: Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskie- go; P. Connerton (1989), How Societies Remember, Cambridge: Cambridge University Press; P. Connerton (2009), How Modernity Forgets, Cambridge: Cambridge University Press; B. Szacka (2006), Czas przeszły: pamięć-mit, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe Scholar; J. Nowak (2011), Społeczne reguły pamiętania. Antropologia pamięci zbiorowej, Kraków: Nomos; M. Saryusz-Wol- ska (red.) (2009), Pamięć zbiorowa i kulturowa. Współczesna perspektywa niemiecka, Kraków: Universitas. 2 A. Landsberg (2004), Prosthetic Memory: The Transformation of American Remembrance in the Age of Mass Culture, New York: Columbia University Press, s. 22. Między Śląskiem a Teksasem – śląskie westerny Józefa Kłyka… 163 które Landsberg nazywa wręcz „technologią pamięci”3, jest jednym z ważniej- szych i najbardziej przekonujących nośników pamięci, a to głównie dlatego, że „ma unikalną zdolność do generowania uczuć empatycznych”4. Ślązacy, których historia szczególnie doświadczyła5 i którzy, jak twierdzi znawczyni tematyki śląskiej Maria Szmeja, „mają cały czas poczucie odrzuce- nia”6, w ramach wielu oddolnych inicjatyw szczególnie pielęgnują swoją kulturę, w tym również tworzą i podtrzymują poprzez różne praktyki pamięć o Śląsku i jego mieszkańcach. Jedną z takich praktyk jest sztuka fi lmowa. Filmowcy ślą- scy, tacy jak Kazimierz Kutz czy Lech Majewski, zyskali międzynarodową sławę, a ich fi lmy weszły do kulturowego mainstreamu, inni, jak Wojciech Wikarek czy Franciszek Dzida, kręcą fi lmy amatorsko, bez gwiazd i wielkich budżetów, i kamerą zapisują wydarzenia i postaci ważne dla śląskiej społeczności. Niniejszy tekst omawia bardzo interesujący i na swój sposób unikatowy przykład wykorzystania amerykańskiej kultury popularnej do utrwalania i pro- mowania tradycji śląskiej, której głównym celem jest zachowanie pamięci oraz wzmocnienie kulturowej tożsamości Ślązaków. Śląski reżyser Józef Kłyk jest znany i doceniany od dawna7, a jego twórczość jest rozpatrywana w kontekście

3 A. Landsberg (2003), Prosthetic Memory: the Ethics and Politics of Memory in an Age of Mass Culture, w: P. Grainge (red.), Memory and Popular Film, Manchester: Manchester University Press, s. 1. 4 Ibid., s. 150. 5 Warte uwagi publikacje dotyczące historii Śląska to m.in.: M. Czapliński, E. Kaszuba, G. Wąs, R. Żerelik (2002), Historia Śląska, Wrocław: Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego; J. Bahlcke, D. Gawrecki, R. Kaczmarek (2011), Historia Górnego Śląska. Polityka, gospodarka i kultura europejskiego regionu, Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej; M. Szmeja (2000), Niem- cy? Polacy? Ślązacy: rodzimi mieszkańcy Opolszczyzny w świetle badań socjologicznych, Kraków: Universitas; T. Kamusella (2007), Silesia and Central European Nationalisms: The Emergence of National and Ethnic Groups in Prussian Silesia and Austrian Silesia (1848 – 1918), Purdue Uni- versity Press. 6 M. Morys-Twardowski, Śląsk Cieszyński i Górny Śląsk to zupełnie inna tradycja, wywiad z Marią Szmeją, http://www.gorale.ustron.pl 7 Józef Kłyk został nagrodzony między innymi następującymi nagrodami: 1984 – nagroda Śląskiego Towarzystwa Filmowego im. Norberta Boronowskiego, 1984 – nagroda dziennikarzy na festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni za fi lm pt. „Człowiek znikąd”, 1999 – I na- groda w kategorii fi lmu amatorskiego na XIV Międzynarodowym Festiwalu Filmów Katolickich i Multimediów w Niepokalanowie, 2000 – grand prix Ogólnopolskiego Konkursu Filmów Ama- torskich w Koninie, 2000 – grand prix Festiwalu Filmów Nieprofesjonalnych „Kochać człowieka” w Oświęcimiu; patrz: http://www.pszczyna.pl Jego działalność budzi też duże zainteresowanie mediów i to nie tylko lokalnych, które na bieżąco donoszą o nowych aktywnościach czy fi lmowych przedsięwzięciach Kłyka, ale także ogól- nokrajowych i zagranicznych. Dość powiedzieć, że artykuły poświęcone Kłykowi i jego fi lmom były publikowane w dużych ogólnopolskich magazynach i gazetach, takich jak: „Kino”, „Film”, 164 Jolanta Szymkowska-Bartyzel niszowej działalności amatorskiej. Kłyk jest twórcą tzw. śląskich westernów8, które mogą być omawiane w szerszym kontekście badań kulturowych, stając się przykładem na to, jak treści, forma, środki wyrazu globalnych produktów kultury zostają w lokalnym środowisku kulturowym przekształcone, a następnie wyko- rzystane do zaspokojenia potrzeb społeczności lokalnej. W przypadku twórczości Kłyka chodzi o wykorzystanie formy klasycznego westernu do zapisywania pew- nych epizodów z historii Śląska, a ściślej rzecz ujmując – śląskiej emigracji do Teksasu. Wszyscy interesujący się problematyką czy historią emigracji znają historię grupy około 150 Ślązaków, biednych wieśniaków spod Opola, którzy jesienią 1854 wyruszyli z Wrocławia do Bremy, by następnie odbyć 60-dniową podróż morską do Galveston, portu w Zatoce Meksykańskiej w stanie Teksas. Stamtąd udali się w morderczy dwutygodniowy marsz wzdłuż rzeki San Antonio. Idąc przez dzikie, nieprzyjazne, pełne niespodzianek prerie, dotarli do ujścia rzeki, gdzie zdecydowali się założyć osadę, którą nazwali Panna Maria9. Według doku- mentów amerykańskich została ona zarejestrowana jako pierwsza polska osada w Stanach Zjednoczonych. Ślązacy uciekali przed głodem, biedą, zarazą oraz przed Niemcami, którzy na siłę wcielali ich do pruskiego wojska. Historie tek- sańskich osadników zostały zbadane i opisane przez Andrzeja Brożka w książce Ślązacy w Teksasie. Relacje o najstarszych osadach polskich w Ameryce z roku 1972. Autor opisuje losy wyprawy zainicjowanej przez księdza Leopolda Moczygębę oraz zamieszcza listy osadników do rodzin, relacje dziennikarzy i podróżników, którzy dotarli do Panny Marii, dając tym samym bardzo bogaty i przejmujący obraz wydarzeń, przeżyć i emocji jednych z pierwszych polskich emigrantów do Ameryki. W książce Brożka można znaleźć informacje o losach amerykańskich Ślązaków w czasie wojny secesyjnej, ich problemach z Indianami czy Ku-Klux-Klanem, który atakował nie tylko czarnoskórych, ale wszystkich „obcych”. Bezprawie, ciągłe ataki Indian, strzelby i pistolety oraz wiele fascy- nujących historii, które wtedy się wydarzały, a które zostały mniej lub bardziej

„Przekrój”, „Gazeta Wyborcza”, „Rzeczpospolita”, oraz w periodykach zagranicznych, takich jak „Los Angeles Times” czy „Zeit Magazine”. Zrealizowano też wiele programów telewizyjnych poświęconych sylwetce Kłyka zarówno w lokalnej telewizji TVP Katowice, jak i w programach ogólnopolskich. Powstały również fi lmy dokumentalne o Józefi e Kłyku, np. Wolny człowiek w reż. Wojciecha Barczaka (1994) czy Śląski Teksas w reż. Ryszarda Romanowskiego (1999). 8 Zarówno termin ‘śląski western’; jak i wymiennie, choć rzadziej stosowany ‘kiełbasa we- stern’, były terminami używanymi przez dziennikarzy. Trudno jest jednoznacznie wskazać ich twórcę. 9 A. Brożek (1972), Ślązacy w Teksasie. Relacje o najstarszych osadach polskich w Ameryce, Warszawa – Wrocław: PWN, s. 14. Między Śląskiem a Teksasem – śląskie westerny Józefa Kłyka… 165 barwnie opisane w książce Brożka, stały się wdzięcznym materiałem na fi lm, a w formułę westernu wpisywały się wręcz idealnie. To jednak nie książka Brożka stała się dla Józefa Kłyka inspiracją do kręcenia fi lmowych historii zamkniętych w formule westernu, choć, jak się okaże, odegrała kluczową rolę na pewnym etapie kariery utalentowanego pasjonata z Bojszów. Western, choć oryginalnie opowiada historię osadzoną w amerykańskiej rzeczywistości geografi cznej i historycznej, jest popularny na całym świe- cie. Amerykańskie historie dziejące się na Dzikim Zachodzie oraz, a może przede wszystkim, rozwiązania fabularne były inspiracją dla wielu twórców we Włoszech – („spaghetti western”), w krajach obozu socjalistycznego, NRD czy Jugosławii („eastern”), czy w tak dalekich i odmiennych kulturowo krajach jak Japonia, Tajlandia czy Chiny. Westerny stały się historiami uniwersalnymi i o globalnym zasięgu. Cynthia J. Miller i A. Bowdoin Van Riper we wstępie do niedawno opublikowanej książki International Westerns: Re-Locating the Fron- tier, uzasadniają popularność westernów uniwersalnym charakterem bohaterów, którzy spełniają pewne społeczne funkcje potrzebne w każdym społeczeństwie, nie tylko w dziewiętnastowiecznej Ameryce: „Ikony i tematy klasycznego, ame- rykańskiego westernu przynależą do pewnego konkretnego momentu w ame- rykańskiej historii i poruszają sprawy i problemy, które, w tamtym momencie, defi niowały naród i jego kulturę. Sprawy te (…) jednakże nie dotyczą wyłącznie Stanów Zjednoczonych. Bohaterowie tradycyjnego Zachodu długo byli postrze- gani jako strażnicy cywilizowanego świata – ponoszący odpowiedzialność za strzeżenie granicy między porządkiem a chaosem, cywilizacją i barbarzyństwem (…). Byli przedstawicielami moralnego porządku i ikonami narodowej tożsamo- ści. Ta wizja amerykańskiego Zachodu, uwieczniona, promowana i propagowana w niezliczonych kinowych opowieściach, zawieszona była na pojęciu postępu oraz ideach i inwencjach służących projektowi tworzenia narodu”10. Bohaterowie westernów ze swym uniwersalnym zestawem cech i problemów, z którymi musieli się zmierzyć, sprawili, że westerny były zrozumiałe i bliskie odbiorcom różnych kultur. Również Józef Kłyk jako młody pasjonat kina zafa- scynował się tym gatunkiem. Józef Kłyk pochodzi z niewielkiej wsi Bojszowy leżącej koło Oświęcimia. Urodził się w roku 1950 i od najmłodszych lat pasjonował się ruchomymi obra- zami. Realizował swoją fascynacje nie tylko poprzez pracę w obwoźnym kinie, jakich wiele krążyło wtedy po Polsce, ale także sam chwycił za kamerę: „W 1967 roku, mając 17 lat, kupiłem fi lmową kamerę 8 mm typu Sport radzieckiej pro-

10 C. J. Miller, B. A. Van Riper (2014), Introduction, w: C. J. Miller, B.A. Van Riper (red.), International Westerns: Re-Locating the Frontier, Lanham: Scarecrow Press, s.xii. 166 Jolanta Szymkowska-Bartyzel dukcji i zacząłem kręcić pierwsze swoje fi lmy”11. O ile technologia wspierająca zainteresowania młodego Kłyka pochodziła z właściwej strony żelaznej kur- tyny, o tyle inspiracji w zakresie fabuł i rozwiązań formalnych dostarczała mu kinematografi a amerykańska. Warto podkreślić, że Kłyk jest pasjonatem samo- ukiem. Nigdy nie uczęszczał do szkół fi lmowych, nie brał udziału w kursach ani warsztatach. Jedynie staranna obserwacja i analiza oraz metoda prób i błędów pozwoliły mu rozwinąć warsztat fi lmowy. Przedmiotem analiz i obserwacji były fi lmy produkcji amerykańskiej. Najpierw były to amerykańskie komedie nieme inspirowane fi lmami Charliego Chaplina czy Bustera Keatona, które, jak sam wspomina, kręcił dlatego, że jego kamera nie pozwoliła na nakręcenie niczego innego jak tylko niemej komedii. „Szybko zorientowałem się, że tego typu urzą- dzeniem (kamerą bez głosu, 16 klatek na sekundę; kamery zawodowe miały 24 klatki) mogę kręcić tylko komedie, bo samorzutnie robił się obraz groteskowy, lekko przyspieszony”12. Niemal w tym samy czasie zafascynował go również amerykański western, gatunek dobrze znany w Polsce Ludowej. Polacy oglądnęli wtedy wiele amerykańskich westernów: W samo południe (1954), 15:10 do Yumy (1957) czy Rio Bravo (1959) i wiele innych słynnych westernów z najlepszego ich hollywoodzkiego okresu i dzięki temu oswoili się z rozwiązaniami fabular- nymi, ikonografi ą gatunku czy głównymi bohaterami. Również telewizja polska prezentowała popularne amerykańskie seriale, których akcja toczyła się na Dzi- kim Zachodzie. Słynna Bonanza, opowiadająca o losach i przygodach rodziny Cartwrightów, była znana każdemu niemal Polakowi. Również powieści, których akcja osadzona była na amerykańskim Zachodzie, były w Polsce niezwykle popu- larne – idealistyczne wizje Dzikiego Zachodu Jamesa Fenimore’a Coopera, czy fascynujące powieści Karola Maya o dzielnym Winnetou i jego białym przyja- cielu Oldzie Shatterhandzie biły rekordy czytelnictwa wśród polskiej młodzieży. W tym kontekście zrozumiała staje się fascynacja Józefa Kłyka westernem oraz jego znajomość rozwiązań formalnych i narracyjnych tego gatunku. Początkowo Kłyk opierał swoje westernowe historie na wydarzeniach wyję- tych z oryginalnych amerykańskich fabuł. Jego pierwszy western Napad na dyliżans (1968) był krótką opowieścią inspirowaną słynnym Napadem na eks- pres Edwina Portera z 1903 roku, 12-minutową opowieścią, która przez history- ków kina uznana jest za pierwszy amerykański western określający już bardzo wyraźnie podstawowe wyznaczniki gatunku. Western Kłyka jednak, zamiast być pouczającą opowieścią o walce dobra ze złem, nieoczekiwanie wywoływał efekt

11 J. Kłyk (2010), Mój śląski Teksas. Bojszowy – Panna Maria, Bojszowy: Urząd Gminy w Bojszowach, s. 11. 12 Ibid. Między Śląskiem a Teksasem – śląskie westerny Józefa Kłyka… 167 komediowy, co wynikało ze wspomnianych ograniczeń technicznych. Podobny efekt wywoływał kolejny western Kłyka, nieco już dłuższy Dyliżans do Kansas (1969), inspirowany innym klasykiem, Dyliżansem (1939), wyreżyserowanym przez hollywoodzkiego mistrza gatunku Johna Forda. Komiczne efekty nie były skutkiem, jak twierdzi sam Kłyk, wyłącznie działania sowieckiej kamery, ale także braków i niedoskonałości innych elementów istotnych przy produkcji fi l- mów, takich jak miejsce akcji, dekoracje, kostiumy czy gra aktorska. „Dyliżanse jechały po polnej drodze, bo konie tak były nauczone i nie chciały iść inaczej. Kowboje i Indianie biegali po kartofl isku i mieliśmy indiańską piechotę, bo we wsi nie było wystarczającej ilości koni”13 – wspomina Kłyk swoje pierwsze doświadczenia z westernowym, a jednak bardzo swojskim światem. Uczył się na własnych błędach, eksperymentując i starając się używać jak najprostszych i najtańszych rozwiązań, aby osiągnąć pożądany efekt, taki, jaki widział w holly- woodzkich produkcjach kosztujących miliony dolarów. Sam wspomina, że ludzie nie traktowali go wtedy poważnie: „Kiedy miałem 20 lat, patrzyli się za mną i myśleli: «ee, jaki głupi z łukiem lata». Okazało się, że mam prawie 60 lat i dalej z łukiem latam. Wtedy się tego wstydziłem, dlatego zacząłem szukać dla tego jakiegoś podparcia”14. Wkrótce odtwarzanie i naśladowanie amerykańskich pro- dukcji przestało mu wystarczać, a jego westerny stały się czymś więcej niż tylko beztroską i nieco groteskową zabawą w kowbojów i Indian oraz bezrefl eksyjną kopią fi lmów hollywoodzkich. Wprawdzie Kłyk pozostał przy formule klasycz- nego westernu, lecz wypełnił ją inną treścią, estetyką i wartościami. Wypracował własny, autorski i niepowtarzalny styl opowiadania o kowbojach, osadnikach i Indianach, tworząc nowy podgatunek zwany „śląskim westernem” lub też nieco sarkastycznie i w analogii do „spaghetti westernu” – „kiełbasa westernem”. Kłyk wyszedł też poza kategorię fi lmowca amatora, ciągle w aspekcie formalnym nim pozostając, ponieważ stworzył swój wyraźny autorski styl i jeszcze wyraźniejsze przesłanie, aby zachować Śląsk, jego historię, język, kulturę i ludzi. Western stał się dla Kłyka formą do zapisywania i przechowywania pamięci o śląskiej trady- cji i historii. Jego następne westerny Człowiek znikąd (1980–83), Full śmierci (1984–86) oraz Wolny człowiek (1988–91), tworzą tak zwaną śląską trylogię, znaną pod wspólnym tytułem Na szlaku bezprawia i należącą niewątpliwie do najsłynniejszych osiągnięć fi lmowych Kłyka.

13 J. Kłyk (2010), Mój śląski Teksas. Bojszowy – Panna Maria, Bojszowy: Urząd Gminy w Bojszowach, s. 15. 14 W. Szwiec (2012), Filmowe Południe: Kino amatorskie na Górnym Śląsku, Mikołów: Wy- dawnictwo Miejskiej Biblioteki Publicznej, s. 141. 168 Jolanta Szymkowska-Bartyzel

To właśnie do opowiadania w westernowym formacie losów amerykańskich Ślązaków zainspirowała Kłyka lektura książki Brożka, w której zobaczył on historię ludzkiej rozpaczy i determinacji, historię ludzkich marzeń o lepszym świecie i lepszej przyszłości, i o zderzeniu tych marzeń z surową rzeczywisto- ścią, która nie zostawiała zbyt wiele miejsca na złudzenia. Historie w naukowym opracowaniu Brożka są pełne emocji, tęsknoty i walki. Pokazują zagubienie pierwszych amerykańskich Ślązaków w nowych amerykańskich okolicznościach, ale też niezwykłą siłę czerpaną ze śląskiej tradycji, kultury i religii. Losy pierw- szych śląskich osadników opisane przez Brożka wydały się Kłykowi warte zapi- sania i przypomnienia. „Na dodatek wtedy też Józef Kłyk przypomniał sobie, że właśnie w Bojszowach są ślady owych «amerykańskich Ślązaków». Przywołuje tu pana Dubiela, który mieszkał w Teksasie przez wiele lat, a potem powrócił do Bojszów i pasł krowy. Często opowiadał o Teksasie, a jak go pytano, gdzie jest ta Ameryka, to odpowiadał: «Tam, kaandy słońce zachodzi» i pokazywał na niebo nad lasem. Innym Bojszowianinem, który przez jakiś czas mieszkał w Ameryce, był Pietrek Sklorz, dla którego własność prywatna, na wzór amerykańskich, była świętością. Tuż przed wybuchem wojny, w 1939, mówił: «Jak bydzie wojna, to niech się ta strzelają, byle do mnie na plac nie wchodzili». Jednym słowem był to kowboj całą gębą, ale Niemcy niestety nie uszanowali jego własności”15. Kłyk znalazł wspólne nici łączące Amerykę ze Śląskiem, sankcjonując tym samym wybór westernowej formuły jako konstrukcji narracyjnej do swoich fi l- mowych opowieści. Głównym celem działań fi lmowych Kłyka jest promocja i ochrona tożsamości śląskiej: opowiadanie historii Śląska i opis zwyczajów, strojów i krajobrazów są w całości w śląskim etnolekcie. Zawłaszczenie przez Józefa Kłyka formy amery- kańskiego westernu do tego, by opisywać i zachowywać pamięć o śląskiej histo- rii i tradycji, staje się w pełni zrozumiałe w kontekście doświadczeń kulturowych Ślązaków. W zetknięciu z każdą z kultur inwazyjnych Ślązacy radzili sobie, przysposabiając ją do swoich celów, nigdy całkowicie się nie asymilując, zawsze zachowując kulturową odrębność. Podobnie stało się z kulturą amerykańską, której formuła została przejęta, by służyć budowaniu i podtrzymywaniu śląskiej tradycji i kultury. Podobnie dzieje się również w historiach Ślązaków w Ame- ryce, tych opisanych przez Brożka i tych wyszukanych i sfabularyzowanych przez Kłyka. Śląskość może przeszkadzać lub pomagać, ale zawsze towarzyszy bohaterom Kłyka, czy to szeryfowi, czy bandycie, gospodyni czy dziewczynie z saloonu. Teksas Kłyka to Śląsk, tylko gdzie indziej.

15 Józef Kłyk, http://www.bojszowy.pl/pl/5327/0/Jozef_Klyk.html Między Śląskiem a Teksasem – śląskie westerny Józefa Kłyka… 169

Kłyk opowiadał swoją kamerą śląskie historie, tworzył bohaterów, relacjono- wał wewnętrzne stosunki śląskich emigrantów i ich interakcje z innymi mieszkań- cami Teksasu. To wszystko można odnaleźć w śląskiej trylogii. Człowiek znikąd, fi lm wykorzystujący oś narracyjną Jeźdźca znikąd (1953) w reżyserii George’a Stevensa, to opowieść o młodym rewolwerowcu, pomagającym lokalnej społecz- ności rolników w walce z bogatym właścicielem bydła, który chce przejąć ich ziemię. Steevens stosuje najbardziej klasyczne rozwiązania fabularne, opowiada- jąc historię samotnego i sprawiedliwego, który walczy ze złem. Ta archetypiczna fabuła była dla Kłyka najbardziej pociągająca. Jest bowiem tak uniwersalna, że można wpisać ją w każdy niemal kontekst kulturowy. Głównym bohaterem opowieści Kłyka jest Wawrzyn Złotko, Ślązak, który musiał opuścić ojczyznę, ponieważ zabił pruskiego żandarma. Jego ojczyzny nie ma wtedy nawet na mapie, jest więc prawdziwym „człowiekiem znikąd”. Przy- bywa do Teksasu i zostaje bandytą, tajemniczym kowbojem z nieznaną przeszło- ścią, który, jak to bywa w klasycznych westernach, po wypełnieniu moralnego zobowiązania – zemsty za śmierć niewinnych Ślązaków, zabitych przez bandę zwyrodnialców – zaczyna nowe życie w śląskiej osadzie Panna Maria w Teksasie. W kolejnych częściach trylogii Kłyk kontynuuje historię Wawrzyna, któremu nie- raz jeszcze przyjdzie zmierzyć się ze złem, niesprawiedliwością, które spotykają śląskich osadników w Teksasie. Wawrzyn jest typem bohatera mającego arche- typiczne cechy kowboja: odważny, bezkompromisowy, wie, że polegać może wyłącznie na sobie i w związku z tym stosuje w życiu zasady bardzo niejedno- znaczne moralnie i etycznie. Z drugiej jednak strony Wawrzyn to typowy Ślązak – gra go zresztą sam Kłyk – dla niego ważne są zasady i wartości społeczności, z której się wywodzi: religijność, solidarność, tradycja. Ślązacy w westernach Kłyka prezentują najwyższe moralne wartości i racje etyczne, do których inne grupy narodowościowe powinny aspirować. Ostatnia część śląskiej trylogii zaty- tułowana Wolny człowiek opowiada o powrocie Wawrzyna do ojczyzny. Tęsknota nie pozwala mu znaleźć szczęścia w Teksasie. W tej postaci i jej rozterkach Kłyk przedstawia problemy i dylematy każdego niemal emigranta, rozdartego między dwie ojczyzny i nieznajdującego pełni szczęścia w żadnej z nich. Znane również z książki Brożka są problemy i emocje śląskich imigrantów do Ameryki, ich tęsk- nota za utraconą ojczyzną. Wawrzyn wraca, ponieważ czuje, że jego kowbojska odwaga i efektywność są potrzebne w ojczyźnie – jest rok 1939 i właśnie Niemcy zaatakowali Polskę. Wawrzyn jako kowboj z Teksasu walczy na koniu przeciwko nazistom. Kłyk bowiem dość umownie traktuje i porządek historyczny, i prze- strzeń, w której umiejscawia akcję. Ta umowność, to, że Teksas to tak naprawdę łąki i kowbojskie miasteczko koło Bojszów, pozwala jednoznacznie wskazać, co jest najważniejsze w fi lmach Kłyka: nie chodzi wcale o spektakularne efekty 170 Jolanta Szymkowska-Bartyzel

fi lmowe, wspaniałe kostiumy czy profesjonalną grę aktorską, lecz o pamięć. Zapisanie i przekazanie kolejnym pokoleniom prawdy o życiu przodków, o ich zwyczajach i tradycji. Znalezienie odpowiedzi na pytanie, skąd pochodzą i co jest dla nich ważne. Na kilka lat Kłyk opuszcza teksańskie tematy, by zapisywać za pomocą kamery inne ważne dla Ślązaków wydarzenia – powstania śląskie, wyda- rzenia II wojny światowej zostają odtworzone w kolejnych fi lmach Kłyka. Są to opowieści niezwykle ważne z punktu widzenia śląskiej tożsamości i pamięci kulturowej, być może ważniejsze od historii XIX-wiecznej emigracji, bo bar- dziej współczesne i na pewno warte naukowej analizy, lecz wykraczające poza założenia tego tekstu, który koncentruje się wyłącznie na wykorzystaniu formuły popkulturowego westernu do zapisywania śląskiej historii i kultury. W 1999 r. Kłyk powraca do tematyki teksańskiej i reżyseruje kolejny śląski western zatytułowany Dwaj z Teksasu, który opowiada historię autentycznych postaci historycznych. Marcin Mroz (M’Rose) był Ślązakiem i znanym w całym Teksasie złodziejem bydła, zaś jego przyjaciel John Wesley Hardin niezwykle popularnym rewolwerowcem i prawnikiem, a po latach nawet kimś w rodzaju ludowego bohatera, postacią na poły legendarną. Panowie spotkali się w El Paso, a gdy Mroz z powodu notorycznych kradzieży trafi ł do więzienia, Hardin uwiódł jego żonę, piękną Helenę, byłą prostytutkę. Obaj – najpierw przyjaciele, a potem zaciekli wrogowie – zginęli z rąk Texas rangers i leżą koło siebie na cmentarzu Concordia w El Paso. Wspaniała, pełna dramatyzmu i zwrotów akcji historia była wdzięcznym tematem na fi lmową opowieść, lecz nie tylko ona jest dla Kłyka ważna. Dwaj z Teksasu, jeszcze dobitniej niż śląska trylogia wskazuje, co leży w centrum zainteresowania reżysera. Pasjonująca historia i losy dwóch bardzo wyrazistych bohaterów są równie ważne jak śląska tradycja, obyczaje, rytuały, tradycyjne stroje i język, bo, jak w fi lmie mówi matka rodu Mrozów: „Aby przetrwać w tej Hameryce, muszymy żyć według swej wiary i obrządku śląskiego, bo inaczej się zatracimy”16. Kłyk przedstawia kulturę śląską niejako w opozycji do kultury amerykańskiej w jej teksańskim wydaniu – z tą nie sympatyzuje, a wręcz ją potępia lub z niej szydzi. Westernowe historie Kłyka są zamknięte w formule klasycznego westernu, zbudowanego na bazie typowych rozwiązań narracyjnych, oparte na konwencjonalnej fabule i sprawdzonych, znanych tematach. Zawierają również wszystkie wymagane jako wyznaczniki gatunku elementy strukturalne: bohater, społeczność, czarny(e) charakter(y). Kłyk korzysta z formuły klasycz- nego westernu w sposób konsekwentny i rygorystyczny, czyniąc całą opowieść

16 J. Kłyk (2010), Mój śląski Teksas. Bojszowy – Panna Maria, Bojszowy: Urząd Gminy w Bojszowach, s. 27. Między Śląskiem a Teksasem – śląskie westerny Józefa Kłyka… 171 w pewnym sensie oczywistą, przewidywalną i w ten sposób transparentną, uwagę widzów mają bowiem przyciągać inne aspekty ekranowej rzeczywistości, a mia- nowicie śląska kultura i tradycja. Nie znaczy to wcale, że Kłyk ignoruje teksańską rzeczywistość, wręcz przeciwnie – bardzo starannie studiuje historię i geografi ę amerykańskiego Dzikiego Zachodu i z dużą dbałością traktuje każdy szczegół. Jednakże, gdy tylko coś ważnego z punktu widzenia śląskiej tradycji, historii czy kultury ma być pokazane, cała akcja zostaje zwolniona i kamera skupiona jest wyłącznie na śląskości. Westernowa akcja odchodzi na bok, za to na pierwszym planie pojawiają się Bojszowy, stroje, język, historia i tradycja śląska. W Dwóch z Teksasu Kłyk prezentuje na przykład tradycyjne śląskie wesele. Kamera wolno pokazuje elementy śląskiego stroju weselnego, dekoracje na stołach, weselny poczęstunek i wreszcie całą rytualną ceremonię. Wszystkie westernowe działania zostają wstrzymane, cały obrządek ślubu i wesela śląskiego zostaje zrelacjono- wany ze skrupulatnością dokumentalisty. Jakby Kłyk zdawał sobie sprawę, że schematyczne rozwiązania fabularne, znane z setek klasycznych westernów, nie uczynią jego opowieści niezwykłą, ale wyjątkowość śląskiej tradycji i kultury – już tak. Zachowaniu pamięci o przodkach służy nie tylko westernowa opowieść, ale również, a może przede wszystkim, rytuał, który w przypadku westernów Józefa Kłyka dostrzegamy na dwóch płaszczyznach. Pierwsza płaszczyzna, na której pojawiają się rytualne zachowania służące budowaniu i podtrzymaniu pamięci, jest niejako konsekwencją faktu, że western, a szczególnie western klasyczny, należy do tak zwanego kina gatunku, które samo w sobie jest rytuałem. Rytualny charakter kina gatunku wynika z dużej stabilności konwencji w nim występują- cych. Konwencje fi lmowe są znane odbiorcom, zanim jeszcze fi lm obejrzą, a skła- dają się z takich elementów, jak: powtarzalna fabuła, stereotypowi bohaterowie, akceptowana wymowa czy przesłanie fi lmu, rozpoznawalne i oswojone metafory czy charakterystyczny język, jakim posługują się bohaterowie. Rick Altman w tekście z roku 1977 Towards a Theory of Genre Film, wyróżnia siedem cech charakterystycznych, które „identyfi kują i defi niują gatunek fi lmowy”17. Według Altmana wszystkie fi lmy gatunkowe mają charakter dualistyczny, ponieważ budują znaczenia na zasadzie zestawiania przeciwieństw, np. bohaterów złych i dobrych, kobiet i mężczyzn, starych i młodych. Kino gatunku charakteryzuje również powtarzalność, ponieważ ciągle powtarzają się te same historie, motywy, bohaterowie czy ustawienia kamery, które są dodatkowo kumulowane. Powta-

17 Ch. F. Altman (1977), Towards a Theory of Genre Film, w: B. Lawton, J. Staiger (red.), Film: Historical, Theoretical Speculations. The 1977 Film Studies Annual, part 2, Pleasantville – New York: Redgrave, s. 38. 172 Jolanta Szymkowska-Bartyzel rzalność i kumulatywność sprawiają, że kino gatunku jest przewidywalne. Jeste- śmy w stanie dokładnie przewidzieć w nim rozwój akcji, a nawet jej zakończenie. „Ludzie oglądają kino gatunku, aby odnowić kontakt ze starymi przyjaciółmi, usłyszeć stare historie, uczestniczyć w wydarzeniach, które wydają im się zna- ne”18. Co więcej, kino gatunków charakteryzuje duża dawka nostalgii – ponieważ akcja większości fi lmów dzieje się w miejscach i czasach ważnych dla historii narodu, np. western mówi o czasach kolonizacji Zachodu, fi lm gangsterski o cza- sach prohibicji czy Wielkiego Kryzysu. Wszystkie te aspekty sprawiają, że kino gatunku jest otwarte na różnorodne interpretacje i zawsze pełne, ukrytych pod opowiadanymi historiami znaczeń i obrazów, które pokazuje. Te symboliczne cechy kina gatunku sprawiają, że spełnia ono ważną rolę społeczną, polegającą na wywołaniu u odbiorców pewnego rodzaju zadowolenia ich obecnym życiem poprzez ponowne wprowadzenie równowagi społecznej oraz „zniwelowanie niepokojów seksualnych, fi nansowych czy narodowych”19, zaś siedem wymie- nionych wyżej cech kina gatunku czyni je formą rytuału, ponieważ „Rytuał jest dualistyczny, jak mity do których nawiązuje. Rytuał jest powtarzalny, zarówno w swojej jednostkowej realizacji, jak i na przestrzeni czasu. (…). Rytuał jest kumulatywny; żadne pojedyncze zachowanie rytualne nie będzie w stanie wyra- zić pełni mitu kulturowego, lecz wszystkie rytualne aktywności wzięte razem określają mit. Rytuał jest przewidywalny, zawsze realizuje określony wcześniej wzorzec (…).Rytuał jest nostalgiczny – ustanawia ciągłość między przeszłością a teraźniejszością”20. Te kluczowe aspekty wspólne dla kina gatunku i rytuału sprawiają, że odbiór tych fi lmów staje się aktywnością zrytualizowaną. W klasycznym westernie, podobnie jak w rytuale, łączą się przeciwstawne siły społeczne i kulturowe, takie jak tradycja i nowoczesność, porządek i chaos czy natura i kultura. Klasyczne westerny są amerykańskimi moralitetami – zawsze przekazują pouczające, moralne przesłanie i spełniają ważą funkcję społeczną: w symboliczny i niein- wazyjny sposób odpowiadają na trudne pytania widzów i rozładowują napięcia nagromadzone wewnątrz danej społeczności. Jednak, jak każdy inny fi lm gatun- kowy, produkowany na masową skalę przez hollywoodzkie „fabryki snów” również western spełnia swoje rytualne funkcje bardzo powierzchownie. Działa jak doraźnie zażywane pigułki, które rozładowują emocje nagromadzone wśród wielokulturowej widowni.

18 Ibid., s. 39. 19 Ibid., s. 40. 20 Ibid., s. 41. Między Śląskiem a Teksasem – śląskie westerny Józefa Kłyka… 173

Śląskie westerny Józefa Kłyka, czerpiące z klasycznej formuły gatunku, a wypełnione lokalną treścią, stały się rodzajem gesta deorum, opowiadającymi historie z życia śląskich bohaterów oraz zapisem śląskiej historii i tradycji powoli zanikających pod wpływem globalnych tendencji i zjawisk kulturowych. Oglą- danie ich jest aktywnością towarzyską, doświadczaną w grupie w towarzystwie sąsiadów, członków rodziny, innych Ślązaków. Taki sam charakter ma odbiór fi lmów Kłyka w społeczność śląskiej w Teksasie. Jak jednak twierdzi sam reży- ser, jego fi lmy są ważne nie tylko dla bojszowian czy śląskich Teksańczyków, lecz także dla innych Górnoślązaków, którzy widzą w fi lmach Kłyka zapis swojej własnej historii oraz szanse na bodaj krótki powrót do korzeni. W tym sensie westerny Kłyka budują pamięć protetyczną z jeszcze większą empatią niż to ma miejsce przy oglądaniu fi lmów Kłyka przez widzów niezwiązanych z Bojszami czy Śląskiem w ogóle, widzów, którzy w procesie projekcji – identyfi kacji – nie doświadczają tak silnego współodczuwania z bohaterami ekranowymi, jak to się dzieje w przypadku odbiorców ze śląskimi korzeniami. Rytualny odbiór fi lmów w społeczności, która identyfi kuje się z ekranowymi historiami z powodu wspól- nego pochodzenia wzmacnia siłę odziaływania fi lmów na emocje odbiorców. Westerny Kłyka nie są jednak zrytualizowane jedynie na poziomie ich odbioru w akcie oglądania. Proces rytualizacji występuje także na drugiej płaszczyźnie, którą jest proces produkcji fi lmów. Obecność rytualnych aspektów można zaob- serwować zarówno w działaniach reżysera, jak i w czynnościach i zachowaniu całej fi lmowej ekipy, którą są mieszkańcy Bojszów uczestniczący w produkcji westernów jako aktorzy, statyści czy pomoc techniczna. Dla reżysera proces produkcji jest swego rodzajem misterium, w czasie którego Kłyk organizuje cały fabularny świat. Będąc jednocześnie reżyserem i operatorem, Kłyk staje się demiurgiem powołującym do życia świat, który dawno przeminął. Cały proces twórczy – od pomysłu fabuły, poprzez całą organizację produkcji: plan fi lmowy, kostiumy i aktorów, aż do premiery fi lmu – składa się z powtarzalnych działań, które muszą zostać wykonane w procesie tworzenia fi lmowego świata. W swoich westernach Kłyk również wciela się w role głównych bohaterów, wokół których organizuje całą narrację. Wawrzyn Złotko w trylogii czy szeryf John Rzeppa w Dwóch z Teksasu, pozwalają Kłykowi utrzymać jednocześnie pozycję twórcy i uczestnika. Towarzyszy mu jednocześnie poczucie misji kronikarza – tego, w którego rękach leży obowiązek zapisania dziejów społeczności – i poczucie uczestnika rytuałów towarzyszących temu zapisowi. Kłyk jest i kapłanem czu- wającym nad prawidłowym odprawieniem rytuału, i uczestnikiem, członkiem społeczności, która w tym rytuale uczestniczy. Dla bojszowian fi lmy Kłyka stały się czymś więcej niż tylko ekstrawagancją szalonego reżysera. Kłyk robi je od lat 60. i stał się ważną instytucją kulturalną 174 Jolanta Szymkowska-Bartyzel w Bojszowach, na Górnym Śląsku i wśród polskiej społeczności w Pannie Marii. Zrytualizowane działania przy produkcji fi lmów ustalają interakcje pomiędzy zbiorową reprezentacją życia w tej społeczności a indywidualnym doświadcze- niem i zachowaniami jej członków. Mieszkańcy Bojszów są bardzo zaangażowani w produkcję fi lmów Kłyka. Czują się współodpowiedzialni i wspierają każdy fi l- mowy projekt reżysera. Są albo aktorami, albo dostawcami rozmaitych towarów i usług potrzebnych na planie: kostiumów, rekwizytów, żywności. Wypożyczają swoje domy, ogrody, zabudowania gospodarskie, a także dzieci i zwierzęta. Jeden z gospodarzy zamienił swoją bryczkę w dyliżans, a inny – swoje konie pocią- gowe w dzikie ogiery. Sam Kłyk wykonał osobiście bardzo wiele elementów służących do odtworzenia teksańskiej rzeczywistości: pistolety, strzelby, siodła, a w swoim domu w piwnicy zrekonstruował wnętrze typowego saloonu. W nim właśnie zostały nakręcone wszystkie sceny dziejące się w saloonach. Kłyk jest bardzo zaradny i pomysłowy, w ciągu dwóch godzin jest w stanie zorganizować cały plan fi lmowy, łącznie ze sprzętem technicznym, stadami bydła i końmi. Jest też plastycznie utalentowany: czego nie może zdobyć lub kupić, na pewno zrobi, namaluje czy wyrzeźbi. Społeczność Bojszów, wiedziona pasją i determinacją Kłyka, zbudowała nawet westernowe miasteczko ze wszystkimi wymaganymi elementami architektonicznymi. Jest tam i biuro szeryfa, i farmer’s store, i gene- ral store, i saloon rzecz jasna. Według Victora Turnera „rytuał zapewnia stworzenie swoistej twórczej anty- -struktury, różnej od sztywnego porządku społecznego, hierarchii i tradycji”21. W tych okolicznościach fi kcyjne światy westernu stają się dla uczestników pro- cesu produkcyjnego okazją do zrytualizowanej rozrywki. Tak jak w tradycyjnych przedstawieniach religijnych – wielkanocnych przedstawieniach pasyjnych czy bożonarodzeniowych jasełkach – ci sami aktorzy przez lata grają Jezusa, Piłata czy Marię, tak u Kłyka ten sam sąsiad gra bandytę lub wodza Indian. Co ciekawe, role fi lmowe często odzwierciedlają faktyczne role społeczne aktorów – i tak na przykład jedna z bojszowskich szanowanych i bardzo charyzmatycznych oby- watelek zawsze gra matkę śląskiej rodziny w Teksasie. „Kłyk (…) nie zabiega o zawodowego aktora. W jego fi lmach grają mieszkańcy Bojszów i okolic. Tam chyba każdy jest aktorem. Na wezwanie Kłyka na planie stawiają się właściciele krów, koni, wozów i powozów. Stawia się lokalny kwartet muzyczny i odtwórcy ról – większość ma już własne stroje. Jeśli jest potrzeba, Kłyk osobiście szyje

21 M. C. Bell (1992), Ritual Theory, Ritual Practice, Oxford – New York – Toronto: Oxford University Press, s. 20–21. Między Śląskiem a Teksasem – śląskie westerny Józefa Kłyka… 175 odpowiedni kostium. Oczywiście, wszystko to dzieje się dość spontanicznie i za darmo”22. Aktywności związane z kręceniem fi lmu stały się dla bojszowian rytualną formą rozrywki. Jedyny czas, kiedy fi lm może być kręcony, to niedzielne popołu- dnie – kiedy po obowiązkowym uczestnictwie w nabożeństwie ludzie przebierają się w fi lmowe kostiumy, zabierają potrzebne rekwizyty i zbierają się na planie fi lmowym, by stać się kowbojami i Indianami. Przeważnie w takich społeczno- ściach niedzielne popołudnia wypełniają spotkania towarzyskie lub wydarzenia sportowe, bojszowianie jednak kręcą fi lmy o przeszłości Śląska. Dla tych ludzi robienie westernów jest formą zabawy, którą Johan Huizinga rozumie jako „ (…) czynność swobodną, którą odczuwa się jako (…) pozostającą poza zwykłym życiem (…); [czynność], z którą nie łączy się żaden interes materialny, przez którą żadnej nie można osiągnąć korzyści; która dokonuje się w obrębie własnego określonego czasu i własnej, określonej przestrzeni; [czynność] przebiegającą w pewnym porządku według określonych reguł i powołującą do życia związki społeczne, które (…) przy pomocy przebrania uwydatniają swoją inność wobec zwyczajnego świata”23. Huizinga sugeruje, że zabawa jest zaprzeczeniem zwy- kłego życia; jest niepoważna, bo oddalona od zwykłych trosk i obowiązków. Nie znaczy to jednak, że jest nieprawdziwa lub nieważna. Zabawa służy budowaniu wrażenia samego siebie, potwierdza pewne elementy naszej osobowości, naszego prawdziwego ja. W ten sposób zabawa staje się prawdziwa, nie jest tylko uda- waniem24. W czasie realizacji fi lmów ludzie biorący w nich udział budują nowe relacje i wzmacniają te już istniejące. Ta aktywność pozwala im jeszcze bardziej się zintegrować i na nowo spojrzeć na to, co ich łączy. Wcielanie się w nieco egzotyczne postaci Indian czy kowbojów pozwala im na wyrażenie swojej oso- bowości bez strachu, że może to wzbudzić oburzenie lub niesmak. Mieszkańcy Bojszów nie są i nigdy nie będą prawdziwymi kowbojami czy Indianami, ale mogą ich udawać w fi lmach Kłyka i dzięki temu „tymczasowo doświadczyć pew- nego tabu, nieumiarkowania i ryzyka”25: napadu na bank, zabicia człowieka lub bycia zabitym samemu. Zabawa i rytuał mają ze sobą wiele wspólnego, ponieważ wprowadzają ludzi w inną rzeczywistość, różną od codziennej rutyny.

22 W. Szwiec (2012), Filmowe Południe: Kino amatorskie na Górnym Śląsku, Mikołów: Wy- dawnictwo Miejskiej Biblioteki Publicznej, s. 141. 23 J. Huizinga (1985), Homo ludens. Zabawa jako źródło kultury, tłum. M. Kurecka, W. Wirp- sza, Warszawa: Czytelnik, s. 28. 24 M. R. Freezell (2006), Sport, Play and Ethical Refl ection, University of Illinois Press, s. 28. 25 R. Schechner (2013), Performance Studies: An Introduction, New York: Routledge, s. 52. 176 Jolanta Szymkowska-Bartyzel

Aktorzy Kłyka, którzy na co dzień ciężko pracują na roli, mogą stać się kimś innym na czas realizacji fi lmu, kimś, kogo dotąd mogli tylko oglądać na kinowym ekranie. Dodatkowy ważny, a może najważniejszy aspekt fi lmowego zaangażo- wania bojszowian to ten, że dzięki bezpośredniemu uczestnictwu w produkcji fi lmu, poprzez stawanie się postaciami z historii, przeżywają na nowo swoją własną historię. Ich zaangażowanie w zabawę polegającą na robieniu fi lmów jest również formą aktywności służącej zachowaniu pamięci. Poprzez odtwarzanie dziejów przodków z Teksasu mogą sami doświadczyć namiastki ich emocji, nie tylko zobaczyć czy wyobrazić sobie, ale również przeżyć to, co przeżył inny Ślązak dziesiątki lat wcześniej, zrozumieć problemy i emocje tamtej społeczno- ści sprzed 150 lat – ból, cierpienie, tęsknotę, obcość, ale też ludzką solidarność i bliskość. To typowy przypadek pamięci protetycznej, która w przypadku Kłyka i jego sąsiadów pokazuje swoją prawdziwą moc. Jak bowiem twierdzi Alison Landsberg: „Pamięć protetyczna (…) pozwala ludziom przyjąć wspomnienia z przeszłości, a nawet zidentyfi kować się z ludźmi z przeszłości, ale służy rów- nież temu, by określić i podkreślić obecną pozycję społeczną odbiorcy-uczestni- ka”26. Dzieje się to właśnie dzięki uczestnictwu w zabawie. Podobne efekty są uzyskiwane we współczesnych muzeach zakładających interaktywność i współ- udział zwiedzających w swoistym tworzeniu / odtwarzaniu ekspozycji. Kłyk wykorzystuje dwie podstawowe funkcje fi lmowego medium: kronikar- ską i edukacyjną. Kamera jest kronikarzem, który zapisuje wydarzenia, ludzi, obyczaje. Historie zrekonstruowane na podstawie śląskiej historii są odtwarzane i tym samym zachowywane przez współczesnych bojszowian, którzy dzięki fi l- mom Kłyka sami zachowują siebie dla przyszłych pokoleń. Z fi lmów Kłyka przy- szłe pokolenia Ślązaków dowiedzą się nie tylko o losach Ślązaków w Teksasie, ale także o Kłyku i jego aktorach. Kłyk nie tylko rekonstruuje przeszłość, ale także ocala teraźniejszość. John G. Cawalti twierdzi, że dzięki temu, że „western jest w stanie pomieścić tyle różnych znaczeń i funkcji, że jest archetypicznym wzo- rem mitu bohaterskiego, wypełnia społeczną potrzebę społecznego rytuału oraz daje możliwość wyrażenia ukrytych lęków i motywacji” i sprawia, że „western jest tak udanym gatunkiem kultury popularnej”27. Wykorzystując sztywną for- mułę klasycznego westernu, Kłyk przeszczepia mityczny amerykański Dziki Zachód do Bojszów, po to, by zaopatrzyć go w śląskie historie, tradycje, język i tym samym zachować pamięć zarówno o pewnych przeszłych wydarzeniach

26 A. Landsberg (2004), Prosthetic Memory: The Transformation of American Remembrance in the Age of Mass Culture, New York: Columbia University Press, s. 22. 27 J. G. Cawelti (1999), The Six-gun Mystique Sequel, Bowling Green State Popular Press, s. 56. Między Śląskiem a Teksasem – śląskie westerny Józefa Kłyka… 177

– takich jak śląska emigracja do Teksasu – jak i o współczesnych mu mieszkań- cach Bojszów, a nade wszystko o śląskiej kulturze i obyczajach. Choć widzowie śląskich westernów mogą się czuć nieco zagubieni z powodu nieporadności i nie- zręczności niektórych rozwiązań, fi lmy te wciąż muszą być postrzegane jako tek- sty tworzone nie dla fi nansowego zysku, lecz z potrzeby artystycznej ekspresji, poczucia misji oraz ze względu na wyraźną potrzebę społeczną, o czym świadczy zaangażowanie mieszkańców Bojszów. Działalność śląskiego fi lmowca amatora pokazuje, jak użytecznie i kreatywnie można wykorzystać teksty amerykańskiej kultury popularnej, zwykle krytykowanej i oskarżanej o bezużyteczność i propa- gowanie trywialnych treści. Ponieważ w dzisiejszych czasach to głównie kultura popularna i nowe technologie dostarczają nowych form narracyjnych, takich jak fi lmy, strony internetowe, blogi, vlogi etc., służących do opisywania i propago- wania faktów z przeszłości, wydaje się, że niezwykłość działalności Kłyka leży nie tyle w gotowym fi lmie, ile właśnie w zaangażowaniu lokalnej społeczności do uczestniczącego budowania pamięci o przodkach i, co nie mniej ważne, a co było już podnoszone w tym tekście, pamięci o sobie samych. Kłyk w udzielonym mi wywiadzie z rozczuleniem wspomina ludzi, którzy grali w jego pierwszych westernach, a którzy już odeszli. Każdy nowy western Kłyka – a właśnie kolejna opowieść czeka na swoją fi lmową premierę – opowiada inną historię o Teksasie i zapisuje inne oblicze społeczności z Bojszów; jedno, co wydaje się niezmienne, to język, tradycja i kultura Śląska, która łączy Ślązaków pomimo upływu czasu i pomimo dzielących ich oceanów. Na koniec wreszcie warto podkreślić źródło inspiracji dla działalności i pasji Józefa Kłyka, a jest nim naukowe opracowa- nie autorstwa Andrzeja Brożka. Brożek, sam pochodząc ze Śląska, za pomocą narzędzi, którymi jako naukowiec posługiwał się najsprawniej, czyli wiedzy i odpowiedniej metody badawczej, ocalił pamięć o swoich przodkach, co zawarł w cytowanej jako motto dedykacji do swojej książki. Taką samą dedykacją rów- nież Józef Kłyk może zaczynać każdy swój western.

BIBLIOGRAFIA:

Altman Ch. F. (1977), Towards a Theory of Genre Film, w: Lawton B., Staiger J. (red.), Film: Historical, Theoretical Speculations. The 1977 Film Studies Annual, part 2, Pleasantville – New York: Redgrave, s. 31–43. Bailey S. (2011), Play as a Staging Ground for Performance and Life, w: Lobman C., O’Neill B. (red.), Play and Performance: Play and Culture Studies, vol. 11, Lanham: University Press of America, s. 137–154. Bell M. C. (1992), Ritual Theory, Ritual Practice, Oxford – New York – Toronto: Oxford University Press. 178 Jolanta Szymkowska-Bartyzel

Brożek A. (1972), Ślązacy w Teksasie. Relacje o najstarszych osadach polskich w Ameryce, Warszawa – Wrocław: PWN. Cawelti J. G. (1999), The Six-gun Mystique Sequel, Bowling Green State Popular Press. Clark T. R., Clanton D. W. (red.) (2012), Understanding Religion and Popular Culture: Theories, Themes, Products and Practices, New York: Routledge. Freezell M. R. (2006), Sport, Play and Ethical Refl ection, University of Illinois Press. Hebdige D. (1988), Hiding in the Light: On Images and Things, London: Routledge. Huizinga J. (1985), Homo ludens. Zabawa jako źródło kultury, tłum. M. Kurecka, W. Wirpsza, Warszawa: Czytelnik. Kamusella T. (2007), Silesia and Central European Nationalisms: The Emergence of National and Ethnic Groups in Prussian Silesia and Austrian Silesia (1848 – 1918), Purdue University Press. Kellner D. (1995), Media Culture: Cultural Studies, Identity and Politics between the Modern and the Postmodern, London: Routledge. Landsberg A. (2003), Prosthetic Memory: the Ethics and Politics of Memory in an Age of Mass Culture, w: Grainge P. (red.), Memory and Popular Film, Manchester: Manchester University Press. Landsberg A. (2004), Prosthetic Memory: The Transformation of American Remembrance in the Age of Mass Culture, New York: Columbia University Press. Miller C. J., Van Riper B. A. (2014), Introduction, w: Miller C. J., Van Riper B.A. (red.), International Westerns: Re-Locating the Frontier, Lanham: Scarecrow Press. Schechner R. (2013), Performance Studies: An Introduction, New York: Routledge. Sturken M. (1997), Tangled Memories. The Vietnam War, the AIDS Epidemic and the Politics of Remembering, Berkeley – Los Angeles: University of California Press. Szmeja M. (2000), Niemcy? Polacy? Ślązacy: rodzimi mieszkańcy Opolszczyzny w świetle badan socjologicznych, Kraków: Universitas. Szwiec W. (2012), Filmowe Południe: Kino amatorskie na Górnym Śląsku, Mikołów: Wydawnictwo Miejskiej Biblioteki Publicznej. Tambor J. (2010), Kulturowe wyznaczniki tożsamości. Tożsamość mieszkańców województwa śląskiego, http://www.regionalneobserwatoriumkultury.pl/ [data dostępu: 12.08.2014]. Tomlinson J. (1991), Cultural Imperialism: A Critical Introduction, Baltimore: John Hopkins University Press. Turner V. (1975), Revelation and Divination in Ndembu Ritual, Ithaca: Cornell University Press. Winter R. (2003), Global Media, Cultural Change and the Transformation of the Local: The Contribution of Cultural Studies to a Sociology of Hybrid Formations, w: Beck U., Sznaider N., Winter R. (red.), Global America? The Cultural consequences of Globalization, Liverpool: Liverpool University Press, s. 206–221. Wright W. (1975), Six Guns and Society: A Structural Study of the Western, Berkeley – Los Angeles: University of California Press. MNIEJSZOŚCI NARODOWE W SZWAJCARSKIM SYSTEMIE DEMOKRACJI BEZPOŚREDNIEJ

MIROSŁAW MATYJA Eidgenössische Finanzmarktaufsicht FINMA Polski Uniwersytet na Obczyźnie (PUNO) w Londynie Uniwersytet Guadalajara, Campus Tabasco w Villahermosa, Meksyk Krakowska Akademia im. Frycza Modrzewskiego

NATIONAL MINORITIES IN THE SWISS SYSTEM OF DIRECT DEMOCRACY

National minorities in Switzerland should be divided into traditional minorities and the so-called new minorities, i.e. those which have developed in effect of immigration in the last 50 years. The role of national minorities in the political system of the country is shaped by the specifi city of direct democracy. The infl uence of politics, and especially of the people’s initiative and the referendum, on legal regulations concerning minorities have not been fully researched in the literature thus far. The aim of the article is to demonstrate this infl uence and, specifi cally, to analyze the dependency of the status of non-Christian minorities in Switzerland on the elements of direct democracy in the country.

Key words:

Studia Migracyjne – Przegląd Polonijny, z. 1 (155)/2015, ss. 179–192 PL ISSN 2081-4488 © 2014 Polska Akademia Nauk, Komitet Badań nad Migracjami 180 Mirosław Matyja

WPROWADZENIE

Dokonując analizy rozwoju mniejszości narodowych1 w Szwajcarii, należy uwzględnić podział na mniejszości tradycyjne i te, które wyodrębniły się w ostatnich dziesięcioleciach. Od dziesiątków lat Szwajcaria jest konfrontowana z nasiloną imigracją, która przybrała szczególnie duże rozmiary w okresie inten- sywnego wzrostu gospodarczego lat 60. i 70. ubiegłego wieku, co bezpośrednio doprowadziło do tzw. zmasowanej imigracji najpierw z Włoch, a później z Hisz- panii i Portugalii. W latach 90. poprzedniego wieku nastąpił dodatkowo napływ obcokrajowców z krajów bałkańskich, a w ostatnich latach, już w XXI wieku – z krajów północnoafrykańskich. Wzrastająca liczba imigrantów miała silny wpływ na wzrost mniejszości językowych i religijnych w kraju alpejskim. W 1960 roku innymi językami niż ofi cjalnie obowiązujące w Szwajcarii posługiwało się zaledwie 1,4% społeczeń- stwa, w 1980 roku wskaźnik ten wzrósł do 6%, a w 2000 roku wynosił już 9%2. Fakt, iż liczba ludności posługującej się innym językiem niż jeden z języków ofi cjalnych nie wzrosła jeszcze bardziej, spowodowany jest imigracją obywateli krajów sąsiednich, którzy używają jednego z obowiązujących w Szwajcarii języ- ków. Stosunkowo nowym zjawiskiem jest natomiast szybki wzrost wyznawców religii niechrześcijańskich, szczególnie islamu. Publiczna debata, która rozgorzała w ostatnich latach na temat migracji i języka oraz migracji i religii, sprowokowała pytania, które stawiane są bardzo często, np. czy imigranci mają obowiązek uznania jednego z ofi cjalnych szwaj- carskich języków oraz czy należy przyznać muzułmanom pełne prawa religijne i wyznaniowe. W dyskusjach publicystycznych i politycznych defi niowana jest konkretna obawa o jedność narodu szwajcarskiego w przypadku zwiększającej się liczby imigrantów i mniejszości narodowych3. Podkreśla się nie bez przyczyny ryzyko zubożenia kulturowego narodu i wyobcowania tożsamości narodowej.

1 W literaturze przedmiotu mniejszość narodowa to grupa ludzi zamieszkująca obszar danego państwa, odróżniająca się od większości społeczeństwa językiem, kulturą, pochodzeniem etnicz- nym bądź religią. Mniejszość narodowa w odróżnieniu od mniejszości etnicznej posiada lub posia- dała własne państwo, które zgodnie z funkcjonalną teorią powstania państwa, jest najwyższą formą rozwoju grupy społecznej, por. G. Marshall (red.) (2008), Słownik socjologii i nauk społecznych, Warszawa: PWN, . 2 Dane pochodzą z Federalnego Departamentu ds. Statystyki w Neuchâtel. 3 B. Frey, L. Goette (1998), Does the Popular Vote Destroy Civil Rights, „American Journal of Political Science”, nr 42, s. 13431348. Mniejszości narodowe w szwajcarskim systemie demokracji bezpośredniej 181

Zdaniem autora tego artykułu, istnieje bezpośredni związek między integracją „nowych” mniejszości narodowych w społeczeństwie szwajcarskim a specyfi cz- nymi instrumentami demokracji bezpośredniej, stanowiącymi podstawę systemu politycznego tego kraju.

ZASADA JEDNOŚCI W WIELOŚCI

Zasadę szwajcarskiej jedności w wielości najlepiej odzwierciedla wielokultu- rowość i wielojęzyczność, ale także stosunkowo wysoki procent obcokrajowców mieszkających w tym kraju. Szwajcaria posiada wszystkie elementarne cechy konfl iktu, począwszy od głębokich różnic etnicznych, językowych, kulturo- wych, a na religijnych skończywszy. Powinna być zatem miejscem nieustan- nych walk politycznych, przejawów dyskryminacji itp. Tymczasem prezentuje ona światu zadziwiające połączenie zgody i wolności, przy czym jej polityka państwowa wyrosła bezpośrednio z niemieckiej, francuskiej i włoskiej kultury politycznej4. Na czym zatem Szwajcarzy opierają swoją zgodę? Na pewno nie na wspólnej religii czy języku. Czyli język, wspólne dziedzictwo kulturowe, a tym bardziej religia nie stanowią źródła pokojowego współistnienia szwajcarskiego społe- czeństwa, ale właśnie jego różnorodność w jedności kraju (jedność w wielości). Integracyjne procesy wewnątrz Konfederacji, w której zasadniczą rolę odgrywa konstytucja, określająca stosunek między kantonami a państwem, stanowiły pod- stawę stworzenia multikulturowego państwa i społeczeństwa – konfederacyjna ustawa zasadnicza nie kwestionuje niezależności prawnej kantonów i nie zwraca się przeciwko regionalnej kulturze i lokalnej tożsamości obywateli5. W Szwajcarii praktycznie nie występują sytuacje konfl iktowe między obiema podstawowymi religiami chrześcijańskimi – katolikami i protestantami. Nato- miast pojawił się konfl ikt związany ze społeczno-prawną akceptacją mniejszości niechrześcijańskich, przy czym zarysowuje się zasadniczy podział na mniejszość muzułmańską, naprzeciw której stoi chrześcijańska większość. Jest to nowa sytu- acja w państwie, w której dominują takie negatywne reakcje, jak obawa przed utratą podstawowych historycznych wartości i uczucie zagrożenia narodowego.

4 Por. W. Linder, R. Zürcher, Ch. Bolliger (2008), Gespaltene Schweiz – geeinte Schweiz. Ge- sellschaftliche Spaltungen und Konkordanz bei den Volksabstimmungen seit 1874, Baden. 5 M. Matyja (2010), Swiss Made – Jak funkcjonuje wielokulturowa Szwajcaria, Brzezia Łąka, s. 28 i n. 182 Mirosław Matyja

PODSTAWY PRAWNE

Wolność religijna, czyli wolność sumienia i wyznania, jako prawo do wyzna- wania wybranej religii bądź niewyznawania żadnej, wykluczając zarówno uprzywilejowanie, jak i prześladowania czy dyskryminację na tym tle, jest okre- ślona w art. 15. konstytucji, w którym państwo jest zobowiązane zagwarantować obywatelom ich religijną i wyznaniową neutralność: 1. Gwarantuje się wolność sumienia i wyznania. 2. Każdy ma prawo swobodnie wybierać swoją religię i swoje przekonania światopoglądowe i wyznawać je indywidualnie lub wspólnie z innymi. 3. Każdy ma prawo wstępowania lub należenia do wspólnoty wyznaniowej i pobierania nauczania religijnego. 4. Nikt nie może być zmuszany do wstąpienia lub należenia do wspólnoty wyznaniowej, do wykonywania praktyk religijnych i pobierania nauczania religijnego. Należy jednak zwrócić uwagę na to, że, według konstytucji, państwo gwa- rantuje ochronę i neutralność religijną, jednak – w przeciwieństwie do polityki wobec mniejszości językowych – nie przejmuje aktywnej roli w odniesieniu do mniejszości religijnych6. Prawa językowe lub językowe prawa człowieka pojmuje się jako prawa czło- wieka dotyczące indywidualnego i grupowego prawa do wyboru języka lub języ- ków do komunikacji, zarówno w sferze prywatnej, jak i publicznej, bez względu na pochodzenie narodowe, etniczne albo liczbę osób posługujących się językiem na danym terytorium. Prawa językowe realizowane są przez działania prawne, administracyjne i sądowe oraz przez edukację i media dostępne w języku dowol- nie wybranym przez osoby zainteresowane. Konstytucja szwajcarska zawiera także regulacje kwestii mniejszości języ- kowych, nawiązujące do językowych praw człowieka, gwarantowanych przez prawo międzynarodowe, m.in. przez Powszechną deklarację praw językowych, Europejską kartę języków regionalnych i mniejszościowych oraz Konwencję ramową o ochronie mniejszości narodowych. Artykuł 18. ustawy zasadniczej gwarantuje wolność językową i wolność posługiwania się językiem ojczystym i innymi językami. To podstawowe prawo gwarantuje więc możliwość porozumiewania się jakimkolwiek językiem na

6 Por. Z. Czeszejko-Sochacki (2002), System konstytucyjny Szwajcarii, Warszawa: Wydawnic- two Sejmowe. Mniejszości narodowe w szwajcarskim systemie demokracji bezpośredniej 183 terytorium Szwajcarii, bez żadnych ograniczeń. Natomiast art. 8. pkt 2. zabrania jakiejkolwiek dyskryminacji na tle językowym7: Nikt nie może być dyskryminowany, zwłaszcza ze względu na pochodzenie, rasę, płeć, wiek, język, pozycję społeczną, sposób życia, religijne, światopoglą- dowe bądź polityczne przekonania albo z powodu ograniczenia jego fi zycznej, umysłowej czy psychicznej sprawności. Artykuł 70. konstytucji podkreśla rolę systemu federalistycznego w ramach szwajcarskiej polityki językowej: 1. Językami urzędowymi Federacji są niemiecki, francuski i włoski. W kon- taktach z osobami posługującymi się językiem retoromańskim także reto- romański jest językiem urzędowym Federacji. 2. Kantony określają swoje języki urzędowe. Aby zapewnić zgodne współży- cie między wspólnotami językowymi, zwracają one uwagę na tradycyjną językowo strukturę regionu oraz uwzględniają autochtoniczne mniejszości językowe. 3. Federacja i kantony popierają porozumienie i wymianę między wspólno- tami językowymi. 4. Federacja wspiera wielojęzyczne kantony w spełnianiu ich szczególnych zadań. 5. Federacja wspomaga działania kantonów Gryzonii i Tessin dla zachowania i popierania retoromańskiego i włoskiego języka. Jakie znaczenie mają powyższe regulacje konstytucyjne dla nowych mniej- szości językowych i religijnych w helweckim kraju? Przede wszystkim zagwa- rantowana jest wolność językowa w sferze prywatnej i publicznej. W kontaktach z urzędami państwowymi występuje pewne ograniczenie, ponieważ w tym wypadku obowiązuje jeden z języków ofi cjalnie uznanych za państwowe. Ogra- niczenie wolności językowej daje się również zauważyć na skutek funkcjonowa- nia zasady terytorialności w obrębie szwajcarskich kantonów. Nowe mniejszości językowe czują się pokrzywdzone tym, że zasada ta ich nie obejmuje, a zagwa- rantowana jest dla szwajcarskiej społeczności włoskojęzycznej i retoromańskiej. Wydaje się, że dopasowanie aktów prawnych do aktualnych wymogów i sytu- acji jest wręcz pożądane. Istnieje jednak obawa, iż bieżąca debata polityczna i pospiesznie podjęte środki prawne wywołają negatywną reakcję tradycyjnych mniejszości językowych i zburzą dotychczasowy porządek w państwie, tak długo budowany i celebrowany przez ludność tego kraju8.

7 W. Haller (2005), Schweizerisches Bundesstaatsrecht, Zürich – Basel Genf. 8 A. Vatter (2011), Vom Schächt – zum Minarettverbot, Zürich. 184 Mirosław Matyja

Wśród mniejszości religijnych dominują muzułmanie, którzy stanowią trze- cią co do wielkości grupę religijną, jej aktualna liczebność to ponad 350 tysięcy osób9. Współżycie chrześcijan i muzułmanów wymaga rozwiązania problemów, które rodzą się niejako automatycznie w zetknięciu tak różnych religii i kultur10. Nie jest to łatwe nawet w tak liberalnym i demokratycznym kraju jak Szwaj- caria. Dużą trudność stanowi choćby pogodzenie kwestii prawnych ze względu na odmienność systemów prawnych tych dwóch światów. Muzułmańskie prawo opiera się na woli boskiej, zaś demokracja szwajcarska na woli społeczeństwa, co generuje problem stosunku muzułmanów do państwa świeckiego i jego demokra- tycznej państwowości. Rodzi się więc konfl ikt między prawami podstawowymi i tzw. tolerancją religijną, który – podobnie jak w innych europejskich krajach – jest konfl iktem między światem chrześcijańskim a muzułmańskim11. Trudności w nawiązaniu dialogu islamsko-chrześcijańskiego dotyczą również języka, ponie- waż jednakowe sformułowania czy określenia mają niejednokrotnie odmienne znaczenie. Prawdopodobnie również w najbliższej przyszłości tendencje społeczne pod- czas głosowania na temat rozszerzenia praw dla mniejszości muzułmańskiej (np. tolerowanie zakrywania głowy w miejscach publicznych przez kobiety wyznania islamskiego) pozostaną te same, jak bowiem uprzednio wspomniałem, nie chodzi tu tylko o konfl ikt religijny w wąskim tego słowa znaczeniu, lecz o etniczno-kul- turowy podział mieszkańców. Jest on zdominowany z kolei rozłamem na zwo- lenników wartości tradycyjnych i narodowych z jednej strony i protagonistów otwartej i zglobalizowanej Szwajcarii z drugiej strony12. Podczas analizy prawa federalnego i kantonalnego nasuwa się wniosek, iż aktualne ustawy w ogóle nie odzwierciedlają realnej sytuacji „nowych” mniej- szości narodowych. Jest to niewątpliwie zadanie wchodzące w zakres polityki integracyjnej państwa, która została wylansowana na szczeblu federacji z wiel- kim opóźnieniem.

POLITYKA INTEGRACYJNA

Dzięki utworzeniu w 1848 roku szwajcarskiego państwa federalnego mogły zostać spełnione w dużym stopniu oczekiwania mniejszości językowych i reli-

9 Dane pochodzą z Federalnego Departamentu ds. Statystyki w Neuchâtel. 10 Por. B. Allenbach, M. Sökefeld (2010), Muslime in der Schweiz, Seismo. 11 W. Hassemer (2004), Religiöse Toleranz im Rechtsstaat : das Beispiel Islam, München. 12 B. Frey, L. Goette, Does the Popular Vote…, op. cit., s. 1345–1347. Mniejszości narodowe w szwajcarskim systemie demokracji bezpośredniej 185 gijnych w ramach samostanowienia kantonów. Także dzisiaj szwajcarski system polityczny uznawany jest za wzorcowy w ramach rozwiązywania multietnicz- nych problemów. Jednak nie wszystkie tradycyjne mniejszości narodowe mogą w jednakowym stopniu korzystać z zalet systemu federalnego13. Jaskrawym tego przykładem była polityka Konfederacji Szwajcarskiej wobec Romów, która doprowadziła w latach 19301970 do zniszczenia ich wędrującego sposobu życia. Podobnie polityka Rady Federalnej wobec tzw. nowej imigracji rozpoczętej w latach 50. XX wieku nie daje się porównać ze wspaniałomyślnym nastawie- niem Helwetów do tradycyjnych mniejszości narodowych. Konieczność prowadzenia systematycznej polityki integracyjnej pojawiła się w polityce dopiero w latach 90. ubiegłego wieku, po odsunięciu tendencji anty- migracyjnych. Aktualna polityka integracyjna Szwajcarii została sformułowana w raporcie rządowym dotyczącym Konwencji ramowej o ochronie mniejszości narodowych14. Konfederacja Szwajcarska, ratyfi kując tę konwencję w 1998 roku, sformułowała defi nicję mniejszości narodowych, dostosowując ją do własnego kraju. Według tej defi nicji, uwzględniającej z jednej strony sugestie Rady Europy, a z drugiej – szwajcarskie położenie geopolityczne, mniejszości narodowe w Szwajcarii to grupy osób, które liczbowo są mniejsze od reszty ludności kraju lub odpowiedniego kantonu i które posiadają obywatelstwo szwajcarskie. Osoby te powinny mieć tradycyjne i solidne powiązania ze Szwajcarią, jednocześnie jednak powinny kultywować własną tożsamość narodową, w szczególności tradycje kraju pochodzenia, własną kulturę, religię i(lub) język15. Dyskusja na temat obcokrajowców i nowych mniejszości narodowych w Szwajcarii sprowadza się z reguły do potwierdzenia konieczności integracji. Głównym jej tematem jest – obok integracji w procesie podejmowania pracy – znajomość jednego z obowiązujących w Szwajcarii języków, określana jako motor lub klucz do pełnej integracji. Debata publiczna przebiega podobnie jak w krajach Unii Europejskiej, przy czym poszukuje się najlepszej koncepcji integracyjnej16. Proces integracji jest nie do uniknięcia, Szwajcaria jest bowiem krajem przyjmującym imigrantów i uzależnionym ekonomicznie od napływającej siły roboczej. Biorąc pod uwagę znaczenie procesu integracji imigrantów, dziwi to,

13 Por. S. Cattacin, C. R. Famos, M. Duttwiler, H. Mahnig (2003), Staat und Religion in der Schweiz – Anerkennungskämpfe, Anerkennungsformen, Bern. 14 Konwencja ramowa o ochronie mniejszości narodowych sporządzona w Strasburgu dnia 1 lutego 1995 r. (Dz. U. Nr 22, Poz. 209. 15 Por. T. Milic (2008), Ideologie und Stimmverhalten, Zürich. 16 S. Riedel (2005), Muslime in der Europäischen Union. Nationale Integrationskonzepte im Vergleich, Berlin. 186 Mirosław Matyja iż szwajcarski ustawodawca dopiero w ostatnich latach uznał integrację za jedno z kluczowych zadań państwa. Oczywiście, integracja obcokrajowców ze społe- czeństwem dotyczy, oprócz znajomości języka, wielu innych czynników, które można określić ogólnie mianem respektowania wartości zawartych w konstytucji. Jednak możliwość porozumiewania się w języku kraju przyjmującego jest kry- terium najłatwiejszym do oceny i dlatego w publicznej debacie wysuwanym na czołowe miejsce17.

RÓWNOUPRAWNIENIE SZWAJCARSKICH MNIEJSZOŚCI NIECHRZEŚCIJAŃSKICH

Demokracja bezpośrednia utrudnia i przeciąga przeprowadzenie równoupraw- nienia nowych mniejszości narodowych. Analizy Narodowego Programu Badaw- czego na uniwersytecie w Bernie wykazują, iż referenda dotyczące mniejszości narodowych, przeprowadzone w Szwajcarii w ciągu ostatnich 120 lat, wypadały z reguły na niekorzyść tychże mniejszości18. Ich równouprawnienie za każdym razem odwlekano, a odpowiednie ustawy, na podstawie których przyznanie praw mniejszościom byłoby możliwe, zaostrzano. Jednak nie tylko instrumenty demokracji bezpośredniej, czyli referendum i inicjatywa obywatelska, wpływały negatywnie na położenie mniejszości niechrześcijańskich, a szczególnie ugru- powań muzułmańskich. Dużą rolę odgrywały, i odgrywają nadal, urzędy pań- stwowe i elity polityczne. Mimo że elity polityczne akceptują i uznają prawa mniejszości niechrześcijańskich, to jednak nie przedstawiają ich postulatów na forum parlamentu – w obawie przed walką polityczną w wypadku ewentualnego referendum19. Oprócz taktyki elit politycznych i administracji państwowej istotne są wartości i poglądy społeczeństwa. Kto opowiada się za otwartą Szwajcarią, ten z reguły opowiada się jednocześnie za rozszerzeniem praw dla mniejszości naro- dowych w tym kraju. Konserwatyści, reprezentowani przez partie prawicowe, usiłują te prawa ograniczać do minimum, argumentując to stanowisko obawą przed wyobcowaniem społecznym i utratą szwajcarskiej tożsamości narodowej. Również same mniejszości narodowe wpływają na własne pozycje i szanse rów-

17 A. Porębski (2010), Wielokulturowość Szwajcarii na rozdrożu, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków, s. 135 i n. 18 Program został przeprowadzony w 2011 roku pod nazwą “Religionsgemeinschaften, Staat und Gesellschaft”. 19 B. Gamble (1997), Putting Civil Rights to a Popular Vote, „American Journal of Political Science”, nr 41, s. 245–269. Mniejszości narodowe w szwajcarskim systemie demokracji bezpośredniej 187 nouprawnienia. Mniejszości niepotrafi ące się zasymilować i reprezentujące pro- wokująco obce wartości mają nikłe szanse na akceptację w ramach referendum. Podobna sytuacja miała miejsce w Szwajcarii w XIX wieku, kiedy to głównie katolicy i żydzi byli ofi arami negatywnych głosowań i referendów20. W 1874 roku ograniczone zostały prawa katolików w zmodyfi kowanej wówczas konsty- tucji, dopiero w 1973 roku zniesiono zakaz funkcjonowania zakonu Jezuitów21. Również żydzi byli przez długi okres dyskryminowani na terytorium państwa szwajcarskiego. Już w pierwszej wersji konstytucji z 1848 roku zostały ograni- czone ich prawa wyznaniowe i prawo do osiedlania się. Dopiero w zmodyfi ko- wanej konstytucji z 1874 roku zrównano tę mniejszość religijną pod względem prawnym i społecznym22. W ostatnich latach jaskrawym przykładem negatywnego wpływu demokracji bezpośredniej na równouprawnienie mniejszości narodowych było referendum na temat budowy w Szwajcarii minaretów. Naród republiki alpejskiej opowiedział się w 2009 r. zdecydowanie przeciwko budowaniu muzułmańskich świątyń.

KONFLIKT MIĘDZY DEMOKRACJĄ BEZPOŚREDNIĄ A PRAWAMI MNIEJSZOŚCI

Kwestia przewagi wad nad zaletami, lub odwrotnie, systemu federalnego Szwajcarii w odniesieniu do mniejszości narodowych w tym kraju powoduje dyskusję ideologiczną, ponieważ brakuje tu bezpośrednich porównań z syste- mami politycznymi innych państw. Federalizm Szwajcarii ma wiele uwarun- kowań, które w zależności od punktu widzenia i od sytuacji można uznać za pozytywne lub negatywne dla stosunku państwa szwajcarskiego do mniejszości narodowych23. Ze względu na wielokulturowość tego kraju trudno byłoby osiągnąć spo- łeczno-polityczny konsens bez federalizmu. Wiele decyzji podejmuje się na naj- niższym szczeblu politycznym, co chroni obywatela przed nieuzasadnioną bądź

20 Por. P. Krauthammer (2000), Das Schächtverbot in der Schweiz 1854–2000: die Schächtfra- ge zwischen Tierschutz, Politik und Fremdenfeindlichkeit, Zürich. 21 W. Linder, R. Zürcher, Ch. Bolliger, Gespaltene Schweiz…, op. cit. 22 F. T. Külling (1977), Antisemitismus in der Schweiz zwischen 1866 und 1900, Zürich. 23 A. Christmann (2010), Demoklesschwert Volksabstimmung? Genese von Anerkennungsre- geln für Religionsgemeinschaften in den Schweizer Kantonen, „Swiss Political Science Review“, nr 16 (1), s. 141. 188 Mirosław Matyja nietrafi oną ingerencją państwa24. Federalizm powinien hamować napięcia mię- dzykulturowe i etniczne oraz dopasowywać działania państwa do różnic między- regionalnych. Nikłe lokalne napięcia, jak również znikome konfl ikty polityczne, są najlepszym świadectwem tego, iż państwo federalne w szwajcarskim wydaniu funkcjonuje sprawnie. Wprawdzie negocjacje na płaszczyźnie międzykantonal- nej i na szczeblu federacja kantony są niejednokrotnie długotrwałe, co dla osób z zewnętrz jest często niezrozumiałe, ale jednak w efekcie końcowym prowadzi do pozytywnych i pozbawionych większego ryzyka rezultatów25. Konsekwent- nie broni się kantonalnych kompetencji i demokracji bezpośredniej, a tam, gdzie dochodzi do kontrowersji międzykantonalnych, szuka się pokojowych rozwiązań na zasadzie tzw. konkordatu, czyli umowy międzykantonalnej. Szwajcarski system polityczny – jak już wspomniałem – różni się od innych znanych systemów demokratycznych krajów europejskich. Przez ustawodawstwo konstytucyjne i specyfi czne narzędzia, jakimi są referendum i inicjatywa ludowa, naród stał się prawdziwym suwerenem, mającym głos w każdej ważnej sprawie: od spraw na poziomie gminy po wypowiedzenie się na temat zmian konstytucji na poziomie federacji. Kolektywny system władzy oraz duży wpływ grup intere- sów i obywateli nie znajdują odpowiednika w żadnym innym państwie. Dlatego szwajcarski federalizm, z jego całą kompleksowością i specyfi ką, bardzo trudno jest porównać z innymi systemami politycznymi26. Wnikliwa analiza funkcjono- wania mniejszości narodowych w państwie szwajcarskim możliwa jest jedynie po zbadaniu specyfi ki systemu politycznego tej republiki, to on bowiem determinuje funkcjonowanie nowych mniejszości. W tym miejscu nasuwają się zasadnicze pytania: Czy demokracja bezpośrednia jako forma rządzenia państwem stanowi nie- bezpieczeństwo dla narodowych, etniczno-językowych i religijnych mniejszości w Szwajcarii? Czy inicjatywa ludowa i referendum są narzędziami demokratycz- nymi stojącymi w sprzeczności z polityką integracyjną w tym państwie? Powszechnie wiadomo, że istnieje konfl ikt interesów między demokracją a państwem prawa oraz między zasadą większości demokratycznej a zasadami liberalnymi27. Sytuacje konfl iktowe można regulować, lecz nie można ich osta-

24 Por. R. Eichenberger (2002), Starke Föderalismus: Drei Reformvorschläge für fruchtbaren Föderalismus, Zürich. 25 T. B. Donovan (1999), Direct Democracy and Minority Rights: An Extension, „American Journal of Political Science”, nr 45, s. 1020–1024. 26 G. Kirchgässner, F. Gebhard, P. Lars, M. R. Savioz (1999), Die direkte Demokratie. Mo- dern, erfolgreich, entwicklungs – und exportfähig, Basel – Genf München. 27 Por. W. Linder (1996), Demokracja szwajcarska. Rozwiązywanie konfl iktów w społeczeń- stwie wielokulturowym, Rzeszów: Wydawnictwo WSP. Mniejszości narodowe w szwajcarskim systemie demokracji bezpośredniej 189 tecznie rozwiązać. Krytycy demokracji bezpośredniej wychodzą z założenia, że większości w danym społeczeństwie nie wykazują się wobec mniejszości ani roz- sądkiem, ani altruizmem, dlatego głosując w sprawie mniejszości narodowych, członkowie większości nie kierują się poczuciem odpowiedzialności, lecz przede wszystkim względami ekonomicznymi28. Mimo to wyniki referendów dotyczących mniejszości narodowych z lat 19701996 wykazują, iż w 64 głosowaniach aż 70% głosujących poparło prawa tych mniejszości29. Dzięki narzędziom tej demokracji większości mają większe szanse przeforso- wania swoich racji niż w strukturach reprezentatywnego systemu politycznego. Ale jednocześnie demokracja bezpośrednia reaguje bardziej wrażliwie na prefe- rencje społeczne, a w ekstremalnych wypadkach może dojść do przegłosowania danego votum wbrew prawom człowieka i obywatela. W demokracji reprezentatywnej proces podejmowania decyzji politycznej związany jest z debatą polityczną, przytaczaniem argumentów, ale przede wszyst- kim z tworzeniem koalicji politycznych. W demokracji bezpośredniej również istnieje dyskusja polityczna, lecz brakuje innych mechanizmów fi ltrujących decyzje polityczne, zanim zostaną one defi nitywnie podjęte przez ludność przy urnie30. Negatywne kulturowo nastawienie w czasie referendów decydujących o przyznaniu praw mniejszościom należy tłumaczyć obawą głosujących przed Überfremdung, a więc wyobcowaniem mniejszości w społeczeństwie szwaj- carskim31. Niewątpliwie, społeczeństwo to jest bardziej skłonne – poprzez narzędzia demokracji bezpośredniej – w głosowaniu powszechnym zwiększyć swobodę ekonomiczną mniejszościom, niż zgodzić się na przyznanie im więk- szych uprawnień w sferze politycznej i kulturowo-wyznaniowej. Przyczyną takiego nastawienia jest obopólna korzyść w przypadku uznania swobód eko- nomicznych dla mniejszości, natomiast przyznanie im pełnych praw politycz- nych uderza, w mniemaniu większości, bezpośrednio w tożsamość narodową Szwajcarii.

28 L. P. Feld, M. R. Savioz (1997), Direct Democracy Matters for Economic Performance. An Empirical Investigation, „Kyklos”, nr 50, s. 507–538. 29 Według badań autora. 30 B. Frey, L. Goette, Does the Popular Vote…, op. cit., s. 1343–1344. 31 L. P. Feld, M. R. Savioz, Direct Democracy…, op. cit., s. 507–538. 190 Mirosław Matyja

PODSUMOWANIE

Szwajcarski system polityczny, polegający na dominacji demokracji bez- pośredniej, wpływa negatywnie na rozwój i równouprawnienie mniejszości religijnych w tym kraju. Szczególnie wobec tzw. nowych mniejszości naród szwajcarski, wykorzystując instrumenty demokracji bezpośredniej, opowiada się przeciwko rozszerzeniu praw politycznych i społecznych. Status tradycyj- nych mniejszości językowych jest natomiast zagwarantowany konstytucyjnie, co również jest przyczyną pozytywnego do nich nastawienia w ogólnokrajowych głosowaniach dotyczących zwiększenia dla nich uprawnień. Negatywny wpływ na proces integracji muzułmanów z ogółem ma także strategia działania urzę- dów i elit politycznych, które blokują niejednokrotnie dyskusje parlamentarne na temat tej mniejszości w obawie przed eskalacją walki wyborczej w przypadku przeprowadzenia referendum. Tworzy się w ten sposób patową sytuację, która bynajmniej nie jest odzwierciedleniem tego, co rozumiemy przez pojęcie wielo- kulturowego społeczeństwa32. Szwajcaria, jak cała współczesna Europa, stoi dziś przed podjęciem strate- gicznych wyzwań cywilizacyjnych. Jednym z kluczowych problemów jest przy- szły kształt społeczeństwa z jego całą mozaikową różnorodnością mniejszości i grup narodowych. Jest to szczególnie symptomatyczne dla najbardziej rozwinię- tych pod względem ludnościowym i gospodarczym krajów Europy – widoczna jest narastająca presja demografi czna imigrantów zachowujących odrębność kulturową33. W przeciwieństwie do większości współczesnych państw europej- skich Szwajcaria nigdy nie miała jednorodnego narodu, w którym wewnętrzną spoistość kreuje i wzmacnia jednolita tożsamość, historia i kultura. Obecnie jed- nak, na skutek pojawienia się nowych mniejszości niechrześcijańskich, zauważa się istotny wzrost napięć wśród mieszkańców i zmianę nastawień i preferencji wyborczych, co oznacza z kolei wyraźny renesans poparcia dla ugrupowań skraj- nej prawicy. Postępująca integracja europejska, która wpływa również na życie poli- tyczne i społeczne, mimo iż Szwajcaria nie jest państwem członkowskim Unii Europejskiej, generuje konieczność ewolucji społecznej również w tym kraju34. W takiej samej mierze jakościowym zmianom ulegać będzie – wyrażana nadal

32 Szerzej na ten temat w: H. Bielefeldt (2003), Muslime im säkuleren Rechtsstaat: Integration durch Religionsfreiheit, Bielefeld. 33 W. Kälin (2000), Grundrechte im Kulturkonfl ikt: Freiheit und Gleichheit in der Einwande- rungsgesellschaft, Zürich. 34 Por. S. Riedel (2005), Muslime in der Europäischen Union. Nationale Integrationskonzepte im Vergleich, Berlin. Mniejszości narodowe w szwajcarskim systemie demokracji bezpośredniej 191 w demokracji bezpośredniej – aktywność obywatelska, która powinna kon- centrować się coraz bardziej na problematyce narodowej i ponadnarodowej, a nie tylko lokalnej. Kwestia ta jest i będzie szczególnie trudna w warunkach ukształtowanych przez bezpośredniodemokratyczną, federalistyczną koncepcję państwa ugruntowaną w świadomości narodu neutralnością. Jako naród i jako konstytuujące go jednostki, Szwajcarzy powinni mieć świadomość, że przy- szłość to czas integracji o ponadnarodowym charakterze oraz że dobro wspólne wymagać będzie świadomej, stopniowej rezygnacji z wielu atrybutów dzisiejszej suwerenności narodowej. Związane jest to z przyjęciem odpowiedzialności przez elity polityczne, które są w stanie w pewnym stopniu sterować instrumentami bezpośredniodemokratycznymi w interesie sprawnego funkcjonowania państwa według zasady jedności w wielości. Jest to bardzo trudny proces dla kraju, w którym walka o zdefi niowanie pojęcia własnej narodowości toczy się od początków istnienia państwa.

BIBLIOGRAFIA:

Allenbach B., Sökefeld M. (2010), Muslime in der Schweiz, Zürich: Seismo. Bielefeldt H. (2003), Muslime im säkuleren Rechtsstaat: Integration durch Religionsfreiheit, Bielefeld: Transcript. Cattacin S., Famos C. R., Duttwiler M., Mahnig H. (2003), Staat und Religion in der Schweiz – Anerkennungskämpfe, AnerkennungsformenBern: EKR. Christmann A. (2010), Demoklesschwert Volksabstimmung? Genese von Anerkennungsregeln für Religionsgemeinschaften in den Schweizer Kantonen, „Swiss Political Science Review“, nr 16(1), s. 141. Czeszejko-Sochacki Z. (2002), System konstytucyjny Szwajcarii, Warszawa: Wydawnictwo Sejmowe. Donovan T. B. (1999), Direct Democracy and Minority Rights: An Extension, „American Journal of Political Science”, nr 45, s. 1020–1024. Eichenberger R. (2002), Starker Föderalismus: Drei Reformvorschläge für fruchtbaren Föderalismus, Zürich: Orell Füssli. Feld L. P., Savioz M. R. (1997), Direct Democracy Matters for Economic Performance. An Empirical Investigation, „Kyklos”, nr 50, s. 507–538. Frey B., Goette L. (1998), Does the Popular Vote Destroy Civil Rights, „American Journal of Political Science”, nr 42, s. 13431348. Gamble B. (1997), Putting Civil Rights to a Popular Vote, „American Journal of Political Science”, nr 41, s. 245–269. Haller W. (2005), Schweizerisches Bundesstaatsrecht, Zürich – Basel – Genf: Schulthess. Hassemer W. (2004), Religiöse Toleranz im Rechtsstaat: das Beispiel Islam, München: Beck C. H.. Kälin W. (2000), Grundrechte im Kulturkonflikt: Freiheit und Gleichheit in der Einwanderungsgesellschaft, Zürich: NZZ libro. 192 Mirosław Matyja

Kirchgässner G., Gebhard F., Lars P., Savioz M. R. (1999), Die direkte Demokratie. Modern, erfolgreich, entwicklungs- und exportfähig, Basel Genf – München: Helbing und Lichtenhahn. Krauthammer P. (2000), Das Schächtverbot in der Schweiz 1854–2000: die Schächtfrage zwischen Tierschutz, Politik und Fremdenfeindlichkeit, Zürich: Schulthess. Külling F. T. (1977), Antisemitismus in der Schweiz zwischen 1866 und 1900, Zürich. Linder W. (1996), Demokracja szwajcarska. Rozwiązywanie konfl iktów w społeczeństwie wielokulturowym, Rzeszów. Linder W., Zürcher R., Bolliger Ch. (2008), Gespaltene Schweiz – geeinte Schweiz. Gesellschaftliche Spaltungen und Konkordanz bei den Volksabstimmungen seit 1874, Baden: Hier & Jetzt. Marshall G. (red.) (2008), Słownik socjologii i nauk społecznych, Warszawa: PWN. Matyja M. (2010), Swiss Made – Jak funkcjonuje wielokulturowa Szwajcaria, Brzezia Łąka. Milic T. (2008), Ideologie und Stimmverhalten, Zürich: Rüegger. Porębski A. (2010), Wielokulturowość Szwajcarii na rozdrożu, Kraków: Wyd. UJ. Riedel S. (2005), Muslime in der Europäischen Union. Nationale Integrationskonzepte im Vergleich, Berlin, SWP-Studien 2005/S 10, kwiecien 2005 . Vatter A. (2011), Vom Schächt – zum Minarettverbot, Zürich: NZZ libro. DYSKUSJA

POLEMIKA DO TEKSTU MIROSŁAWA MATYI MNIEJSZOŚCI NARODOWE W SZWAJCARSKIM SYSTEMIE DEMOKRACJI BEZPOŚREDNIEJ

POLEMIC WITH MIROSŁAW MATYJA’S NATIONAL MINORITIES IN THE SWISS SYSTEM OF DIRECT DEMOCRACY

ANDRZEJ PORĘBSKI Uniwersytet Jagielloński Kraków

Podstawowy problem artykułu autorstwa Mirosława Matyi jest bez wątpienia ważny i wart podjęcia. Ogólnie rzecz ujmując, chodzi o analizę wpływu formy systemu politycznego funkcjonującego w danym społeczeństwie na położenie pewnych szczególnych podgrup tego społeczeństwa. Konkretnie, w tekście postawiona została teza o bezpośrednim związku między integracją nowych mniejszości narodowych a specyfi cznymi instrumentami szwajcarskiej demokra- cji bezpośredniej – inicjatywą ludową i referendum. Sądzę, że sformułowanie wspomnianego przed chwilą problemu i próba jego przeanalizowania dostarcza mocnego argumentu na rzecz publikacji tekstu w uznanym periodyku. Jednak nie zwalnia to autora z obowiązku rzetelnego przeprowadzenia dowodu postawionej tezy. Sądzę, że w kilku co najmniej miej- scach rzetelności takiej zabrakło. Za podstawową słabość tekstu Mirosława Matyi uważam brak porządku terminologicznego w kwestii mniejszości narodowych, co prowadzi do teo- retycznego chaosu. Autor rozróżnia „stare” i „nowe” mniejszości narodowe w Szwajcarii, zaliczając do tych drugich grupy przybyłe do Szwajcarii w ramach ruchów migracyjnych, jakie miały miejsce w drugiej połowie XX i na początku XXI wieku. Nie podaje natomiast kryteriów, na podstawie których dałoby się

Studia Migracyjne – Przegląd Polonijny, z. 1 (155)/2015, ss. 193–196 PL ISSN 2081-4488 © 2015 Polska Akademia Nauk, Komitet Badań nad Migracjami 194 Andrzej Porębski zidentyfi kować „stare” mniejszości narodowe. Owszem, powołuje się na Milica defi nicję mniejszości narodowej („Według defi nicji, uwzględniającej z jednej strony sugestie Rady Europy, a z drugiej – szwajcarskie położenie geopolityczne, mniejszości narodowe w Szwajcarii to grupy osób, które liczbowo są mniejsze od reszty ludności kraju lub odpowiedniego kantonu i które posiadają obywatel- stwo szwajcarskie. Osoby te powinny mieć tradycyjne i solidne powiązania ze Szwajcarią, jednocześnie jednak powinny kultywować własną tożsamość naro- dową, w szczególności tradycje kraju pochodzenia, własną kulturę, religię i [lub] język1”2), ale ta defi nicja jest – po pierwsze – nader nieprecyzyjna, po drugie zaś – zdaje się sugerować, że powstanie mniejszości narodowych jest jedną z konse- kwencji migracji. Jednak po przyjęciu takiej defi nicji mniejszości narodowej co najmniej dziwne jest traktowanie w tekście Szwajcarów włoskojęzycznych lub retoromańskojęzycznych, obok Romów czy Żydów, jako przedstawicieli owych „starych” mniejszości narodowych. Ani Retoromanie, ani mieszkańcy kantonu Tessyn (Ticino), przynajmniej w ogromnej większości, ani wreszcie mieszkańcy włoskojęzycznych dolin Gryzonii, to nie są grupy o pochodzeniu imigranckim. Co więcej, autor dosyć dowolnie żongluje pojęciami mniejszości religijnych i językowych, nigdzie ich precyzyjnie nie defi niując, a stosując niekiedy zamien- nie z pojęciem mniejszości narodowej. Innymi słowy, gdyby podążać konse- kwentnie za tokiem rozumowania autora, naród szwajcarski należałoby chyba utożsamić wyłącznie ze społecznością niemieckojęzyczną, zaś społeczności francusko-, włosko- i retoromańskojęzyczne uznać za szwajcarskie mniejszości narodowe. To bardzo osobliwy punkt widzenia. Druga, moim zdaniem, słabość tekstu Mirosława Matyi to arbitralna, prze- ideologizowana wizja Szwajcarii jako kraju, w którym panuje przykładna zgoda i wolność („Nikłe lokalne napięcia, jak również znikome konfl ikty polityczne są najlepszym świadectwem tego, iż państwo federalne w szwajcarskim wydaniu funkcjonuje sprawnie”). Tak się akurat składa, że w ostatnich kilku latach miały miejsce bezprecedensowe (oczywiście jak na warunki szwajcarskie) wydarze- nia w polityce wewnętrznej – np. dymisja ministra Samuela Schmida, burzliwe kampanie wyborcze, afery korupcyjne itp. Sielankowy obraz Szwajcarii nie jest powszechny. Pokusie ideologizacji ulega autor także wtedy, gdy pisze: „Szwaj- carzy powinni mieć świadomość, że przyszłość to czas integracji o ponadnarodo- wym charakterze oraz że dobro wspólne wymagać będzie świadomej, stopniowej rezygnacji z wielu atrybutów dzisiejszej suwerenności narodowej”. Tego typu

1 Wszystkie cytaty pochodzą z artykułu Mirosława Matyi „Mniejszości narodowe w szwajcar- skim systemie demokracji bezpośredniej” w niniejszym tomie. 2 Por. T. Milic (2008), Ideologie und Stimmverhalten, Zürich. Polemika do tekstu M. Matyi „Mniejszości narodowe w szwajcarskim systemie… 195 radykalne stwierdzenia często padają z ust przedstawicieli krajów będących naj- silniejszymi uczestnikami procesów integracyjnych, ale kierowane są do part- nerów słabszych. Gdy chodzi o promowanie własnych, potężnych gospodarek narodowych, radykalizm gdzieś się zapodziewa. Rozumiem w tym kontekście negatywne wartościowanie przez autora pojawiających się wśród Szwajcarów obaw przed utratą wartości historycznych czy narodowej tożsamości, ale sam tego negatywnego wartościowania nie podzielam. Trzecie zastrzeżenie dotyczy błędów rzeczowych. Autor pisze np. o braku bezpośrednich porównań systemu politycznego Szwajcarii z systemami innych państw; tymczasem już jakiś czas temu ukazała się poświęcona temu zagadnieniu praca Agnieszki Nitszke3. Podobnie jest ze stwierdzeniem, jakoby „naród republiki alpejskiej opowie- dział się w 2009 r. zdecydowanie przeciwko budowaniu muzułmańskich świą- tyń”. Otóż to nieprawda; referendum przeprowadzone w listopadzie 2009 roku dotyczyło budowy minaretów, a nie świątyń (czyli meczetów); obszernie pisałem o tych problemach w dwóch tekstach4. Ale autor zdaje się – niestety – z zasady ignorować polskojęzyczną literaturę helwetologiczną. I wreszcie kwestia polityki integracyjnej władz szwajcarskich. Trudno zgodzić się z autorem, że: „Konieczność prowadzenia systematycznej polityki integracyjnej pojawiła się w polityce dopiero w latach 90. ubiegłego wieku, po odsunięciu tendencji antymigracyjnych”. Sądzę, że próby wprowadzenia takiej polityki pojawiły się w Szwajcarii znacznie wcześniej (np. Federalna ustawa o pobycie i osiedlaniu się cudzoziemców z 1934 r.; polityka „otwartych drzwi” z lat sześćdziesiątych, polityka kwot z lat siedemdziesiątych itd.). Owszem, sytu- acja była wtedy inna, inne też były potrzeby społeczne i inna optyka ich rozwią- zywania, ale świadome mierzenie się z problemem obcokrajowców ma swoją długą historię, dłuższą niż tylko dwadzieścia lat. Przy okazji – trudno zgodzić się z tłumaczeniem przez autora terminu Überfremdung jako „wyobcowanie obcokrajowców”. Bardziej chodzi tu chyba o nadmierny udział ilościowy tej grupy w społeczeństwie szwajcarskim niż o jej psychiczne nastawienie. Zresztą tłumaczenie terminów niemieckich na język pol-

3 A. Nitszke (2013), Zasady ustroju federalnego w państwach niemieckojęzycznych. Studium porównawcze ustrojów federalnych Szwajcarii, Niemiec i Austrii, Kraków: Kontekst. 4 A. Porębski (2009), Spór o budowę minaretów w Szwajcarii – przyczynek do dialogu mu- zułmańsko-chrześcijańskiego, w: Dialog na pograniczach kultur i cywilizacji, red. T. Paleczny M. Banaś, Kraków: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz A. Porębski (2012), Zróż- nicowanie religijne Szwajcarii. Problem muzułmanów, w: Polityka wielokulturowości a migracje, red. M. Bieńkowska, A. Sadowski, Białystok: Wydawnictwo Uniwersytetu w Białymstoku. 196 Andrzej Porębski ski nie stanowi mocnej strony tekstu, np. Bundesamt für Statistik to nie Federalny Departament Statystyki, a raczej Federalny Urząd Statystyczny. Na koniec wypada zwrócić uwagę na rażącą ogólnikowość niektórych stwier- dzeń pojawiających się w tekście. Nie wiem, jak autor pojmuje „pełne prawa reli- gijne i wyznaniowe” – w kontekście szwajcarskim to zagadnienie bardzo złożone i mające bardzo specyfi czną, historycznie ukształtowaną treść; nie wiem, co mia- łoby oznaczać zdanie: „Prawa językowe realizowane są przez działania prawne, administracyjne oraz sądowe oraz przez edukację i media dostępne w języku dowolnie wybranym przez osoby zainteresowane” – podobnie jak wyżej, cały kompleks złożonych zagadnień został „odfajkowany” jednym zdaniem. Oczywi- ście, zdaję sobie sprawę, że w kilkunastostronicowym tekście nie da się szczegó- łowo przeanalizować wszystkich składowych tytułowego zagadnienia. Ale zarzut ogólnikowości nie pojawiłby się z mojej strony, gdyby autor dowiódł, że jest świadomy złożoności materii, którą się zajmuje. INFORMACJE

IV KONGRES POLSKICH TOWARZYSTW NAUKOWYCH NA OBCZYŹNIE: „NOWOCZESNE NAUCZANIE TRADYCJI OJCZYSTYCH – SYBIRACY I MŁODZIEŻ”

IV CONGRESS OF POLISH SCIENTIFIC SOCIETIES IN EXILE: “MODERN TEACHING OF NATIVE TRADITIONS – SIBERIAN DEPORTEES AND YOUTH

AGNIESZKA MAŁEK Uniwersytet Jagielloński Kraków

W dniach 4–7 września 2014 roku odbył się w Krakowie IV Kongres Polskich Towarzystw Naukowych na Obczyźnie zorganizowany przez Polską Akademię Umiejętności (PAU). Tematem przewodnim było „Nowoczesne nauczanie trady- cji ojczystych – Sybiracy i młodzież”. Ubiegłoroczny Kongres łączył zatem dwa niezwykle ważne wątki: historyczny i edukacyjny. Honorowy patronat nad wyda- rzeniem objął prezydent RP Bronisław Komorowski. Projekt był współfi nanso- wany ze środków MSZ w ramach konkursu na realizację zadania „Współpraca z Polonią i Polakami za granicą w 2014 r.”. W dniu poprzedzającym ofi cjalne roz- poczęcie obrad zorganizowano spotkanie powitalne uświetnione koncertem barda Piwnicy pod Baranami Leszka Wójtowicza oraz występem brytyjskiej wokalistki o polskich korzeniach Katy Carr. W godzinach wieczornych goście zostali zapro- szeni na pokaz fi lmów dokumentalnych poświęconych tematyce sybirackiej. Ta wzruszająca podróż w bolesną przeszłość stanowiła poniekąd wprowadzenie do jednego z naczelnych wątków tegorocznego spotkania – uchwycenia wspomnień odchodzącego już pokolenia zesłańców na Sybir i do Kazachstanu. Obrady Kongresu otworzył prof. Andrzej Białas, prezes PAU, witając uczestników i zaproszonych gości, w tym szczególnie Karolinę Kaczorowską,

Studia Migracyjne – Przegląd Polonijny, z. 1 (155)/2015, ss. 197–207 PL ISSN 2081-4488 © 2015 Polska Akademia Nauk, Komitet Badań nad Migracjami 198 Agnieszka Małek wdowę po ostatnim prezydencie RP na uchodźstwie Ryszardzie Kaczorowskim. Uczestniczyła ona w obradach w podwójnej roli, z jednej strony pełniła funkcję honorową, a ze strony drugiej, jako osoba o doświadczeniach sybirackich, była autentycznie zainteresowana merytoryczną stroną obrad. Słowa powitania prezes PAU skierował także do przedstawicieli władz państwowych i lokalnych oraz parlamentarzystów. W swoim przemówieniu podkreślił potrzebę ciągłej dyskusji nad problemami polskiej diaspory, która dzięki otwarciu się Polski na świat staje się coraz bardziej znaczącym i stałym elementem polskiego krajobrazu. Profesor Białas podkreślił historyczny wymiar IV Kongresu i obowiązek zebrania świadectw zesłańców, którzy przeżyli, oraz utrwalania i uczczenia pamięci o tych, którzy nie powrócili. Odnosząc się do wątku edukacyjnego, podkreślił konieczność kontynuacji dyskusji, zapocząt- kowanej podczas poprzedniego Kongresu PTNnO na temat polskojęzycznego szkolnictwa poza krajem. Dodał, że system wymaga radykalnych działań i reali- zacji postulatów zawartych w uchwalonej trzy lata wcześniej Deklaracji Krakow- skiej. Wyraził przekonanie, że Kongres jest właściwym miejscem wypracowania priorytetów działania. Karolina Kaczorowska, nawiązując do swoich przeżyć „dziecka, które przeżyło Golgotę Wschodu”, zaapelowała o podtrzymywanie pamięci o histo- rii i wypełnianie obowiązku przekazywania tej wiedzy kolejnym pokoleniom. Następnie głos zabrali politycy: senator Andrzej Person – członek senackiej Komisji Łączności z Polakami za Granicą – powiedział, że Kongres jest dla Senatu cennym źródłem wiedzy i dyskusji; z kolei przedstawicielka Ministerstwa Edukacji Narodowej wyraziła podziękowanie za trud prowadzenia szkolnictwa w diasporze. Odczytano także list ówczesnego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego. Joanna Kozińska-Frybes, zastępca dyrektora Departa- mentu Współpracy z Polonią i Polakami za Granicą MSZ, mówiła o konieczności łączenia teraźniejszości z przeszłością. Zwróciła się także bezpośrednio do obec- nego podczas Kongresu ambasadora Meksykańskich Stanów Zjednoczonych, dziękując rządowi Meksyku za przyjęcie polskich uchodźców podczas II wojny światowej. W odniesieniu do edukacji stwierdziła, że „trzeba wspierać system szkolnictwa polskiego za granicą, bo otwarcie na polskość to drzwi do świata”. Wojewoda małopolski Jerzy Miller dziękował za wysiłek wkładany w przybliża- nie młodemu pokoleniu historii Polski oraz za trud nauczania języka polskiego, który jest pierwszym stopniem do tego, aby móc korzystać z kultury polskiej. W imieniu władz miasta uczestników powitała Anna Okońska-Walkowicz, peł- nomocnik prezydenta ds. polityki społecznej, zaś małopolski kurator oświaty Aleksander Palczewski zaprosił na rozstrzygnięcie konkursu „Losy Polaków na Syberii”, zorganizowanego przez krakowskie Kuratorium Oświaty, Centrum IV Kongres Polskich Towarzystw Naukowych na Obczyźnie… 199

Dokumentacji Zsyłek, Wypędzeń i Przesiedleń oraz VI Liceum Ogólnokształcące w Krakowie. Uroczysta gala wręczenia nagród odbyła się w trzecim dniu trwania Kongresu. Jako ostatnia w ofi cjalnej części głos zabrała przewodnicząca krakow- skiego Oddziału Sybiraków Aleksandra Szemioth. Podkreśliła potrzebę groma- dzenia wspomnień sybiraków i nieustającego dawania świadectwa o tamtych czasach. Następnie licznie zgromadzeni w auli wysłuchali referatów ks. prof. Michała Hellera oraz prof. Henryka Samsonowicza. Ksiądz prof. Michał Heller w wykła- dzie Od Wielkiego Wybuchu do Gułagu. Jak usprawiedliwić historię Wszechświata rozważał kwestię istnienia zła fi zycznego i moralnego. O ile to pierwsze można usprawiedliwić prawami fi zyki, o tyle to drugie należy rozpatrywać w katego- riach indywidualnych, jako wybór i decyzję człowieka. Człowiek wykorzystuje zło fi zyczne, aby czynić zło moralne. Samo dobro jest najlepszą z możliwości, ale jak pogodzić jego istnienie z jednoczesną wolnością czynienia zła? Zdaniem ks. Hellera zła nie sposób uzasadnić w sposób racjonalny, gdyż jego źródłem są złe, irracjonalne decyzje człowieka. Można by wyobrazić sobie świat bez zła, ale byłby to zarazem świat pozbawiony tego, co najcenniejsze – wolności. Referat prof. Samsonowicza (odczytany, gdyż ze względów zdrowotnych sam autor nie mógł przybyć) był zaproszeniem do odbycia podróży przez dzieje Pol- ski i przypomnieniem jej wkładu w historię Europy. Autor zwrócił uwagę szcze- gólnie na tolerancję, z której w dobie wojen religijnych słynęła Polska, stając się dla rzeszy uciekinierów bezpiecznym azylem. Profesor podkreślił, że właśnie Rzeczpospolita Obojga Narodów, stanowiąca przy całej swej różnorodności jed- ność, jest historycznym wzorcem dla obecnej zjednoczonej Europy. Ostatnim punktem przedpołudniowej części pierwszego dnia obrad było uroczyste otwarcie wystawy zatytułowanej „Z sowieckich łagrów do Meksyku. Odyseja polskich uchodźców z Santa Rosa”, którego dokonał Ricardo Villanueva Hallal, ambasador Meksykańskich Stanów Zjednoczonych. Wystawa, zorga- nizowana przez dr. Krzysztofa Smolanę oraz Ambasadę Meksyku, przedstawia niezwykłą historię Polaków, w przeważającej większości dzieci i kobiet, wywie- zionych do Związku Sowieckiego, którzy po wydostaniu się z armią Andersa na środkowy wschód znaleźli schronienie w obozie Santa Rosa w meksykańskim stanie Guanajuato. Wystawa odbyła się z okazji 70. rocznicy przyjęcia przez Meksyk polskich uchodźców. Dalsze obrady toczyły się w równoległych panelach, historycznym i edu- kacyjnym, w siedzibie Polskiej Akademii Umiejętności oraz w Domu Polonii. Panel edukacyjny został podzielony na kilka sesji tematycznych. Pierwsza z nich poświęcona była szkolnictwu polskiemu na świecie z perspektywy krajowej, a przewodniczył jej prof. Władysław Miodunka (UJ). Sesja rozpoczęła się od 200 Agnieszka Małek krótkiego wystąpienia ministra edukacji narodowej Joanny Kluzik-Rostkow- skiej, która podkreśliła znaczenie utrzymywania przez migrantów stałego kon- taktu z językiem i kulturą polską oraz zadeklarowała gotowość współpracy ze środowiskami polskimi za granicą w zakresie wspierania działań oświatowych. Wcześniej tego samego dnia minister Kluzik-Rostkowska spotkała się również z członkami Rady Oświaty Polonijnej, ciała doradczego powołanego przy MEN przez Katarzynę Hall. Głos zabrała także Ewa Dudek, podsekretarz stanu, odpo- wiedzialna w MEN za sprawy szkolnictwa dla dzieci w diasporze. Ministerstwo fi nansuje działalność polskich szkół uzupełniających za granicą (tzw. szkolne punkty konsultacyjne) oraz wspiera rozwój szkół społecznych, czyli organizo- wanych i prowadzonych przez samych migrantów. Te pierwsze nadzorowane są przez Ośrodek Rozwoju Polskiej Edukacji za Granicą (ORPEG). Te drugie, znacznie liczniejsze, działają w pełni autonomicznie, ale też same muszą się borykać z kłopotami materialnymi. Następnie dyrektor Ośrodka Rozwoju Polskiej Edukacji za Granicą Anna Atłas przedstawiła główne zadania i cele Ośrodka, skupiając się w szczególno- ści na działaniach związanych z doskonaleniem nauczycieli (dla szkół polskich poza krajem) i wsparciu metodycznym udzielanym im przez Polonijne Cen- trum Nauczycielskie, funkcjonujące w Lublinie w ramach struktur Ośrodka. Poinformowała ponadto, że prowadzone jest nauczanie na odległość w ramach projektu „Otwarta Szkoła” i programu „Włącz Polskę”. Jako przykład nowych inicjatyw prelegentka podała między innymi stworzenie angielskiej i rosyjskiej wersji strony internetowej ORPEG. Za jedno z ważniejszych wyzwań uznała rozwój internetowych form kształcenia oraz opracowanie gier edukacyjnych służących samoocenie umiejętności językowych. Wprowadzaniu ulepszeń i nowych narzędzi dydaktycznych powinna jej zdaniem towarzyszyć ściślejsza współpraca z uczelniami. Nie mniej istotną rolę winny także pełnić sieci wymian, dzięki którym (wzorem sieciowania branżowego) możliwa będzie wymiana wiedzy i dobrych praktyk. Jej zdaniem do włączenia się w realizację nowych zadań szczególnie warto zachęcać młodych liderów. Anna Atłas zwróciła przy tym uwagę, że część narzędzi i kanałów komunikacyjnych udostępnianych przez ORPEG pozostaje niewykorzystana. Przykładem może być forum dla nauczy- cieli, które jest „praktycznie martwe”. W wystąpieniu Krzysztofa Stanowskiego z Fundacji Solidarności Między- narodowej, poświęconym przemianom polityki oświatowej wobec diaspory, nie zabrakło odniesienia do podziału – budzącego w środowiskach polskich migran- tów gorące dyskusje – na szkoły społeczne i Szkolne Punkty Konsultacyjne. Pre- legent przypomniał, że wobec pojawienia się licznych problemów społecznych związanych z poakcesyjną falą emigracji, skierowaną szczególnie do Wielkiej IV Kongres Polskich Towarzystw Naukowych na Obczyźnie… 201

Brytanii i Irlandii, edukacja nie była traktowana priorytetowo i zeszła na dalszy plan. Wypowiedź ta była miarodajna, gdyż Krzysztof Stanowski jako podsekre- tarz stanu w resortach (kolejno) edukacji oraz spraw zagranicznych realizował w poprzedniej dekadzie politykę władz RP wobec diaspory. Kwestie dotyczące fi nansowania szkół i możliwości ubiegania się o różnego rodzaju dotacje wzbudzały największe zainteresowanie i dyskusje wśród słucha- czy. Obecna podczas sesji Joanna Kozińska-Frybes opowiedziała o zmianach w fi nansowaniu projektów, które są aktualnie rozważane w MSZ, oraz zapew- niła, że projekty modułowe (dłuższe niż jednoroczne) będą szczególnie wspie- rane. Następnie dr Grażyna Czetwertyńska (UW) podsumowała czteroletni okres obowiązywania podstawy programowej dla szkół polonijnych. Jak stwierdziła, nauczyciele polskich szkół za granicą uznają podstawę programową za potrzebną i pomocną w układaniu programu zajęć. Co więcej, coraz bardziej słyszalne są głosy o konieczności opracowania podstawy programowej z matematyki i histo- rii powszechnej. Sporo miejsca w swoim wystąpieniu poświęciła projektowi „Włącz Polskę”. Na zakończenie sesji prof. Władysław Miodunka zaapelował, aby więcej i częściej mówić o wartości dwujęzyczności w środowisku polskich migrantów. Po krótkiej przerwie prelegenci i słuchacze spotkali się na drugiej sesji panelu edukacyjnego, będącej kontynuacją poprzedniego wątku, ale tym razem z per- spektywy diaspory. Obradom przewodniczyła prof. Dorota Praszałowicz (UJ). Jako pierwsza głos zabrała Aleksandra Podhorodecka z Wielkiej Brytanii, prezes Zarządu Głównego Polskiej Macierzy Szkolnej. Stwierdziła, że nie można nie dostrzegać różnic między potrzebami, jakie miała „stara” (powojenna) imigra- cja w Wielkiej Brytanii a potrzebami współczesnych, „nowych” imigrantów. W przeszłości poczucie patriotyzmu było kluczowym elementem skłaniającym do podejmowania nauki w szkołach polonijnych, zaś obecnie rodziców trzeba przekonywać do korzyści płynących z dwujęzyczności. Zdaniem prelegentki nikłe są szanse na stały powrót do Polski dzieci z rodzin migranckich, urodzonych i wychowanych w Wielkiej Brytanii. Jednak fakt, że są obywatelami brytyjskimi, nie zwalnia z obowiązku podtrzymywania pamięci o tym, skąd się wywodzą, tak aby w przyszłości stali się „ambasadorami polskości”. Jak podkreśliła, nie chodzi o „wtłaczanie” na siłę polskości, ale przekonanie rodziców i dzieci, że dwuję- zyczność czy trójjęzyczność to szczególna wartość. Uwzględniając to, że język polski jest obecnie drugim językiem na Wyspach, nie można przecenić też prak- tycznego aspektu tej edukacji. Mówiąc o potrzebach i oczekiwaniach nauczycieli, Aleksandra Podhorodecka wskazała przede wszystkim na konieczność organizo- wania kursów doskonalenia zawodowego. Z kolei wśród najważniejszych zadań wymieniła zwiększanie liczby szkół, wypracowanie sposobów docierania do tych 202 Agnieszka Małek rodziców, którzy nie wiedzą o istnieniu tej formy kształcenia, lub do tych, którzy nie widzą sensu w korzystaniu z niej. Kolejny referat przedstawiły dr Joanna Tatara i dr Dorota Andraka ze Sta- nów Zjednoczonych. Po omówieniu systemu i kierunku rozwoju szkół polskich na świecie prelegentki zaprezentowały dane dotyczące funkcjonowania szkół w USA oraz przypomniały najważniejsze momenty w historii rozwoju oświaty polonijnej. Opisały również trzy modele organizacyjne: pierwszy z nich charak- teryzuje się dominacją komitetu rodzicielskiego, drugi opiera się na współpracy dyrekcji, komitetu rodziców oraz pedagogów, zaś cechą trzeciego jest „władza” szkolna (dyrekcja, zarząd szkoły, rada pedagogiczna). Referentki postulowały też konieczność ciągłego aktualizowania danych niezbędnych dla opracowania diagnozy stanu szkolnictwa. Następna prelegentka – Liliana Barejko-Knops – zapoznała słuchaczy ze stanem szkolnictwa polskiego w Niemczech. Swój referat rozpoczęła od stwierdzenia, że podstawą wielojęzyczności są kompeten- cje w zakresie języka ojczystego. Akcentowanie roli bilingwizmu było jednym z głównych wątków, obecnym w większości referatów wygłoszonych podczas panelu edukacyjnego. W przejrzysty sposób pani Barejko-Knops omówiła spo- sób zorganizowania systemu szkolnictwa polskojęzycznego w Niemczech, różny w poszczególnych landach. Wśród najistotniejszych potrzeb szkół polskojęzycz- nych w Niemczech prelegentka wymieniła przygotowanie podręczników do nauczania historii i geografi i, które byłyby przystosowane dla heterogenicznych grup, oraz ustabilizowanie polityki fi nansowania oświaty. Sesję popołudniową zakończyło wystąpienie dr Marii Małaśnickiej-Miedzianogóry zatytułowane Nor- dyckie dylematy – nauczanie języka polskiego w systemach edukacyjnych państw nordyckich. W państwach tych, zwłaszcza w Szwecji, nacisk położony jest na aktywną dwujęzyczność i nauczanie języka oraz kultury kraju pochodzenia ucznia. System ten wyróżnia powiązanie nauki języka polskiego ze szkołą ucznia oraz zróżnicowanie poziomów nauczania. Poszczególne państwa w odmienny sposób unormowały zasady uwzględniania języka polskiego na świadectwach szkolnych. Przykładowo, w Szwecji ocena z przedmiotu jest wliczana do średniej, z kolei w Islandii istnieje możliwość przepisania oceny z języka pol- skiego uzyskanej w szkole polonijnej na świadectwo otrzymywane w szkole islandzkiej. Piątek, 5 września, był kolejnym dniem intensywnych obrad. W panelu edukacyjnym przewidziano cztery sesje tematyczne, w trakcie których uczest- nicy wysłuchali 18 referatów. Podczas sesji przedpołudniowych dyskutowano nad stanem i potrzebami szkolnictwa polskiego w świecie. Przedmiotem sesji popołudniowych były natomiast zagadnienia edukacji międzykulturowej oraz wpływ najbliższego otoczenia (domu, szkoły i grupy rówieśniczej) na zachowa- IV Kongres Polskich Towarzystw Naukowych na Obczyźnie… 203 nie polskości na emigracji. Słuchacze obecni na pierwszej sesji, moderowanej przez prof. Adama Walaszka (UJ), mieli okazję zapoznać się z aktualną sytu- acją i wyzwaniami oświaty polskojęzycznej w sześciu państwach: we Francji, Hiszpanii, Niemczech, Norwegii, Irlandii oraz Australii. Większość referujących, prezentując statystyki dotyczące liczby szkół, uczniów i nauczycieli, zazna- czyła, że są to dane szacunkowe i z dużym prawdopodobieństwem zaniżone. Brak wiarygodnych statystyk czy baz danych, zarówno po stronie polskiej, jak i krajów przyjmujących, w znacznym stopniu utrudnia postawienie trafnej dia- gnozy dotyczącej stanu szkolnictwa. Kwestia ta wywołała ożywioną dyskusję na temat konieczności wypracowania sposobów stałego monitorowania istniejących i nowo tworzonych szkół. Innym z powtarzających się problemów, na które zwracano uwagę również poprzedniego dnia, była trudność w utrzymaniu płynności fi nansowej. Wynika to w dużej mierze z istniejącego systemu grantowego, w którym konkursy MSZ rozpisywane są każdego roku, nie dając gwarancji kontynuacji zadań. Stąd postu- lat o stworzenie mechanizmów stałej, a nie tylko doraźnej, pomocy materialnej. Szczególnie mocno wybrzmiał głos Tomasza Karawajczyka, który jako przykład podał cykliczną imprezę literacką dla dzieci – Wierszowisko – organizowaną od wielu lat w Holandii. Jej ostatnia edycja była zagrożona, bowiem wniosek o dofi nansowanie złożony w MSZ przez stowarzyszenie, z którym organizato- rzy Wierszowiska do tej pory współpracowali, został odrzucony. Tym samym organizatorzy pozostali bez środków, które do tej pory regularnie otrzymywali, pomimo tego, iż samo wydarzenie cieszyło się ogromnym zainteresowaniem wśród Polaków w Holandii. Opisany przykład był kolejnym argumentem na rzecz zmodyfi kowania dotychczasowego systemu przyznawania pomocy fi nansowej i zapewnienia większej ciągłości w tym względzie, szczególnie w odniesieniu do dobrze dotychczas ocenianych przedsięwzięć. Danuta Lemoyne z Francji wyraziła zaniepokojenie faktem sukcesywnego likwidowania wielu instytucji historycznych, a także brakiem miejsc, w których można wypożyczyć polską literaturę i prasę. Prelegentki z Hiszpanii, Beata Grzech i Justyna Matysiak, za jedną z głównych bolączek polskiego szkolnictwa za granicą uznały częstą rotację siedziby placówek, co negatywnie wpływa na proces kształcenia. Zaapelowały ponadto o podjęcie prac nad przygotowaniem podstawy programowej z języka polskiego jako języka odziedziczonego. Postulat ten spotkał się z poparciem ze strony audytorium. Nawiązując do tego tematu Marta Szutkowska-Kiszkiel zauważyła, że w Irlandii (a podobna sytuacja dotyczy przecież także innych państw) coraz więcej dzieci, rozpoczynając naukę w szkole sobotniej, nie posługuje się językiem polskim. Stąd niezbędne staje się przygo- towanie alternatywnych programów i materiałów dydaktycznych. W wystąpieniu 204 Agnieszka Małek

Hanny Sand z Norwegii oraz prelegentek z Hiszpanii powróciła kwestia (nie) uznawania oceny z języka polskiego uzyskanej w szkole polskiej przez władze oświatowe kraju pobytu. Wyrażono nadzieje na pomoc władz polskich w tej kwestii i wsparcie przez nie oddolnych inicjatyw podejmowanych przez samych migrantów. Wśród spraw pilnie wymagających naprawy pojawiła się też zasy- gnalizowana przez Hannę Sand potrzeba zdefi niowania kryteriów określających status nauczyciela polonijnego. Chodzi przede wszystkim o zaliczenie okresu pracy w szkole polonijnej do stażu nauczycielskiego w kraju. Ostatni referat w tej sesji wygłoszony przez Bożenę Iwanowską przeniósł słu- chaczy do dalekiej Australii. Odległość nabrała przy tym dodatkowego znaczenia, bowiem doświadczenia tamtejszych nauczycieli polonijnych okazały się odległe od perspektywy nauczycieli pracujących w państwach europejskich, w szczegól- ności na obszarach o natężonym napływie polskich imigrantów. Problemem szkół polonijnych w Australii jest bowiem gwałtownie malejąca liczba potencjalnych uczniów. Połowa osób polskiego pochodzenia przekroczyła pięćdziesiąty rok życia, a skala imigracji młodych jest niewielka. Zainteresowanie tematami poru- szonymi podczas sesji było tak duże, że dyskusję kontynuowano podczas krótkiej przerwy już w kuluarach. Następna sesja rozpoczęła się od wystąpienia dr Anny Czelakowskiej, która przybliżyła słuchaczom cele i zadania realizowane przez Stowarzyszenie Pro- mocji Języka Polskiego za Granicą, założone w lutym 2014 roku w Edynburgu. Jego główną misją jest promocja dwujęzyczności, promocja wiedzy o języku i kulturze polskiej oraz promocja języka polskiego jako obcego. Drugi prelegent – Witalij Chmielewski – nakreślił aktualną sytuację szkół polskich w Kazachsta- nie. Zwrócił uwagę między innymi na niekorzystne zmiany, jakie zaszły w ostat- nim czasie, na przykład brak prolongaty porozumienia o współpracy w zakresie edukacji między rządem polskim i kazachskim. Tym, co utrudnia organizację oświaty polonijnej w Kazachstanie, są problemy z dojazdem ze względu na znaczne odległości między miejscowościami. Interesująca była też konstatacja, że studenci przyjeżdżający do Polski na studia wybierają przede wszystkim kie- runki humanistyczne, ponieważ nie mają wystarczającej znajomości słownictwa z zakresu nauk ścisłych. Jest to spowodowane specyfi cznym profi lem programów nauczania języka polskiego. System funkcjonowania oświaty polonijnej na Litwie przedstawił Czesław Dawidowicz. Z przedstawionych analiz wynika, że malejąca w ostatnim czasie liczba szkół polskich jest spowodowana zmianami w szkolnictwie litewskim, powołaniem szkół powiatowych, ale też niżem demografi cznym. Za niewątpliwą zaletę uznał istnienie na Litwie pełnego systemu kształcenia oraz odpowiedniej bazy materialnej szkół. Doktor Irena Saszko i Julia Sierkowa z Ukrainy zwróciły IV Kongres Polskich Towarzystw Naukowych na Obczyźnie… 205 uwagę na fakt zainteresowania kursami języka polskiego wśród dorosłych oraz potrzebę tworzenia uniwersytetów trzeciego wieku (pierwszy i jak dotąd jedyny powstał we Lwowie). Sesję zakończyło wystąpienie Andrzeja Russa, który nakre- ślił obraz polskiego szkolnictwa na Zaolziu. Konkludując, stwierdził, że przy- szłość jawi się optymistycznie, czego dowodem jest rosnąca liczba uczniów (po części wynik wyżu demografi cznego) i pojawienie się szeregu nowych oddolnych inicjatyw. Przedmiotem popołudniowej sesji były zagadnienia dotyczące edukacji międzykulturowej. Profesor Tadeusz Lewowicki (Wyższa Szkoła Pedagogiczna Związku Nauczycielstwa Polskiego), występujący jednocześnie w roli modera- tora i prelegenta, tytułem wprowadzenia teoretycznego dokonał przeglądu kon- cepcji wielokulturowości. Wyjaśnił także różnicę między pojęciami „edukacja wielokulturowa” a „edukacja międzykulturowa”, zachęcając do promowania tej ostatniej jako otwierającej w większym stopniu na inne kultury. Następnie dr hab. Mirosław Sobecki (Uniwersytet w Białymstoku) przedstawił wyniki badań nad tożsamością mieszkańców pogranicza, prowadzonych na Grodzieńszczyźnie. W szczególności podkreślił znaczenie przedstawicieli pokolenia międzywojen- nego w transmisji dziedzictwa kulturowego. Budowanie własnej tożsamości było również przedmiotem referatu prof. Jerzego Nikitorowicza (Uniwersytet w Bia- łymstoku), zatytułowanego Ku hybrydowej tożsamości osobowej i społeczno- -kulturowej czy rewitalizacji kultury przodków?. Na zakończenie dr hab. Ewa Ogrodzka-Mazur (UŚ) przedstawiła wyniki badań prowadzonych w szkołach z polskim językiem nauczania w Wiedniu, Pradze, na Zaolziu oraz w Paryżu. O ile większość rodziców identyfi kuje się z polskością, o tyle w przypadku dzieci konstruowanie tożsamości oznacza odchodzenie od jej jednolitego wymiaru na rzecz tożsamości złożonej, wzbogaconej. Ostatnią sesję tego dnia, poświęconą roli rodziny i rówieśników w zacho- waniu polskości, poprowadziła dr Jolanta Tatara. Jako pierwsza głos zabrała dr hab. Ewa Lipińska (UJ). Podkreśliła, że transmisja języka i kultury wymaga ścisłego współdziałania między nauczycielem a rodzicami. Ci ostatni powinni także inicjować kontakty swoich dzieci z rówieśnikami, zarówno te rzeczywiste (osobiste), jak i wirtualne (internetowe). Komunikacja elektroniczna, szczegól- nie w formie pisanej, korzystnie wpływa na poziom kompetencji językowych. Umożliwia ponadto kontakt z językiem polskim, a nie polonijnym (socjolekt polonijny). Dr hab. Anna Seretny (UJ), kontynuując wątek języka etnicznego (polonijnego), zwróciła uwagę na jego specyfi czne cechy: ograniczony zasób słownictwa, zniekształcona wymowa (najczęściej przez akcent kraju osiedle- nia), nie w pełni rozwinięta kompetencja gramatyczna oraz fragmentaryczna wiedza socjokulturowa jego użytkownika. Zaznaczyła przy tym, że nauczyciele 206 Agnieszka Małek nie zawsze zdają sobie sprawę z tego, czym jest język etniczny. W odniesieniu do wymagań, jakie winno się stawiać nauczycielom, poza znajomością języka literackiego i potocznego, uznała wiedzę na temat kultury i mentalności spo- łeczeństwa kraju, w którym język jest używany. Sesję zakończył dr hab. Piotr Horbatowski (UJ) referatem zatytułowanym Z rówieśnikami wśród Polaków, czyli jak uczyć Polski w Polsce. Przedstawił w nim wyniki ankiety przeprowa- dzonej wśród zagranicznych uczestników obozu „Lato odkrywców” oraz kursu przygotowawczego na studia, zorganizowanych w Krakowie. Wśród konkluzji padł pomysł włączenia w tego typu wydarzenia młodzieży z Polski, aby cudzo- ziemcy mieli możliwość uczenia się bezpośrednio od swoich polskich rówie- śników. W dyskusji dominowały pytania dotyczące praktycznych aspektów nauczania języka polskiego, edukacji ustawicznej oraz kształcenia i doskonale- nia nauczycieli. W trzecim dniu Kongresu nauczyciele mieli możliwość uczestnictwa w warsztatach. Pierwszy z nich, Praca z polskim dzieckiem – migrantem, popro- wadziły psycholożki – prof. Halina Grzymała-Moszczyńska (UJ) i Anna Jurek (Londyn), drugi, dotyczący polskich podręczników do nauczania języka pol- skiego jako obcego / odziedziczonego oraz sposobów korzystania z nich, prowa- dzili pracownicy Uniwersytetu Jagiellońskiego: Magdalena Szelc-Mays, Beata Sałęga-Bielowicz oraz dr Piotr Rabiej. Trzeci z warsztatów, który dotyczył stra- tegii nauczania tradycji ojczystych (w tym sybirackich) w sposób atrakcyjny dla młodego pokolenia, prowadzony był przez Annę Hejczyk i Katarzynę Odrzywo- łek z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Mimo zmęczenia uczestników, spowodowanego napiętym i wymagającym programem Kongresu, warsztaty cieszyły się dużym zainteresowaniem. Następnie uczestnicy spotkali się na krótkiej sesji, podczas której przedsta- wiciele kilku fundacji (Pomoc Polakom na Wschodzie, Wolność i Demokracja, Ośrodek Karta, Polskie Kresy Wschodnie – Dziedzictwo i Pamięć oraz Instytut Wschodnich Inicjatyw, Edukacja dla Demokracji), działających na rzecz oświaty polskiej w diasporze, zaprezentowali realizowane projekty. Ostatni punkt tego dnia, głosowanie nad deklaracją końcową, poprzedziła dyskusja panelowa z udziałem Joanny Wójtowicz, Małgorzaty Lasockiej, Jolanty Tatary oraz Anne White. Małgorzata Lasocka z Londynu, odnosząc się do programu „Włącz Pol- skę” i zaznaczając, że była entuzjastką jego powstania, przyznała jednocześnie, że czuje rozczarowanie jego obecną formą. Jak zauważyła program „stanął w miejscu”, nie pojawiają się nowe elementy ani materiały, a sama nawigacja nierzadko nastręcza użytkownikom (nauczycielom) problemów. Ważna była wypowiedź Anne White (University College London), która stwierdziła, że dzieci chętniej chodzą do szkoły, jeśli chodzą do niej również rodzice. Chodzi zatem IV Kongres Polskich Towarzystw Naukowych na Obczyźnie… 207 o spojrzenie na szkoły sobotnie jako wspólnotę, ale też wykorzystanie potencjału tkwiącego w rodzinie. W deklaracji końcowej znalazł się między innymi zapis o „kluczowej roli nauczycieli i rodziców w procesie integracji dzieci w środo- wiskach lokalnych” oraz o „konieczności stworzenia systemowej współpracy nauczycieli i instytucji oraz organizacji wspierających z rodzicami i rodzinami naszych uczniów”. Kongres zakończył się w niedzielę uroczystą mszą świętą w Katedrze na Wawelu. Warto dodać, że dla uczestników Kongresu przygotowano program imprez towarzyszących, między innymi koncert Jacka Wójcickiego „Pejzaż horyzontalny” w Galerii Sukiennice, koncert kwartetu smyczkowego Alla Breve w krakowskim magistracie czy zwiedzanie Zamku Królewskiego na Wawelu. Te wieczorne spotkania były okazją do dodatkowych rozmów i dyskusji, na które w czasie ofi cjalnych obrad nie zawsze wystarczało czasu. Podsumowując, IV Kongres Polskich Towarzystw Naukowych na Obczyź- nie spotkał się z ogromnym zainteresowaniem, czego dowodem była frekwencja i aktywność słuchaczy. Umożliwił spotkanie i integrację przedstawicieli różnych środowisk migracyjnych, a także bezpośredni kontakt z przedstawicielami pol- skich instytucji publicznych i pozarządowych.

RECENZJE

Marián Mark Stolarik, Where Is My Home? Slovak Immigration to North America (1870–2010), Peter Lang, Bern-Berlin 2012, ss. XIX + 392

ADAM WALASZEK Uniwersytet Jagielloński Kraków

Pierwszy tom nowej serii wydawniczej ofi cyny Peter Lang – „Immigration from Europe to North America” – stanowi książka Marka Stolarika (ur. w 1943 r. historyka słowackiego pochodzenia z Kanady). Od 1992 r. do dziś kieruje Kate- drą Historii i Kultury Słowacji na Uniwersytecie w Ottawie. Dane biografi czne są tu ważne. Stolarik jest znany jako autor wielu artykułów i kilku książek na temat słowackiej obecności w Ameryce. Należy do tego pokolenia amerykań- skich historyków, które w latach siedemdziesiątych odkrywało dzieje grup etnicz- nych i historię imigracji i zajęło się tym tematem profesjonalnie. Uczestniczył w znanym seminarium Timothy’ego L. Smitha w Uniwersytecie Minnesoty. Tam napisał doktorat. W grupie tej był także William Galush (który odtąd zajmował się Polonią amerykańską), Joseph Barton, John Briggs, Paul Benkart i inni. Ostatnia książka Stolarika nie jest jednak typową i klasyczną monografi ą. To w gruncie rzeczy dwie książki w jednej. Jest to bowiem historia słowackiej rodziny Stolarików i samego autora, a jednocześnie opowieść o słowackiej imigracji do USA, osadnictwie i problemach, z którymi imigranci słowaccy się zmagali. Oba wątki się przeplatają, przenikają, nakładają. Podobnie nieco kilka- naście lat wcześniej postąpiła nieodżałowanej pamięci Julianna Puskás, wplótł- szy w historyczną (nie osobistą jednak!) narrację dzieje własnej rodziny i wsi, z której pochodziła. Tę manierę konstrukcyjną dobrze ilustruje np. fragment, w którym Stolarik wspomina o latach po 1978 r., gdy został dyrektorem Balch Institute w Filadelfi i. Opisuje ten ważny etap swojego życia, ale od razu uzupeł- nia narrację historią słowackiej obecności w mieście (s. 251–260).

Studia Migracyjne – Przegląd Polonijny, z. 1 (155)/2015, ss. 209–212 PL ISSN 2081-4488 © 2015 Polska Akademia Nauk, Komitet Badań nad Migracjami 210 Adam Walaszek

Można – i należy – duże fragmenty książki czytać po prostu jak wspomnie- nia Marka Stolarika, snującego refl eksje nad własnym życiem, losami własnej rodziny, ale i narodu, z którym się w części identyfi kuje. Opowieść przypomina w tym wymiarze inne tego typu narracje pamiętników emigrantów. Język jest prosty (nie umiem jednak powiedzieć, czy jest to zabieg celowy!). Autor pisze o sobie samym w trzeciej osobie (co mnie osobiście wydaje się manierą nieco sztuczną). To dokument osobisty, ma zatem zalety źródła historycznego. Wart jest sam w sobie analizy. Jednocześnie znaczne części pracy stanowi historia słowackiej emigracji i grupy etnicznej w USA oraz Kanadzie. Mogłoby lekturę ułatwić rozbudowane drzewo genealogiczne rodziny, czytelnik bowiem może niekiedy gubić się w labiryncie krewnych i powinowatych Stolarików. Taka konstrukcja nie ułatwia lektury, gdyby nie indeks, czytelnik mógłby mieć kło- poty z odnajdywaniem ciekawiących go fragmentów. A wiele spośród nich jest ciekawych i nieznanych. Tak jest np. w przypadku historii emigracji rodziców M. M. Stolarika, DP-sów, którzy kilka lat przebywali w Austrii, by wreszcie dostać pozwolenie wyjazdu do Kanady. Spersonalizowana historia powojennych DP-sów jest tu barwna i plastyczna. W Kanadzie ojciec autora był zresztą jednym z czołowych działaczy etnicznych, zatem problemy członków grupy i organizacji są mu bardzo dobrze znane od wewnątrz. Podobnie jak inni młodzi wówczas historycy Polonii i Polski (S. Blejwas, J. J. Kulczycki, D. Stone i inni), w końcu lat sześćdziesiątych i w latach siedemdziesiątych M. Stolarik prowadził badania w Europie, dlatego też książka zawiera wiele obserwacji i refl eksji ze spotkania młodego uczonego z rzeczywistością komunistyczną. Nie należy się w tym tomie spodziewać pełnej relacji o historii społecznej słowackiej grupy etnicznej w Ameryce Północnej, czy to w USA, czy to w Kana- dzie. Informacje na temat najwcześniejszej emigracji do Stanów Zjednoczonych ze Słowacji znaleźć można np. dopiero na s. 113. Stolarik wyraźnie podkreśla, że najpierw emigracja ta wystąpiła w dolinie rzeki Topla w powiecie Šariš, dokład- niej z okolic wsi Giraltovce. Tym samym potwierdza znane z wcześniejszej lite- ratury informacje. Niezwykle ciekawy rozdział 7. mówi wiele o lewicowych, socjalistycznych i komunistycznych organizacjach słowackich w USA i w Kanadzie. Profesor Stolarik rozważa związki emigrantów z krajem pochodzenia i stosunek emigra- cyjnej lewicy do wydarzeń w kraju (np. roku 1968). Pojawiają się tu zaskakujące informacje. Rodzice Aleksandra Dubčeka w 1914 r. wyemigrowali do USA, do Chicago. W 1921 r. powrócili do niepodległej Czechosłowacji, sam Aleksander został poczęty w USA, choć urodził się już w Europie (s. 215). Nie jest to jednak rozdział, który dogłębnie przedstawiałby losy grupy w USA i w Kanadzie z per- spektywy „historii pracy” lub historii społecznej. Świat pracy pozostaje w ogóle Recenzja książki: M.M. Stolarik, Where Is My Home? Slovak Immigration… 211 na głębokim marginesie książki. Rola – wszak niebagatelna – Słowaków w kon- fl iktach i walkach robotników w miejscu pracy nie pojawia się na kartach książki. Nawet tragiczne, a jakże głośne wydarzenia i masakra w Lattimer w Pensylwanii w 1897 r. nie są przywoływane. Zabieg to na pewno celowy, wszak Mark Stolarik sam pisał na ten temat w innych miejscach. Teraz jednak dla podporządkowanej osobistej refl eksji narracji nie wydaje się on Stolarikowi istotny. Jego zaintereso- wania i punkt ciężkości rozważań zawsze spoczywały na kwestiach narodowej tożsamości. Jest to bowiem w gruncie rzeczy i przede wszystkim książka o budowaniu, podtrzymywaniu, konstruowaniu tożsamości przez przedstawicieli pierwszego i reprezentanta drugiego pokolenia imigrantów. Osobista opowieść o fascynacji krajem, z którego pochodzili rodzice, o utrzymywaniu z nim związków. Stolarik nie kryje swoich sympatii i antypatii. Jego uwagi na temat słowackich historyków (np. Miloša Gosiorovský’ego – s. 229) wyraźnie nacechowane są ostrożnością wobec ich postaw i zachowań. Po upadku socjalizmu na Słowacji Stolarik zresztą osobiście angażował się w przeobrażenia tego kraju i w budowanie mostów pomiędzy emigracją a demokratyczną Słowacją. Na łamach książki pojawia się także osobisty wątek polski. Wspomina uczestnictwo w zorganizowanej w listo- padzie 1981 r. przez Instytut Badań Polonijnych UJ konferencji, która nie tylko pozwoliła mu na krótką wizytę w Czechosłowacji, lecz także na doświadczenie gorącej atmosfery solidarnościowej Polski (s. 267). Uważna lektura książki „Gdzie jest mój dom?” przynosi sporo porównaw- czych materiałów. Okazuje się (s. 306), że znane i podkreślane często wewnętrzne pęknięcia, konfl ikty pomiędzy różnymi grupami polonijnymi, odnaleźć można również wśród amerykańskich i kanadyjskich Słowaków. Rozsiane są tu pewne informacje na temat stosunków pomiędzy grupami etnicznymi. Znajdziemy tu potwierdzenie znanego skądinąd fenomenu (np. s. 24–25) wspólnych działań i kontaktów Polaków, Czechów, Niemców, Słowaków. Są również informa- cje o napięciach i konfl iktach pomiędzy grupami (s. 195–196), ten wątek jed- nak także nie jest eksplorowany. Stosunki i antagonizmy irlandzko-słowackie (z wyjątkiem wspominanych na s. 258), tak ważne na przełomie XIX i XX wieku, nie pojawiają się na kartach książki. Niewiele jest informacji o konfl iktach w łonie słowackich parafi i etnicz- nych. Autor tym aspektom rzeczywistości życia w dzielnicach imigranckich nie poświęca zbyt wiele miejsca. A przecież parafi e słowackie nie były wolne od wewnętrznych napięć. Watykańskie archiwa Delegatury Apostolskiej w Waszyng- tonie, diecezjalne archiwa z USA przynoszą wielką ilość informacji na temat napięć i wszelakich konfl iktów w katolickich słowackich parafi ach etnicznych oraz napięć występujących np. z amerykańską hierarchią. Jednak nie tymi tro- 212 Adam Walaszek pami autor podąża – prawda, tradycyjnymi (na s. XVI wstępu mocno daje wyraz znużeniu tradycyjnymi konstrukcjami historii etnicznych). Słowem, książkę Marka Stolarika czytać można na różne sposoby i na róż- nych poziomach. Przynosi sporo materiału do porównawczych refl eksji. Jest jednocześnie intelektualną biografi ą osoby głęboko świadomej własnego pocho- dzenia, podejmującej refl eksję nad własnym życiem zawodowym i doświadcze- niem pokolenia, które uczyniło etniczność w USA i Kanadzie trwałą wartością. Jednocześnie mówi nam wiele, choć inaczej niż zazwyczaj się to czyni, na temat słowackiej emigracji do Ameryki Północnej. Wiele się z tej książki można nauczyć. Formuła, którą przyjął Mark Stolarik, to osobista i rodzinna biografi a rzucona na tło szerokiej historii migracji i dziejów Słowacji. Letters from Readers in the Polish American Press, 1902–1969. A Corner for Everybody, edited by A. D. Jaroszyńska-Kirchmann, translated by T. L. Zawistowski and A. D. Jaroszyńska-Kirchmann, Lexington Books, Lanham – Boulder – New York – Toronto – Plymouth 2013, ss. 582

JOANNA WOJDON Uniwersytet Wrocławski

Gdy zadaję studentom pisanie ćwiczeniowych recenzji książek, podkreślam zwykle, że chodzi mi o recenzję, a nie o omówienie. Tymczasem, mając przed sobą zbiór listów od czytelników do „Ameryki-Echo” z lat 1902–1969, przetłu- maczonych na język angielski i wydanych w USA, czuję się skazana na napisanie omówienia raczej niż recenzji. Cóż bowiem oceniać? Samą koncepcję książki? Cóż, można się zastanawiać, czy warto ogłaszać materiały nie archiwalne, lecz publikowane już kiedyś w prasie. Ale jest to prasa tak trudno dziś dostępna, zwłaszcza w Polsce, że można ją traktować niemal jak materiał archiwalny. W Stanach Zjednoczonych z kolei fi zyczna dostępność jest łatwiejsza, ale język polski tak egzotyczny wśród badaczy, że usprawiedliwia pomysł przetłumaczenia korespondencji na angielski, nawet jeśli dla czytelnika polskiego to raczej wada, bo nawet najlepszy przekład zniekształca oryginalny przekaz. Ale ile osób w Polsce zajmuje się badaniami amerykańskich grup etnicz- nych, a ile w USA? Przekład z pewnością poszerzył grono potencjalnych odbior- ców. O ileż łatwiej byłoby prowadzić badania, na przykład porównawcze, gdyby podobne wydawnictwa źródłowe ukazywały się dla amerykańskich Szwedów, Finów czy Łotyszy. Wybór listów? Nie znam niestety oryginałów, nie zgłębiałam „Ameryki- -Echo”. Wiem tylko – ze wstępu i kilku referatów konferencyjnych Anny Jaroszyńskiej-Kirchmann – że było to pismo niezależne, poczytne, dość anty-

Studia Migracyjne – Przegląd Polonijny, z. 1 (155)/2015, ss. 213–218 PL ISSN 2081-4488 © 2014 Polska Akademia Nauk, Komitet Badań nad Migracjami 214 Joanna Wojdon klerykalne, a przez kler nie tylko krytykowane, ale nawet (co przewija się także w korespondencji) zakazywane pod groźbą na przykład nieudzielenia rozgrze- szenia. Widać, że wybór jest obszerny (łącznie prawie 500 listów), że wybrane listy pochodzą z różnych okresów i że poruszają bardzo różnorodne zagadnienia – o czym szerzej niżej. Wiarygodność korespondencji? Czy rzeczywiście listy są tym, za co się podają? Czy naprawdę były pisane przez czytelników? A może – jak wiele innych „listów do redakcji” – zostały zmyślone przez samych redaktorów dla zwięk- szenia atrakcyjności pisma, a wówczas odzwierciedlałyby poglądy nie szerokich rzesz Polonii, lecz wąskiego grona osób tworzących jedno z czasopism? Redaktor uspokaja nas we wstępie, że dotarła do oryginałów części korespondencji, prze- chowywanych w Immigration History Research Center w Minneapolis w zbio- rach koncernu wydawniczego Antoniego Paryskiego. Zatem listy te rzeczywiście nadchodziły. Co więcej, zachowany zbiór pokazuje, że wersja drukowana dość wiernie odwzorowywała nadesłaną, a interwencje redakcji czasopisma były sporadyczne i nieznaczne. Podnosi to wiarygodność opublikowanych w gazecie – a następnie w książce – materiałów. Warto odnotować pietyzm, z jakim poddano obróbce redakcyjnej listy w wydaniu książkowym: jeśli cokolwiek usuwano, nie tylko odnotowano fakt ingerencji, ale także podano liczbę pominiętych wierszy. Skrócone listy zachowały swe walory informacyjne. Kwalifi kowanie konkretnych listów do tego, a nie innego rozdziału książki? Jest tych rozdziałów pięć, odnoszą się kolejno do spraw religijnych, wspólnot polonijnych w USA, tożsamości polonijnej, narodu amerykańskiego oraz kraju pochodzenia. Podział został wprowadzony ex post, w wydaniu książkowym. Ani redakcja czasopisma, ani tym bardziej autorzy nie zdawali sobie z niego sprawy, zatem w jednym liście mogli poruszać różne sprawy, a ocena rozłożenia akcentów (np. czy wymiana opinii na temat pijaństwa Polaków i negatywnej roli socjalistów w roku 1904 – s. 350–357 – traktuje raczej o ojczyźnie przodków czy o ojczyźnie przybranej) bywa sprawą subiektywną. Warto natomiast odnoto- wać, że każdy rozdział został poprzedzony krótkim wstępem, wprowadzającym w poszczególne zagadnienia tak, by przytaczana korespondencja była zrozumiała nawet dla czytelnika niespecjalizującego się w tematyce polonijnej. Ale i specja- lista znajdzie w tych wstępach wiadomości nowe, odkrywcze, inspirujące. Zatem są one wartością książki samą w sobie, jeszcze jednym spojrzeniem na Polonię amerykańską i różne aspekty jej przeszłości. Stopień wyczerpania i staranność przypisów? Przy wydawnictwach źródło- wych zawsze można dyskutować, które elementy wyjaśniać i jak wyczerpująco, co wie, a czego może nie wiedzieć potencjalny czytelnik. Przypisów jest sto- sunkowo niewiele, nie rozbijają one narracji, a wyjaśniają zwłaszcza sprawy Recenzja książki: Letters from Readers in the Polish American Press, 1902-1969… 215 polskie, niezrozumiałe dla czytelnika amerykańskiego. Ukłonem w stronę pol- skiego jest z kolei umieszczanie w przypisach niektórych oryginalnych polskich sformułowań, trudno przekładalnych na język angielski. Warto odnotować też bibliografi ę anglojęzycznych prac na temat Polonii amerykańskiej oraz indeks osobowo-rzeczowy, bardzo przydatny wobec obszerności tomu i różnorodności korespondencji. Cenę książki? To chyba jej najsłabszy punkt. Sugerowana to 140 dolarów. Ale nawet około 100 dolarów, za które daje się ją kupić w księgarniach interneto- wych, z pewnością ogranicza dostęp nie tylko indywidualnego polskiego czytel- nika, ale nawet dostęp bibliotek. A szkoda, bo walory informacyjne omawianego dzieła są niezaprzeczalne. Spróbuję pokrótce je przybliżyć. Przede wszystkim jest to zbiór materiałów źródłowych, tworzonych sponta- nicznie, na bieżąco, głównie przez osoby niedoreprezentowane w tradycyjnych materiałach archiwalnych i w opracowaniach naukowych. Dochodzą do głosu (z małymi wyjątkami) osoby prywatne, we własnym imieniu – a nie w imieniu organizacji, których archiwa są stosunkowo dobrze dostępne i przebadane; raczej słabo wykształcone – a nie elity, które zostawiają pamiętniki czy wspomnienia; raczej krytycznie nastawione do Kościoła katolickiego, a zwłaszcza do kleru – gdy Polonia nierzadko oglądana jest przez pryzmat parafi i; z wielu małych miejscowości, w tym wiejskich – a niekoniecznie wielkich, nieźle opisanych, skupisk polonijnych. Na ten ostatni aspekt zwraca uwagę sama A. Jaroszyńska- -Kirchmann we wstępie do rozdziału 2. (s. 128). Listy odzwierciedlają przemiany zachodzące wśród Polonii, wpływ czynników zewnętrznych i reakcje na nie, a równocześnie trwałość pewnych wątków, np. pomocy dla Polski. W ramach pięciu wydzielonych działów poruszany jest bardzo szeroki wachlarz tematów, które mogą zainteresować nie tylko badaczy polskiej grupy etnicznej. Tom zaczyna się od listów zawierających wiele rozważań teologicznych lub quasi-teologicznych, a także krytykę Kościoła – w tym zwłaszcza Watykanu (a raczej Rzymu, żeby używać języka korespondencji) i kleru (przede wszyst- kim za bogactwo, uzurpowanie sobie autorytetu czy nieprzestrzeganie celibatu). Często listy te są silnie nacechowane emocjonalnie, często też pisane przez ludzi prostych – mamy zatem coś w rodzaju ludowej teologii (albo ludowego ateizmu), niekiedy krytykowanej za brak profesjonalizmu i merytorycznych podstaw. Ale jest też list księdza Józefa Zawistowskiego z Polskiego Narodowego Kościoła Katolickiego (PNKK), zwięźle przedstawiający, czym doktryna PNKK różni się od katolickiej i od protestanckich, na czym polega specyfi ka tego odłamu chrześcijaństwa (s. 106–108). Wyróżnia się też list księdza Mazura, który ogłasza w 1919 r. utworzenie własnego Kościoła i zaprasza doń wiernych (s. 32–34). Krytyka Kościoła i jego poczynań przewija się też w korespondencji zasadniczo 216 Joanna Wojdon poświęconej innym tematom. Przeczy ona dość powszechnemu obrazowi religij- nej Polonii. Wiele miejsca, właściwie w każdym z rozdziałów, nie tylko w ostatnim, zajmuje stosunek Polonii do Polski. Powszechne jest przekonanie, że Polsce, Polakom w kraju, należy pomagać. Z dwoma jednak zastrzeżeniami. Po pierw- sze, Polska to „oni”, a „my” to Ameryka. Wyraźnie odzwierciedlona została amerykańska (ewentualnie podzielona) tożsamość korespondentów – mimo że są przecież czytelnikami prasy w języku polskim. Są oni dumni z życia w Ame- ryce, zadowoleni z tamtejszej wolności i demokracji. Nawet jeśli narzekają na ciężkie warunki materialne (przy okazji podają konkretne liczby dotyczące swo- ich zarobków czy kosztów utrzymania), to nie widać w ich listach tęsknoty do dawnej ojczyzny czy ojczyzny przodków (z wyjątkiem kilku góralskich listów z lat czterdziestych – s. 285–288) – co przeczy obrazowi polonijnej mentalności, chętnie prezentowanemu w czasach PRL. Po drugie, nie ma pełnej zgody co do tego, jak pomagać Polsce. Komu i na co wysyłać pieniądze? Na pewno nie na dzwony, kościoły i ich wyposażenie, lecz na szkoły, czytelnie, remizy strażackie i inne społecznie użyteczne cele. Co zrobić, żeby i Polska mogła osiągnąć ame- rykański ideał? Wysyłać już przeczytane numery „Ameryki-Echo”, by „oświe- cać” Polaków w kraju, bo wielu korespondentów podkreśla, że żyją w ciemnocie i zacofaniu, brakuje im zdolnych przywódców. Nie doradzać polskim władzom, a tym bardziej nie narzucać im własnych koncepcji, jak miał chcieć Wydział Narodowy (s. 136–137). Nie wspierać reżymu komunistycznego. Zarówno listy dotyczące zasadniczo spraw polskich, jak i listy dotyczące spraw amerykańskich zdecydowanie potwierdzają antykomunistyczne poglądy Polonii. Nawet jeśli niektórzy przyznają się, że dali się zwieść ideologii komunistycznej, to podkre- ślają, że wieści ze stalinowskiego Związku Radzieckiego skutecznie ich do niej zniechęciły. W zbiorze znajdują się też listy z lat czterdziestych, dość krytycznie ocenia- jące rozmiary polonijnej pomocy dla Polaków w kraju i w diasporze (s. 174), a także krytykujące formy pozyskiwania owych funduszy: gdy Polacy cierpią prześladowania, Polonia bawi się na balach i suto zakrapianych imprezach, teo- retycznie na rzecz sprawy polskiej (np. s. 182, 188). Rysowano plany urządzenia świata po II wojnie światowej, a potem zamieszczano relacje z odbioru amery- kańskiej pomocy humanitarnej w kraju. Sporo pisze się o wykształceniu i awansie społecznym Polonii. A raczej o braku należytego wykształcenia (jeszcze jedna okazja do krytyki Kościoła – za marny poziom szkół parafi alnych, ale także za celibat, który uniemożliwia przeka- zywanie tradycji wykształcenia w rodzinach księży – s. 143). Po wojnie zwracano uwagę na niską pozycję społeczną Polonii w USA, na przykład w porównaniu Recenzja książki: Letters from Readers in the Polish American Press, 1902-1969… 217 z innymi grupami etnicznymi: grecką czy włoską. Mowa o nieskutecznym wpły- wie Polonii na kongresmanów – nawet polskiego pochodzenia lub wybranych polonijnymi głosami. Poruszane są kwestie przeciwdziałania negatywnym stereo- typom na temat Polonii. Są dyskusje o tym, w jakim zakresie młodzież powinna być kształcona w duchu polskim, a w jakim – być przygotowywana do wejścia do społeczeństwa amerykańskiego. Czy amerykanizacja młodego pokolenia jest zjawiskiem naturalnym (przytaczane są przykłady innych grup etnicznych, zatem może to nie tylko wina marnych polskich szkół parafi alnych), czy też należy temu przeciwdziałać? W jaki sposób? Jak oceniać małżeństwa międzyetniczne? Jeden z czytelników w 1938 r. zadał pytanie o katalog polskich świąt narodowych, które należałoby obchodzić w USA. Zastanawiano się też nad sposobami świętowania, w tym także uroczystości religijnych – niektóre z nich bowiem mogły wywoły- wać zażenowanie u młodego pokolenia. Już w okresie międzywojennym ubolewano nad kurczeniem się polskiego życia w Ameryce, nad podupadaniem organizacji polonijnych i prasy. Równo- cześnie w latach dwudziestych widać pozytywne reakcje na tworzenie Funda- cji Kościuszkowskiej, a w czterdziestych – na Kongres Polonii Amerykańskiej (KPA). Autorzy listów cieszą się z przezwyciężania podziałów w KPA i chcą go mobilizować do większej aktywności (brak natomiast listów krytycznych na temat Kongresu). Są krótkie sprawozdania z życia różnych lokalnych organiza- cji i stowarzyszeń, mniej lub bardziej ofi cjalne. Mamy opis nowojorskiej parady Pułaskiego z 1955 r. (s. 210–212), a także apele o popularyzację polonijnych bohaterów (np. Pułaskiego czy Zaborowskiego (Zabriskie)). W latach powojennych poświęcano uwagę sprawie sprowadzenia polskich wychodźców do USA, a następnie kwestii ich przyjęcia przez Polonię. W zbiorze zostały zaprezentowane głosy obu stron, zarówno „starej” Polonii, jak i nowo- przybyłych dipisów. Potwierdzają one wzajemne pretensje i brak zrozumienia, o którym pisał Stanislaus Blejwas, są jednak interesujące jako relacje z pierwszej ręki. Motywy swojego postępowania wyjaśniają „niezłomni”, którzy nie chcieli poczuć się zwolnieni z polskiej przysięgi wojskowej i wstąpić do Polskiego Kor- pusu Przysposobienia i Rozmieszczenia podporządkowanego dowództwu brytyj- skiemu (a więc obcemu państwu), a także osobiście Józef Wyrwa, wyjaśniający racje swojego syna Tadeusza, który odmówił wstąpienia do armii amerykańskiej (s. 305–306). Listy od prostych robotników oraz polonijnych farmerów pokazują realia codziennego życia, poruszają problemy strajków, związków zawodowych (czy warto, czy trzeba wstępować, czy są pożyteczne, czy szkodzą robotnikom i ich interesom), radzenia sobie w trudnych sytuacjach, w tym zwłaszcza podczas wielkiego kryzysu gospodarczego lat trzydziestych. Na s. 145 i 147 korespon- 218 Joanna Wojdon denci zachęcają czytelników do osadnictwa wiejskiego, które daje pewniejsze utrzymanie niż praca w miastach, a inny idzie jeszcze dalej i przekonuje, że sad owocowy jest bardziej opłacalny niż farma mleczna (s. 167). Z lżejszej tematyki polonijnej znajdujemy kilka przepisów kulinarnych, relację z wizyty na plaży nudystów i narzekania na polonijne panny lekkich obyczajów w Buffalo w latach dwudziestych (s. 262). Korespondencja odzwierciedla też dyskusje na tematy spoza polskiego (czy polonijnego) podwórka. Już od początku XX wieku poruszany jest problem pijaństwa, a potem – prohibicji i sposobów jej obchodzenia. Następuje dość długa wymiana poglądów na temat roli kobiet i łączenia przez nie obowiązków rodzinnych i zawodowych. Widzimy Polonię angażującą się w życie amerykań- skie – choć A. Jaroszyńska-Kirchmann twierdzi, że mniej niż można by się spo- dziewać. Znalazła jednak dyskusje o wyborach prezydenckich, zwłaszcza 1928 roku (Herbert Hoover jako mąż stanu przeciw Alowi Smithowi katolikowi), 1944 i 1948 roku, o polityce New Deal, o programie emerytalnym Francisa Town- senda, o zamieszkach na tle rasowym w Cicero (Illinois) w 1951 roku i bardziej ogólnie o stosunkach Polonii z ludnością czarnoskórą w USA. Korespondencje nadchodziły nie tylko ze Stanów Zjednoczonych, ale także z Kanady, z Europy, a w okresie międzywojennym również z Polski. Odzwiercie- dla to zasięg oddziaływania „Ameryki-Echo”. Daje informacje o odbiorze „Ame- ryki-Echo”, ale też na przykład o warunkach życia w tych krajach. W ostatnim rozdziale znajdujemy szereg informacji na temat Polski. Intere- sujące są spojrzenia na nią oczyma polonijnych gości z roku 1921 (s. 496–498) i z roku 1958 (s. 551–554), wyliczenie kosztów reemigracji do kraju w roku 1937 czy relacja o procedurach emigracyjnych w międzywojennym Gdańsku (s. 499–500). Sytuację w II RP komentują hallerczycy (s. 489–492). Czytelnicy zawzięcie dyskutują o relacjach polsko-ukraińskich w okresie międzywojennym i o planach federacji słowiańskiej w czasie wojny. Pewne odzwierciedlenie znaj- dują powojenne spory o podróże do PRL i o ocenę polityki Gomułki. Jest relacja byłego więźnia z okresu stalinowskiego (s. 543–545), a także list o przejściach kobiet w obozie koncentracyjnym w Ravensbrück (s. 554–555) i inny – o warun- kach życia w obozach dla dipisów w Niemczech (s. 531–533). Powyższe przykłady nie wyczerpują katalogu zagadnień poruszanych w kore- spondencji, mają raczej pokazać ich różnorodność i zachęcić do sięgnięcia po cały tom. Ruth Ellen Gruber, Odrodzenie kultury żydowskiej w Europie, Wydawnictwo Pogranicze, Sejny 2004, tłum. A. Nowakowska, ss. 267

MARIA SZMEJA Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie

Książka Ruth E. Gruber ukazała się w Polsce dwa lata po jej amerykańskim wydaniu. To szybko, ale na gruncie polskim jest mało znana, a szkoda. Tym, co cenne w tej książce, jest odmienne spojrzenie na obecność Żydów w Euro- pie. Polacy przyzwyczaili się do uważania wschodu Europy, tj. Ukrainy, Litwy, Białorusi i Polski, za centrum kultury żydowskiej, jeśli nie w świecie, to przy- najmniej na kontynencie. Ruth Gruber, mimo częstych wizyt w Polsce, skupia się głównie na obecności Żydów w zachodniej części Europy. Kultura Austrii, Niemiec, Włoch byłaby w przeszłości uboższa, gdyby nie liczne grupy zasymi- lowanych lub niezasymilowanych Żydów, żyjących w tych krajach. Jak cytuje na początku pierwszego rozdziału słowa austriackiego dziennikarza Hugona Bettauera z 1923 r.: „Bez Żydów Wiedeń schodzi na psy! (...) Wiedeń chłopieje! czy wy tego nie widzicie, wiedeńczycy?...” (s. 19). W Wiedniu zasymilowani Żydzi współtworzyli współczesną kulturę austriacką. Również i inne miasta europejskie, jak np. Murano, Rzym, Monachium, Berlin czy wreszcie Kraków, zawdzięczały obecności Żydów swój niepowtarzalny charakter. Ich nieobecność jest wyraźna, mamy do czynienia z pustką w kulturze, którą trzeba w jakiś sposób wypełnić. I to jest przedmiotem książki. Tym, co interesuje Ruth E. Gruber, jest z jednej strony świadomość bycia Żydem i budowa nowej poholocaustowej tożsamości, a z drugiej komercjalizacja żydowskiej przeszłości. Brzmi to jak paradoks, ale autorka bardzo efektownie pokazuje różne typy żydowskiej identyfi kacji. Od zachodnioeuropejskiej asymi- lacji do kultur dominujących ze świadomością korzeni, po chasydyzm i mistyczne odmiany judaizmu w zamkniętych społecznościach Żydów wschodnioeuropej- skich. Jedni i drudzy gardzili sobą, nie znali się, nie chcieli mieć z sobą nic wspól-

Studia Migracyjne – Przegląd Polonijny, z. 1 (155)/2015, ss. 219–222 PL ISSN 2081-4488 © 2014 Polska Akademia Nauk, Komitet Badań nad Migracjami 220 Maria Szmeja nego. Dopiero zagłada nazistowska połączyła ich losy. Jednak te grupy zostawiły po sobie odmienne ślady, odmienne wspomnienia i o tym nie można zapominać, wspominając Żydów europejskich. Trudno też mówić o jednolitej obecności Żydów w kulturze europejskiej. Znająca dobrze realia włoskie, bo żyjąca tam od lat, Ruth Gruber mówi, że wraz z innymi żydowskimi badaczami odkrywa to, co opisała Anna Sacerdoti – „synagogi w Rivarolo Mantovano z portretem Garibaldiego w miejscu Arki, w Viadanie zamienioną na tartak, w Sabbionecie – ogromną opustoszałą, jak całe miasteczko (...) zrozumiałam wtedy, że historia włoskiego judaizmu nie tworzyła się tylko w dużych gettach, takich jak Rzym czy Wenecja, lecz w takiej samej mierze powstawała w niezliczonych, ukrytych na uboczu małych miasteczkach i wsiach, o których istnieniu nie wiedzą nawet sami Żydzi” (s. 102). Podobnie było w małych miasteczkach austriackich, nie- mieckich. Nie ma już tam żydowskich mieszkańców i pojawia się drugi problem podnoszony przez R. Gruber, a mianowicie pamięć o tych, którzy odeszli. Ruth Gruber bardzo ciekawie zwraca uwagę na „muzealizację” pamięci o Żydach. Pisze, że Żydzi z Europy zostali wygnani lub zamordowani (s. 178), co, trzeba przyznać, jest bardzo dużym skrótem myślowym. Akcep- tacja dla pozbywania się Żydów ze społeczności lokalnych w Europie była w historii powszechna i ciągnęła się przez wieki. Czasem przyjmowała formę mniej, czasem bardziej okrutną. Teraz, po latach, wielu ludzi chce się czegoś dowiedzieć o tych egzotycznych, innych, zapomnianych mieszkańcach. Bardzo często wnuki tych, którzy „przyczynili się do ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej” chcą dociec, dlaczego tak się stało. Odkrywają ciekawą kulturę, nieznany folklor, fascynujące dowody obecności Żydów w monoetnicznych obecnie wsiach czy miasteczkach niemieckich, włoskich, szwajcarskich, pol- skich. Młodzi ludzie nie poznają historii lokalnej z książek, ale sami szukają śladów przeszłości. Trochę to wygląda jak archeologia żydowska. Odkrywanie historii Żydów bez ich obecności, pielęgnowanie ich dziedzictwa, jest w tej sytuacji kuriozalne. Jak stwierdza Ruth Gruber, następuje muzealizacja pamięci. Powstają muzea, rekonstruowane są ślady obecności Żydów, ale dla kogo? Czy dla Żydów czy dla nie-Żydów? Wszystko sprawia wrażenie fasady, pozbawione jest życia i treści. Żydów już nie ma, a turyści oczekują stereotypowych obra- zów. Przykładem takiej działalności jest odbudowa wielkiej synagogi w Berlinie przy Oranienburger Strasse, od której zburzenia zaczęła się Kryształowa Noc. Ta synagoga może pomieścić 3,2 tys. wiernych, a tylu nie ma w całym Berlinie. Podobnie odbudowane zostały zabytkowe synagogi w Bukareszcie wg projektu Ottona Wagnera czy synagogi w Győr, Krakowie, Tykocinie, Boskovicach na Morawach, w Słowenii czy w Serbii. Pytanie jest tylko po co? Dla kogo to jest odbudowywane? Odpowiedź jest jednoznaczna: dla turystów, nie dla społecz- Recenzja książki: R.E. Gruber, Odrodzenie kultury żydowskiej w Europie 221 ności żydowskich w tych krajach. Te są nieliczne, nie stać ich na utrzymanie takich budynków. Oczywiście Ruth Gruber dostrzega wśród turystów i Żydów przyjeżdżających z Izraela czy z USA do miejsc, w których żyli przodkowie. Jednak skala odbudowy, powszechność przywracania pamięci o Żydach wynika zdaniem Ruth Gruber z poczucia winy. Ci, których przodkowie wypędzali Żydów, ci, których przodkowie mordowali Żydów, teraz gorliwie przypominają o ich obecności. Tylko po co i dla kogo? Te pytania przewijają się przez całą książkę. Jeszcze innym problemem jest restytucja mienia żydowskiego, odbu- dowa cmentarzy czy dzieł sztuki. Zdaniem R. Gruber, o ile inicjatywa leży po stronie ocalonych, można zrozumieć chęć działania, przywracania symbolicz- nego charakteru wiekowej obecności Żydów w Europie. Gorzej, gdy czynią tak rządy (np. niemiecki czy polski), samorządy lokalne czy lokalni amatorzy historycy. Wtedy następuje szybka komercjalizacja pamięci. Małoliczebne gminy żydowskie w Europie czerpią pokaźne zyski z turystyki wspomnienio- wej. Takie miejsca są odwiedzane (muzeum sefardyjskie w Toledo odwiedza rocznie 200 tys. osób, nie mówiąc o krakowskim Kazimierzu), ale – jak zauważa Ruth Gruber – taka trywializacja pamięci, śladów obecności wymordowanych czy wypędzonych może ranić. Wycieczki śladami Listy Schindlera w Krako- wie to, tak naprawdę, trasy śladami Stevena Spielberga: turyści przyjeżdżają, by zobaczyć scenerię holywoodzkiego fi lmu. Zagłada jest w tle. Równocześnie do tego samego miasta przyjeżdżają Żydzi, by modlić się na grobie talmudysty Remu. To są grupy rozłączne, a Żydzi religijni traktowani są jak ciekawostka, egzotyczna atrakcja, a nie ludzie na swoim miejscu. Cytowany przez autorkę antropolog Jack Kugelmass w 1993 roku postawił trafną diagnozę: „Żydowska turystyka do Polski ma w sobie coś szczególnego. Żydowskich podróżników nie zaciekawia miejscowa kultura, czy to żydowska czy nieżydowska; nie interesują się żywymi, a zmarłymi. Bardziej niż etnografów przypominają badaczy starych ksiąg, co sprawia, że z podróży nie wynoszą nic, co pogłębiłoby ich znajomość tutejszej kultury. Zwykle też zapamiętują te doznania, które utwierdzają ich w niechęci. W samej rzeczy, skoro w Polsce oczekiwali potwierdzenia swych głębokich przekonań, te przykre doznania stają się pożądanym poniekąd ele- mentem podróży” (s. 161). I tu pojawia się kolejny wątek rozważań Ruth Gruber – stereotypizacja Żydów, która dokonuje się pod płaszczykiem poznawania zapo- mnianej kultury żydowskiej. Obrazy przedstawiające chasydów, fi gurki grajków żydowskich, stare zdjęcia dzielnic żydowskich, płyty z muzyką klezmerską to dobre przykłady. Właśnie moda na muzykę klezmerską jest dobrym przykła- dem stereotypowego postrzegania kultury żydowskiej. Ta muzyka, typowa dla społeczności wschodnioeuropejskich, jest grywana jako „typowo żydowska” na całym świecie. Sefardyjczycy, Żydzi włoscy, amerykańscy Żydzi, wszyscy grają 222 Maria Szmeja

muzykę, która powstawała, miała swe korzenie w innego typu społecznościach, w innym miejscu geografi cznym i historycznym. Natomiast dobrze się sprze- daje i w społeczności żydowskiej i poza nią. Budowany jest nowy stereotyp. Jak powiedział jeden z wybitnych działaczy kultur mniejszościowych we Włoszech Rudi Assuntino: „Jeśli istnieje antysemityzm bez Żydów, to czemu nie ma ist- nieć muzyka żydowska?” (s. 191). Zatem czyja jest muzyka klezmerska i komu wolno ją grać? Czy nadal jest to dziedzictwo Żydów? Jeśli tak, to których? Jeśli nie, to czym jest ta muzyka bez Żydów? Wyrwana z kontekstu kulturowego żyje własnym życiem. Ruth Gruber zwraca też uwagę na instrumenty mnemoniczne służące utrwala- niu pamięci o kulturze i obecności Żydów w Europie. Lampki chanukowe, lich- tarze, szofary mogą pomóc w tym, ale mogą też wzmocnić stereotypy, gdy staną się pozbawionymi sensu komercyjnymi souvenirami. Ważniejsza jest jej zdaniem pamięć o ludziach, którzy włożyli wkład w kulturę nie tylko żydowską: Billy Wilder i jego fi lmy, Gustaw Mahler, Theodor Herzl, Zygmunt Freud to postaci, które w Żydowskim Muzeum Miasta Wiednia mają swoje miejsce. W innych miastach Europy nie ma tak wyraźnego wskazania na zasługi żydowskich miesz- kańców w rozwój tych społeczności. Ważkie problemy, które porusza autorka w swej pracy odnoszą się nie tylko do nieżydowskich mieszkańców Europy. Mówią one o tym, że sami Żydzi nie wiedzą, jak zachować swoje dziedzictwo na tym kontynencie. Sami często są turystami nastawionymi na komercyjny i stereotypowy odbiór tego, co widzą. Zresztą różnorodność kulturowa, religijna, polityczna w społeczności żydowskiej nie pozwala im wytworzyć jednolitego obrazu własnej kultury. Ruth Gruber napisała książkę dla Żydów i dla nie-Żydów, dla wszystkich tych, którzy myślą o przeszłości własnej grupy, o sposobach jej przywoływania, o konstruowaniu dziejów. Lektura tej pracy pozostawia wiele otwartych pytań, zmusza do myślenia. Przywodzi na myśl wiele strategii podejmowanych wobec przeszłości: od hobsbawmowskiej „tradycji wynajdywanej”, przez connertonow- ską „aktywną interpretację przeszłości”, po zapominanie o tym, co niewygodne. Książka Ruth Gruber zasługuje na szerszą popularyzację, bo skłania nie tylko do zrozumienia własnych dziejów, ale i do polemiki czy zastanowienia nad wła- snymi dziejami.

View publication stats