2 str Przyciąć górę i lekko prawy bok Str. 2: Motto: Płakać nie umiem, a płacz mnie rozdziera 143/144 2020 I żyć nie umiem, bo idę w pośpiechu 143/144 2020 Za Twym143/144 uśmiechem, za wschodami słońca. 2020 Aleksander Nawrocki 143/144 2020 143/144 2020 Aleksander Aleksander Na str 3 Nawrocki Nawrocki

Aleksander i Barbara po ślubie BARBARZE – BAJCE: Pod tym zdjęcia 6 zdjęć czarnobiałych Listy+ reszta kolor, do po 4Żony na stronie: na uosobieniu poezji i gracji. końcu Basia z lampką wina, pod nim: 31 XII 2019. Przed nim zdjęcie str 135 z książ- Barbara – fairy tales: ki Jakucja i Ja. Pod nim podpis: Uhonorowana odznaczeniemw zaświaty prezydenta Jakucji. The epitome of poetry Ostatnie wiersze Barbary Jurkowskiej –Letters od nowej strony to Wife and grace *** to the afterlite Барбаре – сказке: A my jak ptaki олицетворению поэзии Odlecimy w jasność nieba Письма Жене и красоты NR 143/144 dzisiaj 2020 POEZJA I po sobie zostawimy Nie tylko gniazd wspomnienia в мир иной `*** Gwiazdy, punkty na niebie A ja w tym VAT Punkt naw tym ziemi VAT One mają blask Ja ogień wewnętrzny 16.20 ZŁ w tym VATVAT Patrzą na mnie

w tym VAT w tym VAT POEZJA dzisiaj

Aleksander Nawrocki

Listy do Żony w zaświaty Letters to Wife to the afterlite Письма Жене в мир иной

Nr 143/144 2020 POEZJA dzisiaj: Nagroda Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego 2009.

Zachęcamy do prenumeraty. Podajemy adres i warunki: POEZJA dzisiaj, Urząd Pocztowy Warszawa 80 ul. Dzika 4 Skr. poczt. Nr 23

Numer konta: 02 1240 6175 1111 0010 6244 1057 Warunki prenumeraty: 45 zł rocznie razem z kosztami przesyłek.

Redaktor Naczelny: Aleksander Nawrocki Projekt okładki: Barbara Jurkowska, Aneta Nawrocka Wydawca: Wydawnictwo Książkowe IBiS Warszawa 2020

Korespondencję prosimy kierować pod adres: Urząd Pocztowy Warszawa 80 ul. Dzika 4 Skr. poczt. Nr 23 „POEZJA dzisiaj”

© Wydawnictwo Książkowe IBiS Warszawa 2020

Strony internetowe: www.poezja-dzisiaj.eu http://www.poezja-dzisiaj.edu.pl www.facebook.com/PoEzjaDzisiaj

Zrealizowano ze środków własnych oraz:

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Nakład 500 egz. Nasi zagraniczni i krajowi prenumeratorzy, m.in: The British Library, London, Wielka Brytania Green Library, Stanford University, Stanford, USA Library of Congress, Washington, USA Harvard College Library, Cambridge, USA New York Public Library, USA University of Toronto, Toronto, Ontario M5S 1A5, Kanada Die Bayerische Staatsbibliothek, München, Niemcy Staatsbibliothek zu Berlin, Berlin, Niemcy

Ośrodki i biblioteki krajowe, m.in: Centrum Kultury w Żyrardowie PPSKAKiB we Wrocławiu Biblioteka Collegium Polonicum Gminna Biblioteka Publiczna w Kadzidle Biblioteka Raczyńskich w Poznaniu Miejska Biblioteka Publiczna im. W. Gomulickiego w Ostrołęce Miejska Biblioteka Publiczna w Łomży Biblioteka Polonistyczna Uniwersytetu Łódzkiego Akademia Pomorska w Słupsku Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Olsztynie Biblioteka im. Zielińskich Towarzystwa Naukowego Płockiego Miejska Biblioteka Publiczna w Siedlcach Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna w Rzeszowie

Dystrybutorzy: Ruch, Kolporter, Pol Perfect, LEXICON Maciej Woliński, Garmond Press SA. Wszystkim oraz prenumeratorom indywidualnym serdecznie dziękujemy.

3 ALEKSANDER NAWROCKI

Drodzy czytelnicy i miłośnicy poezji

ak już informowaliśmy w poprzednim numerze, Jwydanym w języku polskim i niemieckim, ko- lejne edycje naszego Pisma będziemy wydawać w językach: polskim, angielskim i rosyjskim, z uwagi na rozszerzenie skali jego odbiorców. Obecny numer w ca- łości poświęcamy niedawno odeszłej w zaświaty Barbarze Jurkowskiej, wieloletniej redaktor „Poezji dzisiaj” oraz jej twórczości. Robimy to na prośbę wielu wybitnych twór- ców i odbiorców Pisma z całego świata, znających naszą Panią Basię nie tylko jako charyzmatyczną osobowość, ale również pomysłodawczynię i realizatorkę wielu koncepcji, m. in. numeru poświęconego poezji Aborygenów, twór- czości poetów emigracyjnych, prezentacji utworów młodzieży piszącej, a przede wszystkim autorkę wstrząsających wierszy własnych, które nierzadko, często wbrew Niej, przekładali na swoje ojczyste języki i publikowali. Sylwetki części tych twórców prezentujemy w obecnym numerze razem z pięknymi poetyckim wieńca- mi poświęconymi pamięci ich Pani Basi. Natomiast ja pozwoliłem sobie przybliżyć Państwu „obrazy” z Jej życia jako kobiety niezwykłej, której nieobecność na zawsze pozostanie głęboką raną w sercu, nie tylko moim. Jej twórczość, w tym wiersze, nigdy nie były sztuką dla sztuki, lecz częścią własnego życia, rodzajem spowiedzi duszy, /wyrażanej w formie oszczędnej – w myśl zasady „najmniej słów maximum przekazu”/, jakiej dotąd, zawsze uśmiechnięta dystyngowana dama, nie objawiała na co dzień. Aleksander Nawrocki

PS. Dziękuję Bolesławowi Mazowieckiemu i Dariuszowi Sobieskiemu za pomoc w przygotowaniu niniejszej publikacji oraz Przyjaciołom za przekłady: m.in. Lubow Kraszewskiej, Danucie Błaszak, Annie Marii Mickiewicz. Alicji Marii Kuberskiej...

4 Dear readers and poetry lovers

s we informed in the previous issue, published in Polish and German, Athe next editions of our magazine will be published in Polish, English and Russian, due to the expansion of its audience. The present issue is entirely devoted to Barbara Jurkowska, a long-time editor of „Poetry Today” and her work. We do so at the request of many outstanding authors and recipients of the Writing House from all over the world, who know our Lady Basia not only as a charismatic personality, but also as the originator and implementer of many concepts, including the issue devoted to the poetry of the Aborigines, the works of poets in exile, the presentation of works by young people, and above all the author of shocking poems of their own, which they often, often, contrary to her, translated into their native languages and published. The silhouettes of some of these authors are presented in the current issue together with beautiful poetic wreaths dedicated to the memory of their Lady Basia. I took the liberty of bringing you closer to the „images” of her life as an extraordinary woman, whose absence will forever remain a deep wound in many hearts, not only mine. Her work, including her poems, has never been an art for art’s sake, but a part of her own life, a kind of confession of the soul, /expressed in a sparing form – according to the principle of „the least words of the maximum message”/, which until now, the always smiling distinguished lady, did not reveal every day.

Aleksander Nawrocki

PS. Thank you Bolesław Mazowiecki and Dariusz Sobieski for help in preparing the following publication, and Friends for translations: among others: Lubow Kra- szewska, Danuta Błaszak, Anna Maria Mickiewicz, Alicja M. Kuberska.

5 Дорогие читатели и любители поэзии!

Как мы уже сообщали в предыдущем номере, опубликованном на польском и немецком языках, следующие выпуски нашего журнала мы будем издавать на: польском, английском и русском языках, в связи с расширением охвата его читательской аудитории. Настоящий номер полностью посвящен недавно ушедшей в мир иной Барбаре Юрковской, многолетнему редактору «Поэзии сегодня» и ее творчеству. Мы делаем это по просьбе многих выдающихся авторов и читателей журнала со всего мира, знающих нашу пани Басю не только как харизматичную личность, или как инициатора и исполнителя многих интересных идей, например, выпуска номера, посвященного поэзии Аборигенов, творчеству поэтов эмиграции, презентации произведений пишущей молодёжи, а, прежде всего, как автора потрясающих собственных стихов, которые они нередко, а часто вопреки ей, переводили на свои родные языки и публиковали. Образы некоторых из этих авторов мы представляем в данном номере вместе с красивыми поэтическими венками, посвященными их памяти о пани Басе. А я позволил себе приблизить к вам „образы « из ее жизни, как необыкновенной женщины, отсутствие которой навсегда останется глубокой раной в сердце, и не только в моем. Ее творчество, в том числе и стихи, никогда не было искусством для искусства, но частью собственной жизни, своего рода исповедью души, / выраженной в сжатой форме – в виде правила: «Словам должно быть тесно, а мыслям просторно»/, какую до сих пор, всегда улыбающаяся изысканная дама, не проявляла ежедневно.

Александр Навроцкий

ПС. Спасибо Болеславу Мазовецкому и Дариушу Собескому за помощь в подготовке данной публикации, а также друзьям за переводы: Любови Красевской, Дануте Блашак, Анне Марии Мицкевич, А. М. Куберской...

6 Motto: Są w życiu dni takie, kiedy można tylko milczeć, Kiedy przyszła ta chwila pożegnania się z kimś, Komu nigdy nie chcieliśmy pozwolić, by odszedł I pozostaje nam jedynie pamięć, ból w sercu i wspomnienia. Irena Koziarek-Hojka

7 Od Przyjaciół

8 Bobadyga: Bożena Boba-Dyga /Kraków/, poetka, wokalistka, animatorka kultury.

po prostu brak słów... zaledwie poznałam Twoją Basię, a już znikła... to nie do wiary. Wspominałeś co prawda o jej cho- robie, ale choroba wydawała się tak nierealna, kiedy widziałam ją uśmiechniętą i „fertyczną” – pełną energii – w Piwnicy Pod Baranami. Basia – pełna wdzięku, delikatna, subtelna, inteligentna i miła... Gdzie ona teraz jest? Jak ty się bez niej odnajdziesz? Widać było, że bardzo się kochacie. Taki ból, taka sytuacja jest niewyobrażalna. Bar- dzo Ci współczuję. Wiem przecież, że Basia była nie tylko wsparciem twojego serca i prywatnej codzienności, ale i działań w zakresie animacji kultury... Straszne to wszystko... Jednak czas leczy – tego można być pewnym, wiem że to marna pociecha, ale zawsze pociecha. Ból się musi wyboleć, płacz się musi wypłakać, tak napisał kiedyś Józek Baran... Kiedy myślę o Tobie przypomina mi się poetka z Augustowa Janeczka Osewska, która od lat jest wdową – piękne wiersze pisze. Pisała też, bardzo nie wprost, o swojej tęsknocie za mężem przepiękny wiersz o zapinaniu sukienki... choć jest smutny i właśnie płaczę, gdy go czytam, wybrałam go dla Ciebie... Płaczę Olku razem z Tobą po stracie Basi... i przytulam...

Diana Biseada /Bukareszt/, absolwentka polonistyki, wokalistka.

Boże... jak dokładnie... Ja weszłam na Facebook, widzę zdjęcie Pani Basi... z jej miłym uśmie- chem... i oczami jak sarna, kliknęłam myśląc, że to wiersz... a to nie... był wiersz... serce zaczęło bić... zaczęłam płakać i przypominać poranek, gdy Pani Basia już zrobiła herbatę na mój ból gardła, słoneczko tak pięknie świeciło i pan miał kapcie i kamizelkę... przypomniałam wtedy jak było, kiedy mój dziadziu jeszcze żył i jak bardzo mnie kochał... Pani Basia robiła rzeczy nie tylko poważnie, ale też z miłością... i to czułam wtedy...potem pisałam do pana Geamba- su i pani Maryny Ilie... Pan Geambasu powiedział „Boże, ale to smutna wiadomość. Taka kobieta z charakterem!...” – nie wiem czy dobrze tłumaczę to po polsku. U nas 9 nie mówi się dobry charakter, tylko charakter, a jeżeli zły, to zły charakter..., zga- dzałam się z opinią pana profesora... mocny charakter, zdrowy, a w tym wypadku charyzmatyczny... Pani Basia znalazła równowagę z tymi rzeczami. U Państwa jak w domu czułam się, ...a może nawet lepiej, przypominając najszczęśliwszy etap mojego życia, kiedy wszystko było kolorowe i piękne. Myślę o Panu często... i nie chcę sobie wyobrazić co Pan czuje. Mogę powiedzieć to: Dziękuję serdecznie, że dał mi Pan szansę poznać swój „dom”. Ten „dom” był dokładnym obrazem moich marzeń, widząc jak Państwo komunikują się... Kiedy mieszkałam z Panią Joasią w Muzeum Mickiewicza w centrum, to pamiętam jak ona była zaskoczona, kiedy Pani Basia kupiła jej galaretki. Myślę, nie wiem, nie pamiętam, ważne jest to, że była zaskoczona, że Pani Basia pamiętała o tym i jeszcze jej kupiła. Jestem wdzięcz- na za wszystko co Państwo dla mnie zrobili i będą Państwo zawsze w moim sercu, ZAWSZE! Ściskam Pana mocno!!! Przepraszam za ewentualne błędy.

Piotr Kasjas z rodziną, Birmingham. Prezes Głosu Polskiej Kultury, poeta.

/…/ szok i niedowierzanie… strata i pustka, któ- rej nic nie jest w stanie wypełnić. Jest mi ogrom- nie przykro i smutek wypełnia me serce. Wraz z moją rodziną łączymy się z Panem w bólu.

Dr Marzena Mackojć /Uniwersytet Wileński/, poetka, pracownik naukowy.

Pani Barbara była bardzo dobrą, mądrą, niezwy- kłą osobą, można powiedzieć – Matką naszej po- etyckiej rodziny „Poezji dzisiaj”. Każdy Jej wiersz budził we mnie wzruszenie, emocje i poruszał do łez. Cieszę się, że miałam możliwość poznać dro- gą i ukochaną Panią Basię. To niesprawiedliwe, gdy tak piękne i utalentowane osoby odchodzą pozostawiając w sercu lukę, której nie sposób wy- pełnić.

10 Tomasz Mielcarek /Londyn/ – poeta.

Drogi Panie Aleksandrze, proszę przyjąć nasze kondolencje. To bardzo przykra wiadomość. Cały czas mieliśmy nadzieję, że uda nam się jeszcze razem zobaczyć w Londynie. Z wyrazami współ- czucia. Tomasz i Aleksandra Mielcarkowie

Hanna Świeszczakowska – dziennikarz

Barbara Jurkowska-Nawrocka Ostatni raz widzieliśmy Barbarę Nawrocką w po- łowie grudnia ub. roku, w praskim Domu Kultury, gdzie razem z mężem opowiadali o swoich dwóch podróżach do Jakucji. Na tradycyjne spotkanie przedświąteczne, organizowane przez ZSD OW SDRP, przyszedł tylko Aleksander Nawrocki. Niebawem dotarła do nas niepokojąca wiadomość, że „Pani Basia”, jak Ją pieszczotliwie nazywał mąż, została odwieziona karetką do szpitala. Ale nawet wtedy chyba nikt z bliskich i znajomych, obserwujących Jej niepospolitą aktyw- ność i pracowitość, nie przewidywał najgorszego. Wieczorny telefon o Jej śmierci, 22 lutego, był gromem z jasnego nieba. Znaliśmy Barbarę Nawrocką przede wszystkim jako wieloletnią redaktorkę „Poezji dzisiaj” – pisma wydawanego razem z mężem, Aleksandrem Nawrockim. Ale to była tylko część ich wspólnej działalności, finansowanej głównie ze środków własnych. W ramach Wydawnictwa Książkowego IBiS wydawali antologie poezji, tak- że autorów zagranicznych, w zamian za co w innych krajach ukazywały się tłuma- czenia wierszy polskich autorów. Organizowali, dwa razy w roku, festiwale poezji z udziałem twórców zagranicznych. Przez lata wokół „Poezji dzisiaj” tworzyło się środowisko poetyckie o zasięgu międzynarodowym, ale czasopismo ani imprezy festiwalowe nie miały charakteru elitarnego. Do współpracy i na spotkania zapra-

11 szano także młodzież. Więcej: to festiwal przychodził do szkół i domów kultury, co nie dziwi, gdy się przypomni wcześniejszą pracę pedagogiczną pani Barbary. Przedostatnim wspólnym dziełem Barbary i Aleksandra Nawrockich jest książka „Jakucja i ja”, która obrazuje rozległość zainteresowań współautorki: podró- że, fotografowanie, pisanie, redagowanie. Ostatnim jest 141 numer „Poezji dzisiaj”, który Barbara zdążyła przygotować do druku, ale ukazał się po Jej śmierci z dodaną przez redaktora naczelnego częścią poświęconą pamięci Żony. Pisała o sobie:

Ogrody świata Podziwiałam Zapachy Zapamiętywałam Obrazy Zatrzymywałam Na fotografiach – I wśród róż byłam Ale Nie byłam różą

Nie! Byłam różą. Dla ciebie.

Aleksander wysłał swój wiersz w zaświaty:

Telefony, telefony, telefony i wyrazy współczucia ale ja czekam tylko na ten od Ciebie – (…) Przyjdź, chociaż we śnie, żeby zapytać jak minął mi dzień, czy posprzątałem swój pokój, czy przygotować mi kolację?...

Danuta Błaszak /poetka, tłumaczka, USA/ pożegnała się z poetką:

jak widzę kwiaty i gwiazdy chcę do niej podejść

12 Yvette Popławska /poetka, Bruksela/ przy- pomniała Jej przesłanie:

Mówiła od zawsze… kochajcie książki, poezję (…) To co ma sens, to nasze istnienie w pisaniu.

Zaplanowany na przełom marca i kwietnia XX Międzynarodowy Dzień Poezji UNESCO od- będzie się już bez poetki i redaktorki, która była współorganizatorką, uczestniczką i dobrym du- chem poprzednich festiwali poetyckich. W czasie wieczoru wspomnień w Domu Polonii przy Kra- kowskim Przedmieściu 64, zaplanowanego na 30 marca, przypomniane zostaną Jej wiersze. Słuchaliśmy ich także w czasie uroczystości pogrzebowych. Obok urny z prochami Barbary Nawrockiej wzrok przyciągał wieniec z białych kwiatów uło- żonych w słowo POEZJA. Trudno było nie odnieść wrażenia, że określały Zmarłą. Była przecież taka, jakby wyszła z tomiku poezji: delikatna i wrażliwa, elegancka i uśmiechnięta, otoczona niezwykłą aurą – dobrą energią, którą dzieliła się z innymi. Pod ścianą kolumbarium cmentarza powązkowskiego, w którą wmurowa- no urnę z prochami Barbary Nawrockiej, poeta z Wietnamu zapalił pęk kadzideł. Wolno ulatujący dym symbolizował czystość, cnotę i modlitwę, odwieczny związek ziemi i nieba, ludzi i bogów… H. Ś.

Stanisław Nyczaj – poeta, prezes Kieleckiego Oddziału ZLP. Uhonorowany medalem Gloria Artis oraz Kawalerskim Krzyżem Zasługi.

Drogi Aleksandrze! Odeszła Twoja niezastąpiona Basia, a i my po- czuliśmy utratę kogoś także bliskiego, kto przez długie lata towarzyszył i nam. Bez zapobiegliwej Basi, dopilnowującej na festiwalach wszystkich niemal organizacyjnych szczegółów, z czujnym aparatem fotograficznym w ręce, trudno sobie wyobrazić, jak będzie dalej. Kto tak, jak Ona, dopilnuje fotoreportaży z imprez dla „Poezji dzisiaj”, w których, zaskoczeni, odnajdywaliśmy się zawsze w pozach wizualnie korzystnych. Jakby wciąż promowani. 13 Wrażliwość Basi objawiała się silnie w Jej wierszach. W krótkich lirykach utrwalających przeżywane nastroje. Zaczarowywała swymi myśloobrazami strony antologii z dwujęzycznych serii „Mosty”. Utkwił mi w pamięci np. liryk bez tytułu o dniu w wielkim mieście „zagonionym/ między murami”, w którym „my zagubie- ni/ w tłumie/ we mgle obcości/ odkurzamy dobro/ szukając prawdy”. Liryk wyraża- jący, dalej, nieodzowną potrzebę wymykania się z takiego miejskiego ciasnokręgu, tam gdzie „łąki pola lasy/ w mozaikę barw poukładane”, gdzie „słyszymy/ szum szelest śpiew”, mając „zmysły zachwytem wypełnione”, kiedy „mówimy szeptem/ w ciszy co zaciera/ ostre brzegi słów”. Jakże wzruszała mnie Jej niezapomniana Rozmowa z morzem – żywiołem przyjmującym w swą otwartą przestrzeń „opowieść o radości/ która jak bursztyn/ w codzienności/ utkwiła”. Opowieść powierzaną morskiej głębinie „o smutku/ łzach/ i żalu co nie odchodzi/ z wiatrem czasu”. Cenię Jej zbiór „Obrazy morza” z wierszami dopełnionymi wspaniałymi zdjęciami. Tom będący trwałym wkładem do poezji i sztuki ilustracyjnej, jaka liryce artystki rozmiłowanej również w fotogra- fice winna towarzyszyć.

Rana bolesnej utraty Basi Jurkowskiej na pożegnanie

Odchodzą niezastąpieni i pustka po nich dolega jak niegojąca się rana.

Patrzymy po sobie niemo: czemu nas opuściłaś, tak ufnych, bez uprzedzenia?

Los w kącie niczym Sfinks milczy. Nieprawda, że kpi, że zwodzi, że czegokolwiek jest pewny.

Czas bieg wskazówek zatrzymał, jakby miał cofnąć – bo rana nie chce się w sercach zabliźnić.

Obejmuję Cię czułym ramieniem, Olku. Także Wszystkich z kręgu Twoich Najbliższych. Dodaję Wam sił, byście z ufną nadzieją stałej wdzięcznej pamięci o Basi przetrwali te trudne chwile rozstania z Nią. Staszek Nyczaj z Rodziną

14 Grzegorz Walczak – poeta, prozaik, dramaturg, członek SPP, odznaczony medalem Gloria Artis.

Śmierć Basi Nawrockiej to nie tylko wielka stra- ta dla Aleksandra, ale i dla wielu poetów. To ona swą dobrocią i starannością oprawiała Wasze/na- sze tomiki, ona je współprodukowała. Była nieco w cieniu Poety-Wydawcy, a teraz jest mu cieniem.

[Nieprawda, mimo że bywała na drugim planie w trakcie imprez, ale każdy widział przede wszystkim Ją – AN].

Irena Koziarek-Hojka /Niemcy/ – koleżanka ze studiów.

Wierzę Ci, że jesteś smutny i samiutki. Bo ani dzieci ani wnuczęta nie wypełnią tego vakuum, w tym tunelu jesteś sam. Ja, jak wiesz, już od 5 lat jestem sama (ofi- cjalnie, bo tak naprawdę, to już od dawna). Przyzwyczaiłam się do samotności i nie cierpię. Co innego – Wy, zawsze razem. To na- wet, jeśli od czasu do czasu jedno by drugiego najchętniej wyprawiło na drugi świat, to było to inaczej. Człowiek się zżywa, przyzwyczaja, taka jego natura. Przyjmij ten smutek i ból, pokochaj go, bo należy on do Twojej żałoby, jest i pozostanie częścią Twego życia. I dla mnie był to cios, bo jak napisałam na Face- booku, to nie był jeszcze czas, ani nie była pora... W końcu lutego pożegnaliśmy się też z bratem mojej warszawskiej kuzynki, którą również chyba poznałeś (dr Chodakowska). [Byłem przy jego śmierci, leżał w sali naprzeciwko sali Basi – AN]. Wybierałam się do Polski, czekałam na cieplejsze czasy, no i przyszła „ko- rona” i zniweczyła wszelkie zamiary. Irena Koziarek-Hojka

[Z Irenką studiowałem filologię węgierską. Była interesującą osobowością i bardzo dobrą studentką – AN].

15 Dorota Szumilas – poetka, bibliotekarz.

– Pani Basia pozostanie zawsze w mojej pamięci jako ciepła, serdeczna i tolerancyjna osoba.

Janek Tulik /Krosno/, poeta, krytyk.

Boże mój! Twój ból moim bólem, Bracie. Boże, tylko z Twego pisma wiem, że ubyło Kogoś tak zacnego, Pięknego. Olku Kochany, tak mi przykro. Proszę Cię o dzielność. Cóż mogę Ci życzyć? Wszelkiego dobra. Wierzę, że mimo tak straszliwego bólu, jakim zostałeś dotknięty, anioł dobra osłoni Cię swym skrzydłem. Nie wiem czy to otucha, ale w życiu do- świadczyłeś piękna obok siebie; zauważyłem to pisząc o Twej twórczości, teraz ponadto patrząc na fotografie w Twym piśmie. Trwaj dobrze, Janek Tulik

I jeszcze Irenka Koziarek-Hojka:

Ach, „Mistrzu”, życie jest tak piękne, że aż odbiera Ci dech, i tak okrutne, że tracisz zmysły. Ale może tak musi być. Jak przeżyjemy te koronę, to przyjadę. Te- raz też siedzę w domu, chodzę na spacery po moich przecudownych stronach, albo walczę rowerem pod górkę (możesz zajrzeć na Facebooku, gdzie mieszkam. To jest Bad Reichenhall, alpejski kurort, gdzie nawet nasz Sienkiewicz z żoną się kurował.

16 Życzę Ci dużo siły i wytrwania, bo nie będą to lekkie czasy, ale również dużo piękna i słońca na co dzień, bo w słońcu wszystko znośniejsze. Pozdrawiam Ciebie i Twoich bliskich serdecznie – Irena /Koziarek-Hojka/.

Koleżanki i koledzy ze szczecińskiego Związku Literatów Polskich:

Leszek Dembek – poeta, prezes Oddziału ZLP.

Świat literatury stracił niezwykłą postać, odda- ną myślą i sercem w kierowaniu pięknego słowa. Szanowny Panie Aleksandrze, w imieniu Związku Literatów Polskich Oddział w Szczecinie składa- my Panu i Pańskiej Rodzinie wyrazy szczerego współczucia z powodu śmierci Barbary Nawroc- kiej, poetki, pedagog, redaktorki „Poezji dzisiaj”.

Ponownie Jan Tulik, w dniu 2 V 2020:

Dwa razy zapłakałem czytając Twoje Treny – bo to treny. Moja Żona Gra- żyna zmarła mając 37 lat. Nie potrafiłem tego faktu upamiętnić tak wspaniale, jak zrobiłeś to Ty, upamiętniając Wspaniałą Basię. Grażyna, matka naszych córek, naznaczyła jakiś mój kres. Dalsze życie to już pewna imaginacja życia. Tyle w Twoich wynurzeniach osobliwych faktów, mnie zupełnie nieznanych: a to zgubiony sygnet, odpadnięta tablica rejestracyjna, kąkol w bukiecie, wiewiórka, wiersz Petőfiego, do którego mam własne nabożeństwo… To jakby kolejna Twoja / Wasza biografia. Twoja miłość pamięci wzrusza, a – dobrze wiesz – Ty nie potrafisz pisać źle, zatem Twoje wspomnienia są literaturą. Nota bene wiersze Barbary bez- względnie zasługują na opublikowanie w tomiku… Radziłbym też po przyjacielsku wycofać nazwiska policjantów, sędziny oraz dwóch wylansowanych przez Was autorów, którzy nie przyszli na ostatnią uroczystość poświęconą Basi. Nie są godni, by ich wspominać…

17 ODE MNIE

25–26 III 2020 /środa–czwartek/

Czekałem na rok 2020. Intuicja, zwykle niezawodna, podpowiadała mi, że będzie interesujący, niezwykły, może nawet bardzo szczęśliwy. W każdym razie dużo się po nim spodziewałem. Przede wszystkim wyzdrowienia mojej Pani Basi. Że odczepi się od Niej nowotwór, który dręczył Ją od paru lat. Mówiła, że jest pod dobrą opieką lekarską. Żeby ją wspomóc, tę opiekę, chodziłem po wielu kościołach z modlitwami o cud. Ostatnio wynalazłem św. Ekspedyta w kościele przy placu Narutowicza. Zawierzyłem mu, bo pod obrazem były dziękczynne tabliczki. Przed Bożym Narodzeniem, gdzieś w połowie listopada /Pani Basia pamiętałaby dokładną datę/ pojechaliśmy do Rzymu, w rewanżu na uczestnictwo italskich poetów w na- szym jesiennym poetyckim święcie. Byliśmy w bazylice i na expose papieża z jego okna. A potem, już po świętach, uczestniczyliśmy w poświęconym nam i naszemu przyjacielowi, Aleksandrowi Awierianau z Białorusi spotkaniu autorskim w krakow- skiej Piwnicy pod Baranami. Aleksander śpiewał swoje wierszopiosenki po białoru- sku, a ja z Panią Basią mówiliśmy o naszych pobytach w Jakucji i o książce, która z tych pobytów powstała. Było to 10 stycznia br. Pani Basia czuła się względnie dobrze. Dopisywało Jej poczucie humoru i pewna werwa, z jaką prezentowała ja- kuckie narzędzia szamanów do wywoływania duchów i czynienia cudów. Poszliśmy też na wieczorną mszę do kościoła mariackiego, gdzie Pani Basia przyjęła komunię. Podobno wcześniej miała powiedzieć starszej córce, że już tylko to Jej zostało, czyli wiara, że nastąpi cud, przełom w Jej zdrowiu, oczywiście pozytywny. Potem poszli- śmy jeszcze do Muzeum Czartoryskich, a wieczorem pozwiedzać galerie handlowe przy dworcu kolejowym. Trzymała się dobrze, nawet mnie wyprzedzała w naszym chodzeniu. Chciałem kupić jej ramonezkę, ale okazała się być za duża. W duchu zacząłem dziękować św. Ekspedytowi za ozdrowieńczą pomoc. Otrzymaliśmy też zaproszenie z Białorusi na udział w Międzynarodowych Targach Książki /6–9 lu- tego/, ale Pani Basi w tym czasie wypadł kolejny lekarski zabieg, chemioterapia, przedostatnia, więc została. Za to kupiliśmy sobie bilety na Światowy Dzień Poezji UNESCO we Wilnie, gdzie zaproszono nas jako głównych gości na dni 19–22 mar- ca br. Do tej pory już będzie mi lepiej – uznała moja Pani Basia. Cieszyłem się, że intuicja mnie nie zawodzi co do Nowego Roku. Stary miał odejść ze wszystki- mi troskami bezpowrotnie, o czym rozmawialiśmy w ścisłym rodzinnym gronie / my + córki z mężami i dwie wnuczki/ podczas wigilii Bożego Narodzenia, a przy dzieleniu się opłatkiem życzyliśmy sobie obowiązkowego do zobaczenia w tym sa- mym gronie za rok. Podobno wtedy Pani Basi zakręciły się łzy w oczach – mówił później Sebastian, mąż młodszej córki, Anety. Sylwester spędziliśmy tylko we dwo- je, z symboliczną lampką szampana, obserwowaniem z balkonu sztucznych ogni, 18 patrzeniem na szalejące tłumy w telewizorze: w Warszawie, Wrocławiu i Zakopa- nem, tradycyjnie zatańczyliśmy też ze sobą. W tańcu inicjatywę zawsze przejmo- wała Basia i prowadziła mnie z właściwym sobie wdziękiem. Oczywiście złożyliśmy też sobie życzenia, krótkie, ale bardzo ważne: do zobaczenia za rok, po czym Basia spojrzała na choinkę, którą sama kupiła i ubrała, niewysoką, bardzo gęstą, trochę może za szeroką. – Prawda, że bardzo ładna – zapytała jednocześnie stwierdzając. Potaknąłem, chociaż choinka nie była w moim guście... – Dobrze, że w Starym Roku pozałatwialiśmy wszystkie najważniejsze sprawy – cieszyła się Basia. Jesz- cze Ci dokończę numer „Poezji dzisiaj” na XX Światowy Dzień Poezji UNESCO. Ale następnych już nie dam rady robić. I udziały w kolejnych Festiwalach też będę musiała sobie odpuścić. Dasz radę? – Tak, Słońce mojego życia – odparłem, bo zawsze się tak do Niej zwracałem. – Ważne żebyś była zdrowa i ze mną. Poproszę do pomocy kogoś innego, albo oddam nasze festiwale w czyjeś dobre ręce. I rzeczy- wiście podczas naszego pobytu w Krakowie spotkaliśmy się specjalnie z Bożenką Boba-Dygą, poetką i wokalistką, żeby Ją namówić do przejęcia któregoś z naszych festiwali. Bożenka obiecała się zastanowić. Po przyjeździe z Białorusi Basia jak zwykle na mnie czekała. Dwa dni wcze- śniej dostała chemioterapię. – Przez pierwsze trzy dni będę znowu czuć się nie najlepiej, a potem już normalnie. Musimy koniecznie jechać nad morze, tam szyb- ciej dojdę do siebie – stwierdziła i zaczęła się pakować, jak zwykle w parę pękatych waliz, które w sobotę rano wtaszczyła do bagażnika, bo zawsze to robiła i lubiła sama układać swoje bagaże. Przed samym wyjazdem odpadła nam z samochodu ta- blica rejestracyjna. Jakiś omen – pomyślałem. – Jak teraz pojedziemy – zaczęła się zastanawiać moja Basia, ale jak zwykle znalazła wyjście: zamontowała ją wewnątrz na tylnej szybie samochodu. Do Jantaru było 320 km. – Dasz radę?– zapytałem. – Oczywiście – odparła. I dała. Jak zwykle z dwoma przystankami: w Mławie na obiad /tym razem zamiast tradycyjnego schabowego zamówiła tylko rosół z makaronem. Następny relaksowy przystanek był gdzieś w okolicach Olsztynka. Tam na krótkim spacerze niezauważalnie ześliznął mi się sygnet z siedmioma oczkami brylantów. Zabierałem go zawsze w podróże, bo przynosił szczęście. Jego brak zauważyłem, gdy ujechaliśmy jakieś 50 km, ale wracać nie było sensu i nie powiedziałem o tym Basi. Przed dotarciem na miejsce zrobiła zakupy i umyła samochód. Dojechaliśmy szczęśliwie. Ja wniosłem bagaże, a Basia zakrzątnęła się koło kolacji. Niewiele jadła i nie czuła się najlepiej. – Nie martw się – powiedziała – przyjdę do siebie jutro, no może pojutrze. Nazajutrz nie miała sił pójść, jak zawsze, na poranną mszę. – Pójdę wieczorem – postanowiła. Ale wieczorem przyszła pani Małgosia, sąsiadka, która zawsze ma oko na nasz dom podczas naszej nieobecności. Panie posiedziały, pożar- towały, wypiły herbatę z ciastem i pożegnały się, jak zwykle. Noc nie dała już spać mojej Basi. Torsje i kaszel. – Czy wezwać pogotowie? – proponowałem kilkakrotnie. – Nie, to mi przejdzie. I słabła w oczach. Przyjechała z Warszawy starsza córka i…

19 – Mamo, jak mogłaś w takim stanie wybrać się w tak daleką podróż – powiedziała z wyrzutem i wezwała pogotowie. Przyjechało, dwóch życzliwych mężczyzn i ko- bieta. Zmierzyli ciśnienie, dali kroplówkę i zrobiło się lepiej. Mimo tego na drugi dzień ruszyliśmy do Warszawy. Z przyjacielem starszego zięcia, Dariuszem So- bieskim. Podróż Pani Basia zniosła względnie dobrze i zaraz na drugi dzień skoro świt pojechała do szpitala na Madalińskiego, który się nią opiekował. Był piątek 14 lutego, więc nie było lekarki prowadzącej chorobę Basi, tylko jakiś lekarz zastęp- czy, który zmierzył Jej ciśnienie, temperaturę i zdaje się kazał zrobić badanie krwi. – Ma pani dobre wyniki, więc proszę do domu i odleżeć chorobę – powiedział. Ale dotychczasowe objawy nie ustępowały. Zamówiliśmy pielęgniarkę z kroplówkami. Skutkowało krótkofalowo i w niedzielę /16/ wieczorem znowu wezwaliśmy pogoto- wie. Dali kroplówkę i stwierdzili, że trzeba koniecznie do szpitala. W oczach Pani Basi przerażenie. Ogarnęła spojrzeniem mieszkanie, które było istotną częścią Jej życia, spakowała przy pomocy młodszej córki najpotrzebniejsze rzeczy i wsiadła do karetki. Na moją prośbę pozwolili jechać i córce, która została na noc. Zmieniłem ją koło południa. Odnalazłem szpital na Solcu i dział chorób wewnętrznych oraz salę, jedynkę trzyłóżkową. Łóżko Basi było puste. Powiedziano mi, że wyszła. – To zna- czy że jest dobrze – ucieszyłem się i zacząłem Jej szukać na korytarzu. Był pusty. Zauważyłem tylko w głębi osobę, idącą z kroplówką. Z przerażeniem rozpoznałem moją Basię. Przez noc zmieniła się nie do poznania. Pomogłem Jej się położyć, okry- łem kocem, co chwilę, na Jej prośbę, regulowałem szpitalne łóżko, wreszcie posze- dłem szukać lekarza prowadzącego. Po dłuższym czekaniu wyszedł. Poinformował, że stan jest trudny, ale nie beznadziejny. Podniosło mnie to na duchu. Moja Pani Basia karmiona była kroplówkami, mierzono Jej ciśnienie, temperaturę, zrobiono tomografię głowy – wynik pozytywny, ale w jamie brzusznej nowotwór rozpanoszył się na dobre. Bardzo cierpiała, bóle w piersi nie do wytrzymania. Przyzywałem pie- lęgniarki, dawały leki przeciwbólowe, a ja patrzyłem w moją Panią i czekałem, kiedy zacznie się Jej polepszać. – Spójrz – mówiłem – jakie masz ładne, młode dłonie, w porównaniu z moimi wyglądają jak dwudziestolatki. Ciało również. Popatrzyła uważnie na swoje, potem moje ręce i uśmiechnęła się. – Zobacz – mówiłem da- lej – za oknem przygotowuje się do wkroczenia wiosna, niedługo stąd wyjdziesz i pójdziemy na spacer ogrodami Powiśla do Łazienek. I będziemy znowu razem, w naszym mieszkaniu, które tak lubisz. Patrzyła na mnie oczami na pół widzącymi. – Al. – wyszeptała wreszcie – Ja ci umieram. – Nie mów tak – i pogłaskałem Ją po twarzy, zawsze pięknej, nawet teraz, mimo bólu. I powiedziałem fragment wiersza, który przez wiele lat wspólnego razem mówiłem Jej zawsze na dobranoc: Miła, brązowe oczy Twoje W mej duszy, w oczach mych jaśnieją. W życiu doczesnym i niebiańskim Jesteś jedyną mą nadzieją. 20 Uśmiechnęła się znowu i poprosiła, żeby Ją lepiej przykryć. Chciałem mó- wić dalej, że bez Niej nie wyobrażam sobie mojego życia, ale gardło miałem ści- śnięte, tylko z oczu nieopatrznie, wbrew mojej woli, poleciało kilka łez. Zauwa- żyła je. – Al. Nie płacz – zaczęła mnie pocieszać, a ja dalej nie mogłem wymówić ani jednego słowa. Obok leżały dwie 96-latki. Jęczały, charkotały, niekiedy prawie wyły. Tylko moja , mimo bólu, cierpiała milcząco. W następne dni zezwolono Jej jeść. Ucieszyła się, ale po paru łyżkach nastąpiły torsje. Patrzyła na mnie wpółwi- dząc. Udawałem radosnego i wierzyłem, że ten koszmar chorobowy oderwie się od Niej i niebawem powiozę moją niezastąpioną do stęsknionego za Nią naszego mieszkania. Tymczasem wyprowadzałem Ją na korytarzowe spacery, niełatwe, bo z przytroczoną do Jej ręki kroplówką. Szła prawie pewnie i puszczała moją rękę, żeby pokazać, że może sama iść, co nastrajało mnie optymistycznie. Na tych kory- tarzowych spacerach spotkaliśmy Józefa Chodakowskiego, naszego autora książki „Pasierbowie” o losach Polaków, których zachęcono po roku 1920 na osiedlenie się na terenach Białorusi. Książkę czytałem jednym tchem: mądre studium o przesie- dleńcach, których władze namówiły i – zostawiły samym sobie. Pani Basia ucieszyła się na widok pana Józefa, nad którego książką sporo się napracowała. Pan Józef trzyma się dobrze mimo swoich lat, bliżej mu do dziewięćdziesiątki i na wesoło za- czął wyliczać swoje rozliczne choroby, chociaż o głodzie i chłodzie przeszedł swoje młode lata. Teraz odwiedził szwagra, w nie najlepszym stanie, który w dwa dni później pożegnał się z doczesnym życiem. Patrzyłem ze wzruszeniem jak obok za- winiętego w prześcieradła ciała siedziała trzymając się za ręce młoda para i wpatry- wała się w najbliższą sobie osobę, już pozbawioną świadomości. W tym szpitalnym życiu nawet nie zauważyłem że nadszedł tłusty czwartek, ale Pani Basia pamiętała. Poprosiła zięcia Sebastiana, żeby zakupił pączki i poczęstował nimi pielęgniarki. Sama już nie mogła jeść, mimo że zaczęła się czuć lepiej. Dowiedziałem się też, że dotychczasowe leczenie Jej nie zdało egzaminu i spróbują nowego. Dostanie silne lekarstwo, które powinno postawić Ją na nogi. W piątek 21 lutego przesiedziałem z moją Panią Basią 8 godzin, od 13 do 21 i chciałem nawet zanocować na stołku, by nie zostawiać mojej Pani samej w towarzystwie rzężących dwóch pacjentek, ale zdecydowanie kazała mi iść do domu. Wcześniej przeżyliśmy traumę. Leżąca pod ścianą 96-letnia pacjentka, której jeszcze dzień wcześniej znajoma naprzynosiła pomarańczy, nakarmiła ją i zostawiła jej sporo jedzenia, na co pacjentka prawie się obruszyła i zburczała dobroczynkę, że ona tego nie przeje, akurat tego dnia przed obiadem zmarła, pod tlenem. I przyjechało blaszane koryto, i zsunięto do niego zwłoki. Moja Basia usiadła, żeby to zobaczyć, znowu z przerażeniem w oczach, ale zasłoniłem sobą ten niemiły widok. Potem przyszła córka Anetka. Pani Ba- sia poprosiła o „obrobienie” jej paznokci, żeby na drugi dzień wyglądać dobrze. O 21.00 powiedziałem mojej Miłej: – do zobaczenia jutro, na pewno będziesz w lepszym zdrowiu – i wyszedłem ze szpitala. Chciałem pójść na skróty i z miejsca

21 zabłądziłem. Dowlokłem się do domu przed północą i umówiłem się z Anetką i jej mężem, że oni będą nazajutrz w szpitalu przed południem, a ja wymienię ich z po- łudnia. Po 13.00 wyszedłem z mieszkania. Do ulicy Smolnej dojechałem tramwa- jem, a potem ruszyłem pieszo. Wtedy zadzwonił Sebastian, żebym się pospieszył. Czekał na mnie przed szpitalem. Ze łzami w oczach. – Mama odeszła – poinfor- mował. – Przed chwilą. Zasnęła. Serce nie wytrzymało nowych leków. Wszedłem na znaną mi już salę. Leżała owinięta tylko w białe prześcieradło. Na jej piersiach leżała czerwona róża. – Czy na pewno już? – zapytałem z jeszcze tlącą się nadzieją w głosie. Przystawiono lusterko do Jej ust. Mimo to nie wierząc położyłem rękę na Jej czole. Było zimne, ale ciało zostało ciepłe. Usta w bezradnym bolesnym i jakby dziecięcym nawet nie grymasie, ale czymś nieśmiałym, zdziwionym, zagadkowym, że to już i właśnie tak odchodzi się od życia. I wtedy powiedział się we mnie taki tekst: „Płakać nie umiem, a płacz mnie rozdziera i żyć nie umiem, bo idę w pośpie- chu, za Twym uśmiechem, za wschodami słońca”. Bo wówczas to, co było na Jej ustach, dla mnie stało się uśmiechem, innym niż te niepowtarzalne dotychczaso- we, ale jednak uśmiechem, już z tamtego świata, nie do końca akceptowalnym to, przed czym postawił Ją los, okrutny Bóg z bezlitosną decyzją, do którego poczułem bezbrzeżny żal, dlaczego odebrał życie tak pięknej i dobrej istocie, którą wszyscy kochali, podziwiali, garnęli się do Jej ciepła, dlaczego właśnie Ją, a nie mnie? Która tak kochała żyć, tak się swoim życiem cieszyła i tak pragnęła je ratować. I do dziś zadaję sobie pytanie: czy to natura decyduje o naszym początku i końcu, czy jakaś inna istota? I jaka ona jest. Rozum mówi mi, że umieramy na zawsze i ze wszyst- kim. Ale co wtedy z sytuacjami, kiedy np. pasażer już po odprawie pragnie dostać się do samolotu, bo ma ważne do załatwienia sprawy, a personel go nie wpuszcza i nie pomagają awantury i perswazje. A po godzinie czy dwóch samolot, którym ta osoba chciała koniecznie lecieć, rozbija się i giną jego pasażerowie. Czy to Fatum, które nami steruje? Dlatego wierzę, Moja Jedyna i najważniejsza, że nie całkiem ode mnie odeszłaś. Że gdzieś jesteś. Jeśli to prawda, ocali mnie ona, da dalszemu życiu, teraz bez sensu, jakiś nowy sens. A taka świadomość może mnie ocalić. Od mojej rozpaczy po Tobie. Od bezsensu mojego bez Ciebie istnienia. Tymczasem spróbuję je przeżyć jeszcze raz. We wspomnieniach. Od chwili, gdy pojawiłaś się na mojej drodze przed laty, drodze zaprogramowanej wcześniej na samotność. Na razie zbieram po naszym wieloletnim wspólnym razem pamiątki chodząc codzien- nie na długie wielogodzinne spacery po żuławskich polach i lasach, czasem zaha- czając o brzeg morza, które tak lubiłaś, a za którym ja nie przepadam, bo i morze i te żuławskie gliniaste przestrzenie pocięte rowami i umarłymi nad nim trzcinami są prawie obce mej psychice, inne niż lubiane przeze mnie pola mazowieckie, ot choćby te pod Serockiem, gdzie światło jest inne, drzewa rozsiane po polach inne i same pola też inne, takie jakieś charyzmatyczne, że chciałoby się je objąć i że spacer nimi to jakby droga do bliższego rozumienia siebie. Ale to nic, Kochana.

22 Kochaliśmy inne pola, ale zawsze szliśmy nimi do siebie, do nas. I odczytywaliśmy bezbłędnie nasze myśli, uzupełnialiśmy je sobą. Często zastanawiam się, dlaczego ludzie tak Cię kochali. Zwłaszcza kobiety i dzieci, bo mężczyzn trzymałaś na dy- stans. Czy wiesz, ile jest teraz płaczu po Tobie, mimo owego koronowirusa. Płacz ten trwa w różnych stronach świata: i w Jakucji, w Riazaniu, w Moskwie, w Rydze, we Wilnie, w Grodnie, w Mińsku Białoruskim, w Brześciu, w Kijowie, Bukareszcie, w Warnie, w Budapeszcie, w Niemczech, w Belgii, w Londynie, w Italii, w USA, w Australii… I w naszym kraju, gdzie koronawirus gwałtem chce oderwać człowie- ka od człowieka. Na ostatnią uroczystość dla Ciebie przybyło wielu Ciebie lubiących, przy- szli też i tacy, po których nie spodziewałem się że przyjdą. Z Londynu przyjechał nasz wypróbowany przyjaciel i znakomity poeta, Adam Siemieńczyk z wieńcem: na niebieskim roślinnym podkładzie widniał napis z białych kwiatów PoEzja – jak Pani Basia – od razu wszyscy orzekli. Ten wieniec góruje do teraz przed Ścianą Pła- czu, gdzie spoczywasz, a przed nią w tym wieńcu wszyscy znajomi widzą symbol Ciebie. Na uroczystości dla Ciebie łkał i płakał kościół: zwłaszcza kiedy 19-letnia, zaprzyjaźniona z nami poetka i wokalistka, Aleksandra Smerechańska śpiewała na chórze Ave Maryja, a potem kiedy żegnałem Cię Twoimi i moimi wierszami dla Ciebie, przez ściśnięte gardło.

Aleksandra Smerechańska – poetka, wokalistka.

Nie przyszli tylko: J.E.B. i M.K.M., któ- rych książkom, przygotowywanym do druku w naszym Wydawnictwie, poświęciłaś dużo cza- su. Marmurową białą urnę dla Ciebie wybrała córka Anetka, miejsce na Wojskowym Cmenta- rzu Powązkowskim też. Dlaczego pochowaliśmy Cię w urnie? Po pierwsze zawsze w tuziemskim życiu było Ci zimno. Po drugie chcieliśmy ukarać tę wstrętną w Tobie chorobę, która nam Cię za- brała. I po trzecie, żebym mógł codziennie pieszo przychodzić do Ciebie i zapalać przed Tobą kolejne światła. Mimo naszej rozpaczy zrobiliśmy wszystko, żeby Cię uszanować i żeby Ci się podobało to, co dla Ciebie zrobiliśmy. Szkoda, że nie widziałaś jak nasz przyjaciel i poeta z Wietnamu, Lam Quang My zapalił wietnamskie kadzidełka przed Twoją urną pod Ścianą Płaczu i załkał. Szkoda, że nie mogłaś zobaczyć, z jakim pietyzmem i poświęceniem Twoja córka Anetka wyszukała dla Ciebie miejsce, z widokiem na skwer z pięcioma drze- wami. Jesteś od wschodniej strony, ponieważ zawsze lubiłaś rano wstawać. Teraz,

23 w tym innym istnieniu, też będzie Cię budzić słońce. Wiesz, któregoś dnia, kiedy przyniosłem Ci znicz, podbiegła do mnie wiewiórka, do samych moich rąk, stanęła na tylnych łapkach i obwąchała mi palce, i szkło znicza. Czekała pewnie na orzech, ale nie miałem, nie przewidziałem takiej sytuacji, więc odbiegła. A może to byłaś Ty? Wybiegłaś mi naprzeciw, żeby dostać to, czego Ci jeszcze nie zdążyłem dać. Albo nie miałem takiej świadomości. Nie wierzący w życie pozagrobowe chcę wie- rzyć w Twoje, tam gdzieś, wszystko jedno pod jaką postacią. Bo wtedy czułbym się pewniej na tym okrawku istnienia tutaj, jaki mi jeszcze pozostał. Teraz jest noc, w moim sercu i na świecie. Godzina 2.23. Na biurku Twoje zdjęcie. Patrzysz mi w oczy. Na szyi masz zieloną jedwabną chustkę. Brązowe oczy tak przeciągle mil- czą, jakby mi chciały coś powiedzieć. Tym niepowtarzalnie pięknym uśmiechem. Że jest Ci dobrze. Że już nie cierpisz. I że na zawsze taka zostaniesz. W nas i w sobie, „Był taki ktoś, kogo nie zastąpi nikt…” mówię do Twojego uśmiechu. Może robię źle, że nie pozwalam pamięci, żeby Cię wypuściła, ale tak muszę. Żeby nie zwariować. Żeby nie zwątpić. We wszystko. W bezsens istnienia, w bezsens stwo- rzenia. Że zostanie nam odebrane wszystko, czego się nauczyliśmy, czyny z których byliśmy dumni, przyjaciele, których musieliśmy zostawić wbrew nam. Że nagle coś za nas decyduje, bezwarunkowo. I przestajemy być sobą, odrywamy się od tego co lubiliśmy, od ubrań w których chodziliśmy, książek, które czytaliśmy. Że skończyły się nasze decyzje i teraz za nas decydują inni, usuwają co lubiliśmy, kochaliśmy, zbieraliśmy, gromadziliśmy. Że nawet bliscy nie mają czasu żeby nas rozumieć. Kładą przed swoją pamięcią o nas kwiaty, zapalają znicze i pospiesznie odchodzą, jakby się bali, że ich za sobą pociągniemy w to nasze ich zdaniem nie wiadomo co. Kiedy Cię poznałem była jesień. Mieszkałem kątem u kolegi. Nie miałem nic prócz kilku paczek książek i skończonych trzech fakultetów. Dotąd lubiłem brunetki, a Ty stanęłaś przede mną światłowłosa. W dodatku w mini /wolałem za- wsze maxi/. Tylko ten perłowy uśmiech. I głos. Głęboki, przekonywujący. Nieduża kształtna głowa i szyja, prawie łabędzia. Robiłaś wrażenie: postawą, sposobem by- cia, onieśmielałaś mężczyzn… I ich zdziwienie, dlaczego wybrałaś akurat mnie? Ale dziś ciągle dręczy mnie myśl: czy można było Cię uratować? I boli Twoje cierpienie przy odchodzeniu. Moja wobec niego bezradność. I irracjonalny wyrzut – dlacze- go pozwoliłem Ci odejść? Zaufałem medycynie, świętym cudotwórcom i temu, że uzdrowię Cię przekazywaną Ci energią. Zapewniałem Cię po wielekroć, że nie dam Cię śmierci…, a ty mi ufałaś lub próbowałaś… Ciągle nie mogę pogodzić się z tym, czy z tym kimś, kto zabrał z tego świata tak pięknego i szlachetnego człowieka, w dodatku obdarowanego pragnieniem życia. Uwielbiającego swoje wnuczki i dum- nego że ma dobre córki. Kilka lat temu poeta Krzysztof Gąsiorowski w rozmowie o poezji i kobietach powiedział mi: ty nie wiesz kogo masz. Pani Basia jest kobietą wyjątkową. Wtedy zdziwiło mnie to. Jeszcze nie dorosłem do takiego przeświad- czenia. Dziś wiem, że gdyby Pani Basia pojawiła się znowu w moim życiu, miałaby

24 przy sobie zupełnie innego mężczyznę. Może takiego, jak pragnęła, żebym nim był. Co w niej podziwiałem? Że nigdy, w żadnej sytuacji, nawet najbardziej nieprze- widzianej, nie powiedziała wulgarnego słowa. Wolała w ciszy serca zapłakać. Albo udać, że jest poza tą sytuacją. Była prawdziwą damą. Nie tylko dlatego, że lubiły Ją kapelusze. I nawet w wieku bliżej 50-tki wyglądała dziewczęco.

Jeśli jedyną mą nadzieję Okrutny wicher jak sen zmiecie, Nigdy szczęśliwy już nie będę Ni na tym, ni na tamtym świecie.

Tak modlił się Aleksander Petőfi do swojej Julii, kiedy się poznali ikie- dy byli szczęśliwi. Powtarzałem Ci ten wiersz wielekroć, zaczynający się od słów „Miła, brązowe oczy Twoje…” W Twoje szczęśliwe oczy i uszy. Również wtedy, kiedy 14 czerwca 1975 roku po południu w opinogórskim kościele braliśmy ślub, Ty uśmiechnięta z bukietem polnych kwiatów: chabrów, kąkoli i innych /zawsze później powtarzałem Ci, że kąkol w Twoim życiu to ja, atrakcyjny chwast w zbożu, a pozostałe kwiaty to Ty/. Wtedy klęcząc przed ołtarzem z w niebo wstępującą Matką Boską byłem szczęśliwy do łez, które dzielnie przełykałem powtarzając za księdzem słowa przysięgi: „I że Cię nie opuszczę aż do śmierci”. Piękna i okrut- na przysięga. Szkoda że już spełniona i że to nie ja pierwszy. Dzień wtedy był słoneczno-pochmurny, na chórze „Ave Maryja” śpiewał nam i grał na skrzypcach student Wyższej Szkoły Muzycznej, a szampana piliśmy w opinogórskim pałacyku Zygmunta Krasińskiego, następnie wprowadziłem Cię na jego wieżę z widokiem zielonych zbóż i drzew i powiedziałem: takie będzie nasze szczęście, wiecznie mło- de, zielone aż po horyzont naszego życia. Co się do joty wypełniło, nawet, gdy w na- sze życie wdzierały się czasem burze, deszcze i zawieruchy, to zawsze byłaś tylko Ty, której mogłem ufać, wierzyć w Twoje dobre rady i której nigdy żadna z kobiet nie zastąpiła, nawet gdy zdarzały się okazje, to trzymałaś mnie od nich z daleka. Tak mówiły i czuły moje chwilowe zauroczenia: nie możemy tego zrobić, coś nas powstrzymuje, wręcz zakazuje. A więc jednak coś ponad nami istnieje. Według rodzinnej legendy opinogórski kościół budował Twój prapradziad przybyły z Lota- ryngii, sprowadzony przez Krasińskich, za co w dowód wdzięczności w roku 1985 razem z Wojciechem Żukrowskim kładłaś kamień pod przyszły pomnik Zygmunta przybrany polnymi kwiatami, a jesienią ubiegłego roku przesłałaś mu przeze mnie kwiaty, gdy z grupą poetów pojechaliśmy do Opinogóry na spotkanie autorskie. Był wtedy mglisty ranek, ale z południa rozsłonecznił się świat, znak dla mnie że wyzdrowiejesz i przyjedziemy tu jeszcze niejeden raz. Kiedy piszę te słowa, a jest rano, obok w pokoju płacze bez powodu Two- ja ukochana młodsza wnuczka, Liliana i nie można jej utulić. Przestała, gdy jej

25 powiedziałem, że ten płacz sprawia przykrość babci Basi, która tak ją kochała. Sie- dzi teraz zamyślona. Skończyła niedawno 3 lata, jest bardzo mądra i zazwyczaj spokojna. Pewnie ja swoim pisaniem o Tobie sprowadziłem na nią ten wielki jak na dziecko płacz. Teraz siedzimy zamyśleni oboje: ja ze ściśniętym gardłem, ona już bez łez, milcząca. Może ta rozpacz po Niej nie pozwala Jej odejść tam, gdzie pragnie, w lepszy dla Niej świat i dlatego cierpi razem z nami? A dziecko to czu- je. Wierzę, że ześlesz nam rozwiązanie, jak zawsze, dobre dla Ciebie i nas: mnie i wnuczki Liliany. Wnuczka już się uspokoiła na dobre, ja nie. I nie wiem co ze sobą robić. Basiu, możesz, pomóż mi. Przez całe dnie żyję tylko Tobą, myślę o Tobie, rozmawiam z Tobą i jest mi bez Ciebie bardzo źle. Widocznie nie chcesz, a może nie możesz mnie opuścić. Czy na to zasłużyłem? Uczyń to, co dla Ciebie będzie lepsze. A ja spróbuję się pozbierać. Ale serca zamrozić nie potrafię. Wszystko co wokół mnie, ciągle mi Ciebie przypomina, bo było i Twoje, albo całkiem Twoje: buty, swetry, biżuteria, sukienki, kurtki, płaszcze… Wszystko to jest pełne Ciebie. I łzy, ciągle nowe, krążą wokół. Niezbadane jest urządzenie tego świata. Zwłaszcza to, czego nie widzimy, a ono widocznie jest. Jeśli to prawda, a zdaje się że musi nią być, to dla mnie wielka pociecha. Że Cię nie straciłem na zawsze. Ale żal, że Ci nie zdążyłem powiedzieć do końca, jak jesteś dla mnie ważna. Próbuję teraz. Czy nie za późno? Nie mogę sobie tego wybaczyć. Co mogę Ci teraz dać? Przywoziłem Ci zawsze z moich różnorakich podróży prezenty. I cieszyłem się, że Ty się cie- szysz. Jakie mam Ci teraz przekazać? Bo bez tego nie potrafię. Być tylko ze sobą?! Sobie podarowywać? Nonsens. Wydaje mi się, że przez moje nieustanne o Tobie myślenie nie możesz się uwolnić od tego jeszcze niedawno i Twojego świata. Jeśli tak chcesz, uwolnić się, daj znak, mojej świadomości. Powiedz stanowczo, jak do- tąd: – Al., dosyć już tego, chcę wreszcie być tam, gdzie powinnam. Gdzie wszyscy będziemy. Czy się spotkamy? Tego Ci nie podpowiem. Tego nie możesz wiedzieć i nie powinieneś. W naszych ziemskich postaciach na pewno się już nigdy nie spo- tkamy. Odpowiadam: – i to właśnie najokrutniejsze. Mam przed sobą dwa Twoje zdjęcia: pierwsze nad biurkiem, uśmiechniętej i patrzącej mi prosto w oczy, drugie – w futrzanym kapturku, patrzącej jakby w zaświaty, z niedostrzegalnym prawie uśmiechem, w którym i w oczach również, jest zainteresowanie tą dalą oddalą. Za- interesowanie jakby rozpoznawcze. Wydaje mi się jednak, że bałaś się tego innego świata. Który tak wiele pochłonął dotąd istnień. Chciałaś być w tym. Dlatego za- martwiałaś się stanem swojego zdrowia. Dlatego modliłaś się o nie w wielu kościo- łach i razem ze mną do różnych świętych cudotwórców. Kochałaś tu i teraz. I naszła mnie w tej chwili myśl. A jeśli tam żyć będziemy w różnych światach, Ty w swo- im, ja w swoim? I nigdy się już nie spotkamy – w jakiejkolwiek postaci przyjdzie nam być. I to właśnie najokrutniejsze. Że nie wykorzystaliśmy dostatecznie dobrze w tym świecie naszego razem istnienia. Kara Stwórcy, że nie wykorzystaliśmy danej nam okazji, możliwości lepszego siebie poznania, zachłyśnięcia się sobą do końca.

26 To może właśnie być ten nasz grzech śmiertelny. Przegapienie. Istnienie obok sie- bie. Przed kremacją mogliśmy się z Tobą pożegnać w odkrytej trumnie. Leżałaś ubrana przez młodszą córkę Anetkę w białą koronkową bluzkę, błękitną apaszkę pod szyją i granatową spódnicę, z twarzą przechylona na prawy policzek i z lekkim skurczem po prawej stronie ust. Chciałem Ci zrobić zdjęcie, ale nie pozwoliłaś, mimo kilku prób. Już odległa od nas, mroźno-obojętna. Najbliżsi stawali chwilę przed Tobą i odchodzili, jakby się może lękali tej innej Ciebie. Ja nie mogłem od Ciebie odejść, Gładziłem Twoje czoło, włosy, ręce, długo trzymałem za oszronione lewe ramię, zimne, a zimna nie lubiłaś, położyłem dłoń na Twoim sercu i żałowa- łem, że nie mogę być obok, na zawsze. Przekazywałem Ci znowu swoją energię, załzawiony uśmiech i trwałem przy Tobie, mimo ponagleń, że już trzeba odejść. A potem patrzyłem przez szklaną szybę, jak już w zakrytej trumnie czekasz… Garść Ciebie trzymam w srebrnej urnie, którą niedawno kupiłem dla siebie, a której się bałaś, nawet dotknąć za życia. Dlaczego ja nie boję się tego, co mnie czeka, nie- uchronnie? Jak wspomniałem, pojechaliśmy do Krakowa, Ty po ostatnią nadzieję, ja szczęśliwy, że z Tobą wygłoszę wykład. I niczego nie oczekiwałem. Tymczasem po tym pobycie nie wiadomo kiedy znikła mi niewielka narośl, która usadowiła się nad prawą brwią i wcześniej nie dała się niczym zlikwidować. Dlaczego więc nie ziściła się Twoja nadzieja, z którą pojechałaś? Na kilka lat przed Twoim odejściem nękały mnie złe sny, że tracę młodszą córkę. Budziłem się z lękiem żeby się to nie ziściło i z ulgą, że to tylko sen. Zo- stawało pytanie, dlaczego? Co to za znak? Może coś jej groziło i Ty wzięłaś to na siebie? Już wtedy miałaś objawy niespecjalnych wyników po badaniach lekarskich, czym się przejmowałaś i próbowałaś zapobiegać. Nie śnisz mi się nadal. Być może mieliśmy inne energie i teraz jesteś wy- zwolona od mojej. Dlatego unikasz mnie. Jest Ci dobrze ze swoją. Jeśli to prawda, niech tak będzie. Dla mnie najważniejsza jesteś Ty, tu i tam. Jeśli Ci z tym dobrze, wycofuję wołanie mojej energii do Ciebie o Ciebie. Zrzekam się mojego egoizmu, że powinnaś być cały czas przy mnie. Będzie mnie jednak ciągle boleć Twoje ziem- skie cierpienie, może przez zderzenie z moją energią, ekspansywną. Kiedy spacero- waliśmy, byłaś zawsze kilkanaście kroków przede mną, ze swoją energią. Podobnie na imprezach. Ty w innym miejscu, ja w innym. Jak w wierszu Broniewskiego. Przy- taczam jego parafrazę:

Ja Cię kochałem, ale nie tak, Jak kochać trzeba I szliśmy razem ale nie w takt, Przebacz.

Ja już niedługo, rok może dwa Potem /nie/ zapomnę.

27 Teraz gdy boli, teraz gdy trwa, Dzwonię podzwonne.

A Tobie, miła na co ten dzwon, Brzmiący z oddali?…

Cóż mam od życia? Chyba już wiesz, Czujna i płocha: Tylko ten smutek, tylko ten wiersz, Który mnie kocha.

I Gałczyński:

Jeszcze mi dzisiaj gwiazdą po nocach Zza chmur snu błyska Dłoń Twoja wąska, twarz Twoja złota I bizantyjska. Głos Twój, wodotrysk orzeźwiający, Dzwonki i dzwony. To woda mówi, to srebrny koncert Ptaków zielonych. „Tamara Chanum”

A Twoje wiersze? Robią ogromne wrażenie: np. „Już nie pojadę do Ko- marowa” i „…Jestem obok”. Napisałaś je prawdopodobnie w połowie poprzed- niego roku. Wiersze testamenty, wiersze ze świadomością, że zbliżasz się do krawędzi życia. Są niezwykłe. Gdy żyłaś, bałem się ich i nie wiedziałem, czy o nich z Tobą rozmawiać. Wybrałem nierozmawianie, żeby nie dać Ci do zrozu- mienia, że Ty już wiesz i że rozmowa nasza może Ci zaszkodzić. Teraz wiem, że żyć z taką świadomością jest bardzo ciężko, zwłaszcza gdy uśmiechają się dwie mądre wnuczki i że mamy szerokie plany na przyszłość, których Ty możesz nie doczekać. Przytaczam dwa Twoje wiersze, które przy kolejnym czytaniu coraz bardziej mnie bolą:

* * * Jestem obok: Obok ciebie, Obok was I obok siebie.

28 Jestem tu I tam też – Gdzie chcesz, Jak chcesz – Wiem.

Gwiazdy na dłoniach mam – Szczęścia znak. Jestem… Jeszcze…

Rzeczywiście na wewnętrznych stronach dłoni Miałaś gwiazdy. I mówiłaś, że dawno, jeszcze przed zamążpójściem, podczas jakiegoś wyjazdu, wśród was zna- lazł się wróżbita, bodajże z Azji, który z rąk obecnych, tych co chcieli, przepowiadał przyszłość. Tobie podobno przepowiedział szczęśliwe i interesujące życie. Tak mi mówiłaś. Potem ujął dłoń Twojej kuzynki, popatrzył w nią i nic nie powiedział. W pół roku później zmarła. A teraz drugi wiersz, wcześniej napisany. Refleksja po pobycie na poetyckim festiwalu w Komarowie, za Petersburgiem, zdaje się że w r. 2017. Przewodniczka zaprowadziła nas do willi Achmatowej, w której mieszkali już inni ludzie, potem na cmentarz, gdzie również spoczywała i poetka:

* * * Już nie pojadę do Komarowa Nie będę czerpać ze studni wodę Którą też piła Achmatowa – Jej smak na zawsze zapamiętany

Nie pójdę asfaltową szosą Gdzie dacze zasłonięte płotem I nie ma ptaków Lecz kamery z dalekowzrocznym okiem

Tam morze swoich brzegów Broni kamieniami A wiatr wiruje i piaskiem rzuca Woda jest czarna tajemnicza

W soczystej zieloności cienie drzew cmentarnych Napisy na mogiłach zasłaniają

29 Nazwiska osób sławnych zapomnianych I tych co jeszcze w pamięci trwają

Już nie pojadę do Komarowa

Był wtedy prawie słoneczny dzień pod niebem północy. Chodziliśmy mię- dzy wystawnymi daczami, pozasłanianymi ciężkimi, wysokimi płotami, komento- waliśmy ich architekturę, potem poszliśmy na plażę z łagodną płaszczyzną wód, aż po Finlandię, mijaliśmy dyskoteki i sexy dziewczyny zwijające się w tańcach przy nadwodnych restauracjach, sami z naszymi światami pod rękę. Na messingerze przypomniał mi się Kazimierz Sopuch, pochodzący z Ostrołęki i przez wiele lat zamieszkały w Sopocie. Teraz, po śmierci żony, prze- niósł się do Olsztyna. Twierdzi, że duszy trzeba dać szansę na spokojne odejście, bo może ona jeszcze przebywać z nami do roku, a jeśli się ją dręczy ciągłym o niej myśleniem, wówczas nie może odejść w swoje spokojne zaświaty. Miła, jak o Tobie nie myśleć, kiedy trzy lata temu uratowałaś mi życie, wysyłając do lekarza i na badania? Okazało się, że ja, według siebie okaz zdrowia, miałem dwa nowotwory: trzustki i prostaty. W 2018 w ciągu pół roku pozbyłem się obydwu. Gdyby nie Ty, na pewno wcześniej niż Ciebie nie byłoby mnie na tym świecie. „Której żadna z kobiet nie zastąpi…” Tak, byłaś nieporównywalna. Orygi- nalna uroda, dystyngowany sposób bycia, chodzenia, mówienia. „Gwiazda wśród kartofli”. I osoba z charakterem. Bywałaś nieustępliwa, nie zawsze słusznie. Teraz umiałbym właściwie na to reagować. I dopiero teraz wiem, że byłbym dojrzalszy w naszych kontaktach codziennych. Chodzę na spacery z myślami o Tobie. Wiosna idzie na całego, ale na razie w ptasich wyrajach: na niebie kolejne klucze żurawi i dzikich gęsi, w lasach pełno ptasich rozmów, na drzewach jednak dopiero pąki. Patrzę na bzy. Niedługo za- kwitną. Zawsze przynosiłem Ci z nich bukiety. I ciągle nie mogę pogodzić się, jak można było zabrać kobietę niezwykłą, niepowtarzalną, mądrą, o szerokich zain- teresowaniach, encyklopedię wiedzy. I wszystko to znikło na zawsze. Mam trochę wierszy o śmierci. Zawsze ciągnęło mnie o niej pisać. Ale ta śmierć w wierszach nie bolała, była tylko napisana, cudza. Byłem tylko przy jednej. Juliana Przybosia. W ZAiKSie na międzynarodowej sesji tłumaczy w r. 1970. Siedział uśmiechnięty, wtem odchylił głowę do tyłu i… już. W chwilę później widziałem, jak masywny lekarz klęczał na nim, mikrym i uciskał mu serce. A świat szedł swoim torem, warkotały samochody, zgrzytały tramwaje, przechodzili ludzie, zamyśleni lub roześmiani i zapadał zwykły jesienny wieczór. I wydaje mi się, że właśnie wtedy napisałem ten wiersz:

30 * * * Śmierć człowieka winna być dziurą w świecie, A jest tylko pospiesznym złożeniem kwiatów na grobie. Rzeczy utracone dłużej wspominamy, Niż za długą obecność nieboszczyka między żywymi. Odpychamy go, aż stanie się jasny – Przyczepiony do pamięci przedmiot. Czasem jego imię wypadnie z ust Jak ćwiczenie na instrumencie w przejezdnym mieście, A żywi szukają nowych sensów Nie wiedząc, że są wpisani w koło – Jak banał: powiedziany zbyt uroczyście, Ani śmieszy, ani wyjaśnia cokolwiek.

Wiele lat później powstał wiersz o zakochanych, też wpisany w śmierć, któ- ry często recytowałem dotąd na spotkaniach, festiwalach, bo dobrze jest odbierany przez słuchaczy:

Zakochani Nie przeszkadzajcie zakochanym, Bo śmierć nad nimi samotniejsza. O więcej kwiatów woła wiosna, Gdy świt porywa ich w objęcia

I więcej dróg im znoszą ptaki, Więcej strumieni pragnie morze… Czerwonym złotem dzwonią słowa O smukłe ciała – ponad głogiem.

Nie przeszkadzajcie zakochanym, Nim starość w nich ugodzi celnie: Oni kurtyną są – błękitną, Która oddziela mroczną scenę.

Panią Basię, bo zawsze tylko tak do Niej się zwracałem i tak o Niej mówiłem, poznałem jesienią 1974 roku. I w parę dni później napisał mi się pierwszy o Niej wiersz w autobusie, czy też w pociągu, kiedy jechałem, wraz z poetą Jerzym Czaj- kowskim, na autorskie spotkanie do Ostrołęki. Ten wiersz też jest lubiany, zwłasz- cza przez kobiety:

31 Barbara Imię – włożyłaś między borówki, Uśmiech – przez wrzosy wąchają sarny. Do chorej wiśni sprowadzasz księcia I wycie wilka w srebro oprawiasz.

Palma do Ciebie łasi się świętem, A łotr rozbija dzban i ucieka: Cierpliwie zbierasz okruchy, żeby W pięknej mozaice dzień się zamyślił.

Wszyscy odchodzą, Ty śnieg malujesz. Pająka, który był nawet gwiazdą, Kładziesz na dłoni, by nieba słuchać, Aż wiosna pękła wczoraj w badylach

I król purpurę nakazał deszczom. A ja zrzuciłem swą burkę z jeża, Kły zakopałem pod świt dębowy, Kiedy wraz z sokiem skrytych borówek

Twe granatowe imię wypiłem.

Wtedy już zaczynałem chodzić z Tobą. Przed 15.00 zawsze czekałem na holu Polskiej Akademii Nauk w Pałacu Staszica i szliśmy jesiennym, pogodnym lub deszczowym Krakowskim Przedmieściem w stronę Starego Miasta, a potem przez most Kerbedzia odprowadzałem Cię do podmiejskiego pociągu. Współpra- cowałem wtedy z Węgierskim Instytutem Kultury. Smukła, w czerwonym płasz- czu z dużymi klapami, zawsze uśmiechnięta, taką Cię zapamiętałem. A wiersz o Tobie przeczytał Wojciech Siemion na spotkaniu ze mną, obok Ciebie, w stu- denckiej sali teatrzyku przy Uniwersytecie Warszawskim. Przyszło ponad sto osób i siedzieli lub stali stłoczeni w niewielkiej salce, i ja z Tobą, oboje nieujaw- nieni, bo taki był zamysł. Spotkanie prowadził Tadeusz K., student polonistyki, słowo wstępne miał Krzysztof Mętrak, wtedy młody gwiazdor krytyki zatrudnio- ny w tygodniku Kultura, w którym kilka lat wcześniej debiutowałem, a moje wier- sze i prozę czytał Wojciech Siemion. Dziś wszystko i wszyscy wyżej wymienieni przeminęli i nie ma już teatrzyku. Siedziałem wówczas z Tobą i byłem szczęśliwy podwójnie, że z Tobą i że Ci się podoba prezentowana moja twórczość. Po spotka- niu odwiozłem Cię pociągiem do samego domu, jako że było już późno, a Ty na po- czekaniu z przydomowego ogródka urwałaś i wręczyłaś mi spory bukiet kwiatów. 32 Do wynajmowanego na Powiślu pokoju wróciłem ostatnim pociągiem, przed 24.00. Ten ból, co we mnie rośnie, z każdym dniem większy, nie może się pogo- dzić z naszą szczęśliwą jeszcze niedawną przeszłością i nie wyboli się już nigdy. Zgrzytam zębami, biegam po lesie, żeby go zabiegać, chodzę nad morze, żeby go zalać, utopić, ale nie daje się. Jeszcze niedawno chodziliśmy razem tymi samymi drogami, ścieżkami i tym samym brzegiem uskakując przed falami. Kochałaś mo- rze i dla Ciebie zbudowałem tu dom, żebyś mogła się nim cieszyć, prowadzić go, zapraszać gości i tzw. letników, których umiałaś podejmować, że wracali w kolejne sezony.

28 III 2020 godz. 0:45

Wyszedłem na balkon, żeby spojrzeć w ciemne gwiezdne niebo. Która z gwiazd mi Ciebie porwała? Jeszcze niedawno prowadziłaś samochód. Lubiłem z Tobą jeździć. Byliśmy obok siebie, milczeliśmy, każde w swoim świecie, ale ra- zem. Tego razem już nie ma. Chociaż jednak jest, ale inne. Ty we mnie ciągle jesteś, milczysz, ja z Tobą rozmawiam. I nachodzi mnie chęć, żeby do Ciebie zadzwo- nić, zapytać gdzie teraz jesteś i kiedy będziesz w domu. Pamiętam numer Twojej komórki, który Ci kiedyś przekazałem. Łatwy do zapamiętania: 606780666. Jest w mojej komórce. I zawsze będzie. Wiecznie zapracowana i na wszystko mająca czas: na czytanie książek, przegląd prasy, oglądanie ambitnych filmów, rozmowy telefoniczne, chodzenie na msze, spacerozakupy, zabawy z Lilianą. I dbająca o swój wygląd, nawet w ostatnie szpitalne dni. Wreszcie przyśniłaś mi się. Dziś między 5.00 a 6.00. Uśmiechnięta, taka jak na zdjęciu, które stoi nad biurkiem. I wyznałaś mi coś, za co zrobiłem Ci awanturę. A Ty się ciągle uśmiechałaś i chciałaś być przy mnie. Przewrotny sen. Zapewne chcesz, żebym przestał o Tobie myśleć. Przynajmniej tak intensywnie jak dotąd. Nic z tego. Twój mądry „podstęp” zza światów nie zdał egzaminu. Potem był drugi sen. Wybrałem się na wycieczkę. Autobusową. Z innymi pasażerami. Przede mną atrakcyjna brunetka, postawna. Dosiadł się do niej równie przystojny mężczyzna, też postawny i zaczął ją uwodzić. Natarczywie. A ona się śmiała, odpychała go i mówiła: nic z tego. Tymczasem na jawie jest kolejny słoneczny dzień. I minął miesiąc od uroczystego pożegnalnego z Tobą nabożeństwa. Właśnie dzisiaj miała być za Ciebie msza, ale z powodu koronawirusa wszystkie zgromadzenia powyżej 5 osób zostały odwołane. Dlatego tu nad morzem, Twoim ulubionym, zmówimy w Twojej intencji „Anioł Pański”. Jest tu nas trzy rodziny: starsza córka Dorota z mężem i dwiema córkami, młodsza córka Aneta z mężem i ja, bezrodzinny teraz. Bezpański. Bo taki bez Ciebie jestem.

33 Godz. 14.00 Prawie upalnie. Słońce przypieka. Na pewno byłabyś teraz na spacerze, z wnuczkami nad morzem. Albo samochodową wycieczką gdzieś w okolicy. A może krzątałabyś się przy robieniu obiadu, szczęśliwa, że masz wokół siebie całą najbliż- szą rodzinę. Bez Ciebie nie wiem co ze sobą robić. Cokolwiek zobaczę, co mi Cie- bie przypomina, od razu się rozregulowuję. I nie mam siły na jakąkolwiek blokadę. Zazdroszczę rodzinie, że zachowuje się normalnie, codziennymi sprawami. Jakby to co zaszło, przedawniło się, może niezupełnie, ale jednak. Zresztą mają swoje sprawy na głowie. A moją jedyną sprawą jesteś Ty. Tylko Ty. Czasem wydaje mi się, że jakbyś przy mnie stała, co prawda niewidoczna, ale jednak. Chwilami zatroska- na, chwilami uśmiechnięta. Czasem z ręką po lewej stronie, pod sercem. – Znowu boli – informujesz, z niepokojem. I żeby zapomnieć zabierasz się za nowe sprawy, nawet niepotrzebne, moim zdaniem, ale Twoim ważne. Jeszcze niedawno chodzi- łaś między sosnami, albo wokół domu. Owijałaś przed zimą letnie ceglane stoły, grilownicę, podcinałaś kwiaty, pieliłaś ogródki. Jeszcze niedawno… Jednak istnie- jesz, podpowiadasz. Po południu postanowiłem zajeździć moje cały czas podłe sa- mopoczucie pedałowaniem na rowerze, ponad 2 godziny i ponad 20 km. jechałem groblą pod prąd Wiśle. Z powrotem tak mną pokierowałaś, że przejeżdżałem koło kościoła w Mikoszewie. Był otwarty. Wszedłem. Trafiłem na mszę. Wedle aktual- nych reguł w środku stało 5 osób + ksiądz i ministrant. Przystanąłem w kruchcie. Akurat ksiądz zaczął modlitwę za dusze zmarłych. Dodałem Twoje imię. Wiem, że tego chciałaś. Tak mną pokierowałaś. Na sercu lżej. Obiecałem Ci, że w miarę mo- ich możliwości będę teraz zamiast Ciebie uczestniczył w nabożeństwach. Muszę Ci też powiedzieć, że jechałem wzdłuż srebrnej wstęgi Wisły z myślami o Tobie. Na rowerach nigdy razem nie jeździliśmy. Żartowałaś, że rower Cię nie lubi i za- wsze zrzuca. A tego mi brakło, wspólnego z Tobą rowerowania. Jak wiesz, Żuławy wydostają się z niemieckiej architektury. Niemieckie budynki, opuszczone, walą się jeden po drugim. Na ich miejsce pojawiają się polskie, jasne, bliższe psychi- ce. Wieczorem przy świecy odmówiliśmy za Ciebie „Ojcze nasz, Zdrowaś Maryja” i wieczny odpoczynek. Pamiętamy. Kochamy Cię. Minął dopiero miesiąc, a pustka po Tobie coraz bardziej rośnie. Mam dla Ciebie też miłą wiadomość. Z odwołania dostaliśmy 20 000 zł. na wydawanie „Poezji dzisiaj”. Wymyśliłem nową koncepcję: format kwadratowy 200 x 200 mm. Teksty czterojęzyczne: polski-angielski-niemiec- ki-rosyjski. + zdjęcie i życiorys twórczy. Rocznie dwa numery: wiosną i jesienią. Prócz wersji papierowej równolegle internetowa, na stronie „Poezja dzisiaj”. Będzie łatwiejsze dotarcie, nie tylko do czytelników polskojęzycznych. Na tę okoliczność dedykuję Co zdanie z arii Franza Lehara: „Twoim jest serce me, gdy Ciebie brak, tchnie pustką świat”. A podczas rowerowej jazdy zacytowało się we mnie ostatnie zdanie-zapytanie z I sonetu Jana Kasprowicza /cykl „Z chałupy”/; Hej, czy przyj- dzie czas, co łzy te spłoszy?”. Myślę, że nie chcę, żeby przyszedł. 34 Godz. 23.33. Siedzimy sobie razem, ja za biurkiem, Ty patrzysz na mnie ze zdjęcia. Za- czyna nam być dobrze, w takim razem. Siedzę i przypominam. Np. pierwszą z Tobą zagranicę, w dwa tygodnie po ślubie. Dostałem półroczne stypendium do Rumu- nii. Pojechałem sam, nie związany z żadnymi terminami, przyzwoicie bezrobotny, uczyć się rumuńskiego. Tak zadecydował przyjaciel z uniwersyteckiej, polonistycz- nej, ławy, Nicolae Mares, wówczas już wiele mogący w swoim kraju. Przegapiłem Cię i muszę to nadrobić – mawiał, a ciebie tymczasem opanował język węgierski i tyle już tym waszym bratankom naprzekładałeś, nawydawałeś, a przecież lite- ratura rumuńska dla ciebie może być bardziej pociągająca jako znającego łacinę. Poniekąd miał słuszność. Po kilku dniach z Bukaresztu trafiłem na międzynarodo- wy kurs rumuńskiego w Braşov, a tam – na dwie fantastyczne studentki z Pozna- nia, otrzaskane już dobrze w rumuńskim. Zaczęły mi robić przekłady filologiczne: „Mioricy”, Bacovii, Sorescu, Stanescu, a ja oblekałem to w poezję polskimi sło- wami. Nauka rumuńskiego szła mi kulawo, bo przede wszystkim doskwierał brak Ciebie. Opędzałem się też przed powodzeniem, poniekąd zaskoczony, bo przecież nie uważałem siebie za przystojnego, a tu dziewczyny, Polki, zaczęły mi wręczać kwiaty. I to artystki z krakowskiej „Piwnicy pod Baranami”. Szczerze, zupełnie jak nie mężczyzna tłumaczyłem, że dopiero co ożeniłem się. One z kolei zapewniały, że im to wcale nie przeszkadza. Z problemu próbował wyciągnąć mnie Misza, Ro- sjanin znakomicie władający rumuńskim. – Jak sam nie chcesz, to odstąp mi je – przekonywał. – Misza. Ale jak, przecież nie nakażę. Zakręć się sam, znasz je. Miszy zakręcenie się nie wyszło, a ja po paru dniach całe towarzystwo polsko-rosyjskie zaprosiłem na mój poetycki wieczór przy arbuzie. Ty dojechałaś później, już po Braşov. Ugościłem Cię arbuzem, ale z Twoim specyficznym uśmiechem wyznałaś, że za arbuzami nie przepadasz. Z Bukaresztu Ministerstwo Kultury wysłało nas na dwa tygodnie do Konstancy, miejsca zesłania Owidiusza. Zamieszkaliśmy w hotelu królewskim z plażą pod oknami. Jako jedyni młodzi, gdyż hotel należał do najdroż- szych, a my za niego nie płaciliśmy. Całe dnie albo się kąpaliśmy, albo spacerowali- śmy. Przeglądaliśmy też sklepy. Wtedy jeszcze w zaopatrzeniu nie było większych różnic między Rumunią a Węgrami, znanymi jako eldorado w obozie socjalistycz- nym. Półroczne stypendium ściąłem do połowy, ponieważ kończył Ci się urlop… Jeszcze za naszych panieńsko-kawalerskich czasów, w parę tygodni po poznaniu się zaprosiłem Basię do modnej kawiarni Pod Egidą, na zapleczu No- wego Światu, a wchodziło się do niej od ówczesnej Rutkowskiego i przeczytałem Jej najnowsze moje opowiadanie „Na cmentarzu” w którym dwie młode kobiety, żona i przyjaciółka, spotykają się przy grobie swojego niegdysiejszego mężczyzny. Wstrząsnęło Nią. Za parę dni następny wstrząs dla Basi: moja krótka spowiedź z przeszłości. Odeszła bez słowa. Pomyślałem – koniec. Nie przejęty za bardzo, bo były to początki naszej znajomości. Spotkaliśmy się nazajutrz, w czytelni Związku 35 Literatów Polskich. Położyła przede mną konwalię. – Daję Ci ją razem z moim sercem – powiedziała wiedząc, że konwalia jest moim ulubionym kwiatem i czę- sto wręczałem ją Basi przy naszych spotkaniach… Oświadczyłem się Basi w nie- dzielę jakoś tak na 3–4 dni przed Bożym Narodzeniem. W opinogórskim pałacyku Zygmunta Krasińskiego. Przy oknie wychodzącym na park, szarobury o tej porze, w szarobury bezśnieżny dzień. – Zostanę twoją żoną – odpowiedziała przejęta, mimo iż domyślała się, po co Ją tam zawiozłem… Na Bożonarodzeniowe Święta pojechałem do rodzinnego domu, zbudowa- nego przez rodziców w jedną listopadową noc w czystym polu na wojskowym poli- gonie w r. 1935, a stamtąd na ślub najmłodszego brata Staszka, bardzo mi bliskiego, poetę, malarza, prawnika, którego utraciłem w r. 2004. To był pierwszy największy wstrząs w moim życiu, bo Staszka prawie wychowałem od samych pieluch, a po- tem czytywaliśmy sobie nasze wiersze, pomagaliśmy sobie i budowaliśmy poetyc- kie plany… Zmarł nagle, po powrocie z Warszawy, gdzie jako prawnik prowadził czyjąś sprawę… Przy ołtarzu w płockim kościele czytałem Jego wiersze, w tym jeden z najpiękniejszych w ogóle, dedykowany naszej Mamie pt. „Nie wybieraj z ust mych ciszy, kiedy nocy bukiet płonie”. Kościół był pełny, przyszło pół miasta… „Tak mało powiedziałem” Ci o tym, czym zawsze byłaś w moim życiu, mimo iż każdego ranka witałem Cię słowami „Jesteś sensem mojego istnienia”, albo bułgarskim „As Te obyczam” – kocham Cię. A wieczorem – „Do zobacze- nia jutro”. Tych słów nie mam już komu powiedzieć, wiszą samotnie nade mną, więc mówię je do Twojego zdjęcia. Uśmiechasz się, niezmiennie, ale czasami jak- by inaczej, jakby pod tym uśmiechem był uśmiech inny, z nie wypowiedzianymi pytaniami, zagadkami, oczekujący, zmartwiony nawet. Jak jesteś dla mnie ważną powiedziałem w moich dla Ciebie wierszach, ale przecież mogłem więcej. Do końca byłem przekonany, że będziemy razem żyć wiecznie, nawet w przeddzień Twojego odejścia ufny w zapewnienie lekarza, że nowe lekarstwa będą skuteczne. Z dotych- czasowych doświadczeń wyciągałem wnioski, że prędzej odchodzą okazy zdrowia, bo niezahartowani… i zwykłem Cię przekonywać, że ja przed Tobą, czego dowód, że kupiłem sobie urnę, której Ty się bałaś… Gdy gdzieś się wybieraliśmy, gotowa była zawsze przede mną, Czekała przy wyjściu. Jej spojrzenie mówiło – szybciej, bo się spóźnimy. To mnie denerwowało. Wcześniej jedno drugiego pytało jak i w co się ubrać. Przeważnie jednak zostawali- śmy przy swoim. Na spotkaniach, czy przyjęciach siadaliśmy razem, ale w zasadzie mieliśmy swoje towarzystwa. Basia w swoich dobrze się czuła. Ja, jeśli były to spo- tkania rodzinne, zwykle wychodziłem na dłuższy spacer. Na literackich, cudzych, siadałem w kącie i przysypiałem. Dobrze się czułem na tych, które prowadziłem. Pani Basia wtedy robiła zdjęcia i wmieszywała się w środowisko. Przejmowała na siebie rozmowy z gośćmi, przyjmowała ich książki, drobne podarunki, pytała w czym może być pomocna. Garnęli się do niej ludzie, bo wiedzieli, że każdy był przez Nią dostrzegany i ważny. 36 29 III 2020 niedziela

Zimno, chmurno, podwiewa śniegiem. Zawsze w takie dni czuję się pod- le, odkąd odeszłaś. My tu siedzimy w cieple, a Ty? Gdzieś w zaświatach, zawsze wrażliwa na chłód. Kto, co, Cię tam ogrzewa? I czy Ci to potrzebne. Ale gdy patrzę na Twoje ciepło uśmiechnięte zdjęcie przechodzi mnie dreszcz. Że w niczym nie mogę Ci pomóc. Przygotowuję fragment Twojego wiersza na tablicę w Ścianie Pła- czu. Boleśnie znakomity i wizjonerski. Powstał na kilka miesięcy przed odejściem. Napisałaś niewiele wierszy, w tym kilka znakomitych, m. in. „Rozmowę z morzem”, „Mgła nad brzegiem”, „Zobaczyłam morze”, „Usta purpurą zakwitły” i najostat- niejsze, wstrząsające: „Już nie pojadę do Komarowa”, „W Konstantinowie gdzie był Jesienin” oraz „Jestem obok” – tak przejmującego nie czytałem dotąd. Mało w nim słów, ale każde ma swój ciężar, wiedzę naszej egzystencji, tak zaskakująco pięknej i rozpacznej. Dziękuję że byłaś, ze mną, chociaż o niebo za krótko. Boli, że nie powiedziałem Ci o tych wierszach jak są ważne, znakomicie ważne. Zawsze się cieszyłaś, gdy mi się coś Twojego podobało. Patrzyłaś wtedy na mnie jakby z niedo- wierzaniem. Czy mówię prawdę? Z ostatnią prawdą nie zdążyłem, a ściślej mówiąc przegapiłem, przekonany że się nie dasz, że żyć będziemy wiecznie i o rok dłużej. Jutro miała się odbyć inauguracja XX Światowego Dnia Poezji ustanowio- nego przez UNESCO. Byliśmy do niego przygotowani: wydany 141 nr „Poezji dzisiaj”, zamówione zakwaterowania, zaproszeni goście. Koronawirus pokrzyżował wszystko, unieruchomił społeczeństwo w mieszkaniach. Opustoszały ulice, miej- sca pracy, zamknięto przybytki kultury, szkoły, wyższe uczelnie, etc. Odchodzą też ludzie wybitni: dziś w nocy po ciężkiej chorobie zmarł Krzysztof Penderecki. Jak Ty czułabyś się w tej chorej sytuacji, gdybyś nie poddała się chemioterapii /czwartek 6 lutego/, która Cię dobiła /żyłaś jeszcze tylko 16 dni, cały czas w mękach/? Część członków najbliższej rodziny uważa, że jako cały czas zorganizowana wiedziałaś kiedy odejść, bo teraz nie przyjąłby Cię żaden szpital. Ale byłabyś z nami, przede wszystkim ze mną i jeśli los by tak chciał, odchodziłabyś w swoim łóżku, w swoim pokoju i przy nas. Kilkanaście lat temu bardziej chorowitym byłem ja. Zapadałem często na grypy, nawiedzał mnie katar, bóle gardła. Zwykłaś wówczas żartować, że jestem słabowity i mam się oszczędzać. Ty byłaś tą silniejszą, nawet fizycznie: po- trafiłaś przesunąć siłą swych delikatnych mięśni na przykład załadowaną szafę, czy regał. Na Tobie spoczywało prowadzenie domu i lubiłaś to. Również zakupy, bo znałaś się na cenach, jakości towaru i miejscach, gdzie można było nabyć towary dobrej jakości. Ja uodporniłem się niedawno, po dwóch antynowotworowych opera- cjach w I połowie 2018 roku. Teraz muszę tylko przestrzegać diety. Martwię się o rodzinę. Pracują w domu, ale młodsza córka ciągle w War- szawie. I Twoja Ściana Płaczu bez naszych odwiedzin. „Której żadna z kobiet nie zastąpi”.

37 30 III 2020 godz. 20.50. Poniedziałek.

Dziś miałem zainaugurować w Domu Polonii XX Światowy Dzień Poezji ustanowiony przez UNESCO. Do południa słoneczno-chłodna pogoda w Jantarze, po południu godzinny śnieg, taki, że wnuczki polepiły bałwanki. Młodszej córce, Anecie, obcięli zapłatę za pracę w domu o 25%, bo spadek klienteli. Obiecałem w miarę swoich możliwości pomoc. Zięć bez pracy, na utrzymaniu żony. Wieczo- rem obok biurka znalazłem kilka kawałków marmuru w reklamówce. Basia je po- zbierała z jakimś zamiarem. Nie zdążyła go zrealizować. Widocznie odłożyła na później. Urodziny miała 12 stycznia. Kupiłem Jej srebrny talerzokoszyczek, ale nie pamiętam czy wręczyłem, bo ostatnio nie lubiła droższych prezentów. Jej zdaniem pieniądze powinniśmy oszczędzać na trudniejsze czasy. Do imienin i urodzin za- wsze przywiązywała wagę, w odróżnieniu ode mnie: zazwyczaj przypominali mi o nich znajomi dzwoniąc z życzeniami, albo ja sam już postfaktum. W dniu uro- dzin Basia przypominała mi, że jest spod znaku koziorożca, środkowego, a więc ma kopytka i rogi, co niekiedy sprawdzało się. Rozmawiałem ze szwagrem, Andrzejem. Mieszka z żoną pod Warszawą. Zrobili sobie kwarantannę. Andrzej, brat Basi, jest z roku 1956, dziś 64-latek. Rodzice: mama Janina w wieku 54 lat zmarła 22 stycznia 1976 roku na nowotwór, ojciec Jan w r. 1987, 27 kwietnia, zdaje się że na wylew, po solidarnościowej rekonstrukcji, czyli rozwaleniu jego zakładu pracy, z którym był zżyty jak z własną rodziną. W r. 1939 na ochotnika jako 18-latek wstąpił do wojska i walczył pod dowództwem Kleeberga do końca. Jako jeniec trafił do Prus. Pracował w Królewcu jako kierowca. Niemieccy „pracodawcy” darzyli go zaufaniem, bo był solidnym robotnikiem. Pod koniec wojny skorzystał z tego i „nawiał”. Basia była bardzo ze swoim tatą związana.

31 III 2020 wtorek

Pani Basia ukończyła Fototechnikum Fotograficzne na Okopowej. W la- tach 1968–1978 pracowała w Polskiej Akademii Nauk jednocześnie zaocznie stu- diując chemię na Politechnice Warszawskiej, a potem pedagogikę zakończoną mianowaniem na nauczyciela dyplomowanego. Pracowita, zorganizowana, uta- lentowana. Kiedy zakupione w Japonii przez PAN urządzenia fotograficzno- -jakieś tam nikt nie potrafił, mimo instrukcji, złożyć do kupy, zrobiła to młoda pracownica, właśnie Pani Basia. Wysyłano Ją za granicę w ramach wymian na- ukowych. Po zamążpójściu wyjeżdżała również ze mną na festiwale literackie: do Wilna, Grodna, Brześcia, Moskwy, Riazania, Jasnej Polany, Jakucka, Londynu, Frankfurtu nad Menem, do Budapesztu, Bukaresztu, Warny, Sofii, Aten, Rzymu, Bari, etc. Była współorganizatorką Światowych Dni Poezji UNESCO i Festiwali Poezji Słowiańskiej. Mało opowiadała o swoim życiu zawodowym, najwięcej z du- żym sentymentem o pracy w PAN. Za to ja Jej sporo o moim życiu studenckim, 38 dość barwnym, w którym uczestniczyłem z dużym dystansem, za to mieszkałem z intersującym postaciami, m. in. z Jasiem Banaszkiewiczem i Eugeniuszem Bi- lem Jaruzelskim. Jaś przez trzy lata studiował drugi rok bibliotekoznawstwa, Eu- geniusz zakończył je na trzecim roku. Była to duża osobowość, syn lekarki z Białe- gostoku, o którym pisałem w mojej książce wspomnieniowej pt. „Jeszcze aniołów sądzić będą”. Mieszkałem też z Waldkiem Kedajem, od kilku lat świętej pamięci, absolwentem germanistyki i Studium Dziennikarskiego, znającym kilkanaście ję- zyków, teściem znanego dziennikarza, Tomasza Lisa. Waldek, milczący, wiecznie zauczony, któregoś razu wybrał się na zdawanie egzaminu, po drodze zdziwiony, że wszyscy na niego patrzą – od pasa w dół. Dopiero przed salą egzaminacyjną koledzy zwrócili mu uwagę, że z górą u niego w porządku: marynarka, biała koszu- la, krawat, a poniżej – kalesony i kapcie. Oczywiście wszedł na egzamin i zdał go. Egzaminatorowi podobno to nie przeszkadzało. Z Basią najwięcej dla siebie czasu mieliśmy w czasach narzeczeńskich, potem – od czasu do czasu: bo ja z nosem w książkach, Pani Basia w dzieciach i w pracy. Lubiła przygotowywać świątecz- ne delicje, konsumowane potem w większym gronie rodzinnym. Ja przeważnie zachowywałem się wtedy mrukowato, bo umiałem rozmawiać przede wszystkim o literaturze, ale umiejętnie wymigiwałem się ze swojej mrukowatości i na bieżąco zmywałem naczynia, co goście pochwalali, że Żonie trafił się dobry mąż. Jeśli jakąś sprawę było mi nieporęcznie załatwić, robiła to za mnie Pani Basia, z uśmiechem, stanowczo, kompetentnie.

1 IV 2020 środa.

Stefan Jurkowski, kolega, poeta, eseista, krytyk, w Gazecie Kulturalnej Dębkowskiego zamieścił ciepłe wspomnienie o Basi. Oto one:

Chwile z Panią Basią Chciałem zachwycać się wiosną, słoneczną i po- godną. Myślałem, że nic tego nie zakłóci, zwłasz- cza że robi się coraz jaśniej i cieplej, a zimy praktycznie nie mieliśmy. Tymczasem początek marca zaczął się wielkim smutkiem. Oto odeszła od nas Basia Nawrocka, żona, wierna towarzyszka życia, prawa ręka Aleksandra Nawrockiego. Odkąd pamiętam, zawsze była. Jeśli akurat nie fizycznie, to jej obecność i tak wyczuwało się na imprezach poetyckich; wszędzie tam, gdzie był obecny Aleksander. Jeździła z nami na spotkania do Opinogóry, Ciechanowa, na imprezy literackie zagraniczne. Zawsze była na warszawskich festiwalach UNESCO i poezji 39 słowiańskiej; jej charakterystyczna, szczupła, bardzo zgrabna sylwetka, przewijała się wśród poetów, publiczności, licznie zgromadzonej młodzieży. Aleksandrowi – poecie i w pewnym sensie dystraktowi – nie zawsze uda- wało się podczas prowadzenia imprezy nad wszystkim zapanować. Ale była Pani Basia. Ile to razy od stołu prezydialnego Aleksander z lekka zestresowany, pytał: „Pani Basiu, gdzie są moje okulary?”, „Pani Basiu, odbierz telefon, bo przecież ja teraz nie mogę”. „Pani Basiu, podaj mi „Poezję Dzisiaj”... Zwracał się do niej per „Pani Basiu”, co brzmiało dosyć oryginalnie, ale jakże serdecznie. Potem wszyscy przyjaciele zaczęli tak ją nazywać, bez względu na to, czy ktoś był z nią po imieniu czy też nie. Pani Basia ciepło i pogodnie uśmiechnięta natychmiast spełniała mę- żowskie życzenia. Wiedziała, gdzie i co zostało odłożone, podpowiadała, kto dotąd nie czytał wiersza, kogo więc należy jeszcze zaprosić, aby nie wyrządzić przykrości, i autora nie pominąć, robiła świetne zdjęcia, które później ukazywały się w „Poezji Dzisiaj”, w licznych almanachach poezji polskiej i zagranicznej, w książkach Alek- sandra Nawrockiego ukazujących się w Wydawnictwie Książkowym IBiS. Także i w zbiorach Jej. Wierszy. Była przecież świetną poetką. To wszystko nadawało bardzo rodzinny, kameralny klimat obu tym Festiwa- lom, organizowanym przez Aleksandra Nawrockiego przy wydatnej pomocy Basi Nawrockiej-Jurkowskiej. Dodajmy, że Poeta na komputerze zna się – delikatnie mó- wiąc – bardzo średnio, więc strona wydawnicza „Poezji Dzisiaj” była także domeną Pani Basi. Wiedzieliśmy, że od pewnego czasu chorowała, potem zdawaliśmy sobie sprawę z narastającej powagi sytuacji, ale nie chcieliśmy dopuszczać myśli o naj- gorszym. Dla nas Pani Basia była, jest i będzie – taką mieliśmy nieustającą nadzie- ję. Można powiedzieć, że pomimo wszystko wiadomość o Jej odejściu spadła na nas jak grom z jasnego nieba. Trudno było sobie wyobrazić, że to nastąpi tak szybko; że już nastąpiło... A my wszyscy dalej jesteśmy zanurzeni w codzienności. To, co nas ota- cza przywodzi mi na myśl ewangeliczne przepowiednie dotyczące końca świata. Wprawdzie – jak pisał Czesław Miłosz – „innego końca świata nie będzie”, tylko ten powszedni, może prywatny, a ci „którzy czekali błyskawic i gromów,/ są zawie- dzeni”. A jednak trudno się oprzeć wrażeniu, że coś w powietrzu wisi. Ale Wacław Oszajca stwierdził, że nie po to Bóg powołał świat do istnienia, żeby go zniszczyć. Może przemienić, ale nie zniszczyć. Przypominam sobie te słowa poety, bo w nich zawiera się nadzieja…

O 12.45 dzwoniła do mnie z Londynu Marta Brassart, siostra Adama Sie- mieńczyka, na wniosek „Poezji dzisiaj” laureatka XIV Światowego Dnia Poezji usta- nowionego przez UNESCO. Rozmawialiśmy o Basi i Jej wielkim braku przy nas, ale wiecznej obecności w sercach.

40 Widzisz, Najdroższa, doczekaliśmy się czasów, kiedy nawet członkowie najbliższych rodzin omijają się, boją się do siebie przytulić i nie bardzo wiedzą co począć z tą dziwną wolnością, osobną dla każdego, która na nich spadła nagle. A przede wszystkim boją się. Chociaż w dużej mierze chrześcijanie, których jesz- cze niedawni przodkowie w ostatnich chwilach swego życia odchodzili z przekona- niem, że wzywa ich Bóg do lepszego życia. Boję się i ja, ale nie o swoje życie, lecz o życie najbliższych. Jedyne moje nieszczęście to świadomość, że mnie nie widzisz, nie słyszysz, a tak bym chciał, żeby było inaczej. Corocznie o tej porze przynosiłem Ci kaczeńce, pięciopłatkowe słońca rosnące nad brzegami ciemnych wód, w któ- rych odbijają się zeschłe trzciny – dusze odeszłych. To też boli. Mimo że widzę Cię jak żywą nad biurkiem, w zielonej apaszce i zawsze każdego ranka skłaniając przed Tobą głowę i z ręką na sercu mówię: Dzień dobry słońce mojego życia, a wieczorem z tym samym gestem: Do zobaczenia jutro.

2 IV 2020 czwartek

Pochmurno, chłodnawo. Siedzę przed Twoim zdjęciem z myślami o Tobie, pięknej, mądrej i dobrej. Czy zabrałaś te trzy piękne cechy do wymiaru, w któ- rym teraz jesteś? Wybitny uczony, Freeman Dyson uważał, że „Życie to sztuka, nie nauka. A sztuka życia, to nadawanie sensu temu, co robimy. Sztuka życia we wszechświecie to nadawanie sensu wszechświatowi. /…/ istnieją rzeczy, jak piękno, mądrość, które mają wartość same w sobie. Dopóki istnieją, dopóty wszechświat nie jest bezsensowny… wszechświat ma sens. I do nas należy zadanie jego od- nalezienia”. Dlaczego on właśnie teraz powołał Ciebie? Ten Wszechświat? Żeby uzupełnić jakąś swoją cząstkę, którą Ty miałaś? Może Twoją charyzmę, którą nie wszyscy posiadają? I dlaczego bez liczenia się ze mną? Jaki tedy on jest, ten świat? Bezwzględny, zadający ból, żeby nasycić, uzupełnić, siebie? Żeby uświadomić Two- jemu drugiemu ja, co stracił mając Ciebie obok i nie do końca to pojmując? Jakże- bym teraz był inny dla Ciebie, gdybyś znowu zaistniała przy mnie. Ale czy wtedy akceptowalny? Podporządkowany Twoim myślom i pragnieniom? Lubiłaś prze- cież podporządkowywać, czynić posłusznym swojej woli. Robiłaś to umiejętnie. Na przykład, jak już wcześniej wspominałem, jeśli zauważałaś, że jakaś niewiasta zaczyna się koło mnie kręcić, nie robiłaś awantur ani jej, ani mnie, a z nią po prostu się zaprzyjaźniałaś i wtedy ona samoistnie ulatniała się z naszego życia. Zaczynało się jej robić głupio, że wchodzi w drogę kobiecie niezwykłej, delikatnej, taktownej, dobrej. A ten świat, w którym teraz jesteś, musi mieć świadomość i charyzmę, którymi obdarza tylko niektórych tu na Ziemi, żeby nią „zarażali” tych, dla których tych cech nie starczyło. Ukochana, przed chwilą odebrałem z internetowej poczty wiersze Jele- ny Korniejewej. Piękne i wzruszając, zwłaszcza jeden, napisany jakby dla Ciebie

41 pt. „Tebja zowu ja w niebesa”. Od razu go przełożyłem, choć nie tak misternie jak oryginał, niemniej przejmujący. Jeszcze nad nim popracuję, tymczasem jednak zamieszczam, jako moją modlitwę do Ciebie:

Jelena Korniejewa

* * * Wołam do ciebie z niebios mych I poprzez gwiazdy mówię ci: Dla ciebie wciąż ja żyję tu, Dla siebie – w raju jestem już. Tam życie dyszy tylko snem, Lecz miłość, wiara, ogień w nim. W nich jedność stanowimy my – Dla wszystkich jedno prawo jest. Widzę cię poprzez moje sny I słyszę twego serca bicie. Westchnieniem wiosny dla mnie jesteś, Dotykiem ukochanych rąk, Mojej miłości oceanem, A ja dla ciebie – ogniem wiecznym I wszechpomocną dłonią, zawsze.

Wierzę, że tak z nami jest jak w wierszu Jeleny, chociaż wiara moja bardzo ostrożna, ale Ty zawsze bądź przy mnie – w to chcę i będę wierzył. Poszedłem na spacer, drogą do głównego wejścia na plażę w Jantarze. W sierpniu ubiegłego roku tą samą drogą szliśmy razem. Ty po chemioterapii, na prawie sztywnych stopach, ale sama, bez pomocy. Nie chciałaś. Usiadłaś na ławce, żeby popatrzeć na morze, a ja za nas oboje poszedłem kawałek brzegiem morza, co chwilę odwracając się i machając Ci ręką, a tak naprawdę, żeby ukryć przed Tobą skurcz w gardle i zaczerwienione oczy. Wkrótce zaczęło Ci być lepiej. Wy- chodziliśmy razem na dłużej, Ty po zakupy na jeszcze dłużej. W środku listopada przeszliśmy razem najzupełniej normalnie prawie cały stary Rzym. Szłaś nawet szybciej ode mnie, chociaż ja z kijkami nordingwaking. Tak samo w międzyświąciu, przez park Krasińskich do Starówki i na modlitwy, i zwiedzanie żłobków w kolej- nych kościołach. Moje modlitwy tylko o powrót Twojego zdrowia. Wiesz, czego mi brak teraz. Twoich słów: – Al. Przytul mnie, mocno. Ostatnio coraz częściej o to prosiłaś. Ty już przeczuwałaś, chociaż starałaś się wyprzeć ze świadomości. Ja? Nie wierzyłem, nie chciałem wierzyć. Bo jak? Że najbliższą osobę mogę stracić. Z dnia na dzień.

42 Przed wjazdem do naszego Jantarowego Domu zasiała się lipa i szybko ro- sła. Miała już ponad trzy metry. Wtedy kolega zięcia Bolesława, Dariusz zaczął naprzeciwko budować domki i lipa przeszkadzała wjazdom samochodów dostaw- czych. Zgodziłaś się na jej ścięcie. Mnie wtedy nie było. Bardzo to przeżyłem. Teraz z pnia wyrosły dwie odnogi, wysokie na prawie dwa metry, splecione ze sobą na górze. To my. Pilnuję, żeby ich nikt przypadkowo znowu nie ściął. Na dzisiejszym spacerze zastanawiałem się, że są różne odchodzenia i pa- mięć po nich. Są odejścia, po których nikt nie płacze, po niektórych jest nawet od- dech ulgi, albo i zadowolenie, że odszedł ktoś szczególnie zły. Co po nich zostaje, tam, w zaświatach? I jak to się dzieje, że jesteśmy tak różni na tym świecie? Czy to potrzebne? Do czego? Przecież bez nich życie byłoby lżejsze, szczęśliwsze, dla tych dobrych, po których wszyscy płaczą. Moje najlepsze wiersze były dla Ciebie. Dużo ich. Przypuszczam, że tylko Laura od Petrarki miała ich więcej, ponad trzy- sta. A Ty? Ponad pięćdziesiąt. Przywykłaś, że sypały się jak z rękawa. Także po po- dróżach bez Ciebie. Jak np. ten, napisany w r. 1986 w Bułgarii dla Ciebie. Kocham go szczególnie. Jak Ciebie. Teraz i zawsze. Podczas jego pisania byłem zafascyno- wany swoją tłumaczką, nie jako kobietą, bo nie była atrakcyjna, ale jako studentką zakochaną w polskiej poezji. Znała ponad sto polskich najwartościowszych wierszy. Za to właśnie na statku, z prawie setką poetów z różnych krajów, napisałem dla niej wiersz pt. „Zoriana w Kardżali”:

Twoje góry – skaliste, Twoje drzewa – niskie, Moje lasy – strzeliste. Moje rzeki – ciche. Twoje strumienie – rwące, Twoje burze – dzikie, Orły na nagich skalach, Niebo oschłe jak szałwia. Twoje lato – brzoskwinie I minaretu cień skwarny, Moje pola – dżdżyste, Pod świerkami sarny, Lecz ty kochasz Norwida I Słowackiego „Smutno mi Boże”, A ja wiersze Iwajło Bałabanowa Jutro być może na polski przełożę. Twój uśmiech wśród głogów Mojego wędrowania świętem, W moich dłoniach dla ciebie

43 Róża – Mój wiek męski, wiek klęski.

Obiecała, że go zatrzyma w pamięci. Czy zatrzymała? Nie wiem. Jakby w re- wanżu za ten wiersz, do obcej kobiety, napisał mi się prawie od niechcenia wiersz dla Ciebie pt. „W Sofii”:

Że Jesteś – dziękuję Ci, Piękna i dobra, żona i sen. Pod górą Witosza i w Rylskim Klasztorze Ihumen Ci bije pokłony i orzeł. Od burz Twoje imię ostrożnie osłaniam I przed nim w cerkiewce modlitwę zapalam: Niech płonie – w ikonach, w „Gospodi pomiłuj” – Barbara, Barbara, gór krawędź, fal przybój, Gra dziewcząt na cytrze i mnichów śpiewanie, Nadzieja w rozpaczy, na wiosnę czekanie I barok ogrodów w jesienne południe. Że Jesteś, choć ze mną być czasem najtrudniej, Dziękuję Ci teraz pod niebem Bułgarii, Na mroźną śląc Północ mą inność, brak wiary: Gdy drogi zbyt często za długo nie widać, Trwasz przy mnie i mówisz: poczekaj, to minie. I za to Cię kocham, pogodną i godną, Chleb życia, Twą kruchość, pod którą żelazo, I zawsze z najdalszych stron świat powracam Z tym słowem, jedynym: Barbara, Barbara.

Godz. 22.55

Ukochana, przed chwilą otrzymałem wiadomość, że nasz autor, Adam Li- zakowski, który w r. 2006 na wniosek „Poezji dzisiaj” został uhonorowany Laurem UNESCO, otrzymał od prezydenta Andrzeja Dudy Krzyż Kawalerski Orderu Od- rodzenia Polski. Przesłałem stosowne gratulacje, a jednocześnie myślę, że przez Twoje ręce przeszły ogromne prace na rzecz poezji polskiej w kraju i za granicą, których nikt z oficjeli nie zauważył. Powetowywaliśmy to sobie sami tym, co było dla nas najcenniejsze – naszą miłością. Twoim było pomysłem nadanie wydawanym przez nas dwujęzycznym antologiom tytułu MOSTY – łączenie kultur. Przygo- towałaś ich 11, a 12 /Warszawa – Wietnam/ rozpoczęłaś. Zaczęliśmy w r. 2014 od wydania dwujęzycznej Warszawa – Petersburg, potem następnych: Warszawa

44 – Riazań Moskwa, Warszawa – Ateny, Warszawa – Bari, Warszawa – Grodno, Warszawa – Ryga, Warszawa – Wilno Londyn USA, Warszawa – Bukareszt, War- szawa – Mińsk, Warszawa – Mediolan, Warszawa + poezja Pribałtyki, a w przy- gotowaniu, jak wyżej zaznaczyłem: Warszawa – Wietnam. Podziękowaniami i na- grodami honorowali nas również przyjaciele – poeci, których wiersze znalazły się w MOSTACH.

3 IV 2020

Mieliśmy poniekąd przeciwstawne charaktery i dlatego się uzupełnialiśmy. Mimo to do dzisiaj dziwię się, dlaczego wybrała mnie? Prawie wszechstronnie wy- kształconego, ale wówczas gołodupca, z walizką książek, bez mieszkania, bez pra- cy, bo z feralnym dyplomem – obrona pracy magisterskiej o twórczości Czesława Miłosza, wtedy na indeksie, dlatego studiującego kolejne wydziały, żeby się ostać w Warszawie i wyjeżdżającego często na stypendia, dzięki znajomości języka wę- gierskiego i tłumaczącego węgierską poezję, z również wydanymi czterema książka- mi, co wtedy mogło robić wrażenie. A Ona? Panna dobrze wychowana, z dobrego domu. Pani Basia lubiła siebie, ja siebie nie. Wiedziała, że jest ładna, mądra, umie się uśmiechać, ma piękny głos. Często śpiewała. Można się było w tym śpiewa- niu zasłuchać, bardziej niż w niektóre znane piosenkarki. – Dlaczego nie chciałaś śpiewać zawodowo? – pytałem. – Nie przepadam za tym środowiskiem, ponadto nie mam dobrego gardła. Mogłoby się szybko zedrzeć. Umiała stawiać na swoim. Brać na dywanik nawet szefa, czy szefową. I mądrze wychowywać dzieci, swoje i cudze, dlatego przez dłuższy czas pracowała w szkole i nawet największe łobuzy poważały ją. Mnie z kolei rodzice czasem mówili, że jestem najbrzydszy z trzech braci. I „niekarny”, stawiający na swoim. Po werdykcie na temat mojej urody, sze- dłem przejrzeć się w lustrze i odkrywałem, że rodzice się mylą, bo ode mnie bywają brzydsi. Pani Basia dystansowała się od ryzyka, zawsze kierowała się rozsądkiem, ja z kolei, fantasta i realista w jednym, lubiłem ryzykować, zwłaszcza wtedy, kiedy wiedziałem, że ryzykując nic nie tracę. Tak było, kiedy za niewielkie pieniądze ku- piłem parę działek, których nikt nie chciał, a które później odprzedałem za kilka- krotnie drożej. Albo przewalczyłem rozsądną Panią Basię i wzięliśmy pożyczkę na mieszkanie, które znów po paru latach sprzedałem dwa i pół raza drożej. Za to Pani Basia lepiej ode mnie znała świat artystyczny, od którego zresztą się dystansowała. Znała z imienia i nazwiska wielu aktorów i aktorek, tytuły wielu filmów i nazwi- ska ich reżyserów, na ulicy czy w marketach rozpoznawała znane osoby, czego ja nie umiałem i nie zwracałem na te persony uwagi. Świetnie prowadziła samochód. Razem zdawaliśmy prawo jazdy, jednak Pani Basia wkrótce wyeliminowała mnie z prowadzenia, pod pozorem, że ja siedzę zawsze długo w nocy, potem jestem zmę- czony i mógłbym spowodować wypadek. A rezultat taki, że podobało mi się być

45 wożonym, szybko odzwyczaiłem się od szoferowania i nie mogłem już zastępować Basi. Słowem dałem się ubezwłasnowolnić i uzależnić, co w praktyce nie zawsze było dobre. Nie chciała mnie też nauczyć obsługi internetu, do czego zresztą szcze- gólnie się nie kwapiłem żartobliwie porównując internet do charakteru kobiety: nie wiadomo czym kiedy zaskoczy. A ja jestem prostolinijny. Jak w Chrystusowej ewan- gelii: tak to tak, nie to nie. Dobrze wychowała córki. Miała z nimi wspólny język, jej się zawsze zwierzały. Ja kierowałem nimi pod kątem zawodowym: do jakiego liceum posłać, na jakie studia mają zdawać, gdzie i które mieszkanie kupić. I przesadnie nie pomagać, żeby się nie ubezwłasnowolniły. Tłumaczyłem, że powinny liczyć na siebie, a mnie się tylko radzić, a kiedy weszły w wiek dorosły, odpuściłem z rada- mi i pomocą, co wyszło im na dobre. Ja lubiłem radzić się Pani Basi, nie zawsze z tych rad korzystając, za to mając określoną skalę porównań, swoją i Jej. Nie była kłótliwa – jazgotliwa. Umiała pewne sprawy zmilczeć, dusić w sobie. Ja nie zawsze. Zwłaszcza po pracowych stresach. Dyrektora miałem konfliktogennego. Udało się go „awansować” na inne stanowisko. Przyczyniłem się do posadzenia na ten stołek nowego i pomóc mu się zaaklimatyzować, bo zespół wydawniczy był wtedy wałęso- waty. W zamian nowy dyrektor sprzedał mnie do Młodzieżowej Agencji Wydawni- czej, co prawda na stanowisko kierownika literatury zagranicznej, ale z dość wred- nym i niedouczonym zespołem. Celował w tym niejaki Grzesio P. parszywiuteńki i na buźce i charakterem, koszmarny redakcyjnie, za to celujący w szpiclowaniu. Po likwidacji MAWu założył własne wydawnictwo, ale nie długotrwałe. Dobrze że słuch o nim zaginął. Wtedy z Panią Basią wspieraliśmy się razem, mieliśmy zresz- tą te same poglądy i podobnie zawsze głosowaliśmy. Teraz jestem zdany tylko na siebie i z tym jest mi podle. Czuję się zupełnie jak ten Boryna, który po śmierci żony z przyzwyczajenia chciał się jej pytać: Magda, to jak, żenić się z Jagną czy nie? Naturalnie o żadnym ożenku mowy nie ma. Zdegradowałbym siebie. I te nasze 45 lat razem. Pozwól więc, Miła, że wyślę Ci list, z r. 1984, który słyszałaś ode mnie po wielekroć. Posłuchaj jeszcze raz:

List do Żony

Jesteś moja i obca kalina, Dziki chaber i frezja bezbronna. Twoja wiosna we mnie się pochyla, Twoja radość – sokół bezchmurny.

Biegniesz do mnie i mijasz moją drogę, Piszesz listy na mój adres – do Siebie. Kto Cię zmyślił w białopiórym śmiechu, Kto Cię zgubił na rozstajnym żalu?

46 W Twe marzenia strumienie się stroją, W Twoich oczach mężczyźni srebrnieją. Musisz niebo zdjąć z porannej rosy, Żeby sen mój wilkiem się nie bronił.

Której niosę potargane święta, Której bólem świecą moje słowa… Której żadna z kobiet nie zastąpi I dlatego Jesteś zawsze moja.

3 XI 1984 Petersburg – w restauracji z widokiem na Newę

Publicznie przeczytałem Ci go w naszej Opinogórze, w sali pałacyku Zyg- munta Krasińskiego podczas Warszawskiej Jesieni Poezji, którą wtedy prowadziłem i dlatego miała swój poziom. Wszystkie poetessy miały błysk zazdrości w oczach, a Ty ten swój niepowtarzalny uśmiech pięknej 35-latki, wyglądającej dziewczęco, na lat 24. Podobnie zresztą jak kilkanaście lat później w Paryżu:

Barbara w Wersalu

W sali barokowej z kryształowymi świecznikami Pełno kobiecych tłumoków, kapoków, Topornych pni – słowem, turystek. I dysonans: dama o gwiaździstym spojrzeniu, Smukła i uśmiechnięta, dystyngowana W każdym calu. To moja żona. Rozświetla Kolejne sale, przyćmiewa Stylizowaną urodę żon królewskich, Sztywnych jak gipsowe nieszczęście… Nikt nie śmie Jej fotografować, tylko lustra Pragną chwilę dłużej zatrzymać Pochylone niepowtarzalnie Na prawe ramię włosy I uśmiech, w którym Jest świt nad Polami Elizejskimi, Albo przelot wilgi obok Kwitnącej akacji.

Wersal 9 X 2009.

47 Prócz piękna osobistego miałaś jeszcze tę piękną wrażliwość na rzeczy wy- sublimowane, z których emanowało światło świata, dobroć i niespotykana wyłącz- ność wybierania najcenniejszych wartości z darów życia. I jak tu po takiej osobie iść dalej przed siebie? Tymczasem przypomniałem sobie wiersz, który napisałem 8 lat przed poznaniem Ciebie. Wizyjny:

Trzy pieśni Orfeusza do Eurydyki

I Jesteś wiosną mojej skalistej ojczyzny, Owocem, którego smak przenika puste groty, A myślom każe wędrować między dwoma biegunami.

Jesteś niebem i ziemią spękaną, Granicą, gdzie gasną wiatry, gdzie morze Jest niedoskonałe i pełne winy, A wody jego noszą czysty błękit.

Jesteś łańcuchem opasującym dzień mój, Jeden długi dzień o oczach gazeli I błotnistym ciele karpia.

II Ulice są łagodne, musujące pogodą, Ulice jak smutne matki I najpiękniejsze Guerniki, jak żołnierz Zastrzelony, gdy już podpisano akt kapitulacji.

Ulice miasta, którego bramy widzę Wśród rozkwitających pąków deszczu, W tylko moim czasie, Wśród dotykalnych przedmiotów O użytecznych nazwach, Ulice, którymi idziesz nie do mnie, Kochając moje pieśni.

III Eurydyko, wygasiłem mój śpiew gdy umarłaś, Zacząłem mówić i w słowach moich zagnieździły się Obce przedmioty, którym zacząłem służyć,

48 Obce serca, które zacząłem rozumieć I zacząłem kochać miedź i żelazo, A cierpienie nazwałem światłem O kopytach zwierzęcia.

Jedna z gwiazd przystanęła wtedy zdumiona I natychmiast roztrzaskała się, Grzebiąc swój cień w spazmatycznej skali barw, A ciszę po niej powlókł wieczny porządek planet, Przekonanych o swym posłannictwie.

Eurydyko, płacz po tobie jest jak tępy cios W rosnące drzewo, jak słowo sprzed wieków, Którego dziś nikt nie zna i nie chce rozumieć, I drogą, biegnącą wzdłuż równika, A twoje imię jak lód, w którym tkwi żywa gwiazda.

Eurydyko, nie wracaj……………………………… …………………………………………………… Bo jak znów dotkniemy naszych rąk, jak nazwiemy Miłość, którą jeszcze noszę pod skórą? Co powiesz o płaczu moim wielkim?

Jednak chciałbym, żebyś wróciła. Wszystko jedno jaka. Dobrych kilka lat temu, kiedy byłem przekonany, że ja pierwszy, przed Tobą, przyśniło mi się moje istnienie tam:

* * * Kiedy umrę, opowiem Ci Po raz pierwszy Jak tam jest naprawdę: Rozrzedzone powietrze, Ani aniołów, ani Boga, Nie ma do kogo wrócić, Zapłakać, zapytać jak się czujesz, Czy będzie wiosna, Dokąd znikł ten las, ten czas? I nic nie boli, nic nie cieszy, Nie można czekać…

49 Potem przyśnił mi się „Czas dawno miniony”

* * * … już niemożliwe… … włosy odgarnąć z twarzy, zajrzeć w oczy, Powiedzieć – witaj, moje drugie ja… Jesteś w akacji dzikim szale, kiedy Kwitnąć zapragną… świt, co Twoje imię Na niebie pisze, lecz mew krzyk odbiera Drogę do jutra z Tobą. Czy to wszystko? A może deszczu bezludna rozterka Z Twych rzęs spłukała, co mogłaś zatrzymać?

Jantar 3 I 2010.

Tak to mi się wtedy śniło i budziłem się z ulgą, że to nie rzeczywistość. A jednak… Po odchowaniu dzieci stawałaś się niekiedy prawie że nadopiekuńcza wobec mnie, który zawsze chodził własnymi ścieżkami i drogami, jadł wszystko jedno co, byle kaloryczne i miewał specyficzne żarty, które inni lubili, Ty – nie. Mimo to bywało, że dawałem się sterować, bo lubiłaś powodować, ale nie zawsze znosiłem rolę samochodu. Na lotniskach, mimo zwiedzenia pół świata, szedłem za Tobą, prowadzącą nas do odpowiednich bramek i wyjść, a nawet do celników trzepiących bagaże, nie do kobiet, bo baby wścibskie – informowałaś. Kiedy wystę- powaliśmy razem na scenie, umiałaś się na niej prezentować i schodzić po swoje- mu, z właściwym Ci wdziękiem. W sferach artystycznych umiałaś się nie trzymać razem ze mną, jeśli mogłaś wybrać bardziej odpowiadające Ci towarzystwo. I sta- rałaś się uszczknąć trochę czasu na przegląd sklepów z biżuterią, czego i ja się od ciebie nauczyłem i gdy bywałem gdzieś bez Ciebie, zawsze zahaczałem o przybytki galanteryjne, żeby coś dla Ciebie wybrać, pod Twój gust. I tak było do samego naszego końca, czyli jeszcze niedawno. Ostatnią „biżuterią” był krakowski piernik z postacią obszernej niewiasty i lukrowym napisem: Super Teściowa, który dosta- łaś od starszej córki i jej męża przy wyjeździe z Krakowa, po występie w Piwnicy pod Baranami. Była słoneczna i ciepła niedziela i akurat dzień Owsiaka. Pojechałaś z wnuczkami i dziećmi, a ja nieco później pociągiem. Nie przypuszczałem, że ra- zem zostało nam już tylko półtora miesiąca… A teraz boli, najbardziej, że za mało dla Ciebie zrobiłem, że nie zdążyłem i że Ty też… I że ja, na co dzień samotnik, mogłem poświęcać Ci więcej czasu, żeby wyrywać Cię chorobie, którą Ty starałaś się zabiegać poprzez dłuższe wychodzenie na zakupy, codziennie, mimo że według mnie można je było robić raz na tydzień, a po powrocie robienie wiele niepotrzeb- nych czynności – moim zdaniem.

50 Bardzo chciała żyć. Przez ostatnie dwa lata często chodziła na wizyty do lekarzy, do przychodni, szpitali. I bywało, że wracała zapłakana. Złe wyniki. Popra- wiała je odpowiednią dietą i znów jakiś czas było dobrze, a na jej twarzy zjawiał się uśmiech nadziei. Podziwiałem Jej dzielny charakter: ranne wstawanie, częste, żeby iść na umówione wizyty lekarskie lub na mszę do kościoła. Dwa lata temu, 13 pa- dziernika, miała operację, akurat wtedy, kiedy wypadł ślub Jej bratanka, Michała. Było jasne popołudnie, w kościele chór śpiewał łacińskie i polskie hymny. Zadzwo- niłem, żeby z mojego telefonu mogła posłuchać. Na weselnym przyjęciu nie bardzo wiedziałem co ze sobą robić. Przed końcem roku 2019 miałem dla nas poświąteczne plany: wyjazd do klasztoru tynieckiego na medytacyjnego sylwestra, a potem do Halamy w Zakopa- nem i chodzenie po górach po chmurach. Dobrze – ucieszyłaś się, jeśli mi zdrowie pozwoli. Nie pozwoliło.

Godz. 21.40.

Po południu zrobiłem sobie rowerową wycieczkę lasem przez Mikoszewo nad Wisłę. Od dzisiaj wstęp do lasów zakazany, brzegami morza też. Pod groźbą mandatów. W Mikoszewie obok kościoła jest przytulny niewielki cmentarz, mar- murowo-betonowy, ale psychicznie do zaakceptowania, chociaż ja lubię cmentarze jak z wiersza Tuwima:

Cmentarzyk wiejski, trawą zarosły, Drewniane krzyże utkwione chromo. Cmentarzyk wiejski cichy i prosty, Taki jak zawsze i jak wiadomo.

Latem ubiegłego roku nawet zastanawiałem się, czy nie zamówić tu dla sie- bie miejsca. Nie lubię śmierci, ale lubię cmentarze, czytać napisy na nagrobkach, daty urodzeń i zejść, przeważnie średnio 50–60 lat. Mój wiek też się zdarza, ale rzadko. Nad głową dudnił i łomotał drzewami wiatr. Przyszedł mi na myśl wiersz jednego z moich ulubionych poetów węgierskich, Endre Adyego pt. „Sam na sam z morzem”. Jest prosty i robi wrażenie. Od lat zmagam się z jego przełożeniem na polski i parę lat temu nawet mi się to udało, ale zapomniałem, na której kartce go zapisałem i gdzie ją położyłem. Może się znajdzie. Endre Ady, przystojny poeta końca wieku zmarł na syfilis w wieku lat 42. Pod koniec życia zakochała się w nim i opiekowała młoda arystokratka. Miał wiele wierszy dekadenckich i dużo miło- snych. Ten o morzu, zaczyna się tak w surowym przekładzie:

Brzeg morza, wieczór, pokój w hotelu. Odeszła, nigdy jej nie zobaczę.

51 Na sofie leży kwiat porzucony. Kwiat z jej oddechem tulę w ramionach. Tu była ze mną i całowała, A przeszłość śpiewa i szumi fala.

Cały czas w tych dudniących i szalejących podmuchach wiatru byłem my- ślami z Tobą. I mówiłem Ci wiersz Guillaume Apollinairea w moim przekładzie, przejmujący w swej prostocie i treści. Tytuł? Zdaje się „Pożegnanie”:

Zerwałem wrzos dla Twoich rąk W nim może ściętą jesień wspomnisz Rozłączy nas bezwzględny los I tylko woń przeszłości wrzos Czekanie moje Ci przypomni

Nigdy nie przypuszczałem, że będzie z nami jak w tym wierszu… Podobno ukochani przez Bogów odchodzą za wcześnie. Tak mówiliśmy na studiach o wybit- nych młodo zmarłych poetach. Przed chwilą rozmawiałem z naszą młodszą córką, Anetą. Uwięziona w mieszkaniu, pracuje dla swojej pracy od świtu do nocy. W blo- ku Jej teściowej kwarantanna, bo ktoś już zachorował na to okrutne paskudztwo. Ty masz już za sobą tę naszą okrutną rzeczywistość. Śniłaś mi si ę tylko dwa razy. Podobno tylko tyle, bo stale myślami z Tobą przebywam… Czytam „Legiony – droga do legendy”. Sama prawie statystyka. Zabitych też tak potraktowano. W bitwach nie ma czasu roztkliwiać się nad padłymi kolega- mi. Trzeba tak walczyć, żeby przeżyć. I jeszcze świadomość, że dziś kolega, a jutro może ja. My też jesteśmy w bitwie, pandemii. Codziennie podają liczby nowych zmarłych. Nie myślę o tym. Ciągle na pierwszym miejscu jest moja – nasza trage- dia. Brak Ciebie, z upływem czasu coraz większy. W przeddzień Twojego odejścia przypominałaś, żebym nie zapomniał odebrać wyników badań lekarskich. Nie zapomniałem, ale nie zdążyłem Ci o nich powiedzieć, że są dobre i że oboje damy sobie radę z naszymi przypadłościami. Musimy, bo jeszcze wiele spraw do załatwienia nas czeka. Tymczasem – „samot- ność płynie całymi rzekami” /Rilke/.

4 IV 2020, godz. 11.09 /sobota/.

43 dzień po Twoim odejściu. Coraz mi trudniej. Obok w kuchni szczebiocze Lili, młodsza wnuczka. Jeszcze niedawno przytulała się do Ciebie i mówiła: Babciu, martwię się o Twoje zdrowie. Powtarzałaś mi to ze wzruszeniem. Będzie dobrze – odpowiadałem i wierzyłem w to. Na zewnątrz słońce, chłodny wiatr i koronawi- rus, który opanował świat, że nawet zabroniono wstępu do lasu. Przede mną Twoje

52 zdjęcie z ciepłym uśmiechem i z wesołymi oczami. Czuję Cię przy sobie i czekam, żebyś znowu powiedziała: – Al. Przytul mnie, mocno. Przytulam spojrzeniem Twoje zdjęcie i z tomu, ostatniego pt. „Wizytówki” czytam Twoje wiersze. Oto jeden z nich, napisany przed trzema–czterema laty:

Poeci Z różnych krajobrazów Alfabetów Słyszycie szept Wiatru co za liściem goni Podziwiacie ciało rzeki wygięte w zakola Smakujecie soczyste jabłka miłości Wyrosłe ze słów

Jesteście jak Znikająca Smuga na rozprutym niebie

Wasze wiersze Potrzebne na okazje – Ozdobniki do usunięcia

Czasami Nie do zapomnienia

W Jantarze jesteśmy już ponad trzy tygodnie, w osiem osób, jak w „Deka- meronie”. Córka Dorota z mężem pracują przez internet, starsza wnuczka odrabia internetowo lekcje, młodsza albo ogląda filmy dla dzieci, albo próbuje znaleźć swo- je miejsce chodząc od jednego dorosłego do drugiego. Przyjaciel domu Dariusz też ma swoje sprawy, Aneta z mężem bywają na soboty i niedziele, ja cały czas piszę o Tobie do Ciebie i niczym innym nie potrafię się zająć. Próbuję czytać, ale jak dłu- go można. Tylko Twoje wiersze można. Odkrywam w nich na nowo Ciebie, której na dobre do końca nie znałem, uważając, dziś wiem że głupio, że kobietę należy kochać, a niekoniecznie rozumieć.

Refleksja Bieli biel jest czysta… Śnieg wszystko przykryje – Ale barw nie zmieni. 53 Uśmiech żal zasłoni – Bólu nie przegoni. Dzień w myślach Zaplątany – Lepszym się nie stanie. Słońce nie przepali Złości. Piękno bieli Zszarzeje I w błoto się zmieni.

Trafność Jej wierszy prawie że paraliżuje. Dlaczego takiej opinii nie może teraz usłyszeć ode mnie? Potrzebne Jej było każde serdeczne słowo, przede wszyst- kim ode mnie. I mówiłem je, te słowa, ale często słowa-szablony, nie te najgłębsze. Odpowiadała: – ładnie mówisz, ale dziś przypuszczam, że były to taktowne odpowie- dzi, że oczekiwała czegoś głębszego, otworzenia się przed Nią, tak, żeby Ją do końca przekonać, żeby naprawdę uwierzyła, że tylko Ona była, jest i będzie sensem mojego życia. Teraz nie może mi już nic powiedzieć-odpowiedzieć. Uśmiecha się tylko, nie- ustannie, bezgłośnie. Jej odpowiedź znajduję w kolejnym Jej wierszu, bez tytułu: * * * Dzień zagoniony Między murami – My zagubieni W tłumie We mgle obcości Odkurzamy dobro Szukając prawdy. Za miastem Łąki pola lasy W mozaikę barw poukładane Słyszymy Szum Szelest Śpiew – Zmysły zachwytem wypełniamy. Mówimy szeptem W ciszy Co zaciera Ostre Brzegi słów. 54 Byłaś zawsze rozważna, ostrożna, cierpliwa, przestrzegałaś prawa, ale ono nie zawsze Ci się rewanżowało należycie. Cały czas pamiętam bardzo przykrą na- szą przygodę z policją drogową, jaka się wydarzyła 5 grudnia 2000. Wracaliśmy od drukarza z Ciechanowa. Padał śnieg z deszczem. Było dobrze po północy, gdy już w Warszawie, na Wisłostradzie przy skręcie w stronę ulicy, przy której stoi men- nica, zatrzymało nas dwóch drogowych policjantów. Po sprawdzeniu dokumentów, jak najbardziej w porządku, rozkazali nam wysiadać, bo obok stała laweta ich zna- jomego i musiała zarobić. Powtórzyli tedy, że mamy pieszo wracać do domu, ale wcześniej uiścić mandat i opłatę za transport naszego samochodu przez lawetę. Odmówiliśmy i zamknęliśmy się od wewnątrz. Zaczęli tłuc w samochód, w koń- cu zgodzili się na wysłanie mnie do domu niby po powtórne dokumenty. Byliśmy oboje przeziębieni i – leciwi, ja po 60-tce. Nic ich to nie wzruszało. Prawie po- biegłem, pieszo ponad 4 km w obydwie strony. Pani Basia została sama z dwoma oprychami-stróżami prawa. Sygnałami Morsea prosiła przejeżdżające samochody o pomoc, ale żaden z nich się nie zatrzymał. W końcu zamknięta w samochodzie straciła przytomność. Policjanci nie zawezwali karetki pogotowia. Po moim przyby- ciu pozwolili w końcu jechać. Na drugi dzień moja wrażliwa Basia, po przejściach z policją, zemdlała w szkole po raz drugi i pogotowie odwiozło Ją do szpitala. Po- przedniego dnia cieszyła się, że nazajutrz są Mikołajki i zrobi dzieciom niespo- dziankę. Tymczasem honor policji musiał postawić na swoim: dali naszą sprawę na kolegium, gdzie przesłuchiwało nas dwóch bydlaków, zachowujących się jak ubecy, prawdziwych bandziorów i chamów w sposobie bycia, którzy wymierzyli nam solidną grzywnę. Odwołaliśmy się do sądu. Wymoczkowata przedstawicielka prawa, Urszula G-B, decyzję utrzymała w mocy, szeptem odczytując wyrok, jakby się wstydziła tego co robi i nie biorąc pod uwagę, że policjanci odmówili udzielenia pomocy poszkodowanej przez nich osobie. A ja do dziś czuję się z tego powodu wyjątkowo podle jako mężczyzna, który był bezradny wobec bezprawia i nie mógł przed nim wybronić kobiety swojego życia. Na szczęście los postąpił sprawiedliwie: jeden z policjantów, ten wredniejszy, T.S., w rok później przy podobnym co z nami postępku został rozjechany na śmierć: wyskoczył przed samochód, żeby go zatrzy- mać do kontroli. Kierowca nie zdążył wyhamować. Nie wiem co z drugim, T.K. i z wymoczkowatą sędziną? Obecnie mam dużo czasu, jako samotny emeryt, więc spróbuję zająć się ich teraźniejszością, a póki co życzę, żeby dobry los również nie zapomniał o ich złych czynach. Uważam, że tamten potężny stres, jaki przeżyła Basia, też walnie zaważył na jej zdrowiu. Ukochana, pozwól, że po tym przykrym wspomnieniu przytoczę Twój wiersz pt. „Miłość”:

Miłość To ciągłe Poznawanie siebie.

55 Miłość – Chce dać najwięcej i bierze Najwięcej. Miłość Bezcenna Cenę Płacić każe. Miłość Niecodzienna Na co dzień. Miłość – Wśród tylu innych Miłości – Tylko ta Nasza, Tylko ta jedna.

Taka byłaś, bez zawziętości, złości, mściwości. Perła wśród kartoflanej co- dzienności. Przez 35 lat, do czasu poznania Ciebie, byłem sam, potem miałem szczę- ście przez 45 lat być z Tobą. Teraz znów sam. Tylko z Twoimi książkami. Ostatnia „Wizytówki” liczy 9 wierszy w przekładzie na 6 języków każdy. Jest godzina 13.03, czas, w którym 6 tygodni temu zaczęłaś od nas odcho- dzić. I niebo spochmurniało, jak wtedy. I ta udręka, coraz to bardziej we mnie rośnie. Dobrze, że zostawiłaś mi swój uśmiech i ciepłe spojrzenie. Zaczynam kochać ten czas spędzony z Tobą w szpitalu. Wreszcie mogliśmy się na siebie napatrzeć, bez pośpiechu. Cieszyłem się, że co chwila byłem Ci i po- trzebny i prawie z radością wykonywałem Twoje prośby: podnieś mi łóżko, może jednak trochę opuść, podaj sweter, ten fioletowy, przykryj lepiej kołdrą bo marznę, wyjdź ze mną na korytarz, poproś lekarza, bo tego bólu w piersiach już nie mogę znieść, nalej mi trochę wody… Trzymałem Cię za rękę, całowałem Twoją – naszą obrączkę szepcząc: – zdrowiej mi, jak najszybciej. Obok umierali kolejni pacjenci i zajeżdżały po ich ciała kolejno żelazne koryta, a ja byłem cały czas przy Tobie i wierzyłem, że już niedługo zabiorę Cię stąd w lepszym stanie, do domowego ho- spicjum, w którym cały czas będę trzymał Cię za rękę, żeby przekazać swoją ener- gię i… siebie. I że Cię osłonię przed tym żelaznym korytem. W szafie wśród ubrań znalazłem Twój beret, purpurowofioletowy ze 100% wełny. Nosiłaś go na co dzień przy chłodniejszej pogodzie, trochę na ukos. Mia-

56 łaś wtedy twarz artystki z otwartą duszą. Na ważniejsze okazje wkładałaś kapelusz i wtedy – mężczyźni czapki z głów, bo idzie dama, śpiewnym krokiem ze świetli- stym uśmiechem i ciepłym godnym spojrzeniem, która wówczas:

Ogrody świata podziwiała Zapachy zapamiętywała Obrazy zatrzymywała Na fotografiach – I wśród róż była…

Dla mnie byłaś zawsze Barbarą – bajką, o czym napisałem w jednym ze swoich wierszy:

Barbarze – bajce

Moje głogi tkwią w tęczy W jej deszczowym sercu Bijącym oddalającą się burzą Ciasno w nich zimno Jak po każdej nadziei I drozd nie uwije tu gniazda

Tylko Ty stoisz wytrwale Wyjmujesz kolce z ran tęczy By krew nie zapomniała spływać Do kamiennych dzbanów oczekiwań A drogi zachłystują się wiosną I Bajka szczęśliwsza jest od życia.

I jeszcze jeden wiersz o Tobie, dla Ciebie:

Podróże z pożyczonym uśmiechem Barbary

Miłość rzadko jest świętem, częściej Mostem, dla którego Nie zbudowano drugiego brzegu, A właśnie Po tamtej stronie ktoś przymierza szczęście.

To w szmaragdowym lecie Barbara uśmiechem mnie mija – 57 Oddzielona od wszystkich sobą Odgarnia z twarzy kilka słów.

W zapachu Jej ciała Łąki jak zaufanie do księżyca; Westchnieniem jeszcze z dzieciństwa Wytrąca skały ze słów mężczyzn.

Barbara Pożyczyła mi swój uśmiech. Obnoszę go W dzień i w noc Po instytucjach, które regulują marzenia, Po drogach, gdzie chłopcy, W oczekiwaniu na prawdziwą wojnę Mordują ważki, A mężczyźni bandażują fakty Rękami Pełnymi dobroci I krwi.

Pamiętam jak pod koniec 2017 roku, przed operacją wycięcia guza na trzu- stce, na Twoją propozycję, bo sama zrobiłaś to wcześniej, poszedłem z córkami do banku, by upoważnić je do korzystania z mojego konta, gdyby coś się ze mną stało. Załatwiłem to, jak przedtem wiele innych spraw. Na operację /4 I 2018/ pojecha- łem zawieziony lekarskim wózkiem z uśmiechem, na luzie. Wcześniej kazano mi zostawić zegarek, ale nie chciałem oddać obrączki. Wzruszyło to pielęgniarki: ścią- gnęły ją, gdy straciłem kontakt z rzeczywistością, nawet nie wiem kiedy, podczas rozmowy z lekarzami. Nie wiem jak długo trwała operacja, podobno dosyć długo. Obudziłem się w ciemną noc, w innej sali w przyćmionych światłach z potwornym pragnieniem i spieczonymi ustami. Poprosiłem o wodę pielęgniarkę. Powiedziała, że nie można, ale może mi przetrzeć usta wilgotną szmatką. W dwa dni później wróciłem na swoją pierwotną salę. Pielęgniarki oddały mi zaraz obrączkę, której do końca nie chciałem oddać. I znowu były wzruszone, że po raz pierwszy spotkały pa- cjenta, który tak bronił swojej obrączki. Potem przyszłaś Ty w odwiedziny ze star- szą córką. Podobno miałem minę, że zaczęłyście się mnie bać. A ja byłem po prostu po operacji, podobno trudnej. Pozatem nie lubię odwiedzin bliskich w szpitalu, bo zazwyczaj przeżywają to bardziej niż pacjent. Po powrocie ze szpitala, zajmowałaś się mną naprawdę jak pacjentem i pilnowałaś, żebym wkrótce przeszedł obowiąz- kowe w takiej sytuacji badania, które ja zazwyczaj dotąd lekceważyłem. Już wtedy miałaś problemy ze swoim zdrowiem, ale uspokajałaś mnie, że jesteś pod kontrolą

58 najlepszych specjalistów i wszystko powinno być dobrze. Zawsze Ci wierzyłem, więc i tym razem też…, czego teraz cały czas nie mogę sobie wybaczyć… Bo cza- sami zdarza mi się znajdować wyjście w sprawie bez wyjścia, mimo że w tym czasie przygotowywałem się też do następnej operacji, bardziej kłopotliwej, która miała miejsce w drugiej połowie lipca. A wcześniej zachowywanie diety, też kłopotliwej. Podobno zmieniłem się na cień siebie, co z miejsca zauważyli znajomi, niektórzy nawet się ucieszyli, ale spacerów nie odpuszczałem, mimo że często gęsto przywle- kałem się z nich siłą woli do domu. Obecnie robię prawie codziennie pieszo po 10 km, a na rowerze powyżej 25 km.

Wieczorem

Wybrałem się w las rowerem, ale wszystkie przejazdy pozagradzane. Zawró- ciłem, zostawiłem rower i poszedłem pieszo w pola. Zawsze tak lubiłem. Ty nie. Razem zwykliśmy jeździć samochodem, pociągiem, samolotem. Gdzieniegdzie za kwitnienie zabrały się mirabelki, po niebie parami sunęły żurawie, na brązowym połaciu wielkiego zagonu okrzyczały mnie dwie ich pary, szare, z czarnymi ogo- nami. A wokół naszego domu kwitną na dobre zasadzone przez Ciebie kwiaty: na biało, różowo, fioletowo i ciemnoniebiesko. I śpiewanina ze wszystkich stron, tak radosna, jak byłem ja, gdy przed 46 laty w Opinogórze na moje pytanie: czy zosta- niesz moją żoną?, odpowiedziałaś TAK. A teraz pozwól, że wyślę Ci tam, gdzie przebywasz, wiersz, który napisałem dla Ciebie 10 lat temu i który bardzo lubiłaś:

Bądźmy… Żonie

Póki ciała nasze siebie się nie wstydzą, póki możemy bez zgrzytów wymawiać nasze imiona, póki tylko siebie chcemy widzieć, póki każdą myślą dzielimy się na pół, póki dzień osobno może być Golgotą, póki umiem podawać Ci kwiaty, póki pragnę dla Ciebie najdroższych brylantów, póki odnajdujemy siebie w każdym słowie, póki nosimy jedną gwiazdę w oczach, póki dźwigamy samotność we dwoje, bądźmy, najbliżej – siebie.

28 01 2010.

59 5 IV 2020 Niedziela palmowa.

Słońce i chłodnawy wietrzyk. Czuję się jak w karnej kolonii. Ani do kościoła, ani do przyjaciół. Wstęp do lasu zakazany, nad morze też, więc po raz nie wiadomo który chodzę po tych samych polach i łąkach z miotłami dawno nie strzyżonych wierzb, i zarośniętymi rowami melioracyjnymi. Niechlujny i niedbały naród zasie- dlił po wojnie te tereny. Nikomu nic się nie chce. Dopiero gdy przyjdzie kataklizm, np. niespotykana powódź, będą mieć pretensje do całego świata. Na tym nie moim pustkowiu jestem jak poraniony wilk, którego opuściła wataha – chce wyć, ale tylko kłapie szczęką, bo głos uwiązł mu w krtani. Tak mam od dłuższego czasu – po braku Ciebie. Próżno wystawiam w Twoje zaświaty moje wilcze oblicze, skoro nie tylko wyć, ale nawet skowyczeć nie mogę. Gdybyś ze mną była, za nic miałbym ten popaprany przez ludzi dzisiejszy świat, którego się teraz boją. Okryłbym Cię swoją wilczą opończą i mielibyśmy czas na dokończenie tworzenia naszego świata. Domyślam się, że nade mną czuwasz i dajesz mi znaki. Dziś po raz kolejny – nie wiadomo dlaczego wykasował mi się cały dotąd napisany tekst, ponad 50 kompu- terowych stron. Przepadło kilka, bo reszta jest w starym komputerze. Żal mi tych kilku, ważnych, których już nie odtworzę. Ale może Tobie się nie podobały, jak np. rozważania, że każda cywilizacja we wszechświecie ma swojego Boga, co byłoby logiczne, bo przecież Chrystus nie jest Bogiem wszechświata, tylko naszej Ziemi, a inne istniejące cywilizacje nie mają o Nim żadnego pojęcia. I nasze dusze istnieją w naszym świecie – naszej Ziemi, tylko w innym wymiarze, na razie niepojętym dla nas. A co z Wszechbogiem? Szefem wszystkich Bogów? Kiedy o tym wszystkim się dowiemy, jeśli dowiemy? I czy to nam potrzebne do szczęścia, które jest przecież sednem naszego życia? Mnie to szczęście zostało odebrane. Za wcześnie. Gdyby- śmy zaczęli siebie tracić powiedzmy za 10–15 lat, byłoby już to zapewne mniej istotne. Mniej byśmy to odczuwali. Nie mielibyśmy na to takiej siły, jak jeszcze teraz. Zbliża się rocznica naszego pobytu w Riazaniu – koniec kwietnia, na Mię- dzynarodowym Festiwalu Poetyckim pod naszym patronatem, czyli „Poezji dzi- siaj” – organizatorki 20 Festiwali Światowego Dnia Poezji ustanowionego w r. 1999 przez UNESCO. Twórczynią festiwali riazańskich jest poetka, Jelena Korniejewa. Jej imprezy są świetne, z rozmachem i wyobraźnią: w wyższych uczelniach, w te- atrach, szkołach oraz w Konstantinowie – miejscu urodzenia Sergiusza Jesienina i w Jasnej Polanie – ongiś siedzibie wielkiego Lwa Tołstoja. Prawda, Ukochana, że dla nas obojga najważniejszy był pobyt w Konstantinowie. Wreszcie mogliśmy się ze sobą nachodzić, nad brzegiem Oki, z naszej strony wysokim, po przeciwnej niskim z jeszcze szarymi szarością końca tamtejszego kwietnia przestrzeniami rozległych aż po horyzont łąk i gdzieniegdzie drzew, nabyć się w muzeum wiel- kiego poety, nasłuchać o nim historii z jego życia, zobaczyć na zdjęciach słynną

60 niegdyś Isadorę Dunkan – przez krótki okres żonę Jesienina, naczytać się wierszy swoich i nasłuchać cudzych, napatrzyć się na siebie, porównać z innymi i orzec – to ja – że mam najniezwyklejszą żonę pod słońcem, którą rzeczywiście żadna z kobiet nie zastąpi. Basia fotografowała i dawała się fotografować, co i raz brała mnie za rękę lub pod rękę i upajaliśmy się swoją bliskością i świąteczną atmos- ferą poezji, i niebawem prawosławnej Wielkanocy. Byliśmy szczęśliwi i – sami, wśród wielu. Wzięliśmy ze sobą młodą poetessę i utalentowaną śpiewaczkę, Aleksandrę Smerechańską, która wśród znakomitych wokalistek rosyjskich wypa- dła najznakomiciej. Po tym pobycie napisałaś jeden ze swych ostatnich wierszy pt. „W Konstantinowie, gdzie urodził się Jesienin”, przejmująco smutny, jakbyś już wiedziała, że…

W Konstantinowie gdzie urodził się Jesienin

Nad Oką mgła I lekki wiatr Chmury i myśli goni, A lustro wody Odbija czas miniony

I znika obraz w głębi fal I słychać wron krakanie Na białych brzozach Dużo czarnych gniazd – kir rozerwany

Pod jasnym niebem Jesienina wiersze Budzą pąki wiosennych topoli Przy jego domu

Jesienin dawno umarł Jak? Te wrony kraczące Wiedzą I w jasność nieba nie lecą

Ja z Riazania przywiozłem przekład wiersza Jesienina, nad którym biedzi- łem się przez dobre kilkanaście, a może kilkadziesiąt lat. Jest to wiersz „Szagane”, arcydzieło nie do przełożenia. Udało mi się co nieco zbliżyć do oryginału, ponieważ

61 tą „Szagane” w Riazaniu stała się moja Basia, z dalekim francuskim rodowodem i może dlatego z niepowtarzalną urodą, wdziękiem, uśmiechem, sposobem bycia. Wysyłam Ci go, Ukochana, tam, gdzie jesteś teraz:

Sergiusz Jesienin

Szagane

Szagane ty moja, Szagane, dlatego, że z północy jestem, tamte pola opowiedzieć chcę ci, łany zboża kiedy księżyc świeci. Szagane ty moja, Szagane.

Dlatego, że z północy jestem, gdzie sto razy księżyc ogromniejszy i choć Sziraz być może piękniejszy – niezrównana jest riazańska przestrzeń, Dlatego, że z północy jestem.

Tamte pola opowiedzieć chcę ci. W moich włosach odcienie zbóż lata: jeśli chcesz – na palce zaplataj, nie poczuję przed bólem strachu. Tamte pola opowiedzieć chcę ci:

łany zboża, kiedy księżyc świeci – w mych kędziorach możesz je zobaczyć. Śmiej się, żartuj, najdroższa na świecie – nie budź tylko we mnie pamięci o zbóż łanach, kiedy księżyc świeci.

Szagane ty moja, Szagane, na północy też dziewczyna, moja – tak do ciebie ona podobna i może myśli jeszcze o mnie. Szagane ty moja, Szagane.

W przypisie dodaję, że „Szagane” należy akcentować na ostatniej sylabie.

62 Tymczasem na świecie jest godz.1.45. A u Ciebie? Wychodzę na balkon, żebyśmy mogli być bliżej siebie. Nade mną gwiaździste niebo z księżycem jeszcze nie w pełni, do której brakuje mu parę dni. Jest mi samotnie i nie wiadomo jak. Nie ma Cię, ani w gwiazdach, ani w księżycu. Jesteś? We mnie i obok, tylko w innym wymiarze. Taka jak na moim ulubionym zdjęciu z naprzeciwka. Lubiłaś fotogra- fować, więc wierzę, że właśnie temu zdjęciu, zrobionym przez siebie, oddałaś tę drugą siebie, którą teraz jesteś. Bo jesteś. Ze mną. Na zawsze. I po raz kolejny po- wtarzam: „Dla Ciebie oddałem duszę mą, duszę hardą, duszę złą /niekiedy/”. A Ty ją przyjęłaś, Przed wielu laty. I byłaś z nią, na złe i dobre, do końca naszego Razem.

7 IV 2020. Wtorek.

Prawdziwie wiosenny dzień. Bezchmurny, z lekkim wietrzykiem. Kwitną mirabelki i żółcienie – po mojemu, normalna nazwa – żarnowce, w górze klangory żurawi i głosy dzikich gęsi. Ciągną na północ. Piękny jest świat zmysłowy. A Twój? Jaki on? Czy jak u Mirona Białoszewskiego bezzmysłowa „Szara naga jama”? Bez kolorów i kształtów? Bez Ciebie zaczynam dziecinnieć. Przypominają mi się wier- szyki z I klasy Szkoły Podstawowej, np. „Już bociany przyleciały, w niebie słychać śpiew skowronka”. Albo: „Oj wiosna, oj wiosenka, już puka do okienka, już puka w jasne wrota, już idzie wiosna złota. Oj kapie z dachu woda, weselej brzmi piosen- ka, zmieniła się pogoda, nadeszła już wiosenka”. Wczoraj na gnieździe widziałem bociany. Gdyby lecące, byłbym pracowity, a tak podobno leniwy, lecz gdybym Ciebie zobaczył, byłbym szczęśliwy. Wielkanocny tydzień, zazwyczaj wyczekiwany, pełen przedświątecznej krzątaniny, mistyki, religijnych zamyśleń i po drogach krzyżowych oczekiwań na zmartwychwstanie. Tymczasem teraz jest wielka cisza i samotność. Nie tylko moja. Puste miasta i ulice, nieustanne siedzenie w domu, gapienie się do bólu w tele- wizory i czekanie, co przyniesie jutro? Nawet umrzeć nie można jak się należy. Na ostatnią drogę nie odprowadzą znajomi, może nawet z ulgą odetchną, że nikt z nich. Corocznie w te ważne dni w kuchniosalonie krzątała się Basia, dawniej podśpiewując, ostatnio milcząca i mówiąca do siebie, że coś jeszcze trzeba doku- pić, ale uśmiechnięta. Wczoraj przez parę godzin z pomocą zięcia dręczyłem się z komputerem, który co i raz zżerał mi bezpowrotnie co smakowitsze fragmenty tekstów i przekli- nałem inżynierków, którzy wymyślają statki na Marsa, a nie potrafią skonstruować przejrzystego oprogramowania. Przeklinałem też lekarzy, bezradnych wobec lecze- nia niektórych chorób, które należałoby wyszukiwać już w dzieciństwie i wcześniej zapobiegać ich rozwojowi lub je likwidować. I zabronić chemizacji świata, używania benzyny, etc.

63 Godz.18.00

Wróciłem z rowerowej przejażdżki. Słońce na bezchmurnym niebie. Las pusty. Zatrzymałem się w mikoszewskim kościele. Otwarty na przestrzał. W środ- ku jedna osoba. Zasłonięte tradycyjnie czernią krzyże. Ja z myślami o Basi. Tylko o Niej. Przed domem 3 letnia Liliana. Umie się sama bawić , ze sobą rozmawia. Pamięta babcię Basię. Wie, że już nie wróci. Babcia była nią zachwycona. Inteli- gentnym, wrażliwym, wesołym dzieckiem. Byłaby z nią szczęśliwa. Twoje piękne ciało zawiodło Twoją piękną duszę.

Godz. 22.15

Rozmawiałem przed chwilą z Mirą Łukszą – poetką, tłumaczką, dziennikar- ką. Zamknięta, jak wielu innych, w mieszkaniu. O Tobie mówiła przez łzy w głosie. Jak wielu naszych znajomych. Niedawno dzwoniła Krystyna Godlewska, niestandartowa poetka. Prze- niosła się do Piły. Jest z najbliższą rodziną, fizycznie, pozatem w swoim świecie. Pozdrów Basię – powiedziała na zakończenie. Jest w niebie – odpowiedziałem. Niemożliwe. I głos się jej załamał…

9 IV 2020 Czwartek

Nie opuszcza mnie moja psychiczna pandemia. Chodzę po polach i mó- wię do Ciebie wierszami różnych poetów. Teraz fragmentem „Zaklęcia” Aleksandra Puszkina w przekładzie Juliana Tuwima:

…jako gwiazda przyjdź daleka, Jak letni dzień i wiewu tchnienie…

…że tęsknię, kocham bez pamięci, Żem ciągle Twój i czekam. Czekam.

I większym fragmentem tego samego wiersza w przekładzie moim:

Przyjdź, cieniu mój, Umiłowana, Takim, jak byłaś przed rozłąką, W blady i mroźny dzień wpisana, Ostatnią naznaczona męką. Przyjdź, jak odległej gwiazdy promień, Najlżejszy dźwięk lub wiatru tchnienie,

64 Albo straszliwe przywidzenie; Wszystko mi jedno. Przemów do mnie. /…/ i tęskniąc Chce Ci powiedzieć, że spętany Miłością pragnę Cię i cierpię.

Godz.15.00

Jak codziennie ruszyłem w pola, przesiane zimnym wiatrem i słońcem po- przez chmury, z jak zwykle myślami o Tobie i wierszami, tym razem Broniewskiego:

Kochać, to znaczy dotknąć, zobaczyć, A Ciebie nie ma, nie ma.

I Gałczyńskiego:

Jedyna moja na świecie, Jakże wysłowię Twe imię…

Wtem z niedalekich chaszczy – pozwalane na siebie wielkie korzenie drzew wśród zeszłorocznych wysokich zeschłych traw – wyszły dwa psy: jeden zwalisto- potężny, buro-podpalany z długą skudloną sierścią i z łbem przy ziemi, za nim dru- gi, mały, długi, ślizgowaty, podobny do wydry i ruszyły prosto gęstym truchtem na mnie. Wyjąłem obronne zabezpieczenia, stanąłem, one nie skręcają. Kazałem im iść precz, suną dalej. Na dwa metry przede mną większy zabulgotał coś gardłowo i w lekkim łuku okrążając mnie i oglądając się potruchtał w stronę lasu, a za nim ten mniejszy. Przypadek, czy omen? Kiedy wracałem, drogę przebiegło mi siedem sza- rych saren, śmigłych, lekkich, szybkich, kolejno przeskakujących pięciometrowymi susami rów z wodą. Siódemka to moja magiczna liczba. Idąc cały czas rozmyśla- łem, kiedy wreszcie ukażesz mi się, we śnie lub na jawie. Tak bardzo mi tego trzeba. Zwłaszcza na te Święta. Późnym wieczorem obejrzałem film o ostatnich dniach życia Matki Boskiej. Głęboki, o istocie nauki Jezusa i Jego osobowości.

11 IV 2020 Sobota Wielkanocna

Gorzkie żale, przybywajcie, Serca nasze przenikajcie. Rozpłyńcie się me źrenice, Toczcie smutnych łez krynice. Płaczą rzewnie aniołowie,

65 A któż żałość ich wypowie. Słońce, gwiazdy omdlewają, Żałobą się pokrywają…

To adekwatna pieśń wielkopostna do dzisiejszej sytuacji, mojej i świata. Śpiewaliśmy ją całą rodziną w dzieciństwie naszym, a kiedy rodzice wyjeżdżali na targ, śpiewałem ją z moim młodszym o dwa lata bratem. Miałem wtedy 9–10 lat. Śpiewam ją i teraz, po latach, jadąc przez las do Wisły na rowerze. W górze słoneczna jasność, na dole strach, większy niż za okupacji, puste drogi i kościoły – mikoszewski otwarty na oścież, ale bez grobu Jezusa. Tylko w górze skowronki głoszą swą radość, kołują bociany, polują jastrzębie i bezproblemowo biega dzika zwierzyna. We mnie nie ma strachu, są tylko „Gorzkie żale…” Moje. I cały czas „sa- motność płynie całymi rzekami”. Przypominam sobie wiersze, które Ci mówiłem, dla żartów, m. in. Heinego:

A gdy będziesz moją żoną, Trudno stan ten odmalować! Będziem ciągle śmiać się tylko, Śmiać się tylko i żartować.

Krzycz jak zechcesz! Gań! Wymyślaj! Ja się niczym nie zasmucę, Lecz gdy zganisz wiersze moje, Bez namysłu Cię porzucę. Tłum. A.M.M.

I ani mi się śniło żadne porzucenie, ani Tobie wyśmiewanie moich pisanin. A kiedy byliśmy na poetyckim festiwalu w , nad Renem, przypomniałem so- bie moją ulubioną, z dzieciństwa. „Lorelei”, też Heinego. Przeszedłem z nią banal- nie współczesnym mostem na drugi brzeg i z powrotem, żeby odnaleźć na wykła- dzie Ciebie, zaprosić na przejście jeszcze raz mostem i opowiedzieć historię z moją „Lorelei”. Byłem wtedy w czwartej klasie Szkoły Podstawowej. Mieliśmy wówczas obowiązek prenumeraty prasy. Ja prenumerowałem „Świat Młodych”, interesujący tygodnik dla młodzieży. I w jednym z numerów był ten wiersz, o złej czarodziejce „Lorelei”, dlatego rozmyśliłem się, żeby Ci go powiedzieć. A teraz mówię go sobie:

Nie wiem co za przyczyna, Że smutek na mnie padł, Wciąż mi się przypomina Baśń jedna z dawnych lat.

66 Zmierzch jest i chłodem wionie I cicho płynie Ren, Szczyt góry w słońcu tonie, Co już zapada w cień.

Usiadła piękna pani Wśród skał i śpiewa w głos, Migoce pierścieniami I złoty czesze włos.

Złotym się czesze grzebieniem I dziwnych dobywa nut. Biegnie czarowne pienie W burzliwe nurty wód… Tłum. S. Łempicki

Tym „pieniem” zwabiła rybaka, który płynąc do niej rozbił się o skały. Od tamtej pory przyzywałem do siebie ową „Lorelei”, ale nie złośliwą piękną wiedźmę, lecz dziewczynę o świetlistym charakterze i doczekałem się, po 25 latach. Żeby Ją teraz utracić. Tedy niech będzie przeklęte wszystko to, co mi Cię odebrało. I rze- komi cudotwórcy, do których wyciągałaś ręce, a oni pozostali obojętni, w swoim niebycie. Skąd się taka wzięłaś? – zastanawiało się wielu. Jasna i dobra. Próbuję się domyślać. Może zesłano Cię na ziemię na zebranie doświadczeń, żebyś się nimi podzieliła. Co jest możliwe. Bo lubiłaś fotografować, utrwalać prawie każdą chwi- lę. I zakochałaś się w tym zesłaniu, i dawałaś radość każdemu, kto Cię poznał. Widocznie nie podobało się to Temu, kto Cię wydelegował. Że za dużo dobrego przekażesz o świecie, na który Cię zesłano. I zabrał Cię. Ukarał. Zesłał na Ciebie cierpienie odchodzenia. Dlaczego Dobro a nie zło musi odchodzić w cierpieniu, czego przykładem Chrystus? Który z krzyża wołał: Panie, jeśli możesz, oddal ode mnie ten kielich. Ale to twoja a nie moja wola. Czy wobec tego można takiemu Cze- muś-Komuś wybaczyć? Uwierzyć? Zaufać? Bezlitosnemu. Bezprzedmiotowemu. Niewyobrażalnemu. Rozmiłowanemu w cudzych cierpieniach. Żądającego, żeby śmierć niewinnego baranka gładziła grzechy świata. W 1965 jesienią /październik/ napisałem wiersz „Do Anny wiersz drugi” z takim oto fragmentem:

Anno, nasze trwanie Jest zaledwie śladem w pełnej pogodzie świata. Wiem, ten ruch rąk określa ciebie I biegnącą za nami ciszę określa gwiazda Wzorzystym spadaniem.

67 Mówiłaś: Znajdziemy brzeg na przekór przechodzącym wiosnom, Gdzie kwiaty zatają krzyk wzbierających w ustach pytań I spłoszą płomyki lęku wyzierające zza drzew, A ptaki uniosą z wież zegary na skrzydłach lekkich i mocnych.

Mówiłaś: Na cichym brzegu Zapomnimy o oczach człowieka Zapatrzonych w taniec przechodzących cieni, Puszczaniem łódek w dół rzeki Zbawimy swój czas Od kaprysu Boga, Rozmiłowanego w cierpieniu ziemi.

Anno jasnowłosa, jesteśmy spełnianiem się woli nie naszej…

Miałem wtedy 25 lat i nie znałem Ciebie, wówczas 15-letniej. I nie spodzie- wałem się, że ten kaprys Boga może być tak okrutny. Chociaż… Doświadczył tego Hiob, dla zadowolenia Boga, żeby mu udowodnić, że dla jego samozadowolenia może poświęcić dorobek swojego życia i życie ukochanych. Co z tego, że ten okrut- nik wszystko mu potem zwrócił, ale przecież ta druga żona i te drugie dzieci to już nie to samo. To nie rzeczy, które można zastępować drugimi rzeczami. Na co mi taki Bóg? Nie chcę być jego hodowlą, która za to, że jest przez niego hodowana, powinna go uwielbiać, a on w zamian zabiera mi Sens mojego życia tu, na Ziemi. Bo mu się tak podobało. Wolę Chrystusa, też zwiedzioną ofiarę Boga. Chrystus mu przecież zaufał… I nie wymagał egoistycznego poświęcania się, sam się poświęcił / zaprzeczenie Boga starotestamentowego/.

12 IV 2020 Wielkanoc

Wesoły nam dziś dzień nastał, Którego z nas każdy żądał, Tego dnia Chrystus zmartwychwstał, Alleluja.

Król niebieski k nam zawitał, Jako śliczny kwiat zakwitał, Alleluja…

68 Tą pieśnią zaczynaliśmy wielkanocny posiłek u rodziców. Potem czekaliśmy na zachód słońca, bo ojciec mówił, że na cześć zmartwychwstałego Pana tego dnia zajdzie trzy razy. Ale zachodziło tylko raz. Dlaczego? – pytaliśmy. Bo trzeba mieć dobry i bezgrzeszny wzrok – tłumaczył ojciec. Robiliśmy rachunki sumienia i liczy- liśmy nasze dziecinne grzechy, wtedy bardzo grzeszne, obecnie? Tylko zabawne. A dzień dzisiejszy? Lekko wietrzny, nie za ciepły, słoneczny. Po śniadaniu przeczytałem rodzinie niektóre wiersze napisane dla Ciebie. Przy Twoich zabloko- wało mi głos, więc kolejno przeczytały je córki, zięć Bolesław i przyjaciel naszego domu, Dariusz. Twoje zdjęcie stało na świątecznie zastawionym stole. Potem po- szedłem nad Twoje morze, za którym nie przepadam, kupą wody – podstępnej na- wet gdy wydaje się łagodne. Dziś było szarobure, lekko pomarszczone. Zdążyłaś się z nim pożegnać w niedzielę 9 lutego. Krótko. – Jeszcze nie mam siły – oznajmiłaś. Na dłuższy spacer plażą pójdę wiosną. Która dodaje mi zawsze sił. Spacer zasypał mnie wspomnieniami. Z Tobą. Pierwsze, Połąga – pod koniec minionego stulecia. Morze i masaże miały Ci pomóc, bo już wtedy nie zawsze czułaś się dobrze. Przy okazji na Mierzei zwiedziliśmy letni dom Tomasza Manna, parterowy, trzcinowy dach, trochę pamiątek i sypki piach wokół, a na nim mięsisty mech. Zebrałem go trochę, żeby posadzić na działce, ale się nie przyjął, chociaż też na piasku. Potem bywało lepiej. W górach nie nadążałem za Tobą. Migreny – tylko w Warszawie i rzadko nad morzem. – Basia jest delikatnego zdrowia – ostrzegała mnie teścio- wa. – Ale drugiej takiej jak Ona nie ma na świecie – odpowiadałem. W myślach zanuciłem jedną ze swoich ulubionych piosenek. Nigdy nie nuciłem jej Basi, żeby upływem czasu nie zasmucić naszego razem.

Upływa szybko życie, Jak potok płynie czas, Za rok, za dzień za chwilę Razem nie będzie nas

I nasze młode lata Popłyną szybko w dal. A w sercu pozostanie Tęsknota, smutek, żal.

Tą piosenką żegnali nas młodsi koledzy, gdy wręczano nam świadectwa doj- rzałości i otwierały się przed nami drzwi w szeroki świat, już dla każdego osobno. I rozwialiśmy się, i nie wiadomo kto gdzie i kiedy się zakorzenił, i ilu nas na dzisiaj pozostało? Może tylko ja? Bez Ciebie już sobie niepotrzebny. A poezja? Podob- no sens mojego życia? Ty nią byłaś. I dla Ciebie odnalazłem się w życiu moim. Na przelot Gwiazdy.

69 13 IV 2020 Poniedziałek wielkanocny.

Miałem osobliwy sen. Pracowałem w biurze, czymś w rodzaju urzędu miej- skiego. Siedziałem jakby na korytarzu, na ławce. Kręcili się ludzie. Wtem podeszła do mnie koleżanka ze szkoły średniej, średniowysoka, szczupła, zgrabna, w zaple- cionych z tyłu głowy warkoczach, prawie czarnowłosa, w niebieskich dżinsach / wówczas w tamtych moich stronach dżinsów jeszcze się nie nosiło, a tym bardziej dziewczęta, w dodatku uczennice/. Twarzy nie widziałem wyraźnie, ale od razu wiedziałem że to ona. W klasie uważana była za bardzo ładną i dobrze ułożoną. Nazywała się Jadwiga Kocięcka. Usiadła obok mnie i zaprosiła mnie na swój ślub. Podała datę. Odpowiedziałem, że wtedy nie mogę i czy może ona tę datę przesu- nąć. – Spróbuję, ale nie ręczę – odparła. – To może ja też spróbuję, ale również nie ręczę – rzekłem. Wobec tego damy sobie znać: ty mnie a ja tobie. Zdaje się, że się zgodziła, po czym wstała i odeszła. Najbardziej zapamiętałem ją od pasa w dół, normalnie, z pozycji siedzącego. Gdy się obudziłem była godzina 5.00. Po maturze, nie miałem z nią kontaktu, ani o niej nigdy nie myślałem. Nie była też w moim typie. Podobno poszła do Warszawy na szkołę pielęgniarską. Gdzieś na Pradze, niedaleko mojego akademika. Nawet raz ją widziałem, w pierw- szych latach moich studiów. Stałem na schodach przed akademikiem, ona prze- chodziła. Powiedziała mi dzień dobry. Zdaje się, że nie odpowiedziałem. Nie wiem dlaczego. Podjąłem próbę interpretacji tego snu. Pierwsza: dawała znak o swym odejściu i zaproszeniu na ostatnią uroczystość /miałaby teraz ok. 78 lat/ – i machi- nalnie zmówiłem w jej intencji Wieczny odpoczynek. Druga: ona zapraszała mnie w swoje zaświaty, a ja – że jeszcze nie pora. I dlaczego ona dawała mi znak? Nie Ty?

Godz. 15.50.

Od kilku dni czytam po raz drugi „Świat niesamowitych zjawisk Charlesa Berlitza”, m. in. opowiadanie „Autostrada wspomnień”, w którym jadąca samo- chodem kobieta chce zawieść siedzącą obok przyjaciółkę na cmentarz i pokazać jej nagrobek, „gdzie mnie pochowali”. Zwróciłem na to opowiadanie uwagę, ponieważ od dziecka lubiłem spacery po cmentarzach i odczytywanie napisów na mogilnych tablicach. Być może któregoś razu również odnajdę swój nagrobek z przeszłości. I może z zaświatów, albo w nich znowu zobaczę moją Basię. Proszę o to, jak ongiś Puszkin w jednym ze swoich wierszy w przekładzie Juliana Tuwima:

Maro miłości ukochana, W dawnej postaci przyjdź cudownej, Jak dzień zimowy nieskalana, Zastygła w męce niewysłownej

70 Lub jako gwiazda przyjdź daleka, Jak letni dzień, jak wiewu tchnienie, Lub jak straszliwe przywidzenie. Wszystko mi jedno. Czekam. Czekam.

Jednak wiem, że Pani Basia, jeśli kiedykolwiek mnie nawiedzi, to nie jak „straszliwe przywidzenie”. To nie w Jej stylu i w Jej pięknej, szlachetnej duszy, kiedy ze swym niepowtarzalnym uśmiechem co i raz prosiła: – Al. Przytul mnie, mocno. I czuję, że Basia bardzo chciałaby mnie odwiedzić, gdyby mogła. Tymcza- sem brak mi Jej niepowtarzalnego uśmiechu. I szeptu: – Al… A niedowiarkom mojej powyższej pisaniny odpowiadam fragmentem wiersza Bolesława Leśmiana:

A ty z tej pustki czemu drwisz, Kiedy ta pustka nie drwi z ciebie?

Dzwoniła Basia Schroeder z Gorzowa Wielkopolskiego, swojego czasu sponsorka poetów i od zawsze miłośniczka poezji, założycielka klubu literac- ko-artystycznego Na Zapiecku, uczestniczka pierwszych Światowych Dni Poezji UNESCO, organizowanych przez nas: Basię i mnie. Dowiedziała się o Twoim odej- ściu. Rozmawialiśmy przez ściśnięte gardła. W świetlicy naszego jantarowego domu wiszą Twoje prace plastyczne: kompozycje ze skorup małży, ślimaków i tzw. prątków, czyli tego, co tworzy się po uderzeniu pioruna w piasek. Robią wrażenie. Zawsze mówiłaś: – zajmę się sztu- ką, kiedy będę mieć trochę czasu dla siebie. To również boli, że nie zdążyłaś się w pełni zrealizować. I że nie pojeździliśmy po kraju, w miejsca, gdzie jeszcze nie byliśmy. To prawda, każdy ma swój świat, ale my stworzyliśmy nasz. I oboje byli- śmy za niego jednakowo odpowiedzialni. Twój w niego wkład był czasami nawet ponad Twoje siły. Ale w tej rzeczywistości jaka jest, mogliśmy przede wszystkim liczyć na siebie, żeby wychodziła „Poezja dzisiaj”, istniało wydawnictwo i corocz- nie, od 2000, odbywały się dwa festiwale o wysokiej międzynarodowej randze, przy znikomej pomocy finansowej z zewnątrz. Robiliśmy to dla przybliżania do siebie ludzi poprzez poezję. Nie dla nas, jak myślą niektórzy. Stąd antologie MOSTY, dotąd wydanych 12. Wiesz, wiśnia, którą w ubiegłym roku wiosną posadziłaś, a ja ją całe suche lato bardzo pielęgnowałem, teraz nie chce wypuścić liści. Pozwól, Miła, że już pożegnam Cię, przynajmniej w tej książce, wierszem mojego najmłodszego brata, Staszka Nawrockiego /od 2004 w zaświatach, może nawet niedaleko Ciebie/, który napisał po śmierci naszej Mamy. Wiersza, jakiego ja bym napisać nie potrafił. I sądzę, że wielu innych też.

71 nie wybieraj z ust mych ciszy kiedy nocy bukiet płonie mówmy z sobą nikt nie słyszy przy zgaszonym nieboskłonie

o swym bólu mi opowiedz o bezkresie dróg twych bosych co po burzy jak wędrowiec rozbierały trawy z rosy

o jesieni nagłej wiosną gdy się czyjeś imię grzebie o miłości w którą wrosną dni pochmurne dni bez ciebie

między nami przestrzeń długa dłuższe jednak spojrzeń sieci kiedy lampką do mnie mrugasz piach jak dobroć twoja świeci. Stanisław Nawrocki

17 IV 2020 Piątek, godz. 1.30.

Jednak nie mogę. Rozstać się z Tobą, to jak rozstać się z własnym życiem. Cały wieczór przeglądałem nasze zdjęcia z różnych spotkań i imprez literackich. Tylko Ty widniejesz na nich wśród innych jako niepowtarzalna osobowość. Twoje spojrzenie, sposób siedzenia, stania, uśmiech i twarz – od razu rzucają się w oczy. I zdjęcie sylwestrowe, samej, z lampką szampana, na niespełna dwa miesiące przed… Uśmiechniętej Pani mojego serca. Na zawsze. Nadal nie mogę zrozumieć, jak można taką niezwykłą osobę zabrać i przez to zubożyć nie tylko moje życie, ale i urodę tego świata, osamotnić go, zbanalizować. Moja bezradność coraz bardziej zaciska pazury na mojej codzienności. I cały czas nie mogę zrozumieć sedna śmier- ci. Po co ona, bezsensowna niszczycielka? Na półce stoją kwiaty dla Ciebie ode mnie: jedne koloru chabrowego, dru- gie – różowoamarantowego. W tych kolorach dobrze Ci było, pogłębiały i jeszcze bardziej uszlachetniały Twoją sylwetkę. Od czasu do czasu pojawia się wokół nich biała aura, na chwilę – Twój uśmiech zza światów. Wtedy wszystko przestaje być ważne i nicość chwyta mnie za gardło, a spienione wody Twojego ukochanego mo- rza biegną mi naprzeciw… Wszystko co Twoje, rozdziera mi pamięć… Ale nie

72 oddalaj ode mnie tego „Kielicha…” Tak długo na Ciebie czekałem, między innymi słowami wiersza Władysława Broniewskiego:

Ty przychodzisz jak noc majowa, Biała noc, odurzona jaśminem I jaśminem pachną Twoje słowa, I księżycem sen srebrny płynie…

Dlatego nie mogę się z Tobą pożegnać, bo to przecież niemożliwe. Ale potrzebuję się do Ciebie pomodlić, ponieważ nigdy mnie nie zawiodłaś. Mo- dliłem się cały czas do losu, by pomógł mi spotkać na osobliwej drodze życia kobietę niezwykłą, kobietę-anioła. Wreszcie los mnie wysłuchał. Spotkałem wy- marzoną, kiedy już przestałem czekać. Urodziliśmy się blisko siebie, zaledwie 20 km. Ale szedłem do Ciebie długo, przez cały kraj wzdłuż i wszerz, i przez wiele zagranic. A kiedy Cię znalazłem, strzegłem jak umiałem. Przez wszyst- kie nasze lata. Modlę się tedy, Basiu do Ciebie codziennie: chodząc nad Twoje morze, będąc wśród pól i lasów, na gwarnych ulicach i w kościołach, do których zacząłem chodzić dla Ciebie, modlę się strofą Juliusza Słowackiego z poematu „W Szwajcarii”, do Ciebie, o którą modliłem się od lat chłopięcych: zimą, przez malowane mrozem szyby i latem pod krzewem bzu, przed domem zbudowa- nym przez rodziców w jedną noc na pocarskim poligonie wojskowym, wśród pól „malowanych zbożem rozmaitem /A. Mickiewicz/,”potem na studiach, podczas wykładów, w akademikach, na skalistych drogach do nieuniknionej samodzielno- ści – w absolutnym odosobnieniu. Modlę się i dziś, codziennie, do Ciebie, tymi słowy Wielkiego Juliusza:

Ledwie zniknęła jak sen jaki złoty, Usycham z żalu, omdlewam z tęsknoty I nie wiem czemu ma dusza z popiołów Nie wylatuje za Nią do aniołów, Czemu nie leci za niebieskie szranki Do Tej zbawionej i do tej kochanki…

Do których dołączam fragment wiersza Aleksandra Puszkina:

Tęsknota ma Świetlista jest i Ciebie pełna, Ciebie – Jedyna… Zamyślony – śnię…

73 Ponieważ:

Wszędzie i zawsze będę ja przy Tobie, Bom wszędzie cząstkę mej duszy zostawił. Adam Mickiewicz

Kochała świat i życie. Bardzo:

„Czeka nas jeszcze jedna niespodzianka. Razem z Jeleną i jej mężem An- drianem płyniemy, by obejrzeć cud natury, wpisany na listę UNESCO: Leń- skie Stołby /słupy/. I znów zachwycamy się leniwie płynącą granatową rzeką Leną, złocistym zachodem słońca i wschodem dnia z kilkunastokilometro- wym pasmem gór, powstałych przed 80 milionami lat, o formach przypo- minających wieże, katedry, mostki, rzeźby. Podobno tu mieszka Duch Gór. Wdrapujemy się na górę, mijamy gęstwinę dziewiczego lasu. Gdzie nawet kwitną storczyki. A widok z górnych tarasów daje dużo radości, która układa się w jedno zdanie: Świat jest piękny.” Barbara Jurkowska-Fragment reportażu: „Syberia – duchowe obrazy przestrzeni”. 2016.

1 V 2020. Piątek, godz. 19.10.

Jestem cały czas w Twoim ulubionym Jantarze. Od rana chmury i deszcz. Teraz słońce i sosny we łzach. Myślę „Nieznaną podróżą Sindbada – Żeglarza” / Bolesłąwa Leśmiana/:

Cóż mi zostało? Pył złoty – mdła piana! I owo wiecznie zdyszane wspomnienie – I w szkarłat własny zapatrzona rana!

A kończę fragmentem VIII Trenu Jana Kochanowskiego:

Pełno nas, a jakoby nikogo nie było… Z każdego kąta żałość człowieka ujmuje, A serce swej pociechy darmo upatruje.

74 10 V 2020. Niedziela

Ukochana. Cały świat kwitnie i pachnie: jabłonie, grusze, pola rzepaku i bzy, na biało i fioletowo. Dotąd przynosiłem Ci bukiety ze słowami: dla Kobiety mojego życia. Teraz po raz kolejny czytam „Anię z Zielonego Wzgórza”, jedną z najpięk- niejszych i najbliższych mi książek świata. Jestem przy rozdziale śmierci Mate- usza. Zawsze bolała mnie ta scena, ale teraz po stokroć bardziej. I to, „że wszystko idzie dawnym trybem”. Jedyne marzenie mojego życia: znaleźć się na wyspie Ani im. Księcia Edwarda. Podobnie jak Ania umiem marzyć, ale nie zawsze umiem żyć. I wiem czego chcę. Czasem mi się to spełnia.

12 V 2020. Wtorek

Kończę – nadesłaną mi dzisiaj sentencją koleżanki ze studiów hungary- stycznych, Ireny Koziarek-Hojki:

„Jeszcze nie tak dawno myśleliśmy, że jesteśmy wieczni” oraz Jej ulubionym wierszem Rainera Marii Rilkego pt. „Dzień jesienny”:

Panie, już czas. Tak długo lato trwało. Rzuć na zegary słoneczne swój cień I rozpuść wiatry na niwę dojrzałą.

Każ się napełnić ostatnim owocom; Niech je dwa jeszcze ciepłe dni opłyną, Znaglij je do spełnienia i wypędź z mocą Ostatnią słodycz w ciężkie wino.

Kto teraz nie ma domu, nigdy mieć nie będzie Kto teraz sam jest, długo pozostanie sam I będzie czuwał, czytał, długie listy będzie Pisał i niespokojnie tu i tam Błądził w alejach, gdy wiatr liście pędzi.

Niech to będzie moja modlitwa do Ciebie. Do kogo chcesz się modlić? – pyta 3-letnia wnuczka Lilianka. Do babci Basi – odpowiadam. Ale Jej już z nami nie ma. A gdzie teraz jest, Lilianko? Siedzi na chmurce i patrzy na nas. Tylko nie wiem na której…

75 BARBARA JURKOWSKA-NAWROCKA 22 02 2020

Poetka, redaktor, fotograf, grafik, pedagog i etyk. Wiersze własne oraz przekłady, m. in. prozy Iwana Bunina i Tatiany Tołstoj publi- kowała w licznych pismach literackich, krajowych i zagranicznych. Współpracowała z wieloma wydawnictwami. Uhonorowana Nagro- dą Polskiej Akademii Nauk za osiągnięcia w nauce. Nauczyciel dy- plomowany, członkini Słowiańskiej Akademii Literatury i Sztuki, Stowarzyszenia Kultury Europejskiej, International Association of Writes, SDRP. W „Poezji dzisiaj” pracowała od początku jej po- wstania na stanowisku redaktora odpowiedzialnego. Współorga- nizatorka Światowych Dni Poezji UNESCO oraz Festiwali Poezji Słowiańskiej. Jej wiersze publikowane były w „Poezji dzisiaj”, pol- skich Pismach na emigracji oraz w wielu antologiach /wydanych w USA, Wielkiej Brytanii, Białorusi, Bułgarii, Rosji, Litwie, Gre- cji, Italii, Niemczech, Indiach, w Polsce, etc./. Uczestniczyłą w wie- lu krajowych i międzynarodowych festiwalach poetyckich. Autorka m.in. czterech tomów wierszy: „Powroty”, „Obrazy morza”/po pol- sku i angielsku/, „Poezja dostępna”, „Wizytówki” /w 8 językach”. Współautorka książki „Jakucja i ja”. Elegancka, charyzmatyczna, ujmująca serca wielu, mądra i życzliwa. Nikt jej nam nie zastąpi.

76 Aleksander Nawrocki Letters to Wife to the afterlite

Motto: There are such moments in life when you can only be silent, When we have to say good-bye to someone who Has never been allowed to pass away And there are only memories and pain in heart left. Irena Koziarek-Hojka

77 From Friends

Dear Mr. Editor, It is with deepest regret that we learned of your wife’s death. Mrs. Barbara Jurkowska was very popular among those who knew her as a subtle and sensitive person, while among the poets she will always be deservedly appreciated as a col- league. In the name of the Embassy, the Belarusian Cultural Centre in and the poets and writers of the Writers’ Union of Belarus, please accept the deepest sympathies for the whole family. Kind regards, Vladimir Chuszew Ambassador

78 Bobadyga: Bożena Boba-Dyga /Krakow/, a poet, a vocalist, a reanimator of culture it’s just that there are no words... I’ve just bare- ly met Your Basia, and already she has left... it’s unbelievable. You did mention her illness, yet the illness felt so unreal, when I saw her smiling and “nimble,” full of energy, in the Under Rams Cra- cowian cellar venue. Basia, full of grace, delicate, subtle, intelligent, and nice... Where is she now? How will you cope without her? It was visible that you really love one another. Such pain, this situ- ation is unimaginable. I feel very sorry for you. I know, after all, that she was not just the backing of your heart and daily privacy, but also of the scope of reanimating of culture’s vitality... It’s all horrible... No- netheless, time cures the wounds – that, we can be sure of, I know that brings very little comfort, but it is a comfort. Pain has to pain away, crying has to cry itself out, as Józek Baran has wrote once... When I think about you, I get reminded of a poet from Augustów, Janeczka Osewska, who, for years now, has been a widow – writes beautiful poems. She also wrote, not necessarily directly, about longing for her husband, a be- autiful poem about fastening a dress... even though, it,s sad and I’m crying right now, as I read it, I chose it for You... I cry, Alexander, together with you after losing Basia... and hug...

Diana Biseada /Bukareszt/, translation from Polish, singer

Oh my God... how exactly... I entered Facebook, I saw a picture of Mrs. Basia with her nice smile and her eyes like a roe deer. I clicked thinking that it was a poem... and that’s not a poem. My heart started beating... I started crying and I Thought of the morning when Basia already made tea for my sore throat. The sun shone so beautifully, and you had slippers and a vest... It reminded me my grandpa when was still he lived and how much he loved me... Mrs. Basia did things not only serio- usly, but also with love. I felt that. I wrote to Mr. Geambas and Mrs. Maryna Ilie. Mr. Geambasu said, „God, but that’s sad news.” Such a woman with personality! 79 I don’t know if I translate it well to Polish. We do not say good character, but character, and if bad, then bad character. I agreed with the professor’s opinion... strong character, healthy, and in this case charismatic. Basia always know how to find balance with these things. At your place I felt at home or maybe even better, recalling the happiest stage of my life when everything was colorful and beautiful. I think about you often and I don’t want to imagine how you feel. I can say this: Thank you so much that you gave me a chance to get to know your `home`. This `house` was an accurate picture of my dreams, seeing how you communicate... When I lived with Mrs. Joanna in the Mickiewicz Museum in the center, I remember how surprised she was when Mrs. Basia bought her jellies. I think, I don’t know, I don’t remember, the important thing is that she was surprised that Basia remembered about it and bought her. I am grateful for everything you have done for me and you will always be in my heart, ALWAYS! I hug you hard!!! I apologise for possible mistakes. Peter Kasjas with his family, Birmingham President of the Voice of Polish Culture:

/.../ shock and disbelief... loss and emptiness that nothing can fill. I am very sorry and sadness fills my heart. Together with my family, we unite with you in pain.

Dr. Marzena Mackojć – University of Vilnius: researcher, poetess

Miss Barbara was not only a very good, wise and special person but also Mother of our poetic fa- mily “Poetry Today”. Each of Her poems made me emotional and moved to tears. I am happy that I could meet dear and beloved Mrs. Basia It is not fair that such beautiful and talented people pass away leaving in heart an emptiness which cannot be filled by anybody.

80 Tomasz and Ola Mielcarkowie /Londyn/

Dear Mr. Alexander, please accept our condolen- ces. This is very sad news. All the time we hoped that we could see together in London again. With sympath.

Hanna Świeszczakowska – journalist

Barbara Jurkowska-Nawrocka The last time we saw Barbara Nawrocka in the middle of December last year, in Warsaw, in the Prague House of Culture, where she and her hus- band talked about their two trips to Yakutia. To the traditional pre-Christmas meet- ing organized by the ZSD OW SDRP, only Aleksander Nawrocki came. Soon, we re- ceived disturbing news that „Mrs. Basia”, as her husband affectionately called her, was taken by ambulance to the hospi- tal. But even then, probably no one of her relatives and acquaintances, ob- serving her uncommon activity and diligence, did not anticipate the worst. The evening phone call about her death, February 22, was a thunderbolt from the clear sky. We knew Barbara Nawrocka primarily as a longtime editor of „Poetry today” – a magazine published together with her husband Aleksander Nawrocki. But this was only part of their joint activity, financed mainly from own resources. As the IBiS Book Publishing House, they published anthologies of poetry, including foreign authors, in exchange for translations of poems by Polish authors in other countries. They organized poetry festivals twice a year with a participation of foreign artists. Over the years, poetry has been created around the world of Po- etry today, but the magazine and festival events were not of an elite nature. Young

81 people were also invited to cooperation and meetings. More: this festival came to schools and community centers, which is not surprising when one remembers Barbara’s previous teaching work. The penultimate joint work of Barbara and Aleksander Nawrocki is the book „Jakucja i ja”, which illustrates the extent of the co-author’s interests: travel, photography, writing, editing. The last is the 141 issue of „Poetry today”, which Barbara managed to pre- pare for printing, but appeared after her death with a section added by the editor- -in-chief devoted to the memory of the Wife.

She wrote about herself:

Gardens of the world I admired Flavours Memorized pictures Captured in photographs – And among roses But I was not a rose. No! I was! For you.

Aleksander sent his poem to the afterlife:

Phone calls, calls, calls and words of sympathy but I am waiting only for that one from You – (…) Come, at least in dreams, To ask about my day, If I have tidied my room, Or if you should prepare dinner…

Danuta Błaszczak said good bye:

as I see it flowers and stars I want to approach her

82 Yvette Popławska reminded of the message

She used to tell for ages… Love books, poetry (…) What makes sense is our existence in writing.

The 20th International UNESCO Poetry Day, planned for the turn of March and April, will take place without the poet and editor, who was the co-organizer, participant and good spirit of previous poetry festivals. During the evening of memories at Dom Polonia at Krakow- skie Przedmieście 64, Warszawa, scheduled for March 30, her poems will be recalled. We also listened to them during funeral ceremonies. Beside the urn with the ashes of Barbara Nawrocka, the eye was attracted by a wreath of white flowers arranged in the word POEZJA. It was hard not to get the impression they were deceased. After all, she was as if she had emerged from a volume of poetry: gentle and sensitive, elegant and smiling, surrounded by an unusual aura – good energy that she shared with others. At the wall of the columbarium of the Powązki cemetery, in which the urn with the ashes of Barbara Nawrocka was embedded, a poet from Vietnam lit a bunch of incense. Slowly escaping smoke symbolized purity, virtue and prayer, the eternal relationship of earth and sky, people and gods...

Stanisław Nyczaj – Poet, President Of The Polish Writers’ Union in Kielce Honored with the Gloria Artis medal and Cavalier’s Cross of Merit

Your irreplaceable Basia has passed. We also grie- ve, as we too have felt the loss of someone who accompanied us for many years. Without the pre- ventive Basia, who vigilantly took care of all the fine details at festivals with a camera in her hand, it is hard to imagine what will happen next. We do not know who will be able to follow in her foot- steps and take as good care of the various „Poetry today” event photo reports as she did. (We were always surprised to find ourselves in visually beneficial poses – as if we were still being promoted.)

83 Basia’s sensitivity was strongly shown in her poems, using short lyrics that perpetuated lived moods. She enchanted her thoughts with anthology pages from the bilingual series „Mosty.” Something that sticks in my mind are lyrics about a day in the big city „lost / between walls,” in which „we are lost / in a crowd / in a fog of strangeness / we vacuum the good / looking for the truth.” Lyrics further expressing an indispensable need to sneak out of such a narrow urban circle, where „meadows, fields, forests / mosaics of colors are arranged,” where „we hear / noise rustling,” having „senses filled with delight,” when „we speak whispers / in a silence which blunts the sharp edges of words.” How moving her unforgettable conversation with the sea was-an element receiving „an open story of joy / which like amber / in everyday life / stuck” into its open space. A story, entrusted to the deep sea, „about sadness / tears / and regret which does not go away / with the winds of time.” I value her collection „Pictures of the Sea,” in which poems are complimented with wonderful pictures. These volumes should stand as a permanent contribution to poetry and illustra- tive art, as well as the rest of the poetry from an artist who was also passionate about photography.

The wound of painful loss Farewell to Basia Jurkowska

The irreplaceable pass away and the emptiness after them hurts like unhealed wound. We look at each other speechless: Why did you leave us, so trustful, without warning? Fate in the corner is silent like Sphinx. It is not true that it mocks, deludes or that it is sure of anything. Time made clock hands stop running as if going back – because the wound in hearts does not want to cicatrize.

I embrace you with a tender arm, Olek. Also everyone from your loved ones. I give you strength, with the trusting hope of constant grateful memory of Basia, that you will survive these difficult time of separation with her. Staszek Nyczaj with the family.

84 Grzegorz Walczak – poet, prose writer, playwri- ght, member of the Polish Writers’ Association, awarded by the Gloria Artis medal

The death of Basia Nawrocka is not only a gre- at loss for Alexander, but also for many poets. It was her kindness and diligence that framed your / our volumes, she co-produced them. She was somewhat in the shadow of the Poet-Publisher, and now she is his shadow.

[Not true, even though she was in the background during events, but everyone saw her above all. – AN].

And Irena Koziarek-Hojka (Germany)

Ah, „Master”, life is so beautiful that it takes your breath away, and so cruel that you lose your mind. But it may have to be this way. If we survive this crown I will come. Now I’m also sitting at home, going for walks on my wonderful sites, or I’m fighting a bike up the hill (you can look on Facebook, where I live: This is Bad Reichenhall, an Alpine resort, where even our Sienkiewicz and his wife were healing. I wish you a lot of strength and perseve- rance, because it will not be light times, but also a lot of beauty and sunshine every day, because in the sun everything is more bearable. I cordially greet you and your loved ones – Irena. Irena Koziarek-Hojka

PS. I believe you are sad and alone. Because neither children nor grandchil- dren will fill this vakuum, you are alone in this tunnel. As you know I have been alone for 5 years (officially, because it’s really been a long time). I got used to loneliness and I do not suffer. Your situation was different; you were always together. Even if from time to time one of them would send another to the afterlife, it is different. You get used to it. It is the human anture. 85 Accept this sadness and pain, love it because it belongs to your mourning, it is and will remain a part of your life. And for me it was a blow, because as I wrote on Facebook, it was not yet the time... The end of February, we also said goodbye to my Warsaw cousin’s brother, whom you probably met her (Dr. Chodakowska). [I was with him when he died. He was at the same hospital as Basia, in an opposite room – AN] I was going to Poland, I waited for warmer times, and the „crown” came and destroyed all intentions. [I studied Hungarian philology with Irenka. She was an interesting persona- lity and a very good student. – AN]

Dorota Szumilas – poetess, librarian

Mrs. Basia will always remain in my memory as a warm, cordial and tolerant person.

Jan Tulik (Krosno) – poet, critic

Oh my God! Your pain is my pain, Brother. God, it is only from your writing that I know that somebody who is so noble and beau- tiful has gone. Dear Olek, I’m so sorry. I am asking you for bravery. What can I wish you? All good. I belie- ve that despite such terrible pain that you have been touched, the angel of good will cover you with his wing.

86 I do not know if it is encouraging, but in life you have experienced beauty side by side; I noticed this while writing about your work, now also looking at the photographs in your writing. Stay good Janek Tulik

Colleagues from the Szczecin Association of Polish Writers

Leszek Dembek – poet, president of the branch of the Polish Writer’s Union in Szczecin

The world of literature has lost its extra- ordinary character, devoted thought and heart in directing a beautiful word. Dear Mr. Alexander, on behalf of the Association of Polish Writers Branch in Szczecin, we would like to express our sincere sympathy to you and your family for the deaths of Barbara Nawrocka, a poet, educator and editor of „Poetry today”.

Again, Jan Tulik 2 V 2020

Twice I cried while reading your Laments…

Aleksander Nawrocki about his wife Barbara As I waited for 2020, my usually reliable intuition told me that the new year would be interesting, unusual, and even more positive than normal. Because of all this, I expected a lot from the New Year. My first wish of the year was good health for Mrs. Basia – that the cancer she had for the past several years would disappear. She said she was under good medical care. To help aid this care, we went to several different churches to pray for a miracle. I had recently discovered a painting of Saint Expeditus, who is a patron of hopeless matters, in the church located at Narutowicza Square in Warsaw. I trusted Expeditus since there were several plaques under the painting of him that descri- bed miracles he was involved with.

87 Before Christmas, sometime in mid-November (Mrs. Basia would have re- membered the exact date), we went to Rome to meet some Italian poets that had participated in our autumn poetic festival earlier in 2019. We were in the Basilica and at the expose of the pope from his window. After the holidays, we participated in a meeting dedicated to both of us and our friend Aleksander Awierianau, who was from Belarus in Piwnica pod Baranami in Kraków. He sang his poems in Belarusian and I, along with Basia, discussed our book about Yakutia. It was January 10 of this year and Mrs. Basia felt relatively well. She showed a great sense of humor and had a certain verve with which she presented the Yakut shaman’s tools for evoking ghosts and performing miracles. We also went to St. Mary’s Church for evening mass, where Basia received Communion. I did not know this at the time, but Basia mentioned to our older daughter that the only faith left to her (Basia) was the belief that a miracle would happen and would cause a breakthrough in her health. We then went to the Czartoryski Museum, followed by an evening visit to the shopping mall at the train station. She held up well, even overtaking me in our walking. I wanted to buy her a fashionable biker jacket, but it turned out to be too big. I began to thank St. Expeditus for the healing help. We also received an invitation from Belarus to participate in the International Book Fair, from February 6-9, but Mrs. Basia had chemotherapy scheduled during those dates, so she was unable to attend. Instead, we purchased tickets for both of us to the UNESCO World Poetry Day in Vilnius, from March 19-22, where we had been invited as guests of honor. “By then, I will be better,” said my Mrs. Basia. I was glad my intuition for the New Year did not disappoint me. „The Year was to end with all worries unchanged. Sharing the wafer on Christmas Eve, we talked in our usual family circle of our daughters and their families. Of course, we wished each other the old ritual of „See you next year!” Basia then looked at the Christmas tree, which she bought and dressed herself. It was not very tall and maybe a little too wide. “It’s very pretty, isn’t it?” she asked. I nodded, although the Christmas tree was not really my taste... Sebastian, the husband of our younger daughter Aneta, told me later he saw Mrs. Basia with tears in her eyes. We spent New Year’s Eve together with a symbolic glass of champagne, wat- ching fireworks from the balcony, looking at the raging crowds on the television in Warsaw, Wrocław and Zakopane. In tradition that eve, we danced with each other and Basia always took the initiative and would lead me with her own grace.

88 “It’s good that in the old Year we settled all the most important things,” Ba- sia was pleased. “I have done the Poetry today, the issue for the 20th World Poetry Day by UNESCO. But I can do it no longer. I will have to give up participation in our Festivals too. Can you take care of it? “ “Yes, the sun of my life,” I replied. That’s what I often called her. “It’s important that you stay healthy with me. I will ask someone else for help and I will put our festivals in good hands.” Indeed, during our stay in Krakow, when we met Bożenka Bob-Dyga, a poet and singer, I asked her to take over one of our festivals. Bożenka promised to think about it.” I came back from Belarus. Basia waited for me, as usual. Two days earlier, she received chemotherapy. “For the first three days after the chemotherapy, I feel sick, you know it,” she said. “We must go to the sea. I will get well soon.” She began packing, as usual, in a pair of bulky suitcases, which, on Saturday morning, she put in the trunk. She always did it and she liked to put her luggage by herself. She didn’t accept help in this matter. Before I started the engine, the license plate fell off the car. Some kind of omen, I thought. How do we go now – my Basia began to wonder, but as usual she found a solution: she mounted the tag inside the car on the rear window. It was 320 km to Jantar. “Can you make it?” I asked. “Of course,” she said. And she was ok. As usual, we did the trip with two stops: First in Mława for dinner (this time instead of the traditional pork chop she ordered only broth with noodles). The next stop was somewhere around Olsztynek. There, on a short walk, my signet ring with seven diamond eyes slipped off my finger imperceptibly. I used to take it on trips because it brought happiness. I noticed its lack after we traveled about 50 km from that place. but coming back didn’t make sense and I didn’t tell Basia about it. Before reaching the place, she did grocery shopping and washed the car. We arrived happily. I brought my luggage, and Basia bustled around supper. She did not eat much and did not feel well. “Don’t worry,” she said. “I’ll convalesce tomorrow, maybe the day after tomorrow.” On the next day she felt too weak to go to the morning mass. “I’ll go tonight,” she decided. But in the evening Mrs. Małgosia came, a neighbor who always has an eye on our home during our absence. The ladies sat together, talked, joked, drank tea with a cake, and said goodbye, as usual. The night did not let my Basia sleep well. Vomiting and coughing. I asked several times whether to call an ambulance. “No, it will pass quickly,” she said.

89 And she was weakening in my eyes. An older daughter came from Warsaw and... “Mom, how could you go on such a long journey in such a state,” she said reproachfully and called an ambulance. The ambulance arrived with two friendly men and a woman. They checked the blood pressure, gave a drip, and Mrs. Basia felt better. On the next day, we went back to Warsaw. With a friend of the older son- in-law, Dariusz Sobieski. Mrs. Basia endured the journey relatively well. On the next day early morning we went to the hospital at Madaliński street. It was Friday, February 14. Her doctor was not there, only some other doc- tor who checked her blood pressure, checked the temperature and seemed to order a blood test. “You have good results, so please go home, sleep and relax,” he said. But the symptoms did not disappear. We ordered a drip nurse. It worked with shor- t-term results and on Sunday /16/ evening we called the ambulance again. They gave an IV and stated that she must go to the hospital. I saw terror in Basia’s eyes. She glanced around the apartment, which was an important part of her life, packed the necessary things with her younger daughter’s help and got into the ambulance. At my request, they let our daughter go with Basia in addition to staying with her overnight. I replaced my daughter around noon the next day. I found the hospital in Solec. While there, I managed to find the Depart- ment of Internal Medicine as well as the one three-bed room where Basia was staying. However, her bed was empty. I asked around to find out her location and was told she left. I was happy, since I thought it meant she may have been dischar- ged and started looking for her in the corridor. It was empty. At last, I noticed at the end of the corridor a person walking with an IV drip in her arm. A feeling of horror dawned over me, as I realized this person was my Basia – she had changed overnight to a point almost beyond recognition. I led her back to her room and helped her lie down. I covered her with a blanket and adju- sted her bed whenever she requested it be done. After she seemed settled, I went to look for the attending physician. He told me that Basia’s situation was a difficult one, but not hopeless. The news cheered me up. My Lady Basia was fed with drips, had her blood pressure and tempera- ture measured, and had a head tomography performed. The tomography result was a positive one. However, the cancer had spread to her abdominal cavity. She suffered a lot and the pain in her breasts were unbearable. I called for nurses, who gave her pain killers. At this point, I could only look at my lady and wait for her condition to improve. „Look,” I said. „What pretty young hands you have. They look like they’re in their 20’s compared to mine.” She looked carefully at her hands, then mine, and smiled. „See,” I said while gesturing outside the nearby window. „Spring is about to begin. Soon you will leave this place and we will go for a walk in the gardens 90 of Powiśle to Łazienki. We will be together again in our apartment that you like so much.” She looked at me with half-sighted eyes. „Al,” she finally whispered. „I’m dying. Don’t say that.” I stroked her face, beautiful as always despite her pain, and uttered a fragment of a poem that I had always said to her for many years when saying good night together:

my dear brown eyes of yours in my soul in my eyes they shine in mortal and heavenly life you are my only dearest hope

She smiled again and asked me to cover her better. I wanted to say that I co- uld not imagine my life without her, but my throat tightened up. Carelessly, against my will, a few tears fell. She noticed them. “Al, don’t cry,” she said, comforting me. I couldn’t say a single word. Two 96-year-olds lay nearby. They moaned, grunted, sometimes almost howled. Only mine, even with the pain, suffered silently. In the following days, she was allowed to eat. She was glad, but after a few spoons came vomiting. She stared at me. I pretended to be joyful and believed that this nightmare would break away from her, and soon my carriage would be irreplaceable to our apartment longing for her. Meanwhile, I took her out for walks in the corridor, which is not easy because I have a drip attached to her hand. She walked almost confidently and let go of my hand to show that she could go alone, which made me optimistic. On these corri- dor walks we met Józef Chodakowski, author of the book Stepchildren, about the fate of Poles who were encouraged after 1920 to settle in Belarus. I read the book in the same breath: a wise study of displaced persons whom the authorities persuaded and left to themselves. Mrs. Basia was happy to see Mr. Józef. She had worked a lot on his book. Mr. Józef keeps up well, despite his years, closer to ninety. He merrily began to enumerate his various diseases. In his young years he went through hunger and cold. Now he visited his brother-in-law, in poor condition, who said goodbye to his mortal life two days later. I watched emotionally as a young couple sat next to the body wrapped in sheets, holding hands and staring at the nearest person, already unconscious. In this hospital life, I didn’t even notice that it was ‘Fat’ Thursday, but Mrs. Basia remembered. She asked our son-in-law, Sebastian, to buy donuts and hand them out to nurses. She herself could no longer eat even though she began to feel better.

91 I also learned that her previous treatment failed and they would try a new one. She will get a strong medicine that should be put her on her feet. On Friday, February 21, I spent 8 hours with my Mrs. Basia, from 13 to 21. I even wanted to spend the night on a stool so I wouldn’t have to leave my lady alone in the company of two dying patients, but she definitely told me to go home. We had trauma before. A 96-year-old patient lying against the wall, whose friend had brought oranges the day before, fed her and left her a lot of food, for which the patient almost shuffled and grunted the benefactor that she would not take it. She died on that day before dinner, under oxygen. And a tin trough arrived, and the corpse was slid into it. My Basia sat down to see it, again with horror in her eyes, but I obstructed that unpleasant sight. Then came our daughter Anetka. Mrs. Basia asked to „trim” her nails to look good on the next day. At 21.00 I told my wife, “See you tomorrow, you will definitely be in better health,” and I left the hospital. The next day after 13.00, I left the apartment. I got to Smolna Street by tram, and then I started walking. Then Sebastian called me to hurry up. He waited for me outside the hospital. With tears in his eyes. “Mom is gone,” he said. “Just... she fell asleep. The heart couldn’t stand the new drugs.” “Are you sure – already?” I asked. Still, there was hope in my voice. A mirror was attached to her mouth. Despite this, not believing, I put my hand on her forehead. It was cold but the body was still warm. The mouth, in a hel- pless, painful, and kind of childish not even grimace, but something shy, surprised, enigmatic, that it is already leaving life. And then a poem was sent to me: „I can’t cry, and tears tear me apart. I can’t live. I go in a hurry, I follow your smile, follow sunrise.” But, nevertheless with a grin, from that world, not entirely acceptable, what her fate set her, a cruel God with a merciless decision to whom I felt boundless regret. Why did he take the life of such a beautiful and good being that everyone lo- ved, admired, fell short of to her warmth? Why her and not me? She, who loved to live so much, enjoyed her life so much and wanted to save it. And to this day I ask myself: is it nature that determines our beginning and end, or some other being? And what is she like? Reason tells me that we die forever and with everything. But what about situations when, for example, a passenger after check-in wants to get on a plane because he has important matters to do, and the staff does not let him in and no fuss or persuasion help? And after an hour or two, the plane, which this person necessarily wanted to fly, crashes and the passengers die. Is this the Fate that controls us? That’s why I believe, My Only and Most Important, that you haven’t left me completely. That you are somewhere. If it’s true, it will save me, give me a new life, which is currently meaningless now. And such awareness can save me from my despair after you. From the meaninglessness

92 of my existence without you. In the meantime, I will try to experience it all aga- in. In memories. From the moment you appeared on my way years ago, the road programmed earlier for loneliness. For now, after collecting our souvenirs together for many years, I go every day for long hours of long walks in the fields and forests of Żuławy; sometimes hooking on the shore of the sea that you liked so much and which I do not like, because the sea and these clay spaces of Żuławy cut with tren- ches and the dead above it, the reeds are almost alien to my psyche, other than the Mazovian fields I like. For example, those near Serock, where the light is different, trees are scattered across the fields and other fields themselves, also some chari- smatic, that one would like to embrace and that walking them is like But it’s nothing, my love. We loved other fields, but we always went to ours. And we read our thoughts flawlessly, complimented each other. I often wonder why people loved you so much. Especially women and children, because you kept men at a distance. Do you know how many tears there are now after you, despite this coronavirus? This cry continues in various parts of the world: in Yakutia, in Ryazan, in Moscow, in Riga, in Vilnius, in Grodno, in Minsk, Belarus, in Brest, in Kiev, Bucharest, in Varna, in Budapest, in Germany, in Belgium, in London, Italy, the USA, Australia… And in our country where the coronavirus wants to tear man away from man. Many people who liked you came to the last ceremony for you, and there were also those who I did not expect to come. Our proven friend and excellent poet, Adam Siemieńczyk, with a wreath, came from London: on a blue floral base there was an inscription made of white Poezja flowers – poetry is like Mrs. Basia – everyone immediately stated. This wreath still towers in front of the Wailing Wall, where you rest, and in front of it in this wreath, all the friends see the symbol of You. At the ceremony, everyone in the church sobbed and cried for you. Especially when 19-year-old poet and singer friend, Aleksandra, Smerechańska, sang Ave Ma- ria; and then when I was saying goodbye to you and I was reading my poems with a throat full of pain. They did not come: J. E. B. and M. K. M, whose books you prepared for printing. You spent a lot of time on them. The white, marble urn was chosen by your daughter Anetka, and a place at the Powązki Military Cemetery too. Why did we bury you in the urn? First of all, you had always been cold in in your earthly life. Secondly, we wanted to punish this disgusting disease that took you away from us. And thirdly, that I may come to you every day on foot and turn on the lights before You Despite our despair, we have done everything to respect you and make you glad what we have done for you. It is a pity that you did not see our friend and poet from Vietnam, Lam Quang My who lit Vietnamese incense in front of your urn at the Wailing Wall and cried.

93 It is a pity that you could not see our reverence and devotion. Your daughter Anetka found a place for you, overlooking the square with five trees. You are from the east side because you always liked to get up in the morning. Now, in this other existence, the sun will also wake you up. You know, one day, when I brought you the candle, a squirrel ran up to me, to my hands, stood on its hind legs and sniffed my fingers and the glass of the candle. The squirrel was probably waiting for a nut, but I didn’t have any. I didn’t anticipate such a situation, so she went away. Or was it you? You ran out to meet me to get what I haven’t given you yet. I didn’t have that awareness. The idea it might be you – came to me later. I do not believe in the afterlife, just I want to believe in yours, somewhere, no matter what form. I would feel more confident in this small piece of existence here that I still have. Now is the night in my heart and in the world.

Time 2.23.

Your picture on the desk. You look into my eyes. You have a green silk scarf around your neck. The brown eyes are silent as if there is something they want to say. With your uniquely beautiful smile. That you’re happy. That you don’t suffer anymore. And that you will always remain so. In us and in ourselves, „There was someone who cannot be replaced by anyone...” I say to your smile. Maybe I’m doing wrong that I don’t let my memory release you. I cannot let you go. Not to go crazy. Not to doubt. In everything. In the senselessness of existence, in the senselessness of creation. Everything we learned would be taken away from us, deeds of which we were proud, friends that we had to leave. Suddenly something decides for us, un- conditionally. We die and we stop being ourselves, we break away from what we liked, from the clothes we wore, the books we read. Our decisions have ended and now others decide for us, remove what we liked, loved, collected, collected. That even loved ones don’t have time to understand us. They put flowers in front of their me- mory about us, light candles and leave quickly, as if they were afraid that we would drag them somewhere, in their opinion, no one knows where. When I met you, it was Autumn. I lived in a corner with a friend. I had nothing but a few packs of books and three faculties completed. Until then, I liked brunettes, and you stood before me light-haired. In addition, in mini / I always pre- ferred maxi /. Just that pearl smile. And voice. Deep, convincing. A small shapely head and neck, almost a swan. You made an impression: attitude, way of being, intimidated men... And their surprise why you chose me. But today I still have a thought: could you have been saved? And your pain hurts when you leave. My helplessness against him. And irrational reproach – why did I let you go? I trusted medicine, holy miracle workers and the fact that I would heal you with the energy 94 transmitted to you. I have assured you many times that I will not give you death... and you have trusted or tried... But today I still have a thought: could you have been saved? And your pain hurts when you leave. My helplessness against him. And irrational reproach – why did I let you go? I trusted medicine, holy miracle workers and the fact that I would heal you with the energy transmitted to you. I have assured you many times that I will not give you death... and you have trusted or tried... I still can’t accept the fact that someone took such a beautiful and noble person from this world, a person endowed with the desire to live. A person loving his granddaughters and being proud that he has good daughters. A few years ago, the poet Krzysztof Gąsiorowski in a conversation about poetry and women told me: you don’t know who you have. Mrs. Basia is a unique woman. Then I was surprised. I have not grown up to such a conviction yet. Today I know that if Mrs. Basia appeared again in my life, she would have had a completely different man with her. A man she wanted me to beWhat did I ad- mire about her? She never, in any situation, even the most unforeseen, said a vulgar word. She preferred to cry in silence and would avoid a situation. She was a real lady. Hats suited her, and even at the age of 50, she looked young, I may say, girlish.

if my only hope cruel wind like a dream blows away I will never be happy again not in this world not there

This is how Alexander Petőfi prayed to his Julia when they met and when they were happy. This poem starts with the words „Nice, your brown eyes”. I told this poem to you many times, to see your happy eyes as you listened with your ears. Also, when, on June 14, 1975 in the afternoon in the Church in Opinogóra, we got married. You were smiling holding a bouquet of wildflowers: cornflowers, tares and others. You told me later that tares in your life are me, an attractive weed in the crop, and the other flowers were you. Then, kneeling before the altar, with the ascending Mother of God in he- aven, I was so happy it brought tears, which I swallowed bravely, repeating after the priest the words of the oath: „And that I will not leave you until I die”. A beautiful and cruel oath. It is a pity that it has already happened, and that it was not me who died first. The day was sunny and cloudy. A student of the Music School sang for us Ave Maryja and played the violin in the choir.

95 We drank champagne in the palace of Zygmunt Krasiński in Opinogóra, then I led you to the tower with a view of green fields and trees, and I said, “it will be our happiness, forever young, green to the horizon of our lives”. What was promised, even when storms, rains and storms invaded our lives, it was always only you who I could trust, believe in your good advice and which no other woman could ever replace you, even when there were occasions, you kept me away from them. This was the case with my momentary crush: we can’t do it, something stops us, even forbids us. So, something above us exists.” According to a family legend, the church in Opinogóra was built by your great-great grandfather from Lorraine, brought by the Krasiński family, for which, in gratitude in 1985, together with Wojciech Żukrowski, you laid a stone for the future statue of Zygmunt decorated with wild flowers. Last year in autumn I bro- ught there flowers from you, when with a group of poets, we went to Opinogóra for a poetry meeting. It was a foggy morning, but the world was sunny from the south, a sign for me that you would recover, and we would come here more than once. Now, when I write these words, it is still the morning, Liliana, your beloved granddaughter, cries for no reason. You cannot come here and comfort her. She stops when I say her that this crying is a pain to Grandma Basia, who loved her so much. She sits now thoughtfully. She is 3 years old; she is very smart and usually calm. Surely, with my writing about you, I brought her a great baby cry. Now we are both pensive: me with a lump in my throat, she is already witho- ut tears, silent. Maybe my despair does not allow your soul to go where you want, into a better world and that is why your soul stays close to us and suffers. And the child can feel it. I believe that you will send to us a solution, as always, good for you and us: me and granddaughter Liliana. The granddaughter has already calmed down. I’m not calm. And I don’t know what to do with myself. Basia, help me, please. All days, after you died, I live somehow with you. I mean: thinking about you, talking to you and feeling so bad without you. Apparently, you don’t want to, or maybe you can’t leave me. Did I deserve this? Do what is better for you. And I’ll try to put myself together. But I can’t freeze my heart. Everything around still reminds me of you because it was yours: shoes, sweaters, jewelry, dresses, jackets, coats... Or just because we were here to- gether. All this is full of you. And tears, still new, revolve around. The world is mysterious and unexplored. Especially, things we don’t see and we know they exist. If it’s true, and it seems to be it, it’s a great comfort to me. It means that I didn’t lose you forever. But I am sorry that I could not tell you how important you are to me. I’m trying now. Is it not too late? I can’t forgive myself. What can I give you now? I always brought you gifts from my travels.

96 And I was glad you were happy. What should I tell you now? Because I can’t do it without you. Just to be only with myself? To gift myself? Nonsense. It seems to me that because of my constant thinking about you, you can’t free yourself from the world you were in. If you want to break free, give me a sign to my con- sciousness. Say firmly so far: “Al, that’s all, I want to be where I should be. Where we all will be.”“Will we meet?” “I won’t tell you that. You can’t know that and you shouldn’t. In our earthly forms we will certainly never meet again.” I answer, “This is cruel.” I have two of your photos in front of me: one above the desk, smiling and looking straight into my eyes, and the other – in the fur hood, looking as if into the afterlife, with an almost imperceptible smile, in which, and also in the eyes. There is an interest in this far world. Interestingly exploratory. However, I think you were afraid of this other world, which has already absorbed so many lives. You wanted to be here, not there. That’s why you worried about your health. That’s why you prayed in many churches and went with me to various saint miracle workers. You loved here and now. And a thought came to me right now. And if we will live there in different worlds, you in yours, me in mine. And we will never meet again – in any form. And that’s the cruelest. That we have not used well enough in this world of our existen- ce together. The Creator’s punishment that we did not use the opportunity given to us, the opportunity to get to know each other better. This may be our mortal sin. Something I missed. Only the side by side existence. Before cremation, we could say goodbye to you in the open casket. You were lying dressed by your younger daughter Anetka in a white lace blouse, a blue scarf under the neck and a navy blue skirt, with your face tilted to the right cheek and with a slight cramp on the right side of the mouth. I wanted to take a picture of you, but you didn’t let me, despite several attempts. Already distant from us, frosty and indifferent. The nearest and dearest stood in front of you and then left as if they were afraid of the other you. I could not leave you, I stroked your forehead, hair, hands, I held your fro- sted left arm for a long time, cold, and you did not like cold, I put my hand on your heart and wished I could be close to you forever. I gave you my energy again, a watery smile and I stayed with you, despite the urges that I had to leave. And then I looked through the glass window, when you already were waiting in a covered casket... I hold a handful of you in a silver urn, which I recently bought for myself and which you were afraid to even touch in your lifetime. Why am I not afraid of what awaits me inevitably? As I mentioned, we went to Krakow, with our last hope. I was happy to give a lecture with you. I didn’t expect anything for myself. Meanwhile, after this stay, I don’t know exactly when it happened – a small cyst which was settled over my right eyebrow, disappeared. It could not be eradicated before. Why, then, didn’t your hope come true?

97 A few years before your departure, I had bad dreams about losing my youn- ger daughter. I woke up with fear that it would not come true and with relief that it was only a dream. The question remained, why? What is this sign? Maybe some- thing threatened her and you took it on yourself? Even then you had symptoms of non-specific results after medical examinations, which you worried about and tried to prevent. I still you didn’t appear in my dreams. Perhaps we had different energies and now you are free of mine That’s why you avoid me. You feel good with yours. If that’s true, so be it. For me, the most important is you here and there. If you’re good with it, I’m withdrawing my energy which is calling to you for you. I renounce my selfishness that you should be with me all the time. However I will still be in pain for your earthly suffering, maybe because of the collision with my expansive energy. When we were walking, you were always a few steps ahead of me, with your energy. Similarly at parties that we attended together. You sat in another place I was in another. Like in Broniewski’s poem. I quote his paraphrase:

I loved you, but not right, the way one ought to love. We walked together but not in tact, Forgive. I will soon, a year maybe two past After I will /not/ forget. Now that it hurts, now that it lasts, I’m ringing the knell. And You, beloved what is this bell for, Sounding from afar?... What I get from life, you now surely know, Alert and skittish: Only this sadness, only this poem, That loves me. (Ula de B)

And Gałczyński:

(„Tamara Chanum”) Even today at me with a star at nights Behind dream clouds twinkles 98 Your hand narrow, Your face golden And byzantine.

Your voice, a rejuvenating water fount Chimes and bells. It’s water talking, it’s a silver concert Of green birds. (Ula de B)

And your poems? They make a huge impression: e.g. „I will not go to Koma- rów any more” and „... I am next to you”. You probably wrote them in the middle of last year. Poems are like your wills; poems know that you approach the edge of life. They are amazing. When you were alive, I was afraid of them and I didn’t know whether to talk to you about them. I chose not to talk so as not to let you know that you already know and that our conversation may harm you. Now I know that living with such an awareness is very hard, especially when two wise granddaughters smi- le and that we have broad plans for the future that you may not wait for. I quote two of your poems, which hurt me the next time I read:

* * * I beside: By you, By you too And by myself.

I here And also there – Where you, And how you want – I know.

My palms have stars – Marks of joy. I am… Still… Translated Anita and Andrew Fincham

Indeed, you had stars on the inside of your hand. And you said that a long time ago, before you got married, during a trip, you met a fortune-teller, probably from Asia, who was foretelling the future through the study of the palm.

99 Apparently, he predicted you a happy and interesting life. You told me that. Then he took your cousin’s hand, looked at her and said nothing. Half a year later she died. And now the second line, previously written. Reflection after a stay at the poetic festival in Komarów, behind St. Petersburg, it seems that in 2017. The guide took us to the Akhmatova villa, where other people already lived, then to the ceme- tery, where the poet also rested:

* * * I will not go anymore to Komarowo I will not draw water from the well which Akhmatova used to drink - the taste is remembered forever

I will not go along the asphalt road with the cottages hidden behind a fence and there are no birds just cameras with far-sighted eyes

the sea defends its banks with stones and the wind swirls and throws sand. water is black, mysterious

in lush greenery the shadows of cemetery trees cover the inscriptions on the graves names of famous people forgotten and those who we remmber

I will not go to Komarowo Translated by Danuta Błaszak

It was almost a sunny day under the North sky. We walked between sump- tuous dachas, covered with heavy, high fences, commented on their architecture, then we went to the beach with a gentle water surface, to Finland, we passed discos and sexy girls curling around dances at aquatic restaurants, alone with our worlds at hand. Kazimierz Sopuch sent me a message. He came from Ostrołęka and lived in Sopot for many years. Recently, after his wife’s death, he moved to Olsztyn. She claims that the soul must be given a chance to leave peacefully. If a soul stays with

100 us for up to a year, she feels tormented by our constant thinking about her, and then she/the soul cannot leave peacefully to her afterlife. My beloved, I have to think about you. You saved my life three years ago by sending me to a doctor and for medical exams. It turned out that I, in my opinion, had two cancers: pancreas and prostate. In 2018, and in six months, I got rid of both. If not you, I wouldn’t be in this world sooner than you. „Which none of the women can replace...” Yes, you were incomparable. Ori- ginal beauty, a refined way of being, walking, speaking. „A star among potatoes”. And a person with character. You’ve been tenacious, not always right. Now I could react properly. And only now do I know that I would be more mature in our every- day contacts. I go for a walk thinking about you. Spring is all over, but for now in bird carnations: in the sky another keys of cranes and wild geese, in the forests full of bird conversations, but the buds on the trees. I look at lilacs. They will bloom soon. I always brought you bouquets of them. And I still cannot reconcile, how could you take an unusual, unique, wise woman with broad interests, as an encyclopedia of knowledge. And all this disappeared forever. I have some poems about death. I was always drawn to write about her. But this death in the poems did not hurt, it was only written, someone else’s. I was only at one. Juliana Przyboś. In ZAiKS at an international session of translators in 1970. He sat smiling, then tilted his head back and... already. A moment later I saw a massive doctor kneel on him, and compress his heart. And the world went its own way, cars roared, streetcars creaked, people passed, thoughtful or laughing, and the usual au- tumn evening was falling. And it seems to me that I wrote this poem at that time:

* * * A person’s death should be a hole in the world, And it is only a hurried laying of flowers on the grave. Lost things we remember longer Than too long absence of the dead among the living. We push the deceased away until they become a bright Object attached to memory.

Sometimes the dead’s name breaks out of mouth As if practicing on an instrument in a passable city, And the alives are looking for new meanings Not knowing that they are inscribed in a circle - Like a banality: said too solemnly, It neither amuses nor explains anything. Translated by Danuta Błaszak

101 Many years later a poem about lovers was written, also inscribed in death, which I have often recited at meetings and festivals, because it is well received by listeners

Lovers

Don’t upset the lovers’ peace, death above them hovers lonely. For more flowers spring is calling, when dawn embraces them.

More paths bring to them, more streams the sea desires... Words with red gold ring against the bodies slim above a hawthorn tree.

Don’t upset the lovers’ peace, before the old age finds them: they are a turquoise curtain, that separates the dark stage. Translated by Anna Bolińska

I always talk to her and about her Mrs. Basia, I meet her in the autumn of 1974. And a few days later I wrote the first poem about her on the bus or on the train, when I was traveling, together with the poet Jerzy Czajkowski, for an original meeting in Ostrołęka. This poem is also liked, especially by women: . Barbara

You put your name between raspberries Behind the heathers the deer smell your smile To the ill cherry tree you bring a prince And wolf’s cry you frame in silver

A palm is smooching to you with celebration And a bastard breaks the jug and runs away Patiently you collect the pieces teeth In a beautiful mosaic day is lost thought

102 Everyone is living you paint the snow Spider that once was a star You put on your hand to listen to heaven Until spring broke on twigs yesterday

And king ordered king’s red to the rains And I threw my burke from the hedgehog I dig my teeth into dawn of the oak When together with the juice of hidden raspberries

I drank your navy name out Translated by Ula de B

By then I was already starting to walk with you. Before 3PM I always waited in the hall of the Polish Academy of Sciences in the Staszic Palace and we walked in the autumn, sunny or rainy Krakowskie Przedmieście towards the Old Town, and then through the Kerbedzia Bridge I walked you to the suburban train. I worked with the Hungarian Institute of Culture at the time. Slim, in a red coat with large lapels, always smiling, that’s how I remembered you. And a poem about you was read by Wojciech Siemion at a meeting with me, next to you, in the student theater hall at the University of Warsaw. Over a hundred people came and they sat or stood crowded in a small room, and I with you, both undisclosed, because that was the idea. The meeting was led by Tadeusz K., a student of Polish studies, had a foreword by Krzysztof Mętrak, then a young critic employed in the weekly Kultura, in which I debuted a few years earlier, and Wojciech Siemion read my poems and prose. Today, all and all of the above have passed away and the theater is gone. I sat with you at that time and I was happy twice that with you and that you liked my work. After the meeting, I took you by train to the house, as it was already late, and you Spontaneously ripped off a handful of flowers from the home garden. I re- turned to the room rented in Powiśle by the last train, before 24.00. This pain, which is growing within me, is growing bigger every day, it cannot come to terms with our happy recent past and will never get hurt again. I gnash my teeth, run in the woods to strive for him, go to the sea to flood him, drown him, but I can’t give up. Until recently, we walked together on the same roads, paths and the same bank, dodging the waves. You loved the sea and for you I built a house here so that you could enjoy it, lead it, invite guests and the so-called vacationers whom you knew how to make that they returned in the next seasons.

103 28 III 2020 at 0:45 I went onto the balcony and looked at the dark, starry sky. Which of the stars above kidnapped you? Until recently, you were the driver of vehicles and I liked to ride with you. We sat close to each other, silent and in our own separate worlds, but still very much together. That time is now gone. However, I know you are still with me and so I continue to speak to you. I have a desire to call you, ask you where you are and when you will be home. I remember the number of the cell phone I once gave you. It was an easy one to remember: 606780666 – it is still on my phone and will always remain so. You were always busy reading books, reviewing the press, watching ambitio- us films, making phone calls, going to mass, walking, shopping, and playing with Liliana. You still took care of your appearance, even in your last days at hospital. Between 5:00 and 6:00 today, you finally appeared in my dreams. You were smiling, just as in your picture above the desk. You confessed to me that I made you a fuss. Yet you still smiled and wanted to be with me – a perverse dream. You probably want me to stop thinking about you. If not completely, then less inten- sely. There will be none of that – I will still think of you. Your trick from another world failed. Then there was a second dream where I went on a trip, via bus, with other passengers. In this dream, there was an attractive brunette standing before me. A large, handsome man came up to her and began to insistently attempt to seduce her. The brunette laughed, pushed him away and said, ‘None of that.’ In the meantime, another sunny day comes to rise. And a month has passed since the solemn farewell service for you. There was supposed to be a mass for you today, but because of the coronavirus, gatherings of over 5 people were prohibited. Therefore, while here at your favorite seaside, we will say „Angelus” in your intention. There are three families here: older daughter Dorota with her husband and their two daughters, younger daughter Aneta with her husband, and myself – with no family by my side. Because I am without you.”

At 14.00

Almost hot. The sun is scorching. You would definitely be on a walk now with your granddaughters at the seaside. Or on a road trip somewhere in the area. Or maybe you would bustle while making dinner, happy that you have the whole fa- mily around you. I don’t know what to do with myself without you. Whatever I see reminds me of you and I will immediately distract myself. And I have no strength to build a blockage. I envy my family that they behave normally with everyday mat- ters. As if what had happened has expired, maybe not completely, but still.

104 Anyway, they have their things to do. And my only thing is You. Only you. Sometimes it seems to me that if you were standing by me, although invisible, but still. Sometimes worried, sometimes smiling. Sometimes with your left hand under your heart. “It hurts again.” you say anxiously. And to forget pain you take on new things, even unnecessary, in my opinion, but important for you. Not so long time ago you were walking among the pines or around the ho- use. Before winter, you wrapped brick summer tables, a barbecue, cut flowers, and gardens. Not so long time ago... It’s like a message you still exist.

In the afternoon I decided to pedal away my emotions on the bicycle. Over 2 hours and over 20 km. I rode up the dyke upstream Wisła. I think you made it. When I drove back I past the church in Mikoszewo. He was open. I went in. I came to mass. According to current rules, there were 5 people inside + a priest and an altar boy. I stopped in the vestibule. The priest just started praying for the souls of the dead. I added your name. I know you wanted it. That’s how you directed me. At heart easier. I promised you that as far as I can, I will attend services instead of you. I must also tell you that I was riding along the silver ribbon of the Vistula with thoughts about you. We never rode bikes together. You joked that the bike doesn’t like you and it always sheds you off. And that’s what I missed, cycling together with you. As you know, Żuławy gets out of German architecture. Abandoned German buildings are collapsing one after another. In their pla- ce appear Polish buildings, bright, closer to our psyche. In the evening by the candle we said for you „Our Father, Hail Mary and eternal rest. We remember. We love you. It’s only been a month and the empti- ness after you is growing more and more. I also have nice news for you. We received grants on the appeal to publish Poetry today. I came up with a new concept: 200 x 200 mm square format. Four-language texts: Polish-English-Ger- man-Russian. + photo and creative biography. Two issues a year: spring and autumn. In addition to the paper version, parallel to the Internet, on the „Poetry today” page. It will be easier to reach, not only Polish-language readers. For this occasion, I dedicate What sentence from Franz Lehar’s aria: „Yours is my heart, when you are lacking, it breathes the void of the world.” And while cycling, the last sentence quoted in me from the first sonnet of Jan Kasprowicz / the series „Z chałupy” /; Hey, will the time come, what will frighten away these tears? „ I think I don’t want it to come.

105 At 23.33.

We sit together, I am behind the desk, you look at me from the photo. It starts to be good. I sit with my memories about you. For example, the first time with you abroad, two weeks after the wedding. I got a six-month scholarship to Romania. I went alone, not connected with any terms, decently unemployed, to learn Romanian. It was Micolae Mares’ decision, my buddy from the university, Polish studies, who could do a lot in his country. „I missed you and I have to make up for it,” he used to say. „In the mean- time you mastered the Hungarian language, and so translated, published, etc. It’s enough. Romanian literature can be more appealing to you as knowing Latin.” He was right in some sense. After a few days in Bucharest, I came to an international Romanian course in Brasov, and there I met two fantastic students, girls from Poznań, already successfully in Romanian. They began to make philolo- gical translations for me: „Miorica”, Bacovia, Sorescu, Stanescu, and I posed it to Polish poetry. Learning Rumanian wasn’t coming easy to me, because I was missing you terribly. I was also dodging all the wild popularity among girls, even though I never considered myself good looking, but Polish girls kept showering me with flowers. And they were the artists from Cracow’s famous “Piwnica Pod Baranami” (Rams Cellar). I was telling them modestly – not like a real man – that I was just a newly wed guy. But they kept assuring me that didn’t seem to be a problem for them. Misha, a Russian guy who spoke fluent Rumanian, tried to help me and offered that if I didn’t want the girls – to give them to him. After a couple of days, I invited all that Polish – Russian company to my poetic evening serving the watermelon. You joined us much later, well after Brasov. I offered you the watermelon but you declined with that special smile of yours, telling me it wasn’t your favorite. From Bucharest, the Ministry of Culture sent us for two weeks to Constance, the place of Ovidius’ deportation. We stayed in the ritzy beach hotel. We were the only young people there, since the hotel was very expensive and we were not paying for it. All days we either walked on the beach or played in the water. We also went shopping. At that time there was not much of the difference in availability of products between Rumania and Hungary – which was known as “Eldorado”among socialist countries. I cut short my half-a-year stipend because your vacation time was ending...” Still in our maiden-bachelor times, a few weeks after getting to know each other, I invited Basia to a fashionable cafe Pod Egidą, in the back room of Nowy Świat, and I entered there from the Rutkowski Street and read her aloud my latest story „In the cemetery” in which two young women, wife and friend, meet at the grave of their former man. It shook her. In a few days, another shock for Basia: my short confession from the past. She left without a word. I thought – it’s over. 106 Not worried because it was the beginning of our relationship. We met the next day, in the reading room of the Polish Writers’ Union. She put the lily of the valley in front of me. “I give it to you with my heart,” she said. She knew that lily of the valley is my favorite flower and I often gave it to Basia at our meetings... I proposed to Basia on Sunday somehow 3–4 days before Christmas. In the Opinogóra castle of Zygmunt Krasiński, at the window overlooking the park, greyish-brown currently, on the greyish-brown, snowless day. I will marry you – she replied in excitement, although she had known why I took her there. For Christmas time I went to my family house built by my parents over one November night in an open field, on the military ground in 1935. From there I went for my little brother’s wedding. Staszek was very close to me – a poet, painter, lawyer who passed away in 2004. It was the first of the biggest shocks in my life as I brought up Staszek from nappies, later we read our poems, helped each other and made poetic plans… He died suddenly after coming back from Warsaw where, as a lawyer, he had handled somebody’s case… I was reading his poems at the altar in a church, in Płock, including the one of the most beautiful dedicated to our Mother “Don’t pick out the silence from my mouth while the night bouquet is on fire”. The church was full, half of the town came. ”I told you so little about your role in my life, although every morning I used to greet you saying: “You are the sense of my existence” or in Bulgarian “As Te obyczam” – I love you”. And in the evening: “See you tomorrow”. I don’t have anybody to tell the words which are hanging now above me. I tell them to your photo, You smile, constantly, sometimes a bit differently as if behind this smile there was another one with unspoken questions, riddles, awaiting, even worried. In my poems for you I told how important you were for me, but I could do more. I was sure until the end that we would live forever, even a day before you passed away I was so trustful believing in the doctor’s words that new medicines would work. Taking into account my experience I concluded that pictures of health passed away sooner because those not hardened… And I used to persuade you that I before you showing as a proof the urn that I had bought and which scared you… When we were going to go out somewhere, she was ready before me, waiting at the exit. She glanced as if trying to say – hurry up or else we will be late. It got on my nerves. Before that we asked each other what to put on. Usually we stuck to our earlier choices. At the meeting, parties we used to sit together but in fact we had separate circles. Basia felt good with hers. As to me, I used to take a long walk while family gatherings. During literary events or others, I sat in the corner and had a nap. I felt comfortable being in charge of the meeting. Mrs. Basia used to take photos then or just mixed with the people. She was talking with guests, took their books, small gifts, asked if she could be any of help. People searched her company as they knew that everybody was significant and important for her.

107 Sunday, March 29, 2020

It is cold, cloudy, snowy. On such days I have been feeling miserable since you passed away. We are warm sitting here. And you? Somewhere in the afterlife, you were always so susceptible to cold. Who or what warms you up? Do you need it? Looking at you smiling photo makes me thrill. I can’t be of help in any way. I am preparing some lines from your poem for the Wailing Wall. So painfully excellent and visionary. Written a few months before you passed away. You wrote few poems, including some excellent e.g. “A talk with the sea”, “Fog by the coast”, “I saw the sea”, “Lips blooming with purple” and the latest, thrilling: “I will not go to Koma- row any more”, “In Konstantinow, where Yesenin used to be” and “I am nearby” – I have never read more poignant one. It contains few words but all of them have their power, our existence knowledge, so surprisingly beautiful, despairing. I am thankful that you were with me, although by heaven much too short. It hurts that I didn’t tell you about those poems – how important they are, excellently impor- tant. You used to be always so happy when I liked something by you. Then you were looking at me as if in disbelief. Is that true? As to the last truth, I didn’t make it. To be stricter, I missed it, so convinced that you would get over and we would live forever and one year more. Tomorrow the inauguration of XX World Poetry Day, set up by UNESCO, was supposed to be held. We were prepared for it – the 141 issue of “Poetry Today” published, accommodation booked, guests invited. Coronavirus thwarted every- thing, isolated people at homes, made streets and workplaces deserted. Culture in- stitutions, schools, universities closed. Some distinguished people have passed away lately: today Krzysztof Penderecki died after a serious illness. How would you feel in that sick situation if you hadn’t undergone chemotherapy (Thursday, February 6), which killed you. You lived only 16 day afterwards, suffering a lot. Some of the family members think that you, as a well-organized person, knew when to pass away as now you would not be admitted to any hospital. But you would be with us, first of all with me, and if the circumstances permitted – in your own bed, your room, with us. Several years ago, I was that one more likely to be ill. I used to go down with flu, runny nose, sore throat. You were laughing at me, saying that I was sickly, and I should not overwork. You were that stronger one, even physically: with your delicate muscles you were able to move even a heavily full wardrobe or a bookcase. You were responsible for housekeeping and you liked it. Also, for shopping as you were good at prices, products quality, and places where they should be bought. I toughed up some time ago, after two anti-cancer surgeries in 2018. Now I only must follow diet rules.

I am worried about my family. They are working at home, but the younger daughter is still in Warsaw. And your Wailing Wall still not visited by us. “The woman that can’t be replaced”. 108 Monday, 8.50 p.m., March 30, 2020

Today in Polonia House I was supposed to open XX World Poetry Day set up by UNESCO. In the morning sunny but cold weather in Jantar, with one-hour snowing in the afternoon which enabled my granddaughters to make snowmen. My younger daughter lost 25% of her salary for home working due to fewer customers. I promised to help as much as I could. My son-in-law is unemployed, his wife’s dependent. In the evening I found some marble pieces in a plastic bag. Basia must have collected them with some intention in mind. She didn’t manage to carry out it. Apparently, she put it off. She had her birthday on 12th January. I bought a silver basket-like plate for her, but I don’t remember giving it in, she didn’t like expensive presents then. In her opinion, we should save money for hard times. Unlike me, she paid a lot of attention to birthdays and name days. Usually my friends made me realize it phoning with wishes or I myself remembered afterwards. On her birthday she reminded me that she was mid-Capricorn, so having horns and hooves, which sometimes turned out to be true. I talked with my brother-in-law, Andrzej. He lives with his wife near Warsaw. They underwent the quarantine. Andrzej, Basia’s brother was born in 1956, so he is 64. Parents: mother Janina died on 22nd January 1976 of cancer at the age of 54, father Jan died on 27th April 1987 probably of stro- ke after Solidarity reconstruction, namely, the destruction of his workplace, which was for him like a family member. In 1939, aged 18, he joined the army as a volun- teer and fought under command of general Kleeberg until the end. As a prisoner of war, he found himself in Prussia. He worked in Königsberg as a driver. His German “employers” trusted him as he was a reliable worker. At the end of the war he took advantage of it and ran away. Basia was very close with her father.

Monday, 31 March 2020

Mrs. Basia graduated from the Photography High School on Spokojna Stre- et in Warsaw. From 1968 until 1978 she worked for Polish Academy of Sciences, at the same time taking extra-mural studies in Chemistry at the Warsaw University of Technology, later Pedagogy to become a certified teacher. Hard-working, well-orga- nized, talented. When nobody, even following the manual, was able to put together some photo device, Mrs. Basia, a young employee, succeeded in doing that. She was sent abroad on the academic exchange program. After getting married she also travelled with me on literary festivals to Vilnius, Grodno, Brest, Moscow, Ryazan, Yasnaya Polyana, Yakutsk, London, Frankfurt upon Main, Budapest, Bucharest, Varna, Sofia, Athens, Rome, Bari, etc. She was a co-organizer of UNESCO World Poetry Days and the Slavic Poetry Festival. She did not talk much about her professional life, most often and fondly about her job for PAN (Polish Science Academy). But I told her a lot about my 109 undergraduate life, pretty feisty times, in which I took part keeping some distance but having for flatmates some interesting people including Jas Banaszkiewicz, Eu- geniusz Bil Jaruzelski. Jaś was studying on the second year of Library Science for three years. Eugeniusz gave up on the third year. He was a man of great personality, a doctor’s son from Białystok. I wrote about him in my retrospective book “And an- gels will be judged”. I also lived with late Waldek Kedaj, who graduated from Ger- man faculty and Journalism College, knew several languages and was a father-in -law of a famous journalist, Tomasz Lis. One day Waldek, always deep in thoughts and quiet, was going to take an exam and suddenly he realized that people were lo- oking at him – from the waist down. Just at the examination room his friends made him aware that everything was Ok with upper clothes – a jacket, white shirt, tie but below – underpants and slippers. Of course, he came in the room and passed the exam. The examiner did not mind, though. With Basia we had most of the time for ourselves when we were engaged, later occasionally as I spent time with my nose in books, Basia with children or at work. She liked preparing festive delicacies, later being tasted in a bigger, family company. I behaved then a bit gruffly as I was only good at talking on literature but I managed to find an excuse – I was washing up, which was praised and commented that my wife was lucky to have a good husband. Whenever I felt uncomfortable to deal with any matter, Mrs. Basia handled it with smile competently.

Wednesday, 1 April 2020

Stefan Jurkowski, a friend, poet, essayist, critic wrote a warm, retrospective article about Basia in “Gazeta Kulturalna” by Andrzej Dębkowski. Here it is: foto

Moments with Mrs. Basia I wanted to enjoy springtime, sunny and bright. I thought that it couldn’t be disturbed, espe- cially because it was getting lighter, warmer and we hardly had any winter. But the beginning of March brought a big sorrow. Basia Nawrocka passed away. She was Aleksander Nawrocki’s wife, devoted companion, and his right hand.As far as I remember she was always present, even if not in person, her spirit was sensed at all poetry events attended by Aleksander. She used to go with us for meetings in Opinogóra, Ciechanów, also to literary festivals abroad.

110 She was always in Warsaw at the UNESCO and Slavic poetry festivals. Her distinctive, slim, and very shapely figure could be seen among poets, audience, and numerous young people. Aleksander – a poet, a bit distractive in some way – was not always able to keep everything under control while leading a meeting. But Mrs. Basia was. How many times stressed Aleksander kept asking from behind the presidential table: “Mrs. Basia, where are my glasses?”, “Mrs. Basia, please answer the phone as I can’t”, “Mrs. Basia, pass me “Poetry Today” … He addressed her ‘Mrs. Basia’, which sounded strange but so cordial as well. Later all friends started to call her the same, regardless of how familiar they were with her. Mrs. Basia, with a warm smile, was always ready to fulfil her husband’s wishes immediately. She knew where and what had been put, who had not read a poem so should be invited to present it so that nobody felt overlooked or ignored. She took great photos which later were published in “Poetry Today”, numerous anthologies of both Polish and foreign po- etry, in Aleksander Nawrocki’s books issued by publishing house IBIS, also in her collections of poems. She was a great poetess, too. In the light of the above, both festivals organized by Aleksander Nawrocki, had a family, intimate touch, of course with a great help of Basia Nawrocka- Jur- kowska. Additionally, a poet usually is not, let us say, very familiar with computer issues so Mrs. Basia was also responsible for publishing “Poetry Today”. We knew that she had been ill for some time, realizing later how serious the situation was but we did not want to accept the worst. Mrs. Basia for all of us. She was, is and will be – that was our constant hope. One can say that despi- te all the news of her departure fell on us like a thunderbolt it was hard to imagine that it would happen so soon; that it has already happened... And we are still immersed in everyday life. What encircles our mind brings evangelical prophecies regarding end of the world. Admittedly as Czesław Miłosz wrote “there will be no other end of the world”, only the daily one, maybe private and those “who waited for lightning and thunder are disappointed”. And yet it is hard to resist the impression that something is hanging in the air. Wacław Oszajca stated that God did not create the world to destroy it later. It can transform it, but not destroy. I remember these words of the poet just because they contain hope... At 12.45 Marta Brassart, sister of Adam Siemieńczyk, called me from Lon- don at the request of “Poetry today”, the winner of the 14th World Poetry Day established by UNESCO. We talked about Basia and we felt her absence but she had eternal presence in our hearts. You see dearest, we have lived to see times when even members of our im- mediate families miss each other and are afraid to hug each other and are not sure what to do with this strange freedom which suddenly separated us. They are solely afraid. Although to a large extent Christians, whose recent ancestors left in the

111 last moments of their lives with the conviction that God is calling them to a better life. I am surprised but not for my life but for the lives of my loved ones. My only misfortune knows that you neither can see me nor hear me and I want it to be dif- ferent. Every year at this time I brought you marigolds, five-petal suns rising over the banks of dark waters in which dry reeds are reflected – the souls of people who died. It hurts as well. Although I see you alive above the desk in a green scarf and always bowing my head to you every morning and with my hand on my heart I say, “Good morning, the Sun of my life” and in the evening I express the same gesture, “See you tomorrow”.

Thursday, April 2, 2020

It is cloudy, chilly. I sit in front of your photo frame immersed in your tho- ughts. You were beautiful and wise. Have you taken these three beautiful qualities to the dimension in which you are now? The eminent scholar, Freeman Dyson, said that “Life is an art, not science. And the art of living is giving meaning to what we do. The art of living in the universe is to give sense to the universe; there are things like beauty and wisdom that are valuable. As long as they exist, the universe is not senseless. it has sense. And it’s our job to find it. “Why did this universe just call you now? Did it want to gain some of your particles that you had? Maybe it needed your charisma that is not available with everyone. How did all this happen without my agreement? What is it like then, this world? Is it ruthless, painful? Does it want to fill and complete itself? It made me understand what I lost having you next to me and not quite understanding that. I would be different for you now if you could be with me again. But then will you accept me? Can I be affixed to your thoughts and desires? After all you liked to subordinate me and obey your will. You did it skillfully. Like as I mentioned before, if you noticed that a woman was starting to be too close to me, you didn’t make fights with either her or me. You just made friends with her and then she spontaneously escaped from our life. She started to feel like a fool that she hurt such an extraor- dinary, delicate, tactful, good woman. The world in which you are now must have charisma. Only some people here on Earth have it so that they can “infect” those ones who did not possess it.

Beloved, I have just received poems from Jelena Korniejewa with internet mail. They are beautiful and touching especially the one written for you. It is enti- tled “I am calling to you”. I translated it immediately though not as intricately as the original one however poignant. I will work on it but in the meantime it is like my prayer for You:

112 Jelena Korniejewa

* * * I am calling to you from my heaven And through the Stars I tell you: For you I still live here For myself, I’m already in paradise. There life breaths only with sleep But love, faith, fire there are in it. We are one in them One law is for everyone. I see you through my dreams And I can hear your heart beating. You are the sigh of spring for me The touch of beloved hands, You are the ocean of my love And I am for you – eternal fire And a powerful hand, always.

I believe that this is how it is with us in Jelena’s poem although my faith is very cautious but you always stand by me. I want this and I will believe in this. I went for a walk, along the road to the main entrance to the beach in Jantar. In August last year, we walked the same path together. You were after chemothera- py on almost stiff feet, but you walked alone without help. You didn’t want it. You sat on a bench to look at the Sea. I too walked alone along the seashore turning around every now and then waving my hand. In fact, I wanted to hide from you the cramp in my throat and red eyes. You got better and we went out together for a long time; you went shopping as well. In the middle of November, we went together and we saw the entire old Rome. You walked even faster than me though I used Nordic walking poles. The same happened in Międzyświącie as we went through the Kra- sińscy park to the Old Town to visit subsequent churches for prayers and seeing the Christmas cribs. My prayers were only for the return of your health. Do you know what I miss now, your words! Al, hug me tightly. You asked for it more and more. You have already prejudiced your future although you have tried to dislodge your consciousness. I didn’t believe in it, I didn’t want to believe. How could I be- lieve that I could from day to day lose my love? In front of the entrance to our Jantarowy House, lime tree was sown, and it grew quickly. It was tall, over three meters. Then a friend of Bolesław’s son-in-law, Dariusz began to build houses opposite, and the tree blocked the entry of his vans.

113 You agreed to cut it. I wasn’t at home this time. I was shocked. Now two branches grew from the trunk almost two meters high woven together at the top. They sym- bolize us. I will make sure that nobody accidentally cuts them down again. On today’s walk I was wondering that there are different memories about people. There are deaths and no one cry. After some time, there is a sense of relief or satisfaction that someone particularly wrong has left. What stays in the theory of afterlife? And how is it possible that we’re so different in this world? Do we need it and for what? After all, without them life will be happier. When the good ones die everyone is crying. My best poems were for you. There are many of them. I suppo- se only Petrarch “s Laura had more poems than three hundred. You had over fifty poems. You were accustomed that they were falling like a sleeve. They were written for you also when I was travelling without you. Like for example, the one I wrote for you in 1986 in Bulgaria. I love that especially. During writing, I was fascinated by my translator not as a woman because she was not attractive but as a student who was in love with Polish poetry. She knew over one hundred Polish most valuable poems. It was on the ship with almost a hundred poets from different countries that I wrote a poem for her: “Zoriana in Karżali”:

Your mountains – rocky, Your trees – low, My forests – soaring. My rivers – silent. Your streams – rushing, Your storms – wild, Naked eagles, Dry sky like sage. Your summer – peaches And the minaret is hot, My fields – rainy, Under the spruce deer, But you love Norwid And Słowacki, “I’m sad for God,” And I like poems by Iwajło Bałabanowa Which maybe I will translate into Polish tomorrow Your smile is among hawthorn My wandering around the holiday In my hands for you there is Rose – My male age, the age of defeat.

114 She promised to keep it in her mind. Did she do? I do not know. As if in a rematch for this poem to a strange woman, I wrote a poem for you almost casu- ally: “In Sofia”:

That you are – thank you You are my beautiful wife and a dream. Under the Vitosha mountain and in Rila Monastery Inhuman gives you obeisance’s and an eagle. I carefully guard your name from the storms And before him in the church I light a prayer: Let it burn – in icons, in ‘Farm and love’ – Barbara, Barbara, mountains edge, waves crashing, Playing girls zither and monks singing, Hope in despair, waiting for spring And baroque gardens in autumn noon. That you are sometimes the hardest to be with me, Thank you now under the sky of Bulgaria, In the wintry North, my otherness, lack of faith: When the road is not visible too often, You stand by me and say: wait, it will pass. And for that I love you, cheerful and dignified, Bread of life, Your fragility, under which iron hides, And I always come back from the far distance I return with a word, the only one: Barbara, Barbara.

22.55

Beloved, I have just received a message that our author, Adam Lizakowski, who in 2006 was awarded the UNESCO Laurel at the request of “Poetry today” received the Knight’s Cross of the Order of Polonia Restituta from President An- drzej Duda. I sent him congratulatory message. At the same time, I thought that you had done a huge work for Polish poetry here in Poland and abroad that none of the officials noticed. We made up for ourselves with what was most precious to us, was our love. Your idea was to give the title of BRIDGES – connecting cultures to our bilingual anthologies. You prepared 11 of them, and 12 / Warsaw – Vietnam / started. We started in 2014 with the bilingual edition Warsaw – Saint Petersburg, followed by the following: Warsaw – Ryazan Moscow, Warsaw – Athens, Warsaw – Bari, Warsaw – Grodno, Warsaw – Riga, Warsaw – Vilnius London USA, Warsaw – Bucharest, Warsaw – Minsk, Warsaw – Milan, Warsaw + poetry of Pribałtyka, and in preparation, as noted above: Warsaw – Vietnam. Friends – poets whose poems were in BRIDGES honored us with thanks and rewards.

115 April 3, 2020

We had different characters and that is why we complemented each other. I wonder that why did she chose me today. She was almost comprehensi- vely educated. At this time, I was a gold man who had only a chest full of books. I had no apartment and no job because with an unlucky diploma, defense of the master’s thesis on the work of Czesław Miłosz, I was on the index. I was stu- dying subsequent faculties to stay in Warsaw and to get scholarships. I existed though thanks to the knowledge of Hungarian language and translating Hunga- rian poetry, I published four books which at that time could have been impres- sive. She was well behaved miss from a good home. Mrs. Basia liked herself, I didn’t like myself. She knew that she was pretty, smart. She could smile and she had a beautiful voice. She sang often. One could listen to this singing more than some known singers. Why didn’t you want to sing professionally? I asked. I don’t like this environment and I don’t have a good throat. It could tear qu- ickly. She could bet on her own. She could be a boss. She raised our own and other people’s children wisely, that’s why she worked at school for a long time. Even the biggest bullies respected her. My parents sometimes told me that I am the ugliest of three brothers and I was left “unpunished” because of choosing my own way. After a verdict about my beauty, I went to look at the mirror and I discovered that my parents were wrong because they made me ugly. Mrs. Basia distanced herself from the risk; she was always guided by common sense. I was full of fantasy and realistic because I liked to take risks especially when I knew that I am good at this. This was the case when for a small amount of money, I bought a few plots of land that nobody wanted and which I later sold out for a few times more. I fought reasonable with Mrs. Basia and we took out a loan to buy an apartment. After a few years I sold it. I received two and a half times more money. Mrs. Basia knew the artistic world better than me, but she distan- ced herself from it. She knew the names of many actors and actresses, the titles of many films and the names of their directors. She recognized famous people which I could not and did not pay attention to on the street or in supermarkets. She drove the car perfectly. We received the driving license in the same time. Mrs. Basia soon relinquished me from driving under the guise that I sit always long at night and then I am tired, and I could cause an accident. The result was that I liked to be a passenger in the car. I quickly stopped to be a driver and I couldn’t replace Basia anymore. In a word, I gave myself incapacitated and addicted which is the practice…

Translation by Alicja Maria Kuberska and Sagar Kataria (Indie)

116 It was not always good. She also didn’t want to teach me how to use the Internet, which is something I wasn’t particularly keen on jokingly comparing the Internet to a woman’s character: you don’t know what to do when it will surprise you. And I am straightforward. As in the gospel of Christ: yes, it is, no it is not. She raised her daughters well. She had a common language with them, they always confided in her. I directed them from a professional point of view: what high school to send them to, what college to study, where and which apartment to buy. And not to help them too much so that they would not become incapacitated. I explained that they should count on each other, and I only had to be able to advise them, and when they entered adulthood, I let go with advice and help, which worked out well for them. I liked to advise Basia, not always using this advice, but having a certain scale of comparisons, yours, and hers. She was not quarrelling. She could keep silent, suffocate in herself. I do not always. Especially after work stress. I had a conflicting director. He was promoted to another position. I contributed to put- ting a new one on that stool and helping him to acclimatize, because the publishing team was wandering. In return, the new director sold me to the Youth Publishing Agency, admittedly for the position of foreign literature manager, but with a rather mean and uneducated team. This was the aim of a certain Grzesio P. lousy debu- tant and on a smiley face and character, a nightmare editorially, but brilliant at spying. After MAW was liquidated, he founded his own publishing house, but not a long-term one. It’s a good thing that he’s been missing. At that time, Basia and I supported each other, we had the same views and always voted the same way. Now I am only on my own and I’m despicable with that. I feel like that Boryna, who, after his wife’s death, was used to asking her out of habit: Magda, is it like marrying Jagna or not? Of course, there is no such thing as marrying her. I would demote myself. And our 45 years together. So, let me send you a letter, from 1984, which you have heard from me many times. Listen again:

A letter to my wife

You are mine and a stranger’s calamity, Wild cornflower and freesia helpless. Your spring is leaning towards me, Your joy – a cloudless falcon.

You run to me and pass my way, You write letters to my address – to yourself. Who made you laugh in a white-collar laughter, Who lost you in a splitting grief?

117 In your dreams, the streams dress, In your eyes, men are silvering. You must take the sky off the morning dew, So that my wolf’s dream does not defend itself.

Which I carry on with the ruined Christmas, The pain that my words glow... Which no woman can replace And that is why you’re always mine.

3 XI 1984 St. Petersburg – in a restaurant with a view of Neva

I publicly read it to you in our Opinogóra, in the hall of Zygmunt Krasiń- ski’s palace during the Warsaw Autumn of Poetry, which I was leading at the time and therefore had its level. All the poets had a flash of jealousy in their eyes, and you had that unique smile of a beautiful 35-year-old girl looking 24 years old, just like a dozen years later in Paris:

Barbara in Versailles

In the baroque hall with crystal chandeliers Full of female silencers, slippers, Clumsy trunks – in a word, tourists. And dissonance: a lady with a star gaze, Slim and smiling, distinguished In every way. This is my wife. She lights up. The next rooms, it overshadows The stylized beauty of royal wives, Stiff as plaster misfortune... Nobody dares to photograph her, just mirrors They want to keep a little longer Uniquely sloped Right shoulder hair And a smile in which It is dawn over the Champs-Elysées, Or the oriole fly by The blossoming acacia.

Versailles 9 X 2009.

118 Apart from personal beauty, you also had this beautiful sensitivity to su- blime things, from which emanated the light of the world, goodness, and unprece- dented exclusivity of choosing the most precious values from the gifts of life. And how to go on after such a person? Meanwhile, I remembered a poem I wrote 8 years before I met you. Visionary:

Three songs of Orpheus to Eurydice

I You are the spring of my rocky homeland, A fruit whose taste permeates empty caves, And thoughts are made to wander between two poles.

You are heaven and earth cracked, A border where the winds go out, where the sea It is imperfect and full of guilt, And his waters are clear blue.

You are the chain that wraps my day, One long day with gazelle eyes And the muddy body of a carp.

II The streets are mild, sparkling with weather, Streets like sad mothers And the most beautiful Guernica, like a soldier He was shot when the act of surrender was signed.

The streets of the city whose gates I see Among the blossoming buds of rain, In my time alone, Among the tactile objects With useful names, The streets you are walking down aren’t mine, Loving my songs.

III Eurydice, I faded my singing when you died, I started talking, and in my words, they nested Alien objects that I started to serve, 119 Foreign hearts that I began to understand And I started to love copper and iron, And I called suffering a light About an animal’s hooves.

One of the stars stopped then astonished And she immediately smashed herself, Burying your shadow in a spasmodic color scale, And the silence after that was followed by the eternal order of the planets, Convinced of their mission.

Eurydice, crying for you is like a dull blow. In a growing tree, like a word from centuries ago, Which nobody knows or wants to understand today, And a road that runs along the equator, And your name’s like the ice in which a living star is stuck.

It is imperfect and full of guilt, And his waters are clear blue. Because if we touch our hands again, as we call it The love I still wear under my skin. What about my big cry?

But I want you back. Anything. A good few years ago, when I was convin- ced, I was the first one to dream of my existence there, before you:

* * * When I die, I will tell you For the first time What is it really like out there: Thin air, Neither angels nor God, There is no one to go back to, To cry, to ask how you feel, Will it be spring, Where did this forest go, this time? And nothing hurts, nothing pleases, You cannot wait...

120 Then I dreamt of “Time long past”

* * * ...no longer possible...... get your hair off your face, look into your eyes, Say hello, my other me... You are in an acacia wilderness when Blossom... dawn, what is your name? He writes in the sky, but the gull screams Way to go with you tomorrow. Is that all? Or maybe it is raining uninhabited dilemmas She flushed out of your eyelashes, what could you keep?

Jantar 3rd January 2010.

I was so dreaming at the time and woke up with relief that it was not reality. And yet... After raising the children, you sometimes became almost overprotective towards me, who always walked his own paths and ways, ate all the calories, and had specific jokes that others liked, you did not. Still, there were times when I could be controlled because you liked to cause, but not I have always endured the role of the car. At airports, in spite of visiting half the world, I followed you, leading us to the appropriate gates and exits, and even to the customs officers fluttering the lug- gage, not to women, because women are nosy,” you informed. When we performed together on stage, you were able to present yourself on stage and descend in your own way, with your own charm. In artistic spheres, you could not stick together with me if you could choose a more suitable company. And you were trying to take some time to browse the jewellery stores, which I learned from you, and when I was somewhere without you, I always hooked up with the fancy goods to choose some- thing for you, to suit your taste. And so, it was until our very end, not long ago. The last “jewellery” was a Cracovian gingerbread with a figure of a large woman and icing on it: Super Mother-in-law, which you got from your older daughter and her husband when you left Kraków, after your performance in Piwnica pod Baranami. It was a sunny and warm Sunday and Owsiak’s day. You went with your grandchil- dren and children, and I took the train a bit later. I didn’t suppose that we had only one and a half months left together... And now it hurts, most of all that I didn’t do enough for you, that I didn’t make it and that you too... And that I, a loner every day, could devote more time to tear you away from the illness that you were trying to treat by going shopping for a longer time, every day, even though, in my opinion, it was possible to do it once a week, and after returning, doing many unnecessary things – in my opinion.

121 She really wanted to live. For the last two years she often went to visit doc- tors, clinics, hospitals. And sometimes she would come back crying. Bad results. She was correcting them with a proper diet and again it was good for some time, and a smile of hope appeared on her face. I admired her brave character: getting up in the morning, often to go to doctor’s appointments or to church mass. Two years ago, in mid-September, she had an operation, just when her nephew Michał’s wed- ding fell out. It was a bright afternoon; the choir sang Latin and Polish hymns in the church. I called so that she could listen from my phone. At the wedding party I did not really know what to do with myself. Before the end of 2019, I had Christmas plans for us: to go to Tyniec Mona- stery on meditative New Year’s Eve, and then to Halama in Zakopane and walking in the clouds. Good – you were happy if my health allows me. It did not.

At 9.40 p.m.

In the afternoon I took a bicycle trip in the forest through Mikoszewo on the Vistula. From today on it is forbidden to enter the forests, the seashores too. Under the threat of fines. In Mikoszewo next to the church there is a cosy small cemetery, marble, and concrete, but mentally acceptable, although I like cemete- ries like from Tuwim’s poem:

A country cemetery, overgrown with grass, Wooden crosses stuck with chromo. A country cemetery quiet and simple, As always and as you know.

Last summer, I even wondered if I could order a place here for myself. I do not like death, but I like cemeteries, reading inscriptions on tombstones, birthdays and descents, mostly 50-60 years on average. My age also happens, but rarely. The wind was rumbling over my head and rumbling through the tre- es. A poem by one of my favourite Hungarian poets, Endre Adye, came to my mind. “Alone with the sea.” It is simple and impressive. I have been struggling for years to translate it into Polish and a few years ago I even managed to do so, but I forgot which page I wrote it on and where I put it. Maybe it will be. Endre Ady, a handsome poet of the end of the century, died of syphilis at the age of 42. At the end of his life, a young aristocrat fell in love with him and looked after him. He had many decadent poems and a lot of love. This one of mine, about the sea, starts so roughly:

Seaside, evening, hotel room. She is gone, I’ll never see her again.

122 There is an abandoned flower on the sofa. I hold the flower with her breath in my arms. She was here with me and kissed, And the past is singing, and the wave is blowing.

All the time in these rumbling and raging gusts of wind I was thinking with you. And I told you a poem by Guillaume Apollinairea in my translation, poignant in its simplicity and content. Title? It seems “Farewell.”

I broke the heather for your hands In it, maybe you will remember the fall We are separated by a ruthless fate And only the smell of past heather My waiting will remind you.

I never thought it would be like this poem... I am told the Gods’ beloved are leaving too early. That is what we said in college about outstanding young dead poets. I just spoke to our younger daughter, Aneta. Trapped in her apartment, she works for her work from dawn till night. In her mother-in-law’s block, quarantine, because somebody has already fallen ill with this cruel nastiness. You have already got our cruel reality behind you. You only dreamed twice. I am told that is all be- cause I’m always thinking about you... I read “Legions – the road to legend.” It is almost a statistic. The dead were treated this way too. In battles, there is no time to get angry with your fallen friends. You must fight like this to survive. And, the awareness that today a friend, and tomorrow maybe me. We are also in battle, pandemic. Every day they give the numbers of new dead people. I do not think about it. Still, my tragedy comes first – our tragedy. Missing you, getting bigger with time. The day before you left, you reminded me not to forget to pick up my medi- cal results. I did not forget, but I did not manage to tell you about them, that they are good and that we will both manage our cases. We must because there is still a lot of work to be done. Meanwhile – “loneliness flows all over the rivers.” (Rilke).

April 4.04. 2020, 11.09 a.m.

43 days after you left. It is getting harder and harder for me. Next door in the kitchen Lila’s rungs, a younger granddaughter. Not long ago she cuddled up to you and said: Grandma, I am worried about your health. You were telling me that with emotion. It will be fine – I answered and believed in it. Outside, the sun, the cold wind and the coronavirus that has taken over the world, that even the entrance to the forest was forbidden. In front of me, your picture with a warm smile and

123 cheerful eyes. I feel you with me and I am waiting for you to say again: Al. Hug me, hard. I am hugging your picture with my eyes and from the volume, the last one, entitled “The forest is not allowed to enter the forest”. I read your poems from the last volume, “Business cards”. Here is one of them, written three or four years ago:

Poets From different landscapes Alphabets You can hear the whisper Wind chasing after a leaf You admire the body of the river curved in a bend You taste the juicy apples of love Growing out of words You’re like Disappearing A blur in the rugged sky Your poems Needed for the occasion - Decorations to be removed Sometimes Unforgettable

We have been in Jantar for over three weeks now, in eight people, as in “Dekameron”. Dorota’s daughter and husband work online, her older granddau- ghter does her homework online, the younger one either watches children’s films or tries to find her place by walking from one adult to another. Dariusz, a friend of the house, has his own business too, Aneta and her husband are on Saturdays and Sundays, I write about you all the time and I cannot do anything else. I try to read, but as long as I can. Only your poems can. In them I rediscover you, who I did not know for good, thinking today I know that it’s stupid to love a woman and not necessarily understand.

Reflection The white man is clean... Snow will cover everything – But the colors will not change.

124 The smile of grief will cover the curtains - Pain will not go away. A day in the thoughts Tangled - It will not get any better. The sun will not burn Angry. The beauty of white Grey And it will change into mud.

The accuracy of her poems almost paralyzes. Why can’t she hear that opi- nion from me now? She needed every heartfelt word, especially from me. And I said them, those words, but often the words- She answered: you speak nicely, but today I suppose that these were tactful answers, that she expected something deeper, to open herself up to her, so as to convince her to really believe that only she was, is and will be the meaning of my life. Now she can’t say anything to me anymore. She smiles only, constantly, silently. I find her answer in her next poem, untitled:

* * * Lost Day Between the walls – We lost In the crowd In the fog of strangeness We dust off the good Looking for the truth. Out of town Field meadows of forest In a mosaic of colors arranged We hear Noise Rustling Singing – We fill our senses with delight. We speak in whisper In silence What’s blurring Sharp Shoots of words.

125 You have always been prudent, careful, patient, you have obeyed the law, but the law has not always been rightly retributed to you. All the time I remem- ber our very unpleasant adventure with the traffic police, which happened on 5 December 2000. We were coming back from a printer from Ciechanów. It was snowing with rain. It was well after midnight, when we were already in Warsaw, on Wisłostrada at the turn towards the street where the Mint stands, two road traffic policemen stopped us. After checking the documents, which were comple- tely fine, they ordered us to get out, because next to them stood a trailer of their friend and he had to earn some money. They repeated that we were supposed to go home on foot, but before that we had to pay the fine and the fee for transpor- ting our car on the trailer. We refused and locked ourselves in from inside. They started to be banging on the car, and finally they agreed to send me home for the documents again. We both had colds, I was over 60 years old. They were not touched by anything. I almost ran, on foot over 4 km both ways. Basia was left alone with the two thugs. She asked in Morse code the passing cars for help, but none of them stopped. Eventually, locked in the car, she lost consciousness. The cops did not call an ambulance. When I arrived, they finally let us drive. On the second day my sensitive Basia, after going through this with the police, fainted in school for the second time and the ambulance took her to hospital. The previous day she was happy that the next day there was St. Nicholas Day and she would surprise the children. Meanwhile, the ho- nour of the police had to have its own way: they passed our case to court, where we were interrogated by two bastards, behaving like the former secret police, real hoodlums and boors, who gave us a solid fine. We appealed to the court. A wet- ted representative of the law, Urszula Gołębiewska-Budnik, kept the decision in force, whispering the sentence as if she was ashamed of what she was doing and not taking into account the fact that the police refused to help the person they had harmed. And I still feel extremely despicable for this reason as a man who was helpless in the face of lawlessness and could not defend the woman of his life from it. Fortunately, the fate was fair: one of the police officers, the meaner one, Tomasz Skroński, a year later, with a similar deed to ours, was driven to death: he jumped in front of a car to stop it for control. The driver did not manage to slow down. I do not know what about the other one, Tomasz Kleniewski and the wet judge? I have a lot of time now, as a single pensioner, so I will try to take care of their present, and so far, I wish the good fate would not forget their bad deeds too. I think that that enormous stress that Basia has endured has also had a major impact on her health. My beloved let me quote your poem entitled “The Story of the Night” after this sad memory. “Love.”

126 Love It’s a constant Getting to know yourself. Love - He wants to give the most and takes Mostly. Love Priceless Price Pay the order. Love Unusual Every day. Love - Among so many others Love - Only this one. Ours, Only this one. one.

That is what you have been, without obstinacy, anger, vindictiveness. A pearl during the potato’s everyday life. For 35 years, until I met you, I was alone, then I was lucky to be with you for 45 years. Now, alone again. Only with your books. The last “Business card” has 9 lines, translated into 6 languages each. It is 1:03 p.m., the time you started leaving us 6 weeks ago. And the sky was cloudy, like it was then. And this anguish is growing more and more in me. It is good that you left me your smile and warm look. I am beginning to love the time I spent in the hospital with you. We could finally look at each other, without rushing. I was glad that every now and then I was needed by you and I was almost happy to do your requests: pick up my bed, maybe lower it a little bit, give me a sweater, this one. Violet, cover it better with a duvet because it is freezing, come out with me to the corridor, ask the doctor, because I can’t stand the pain in my chest anymore, pour me some water... I held your hand, kissed yours – our wedding ring whispe- ring: healthier for me, as soon as possible. Next to you there were other patients dying and iron troughs were coming for their bodies, and I was with you all the time and I believed that soon I would take you from here in a better condition, to a home hospice, where I would hold your hand all the time to transfer my energy and... myself. And that I would protect you from this iron trough. 127 I found your beret, purple-violet 100% wool in the closet among the clothes. You wore it every day in colder weather, a little on the diagonal. You had the face of an artist with an open soul. On more important occasions you would wear a hat and then – men hats off, because there goes a lady, a singing step with a bright smile and a warm, dignified gaze, who then:

The gardens of the world she admired She remembered the smells She kept the paintings In the photographs – And among the roses was...

For me, you were always Barbara – a fairy tale, which I wrote about in one of my poems:

Barbara – fairy tales

My head is stuck in a rainbow In her rainy heart A thunderstorm that is going away They are cold As with any hope And the thrush will not nest here

You are the only one who stands firm You take the spikes out of the rainbow wounds So that the blood does not forget to flow To the stone pitchers of expectations And the roads are in the spring And the Fairy Tale is happier than life.

And one more poem about you, for you:

Traveling with Barbara’s borrowed smile

Love is rarely a holiday, more often The bridge for which No other shore was built, And just On that side, somebody’s trying to get lucky.

128 It’s in the emerald summer Barbara’s smile is passing me by - Separated from everyone He takes a few words out of his face.

In the scent of her body Meadows like trust in the moon. A sigh from childhood It is knocking rocks out of men’s words.

Barbara She me her smile. I carry it Day and night After institutions that regulate dreams, On the roads, where the boys, In anticipation of a real war They murder dragonflies, And the men bandage the facts Hands Full of goodness And blood.

I remember at the end of 2017, before the operation to remove the tumour on your pancreas, I went with my daughters to the bank, on your proposal, because you did it yourself earlier, to authorize them to use my account if something happe- ned to me. I have handled this, like so many other things before. I went to Surgery 4 and 2018/ I drove a doctor’s pram with a smile on it, relaxed. Earlier I was orde- red to leave my watch, but I did not want to give back the ring. It touched the nur- ses: they took it off when I lost contact with reality, I do not even know when, while talking to the doctors. I do not know how long the surgery lasted, apparently quite a long time. I woke up on a dark night, in another room in dim lights with a terrible thirst and burnt lips. I asked the nurse for water. She said you cannot, but she can wipe my lips with a damp cloth. Two days later, I returned to my original room. The nurses immediately gave me back my wedding ring, which I did not really want to give back. Again, they were touched by the fact that they first met a patient who defended his wedding ring in such a way. Then you came to visit with your older daughter. I was supposed to have a face that you started to be afraid of me. And I was just after surgery, supposedly difficult. Besides, I do not like to see my loved ones in the hospital because they usually experience it more than the patient. When you came back from the hospital, you really took care of me like a patient

129 and made sure that I would soon undergo the obligatory examinations in such a si- tuation, which I usually disregarded. You already had problems with your health, but you reassured me that you were under the control of the best specialists and everything should be fine. I have always believed in you, so this time too... which I cannot forgive myself for all the time now... Because sometimes I find a solution in a case without a solution, even though at that time I was also preparing for the next, more troublesome operation that took place in the second half of July. And before that, keeping a diet, also troublesome. Apparently I changed into a shadow of myself, as my friends noticed from the spot, some even rejoiced, but I didn’t give up on my walks, even though I often stuck them out by force of will to my home. Nowadays, I do 10 km on foot almost every day, and over 25 km on a bicycle.

In the evening

I went into the woods by bicycle, but all the rides were stolen. I turned around, left the bike, and walked into the fields. I always liked it so much. You did not. We used to drive a car, train, plane together. In some places Mirabelle’s took the blossom, in the sky there were crane pairs, on the brown slope of a large field I was shouted by two of their pairs, grey, with black tails. And around our house, the flowers you planted are blooming for good: white, pink, purple and dark blue. And singing from all sides, as joyful as I was when, 46 years ago in Opinogóra, to my question: will you become my wife? You answered YES. And now let me send you, where you are, a poem that I wrote for you 10 years ago and that you liked very much: Let’s be... a wife

Until our bodies are ashamed of themselves, while we can speak our names without clutter, as long as we want to see each other, while we split every thought in half, while a day apart can be Golgotha, as long as I can serve you flowers, as long as I want the most expensive diamonds for you, until we find ourselves in every word, as long as we wear one star in our eyes, as long as we carry the loneliness of the two of us, let’s be, closest to each other.

28 01 2010. 130 5 IV 2020 Palm Sunday.

Sunshine and cool breeze. I feel like in a penal colony. Neither to church nor to friends. It is forbidden to enter the forest, the sea too, so for the time be- ing it is not known which one is walking on the same fields and meadows with brooms of willows that have not been cut long ago, and overgrown with drainage ditches. A sloppy and careless nation settled these areas after the war. Nobody wants anything. Only when a cataclysm comes, such as an unprecedented flood, will they have a grudge against the whole world. In this not my wilderness I am like a wounded wolf, which was left by a pack – it wants to howl, but it only snaps its jaws, because its voice is stuck in its larynx. That is what I have had for a long time – after the absence of you. It is a vain thing to put my wolf face into your afterlife, since not only can I howl, but I cannot even howl. If you were with me, I would not have this messed up world that people are now afraid of. I would cover you with my wolf sheet and we would have time to finish creating our world. I guess you are watching over me and giving me signs. Today, once again, I do not know why all the text I have written so far, over 50 computer pages, has been erased. A few are gone because the rest is in the old computer. I feel sorry for these few, important ones, which I will not be able to reproduce anymore. But maybe you did not like them, like e.g. considering that every civilisation in the universe has its own God, which would be logical, because Christ is not the God of the universe, but of our Earth, and other existing civilisations have no idea about Him. And our souls exist in our world – our Earth, only in another dimension, not yet understood by us. And what about the Almighty? The head of all I did not give up on my walks, even though I often stuck them out by force of will to my home. Nowadays, I do 10 km on foot almost every day, and over 25 km on a bicycle. The gods? When will we find out about all this if we find out? And do we need it for the happiness that is at the heart of our lives? I’ve taken that happiness away. It’s too early. If we start to lose ourselves in, say, 10-15 years, that would probably be less important. We would feel it less. We would not have the power to do it as we do now. The anniversary of our stay in Ryazan is approaching – the end of April, at the International Poetry Festival under our patronage, that is “Poetry Today” – the organiser of 20 World Poetry Day festivals established in 1999 by UNESCO. The creator of the Ryazan festivals is the poet Yelena Korneyeva. Her events are great, with splendour and imagination: in universities, theatres, schools, and in Konstan- tinovo – the birthplace of Sergey Yesenin and in Yasnaya Polyana – once the seat of the great Leo Tolstoy. True, Beloved, that for both of us the most important thing was the stay in Konstantinovo. Finally, we were able to meet each other, on the banks of the Oka river, on our side high, on the opposite side low with still gray

131 end of that April, the spaces vast to the horizon of meadows and some trees, to buy ourselves in the museum of the great poet, to hear about him stories from his life, to see in the pictures the once famous Isadora Dunkan – for a short period of time the wife of Autumn, to read her own poems and listen to others, to look at herself, to compare with others and to say – it is me – that I have the most unusual wife under the sun, which indeed no woman can replace. Basia took photographs and let herself be photographed, which she also once took me by the hand or under the hand, and we were enjoying our closeness and the festive atmosphere of poetry, and soon the Orthodox . We were happy and – alone, among many. We took with us a young poetess and a talented singer, Alexandra Smerechanska, who was the most outstanding Russian singer. After this stay, you wrote one of your last po- ems, entitled “The Smerechans”. After that stay you wrote one of your last poems, “In Konstantinovo, where Yesenin was born”, which was very sad, as if you already knew that...

In Konstantinovo, where Yesenin was born

Above the Eye of the Fog And a light wind Clouds and thoughts are chasing, And the water table Reflects time past

And the image disappears deep into the waves And you can hear the crow cracking On white birches A lot of black sockets – burst

Under a clear sky Autumn poetry They awaken the buds of spring poplars At his house.

Autumn is long overdue Barbara Jurkowska How? These stepping crows They know And in the brightness of the sky they do not fly

132 I brought a translation of a poem by Yesenin from Ryazan, over which I have been struggling for a good dozen or so years. It is a poem “Shagane”, a ma- sterpiece that cannot be translated. I managed to get a bit closer to the original, because this “Shagane” in Ryazan became my Basia, with distant French descent, and maybe that is why, with a unique beauty, charm, smile, way of being. I send it to you, Beloved, where you are now:

Sergey Yesenin

Shagane

you are my Shagane, Shagane! because, I am from the north, whether, I am ready to tell you the field, About wavy rye under the moon. you are my Shagane, Shagane. because, I am from the north, whether, There is a huge moon a hundred times, Whatever it was beautiful Shiraz, He is no better Ryazan expanses. because, I am from the north, whether. I am ready to tell you the field, This hair I took the rye, if you want to, thumb vyazhi – I did not feel pain. I am ready to tell you the field. About wavy rye under the moon According curls you my guess. Expensive, mum, smile, only memory do not wake me About wavy rye under the moon. you are my Shagane, Shagane! There, in the north, girl too, At you like she was scared, Can, he thinks of me... you are my Shagane, Shagane.

As a footnote, I would like to add that “Shagane” should be emphasized on the last syllable.

133 Meanwhile, it is 1.45 pm. And you? I am going out on the balcony so we can be closer together. Above me, a starry sky with the moon still not fully clear, which is a few days away. I am lonely and I do not know how. You are not there, neither in the stars nor in the moon. You are? In me and next door, only in another dimension. Just like the one in my favourite picture from across the street. You liked to take pictures, so I believe you gave away the other self that you are now. Because you are. With me. Forever. And I say again, “For you, I gave up my soul, my soul with hardness, my soul with evil, sometimes” And you accepted it, Many years ago. And you were with her, for good and bad, to the end of our time together.

“Gray naked pit”? Without colors and shapes? Without you, I am starting to get childish. I recall poems from the first grade of Primary School, e.g. “The storks have already arrived; in heaven you can hear the lark singing”. Or: “Oh spring, oh spring, already knocking on the window, already knocking on the bright gates, already the spring of gold is coming. Oh, the water drips from the roof, the song sounds better, the weather has changed, the spring has already arrived”. Yesterday I saw storks on the nest. If they were flying, I would be busy, and apparently lazy, but if I saw you, I would be happy. An Easter week, usually awaited, full of pre-Christmas bustle, mysticism, religious thoughts, and on the roads of the Cross waiting for the resurrection. Me- anwhile, now there is great silence and loneliness. Not only mine. Empty cities and streets, sitting at home all the time, staring into pain on TVs and waiting, what will tomorrow bring? You cannot even die the way you should. Friends will not take the last road, maybe they will even be relieved to breathe that none of them will. Every year, on these important days, Basia used to sang, lately silent and saying to herself that something else needs to be bought but smiling. Yesterday, for a few hours, with the help of my son-in-law, I was tormenting myself with a computer, which once and for all consumed me irretrievably every tastier fragment of texts and cursed engineers, who invent ships on Mars, but are not able to construct clear software. I also cursed doctors, helpless towards treat- ment of some illnesses, which should be searched already in childhood and earlier prevent their development or eliminate them. And forbid the chemization of the world, use of gasoline, etc.

At 6 p.m.

I came back from a bicycle ride. The sun in a cloudless sky. The forest is empty. I stopped in a Mickosevsky church. Open to space. One person inside. Tra- ditionally covered with black crosses. Me with thoughts of Basia. Only about her. 3-year-old Liliana in front of the house. She knows how to play, talks to herself. She

134 remembers Grandma Basia. She knows she is not coming back. Grandmother was delighted with her. A smart, sensitive, cheerful child. She would be happy with her. Your beautiful body has failed your beautiful soul.

At 10:15 p.m.

I just talked to Mira Łuksza, a poet, translator, and journalist. She is locked, like many in the apartment. She spoke of you through tears in her voice. Like many of our friends. Recently, Krystyna Godlewska, a non-standard poet called. She moved to Saw. She is with her closest family, physically, after all, in her world. Say hello to Basia – she said at the end. She is in heaven,’ I replied. Impossible. And her voice broke down...

9 IV 2020 Thursday

I am not leaving my mental pandemic. I walk around the fields and speak to you in poems from different poets. Now Pushkin:

...as a star come far away, Like a summer’s day and a breath of air...

...that I miss, I love without memory, That I am still yours and waiting. I am waiting.

And a larger fragment of the same poem in my translation:

Come, my shadow, Beloved, The way you were before the separation, On a pale and cold day, it is inscribed, The last one marked by torment. Come on, like a distant star beam, The lightest sound or wind breath, Or a terrible delusion. I do not care. Speak to me. /.../ and longing... What he wants to tell you is that he is confused I love you and I suffer.

135 At 3 p.m.

As every day, I set off into the fields, sifted by cold wind and sun through the clouds, with, as usual, thoughts about you and poems, this time Broniewski:

Love, it means touch, see, And you are not there. You are not there.

And Gałczyński:

My only one in the world, How will I say your name...?

At that time, two dogs came out of the nearby weeds – the big roots of the trees among last year’s tall dried grasses allowed themselves to be allowed to be fired – one sluggish, buro-firing with a long fuzzy coat and a head on the ground, followed by another one, small, long, slippery, otter-like, and set off straight with a dense otter-like rubble on me. I took out the defensive protection, stood up, they do not turn. I ordered them to go away, they are moving further. Two meters ahead of me the bigger one got muddled up with something throat and in a slight arch circling around me and looking at it, it started to move towards the forest, and behind it the smaller one. Coincidence or omen? When I was coming back, seven grey roe deer, propellers, light, fast, successively jumping over a five-meter ditch with water. Seven is my magic number. Walking all the time I was thinking about when you will finally appear to me, in my sleep or in the open. I need it so much. Especially for this Christmas. Late in the evening I watched a movie about the last days of Our Lady’s life. Deep, about the essence of Jesus’ teaching and His personality.

11 IV 2020 Easter Saturday

Bitter sorrow, come on, Our hearts are permeated Melt my pupils. Roll out the sad tears of the crickets, The angels are crying, And who will regret them, The sun, the stars faint, Mourning is overlapping...

136 It is an appropriate Lenten song for today’s situation, mine, and the world. We sang it with our whole family in our childhood, and when my parents went to the market, I sang it with my brother two years younger. I was 9-10 years old then. I sing it and now, years later, I am cycling through the forest to the Vistula. The sunny brightness upstairs, the fear downstairs, greater than during the occupation, empty roads, and churches – Mikoszewski opened to the wall, but without the tomb of Jesus. Only at the top the larks proclaim their joy, stork circling, hawks hunting and wild animals There’s no fear in me, just “Bitter sorrow...” Mine. And all the time, “loneliness flows all over the rivers.” I remember the poems I told you, for jokes like Heine:

And when you are my wife, It is hard to paint, I will just keep laughing, Just laugh and kiss.

Scream as soon as you do, reprimand, offend, I will not be upset about anything, But when you rebuke my poems, I will abandon you without thinking.

And I have never dreamt of abandoning you or mocked my writers. And when we were at the poetic festival in Bonn, on the Rhine, I remembered my favo- urite, from my childhood. “Lorelei, Heine too. I walked banally with her on a mo- dern bridge to the other side and back to find you, to invite you to cross the bridge again and tell the story with my “Lorelei”. I was then in the fourth grade of Primary School. We had to subscribe to the press then. I subscribed to “Świat Młodych”, an interesting weekly for young people. And in one of the issues there was this poem about the evil sorceress “Lorelei”, so I made up my mind to tell you. And now I am telling it to myself:

I do not know what the reason is, That I was saddened, I am still reminded A tale from the old days.

It is dusk and the cold is approaching And the Rhine flows quietly, The top of the mountain sinks in the sun, Which is already falling into the shadows.

137 A beautiful lady sat down Among the rocks and singing in voice, Ring flickers And golden combed hair.

With a gold comb. And a strange day’s work. There is a charming trunk running In the stormy waters...

With this “trunk” she lured a fisherman, who, flowing to her, smashed into the rocks. Since then I have been calling this “Lorelei” to myself, but not a spiteful beautiful witch, but a girl with a bright character, and I have lived to see, after 25 years. To lose her now. Then may all that has taken you away from me be cursed. And the supposed miracle-workers, to whom you stretched out your hands, and they remained indifferent, in their non-being. Where did you come from? – many have wondered. Bright and good. I am trying to guess. Maybe you were sent to earth to collect your experiences to share. What is possible. Because you liked to take pictures, capture almost every moment. And you fell in love with that exile, and you gave joy to everyone who met you. Apparently, you did not like the one who sent you away. That you would give too much good news about the world to which you were sent. And he took you away. He punished you. He sent you the suffering of leaving. Why must Good and not Evil go away in suffering, like Christ? Who called out from the cross: Lord, if you can, take this cup away from me? But it is your will and not my will. Then can you forgive such a thing? Believe? Trust? Ruthless. Ruthless. Unimaginable. Infatuated with others’ sufferings. Demanding that the death of an innocent lamb take away the sins of the world. In 1965, in the autumn /October/, I wrote a poem “To Anna, poem two” with this fragment:

Anna, our continuance It is just a footprint in the full weather.

I know, this move of hands defines you And the silence behind us is determined by the star A patterned fall. You told me: We will find the shore in spite of the springs passing by, Where the flowers conceal the screaming of questions in the mouth And they will scare the flames of anxiety that come from behind the trees,

138 And the birds will lift the clocks from the towers on the light and strong wings.

You told me: On a quiet shore We will forget the eyes of a man Looking at the dance of passing shadows, Letting the boats go down the river We will save our time From the whim of God, A land of suffering.

Anna Blondie, we are the fulfilment of a will not ours...

I was 25 at the time and I did not know you, then 15 years old. And I did not expect this whim of God to be so cruel. Although... Job experienced it, to God’s satisfaction, to prove to him that he could sacrifice the achievements of his life and the lives of his beloved for his self-satisfaction. So, what if this cruel man returned everything to him afterwards, but the other wife and the other children are not the same. They are not things that can be replaced by other things. What do I need a God like that for? I do not want to be his breeder, who should adore him for being bred by him, and in return he takes away the meaning of my life here on Earth. Be- cause he liked it. I prefer Christ, also a deceived sacrifice of God. After all, Christ trusted him... And he did not require selfish sacrifice, he sacrificed himself (the denial of the Old Testament God).

12 IV 2020 Easter

We have a happy day today, Which one of us all demanded, That day Christ was resurrected, Hallelujah.

The Blue King k has come to us, As a lovely flower it bloomed, Hallelujah...

With this song we started the Easter meal with our parents. Then we waited for the sunset, because father said that it would happen three times in honour of the risen Lord that day. But it only happened once. Why? – We asked. Because you

139 must have good and sinless eyesight,” explained father. We were doing a conscien- ce check and counted our childish sins, then very sinful, now? Only funny. And today? A little windy, not too warm, sunny. After breakfast, I read to my family some poems written for you. I was blocked by your voice, so my dau- ghters, son-in-law Boleslaw and a friend of our house, Darius. Your picture was standing on the Christmas table. Then I went to your sea, which I do not like, with a pile of water – sneaky even when it seems gentle. Today it was grey, slightly wrin- kled. You managed to say goodbye to him on Sunday, February 9th. Briefly. I do not have the strength yet – you said. I will go for a longer walk on the beach in spring. Which always gives me strength. The walk filled me with memories. With you. First, Palanga – at the end of the last century. The sea and massages were supposed to help you because you did not always feel good then. By the way, on the Spit, we visited Tomasz Mann’s summer house, a one-storey, reed roof, some souvenirs and loose sand around, with fleshy moss on it. I gathered it a little bit to sit on the plot, but it did not take in, although also on the sand. Then it was better. I could not keep up with you in the mountains. Migraines – only in Warsaw and rarely by the sea. Basia is in delicate health – my mother-in-law warned me. But there is no one like her in the world – I answered. I immersed in my thoughts one of my favourite songs. I never hummed her Basia so as not to sadden us together.

Life goes by fast, Like a brook, A year from now, a day from now We will not be together

And our young age They will sail quickly away. And in the heart will remain Longing, sadness, regret.

With this song, we were bid farewell to our younger colleagues when we were given testimonies of our maturity and the doors to the wide world were ope- ned to us, each one separately. And we dispersed, and it is unknown who took root where and when, and how many of us are left for today? Maybe only me? Without you, we no longer need each other. And poetry? The meaning of my life? You were. And for you, I found myself in my life. For the flight of the Stars.

140 13 IV 2020 Easter Monday.

I had a strange dream. I was working in an office, sort of a town hall. I was sitting like a hallway, on a bench. People were hanging around. Then a high school friend came up to me, middle-high, slim, shapely, in braids braided at the back of my head, almost black-haired, in blue jeans / then you didn’t wear jeans in those parts of my head yet, and even more so girls, and also schoolgirls/. I did not see the faces clearly, but I knew it was her. In the classroom she was considered very pretty and well laid out. Her name was Jadwiga Kocięcka. She sat next to me and invited me to her wedding. She gave a date. I answered that I could not then and if she could move the date. I will try, but I do not vouch – she answered. Maybe I will try, but I do not vouch for it either – I said. So, we will let ourselves know you and me and you. It seems that she agreed, then she got up and left. I remember her most from the waist down, normally, from a sitting position. When I woke up, it was 5:00. After graduation, I had no contact with her, and I never thought about her. She was not my type either. Apparently, she went to Warsaw for a nursing school. Somewhere in Praga, near my dorm. I even saw her once, in the first years of my studies. Apparently, she went to Warsaw for a nursing school. Somewhere in Praga, near my dorm. I even saw her once, in the first years of my studies. I stood on the stairs in front of the dorm, she was walking. She told me good morning. I guess I did not answer. I do not know why. I tried to interpret that dream. The first one: she was giving a sign of her departure and the invitation to the last celebration / would have been about 78 years old now/ – and I mechanically said Eternal Rest for her intention. The second: she invited me into her afterlife, and I was not ready yet. And why was she giving me a sign? Not you?

At 15.50.

For the last few days I have been reading for the second time “The world of amazing phenomena by Charles Berlitz”, among others the story “The Highway of Memories”, in which a woman driving a car wants to take her friend sitting next to her to the cemetery and show her the tombstone, “where they buried me”. I paid attention to this story because since I was a child I liked to walk around the ceme- teries and read the inscriptions on the grave boards. Perhaps one day I will also find my tombstone from the past. And maybe from the afterlife, or in them I will see my Basia again. I ask for it like Pushkin in one of his poems:

Maro of love, my beloved, Come in the old-fashioned form,

141 Like a winter day unspoiled, Frozen in the ordeal of the unspeakable Or as a star come far away, Like a summer’s day, like a breath of air, Or like a terrible delusion. I do not care. I am waiting. I am waiting.

But I know that if she ever haunts me, it is not like a “terrible delusion”. It is not in her style and in her beautiful, noble soul when she asked for it with her unique smile: Al. Hug me, hard. And I feel that Basia would really like to visit me if she could. Meanwhile, I miss her unique smile. And a whisper: Al... And to the disbelievers of my above-mentioned writing, I correspond with a fragment of a poem by Boleslaw Leśmian:

And you, out of this void, why are you mocking me? When is this emptiness not mocking you?

Basia Schroeder from Gorzów Wielkopolski, a sponsor of poets and a lover of poetry, founder of the literary and artistic club Na Zapiecku, participant of the first UNESCO World Poetry Days, organized by us: Basia and me, called. She found out about her passing away. We talked through squeezed throats. In the common room of our Jantar house you can see your artwork: com- positions of mussel shells, snails, and the so-called mycobacteria, which is what is created when a lightning strikes the sand. They are impressive. You always said: I will take care of the art when I have some time for myself. It also hurts that you have not been able to fully realize yourself. And that we did not go to places where we have not been yet. It is true, everyone has their world, but we created ours. And we were both equally responsible for it. Your contribution to it was sometimes even beyond your strength. But in this reality, we could count on our- selves to produce “Poetry Today”, there was a publishing house, and every year, since 2000, there have been two festivals of high international rank, with little financial help from outside. We did this to bring people closer together through poetry. Not for us, as some people think. Hence the anthologies of MOSTA, so far published 12. You know, the cherry you planted last spring, and I have been taking great care of it all dry summer, now it does not want to let go of the leaves. Let me, Nice, say goodbye to you, at least in this book, with a poem by my youngest brother, Staszek Nawrocki /from 2004 in the hereafter, maybe even near you/, who wrote after the death of our Mum. A poem that I would not be able to write. And I think many others too.

142 do not choose from my lips of silence when the bouquet burns at night let us talk with each other no one can hear in the turned-off sky

tell me about your pain with the endlessness of your divine ways what after a storm like a wanderer strip the grasses from the dew

about a sudden fall in spring when you bury someone’s name about the love into which they will grow cloudy days without you

between us, a long space but the longer glances of the network when you wink at me sand as your goodness shines.

17 IV 2020 Friday, 1.30.

But I cannot. Parting with you is like parting with your life. I have been looking through our photos from various meetings and literary events all evening. Only you can see them among others as a unique personality. Your gaze, the way you sit, stand, smile and face are immediately visible. And the New Year’s Eve photo, alone, with a glass of champagne, less than two months before... The smi- ling lady of my heart. Forever. I still cannot understand how such an extraordinary person can be taken away and thus impoverish not only my life, but also the beauty of this world, to make it lonely and trivial. My helplessness claws more and more tightly on my everyday life. And I still cannot understand the essence of death. What is it for, a senseless destroyer? On the shelf there are flowers for you from me: one cornflower, the other pink amaranth. In these colours, they were good for you, they deepened and re- fined your silhouette even more. From time to time a white aura appears around them, for a moment – your smile from behind the worlds. Then everything ceases to be important and nothingness grabs my throat, and the foamed waters of your beloved sea run against me... Everything yours is tearing my memory apart... But do not take this “Chalice...” away from me. I have been waiting for you for so long,

143 including in the words of a poem by Władysław Broniewski: You come like May night, White night, intoxicated with jasmine And jasmine smells your words, And on the moon, a silver dream flows...

That is why I cannot say goodbye to you, because it is impossible. But I need to pray to you because you never let me down. I have prayed all the time to fate to help me meet an extraordinary woman, an angel woman, on the strange path of life. Finally, fate listened to me. I met my dream when I stopped waiting. We were born close together, only 20 km. But I walked to you for a long time, all over the country along and across, and many abroad. And when I found you, I guarded as I could. All our years. I pray to you every day, Basia, every day: walking to your sea, being among the fields and forests, in the hustle and bustle of the streets and churches to which I started to walk for you, I pray with the stanza of Juliusz Słowacki from the poem “In Switzerland”, to you, for which I have been praying for my boyhood years: in winter, through frost-painted windows and in summer under an elderberry bush, in front of a house built by my parents in one night on a military range, among fields “painted with various grains /A. Mickiewicz/, “then at college, during lectures, in dormitories, on rocky roads to inevitable independence – in absolute seclusion. I also pray today, every day, to You, in these words the Great Julius:

She is barely disappeared like a dream like gold, I wither with regret, I faint with longing And I do not know why he has a soul from the ashes He does not follow her to the angels, Why doesn’t he fly for the blue fritters? To the one who is saved and the one who’s lover...

To which I attach a fragment of Alexander Pushkin’s poem:

Longing has She is full of you too, You are the only one... I am dreaming...,

because:

Everywhere and always I will be with you, For I have left a part of my soul everywhere.

144 Adam Mickiewicz She loved the world and life. Very much:

“One more surprise is waiting for us. Together with Jelena and her husband Adrian we are sailing to see the nature wonder placed on the UNESCO list – Len- skie Stolby (pillars). We are again admiring slowly flowing, navy blue the river Lena, gold sunset and sunrise with dozen kilometres of mountain chain created 80 million years ago, with its rocks looking like towers, cathedrals, bridges, sculptures. The Spirit of the Mountains is supposed to live here. We are climbing up, passing thick, virgin forest. Even with blooming orchids. The view from top terraces gives a lot joy and makes you think: “The world is beautiful”.

Barbara Jurkowska – the excerpt from the report “Siberia – spiritual images of space”. 2016

May 1, 2020, Friday, 7.10 pm

I am still in your favourite Jantar. Clouds and rain since the morning. Now sun and pine trees in tears. I am thinking with “Unknown Sindbad the Sailor’s journey”

What is left to me? Golden dust – bland foam! And that eternally breathless memory “And a scarred wound in my own eyes!”

And I am finishing with the passage from “VIII Lament” by Jan Kocha- nowski

There’s so many of us, but it feels like there isn’t anybody From every angle, human woe is coming and heart is looking for the dearest.

May 10, 2020, Sunday

Sweetheart. The whole world is blooming and smells great: apple and pear trees, rapeseed fields and lilacs, in white and purple. I used to bring you bouquets with words: for the Woman of my life. Now I am reading again “Anne of Green Ga-

145 bles”, one of the most beautiful and closest to my heart books. I am in the chapter describing Mathew’s death. That scene has always hurt me but now much more. And the fact that everything goes on as before. The only one dream of my life is to find myself on Anne’s island of Prince Edward. Like Anne, I know how to dream but I often don’t know how to live. And I know what I want. Sometimes it works.

May 12, 2020, Tuesday

I am finishing with the sentence sent by my friend from Hungarian studies Irena Koziarek-Hojka: “Not long ago we used to think that we were immortal” and her favourite poem by Rainer Maria Rilke:

Day in Autumn

Translated by Mary Kinzie

After the summer’s yield, Lord, it is time to let your shadow, lengthen on the sundials and in the pastures let the rough winds fly.

As for the final fruits, coax them to roundness. Direct on them two days of warmer light to hale them golden toward their term, and harry the last few drops of sweetness through the wine.

Whoever’s homeless now, will build no shelter. who lives alone will live indefinitely so, waking up to read a little, draft long letters, and, along the city’s avenues, fitfully wander when the wild leaves loosen.

Let it be my prayer to You. – Who do you want to pray to? – asks my 3-year-old granddaughter Lillian- ka. To Granny Basia – I reply, but she is not with us anymore, where is she? She sits on a cloud and looks at us. But I do not know which cloud it is…

146 BARBARA JURKOWSKA-NAWROCKA 22 02 2020

Poet, editor, photographer, graphic designer, educator and ethicist. She has published her own poems and translations, including the prose of Ivan Bunin and Tatyana Tolstoy in numerous literary ma- gazines, both domestic and foreign. She has cooperated with many publishers. She was awarded the Prize of the Polish Academy of Sciences for her achievements in science. Diploma teacher, mem- ber of the Slavic Academy of Literature and Art, Association of European Culture, International Association of Writes and Asso- ciation of Journalists of the Republic of Poland. In „Poezja dzisiaj” (“Poetry Today”) she has worked from the very beginning as a re- sponsible editor. Co-organizer of UNESCO World Poetry Days and Slavic Poetry Festivals. Her poems were published in „Po- etry Today”, Polish Writings in Exile and in many anthologies, published in the USA, Great Britain, Belarus, Bulgaria, Russia, Lithuania, Greece, Italy, Germany, India, Poland etc. She partici- pated in many national and international poetry festivals. Author of, among others, four volumes of poetry: „Powroty”, „Obrazy mo- rza”/in Polish and English/, „Poezja dostępna”. – poetic album, „Wizytówki” – in eight languages. Co-author of the book „Jakucja i ja”. Elegant, charismatic, captivating to the hearts of many, wise and kind. No one can replace her.

Translated by Danuta Błaszak (USA), Anna Maria Mickiewicz (UK) Thank you to the translation team without whose help and comments this would not have been prepared. Thank you to: Lilla Latus (Poland), Alicja Kuberska (Poland), Józio Szymański (USA), Stan Mickiewicz (UK) and Sagar Kataria (Indie)

147 Александр Навроцкий Письма Жене в мир иной

Барбаре – Сказке Эпиграф: В жизни бывают такие дни, когда можно только молчать, Когда пришел момент попрощаться с кем-то, Кому мы никогда не позволили бы уйти И все, что остаётся нам, это память, боль в сердце и воспоминания. Ирена Козярек-Хойкa

148 От друзей

Уважаемый господин редактор! С глубочайшим прискорбием мы узнали о смерти Вашей жены. Пани Барбара Юрковская была искренне любима всеми, кто знал её лично, как утончённого и чуткого человека, также и в кругу поэтов она навсегда останется заслуженно признанной коллегой. От имени Посольства, Культурного центра Беларуси в Польше, а также поэтов и писателей Союза писателей Беларуси просим принять выражение глубочайшего сочувствия и самой искренней скорби Вам и Вашей семье. С уважением, Владимир Чушев Посол

149 Бобадыга: Божена Боба-Дыга /Краков/: поэтесса, вокалистка, аниматор культуры

просто нет слов… Едва познакомилась с твоей Басей и вот её уже нет… в это трудно поверить. Вообще-то ты упоминал о ее болезни, но болезнь казалась такой нереальной, когда я видела её улыбающейся и «бойкой» – полной энергии – в «Подвале-под-Баранами». Бася была полна женской красоты, деликатная, стройная, интеллигентная и очень милая…. Где она теперь? Как ты без неё обходишься? Видно было, что вы очень любите друг друга. Такая боль, такая, просто невообразимая, ситуация. Я очень сочувствую тебе. Знаю, что Бася была не только опорой твоего сердца и личной повседневной жизни, но и поддержкой в сфере культурной деятельности… Это всё страшно… Но время лечит – в этом можно быть уверенным. Я знаю, что это плохое утешение, но всегда утешение. Боль сама должна выболеть, а плач должен выплакаться. Так написал когда-то Юзек Баран… Когда думаю о тебе, вспоминается мне поэтесса Яночка Осевская из Августова, которая уже много лет вдова – прекрасные пишет стихи. Она тоже написала, не очень откровенно, о своей тоске по мужу, великолепный стих о застёгивании платья… хотя он грустный и я просто плачу, когда его читаю, но выбрала его для тебя… Я плачу, Олку, вместе с тобой по утрате Баси… и обнимаю… Диана Бисеада / Бухарест/, выпускница полонистики, певица

Боже... как же так... Я вошла в Facebo- ok, и вижу фотографию пани Баси... с ее милой улыбкой... и глазами, как у косули, кликнула, думая, что там стихотворение... а это было не.... стихотворение... мое сердце начало колотиться... я стала плакать и вспоминать утро, когда пани Бася уже приготовила чай для моего больного горла, солнышко светило так прекрасно и у пана были тапочки и жилет... я вспомнила тогда, как пан был, когда мой дедушка был еще жив и очень меня любил… пани Бася делала всё не только основательно, но и с любовью... и я тогда это чувствовала... потом я написала пану Джамбашу и пани Марине Илие... Пан Джамбашу сказал: «Боже, но это печальная новость. Такая женщина с характером!… 150 – Я не знаю, хорошо ли я объясняю всё это по-польски. У нас не говорится хороший характер, только характер, а если он плохой, то плохой характер… Я согласилась с мнением пана профессора... сильный характер, здравый, а в данном случае харизматичный... Пани Бася нашла баланс в этих вопросах. У вас я чувствовал себя как дома... или, может быть, даже лучше, вспоминаю самый счастливый период в моей жизни, когда все было красочным и красивым. Я часто думаю о пани... и боюсь даже представить себе, что пан чувствует. Я могу сказать следующее: Большое Вам спасибо за то, что вы дали мне возможность познакомиться с вашим домом. Этот дом был точным образом моей мечты, наблюдая, как вы общаетесь... Когда я жила с пани Ясей в музее Мицкевича, в центре, я помню, как она была удивлена, когда пани Бася купила ей желе. Думала, не знает, не помнит, важно то, что она была удивлена, что Бася помнила об этом и ещё и купила ей желе. Я благодана за все, что вы для меня сделали, и вы всегда будете в моем сердце, ВСЕГДА! Крепко обнимаю Пана!!! И прошу прощения за возможные ошибки.

Петр Касьяс с семьей, Бирмингем. Президент Голоса польской культуры, поэт

/.../ шок и неверие... потеря и пустота, которые ничто не может заполнить. Мне очень жаль, и тоска наполняет мое сердце. Вся моя семья разделяет с Паном эту боль.

Мажена Мацкойч – Вильнюсский университет / поэтесса, научный сотрудник: Пани Барбара была очень добрым, мудрым и неординарным человеком, можно сказать – матерью нашей поэтической семьи «Поэзия сегодня». Каждое ее стихотворение вызывало во мне трепет, волнение и трогало до слез. Я рада, что у меня была возможность познакомиться с дорогой и любимой пани Басей. Это несправедливо, когда такие прекрасные и талантливые люди уходят, оставляя в сердце пробел, который невозможно ничем заполнить. 151 Томаш Мельцарек / Лондон / – поэт

Дорогой Пан Александр, примите наши соболезнования. Это очень неприятная новость. Мы все время надеялись, что сможем снова увидеться все вместе в Лондоне. С выражением сочувствия –

Томаш и Александра Мельцареки

Ганна Свещаковская – журналист:

Барбара Юрковская – Навроцкая Последний раз мы встречались с Барбарой Навроцкой в середине декабря прошлого года, в Доме культуры «Прага», где она и ее муж рассказывали о трёх своих поездках в Якутию. На традиционную предновогоднюю встречу, организованную Союзом журналистов Республики Польша, пришел только Александр Навроцкий. Вскоре до нас дошли тревожные известия о том, что «пани Бася», как ласково называл ее муж, была доставлена в больницу на машине скорой помощи. Но даже тогда, вероятно, никто из ее близких и знакомых, наблюдая за ее необычайной активностью и трудолюбием, не предвидел самого худшего. Вечерний телефонный звонок о ее смерти, 22 февраля, был громом среди ясного неба. Барбару Навроцкую мы знали прежде всего как многолетнего редактора «Поэзии сегодня» – журнала, издаваемого вместе с мужем Александром Навроц- ким. Но это было только частью их совместной деятельности, финансируемой в основном за счет собственных средств. В рамках книжного издательства IBiS они издавали антологии поэзии, в том числе иностранных авторов, в обмен на переводы стихов польских авторов в других странах. Два раза в год они организовывали поэтические фестивали с участием зарубежных писателей. На протяжении многих лет вокруг «Поэзии сегодня» создавалась поэтическая среда, которая разрослась до многочисленных международных контактов, но события журнала или фестиваля не носили

152 элитного характера. К сотрудничеству и на встречи приглашали также и молодёжь. Больше: этот фестиваль приходил в школы и Дома культуры, что не удивительно, если вспомнить предыдущую педагогическую работу пани Барбары. Предпоследней совместной работой Барбары и Александра Навроцких является книга «Якутия и я», которая иллюстрирует степень интересов соавтора: путешествия, фотографирование, литературное творчество, редактирование. Последним вышел 141 номер «Поэзии сегодня», который Барбара смогла подготовить к печати, но появился он после ее смерти с разделом, добавленным главным редактором, посвященным памяти жены.

Она написала о себе:

Сады Мира Восхищали Ароматы Запоминала Образы Останавливала На фотографиях – И среди роз была Но Не была я розою

Александр отправил ей свое стихотворение на тот свет:

Телефоны, телефоны, телефоны и соболезнования, но я жду только этот от тебя – (…) Приди, хотя бы во сне Чтобы спросить, как прошел мой день, прибрал ли я свою комнату и приготовить ли мне ужин?...

Данута Блашак /поэтесса, переводчица /США/ попрощалась с поэтессой:

Когда вижу цветы и звезды я хочу к ней подойти

153 Иветта Поплавская /поэтесса, Брюссель/ напо- мнила её послание:

Она всегда говорила... любите книги, поэзию (...) То, что имеет смысл, так это наше существование в письменной форме.

XX-й Международный день поэзии ЮНЕСКО, запланированный на конец марта и начало апреля, пройдет без поэтессы и редактора, которая была соорганизатором, участником и добрым вдохновителем предыдущих поэти- ческих фестивалей. Во время вечера воспо- минаний в Доме Полонии на Краковском Предместье 64, намеченном на 30 марта, вспоминанием станут ее стихи. Мы также слушали их во время церемонии похорон. Возле урны с пеплом Барбары Навроцкой взгляд привлек венок из белых цветов, выложенных в слово ПОЭЗИЯ. Трудно было избавиться от впечатления, что цветы обрамляли умершую. Была такая, словно вышла из томика поэзии: изящная и чувствительная, элегантная и улыбающаяся, окруженная необычной аурой – доброй энергией, которой она делилась с другими. Под стеной колумбария Повонзковского кладбища, в которую была встроена урна с прахом Барбары Навроцкой, поэт из Вьетнама поджег пучок благовоний. Медленно улетающий дым символизировал чистоту, добродетель и молитву, вечные отношения земли и неба, людей и богов... Х. Щ. Станислав Нычай – поэт, председатель Келецкого отделения Союза писателей Польши. Награжден Кавалерским крестом.

Дорогой Александр! Ушла твоя незаменимая Бася, но и мы тоже почувствовали утрату близкого человека, который долгие годы сопровождал нас. Без заботливой Баси, контролирующей почти все организационные вопросы на фестивалях, с бдительной камерой в руках, трудно себе представить, что будет дальше. Кто так, как она, позаботится о фоторепортажах с мероприятий для «Поэзии сегодня», в которых, к удивлению, мы всегда оказывались в визуально выгодных позах. Она, как бы, возвышала каждого. 154 Чувствительность Баси была ярко выражена в ее стихах. В краткой лирике, увековечивающей пережитое настроение. Она зачаровала своими мыслеобразами страницы антологии двуязычной серии «Мосты». Мне, например, запомнился стих без названия о дне в большом городе, «загнанном / между стенами», в котором «мы потеряны / в толпе / в тумане/ во мгле странности / отметаем добро / в поисках истины». Лирик, выражающий, кроме того, непременную потребность выбраться из такого тесного городского круга туда, где «луга, поля, леса / уложены в мозаику цвета», где «мы слышим / шум шелест пение», имея «восторгом наполненные чувства», когда «мы говорим шепотом / в тишине что размывает/ острые края слов. « Как тронул меня ее незабываемый Разговор с морем – стихией, принимающей в свои открытые просторы «историю о радости / которая как янтарь / в повседневной жизни / застряла». История, доверенная морской глубине «о грусти / слезах / и сожалении, которое не уходит / с ветром времени». Я ценю ее сборник «Картины моря» со стихами, дополненными чудесными фотографиями. Сборник, является настоящим вкладом в поэзию и иллюстративное искусство, которое должно сопровождать лирику художницы, которая также увлечена и фотографией.

Рана мучительной потери Басе Юрковской на прощание

Они уходят незаменимыми и пустота после них болит, как незаживающая рана.

Мы молча смотрим друг на друга: почему ты покинула нас, таких доверчивых, без предупреждения?

Судьба в углу, будто Сфинкс, молчит. Не правда, что она издевается, обманывает, что уверена во всем.

Время остановило бег, Словно должно отступить – потому что рана в сердцах зарубцовываться не хочет.

Я обнимаю тебя, с теплотою, Олку. Также всех из круга твоих самых близких. Пусть достанет вам сил, чтобы с надеждой и постоянной благодарной памятью о Басе, вы пережили эти трудные моменты разлуки с ней. Сташек Нычай с семьей 155 Гжегож Валчак – поэт, прозаик, драматург, член Союза писателей Польши. Награжден медалью Глория Артис

Смерть Баси Навроцкой является большой потерей не только для Александра, но и для многих поэтов. Это она, своей добротой и трудолюбием, приводила в порядок ваши / наши томики, участвовала в их создании. Она была несколько в тени Поэта-Издателя, а теперь она его тень.

[Не правда, хотя она и была на втором плане во время событий, но все видели прежде всего Её. – А.Н.]

Ирена Козярек-Хойка /Германия/ – подруга студенческих лет:

Я верю, что тебе грустно и одиноко. Потому что ни дети, ни внучата не заполнят этот вакуум, в этом туннеле ты один. Я, как ты знаешь, одна уже 5 лет (официально, но действительно это случилось давно). Я привыкла к одиночеству и ненавижу его. Между прочим – вы, всегда были вместе. Даже если время от времени один другого охотно отправлял бы в другой мир, то все было бы иначе. Человек свыкается, привыкает ко всему, такова его природа. Прими эту боль и печаль, полюби ее, потому что она принадлежит твоей скорби, она есть и останется частью твоей жизни. И для меня это был удар, потому что, как я писала в Facebook, еще не настал ни час, не время... В конце февраля мы тоже попрощались с братом моей двоюродной сестры в Варшаве, с которым вы, вероятно, встречались (д. Ходаковская). [Я был при его смерти, он лежал в палате напротив палаты Баси – А.Н.] Я собиралась в Польшу, ждала более теплых времен, но пришла «корона», и разрушила все планы.

[Я изучал венгерскую филологию с Иренкой. Она была интересной личностью и очень хорошей студенткой – A.Н.]

156 Дорота Шумилас – поэтесса, библиотекарь

– Пани Бася навсегда останется в моей памяти как теплый, сердечный и выдержанный человек.

Янек Тулик – Кросно, поэт, критик:

Боже мой! Твоя боль – это моя боль, брат. Боже, только что из твоего письма я узнаю, что не стало кого-то такого благородного и прекрасного. Дорогой Олку, мне так горько. Мужества тебе. Что я могу тебе пожелать? Всяческого добра. Я верю, что, несмотря на такую ужасную боль, которая коснулась тебя, ангел добра укроет тебя своим крылом. Я не знаю, ободрит ли это, но в жизни вы испытали красоту рядом друг с другом; я обратил внимание на это, когда писал о твоём творчестве, кроме того теперь, когда смотрю на фотографии, в твоём письме . Держись, Янек Тулик.

И ещё Иренка Козярек-Хойка

Ах, «Мастер», жизнь так прекрасна, что захватывает дух, и настолько жестока, что теряешь разум. Но, возможно, так и должно быть. Как только мы переживем эту корону, я приеду. Теперь я тоже сижу дома, гуляю по своим замечательным местам или катаюсь на велосипеде с горы. Ты можешь посмотреть на Facebook, где я живу. Это Бад-Райхенхалль, альпийский курорт, где даже наш Сенкевич с женой лечился.

157 Я желаю тебе много сил и выдержки, потому что это время легким не будет, а так же много красоты и солнца на каждый день, потому что на солнце все более терпимо. Сердечно приветствую тебя и твоих близких – Ирена.

Коллеги из Щецинской ассоциации польских писателей:

Лешек Дембек – поэт, председатель отделения Союза польских литераторов.

Мир литературы утратил необычайную личность, мыслью и сердцем преданной стремлению к пре- красному слову. Уважаемый пан Александр, от имени Филиала Ассоциации польских писателей в Щецине мы выражаем наши искренние соболезнования Вам и Вашей семье в связи со смертью Барбары Навроцкой, поэта, педагога и редактора журнала «Поэзия сегодня».

Снова Ян Тулик, 2 мая 2020 года:

Я два раза заплакал, читая твои скорбные элегии – потому что это элегии. Моя жена Гражина умерла в 37 лет. Я не могу вспоминать этот факт так же прекрасно, как делаешь это ты, вспоминая Великолепную Басю. Гражина, мать наших дочерей, определила какой-то мой предел. Дальнейшая жизнь – это, вероятно, лишь воображение жизни. Столько в твоих исповеданиях особенных фактов, совершенно неизвестных мне: потерянный перстень, номерной знак, куколь в букете, белка, стихотворение Петофи, перед которым я преклоняюсь... Это, как бы, дальнейшая твоя/ваша биография. Твоя любовь памяти волнует, и – ты хорошо знаешь – что не можешь писать плохо, поэтому твои воспоминания – литература. Кстати, стихи Барбары абсолютно заслуживают опубликования в книге... Я бы также посоветовал тебе, по-приятельски, убрать имена полицейских, судьи, а также двух авторов, разрекламированных тобой, которые не пришли на траурную церемонию, посвященную Баси. Они не достойны того, чтобы их вспоминать...

158 Александр Навроцкий – Письма Жене

25–26 III 2020 /среда-четверг/

Я ждал 2020 год. Интуиция, как правило, верная, подсказала мне, что он будет интересным, необычным, может быть, даже очень счастливым. Во всяком случае, я многого от него ожидал. Прежде всего, выздоровления моей пани Баси. Что, наконец, избавится от рака, который беспокоил ее в течение нескольких лет. Она говорила, что находится под хорошей медицинской защитой. Чтобы могла помочь ей, эта защита, я ходил по многим костёлам с молитвами о чуде. А недавно отыскал святого Экспедиция в костёле на площади Нарутовича. Я доверял ему, потому что под образом были благодарственные таблички. Перед Рождеством, где-то в середине ноября / пани Бася помнила бы точную дату / мы отправились в Рим, в ответ на участие итальянских поэтов в нашем осеннем поэтическом фестивале. Мы были в базилике на общественной аудиенции Папы из его окна. А потом уже, после праздников, участвовали во встрече, посвященной нам и нашему другу Александру Аверьянову из Беларуси в «Подвале-под-Баранами» в Кракове. Александр пел свои стихи на белорусском языке, а мы с Басей рассказывали о наших путешествиях в Якутию и о книге, которая появилась после поездок. Это было 10 января этого года. Пани Бася чувствовала себя относительно хорошо. Вселяло надежды её чувство юмора и вдохновение, с которым она дарила инструменты якутских шаманов, чтобы вызывать духов и творить чудеса. Позднее мы пошли на вечернюю мессу в костёл Святой Марии, где Бася приняла причастие. Очевидно, она должна была раньше сказать своей старшей дочери, что это все, что у нее оставалось, то есть вера в то, что произойдет чудо, прорыв в ее здоровье, и, конечно же, позитивный. Потом мы отправились ещё и в Музей Чарторыйских, а вечером посетили торговые ряды на вокзале. Бася хорошо держалась, даже обгоняла меня во время нашей прогулки. Я хотел купить ей косуху (куртку), но она оказалась слишком большой. В душе я стал благодарить св. Экспедиция за помощь в исцелении. А ещё мы получили приглашение из Беларуси принять участие в Международной книжной ярмарке /6–9 февраля/, но у пани Баси в это время было очередное медицинское назначение – химиотерапия, предпоследняя, поэтому она не поехала. Зато мы купили билеты на Всемирный день поэзии ЮНЕСКО в Вильнюсе, куда нас пригласили в качестве почётных гостей 19–22 марта 2020 г. К этому времени мне станет лучше – посчитала моя пани Бася. Радовался, что интуиция не подвела меня по поводу Нового года. Он должен был уйти со всеми проблемами навсегда, о чём мы разговаривали в тесном семейном кругу /мы + дочери со своими мужьями и двумя внучками /в канун Рождества, а когда делились облаткой, желали друг другу обязательной встречи в этом же самом кругу семьи через год. «Возможно, у пани Баси тогда были слезы на глазах», – говорил позже Себастьян,

159 муж младшей дочери Анеты. Канун Нового года мы провели только вдвоём с символическим бокалом шампанского, наблюдая за фейерверками с балкона, глядя на безумствующие толпы по телевизору: в Варшаве, Вроцлаве и Закопане, мы также традиционно танцевали друг с другом. В танце Бася всегда проявляла инициативу и руководила мной с присущей ей грацией. Конечно, мы пожелали друг другу коротко, но очень важное: увидеться в следующем году, после чего Бася посмотрелa на елку, которую сама купила и нарядила, не высокую, очень пушистую, может быть, немного широкую. – Правда, же очень красивая, спросила она, одновременно утверждая. Я кивнул, хотя новогодняя елка была не в моем вкусе… – Хорошо, что в старом году мы порешали все самые важные вопросы, – радовалась Бася. Ещё я закончу номер журнала «Поэзия сегодня» к 20-му Всемирному дню поэзии ЮНЕСКО. Но я не смогу делать следующие. И мне придется отказаться от участия в последующих фестивалях. Ты сможешь это делать без меня? Да, Солнце моей жизни, – ответил я, потому что всегда обращался к ней так. Важно, чтобы ты была здорова и со мной. Я попрошу кого-нибудь о помощи, или отдам наши фестивали в чьи-нибудь добрые руки. И действительно, во время нашего пребывания в Кракове, мы специально встретились с Боженкой Боба-Дыгой – поэтессой и певицей, чтобы уговорить ее принять у себя один из наших фестивалей. Боженка обещала подумать об этом. После приезда из Беларуси Бася, как обычно, ждала меня. Двумя днями ранее она прошла химиотерапию. Первые три дня будет снова чувствовать себя не лучшим образом, а потом уже нормально. «Мы, конечно, должны ехать на море, там я быстрее приду в себя», – сказала она и, как обычно, начала собирать пару громоздких чемоданов, которые загрузила в багажник в субботу утром, потому что она всегда так делала и любила сама складывать свой багаж. Перед самым отъездом у машины отвалился номерной знак. Какое-то предзнаменование, подумал я. Как мы теперь поедем – моя Бася начала задаваться вопросом, но, как обычно, она нашла выход: закрепила его изнутри на заднем оконном стекле автомобиля. До Янтаря было 320 км. Ты сможешь ехать? – спросил я. Конечно, ответила она. И смогла. Как обычно, с двумя остановками: в Млаве на обед /на этот раз вместо традиционной свиной отбивной взяли только бульон с лапшой/. Следующая остановка была где-то в районе Ольштынка. Там, во время короткой прогулки, незаметно с моего пальца скользнул перстень с семью бриллиантовыми глазками. Я всегда брал его в поездки, потому что он приносил счастье. Я хватился его, когда мы проехали около 50 км., но возвращаться не имело смысла, и я не рассказал об этом Басе. Прежде чем добраться до места, она сделала покупки и помыла машину. Доехали мы благополучно. Я принес багаж, а Бася занялась ужином. Поела совсем немного и не очень хорошо себя чувствовала. Не переживай, сказала она, я приду в себя завтра, ну, может быть, послезавтра. На следующий день у нее не было сил идти, как это делала всегда, на утреннюю мессу. Я пойду вечером, решила она. Но вечером пришла пани

160 Малгося, соседка, которая всегда присматривает за домом во время нашего отсутствия. Дамы посидели, пошутили, попили чай с пирожными и попрощались, как обычно. Ночь уже больше не дала моей Басе спать. Рвота и кашель. Вызвать скорую? – предлагал я несколько раз. – Нет, это пройдет. И слабла на глазах. Из Варшавы приехала старшая дочь приехала и: «... мама, как ты могла в таком состоянии отправиться в такой далёкий путь» – укоризненно сказала она и вызвала скорую помощь. Приехали двое приветливых мужчин и женщина. Они измерили давление, поставили капельницу, и Басе стало лучше. Несмотря на это, на другой день мы поехали в Варшаву с другом старшего зятя, Дариушем Собеским. Пани Бася перенесла поездку относительно хорошо, и сразу же на рассвете следующего дня отправилась в больницу на Мадалинского, где она лечилась. Это была пятница, 14 февраля, но не было лечащего врача Баси, её замещал кто-то другой. Он измерил ей давление, температуру и, кажется, сказал сделать анализ крови. «У вас хорошие результаты, поэтому, пожалуйста, идите домой и отлежитесь», – сказал он. Но прежние симптомы не исчезли. Мы вызвали медсестру с капельницами. Это временно помогло, а в воскресенье /16/ вечером мы снова вызвали скорую помощь. Врачи поставили капельницу и заявили, что нужно ехать в больницу. В глазах пани Баси появился ужас. Она окинула взглядом квартиру, которая была важной частью ее жизни, упаковала с помощью младшей дочери самые необходимые вещи и села в скорую помощь. По моей просьбе позволили ехать и дочери, которая осталась в больнице на ночь. Я сменил ее около полудня. Нашел больницу на Солце и отделение внутренней медицины, а также палату на три кровати. Кровать Баси была пуста. Мне сказали, что она вышла. А это значит, что всё хорошо – я успокоился и стал искать ее в коридоре. Но он был пуст. Я заметил только в глубине человека, идущего с капельницей и с ужасом, узнал мою Басю. За одну ночь она изменилась до неузнаваемости. Я помог ей лечь, укрыл одеялом, время от времени, по ее просьбе поправлял больничную кровать и, наконец, пошел искать лечащего врача. После долгого ожидания он вошел и сообщил, что состояние тяжелое, но не безнадежное. У меня поднялось настроение. Мою пани Басю кормили капельницами, ей измеряли давление и температуру, делали томографию головы – положительный результат, но опухоль распространилась в брюшной полости. Бася очень страдала, боли в груди были невыносимы. Я вызывал медсестер, они давали обезболивающие, а я смотрел на свою Пани и ждал, когда ей полегчает. Смотри, – говорю, – какие у тебя красивые молодые руки, по сравнению с моими, они выглядят как у двадцатилетней девушки. Тело тоже. Она внимательно посмотрела на свои, потом на мои руки и улыбнулась. Посмотри, – продолжил я, – за окном готовится вступить в свои права весна, скоро ты выйдешь отсюда, и мы пойдем гулять садами Повислы до Лазенок. И мы снова будем вместе в нашей квартире, которую так любишь. Бася посмотрела на меня полувидящими глазами. Al. – прошептала она наконец – я умираю для тебя. Не говори так – я погладил ее по лицу, всегда такому красивому,

161 даже сейчас, несмотря на болезнь и прочитал ей отрывок стихотворения, который в течение многих лет повторял, желая спокойной ночи:

Милая, карие очи твои В моей душе, в глазах моих сияют. И в преходящей, и в небесной жизни Единственная ты моя надежда.

Бася снова улыбнулась и попросила, чтобы я укрыл её получше. Я хотел сказать, что без нее не представляю свою жизнь, но у меня перехватило дыхание, и только из глаз неосторожно, против моей воли, вытекло несколько слезинок. Бася заметила их. Aл. Не плачь – стала меня утешать, и я не смог вымолвить больше ни слова. Рядом лежали две 96-летки. Они стонали, харкали, иногда почти выли. И только моя, несмотря на боль, страдала молча. В последующие дни Басе разрешили есть. Обрадовалась, но после нескольких ложек у неё появилась рвота. Она смотрела на меня почти не видящими глазами. Я притворился радостным и уверял, что этот кошмар болезни отвяжется от нее и скоро я увезу мою незаменимую, в соскучившуюся по ней нашу квартиру. Тем временем я вывел Басю на прогулку по коридору, что сделать было нелегко, потому что к ее руке прилепили капельницы. Бася шла почти уверенно и отпустила мою руку, чтобы показать, что она может идти одна, это вселяло в меня оптимизм. На таких вот коридорных прогулках мы встретили Юзефа Ходаковского, нашего автора книги «Пасынки» – о судьбах поляков, которых после 1920 года заманили поселиться в Беларуси. Я прочитал книгу на одном дыхании: мудрое исследование о переселенцах, которых власти убедили и – предоставили самим себе. Пани Бася была рада видеть пана Юзефа, над книгой которого она много работала. Пан Юзеф, несмотря на свой возраст, а ему было уже около девяноста лет, хорошо держался и весело стал перечислять свои различные болезни, хотя юные годы его прошли и в голоде, и в холоде. Сейчас он навестил своего швагера, который находился в тяжелом состоянии, а через два дня попрощался со своей земной жизнью. Я с волнением наблюдал, как рядом с телом, завернутым в простыню сидела, держась за руки, молодая пара и всматривалась в очень близкого для них человека, уже лишенного сознания. В этой больничной жизни я даже не заметил, что наступил жирный четверг, но пани Бася помнила. Она попросила зятя Себастьяна купить пончики и угостить ими медсестёр. Сама есть уже не могла, хотя и стала чувствовать себя лучше. Я также узнал, что предыдущее лечение ей не помогло и врачи попробуют новое. Она получит сильное лекарство, которое должно поставить ее на ноги. В пятницу 21 февраля я сидел с моей пани Басей 8 часов, с 13 до 21 и даже хотел провести ночь на стуле, чтобы не оставлять мою Пани одну в компании двух

162 хрипящих пациенток, но она решительно сказала мне идти домой. Чуть раньше пережили мы стресс. 96-летняя пациентка, лежащая у стены, которой за день до этого знакомая принесла апельсины, накормила её и оставила довольно много еды, за что пациентка набросилась c упреками на свою благодетельницу, что она этого не съест. И умерла в тот же день перед обедом, под кислородом. Прибыло жестяное корыто и труп засунули в него. Моя Бася села, чтобы увидеть это, снова с ужасом в глазах, но я заслонил собою такое неприятное зрелище. Потом пришла дочь Анетка. Пани Бася попросила «подстричь» ей ногти, чтобы хорошо выглядеть на следующий день. В 21.00 я сказал моей милой: увидимся завтра, наверняка тебе будет лучше – и покинул больницу. Я хотел сократить свой путь и сразу заблудился. Около полуночи доплёлся домой и договорился с Анеткой и ее мужем о том, что они на следующий день побудут в больнице до обеда, а после обеда я их сменю. После 13.00 я вышел из квартиры. Доехал до Смольной улицы на трамвае, а потом пошел пешком. И тут мне позвонил Себастьян, чтобы я поторопиться. Он ждал меня возле больницы. Со слезами на глазах. Мама ушла, сказал он. Только что. Она уснула. Сердце не выдержало новых лекарств. Я вошел в знакомую мне палату. Бася была завернутая только в белую простыню. На ее груди лежала красная роза. Вы уверены – уже? Спросил я, с тлеющей надеждой в голосе. К ее рту было прикреплено зеркало. Несмотря на это, не веря, я положил руку на её лоб. Он был холодным, но тело оставалось теплым. Губы были в беспомощной болезненной и как бы детской даже не гримассой, а чем-то робким, удивленным, загадочным, что всё действительно так и она уже уходит из жизни. И тогда во мне прозвучал текст: «Я не могу плакать, но плач разрывает меня на части и жить не могу, потому что спешу за твоей улыбкой, за восходами солнца”. Тогда, то, что было у нее на губах, стало для меня другой улыбкой, не той неповторимой до сегодняшнего дня, но все же улыбкой из того другого мира. Не до конца одобрено то, пред чем поставила её судьба, жестокий Бог с безжалостным решением, к которому я испытываю огромную обиду, почему он забрал жизнь такого прекрасного и доброго создания, которое каждый любил, восхищался, жаждал ее тепла, почему именно её, а не меня? Ту, которая так любила жить, так наслаждалась жизнью и хотела спасти ее. И по сей день я спрашиваю себя: природа определяет наше начало и конец, или какая-то другая сущность? И какая она. Разум говорит мне, что мы умираем навсегда и со всем. Но как быть с ситуациями, когда, например, пассажир после регистрации хочет сесть в самолет, потому что у него есть важные дела, а персонал не впускает его и никакие ссоры и убеждения не помогают. И через час или два самолет, на котором этот человек обязательно хотел лететь, разбивается и гибнут его пассажиры. Или это Судьба, которая управляет нами ? Вот почему я верю, моя единственная и наиважнейшая, что ты не на совсем ушла от меня. Что ты где-то есть. Если это правда, это спасет меня для дальнейшей жизни, бессмысленной сейчас придаст

163 какой-то новый смысл. И такое осознание может меня спасти. От моего отчаяния по тебе. От бессмысленности моего существования без тебя. А я, тем временем, попытаюсь прожить её снова. В воспоминаниях. С той минуты, когда ты много лет назад появилась на моем пути, запрограммированном на одиночество. А пока что я собираю после нашего многолетнего всё вместе, сувениры, каждый день совершая долгие многочасовые прогулки по жулавским полям и лесам, иногда зацепляясь за морской берег, который ты так любила и который мне не нравится, потому что и море, и это жулавское глинистое пространство, посеченное рвами, и умершими над ним тростниками, почти чужды моей душе, они не такие, как любимые мной мазовецкие поля, вот хотя бы те, около Сероцка, где и свет другой, и деревья разбросанные по полям другие, и сами поля тоже другие, такие какие-то харизматичные, что хотелось бы их обнять. И прогулки по ним – это как бы путь к более близкому пониманию себя. Но это ничего, любимая. Мы любили другие поля, но всегда шли по ним к себе, к нам. Мы безошибочно читали наши мысли, дополняли друг друга. Я часто задаюсь вопросом, почему люди так сильно любили тебя? Особенно женщины и дети, потому что мужчин ты держала на расстоянии. Знаешь ли ты, сколько плачущих по тебе сейчас, несмотря на этот короновирус. Этот плач слышен в разных сторонах света: в Якутии, в Рязани, в Москве, в Риге, в Вильнюсе, в Гродно, в Минске белорусском, в Бресте, в Киеве, Бухаресте, в Варне, в Будапеште, в Германии, в Бельгии, в Лондоне, Италии, США, Австралии... И в нашей стране, где коронавирус хочет оторвать человека от человека. На последнюю траурную церемонию, посвященную тебе, пришло много людей, любящих тебя, а также были и те, кого я не ожидал, что они придут. Наш проверенный друг и отличный поэт Адам Семенчик приехал из Лондона с венком: на синей растительной основе была надпись из белых цветов ПОЭЗИЯ – как пани Бася – сразу все заявили. Этот венок все еще возвышается перед Стеной Плача, где ты покоишься, и в этом венке все друзья видят символ тебя. На церемонии, посвященной тебе, рыдал и плакал костёл: особенно когда 19-летняя поэтесса и певица Александра Смеречанская, которая дружит с нами, пела в хоре «Аве Мария», а потом, когда я прощался твоими и моими стихами с комком в горле. Не пришли только: J.E.B. и М.К.М., книги которых ты подготовила для печати в нашем издательстве, и посвятила им много времени. Белую мраморную урну для тебя выбрала дочка Анетка, место на Военном Повонзковском кладбище тоже. Почему мы похоронили тебя в урне? Во-первых, здесь в земной жизни тебе всегда было холодно. Во-вторых, мы хотели наказать эту отвратительную болезнь, которая забрала тебя у нас. И в-третьих, чтобы я мог приходить к тебе каждый день пешком и зажигать перед тобой очередную свечу. Несмотря на наше отчаяние, мы сделали все, с огромным уважением к тебе и, чтобы, то что мы сделали, тебе понравилось. Жаль, что ты не видела, как наш друг и поэт из

164 Вьетнама Лам Куанг Ми, со слезами на глазах, зажёг вьетнамский ладан перед твоей урной у Стены Плача. Жаль, что не могла увидеть, с каким почтением и преданностью дочь Анетка нашла для тебя место, с видом на сквер с пятью деревьями. Ты здесь с восточной стороны, потому что всегда любила рано вставать. Теперь, в том другом существовании, солнце также станет будить тебя. Знаешь, однажды, когда я принес тебе свечу, белка подбежала ко мне, к моим рукам, встала на задние лапки, обнюхала мои пальцы и стекло подсвечника. Она, вероятно, ждала орешка, которого у меня не было, я не ожидал такой ситуации, и она убежала. А может это была ты? Ты прибежала на встречу со мной, чтобы получить то, чего я тебе еще не смог дать. Или у меня не было такого в мыслях. Не верящий в загробное существование, я хочу верить в твое, там, где-то, всё равно в каком обличье. Потому что тогда я чувствовал бы себя более уверенно в отрезке существования здесь, который у меня еще остался. Сейчас ночь в моем сердце и на белом свете. Время 2.23. Твоя фотография на столе. Смотришь мне в глаза. У тебя на шее зеленый шелковый шарфик. Карие глаза упорно молчат, как будто хотят мне что-то сказать. Той неповторимо красивой улыбкой. Что тебе хорошо. Что ты больше не страдаешь. И что ты навсегда останешься такой. В нас и в себе: «Был кто-то такой, кого никто не может заменить...» – говорю твоей улыбке. Может быть, я делаю неправильно, что не позволяю моей памяти отпустить тебя, но так нужно. Чтобы не сойти с ума. Чтобы не сомневаться. Во всем. В бессмысленности существования, в бессмысленности творения. Что будет отнято у нас, все, чему мы научились, дела, которыми мы гордились, друзья, которых мы должны были оставить вопреки себе. Что неожиданно что-то решает за нас, безоговорочно. И мы перестаем быть собой, мы отрываемся от того, что любили, от одежды, которую носили, от книг, которые мы читали. Что закончились наши решения и теперь другие решают за нас, убирают то, что нам понравилось, что любили, собирали, накапливали. Что даже близкие не успевают нас понять. Они возлагают цветы в память о нас, зажигают свечи и быстро уходят, как будто боятся, что мы утащим их за собой, в то наше, по их мнению, неизвестно что. Когда мы встретились впервые, была осень. Я снимал угол у товарища. У меня не было ничего, кроме нескольких пачек книг и оконченных трех факультетов. До этого мне нравились брюнетки, а ты предстала передо мной светловолосая. Кроме того, в мини /а я всегда предпочитал макси /. Только эта жемчужная улыбка… И голос. Глубокий, проникновенный. Небольшая красивая форма головы и шея, почти лебединая. Ты производила впечатление: обликом, образом жизни, умением обескураживать мужчин... Вызывала их удивление, почему выбрала именно меня. Но сегодня меня все еще беспокоит мысль: можно ли было тебя спасти? И болят во мне твои мучения, когда ты уходила. Моя беспомощность против них. И непостижимый разумом упрек – почему я позволил тебе уйти? Я доверял медицине, святым чудотворцам и тому, что исцелял тебя,

165 передавая свою энергию. Я много раз уверял тебя, что не позволю тебе умереть... а ты доверяла мне или пыталась... Я до сих пор не могу смириться с этим или с кем-то, кто забрал из нашего мира такого прекрасного и благородного человека, наделённого жаждой жизни, обожающего своих внучек и гордящегося тем, что у него хорошие дочери. Несколько лет назад поэт Кшиштоф Гонсоровский в беседе о поэзии и женщинах сказал мне: ты не знаешь, кто рядом с тобой. Пани Бася – исключительная женщина. Тогда я был удивлен. Я еще не дорос до такой уверенности. Сегодня знаю, что, если бы пани Бася снова появилась в моей жизни, с ней рядом был бы совершенно другой мужчина. Может быть, такой, каким она желала, чтобы я был. Чем я восхищался в ней? Что она никогда, ни в какой ситуации, даже самой непредвиденной, не произнесла ни одного вульгарного слова. Она предпочитала таить слёзы в тишине своего сердца. Или делать вид, что это её не касается. И была настоящей леди. Не только потому, что шляпы любили её. И даже в возрасте около 50 лет она выглядела девушкой.

И если единственную надежду Жестокий вихрь унесёт, как сон, Счастливым уже никогда не буду Ни на этом свете я, ни на том.

Так Александр ПЕТOФИ молился своей Юлии, когда они встречались и когда были счастливы. Я повторял тебе это стихотворение много раз, начиная со слов « Милая, карие очи твои...» в твои счастливые глаза и уши. Так же, как и 14 июня 1975 года во второй половине дня в опиногурском костёле, когда мы поженились. Ты улыбающаяся, с букетом полевых цветов: васильков, плевел и других /всегда позже повторял тебе, что плевелы (куколи) в нашей жизни – это я, привлекательный сорняк на полях, а остальные цветы это ты/. Тогда, стоя на коленях перед алтарем с восходящей на небеса Матерью Божией, я был счастлив до слез, глотая которые, повторял за священником слова клятвы: «И я не оставлю тебя, пока смерть не разлучит нас». Красивая и жестокая клятва. Жаль, что уже исполнена и что не я первый. День тогда был солнечно-облачный, в хоре «Аве Мария» пел нам и играл на скрипке студент Высшей музыкальной школы, и мы пили шампанское в опиногурском дворце Зигмунта Красиньского, потом я привел Тебя к его башне с видом на зеленые нивы и деревья, и сказал: таким будет наше счастье, вечно молодое и зеленое до самого горизонта нашей жизни. Всё было выполнено до йоты, даже когда в нашу жизнь порой вторгались бури, дожди и метели, то всегда была только ты, которой я мог доверять, верить твоим добрым советам и которую никогда, ни одна из женщин не заменила. Даже когда были удобные случаи, то ты держала меня от них подальше. Вот что говорила и чувствовала моя минутная страсть: мы не можем этого сделать, что-то сдерживает нас, стало быть запрещает. Всё-таки, что-то над нами существует. Согласно

166 семейной легенде, опиногурский костел строил твой прапрадед из Лотарингии, привезенный семьей Красинских, за что, в знак благодарности, в 1985 году вместе с Войцехом Жукровским был заложен камень для будущей статуи Зигмунта, украшенный полевыми цветами. А осенью прошлого года ты передала через меня ему цветы, когда с группой поэтов мы отправились в Опиногуру на авторские встречи. Тогда было туманное утро, но с обеда прояснилось, а для меня это знак того, что ты выздоровеешь, и мы приедем сюда ещё ни один раз. Когда я пишу эти слова, а сейчас утро, в комнате рядом без причины плачет твоя любимая младшая внучка Лилиана и невозможно ее успокоить. Она остановилась только, когда я сказал ей, что твой плач расстраивает бабушку Басю, которая так сильно тебя любила. Лилиана сидит теперь задумчивая. Ей недавно исполнилось 3 года, она очень умная и обычно спокойная. Конечно, я своими письменными воспоминаниями о тебе спровоцировал этот сильнейший для ребёнка плач. Теперь мы вместе сидим задумчивые: я с подступившим к горлу комком, она уже молча, без слез. (Может быть, это наше отчаяние по ней не позволяет ей уйти туда, куда хочет, в лучший для нее мир, и поэтому страдает вместе с нами? А ребенок это чувствует). Я верю, что ты отправишь нам решение, как всегда, хорошее для тебя и для нас: мне и внучке Лилиане. Внучка уже успокоилась, а я нет. И не знаю, что делать с собой. Бася, если можешь, помоги мне. Все дни я живу только тобой, думаю о тебе, разговариваю с тобой и мне очень плохо без тебя. Видимо, ты не хочешь, а может, не можешь оставить меня. Или я заслужил это? Делай, так, как будет лучше для тебя. А я постараюсь держаться. Но свое сердце заморозить не смогу. Всё, вокруг меня постоянно напоминает о тебе, потому что оно было и твоё, или совсем твоё: обувь, свитера, украшения, платья, куртки, пальто... Все это наполнено тобой. И слезы, снова и снова, возвращаются ко мне. Устройство этого мира ещё не исследовано. Особенно того, чего мы не видим, а оно, наверняка, существует. Если это правда, а, похоже, так оно и есть, то это для меня большое утешение. Что я не потерял тебя навсегда. Только жаль, что я не успел сказать тебе всё до конца, насколько ты важна для меня. Пытаюсь сделать это теперь. Не слишком ли поздно? Не могу себе этого простить. Что я могу дать тебе сейчас? Из самых разных моих путешествий я всегда привозил тебе подарки. И радовался, что ты была счастлива. Какие передать тебе сейчас? Потому что я без этого не могу. Быть только с собой?! Преподносить себе? Бред какой-то. Мне кажется, что из -за моих постоянных рассуждений о тебе, ты не можешь освободиться от этого ещё недавно и Твоего мира. Но если ты хочешь освободиться, дай знак моему сознанию. Скажи твердо, как до сих пор: Ал., прекрати, я хочу, наконец, быть там, где я должна быть. Где все мы будем. Мы встретимся? Этого я тебе не скажу. Этого никто не может знать и не должен. В наших земных ипостасях мы, конечно, никогда уже не встретимся. Отвечаю: и именно это самое жестокое. Передо мной две твои фотографии: первая над столом, улыбающаяся и глядящая прямо мне

167 в глаза, вторая – в меховом капюшоне, словно заглядывающая в потусторонний мир, с почти незаметной улыбкой, в которой, как и в глазах, появляется интерес к этой отдаленной дали. Интерес, как бы, исследовательский. Тем не менее, я думаю, что ты боялась этого другого мира. Который поглотил так много жизней. Хотела быть в этом. Вот почему ты беспокоилась о своем здоровье. Вот почему ты молились за него во многих костёлах и вместе со мной разным святым чудотворцам. Ты любила здесь и сейчас. И в ту минуту я подумал, а если там мы будем жить в разных мирах, ты в своем, я в своем. И никогда больше не встретимся – в каком облике придётся нам быть. Самое жестокое, то, что мы не использовали достаточно хорошо наше совместное существование в этом мире. И вот наказание Творца за то, что мы не использовали предоставленную нам возможность лучше узнать друг друга, безгранично восхищаясь друг другом. Может быть именно это и есть наш смертный грех. Недосмотр. Существование рядом. До кремации мы смогли попрощаться с тобой в открытом гробу. Ты лежала, одетая младшей дочерью Анеткой в белую кружевную блузку с синим шарфом на шее и темно-синюю юбку, с лицом, склонившимся к правой щеке и слегка перекосившимся с правой стороны ртом. Я хотел сделать фотографию, но ты не позволила, несмотря на несколько моих попыток. Уже отдалилась от нас, морозно-безразличная. Самые близкие стояли минутку перед тобой и отходили, как будто боялись эту другую тебя. А я отойти не мог, гладил твой лоб, волосы, руки, долго держал тебя за покрытое инеем левое плечо, холодное, а ты так не любила холода. Я положил ладонь на твое сердце и сожалел, что не могу быть рядом, навсегда и снова передавал тебе свою энергию, заплаканную улыбку, и оставался с тобой, несмотря на предупреждения, что должен отойти. А потом смотрел через стеклянное окно, как ты, уже в закрытом гробу ждешь... Горсть тебя я держу в серебряной урне, которую недавно купил для себя, к которой при жизни ты боялась даже прикоснуться. Почему я не боюсь того, что неминуемо ждет меня? Как я уже упоминал, мы поехали в Краков, ты с последней надеждой, я счастливый, что буду выступать с вместе тобой. И ничего не ожидал. Между тем, после этой поездки неизвестно, когда исчез небольшой нарост, который появился на моей правой брови и раньше его ничем не удавалось удалить. Почему же тогда не сбылась твоя надежда, с которой ты туда поехала? За несколько лет до твоего ухода меня беспокоили плохие сны о пропаже младшей дочери. Просыпался со страхом, что это может случиться, и с облегчением, что это всего лишь сон. Вопрос остался, почему? Что это за знак? Может, дочери что-то угрожало, а ты всё взяла на себя? Уже тогда у тебя были симптомы особых результатов после медицинских осмотров, о которых ты беспокоилась и пытались их предотвратить. Ты не снилась мне и раньше. Возможно, у нас были разные энергии, и теперь ты освобождена от моей. Поэтому избегаешь меня. Тебе хорошо со своей. Если это правда, пусть будет так. Для меня самое главное – это ты и тут, и там.

168 Если тебе там хорошо, я возьму обратно призыв моей энергии к тебе о Тебе. Я отрекаюсь от моего эгоистического желания, что ты все время должна быть со мной. Но во мне навсегда останется боль от твоих земных страданий, возможно, через столкновение с моей несдержанной энергией. Когда мы прогуливались, ты всегда шла на несколько шагов впереди меня со своей энергией. Точно так же и на вечеринках. Ты в одном месте, я в другом. Как в стихотворении Броневского. Я цитирую его парафраз:

Я любил тебя, но не так, не с той силою. Вместе мы шли с тобой, но не в такт... Прости, милая!..

Год буду помнить... Еще год... Боль притупится. Справим же тризну, пока трясет огневица.

Нет, ты стиха поминальный звон слышишь едва ли!...

Что мне осталось?... Грусть за двоих... Твой след потерян. Только лишь грусть. Только мой стих... Он мне верен.

Перевела Анна Ахматова

И Галчинский:

Ты из-за туч засверкала звездой, Мечтою близкой. Руки утончённость, лик золотой И византийский. Голос? Живительной влаги фонтан, Звон перезвонов. Пенье воды и волшебный концерт Птичек зеленых.

«Тамара Ханум»

169 А твои стихи? Они производят огромное впечатление: например, «Я не поеду больше в Комарово» или «Я рядом». Ты, вероятно, написала их в середине прошлого года. Стихи завещания, стихи с пониманием того, что ты приближаешься к краю жизни. Они удивительны. Когда ты была жива, я боялся их и не знал, стоит ли говорить с тобой о них. Выбрал не говорить, чтобы не дать понимания, что ты уже знаешь, и разговор наш может тебе навредить. Теперь я знаю, что жить с такой осведомлённостью очень тяжело, особенно когда улыбаются две мудрые внучки и у нас широкие планы на будущее, которых можно не дождаться. Привожу два твоих стихотворения, от которых при очередном прочтении мне становится всё больнее:

* * * Я рядом: Рядом с тобой, Рядом с вами И рядом друг с другом.

я здесь И там тоже – Где хочешь, Как хочешь – Я знаю.

Звезды на моих ладонях – Счастья знак. Я есть… Еще…

Действительно, у тебя были звезды на ладони. Ты рассказывала, что давным-давно, еще до того, как мы поженились, во время какой-то поездки среди вас нашелся ворожей, возможно, из Азии, который предсказывал будущее по рукам желающих. Тебе, похоже, он предсказал счастливую и интересную жизнь. Так ты говорила. Потом он взял ладонь твоей кузины, посмотрел на нее и ничего не сказал. Через полгода она умерла. А теперь второе стихотворение, написанное ранее. Рассуждения после пребывания на поэтическом фестивале в Комарово под Санкт-Петербургом, кажется, в 2017 году. Экскурсовод сопровождала нас на дачу Ахматовой, в которой жили уже другие люди, потом на кладбище, где также покоится и поэтесса:

* * * Я не поеду больше в Комарово Черпать не буду воду из колодца

170 Её Ахматова пила когда-то – Запоминающийся вкус навечно

Я не пойду асфальтовой дорогой Где дача загорожена забором И нету птиц… Лишь камеры взирают Бездушными холодными глазами

Границы берегов своих там море Огромными камнями охраняет А ветер кружит и песком швыряет И чёрной тайной страх вода наводит

Средь зелени кладбищенских деревьев тени Надписи на могилах заслоняют Фамилии людей давно забытых И тех о ком ещё доныне помнят

Я не поеду больше в Комарово

Тогда был солнечный день под небом севера. Мы ходили одни, с нашими мирами под руку, между роскошными дачами, загороженными тяжелыми высокими заборами, комментировали их архитектуру, потом пошли на пляж с пологой водной гладью до самой Финляндии, мимо дискотеки и сексуальных девушек, кружащихся в танцах в прибрежных ресторанах. В мессинджере, вспомнился мне Казимира Сопуху, уроженец Остроленки и через много лет, обосновавшийся в Сопоте. Теперь он, после смерти своей жены, переехал в Ольштын. Он утверждает, что душе необходимо дать шанс спокойно уйти, потому что она может оставаться с нами в течение года, но, если ее мучают постоянными мыслями о ней, тогда она не может вовремя уйти в свою спокойную загробную жизнь. Милая, как о тебе не думать, когда три года назад ты спасла мне жизнь, отправив меня на прием к врачу? Оказалось, что у меня, по-моему, было два рака: поджелудочной железы и простаты. В 2018 году через полгода я избавился от обоих. Если бы не ты, меня не было бы на этом свете наверняка раньше тебя «Которую ни одна из женщин не заменит...» Да, ты была бесподобна. Оригинальная красота, утонченный образ жизни, походка, речь. Звезда среди обыденности дня. И человек с характером. Ты бывала и неуступчива, и не всегда послушна. Теперь я сумел бы правильно на это реагировать. И только теперь знаю, что был бы более зрелым в наших повседневных отношениях. Я иду на прогулку и думаю о тебе. С весной всё в порядке, но она пока в птичьих краях: в небе снова косяки журавлей и диких гусей, в лесах полно

171 птичьего щебета, на деревьях уже набухли почки. Я смотрю на сирень, которая скоро расцветёт. Я всегда приносил тебе букеты из неё. И до сих пор не могу смириться, как можно было забрать такую необыкновенную, неповторимую, мудрую женщину с разносторонними интересами, и энциклопедическими знаниями. И все это исчезло навсегда. У меня есть несколько стихотворений о смерти. Меня всегда тянуло писать о ней. Но эта смерть в стихах не болела, была только написанная, чужая. Реально я видел только одну. Юлиана Пшибося. В Польском «Союзе авторов и театральных композиторов» – ZaiKSе, на международной сессии переводчиков в 1970 году. Он сидел, улыбаясь, затем откинул голову назад и... всё. Мгновение спустя я увидел, как доктор крупного телосложения, встал возле него, маленького, на колени и надавливал ему на сердце… А в мире всё шло своим чередом, грохотали машины, скрипели трамваи, проходили люди, задумчивые или смеющиеся, на землю опускался обычный осенний вечер. И мне кажется, что именно тогда я написал это стихотворение:

* * * Смерть человека должна быть дырой в мире, А является только поспешным возложением цветов на могиле. Вещи, потерянные мы помним дольше, Чем долгое присутствие покойника среди живых. Мы оттесняем его, пока не станет ясно – Объект прикреплен к памяти. Иногда его имя выходит из уст Как игра на инструменте в проезжем городе, А живые ищут новые смыслы Не зная, что они вписаны в круг – Как банальность: сказанная слишком торжественно, Ни смешит, ни объясняет что-либо.

Много лет спустя было написано стихотворение о влюбленных, также связанное со смертью, которое я часто повторял на встречах и фестивалях, потому что оно хорошо воспринималось слушателями:

Влюблённые

Ну, не мешайте вы влюблённым – Так одинока смерть над ними. Весна цветёт ещё пышнее, Для них, проснувшихся в обнимку.

172 Им сто дорог приносят птицы, А рек всё больше жаждет море… Звенит в телах, превыше терний, Их слово золотом червонным.

Да не мешайте вы влюблённым, Пока их не сразила старость! Они ведь занавес небесный От мрака – всё, что нам осталось.

Перевёл Андрей Базилевский.

С пани Басей, а я всегда только так к ней обращался и только так о ней говорил, мы начали встречаться осенью 1974 года. И через несколько дней я написал первое стихотворение о ней в автобусе или в поезде, когда ехал вместе с поэтом Ежи Чайковским на авторские встречи в Остроленку. Это стихотворение тоже любят, особенно женщины:

Барбара

Имя – в бруснике солнцем играет, Улыбку – вдыхают сквозь вереск серны. К вишне недужной князя проводишь И волка вой в серебро ты украсишь.

Праздником пальма тебя приласкала, Злодей, разбивая кувшин, убегает: Терпеливо собираешь осколки, чтобы День поразмыслил в мозаике яркой.

Все разойдутся, ты снег нарисуешь. И паука, что был даже звездою, Кладешь на ладони, небо послушать, Пока весна пробуждается в стеблях

И король пурпур предписал дождю. Я сбросил ежовую бурку свою, Клыки закопал под рассвет дубовый, Когда вместе с соком скрытных брусничек

Выпил твоё терпко-алое имя.

173 Тогда мы уже встречались с тобой. До 15.00 я всегда ждал тебя в холле Польской академии наук во Дворце Сташица и мы ходили по осеннему солнечному или дождливому Краковскому Предместью в сторону Старого города, а потом через мост Кербедза я провожал тебя к пригородному поезду. В то время я сотрудничал с Венгерским институтом культуры. Стройная, в красном плаще с большими лацканами, всегда улыбающаяся – вот такой я тебя запомнил. А стихотворение «Барбара» прочитал Войцех Семен на встрече со мной, возле тебя, в студенческом театральном зале Варшавского университета. Пришло более ста человек, они сидели и стояли, столпившись в маленьком зале, и я с тобой, оба неназванных, потому что таков был замысел. Заседание проводил Тадеуш К., студент польского факультета, с вступительным словом выступил Кшиштоф Метрак, тогда молодой звезда критики, работавший в еженедельнике «Культура», в котором я дебютировал несколькими годами ранее, а мои стихи и прозу читал Войцех Семён. Сегодня все и всё выше перечисленное изменилось, прошло и нет больше театрика. Я сидел в то время с тобой и был счастлив вдвойне, что я с тобой, и что тебе понравилось представленное мною творчество. После встречи я отвез тебя на поезде и проводил до самого дома, потому что было уже поздно, а ты тут же в палисаднике нарвала и вручила мне огромный букет цветов. Я вернулся в комнату, которую снимал на Повисле, на последнем поезде около 24.00. Эта боль, что растает во мне, с каждым днем становится все сильнее, она не может смириться с нашим счастливым ещё недавним прошлым и не выболит уже никогда. Я скрежещу зубами, бегаю по лесу, чтобы её забегать, иду к морю, чтобы залить её, утопить, но она не сдаётся. До недавнего времени мы вместе ходили этими самыми дорогами, тропинкам и этим самым берегом, убегая от волн. Ты любила море, и для тебя я построил здесь дом, чтобы могла наслаждаться им, заниматься им, приглашать гостей и, так называемых отдыхающих, которых Ты умела принимать так, чтобы они возвращались в следующие сезоны.

28 III 2020 в 045 час.

Я вышел на балкон, чтобы посмотреть на темное звездное небо. Какая из звезд похитила тебя? Ещё недавно ты ездила на машине. А я любил ездить с тобой. Мы были рядом друг с другом, молчали, каждый о своём, но вместе. Этого вместе уже нет. Хотя всё же есть, но другое. Ты постоянно во мне, ты молчишь, а я с разговариваю тобой. И у меня есть желание позвонить тебе, спросить, где ты сейчас и когда будешь дома. Я помню номер твоего мобильного телефона, который когда-то тебе дал. Легко запомнить: 606780666. Он есть в моём телефоне. И всегда будет. Вечно занятая, ты на все находила время: на чтение книг, просмотр прессы, амбициозных фильмов, на телефонные звонки, на мессы в костёле, походы по магазинам, на игры с Лилианой… Всегда заботилась о своей внешности, даже в последние дни пребывания в больнице.

174 Наконец-то ты, мне приснилась. Сегодня между 5.00 и 6.00. Улыбающаяся, такая как на фотографии, которая стоит над рабочим столом. И ты призналась мне в чем-то, из-за чего я устроил скандал. Ты все время улыбалась и хотела быть со мной. Коварный сон… Ты, вероятно, хочешь, чтобы я перестал думать о тебе… По крайней мере не так сильно, как до этого. Ничего. Твой мудрый «трюк» с того света не удался. Потом был второй сон. Я отправился в путешествие. На автобусе. С другими пассажирами. Передо мной привлекательная брюнетка. К ней подсел не менее красивый статный мужчина, и начал ее соблазнять. Настойчиво. А она смело, оттолкнула его и сказала: ничего не будет. Тем временем наяву был очередной солнечный день. Прошел месяц с момента торжественного прощания с тобой. Именно сегодня в костёле должна была быть месса по тебе, но из-за коронавируса все собрания более 5 человек были отменены. Поэтому здесь, на берегу твоего любимого моря, мы прочитаем, с твоим намерением, молитву «Ангел Господен». Здесь нас три семьи: старшая дочь Дорота с мужем и двумя дочками, младшая дочь Анета с мужем и я, теперь без семьи. Ничей. Потому что такой я теперь без тебя.

В 14:00 час.

Почти жарко. Солнце припекает. Ты бы наверняка сейчас была на про- гулке со своими внучками на берегу моря. Или в поездке на машине где-нибудь в ближайшем районе. Или, может быть, хлопотала готовя обед, радуясь, что вокруг тебя собралась вся семья. Я не знаю, что мне делать с собой без тебя. Когда я вижу вокруг всё, что напоминает мне о тебе, я сразу же расстраиваюсь. И у меня нет сил как-то остановить это. Я завидую моей семье в том, что они ведут себя нормально, занимаясь повседневными делами. Как бы то, что произошло, отдалилось, может быть, не полностью, но все же. Кроме того, у них в голове свои дела. А моё единственное дело – это ты. Только ты. Иногда мне кажется, что ты стоишь рядом, хоть и невидимая, но все же... Иногда взволнованная, иногда улыбающаяся. Порою с рукой по левой стороне, под сердцем. Снова болит, – с тревогой сообщаешь мне. И чтобы забыться, берешься за новые дела, даже ненужные, на мой взгляд, но важные для тебя. Ещё недавно ты гуляла среди сосен или вокруг дома. Перед зимой укрывала летние кирпичные столы, барбекю, срезала цветы и пропалывала в садочке. Ещё недавно... Но ты существуешь, подсказываешь. Днем я решил заездить моё плохое настроение, катаясь на велосипеде более 2 часов и больше 20 км. Я ехал плотиной вверх по течению Вислы. Обратно ты так сильно мною поруководила, что я проезжал мимо костела в Микошево. Он был открыт. Я вошел. В костёле шла служба. Согласно действующим правилам, внутри было 5 человек + священник и прислужник. Я остановился на крыльце. Священник только начал молиться за души умерших. Я добавил твоё имя. Знаю, что ты этого хотела. Вот как ты меня сюда направила. На сердце полегчало. Я обещал, что, в меру моих возможностей, буду вместо

175 тебя посещать теперь службы. Ещё должен сказать, что я ехал вдоль серебряной ленты Вислы с мыслями о тебе. Мы никогда не ездили на велосипедах вместе. Ты шутила, что не любит тебя велосипед и всегда избегала его. А мне этого так не хватало – совместных поездок с тобой на велосипеде. Как известно, Жулавы вышли из немецкой архитектуры. Заброшенные немецкие здания рушатся одно за другим. На их месте появляются польские, яркие, ближе к душе. Вечером у свечи мы помолились о тебе: «Отче наш, радуйся Мария и вечный покой». Мы помним. Мы любим тебя. Прошел всего месяц, а пустота по тебе каждый раз растет все больше и больше. У меня для тебя есть и хорошие новости. Мы получили (по апелляции) 20 000 злотых на издание «Поэзии сегодня». Я придумал новую концепцию: квадратный формат 200 х 200 мм. Тексты четырехязычные: польский-английский-немецкий-русский. + фото и творческая биография автора. Два номера в год: весной и осенью. В дополнение к бумажной версии, параллельно и интернетная, на странице «Поэзия сегодня». Будет легче связаться не только с польскоязычными читателями. Этому обстоятельству я посвящаю строчки из арии Франца Легара: «Сердце мое – твое, когда тебя нет, дышит пустотой свет». А во время поездки на велосипеде прозвучало во мне последнее предложение – вопрос, процитированный мною из первого сонета Яна Каспровича /цикл «Из избы» /; Эй, придет ли час, что эти слезы отпугнет?» Я думаю, что я не хочу, чтобы он пришел.

В 23.33.

Мы сидим вместе, я за рабочим столом, ты смотришь на меня с фотографии. И нам становится хорошо в таком вместе. Я сижу и вспоминаю. Например, первую с тобой поездку за границу, через две недели после свадьбы. Я получил полугодовую стипендию в Румынию и поехал один, не связанный никакими условиями, прилично безработный, чтобы выучить румынский язык. Такое решение принял мой друг из университета Николас Марес, специалист по польскому языку, который уже в то время многое мог в своей стране. Я проворонил тебя и должен это наверстать – говорил он, а тебя тем временем захватил венгерский язык и столько ты уже этим вашим племянникам наперекладываешь, наиздаёшь, а ведь румынская литература для тебя может быть более привлекательна, как для знающего латынь. Отчасти он был прав. Через несколько дней из Бухареста я приехал на международный курс румынского языка в Брашов, а там – к двум замечательным студенткам из Познани, которые уже успешно освоили румынский язык. Они стали делать для меня литературные переводы: «Миорица», Баковия, Сореску, Станеску, и я облекал это в поэзию польскими словами. Изучение румынского языка хромало, потому что в первую очередь мне досаждало твоё отсутствие. Я отмахивался от успеха у девушек, захваченный врасплох, потому что я не считал себя красивым, а здесь польки стали дарить мне цветы. И это артистки из краковского «Подвала-под-Баранами». 176 Искренне, совсем не по-мужски, я объяснял им, что только что женился. Они, в свою очередь, заверяли, что это им совсем не мешает. Вытащить меня из такой проблемы пытался Миша, россиянин, свободно владеющий румынским языком. Если сам не хочешь, уступи их мне, – убеждал Миша. Но как, ведь не прикажешь. – Закрути с ними сам, ты же их знаешь. У Миши «закрутить» не получилось, а я через несколько дней пригласил всё польско-российское общество на мой поэтический вечер при арбузе. Ты приехала позже, после Брашова. Я угостил тебя арбузом, но ты со своей неповторимой улыбкой призналась, что не любишь арбузы. Из Бухареста министерство культуры отправило нас на две недели в Констанцу, место изгнания Овидия. Мы жили в королевском отеле с пляжем под окнами. Как единственные молодые, а отель был одним из самых дорогих, мы за него не платили. Целыми днями мы либо купались, либо гуляли. И ходили по магазинам. В то время ещё не было серьезных различий в снабжении между Румынией и Венгрией, известных как Эльдорадо в социалистическом лагере. Я сократил свою полугодовую стипендию, потому что у тебя закончился отпуск... Еще в наши девичье-холостяцкие времена, через несколько недель после знакомства, я пригласил Басю в модное кафе «Под эгидой», в задней комнате «Новый мир», а заходили в нее с тогдашней ул. Рутковского, и прочитал Ей последний мой рассказ «На кладбище», в котором две молодые женщины, жена и подруга встречаются на могиле своего бывшего мужчины. Рассказ потряс её. Через несколько дней был еще один стресс для Баси: моя короткая исповедь из прошлого. Бася ушла молча. Я подумал – конец. Не очень волновался, потому что это было только начало наших отношений. Мы встретились на следующий день в читальном зале Союза польских писателей. Она положила предо мной ландыш. Я даю тебе его вместе с моим сердцем – сказала, зная, что ландыш – мой любимый цветок, и я часто дарил его Басе на наших встречах... Предложение Басе я сделал в воскресенье, примерно за 3-4 дня до Рождества в Опиногурском дворце Зигмунта Красинского. У окна, которое выходит, на парк, серобурый в эту пору, в серобурый бесснежный день. Я буду твоей женой, – взволнованно ответила она, хотя и догадывалась, зачем я ее туда привёз... На Рождество я отправился в дом моей семьи, построенный родителями за одну ноябрьскую ночь в чистом поле на военном полигоне в 1935 году, а оттуда на свадьбу моего самого младшего брата Сташека, очень близкого мне, поэта, художника и юриста, которого я потерял в 2004 году. Это был первый самый большой шок в моей жизни, потому что я чуть ли не с самых пелёнок растил Сташека, а потом мы читали друг другу наши стихи, помогали друг другу и строили поэтические планы... Он умер внезапно после возвращения из Варшавы, где в качестве адвоката вёл чьё-то дело... У алтаря в костёле Плоцка я читал его стихи, в том числе одно из самых прекрасных вообще, посвященное нашей маме «Не выбирай из уст моих молчанье когда ночи букет пылает». Костёл был полон, пришло половина города...

177 «Я так мало рассказал» тебе о том, чем ты всегда была в моей жизни, несмотря на то, что каждое утро я встречал тебя словами «Ты смысл моей жизни» или болгарским „As Te obyczam”- я люблю тебя. А вечером – «Увидимся завтра». Этих слов больше некому говорить, они висят одиноко надо мной, поэтому я говорю их для твоей фотографии. На ней ты неизменно улыбаешься, но иногда, как бы иначе, как будто под этой улыбкой была другая улыбка, с невысказанными вопросами, загадками, ожиданием, и даже с беспокойством. Как ты важна для меня, я рассказал в моих для тебя стихах, но ведь я мог сделать больше. До самого конца был уверен, что мы будем жить вместе вечно, даже накануне твоего ухода, я доверился утверждениям доктора в том, что новые лекарства помогут. Из моего предыдущего опыта я сделал выводы, что раньше уходят здоровые, потому что они не закаленные... и обычно я убеждал тебя, что уйду раньше, доказательством является, то, что я купил урну, которой ты боялась... Когда мы куда-то шли, Бася всегда была готова раньше меня, и ждала на выходе. Ее взгляд говорил – быстрее, потому что мы опоздаем. Это раздражало меня. Раньше мы друг друга спрашивали, как и что надеть. Но в основном, всё же оставались каждый при своём мнении. На встречах или вечеринках сидели вместе, но, как правило, у нас у каждого была своя компания. Бася в своей чувствовала себя хорошо. Я, если это были семейные встречи, обычно уходил на долгую прогулку. На литературных, чужих встречах сидел в уголке и дремал, но хорошо слышал тех, кто выступал. В это время пани Бася фотографировала и решала многие вопросы. Она брала на себя беседы с гостями, принимала их книги, небольшие подарки, спрашивала, чем может им быть полезна. Люди тянулись к ней, потому что знали, что всех она видит, и все важны для нее.

29. 03. 2020 воскресенье

Холодно, облачно, завевает снег. Я всегда в такие дни чувствую себя плохо с тех пор, как ты ушла. Мы сидим здесь в тепле, а ты? Где-то в потустороннем мире, ты всегда была чувствительна к холоду. Кто и что тебя там греет? И тебе это нужно? Но когда я смотрю на твою тепло улыбающуюся фотографию, у меня по телу дрожь. Потому что я ничем не могу тебе помочь. Я готовлю фрагмент твоего стиха для мемориальной доски на Стене Плача. Болезненный, замечательный и пророческий. Написан за несколько месяцев до ухода. Ты написала несколько стихотворений, некоторые просто замечательные, в том числе «Разговор с морем», «Туман на берегу», «Я видела море», «Уста пурпуром расцвели» и самые последние, шокирующие: «Я больше не поеду в Комарово», «В Константинове, где был Есенин» а также «Я рядом» – таких пронзительных стихов я не читал до сих пор. В них мало слов, но у каждого слова своя значимость, знание нашего существования удивительно красивого и отчаянного. Спасибо за то, что ты была со мной, хотя, о, небо, это было слишком не долго. Мне больно оттого,

178 что я не сказал тебе об этих стихах, как о важных или даже чрезвычайно важных. Ты всегда радовалась, когда мне что-нибудь твоё нравилось. Смотрела тогда на меня, как бы, с недоумением. Я говорю правду? С последней правдой я этого не сделал, а точнее говоря, проглядел, уверенный, что не сдашься, что мы будем жить вечно и еще на год дольше. Завтра должно было состояться торжественное открытие XX-го Все- мирного дня поэзии, установленного ЮНЕСКО. Мы были к этому готовы: вышел 141 номер «Поэзии сегодня», заказано размещение, приглашены гости. Коронавирус сорвал все планы, закрыл общество в квартирах. Пустынны улицы, места работы, закрыты святыни культуры, школы, колледжи, университеты и т.д. Выдающиеся люди умирают тоже: сегодня ночью после тяжелой болезни скончался Кшиштоф Пендерецкий. Как бы ты чувствовала себя в этой больной ситуации, если бы не прошла химиотерапию /четверг 6 февраля /, которая добила тебя / ты прожила всего 16 дней, все время в муках /? Некоторые члены нашей семьи считают, что, поскольку ты все время была человеком организованным, то знала, когда нужно уходить, потому что сейчас не приняла бы тебя ни одна больница. Но ты была бы с нами, прежде всего со мной, и, если бы судьба пожелала, отходила бы в своей постели, в своей комнате и при нас. Несколько лет назад более болезненным был я. Я часто болел гриппом, постоянный насморк, боль в горле. Ты привыкла тогда шутить, что я слаб, и тебе нужно меня спасать. Ты была сильнее даже физически: могла двигать силой своих изящных мышц, например, загруженный шкаф или стеллаж. На тебе лежало управление домом, и ты любила заниматься этим. А также делать закупки необходимого, потому что знала о ценах, качестве товаров и местах, где можно было купить товары хорошего качества. Я окреп недавно после двух противораковых операций, проведённых в первой половине 2018 года. Теперь мне просто нужно соблюдать диету. Теперь я беспокоюсь о своих родных. Они работают дома, но младшая дочь все еще в Варшаве. И твоя Стена Плача пока без наших посещений. «Которой ни одна из женщин не заменит».

30. 03. 2020 20.50 час. Понедельник.

Сегодня я должен был открыть в Доме Полонии XX-й Всемирный День поэзии ЮНЕСКО. До обеда солнечно-холодная погода в Янтаре, после обеда целый час шёл снег, да такой, что внучки налепили снеговиков. Младшей дочери Аннете сократили оплату работы на дому на 25% из-за уменьшения количества клиентов. Я обещал в меру своих возможностей помочь. Зять без работы, на содержании жены. Вечером возле рабочего стола я нашел несколько кусочков мрамора в пакете. Бася собрала их с каким-то намерением, но не смогла его реализовать. Видимо отложила на потом. 12 января у нее был день рождения. Я купил ей серебряную корзиночку, но не помню, подарил или нет, потому

179 что последнее время Бася не любила особо дорогих подарков. По ее мнению, мы должны копить деньги на тяжелые времена. В отличие от меня, она всегда придавала большое значение своим именинам и дню рождения: мне, обычно, о них напоминали знакомые, звонившие с пожеланиями, или я сам уже постфактум. В день рождения Бася напоминала мне, что находится под знаком Козерога посредине, следовательно, у нее были копытца и рога, что иногда подтверждалось. Я разговаривал с шурином Анджеем. Он живет со своей женой под Варшавой. Они тоже сейчас в изоляции. Анджей, брат Баси, 1956 года рождения, сегодня ему 64 года. Родители: мама Янина в возрасте 54 лет скончалась 22 января 1976 года от рака, отец Ян в 1987 году, 27 апреля, похоже, перенес инсульт после восстановления солидарности, то есть разрушения его предприятия, с которым он сжился, как со своей собственной семьей. В 1939 году, будучи 18-летним добровольцем, он вступил в армию и сражался под командованием Клееберга до конца. Как военнопленный, был отправлен в Пруссию. Работал в Кенигсберге (Калининграде) в качестве водителя. Немецкие «работодатели» доверяли ему, потому что он был ответственным работником. В конце войны сумел воспользоваться этим и «удрал». Бася была очень близка со своим отцом.

31. 03. 2020 вторник.

Пани Бася окончила Фотографический техникум на Окопово. В 1968–1978 годах она работала в Польской Академии наук, одновременно изучая заочно химию в Варшавском политехническом университете, а затем педагогика закончилась назначением квалифицированным учителем. Трудолюбивая, организованная, талантливая. Когда закупленное в Японии, какое-то фотооборудование никто в Польской Академии наук не смог собрать, несмотря на инструкции, сделала это молодая сотрудница, именно пани Бася. Она была отправлена за границу в рамках научных обменов. После замужества также выезжала со мной на литературные фестивали: в Вильнюс, Гродно, Брест, Москву, Рязань, Ясную Поляну, Якутск, Лондон, Франкфурт-на-Майне, Будапешт, Бухарест, Варну, Софию, Афины, Рим, Бари и др. Пани Бася являлась соорганизатором Всемирных Дней поэзии ЮНЕСКО и Фестивалей славянской поэзии. Она мало рассказывала о своей профессиональной жизни, но больше всего и с наибольшей симпатией о работе в ПАН. Зато я довольно много рассказывал ей о своей студенческой жизни, довольно яркой, в которой я участвовал на приличном расстоянии, но зато жил с интересными личностями, в том числе с Ясем Банашкевичем и Евгениушом Билом Ярузельским. В течение трех лет Ясь изучал второй курс библиотечного дела, а Евгениуш закончил его на третий год. Это была большая личность, сын доктора из Белостока, о котором я написал в своей книге воспоминаний «Ещё ангелов судить будут». Я также жил с Вальдеком Кедаем, его уже несколько лет нет в живых, выпускником германистики и факультета журналистики, знающего

180 несколько языков, тесть известного журналиста Томаша Лиса. Вальдек, молчаливый, вечный заучка, однажды пошел сдавать экзамен. Дорогой удивлялся, что все на него смотрят – от пояса до пят. Только перед экзаменационным залом коллеги обратили его внимание, что сверху с ним все в порядке: куртка, белая рубашка, галстук, а пониже – кальсоны и тапки. Конечно, он так и пошёл на экзамен, и сдал его. Экзаменатору, похоже, это не помешало. У нас с Басей больше всего времени для себя было во время помолвки, а потом – только изредка: потому что я был весь уткнувшийся носом в книги, а пани Бася вся в детях и работе. Любила готовить рождественские деликатесы, которыми потом мы лакомились в большом семейном кругу. В это время я обычно был молчаливым, потому что мог говорить прежде всего о литературе, но я умело уклонялся со своей неразговорчивостью и быстро шёл мыть посуду, гости похваливали, что жене повезло на хорошего мужа. Если у меня что-то не получалось, пани Бася делала это за меня, с улыбкой, твердо и компетентно.

1. 04. 2020 среда

Стефан Юрковский, коллега, поэт, публицист, критик, в «Газете Культурной» Дедковского опубликовал теплое воспоминание о Басе. Вот оно:

Моменты с Пани Басей

Я хотел восхититься весной, солнечной и ясной. И думал, что ничто не помешает этому, тем более, что она становится всё ярче и теплее, а зимы у нас практически не было. Между тем начало марта началось с большой печали. От нас ушла Бася Навроцкая, жена, верная спутница жизни, и правая рука Александра Навроцкого. Насколько я помню, она была всегда. Если не физически, то ее присутствие и так чувствовалось на поэтических мероприятиях; везде там, где присутствовал Александр. Она ездила с нами на встречи в Опиногуру, в Цеханув, на литературные мероприятия в других странах. Она всегда была на варшавских фестивалях ЮНЕСКО и славянской поэзии; её характерный, тонкий, очень стройный силуэт появлялся среди поэтов, зрителей и лично собранной ею молодежью. Александр – поэт и в некотором смысле рассеянный – не всегда все контролировал во время проведения мероприятия. Но была пани Бася. Сколько раз, находясь за столом президиума, Александр взволнованно спрашивал: «Пани Бася, где мои очки?», «Пани Бася, ответь по телефону, потому что я

181 сейчас не могу». «Пани Бася, подай мне «Поэзию сегодня»... Он обращался к ней «пани Бася», что звучало довольно оригинально, но как же сердечно. Потом все друзья стали ее так называть, независимо от того, был ли с ней «на ты» или нет. Пани Бася, с теплой и приветливой улыбкой, сразу же исполняла просьбы супруга. Она знала, что и где было отложено, подсказывала, кто до сих пор не читал стихотворение, кого нужно ещё пригласить, чтобы не было неприятности, и автора не забыть, она делала великолепные фотографии, которые позже появлялись в «Поэзии сегодня», в многочисленных альманахах поэзии польской и зарубежной, в книгах Александра Навроцкого, появившихся в Книжном издательстве IBiS. А также и в сборниках её стихов. Пани Бася была замечательным поэтом. Все это придавало очень уютную семейную, атмосферу обоим фести- валям, организованным Александром Навроцким при значимой помощи Баси Навроцкой-Юрковской. Добавим, что у Поэта, мягко говоря, очень средний уровень, владения компьютером, поэтому издательская сторона «Поэзии сегодня» также была областью пани Баси. Мы знали, что с некоторых пор она болела, а позже поняли нарастающую серьезнось ситуации, но не хотели допускать даже мысли о самом худшем. Для нас пани Бася была, есть и будет – и это то, на что мы всё время надеялись. Можно сказать, что, несмотря ни на что, известие о ее уходе обрушилось на нас, как гром среди ясного неба. Трудно было представить, что всё произойдет так скоро; что это уже случилось... А мы все и дальше погружены в повседневную жизнь. То, что нас окружает, напоминает мне евангельские пророчества о конце света. Правда – как писал Чеслав Милош, – «другого конца света не будет», только этот ежедневный, может быть, личный, а те, «кто ждал молнии и грома / разочарованы». И все же трудно устоять перед впечатлением, что что-то висит в воздухе. Но Вацлав Ошайца заявил, что не для того Бог создавал мир для существования, чтобы его разрушить. Можно изменить его, но не уничтожить. Я вспомнил эти слова поэта, потому что они содержат надежду...

В 12.45 Марта Брассарт, сестра Адама Семенчика, лауреатка XIV-го Всемирного Дня поэзии ЮНЕСКО, позвонила мне из Лондона по вопросам «Поэзии сегодня». Мы говорили о Басе, о её отсутствии среди нас, но о вечном присутствии в наших сердцах.

Видишь ли, моя самая дорогая, мы дождались тех времен, когда даже самые близкие родные люди избегают друг друга, боятся обнять друг друга и не очень знают, что делать с этой странной свободой, отдельной для каждого, которая неожиданно свалилась на них. И прежде всего они боятся. Хотя, в большей мере, христиане, чьи ещё недавние предки в последние моменты своей жизни уходили

182 с убеждением, что Бог призывает их к лучшей жизни. Я боюсь, но не за свою жизнь, а за жизнь моих близких. И мое единственное несчастье – знать, что ты меня не видишь, не слышишь, а я так бы хотел, чтобы все было по-другому. Каждый год в это время я приносил тебе калужницу, пятилепестковые солнца, растущие над берегами темных вод, в которых отражаются сухие тростники – души умерших. Это тоже больно. Хотя я вижу тебя как живую над столиком, в зеленом шарфике и каждое утро я склоняю перед тобой голову, и, положив руку на сердце, говорю: Добрый день, солнце моей жизни, а вечером с тем же самым жестом: Увидимся завтра.

04. 2020 четверг.

Облачно, прохладно. Я сижу перед твоей фотографией с мыслями о тебе, красивой, мудрой и доброй. Забрала ли ты эти три прекрасных качества в то измерение, в котором находишься сейчас? Выдающийся ученый Фримен Дайсон сказал: «Жизнь – это искусство, а не наука. А искусство жизни придает смысл тому, что мы делаем. Искусство жить во вселенной – давать смысл вселенной. /... / Есть такие вещи, как красота и мудрость, которые имеют ценность сами по себе. Пока они существуют, вселенная не бессмысленна... вселенная имеет смысл. И наша задача – отыскать его «. Почему она именно сейчас призвала тебя? Эта Вселенная? Чтобы пополнить какие-то свои частицы теми, которые есть у тебя? Может быть твоей харизмой, которой не все обладают? И почему не считаясь со мной? Какой он тогда, этот мир? Беспощадный, причиняющий боль, чтобы насытить, завершить себя? Чтобы объяснить твоему другому я, что потерял я, когда был рядом с тобой не до конца это понимая? Каким бы теперь другим был для тебя я, если бы Ты снова была со мной. Но одобренным ли? Сейчас твоими мыслями и желаниями? Ведь тебе нравилось подчинять себе, делать послушным твоей воле. Ты делала это умело. Например, как я упоминал ранее, если замечала, что какая-то «невеста» начинает крутиться вокруг меня, то не устраивала скандалов ни ей, ни мне, а просто старалась подружились с ней, и тогда та сама сбегала из нашей жизни, чувствуя себя глупо, потому что мешала необыкновенной, деликатной, тактичной, хорошей женщине. А этот мир, в котором ты сейчас находишься, должен обладать сознанием и харизмой, которыми наделяет только некоторых здесь, на Земле, чтобы они «заражали» тех, кому этих признаков не хватило. Возлюбленная, я только что получил стихи от Елены Корнеевой по интернет-почте. Красивые и трогательные, особенно одно, написанное как бы для тебя «Тебя зову я в небеса». Я сразу перевел его, хотя и не так искусно, как оригинал, но не менее волнующе. Еще поработаю над ним, но временно помещаю, как мою молитву о тебе:

183 Елена Корнеева

* * * Тебя зову я в небеса, И через звёзды говорю, Я для тебя ещё жива, А для себя – уже в раю,

Там, где живое дышит сном, Любовью, верой и огнём, Где слиты мы с тобой в одном, И где один для всех закон.

Тебя я вижу через сны, И твой я слышу сердца стук, А ты – дыхание весны, Прикосновенье нежных рук,

Моей надежды океан, А для тебя я – лишь огонь, Звезда, горящая в туман И сверхвозможностей ладонь

Я верю, что так происходит и с нами, как в стихотворении Елены, хотя моя вера очень осторожна, но ты всегда будешь со мной – в это хочу и буду верить. Я пошел погулять по дороге к главному входу на пляж в Янтаре. В августе прошлого года этой самой дорогой мы шли вместе. Ты после химиотерапии, шла, как на деревянных ногах, но сама, без посторонней помощи. От неё отказалась. Устроилась на скамейке, чтобы посмотреть на море, а я за нас двоих прошёл кусок дороги вдоль берега, время от времени оборачиваясь и помахивая тебе рукой, а в действительности, чтобы скрыть подступивший к горлу комок и покрасневшие глаза. Вскоре тебе стало лучше. Мы выходили вместе и на дольше. За покупками по магазинам ходила еще дольше. В середине ноября мы прошли вместе вполне нормально почти весь старый Рим. Ты шла даже быстрее, чем я, хотя я шёл со скандинавскими палками. То же самое и между праздниками, через парк Красинских в Старый город и на молитвы, а также посещения яслей в других костёлах. Мои молитвы были только о возвращении твоего здоровья. Знаешь, чего мне сейчас не хватает? Твоих слов: Ал. Обними меня крепко. Последнее время ты все чаще просила об этом. Наверное, всё уже предчувствовала, хотя и старалась вытеснить из сознания. Я? Я не верил и не хотел верить. Потому что как? Как поверить, что самого близкого человека я могу потерять. Со дня на день.

184 Перед въездом в наш Янтарный дом посеялась липа и быстро росла и была уже около трех метров. В то время друг зятя Болеслава Дариуш начал строить домики напротив, и липа мешала въезду фургонов. Ты согласилась, чтобы её срубили. Меня тогда там не было, но я очень сильно расстроился, когда узнал. Теперь из пня выросли две ветви, высотой почти два метра, сплетенные между собой сверху. Это мы. Слежу теперь, чтобы никто случайно не срубил их снова. На сегодняшней прогулке задумался, что есть разные уходы и воспоминания о них. Есть уходы, после которых никто не плачет, после некоторых появляется даже вздох облегчения или удовлетворения, что ушёл кто-то особенно плохой. Что после них остаётся там, в загробной жизни? И как получается, что мы такие разные в этом мире? Нужно ли это? Для чего? Ведь без плохих жизнь была бы легче и счастливее для тех добрых, по которым все плачут. Мои самые лучшие стихи были для тебя. Их много. Предполагаю, что только у Лауры от Петрарки их было больше, где-то под триста. А у тебя? Около пятидесяти. Ты привыкла, что они сыпались, как из рога изобилия. Часто рождались после путешествий без тебя. Как, например, тот стих, что написан в 1986 году в Болгарии. Я особенно люблю его. Как тебя. Сейчас и всегда. Во время его написания я был очарован моей переводчицей не как женщиной – она не была привлекательной, а как студенткой, влюбленной в польскую поэзию. Она знала более ста польских, наиболее ценных стихов. Именно за это, на корабле с почти сотней поэтов из разных стран, я написал для нее стихотворение:

«Зориана в Кырджали»

Твои горы – скалистые, Твои деревья – низкие, Мои леса -стройные. Мои реки – тихие. Твои потоки -быстрые, Твои бури – дикие, Орлы на обнажённых скалах, Небо сухое, как шалфей. Твое лето – персики И минарета тень знойная, Мои поля – дождливые, Серны под елями, Но ты любишь Норвида И Словацкого «Грустно мне, Боже», А я стихи Ивайло Балабанова Завтра на польский переведу быть может.

185 Твоя улыбка средь боярышника Праздником моего путешествия, В моих ладонях для тебя Роза – Мой возраст мужской, возраст поражений.

Зориана обещала хранить его в памяти. Сохранила ли? Я не знаю. Как бы в ответ на это стихотворение чужой женщине я неожиданно написал стихо- творение и для тебя:

«В Софии»

Благодарю за то, что ты у меня есть, Красивая и добрая, жена моя, мечта. У подножия Витоша и в Рильском монастыре Игумен бьет тебе поклоны и орёл. От бурь твое я имя укрываю осторожно И перед ним молитвой в церкви загораюсь: Пылает пусть – в иконах, и в «Господи помилуй» – Барбара, Барбара, край гор и волн прибой, Игра девчат на цитре, пение монахов, В отчаяньи надежда, ожидание весны, Садов в осеннем в полдне пышное барокко. За то, что есть ты, хоть со мной быть нелегко, Благодарю тебя сейчас я под Болгарским небом, Что на морозный Север шлёт отличие моё, нет веры: Если дорога слишком часто и долго не видна, Со мною ты и говоришь: терпение, всё будет хорошо. За это я люблю тебя, спокойную, достойную, Хлеб жизни, но под хрупкостью твоей железа твердь, Из самых дальних мест к тебе всегда я возвращаюсь С этим словом, единственным: Барбара, Барбара.

22.55 час.

Любимая, я только что получил сообщение о том, что наш автор, Адам Лизаковский, который в 2006 году по предложению «Поэзии сегодня» стал Лауреатом ЮНЕСКО, получил от президента Анджея Дуды Рыцарский крест Ордена Возрождения Польши. Я отправил соответствующие поздравления, и в то же время подумал, что ты проделала огромную работу для польской поэзии в стране и за рубежом, которую никто из чиновников не заметил.

186 Мы возмещали это себе сами тем, что было для нас самым ценным – нашей любовью. Твоя идея состояла в том, чтобы дать двуязычным антологиям, изданным у нас, название МОСТЫ – соединение культур. Ты подготовила их 11, и уже работала над 12 -й / Варшава – Вьетнам /. Начинали в 2014 году с двуязычного издания Варшава – Санкт-Петербург, потом следующие: Варшава – Рязань, Москва, Варшава – Афины, Варшава – Бари, Варшава – Гродно, Варшава – Рига, Варшава – Вильнюс, Лондон, США, Варшава – Бухарест, Варшава – Минск, Варшава – Милан, Варшава + поэзия Прибалтики, и в процессе подготовки, как указано выше: Варшава – Вьетнам. Друзья-поэты, чьи стихи были опубликованы в МОСТАХ, удостоили нас благодарностями и почётными наградами.

04. 2020.

У нас с Басей, в некоторой степени, были противоположные характеры и поэтому мы дополняли друг друга. Тем не менее, мне до сих пор интересно, почему она выбрала именно меня? Почти всесторонне образованный, но в то время голодранец, с чемоданом книг, без квартиры, без работы, потому что с невезучим дипломом – защита дипломной работы о творчестве Чеслава Милоша, тогда запрещённого, поэтому изучающий следующие факультеты, чтобы остаться в Варшаве и выезжающий часто на стипендии, благодаря знанию венгерского языка и переводу венгерской поэзии, а также с изданными четырьмя книгами, которые тогда могли впечатлять. А она? Панна хорошо воспитана, из хорошего дома. Пани Бася любила себя, я себя не любил. Она знала, что она красивая, умная, умела улыбаться, у нее был красивый голос. Она часто пела. Её пение можно было слушать с большим удовольствием, чем некоторых известных певцов. Почему ты не стала петь профессионально? – спрашивал я. Мне не нравится их среда, и у меня есть проблемы с горлом. Я могла бы просто сорвать голос. Она умела настоять на своём, поставить на ковёр даже начальника или начальницу. И мудро воспитывать детей, и своих и чужих. Поэтому она долгое время работала в школе, и даже самые отъявленные хулиганы ее уважали. В свою очередь, мои родители иногда говорили мне, что я самый некрасивый из трех братьев. И «недисциплинированный», упрямо настаивающий на своём. После вердикта о моей красоте я пошел посмотреться в зеркало и обнаружил, что мои родители ошибаются, что на свете есть и некрасивее меня. Пани Бася дистанцировалась от риска, она всегда руководствовалась здравым смыслом, а я, в свою очередь, фантаст и реалист в одном лице, любил рисковать, особенно когда знал, что ничего не теряю, рискуя. Так было, когда за небольшую сумму денег я купил несколько участков земли, которые никто не хотел брать, и которые позже я продал в несколько раз дороже. Или я, например, убедил разумную пани Басю и мы взяли кредит на квартиру, которую я через несколько лет продал в два с половиной раза дороже. Зато пани Бася лучше, чем я знала

187 художественный мир, от которого, впрочем, держалась на расстоянии. Она знала имена и фамилии многих актеров и актрис, названия многих фильмов и фамилии их режиссеров, на улице или в супермаркетах она узнавала известных людей, чего я не умел делать и не обращал внимания на эти персоны. Она отлично водила машину. Мы вместе получили водительские права, но пани Бася вскоре отстранила меня от вождения, под предлогом, что я всегда долго сижу по ночам, а потом уставший, могу совершить аварию. А в результате мне понравилось быть пассажиром, я быстро отвык от вождения и больше не мог заменять Басю. Одним словом, я стал «недееспособным» и зависимым, что на самом деле не всегда было хорошо. Она не хотела учить меня, пользоваться Интернетом, к чему я особенно не рвался, и шутя, сравнивая Интернет с характером женщины, говорил: неизвестно чем и когда удивит. И я прямолинеен. Как в Евангелии Христа: да, да, нет, нет. Бася хорошо воспитала дочерей. Находила с ними общий язык, они всегда ей доверяли. Я управлял ими с деловой точки зрения: в какой лицей отправлять, в какие студии их отдавать, где и какую квартиру покупать. Старался не слишком помогать, чтобы они умели решать вопросы. Я объяснял, что они должны рассчитывать на себя и только советоваться со мной, а когда они вступили во взрослую жизнь, я перестал давать и советы, и помощь, что в жизни им помогло. А сам я любил советоваться с пани Басей. Не всегда использовал эти советы, но зато имел определенные масштабы сравнений, свои и ее собственные. Она не была скандалисткой. Умела молчать и сдерживать себя. Я не всегда. Особенно после рабочих стрессов. У меня был конфликтный директор. Мне удалось «повысить» его на другую должность. Я помог посадить его на этот стул нового и помогал ему акклиматизироваться, потому что коллектив издателей тогда был шатким. Взамен, новый директор продал меня Молодежному издательскому агентству, на должность руко- водителя отдела иностранной литературы, но с достаточно вредным и без- грамотным коллективом. Преуспел в этом некий Гжесио П., паршивенький и на лицо, и характером, кошмарный в редакционном деле, но превосходно умеющий шпионить. После ликвидации Молодёжного издательского агентства он основал собственное издательство, но недолговременное. Хорошо, что о нем теперь ни слуху, ни духу. В то время мы с Басей поддерживали друг друга, у нас на всё были одинаковые взгляды, и мы всегда голосовали одинаково. Теперь я сам по себе, и от этого мне плохо. Я чувствую себя так же, как этот Борина, который после смерти своей жены, по привычке, хотел спросить ее: Магда, мне как жениться на Ягне или нет? Естественно, о женитьбе нет и речи. Я бы этим унизил себя. И наши 45 лет вместе. Итак, позволь мне милая, отправить тебе письмо 1984 года, которое ты слышала от меня много раз. Послушай ещё раз:

188 Письмо жене

Ты моя и чужая калина, Нежная фрезия, дикий василек. Твоя весна волнуется во мне, Твоя радость – безоблачный сокол.

Бежишь ко мне мимо моей дороги, Пишешь письма на мой адрес, но себе. Кто выдумал тебя в белокрылом смехе, Кто потерял на перепутье сожалений?

В твои мечты потоки облачаются, В глазах твоих мужчины серебрятся. Должна ты небо снять с росы поутру, Чтобы мой сон не охранялся волком.

Которой праздник я потрёпанный несу, Болью, которой все слова мои сияют… Которой ни одна из женщин не заменит И потому ты навсегда моя.

3 ноября 1984 г. Санкт-Петербург – в ресторане с видом на Неве

Я публично прочитал тебе его в нашей Oпиногуре, в зале дворца Зигмунта Красинского во время Варшавской поэтической осени, которую я проводил в то время и, следовательно, имел свой уровень. У всех поэтов в глазах вспыхнул блеск зависти, а у тебя – уникальная улыбка прекрасной 35-летки, которая выглядела на 24 года. Точно так же, как спустя более десяти лет в Париже:

Барбара в Версале

В барокковом зале с хрустальными люстрами Женских котомок полно и базаров, Топорные пни –одним словом, туристки. И диссонанс: леди с сияющим взглядом, Стройная, обаятельная, благовоспитанная И утончённая. Это моя жена. Она озарила Следующий зал и затмила Стилизованную красоту королевских жен, Гордых, как гипсовое несчастье...

189 Никто не смеет фотографировать их, только зеркала Желают хоть на мгновенье дольше задержать Неповторимо склонившиеся На правое плечо локоны И улыбку, в которой Отразился рассвет над Елисейскими полями, Или перелёт иволги возле Цветущей акации.

Версаль 9 октября 2009 г.

Помимо личной красоты, у тебя ещё была эта прекрасная чувствительность к благородным вещам, от которых исходил свет мира, доброта и уникальная исключительность в выборе наиценнейших ценностей из даров жизни. И как тут после такого человека идти дальше и быть впереди? Между тем я вспомнил стихотворение, которое я написал за 8 лет до встречи с Тобой. Визуальное:

Три песни Орфея к Эвридике

I Ты весна моей скалистой родины, Фрукт, вкус которого пронизывает пустые пещеры, А мыслям велит странствовать между двумя полюсами.

Ты небо и потрескавшаяся земля, Граница, где гаснут ветры, где море Несовершенно и полно вины, А воды его носят чистую синеву.

Ты цепь, окружающая мой день, Один долгий день с глазами газели И грязным телом карпа.

II Улицы мягкие, искрящиеся погодой, Улицы как грустные мамы И прекраснейшая Герника, как солдат, Застреленный, когда уже был подписан акт о капитуляции.

190 Улицы города, ворота которого вижу Среди расцветающих почек дождя, Только в моём времени, Среди реальных предметов С полезными названиями, Улицы, которыми ты идешь не ко мне, Любя мои песни.

III Эвридика, я погасил свое пение, когда ты умерла, Я начал говорить, и в словах моих завелись Чужие предметы, которым я начал служить, Чужие сердца, которые я начал понимать И я начал любить медь и железо, А страдание назвал светом На копытах животного.

Одна из звезд остановилась тогда в изумлении И сразу же разбилась, Хороня свою тень на судорожной цветовой шкале, А тишину после неё укрыл вечный порядок планет, Убежденых в своей миссии.

Эвридика, плач по тебе, как тупой удар В растущее дерево, как слово из прошлых веков, Которого сегодня никто не знает и не хочет понимать, И дорога, бегущая вдоль экватора. А имя твое, как лед, в котором живая звезда.

Эвридика, не возвращайся...... Ибо как мы снова коснемся наших рук, как назовём Любовь, которую ещё ношу под кожей? Что скажешь о моём великом плаче?

Тем не менее, я хотел бы, чтобы ты вернулась. Всё равно какая. Несколько лет назад, когда я был убежден, что раньше тебя умру, мне приснилось моё существование там:

191 * * * Когда умру, скажу тебе Впервые Как там на самом деле: Воздух разреженный, Ни ангелов, ни Бога, Там не к кому вернуться, Заплакать и спросить, ну как ты там, И будет ли весна, Куда исчезли этот лес и время? Ничто не радует и ничего уж не болит, Дождаться не могу...

Потом приснился мне ещё «Время давно ушло»:

* * * ...это невыносимо...... волосы с лица убрать, посмотреть в глаза И сказать – привет, моё второе я... Ты в акации диком дурмане, когда Расцветать желаешь... рассвет, что имя твоё На небе пишет, но чаек крик отнимает Путь к завтрашнему дню с тобой. И это всё? А может быть, дождя разлад безлюдный С твоих ресниц смывает то, что ты могла б оставить?

Янтарь 31. 2010.

Так мне тогда снилось, и я просыпался с облегчением, что это всё не наяву. И все же... Вырастив своих детей, ты иногда чрезмерно заботилась о них, по сравнению со мной, который всегда ходил своими собственными стёжками и дорогами, неприхотлив в еде, была бы только калорийной, и у меня были особые шутки, которые нравились другим, а тебе – нет. Иногда случалось так, что я позволял тебе командовать мной, потому что тебе это нравилось, но я не всегда терпел роль робота. В аэропортах, несмотря на то, что я проехал полмира, позволял тебе управлять мною и следовал за тобой, сопровождая к нужным воротам и выходам, и даже к таможенникам, растрясающим багаж, но не к женщинам, потому что бабы чрезмерно любопытны – сообщала ты. Когда мы выступали вместе на сцене, ты умела достойно представить себя, пройтись по-своему, с присущим тебе обаянием. В кругу людей искусства ты умела не находится со мною рядом, если была воможность выбрать компанию, которая подходит для тебя лучше. И старалась найти время на посещение ювелирных 192 магазинов, чему и я от тебя научился. И когда бывал где-то без тебя, у меня всегда появлялось желание посетить галантерею, чтобы выбрать для тебя что-нибудь на твой вкус. И так было до самого нашего последнего дня, то есть до недавнего времени. Последним «украшением» был краковский пряник с изображением крупной невесты с луковой надписью: «Супер теща», который ты получила от старшей дочери и ее мужа, выезжая из Кракова после выступления в «Подвале -под-Баранами». Было солнечное и теплое воскресенье и день Овсяка. Ты поехала со своими внучками и детьми, а я сел на поезд чуть позже. Я просто не допускал мысли, что у нас осталось всего полтора месяца... А теперь больно, ещё больнее, оттого, что я слишком мало для тебя сделал, что не успел, и ты тоже... Что я, на сегодняшний день одинокий, мог бы посвятить тебе больше времени, чтобы вырвать тебя из лап болезни, с которой ты старалась справиться долгими походами по магазинам, каждый день, хотя, по-моему, можно было делать это один раз в неделю, а после возвращения ты много занималась ненужными делами – на мой взгляд. Она очень хотела жить. В течение последних двух лет часто посещала врачей, клиники и больницы. Иногда возвращалась со слезами на глазах. Плохие результаты. Она улучшала их с помощью правильной диеты и снова какое-то время было хорошо, а на ее лице появлялась улыбка надежды. Я восхищался ее стойким характером: ранний подъем, утренний уход за собой, поход на прием к врачу или на мессу в костёл. Два года назад, в середине сентября, она перенесла операцию, как раз тогда, когда у ее племянника Михала шла свадьба. Был ясный день, в костёле хор пел латинские и польские гимны. Я позвонил, чтобы ты смогла послушать их с моего телефона. Тогда на свадьбе я не находил себе места. До конца 2019 года у меня были Рождественские планы для нас: поездка в Тынецкий монастырь в канун, полного раздумий, Нового года, а потом в Халаму в Закопане и прогулки по горам в облаках. Хорошо – обрадовалась ты, если только мое здоровье позволит. Не позволило.

21.40. час.

После обеда я поехал на велосипеде лесом через Микошево над Вислой. С сегодняшнего дня доступ к лесам запрещен, вдоль морских побережий тоже. Под угрозой штрафов. В Микошево рядом с костёлом находится небольшое уютное кладбище, мраморно-бетонное, вполне приемлемое для души, хотя мне нравятся кладбища такие, как в стихотворени Тувима:

Сельское кладбище, поросшее травою, Деревянные кресты косо застряли. Сельское кладбище тихое и простое, Такое, как всегда, такое, как мы знали. 193 Прошлым летом я даже задавался вопросом, а не заказать ли мне здесь место для себя. Я не люблю смерти, но я люблю кладбища, читать надписи на надгробиях, даты рождения и смерти, обычно в среднем 50–60 лет. Мой возраст тоже бывает, но редко. Над головой грохотал и трепал деревья ветер. Вспомнилось стихотворение одного из моих любимых венгерских поэтов, Эндре Ади, «Наедине с морем». Простое и впечатляюще. Я бился над его переводом на польский язык в течение многих лет, а несколько лет назад я даже преуспел в этом, но забыл, на каком листке я его написал и где положил. Может быть найдется. Эндре Ади, красивый поэт конца XIX века, умер от сифилиса в возрасте 42 лет. В конце его жизни в него влюбилась и присматривала за ним молодая аристо- кратка. У него было много декадентских и любовных стихов. Этот, о море, в моём сыром переводе начинается так:

Берег моря, закат, номер в гостинице. Она ушла, мы больше не увидимся. На диване лежит цветок оставленный. В руках держу цветок с ее дыханием. Она тут была со мной и целовала, А прошлое поёт и шумит волна.

Все время в этих грохочущих и бушующих порывах ветра я мысленно был с тобой. И я рассказал тебе стихотворение Гийома Аполлинера в моем переводе, пронзительное своей простотой и содержанием. Название? Кажется, «Прощание»:

Сорвал я вереск для твоих рук В нем может осень срезанную вспомнишь Здесь на земле разлучит нас судьба И только запах прошлого тот вереск Oжидание мое тебе напомнит.

Я никогда не думал, что с нами будет так, как в этом стихотворении... Видимо, любимые Богами уходят слишком рано. Так говорили мы на факультете о выдающихся молодых умерших поэтах. Я только что говорил с нашей младшей дочерью Анетой. Заключенная в квартире, она трудится для своей работы с утра до ночи. В блоке ее свекрови карантин, потому что кто-то уже заразился этой жестокой мерзостью. Ты уже столкнулась с нашей безжалостной реальностью. Ты снилась мне только дважды. Видимо, это и все, потому что я мысленно постоянно с тобой... Сейчас читаю «Легионы – дорога к легенде». Почти статистика. С убитыми обращались так же. В битвах нет времени беспокоиться о погибших друзьях. Нужно бороться, чтобы выжить. А ещё есть понимание того, что сегодня

194 друг, а завтра, может быть, я. Мы также сейчас в пандемической битве. Каждый день подают цифры новых умерших. Я не думаю об этом. Постоянно на первом месте моя – наша трагедия. Не хватает тебя, а с течением времени всё больше. За день до твоего ухода ты напомнилиа мне, чтобы я не забыл забрать свои результаты медицинского обследования. Я не забыл, но не успел рассказать тебе о них, что они хорошие, и что мы оба сможем справиться с нашими недугами. Мы должны, потому что еще много дел нас ждут. Тем временем – «Одиночество течет целыми реками» / Рильке.

4. 04. 2020, в 11.09 час. /суббота/.

43 день после твоего ухода. С каждым разом мне становится все тяжелее. Рядом на кухне щебечет Лили, младшая внучка. Ещё недавно она обнимала тебя и говорила: Бабушка, я беспокоюсь о твоем здоровье. Ты повторяла мне это взволнованно. Все будет хорошо, – отвечал я и сам в это верил. На улице солнце, холодный ветер и коронавирус, который овладел миром, так, что даже доступ к лесу запрещен. Передо мной твоя фотография с теплой улыбкой и веселыми глазами. Я чувствую тебя рядом, и жду, чтобы ты снова сказала: Ал. Обними меня крепко. Я обнимаю взглядом Твою фотографию и из последнего томика «Визитки» читаю твои стихи. Вот один из них, написанный три или четыре года назад:

Поэты

Из разных пейзажей Алфавитов Вы слышите шепот Ветра догоняющего листья Восхищаетесь Руслом реки выгнутым в излучину Смакуете сочные яблоки любви Выросшие из слов

Вы как Исчезающая Полоса на вспоротом небе

Ваши стихи Нужны лишь по случаю – Временные украшения

Иногда Незабываемые

195 В Янтаре мы находимся уже около трех недель, восемь человек, как в «Декамероне». Дочь Дорота и ее муж работают в Интернете, старшая внучка делает уроки в Интернете, младшая либо смотрит детские фильмы, либо пытается найти свое место, переходя от одного взрослого к другому. У друга семьи Дариуша тоже есть свои дела, Анета с мужем бывают у нас по субботам и воскресеньям, а я всё время пишу тебе о тебе и ничем другим не могу заняться. Пытаюсь читать как можно дольше, но долго читать могу только твои стихи. В них я заново открываю тебя ту, которую, хорошо до конца не знал, а сегодня знаю – глупо, что женщину нужно любить и не обязательно понимать.

Размышления

Белоснежно чистая белизна... Снег запорошит все – Но красок не поменяет. Улыбка прикроет печаль, Но боли не прогонит. День в мыслях Запутанный – Лучшим не станет. Солнце не выжжет Злости. Красота белизны Посереет И превратиться в грязь.

Точность ее стихов поражает. Почему такое мнение она не может услышать от меня сейчас? Ей было так необходимо каждое сердечное слово, прежде всего от меня. И я говорил ей эти слова, но часто слова-шаблоны, не самые глубокие. Она отвечала: хорошо говоришь. Но сегодня, я полагаю, это были просто вежливые ответы, а она ожидала чего-то более глубокого, чтобы я открылся перед ней и смог убедить ее до конца, что бы она действительно поверила, что только она была, есть, и будет смыслом моей жизни. Сейчас она не может мне уже ничего сказать-ответить. И только улыбается, неустанно, молча. Ответ я нахожу в ее следующем стихотворении без названия:

* * * Загнанный день Между стенами - Затеряны мы В толпе

196 Во мгле чужеродности Отметаем хорошее В поисках истины. За городом Луга поля леса В мозаику красок собраны Мы слышим Шум Шелест Пение – Восторгом наши чувства наполняем. Говорим шепотом В тишине Которая сглаживает Острые Края слов.

Ты всегда была рассудительная, осторожная, терпеливая, всегда подчинялась закону, но не всегда это должным образом отплачивалось. Я все время вспоминаю наше неприятное приключение с дорожной полицией, которое произошло 5 декабря 2000 года. Мы возвращались от типографа из Цеханова. Шел снег с дождем. Было далеко за полночь, когда уже в Варшаве, на Вислостраде, на повороте в сторону улицы, где стоит монетный двор, нас остановили два дорожных полицейских. После проверки документов, которые были у нас в полном порядке, они приказали нам выйти, потому что рядом с ними стоял эвакуатор их знакомого, и он должен был заработать. Полицейские повторили, что нам нужно идти домой пешком, но прежде заплатить штраф и плату за перевозку нашей машины на буксире. Мы отказались и закрылись в машине изнутри. Они начали бить по машине и, наконец, согласились отправить меня домой как будто за повторными документами. Мы были простуженными и пожилыми людьми, мне – больше 60 лет. Ничто не тронуло их. Я почти бежал, пройдя 4 км. в обе стороны. Пани Бася осталась одна с двумя бандитами – сотрудниками правоохранительных органов. Сигналами Морзе просила проезжающие машины о помощи, но никто из них не остановился. В конце концов, закрытая в машине, она потеряла сознание. Полицейские не вызвали скорую помощь. После моего возвращения они, наконец, позволили нам ехать. На следующий день моя чувствительная Бася, вернувшись из полиции, во второй раз потеряла сознание на работе в школе и машина скорой помощи отвезла ее в больницу. В предыдущий день она радовалась, что на следующий день наступят Миколайки, и она приготовит сюрприз для своих детей. Между тем, честь полиции решила настоять на своем: они передали наше дело на коллегию, где

197 нас допрашивали два ублюдка, которые вели себя как агенты тайной полиции, настоящие бандиты и хамы. Они оштрафовали нас на солидную сумму. Мы обратились в суд. Слабый представитель закона, Урсула Г-Б, оставила в силе свое решение, шепотом зачитала приговор, как будто ей было стыдно за то, что она делает и не берет во внимание то, что полиция отказалась помочь пострадавшему из-за них человеку. А я и по сей день чувствую себя крайне виноватым из-за этого, как мужчина, который был беспомощен перед лицом беззакония и не смог защитить от него женщину своей жизни. К счастью, судьба была справедлива: один из полицейских, тот вреднейший Т.С., год спустя при таком же, как и с нами поступке, был сбит насмерть: он выскочил перед машиной, чтобы остановить её для контроля, а водитель не успел затормозить. Я не знаю, что с другим Т.К. и что со слабым судьей? Сейчас у меня, как у одинокого пенсионера, много времени, поэтому я постараюсь разобраться с их настоящим, а пока хочу, чтобы добрая судьба также не забывала о их плохих поступках. Я думаю, что тот сильный стресс, который пережила Бася, также отразился на ее здоровье. Любимая, позволь мне процитировать твоё стихотворение под названием:

Любовь

Любовь Это постоянное Познание друг друга. Любовь – Готова всё отдать и взять Готова всё. Любовь Бесценна Но цену Платить велит. Любовь Необычайная На каждый день. Любовь – Средь множества явленной Любви – Только эта Наша, Только эта одна.

В тебе не было ни упрямства, ни злости, ни мстительности. Жемчужина среди прозы жизни.

198 В течение 35 лет, пока я не встретил тебя, я был один, потом мне посчастливилось прожить с тобой 45 лет. И теперь я снова один. Только с твоими книгами. В последней «Визитной карточке» 9 твоих стихотворений, переведенных на 6 языков каждое. Сейчас 13.03, время, когда шесть недель назад ты начала покидать нас. И небо потемнело, как тогда. И эта мука с каждым разом нарастает во мне все больше и больше. Это хорошо, что ты оставила мне свою улыбку и теплый взгляд. Я начинаю любить это время, проведенное с тобой в больнице. Наконец- то мы смогли насмотреться друг на друга не спеша. Я радовался, что каждую минуту был нужен тебе и с удовольствием исполнял все просьбы: подними кровать или, может быть, немного опусти ее, подай мне свитер, этот фиолетовый, укрой одеялом получше, потому что я замерзаю, пойди со мной на коридор, позови доктора, потому что так болит в груди, что я больше не могу терпеть, дай мне немного воды... Я держал твою руку, целовал твоё – наше кольцо и шептал: поправляйся, как можно скорее. Рядом умирали очередные пациенты, и очередные железные корыта приезжали за их телами, а я все время был рядом с тобой и верил, что скоро заберу тебя отсюда в лучшем состоянии, в домашний хоспис, в котором я буду все время держать тебя за руку, чтобы передать тебе свою энергию и... себе. И что я буду защищать тебя от этого железного корыта. В шкафу, среди одежды, я нашел твой берет, пурпурно-фиолетовый, из 100% шерсти. Ты постоянно носила его в холодную погоду, слегка набок. У тебя было лицо художника с открытой душой. Для более важных случаев ты надевала шляпу, и тогда – мужчины снимали шляпы, потому что идет дама с поющей походкой, со светящейся улыбкой и теплым достойным взглядом, которая говорила:

Сады Мира изумили Ароматы запоминала Образы останавливала На фотографиях – И среди роз была…

Для меня ты всегда была Барбара – сказка, о чем я написал в одном из своих стихотворений:

Барбаре – сказке

Мой боярышник застрял в радуге В ее дождливом сердце Что бьется отдаляющейся бурей В нем тесно и холодно

199 Как после каждой надежды И дрозд не совьёт тут гнезда

Только ты стоишь упорно Вынимаешь шипы из ран радуги Чтобы кровь не забывала течь В каменные кувшины ожиданий А дороги захлебываются весной И сказка счастливее жизни.

И еще одно стихотворение о тебе, для тебя:

Путешествие с одолженной улыбкой Барбары

Любовь редко бывает праздником, чаще Мостом, для которого Не построено другого берега, А именно С другой стороны, кто-то примеряет счастье.

Это в изумрудном лете Барбара улыбкой обходит меня - Отделенная собою от всех Смахивает с лица несколько слов.

В запахе ее тела Луга, как доверие луне; Вздохом ещё с детства Выбивает скалы из слов мужчин.

Барбара Одолжила мне свою улыбку. Я ношу её Днём и ночью По учреждениям, которые регулируют мечты, По дорогам, где мальчишки, В ожидании настоящей войны Убивают стрекоз, А мужчины перебинтовывают факты Руками Полными доброты И крови.

200 Я помню, как в конце 2017 года, перед операцией по удалению опухоли поджелудочной железы, по твоему предложению, потому что сама ты сделала это раньше, я пошел с дочками в банк, чтобы разрешить им использовать мой счёт, если со мной что-то случится. Я порешал этот вопрос, как и раньше многие другие. На операцию / 4 января 2018 г. / я ехал на больничной каталке с улыбкой, спокойный. Ранее мне сказали оставить свои часы, но я не хотел отдавать обручальное кольцо. Это тронуло медсестру: ее привлекли, когда я потерял связь с реальностью, даже не знаю в какой момент во время разговора с врачами. Не знаю, как долго длилась операция, похоже, достаточно долго. Я проснулся темной ночью, в другой комнате при тусклом свете с пересохшими губами и ужасным чувством жажды. Я попросил у медсестры воды. Она сказала, что нельзя, но может вытереть рот влажной салфеткой. Два дня спустя я вернулся в свою первоначальную палату. Медсестры вернули мне обручальное кольцо, которое я ни в какую не хотел отдавать. И снова они были тронуты тем, что впервые встретили пациента, который так защищал свое обручальное кольцо. Потом ты пришла навестить меня вместе со старшей дочерью. Видимо, у меня было такое лицо, что ты испугалась. Сразу после операции мне было очень плохо. Поэтому я не люблю, когда меня навещают родственники в больнице, потому что они, обычно, переживают сильнее, чем сам пациент. По возвращению из больницы, ты присматривала за мной действительно, как за пациентом и заботилась о том, чтобы я побыстрее прошел обязательные в этой ситуации обследования, которые я обычно игнорировал. Уже тогда у тебя были проблемы со здоровьем, но ты успокаивала меня, что находишься под контролем лучших специалистов и все должно быть хорошо. Я всегда верил тебе и в тот раз тоже... чего я не могу теперь долгое время себе простить... Потому что иногда я нахожу выход в безвыходной ситуации, хотя в то время я также готовился к следующей, более неприятной операции, которая прошла во второй половине июля. А до этого – соблюдение диеты, тоже хлопотной. Видимо, я превратился в свою тень, что сразу заметили мои друзья, а некоторые даже порадовались, но я не отказывался от прогулок, несмотря на то, что часто приплетался домой только благодаря силе воли. В настоящее время я прохожу почти 10 км каждый день пешком и более 25 км на велосипеде.

Вечером

Выбрался в лес на велосипеде, но все переезды были закрыты. Я вернулся назад, оставил свой велосипед и пошел пешком по полям. Мне всегда это нравилось. Тебе нет. Мы привыкли вместе путешествовать на машине, поезде, самолете. Тут и там набрали на цвет мирабелки, журавли передвигались по небу парами, на огромной коричневой полосе земли окликали меня две их пары, серые с черными хвостами. А вокруг нашего дома цветут, посаженные тобой цветы:

201 белые, розовые, фиолетовые и тёмно-синие. А со всех сторон слышится пение, такое же радостное, каким был я, когда 46 лет назад в Опиногоре, на мой вопрос: ты будешь моей женой? Ты ответила ДА. Теперь позволь мне отправить тебе туда, где ты сейчас есть, стихотворение, которое я написал 10 лет назад и которое ты очень любила:

Будем...

Жене

Пока наши тела не стыдятся друг друга, пока мы можем произносить без скрежета имена наши, пока мы только друг друга видеть желаем, пока мы каждую мысль пополам делим, пока в разлуке и день может быть Голгофой, пока я умею тебе красиво цветы дарить, пока я хочу для тебя самых дорогих бриллиантов, пока мы отыскиваем себя в каждом слове, пока в глазах наших носим одну звезду, пока мы несём одиночество вдвоём, пусть будем самыми близкими – друг для друга.

28.01.2010.

5 IV 2020 Вербное воскресенье.

Солнце и прохладный ветерок. Я чувствую себя так, будто нахожусь в исправительной колонии. Ни в костел, ни к друзьям не выйти. Вход в лес тоже запрещен, в том числе и к морю. Поэтому пока неизвестно кто гуляет по тем полям и лугам с длинноволосыми, давно не стриженными вербами и заросшими мелиоративными канавами. Неряшливый и небрежный народ заселил эти места после войны. Никому ничего не хочется. Только когда наступит бедствие, например, невиданное наводнение, они обвинят весь мир. В этой не моей пустоши, я как раненый волк, которого покинула стая – он хочет выть, но только щёлкает зубами, потому что голос застрял в горле. Так я чувствую себя уже давно – после твоего ухода. Напрасно я выставляю свое волчье обличье в твою загробную жизнь, скоро не только выть, но даже скулить не смогу. Если б ты была со мной, у меня просто так был бы этот испорченный людьми, сегодняшний мир, которого они сейчас боятся. Я укрыл бы тебя своим волчьим плащом, и мы нашли бы время завершить создание нашего мира. Я полагаю, что ты присматриваешь

202 за мной и подаешь мне знаки. Сегодня очередной раз – неизвестно как, я удалил весь текст, который написал, около 50 компьютерных страниц. Некоторые из них были потеряны, но остальное сохранилось в старом компьютере. Мне жаль этих немногих страниц, важных, которые я не смогу восстановить. Но может тебе не понравилось, например, мнение, что у каждой цивилизации во вселенной есть свой Бог, что было бы логично, потому что Христос не Бог Вселенной, а только нашей Земли и другие существующие цивилизации не имеют никакого понятия о Нем. И наши души существуют в нашем мире – на нашей Земле, только в другом измерении, пока что непостижимом для нас. А как насчет Всемогущего? Главным над всеми Богами? Когда мы узнаем все, если узнаем? И нужно ли это нам для счастья, которое является сутью нашей жизни? У меня это счастье отобрано. Слишком рано. Если бы мы начали терять себя, скажем, через 10-15 лет, вероятно всё было бы менее существенно. Мы бы слабее почувствовали утрату. У нас просто не было бы на это таких как сейчас сил. Близится годовщина нашего пребывания в Рязани – конец апреля, на Международном фестивале поэзии под нашим патронажем, а именно «Поэзии сегодня» – организатора XX фестиваля Всемирного дня поэзии, учрежденного ЮНЕСКО в 1999 году. Организатор рязанских фестивалей – поэтесса Елена Корнеева. Ее мероприятия великолепны, с размахом и воображением: в университетах, театрах, школах и в Константинове – месте рождения Сергея Есенина, в Ясной Поляне – когда-то усадьбе великого Льва Толстого. Правда, любимая, для нас двоих самым важным было пребывание в Константинове. Наконец-то, мы смогли быть вместе на берегу Оки, с нашей стороны высоком, а на противоположной – пологом с ещё серыми серостями конца тамошнего апреля, с огромными простертыми до самого горизонта лугами и кое-где деревьями, побывать в музее великого поэта, послушать истории из его жизни, увидеть на фотографиях когда-то знаменитую Айседору Дункан – на короткое время жену Есенина, начитаться своих стихов и наслушаться других, насмотреться на себя, сравнивая с другими и понять – это я – и, что у меня самая необыкновенная жена под солнцем, которую действительно никто из женщин не заменит. Бася фотографировала и позволяла фотографировать себя, иногда брала меня за руку или под руку, и мы упивались своей близостью и праздничной атмосферой поэзии, а вскоре и православной Пасхи. Мы были счастливы и наедине друг с другом, и среди других. Из Варшавы с нами приехала молодая поэтесса и талантливая певица Александра Смеречанская, которая среди известных русских певцов оказалась самой яркой. После этой поездки ты написала одно из последних стихотворений под названием «В Константинове, где родился Есенин», к сожа- лению, грустное, как будто ты уже знала, что...

203 В Константинове, где родился Есенин

Над Окой туман И легкий ветерок Облака и мысли гонит, А зеркало воды Отражает минувшее время

И образ исчезает в глубине волн И слышно карканье ворон На белых березах Много черных гнёзд – Траур разорван

Под ясным небом Есенина стихи Пробуждают почки весенних тополей Возле его дома

Есенин давно умер Как? Эти вороны каркают Зная И в ясность неба не летят

Из Рязани я привез перевод стихотворения Есенина, над которым работал более десяти, а может и нескольких десятков лет. Это стихотворение «Шаганэ» – непереводимый шедевр. Мне удалось немного приблизиться к оригиналу, потому что этой «Шаганэ» в Рязани стала моя Бася, с далекой французской родословной и, возможно, из-за уникальной красоты, грации, улыбки, образа жизни. Я посы- лаю его тебе, Возлюбленная, туда, где ты сейчас:

Сергей Есенин

Шаганэ

Шаганэ ты моя, Шаганэ! Потому, что я с севера, что ли, Я готов рассказать тебе поле, Про волнистую рожь при луне. Шаганэ ты моя, Шаганэ.

204 Потому, что я с севера, что ли, Что луна там огромней в сто раз, Как бы ни был красив Шираз, Он не лучше рязанских раздолий. Потому, что я с севера, что ли.

Я готов рассказать тебе поле, Эти волосы взял я у ржи, Если хочешь, на палец вяжи – Я нисколько не чувствую боли. Я готов рассказать тебе поле.

Про волнистую рожь при луне По кудрям ты моим догадайся. Дорогая, шути, улыбайся, Не буди только память во мне Про волнистую рожь при луне.

Шаганэ ты моя, Шаганэ! Там, на севере, девушка тоже, На тебя она страшно похожа, Может, думает обо мне... Шаганэ ты моя, Шаганэ.

В сноске я добавляю, что ударение в слове «Шаганэ» следует делать на последнем слоге.

Между тем, сейчас на белом свете 1час 45минут. А у тебя? Я выхожу на балкон, чтобы мы могли быть ближе друг к другу. Надо мной звездное небо с месяцем еще не полным, до чего ему не хватает несколько дней. Мне немыслимо одиноко. Нет тебя ни в звездах, ни вмесяце. Есть? Во мне и рядом, только в другом измерении. Такая, как на моей любимой фотографии, напротив. Ты любила фотографировать, поэтому я считаю, что этой фотографии, сделанной тобой, ты отдала себя ту другую, которой являешься сейчас. Потому что ты есть. Со мной. Навсегда. И еще раз повторяю: «Тебе я отдал свою душу, душу дерзкую, душу злую / иногда /». И ты приняла ее много лет назад. И была с ней и в радости, и в горе до последнего дня нашего Вместе.

205 7. 04. 2020. Вторник.

Настоящий весенний день. Безоблачный, с легким ветерком. Цветет мирабель и желтые цветы – по-моему, их обычное название – жарновец, в небе курлыканье журавлей и голоса диких гусей. Они направляются на север. Прекрасен этот чувственный мир. А твой? Какой он? Может как у Мирона Бялошевского в бессмысленной «Серой голой яме»? Без цвета и форм? Без тебя я начинаю впадать в детство. Мне вспоминаются стихи из 1-го класса начальной школы, например: «Уж аисты прилетели, в небе слышно пенье жаворонка». Или: «Ой, весна, ой, весна уж стучит в окошко, уж стучит в светлые ворота, уж идет весна золотая. Ой, капает с крыши вода, песенка звучит веселее, изменилась погода, наступила уж весна». Вчера я видел аистов в гнезде. Если бы я летал, то был бы трудолюбив, а так, видимо, ленив, но если бы я увидел тебя, то был бы счастлив. Пасхальная неделя, обычно долгожданная, полна предпраздничной суеты, мистики, религиозных раздумий и после крестных ходов, ожиданий воскресения. Но, сейчас наступило великое молчание и одиночество. И не только моё. Пустые города и улицы, постоянное сидение дома, до боли уткнувшись в телевизоры и ожидание, что принесет завтра? Даже умереть нельзя как положено. Знакомые не придут проводить в последний путь, возможно, даже с чувством облегчения, что это не кто-то из них. Каждый год в эти важные дни Бася хлопотала на кухне, раньше напевая, а последнее время молча и говорила сама себе улыбаясь, что что-то еще нужно докупить. Вчера, в течение нескольких часов, с помощью моего зятя я мучился с компьютером, который время от времени с удовольствием, безвозвратно пожирал фрагменты моих текстов. Я проклинал инженеров, которые изобретают корабли для Марса и не могут создать понятное программное обеспечение. Я также проклинал врачей, беспомощных в лечении некоторых заболеваний, которые нужно было искать уже в детстве, и раньше предотвращать или устранять их. И запретить химизацию мира, использование бензина и т. д.

18.00 час.

Вернулся с велосипедной прогулки. Солнце на безоблачном небе. Лес пуст. Я задержался в микошевском костёле. Открыт настеж. Один человек внутри, традиционно прикрытый черным крестом. Я с мыслями о Басе. Только о Ней. Перед домом 3-х летняя Лилиана. Она умеет играть одна, разговаривая сама с собой. Помнит бабушку Басю. Знает, что Она уже не вернется. Бабушка была в восторге от внучки. Умный, чувствительный, веселый ребенок. Бася была бы счастлива с ней. Твое прекрасное тело подвело твою прекрасную душу.

206 22:15 час.

Я только что разговаривал с Мирой Лукшой – поэтессой, переводчиком и журналисткой. Закрытой, как и многие другие, в квартире. Она говорила о тебе сквозь слезы. Как и многие наши знакомые. А недавно позвонила Кристина Годлевская, необычная поэтесса. Она переехала в Пилу и теперь со своими самыми близкими, физически, вне своего мира. Передай привет Басе, – сказала прощаясь. Она на небесах, ответил я. Невозможно – промолвила надтреснувшим голосом...

9 IV 2020 четверг

Моя психическая пандемия не покидает меня. Я брожу по полям и разговариваю с тобой стихами разных поэтов. Сейчас фрагментом «Заклинание» Александра Пушкина в переводе Юлиана Тувима:

…Приди, как дальная звезда, Как легкой звук иль дуновенье...

…Хочу сказать, что все люблю я, Что все я твой: сюда, сюда!

И большым фрагментом того же стихотворения в моем переводе:

Явись, возлюбленная тень, Как ты была перед разлукой, Бледна, хладна, как зимний день, Искажена последней мукой. Приди, как дальная звезда, Как легкой звук иль дуновенье, Иль как ужасное виденье, Мне все равно, сюда! сюда!.. /…/ но, тоскуя, Хочу сказать, что все люблю я, Что всё я твой: сюда, сюда!

15.00 час.

Ежедневно я выхожу в поля, просеянные холодным ветром и солнцем сквозь тучи, как обычно с мыслями о тебе и стихами, на этот раз Броневского:

207 Любить – это значит прикоснуться, увидеть, А тебя нет… а тебя нет.

И Галчинского:

Моя единственная на свете, Как же высказать Твоё имя...

Внезапно, из соседних зарослей с торчащими корнями деревьев среди прошлогодних высоких засохших трав – выскочили две собаки – одна огромная, с рыжевато-коричневой длинной лохматой шерстью и лбом до земли, за ней вторая, маленькая, длинная, скользкая, похожая на выдру. Они бежали рысью прямо на меня. Я достал средства защиты, остановился, они не сворачивают. Я приказал им уходить прочь, но они двигались дальше. В двух метрах от меня, большая громко прорычала что-то, обходя меня по кругу и, озираясь по сторонам, рысью побежала в сторону леса, а за ней и та, поменьше. Случайность или предзнаменование? Когда я возвращался, по дороге бежали семь серых косуль, стройные, легкие, быстрые, они по очереди перепрыгивали пятиметровыми прыжками через ров с водой. Семерка – это моя магическая цифра. Гуляя, все время рассуждаю о том, когда ты, наконец, явишься мне, во сне или наяву. Мне это очень нужно. Особенно на Великий праздник... Поздно вечером я посмотрел фильм о последних днях жития Божией Матери. Глубокий, о сути учения Иисуса и Его личности.

11. 04. 2020 г. Пасхальная суббота

Горькие печали, прибывайте, В сердца наши проникайте По зеницам растекайтесь, Точите печальных слез крыницы, Ангелы тоже плачут, А кто выскажет их горе, Солнце, звезды замирают, Себя скорбью покрывают...

Это великопостная песня вполне соответствует сегодняшней ситуации, моей и всего мира. В нашем детстве мы пели её всей семьей, а когда мои родители ходили на рынок, я пел это с моим братом, который был на два года младше. Тогда мне было где-то 9-10 лет. Я пою её и сейчас, спустя годы, когда еду на велосипеде через лес до Вислы. В вышине яркое солнце, внизу страх, больший, чем во время оккупации, пустые дороги и костёлы – микошевский открыт настежь, но без

208 гроба Иисуса. Только в небе жаворонки голосят о своей радости, кружат аисты, охотятся ястребы и безпроблемно бегают дикие животные. Во мне нет страха, есть только «Горькие сожаления...». Мои. И все время «одиночество течет целыми реками». Я вспомнил стихи, которые читал тебе, шутя, например из Гейне:

И если ты будешь моею женой, Завидную выберешь долю: Начнутся забавы одна за другой, Плезиров и радостей вволю.

Бранись и шути, сколько хочешь, – я тих, Безмолвно всему покорюся; Но, если стихов не похвалишь моих, Я тут же с тобой разведуся.

Перевел Афанасий Фет

Я никогда даже не думал ни о разводе, ни о твоём высмеивании моей писанины. А когда мы были на поэтическом фестивале в Бонне на Рейне, я вспоминал свою любимую с детства. «Лорелей», тоже Гейне. Я прошел с ней по простому мосту на другой берег и обратно, чтобы найти тебя на лекции, пригласить еще раз пересечь мост и рассказать историю о моей «Лорелеи». Я учился тогда в четвертом классе начальной школы. В то время нам приходилось подписываться на прессу. Я подписался на «Мир молодых», интересный еженедельник для молодежи. И в одном из номеров было опубликовано стихотворение о злой волшебнице «Лорелей», для того, думаю, чтобы тебе его рассказать. А сейчас я рассказываю его себе:

Не знаю, что значит такое, Что скорбью я смущён; Давно не даёт покоя Мне сказка старых времён.

Прохладой сумерки веют, И Рейна тих простор. В вечерних лучах алеют Вершины дальних гор.

Над страшной высотою Девушка дивной красы Одеждой горит золотою, Играет златом косы.

209 Златым убирает гребнем. И песню поёт она: В её чудесном пенье Тревога затаена…

Перевёл Александр Блок

Своим «пением» она заманила рыбака, который плывя к ней, разбился о скалы. С тех пор я призывал к себе «Лорелею», но не злую красивую ведьму, а девушку с лучезарным характером, и дождался после 25 лет. Чтобы ее сейчас потерять. Тогда, пусть будет проклято всё, что тебя у меня отобрало. И якобы чудотворцы, к которым ты протягивала руки, а они остались равнодушными в своем небытии. Откуда ты такая взялась? – многие удивлялись. Светлая и добрая. Я пытаюсь угадать. Может быть, ты была отправлена на Землю, чтобы собрать опыт и поделиться им. Что возможно. Потому, что тебе нравилось фотографировать, останавливать почти каждое мгновение. И ты влюбилась в это изгнание, и давала радость каждому, кто встретчал тебя. Видимо, это не понравилось Тому, кто тебя отправил. Что теперь ты слишком много расскажешь о мире, в который тебя отправили. И забрал тебя. Наказал. Наслал на тебя страдания ухода. Почему добро, а не зло должно уходить в страданиях, чему пример Христос? Который с креста кричал: Господи, если можешь, убери эту чашу от меня. Но это твоя, а не моя воля. И в связи с этим, разве можно такому Чему-то – Кому-то простить? Поверить? Довериться? Безжалостному. Беспредметному. Невообразимому. Влюбленному в страдания других. Требующего, чтобы смерть невинного ягненка забрала грехи мира. В 1965 году осенью / октябрь / я написал стихотворение «Анне, стихотворение второе» с таким фрагментом:

Анна, наше существование – Едва заметный след в общей погоде мира.

Знаю, это движение рук очерчивает тебя А бегущую за нами тишину очерчивает звезда Узорчатым падением.

Говорила: Наперекор преходящим веснам, мы найдём берег, Где цветы затаят крик, усиливающийся в устах вопросов И вспугнут огоньки страха, выглядывающего из-за деревьев, А птицы унесут с башен часы на легких и сильных крыльях,

Говорила: На тихом берегу

210 Мы забудем о глазах человека, засмотревшихся На танец мимолетных теней, Пуская кораблики вдоль реки Мы спасем наше время От прихоти Бога, Возлюбившего страдания на земле.

Анна светловолосая, мы являемся лишь исполнителями не нашей воли...

Мне было тогда 25 лет и я не знал тебя, в то время 15 летнюю. И я не ожидал, что эта прихоть Бога может быть такой жестокой. Хотя... Иов испытал это, ради того, чтобы угодить Богу, чтобы доказать ему, что ради его самоудовлетворения он может пожертвовать остаток своей жизни и жизни любимых людей. Ну и что с того, если этот мучитель потом вернул Иову все, но ведь та, другая жена и те другие дети – не одно и то же. Это не вещи, которые можно заменить другими вещами. Для чего мне такой Бог? Я не хочу быть его растением, который, за то, что через него выращен, должен обожать его, а взамен он забирает у меня смысл моей жизни здесь, на Земле. Потому что ему так понравилось. Воля Христа, это также обманутая жертва Бога. Христос ведь доверял ему... И не требовал эгоистичной жертвы, он жертвовал собой /отрицая ветхозаветного Бога /.

12 IV 2020 Пасха

Сегодня счастливый день настал Каждый из нас его ожидал, В этот день Христос из мертвых воскрес Аллилуйя.

Небесный царь к нам пришел, Как красивый цветок он расцвел, Аллилуйя...

Этой песней мы начинали нашу пасхальную трапезу у родителей. Потом ждали захода солнца, потому что отец говорил, что в честь воскресшего Господа в этот день оно зайдет три раза. Но солнце заходило только один раз. Почему? – спрашивали мы. Потому что у тебя должно быть доброе и безгрешное зрение, – объяснил отец. Мы провели самоанализ и пересчитали все наши детские грехи, тогда очень грешные, а сейчас? Просто забавно. А день сегодняшний? Слегка ветреный, не очень теплый, но солнечный. После завтрака я прочитал моим родным несколько стихов, написанных для тебя.

211 Когда стал читать твои, у меня сорвался голос, поэтому мои дочери, зять Болеслав и друг нашего дома Дариуш, прочитали их по очереди. Твоя фотография стояла на празднично накрытом столе. Потом я пошел к твоему морю, которое мне не нравится, куча воды – коварной, даже когда она кажется спокойной. Сегодня море было серобурое, слегка морщинистое. Тебе удалось попрощаться с ним в воскресенье, 9 февраля. Коротко. У меня пока нет сил, сказала ты. Гулять по пляжу дольше я пойду весной. Это всегда придает мне силы. Прогулка переполнила меня воспоминаниями. О тебе. Во-первых, Паланга – в конце прошлого века. Море и массаж должны были тебе помочь, потому что уже тогда ты чувствовали себя не очень хорошо. Кстати, на Балтийской Косе мы посетили летний дом Томаса Мана, одноэтажный с камышовой крышей, кое-какие сувениры и рыхлый песок вокруг, с мясистым мхом на нем. Я немного его собрал, чтобы посадить на участке, но мох не принялся, хотя и на песке. Потом тебе бывало лучше. В горах я не мог угнаться за тобой. Мигрень – только в Варшаве и редко на побережье моря. У Баси слабое здоровье, – предупреждала меня тёща. Но другой такой, как она, нет на свете, – ответил я. Мысленно я запел одну из моих полюбившихся песенок. Никогда не напевал её Басе, чтобы течением времени не огорчать нашего вместе.

Проходит жизнь очень быстро, Время потоком течет, Через год, через день-минуту Вместе не будет нас

И юные наши годы Тоже быстро уйдут вдаль. В сердце останется только Грусть, тоска и печаль.

Этой песенкой провожали нас младшие ученики, когда нам вручали аттестаты об окончании школы и перед нами открывались двери в широкий мир, уже для каждого отдельно. И рассеялись мы, и не известно, кто, где и когда укоренился, и сколько нас живых осталось сегодня? Может быть только я? Без тебя я себе больше не нужен. А поэзия? Как бы смысл моей жизни? Ты им была. И для тебя я нашел себя в этой жизни. На пролёт Звезды.

13. 04. 2020 Пасхальный понедельник.

Мне приснился своеобразный сон. Я работал в офисе, что-то вроде городского управления, сидел в коридоре, на скамейке. Вокруг крутились люди. Ко мне подошла одноклассница из нашей школы, среднего роста, худенькая, стройная, с заплетенной косой на затылке, почти черноволосая, в синих джинсах

212 /в то время в нашей стороне джинсы ещё не носили, а тем более девочки, в придачу школьницы/. Я не видел ясно её лицо, но сразу понял, что это она. В классе ее считали очень красивой и стройной. Ее звали Ядвига Косецкая. Она присела рядом со мной и пригласила меня на свою свадьбу. Назвала дату. Я ответил, что в это время не смогу и может ли она отложить эту дату. Я постараюсь, но не ручаюсь, ответила. Может быть, я тоже попытаюсь прийти, но тоже не ручаюсь, сказал я. Перед этим мы сообщим друг другу: ты мне, а я тебе. Кажется, она согласилась, затем встала и ушла. Я запомнил ее больше всего от пояса до низа, нормально, с сидячего положения. Когда я проснулся, было 5.00. После окончания школы у меня не было с ней ни каких контактов, и я никогда не думал о ней. И не была в моем вкусе. Похоже она уехала в Варшаву, в школу медсестер. Это где-то на Праге, недалеко от моего общежития. Один раз я даже видел ее в первые годы моей учебы, когда стоял на лестнице возле общежития, а она проходила мимо и сказала мне: « Доброе утро». Мне кажется, что я не ответил. Даже не знаю, почему. Я пытался истолковать мой сон. Первое: она подала знак о своем уходе и приглашении на последнюю церемонию /ей сейчас будет около 78 лет/ – и я автоматически промолвил ей Вечный покой. Второе: она пригласила меня к себе в загробную жизнь, а я – что еще не время. И почему она дала мне знак? Не ты?

15. 50 час.

Нескольких дней я читал во второй раз «Мир необычайных явлений Чарльза Берлица», например, рассказ «Шоссе воспоминаний», в котором женщина за рулем автомобиля хочет завезти сидящую рядом подругу на кладбище и показать ей надгробную плиту «где меня похоронили». Я обратил свое внимание на этот рассказ, потому что с детства любил ходить по кладбищам и читать надписи на могильных плитах. Возможно, однажды я тоже найду свою надгробную плиту из прошлого. А может быть из загробной жизни, или в ней я снова увижу свою Басю. Прошу об этом, как когда-то Пушкин в одном из своих стихотворений в переводе Юлиана Тувима:

Явись, возлюбленная тень, Как ты была перед разлукой, Бледна, хладна, как зимний день, Искажена последней мукой. Приди, как дальняя звезда, Как легкий звук иль дуновенье, Иль как ужасное виденье, Мне все равно, сюда! сюда!..

213 Впрочем, я знаю, что пани Бася, если она когда-нибудь навестит меня, то совсем не как «ужасное виденье». Это не в ее стиле, и не в стиле ее прекрасной, благородной души, когда она со своей неповторимой улыбкой часто просила: Ал. Обними меня крепко. И я чувствую, что Бася хотела бы навестить меня, если бы могла. Между тем, мне не хватает ее неповторимой улыбки. И шёпота: Ал... А неверящим моей вышеизложенной писанине, отвечаю фрагментом стихо- творения Болеслава Лесьмяна:

А ты из этой пустоты зачем насмехаешься, Когда эта пустота не насмехается над тобой?

Звонила Бася Шредер из Гожува Велькопольского. Когда-то она была спонсором поэтов и всегда любителем поэзии, основателем литературно -художественного клуба «На Запечке», участница первых Всемирных дней поэзии ЮНЕСКО, организованных нами: Басей и мной. Она узнала о твоём уходе. Мы говорили сквозь комок в горле. В общей комнате нашего янтарного дома висят твои рельефные работы: композиции из раковин мидий, улиток, микобактерий, которые образуются после удара молнии в песок и т. д. Они производят сильное впечатление. Ты всегда говорила: я буду заниматься искусством, когда у меня будет немного времени для себя. Как же больно, что тебе не удалось полностью реализоваться. И что мы еще не путешествовали по стране в тех местах, где еще не были. Это правда, у каждого – свой мир, но мы создали наш. И мы оба были в равной степени ответственны за него. Твой вклад в это иногда был даже выше твоих сил. Но в этой реальности, такой как она есть, мы могли, прежде всего, рассчитывать на себя, чтобы выходила «Поэзия сегодня», работало издательство и ежегодно, начиная с 2000 года, проводилось два фестиваля высокого международного уровня, с небольшой финансовой помощью извне. Мы делали это, чтобы объединить людей через поэзию. Не для себя, как думают некоторые. Отсюда и антологии МОСТЫ, 12 изданных к этому времени. Знаешь, вишня, которую ты посадила прошлой весной, а я очень заботился о ней все засушливое лето, теперь не хочет выпускать листья… Позволь мне, Милая, уже попрощаться с тобой, по крайней мере, в этой книге, стихотворением моего самого младшего брата Сташека / с 2004 года он на том свете и, возможно, даже рядом с тобой / которое он написал после смерти нашей мамы. Такое сихотворение я бы написать не смог. И думаю, что многие другие тоже.

214 * * * не выбирай из уст моих молчанье когда ночи букет пылает друг с другом говорим никто не слышит нас при погасшем небосклоне

ты расскажи мне о своих страданьях о бесконечности дорог твоих босых что после бури словно странник разбирали травы с росы

о внезапной осени весною когда похоронили чье-то имя и о любви в которую войдут все пасмурные дни дни без тебя

а между нами длинное пространство оно длинней чем сети взглядов когда лампадкой мне мигаешь песок как доброта твоя сияет.

17 IV 2020 пятница, в 1.30. час.

Нет, я не могу. Расставаться с тобой – все равно, что расставаться с собственной жизнью. Весь вечер я смотрел наши фотографии с различных литературных встреч и мероприятий. Только Ты смотришься среди других, как неповторимая личность. Твой взгляд, умение сидеть, стоять, улыбка и лицо – сразу бросаются в глаза. И предновогодняя фотография, где ты одна, с бокалом шампанского, меньше чем за два месяца до... Улыбающаяся Пани моего сердца. Навсегда. Я до сих пор не могу понять, как можно такую неординарную личность забрать и, таким образом, обеднить не только мою жизнь, но и красоту этого мира, осиротить его, упростить. Моя беспомощность с каждым разом всё сильнее сжимает когти на моей повседневности. И я до сих пор не могу понять смысла смерти. Зачем она, бессмысленная разрушительница? На полке стоят цветы от меня для тебя: один василькового цвета, другой – розово-пурпурный. Тебе было хорошо в этих цветах, они углубляли и ещё больше облагораживали твою фигуру. Время от времени вокруг них появляется белая аура, и на мгновение – твоя улыбка из других миров. Тогда все перестает быть важным, и нечто хватает меня за горло, и пенистые воды твоего любимого моря накатываются на меня... Всё, что твое, раздирает мне память... Но не отдаляй от меня эту «Чашу»… Я так долго ждал тебя, между другими словами стихотворения Владислава Броневского:

215 Ты приходишь как майская ночь, Белая ночь, одурманенная жасмином И жасмином пахнут твои слова, И месяцем серебрянный сон плывёт мимо...

Вот почему я не могу попрощаться с тобой, потому что это невозможно. Но мне нужно тебе молиться, потому что ты никогда не подводила меня. Я все время молился судьбе, чтобы она помогла мне встретить на моём жизненном пути необыкновенную женщину, женщину-ангела. Наконец судьба услышала меня. Я встретил свою мечту, когда перестал ждать. Мы родились близко друг от друга, всего в 20 км. Но я шёл к тебе долго, через всю страну вдоль и поперёк и через много стран. А когда я нашёл тебя, охранял как умел на протяжении всех наших лет. Я молюсь тебе Бася, каждый день: когда иду к твоему морю, бывая среди полей и лесов, на шумных улицах и в костёлах, по которым я стал ходить для тебя, я молюсь строфой Юлиуша Словацкого из поэмы «В Швейцарии»,тебе, о которой молился ещё парнем: зимой, сквозь разрисованные морозом окнное стекло, а летом под кустом сирени, перед домом, построенным моими родителями за одну ночь на военном полигоне, среди полей, «расписанных зерном разнообразно / А. Мицкевич /», потом на учёбе, во время лекций, в общежитиях, на скалистых дорогах к неизбежной независимости – в абсолютной изоляции. Я молюсь и сегодня, каждый день, тебе словами Великого Юлиуша:

Она едва исчезла, как сон, как золотой По ней я умираю, измученный тоской Душа её из пепла, а почему – не знаю, И к ангелам за нею она не вылетает Почему не летит за простор синий К этой спасённой, к этой любимой…

К которым прилагаю фрагмент стихотворения Александра Пушкина:

…печаль моя светла; Печаль моя полна тобою, Тобой, одной тобой...

Потому что:

Везде и всегда буду я при тебе, Ибо частицу души моей повсюду оставил.

Адам Мицкевич

216 Она любила мир и жизнь. Очень:

«Еще один сюрприз ждет нас. Вместе с Еленой и ее мужем Андрианом мы плывём, чтобы посмотреть на чудо природы, внесенное в список Всемирного наследия ЮНЕСКО: Ленские Столбы/ столбы /. И снова мы восхищаемся лениво текущей синей рекой Леной, золотистым закатом солнца и восходом дня с десятикилометровым хребтом гор, возникших около 80 миллионов лет назад, с формами, напоминающими башни, соборы, мосты, скульптуры. Видимо, Дух Гор живет здесь. Поднимаемся на гору, проходим через чащу девственного леса там, где цветут даже орхидеи. А вид с верхних террас вызывает восторг и прино- сит много радости, которая складывается в одно предложение: Мир прекрасен». Барбара Юрковская – фрагмент репортажа: «Сибирь – духовные образы пространства». 2016.

1.V. 2020. Пятница в 19.10. час.

Я все время в твоем любимом Янтаре. С утра тучи и дождь. А сейчас солнце и сосны в слезах. В мыслях «Неизвестное путешествие Синдбада -морехода» / Болеслав Лесьмян /:

Что мне осталось? Золотая пыль – приторная пена! И то вечно запыхавшееся воспоминание – И в собственный пурпур засмотревшаяся рана!

А заканчиваю я фрагментом VIII скорбной элегии Яна Кохановского:

Полно нас, а как бы никого и не было... Человека всюду печаль подстерегает, А сердце свою радость тщетно ожидает.

10. V. 2020. Воскресенье

Любимая. Весь мир цветет и благоухает: яблони, груши, рапсовые поля и сирень, белая и фиолетовая. До сих пор я приносил тебе букеты со словами: для Женщины моей жизни. Сейчас я снова читаю «Аня из Зелёных мезонинов», одну из самых красивых и самых близких мне книг в мире. Читаю главу о смерти Мэтью. Мне всегда было больно от этой сцены, но сейчас во сто раз больнее. И это «все идет своим чередом». Единственная мечта моей жизни: оказаться на острове Ани им. Принца Эдварда. Как и Аня, я умею мечтать, но не всегда умею жить. И я знаю, чего хочу. Иногда это у меня исполняется.

217 12.V. 2020. Вторник

Окончание – прислала мне сегодня изречение коллега из венгерских исследований Ирена Козьярек-Хойка: «Ещё не так давно мы думали, что мы вечны», и ее любимое стихотворение Райнера Мария Рильке под названием «Осенний день»:

Господь, пора! Огромным было лето! Ты ветры на поля спусти! Сгусти Тень: солнечным часам – поменьше света.

Потом вели, пусть плод последний спелый Нальётся совершенством, и вино Тяжёлое Ты, как заведено, За два-три южных дня чудесным сделай!

Теперь бездомный не построит дома, Кто одинок, тот будет одинок. Не спать, читать, ронять наброски строк, Бродить аллеями по бурелому, Когда осенний лист шуршит у ног.

Перевёл Вячеслав Иванов

Пусть это будет моей молитвой к тебе. – Кому ты хочешь молиться? – спрашивает меня 3-летняя внучка Лилианка. – Бабушке Басе – отвечаю. – Но её больше нет с нами. – А где она сейчас? – спрашиваю внучку. – Она сидит на облачке и смотрит на нас. Только я не знаю, на каком…

218 БАРБАРА ЮРКОВСКАЯ-НАВРОЦКАЯ 22 02 2020

Поэтесса, редактор, фотограф, график, педагог и специалист по этике. Переводы произведений прозы Ивана Бунин и Татьяны Толстой опубликованы в многочисленных литературных отече- ственных и зарубежных журналах. Сотрудничала со многими издательствами. Награждена Орденом Польской Академии наук за достижения в науке. Дипломированный учитель, действительный член Славянской Академии литературы и искусства, Европейской Ассоциации культуры, Международной ассоциации писателей, Союза журналистов Республики Польша. В журнале «Поэзия сегодня» работала ответственным редактором с первого дня его основания. Соорганизатор Всемирных дней поэзии ЮНЕСКО и Фестивалей славянской поэзии. Ее стихи были опубликованы в «Поэзии сегодня», в польских журналах в эмиграции, а также во многих антологиях (изданных в США, Великобритании, Беларуси, Болгарии, России, Литве, Греции, Италии, Германии, Индии, Польше и др.). Она участвовала во многих проводимых в Польше и в международных поэтических фестивалях. Барбара Юрковская-Навроцкая автор четырех поэтиче- ских сборников: «Возвращение», «Картины моря» (на польском и английском языках), «Поэзия доступна», «Визитные карточки» (на 8 языках). Соавтор книги «Якутия и я». Элегантная, харизма- тичная, располагающая к себе сердца многих, мудрых и добрых людей. Никто не может заменить ее нам.

Przełożyła Lubow Kraszewskaja

219 Od Przyjaciół Literatów w Grodnie 2018. From Friends Writers in Grodno 2018. От Друзей Литераторов из Гродна 2018. Podążający za Tobą mój wierny cień. Following You my devoted shadow. Моя тень следует за тобой. POEZJA dzisiaj

Aleksander Nawrocki

BARBARZE – BAJCE: uosobieniu poezji i gracji Barbara – fairy tales: The epitome of poetry and grace Барбаре – сказке: олицетворению поэзии и красоты

Nr 143/144 2020 Motto: Płakać nie umiem, a płacz mnie rozdziera I żyć nie umiem, bo idę w pośpiechu Za Twym uśmiechem, za wschodami słońca. Aleksander Nawrocki

Aleksander i Barbara po ślubie

3

4

5 W muzeum Jesienina

6 Uhonorowana odznaczeniem prezydenta Jakucji.

31 XII 2019.

7 Ostatnie wiersze Barbary Jurkowskiej

* * * A my jak ptaki Odlecimy w jasność nieba I po sobie zostawimy Nie tylko gniazd wspomnienia

* * * Gwiazdy, punkty na niebie A ja Punkt na ziemi One mają blask Ja ogień wewnętrzny Patrzą na mnie Ja na nie patrzę Dalekie jesteście W mojej codzienności Niezmienne.

Moment Nad Leną Rozciągniętą między brzegami Niebo postawiło tęczę

Przechodzę wzrokiem przez nią Jak przez bramę W bezkresie nieba Wypatrując Boga Bo Ziemia woda niebo Choć realne Przez moment stały się Zaświatem.

8 * * * Czas się kurczy Rozciągam pamięć By zachować chwile Szczęścia Niebo jest nadzieją Że tam będę I nowe światy

* * * Jestem obok: Obok ciebie Obok was I obok siebie

Jestem tu I tam też – Gdzie chcesz Jak chcesz – Wiem

Gwiazdy na dłoniach mam Szczęścia znak Jestem… Jeszcze…

* * * Jak jesienne liście Kolory zmieniamy I jak one Opadamy przemijamy.

9 OD PRZYJACIÓŁ

Lubow Kraszewskaja – Brześć /Białoruś. Poetka, wiceprezes Brzeskiego Odziału Związku Pisarzy Białorusi.

Aleksandrze, kiedy dzwoniłam do ciebie, w Brześciu szalała wichura: deszcz, śnieg, grad i pioruny jednocześnie. Pierwszy raz coś takiego w życiu widziałam. Wtedy na- pisałam ten wiersz – Lubow.

Pamięci Basi Ave Maryja… ucisz niepokój, Ciężar rozpaczy spadłej tak nagle.

Ujmuję drżącą ręką słuchawkę, Wykręcam numer… Polska… Warszawa

I słyszę: Lubow, Basi już nie ma…. Popołudniową porą odeszła.

Przygasło niebo, deszcz, grad ze śniegiem I błyskawice… biją pioruny.

Nie widać słońca, a niebo płonie Niespotykanym dotąd pożarem.

Płacze przyroda… Milczy Barbara. Bar…Ba…Ra – dudni wiatr sylabami.

I w ciszy nagle zapadłej słyszę Twój glos… ostatnie Twoje wyznanie:

Lubow… twórz dalej… wiersze i książki, Żegnam się z tobą… do zobaczenia…

10 Zamarła ziemia, wiatr przywarował I zamieć śnieżna się rozpłynęła.

Białym obłokiem dusza wzleciała Razem z pamięcią w wierszu o Tobie. Przełożył Aleksander Nawrocki

Aleksander Awierianau – Białoruś. Poeta, dyplomata, przyjaciel.

Aleksandrze, drogi przyjacielu, rozumiem że nie ma tych słów, które mogą Cię pocieszyć. Ale przesyłam Ci swój wiersz, któ- ry napisałem po odejściu twojej ukochanej żony, Barbary. Starałem się, ale jeżeli co nie tak – przepraszam. Pozdrawiam serdecznie, Aleksander Awierienau – Białoruś.

* * * Gwiazdy w niebie utonęły, – Aleksandrze, jak się masz? Wszędzie czarnej nocy mrok, W którym przepadły nadzieje.. – Co Ja mogę odpowiedzieć? Wizji, sensu, życia brak... Trudno... Ciężko... Niby zimne krople słowa W sercu ból... Rzucają się wiatrem w twarz... Nikt nie może Jej zastąpić Wiersze... Bez królowej Ja – nie król... Zdjęcia... Telefony:

11 Ełka Niagołowa, Warna – poetka, prezes Międzynarodowej Słowiańskiej Akademii Literatury i Sztuki, organizatorka Festiwali Poetów Słowiańskich.

Twoje ręce Jestem jeszcze białym obłokiem Gdzieś nad Tobą Z dnia na dzień ciemnieję Pochlipując milczeniem A Ty wyciągasz rękę Żeby sprawdzić Czy deszcz już pada Zaciskam zęby I oczy Żeby w tę rękę nie napłakać Przełożył Aleksander Nawrocki

Danuta Błaszak – USA, Poetka, anima- torka kultury, antologistka, tłumaczka „Listów do Żony, w zaświaty” i wierszy „Barbarze – Bajce…”

Bardziej płaczę niż tłumaczę.

Pani Basia mówiła o swoim tacie jeszcze teraz jak widzi mężczyznę w podobnym płaszczu chce podejść siedem razy piłyśmy bruderszaft zostało Pani Basia

12 chodziłyśmy do tej samej szkoły wcześniej czy później jak widzę kwiaty i gwiazdy chcę do Niej podejść

Anna Maria Mickiewicz – Londyn, poetka, tłumaczka, animatorka kultury.

Wspomnienie Dedykuję drogiej Pani Barbarze Jurkowskiej-Nawrockiej

Ciepłych oczu wspomnienie i gwaru słów poetyckich

Ciepło londyńskiego dnia i wymiana wzruszeń słów mimowolnych znanych tylko wtajemniczonym w istotę równań poetyckich

Rachel Schancer – Izrael Polska: poetka, reporterka, członek ZAiKS i ZLP.

Łzy płyną w głąb ziemi Usiadła na krawędzi łóżka, Delikatna, piękna. Zaprosiła mnie do siebie Na cmentarz. Stoję w tłumie martwej ciszy, Łzy płyną w głąb ziemi.

13 Nie płacz, mówisz do mnie Świergotem wróbla, Co przysiadł na chwilę Dźwigając mój ból. Może już pójdę. Dusi mnie w gardle I oddychać trudno. Nabiorę sił i przyjdę Już bez zaproszenia.

Barbara Schroeder – animatorka kultury.

O „Listach do Żony, w zaświaty”: Czyta- łam je przez grube łzy.

Maria Mistrioti – poetka z Grecji

O! mój Boże, takie tragiczne wieści… Zawsze pamiętam Jej słodki uśmiech, jej uprzejme zachowanie. Trzymam mały prezent, który Barbara mi dała w Atenach. Jestem pewna, że teraz uśmiecha się do ciebie i zawsze będzie z tobą…

14 Marta Brassart i Adam Siemieńczyk – twórcy PoEzji Londyn i laureaci Nagród Światowych Dni Poezji UNESCO.

Basiu, pierwsza w Polsce odkryłaś nasze wiersze i zamieściłaś je w „Poezji dzisiaj”. Dziękujemy, kochamy Cię i pamiętamy.

Prof. Nicolae Mares – Bukareszt: poeta, autor wielu książek o Polsce i tłumacz naszej poezji, zawartej m.in. w paru anto- logiach, laureat Nagrody Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, odznaczony medalem Jana Pawła II, dyplomata.

Pani Basia – muza poezji i autorka przej- mujących wierszy.

15 Prof. Konstanty Geambasu – kierownik Katedry Polonistyki na Uniwersytecie Bukaresztańskim, laureat wielu nagród za popularyzowanie literatury polskiej, m. im. Nagrody Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Cieszę się, że poznałem Panią Barbarę, człowieka o pięknym charakterze i wyso- kiej kulturze.

Gizella Csisztay – Węgry: tłumaczka literatury polskiej, laureatka Nagrody MKiDN. Prof. Gyorgy Mandics – Węgry: poeta, prozaik, znawca pisma runicznego.

Płaczemy po odejściu Basi, cudownej kobiety i wrażliwej poetki.

16 Natalia Barabanszczykowa – poetka, wokalistka, dyr. Zespołu artystycznego / Kiszyniów, Mołdawia.

Nie mogę uwierzyć w to odejście Basi… Płaczę razem z Tobą…

Karina Ric – poetka / Moskwa

Jak to się mogło stać? Pani Basia – gracja, intelekt, dobroć... Twoja prawa ręka i serce. Jej uśmiech zostanie ze mną na zawsze.

Tomasz Walenty Wybranowski – poeta, dziennikarz /Dublin

Jakże trudno żegnać na zawsze Kogoś, kto jeszcze mógł być z nami. Jej wiersze zawsze były poezją niezwykłą, magiczną…

17 Maura Gurini – poetka z Italii

Otrzymałam wiadomość z Facebooka, że Barbara jest w niebie. Bardzo mi przykro, bo zostawiła mi cudowne wspomnienie. Piękna kobieta o jasnych i dobrych oczach o nieskończonej słodyczy. Trzymam Ją mocno w sercu i modlę się za Nią. Ona uśmiecha się do nas z Nieba.

Joanna Kalinowska – Italia: poetka, tłumaczka, animatorka kultury.

Z ogromnym smutkiem przyjęłam wiado- mość, że Basia nas opuściła. Ty wiesz jak bardzo Ją lubiłam. Jej się po prostu nie dało nie lubić. Chłopaki z Mediolanu pro- sili mnie, by przekazać w ich imieniu kon- dolencje. Diana się popłakała. Wszystkim będzie Jej brak, ale też zostawiła po sobie piękne wspomnienia, jak smugę światła…

Barbara Orłowski – poetka /Niemcy, Brazylia.

Wiadomość o śmierci Pani Basi wstrząsnę- ła mną dogłębnie.

18 Dorota Walczak Delanois – poetka, rektor Wolnego Uniwersytetu w Brukseli.

…Cudowna, przekochana, przepiękna, przemądra Basia. Dopełnienie Ciebie – idealna, przepiękna para. Smucę się bar- dzo… Basi zdjęcia i Jej bursztyny oczu są ze mną. I płacz.

Jacek Jaszczyk – Dublin: poeta, laureat XX Światowego Dnia Poezji UNESCO oraz prestiżowego konkursu WYBITNY POLAK ROKU w Irlandii.

Byłem w sklepie, kiedy otrzymałem od Pana maila. Natychmiast pojawiły się łzy. Pani Basia była wspaniałą osobą. Jeszcze kilka dni temu pisała do mnie… Wielki smutek, wielki żal. Jestem rozsypany tą wiadomością. Cieszę się, że mogłem Ją po- znać i zapamiętam na zawsze…

Peter Gehrisch – Niemcy: poeta, tłumacz polskiej literatury.

Ze smutkiem i ogromnym żalem przyję- liśmy wiadomość o śmierci Pani Basi. Bę- dzie nam Jej bardzo brakować. Była zawsze serdeczna, życzliwa, pomocna w każdej sy- tuacji, tworzyła harmonię atmosfery całej literackiej wspólnoty. Zostanie w naszej pamięci przykładem dobroci i mądrości charakteru.

19 Jelena Korniejewa – Rosja/Riazań: poetka, organizatorka międzynarodowych festiwali poetyckich.

Aleksandrze, przyjmij wyrazy ubolewa- nia… Bardzo cierpimy…

Natalia Charłampiewa – poetka, prezes Związku Literatów Jakucji.

Aleksandrze, przyjmij wyrazy ubolewania w związku z odejściem żony Barbary.

Jelena Ślepcowa i Andrian Łukin – Jakucja: twórcy.

W Jakucji wszyscy, którzy znali Panią Ba- się, smucą się i cierpią po Jej odejściu. W naszej pamięci zostanie jako dobra, uta- lentowana i piękna. Tak wiele zrobiła dla kultury jakuckiej.

20 Dagnija Drejka – Ryga: poetka, tłumaczka polskiej literatury.

Wielki żal i strata dla polskiej kultury.

Tatiana Żitkowa – Ryga, poetka, prezes Międzynarodowych Twórców i Publicystów, redaktor naczelna miesięcznika literackiego.

Była i jest uosobieniem poezji.

Ludmiła Kebicz – poetka, prezes Oddziału Związku Literatów Białorusi w Grodnie.

Środowisko twórców grodzieńskich kocha Panią Basię i Jej wiersze.

21 Aleksander Sokołowski – poeta, prezes Republikańskiego Stowarzyszenia Pisarzy Polskich w Litwie.

Pani Basia była zawsze pomocna w propa- gowaniu twórczości poetów polskich z Wi- leńszczyzny.

Siergiej Głowiuk – Moskwa: poeta, anto- logista, popularyzator polskiej poezji, or- ganizator Festiwali Poetów Słowiańskich.

Pani Basia, wybitna poetka, była gwiazdą festiwali literackich.

Agnieszka Monika Polak – poetka, prezes Lubelskiego Oddziału Związku Literatów Polskich.

Chociaż nie poznałam osobiście Pani Basi, czułam Jej dobroć, wielkie serce i bardzo Ją lubiłam. Pomodlę się za Nią, by mogła w spokoju przekroczyć progi Najwyższe…

22 Jan Rychner – poeta, członek ZAiKS, uhonorowany medalem Gloria Artis.

Niebo dziś rozpłakało się I serce czyjeś pękło…

Joanna Svensson – Szwecja: poetka, prozaik, animatorka kultury.

Obudziła mnie magia Twojego głosu…

Paweł Krupka – dyplomata, poeta, antologista, tłumacz

Tyle lat, jak anioł, rozpościerałaś nad nami niewidzialne skrzydła i pięknie wszystkim widzialny uśmiech. Czyśmy przybywali z daleka, czy z bliska, jednakowo czuwa- łaś nad nami z tym uśmiechem radości i nadziei. Nie tylko w Światowe Dni Po- ezji, lecz niemal we wszystkie dni w roku. Wytrwale dopieszczałaś nasze słowa przed ekranem komputera, żeby jak najpiękniej

23 prezentowały się czytelnikom. Dzisiaj trudno nam się pogodzić z tym, że teraz twój uśmiech i wysmukła sylwetka przed ekranem stały się niewidzial- ne, jak skrzydła, które nad nami roztaczałaś. A jednak czujemy je takie, jak zostały w naszej pamięci.

Alicja Maria Kuberska – poetka, prozatorka, dziennikarka, wydawca

Pani Barbara Nawrocka była miłośniczką literatury, przyjaciółką poetów. Zapamię- tałam Ją jako niezwykle szlachetną osobę: dobrą i miłą. Jestem Jej bardzo wdzięczna za przyjaźń, pomoc oraz słowa zachęty.

Mira Łuksza – poetka,tłumaczka, dziennikarz

Stygmaty Pani Basi

Książka, której dotykały twoje dłonie, leży na stole, Ślepą literą tytułu przylgniętą do zimnego blatu. Nie martwe jest słowo, które odczytałaś, jak zawsze Bezwiednie powtarzając wargami. Sama nie widzisz tego? Że każdy twój gest się we mnie odbija. Tak. Nie mów mi, Bym nie patrzyła, bo gdy nawet nie patrzę i tak cię zobaczę…

24 Aleksandra Smerechańska – poetka, wokalistka.

Motyl uczyłam się u niej uśmiechu i ciepła za każdym razem, gdy spoglądałam w jej kochające świat oczy dziękuję, że mogłam że motyle czasem niby przypadkowo siadają na naszych dłoniach

Lam Quang My /Wietnam/, poeta, tłumacz, laureat Nagrody Światowego Dnia Poezji ustanowionego przez UNESCO

Pamięci Pani Basi Ostatnie słowo wygłosiło słońce I zaciągnięto zorzę Już błękit nieba osiadł na dnie rzeki Ciężki tęsknotą co znikła w przestworzach By wrócić krzykiem z tamtej strony lasu…

25 Motto – wiersz Sándora Petőfiego w moim przekładzie dla Basi.

Jak nazwać cię mam Jak nazwać cię mam, Gdy w zmierzchu Twoich oczu Gwiazdę podziwiam, Jak gdybym gwiazdę Ujrzał po raz pierwszy? Jej promień każdy Miłości mojej rzeką, Którą do morza zdążam. Jak nazwać cię mam?

Jak nazwać cię mam, Gdy patrzysz na mnie Wzrokiem łagodnego gołębia, Którego pióro każde Pokoju gałązką oliwną, A dotknięcie Bardziej miękkie niż jedwab I puch kołyski? Jak nazwać cię mam?

Jak nazwać cię mam, Gdy mówić zaczniesz? Gdyby głos twój usłyszały Suche zimowe drzewa, Puściłyby zielone liście Myśląc, Że już wiosna – Zbawca wyczekiwany, Bo słowik zaśpiewał. Jak nazwać cię mam?

26 Jak nazwać cię mam, Gdy moich ust dotyka Ust twoich rubin I pocałunek łączy nas Jak świt noc z dniem? Znika wtedy świat I czas… Wieczność promieniuje na mnie Tajemnicą zbawienia. Jak nazwać cię mam?

Jak nazwać cię mam, Matko mojego szczęścia, Nimfo wyobraźni Wdzierającej się do nieba Moich najzuchwalszych nadziei, Łagodna jawo, Skarbie droższy nad bogactwa świata, Piękna, najmilsza Małżonko moje, Jak nazwać cię mam?

Przełożył Aleksander Nawrocki

27 ALEKSANDER NAWROCKI

Pierwszy List do Żony, w zaświaty Telefony, telefony, telefony i wyrazy współczucia, ale ja czekam tylko na ten od Ciebie – mimo wszystko, chociaż okrutny Bóg – los zabrał mi Cię na swoje pokoje ze służbą aniołów. Ale tu na Ciebie czeka nasze mieszkanie – teraz bardzo puste, które tak kochałaś, sprzątałaś, podawałaś w nim obiady, przyjmowałaś naszych przyjaciół, rozmawiałaś z wnuczkami, szczęśliwa że je masz, dzwoniłaś do córek, wyszukiwałaś w komputerze nadsyłane wiersze i przymierzałaś je do nowego numeru „Poezji dzisiaj”, dawałaś mi też do przeczytania swoje, a ja Tobie moje do oceny.

Tam, gdzie teraz jesteś… Jak tam właściwie jest? Czy mnie słyszysz? czy wiesz, że ciągle na Ciebie czekam z nadzieją, z rozpaczą? Przyjdź, chociaż we śnie,

28 żeby zapytać jak minął mi dzień, czy posprzątałem swój pokój, czy przygotować mi kolację?...

Tak czekam na Ciebie: dziś, jutro i tak będzie aż do końca moich dni. 26 II 2020

Drugi list do Żony, w zaświaty Płacze po Tobie dom w Jantarze, mieszkanie dławi się pustką, sprzęty tęsknią do Twoich rąk i wyczekują – daremnie. Cisza nie znosi samej siebie, podłoga ogłuchła, na dobre. Choć żyjesz w moich myślach, to jednak za mało, za mało. Gdzie dzwonki Twojego śmiechu i głos – zawsze zagadka tonów? Gwiazdy, przeklęte bądźcie, że teraz Ją macie, na zawsze. 3 III 2020

Wierzyłem, że Cię ocalę – Nie dałem rady… Wybacz. Chciałbym, żebyś zobaczyła Jak mi cię brakuje, Jak płaczą nasi przyjaciele I wieńce jak gasną W oczekiwaniu na Ciebie – Na próżno.

29 Widzę ciągle jak idziesz Szpitalnym korytarzem I śmierć niesiesz w oczach, Chociaż na ustach nadziei uśmiech Masz jeszcze. Boli mnie Twoje cierpienie, Zawstydza moja bezradność…

Teraz codziennie jeżdżę na cmentarz, Żeby ulżyć Twej samotności I mojej Wśród kamiennego zimna… Po co mi słowa pociechy innych, Jeśli ja Ciebie pocieszyć nie mogę…

* * * W sylwestra mówiłem Ci: Do zobaczenia za rok. Spojrzałaś – oczyma pełnymi łez. A za oknem bukiety sztucznych ogni, Na ekranach tańce, życzenia, nadzieja… Twoja dłoń w mojej Jeszcze była – Taka bezradno-smutna…

* * * Jeszcze niedawno Twój uśmiech zapowiadał wiosnę. O życie dla Ciebie Wszystkich świętych cudotwórców Prosiłem – nie usłyszeli… Twoje modlitwy też Odbijały się od nich Jak od pancerzy… 9 03 2020

30 * * * Elegancka, charyzmatyczna, uśmiechnięta, Nawet gdy w sercu łzy. Teraz za ciężką czarną płytą… Zawsze bałaś się zimna, Zawsze marzły Ci dłonie; Chowałaś je w rękawy moich swetrów, Kryłaś w moich rękach. Teraz nie mogę ich ogrzać. Obok zakwitły sasanki, Śpiewają już na dobre ptaki. Boli, że tego nie widzisz, nie słyszysz – Ciebie pewnie też.

Idę aleją pełną tablic: Artyści, sportowcy, profesorzy – I mój też – Jan Zygmunt Jakubowski. Nie bał się Wziąć mnie pod swoje skrzydła, Gdy pisałem pracę o Miłoszu. Jest i grób pana Staszka – Młodszy o 5 lat ode mnie, Profesor, dziekan, prorektor I cyfra: 63 lata. Razem mieszkaliśmy w akademiku, W jednym pokoju. Byłem na jego ślubie, przyjęciu. Teraz po nim został Tylko czarny krzyż. Dalej politycy i dzieła ich – Lasy krzyży: Żołnierzy, powstańców, pomordowanych, Ale mnie boli tylko brak Ciebie Jak rwany na żywca ząb Lub bycie w głębokiej studni, Z której nie widać nadziei,

31 Cmentarny spokój sięga nieba I w chmurach układa napis: „Jest tylko Beatrycze i właśnie jej nie ma”, Lecz deszcz przelotny go zmywa…

Nie zdążyłem… Nie zdążyłem podziękować Ci – Nie wiedziałem – Za dokumentację, szczegółową, Mojej twórczości, w komputerze, Za to, że chroniłaś mnie przede mną W chwilach, Gdy trudno było znieść życie…

Kolejny list do Żony, w zaświaty Łapię się na tym, Że co i raz chcę do Ciebie dzwonić, żeby zapytać: a co o tym sądzisz? Jak z tego wyjść? I że zaraz usłyszę Twój zatroskany głos… Najchętniej tu, gdzie musisz być, Ustawiłbym kajutę, Zamieszkał w niej, Naprzeciw Ciebie I opowiadał Ci To, czego nie zdążyłem Wcześniej, a powinienem był. Wystarczy że posłuchasz, Może nawet uśmiechniesz się Pierwszym promieniem marca Bezgłośnie….

10 III 2020

32 10 III 2020

Twoje zdjęcie przede mną: Brązowe ufne spojrzenie, Uśmiech od serca, Zielona chusta na szyi; Patrzysz i żyjesz, Zaraz coś powiesz, zapytasz, Dobranoc – szepniesz, Do jutra – odszepnę I odejść nie mogę…

10 III 2020

Nie powinienem pisać o Tobie, Skoro Ty nie możesz. Twoja samotność nie jest równa mojej, Bo głębsza niż najgłębsze morze. Możesz odpowiedzieć tylko milczeniem I uśmiechem na zdjęciach, Pustym fotelem i ubraniami, Które bezradnie wyczekują w szafie, Butami, co już nigdzie nie pójdą, Zapachem perfum – donikąd, Nieujawnionym już nigdy marzeniem, Zamkniętą na wszystkie klucze podróżą Do Ziemi Świętej… Nie powinienem pisać o Tobie, Zanim Cię nie odnajdę, znowu…

11 III 2020

Otwieram drzwi. W mieszkaniu cisza łzawi. Na wieszaku srebrnoszara kurtka. Kupiłaś ją dwa tygodnie przed…, Szczęśliwa, że będzie Ci w niej ciepło. Gładzę jej rękawy,

33 Kryję twarz w jej połach: Jeszcze Ciebie pamiętają. Komputer, otwarty, czeka. Już opłacone rachunki I porcje obiadów Na dwa tygodnie, w lodówce, Które smażyłaś przedwczoraj, A dziś – już nieobecna.

11 III 2020

Aleksandrze, ja ci umieram – Szepnęłaś – już w szpitalu. Nie zdążyłam dokończyć „Poezji dzisiaj” – wybacz. Nie mów tak, spójrz jakie masz Młode ręce – odparłem głaszcząc Gładką skórę Twoich dłoni. Spojrzałaś na mnie uważnie Z cieniem uśmiechu… Wyszliśmy na spacer Po szpitalnym korytarzu. Chciałaś iść sama. I szłaś – pewnie. Na drugi dzień gładziłem Twoje dłonie – już zimne I patrzyłem, z uporem Na zamknięte, na zawsze, oczy, Jeszcze wierząc, że otworzą się Choć na chwilę i szepniesz: Trochę mi lepiej…

11 III 2020

Mieliśmy wykupione bilety do Wilna. Kochałaś to miasto I Ostrobramską Bramę Z madonną, podobną do Ciebie.

34 12 III 2020

Każdego ranka po przebudzeniu Wchodzę do Twojego pokoju I przez ściśnięte gardło Mówię: Dzień dobry Ukochana Twojemu uśmiechniętemu zdjęciu. Potem puszczam Ci Twoje ulubione przeboje Sprzed lat: „Zachodni wiatr spienione goni fale”, „Gdy mi Ciebie zabraknie”, „Tych lat nie odda nikt”. Słuchasz z niezmiennym uśmiechem, Ja, z oczami pełnymi łez I szepczę: „Już nigdy Nie zobaczę twych oczu za mgłą, Już nigdy, jak okrutnie dwa słowa te brzmią”…

12 III 2020

Jest ciepło + 16˚C. Stoję przed Ścianą Płaczu Na Wojskowych Powązkach. Twoje imię zakryły kwiaty, Najróżniejsze… Już z daleka widać białą duszę Basi w niebie; To na niebieskim tle Napis z białych rumianków „PoEzja Dzisiaj Londyn” – Wieniec od Adama Siemieńczyka, Teraz z Newcastle. Na błękitnej szarfie białe litery; Kochanej Basi Adam, Marta, Anna I grono poetów polskiej emigracji. W 2009 Adam przysłał nam Wiersze grupy poetów z Londynu, Na co dzień pracowników w różnych zawodach. Wydrukowaliśmy je.

35 W dwa miesiące później Słuchaliśmy je, Zapisane w komórkowych telefonach W obszernej Sali POCKu w Londynie. Ich autorzy ze łzami w oczach mówili: Piszemy, bo naszą ojczyzną jest język polski. Adamie, przyjacielu na każdy czas, Odkryłeś nam poezję współczesnych Polskich emigrantów. Teraz stoisz obok Basi W marmurowej urnie…

12 III 2020, godz.12.00 Przy „Ścianie Płaczu” Z każdym dniem czuję się coraz podlej I coraz szybciej się starzeję, Żeby być prędzej z Tobą, Ale w głębi siebie słyszę Twój głos: Nie rób mi tego. Chcę żyć w twoich myślach. Gdzie teraz jesteś ? – pytam. Za polarną zorzą, za tym księżycem w pełni. Zza gwiazdy Wenus patrzę na ciebie. Jak Ci tam jest? – pytam. Jak w ciepłym śnie. Przytulam się do ciebie Spojrzeniem, uśmiechem, Już innym, ale to ciągle mój uśmiech Dla ciebie. I proszę, Tak za bardzo o mnie nie pamiętaj, Bo mi umrzesz. A wtedy Kto będzie o mnie myślał Tu, na tej naszej, jeszcze niedawno i mojej Ziemi. Odpowiadam – Płakać nie umiem, lecz płacz mnie rozdziera I żyć nie umiem, bo idę w pośpiechu Za Twym uśmiechem, za wschodami słońca…

36 12 III 2020

Przedwczoraj, Gdy stanąłem przed Czarną „Ścianą Płaczu”, Przybiegła wiewiórka. Stanęła przede mną na tylnych łapkach, Obwąchała znicz dla Ciebie, Potem moje puste palce I – pobiegła dalej.

12 III 2020

Kiedy 8 lutego wyjeżdżaliśmy nad morze, Od samochodu odpadła nam Tablica rejestracyjna. Ukłuło mnie przeczucie, Ale nic nie powiedziałem. Wiedziałem, że bardzo chciałaś jechać, Bo jak dotąd nad morzem Po chemioterapii Dochodziłaś szybciej do siebie. W połowie drogi zatrzymaliśmy się Dla relaksu I wtedy ześliznął mi się Sygnet z palca. Zauważyłem, gdy ujechaliśmy Już spory kawałek drogi. Samochód prowadziłaś Przez 320 km Aż do samego Jantaru: Zdążyłaś go jeszcze umyć, zrobić zakupy Zanim poczułaś się źle. To nic takiego – rzekłaś. Zawsze tak mam po chemioterapii Przez najbliższe 3 dni. Ale tym razem po tych trzech dniach Zaczęło się umieranie, Z dnia na dzień coraz bardziej stanowcze.

37 Przewieźliśmy Cię do Warszawy I do szpitala na Madalińskiego. Ma Pani dobre wyniki – powiedział lekarz I odesłał Cię do domu. Umieranie jednak nie popuszczało I po dwóch dniach znalazłaś się w szpitalu, Zdziwiona, przerażona i Po jednej nocy zmieniona nie do poznania. W sali, do której Cię dali, Leżały jeszcze dwie 96-letnie pacjentki Już dochodzące, w jękach wniebogłosy I w charkotach. Jedna z nich na drugi dzień umarła Na Twoich oczach. I przyjechało żelazne koryto, Do którego zsunięto zwłoki. Podniosłaś się, ale zasłoniłem Ci ten widok. Był to tłusty czwartek. Nie mogłaś jeść, poprosiłaś tylko zięcia, Żeby przyniósł pączki dla personelu I byłaś szczęśliwa, gdy je smakowano. Kiedy już leżałaś w trumnie, Niemalowanej, sosnowej, Ubrana w białą bluzkę Z niebieską apaszką pod szyją I w ciemnobłękitnej spódnicy, Ująłem Cię za ramię, pokryte szronem, Przygładziłem włosy, Popatrzyłem w zamknięte oczy, na twarz przechyloną na prawy policzek i chciałem Ci zrobić ostatnie zdjęcie, ale aparat się zaciął i mimo kilku prób nie odpuścił, jakbyś chciała dać do zrozumienia, że mam Cię zapamiętać inną, taką, gdy szliśmy szczęśliwi przez świat razem jeszcze niedawno.

38 12 III 2020

Naszym córkom już się śniłaś, Mnie jeszcze nie, Widocznie nie zasłużyłem, Dobrze mi tak. Ale to jak rana, Na którą sypie się sól Codziennie… Wiesz jednak lepiej co robić Tam – które dla mnie Niepojęte. Najpiękniejsza i najmądrzejsza, Komu to zostawiłaś – Bądź kto Ci to odebrał? Noszę dwie obrączki, Twoją i moją. Twoją na palcu od serca.

13 III 2020

Żyłem Twoim życiem, Teraz swoim nie umiem, Więc dlaczego Ty a nie ja? Znałaś na pamięć imiona i nazwiska Prawie wszystkich aktorek i aktorów, Wokalistek i wokalistów, Lubiłaś oglądać kryminały, „Ostatnie tango…”, Bergmana… Tańczyłaś, śpiewałaś, śmiałaś się Tylko z Tobie właściwym wdziękiem. Gdy szłaś, kwiaty odwracały się za Tobą… Jak można było Cię taką zabrać, Unicestwić w Tobie to wszystko co kochałaś, Zubożyć świat brakiem ciebie? Jak można?

39 13 III 2020

Roku 2020, tak w ciebie wierzyłem. Oczekiwałem. Chciałem ci zaufać, Zabrać moją Panią do miejsc, które pragnęła zwiedzić, A ty mi Ją odebrałeś. Komu teraz powiem to, co tylko Jej mogłem? Do kogo wracać lub czekać Na Jej powrót? Dlaczego ona a nie ja? Przecież tak kochała żyć.

15 III 2020

Poszedłem wczoraj nad morze Porozmawiać z falami o Tobie. Był sztorm . Bałwany Biegły jak oszalałe psy, By się przyłasić u brzegów. Ostrożnie je omijałem I szedłem w stronę Wisły Z myślami o Lotaryngii, Z której przybył Twój pradziad. Dojrzałe do zachodu Słońce świeciło mi w oczy, Na piasku muszle wabiły Zgłoskami Twojego imienia, A w gardle narastały Słowa, których już nie usłyszysz: Ciężkie, kamienne, bezradne. I nagle wodne wiry Chwyciły mnie aż do kolan I odpędziły od brzegu Daleko, w stronę lasu. Co do jasnej cholery – Odblokowało się gardło

40 I olśnienie: to Ty Dajesz mi znak: „Zostaw mnie i daj być W nowym moim istnieniu – I tobie będzie lżej, I ja tam szybciej przywyknę”…

16 III 2020

Czytam ostatnie Twoje wiersze Po raz enty: „Już nie pojadę do Komarowa”, „W Konstantinowie gdzie był Jesienin”, „…Jestem obok…”” Cały czas żyję Tobą. Wszystko inne – obce, niezauważalne, Po co istniejące? Przeszkadza mi każdy dzień, Oburzam się, gdy słyszę czyjś śmiech: Jak można, gdy Ciebie nie ma? Nie poznaję siebie co rano. Widzę przedmioty, których używałaś I dziwię się, że istnieją bez Ciebie…

16 III 2020

Minęło już 23 dni Jak nie ma Ciebie. Dzwonią coraz to nowi znajomi, Po zakończeniu rozmów proszą, Żeby Cię pozdrowić. Odpowiadam, że jesteś w niebie. Zawieszają głos, proszą o powtórzenie, Potem płaczą. Zawsze uśmiechnięta – Taka pozostałaś w ich pamięci.

41 16 III 2020

Nie wierzyłem że odejdziesz, Do ostatniej chwili. Nie oddam Cię śmierci – mówiłem I codziennie przekazywałem Ci moją energię. Rozmawiałem niedawno z Mietkiem, Kolegą ze szkoły podstawowej. Pokonałem kolejny nowotwór – oznajmił I dodał: Mój znajomy ze szpitalnej sali Z mocno zaawansowanym nowotworem Codziennie wychodził na balkon i siekierą wygrażał Bogu i swej chorobie, Że się nie da, Chociaż Lekarz sugerował Pożegnanie się z bliskimi. Dla formalności Zrobiono mu jeszcze jedno badanie. Wynik – raka ani śladu. Powiedziałem Ci to – z wiarą, nadzieją, Że zwyciężymy.

W ostatnim dniu rano lekarka Oznajmiła – nic nie możemy, Pacjentka umiera. Nie wytrzymało serce. Odeszła w naszych ramionach. Skronie zimne, ciało jeszcze Kilka minut ciepłe... Tak opuszcza nas życie, Absurdalnie I kończą się plany, Gaśnie wiedza, wzruszenia, uczucia I światło.

42 16 III 2020

Wiesz, Kochana, na świecie szaleje koronawirus. Puste ulice, szkoły, biura, Coraz więcej śmiertelnych ofiar. Nie myślę o tym, myślę o Tobie. Dziś dzwoniła Krystyna z Piły. Ma nowe wiersze do wydania. Pozdrów Basię – mówi na do widzenia. Przekażę. Jest w niebie. Nie rozumie. Powtarzam. Wybucha płaczem. Zawsze była uśmiechnięta I taką ją ciągle widzę – Łka w słuchawkę.

„Był taki ktoś, kogo nie zastąpi nikt” Choć trwasz w innym wymiarze, W tym byłaś najszczęśliwsza. Tamten, bez wdzięku Twojego, Bezkształtne, bezwiedne milczenie, A może brylant, w rozpaczy Stwardniały w bezduszny klejnot Daleko ponad czasem Nie wie o swoim istnieniu? A tutaj, klangor żurawi Ciągnie za sobą wiosnę, Na której powitanie Płaszcz zakupiłaś zielony. I teraz wisi w szafie Nie wiedząc co ma robić, A szafa, pudło trumienne, Milczy, na złe i dobre.

43 * * * Idę za moją Eurydyką. Hades przede mną. Wołam. Głos się zawiesza Jak w komputerze. Niebo też obojętne. Błękitne dla innych… Już nie wyciągniesz ręki, Nie powiesz – przytul.

18–19 III 2020

Jeszcze się tyle rzeczy wydarzy, Których Ty już nie zobaczysz.

Jeszcze będzie tyle uśmiechniętych twarzy Bez Twojej – więc niż nie znaczą.

Jeszcze tyle ślubów, wyjazdów, Zim i wiosen, wirusów korona, Jeszcze tylu będzie szczęśliwych Bez nas, po nas.

Jeszcze tyle we mnie niewiary, Że nie zobaczę Cię więcej. Jeszcze myślę ciągle, że drzwi się otworzą I zaraz wejdziesz.

Chciałbym jeszcze posłać Ci łóżko, Kołdrą otulić I wyszeptać na dobranoc: jutro Mamy święto trzech króli

I pojedziemy do Krakowa Zobaczyć Damę z łasiczką, Potem w Piwnicy pod Baranami O Syberii mieć będziesz wykład.

44 Jeszcze pojąć nie mogę że śmierć I nas dotyczy, Ale dlaczego Ciebie Zabierze wpierw?...

I mój ból po tobie się nigdy Nie wypłacze do dna – Będzie tkwił jak w gardle Gorejąca wiecznie pochodnia.

19 III 2020

Zgasło słońce mojego życia, Noc wżera się we mnie. Cokolwiek teraz się wydarzy, Nieważne będzie…

20 III 2020

Zakwitły pierwsze kaczeńce, Małe wiosenne słońca Na żuławskich łąkach Nad wodami. Przynosiłem Ci je zawsze Każdego roku O tej porze. Teraz wracam z pustymi rękami Do naszego domu nad morzem.

20 III 2020

Ten rok obrodził w śmierć. Zaraz po Tobie odszedł Aktor Paweł Królikowski, Pochowany na tym co Ty cmentarzu, Potem Zbigniew Karewicz – rzeźbiarz – Mój rocznik, 1940 I polityk Stanisław Kania,

45 A wczoraj Eugeniusz Kabatc - Pisarz i prezes SEC. Po każdym z nich jedno zdanie W dzienniku i krótki płacz W sercach bliskich. Dlatego nie pozwolę Ci zniknąć Z pamięci i nawet Twoje przedmioty Uchronię od zapomnienia – wyrzucenia. Tymczasem nad wszystkimi dzisiaj Wisi koronawirus, Który wymiótł ludzi z ulic, Zatrzasnął w mieszkaniach, Zasiał przerażenie I bezradność. Bądź przeklęty, roku, Który miałeś być nadzieją.

21 III 2020

Gdybym wiedział, że istniejesz gdzieś We wszechświecie, Byłoby mi lżej, Że mnie widzisz, Że czas w sercu Nie zatrze mi Ciebie. Może i Tobie byłoby lżej – Kimkolwiek teraz jesteś, Bo jednak musisz gdzieś być, Skoro ziemski brak Ciebie Tak bardzo boli.

21 III 2020

Dziś pierwszy dzień wiosny, Bez Ciebie. Słońce, zimny wiatr I pola otwarte Na zasiewy.

46 Idę przez nie na przestrzał, Trawy już zielenieją. Trzciny nad wodami – Dusze umarłych, Pąki na drzewach – Życie się rodzi. Zza horyzontu chmury – Znów czyjaś śmierć - Sypnęły gradem: Dokąd mam iść? Jak siebie znieść?

21 III 2020

Od lat wiedziałaś Jak z Tobą jest. Łzy w sobie dusiłaś By uśmiech mieć. Potrzebującym Z pomocą szłaś, A w samotności Niosłaś swój płacz. Pragnęłaś wierzyć, Że przyjdzie cud I z nieba rękę Poda Ci Bóg. I tak się stało, Bóg zabrał Cię, Zostały rzeczy I losu śmiech: Zimny, bezduszny, Bo dobrych zło Zabija częściej, Chociaż żyć chcą.

47 22 III 2020

Twoja trzyletnia wnuczka mówi: Babcia Basia wyjechała. Nie mówiła, kiedy wróci. Starsza milczy I tylko łzy ociera.

23 III 2020

Gdybym wiedział, na pewno, że istniejesz W jakimkolwiek istnieniu, gdziekolwiek… Gdybym wiedział, Czułbym się jak mocno wierzący Średniowieczny chrześcijanin I szedłbym do Ciebie jasną drogą, Szczęśliwy, że Cię kiedyś spotkam.

9 IV 2020

Lżej byłoby mi dzisiaj, Gdybyś pożegnała nas uśmiechem, Tym dobrym, niepowtarzalnym. A nie cierpieniem, Które kto w Tobie zasiał I dlaczego?

21 IV 2020. Wtorek

Luźne refleksje Dlaczego w katolickiej wierze Gloryfikuje się cierpienie Jako najwyższą wartość? To refleksja po obejrzeniu Filmu o św. Weronice, Która przez ostatnie 33 dni życia Przechodziła niesłychane męki,

48 Żeby oczyścić swą duszę, Mimo iż uważano ją Za najszlachetniejszą ze szlachetnych. Czyż zamiast tego nie powinno być Najwyższą cnotą myślenie Kategoriami dobra? Masochizm jest złem, A nie dobrem. I dziwne, że zadomowił się W kulturze europejskiej Poprzez katolicyzm. Ułomność i udręka Dla mirażu osiągnięcia nieba? Piekło na ziemi dla szlachetnych, Luksus – dla łajdaków. Czy Bóg odczuwa satysfakcję, Gdy widzi cierpienie? Jeśli jest, niech ustanowi Inne formy wartości życia?

22 IV 2020. Środa

Żyję obok życia. Nieistotne co wokół. Myśli o Tobie Wyrastają Ponad drzewa, domy, kościoły. Nic nie ma sensu Bez Ciebie. Niczego nie czuję, Nic nie słyszę, Może się dziać co chce - Dla mnie nieważne. Może się płacz zapłakać - Ty go nie usłyszysz. Już dwa miesiące jak odeszłaś O tej co teraz godzinie, A słońce inne niż wtedy,

49 Inaczej zadręcza się wiatr, Drogi zwinęły się w sobie, Bo dokąd mają prowadzić I Twoje morze Próżno uderza falami O pusty teraz brzeg. Bóg się odwrócił na pięcie Jak marnotrawny mistrz; Jego kościoły bezradne Chciałyby za Tobą iść. Cóż z tego, skoro Ty sama Nie wiesz gdzie jesteś dziś, Tylko ta czasu szrama Kąsać będzie drzwi - Teraz na głucho zamknięte, Choć w środku czekanie się dławi Od daremnego dziś Do wszystkich entych potęg I mnie też dokąd iść? Zwiędły na grudzie liść…

24 IV 2020. Piątek.

Kronika Rok temu o tej porze Byliśmy razem w Riazaniu, Staliśmy nad Oką w Konstantinowie. Słońce i chodny wiatr Zawiewał w oczy poetom, Jesienin patrzył na nas chłopięcym wzrokiem Z żytnią czupryną. Jego Szagane Kusiła Gruzją. Jaśniałaś wtedy uśmiechem - Księżniczka wśród kobiet. W Jasnej Polanie Prawie że uśmiechnął się do Ciebie

50 Lew Tołstoj zza niepokornej brody. Nie wiedziałem, że jeszcze tylko 10 miesięcy przed Tobą. W połowie listopada W rzymskim senacie Czytałaś swoje wiersze I ten najboleśniejszy: „Jestem… jeszcze…” Nie wiedziałem, że już tylko Trzy miesiące. 10 stycznia w Piwnicy pod Baranami Zaczarowywałaś publiczność Szamańskimi misteriami – Nie wiedziałem, że jeszcze tylko 42 dni Szczęśliwego razem. 8 lutego poprowadziłaś samochód Do swojego Jantaru - Nie wiedziałem, że już tylko 14 dni. 21 lutego pożegnałem Cię w szpitalu Po nowej kuracji Z nadzieją, nie przypuszczając, Że na zawsze.

Elementarz Moja najważniejsza książka – Pierwsza ewangelia: Las – to las, Lis – to lis, Mama, Ala, tato, Bajka o kotku i kogutku, Słońce, co promieniami Cały świat przenika. Roześmiane dzieci. Nie ma złodziei, Bandytów I śmierci.

51 Jestem ja Sprzed lat, Z marzeniami pod sufit Domu, zbudowanego W jedną noc, Jest, jeszcze, najmłodszy brat, Dla którego zmajstrowaliśmy Drewniany wózek, Są długie zimowe noce, I słuchanie bajek, A ojciec struga Drewnianego konika Na biegunach, Który ma pocwałować z nami W szczęśliwy świat.

25 IV 2020 Sobota

Barbarze Muszę żyć, By strzec Twej pamięci, Imieniem Twym Otwierać tęcze I duchów złych Istnieniu przeczyć.

52 Liliana Mazowiecka 3-letnia wnuczka babci Basi

Foto – Dariusz Sobieski Telefon do dziadka Jurka Dzień dobry dziadku. Dlaczego o mnie zapomniałeś? Nie mam się z kim bawić. Mama pracuje, Tata pracuje, Siostra się uczy, A moja ulubiona babcia Basia Umarła. Dziadku, przyjedź. Bardzo tęsknię. Będę mieć chomika I łóżko dla niego, Łazienkę, zabawki; Nazbieram mu liści. Chomik będzie miał dzieci I będzie się z nimi bawił, A ja będę go kochać I opowiadać o babci Basi.

22 VI 2020 Jantar

Zanotował AN.

53 Aleksander Nawrocki

Barbara – fairy tales: The epitome of poetry and grace Motto: I cannot cry but tears tear me apart I cannot live but I follow in a hurry your smile and sunrises. Aleksander Nawrocki

Aleksander and Barbara after their wedding

56

57

58 In Esenin Museum

59 Honored with award by the President of Yakutia.

31 XII 2019.

60 Last poems by Barbara Jurkowska

* * * And like birds we will fly away into the brightness of the sky And will leave behind Not just memories of nests

* * * stars – points in the sky I am a point on Earth where the points glow I am an internal fire and the points look at me

I do not look at the points as they are far away and in my everyday life they are constant

* * * On the river Lena stretched between its banks a rainbow was cast from the sky

I look through it like through a gate looking for God in the endless sky For a moment I am there earth, water, sky although real for a moment they became part of the Afterworld

61 * * * Time is shrinking

I am stretching my memory to keep moments of happiness going

Heaven is a hope But I will be there and new worlds

* * * I am next: to you to all of us and to myself

I am here and I am there - I am where you want And as you wish - I know stars on my hands is a good sign I am here… yet…

* * * Like autumn leaves We alter colors Like them We fall and pass away

62 FROM FRIENDS

Lubow Kraszewskaja – Brest / Belarus. Poet, vice president of the Brest Division of the Belarusian Writers’ Union.

Aleksander, when I called you, a storm was raging in Brest: rain, snow, hail and light- ning at the same time. I saw something like that for the first time. Then I wrote this poem – Lubow.

In memory of Basia Ave Maria... calm down anxiety, The weight of despair that fell so suddenly.

I take the phone with a trembling hand I dial the number... Poland... Warsaw

And I hear: Lubow, Basia is gone... She left in the afternoon time.

The sky dimmed, rain, hail with snow, lighting strikes and thunders.

You cannot see the sun and the sky is in fire An unprecedented fire.

Nature is crying... Barbara is silent. Bar... Ba... Ra – the wind is calling.

And in sudden silence I can hear Your voice last words to me:

Lubow... keep writing... poems and books, I say good bye to you... see you...

63 The land froze, the wind fogged And the snowstorm faded.

The white cloud flew away Together with memory in a poem about you.

Translated to Polish by Aleksander Nawrocki

Aleksander Awierianau – Belarus. Poet, diplomat, friend.

Alexander, dear friend, I understand that there are no words that may comfort you. But I am sending you my poem which I wrote after the departure of your beloved wife Barbara. I tried, but if not, I’m sorry. Best regards, Alexander Awierienau – Belarus.

* * * The stars drowned in the sky – Alexander, how are you? Dark night everywhere, In which hopes were lost... – What can I answer? No vision, no sense, no life... It’s hard to... Hard... Like cold drops of word Pain in my heart... They throw the wind in the face... No one can replace her Poems... Without the queen I – not the king... Pictures... Phone calls:

64 Ełka Niagołowa, Varna – poet, president of the International Slavic Academy of Literature and Art, organizer of Slavic Poet Festivals. Your hands I am still a white cloud Somewhere over you I darken day by day Slipping into silence

And you reach out your hand To check Is it raining already?

I clench my teeth And eyes Not to cry in this hand Translated to Polish by Aleksander Nawrocki

Danuta Błaszak – USA, Poet, cultural animator, anthologist, translator.

When translating poems by Mrs.Basia and these for Mrs. Basia, she said: I cry more than translate.

Mrs. Basia she said about her dad even now when she sees a man in a similar coat she wants to approach him we drunk Bruderschaft seven times, arms entwined but she remained Mrs. Basia

65 we attended the same school sooner or later when I see flowers and star constellations I want to approach her

Anna Maria Mickiewicz – London, poet, culture animator. Flashback I dedicate to dear Barbara Jurkowska-Nawrocka The memory of warm eyes and the bustle of poetic words The warmth of a London day and exchange of involuntary words known only to insiders into the essence of poetic equations Anna Maria Mickiewicz London 2020

Rachel Schancer – Israel Poland: poet, reporter, member of ZAiKS and Associa- tion of Polish Writers. Tears flow deep into the earth She sat on the edge of the bed Delicate, beautiful. She invited me to her place To the cemetery. I stand in a crowd of dead silence Tears flow deep into the earth.

66 Don’t cry, you talk to me in the twitter’s sparrow, Which sat down for a moment Carrying my pain. Maybe I’ll go. My throat is choking And it’s hard to breathe. I will gather strength and come Without invitation.

Barbara Schroeder – cultural animator.

About „Letters to my Wife in the Afer- world”: I read them through thick tears.

Maria Mistrioti – a poet from Greece

ABOUT! my God, such tragic news... I al- ways remember her sweet smile, her kind behavior. I am holding a small gift that Barbara gave me in Athens. I’m sure he is smiling at you now and will always be with you...

67 Marta Brassart and Adam Siemieńczyk – creators of PoEzja London and winners of the UNESCO World Poetry Days Awards.

Basia, the first in Poland you discovered our poems and included them in „Poetry today”. Thank you, we love and remember you.

Professor Nicolae Mares – Bucharest: a poet, author of many books about Poland and a translator of our poetry, including in a few anthologies, winner of the Award of the Minister of Culture and National Heritage, awarded the medal of John Paul II, diplomat.

Mrs. Basia – a muse of poetry and author of poems.

68 Professor Konstanty Geambasu, head of the Department of Polish Studies at the University of Bucharest, winner of many awards for popularizing Polish literature, m. Awards of the Minister of Culture and National Heritage.

I am glad that I met Mrs. Barbara, a man of beautiful character and high culture.

Gizella Csisztay – Hungary: translator of Polish literature, winner of the Ministry of Culture and National Heritage. Professor Gyorgy Mandics – Hungary: poet, prose writer, expert on runic writing.

We cry after leaving Basia, a wonderful woman and sensitive poet.

69 Natalia Barabanszczykowa – poet, singer, conductor Art team / Chisinau, Moldova.

I can’t believe Basia’s leaving... I’m crying with you...

Karina Ric – poetka / Moscow

How could this happen? Mrs. Basia – gra- ce, intellect, goodness... Your right hand and heart. Her smile will stay with me fo- rever.

Tomasz Walenty Wybranowski – poet, journalist / Dublin

How difficult it is to say goodbye toso- meone who could be with us forever. Her poems have always been extraordinary, magical poetry …

70 Maura Gurini – a poet from Italy

I received a message from Facebook that Barbara is in heaven. I am very sorry be- cause she left a wonderful memory for me. A beautiful woman with bright and good eyes with infinite sweetness. I hold her fir- mly in my heart and pray for her. She is smiling to us from Heaven.

Joanna Kalinowska – Italia: poet, translator, culture animator.

I was very sad to hear that Basia had left us. You know how much I liked her. She just couldn’t be disliked. The guys from Milan asked me to express my condolen- ces on their behalf. Diana was crying. Eve- ryone will be missing her, but she also left beautiful memories, like a streak of light...

Barbara Orłowski – poet / Germany, Brazil.

The news of Mrs. Basia’s death shocked me deeply.

71 Dorota Walczak Delanois – poet, rector of the Free University of Brussels.

... Wonderful, beloved, beautiful, smart Basia. Complement you – a perfect, beau- tiful couple. I am very sad... Basia photos and Her amber eyes are with me. And cry Przyciąć boki

Jacek Jaszczyk – Dublin: poet, laureate of the 20th UNESCO World Poetry Day and the prestigious OUTSTANDING POLE OF THE YEAR competition in Ireland.

I was in the store when I received from Mr. Mail. Tears appeared immediately. Mrs. Basia was a great person. Just a few days ago she wrote to me... Great sadness, great regret. I’m scattered with this mes- sage. I am glad that I could meet her and remember her forever...

Peter Gehrisch – Germany: poet, translator of Polish literature.

It is with great sadness and regret that we have received the news of Ms. Basia’s de- ath. We will miss her very much. She was always cordial, kind, helpful in every situ- ation, she created the harmony of the at- mosphere of the entire literary community. It will remain in our memory an example of goodness and wisdom of character.

72 Jelena Korniejewa – Russia / Ryazan: poet, organizer of international poetry festivals.

Alexander, accept the regrets... We are suf- fering a lot...

Natalia Charłampiewa – poet, president of the Yakutia Writers’ Union.

Alexander, regret the departure of Barba- ra’s wife.

Jelena Ślepcowa and Andrian Łukin – Yakutia: creators.

In Yakutia, all who knew Ms. Basia are sad and suffer after her departure. In our me- mory she will remain as good, talented and beautiful. She did so much for the Yakut culture.

73 Dagnija Drejka – Riga: poet, translator of Polish literature.

Great regret and loss for Polish culture.

Tatiana Żitkowa – Riga, poet, president of International Artists and Publicists, editor -in-chief of the literary monthly.

She was and is the epitome of poetry.

Ludmiła Kebicz – poet, president of the Department of the Union of Belarusian Writers in Grodno.

The community of Grodno artists loves Mrs. Basia and her poems.

74 Aleksander Sokołowski – poet, president of the Republican Association of Polish Writers in Lithuania.

Basia has always been helpful in promoting the work of Polish poets from the Vilnius region.

Siergiej Głowiuk – Moscow: poet, anthologist, promoter of Polish poetry, organizer of Slavic Poet Festivals.

Mrs. Basia, an outstanding poet, was a star of literary festivals.

Agnieszka Monika Polak – poet, president of the Lublin Branch of the Polish Writers’ Union.

Although I did not meet Mrs. Basia perso- nally, I felt her goodness, a big heart and I liked her very much. I will pray for her so that she may cross the Supreme threshold in peace

75 Jan Rychner – poet, member of ZAiKS, honored with the Gloria Artis medal.

The sky was cried today And someone’s heart broke...

Joanna Svensson – Sweden: poet, prose writer, cultural animator.

The magic of your voice woke me up...

Paweł Krupka – poet and dyplomat.

For so many years you have spread upon us your invisible angel-like wings an and your smile, gently visible to all of us. No matter if we arrived from far away or from nearby, you have equally watched over us with that smile of joy and hope. Not only during the World Poetry Days but almost in all the days of the year. You have tenaciously fon- dled our words in front of the computer screen to make them appear beautiful to

76 the readers. Now it seems to us hard to accept that your smile and your slim silhouette in front of the screen have become invisible like the wings you had spread upon us. Nevertheless, we keep feeling them just like they have remained in our memory.

Alicja Maria Kuberska – poetess, novelist, journalist, editor.

Mrs. Barbara Nawrocka was a lover of lite- rature, a friend of poets. I remember her as an unusually humble person: good and kind. I am extremely grateful to her for her friendship, help and words of encourage- ment.

Mira Łuksza: poet, translator, jurnalist

Stigmata For Barbara

The book, which your hands used to touch, lies on the table Clinging to its cold top with the blind of the title. It’s not dead, the word uou’ve read, as always Thoughetlessly repeating with you lips.Can’t uou see it for yourself? That eatch of your gestures reflects in me. Yes. Don’t tell mr Not to look, because even when I don’t look, I’ll see you anyway… Translated by Anna Mickiewicz

77 Aleksandra Smerechanska – poet, vocalist.

Butterfly I was learning from her to smile and give warmth every time I looked into her eyes infatuated with world thank You, that I could that butterflies sometimes as if accidentally land on our hands

Lam Quang My – Vietnam, poet, translator, winner of the World Poetry Day established by UNESCO

To the memory of Mrs. Basia The last word was spoken by the sun and the aurora the blue sky has already settled at the very bottom of the river a heavy yearning that had disappeared in the skies ...to come back from the other side of the forest screaming...

Translated by Anna Maria Mickiewicz

78 Motto – Sandor Petofi’s poem in my translation for Basia.

what should I call you? what shoukd I call you when at dusk the star of your eyes I admire as if I see a star for the first time

Each ray is a river of my life which I am heading to the sea. what should I call you?

What do i call you? When you look at me The eyes of a gentle pigeon, whose feather is a peace of the Olive Branch, a touch softer than silk or a cradle down what should I call you?

What do I call you when you start talking if your voice dry winter trees would hear they release green leaves thinking that it is spring already – awaited savior, because of the nightingale sang. what should I call you?

79 what do I call you when my lips touch mouth your rubies and the kiss unites us as dawn with night the world disappears then and time… eternity radiates to me the secret of salvation. what should I call you? what do I call you mother of my happiness nymph of imagination breaking into the sky my wildest hopes soft reality treasure more expensive than the world’s riches, beautiful sweetest my spouse, what should I call you?

80 ALEKSANDER NAWROCKI

First Letter to Wife in the beyond Telephones, telephones, telephones and condolences, but I’m just waiting for the one from you - after all, despite of cruel God – fate took you away from me to his rooms with the service of angels. but here it is waiting for you our flat – now very empty which you loved so much cleaned up decorated served dinners there hosted our friends talked to your granddaughters so happy that you have them, you called daughters searched on the computer for poems sent to us and tried them on the new issue of „Poetry today”, you also gave me yours to read, and I sent mine to You for your opinion

26 II 2020

Where you are now... What is it like there? Can you hear me?

81 do you know I am still waiting for you? with hope and despair? Come although in a dream to ask how was your day did I clean my room? prepare me dinner...

Yes, I am waiting for you: today Tomorrow it will be so until the end of my days.

Second letter to his wife in the beyond A house in Jantar is crying for you, the flat is choking with emptiness, equipment yearns for your hands and wait – in vain. Silence hates itself the floor was deaf, for good. Although you live in my thoughts, however, this is not enough. Where ringtones of your laughter and voice – always a puzzle of tones? Stars be damned that you have her now, forever.

March 3, 2020

I believed I could save you – But I could not... Forgive me. I would like you to see How much I miss you How our friends cry. And as the wreaths fade In anticipation of you--

82 In vain. I can still see you walking Along the hospital corridor Your eyes are dead Although you still have The smile of hope on your lips. Your suffering hurts me My helplessness shames me...

Now I go to the cemetery every day To stop your loneliness Along with mine Among the stone cold... Why would I need words of comfort from others, If I cannot comfort you myself...

* * * On New Year’s Eve I told you, “See you in a year.” You looked at me – your eyes were full of tears. Bouquets of fireworks were outside the window, On the TV screen there was dancing, wishing, and hope... Your hand in mine gave a feeling of Helplessness and sadness...

* * * Not that long ago Your smile announced the coming of spring. I asked that life enter you. All saint miracle workers Did not hear it... Your prayers Bounced off them as arrows would off armor...

83 * * * You were always elegant, charismatic, smiling, Even when I had tears in my heart. Now you are behind a heavy black disc... You were always afraid of the cold Your hands were always cold; You put them into the sleeves of my sweaters, You hid them in my hands. I cannot warm them now. Next to you, pasque bloom, The birds are already singing for good. It hurts me, you cannot see it, you cannot hear it.

I go along an avenue full of tables: Artists, athletes, professors – And mine too – Jan Zygmunt Jakubowski. He was not scared To take me under his wing When I wrote a paper about Miłosz. There is also the grave of Mr. Staszek – Who was 5 years younger than I, Professor, Dean, Vice Rector 1st digit: 63 years. We lived together in a dormitory, One room. I was at his wedding and party. Just a black cross Remains as a memory of him now. Next politicians and their works – I pass forests of crosses: Of soldiers and insurgents, murdered. A lack of you pains me as much as A tooth being ripped out Or being in a deep well From which there is no hope of escape.

84 A graveyard calm reaches the sky And in the clouds there is an inscription: „There is only Beatrice and she is not there.” A brief rain then washes those words away...

I did not make it… I did not have time to thank you – I did not know it – You documented My work on the computer. Thank you For protecting me from myself In moments When it was difficult to bear life...

10 III 2020

Another letter to his wife in the beyond I catch myself that I want to call you again and again, to ask: what do you think about it? how to get out of it? and soon I will hear your concerned voice... preferably if you have to be there I would set up the cabin and live in it, close to you and I would tell you what I did not earlier and I should have been. all you have to do is to listen maybe you will even smile with the first ray of march silently…

85 Your picture in front of me: Brown, confident look Smile from heart Green scarf around your neck. You look at me and you are live You will say something soon, ask Good night – you whisper See you tomorrow – I will whisper And I can’t leave...

I should not write about you if you can’t. your loneliness is not equal mine deeper than the deepest sea. you can only answer in silence with a smile in the pictures, empty armchair and clothes, which are waiting helplessly in the closet, shoes that will not go anywhere, the smell of perfume – nowhere, you may only answer with an undisclosed dream a journey closed on all keys to the Holy Land... I should not write about you before I can find you again...

I open the door. silence tears in the apartment. silver-gray jacket on the hanger. you bought it two weeks before... happy that you would be warm in it. I stroke her sleeves I hide my face in her lap: they still remember you. the computer is open and waiting.

86 bills already paid and portions of dinners for two weeks in the fridge, which you fried the day before yesterday and today – you are no longer present.

Al, I am dying – you whispered – already in the hospital. I did not finish – „Poetry today” – forgive me. – do not say that... look what you have young hands – I replied stroking smooth skin of your hands. you looked at me closely with a shadow of a smile... we went for a walk down the hospital corridor. you wanted to walk alone without any help and you walked surely. on the next day when I stroked your hands they were already cold and I looked stubbornly at your eyes closed forever still believing that you would open eyes for a moment and whisper: I’m a little better.

We had already tickets to Vilnius. You loved this city And the Gate of Ostra Brama With a Madonna like you.

87 12 III 2020 every morning after waking up I enter your room and I say with a lump in throat good morning my beloved to your smiling picture. then I play your favorite songs „west wind chasing foamed waves”, „when I run out of you,” „No one will give away these years” you listen with a constant smile my eyes are full of tears and I whisper: „never again I will not see your eyes behind the fog... never again – how cruel these two words sound

12 III 2020 It is warm + 16˚C. I stand in front of the Wailing Wall At Military Powązki. Your name is covered by flowers Various flowers You see Basia’s white soul in heaven from afar. It is on a blue background The inscription from white chamomiles „PoEzja Today London” - Wreath from Adam Siemieńczyk, Now from Newcastle. White letters on the blue sash. To beloved Basia – Adam, Marta, Anna And a group of Polish emigres poets. In 2009 Adam sent to us Poems by a group of poets from London, Who everyday work in various professions? We printed them. Two months later

88 We listened to them Stored in cell phones In the spacious POCK Hall in London. The authors said with tears in their eyes: We write because our homeland is Polish language. Adam, my friend at all times, You discovered poetry of Polish contemporary emigrants. Now you are standing next to Basia In the marble urn...

12 III 2020, at 12.00

At the „Wailing Wall” Every day I feel worse And I’m getting older faster To be with you sooner But deep down I hear your voice: Do not do this to me. I want to live in your thoughts. Where are you now? – I ask. Behind the aurora borealis, behind this full moon. I look at you from behind the star of Venus. How are you there? – I ask.

As in a warm dream I hug you in my eyes and smile It is still my smile For you. And please Do not remember me too much Because you will die and then Who will think about me? Here, on ours, recently and mine Earth.

I answer – I cannot cry but tears tear me apart I cannot live but I follow in a hurry your smile and sunrises.

89 12 III 2020 two days ago I stood in front of the Black „Wailing Wall”, and a squirrel came running she got up on her hind legs sniffed the candle for you then my empty fingers and – went further

12 III 2020 we were going to the sea on February 8, the license tag fell off from the car I got a feeling but I said nothing. I knew you really wanted to go to the sea you always get better after chemotherapy halfway down we stopped for relaxation and then a signet ring slipped off my finger we traveled already a long way when I noticed you drove the car 320 km to Jantar you managed to wash it and do some shopping before you felt bad. it’s nothing you said. I always have it after chemotherapy for the next 3 days but this time after these three days you started dying every day more and more firm. we took you to Warsaw

90 and to the hospital at Madaliński the doctor said the tests results are not bad he sent you home. however, the dying did not give up and after two days you found yourself in the hospital surprised terrified and after one night you changed beyond recognition you were in a room with two 96-year-old patients who were dying with a groaning voice? and hoarse one of them died on the second day in front of you. and an iron trough arrived, to which the corpse was moved. you got up but I obstructed your view it was a fat Thursday. you could not eat you only asked your son-in-law to bring donuts to the staff and you were happy when it was tasted when you were in the unpainted pine casket dressed in a white blouse with a blue scarf at the neck and in a dark blue skirt I took your covered in frost arm I smoothed your hair I looked at your closed eyes at your face tilted to the right cheek and I wanted to take your last photo but the camera was stuck and despite several attempts it did not work as if you wanted to hint that I have to remember you different

91 such when we were happy through the world together not so long ago.

12 III 2020 you have already come to our daughters in dreams not to me yet apparently, I didn’t deserve I’m fine. but it’s like a wound on which salt is poured every day… however, you know better what to do There – which is for me inconceivable the most beautiful and the smartest Whom did you leave it to - who has taken this from you? I wear two rings yours and mine.

13 III 2020

I lived your life I cannot live my life now so why you and not me? you knew the names almost all actresses and actors and vocalists you enjoy detective stories „last tango...” by Bergman... you danced, sang, laughed with your unique grace. as you walked, the flowers turned after you... how could be like that to take you from here

92 annihilate everything impoverish the world without you how?

13 III 2020

I believed in new year coming 2020 I expected I wanted to trust I planned to take my lady to places she wanted to visit, and 2020 took her away from me. whom can I tell now I could tell only to her? whom to come back to or wait for her return? Why she and not me? she loved living so much

15 III 2020

I went to the sea yesterday Talk to the waves about you. There was a storm. Sea foam snowmen Run like crazy dogs To fawn on the banks. I carefully avoided them And I was walking towards the Vistula With thoughts of Lorraine, Where did your great grandfather come from? Mature to the west The sun was shining in my eyes The shells were alluring on the sand With the name of your name, And in the throat, they grew Words you will no longer hear: Heavy, stone, helpless. And suddenly water vortices They gripped me to my knees And they drove away from the shore Far, towards the forest.

93 What the hell - The throat was unblocked And glare: it’s you You give me a sign: „Leave me and let me be In my new existence - And it will be easier for you And I will get used to it faster”...

16 III 2020

I read your last poems Over and over: „I will not go to Komarów anymore,” „In Konstantinów where Jesienin was”, „…I am next to…””

I live your life all the time. everything else – foreign unnoticeable why do they exist? each day bothers me I get angry when I hear someone laugh: how can you be there? I do not recognize myself every morning. I see the items you used And I am surprised that they exist without you... It’s been 23 days since you are not here more and more friends call me they talk and then they ask to greet you. I answer that you are in heaven. they suspend their voice ask for repetition, then they cry. that you remained in their memory always smiling

94 16 III 2020 you know, my love, the coronavirus is raging around the world empty streets, schools, offices more deaths I don’t think about it I think of you. today Krystyna from Piła called. has new lines to release. say hello to Basia – says goodbye. she passed she is in heaven. Krystyna does not understand I repeat. bursts into tears. Basia was always smiling And I still see her like that - Krystyna cries in the phone

„There was someone like that, no one can replace” although you last in another dimension you were the happiest here the other dimension without your grace shapeless unknowing silence or maybe a diamond in despair hardened into a soulless gem far beyond time does another world know about its existence? and here crane clangor it pulls spring behind on which welcome you bought a green coat. and now it hangs in the closet not knowing what to do, and the wardrobe the casket box is silent for bad and for good

95 * * * I follow my Euridice. Hades ahead of me I am calling. The voice freezes like a computer. indifferent sky. blue for others... you will not give me your hand you will not say – hug

18–19 III 2020

So many things will happen Which you will not see anymore.

There will still be so many smiling faces Without yours – so than they don’t mean.

So many weddings and trips, Winter and spring, crown viruses, So many will be happy Without us, after us.

So much unbelief in me That I won’t see you again. I still think that the door will open And you will come in soon.

I would like to send you a bed Wrap the duvet And whisper a bedtime story: tomorrow We have the festival of three kings

And we will go to Krakow To see a lady with a weasel Then in Piwnica pod Baranami You will have a lecture about Siberia. I still cannot understand that death

96 And it concerns us But why you Will he take first?... And you never feel my pain Will not cry to the bottom - He will be stuck in his throat Hot eternal torch.

19 III 2020 the sun of my life went out the corrosive night went inside me whatever happens now it does not not matter...

20 III 2020 the first marigolds bloomed, small spring suns on the Żuławy meadows over the waters. I have always brought them to you each year at this time. wow I’m coming home empty handed to our house by the sea

20 III 2020 this year turned into death right after you actor Paweł Królikowski left buried in the same cemetery then Zbigniew Karewicz – a sculptor – my year 1940 and the politician Stanisław Kania, and yesterday Eugeniusz Kabatc - writer and president of the SEC. one sentence after each of them

97 in a journal and a short cry in hearts of loved ones that’s why I won’t let you disappear from memory and even your things I will save from forgetfulness – being thrown out. meanwhile over everyone today the coronavirus that swept people out of the streets slammed them into their apartments sowed terror and helplessness. cursed be the year which you were supposed to be hope

21 III 2020 if I knew you existed somewhere in the universe it would be easier for me that you see me that time in heart won’t clog you maybe it would be easier for you – whoever you are now because you have to be somewhere since the earthly you are missing it hurts so much

21 III 2020 today is the first day of spring without you sunshine cold wind and fields open for sowing I’m going through the fields grass is already green reeds over the waters –

98 souls of the dead buds on trees – life is born clouds from behind the horizon – someone’s death again – hail from the clouds Where I have to go? How to endure myself

21 III 2020 you have known for years how it was with you you were choking with tears to have a smile to needy people you went with the help and alone you carried your cry. you wanted to believe that a miracle would happen and a hand from heaven God will give you and it was like that God gave you a hand and took you you left your things we hear laugh of the fate cold soulless evil kills good people more often although they want to live

22 III 2020 your three-year-old granddaughter says: grandma Basia left she did not say when she would come back the older one is silent and only wipes her tears

99 * * * if I knew for certain that you exist in any form anywhere... if I knew, I would feel like a strong believer Medieval Christian and I would follow a clear path to you happy to meet you one day

9 April 2020 it would be easier for me today If you said goodbye to us with your good and unique smile and not suffering which one has planted in you and why?

21 April 2020. Tuesday

Loose Reflections why in Catholic faith suffering is glorified as the highest value? it’s a reflection after watching the movie about Saint Veronica which for the last 33 days of life? she was going through incredible torments, to cleanse her soul although she was considered the noblest of noble ones should not it be instead thinking is the highest virtue categories of good masochism is evil not good.

100 and strange that it has settled down in European culture through Catholicism disability and anguish for a mirage of reaching Heaven Hell, on earth for the noble luxury – for bastards does God feel satisfaction When does he see suffering? if it is, let it establish other forms of life value

22 April 2020. Wednesday

I live next to life no matter what around thoughts about you grow up above trees, houses, churches nothing makes sense without you. I do not feel anything I do not hear anything whatever may happen – it does not matter to me crying may cry over and over you will not hear it it has been two months when you left at this hour now and the sun is different than it was then otherwise the wind torments the roads wound up they lead nowhere and your sea the waves strike in vain the empty shore.

101 God turned on his heel like a prodigal master his churches are helpless they would like to follow you so what if you don’t know where you are today only the time’s scar will bite the door – closed today while waiting inside choking from futile today to all powers and where do I can go? a withered leaf on a clod...

24 IV 2020. Friday.

Chronicle a year ago, at this time we were together in Ryazan, we stood over the Oka in Konstantinów. sun and a cool wind blew into the eyes of poets Yesenin looked at us with a boyish look with rye hair. his Szagana he tempted with Georgia. you were shining with a smile then – princess among women. in Jasna Polana smiled to you Leo Tolstoy from behind a defiant beard I did not know yet that only 10 months ahead of you.

102 in mid-November in the Roman Senate you read your poems and the most painful: „I’m still…” I did not know that only three months on January 10 in Piwnica pod Baranami you have enchanted the audience with shamanic mysteries – I did not know it was only 42 days happy together on February 8, you drove a car to our Jantar – I did not know that only 14 days on February 21 I said goodbye to you in the hospital after you got a new treatment with a hope I did not know that goodbye was forever

Primer my most important book – first Gospel: forest – is a forest fox is a fox Mom, Ala, Dad, a fairy tale about a kitty and a rooster sun what rays permeating the whole world laughing children there are no thieves bandits no death.

103 and I am from the past, with dreams under the ceiling a house built in one night there is still the youngest brother for whom we made a wooden cart there are long winter nights And listening to fairy tales and father is peeling a wooden horse a rocking horses who will take us? into a happy world

25 April 2020 Saturday

Barbara I have to live to guard the memory of your name to open rainbows and to deny existence of evil spirits

104 Liliana Mazowiecka A poem by our granddaughter, 3-year-old Lilianka

Phone call to Grandpa Jurek Good morning, Grandpa. Why did you forget about me? I have no one to play with. Mommy works, Dad works, Sister is learning, Foto – Dariusz Sobieski And my favorite grandmother Basia She died. Grandpa, come on. I miss you very much. I have a hamster And a bed for him, Bathroom, toys. I’m going to get him some leaves, the hamster will have children and he’ll play with them, And I will love him And tell him about Grandma Basia... 22 VI 2020 Jantar Noted down Aleksander Nawrocki Translated by Anna Maria Mickiewicz

Translated by Danuta Błaszak, Lilla Latus, Alicja Kuberska, Józio Szy- mański. Edited by Anna Maria Mickiewicz and Stan Mickiewicz

105 АЛЕКСАНДР НАВРОЦКИЙ

Варбаре – сказке, олицетворению поэзии и красоты Эпиграф:

Я не умею плакать, но плач разрывает меня И жить не умею, а иду торопливо За твоей улыбкой, за восходами солнца.

Александр Навроцкий

Александр и Барбара после свадьбы

108

109

110 В музее Есенина.

111 Удостоена наградой от Президента Якутии.

31 XII 2019.

112 Последние стихи Барбары Юрковской

* * * А мы как птицы Улетим в ясность неба И после себя оставим Не только гнезд воспоминания

* * * Звёзды, точки на небе А я Точка на земле Они блестят Я огонь внутренний Они смотрят на меня Я на них смотрю Вы такие далекие В моей повседневности Неизменно.

Момент Над Леной Растянутую между берегами Небо установило радугу

Я прохожу взглядом сквозь нее Как через ворота В бескрайнее небо В поисках Бога Потому что Земля вода небо Хоть и реальные Через мгновение стали Потусторонними.

113 * * * Время сжимается Я растягиваю память Чтобы сохранить моменты Счастья Небо это надежда На то что там будут И новые миры

* * * Я рядом: Рядом с тобой Рядом с вами И рядом с собою

Я здесь И там тоже – Где хочешь Как хочешь – Знаю

Звёзды на моих ладонях Счастья знак Я здесь… Ещё…

* * * Как осенние листья Мы краски меняем Также как и они Опадаем минуем.

114 ОТ ДРУЗЕЙ

Любовь Красевская – Брест/ Беларусь. Поэт, переводчик, заместитель председателя Брестского областного отделения Союза писателей Беларуси.

Александр, когда я дозвонилась до тебя, у нас в Бресте в это время бушевала буря: дождь, снег, град, гром и молния одновременно. Такое я видела в своей жизни впервые. Тогда я написала это стихотворение, Любовь

Памяти Барбары Аве, Мария!.. Утешь…успокой – Отчаянья хлынула лава.

Страшась, телефона касаюсь рукой, Набираю: Польша. Варшава.

– Любовь … Барбары больше нет… Пополудни не стало…

Гаснет небо. Гром. Дождь. Град. Снег. Молния задрожала.

Мечется солнце, пылают лучи Огнем неземного пожара.

Плачет природа. Барбара молчит. Барабанит ветер: Бар…ба…ра…

Но, в наступившей вдруг странной тиши, Твой голос… последние речи:

115 «Liubow, Ty stichi i knigi – pishi! Ja zelaju nam... wstreczi»

Земля встрепенулась, ветер затих. Расплавилась снежная замять.

Душа – белым облачком – в белый стих. Светлая о тебе память.

Александр Аверьянов – Беларусь. Поэт, дипломат, друг.

Александр, дорогой друг, я понимаю, что нет слов, которые могут тебя утешить. Но я посылаю свое стихотворение, которое написал после ухода твоей любимой жены Барбары. Я старался, но если что не так – извини. С наилучшими пожеланиями, Александр Aверьянов – Беларусь.

* * * Звезды на небе утонули, – Александр, а как ты там? Черной ночи повсюду мрак И потеряны в нем надежды... – Что могу я тебе ответить? Смысла нет, жизни нет, всё не Трудно... так… Тяжко... На сердце боль... Слова, как холодные капли Никто её заменить не может Бросают в лицо ветра... Без королевы я – не король... Стихи… Телефоны… Фотографии...

116 Елка Няголова, Варна – поэт, председатель Международной Славянской Академии литературы и искусства, организатор фестивалей славянских поэтов. Твои руки Я все еще белым облаком Где-то над тобой День ото дня темнею И беззвучно плачу А ты протягиваешь руку Чтобы проверить Не идет ли дождь Я сжимаю зубы И глаза Чтобы в эту руку не наплакать

Данута Блашак – США, поэтесса, аниматор культуры, составитель антологии, переводчица «Писем жене в мир иной» и стихотворения «Барбаре – Сказке…»

Я больше плачу, чем перевожу.

Пани Бася говорила о своем папе и теперь если видит мужчину в похожем плаще хочет подойти

семь раз мы пили на брудершафт когда я вижу было Пани Бася цветы и звезды хочу к ней подойти мы ходили в одну и ту же школу раньше или позже

117 Анна Мария Мицкевич – Лондон, поэтесса, переводчица, аниматор культуры.

Воспоминание Посвящаю дорогой пани Барбаре Юрковской-Навроцкой

Воспоминание теплых глаз и гомон слов поэтических

Тепло лондонского дня и обмен трогательными импульсивными словами известными только посвященным в суть поэтических уравнений

Анна Мария Мицкевич Лондон 2020

Рэйчел Шансер – Израиль Польша: поэтесса, журналистка, член Польского авторского общества ZaiKS.

Слезы текут вглубь земли Она села на край кровати, Нежная, красивая. Пригласила меня к себе На кладбище. Я стою в толпе мертвой тишины, Слезы текут вглубь земли. Не плачь, говоришь ты мне

118 Чириканьем воробья, Что присел на минуту Неся мою боль. Может, я уже пойду. Сдавило мне горло И дышать трудно. Я соберусь с силами и приду. Приду без приглашения.

Барбара Шредер, аниматор культуры.

О «Письмах к жене в мир иной»: Читала книгу сквозь потоки слёз.

Мария Мистриоти – поэтесса из Греции.

О! Мой Боже, такие трагические вести… Всегда помню её сладкую улыбку, её обходительность. У меня есть небольшой подарок, который Барбара вручила мне в Афинах. Я уверена, что сейчас она улыбается тебе и всегда будет с тобой….

119 Марта Брассарт и Адам Семеньчик – организаторы проекта «Поэзия Лондон» и Лауреаты Премии Международных Дней Поэзии ЮНЕСКО.

Бася, первая в Польше открыла для себя наши стихи и поместила их в «Поэзии сегодня». Благодарим, любим тебя и помним.

Профессор Николае Марес – Бухарест: поэт, автор многих книг о Польше и переводчик польской поэзии, содержащейся в нескольких антологиях, Лауреат Премии Министра культуры и Национального наследия, награждённый медалью Яна Павла II, дипломат.

Пани Бася – муза поэзии и автор проникновенных стихов.

120 Профессор Константин Джамбашу, заведующий кафедрой польских исследований Бухарестского университета, лауреат многих премий за популяризацию польской литературы, в том числе Премии Министра культуры и Национального Наследия.

Я очень счастлив, что был знаком с Пани Барбарой, человеком прекрасного характера и высокой культуры.

Гизелла Чистаи – Венгрия: переводчик польской литературы, Лауреат Министерства культуры и Национального наследия.

Профессор Дьёрдь Мандич – Венгрия: поэт, прозаик, специалист по руническому письму.

Плачем по уходу Баси, прекрасной женщины и чувственной поэтессы.

121 Наталья Барабанщикова – поэтесса, певица, руководитель артистического коллектива/ Кишинёв, Молдова.

Не могу поверить в этот уход Баси… Плачу вместе с тобой…

Карина Риц – поэтесса, Москва.

Как это могло случиться? Пани Бася – грация, интеллект, доброта... Твоя правая рука и сердце. Её улыбка останется со мной навсегда.

Томаш Валентий Выбрановский – поэт, журналист, Дублин

Как же трудно навсегда прощаться с кем-то, кто ещё мог быть с нами. Её стихи всегда были необычайной, волшебной поэзией...

122 Маура Гурини – поэтесса из Италии

Я получила сообщение из Facebookа, что Барбара на небесах. Мне очень жаль, потому что у меня остались чудесные воспоминания. Красивая женщина с ясными и добрыми глазами с бесконечной прелестью. Я крепко держу ее в своем сердце и молюсь за нее. Она улыбается нам с небес.

Иоанна Калиновская – Италия: поэтесса, переводчица, аниматор культуры.

С огромной грустью я восприняла известие о том, что Бася покинула нас. Ты знаешь, как сильно я её любила. Её просто нельзя было не любить. Ребята из Милана просили меня выразить свои соболезнования и от их имени. Диана плакала... Нам всем будет не хватать Баси, но она оставила о себе прекрасные воспоминания, как полоса света...

Барбара Орловски – поэтесса / Германия, Бразилия.

Известие о смерти Пани Баси глубоко потрясло меня.

123 Дорота Валчак Делануа, поэтесса, ректор Свободного университета в Брюсселе.

...Замечательная, обожаемая, прекрас- нейшая, мудрейшая Бася. Дополнение тебе – идеальная, красивейшая пара. Мне очень грустно… Басины фотогра- фии и ее янтарные глаза со мной. И плачь.

Яцек Ящчык – Дублин: поэт, Лауреат XX Всемирного Дня Поэзии ЮНЕСКО и престижного конкурса «ВЫДАЮ- ЩИЙСЯ ПОЛЯК ГОДА» в Ирландии.

Я был в магазине, когда получил сооб- щение от пана Maila. У меня тут же появились слёзы. Пани Бася была пре- красным человеком. Всего несколько дней назад она написала мне... Большая печаль, большое горе. Я потрясен этой новостью. Радуюсь, что мог познако- миться с нею и запомню навсегда...

Петр Гериш – Германия: поэт, переводчик польской литературы.

С грустью и огромным сожалением мы получили известие о смерти Пани Баси. Нам будет её очень не хватать. Она всегда была сердечная, приветливая, заботливая в любой ситуации, созда- вала гармонию в атмосфере всего литературного сообщества. Пани Бася останется в нашей памяти примером доброты и мудрости характера.

124 Елена Корниеева – Россия/Рязань: поэтесса, организатор поэтических фестивалей.

Александр, прими соболезнования... Мы очень переживаем...

Наталья Харлампева – поэт, председатель Союза писателей Якутии.

Александр, прими соболезнования в связи с уходом жены Барбары.

Елена и Андриан Лукин – Якутия: писатели.

В Якутии все, кто знали Пани Басю, печалятся и страдают после ее ухода из жизни… В нашей памяти она останется доброй, талантливой и красивой. Пани Бася очень много сделала для якутской культуры.

125 Дагния Дрейка – Рига/ Латвия.: поэтесса, переводчица польской литературы.

Большая скорбь и большая потеря для польской культуры.

Татьяна Житкова – Латвия: поэт, председатель Международной ассоциации писателей и публицистов, главный редактор литературного журнала.

Она была и остается воплощением поэзии.

Людмила Кебич – поэтесса, председатель Гродненского отделения Союза писателей Беларуси.

Сообщество гродненских писателей любит Пани Басю и ее стихи .

126 Александр Соколовский – поэт, председатель Республиканской ассоциации польских писателей в Литве.

Пани Бася всегда помогала продви- жению творчества польских поэтов из Виленского края.

Сергей Гловюк – Москва: поэт, антологист, популяризатор польской поэзии, организатор Фестивалей славянских поэтов.

Пани Бася, выдающаяся поэтесса, была звездой литературных фестивалей.

Агнешка Моника Полак – поэтесса, председатель Люблинского отделения Союза писателей Польши.

Хотя я лично не была знакома с пани Басей, но чувствовала ее доброту, большое сердце и очень её любила. Я помолюсь за нее, чтобы она могла спокойно переодолеть Найвысшие пороги...

127 Ян Рихнер – поэт, член Польского авторского общества ZAiKS, удостоен медали Глории Артис.

Сегодня расплакалось небо И сердце чье-то разбилось...

Иоанна Свенссон-Швеция: поэтесса, прозаик, аниматор культуры.

Разбудила меня магия твоего голоса...

Павел Крупка – дипломат, поэт, антологист, переводчик.

Столько лет, ты как ангел, простирала над нами свои невидимые крылья, и видимую всем красивую улыбку. Не важно, приехали мы издалека или из ближних мест, ты одинаково заботилась о нас с улыбкой радости и надежды. И не только во Всемирные Дни Поэзии, но и практически во все дни года. Неутомимо шлифовала наши

128 слова перед экраном компьютера, чтобы как можно лучше представить читателям. Сегодня нам трудно смириться с тем, что теперь твоя улыбка и стройная фигура перед экраном стали невидимыми, как крылья, которые ты простирала над нами. И все же мы чувствуем их такими, какими они остались в нашей памяти.

Алиция Мария Куберская – поэтесса, прозаик, журналистка, издательница

Госпожа Барбара Навроцка была любительницей литературы и другом поэтов. Я запомнила Её ее как чрезвычайно благородного человека: доброго и милого. Я очень благодарна Ей за Её дружбу, помощь и слова поощрения.

Мира Лукша – поэтесса, журналистка, переводчица.

Стигматы Барбаре

Книга, к которой касались твои ладони, лежит на столе, Слепой буквой названия прижата к холодной столешнице. Бессмертное слово, которое ты прочитала, как всегда Бессознательно повторяя губами. Та сама этого не видишь? Что каждый твой жест отражен во мне. Да. Не говори мне, Чтобы я не смотрела, потому что, даже не смотря, и так тебя увижу.

129 Александра Смеречанская – поэтесса, певица.

Бабочка я училась у неё улыбки и тепла каждый раз, когда смотрела в её влюблённые в мир глаза спасибо за то, что я могла за то, что бабочки иногда будто случайно прилетают в наши ладони

Лам Куанг Ми – Вьетнам, поэт, переводчик, Лауреат Всемирного Дня поэзии, учрежденного ЮНЕСКО.

Памяти пани Баси Солнце произнесло последнее слово и окрашенная зарёй синева неба осела на самом дне реки тяжкой тоской что исчезла в просторах чтобы вернуться криком с той стороны леса…

130 Эпиграф – стихотворение Шандора Петофи – для Баси.

Как мне назвать тебя Как мне назвать тебя, Когда встает во мраке Сиянье звездное твоих прекрасных глаз И мне в глаза плывет оно, как будто Ты, очарованная, смотришь в первый раз? Когда лучи от этих звезд вечерних В ручьи любви сливаются И вдруг Мне в душу устремляются, как в море, – Как мне назвать тебя?

Как мне назвать тебя, Когда летит он, Твой взгляд – Смиренный голубок? Он – голубь! В этом легком оперенье Что ни перо – оливковая ветвь. То ветви мира. Их прикосновенье Так ласково, как будто бы они – Мягчайший шелк, над колыбелью полог… Как мне назвать тебя?

Как мне назвать тебя, Когда звучит твой голос? В такие он сливается слова, Что если б услыхали эти речи Зимой оцепеневшие деревья – На них бы появилась вдруг листва, Они бы думали, что вот она, Весна!

131 Вот избавитель-соловей поет! Как мне назвать тебя?

Как мне назвать тебя, Когда уста-рубины Приблизишь ты к моим губам – В огне такого поцелуя Сливается моя душа с твоей В одно, как день и ночь в огне рассвета, И кажется, что мир исчез, И верится, что источает вечность На нас все тайные свои блаженства… Как мне назвать тебя?

Как мне назвать тебя, Рождающее радость, Мечту вздымающее до небес, Стократ чудесней самых чудных сказок, Чудесное живое существо? Ты в мире драгоценнейшая самая, Юная, Сладостная, Жена моя, – Как мне назвать тебя?

Перевод Леонида Мартынова

132 АЛЕКСАНДР НАВРОЦКИЙ

Первое письмо жене в мир иной Телефоны, телефоны, телефоны и соболезнования, но я жду только этот от тебя – несмотря ни на что, хотя жестокий Бог – судьба Забрал у меня тебя в свой мир со служением ангелов. Но здесь тебя ждёт наша квартира – слишком пустая теперь, которую ты так любила, прибирала, подавала в ней обеды, принимала наших друзей, разговаривала с внучками, счастливая, что они у тебя есть, звонила дочкам, выискивала в компьютере отправленные стихи и примеряла их к новому номеру «Поэзии сегодня», давала мне тоже прочитать своё, а я тебе моё для оценки.

Там, где ты сейчас... Как там на самом деле? Слышишь ли ты меня? Знаешь ли ты, что я все еще жду тебя с надеждой, с отчаяньем? Приди, хоть во сне

133 чтобы спросить, как прошел мой день, прибрал ли я свою комнату, приготовить ли мне ужин?...

Я так жду тебя: сегодня, завтра и так будет до самого конца моих дней.

26.02.2020

Второе письмо жене в мир иной Плачет по тебе дом в Янтаре, квартира задыхается от пустоты, вещи тоскуют по твоим рукам и ожидают – зря. Тишина не выносит сама себя, пол оглох навсегда. Хотя ты и живешь в моих мыслях, однако, этого так мало, так мало. Где звоночки твоего смеха и голос – всегда загадка тонов? Звезды, будьте прокляты, что сейчас она с вами, навсегда.

03.03.2020

Я верил, что спасу тебя – Я не смог... Прости. Я хотел, чтобы ты увидела, Как мне тебя не хватает, Как плачут наши друзья И венки гаснут В ожидании тебя – Напрасно.

134 Я все еще вижу, как ты идешь Больничным коридором И смерть несешь в глазах, Хотя на губах твоих улыбка надежды Еще есть. Мне больно от твоих страданий, Стыдно за мою беспомощность...

Теперь я каждый день езжу на кладбище, Чтобы облегчить твоё одиночество И моё Среди каменного холода... Зачем мне слова утешения от других, Если я тебя не могу утешить...

* * * В канун Нового года я говорил тебе: До встречи через год. Ты смотрела – глазами полными слез. А за окном букеты фейерверков, На экранах танцы, пожелания, надежда... Твоя рука в моей Ещё была – Такая беспомощно-грустная...

* * * Ещё недавно Твоя улыбка предвещала весну. О жизни для тебя Всех святых чудотворцев Просил – не услышали... И твои молитвы тоже Отскочили от них Как от щита...

135 09.03.2020

* * * Элегантная, привлекательная, улыбчивая, Даже когда в сердце слезы. Теперь за тяжелой черной плитой... Ты всегда боялась холода, Всегда мёрзли твои руки; Прятала их в рукава моих свитеров, Укрывалась в моих руках. Теперь я не могу их согреть. Рядом зацвела сон-трава, Уже вовсю поют птицы. Мне больно, что ты этого не видишь, не слышишь – Тебе, наверное, тоже.

Я иду по аллее, полной таблиц: Артисты, спортсмены, профессора – И мой тоже – Ян Зигмунт Якубовский. Он не боялся Взять меня под свое крыло, Когда я писал работу о Милоше. Есть и могила пана Сташека – Он на 5 лет моложе меня, Профессор, декан, проректор И цифра: 63 года. Мы вместе жили в студенческом общежитии, В одной комнате. Я был на его свадьбе, вечеринке. Теперь от него остался Только черный крест. Дальше шли политики и их дела – Леса крестов: Солдат, повстанцев, убитых, Но мне болит только то, что нет тебя Как вырванный живьём зуб

136 Или жизнь в глубоком колодце, Из которого не видно надежды, Кладбищенское спокойствие достигает неба И в облаках складывается надпись: «Есть только Беатриче и… её нет», Но мимолётный дождь её смывает...

Не успел Я не успел поблагодарить тебя – Я не знал: За документацию, подробную, Моего творчества, в компьютере, За то, что защищала меня от меня В моменты, Когда жизнь была невыносимо трудной...

Очередное письмо жене в мир иной Ловлю себя на том, Что каждый раз я хочу тебе позвонить, чтобы спросить: а что ты думаешь об этом? Как из этого выбраться? И что сейчас я услышу твой обеспокоенный голос... Желательней всего тут, где должен быть, Я установил бы каюту И жил в ней, Напротив тебя, И рассказал бы тебе То, чего не успел Раньше, а должен был. Достаточно, что послушаешь, Может, даже улыбнешься Первым лучиком марта Беззвучно...

10.03.2020

137 * * * Твоя фотография передо мной: Карий доверчивый взгляд, Улыбка от всего сердца, Зеленый платок на шее; Ты смотришь и живешь, Сейчас что-нибудь скажешь, спросишь, Спокойной ночи – шепнёшь, До завтра – отвечу я шёпотом И уйти не могу...

10.03.2020

Я не должен писать о тебе, Если ты не можешь. Твоё одиночество не равно моему, Потому что оно глубже самого глубокого моря. Ты можешь ответить только молчанием И улыбкой на фотографиях, Пустым креслом и одеждой, Которая беспомощно выжидает в шкафу, Обувью, которая больше никуда не пойдет, Запахом духов – в никуда, Неисполненной уже никогда мечтой, Закрыто на все ключи путешествие На Святую Землю... Я не должен писать о тебе, Пока не найду тебя снова...

11.03.2020

Я открываю дверь. В квартире слезная тишина. На вешалке серебристо-серая куртка. Ты купила её за две недели до..., Радовалась, что тебе будет в ней тепло. Я глажу ее рукава,

138 Прячу в ней свое лицо: Она еще помнит тебя. Компьютер открыт и ждет. Уже оплачены счета И порции обедов На две недели в холодильнике, Которые ты жарила позавчера, А сегодня – уже нет.

11.03.2020

Александр, я умираю для тебя – Прошептала ты – уже в больнице. Я не успела закончить «Поэзию сегодня» – прости. Не говори так, посмотри, какие у тебя Молодые руки, – возразил я, поглаживая Гладкую кожу твоих рук. Ты внимательно посмотрела на меня С тенью на улыбке... Мы вышли на прогулку По больничному коридору. Ты хотела идти сама. И шла – уверенно. На следующий день я гладил Твои руки – уже холодные И упорно смотрел В закрыте, навсегда, глаза, Еще веря, что они откроются Хоть на мгновение и ты шепнёшь: Мне немножко лучше...

11. 03. 2020

Мы купили билеты в Вильнюс. Ты любила этот город И Остробрамские ворота С Мадонной, похожей на тебя.

139 12. 03. 2020

Просыпаясь, каждое утро Я вхожу в твою комнату И сдавленным голосом Говорю твоей улыбающейся фотографии: Добрый день, любимая, Потом включаю тебе твои любимые хиты Прошлых лет: «Западный пенистый ветер гонится за волнами», «Когда тебя мне будет не хватать», «Этих лет никто не отдаст», Ты слушаешь с неизменной улыбкой, Я, с глазами, полными слез И шепчу: «Никогда больше Я не увижу твоих глаз за мглой, Никогда больше, как жестоко звучат эти два слова «...

12. 03. 2020

Тепло + 16˚С. Я стою перед Стеной Плача На Воинских Повонзках. Твоё имя закрыли цветы, Самые разные... Издалека можно увидеть белую душу Баси в небесах; Это на синем фоне Надпись из белых ромашек „Поэзия сегодня Лондон” – Венок от Адама Семеньчика, Теперь из Ньюкасла. На голубой ленте белые буквы; Любимой Басе Адам, Марта, Анна И группа поэтов польской эмиграции. В 2009 году Адам ежедневно отправлял нам Стихи группы поэтов из Лондона, Работников разных профессий. Мы напечатали их.

140 Через два месяца Мы слушали их, Записанные в мобильных телефонах В просторном зале POCK в Лондоне. Их авторы со слезами на глазах говорили: Мы пишем, потому что наша родина – польский язык. Адам, мой друг навсегда, Он открыл для нас современную поэзию Польских эмигрантов. Теперь ты стоишь рядом с Басей В мраморной урне...

12. 03. 2020, 12.00 час У Стены Плача С каждым днем я чувствую себя все хуже И всё быстрее старею, Чтобы побыстрее быть с тобой, Но в глубине души я слышу твой голос: Не делай этого со мной. Я хочу жить в твоих мыслях. Где ты сейчас? – спрашиваю. За северным сиянием, за этой полной луной. Из-за звезды Венеры я смотрю на тебя. Как ты там? – спрашиваю. Как в теплом сне. Я обнимаю тебя Взглядом, улыбкой, Уже другой, но это всегда моя улыбка Для тебя. И пожалуйста, Не помни обо мне слишком много, Потому что умрешь. А тогда Кто будет думать обо мне? Здесь, на этой нашей, ещё недавно и моей Земле. Отвечаю – Плакать не умею, но плач разрывает меня. И жить не умею, потому что спешу За твоей улыбкой, за восходами солнца…

141 12. 03. 2020

Позавчера, Когда я стоял перед Черной «Стеной Плача», Прибежала белка. Она встала передо мной на задних лапах, Понюхала свечу для тебя, Потом мои пальцы И – побежала дальше.

12. 03. 2020

Когда 8 февраля мы выезжали на море, От машины отвалился Регистрационный знак. Кольнуло предчувствие, Но я ничего не сказал. Я знал, что ты очень хотела ехать, Потому что до этого у моря После химиотерапии Ты поправилась быстрее. На полпути мы остановились Для отдыха И тогда у меня соскользнул Перстень с пальца. Я заметил, когда мы проехали Довольно большой кусок дороги. Ты ввела машину Через 320 км До Янтаря: Смогла её ещё помыть и сделать покупки До того, как тебе стало плохо. Ничего страшного, сказала ты. Со мной всегда так после химиотерапии В течение ближайших 3 дней. Но на этот раз после этих трех дней Началось умирание, С каждым днем всё решительнее. Мы повезли тебя в Варшаву

142 В больницу на Мадалинского. «У Вас хорошие результаты» – сказал доктор И отправил тебя домой. Умирание, всё же, не отпускало И через два дня ты оказались в больнице, Удивленная, испуганная и За одну ночь изменилась до неузнаваемости. В палате, в которую тебя положили, Лежали еще две 96-летние пациентки Уже доходящие, в громких стонах И хрипах. Одна из них умерла на второй день Прямо у тебя на глазах. И приехало железное корыто, В которое перенесли труп. Ты поднялась, но я заслонил тебе этот вид. В тот день был жирный четверг. Ты не могла есть, только попросила зятя, Чтобы он принес пончики для персонала И была счастлива, когда они лакомились ими.

Когда ты уже лежала в гробу, В неокрашенном, сосновом, Одетая в белую блузку С синим платочком на шее И в темно-синей юбке, Я взял тебя за плечо, покрытое инеем, Пригладил волосы, Посмотрел в закрытые глаза, на лицо, склонившееся к правой щеке и хотел сделать твоё последнее фото, но камеру заклинило и, несмотря на несколько попыток, ничего не вышло, как будто ты хотела дать понять, что я должен запомнить тебя другой, такой, когда шли мы счастливыми через весь белый свет вместе ещё недавно.

143 12. 03. 2020

Ты уже снилась нашим дочкам, Мне ещё нет, Видимо я не заслужил, Так мне и надо. Но это как рана, На которую сыплется соль Ежедневно… Но ты лучше знаешь, что делать Там – которое для меня Непостижимо. Самая красивая и самая мудрая, Кому ты это оставила – Или кто у тебя это отнял? Я ношу два обручальных кольца, Твоё и моё. Твоё на пальце от сердца.

13. 03. 2020

Я живу твоей жизнью, Своей сейчас не умею, Так почему ты, а не я? Ты знала наизусть имена и фамилии Почти всех актрис и актеров, Певиц и певцов, Любила смотреть детективы, «Последнее танго...» Бергмана... Ты танцевала, пела и смеялась С присущей только тебе прелестью. А когда шла, цветы оборачивались на тебя... Как можно было тебя такую забрать, Уничтожить в тебе всё то, что любила, Обеднить мир отсутствием тебя? Как можно?

144 13. 03. 2020

В 2020 году, я так в Тебя верил. Ожидал. Я хотел Тебе доверять, Забрать мою пани в места, которые она хотела посетить, А Ты забрал ее у меня. Кому сейчас скажу то, что только ей мог? К кому возвращаться или ждать Её возвращения? Почему она, а не я? Ведь она так любила жить.

15. 03. 2020

Вчера я ходил к морю Поговорить с волнами о тебе. Был шторм. Волны Бежали, как обезумевшие псы, Чтобы приласкаться к берегам. Осторожно обходя их Я шел в сторону Вислы С мыслями о Лотарингии, Откуда прибыл твой прадед. Созревая к заходу, Солнце светило мне в глаза, Ракушки на песке манили Слогами твоего имени, А в горле нарастали Слова, которых ты уже не услышишь: Тяжелые, каменные, беспомощные. И вдруг водяные вихри Охватили меня до колен И умчались от берега Далеко, в сторону леса. Черт побери – Горло расслабилось

145 И озарение: это ты Даешь мне знак: «Оставь меня и позволь быть В новом моем существовании – И тебе будет легче, И я там быстрей привыкну» …

16. 03. 2020

Я читаю твои последние стихи В первый раз: «Я не поеду больше в Комарово», «В Константинове, где был Есенин», «… Я рядом …» Я все время живу тобой. Все остальное – чужое, незаметное, Для чего существующее? Это беспокоит меня каждый день, Я возмущаюсь, когда слышу чей-то смех: Как можно, когда тебя нет? Я не узнаю себя по утрам. Вижу предметы, которыми ты пользовалась И удивляюсь, что они существуют без тебя...

16. 03. 2020

Прошло уже 23 дня Как тебя нет. Каждый раз звонят всё новые знакомые, После окончания разговора они просят, Чтобы я передал тебе привет. Я отвечаю, что ты на небесах. Их голос прерывается, просят повторить, Потом плачут. Всегда улыбающаяся – Такой ты осталась в их памяти.

146 16. 03. 2020

Я до последней минуты Не верил, что ты уйдешь. Я не отдам тебя смерти – говорил И каждый день отдавал тебе свою энергию. Разговаривал недавно с Mеткем, Приятелем по начальной школе. Я победил ещё один рак, заявил он И добавил: мой знакомый по больничной палате С прогрессирующим раком Ежедневно выходил на балкон и угрожал топором Богу и своей болезни, Что не дастся, Хотя, Врач предложил Попрощаться с близкими. Для формальности, Ему сделали еще одно обследование. Результат – рака нет и следа. Я рассказал тебе это – с верой и надеждой, Что мы победим.

В последний день утром врач Сообщила – мы ничего не можем, Пациентка умирает. Не выдержало сердце. Она скончалась на наших руках. Виски холодные, тело ещё Несколько минут теплое... Так оставляет нас жизнь, Нелепо И заканчиваются планы, Гаснут знания, эмоции, чувства И свет.

147 16. 03. 2020

Знаешь, Любимая, коронавирус безумствует по всему миру. Пустые улицы, школы, офисы, Всё больше смертельных жертв. Я не думаю об этом, думаю о тебе. Сегодня звонила Кристина из Пилы. У неё есть новые стихи для издания. Передай привет Басе – говорит на прощание. Передам. Она на небесах. Не понимает. Я повторяю. Взрывается плачем. – Она всегда улыбалась И я до сих пор ее вижу такой – Плачет в телефоне.

«Был кто-то такой, Кого никто не заменит» Хоть ты находишься в другом измерении, В этом была самой счастливой. А тот, без обаяния твоего, Бесформенное, неосознанное молчание, А, может, бриллиант, в отчаянии Затвердевший в бездушный драгоценный камень Намного выше времени Не знает о своём существовании? А тут курлычут журавли И тянут за собой весну, На приветствие которой Ты купила зеленое пальто. И теперь оно висит в шкафу Не зная, что делать, А шкаф, как гробовой ящик, Молчит, к добру ли, к худу ли.

148 * * * Я иду за моей Эвридикой. Аид опередил меня. Зову. Голос завис, Как в компьютере. Небо тоже безразличное. Для других синее... Ты уже не подашь руки, Не скажешь – обними.

18–19. 03. 2020

Ещё столько всего случится, Чего ты больше не увидишь.

Ещё будет столько улыбающихся лиц. Без твоего – они ничего не значат.

Ещё столько свадеб, поездок, Зим и вёсен, вирусов короны, Ещё столько будет счастливых Без нас, после нас.

Ещё столько во мне неверия, Что не увижу тебя больше. Ещё постоянно думаю, что откроется дверь И ты войдёшь.

Я хотел бы ещё постелить тебе постель, Укрыть одеялом И прошептать, желая спокойной ночи: завтра У нас праздник Трех Королей

И мы поедем в Краков, Чтобы увидеть «Даму с горностаем», Потом в «Подвале-под-Баранами» Ты будешь рассказывать о Сибири.

149 Я ещё не могу понять, что смерть И нас касается, Но почему тебя Заберет первой?...

И мою боль по тебе никогда Не выплакать до дна – Будет торчать в горле, Как горящий вечный факел.

19. 03. 2020

Погасло солнце моей жизни, Ночь въедается в меня. Что бы ни случилось сейчас, Не имеет значения...

20. 03. 2020

Расцвели первые ноготки, Маленькие весенние солнца На жулавских лугах Над водами. Я всегда приносил их тебе Каждый год В эту пору. Теперь я возвращаюсь с пустыми руками В наш дом у моря.

20. 03. 2020

Этот год породил смерть. Сразу после тебя ушел Актер Павел Круликовский, Похоронен на том же кладбище, что и ты, Потом Збигнев Каревич – скульптор – Мой ровесник, 1940 И политик Станислав Каня,

150 А вчера Эугениуш Кабац – Писатель и председатель SEC. После каждого из них одно предложение В дневнике и короткий плач В сердцах близких. Поэтому я не позволю тебе исчезнуть Из памяти и даже твои принадлежности Я спасу от забвения – они не будут выброшены. Между тем, сегодня над всеми Висит коронавирус, Который вымел людей с улиц, Закрыл в квартирах, посеял ужас и беспомощность. Будь проклят год, В котором могли быть надежды.

21. 03. 2020

Если бы я знал, что ты существуешь где-то Во вселенной, Мне было бы легче, Что ты видишь меня, Что время в моём сердце Не сотрёт тебя. Может и тебе было бы легче – Кем бы ты ни была сейчас, Потому что ты должна где-то быть, Если земное отсутствие тебя Приносит такую сильную боль.

21. 03. 2020

Сегодня первый день весны, Без тебя. Солнце, холодный ветер И поля, открытые Для посева.

151 Я иду через них на простор, Трава уже зеленая. Тростник над водами – Души умерших, Почки на деревьях – Возрождают жизнь. Облака из-за горизонта – Снова чья-то смерть – Сыпанули градом: Куда мне идти? Как вытерпеть мне всё?

20. 03. 2020

Ты много лет знала, Что с тобой. Ты душила в себе слезы, Чтобы улыбаться. К нуждающимся С помощью шла, а в одиночестве ты несла свой плач. Хотела верить, Что произойдет чудо И руку с небес Подаст тебе Бог И так случилось, Что Бог забрал тебя, Остались вещи И смех судьбы: Холодный, бездушный, Потому что добрых зло Убивает чаще, Хотя им жить хочется.

152 22. 03. 2020

Твоя трехлетняя внучка говорит: Бабушка Бася уехала. Она не сказала, когда вернется. Старшая молчит И только слезы вытирает.

23.03. 2020

Если бы я знал наверняка, что ты существуешь В любом существовании, где угодно... Если бы я знал, То чувствовал бы себя сильно верующим Средневековым христианином И шёл бы к тебе светлой дорогой, Счастливый, что когда-нибудь встречу тебя.

09. 04. 2020

Легче было бы мне сегодня, Если бы ты простилась с нами с улыбкой, Той доброй, неповторимой. А не страданием, Которое кто посеял в тебе И почему?

21. 04. 2020. Вторник

Свободное размышление Почему в католической вере Страдание прославляется Как высшая ценность? Это размышление после просмотра Фильма о св. Веронике, Которая последние 33 дня жизни Переживала неслыханные муки,

153 Чтобы очистить свою душу, Хотя ее считали За благороднейшую из благороднейших. Разве вместо этого не должно быть Найвысшей добродетелью – мышление Категориями добра? Мазохизм это зло, А не добро. И странно, что он прижился В европейской культуре Через католицизм. Убожество и мучения Ради миража достижения неба? Ад на земле для благородных, Роскошь-для негодяев. Чувствует ли Бог удовлетворение, Когда видит страдание? Если Он есть, то пусть установит Другие формы жизненной ценности?

22. 04. 2020 Среда

Я живу рядом с жизнью. Неважно, что вокруг. Мысли о тебе Вырастают По над деревьями, домами, костёлами. Ничто не имеет смысла Без тебя. Я ничего не чувствую, Ничего не слышу, Может случиться что угодно – Для меня это неважно. Может плачь заплакать – Ты его не услышишь. Прошло уже два месяца, с тех пор как ты ушла В этот самый час, А солнце не такое, как тогда,

154 Иначе терзается ветер, Дороги свернулись друг в друга, Потому что куда они должны вести? И твое море Напрасно бьет волнами О, пустой теперь, берег. Бог отвернулся окончательно и бесповоротно, Как расточительный мастер; Его костёлы беспомощно Хотели бы следовать за тобой. Так что с того, если ты сама Не знаешь, где находишься сегодня, Только этот шрам времени Кусать будет дверь – Теперь наглухо закрытую, Хотя внутри задыхается ожидание От бесполезного сегодня До всех этих могуществ. И мне тоже куда-нибудь идти? Увядший на мерзлой земле лист...

24. 04. 2020 Пятница

Хроника Год назад в эту пору Мы были вместе в Рязани, Стояли над Окой в Константинове. Солнце и холодный ветер Веял в глаза поэтам, Есенин, с ржаными волосами, смотрел на нас мальчишескими глазами. Его Шаганэ Искушала Грузией. Ты сияла тогда улыбкой – Княгиня среди женщин.

155 В Ясной Поляне Почти улыбнулся тебе, Из-за непокорной бороды, Лев Толстой. Я не знал, что только 10 месяцев впереди у тебя. В середине ноября В римском сенате Ты читала свои стихи. И этот самый болезненный: «Я есть… ещё…» Я не знал, что осталось только Три месяца. 10 января в литературном кабаре в «Подвале-под-Баранами» Ты очаровала слушателей Шаманскими мистериями – Я не знал, что ещё только 42 дня Счастливого вместе. 8 февраля ты вела машину К своему Янтарю – Я не знал, что только 14 дней… 21 февраля я попрощался с тобой в больнице После нового лечения С надеждой, не предполагая, Что навсегда.

Букварь Моя самая важная книга – Первое Евангелие: Лес – это лес, Лиса – это лиса Мама, Ала, папа, Сказка про котенка и петуха, Солнце, что лучами Пронизывает весь мир.

156 Смеются дети. Нет воров, Бандитов И смерти. Есть я Из прошлого, С мечтами до потолка Домом, построенным За одну ночь, Есть еще самый младший брат, Для которого мы смастерили Деревянную коляску. Есть длинные зимние ночи, И слушание сказок, А отец стругает Деревянную лошадку На полозьях, Которая должна помчаться вместе с нами В счастливый мир.

25. IV. 2020. Суббота

Барбаре Я должен жить, Чтобы беречь Твою память, Именем Твоим Открывать радуги И духов злых Существованье отрицать.

157 Лилиана Мазовецкая 3-летняя внучка Баси Звонок дедушке Юреку Доброе утро, дедушка. Почему ты забыл обо мне? Мне не с кем играть. Мама работает, Папа работает, Сестра учится, А моя любимая бабушка Бася Foto – Dariusz Sobieski Умерла. Дедушка, приезжай. Я очень скучаю по тебе. У меня будет хомяк И кровать для него, Ванная комната, игрушки. Насобираю ему листьев. У хомяка будут дети И он будет играть с ними, А я буду его любить И рассказывать о бабушке Басе... 22 VI 2020 Jantar Записал Александр Навроцкий На русский язык перевела Любовь Красевская

PS. Александр, ты сделал правильный выбор. Для обложки так будет и короче, и ярче. Я рада, что мы все вместе создаем поэтический памятник нашей любимой Барбаре. В этой книге о ней всё поэзия. Слова прозы – тоже поэзия. Много плакала, когда переводила. Успокоюсь – работаю дальше. Спасибо тебе за эту память. Ради неё ты должен жить и писать. Здоровья тебе и сил. Обнимаю. Любовь.

158 Barbara przed pałacem Lwa Tołstoja. Barbara in front of the palace of Lev Tolstoy. Барбара перед домом Льва Толстого. 2 str Przyciąć górę i lekko prawy bok Str. 2: Motto: Płakać nie umiem, a płacz mnie rozdziera I żyć nie umiem, bo idę w pośpiechu 143/144 2020 Za Twym143/144 uśmiechem, za wschodami słońca. 2020 143/144 2020 Aleksander Nawrocki 143/144 2020 143/144 2020 Aleksander Aleksander Na str 3 Nawrocki Nawrocki

Aleksander i Barbara po ślubie BARBARZE – BAJCE: Pod tym zdjęcia 6 zdjęć czarnobiałych + reszta kolor, po 4 na stronie: na Listy do Żony końcu Basia z lampką wina, pod nim:uosobieniu 31 XII 2019. Przed poezjinim zdjęcie istr gracji. 135 z książ- ki Jakucja i Ja. Pod nim podpis: UhonorowanaBarbara odznaczeniem – fairy prezydenta tales: Jakucji. w zaświaty Ostatnie wiersze Barbary JurkowskiejThe – epitomeod nowej strony of poetry Letters to Wife and grace *** to the afterlite Барбаре – сказке: A my jak ptaki Odlecimy w jasność nieba олицетворению поэзии Письма Жене I po sobie zostawimy и красоты NR 143/144 dzisiaj 2020 POEZJA Nie tylko gniazd wspomnienia в мир иной `*** Gwiazdy, punkty na niebie A ja

Punkt naw tym ziemi VAT w tym VAT One mają blask Ja ogień wewnętrzny 16.20 ZŁ w tym VATVAT Patrzą na mnie

w tym VAT w tym VAT