/

. z Bohdanem Korzeniewskim V rozmawia Ma²gorzata Szejnert \ & 4-. S±AWA I INFAMIA

S±AWA I INFAMIA

Z Bohdanem Korzeniewskim rozmawia Ma²gorzata Szejnert

Wydawnictwo Literackie Kalendarium — przygotowa² Emil Orzechowski

© Copyright by Ma²gorzata Szejnert, 1988

Wydanie krajowe drugie poszerzone. Niniejsza ksi5żka wydana zosta²a po raz pierwszy nak²adem wydawnictwa Pokolenie, Warszawa 1988 (bez trzech ostatnich rozdzia²ów), po raz drugi nak²adem wydawnictwa Aneks, Londyn 1988 (w ca²oËci).

Niniejszy egzemplarz może by7 sprzedawany wy²5cznie w Rzeczypospolitej Polskiej. Sprzedaż i wysy²ka pocztowa do innych krajów wzbroniona. This copy is to be sold only in . Sale in other countries is prohibited.

Biblioteka Narodowa Warszawa

ISBN 83-08-02330-4 PamiIci Rodziców Reginy i Edmunda Szejner²ów DziIkujI serdecznie paniom Annie Korzeniewskiej- Kuligowskiej i Marcie Fik oraz panom Zbigniewowi Raszewskiemu, Jerzemu Timoszewiczowi i Andrzejowi Wysi´skiemu, którzy wspomagali' mnie sw5 wiedz5 i rad5. Autorka O BOHDANIE KORZENIEWSKIM

Bohdan Korzeniewski urodzi! si5 12 kwietnia 1905 roku w Siedl¬ cach. Jego ojciec, Józef, pochodzi² z drobnej szlachty kresowej. By² urzIdnikiem s5dowym w Siedlcach, mia² sympatie socjalistyczne. Matka, Stanis²awa, z domu Borell, by²a wnuczk5 oficera napoleo´¬ skiego, który pozosta² w Polsce, i córk5 uczestniczki Powstania Styczniowego wywodz5cej siI z rodu s²ynnych osiemnastowiecz¬ nych aktorów Truskolaskich. Stanis²awa Korzeniewska-Borell by²a nauczycielk5 polskiego i należa²a do PPS. Kilka lat wczesnej m²odoËci Bohdan Korzeniewski spIdzi² u rodziny ojca w zaËcianku szlacheckim Leszewie, w okolicach Orszy na Bia²orusi. Pocz5tkow5 naukI pobiera² w domu. W 1918 roku przyjIto go do gimnazjum matematyczno-przyrodniczego w Siedlcach. W 1925 roku wst5pi² na wydzia² humanistyczny Uniwersytetu Warszawskiego i zapisa² siI do Akademickiego Zwi5zku M²odzieży Socjalistycznej. Duży wp²yw na jego zaintere¬ sowania wywar² historyk literatury, profesor Józef Ujejski, który wyjedna² mu stypendium z Funduszu Kultury Narodowej na pobyt we Francji. Korzeniewski spIdzi² tam lata 1933-1934, uzupe²niaj5c materia²y do swojej pracy o Wojciechu Bogus²awskim. Po powrocie zosta² recenzentem teatralnym nowo powsta²ego pisma „Pion” 7 redagowanego przez rektora Uniwersytetu Warszawskiego, W²o¬ dzimierza Antoniewicza; pisywali tam także o teatrze Karol Irzykowski i Tymon Terlecki. NastIpnie Korzeniewski zwi5za² siI z „WiadomoËciami Lite¬ rackimi" i „Skamandrem". Wspó²pracowa² także z pismami teatralnymi w kraju i za granic5. W 1934 roku opublikowa² wysoko ocenion5 przez specjalistów i krytykI ksi5żkI po tytu²em „Drama" w warszawskim Teatrze Narodowym podczas dyrekcji Ludwika

Osi´skiego (1814-1831) i otrzyma² za ni5 NagrodI im. Kasy Mianowskiego. JednoczeËnie rozpocz5² na zaproszenie Aleksandra Zelwerowicza, a nastIpnie Leona Schillera wyk²ady z historii teatru na wydzia²ach aktorskim i reżyserskim Pa´stwowego Instytutu Sztuki Teatralnej w Warszawie. Prowadzi² je w czasie wojny w konspiracyjnym PIST. Dwukrotnie — jeszcze jako student w 1932 roku oraz po powrocie z Francji -— pracowa² w Bibliotece Narodowej w Warszawie. Zorganizowa² w niej i prowadzi² dzia² teatraliów, dla którego pozyska² bogate archiwa dawnego zarz5du Teatrów Miejskich w Warszawie — komplety afiszów od XVIII wieku, rIkopisy, dokumenty. Zosta²y one przekazane Bibliotece jako wieczysty depozyt. Dzia² uzupe²niany by² ksi5żkami polskimi i obcymi, zw²aszcza francuskimi sprowadzanymi dziIki osobistym kontaktom Korzeniewskiego. Wszystko to przepad²o w 1944 roku, Ëwiadomie spalone przez Niemców. Wtedy także wraz z mieszka¬ niem i bibliotek5 prywatn5 Korzeniewskiego sp²onI²a jego praca o m²odym Bogus²awskim, przygotowywana do druku. Bohdan Korzeniewski nie bra² udzia²u w kampanii wrzeËnio¬ wej. Mia² opiniI lewicowca i wskutek tego przeniesiono go z ma¬ cierzystego 21 Pu²ku Piechoty w Warszawie do bialsko-podlaskiej jednostki piechoty. W zamIcie wrzeËniowej nie zdo²a² jej odnaleê7. Po powrocie do Warszawy pracowa² jako tokarz, a nastIpnie bibliotekarz w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego. W 1940 roku wiIziono go w OËwiIcimiu. Po wyjËciu z obozu prowadzi² dzia²alnoË7 konspiracyjn5. By² cz²onkiem Biura Informacji i Pro¬ pagandy Armii Krajowej. W porozumieniu z Delegatur5 Rz5du

8 Polskiego organizowa² ruch oporu w Ërodowisku ludzi teatru, wspó²organizowa² Tajn5 RadI Teatraln5. Po wojnie wróci² do szkolnictwa teatralnego i zaj5² siI praktyk5 teatraln5 jako kierownik literacki teatrów i inscenizator. By² kierownikiem literackim Teatru Wojska Polskiego w ±odzi (1945-46) i wspó²organizatorem jego Sceny Poetyckiej, kie¬ rownikiem literackim Teatru Kameralnego w ±odzi (1946-49), reżyserem Teatru Polskiego w Warszawie (1949-52) i kierowni¬ kiem artystycznym Teatru Narodowego (1952—54). Wyk²ada² w Wyższej Szkole Aktorskiej w ±odzi i Pa´stwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Warszawie. W 1956 roku zosta² profesorem zwy¬ czajnym. Przez osiemnaËcie lat by² dziekanem wydzia²u reży¬ serskiego PWST. Korzeniewski w latach 1955-1970 przewodniczy² Polskiemu OËrodkowi MiIdzynarodowego Instytutu Teatralnego (ITI), a w la¬ tach 1957-1969 by² cz²onkiem Komitetu Wykonawczego ITI w Pa¬ ryżu. Jest wspó²redaktorem naczelnym (wraz z prof. Zbigniewem Raszewskim) kwartalnika „PamiItnik Teatralny". Prze²oży² na polski liczne dramaty — z angielskiego, francuskiego i rosyjskiego. W1966 roku Pa´stwowy Instytut Wydawniczy opublikowa² tom jego recenzji teatralnych z lat 1935-1939 pod tytu²em Spory o teatr, a w 1973 roku tom esejów z różnych lat O wolnoË7 dla pioruna... w teatrze. W 1989 roku w Niezależnej Oficynie Wydawniczej (NOW-a) ukaza²y siI wspomnienia Korzeniewskiego Ksi5żki i lu¬ dzie (tu m in. Pagórek i Powrót o okresie oËwiIcimskim, druko¬ wane w paryskiej „Kulturze", stycze´—luty, maj 1985). Bohdan Korzeniewski opowiedzia² swój życiorys (do 1939 roku) Rafa²owi Zakrzewskiemu — By²o, minI²o, nie wróci, „Znak", nr 402-404, 410—411; a także Robertowi Jarockiemu — Widzie7 jasno bez zachwytu, Warszawa 1982, Czytelnik (rozdzia² Teatr podziemny o losach Bohdana Korzeniewskiego do roku 1945). Do najg²oËniejszych inscenizacji Korzeniewskiego należ5;

Szko²a żon Moliera (1948), M5ż i żona Fredry (1949), Êmier7

Tarie²kina Suchowo-Kobylina (1949), Don Juan Moliera (1950 —

9 przedstawienie zakazane przez Biuro Polityczne KC PZPR — i 1962), Grzech ëeromskiego (1951), Nie-Boska komedia Krasi´skiego (1959), Troilus i Kresyda Szekspira (1960), Sprawa Suchowo- -Kobylina (1961), Dziady Mickiewicza (1961), Zmierzch Babla (1966). Bohdan Korzeniewski nie należa² po wojnie do żadnej partii politycznej. Nie wst5pi² także do „SolidarnoËci". Po reaktywowa¬ niu ZASP w 1981 roku należa² do jego Rady Artystycznej. Ust5pi² z niej po spotkaniu przedstawicieli Ërodowiska teatralnego z wi¬ cepremierem Mieczys²awem Rakowskim 18 X 1982 roku. Wróci² do niej dopiero w listopadzie 1989 roku. Bohdan Korzeniewski zosta² odznaczony Krzyżem AK, Krzy¬ żem Oficerskim OOP i Orderem Sztandaru Pracy II kl. WËród wyróżnie´, jakie otrzyma² za twórczoË7 artystyczn5, s5 dwie Nagrody Pa´stwowe (1951, 1954), francuski Order Sztuki i Li¬ teratury (L'0rdre des Arts et des Lettres, 1964), Nagroda Fundacji Jurzykowskiego w Nowym Jorku (1972). Pierwsza żona Korzeniewskiego, Ewa z domu Rostkowska, by²a polonistk5, wspó²organizatork5 Instytutu Bada´ Literackich w Warszawie, badaczk5 i interpretatork5 twórczoËci Marii D5b¬ rowskiej. Zmar²a w 1983 roku. Córka Bohdana i Ewy Korze¬ niewskich, Ma²gorzata, wysz²a za m5ż we Francji i tam pozosta²a. Po wydarzeniach 1968 roku w Ëlad za ni5 wyjecha² do Francji na sta²e jej brat, Tomasz. Ma²gorzata Korzeniewska zmar²a w 1974 roku. Druga żona Bohdana Korzeniewskiego, Anna z domu Kuli- gowska, dr hab. z zakresu historii teatru, zajmuje siI miIdzy innymi dziejami teatru w ±odzi. Od 1990 roku jest profesorem nadzw. w Instytucie Teorii Literatury, Teatru i Filmu Uniwersytetu ±ódzkiego i PWST w Warszawie. Anna i Bohdan Korzeniewscy mieszkaj5 w Warszawie w domu z ogrodem na górnym Mokotowie, przy ul. Mi5czy´skiej 11. S±AWA i INFAMIA

MA±GORZA TA SZEJNERT: Póên5 jesieni5 1939 roku powró¬ ci/ Pan do Warszawy. Czy w Pana myËlach by/o wówczas miejsce na teatr? BOHDAN KORZENIEWSKI: Ta Warszawa by²a wstrz5saj5co smutna. Zniszczona nieporównanie mniej niż w 1945 roku, lecz bardziej smutna. Ludzie inni niż parI tygodni temu. Ubrani w stare okrycia, narciarskie buty. Inna ludnoË7. Kobiety w chustkach. JakieË worki, plecaki. Ja to samo pamiItam z zimy stanu wojennego. Inna ludnoË7. ZejËcie w szaroË7, brzydotI. Kolory ochronne. Rodzaj praktycznej ża²oby. Szed²em w starych butach podkutych hakami, taternickich, znalezionych na strychu. W zau²kach by²y jeszcze Ëwieże groby, krzyże. Na takim krzyżyku he²m albo tylko pokrwawiona czapka. Czasem chustka. Chustki na g²owach i na krzyżach. Rowy, dziury. I w tym wszystkim wspania²e ruiny. ëaden Kapitol, żadna ruina konserwowana nie osi5gnI²y takiego stopnia doskona²oËci tra¬ gicznej, jak żywa ruina Teatru Wielkiego. Wisz5ce mury, popier¬ sie ëó²kowskiego z ceg²5 na g²owie. Za jedn5 Ëcian5, rozwalon5, coË kolorowego. Podszed²em bliżej, zafascynowany. By²y to

11 dekoracje Daszewskiego do Wesela Fonsia. DlaczegoËmy nie grali Dziadów wtedy? To Wesele Fonsia zawsze. Ale w Teatrze Polskim dawano 1 wrzeËnia GenewI Shawa. WIgrzyn jako Butt/er ucharakteryzowany byi na Hitlera. To Wesele Fonsia, które zwiastuje nieszczIËcie... Tak, Polski lepiej siI znalaz² niż Narodowy. WIgrzyn ucharakteryzowany na Hitlera. Samborski-Bombardone na Mussoliniego. DamiIcki- -Flanco — na genera²a Franco. WIgrzyn potem bardzo siI ba². RzeczywiËcie, zaaresztowali go w grudniu za tego Buttlera i trzy¬ mali trzy miesi5ce na Pawiaku. Ale ba² siI i potem. Chcia², by Niemcy mu zapomnieli. I Samborski siI ba². Role brutali, a tchórz. Ci trzej ludzie, tak różni, to zbiorowy los polskiego aktorstwa w czasie wojny: odwaga i upór — DamiIcki, zagubienie, niezdol¬ noË7 do walki — WIgrzyn, otwarta wspó²praca — Samborski. Pan podobno bardzo surowo ocenia zachowanie aktorów w czasie okupacji? Można by²o od nich wiele wymaga7. Tymczasem... Dlaczego wiele wymaga7? Ten zawód powsta² w Polsce doË7 póêno, za króla Stanis²awa Augusta. Aktorzy otrzymali od razu szlachetne zadanie — nieËli oËwiecenie. Czartoryscy i inni opiekunowie pierwszych aktorów polskich wi5zali z teatrem program pedagogiczny, który nasuwa dziwne skojarzenia — pachnie socrealizmem. Poza tym aktorzy brali siI ze szlachty, jak moja rodzina Truskolaskich. JacyË woêni trybuna²u, jakieË panny z fraucymeru. Zbiednia²a albo awanturnicza szlachta. I na ogó² obowi5zywa²a ich moralnoË7 szlachty, chociaż niektóre panie prowadzi²y życie doË7 swa¬ wolne. To, że aktorstwo zawodowe w Polsce zaczI²o siI póêno, oszczIdzi²o temu stanowi wielu upokorze´. W Polsce nikt nie pamiIta², a może i nie wiedzia² o tym, że na aktorstwie ci5ży ekskomunika. WiIc najpierw powinnoËci pedagogiczne, które trwa²y doË7 krótko, a potem, mniej wiIcej po trzydziestu latach wolnoËci — obowi5zki patriotyczne. Wprawdzie na pocz5tku zaborcy nie pozbawiali podbitych jIzyka. Na to wpadli dopiero

12 w drugiej po²owie XIX wieku. Ale kiedy zaczIto rusyfikacjI, aktorzy, którzy mówili do widzów po polsku, stawali siI, już przez to tylko, obro´cami wartoËci narodowych. Zaborcy nigdy nie usuwali z teatrów jIzyka narodo¬ wego? To bardzo dziwne, irracjonalne. Nie pozwalali na treËci patriotyczne, ale w Warszawie na przyk²ad pozostawili jIzyk. Uważali teatr za rodzaj rozrywki i nie obawiali siI tego, że jest ona uprawiana po polsku. Tak samo jak nie zabraniali szlachcie sejmikowa7 po jarmarkach. Ta możnoË7 mówienia po polsku ze scen warszawskich wywyższa²a aktorów. A potem, w dwudziesto¬ leciu, wywyższa² ich wielki repertuar romantyczny, którego nie mogliËmy pozna7 wczeËniej, bo nie pozwala²a na to cenzura. Jak wyrazi7 wdziIcznoË7 dla cenzury za to przeËladowanie teatru romantycznego, za wymazywanie Mickiewicza i S²owackiego, za uczynienie z tego teatru tajemnicy, kusz5cej pokolenia... Jak wyrazi7 wdziIcznoË7 za to, że teatr sprzed pó²tora wieku może by7 ci5gle awangardowy... Na dodatek aktorzy uwielbiani na scenie w romantycznych rolach okazali siI trzeêwi i przedsiIbiorczy w życiu publicznym. Już w 1918 roku zaczIto tworzy7 Zwi5zek Artystów Scen Polskich. By²a to organizacja bardzo solidna. Strzeg²a nie tylko norm etycznych, ale i powodzenia materialnego swych cz²onków. W 1921 roku na zjeêdzie ZASP uchwalono, że wszyscy artyËci scen polskich maj5 obowi5zek należenia do tej organizacji. Oznacza²o to, że dyrekcje teatrów, które musia²y podpisywa7 z ZASP konwencjI na prowadzenie przedsiIbiorstwa, nie mog²y angażowa7 artystów nie zrzeszonych w zwi5zku. ZASP naruszy² w ten sposób konstytucyjne prawo swobody zrzeszania siI i wyboru pracy. Taki by² mocny! Dwudziestolecie postawi²o wiIc aktorów wysoko. ëadnej innej grupie zawodowej nie dawano tylu odznacze´; może tylko urzIdnikom Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Krzyże Oficerskie Polonia Restituta mieli Osterwa, Junosza-StIpowski, prezes Józef Êliwicki; pamiItam, bo tymi krzyżami nie sypano wtedy jak dzisiaj. Można wiIc by²o wymaga7

13 od aktorów, by w czasie okupacji zachowali siI w²aËciwie. Tymczasem zawiedli. ZASP liczy² w 1939 roku oko²o 1200 cz²onków. PoËledniejsi tancerze, piosenkarze z rewii i rewietek, bardzo popularnych przed wojn5, należeli do PO ±ZAWID — Polskiego Zwi5zku Aktorów Widowiskowych. Aktorów by²o w Polsce dwa, może dwa i pó² tysi5ca. 0 Hu z nich można powiedzie7, że zachowali siI niew²aËciwie? 0 co najmniej dwustu. Tyle osób wystIpowa²o w jawnych teatrach i teatrzykach zaakceptowanych przez niemieckie w²adze propagandowe i pracuj5cych zgodnie z wytycznymi tych w²adz. Wysoki procent. W tym by²o dużo aktorskiego pospólstwa. Ale wystIpowali też wielcy. Wielki pan sceny polskiej Junosza- -StIpowski. Wielki Jerzy Leszczy´ski. Wspania²a aktorka Maria Malicka. Perzanowska reżyserowa²a ci5gle w tych teatrzykach; w czasie okupacji powsta²o oko²o dwudziestu takich scenek, prawie wszystkie w Warszawie. WIgrzyn obchodzi² nawet w jaw¬ nym teatrze swój jubileusz aktorski. Ci ludzie tak przez publicz¬ noË7 kochani, na takich coko²ach. WIgrzyn, pamiItny Irydion z 1913 roku; pierwsza premiera w nowym Teatrze Polskim. Or-Ot p²aka², napisa² wiersz o tym; „Artystów jakbyË spoi² heiiko´- skim winem. Wiedz5, że gra ich dzisiaj nie jest gr5, lecz czy¬ nem. [...] Każdy z²5czon z widowni5 bratnimi ogniwy". Pe¬ rzanowska, która wspó²tworzy²a z Jaraczem Teatr Ateneum... Jaracz zwróci² siI w 1945 roku, tuż przed Ëmierci5, do wiceministra kultury. Leona Kruczkowskiego: „Nie wiem, czy pan zdaje sobie sprawI, kto to by²a naprawdI w moim teatrze Perzanowska. By²a bezwzglIdn5 po²ow5 tego teatru, a ja nawet przyznajI jej wiIkszy procent udzia²u. Bo by²a zachwycaj5c5 realizatork5 wspólnych naszych marze´”. Tacy twórcy. WIgrzyn, Perzanowska, pracowali dla jawnych teatrzyków okupacyjnych. To by²o bardzo bolesne. Taki Junosza, który na pocz5tku okupacji potrafi² powiedzie7: „przyszli ludzie, którzy nas naucz5 ży7 w sposób rycerski”.

14 A co myËleli Adwentowicz, Jaracz i Schiller, kiedy w paê¬ dzierniku i listopadzie 1939 roku wyst5pili do w²adz niemieckich, by zezwoli²y im na uruchomienie teatrów na przedwojennych zasadach? Czy to by²a próba przechytrzenia, czy tylko naiwnoË7? Ca²kowita naiwnoË7. Oparta na doËwiadczeniach z po¬ przedniego pobytu Niemców w Warszawie, kiedy gubernator Beseler pozwoli² otworzy7 polskie szko²y. Uniwersytet Warszawski i PolitechnikI. Duch europejski po wieku azjatyckich rz5dów! Rada Stanu — nik²y, ale jednak zal5żek polskiej administracji. Uniesienie patriotyczne, kiedy to gubernator niemiecki wita² z konia na placu Saskim pu²ki legionowe wkraczaj5ce do War¬ szawy z genera²em Szeptyckim. Tak to pamiItano. Raczej te uniesienia i niemiecki porz5dek niż rekwizycje i branki do prac w g²Ibi Rzeszy. Wielkie, naiwne z²udzenie. W²adze okupacyjne odrzuci²y, rzecz jasna, te wnioski, a w pó²tora roku póêniej wys²a²y do OËwiIcimia Schillera i Jaracza. Wieczna naiwnoË7 inteligencji polskiej. Ale wtedy, na jesieni 1939 roku, wyst5pi² także o kon¬ cesjI cz²owiek, który wcale nie by² naiwny. Tymoteusz Ortym-Pro- kulski. I w odpowiednim momencie tI koncesjI dosta². Bardzo ruchliwy. G²ówny antreprener teatrzyków okupacyjnych. Kierownik Komety, Niebieskiego Motyla, NowoËci. Kometa, w sali przedwo¬ jennego kina przy Ch²odnej, by²a pierwszym jawnym teatrzykiem w Warszawie. Otwarto j5 w kwietniu 1940 roku. Pana pokolenie zetknI²o siI wtedy z zaskakuj5cym zjawi¬ skiem — kolaboracj5 aktorów. Nie lubiI tego s²owa. Jest nieodpowiednie. Kolaborantami nazwano polityków, którym w²adze tysi5cletniej Rzeszy zapropo¬ nowa²y wspó²pracI. Polsce, polskim politykom takiej wspó²pracy nie proponowano. A wiIc nie mówmy o kolaborantach, lecz o ludziach wykonuj5cych dobrowolnie zarz5dzenia niemieckie. Zarz5dzenia wymierzone w wartoËci chronione przez polskie pa´stwo podziemne. Wola²bym zamiast „kolaboracja" mówi7 „niepos²usze´stwo". PowtórzI pani to, co powiedzia²em kiedyË w pewnej dyskusji —że postawa wobec Niemców mia²a wiIksze

15 znaczenie dla naszej ËwiadomoËci niż dla naszych losów. Sprzyja²a lub przeszkadza²a ochronie wartoËci, które utrwali²y siI w krajach cywilizowanych. Takich wartoËci, jak pos²usze´stwo wobec le¬ galnie wybranych w²adz, lojalnoË7, zachowanie pewnych obycza¬ jów przyjItych przez pokolenia. Te wartoËci stanowi5 o wiIziach spo²ecznych. Przedstawiciele Ërodowiska teatralnego, którzy dbali o to, by aktorzy nie pracowali dla propagandy niemieckiej, wystIpowali w obronie wartoËci cywilnych. Nie tam znowu — zdrada. Takimi sprawami siI nie zajmowano. Od tego by²y s5dy wojskowe. Dlatego nie interesowa² nas zupe²nie Igo Sym. By² agentem niemieckim. W teatrze polskim przed wojn5 prawie nie pracowa²; jako aktor filmowy krIci² dla UFA i kiedy pojawi² siI w Warszawie po wybuchu wojny w mundurze Wehrmachtu, ma²o kto by² zaskoczony. Zosta² zastrzelony przez ludzi ZWZ, z wyroku Wojskowego S5du Specjalnego. PilnowaliËmy wartoËci cywilnych. CzyniliËmy to na bardzo wysokim poziomie, powiedzia²bym — angielskim. Skoro jesteË cz²onkiem ZASP, którego, nikt legalnie nie rozwi5za², musisz ponieË7 karI. To s5 zasady fair play. WiIc nie z żadnej grubej rury. W ogóle nie mówi²o siI o patriotyzmie. Tylko o elementarnej przyzwoitoËci. Jak dosz²o do podjIcia przez ZASP decyzji o bojkocie jawnych teatrów i teatrzyków? Pod koniec lipca 1940 roku w²adze niemieckie zarz5dzi²y rejestracjI wszystkich artystów. Prezes ZASP, Józef Êliwicki, cz²owiek wielkiej godnoËci, taktu, umiaru, zwo²a² w zwi5zku z tym tajne zebranie zarz5du. Zaprosi² na nie wybitnych aktorów. Przyszli Adwentowicz, Jaracz, Wierci´ski, Stanis²awa Wysocka, DamiIcki. By² Schiller. Chodzi²o o to, jak siI ustosunkowa7 do tej akcji. Zg²asza7 siI czy nie. Jaracz wyst5pi² wówczas bardzo ostro, p²omiennie, by rejestracjI zbojkotowa7. Uchwalono to jedno¬ myËlnie. ZASP zezwoli² natomiast aktorom na wystIpy w kawiar¬ niach, recytacje, piosenki. CoË im trzeba by²o zostawi7 — jakieË Ërodki utrzymania. Jak5Ë formI istnienia pó²zawodowego. DecyzjI o tym, co wolno, a czego nie wolno, podjI²y wiIc legalne

16 w²adze ZASP wraz z wybitnymi aktorami o wielkim autorytecie moralnym. Nie by²em na tym zebraniu, bo tuż przed nim, 17 wrzeËnia,.-zosta²em aresztowany, a potem wys²any do OËwiIci¬ mia. Ale przed aresztowaniem zd5ży²em przygotowa7 dla ZASP informacjI o roli jawnych teatrów. Uzyska²em dostIp do „ËciËle tajnego” zarz5dzenia niemieckich w²adz propagandowych, wyda¬ nego w czerwcu. Zawiera²o ono nastIpuj5ce nakazy: wszystkie gmachy teatrów maj5 by7 przejIte przez Niemców i jedynie im wolno uprawia7 w nich sztukI. Przedstawienia polskie nie mog5 mie7 charakteru artystycznego. Nie mog5 porusza7 problemów filozoficznych, moralnych, historycznych. Nie wolno w nich wyko¬ rzystywa7 elementów ludowych. Teatrzyki rewiowe maj5 siI znajdowa7 pod Ëcis²5 kontrol5 niemieck5. Ich poziom artystyczny i moralny ma by7 niski. Pornografia dobrze widziana. Dopuszcza siI t²umaczenia operetek niemieckich i sztuk z krajów niemieckich lub sojuszniczych. Co do sztuk, zaleca siI, by wszelk5 refleksjI zast5piono muzyk5 lub piosenkami. Za²ożenia te by²y ca²kowicie zgodne z pogl5dami Heinricha Himmlera, wyrażonymi w maju tegoż roku, że nieniemieckiej ludnoËci Wschodu wystarcz5 cztero¬ klasowe szko²y ludowe, proste liczenie, najwyżej do 500, umiejIt¬ noË7 podpisania siI, nauka, że Bożym nakazem jest pos²usze´stwo wobec Niemców; czytanie nie jest konieczne. Jeszcze wczeËniej, w marcu, Frank napisa² w okólniku skierowanym do wszystkich landratów i burmistrzów, że polskich artystów należy zatrudnia7 w dozwolonych imprezach, aby ich odci5gn57 od „konspiracji politycznych”. Można znaleê7 różne argumenty przeciw wystIpo¬ waniu w jawnych teatrach. Mniej lub bardziej zasadnicze. Dla mnie najważniejszy jest fakt, że aktorzy, którzy zaci5gnIli siI do tych. teatrów, wziIli na siebie rolI reprezentantów kultury polskiej i wype²niali j5 znakomicie w myËl niemieckich wytycznych. Robili to tak dobrze, że bodaj pod koniec 1941 roku Niemcy zwieêli do Warszawy dziennikarzy z krajów podbitych — Francji, Holandii i chyba Danii albo Norwegii. KilkanaËcie osób. Pokazywali im te teatrzyki na dowód, że Polska prowadzi życie normalne, tylko że

77 to jest dziki naród. Naród bez kultury, który nie ma teatrów dramatycznych, nie ma prawdziwej literatury, ma tylko to, co tu w²aËnie wida7. Ma kulturI wtórn5, pozorn5, plugaw5. To by²o bardzo ²atwo wmówi7 przybyszom z Europy Zachodniej, bo ona niewiele o Polsce wiedzia²a. Można im by²o także wmówi7, że Polacy mordowali spokojnych, poczciwych Niemców. Niemcy zrobili taki film Heimkehr i do niego też pozyskali polskich aktorów. ZASP nie móg² pozwoli7 na to, by jego cz²onkowie spe²niali bezkarnie takie zadania, zw²aszcza że potIpia²y to w²adze podziemne. Odwo²ano siI do starych obyczajów rzeczy- pospolitej szlacheckiej i orzekano karI infamii. Stosowano też ogolenie i ch²ostI. Komu wy²5czenie ze spo²ecze´stwa, a komu ch²osta? OczywiËcie, kary różnicowano. Infamia wobec osób o zas²u¬ gach artystycznych, ch²osta dla podrzIdnych. Infami5 ukarano na przyk²ad Perzanowsk5, która by²a doskona²ym reżyserem, nie jakimË wielkim inscenizatorem, ale doskona²ym reżyserem prakty¬ kiem ze znakomitym wyczuciem aktora. Wieloletnia wspó²pra¬ cownica Jaracza. Bardzo blisko z nim. I reżyserowa²a uparcie w jawnych teatrzykach, mimo że wielokrotnie by²a napominana. Wiele razy rozmawia² z ni5 Wierci´ski. WiIc dla niej infamia. A na przyk²ad dla Tymoteusza Ortyma, Józefa Brodnickiego i Witolda Zdzitowieckiego ostrzyżenie i obicie. Ortym siI wywin5², ale tamci dwaj zostali ukarani. Brodnicki by² przedsiIbiorc5 teatralnym. Tuż przed wojn5 ZASP mia² z nim k²opoty. Prowadzi² teatr w Bródnie i mia² doskona²e stosunki ze starostami: strIczy² im aktorki. Po wojnie mia²em o niego starcie ze Stanis²awem Witoldem Balickim, który w latach 1965—1970 by² dyrektorem generalnym Ministerstwa Kultury. Balicki mia² pretensje, że „PamiItnik Teatralny” przypomnia² w 1963 roku wyrok na Brodnickiego w specjalnym zeszycie poËwiIconym teatrowi w czasie drugiej wojny Ëwiatowej. Powiedzia²: „Ten sam Brodnicki zosta² w pe²ni moralnie zrehabilitowany przez nasze życie kulturalne i polityczne i nikt przeciwko temu nie protestowa². By² dyrektorem

18 teatru w Polsce Ludowej czy też dyrektorem uzdrowiska, otrzyma² odznaczenie pa´stwowe”. To jest dos²owny cytat z dyskusji o tym zeszycie „PamiItnika”; mam jej stenogram. Odpowie¬ dzia²em, że nic dziwnego — tacy ludzie doskonale siI znajduj5 w każdej sytuacji. Na przyk²ad Ortym. Przed wojn5 urz5dza² przedstawienia dla dzieci. Marne. Pedagogicznie podejrzane. By² ulubie´cem S²awoja Sk²adkowskiego. Potem prowadzi² teatrzyki okupacyjne. Kiedy wybuch²o Powstanie Warszawskie, wpad² jak kamie´ w wodI. Okaza²o siI, że wyp²yn5² w Krakowie. Nosi² siI w p²aszczu z wojskowym pasem, w d²ugich butach. Roztacza² wokó² siebie legendI powsta´cz5. Nie przeszkodzi²o mu to we wst5pieniu do Theater der Stadt Krakau. Nie mog²em sobie darowa7, że unikn5² wyroku, i kiedy tylko wkroczy²y wojska radzieckie, postanowi²em ruszy7 do Krakowa. Jecha²em na wagonach-cysternach z benzyn5; pozwolili na to konwojenci radzieccy. Musia²em tylko zsiada7 przed stacj5 i dogania7 poci5g, by mnie nie nakry²a kontrola wojskowa. Dojecha²em i poszed²em do ZASP; już dzia²a². Koledzy, którzy us²yszeli, po co przyjecha²em, wybuchnIli Ëmiechem. — To raczej niech pan siI ukrywa — doradzili. — Ortym jest już konferansje¬ rem w Teatrze Krasnaja Zwiezda. Objeżdża okolice Krakowa i Dolny Êl5sk, szerzy idee przyjaêni. — WiIc Ortyma nie uda²o siI nam ogoli7, ale Grodnickiemu i Zdzitowieckiemu, którzy prowa¬ dzili teatrzyk Maska przy Marsza²kowskiej 34, karI wymierzono. Dobrze to pamiItam. By²em przebrany za odêwiernego i sta²em w drzwiach, gdy przyszli wykonawcy wyroku. Sala by²a pe²na. Kiedy Grodnicki wita² publicznoË7, ch²opcy wyjIli bro´. Kaza5o Grodnickiemu stan57 na bacznoË7 i odczytano sentencjI. Fryzjer Oddzia²u Karnego przejecha² mu maszynk5 po g²owie, na krzyż. Potem wlepiono Grodnickiemu dwadzieËcia kijów. Wyci5gniIto zza sceny Zdzitowieckiego, który krzykn5²: — Panowie, szanujcie moje siwe w²osy — i zacz5² szlocha7. Tego tylko ogolono. KarI ogolenia wymierzono także Szalawskiemu, który wy¬ stIpowa² w teatrzykach i udziela² g²osu niemieckiej szczekacz-

19 ce — to on czyta² co tydzie´ o zwyciIstwach niemieckich i o zbrodniach bandytów z AK. Ten ros²y mIżczyzna o mIskim wygl5dzie by² chorobliwie tchórzliwy, wobec zagrożenia wpada² w panikI, drża²y mu rIce, p²aka². Wykonawcy wyroku zg²aszali siI do niego parokrotnie, nie zastawali go, wreszcie w²ożyli wyrok do skrzynki na listy. I on z samego rana pobieg² do fryzjera, kaza² sobie ogoli7 g²owI. Tak chodzi² po mieËcie, zaËwiadczaj5c, że karI przyj5². A niedawno czyta²em w jego nekrologach, że zmar² bohater pa´stwa podziemnego. Dlaczego w nekrologach? Dlaczego nie stara² siI nigdy o rehabilitacjI? Przecież siedzia² po wojnie za wspó²pracI z Niemcami. Wysoka kara. Dlaczego nie walczy² o oczyszczenie, jeËli by²y po temu podstawy? Kto wydawat wyroki w czasie okupacji? ZASP? Tajna Rada Teatralna, która przejI²a jego rolI? Ani ZASP, ani TRT nikogo nie kara²y. Kara² niezmiernie szacowny tajny S5d Rzeczypospolitej z²ożony z sIdziów o najwyż¬ szym autorytecie, niez²omnych. ë5dali bardzo solidnych dowodów winy. Dlatego sprawy ci5gnI²y siI d²ugo i wyroków by²o ma²o. Wielu osób nie zd5żono ukara7. Dokona²y tego dopiero weryfi¬ kacyjne s5dy ZASP i s5dy PRL po wojnie. Kto wnosii sprawy do S5du Rzeczypospolitej przeciw ludziom teatru wspó²pracuj5cym z Niemcami? To by²a moje funkcja. Groêna, nieprzyjemna. Ale trzeba doda7, że do S5du RP kierowaliËmy tylko sprawy przyk²adowe. I dlatego także tych wyroków by²o ma²o. Natomiast s5dy ZASP zaraz po wojnie rozpatrywa²y prawie wszystkie wypadki niepos²u¬ sze´stwa i wymierza²y inne już kary, stosowne do nowych warunków. Na przyk²ad Marii Malickiej, której nie ukarano w czasie wojny (by² proces, ale nie dosz²o do wydania orzeczenia), zakazaliËmy wystIpów w Warszawie. Przez jakiË czas — dwa albo trzy lata — nie wolno jej by²o także używa7 nazwiska na afiszach; zastIpowano je trzema gwiazdkami. Sam zaproponowa²em ten wyrok, dosy7 surowy. Zastosowa²a siI do niego bardzo karnie, chociaż niewiele z tego zrozumia²a.

20 Z czyjego ramienia wnosii Pan w czasie wojny sprawy do S5du RP? Z ramienia Tajnej Rady Teatralnej, tajnej w²adzy nad teatrem polskim w czasie wojny. Po co powsta²a, skoro ludzie teatru zachowali szacunek do zarz5du ZASP? Wymaga²y tego warunki okupacyjne. Zarz5d ZASP by² spalony z konspiracyjnego punktu widzenia. Poza tym nie każde kierownictwo, które doskonale zdaje egzamin w czasach pokoju, nadaje siI do pracy w warunkach zagrożenia. I na odwrót. Różne pokolenia Polaków zd5ży²y siI o tym przekona7. Rada nie powsta²a przeciw ZASP. Przeciwnie: przedwojenny sekretarz ZASP, Dobies²aw DamiIcki, spe²nia² ważn5 rolI w Radzie, mimo że od marca 1941 roku musia² siI ukrywa7; jak wiadomo Niemcy podejrzewali go o zamordowanie Igo Syma. By² bardzo dobrze schowany na wsi pod Ostrowcem ÊwiItokrzyskim jako nauczyciel Bojanowski i przyjeżdża² czasem do Warszawy, z w5sem. Dzielny cz²owiek, by² już ochotnikiem w powstaniach Ël5skich. WiIc nie s²omiane zapa²y konspiracyjne, ale konsekwentna postawa ży¬ ciowa. Rada powstawa²a doË7 d²ugo. Już pierwszej zimy wojennej zaczIliËmy z Edmundem Wierci´skim robi7 Troilusa i KresydI Szekspira. Otóż niektóre utwory pomijane przez ca²e wieki jakd poronione objawia²y sw5 si²I dopiero podczas tej wojny. Tak by²o z Don Juanem Moliera i w²aËnie Troilusem i Kresyd5, dramatem tak s²abym wed²ug badaczy, że w5tpili, czy naprawdI napisa² go Szekspir. G²Iboki pesymizm, bliski wspó²czesnemu. Absurd dziejów, absurd postIpowania ludzkiego, tragikomizm, a nawet farsowoË7 bohaterstwa. Troilus i Kresyda to paszkwil na mi²oË7. Mi²oË7 pozornie czyst5, ale zrodzon5 z podszeptu strIczyciel- skiego. A potem Kresyda id5ca z r5k do r5k w obozie zdobywców. MyËleliËmy, że wystawimy to, jak wojna siI sko´czy. WiIc wspó²pracowa²em z Wierci´skim, którego bardzo ceni²em — wielka odwaga, wielka czystoË7 moralna. Dziunie. Jako ucze´ wile´ski w 1913 roku Gustaw-Konrad w tajnych Dziadach szkol-

21 nych; należa² wtedy do organizacji „Wyzwolenie", kolejne po¬ kolenie filaretów. PracowaliËmy wiIc nad Szekspirem i rozma¬ wialiËmy o tym, że powinna powsta7 jakaË organizacja kieruj5ca teatrem, pomagaj5ca ludziom teatru, myËl5ca o przysz²oËci teatru w Polsce. KtoË wpad² na szczIËliwy pomys², że ja, m²ody krytyk, móg²bym siI tym zaj57, bo nie bIdI przez Niemców pos5dzany. Trudniej by²o Ëledzi7 mnie niż wielkich aktorów lub znanych twórców teatru. W lecie nawi5za²em kontakt z Delegatur5 Rz5du, która bardzo tI inicjatywI popar²a. Ale we wrzeËniu zosta²em aresztowany. Tak że Rada zaczI²a pracowa7 dopiero w lecie 1941 roku, kiedy powrócili także z OËwiIcimia Schiller i Jaracz, aresztowani w ramach represji po zamachu na Syma. Oprócz nas trzech, Wierci´skiego i DamiIckiego, byli w Radzie: Karol Adwen¬ towicz, Andrzej Pronaszko, Jerzy Zawieyski, Janusz Warnecki, Jan Kreczmar. Jaracz po powrocie z OËwiIcimia by² ciIżko chory, rzadko bra² udzia² w spotkaniach, ale informowaliËmy go. Szyfmana nie byio? Musia² siI ukrywa7, by unikn57 getta i niechybnej Ëmierci. DamiIcki jednak by² w Radzie, chociaż Niemcy rozes²ali za nim listy go´cze. Ale to by²o tak, że DamiIcki najpierw wszed² do Rady, we wstIpnym okresie jej organizacji, a dopiero potem musia² siI schowa7. To znaczy, że Szyfman móg²by wejË7 do Rady, gdyby spokojnie mieszka² w Warszawie? Nie, jednak nie. Szyfman nie pasowa² do Rady ze wzglIdu na charakter swej przedwojennej dzia²alnoËci. Charakter, nie wartoË7. Kapitalistyczny charakter. Rada by²a lewicowa. Po¬ wiedzmy, że umiarkowanie lewicowa. Ja sam należa²em do lewicowego skrzyd²a PPS. Schiller komunizowa². Zreszt5 w wiecz¬ nym rozdarciu miIdzy Manifestem komunistycznym a krzyżem. Tworzy² religijne misteria w Henrykowie, w zak²adzie dla dzieci prowadzonym przez siostry zakonne, doznawa² g²Ibokich przeży7 mistycznych: przecież on tam zosta² oblatem benedykty´skim, bratem Ardalionem.

22 Ardalion? Co symbolizuje to imiI? Symbolika bardzo g²Iboka. Ardalion by² aktorem mIczenni¬ kiem. Podczas jednego z misteriów henrykowskich Schiller mówi² o teatrze i religii. Skupi² siI na teatrze rzymskim za Dioklecjana. W Rzymie oËmieszano wówczas chrzeËcijan, ich obrzIdy, a nawet mIcze´stwo. Czynili to tak zwani mimowie chrystologiczni. Te widowiska popularne wËród plebsu by²y opracowywane z niezwy¬ k²ym realizmem. Schiller porówna² je do niektórych przedsta¬ wie´ w jawnych teatrach okupacyjnych — tam chciano poniży7 chrzeËcijan, tutaj — ëydów. Otóż wËród tych mimów s²uż5cych w²adzy znalaz²o siI szeËciu, którzy przyznali siI na arenie, że s5 chrzeËcijanami, i ponieËli za to mIcze´sk5 Ëmier7, też na arenie, jak przysta²o aktorom. Jeden z nich mia² na imiI Ardalion. No wiIc Schiller z tymi rozterkami na wysokim poziomie, z egzaltacjami, a Szyfman — cz²owiek przyziemny, praktyczny. Wspania²y orga¬ nizator. Robi² dobry teatr. Mia² Ëwietny zespó² aktorski. Ale by² dobrze z sanacj5, do której wiIkszoË7 z nas mia²a stosunek bardzo krytyczny. Nie mieËci² siI w naszych planach. Szanowa²em go, owszem. By² jednak za silnie zwi5zany z okresem, który uwa¬ żaliËmy za miniony. Rada byfa wówczas jedyn5 reprezentacj5 ludzi teatru. Od tego, co zdo/a obroni7, miai zależe7 kszta²t teatru w wolnej Polsce. Nie broni²a różnorodnoËci postaw? Nie... MyËlI, że to siI bra²o z tego wielkiego rozczarowania inteligencji polskiej. Rozczarowania wielu pokole´, ale zw²aszcza pokolenia, które wchodzi²o w niepodleg²oË7 po pierwszej wojnie Ëwiatowej z wizj5 Polski idealnej. Pa´stwa sprawiedliwoËci i wolnoËci, pa´stwa wymarzonego. Potem nast5pi²o ostre ze¬ tkniIcie marze´ z rzeczywistoËci5 i rozczarowanie widoczne w ca²ej literaturze dwudziestolecia. Kaden-Bandrowski jakże dotkliwie to widzi: wiara w Legiony, a potem rzeczywistoË7 genera²a Barcza. By²a taka rola Jaracza w UËmiechu losu Paczy´skiego, która nie powinna by²a robi7 wielkiego wrażenia, bo sztuka doË7 s²aba. A ja j5 doskonale pamiItam po tylu dziesiIcio-

23 leciach, bo ten obraz, który Jaracz stworzy², by² o wiele silniejszy od dramatu. Sztuka o inteligencie, który traci pracI. Skrzywdzony inteligent, jakiË doktór czegoË... Czego? — Paczy´ski nie okreËla nawet. PamiItam dekoracjI — jakiË ogródek warszawski pod kasztanami i wszystko jak w teatrze, kasztany nieprawdziwe i Ëwiat²o nieprawdziwe, s²o´ce przebija siI przez ga²Izie i próbuje nawet jakieË ka²uże rozËwietla7... Póêny bardzo realizm polski, konwencjonalny. I zjawia siI cz²owiek. Jaracz opar² siI na prawdzie ludzkiej, nie na teatrze. Z t5 ogromn5 mi²oËci5 do cz²owieka i nieustIpliwoËci5 wobec fa²szu. Nie charakteryzowa² siI. Utrzyma² tylko niechlujny parodniowy zarost. Dlatego przy malowanych twarzach kolegów, kelnera, by² przeraêliwie praw¬ dziwy. Wyrazi² to, co odczuwa²a ca²a epoka: wymarzona Polska skrzywdzi ludzi najcenniejszych. Wida7 by²o, że ten cz²owiek ginie. Nic nie robi², tylko tak siedzia²... Jaracz. Siedzia² i zapada² siI w sobie. Jakby zanika². PamiItam każde drgnienie jego palca. Bo tak niedbale trzyma² rIkI na stole i nie wiedzia², co z ni5 zrobi7. To by²a rIka niepotrzebna. Na nic, nikomu. RIka, która stanie siI rIk5 trupa. To by²o jedno z pierwszych doËwiadcze´. A potem pojawili siI nowobogaccy. Potem rozbudowa policji. Oburzaj5cy stosunek jo mniejszoËci narodowych. Rozczarowanie stale siI pog²Ibia²o. A w tym wszystkim teatr, który również podlega² żelaznym prawom kapitalistycznym. Nie bardzo wiedziano, co zrobi7 z Teatrem Narodowym, i dosz²o do tego, że magistrat wydzierżawi² go prywatnej osobie, Krzywoszewskiemu. Pa´stwo polskie, stolica, zrezygnowa²y z wp²ywu na Teatr Narodowy, pierwsz5 scenI w kraju! Z tego rozczarowania inteligencji bra² siI jej ci5g²y idealizm. ëe Polska nie może by7 jak inne kraje, z cenzur5, z policj5, byle tylko istnia²a. Ona musi by7 inna. Z jakiegoË lepszego Ëwiata. JeËli siI na to nie zdobIdzie, to przepadnie w ogóle. Bo jest za s²aba, by mog²a by7 zwyk²a. Musi by7 zarzewiem nowych idei, nowego porz5dkowania życia, szacunku dla cz²owieka. Tylko taka Polska siI obroni. Dlatego póêniej, podczas okupacji, czekaliËmy niecierpliwie na ten dzie´.

24 w którym spotyka²a siI Tajna Rada. Ludzie ginIli na ulicach. ±apanki jak w krajach murzy´skich w XIX wieku. Wspaniale ubrany oficer kolonialny pilnuje ²apania tuziemców dla wykonania robót niewolniczych. W tych strasznych latach niemal co tydzie´ obradowaliËmy w Prudentialu, w mieszkaniu Schillera. Wtedy elegancki gmach, dziË hotel Warszawa. W tym samym mieszkaniu, o którym mówi we wspomnieniach Aleksander Wat? Mówi: przedwojenna lewica intelektualna mia²a piIkne mieszkania. Jego by²o niez²e, ale Schillera wspania²e. Wspania²e. Ogromna biblioteka. Bardzo zamożne. Na dole wi¬ zytówka „Schiller de Schildenfeld". Rodzina pochodzi²a z Austrii, do¬ sta²a to „de" razem ze szlachectwem w XVIII wieku. Posz²a nawet plotka, że Schiller kokietuje Niemców, że na wizytówce ma „von"; musia²em to prostowa7 w jakimË s5dzie honorowym. Schiller zre¬ szt5 ci5gle przysparza² k²opotów swoj5 dziecinn5 niedojrza²oËci5. Trzeba siI by²o nim opiekowa7. MyËlI, że ocali²em mu życie. Zosta² bowiem pos5dzony o wspó²pracI z Niemcami i skazany przez NSZ na karI Ëmierci. By²o to mniej wiIcej w tym okresie, kiedy dokonano tych oenerowskich morderstw na Makowieckim, szefie wydzia²u w BIP, na Widerszaiu, uczniu Handelsmana; rozprawa z lewicow5 inteligencj5. Schiller nieËwiadomie sam siI uwik²a². Otóż by²a taka przyjemna aktoreczka ëula Cywi´ska. ëydówka. W czasie wojny znalaz²a siI w Krakowie. By²a w PPS i w jakichË kontaktach z Cyrankiewiczem. Kiedy osadzono go w OËwiIcimiu, ktoË wpad² na nieszczIËliwy pomys², by ëula, która zna²a niemiecki, zosta²a podwójn5 agentk5. Spodziewano siI, że bIdzie mog²a wykorzysta7 kontakty z dla ratowania Cyrankiewicza. To by²a katastrofa, bo ëula nie udêwignI²a tej sytuacji. Sta²a siI niebezpieczna. Zjawi²a siI w Warszawie i zwi5za²a z bardzo groên5 osobistoËci5, cz²onkiem PPS i agentem niemieckim, prowokatorem na skalI miIdzynarodow5, Adamem Wawrowskim. Jego zadaniem by²a likwidacja Socjalistycznej Orga¬ nizacji Bojowej. Naturalnie, nikt jeszcze niczego nie podejrzewa². ëula narzeka²a, że nie ma siI gdzie schroni7, a trudno by²o udzieli7

25 jej schronienia, bo narkotyzowa²a siI. Zna²a Schillera i on jakoË tam jej pomaga². S5dzI, że i przemieszkiwa²a u niego. Zbieg²o siI to z tragicznymi i nie wyjaËnionymi okolicznoËciami; zgin5² dowódca SOB — Leszek Raabe. Nie wiadomo kiedy i jak go stracono. Nast5pi²y wpadki w otoczeniu Schillera. I pewnego dnia zaż5dano ode mnie, bym stawi² siI w Alejach Jerozolimskich pod numerem chyba 17, z czerwon5 ksi5żk5 pod pach5. MieËci²a siI tam jakaË spó²dzielnia. Wszed²em. W dużym pokoju siedzia²o kilku m²odych ludzi; żaden nie wygl5da² na cywila. Skierowano mnie do drugiego pokoju i wylegitymowano z pseudonimów — Truskolaski i Marcin. Zapytano mnie, czy — moim zdaniem — Schiller może by7 agentem Gestapo. Powie¬ dzia²em. że nie. Absolutnie nie. Pope²nia dużo b²Idów, jest gadatliwy, chcia²by siI domyËli7 wielu rzeczy, ale jego uczciwoË7 polityczna nie budzi żadnych w5tpliwoËci. ëadnego cienia po¬ dejrze´. Rzecz jasna, pytaj5cy należeli do SOB, a mnie wezwali dlatego, że zajmowa²em siI teatrem z ramienia kierownictwa walki podziemnej. Powiedzieli mi, że kiedy zainteresowali siI Schillerem, mieli u siebie wtyczkI z NSZ. NSZ przechwyci²y ich podejrzenia i skaza²y Schillera na Ëmier7, bez dalszych bada´. PodziIkowa²em i poszed²em szybko do Prudentialu. Schiller siedzia² w²aËnie nad swoj5 prac5 o podróży Mickiewicza z Odyn- cem. Mia² fluksjI. CiIżki, o²ysia²y, obwi5zany dwiema chu¬ stkami — najpierw bia²a, na to czarna, z rogami na czubku g²owy. W kuchni krz5ta²a siI jego siostra, Anna Jackowska. — Pani Aniu — mówiI — niech pani nak²oni brata, żeby wyjecha². — Przecież nie mogI, mam tu robotI — zasepleni² Schiller. — No, to ja nie biorI odpowiedzialnoËci. — PrzygotowaliËmy wspólnie ma²5 walizeczkI i wys²aliËmy go do ksiIdza nad Bugiem. Ten ksi5dz przekaza² go innemu. Potem Schiller za¬ wIdrowa² znowu do Henrykowa. W każdym razie zosta² wydobyty z niebezpiecze´stwa. A wkrótce wybuch²o Powstanie. Jeszcze przed Powstaniem SOB wykona²a wyrok na Wawrowskim. Gdyby zlikwidowano go wczeËniej, mog²oby siI to zako´czy7 tragicznie

26 i dla Schillera, i dla mnie. Otóż kierownictwo walki podziemnej mia²o na Szucha informatora, cz²onka SS. Dostarczy² on wia¬ domoË7, że Wawrowski przedstawi² Gestapo listI osób, które należy aresztowa7, jeËli sam zginie. By²o na niej czterdzie¬ Ëci nazwisk, miIdzy innymi Schillera, moje, Pronaszki. Można by²o przypuszcza7, że uk²adaj5c tI listI wykorzystano wiadomoËci ëuli, któr5 Schiller tak lekkomyËlnie wpuËci² do mieszkania. RzeczywiËcie, to mieszkanie by²o bardzo piIkne. Ja też mia²em cudowne, na ëoliborzu, stary, oryginalny biedermeier i KsiIstwo Warszawskie, niezwykle cenny zbiór ksi5żek — ca²y wiek XVIII w historii teatru. Biblioteka o Ëwiatowej wartoËci. Sam bardzo szybko osi5gn5²em ten luksus, po piIciu latach pracy jako krytyk teatralny i wyk²adowca. A przedtem by²em na stypendium Ministerstwa Kultury i Sztuki w Paryżu. Bardzo starannie nas wybierano. Urz5dnicy umiejItni, taktowni. Bardzo solidni. Pozyty¬ wistyczne idea²y. Stypendium wynosi²o 400 z². We Francji okaza²o siI, że równa siI to pensji tamtejszego wiceministra. Z²oty sta² bardzo wysoko. Wydawa²oby siI, że nasza sytuacja i ten gorzki obraz ze sztuki Burzy´skiego nie maj5 ze sob5 nic wspólnego. Schiller, ja, w luksusach. Dzisiaj myËlI, że byliËmy straszliwie rozkapryszeni. ëe wszystkiego by²o nam ma²o. ChcieliËmy, żeby ta Polska by²a jeszcze szlachetna. To by²o pa´stwo z prawdziwego zdarzenia, dla nas nadto prawdziwego. A myËmy chcieli ży7 w pa´stwie fikcyjnym, w pa´stwie komfortu duchowego. A Szyfman nie by² ideowy? Teraz wiem, że powinien by7 w Radzie. Nie wolno nam by²o odrzuca7 takich ludzi. PowinniËmy wiedzie7, że cz²owiek, który tyle umie, jest bezcenny. RobiliËmy to samo, co potem w²adze, które przysz²y po wojnie. KierowaliËmy siI pogl5dami. Spo²ecznymi, czy może nawet artystycznymi, ale tak czy inaczej decydowa²y pogl5dy. Nie docenialiËmy Szyfmana jako wspa¬ nia²ego organizatora życia teatralnego. Jeszcze inna rzecz, która przeszkadza²a: czIË7 cz²onków Rady pochodzi²a z teatru Szyf¬ mana — Wierci´ski, Kreczmar, Pronaszko. I by² taki bunt

27 przeciwko cz²owiekowi, którego zawsze przewidywano na dy¬ rektora teatrów albo wicedyrektora wp²ywowych towarzystw, którym w²adze siI pos²ugiwa²y. Ale i on w²adzami chyba... On to umia². Ale myËmy piastowali idealn5 wizjI teatru. Teatry w wolnej Polsce mia²y by7 samorz5dowe, a parI czo²owych, przede wszystkim Narodowy, mia²o podlega7 pa´stwu i by7 pod jego opiek5. Narodowy mia² upowszechnia7 arcydzie²a. Ogromny amfiteatr, bez lóż obitych jedwabiem, bez miejsc z numerami. Obok konstruktora siedzi robotnik. Tkaczka w s5siedztwie pisarza. ëadnych biletów. Teatr zaprasza widzów. Wspólnie przeżywaj5 ËwiIto intelektualne. To by² teatr marze´. Teatr, który odmieni ludzi. WiedzieliËmy dobrze, co w nim wystawimy. ZlecaliËmy t²umaczenia i opracowania krytyczne. OrganizowaliËmy konkursy dramatyczne. Iwaszkiewicz przet²umaczy² E/ektrI Giraudoux, Mi²osz —Jak wam siI podoba Szekspira (latami sz²o po wojnie w teatrach bez nazwiska t²umacza), Andrzejewski i Zagórski napisali ÊwiIto Winkelrida, Zawieyski Mas²awa. Gajcy Homera i OrchideI. Już obsadzaliËmy teatry. Schiller mia² otworzy7 Narodowy. Zamierza² przygotowa7 na to otwarcie Akropolis Wyspia´skiego. Ale gmach sp²on5²... Nie o gmach chodzi²o, ale o teatr. Na pocz5tek móg² siI mieËci7 w budynku Teatru Polskiego. Polski by² dzie²em życia Arnolda Szyfmana. Zdo²a² go nawet odbudowa7 na pocz5tku wojny. Nie spodziewa² siI, że Niemcy zrobi5 tam Theater der Stadt Warschau. Szyfman powinien wróci7 po wojnie do Teatru Polskiego. Ale jak już mówiliËmy, nie by² przewidywany. Schiller chcia² do Narodowego wci5gn57 Jaracza, a Jaracz z kolei nie mia² na to ochoty, chcia² mie7 studio, prowadzi7 szko²I aktorsk5. No wiIc tak planowaliËmy... ZamówiliËmy u Czes²awa Mi²osza prolog do Akropolis na otwarcie Teatru Narodowego. Napisa². SzesnaËcie stron tego by²o. Nie bardzo udane. OkolicznoËciowe i do tego pisane dla okolicznoËci nieznanych. ZamawialiËmy projekty archi-

28 tektoniczne. Scena szko²y teatralnej mia²a by7 na wolnym po¬ wietrzu, na skarpie, z szerokim widokiem na Wis²I. Wielkie powietrzne przestrzenie. Pronaszko pracowa² nad projektem teatru objazdowego, który na piIciu ciIżarówkach mia² zawozi7 Szekspi¬ ra i Mickiewicza do ma²ych miasteczek. ChcieliËmy od razu wprowadzi7 publicznoË7 w samo centrum kultury. Nie w jej op²otki. WiedzieliËmy — nie ma nic takiego, jak niedojrza²oË7 widza. WiIc Dziady, Hamlet. Dopiero potem, w tej nowej rzeczy¬ wistoËci, okaza²o siI, że z Dziadami mog5 by7 k²opoty, że Hamlet może by7 êle widziany. JakiË reżyser w Zwi5zku Radzieckim myËla², że obroni Hamleta, jeËli pozbIdzie siI Ducha ojca. WymyËli², że tI rolI przejmie Horacy, wyst5pi jako duch króla, by popchn57 Hamleta do czynu. Co wiIcej, żeby nie by²o żadnych w5tpliwoËci, przebierze siI za ducha na scenia. Fideizm by² jednak tylko pretekstem, naprawdI bano siI królobójstwa. Stalin nie życzy² sobie, by na scenie mordowano w²adców. Mnie też spotka²y podobne przygody z duchami, gdy w roku 1950 reżyserowa²em Don Juana w Teatrze Polskim. Ale to już inna historia. Wtedy, w Tajnej Radzie Teatralnej, nie przewidywaliËmy przysz²ych ogranicze´. Redagowa²em tajne memoria²y, w których wyrażaliËmy przekonanie, że Polska przysz²oËci bIdzie jagiello´ska... Chyba nie o granicach Pan mówi? Pisa²em o wolnym sojuszu pa´stw, wierzy²em we wspania²5 wizjI powojennej Polski z²5czonej uni5 z Bia²orusi5, Ukrain5 i Litw5. ë5da²em w tych memoria²ach, by utworzono uniwersytet litewski w Wilnie i ukrai´ski we Lwowie, by powo²ano narodowe teatry zrównane w prawach z teatrami polskimi. ë5da²em, by teatr żo²nierski gra² po ukrai´sku i bia²orusku. Znowu naiwnoË7, chociaż może. nie tak wielka, dopóki Polska i Rosja nie zerwa²y kontaktów dyplomatycznych. Okupacja by²a okresem najwiIkszej wolnoËci. WiIc i niepohamowana by²a swoboda marze´. NajwiIkszej wolnoËci? ProszI zwróci7 uwagI, jak daleko ta wolnoË7 siI posuwa²a. Polskie pa´stwo podziemne nie mia²o normalnej egzekutywy.

29 Sz²o siI wiIc do wojska na zasadzie pospolitego ruszenia. Kto nie chcia², ten nie szed². Chyba że go zmusi²a opinia. Można by²o jednak wybiera7 armiI wed²ug przekonania. By²a oficjalna Armia Krajowa podleg²a rz5dowi w Londynie, Bataliony Ch²opskie, Gwardia Ludowa, Narodowe Si²y Zbrojne. Nie jedna, ale cztery armie. CzIsto sz²o siI najbliżej, ale ludzie także wybierali. Wielka swoboda. Nigdy nie myËla²am w ten sposób o okupacji. JeËli przyj57, że to, co narzuca najeêdêca, nie obowi5zuje moralnie, okupacja by²a okresem wielkiej wolnoËci. Ale też trzeba by²o wtedy starannie pilnowa7 regu², które przyjIliËmy sami. W ten sposób wracamy do bojkotu i kolaboracji. Mnie siI to s²owo też nie podoba, ale trudno znaleê7 inne. Zreszt5 zmienia²o ono znaczenie w różnych okresach i myËlI, że obecnie — w odniesieniu do ludzi kultury — oznacza w opinii spo²ecznej w²aËnie to, o czym mówimy. Kojarzy siI nie tyle ze zdrad5 zasadniczych wartoËci, He z brakiem cnót cywilnych i dobrego gustu. Kolaborant, tak rozumiany, jest — w pojedynkI — godzien politowania. W wiIkszej grupie może jednak spe²ni7 groên5 rolI, jeËli jest zrIcznie wykorzystywany. Czy aktorzy wystIpuj5cy w teatrzykach spe²niali tak5 rolI? Tak. Mówi²em już o tym. WziIli na siebie reprezentowanie kultury polskiej i zaËwiadczali, że jest bez wartoËci, zgodnie z życzeniami propagandy hitlerowskiej. Poza tym wystIpuj5c w lichych przedsiIwziIciach, popieranych przez Niemców os²abiali ducha oporu. Obrażali uczucia wiIkszej czIËci spo²ecze´stwa polskiego. PamiItam takie plakaty na s²upach. Na jednym — obwieszczenie, że rozstrzelano kilkadziesi5t osób, na drugim reklama rewii Moczmy nogi, autorzy: StruË i Kieliszek. OczywiËcie pseudonimy. Obu panów zna²em. Jeden z nich — ceniony po wojnie satyryk. Dusza towarzystwa, ulubieniec w²adz. WiIc ludzie ginIli, transporty sz²y do obozów Ëmierci, a w teatrzykach dawano numery „Z5b, zupa, d5b", „Weso²y ogonek", „Cacko z dziurk5”, „Od smoczka do kieliszka", „W utulanym ulu", „Solone, pieprzone”, „Albo rybka, albo pipka" i tak dalej.

30 Ale Teatr Komedia przy ulicy Kredytowej 14, jedyny jawny teatr „dramatyczny", wystawi! SzczIËcie Frania Perzy´skiego, MoralnoË7 pani Dolskiej Zapolskiej, W ma²ym domku Rittnera. Jaracz twierdzi², że ten teatr nie byI gorszy od dawnego Teatru Letniego, a teatrzyki rewiowe nie różni²y siI od w²astowskich. „Nikt nie może przyzna7 — dodawa²—żeby to by² poziom wysoki, a²e taki poziom widywa²o siI w Polsce przedwojennej i nikt siI specjalnie nie gorszy² W Polsce przedwojennej rewie w²astowskie nie reprezento¬ wa²y kultury polskiej. Ani Teatr Letni. By² Teatr Polski Szyf¬ mana, Ateneum Jaracza, Reduta Osterwy, wspania²e inscenizacje Schillera. I móg² sobie by7 W²ast. Jaracz siI myli² w swej wielkiej tolerancji. A jak oceni7 jawne teatry w getcie warszawskim? Takie jak Femina przy Lesznie, Nowy Teatr Kameralny przy Nowolipkach, Nowy Azazet przy Nowolipiu? Ten ostatni gra² Sk5pca Moliera. Niewiele o nich wiemy. Na pewno nie można do nich przyk²ada7 takich miar jak do jawnych teatrzyków polskich. Getto by²o wielkim osobnym pa´stwem i tym pa´stwem ludzi skazanych na szybk5 Ëmier7 rz5dzi²y inne prawa. Te teatry pomaga²y zarobkowa7 pewnej czIËci inteligencji żydowskiej, któr5 zamkniIto w getcie, i pomaga²y ludziom oderwa7 siI od rzeczywistoËci straszniejszej niż rzeczywistoË7 aryjskiej Warszawy. ZetknI²am siI z opini5, że Teatr Komedia by² dobrze zakonspirowan5 „melin5" AK. Aktor, autor fars i reżyser Roman Niewiarowicz, który zwi5za² siI z tym teatrem, mnóstwo tam wystawia² i reżyserowa², by² w kontrwywiadzie; potwierdzi² to pik Jan Rzepecki, szef Biura Informacji i Propagandy AK. Wed²ug Rzepeckiego, Niewiarowicz „rozpracowa²" Igo Syma, który uzyska² koncesjI na ten teatr, a potem przekaza² j5 matce. Igo Syma nikt nie musia² rozpracowywa7. Sprawa by²a jasna jak na d²oni. Zna²em Rzepeckiego i rozmawia²em z nim wielokrotnie, by² moim zwierzchnikiem. Wielkiej naiwnoËci, jak to z wojsko¬ wymi. Niewiarowicz rzeczywiËcie by² w Wywiadzie Wschód, ale nie

31 wierzI w jego g²Ibsze zaangażowanie. Mia² za sob5 s²użbI wojskow5, by² chyba rotmistrzem, mia² mnóstwo znajomych ofice¬ rów i można sobie wyobrazi7, jak to wygl5da²o. Spotyka² siI z nimi i mówi² — daj mi jakieË zadanie, misjI. Musia² coË mie7. Jak5Ë robotI. JakieË alibi dla swoich interesów w teatrze. By² po wojnie s5dzony. S5d uzna! jego zas²ugi konspiracyjne. Podczas rozprawy pyta²em go ci5gle o jedno: — czy, kiedy kierowano pana do pracy na tI placówkI, pozwolono panu na tak wysokie zarobki? Co pan z nimi robi²? Czy musia² pan wystawia7 tyle w²asnych sztuk? Czy musia² pan je reżyserowa7? Czy musia² pan jeszcze w nich gra7? Czy trzeba by²o tyle robi7? — Owszem, s5d uzna² jego zas²ugi konspiracyjne. Ukara² go jednak za aktywnoË7 w jawnym teatrze. Mówi5c o kolaboracji pomija siI czIsto najprostsz5 sprawI. Zarobki. To by² bardzo ²atwy i olbrzymi zarobek. W stosunku do tego, co móg² zarobi7 aktor pracuj5cy w kawiarni. W stosunku do zasi²ków, jakimi dysponowa²a Tajna Rada Teatralna. Z czasem wyjednaliËmy dotacjI z Delegatury Rz5du, ale by²a ona niewielka, wiIc zasi²ki wykrawaliËmy skromne. DawaliËmy je przede wszystkim artystom Ëciganym przez policjI, znajduj5cym siI w szczególnej biedzie, rodzinom wiIêniów, ukrywa¬ j5cym siI ëydom, zas²użonym starym aktorom, osobom chorym lub samotnym. PomagaliËmy na przyk²ad synowi wielkiego Kami´skie- go, cz²owiekowi zupe²nie bezradnemu. CzIË7 dotacji przeznacza¬ liËmy także na tajne prace teatru, na szkolnictwo, na przek²ady, na projekty odbudowy gmachów teatralnych, na nagrody w konkursach dramatycznych. MogliËmy przeznaczy7 na zasi²ek od szeËciuset do siedmiuset z²otych miesiIcznie, gdy Perzanowska zarabia²a w jaw¬ nych teatrzykach oko²o dwudziestu tysiIcy. Sama siI kiedyË przyzna²a. Najpierw wypiera²a siI tej wspó²pracy, a pewnego dnia, gdyËmy j5 znowu nagabywali, żeby zaprzesta²a, powiedzia²a — kto mi zwróci te dwadzieËcia tysiIcy, które tam zarabiam? Ja muszI utrzyma7 córkI. Ta córka by²a nie bardzo przystosowana do życia. Nie w pe²ni w²adz umys²owych. Perzanowska bardzo j5 chroni²a. Chcia²a jej wszystkiego zaoszczIdzi7. Tak że ona podobno nie

32 wiedzia²a nawet, że s5 jacyË Niemcy, jakaË okupacja. Ci5gle siedzia²a w domu, chroniona. I kiedy Perzanowska zostawi²a kiedyË otwarte drzwi, wysz²a na ulicI prosto pod samochód, który j5 zabi². Êlepa, namiItna mi²oË7 do dziecka. Tak, by²y tragedie, by²y komplikacje. A Niewiarowicz móg² mie7 miesiIcznie i piI7dziesi5t tysiIcy. Zastanawiamy siI nad przyczynami kolaboracji, a rzadko siIgamy do prawd pospolitych, które siI niechItnie dostrzega. Mianowicie, aktorstwo polskie przez piI7 lat wojny zagrożone by²o czymË, co niezbyt zna²o, do czego nie by²o przygotowane — nIdz5. NIdzarz ch²op by² z nIdz5 pogodzony. Inteligent polski też siI jej nie ba² tak bardzo. Jada²em w czasie okupacji obierzyny z kartofli, wraz z żon5 i ma²5 córeczk5, i bardzo ²atwo nam to przysz²o. Stwierdza¬ liËmy nawet— zdrowe pożywienie. Wcale nie ha´bi5ce. Otóż wizja obierzyn ziemniaczanych by²a dla pewnych ludzi nie do przyjIcia. Byli gotowi na wiele, aby unikn57 tej ostatecznoËci. MyËlI, że aktorzy nie byli przygotowani na to, by pozna7 rzeczywistoË7 w ca²ej jej prawdzie, grozie i piIknie. Czy aktorzy uchylaj5c siI od grania w jawnych teatrach i teatrzykach ponosili duże ryzyko? Czy bojkot rejestracji artystów by² niebezpieczny? Nikt nie musia² gra7. Mam na to dowody. Pod koniec 1940 ro¬ ku zaczI²y dociera7 do Warszawy te straszne wieËci o Heimkehrze. Donoszono mi, że na Kurpiach, w Myszy´cu i ko²o Myszy´ca, dziej5 siI jakieË dziwne rzeczy, że pojawi²y siI tam oddzia²y wojska polskiego i polska policja w pe²nym uzbrojeniu. ëe te oddzia²y napadaj5 na polskie wsie, ²api5 mieszka´ców, strzelaj5 do nich, bij5 na oczach rodzin, wpychaj5 do eleganckich samochodów wojskowych i wywoż5 w nieznanym kierunku. I że to siI filmuje. Tak, strzelano, podpalano, bito. Wszystko to by²o prawdziwe. Robiono w ten sposób film propagandowy s²uż5cy Niemcom. To by²y sekwencje ukazuj5ce okrucie´stwo Polaków wobec Niemców wo²y´skich. StatyËci byli darmowi i nie wiedzieli nawet, że s5 statystami. Akcja filmu toczy²a siI w 1939 roku. Mia²a odpowiednio usposabia7 do Polaków Niemców przebywaj5cych w Polsce.

2 — S²awa i infamia 33 Zaangażowano bardzo dobr5 austriack5 aktorkI PaulI Wessely. Dano jej rolI anielskiej córki niemieckiego lekarza, spo²ecznika, który leczy ch²opów za darmo. Dobrzy, bezinteresowni, serdeczni ludzie. Ale burmistrz wo²y´skiego miasteczka urz5dza prowokacjI, podburzona ludnoË7 napada na dom dobroczy´cy, kamienuje, przyjeżdża polska policja, nastIpuj5 rozprawy z poczciw5 ludnoËci5 niemieck5, dantejskie sceny. Biedaczka Wessely czo²ga siI po pod²odze i widzimy podkuty but wymierzony w jej twarz. NaprawdI straszne jest jednak to, że ten but tkwi na nodze polskiego aktora, Józefa Kondrata, który zaangażowa² siI do tego filmu. Tego Kondrata, który mia² póêniej wspania²5 rolI w Czekaj5c na Godota Becketta w Teatrze Wspó²czesnym, jednym z naj¬ g²oËniejszych przedstawie´ po Paêdzierniku? Tak, dziwna historia. Bo potem, kiedy już zrobiono film, ten cz²owiek chodzi² z p²aczem, b²aga² o przebaczenie. ZastanawialiËmy siI — strach czy prawdziwe poczucie winy? ZrobiliËmy rzecz najprostsz5. PowiedzieliËmy, że wina bIdzie darowana, jeËli pójdzie do lasu. Zgodzi² siI. SkierowaliËmy go do partyzantki na ZamojszczyznI. I oh tam by² co najmniej dwa lata. Czynów wielkich, bohaterskich, nie dokona², ale by² tam z nimi, pomaga². Êpiewa² im. Swoje odcierpia² i potem żadnych przeszkód mu nie robiono. Zosta² po wojnie zweryfikowany. Sprawa przyzwoicie za²atwiona. Mia²em jednak mówi7 o czym innym. ëe można by²o odmówi7 grania. Otóż reżyseriI tego strasznego filmu o zbrodniach Polaków na Niemcach powierzono Austriakowi, Gustawowi Ucicky emu. Fachowy reżyser, nakrIci² jeden z pierwszych filmów z Marlen5 Dietrich. W 1940 roku dosta² nagrodI na weneckim festiwalu filmowym za film Postmeister wed²ug Puszkina. Aktorów do Heimkehra nagania² mu Igo Sym. Napisa²em wtedy list do Ucicky'ego. Przystawi²em na nim pieczI7 Polski Podziemnej, któr5 sam zrobi²em. Napisa²em, że znamy scenariusz filmu i zamiar twórców i że nak²aniaj5c Polaków do wziIcia ról zachIca ich do pope²nienia zdrady narodowej. JeËli bIdzie pan to nadal czyni² — doda²em — zastrzelimy pana. To by²o ²atwe. Można by²o to zrobi7.

34 Wys²a²em list do hotelu Bristol i skutek by² szybki. Ucicky wezwa² wszystkich polskich aktorów, których do tej pory zaangażo¬ wa². Mówi² im, jaki charakter bIdzie mia² film, i pyta², czy podtrzymuj5 swoje umowy. I wtedy po²owa powiedzia²a — nie. Wycofali siI miIdzy innymi Junosza StIpowski, Stanis²aw Grolicki. Ale paru zosta²o. Na przyk²ad Bogus²aw Samborski w roli burmistrza i Tadeusz ëelski w roli ministra Becka. 0 Sambor¬ skim już pani wie. Dobry aktor, spontaniczny. Chcia², by Niem¬ cy mu zapomnieli tego Bombardone w Genewie. I mia² w Wied¬ niu rodzinI, żonI ëydówkI. T²umaczy², że Niemcy mu obiecali uzna7 j5 za wiedenkI, jeËli bIdzie uleg²y. I on j5 przeprowadzi² przez wojnI. A ëelski to by² bardzo s²aby aktor, ma²e rólki, epizodziki w Teatrze Ateneum. Malusie´kie zadania spe²nia². NieszczIËcie chcia²o, że by² bardzo podobny do Becka. Niebywale podobny. Z tym dużym nosem, z wysokim czo²em, z t5 d²ug5 twarz5, szczup²5 sylwetk5. Dlaczego to wzi5²? Mówiono, że ëyd, że ze strachu, wieczna obawa. Nie wiem, czy pan dowiód², że można by²o odmówi7. By²y dramaty, by²y komplikacje. Ich stopie´ trudno oceni7. Lecz formalnie bior5c, nie kazano nikomu gra7 w filmie ani w teatrze. Zreszt5 nawet ludzie w trudnej sytuacji, potrzebuj5cy zajIcia, które ochrania, powinni zachowa7 umiar. Feliks Parnell ta´czy² w rewiach, co w pewnych sytuacjach można darowa7. Ale czy musia² bra7 udzia² w letnich widowiskach w ±azienkach? W jawnych teatrzykach wystIpowa²o siI jednak dla publicznoËci polskiej. Sommerspiele w ±azienkach organizowane by²y specjalnie dla SS-manów. A Parnell tam ta´czy², Leon Wójcikowski, wielki tancerz, ta´czy². Polski scenograf Stanis²aw Jarocki robi² tam de¬ koracje. Ten sam Jarocki, który by² twórc5 scenografii dla Schille- rowskiego Kordiana w 1935 roku. Nie pamiItam, czy Parnell i Wój¬ cikowski zostali ukarani. Wiem, że Jarockiego skazano na infamiI. Co siI sta²o po wojnie z Samborskim? S5d PRL skaza² go na Ëmier7 za rolI w Heimkehrze. Czy by² pan i na tym procesie?

35 Tak, w 1946 roku. Proces zaoczny. Samborski zd5ży² uciec do Wiednia, gdzie gra² pod nazwiskiem Gottlieb Sambor. A potem znalaz² siI w Ameryce Po²udniowej. Czy s5d zna² okolicznoËci ²agodz5ce? Tak. MyËlI, że wyrok Ëmierci wydano dlatego, że nie można go by²o wykona7. Tak siI czasem robi. Znamy nowsze przyk²ady. Najder. Pan mówi, że tak wielk5 rolI odegra²y pieni5dze. Ale to mnie jakoË nie przekonuje. Bardziej przekonuje mnie Brandys. Jego opowiadanie Jak by7 kochan5. Ta aktorka, któr5 nie obchodzi jakaË ogólna moralnoË7. Ona ma w²asn5. Ratuje cz²owieka, którego kocha. „Fakt, że w tym czasie przyjI²am rolI w Stadttheater przynosi mi zaszczyt w moich w²asnych oczach " — mówi do siebie Felicja. W tym opowiadaniu krzyżuje siI wiele w5tków zaczerpniI¬ tych z rzeczywistoËci okupacyjnej i powojennej. Nie należy jednak dopasowywa7 wytrychów (Felicja — Perzanowska z Matysiaków), bo nie bId5 pasowa7. Wyczyta²am z tego opowiadania, że przyczyn okupacyjnych decyzji należy szuka7 w każdym cz²owieku z osobna. W szczególnych, niepowtarzalnych okolicznoËciach jego życia. Inaczej jest zapewne w ²agodniejszych czasach. Tak, ale rozumiej5c wszelkie uwik²ania, nie możemy rezyg¬ nowa7 z przestrzegania norm. Rozumiej5c strach, nie możemy rezygnowa7 z próby bohaterstwa. Wiedz5c o tym, że ktoË kupuje coË za coË, musimy bra7 pod uwagI szersz5 op²acalnoË7 transakcji. Co wiIcej waży — czy rola Niewiarowicza w kontrwywiadzie, czy jego rola w teatrze okupacyjnym? Ja bym wola², żeby on do kontrwywiadu nie należa² i tym teatrem tak gorliwie siI nie zajmowa². Stanis²aw Marczak Oborski podaje w swojej ksi5żce o teatrze w czasie wojny, że podczas przedstawienia farsy Niewiarowicza Kochanek to ja w Komedii zmar² na serce aktor Karol Benda. Spektaklu nie przerwano. RolI dogra² obecny w teatrze autor. A tak, bo zna² tekst.

36 Czy to w porz5dku? Pytam Pana jako cz²owieka teatru, bo ja nim nie jestem. W porz5dku. Pod tym wzglIdem moralnoË7 teatru różni siI od norm pozateatralnych. W moralnoËci teatru mieËci siI to, że aktor umar², a teatr gra. MieËci siI nawet to, że jakiË adept albo adeptka zyskuj5 dziIki temu szansI życiow5. Bo nagle mog5 wypowiedzie7 rolI, której nie dostaliby nigdy. Fa²szywe ²zy w teatrze wzruszaj5 widzów, prawdziwe ²zy wywo²uj5 gwizdy. Prawdziwy deszcz niszczy spektakl, a prawdziwy poca²unek obraża partnerkI. Może to niszczy orientacjI. Może po takim treningu trudno siI odnaleê7? To może niszczy7 orientacjI. Aktor to ktoË nieprawdziwy, wiIc nie dotycz5 go normy przyjIte przez ²udzi żyj5cych realnie? NajwiIkszy aktor polskiego teatru, ëó²kowski, by² otoczony mi²oËci5 i czci5, chociaż by² marnym cz²owiekiem. Zachowywa² siI wiernopodda´czo wobec cara. Kiedy dosta² od niego z²oty zegarek, upomnia² siI o dewizkI. By² pieczeniarzem i sk5pcem. Jego grzechy i wady by²y znane szeroko. Naród go uwielbia². Jerzy Leszczy´ski poËwiIci² tym grzechom dowcipne wspo¬ mnienie. Pe²ne zachwytu. To ja pani opowiem coË o Leszczy´skim. Jak pani wie. Teatr Polski zamieniony zosta² przez Niemców na Theater der Stadt Warschau. WystIpy na tej scenie by²y przez nas szczególnie êle widziane. Ale w gmachu by² bazar prowadzony przez by²ych aktorów Polskiego. Pracowa² tam Samborski, pracowa² Wierci´¬ ski. KiedyË odwiedzi²em tam Wierci´skiego. W²aËnie w tym czasie obj5² stanowisko nowy niemiecki administrator teatru. Nagle Wierci´ski zblad². Wskazuje mi okno. I widzI, jak przed budynek wychodzi para. Wysoki dorodny intendent ze swoj5 grub5 nie¬ mieck5 żon5. Krocz5 dumnie pod rIkI, a trzy kroki za nimi idzie uËmiechniIty Jerzy Leszczy´ski, prowadz5c na smyczy ich pieska. Zrobi²em to samo co wtedy, kiedy dowiedzia²em siI o Heimkehrze.

37 Napisa²em list do Leszczy´skiego i przystawi²em pieczI7. Opi¬ sa²em zdarzenie i pogrozi²em w imieniu Polski Podziemnej. Gra² jednak w tym teatrze: ËciËlej w Teatrze Miasta Warszawy, aie na tej scenie i pod t5 sam5 niemieck5 dyrekcj5. Nazwa reprezentacyjna, ale grano tam operetki, f reżyserowa². Tylko raz. W pocz5tkowym okresie bojkotu. Potem siI zorientowa² i wycofa². A²e inni grali i Ëpiewali. Lucyna Messa!, Barbara Kos- trzewska, Xenia Grey, Józef Redo, Korff-Kawecka. Dyrygowa² Walerian Bierdiajew. Balet prowadzi² Jan Ciepli´ski skazany na infamiI w 1944 roku. A może ci ludzie nie umieli ży7 bez teatru? Jawne sceny dawa²y im jedyn5 szansI pokazania siebie i swych prac. Innych możliwoËci nie by²o. Bojkot okupacyjny, inaczej niż bojkot stanu wojennego, wymaga² ca²kowitego zerwania z jawnym uprawianiem sztuki teatralnej (wyj5wszy kawiarnie, których program artystyczny podlega² zreszt5 cenzurze niemieckiej). RzeczywiËcie, istnieje coË takiego jak koniecznoË7 grania. Tak, to potrzeba czasem chorobliwa. Aktor musi mie7 wystIp. Musi siI potwierdzi7. ëy7 na scenie. Ta sztuka ma w sobie coË z żywio²u. Odważni mogli zaspokoi7 tI potrzebI graj5c w tajnych spektaklach. My o tym tutaj nie mówimy, ale by²o ogromne, tajne życie teatralne w ca²ej Polsce. Audycji poetyckich organizowanych przez MariI Wierci´sk5 wys²ucha²o w Warszawie ponad siedem tysiIcy osób. Można by bardzo d²ugo opowiada7 o tych pracach, o Kotlarczyku i Kantorze w Krakowie, o Byrskich z Weselem, o Wyrzykowskich z Irydionem, o pozna´skich teatrzykach lalko¬ wych, o lwowskiej szopce granej tajnie w sieroci´cu w 1942 roku, o niezliczonych jase²kach prowincjonalnych, w których Herod mia² twarz Hitlera. 0 tajnym teatrze wojskowym w Warszawie, nad którym sprawowa²em opiekI. Zbigniew Raszewski napisa² w „PamiItniku Teatralnym": „ Teatr by! w Polsce lekceważony, a podczas ostatniej wojny zyska! takie znaczenie, jakie mia² wtedy: chieb, pistolet typu Vis i lewe papiery". Ale mówmy raczej o kolaboracji. O sprawach.

38 które nie budz5 w5tpliwoËci moralnych lub politycznych, i tak ktoË zawsze napisze. A drażliwe skonfiskuje. Jak nasz zeszyt „PamiItnika" poËwiIcony wojnie, z którego wyjI²a pani ten cytat. Znalaz²am przecież ten zeszyt, a raczej tom — 400 stron druku — w BUbiotece Publicznej na Koszykowej. Bo nawet w²adzy nie zawsze siI uda zatrze7 wszystkie Ëlady. Ale to inny temat. A my teraz mówmy o żywiole grania. To jest taki żywio² jak poezja liryczna. Tyle że j5 trzeba wypowiedzie7 w m²odoËci, bo potem już tak nie drga wewnItrznie. A żywio² aktorstwa można zachowa7 przez ca²e życie. TI intuicyjn5 wiedzI o cz²owieku. Aktorstwo ma pewn5 w²aËciwoË7, raczej przemil¬ czan5 — rzadko dopuszcza refleksjI. Ci wielcy aktorzy polscy byli czasami bezmyËlni. Wielki polski aktor WIgrzyn. Gustaw-Konrad w Dziadach Schillerowskich. Nowoczesny, ekspresjonistyczny; wtedy moda by²a na ekspresjonizm niemiecki. I w²aËnie przyjecha² do Warszawy znakomity Pigo´, zna² mnie, lubi², wiIc prosi: — Niech pan zaprowadzi mnie do teatru. — Zobaczy² WIgrzyna. Wstrz5ËniIty. — Niech pan mnie zapozna. — PoszliËmy za kulisy. Pigo´ z powag5 wielk5 pyta WIgrzyna, z rzeczowoËci5 tak5: — Niech pan mi powie, mistrzu, jak pan osi5gn5² takie rozumienie tej roli? — WIgrzyn popatrzy² na niego swoimi wielkimi piIknymi oczami i odrzek²: — ëebym ja cho7 trochI wiedzia². Nic nie wiem! — To nie by²a kokieteria. Szczere. Nie wiedzia². Aktor wielkiego instynktu. Olbrzymiej, wspania²ej intuicji. Ca²kowitego braku kontroli nad tym, co robi². Schodzi² ze sceny, zmywa² tI ubog5 szminkI — wtedy ma²o siI szminkowano, trochI rumie´¬ ców sobie k²adziono, trochI pudru, ca²a parada — i ko´czy²o siI życie prawdziwe, sceniczne, a zaczyna²o puste, w²asne. WIgrzyn pi². W tym teatrze okupacyjnym gra². I w²aËciwie alkohol go zabi². Podobno nie móg² sobie poradzi7 z nieszczIËciem. Jego jedyny syn, Mieczys²aw, zgin5² w OËwiIcimiu. Utalentowany aktor, nadzieja i wielka mi²oË7 WIgrzyna. Mam takie wrażenie, że przez ca²y czas mówimy o okrucie´stwie wobec ²udzi wyj5tkowo

39 bezbronnych, wyj5tkowo podatnych na zranienie. Felicja w opo¬ wiadaniu Brandysa mówi do siebie: „aktorzy to zaprzeczenie dyskrecji — ich twarze — maski imituj5ce w przesadny sposób prawdziwe ludzkie rysy. RozpoznajI je w mgnieniu oka przez ich nieprzyzwoit5 wyrazistoË7 — bIkarty, udaj5 ludzi serio — uwielbiam ich. Za ten ich wygl5d naukowców — hrabin, mini¬ strów, kokot, zakonników — zawsze za bardzo naukowy, za bardzo ministerialny i zbyt typowo kokoci — kocham tI ich ma²pi5 nieodpowiedzialnoË7 na rachunek Ëwiata, który naËladuj5, mizdrz5c siI przed nim i trochI nim gardz5c. / to, że nigdy nie zrobi5 nic poważnego, co siI praktycznie liczy — żadnej dyktatury, wojny, nowej maszyny czy nowych podatków, tak, to najbardziej w nich kocham..." Nieprzygotowani. Bezbronni. Mimo tej wielkiej, intuicyjnej wiedzy o cz²owieku. Taki Leszczy´ski. Robi²em ZemstI w Polskim i obsadzi²em go w roli CzeËnika. S²ucha² jednym uchem, co ja tam mówiI, i uËmiecha² siI. Gra² w tej ZemËcie wszystko, co siI da²o gra7. Wac²awem, oczywiËcie, by². Rejentem by², Papkinem by². Nawet Dyndalskiego dla zabawy gra². Mnie uważa² za bibliote¬ karza. To taki reżyser, co nie umie pokaza7, tylko s²owa, s²owa... Janka Romanówna gra²a PodstolinI. Spóêni²a siI kiedyË na próbI. Wtem s²yszI zza sceny g²os Leszczy´skiego, zmodulowany na kobiecy: — „Czy to koty, czy to Papkin nam siI zjawi²..." — I wychodzi Leszczy´ski z gestem Podstoliny. Otóż żadna z Pod- stolin, a gra²y tI rolI najlepsze aktorki, nie by²a tak Ëwietna jak ta Leszczy´skiego. ëadna aktorka nie obdarzy²a Podstoliny takim wdziIkiem szelmy, jak ten mIżczyzna. Ci idole wszechmocni na scenie, żyj5cy codziennie cudzym życiem i nie umiej5cy radzi7 sobie z w²asnym. Junosza StIpowski, zapl5tany zupe²nie... Jak zgin5²? S5 różne wersje, domys²y. Wiem, jak zgin5². On nie zachowywa² siI dobrze. Gra² w jawnych teatrach, i to dużo gra². Do tego ten przykry rys pogardy dla narodu. To by² wielki zawód, że ten wspania²y aktor nie podporz5dkowa² siI decyzji ZASP. MieliËmy go ukara7 infami5, ale

40 nie zd5żyliËmy tego zrobi7. Zgin5² w okropny, bezsensowny sposób. Jak to czIsto bywa z wielkimi donżuanami, bardzo êle siI ożeni², z osob5 bez żadnej moralnoËci, skrajn5 narkomank5. Gestapo zorientowa²o siI szybko i dawa²o jej morfinI za informa¬ cje. A Junosza by² wielki pan, wielkie znajomoËci w rozmaitych sferach. WiIc ona by²a nies²ychanie niebezpieczna. W ich miesz¬ kaniu zajmowa² salon na kwaterI niemiecki oficer sztabowy, z którym byli oboje w dobrej komitywie. Ona rozpuËci²a wiado¬ moË7, że może przez niego wyci5ga7 wiIêniów, dostarcza7 im paczki. Ludzie te paczki przynosili, a ona korzysta²a z nich sama; sprzedawa²a pewnie na narkotyki. Czy Junosza o tym wiedzia²? By7 może nie. Albo lekceważy². Denuncjowa²a różnych ludzi, kiedy nachodzi² j5 g²ód. Wiele osób przez ni5 zginI²o. W każdym razie wydano na ni5 wyrok Ëmierci. Rzecz jasna, nie mieliËmy z tym nic wspólnego. To by²y wyroki wojskowe. Kiedy przyszli żo²nierze podziemia, by wykona7 ten wyrok, Junosza skoczy² do pokoju Niemca, chwyci² pistolet, przep²oszy² ich. Przyszli drugi raz, w przebraniu pracowników gazowni. Junosza zorientowa² siI jednak po twarzach, o co im chodzi. Zgin5², kiedy wymierzy² bro´ do strza²u. Przypadkowo, nie chcieli go zabi7. Dzia²ali w obronie w²asnej. Dosta² postrza² w brzuch. Jeszcze kilka czy kilkanaËcie godzin ży². Ona ukry²a siI w Tworkach, ale wróci²a do Warszawy, kiedy nie mog²a sobie poradzi7 z brakiem morfiny. Wtedy wyko¬ nano na niej wyrok, chociaż czo²ga²a siI na klIczkach b²agaj5c o czas na modlitwI. Z wyroków podziemia zginI²o w czasie okupacji trzech ludzi zwi5zanych z teatrem — aktor Igo Sym, przedsiIbiorca teatralny Zygmunt Ipohorski-Lenkiewicz i krytyk Eugeniusz Êwierczewski. Czy którykolwiek z tych wyroków mia/ zwi5zek z dzia²alnoËci5 teatraln5 os5dzonych? ëaden... Wszyscy zginIli jako agenci Gestapo. Ipohorski prowadzi² wprawdzie w czasie wojny teatrzyk Jar, który mia² najwiIksz5 widowniI w okupacyjnej Warszawie, ale nie dlatego zgin5². Ten cz²owiek mia² już przed wojn5 szczególn5 s²awI.

41 To on spoliczkowa² Antoniego S²onimskiego za wiersz Dwie ojczyzny. Êwierczewski to posta7 tragiczna i groêna. Przyczyni² siI do ujIcia Grota-Roweckiego. Nie ma co do tego w5tpliwoËci. Tymczasem „Polityka" niedawno poda²a jakieË nowe wersje, mItne, nie udokumentowane. Êwierczewski by² nie tylko kryty¬ kiem teatralnym, ale i sekretarzem Teatru Narodowego. Szara eminencja. Zmienia²y siI w²adze, a on ci5gle tam siedzia². S²aby krytyk, ale pracownik dwójki. Dzia²acz wp²ywowego Towarzystwa Kultury Teatralnej. Êlepo zakochany w swej ²adnej żonie, Ninie. Sam by² malutki, wylinia²y blondyn, już niem²ody, a ona dorodna, aktorka Teatru Narodowego. By²em wtedy m²odym krytykiem i on przed każd5 premier5 przysy²a² mi zaproszenia, prosi² na rozmowI. Ona by²a z domu Kalkstein, rodzona siostra Ludwika Kalksteina, najpierw zaprzysiIżonego w ZWZ, potem agenta Gestapo. S²ynna tajemnicza sprawa. Pisa² o niej po wojnie Bernard Zakrzewski „Oskar", szef kontrwywiadu AK, najbliższy wspó²pracownik Grota i Bora. By²em blisko z nim i jego żon5, wiem, jak ciIżkie wyrzuty sumienia drIczy²y ich póêniej, że po wpadce Kalksteina nie okazali siI doË7 ostrożni, że nie uda²o im siI ochroni7 Grota. Kiedy w komórce ZWZ, w której Kalkstein mia² ważn5 rol5 wywiadowcz5, nast5pi²a wsypa, aresztowano jego i Êwierczewsk5. Kalkstein w wiIzieniu zdecydowa² siI na wspó²¬ pracI i natychmiast po zwolnieniu pozyska² Êwierczewskiego, który by² gotów na wszystko, by os²oni7 żonI. Ona rzuci²a go zreszt5 dla Dziewo´skiego, bardzo przystojnego aktora, ojca Dudka Dziewo´skiego. Wszystko to tragiczne; umar²a jeszcze przed ko´cem wojny, przed tym, nim kontrwywiad wpad² na to, że Êwierczewski informuje Gestapo, i zacz5² zastawia7 pu¬ ²apki. Êwierczewski nie wiedzia², że jest spalony, i sam wpad² w rIce organizacji. W 1944 roku, przes²uchiwany w suterenie przy ulicy Krochmalnej powiedzia², że sam namówi² Kalksteina do zdrady: „Chcia²em ratowa7 jego siostrI, a moj5 żonI". Zrewido¬ wano go i znaleziono przy nim kompromituj5ce dokumenty. Stracono go okrutnie; powieszono za nogi. Ale jego pe²na rola

42 przy wydaniu Grota wysz²a na jaw dopiero podczas procesu Kalksteina w latach piI7dziesi5tych. Kalkstein i jego okupacyjna żona, także agentka Gestapo, Blanka Kaczorowska uchowali siI i aresztowano'ich dopiero w 1952 i 1953 roku. Odsiedzieli wyroki i żyj5 podobno gdzieË za granic5. Ale czy z tych historii coË wynika? JakiË aktor i jakiË krytyk pracowali dla Gestapo, a inny aktor albo aktorka narażali swe życie w konspiracji. Mamy przyk²ady najwznioËlejszego bohaterstwa; Ludwik Berger, żarliwy aktor, organizator niezwyk²ych tajnych spektakli, s²uchacz tajnego Pa´stwowego Instytutu Sztuki Teatralnej, dowódca kompanii Howerla w Baszcie. Zgin5² zastrzelony przez żandarmów przy ulicy Êmia²ej. Nina Veidt, m²oda aktorka, ËciIta w Moabicie; o ile wiem, zaangażowana w wywiad aliancki; jej przedËmiertne listy to Ëwiadectwo niez²omnoËci i odwagi. „ÊwiIta Ëmier7" — powie¬ dzia² Jaracz. Byli wiIc ludzie nIdzni lub s²abi i ludzie wspaniali. Jak wszIdzie. Jerzy Zawieyski napisa² w swoim szkicu Melpomena schodzi do podziemia, że w czasie okupacji jawne teatry „sta²y pustk5". Ten uczciwy pisarz nie chcia² przyj57 do wiadomoËci, że by²o inaczej? Przez jakiË czas rzeczywiËcie by²y pustawe. Na pocz5tku przyjIto je ze wzgard5. Pierwsza farsa Niewiarowicza Gdzie diabe² nie może w Teatrze Komedia Ëci5gnI²a zaledwie 1500 widzów. Ale inn5 farsI tego autora —Znajda, obejrza²o w 1941 roku ponad piItnaËcie tysiIcy widzów, a w 1943 roku — ponad dwadzieËcia tysiIcy. Bilety do Teatru Miasta Warszawy na operetki wykupy¬ wano dwa tygodnie naprzód. W sumie frekwencja siIga²a 85 procent. By²a bardzo wysoka. Has²o „Tylko Ëwinie siedz5 w kinie, co bogatsze to w teatrze" malowane na murach przez Szare Szeregi nie skutkowa²o. W²adys²aw Bartoszewski wspomina, że widzów nie odstrasza² nawet ma²y sabotaż. Byli gotowi narazi7 siI na to, że wyjd5 z teatru w ubraniu spalonym kwasem lub pociItym żyletkami. KiedyË rzucono Ëmierdz5c5 petardI, publicznoË7 ka¬ szla²a, ale nie wysz²a z rewii. Bartoszewski mówi, że widzowie byli „jakby odurzeni" teatrem.

43 Co to by²a za publicznoË7? Na pocz5tku istnienia teatrzyków — g²ównie mIty miej¬ skie. Szmalcownicy. A potem Warszawa żyj5ca z handlu i han- delku — ekspedientki, rzemieËlnicy, m²odzież. Dużo m²odzieży, nawet tej konspiruj5cej. ëy²a w ci5g²ym napiIciu, potrzebowa²a roz²adowania. O tej potrzebie wiedzieliËmy doskonale i kiedy w 1943 roku stworzyliËmy Tajny Teatr Wojskowy, podlegaj5cy Biuru Informacji i Propagandy AK, wystawiliËmy Ëredniowieczn5 farsI francusk5, niesamowicie Ëmieszn5 — Czterech garbusów. WiedzieliËmy, że m²odzież trzeba odci5ży7, trzeba, by siI Ëmia²a, by nie myËla²a ci5gle o tym, co j5 może czeka7 podczas walki. Janek Kosi´ski to przet²umaczy². Jednym z garbusów by² Andrzej ±apicki, student tajnego PIST, szko²y, która wychowa²a w czasie wojny pokolenie Ëwietnych aktorów. W mieszkaniu profesora ±apickiego, ojca, odbywa²y siI podczas wojny konspiracyjne zajIcia teatralne. RolI kobiec5 gra²a Danusia Szaflarska. Otóż, ta dama, terroryzowana przez mIża garbusa, usi²uje go zdradzi7 z trzema garbusami, wagantami, którzy jednak dusz5 siI w szafie, gdzie musia²a ich schowa7. WynajIty ch²op wynosi ich kolejno do rzeki i coraz bardziej siI dziwi. Kiedy wreszcie widzi mIża kobiety, wracaj5cego do domu, bierze go za upiora i także topi. ëona nareszcie oddycha swobodnie, uwolniona od mIża. Makabreska bardzo stylowa. Smaczna. Z francuskiego teatru g²upców, szalo¬ nych. Czes²aw Mi²osz napisa², że to przedstawienie mog²o jedna¬ kowo cieszy7 analfabetI i profesora. Zgodnie z marzeniami Tajnej Rady, skierowanymi w powo¬ jenn5 przysz²oË7. Tak. Wystawiono to po wojnie w Warszawie pod innym tytu²em: Wszystko na dobre siI zmienia. Ale wtedy już panowa² nowy obyczaj, nowa estetyka, bohaterowie nie mieli garbów. Nie by²o szalone, Ëmieszne, makabryczne, wiIc nikt siI nie Ëmia². Nikt nic nie zrozumia². KaraliËcie aktorów infami5, a publicznoË7 ich nagradza²a, t²ocz5c siI na rewiach.

44 Czy mieliËmy z tego powodu zmienia7 politykI ZASP? Fakt, że m²odzi ch²onIli szmirI w jawnych teatrzykach, zwiIksza tylko odpowiedzialnoË7 polskich aktorów i autorów przedstawie´. Niektórzy mówili po latach, że spe²niali misjI. Ortym w²aËnie. Doprowadzi²em w ko´cu do tego, że stan5² przed s5dem ZASP drugiej instancji. T²umaczy², że misj5 cz²owieka sceny jest dawanie ludziom radoËci, niezależnie od warunków. Mówi², że w czasie wojny niós² polskie s²owo i że w jego skeczach chodzi²o o PolskI. Zapyta²em go, w jakich mundurach wystIpowali lotnicy, bohaterowie jednego z tych skeczy. Przyzna², że w nie¬ mieckich. „Każdy widz wiedzia², że pod tymi mundurami bij5 polskie serca”. By² bardzo wymowny. Swoje doËwiadczenia Wallenroda okupacyjnego opisa² w stu odcinkach w prasie polonijnej. Pop²yn5² bowiem do Ameryki i tam pozosta². Napisa²em wówczas do Fundacji KoËciuszkowskiej, która udzieli²a mu popar¬ cia jako bohaterowi sprawy narodowej. Przedstawi²em prawdziwe fakty i Ortyma odsuniIto. Potem, w Ameryce, pozna²em prezesa Fundacji. Zaprosi² mnie: „Pan zdyma kapotI”... Zapomnia²em nazwiska. Pisa²am kiedyË o Fundacji. To musia² by7 Stefan Mierzwa. Syn tkacza-rolnika z Baszni Dolnej. Tak, dr Mierzwa. Trzeêwy, rozs5dny. Dobrze wszystko zrozumia² i odsun5² Ortyma. Janusz Minkiewicz też po wojnie usprawiedliwia² rewietki, twierdz5c, że ich poziom wzrasta², że wychowywa²y coraz lepsz5 publicznoË7. Usprawiedliwia² siebie. Mi´cio. Bo to on w²aËnie by² Kieliszkiem z tego tandemu StruË i Kieliszek. Samokrytyczny pseudonim. Zaraz po wojnie prowadzi² dzia² literacki pierwszej rozg²oËni Polskiego Radia w Lublinie. A StruË to Stefan Straus. Mieszka² w Milanówku, zajmowa² siI histori5 teatru, napisa² nawet parI wartoËciowych prac. A jedno¬ czeËnie dostarcza² tych tekstów. Nie mówmy o ich poziomie. Ale w teatrzykach nie szkalowano podziemia? Nie, Niemcy nie ż5dali tego. Ani sojuszników wojennych Polski?

45 Nie, przez jakiË czas, chyba po klIsce stalingradzkiej, zalecano, by teatrzyki wprowadzi²y jakieË skecze antysowieckie. Ale nie upierano siI przy tym i ucich²o. A jak siI sta²o, że teatrzyki mog²y na dwa tygodnie zawiesi7 wystIpy po Ëmierci genera²a Sikorskiego? To by² nakaz podziemia. Dyrektorzy zastosowali siI do niego ze strachu. WymyËlano różne preteksty — choroba aktora, remont. Skoro te teatrzyki musia²y na siebie zarabia7 i Ëci5ga7 publicznoË7, musia²y lawirowa7 miIdzy ż5daniami propagandy niemieckiej a tym, co widzowie zdolni byli przyj57. Gdyby te teatry by²y dotowane, sytuacja wygl5da²aby pewnie inaczej. A co do ża²oby, wprowadzono j5 zdaje siI trzy razy z woli Niemców: po sprz5tniIciu Igo Syma, po klIsce stalingradzkiej i po zamachu na KutscherI. No i raz z woli podziemia. W pa²acu Saskim pracowa² urzIdnik Propagandaamt do spraw teatru, nazywa² siI Grundmann, Niemiec. By² przed wojn5 asystentem prof. Zygmunta ±empic- kiego, germanisty, który zgin5² w OËwiIcimiu w 1943 roku. Ten Grundmann przyjmowa² w swoim biurze antreprenerów, różne interesy z nim za²atwiali. Raz na coË przystawa², innym razem nie. Ta tolerancja Niemców — nie zmuszali do grania w tea¬ trzykach, nie narzucali swego programu — dziwi jednak na t/e doËwiadcze´ okupacyjnych. Dlaczego? Aktorzy i tak siI znaleêli. JIzyk zostawiono; mia² w odpowiednim momencie zgin57 razem z narodem. Indoktrynowa7 przysz²ych niewolników? Po co? To by²a polityka daleko bardziej ambitna. Nie jakieË drobiazgi na krótk5 metI. A jednoczeËnie wzglIdny luz, w jakim obraca²y siI teatrzy¬ ki, sprawia², że opinia mog²a by7 dla aktorów dosy7 ²agodna. Bo co oni znowu takiego robi5 — fikaj5 nogami? Mia²em charakterystyczn5 rozmowI z otoczeniem Bora, kiedy zabiega²em o przyjIcie. Chcia²em wyjedna7 jednolite postI¬ powanie wobec graj5cych aktorów. „Po co — zapyta² któryË z oficerów — czy pan nie uważa tego za stratI czasu? Spotyka²em w «Adrii» aktorki, nawet ambitne, które można by²o mie7

46 za piI7 z²otych". Kawaleryjskie pogl5dy. Po co walka z teatrzy¬ kami? Tych trochI podrzIdnych lokali dla podrzIdnych ludzi. Niepoważny temat. A mówi² Pan o pozycji aktorstwa polskiego, o misji oËwieceniowej i patriotycznej, o utożsamianiu aktorów z bohate¬ rami romantyzmu i orderach od w²adz. Takie pomieszanie w opinii spo²ecznej wobec aktorów — miIdzy skrajnym uwielbieniem a wzgard5... Skutek nierównowagi ca²ego naszego życia narodowego i spo²ecznego. Za krótki by² ten okres miIdzy wojnami. Pomieszanie w opinii spo²ecznej wobec aktorów i w opinii aktorów o sobie. Czy aktorzy, którzy nie poka²a²i siI wspó²prac5, przestrze¬ gali regu² infamii wobec ukaranych? ZASP by² zawiedziony. Ta kara okaza²a siI dużo mniej bolesna, niż przewidywa². Êrodowisko by²o doË7 tolerancyjne. Dlaczego? Przecież nie ze strachu. Nikt nie obawia² siI tego, że aktor, któremu wymierzono wyrok, bIdzie gdzieË donosi², że inny aktor nie poda mu rIki. Nie strach, raczej fa²szywie pojmowane koleże´stwo... A może ËwiadomoË7, że w kra´cowych sytuacjach wojny wszystko jest możliwe? ëe ludzie nosz5 różne ciIżkie tajemnice i lepiej ich nie s5dzi7, bo można skrzywdzi7 podwójnie? MyËlI, że co innego... Raczej ten lekki, ma²o poważny stosunek do samych siebie. I jeszcze zwi5zki Ërodowiskowe, prywatne. Nawet osoby najuczciwsze wik²a²y siI nieraz. Na przyk²ad Perzanowska w pewnym momencie wci5gnI²a Jaracza. Nie do wspó²pracy z teatrzykami, to nie by²o możliwe. Ale w 1942 roku wpad²a na pomys², by w jednym z teatrzyków Ortyma, NowoËciach, zrobi7 na Jaracza zbiórkI pieniIżn5. By²a to bardzo rozumna kobieta, dużo rozumniejsza niż wiIkszoË7 osób z jej otoczenia. Zorientowa²a siI szybko, że odpowiedzialnoË7 aktorów za niew²aËciwe zachowanie w czasie wojny bIdzie tym mniejsza, im wiIcej ich bIdzie wspó²pracowa7. WiIc trzeba znaleê7 odpo¬ wiednie has²o, na przyk²ad zbiórka na Jaracza. Przecież każdy

47 to poprze. I rzeczywiËcie wyst5pi²o mnóstwo aktorów. Zebrano szesnaËcie tysiIcy i pos²ano Jaraczowi. Musia²em do niego pojecha7 i jasno powiedzie7, że powinien je odda7. Powie¬ dzia²em: — Panie Stefanie, albo pan to zachowa, albo cofniemy panu dotacjI. — Jaracz dostawa² wtedy dużo pieniIdzy — piI7 tysiIcy z²otych miesiIcznie. Zbiera²o siI to od ludzi, którzy coË jeszcze mieli, od adwokatów, lekarzy, aptekarzy. Dawali chItnie, żeby uwielbiany Jaracz móg² siI leczy7 w lepszych warunkach, w tych sanatoriach otwockich, które by²y drogie. WiIc po¬ wiedzia²em mu: — Panie Stefanie, nie wiadomo, ile czasu wojna bIdzie trwa²a. Za parI miesiIcy te pieni5dze ze zbiórki siI wyczerpi5 i co potem? — Nie wszystko odda²... Musia²em mu przypomnie7, że jest wyniesiony na najwyższy cokó² i że tej pozycji, prawie bohatera narodowego, trzeba bardzo strzec. Jaracz by² cz²owiekiem sk²onnym do b²Idów, do s²aboËci. Móg² nieo¬ patrznie zabrn57 w coË, ale te cechy bardzo silne w nim, prawoËci, odwagi, zwyciIża²y... Jaracz napisa² kiedyË, że twórcy konspiracyjnego teatru „obe²giwa/i siI"- nim. Co Pan, twórca takiego teatru, myËli o tych s²owach? Jaracz twierdzi² zawsze, że nie istnieje teatr bez widza. A teatr konspiracyjny si²5 rzeczy, móg² liczy7 tylko na widzów zaproszonych, sprawdzonych. Ten teatr nie gromadzi² ludzi z ulicy. Nie by² wiIc prawdziwym teatrem. To by² teatr jednej racji. Z tego punktu widzenia Jaracz mia² s²usznoË7. Ale mimo tych w5tpliwoËci, póki tylko móg², uprawia² ten tajny teatr. Mówi² na przyk²ad z przejmuj5c5 prawd5 Miasto mojej matki Kadena Ban- drowskiego. W 1945 roku Jaracz wyst5pi² z memoria²em do ówcze¬ snego ministra kultury, Wincentego Rzymowskiego. Broni² w nim aktorów, którzy wystIpowali w jawnych teatrach. Zwraca² uwagI na to, że komisje weryfikacyjne stosuj5 metody „terrorystyczne". Czy na ten liberalizm Jaracza wp²ynI²a jego mi²oË7 do Perzanow¬ skiej? Wiadomo, że jeszcze na dwa dni przed Ëmierci5 napisa² do

48 wiceministra kultury, Leona Kruczkowskiego, b²agalny i na¬ tarczywy list w jej obronie. ëe uwziIty siI na ni5 „ciemne si²y aktorstwa, aby jej nie da7 ży7". I domagaI siI stworzenia dla niej placówki teatralnej, nawet „cho7by to nie by²o pocz5tkowo tanie". Ja myËlI raczej, że ten ciIżko chory cz²owiek, Ëwiadom tego, że wkrótce umrze, patrzy² na wszystko z wysoka. Wiedzia², że nie należy cennego życia marnowa7 na rozrachunki. G²osi² przeba¬ czenie. Sam siI rachowa² ze sob5, bardzo uczciwie. CzIsto do niego jeêdzi²em, już po uwolnieniu Otwocka i Warszawy. Ostatni raz widzia²em go na jakiË tydzie´ przed Ëmierci5. PamiItam to podwórko z paroma sosnami poszarpanymi przez pociski, bardzo ubogi dom. Nasze zasi²ki sko´czy²y siI przecież z wybuchem Powstania. Nie Perzanowska mnie przyjI²a, ale żona Jaracza, Jadwiga, malutka pani z wielk5 czupryn5, wida7 by²o g²ównie jej w²osy, wspania²e. Nie ona sz²a, tylko te w²osy. Powiedzia²a: — ProszI poczeka7, bo Stefan zasn5². — Po pewnym czasie rozleg² siI kaszel. Pozwoli²a mi wejË7 do s5siedniego pokoju. By² prze²om lipca i sierpnia, upa². Jakbym wszed² do rozgrzanego pieca, taki żar bucha² od Jaracza. Nie móg² już prawie mówi7. Mia² gruêlicI gard²a; g²os ca²kowicie pozbawiony dêwiIku. A zawsze, jak bywa²em poprzednio, spieraliËmy siI o to, czy wymaga7 od ludzi bohaterstwa. Ja mówi²em, że w pewnych okolicznoËciach trzeba wymaga7, bo inaczej traci siI cz²owiecze´stwo. On zaË twierdzi², że nie od wszystkich ludzi można jednakowo ż5da7 bohaterstwa i że ten. kto nie wytrzymuje pewnych prób, cz²owiecze´stwa nie traci. Otóż Jaracz wtedy uniós² siI trochI, z wielkim trudem, i wyszepta²: — Ja tu coË napisa²em, ja panu przeczytam. — By² to jego g²os na XVIII Zjazd Delegatów ZASP, 6-8 sierpnia 1945 roku, jego testament moralny, który zosta² potem og²oszony i wywar² na wszystkich duże wrażenie. Jaracz wzywa² w nim do pojednania, do pracy dla przysz²oËci. Tak, to by² okres wielkiego nasilenia siI tragizmu w naszym życiu. Czy z latami sta² siI Pan bardziej wybaczaj5cy?

49 WiIcej rozumiem może. Nie mam już tej zapalczywoËci w sobie, ale pogl5dów nie zmieni²em. Tak samo bym postIpowa². I bardzo mnie gniewa to mylenie tropów, to nadawanie sobie zas²ug. Jak we Francji. WszIdzie maguis. Nikt nie wspó²pracowa². Zamiast historii — mit. Utrwalany przez w²adzI. Przyk²ad z panem Kazimierzem Rusinkiem, wiceministrem kultury. Cenzura puËci²a „PamiItnik Teatralny" poËwiIcony wojnie, z materia²ami o „kola¬ boracji", ze spisem aktorów, którzy grali w jawnych teatrach. A pan Rusinek zarz5dzi² wycofanie zeszytu z obiegu. Bardzo nieporIczne, bo od dwóch dni zeszyt leża² już w kioskach. UrzIdnicy kultury i sztuki biegali po Warszawie, pokazywali w kiosku legitymacje, które nie by²y żadnym dowodem, i wy²apywali te roczniki. Mimo że zostawiali pokwitowania, by²o to ca²kowite bezprawie. Redakcja nie dosta²a, rzecz jasna, żadnej decyzji, bo w takich sprawach nigdy siI nie pisze. 0 tym, że ktoË grasuje po kioskach, dowiedzia²em siI przez telefon. Zadzwoni² ktoË z „Po¬ lityki”, nie pamiItam nazwiska. Powiedzia². — Bro´cie siI, skoro cenzura puËci²a. Może pan nawet napisa7 list do redakcji, wydrukujemy. — Napisa²em. Napisa²em także do profesora Kotarbi´skiego, ze wzglIdu na jego autorytet moralny i spo²eczny. By² moim profesorem uniwersyteckim. Chodzi²em do niego na seminaria z logiki formalnej. Odpisa² mi, że należy „uprawia7 historiI bez forytowania prawd dogodnych" lub co gorsza „nie¬ prawd dogodnych" i bez tuszowania „prawd niedogodnych”. To jednak nie mia²o żadnego znaczenia dla tych, co zarz5dzili scho¬ wanie numeru. Wtedy żywy by² jeszcze pogl5d z lat stalinowskich, że w²adza tworzy historiI wedle swoich potrzeb. Rusinek prze¬ konywa² mnie z przejIciem, że żadnych jawnych teatrów w czasie okupacji nie by²o. MówiI mu: — U Boga Ojca, co też pan opowiada? Przecież w najmniejszym biurze poszukiwa´ historycz¬ nych w Niemczech wszystko to maj5. Pe²n5 listI teatrów, wszystkie nazwiska. Co pan chce ukry7? W gazetach okupacyjnych s5 nominacje na dyrektorów, jest repertuar, nawet recenzje. — Nie, on mi mówi, że tego nie by²o.

50 Nie uda²o siI obroni7 numeru? Nie. OczywiËcie, wyp²yn5² póêniej na warszawskich baza¬ rach. DwadzieËcia razy droższy. Bestseller. Profesor Irena S²awi´ska oceni²a, że to ksi5żka roku. Cie¬ kawa, uczciwa, odważna. Bardzo solidna. RzadkoË7 wtedy. 1963 rok. IN oficjalnym wydaniu. Zreszt5 innego obiegu nie by²o wówczas. Czyta siI tI pracI jakby by²a wspó²czesna, a przecież powsta²a w innej epoce myËlenia o najnowszej historii. Po prostu zespó² uczciwy i bardzo dobrze przygotowany. Doskonale poinformowany. Możliwe s5 takie wy²omy. Czy potem kiedykolwiek wracano do postawy aktorów w czasie wojny? Czy by²y jakieË szersze dyskusje o zachowaniu siI ²udzi teatru, a może innych Ërodowisk? Nie s²ysza²em o tym. Ale odby²a siI dyskusja po tej kon¬ fiskacie. Dosz²o do niej tak: zwróci²em siI do ówczesnego dyre¬ ktora Instytutu Sztuki PAN. który wydaje „PamiItnik", Juliusza Starzy´skiego, by zwo²a² naradI nad tym zeszytem. Mia²em do tego wniosku szczególne prawo jako cz²onek Rady Naukowej IS PAN. Redakcja liczy²a na to, że dyskutanci zaprotestuj5 przeciw zajIciu zeszytu i podejm5 odpowiedni5 uchwa²I. Zaproszono wybitnych krytyków i Balickiego, z urzIdu. Spotkanie mia²o siI zacz57 o dzie¬ wi5tej, ale spóêni²o siI o godzinI, bo pan Rusinek wezwa² do siebie rankiem panów Starzy´skiego, Natansona, Balickiego i Csató. I tam po kolei wbija² im do g²owy, jakie maj5 zaj57 stanowisko. Pan Natanson zaatakowa² wiIc „PamiItnik", że nie wszystko tam by²o dok²adne, a pan Balicki wyst5pi² z pogl5dem, że w nauce marksi¬ stowskiej teza, czyli przewidywany wynik, winna organizowa7 badania. Nieprzeprowadzenie tej tezy obarcza²o „PamiItnik" ciIżkim b²Idem politycznym. A jaka to mia²a by7 teza? Chyba taka, że ludzie, którzy w²5czyli siI do budownictwa socjalizmu, nie mogli siI wczeËniej niczym ubrudzi7. W każdym razie chodzi²o o to, że „PamiItnik Teatralny” zgrzeszy² podaniem faktów, które nie zosta²y wczeËniej zatwierdzone przez w²adze. Zapyta²em

51 wiIc Balickiego, co wobec tego powinien zrobi7 polityk badaj5cy dzieje pana Fouche, którego powinien zna7 ze sztuki Madame Sans-Gene, bo o inn5 wiedzI go nie podejrzewam. Ten Fouche by² w czasie rewolucji królobójc5, bo g²osowa² za ËciIciem króla. PowinniËmy wiIc mie7 go za rewolucjonistI. Potem zosta² zaufanym pierwszego konsula i wiernym s²ug5 cesarstwa. Potem Burbonowie wkroczyli uroczyËcie do Paryża, rozstrzelali paru marsza²ków, lecz ministrem policji zosta² Fouche. Potem Napoleon wyl5dowa² przy biciu dzwonów we Frejus, triumfalnie przeszed² przez FrancjI, rozstrzela² paru marsza²ków i zatrzyma² Fouche na posadzie. Potem powrócili Burbonowie, i tak dalej. — WiIc — powiedzia²em — panie dyrektorze Balicki, czego ma siI trzyma7 historyk? Jak5 wie¬ dzI ma przekaza7 o panu Fouche? Z czyjego punktu widzenia ma na¬ Ëwietli7 tI posta7? — Niestety, tego wywodu nie ma w stenogramie. Czy uchwalono protest przeciw wycofaniu „PamiItnika" z obiegu? Nie. OczywiËcie, że nie. Ten zeszyt przypomina² drażliwe sprawy, które mia²y by7 zapomniane. W informatorach biogra¬ ficznych starannie wymazywano niechlubn5 przesz²oË7. Albo, jeszcze lepiej, zastIpowano j5 inn5, chwalebn5. A jeden z ko¬ laborantów dosta² nawet czapkI od Stalina. Kto? Tadeusz Wo²owski. Aktor i autor. Wzi5² udzia² w szczególnie haniebnej imprezie. Niemcy og²osili konkurs na sztukI w jIzyku polskim, która mia²a wspiera7 ich has²o „ëydzi — wszy — tyfus plamisty". Jedno z tych hase² propagandowych, które uzasadnia²y eksterminacjI. Na ten konkurs wp²ynI²o od polskich autorów ponad 40 prac. Pierwsz5 nagrodI dosta²a Halina Rapacka, z rodziny tych wielkich Rapackich. Zupe²nie cyniczna osoba, baba ²obuz, uciek²a potem z Niemcami i nie zd5żyliËmy jej ogoli7. TI sztukI wożono potem po Generalnej Guberni, gra² j5 bardzo z²y teatr objazdowy. Drug5 nagrodI wzi5² Tadeusz Wo²owski. Znowu podobno żona ëydówka, ale czy trzeba by²o siI chwyta7 aż tego konkursu? Otóż ko´czy siI wojna, do Moskwy jedzie delegacja kultury polskiej

52 wyraża7 lojalnoË7. Jest w niej Wo²owski. Stalin ich przyj5². I Wo²owski wróci² w futrzanej czapie. ZwaliËmy je czapkami monomacha. Z dobrego futra, olbrzymie ko²paki. Stalin mia² taki zwyczaj. Takimi czapkami obdarowywa² Polaków. Tak jak dawniej, w czasach tatarskich, lennik dostawa² czapkI. Profesor ëó²kiewski też dosta². ÊmialiËmy siI wszyscy — znowu ëó²kiewski na Kremlu. WiIc Wo²owski wróci² w czapie, a potem ktoË wpad² na Ëlad tej drugiej nagrody w antysemickim konkursie. No i musiano go aresztowa7. By²em na procesie. Wprowadzono go, już w bluzie wiI¬ ziennej. Zeznawa²em jako Ëwiadek oskarżenia, z ca²ym przekona¬ niem. MuszI przyzna7, ta czapka mocno mnie podbechta²a. Wielu ludzi teatru, którzy brali udzia² w ruchu oporu, żyje jeszcze. Osoby, które zachowa²y siI w5tpliwie w czasie okupacji, już na ogó² nie żyj5... Kwestia wieku. M²odzież ma mniej do stracenia i ²atwiej idzie za szlachetnym porywem. Na decyzjI o wspó²pracy wp²ywa lIk o utratI zdobytych wygód. Można sobie także dopowiedzie7, że s5 postawy życiowe, które sprzyjaj5 zdrowiu. Telewizja ukazuje okrutnie, kto siI przedwczeËnie starzeje. Ten przedwczesny obrzIk twarzy, martwotI spojrzenia. Mówi Pan, że w²adza chItnie wybacza²a kolaborantom. A ZASP? I\la liËcie cz²onków tego zwi5zku z roku 1949 s5 prawie wszystkie osoby, które w czasie okupacji nie podporz5dkowa²y siI decyzji o bojkocie (jeËli, oczywiËcie, przetrwa²y wojnI i nie wyjecha²y natychmiast z Polski). Jakby nic nie zasz²o. Jest Parnell, Wójcikowsi, Zdzitowiecki, Lidia Wysocka, Wo²owski, Szalawski, Messalka, Malicka, Dymsza, Kostrzewska, Bittnerówna, Sygiety´ski (by² kierownikiem muzycznym Z²otego Ula) i wielu innych. JeËli przejrzymy repertuar polskich teatrów w trzech pierwszych po¬ wojennych sezonach, dowiemy siI, że jednym z najpopularniejszych autorów jest nadal, tak jak podczas okupacji, Roman Niewiarowicz. Jego farsy, miIdzy innymi Gdzie diabe² nie może. Kochanek to ja, id5 w kilkunastu teatrach w Kielcach, CzIstochowie, Gdyni, Bydgoszczy, Bielsku, Jeleniej Górze, Opolu, Szczecinie, Lublinie,

53 Koszalinie, Wroc²awiu, E²ku, Rzeszowie, Bia²ymstoku, Olsztynie, Poznaniu, Sosnowcu, Krakowie, Êwidnicy. Perzanowska w 1946 roku reżyseruje w ±odzi ëo²nierza królowej Madagaskaru, a Zbi¬ gniew Sawan w 1949 roku wystawia w Szczecinie BajkI Swie- t²owa — „symboliczny skrót watki spo²ecze´stwa rewolucyj¬ nego "—jak pisze w korespondencji do pisma „ Teatr". Wygl5da na to, że wbrew opiniom Jaracza, który pisa! o dzieciIcym okrucie´stwie komisji weryfikacyjnej, s5dy ZASP by²y bardzo ²agodne. Nie niszczono karier. Memoria²y Jaracza przyczyni²y siI do tego, że powo²ano s5d drugiego szczebla. Z pocz5tku dzia²a²y tylko s5dy miejscowe przy oddzia²ach ZASP. Druga instancja, w Warszawie, zatwier¬ dza²a werdykty komisji lokalnych. By²em cz²onkiem tego wyż¬ szego s5du. Należeli do niego ludzie niezmiernie życzliwi Ëro¬ dowisku, niegroêni, niezajadli. Seweryna Broniszówna, Gustaw Duszy´ski, Wojciech Brydzi´ski. DoË7 ²atwo przychodzi²o to wy¬ baczanie. Zawsze przy tym powo²ywano siI na Jaracza i na jego „testament”. Czy wielkim artystom wybaczano ²atwiej? ±atwiej. Chodzi²o o to, by chroni7 tkankI kultury, tak bardzo zniszczon5 przez wojnI. PamiItano o tym, że ponad 300 ludzi teatru zginI²o lub zmar²o w czasie okupacji, i nie chciano powiIksza7 tej straty, odsuwaj5c od sceny utalentowanych aktorów. A jak to siI sta²o, że w powojennym ZASP znalaz²a siI ëu²a Dy wi´ska, która — wed²ugpana informacji — odegra²a tak groên5 ro/I w czasie okupacji? Zaraz po wojnie schroni²a siI pod opiekI Cyrankiewicza. By²a żon5 szefa jego gabinetu. K²opotowskiego. Znowu tragiczna, tajemnicza historia. Zgin5² w dziwnych okolicznoËciach. Skoczy² ze schodów, z czwartego piItra. W takiej klatce schodowej — studni. Potem za²ożono tam siatki miIdzy piItrami. ëula wyemigrowa²a wczeËniej do Izraela, chyba już nie żyje. WiIc nowe w²adze pa´stwa i ZASP chcia²y tego samego, chociaż chyba nie z tych samych pobudek — zapomnie7. A po-

54 wojenna publicznoË7? Czy nie wykiaskiwafa aktorów takich jak Dymsza, którzy wspó²pracowali z teatrzykami bardzo gorliwie? Wie s²ysza²em o żadnym wyklaskiwaniu. Wszystkich doË7 wdziIcznie przyjIto. Może z wyj5tkiem Malickiej, która sta²a siI koz²em ofiarnym. Jej jakoË bardzo pamiItano, chociaż nie zacho¬ wywa²a siI gorzej od wielu innych. PamiItano jej chyba to, że mia²a prywatne kontakty z Niemcami. Mia²a dom na Mokotowie, w którym kwaterowali Niemcy. Pomogli jej wywieê7 ca²y dobytek przed zniszczeniem miasta w Powstaniu. A Adolfowi Dymszy, który mia² w teatrzykach ca²e programy — Serwus Dymsza, Sposób a la Dodek — i by² w dużo bliższych stosunkach z Niemcami, brata² siI, wszystko zapomniano. Tylko jego imiI budzi²o niechI7. W1946 roku w ±odzi Dymsza gra² w teatrzyku Gong w numerach przeniesionych z teatrzyków okupacyjnych. Nie zmieniono nawet tytu²ów. Program Dymsza, humor is-ka wziIty by² żywcem z teatrzyku NowoËci. WiIc to by²o wolno. A potIpiono ElektrI Giraudoux w reżyserii Wierci´¬ skiego. Po 44 przedstawieniach zlikwidowano ScenI Poetyck5 Teatru Wojska Polskiego. Pogrzebali j5 miIdzy innymi Adam Ważyk, Leon Pasternak, Jan Kott, Stanis²aw Ryszard Dobrowolski. PotIpili j5 z pozycji ideologicznych. Ale to pani opowiem potem. D²ugo opowiada7... Wspomnia² Pan o tym, że Malicka nie bardzo rozumia²a, za co j5 ZASP po wojnie ukara². ParI lat temu udzieli²a wywiadu, w którym dziwi siI, że jakieË zakazy w czasie wojny by²y... Ponios²a swoj5 karI i po latach Ministerstwo Kultury i Sztuki pozwoli²o jej odby7 jubileusz w Kra¬ kowie. Mia²a nawet dosta7 PoloniI RestitutI, Krzyż Kawalerski, taki, co to wszystkim daj5. I w pewnej chwili odzywa siI w moim mieszkaniu rozpaczliwy telefon z Krakowa. Dzwoni Malicka, że nikt z ministerstwa nie przyjedzie, że ten krzyż cofniIto. Dlaczego dzwo¬ ni do mnie? No tak, ja j5 oskarża²em przed s5dem ZASP, wyzna¬ czy²em karI, znam okolicznoËci. — Pan wie przecież — mówi — że ja wszystko cierpliwie znios²am. — Widocznie w ministerstwie ktoË siI po²apa², że już nie pora na tI politykI, jak5 uprawia²

55 wiceminister Rusinek, już siI nie bIdzie zaciera7, klajstrowa7, teraz trzeba czujnie pamiIta7, i nagle Malick5 ukara7. Zrobi²em, co mog²em, a mog²em niewiele. Natychmiast zabra²em siI do Krakowa i uroczyËcie, z kwiatami, poszed²em na jubileusz. Nie wolno przecież kara7 ludzi w niesko´czonoË7. A czy my nie karzemy ich znowu, wracaj5c do tego tematu? Polacy maj5 sk²onnoË7 do tworzenia mitów. Do malowania portretów, których bohater musi by7 heroiczny. Wiemy, że miejsce, gdzie uton5² ksi5żI Józef Poniatowski, rozpoznano po peruce p²ywaj5cej w Eislerze. Ale istnieje zapotrzebowanie spo²eczne na ksiIcia Józefa z bujnymi lokami. To samo z aktorami. Ludzie chcieli mitu. Aktor mia² by7 dzielny, znosi7 niedostatek, mia² by7 po stro¬ nie cierpi5cych, wierny. WiIc trzeba do tych spraw powraca7? Najwyższa pora. Póki jeszcze żyj5 Ëwiadkowie tych czasów. Nie chodzi o to, by stale przypomina7 o winach, ale o to, by wie¬ dzie7, kim naprawdI jesteËmy. Nie ma granic dla szukania prawdy o sobie. LudzkoË7 wie o tym od wieków. Starożytni przekazywali nam to w Królu Edypie. Wie pani, teatrolodzy odkryli, jak zachowywa² siI aktor, graj5cy Edypa, po scenie wy²upienia oczu. Êpiewa², ta´czy². Ob²5kany z bólu, którym jest prawda. Tak d²ugo już rozmawiamy, a nie dotknIliËmy jeszcze te¬ matu, który jest zreszt5 dot5d przemilczany w Polsce. Czy wy¬ stIpowanie w teatrach Wilna, Lwowa, Grodna, Bia²egostoku, gdy te miasta zosta²y zajIte przez armiI radzieck5, nie by²o ko¬ laboracj5? Wiadomo, że nie mog²y tych spraw rozpatrywa7 powojenne s5dy weryfikacyjne ZASP. A co o tym myËleli w czasie okupacji cz²onkowie Tajnej Rady Teatralnej? Czy ten temat pojawi² siI w ich rozmowach? Tak. PytaliËmy o opiniI Jana Kreczmara, który mia² wia¬ domoËci z pierwszej rIki: zosta² dokooptowany do Tajnej Rady po powrocie ze Lwowa. Mówi², że poziom teatrów polskich na Wschodzie jest dobry, że nie ma nic wspólnego z poziomem jaw¬ nych teatrzyków polskich pod okupacj5 niemieck5.

56 WiIc tylko możliwoËci artystyczne mia²y rozstrzyga7 o tym, czy angażowa7 siI w teatrze? Nie brano pod uwagI innych okolicznoËci? W²adze, które zezwala²y na tI dzia²alnoË7 arty¬ styczn5. fa²szowa²y wybory, likwidowa²y polsk5 administracjI, przeprowadza²y masowe deportacje i egzekucje. Teatry polskie powstawa²y moc5 uchwa²y Rady Komisarzy Ludowych. ZgodnoËci ich repertuarów z propagand5 radzieck5 przestrzegali stalinowscy enkawudyËci. Kiedy Polski Teatr Dramatyczny we Lwowie roz¬ poczyna² nowy sezon w paêdzierniku 1940 roku, aresztowano jego kierownika literackiego, W²adys²awa Broniewskiego. Aleksander Wat wspomina, jak po latach pijany Broniewski wo²a² na pre¬ mierze Juliusza i Ethel Kruczkowskiego: „Tutajze szpiegów robi siI bohaterów, robi siI sztukI bohatersk5, a ja siedzia²em na ±ubiance i nikt ze mnie nie robi tu bohatera”. A jednak te sprawy pod okupacj5 niemieck5 by²y bardziej klarowne. Dla faszyzmu nie by²o żadnych usprawiedliwie´. To, co siI dzia²o na Wschodzie, by²o dla wielu z nas niejasne. Niech pani pamiIta o fascynacjach polskiej lewicy. Kiedy Schiller wystawia² przed wojn5 Nie-Bosk5 komediI, ubra² rewolucjonistów w kurtki bolszewickie. OdsuwaliËmy od siebie zasadnicze oceny. W²aËciwie doË7 chItnie przyjmowaliËmy argumenty na rzecz teatrów. Na przyk²ad sprawa Bartosza G²owackiego Wandy Wasilewskiej. Taki historyczny socrealizm. Sztuka nie przypad²a do gustu zespo²owi polskiego teatru we Lwowie, który mia² j5 gra7. WiIc zrobiono dyskusjI z autork5 i ona uzna²a niektóre zarzuty, pozmienia²a coË. Koleże´ska, ideowa wspó²praca. Dla nas przyjemny argument za. A teraz? Co Pan myËli teraz? Wtedy odsuwaliËmy w5tpliwoËci. A one rosn5. Jak upo¬ rz5dkowa7 tI skomplikowan5 i budz5c5 nieraz grozI przesz²oË7? Co powinno kierowa7 takim porz5dkowaniem? Musi by7 jakaË idea nadrzIdna, takie s²o´ce, które pozwala wszystkim ży7. JakiË tajemniczy g²os w nas, który ostrzega przed pope²nieniem b²Idu, przed uleganiem do ko´ca, przed t²umaczeniem siI ze wszystkiego.

57 Wszystko, co napisano w PRL o teatrach polskich na Wschodzie, pod wiadz5 radzieck5, to wy²5cznie chwalba. Do teatrów polskich pod faszystowskimi Niemcami i do teatrów polskich pod stalinowskim Zwi5zkiem Radzieckim przyk²ada siI dwie różne miary. To mi znowu przypomina anegdotI Wata. Zbiera² podpisy pod memoria²em przeciw regulaminowi wiIziennemu ministra Micha²owskiego i S²onimski powiedzia², że podpisze, jeËli bIdzie tam wzmianka o wiIzieniach sowieckich. Wat wspomina, jak ubolewa², jak pogardza² tym S²onimskim, który miesza sprawy, który nie rozumie, że co innego jest wiIzi7 obro´ców wolnoËci, a co innego — przeciwników wolnoËci. „Przecież nie by²em g²upcem, nie by²em krItaczem — mówi Wat — a naprawdI uważa²em, że jest jakaË podstawowa różnica”. Strasznie to powik²ane. Komplikacje historyczne, polityczne, psychologiczne. Mia²em do niedawna w rIku ciekawe listy, które trafi²y do mnie przez Janka Kreczmara. Schowa²em je, kiedy ba²em siI rewizji, rok czy dwa temu. I zapodzia²y siI gdzieË. Nie mogI odnaleê7, a spraw5 niezwyk²a. Te listy pisa²a enkawudzistka, któr5 przydzielono do Pa´stwowego Teatru Polskiego Bia²orusi Za¬ chodniej w Grodnie. Kierownikiem artystycznym by² Aleksander WIgierko. Taka by²a zasada — dyrektor ich, a kierownik nasz. Ta kobieta nazywa²a siI Aleksandra ±omakina i przys²ano j5 z Taszkientu, ale używa²a nazwiska S²owacka, które sobie przy¬ bra²a z mi²oËci do Polaków i Polski. Zakocha²a siI w WIgierce i pojecha²a za nim do Bia²egostoku. W zespole by²a jeszcze inna kobieta, która kocha²a WIgierkI, doskona²a aktorka Irena Borowska. Bardzo dzielna kobieta. Podobno walczy²a z broni5 w rIku w obronie BrzeËcia przed wojskami radzieckimi i nawet jakaË kula j5 drasnI²a. By²y razem w tym teatrze, potem wkroczyli Niemcy. WIgierko zacz5² siI ukrywa7 i znikn5². Byli Ëwiadkowie, którzy widzieli, jak Niemcy aresztowali go w BrzeËciu na ulicy. Od tej pory przepad². Irena wróci²a do Warszawy, a wkrótce znalaz²a siI tu i ±omakina. Twierdzi²a, że wie o WIgierce, jest na tropie, wyci5gnie go. Przyjeżdża²a do Warszawy i domaga²a siI ci5gle

58 pieniIdzy na ocalenie WIgierki. Pisa²a do Borowskiej listy. Niesamowite. JakaË popl5tana mi²oË7 do Polaków, że ona wszystko dla nas poËwiIci. Ca²e otch²anie dostojewszczyzny. Irena zorien¬ towa²a siI jednak po jakimË czasie, że S²owacka k²amie. Dosz²o miIdzy nimi do ostrego starcia. I nied²ugo potem do mieszkania Ireny na Krakowskim PrzedmieËciu przyszli jacyË mIżczyêni i za¬ mordowali j5. Irena ukrywa²a w mieszkaniu ëydówkI, która s²ysza²a to wszystko. Twierdzi²a, że ci mIżczyêni musieli by7 z ROA — Ruskaja Oswoboditielnaja Armia pod dowództwem W²asowa. S²owacka też potem przepad²a. Wszystkie poszlaki prowadz5 do tego, że S²owacka-±omakina zosta²a agentk5, wst5pi²a do ROA i że zlikwidowa²o j5 Gestapo, które mia²o porachunki z wywiadem Wehrmachtu. By²a pewnie pod opiek5 tego wywiadu. To jedna z tych tajemnic, których nikt już pewnie nie rozwi5że. A tajemnica W²adys²awa Daszewskiego? Ten epizod lwow¬ ski, w którym — wed²ug relacji Wata w ksi5żce Mój wiek — „zawziIty komunista” Daszewski odegra² bardzo podejrzan5 rolI? Ten wybitny scenograf i malarz, sprosi² do lwowskiej restaruacji polskich intelektualistów. NKWD sprowokowa²o bójkI. Aresztowa¬ no wówczas poetów — Wata, Broniewskiego, Peipera, Sterna, SkuzI; ten ostatni już nie powróci². Jedynym cz²owiekiem, który bez trudnoËci wyszed² z lokalu, otoczonego przez milicjI, byI Daszewski. Póêniej miejscowa gazeta „Czerwony Sztandar" pisa²a, że Polacy urz5dzaj5 burdy pijackie, że to dwójkarze, trockiËci. WiIc ta prowokacja by²a przemyËlana. Wed²ug Wata Schiller mia² jeszcze w czasie wojny bada7 tI sprawI i orzek², że Daszewski nie winien. Nie wiedzia², w jaki sposób bIdzie użyty. Czy Pan wie o tym coË wiIcej? Schiller by² w przyjaêni z Daszewskim. I kiedy Daszewski po powtórnym zajIciu Lwowa przez Niemców pozosta² pod okupacj5 niemieck5 i ukrywa² siI po znajomych domach, Schiller zataja² jego miejsce pobytu. Nawet przede mn5. Ba² siI o Daszewskiego. ëe jakaË kara może go spotka7. Co Schiller móg²by wtedy wyjaËni7? Niewiele. Êwiadków wydarzenia nie by²o...

59 A po wojnie? Po wojnie już na takie tematy nie mówiono. Ale ja mia²em dziwn5 rozmowI z Daszewskim. Otóż Schiller, który wyniós² z po¬ siedze´ Tajnej Rady Teatralnej zdecydowan5 niechI7 do ludzi angażuj5cych siI w czasie wojny do jawnych teatrów, chcia² przenieË7 z ZASP do SPATiF ten stosunek do „kolaborantów”. Jak wiadomo, w 1950 roku stara organizacja artystów sceny przesta²a istnie7, a jej miejsce zajI²a nowa, pod prezesur5 Schillera. Wszystkie materia²y dotycz5ce spraw okupacyjnych przejIte zo¬ sta²y przez SPATiF. Schiller poprosi² kilka osób, miIdzy innymi mnie, byËmy utworzyli komisjI i prowadzili nadal sprawy, które wymagaj5 jeszcze wyjaËnienia. Ale odbyliËmy tylko jedno zebra¬ nie. Zagadn5²em Schillera po jakimË czasie, czemu nie zwo²uje komisji, a on na to, żebym porozmawia² „z panem W²adys²awem”. Zdziwi²em siI, ale ostatecznie Daszewski by² wspó²organizatorem SPATiF. Powiedzia² mi tak: „Pan powinien doskonale rozumie7, że dla ludzi posiadaj5cych w²adzI osoby, które wspó²pracowa²y z Niemcami, s5 bez porównania wygodniejsze niż te, które stawia²y opór. Osoby winne i lIkaj5ce siI odpowiedzialnoËci bId5 ca²ko¬ wicie w dyspozycji rz5dz5cych”. I posun5² siI jeszcze dalej, mówi5c: „W²adzy jest znacznie wygodniej budowa7 now5 rzeczy¬ wistoË7 z takimi ludêmi niż na przyk²ad z panem. Pan jest niewygodny. WiIc żadnych zebra´ wiIcej nie bIdzie”. Powiedzia² to z ca²kowitym cynizmem. To by² cz²owiek, w którym ros²a jakaË zgryêliwoË7. Ponury stosunek do Ëwiata. JakiË robak w nim tkwi². Może to by²a ta sprawa lwowska. JakaË nienawiË7. Bardzo inteligentny cz²owiek, który êle myËla² o życiu. Co siI sta²o z jawnymi teatrami w Warszawie, gdy wybuch²o Powstanie? Znik²y. Czy ich aktorzy nie próbowali Ëpiewa7 dla powsta´ców? MyËlI, że taki Ortym chItnie, może nie sam, ale przez pos²ów, zg²osi²by swoje us²ugi, bo co to za wspania²e alibi potem. Zreszt5 niektórzy aktorzy jawnych teatrzyków Ëpiewaliby powsta´com z ca²ego serca. Pewnie próbowali, bo „Biuletyn Informacyjny" w po²owie sierpnia wezwa² do tego, by nie dopuszcza7 „pacho²ków propagandy niemieckiej" do udzia²u w imprezach powsta´czych. Ale wiIkszoË7 gdzieË znik²a, bo to byli ludzie, którzy dbali o siebie. Ja siI zreszt5 w czasie Powstania nie interesowa²em teatrem. Stara²em siI ratowa7 zbiory Biblioteki Uniwersyteckiej. By²em oficjalnie jej pracownikiem i moi konspiracyjni zwierzchnicy uznali, że mam siI opiekowa7 mieniem kultury. Na terenie Uniwersytetu stacjonowa²y kompanie niemieckie; wystIpowa²em wobec nich w powadze strażaka, w kasku i z toporkiem. Ratowanie ksi5żek w czasie Powstania, po jego upadku i w pierwszych miesi5cach 1945 roku to ca²a epopeja. Z teatrem wi5że j5 jedy¬ nie dramaturgia wydarze´. By² jednak taki epizod teatralny... W pewnym momencie dosy7 ²agodn5 kompaniI ozdrowie´ców za¬ st5pi²a na Uniwersytecie m²oda, awanturnicza kompania karna, sk²a¬ daj5ca siI z bardzo ²adnych, zawadiackich ch²opców z zielonymi chustkami na szyi. Sami siI okreËlali jako oddzia² rabusiów, Diebs- -Moerders-und-Verbrechers-Batalion. Zaatakowali Teatr Polski, w bliskim s5siedztwie. Wdarli siI do garderób, a tam przetrwa²y jeszcze gdzieË w szafach czarne peleryny, w które Schiller ubiera² swych statystów w Kordianie. Kilkunastu statystów nosi²o bia²e koszule S²owackiego i czarne opo´cze: Schiller komponowa² sceny zbiorowe przez ruch tych peleryn, przez zawiewanie. Tworzy² siI t²um, wszystko falowa²o. ±adna fantazja. WiIc ci niemieccy rabusie wrócili z teatru w pelerynach Kordiana. A Schiller w dwa tygodnie po wybuchu Powstania wystawiI w Kawiarni Aktorek na Mazowieckiej — wszystko to tak nieda¬ leko — swoj5 KantatI na otwarcie Teatru Narodowego. WystIp przerwa²y niemieckie miotacze ognia — jak podaje „PamiItnik TeatralnyPan zaË wspomina! mi o Prologu na otwarcie Tea¬ tru Narodowego pióra Czes²awa Mi²osza. Czy to by²y dwa różne utwory? Tak. Zreszt5 je mylono, bo nazwisko Mi²osza, jak pani wie, przez wiele lat po wojnie wymazywane by²o przez cenzurI.

61 WiIc Teatr Narodowy miat siI na dobre rozsta7 z Weselem Fonsia? Ale 29 lipca, na dwa dni przed wybuchem Powstania, zagra² je jawny teatrzyk Wodewil na Nowym Swiecie. Czy wystawiano gdzieË Fonsia 12 grudnia 1981 roku? Po wojnie grano go chyba tylko raz, w Kaliszu w roku 1957. Nie dlatego pewnie, że to utwór dosy7 niewydarzony. Ludzie teatru s5 bardzo przes5dni, a Fonsio êle wróży. Zapowiada ciIżkie chwile dziejowe. Szczególna rola dla farsy. Tak. Goniec spod Termopil, który umiera po przekazaniu wiadomoËci, nie powinien nosi7 kostiumu b²azna. ÊWITANIE

Jakie byty dla Pana pierwsze dni wolnoËci? Natychmiast po uwolnieniu Warszawy poszed²em tam pie¬ chot5 z Pruszkowa. Najprostsz5 drog5, torem elektrycznej kolejki dojazdowej, który, jak może pani pamiIta, dochodzi² Nowogrodzk5 prawie do Marsza²kowskiej. Dotar²em po gruzach na Krakowskie PrzedmieËcie. Z ulg5 stwierdzi²em, że Niemcy nie zd5żyli spali7 ani wysadzi7 Biblioteki Uniwersyteckiej. By²em z ni5 bardzo zwi5zany. Wspomina²em pani, że spIdzi²em tam czIË7 Powstania. A potem, po Powstaniu, należa²em do ekipy bibliotekarzy, którym w²adze niemieckie na podstawie warunków kapitulacji zezwoli²y na „ratowanie dóbr kulturalnych". MusieliËmy z profesorem Borowym dokonywa7 os5du, które z cennych ksi5żek ocali7, a co pozostawi7 p²omieniom. ByliËmy przekonani, że Niemcy, niszcz5c systema¬ tycznie WarszawI, wysadz5 BUW. Ale gmach sta², chociaż bez szyb. Pod²ogi z żelaznych krat tworzy²y ruszt o fantastycznym ci5gu, ze zdeptanego stosu ksi5żek wystawa²y nosze. Poszed²em dalej zobaczy7, co siI dzieje z Bibliotek5 Krasi´skich na Okólniku. Na parI tygodni przed wybuchem Powstania zaprosi² mnie tam na naradI docent Julian Pulikowski... Mówiono, że Reichsdeutsch?

63 Polak wychowany w Niemczech, mówi5cy polszczyzn5 z twardym akcentem, żona Niemka, w domu jIzyk niemiecki. Ostrzyżony na szczotkI — tak goli²a czupryny szlachta polska i tak by²o w modzie wËród junkrów. Przyj5² papiery Reichsdeutscha i nie ukrywa² tego. Mia² dostIp do gabinetów dygnitarzy niemieckich i s5dzI, że dziIki jego zabiegom zwolniono mnie z OËwiIcimia. Zaprosi² mnie, żeby mi powiedzie7, że Warszawa objIta jest planem „spalonej ziemi". PostanowiliËmy wówczas ukry7 tea- tralia — stworzy²em ten dzia² i zgromadzi²em w nim niezwykle cenne dokumenty i wydawnictwa — w sklepionych piwnicach, pod grubymi, wertheimowskimi stropami. U²ożyliËmy to ciasno; wia¬ domo, że papier pali siI trudno, gdy brak powietrza. WejËcie os²oniliËmy arkuszami blachy i workami piasku. Dotar²em teraz do tego lochu. Zajrza²em i dozna²em uczucia osza²amiaj5cej radoËci — wszystko leża²o równo, nietkniIte. Ale to by² tylko py², który zachowa² jeszcze kszta²t woluminów i kart. Te ksi5żki i papiery musia²y pali7 siI d²ugo, podlewane benzyn5 przez jakieË uparte komando. Sp²onI²y unikatowe tomy afiszów, egzemplarze sztuk z odrIcznymi notatkami Wojciecha Bogus²awskiego, najciekawsze akta cenzury warszawskiej dotycz5ce teatru, zwrócone nam przez Zwi5zek Radziecki po Traktacie Ryskim. Bardzo pouczaj5ce akta, mówi5ce o dużej inteligencji cenzorów ówczesnych. Na przyk²ad wywody dotycz5ce przeróbek Meira Ezofowicza. Polacy chc5 pozyska7 sobie ëydów — ocenia² cenzor. Tymczasem ëydzi powinni rozsadza7 spo²ecze´stwo tego kraju. WiIc takiej sztuki dawa7 nie wolno... PomyËla²em z żalem, że gdyby s5siedzi nie oddali nam uczciwie tych dokumentów, przetrwa²yby może w archiwach moskiewskich lub leningradzkich. Docentowi Polkowskiemu los oszczIdzi² tych smutnych rozważa´. Zgin5² przy kopaniu rowów strzeleckich na ëoliborzu. Zabi² go pocisk niemiecki. Poszed²em w dó², nie wiedz5c, że miasto jest zaminowane. Na szczIËcie nie zawadzi²em o żaden drut, nie ruszy²em niczego. Jedynie wczeËniej, na Nowym Êwiecie, podnios²em stary drzeworyt japo´ski. Przedstawia² scenI z tradycyjnego teatru; walkI rycerza

64 z upiorem. Poniżej skarpy — na Solcu lub Dobrej, natkn5²em siI na barykadI. Leża²y przy niej zw²oki powsta´ca z rozrzuconymi rIkami, tak bardzo stopione z ziemi5, że wygl5da²y jak cie´. Jedynie czaszka uwypukla²a siI lekko. Ale ktoË już tIdy przechodzi², bo na s²upie og²oszeniowym, który zachowa² siI obok. zobaczy²em pla¬ kat — „AK zapluty karze² reakcji". A wiIc zwyciIzcy nie taili wrogiego stosunku do bohaterskiej przesz²oËci czasu wojennego. Zada²em sobie pytanie, co czeka nas dalej. Nie w5tpi²em, że id5 bardzo trudne czasy. ëe nawet las nie bIdzie już chroni². Wycho¬ wa²em siI na Bia²orusi i wiedzia²em, że ludzie, którzy narzucaj5 nam now5 w²adzI, bardzo dobrze znaj5 siI na lasach. Obawia²em siI, że spo²ecze´stwo też już nie bIdzie schronieniem. NaprawdI myËla² Pan tak już wtedy? Nie mia²em żadnych z²udze´. Powinienem tylko pani wy¬ jaËni7, dlaczego pozosta²em w Polsce. Mia²em przecież wielu przy¬ jació², doskona²e kontakty we Francji. Odpowiedê najprostsza — nie wypada opuszcza7 narodu w niedoli. WiIc nie wyjecha²em, chociaż by²em Ëwiadom — mi²osierdzia tutaj nie bIdzie. Moje dzieci wybra²y sobie póêniej FrancjI za ojczyznI. Mam tam wnuki... No wiIc w styczniu 1945 roku zainstalowaliËmy siI znowu z pro¬ fesorem Borowym w gmachu Biblioteki Uniwersyteckiej i za¬ czIliËmy j5 porz5dkowa7. CzyËciliËmy ksi5żki z ka²u zdobywców i pokonanych. Przyszed² radziecki żo²nierz i oznajmi², że nie wolno nam czerpa7 wody z jedynej ocala²ej studni uniwersyteckiej. Nasza inteligenckoË7 budzi²a nieufnoË7. Bano siI, że możemy zatru7 tI studniI. Tymczasem aktorzy, reżyserzy, pisarze skupili siI w ±odzi. Ja jednak ci5gle mia²em obowi5zki, które odrywa²y mnie od teatru. Otóż, jak w dobrym dramacie przesyconym ironi5, ksi5żki, które w okresie miIdzy wygaËniIciem Powstania a uwolnieniem Warszawy musieliËmy pozostawi7 w BUW na pastwI wroga, ocala²y, a bia²e kruki, które chcieliËmy ocali7, przepad²y. Wywie¬ ziono je w nieznanym kierunku. Jak siI jednak okaza²o, kolejarze polscy Ëledzili transport i ustalili, że skierowano go na stacjI

3 — S²awa i infamia 65 Bottschow, czyli po prostu do Beczkowa nad Odr5. W pobliżu tej stacji, w Goerbitsch, by²y dobra rodziny von Riesselman, zaprzyja¬ ênionej z Frankiem, i można siI by²o spodziewa7, że tam w²aËnie trafi²y wybrane zbiory. Czeka²em, aż sko´cz5 siI walki na tych terenach, aby tam wyruszy7. Wyruszy²em w maju. W ±odzi pracowa² już Teatr Wojska Polskiego pod dyrekcj5 Krasnowieckiego, który przyszed² z wojskiem ze Wschodu. Grali Wesele / Dożywocie. A jakiË przypadkowy zespó² rewiowy, bez nazwy, wyst5pi² z rewi5 Nasza jest ±ódê. Êpiewano piosenki o mieËcie: „gdzie las kominów strzela dumnie w niebosk²on, gdzie serca i maszyny wspólny maj5 ton". A kiedy Pan znalaz² siI w ±odzi? Najpierw odnalaz²em te ksi5żki. Leża²y zwalone w pa²acu w Goerbitsch, tak jak s5dziliËmy, trop by² dobry. By²y sponiewie¬ rane jak zbiory Biblioteki UW. Alies Scheiss! Za²adowaliËmy skarb do dwóch wagonów. Wype²ni²em pomyËlnie sw5 misjI i mog²em wraca7. Niepokój jednak wygna² mnie noc5 na stacjI. Chcia²em siI upewni7, czy nasze wagony doczepiono do specjalnego uprzywile¬ jowanego transportu. Z oËwietlonych okien na piItrze dworca nios²a siI piIknie roz²ożona na g²osy rosyjska piosenka. Z takimi Ëpiewami chodzi siI tam po wsi. Kiedy przycich²a, us²ysza²em, że d²ugi poci5g, stoj5cy na torach, żyje dziwnym życiem. Jakby w nim chodzi²o mechaniczne wojsko. Szura², dzwoni² i tItni². Po jakimË czasie odgad²em. By²y to zegary. Mieszcza´skie zegary szafkowe. KtoË je nakrIci², pewnie w porywie radosnej fantazji. S²ucha²em. Wtedy pojawi² siI przy mnie oficer, zupe²nie pijany. Wymierzy² nagan w daleki wagon, gdzie potIżny zegar wydzwania² w²aËnie kuranty i strzeli². Zegar gra² nadal. Oficer strzeli² ponownie. Na peron wybieg² komendant transportu. RozeËmia² siI i zawo²a² do kapitana: — Chcesz mi zastrzeli7 zdobyczny czas? — PomyËla²em, że można by z tego wysnu7 operI blisk5 naszym czasom. Orfeusz 1945. Wspó²czesny Orfeusz, który przemierza piek²o minionych lat w poszukiwaniu okrutnego czasu, który zas²uży² na rozstrzelanie.

66 Orfeusz w mundurze albo w pasiaku. Próbowa²em potem pisa7 scenariusz. Ale nic mi nie wysz²o. Podar²em. Transport ksi5żek odjecha² pomyËlnie. Nikt do niego nie strzela². A w lecie 1945 roku znalaz²em siI w ±odzi. Wróci²em do teatru. / do innego mitu — Elektry. Elektra dla miasta, gdzie las kominów strzela dumnie w niebosk²on? No tak, przekonaliËmy siI potem, jaki zuchwa²y to by² pomys². Historycy teatru zanotowali, że pierwsze czytanie polskiego przek²adu Eletry Giraudoux odby²o siI 13 grudnia 1941 roku. Zanotowali także, że by² Pan wËród obecnych. Czy Pan pamiIta to konspiracyjne spotkanie? Niewiele... PamiItam tak5 ciekawoË7 — jak to wysz²o Iwaszkiewiczowi... Jak to brzmi po polsku. Iwaszkiewiczowi lepiej wychodzi²o wzruszenie, liryzm utworu, mniej mu siI udawa² dowcip. Ale proporcja nie by²a z²a. Wszystko nak²ada²o siI dobrze na sie¬ bie i Schiller nie mia² racji, kiedy krytykowa² potem przedsta¬ wienie. Mówi², że Polacy nie potrafi5 wystawia7 francuskich dramatów intelektualnych, że im brakuje esprit... Czym by²o takie spotkanie? Narad5 robocz5 czy ËwiItem? Robocze raczej. MyËleliËmy o tym, jak obsadza7... Wiadomo by²o, że reżyserowa7 bIdzie Wierci´ski, że Klitemnestr5 bIdzie Zofia Ma²ynicz, która mia²a do tej roli doskona²e warunki, a Egisto- sem Jan Kreczmar. Oczywiste by²o, że scenografiI bIdzie robi²a Teresa Roszkowska. Czytanie odby²o siI zreszt5 w jej domu na Saskiej KIpie. Mieszka tam do dzisiaj, ten dom niewiele siI zmieni². Wiadomo, że na tym spotkaniu, obok osób, które Pan wymieni!, by² Czes²aw Mi²osz. Byli też aktorzy — Lidia Próchnicka, Stefan Kaliszewski. Tak. Lidia Próchnicka by²a wtedy jeszcze s²uchaczk5 PIST, mia²a wyj5tkow5 urodI. PowIdrowa²a do Stanów i tam zosta²a. Pisywa²a do mnie... Kariery tam nie zrobi²a. Kaliszewski mia² by7 pewnie Orestesem, no ale potem życie pozmienia²o niektóre plany.

67 Orestesem zosta² Êwiderski. PamiItam, że gdy Iwaszkiewicz sko´czy² czytanie, zastanawialiËmy siI nad s²owem ,,1'aube" — jutrzenka, którym Giraudoux zamyka swój dramat. Iwaszkiewicz przet²umaczy² to na „Ëwitanie”. Te Ëwitania, przedËwity, s5 wyraêne w symbolice modernizmu polskiego. Tkwi5 w tradycji romantycznej polskiej. ZastanawialiËmy siI, czy to trafne dzisiaj. JIzykowo czy ideowo? Êwitanie to chyba wiIcej niż ju¬ trzenka. Êwitanie to zapowiedê nowej epoki. To dopiero póêniej nabra²o takiego znaczenia. Wtedy nie by²o jeszcze wyraêne i dlatego rozpatrywaliËmy tI sprawI z punktu widzenia tradycji literackiej. Co znaczy²a Elektra d²a tej grupy ²udzi, która zebra²a siI wówczas w mieszkaniu Teresy Roszkowskiej? Dlaczego wybrano tI sztukI? Jak Pan sam mówi². Delegatura Rz5du nie wydawa²a wiele na prace d²a teatru i na pomoc ludziom teatru. Trzeba by²o siI zastanawia7, na co przeznaczy7 skromne pieni5dze. Dlaczego zdecydowano siI zleci7 przek²ad Elektry? Za ten przek²ad Delegatura nic nie zap²aci²a. Iwaszkiewicz dokona² go bezinteresownie. A Elektra znaczy²a bardzo wiele. Znaczy²aby co innego wystawiona przed wojn5, gdybyËmy z tym zd5żyli. Znaczy²a co innego w czasie okupacji, a jeszcze co innego w rzeczywistoËci powojennej. Ale najogólniej mówi5c — by²a manifestem przeciwko tym wszystkim teoriom, zw²aszcza poli¬ tycznym, które upraszczaj5 rzeczywistoË7. GdybyËmy z ni5 wyst5pili przed wojn5, by²by to rodzaj deklaracji, że my — na prowincji Europy — jesteËmy jednak Europejczykami. Uczestniczymy w wyra¬ finowanych ucztach Trymalchiona, wiemy, jak jeË7 móżdżki sko¬ wronków, jIzyczki s²owicze... jednym s²owem, sta7 nas na naj¬ wyższe wykwinty. To by²aby manifestacja naszej zach²annoËci kulturalnej, bo mieliËmy tI zach²annoË7; ²atwiej by²o sprosta7 Europie w dziedzinie kultury i sztuki niż w dziedzinie produkcji materialnej lub organizacji, chociaż — pamiItajmy — by²a i Gdynia, i OOP, i punktualne koleje. W czasie wojny Elektra zyska²a inne znaczenie — sta²a siI protestem przeciw tej polityce.

68 która widzia²a w nas naród niewolników, licz5cych do piIciuset, naród bez kultury. Po wojnie zaË, kiedy przeczuwaliËmy już, albo doËwiadczali, prymitywnych uproszcze´ ery stalinizmu, Elektra obraca²a siI przeciw nim. Przeciw widzeniu Ëwiata w sposób zbyt prosty, zbyt zrozumia²y. Czy zechce mi Pan opowiedzie7 ElektrI, tak jak j5 Pan pamiIta? To nie takie ²atwe. Giraudoux ma wyobraêniI poetyck5, a jednoczeËnie jest intelektualist5. Konstruuje teorie, ale w tym wszystkim — nieustanny sceptycyzm. Nie ma nic pewnego, jest tylko poszukiwanie pewnoËci. W tych poszukiwaniach Giraudoux zbliża siI do Sartre'a, do Camusa, do filozofii nonsensu i rozpaczy. Ta myËl przesycona jest niepokojem zwi5zanym z narastaniem faszyzmu. PamiItam, że wszyscy w tych latach, tuż przed drug5 wojn5, żyliËmy w pop²ochu. MyËl niezmiernie bogata, z tak5 przejrza²oËci5... MyËl, która bawi siI sam5 sob5. Bawi siI w²asnym odkryciem. Szuka dowcipu, olËnienia. Dzie²o nowocze¬ snego wykwintnisia, skrz5ce siI od piIknych pomys²ów teatral¬ nych. Teatr poetycki. To zreszt5 w Polsce nie nowina. Nasz teatr wyrasta z poezji. Nieraz mówili mi cudzoziemcy — wiemy, że coË niezwyk²ego jest w waszym dramacie. Prosili, żebym im pomóg² zrozumie7, w czym tkwi tajemnica tej niezwyk²oËci. SiIga²em wtedy do S²owackiego. Otóż polski magnat, ËciIty za brak dyscypliny pa´stwowej i spo²ecznej, za samowolI, wystIpuje na scenie przed Bogiem ze swoj5 krzywd5. I przed obliczem Boga odbywa siI ostateczna rozprawa miIdzy ËciItym za niepos²usze´¬ stwo magnatem a kanclerzem — obro´c5 prawa, miIdzy Zborow¬ skim a Zamoyskim. S²owacki nie spodziewa² siI tego, że dramat bIdzie kiedykolwiek wystawiony. WiIc skazaniec przez 25 minut przemawia piIknym krótkim wierszem, fantastycznym i brutal¬ nym, wznios²ym i konkretnym, trzymaj5c pod pach5 swoj5 w²asn5 g²owI. Tak to S²owacki pokaza², dziIki ca²kowitemu odrzuceniu wymogów sceny, dziIki niebywa²ej swobodzie twórczej, któr5 mu gwarantowa² ucisk cenzury. Rozprawa odbywa siI przed s5dem

69 boskim, w którym — tak jak w Izbie Deputowanych, t²umaczy²em Francuzom — siedz5 na ²awach s²uchacze. Siedz5 duchy, szatani i ËwiIci, i zachowuj5 siI tak, jak podczas gor5cej debaty parlamentarnej. Wo²aj5 — precz, wo²aj5 — niech żyje! Ten t²um siI burzy. Jak to dzisiaj pokaza7? Ten magnat z g²ow5 pod pach5, na s5dzie boskim, w Chambre des deputes. Polski teatr wyrasta z poezji, inny nie udawa² siI nam na ogó². WiIc z tego punktu .widzenia Elektra by²a nam bliska. Co ona mówi? Mówi, że bogowie to nie jest ani wielka sprawiedli¬ woË7. ani wielka mi²oË7, ani wielkie wspó²czucie, tylko wielka obojItnoË7. Reaguj5 czasem na wezwanie ludzi — jeËli doko¬ nana zosta²a zbrodnia i ludzie domagaj5 siI sprawiedliwoËci. Reaguj5, lecz ich obojItnoË7 idzie tak daleko, że zsy²aj5 karI nie na to miasto, które na ni5 zas²uży²o, lecz na s5siednie, cnotliwe. Nie na zbrodniarza, ale na jego rodzinI. Wszystkim rz5dzi przy¬ padek wynikaj5cy z obojItnoËci. Elektra to jakby przeczucie tych poci5gów jad5cych do Treblinki, w których ëydzi, ka¬ tolicy, Ëpiewali Serdeczna Matko. Bo by²y wagony do Treblinki rozbrzmiewaj5ce takim Ëpiewem. I obojItny Bóg spogl5da² na te transporty. Elektra d5ży do integralnej sprawiedliwoËci i domaga siI jej w chwili najmniej odpowiedniej, gdy Egistos, ów lek- koduch, amant, wykwintniË dojrzewa do m5drego rz5dzenia pa´stwem, do ratowania miasta przed pożog5. W krytycznej chwili Elektra odmawia pomocy wspó²mordercy ojca. Argos ginie, lecz triumfuje moralnoË7 i prawda. Dokonuje siI oczyszczenie. WylIgaj5 t²umy żebraków, kalek, można budowa7 życie od nowa. WiIc proszI sobie wyobrazi7, jak5 to wymowI mia²o w ±odzi w 1946 roku. Mimo wszystkich ozdób antyku i elokwencji francuskiej. PublicznoË7 postawiona wobec dylematu — inte¬ gralna sprawiedliwoË7 i zag²ada miasta czy ratowanie miasta kosztem kompromisu z morderc5 — musia²a myËle7 o dramacie Powstania Warszawskiego i Armii Krajowej. Wierci´ski w swojej inscenizacji, do której siI przyczyni²em jako kierownik lite-

70 racki sceny, przyznawa² zreszt5 racjI Elektrze. To nam póêniej ostro zarzucano. W jaki sposób Elektra / tajnego czytania na Saskiej KIpie traf Ha na scenI ²ódzk5? Mniej wiIcej w po²owie 1945 roku zaczIliËmy z Edmundem Wierci´skim rozmawia7 o stworzeniu sceny poetyckiej, wywodz5cej siI z planów Tajnej Rady Teatralnej. Scena ta mia²a mie7 charak¬ ter studyjny, eksperymentalny. Mia²a by7 wolna od utylitarnych obowi5zków. Mia²a przede wszystkim kszta²ci7 i otwiera7 nowe drogi dla teatru. PlanowaliËmy na pocz5tek ElektrI, a potem Jak wam siI podoba w przek²adzie Mi²osza, Ziot5 czaszkI, Ryszarda iii. Kiedy szuka²em polskich cymeliów na Ziemiach Odzyskanych, Wierci´ski pojecha² we w²asnym i moim imieniu do Krasnowieckiego. Dogada² siI z nim bardzo dobrze. Zawarli dżentelme´sk5 umowI. Krasnowiecki by² cz²owiekiem lojalnym. Konformist5, ale na swoim miejscu,i zupe²nie niez²ym aktorem. W czasach, kiedy szefom kazano pisywa7 donosy, Krasnowiecki zachowywa² siI powËci5gliwie. Jego raporty dotyczy²y spraw ËciËle zawodowych. Wiem, bo pewien urzIdnik, którego zna²em jeszcze z PPS, pokaza² mi pakiet różnych papierów zgromadzonych w mojej teczce personalnej. Krasnowiecki pisa² oszczIdnie, wyraênie mnie chroni². A ktoË inny donosi² gorliwie, że jestem wstecznik, wróg Stanis²awskiego i dramaturgii rosyjskiej. No wiIc Krasnowiecki zobowi5za² siI udzieli7 scenie wszelkiej opieki. W zamian ż5da², by mu nie rozbija7 zespo²u, nie tworzy7 teatru w teatrze. Chcia², by scena eksperymentalna — powierzano nam jej kierownictwo — dawa²a możnoË7 grania wszystkim aktorom TWP, nie tylko gwiazdom przyby²ym z Warszawy. Zobowi5zaliËmy siI do tego, chociaż istnia²a obawa, że scena bIdzie przyci5ga7 najlepszych, wiIc jakaË elita powstanie. RzeczywiËcie powsta²a? Nie zd5ży²a powsta7. Można nam zarzuca7, że w tej pierwszej i jedynej sztuce rzeczywiËcie grali „nasi” aktorzy, cho¬ ciaż postaraliËmy siI przynajmniej o to, by w roli Elektry, obok Zofii

71 Mrozowskiej, obsadzi7 HalinI Kossobudzk5, która przyby²a z tea¬ trem ze Wschodu. MyËlI, że gdyby tej scenie dano d²użej potrwa7, przyci5gnI²aby najlepszych artystów różnych Ërodowisk i orien¬ tacji. W imiI tej orientacji, jak5 jest sztuka. Niestety, nie wartoË7 artystyczna mia²a decydowa7 o tym, co siI stanie z teatrem. Z artystycznego punktu widzenia Elektra zosta²a oceniona bardzo wysoko nawet przez najwiIkszych przeciwników przedsta¬ wienia. Po tym wszystkim, czego dokonali Niemcy, po wyniszczeniu teatru polskiego, bo tajne teatry — jak mówi² Jaracz — by²y przecież jakimË pozorem, Wierci´ski, ze swoj5 wielk5 pasj5, maksymalizmem, ambicj5, zdo²a² stworzy7 przedstawienie niezwy¬ k²ej piIknoËci. Pomogli mu w tym wybitni aktorzy, którzy d²ugo czekali i tyle doËwiadczyli: Zelwerowicz, Woszczerowicz, Kreczmar. Pomog²a mu m²odzież teatralna, pal5ca siI do wyjËcia na prawdziw5 scenI. Wierci´ski móg² zreszt5 wybiera7. TWP mia² wielki zespó², wszyscy siI tam garnIli. Dawano deputaty, stopnie, mundury, mieszkania. Zaraz dosta²em piIciopokojowe. WiIc wa¬ runki pracy by²y bardzo dobre. A jeszcze ËwiadomoË7, że publicz¬ noË7 czeka, że jest wyg²odnia²a. Stanis²aw Ryszard Dobrowolski napisa² w „Teatrze’' w 1947 roku: „±ódzkie przedstawienie Elektry i dyskusja wokó² dramatu Giraudoux wykaza²y, że dzisiejsza widownia gotowa z g²odu znaleê7 w utworze karmI dla siebie, cho7by jej wcale w nim nie by²o. Jest jak lew, który żre piasek na pustyni". Zostawmy to, bo znowu bym mówi² — a może tak trzeba — êle o nieboszczyku. Tak, przedstawienie niezwyk²ej piIknoËci. Przy tragizmie treËci bucha²a z niego radoË7 twórcza. Tak, ci ludzi pisali okropne rzeczy, ale to, co wypisywa² Dobrowolski, cz²owiek prymitywny, by²o dużo mniej groêne niż to, co mówi² Adam Ważyk, inteligentny, oczytany, myËl5cy. Otóż pozwoli² sobie na okrutny s5d, że poczucie tragizmu w²aËciwe jest klasom upadaj5cym, a zwyciIski proletariat żyje optymizmem rewolucji. Rewolucja niesie wiIc ze sob5 koniec tragizmu. Zdaniem Ważyka, w naszej

72 rzeczywistoËci nie by²o miejsca na tragizm Elektry. Rzecz jasna, także na jej urodI, zdecydowanie nieproletariack5. Na jej symbole. A u Giraudoux roi siI od przeËlicznych pomys²ów teatralnych i Wierci´ski wspaniale je wygra². Trzy dziewczynki, które wpro¬ wadzaj5 ze sob5 na scenI cudzoziemca Orestesa — Eumenidy, rz5dz5ce losami ludzkimi, rosn5 wraz z rozwojem dramatu. Rosn5 — jak mówi ogrodnik — jak grzyby, jak pieczarki, jak z²e grzyby, jeszcze szybciej. Najpierw s5 swawolnymi dzie7mi, które graj5 w klasy, figluj5, potem zjawiaj5 siI jako szesnastolatki, groza narasta, potem s5 już w wieku Elektry i wiadomo, że nied²ugo wszystko siI rozstrzygnie. Inny pomys²: żebrak, bezczelny i inteligentny, zachowuje siI jak bóg, który przychodzi, by skontrolowa7, jak przebiegaj5 wypadki. Czy tak, jak zamierzy²? A raczej, jak przewidzia², bo bogowie też podlegaj5 wyższym prawom — Mojrze. Albo ptak, który zatacza ko²a nad Egistosem. Ptak, którego nie ma .na scenie, ale jest przejmuj5co obecny poprzez wibruj5ce dêwiIki fletu: piIkny pomys² Romana Palestra, który skomponowa² muzykI do sztuki. I zachwycaj5ca scenografia Teresy Roszkowskiej. Dekoracje trochI z bajki, pomieszanie fantazji i prawdy, kostiumy starannie obmyËlone, niby greckie, ale raczej zabawa w kostium grecki; ten Egistos z papierosem w d²ugiej tutce siedz5cy na tronie. Gdyby pani zapyta²a, czy to by²o ËwiIto, czy praca, to odpowiem, że ËwiIto. Wierci´ski by² niezmiernie ceniony za swoj5 postawI życiow5, a w teatrze uważany za maga. Skóra obci5gniIta na twarzy, jak na trupiej czaszce. Jego niesamowit5 chudoË7 przypisywaliËmy sk²onnoËci do gruêlicy, nie wiedzieliËmy, że to rozwijaj5cy siI rak, który go zabije. Twarz cz²owieka uduchowionego przez zapowiedê Ëmierci. Wielkie, szeroko otwarte oczy; patrzy² nimi na aktorów, jakby chcia² ich natchn57. Wszyscy mu ufali. S²uchano go z niezmiernym szacunkiem. Z wielk5 gotowoËci5. Jak publicznoË7 przyjI²a ElektrI? Wiadomo, ±ódê przytuli²a wtedy mnóstwo inteligencji z War¬ szawy i innych miast, ale tej inteligencji starczy²oby może na kilka

73 przedstawie´. A Elektra sz²a i sz²a, i publicznoË7 przychodzi²a ci5gle. ProszI sobie wyobrazi7 tI ±ódê. Nie by²a wprawdzie zniszczona, ale wynIdznia²a, wype²niona w trzech czwartych ludnoËci5 fabryczn5, dojeżdżaj5c5 na ogó² z okolicznych wsi. TItni²a od t²umów, które od Ëwitu d5ży²y do swoich warsztatów z zawini5tkami, z butelkami kawy zbożowej. Triumf Giraudoux i Wierci´skiego polega² na tym, że na przedstawienia przychodzi²o wielu robotników. Niektórzy drzemali, ale wiIkszoË7 by²a urzeczona, oczarowana. WiIc na ludziach zwi5zanych z now5 w²adz5 musia²o to czyni7 groêne wrażenie. Kiedy na to patrzymy po latach, wiemy, że Scena Poetycka musia²a zosta7 zamkniIta. Sta²o siI to po 44 przedstawieniu Elektry. / po s²ynnej dyskusji w ²ódzkim klubie twórców, zwanym Klubem Pickwicka. Jej fragmenty przytoczono w „Kuênicy". Jest tam także i Pana glos. Bardzo w5t²y. Dlaczego Pan tak s²abo broni Elektry i swojej sceny? Zw²aszcza że Wierci´ski nie zabiera² g²osu? OËwiadczy², że wszystko, co mia² do powiedzenia, wypo¬ wiedzia² ze sceny. I mia² racjI, po co by²o wdawa7 siI w dyskusjI? Ja zreszt5 też mia²em racjI wystIpuj5c w ten sposób. Chcia²em broni7 Sceny Poetyckiej, a to znaczy²o — nie ujawnia7 naszych istotnych pogl5dów na sztukI. Wiedzia²em już, że nie mieszcz5 siI w nowej rzeczywistoËci. WiIc broni²em Sceny jako warsztatu teatralnego. Ale i to siI nie uda²o wobec zmasowanego ataku krytyków. Czegóż nie mówili... Wynotowa²am z „Kuênicy". Stanis²aw Ryszard Dobrowolski mówi, że Elektra to paczka UNRRA — zamiast chleba z bocz¬ kiem — rodzynki. Zapewnia, że szeregowcy maj5 o paczkach UNRRA bardzo krytyczn5 opiniI. Leon Pasternak zwraca uwagI, że „każda sztuka ma swoj5 tendencjI i swój wymiar polityczny. W Elektrze istnieje abstrakcyjne sumienie Ëwiata, a przecież abstrakcyjnego sumienia Ëwiata w rzeczywistoËci nie ma". Halina Kowalska, dziennikarka, ostrzega, że „tutaj postacie, które z punktu widzenia tragedii greckiej i w koncepcji reżysera powinny by7 potIpione, ciesz5 siI sympati5". Schiller ocenia: „Otóż my

74 nie umiemy zagra7 Giraudoux tak jak trzeba, nie umiemy da7 dobrego tonu komedii francuskiej. Nie odczuwamy literackiej wartoËci tego rodzaju. To wszystko siI transponuje na zupe²nie inne tony". BId5c przy g²osie wtr5ca: „Uważam, że nie może istnie7 taka organizacja jak ZASP, która wlecze atmosferI zatIch²5 w sensie ideologicznym i artystycznym. Ten stan trwa i na innych odcinkach życia polskiego". Ważyk zaË odpiera Pana argument, że Elektra by²a dobr5 sztuk5 warsztatow5. Mówi: „Nikogo nie zadowoli odpowiedê, że ta w²aËnie sztuka jest potrzebna do wewnItrznego życia teatru. Dzisiaj ludzie sztuki patrz5 nie tylko na scenI, ale i na widowniI, obchodzi ich spo²eczne oddzia²ywanie teatru". A w podsumowaniu dyskusji pisze, że gdyby zapytano 77 różnych osób, co dojrza²y w Elektrze, udzieli²yby 77 różnych odpowiedzi i komentuje to tak: „Wielo¬ znacznoË7 moralna, relatywizm treËci byI uzasadnion5 historycznie tragedi5 postIpowej nawet inteligencji lat miIdzywojennych". Wynotowa²am także inne g²osy, spoza Klubu Pickwicka. W nr. 15 „Kuênicy" z 1946 roku „Spectator" (Andrzej Stawar) zarzuca teatrowi skrajny estetyzm i „okreËlone treËci". Jan Kott zaË w nr. 50 „Przekroju" z 1946 pisze, że antyk jest bliski Zachodowi, „tam można swobodnie wskrzesza7 dawne mity, bez obawy, że wszyscy od razu uwierz5". I konkluduje: „Inaczej u nas... Wywodzimy siI, oczywiËcie, z kultury zachodniej, ale antyk pozosta² dla nas czymË bardzo dostojnym, akademickim i bardzo dalekim". No tak, to by²y bardzo wyraêne wskazówki. Nie ma miejsca na desery (St. R. Dobrowolski), na istotne rozważania moralne (Pasternak), na znaki zapytania (Kowalska), na wzglIdnoË7 ocen (Ważyk), na piIkno (Stawar) i na z²udzenia, że należymy jeszcze do krIgu kultury Ëródziemnomorskiej (Kott). Pomin5² Pan zupe²nie Schillera. Bo to szczególny wypadek. Schiller na pewno chcia²by zachowa7 to wszystko, co inni tak ²atwo gotowi byli usun57 z naszej kultury. Ale jego sumienie artysty ust5pi²o przed

75 „sumieniem partyjnym". Podejrzewam, że wypowiadaj5c siI w Klubie Pickwicka, wykona² polecenie partii, której wiernie s²uży². Szkoda że nie zdoby² siI na to, by otwarcie powiedzie7 o tym Wierci´skiemu i mnie. Wierci´ski nie móg² mu tego do ko´ca darowa7. Kiedy Schiller szykowa² siI do objIcia Teatru Polskiego i chcia² pozyska7 Wierci´skiego do wspó²pracy, ten stanowczo odmówi². Nie pomog²o, że Schiller powo²ywa² siI na „wspólne okupacyjne zamierzenia i marzenia". Nie pomog²o także, że odwiedzi² Wierci´skiego w sanatorium w Tuszyn ku i d²ugo z nim mówi² o likwidacji Sceny Poetyckiej. Wierci´ski by² nieprzejednany, zw²aszcza że wtedy dzieli²a ich nie tylko sprawa tej sceny. Ten nieugiIty cz²owiek by² bardzo niewygodny dla w²adz, chItnie by siI go jakoË pozby²y, ale nie by²o to ²atwe, mia² wielki mir i by² czysty. Próbowano różnych sposobów. Pewnego dnia zwróci²a siI do mnie aktorka, a wkrótce dyrektor Teatru Po¬ wszechnego w ±odzi, wysoce partyjna, jeszcze z okresu lwow¬ skiego, Jadwiga Chojnacka. Zaprosi²a mnie do siebie, bo parI ważnych osób chce ze mn5 rozmawia7. RzeczywiËcie, przysz²o trzech panów. Jednym z nich by² Loga-Sowi´ski, wtedy najpo¬ tIżniejszy cz²owiek w ±odzi, cz²onek KC PPR, taki poczciwiec mia²kiego umys²u, szczerej wiary. Dwaj byli z Warszawy. Franci¬ szek Mazur, też cz²onek KC. I jakiË ważny ideolog partyjny, chyba Roman Werfel, ale nie jestem tego ca²kiem pewien po tylu latach. Ważni dygnitarze. Zapytali mnie, dlaczego trzymam siI Wierci´¬ skiego, skoro ja jestem racjonalista, a on jest mistyk. Przecież nie ²5cz5 nas lewicowe pogl5dy. Ja mia²em wtedy jeszcze opiniI lewicowca. Ale po wojnie nie przyst5pi²em już do PPS, nie chcia²em należe7 do żadnej partii. Chodzi²o im wyraênie o to, żebym odci5² siI od wspó²pracy z Wierci´skim i rozbi² w ten sposób ScenI Poetyck5. „Zapomnieli panowie — odpowie¬ dzia²em — że Wierci´ski przed wojn5 siedzia² w lwowskim areszcie za swoje deklaracje pokomunistyczne (nieszczIËliwe zreszt5, otumaniono go z ca²kowitym cynizmem; ale od tej oceny

76 powstrzyma²em siI przy tych panach). Schiller — doda²em — do którego macie pe²ne zaufanie, siedzia² za to samo i wyci5gn5² go z wiIzienia Pieracki, ówczesny minister spraw wewnItrznych. A Wierci´ski nie mia² takich stosunków". Mazur próbowa² mnie wtedy straszy7, że oni potrafi5 rozmawia7 inaczej. Powiedzia²em, że po OËwiIcimiu nie bojI siI już. I rzeczywiËcie, nie mia²em w sobie żadnego strachu. WiIc to spotkanie im siI nie uda²o, co nie przeszkodzi²o zlikwidowa7 g²adko ScenI Poetyck5. Czy Schiller przyczyni! siI do tej likwidacji? Móg²by podj57 próbI ratowania Sceny. By² wtedy potIżny, a w sezonie 1946/47 przej5² po Krasnowieckim dyrekcjI Teatru Wojska Polskiego i otrzyma² ScenI w spadku. Zreszt5 móg² j5 ocali7 czy nie móg², powinien uczciwie sprawI postawi7. Przecież pracowaliËmy razem — on, Wierci´ski i ja — w czasie okupacji, narażaliËmy siI wspólnie w Tajnej Radzie. Wiele byliËmy w stanie zrozumie7. Móg² nam powiedzie7 — jestem w takiej i takiej sytuacji, muszI to czy tamto. A on tego nie zrobi². Ok²ama² nas. Należa²em wtedy do trzyosobowego komitetu doradczego przy Departamencie Teatru Ministerstwa Kultury i Sztuki, powo²anego w tym samym dniu, kiedy odby²a siI premiera Elektry, 16 lutego 1946 roku. Schiller, Szyfman i ja, dziwne cia²o, dziwny, a może przewrotny pomys². 1 jeêdziliËmy czIsto do Warszawy. Schiller mia² limuzynI z kierowc5. Podczas któregoË z takich wyjazdów poprosi² szofera, by mu przyniós² gazety ²ódzkie. Przejrza² je nerwowo, schowa². Pytam, co w nich jest. — Ee, nic takiego. — Czu²em, że coË jest, i by²o, rzecz jasna. By² wywiad udzielony przez Schillera i mówi5cy o tym, że likwiduje ScenI Poetyck5. Nie chcia², żebym czyta², bo musia²by wtedy ze mn5 rozmawia7. A nie znosi² mówi7 prawdy w oczy. By²o coË g²Iboko dziecinnego w tym zachowaniu. By² przecież wielkim reżyserem, czy — jak Pan nazywa — inscenizatorem. Jak można by7 wielkim reżyserem i nie mówi7 w oczy? A można. Widzia²em, jak to siI robi. PamiItam, jak Schiller wystawia² Pieska w Narodowym. Znakomite, niedocenione wido-

77 wisko. Wci5gn5² tam wtedy do wspó²pracy kolegI z czasów m²odoËci, uwielbianego przez siebie WIgrzyna. I jak to zwykle by²o u Schillera, ostatnie próby w gor5czce, robota na okr5g²o przez ca²5 dobI. Zaczyna² próbI zaraz po spektaklu, trwa²a przez ca²5 noc, przeci5ga²a siI na nastIpny dzie´, aktorzy nieprzytomni snuli siI po scenie i po kulisach, a Schiller siedzia² na swoim miejscu przy czterech, piIciu filiżankach kawy, nad popielniczk5 pe²n5 niedopa²ków. I w pewnej chwili rzuci² siI z furi5 na jakiegoË ch²opaka, statystI. A aktorzy byli już tacy zmIczeni, że nie przebierali siI nawet. Rozmam²ani. Każdy w tym, co tam mia². WiIc Schiller zatrzyma² tego studenta i wyg²osi² do niego przemówienie, co to jest teatr, co to znaczy gra7, co to jest kostium, co to jest próba. Ten biedny ch²opak nie wiedzia² zupe²nie, o co tu chodzi. A niedbale ubrany, rozczochrany WIgrzyn siedzia² sobie na scenie i macha² nog5. To do niego by²o ca²e przemówienie. Przyjaênili siI, mówili sobie „ty", ale Schiller nie mia² odwagi powiedzie7 WIgrzynowi w twarz, jakie ma pretensje. Dlaczego, mówi5c o trzyosobowej grupie doradczej przy Departamencie Teatru, uży² pan siów „przewrotny po mysi"? S5dzI, że chodzi²o o to, by wykorzysta7 trzy osoby o pozycji ustalonej jeszcze przed wojn5, a potwierdzonej w czasie okupacji, dla uwierzytelnienia nowych w²adz kulturalnych. Na pocz5tku pozostawiono twórcom pewn5 swobodI, chociażby po to, by ujawnili, jakie maj5 myËli i plany. Gdyby w²adza nie próbowa²a siI uwierzytelni7, twórcy byliby znacznie ostrożniejsi, wiIc i póêniej¬ sza walka z ich pogl5dami by²aby trudniejsza. Najpierw trzeba by²o rozpozna7 kto, co i jak, a dopiero póêniej wzi57 to wszystko w garË7. WiIc byliËmy potrzebni jako parawan. Czy wtedy Panowie wiedzieli o tym? Wtedy uważaliËmy to jednak za nowy sposób rz5dzenia. Oto minister ucieka siI do specjalistów. Przed wojn5 tego nie by²o? Nie, takich powo²a´ przy ministrze, nie. Owszem, ministro¬ wie mieli swoich przyjació². Ale jednak nie by² ten rz5d tak blisko.

78 WiIc to zaproszenie do wspó²pracy po wojnie by²o doË7 ponItne. Trzeba by²o czasu, żeby siI zorientowa7, że lepiej trzyma7 siI dalej. Schiller trzyma² siI za blisko i to go zniszczy²o. W maju 1946 roku odby²o siI czterdzieste czwarte, ostatnie przedstawienie Elektry, a zarazem ostatni spektakl na Scenie Poetyckiej TWP. A 17 czerwca w odbudowanym Teatrze Polskim w Warszawie otwarto uroczyste dwudniowe posiedzenie kilku¬ dziesiIcioosobowej Rady Teatralnej przy Ministerstwie Kultury i Sztuki. Do tej wielkiej rady zaproszono także Schillera, Szyfmana i Pana. Cale to wydarzenie jest doË7 zagadkowe. W radzie zasiadaj5 miIdzy innymi Maria D5browska, Leopold Staff, Ludwik Hieronim Morstin, Jerzy Szaniawski. Jest wielu wybitnych aktorów. Obrady otwiera ówczesny minister kultury, W²adys²aw Kowalski... Stosunkowo porz5dny cz²owiek, pope²ni² samobójstwo po Paêdzierniku... Z ch²opów biedniaków. Wielka pompa, sztandary, bukiety, wida7 to nawet na zdjI¬ ciach z tych obrad. / koniec. Jedno jedyne posiedzenie. Dlaczego? Jeszcze krócej tej starannie dobranej rady niż nieprawomyË/nej Elektry. ±atwo to pani wyjaËniI. TI now5 radI powo²ano w odpo¬ wiedzi na zabiegi Schillera. Schiller chcia² by7 wierny tradycjom TRT, by² do nich przywi5zany. Jako cz²owiek o s²usznej przesz²oËci, komunizuj5cy przed wojn5, a do tego nowator teatru, twórca wielkiego talentu, rozmachu, wiedzy, Ëwiadom swych możliwoËci, szykowa² siI do kierowania teatrem w nowej Polsce. Nie jednym teatrem w Polsce, lecz teatrem polskim. U²oży² sobie program kontynuowania prac Tajnej Rady. I stara² siI przekona7 w²adzI, że jest to kierunek w²aËciwy. OczywiËcie, różne rzeczy siI zmieni²y, ale podstawowe pogl5dy TRT na repertuar teatrów, na upowszechnie¬ nie sztuki teatralnej ci5gle mog²y siI wydawa7 zgodne z tym, co zapowiada²a nowa w²adza w Polsce. Ta w²adza zaniepokoi²a wprawdzie Schillera powo²uj5c „kapitalistI" Szyfmana na pierw¬ szego dyrektora Departamentu Teatru w Ministerstwie Kultury, ale jednoczeËnie zaprosi²a Schillera i mnie na doradców ministra. No

79 wiIc Schiller par² do tego, by w nowej Polsce powsta²a nowa rada, która bIdzie wciela7 w życie uchwa²y naszej rady konspiracyjnej. Doprowadzi² do tego, że w czerwcu 1946 roku powo²ano RadI Teatraln5 pod przewodnictwem ministra kultury i sztuki. Sk²ada²a siI z 15 cz²onków honorowych i 30 zwyczajnych, a jej kadencja mia²a trwa7 dwa lata. Kiedy tylko Schiller zacz5² opowiada7 nam, cz²onkom dawnej TRT, jak szeroki zasiIg przybiera to nowe cia²o, zaczIliËmy podejrzewa7, że odbIdzie siI uroczysty pogrzeb TRT. RzeczywiËcie obrady by²y pompatyczne i niemrawe, zaczI²o siI od odczytywania telegramów od rz5du — Bierut przys²a² — od wrI¬ czania orderów za postawI okupacyjn5. PrzypiIto ich ponad dwadzieËcia, dosta² Iwaszkiewicz, Wierci´ski... Pan też? Nie, mnie nie dano i s²usznie. Z jakiej racji? Otóż pamiItam te dwa dni obrad jako takie czujne czuwanie. Czuwanie, kiedy sko´czy siI nuda, a zacznie coË istotnego. Ale nic siI nie zaczI²o. By²o to już po ostatnim przedstawieniu Elektry, po dyskusji w Klubie Pickwicka i atakach na ElektrI w „Kuênicy”. Już by²o prawie pewne, że Scena Poetycka, wyros²a z projektów TRT, przestanie istnie7. Czy mówiono o tym w czasie obrad w Teatrze Polskim? Ani s²owa. A przecież to by² ważny sygna², że idee TRT nie maj5 w no¬ wej rzeczywistoËci tak pewnego gruntu, jak by siI mog²o wydawa7. Klasyczny pogrzeb. Kruczkowski powiedzia² wtedy w swoim referacie (a wyraża² przecież pogl5dy w²adzy), że wszelkie formy organizacyjne teatrów, inne niż forma pa´stwowa, s5 podejrzane. A²e przecież TRT chcia²a teatrów pa´stwowych? Nie, TRT chcia²a, by pa´stwo otoczy²o specjaln5 opiek5 tylko parI teatrów w Polsce — Teatr Narodowy, operI, teatry mniejszoËci narodowych. Reszta teatrów mia²a by7 przede wszyst¬ kim pod opiek5 miast, mia²y by7 ËciËle zwi5zane z ich potrzebami, mia²y pobudza7 patriotyzm lokalny. Teatr w P²ocku mia² wyrasta7 z tradycji naukowej tego miasta, teatr w PrzemyËlu z tradycji

80 Fredreum. Nie wiedzieliËmy, że to pomys² niezmiernie niebez¬ pieczny; w²aËnie to, co wspiera²o siI na tradycji, mia²o by7 gruntownie zniszczone. Kruczkowski powiedzia² na dodatek, że wolnoË7 nie jest abstrakcj5, lecz konkretnym darem jednostki i SPO±ECZE³STWA. S²owo spo²ecze´stwo wyskandowa². To by²o przemówienie otwarte i jasne. W każdym razie podczas tych dwóch dni w Teatrze Polskim uroczyËcie, z kadzid²em pogrzebano TRT. SpodziewaliËmy siI, że w²adza siIgnie może jeszcze do jej pomys²ów, lecz przedstawi je jako swoje. Na tradycjI TRT zwi5zanej z Delegatur5 Rz5du nie należa²o siI powo²ywa7. To by²o już dla nas jasne, mimo iż nie zdawaliËmy sobie jeszcze sprawy z rozmiarów terroru przeciw ludziom AK. Krystyna Kersten w swojej ksi5żce Narodziny systemu w²adzy. Polska 1943-1948 podaje, że w styczniu 1946 r. zapadio 7 wyroków Ëmierci przeciw dziaiaczom podziemia, przede wszystkim by²ym cz²onkom AK, w lutym — 8, a w marcu już 69. Wtedy w²aËnie wydarzy²a siI groêna i Ëmieszna historia z Zofi5 Ma²ynicz. Otóż kiedy pracowaliËmy nad Eiektr5, Zosia zniknI²a nagle, a nie mia²a dublerki. Znik²a z domu, znik²a z teatru. Wiedzia²em, że ma w ±odzi siostrI cioteczn5, która pracuje w biu¬ rze. Odnalaz²em to biuro. Okaza²o siI, że siostra też znik²a. Pracownicy biura zachowywali siI tajemniczo, nie chcieli mi powiedzie7, gdzie mieszka ta siostra. Wreszcie wydoby²em adres. Poszed²em, zlustrowa²em dom i ulicI; wszystko wydawa²o siI spokojne. Postanowi²em siI jednak zabezpieczy7. Wst5pi²em do teatru, zasta²em — jak zwykle — t²umek w kantynie, dziewczIta po wojskowemu, wszyscy tak siI wtedy nosili, stopnie przyzna¬ wano w zależnoËci do rangi aktorskiej. Kreczmar by² kapitanem. A Krasnowiecki, dyrektor, majorem. Poda²em g²oËno adres, pod który idI. — Czy pa´stwo byliby sk²onni — zapyta²em — dowiedzie7 siI o mnie, jeËli nie wrócI za dwadzieËcia minut? — Zaraz wyczuli Ëwietn5 awanturI, tylko oczy b²ysnI²y. Poszed²em. Rzecz jasna, Zosia siedzia²a w kotle. Mia²a tragiczn5 minI aktorki, ko²o niej drzema²a jakaË baba z mlekiem, jakaË ëydówka —

81 handlarka, wtedy by²o jeszcze trochI ëydów w Polsce. KilkanaËcie osób tam z²owiono. M²odzieniec — z takich, którzy wtedy chodzili za mn5 (mia²em taki ogon przez kilka lat powojennych), zamkn5² drzwi i przekrIci² klucz. Nie spodziewa² siI jednak, co nast5pi. Za dwadzieËcia minut, zaczIli jeden po drugim puka7 aktorzy. Zapewni²em m²odzie´ca, że zespó² Teatru Wojska Polskiego liczy 150 koleże´skich osób, i że wszystkie przyjd5. Porozumia² siI z jakimË zwierzchnikiem i wypuËci² nas. W ten sposób odbiliËmy ZosiI Nla²ynicz. Ale jej siostra zosta²a skazana. Wyrok Ëmierci, potem zamieniony na dożywocie. Wypuszczona chyba po Paêdzier¬ niku. To by²a niezwyk²a rodzina. Ojciec Zosi należa² do tych inteligentów polskich, którzy osiedli w Szwajcarii, jak Narutowicz, MoËcicki. Zwi5zani z masoneri5. MoËcicki pamiIta² ZosiI ze Szwajcarii. Bywa²a potem na Zamku. Nie korzysta²a jednak z pro¬ tekcji, przedziera²a siI przez życie sama. Ca²a ta historia mia²a nieoczekiwan5 pointI. Jak już pani mówi²em, jeêdziliËmy z Schillerem czIsto do Warszawy, jako cz²onkowie tej „rady trzech". Schiller lubi² te wyjazdy, zatrzy¬ mywaliËmy siI po. drodze w ±owiczu, by²a tam doskona²a knajpa prywatna. KtóregoË dnia mówi — a szoferzy wtedy byli hor¬ rendalni: — Nie mam samochodu, bo spalone panewki, ale mój przyjaciel jedzie do Warszawy i nas zaprasza. Niech pan wyjdzie z domu o siódmej. — RzeczywiËcie, zajeżdża czarny citroen, wyskakuje dwóch drabów, ²api5 mnie pod pachy, wioz5 do dzielnicy ubeckiej. Zajeżdżaj5 pod dom, wychodzi genera², elegancki, masywny, dobrze na nim mundur leża². — Przepraszam pana — mówi — nieporozumienie. Potraktowali pana, jak to my czasami... No to jedziemy po Lulka. — PojechaliËmy. Schiller usiad² ko²o szofera na przednim siedzeniu i zaraz usn5². Jeżeli nie mia² czegoË do roboty, zaraz zasypia². A my z Moczarem — bo to on by², wówczas szef UB w ±odzi — gadamy sobie. Wjeżdżamy do Warszawy ko²o tego koËció²ka na Woli, co to genera² Sowi´ski... Opowiadam Moczarowi, jak to ratowaliËmy ksi5żki po Powstaniu i przy tym koËciele by²a placówka niemiecka pod dowództwem

82 kapitana SS, piIknego Gucia, sadysty. — Przepraszam — pyta Moczar — nie skojarzy²em dot5d — to pan Korzeniewski? To pan nam zrobi² kawa² z t5 Ma²ynicz? ZastanawialiËmy siI, co z panem pocz57, ale kawa² by² dobry, postanowiliËmy nie robi7 użytku. Tak, Moczar chcia² by7 Wieniaw5, a Nadzin, male´ki oficer z bakami, ziI7 Gojawiczy´skiej, chcia² by7 koniecznie ksiIciem Józefem. ±ódê roi²a siI wtedy od ludzi wchodz5cych w nowe role życiowe. Ważyk, potykaj5cy siI o swój nagan... Mówi² pan o tym, że praca nad Elektr5 by²a ËwiItem. Czy grupa ludzi zwi5zana ze Scen5 Poetyck5 pozosta²a w TWP po jej rozwi5zaniu? SytuacjI uratowa² Szyfman, ten cz²owiek, którego wykre¬ ËliliËmy z naszych planów w czasie okupacji. Organizowa² wówczas Teatr Polski. Zaangażowa² miIdzy innymi Janka Kreczmara, JankI RomanównI, ZosiI Ma²ynicz. Chcia² zaangażowa7 Mrozowsk5, ale ona posz²a do Teatru Kameralnego (potem Wspó²czesnego), do Axera. Napisa²a póêniej we wspomnieniach, że nie mia²a siI w co ubra7, nie mia²a torebki, zamiast niej nosi²a pokrowiec na aparat fotograficzny; udawa²a, że rzeczywiËcie ma tam aparat, a nie chusteczkI i szminkI. Ale podczas wstIpnego spotkania z Szyfmanem siIgnI²a tam po papierosa. To j5 tak speszy²o, że już nie chcia²a wraca7 do rozmowy z Szyfmanem. Trzy osoby natomiast z²oży²y dymisjI z TWP*— Wierci´ski, Woszczerowicz i ja. Woszczerowicz zrobi² to z lojalnoËci wobec nas i w²aËciwej sobie przekory. By² potem d²ugo bez pracy. Obiecywano mu, że dostanie filmow5 rolI Moniuszki, strasznie siI do tego szykowa², to by² maniak przy¬ gotowywania siI... Przychodzi² do mnie z różnymi pytaniami, na przyk²ad jak Moniuszko zbija² obcasy, od Ërodka czy na zewn5trz. Bo jak od zewn5trz — to cz²owiek z fantazj5, a jak od Ërodka — safandula. Powiedzia²em — niech zbija od zewn5trz. Kupi² sobie takie duże, tIpe buty i chodzi² po ±odzi zbijaj5c tak. Nie dosta² zreszt5 tej roli. A Pan i Wierci´ski?

83 Nami zaopiekowa² siI ZASP. DamiIcki. Stworzono dla nas funkcjI inspektorów terenowych ZASP. MieliËmy jeêdzi7 po prowincji, wizytowa7 tworz5ce siI teatry, udziela7 im rad. Ja — raczej teoretycznych, bo ci5gle by²em tylko teoretykiem teatru. A Wierci´ski nawet reżyserowa², pomaga² w ten sposób tym m²odym zespo²om. Te wizyty by²y czasem niezmiernie ciekawe. ëycie by²o jeszcze pe²ne niespodzianek. PamiItam taki wyjazd do Wroc²awia, jeszcze chyba nie by²em inspektorem, wydele¬ gowano mnie jako cz²onka tej trzyosobowej rady przy mini¬ sterstwie. Teatr we Wroc²awiu prowadzi² wtedy Teofil Trzci´ski, cz²owiek wielce szacowny, ale niezależny i kpiarz. WiIc przy¬ jecha²em do Wroc²awia i przez morze gruzów, przez to miasto straszliwie, bezmyËlnie zniszczone poszed²em do cudownie oca¬ la²ego teatru. By²a godzina jedenasta rano. Portier powiedzia²: — ProszI pana, o tej porze pan dyrektor je kaczuszkI. Tu jest taka znakomita restauracja niedaleko. — Zasta²em Trzci´skiego z serwetk5 pod brod5, znakomite zapachy, stare wino gdzieË z niemieckich piwnic wydobyte. I kaczuszkI z jab²kami pan dy¬ rektor jad². PoszliËmy potem na próbI. Zemsta. W ostatniej scenie na ten okrzyk: „Zgoda! Zgoda!" wbiega mnóstwo pa¬ cho²ków, kuchcików. I s²yszI zdumiony, że Trzci´ski, który za¬ siad² za swym pulpitem, zwraca siI do nich niepokalan5, inte¬ ligenck5 niemczyzn5 wiede´sk5. A oni na to radoËnie — Ja, ja, Herr Director. — Okaza²o siI, że wypatrzy² sobie inteli¬ gencjI niemieck5, która jeszcze zosta²a we Wroc²awiu, i żeby chroni7 j5 przed ciIżkim losem, przed rabunkami, przeËlado¬ waniami, zatrudni² w teatrze. I przy tym statystów dobrych pozyska², o co wtedy nie by²o tam ²atwo. WiIc pierwsza Zemsta we Wroc²awiu powsta²a przy pomocy autentycznych Niemców, którzy mogliby siI wtopi7 w polsk5 kulturI. Ale historia tego nie zaplanowa²a. Historia nam wyznaczy²a urawni²owkI i nudI. Kiedy w tym Goerbitsch segregowa²em polskie dokumenty historyczne i bia²e kruki, czuwa² nade mn5 radziecki pu²kownik. Po paru dniach osi5gnIliËmy pewn5 zaży²oË7. On mnie pyta², jak to by²o

84 u nas przed wojn5, a ja jego, jak to jest u nich. — U nas? — zastanowi² siI. — U nas bracie skoczno. Kiedy po raz pierwszy odczu² Pan w Polsce tI nudI? ZaczI²y powstawa7 te nowe sztuki. Ci ludzie, którzy uznali E²ektrI za niegodn5 naszej rzeczywistoËci, postanowili sami stworzy7 odpowiedni repertuar. Ważyk, Pasternak... Dopóki Kra- snowiecki kierowa² Teatrem Wojska Polskiego, by²em przewodni¬ cz5cym Rady Artystycznej tego teatru. I na jedno z posiedze´ Rady przyszed² Ważyk. ë5da² odpowiedzi, dlaczego nie chcemy wystawi7 jego sztuki Stary dworek. Taki dramat o dziedzicu zwi5zanym z podziemiem AK-owskim i wspó²pracuj5cym z Niemcami... Dalekie od prawdy, tandetne, nachalne. Odpowiedzia²em, że dramat wyma¬ ga pewnej dozy prawdopodobie´stwa, chociażby mitycznego —jak to jest w dramacie antycznym. — Czy zastanawia² siI pan kie¬ dykolwiek — zapyta²em — co robi5 charty na polowaniach? Pan powinien to wiedzie7 z literatury angielskiej, któr5 pan dobrze zna, z malarstwa, które pan przecież ogl5da. Ludzie może panu uwierz5, że ten akowiec wspó²pracowa² z Gestapo, ale nie uwierz5, że chodzi² z chartami na kaczki. Schiller wystawi! potem tI sztukI. Ale wtedy już nie by²em przewodnicz5cym Rady Artystycznej teatru. By² Pan jednak przez jakiË czas kierownikiem literackim przy Schillerze. Tak. Bardzo krótko. Już na wylocie. Powiedzia²em — jestem przeciwny tej sztuce. Schiller zreszt5 czu² siI na premierze tak bardzo niepewnie, że nie chcia² pokaza7 siI na widowni. Prosi², bym ja j5 powita². Odmówi²em, ale zosta²em na sali. Schiller siedzia² w dyżurce, widzia²em na szybie cie´ jego g²owy. W przerwie podszed² do mnie jakiË mIżczyzna. Zapyta², czy jestem z dyrekcji. Nie przyzna²em siI. „Ten dyrektor, co to wystawi², powinien oberwa7". Zelwerowicz pisa² w 1949 roku do Wierci´skiego: „Do Elektry czIsto wracam myËl5 i tIsknot5".

85 Rola ëebraka w Elektrze, bardzo ważna, we Francji gra² j5 sam Jouvet, by²a chyba najwiIksz5 rol5 Zelwerowicza. To by²o prawdziwe odkrycie istoty okrucie´stwa. Woszczerowicz i Zelwer grali to na zmianI, każdy z nich inaczej. Odmienne koncepcje roli. To by²o najbardziej widoczne w wielkiej scenie z je¬ żykiem, ma²ym jeżem, który szed² kolein5 i dosta² siI pod ko²a ciIżkiego wozu, gdzieË na po²udniu Francji. Kiedy podró¬ żowa²em tam przed wojn5 rowerem, jako stypendysta Funduszu Kultury Narodowej, natyka²em siI czIsto na takie ofiary Ëlepego losu. Otóż Woszczerowicz patrzy² na tego jeżyka z okrutnym zadowoleniem. PrzypadkowoËci losu sta²o siI zadoË7. Zelwerowicz zaË podnosi² tego nie istniej5cego na scenie jeżyka o zwiotcza²ych ig²ach, o stulonym pyszczku i przytula² do twarzy, jakby chcia² powiedzie7 „oto ja, bóg, wiem wprawdzie, co to jest Mojra i jak dokonuje siI sprawiedliwoË7, a jednak jestem po twojej stronie". Bliższy religii greckiej by² Woszczerowicz, ale Zelwerowicz by² nowoczeËniejszy. Nie bardzo rozumiem, dlaczego. A czy by²a pani kiedykolwiek przes²uchiwana przez tych wspó²czuj5cych Ëledczych, którzy wyraênie byli po pani stronie, ale dawali do zrozumienia, że istniej5 wyższe regu²y, przeciw którym nie należy siI buntowa7, bo to nie ma sensu? Czy Elektra da siI dzisiaj ogl5da7? Losy dramatów s5 dziwne. Czasem dramat powraca. Ale teraz 6iraudoux niewiele mia²by nam do powiedzenia. Ten nadmiar myËli, zabawa w myËli, wieloË7 możliwoËci nie odpowiadaj5 nam. To, co Giraudoux mówi² z dystansem, balansuj5c na krawIdzi patosu i kpiny, inni — Camus, Sartre — powiedzieli poważniej, g²Iboko. Ale ich już także odrzucamy. Teraz, gdy naprawdI grozi nam zag²ada, nie chcemy już s²ucha7 o Ëwiecie nie kontrolowanych absurdów, o Ëwiecie lIku egzystencjalnego. MyËlI, że tIsknimy do filozofii bohaterskiej, w której godnoË7 cz²owieka bIdzie siI wyraża7 przez jego zdolnoË7 do porz5dkowania w²asnego życia, wbrew okrutnemu porz5dkowi Ëwiata.

86 Co dla Pana i Wierci´skiego oznacza²o doËwiadczenie z Elektr5? PowiedzieliËmy sobie, każdy na swój sposób, że zrobimy wszystko, co siI da, by ratowa7 tradycyjn5 kulturI polsk5, tI, która akcentuje sw5 przynależnoË7 do êróde² Ëródziemnomorskich, która ma za sob5 500 lat ²aciny. / wierzyli Panowie, że jest taka szansa? Tak. PrzypuszczaliËmy, że ucisk bIdzie siI opiera² na bardzo prymitywnych Ërodkach, że mimo iż nadci5ga już centralizacja, w²adza bIdzie mia²a dużo k²opotów z rugowaniem tradycji. Zawsze bIdzie siI można gdzieË tam okopa7. Nie dadz5 sobie rady ze wszystkim naraz. MASKA W KOLORZE SKÓRY

Przez wiele lat przychodzii Pan do teatru jako widz i krytyk. Zajmowa² siI Pan histori5 tej sztuki i by! Pan kierownikiem literackim scen. Pod koniec 1947 roku zaj5² Pan miejsce przy pulpicie reżyserskim w ²ódzkim Teatrze Kameralnym. Profesor Ujejski, który mia² nadziejI, że stworzy Pan w Polsce katedrI, a może instytut wiedzy o teatrze (teatr nie mia² wtedy w Polsce wielu badaczy), by²by zawiedziony. Czy s5dzi² Pan, że jako praktyk bIdzie Pan móg² wiIcej zrobi7 dla kultury? W Polsce zaczyna²y siI w²aËnie czasy teoretyków. Nowy reżim ogromn5 wagI przywi5zywa² do s²owa. Dziedzin5 twórczoËci, która najbardziej interesowa²a rz5dz5cych, by²a literatura. St5d wyj5tkowe znaczenie Zwi5zku Literatów Polskich i czujna kontrola nad nim. To, co z malarzami, z architektur5, z muzyk5, to by²y sprawy mniejszej wagi. Ale przy ca²ym szacunku dla literatów, jeszcze wiIksze znaczenie nadawano krytyce. Krytycy to byli nagle prorocy, którzy za partiI mówili, jak ocenia7 różne zjawiska. Ma²o kto zdaje sobie dziË sprawI, jaka by²a potIga Kotta. Najbardziej twórczy praktycy teatru byli bezbronni wobec krytyków, nawet najs²abiej przygotowanych, ale utożsamiaj5cych siI z „nowym”. Przy tym wszystkim praktyk, lawiruj5c na pograniczu sztuk mniej

88 podlegaj5cych kontroli, móg² pozwala7 sobie na to, czego już nie mog²a robi7 forpoczta pos²uguj5ca siI nagim s²owem. Dlatego Pan zosta² praktykiem? Nie wiem... Nie umiem jasno odpowiedzie7, dlaczego. Może po prostu dla przyjemnoËci. Dla zabawy. We wstIpie do swojej ksi5żki 0 wolnoË7 dla pioruna... w teatrze nie mówi Pan o tym tak lekko. Pisze Pan: „Przyszed²em do teatru póêno, ale ze sporym zasobem doËwiadcze´. Historia nie szczIdzi²a ich mojemu pokoleniu. [...] W trakcie takich prób wielu ludzi dochodzi²o, jak ja, do przekonania, że jedyn5 tajemnic5, jakiej trzeba dochodzi7, jeËli siI chce przejË7 przez życie bez wiIkszego wstydu, jest cz²owiek. ëadna z odmian sztuki, nawet tak wielkiej jak literatura, nie zdo²a w tej dziedzinie wyprzedzi7 teatru. Teatr bowiem — / tylko teatr—pos²uguje siI cz²owiekiem dla ukazania i rozważania spraw ludzkich". Może przyszed²em do teatru z ciekawoËci. Bo zawsze mia²em i mam w sobie tI ciekawoË7 niezaspokojon5 — niekonwencjo¬ nalnej wiedzy o ludziach. Nie chodzi²o mi o to, by tI dziwnoË7 wyjaËni7, lecz by z ni5 obcowa7. Zw²aszcza że nadchodzi²y czasy komuna²u. Należa²o, cho7by z przekory, szuka7 czegoË, co by zwraca²o uwagI na niezwyk²oË7 Ëwiata. Zna²em już dobrze teatr. Mia²em w nim mnóstwo znajomych. Czu²em siI tam dobrze, swobodnie. No i rzeczywiËcie, zd5ży²em sporo widzie7, sporo przeży7. ëy²em przecież, już jako cz²owiek dojrza²y, w różnych epokach, w różnych kulturach, na różnych kra´cach ludzkiego bytu. Czyta²em tekst, patrzy²em na aktora i wiedzia²em — to należy powiedzie7 tak... Korci²o mnie, by spróbowa7 — co z tego wyjdzie, jeËli ja sam bIdI aktorom radzi², czy nawet pokazywa². Nie ba²em siI wcale pokazywania, chociaż nie by²em do tego przygotowany zawodowo, i to już by²o niemodne. Modny, czy raczej na czasie, by² Stanis²awski, jego teorie przeżywania, gry zespo²owej. Ale starzy reżyserzy, starzy aktorzy — Solski — pokazywali ci5gle. Dla mnie by²a w tym jeszcze pewna gra. By²em krytykiem, doktorem nauki, umia²em formu²owa7, a aktorów niezmiernie krIpuje, gdy mówi do

89 nich cz²owiek, który siI naczyta². Przeczuwa²em, że znajdI z nimi kontakt, jeËli wejdI na grunt, na którym oni czuj5 siI lepsi, u sie¬ bie. Bo oni wiedz5, jak chodzi7, jak odwróci7 g²owI... Na swoim terenie nie bId5 siI mnie wstydzili, nie bId5 siI bali i tutaj możemy siI spotka7. Otóż. jak zacz5²em im pokazywa7, to pokazywa²em dobrze. Odkrywa²em nowe rzeczy, chociaż nie ogarnia²em tego ËwiadomoËci5. One tkwi²y we mnie jak w potencjalnym aktorze. Same nap²ywa²y. Te zachowania by²y Ëwieże, niezgrane, bo przecież nie gra²em nigdy. Ale mówi²em zawsze aktorom powo²uj5c siI na OsterwI: — „ProszI tego nie bra7 dos²ownie. ProszI, bro´ Boże, mnie nie naËladowa7, tylko z tej studni czerpa7”. I czerpali. To by²a prawdziwa radoË7. Nigdy nie zagra² Pan żadnej roli? Nawet epizodu? Nigdy. Ale widocznie by²a jakaË potrzeba we mnie, bo mia²em sny. Przez ca²e lata, do niedawna. Groêne sny, ale wychodzi²em ca²o. Êni²o mi siI, że w sztuce, któr5 robiI, zachoro¬ wa² g²ówny aktor i że go muszI zast5pi7. ZastIpowa²em i wycho¬ dzi²o. PamiIta Pan. jakie to by²y role? Tak. Ich dobór Ëwiadczy o tym, że te sny nie bra²y siI z braku uznania ludzkiego. Bo to nie by²y postacie herosów ani amanci. To by²y role komiczne. JakichË b²aznów gra²em, jakichË garbusów, jak z tej naszej sztuki w tajnym teatrze wojskowym. Êmieszne role. Dobre. Nie napisa² Pan potem tych ról? OczywiËcie, trzeba by²o napisa7. Ale po przebudzeniu zapomina²em szczegó²y. Budzi²em siI z uczuciem radoËci, że coË ważnego siI sta²o. By²em aktorem, który czu² publicznoË7. Wie¬ dzia²em, że za chwilI zrobiI coË, co pozbawi j5 tchu. To by²y sny reżysera, który nigdy nie zagra². A czy miewa² Pan także sny widza? Tak. Widz by² niepomiernie wymagaj5cy. Z²oËci² siI, krzycza², że nie dosta² tego. co mu chcia²em da7. To znaczy, że by² Pan rozdwojony w tych snach?

90 Tak, by²em widzem, który ż5da, i cz²owiekiem, od którego ż5daj5 jakiegoË wielkiego nie napisanego dramatu. I w5tki takiego dramatu o kosmicznych wymiarach snu²y siI w tych wizjach. Póêniej, po Ëmierci Stalina znajomi Rosjanie opowiadali mi domys²y, legendy o niej kr5ż5ce po Rosji, ciemne, straszne. Êni²o mi siI to jako dramat nie napisany, którego domaga siI ludzkie poczucie sprawiedliwoËci. A kiedyË przyËni² mi siI Makbet i zro¬ zumia²em, jak należy to robi7. Niestety, za póêno mi siI przyËni². Wiadomo, że w tym Ëwietnie napisanym dramacie tkwi jakaË tajemnica, jakaË zapowiedê klIski teatru. Sam tego dozna²em, bo zrobi²em Makbeta ile. Mimo że obsadzi²em Miko²ajsk5, która mog²a by7 bardzo interesuj5ca. Êwiderskiego, który móg² by7 Ëwietny. Sen mi uËwiadomi², że Makbet to noc, wieczny niepokój, bieganina z pochodniami, żagwie lataj5ce w powietrzu, wicher i burza. Wieczny wicher, noc, ognie i wtedy wszystko staje siI ²atwe. Êwist wiatru przeraêliwy, jaki s²ysza²em w dzieci´stwie, wycie wiatru w kominie, echo z Bia²ej Rusi. Nocny pochód Lasu Birnamskiego. wiatr miota ga²Iziami, to już nie las, to atak husarii polskiej, ²opot skrzyde²... Wszystko w b²yskach. Wie pani, kiedy najlepiej zapamiItujemy ludzk5 twarz? Kiedy pojawi siI przed nami na chwilI. Jeżeli jest mrok, a my jesteËmy ciekawi, jak ona wygl5da. I nagle b²yskawica j5 rozjaËni. GaËnie, ale ta twarz pozostaje nam w pamiIci do ko´ca życia. Nie trzeba już dba7 o to, by j5 drugi raz pokaza7. Taki Makbet mi siI przyËni², ale za póêno, bym móg² go powtórzy7. Dlaczego wybra² Pan na swój debiut reżyserski Szko²I żon Moliera? Specjalizowa²em siI przecież w tej epoce teatru, studio¬ wa²em j5 gruntownie we Francji. Zna²em dobrze Moliera i chcia¬ ²em, by poznano go w Polsce. Szko²a żon to mia² by7 dopiero pocz5tek. MyËla²em przede wszystkim o Don Juanie. 0 prawdziwym Molierze, nie odkrytym jeszcze przez polski teatr. W szkicu Sekrety Don Juana napisa² Pan: „«Prawdziwego» Moliera zna najlepiej on, komuna²".

91 Tak, Molier znany by² w Polsce jako zabawniË. Co to s²uż5ce biegaj5 po scenie Ëcigane przez panów. A Boy? Owszem, jego przek²ady by²y literacko znakomite. Ale ca²oË7 fa²szywa, konwencjonalna, zabawowa. Molier Boya każe mIżowi chowa7 siI pod stó² nakryty serwet5. Prawdziwy Molier, cz²owiek wielkiego umys²u, znakomity polityk, rzadko bywa² w Polsce odkrywany. Takim Molierem pos²uży² siI zrIcznie Stanis²aw August, kiedy chcia² os²abi7 kult Konfederacji Barskiej i namiItne uwielbienie dla ksiIdza Marka, upamiItnionego póêniej przez S²owackiego. Król, jak przysta²o na w²adcI Ëwiat²ego, znalaz² odpowiednie narzIdzie. Postanowi² przeciwstawi7 siI kultowi ksiIdza opozycjonisty nie za pomoc5 Ërodków przymusowych, lecz za pomoc5 sztuki. Namówi² Baudoina, jednego z tych licznych t²umaczy, tych pieczeniarzy krIc5cych siI przy dworze, by prze¬ t²umaczy² Tartuffe'a. WiIc Stanis²aw August odkry² prawdziwego Moliera, odkry² jego si²I, tyle że wykorzysta² komediI niezgodnie z jej duchem. Ksi5dz Marek móg² by7 fanatykiem, lecz nie ob²u¬ dnikiem, a to by²a sztuka przeciw ob²udzie. A przeciw czemu byfa Szko²a żon? Chcia²em w niej powiedzie7, że nie można nikogo zmusi7 do mi²oËci. Także do mi²oËci do Stalina. Od Arnolfa do Stalina? Czy ktoË zauważyI tI myËl? Myli²em siI zreszt5. Okaza²o siI, że do mi²oËci do Stalina można by²o zmusi7, nawet Polaków. Ale w każdym razie Szko²a żon jest sztuk5 przeciw przemocy. Jej bohaterem jest doktryner... Ten stary mieszczuch? Wie pani, ile Arnolf ma lat? 42. Molier mówi o tym w tekËcie zaupe²nie wyraênie. Ale nikt na to nie zwraca uwagi. Konwencja uczyni²a z Arnolfa starca. Im dalej od czasów Moliera, tym bardziej Arnolf siI starza². Cz²api5cy staruszek zakochany w m²odej dziewczynie. Tani komizm. I to w²aËnie przekaza² nam Boy, Nie zdoby² siI nawet na to, by odda7 zuchwalstwo jIzyka Moliera. To zreszt5 trudne. Kiedy Arnolf wybucha namiItnoËci5, d²ugo tajon5.

92 mówi jIzykiem brutalnym, drastycznym. Mówi — bIdI ciI zakorkowywa², bIdI ciI mIczy², gniót², gryz². A Boy t²umaczy — bIdI ciI pieËci², cecka², ca²uski wysysa². WiIc u Moliera jest dramat, a u Boya starcze dziamkanie, posuwanie nogami. Boy mówi, że Anusia „na balkonie, r5czki opar²szy w zamyËleniu tonie". Już samo imiI jest fa²szywe. Nie można prawid²owo wystawi7 tej sztuki, jeËli siI zamienia AgnieszkI na AnusiI, bo to imiI dobre dla g5ski. Otóż ta dziewczyna wcale ni5 nie jest. Ona wybiega na bal¬ kon, by ch²odzi7 upa²y, które na ni5 bij5, a nie po to, by marzy7, aby siI zamyËla7, jak dziewczI polskie. Ta dziewczyna jest pe²na ognia... Kto graf? Arnolfa — Woszczerowicz, AnusiI — Mrozowska. Zosia Mrozowska mia²a urodI nies²ychanego uroku, a podczas prób starannie ukrywa²a swe nogi. Rozdwojenie osobowoËci na dó² i na górI. Góra z gotyku, ale to siI ko´czy²o na pIpku. Bo dó² to by²a rzeêba nigeryjska, spl5tane korzenie, si²a. I ona chcia²a to ukry7. Koniecznie chcia²a by7 jednolita. T²umaczy²em Zosi, że ca²y jej urok polega na tym, że z²ożona jest z dwóch. Mia²a zreszt5 w charakterze coË z tej budowy. Obok wielkiej sk²onnoËci do wznios²oËci, do szlachetnoËci, mia²a w sobie namiItnoË7, pasjI. Przekona²em j5, że nie ma siI czego wstydzi7, i sta²a siI dużo bardziej swobodna. Zrozumia²a, że może by7 dumna z tego, że jest taka dziwna. Z²ożona z takich dwóch różnych czIËci. Bo nie ma uroku w komunale. Dlaczego nazwa² Pan Arnolfa doktrynI rem? Na to też nie zwracano przedtem uwagi. W każdym z nas siedzi doktryner, ale Arnolf to doktryner nieszczIsny. Powiada sobie — wszystkie żony zdradzaj5 mIżów. U mnie tego nie bIdzie. Jedzie wiIc na wieË, gdzie starym francuskim zwyczajem, który przetrwa² do dziË, oddawano na wychowanie nieËlubne dzieci, i upatruje sobie czteroletni5 dziewczynkI. Czeka, aż dla niego doroËnie. Podporz5dkowuje wiIc swoje życie pewnej idei, któr5 uważa za niepodważaln5. Kiedy ta idea jest zagrożona, gotów jest uży7 przemocy, ca²kowicie obojItny na nieszczIËcia osób zamie¬ szanych w dramat. Nie od razu zreszt5 wystawi²em to tak, jak

93 chcia²em. W tej pierwszej Szkole żon w Teatrze Kameralnym w ±odzi zweryfikowa²em tylko t²umaczenie Boya, ale nastIpnym razem, gdy wystawi²em to w ²ódzkim Teatrze Nowym, w 1956 roku, korzysta²em już z w²asnego przek²adu. Od pocz5tku pracy insce¬ nizacyjnej nie dowierza²em najwybitniejszym nawet t²umaczom i sam przek²ada²em wybrane sztuki, czy to by² Molier, czy Giraudoux, czy Suchowo-Kobylin. Wychowywany jeszcze pod za¬ borem, na Bia²ej Rusi, dobrze przyswoi²em sobie rosyjski. Mówi Pan, że zrobi! Pan Szko²I żon, przeciw Stalinowi, czy przeciw przemocy. Tymczasem Stanis²aw Kaszy´ski w ksi5żce Teatr ²ódzki 1945-1962, pisze, że Pana inscenizacja doskonale spe²ni²a postulat spo²ecznego zaangażowania teatru. ëe w²adza siI ucie¬ szy/a z tego Moliera — demaskatora. Mog²o tak by7. MyËlI, że w²adza w swej ignorancji nie zawsze orientowa²a siI w porI, co by²o dla niej naprawdI groêne. Bano siI bezpoËrednich aluzji, a nie zauważano istotnych prawd, bardziej niebezpiecznych. Nowa w²adza widzia²a, że Molier de¬ maskuje mieszcza´stwo, lecz przegapi²a, że godzi w cechy, albo metody, które pozwalaj5 jej utrwala7 swoje panowanie. Tak5 czujnoË7 objawiono już wkrótce. DoËwiadczy²em tego na w²asnej skórze, wystawiaj5c Don Juana w Teatrze Polskim w 1950 roku. Podobno Teatr Kameralny byt chwalony przeciw Schillerowi, który kierowa² jeszcze Teatrem Wojska Polskiego w ±odzi. Krytycy zwracali uwagI na „nadmiern5'’ widowiskowoË7, monumentalizm, ekspresyjnoË7 dziel Schillera. Chwalili natomiast Teatr Kameralny, bardziej „literacki". Szko²a żon, która, niezamierzenie, wpasowa²a siI w gusty zarz5dców kultury, mia²a im pos²uży7 jako argument przeciwko temu, co by²o Panu szczególnie drogie, wielkiej tradycji repertuarowej. Czy tak by²o naprawdI, jak sugeruje Kaszy´ski? Ta rzeczywistoË7, któr5 starano siI sprowadzi7 do prostych formu², by²a niezmiernie skomplikowana. Próbowa²em przedstawi7 te komplikacje w szkicu LitoËci dla klasyków zamówionym przez Schillera dla pisma „Teatr". Szkic mia² siI sk²ada7 z dwóch czIËci. Pierwsza ukaza²a siI w 1948 roku. Drugiej Schiller już nie

94 zamówi², ostudzony przez w²adzI do tego pomys²u. Cóż mówili wówczas politycy o repertuarze teatru? Przytoczy²em w tym tekËcie jeden z tych g²osów-dyrektyw: „Na tym etapie, który obecnie przeżywamy, zależy nam na repertuarze klasycznym, który budzi²by w cz²owieku wiarI w postIp ludzkoËci, który budzi²by zrozumienie naszej obecnej drogi”. Czy wiIc — pyta²em — Król Edyp, Hamlet, Faust, Z²ota czaszka, M5dremu biada, budz5 w nas wiarI w postIp ludzkoËci? Tak — odpowiada²em — budz5, gdyż ods²aniaj5 istotne prawdy o cz²owieku. Przekazuj5 wzburzenie i gniew pisarza na nieprawoË7 Ëwiata, ucz²owieczaj5 widza i w ten sposób, najprostszy i najskuteczniejszy, s²uż5 postIpowi. Ale jak sprawdzi7, czy te dzie²a „budz5 zrozumienie naszej obecnej drogi”? Czy Sofokles, Szekspir, Lope de Vega, Mickiewicz, Gogol przewidywali, czego trzeba bIdzie Polsce Ludowej w dziedzinie wychowania obywatelskiego? Czy przypadkiem ta furtka nie jest za ciasna, tak ciasna, że nie zdo²a ni5 przejË7 żaden twórca wielkiego wzrostu? I wreszcie — pisa²em — w5tpliwoË7 najdotkliwsza: kto przy tej furtce ma legitymowa7 geniuszów i wpuszcza7 ich do teatru polskiego albo nie wpuszcza7 zależnie od przydatnoËci ich pogl5dów? Kto zechce wzi57 na siebie tI odpowiedzialnoË7? Zechcia²o wielu. No tak, zakazano wstIpu Mickiewiczowi, Krasi´skiemu... A nied²ugo mieliËmy by7 Ëwiadkami okrutniejszych czynów. Upo¬ karzania żywych ludzi teatru, odbierania im w²asnych inscenizacji, wypraszania ich z premier we w²asnym teatrze. W szkicu LitoËci dla klasyków kpi Pan z krytyków zaanga¬ żowanych „spo²ecznie ”, którzy szukaj5 w dzie²ach napisanych dawniej, od Ajschy²osa do Giraudoux, wrogoËci do Polski dzisiej¬ szej. PotIpiono ElektrI, zamkniIto z jej powodu ScenI Poetyck5, a/e Panu uda²o siI w 1948 roku wystawi7 w Krakowie Amfitriona 38 Giraudoux. Jak to wyt²umaczy7? By7 może, gdybyËmy na pierwsze przedstawienie Sceny Poetyckiej wziIli Amfitriona. doË7 b²ah5 sztuk5 o bogach, którzy zst5pili do ludzi i okaza²o siI, że niewiele siI od nich różni5.

95 krytycy nie rozprawiliby siI tak ostro z Giraudoux i z nami, jak to siI sta²o z okazji Elektry. Elektra, chociaż nie mówiono tego ca²kiem jasno, potraktowana zosta²a jako impreza akowska. Tragedia Elektry kojarzy²a siI wyraênie z tragedi5 i etosem AK i Powstania, i to by²a zasadnicza wina teatru. Zarzucono mu wiIc wszystkie możliwe grzechy, wszystkie izmy, z gorliwoËci5, jakiej nie wykazywano jeszcze przy innych okazjach. Można by powie¬ dzie7, że ataki krytyków po premierze Elektry to by²y manewry przed generaln5 rozpraw5 z wrogiem, która mia²a nast5pi7 trzy lata póêniej. ZwyciIstwo otr5biono w Oborach, w czerwcu 1949 roku, na naradzie dramatopisarzy, krytyków i twórców teatru. ZwyciIstwo niepe²ne, skoro jeszcze we wrzeËniu tego roku przeniós² Pan krakowsk5 inscenizacjI Amfitriona 38 do Warszawy i zd5ży²a osi5gn57 66 przedstawie´. Z poËlizgu. Potem Giraudoux znikn5² ze scen polskich do 1956 roku. A po odwilży nie dawa² już widzom i twórcom takiej radoËci, jak5 móg² da7 wczeËniej. Bo wszystko musi mie7 swój czas. Wtedy, w pierwszych latach po wojnie, zachwycaliËmy siI wszyscy jego lekkoËci5 i myËl5. BawiliËmy siI inscenizacj5 jak dzieci. Dwóch doros²ych mIżczyzn, Pronaszko i ja wymyËlaliËmy sztuczki, by zadziwi7 publicznoË7, by dos²ownie na jej oczach przemieni7 Amfitriona w Jowisza. Otóż Jowisz pragnie uwieË7 ziemiankI AlkmenI, wiern5 Amfitrionowi, i przychodzi do niej pod postaci5 mIża. W krakowskiej inscenizacji Jowisza gra² Mrożewski, a Amfitriona Hanuszkiewicz. U Giraudoux jeden aktor mia² zwyczajnie wychodzi7, drugi wchodzi7, ale to nie by²oby wcale ciekawe. WymyËliliËmy wiIc, że tego Jowisza w sypialni Alkmeny zagra prawdziwy Amfitrion, czyli Hanuszkiewicz. Potem dziIki sztuczce z kolumn5 ustawion5 przez PronaszkI, za któr5 siI mogli schowa7 aktorzy, Hanuszkiewicz w zbroi i he²mie zamienia² siI w Mrożewskiego w cylindrze, we fraku i czarnym p²aszczu. Kiedy Jowisz — Mrożewski siada² na proscenium i publicznoË7 odkrywa²a magiczn5 przemianI, ca²y teatr wybucha² radoËci5. Potem t²umy wali²y, by to obejrze7.

96 A jak przyjIli Amfitriona krytycy? Zechenter napisa² w „Echu Krakowa", że Teatr Stary wystawi² tI sztukI „nie wiadomo dlaczego i... dla kogo". SztukI zdjIto z afisza, nie bacz5c na to, że na wszystkich 45 spektaklach widownia zape²niona by²a w 90 procentach. Czy byI Pan na naradzie w Oborach? Naturalnie. NajwiIcej dosta²o mi siI od Mi²osza. Za co? WystIpuj5c w Oborach uku²em powiedzenie, które wesz²o potem do obiegu: „bi7 siI w cudze piersi". Odnosi²o siI ono do postIpowania różnych ludzi, którzy wprowadzaj5c nowy reżim w sztuce, atakowali na przyk²ad romantyzm polski, bili siI w piersi tych twórców, którzy wystawiali sztuki romantyczne. Ci prymitywni krytycy, ideologowie, nawet reżyserzy, nigdy nie mieli do czynienia z tym wielkim repertuarem, wiIc moje powiedzenie by²o zupe²nie dos²owne. Nie pamiItam już, czy wyst5pienie Mi²osza by²o polemik5 z tym g²osem czy z moimi inscenizacjami. Wiem, dlaczego wyst5pi². Chcia² wtedy koniecznie wyjecha7 i potrzebowa² pasz¬ portu. By² w chwilowym zawieszeniu, czy nawet nie²asce, obser¬ wowano go. I musia² na ten paszport zarobi7. W każdym razie potraktowa² mnie jako cz²owieka na straconych pozycjach. CoË w rodzaju reakcjonisty. To tak jak Kott, który ukazywa² ludzi z AK po stronie reakcji. Nie po stronie obrony wolnoËci, ale po stronie wydziedziczonych. To byli ci, którzy bronili maj5tku, przywilejów. Nie pamiItam s²ów Mi²osza, ale pamiItam jego oczy. By²a w nich proËba o wybaczenie. Wyzna² Panu, dlaczego to mówi!? Nie, by² na to za dumny. A jak zosta²a przyjIta w Oborach Êmier7 Tarie²kina, któr5 też zd5ży² wystawi7 Pan w Warszawie przed t5 narad5? Z duż5 rezerw5. Zabawne, bo Sokorski, cz²owiek, który wprowadzi² socrealizm w Polsce, przyszed² do mnie po premie¬ rze z powinszowaniami. Ale miIdzy premier5 a Oborami zosta² widocznie uËwiadomiony przez ludzi bardziej doËwiadczonych.

4 — S²awa i infamia 97 myËl5cych nie tak poËpiesznie jak on, że to nie jest to, co potrzebne w²adzy. Molier, Giraudoux i Suchowo-Kobylin w jednej krótkiej epoce życia reżysera, bo w ci5gu zaledwie trzech lat. Co maj5 ze sob5 wspólnego Ëródziemnomorski Amfitrion i tIpy policjant carski Razplujew? MyËlI, że ²5czenie tych dwóch wielkich kultur jest bardzo polskie. Dwie wielkie kultury, które siI kusz5 wzajemnie, bo bez Dostojewskiego nie by²oby Camusa ani Gidea, a bez Francuzów nie by²oby pewnie Dostojewskiego. Dwie wielkie kultury, a Polska poËrodku. PamiItam praktyczn5 obserwacjI Jaracza, że ta sama sztuka, ten sam tekst, bez żadnych zmian, we francuskim teatrze zajmie dwie godziny, w polskim trzy, a w rosyjskim piI7. Podczas moich wIdrówek w poszukiwaniu ksi5żek, po wkroczeniu armii radzieckiej, kiedy stacje by²y w²aËciwie sowieckie, spotyka²em tych lejtnantów, so²datów, widzia²em, jak czekali na swoje transporty. Z pokorn5 bezmiern5 cierpliwoËci5, która temu naro¬ dowi nieszczIsnemu pozwoli²a przetrwa7. Siadali i siedzieli. Czy pani sobie wyobraża w tej sytuacji cz²owieka z Zachodu? Dlatego Francuzi nie mog5 gra7 Czechowa. Nawet, kiedy próbuj5 gra7 po rosyjsku, nigdy nie mog5 wytrzyma7 czasu, który jest im potrzebny, aby ukaza7 tI rzeczywistoË7. Bo to trzeba usi5Ë7, popatrze7 w chusteczkI, z²oży7 j5 powolutku. ëy7 tym. A Francuz nie żyje, jak nie gada. Mnie siI wydaje, że my coraz czIËciej patrzymy w chu¬ steczkI, coraz d²użej j5 sk²adamy, prawie wszyscy w naszym kraju. Może już nie jesteËmy poËrodku? List od mojego syna z Nicei idzie szeË7 tygodni, zawsze przychodzi w plastikowej koszulce, że uszkodzony w drodze. W Nicei mieszka²a Delfina Potocka, korespondowa²a z Krasi´skim. Listy wożono wtedy dyliżansem i Krasi´ski wymienia² myËli z Del- fin5 mniej wiIcej co dziesiI7 dni. Dlaczego Sokorski gratulowa² Panu Êmierci Tarie²kinaZ Bo to by²a idealna pozycja repertuarowa. Chodzi²o o to,

98 by wprowadza7 na sceny sztuki radzieckie, albo przynajmniej rosyjskie. Odbywa²o siI to z ogromnymi oporami teatrów, a jeszcze wiIkszymi — widzów. Ale Zbigniew Mitzner pisai w „Teatrze" w 1950 roku: „Nie by²o w Polsce cz²owieka, który by wychodz5c z teatru po przedstawieniu radzieckiej sztuki nie poczu², że oto ujrza² fragment nowego wspania²ego Ëwiata, czystego naprawdI i na¬ prawdI piIknego". Mitzner odnosi² to zdanie do wszystkich sztuk radzieckich. S²owa „nowy wspania²y Ëwiat" by²y użyte bez ukrytego zamiaru. WiIcej, felietonista przeciwstawia² idealn5 rzeczywistoË7 stalinowskiej epoki wizjom Huxleya. NaprawdI jednak wystarczy²o rosyjskie nazwisko na afiszu, by nie zorganizowani widzowie omijali teatr. NiechI7 do sztuk radzieckich szkodzi²a dramatom rosyjskim, bo nie zawsze rozróż¬ niano epoki. Zreszt5 dzia²a²y i historyczne urazy. Ciekawe że uproszczenia, jakie stosowali widzowie wobec sztuk s5siada, odbija²y siI także na pogl5dach w²adz. Otóż by²y one sk²onne zaliczy7 teatrowi sztukI rosyjsk5 jako radzieck5. Jak pani zapewne wie, doË7 szybko wprowadzono normy repertuarowe. Taki i taki procent pozycji w repertuarze mia²y stanowi7 polskie sztuki wspó²czesne, taki i taki — polskie sztuki dawne, taki i taki radzieckie, taki i taki krajów demokracji ludowej. GdzieË dalej by²y postIpowe sztuki innych narodów. WiIc w²adze osta¬ tecznie by²y gotowe zadowoli7 siI faktem, że teatr zamiast pozycji radzieckiej wprowadza² rosyjsk5, pod warunkiem że jest ona zaakceptowana w ZSRR. Otóż Suchowo-Kobylin, wielki pan. hulaka, zamieszany w romans z Francuzk5, któr5 potem znaleziono martw5, i — by7 może — morderca, napisa² swoj5 pierwsz5 komediI w latach piI7dziesi5tych XIX wieku, w moskiew¬ skim wiIzieniu Ëledczym. SprawI o krwawe zabójstwo kochanki wreszcie umorzono, kosztowa²o to rodzinI Suchowo-Kobylina ogromny maj5tek, ale jemu samemu dostarczy²o materia²u do trylogii tak znakomitej, że wszed² do historii literatury, chociaż nic wiIcej już nie napisa². Przet²umaczy²em te sztuki z prawdziw5

99 luboËci5. Czyta²em zawsze bardzo dużo, ale ta trylogia, napisana bez techniki dramaturgicznej, za to z niebywa²ym talentem, rozmachem, brutalna, rozpasana, komiczna, by²a dla mnie praw¬ dziw5 niespodziank5. Êmier7 Tarie²kina mia²a tak wielk5 si²I, że autor czeka² na jej wystawienie prawie pó² wieku. Zobaczy² j5 na scenie maj5c 83 lata. Cenzura miko²ajewska nie pozwala²a. A jednoczeËnie nie niszczono dzie²a. By²o drukowane. Suchowo- -Kobylin dla mydlenia oczu wymyËla² niewinne tytu²y Obrazy przesz²oËci. Weso²e dni Razp²ujewa, ale trylogia wi5za²a siI bardzo wyraênie z tym, co by²o najgorsze w epoce Miko²aja I. Oskarżycielka pasja Suchowo-Kobylina sprawi²a, że w 1900 roku, w pierwszym okresie liberalizacji w Rosji, uznano go za pisarza postIpowego. Wszed² w pe²nej glorii do rewolucji. Meyerhold by² oczarowany trylogi5; wystawi² j5 w 1917 i 1922 roku. Aktorzy, ubrani w niebieskie kombinezony, grali bez dekoracji, wËród mebli, jakimi pos²ugiwali siI ekscentrycy cyrkowi. Sto²y sk²ada²y siI i podnosi²y, krzes²a strzela²y, gdy ktoË na nich siada². Na Ërodku sceny sta²a olbrzymia maszyna do r5bania miIsa. Umiesz¬ czano w niej Ëwiadków, których pytano. To chyba nie by²a w²aËciwa wskazówka d²a inscenizatora polskiego w 1949 roku. Nie by²a w²aËciwa. Nie należa²o siIga7 po rekomendacjI do Meyerholda. Ale i z realizmem trzeba by²o ostrożnie. Zasta¬ nawialiËmy siI ze scenografem Zenobiuszem Strzeleckim, jaki kostium da7 policji miko²ajewskiej... Dlaczego nie taki, jak nosi²a? To by²o zupe²nie wykluczone. GdybyËmy zrobili kostiumy z epoki carskiej, sztuka by²aby antyrosyjska. A nie antycarska? Antyrosyjska. Tak widocznie uważa² Stalin, bo nie pozwala². Nowa w²adza by²a pod tym wzglIdem ogromnie ostrożna. ëadnych dos²ownych rekwizytów, żadnych znaków. ëadnych or²ów dwug²o¬ wych. Móg² by7 orze², ale mieszaniec. ±apa carska, dziób cesarski. Biurokracji rosyjskiej nie by²o wolno bezpoËrednio atakowa7.

100 Czy szefowie kultury nie obawiali siI tego, że w tej abstrakcyjnej w²adzy oËmieszanej na scenie widzowie mog5 dojrze7 now5 klasI rz5dz5c5? Na razie nie bali siI tego jeszcze. Tak jak nie bali siI Moliera ze Szko²y żon. Wiadomo by²o, że postIpowe sztuki potIpiaj5 „stary zmursza²y Ëwiat", a to, co oni reprezentuj5, jest „nowe". ObjIli w²adzI wierz5c w ten komuna². Ale w sztukach radzieckich strzelano z Aurory, car byl carem. Nie kamuflowano nazw i okolicznoËci. Sztuki radzieckie, które wprowadzano na polskie sceny, by²y sprawdzone s²owo po s²owie, wraz z didaskaliami. Gotowe patenty. By²o wiadomo — ëdanow, czasem nawet Stalin, ogl5da² i w tym miejscu klaska². PamiItam, jak Schiller usi²owa² siI dowiedzie7 od kogoË, gdy przygotowywa² Poci5g pancerny Iwa¬ nowa — jak to by²o zrobione na scenie, że podoba²o siI Stalinowi? Zreszt5 sztuki radzieckie w ogromnej wiIkszoËci nie mia²y znaczenia. Ideolodzy ZSRR dobrze o tym wiedzieli. Wiedzieli, że czujnoË7 należy zachowa7 wobec dzie² wybitnych, które powstawa²y w warunkach wolnoËci wewnItrznej, i które mog5 rzeczywiËcie poruszy7 odbiorców. / jaki kostium wymyËlili Panowie dla carskiej policji w Êmierci Tarie²kina.7 Uniwersalny. Wzorowany na pruskim. WiIc o co Sokorski siI boczy!? Widocznie mu uËwiadomiono, że realizm Êmierci Tarie²kina jest zbyt zuchwa²y. ëe to, co siI dzieje na scenie, znacznie wykracza poza obiegowy realizm XlX-wieczny. Kiedy t²umaczy²em trylogiI, obserwowa²em z zachwytem, jak jej autor rozwija siI, tworz5c swe dzie²o. Pierwsz5 czIË7 trylogii, Ma²że´stwo Ka¬ czy´skiego, można porówna7 z dzie²ami francuskiego realizmu krytycznego. Druga czIË7 — Sprawa — by²a o wiele bogatsza: to już by² realizm pantagrueliczny, wizja biura, które nie ma pocz5tku i ko´ca, zastIpy ²apczywych urzIdników, wiecznie g²odnych, niesytych ²apówek, rabunku. A Êmier7 Tarie²kina osi5gnI²a

101 wymiar metafizyczny. Otóż Suchowo-Kobylin dokona² genialnego wynalazku, dotkliwie aktualnego w latach stalinowskich. Czyni z Tarie²kina upiora. Tarie²kin dochodzi do wniosku, że nie wywik²a siI z d²ugów, jeËli nie umrze. Urz5dza wiIc pogrzeb swej kuk²y i żyje odt5d jako ktoË inny, na paszporcie cz²owieka zmar²ego. Skoro wiIc posiada dokument, to jest, skoro jest, a umar² — co wykrywa policja — jest dla tej policji wilko²akiem. Z jak5 rozkosz5 ja siI bawi²em t5 sztuk5. Jak wci5gn5²em w tI zabawI Jacka Woszczerowicza! Jak Woszczerowicz to zagra²! Rzecz jasna, porzuci²em formI realizmu mieszcza´skiego. SiIgn5²em po formI ostr5, wybuja²5, blisk5 grotesce, ale nie chcia²em ²atwej groteski, nie chcia²em groteski konwencjonalnej. Chcia²em obrazu spo- twornia²ego, bliższego życia niż p²aski realizm. Wystawi²em sztukI w RozmaitoËciach, Marsza²kowska 8. Dobry teatr, bo ma²a widownia, a przy tym stosunkowo duża, g²Iboka scena. Najpierw bucha² g²oËny Marsz gladiatorów, przeraêliwie g²oËny, taki jak w cyrkach, gdy rozpoczyna siI widowisko. I wtedy sz²a w górI kurtyna. Na Ërodku sceny sta² stolik, a przy nim dwa krzes²a. Siedzia²o na nich dwóch Tarie²kinych, a zarazem dwóch Kopyto¬ wych — tak nazywa² siI zmar²y w²aËciciel paszportu przyw²asz¬ czonego przez Tarie²kina. Obaj mieli jednakowe twarze i nosili jednakowe mundury. Jeden by² martwy zupe²nie, a drugi porusza² siI lekko, to drgnI²a mu rIka, to posunI²a siI noga. I kiedy wszyscy widzowie byli już pewni, że ten drugi jest żywym aktorem, pierwszy, martwy, którym by² Jacek Woszczerowicz, zrywa² siI nagle od sto²u i bra² żywego pod pachI. Takich pomys²ów by²o mnóstwo. Jacek ze swoj5 sk²onnoËci5 do dziwaczenia i ze swoj5 perfekcyjnoËci5 mia² w tej sztuce prawdziwy raj. Tarie²kin przeo¬ braża siI w Kopytowa wyjmuj5c szczIkI. Jacek mia² zIby, wiIc dentysta musia² siI nieêle napracowa7, by zrobi7 mu szczIkI nak²adan5 na w²asn5 i by po jej wyjIciu te prawdziwe zIby nie by²y widoczne. I bez tej sztucznej szczIki Jacek mia² mówi7 tak niewyraênie, jakby by² ca²kiem bezzIbny, a jednak na tyle wyraênie, by rozumieli go widzowie w ostatnim rzIdzie. Kocha²

102 takie piItrowe zadania. Jeszcze wiIcej rozkoszy dostarczy²a nam rola policjanta Razplujewa. Już samo nazwisko... Razplujew, taki, co pluje, rozpluwa siI na ca²y Ëwiat. W sztuce jest wspa¬ nia²a scena, kiedy policjant przychodzi do Tarie²kina — już Kopy²owa — ten go przyjmuje posi²kiem. Przynosz5 kie²basy i Razplujew zjada pIto po pIcie, przynosz5 ogromne ogórki, zagryza, opróżniaj5c ca²y ich kosz. Przynosz5 Ëledzie. Wch²ania jednego po drugim, odrzucaj5c szkielety. Przynosz5 miednicI twarogu, wygarnia do ust. Nie od razu nam siI to uda²o. Najpierw zwróciliËmy siI do magika, Nemo, czy innego, w każdym razie s²awy. Powiedzia², że zrobi, ale dekoracje musz5 by7 inne, t²o czarne, tak, by posta7 iluzjonisty mog²a w nim znikn57. Aby tylko rIce by²y widoczne. No i trzeba bIdzie wszystko zgrywa7 mozolnie z aktorem. Miesi5ce pracy. Poszed²em do domu i wymyËli²em. ZrobiliËmy kie²basy nadmuchiwane. Aktor, Tadeusz Surowa, odgryza² zIbami koreczek, kie²basa wiotcza²a, zwija² j5 w garËci, to co zosta²o mu wreszcie w rIku, odrzuca² z niesmakiem. Ogórki również by²y nadymane. Razplujew chowa² puste baloniki w szerokie rIkawy. Êledzie mia²y bardziej wymyËln5 konstrukcjI. By² to duży szkielet pokryty „miIsem". Ta pow²oka, przyczepiona do oËci przy pomocy sprIżyny zegarmistrzowskiej, zwija²a siI nagle: Razplujew odrzuca² go²e szkielety z ²bem i ogonem. Twaróg by² zrobiony z papier-mache, nasypany na wyższe dno miski. To wyższe dno oparto na sprIżynach i można je by²o obniża7 naciËniIciem ²yżki zanurzonej w serze. W ten sposób twaróg na oczach widzów stopniowo znika² z naczynia. Ogromna ²ycha mia²a swój w²asny mechanizm. Zaczerpywa²a sztuczn5 masI twarogow5. Lecz gdy aktor odejmowa² od ust warz5chew, chowa²a tI masI przed wzrokiem widzów. PublicznoË7 szala²a z radoËci. By²a to taka sama radoË7 jak wtedy, gdy przemienialiËmy Amfitriona w Jowisza. RadoË7 czystego teatru. Opowiada²em pani, jak to za póêno przyËni² mi siI sen o Makbecie, noc, pochodnie i wiatr. Otóż na d²ugo przed tym snem umia²em wykorzysta7 wiatr w Êmierci Tarieikina. Wykorzysta²em go w groêny sposób, w finale sztuki,

103 kiedy to Tarie²kin siI mnoży, kiedy mamy już na scenie szesnastu Tarie²kinych z papierami w rIku, kosmiczn5 wizjI biurokracji. Podczas próby wykry²em przypadkiem, że pod scen5 biegn5 kana²y wywietrznikowe. Zapyta²em techników, czy można przy pomocy tych kana²ów skierowa7 na aktorów silny podmuch wiatru. Technicy chItnie cos tam przerobili i kiedy szesnastu Tarie²kinych wchodzi²o w silne pr5dy powietrza, wiatr porywa² papiery, rozdmuchiwa² je, zas²ania² Ëwiat. UrzIdnicy zachwyceni swoj5 moc5 wirowali w rytmie og²uszaj5cego Marsza gladiatorów. fiadoË7 czystego teatru ogarnia zawsze ca²y jego zespó²; technicy jprzeËcigaj5 siI wtedy w wynalazkach. Po latach, kiedy robi²em ±aêniI Majakowskiego, potrzebowa²em wielkiej iloËci kukie² z twarzami. Te kuk²y ustawia²y siI w różnych kolejkach. Korowody zamykali i otwierali żywi aktorzy. RIce aktorów i rIce kukie² by²y po²5czone w niewidoczny sposób i kiedy żywi podnosili ramiona, porusza² siI mechanicznie ca²y korowód. Potrzeba mi by²o bardzo wielu twarzy i wtedy zespó² techniczny ochoczo da² swoje. Pracownia zrobi²a dziesi5tki odlewów i kolejka do Naczdyrdupsa mia²a g²owy elektryków, stolarzy i krawców Teatru Klasycznego w Warszawie. Wszyscy gotowi byli znieË7 tI wielk5 przykroË7 gipsowania twarzy. Teatr wci5ga² do zabawy swoich uczestników, zanim jeszcze wci5gn5² do niej widzów. Jako nuworysz przy pulpicie reżyserskim, a jednoczeËnie nuworysz doskonale przygo¬ towany teoretycznie, naczytany, naogl5dany — ileż ja czasu poËwiIci²em we Francji ogl5daniu waz greckich ze scenami z antycznego teatru — chcia²em wykorzysta7 wszystkie mo¬ żliwoËci tej sztuki. Intrygowa²a mnie na przyk²ad maska. Ów Arlekin z komedii dellarte. Kostium zawsze z ²at. Twarz niemal ca²kowicie zakryta mask5 w kolorze skóry. Brwi nalepione, wiIc nieruchome. Aktorowi pozostaj5 tylko usta, broda, oczy. Gra wiIc g²ównie oczami. Holoubek to dla mnie taki aktor komedii dell arte. Dlatego z trwog5 szed²em na Króla Edypa w Teatrze Dramatycznym w Warszawie — co stanie siI z Holoubkiem po wydarciu oczu? I sta²o siI coË najgorszego — znikn5². Przesta² istnie7. Mimo tego

104 niezwyk²ego g²osu. Straci² oczy i wraz z nimi czarodziejsk5 w²adzI nad widowni5. Zastanawia²em siI, dlaczego teatr tak czIsto siIga² do maski. Może chcia² nam powiedzie7, że cz²owiek na scenie jest kimË innym niż cz²owiek, który przyszed² z zewn5trz i siad² na widowni, że ich zwi5zek jest tajemnic5? Mimo że teatr nie istnieje poza żywym cz²owiekiem, inaczej niż obraz, rzeêba czy gmach. Fascynowa² mnie fakt, że nie można zanotowa7 przedsta¬ wienia teatralnego, nie można ustali7 zwi5zku miIdzy scen5 a widowni5. Kiedy zrobi²em SzkolI żon, zaprosi²em na próbI generaln5 robotników od Scheiblera i Grohmana. Nie pozwoli²em na to, by nagoni²y ich zwi5zki lub partie. Wzi5²em asystenta i poszed²em z nim do fabryki. WybraliËmy czas przerwy na po¬ si²ek. I kiedy robotnicy rozwijali kanapki, powiedzia²em, kim jestem, i zaprosi²em, by przyszli wieczorem na przedstawienie. Ich nieufnoË7 by²a zachwycaj5ca. — „Dlaczego przyszed² pan tu osobiËcie? Czy to akademia na jak5Ë okazjI?" (napisaliËmy niepotrzebnie na plakacie, że to rocznica Ëmierci Moliera). Przyszli i reagowali trafnie, nie na komizm sytuacyjny, ale s²owny. W parI dni póêniej ja z kolei mia²em wizytI. Delegacja robotników zaprosi²a mnie na spotkanie z za²og5. Poszed²em z ca²5 ekip5 aktorsk5. Zaprowadzono nas do Ëwietlicy, zupe²nie pustej; po¬ myËla²em — jeszcze jedna impreza, która zako´czy siI upoko¬ rzeniem. Tymczasem w Ëwietlicy mieliËmy tylko zaczeka7, ludzie gromadzili siI w hali fabrycznej. By²a wype²niona po brzegi. Kiedy zobaczy²em to morze g²ów, powiedzia²em: — Panowie, trudno dyskutowa7, skoro nie wszyscy widzieli spektakl, wiIc my wam zagramy. — I aktorzy zagrali, bez dekoracji, w swych zwyk²ych ubraniach. Zagrali nie tylko swe role, ale i kostium z epoki Moliera i sta²o siI to nies²ychanie bogate. Szalenie siI wszystkim podoba²o; Niezapomniane przeżycie — poprzez swoj5 dziwnoË7, poprzez swoj5 wyj5tkowoË7. Okazuje siI, że można by²o odrzuci7 kostium i wzbogaci7 spektakl. Ale nie należy wyci5ga7 z tego zbyt daleko id5cych wniosków. Bo odrzucaj5c kostium, maskI, rekwizyt, zubożamy teatr; odrzucenie kostiumu może nam ukaza7

105 jakieË możliwoËci, ale kostium ukazuje je także. Teatr musi by7 niesko´czenie elastyczny. Ale dlaczego opowiedzia²em o tym przedstawieniu w fabryce? Już wiem. Bo mówiliËmy o tym, że nie można utrwali7 zwi5zku miIdzy widowni5 a scen5. Ta w²aËciwoË7 teatru, jak już pani mówi²em, ogromnie dzia²a²a mi na wyobraêniI. Ale jako cz²owieka nieprzyzwoicie zakochanego w wolnoËci, poci5ga²o mnie w teatrze jeszcze coË innego — otóż teatr do niczego nie zmusza. Daje nieograniczone możliwoËci wyboru. Mówi² Pan przecież o różnych dotkliwych ograniczeniach, a najgorsze nadci5ga²o dopiero. Ja nie mówiI o ograniczeniach z zewn5trz, lecz o samej istocie teatru. Innej niż istota sztuki filmowej na przyk²ad. Otóż teatr może mnie zachIca7 do takiego lub innego wyboru, ale ja bIdI decydowa² sam. Teatr może reklamowa7 swojego gwiazdora, może go oËwietli7, powiIkszy7 mu g²os, ale ja, widz, mogI wybra7 trzeciego aktora, stoj5cego w pó²cieniu, na dalekim planie, jemu towarzyszy7, z nim wspó²ży7, z nim siI solidaryzowa7. I nikt mi w tym nie może przeszkodzi7. Teatr ze swoj5 wizj5 ca²oËci pozostawia mnie wolnym. Inaczej niż film. Film może odwróci7 ty²em cz²owieka, któremu chcI spojrze7 w twarz. MówiliËmy o trzech sztukach, które Pan zrobi² w pierwszym okresie swojej pracy w teatrze. Widzowie, którzy pamiItaj5 repertuar warszawski z prze²omu ²at czterdziestych i piI7dzie¬ si5tych, wspominaj5 zawsze MIża i żonI Fredry w Pana reżyserii. Mówi5, że by²o to przedstawienie niezwyk²e piIkne, brawurowe, dowcipne. Wspania²y popis czworga aktorów — Romanówny, ma²że´stwa Kreczmarów, Wo²lejki. To już robi²em u Schillera w Teatrze Polskim w Warszawie. Schiller proponowa² Pana Ge²dhaba. Nie mia²em ochoty. Powie¬ dzia²em, że to zbyt staroËwieckie, ramota, i zaproponowa²em MIża i żonI. Zdziwi² siI. Ta arcykomedia, najlepsza chyba w polskim teatrze i jedna z najlepszych na Ëwiecie, mia²a s²ab5 pozycjI. Ma²o znana, zapomniana. Wystarczy powiedzie7, że Schiller, który wszystko wiedzia² o teatrze, nie widzia² jej nigdy na scenie.

106 Boy jej nie widzia². Znali j5 tylko z lektury i nie doceniali. Zdziwi² siI, ale zaciekawi² i mówi — „dobrze, niech pan robi”. Potem przyszed² na próbI i bardzo mu siI spodoba²o, rozrusza² siI. Niewiele by²o tych prób, bo pracowaliËmy w uniesieniu, tak wspaniale bawiliËmy siI sami. A po próbie generalnej gratulowa² mi rozrzewniony. Rozrzewniony, ale mruży² oko. Bo wiedzia², że dopuËci²em siI żartu. Wystawiaj5c tI komediI? Tak, duży żart. Ten rodzaj komizmu móg² rz5dz5cym przypaË7 do serca. Ostra krytyka arystokracji. Ale nie zdawano sobie sprawy, że to jest przede wszystkim pochwa²a swobody. Ci ludzie, zepsuci i czaruj5cy, pozbawieni s5 ca²kowicie instynktu spo²ecznego, nie stosuj5 siI do żadnych norm, a kara, jaka ich spotyka za ten anarchizm, jest ma²o przekonywaj5ca. Bardziej nas poci5ga, niż gorszy ta ponItna m²odzież (Fredro nakazuje, by bohaterowie byli bardzo m²odzi: pani domu, Elwira, ma w sztuce mniej wiIcej 19 lat, chodzi o to, by cynizm by² niewinny), jej igraszki z mi²oËci5, bo tam przecież nikt nie kocha, wszyscy siI bawi5. To taka sama zabawa w życie, jak w wieku XVIII we Francji, ale tam ko´czy²a siI ona gilotyn5. Fredro cudownie napisa² i skonstruowa² tI komediI, d²ugo myËla²em, że mia² jakiË pierwowzór francuski. Szuka²em, ale nie znalaz²em. M5ż i żona to ca²kowicie samodzielna sztuka. Forma yszta²owa. A do tego g²Iboka wiedza o naturze ludzkiej. ëadnych z²udze´. Niezwyk²a nowoczesnoË7 formy. Autor pozostaje w cieniu, nie mówi od siebie. Nie ukazuje nam swojej twarzy. Od przedstawienia w Teatrze Polskim zaczI²o siI powodzenie tej komedii na polskich scenach. W²adze widocznie nie zauważy²y żartu, bo w 1954 roku nagrodzi²y Pana i zespó² delegacj5 do Paryża, do Teatru Narodów. PojechaliËmy w jednakowych ubraniach szytych na koszt pa´stwa. W kraju nIdza, ale nam zamówiono bardzo drogi hotel ko²o Opery. Pierwszy po wojnie wyjazd polskiego teatru na Zachód. Krytycy francuscy byli zachwyceni MIżem i żon5, pisali.

107 że Polacy mog5 uczy7 Francuzów sztuki aktorskiej. RzeczywiËcie, wszystko rozumiano bez s²ów. Widzowie mieli s²uchawki z tekstem t²umaczenia, ale nikt nie korzysta². Nie by²y potrzebne. Zaraz po premierze do mego numeru wtargn5² facet z cygarem, przesun5² palcem kapelusz do ty²u i zaproponowa² nam tournee po Ëwiecie. JakiË impresario ameryka´ski. Zespó² skorzysta²? To by²o wtedy nie do pomyËlenia. Bez decyzji Biura Politycznego? Nie rozpatrywa²em w ogóle tej propozycji. Nikomu nawet nie przysz²o do g²owy, żeby tej szansy ża²owa7, to by²a dla nas zupe²na abstrakcja. Tylko Janka Romanówna zamyËli²a siI trochI. Czy socrealizm akceptowa² FredrI? Z koniecznoËci, bo przecież trzeba by²o coË gra7. Ale stale musia²em broni7 Fredry przed nadgorliwymi krytykami, którzy wci5gali na siebie stary kożuch Szeli i gotowi byli rżn57 panów pi²ami. Pisano, że „najwyższy czas zerwa7 z Fredr5 jako wyra¬ zicielem tradycji narodowych”, że „jego twórczoË7 nikogo w²a¬ Ëciwie nie poci5ga, nikogo nie interesuje, a przecież, zgódêmy siI z tym, widza nie można lekceważy7”. Przekonywano; oto dos²owne cytaty: „To, co mog²o Ëmieszy7 sto lat temu, czy cho7by dwadzieËcia, może teraêniejszoË7 już tylko gniewa7 lub obraża7”. Fredro hrabia, Fredro wielki pan, pisarz zwi5zany ze swoj5 klas5, budzi² zaniepokojenie i podejrzliwoË7. Ta podejrzliwoË7 znaj¬ dowa²a oparcie w przedwojennych rewizjach Boya ëele´skiego. Lecz to, co w Obrachunkach fredrowskich by²o dowcipne i nie mia²o mocy administracyjnej, chcieli rozwija7 ludzie nie przygo¬ towani, ze zmarszczon5 brwi5, z ambicjami, by tworzy7 politykI kulturaln5 w Polsce. W ten sposób zaatakowa²a MIża i żonI Irena Krzywicka, przyjació²ka Boya. Otóż zarzuci²a mi w swojej recenzji, że nie podkreËli²em na scenie konfliktów klasowych. Justysia, o której Boy pisa², że by²a „elektryczna”, że by²a „coË niby bożek mi²oËci tego Ëwiatka, mi²oËci drwi5cej sobie z wiIzów i nakazów", dla Krzywickiej by²a już — zgodnie z duchem czasu — „pó²

108 przyjació²k5, pó² s²ug5”, która musi nienawidzie7 swych pa´stwa. Wed²ug Krzywickiej „obrażony panek" by² panem życia i Ëmierci Justysi, móg² j5 zamkn57 w klasztorze albo odes²a7 do krów i gnoju. Musia²em zwróci7 recenzentom uwagI, że akcja komedii toczy siI w roku 1820 lub 1821, że w²adza panów ani w Galicji, ani w Królestwie nie siIga już tak dalego. Bo ch²opi maj5 już wolnoË7 osobist5. OczywiËcie, Wac²aw móg²by siI uciec do innych Ërodków przemocy, jakie mu daje pochodzenie socjalne, ale z nich w komedii nie korzysta. Dlaczego tak siI dzieje, ²atwo wyczyta7 z samego jej tekstu. Fredro jest realist5 i nie pozostawia żadnych niedomówie´. PomiIdzy Justysi5, która pochodzi zapewne z zago¬ nowej szlachty, a hrabiostwem Wac²awów panuje mianowicie stosunek najmu. Justysi5 szlocha: „WolI miejsce straci7, niêli za dobrodziejstwa niewdziIcznoËci5 p²aci7”. Krzywicka nie prze¬ czyta²a dok²adnie tekstu, ale to nie przeszkadza²o jej ż5da7 ode mnie, jako od reżysera, „podkreËlenia momentu nienawiËci i pogardy klasowej”. Obroni² Pan sztukI i wys²ano j5 do Paryża. Wydaje siI, że ten czas, tak niebezpieczny dla innych, dia Schillera, bardzo Panu sprzyja!. WystawiaI Pan to, co chcia² i jak chcia². W²adza, czasami zdezorientowana, nie przeszkadza²a Panu w awansach. Zajmowa² Pan doskona²5 pozycjI, nie maj5c na sumieniu koncesji, które zachowa²aby pamiI7 wspó²czesnych — w tym wzglIdzie bardzo gorliwa. Jak to siI Panu uda²o? Przecież poziom artystyczny nikogo już nie broni². ëó²kiewski na plenum KC PPR we wrzeËniu 1948 roku sk²ada² samokrytykI: „Nie rozumieliËmy tego, iż reakcja, wypierana systematycznie z pozycji spo²eczno-gospo¬ darczych, uporczywie usi²uje zachowa7 swoje pozycje kulturalne próbuj5c w²aËnie szermowa7 kryterium poziomu, próbuje w ten sposób wywo²a7 w zwyciIskich masach ludowych poczucie ich mniejszej wartoËci w sprawach kultury..." To s5 przynajmniej dwa zagadnienia. Jedno — dlaczego sam by²em niepodatny na ideologiI, a drugie — dlaczego w²adza nie zastosowa²a jeszcze wtedy wobec mnie silniejszego przymusu.

109 Przed ideologi5 chroni²o mnie wychowanie, trzeêwoË7 i z²oËliwy dowcip. Także wykszta²cenie. Nauczyciele akademiccy. PamiI7 profesora Ujejskiego, który napisa² ksi5żkI o tym, jak to Hoene- -Wro´ski sprzeda² absolut na pniu. Pana nie nIci² absolut na pniu? Formu²a na wszystko? A przecież spIdzi² Pan pewien czas w s²ynnej alpejskiej pustelni. Czego Pan tam szuka²? Moja ciekawoË7 Ëwiata by²aby niezmiernie uboga, gdyby siI nie ²5czy²a z ciekawoËci5 zaËwiata. Przecież sens życia wypowiada siI również w tym, że ²5czy siI z bezsensem Ëmierci. Opowiada²em Pani o tym, jak wys²ano mnie przed wojn5 na wspania²e stypendium do Francji. Zaprzyjaêni²em siI wtedy z gorli¬ wym katolikiem z grupy polskich neokatolików, Jerzym Siweckim, który w 1939 roku po²oży² życie jako oficer rezerwy broni5c Niemcom dostIpu do Warszawy. Spoczywa gdzieË w nieznanej mogile pod Sochaczewem. Otóż dziIki Jurkowi zwiedza²em francu¬ skie klasztory. DotarliËmy w naszych wIdrówkach do La GrandI Chartreuse ko²o Grenoble, klasztoru kartuzów za²ożonego w XI wieku, i przebywaliËmy tam przez parI tygodni. Podczas gdy Jurek spe²nia² swe obowi5zki cz²owieka wierz5cego, ja ży²em w sposób bardzo zdyscyplinowany życiem klasztoru i rozmawia²em z jednym z ojców uprawnionym przez przeora do mówienia ze mn5, gdyż ta surowa regu²a nakazuje milczenie. Zakonnicy pIdzili samotne życie w pustelniach—eremach i ²5czyli siI co cztery godziny — także w nocy, by wspólnie siI modli7. Wolno mi by²o wtedy wejË7 na chór i patrze7, jak kr5żyli w karnych orszakach. KiedyË w nocy obudzi² mnie weso²y gwar. Bracia i ojcowie biegali klaszcz5c w rIce, podskakuj5c, rzucali siI sobie w ramiona. Powodem tej dzieciIcej radoËci by²a Ëmier7 jednego z mnichów. By²em na pogrzebie, zmar²ego chowano bez trumny, z kapturem nasuniItym na twarz, przy radosnych Ëpiewach. Cieszono siI, że Bóg powo²a² braciszka do siebie. Z t5 ²ask5 wi5za²a siI inna — przywilej mówienia przez godzinI. Zaprzyjaêni²em siI z ojcem przydzielonym mi przez przeora. By² to lotnik francuski z pierwszej

110 wojny Ëwiatowej, za²oży² po wojnie rodzinI, dochowa² siI dzieci, nie móg² siI jednak upora7 ze wspomnieniami wojny, z grzechem zabójstwa. Dlatego przysta² do kartuzów. Mia² ogromn5 potrzebI dyskutowania c sprawach Ëwiata i literaturze, by² gorliwym czytelnikiem pisarzy rosyjskich. By²o mi dobrze w GrandI Char- treuse. Ale nie mia²em pokusy, by tam pozosta7. Nie zmie¬ ni²em siI. Wszed²em do pustelni i wyszed²em z niej jako agno¬ styk. Profesor Raszewski powiedzia², że widzi Pana z pierwszych iat po wojnie jako racjonalistI, postIpowego. Aie dodaje, że to wymaga objaËnienia: „Kiedy Papież przechodzi² niedaleko st5d do Bazylianów, wiwatowa²em wraz z innymi, aie mimo podniece¬ nia byiem w stanie myËle7 i pomyËla²em sobie: ciekawe, kto też jeszcze bIdzie mia² odwagI mówi7 studentom, że iloË7 przechodzi w jakoË7? Otóż rzecz w tym, że racjonaliËci tej formacji, do której należa² Korzeniewski, nie opowiadali ludziom takich rzeczy. Mieli na to zbyt szerokie horyzonty. Wiedzieli, że wiIcej jest dziwów na niebie i na ziemi, aniżeli siI Ëni²o waszym filozofom. I nawet dobrze wiedzieli. Uderzy²o mnie kiedyË, że Korzeniewski w²aËciwie najlepiej porozumiewaI siI z katolikami — z Borowym, z Wierci´¬ skim, ze mn5. Dopiero potem pojawili siI racjonaliËci, którzy dostawali fizycznego wstrItu w zetkniIciu z cz²owiekiem innych pogl5dów”. Prawda, że ²adnie Pana Raszewski broni? Tak, to s²owo „racjonalista” rzeczywiËcie przylgnI²o do mnie, nawet w różnych ksi5żkach o teatrze. Fakt, że w²adze go nie rozumia²y, by² dla mnie niezmiernie korzystny. Te w²adze, na których ignorancjI zawsze można by²o liczy7, s5dzi²y, że racjona¬ lista jest zawsze postIpowy — w akceptowanym przez nie znaczeniu tego pojIcia. Gdyby im ktoË uËwiadomi², że racjonalist5 by² Pascal, by²oby to dla nich niew5tpliwym wstrz5sem. Ale dla nich racjonalist5 by² Bieli´ski. I tak siI tym pos²ugiwali. WiIc ja by²em racjonalista, antykleryka² i postIpowiec. Nie dorasta²em jeszcze do socjalizmu, ale rokowa²em pewne nadzieje. Czy te sztuki, które Pan reżyserowa², wybra² Pan sobie

111 w²aËnie jako racjonalista, postIpowy, jak rozumia² te s²owa profesor Raszewski? Tak. One mi, w²aËnie takiemu, ogromnie odpowiada²y. Zna²em dobrze, z pierwszej rIki, neoklasycyzm francuski, a wy¬ ros²em z neorealizmu polskiego; kiedy na dobre wci5gn5² mnie teatr, awangarda lat dwudziestych już umar²a Ëmierci5 naturaln5. Te dwa moje kierunki doskonale siI ze sob5 godzi²y. Tutaj by²em w domu. Neorealizm polski z wiIkszym zabarwieniem spo²ecznym, które zreszt5 szczerze akceptowa²em, i neoklasycyzm francuski, przepiIkny, elegancki, klarowny. Tak siI szczIËliwie z²oży²o, że to, co robi²em z najg²Ibszego w²asnego przekonania, mieËci²o siI jakoË w czasach miIdzy 1947 a 1949 rokiem. Można to by²o jeszcze robi7, jeËli broni5c swojego wyboru nie drażni²o siI nadmiernie zarz5dców kultury. A Pan nie drażni²? By²em niezmiernie uprzejmy i bardzo dobrze przygotowany do każdej dyskusji. WiIc spory ze mn5 by²y niewygodne. Zamiast dyskutowa7 można by²o skreËli7. Nied²ugo na to czeka²em. TEATR LILIPUTÓW

\

Czy nie miai Pan żadnych w5tpliwoËci przyjmuj5c pracI reżysera w Teatrze Polskim, u Schillera? Nie, nie mia²em. A jednak Wierci´ski, z którym byI Pan tak silnie zwi5zany przyjaêni5 i wspó²prac5, nie chcia² wejË7 do zespo²u Teatru Polskiego, gdy Schiller obj5² go w 1949 roku. Mówi² mi Pan, że obaj Panowie obci5żali Schillera czIËciow5 win5 za likwidacjI Sceny Poetyckiej w ±odzi. Czy Wierci´ski nie mia² pretensji, że bierze Pan posadI u kogoË, kto zachowa² siI nielojalnie wobec Panów i ich inicjatywy w sytuacji, która szczególnie wymaga²a lojalnoËci? Dziunie by² niezwykle pryncypialny, nigdy nie tai², co myËli, i jego odmowa musia²a by7 dla Schillera bardzo bolesna, ale nie mia² nic przeciw temu, że ja idI do Polskiego. Podczas pierwszej rozmowy z Schillerem powiedzia²em, że muszI siI najpierw naradzi7 z Wierci´skim i Schiller zachowa² siI elegancko, nie ujawni² zawodu. Otóż, proszI pamiIta7, że ani Wierci´ski, ani ja nie pogodziliËmy siI ²atwo z likwidacj5 Sceny Poetyckiej. LiczyliËmy na to, że uda siI j5 wskrzesi7 w Teatrze Starym w Krakowie, pod dyrekcj5 Pronaszki. Wierci´ski rozmawia² z nim

113 w naszym imieniu, ale Pronaszko nie móg² nam pomóc. W²aËciwie wiedzieliËmy, że wskrzeszenie tej sceny nie jest możliwe, ale nie powiedzieliËmy sobie nigdy, że rezygnujemy. Należa²o wiIc wy¬ jaËni7 naturI naszych wzajemnych zobowi5za´. WyjaËniliËmy. Id5c do Polskiego by²em ca²kowicie w porz5dku wobec Dziunia. Teraz wiadomo dok²adnie, w jakich okolicznoËciach Schiller obejmowa² Polski. Można o tym przeczyta7 w niezwykle interesu¬ j5cej pracy Edwarda Krasi´skiego Leon Schiller w Teatrze Polskim 1917—1952 wydanej przez Teatr Polski pod dyrekcj5 Dejmka w 1987 roku. A czy wówczas, w 1949 roku, ludzie teatru zdawali sobie sprawI z tego, jak nieprzyjemn5 rolI odegra² Schiller w utr5caniu Szyfmana? CoË niecoË by²o wiadomo. Już w ±odzi Schiller atakowa² Teatr Polski nie przebieraj5c w s²owach. Wyrazi² siI o nim miIdzy innymi, że to „skandal i Ëmietnik", a nie by²o to sprawiedliwe. S²a² do w²adz listy i memoria²y, w których ocenia² krytycznie dyrekcjI Szyfmana i snu² projekty naprawy. Deklarowa² pos²u¬ sze´stwo wobec „cho7by najniewdziIczniejszych zada´, jakie powierz5 mu ²askawie Rz5d i Partia, której ma zaszczyt by7 cz²onkiem". S²uchaliËmy przy różnych okazjach takich wypowiedzi. W lipcu 1948 roku odby²y siI g²oËne uroczystoËci 40-leci a pracy Arnolda Szyfmana i 35-lecia Teatru Polskiego. Bierut obj5² „wysoki protektorat" nad jubileuszem. Ministerstwo Kultury da²o Szyfmanowi w prezencie piIkne mieszkanie w willi przy Prezy¬ denckiej. A w maju 1949 roku w gabinecie Szyfmana urzIdowa² Schiller. DziË wiemy, co napisa² Szyfman po rozmowie z Berma¬ nem, kiedy dowiedzia² siI o utracie Teatru Polskiego: „Tego dnia myËla²em o samobójstwie, widz5c ca²5 beznadziejnoË7 mego po²ożenia. Straci²em sens życia”. I wtedy by²o wiadomo, że to dla Szyfmana straszliwy cios. Sta²o siI po myËli Tajnej Rady Teatralnej, która „nie przewidywa²a" Szyfmana, a „przewidywa²a” Schillera. Tak, ale wiele siI zmieni²o i nasze pogl5dy siI zmieni²y: Szyfman przeży², wróci² i zaraz po wojnie w²adze da²y mu

114 stanowisko wyższe od naszych, ho, jak już mówiliËmy, zosta² pierwszym dyrektorem Departamentu Teatru w Ministerstwie Kultury. My, ludzie zwi5zani z teatrem, zawsze marzyliËmy o tym, żeby mie7 cz²ówieka teatru w ministerstwie. I Szyfman nas nie zawiód². Wzi5² siI do pracy z ogromn5 energi5, wykaza² znowu swoje granicz5ce z geniuszem uzdolnienia organizatorskie. A potem, kiedy poszed² do Teatru Polskiego, przyj5² do siebie aktorów, którzy stracili grunt po zamkniIciu Sceny Poetyckiej. Zachowa² siI z wielk5 przyzwoitoËci5. Otóż jego odejËcie z Pol¬ skiego by²o niezmiernie przykre... W²adza rz5dzi²a, jak chcia²a. Mianowa²a, odwo²ywa²a. Jednym dawano, drugim odbierano. Ca²kowity brak grzecznoËci wobec ludzi, którzy przecież mieli zas²ugi. OdejËcie Szyfmana by²o szczególnie nieprzyjemne. Obci5¬ ża²o nas wyrzutem sumienia, jako tych, którzy kiedyË widzieli w nim „barona" teatru, kogoË, kto powinien by7 raczej fabrykan¬ tem lub bankierem, a nie para7 siI sztuk5. Podczas gdy on naprawdI kocha² teatr, to by²a namiItna mi²oË7 jego życia. Kiedy go ta krzywda spotka²a, mogliËmy siI tylko usprawiedliwia7, że nie przyczyniliËmy siI do niej, że nie mieliËmy zamiaru rozstrzyga7 tej sprawy. Nie chcieliËmy odsuwa7 Szyfmana od teatru, zosta¬ wialiËmy to raczej losowi, grze si². Nie chcieliËmy mu szkodzi7 Ëwiadomie. My — to kto? Osoby skupione wokó² idea²ów Tajnej Rady Teatralnej. Wyj5wszy Schillera. Schiller by² wielkim dzieckiem. 0 ile Szyfman we wszystkim, co robi², by² mIżczyzn5, wiedzia², czego siI podejmuje, za co odpowiada, o tyle Schiller by² niedojrza²y. To odnosi²o siI do wszystkiego — z wyj5tkiem sztuki. Do jego stosunku do kobiet. Do jego stosunku do teatru jako pewnego rodzaju organizacji. Do w²adzy, do pieniIdzy. PamiItam sprzed wojny, że chcia² by7 zawsze najwyżej p²acony. Ten komunizuj5cy artysta by² niezmier¬ nie pazerny. Dyrektorzy teatrów z trudem nieraz — bo bywa² niechItnie widziany przez w²adze — powierzali mu różne prace.

115 a on zaskakiwa² ich póêniej niezmiernie wygórowanymi ż5daniami finansowymi. ë5da² trzy, cztery, razy wiIcej, niż taki prowincjo¬ nalny teatr zwyk² p²aci7 za reżyseriI. Schillera zupe²nie nie interesowa²o, że ten teatr nie ma pieniIdzy. Uważa², że mu siI należy zap²ata zupe²nie wyj5tkowa. Nie go²a suma odgrywa²a rolI, ale wyj5tkowoË7 zap²aty. Zdawa² sobie sprawI ze swej wybitnoËci i ż5da² specjalnego traktowania. Dziecinny. Rozkapryszony. Może to jest t²umaczenie zbyt proste, może nawet prostackie, ale myËlI, że dlatego Schiller uleg² stalinizmowi. A nie uleg² Szyfman, który mia² cnoty mIskie. A jednak poszed² Pan do Schillera. Wzi5² Pan etat reżysera Teatru Polskiego i wszed² do Kolegium Artystycznego. Dlaczego? Poszed²em, i to bardzo chItnie. Spójrzmy na to zwyczajnie. By²em pocz5tkuj5cym reżyserem. Wprawdzie z sukcesami — w Warszawie, ubogiej wtedy teatralnie, sz²y jednoczeËnie dwie moje sztuki, o których mówiono — ale zaczyna²em dopiero karierI twórcz5. I oto okazja — jedna z pierwszych scen w kraju. Ale niech pani jeszcze spojrzy inaczej. Nasze stosunki z Schillerem by²y szczególnej natury. On by² wielkim twórc5 teatru, ja zaczy¬ na²em dopiero, ale on uznawa² jakieË moje zwierzchnictwo. Czu²em to. S5dzI, że bra²o siI to z dwóch przyczyn. Schiller nie mia² studiów, nie mia² żadnego tytu²u naukowego. JakiË kompleks w nim tkwi². PamiItam jeszcze sprzed wojny, że lubi² wyci5ga7 m²odych ludzi, których wiedzI ceni² — Essmanowskiego, Terlec¬ kiego, mnie — na d²ugie dyskusje w ma²ej knajpce pod kolumnami Teatru Wielkiego, przy butelce pieprzówki, z której ta knajpka s²ynI²a. Te rozmowy ci5gnI²y siI bardzo d²ugo i wie¬ dzieliËmy — Schiller siI sprawdza. Kontroluje. Bo ci5gle nie by² pewien, czy jego umys² jest dostatecznie zdyscyplinowany. Ja mia²em tytu² naukowy i widzia²em, że on to niezmiernie ceni. A druga przyczyna tkwi²a w naszej zależnoËci okupacyjnej. Otóż spotkania Rady Teatralnej odbywa²y siI najczIËciej w Prudentialu, w mieszkaniu Schillera, i on je prowadzi². Ale formalnie bior5c ja by²em jego zwierzchnikiem konspiracyjnym. Aby zaproponowa7 mi

116 pracI w Teatrze Polskim zaprosi² mnie nie do gabinetu, lecz do kawiarenki. KrIpowa²aby go rozmowa ze mn5 zza biurka. Wola² jej nada7 charakter prywatny. WiIc id5c do Polskiego nie obawia²em siI, że bIdI musia² ulega7 ograniczeniom wiIkszym niż gdzie indziej. Przeciwnie, by²em przekonany, że Schiller bIdzie unika² narzucania mi czegokolwiek. W²aËnie dyrekcja Schillera wydawa²a siI gwarantowa7 mi pewn5 swobodI. A przy tym — trzeba pamiIta7, kim on by². Można by²o mie7 do niego różne pretensje, ale cokolwiek robi² na scenie — robi² to twórca wielkich przedstawie´. W jego rIkach wszystko uzyskiwa²o niespodzie¬ wan5 wartoË7. Bra² zewsz5d. Ludzie, którzy jeêdzili po Ëwiecie, mogli odkrywa7 na przyk²ad, co w Kordianie jest z Reinhardta... Bra² zewsz5d, ale to nic nie szkodzi²o, bo nadawa² temu w²asn5 wartoË7, zamienia² sztukI w dzie²o poezji. By² poet5 sceny. Napisa²em tak kiedyË w recenzji i to okreËlenie przylgnI²o do niego. I tym dotkniIciem poezji obdarzony by² na co dzie´. W liËcie do Niny Andrycz na temat ÊwiItej Joanny Shawa pisze: „Zdemaskowanie ob²udnej, amoralnej polityki ówczesnego imperializmu brytyjskiego bIdzie na pewno na czasie On, który mówi² zawi²ym jIzykiem postromantycznym, m²o¬ dopolskim, nagle przej5² jIzyk tej martwej mowy. Niewiarygodne upokorzenie, które budzi grozI. Ale to s5 różne rzeczy. To by²o ËciËle rozdzielone. To nie trafi²o na scenI. Sam Pan mi opowiada!, jak wystawii w Lodzi okropn5, papierow5 i fa²szyw5 sztukI Ważyka Stary dworek. Ale on jej nie robi². Reżyserem by² Krasnowiecki. A Schiller bra² dzie²o tak pospolite, o tak ma²ych lotach artystycznych jak Igraszki z diab²em Ordy, bo trzeba by²o bra7 sztuki bratnich krajów, i powstawa² z tego komiczny, pe²en poezji dramat. P²askiemu utworowi wyrasta²y skrzyd²a, szybowa² w sfery meta¬ fizyczne. Igraszki z diab²em stawa²y siI igraszkami z diab²em naprawdI. Brda napisa² to jako bajeczkI ludow5. Przyjecha² na premierI, siedzia² w pierwszym rzIdzie i nie móg² siI po²apa7. Nie pozna² utworu, który mu siI wymkn5², przerós² jego wyobraêniI.

117 WiIc tak to by²o. Schiller chcia² siI przys²uży7 partii z jakimË masochizmem, z naiwn5 nadgorliwoËci5. Orda zamierza² w swej sztuce oËmieszy7 wierzenia czy — jak mówiono — zabobon, a w inscenizacji Schillera zwyciIża²a poezja, wszystko stawa²o siI g²Ibsze, tajemnicze, obcowaliËmy z t5 wieczn5 zagadk5 twórczo¬ Ëci, która nie poddaje siI żadnym za²ożeniom, żadnym przewidy¬ waniom. Schiller odpycha², tak, ale i przyci5ga². I chociaż sezon Schillera w Teatrze Polskim nie spe²ni² naszych oczekiwa´ i zako´czy² siI klIsk5 twórcy, ja tego sezonu nie straci²em. Mnie osobiËcie Schiller nie zawiód². A nawet powiem, że zachowa² siI bardzo przyzwoicie w sprawie Don Juana. Wyj5tkowo; po mIsku. DomyËlam siI, że chodzi o to, co spotka²o Don Juana już po premierze. A czy moglibyËmy zacz57 od pocz5tku? Czy móg²by Pan opowiedzie7 o swoich przeżyciach, które wp²ynI²y na sceniczny kszta²t Don Juana? Dziwne przeżycia. W ostatnich miesi5cach wojny znalaz²em siI w Poznaniu, w drodze do Goerbitsch, gdzie, jak już pani opowiada²em, spodziewaliËmy siI znaleê7 ksi5żki z bibliotek warszawskich. Musia²em w Poznaniu uzyska7 glejt i wypad²o mi czeka7 na widzenie z Rosjaninem, komendantem miasta, i Pola¬ kiem, szefem UB. Mia²em parI godzin wolnych... Do Poznania przyjecha²em rano, dzie´ by² pochmurny i drobne Ënieżki lata²y jeszcze. Ciekaw by²em, czy Pozna´ jest bardzo zniszczony, i po¬ szed²em zobaczy7. Najpierw do katedry. Kopu²a koËcio²a by²a rozbita i zniesiona, nad Ërodkiem nawy zia²a wielka dziura i te py²ki majowego Ëniegu wirowa²y w niej. PomyËla²em, że podmuch musia² by7 silny, skoro tyle barokowych figur wypad²o z nisz. Zwróci²em uwagI, że leża²y w sposób zagadkowy. JeËli odpad²a g²owa, to ktoË j5 potem po²oży² ko²o korpusu, ale nie zwyczajnie, jak by należa²o, z odpowiednim poszanowaniem, lecz z intencj5 zabawienia siI. Czasem z wyraênym nieprzyzwoitym zamiarem. By²em sam... Podszed²em bliżej i zobaczy²em rzecz bardzo dziwn5, wstrz5saj5c5. To nie by²y figury, lecz zw²oki. KilkanaËcie, a może kilkadziesi5t postaci w z²otog²owiach, w jedwabiach. Z²otog²owia

118 mia²y kolor rdzy, jedwabie by²y żó²tawe. Barwy zgaszone, ta¬ jemnicze, g²Ibokie. Te postacie, bardzo dobrze zachowane, ze skór5 obci5gniIt5 na twarzach, z w²osami, wyci5gniIto zapewne po to, by je obra7 z kosztownoËci. Dokona² tego oddzia² wojska, dobrze zorientowanego w możliwoËciach rabunku. Oddzia² ludzi id5cych na Ëmier7 i czyni5cy z niej kpiny, jacyË bardzo dzielni czo²giËci lub pancerniacy w tych kostiumach podbitych wat5. WiIc zdjIto pierËcienie, zabrano karabele, jeËli jeszcze by²y, a zw²oki usta¬ wiono jak w teatrze. Jedne klIcza²y, inne leża²y, jakiË trup mIżczyzny na trupie kobiety, otuleni woalem. Upiory, które powróci²y na ziemiI, aby da7 Ëwiadectwo czasom rz5dzonym przez Ëmier7. Najstraszniejszy i najpiIkniejszy teatr, jaki zdarzy²o mi siI kiedykolwiek ogl5da7. PamiIta²em o tym ci5gle, cokolwiek robi²em w teatrze, i wprowadzi²em to do krakowskiego przedstawienia Don Juana w Teatrze S²owackiego. Dopiero w 1962 roku. Dlaczego ta wizja, która tak Pana poruszy²a, nie zosta²a wykorzystana przez Pana w Don Juanie w Teatrze Polskim w 1950 roku? Czy nie pozwoli² na to triumfuj5cy już realizm socjalistyczny? Móg²by nie pozwoli7... Ale nie dlatego tylko. W przed¬ stawieniu warszawskim nie chodzi²o mi o rozstrzyganie spraw ostatecznych, o spory z Bogiem, o istnienie Boga, o istnienie drugiego Ëwiata. 0 to, co wszystkich ludzi niepokoi. W tym przedstawieniu nie by²o jeszcze miejsca na korowody duchów, zapowiadaj5cych Ëmier7, ukazuj5cych niepokój istotny Don Juana, na te zjawy w postrzIpionych szatach, z martwymi twarzami, ukazuj5ce siI ni st5d, ni zow5d, przemykaj5ce, przypadaj5ce do Ëciany. W Teatrze Polskim nie mówi²em jeszcze o tym, co najważniejsze w tym dziwnym utworze Moliera, nies²usznie na¬ zwanym komedi5 i traktowanym jak komedia. O czym wiIc Pan mówi²? Rzecz jasna, nie o Don Juanie, zdobywcy serc kobiecych, ale taka w²aËnie legenda Don Juana pomog²a mi wprowadzi7 sztukI do repertuaru, bo takiego bohatera w²adza siI nie ba²a. Otóż

119 prawdziwy Don Juan Moliera nie dlatego zdobywa kobiety, że je kocha, ale dlatego je zdobywa, aby je poËlubi7 (najchItniej poËlubia te, które wykrada z klasztoru) i aby sprawdzi7 — kiedy Bóg zdenerwuje siI wreszcie i przestanie tolerowa7 te ËwiIto¬ kradztwa. A wiIc Don Juan, dworski libertyn, prowokuj5cy Boga. Ta komedia nie jest dramatem mi²oËci, lecz wielk5 dysput5, któr5 wËród romantycznych wydarze´ prowadz5 pan i s²uga, i do której od czasu do czasu sam Molier dorzuca swoje komentarze. Naj¬ ważniejszy z nich to wielka diatryba V aktu, pochwa²a ob²udy, wyg²oszona przez Don Juana. Otóż Don Juan po dokonaniu swych najgorszych czynów wyg²asza wielk5 pochwa²I cynizmu poli¬ tycznego. JeËli chcesz bezkarnie pope²nia7 zbrodnie — mówi — musisz należe7 do jakiejË koterii. Musisz zapisa7 siI do jakiejË partii, musisz przy²5czy7 siI do jakiejË kliki. Wtedy nie tylko bI¬ dziesz bezkarny, ale uzyskasz uznanie i ho²dy. Molier pokazuje ten mechanizm rz5dzenia z niezwyk²5 przenikliwoËci5, która umyka²a przez wieki uwadze twórców teatru i widzów. Traktowali bowiem oni Don Juana jako sztukI o uwodzicielu, s²usznie ukaranym ogniem piekielnym. Kiedy wystawia²em Don Juana w roku 1950, roku wielkiego napiIcia politycznego, ta diatryba wydawa²a mi siI niezmiernie ważna. W roku 1962 nie toczy²em już przy pomocy Don Juana żadnych sporów politycznych, myËla²em jedynie o wolnoËci odczuwania ludzkiego. Mog²em siI zbliży7 do najistotniejszych myËli Moliera, bo polityka nie jest najważniejsza w dzie²ach naprawdI wielkich. Tym razem, w roku 1950. diatrybI zauważono? Najpierw zwrócono uwagI na kolorowe sieci. Jak pani wie, w lipcu 1950 odby² siI w Warszawie zjazd organizacyjny SPATiF, którego pierwszym prezesem zosta² Leon Schiller. Z tej okazji Sokorski wyst5pi² z przemówieniem na temat nowej sztuki. Wskazywa², co należy, a czego nie wolno. Nie chcia² już atakowa7 Wierci´skiego, Horzycy, im w ko´cu postanowiono darowa7, wiIc ja zosta²em na placu jako g²ówny formalista. — ProszI patrze7 — mówi Sokorski — na jakie pomys²y wpada scenograf, a na co godzi

120 siI równie lekkomyËlny jak pani Roszkowska, poszukuj5cy nie¬ zwyk²ych form Korzeniewski. — I daje przyk²ad z drugiego aktu Don Juana. Otóż w tym akcie Don Juan uwodzi dwie kobiety na raz i trzeba to uprawdopodobni7 sytuacyjnie, trzeba, żeby to by²o zabawne. WiIc Teresa zawiesi²a na scenie kolorowe sieci i Wo²²ejko w piIknym bia²ym kostiumie, w bia²ych butach, tylko obcasy czerwone i czerwony pióropusz, biega wËród tych sieci, ukrywa siI, bardzo ²adnie to robi. Sieci s5 granatowe, zielone, czerwone. No i Sokorski ocenia, że te rekwizyty dowodz5 oderwania twórców od rzeczywistoËci, dowodz5 ich zami²owania do koloru, a nie do prawdy. Nie poda² istotnych przyczyn, dlaczego Don Juan popad² w nie²askI, poda² przyczyny ma²o ważne, ale jego zdaniem, przystIpne. Musia²em wsta7 i odpowiedzie7:—Zaczyna siI miIdzy nami, panie ministrze, spór o realizm. Pan ²5czy socjalizm z sza¬ roËci5. Ale nie z prawd5. Przed wojn5, kiedy pan walczy² o ko¬ munizm w Polsce, a nawet siedzia² w wiIzieniu, ja studiowa²em we Francji. Widzia²em tam na po²udniu takie sieci, jakie Teresa Roszkowska zaprojektowa²a dla Don Juana... To jest coË bardzo realnego. Rybacy barwi5 niewody, bo morze na różnych g²Ibo¬ koËciach i w różnych basenach ma różne barwy. Sardynki ²owi siI na przyk²ad w sieci czerwone. — Tak odpowiedzia²em, ku sza¬ lonemu entuzjazmowi sali. Pos5dzanie o formalizm by²o dla wiIkszoËci twórców teatru prawdziw5 zmor5. Nawet Daszewski powiedzia² mi kiedyË na ucho: — Z nimi dyskutowa7 o sztuce nie można, bo wie pan, jak5 oni maj5 zbrodnicz5 myËl — że jest tylko jeden kolor zielony. — Daszewski, komunista, nie móg² postawi7 socrealizmowi ciIższego zarzutu niż ten, że sprowadza on do jednego 150 odmian zieleni. Sokorski nie poda² istotnych przyczyn, dla których Pa´ski Don Juan popad² w nie²askI, ale Pan też nie wa²czy² poważnie o prawo do barwnych sieci. To by²y argumenty pozorne. Bo prawdziwa rozmowa by²a niemożliwa. Tak samo jak podczas dyskusji nad E²ektr5, można by²o siI ucieka7 jedynie do takich argumentów, które w²adza ewentualnie mog²a tolerowa7.

121 Trzeba by²o walczy7 na ich polu. Innych sposobów jeszcze wtedy nie by²o. Daszewski trafnie powiedzia² — z nimi dyskutowa7 nie można. A on zna² ich lepiej niż wiIkszoË7 z nas. Powo²uj5c siI na rybaków francuskich, nie obroni² Pan jednak Don Juana. Wiedzia²em przecież, że nie obroniI. Sprawa by²a dawno rozstrzygniIta na moj5 niekorzyË7. Chyba już i dekoracje by²y por5bane... Kto por5ba²? JacyË panowie, by²o ich kilku, w mundurach bez odznak. Wezwano mnie do teatru, przyjecha²em i ci panowie zaż5dali, żebym by² Ëwiadkiem ich czynnoËci zapobiegawczych. Poszli do magazynu w podwórzu teatru i por5bali dekoracje na moich oczach. / co Pan na to? Jak to co? By²em Ëwiadkiem. Kto ich przys²a²? Nie pamiItam. Może Sokorski, a może Berman. MyËlI, że Berman zasugerowa², a Sokorski gorliwie podchwyci². Berman by² najważniejszy w grupie dygnitarzy, którzy przyszli obejrze7 przed¬ stawienie. A raczej nie tyle obejrze7, ile skontrolowa7. Przyszli na zwyk²y spektakl dla publicznoËci, kazali sobie tylko zostawi7 lożI g²ówn5 i boczn5. Ca²e Biuro Polityczne przysz²o, ale Bieruta nie by²o. Dwa razy Biuro Polityczne zaszczyci²o moje inscenizacje przychodz5c prawie w komplecie. Po Don Juanie ogl5dali Grzech. Ale na Grzechu by² także Bierut. Interesowa² siI teatrem? Na pewno najbardziej ze wszystkich polskich pierwszych sekretarzy. By² drukarzem i mia² nawyk czytania. Wiem, że czyta² Dziady, inaczej niż Gomu²ka, który o Dziadach nie mia² pojIcia i myËla², że Dejmek dopisa² ca²e fragmenty. Bierut kojarzy mi siI z bardzo przykrym wspomnieniem, które dotyczy także mojej pracy w Teatrze Polskim. Otóż z okazji przyjazdu do Warszawy jakiegoË moskiewskiego zespo²u dramatycznego zaproszono przedstawicieli polskiego teatru do Belwederu. W kraju trwa²a jeszcze bieda

122 powojenna, inteligencja polska odżywia²a siI marnie, a tu na sto²ach owoce po²udniowe, kawior, koniaki. I wspania²oË7 mo¬ narsza Belwederu, o którym zawsze myËla²em, że powinien by7 raczej na mod²I dworu polskiego, a nie Wersalu. Tymczasem pe²no tam by²o wspania²ych gobelinów, z²oconych mebli; nietrudno by²o o to w kraju, w którym odebrano klasie panuj5cej zamki i pa²ace. W tym wszystkim zadowolony z siebie i t²uËciutki prezydent Rzeczypospolitej i pani Górska, też okr5glutka, w sukience nie¬ zmiernie opiItej. Jeszcze przed przyjËciem ekipy radzieckiej Bierut obejrza² nas dok²adnie i zapyta²: — Cóż to, obywatele? Czyżby nasz rz5d zapomnia² was odznaczy7 za wasze zas²ugi? — Schiller wymamrota²; — No nie, obywatelu prezydencie, coË niecoË mamy. — To czemu nie nosicie? Wstydzicie siI nosi7? — Na to w²aËnie weszli Rosjanie, obwieszeni medalami i orderami. Bierut wyg²osi² wtedy przemówienie g²Iboko dla nas obraêliwe. Po¬ wiedzia², że Polska nie ma w²asnej kultury teatralnej, że j5 dopiero nabywa, że dziIki tym goËciom uczymy siI nie tylko, czym jest nowa sztuka, ale także sztuka w ogóle, ludzka, prawdziwa, huma¬ nistyczna. Taka sztuka, któr5 można przekaza7 robotnikom. Mia²em wrażenie, że mËci siI na nas za to, że nie przynieËliËmy swoich odznacze´, nie przedstawiliËmy siI jako twórcy zwi5zani z w²adz5. A jak zareagowa²o Biuro Polityczne na Don Juana? Sokorski biega² miIdzy lożami dygnitarzy a naszym pokojem i szepta²: — Bawi5 siI dobrze, bardzo dobrze... — Przedstawienie siI sko´czy²o, teatr opustosza². Schiller by² pe²en najlepszych nadziei, do tego stopnia, że naszykowa² w swoim gabinecie serwisy, przygotowa² kawI i ciastka... Potem Sokorski przybieg² z wiadomoËci5, że oni tam w foyer naradzaj5 siI, ale że nastrój dobry. CzekaliËmy. Kawa styg²a. Schiller zacz5² denerwowa7 siI lekko, ale ci5gle nie spuszcza² z tonu. — Panie Bohdanie — mówi² — partia jest rozumna, partia wie, co robi. — Zdaje siI, że mia² już daleko id5ce w5tpliwoËci i przekonywa² sam siebie, że partia nie skrzywdzi Don Juana i teatru. Znowu przybieg² Sokorski, z wyd²użon5 twarz5, przestraszony, że oni nie przyjd5 do nas.

123 wychodz5, jutro zawiadomi5 o swojej decyzji. I rzeczywiËcie, nastIpnego dnia przysz²a krótka decyzja, ale przemyËlana w szcze¬ gó²ach, że Don Juan ma by7 grany tylko do przerwy wakacyjnej, któr5 zarz5dzono miesi5c wczeËniej, nie pierwszego sierpnia, jak to mia²o by7, lecz pierwszego lipca. MogliËmy wiIc dogra7 jeszcze parI przedstawie´. Rzecz jasna, zaraz posz²a po Warszawie wiadomoË7, że zdejmuj5 Don Juana, wiIc zrobi² siI potworny t²ok, cz²owiek na cz²owieku siedzia² i p²aciliËmy ogromne kary straży pożarnej za przekroczenie limitu widzów. Wszystkie krzes²a zewsz5d Ëci5gano. W lipcu mia²em jecha7 na urlop, ale zatrzymano mnie do dyspozycji i drugiego, może trzeciego lipca wezwano do teatru, bo przyszli r5ba7 dekoracje, o czym już pani mówi²em. Nie wezwano Pana na żadn5 rozmowI? Owszem, zaprosi² mnie do siebie Sokorski. Powiedzia², że Biuro Polityczne oceni²o sztukI jako bigoteryjn5. Stwierdzi²o, że êle odczyta²em Moliera. Odpowiedzia²em, że nie przyjmujI tego do wiadomoËci. Powiedzia²em, że znam dobrze Moliera, że studio¬ wa²em epokI u samego êród²a, że sam t²umaczy²em sztukI i że dochowa²em Molierowi niezwyk²ej wiernoËci. Nawet scenografia Roszkowskiej opiera²a siI na pomyËle Moliera. Molier bowiem zrobi² rzecz bardzo zabawn5. Wykorzysta² do swego Don Juana star5 dekoracjI po bractwie pasyjnym, z czasów, kiedy dawa²y one Ëredniowieczne misteria. Na tych dekoracjach zachowa² siI obraz piek²a, smok ziej5cy siark5. W Ëredniowieczu takie t²o mog²o budzi7 grozI, w czasach Moliera wzbudza²o Ëmiech. Molier wymierza² wiIc swemu bohaterowi Ëmier7 czysto teatraln5. To piek²o molierowskie nie by²o zbyt poważne. Przypomina²o papierowy miecz spuszczany na g²owy b²aznów skazanych na Ëmier7 dla zabawy. I Teresa Roszkowska posz²a tym Ëladem. Zbroja Komandora zwi5zana by²a z ty²u tasiemkami. W Don Juana godzi² drewniany piorun. Êmier7 naszego bohatera by²a prawdziwa, ale kara rzekoma. Powiedzia²em to wszystko Sokorskiemu i powtórzy²em, że omylono siI w za¬ rzutach. Wtedy Sokorski postraszy² mnie wizyt5 u Jakuba Bermana. Berman, jak wiadomo, sprawowa² opiekI nad bezpiecze´stwem

124 i kultur5, wizyta u niego napawa²a mnie lIkiem. Poszed²em jednak. Wizyta by²a widocznie umówiona, bo nie czeka²em d²ugo. Berman powiedzia² mi, że spektakl jest wielkim osi5gniIciem artystycznym, że bardzo ceni to przedstawienie, ale jest ono zupe²nie niezgodne z duchem czasu i polityk5 partii. Jest mianowicie fideistyczne. WiIc trzeba go zakaza7. Fideizm by² wtedy groênym zarzutem. Sprawa walki z KoËcio²em i cudu lubelskiego omawiana by²a na walnych zebraniach w Teatrze Polskim. TysiIczne t²umy groma¬ dzi²y siI w Lublinie, by patrze7 na cud, a my pokazujemy ludziom pos5g Komandora, który kiwa g²ow5. Powiedzia²em, że nie zadowolI siI tak5 ocen5. ChcI zna7 istotn5 przyczynI zdjIcia Don Juana. Przecież moje duchy budzi²y Ëmiech, o fideizmie nie ma mowy. Jako twórca o etykiecie racjonalisty mog²em siI tak postawi7. Berman spojrza² na mnie, zastanowi² siI chwilkI i po¬ dziIkowa² Sokorskiemu. Ten zerwa² siI pos²usznie i wyszed², czerwony jak rak. ZostaliËmy sami. Berman zada² mi wówczas dziwne pytanie, pozornie odleg²e od tematu: — Jak pan s5dzi, ile dostalibyËmy g²osów, gdyby dosz²o do tak zwanych wolnych wyborów, praktykowanych w systemie burżuazyjnym?—I doda², że sam nie spodziewa siI wiIcej niż dziesiIciu procent. — Myli siI pan — powiedzia²em. — Pan s5dzi, że wszyscy cz²onkowie partii, że ca²a administracja g²osowa²aby na ludzi z PZPR. Tymczasem ja s5dzI, żI dostalibyËcie dwa, może trzy procent g²osów. — O, proszI — odpar² Berman — to pan przeciw sobie prze¬ mawia. — I zacz5² mówi7 o tym, że partia nie pozyska²a sobie jeszcze wystarczaj5cego oparcia, że czIsto jej podporI stanowi5 karierowicze. — I teraz pan — ci5gnie Berman — wystawia sztukI, która piItnuje z ca²5 wyrazistoËci5, przekonywaj5co i za¬ raêliwie, ludzi, którzy buduj5 swoje kariery w poczuciu ca²kowitej bezkarnoËci. I aktor wyg²asza wspaniale tI diatrybI o korzyËciach p²yn5cych z ob²udy, podczas gdy nam chodzi o każdego cz²owieka, który przychodzi do partii. — Jak pan widzi, nie chodzi²o o żaden fideizm. Duchami wys²użono siI jedynie. Naiwny Schiller, który uważa² siI za marksistI i popisywa² siI tym przed Bierutem, licz5c

125 na uznanie, nie wiedzia², że ma do czynienia z politykami, ludêmi do gruntu cynicznymi. Ludêmi, którzy wszystko o nas wiedzieli. Berman, nim zacz5² tI szczer5 rozmowI o partii, ujawni² mi, że wie doskonale, dlaczego ja sam do niej nie należI. Otóż, jakiË czas przedtem mia²em spotkanie z Paw²em Hoffmanem, wysokim urzI¬ dnikiem partii, który we wrzeËniu 1950 roku zosta² kierownikiem Wydzia²u Kultury KC PZPR. Hoffman zachIca² mnie, bym wst5pi² do partii. Odpowiedzia²em mu wtedy, że on. ëyd, zrozumie chyba moje uprzedzenie. Otóż, gdy by²em na uniwersytecie, broni²em swoich kolegów ëydów i moich liberalnych profesorów przed atakami bojówek w deklach. Znam ludzi, którzy byli wówczas w tych bojówkach, a teraz s5 w partii. Berman przypomnia² mi tI rozmo¬ wI. — Widzi pan — powiedzia² — sam wie pan dobrze o naszych s²aboËciach. Skoro nie przychodz5 do nas towarzysze, których byËmy chcieli, nie możemy odtr5ca7 tych, którzy siI sami zg²aszaj5. PodziIkowa²em Bermanowi za szczeroË7. — Potraktowa² mnie pan poważnie — powiedzia²em. — Nie jak durnia. Czy ktoË usi²owa² broni7 Don Juana? Krytyk teatralny August Grodzicki wspomina, że recenzen¬ tom zalecono pominiIcie milczeniem tego przedstawienia. Ale jego sprawozdanie — bardzo dla mnie pochlebne — ukaza²o siI w „Kurierze Codziennym", gazecie widocznie ma²o ważnej z punktu widzenia w²adz. ëadnych protestów po zdjIciu Don Juana nie by²o. Nie by²o nawet takiej dyskusji jak w Klubie Pickwicka na temat Elektry. Teatr g²adko prze²kn5² tI sprawI. Sprzyja² temu ugrunto¬ wany już nowy ustrój teatru polskiego jako przedsiIbiorstwa pa´stwowego. Aktor pozbawiony oparcia w niezależnym zwi5zku by² ca²kowicie zależny od dyrekcji, a dyrekcja stara²a siI jak. najbardziej rozbudowa7 zespo²y, bo im teatr by² wiIkszy, tym by² ważniejszy, tym wiIksze fundusze, tym wiIcej orderów. Teatr Polski, kiedy tam by²em, mia² 140-osobowy zespó² artystyczny. Nie jak teatr dramatyczny, ale jak opera. To sprawia²o, że aktorzy walczyli o role. Mnóstwo zawiËci. UrzIdnicy, od których siI roi²o, zupe²nie tego nie rozumieli: „Dlaczego ci aktorzy chc5 gra7 za

126 wszelk5 cenI, skoro mog5 odpoczywa7 i tylko pierwszego przy¬ chodzi7 po pensjI?” Nie rozumieli, że te t²umy aktorów by²y g²odne grania. I kiedy nastIpowa²a taka klIska jak Don Juan, wiIkszoË7 aktorów cieszy²a siI z niej. BIdzie nowa sztuka, nowe role, bIdziemy coË grali, może ktoË siI dorwie. A komórka partyjna w Teatrze Polskim? Czy zabra²a g/os w sprawie Don Juana? Nie przypominam sobie. Jak pani mówi²em, nie należa²em do partii i stara²em siI trzyma7 z daleka. Podstawowe orga¬ nizacje partyjne w teatrach budzi²y grozI. Należa²o do nich na ogó² trochI administracji, techników i najs²absi niewyżyci aktorzy, którzy chcieli kierowa7 teatrem, domagali siI wp²ywu na politykI repertuarow5, na inscenizacjI. KoniecznoË7 licze¬ nia siI z ich uchwa²ami by²a dla twórców teatru niezmiernie upokarzaj5ca. POP w Teatrze Polskim by²a nawet na tym tle wyj5tkowa, mimo że należeli do niej ludzie tak wielkich talen¬ tów, jak Schiller i Zelwerowicz. Obaj na swój sposób do sie¬ bie podobni, Schiller we mgle. Zelwerowicz naiwny do rozpuku, i nieznosz5cy siI nawzajem, wiecznie w jakimË konflikcie, g²ów¬ nie o stosunek do m²odzieży aktorskiej. Otóż ta w²aËnie orga¬ nizacja partyjna w Teatrze Polskim podjI²a znamienn5 uchwa²I. Zaprotestowa²a kategorycznie przeciw mianowaniu Arnolda Szyf¬ mana szefem odbudowy Teatru Wielkiego Opery i Baletu. Sta¬ ²o siI to już po odwo²aniu Szyfmana z Polskiego. Uchwa²a, jednomyËlnie podjIta, zwraca²a uwagI na to, że Szyfman na stanowisku dyrektora Teatru Polskiego „prowadzi² gospodarkI kapitalistyczn5 i by² zdecydowanym wrogiem postIpu”. Na szczI¬ Ëcie Schillera nie by²o na tym zebraniu. WykrIca² siI od nich, jak móg². Ale gorliwie inspirowa² tematy szkole´ — b²Idy ti- toizmu, b²Idy PPS, wrIcza² ambasadorowi Lebiediewowi z²ocony album dla Stalina ze zdjIciem sztuk radzieckich wystawia¬ nych w Teatrze Polskim i Kameralnym, organizowa² akademie rocznicowe z okazji proklamowania Ludowej Republiki Rumu´¬ skiej, w rocznicI Ëmierci Lenina, w rocznicI Ëmierci Marchlew-

127 skiego, w rocznicI wyzwolenia Czechos²owacji, z okazji Ëwia¬ towego tygodnia m²odzieży akademickiej i tak dalej. A o czym mówiono na posiedzeniach Kolegium Artystycznego Teatru Polskiego? Wys²uchiwaliËmy projektów Schillera, a by²y to projekty niezmiernie rozleg²e. Kosmiczne... Z posiedzenia na posiedzenie opowiada² nam, jak bIdzie wystawia² Dziady, Nie-Bosk5, Kordiana, Wesele, ÊwiIt5 JoannI, Egmonta, mistyczne dramaty S²owa¬ ckiego... Zdawa² sobie sprawI, że te dramaty w swej starej formie nie bardzo siI nadaj5 na nowe czasy, ale to nie szkodzi, można zmieni7 akcenty, wprowadzaj5c inny tekst tego samego autora. Wierzy² w to, że można ocali7 Nie-Bosk5, znaleê7 w innych utwo¬ rach Krasi´skiego takie myËli, takie s²owa, które usun5 w cie´ ten okrzyk „Galilaee, vicistil"; może nawet nie bIdzie on wcale potrzebny. S5 przecież granice... Ale on mia² g²Ibokie zaufanie do siebie, wierzy², że uda mu siI ocali7 tI nasz5 wielk5 przesz²oË7, literaturI romantyczn5, bez której nie wyobraża² sobie teatru. Opowiada² nam godzinami, że można pokaza7 prawdziwie Nie-Bosk5, wprowadzaj5c ca²e frag¬ menty tekstu wziIte sk5din5d, te w ten sposób nie zdradza autora, a wydobywa z jego dzie²a to, czego autor sam nie by² Ëwiadom. A jednoczeËnie — jestem tego ca²kowicie pewien — wiedzia² doskonale, że tego zwyciIstwa Galilejczyka usun57 nie można, że okrzyk Pankracego wyraża podstawow5 ideI utworu, że ca²e natchnienie Krasi´skiego, tak rzadko dopisuj5ce temu poecie, sz²o w tym kierunku. Kiedy indziej mówi² o Dziadach. Mówi², że jeËli postIpowa treË7 Dziadów nie jest wystarczaj5co wyraêna, można j5 uwypukli7 zgodnie z pogl5dami Mickiewicza, zawartymi na przyk²ad w „Trybunie Ludów". Gotów by² robi7 z Dziadami to, co robi² z Bogus²awskim, ale tam by²o to zgodne z tradycj5; w Krakowia¬ kach i Góralach za każdym razem aktualizowano kuplety. Wiadomo, że Schiller rozmawia² z Bierutem o Dziadach. By²a taka narada w Belwederze, jeszcze za dyrekcji Szyfmana, który powierzy²

128 Schillerowi inscenizacjI Dziadów. Odby²a siI pod koniec 1948 roku, ale Szyfmana już na niej nie by²o, już by² widocznie przeznaczony na straty. Byli Schiller, Pronaszko i Jastrun. Wynik tej narady by² znamienny — odsuniIto premierI Dziadów na czas nieokreËlony. Ale Schiller nie chcia² siI z tym pogodzi7, szuka² gor5czkowo wyjËcia z sytuacji i kiedyË wezwa² mnie w nag²ym trybie do swego gabinetu w teatrze. Zada² mi bardzo dziwne pytanie, ale najpierw poprosi², bym poniecha² swojej sk²onnoËci do kpiarstwa. Zapyta², czy wedle mnie ksi5dz Piotr może by7 ksiIdzem patriot5. Otóż próba rozbicia KoËcio²a, jak5 podjIto w Polsce w latach stali¬ nowskich, nie by²a przedsiIwziIciem oryginalnym. WziIta by²a z praktyki rewolucji francuskiej, kiedy to powsta² od²am ksiIży opowiadaj5cych siI za rewolucj5, odmawiaj5cych pos²usze´stwa papieżowi. Schiller, zadaj5c mi swoje dziwne pytanie, nawi5za² do tej tradycji. Odpowiedzia²em, że ksi5dz Piotr nie by² chyba ksiI¬ dzem patriot5 w tym znaczeniu, o jakie mu chodzi i o jakie chodzi²o pewnie Bierutowi. (Schiller wyraênie dawa² mi do zrozumienia, że jego rozmowa ze mn5 wyp²ywa ze spotkania z Bierutem.) Lecz — doda²em — w postaci ksiIdza Piotra kryje siI wiele sekretów, do tej pory nie rozwik²anych... To bardzo dziwna posta7, posta7 o wyj5tkowym znaczeniu, jedyny bohater dramatu, który informacje z zaËwiatów otrzymuje na jawie. Sfery ziemskie i po¬ zaziemskie przenikaj5 siI stale w Dziadach, informacje ze Ëwiata pozaziemskiego przekazywane s5 ludziom na ziemi — jak to romantycy polscy robili — za poËrednictwem intuicji, wiedzy dziwnej, niekontrolowanej. Przy czym zaËwiaty obdarzaj5 ludzi, do których przemawiaj5, różnym stopniem zaufania. Otóż w Dziadach wszyscy, dobrzy i êli, zasypiaj5, zanim dochodzi do rozmów z za¬ Ëwiatami. Êni Gustaw, Ëni Ewa i Ëni Senator. Anio²y chwal5 EwI za czystoË7, diab²y drIcz5 Senatora. To wszystko dzieje siI we Ënie. Jedyn5 osob5, która otrzymuje informacje z zaËwiatów na jawie, jest ksi5dz Piotr. Modli siI, rozmawia o czterdzieËci i cztery i za¬ sypia dopiero n5 koniec, a chór anio²ów chwali prostotI. Otóż Mickiewicz pisz5c Dziady chcia² mie7 Boga po swojej stronie.

S — S²awa i infamia 129 a nie jak wielu romantyków, którzy chItnie odwo²ywali siI do szatana — przeciwko sobie. Mickiewicz rozumia², że wiIcej osi5gnie, jeËli Bóg bIdzie u niego oznacza² wolnoË7, a szatan bIdzie oznacza² przemoc. Szatan jako car. Przy takiej koncepcji Dziadów Mickiewicz wyznacza² ksiIdzu Piotrowi szczególn5 rolI. To prostaczek boży, który we wszystkim, co robi, przeciwstawia siI polityce KoËcio²a uprawianej przez papiestwo i zwi5zanej ze ÊwiItym Przymierzem. Dopiero przy takim rozumieniu Dziadów można mówi7 o ksiIdzu Piotrze jako postaci sprzeciwiaj5cej siI KoËcio²owi, ale w imiI Boga... W każdym razie Schiller nie zrobi² z ksiIdza Piotra buntownika i do wystawienia Dziadów nie dosz²o. Schiller nie wystawi² w Teatrze Polskim żadnego z dramatów, o których marzy². Siedzia²em na posiedzeniach Kolegium Arty¬ stycznego z uczuciem smutku i przerażenia. Już siI zaczyna²y ataki na Schillera z rozmaitych stron; wszystkie mia²y pocz5tek na górze. Już by²o wiadomo, że Schiller nie ma żadnego wp²ywu na repertuar. By²o w nim coË z cz²owieka ton5cego, który chce z²apa7 powietrze. Dyskusje podczas spotka´ Kolegium Artystycznego zastIpowa²y mu prawdziw5 twórczoË7. Delegaci POP, którzy przychodzili cza¬ sem na te posiedzenia, s²uchali monologów swego dyrektora z najwyższym politowaniem. Zamiast wielkich utworów romantycznych Schiller wystawi² w Teatrze Polskim w sezonie 1949-1950 trzy sztuki — Na dnie Gorkiego, Bóg cesarz i ch²op Haya i Tai Yang budzi siI Wolfa. Czy Pan pamiIta te inscenizacje? Tylko Na dnie Gorkiego mia²o znamiona dawnej wielkoËci Schillera. Przy wszystkich staraniach, które podejmowa², by uchroni7 siI przed atakami krytyki, by sprosta7 wymaganiom w²adzy, przy wszystkich magicznych zabiegach polegaj5cych na nawi5zywaniu do metody Stanis²awskiego, do MChAT, wydoby² z tej sztuki ca²y niepokój metafizyczny, ca²e bogactwo ludzkiej różnorodnoËci — wbrew stalinowskim ujednoliceniom, wbrew tak zwanej typowoËci. LIk umieraj5cej prostytutki nie by² tylko lIkiem biologicznym, by² lIkiem przed tym, co po drugiej stronie. ±uka,

130 którego krytycy zgodnie z doktryn5 traktowali jako szarlatana, oszusta, w interpretacji Schillerowskiej uczy² dobroci. A przecież dobro7 w czasach stalinowskich by²a czymË zbrodniczym. Schiller wype²ni² sztukI Gorkiego mIk5 ludzk5. éli byli przede wszystkim nieszczIËliwcami. MyËlI, że ta sztuka, chwalona zreszt5 przez czIË7 krytyki, w istocie przyczyni²a siI do upadku Schillera nie mniej niż Don Juan. Gorki by² prawodawc5 nowej sztuki — tak zadekre¬ towano. I mia² w interpretacjach scenicznych spe²nia7 wszelkie wymogi socrealizmu. Tymczasem Schiller uczyni² z niego roman¬ tyka i poetI. Spolonizowa² Gorkiego. Nawet jeËli krytycy nie wiedzieli, jak to oceni7, gubili siI, w²adza czuwa²a i wiedzia²a swoje. Berman by² bardzo przebieg²y. Rozpocz5² Pan rozmowI o Don Juanie od s²ów, że Schiller zachowa² siI po mIsku. Tak. Otóż Schiller nie lubi² bra7 na siebie odpowiedzialnoËci za innych. Raczej spycha². Tymczasem nigdy nie wspomnia² mi s²owem, że doznaje przykroËci z powodu Don Juana. A musia² doznawa7. Skoro Sokorski otrzyma² naganI za brak czujnoËci, musia² także otrzyma7 j5 Schiller. By² już zagrożony, ziemia mu siI usuwa²a spod nóg. S5dzI, że w chwili rozprawy z Schillerem w²adza skrzItnie wykorzysta²a Don Juana jako argument przeciwko niemu. Ale nigdy nie us²ysza²em od niego nic na ten temat. MówiliËmy poprzednio o tym, jak to w Teatrze Polskim odby²o siI pierwsze i jedyne posiedzenie Rady Teatralnej. Wyst5pi² wtedy wiceminister kultury, Kruczkowski, i powiedzia², że „teatr w Polsce przedwrzeËniowej, zw²aszcza od 1930 roku, ży² pod znakiem permanentnego kryzysu”, a „Polska zasadniczych reform spo²eczno-gospodarczych już w pierwszych dniach przywróci²a Ëwiat²o naszym scenom i g²os naszemu aktorstwu”. Sprawdzi²am, jak te s²owa maj5 siI do najwiIkszego twórcy wspó²czesnego teatru polskiego. Otóż w ²atach 1930-1939 wystawiono 72 insce¬ nizacje Leona Schillera. By²y wËród nich g²oËne, jak Kordian, Dziady, Krzyczcie, Chiny!, Sen srebrny Salomei, Zbrodnia i kara, Nie-Boska komedia, Samuel Zborowski. Po wojnie, w ²atach

131 1945-1953 wystawiono 19 inscenizacji Schillera. Nie by²o wËród nich ani jednego utworu romantycznego. Tak, nie oszczIdzono mu niczego. Nawet Kram z piosenkami by² niebezpieczny. Zosta² skreËlony. Te skreËlenia repertuarowe by²y niezmiernie bolesne, ale jeszcze boleËniejsze by²o poprawia¬ nie. Kazano Schillerowi poprawia7 Boga, cesarza i ch²opa, sztukI wIgierskiego komunisty Haya. Już po premierze zaż5dano zmian inscenizacyjnych i reżyserskich, aby ideologia utworu lepiej dociera²a do widza. I Schiller musia² poprawi7. Wywiesi² w teatrze okólnik, że wzywa zespó² do podjIcia nowego wysi²ku. MyËlI, że już wtedy rozumia², że nie jest samodzielnym twórc5. ëe wszystko, co robi, jest sterowane z góry, nie jest dla w²adzy żadnym rozmówc5 w sprawach sztuki. Jest tylko pos²usznym wykonawc5. Ja w każdym razie przeży²em tI sprawI jako jedno z brutalnych objawie´ reżimu. MyËlI, że chodzi²o wtedy także o Ëwiadome upokorzenie Schillera, bo rzadko siI jednak zdarza²o, by poprawiano sztuki, które doczeka²y siI premiery. Owszem, raz by²em Ëwiadkiem czegoË takiego, ale wtedy reżyser by² pocz5tkuj5cy, autor poËledni, scena ma²a, wiIc sytuacja nie tak drastyczna. Otóż Lidia Zamków wystawi²a w Kameralnym sztukI Leona Pasternaka o kolejarzach. Trzeba by²o iskry czy coË w tym rodzaju. Bardzo nieostrożnie zaprosili na próbI generaln5 dwóch kolejarzy z jakiegoË wy¬ dzia²u — chyba transportu — KC. DziË w to nikt nie uwierzy, ale byli to rzeczywiËcie kolejarze. Instruktorzy, ale maszyniËci z za¬ wodu. Atakowali potwornie biednego Pasternaka, który siedzia² ca²y drż5cy. Twierdzili, że ów sabotaż, który wymyËli² Pasternak, żeby sztuka mia²a odpowiedni5 klasow5 intrygI, nie może siI uda7 ze wzglIdów technicznych, że lokomotywa i tak pojedzie. A skoro pojedzie, akcja siI zawali. To by² jeden zarzut. Drugi by² ważniej¬ szy. W roli sabotażysty obsadzono Mariana ±5cza. I to by²o nie do przyjIcia — jak stwierdzili goËcie z KC — bo towarzysz ±5cz gra² w Kolejarzu w obronie, na lewym skrzydle. Ceniony zawodnik kolejarskiej drużyny nie móg² kreowa7 wroga klasy robotniczej. I tak siI toczy²a dyskusja. Wnoszono coraz wiIcej uwag, poprawek.

132 bo to — jak wiadomo — podżega. A wtedy modna by²a twórczoË7 zbiorowa. Mówi²o siI coraz czIËciej, że sztuki można tworzy7 kolektywnie, że można kolektywnie pisa7 recenzje z tych zbio¬ rowych utworów. Tak5 zbiorow5 recenzjI zamieËci² ,.Dziennik ±ódzki". Oma¬ wiano sztukI Warmi´skiego ZwyciIstwo. Zespó² redakcyjny wspól¬ nie obejrza² spektakl, przedyskutowa² wrażenia i napisa². ±ódzki Oddzia² Zwi5zku Literatów Polskich nie chcia² by7 w tyle, urz5dzi² wycieczkI do teatru i napisa² drug5 recenzjI. Jan Alfred Szczepa´ski bardzo pochwali² w „ Teatrze " te pomys²y. Kto dziË o tym pamiIta? Ty/e w Polsce pisano w ostatnich ²atach o literaturze faktu, nie przypominam sobie jednak, by ktoË wspomina² sztukI Warmi´¬ skiego. A ZwyciIstwo to by² reportaż o tym, jak biedniaczka Antonina Pietrzak doprowadzi²a wbrew ku²akowi do powstania spó²dzielni produkcyjnej. Nazwa wsi, nazwiska bohaterki i ku²aka by²y autentyczne. Pietrzakow5 zaproszon5 na premierI, ku²aka chyba nie. A²e przepraszam, bo mówiliËmy o Pasternaku. No wiIc Sokorski powiedzia² — „a może, towarzysze, usi5dziecie razem i poprawicie..." Musia²em przypomnie7, że przecież festiwal polskich sztuk wspó²czesnych ma by7 otwarty pojutrze, a sztuka Pasternaka zajmuje ważne miejsce w jego pro¬ gramie. Sokorski spojrza² na mnie okiem z nag²a oprzytomnia²ym i sztuka posz²a, dosta²a nawet nagrodI. To doËwiadczenie przyda²o mi siI potem w Chinach, ale to już inna historia. W jaki sposób Schiller rozsta² siI z Teatrem Polskim po tym smutnym jednorocznym sezonie? Usi²owa² siI broni7. Nie chcia² tego teatru odda7. Broni² siI jednak ża²oËnie. Nie chcia² siI pogodzi7 z tym, że decyzje w²adzy s5 nieodwo²alne. Tak jak przekreËli²a ona Szyfmana, a jego powo²a²a do ²ask, tak teraz przekreËla²a jego na rzecz innego faworyta. Pisa² memoria²y. Upomina² siI o uznanie swych zas²ug artystycznych, swej postawy okupacyjnej, swej wiernoËci partii, a jednoczeËnie walczy² — do ko´ca — o samochód s²użbowy. To upominanie siI o drobiazgi, kiedy zawala siI Ëwiat. Przy swojej niezmiennie

133 przenikliwej inteligencji, a nawet pewnej sk²onnoËci do pesymizmu, Schiller nie umia² znajdowa7 w życiu prawdziwych wartoËci. Znajdowa² je w sztuce, dopóki posiada² cho7 trochI swobody, ale nie umia² ich znajdowa7 w życiu. Nie umia² zachowa7 siI odpowiednio, gdy go upokarzano, a mia²em wrażenie, że czyniono to z satysfakcj5. Dlaczego? MyËlI, że by² niezmiernie drażni5cy dla w²adzy. Ludzie, którzy zarz5dzali kultur5, czynili to na podstawie swoich pe²no¬ mocnictw ze Zwi5zku Radzieckiego, na podstawie zalece´ ëdano- wa. Te pe²nomocnictwa i zalecenia zastIpowa²y wiedzI, pogl5dy, i idea²y, stanowi²y wystarczaj5c5 legitymacjI, by ustala7 repertuary i kszta²t inscenizacji. I tu nagle „ich" cz²owiek, Schiller, uzurpowa² sobie wiIksze prawa, jako sympatyk komunizmu, jako ten, który buntowa² siI przeciw kapitalistycznym stosunkom w teatrze, jako twórca uznawany w Ëwiecie. Usi²owa² stworzy7 repertuar, którym chcia² ogarn57 wszechËwiat. Przy swym niezwykle wrażliwym sumieniu literackim, umi²owaniu przesz²oËci, przy niezwykle bo¬ gatym oczytaniu, jak przygotowywa² plany repertuarowe, to ogarnia² nimi wszystko; nie pomija² niczego, co wartoËciowe. Ci5gle wiIc utrudnia² w²adzy wytyczanie „s²usznej" linii reper¬ tuarowej. Ci5gle siI wtr5ca² i by² w tym niezmiernie k²opotliwy, bo wiIcej wiedzia² od wszystkich szefów ministerstwa i od wszystkich ideologów i, co gorsza, uważa², że ma prawo wp²ywa7 na ich decyzje. Albo przynajmniej podsuwa7 im te nie ko´cz5ce siI pomys²y reinterpretacji romantyków, z czego oczywiËcie nie chcieli korzysta7, bo na tyle byli pojItni, by siI ich s²usznie obawia7. Aleksander Wat mówi², że Schiller drażnii kierownictwo partii tym, że uprawiaI zbyt już gorliwy stalinizm. Tak, on — cz²owiek ca²kwicie innej formacji kulturowej, duchowej — uzurpowa² sobie nagle prawo do mówienia takim jIzykiem jak oni. Spoufalaj5c siI z nimi stawa² siI bezbronny. Mogli z nim robi7, co chcieli. Z Szyfmanem też robili, co chcieli.

134 Nie. Jest różnica. Szyfman nie spoufala² siI z nimi i dlatego nie znalaz² siI w próżni. Owszem, zdradzono go, Iwaszkiewicz go zdradzi², o ile jednak tragiczniejsza by²a samotnoË7 Schillera. fV jaki sposób Iwaszkiewicz zdradzi! Szyfmana? Przemawiaj5c na otwarciu Teatru Wielkiego, który Szyfman odbudowywa² przez piItnaËcie lat. Otóż Szyfman by² wtedy w ko¬ lejnej nie²asce. Zaproszono go wprawdzie na otwarcie, ale pozwolono mu tylko na ma²o ważne przemówienie przy otwarciu Muzeum Teatralnego. A i to wy²5czono wówczas mikrofony. Nie wiem, czy umyËlnie czy popsu²y siI w²aËnie. A Iwaszkiewicz mia² g²ówne wyst5pienie, na wielkiej gali. W tym przemówieniu ani s²owem nie wspomnia² o zas²ugach Szyfmana, chociaż byli wielo¬ letnimi przyjació²mi, byli na ty. Zakazano mu mówi7 o Szyfmanie, a on tego pos²ucha². A potem w kuluarach p²aka², ze wstydu i żalu. Szyfman, który też p²aka², wybaczy² mu zreszt5. Ten osch²y cz²owiek wiele rozumia². Zanim odebrano Schillerowi dyrekcjI teatru, zwolniono go ze stanowiska rektora szko²y teatralnej w Warszawie. By²o to podobno poprzedzone jakimË incydentem ze studentami w Teatrze Polskim. Czy Pan wie, o co wtedy posz²o? Schiller jako rektor szko²y i dziekan wydzia²u reżyserskiego uważa², że s²uchacze powinni bra7 udzia² w pracach teatru. Wci5ga² ich zw²aszcza do statystowania. To by², jeszcze w ±odzi, w pierw¬ szych latach po wojnie, g²ówny powód konfliktu Schillera z Zelwe¬ rowiczem, który uważa², że za wczesne poznawanie m²odzieży z tym, co j5 w życiu czeka potem, jest wrIcz zbrodnicze. Nie wolno jej uczy7 przystosowania siI, nie można jej styka7 z brutalnoËci5 życia wyj5tkowo siln5 w teatrze. Trzeba j5 najpierw dobrze przygotowa7 do zawodu. Obaj, i Schiller, i Zelwerowicz, poszukiwali nowych form w aktorstwie. Zelwerowicz czyni² to nawet manifestacyjnie, lubi² uchodzi7 za postIpowego aktora i reżysera. Ale różni²o ich bardzo wiele i zaprzyjaêni7 siI nie mogli, chociaż los ich ci5gle styka² i uzależnia². Przed wojn5 Schiller, jako kierownik wydzia²u reżyserskiego, by² uzależniony od Zelwerowicza jako kierownika

135 PIST w Warszawie, a po wojnie Zelwerowicz od Schillera jako rektora PWST w ±odzi. Trzeba podkreËli7, że Zelwer zachowywa² siI wobec Schillera bardzo lojalnie i pozwala² mu na wielk5 swobodI. A to nie by²o dla niego ²atwe, bo Schiller nigdy nie liczy² siI z rzeczywistoËci5 i jako cz²owiek o niezwyk²ym szacunku dla nauki chcia² zbudowa7 program olbrzymi. Trudno go by²o prze¬ kona7, że program szkolny musi mie7 jakieË ramy. JeËli tylko znalaz² kogoË ciekawego, kto móg²by odda7 us²ugi wydzia²owi reżyser¬ skiemu, natychmiast stara² siI go pozyska7. Wpad² na przyk²ad na pomys², by powierzy7 wyk²ady Jerzemu Stempowskiemu, który mia² ogromn5 erudycjI, by² „cz²owiekiem-akademi5", ale nigdy nie czyni² innego, niż osobisty, użytku ze swojej wiedzy. Schiller myËla² o szkole oryginalnie, z wyobraêni5. Po wojnie zrobi² na prżyk²ad coË, do czego Zelwerowicz nigdy by siI nie posun5², zatrudni² w szkole ²ódzkiej WIgrzyna. Zelwerowicza przerazi²o to, że WIgrzyn może przyjË7 na wyk²ad pijany. A Schiller siI nie ba² i ten kontakt z WIgrzynem okaza² siI dla m²odzieży bardzo wartoËciowy, g²Iboki. Tak samo dawniej Ëci5gn5² Jaracza na wydzia² aktorski. Jaracz przychodzi² niepunktualnie, rzadko, czIsto podchmielony, ale studenci zapamiItali te spotkania na ca²e życie, bo by²y nie¬ konwencjonalne; takie pogawIdki, które Jaracz z serca bra². Ale mówiliËmy o tym konflikcie w Teatrze Polskim. WiIc o ile Zelwerowicz twierdzi², że scena może demoralizowa7, Schiller bardzo wczeËnie wci5gn5² m²odzież do teatru, także i dlatego, że ci5gle potrzebni byli statyËci. W tym sezonie, o którym mówimy, wprowadzano wszIdzie gor5czkowo dyscyplinI pracy. To by² okres wielkiej harówki, odbudowy, wychodzenia z nIdzy, nikt nie mia² czasu angażowa7 siI do teatru, i to za marne pieni5dze. WiIc pozostawali studenci. Schiller swoim zwyczajem, kiedy przychodzi²y mu do g²owy dobre pomys²y, zw²aszcza w ko´cowym okresie prób, zupe²nie nie liczy² siI z czasem. Nie obchodzi²o go, że m²odzież żyj5ca z niskich stypendiów, bardzo uboga, nie może sobie pozwoli7 na restauracjI. Mieli obiad w sto²ówce akademickiej i jeËli ten obiad im przepad², to siedzieli na próbie g²odni i wËciekli.

136 No i kiedyË, by²o to chyba podczas prób Boga, cesarza i ch²opa, przyszli do Schillera i powiedzieli, że tak d²użej nie mog5. Wywi5za²a siI bardzo przykra awantura, bo Schiller absolutnie nie rozumia², krzycza², że obiad dla nich ważniejszy niż sztuka. Nie rozumia² naprawdI, on wchodzi² niechItnie w sprawy innych ludzi, inaczej niż Zelwerowicz, który umia² by7 ojcowski. Potraktowa² to jako bunt, usun5² ich z teatru i chcia² usun57 ze szko²y, ale do tego nie dosz²o. Wiem, że kiedy Schiller opuszcza² szko²I, studenci cieszyli siI z tego demonstracyjnie, nie wiedz5c, jakiej doznaj5 straty... Ale Pan sam, w 1948 roku, zrezygnowa² ze stanowi¬ ska prorektora szko²y ²ódzkiej, bo nie móg² siI Pan pogodzi7 z Schillerem. Dlaczego? Bo coraz czIËciej spotyka²em siI w tej szkole z polityk5 jaskrawo nies²uszn5. Schiller przyj5² na przyk²ad na wydzia² aktorski m²odego cz²owieka, który bardzo êle mówi² po polsku, żyd²aczy², ale to pó² biedy, móg² siI nauczy7 poprawnej wymowy, dobrej dykcji. Ale zosta² przyjIty, bo by² jawnym agentem UB. Po pierwszym roku obla² wszystkie egzaminy. Schiller nie patrz5c mi w oczy powiedzia², że ch²opak musi przejË7 na drugi rok. Nie zgodzi²em siI. Wtedy Jadwiga Siekierska oskarży²a mnie o anty¬ semityzm, co wzburzy²o mnie do gor5czki. Wzburzy²o mnie ze wzglIdu na socjalistyczne tradycje mojego domu, na moj5 dzia¬ ²alnoË7 okupacyjn5. Powiedzia²em im, że jeËli kazano im zrobi7 z tego ch²opaka jednego z dozorców uczelni, to można przecież znaleê7 inny sposób, niż go przepycha7 przez studia. Czy to ta sama historia, o której opowiada² mi profesor Raszewski? Opowiada² mi tak: „PWST. Jest jeszcze Schiller, ² zawiadamia profesorów, że przyjecha² m²odzieniec, który sko´czy² GITIS, tak5 szko²I w Moskwie, odpowiednik naszej szko²y teatralnej, i musi nostryfikowa7 swój dyplom. Schiller jest naprawdI biedny. Przypomina, że ów kandydat nie musi wszyst¬ kiego wiedzie7 i, cho7 rodak, nie musi — dla przyk²adu — zna7 daty urodzenia Bogus²awskiego. Korzeniewski, do którego to

137 należy, kiwa g²ow5 na znak, że rozumie i że siI z tym zgadza. Zaczyna siI egzamin. Atmosfera sennego odrabiania formalnoËci. Nadchodzi kolej Korzeniewskiego (pytania z «teorii» zadaje siI w tej szkole na ko´cu). Pan studiowa² w Moskwie — upewnia siI Korzeniewski. — To proszI mi powiedzie7, jakie jest pierwsze prawo diaiektyki. Cisza. Pierwszy budzi siI sekretarz POP (nie może milcze7, gdy obowi5zuj5ca ideologia doznaje szwanku). A wy jaki macie stopie´ szkolenia partyjnego? — pyta surowo. Okaza²o siI, że najwyższy, i ca/a Biblia na nic! To jest typowy przyk²ad metody Korzeniewskiego, im bardziej zawile pytanie, tym prostszego bIdzie szukai rozwi5zania. A co najciekawsze, przez zadawanie pyta´ Ëmiesznie prostych osi5ga rezultaty, które wydaj5 siI absolutnie nieproporcjonalne do poruszanych kwestii, zdumiewaj5, trwoż5, wywo²uj5 ambaras. Ale i zachwyt dla celo¬ woËci tego myËlenia. Poezja celowoËci — rzecz znana muzykom i matematykom'’. A tak, by²o coË takiego. Dwie różne historie. To opowiem pani jeszcze jedn5, już ze szko²y warszawskiej, kiedy to z kolei broni²em studenta. Tym studentem by² Konrad Swinarski, a jego przygody w PWST dobrze mówi5 o tym, czym by² stalinizm. Otóż w owym czasie wielk5 rolI odgrywali w szkole dzia²acze ZMP i m²odzi cz²onkowie partii. WËród tych dzia²aczy prym wiedli Roman K²osowski i równie gorliwa, cho7 kulturalniejsza Olena Koszutska, córka Paw²a Hoffmana, kierownika Wydzia²u Kultury KC, który po tym, jak mu wyjaËni²em, dlaczego nie wst5pi²em do partii, odnosi² siI do mnie z wielk5 życzliwoËci5 i niejednokrotnie mnie chroni². Ci Koszutscy to historia literacka, jakieË Pasje B²Idomierskie, bardzo dobra stara szlachta na dużych maj5tkach i wszyscy znieprawieni skrajn5 lewicowoËci5. Rodzina Oleny — jej matka by²a piIknoËci5 — mia²a ²adny maj5tek pod Kaliszem, gdzieË tam, gdzie ojciec Marii D5browskiej by² na dzierżawie. No wiIc organizacja m²odzieżowa, szalenie radykalna, grasowa²a w szkole, ale ja siI jej nie ba²em. By²em dziekanem wydzia²u reżyserskiego, na którym partii bardzo zależa²o. Nie mieli nikogo

138 na to stanowisko. Erwin Axer zrzek² siI, Wierci´ski zrzek²... WiIc czu²em siI pewnie. I pewnego dnia K²osowski z Olen5 przychodzI do mnie z ż5daniem, by zwo²a7 nadzwyczajn5 radI wydzia²u w sprawie Swinarskiego. Bo ten wznieca niepokoje w Dziekance. Zawiesi² nad ²óżkiem reprodukcje van Gogha i wszyscy przychodz5 ogl5da7. Powiedzia²em, że chItnie przyjmI ten wniosek i nada²em radzie charakter wyj5tkowo uroczysty. Kaza²em nakry7 stó² zie¬ lonym suknem. DopuËci²em do g²osu oskarżycieli, a potem spy¬ ta²em, czy im naprawdI zależy na zamkniIciu wydzia²u. Nie, sk5dże, oni chcieli tylko sprawiedliwoËci wobec Swinarskiego. — Moi drodzy — powiedzia²em — to jest zagadnienie znacznie bardziej dotkliwe. — I zwróci²em siI do grona profesorskiego: — ProszI pa´stwa, proszI nam wyzna7, kto ma w domu reprodukcje impresjonistów. — Wszyscy siI przyznali. — Należy wiIc usun57 wszystkich profesorów — podsumowa²em zebranie. / na tym byt koniec? Nie, dopiero pocz5tek. AktywiËci byli wËciekli i za jakiË czas przyszli, by go ukara7 za niemoralne prowadzenie (rzeczywiËcie, dziewcz5t zawsze by²o przy nim pe²no), co znowu uda²o siI oddali7. A po raz trzeci — bo zawzinali siI coraz bardziej — dogrzebali siI tego, że matka Swinarskiego by²a Reichsdeutschk5, a skoro tak, on sam musia² należe7 do Hitlerjugend. To by² wyj5tkowo tragiczny, nawet jak na nasze dzieje, splot okolicznoËci. Ojciec Konrada by² polskim oficerem odznaczonym Virtuti Militari i Krzy¬ żem Walecznych, a matka pochodzi²a z zamożnej katowickiej rodziny mieszcza´skiej, polsko-niemieckiej. Ojciec zmar² przed wojn5 i matka zosta²a sama z dwoma synami. Wychowywa²a ich bardzo starannie w obu kulturach i obu jIzykach. Na pocz5tku wojny zdecydowa²a siI, pewnie w poszukiwaniu bezpiecze´stwa, zadeklarowa7, że należy do narodowoËci niemieckiej. Poci5gnI²o to za sob5 straszne konsekwencje. Starszy brat Konrada zgin5² w ostatnich dniach wojny jako żo²nierz Wehrmachtu, a powojenne w²adze polskie, dalekie od liberalizmu wobec ofiar podobnych powik²a´, zamknI²y IrmgardI Swinarsk5 w obozie pracy przymu-

139 sowej. Zmar²a w nim w 1945 roku z wycie´czenia. Tak, by²y takie obozy, urz5dzano je nieraz w poniemieckich barakach. Taki obóz by² na przyk²ad w CielIcinie, wiem o tym st5d, że mnie nim straszono, kiedy jeszcze by²em podejrzany o uprawianie dywersji. KiedyË, jad5c samochodem przez tI miejscowoË7, w pierwszych latach po wojnie, widzia²em dziwn5 kolumnI ludzi pod konwojem. Nosili ubrania cywilne, ale już mocno zużyte, zszargane. DziË nikt o tych obozach nie wie albo nie pamiIta. Nikt jakoË o nie nie dopytuje. WiIc kiedy przedstawiciele organizacji m²odzieżowej przyszli z rewelacj5 o Konradzie i jego rodzinie — rzeczywiËcie by²a to rewelacja, bo wtedy Konrad dzia²aj5c w obronie w²asnej ukrywa² w ankietach haki swego życiorysu — powiedzia²em, że nie bIdI zwo²ywa² żadnego zebrania, bo nie interesuje mnie Konrad dwunastoletni, a jedynie Konrad po uko´czeniu osiemna¬ stego roku życia. Tak siI to sko´czy²o. A potem Konrad, nie zrobiwszy dyplomu, pojecha² do Brechta. Już po latach, kiedy by² s²awny, przycisn5²em go: — Konrad, zbliża siI pan do emerytury, a nie ma pan jeszcze Ëwiadectwa szkolnego. Niech pan przyËle dokumentacjI jakichË swoich prac, uznam to panu, nie bIdI pana przepytywa². — Przys²a². Gorliwe asystentki przeËlicznie mu to przygotowa²y. Mog²em mu wrIczy7 dyplom z gratulacjami. WiIc tak to by²o... A by²o jeszcze inne wydarzenie. Po 1956 roku przysz²a do mnie inteligentna pani po polonistyce z pytaniem, czy może zdawa7 na reżyseriI. Powiedzia²em, że nie widzI przeszkód i nie rozumiem, czemu siI tak dopytuje. — Pan nie wie, że jestem córk5 Bermana? — Wyt²umaczy²em jej, że mnie obraża. Nie jestem dzikim cz²owiekiem, który by stosowa² odpowiedzialnoË7 zbiorow5. Jes ie ni5 1950 roku, po wakacjach, podczas których por5¬ bano dekoracje do Pa´skiego Don Juana, Leon Schiller nie wróci² do Teatru Polskiego. W obronie Don Juana nie wyst5pi! nikt. A czy ktokolwiek bronii Schillera? Nikt nie broni²... Nikt mu nie pomóg². Tylko Wierci´ski. Wierci´ski, który mia² do niego tyle żalu, tak surowo

140 go ocenia²? Zarzuca² mu intrygi, dzielenie zespo²u, utrzymywanie roju s²użalców i pochlebców, egocentryzm reżyserski, manifestacje programowe i polityczne i tak dalej. Wierci´ski..By² przez krótki czas dziekanem wydzia²u reży¬ serskiego szko²y warszawskiej, zanim siI zrzek² na moj5 korzyË7; wspomina²em pani. Zaproponowa² wyk²ady temu sponiewieranemu przez w²adze Schillerowi. Taki by². LojalnoË7 wyj5tkowa w teatrze i wyj5tkowa w tamtych czasach. On nie uleg² najmniejszej destrukcji. To, co innych niszczy²o, jego umacnia²o. Czy nie mia² Pan pokusy, by opuËci7 teatr z Schillerem? Nie. Wyg²osi²em tutaj w rozmowie z pani5 różne pochwa²y Schillera. Teraz go ża²ujemy. Ale wtedy przewraca² siI na naszych oczach cz²owiek nasycony zaszczytami po gard²o, nie budz5cy zaufania ani wspó²czucia. Stefan Staszewski, wówczas dygnitarz partyjny, wspomina, że Schiller wyrazi² siI: „My nas wyrzuciliËmy z teatru". A jak Pan siI z nim pożegna²? Nie by²o żadnych pożegna´. To by²y czasy, że zamykano gabinet na klucz i cz²owiek nie pojawia² siI wiIcej. Mnie także nie przysz²o do g²owy, by do niego zadzwoni7 albo kupi7 kwiaty i pos²a7, jeËli już siI nie chcia²o zanieË7 samemu. Ten sam Staszewski, który jest dzisiaj bliżej dysydentów niż w²adzy, mówi, że powracaj5c do tamtych lat nie należy pyta7 „dlaczego". Mówi, że to nie prowadzi do prawdy, a jedynie do t²umacze´, usprawiedliwie´, które s5 moralnie podejrzane. Naj uczciwi ej jest powiedzie7 po prostu: „Tak by²o". A co Pan o tym s5dzi? Może Staszewski ma i racjI. My ci5gle pragniemy wprowa¬ dzi7 moralnoË7 do historii i w ten sposób j5 ucz²owieczy7. Chyba pope²niamy b²5d, bo czyż Kosmos jest moralny? Okrucie´stwo stalinizmu odznacza²o siI tak5 obojItnoËci5 i tak5 żelazn5 kon¬ sekwencj5, jak powstawanie i giniIcie czarnych dziur w Kosmosie. Stalinizm w wiIkszej mierze niż hitleryzm pogr5ża² ludzi w bez¬ radnoËci wobec procesów historii. Stalinizm nie by² zjawiskiem

141 ludzkim. Stosowanie zatem oce´ moralnych do dzia²alnoËci ludzi w tym okresie może budzi7 w5tpliwoËci. Ale czy można unikn57 ca²kowicie tych ocen? Nie. I nie należy. Ale lepiej siI nimi nie pos²ugiwa7 przy porz5dkowaniu tej rzeczywistoËci. Bo jest ona rozleglejsza. Byi Pan obecny przy wprowadzaniu do teatru nowego dyrektora, Bronis²awa D5browskiego. Jak to siI odby²o? Nie bardzo pamiItam... Jecha²em do teatru razem z So¬ korskim, jego samochodem, po jakimË zebraniu. Utkwi²a mi w pamiIci sprawa k5koli. Taka ciekawa? Niezmiernej wagi. Wtedy, żeby jakoË ży7, trzeba by²o prowadzi7 nieustann5 grI. Ja na przyk²ad zorientowa²em siI, że mogI mie7 w rIku Sokorskiego, jeËli bIdI otrzymywa² prosto z Moskwy „Woprosy Fi²osofii". Poprosi²em tamtejszych znajomych i przysy²ali mi. Otóż Sokorski, który pos²ugiwa² siI wytycznymi z „Woprosów", otrzymywa² je via Ministerstwo Kultury albo w²adze partyjne i by² na ogó² spóêniony. Pewnego razu zdarzy²a mu siI gafa, z której skorzysta²em. W jednym z numerów rozważano na poczesnym miejscu sprawI maków, chabrów i k5koli. KtoË mianowicie zada² redakcji pytanie, jak radzi7 sobie z poezj5 przedrewolucyjn5 wychwalaj5c5 te kwiaty, które, jak wiadomo, nie mog5 by7 tolerowane przez socjalistyczne rolnictwo. Odpo¬ wiedê zamieszczona w zeszycie sugerowa²a, że trzeba tI poezjI zamkn57 w bibliotekach. Nie upowszechnia7, bo może szkodzi7 zmys²owi gospodarczemu narodu i polityce rolnej partii. Ten w²aËnie tok rozumowania przedstawi² nam Sokorski. Mówi², jak należy przebiera7 w tradycji. Zrozumia²e by²o, że ca²y dramat romantyczny, zw²aszcza mistyczny dramat polski, to kwiat ²adny, lecz szkodliwy. Tymczasem ja już mia²em w rIku nastIpny numer „Woprosów", w którym — by7 może pod wp²ywem samego Stalina — zamieszczono poprawkI, że poprzedniej wskazówki nie należy traktowa7 zbyt rygorystycznie. Chabry i k5kole mog5 sobie rosn57, byle na miedzach. Ten liberalizm by² wprawdzie pozorny.

142 za nim kry²a siI przecież pewnoË7, że wszystkie miedze bId5 zaorane. U nas jednak pozosta² margines indywidualnego rol¬ nictwa. Kiedy wiIc Sokorski wyci5ga² elokwentnie wszystkie konsekwencje z poprzednich „Woprosów”, ja zastanawia²em siI, czy nie zabra7 g²osu. Nie zabra²em jednak. Zrobi²em to dopiero w drodze do teatru, w samochodzie s²użbowym ministra. — Pope²ni² pan dzisiaj — powiedzia²em — wielk5 nieostrożnoË7 polityczn5. Pana informacje s5 spóênione. Nie bIdI korzysta² z pana potkniI7, lecz niech pan w przysz²oËci zachowa wobec mnie podobn5 elegancjI. Niech mi pan nie grozi „izmami”. Niech mi pan nie wytyka publicznie innego myËlenia. — I rzeczywiËcie wiIcej tego nie robi². Jak wiele miejsca zajmuje Sokorski w Pana wspomnie¬ niach... Tak, zbyt wiele... A może zas²uży² na to? Niech pani pomyËli o czymË takim jak teatr kar²ów. Wielokrotnie zabiera²em siI do tego, by zbada7 ten temat, by o tym napisa7. Otóż w rozbuchanych latach stalinizmu w²adza zajmowa²a siI gorliwie wolnym czasem robotników. Wiadomo by²o — górnicy maj5 hodowa7 kanarki. Owszem, Majakowski potIpia², kanarek w salonie mieszcza´skim grozi² rewolucji, lecz w domu górnika by² zgodny z doktryn5. Wtedy w²aËnie Sokorski wpad² na pomys² stworzenia teatru liliputów. Znalaz² kilkunastu, przeszkolono ich i wys²ano na Êl5sk, żeby ludzie ciIżkiej pracy mogli siI zabawi7. Bardzo mnie fascynowa² ten teatr polskiego ministra kultury, bo pamiIta²em dobrze pewien obraz z OËwiIcimia. KiedyËmy wychodzili o szóstej rano do pracy poza terenem obozu, przy tej bramie z napisem „Arbeit machtfrei” sta² zawsze Kiki, liliput, ubrany w bardzo ²adny mundurek, i wali² w bIbenek. Podobny do tych dworskich kar²ów z innej schy²kowej epoki, baroku. Mia²em wielk5 ochotI napisa7 artyku² o tych kar²ach Sokorskiego i kar²ach w OËwiIcimiu. Przeszuka²em ma¬ teria²y w Ministerstwie Kultury, ale nie znalez²em Ëladów tego teatru. Przecież by²y jakieË decyzje, preliminarze, programy. Pewnie spalono. KtoË siI musia² po²apa7. GRZECH

Pozosta² Pan wiIc w Teatrze Polskim. Przestano mówi7 o Don Juanie, a zaczIto o Grzechu. Na pytanie: „Jak zdrowie?", warszawscy teatromani odpowiadali: „Jak Kruczkowski, dopi¬ suje". OpowieË7 ëeromskiego mieËci²a siI w kryteriach estetycz¬ nych dziewiItnastego wieku; postIpowy, realistyczny dramat mieszcza´ski. A zako´czenie dopisane przez Kruczkowskiego nawi5zywa²o wyraênie do zalece´ ëdanowa i wydawa²o siI tak obce, że — jak pani wie — Maria D5browska zaprotestowa²a i wywi5za²a siI dyskusja publiczna bardzo dla Kruczkowskiego bolesna. A dla Pana? Przecież by² Pan reżyserem sztuki? 0 mnie D5browska pisa²a w najlepszych s²owach. Spór toczy² siI nie o to, co zrobi² reżyser, lecz o to, co zrobi² wspó²¬ autor. „Wspó²autor" to tak brzmi, jakby ëeromski Kruczkow¬ skiego wybra² do tej roli. Nie wybra²by. Otóż ocala²y nie tylko trzy pierwsze akty dramatu, lecz i fragment czwartego. Kruczkowski odrzuci² jed¬ nak ca²kowicie propozycje, które wynika²y z tego fragmentu.

144 By²y one zgodne z duchem epoki, w jakiej ëeromski pisa² ten dramat, ale zupe²nie niezgodne z duchem chwili, w jakiej sztuka znalaz²a drogI na scenI. Ten kawa²ek czwartego aktu zatr5ca² już o modernizm, by² w nim taki bolesny cynizm modernizmu. Nuta niezmiernie dla ëeromskiego charakterystyczna. Nie przejawia²a siI jeszcze w trzech poprzednich aktach Grzechu. Wed²ug ëerom¬ skiego Anna po opuszczeniu domu idzie pracowa7 na budowI. Przebywa wËród robotników, którzy na ogó² pochodz5 ze wsi, biedni ch²opi z okolic, dziewczyny do mieszania wapna... 0 Annie wiadomo, że jest pann5 z dzieckiem, z dworu, wiIc powstaje plotka, że ²atwa. I pojawia siI literat, modernista, który usi²uje zrobi7 z niej kochankI. Czy mu siI to udaje, czy nie, tego już nie wiemy, bo rIkopis siI urywa. Ale znaj5c pesymizm ëeromskiego, możemy siI spodziewa7, że dla Anny nic dobrego z tej historii nie wyniknie. Kruczkowski zrezygnowa² zupe²nie z tego w5tku. W nowym czwartym akcie stIskniony ojciec, dawny uwodziciel, stary s²uż5cy pojawiaj5 siI na budowie, aby wyci5gn57 AnnI z tego „bagna", ale Ëwiadomi robotnicy staj5 w jej obronie. Anna zostaje wËród nich, co jest zgodne z najbardziej jaskrawymi has²ami socrealizmu, ale zupe²nie niezgodne z rzeczywistoËci5. Uderzaj5ce, jak dalece komuniËci przejIli sposób myËlenia tych litoËciwych hrabin, które chcia²y wychowywa7 lud za pomoc5 moralizuj5cych opowieËci. Powiedzia²em kiedyË Sokorskiemu: — Pan siI nie różni niczym od tej hrabiny, co kupi²a tytu² od w²adz austriackich. Czy już wtedy to zako´czenie nie podoba²o siI Panu? Naturalnie, że nie. By²em zdania, że jest bez wartoËci, a na dodatek fa²szuje ëeromskiego. D5browska wytknI²a, że nikt nie dorabia ko´ca w Niedoko´czonej symfonii. Rozmawia² Pan o tym z Kruczkowskim? Rozmawia²em. Powiedzia², że kszta²t zako´czenia nie ode mnie zależy. Da² mi do zrozumienia, że i nie od niego. A jednak podj5² siI Pan reżyserowania tej sztuki. Bo to by²a bardzo dobra sztuka. ëeromski objawi² w niej

145 prawdziwy talent dramatopisarski. Bardzo dobra i nieznana. Chcia¬ ²em, by trafi²a na scenI. By²a mi szczególnie bliska. Mia²em do niej osobisty stosunek. Opowiada²em już pani, że wojna zwi5za²a mnie silnie z Bibliotek5 Uniwersyteck5 w Warszawie. W pierwszych dniach po ucieczce Niemców z Warszawy usi¬ ²owaliËmy z profesorem Wac²awem Borowym chroni7 BibliotekI przed nieproszonymi goË7mi. PamiItam, jak podczas naszego spontanicznego dyżuru profesor Borowy ukl5k² w sieni,BUW i odmrożonymi rIkami w mitenkach wygrzeba² ze sterty papierów gruby zeszyt szkolny. Brulion zawiera² rIkopis Grzechu. Za¬ pamiIta²em s²owa, które powiedzia² wówczas profesor Borowy: „ZamIt w Polsce uzupe²nia nasze braki trwa²ej energii i wydo¬ bywa z zapomnienia rzeczy cenne". Historycy literatury nie znali tej sztuki? Borowy powiedzia²: „ZnaliËmy to z legendy, a okazuje siI, że jest”. To by² rIkopis, bez skreËle´. Przepisany na czysto i urwany na czwartym akcie. Nie mam pojIcia, sk5d siI tam wzi5². Pewnie Borowy coË ustali²... MożeËmy to sami przynieËli, nawet p tym nie wiedz5c. Kiedy ratowaliËmy ksi5żki po Powstaniu, jeszcze za pobytu Niemców w Warszawie, zno¬ siliËmy do Biblioteki Uniwersyteckiej zbiory z różnych kamie¬ nic przeznaczonych do spalenia, miIdzy innymi z ulicy Mazo¬ wieckiej. Mazowiecka przedwojenna, i wojenna nawet, to by²a taka warszawska Rue Bonaparte, mieËci²y siI tam salony sztuki i drogie antykwariaty. Tam mieszka² Mortkowicz, wy¬ dawca ëeromskiego, zanim pope²ni² samobójstwo. Tam miesz¬ ka² Miriam-Przesmycki. ëeby dosta7 siI do piwnicy, w któ¬ rej Miriam schowa² bezcenne archiwum swojej „Chimery" razem z kliszami, musieliËmy depta7 po cennych kryszta²ach, sta¬ rych kielichach, zniesionych z s5siedniego antykwariatu. Bo¬ rowy szuka² archiwum Norwidowskiego, rIkopisów, które Miriam przywióz² do Polski. ±adowaliËmy to wszystko na nosze, na ²óżka, tak siI to dêwiga²o do BUW. Pod obstaw5 żandarmów niemieckich, których nam przydano w ramach akcji „ratowa-

146 nia skarbów kultury polskiej", a których staraliËmy siI przeku¬ pywa7, żeby byli życzliwi. Skoro ²5czy²y Pana z Grzechem takie wyj5tkowe przeżycia, fakt, że sfa²szowano ten dramat, bola² Pana zapewne wiIcej niż innych. Stara²em siI jako reżyser zaznaczy7 granice, żeby by²o wiadomo, gdzie ko´czy siI prawda, a zaczyna k²amstwo. To nie by²o trudne. Sprzyja²y temu okolicznoËci techniczne. Sztuka by²a wystawiana na ma²ej scenie Teatru Polskiego, w Teatrze Kame¬ ralnym przy Foksal. Na tej scenie doskonale można by²o urz5dzi7 salonik w pensjonacie, natomiast zupe²nie siI nie nadawa²a na miejsce budowy. Bardzo trudno by²o tI odmienn5 dekoracjI zainstalowa7. MusieliËmy w tym celu robi7 przy trzecim akcie przerwI dużo d²uższ5 niż poprzednia, a po tej d²ugiej przerwie widzowie patrzyli na zupe²nie inn5 przestrze´. I czas akcji czwartego aktu by² odleg²y. Jednym s²owem, pociesza²em siI, że to jest oddzielny spektakl. Te dwa przedstawienia mia²y wprawdzie wspólnych bohaterów, ale na tym ich zwi5zek siI ko´czy². Powodzenie sztuki by²o ogromne. Pod teatrem sta²y koniki jak pod kinami i proponowa²y bilety dwa razy drożej. Sk²oni² mnie Pan do tego, by odnaleê7 w dzienniku D5browskiej jej uwagi o Grzechu. 12 maja 1951 roku napisa²a, że „przedstawienie mimo gafy z zako´czeniem Kruczkowskiego jest Ëwietne. Nareszcie prawdziwy teatr, prawdziwa sztuka, prawdziwy autor z prawdziwymi aktorami, którzy, gdy im da7 dobry tekst, graj5 jak anio²y". Dwa dni póêniej powróci²a do Grzechu w s²owach: „Dramat i jego inscenizacja dodaj5 otuchy, wskazuj5, że oto i w tych warunkach, kiedy literatura ma tyle trudnoËci, a teatr s²uży wy²5cznie szmirze propagandowej, można jednak przy silnej woli, ambicji i pasji zrobi7 rzecz naprawdI piIkn5, g²Iboko ludzk5 i wzruszaj5c5. Nie trzeba siI wiIc niczym zraża7 i raczej b²5dzi7 robi5c coË, niż nic nie robi7". Filozofia zawarta w tym ostatnim zdaniu nie budzi²a wtedy w5tpliwoËci. Z ²atami dopiero zrodzi²a siI wobec niej pewna podejrzliwoË7.

147 W wypadku Grzechu s5d wyda²a widownia. Czy publicznoË7 zawsze odpowiada trafnie? Sam o to nieraz pyta²em. PublicznoË7 podejmuje rozmowI na tym poziomie, na jakim proponuje j5 teatr. Można zarzuci7 publicznoËci, że pragnie ²atwego, że cieszy siI byle czym, że wzrusza siI nie tam, gdzie powinna, ale to teatr ma pierwsze s²owo. Teatr zagaja i wci5ga widza do rozmowy i od teatru zależy, czy bIdzie to rozmowa istotna, czy też — przywo²uj5c s²owa Szekspira — ograniczy siI do wrzasku idioty. Teatr nia ma innego sposobu niż odwo²ywanie siI do publicznoËci, by sprawdzi7, czy robi rzeczy dobre czy chybione. W teatrze rozmowa z odbiorc5 jest wyj5tkowo jawna, donoËna. Dlaczego w²adze przyjI²y Grzech z tak wielkim zadowole¬ niem? Chcia²y za wszelk5 cenI wprowadzi7 w Polsce socrealizm, ale sz²o to bardzo opornie. Socrealizm mia² formI bardzo niepol¬ sk5, obc5 naszej tradycji. O ile uda²o siI zmusi7 teatry do wystawiania utworów napisanych w duchu realizmu socjalistycz¬ nego, o tyle nie można by²o nak²oni7 widzów, by aprobowali te sztuki. Sokorski okropnie siI gimnastykowa² nad wynalezieniem polskiej odmiany socu w teatrze. Zaż5da² na jakiejË naradzie, byËmy wystawiali dramaty pozytywistów. Liczy² na to, że uda siI je przerobi7 na socrealizm. Tylko że pozytywistycznego dramatu w Polsce nie by²o, o czym Sokorski nie wiedzia². Kiedy gromi² zapalczywie reżyserów, że si5gaj5 po dramat ro¬ mantyczny, mistyczny, religiancki, przestarza²y, a lekceważ5 skarbnicI polskiego pozytywizmu, musia²em poprosi7, by nam wskaza², kogo i co ma w²aËciwie na myËli. Zalewskiego, ±a¬ bowskiego, tych póênych, mieszcza´skich? TI AspazjI ÊwiIto¬ chowskiego, owszem — ciekaw5, która siI zupe²nie nie nadaje na scenI? Jego przekonanie, żarliwe i szczere, że można z pozy¬ tywistów zrobi7 socrealistów, opiera²o siI na tym, że nic nie czyta². Grzech go ogromnie ucieszy². Uznano to za udan5 odmianI

148 socrealizmu, polsk5, rdzenn5. Sztuka antyburżuazyjna, postIpowa, a na dodatek chwytaj5ca za serce. Zelwerowicz sprawia², że wszyscy p²akali. By² po wylewie, czIËciowo sparaliżowany, ale odzyska² pe²n5 mowI, niepokalan5 dykcjI. Mia² piIkn5 sztuczn5 szczIkI, której nienawidzi², i kiedy chcia² dobrze zagra7, chowa² j5 do kieszeni i ze swym jedynym zIbem mówi² najczyËciej na Ëwiecie. Wspominam z rozbawieniem i wzruszeniem Ëmieszny zatarg, jaki z nim wtedy mia²em. Otóż kilka dni po premierze Grzechu musia²em wyjecha7 do Zakopanego i nagle telegram, żebym wraca² do teatru, bo katastrofa. Wróci²em, ale podstIpnie, zostawi²em palto w re¬ stauracji i wszed²em na widowniI w ostatniej chwili. To,' co pokazywa² Zelwerowicz, stawia²o w²osy na g²owie. Dawa² upust najwiIkszej niekarnoËci. Już w pierwszych scenach chc5c pokaza7, jak bardzo jest zwi5zany z m²odsz5 córk5, odebra² ca²5 rolI Skarżance. Przedtem jego mi²oË7 wyraża²a siI dyskretnie, gestem, spojrzeniem, teraz ca²y czas gada² w²asnym tekstem. „Ona tu za¬ raz przyjdzie — zapowiada² — z koszem pe²nym kwiatów, mia²a przynieË7 rzodkiewki, ale jest zakochana”. I robi² oko do widowni. Ale jeszcze gorsze rzeczy przysz²y w momencie, gdy okrutna Wanda Jaskrowicz wyrzuca siostrI z domu i biedna Skarżanka odchodzi z wIze²kiem. UstaliliËmy dok²adnie na próbach, że Zelwerowicz wyci5gnie wtedy jedn5 rIkI do córki b²agalnym gestem, ale nie bIdzie w stanie siI ruszy7. Jego rozpacz wyrazi siI drgniIciem drugiej rIki na lasce. Ta druga rIka mia²a drgn57 dwa razy. Wtedy widownia zaczyna²a p²aka7. Wszystko by²o dobrze, gdy Zelwerowicz czu² nad sob5 kontrolI. Teraz natomiast chcia² koniecznie, jak dziecko, zadziwi7 sob5. Szamota² siI patetycznie, stawia² oczy w s²up i wydawa² be²kotliwe dêwiIki, uch, uch, które nie wywo²ywa²y niczyjego wzruszenia. Poszed²em do jego garde¬ roby urz5dzonej tuż przy scenie, by nie chodzi² daleko. Po¬ wiedzia²em, że nie godzI siI na te zmiany. By² wËciek²y i pyka² jak lokomotywa. Zapomnia² nawet, że jesteËmy na ty. — Niech pan reżyser pofatyguje siI jutro na spektakl i sprawdzi. — Pofa¬ tygowa²em siI. Wyci5gn5² jedn5 rIkI, druga drgnI²a mu na lasce

149 dwa razy i znowu wszyscy p²akali. Przekona²em siI potem, że najczulsze serca maj5 ubeki z obstawy rz5dowej. Zauważyi to Pan wtedy, kiedy Biuro Polityczne przysz²o na spektakl? No w²aËnie. Historia dziË już niewiarygodna w swojej malowniczoËci. Otóż pewnego dnia bezpiecze´stwo zaczI²o siI wyraênie interesowa7 naszym teatrem. Obserwowano zw²aszcza tI czIË7 zespo²u, która gra²a Grzech albo obs²ugiwa²a spektakl. Wzywano do UB osoby, które mia²y kogoË za granic5. Nasza ksiIgowa wyj5tkowo niezrIcznie wysz²a przed wojn5 za m5ż za pana, który znalaz² siI potem w Zwi5zku Radzieckim, wyratowa² siI stamt5d z Andersem, wda² siI z jak5Ë Szkotk5 i już nie wróci². TI nieszczIsn5 urzIdniczkI pytano uparcie o kontakty z mIżem. W s5siedniej knajpce „Kameralna", odwiedzanej czIsto przez aktorów, pojawiali siI przy bufecie faceci najwyraêniej udaj5cy pijanych, lecz zupe²nie przytomni. NastIpny etap by² bardziej widowiskowy — przyszli saperzy z wykrywaczami min i przebadali ca²y teatr, podwórze i restauracjI. Wreszcie pod koniec tygodnia zajecha² przed teatr czerwony wóz strażacki, olbrzymi, z drabinami'. To by² nieomylny znak, że do teatru wybiera siI jakiË dygnitarz najwyższej rangi. BawiliËmy siI strachem i niezrIcznoËci5 w²adz — bo ta troska o bezpiecze´stwo wskazywa²a, gdzie i kiedy przyjd5. No i w sobotI wszystko siI wyjaËni²o. Ca²y zespó² Grzechu poddano szczegó²owym badaniom. Gabinet dyrektora zamieniono w pokój przes²ucha´. Przy wejËciu siedzia² funkcjonariusz, któremu od¬ dawa²o siI legitymacjI, g²Ibiej drugi, który przegl5da² akta osobiste i po krótkiej rozmowie wydawa² przepustkI na wstIp do teatru nie nastIpnego dnia, w niedzielI, ale w poniedzia²ek, który jest na ogó² wolny od grania. DowiedzieliËmy siI, że spotka nas niezmierny zaszczyt, bo tego w²aËnie dnia obejrzy spektakl Biuro Polityczne PZPR. I rzeczywiËcie, w poniedzia²ek okaza²o siI, że g²ówne wejËcie do teatru jest zamkniIte. Wpuszczano nas po¬ jedynczo, drzwiami dla aktorów, obmacywano, za facetem bez odznak sta² żo²nierz z pepesz5. Na widok sceny dozna²em szoku.

150 By²a, jak już pani mówi²em, doË7 ciasna i zat²oczona. ëeromski napisa² sztukI w duchu realizmu krytycznego, na to siI na²oży² realizm socjalistyczny, wiIc mieliËmy dekoracjI naturalistyczn5 — prze²adowany sslon w takim pensjonacie podwarszawskim w stylu Swidermajer. Upchany meblami z upad²ego maj5tku szlacheckiego. Wtedy by²o ²atwo o takie meble, można je by²o kupi7 w war¬ szawskich antykwariatach za psi grosz, nie mieliËmy k²opotu z zape²nieniem sceny. Panowa²a na niej ciasnota i dusznoË7, jak by7 powinno. Duże utrudnienie dla Zelwerowicza, który porusza² siI z lask5. A jeszcze wiIksze dla m²odziutkiej Skarżanki, któr5 rozsadza²a w pierwszych aktach sztuki radoË7 życia, radoË7 mi²oËci. Oboje jednak umieli wykorzysta7 tI ciasnotI. Skarżanka korzysta²a z niej jak z parawanu — by ukry7 tI rozsadzaj5c5 radoË7 istnienia, a Zelwerowicz opiera² siI ciIżko na meblach. Otóż, za każdym sprzItem na tej p²ytkiej scenie ukryty by² żo²nierz. Zapyta²em, co robi5. Nie odpowiedzieli, widocznie nie by²o im wolno. Maskowali siI. Stoczy²em ciIżk5 walkI z ich dowódc5, zanim pozostawi² tylko dwóch strzelców, i to w kulisach. Przed rozpoczIciem spektaklu pojawili siI cywile, jednakowo ubrani, i zajIli ca²y czwarty rz5d, odcinaj5c w ten sposób trzy pierwsze, w których zasiedli najwyżsi dygnitarze z Bierutem i Rokossowskim, od reszty widowni z niższym sortem dygnitarzy; wszystkimi miejscami na ten spektakl dyspo¬ nowa²a kancelaria Bieruta. Po trzecim akcie przybieg² Sokorski i zawiadomi², że prezydent prosi Zelwerowicza, Kruczkowskiego i mnie do hallu teatru. ZeszliËmy po schodkach. Zelwerowicz schodzi² ciIżko przy pomocy garderobianego. Bierut odwróci² siI do adiutantów, bardzo ozdobnych, którzy stali przy nim wyprIżeni jak przy Rydzu Êmig²ym, i powiedzia²: — Towarzysze, pomóżcie. — Ruszyli. ZnieËli Zelwerowicza i postawili przy prezydencie. Zelwer, który przy autentycznym szacunku dla wszystkich dowodz5cych lubi² siI popisywa7 samodzielnoËci5 myËlenia, zasapa²: — DziIkujI wam, wojacy, w trudnych sytuacjach decyduje armia. — Z trudem pozna²em nIdzny hallik teatru. Zawieszono w nim cenne kobierce

151 i ustawiono z²ocone mebelki. Bierut podziIkowa² nam za przedsta¬ wienie, które toruje drogI nowemu teatrowi, i wyg²osi² krótkie przemówienie na temat koniecznoËci odwo²ywania siI do tradycji realizmu polskiego. Grzech przyniós² Panu NagrodI Pa´stwow5. Czy także dziIki tej sztuce dosta² Pan kierownictwo artystyczne Teatru Narodowego? Tak, przypuszczam, że to Bierut zadecydowa² o tym po obejrzeniu spektaklu. Wprawdzie propozycjI z²oży² mi Sokorski, ale wyczuwa²em, że spe²nia polecenie z góry. Podobno już od jakiegoË czasu chciano zmieni7 dyrekcjI Narodowego. Grzech przeważy² różne wahania na maj5 korzyË7. Dlaczego w²adze chcia²y zmieni7 tI dyrekcjI? Przecież Krasnowiecki, który j5 sprawowa², szed² z duchem czasu. Nie radzi² sobie jednak z zespo²em. W teatrze panowa²o rozprzIżenie, które przejawia²o siI w skandalach, g²oËnych w War¬ szawie. Pierwszy Ëwiadczy² o tym, że administracja teatru czu²a siI zupe²nie bezkarna. Otóż podczas przedstawienia Jak wam siI podoba dyrektor administracyjny teatru zagada² siI za kulisami z personaln5 i zatopieni w rozmowie weszli spokojnie w Las Arde´ski rosn5cy na scenie. Sta²o siI to podczas spektaklu, przy pe²nej widowni. Drugie niedopatrzenie o ma²y w²os sko´czy²oby siI Ëmierci5 Igora Êmia²owskiego. Po prawej stronie sceny, patrz5c od widowni, jest w Narodowym wielka przestrze´, zako´czona wy¬ betonowan5 przepaËci5 do wprowadzania dekoracji, zawsze od¬ grodzona ²a´cuchem. Igor chodzi² po tej przestrzeni skupiaj5c siI do toli przed wystIpem. No i spad² w przepaË7, bo ktoË zapomnia² zawiesi7 ²a´cuch. Dozna² zadziwiaj5cej kontuzji, by² w²aËciwie zmiażdżony, a przeży². Mia² po²aman5 czaszkI, wyważon5 szczIkI, zdruzgotane ko´czyny i krIgos²up, ale zrasta² siI b²yskawicznie i chirurdzy nie mogli wyjË7 nad tym wszystkim z podziwu. Doszli do wniosku, że przeży², bo nie wiedzia², że spada. By² tak g²Iboko nieobecny, że jak gdyby nie ca²y spad². / z powodu tych dwóch skandali chciano usun57 Krasno- wieckiego?

152 Te wypadki narobi²y ha²asu i u²atwi²y decyzjI. Ale prawdzi¬ wa przyczyna niezadowolenia w²adz tkwi²a g²Ibiej. Teatr Krasno, wieckiego nie mia² wyrazu. Repertuar by² wspó²czesny, jak chcia²a w²adza, ale zupe²nie niepoci5gaj5cy. Po Grzechu, który by² s²uszny spo²ecznie i formalnie, a do tego mia² powaby, wzrusza², nawi5zy¬ wa² do zaakceptowanej tradycji, uznano, że ja wiIcej gwarantujI. Sokorski powiedzia² w 1950 roku: „Dajemy wam nagrody i sceny, ale jeËli szybko nie nauczycie siI pisa7, nie bIdzie ani nagród, ani scen". Pan dosta² nagrodI i scenI. Czy ż5dano od Pana jakichË obietnic? Przeciwnie, to mnie obiecywano różne rzeczy. Nie ze wszystkich nawet chcia²em skorzysta7. Nie wzi5²em na przyk²ad pe²nej dyrekcji, a jedynie kierownictwo artystyczne teatru. So¬ korski by² tym doË7 zaskoczony. W rezultacie kierowanie teatrem zosta²o podzielone miIdzy Mariana Mellera a mnie. Uważa²em tI sytuacjI za bardzo wygodn5, bo Meller by² już w sezonie 1949/50 wspó²dyrektorem Narodowego i zna² doskonale to, co siI dzisiaj okreËla s²owem „uk²ady”. Obiecano mi duż5 swobodI w formo¬ waniu zespo²u, do którego zg²osi²a siI zaraz masa Ëwietnych aktorów, miIdzy innymi Woszczerowicz, Opali´ski, Skarżanka, ±omnicki. Zawiadomiono mnie, że Krasnowiecki otrzyma pracI w innym teatrze, aby jego obecnoË7 w Narodowym nie by²a dla mnie krIpuj5ca, i że Horzyca przerwie próby Lasu Ostrowskiego, aby nie hamowa7 planów nowej dyrekcji. A inne ministerstwo zapowie¬ dzia²o, że zdejmie ze mnie nadzór. Tak d²ugo trwa²? Czu²em go nad sob5 ca²y czas. Widocznie by²em ci5gle podejrzany o ewentualn5 dywersjI, jako cz²onek w²adz Polski Podziemnej. Ci5gle to nade mn5 wisia²o. Pewnego dnia, kiedy już sprawowa²em kierownictwo artystyczne Teatru Narodowego, Meller zawiadomi² mnie przerażony, że by² do mnie jakiË cz²owiek samochodem, nie zasta², i przyjadzie jutro. RzeczywiËcie przyjecha² i zawióz² mnie na Koszykow5, do gmachu Ministerstwa Bezpie¬ cze´stwa Publicznego. Przetrzymano mnie na wartowni, obmacano

153 i zaprowadzono do pokoju, w którym siedzia² bardzo uprzejmy urzIdnik. Przywita² siI ze mn5, przeprosi² i wyszed². Na biurku leża²y akta personalne, a na samym wierzchu zobaczy²em teczkI z nazwiskiem Stempowskiego. Nie okaza²em żadnej ciekawoËci, nie ruszy²em siI z miejsca. Po jakimË czasie zaprowadzono mnie do innego pokoju. UrzIdowa²a w nim Luna Bristigierowa, szefowa pi5tego departamentu MBP, który siI zajmowa² tIpieniem dy¬ wersji. Siedzia²a ty²em do Ëwiat²a. By²a bardzo mi²a. Powie¬ dzia²a, że mogI spokojnie pracowa7 na swym nowym stanowisku w teatrze, a gdyby mi ktokolwiek w tym przeszkadza², mam do niej zadzwoni7. Da²a mi telefon. Kto mia² przeszkadza7? Nie wiem. „Może pan mie7 wrogów” — powiedzia²a. Najwyraêniej chodzi²o o to. żeby mnie zjedna7. Przypuszczam, że ze wzglIdu na moj5 przesz²oË7 i typ umys²owoËci mog²em by7 przy¬ datny. Móg²bym by7 użyteczny jako teoretyk nowej sztuki, nie skompromitowany dotychczas tak5 gorliwoËci5 jak ludzie „Kuênicy”. Telefonowa² Pan? Nie. / rzeczywiËcie nadzór zdjIto? Tak, ten bezpoËredni. Przestali za mn5 chodzi7 tacy ch²opcy, których twarze już zna²em. Ale przecież ca²y teatr podlega² Ëcis²emu nadzorowi politycznemu i biurokratycznemu. Jak tylko pojawiliËmy siI z Mellerem w Narodowym, zaraz przedstawi²a siI nam podsta¬ wowa organizacja partyjna, która ujawni²a najdalej id5ce pretensje kierownicze, chociaż należa² do niej g²ównie personel techniczny... Barbara Fija²kowska podaje w ksi5żce Polityka i twórcy (1948-1959), że na pocz5tku ²at piI7dziesi5tych 80 procent cz²onków POP w teatrach stanowili pracownicy administracyjni i techniczno-fizyczni, a tylko 20 procent aktorzy i artyËci. Do tego najmierniejsi... Wydzia² Kultury KC, który przeprowadzi² te analizy, ubo¬ lewa², że w komórkach partyjnych filharmonii i oper brakuje solistów.

154 Narodowy z punktu widzenia w²adzy nie by² w²aËciwie teatrem, lecz zak²adem produkcyjnym, fabryk5. By²o w nim coraz wiIcej urzIdników, usuwano z garderób lustra, wstawiano biurka, siedzieli za nimi bardzo êle p²atni, pokorni ludzie i wykonywali niewiarygodne czynnoËci kontrolne. W hallu teatru wisia²a ogromna pokratkowana tablica. Ci urzIdnicy biegali do niej codziennie na zlecenie jakiegoË nadkontrolera generalnego z ramienia samego Pana Boga chyba i wpisywali, co robi5 pracownicy, kierownicy, aktorzy. WiIc powinno tam by7 napisane, że kierownik artystyczny Korzeniewski myËli o wystawieniu Êlubów panie´skich. Wierutne k²amstwo, bo ja myËla²em o Dziadach, lecz wola²em siI do tego nie przyzna7. Ta ża²osna, nie ogarniaj5ca jeszcze rzeczywistoËci biurokracja, która sama ze sob5 ci5gle mia²a k²opoty, doprowadza²a nas do rozpaczy. Na próbie Zemsty przyszed² do mnie pierwszy krawiec teatru, wspania²y fachowiec. ëyd, usiad² w fotelu i roz¬ p²aka² siI. Powiedzia², że odchodzi z teatru i wyci5gn5² papier z wyliczeniem, że na przyszycie guzika wolno mu przeznaczy7 67 sekund. Takie wyznaczono normy. — A ja — mówi — przyszywam guzy do żupana i muszI mie7 na jeden guz kilkanaËcie minut. Ca²5 pensjI mi zabior5, jak zobacz5, że tak d²ugo przyszywam. — W Ministerstwie Kultury i Sztuki urz5dzano rozpaczliwe narady nad normowaniem czasu pracy w teatrach. Wiadomo by²o, że socjalizm każe pracowa7 osiem godzin dziennie. I co pocz57 z teatrem? Próby można rozci5gn57 do czterech godzin, ale jak poradzi7 sobie z przedstawieniem? Powiedzmy, że ktoË wchodzi na scenI na piItnaËcie minut. Czy liczy7 mu czas miIdzy jednym a drugim wejËciem? Czy puËci7 go wczeËniej do domu, czy trzyma7 do ko´ca? A jeËli ktoË nie gra w ogóle? Jak mu zamieni7 pusty czas na zajI¬ cia? Nakazano mi zrobi7 listI obecnoËci. Aktorzy mieli siI na niej podpisywa7 o dziewi5tej rano. Odmówi²em. Powiedzia²em, że lista obecnoËci obowi5zuje w teatrze od wieków i nazywa siI afisz. Panie profesorze, należy Pan do tych niewielu twórców w Polsce, którzy mieli wizjI Teatru Narodowego. Pracowa² Pan nad ni5 w czasie okupacji w Tajnej Radzie Teatralnej...

155 Wyrasta²a z rozgoryczenia sytuacj5 tego teatru przed wojn5. Jako krytyk teatralny walczy²em na zabój przeciw Teatrowi Narodowemu, jakim by² on wtedy. Bo ten teatr nie spe²ni² żadnej z nadziei pok²adanych w nim w czasach zaborów. Nie stworzy² polskiej szko²y gry Szekspira i Moliera. Nie stworzy² polskiego stylu gry S²owackiego. Wyspia´skiego i Fredry. Nie da² wzoru dobrych obyczajów teatralnych. Dozna² wszystkich nIdz i upokorze´ mier¬ noËci. Wrzesie´ 1939 roku powita² przedstawieniem Wesela Fonsia. Buntowa²em siI przeciw temu, że pa´stwo nie chce obj57 opieki nad tym teatrem, że w²adze municypalne przekazuj5 go prywatnemu dzierżawcy. A potem buntowa²em siI przeciwko Towarzystwu Krzewienia Kultury Teatralnej, które siI nim zajI²o. Nie podoba²o mi siI, że kierowali nim urzIdnicy, a nie artyËci. A przecież wielkorz5dc5 tego Towarzystwa by² Kaden, który może nie zna² siI najlepiej na teatrze, lecz mia² najlepsz5 wolI. By² zbuntowanym artyst5, wiedzia², jakie obowi5zki buntu wobec partii wynikaj5 z tego, że siI do niej należy. Obowi5zki nie uleg²oËci, lecz buntu! Tak pisa² Czarne skrzyd²a. By²em niezmiernie krytyczny. Dzisiaj po latach wiem, że moja surowoË7 by²a nadmierna. Zaowocowa²a w wizjach okupacyjnych. Pisa² Pan: „W ma¬ rzeniach snutych podczas ucisku Teatr Narodowy wyrasta² do rozmiarów ogromnych. By² to w ca²ym znaczeniu s²owa pierwszy teatr Rzeczypospolitej. Tutaj kszta²towa²a siI nasza poetycka wizja Ëwiata wyrastaj5ca z najlepszych uczu7, jakich dane jest nam doznawa7 — ze zdumienia piIknem i straszliwoËci5 życia, z cie¬ kawoËci cz²owieka, z poczucia wspólnoty losów ludzkich zarówno w tragizmie, jak w ËmiesznoËci. Tutaj przez dzie²a wielkich pi¬ sarzy, dawnych i dzisiejszych, wchodziliËmy znowu w rytm Ëwiata, stawaliËmy siI w pe²ni uczestnikami jego spraw”. Teraz mia² Pan sprawowa7 kierownictwo tego teatru. Jak Pan siI czu²? Pod¬ niecony, szczIËliwy? Szkic, z którego pani wziI²a te s²owa, napisa²em w 1944 roku. MiIdzy t5 dat5 a rokiem 1952, w którym przyj5²em kierownictwo artystyczne Teatru Narodowego, wiele siI w Polsce wydarzy²o.

156 W1952 roku nie podnieca²y mnie już marzenia. Polskiej inteligencji wydawa²o siI wówczas, że stalinizm bIdzie trwa² wiecznie. MyËla²em o ratowaniu tego, co siI jeszcze da uratowa7, i by²em przekonany, że z tymi zamiarami nie należy siI zdradza7. Taki wallenrodyzm, którego dzisiaj ża²ujI. Bo siI nie powiod²o? Nie... Nawet nie można powiedzie7, że siI nie powiod²o. TrochI przyzwoitych rzeczy zrobi²em. Przywróci²em repertuar kla¬ syczny, z którego Krasnowiecki niemal ca²kowicie zrezygnowa². Wystawi² tylko jedn5 pozycjI klasyczn5, podczas gdy ja na dziesiI7 wystawionych sztuk mia²em tylko trzy wspó²czesne. WiIkszoË7 naszych przedstawie´ mia²a ogromne powodzenie. Zemsta mog²aby iË7 ze trzysta razy, bo ludzie ci5gle walili. Rewizor szed² przy pe²nej widowni. Nawet tak trudna rzecz jak Bobrowe futro mia²a komplety. Kurnakowicz gra² u mnie swe najwiIksze powojenne role. Nie by²o tak êle. Czego wiIc Pan ża²uje? Chcia²em utrzyma7 kierownictwo teatru, aby zaznaczy7 nasze miejsce w kulturze europejskiej. A należa²o pójË7 za odruchem, jaki dyktowa²y moje przyjaênie, zobowi5zania i wychowanie. PójËcie za takim odruchem oznacza²oby prawdopodobnie rozstanie siI z dy¬ rekcj5 teatru. S5dzI, że sko´czy²oby siI na jednej rozmowie z ministrem. Ale mam do siebie żal, że tej rozmowy nie by²o. Nie wyjedna² Pan w Teatrze Narodowym miejsca d²a Schillera. Czy o tym Pan mówi? Nie tylko o tym. O Horzycy? Gdybym poszed² za naturalnym odruchem, powiedzia²bym Sokorskiemu, że Horzyca powinien zako´czy7 próby Lasu i dalej wspó²pracowa7 z Teatrem Narodowym, którego wspó²dyrektorem by² przed wojn5. Dalej, do Teatru Narodowego powinien przyjË7 Schiller. PowinniËmy także z Mellerem znaleê7 miejsce dla Wierci´skiego, gdyby chcia² przyjecha7 z Wroc²awia, w którym spe²nia² wtedy bardzo ważn5, twórcz5 rolI. To byli wtedy najwiIksi

157 polscy inscenrzatorzy. MieliËmy wspólne korzenie. Powinienem ich skupi7 w najważniejszym polskim teatrze. Taka misja by²aby istotniejsza niż wallenrodyczne teoretyzowanie. Tylko że by²a ca²kowicie niemożliwa do spe²nienia. Przecież Pan nie próbowa²? WiedzieliËmy z Mellerem, że niemożliwa. Horzyca ledwie tolerowany. Schiller przekreËlony, odes²any do jakichË prac teore¬ tycznych. Wierci´ski tolerowany, bo daleko, na Ziemiach Odzyska¬ nych. A poza tym Horzyca nienawidzi² Schillera. Nawet gdyby to by²o możliwe w ogóle, a nie by²o możliwe, i tak by nic z tego nie wysz²o. Horzyca nienawidzi7 Schillera? Przecież wspó²tworzyli polski teatr monumentalny. Horzyca jako dyrektor scen lwowskich umożliwi! Schillerowi inscenizacje, które wesz²y do historii kultury polskiej. Terlecki wspomina, że kiedy Horzyca obj5² te sceny, zaż5dano od niego listu ze zobowi5zaniem, że nie bIdzie angażowa² pana Leona Schillera. Horzyca odmówi². OËwiadczy² za to ustnie, że Schiller „bIdzie czynny w teatrach lwowskich wówczas, gdy bIdzie potrzeba". Terlecki dodaje, że potrzeba by²a niemal nazajutrz. Horzyca byI senatorem, pos²em z BBWR, a Schiller fascynowa² siI komunizmem. Anegdota g²osi, że w gabinecie Horzycy we Lwowie by²o dwoje drzwi i czasem obaj zamykali je z trzaskiem, wybiegaj5c w dwie różne strony. Ale ich wspó²praca wydala takie owoce, jak lwowskie Dziady Schillera. Tuż przed wojn5 zasz²o coË, co ich bardzo poróżni²o. Mianowicie, kiedy Horzyca zosta² przy Zelwerowiczu wicedy¬ rektorem Teatru Narodowego, wyreżyserowa² trzy jednoaktówki Czechowicza pod wspólnym tytu²em Czasu jutrzennego. Tymczasem okaza²o siI, że nie ma prawa podpisa7 afisza. Dziwna zasada, do tej pory chyba zachowana, że dyrektor teatru ma prawo reżyserowa7 i podpisywa7 afisze nawet wtedy, gdy nie ma formalnych kwali¬ fikacji reżyserskich. A wicedyrektor nie może. ZASP wypowiedzia² siI przeciw rozci5gniIciu przywileju na wicedyrektorów. Tradycje tej decyzji tkwi5 pewnie w czasach, kiedy teatry by²y prywatne.

158 utrzymywane przez dzierżawcI i zarazem dyrektora. Wobec tego Horzyca zg²osi² siI na eksternistyczny egzamin reżyserski. By²o to w maju 1939 roku. Siedzia²em w komisji obok Schillera i dobrze pamiItam. Schiller zwróci² siI do mnie, bym przeegzaminowa² eksterna z historii teatru, teorii teatru. Bóg wie czego jeszcze. Już to samo by²o bardzo niegrzeczne, bo by²em m²odym cz²owiekiem, m²odym wyk²adowc5. Horzyca by² już wtedy bardzo zas²użony. Chcia²em zachowa7 siI przyzwoicie wobec tego bardzo skrIpo¬ wanego pana i poprosi²em, by mi opowiedzia² o swojej dotychcza¬ sowej dzia²alnoËci teatralnej, zw²aszcza lwowskiej, o pozycjach, które najbardziej ceni. Zwróci²em przy tym uwagI, że to on przecież razem z Schillerem ten teatr uk²ada². Horzyca przyniós² zreszt5 mnóstwo materia²ów, starannie siI przygotowa². Bardzo szybko podziIkowa²em. Komisja zreszt5 by²a taktowna, nikt nie zabiera² g²osu i wtedy pokaza² siI prawdziwy Schiller. Przyst5pi² do egzaminowania Horzycy z wyraên5 z²5 wol5. Bo naprzód zacz5² go pyta7 o kompozycje baletowe. Na skraju sto²u siedzia²a ulubienica Schillera, Tacjanna Wysocka, a za drzwiami czeka²y „tacjanki", dziesiI7 baletniczek bardzo ²adnych. Wysocka prowadzi²a balet prawie cyrkowy. I kiedy Horzyca coË tam odpowiedzia², j5kaj5c siI. Schiller mówi: — To proszI pana, to niech pan nam coË zaËpiewa. — Horzyca os²upia². Ale pyta z godnoËci5: — Do czego to w²aËciwie ma s²uży7? — Pan chyba nie s5dzi — mamrocze Schiller — że cz²owiek niewrażliwy na muzykI, albo g²uchy, może by7 reżyserem, — Horzyca jednak odmówi². Wtedy Schiller poprosi², aby egzaminowany wyszed² na scenI. I kiedy Horzyca, patrz5c na mnie zrozpaczonym wzrokiem, gramoli² siI na podest, Schiller zaproponowa²: — No, to niech pan jakiË balet z²oży. — Tego by²o już za dużo panu Wilamowi. Za to twarz Schillera by²a pe²na rozkoszy. Upokorzy² doros²ego cz²owieka, tak jak to tylko by²o możliwe. Ale to by²o przed wojn5, a wojna wiele zmieni²a. Jest takie wspomnienie Jaracza z OËwiIcimia: „i jedn5 podnios²5 chwilI przeży²em we dwóch. Z Schillerem. Tak siI z²oży²o, że wlekliËmy, ja

159 / on, jak5Ë taczkI przy zupe²nym wycie´czeniu fizycznym, i padliËmy obaj — bezsilni starcy. I zaczIliËmy siI dêwiga7 pomagaj5c je¬ den drugiemu. I uËcisnI²y siI rIce nasze i nape²ni²y siI ²zami oczy nasze. I przysiIgliËmy sobie nawzajem, że już — nigdy waËni! A w przysz²ej Polsce praca do zdechu nad lepszym jutrem teatru!" Tak, pewnie trzeba by²o próbowa7... A nie próbowa²em. Nawet i prostszych spraw nie próbowa²em za²atwi7. Bo już na pewno Horzyca móg² doko´czy7 inscenizacji Lasu i Krasnowiecki też nie musia² odchodzi7. Znalaz²by doskonale miejsce w zespole, bardzo by siI przyda². Rzadko siI chyba zdarza w teatrze, by afisz nie by² podpisany przez reżysera, jak afisz Lasu. Niezmiernie rzadko. Dzisiaj zadzwoni²bym do Horzycy i po¬ prosi², aby nie odchodzi² w po²owie pracy nad sztuk5. Wtedy by²em jeszcze za ma²o przenikliwy, nie pomyËla²em, że w²adzy chodzi o to, by ludzi zwi5zanych z teatrem przed wojn5 odse- perowa7 od siebie. OdsuniIcie Horzycy przyj5²em jako niezrIczn5 formI u²atwienia mi ruchów. DziË powiedzia²bym Horzycy — niech robi tI sztukI, jak chce, mniej czy bardziej zagmatwanie. A wtedy sam doko´czy²em Las. Sytuacja by²a niezrIczna i zostawiliËmy afisz bez podpisu. Nie mog²o by7 dwóch nazwisk — Horzycy i Pana? Nie, bo w ogóle nie wspó²pracowaliËmy ze sob5 przy tej sztuce. A co o tych wszystkich sprawach s5dzi² Meller, który zna² uk²ady? Meller by² porz5dnym cz²owiekiem. Gdyby tylko móg², wyst5pi²by zapewne z formalnymi propozycjami wobec Schillera, Horzycy i Wierci´skiego. Ale mia²em wrażenie, iż cierpnie na sam5 tI myËl. WiIc w²aËciwie nie rozmawialiËmy o tym. PrzyjmowaliËmy z góry, że tu nie ma o czym mówi7, bo wszystko zosta²o za¬ dekretowane. Meller by² zdania, że trzeba zorganizowa7 sobie dobrze teatr z tym, co nam dano, a dopiero potem, jak okrzepnie.

160 wydobIdzie siI z niemrawoËci, zaproponowa7 w²adzom to czy tamto. Tymczasem nie trzeba by²o czeka7. Bardzo czIsto myËlI o tym, że niezależnie od tego, jak zareagowa²oby ministerstwo, po¬ winienem pójË7 do Schillera. To by by²o postIpowanie ludzkie. Czy Panowie spotykali siI jeszcze? Tak, Schiller zaprosi² mnie do swego mieszkania przy ulicy Pu²awskiej. D²ugo o to mieszkanie zabiega² i w ko´cu dosta². Ja by²em jeszcze w Teatrze Narodowym, a on by² jeszcze zdrów i w nie¬ z²ej formie. Mia² rozleg²e plany, myËla² o jakichË monumentalnych wy¬ dawnictwach teatralnych. Odnosi²em wrażenie, że chce mi coË istot¬ nego powiedzie7. By² bardzo serdeczny. Ale nic nie powiedzia², bo przez ca²y czas siedzia²a miIdzy nami jego żona Irena. Bardzo dużo mówi²a, zagada²a ca²e spotkanie. Tak, że rozstaliËmy siI z niczym. Nie domyËli² siI Pan, o co Schillerowi chodzi²o? S5dzI, że chcia² dokona7 jakichË rachunków. Kto mia² je sk²ada7? S5dzI, że Schiller chcia² oczyËci7 siebie. Zdawa² sobie sprawI, że wiem o tych opiniach, jakie Irena s²a²a do w²adz jako se¬ kretarka ²ódzkiej szko²y teatralnej, kiedy jeszcze w niej by²em. Zna¬ ²em ich treË7, przecież Polska zawsze by²a dziurawym sitem... pew¬ nie o to musia²o chodzi7, skoro Irena nie odesz²a nawet na chwilI. To by²o ostatnie Pana spotkanie z Schillerem? Chyba tak. Chcia²em go odwiedzi7 w szpitalu, poszed²em, ale powiedziano mi, że jest s²aby i Ëpi. Nie chcia²em przeszkadza7. Dowiadywa²em siI tylko o jego stan. Znalaz²am w „PamiItniku Teatralnym" wyst5pienie Wier¬ ci´skiego w pierwsz5 rocznicI Ëmierci Schillera. PrzemawiaI w imieniu Pierwszego Walnego Zjazdu Delegatów SPA TiF. PamiIta pan to wyst5pienie? Niech mi pani przypomni. Wierci´ski przywo²a² s²owa: „Gdy mnie ujrzycie, takim lotem I że posta7 mam już jasn5, / to zawo²ajcie mnie z powrotem / t5 mow5 moj5 w²asn5.! Bym j5 pos²ysza², tam do góry,! gdy gwiazd5 bIdI mija²".

6 — S²awa i infamia 161 Wyspia´ski. OczyËci7 siI, zrzuci7 mowI cudz5, mówi7 mow5 w²asn5. By²o to 22 lipca 1955 roku. Gdybym wtedy dosta² Teatr Narodowy, wszystko wygl5da¬ ²oby inaczej. Zrobi²bym teatr taki. jaki chcia²em. Już by by²o można. Z trudnoËci5, ale można. Jeszcze by²em m²ody i mia²em energiI. By²em w dobrym okresie twórczym. Trzeba by by²o trochI dyplomacji. Nie wiem, czy z tym bym sobie da² radI. Ale gdybym w pierwszym okresie wzglIdnej swobody zarysowa² szerokie plany, a potem z nich trochI ust5pi², da² na przynItI Nie-Bosk5, której by nie chcieli, a wyjedna² Dziady... Można by by²o tak gra7. Zreszt5 nie wiem... Widzia²em, jak to wygl5da²o na co dzie´. Jak to Bardini robi² Dziady w 1955 roku. Ca²e sanhedryny siada²y radzi7 — maj5 by7 anio²y i duchy, czy tylko g²osy z g²oËników... Jedno jest pewne, dosta²em Teatr Narodowy co najmniej trzy lata za wczeËnie. Mam o to żal do losu. Nie należa²o bra7. Schiller dosta² Teatr Narodowy w 1949 roku kosztem Szyfmana; za wczeËnie, a może ca²kiem niepotrzebnie. Szyfman wróci² do Teatru Polskiego w 1955 roku, za póêno, nie mia² już si². Pan dosta² Teatr Narodowy za wczeËnie. Horzyca wróci² do niego w 1957 roku, za póêno; wkrótce umar². Tak już musi by7? Może tylko Dejmek dosta² w porI Teatr Narodowy? Nic podobnego. Dosta² za póêno. To nie mnie powinni da7 w 1952 roku, ale jemu. Ależ on dopiero zaczyna² jako m²ody gniewny (czy raczej pryszczaty) dyrektor Teatru Nowego w ±odzi z Brygad5 szlifierza Karhana, ZwyciIstwem Warmi´skiego, Poematem pedagogicznym. NieszczIËcie moje i w²adzy polega²o na tym, że żadna ze stron nie zachowywa²a siI konsekwentnie. W²adza chcia²a spra¬ wowa7 pe²n5 kontrolI nad teatrem, a jednoczeËnie chcia²a mie7 na stanowisku dyrektora najważniejszego teatru w Polsce kogoË, kto móg² siI wykaza7 pewn5 niezależnoËci5, tradycj5, przygotowaniem. WiIc sprzecznoË7 w samym za²ożeniu. Szli na kompromis, a powinni sobie zdawa7 sprawI, że natkn5 siI na opór, że cz²owiek, którego

162 wybrali, może siI okaza7 niezdolny do wykonywania rozkazów w sztuce. Wykona je lepiej czy gorzej w sprawach organizacyjnych, personalnych, różnych, ale może ich nie wykona7 w samym dziele. Sumienie ²atwiej z²ama7 w sprawach dotycz5cych ludzi niż w twórczoËci. W tym pierwszym wypadku zachowuje siI ono dużo elastyczniej. Dzieje siI tak pewnie dlatego, że sumienie w spra¬ wach wi5ż5cych siI z innym cz²owiekiem nie ma konkretnej wizji. A sumienie artystyczne ma ten ostry obraz rzeczywistoËci, ku której zmierza, i widzi swoje sprzeniewierzenie. Czasem nawet mia²oby siI ochotI sprzeniewierzy7, a wizja ci5gnie w swoj5 stronI i nie pozwala. I to sprzeniewierzenie nie udaje siI. Realizm socjalistyczny wybrukowany jest dzie²ami, które uda²y siI nieêle. No, ale nie wszystkim to wychodzi²o. Ludzi wychowanych przed wojn5 nie sta7 by²o na ogó² na bunt, ale także nie byli zdolni do ca²kowitego podporz5dkowania siI w sztuce. Z jednej strony — ulegli pacyfikacji. Z drugiej — zachowali jak5Ë sferI w²asn5, któr5 podËwiadomie chronili. Wychodzi²y z tego twory po¬ ronione, które i twórcI zawstydza²y, i w²adzy nie cieszy²y. Gdyby by²a konsekwentna, powinna da7 Teatr Narodowy cz²owiekowi, który potrafi siI utożsami7 z jej programem. M²odemu, energicz¬ nemu, zapalonemu, co żadnych kotwic za sob5 nie wlók². A w²adza wola²a takich jak ja, bo dawaliËmy jej legitymacjI. Nie powi¬ nienem siI zgodzi7. Snu²em wtedy wallenrodyczne zamiary, że bIdI ratowa² kulturI, a teraz wiem, że nie należy siI oszukiwa7 dalekosiIżnymi projektami o wzglIdnej realnoËci, lecz trzeba demonstrowa7 w²asny sposób bycia. Cóż z tego, że cz²owiek piastuje myËl o niezależnoËci, jeËli w codziennej praktyce sam siebie ²apie za rIkI? WiIcej bym zrobi² dla Teatru Narodowego, gdybym zademonstrowa² odważnie, czym powinien by7, i na samym wstIpie straci² tI posadI. Tymczasem wystawi² Pan Cz²owieka z karabinem. Czy to by²o konieczne? By²y przecież proporcje, mówiliËmy o tym. Mog²em siI

163 trochI opIdza7 Rewizorem z genialn5 rol5 Kurnakowicza, bo sztuki rosyjskie od biedy zastIpowa²y radzieckie na tej wadze repertua¬ rowej. Ale w ko´cu trzeba by²o wzi57 radzieck5, spe²ni7 nakaz ministra. Wybra7 coË takiego, co ani ziIbi²o, ani grza²o, coË ca²kowicie niepotrzebnego. Widzom to by²o niepotrzebne, mnie niepotrzebne. Stalin już nie ży². Nie by²o ²atwiej? Jeszcze nie. PamiItam, że wezwano mnie do komitetu partii i powiedziano: —Tam na ko´cu sztuki jest scena, kiedy zjawia siI Stalin, aby obj57 w²adzI po Leninie. Nie dawajcie tam ostrego akcentu. Stuszujcie raczej. — OczywiËcie, skreËli²em pó² sceny. Takie by²y te pierwsze tchnienia odwilży. Groteskowe raczej. To jeszcze nie by²y czasy na przywracanie wielkiego repertuaru polskiego. Mówi² Pan o mIkach Schillera. Pana spotka²o to samo. Tak. PamiItam póêne wieczory w Narodowym. Spektakl siI ko´czy², ludzie wychodzili, a ja zostawa²em w pustym gmachu. Chodzi²em po scenie i marzy²em o sztukach, które by można na niej pokaza7. A pod scen5 chichota² inkub. Profesor Raszewski twierdzi, że on tam mieszka. Wyliczy², że ten teatr by² piI7 razy ËwiIcony. W 1836 roku na otwarcie — ËwiIcono. W 1883 roku teatr siI spali², w 1884 go odbudowano — ËwiIcono. W 1919 spali² siI znowu, w 1924 zosta² odbudowany — poËwiIcony z parad5, w 1939 roku zbombardowany, w 1944 roku dopalony, w 1949 roku odbudowany — poËwiIcony potajemnie, w nocy, przez ksiIdza, którego sprowadzi²a sekretarz partii, Ewa Kunina. To razem tylko cztery ËwiIcenia. A ile pożarów? Z ostatnim piI7. Wtajemniczeni mówi5, że ostatnio inkub nieêle siI napracowa². Nie doË7, że spali², to przedtem taka degrengolada. Tam nie zwyk²ego ksiIdza potrzeba, a/e egzor¬ cysty. KsiIdza Piotra. Ale za moich czasów nie wpuszczano go. Mog²em tylko marzy7 o nim i o Dziadach. 0 powrocie

164 do romantyków. Interesowa²a mnie ich wiedza o Ëwiecie. Nie tylko ich wizje. Czu²em, że móg²bym ich pokaza7 na swój sposób. „Teatr" w 1953 roku zapowiada² w artykule redakcyjnym, że Ministerstwo Kultury i Sztuki rozpocznie wkrótce prace przygo¬ towawcze nad wprowadzeniem wielkiego repertuaru romantycz¬ nego na sceny polskie. „Nasza historia literatury — pisano — konfrontuje obecnie te arcydzie²a z nowoczesnym aparatem wiedzy o literaturze". Autorzy tekstu zwracali uwagI na antymonar- chiczne i ludowe w5tki w Balladynie, demaskatorsk5 rolI pieni5¬ dza w Z²otej czaszce, realizm Fantazego. O Dziadach pisali j5kaj5c siI mocno, że to utwór niezbIdny, ale trudny i wymagaj5cy olbrzymiej pracy interpretacyjnej. Wiedza romantyków o Ëwiecie, któr5 chcia²em pokaza7 na scenie, nie mieËci²aby siI w tych za²ożeniach, jakie wskazywano w „Teatrze". Nie mia²a nic wspólnego z marksizmem ani z dia- lektyk5. W rezultacie siIgn5²em do romantyka, którego można by²o wystawia7, do Fredry. Fredro jako romantyk? Najbardziej romantyczny z romantyków. Nie od razu odkry²em tajemniczy romantyzm Fredry. Zdumia² mnie. Otóż romantycy pisali swoje wielkie dramaty przeciw rozbiorom Polski. A Fredro tych rozbiorów po prostu nie uznawa². Pisa² o tym narodzie, jakby ży² on w wielkim wolnym kraju. Obliczy²em, kiedy może siI toczy7 akcja Zemsty. Fredro nie podaje, ale CzeËnik nam siI przedstawia. Pos²uguje siI w tym celu sw5 szabl5: „He, he, he! Pani barska! Pod S²onimem, Podhajcami, Berdyczowem, ±omazami...” JeËli przypomnimy sobie daty tych bitew i weêmiemy pod uwagI ówczesn5 miarI wieku — CzeËnik jest pewnie u progu szóstego krzyżyka — wyznaczymy czas akcji na sam pocz5tek XIX wieku, pierwszy najstraszniejszy okres po ostatecznym upadku Rzeczy¬ pospolitej. Tymczasem bohaterowie Zemsty żyj5 w swoim za¬ Ëcianku ca²kowicie poza histori5. Tu jest arcypolskie wszystko. Fredro z zaciItym uporem rozrzuca² akcje swych sztuk po roz¬ leg²ych obszarach pierwszej Rzeczypospolitej, jakby siI w niej

165 nic nie zmieni²o. Umieszcza² wydarzenia w Warszawie, Wilnie, Toruniu, na dalekich kresach. Nie dostrzega² zupe²nie obcych w²adz. Ten z pozoru absurdalny kaprys pisarza okaza² siI niezmiernie przenikliwy. Okupacyjna rzeczywistoË7 nie siIga²a g²Iboko. Naród nie utraci² przecież niepodleg²ego bytu. Zacho¬ wywa² go w duchu. Uważa²em, że z takich w²aËnie obserwacji należy budowa7 Teatr Narodowy. Malarz Jacek Sempoli´skiktóry pomagaI Daszewskiemu przy scenografii, opowiada² mi, że bardzo siI dziwii s²uchaj5c, o czym rozmawia Pan z aktorami na próbach Zemsty. Nie mia²o to nic wspólnego z romantyzmem. Oblicza² Pan finanse CzeËnika. A tak. Fredro by² romantykiem, ale nigdy nie traci² z oczu prawdy ludzkiej. Polega²a ona u niego na znajomoËci faktów powszednich. Od niechcenia rzuca² informacje, które po starannej analizie pozwala²y siI zorientowa7, kim byli jego bohaterowie. Kim by² CzeËnik? Starannie czytaj5c dojdziemy do tego, że golcem. To wynika miIdzy innymi z wiadomoËci przemyconych w testa¬ mencie Papkina. CzeËnik jest tylko opiekunem staroËcianki (a raczej dwóch staroËcianek). Jego w²asne maj5tki uleg²y zapewne konfiskacie i przesz²y na w²asnoË7 Marii Teresy. Po²owa zamku, w której mieszka, wcale wiIc do niego nie należy. Wiemy także, że „po²owy drugiej zamku czart dziedzicem". CzeËnik siedzi na ²askawym chlebie brata, starosty zakroczymskiego; takie smutki ci5gn5 siI za każdym prawie dzie²em fredrowskim. Nasz bohater nie jest wcale wielkim panem i dlatego mog²em wybra7 do tej roli Kurnakowicza. Nie chcia², zblad². Powiedzia²: „Co ty, dyrektor, oszala²? Jest Leszczy´ski od tego. — Wyt²umaczy²em, że mnie jest potrzebny CzeËnik drobnoszlachecki. nie magnat. I Kurnakowicz zagra² CzeËnika, jakiego nigdy nie by²o i już nigdy nie bIdzie. Gdybym nie dokona² tej analizy, nie wiedzia² dobrze, kim jest CzeËnik, może rzeczywiËcie waha²bym siI wybra7 Kurna¬ kowicza. A wie pani, niedawno wróci²a do mnie ca²a ta sprawa w sposób bardzo zabawny. Otóż— by²o to już po narzuceniu stanu wojennego — Gogolewski, dyrektor teatru w Lublinie, zaprosi²

166 Êwiderskiego, by wyreżyserowa² tam ZemstI i zagra² CzeËnika. Swiderski pojecha² i zrewanżowa² siI Gogolewskiemu, zapraszaj5c go na Rejenta. Przychodzi premiera i po Warszawie bucha plotka niezmiernie pikantna, że Êwiderski wymyËli² sobie now5 grI — w memencie, kiedy Rejent wyci5ga prawicI na zgodI, CzeËnik przypomina sobie nagle co to za szuja z tego Rejenta-Gogo- lewskiego i chowa rIkI za siebie. Chór, który wo²a „Zgoda, zgoda", urywa nagle. Kurtyna zapada. No i po Warszawie kr5ży historyjka, że Êwiderski, który w Ateneum odda² legitymacjI partyjn5, pojecha² wprawdzie do Gogolewskiego, co to wiadomo, jest dobrze z w²adz5, ale po to tylko, aby go nauczy7. Aby mu tej rIki odmówi7 przy pe²nej widowni. Spotka²em Êwidra i pytam: — Jak to by²o, panie Janku, to chyba bzdura? Nie móg² pan przecież prowadzi7 prób z podaniem rIki, a na premierze schowa7 za plecy. — Ma pan racjI — odpowiada Êwider — szanujI Gogolewskiego, od razu siI z nim umówi²em, że Rejentowi rIki nie podam, bo to gad. Dlaczego mam siI z nim godzi7? Wiadomo, że mnie i tak zaraz po Ëlubie Klary z Wac²awem, kiedy ca²y zamek przejdzie w rIce Milczków, wyleje z Papkinem na zbit5 mordI! — No dobrze — mówiI — ale czy pan, jako CzeËnik, ma jakieË zasoby? Przecież pan jest go²y jak ËwiIty turecki. Gdzie pan siI podzieje? Na co pan liczy buduj5c rolI w ten sposób? — Êwider nawet nie bardzo zdawa² sobie sprawI z tego, że CzeËnik nic nie ma, ale wybra² trafnie. Wybra² postawI zgodn5 z rysunkiem postaci. A przy okazji ten wybór obrós² w anegdotI tak polsk5, jak sama Zemsta. Czy odszed² Pan z Narodowego z w²asnej woli? Ca²kowicie. Poprosi²em o dymisjI, której mi udzielono. Jerzy Pa´ski przewidzia², że tak siI stanie. By² wówczas dyrekto¬ rem Centralnego Zarz5du Teatrów. PojechaliËmy kiedyË razem do Moskwy, by²y takie różne uroczystoËci, wymiany. Delegacja sk²a¬ da²a siI z Miko²ajskiej, Zamków, Pa´skiego, Êwiderskiego i mnie. 1'a´ski opowiada² nam wtedy o sobie. Pochodzi² z bogatej rodziny żydowskiej. W czasie wojny wywieziono go do Kazachstanu.

167 Przeży², bo by² piËmienny, pisa² sprawozdania w ko²chozie. Otóż zwierzy² mi siI wtedy w Moskwie, że od pocz5tku by² przeciwny mojej kandydaturze do Narodowego. „Zawsze — powiedzia² — uważa²em za z²udzenie, że w²adza może siI z panem naprawdI dogada7". Odszed²em w sam5 porI. Czu²em już, że aktorzy trac5 we mnie wiarI. Przedstawienia ci5gle mia²y wielkie powodzenie, ale nie by²y żywe. Nie by²y twórcze. Ten system nakazowy odbiera² si²I twórcz5 wszystkiemu. Widzia²em już także, że siI omyli²em licz5c na to, że po strasznych latach okupacji objawi siI przejmuj5cy, nowy dramat polski, godny sceny narodowej, że rozsadzi wszystkie bariery i coË z tego ocalimy. Nic takiego nie powsta²o. Odszed²em z ulg5. Sokorski chcia² mi zreszt5 os²odzi7 tI dymisjI i wys²a² mnie we wspania²5 podróż do Chin. TI podróż, podczas której przyda/ siI Panu utwór Paster- naka Trzeba by²o iskry? Tak. Ówczesny rz5d chi´ski urz5dza² wielki festiwal chi´¬ skich sztuk wspó²czesnych i zaprosi² na tI imprezI przedstawicieli wszystkich pa´stw bloku. Przygotowano ten festiwal przy pomocy instruktorów radzieckich. Wprowadzano wtedy gorliwie socrealizm do chi´skiego teatru. Na wielkiej widowni siedzieli przodownicy i niczego nie rozumieli. Ten stary wspania²y teatr budowany by² przez stulecia przy pomocy znaków, które zast5piono teraz nowymi, niezgodnymi z tradycj5. Tych nowych znaków publicznoË7 chi´ska nie potrafi²a odczyta7. Nie rozumia²a na przyk²ad, co znacz5 drzwi. W teatrze chi´skim nigdy nie by²o czegoË takiego. Zupe²nie wystarczy²o podniesienie nogi dla zaznaczenia wysokiego progu. Aktor znajduj5cy siI na wolnej przestrzeni g²aska² brodI po wierzchu, z góry na dó², by nie podwiewa² jej wiatr, a aktor w zamkniItej przestrzeni g²aska² brodI od spodu. Aktorzy chi´scy umieli stworzy7 Ëciany przy pomocy gestu, opieraj5c siI o po¬ wietrze. Wojownicy po dwóch stronach nie istniej5cego muru patrzyli na siebie nie widz5c siI wzajemnie. Mur tak zazna¬ czony jest prawdziwszy niż mur z tektury. Bardzo siI mIczy²em w miIdzynarodowym kolegium oceniaj5cym nowe tekturowe sztuki.

168 Po dwóch tygodniach ciIżkiej pracy, bo o siódmej pobudka, o dziewi5tej pierwsze przedstawienie, po nim dyskusja, wieczorem nastIpne i znowu dyskusja, poprosi²em ministra kultury, który patronowa² festiwalowi, aby wys²a² mnie na prowincjI. WczeËniej uda²o mi siI nawi5za7 z tym ministrem ludzki kontakt — kiedy ubolewa²em nad tym, co pokazuj5, powiedzia², że socrealizm nie siIgn5² g²Iboko, że prowincja chi´ska ci5gle siI cieszy tradycyj¬ nym teatrem. Ale nie kwapi² siI, aby mnie zwolni7 z obowi5zku. — Przecież — mówi — musi pan bra7 udzia² w dyskusji. — WyskoczI i wrócI — odpowiedzia²em. — A sztukI przeczytam ' g²os zabiorI. Wystarczy mi zreszt5 tytu². Nie muszI czyta7. — Zastanowi² siI. — Dobrze, zrobimy próbI. — SiIgn5² na pó²kI i wyci5gn5² sztukI Zielone Ëwiat²o. — Co pan o niej powie? — Powiedzia²em, że przede wszystkim musi mi zaufa7 — nie czyta²em utworu. A to, co trzyma w rIku, jest, s5dz5c po tytule, sztuk5 o kolejarzach. M²ody kolejarz kocha siI w ²adnej córce starego kolejarza. Chcia²by siI z ni5 ożeni7, ale istnieje zasadnicza różnica. Stary pamiIta jeszcze czasy Czang Kaj-szeka. Nie wie o tym, że zwi5zki zawodowe s5 ramieniem partii. M²ody nie może przekona7 starego, bo ten siI upiera. I mog²oby dojË7 do tragedii, bo stary siI coraz bardziej zawzina. gdyby nie to, że w pewnej chwili wkracza na scenI taki pan w czapeczce z daszkiem, prosi starego i m²odego (panny nie) i wyjaËnia, jakie jest stanowisko wyższych w²adz. Stary daje siI oczywiËcie przekona7 i wszyscy podaj5 sobie rIce. Opowiedzia²em to wszystko ministrowi, który pIka² ze Ëmiechu. — Nie można by²o — mówi — odda7 trafniej treËci tego utworu. Niech pan jedzie, gdzie siI panu podoba. — I jeêdzi²em sobie przez dwa miesi5ce, dziIki Leonowi Pasterna¬ kowi. którego sztuka o kolejarzach nauczy²a mnie konstruowania odpowiednich fabu². / znalaz² Pan tradycyjny teatr chi´ski? Niebywa²ej piIknoËci. Ubogi ch²op, dzierżawca, zostaje przez z²ego pana usuniIty z ziemi. Bierze wiIc na ramiona swoj5 spara¬ liżowan5 córkI, przewiesza przez rIce jej martwe nogi i wyrusza

169 w drogI. On jest niemow5 i êle widzi, ale ona ma dobry wzrok, którym go prowadzi. WiIc on idzie przez Ëwiat, macaj5c kijem, przez grzmi5ce potoki, przez góry, doliny, przepaËci, g²azy, których nie ma na scenie, a ona mu opowiada, jak ten Ëwiat wygl5da. To opowieË7 kogoË bardzo kochaj5cego. WIdrówka trwa dwie godziny i napiIcie ani prze chwilI nie opada. Ale rozkosz widza polega na tym... DomyËli²em siI szybko, że skoro ona jest sparaliżowana, a on jest niemy, obie postacie gra jeden aktor, a w²aËciwie aktorka. Chi´czycy nie musieli siI tego domyËla7, wiedzieli. WiIc tak — g²owa córki jest prawdziw5 g²ow5 aktorki. G²owa ojca jest sztuczna, przymocowana do cia²a aktorki na wysokoËci jej przepony, fantastycznie wytrenowanej. Nogi spa¬ raliżowanej dziewczyny s5 nogami lalki. WiIc ten teatr na prowincji trwa² jeszcze. Zmiot²a go dopiero rewolucja kulturalna. Ministerstwo bardzo mnie wynagrodzi²o. Straci²em Narodowy, i s²usznie, ale mog²em pojecha7 tam, gdzie istnia² jeszcze teatr w ca²ej swojej prawdzie, zanim przywo²ano go do porz5dku. WIZJA PANKRACEGO

Wróci² Pan z Chin... I zadzwoni² Szyfman. Od stycznia 1955 roku by² znowu dyrektorem Teatru Polskiego. Lecho´ napisa² na powrót Szyfmana: „Teatr Polski bez Szyfmana. Szyfman bez Teatru Polskiego to by² prawie jeden z symboli niewoli". A Lindorfówna u²oży²a wiersz Powrót Taty. Zaproponowa² mi etat reżysera w swoim teatrze. Czy to Pana nie zdumia²o? Nie. Wiedzia²em już, że to cz²owiek, który nie chowa urazy. Nie zastanawia siI nad tym, co by²o, ale dzia²a dla pożytku teraêniejszoËci. A jednak w przesz²oËci coË by²o. W 1938 roku skrytykowa²em ostro w „WiadomoËciach Literackich" atmo¬ sferI towarzysz5c5 obchodom 25-lecia Teatru Polskiego. Pisa²em o „straszliwym mechanizmie odËwiItnego k²amstwa” i „dymach kadzide² gIstniej5cych tak bardzo, że ludziom postawionym na Ëwieczniku 7mi siI w oczach". Zarzuci²em Szyfmanowi, że domaga siI „uwielbienia miary najwyższej", takiego, jakie w wyj5tkowych wypadkach okazujemy wybitnym reformatorom teatru i twórcom nowych pr5dów w sztuce. To by² atak bardzo brutalny — dziwiI siI dzisiaj tej brutalnoËci — i boleËnie w niego ugodzi².

171 Odpowiedzia² nawet w „WiadomoËciach". No. ale to by²o siedem¬ naËcie lat przed tym telefonem. Szyfman by² niezmiernie prak¬ tyczny i uzna² widocznie, zw²aszcza po sukcesie Grzechu, że móg²by mie7 ze mnie korzyË7 w teatrze. Mia² tI m5droË7 znakomitego organizatora, że jeËli ktoË móg² mu by7 przydatny, to nie pamiIta² dawnych zwad i niechIci. Podczas rozmowy w gabi¬ necie Szyfmana postawi²em mu bardzo trudne warunki. Powie¬ dzia²em, że bardzo go ceniI i chItnie bIdI z nim wspó²pracowa², ale tylko wtedy, jeËli bIdI sam decydowa² o tym, co robiI. A tym, co mnie najbardziej interesuje, jest wystawienie Nie-Boskiej komedii. Już byia pora? W styczniu 1954 roku na IX sesji Rady Kultury stwierdzono: „Do rozważa´ nad Nie-Bosk5 jesteËmy jeszcze mato przygotowani Trudno dzisiaj oceni7 — by²a pora czy nie. Ale coË siI już sta²o, mianowicie w Teatrze Polskim w listopadzie 1955 roku wystawiono Dziady w inscenizacji Bardiniego. Napisa² Pan o tym przedstawieniu w „PamiItniku Teatral¬ nym": „Powrót Dziadów po dwudziestu dwu latach przerwy dokona² siI na zasadzie: pan nam trochI ust5pi, panie Mickiewicz, my trochI panu i w ËwiItej zgodzie dokonamy obchodów stulecia pa´skiej Ëmierci”. / dodawa² Pan: „Najgorszym rodzajem kom¬ promisu jest zawsze kompromis z wielk5 poezj5. Zw²aszcza że niemal z regu²y osi5ga siI go bez udzia²u wielkich poetów”. Odrzuca²em z góry wszelki kompromis. Zamierza²em robi7 Nie-Bosk5 jak cz²owiek ca²kowicie wolny. Liczy²em siI z tym, że zamiar może okaza7 siI zbyt zuchwa²y. Ale lubi²em walkI, lubi²em grI. Dlatego nawet w okresie najgorszym dla teatru, dla kultury, ży²em w dobrym, nie powiem może — radosnym, ale dobrym podnieceniu. Odwilż, Paêdziernik, to nie by² w moim życiu istotny prze²om, we mnie samym nic siI nie zmieni²o. S5dzi²em natomiast, że trzeba wypróbowa7 now5 sytuacjI i że Szyfman może w tym pomóc. By² dobrze widziany, mia² na biurku telefon rz5dowy i móg² w każdej chwili ²5czy7 siI z premierem. Otóż mimo że wtedy

172 nikt siI jeszcze nie oËmiela² wstawia7 Nie-Boskiej do repertuaru, Szyfman odpowiedzia², że przyjmuje moj5 propozycjI, że spróbuje siI dowiedzie7, czy jest ona realna i że zrobi wszystko, co w jego mocy, aby by²a roalna. MyËlI, że uży² swoich możliwoËci, by uzyska7 wstIpn5 zgodI. Móg² mnie zaangażowa7 z czystym sumieniem, że bIdI móg² robi7 to, co zamierzam. WiIc poszed² mi bardzo na rIkI. Ale ust5pi²em trochI i ja. Otóż kiedy mi proponowa² wejËcie do teatru, powiedzia²: — ProszI pana, jest pewien warunek. Zrobi pan jako pierwsz5 swoj5 inscenizacjI ÊwiIt5 JoannI Bernarda Shawa. — I da² mi do zrozumienia, że tego życzy sobie premier Cyrankiewicz. — Bardzo ²adnie — odpowiedzia²em — nie mam nic przeciwko tej sztuce. — Ale pani premierowa — doda² Szyfman — zagra JoannI. — A nie, co to, to nie. — Nie chcia²em, bo mimo że by²a dobr5, zdoln5 aktork5, by²a nieszczera, ba²em siI, że nie opanuje ż5dzy popisu, że bIdzie zaprzeczeniem tej Joanny niezmiernie prostej. Szyfman jednak zacz5² mnie przekonywa7. — Nie można — mówi — podejmowa7 z góry opinii. — Dobrze — pomyËla²em — może jeszcze trafiI na coË zdrowego w niej. RzeczywiËcie, na próbach okaza²a daleko id5ce pos²usze´stwo, najwiIksz5 pokorI. PostIpowa²em okrutnie: kiedy zaczyna²a fa²szowa7, kaza²em nagrywa7 próbI i odtwarza²em jej potem te kwestie. Blad²a, poprawia²a. Kiedy już jej zupe²nie z²ama²em charakter i Joanna nabra²a skupienia, cichoËci, wew¬ nItrznej si²y, pani Andrycz zapowiedzia²a, że jedzie z mIżem do Indii. Trzeba by²o natychmiast obsadzi7 drug5 aktorkI, ale Andryczówna zazdroËnie nie chcia²a dzieli7 siI rol5. Zapropo¬ nowa²em Barszczewskiej, przyjI²a z radoËci5, wieczorem dzwoni p²acz5c, że rezygnuje. Co tam tymczasem zasz²o — można siI tylko domyËla7. Wreszcie powierzy²em rolI m²odziutkiej Kasi ±aniew- skiej. Wtedy pod kas5 Polskiego zaczI²a pojawia7 siI matka pani Niny. Pyta²a z przeËlicznym kresowym zaËpiewem: — Któż to gra? — a z kolejki pada²a odpowiedê, że dzisiaj Tarnowska. — Któż? Ta krowi enta? Ta ËwiIta Joanna z Nin5 Andrycz to jeszcze pomys²

173 Schillera, który prowadzii nawet z Andryczówn5 korespondencjI na ten temat. Nic w teatrze nie ginie. A jak potoczy²y siI dalsze losy Nie-Boskiej? Przygotowa²em egzemplarz inscenizacyjny. Bardzo dużo pracy w²oży²em w to opracowanie. Niezmiernie trudne... Jak tylko sko´czy²em, bardzo lojalnie da²em Szyfmanowi do przeczytania, żeby wiedzia², za co odpowiada, również politycznie. Jak oceni!? On... nie mia² wielkiej wyobraêni. Powiedzia², że propozycja wydaje mu siI s²uszna. ëe nie jest wyzywaj5ca i bIdzie j5 popiera². Tak. Sam inscenizowa² Nie-Bosk5 w 1920 roku. Jestem przekonany, że naprawdI chcia² wystawi7 ten dramat, uważa² to za nasz wspólny plan. Zacz5²em wspó²pracowa7 z Pronaszk5. CzytaliËmy scenI po scenie. Rysowa². Jak zwykle u niego, zamkniIte to by²o w estetyce kubizmu. CzystoË7 geometryczna. Niektóre pomys²y bardzo porIczne, ale czasem prosi²em, żeby ust5pi², i ustIpowa², przy ca²ym swoim żmudzkim uporze. Stworzy² koncepcjI ca²oËci i nawet gotowa by²a makieta, ²adna, duża, jeszcze gdzieË w Teatrze Polskim pewnie leży. Zastanawia²em siI nad obsad5, zamierza²em skorzysta7 z tego, że w zespole Polskiego by² Janek Kreczmar; s5dzi²em, że móg²by zagra7 Pankracego. By² to okres niezmiernie dla mnie radosny, podnie¬ caj5cy. Może i dlatego, że Nie-Boska to dla mnie jedno z najżyw¬ szych wspomnie´ m²odoËci. Otóż najlepiej w Ëwiecie trafi²em, bo moje pierwsze doËwiadczenia widza teatralnego dokonywa²y siI w Teatrze im. Bogus²awskiego w Warszawie, teatrze nie trady¬ cyjnym, ale poszukuj5cym. Przyjeżdża²em na te przedstawienia jeszcze jako ucze´ siedleckiego gimnazjum. Mia²em w nim bardzo interesuj5cych nauczycieli, mój polonista by² cz²owiekiem bardzo kulturalnym, oczytanym, chociaż, jak s5dzI, nie mia² wyższych studiów. Wyk²ada² na podstawie wiedzy, któr5 sam zdoby², a że by² otwarty, umia² patrze7 Ëwieżym okiem, wiIc ogl5daj5c Nie-Bosk5, s²ynn5 rewolucyjn5 inscenizacjI Schillera z 1926 roku, by²em mniej zdumiony niż ówczesna krytyka... Może też

174 przygotowanie domowe na to wp²ynI²o. Rodzice mieli pogl5dy dosy7 radykalne, ale to by²a lewica wspó²buduj5ca pa´stwo i bior5ca za to odpowiedzialnoË7. Inscenizacja Schillera wywar²a na mnie ogromne wrażenie, do dzisiaj pamiItam nastrój tego spektaklu, sceny zbiorowe, pe²ne brutalnej si²y. PamiItam, jak wtargn5² na scenI zbity t²um skupiony wokó² szubienicy z kuk²5 powieszonego i jak ta´czy² w rytm Carmagnoli. PamiItam do dzisiaj ten rytm. T²um miota² siI na scenie jak pocisk, który za chwilI wybuchnie. A kiedy indziej wdzierali siI na scenI nIdzarze w ²achmanach, ludzie dotkniIci niedol5, wo²ali — „chleba nam, chleba, chleba!" — i wtedy po raz pierwszy w życiu widzia²em, co może zrobi7 teatr. Otóż czIË7 widowni, zw²aszcza na piItrach, podejmowa²a ten okrzyk. To by² okres bardzo burzliwy, okres wielkiego napiIcia, bo premiera Nie-Boskiej Schillera odby²a siI w czerwcu, tuż po zamachu majowym Pi²sudskiego. Te manifestacje w teatrze przyczyni²y siI do jego zamkniIcia, dopiI²a tego prawicowa wiIkszoË7 w radzie miejskiej Warszawy. A czy Pan jako inscenizator doËwiadczy² kiedyË manifestacji na swoich spektaklach? Wiem, że manifestowa²a w²adza, która kaza²a r5ba7 dekoracje. Ale czy by²y także manifestacje publi¬ cznoËci? Nie. G²oËne nie. Ale by²y inne, które wysoko ceni²em. Êmiertelna cisza, zamarcie. Przy ²ódzkiej Sprawie, warszawskiej Êmierci Tatie²kina, krakowskim Don Juanie. A nie tIskni² Pan do tych g²oËnych? Nie odczuwa²em potrzeby takiej wspólnoty, która by siI przejawia²a w krzyku. Chodzi²o mi o to, by dzieli7 siI z publiczno¬ Ëci5 swoj5 wizj5 Ëwiata, nie namiItnoËci5. Jak5 wizj5 Ëwiata chcia² siI Pan podzieli7 z widzami Nie-Boskiej wystawianej po raz pierwszy w PRL? DoËwiadczenie lat terroru gruntownie wp²ynI²o na mój stosunek do Nie-Boskiej. Otóż czIË7 inteligencji polskiej d²ugo żywi²a z²udzenia, że może by7 rewolucja niezbrodnicza, że gwa²t nie musi by7 z rewolucj5 integralnie zwi5zany. Piastowano

175 nadziejI, która pozwala²a zamyka7 oczy na okrucie´stwo rewo¬ lucji, że w ko´cu przemieni ona, poprawi rzeczywistoË7. St5d w Nie-Boskiej Schillera — próba obrony rewolucji, próba obrony Pankracego. Mimo wewnItrznej dyskusji Schillera z samym sob5 w tej inscenizacji; bo ta sztuka, jakby dla niego napisana, wyraża²a dwoistoË7 jego pogl5dów. Otóż w mojej inscenizacji nie by²o tych z²udze´. By²a ona wyrazem skrajnego pesymizmu. Mówi²a o ża²osnym ko´cu rewolucji — nowa w²adza osi5gniIta przemoc5 jest równie zbrodnicza, jak stara. W dramacie Krasi´¬ skiego Pankracy umiera porażony wizj5 Chrystusa. Otóż ja na dobry ²ad, od kiedy sta²em siI doros²ym cz²owiekiem, nigdy nie myËla²em na sposób chrzeËcija´ski. Co nie znaczy, bym nie mia² swojej metafizyki. Tylko że ona by²a raczej poga´ska, intere¬ sowa²a mnie radoË7, nie cierpienie. Nie mog²em pogodzi7 siI z tym, że chrzeËcija´stwo pos²uguje siI krzyżem, mIk5 straszliw5 cz²owieka, że musi by7 dokonana ofiara i że jest ona taka haniebna. Tak jak Polacy mieli prawo do szubienicy, tak chrzeËci¬ janie do krzyża. Êmier7 haniebna — krzyż, szubienica i pal. Ca²5 donios²oË7 chrzeËcija´stwa rozumiem i uznajI, ale ten rodzaj metafizyki by² i jest mi obcy. Mój Pankracy umiera pod wp²ywem wizji, które dosiIgaj5 go wczeËniej niż wizja Chrystusa. S5 to wizje zamIczonych w podziemiach („my, niegdyË przykuci, smagani, drIczeni, trucizn5 pojeni, żelazem rwani, przywaleni ceg²ami i żwirem..."). Te widma pojawiaj5 siI w Nie-Boskiej w wizji Orcia, w Okopach Sw. Trójcy. Otóż, w moim projekcie inscenizacyjnym te wizje ofiar powracaj5 pod koniec utworu, aby ukaza7 siI Pankracemu, zanim zawo²a „Galilaee. vicisti!” Przy¬ chodz5 w szarych ubraniach, jakby wiIziennych, jako ofiary terroru najnowszych czasów. Chór zjaw powtarza² s²owa, skierowane przedtem do hrabiego Henryka, teraz do Pankracego — „za to, żeË nic nie kocha², nic nie czci² prócz siebie i myËli twych, potIpion jesteË — potIpion na wieki". Pankracy umiera². ëo²nierze wynosili z g²Ibi sceny cia²o Henryka i k²adli obok zw²ok Pankra¬ cego. Ze wszystkich stron wbiega²y t²umy rewolucjonistów.

176 NIdzarze, robotnicy, ch²opi zape²niali scenI. To mrowie zastyga²o w postawie wielkiego pytania. Potem t²um równo, stanowczo, rusza² wprost na widzów, aż na proscenium. Ten t²um, to byliËmy my, w oczekiwaniu nowego lepszego Ëwiata, bo stary oparty by² na krzywdzie dawnej i jeszcze dotkliwszej nowej. Zachowa²em w tej inscenizacji prawo do marze´, inaczej niż potem Swinarski, który mówi² w swojej Nie-Boskiej, że w²adza jest zbrodnicza, bo Ëwiat jest zbrodniczy, a wiIc wszelkie marzenia pozbawione s5 sensu. Liczy/ siI Pan na pewno z tym, że przygotowania do prapremiery Nie-Boskiej w Polsce Ludowej bId5 starannie obser¬ wowane? By²em tego pewien. Zw²aszcza że w ci5gu lat powojennych w²adze dokona²y dużego postIpu. Otóż kiedy zaczI²y zajmowa7 siI kultur5, przywi5zywa²y najwiIksz5 wagI do s²owa (dlatego też Nie-Boska ze s²owami o zwyciIstwie Galilejczyka by²a bardzo niestrawna). Jeżeli s²owo nie budzi²o wiIkszych w5tpliwoËci, to nie obawiano siI inscenizacji. Ten brak czujnoËci wynika² z tradycji — Francuzi s5dzili jeszcze przez ca²y wiek XIX, że obowi5zuje jedna tylko interpretacja, podsuniIta przez autora. Reżyser, wydawa²o siI, ma niewielki zakres w²adzy. Bo co to znaczy „regisseur”? Dos²ownie — zarz5dca, ekonom. A wiIc dozorca porz5dku scenicznego. Taki, co powiada — teraz wyjË7, teraz usi5Ë7. Reszta jest w tekËcie. WiIc tak by²o. Jeszcze na pocz5tku lat piI7dziesi5tych w²adza na ostatnie próby przysy²a²a do teatru kontrolerów, którzy i tak nie byli w mocy zatrzyma7 spektaklu. JakieË m²ode panienki przychodzi²y, dla czystej formal¬ noËci. W²aËciwe decyzje ogranicza²y siI do tekstu sztuki i zapa¬ da²y wczeËniej. Jedynym obowi5zkiem tych instruktorek by²o zadba7, żeby kwestie na scenie zgadza²y siI z tymi, co w egzem¬ plarzu. W pierwszych latach po wojnie, kiedy Wierci´ski wy¬ stawia² ElektrI, można by²o jeszcze wyda7 sztuce bardzo wysok5 ocenI artystyczn5 i jednoczeËnie powiedzie7, że jej ideologia jest niew²aËciwa. Przedstawienie nieprzyjazne, ale znakomite. W²adza

177 nieËwiadomie dawa²a ludziom sygna² — tI sztukI warto zobaczy7, i widzowie natychmiast korzystali. To siI zmieni²o. W latach piI7dziesi5tych krytyka dokona²a wynalazku, że dzie²o nie może by7 dobre, jeËli jest ideologicznie podejrzane. Jednym s²owem, ideologowie sztuki dokonali trafnego utożsamienia treËci i formy. Skoro treË7 niedobra, to i spektakl niedo²Iżny, nieciekawy. I odwrotnie. Z chwil5 dokonania tego wynalazku, niezmiernie groênego, w²adza rozpostar²a siI na ca²oË7. W takim w²aËnie okresie przygotowywa²em Nie-Bosk5. Robi² Pan to przecież już w 1956 roku! Tak, biegun zimna mieliËmy za sob5, Ważyk, Kott zbun¬ towali siI i wypowiedzieli s²użbI, ale w ËwiadomoËci rz5dz5cych i wielu wspieraj5cych ich krytyków tkwi²y te sposoby. Nie tak wiele siI zmieni²o. Kupi²am niedawno synowi szkolne wydanie Nie-Boskiej, z obszernym aneksem zawieraj5cym opinie krytyczne z różnych ²at. Jest tam coË, co potwierdza Pana s²owa, fragment tekstu J. A. Szczepa´skiego, wydrukowanego w „Teatrze" w 1959 roku. Jaszcz pisze: „Krasi´ski wróci² do mody. Przez wiele ²at wydymany do roli wieszcza [...] Nie-Boska komedia jest — to fakt— wybit¬ nym utworem. Jest mianowicie jednym z najwybitniejszych utwo¬ rów wstecznego nurtu w europejskim romantyzmie..." Krasi´ski ci5gle by² traktowany jak urzIduj5cy minister spraw zagranicznych. Uważano, że to, co poeta wypowiada ze sceny w pa´stwie ludowym, musi mie7 moc obowi5zuj5c5 dla polityków w tym pa´stwie. Usi²owa²em t²umaczy7, że ów „s²up Ëwietlanej jasnoËci ponad przepaËciami", który dostrzeg² Pan¬ kracy, nie musi w sposób decyduj5cy wp²yn57 na nasze zbiorowe losy, w²aËnie dlatego że ujrza² go aktor w teatrze. A jednak Pan sam w wiele ²at póêniej przyzna² Krasi´skiemu prawo do tej teki. Opowiada² mi o tym profesor Raszewski: „Jest rok 1968, luty, po zdjIciu Dziadów z afisza, a/e jeszcze przed pamiItnym zebraniem Zwi5zku Literatów. IV Alejach Ujazdowskich odbywa siI wielogodzinna narada, dosy7 ważna, cho7 ma²o kto

178 o niej wie. To SPATiF próbuje jeszcze coË wyratowa7 z to¬ pie/i, negocjuj5c za poËrednictwem swojej Komisji Programowej z przedstawicielami w²adz (KraËko, Juniewicz, Motyka, Balicki). ZaczI²o siI spokojnie. Krasnowiecki (prezes) spokojnie stwierdzi², że w²adze pope²ni²y b²5d. Dejmek spokojnie rzecz referowa² z notatkami w rIku, dowodz5c, że sprawa z biegiem czasu stawa²a siI zapalna, najpierw pod wp²ywem p²otek, a potem pod wp²ywem represji. Niestety, nadziejI na jakiekolwiek rozs5dne rozwi5zanie zniweczy² KraËko, który ani niczego nie chcia² obieca7, ani nawet do żadnego b²Idu nie chcia² siI przyzna7. Wówczas zabra² g²os Korzeniewski — to ci5g²e opowiadanie profesora Raszew¬ skiego — i tonem przestrogi przypomnia² o pewnych szczególnych okolicznoËciach naszej historii. Różni siI ona od histerii wielu innych krajów. Wszystko siI kiedyË zaczI²o od tego, że Mickie¬ wicz, poeta romantyczny, zawo²a² w chwili uniesienia: «Daj mi rz5d dusz!» I Pan Bóg mu da². Potem Mickiewicz wyci5gn5² z tego konsekwencje. Jako premier sformowa² ca²y gabinet z Krasi´skim jako ministrem spraw zagranicznych. S²owackim, ministrem kultury, i Norwidem, ministrem opieki spo²ecznej. Jako ostatni wszed² do gabinetu Stanis²aw Wyspia´ski, minister wojny. Powstanie tego gabinetu radykalnie zmieni²o stosunki, bo odt5d żaden rz5d zaborczy nie móg² siI tutaj czu7 bezpiecznie. Nieza¬ leżnie od rz5dów, jakie tworzyli zaborcy, istnia² tamten i miesza² szyki". Tyle opowieËci profesora Raszewskiego, który twierdzi, że zebranie by²o epokowe, bo — cho7 Dziadów nie przywróci²o — da²o Panu sposobnoË7 do powiedzenia jednej z najważniejszych rzeczy na temat naszej sytuacji geopolitycznej. „Tego siI, proszI pani, powinno uczy7 studentów politologii, jeËli coË maj5 z tego zrozumie7, co tutaj jest". A/e pytanie: czy profesor Raszewski wiernie zapamiIta² Pana s²owa? Najwierniej. Natomiast samo zebranie nie zosta²o chyba zwo²ane z inicjatywy SPATiF, lecz w²adz. Liczy²y one na to, że uda siI nak²oni7 twórców teatru do poparcia stanowiska oficjalnego. ² co dalej z Nie-Bosk5?

179 Jak pani wie, Szyfman nie zabawi² d²ugo w Teatrze Polskim. OdejËcie inne niż Schillera, bo Schillerowi w²aËciwie uniemożli¬ wiono twórcz5 pracI w teatrze, a Szyfman odchodzi² do wiIkszych zada´ — nie by² już w stanie ²5czy7 dyrekcji Polskiego z dyrekcj5 odbudowy Teatru Wielkiego. Odchodzi² z honorami, z podziIkowa¬ niami. Ministrem by² wtedy Karol Kuryluk, cz²owiek przyzwoity. Otóż Kuryluk przyj5² z aprobat5 uchwa²I zespo²u, który postanowi² nada7 Szyfmanowi tytu² Dyrektora Honorowego Teatru Polskiego. Zapomniano o tej uchwale POP, że Szyfman jako impe¬ rialista nie jest godzien wznosi7 z gruzów Teatru Wielkiego. ChItnie siI o takich rzeczach zapomina²o. Nasta²y czasy nowej kurtuazji. Balicki, który przej5² Polski, w pierwszym dniu urzIdowania napisa² do ma²że´stwa Szyfmanów list z „wyrazami szacunku i serdecznego oddania". Szyfman jednak chyba nie dowierza², że Balicki bIdzie mia² do Nie-Boskiej taki sam sto¬ sunek jak my. Odchodz5c okaza² wiIc wielk5 zapobiegliwoË7 i troskI o ni5 — wstawi² Nie-Bosk5 do planu pracy teatru i, aby nie by²o żadnych w5tpliwoËci, kaza² wywiesi7 w gablocie odpo¬ wiedni papier. Balicki tego papierka nie usun5², ale kiedy przysz²o wyznacza7 dok²adne terminy, powiedzia², że „pojawi²y siI tru¬ dnoËci polityczne” i że trzeba poczeka7, aż zostan5 wyjaËnione. Czeka²em parI miesiIcy, aby siI wreszcie od niego dowiedzie7, że w²adze uzna²y projekt inscenizacji za reakcyjny i że z Nie-Boskiej trzeba zrezygnowa7. By²em na to przygotowany, wiIc przyj5²em wiadomoË7 bez oporów. Wspó²praca z Balickim nie uk²ada²a mi siI, zrobi²em dobr5 WariatkI z Chaillot z paroma doskona²ymi rolami — Ma²ynicz, Broniszówna, staruszek Brydzi´ski, Dmo¬ chowski — i Balicki nie doË7, że zlekceważy² to przedstawienie wysoko ocenione przez publicznoË7 i nawet krytykI, to jeszcze mi ci5gle przeszkadza², zabieraj5c salI na inne spektakle. Tak że rozstaliËmy siI z obopóln5 ulg5. ëa²owa²em jednak tej pracy nad Nie-Bosk5 i opublikowa²em obszerny fragment inscenizacji wraz z komentarzem w „PamiItniku Teatralnym" w 1958 roku. Napi¬ sa²em: „Wszystkie te prace, wraz z zaawansowanymi pracami

180 Teatru Polskiego — z²oży²y siI tymczasem na typowy polski teatr romantyczny, to jest osiad²y w marzeniach. S²uszne wiIc chyba bIdzie zachowa7 bodaj Ëlad tego wysi²ku na papierze. Chociażby dla stwierdzenia, że nasz wielki teatr żyje ci5gle. Wedle wiekowego przyzwyczajenia — w wyobraêni". Trzeba by²o Dejmka... Wspó²pracowa²em z nim już wczeËniej. Odezwa² siI, kiedy wyszed²em z Teatru Narodowego i nie mia²em pracy. Zespó² Teatru Nowego dobrze zna²em, bo sk²ada² siI g²ównie z moich dawnych studentów z ²ódzkiej szko²y. Bardzo dobrze siI tam czu²em. Przenios²em tam inscenizacjI Szko²y żon i Don Juana, tego, którego zakazano w Warszawie. I w²aËnie Dejmek, wiedz5c o tym, że przygotowywa²em Nie-Bosk5, a nie mogI jej robi7 w Polskim, zaproponowa² mi swoj5 scenI. A czy on sam nie chcia² tego reżyserowa7? Pracowa² nad tym, ale zrezygnowa². Za bardzo mu ci5ży²a wizja Schillerowska. Ten stosunek Dejmka do Schillera jest niezmiernie skomplikowany... Ci5g²a rywalizacja, ci5g²a zazdroË7 o Schillera. Przecież dopi5² tego, że w ±odzi stan5² pomnik Schillera. Tak, ale to w dużym stopniu dla siebie... Gdyby Dejmek chcia² wyrazi7 swoje najbardziej skryte pragnienia, to na wzór tych plakatów już zapomnianych z Marksem, Leninem, Stalinem, namalowa²by plakat z trzema profilami — Bogus²awskiego, Schillera i swoim. On, obok tych dwóch, którzy byli nie tylko twórcami teatru, ale także politykami, którzy rzuceni w odmIty czasu, próbowali jakoË swój naród przeprowadzi7, jakoË te wody przep²yn57. CoË takiego w tej postawie Dejmkowskiej jest, w jego skrytych myËlach o sobie. Stawia² Schillerowi pomnik, ale i grzechy mu bezlitoËnie wypomina² — umożliwi² Krasi´skiemu wydanie tego zeszytu na stulecie urodzin Schillera, straszliwie odbr5zowiaj5cego. WiIc taka chI7, żeby Schillera ucz²owieczy7, by7 bliżej, i oblec w pomnik, aby siI z nim unieË7. W każdym razie, wracaj5c do Nie-Boskiej, kiedy Dejmek siI dowiedzia², że w²adza

181 odrzuci²a inscenizacjI ze wzglIdów politycznych, natychmiast ze swoim impetem, z tak5 swoj5 awanturniczoËci5, zawo²a²: — Tak? Ja to sprawdzI! — By² wtedy dobrze widziany. Cz²onek partii. Pojecha² prosto do KC, do jednego z tych inteligentniejszych dygnitarzy, nie pamiItam już, Starewicz go przyj5² czy Morawski. Wzi5² ze sob5 mój egzemplarz inscenizacyjny, który, jak pani mówi²em, bardzo starannie przygotowa²em w 1956 roku. I kiedy mu powiedziano, że moje opracowanie sceniczne by²o reakcyjne, zapyta²: — Na czym towarzysze to opieraj5? Czy tylko na opinii dyrektora Balickiego? — Odpowiedziano mu, że nie, że Balicki dostarczy² mój egzemplarz inscenizacyjny. Wtedy siI okaza²o, ku wielkiemu zdumieniu obu stron, że Balicki da² im nie mój egzemplarz, ale swój w²asny. Nie by² to nawet maszynopis, ale jakieË prowincjonalne wydanie Nie-Boskiej, w którym popodkre- Ëla² sceny budz5ce zawsze najwiIcej w5tpliwoËci, miIdzy innymi wszystko, co tyczy²o przechrztów. Ten projekt wygl5da² na dzie²o skrajnego endeka. Dejmek wys²ucha² ca²ej krytyki, po czym powiedzia²: — Tak siI sk²ada, że mam przy sobie w²a¬ Ëciwy egzemplarz inscenizacyjny Korzeniewskiego, sporz5dzony dla Teatru Polskiego w 1956 roku. — Zdziwiono siI i wziIto go do czytania. Za jakiË czas wydano zgodI na inscenizacjI. Z przepro¬ sinami. Rozmawia² Pan o tym z Balickim? Nie, a po co? Trudno mi uwierzy7, że on to zrobi!. Nie chcia² wystawia7 Nie-Boskiej, nie chcia² mnie mie7 w zespole, a widocznie nie umia² używa7 innych Ërodków, mIskich. Jak pani widzi, nie oszczIdzono Nie-Boskiej i takiego paskudztwa. Ale dziIki energii Dejmka w roku 1959 dosz²o wreszcie do powojennej premiery dramatu. W takiej samej postaci, jak5 Pan przygotowa² d²a Teatru Polskiego? Taki sam zamiar artystyczny, ale w innej oprawie. Podczas tych paru lat, które minI²y, Pronaszko zachorowa² i nie móg² już

182 podj57 takiego trudu, jak wielokrotne wyjazdy do ±odzi. Niezmier¬ nie ża²owaliËmy. Nikt nie by² bardziej powo²any do tego, by tworzy7 wizjI pierwszej powojennej Nie-Boskiej. Pronaszko sze¬ Ëciokrotnie opracowywa² na scenI Dziady. Dwukrotnie Nie-Bosk5. Przygotowa² wszystkie niemal dramaty S²owackiego i Wyspia´¬ skiego. Wybra² kubizm, formu²I tak, wydawa²oby siI. sztywn5, osch²5 i okaza²a siI niezwykle giItka, wyraża²a dowcip Shawa, tragizm Sofoklesa i — inaczej — tragizm Szekspira. Pronaszko, nieugiIty, gdy chodzi²o o wiernoË7 stylowi, umia² znaleê7 formI, która by²a doskona²5 kompozycj5 p²aszczyzn, a nie przestawa²a by7 drzewem. Kubista o żelaznym rygorze i zagorza²y romantyk. Nie by²o mu dane powo²a7 do życia tej swojej ostatniej Nie- -Boskiej, kiedy to siI już sta²o możliwe. Znowu by²o dla kogoË za póêno. Z wielkim żalem da² mi woln5 rIkI i wtedy zapropo¬ nowa²em tI pracI Szajnie, który zrobi² bardzo piIkne dekoracje i kostiumy. Zupe²nie inna wizja, bardzo barwna. Niezwyk²e pomys²y — mIczennicy, którzy siI rodzili, wynikali z rozbitych witraży i, skarżyli siI. okaleczeni. Bardzo interesuj5ca by²a też muzyka Bacewiczówny, precyzyjnie rozplanowana w spektaklu. JeËli weêmie pani egzemplarz inscenizacyjny, znajdzie tam pani cyferki — tutaj 15, tu 37 i tak dalej. Otóż s5 to sekundy muzyki towarzysz5ce okreËlonym scenom, które w²aËnie tyle czasu trwaj5. To wymaga niezwyk²ej dyscypliny inscenizatorów, kompozytorów i ca²ego zespo²u bior5cego udzia² w spektaklu. Dodam, że w mojej inscenizacji pojawia²o siI na scenie blisko 150 postaci, a zespó² Teatru Nowego by² niewielki. WiIkszoË7 aktorów mia²a po kilka ról, Lutkiewicz na przyk²ad aż siedem. Z wiIênia w wizji Orcia przeobraża² siI w husarza. Za scen5 czekano tylko z wyci5gniItymi rIkami, aby go z²apa7, rozebra7 i ubra7 na nowo. Nikt siI jednak nie potkn5², nikt nie skarży², wystawieniu Nie-Boskiej towa¬ rzyszy²a niezmierna ofiarnoË7 i duma. Nikt siI nie wtr5ca²? Wtr5cano siI. Już pod koniec pracy nad Nie-Bosk5 wyje¬ cha²em do Helsinek na III Kongres MiIdzynarodowego Instytutu

183 Teatralnego. By²em przez wiele lat przewodnicz5cym polskiego oËrodka ITI i wiceprezydentem miIdzynarodowego komitetu wy¬ konawczego tej organizacji. Historia polskiego cz²onkostwa ITI jest doË7 zabawna. Kiedy w latach stalinowskich ZSRR, a za nim pa´stwa socjalistyczne opuËci²y ITI, Polska nie wycofa²a siI przez zaniedbanie. Nie uczestniczy²a w pracach, nie p²aci²a sk²adek, ale formalnie należa²a. Kiedy nadesz²a pora powrotu do ITI, Polska bardzo siI nada²a, jako ten kraj wyj5tkowo niedba²y, który nie dopilnowa² swego skreËlenia. Mog²a zap²aci7 sk²adki i ²atwo powróci7, a na dodatek wprowadzi7 innych nawróconych. DziIki swoim funkcjom w ITI jeêdzi²em dużo po Ëwiecie. I w²aËnie w Helsinkach dosiIg²a mnie depesza z ±odzi. Proszono, bym natychmiast wraca². Otóż, okaza²o siI, że inscenizacja Nie-Boskiej wywo²a²a zaniepokojenie w²adz lokalnych i warszawskich. Po¬ stanowi²y obejrze7 próbI i podda7 spektakl pod dyskusjI. Przy¬ szed² ca²y komitet wojewódzki z Tatarkówn5 na czele, minister kultury Gali´ski, jacyË ideologowie z KC. GoËcie z Warszawy chcieli najwyraêniej, by zdecydowa²a swoimi g²osami lokalna organizacja partyjna, ale miejscowi siedzieli cicho. Zebranie by²o niemrawe, bo wszyscy chcieli starannie zamaza7 odpowiedzial¬ noË7, już wtedy w²adze by²y Ëwiadome, że ten, kto zamyka, może przejË7 do kronik. Bardzo d²ugo i zawile gadano, wreszcie zaż5dano ode mnie, bym zmieni² zako´czenie. Nie chciano, by Pankracego zabija²y wizje udrIczonych. Nie ustIpowa²em. Zgo¬ dzono siI wiIc na te widma, ale zaż5dano, aby by²y nieme. Niech nie oskarżaj5 Pankracego s²owami. Nie godzi²em siI nadal. By²a już g²Iboka noc, wszyscy padali ze zmIczenia. Wtedy przysiad²a siI do mnie Tatarkówna. — Niech pan mi zaufa — powie¬ dzia²a.— Niech pan odda tI sprawI w moje rIce. Niech pan siI zgodzi, że oni nie bId5 mówi7 Pankracemu, że go potI¬ piaj5 i za co, tylko takie mruczando zrobi5 w tym miejscu. — Powiedzia²em jej, że mruczando — to dopiero brzmi groênie! — Niech bIdzie groênie, mnie to nie przeszkadza. A im wystarczy. — RzeczywiËcie, zgodzono siI na mruczando. Tatarkówna szepnI²a

184 mi na ucho: — Niech pan zrobi mruczando w trzech pierwszych spektaklach, a potem niech pan robi, jak pan tylko chce. — W parI dni po premierze przysz²a do teatru i powiedzia²a: —Teraz już mog5 mówi7 wyraênie. Kto mia² kontrolowa7, ten skontro¬ lowa². — By²a bardzo dumna z tego pierwsze´stwa ±odzi w wystawieniu Nie-Boskiej. Pochwali²a mi siI: — Widzi pan i ²ódzka tkaczka zrobi²a coË dla kultury polskiej. — Lubi²a teatr i spotyka²em j5 czasem w foyer, kiedy już przesta²a sekretarzowa7 w ±odzi. Pyta²em zawsze, czy ma j5 kto odwieê7 do domu. I czIsto odwozi²em, bo nie mia²a samochodu. Czy publicznoË7 dopisa²a? Nie bardzo. TrzydzieËci osiem przedstawie´. Krytyka oceni²a, że spektakl ch²odny. Kott napisa², że Pan roz²adowa² Nie-Bosk5 jak najzrIczniejszy z saperów. Dawano do zrozumienia, że racjonalista powinien robi7 sztuki racjonalistyczne. U prymitywnego krytyka rodzi siI od razu pomys², że cz²owiek o takiej budowie umys²u („racjonalistycznej”) może tworzy7 tylko dzie²a osch²e. Polska, przy swojej bujnoËci życia, ma ograniczone doËwiadczenia intelektualne, i to ograniczenie nie pozwala jej dobrze widzie7 Ëwiata. Si²y umys²u i serca widzi siI tutaj osobno i umys² zawsze przciwstawia siI uczuciu. Umys² ma by7 osch²y, a uczucie bujne, nieopanowane. Ten schemat powtarza siI w naszych doËwiadczeniach historycznych, w tragediach porywów, powsta´. Ma²o komu przychodzi w Polsce do g²owy, że to w²aËnie myËl jest nasycona emocjami, że to w²aËnie myËl zmienia Ëwiat. MyËl nasycona uczuciem — to dopiero zaczyna coË znaczy7. Wydawa²oby siI, że pomys² wyspy Utopii jest doskonale zracjonalizowany, a przecież jest to idea g²Iboko emocjonalna, wynikaj5ca z tIsknoty do poprawy losu cz²owieka. Co wiIc zaci5ży²o na tym przedstawieniu? Może zap²aci² Pan cenI za pierwsze´stwo wystawienia Nie-Boskiej po wojnie? Może by²o to za bardzo zobowi5zuj5ce i krIpowa²o swobodI twórcz5? ZewnItrzny system nakazowy rozluêni² siI. Ale tym silniej doszed² do g²osu nakaz wewnItrzny, by po z gór5

185 dwudziestu latach nieobecnoËci dramatu przemówi7 pe²nym g²osem w imieniu tych ²at. Może to nie by²o możliwe, jeËli siI przy tym chcia²o zachowa7 tradycyjny szacunek do dzie²a Krasi´skiego? MyËlI, że co innego zadecydowa²o. MyËlI, że moja Nie- -Boska rozminI²a siI z czasem. Nie trafi²em w czas, jak to umia² Dejmek. Cóż Pan móg² zrobi7? Czeka7 jeszcze d²użej? No w²aËnie, co by²o robi7. Trzeba by²o wystawi7, skoro pozwolili. A już by²o za póêno. Albo za wczeËnie. Czy pani pamiIta ten rok Nie-Boskiej komedii, rok 1959? Zosta² w moim wrażeniu jako rok takiego spokoju po odwrocie. Takie wyciszenie, przyg²u¬ szenie. Nikt siI niczego nie domaga², zapomniano nawet o tym, by ż5da7 sprawiedliwoËci wobec zbrodniarzy. JakoË siI ugnieżdżono, ludzie próbowali by7 zadowoleni. Może trochI próbowali polubi7 w²adzI? Gomu²ka nie krzycza² na nas jeszcze w swoich prze¬ mówieniach. Nadziei wielkich nie by²o, raczej zmIczenie, ale i o buncie nie by²o mowy. Rozważania, czy może by7 rewolucja niezbrodnicza, nie mog²y wtedy liczy7 na wielu zwolenników. To nie by² czas na politykI. Gdybym wystawi² Nie-Bosk5 u Szyfmana w 1956 roku, przemówi²aby na pewno inaczej. Przy tej samej inscenizacji. Może ta inscenizacja"nie by²a ²atwa, ale nie by²a chybiona. Zap²aci²em cenI za zmianI terminu. A²e Pana Nie Boska rozpoczI²a pochód dramatu przez sceny polskie. MiIdzy 1959 a 1979 rokiem odby²o siI dziesiI7 premier Nie Boskiej komedii w różnych miastach Polski. Czy to dużo — dziesiI7 premier tego dramatu w ci5gu dwudziestolecia? Bardzo dużo. JeËli siI do tego przyczyni²em, warto by²o ponieË7 wszelkie koszty. ZNIECHHCENIE

Przyszed² czas zwany powszechnie za Różewiczem „nasz5 ma²5 stabilizacj5". „Nasza", bo polska, domowa; „ma²a", bo gotowa do samoogranicze´; fakt, że has²a „Katy´" nie by²o w Wielkiej encyklopedii powszechnej wydanej w 1962 roku, wiele mówi o charakterze tego kompromisu miIdzy „ludnoËci5" a w²adz5. Bo êle. że nie by²o, ale i dobrze, że nie by²o. MieliËmy stabilizacjI i mieliËmy j5 w²aËnie tak5. Jak Pan siI czu² w tym okresie? W jakim okresie? Jakie to maj5 by7 lata? W styczniu 1955 roku P/W wydaje Odwilż Erenburga, w sierpniu „Nowa Kultura" drukuje Poemat dla doros²ych Ważyka, od wrzeËnia tygodnik „Po prostu" przestaje by7 pismem ZMP... To by²by pocz5tek. Koniec ma²ej stabilizacji w życiu spo²ecznym wydaje siI wyraêny — to wydarzenia roku 1968. W życiu teatralnym nie jest to takie jasne. Pana wspó²pracownicy w „PamiItniku Teatralnym" maj5 na tI okazjI teoriI Ëluzy. Czasami — mówi5 — epoka ma ostr5 cezurI, a czasami zamyka siI jak Ëluza, która ma dwoje wrót. Pierwsze wrota to premiera Dziadów Dejmkowskich, 25 listopada 1967 roku. Premiera, bo natychmiast po niej zaczyna siI napiIcie, które doprowadzi do

187 znanych wypadków, maj5cych wielkie skutki polityczne, lecz ograniczone dla życia teatru w Polsce; to siI rozmija. Drugie wrota Ëluzy otwieraj5 siI dopiero w po²owie lat siedemdziesi5tych. kiedy wygasaj5 na dobre z²udzenia spo²eczne. Rok 1976 zaznacza siI zmianami w Konstytucji PRL, wydarzeniami w Radomiu i Ursusie, nagonk5 na „warcho²ów", powstaniem KOR i niezależnego obie¬ gu informacji. IN kulturze zaczyna siI okres „piór w pupie" (pokazuje to z impetem Janusz Kijowski w filmie Maskarad5/, chociaż rodzi siI także kino moralnego niepokoju. W roku 1975 ginie w katastrofie Konrad Swinarski i ludzie teatru twierdz5, że ta Ëmier7 zamyka doË7 d²ugi okres pomyËlnoËci tej sztuki. Lepiej widzia²em koniec tej pomyËlnoËci niż jej pocz5tek. Nie cieszy² siI Pan w po²owie lat piI7dziesi5tych? Nie czu²em radoËci. Owszem, by²o wiIcej swobody, ale ja widzia²em ci5gle niezmiern5 konsekwencjI w tym dziele wcielania Polski, w tym przesuwaniu Polski na Wschód. Wiedzia²em, że nasze wolnoËci zadekretowano, a jako cz²owiek o wykszta²ceniu historycznym wiedzia²em również, że udzielanie swobód wi5że siI nieraz z wiIkszym zamiarem napastliwym, że zelżeniem jarzma czIsto kieruje podstIp albo chaos. To, że na sceny wróci² Giraudoux, że pojawi² siI Beckett, nie przeszkadza²o mi w takim poczuciu, że jesteËmy jako naród ca²kowicie bezradni. Nawet z t5 samodzielnoËci5 duchow5 niektórych Ërodowisk, nie tak znowu liczebnych, z tymi protestami, nosz5cymi piItno tragicznej ko¬ niecznoËci. które także Ëwiadcz5 o uzależnieniu, o tym, że nie możemy by7 wolni od tej ci5g²ej obrony siebie. Czy to nie s5 myËli póêniejsze, wysiane w przesz²oË7? Nie. Tak myËla²em wtedy. Ale pani pytanie nie jest pozbawione trafnoËci. Przenosz5c siI dzisiaj w tamte czasy widzi¬ my wyraêniej ówczesne ograniczenia. Czyta²em ostatnio ogromn5 pracI (mogI już zdradzi7 nazwisko autora: Marta Fik) — ka¬ lendarium powojennych wydarze´ w kulturze ze szczególnym uwzglIdnieniem teatru. Otóż jeËli odnajdziemy tam lata, które zwyk²o siI uważa7 za lata przebudzenia, napotkamy straszne

188 cytaty. Kto dzisiaj uwierzy, że August Grodzicki napisa² w 1956 roku w „ëyciu Warszawy" o paryskiej „Kulturze": „Nie wiem, kto finansuje to pismo i jaka grupa za nimi stoi. ±5czy ich tylko wspólna wroga postawa wobec dzisiejszej Polski". Albo że Karol Ma²cuży´ski w tym samym 1956 roku polemizowa² w „Trybunie Ludu" z Orwellem, z „fa²szywym znakiem równoËci" postawionym przez pisarza i jego apologetów „miIdzy spoiwem a naros²ym w szczelinach brudem", miIdzy socjalizmem a jego wypaczeniami. MyËlI zreszt5, że ludzie spragnieni zmian byli zachwyceni, że w ogóle można dyskutowa7 z Orwellem, a nie potIpia7 go tylko albo przemilcza7. Dzisiaj mamy wymagania inne. Chcemy, by autor reprezentowa² w dyskusji sam siebie. Trudno okreËli7 stan w²asnej ËwiadomoËci sprzed trzy¬ dziestu z gór5 lat, zw²aszcza że potem wiele siI zdarzy²o. Ale wiem na pewno — nie dzieli²em powszechnego zachwytu, i to potI¬ gowa²o moje uczucie osamotnienia. Nigdy Pan nie mówii o osamotnieniu w czasie wojny ani w najgorszych latach stalinizmu. W tamtych epokach by²o Panu lepiej? CoË takiego jest w moim charakterze, że skupiam bardziej si²y przeciw brutalniejszemu przeciwnikowi. Aby podj57 tak5 zabawn5 walkI Dawida z Goliatem. Biblijny Dawid zwyciIży². A ja doznawa²em kolejnych porażek. CzIË7 mojej m²odoËci to by²a wiara w rewolucjI, w możliwoË7 ulepszenia Ëwiata przez gwa²towne zmiany. A potem s²ucha²em zasmucaj5cych wiadomoËci o tych zmianach. Te przykre nowiny dociera²y do Polski, w której można by²o jeszcze swobodnie kszta²towa7 swoj5 wiedzI o Ëwiecie. To by² pierwszy zawód, tym bardziej bolesny, że towarzyszy²o mu rozczarowanie t5 woln5 Polsk5. Wiele już pani o tym mówi²em. W czasie okupacji przegraliËmy walkI z Propa- gandaamt — jawne teatrzyki prosperowa²y Ëwietnie — i to by²o nastIpne rozczarowanie, niezmierne dotkliwe. Po wojnie okaza²o siI, że plany Tajnej Rady Teatralnej nie nadaj5 siI na czasy, dla

189 których by²y przygotowywane z tak5 zapalczyw5 nadziej5. O ile przed wojn5 nasza wiara w rewolucjI doznawa²a ciosów poËrednich, poprzez relacje pisane lub opowieËci emigrantów z Rosji, o tyle po wojnie odczuliËmy ciIżko na w²asnej skórze, jak niebezpieczne mieliËmy pomys²y. Z jak5 zazdroËci5 myËlI dzisiaj o narodach, które powróci²y po wojnie do swych dawnych form i mog²y póêniej poszukiwa7 nowych z ca²5 swobod5. S5dzI, że ten nadmiar rozczarowa´, nadmiar ËwiadomoËci, przeszkadza² mi w g²adkim wejËciu w nowy etap. Lepiej znaleêli siI w nim m²odsi, mniej obci5żeni doËwiadczeniami: Krasowscy, Dejmek. Dejmek zrobi² z przekonaniem BrygadI szlifierza Karhana, a potem z jeszcze wiIkszym przekonaniem ÊwiIto Winkeirida, i to by²o szczere, uczciwe. Andrzejewski i Zagórski napisali ÊwiIto Winkeirida na konkurs zorganizowany w czasie okupacji przez TRT. To Pan powinien wystawi7 tI sztukI! Ale Dejmek mia² to niezwyk²e wyczucie czasu. Odkry² ÊwiIto i zrobi² je z takim naturalnym żywio²owym buntem. Ja takiej szansy nie mia²em. Nie by²em zbuntowany. Nie by²em podniecony. A to by²o widocznie potrzebne. Dejmek miai BrygadI szlifierza Karhana, aie Pan mia² Cz²owieka z karabinem. To s5 dwa różne has²a. Dejmek zapalczywie wierzy² w BrygadI, a ja robi²em Cz²owieka, bo tego ż5da²o Ministerstwo Kultury. Obie sztuki wystawione przez Dejmka wyraża²y jego polityczn5 namiItnoË7. Ja zaË poprzez Cz²owieka wyraża²em raczej zgodI na pewne uk²ady. Dejmek, który upapra² siI w ideologii z ca²ym zapa²em, mia² jakby wiIksze prawo do odnowy niż ci, którzy nawet w tak niewielkim stopniu, jak ja, wziIli udzia² w grze w poprzednim okresie. Kiedy opowiada² mi Pan o Sokorskim, zw²aszcza o k5ko- ²ach, zastanawia²am siI, czy go Panu zabrak²o, kiedy opuËci² Ministerstwo Kultury. Może tak i by²o.

190 Straci² Pan przeciwnika do szermierki. JeËli ta szermierka mnie bawi²a, to dlatego że repre¬ zentowa² bardzo siln5 drużynI, chociaż sam grozy nie budzi². Raczej siI ukazywa² od zabawnej strony. W każdym razie mówimy sobie „dzie´ dobry”. A czy to prawda, że nie wita siI Pan z Dejmkiem? Prawda. Ale to sprawa póêniejsza, do ostatniego rozdzia²u tej ksi5żki, któr5 pani pisze. Należa² Pan, wraz z Sokorskim, do establishmentu, który w po²owie lat piI7dziesi5tych uleg² czIËciowemu rozpadowi. Ale Sokorski to nie by² cz²owiek Pana formacji. Pana formacja to byli cz²onkowie Tajnej Rady Teatralnej. Czy mimo wszystkich dziel5¬ cych ich różnic nie stanowili dla siebie oparcia w nowej sytuacji— ²atwiejszej, lecz — paradoksalnie — bardziej skomplikowanej? Ale tych ludzi już prawie nie by²o. Wie pani przecież, że Jaracz umar² na gruêlicI w pierwszych dniach po wojnie, że Schiller zmar² w 1954 roku po ciIżkiej chorobie w klinice rz5¬ dowej. Nie by²o także Wierci´skiego, który by² d²ugo leczony na gruêlicI, ale umar² na raka w 1955 roku; zd5ży² jeszcze wystawi7 Lorenzaccia w Teatrze Polskim u Szyfmana. DamiIcki zmar² jeszcze wczeËniej, w 1951 roku, na raka p²uc. Wszyscy pomarli przedwczeËnie, Schiller mia² 67 lat, Wierci´ski 56, DamiIcki ledwie przekroczy² 50. Adwentowicz, jedyny, odszed² w 1958 roku w ca²kowitej zgodzie z natur5, doży² prawie dziewiI7dziesi5tki. MyËlI, że sta²o siI tak dlatego, że by² najstarszy z nas wszystkich i najwiIkszy szmat życia przeży² po tamtej, lepszej stronie, w bardziej ludzkim Ëwiecie. Pronaszko dziwnie chorowa²... UmieËci²em go na wydziale reżyserskim szko²y warszawskiej i prawie do ko´ca wyk²ada², ale studenci jeêdzili do niego do •domu. Siedzia² w fotelu owiniIty szalami, pledem. Mia² jakiË lIk przed powiewem, przed otwart5 przestrzeni5, która widocznie, w jego przekonaniu, musia²a czymË grozi7. CiIżko przeżywa² sw5 dolI twórcz5. Osamotniony we wspania²ym uporze cz²owieka, który nie sprzeniewierzy² siI swojej wizji. Nieufny.

191 Ale mnie wy²5czy² spoËród tych ludzi, którym nie ufa². Prosi², bym dopilnowa² sekcji jego zw²ok; ba² siI, że bIdzie pochowany w letargu. Zmar² na pocz5tku lat szeË7dziesi5tych. O ostatnich dniach Jerzego Zawieyskiego pewnie pani wie. W 1969 roku sko´czy² okropn5 samobójcz5 Ëmierci5, zaszczuty przez w²adze i przez chorobI. Ostatni odeszli Janusz Warnecki i Jan Kreczmar. CiIżko chorzy, pod koniec życia kalecy, pracowali z niezmiern5 dzielnoËci5, ich aktorstwo rozkwit²o. Warnecki zmar² w roku 1970, Kreczmar w 1972, z ca²ej TRT ja jeden pozosta²em przy życiu. PrzedwczeËnie pomarli. Pewnie mi ich brakowa²o; czu²em pod¬ Ëwiadomie, jak tworzy siI próżnia, chociaż nie myËla²em o tym. Zawsze by²em dosy7 samotny, nie należa²em do ludzi zbiorowiska. Nie garn5²em siI. Zwi5zki, w jakich ży²em, wynika²y raczej z zada´ bież5cych. Które z tych zada´ z czasów ma²ej stabilizacji godne s5 dzisiaj szczególnego wspomnienia? Nie bardzo pamiItam, co wtedy robi²em w teatrze. Wystawia! Pan jedn5, dwie sztuki w sezonie. Mam tutaj spis. Nawet d²ugi spis. Uzbiera²o siI. A prawie nic nie za¬ pamiIta²em. Widocznie coraz mniejsz5 wagI przywi5zywa²em do tego, co robiI. Już nie mia²em tej pasji. A jednak przygotowa² Pan co najmniej dwadzieËcia piI7 premier; jest tam Szekspir, Molier. Majakowski, Suchowo-Ko- bylin, Mickiewicz, Babel, Giraudoux, Mar/owe, Beaumarchais. Wystawia² Pan w Warszawie, Krakowie, Gda´sku, Katowicach, ±odzi, Wroc²awiu, Bydgoszczy, Olsztynie, wiIc prawie wszIdzie. Bez pasji? Teatr sta² siI moim zawodem. Wykonywa²em go. S²ysza²am o Panu tak5 opiniI: „On jest zdolny do wy¬ trwa²oËci, a jednak niecierpliwy. Nie potrafi znosi7 monotonii. A teraz nasta²y dni zwyk²e. Takie dni d²a cierpliwych murarzy. On by² doskona²y jako budowniczy pa´stwa podziemnego. Ale to s5 różne kwalifikacje". Sk5d by siI jednak wzi5² s²ynny Don Juan krakowski z 1962 roku?

192 Tak, Don Juan to nie by²o zwyk²e zadanie. Troi/us i Kresyda w tym samym Teatrze im. S²owackiego także coË znaczyli. Można do tego do²5czy7 Tragiczne dzieje doktora Fausta Mar² owe’a, również w Krakowie, ale w Starym Teatrze. Te trzy sztuki mówi5 o tym, czego szuka²em wtedy. By²a w nich próba takiego okrutnego spojrzenia na życie, bliska ludziom, którzy zdali sobie sprawI, że ich cywilizacji grozi zag²ada. Poszukiwanie ²ajdactwa w rzekomym bohaterstwie, odkrywanie ma²oËci ludzkiej, niesta¬ ²oËci uczu7. Troi/us i Kresyda to odwrócenie Romea i Julii-, tam tragedia wiernych kochanków, tutaj wstrz5saj5ca tragedia niewiernej kochanki. A u Marlowe'a zmaganie siI cz²owieka z okrutnym czasem; Faust jest tu kimË innym niż póêniej w legendzie bardziej dojrza²ej Goethego. Może w moim myËleniu o tych sztukach, w sposobie ich wystawienia, odbija² siI nawet ten okres, który nazwano ma²5 stabilizacj5. Pozwala²a ona odejË7 od tematów wojuj5cych, od bezpoËredniego udzia²u teatru w kszta²towaniu rzeczywistoËci, czy też od protestu przeciw takiemu a nie innemu kszta²towaniu rzeczywistoËci — w stronI zamyËlenia. Pozwala²a zastanowi7 siI, w takim znaczeniu pier¬ wotnym, nad tym, czym może by7 życie w epokach, które pozbawiaj5 Ëwiat nadziei. Don Juan krakowski by² moim trzecim, czy nawet czwartym Don Juanem, a dopiero w nim pozwoli²em sobie na ten balet upiorów do swawolnej piosenki hiszpa´skiej, któr5 wynalaz²em gdzieË w radio. W potIżnym finale dramatu miesza²a siI ona z brzIkiem dzwonków koËcielnych, którymi potrz5sa²y dwa koËciotrupy. Za nimi d5ży²y upiory z lektyk5; siedzia²a w niej dama ze srebrnymi w²osami, zmumifikowana, ale z zachowanymi jeszcze powiekami. Tak5 damI widzia²em w prezbiterium katedry pozna´skiej. Pani w welonach, które utraci²y kolor. A za ni5 dopiero kilkanaËcie par podobnych upiorów w ta´cu Ëmierci, bo to by²a melodia do ta´ca, nucono j5 póêniej na ulicach Krakowa. Don Juan szed² bardzo d²ugo, Kraków to takie wyj5tkowe miast na naszej ma²o urozmaiconej mapie teatralnej, które może zapewni7 sztuce powodzenie. Krakowska publicznoË7

7 — S²awa i infamia 193 umia²a d²ugo utrzyma7 sztukI w repertuarze, jeËli ta sztuka pobudzi²a ludzi do myËlenia. Podobno na Don Juana przychodzili nawet ch²opi z okolic; to jest możliwe tylko w tym mieËcie. WiIc melodia prowadzi²a upiory, a potem dekoracje siI ²ama²y, osuwa²y siI Ëciany, dymy zasnuwa²y scenI i wszystko zmienia²o siI w pogorzelisko. Z jakiejË zapadliny wychodzi² Sganarel i nie poznawa² tego Ëwiata. MiIdzy Troilusem i Kresyd5 (1960) a Don Juanem krakow¬ skim (1962) wystawi² Pan SprawI Suchowo-Koby/ina w Teatrze Nowym u Dejmka. Krytycy twierdz5, że to jedna z najwybitniej¬ szych Pana inscenizacji, że ma miejsce w historii powojennego teatru polskiego. Nie wspomina Pan o niej. A tak, można j5 do²5czy7. Sztuka o biurokracji miko²a- jewskiej, ale ja w niej robi²em inne porachunki. Ci biurokraci, pó²kuk²y, niezliczona iloË7 pó²kukie² w maskach, to by²y moje porachunki z wiekiem dziewiItnastym, z cywilizacj5 gwa²tu, krzywdy, kolonii. Ta cywilizacja obiecywa²a opiekI nad s²abymi, wprowadza²a masowe szczepienia, przed²uża²a życie, a jedno¬ czeËnie Anglicy w Indiach, Niemcy w Kamerunie wykuwali doËwiadczenia przydatne w OËwiIcimiu. Carska lub cesarska biurokracja ze swoj5 pogard5 dla cz²owieka maj5 udzia² w wojnach i przemocy wieku dwudziestego. Stara²em siI pokaza7 w Sprawie ten straszny obraz odcz²owieczenia; wojna nauczy²a nas do¬ bitnie, jak pozorne bywa cz²owiecze´stwo. Nie mogliËmy wykona7 wyroku na oprawcy z Pawiaka, bo po powrocie z zajI7 s²użbowych wychodzi² na spacer z dzieckiem w wózeczku; dla w²asnej rodziny by² dobrym cz²owiekiem. Nie chcieliËmy tego niemieckiego dziecka zabi7 przypadkiem. Aż przyszed² rozkaz — nie zważa7 na dziecko. WiIc to, co dla mnie by²o ważne w teatrze w tamtym okresie, to obrachunki ze sob5, ze Ëwiatem. A inne sztuki by²y spe²nianiem zada´. W tym spisie sztuk jest także ±aênia. To też pamiItam. Uważam j5 za dobr5 wypowiedê, trafn5. Ale nie wywo²a²a echa, jakiego siI spodziewa²em. Cenzura by²a

194 wtedy, w 1964 roku, dosy7 dla nas ²agodna, nie skreËla²a zuchwa²ych nawet pomys²ów. Pokaza²em, jak ci ludzie, Naczdyr- dups i jego zastIpca, stwarzaj5 Ëwiat na swoj5 mod²I nawet wówczas, kiedy maj5 siI przenieË7 w radosn5 przysz²oË7. Wymy¬ Ëli²em takie walizki, które zabierali ze sob5 na aerodrom i rozk²a¬ daj5c tuż przed odlotem zamieniali na mównice. Pierwszy móg² nad swoim dużym pulpitem wyg²osi7 przemówienie o szczIËliwej przysz²oËci, a drugi ze swojej ma²ej trybunki móg² og²osi7 zakazy. Podobno naËladowali przy tym Gomu²kI. „To mój aparat wynalaz² ten aparat Tak, jeËli aktorzy czuli, że publicznoË7 jest dobra, życzliwa, pozwalali sobie na taki żart. Widzowie ogromnie siI z tego cieszyli. Przedrzeênianie Gomu²ki by²o już wtedy w Warszawie popularn5 rozrywk5 ludow5, s²ysza²o siI je w każdym tramwaju. Dlaczego ±aênia nie mia²a takiego echa, na jakie Pan liczy²? Kiedy Dejmek wyst5pi² z polsk5 prapremier5 ±aêni w 1954 roku, Majakowski by² w Polsce nowy. nierozpoznany, w²adze s²ucha²y go z przerażeniem. Dla publicznoËci by² rewolucyjny. Kiedy ja wystawia²em ±aêniI w dziesiI7 lat póêniej, Majakow¬ skiego już wziIto do panteonu. Dlatego też cenzura by²a taka ²askawa. Tego autora nie uchodzi²o poprawia7, a nie bardzo wiedziano, co jest jego w²asnym pomys²em, a na co pozwoli² sobie inscenizator. Przy pomocy poety, który zosta² oficjalnie uËwiIcony, trudno by²o zrobi7 sztukI podniecaj5c5 teatr i widzów. Szkoda. Wybieraj5c ±aêniI nie zdawa²em sobie sprawy, że tak siI stanie. Do tej pory zreszt5 uważam, że to by²o dobre przedstawienie. To wszystko, o czym mówiliËmy dzisiaj, nie wyjaËnia, dlaczego os²abia w Panu pasja inscenizatora. Może dlatego że po tym przykrym doËwiadczeniu z Teatrem Narodowym zacz5²em sobie stawia7 daleko wyższe niż przedtem wymagania. Nie zadowala²y mnie formy, jakie przedstawia² wspó²¬ czesny teatr, a jednoczeËnie zdawa²em sobie sprawI, że mam nies²ychanie ma²e możliwoËci znalezienia innych. Zapraszany na

195 różne sceny, pracowa²em doraênie z coraz to innymi zespo²ami. Trudno by²o w tych warunkach stworzy7 jakieË nowe wartoËci. WiIkszoË7 pamiItnych inscenizacji, także Pa´skich, pow¬ stawa²a goËcinnie. Ale taka praca nie zaspokaja wszystkich tIsknot. Każdy reżyser tIskni za kontynuacj5, za możliwoËci5 zdobywania ko¬ lejnych stopni doskonalenia, a tego można dokona7 tylko z tym samym zespo²em, czIËciowo tylko zmienianym, uzupe²nianym. Można mie7 różne zastrzeżenia co do formy estetycznej, której siI dopracowa²a Reduta, ale nie możne odrzuci7 jej zas²ug w sta²ym zbiorowym doskonaleniu aktorów i twórców, których skupia²a. WiIc dlaczego nie ubiega² siI Pan o w²asny teatr? Otrzyma²em nawet tak5 propozycjI, kiedy to w 1956 roku ministrem kultury i sztuki zosta² po Sokorskim Karol Kuryluk. ZnaliËmy siI jeszcze sprzed wojny i mog²em z nim rozmawia7 z ca²5 szczeroËci5. Otóż by² wtedy do wziIcia Teatr RozmaitoËci; nie mia² dyrektora, czy jakaË tam inna komplikacja. Teatr nieduży, wiIc trudny do prowadzenia, ale tego siI nie ba²em. Z dobr5, g²Ibok5 scen5; wystawi²em na niej Êmier7 Tarie²kina i mia²em wysokie mniemanie o jej możliwoËciach technicznych. Powie¬ dzia²em Kurylukowi, że wzi5²bym ten teatr, ale pod jednym warunkiem — że dostanI jedynie gmach. Bez żadnych obci5że´. Bez zespo²u artystycznego i technicznego nawet. Bez admini¬ stracji. Wtedy postara²bym siI zorganizowa7 sensowny teatr, bo wszystkie inne uważam za nonsensowne, nie daj5ce sztuce teatralnej żadnych gwarancji, przeciwnie — przecz5ce jej z ca²ej mocy. Sprowadzi²bym administracjI do trzech osób, siebie, ksiI¬ gowego i sekretarki. Nie by²oby trzeba tych czterdziestu urzIdni¬ ków, pl5cz5cych sobie ruchy. Poszed²bym za wzorem przedwo¬ jennego teatru ubogiego, w którym dyrektor z niewielk5 sum5 pieniIdzy, bardzo o nie dba²y, obywa² siI prawie bez biura. Zaangażowa²bym — domaga²em siI ca²kowitej swobody skom¬ pletowania zespo²u — dwudziestu mIżczyzn i osiem do dzie¬ siIciu kobiet. Przy takim sk²adzie zespo²u móg²bym wszystkim

196 Gwarantowa7, że bId5 grali, zgodnie z naturaln5 potrzeb5 aktora. Postara²bym siI tak obmyËle7 repertuar, aby każdy aktor dosta² raz lub dwa razy w sezonie duż5, ważn5 rolI, ale w zamian za to musia²by bez szemrania gra7 w innych sztukach ma²e partie, epizody, a nawet statystowa7. Zastrzega²em sobie prawo do samodzielnego uk²adania repertuaru, do wyznaczania cen za bilety i do decydowania o godzinach spektakli, aby przedstawienie mog²o siI zaczyna7 nie tylko o siódmej wieczorem, ale na przyk²ad o drugiej nad ranem. Domaga²em siI także pe²nego zaufania, a wiIc uwolnienia od cenzury. Zapewnia²em, że sztuki, jakie wy¬ biorI wed²ug swego obywatelskiego uznania, interesom Polski nie zaszkodz5. Przewidywa²em, że bIdzie to raczej repertuar z prze¬ wag5 komedii — Molier, Szekspir, nie żadna tania komedia bulwarowa, ale jednak komedia, co zagwarantuje nap²yw widzów. DziIki temu bIdI móg² po pierwszym roku pracy zrzec siI ca²kowicie subwencji pa´stwowych i oprze7 byt teatru na wolnej sprzedaży biletów. To wszystko przedstawi²em Kurylukowi z nadziej5, że w czasie, kiedy zezwolono na coË tak rewolucyjnego jak sklepy fabryczne, w²adze pozwol5 na stworzenie teatru zorganizowanego wbrew istniej5cym schematom. Zaproponowa²em mu, byËmy siI spotkali za dwa tygodnie, a w tym czasie zbadali, czy pomys² znajdzie poparcie. On mia² zbada7 opiniI w²adz politycznych, a ja opiniI aktorów. Kuryluk potraktowa² sprawI z powag5, ja też, skoro odby²em rozmowy z kilkunastoma osobami. Przedstawi²em im zarówno pokusy, jak ryzyko. Woszczerowicz, ryzykant, zgodzi² siI zaraz. Zainteresowa²y siI Ma²ynicz i Skarżanka. Kobiety znajdowa²em ²atwiej, może dlatego że mia²y trudniejsz5 sytuacjI w teatrze, nawet wtedy , kiedy by²y wybitne. Zwróci²em siI do Renaty Kossobudzkiej, do Wo²²ejki. Wszystkie rozmowy zaczyna²y siI od entuzjazmu, że nareszcie bIdzie prawdziwy teatr, ale wieczorem dzwoni² telefon i kolejne osoby t²umaczy²y, że nie mog5 siI podj57, bo już maj5 życie uporz5dkowane, że jakiË film robi5, a ja ich przecież z teatru nie puszczI. ëe maj5 dzieci i co poczn5,

197 jak siI nie powiedzie. KtoË mi powiedzia², że to wbrew naturze, żeby w pa´stwie socjalistycznym podejmowa7 siI czegoË, co jest trudne nawet w kapitalizmie. RzeczywiËcie — mieli dobrowol¬ nie zrezygnowa7 ze swego bezpiecze´stwa, z wczasów, premii, tych wszystkich gwarancji, których im zazdroËcili aktorzy z krajów wolnego rynku? Mój sondaż wypad² wiIc niepomyËlnie, a kiedy po dwóch tygodniach spotka²em siI z Kurylukiem, okaza²o siI, że on także nie ma nic dobrego do powiedzenia. WiIc moi rozmówcy nie chcieli ryzykowa7 swych wygód dla jakiejË idei niepewnej, naiwnej, nie wyrastaj5cej z rzeczywistoËci naszego kraju, a jego rozmówcy byli wzburzeni sam5 myËl5 o tym, co by siI sta²o, gdyby taki teatr uzyska² sukces, zaj5² szczególne miejsce w życiu artystycznym, poda² w w5tpliwoË7 istniej5cy biurokratyczny model teatru i w konsekwencji zacz5² wymusza7 na w²adzy, by wycofa²a siI ze swego wp²ywu na życie teatralne w Polsce. Ale czy w²aËnie taki teatr, jaki zaproponowa² Pan Kury²u- kowi, zapewni²by możliwoË7 szukania nowych form artystycznych? To by²a tylko zmiana organizacyjna, powrót do przedwojennych sposobów, jak sam Pan mówi. W czasie wojny przygotowywa² Pan program teatru bez biletów, amfiteatru d²a ludu, a w 1956 roku denerwowa² Pan w²adze rewolucyjnym projektem teatru komercyj¬ nego o klasycznym repertuarze komediowym. Takie doËwiadczenia sprawiaj5, że ci5g²e na nowo zadajemy sobie pytanie — co to w²aËciwie znaczy „postIpowy”. Trudno odpowiedzie7. WiIc może najproËciej — postI¬ powy, czyli zmierzaj5cy ku lepszemu. Tylko w takim, najprostszym, rozumieniu to s²owo nie budzi lIku, nie wymyka siI zupe²nie cz²owiekowi. No wiIc, wracaj5c do tego projektu, nie zapowiada² on, rzeczywiËcie, rewolucji artystycznej. Proponuj5c taki teatr nie zapowiada²em jakichË nowoËci, ale w swoich myËlach o nim nie zaprzecza²em także temu, że może on siIgn57 po formy Ëmia²e, nowatorskie. Chcia²em mie7 teatr sprawny, dla repertuaru nieko¬ niecznie tradycyjnego. Mog²em siIga7 po sztuki, które siI zjawi²y ostatnio albo dopiero mia²y siI zjawi7, by²em gotów uprzywi-

198 lejowa7 wspó²czesny komizm, satyrI, groteskI. Uważa²em, że Wspó²czesny Ëwiat wypowiada siI w formie komediowej tylko wtedy, kiedy siIga po groteskI. Wie pani, sk5d siI wziI²o to s²owo... Groteska? Nie... Malowid²a znalezione w grotach, w starożytnych ruinach. W jakichË zakamarkach Pompei, pod py²em. Stwory nie istnie¬ j5ce w rzeczywistoËci, ale z²ożone z elementów rzeczywistych, skomponowanych dowolnie. / już nigdy potem nie proponowano Panu teatru? Owszem, w Krakowie. Dyrektorem Teatru im. S²owackiego by² Bronis²aw D5browski. Bardzo dobrze mi siI z nim wspó²pra¬ cowa²o. Ta wspó²praca zaczI²a siI jeszcze w 1950 roku w War¬ szawie, bo, jak pani wie. D5browski wzi5² ten teatr, kiedy usuniIto Schillera. Jeszcze jeden cz²owiek z gruntu przyzwoity. Wystawiony na wielkie pokusy. Uleg² im i na pewno nieraz to sobie wyrzuca². Kiedy w 1955 roku postanowiono wreszcie odda7 Polski znowu Szyfmanowi, D5browski wróci² na dawne miejsce; dyrekcjI Teatru S²owackiego sprawowa² już w latach 1947—1950. No wiIc D5browski pewnego dnia, już po sukcesach Troilusa i Kresydy i Don Juana, zapyta² mnie niespodziewa¬ nie: — S²uchaj, czy jak weêmiesz dyrekcjI, zostawisz mnie w tea¬ trze? — Powiedzia²em mu, że żadnej dyrekcji nie wezmI. Mam ogródek w Warszawie, uprawiam w nim róże i bardzo sobie to ceniI. RzeczywiËcie, w parI dni póêniej zaproszono mnie do KW PZPR w Krakowie i zapytano, czy nie wzi5²bym dyrekcji S²owackiego. Odpowiedzia²em im to samo, co D5browskiemu. A naprawdI dlaczego? NaprawdI dlatego. Poza tym nie chcia²em by7 nielojalny wobec gospodarza. A w ogóle nie chcia²em teatru. Taki, jaki zaproponowa²em Kurylukowi — tak, ale takiego, jaki można by²o mie7 — nie. Powiedzia² mi Pan poprzednio, że dosta² Pan za wczeËnie Teatr Narodowy; gdyby to siI sta²o nie w 1952, lecz w 1955 roku.

199 można by by²o czegoË dokona7. WiIc w²aËciwie dlaczego teraz, kiedy tyle już by²o wolno, nie chcia² Pan „w ogóle" teatru? Bo to doËwiadczenie z Narodowym nauczy²o mnie bardzo wiele. Nauczy²o mnie, że teatru nie bierze siI bezkarnie. Nieraz to mówi²em Hanuszkiewiczowi, który zreszt5 nie obraża siI na mnie. Co innego, gdybym dosta² teatr w odpowiednim czasie i korzystnie siI w nim zapisa². A co innego — da7 siI wci5gn57 w tI sprawI w wyj5tkowo niedobrych okolicznoËciach, a potem zaczyna7 od nowa. Dozna7 tego wszystkiego i udawa7, że nic nie zasz²o. Zreszt5 sytuacja w Polsce ci5gle ostrzega²a. Decentralizacja by²a has²em pozornym. Zamiast Ministerstwa Kultury i Sztuki i odpo¬ wiednich wydzia²ów KC decydowali teraz przewodnicz5cy WRN i sekretarze wojewódzcy, a ta kontrola by²a czIsto o wiele przykrzejsza. Dygnitarze warszawscy już siI nasycili sw5 w²adz5, a lokalni chcieli sprawowa7 zarz5d kultury z niezmiern5 gorli¬ woËci5, przy jeszcze wiIkszej ignorancji. W Warszawie też siI zreszt5 dzia²y dziwne rzeczy. Skuszanka i Krasowski pozostawili Now5 HutI, by przyj57 wspó²dyrekcjI Teatru Polskiego (z Ba¬ lickim) i utrzymali siI jeden sezon, a byli wtedy u szczytu możliwoËci twórczych. Cz²owiek tak wybitny jak Jerzy Kreczmar utrzyma² siI w Polskim dwa sezony. Ale August Kowalczyk, ktoË o tak krzycz5co odmiennej indywidualnoËci, sprawowa² tI w²adzI ponad dziesiI7 lat. Widzowie opuËcili Teatr Polski, si²y aktorskie siI marnowa²y i tolerowano to z ca²kowitym spokojem, dawano dotacje, nagrody. WiIc nie brakowa²o ostrzeże´. Wspomina² Pan RedutI Osterwy jako ten teatr, który doskonali², a Wierci´ski pisa² o niej w 1927 roku: „Ale atmosfera pod²a. Tak zwani redutowcy to ma²e s²użalcze, zb²agowane stworzenia — może nie wszyscy, a²e to jest ogólna postawa psychiczna ". Czy podatnoË7 teatru na intrygI jest różna w krajach wiIkszych i mniejszych swobód? Intrygi s5 charakterystyczne dla teatru. Ale w warunkach normalnego życia intrygI nazywa siI intryg5. Natomiast w ustroju totalnym intryga, nawet najbardziej plugawa, nazywa siI trosk5

200 o dobro powszechne. Teatr jest bardzo trudnym terenem; toczy siI na nim nieustanna walka o widza, o uzyskanie jego akceptacji, ° prawo rozmowy z nim przed innymi. ëycie teatru podlega tym samym prawom, jakim podlega życie spo²ecze´stwa, ale jest jeszcze bardziej drapieżne. Po kilkudziesiIciu latach socjalizmu wiemy już, że cokolwiek by siI mówi²o o zespo²owoËci, dyscy¬ plinie, „koleże´stwie" (to s²owo Osterwy), teatr kraju socjali¬ stycznego, tak samo jak tramwaj socjalistyczny, jest terenem najbardziej zaciek²ej nienawiËci. Wyobraêmy sobie, co siI może dzia7 pod powierzchni5 MChAT, tego teatru zabalsamowanego, przypominaj5cego kuk²I Lenina pod Kremlem, w której wiIcej już wosku niż cia²a. To k²amstwo, bo to jest sztuczne. Pomalowane. Bardzo dobre nieraz aktorstwo, ale w sumie opera. K²amstwo utrzymywane przez dziesiIciolecia dla celów czysto politycznych, bo to mia² by7 wzór dla socrealizmu, wzór dla teatrów ogromnego imperium, dla Syberii i Kazachstanu, Warszawy i Hanoi. Pewnie ten zabytek zmienia siI teraz, pewnie to jest mniej uporczywe. Ale jeżeli traci swoj5 uporczywoË7, to i racjI bytu. Nie chcia² Pan teatru, a chcia² Pan kontynuacji d²a poszukiwania nowych form artystycznych. Czy nie myËla² Pan o swoim teatrze osobnym? Przecież takie teatry powstawa²y wówczas i znajdowa²y oparcie. Pan sam bra² udzia² w ekspedycji ratunkowej na wezwanie Grotowskiego i ta odsiecz nie by²a trudna. Nie by²a trudna. Grotowskiego chciano siI pozby7, nie wiem już, czy w ogóle czy tylko z Opola. W każdym razie zadzwoni² do redakcji „PamiItnika Teatralnego", która pozna²a siI na nim wczeËnie; już w 1964 roku Raszewski opublikowa² artyku² o Teatrze 13 RzIdów. Zadzwoni², że wybiera siI do Opola komisja ministerialna i że spodziewa siI po niej najgorszego. MieliËmy k²opoty z delegacjami, podobno Rusinek zakaza² nam da7, wiIc wzi5²em samochód, zabra²em Raszewskiego, Timoszewicza, Wy- si´skiego i zd5żyliËmy w porI na tI rozprawI. Przyjecha² także Konstanty Puzyna i inne osoby, które postanowi²y broni7 teatru.

201 Komisji ministerialnej przewodniczy² dyrektor Zespo²u do spraw Teatru Ministerstwa Kultury, Jerzy Jasie´ski. Grotowski broni² siI niezrIcznie, pogr5ża². Poprosi²em o przerwI i poszuka²em przedsta¬ wiciela wojewódzkich w²adz partyjnych. Powiedzia²em mu, że na tej sali dziej5 siI niezmiernie ważne rzeczy. Mianowicie za czasów niemieckich Opole by²o g²Ibok5 prowincj5 na kra´cach pa´stwa, miejscem bez w²asnej kultury. A teraz Opole ma w²asny teatr, który zyskuje rozg²os miIdzynarodowy. Zaprzepaszczenie tego teatru, tej widocznej już ze Ëwiata polonizacji, by²oby wielkim b²Idem politycznym. W każdym razie Grotowski zyska² wtedy trochI czasu, a potem bardzo rozumny i niezależny prezydent Wroc²awia, profesor Iwaszkiewicz, zaprosi² go do siebie wraz z ca²ym zespo²em. No wiIc pomog²em Grotowskiemu, którego ceni²em, ale mnie samego nie interesowa²y eksperymenty poza teatrem tradycyjnym. Zapyta²em wtedy Grotowskiego: — No dobrze, uda²o siI panu, a co pan zrobi za siedem lat? — Zdziwi² siI, dlaczego za siedem. — Bo wszystkie teatry nowych idei — odpowiedzia²em mu — maj5 życie psa. Rasowego psa, peki´czy¬ ka. ëyj5 bardzo krótko. Potem zamieniaj5 siI w karykaturI samych siebie. WiIc chcia² Pan teatru tradycyjnego i jednoczeËnie samo¬ dzielnego organizacyjnie, niezależnego, niezbiurokratyzowanego. A tego nie można by²o pogodzi7. Nie można by²o. Nie przekreËla²em teatru tradycyjnego, gdyż nie chcia²em siI zrzeka7 dotychczasowego doËwiadczenia teatru. Nie chcia²em wystIpowa7 przeciw zasobowi Ërodków, których siI dorobi², chcia²em tylko wydobywa7 to, co najbardziej korzystne dla aktora, dla formy, któr5 bym wybra². W jednym z ostatnich wywiadów („Dialog", nr 10, 1986} powiedzia² Pan, że tylko „forma tradycyjna" może by7 ca²kowicie nowatorska. ëe ma ona w sobie niesko´czone możliwoËci odkry7 i że tu należy szuka7 nadziei. Mówi² Pan, że teatr bez formy nie istnieje, a form5 teatru jest dramatyzm. Zadaniem teatru jest pokazanie cz²owieka uwik²anego w wydarzenia, które maj5 swoje

202 stopniowanie, prowadz5 od nadziei, od chIci uratowania siI, do katastrofy tragicznej tub komicznej, i że dopóki siI do tej zasady nie wróci, nie bIdzie prawdziwego teatru. Mówi² Pan także, że teatr wymaga intelektualnego wysi²ku, myËlenia i dyscypliny myËlenia. ëe to, co uważamy za burzenie konwencji, jest now5 konwencj5, której nie dostrzegamy; widzimy tylko tI poprzedni5, martw5. To wszystko nasuwa mi myËl — czy jednym z powodów, dla których nie czul siI Pan dobrze w okresie malej stabilizacji, nie by²o nagle rozchwianie Ëwiata? Możliwe że w tym chaosie zagubi²em pewne, charaktery¬ styczne dla mnie sposoby bycia. S²owa „realizm”, „dos²ownoË7" brzmia²y wtedy bardzo krytycznie. To by²y obelgi. Profesor Raszewski powiedzia², że Pan zawsze czarowa² wypowiadaniem prawd najprostszych. A teraz takich prawd nie chciano s²ucha7. Przyjmowano je może nie jako prostactwo, ale uproszczenie. Dzisiaj mówimy, że socrealizm niszczy!. A może, niekiedy, sprzyja/ twórczoËci? Przychodz5 mi do g²owy zdania wypo¬ wiedziane przez Tadeusza Nyczka w dyskusji o stanie teatru („Dialog”, 1985, nr 6), że okres zniewolenia jIzyka bywa twórczy dla kogoË, kto jest Ëwiadom niewoli, ale nie dla tego, kogo niewola paraliżuje bez jego wiedzy. U Ëwiadomego rozwija to wyobraêniI. Pobudza opór. Z tym można siI zgodzi7. Socrealizm nie pozwala², by policjanci w Êmierci Tarie²kina mieli mundury miko²ajewskie, i wtedy czyni² Pan wszystko, by uosabiali oni policjI. Kiedy w 1963 roku pozwolono Panu na Dziady i Senator móg² by7 carskim senatorem, Panu już na tym nie zależa²o. Nie by²o podniety. Ubra² Pan Senatora w szatI tak dziwn5, że sta² siI zjaw5. To by² b²5d. To odci5ga²o od tego, co mówiono ze sceny. Bohaterowie trzeciej czIËci Dziadów nie s5 zjawami, lecz ludêmi.

203 Pana dawny student powiedzia² mi, że kiedy nasta²a odwilż. Pan siI zl5k². Korzeniewski — powiedzia² — nigdy niczego siI nie ba². Nie ba² siI Niemców, nie ba² siI ruskich, nie ba² siI ministra. Sk5d on to wiedzia²? Widocznie taka by²a opinia. I nag²e — przytaczam dalej s²owa studenta — Korzeniewski siI zl5k². Przestraszy² siI, że zostanie z ty²u, za którymË rzIdem odnowicieli, z tym życiorysem dosy7 już niemodnym, z t5 etykiet5 „racjonalisty" tolerowanego przez soc. Nie pamiItam takiego uczucia, żebym dzia²a² pod wp²ywem lIku lub bym siI przymusza² do obcych sobie eksperymentów... Raczej stara²em siI szuka7 mniejszych lub wiIkszych przygód w teatrze nie opieraj5c siI już na nim jako na czymË ważnym. JakoË ży7 i pracowa7 w tym chaosie. Holoubek kiedyË trafnie powiedzia² o mnie, że jestem cz²owiekiem z innej epoki przeniesionym w zamIt naszych czasów, i ta opinia chyba pasuje do naszej rozmowy dzisiaj. Przygl5da²em siI z pewnym rozbawieniem temu chaosowi, który nasta² w po²owie lat piI7dziesi5tych; nawet ta filozofia, która na Zachodzie zrodzi²a siI z zab²5kania, z rozpaczy, przyjmowana by²a zach²annie przez Polaków jako znak niebywa²ej swobody, nadziei. Mnożyli siI wielbiciele Camusa i Sartre a, ale kiedy mój przyjaciel poszed² do Biblioteki Uniwersyteckiej po¬ życzy7 jedyny egzemplarz L 'Ptre et le NËant, okaza²o siI, że jest pierwszym czytelnikiem. Nikt poza nim o to nie pyta². WiIc w tym wszystkim by²o jeszcze bardzo dużo blagi. MyËlI, że to by²a duża niewygoda zdawa7 sobie z tego sprawI. Wielka przeszkoda dla entuzjazmu. Czy nie myËla² Pan o powrocie do krytyki, skoro czu² siI Pan w teatrze mniej u siebie? Nie. Musia²bym wybiera7 miIdzy teatrem a krytyk5, bo to siI wzajemnie wy²5cza przy uczciwym traktowaniu obu tych dziedzin. JeËli ktoË jest propagatorem swoich idei czy cho7by pomys²ów teatralnych, nie może spe²nia7 zada´ krytyka. By²oby

204 także fa²szywe, bym w imiI obiektywizmu pomija² siebie w krytyce. Pisywa²em eseje, ale nie myËla²em o bież5cej recenzji, i to nie tylko dlatego że nie by²em przygotowany na porzucenie teatru, ale i dlatego że przed wojn5 zakosztowa²em jako krytyk niezmiernych luksusów. „WiadomoËci Literackie" wychodzi²y, o ile pamiItam, w czwartek i jeËli w ËrodI by²a premiera, mia²em przygotowa7 felieton na pi5t5 rano. Grydzewski uprzedza² tylko — i przepra¬ sza² — że jeËli przekroczI 89 linijek tekstu, to bId5 skraca7. Wraca²em w nocy na ëoliborz i przeżywa²em chwilI lIku nad czyst5 kartk5 papieru. 0 pi5tej zjawia² siI pod domem ch²opak na rowerze. „WiadomoËci" by²y już z²ożone, czekano tylko na to, by wstawi7 recenzjI. W parI godzin póêniej już j5 czyta²em w tygodniku. Cieszy²em siI wiIc pe²nym zaufaniem. Robota by²a szybka, celowa. Przypomnia²em to sobie grubo po wojnie, gdy spotka²em siI z Sartre'em w Paryżu. W pewnej chwili wsta². — IdI pisa7 — powiedzia² — jutro wychodz5 „Les Temps Modernes”, w drukarni czekaj5 na tekst. — PomyËla²em o nim z niezmiern5 zazdroËci5. Stworzy² najbardziej pesymistyczn5 filozofiI, ale to nie jego Ëwiat siI zawali². WiIc o takiej swobodzie, jak5 mia²em u Grydzew- skiego, nie można by²o marzy7 nawet w czasach ma²ej stabilizacji. Cenzura bywa²a bardzo dokuczliwa, a moja wrażliwoË7 na zakaz ros²a. Cykle wydawnicze czasopism przeci5ga²y siI w niesko´¬ czonoË7. Nurt podziemny nie istnia² jeszcze. Drukowanie za granic5 by²o niewygodne, gdyż w ten sposób nie można siI zajmowa7 doraên5 krytyk5. Ona musi mie7 skutki tutaj. Za granicI można wysy²a7 szkice dotycz5ce filozofii wydarze´ i z czasem zacz5²em to robi7. Tymczasem tutaj dzia²alnoË7 cenzury bywa²a nieraz zaska¬ kuj5ca. Esej W obronie anio²ów, który napisa²em jeszcze w Chinach i który mówi² o szkodach, jakie wyrz5dza uleg²oË7 intelektualna i artystyczna przy wystawianiu Dziadów, ukaza² siI w ca²oËci w „PamiItniku Teatralnym" w 1956 roku. Po latach interwe¬ niowano ostro przy przedrukach, a nie mia²o to jeszcze zwi5zku z afer5 Dziadów Dejmkowskich. Czy Pan widzia² przedstawienie Dejmka?

205 Naturalnie. By²em na jednym z pierwszych spektakli i nie czu²em w nim żadnej polityki. Uderzy²a mnie raczej rola Stopki, który nada² scenografii charakter wyraênie religijny; by²o w tym wiele podobie´stw do tego, co Dejmek robi² przedtem w ±odzi, do wspania²ego ëywota Józefa i Historyi o chwalebnym Zmartwych¬ wstaniu Pa´skim. PomyËla²em nawet, że ta ludowa religijnoË7 może drażni7 w²adze. Holoubek jako Gustaw Konrad zagra² niemal bez podniesienia g²osu, ze skupion5 wielk5 si²5. MyËla². Inaczej niż WIgrzyn, który wyzion5² z siebie improwizacjI nie wiedz5c zupe²nie, co mówi, ale tak wyzion5², że zachwyci², zdumia² Pigonia. Holoubek by² nowy, niezwyk²y. Ale polityki nie widzia²em. By²a scena balu u Senatora, ukazanie tej warstwy plugawej, rzucano te s²owa z proscenium do pierwszych rzIdów widowni, ale tak to trze¬ ba gra7, to siI mieËci w tradycji. Polityka narasta²a stopniowo, z czasem. Przedstawienie zmienia²o siI w miarI rozwoju wydarze´. Zrewolucjonizowa²a je w²adza. A aktorzy? Za czIsto odwo²ujemy siI do aktorów, kiedy trzeba odwo²a7 siI do publicznoËci. PublicznoË7 pierwszych przedstawie´ by²a zupe²nie inna niż póêniejszych. Rós² udzia² m²odzieży i prowoka¬ torów. Przez ca²y czas, kiedy obserwowa²em wydarzenia w Teatrze Narodowym, nie mia²em żadnej w5tpliwoËci, że prowokacja dokonywana jest w sposób niezmiernie konsekwentny. Powie¬ dzia²em Dejmkowi, wstrz5ËniItemu faktem, że utraci² zaufanie partii, że nie tylko Gomu²ka, ale i Kliszko nie chc5 mu udzieli7 pos²uchania: — Pan przecenia siebie i ten spektakl, pan tych wydarze´ nie stworzy², pan zosta² użyty. — Przecież wiadomo z doËwiadcze´ caratu i Ochrany, że kiedy prestiż rz5du upada, trzeba stworzy7 wydarzenia, które uzasadni²yby terror. Terror na¬ tychmiast przywraca szacunek oparty na strachu. To has²o rzucone w Rosji, gdy s²ab²a powaga caratu — „Biej ëydów, studentów i inostrancew, spasaj Rossiju!" — przeniesiono do nas w 1968 roku. Przy tym ëydów zaatakowano w sposób tak wyraênie antysemicki, z tak5 nienawiËci5, że odebrano Polsce ostatnich

206 sympatyków na Ëwiacie. Bo myËmy ci5gle mieli upartych sympa¬ tyków, z mieszcza´stwa radykalnego, z masonerii miIdzynarodo¬ wej, którzy powtarzali dosy7 mechanicznie — nieszczIsna Polska, ofiara przemocy, Pologne persecutee, malhereuse, martyre... Ta prowokacja starannie przeprowadzona, izoluje nas po dziË dzie´. StaliËmy siI krajem dzikim, który urz5dza pogromy. Przypomniano sobie o Kielcach. W ameryka´skich encyklopediach żydowskich krótkie has²o „Kielce” informuje: „Miasto w Polsce; miejsce Pogromu, podczas którego w 1946 roku zamordowano 42 osoby ocala²e z Holocaustu”. IV 1968 roku by² Pan dziekanem wydzia²u reżyserskiego. By²em nim osiemnaËcie lat. W marcu zapanowa²o gwa²towne napiIcie, wzmożone przez ten zwi5zek wydarze´ z teatrem. StaraliËmy siI trzyma7 ca²5 m²odzież w gmachu, żeby jej nie wci5gniIto w zasadzki uliczne, nie pobito. Krasnowiecki zacho¬ wywa² siI bardzo przyzwoicie, inaczej niż Rybicki, prorektor UW, który szczu² na m²odzież, zamiast j5 chroni7. PamiItam niezmierne zdumienie mego syna, Tomka, który ko´czy² wówczas historiI sztuki; wpoi²em mu mylne przekonanie, oparte na swoim w²asnym doËwiadczeniu, że uniwersytet jest nietykalny, że w²adza policyjna i prokuratorska zostaj5 pod bram5. Jako student uczestniczy²em w różnych zebraniach protestacyjnych, w salach wynajmowanych poza terenem uczelni, na przyk²ad w Towarzystwie Higienicznym na Karowej, poniżej Bristolu. Te zgromadzenia by²y nielegalne, ale policja interweniowa²a ostrożnie, z obaw5, bo gdzieË w pobliżu roztacza²a siI w²adza rektorska. Otóż mój syn i jego koledzy, bardzo nierozważnie wychowani, wpadali w pu²apki zastawione przez policjI sprzymierzon5 z rektoratem. W naszej szkole jednak stosunki by²y korzystniejsze. Gwa²towne dyskusje m²odzieży, pedagogów, bo burzyli siI wszyscy, odbywa²y siI najpierw od¬ dzielnie. Zaproponowa²em, by je po²5czy7 i wszystkie wnioski uchwala7 wspólnie. PropozycjI przyjIto i powo²ano komisjI wnioskow5. Weszli do niej miIdzy innymi Jan Swiderski, Erwin Axer, przedstawiciele m²odzieży. DziIki temu pomys²owi mogliËmy

207 sformu²owa7 wspóln5 rezolucjI, uratowa7 szko²I przed nie prze¬ myËlanymi manifestami, które mog²y narobi7 jej szkody. Sam musia²em ubra7 to w s²owa. Okaza²o siI bowiem, jak usiedliËmy do pisania, że ma²o kto jest do tego zdolny. Nikt nie umia² jeszcze formu²owa7 protestów ani postulatów. Zrobi²em to z ca²ym swym lewicowym doËwiadczeniem m²odoËci. Sala przyjI²a uchwa²I entuzjastycznie. Potem trafi²a ona nie znan5 mi drog5 do innych szkó² artystycznych w Warszawie. PamiIta j5 Pan? By² tam protest przeciw aktom przemocy, ż5danie jawnoËci życia politycznego, solidarnoË7 ze zwi5zkami i stowarzyszeniami wystIpuj5cymi w obronie swobód koniecznych dla rozwoju kultury narodowej, ż5danie przestrzegania prawa i poci5gniIcia do odpo¬ wiedzialnoËci funkcjonariuszy, którzy je naruszyli, protest przeciw publikacjom sk²ócaj5cym pracowników umys²owych z klas5 ro¬ botnicz5 i przeciw wzniecaniu uczu7 nienawiËci narodowej. Dobra uchwa²a. Ca²kowicie aktualna dzisiaj. Miai Pan jakieË kiopoty? Nie. Sko´czy²o siI to dla mnie na rozmowie w Ministerstwie Kultury z jakimË podrzIdnym funkcjonariuszem, najwyraêniej pod¬ chmielonym. Miai Pan już dwie Nagrody Pa´stwowe i Sztandar Pracy. A tak, osobliwie go dosta²em. Po wystawieniu Nie-Boskiej, kiedy szeroko kr5ży²y pog²oski o tym, jak tg wczeËniej j5 utr5cano. Dano mi Sztandar, żeby wszystkim „plotkom" ukrIci7 ²eb. Może i ten Sztandar chroni² mnie jakoË w najgorszych okresach. WiIc w 1968 roku nic mi siI nie sta²o. Natomiast ciIżko przeży²em najwiIksz5 represjI, jaka spotka²a szko²I — usuniIcie z niej Paw²a Beylina, jednego z najcenniejszych naszych wyk²adowców. Szko²a mia²a zawsze duże trudnoËci ze znalezieniem wyk²adowców historii filozofii i socjologii, przedmiotów bardzo potrzebnych reżyserom. Przepisy uniwersyteckie zakazywa²y bra7 drugi etat. Trudno by²o kogoË zainteresowa7 t5 nIdzn5 p²ac5 za godziny zlecone. Ale uda²o siI nam pozyska7 Beylina, nie tylko doskonale przygotowanego,

208 ale utalentowanego i oddanego m²odzieży. W 1968 roku nakazano Krasnowieckiemu rozwi5za7 z nim umowI ze skutkiem natychmia¬ stowym; zadecydowa²o semickie pochodzenie Beylina. Beylin przyj5² to jako osobist5 katastrofI, nie chodzi²o, rzecz jasna, o materialn5 stratI; mia² z czego ży7. Odby² jeszcze parI wyk²adów za moj5 zgod5, ale Ministerstwo Kultury zwróci²o mi uwagI, że postIpujI samowolnie. Beylin odszed² i bardzo szybko rozchorowa² siI. Wkrótce umar². Dozna² ciIżkiej nonsensownej krzywdy, która go na pewno os²abi²a. Te odejËcia, zw²aszcza jeËli sz²a za nimi wy¬ muszona decyzja o emigracji, by²y najbardziej bolesnymi znakami tego czasu. Zwolnienie Tarna z „Dialogu”. „Dialog" to by² jego program, jego zas²uga, jedyne pismo w Europie o tym sposobie gromadzenia sztuk i ich oceny; o tym poziomie. Wyproszono go z tego pisma z dnia na dzie´. Powiedziano mu, że jego wyjazd bIdzie dobrze przyjIty. Tam już nie by² m²ody; denerwowa² siI, czy uniwersytet w Kanadzie, który mu zaproponowa² wyk²ady, bIdzie czeka² cierpliwie, aż w²adze wydadz5 paszport. Pocieszy²em go, że ten brutalny, prymitywny system oceny Ëwiata zachodniego, który przelicza wszystko na dolary, bIdzie dla niego — Tarna — niezmiernie korzystny. To jest jakaË miara w²aËciwa, w²aËciwsza niż nasze europejskie, a zw²aszcza wschodnioeuropejskie miary — tytu²y, stopnie, snobizmy. Tam ze swoj5 ogromn5 wiedz5, z jIzy¬ kami, z niezwyk²ym obyciem w kulturze europejskiej by² dla kanadyjskiego uniwersytetu niezmiernie cennym nabytkiem i wy¬ rzucenie go z Polski stanowi miarI ówczesnego ob²Idu. Do ko´ca tIskni². Już nie żyje. A dlaczego Tomek wyjecha²? MyËlI, że wydarzenia 1968 roku mocno go zbrzydzi²y. Ale, jak to już w życiu bywa, zadecydowa²a okazja. Moja córka Ma²gosia by²a już obywatelk5 francusk5, mieszka²a w Nicei. Tomek postara² siI o paszport, pojecha² j5 odwiedzi7 i zosta². Dlatego by²em bardzo zadowolony ze swojej funkcji w ITI. Pozwala²a mi jeêdzi7 do Francji i odwiedza7 dzieci. Wtedy by²o niezmiernie trudno uzyska7 pry¬ watny paszport, by spotka7 siI z dzie7mi, które wybra²y życie na

209 Zachodzie. W²adze stosowa²y odpowiedzialnoË7 zbiorow5, mËci²y siI na rodzicach. Utraci² Pan funkcjI w ITI w 1970 roku. Dlaczego? Zaprosi² mnie do siebie wiceminister kultury, Garstecki, bardzo grzeczny pan. Da² mi wyraênie do zrozumienia, że nie powinienem już kandydowa7 w wyborach na przewodnicz5cego Polskiego OËrodka. To mnie także utr5ca²o w miIdzynarodowych w²adzach ITI. Zgodzi²em siI oczywiËcie. Najeêdzi²em siI już s²użbowo, a sama ITI by²a organizacj5 zbiurokratyzowan5... Może dlatego mnie nie chciano, bo nigdy nie bra²em udzia²u w uzgodnie¬ niu stanowisk, kiedy to przed spotkaniem ITI za granic5, delegacje krajów socjalistycznych naradza²y siI wspólnie. Zd5ży²em jeszcze namówi7 Warmi´skiego, by kandydowa² na moje miejsce. Zgodzi² siI, bez entuzjazmu, ale szybko zyska² sobie w ITI autorytet i zosta² prezydentem Instytutu. Panie profesorze, w po²owie ²at siedemdziesi5tych rozsta² siI Pan z Pa´stwow5 Wyższ5 Szko²5 Teatraln5... A tak, z ulg5. Nie by²em zadowolony ze wspó²pracy z rektorem ±omnickim. Wielki aktor, ale mia²em wrażenie, że te zaszczyty partyjne, cz²onkostwo KC, to upierzenie rektorskie przyprawiaj5 go o coË w rodzaju ob²Idu. Wiedzia²em, że mnie nie znosi, chociaż zamiata² zawsze kapeluszem i powtarza² — „my wszyscy z pana”. Wraca² z jakichË plenów, gdzie zabiera² g²os, i kaza² nam, dziekanom, przekazywa7 te swoje wyst5pienia na radach wydzia²ów. Powiedzia²em mu: — To nie jest w żadnym wypadku mój obowi5zek. Przez kilkadziesi5t ²at kszta²ci² Pan reżyserów. Którzy z nich sprawili Panu najwiIksz5 satysfakcjI? Ci, którzy z tej szko²y uciekli. Konrad Swinarski i Maciek Prus. Jakie myËli ma wtedy profesor? Szko²a ma niewiele do powiedzenia ludziom, którzy us²yszeli ten g²os Boży. Szko²a ma zaznajamia7 z rzemios²em, nie może nauczy7 twórczoËci.

210 Na pocz5tku lat siedemdziesi5tych mówi/o siI o grupie m²odych zdolnych" reżyserów, którzy wyszli ze szko/y warszaw¬ skiej. ±5czono z nimi wielkie nadzieje. Po latach Marta Fik napisa²a w ksi5żce Przeciw, czyli za, że „m²odzi zdolni" nie okazali siI ani tak m²odzi, ani tak zdolni, jak s5dzono. Ale czyja to by²a wina? Moja, jako ich wychowawcy? Ich? Może przyczyny nie tkwi5 w nas, ale w czym innym? W tym, że przeży² siI dramat awangardowy, że nawet tak żywy kiedyË intelektualnie Giraudoux Ëmiertelnie nas nudzi, że Ionesco to dla mnie dziË pan w zielonym fraku ze szpad5 przy boku. W tym, że rz5dy w teatrze objIli plastycy i znaleêliËmy siI w Ëwiecie, w którym formy siI rozpadaj5, s²owo przestaje mie7 znaczenie. Może trudno by7 dobrym reżyserem w teatrze bez literatury, który przesta² siI zajmowa7 cz²owiekiem, gdyż aktor sta² siI form5. W swoim wyst5pieniu o Stefanie Jaraczu, wyg²oszonym w Teatrze Ateneum i drukowanym póêniej w „Krytyce" (nr 17, 1984), mówi²em, że w nowym teatrze nie ma już miejsca dla postaci jaraczowskich. Zajmuje siI on uk²adaniem obrazów scenicznych o bardzo bogatej i urozmaiconej kompozycji, ale co to ma wspólnego z istotnymi niepokojami cz²owieka? Zm5ciliËmy trochI nasz5 chronologiI, bo byliËmy przy marcu 1968. Chcia²abym do niego powróci7. Kiedy mówiliËmy o odcho¬ dzeniu ludzi z Tajnej Rady, wspomnia² Pan o samobójczej Ëmierci Zawieyskiego. Czy rozmawia² Pan z nim po jego s²ynnym wyst5¬ pieniu w Sejmie, 10 kwietnia 1968 roku? Tak. To wyst5pienie by²o bohaterskie, a Zawieyski nie by² cz²owiekiem stworzonym do bohaterstwa. By² delikatny, wrażliwy, a nawet drażliwy. Zupe²nie nie przygotowany na przeËladowania, na to, że rzuci siI na niego ca²a sfora. ëe uwielbiany przez niego Gomu²ka nie zrozumie go i nie obroni. Zadzwoni² do mnie i opowie¬ dzia² przez telefon, co siI z nim sta²o. By² przerażony i jakby ci5gle nie dowierza². PamiItam, że w tej rozmowie wielk5 rolI odgrywa²y drobiazgi. Ta straszna dotkliwoË7 drobiazgów, bo ona jest naj¬ bardziej zrozumia²a. Zawieyski skarży² siI, że nastIpnego dnia po

211 tym przemówieniu, w którym broni² Dziadów i niezależnej postawy pisarzy, w którym protestowa² przeciw pobiciu Kisielewskiego, odebrano mu samochód s²użbowy, Prawda, jak5 rolI w tych dramatach odgrywa samochód? Schiller też ciIżko przeżywa² to cofniIcie ²ask. to odebranie mu wozu z kierowc5. Ale Zawieyskiego spotka²y jeszcze inne straszne rzeczy. Kpiny tej sfory posel¬ skiej. Nonszalanckie zachowanie szatniarza w Sejmie. SamotnoË7 w sto²ówce sejmowej; już wiedziano, że nie należy siI do niego przysiada7. Te przeżycia na pewno przyËpieszy²y chorobI. Trafi² do kliniki rz5dowej... Tej samej, w której umar² Schiller? Tak, Schiller, Zelwerowicz. Ja też w niej potem leża²em doË7 d²ugo; w 1975 roku dozna²em zawa²u. A wie pani, powiedzia² mi kiedyË stary lekarz. Chi´czyk, że organizm cz²owieka wspó²¬ czesnego jest takim samym organizmem pierwotnym jak cz²owieka z czasów myËliwskich, z pieczary. Tamten cz²owiek nie doznawa² zawa²ów, bo mia² maczugI. Używa² maczugi, zamiast gotowa7 siI w Ërodku. No wiIc w tej klinice zaprzyjaêni²em siI z pielIgniarka¬ mi, które bardzo dobrze pamiIta²y Zawieyskiego, bo sprawa Ëwieża i dramatyczna. Opowiada²y, że zachowa² ËwiadomoË7, ale utraci² mowI.i by² czIËciowo sparaliżowany. Straszliwie siI mIczy² swym stanem. Mia² lIki, ba² siI, że ktoË czyha na jego życie. W nocy przeczo²ga² siI przez balustradI i rzuci² z czwartego piItra. Zrodzi²y siI zaraz plotki, bo upadek z okna budzi skojarzenia żywe w tej czIËci Europy. Ale to by²o samobójstwo, w tej Ëmierci nikt nie móg² mie7 interesu. Tak też s5dzi Marian Brandys, który bada² sprawI i napisa² o niej w ksi5żce Z dwóch stron drzwi wydanej przez NOW-5. ProszI Pana, na tym zebraniu w SPATiF, na którym Pan wyg²osi! s²ynne przemówienie w obronie Dziadów Dejmkowskich, tI mowI o rz5dzie dusz Mickiewicza, pad² podobno wniosek, by żaden z reżyserów polskich nie podejmowa² siI Dziadów, póki nie wznowi ich Dejmek. Czy Pan pamiIta, kto z tym wy¬ st5pi²?

212 To nie by² chyba wniosek formalny. Raczej ktoË tak5 myËl rzuci². Nie pamiItam kto. Ale i tak Dziadów nie wolno by²o wystawia7. Zrobi² to dopiero Swinarski w 1973 roku. PamiItam natomiast, że wËród osób żarliwie broni5cych Dejmka by²a wtedy Skuszanka. S²ysza²em także, że Skuszanka i Krasowski odmówili, gdy w²adze szuka²y kogoË, kto wzi5²by po Dejmku Teatr Narodowy. WziIli go w nie lepszych okolicznoËciach, bo w stanie wojennym, po Hanuszkiewiczu. A wtedy, w 1968 roku, po Dejmku wzi5² go Hanuszkiewicz. Czy to Dejmek powiedzia², że po rozbiorach Bóg pomieszaI rozum Polakom? Tak, mówi², że go urzeka staropolszczyzna, bo w niej Polacy s5 normalni. Potem im niewola pomiesza²a zmys²y. Od utraty niepodleg²oËci wszystko jest już w Polsce zwariowane, szczytem wariactwa zaË jest polski dramat romantyczny. A okaza²o siI, że i to, co siI dzieje wokó² tego dramatu. Po aferze Dziadów wszyscy siI cieszyli, że w²adza, która usunI²a Dejmka, nie znajduje na¬ stIpcy po nim. Hanuszkiewicz zawiód² Ërodowisko. Nieszlachetnie post5pi². T²umaczy², że chce ratowa7 Teatr Narodowy, ale nie udowodni² tego potem swoj5 twórczoËci5. Robi² rzeczy Ëwieże, pomys²owe, z rozmachem, bo ten cz²owiek ma ci5gle gor5c5 g²owI, ale obok tego wystIpne. W1970 roku wystawi² Norwida. W jednym z pierwszych rzIdów siedzia², jak na Dziadach, Kliszko; wtedy zasIpiony, obrażony, bo wzi5² do siebie s²owa o „plugawej skorupie", teraz zachwycony, uszczIËliwiony. Klaska² z impetem. Zawsze opowiada², że wielbi Norwida. Powiedzia²em potem Hanuszkiewiczowi, kiedyËmy siI spotkali w kulisach, że dopuËci² siI nadużycia. Otóż wzi5² poetI o bohaterskiej postawie wobec w²asnej twórczoËci, który ciIżko p²aci² za sw5 niezależnoË7, za możnoË7 surowego krytykowania Polaków. SamotnoËci5, nIdz5. Ten poeta jako jeden z pierwszych wysun5² termin „inteligencja”, ale odniós² go nie do warstwy spo²ecznej, lecz do w²aËciwoËci umys²u. Inteligencja to wed²ug niego zdolnoË7 do widzenia rzeczywistoËci prawdziwie. Otóż Norwid odmawia tej zdolnoËci

213 Polakom. Ostrzega ich w ten sposób przed uleganiem z²udzeniom, przed niedopilnowaniem obowi5zku rozumienia Ëwiata. Zapyta²em Hanuszkiewicza: — Czy pan wie, dlaczego sprawi² pan Kliszce tI niezmiern5 uciechI? Otóż przez bardzo zrIczne opracowanie tekstu, przez skreËlenia, skierowa² pan atak na warstwI spo²eczn5, na inteligencjI polsk5. Powiedzia² pan, że ta inteligencja nie umie siI pos²ugiwa7 umys²em, że siI zak²amuje. Zrobi² pan w²adzy wspa¬ nia²y prezent z tego Norwida, stosuj5c jego pojIcie do czegoË innego. Czyżby Pan s5dzi², że Hanuszkiewicz zrobi² to Ëwiadomie? MyËlI, że istnieje coË takiego jak tajemnicze dzia²anie podËwiadomoËci zmierzaj5ce do uzyskania aprobaty si². od których jesteËmy zależni. MinI²y Marzec i Grudzie´. Czy zostawi²y jakiË Ë/ad na scenie? W dramacie? W sposobie mówienia aktorów do swoich widzów? Może w teatrze osobnym. Bo w tym teatrze, o którym ci5gle mówimy, oficjalnym i najpowszechniejszym, nie widzia²em tych Ëladów. Sprawdzi²o siI chyba to, o czym starzy praktycy teatralni mówi5, że teatr jest sztuk5 nierychliw5, że nie kszta²tuje rzeczy¬ wistoËci w sposób natychmiastowy. Zw²aszcza nasz teatr, który przygotowuje premiery przez d²ugie miesi5ce, a nieraz lata. To, na co jeszcze sta7 by²o teatr, jeËli by² prowadzony przez twórcI z impetem, jak Dejmek — to wystawienie sztuki, która by²a dawno gotowa, a wpasowa²a siI w czas. Nowych s²ów teatr nie znajdowa², zreszt5 nie by²o mu wolno. Musia²o min57 7wier7 wieku, by Teatr Nowy w Poznaniu siIgn5² po istotny dla siebie materia², wysta¬ wiaj5c sztukI Oskarżony: Czerwiec piI7dziesi5t szeË7 w reży¬ serii Izabelli Cywi´skiej. Musia²o up²yn57 prawie dwadzieËcia lat od marca 1968, aby odbi² siI on w teatrze wstydem i tI¬ sknot5. W jakim teatrze? W tych wielkich salach zat²oczonych ponad miarI przez wi¬ dzów i s²uchaczy oklaskuj5cych balet żydowski i FilharmoniI Izraelsk5

214 pod batut5 Zubina Mehty. Ta publicznoË7 przysz²a nie tylko patrze7; i s²ucha7, ale także naprawia7 zerwane wiIzi. Uderzy²a mnie wiel¬ ka liczba m²odzieży, studentów. Wyros²o nowe pokolenie i za¬ tIskni²o za czymË, co ten kraj utraci². DotarliËmy w naszej rozmowie do lat siedemdziesi5tych. Nied²ugo siI otworz5 drugie wrota Ëluzy. PamiItam to narastanie z²oËci. Już nie zniechIcenie czu²em, lecz gniew. Czy by! Pan na Zjeêdzie SPA TiF w 1976 roku? Nigdy nie by²em dzia²aczem tej organizacji. Wyst5piI na nim urzIdnik z MKiS Aleksander Syczewski. Powiedzia²: „W koordynacji i inspiracji repertuarowej, realizuj5c politykI kulturaln5 Partii zak²adaj5c5 wzbogacenie naszej kultury wartoËciami postIpowymi i humanistycznymi, staramy siI równo¬ czeËnie coraz bardziej popiera7 prezentacjI dramaturgii polskiej, dramaturgii krajów socjalistycznych, dziel najbliżej korespon¬ duj5cych z przeżyciami i problemami nurtuj5cymi ludzi pracy w naszym kraju. Dla tego nurtu staramy siI stworzy7 preferencje kosztem pozycji myËlowo i artystycznie marginalnych, czy też nie daj5cych siI pogodzi7 z najbardziej szeroko pojIt5 otwartoËci5 naszej polityki kulturalnej..." / tak dalej. „Dialog" przeznaczy! na to cztery strony druku. PamiItam doskonale sw5 wËciek²oË7. Telewizja fundowa²a nam bez dnia odpustu obraz pomyËlnoËci. Teatr nie umia² znaleê7 Ërodków sprzeciwu i nie bardzo szuka². Zw²aszcza że w sferze formy wolno by²o wszystko. Niebywa²ej krzywdy dozna² na przyk²ad Szajna, bo jako dobry artysta nie zas²uży² na wszystkie zaszczyty, jakie spada²y na niego za to, że interesuje siI g²ównie form5. ëe ta forma prowadzi treËci w5t²e albo już zblad²e. ±askawoËci5 w²adzy cieszy² ËiI także Teatr Narodowy. ByI pod szczególn5 ochron5 prasow5. Wspomina o tym recenzent teatralny „ëycia Warszawy" August Grodzicki w swojej ksi5żce W teatrze życia. Recenzji krytycznych nie dopuszczano do druku.

215 Nie dlatego, by Hanuszkiewicz zas²uży² na tytu² artysty „do wynajIcia". Raczej dlatego, że tak jak Szajna by², dziIki swoim predyspozycjom, wygodny dla zarz5dzaj5cych kultur5. W²adze nie życzy²y sobie dociekliwoËci. Wola²y awangardI. A najlepiej wi¬ dziana by²a pseudoawangarda. M5ż i żona w pianie przeciwpożarowej? Tak, w²aËnie w Teatrze Narodowym w reżyserii Hanuszkie¬ wicza. Hrabina Elwira i jej kochanek hrabia Alfred zanurzeni w wannach osadzonych na kó²kach i wtaczanych na scenI przez ros²ych lokajów. ZajIci g²ównie rytmicznym wysuwaniem nóg z piany. Hrabina Elwira zreszt5 w biustonoszu; jedyna na dobry ²ad nieprzyzwoitoË7 w tej scenie, mimo tak wielkich wysi²ków teatru. PoËwiIci² Pan tej pianie obszerny tekst w „PamiItniku Teatralnym" (nr 4 z 1977 r.j. CeniI tI komediI Fredry na wagI z²ota. Mia²em tI wielk5 radoË7, że wystawi²em j5 kiedyË w sposób niezmiernie prosty. Ten Fredro zatopiony w pianie gaËniczej by² znakiem czasu i dlatego mój tekst by² bardzo poważny, nawet patetyczny. Zwraca²em uwagI, że dzia²alnoË7 pewnych instytucji publicznych pozwala oceni7 stan kraju, w którym spe²niaj5 one swoje zadanie. Otóż na przyk²adzie MIża i żony w Narodowym widzieliËmy, jak chaos zastIpuje klarown5 strukturI, pospolitoË7 wypycha wszystko, co wdziIczne, a mowa polska ustIpuje mowie ob²apek i posapywan. Ostrzega²em, że kiedy siI rozbije kszta²t, „zamkniIty" w swojej twórczej doskona²oËci i na to miejsce wprowadzi kszta²t „otwarty” dla wszystkich wiatrów wiej5cych po Ëwiecie, kiedy odrzuci siI komizm, zlekceważy dowcip, to doprawdy trzeba by trafi7 na lata, kiedy kultura odznacza siI wielkim zdrowiem, żeby nie wyrz5dzi7 jej krzywdy. Kiedy mieliËmy takie lata? MieliËmy ci5gle lata utraconej równowagi albo lata odzyski¬ wania utraconej równowagi. Innych lat nie by²o. WiIc wszystkie szkody by²y podwójnie niebezpieczne, nawet dla szeroko pojItej kultury ludzi.

216 W 1979 roku Dejmek udzieli² wywiadu przedstawicielom pisma „Zapis ", Annie Chmielewskiej i Wiktorowi Woroszylskiemu. On, który nienawidzi wywiadów, skarży! siI szczerze swoim rozmówcom, że zW5tpil w teatr: „WiIc zadajI sobie pytanie, czy rzeczywiËcie mam robi7 te buty i udawa7, że nic siI nie dzieje? Kiedy jacyË m²odzie´cy, rzekomo studenci, bij5 ludzi w prywatnych mieszkaniach, kiedy wprowadza siI takie zmiany do Konstytucji, do statutu Uniwersytetu, kiedy dzieje siI to, co siI dzieje. NaprawdI nie mam pojIcia, co w tym wszystkim robi7 z moimi butami". DopuËciliËmy siI niewiary w Mickiewicza. Zw5tpiliËmy wszyscy w jego sejsmografiI. ZMIANA

W sierpniu 1980 roku pomaga²am robotnikom w Stoczni im. Warskiego w Szczecinie redagowa7 gazetI strajkow5 „Jed¬ noË7". W jej czwartym numerze wydrukowaliËmy, na proËbI strajkuj5cych, cztery wersy z Dziadów. Zaczyna²y siI od s²ów „Nasz naród jak ²awa". Numer ten ukaza² siI w dniu podpisania Porozumie´ Szczeci´skich. Plugawa skorupa pIk²a. Rz5d premiera Mickiewicza oka¬ za² siI silniejszy od rz5du premiera Jaroszewicza. Nie nale¬ ża²o w5tpi7, że tak siI stanie. W póênych latach Gierka jeêdzi²em czIsto w Olszty´skie. KiedyË na spacerze natkn5²em siI na zasieki. Za drutami, za lasem, widzia²em jezioro. Zdziwi²em siI, bo ²ódki, które po nim p²ywa²y, nagle kolejno znika²y mi z oczu. Zapyta²em leËnika, jak to może by7. WyjaËni², że znikaj5 w tunelu podziemnym, z którego jest przejËcie do bungalowu. WiIc oni nawet nie chodzili po ziemi, tylko pod ziemi5. Byli obcy i musieli odejË7. Jeszcze trwa²y strajki, kiedy przyjecha²a z Wybrzeża moja by²a studentka Krystyna Meissner, która kieruje teraz Teatrem im. Horzycy w Toruniu. Nied²ugo po niej wpad² Maciek Prus. Przyszli podnieceni, podzieli7 siI niezwyk²ymi wiadomoËciami, z życzliwoËci dla mnie, żebym mia² jak5Ë radoË7 w życiu. Może pomyËleli sobie, że mi siI to przyda, że

218 to wyzyskam i w ten sposób przyda siI innym. RzeczywiËcie, ilekro7 póêniej mówi²em publicznie o teatrze, przypomina²em to, co zasz²o w Stoczni Gda´skiej miIdzy aktorami a robotnikami. Otóż, jak pani wie, nie od razu dosz²o do rozmów miIdzy przedstawicielami strajkuj5cych i rz5du. Robotnicy postawili wa¬ runki i czekali. By²o to czekanie niezmiernie trudne, bo pamiItano rok siedemdziesi5ty, helikoptery nad Stoczni5, strza²y do bezbron¬ nych. KomuË przysz²o wtedy do g²owy, że aktorzy Wybrzeża, którzy graj5 przed pust5 widowni5, mogliby pomóc ludziom wytrwa7 w tym czekaniu. I aktorzy przyszli, chociaż wtedy trzeba by²o na to odwagi. Nie doË7, że przyszli, ale w jakimË natchnieniu, które sp²ywa na ludzi w szczególnych chwilach, przynieËli ze sob5 to, co należa²o. Można siI by²o spodziewa7, że przyjd5 ze sk²adank5 estradow5, żeby widzów rozerwa7, roz²adowa7, przecież pouczano przez dziesiIciolecia, że do tej ludnoËci trzeciej kategorii idzie siI z ²atwym, Ëmiesznym, dydaktycznym... W Stoczni im. Warskiego zjawi² siI popularny w Szczecinie konferansjer Bob i zaproponowa² wystIp tamtejszej „Estrady". MiIdzyzak²adowy Komitet Strajkowy nie zgodzi! siI na to. Strajk — powiedziano — jest spraw5 poważn5. By7 może. aktorzy dra¬ matyczni us²yszeli o tej odmowie i speszyli siI, bo teatr do Stoczni nie dotar². WiIc widzi pani, jak m5drze post5pili aktorzy Trójmiasta. Przyszli z Kochanowskim, Norwidem, a przede wszystkim z Mickie¬ wiczem, z KsiIgami narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego. Wychodzili na estradI i czytali. Maciek Prus opowiada² mi o tym z pewn5 trudnoËci5, bo g²os mu siI ²ama², tak silne to by²o przeżycie. Aktor czu² na sobie spojrzenie tych oczu czerwonych od bezsennoËci Kiedy sko´czy², s²uchacze obst5pili go ko²em. Pytali, kto to napisa². Gdzie to można znaleê7. Musia² im powiedzie7, że tego już prawie nigdzie znaleê7 nie można. Ksi5g narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego nie ma w ksiIgarniach. Nigdy ich w kraju nie mówiono ze sceny. Nigdy?

219 Po wojnie — nigdy. I przed wojn5 też chyba nie. Kto by to móg² wprowadzi7? Schiller? Nie przypominam sobie, wiIc chyba nie by²o tego. To czytanie w Stoczni by²o polsk5 prapremier5 Ksi5g narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego. To by²a wielka chwila aktora, wielka chwila teatru. Teatr niezmiernie rzadko prowadzi z widzami tak g²Ibok5 rozmowI. W ci5gu wieków jego istnienia ustali² siI zwyczaj, że widzowie, cokolwiek by przeżywali w swoich fotelach, a czIsto doznaj5 bardzo silnych wzrusze´, zachowuj5 dyskrecjI. Nie objawiaj5 uczu7. Nie szlochaj5 i nie wydaj5 okrzyków. Ale przychodz5 takie momenty, w których aktor i widz wspó²tworz5 spektakl bardzo wyraênie, chociaż widz może przy tym zachowywa7 ciszI. Wtedy mamy do czynienia z prawdziwym teatrem. W tych latach poprzedzaj5cych sierpie´ zapomnieliËmy o nim. Zw5tpiliËmy w istnienie takiego teatru i takiego widza. Taki widz rodzi siI w teatrze zupe²nie tak samo, jak obywatel w pa´¬ stwie. Rodzi siI wtedy, kiedy odważa siI upomnie7 o swoje prawa, dotychczas lekceważone. To budzi²o wielk5 nadziejI. Wszystkie poprzednie prze²omy przyjmowa² Pan sceptycznie. A teraz by²em pe²en nadziei. Przeżywa²em bardzo silnie to g²Ibokie przebudzenie Polski. Z niezmiern5 radoËci5 podpisa²em list szeË7dziesiIciu czterech z 20 sierpnia, rozumny, spokojny. Nawo²ywa² w²adze do rozmów ze strajkuj5cymi i popiera² postulat swobody zwi5zkowej. Znalaz²em pod tym listem inne nazwiska ludzi teatru. Z uciech5 patrzy²em, po czyjej stronie staje inteligencja. Ta inteligencja wywodz5ca siI ze szlachty, bo jeËli nawet mia²a Ch²opskie pochodzenie, to jej ideologiI tworzy²a szlachta, czasem Ërednio zamożna, czIËciej zuboża²a, która objI²a w²adzI duchow5 nad Polsk5 po upadku Rzeczypospolitej, sprawowa²a j5 przez ca²y czas rozbiorów, doprowadzi²a do rozbrojenia Niemców w 1918 roku, kierowa²a ruchem oporu i walki w czasie okupacji. AK to by²o przecież myËlenie szlacheckie; tradycja tego myËlenia w czasie okupacji to ciekawy temat na ksi5żkI. Otóż teraz inteligencja przy²5cza²a siI do powstania, które po raz pierwszy w naszych dziejach nie by²o kierowane przez szlachtI i nie wyrasta²o ze

220 szlacheckiej tradycji, a jego m5dry program s²uży² ogó²owi. ByliËmy Ëwiadkami poszerzenia siI pojIcia narodu. Uderzy²a mnie myËl — nie trzeba już zadawa7 sobie pytania, dla kogo bIdzie Przeznaczony Teatr .Narodowy, ten teatr, który stawia sobie za cel wyrażanie narodu. Teraz już wiadomo, że bIdzie mia² z kim rozmawia7. Pozostawa²o natomiast pytanie — czy bIdzie umia²? To, co zdarzy²o siI w Stoczni Gda´skiej, stanowi²o chyba dobr5 zapowiedê. Tak, aktorzy odpowiedzieli trafnie na wezwanie. Już nieraz mówiliËmy o tym, że teatr jest rezonatorem niezwykle czu²ym. Nawet aktorzy o niewielkim zmyËle politycznym, niezbyt bystrej obserwacji, o znikomej, a nawet żadnej wiedzy spo²ecznej, wiedz5 wiIcej niż ludzie, którzy zajmuj5 siI zawodowo polityk5 albo socjologi5. Maj5 tI intuicjI wyj5tkow5. A to, czego widzowie zaż5dali od aktorów w 1980 roku, zbieg²o siI na dodatek z tym, czego oni sami, Ëwiadomie czy podËwiadomie, pragnIli. Otóż pragnIli mówi7 o rzeczach istotnych. Narzekano na profesjonalny upadek teatru w drugiej po²owie lat siedemdziesi5tych. Ale co to jest ten poziom zawodowy? UmiejItnoË7 opanowania cudzego tekstu, uzasadnienia tego tekstu na sposób ludzki, wcielenia siI w posta7, mówienia wyraênego, ale nie nazbyt wyraênego, by nie by²o sztuczne, pos²ugiwania siI szeptem brzmi5cym? Można siI tego wszystkiego nauczy7 (chociaż ma²o kto w Polsce potrafi to wszystko), ale te sprawnoËci nie czyni5 aktora. Prawdziwa sztuka aktorska rodzi siI wtedy, kiedy aktor ma coË do powiedzenia swojemu widzowi. Wtedy doskona²oË7 profesjonalna może nawet zawieË7 i s²uchacze nie zwracaj5 na to uwagi. Otóż polscy aktorzy dawno nie rozmawiali poważnie z widowni5 i w roku 1980 dotkliwie zdali sobie z tego sprawI. UËwiadomili sobie, że nosili przez lata szaty dworskie. ëe uprawiali zajIcia pozorne albo dwuznaczne. Andrzej Seweryn powiedzia² na zebraniu Zarz5du G²ównego SPATiF 20 paêdziernika 1980 roku: „Przecież to my gramy wieczorami Konradów, a rano dzietnych policjantów, walcz5cych

221 z bandami po wojnie. Wiemy, że należa²oby gra7 Wyspia´skiego, S²owackiego, Norwida, a nie Misi orne go, Lenarta i Gontarza, no i gramy tych drugich ". Zawstydzili siI. Chcieli, żeby teraz by²o inaczej. Teatr tak bardzo zapragn5² by7 razem z narodem, że przyst5pi² ca²y do „SolidarnoËci". W paêdzierniku 1980 roku na 937 cz²onków Oddzia²u Warszawskiego SPATiF — 780 by²o już w „Solidar¬ noËci". WiIkszoË7 pozosta²ych należa²a g²ównie do nietypowych zespo²ów Teatru Wielkiego, Operetki i Teatru ëydowskiego. Opowiada²a mi Danuta Rinn, że aktorzy „solidarnoËciowcy", którzy nie trafili do Stoczni, ciIżko to przeżyli. Uważali, że trzeba siI usprawiedliwia7. Ona sama t²umaczy²a siI innym: „Z czym mia²am tam iË7, z piosenk5 Gdzie ci mIżczyêni? PójdI miIdzy nich. i bIdI zadziera7 kieckI? Przyjdzie czas, to swoje zrobiI". Przygl5da²em siI rewolucji w różnych odmianach. PamiItam przecież jeszcze RewolucjI Paêdziernikow5. By²em Ëwiadkiem różnych zrywów i niepokojów. Wiele czyta²em, żeby to wszystko lepiej zrozumie7. Otóż dla mnie rewolucja ma dwa obrazy. Jeden raczej s²yszI, niż widzI; tupot nóg na ulicy, pojedyncze strza²y, ²oskot zamykanych okiennic i bram. Rewolucja, której ludzie siI boj5, na któr5 nie s5 gotowi. CoË takiego, jak bieganie podcho¬ r5żych po Warszawie w noc listopadow5. Ale może także by7 tak, że na każde wezwanie, każdy okrzyk wybiega i rusza t²um. Tak jak Paryż ruszy² na BastyliI, aby j5 zburzy7 go²ymi rIkami. Otóż kiedy aktorzy ruszyli do „SolidarnoËci", ja widzia²em ten wspania²y bieg ku Bastylii. Pan też wst5pi² do nowego zwi5zku? Ja nie. Dlaczego? Patrzy²em z takim wzruszeniem, jak biegn5, ale sam nie chcia²em tak biec. Formularze, zaproszenia leż5 do tej pory w szufladzie. Mówi²em pani kiedyË, że nie jestem cz²owiekiem zbiorowiska. Nie chcia²em straci7 samodzielnoËci. Na pewno bym wst5pi², gdyby ich akces nie by² jednomyËlny. Otóż jedynie aktorzy

222 wprowadzili do statutu swego zwi5zku twórczego postanowienie, że wspó²praca z „SolidarnoËci5” jest ich organizacyjnym obo¬ wi5zkiem. By7 może, czasy wymaga²y tego, ja jednak wolI indywidualne decyzje. Dejmek wst5pi² do .,SolidarnoËci" i wyst5pi1 po paru dniach. Powiedzia² w wywiadzie dla „Tygodnika «SolidarnoË7»" (nr 5), że dyscyplina i lojalnoË7 wobec organizacji bId5 mu przeszkadza7. Ma doË7 wszelkiej przynależnoËci i nie zapisze siI nigdzie, nawet do masonów. Wtedy jeszcze uczciwie post5pi². Z pewn5 odwag5. No wiIc nie zapisa²em siI, bo wiedzia²em, że siI obejd5 beze mnie. Zreszt5 pomaga²em im, jak mog²em. Nie trzeba by²o należe7, żeby pomaga7. Mog²em spokojnie czeka7 z t5 przynależnoËci5. Na co? Na tak5 chwilI, w której teatr, aktorzy, wnios5 coË w²asnego do „SolidarnoËci”. Wtedy może... Nie doczeka² siI Pan, skoro formularze pozosta²y w szufladzie. Nie doczeka²em siI. Czego siI Pan spodziewa!? Co mieli wnieË7? Spodziewa²em siI sejmu, a oni urz5dzali sejmiki. Po raz pierwszy mieliËmy powstanie, któremu nie patronowa²a tradycja szlachecka, lecz ledwie siI sko´czy² jego bohaterski etap, ta tradycja odezwa²a siI znowu. Spodziewa²em siI dyskusji o ważnych sprawach teatru, tymczasem sejmikowano o tysiIcznych drobiazgach, poËród chaosu i egzaltacji. W tej rewolucji inteli¬ gencja trochI siI spóêni²a i chcia²a nadrobi7 straty do czo²ówki. S²ycha7 by²o to zadyszanie, ten nierówny oddech. Przed nasz5 rozmow5 przeczyta²am uchwa²y Nadzwyczaj¬ nego Zjazdu SPA TiF-ZASP, który odby² siI w kwietniu 1981 roku. Uderzy²o mnie, że aż trzy pierwsze uchwa²y tego zjazdu, uważa¬ nego przez Ërodowisko za „historyczny", poËwiIcone by²y Gusta¬ wowi Holoubkowi, ustIpuj5cemu prezesowi organizacji. Czwart5 uchwa²I poËwiIcono zas²ugom Dejmka. Nie ujmujI zas²ug, a²e rozpoczIcie listy uchwa² od wychwalania wydaje mi siI przesadne.

223 By²o przesadne. Ale to by²a wielka wdziIcznoË7 dla Holoubka za wyst5pienie sejmowe. To wyst5pienie czytane dzisiaj może siI wydawa7 zbyt patetyczne. Może nawet budzi7 uËmiech. PamiItam jednak, że wtedy nikt takich wyst5pie´ nie analizowa². Nikt nie bada² ich intelektualnej zawartoËci. Ważny by² ton. Czy brzmi szczerze. Czy to jest g²os za wol¬ noËci5. Liczy² siI też czas. To przemówienie by²o bardzo wczesne. Jeżeli pani pamiIta, Holoubek wyst5pi² już 5 wrzeËnia, a wiIc tydzie´ jeszcze nie min5² od zawarcia Porozumie´ Gda´skich. To by²o bardzo ważne dla aktorów, że ich wybitny kolega, wieloletni prezes ich organizacji, powiedzia² publicznie o „cudzie solidarnoËci". To ich wszystkich ogromnie wynios²o. WiIc by²o za co dziIkowa7. Nawet ci, co widzieli przedtem Holoubka po stronie establishmentu, co mu zagl5dali do kieszeni — czy nie ma w niej kopertówek telewizyjnych — oklaskiwali uchwa²y ZASP. A dlaczego nie by²o uchwa²y na czeË7 Miko²ajskiej? Halina Miko²ajska jest ogromnie ceniona za KOR, za ca²5 swoj5 dzia²alnoË7. Za swoj5 dzielnoË7, a może tu by²oby nawet w²aËciwe s²owo — bohaterstwo. Ale ona zawsze wystIpowa²a we w²asnym imieniu, nie jako reprezentantka Ërodowiska. Aktorzy s5 z niej dumni, ale trudno by²o chyba chwali7 Miko²ajsk5, że jest, jaka jest. W każdym razie na Zjeêdzie, tym, czy poprzednim, pojawi²y siI g²osy w jej sprawie. Pada²y pretensje pod adresem zarz5du SPATiF, że broni² Miko²ajskiej za ma²o skutecznie, gdy spotyka²y j5 represje. Dejmkowi natomiast oddawano sprawiedliwoË7 dziejow5. ZASP nie by² pewien, czy jest w jego mocy zwróci7 Dejmkowi Teatr Narodowy. Ale móg² powierzy7 Dejmkowi — „z uwagi na jego zas²ugi dla polskiego teatru, wiedzI i autorytet moralny", kierownictwo Rady Artystycznej. Nie tylko mu dano przewo¬ dnictwo Rady, ale na mocy bezprecedensowej decyzji powierzono mu jej powo²anie.

224 WiIc egzaltacjI Pan usprawiedliwi², chociaż Pan na ni5 narzeka!. EgzaltacjI można usprawiedliwi7, jeËli po pewnym czasie ustIpuje ona czynom. JeËli przechodzi siI do porz5dków. Tymcza¬ sem ja nie widzia²em poważnego zamiaru porz5dkowania. Wi¬ dzia²em tylko i s²ysza²em o różnych jego pozorach. Zespó² Teatru Starego usun5² Jana Paw²a Gawlika. Gawlik by² bezwzglIdny dla aktorów i móg² siI spodziewa7 ich bezwzglIdnoËci wobec siebie. Opowiada² mi jednak bardzo zbola²y, jak Jerzy Stuhr zamkn5² przed nim gabinet. ±omnickiemu odebrano Teatr na Woli. Sku- szankI wyp²oszono z Teatru im. S²owackiego. W marcu 1981 roku na ogólnopolskiej naradzie teatralnej w Warszawie skarży²a siI, że to, co siI dzieje, to parodia odnowy, chi´ska odnowa, na której używaj5 grupki hunwejbinów, że najbardziej bojowymi dzia²aczami „SolidarnoËci" w teatrach s5 czIsto mierni aktorzy. Tak by²o? MyËlI, że tak mog²o by7. Mieli wiIcej czasu. Na tej samej naradzie, na której skarży²a siI Skuszanka, wyst5pi²a także Izabel¬ la Cywi´ska, dyrektor Teatru Nowego w Poznaniu, która nie mia²a żadnych osobistych powodów, by ba7 siI zmian. Powiedzia²a, że z teatrów w jej województwie wyrzucono w trakcie sezonu trzech dyrektorów. MiIdzy innymi zespó² usun5² szefa Teatru Polskiego. A przecież teatr nie jest w²asnoËci5 zespo²u, należy do spo²e¬ cze´stwa. Na frontonie Teatru Polskiego w Poznaniu widnieje na¬ pis „Naród sobie", a gmach wybudowano w czasie zaborów ze sk²a¬ dek ludnoËci. Holoubek poda² wtedy informacjI, że w czternastu polskich teatrach pozycja dyrektora jest zagrożona, bo zespo²y domagaj5 siI zmiany, i że trzeba zahamowa7 te rozrachunki. Nie wspomnia² Pan o sprawie Hanuszkiewicza. W parI dni po tej naradzie teatralnej, o której Pan mówi², 11 marca 1981 roku, w rocznicI wydarze´ 1968 roku, na Uniwersytecie War¬ szawskim odby²a siI sesja naukowa. Wyst5pi² na niej miIdzy innymi Kazimierz Dejmek. Mówi² szeroko o aferze Dziadów.

8 — S²awa i infamia 225 Powiedzia² miIdzy innymi: „Teatru Narodowego — nie wiem, czy pa´stwo to zauważyli — nie ma. Ja nie chcI tutaj wystIpowa7 przeciw panu Adamowi Hanuszkiewiczowi. S5dzI, że to, co on robi, może robi7, nie wiem, na scenie teatru... no, nie chcI mu tutaj żadnego teatru przydziela7, ale s5dzI, że jego ca²y program artystyczny, jego program formalny, jego realizacja, to po prostu nadużycie firmy, nadużycie nazwy". Niezmiernie przykra sprawa, bo znowu zamiast mówi7 o istotnych powinnoËciach Teatru Narodowego w dniach, które dawa²y temu teatrowi historyczn5 szansI, mówiono o oso¬ bach. Straszne chwile przeży² Hanuszkiewicz. Przedtem skarży² siI nieraz, że w²adze go krzywdz5, bo go os²aniaj5 nadmiernie, zdejmuj5c na przyk²ad krytyczne recenzje. Teraz go już nie chroni²y, ale nie zabiera²y mu także teatru. Znalaz² siI w sy¬ tuacji bardzo trudnej. Pod wielkim naciskiem Ërodowiska, by ten teatr odda². Można siI by²o jednak spodziewa7, że w²adze nie zechc5 upokorzy7 siI tak dalece, by zwróci7 Dejmkowi Teatr Narodowy. Mog5 mu natomiast da7 Polski, prawie równo¬ rzIdny, co siI potem sta²o. WiIc wyrzeczenie Hanuszkiewi¬ cza na rzecz Dejmka mog²oby by7 gestem próżnym. WierzI, że Hanuszkiewicz chcia² odda7, jak mnie wiele razy zapewnia², ale nie by² w stanie, bo to jest prawdziwy cz²owiek teatru, cz²owiek, którego teatr pożera. A mia² przed sob5 samym usprawiedliwienie — że to by siI na nic nie przyda²o. WiIc widzi pani, ile w tym wszystkim jest krzywdy. Ten system nie pomaga ludziom w szlachetnoËci. A czasem ich, wbrew sobie, stawia wysoko. Przysz²a chwila, że wyniós² Hanuszkiewicza. KtoË powiedzia² (Andrzej Hausbrandt?), że w²adze odbieraj5c Hanuszkiewiczowi w stanie wojennym Teatr Narodowy rozpiI²y go na aksamitnym krzyżu. Wyniesienie, które nie może da7 pe²nej satysfakcji. Fa²¬ szywe. Id5 za nim dowcipy. Powiedzia² Pan, że nie mówiono o istotnych powinnoËciach Teatru Narodowego. Jakie to by²y powinnoËci?

226 Zadaniem Teatru Narodowego by²o zdobycie dla Gustawa- -Konrada takiego stanowiska w Ëwiecie, jakie zajmuj5 w nim Faust, Hamlet, Edyp. ëeby to by²a posta7 o noËnoËci najszerszej, nie dla Europy, ale dla Ëwiata. Ten cz²owiek przechodz5cy od mi²oËci kobiety do mi²oËci ojczyzny. To jest bardzo polskie... Ale i g²Iboko ludzkie. Teatr, który chcia²by znaleê7 należne stano¬ wisko na Ëwiecie dla Gustawa-Konrada, musia²by na nowo spojrze7 na IV czIË7 Dziadów, na to ob²5kanie kobiet5. KiedyË myËla²em i o tym, i ci5gle marzI, by wystawi7 osobno IV czIË7 Dziadów jako polsk5 konkurencjI dla Becketta. CoË znacznie żywszego, znacznie g²Ibszego niż to, co chcia² Beckett powiedzie7 w Czekaj5c na Godota. Ale z tego samego. Z tej samej myËli. Przeżycia Gustawa nadaj5 wartoË7 temu, co robi potem Konrad, kochanek ojczyzny, który wadzi siI z Bogiem o szczIËcie swego narodu. Tragizm Edypa sta² siI wzorem tragizmu ludzkiego. Kiedy ktoË zadaje pytanie — co to jest tragizm, odpowiadamy: to Edyp. A co to jest mi²oË7? Mi²oË7 to Gustaw-Konrad, kochanek kobiety, który siI staje kochankiem ojczyzny. Ten Gustaw-Konrad zas²uguje na akceptacjI ogólnoludzk5. Jestem g²Iboko przekonany, że treËci, które nie maj5 takiej akceptacji, nie mog5 reprezentowa7 najwyż¬ szych wartoËci narodowych. W jaki sposób mieliËmy zdoby7 dla Gustawa-Konrada, symbolizuj5cego wielki dramat polski, stanowisko Ëwiatowe? Tu nie powinno siI wiele teoretyzowa7. OczywiËcie, po¬ trzebna jest myËl porz5dkuj5ca i pewna ËwiadomoË7. Lecz kiedy do g²osu dochodzi akt twórczy, ËwiadomoË7 nie wp²ywa na ostateczny kszta²t dzie²a. To już sprawa twórczoËci, która jest tajemnic5. Może ona powsta7 z tIsknoty, z marze´. Co moglibyËmy robi7 — to tworzy7 powszechnoË7 pragnie´. Bo wtedy siI one spe²niaj5. Mówi! Pan, że nie by²o sejmu, tylko sejmiki. RzeczywiËcie, pierwszy po sierpniu Nadzwyczajny Zjazd SPATiF, w paêdzierniku 1980 roku, Ëwiadczy² o dużej dezorientacji. By! zjazdem okrzyków i pyta´. Ale nastIpny, przed Wielkanoc5 1981 roku, przebieg² już

227 zupe²nie inaczej. Wiele siI nauczono. W rezultacie doprowadzono do przeobrażenia SPATiF w ZASP. Nawi5zano do dawnej tradycji ZASP, któr5 Pan zawsze w naszych rozmowach wysoko ocenia!. Nawi5zano nie tylko poprzez zmianI nazwy i numeracji zjazdów (nastIpny miaI by7 oznaczony nie rzymsk5 liczb5 XV, lecz arabsk5 40). ale poprzez zmiany statutowe gwarantuj5ce si²I i nieza¬ leżnoË7 organizacji. Czy to ma²o? Nie mówmy o tym, co siI sta²o, ale o tym. He znaczy²o to wtedy. To nie by²o ma²o. Dlatego po wielu latach zdecydowa²em siI znowu wzi57 udzia² w zajIciach spo²ecznych. W pracach SPATiF prawie nie uczestniczy²em. Kiedy w 1948 roku zaczIto mówi7 o likwidacji ZASP i Dobies²aw DamiIcki skorzysta² z okazji objIcia Teatru RozmaitoËci, by wycofa7 siI z kierowania t5 organizacj5, ust5pi²em ze stanowiska przewodnicz5cego Naczelnej Rady Artystycznej ZASP. Rada ta mia²a piIkne tradycje. Spe²nia²a bardzo ważn5 rolI w przedwojennym zwi5zku. Wchodzili do niej najwiIksi artyËci teatru; Schiller w niej by² zawsze, Stanis²awa Wysocka. Po wojnie nie mia²a już takiego znaczenia, ale sta¬ raliËmy siI dba7 o jej autorytet. Otóż kiedy w 1950 roku zako´czono likwidacjI ZASP i stworzono SPATiF, przez lata nie by²o w nim miejsca dla takiego cia²a. Zarz5dcom kultury nie by²a potrzebna jakaË druga organizacja wewn5trz SPATiF, jakaË druga w²adza wyposażona w si²5 moraln5 i intelektualn5. Z czasem powsta²o coË w rodzaju kikuta takiej rady i usi²owa²a ona, w czym bra²em udzia², broni7 wobec w²adz Dziadów Dejmkowskich. Kiedy w roku 1981 Dejmek zaprosi² mnie do tworzonej przez siebie Rady Artystycznej, przyj5²em chItnie tI propozycjI. Dejmek skupi² w Radzie bardzo godne osoby i mia²em nadziejI, że w nowych warunkach bIdzie ona rzeczywiËcie coË znaczy7. Znaczy²a? Spotyka²a siI w swoim wspania²ym sk²adzie, ale z trudem przypominam sobie, o czym mówiono. W każdym razie nie obradowano nad tym, co mnie nurtowa²o najbardziej. W ten sposób wrócimy może do naszej zasadniczej rozmowy. Jeżeli

228 pani pamiIta, mówiliËmy o czymË bardzo ważnym, a potem zagubiliËmy ten w5tek. Pan siI czegoË po teatrze spodziewai. Teatr mia² coË wnieË7 do „SolidarnoËciAle nie powiedzia² Pan co. Jeszcze wczeËniej mówi²em o Teatrze Narodowym. 0 tym, że mia² on już z kim rozmawia7. Lecz pozostawa²o pytanie — czy bIdzie umia² rozmawia7. Otóż chcia²em od polskiego teatru, by podj5² rzeteln5 próbI takiej rozmowy. PróbI, która wy¬ nika nie tylko z chwili osobliwej, ale bIdzie mia²a trwa²e skutki. Taka próba musia²aby siI wi5za7 z g²Ibok5 reorganizacj5 teatru w Polsce. Otóż, żaden z dwóch nadzwyczajnych zjazdów SPATiF-ZASP, które odby²y siI w ci5gu szesnastu miesiIcy pomiIdzy sierpniem a grudniem, nie dawa² nadziei na tak5 reorganizacjI. Bo powrót do tradycji ZASP niczego jeszcze nie za²atwia². Można mie7 dobry zwi5zek i s²abe teatry. Nawet jeżeli to jest zwi5zek twórczy? Może on by z czasem jakichË zmian dokona²... Powoli. Ale czy w Polsce można liczy7 na powolne zmiany, na ewolucjI? MieliËmy chwilI rewolucyjn5 i należa²o j5 wykorzysta7 na rewolu¬ cyjne zmiany, na które, wydawa²oby siI, wszyscy czekali przez dziesiIciolecia. Nie wolno by²o tej okazji wypuËci7 z rIki. Napisa²em dramatyczne wezwanie do drugiego, kwietniowego zjazdu. Napisa²em, że kiedy naród otrz5sn5² siI z d²awi5cej fikcji, kiedy wiele instytucji odważnie przyjrza²o siI sobie, teatrowi nie wolno post5pi7 inaczej. Teatr musi zaj57 siI sob5, i to w sposób — wydaje mi siI — zupe²nie inny, niż to siI rysuje w programie obrad. Otóż przygotowano najrozmaitsze projekty formalne, by nad nimi dyskutowa7. Te projekty mia²y dotyczy7 teatru polskiego. Jakiego teatru? Jednego, ponieważ mamy tylko jeden teatr powielony mechanicznie w kilkudziesiIciu egzempla¬ rzach, które czasami s5 nieczytelne, zważywszy, że maszyny w Polsce zawodz5. Zwraca²em uwagI, że ca²y forma²istyczny aparat tych nowych aktów odnosi siI do teatru w jego dzisiejszej postaci, gdyż akty prawne, a statut jest takim aktem, nie tworz5

229 nowych faktów. Porz5dkuj5 jedynie fakty istniej5ce. To nie jest odnowa. Opowiedzenie siI za odnow5 poci5ga za sob5 duże, ale nieuniknione konsekwencje. Nie da siI jej dokona7 bez wyrzecze´ przykrych, a nawet niebezpiecznych dla osiad²ego życia. Tymcza¬ sem trzydziestoletnie zbiurokratyzowanie teatru skutecznie po- Ëciera²o rogi artystom, nauczy²o ich cierpkiego sceptycyzmu, tej obrony resztek godnoËci u ludzi s²abych. Sceptycyzm zawsze w chwili napiIcia pyta „czy warto”? A wiIc — czy warto narusza7 skromny, ale pewny stan posiadania? Napisa²em dalej w tym liËcie, że burzliwa pogoda polskiego wyżu każe dokona7 wyboru. W Polsce Ëcieraj5 siI dwie wizje Ëwiata. Pierwsza ma w sobie coË z rzeczywistoËci wiIziennej, jest betonowa i szara. Druga kojarzy mi siI z przestrzeni5, zieleni5, s²o´cem. Pierwsza to uniformizm. Uniformistyczny model teatru jest wrogi sztuce, bo jest wrogi życiu. Nie zmieni5 tego pa¬ ragrafy statutów. Nie można jednego schematu zastIpowa7 innym. Uniformizm należy zast5pi7 rozmaitoËci5. Może by7 teatr utrzymywany przez pa´stwo i przez pa´stwo zarz5dzany — Narodowy, może by7 parI teatrów subwencjonowanych, ale powinno by7 także miejsce dla teatrów spó²dzielczych, teatrów doËwiadczalnych, teatrów z²5czonych ze zwi5zkami zawodowymi, teatrów skupiaj5cych siI wokó² jakiejË indywidualnoËci, która chce w²aËnie coË powiedzie7, jednym s²owem — najrozmaitszych i rz5dz5cych siI w rozmaity sposób. Kszta²t instytucji powinien zależe7 od zada´, jakie sobie wytyczy jej twórczy zespó². Czyta²am uchwa²y Zjazdowe, a/e nie znalaz²am w nich Ëladu tych myËli. By²y natomiast uchwa²y o chorobach zawodowych ²a²karzy, o wieku emerytalnym, o jubileuszach aktorskich, do¬ datkach terenowych, minimum bytowym. Nie by²o, bo tam nie dotar²y. List zosta² odczytany z try¬ buny zjazdowej. Andrzej Szczepkowski, którego wybrano na tym Zjeżdzie prezesem ZASP, powiedzia², że nad „surow5 i spra¬ wiedliw5” treËci5 moich uwag nie uda siI dyskutantom przejË7 do porz5dku. Lecz przeszli. Nikt nie chcia² naprawdI reformy teatru. A może Pan chcia² jej za szybko. Na razie odnawiano organizacjI artystów teatru, uczono siI obradowa7 demokra¬ tycznie. Może nie tyle nie chciano. He nie wiedziano, jak reformowa7 teatr? Nie wyobrażano sobie innego teatru? Autor szkicu W obronie s²owa „nie” („Nowy Zapis", 1983, nr 2/3J zwróci² uwagI, że najważniejsz5 reform5, jakiej dokonano w teatrze od 1970 roku, by²a reforma gaż. Sam Pan powiedzia² 11 grudnia 1981 roku na Kongresie Kultury, że teatr zadomowi² siI na dobre w swojej fabryce nauczania i rozrywki, polubi² swego „osobo- widza" który mu pozwa²a wykona7 „plan frekwencji", nauczy² siI obchodzi7 z „funduszem osobowym" i „funduszem bezosobo¬ wym", wype²nia7 arkusze sprawozdawcze i nie troszczy7 siI przy tym zbytnio o jutro. Pogodzi² siI ze swoim ustrojem, przystoso¬ wanym z natury rzeczy do ²udzi przeciItnych. Kiedy to mówi²em, by²em już daleki od tych nadziei, jakie wzbudzi²y we mnie wydarzenia sierpniowe. Uważa²em, że teatr ukaza² w ci5gu tych szesnastu miesiIcy ca²5 sw5 niedojrza²oË7. Nie doË7, że zachowa² sztywn5, zbiurokratyzowan5 strukturI, ale nie zdoby² siI nawet na to, by stworzy7 cho7 jedn5 scenI nowego czasu. MyËla²em, że skoro wszyscy niemal aktorzy wst5pili z entuzjazmem do „SolidarnoËci”, nim zosta²a jeszcze zarejestro¬ wana, zechc5 uzasadni7 swój udzia² w tym ruchu. ZachIca²em — zacznijmy od stworzenia cho7by jednego teatru, który można by nazwa7 teatrem „SolidarnoËci”, teatru niezależnego, poszukuj5¬ cego nowego aktorstwa, odrzucaj5cego to, co aktora dzieli od widza, udzielaj5cego g²osu tym widzom, którzy zaczynaj5 siI usamodzielnia7. Czy wiedzia² Pan, jak5 sztukI należy wystawi7 w nim na pocz5tek? Naturalnie. Dziady. MyËla²em o takim eksperymencie bardzo Ëmia²ym, który by wprowadzi² na scenI robotników z Woli. Wszystkie role poza g²ównymi, wszyscy statyËci, których w Dziadach potrzeba tak wielu, mogliby pochodzi7 z wolskich zak²adów pracy. To by byli ci robotnicy, którzy drukowali potajemnie wiersze

231 Mi²osza, domagali siI zniesienia cenzury, tworzyli „SolidarnoË7" w swoich fabrykach. Marzy²em o takim teatrze, zwi5zanym z rewolucj5, która trwa²a w Polsce, bo przecież by²a to rewolucja. Przez ca²e prawie życie czu²em taki niedosyt, przekonanie, że teatr nie spe²nia swych zada´. Przecież by²o powszechnie wiadome — robotnicy nie znaleêli dot5d drogi do teatru dramatycznego, a teatr drogi do robotników. Nie uda²o siI to nigdzie, nikomu. Mimo wszystkich prób Piscatora i Brechta, Romain Hollanda i Vilara, Meyerholda, Schillera. Robotnicy, o których mówi siI czIsto, że s5 twórcami i rz5dcami cywilizacji, nie uznali teatru za w²asn5 sztukI. PotrzebI widowiska zaspokajaj5 na stadionie. Nigdzie na Ëwiecie nie wype²nili sal teatralnych, aby wnieË7 do nich swoje konflikty. ObojItnoËci robotników nie zdo²a² prze²ama7 nawet ustrój, który zamierza² im da7 wszystkie dobra Ëwiata. Meyerhold s5dzi² b²Idnie, że rewolucja powinna stworzy7 teatr rewolucyjny i że ludzie pracy uznaj5 ten teatr za swój, a Stalin przeciwstawi² temu bardzo zdrowy, cyniczny pogl5d, że robotników bIdzie dużo bardziej interesowa7 balet carski, który należy postawi7 wysoko, na pointach. Schiller w 1949 roku zapowiada², że za dwa lata w ±odzi „otworzy swe wrota masom robotniczym i inteligencji pracuj5cej Monumentalny Teatr Ludowy, zbudowany wed²ug naj¬ nowszych wymogów budownictwa i techniki teatralnej, a przysto¬ sowany do najËmielszych poczyna´ w dziedzinie inscenizacji zarówno widowisk dramatycznych, jak muzycznych"; cytujI za prac5 mojej żony Anki „((Artystyczny Teatr Powszechny# Leona Schillera". Anka dodaje w tej pracy, że gmach, o którym mówi² Schiller, budowano jeszcze 18 lat. MieËci siI w nim opera i balet. Kpi Pan z tego, jak w²adza komunistyczna wyobraża²a sobie teatr d²a robotników. A jednoczeËnie w Pana zdaniach o obo¬ jItnoËci robotników wobec teatru pobrzmiewa ża², że nie dopisali. Tak, moje pokolenie by²o rzeczywiËcie zawiedzione, że robotnik do teatru nie przyszed². Starano siI przecież o niego od dwustu lat. Już Bogus²awski wysun5² pierwszy projekt teatru dla uboższych warstw miejskich, dla rzemieËlników, sklepikarzy. 232 drobnych urzIdników. Tworzy² ten teatr przeciw klasykom, którzy popierali repertuar martwy, tragedie w²adców, w najlepszym wypadku by² to Cyd Corneille'a. Otóż kiedy Napoleon zosta² cesarzem, doszed² do wniosku, że nie wolno pokazywa7 na scenie w²adców w pantoflach, do czego upoważnia² dramat mieszcza´ski, zaproponowany przez Diderota. Nakaza² paryskim teatrom granie tragedii, nakaza² pisarzom, by je rymowali, pos²a² na widownie cenzorów. JakiË badacz historii teatru wyliczy², że w tym okresie powsta²o dwieËcie tragedii, pompatycznych i sztucznych. Ludzie nie chcieli chodzi7 do teatru, Napoleon rozkazywa² chodzi7; teatr sta² siI fa²szywy i publicznoË7 fa²szywa. Stalin i ëdanow pewnie nawet nie wiedzieli, że wstIpuj5 w Ëlady cesarza, którego kiedyË przegnano spod Moskwy. Moda na repertuar napoleo´ski trafi²a rych²o do KsiIstwa Warszawskiego, a potem Królestwa Kongre¬ sowego i Bogus²awski stale siI jej opiera², wprowadza² z uporem repertuar żywy, nowoczesny, bliski ludziom. I rzeczywiËcie do jego teatru przychodzili nie tylko intelektualiËci ówczeËni, ale i „ludnoË7". Potem, pod koniec wieku XIX, zaczI²y siI mnoży7 miejskie teatry ludowe wyros²e z ducha pozytywizmu. Zwraca²y siI do publicznoËci proletariackiej i mia²y nieraz szlachetne intencje, ale nie wychodzi²y na ogó² poza dydaktyczn5 tandetI. Schiller ocenia² surowo te próby. G²osi², że teatr ludowy musi by7 polityczny i aktualny. Nawi5zywa² do projektów Bogus²awskiego i ci5gle marzy² o sobie jako o dyrektorze wielkiej sceny popular¬ nej. MyËmy go widzieli na czele Teatru Narodowego, ale on by² o wiele bardziej przywi5zany do idei teatru dla ludu miejskiego. Próbowa² realizowa7 tI ideI przez ca²e prawie życie i doznawa² zawsze druzgocz5cych klIsk. Kieruj5c przez dwa lata, od 1924 do 1926 roku. Teatrem im. Bogus²awskiego w Warszawie usi²owa² przyci5gn57 m²odzież, robotników, żo²nierzy. Komenda garnizonu warszawskiego przysy²a²a poborowych na bezp²atne miejsca, tanie bilety przydzielane by²y szko²om i zwi5zkom. Ale ci widzowie zawodzili. Zasypiali albo wymykali siI z teatru, który by² jednym z pierwszych w Europie teatrów awangardy artystycznej. Schiller

233 z Horzyc5, który wspó²tworzy² ten teatr, pisali w „ëyciu Teatru" w 1925 roku: „Teatr powszechny [...] nie ma nic wspólnego z teatrem rozrywkowym, a daje on tylko to wielkie wytchnienie, jakie dawa7 musi wielka sztuka". Otóż widzowie nie chcieli tego wytchnienia. Schiller by² g²Iboko rozczarowany. Wierzy! w 1925 roku, że robotnicy wype²ni5 widow¬ niI? Tak. Naiwne, ale tak myËlano. Schiller wierzy². Horzyca, Zelwerowicz wierzyli. Opierali tI wiarI na z²udzeniu, że robotnik ma g²Ibokie potrzeby duchowe, w których mieËci siI teatr. A tylko przeszkody materialne utrudniaj5 mu uczestnictwo w prawdziwej sztuce. Tajna Rada Teatralna, jak pani wie, także w to wierzy²a. Z t5 wiar5 pisa²a manifesty i rysowa²a projekty, które pozosta²y w szufladach. Mnie siI nie podoba to s²owo „z²udzenie". Mnie siI też ono nie podoba, ale czym je zast5pi7? Nie ma siI co oszukiwa7. A po wojnie, teatr Skuszanki w Nowej Hucie? Czy to nie by² teatr robotniczy? Bywa²em tam czIsto, i to nie tylko na premierach. Nowo¬ hucki Teatr Ludowy by² teatrem inteligencji krakowskiej. Spoty¬ ka²em tam zawsze znajomych. Robotników raczej nie widzia²em. Próby Skuszanki zapisuje siI dzisiaj na chwalI polskiego teatru, zapominaj5c o tym, jakiej krytyce kiedyË podlega²y. Jan Alfred Szczepa´ski atakowa² SkuszankI w „Trybunie Ludu", że poprzez swój ambitny repertuar „stawia sprawI na g²owie", bo nowy widz nie jest przyzwyczajony ani do literatury, ani do teatru. I zaleca² repertuar „rozumnie eklektyczny". Pan siI z tym zgadza²? Nie chcia²bym zgadza7 siI z Jaszczem. Pisa² zawsze pod dyktando. Ale nie wiem. Nie mam żadnego pogl5du. Nie wiem, co trzeba robi7, żeby robotnicy przyszli do teatru dramatycznego. MyËlI, rzecz jasna, o zwyk²ych czasach, a nie o chwili wyj5tkowej, od której zaczIliËmy nasz5 rozmowI. 234 Dlaczego ci robotnicy, którym chciai Pan da7 role w Dzia¬ dach, mieli by7 z Woli? Bo tutaj by² teatr. Opowiada²em pani, jak za Kuryluka zwolni² siI Teatr RozmaitoËci. Chcia²em w nim zrobi7 coË samodzielnego i nikt tego nie chcia². Teraz zwolni² siI Teatr na Woli. MiIdzy jednym a drugim projektem minI²o 7wier7 wieku. W roku 1981 nie myËla²em już o sobie jako o dyrektorze. ZachIca²em jedynie, by skorzysta7 z okazji, jak5 daje czas i ta wolna scena. Wie pani, jak to by²o z tym Teatrem na Woli? Dziwna historia. Otóż ±omnicki, wówczas dygnitarz partyjny i rektor PWST, chcia² mie7 w²asny teatr. I wymyËli² sobie taki argument, że potrzebny mu jest nowy warsztat dla szko²y. RzeczywiËcie, jeËli nawet tym pomys²em kierowa²a osobista ambicja, by² zupe²nie s²uszny. Szko²a od dawna ubiega²a siI o budowI. Mia²a nawet plac. Sta² na nim niegdyË teatr Collegium Nobilium. Niezwyk²y zbieg okolicznoËci; gdyby istnia² dawny teatr Konarskiego, sta²by na podwórku PWST. PamiItam, że Tajna Rada Teatralna chcia²a zbudowa7 teatr dla szko²y na skarpie Wis²y. Wielkie powietrzne przestrzenie. To jeszcze by²o echo marze´ Prusa — przybliży7 WarszawI do Wis²y. Nic z tego nie wysz²o. Wracaj5c do Teatru na Woli, ±omnickiemu uda²o siI wydzierżawi7 salI należ5c5 do robotników fabryki Kasprzaka. Nie bardzo chcieli j5 da7, ale on, oczywiËcie, mia² wiIksze wp²ywy. Szybko j5 dla niego przebudowano. Sala mia²a tak5 architekturI, że nie można by²o odtworzy7 teatru tradycyjnego, ale wbudowano scenI w widowniI. Ta koniecznoË7 stworzy²a nowe, bardzo ciekawe możliwoËci inscenizacyjne. Zbu¬ dowano doskona²e zaplecze i ±omnicki zacz5² prowadzi7 ca²kiem dobry teatr; wystawi² miIdzy innymi s²ynnego Amadeusza z Po¬ la´skim i w jego reżyserii. Otóż po 1980 roku robotnicy przy¬ pomnieli sobie, że najpierw wymuszono od nich salI teatraln5, a potem wmuszono im teatr ciesz5cy siI szczególn5 ²askawoËci5 w²adz. ±omnicki musia² siI wynieË7. Prawowici w²aËciciele sceny nie bardzo jednak wiedzieli, co robi7 z ni5 dalej. Ten teatr.

235 w robotniczej dzielnicy, z architektur5, która zaciera²a podzia² miIdzy widzami a aktorami, bardzo siI nadawa²..: Prezesem ZASP by² już wtedy Szczepkowski. Zaproponowa²em: — Panie Andrzeju, jest wolny teatr i w²aËcicielami tego teatru s5 robotnicy. Zróbcie tam scenI „SolidarnoËci”. — Ale Szczepkowski tylko zamacha² rIkami. Powiedzia², że nikt nie ma na to si², że nie ma czasu, że trzeba tworzy7 i umacnia7 ZASP. że nikt nie może bra7 na siebie ciIżaru eksperymentowania z teatrem. PamiItam dobrze, że wtedy rzeczywiËcie nikt nie mia² czasu. Robotnicy odebrali ±omnickiemu teatr i nie wiedzieli, co z nim zrobi7. I nic siI w nim nie dzia²o. Natychmiast po narzuceniu stanu wojennego ²omnicki poszed² do Bia²ego Domu i odda² legitymacjI partyjn5. Odda² j5 wraz z listem. KtoË, kto czyta² ten Ust, powiedzia² mi, że zrobi² na nim duże wrażenie. List cz²owieka bardzo g²Iboko zawiedzionego i zmIczonego. Bardzo nieopatrznie zrobi². Móg²by dosta7 ten teatr z po¬ wrotem. Szkoda. Szkoda, że odda² legitymacjI i napisa² Ust? Nie. Szkoda, że tak to siI wszystko toczy. Wie pani, oczywiËcie, co siI sta²o dalej z Teatrem na Woli. Dosta² go Krasowski, kiedy mu siI spali² Teatr Narodowy. Ostatnio Skuszanka wystawi²a tam Dziady. Takie przedstawienie, które Ëwiadczy o tym, że nie należy sobie stawia7 zada´ nad si²y. A Dejmek dot5d nie wznowi² Dziadów. I nie powinien. MówiliËmy d²ugo o tym, że teatr nie zdoby² siI na reformI. A co siI w ci5gu tych szesnastu miesiIcy zdarzy²o na scenach? TrochI siI zdarzy²o, ale daleko mniej, niż siI spodziewa²em u progu tego okresu. Przywrócono parI pozycji przedtem zatrzy¬ manych — Poloneza Jerzego Sity, sztukI o Mochnackim Jerzego Mikkego. Bryll napisa² KolIdI nockI, tak5 próbI natychmiastowej odpowiedzi na wydarzenia. Sz²a na Wybrzeżu i zosta²a przyjIta 236 bardzo gor5co. Wystawiono Relacje Hanny Krall, adaptacjI H²aski, sk²adanki poezji — oczywiËcie Mi²osz. W czerwcu dosz²o w Teatrze Nowym w Poznaniu do g²oËnej premiery przedstawienia pod tytu²em Oskarżony: Czerwiec piI7dziesi5t szeË7 Izabelli Cywi´skiej. Teatr Powszechny w Warszawie zrobi² program Wszy¬ stkie spektakle zarezerwowane, takie pokoleniowe obrachunki poetyckie. Ma²o. Teatr jeszcze raz pokaza², że przetrawia powoli. Zmiana nast5pi²a gdzie indziej. Nie w repertuarze, ale w stosunku widzów do teatu. PublicznoË7 zrzuci²a swoj5 wstrzemiIêliwoË7. Dużo ²atwiej dawa²a siI teatrowi wci5ga7 w uczucia. Gotowa by²a tworzy7 wielki dramat w miejsce zwyczajnego. Nadawa²a nowe wartoËci temu, co siI dzia²o na scenie. Powiedzia² mi Pan kiedyË, że ludzie chItnie dziel5 siI szczIËciem. Może dlatego obdarzali teatr, że byli szczIËliwsi? Teatr przed sierpniem by², jak Polska, „domem, który nie istnia², bo brak w nim by²o prawdziwego szczIËcia”. Jestem przekonany, że cierpienie nie ma mocy uszlache¬ tniania. By7 może uszlachetnia ono bardziej ludzi i tak szla¬ chetnych. NieszczIËcie odgradza, buduje nieufnoË7, a nawet nienawiË7, Widownia, która siI sk²ada z ludzi zawiedzionych, sfrustrowanych, nie zaspokojonych, to widownia z²a, niechItna, z²oËliwa. Taka widownia nie wychodzi naprzeciw, ale siI zamyka w swoim krytykanctwie. Otóż widownia szesnastu miesiIcy by²a zupe²nie inna niż widownia schy²ku epoki gierkowskiej. By²a niezmiernie chItna do wspó²udzia²u. Wielka szkoda, że teatr nie wykorzysta² tego bogactwa. Może siI nie czu² na silach? Premiera sztuki o czerwcu pozna´skim odbyta siI w dniu, w którym ods²aniano w Poznaniu monumentalny pomnik ofiar tej tragedii. Teatr musia² zdawa7 sobie sprawI, że żaden spektakl na zamkniItej scenie nie może siI równa7 temu spektaklowi, przeżywanemu przez ca²5 PolskI. Takich spektakli by²o wtedy wiele. By²y nimi rozprawy rejestra¬ cyjne, zjazdy „SolidarnoËci”, odnawiane rocznice, celebra straj¬ kowa, negocjacje miIdzy stronami, przekazywane czasem przez

237 telewizjI. Maria Janion w swoim wyst5pieniu na Kongresie Kultury powo²a²a siI na historyka francuskiego Jeana Duvignaud, który napisai: „Dlaczego rewolucja nie powoduje pojawienia siI teatru rewolucyjnego, chyba że miernego i dominowanego przez przestarza²e formy i blade postacie? Ponieważ w okresie inten¬ sywnej transformacji spo²ecze´stwo samo siebie przedstawia". Budzi siI we mnie chI7 sporu. MyËlI, że może by7 różnie. Możliwe że szlachta za Jagiellonów nie siIga²a po teatr, bo mia²a bujne życie polityczne. Ale to wniosek dosy7 ryzykowny. Gotów jestem natomiast broni7 pogl5du, że wielki teatr poetycki mówi o rzeczach wiIkszych, niż może wypowiedzie7 je cz²owiek, nawet id5cy na Ëmier7. W chwili dziejowej doznajemy uczu7, jakie siI w nas budz5 pod wp²ywem wielkiej poezji, roËniemy razem z t5 chwil5 i gdyby znalaz²o siI wówczas odpowiednie s²owo, zmieËci²oby siI w tym wydarzeniu. Tak jak wiersz Mi²osza na pomniku Poleg²ych Stoczniowców. Kiedy prawdziwy poeta mówi o chwili dzisiejszej, obecni doznaj5 szczIËcia. Tak by²o z Szekspi¬ rem, tak tworzy² teatr Ajschylos. Ale oni rzadko siI rodz5. Hanna Skarżanka, któr5 Pan obsadza² w ważnych rolach g²oËnych przedstawie´, opowiada²a mi o swoim najwiIkszym teatralnym przeżyciu. Nie by² to wystIp w teatrze, a²e na stadionie, 3 maja 1981 roku. Msza po²owa z biskupem. Andrzej Czuma czyta² tekst Konstytucji Trzeciego Maja, a Skarżanka mówi²a Koncert Jankiela. Mówi²a do ogromnego t²umu na sta¬ dionie i do radzieckich konwojentów TIR-ów, którzy zatrzymali siI i wysiedli z kabin. Potem szed² pochód, Skarżanka też sz²a, zagarnI²a j5 grupa rolników, przypiIli jej znaczek „SolidarnoËci". Narzekamy na teatr, który nie nad5ża². A on przeniós² siI w inne rejony. JeËli wybitni polscy aktorzy daj5 koncert w dniu rejestracji „SolidarnoËci", aby uczci7 to wydarzenie (znowu Mickiewicz i Mi²osz, a na ko´cu Hymn i Boże coË PolskI/, czy to nie jest teatr, który towarzyszy? Albo kiedy Olbrychski pro¬ wadzi wstrz5saj5cy apel podczas ods²oniIcia pomnika Poleg²ych Stoczniowców, a Kolberger deklamuje wiersze na uroczystoËciach

238 poËwiIcenia sztandarów „SolidarnoËci" w Gda´sku i Szczecinie? Może jest chwila na teatr dramatyczny w gmachu teatralnym i na teatr uliczny, teatr stadionu, teatr hali Oliwii, gdzie wykpi- wano w piosenkach póênego Gierka i wspó²czesny beton, i teatr „Spodka" katowickiego, gdzie wystawiono montaż Tragedia romantyczna (Olbrychski z Wielk5 improwizacj5 — wiIc ci5gle Mickiewicz)? To s5 obrazy bardzo ponItne. Ale ja bym nimi nie prze¬ s²ania² tego bezw²adu, jaki teatr okaza² w czasie wielkich zmian. Nie tylko nie potrz5sn5² swoj5 instytucj5, nie tylko nie uwie¬ rzytelni² swego entuzjazmu dla „SolidarnoËci”, ale nie zdoby² siI nawet na to, by wprowadzi7 na scenI w ca²ym jego blasku wielki repertuar rewolucyjny — szutki romantyczne. MyËla²em — wszyscy siIgn5 po Dziady. Ale ich nie by²o. Czyżby zabrak²o aktorów? Może w tych ostatnich latach przed sierpniem aktor zapomnia², jak mówi7 wiersze? Nauczono siI psychologizowa7, sprowadzono aktorów na z²5 drogI. Wielka improwizacja to nie s5 tylko mIki duszne. To jest także poezja i trzeba j5 wypowiedzie7. PomyËla²em o Weselu Fonsia. Nikt go wprawdzie nie wystawi², ale znowu byliËmy poza histori5. To też jest jakiË element naszej tożsamoËci narodowej. To mijanie siI z czasem. Ale swoje przemówienie na Kongresie Kultury rozpocz5² Pan tak. jakby Pan dobrze wiedzia², co siI wkrótce stanie. Powiedzia²em, że kiedy Wojciech Bogus²awski uczy² siI aktorstwa, teatr w Pa²acu Radziwi²²owskim, dzisiejszej siedzibie rz5du, poddany zosta² bardzo ciIżkiej próbie. Zastanawiano siI mianowicie, czy po klIsce narodowej wypada chodzi7 do teatru? Nie przewidywa²em, że to pytanie stanie siI aktualne od niedzieli. OKLASKI

Telefony odciIto. Wstrzymano sprzedaż benzyny. Na miasto wysiano patrole z bagnetami na broni. Wbrew tym warunkom strachu i blokady w Pana domu przy ulicy Mi5czy´skiej na Mokotowie zrobi²o siI t²oczno. KtoË rozgada² przed laty w naszym Ërodowisku, że mia²em nominacjI na ministra kultury w Delegaturze Rz5du na kraj. Nie otrzyma²em nigdy takiej nominacji. A może przyczyna tych wizyt na Mi5czy´skiej by²a zwyklejsze. Ludzie, przeciw którym wys²ano wozy pancerne, zwracali siI po rady do kogoË starszego, kto mia² doËwiadczenie z okresu zorganizowanego oporu, wyraênych ko¬ deksów moralnych. Wiedziano o roli, jak5 pe²ni²em w Tajnej Radzie Teatralnej w czasie wojny i w s5dzie ZASP drugiej instancji tuż po wojnie. Tych doËwiadcze´ nikt już ze mn5 nie dzieli², nikt ich nie móg² przekaza7; by²em ostatnim żyj5cym cz²onkiem tych zespo²ów. O co Pana pytano? Z jakich propozycji zawodowych skorzysta7, a jakie odrzuci7, jak siI zachowywa7 wobec kolegów, których postIpowanie budzi²o gniew, bo opowiedzieli siI po stronie przemocy, czy można odmówi7 udzia²u w robocie, która naraża, jeËli czuje siI tylko powinnoË7,

240 a brakuje odwagi, czy przyj57 zaproszenie na spotkanie z w²adzami. Nastroje ci5gle siI zmienia²y, nie tylko pod wp²ywem ogólniejszych wydarze´, ale i pod wp²ywem zmiennych decyzji w²adz wobec ZASP. WiIc zmienia²y siI pytania i odpowiedzi, które pada²y w naszych rozmowach. Teraz, z perspektywy czasu, wydaje siI, że teatr od razu wiedzia², co robi7. Aktorzy odmówili pracy dla telwizji radia, udzia²u w imprezach propagandowych, udzielania wywiadów. To by² nakaz widzów. Nie ujmuj5c aktorom poËwiIcenia, godnoËci, odwagi, trzeba jednak zdawa7 sobie sprawI, że wybrali tak5 w²aËnie postawI, bo j5 nakazali widzowie. Widzia²em to sam z pierwszych rzIdów widowni. Dozna²em g²Ibokiego wstrz5su. Nie zetkn5²em siI nigdy z takim fenomenem, nawet studiuj5c dzieje teatru we Francji. Nie czyta²em, by kiedykolwiek widz bezpoËred¬ nio kierowa² aktorem. Nie by²o tego nawet podczas Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Teatr odegra² wielk5 rolI w wypadkach Rewolucji Lipcowej we Francji, w 1830 roku, ale jednak wówczas aktorzy poddawali ton, nie widzowie. Wydarzenia, jakie ogl5da²em w Warszawie, kiedy już otwarto teatry, zamkniIte z nakazu w²adzy przez pierwsze tygodnie stanu wojennego, by²y zupe²nie nowe, niebywa²e. To by² teatr, o którym zawsze marzy²em. Co Pan widzia²? Widzia²em, jak publicznoË7 nak²ada kary na aktorów, którzy jej zdaniem zachowali siI niew²aËciwie jako obywatele, odsy²a ich za kulisy, zrywa przedstawienia. Orzeka w trybie doraênym, bez apelacji, ku przestrodze, te wyroki niezmiernie surowe, nieraz niewspó²mierne do winy. By²em na przedstawieniu Stu r5k, stu sztyletów Jerzego ëurka, sztuki o Powstaniu Listopadowym wyreżyserowanej przez Krasowskiego w Teatrze Polskim u Dejmka. Reżyser posadzi² Ch²opickiego, którego gra² Zdzis²aw Mrożewski, w loży pierwszego piItra, a majorowi u²anów Stanis²awowi Mikulskiemu kaza² wejË7 z hallu przez drzwi blisko sceny i prze¬ chodzi7 dziarsko przy pierwszych rzIdach. Już to dzielne wejËcie rozdrażni²o publicznoË7, która mia²a Mikulskiemu do zarzucenia, że

241 pokaza² siI w telewizji w programie na czeË7 armii radzieckiej. Kiedy major zwróci² siI w stronI loży Ch²opickiego i otworzy² usta, by wyg²osi7 kwestiI, sta²o siI coË niezwykle dziwnego. Teatr zacz5² kaszle7. Rozleg² siI koncert, jakiego nigdy nie s²ysza²em. Kaszel cienki i gruby, kobiecy i mIski, piskliwy, chrypliwy... Mikulski porusza² ustami, lecz jego g²os ton5² zupe²nie w ha²asie. Pu¬ blicznoË7 uciszy²a siI dopiero wtedy, gdy aktor z pozycji na bacznoË7 przeszed² do spocznij. By²em pe²en uznania dla jego nerwów; nie za²ama² siI, pozosta² na scenie. Teraz przysz²a kolej na Mrożewskiego. Blady jak Ëmier7 podszed² do brzegu loży i b²agalnie potoczy² wzrokiem po widowni. Nast5pi²a cisza. Ta cisza pe²na szacunku trwa²a, dopóki nie sko´czy² kwestii. Lecz kiedy znowu mia² mówi7 Mikulski, kaszel wybuch² z poprzednim impetem. By²em ogromnie ciekaw, co bIdzie dalej. KarnoË7 wymaga tego, by nawet aktorzy, którzy nie graj5 do ko´ca, wyszli do uk²onów. ProszI sobie wyobrazi7, że Mikulski wyszed². Na tI jedn5 chwilI publicznoË7 wstrzyma²a oklaski. Teatr musia² da7 za wygran5. SztukI szybko zdjIto z afisza. W Narodowym sz²o od lat Wesele w reżyserii Hanuszkiewicza. W roli ëyda wystIpowa² Janusz K²osi´ski, dobry aktor, którego lubi²em. Karny cz²onek partii. WiIc kiedy w²adze potrzebowa²y aktora, który popar²by w telewizji decyzjI o stanie wojennym, zaproponowa²y to jemu. Zgodzi² siI, nie przewidzia², że skazuje siI na Ëmier7 aktorsk5. Gdyby dopisa²a mu wyobraênia, pewnie by tego nie zrobi², bo lubi² gra7. WiIc by² tym karczmarzem w Weselu. Niewielka rola, bardzo dla publicznoËci niewygodna. Widownia wyraênie siI obawia²a, że manifestacja przeciw akto¬ rowi, który gra ëyda, może by7 wziIta za antysemityzm. A po różnych polskich doËwiadczeniach nikt tego nie chcia². Czu²em fizycznie ten moment wahania. KtoË siI jednak zdecydowa² i za¬ klaska², prze²amuj5c to zawieszenie. K²osi´ski zmartwia². By² ledwie przytomny. Zag²uszono go ca²kowicie. SpotkaliËmy siI oczami. Siedzia²em bardzo blisko, w drugim rzIdzie. Klaska² Pan? Nie.

242 Nie chcia² Pan bra7 udzia²u w tej egzekucji? Nie tylko dlatego. W²adze mówi²y, że bojkot jest ste¬ rowany przez ZASP, przez ludzi z zarz5du, z Rady Artystycznej. Jako cz²onek Rady nie mog²em sobie pozwoli7 na przy²5czenie siI do widowni. Swoj5 drog5, żal mi by²o K²osi´skiego. Nie by² tak odporny jak Mikulski. Uciek² za kulisy. Nie wyszed² do uk²onów. Zaproszono go potem do Elbl5ga, by wystawi² Rewizora i zagra² Horodniczego. Ale i tam widzowie nie chcieli go ogl5da7 na scenie. Otrzyma² dyrekcjI Teatru Lalek w Warszawie. S²ysza²am, że kiedy pojecha² na przegl5d teatrów lalkowych do Opola, w listo¬ padzie 1983 roku, z przedstawieniem Sezamie, otwórz siI w swojej adaptacji i reżyserii, widzowie najpierw ha²asowali, a potem opuËcili widowniI. I na nastIpnym przegl5dzie teatrów lalkowych, w Bia²ymstoku, Lalki nie by²o. By! to jedyny teatr lalkowy, który nie przyjecha²; przegl5d ma charakter obowi5zkowy. W tej sytuacji wybór by² prosty. JeËli aktorzy chcieli by7 z widzami, a wiemy, że chcieli, nie mieli po prostu innego wyjËcia niż bojkot ról narzucanych przez w²adze, czy cho7by mile przez nie widzianych. Przy tym ówczesna widownia nie tylko kara²a. Umia²a również wspaniale nagradza7. Potrafi²a z masy aktorów w M/y- zwoleniu reżyserowanym przez Dejmka wy²owi7 aktorkI obsadzon5 w niewielkiej roli, niezbyt odpowiedniej, i powita7 j5 stoj5c5 owacj5 dlatego, że ta aktorka by²a odważniejsza niż inni, wiedzia²a przed innymi, co należy robi7, i ciIżko zd to p²aci²a, internowaniem, zdrowiem, poniżeniami. Miko²ajska — Hestia. Nagradzano także MajI Komorowsk5, Daniela Olbrych¬ skiego, Holoubka, KrystynI Zachwatowicz. DziIkowano im okla¬ skami w teatrze, jeËli wówczas grali, albo w inny sposób — pozdrawiaj5c ich na ulicy, pisz5c do nich listy. PublicznoË7 wzo¬ ruj5c siI na MSW, które dokona²o weryfikacji dziennikarzy, dokona²a weryfikacji teatrów, lecz wyci5gnI²a z tego zabiegu odwrotne konsekwencje. Odwróci²a siI od tych scen. które jej

243 zdaniem s²uży²y w²adzy. Teatr Narodowy opustosza² po przejIciu go przez Krasowskich, którzy zaangażowali pos²usznych aktorów, Mikulskiego, HalinI Kossobudzk5, i po dograniu Êpiewnika do¬ mowego. Hanuszkiewicz wyznaczy² premierI Êpiewnika na wigiliI swego odejËcia. Spadek k²opotliwy, bo Hanuszkiewicz z nie¬ zwyk²ym wyczuciem zebra² dziewiItnastowieczne pieËni powsta´¬ cze, które trafi²y w nastrój publicznoËci op²akuj5cej utratI solidarnoËciowych nadziei. Teatr Dramatyczny opustosza² po prze¬ jIciu go przez Gawlika i dograniu KsiIdza Marka, na którym publicznoË7 tylko dlatego nie klIka²a wraz z zakonnikiem, że powstrzymywa² j5 przed tym wstyd. Ale czu²em, jak chc5 klIka7, jak siI pochylaj5 w fotelach i kusi²o mnie — wyjdI z rzIdów i klIknI, co siI wtedy stanie? Dlaczego Pan tego nie zrobii? Z wielkiej niechIci do manipulacji. Ale żeby powróci7 do naszego w5tku, bo mówiliËmy o tym, że nie tylko karano, ale i nagradzano — obok tych teatrów opuszczonych przez widzów, by²y teatry, które zakwita²y dziIki publicznoËci. Widzia²em, jak sala Teatru Powszechnego pod dyrekcj5 Hubnera, teatru solidnego, który nie zawiód² widzów i zatrudnia² wielu aktorów ciesz5cych siI uznaniem, wdziIcznoËci5, zakwita w chwili opuszczenia kurtyny w sposób zupe²nie nieoczekiwany. Otóż kiedy podziemny „Tygodnik Mazowsze" og²osi² pierwszy tydzie´ stycznia 1983 roku Ty¬ godniem Sceny Polskiej, zaczIto przynosi7 do teatru tyle kwia¬ tów, że w²adze nakaza²y dyrekcji Powszechnego konfiskowanie bukietów. PamiItam, że przy wejËciu do teatru wywieszono wtedy roz¬ porz5dzenie: widzowie maj5 zostawia7 bukiety w szatni. Wszyst¬ kich to bardzo bawi²o. Chowano kwiaty pod marynark5 albo pod szalem. Te ukryte wi5zanki ujawnia²y swoj5 obecnoË7 dopiero po zako´czeniu spektaklu. Polityka a kwiaty to temat, który czeka na autora. Mówiono mi w Szczecinie, że wi5zanki z²ożone w rocznicI wydarze´

244 grudniowych 1970 roku w odpowiedniej kwaterze cmentarza „Ku s²o´cu" (tak nazywaj5 go szczecinianiej, by/y zgrabiane przez s²użby specjalne i podpalane. KtoË sta² w tym dymie, przerzuca², żeby si$ dobrze spali²y. Wszystkie kwietne krzyże. Warto by o nich napisa7 proz5, bo wiersze już by²y. Mówi² Pan o tym, że o postawie aktorów zadecydowali widzowie. Wyklaskiwanie jednych, nagradzanie innych przez pu¬ blicznoË7 zaczI²o siI jednak póêniej niż bojkot. Bojkot telewizji, radia i imprez propagandowych zacz5² siI natychmiast po narzu¬ ceniu stanu wojenngo. Teatry zaË by²y zamkniIte przez parI tygodni. Przez ten czas publicznoË7 nie mog²a kara7 ani nagradza7, a bojkot trwa² i rós² w si²I. WiIc aktorzy nie dzia²ali z nakazu widowni. Przynajmniej w pierwszym okresie bojkotu. RzeczywiËcie, bojkot zacz5² siI natychmiast i by² odruchem. WËród moich znajomych utar²o siI nawet okreËlenie — odruch wymiotny. Fizjologia. Odruch tak ostry, że czIË7 aktorów w ogóle nie chcia²a gra7, nawet w teatrze. ZamknIli teatry — dobrze, bIdziemy prowadzi7 stragany. Jeszcze wtedy nie by²o wiadomo, że znajd5 siI inne sposoby zarabiania, g²ównie dziIki KoËcio²owi. Zarz5d ZASP twierdzi² jednak, że należy przychodzi7 do tych zamkniItych teatrów i przygotowywa7 siI do spektakli. Z tym że ważne jest — jakie one bId5. Już piItnastego grudnia, w dwa dni po zamachu wojskowym, prezydium Zarz5du G²ównego ZASP oËwiadczy²o w komunikacie, że „wobec zakazania przedstawie´ należy kontynuowa7 bież5ce próby, jak również przygotowywa7 repertuar godny chwili". Stary Teatr w Krakowie postanowi² wówczas siIgn57 po Wyzwolenie w inscenizacji Swinarskiego. Zapomnieli już sytuacje, wiIc skontaktowali siI z Instytutem Sztuki . PAN, który dokumentuje ważniejsze spektakle. Wspomogli siI niezwykle precyzyjnym zapisem przedstawienia, który zrobi²a Zofia Krajewska z Biblioteki Narodowej, i rzeczywiËcie otwarli Wyzwo¬ leniem. Raszewskiemu uda²o siI w tamtym okresie odwiedzi7 w Bia²o²Ice internowanego kolegI z IS PAN, który zajmowa² siI

245 w²aËnie dokumentacj5 teatraln5. Uda²o siI to miIdzy innymi dlatego, że Holoubek, który zawióz² Raszewskiego, oczarowa² strażniczkI. Otóż pierwsze pytanie tego kolegi, gdy go przypro¬ wadzono do rozmównicy, brzmia²o, czy teatry graj5 i czy bId5 gra7. Raszewski odpowiedzia², że tak. Tak zadecydowa² ZASP i Ërodo¬ wisko zgodzi²o siI na to. Tamten zapyta²: — Czy to jest s²uszne? — Stary Teatr zaczyna Wyzwoleniem — powiedzia² Raszewski. — Czy ma pan coË przeciw temu? — WiIc rzecz by²a dyskutowana. Teraz już nikt nie pamiIta, że by²o takie wahanie, czy bojkot nie powinnien by7 totalny. W każdym razie bojkot telewizji nast5pi² od razu i by² impulsem. Trzeba natomiast wyjaËni7 sprawI widowni i jej nakazu. Otóż istniej5 okresy, w których intuicja ludzka wyostrza siI; mówiliËmy o tym przy okazji sierpnia 1980 roku. Podobnie, chociaż z odmiennych powodów, sta²o siI po wprowa¬ dzeniu stanu wojennego. Aktorzy, o których mówiliËmy nieraz, że wyczuwaj5 nieomylnie nastroje spo²eczne, nie musieli czeka7 na bezpoËredni sygna² publicznoËci, aby wiedzie7, czego siI po niej spodziewa7. Nie s5dzI, by reakcje widowni zaskoczy²y tI ogromn5 wiIkszoË7 aktorów, która opowiedzia²a siI za bojkotem. Utwier¬ dzi²y j5 tylko i podtrzyma²y w wyborze. Mam jednak ci5gle wrażenie, że pomniejsza Pan ro/I aktorów w bojkocie. Nie zamierzam pomniejsza7. Czy to ma jakieË znaczenie, w jaki sposób dokonujemy wyboru — intuicyjnie czy rozumowo? Ale ważne, by wybiera7 w warunkach wolnoËci, a nie pod naciskiem. Zawsze istnieje nacisk okolicznoËci. Ważne, czy wybór jest s²uszny. Byi s²uszny? Tak. PatrzI już na to z wystarczaj5cej perspektywy, by to powiedzie7 z ca²kowit5 pewnoËci5. Bojkot by² dla aktorów b²o¬ gos²awie´stwem, ponieważ zrobi² z nich obywateli, dokona² tego procesu, który zacz5² siI w sierpniu na Wybrzeżu. To nie by² opór

246 tylko, ale budowanie osobowoËci. Nigdy aktorstwo polskie nie przeży²o takiego zbiorowego uniesienia i wyniesienia. Dlatego nie można rozpatrywa7 bojkotu w kategoriach samego tylko rozs5dku. Jaki miai Pan udzia² w tym, co siI sta²o? By²em zdecydowanie przeciwny jakimkolwiek dzia²aniom, które by z bojkotu uczyni²y akcjI. Nie by²o zreszt5 tych tendencji. Zarz5d G²ówny ZASP i Rada Artystyczna tej organizacji, naradzaj5ce siI w różnych okresach i okolicznoËciach jawnie, pó²jawnie lub potajemnie, by²y w tej sprawie ca²kowicie zgodne. SprawI bojkotu pozostawiono indywidualnym sumieniom. OczywiËcie, by²em jego zwolennikiem. Opowiada²em siI za nim wobec tych osób, które przychodzi²y do mnie po radI. Lecz nie odmawia²em nikomu prawa do innego wyboru. Kiedy mnie pytano, czy aktorzy, dla których oceny wydobyto z zapomnienia s²owo „kolaboranci", powinni zosta7 ukarani przez Ërodowisko, odpowiada²em, że nie. Po pierwsze, z formalnego punktu widzenia w ogóle na karI nie zas²uguj5. ZASP nie og²osi² żadnych zakazów, wiIc nie mieli czego ²ama7. A co siI tyczy moralnej oceny ich postIpowania, dokona²a jej już publicznoË7. Ukara²a ich w sposób niezmiernie bolesny. WiIc nie ma najmniejszej potrzeby, by siI do tego dok²ada7. Bojkot telewizji po wprowadzeniu stanu wojennego po¬ równywano do bojkotu jawnych teatrów w czasie okupacji niemieckiej. Co Pan o tym s5dzi? To zupe²nie różne sytuacje. Wtedy prawowicie wybrany zarz5d ZASP podj5² decyzjI o bojkocie, a potem Tajna Rada Teatralna egzekwowa²a j5 w porozumieniu z kierownictwem walki cywilnej. Ta decyzja ZASP mia²a oparcie w potIżnej organizacji pa´stwa podziemnego. Dzia²alnoË7 Propagandaamt by²a elementem ekster¬ minacji Polaków i nie można by²o decyzji o oporze pozostawi7 do indywidualnego uznania. To by²a prawdziwa wojna. W intencji najeêdêców mia²a siI zako´czy7 zag²ad5 narodu polskiego. Hitler nie zamierza² prowadzi7 z Polakami jakichkolwiek rozmów. Mie¬ liËmy zgin57 zaraz po ëydach. Nie można porównywa7 tamtej wojny

247 do tej Ëmiesznej wojny jaruzelskiej, chociaż to ta druga jest dla nas haniebna, trwa już d²użej niż okupacja niemiecka i jeszcze nie znamy wszystkich jej skutków. W czasie okupacji oko²o dwustu aktorów z²ama²o zakaz ZASP, a publicznoË7 udzieli²a im poparcia, t²ocz5c siI na rewiach. Wstanie wojennym, mimo że nie nakazywano bojkotu, wy²ama²y siI z niego pojedyncze osoby, które publicznoË7 natychmiast ukara²a. Jak to zrozumie7? MówiliËmy już podczas naszych pierwszych spotka´ o przy¬ czynach tamtych niepowodze´. Zastanówmy siI raczej nad tym, dlaczego ostatnia odmowa by²a tak powszechna i tak gor5co aprobowana. Otóż aktorzy bardziej niż jakakolwiek grupa spo¬ ²eczna odzierani byli z godnoËci przez te wszystkie lata poprze¬ dzaj5ce sierpie´. Socrealizm ze swoim ciasnym myËleniem poli¬ tycznym, neguj5cym rzeczywistoË7 obiektywn5, nakazywa², by sztuka by²a stronnicza, wymaga² dzielenia ludzi na dobrych i z²ych, jak w Ëredniowiecznym moralitecie. W tych sztukach o ostrych - podzia²ach aktor graj5cy wroga politycznego musia² mu nada7 wszelkie cechy kanalii, musia² mu odebra7 wszystko, co ludzkie, potraktowa7 go z najwyższ5 pogard5. Aktor w takiej roli nie móg² siI cieszy7 uznaniem widowni, a takie uznanie jest mu potrzebne do życia. Bohater pozytywny, który nie móg² siI zmierzy7 z godnym przeciwnikiem, również nie schodzi² ze sceny zwyciIski. WiIc stalinizm wyznaczy² aktorom bardzo przykre zadania, obracaj5ce siI przeciw samej istocie ich sztuki. Przypomnia² mi Pan tymi s²owami wyst5pienie Zapasiewicza na krajowej naradzie teatralnej w marcu 1981 roku. Powiedzia², że coraz lepiej rozumie, czego ludzie szukaj5 w teatrze. Otóż ci5gnie ich tam możliwoË7 wielostronnego spojrzenia na cz²owieka, obdarzania racjami różnych stron uwik²anych w konflikty. Ci5gnie ich ta niezwyk²a zdolnoË7, jak5 jest obdarzony zawód aktorski, do wyrażania moralnej tolerancji wobec Ëwiata i cz²owieka. Teatr przyci5ga wiIc pluralizmem, chociaż Zapasiewicz tego s²owa nie uży².

248 W²aËnie tej możliwoËci „wyrażania tolerancji” aktorzy byli pozbawieni przez lata. Ale wiIkszoË7 aktorów, którzy podjIli bojkot, nie zna²a doËwiadcze´ tej czarno-bia²ej epoki. Stalinizm w Polsce trwa² krótko. Sko´czyI siI na 7wier7 wieku przed stanem wojennym. MyËlI jednak, że takie doËwiadczenie jest przekazywane, że tkwi g²Iboko w ËwiadomoËci ca²ego zbiorowiska. S5dzI, że i do¬ Ëwiadczenie okupacyjne odegra²o rolI w ostatnim bojkocie. Aktorzy nie lubili wspomina7 tamtej nies²awy, ale pamiItali. Redakcja „PamiItnika Teatralnego” wydaj5c numer wojenny poruszy²a zreszt5 tI pamiI7. Na pewno istnia²a potrzeba uporania siI z t5 spraw5, zmycia tego z siebie. Nie mówiI nawet o tych, którzy sami pamiItali te czasy. CzIsto dopiero nastIpne pokolenia prostuj5 Ëcieżki. To m²odzież zadaje pytania o antysemityzm polski. By²y jednak i nowsze, wyraêniejsze powody odmowy aktorów — sytuacja teatru w latach siedemdziesi5tych, erze telewizji, kiedy to usi²owano aktorów tanio przekupi7, pozyska7 dla w²adzy, co siI w dużym stopniu uda²o. Telewizja by²a wtedy niezmiernie dyna¬ miczna, nonszalancka. Aktorzy zawsze zarabiali ma²o w teatrach, a teraz pojawi² siI i rozpiera² nowy mecenas, ż5daj5cy niewielkich kwalifikacji, przy ca²kowitej rezygnacji z obywatelskich przekona´. Rezygnacji jakby mimochodem, bo przecież nie mówi²o siI o tym. To siI wszystko jakoË gromadzi²o. Potem przysz²o oczyszczenie sierpniowe i szesnaËcie miesiIcy, podczas których aktorzy odbu¬ dowywali swoje poczucie obywatelstwa, jak ogromna wiIkszoË7 ludzi w tym kraju. Ten wysi²ek jednoczy² wszystkie Ërodowiska. PublicznoË7 sta²a siI bliższa aktorom. PamiIta pani, mówiliËmy o tym, że widownia by²a wówczas życzliwa, bo sk²ada²a siI z ludzi szczIËliwszych, którzy coË tworzyli. Otóż wydaje siI zupe²nie naturalne, że kiedy w²adze to przekreËli²y, aktorzy odpowiedzieli buntem. Mieli szczególn5 możliwoË7 powiedzenia „nie". Bo ich wida7. WiIc wida7, kiedy znikaj5 z ekranów. Tu jest także różnica miIdzy bojkotami — okupacyjnym i ostatnim.

249 Podczas tego drugiego aktorzy zachowali pracI w teatrach. Nie musieli siI wyrzeka7 swojego zawodu. W Polsce nie ma aktorów na posadach telewizyjnych albo filmowych. Baz5 aktora jest w Polsce teatr. Aktorzy porzucili wiIc w imiI protestu jedynie dodatkowe zarobki i dodatkowe êród²a popularnoËci. A w²aËciwie g²ównie zarobki, bo po wprowadzeniu stanu wojennego instytucje, z którymi aktorzy siI rozstali, nie by²y już w stanie zapewni7 tego rozg²osu, który wi5że siI z szacunkiem i sympati5. Zauważy²am coË w rodzaju zazdroËci o bojkot. L udzie z innych Ërodowisk mówi5 o aktorach, że niewiele stracili na bojkocie, a może nawet na nim zarobili. WiIc za co tyle oklasków?—pytaj5. A czy wartoË7 bojkotu należy ocenia7 wysokoËci5 z²ożonej ofiary? Może uzna7 w²aËnie, że aktorzy, którzy mieli wiIksz5 niż inni okazjI do wyrażenia protestu w imieniu spo²ecze´stwa i dobrze z tej okazji skorzystali, ku niezmiernemu zaskoczeniu rz5dz5cych, zas²uguj5 na tym wiIksze brawa? Nigdy nie lubi²em postaw cierpiItniczych, wiIc obserwowa²em z ogromn5 uciech5 ten protest, który przyjmowa² czIsto formy zabawne, a jednoczeËnie bardzo denerwowa² w²adzI. Ma²o straci7, a dużo zyska7 — to rzadkie w Polsce. Godne naËladowania. Patrzy²em z rozkosz5, jak graj5 swe nowe role. Bo grali, przecież nie byliby sob5, gdyby nie robili z tego teatru. Maja Komorowska gra²a teraz przed bardzo szczególn5 publicznoËci5 — wysokimi urzIdnikami Ministerstwa SprawiedliwoËci, u których interewniowa²a w sprawie wiIzionych, albo oficerami z MSW, którzy wzywali j5 na rozmowy. Kiedy zaczIto j5 straszy7, wsta²a, narzuci²a pelerynI, powiedzia²a: — By²am przekonana, że panowie zaprosili mnie tutaj, aby podziIkowa7 za opiekI nad wiIêniami, a panowie mnie strasz5. A pfe! — Wysz²a i nikt nie oËmieli² siI jej zatrzyma7. Olbrychski gra² nadal Kmicica, nosi² z fasonem futrzan5 czapkI i forsowa² bramy „miejsc od¬ osobnienia”, zawozi² paczki i listy. S²ysza²am, że kiedy go ostrzeżono, by siI w to nie wdawaj odpowiedzia²:—Ależ panowie, ja to bIdI gra!! Taki film bIdzie!— Ale może za bardzo sprowadzamy to do anegdoty. Wtedy to nie by²o

250 takie weso²e. Wymaga²o odwagi i poËwiIcenia. Pomoc, któr5 aktorzy zajIli siI natychmiast, 13 grudnia, by²a d²a wielu ciIżk5 i narażaj5c5 prac5. / znowu pytanie — dlaczego aktorzy? Nie tylko aktorzy. Tam, w koËfiele Ëw. Marcina, byli ludzie z różnych Ërodowisk. Ale to prawda. Aktorzy byli bardzo ofiarni, bardzo gorliwi. Kolberger mi powiedzia², że na Piwnej przecisnI²a siI do niego jakaË starsza pani i powiedzia²a — panie Krzysztofie, jeËli pan weêmie tI sprawI, bIdI spokojna, bo ja pana wszIdzie znajdI. WiIc widzi pani, że to by²a także rozmowa z publicznoËci5. Próbowanie w²asnej popularnoËci. Potwierdzanie jej. Robienie z tej popularnoËci najw²aËciwszego użytku. Oni Ëwiadczyli bezcenn5 pomoc, bo mieli samochody, benzynI, nazwiska i twarze. Te nazwiska i twarze tyle lat wystIpowa²y w imprezach s²uż5cych w²adzy lub aprobowanych przez w²adzI, że ci5gle budzi²y szacunek, a nawet pokorI funkcjonariuszy różnego szczebla. Bardzo trudno by²o wyrzuci7 za drzwi Holoubka. Rz5d czu² siI nie tylko oszukany, ale i wykpiony. Jak to zawsze bywa w takich sytuacjach, nie chcia² przyj57 do wiadomoËci, że ma do czynienia ze spontanicznym protestem, lecz szuka² inspiratorów, którzy wymuszaj5 na aktorach antyrz5dow5 postawI. Takim inspiratorem mia²y by7 w²adze odro¬ dzonego ZASP. Jeżeli pani pamiIta, prezydent Warszawy zawiesi² ZASP 16 grudnia 1981 roku, a odwo²a² 25 czerwca 1982, by go rozwi5za7 po paru miesi5cach i stworzy7 nowy ZASP, któremu wiIkszoË7 utalentowanych ludzi teatru odmówi²a poparcia. Tak zwany ZASP halabardników, miernych aktorów i nadmiernie ambit¬ nych dzia²aczy. Otóż w okresie legalnej dzia²alnoËci prawdziwego zwi5zku, w paêdzierniku 1982 roku, rz5d skierowa² do Rady Artystycznej ZASP dwóch swoich przedstawicieli, wiceministra kultury, Eugeniusza Mielcarka, i wicedyrektora Komitetu do spraw Radia i Telewizji, Andrzeja Kurza. Przyszli z ż5daniem, by ZASP odwo²a² bojkot. Dejmek zwróci² siI wówczas do mnie, bym odpowiedzia² w imieniu Rady. Odpowiedzia²em obu urzIdnikom, że

251 zwrócili siI pod niew²aËciwy adres. ZASP nie og²asza² bojkotu, wiIc nie może go odwo²ywa7. W tej sprawie proszI zwróci7 siI do narodu. Mielcarek nie wiedzia², jak zareagowa7, a Kurz, bardziej butny, zapyta²: — A co to jest naród? Nie bardzo wiemy. Czy panowie wiedz5? — Odpowiedzia²em na to: — My wiemy. Spo¬ tykamy siI z narodem każdego wieczoru, miIdzy godzin5 siódm5 a dziesi5t5. Wtedy Kurz wyst5pi² z groêb5. Powiedzia², że kiedy roz¬ pocz5² siI bojkot, si²y bezpiecze´stwa rozmawia²y z wieloma przedstawicielami Ërodowiska teatralnego i że te rozmowy sta¬ rannie utrwalano na taËmie. Doda², że aktorzy odznaczaj5 siI wielomównoËci5 i nieostrożnoËci5 w tym mówieniu i spojrza² znacz5co na Holoubka, który siI speszy². Kurz najwyraêniej dawa² w ten sposób do zrozumienia, że utrwalono s²owa, które mog²yby skompromitowa7 wybitnych aktorów, ciesz5cych siI powszechnym autorytetem, a nawet uwielbieniem. Ta groêba nie by²a zaskaku¬ j5ca, znaliËmy już możliwoËci w²adz w dziedzinie montażu. Fakt, że przypomnia² nam o nich wiceprezes radiokomitetu, mia² g²Iboki sens. Powiedzia²em Kurzowi, że nie porozumiewa²em siI s²owem ani spojrzeniem z kolegami z Rady, ale jestem przekonany, że mogI go prosi7 w imieniu nas wszystkich i czyniI to na klIczkach, z ca²5 wrogoËci5, na jak5 mnie sta7 — niech spe²ni swoj5 pogróżkI. Niech pokaże w telewizji Holoubka z jego odstaj5cymi uszami, z jego charakterystycznym przygarbieniem, z tymi oczami aksa¬ mitnymi, niech puËci wszystko, co ten wielki aktor nieostrożnie nagada² policji. Ludzie powiedz5 wtedy — ale podrobili tego Holoubka, wygl5da jak żywy. Nikt nie uwierzy. Ostrzeg²em Kurza, że straci posadI za brak wyobraêni. Na tym sko´czy²o siI nasze spotkanie. Mielcarek powiedzia² wychodz5c: — Dalszy ci5g rozmowy w poniedzia²ek, u wicepremiera Rakowskiego. — JeËli o mnie chodzi — odpowiedzia²em — dalszego ci5gu nie bIdzie, bo ja tam nie idI. — Mielcarek spojrza² na mnie z przygan5, że Korzeniewski znowu siI stawia. Doda²em wiIc, że dot5d nie mam zaproszenia, jak wielu moich wybitnych kolegów. A jest już pi5tek.

252 Wiem natomiast, że ludzie pos²uszni w²adzy, zw²aszcza ze Ëro¬ dowisk pozawarszawskich, dawno je dostali. Rakowski mówi² potem na spotkaniu, w poniedzia²ek 18 paêdziernika 1982 roku. że zaprosi² także opozycjI, kieruj5c siI zasad5 „niech rozkwita sto kwiatów". Szczepkowski wykorzysta² zrIcznie te s²owa. — Spodziewa siI pan pewnie — powiedzia² wicepremierowi—że aktor może z tego bukietu wyci5gn57 jedynie narcyza. ZrobiI panu zawód; wyci5gnI z niego niezapominajkI. — NiezapominajkI, bo aktorzy nie chcieli zapomina7 ani o swoich dawnych wstydach, ani o swej nowej roli spo²ecznej. W sobotI zajecha²a pod dom limuzyna i jakiË pan przyniós² zaproszenie. Poszed²em. Odbywa²o siI to w gmachu prezydium rz5du na Krakowskim PrzedmieËciu. Przed pa²acem czuwa²y straże, w hallu przy stoliku dok²adnie sprawdzono nasze dokumenty, potem przechodziliËmy wzd²uż spa²em osób cywilnych, które nas sta¬ rannie bada²y wzrokiem. W sali siedzia²o ze sto osób, nie brakowa²o nikogo z tych ludzi, którzy, jak Filier, wyËwiadczali rz5dowi różne przys²ugi. Zna pani naturalnie to przemówienie, z jakim wyst5pi² Rakowski. Drukowa²a je póêniej „Polityka". Napisali, że nie mieli zamiaru podawa7 do druku. Zrobili to jednak, by oddali7 plotki, bo zaczIto mówi7 na mieËcie, że Rakowski grozi². Otóż nie grozi² biciem ani wiIzieniem, zastosowa² pogróżki subtelniejsze. Pod¬ kreËli², że teatr otrzymuje dotacje i klasa robotnicza może zapyta7, co otrzymuje za swoje pieni5dze. Zwraca² uwagI, że Warszawa ma za dużo aktorów, a prowincja za ma²o i bojkot wyolbrzymia te dysproporcje. JeËli potrwa d²użej, trzeba siI bIdzie poważnie zastanowi7 nad naprawieniem tych nieprawid²owoËci. Nie można — doda² — p²aci7 aktorowi za to tylko, że istnieje. Przypomnia², że wielu aktorów nie opuËci²oby nigdy swoich Ërodowisk robotniczych i ch²opskich, gdyby nie rewolucja socjalistyczna. Aktorzy, których ta rewolucja wynios²a, korzystaj5 chItnie z licznych przywilejów, dostaj5 mieszkania, talony. Przyjmuj5c te dowody ²askawoËci w²adz stawiaj5 siI sami poza narodem. Lecz cierpie7 chc5 razem z nim. Powinni zrozumie7, że równe prawa to równe obowi5zki. JeËli

253 aktorzy chc5 dzieli7 cierpienia narodu, bId5 traktowani tak samo jak naród. To brzmi bardzo szczerze. Rz5d nie bIdzie tolerowa² takiej sytuacji, w której zespó² pa´stwowego teatru nie zgadza siI na to, by go filmowa²a telewizja pa´stwowa. Tak5 niezgodI można porówna7 jedynie z anarchi5 sask5. Rz5d nie bIdzie przyjmowa² od dyrektorów wykrItnych t²umacze´. „Zespó² teatralny — cytujI dos²ownie s²owa Ra¬ kowskiego — z regu²y postIpuje tak, jak zaleca mu jego dyrektor, «pierwszy po Bogu». JeËli dyrektor nie jest w stanie «ustawi7» zespo²u, to należy w5tpi7 w jego zdolnoËci przywódcze". Traktowa7 aktorów jak naród, czyli ustawia7? Poczu²em siI w obowi5zku odpowiedzie7. Mówiono mi, że Rakowski wsadzii Pana na sto koni. Mia²bym dużo wiIksz5 uciechI, gdyby ta polemika by²a trudniejsza. Tymczasem przysz²o mi mówi7 rzeczy podstawowe. Rakowski powo²ywa² siI na równe prawa Polaków. Otóż moje geny — powiedzia²em — od dawna każ5 mi siI zastanawia7 nad moimi prawami obywatelskimi w tym nowym Ëwiecie, który mnie otacza. RównoË7 nie by²a dla mnie pustym s²owem w czasach, kiedy mój król mia² szablI, a ja szerpentynI, chociaż na rapciach ze sznurka. Dzisiaj pan premier otoczony jest t²umem ros²ych mIżczyzn uzbrojonych w pa²ki i pistolety, a ja nie mam prawa nawet do straszaka. Nie doznajI wiIc uczucia równoËci i s5dzI, że to wyjaËnienie jest pożyteczne dla poprawnoËci dyskusji. Powie¬ dzia²em, że skoro wicepremier wymienia nak²ady, jakie pa´stwo ponosi na teatr, dobrze by by²o sobie uËwiadomi7, że wybudowanie nowych wielkich pieców w miejsce tych, które wygaszono na naszych oczach w literaturze, sztuce, dziennikarstwie, bIdzie kosztowa²o o wiele wiIcej. Czujemy przecież, jak szybko stygnie to, co do niedawna by²o gor5ce, nawet do bia²oËci rozżarzone. Zwróci²em uwagI, że s²owo „realizm”, którym pos²uguje siI wicepremier, nie jest takie jasne i jednoznaczne, jak to siI potocznie, zw²aszcza w polityce, uważa. PojIcie realizmu zmienia

254 siI z czasem. Realizmem politycznym by²oby liczenie siI z doraên5 rzeczywistoËci5 przy gruntownej wiedzy o tej rzeczywistoËci. Spo²ecze´stwo polskie, widownia polskich teatrów, udziela swym zachowaniem wielu informacji, których lekceważy7 nie należy. Polska nie zaznaje dzisiaj spokoju. Teatry sta²y siI miejscem znacznie dogodniejszym od ulicy dla wyrażania protestu. Nie przybiera² on dot5d form gwa²towniejszych... Mówi²em doË7 d²ugo, upomnia²em siI nie tylko o ZASP, ale i o inne zwi5zki twórcze. Apelowa²em o porzuceniu ma²ostkowoËci. W pewnej chwili zauwa¬ ży²em ku swemu zdumieniu, że Rakowski i Dejmek porozumiewaj5 siI ze sob5 oczami. Wicepremier jakby pyta² Dejmka spojrzeniem, czy już mi przerwa7, a Dejmek w ten sam sposób odpowiedzia² — nie. Jak Pan móg² to spostrzec, skupiony na tekËcie swego przemówienia? Mówi²em je z g²owy. Nie mog²em przecież go przygotowa7, bo nie wiedzia²em, z czym przyjdzie Rakowski. Tekst mojego wy¬ st5pienia, który ukaza² siI potem w podziemnym piËmie „Ziarno”, odtworzy²em z pamiIci i z notatek, które robili s²uchacze. Mówi²em z ca²kowit5 swobod5, bo audytorium zawsze mnie podnieca. Zauważy²em wiIc te spojrzenia, ale zrozumia²em je dopiero pod koniec spotkania, gdy wyst5pi² Dejmek. Po nim przemówi²a jeszcze Eichlerówna. Mia²a Ëwietn5 mowI, ca²kowicie pominiIt5 w spra¬ wozdaniu, które zamieËci²a „Polityka” w tydzie´ po referacie wicepremiera. Otóż Dejmek dopuËci² siI przewinienia, które trudno wybaczy7. Sprzeniewierzy² siI mIskiej lojalnoËci. W przeddzie´ spotkania u Rakowskiego, w niedzielI wieczorem, zeszliËmy siI w Teatrze Polskim, aby ustali7 wspóln5 taktykI. Przyszli ci cz²onkowie Rady Artystycznej i Zarz5du G²ównego ZASP, którzy byli .wtedy ze sob5 w sta²ym kontakcie, miIdzy innymi Raszewski, Szczepkowski, oczywiËcie Dejmek jako przewodnicz5cy Rady i go¬ spodarz miejsca. Dejmek musia² już wtedy wiedzie7, z czym wyst5pi na spotkaniu u Rakowskiego, i nie uprzedzi² nas o tym. Oszuka² nas. ByliËmy przekonani, że akceptowa² nasz wspólny pogl5d...

255 Jaki? Est tempus lo5uendi, est tempus tacendi. Jest czas mówie¬ nia i czas milczenia. Raszewski powiedzia² to po ²acinie, bo podejrzewaliËmy, że w Polskim jest pods²uch. By². Êwiadczy²a o tym treË7 anonimów, które nap²ynI²y po tym spotkaniu. Wy¬ pisywa²a je jakaË komórka, która traktowa²a to rutynowo. Jedna seria listów zaczyna²a siI na przyk²ad s²owami „Jest pan wybitnym artyst5" i Raszewski dosta² taki wed²ug rozdzielnika, chociaż nie jest artyst5, lecz uczonym. Do mnie zwracano siI jako do cz²owieka o „pogl5dach postIpowych”, który rozmin5² siI jednak ze stano¬ wiskiem obywatelskim. WiIc co do taktyki, chodzi²o o to, by na spotkaniu z Rakowskim nie da7 siI namówi7 w²adzy na żadne pomys²y. Nie angażowa7 siI w żadne ruchy. Czeka7. Bojkot by² żywio²em i wszelkie ruchy by²y niebezpieczne. WiIc proszI sobie wyobrazi7 tI sytuacjI, wychodzimy z nocnego spotkania w Polskim w przekonaniu, że ²5czy nas porozumienie, i już nastIpnego dnia Dejmek wystIpuje z pomys²em, który sam okreËla jako „brutalny i administracyjny". Proponuje, wobec uszczIËliwionego wicepre¬ miera, w ca²kowitej zgodzie z jego sugestiami, by Ministerstwo Kultury i Sztuki wyda²o zarz5dzenie nak²adaj5ce na teatry obowi5¬ zek telewizyjnego rejestrowania przedstawie´ wybranych w tym celu przez statutowe przedstawicielstwo Ërodowiska. Pomys² nie tylko „administracyjny", ale wyj5tkowo zadrażniaj5cy. Próba rozbicia bojkotu. Wiadomo już by²o, że dobre teatry nie chc5 wpuszcza7 telewizji, że ²api5 siI na to s²abe zespo²y prowincjo¬ nalne i daj5 rzeczy tak kompromituj5ce jak ten spektakl Lek¬ komyËlnej siostry z Lublina czy Lekarza mimo woli z Radomia. Aktorzy tych przedstawie´ zachowywali siI tak, jakby należeli do trupy wIdrownej w po²owie ubieg²ego wieku, kiedy to mieli na swoje usprawiedliwienie, że mówili z ubogiej sceny po polsku; trudno to jednak teraz uzna7 za zas²ugI. Ten projekt pozbawiony by² wszelkich racji. Aktor teatralny jest zobowi5zany do udzia²u w spektaklu w swoim teatrze, tak jak mu dyrektor wyznaczy, ale nie ma żadnego obowi5zku godzi7 siI na to, że ta jego praca

256 bIdzie s²uży²a do innych celów, że bIdzie w jakiË sposób zniekszta²cona przez inny Ërodek przekazu, który siI rz5dzi innymi prawami. Dejmek nie doË7. że zachowa² siI nielojalnie, to wykaza² jeszcze tI nielojalnoË7 w bezsensownej sprawie. Powiedzia²em sobie wtedy, że wiIcej nie podam mu rIki. Ogl5da²am wszystkie wielkie inscenizacje Dejmka. Za wiele mu zawdziIczam, by tak ²atwo przyj57 to, co Pan mówi. Po spotkaniu u Rakowskiego wyst5pi²em z Rady Artystycznej ZASP. W 1984 roku w 9 numerze krakowskiego miesiIcznika „Zdanie" ukaza² siI wywiad z Dejmkiem. Zawiera² charaktery¬ styczne cechy jego stylu. Dejmek mówi², że w pewnej fazie bojkotu „wielu nieskazitelnych mia²o dupI na rozżarzonej fajerce i roz¬ gl5da²o siI nerwowo, jak z tej fajerki zejË7”. Istniej5 pewne sygna²y, że takie nastroje trwa²y już wówczas, gdy Rakowski urz5dza² spotkanie w pa²acu na Krakowskim PrzedmieËciu. Coraz wiIcej osób, ciesz5cych siI dużym autorytetem moralnym i arty¬ stycznym, zdawa²o sobie sprawI ze z²ych skutków bojkotu. Na pewno wiele siI o tym mówi²o tutaj, w Pana domu. Podobno nawet Maja Komorowska bardzo wczeËnie szuka²a sposobów zako´czenia bojkotu. Naturalnie, bylibyËmy nieuczciwi wobec Ërodowiska i siebie samych, gdybyËmy nie mówili o stratach wyrz5dzonych przez bojkot i nie zastanawiali siI nad tym, jak ich unika7. Chyba za pochopnie powiedzieliËmy w dzisiejszej rozmowie, że aktorzy „nie stracili tak wiele". Otóż żywio²owoË7 bojkotu sprawi²a, że przez co najmniej rok po wprowadzeniu stanu wojennego nie stosowano rozróż¬ nie´ — odrzucano ca²kowicie udzia² w programach telewizyjnych, niezależnie od ich wartoËci dla widzów i aktorów. Teatr Telewizji •przesta² w²aËciwie istnie7. Ogromne straty ponios²y także pro¬ gramy radiowe wymagaj5ce wspó²pracy aktorów. Im d²użej trwa² bojkot, tym bardziej mala²y szanse nad szybk5 odbudow5 tych form, ważnych dla aktorów i najszerszej polskiej widowni. ZdawaliËmy sobie sprawI, że nastIpuje jakiË ubytek. ObawialiËmy siI, że bojkot

9 — S²awa i infamia 257 krzywdzi najm²odszych, którzy mog5 traci7 szanse życiowe na progu życia zawodowego. Mówi² Pan, że robotnik do teatru nie dotar². Mia² jednak w domu telewizor. To nie robotnicy wy ki as kiwa i i Mikulskiego, lecz inteligenci. Ale to g²ównie robotnicy i mieszka´cy wsi utracili teatr telewizyjny. MówiliËmy i o tym. WiedzieliËmy jednak, że na spotkaniach z robotnikami, podczas rozmaitych imprez koËcielnych, które wkrótce zaczI²y siI mnoży7, aktorzy odbieraj5 wyrazy najwyższego uznania za sw5 nieobecnoË7. Widzowie dzielili ich wyrzeczenia. WiIc rzeczywiËcie najlepszym wyjËciem by²o czeka7, znajduj5c stopniowo pojednawcze formy. Przygotowuj5c, na przyk²ad, grunt dla takiego pogl5du, że osoby, które wybra²y bojkot, nie powinny swojej postawy narzuca7 m²odzieży, która debiutuje. 29 listopada 1982 roku prymas Glemp wyg²osi² homiliI dla aktorów na zako´czenie religijnych recytacji w gotyckim koËciele NajËwiItszej Marii Panny na Nowym MieËcie w Warszawie. Powiedzia²: „i o to bym prosi², byËmy na Boże Narodzenie mogli spotka7 siI cho7by przed ekranami telewizorów”. Ta homilia bardzo rozczarowa²a zwolenników bojkotu. Uznano j5 za przed¬ wczesn5. RzeczywiËcie, nastIpnego dnia prezydent Warszawy, gen. DIbicki, zawiesi! ZASP, a w dwa dni póêniej, 1 grudnia rozwi5za² organizacjI. Przytoczony fragment wyst5pienia prymasa byi — jak siI dowiedzia²am — inspirowany przez „nieprzejed¬ nane” kierownictwo ZASP. Nie wiedz5c jeszcze, że ZASP bIdzie rozwi5zany w najbliższych dniach, zwróci²o siI ono do kardyna²a, by w swojej homilii zwolni² aktorów z bojkotu. Zarz5d ZASP uzna² widocznie, że tak bIdzie najzrIczniej, skoro bojkot nie byi orga¬ nizowany, a wyniki z „konfliktów sumienia” i „postaw moralnych” (takich s²ów uży² prymas w homilii). Kiedy dowiedziano siI, że wiadze w²aËnie likwiduj5 ZASP, próbowano — w ostatniej chwi¬ li — odwo²a7 proËbI o pojednawcze s²owa w kazaniu. Podobno Andrzej ±apicki mia² przekaza7 prymasowi bilecik w tej sprawie. Aie ten list utkn5² gdzieË po drodze.

258 PodejrzewaliËmy, że to nie by² przypadek. Mówi siI, że ±apicki albo Szczepkowski zrobili b²5d, nie zaczekali w zakrystii. No wiIc Dejmek wyst5pi! z prymasem we wspólnym, koncercie niezrIcznoËci. Tyle że jego apel na rzecz telewizji poprzedzi! o szeË7 tygodni homiliI Glempa. Zgromadzi²a pani starannie wszystkie argumenty ż jednym niedopatrzeniem. Dejmek rzeczywiËcie móg² chcie7 przerwania bojkotu w najlepszej wierze. Bo takie zamkniIcie drzwi raz na zawsze może uniemożliwi7 korzystanie z mieszkania. Gdyby w niedzielI wieczorem w Teatrze Polskim powiedzia² — jestem odmiennego zdania niż panowie, nikt by mu tego nie mia² za z²e. Mia² prawo do innego stanowiska, zw²aszcza że jego po²ożenie nie by²o ²atwe, by² urzIdnikiem pa´stwowym, dyrektorem ważnego teatru. WiIc moja pretensja do Dejmka dotyczy nie tyle treËci, ile sposobu, w jaki post5pi² wobec cz²onków Rady, którzy mu ufali. Nie tylko ja dozna²em g²Ibokiego zawodu. Raszewski i M²ynarski też wyst5pili z Rady, nawet przede mn5. Przesta²a istnie7. Dejmek da² siI uży7 przeciw Ërodowisku. Ale wyrz5dzi² krzywdI jedynie sobie. Jego wyst5pienie nie mia²o w²aËciwie żadnych innych skutków. Los ZASP by² od dawna przes5dzony, jak losy innych zwi5zków twórczych. Bojkot rz5dzi² siI od pocz5tku w²asnymi prawami i wygas² póêniej, niż to kto¬ kolwiek przewidywa². Jedynym widocznym i niezwykle przykrym skutkiem tego, że Dejmek da² siI uży7 Rakowskiemu, któremu podobno naiwnie zaufa!— chodzi² do niego w sprawie pomocy dla internowanych — by²a utrata jego w²asnej powagi. ëaden chyba cz²owiek teatru, a może kultury polskiej, nie mia² w tamtym okresie tak wielkiego autorytetu. Wybrano go do prowadzenia Nadzwy¬ czajnego Zjazdu SPATiF-ZASP w kwietniu 1981 roku. Powierzono mu utworzenie Rady Artystycznej. Nie zależa² od nikogo, ani od partii, ani od „SolidarnoËci". By² samodzielny, mia² si²I. Jestem przekonana, że ekipa nie zaznaje spokoju, póki Ërodowisko, które siI stawia, ma jeszcze takie autorytety. No i wykonano jakieË zabiegi. Na pewno mówiono Dejmkowi: „interes publiczny". No

259 i Dejmek zapl5ta² siI, straci² z²ote jab²ko. Fakt, że Pan mu nie podaje rIki, bardzo powiIksza ten sukces w²adzy. Tu nie chodzi o zawziItoË7. Pretensja do Dejmka nie wp²ywa na mój s5d o nim jako artyËcie. Staram siI wyraża7 ten pogl5d uczciwie. Ale uważam, że należy dba7 o tI rzecz, któr5 usi²uje siI z różnych stron pomniejsza7 i oËmiesza7, o ten pojmowany po szlachecko honor. Dochowanie przekona´, nawet jeËli sta²y siI niewygodne albo niebezpieczne. Profesor Raszewski powiedzia² mi: „Znam takie czyny Dejmka, o których naród polski ma²o wie albo nic nie wie. Mam obowi5zek powiedzie7, że to bardzo wybitny cz²owiek, którego sta7 na szlachetnoË7. Jest nada² jednym z najwybitniejszych ²udzi teatru, jacy siI w tym kraju pojawili. Uwaga, takie rzeczy staj5 siI jasne dopiero wtedy, kiedy cz²owiek odchodzi. Zw²aszcza tu, w Polsce. Korzeniewski s²usznie mówi², że teatr ma życie psa. D²ugotrwa²y teatr to w ogóle rzecz wyj5tkowa. A po tym, co siI dzia²o i dzieje w Polsce, teatr, do którego ludzie chodz5 i jeszcze coË z tego maj5, to rzecz zupe²nie niezrozumia²a. Takiego teatru jak Polski Dejmka w ogóle nie powinno tu by7, gdyby istnia²a jakaË logika. To siI powinno liczy7 w tym kraju, który tak ²atwo w ob²okach buja, a po ziemi z trudem chodzi". Przy ca²ym moim wielkim szacunku dla Raszewskiego, zawsze różniliËmy siI pod pewnym wzglIdem. Otóż on pochodzi z Pozna´skiego, a ja wychowa²em siI na kresach wschodnich. Kiedy moi przodkowie siIgali po karabelI, jego przodkowie siIgali najpierw po pióro, aby mediowa7. MyËlI, że nasze pochodzenie i wychowanie wp²ynI²o na to, że zajmuj5c siI histori5 teatru mieliËmy odmienny stosunek do Wojciecha Bogus²awskiego. Ra¬ szewski, znakomity uczony, sporo ode mnie m²odszy, wybacza² na przyk²ad Bogus²awskiemu jego uk²adnoË7 wobec gubernatora pruskiego w Warszawie, jego memoria²y do króla pruskiego, tI ca²5 taktykI, któr5 ja os5dzi²em dosy7 surowo. Raszewski jest cz²o¬ wiekiem praktycznym. Ja nie. Co wynika²o z tych różnic temperamentu i pogl5dów?

260 Jak pani wie, wspó²pracujemy ze sob5 z wielkim pożytkiem kilkadziesi5t lat. Panie profesorze, wspomnia² Pan, że Eichlerówna miaia wspania²5 mowI u wicepremiera. Co powiedzia²a? Siedzia²a gdzieË z ty²u, w wielkim kapeluszu, i kiedy wszyscy zaczIli wstawa7, szura7, zawo²a²a wielkim g²osem na ca²5 salI: — Panie premierze, czy mogI jeszcze coË powiedzie7? — Usiad² natychmiast, zadowolony niezmiernie, że zabierze g²os Eichlerówna. A ona, nadal z tego miejsca w g²Ibi, zapyta²a: — Panie premierze, pan by² ²askaw poczIstowa7 nas kaw5. I kawa by²a podana w takich termosach wygodnych. Zdaje siI, one s5 wIgierskie? — WIgierskie — potwierdzi² zaciekawiony. Spo¬ dziewa² siI może, że Eichlerówna podejmie temat kadaryzacji, niezmiernie przez w²adze ²ubiany. — Ano w²aËnie. Moja siostra mia²a taki termos i zgubi²a zakrItkI. Czy pan premier pozwoli, że j5 sobie wezmI? — Zdetonowany powiedzia²: — Ależ bardzo proszI. — To ja dziIkujI, tyle chcia²am powiedzie7. — Zawsze mia²a takie niebywa²e pomys²y. Jest z tego znana. A o Panu mówiono, że Pan nadmiernie zaszczyci² w²adze swoj5 oracj5. JeËli tak, to Eichlerówna mnie uratowa²a, sprowadzaj5c wszystko na grunt w²aËciwy. Ale ja broni²bym swojej mowy. Ci5gle ktoË siI o ni5 upomina, przychodzi pożycza7. Przecież nie dla Rakowskiego by²a przeznaczona. On mnie tylko do niej podbechta². Panie Profesorze, Dejmek tak surowo przez Pana oce¬ niany utrzyma² Teatr Polski. Wystawia Wyspia´skiego i Mrożka. Zatrudnia Miko²ajsk5, Englerta, Holoubka, ±omnickiego, Szczep¬ kowskiego. A czy nie ma Pan pretensji do Holoubka za to, że odszed² z zespo²u Teatru Dramatycznego, że go pozostawi²? Nie ca²kiem go uwalniam od odpowiedzialnoËci za to, co siI z tym teatrem sta²o. RozpoczI²a pani rozmowI o sta¬ nie wojennym od pytania o tI moj5 rolI doradcy w Ërodo¬ wisku. Otóż jedn5 z takich spraw, w których stara²em siI jak

261 najlepiej doradzi7 różnym stronom, by²a sprawa Teatru Drama¬ tycznego. Wiadomo by²o, że w²adze chc5 zabra7 ten teatr Ho¬ loubkowi, żeby go ukara7, i że nie ma dla nich żadnego znaczenia — jak to zawsze w takich wypadkach bywa — jakie bId5 koszty tej zemsty. Nie przejmowano siI tym, że ten dobry teatr, bardzo przez WarszawI ²ubiany, chociaż stosunkowo m²ody, może utraci7 swoje wartoËci i nigdy już ich nie odzyska7. Aby jednak zachowa7 pozory, wymyËlono Teatr Rzeczypospolitej, który mia² — różnie to w różnych etapach tego projektu obmyËlano — przej57 Teatr Dramatyczny, zast5pi7 go albo wyrugowa7 czIËcio¬ wo. Toczono na ten temat zawziIte dyskusje prasowe, maj5ce wszelkie cechy zas²ony dymnej, bo chodzi²o o sk²ócenie przoduj5¬ cych w bojkocie aktorów warszawskich z teatraln5 prowincj5. Dlatego na inauguracjI Teatru Rzeczypospolitej w paêdzierniku 1983 roku sprytnie wybrano Wyzwolenie w wykonaniu Starego Teatru z Krakowa. PamiItam z tego czasu wywiad Stanis²awa Radwana, który gIsto t²umaczy² siI — w obawie przed bojkotem warszawskiej publicznoËci — że jako urzIdnik pa´stwowy musia² podporz5dkowa7 siI oficjalnym zarz5dzeniom. Otóż na pocz5tku 1983 roku przyjecha² do mnie na Mi5czy´sk5 Andrzej Cybulski, dyrektor Teatru Muzycznego w Gdyni, któremu zaproponowano kierowanie Teatrem Rzeczypospolitej. Jesieni5 1981 roku by²em w jego teatrze na Wybrzeżu i wyg²osi²em referat z okazji inauguracji nowego sezonu. Ma²oËmy siI znali. Teraz dawano mu prestiżow5 posadI, obiecywano wielkie możliwoËci. Wykaza² bardzo s²uszn5 podejrzliwoË7, ale widocznie sam siI nie umia² upora7 z pokus5. Powiedzia²em mu: Musi pan postawi7 warunki. Pierwszy, podstawowy i kategoryczny, to zachowanie pe²nej integralnoËci zespo²u Teatru Dramatycznego w tym nowym tworze organizacyjnym. Musi pan zagwarantowa7 dawne miejsce i pozycjI dla Holoubka, Zapasiewicza, ±apickiego i Fronczewskiego, tych filarów, na których opiera siI repertuar. Buduj5c plany teatru trzeba bra7 pod uwagI obecnoË7 tych aktorów, z których by²by dumny każdy teatr na Ëwiecie. Można siI by²o spodziewa7, że s5 to

262 warunki, których w²adze nie prze²kn5. Cybulski podziIkow² mi jednak bardzo serdecznie. Utwierdzi² siI. Z²oży² odpowiednie wnioski. OczywiËcie, odes²ano go na Wybrzeże. Podobno jest mi wdziIczny do dziË, chociaż ekipa rz5dz5ca bardzo siI rozz²oËci²a. Ta z²oË7 go Ëciga²a, bo mia² potem na Wybrzeżu liczne k²opoty. Utraci² swój Teatr Muzyczny. W tym samym mniej wiIcej czasie, nie pamiItam już czy przedtem, czy potem, rozmawiali ze mn5 Holoubek, ±apicki i Zapasiewicz. Wiedzieli, że ich odejËcie oznacza upadek teatru. A jednoczeËnie nie chcieli pozostawa7 w zespole, którym w²adze postanowi²y zarz5dza7 przy pomocy jakiegoË pos²usznego cz²o¬ wieka. Wie pani, czego siI bali najbardziej? ëe rz5d zniszczy ich w sposób najbardziej perfidny. Da im najwyższe odznaczenie pa´stwowe i szeroko to rozg²osi. Otóż by²em zdania, że powinni jednak pozosta7 w Dramatycznym, że wynika to z koleże´skich obowi5zków wobec zespo²u i z obowi5zku wobec teatru, którego nie należy tak ²atwo oddawa7. Trzeba przynajmniej dokona7 próby, aby przetrzyma7 najgorszy okres. Mówii Pan jak cz²owiek praktyczny. Na niewiele siI to zda²o, bo postanowili jednak odejË7. Po nich odwiedzi² mnie Jan Pawe² Gawlik. W²adze, które zawiod²y siI na Cybulskim, zwróci²y siI teraz do niego. Gdyby pan przyszed² wczeËniej — powiedzia²em — może by siI uda²o wypracowa7 jak5Ë ugodI tajn5 miIdzy panem a Holoubkiem i reszt5. JakieË porozumienie, o którym w²adze nie powinny wiedzie7, a które by pozwoli²o najlepszym aktorom pozosta7 w teatrze pod pana kierownictwem. Może byËcie mogli wspólnie ten teatr ocali7. Teraz już jest za póêno. Ostrzeg²em go, że w tej sytuacji zrobi wielki b²5d, jeËli weêmie Dramatyczny. Wzi5² i potem przychodzi² już po to tylko, żeby siI żali7. Zespó² by² niechItny i rozbity, w²adze zniecierpliwione, bo nic siI temu teatrowi nie udawa²o. Êrodowisko kpi²o. Widownia Ëwieci²a pustkami na przedstawie¬ niach niegodnych nawet g²Ibokiej prowincji. Przerażeniem na¬ pawa² ten przyk²ad Ëwiadcz5cy o kruchoËci organizmu, który

263 nazywamy teatrem. A teraz, kiedy w²adze podnosz5 ceny i ko¬ kietuj5 inteligencjI (im g²odniej, tym wiIcej umizgów). kiedy dano dyrekcjI Dramatycznego Zbigniewowi Zapasiewiczowi. on już nie może tego teatru odbudowa7. Nie uda²o mu siI ocali7 zespo²u. Premiery s5 blade. A czy pamiIta Pan, jak zwróci²a siI do Pana o radI Ewa Da²kowska? Pewnie chodzi o Teatr Domowy, który powsta² po 13 grudnia. Chodzi²em na przedstawienia tego teatru jeszcze w wa¬ runkach konspiracji, bo teraz już siI chyba nie kryj5 tak bardzo. Zostawa²em d²użej, żeby porozmawia7 z aktorami, z gospodarzami tych goËcinnych mieszka´, z t5 publicznoËci5 bardziej zaprzy¬ jaênion5, która zostaje po spektaklu. Pytano mnie o teatr kon¬ spiracyjny w czasie okupacji. Jak to wtedy by²o. Otóż mówi²em z ca²5 szczeroËci5 wynikaj5c5 z szacunku dla odwagi i zapa²u aktorów, że wtedy żandarm, a dzisiaj tajniak nie stanowi5 najwiIkszego zagrożenia dla konspiracyjnego teatru i że ten fakt ²5czy obie sytuacje, tak bardzo poza tym różne. NajwiIkszym niebezpiecze´stwem, z którego tak dobrze zdawa² sobie sprawI Jaracz, jest stronniczoË7 widzów, wdziIcznych teatrowi za to, że ich wyróżni² swoim zaufaniem. Ta szczególna kompozycja publicznoËci. Poczucie wiIzi ideowej, która sprawia, że sztuka schodzi na drugi plan, że wymagania siI obniżaj5... To niebezpie¬ cze´stwo — mówi²em — zobowi5zuje do nieustannej samo¬ kontroli. Oni j5 zreszt5 starannie sprawowali. To by² zespó² bardzo solidny. Widzia²em program poetycki, w którym znaleêli prosty, wzruszaj5cy ton, zabawny kabaret i nawet przedstawienie drama¬ tyczne, jak5Ë krótk5 sztukI Kohouta albo Havla. Mog²oby by7 przeniesione do zawodowego teatru, teraz by już może by²o cenzuralne. Ewa Da²kowska opowiada²a mi tak o swoich k²opotach: „Sto piI7dziesi5t takich spektakli, każdy przygoda kowbojska, to by² cudowny okres. A²e zaczI²am siI ba7. Ba²am siI, że to jest we w²asnym imieniu rozlewanie duszy... PomyËla²am, że już nied²ugo

264 w normalnym teatrze nie bIdI umia²a gra7. Ja nie chcI po to stawa7 przed widowni5, żeby dawa7 wyraz swoim przekonaniom! Bo co ja bIdI umia²a jej wtedy pokaza7? Bardzo niewiele. Na dodatek dosta²am dwie propozycje filmowe; już wtedy wszyscy uznali, że m²odzi mog5 robi7 filmy telewizyjne, jeËli to jest debiut. Najpierw odrzuci²am, a potem myËlI — przecież w ko´cu trzeba im pomóc; jeËli tak bIdziemy wszystko odtr5ca7, kto z kim bIdzie w tym kraju pracowa7? Trzeba przecież mie7 jakichË przyjació² artystycznych. Posz²am do Korzenia, bo nie mia²am takiej perspe¬ ktywy szerokiej, żeby ogarn57 to wszystko. I Korzeniewski mówi: — Nie można dopuËci7, żeby tu siI wszystko rozsy¬ pa²o. Powinna pani zagra7 w tych filmach, jeËli scenariusze s5 dobre. — Dobrze — pytam — a czy mam wzi57 udzia² w Kaba¬ retonie, taka noc kabaretowa w Opolu, ogromny program. — Nie, jeszcze nie, bo tego pani nie obejmie. Nie obejmie pani ingerencji i nie bIdzie pani nawet wiedzia²a, po czyjej pani stanI²a stronie. A zawsze trzeba sta7 po stronie skreËlonych tekstów". Bojkot wygasa². Pozostawi² tI cennI wiedzI, że należy stawia7 warunki. Pytanie o to, w jakiej wyst5pi siI roli, przesta²o mie7 znaczenie formalne. Nabra²o istotnego. W²adza dokona²a zemsty na zbuntowanych aktorach rozwi5zuj5c ZASP, ale nie zdo²a²a ich upokorzy7. Nie uzyskano sukcesów strasz5c, zaczIto zaprasza7. KtóregoË dnia przysz²a do mnie Zosia Kucówna. Ci5gle dostawa²a jakieË zaproszenia, a teraz przysz²o od Jaruzelskiego na konferencjI poËwiIcon5 moralnoËci obywatelskiej. UrzIdnik, który przyniós² zaproszenie, prosi² o odpowiedê. Zapyta²em ZosiI, czy ma ochotI pójË7 na tI imprezI. Nie mia²a. Zapyta²em, czy ma rachubI, żeby tam iË7. Nie mia²a rachuby. Wobec tego — poradzi²em — godzi siI odpisa7, że pani nie przyjdzie, i wyjaËni7 dlaczego. Napisa²a, że jej ojciec walczy² w 1939 roku jako oficer rezerwy. Wie od niego, że na polu walki sanitariuszki opiekuj5 siI ofiarami niezależnie od tego, jaki mundur nosz5 ci ranni. Tymcza¬ sem w naszym kraju ludzie, którzy maj5 pogl5dy inne niż w²adza, nie zaznaj5 w takich sytuacjach honorowego traktowania. I poda²a

265 przyk²ad Andrzeja Kijowskiego i Haliny Miko²ajskiej, ludzi ciIżko chorych, którzy nie dostali paszportów i nie mogli wyjecha7 za granicI, by siI tam leczy7. Napisa²a także o tym, jak5 karI w²adze wymierzy²y wybitnej lekarce, spo²eczniczce Zofii Kuratowskiej. Otóż zlikwidowano oddzia² szpitalny, którego by²a ordynatorem. List by² d²ugi, spokojny, zawiera² wiele jeszcze innych przyk²adów. Na ko´cu Zosia napisa²a bardzo uprzejmie, że nie chce firmowa7 tak pojmowanej zgody narodowej. Rezultatem tego listu by²y trzy nastIpne zaproszenia — najpierw zaprosi² ZosiI genera² Kiszczak, który — zgodnie z poleceniem Jaruzelskiego — mia² wyt²umaczy7 siI z zarzutów dotycz5cych jego resortu. Potem zadzwoni² Swirgo´, który piastowa² wtedy w KC PZPR sprawy kultury. Też chcia² wyjaËnia7, ale Zosia uchyli²a siI od rozmowy. W ko´cu chcia² j5 widzie7 sam Jaruzelski. Pojecha²a. Przygotowa²a siI do tego bardzo starannie, spisa²a sobie wszystkie pytania. Wróci²a bardzo zmIczona, prosto na Mi5czy´sk5. Powiedzia²a, że rozmowa by²a bardzo trudna, ch²odna. Ona notowa²a i on notowa², przemawiali do siebie zagl5daj5c w kartki. Genera² mówi² o k²opotach w²adzy, o trudnoËciach rz5dzenia tym krajem. Chcia², by przekaza²a jego uwagi swemu Ërodowisku. Odpowiada²a mu, że rozmawia z nim jedynie we w²asnym imieniu. Kiedy to by²o? Niedawno. Na pocz5tku 1986 roku. Tak d²ugo już trwa ta izolacja w²adzy. Coraz wiIcej twórców pojawia siI w Zamku i w Belwederze, ale rzadko kiedy s5 to twórcy wiIkszej miary. A nawet jeËli przyjdzie tam i taki, nie zmienia to atmosfery skrIpowania, przymusu. Wielkiej niewygody. W tej szarzyênie, jaka zapanowa²a po 13 grudnia... Szarzyzna ulicy, twarzy... A jednoczeËnie wydarzenia nie¬ zmiernie podniecaj5ce. Niezwyk²a bujnoË7 życia ukryta w domach, w koËcio²ach. Nawet ja skorzysta²em z sal przykoËcielnych dla wyg²aszania odczytów. Zacz5²em myËle7 o chrzeËcija´stwie z wiIksz5 sympati5. ZaczI²a mnie z nim godzi7 postawa tych rozumnych ludzi w KoËciele, którzy mówi5, że trzeba ży7 godnie tu.

266 na ziemi, że trzeba broni7 praw osoby ludzkiej. Bo nigdy nie chcia²em przyjmowa7 tego pogl5du, że życie doczesne jest mar¬ noËci5 niegodn5 uwagi, skoro czeka nas wieczna szczIËliwoË7 lub wieczne potIpienie. UjI²a mnie ta nowa rola KoËcio²a w Polsce, obro´cy kultury zagrożonej na nowo ze wzglIdu na swoje êród²a ²aci´skie. Chcia²am zapyta7, czy w tym okresie szarzyzny, jak Pan mówi pozornej, bardzo Pan tIskni² do Francji? Uważa² j5 Pan chyba za swoj5 drug5 ojczyznI duchow5, jak wielu intelektuali¬ stów polskich ukszta²towanych w okresie dwudziestolecia miIdzy¬ wojennego. Kiedy Boy wola² „z powrotem do Francji!", wyraża² chyba i Pana uczucia? CoË siI zmieni²o... Zblad²o to wielkie uczucie do Francji, jakiego doËwiadcza²em, kiedy wIdrowa²em po niej we wczesnych latach trzydziestych. W tym uczuciu by² także szacunek dla ofiary, jak5 ten kraj z²oży² w okopach pierwszej wojny Ëwiatowej. Nie chroni² wtedy przed poborem nawet swych poetów, tak jak Warszawa nie chroni²a swoich w czasie Powstania. TI zmianI mojego stosunku do Francji wyraża dziwny sen, groteskowy i bardzo wyraêny. Tak wyraêny, że musia²em go chyba wywieË7 z jakichË lektur, a może z ilustracji przedstawiaj5cych defiladI zwyciIskich wojsk po upadku Napoleona. Otóż w tym Ëmiesznym Ënie czujI pod sob5 rw5cego konia i unoszI do góry szablI. Szabla lËni5ca, ale buty tandetne, z innego wojska, innego cz²owieka. JadI w takt piszcza²ek, jakich używa²y niemieckie orkiestry wojskowe w czasie drugiej wojny. Na pocz5tku snu nie wiem, kim jestem, ale stopniowo zdajI sobie sprawI, że jestem dowódc5 sotni kozackiej i prowadzI defiladI na Champs-Elysees. Jedziemy Ërodkiem szerokiej alei i widzI już w g²Ibi ±uk Triumfalny, wiem nawet, że na tym ²uku jest nazwisko Poniatowskiego wËród marsza²ków Francji. Po obu stronach promenady t²ocz5 siI kobiety, m²ode, rozpalone, rzucaj5 mi kwiaty, prze²amuj5 kordon i ca²uj5 te moje buty z ceraty. Co mia² oznacza7 ten sen?

267 Bardzo tego snu nie lubi²em, ale powraca². MyËlI, że wyraża² moje rozczarowanie. Nie mog²em siI pogodzi7 z postaw5 Francji podczas drugiej wojny Ëwiatowej, a potem drażni²o mnie komunizowanie elit francuskich, utrata tej klarownoËci, po jak5 zawszeËmy siI tam zwracali, nie ufaj5c niemieckiemu romantyz¬ mowi, boj5c siI, że coË z²ego Ëwiatu zgotuje. Ten Eluard, dobrze utrzymany pan, który nas poucza² Ëwieżo po wojnie, że powinniËmy siI ogromnie cieszy7, bo znaleêliËmy siI po szczIËliwej stronie, w jasnym Ëwiecie komunizmu. CoË siI takiego sta²o z moim stosunkiem do Francji, że nie jestem w stanie podczas moich czIstych wizyt w tym kraju, bo ci5gle odwiedzam tam syna, nosi7 miniaturki tego francuskiego orderu, którym siI tak cieszy²em, kiedy go dosta²em od ministra Malraux. Zabiera²em tI miniaturkI ze sob5, bo przy niektórych okazjach by²aby na miejscu, ale zostawa²a w walizce. SpoËród tych wszystkich odznacze´, jakie otrzyma²em, jedno tylko nosi²bym z dum5. Krzyż Armii Krajowej. Przypina Pan czasem? Dwa, może trzy razy nosi²em. Zawsze na cmentarzu. Czy na pogrzeb Tadeusza Byrskiego zabra²em? Nie pamiItam. Powinie¬ nem wzi57. Na tym pogrzebie doËwiadczy²em niezwyk²ego przeży¬ cia. Tuż ko²o mnie przeszed² ksi5dz Ziej5, kapelan AK, prowadzony przez siostrI zakonn5. Wysoki starzec z wielk5 siw5 brod5, z takimi przejrzystymi jak kryszta² oczami zapatrzonymi gdzieË. Co on widzi tymi oczami, prawie już Ëlepymi... Patrzy²em pe²en zachwytu na tI twarz g²Iboko uduchowion5, nieobecn5 już. MyËla²em — jeszcze tacy ludzie s5. Tak5 posta7 przybieraj5 anieli w tym kraju. Przypomnia²em sobie Schillera, który ze swoim wewnItrznym sk²óceniem tak bardzo temu cz²owiekowi ufa². W tym wszystkim, co Pan powiedzia², brzmi: Z powrotem do Polski! Coraz chItniej wracam. A tu już nie ma nic do jedzenia, co Pan zreszt5 zawsze dobrze znosi², ani nie ma teatru, z którym przecież zwi5za² Pan życie. Co siI sta²o z teatrem w Polsce?

268 A co siI sta²o z teatrem na Ëwiecie? Êwiat siI wy¬ raża w musicalu. Teatr dramatyczny zszed² na peryferie. Kogo obchodzi?, Tych trochI intelektualistów, którzy nie budz5 wcale zaufania? WszIdzie, nawet we Francji, szerzy siI na scenach Ëmiertelna nuda. Może teatr nie dorasta do rzeczywistoËci, nie jest już jej w stanie wyraża7? Może potrzebuje wiIcej nadziei? Cz²owiek, który cierpi, cz²owiek nawet w wielkiej opresji, nie traci zdolnoËci tworzenia. Traci jednak wtedy, kiedy już nie wierzy. Czy wtedy, kiedy powstawa²y rewolucyjne dzie²a teatru polskiego — Krakowiacy i Górale, Wesele — byio wiIcej nadziei? Êwiat by² jeszcze krojony na ludzk5 miarI. By² jeszcze zrozumia²y. Móg² grozi7 niewol5, wojn5, ale nie grozi² jeszcze ca²kowit5 zag²ad5 z rIki cz²owieka. Ale pani pewno pyta o na¬ dzieje dla samych Polaków, bo ci5gle rozmawiamy o Polsce. Otóż myËlI, że by²o wiele rozmaitych nadziei. W tych najstraszniej¬ szych latach po upadku Powstania KoËciuszkowskiego spo²ecze´¬ stwo szybko zdoby²o siI na program, który pozwala² mu przeży7. Powo²ano do życia Towarzystwo Warszawskie Przyjació² Nauk i zaczIto odkrywa7 rzecz zdumiewaj5ca, że może istnie7 nadal naród przy utracie pa´stwa. Kolejne pokolenia tego narodu szuka²y dróg do wolnoËci i ci5gle coË siI dzia²o. Legiony D5browskiego, epizod KsiIstwa Warszawskiego, Poniatowski, z²udzenia z Królestwem Polskim, Powstanie Listopadowe, wielka karta wolnej literatury polskiej na emigracji. Powstanie Sty¬ czniowe i pozytywizm, wielka praca nad organizacj5 spo²e¬ cze´stwa polskiego, wreszcie czwarte powstanie polskie — rok 1905... Ten naród przebudowa² siI w niewoli. „W ca²ym polskim narodzie przemiana?..." Te s²owa padaj5 w Weselu w 1901 roku. Pada s²owo „Jutro!” I chociaż Wesele ko´czy siI ta´cem chocholim, to „jutro” nadchodzi. M²odzież, która z uniesieniem oklaskuje premierI Wesela, tego jutra dożywa. WiIc ci5gle by²a jakaË nadzieja. Nadzieje socjalistów polskich, które sam doskonale pamiItam... A gdzie szuka7 nadziei dzisiaj, kiedy jesteËmy zależni

269 od jednego tylko mocarstwa, dominuj5cego na Ëwiecie? Kiedy żaden Wernyhora nie potrafi nic przepowiedzie7? Może jest jakaË szansa w cywilizacji, która sprawia, że nie można już zapanowa7 nad przenoszeniem siI wiadomoËci. Ten swobodny ruch infor¬ macji — wierzI, że antenI satelitarn5 bIdzie można nied²ugo wpina7 w butonierkI — musi sprawi7, że mur berli´ski bIdzie za jakiË czas niepotrzebny, tak jak dzisiaj mur chi´ski. Może ta rewolucja Ërodków przekazu, która niesie wolnoË7, stanowi także szansI dla teatru? Powiedzia² Pan kiedyË, że prawdziw5 nadziejI dla teatru stanowi widz, który nim wspó²rz5dzi. I doda² Pan, że widz wtedy wspó²rz5dzi teatrem, kiedy jest wspó²rz5dz5cym w pa´stwie. Albo kiedy walczy o prawo wspó²rz5dzenia w pa´stwie. JeËli teatr w Polsce jest dzisiaj martwy, czy to znaczy, że naród, który siI z tym teatrem spotyka miIdzy godzin5 siódm5 a dziesi5t5, przesta² siI domaga7 wspó²rz5dzenia Polsk5? Dzisiaj walczy o nie w sposób szczególny. Mianowicie biernoËci5. To wynika z braku wiary w inne sposoby. Z braku wizji przysz²oËci. Z niezdolnoËci do marze´. Widocznie walka biernoËci5 nie jest w stanie ożywi7 teatru. Panie profesorze, robi² Pan ty²e różnych rzeczy—pisa² Pan recenzje teatralne i szkice historyczne, eseje i opowiadania, chroni² Pan teatr w czasie okupacji, by² Pan pedagogiem, t²umaczy² Pan sztuki. By² Pan reżyserem i prowadzi² Pan teatr. Które z Pana prac najlepiej wyrażaj5 to. kim Pan jest? Jestem rozproszony. Te moje prace to nie by²y cele. To by²y Ërodki. Chcia²em zaspokoi7 ciekawoË7 życia. Zaspokoi² Pan? Nie.

Luty 1988 O AUTORCE

Ma²gorzata Szejnert, absolwentka wydzia²u dziennikarskiego UW, pracowa²a kolejno jako: reporterka miejska w „Kurierze Polskim", reporterka krajowa w „Tygodniku Demokratycznym", sekretarz redakcji w miesiIczniku „Nasza Ojczyzna — Panorama Polska", starsza publicystka i kierowniczka dzia²u reportażu w tygodniku „Literatura". Po utracie pracy w stanie wojennym, depeszowiec w re¬ dakcji „Nowego Dziennika" w Nowym Jorku. Wspó²pracowa²a z wieloma pismami, m in. „Kontrastami” i „Polityk5", gdzie opublikowa²a w 1973 roku s²ynny dwuodcinkowy reportaż Mitra pod kapeluszem (o życiu arystokracji w PRL). Ma²gorzata Szejnert jest autork5 kilku zbiorów reportaży, m.in.: Borowiki na ternpajku (o Polonii w USA), Ulica z latarni5, i niespokojnie, tu i tam. W sierpniu 1980 roku Ma²gorzata Szejnert jako reporterka „Literatury" pojecha²a do Stoczni im. Warskiego w Szczecinie, gdzie przebywa²a do chwili podpisania Porozumie´ Szczeci´skich. Pomaga²a tam w redagowaniu biuletynu strajkowego „JednoË7”, który potem przekszta²ci² siI w pismo NSZZ „SolidarnoË7" Pomorza Zachodniego o tym samym tytule.

271 W 1981 roku by²a sekretarzem G²ównej Komisji Weryfi¬ kacyjnej przy ZG Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i cz²onkiem Zarz5du Klubu Reporterów SDP. Po 13 grudnia 1981 roku w czasie weryfikacji odmówi²a pracy w oficjalnych gazetach, ale nie zrezygnowa²a z pisania. Swoje doËwiadczenia z pobytu w Stoczni im. Warskiego zawar²a w ksi5żce o strajkach szczeci´skich, ich rodowodzie i skutkach (napisanej wraz z Tomaszem Zalewskim), pt. : Grudzie´- -Sierpie´-Grudzie´ (NOW-a, 1984; wyd. Aneks, 1986), ksi5żka ta zosta²a nagrodzona Nagrod5 Kulturaln5 „SolidarnoËci” za rok 1984. Siawie i infamii przyznano wyróżnienie honorowe „Solidar¬ noËci” wydawców oraz NagrodI im. Szymona Konarskiego Stowa¬ rzyszenia Dziennikarzy Polskich w 1989 roku. W latach 1988—1989 Ma²gorzata Szejnert poszukiwa²a miejsc, w których grzebano wiIêniów politycznych straconych po wojnie w wiIzieniu mokotowskim w Warszawie. PoËwiIci²a tym poszukiwaniom ksi5żkI Êród żywych duchów (wydawnictwo Aneks, 1990). Ma²gorzata Szejnert mieszka stale w Warszawie. KALENDARIUM — przygotowa² Emil Orzechowski

Kalendarium to pomyËlane zosta²o jako rodzaj nader skondensowa¬ nego przewodnika, u²atwiaj5cego umiejscowienie zdarze´ poruszonych w ksi5żce. Jest sporz5dzone, jak każde kalendarium, z chIci5 uwzglI¬ dnienia wydarze´ najważniejszych, a także tych. które tworzy²y specy¬ ficzny klimat czasu. Kalendarium ko´czy siI z chwil5, gdy urywaj5 siI rozmowy Ma²gorzaty Szejnert z Bohdanem Korzeniewskim. Mamy nadziejI, że okaże siI ono przydatne Czytelnikowi ksi5żki. 1939 Inwazja Niemiec hitlerowskich na PolskI — 1 IX. Ostatnia warszawska premiera odby²a siI 2 IX w Teatrze Letnim: Serce w rozterce, czyli Êlusarz widmo Nestroya. w adapt. Tuwima i reż. Schillera. Ostatnie przedsta¬ wienie teatralne w stolicy — 5 IX, w Krakowie — 3 IX (potem teatr gra² jeszcze 12 X — 15 XI), w Wilnie — 18 IX (ponownie teatr wznowi² dzia²alnoË7 11 XI — po zajIciu miasta przez policjI Smetony). W Warsza¬ wie sp²onI²y teatry: Wielki, Narodowy, Nowy, Ma²y, Letni, na Karowej (dwie sceny), Praski. W dzie´ po inwazji wojsk radzieckich na PolskI — 17 IX — pope²ni² samobójstwo Witkacy. W Warszawie — 17 X, pierwsze tajne zebranie wyk²adow¬ ców i s²uchaczy Pa´stwowego Instytutu Sztuki Teatralnej (PIST); areszto¬ wania — Jai;osy'ego, Szyfmana, WIgrzyna; pierwsza jawna impreza widowiskowa dla Polaków (wystIp baletowy podczas rewii sylwestrowej) — 31 XII. We Lwowie zajItym przez Rosjan Rada Komisarzy Ludowych tworzy piI7 teatrów różnych narodowoËci, w tym dwa polskie — drama¬ tyczny i rewiowy. W Rumunii — 14 XI, pierwszy wystIp „Lwowskiej Fali". W Weilburgu (Nadrenia) — 25 XI, pierwsza impreza widowiskowa w oflagu — wystIp kabaretowy w reż. Rudzkiego. W Bydgoszczy — 14 XII, otwarto pierwszy niemiecki teatr w okupowanej Polsce. Na WIgrzech — 31 XII, powsta² pierwszy teatr objazdowy dla polskich uchodêców pod kier. Wojteckiego.

1940 W Warszawie niemieckie zarz5dzenie o cenzurowaniu programów arty¬ stycznych w kawiarniach. Ponowne aresztowanie Szyfmana. W palarni Teatru Polskiego powsta² Cafe Bar obs²ugiwany przez aktorów tego teatru. W dawnym kinie zacz5² dzia²a7 pierwszy jawny teatrzyk Ko¬ meta —13 IV. Otwarto kawiarniI „U Aktorek" — 27IV. Powstaj5 dalsze jawne teatry, m in. Komedia — 22 V. W sierpniu powstaje Tajna Rada Teatralna. Aresztowanie Korzeniewskiego —17IX—zes²anego potem do OËwiIcimia, nr obozowy 4880. Rozpocz5² dzia²alnoË7 jawny Teatr Miasta Warszawy —12 X. Przy ul. Dzielnej 1 otwarto Eldorado, pierwszy teatr w getcie. W Krakowie rozporz5dzenie gubernatora Franka w sprawie kontroli nad polsk5 dzia²alnoËci5 kulturaln5 (zarz5dzenie wykonawcze 23 VIII, m in. obowi5¬ zek rejestracji wszystkich artystów). Niemcy zburzyli pomnik Mickie¬ wicza — 17 VIII. Pierwsze przedstawienie konspiracyjne na terenie GG — 19 IX, zespó² Mularczyka. W Wy²kowyszkach na Litwie, w obozie internowanych żo²nierzy polskich, przedstawienie w rocznicI Konstytucji majowej — 3 V. W Wilnie, zajItym 15 VI przez ArmiI Czerwon5, ostatnia 274 premiera Teatru Polskiego w dawnym gmachu na Pohulance — 23 VI, od 30 XI wystIpy w budynku dawnego kina przy ul. Wile´skiej. We Lwowie dzia²a Polski Teatr Dramatyczny. W Paryżu liczne wystIpy polskie, m in. 10 II inauguracyjna premiera Teatru Narodowego Uciek²a mi przepióreczka ëeromskiego, reż. Ziembi´ski, scen. Lorentowicz. W Wielkiej Brytanii pierwszy wystIp „Lwowskiej Fali" — 4 VII; „WiadomoËci Polskie" w Londynie og²aszaj5 konkurs PEN-Clubu na sztukI o obronie Warszawy.

1941 Wybuch wojny niemiecko-radzieckiej — 22 VI. W Warszawie inauguracja tajnych audycji poetyckich Wierci´¬ skiej — 25 II. Zastrzelony Sym — 7 III. Represje, m in. listy go´cze za DamiIckim i Górsk5, aresztowanie Schillera. Ma²ynicz i innych aktorów — 15 III, Jaracza — 1 IV, zes²ani do OËwiIcimia, po kilku tygodniach uwolnieni: Jaracz — 15 V, Schiller — 2 VI. Tajne przedsta¬

wienie misterium 0. Mi²osza Don Miguet Ma´ara przygotowane przez I. i T. Byrskich — 11 IV. W „Rzeczypospolitej Polskiej" (tajny organ Delegatury Rz5du) artyku² potIpiaj5cy teatry jawne, wzywaj5cy do ich bojkotu. W mieszkaniu Roszkowskiej, na tajnym zebraniu, Iwaszkiewicz

odczyta² swój przek²ad Elektry Giraudoux — 13 XII. W Krakowie w Starym Teatrze otwarcie jawnego teatru — 22 I. Inauguracja dzia²alnoËci tajnego Teatru S²owa (potem Rapsodycznego) Kotlarczyka —

22 VIII; pierwsza premiera Krói-Duch S²owackiego — 1 XI. We Lwowie dzia²a Teatr Polski Dramatyczny i Polski Teatr Miniatur. W Wilnie Polski Teatr Dramatyczny, teatr kukie²kowy, muzyczny „Lutni". W Bia²ymstoku gra teatr pod kier. WIgierki. Polskie przedstawienia na WIgrzech, w Szwajcarii, w Wielkiej Brytanii, w oflagach; także pod Aleksandri5 wyst5pi² Teatr ëo²nierski Brygady Karpackiej, a w Buzu²uku Czo²ówka Rewiowa Wojskowego Biura Informacji i Propagandy.

1942

W Warszawie na Pawiaku Cierniak wystawi² swoj5 SzopkI krakowsk5 — I I; nied²ugo potem rozstrzelany — 2 III. Dobrowolski z²oży² Schillerowi

egzemplarz sztuki Jutrznie warszawskie, zamówionej przez Tajn5 RadI Teatraln5 — 20II. Na tajnym zebraniu Trzebi´ski odczyta² sw5 sztukI Aby

podnieË7 różI — 2 VI. Aresztowany Adwentowicz — 27 VIII, Grzyma²a- -Siedlecki — 11 XI. KarI infamii lub nagany otrzyma²o oËmiu aktorów

bior5cych udzia² w filmie Heimkehr. W Henrykowie pod Warszaw5

Pastora²ka Schillera w jego reż. wystawiona przez zespó² wychowanek Sióstr Samarytanek (benedyktynki) (powtórzona na Boże Narodzenie 275 1943). W Krakowie kolejne premiery Teatru Rapsodycznego. Polskie przedstawienia w Palestynie, w oflagach etc. W Nowym Jorku powstaje Polski Teatr Artystów — 22 XI. W „WiadomoËciach Polskich" w Lon¬ dynie og²oszenie o powstaniu Stowarzyszenia Artystów Polskich.

1943 Ważne wydarzenia polityczne jednoznacznie zaczynaj5 okreËla7 przysz²5 sytuacjI Polski: 16 I rz5d ZSRR informuje rz5d polski, że mieszka´cy ziem w²5czonych do ZSRR stali siI obywatelami radzieckimi. 25 IV nota ZSRR o zerwaniu stosunków dyplomatycznych z rz5dem RP (pretekstem sprawa Katynia). 30 VI gestapo aresztuje gen. Grota-Roweckiego. 4 VI w gibral- tarskiej katastrofie ginie gen. Sikorski. Utworzenie Zwi5zku Patriotów Polskich w ZSRR, 9—10 VI — I Zjazd, uczestnicy 66 osób, prze¬ wodnicz5c5 ZPP wybrano Wasilewsk5, uchwalono „deklaracjI ideow5". 28 XI—1 XII konferencja w Teheranie — wstIpne ustalenia w sprawie przysz²ych granic Polski. W P²awowicach pod Krakowem, w maj5tku Morstina, uczczono trzy rocznice: 50-lecia teatru krakowskiego, 30-lecia Teatru Polskiego w Warszawie, 30-lecia pracy dramatopisarskiej gospodarza. Fragmenty

Penelopy Morstina w reż. Szyfmana. W Warszawie nasilenie aresztowa´; wielu artystów ginie zastrzelonych lub umiera w obozach zag²ady. W „Rzeczypospolitej Polskiej" kolejny artyku² — Wezwanie w sprawie

bojkotu imprez rozrywkowych — 26 III. Przedstawienia jawne przerwane w tym roku dwukrotnie: na polecenie Niemców po klIsce stalingradz- kiej — na 3 dni — i po Ëmierci Sikorskiego na rozkaz w²adz konspiracyjnych — na 2 tygodnie. Dalsze wieczory autorskie, a w Henry¬ kowie pod Warszaw5, w zak²adzie Sióstr Samarytanek tajna premiera

Godów weselnych autorstwa i reż. Schillera — 4 VII. W Wawrze Teatr Szkolny szko²y zawodowej wystawi² plenerowe przedstawienie Legendy Wyspia´skiego — 4 VII. W Krakowie rozpocz5² dzia²alnoË7 jawny Teatr Objazdowy GG — 20 VIII. Przedstawienia polskie w Rumunii, Szwajcarii etc. W Bagdadzie inauguracyjne przedstawienie Teatru Dramatycznego Armii Polskiej na Wschodzie (potem Teatr 2 Korpusu) — 8 V — Tu jest

Polska Naglerowej, reż. Radulski. W Sielcach nad Ok5 zacz5² siI organizowa7 Teatrzyk ëo²nierza — 1 VI; kierownictwo tego teatru, przekszta²conego w Teatr ëo²nierza 1 Korpusu Polskich Si² Zbrojnych w ZSRR, obj5² kpt. Krasnowiecki — 23 IX. Tworz5 siI inne zespo²y przy wojsku polskim w ZSRR (Teatr Kukie²ek, Teatr 2 Dywizji).

1944 Z inicjatywy PPR powsta²a tajna Krajowa Rada Narodowa — 1 I uznana 276 póêniej przez ZPP za „jedyn5 reprezentacjI narodu". Delegaturze KRN powierzy² rz5d radziecki administracjI ziem oswobodzonych spod okupacji niemieckiej. Delegatura KRN — powo²ana 19 VII — tworzy PKWN — 21 VII, który dzie´ póêniej og²asza Manifest. 23 VII PKWN wydaje de¬ kret o podporz5dkowaniu spraw dotycz5cych AK kompetencji s5dów wojskowych w ZSRR; aresztowanie sztabów AK przez NKWD — 17 VII wile´skiego i nowogrodzkiego, 27 VII lwowskiego. 26 VII uznanie PKWN przez ZSRR za jedyn5 w²adzI legaln5 w Polsce. Wybuch Powstania Warszawskiego — 1 VIII. Stalin odmawia pomocy Warszawie i udostIpnie¬ nia lotnisk aliantom. Powstaje nowy KC PPR (na 11 cz²onków 7 przyby²o z ZSRR), a z inspiracji PPR nowe; PPS, SD, SL. Kapitulacja Powstania War¬ szawskiego — 2 X. Dekret PKWN o powo²aniu MO — 7 X. KRN powo²uje w miejsce PKWN Rz5d Tymczasowy — 31 XII, uznany przez ZSRR — 4145. W Berlinie odczyt Franka Rola Generalnej Guberni w twórczej pracy dla Europy, m in. o rozkwicie życia teatralnego — przesz²o tysi5c imprez kulturalnych miesiIcznie. Przekazanie ludnoËci polskiej Krakowskiego Teatru Powszechnego (sala Starego Teatru); komunikat o bojkocie tego teatru wyda²o OkrIgowe Kierownictwo Walki Podziemnej. W Warszawie i okolicy liczne tajne audycje poetyckie Wierci´skiej. W Henrykowie

Wielkanoc Schillera w jego reż.; Schiller zostaje oblatem benedykty´skim. Tajny konkurs na utwór sceniczny og²oszono — 6 IV. Ostatnie miesi5ce istnienia teatrów jawnych; 1 II zamkniIte przez Niemców na 3 tygodnie (po zamachu na KutscherI); 13 V w teatrzyku Maska opisana przez Korzeniewskiego kara ch²osty i ogolenia g²owy; 29 VII ostatnia pre¬ miera — Wesela Fonsia Ruszkowskiego. W walcz5cej Warszawie wystIpy aktorów w różnych punktach miasta; projekt teatru powsta´czego; w kawiarni u „Aktorek" Kantata na otwarcie Teatru Narodowego L. Schillera, w reż. autora, przerwana ostrza²em i pożarem — 15 VIII. We Lwowie najpierw tajna, potem oficjalna dzia²alnoË7 zespo²u drama¬ tycznego D5browskiego. Teatr Dramatyczny 2 Korpusu gra we W²oszech, Polski Teatr Artystów w Nowym Jorku. W ZSRR z Teatru ëo²nierza 1 Korpusu powstaje Teatr I Armii Polskiej —16 III: dyr. Stahl, kier. artyst. Krasnowiecki. Pierwsza pe²nospektaklowa premiera w ±ucku — 5 VII;

Êluby panie´skie Fredry. Na ziemiach oswobodzonych od Niemców powstaj5 teatry kolejno: w Lublinie, Bia²ymstoku, Rzeszowie, Wilnie, etc.; po¬ wo²any 29 XI Teatr Wojska Polskiego daje w Lublinie premierI Wesela Wyspia´skiego. Organizuje siI administracja teatralna w ramach powo¬ ²anego dekretem PKWN z 15 IX resortu Kultury i Sztuki. W Lublinie wznawia oficjaln5 dzia²alnoË7 ZASP, z tymczasowym Zarz5dem G²ównym, prezes Chmielarczyk; powo²anie s5du koleże´skiego dla weryfikacji aktorów. 277 1945 Ostatnie tygodnie wojny. Rozwi5zanie AK — 19 I. uznane przez w²a¬ dze bezpiecze´stwa za fikcyjne; zalecenie bezwzglIdnej walki z AK. 4—11 II — konferencja w Ja²cie. 27 III — delegacja legalnych w²adz RP w kraju udaje siI, z gwarancjami bezpiecze´stwa, do ZSRR; aresztowana i s5dzona przez w²adze wojskowe ZSRR. 21 IV — uk²ad o przyjaêni Polski i ZSRR podpisali Osóbka-Morawski i Stalin. 8 V — kapitulacja Niemiec. W sk²ad Tymczasowego Rz5du JednoËci Narodowej — powo²any 28 VI — wchodzi 17 ministrów z PPR i stronnictw tzw. „lubelskich", na ogóln5 liczbI 21 miejsc. Ujawni²o siI Stronnictwo Pracy, doËwiadczy²o wkrótce wielu szykan. Tworzy siI PSL — 20 VII, prezes Miko²ajczyk. Ujawnia siI komenda Batalionów Ch²opskich i Szarych Szeregów — 19 IX. W War¬ szawie I Zjazd PPR — 6—13 XII. P.o. dyrektora Departamentu Teatru w Ministerstwie Kultury i Sztuki (MKiS) zosta² na krótko Szyfman; wraz z Martyk5 obj5² 8 III zdewastowany gmach Teatru Polskiego w Warszawie. W Krakowie inauguracja dzia²alnoËci Teatru im. J. S²owackiego — 19 II — i Teatru Starego — 1 IV. W ±odzi osiad² Teatr Wojska Polskiego (TWP) pod dyrekcj5 Krasnowieckiego. Kier. liter. Korzeniewski w sez. 1945/46; inauguracja dzia²alnoËci Weselem Wyspia´skiego, granym wczeËniej w Lu¬ blinie, Krakowie, Katowicach, reż. Woszczerowicz — 22 Ili. Pod dyrekcj5 Zelwerowicza wznowienie dzia²alnoËci PIST — 27 III, tymczasowo w ±odzi. Wznawia dzia²alnoË7 Teatr im. Wyspia´skiego w Katowicach — 2 IV; jawn5 dzia²alnoË7 inauguruje Teatr Rapsodyczny w Krakowie — 22 IV; polskie instytucje (w tym teatry) z Wilna przenosz5 siI do Torunia — 25 IV; inauguracja pierwszego powojennego sezonu Teatru Polskiego w Poznaniu — 27 IV. W ±odzi ukazuje siI pierwszy numer „Kuênicy" — 1 VI. Zapowiedê upa´stwowienia teatrów; powo²ano radI repertuarow5 — 6 VI; I Walny Zjazd ZASP w Warszawie, prezes DamiIcki — 6—8 VIII. W ±odzi inauguracja Estrady Poetyckiej przez TWP, pod kierownictwem Wierci´skiej; premiera montażu Na gruzach dom — 21 X. W Krakowie pierwszy numer miesiIcznika „Teatr", red. nacz. Miller — 31 X. W ±odzi rozpoczyna dzia²alnoË7 Teatr Kameralny pod dyrekcj5 Axera. Rudzkiego, Wyszomirskiego, kier. liter. Korzeniewski w latach 1946—49; prem.

Pigmaliona Shawa — 10 XI. Do Warszawy powróci² z Zachodu Schiller — 29 XII.

1946 Upa´stwowienie przemys²u — 3 ± Na procesie komendy Narodowych Si² Zbrojnych (NSZ) 9 wyroków Ëmierci; historyk napisze „winy nie udo¬ wodniono". Powstaje blok wyborczy pod egid5 PPR — 17 II, ostry 278 konflikt z PSL, represje.. Zakazane obchody 3 Maja — zabici, ranni, aresztowania, procesy. Referendum ludowe — 30 VI. sfa²szowane wyniki podano 12 VII. Pogrom ëydów w Kielcach — 4 VII, protesty literatów i in. Utworzenie G²ównego UrzIdu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk (GUKPPiW) — b VII. Uchwa²a Rady Ministrów o pozbawieniu praw obywatelskich dowódców wojskowych przebywaj5cych na emigracji, anulowana po 43 latach. W Warszawie otwarcie Teatru Polskiego pod dyrekcj5 Szyfmana — 17 I; grano LiliI WenedI S²owackiego w reż. Osterwy; 16 III galowe przedstawienie z udzia²em Bieruta i Broz-Tito: negatywna recenzja „Kuênicy”. W ±odzi, z inicjatywy Zwi5zku Literatów i TWP, otwarcie Klubu Pickwicka — II. Tamże, na inauguracjI Sceny Poetyckiej TWP, premiera Elektry Giraudoux w t²um. Iwaszkiewicza, reż. Wierci´skiego, scen. Roszkowskiej — 16 II. Wielki sukces artystyczny i atak prasy oficjalnej. 26 V — ostatni spektakl, wkrótce likwidacja Sceny; protest Wierci´skiego i Korzeniewskiego skierowany do dyrekcji TWP — bez odpowiedzi. Powo²anie Rady Teatralnej przy Departamencie Teatru MKiS; pierwsze i jedyne posiedzenie Rady — 16—18 VI — w Teatrze Polskim w War¬ szawie. MiesiIcznik „Teatr” przeniesiony do Warszawy — 1 VI; obok ważnych artyku²ów Schillera, Korzeniewskiego i in. propozycje przerabia¬ nia klasyków „w nowym duchu". Dyrektorem TWP w ±odzi mianowany Schiller — 30 IX; także rektorem warszawskiej PWST z tymczasow5 siedzib5 w ±odzi. Likwidacja PIST-u. Wbrew zaleceniom Rady Artystycznej TWP wystawia Ważyka Stary dworek — 3 X: dezorientacja krytyki wobec tak s²abej artystycznie, a s²usznej ideowo sztuki. W Krakowie po²5czenie teatrów: im. J. S²owackiego i Starego, oznacza dymisjI dla Pronaszki, mimo licznych protestów i ostrego sprzeciwu WRN; dyrektorem zosta² Osterwa, także Szko²I Dramatyczn5, powierzono jego kierownictwu. Inauguracja dzia²alnoËci Teatru Wybrzeże w Gdyni pod dyrekcj5 Galla, premiera Homera i Orchidei Gajcego — 20 XI. W ²ódzkim TWP Wielkanoc Otwinowskiego — 1 X, i Krakowiacy i Górale Bogus²awskiego — 30 XI, ze wspó²czesnymi kupletami, reż. Schiller. W Warszawie zawi5za² siI Komitet uczczenia pamiIci Witkacego — planowana ksiIga pami5tkowa ukaże siI w r. 1957.

1947 Przed wyborami nasilona akcja propagandowa i milicyjna; aresztowania dzia²aczy opozycyjnych z PPS. Procesy polityczne z czIstymi wyrokami Ëmierci; protest 23 oficerów AL, m.in. Albrechta, Bie´kowskiego, Kliszki. Wybory do Sejmu Ustawodawczego RP — 19 I; protesty, m.in. ambasa¬ dorów pa´stw zachodnich, nieskuteczne. Sejm wybra² na Prezydenta RP 279 jedynego zg²oszonego kandydata — Bieruta, 5 II, g²osowanie by²o jawne. Po dymisji Rz5du JednoËci Narodowej nowym premierem zosta² 8 II Cyrankiewicz; w rz5dzie brak PSL. Ataki Gomu²ki na PSL i PPS. Berman wyg²asza referat na konferencji PPR o roli inteligencji. Akcja „Wis²a”: likwidacja si² g²ównych UPA, przesiedlania Ukrai´ców. Na polecenie ZSRR Polska odmawia udzia²u w korzyËciach oferowanych przez Plan Marshalla. Wyeliminowanie Miko²ajczyka z życia politycznego, ucieczka z kraju. Na naradzie 9 partii komunistycznych w Szklarskiej PorIbie ëdanow mówi o podziale Ëwiata na dwa obozy. KC PPR g²osi tezI o koniecznoËci zwal¬ czania „ameryka´skiego trybu życia". Na otwarciu radiostacji we Wro¬ c²awiu Bierut zapowiada planowanie w kulturze —16 XI. Kongres PPS — 14—17 XII — odrzuci² propozycjI Gomu²ki w sprawie po²5czenia partii.

Premiera filmu Zakazane piosenki Buczkowskiego, w „Odrodze¬ niu" druk powieËci Andrzejewskiego Zaraz po wojnie (Popió² i diament).

W Katowicach premiera Dwóch teatrów Szaniawskiego — 23 1, w reż. Wierci´skiego, scen. Pronaszki; sukces artystyczny, krytyka ideowa.

W ±odzi Szklana menażeria Williamsa w reż. Axera (Teatr Kameralny) —

11II, i Celestyna de Rojasa w reż. Schillera (TWP) — 24 V. W Warszawie IV Walny Zjazd ZASP, wybór Rady Artystycznej: Korzeniewski, Kreczmar, Wierci´ski, Zelwerowicz, ëeromski. Fina² Festiwalu Szekspirowskiego z udzia²em 13 teatrów, które da²y 9 premier, nagroda zespo²owa dla Teatru

Wybrzeże za Jak wam siI podoba w reż. Galla, a reżyserska dla Schillera za BurzI Szekspira w TWP. W Rzymie pierwszy numer „Kultury" (od numeru 2/3 w Paryżu) — VII. Uchwa²a Zwi5zku Pisarzy Polskich na Obczyênie o niedrukowaniu w prasie krajowej — 40 podpisów, m. in. Terlecki — 24 VIII. Red. nacz. „Teatru" zosta² Schiller (od 1948); w sk²adzie redakcji m in.: Korzeniewski, Padwa, Rulikowski. W Toruniu

ëycie snem Calderona w reż. Horzycy — 5 X, w warszawskim Teatrze

Ma²ym Przy drzwiach zamkniItych Sartre a w reż. Jerzego Kreczmara — 11 X, a w Starym Teatrze w Krakowie Powrót syna marnotrawnego Brandstaettera w reż. Warneckiego i Broniewskiej — 20 XI. Brak zgody na wystawienie Kordiana S²owackiego w Krakowie — X. Wizyta TWP w Czechos²owacji, a w „Kuênicy" atak na Schillera — XI. Na III Zjeêdzie zwi5zku literatów ostre polemiki ëó²kiewskiego z pisarzami katolickimi; nieobecnych wielu wybitnych twórców. W Warszawie powsta² Instytut Teatrologiczny pod dyrekcj5 Rudkowskiego — XII. Kierownikiem Wy¬ dzia²u Kultury KC PPR zosta² ëó²kiewski.

1948 Upomnienie Moskwy dla Bu²garii i Jugos²awii za plany utworzenia federacji ba²ka´skiej. KC PPR i CKW PPS uchwalaj5 wspólny pochód 280 1-majowy i budowI domu partii. Wyst5pienie Gomu²ki z krytyk5 SDKPiL oraz KPP za niedocenianie sprawy polskiej uznane na Plenum KC PPR za niebezpieczne — 3 VI. Zastrzeżenia Gomu²ki wobec Biura Informacyjnego Partii Komunistycznych w sprawie kolektywizacji wsi we wszystkich krajach demokracji ludowej oraz potIpienia b²Idnej polityki komunistów jugos²owia´skich. Aresztowanie dowódcy wile´skiej AK i tzw. „grupy wile´skiej" (ok. 600 osób) — 26 VI; aresztowanie Jasienicy — 2 VII (zwolniony 27 VIII). Êwiatowy Kongres Intelektualistów w Obronie Pokoju, 25—28 VIII Wroc²aw. PPR i PPS krytykuj5 odchylenie nacjonalistyczne: Bierut I sekretarzem KC PPR po Gomu²ce, w PPS usuniIto 12 dzia²aczy z Rady Naczelnej. Kongres Zjednoczeniowy — powstaje PZPR — 15 XII. W Teatrze Polskim w Warszawie £/rżCorneille’a—Wyspia´skiego w reż. Wierci´skiego — 8 I. W TWP Ladacznica z zasadami Ëartre a w reż. Axera — 24 II. Zjazd Kompozytorów i Literatów w sprawie pieËni masowych w marcu, a w czerwcu umowa o wspó²pracy literatów i S²użby Polsce, wyjazdy pisarzy w teren. W maju ostatnia przed 1955 rokiem wizyta teatru zachodniego w Polsce — Theatre Jouvet. I Kongres MiIdzyna¬ rodowego Instytutu Teatralnego (ITI) w Pradze, we w²adzach Ordy´ski, Szyfman. Rulikowski. W ²ódzkim Teatrze Kameralnym debiut reżyserski

Korzeniewskiego — Szkota żon Moliera — 7 II. W warszawskim Teatrze

Polskim nastIpna premiera Wierci´skiego — Fantazy S²owackiego —

10 VII. W TWP Schiller wystawia Igraszki z diab²em Ordy — 13 X.

W Belwederze — 17 X — narada w sprawie Dziadów Mickiewicza brak zgody na wystawienie. W Starym Teatrze Amfitrion 38 Giraudoux w reż. Korzeniewskiego, scen. Pronaszki, z Woszczerowiczem, Mro- żewskim, Holoubkiem — 16 XI. W „Odrodzeniu" ostry atak Jaszcza na Teatr Rapsodyczny — 28 XI. Ostatnia przed 1955 r. Wystawa Sztuki Nowoczesnej otwarta w grudniu w krakowskim Pa²acu Sztuki, m.in.: Brzozowski, Jarema, Kantor, Lenica, Nowosielski, Wróblewski; nega¬ tywne recenzje.

1949 Rok wielu zmian: utworzenie RWPG; Plenum KC PZPR poËwiIcone kulturze,-a na nim o koniecznoËci „ofensywy ideologicznej" (Albrecht), krytyka formalizmu i kosmopolityzmu (Putrament), krytyka podrIczników historii (Jab²o´ski), o walce z „wrog5 ideologi5" (Schaff); odsuniIcie Gomu²ki od w²adzy; ustawa o likwidacji analfabetyzmu; utworzenie w Mi¬ nisterstwie Bezpiecze´stwa specjalnego Biura ds. „dywersji i szpie¬ gostwa" w aparacie partyjnym i pa´stwowym, dyr. Fejgin, zastIpca Êwiat²o; rozporz5dzenie premiera z 9 V zawiera m.in. zakaz przywożenia i rozpowszechniania druków wydanych za granic5; zawieszenie edycji

281 Polskiego S²ownika Biograficznego; powstanie CRZZ; ustanowienie Orde¬ ru Budowniczych Polski Ludowej; otwarcie trasy W-Z i mostu Êl5sko- D5browskiego w Warszawie; I Ogólnopolska Wystawa Portretów Przo¬ downików Pracy; utworzenie ZBoWiO, w miejsce dzia²aj5cych dot5d organizacji wiIêniarskich i kombatanckich; seria procesów politycznych, oskarżonych wielu dzia²aczy komunistycznych w kilku krajach; RP zrywa stosunki dyplomatyczne z Jugos²awi5; utworzenie ChRL; nominacja Rokossowskiego na marsza²ka Polski i ministra obrony narodowej; powstaje ZSL; prezydium ZLP uznaje, że Matka Boska p²acz5ca w Lublinie to zabobony i demonstracja przeciw w²adzy. Teatry maj5 status przedsiIbiorstw, plany pracy — 111. Zjazd literatów zmienia nazwI zwi5zku na ZLP (dotychczas Zwi5zek Zawodowy Literatów Polskich), prezesa z Iwaszkiewicza na Kruczkowskiego, wys²u¬ chuje referatu Bermana i deklaruje realizm socjalistyczny — 20—23 I; plastycy na Zjeêdzie w Nieborowie deklaruj5 realizm socjalistyczny — 12—13 II. Szyfman odwo²any z dyrekcji Teatru Polskiego, otrzymuje „p²atny urlop od 1 wrzeËnia 1949 aż do odwo²ania"; dyrekcjI teatru przej5² Schiller. Ostatni Zjazd ZASP — 14—16 IV, powstaje jeden zwi5zek zawodowy ludzi teatru, filmu, muzyki, przew. Bekier. W warszawskim

Teatrze RozmaitoËci Êmier7 Tarielkina Suchowa-Kobylina w reż. Korze¬ niewskiego i scen. Strzeleckiego — 4 VI. Krajowa Narada Teatralna w Oborach, 18—19 VI, z ref. Sokorskiego; proklamacja realizmu socja¬ listycznego. W ±odzi tworzy siI Pa´stwowa Wyższa Szko²a Aktorska (od 1959 PWSTiF im. L. Schillera), PWST zaË przenosi siI do Warszawy. W Warszawie inauguracja dzia²alnoËci Teatru Wspó²czesnego — 10 IX. i Teatru Narodowego im. Wojska Polskiego — 12 X. W Starym Teatrze prapremiera Niemców Kruczkowskiego w reż. D5browskiego — 22 X.

W warszawskim Teatrze Kameralnym M5ż i żona Moliera w reż. Korze¬ niewskiego i scen. Strzeleckiego — 26 X. W Poznaniu Ogólnopolski Zjazd Pa´stwowych Szkó² Artystycznych, ref. Sokorskiego, m.in. postulat „klasowego odËwieżenia kadr". W ±odzi inauguracja Teatru Nowego

Brygad5 szlifierza Karhana Kani —12 XI; goËcinny wystIp w Warszawie ogl5dali m.in. Bierut i Cyrankiewicz. Powo²anie Pa´stwowego Instytutu Sztuki (PIS), dyr. Starzy´ski — 30 XI. Centralna Komisja Repertuarowa ma zadanie „wyeliminowania sztuk szkodliwych i zalecania pożytecznych”. Fina² Festiwalu Sztuk Rosyjskich i Radzieckich — 22 XII. Likwidacja zespo²ów filmowych — 23 XII. W NRD otwarcie Berliner Ensamble. W Moskwie likwidacja Teatru Kameralnego i Teatru ëydowskiego,

1950 Porozumienie pa´stwa z episkopatem — 14 IV. Ustawa o socjalistycznej dyscyplinie pracy — 5 V. Atak Korei Pó²nocnej na Po²udniow5, pocz5tek wojny — 25 V. Wymiana pieniIdzy w relacji 3 do 100 (lub 1 do 100), zakaz posiadania walut obcych, z²ota, platyny — 28 X. Proces Szyndzielarza „±upaszki" — wyroki Ëmierci dla mIżczyzn, wiele lat wiIzienia dla kobiet. Pa´stwo przejI²o 208 szkól samorz5dowych, powsta² „Dom Ksi5ż¬ ki” i przej5² ok. 100 prywatnych ksiIgarni — 1 I. Wielu artystów sk²ada samokrytyki, Ważyk potIpia Ga²czy´skiego. Przeciw powierze¬ niu Szyfmanowi dyrekcji odbudowy Teatru Wielkiego protestuje POP PZPR przy Teatrze Polskim. MKiS likwiduje regionalne pisma teatralne, reorganizuje redakcjI „Teatru" — 8 V. W warszawskim Teatrze Pol¬

skim Don Juan Moliera w reż. Korzeniewskiego, scen. Roszkowskiej, z Woszczerowiczem — Sganarel — 15 VI, zdjIty po 20 przedstawieniach za religianctwo. Zjazd powo²uj5cy SPATiF, przew. Schiller, 11—12 VII. Odwo²anie Schillera z dyrekcji Teatru Polskiego — IX. W Teatrze

ëydowskim w ±odzi Sen o Goldfadenie w reż. Rotbauma — 28 IX.

W Teatrze Nowym w Poznaniu Hamlet Szekspira w reż. Horzycy, scen. Kosi´skiego —19 X. W Teatrze Nowym w ±odzi prapremiera ZwyciIstwa Warmi´skiego, pierwszej wartoËciowej ideowo sztuki o wsi — 20 XII;

w Teatrze Wspó²czesnym w Warszawie Zwyk²a sprawa. A. Tama — 30 XII.

1951 Na Plenum KC PZPR zadecydowano o w²5czeniu literatury do „bitwy o plan 6-letni" — 1 I. Sekretariat Biura Organizacyjnego KC PZPR zadecydowa²

o reorganizacji szkó² artystycznych na wzór radziecki — 7 III. Procesy oficerów, wykonano 20 wyroków Ëmierci. Aresztowanie Gomu²ki — 2 VIII. Powo²ano KomisjI do walki ze spekulacj5 — 24 VIII. Rejestracja anal¬ fabetów — X. OdejËcie Horzycy z dyrekcji Teatru Nowego w Poznaniu — 28 II.

W Teatrze Polskim we Wroc²awiu Jak wam siI podoba Szekspira w reż. Wierci´skiego, scen. Roszkowskiej — 3 III. Pozbawienie Palestra cz²onkostwa Zwi5zku Kompozytorów Polskich — 19 IV. W Teatrze

Kameralnym w Warszawie Grzech ëeromskiego w reż. Korzeniewskiego, scen. Strzeleckiego, z zako´czeniem dopisanym przez Kruczkowskiego — 13 V. Mi²osz og²asza, że pozostaje na Zachodzie, ataki na pisarza tak w prasie krajowej, jak i emigracyjnej. I Kongres Nauki postanawia „o w²5czeniu nauki do planu 6-letniego i budownictwa socjalistycznego". Samobójstwo Borowskiego — 3 VII. Fina² Festiwalu Polskich Sztuk Wspó²czesnych to 36 nagród i 43 wyróżnienia. Laureaci nagród pa´stwo¬ wych w dziedzinie teatru; Brydzi´ski — I st., Wierci´ski — II st.; nagroda 283 zespo²owa m in. dla Teatru Kameralnego za realizacjI Grzechu, W Teatrze

Wspó²czesnym w Warszawie Profesja pani Warren Shawa w reż. Horzycy. Z Zachodu wrócili Kosidowski i S²onimski. 1952 Wprowadzenie obowi5zkowych dostaw; wiele artyku²ów dostIpnych tylko na kartki. Uroczyste obchody 60-lecia Bieruta — 18 IV. Pocz5tek audycji „G²os Wolnej Polski” w Radiu Wolna Europa (RWE) —■ 3 V. Uchwalenie Konstytucji PRL — 22 VII. Wybory do Sejmu, 26 X, kandydaci Frontu JednoËci Narodu otrzymali 99,8% ważnych g²osów. Wyszy´ski zostaje kardyna²em, Bierut premierem rz5du — 20 XI. Usta¬ wa o amnestii — 22 XI. Aresztowanie gen. Komara; wysiedlenie biskupów katowickich poza diecezjI, po zebraniu 72 tys. podpisów za nauk5 religii w szko²ach. Powo²anie Centralnego Zarz5du Kinematografii — 6 I. W Polsce goszcz5 Brecht i Weigel — 25II. Przekszta²cenie „Teatru" w dwutygodnik, organ SPATiF pod red. Csató; w red. m in. Korzeniewski. Korzeniewski g²ównym reż. i kier. artyst. Teatru Narodowego — od 1 III. Na Plenum ZG SPATiF Schiller w obronie wielkiego repertuaru romantycznego i Wy¬ spia´skiego — 8—9 IV. Powo²anie Kolegium Repertuarowego przy Centralnym Zarz5dzie Teatrów, Oper i Filharmonii, przew. Pa´ski — 5 V.

We Wroc²awskich Teatrach Dramatycznych Cz²owiek z karabinem Pogo- dina w reż. Rotbauma; na scenie po raz pierwszy Lenin i Stalin — 1 V.

W Teatrze Narodowym Rewizor Gogola w reż. Korzeniewskiego — 5 VII. Ukazuje siI pierwszy numer „PamiItnika Teatralnego" pod red. Schillera, potem Schillerowej, a od 1956 Korzeniewskiego i Raszewskiego. W Teatrze

Polskim w Warszawie Poci5g pancerny Iwanowa, ostatnia praca reż. Schillera w teatrze dramatycznym — 7 XI. Wizyta Teatru im. Mossowie- tu — XI; Berliner Ensamble — XII, ta ostatnia wywo²uje dyskusjI, mimo instrukcji dla redakcji, jakie recenzje należy drukowa7. 1953 Reforma cen i p²ac, zniesienie kartek na żywnoË7 — 3 I. TASS informuje o „spisku lekarzy" — 14 I, oskarżenie odwo²uje MSW ZSRR po Ëmierci Stalina. Rz5d PRL oskarża USA o uprawianie szpiegostwa i dywersji w Pol¬ sce, 28 II — MSZ publikuje stosowny dokument; 181 — Prezydium Rz5du wypowiada walkI stonce ziemniaczanej. Zmar² Stalin — 5 III. zmiana nazwy Katowic na Stalinogród, nadanie Pa²acowi Kultury i Sztuki imienia Stalina, dzie´ ża²oby narodowej w dniu pogrzebu, sesja PAN na temat prac Stalina o ekonomii — 17 IV. Zawieszenie dzia²alnoËci „Tygodnika Powszechnego" — 8 III, oddanie pisma grupie PAX. Strajki w CSRS; w Berlinie użyto radzieckich czo²gów. Nagy premierem WIgier — 4 VII, 284 Chruszczów I sekretarzem KC KPZR, rozstrzelanie Berii. Procesy ksiIży w Krakowie — I, oraz w Kielcach — IX, aresztowanie kardyna²a Wyszy´skiego — 26 IX. Obniżka cen —14 XI. Na Zachód uciek² Êwiat²o. W warszawskim oddziale SPATiF gor5ca, jak na owe czasy, dyskusja o teatrze Brechta, drukowana w r. 1984. Na Ogólnopolskim Zjeêdzie Teatralnym w Warszawie o biurokratyzmie mówi² Kruczkowski, o repertuar romantyczny upomnia² siI Axer. W Teatrze Narodowym Akademia ëa²obna po Ëmierci Stalina — 22 III. Zakaz druku tekstów poËwiIconych Brechtowi w „PamiItniku Teatralnym". Likwidacja pisma „Znak", likwidacja Teatru Rapsodycznego. W Opolu Miarka za miarkI Szekspira w reż. Skuszanki, scen. Kantora, przemilczana przez krytykI — 31 V. WËród laureatów nagród pa´stwowych m.in. Teatr Narodowy za wystawienie Zemsty Fredry w opra7, dramaturgicznym i reż. Korzeniew¬ skiego, scen. Daszewskiego. Nowa dyrekcja Teatru Wybrzeże: Zamków, kierownicy literaccy Herdegen i Puzyna — 1 IX, oraz Teatru Ziemi Opolskiej; Skuszanka — 2 IX. W Warszawskim Teatrze Polskim Horszty´ski S²owackiego w reż. Wierci´skiego, scen. Roszkowskiej — 3 X. W Teatrze

Nowej Warszawy Balladyna w reż. Bardiniego, wyj5tkowa przez to, że bohaterka umiera na atak serca, ponieważ piorun by²by wyrazem wiary w zabobony — 30 XII.

1954 Po II Zjeêdzie PZPR Bierut zostaje I sekretarzem partii, a Cyrankiewicz premierem rz5du — III. Wizyta premiera ChRL Czou En-laja w Polsce, rewizyta Bieruta w Chinach. Audycje RWE z rewelacjami Êwiat²y — od 28 IX, wkrótce komunikat PAP o jego „agenturalno-prowokatorskiej dzia²alnoËci". Wewn5trz partii krytyka jej kierownictwa oraz naruszania zasad praworz5dnoËci. Rozwi5zanie Ministerstwa Bezpiecze´stwa Pu¬ blicznego, którego kier. Radkiewicz zostaje ministrem do spraw PGR — 7 XII. Zwolnienie Gomu²ki z wiIzienia — 13 XII. W Warszawie powstaje Studencki Teatr Satyryków — 13 III. Zmar² Schiller — 25 III. Na Sesji Rady Kultury i Sztuki Sokorski z ref. „O rze¬ czywisty zwrot w naszej polityce kulturalnej" — IV. Na Ogólnopolskim Zjeêdzie Teatralnym mowa o potrzebie decentralizacji teatrów i samo¬ dzielnoËci dyrektorów. W Teatrze Wybrzeże Tragedia optymistyczna Wiszniewskiego w reż. Zamków—11 VI. Pierwszy od lat wyjazd polskiego teatru na Zachód — Teatr Kameralny z Warszawy reprezentuje PolskI w paryskim Teatrze Narodów dwoma przedstawieniami Korzeniewskiego:

M5ż i żona Fredry i Grzech ëeromskiego. OdejËcie Korzeniewskiego z Teatru Narodowego — 31 X, dyrekcjI obejmuje Axer. W Teatrze Nowym

w ±odzi ±aênia Majakowskiego w reż. Dejmka — 11 XII. Na sesji Rady 285 Kultury i Sztuki ostra dyskusja, negatywnie oceniona przez Wydzia²

Kultury KC PZPR; wniosek o wystawienie Dziadów Mickiewicza w ju¬ bileuszowym 1955 roku. W Teatrze im. S²owackiego Kaukaskie kredowe kolo Brechta w reż. Babel, scen. Stopki — 31 XII. Po powrocie z Paryża Teatr Kameralny pojecha² na ponad miesiIczne tournee po ZSRR.

1955 W partii o nadużyciach si² bezpiecze´stwa, wydalenie z PZPR wiceministra Romkowskiego i usuniIcie z KC PZPR funkcjonariuszy by²ego Minsterstwa Bezpiecze´stwa Publicznego. Sekretariat KC PZPR ostrzega komitety partyjne przed niebezpiecze´stwem odradzania siI w Ërodowiskach twór¬ czych „ideologii burżuazyjnej" i „odchylenia prawicowo-nacjonalistycz- nego". W przeddzie´ ËwiIta Odrodzenia Polski Warszawa otrzymuje Stadion DziesiIciolecia i Pa²ac Kultury i Nauki im. J. Stalina. W sierpniu Êwiatowy Festiwal M²odzieży i Studentów w Warszawie, pod has²em „0 pokój i przyjaê´”, udzia² 30 tys. goËci zagranicznych i 150 tys. uczestników krajowych. Pewnemu z²agodzeniu uleg²y przepisy prawa karnego. Na naradzie centralnego aktywu w KC PZPR w sprawie sytuacji na froncie ideologicznym i kulturalnym ref. Bermana z personalnymi atakami, m.in. na Cha²asi´skiego, B²o´skiego, Flaszena — 20—23 XII. Wyniki planu 6-letniego uznano za zadowalaj5ce w przemyËle, niewystar¬ czaj5ce w rolnictwie; zak²adanego wzrostu stopy życiowej nie osi5gniIto.

Premiera filmu Wajdy Pokolenie — 26 I. Wolno korzysta7 z „pro- hibitów" w celach naukowych i urzIdowych — od 18 II. Na sesji Rady Kultury i Sztuki Sokorski o potrzebie przewartoËciowania pojIcia realizm socjalistyczny. Walny Zjazd Delegatów SPATiF, prezes Brydzi´ski — 21—23 III. Inauguracja teatru na Tarczy´skiej — 30 IV. Powo²anie zespo²ów filmowych — 1 V. W Teatrze Polskim w Warszawie Lorenzaccio Musseta w reż. Wierci´skiego, scen. Roszkowskiej — 25 VI. Inauguracja dzia²alnoËci Teatru Wojska Polskiego, potem Teatr Dramatyczny w War¬ szawie, dyr. Meller, kier. lit. Puzyna — 21 VII; nazajutrz prem. nieobec¬ nego od 7 lat na scenie Wesela Wyspia´skiego w reż. Broniewskiej i Êwiderskiego, scen. Pronaszki. W Teatrze Narodowym „odwilżowy” Ostry dyżur ±otewskiego w reż. Axera — 22 VII. W „Nowej Kulturze” Ważyk drukuje Poemat dla doros²ych — VIII. Zmar² Wierci´ski — 13 IX.

W Teatrze Polskim w Warszawie Dziady Mickiewicza w reż. Bardiniego, scen. Kosi´skiego, 270 spektakli — 26 XI. W Nowej Hucie inauguracja dzia²alnoËci Teatru Ludowego pod dyr. Skuszanki — 3 XII. W Warszawie powsta² Klub Krzywego Ko²a, ożywi²o siI pismo „Po prostu” pod red.

Lasoty, ukaza²a siI drukiem Odwilż Erenburga, wysz²y Glosy w ciemnoËci Stryjkowskiego. 286 1956 XX Zjazd KC PZPR z g²oËnym, cho7 tajnym, ref. Chruszczowa „O kulcie jednostki i jego nastIpstwach” — 14—25 II. Êmier7 Bieruta w Mo¬ skwie — 12 III, I sekretarzem KC PZPR zosta² Ochab, do sekretariatu KC PZPR wszed² Gierek — 20 III. Liczne zwolnienia z wiIzie´, rehabili¬ tacje; zmiany na stanowiskach pa´stwowych, m in. ministrem KiS przesta² by7 W. Sokorski, mianowany prezesem Komitetu do spraw Radiofonii, ministrem KiS zosta² Kuryluk. W Poznaniu strajki, mani¬ festacje, walki uliczne — zginI²o ok. 100 osób; g²oËne wyst5pienie Cyrankiewicza, a w nim m in. o „obcinaniu r5k". Walki wewn5trzpartyj¬ ne; Bu²ganin zaniepokojony zbytni5 liberalizacj5 w PRL; pomoc w z²ocie i towarach — 100 tys. rubli z ZSRR; Gomu²ce i in. przywrócono w²onkostwo PZPR; przed sierpniowym Plenum KC koncentracja wojsk radzieckich wokó² Warszawy — gotowe listy i plany aresztowa´, protest Ochaba; tworz5 siI oddzia²y samoobrony; Gomu²ka wybrany I sekretarzem KC PZPR. Uwolnienie prymasa Wyszy´skiego — 29 X. 3 tys. czo²gów radzieckich wjeżdża na WIgry, walki w Budapeszcie, premierem WIgier zosta² zamiast Nagya, Kadar. W Polsce ustawa o radach robotniczych i funduszu zak²adowym. Ministrem Obrony Narodowej po Rokossowskim zostaje Spychalski. Powstaje Rewolucyjny Zwi5zek M²odzieży na czele z Lenartem i Grotowskim. W teatrach pocz5tek decentralizacji — I. W „PamiItniku Teatralnym” artyku² Korzeniewskiego W obronie anio²ów.

W Teatrze Narodowym Kordian S²owackiego w reż. Axera — 20 IV.

W Nowej Hucie Balladyna S²owackiego w reż. Skuszanki —14IV i Myszy i ludzie wg Steinbecka w adapt. i reż. Krasowskiego — 20 V. Inauguracja dzia²alnoËci Teatru Cricot 2 Kantora — 24 V. Pierwszy numer „Dialogu", red. nacz. Tarn — V. Teatr Narodowy wystIpuje w Paryżu, a Stary Teatr w Wiedniu. Powstaj5 Kluby M²odej Inteligencji. W Teatrze

Nowym w ±odzi prem. ÊwiIta Winkelrida Andrzejewskiego i Zagór¬

skiego w reż. Dejmka — 15 IX. W Starym Teatrze Hamlet Szekspira w reż. Zawistowskiego, rec. Kotta pod charakterystycznym tytu²em

Hamlet po XX Zjeêdzie — 30 IX. Inauguracja dzia²alnoËci „Piwni¬ cy pod Baranami" — IX. Wznowienie „Tygodnika Powszechnego” w dawnej postaci — 30 X. We Wroc²awiu powstaje Studio Pantomimy Tomaszewskiego — 4 XII.

1957 Wybory do Sejmu poprzedzone apelem Gomu²ki o g²osowanie bez skreËle´ i wezwaniem episkopatu do udzia²u w wyborach — 20 I. Przewodnicz5¬ cym Rady Pa´stwa zosta² Zawadzki, premierem Cyrankiewicz — 20 II. Biuro Polityczne KC PZPR ostrzega instancje przed niebezpiecze´stwem 287 rewizjonizmu wËród inteligencji partyjnej i studentów. W Krakowie powstaje Polityczny OËrodek Lewicy Akademickiej (m.in. Grotowski) — 24 III. Na Plenum KC PZPR Gomu²ka atakuje dogmatyków i rewizjonistów, m.in. Ko²akowskiego, Woroszylskiego — V. Fale strajków wywo²anych podwyżkami cen, a w Warszawie zajËcia uliczne po decyzji o zamkniIciu tygodnika „Po prostu" — 2 X. Procesy wyższych urzIdników bezpieki: Rembowskiego, Róża´skiego, Fejgina — wyroki 12—15 lat wiIzienia. W ZSRR wystrzelono pierwszego sztucznego satelitI Ziemi — 4 X. Liczne redukcje w administracji pa´stwowej i aparacie partyjnym PZPR. Zarzu¬ cenie idei kolektywizacji wsi. Przy Muzeum Historycznym m. Warszawy powsta²o Muzeum Teatralne pod kierownictwem Szwankowskiego — 11. W Nowej Hucie

Jacobowsky i pu²kownik Werfla w reż. Krasowskiego — 20 I, potem

²miopa w²ad2y Baszkiewicza w reż. Skuszanki —19 IX. W warszawskim

Teatrze Wspó²czesnym Czekaj5c na Godota Becketta w reż. Jerzego Kreczmara — 251. Walny Zjazd SPATiF zmienia nazwI stowarzyszenia na SPATiF-ZASP; nadzwyczajny Zjazd nowego stowarzyszenia —18—20 IV, bezskuteczny protest przeciwko fikcji w decentralizacji teatrów, tj. przekazywaniu ich pod zarz5d rad narodowych. Premiera filmu Wajdy Kana²— 20 IV. W czerwcu warszawski Teatr Kameralny gra w Londynie:

Dom kobiet Na²kowskiej w reż. Wierci´skiej i MIża i żonI Fredry w reż. Korzeniewskiego. Horzyca zosta² dyr. Teatru Narodowego — 15 VI, Szyfman zaË wróci² do swego Teatru Polskiego. W Teatrze Êl5skim

w Katowicach Ba² manekinów Jasie´skiego w reż. Jarockiego — 21 VII.

W Teatrze Narodowym Muchy Sartrea w reż. Axera — 25 VII,

a w Dramatycznym Krzes²a Ionesco (z Miko²ajsk5 i Êwiderskim) w reż. Renego — 25 VII. W ±odzi w Teatrze Nowym CiemnoËci kryj5 ziemiI wg Andrzejewskiego w reż. Dejmka — 29 IX. W Nowym Targu wystawa malarstwa Witkacego — IX. W Teatrze Wybrzeże Hubner reżyseruje

Szewców Witkacego, brak zgody na wystawienie spektaklu i recenzje z niego. W Krakowie wznowienie dzia²alnoËci Teatru Rapsodycznego i inauguracja Roku Wyspia´skiego (m.in. wielka wystawa w Muzeum Narodowym), zaznaczonego też i w „PamiItniku Teatralnym" rozmow5

Korzeniewskiego i Raszewskiego pt. Rocznica Ëmierci czy życia. W war¬

szawskim Teatrze Dramatycznym Iwona ksiIżniczka Burgunda Gombro¬ wicza w reż. Miko²ajskiej — 29 XI. W sto²ecznym Teatrze Polskim zakaz

wystawienia Nie-Boskiej komedii Krasi´skiego w reż. Korzeniewskiego, scen. Pronaszki.

1958 Spotkanie I sekretarza KC PZPR Gomu²ki z prymasem Polski kardyna²em 288 Wyszy´skim — 9 1. Likwidacja rad robotniczych — IV. Partia krytykuje rewizjonizm w naukach spo²ecznych — 8 V. Ma WIgrzech wykonanie wyroków Ëmierci na Nagym i innych przywódcach powstania — 16 VI. PrzyboË oddaje legitymacjI partyjn5. Szarzy´ska-Rewska skazana za kolportaż „Kultury" paryskiej. Prokurator protestuje przeciw wydaniu

Êlubów Narodu na Jasnej Górze przez Instytut Prymasowski. Prezesem SDP zosta² Rakowski. Has²o „1000 szkó² na Tysi5clecie". W szko²ach wyższych preferencje dla dzieci robotników i ch²opów. W Warszawie wystIpuje Kabaret „Ko´”, za²ożony przez m²odych aktorów Teatru Dramatycznego — 11 I. W Nowej Hucie Stan oblIżenia wg Camusa w reż. Skuszanki i Krasowskiego — 6 II. Dwie równoczesne

premiery Wizyty starszej pani Diirrenmatta: w krakowskim Teatrze im. J. S²owackiego w reż. Zamków i w sto²ecznym Teatrze Dramatycznym w reż. Renego — 7 III. W ²ódzkim Teatrze Nowym ëywot Józefa Reja w reż. Dejmka — 6 IV. Nowym ministrem KiS zosta² Gali´ski. Próba likwidacji „PamiItnika Teatralnego", który zostaje uratowany przez Zawieyskiego i ëó²kiewskiego. We Wroc²awiu powstaje Teatr Kalambur,

a w Gda´sku „Cyrk rodziny Afanasjew". Policjanci Mrożka w reż. Êwiderskiego w warszawskim Teatrze Dramatycznym — 27 VI — to de¬ biut sceniczny pisarza. Ukazuje siI pierwszy numer miesiIcznika „Le Theatre en Pologne" — IX. Mimo k²opotów przy kolaudacji dosz²o do premiery filmu Wajdy Popió² i diament—5 X. W Starym Teatrze pierwszy

powojenny Irydion Krasi´skiego w reż. Kreczmara — 29 XI. Z Zachodu wróci² Wa´kowicz, na Zachodzie pozosta² H²asko. W teatrze i w filmie wiele interwencji cenzury.

1959 PZPR ustala wytyczne w sprawie rozwoju kraju do r. 1965. Gomu²ka atakuje rewizjonizm. W kraju trudnoËci z zaopatrzeniem w miIso, wprowadzono bezmiIsny poniedzia²ek. W Polsce goËci delegacja ra¬ dziecka z Chruszczowem. W Moskwie narada 5 pa´stw na temat budowy ruroci5gu naftowego znad Wo²gi. Zwi5zek Pisarzy Polskich na Obczyênie potIpia represje wobec autorów krajowych — 24 I. W warszawskim Teatrze Dramatycznym

Romulus Wielki Diirrenmatta z Êwiderskim, w reż. Miko²ajskiej — 2 II; z ko´cem roku pierwsze po wojnie zawodowe wykonanie Witkacego,

dopuszczone do wystawiania: W ma²ym dworku i Wariat i zakonnica w reż. Laskowskiej —16 XII. Zmar² Horzyca — 2 III, jego ostatnia praca

reżyserska to Za kulisami Norwida w Teatrze Narodowym — 2 III. Walny Zjazd SPATiF—ZASP wybiera prezesem Szlety´skiego. Inauguracja Fe¬ stiwali Teatrów Polski Pó²nocnej w Toruniu. W Teatrze Nowym w ±odzi

10 — S²awa i infamia 289 pierwsza powojenna premiera Nie-Boskiej komedii Krasi´skiego w reż. Korzeniewskiego i scen. Szajny — 19 VI. Lipski traci pracI w PIW i red. „Przegl5du Kulturalnego" po referacie na temat zbieżnoËci miIdzy ideologiami komunizmu i faszyzmu. DyrekcjI Teatru 13 RzIdów w Opolu obj5² Grotowski — 8 X. W Nowej Hucie pierwszy raz po wojnie Sen srebrny Salomei S²owackiego w reż. Skuszanki — 17 X. W Teatrze

Wybrzeże Smak miodu Delaney w reż. Swinarskiego — 31 X. Po wyborze Iwaszkiewicza na stanowisko prezesa ZLP partia uznaje, że jej wp²yw na Ërodowisko literatów zosta² odzyskany. Emigruje Wat. Cenzura zatrzymuje kolejne filmy i przedstawienia, m in. Mrożka, S²owackiego. Oddanie na przemia² zbioru przedwojennych recenzji S²onimskiego Gwa²t na Melpo¬ menie wydanego przez „Czytelnik”.

1960 Inauguracja Obchodów Tysi5clecia Pa´stwa Polskiego — 20 II. Pierwsza emisja programu telewizyjnego na obszar kraju — 3 III. Kolejne plena KC PZPR poËwiIcone: inwestycjom, rolnictwu. Powo²anie Komitetu do spraw Radia i Telewizji, przew. Sokorski — 2 XII. W warszawskim Teatrze Dramatycznym prapremiera Kartoteki Różewicza w reż. Laskowskiej — 25 III. W Teatrze Polskim Noc listopadowa Wyspia´skiego w reż. Dejmka — 9 IV. Studencki teatr z Gliwic STG daje prapremierI Êlubu Gombrowicza w reż. Jarockiego —

IV, zakaz grania. W Teatrze Wybrzeże Nosorożec Ionesco w reż. Hubnera — 13 V. Inauguracja Wroc²awskiego Festiwalu Teatralnego, od sez. 1962/63 bIdzie to Festiwal Polskich Sztuk Wspó²czesnych. Inauguracja katowickiego Festiwalu Sztuk Rosyjskich i Radzieckich

W Teatrze Ateneum Ryszard III Szekspira z Woszczerowiczem, w jego

reż. — 17 X. W Nowej Hucie RadoË7 z odzyskanego Ëmietnika wg

Genera²a Barcza Kadena-Bandrowskiego w adapt. i reż. Krasowskiego — 18 XII.

1961 Partia zajmuje siI g²ównie gospodark5 i oËwiat5. Gagarin w kosmosie — 12 IV. Sekretarze partii komunistycznych obraduj5 w Moskwie na temat traktatu pokojowego z Niemcami — 3—5 VIII; deklaracja Uk²adu Warszawskiego w sprawie skutecznej ochrony i kontroli Berlina Zacho¬ dniego, budowa muru — 13 VIII.

Zmar² Pronaszko — 15 1. W Starym Teatrze Indyk Mrożka

w reż. Zamków — 25 II. Dejmek reżyseruje Êmier7 gubernatora Krucz¬ kowskiego w Teatrze Polskim w Warszawie — 7 IV. Ukaza² siI pierwszy tom „Almanachu Sceny Polskiej" pod red. Csató. Dyskusja nad 290 „Szkicami o Szekspirze" Kotla. W Teatrze Nowym w ±odzi Sprawa Suchowo-Kobylina w adapt. i reż. Korzeniewskiego i scen. Stopki — 21 X.

W Nowej Hucie Burzliwe życie Lejzorka Bojtszwa´ca Erenburga w reż. Krasowskiego — 1 XII. W Teatrze Nowym w ±odzi Historyja o Chwaleb¬ nym Zmartwychwstaniu Pa´skim Miko²aja z Wilkowiecka w insc. Dejmka, scen. Stopki — 16 XII.

1962 Wed²ug normatywów budowlanych blok mieszkalny ma powsta7 w pó²tora roku. Zdaniem Gomu²ki tylko PPR w walce z Niemcami kierowa²a siI „s²usznymi i odpowiadaj5cymi interesom narodu polskiego za²ożeniami politycznymi". Sprzeciw pos²ów z ko²a „Znak" nie zapobieg² uchwaleniu przez Sejm ustawy o zgromadzeniach — 29 III. EkonomiËci radz5 nad wprowadzeniem „bodêców materialnego zainteresowania” w przedsiI¬ biorstwach. W Moskwie RWPG ustala „zasady miIdzynarodowego socja¬ listycznego podzia²u pracy". Pocz5tek II Soboru Watyka´skiego — 11 X. Kryzys kuba´ski, groêba Ëwiatowego konfliktu. Plenum KC PZPR ustali²o wIz²owe zadania szkolnictwa wyższego i bada´ naukowych. Dejmek obejmuje dyrekcjI Teatru Narodowego — 1 I. Puzyna

wydaje dwa tomy Dramatów Witkacego. W Teatrze Wspó²czesnym

w Warszawie Kariera Artura Ui w reż. Axera z ±omnickim — 6 1. Zorganizowane przez w²adze „ekscesy chuliga´skie" pozwoli²y zamkn57 Klub Krzywego Ko²a. Przeniesienie Historyi o Chwalebnym Zmartwych¬

wstaniu Pa´skim z ±odzi do Teatru Narodowego — 4 IV. W krakowskim

Teatrze im. J. S²owackiego Don Juan Moliera w reż. Korzeniewskiego i scen. Majewskiego — 25 V, w lipcu wystIpy w Bratys²awie. W Teatrze

13 RzIdów Akropolis Grotowskiego i Szajny wg Wyspia´skiego —10 X.

W Teatrze Narodowym prapremiera S²owa o Jakubie Sze/i Jasie´skiego w adapt. i reż. Dejmka — 15 X. Na Festiwalu Sztuk Rosyjskich

i Radzieckich I nagroda dla Korzeniewskiego za reż. Sprawy Suchowo- -Kobylina w ±odzi, także nagroda dla zespo²u.

1963 Gomu²ka mówi na Plenum KC PZPR o programie inwestycji dla rolnic¬ twa; na Plenum OK FJN o problemach gospodarczych, jakie stworzy²a ostra zima. Rada Gospodarki Wodnej uchwali²a program budowy kaska¬ dy Wis²y — zako´czenie inwestycji za 20 lat. Na zebraniu aktywu partyjnego Gomu²ka o widocznym niezadowoleniu spo²ecznym i wy¬ korzystywaniu tych nastrojów przez wrogów socjalizmu. Zmiany we w²adzach partyjnych, ataki na „czarn5 literaturI" i film, wzory po¬ zytywne to np.: Machejek, Kawalec, ëukrowski. Zniesienie prywat- 291 nych kancelarii adwokackich — 19 XII. Ruroci5g „Przyjaê´" oddany do eksploatacji — 28 XII.

W warszawskim Teatrze Dramatycznym: Fizycy Durrenmatta w reż.

Renego — 23 I, Ksi5dz Marek S²owackiego w adapt. Csató i reż.

Hanuszkiewicza — 27IV, Êmier7 porucznika Mrożka w reż. Bardiniego —

21 XI. W krakowskim Teatrze im. J. S²owackiego Dziady Mickiewicza w reż. Korzeniewskiego, scen. Brzozowskiego — 5 VI. W Starym Teatrze

Caligula Camusa w reż. Zamków — 15 VI. Zmiany personalne w wielu teatrach: Teatr Powszechny w Warszawie po Babel przej5² Hanuszkie¬ wicz, w Starym Teatrze po Krzemi´skim dyr. obj5² Hubner, w Nowej Hucie po Skuszance dyr. zosta² Szajna. Skuszanka i Krasowski zostali reż. w Teatrze Polskim w Warszawie. W Teatrze Powszechnym w Warszawie

Wesele Wyspia´skiego w reż. Hanuszkiewicza, w Starym Teatrze ta sama sztuka w reż. Wajdy, obie premiery 2.6 X. Numer „PamiItnika Teatral¬ nego" poËwiIcony teatrowi lat wojny, czIËciowa konfiskata, ataki na RedakcjI. Konfiskata ksi5żki prymasa Wyszy´skiego o Wielkiej Nowennie Tysi5clecia. Mrożek emigruje z Polski.

1964 Nieoficjalna wizyta Chruszczowa w Polsce. SDP sygnalizuje brak papieru na druk pism i ksi5żek. Spo²eczny Komitet Przciwalkoholowy podaje, że doros²y mIżczyzna w Polsce pije przeciItnie 11 I czystego spirytusu rocznie. Gomu²ka atakuje Mija²a, aresztowania wËród opozycji antygomu²kowskiej. Na uroczystoËciach 600-lecia UJ Gomu²ka zapewnia o woli Partii stworzenia inteligencji twórczej „najlepszych warunków pracy", „swo¬ body dyskusji naukowych". Zjazd PZPR opowiada siI za zwarciem sze¬ regów partyjnych, atakuje sztukI pesymistyczn5 i niechItn5 socjalizmowi. Po odejËciu Chruszczowa „na w²asn5 proËbI" I sekretarzem KC KPZR zosta² Breżniew. Moczar zosta² prezesem ZBoWiD-u i ministrem Spraw WewnItrznych. Wyrok dla Wa´kowicza za to, że „sporz5dzi² i wys²a² za granicI" oszczercze wobec PRL materia²y. Ministrem KiS zosta² Motyka. Obchody Roku Szekspirowskiego. W warszawskim Teatrze Kla¬

sycznym ±aênia Majakowskiego w reż. Korzeniewskiego, scen. Pankie¬ wicza — 29 II. „List 34” intelektualistów do premiera w sprawie z²ej polityki kulturalnej, naduży7 cenzury, braków papieru, uznany za de¬ monstracjI przeciw w²adzy, represje wobec sygnatariuszy. W Warszawie kolejne premiery sztuk Mrożka, a w Starym Teatrze w Krakowie Matka Witkacego w reż. Jarockiego — 16 V. W Teatrze Narodowym także

Witkacy — Kurka Wodna w reż. Laskowskiej — 15 X. Nagroda Niemieckiej Krytyki Teatralnej dla Swinarskiego za przedstawienia reżyserowane przez niego w Berlinie Zachodnim. 292 1965 W toaËcie noworocznym Gomu²ka stwierdzi², że Polska zaczyna nowy rok z bilansem dodatnim. W Warszawie goËci² Breżniew. W aferze miIsnej wysokie wyroki,. 1 wyrok Ëmierci — 2 II. Wojna wietnamska, rz5d PRL potIpia ameryka´sk5 agresjI. Na uczelniach nowy przedmiot „Podstawy nauk politycznych”. Kuro´ i Modzelewski pisz5 do POP PZPR i ZMS UW, co s5dz5 o sytuacji w kraju, aresztowani, skazani. Uk²ad o przyjaêni z ZSRR przed²użony na dalsze 20 lat — 8 IV. Miller skazany na pó²tora roku wiIzienia (w zawieszeniu) za publikowanie w londy´skich „Wiado¬ moËciach”. List episkopatu Polski do biskupów niemieckich „Udzielamy przebaczenia i prosimy o wybaczenie” — XI, krytyka listu w „Trybunie Ludu", ataki ca²ej prasy i kampania przeciw KoËcio²owi. Do Wroc²awia przenosi siI Teatr Laboratorium 13 RzIdów — Instytut Bada´ Metody Aktorskiej — 1 I, oraz Skuszanka, która obejmuje dyrekcjI Teatru Polskiego — 1 III. W Teatrze Narodowym

ëywot Józefa wg Reja w reż. Dejmka — 3 IV, w Teatrze Laboratorium

Ksi5żI Niez²omny wg Calderona S²owackiego w adap. i insc. Gro¬ towskiego — 25 IV. W warszawskim Teatrze Polskim S²awna historia o Troi/usie i Kressydzie Szekspira w reż. Korzeniewskiego i scen.

Majewskiego —- 25 IX. W Starym Teatrze Nie-Boska komedia Krasi´¬ skiego w reż. Swinarskiego — 9 X. Inauguracja obchodów 200-lecia

Sceny Narodowej — 18 XI. W Starym Teatrze Tango Mrożka w reż. Jarockiego — 17 XI; niemal równoczesne premiery w Jugos²awii i w warszawskim Teatrze Wspó²czesnym w reż. Axera.

1966 Spory pa´stwo—koËció² na tle listu biskupów; prymasowi odmówiono paszportu na wyjazd do Rzymu na uroczystoËci milenijne. Trzy osoby skazane za „przechowywanie i rozpowszechnianie” materia²ów szkodli¬ wych dla PRL — 12 I. UroczystoËci milenijne na Jasnej Górze i pocz5tek wIdrówki obrazu Matki Boskiej CzIstochowskiej po kraju; szykany w²adz — 3 V. Konfiskata obrazu przez w²adze; po Polsce wIdruj5 puste ukwiecone ramy — 22 VI. Na zako´czenie koËcielnych uroczystoËci milenijnych w Warszawie demonstracje, interwencja milicji — 26 VI. W 10.rocznicI wydarze´ 1956 roku wiec na UW; z partii wykluczono Ko²akowskiego i Pomiana — 21 X.

W Warszawie Sympozjum poËwiIcone Dziadom Mickiewicza,

przegl5d przedstawie´ Dziadów (5 inscenizacji). W Teatrze Narodowym

Namiestnik Hochhutha w reż. Dejmka —16 IV. W Teatrze Wspó²czesnym

w Warszawie Dochodzenie Weissa w reż. Axera — 5 V. W Starym

Teatrze Mizantrop Moliera w uwspó²czeËnionym przek²adzie Kotta i reż. 293 Hubnera — 5 V; wkrótce Woyzeck Buchnera w reż. Swinarskiego — 25 VI, wywo²uje protest Drobnera zg²oszony w „imieniu robotników i m²odzieży szkolnej". W paêdzierniku w Warszawie: otwarcie wystawy „1000 lat kultury polskiej”, w Teatrze Powszechnym premiera Wyzwole¬ nia Wyspia´skiego w reż. Hanuszkiewicza, obrady Kongresu Kultury Polskiej, który opowiada siI za programem PZPR. W Krakowie monodram

Filipskiego, Co ma wisie7, nie utonie wg felietonów Toeplitza, pocz5tkuje dzia²alnoË7 Teatru „eref 66" — XI. List pisarzy partyjnych w obronie Ko²akowskiego powoduje usuniIcie z partii dalszych pisarzy — XI.

W Starym Teatrze Zmierzch Babla w reż. Jarockiego — 25 XII. Po kraju

kr5ży taËma z „oper5” Szpota´skiego Cisi i gIgacze, nawi5zuj5ca do „Listu 34” i innych wydarze´ politycznych; w 1968 r. jej autor skazany na 3 lata wiIzienia.

1967 Na UW protest sygnowany przez 1000 studentów i 150 pracowników w zwi5zku z rozpraw5 s5dow5 przeciw Michnikowi. Partia kryty¬ kuje niektórych twórców, czasopisma etc. Pocz5tek wojny na Bliskim Wschodzie — 5 VI; PRL potIpia agresjI Izraela, Gomu²ka mówi o „pi5tej kolumnie izraelskiej" w Polsce — prasie nie wolno by²o powtórzy7 tego okreËlenia. Weryfikacje wewn5trzpartyjne. Nowe upraw¬ nienia dla ORMO. W szko²ach wprowadzono „wychowanie obywatel¬ skie". Zmar² Szyfman —11 L W warszawskim Teatrze Ateneum Zmierzch Babla w reż. Korzeniewskiego — 191. W Teatrze Polskim we Wroc²awiu

Sprawa Dantona Przybyszewskiej w reż. Krasowskiego — 14 II. W Kra¬ kowie likwidacja Teatru Rapsodycznego —11 IV. W Teatrze Narodowym

Dziady Mickiewicza w reż. Dejmka, scen. Stopki, z Holoubkiem w roli Gustawa-Konrada. Na premierze m in. Kliszko i Spychalski, w „Trybunie Ludu” atak na przedstawienie, recenzje w tygodnikach zatrzymane —

25 XI. W Starym Teatrze Fantazy S²owackiego w reż. Swinarskiego -— 30 XII.

1968 Rok „wydarze´ marcowych" i interwencji zbrojnej pa´stw Uk²a¬ du Warszawskiego w Czechos²owacji. Demonstracje studentów war¬

szawskich po ostatnim przedstawieniu Dziadów w Teatrze Narodo¬ wym — 30 I. 35 osób zatrzymanych przez milicjI. W lutym ulotki antysemickie. W Krakowie wiec solidarnoËciowy studentów, popie¬ raj5cy kolegów z UW — 1 III. W marcu w Warszawie: relega- cje z Uniwersytetu, wiece, interwencja si² porz5dkowych na terenie 294 uniwersyteckim, aresztowania, pobicia, czystki wËród profesury UW; wiece prorz5dowe organizowane w ca²ym kraju — wzrastaj5ca aktyw¬ noË7 Moczara i Gierka. Ministrem Obrony Narodowej zostaje gen. Jaruzelski — IV. Ust5pienie Ochaba, Spychalski przewodnicz5cym Rady Pa´stwa. Interwencja zbrojna w CSRS — 21 VIII. Konflikt w Zbroszy Dużej wokó² punktu katechetycznego, w²5cznie z inter¬ wencj5 milicji. Drastyczne ograniczenie swobód szkó² wyższych, mia¬ nowania docentów bez habilitacji, zniesienie wyborów w²adz akade¬ mickich etc.

Decyzja o wstrzymaniu Dziadów w Teatrze Narodowym od 30 I — 31. W telewizji Filier popiera tI decyzjI — 3II. Liczne protesty, m in. ZLP, studentów — bezskuteczne. Rozmowy Komisji Programowej SPATiF — ZASP z w²adzami — bez rezultatu (bra² w nich udzia² Korzeniewski). ZG SPATiF popiera politykI partii — 22 V. Z funkcji przew. ZG ZZ Pracowników KiS ust5pi² Szczepkowski, odchodzi też z dyrekcji Teatru Dramatycznego. Czystki wËród literatów, w redakcjach, m in. z „Dia¬

logu" odszed² Tarn. W Krakowie: Moja córeczka Różewicza w reż.

Jarockiego w Starym Teatrze i Ameryka Kafki w adapt. i reż. Zamków w Teatrze im. J. S²owackiego — 23 V. W Teatrze Laboratorium Apoca-

lipsis cum figuris wg scenar. i w reż. Grotowskiego — 19 VII. Protest Mrożka przeciw inwazji na CSRS spowoduje zakaz wystawiania jego sztuk w PRL aż do r. 1974. Nowe dyrekcje teatrów warszawskich; Narodowego Hanuszkiewicz w miejsce Dejmka, Polskiego Kowalczyk po Jerzym Kreczmarze — 1 IX. We wroc²awskim Teatrze Polskim

Rzecz listopadowa Brylla w reż. Skuszanki i Krasowskiego — 15 XI.

W „Teatrze" dyskusja Teatr — tradycja — polityka z udzia²em

m.in. Korzeniewskiego. W Starym Teatrze SIdziowie i Kl5twa Wyspia´¬ skiego w insc. i scen. Swinarskiego — 1 XII. Rozwi5zanie zespo²ów filmowych — 31 XII. Wielu pisarzy, artystów, uczonych pochodzenia żydowskiego wyjecha²o z PRL. W MON opublikowano paszkwil Filiera na „KulturI" parysk5.

1969 W Pradze Ëmier7 Palacha przez samospalenie na znak protestu przeciwko inwazji na CSRS — 16 1, demonstracje, interwencje milicji. W Polsce szereg wyroków za udzia² w nielegalnych zwi5zkach etc., m.in. ska¬ zani Kuro´, Modzelewski, Toru´czyk. Pierwszy cz²owiek, Armstrong, na KsiIżycu — 20 VII. Brandt kanclerzem RFN — 21 X. zapowiedê rozmów politycznych z PRL. Pierwszy numer nielegalnego biuletynu grupy „Ruch" poËwiIcony najnowszej historii, powielony w 500 egzem¬ plarzach. 295 Obchody 100 rocznicy urodzin Wyspia´skiego, m.in. 18 premier 11 jego dramatów w ci5gu roku. W Teatrze Narodowym Nie-Boska komedia Krasi´skiego w reż. Hanuszkiewicza —- 20 III, krytyczne recenzje zatrzy¬ mane przez cenzurI (wyj5tkiem „Polityka”). W Teatrze im. J. S²owackiego w Krakowie Wesele Wyspia´skiego w insc. Zamków — 27 III. W Starym

Teatrze prem. Kurdesza Brylla w reż. Hussakowskiego — 6IX, ostre ataki, zw²aszcza „Gazety Krakowskiej”, spektakl zdjIty z repertuaru, równo¬

czeËnie zakaz wystawienia w tym teatrze Paternoster Kajzara, rezygnacja Hubnera z funkcji dyr. teatru. Z listy cz²onków ZLP skreËleni pisarze, którzy opuËcili kraj — 16 XII.

1970 Procesy polityczne: „taterników" z oskarżeniem o nielegalny kolportaż zakazanych publikacji — 24 II, cz²onków grupy „Ruch"; rewizje, m.in. w mieszkaniu Bartoszewskiego. Wizyta kanclerza RFN w Warszawie, pod¬ pisanie uk²adu o normalizacji stosunków PRL—RFN, 6—8 XII. W wyst5¬ pieniu telewizyjnym Gomu²ka informuje o zmianie cen — 12 XII, co spo¬ woduje strajki w Stoczni Gda´skiej —14 XII. W dniach nastIpnnych de¬ monstracje, zamieszki, aresztowania, wreszcie strza²y do robotników id5¬ cych do pracy w Stoczni—zabici, wielu rannych. Zmiany na stanowiskach partyjnych i rz5dowych: odejËcie Gomu²ki — 20 XII, wybór Gierka na I sekretarza partii, przewodnicz5cym Rady Pa´stwa zostaje Cyrankiewicz, a premierem Jaroszewicz — 23 XII.

W Teatrze Narodowym Kordian S²owackiego w insc. Hanuszkiewicza, z muz. Kurylewicza — 30 I, wg Puzyny — musical. W Teatrze Wybrzeże

Ulisses wg Joycea w adapt. S²omczy´skiego i reż. Hubnera — 14 II.

W Starym Teatrze Sen nocy letniej Szekspira w insc. Swinarskiego — 22 VIII.

W Teatrze Narodowym Norwid w insc. Hanuszkiewicza — 6 X. W Teatrze

Wybrzeże Termopile polskie Mici´skiego w reż. Okopi´skiego — 5 XII.

1971 Seria spotka´ kierownictwa partii i rz5du z za²ogami wielkich zak²adów pracy, s²ynne Gierkowskie „Pomożecie? — pomożemy”. Strajk w ±odzi i anulowanie grudniowej podwyżki cen — 11—15II. Liczne zmiany perso¬ nalne; spotkanie premiera z prymasem — 3 III. Ministrem KiS zosta² Wro´ski.

W Starym Teatrze: Tragiczne dzieje doktora Fausta Marlowe'a w wolnym t²um., adapt. i reż. Korzeniewskiego i scen. Krakowskiego —

7 II, Biesy Dostojewskiego w adapt. Camusa, reż. i scen. Wajdy — 29 IV,

Szewcy Witkacego w insc. Jarockiego — 12 VI, Wszystko dobre, co siI

dobrze ko´czy Szekspira w insc. Swinarskiego — 3 X. 296 1972 Zmiany personalne: Jab²o´ski przewodnicz5cym Rady Pa´stwa, Wro´ski prezesem ZBoWiD-u po Moczarze. Rewizje w mieszkaniach kilku literatów warszawskich. Liczne wizyty dyplomatyczne: w PRL goszcz5 m in. Nixon, Broz-Tito, Waldheim; Gierek sk²ada wizytI we Francji. Strajki w różnych miastach. Premier powo²a² Szczepa´skiego na stanowisko prezesa Komi¬ tetu ds. Radia i TV; Sokorski odszed² na emeryturI. W Warszawie powsta² Teatr Studio pod dyrekcj5 Szajny (dotychczas Teatr Klasyczny) — 1 II. Na filmowych „Konfrontacjach 71" pokaz wybitnych dzie² kina Ëwiatowego. Powstaj5 nowe pisma: „Teksty", „Literatura". „Nowy Wyraz": Puzyna red. nacz. „Dialogu"; w red. „Poezji” mianowanie nowego red. nacz. — Drozdowskiego, wywo²a²o nieskuteczne protesty zespo²u. Wstrzymano druk Miazgi Andrzejewskiego z powodu „braku papieru". Zmar² Jan Kreczmar — 30 VIII.

1973 Decyzja rz5dowa o budowie Huty „Katowice". Dyskusja nad raportem o stanie oËwiaty. Ods²oniIcie pomnika Lenina w Nowej Hucie. W Hel¬ sinkach obrady Konferencji Bezpiecze´stwa i Wspó²pracy w Europie. Min. Olszewski na audiencji u papieża. W „Polityce" obszerny artyku² Szejnert Mitra pod kapeluszem o życiu artystokracji w PRL; przedruki na Zachodzie, reprymenda dla pisma. Premiera filmu Wesele Wajdy — 81, twórców filmu zaproszono do KC PZPR, by wyrazi7 im s²owa uznania. Filmowcy skarż5 siI na ingerencje cenzury, wstrzymywanie gotowych filmów. W Starym Teatrze Dziady Mickiewicza w insc. Swinarskiego —18 I. RedakcjI „Teatru" po Koenigu obj5² Filier. Nowy statut ZLP z paragrafem o akceptacji ustroju PRL, co przyjIto przez aklamacjI. W krakowskim Teatrze im. J. S²owackiego Wesele Wyspia´skiego „tak jak by²o grane w roku 1901" w reż. Paradowskiego, scen. Stopki; dokumentacja Got i Raszewski — 1 VI. Kongres Nauki Polskiej — „Nauka w s²użbie narodu”. Zmar² Stopka — 11 VIII. Film Hubal PorIby — premiera — 3 IX, polemik5 z „antyboha- terszczyzn5". W warszawskim Teatrze Dramatycznym pierwsza prem. Dejmka w stolicy po r. 1969 — Elektra Giraudou* — 29 XI. W Uppsali ukaza² siI pierwszy numer kwartalnika politycznego „Aneks” . W kraju poza cenzur5 wyszed² „Teatr Uliczny i Domowy". Przyznano pierwsze niezależne nagrody literackie.

1974 Styczniowe Plenum KC PZPR, na którym „dyskusja jednoznacznie potwier¬ dzi²a s²usznoË7 programu". W Moskwie podpisanie umowy na budowI 297 w Polsce w I. 1981—1983 elektrowni j5drowej — 28 II. W Warszawie wielka narada dotycz5ca wspó²pracy gospodarczej PRL z krajami kapita¬ listycznymi, obecnych 130 bankierów zachodnich. Gierek z wizyt5 w USA. Minstrem KiS zosta² Tejchma.

W Starym Teatrze Noc listopadowa Wyspia´skiego w reż. Wajdy — 12 I, okazj5 do kolejnego ataku na „szyderców". W Teatrze Narodowym

Balladyna S²owackiego w reż. Hanuszkiewicza, g²oËna obecnoËci5 moto¬ cykli na scenie — 8 II. Nadto w Warszawie: w Teatrze Ateneum

Bloomusalem wg Joyce'a w adapt. i reż. Grzegorzewskiego — 27 III,

w Teatrze Dramatycznym Êlub Gombrowicza w reż. Jarockiego — 5 IV,

w Teatrze Studio Dante w insc. Szajny — 26 IV. W Starym Teatrze

Wyzwolenie Wyspia´skiego w insc. Swinarskiego — 30 V. Zmar² Kosi´ski — 30 IX. Dejmek obejmuje dyrekcjI Teatru Nowego w ±odzi od sezonu

1974/75. Tutaj Wesele Figara Beaumarchais'go w reż. Korzeniewskiego i scen. Roszkowskiej —12 XI. „List 15" do w²adz o udostIpnienie Pola¬ kom w ZSRR polskiej kultury i szkolnictwa. Rozwój wydawnictw drugiego obiegu.

1975 Na Plenum KC PZPR Gierek uzna² sytuacjI polityczn5 w kraju „za dobr5". Premier Jaroszewicz powiedzia² w Sejmie o inwestycjach: „wielki program realizujemy z powodzeniem i ze znacznym przyspieszeniem". Nowy podzia² administracyjny kraju — 28 V. Liczne wizyty dyplomatyczne. W Helsinkach podpisanie aktu KBWE, m in. o poszanowaniu „praw cz²owieka i podsta¬ wowych wolnoËci" — 1 VIII. Umowa z RFN m.in. nowe kredyty, w zamian akcja ²5czenia rodzin. Umowa z ZSRR o dostawy ropy, budowa gazoci5gu orenburskiego. Otwarcie rafinerii gda´skiej — 29 XI, a w Warszawie Dworca Centralnego — 5 XII. Grudniowy Zjazd PZPR og²asza etap „budowy rozwiniItego socjalizmu”.

Premiera filmu Wajdy Ziemia obiecana — 17 1. Spraw5 Dantona Przybyszewskiej w reż. Wajdy inauguruje sw5 dzia²alnoË7 warszawski Teatr Powszechny pod dyrekcj5 Hubnera — 25 I. W Teatrze Wybrzeże

Cyganeria warszawska Nowaczy´skiego w adapt. i reż. Hebanowskiego — 11I. Na lutowym Zjeêdzie ZLP polemiki wokó² cenzury: Kożniewski i Za²uski krytykuj5 pisarzy publikuj5cych w paryskiej „Kulturze". W ²ódzkim Teatrze

Nowym Operetka Gombrowicza w insc. Dejmka — 13 IV. Powo²anie zespo²u filmowego „Profil" pod kierownictwem PorIby. Po raz pierwszy w Warszawie spotkania Teatru Narodów — VI. We Wroc²awiu Uniwersytet Poszukiwa´ Teatru Narodów pod kierownictwem Grotowskiego z udzia²em najwybitniejszych reż. teatralnych. Tragiczna Ëmier7 Swinarskiego —

1 VIII. W Teatrze Narodowym Pluskwa Majakowskiego w reż. Swinarskiego — 298 premiera poËmiertna 2 IX. W Teatrze Cricot 2 premiera Umar²ej klasy, seansu dramatycznego Kantora — 28 X. Przed Zjazdem PZPR „Memoria² 59" intelektualistów z protestem przeciw zmianom w Konstytucji, apelem o wolne wybory^niezawis²oË7 s5dów, w obronie wolnoËci sumienia, pracy, nauki, ze sprzeciwem wobec cenzury, monopolu partii i oficjalnych zwi5zków zawodowych — 5 XII; list popar²o 78 pisarzy polskich na obczyênie. W warszawskim Teatrze Wspó²czesnym prapremiera Emigran¬ tów Mrożka w reż. Jerzego Kreczmara — 17 XII. Laureatem nagrody Fundacji Jurzykowskiego w Nowym Jorku zosta² Korzeniewski.

1976 „Memoria² 101" z protestem przeciw zmianie Konstytucji; w odpowiedzi szykany. Sejm zmienia KonstytucjI — 10II; protesty, m.in. Bie´kowskiego o absurdzie dekretowanej przyjaêni z ZSRR, Lipi´skiego przeciw cenzurze i ograniczaniu informacji; demonstracyjna rezygnacja Truszkowskiego z funkcji publicznych. Gierek atakuje sygnatariuszy „Memoria²u 59" — 12 II. W marcowych wyborach kandydatury pos²ów z grupy „Znak" nie zosta²y uzgodnione ze Stowarzyszeniem — nieskuteczny protest. Organi¬ zacje m²odzieżowe z²5czone w FZMP—29IV. Powsta²o nielegalne Polskie Porozumienie Niepodleg²oËciowe. Premier zapowiada podwyżki — 24 VI, strajki w Radomiu i Ursusie — 25 VI. brutalne użycie si²y, zabici, setki aresztowa´, wyroki s5dowe. Zorganizowane przez w²adze wiece z potI¬ pieniem „warcho²ów i wichrzycieli”, poparciem dla Gierka etc. Zwolnienia z pracy. Tworzy siI Komitet Obrony Robotników (KOR); listy do w²adz o uwolnienie wiIzionych i zaprzestanie represji nieskuteczne. Plenum KC PZPR o potrzebie zakupów żywnoËci za granic5 i ograniczeniu inwestycji. Zmiany w rz5dzie, który ma już 10 wicepremierów — 2 XII. W Teatrze Polskim we Wroc²awiu Êlub Gombrowicza w reż. Grzegorzewskiego — 7 1. W Warszawie otwarcie Teatru na Woli pod dyrekcj5 ±omnickiego —17 I. Do udzia²u w Warszawskiej Jesieni Poetów nie dopuszczono m.in. Herberta i Ficowskiego. Wzrasta iloË7 nazwisk objItych zakazem druku; nie wolno polemizowa7 z „Trybun5 Ludu" i „Nowymi Drogami”. Garbus Mrożka w ²ódzkim Teatrze Nowym w reż. Dejmka — 14 XII, i w Starym Teatrze w reż. Jarockiego — 19 XII.

1977 W noworocznym przemówieniu Gierka stwierdzenie, że miniony rok „nie by² ²atwy". W CSRS og²oszenie „Karty 77", represje. Liczne artyku²y atakuj5ce opozycjI. Gierek zaprzecza pog²oskom o kryzysie gospodarczym, trudnoËci maj5 „charakter przejËciowy”. Powstaje Ruch Obrony Praw Cz²owieka i Obywatela (ROPCiO) — 25 III, w²asne pismo poza cenzur5. 299 W Krakowie zamordowany Pyjas — 7 V; powstaje tu Studencki Komitet SolidarnoËci (SKS). Systematyczne przeËladowania opozycji, zw²aszcza cz²onków KOR, który przekszta²ca siI w Komitet Samoobrony Spo²ecznej „KOR” — 29 IX. Gierek na audiencji u papieża — 1 XII. W Polsce goËci Carter. Poza cenzur5 wydawanych jest coraz wiIcej pism. Pierwszy numer kwartalnika literackiego poza cenzur5 „Zapis" —

I. W ²ódzkim Teatrze Nowym Fryderyk Wielki Nowaczy´skiego w reż.

Dejmka —12 II. W Starym Teatrze Nastazja FiHpowna wg Dostojewskiego w adapt. i reż. Wajdy —17II. Premiera filmu Wajdy Cz²owiek z marmuru— 25 II. Do udzia²u w ²ódzkich spotkaniach teatrów studenckich nie dopuszczono pozna´skiego Teatru Ósmego Dnia. W warszawskim Teatrze

Dramatycznym Król Lear Szekspira w reż. Jarockiego — 28 IV. Pierwsze londy´skie wydanie „Zapisu” — V; w kraju zakaz druku obejmuje 30 twórców. W warszawskiej Starej Prochowni Panna Julia Strindberga w reż. Korzeniewskiego i scen. Pankiewicza z Komorowsk5 — 23 V.

Pierwsze wydanie Krótkiej historii teatru polskiego Raszewskiego — IX. Powstaje „Lataj5cy Uniwersytet”, zatrzymania i inne szykany — XI.

W warszawskim Teatrze Powszechnym Rozmowy z katem wg Moczarskiego w adapt. Hubnera i reż. Wajdy — 22 XII. Powstaje NOW-a Niezależna Oficyna Wydawnicza, pod kierownictwem Chojeckiego. Ukazuj5 siI pierwsze nie cenzurowane kasety.

1978 „Nigdy w tak krótkim czasie Polska nie dokona²a tak wielkiego kroku naprzód” — oËwiadczy²y plena KC PZPR i OK FJN. W Londynie powsta² Fundusz Obrony WolnoËci S²owa i Praw Ludzkich w Polsce — I. W Kato¬ wicach powsta² Komitet Wolnych Zwi5zków Zawodowych, represje; niewiele póêniej także na Wybrzeżu, od VIII drukowany jest poza cenzur5 „Robotnik Wybrzeża”. Gierek zapowiada „przegrupowanie si² i Ërodków" ze wzglIdu na „trudniejsze warunki wewnItrzne i zewnItrzne” — VII. Wojty²a wybrany papieżem, przybra² imiI Jan Pawe² II — 16 X. W War¬ szawie przy TWP konwersatorium „DoËwiadczenie i Przysz²oË7" zwo²ane z inicjatywy Bratkowskiego; brak zgody na planowan5 dzia²alnoË7 — 14 XI. Na grudniowym Plenum KC PZPR Gierek stwierdzi², że rozwój kraju wykaza² „s²usznoË7 przyjItej polityki". Powstaje Towarzystwo Kursów Naukowych (TKN), szykany w²adz. Likwidacja zespo²u filmowego „Pryzmat”, wyprodukowane filmy zatrzy¬ mano — 1 II. Nowym ministrem KiS zosta² Mietkowski. W Starym Teatrze wielogodzinne widowisko Zbiegiem lat, z biegiem dni... w insc. Wajdy — 1 IV. Dramatyczny Zjazd ZLP w Katowicach, ostre spory o cenzurI — 7—8IV. Nowym ministrem KiS zosta² Najdowski. Zaczyna wychodzi7 poza 300 cenzur5 kwartalnik „Krytyka" — VII. Powstaje niezależna Krakowska Oficyna Studencka (KOS) — VIII. W Warszawie proces cz²onków Teatru Ósmego Dnia oskarżonych o „wybryki chuliga´skie” — 7 IX. Premiera filmu Wajdy Bez znieczulenia—27 XI. Poza cenzur5 ukazuje siI wiIkszoË7 wartoËciowych nowoËci ksi5żkowych.

1979 Nie ujawniono, że na skutek ostrej zimy system energetyczny kraju by² na granicy kompletnego za²amania. Kredyty USA na zakup żywnoËci. Wybuch w warszawskiej „Rotundzie", zginI²o 49 osób — 15 II. Gierek apeluje o zwiIkszone poczucie odpowiedzialnoËci; braki wynikaj5 tylko z „nieudol¬ noËci czy zwyk²ego niedbalstwa". Próba wysadzenia pomnika Lenina w Nowej Hucie — 19 IV. W maju krytyczne g²osy socjologów i raport DiP przes²any I sekretarzowi partii. Wizyta-pielgrzymka Jana Paw²a II w Polsce — 2—6 VI, wziI²y w niej udzia² milionowe t²umy; J. Szcze¬ pa´ski w memoriale dla w²adz pisze, że wizyta papieska da pocz5tek ruchowi politycznemu mas katolickich. Powstaje Konfederacja Polski Niepodleg²ej (KPN) — 1 IX. Nowy rz5d Afganistanu zwróci² siI do ZSRR z proËb5 o pomoc — wojska radzieckie wesz²y do Afganistanu — 28 XII.

W Starym Teatrze Sen o bezgrzesznej w insc. Jarockiego —

21 I. W Teatrze na Woli prapremiera Do piachu Różewicza w insc. ±omni¬ ckiego — 29 III, perypetie zwi5zane z t5 realizacj5 ±omnicki opisa² w „Dia¬ logu". Ukazuje siI pierwszy numer kwartalnika „Res Publica" — III. W ²ódz¬

kim Teatrze Nowym Vatzlav Mrożka w reż. Dejmka — 21 IV. W krakowskim

Muzeum Narodowym wystawa Polaków portret w²asny wg scenar. Rostworow¬ skiego; wystawy nie wolno pokaza7 poza Krakowem, t²umy zwiedzaj5cych. Zasadnicze zmiany w ZLP, prezesem J. J. Szczepa´ski, bardzo ostre dyskusje. Coraz wiIcej ksi5żek pisarzy emigracyjnych drukuje siI w kraju, także oficjalnie.

1980 W gospodarce limity zużycia paliw i energii. GUS informuje o mniejszym o 2% dochodzie narodowym. Zjazd PZPR wyraża przekonanie o „poparciu klasy robotniczej dla programu Partii", osi5gniIciu „trwa²ego dorobku”, umiejItnym kierownictwie, do którego jednak nie wybrano Jaroszewicza i Olszowskiego; wkrótce premierem zosta² Babiuch — 18 II. Przed wyborami do Sejmu i rad narodowych — 23 III — ulotki KOR wzywaj5ce do bojkotu. Aresztowanie Chojeckiego i Grzesiaka z NOW-ej; listy protestacyjne, g²odówki — nieskuteczne, s5d orzek² po pó²tora roku wiIzienia. OËwiadczenie KOR w sprawie Katynia — 11 IV. Od VII fale strajków. 14 VIII pocz5tek strajku Stoczni Gda´skiej, potem innych zak²adów. Powstaje MiIdzyzak²adowy Komitet Strajkowy z Wa²Is5; 301 postulaty dla w²adz. Aresztowania wËród opozycjonistów, zmiany rz5dowe, premierem zostaje Pi´kowski. Przy MKS w Gda´sku powstaje Komisja Ekspertów pod przew. Mazowieckiego. Rozmowy, podpisanie porozumie´ w Szczecinie -— 30 VIII, i w Gda´sku — 31 VIII, wkrótce dalszych. Odej¬ Ëcie Gierka, sekretarzem partii wybrany Kania. Rejestracja NSZZ „Soli¬ darnoË7" —10 XI. Powstaj5 Komitety Obrony WiIzionych za Przekonania. Z dyrekcji Teatru Nowego w ±odzi odchodzi Dejmek — 1 I.

W ²ódzkim Teatrze Nowym Guybal Wahazar Witkacego w reż. Korze¬ niewskiego i scen. Pankiewicza — 2 III. „List 44" reprezentantów „patriotycznej lewicy" do w²adz z apelem o zaostrzenie polityki kultu¬ ralnej — 27 III. We Florencji premiera spektaklu Kantora Wielopole.

Wielopole — 23 VI. Porozumienia gda´skie przewiduj5 uregulowanie kwestii cenzury w ci5gu trzech miesiIcy. Powstaje Komitet Porozumie¬ wawczy Stowarzysze´ Twórczych i Naukowych —16IX. 0 wydawnictwach drugiego obiegu oficjalna publikacja w „Polityce" — 4 X. Mi²osz laureatem Literackiej Nagrody Nobla — 9 X; gratulacje od premiera i konsternacja, bo na rynku ksiIgarskim nie ma ksi5żek pisarza. Na Zjeêdzie Stowarzyszenia Filmowców Polskich, z udzia²em nowego ministra KiS — Tejchmy, powo²anie Komitetu Ocalenia Kinematografii —19 X. W listopadzie powsta²y dwa projekty ustawy o cenzurze. Zmiana dyrektora Starego Teatru — 3 XII — odszed² Gawlik, od 19 XII dyrekcjI obj5² Radwan.

1981 Rok zagroże´ strajkowych; kunktatorskie, czIsto prowokacyjne dzia²ania w²adz. Premierem zosta² Jaruzelski, wicepremierem Rakowski — II. Rejestracja NZS —19II — wymuszona strajkami studentów. Na Zjeêdzie KPZR Breżniew zapewnia, że bratniej Polski „nie opuËcimy w biedzie i nie damy jej skrzywdzi7" przeciwnikom socjalizmu. Od kwietnia „na trzy mie¬ si5ce" kartki na miIso. Powsta²o Zjednoczenie Patriotyczne „Grunwald", przewodnicz5cy PorIba—6 III. ZajËcia w Bydgoszczy, gdzie na sesjI WRN nie dopuszczono delegacji „SolidarnoËci", brutalna interwencja milicji — 19 III. Pierwszy numer „Tygodnika «SolidarnoË7»" pod red. Mazo¬ wieckiego — 3 IV. Reglamentacja mas²a i m5ki — 20 IV. W Watykanie zamach na życie Jana Paw²a II —13 V. Zmar² prymas Wyszy´ski — 28 V. W partii tworz5 siI grupy ekstremalne, jak Katowickie Forum Partyjne czy Pozna´skie Forum Komunistów, oraz liberalne, jak np. ruch tzw. struktur poziomych. Proces i surowe wyroki dla kierownictwa KPN — 15 VI pocz5tek procesu. W czerwcu obchody tragicznych wydarze´ w Radomiu, pozna´skiego Czerwca. Prymasem Polski zosta² Glemp — 7 VII. W lipcu nadzwyczajny Zjazd partii; w ±odzi i innych miastach marsze g²odowe; ministrem Spraw WewnItrznych zosta² gen. Kiszczak. 302 W sierpniu rozmowy rz5du i „SolidarnoËci" — zerwane. Rzecznikiem pra¬ sowym rz5du zosta² Urban — 21 VIII. We wrzeËniu Zjazd Delegatów „So¬ lidarnoËci”, apel „Pos²anie do ludzi Europy Wschodniej" uznany przez w²adze za „ob²Idn5 prowokacjI". Groêba przelewu krwi, ostrzeżenia KoËcio²a, apele intelektualistów o rozwagI. Nowa ustawa o cenzurze — 1 X. Jaruzelski I sekretarzem partii — 16—18 X; spotkanie z pryma¬ sem — 21 X. Kilkaset wojskowych grup operacyjnych, powo²anych przez rz5d — 23 X, dzia²a w terenie. Na plenum KC partii pomys² specjalnych uprawnie´ dla rz5du; „SolidarnoË7" grozi strajkiem. ZajIcie si²5 szko²y pożarnictwa w Warszawie — 2 XII. Zdeterminowane stanowisko Prezy¬ dium KK „SolidarnoË7" w Radomiu — 3 XII. Komunikat TASS „o zanie¬ pokojeniu opinii Ëwiatowej sytuacj5 w Polsce" —11 XII. Rada Pa´stwa przy jednym g²osie sprzeciwu (Reiff) wprowadza stan wojenny od 13 XII — decyzja z nocy 12/13 XII: aresztowano ogó²em ponad 5 tysiIcy ludzi. Gen. Jaruzelski przewodnicz5cym Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego (WRON). Pacyfikacja kopalni „Wujek" — 7 osób zabitych — 16 XII. W Teatrze na Woli Niebezpiecznie, panie Mochnacki Mikkego w reż. Krasowskiego — 10 I. W Teatrze Ateneum Polonez Sity w reż. Warmi´skiego — 17 I. Narada Zarz5du G²ównego SPATiF-ZASP — 2—3 III; m.in. ref. Korzeniewskiego Uwagi o Teatrze Narodowym. Na sesji naukowej UW „Marzec 68" Dejmek mówi² o perypetiach z Dziadami w Teatrze Narodowym. W marcu przegl5d 37 filmów zatrzymanych przez cenzurI. W kwietniu Nadzwyczajny Walny Zjazd SPATiF-ZASP, prezes Szczepkowski, przewodnicz5cy Rady Artystycznej Dejmek; w sk²adzie rady: Korzeniewski i Raszewski, powrót do nazwy ZASP. W warszawskim Teatrze Dramatycznym Pieszo Mrożka w reż. Jarockiego — 22 V (wczeËniej grane w krakowskiej PWST). W czerwcu 2-tygodniowa wizyta Mi²osza w Polsce. W Teatrze Nowym w Poznaniu Oskarżamy: Czerwiec piI7dziesi5t szeË7 wg autentycznych dokumentów i wierszy. Scenar. Cywi´ska i Bra- niecki, reż. Cywi´ska i Micha²owski — 20 VI. Pierwsze ogólnopolskie spotkania wydawnictw niezależnych — 20—21 VI. Premiera filmu Wajdy Cz²owiek z żelaza — 27 VII, wczeËniej nagrodzonego w Cannes. DyrekcjI Teatru Polskiego w Warszawie obj5² Dejmek — 1 IX, Teatru im. J. S²o¬ wackiego w Krakowie Kijowski — 1 IX. Otwarcie Zamku Królewskiego w Warszawie dla zwiedzaj5cych — 2 X. W Warszawskim Teatrze Polskim Ambasador Mrożka w reż. Dejmka — 22 X. W sali Teatru Dramatycznego w Warszawie inauguracja obrad Kongresu Kultury Polskiej —11 XII, m.in. wyst5pienie Korzeniewskiego. Po wprowadzeniu stanu wojennego niektó¬ rych uczestników aresztowano, a sam Kongres decyzj5 prezydenta m. Warszawy przerwano, o czym informowa²a uczestników wisz5ca na drzwiach teatru kartka. Zawieszenie ZASP — 16 XII. 303 SpoËród ludzi teatru internowano: Cywi´sk5, Kijowskiego, Kiszkisa, ±agiewskiego, Miko²ajsk5, Markuszewskiego, Pawlickiego, Rayzachera, Szymkiewicza,Ujazdowsk5, Winiarsk5.

1982 Rozwi5zanie NZS — 6 I. Podwyżki cen, racjonowanie benzyny — 1 II. Weryfikacje kadr kierowniczych i dziennikarzy — II. Zniesienie godziny milicyjnej — 28 IV. Pierwsze zwolnienia internowanych — IV. Demon¬ stracje, zajËcia, ranni, aresztowani — 3 V. Gen. Kiszczak ostrzeg² przed organizowaniem demonstracji w rocznicI Sierpnia; 31 VIII starcia z milicj5: 5 zabitych, 219 rannych, ponad 5 tys. aresztowanych. Zmar² Breżniew — 10 XI. Ustawa „O szczególnej regulacji prawnej w okresie zawieszenia stanu wojennego" —18 XII. Zawieszenie stanu wojennego uchwa²5 Rady Pa´stwa z 19 XII. „Film Polski" wycofa² z konkursu nominowanego do Oskara

Cz²owieka z żelaza — 27 II. Rozwi5zanie SDP, powo²anie SD PRL, prezes Krzyżagórski — 20 III. Stary Teatr wystawi² w katedrze wawelskiej Mord

w katedrze Eliota w reż. Jarockiego — 1 IV; ta sama sztuka, też w reż. Jarockiego, w wykonaniu zespo²u Teatru Dramatycznego w katedrze Ëw. Jana w Warszawie — 9 III. W stolicy spektakle przerwano na ż5danie w²adz, w Krakowie na życzenie kurii biskupiej. Zmiany w organizacji instytucji artystycznych Warszawy: w bezpoËredni zarz5d ministra przesz²y Teatr Wielki, Filharmonia Narodowa, Teatr Narodowy. Narada u Rako¬ wskiego z wyst5pieniem Korzeniewskiego — 18 X. Utworzono Teatr Rzeczypospolitej — 27 XI, pe²nomocnik Cybulski; zrezygnowa², gdy okaza²o siI, że nowa inicjatywa stanowi zagrożenie dla bytu Teatru Dramatycznego przez planowane zajIcie jego siedziby. Cybulski z²oży² dyrekcjI Teatru Muzycznego w Gdyni — 31 XII, dok5d jednak nie móg² powróci7, gdyż teatr ten powierzono — 1 II — Gruzie. Rozwi5zanie ZASP — 30 XI. Suchodolski zosta² przewodnicz5cym Narodowej Rady Kultury — 29 XII. Po wprowadzeniu stanu wojennego aktorzy sponta¬ nicznie odmawiaj5 wystIpów dla TV (tzw. bojkot telewizji i radia). Niezbyt skuteczny apel Prymasa — XII — o zako´czenie bojkotu TV. Bojkot ustawa² stopniowo, jednak trwa² on jeszcze i po podziIkowaniu „Tygodnika Mazowsze" — 183 — aktorom za „najd²uższy strajk" po og²oszeniu stanu wojennego.

1983 Zmiana prezesa Komitetu ds. Radia i TV: odszed² Lorenc, mianowano Wojciechowskiego — 29 III. Odby² siI I Krajowy Kongres PRON — 7—9 V, przewodnicz5cy Dobraczy´ski. S5d Warszawskiego OkrIgu Wojskowego 304 orzek² karI Ëmierci dla Najdera — 28 V. Jaruzelski zapowiedzia² walkI z frakcyjnoËci5 w partii — 31 V. Druga wizyta-pielgrzymka Jana Paw²a II w Polsce — 16—23 VI. W Stoczni Gda´skiej Rakowski oskarży² przy¬ wódców „Solida;noËci”, że to z ich winy Zwi5zek zosta² zlikwidowany — 25 VIII. Gen. Kiszczak informuje, że w PRL jest 217 wiIêniów politycz¬ nych — 5 XII. Pokojowa Nagroda Nobla dla Wa²Isy — 10 XII. Nowe dyrekcje teatrów warszawskich: odwo²anie Holoubka z Teatru Dramatycznego — 5 I, p.o. zosta² do 15 IV Marszycki; Hanuszkiewicza z Teatru Narodowego, który powierzono Krasowskiemu. DyrekcjI Teatru TV (po Gawliku) obejmuje Koenig — 1 I. Zmar² Krasnowiecki — 14 II. Nominacja na dyr. Teatru Rzeczypospolitej dla Gawlika; powtórne (wg Almanachu sceny polskiej) powo²anie tego teatru — 11 IV. W Starym Teatrze ëycie jest snem Calderona w reż. Jarockiego — 30 IV. Zebranie organizacyjne nowego ZASP — 16 V; Zjazd za²ożycielski 19 XII, prezes Szlety´ski. Wznawia dzia²alnoË7 Stowarzyszenie Filmowców Pol¬ skich, ale po ust5pieniu Prezydium — 5 VI. Zarz5d zwi5zku plastyków nie sk²ada rezygnacji; ZLP — rozwi5zany 19 VIII. Teatr Rzeczypospolitej inauguruje dzia²alnoË7 Wyzwoleniem w wykonaniu Starego Teatru — 20 X. W Muzeum Archidiecezji Warszawskiej sesja naukowa poËwiIcona zagadnieniom kultury chrzeËcija´skiej w Polsce, m.in. Korzeniewski Odmiany teatru — 24 X. W podziemiach wieży ratuszowej w Rynku G²ównym w Krakowie zlikwidowano kawiarniI, by móg² tam mie7 sw5 scenI Teatr Maszkaron utworzony z pominiIciem wszelkich przepisów, dyr. Rajca, w Radzie Artystycznej m.in. Bartelski i Filier— 17 XII. Przez ca²y rok aktywny by² Ogólnopolski Partyjny Zespó² Teatralny (przy KC PZPR) pod kierownictwem Adamskiego.

1984 Centralny plan roczny przewidywa² w r. 1984 „tworzenie warunków do trwa²ego rozwi5zania problemu żywnoËciowego", zaopatrzenia w leki, artyku²y przemys²owe, budowy mieszka´ etc. ZajËcia uliczne — 1 V. Uprowadzenie i Ëmier7 mIcze´ska ks. Popie²uszki — 19 X. Aresztowanie funkcjonariuszy MSW — morderców ksiIdza — 25—26 X. Powo²anie Ogólnopolskiego Porozumienia Zwi5zków Zawodowych z Miodowiczem na czele,— 24 XI. Okupacja szkó² we W²oszczowej w zwi5zku z akcj5 zdejmowania krzyży — 2—16 XII. Ukaza²a siI ksi5żka Szejnert i Zalew¬ skiego Szczecin: Grudzie´—Sierpie´—Grudzie´, pocz5tkuj5ca seriI NOW-ej „Archiwum «SolidarnoËci»". PRL ż5da od USA odszkodowa´ w zwi5zku z na²ożeniem sankcji ekonomicznych po wprowadzeniu stanu wojennego. W Starym Teatrze Antygona Sofoklesa w reż. Wajdy — 20 I. Rozwi5za² siI Teatr Laboratorium Grotowskiego — VIII. W Starym Teatrze 305 Zbrodnia i kara wg Dostojewskiego w reż. Wajdy — 5 X. Sejm uchwali² tytu² „Zas²użony dla kultury narodowej" — 15 XI, oraz ustawI o insty¬ tucjach artystycznych — 28 XII.

1985 Proces zabójców ks. Popie²uszki, wyroki 14—25 lat wiIzienia; w czasie procesu manipulowanie informacjami — I. W Gda´sku Ëledztwo przeciw cz²onkom nielegalnej TKK „SolidarnoË7", protest przeciw ich procesowi podpisa²o m.in. 28 laureatów Nagrody Nobla — bezskutecznie, zapad²y wyroki wiIzienia — II. Znaczne zaostrzenie przepisów karnych — 10 V. W marcu na stanowisko I sekretarza KC KPZR zosta² wybrany Gorbaczow. W Warszawie aresztowanie Moczulskiego. 1—3 V — w wielu miastach nielegalne pochody, pobicia, aresztowania. Z pracy w PAN zwolniono Geremka, stoj5cych w jego obronie represjonowano. Wybory do Sejmu — 13 X, frekwencja oficjalna 78,8%. Przewodnicz5cym Rady Pa´stwa zosta² Jaruzelski, premierem Messner — XI. Seria judz5cych artyku²ów Rema (Urbana). Zmar² Jerzy Kreczmar — 24 II. Pożar w Teatrze Narodowym — 9 III, zespó² ma korzysta7 z pomieszcze´ Teatru Dramatycznego, co wywo²a protest Gawlika i jego -rezygnacjI z funkcji dyrektora. Na Zjeêdzie Delegatów nowego ZASP prezesem zosta² JastrzIbowski, prezesem honorowym Szlety´Ëki — 4—5 IV. W 80-lecie Korzeniewskiego specjalny zeszyt „PamiItnika Teatralnego” z ocenzurowanym artyku²em jubilata z r. 1943 Teatr żo²nierski—12 IV. W mieszkaniu Bratkowskiego rewizja, Bryll zwolniony ze stanowiska kier. liter, zespo²u filmowego „Oko", ponieważ „uczestniczy w pozalegalnym (...) obiegu kultury" — V. Drastyczna zmiana ustawy o szkolnictwie wyższym, mimo protestów Ërodowiska — VII. Nowym dyr. Teatru Rzeczypospolitej i Dramatycznego zosta² Okopi´ski — 1 IX. Ksi5żki podroża²y Ërednio o 65%.

1986 Zad²użenie PRL na Zachodzie wzros²o do ok. 30 mld dolarów. Ca²y szereg procesów politycznych. Awaria w elektrowni atomowej w Czarnobylu, o czym poinformowano z niebezpiecznym opóênieniem — 26 IV. W „Polityce" wywiad z Kiszczakiem — „BIdI rozmawia² z każdym..." — 15 VI. NIK oraz Sejm zwracaj5 uwagI na coraz gorsze tendencje w gospodarce. Kaleta stwierdzi², że powodem opóênie´ reformy gospodarczej jest „prymat po¬ lityki nad gospodark5". Komunikat episkopatu, że mimo 4 lat rozmów nie uda²o siI stworzy7 Fundacji Rolnej — 6 IX. Wa²Isa organizuje RadI Tym¬ czasow5 Zwi5zku „SolidarnoË7", pogróżki Urbana. Podobnie potraktowa² on ważne oËwiadczenie sygnowane m.in. przez Geremka, Mazowieckiego, 306 Wa²IsI o koniecznoËci nadania nowych impulsów przemianom gospodarczym w PRL — 10 X. Apel sygnatariuszy OËwiadczenia do Prezydenta USA o zniesienie sankcji ekonomicznych nazwa² Urban „dyspozycyjnym"; Jaruzelski okreËli² je jako „faryzeuszowskie”. Zak²ady z CSRS dwukrotnie zatru²y OdrI. W aptekach duże braki leków. W Warszawie obrady Kongresu Intelektualistów w Obronie Po¬ kojowej Przysz²oËci Êwiata — 16—-19 I, do uczestników wp²yn5² list opisuj5cy systematyczne naruszanie praw cz²owieka i obywatela w PRL; listI 200 sygnatariuszy poda²o „ëycie Warszawy". W „Teatrze” rozmowy Nowaka z Malick5, m.in. o teatrze okresu wojny i okupacji; sprzeciw Malickiej wobec okreËlenia wystIpów w teatrach jawnych jako kolabora¬ cji — III. W warszawskim Teatrze Polskim Kontrakt Mrożka w reż. Dejm¬ ka — 15 V. Minister Nauki, Szkolnictwa Wyższego i Techniki (NSWiT) B. MiËkiewicz nazwa² autonomiI uczelni „abstrakcj5". Na posiedzeniu Komisji Sejmowej prezes ZASP stwierdzi², że w 1/3 teatrów zwi5zek nie istnieje oraz że nie wstIpuj5 do niego nowi absolwenci szkó² teatralnych. W lipcu „karuzela stanowisk" w sferze kultury, m.in.: Nawrocki przesta² by7 kier. Wydzia²u Kultury KC PZPR i obj5² redakcjI „Kultury”. Ministrem KiS po ëygulskim zosta² Krawczuk. 30-lecie kierowania redakcj5 „Pa¬ miItnika Teatralnego” przez Korzeniewskiego i Raszewskiego; PAN cofa przyznan5 nagrodI. Powsta² Zespó² Teatru Narodowej Rady Kultury, przew. Gogolewski — 17 XI. Katastrofalny stan poligrafii.

1987 Sejm odniós² siI krytycznie do projektu nowych uprawnie´ dla ORMO. Jaruzelski z²oży² pierwsz5 oficjaln5 wizytI na Zachodzie, we W²oszech; spotka² siI z papieżem. Wizyty delegacji zagranicznych w PRL; Ja¬ ponii, USA i in. Zniesienie sankcji ekonomicznych USA wobec Polski. Redukcje o 20% stanowisk administracyjnych, s²użbowych aut i telefonów. 1—3 V — w wielu miastach demonstracje, zatrzymano 191 osób. 8—14 VI — wizyta pielgrzymka papieża Jana Paw²a II w Polsce. W Krakowie i Gda´sku nielegalne demonstracje, zatrzymania. Po wyl5¬ dowaniu samolotu Rusta z Hamburga na placu Czerwonym w Moskwie zmiany na wielu stanowiskach kierowniczych Armii Czerwonej. Ceny skupu p²odóvy rolnych wzros²y o 20%, Ërodków produkcji dla rolnictwa dwa razy tyle. Ustanowiony zosta² urz5d Rzecznika Praw Obywatelskich. W refe¬ rendum na temat reformy gospodarczej wziI²o udzia² 67,3% uprawnionych, z czego poparcie dla programu rz5dowego wyrazi²o mniej niż 50% — 29 XI. Urban kontynuowa² swe j5trz5ce wyst5pienia, cho7 oskarżenie 4 pracow¬ ników UW o wspó²pracI z przedstawicielami obcych wywiadów spowo¬ dowa²o protest Senatu UW; Urbanowi wytoczony zosta² proces. 307 W Belwederze posiedzenie honorowego Komitetu Obchodów 100 rocz¬ nicy urodzin Schillera pod przewodnictwem Bartkowskiego — 9 II. Bez udzia²u Komitetu odby²y siI dwie ważne sesje: w warszawskiej PWST, m.in. z referatem Korzeniewskiego, i w Instytucie Sztuki PAN. Korze¬ niewski jako prezes honorowy Polskiego OËrodka ITI wystosowa² z okazji MiIdzynarodowego Dnia Teatru orIdzie Leon Schiller — poeta sceny narodowej. Minister Krawczuk stwierdzi², że „nasze pa´stwo jest silne, ponieważ daje pe²n5 swobodI, poza male´kimi marginaliami, które w tym momencie historycznym s5 drażliwe..." Dyr. Teatru Dramatycznego zosta² po Okopi´skim Zapasiewicz; dyrekcjI Teatru Rzeczypospolitej przekazano Marszyckiemu — 1 IX. W warszawskim Teatrze Polskim Portret Mrożka w reż. Dejmka — 14 X.

1988 Rakowski zosta² cz²onkiem Biura Politycznego. Od lutego seria podwyżek cen, Ërednio o 40%. Zmar²a Ma²ynicz — 27 I. W Starym Teatrze Portret Mrożka w reż. Jarockiego — 29 I. W 30-lecie Marca w „Tygodniku Powszech¬ nym" wywiad z Holoubkiem na temat Dziadów w Teatrze Narodowym w sez. 1967/68, w „Res Publice" wspomnienia o premierze i zakazie wystawiania Dziadów (m.in. Korzeniewskiego). INDEKS NAZWISK *

Adwentowicz Karol 15, 16, 22, Berger Ludwik 43 191 Berman Jakub 114. 122, 124—— Ajschylos 95, 238 126. 131. 140 Anders W²adys²aw 150 Beseler Hans Hartwig von 15 Andrycz Nina 117, 173. 174 Beylin Pawe² 208, 209 Andrzejewski Jerzy 28, 190 Bieli´ski Wissarion G. 111 Antoniewicz W²odzimierz 8 Bierdiajew Walerian 38 Ardalion 23 Bierut Boles²aw 80, 114, 122, Axer Erwin 83, 139, 207 123. 125, 128, 129, 151, 152 Babel Isaak E. 10. 192 Bittnerówna Barbara 53 Bacewiczówna Grażyna 183 Bob, konferansjer 219 Balicki Stanis²aw Witold 18. Bogus²awski Wojciech 7, 8, 64, 51, 52, 179, 180, 182, 200 128,138,181,232. 233, 239. Bardini Aleksander 162, 172 260 Barszczewska Elżbieta 173 Borowska Irena 58, 59 Bartoszewski W²adys²aw 43 Borowy Wac²aw 63, 65,111,146 Baudouin Jan 92 Boy-ëele´ski Tadeu5z 92—94, Beaumarchais Pierre Augustin 107, 108, 267 Caron de 192 Bór-Komorowski Tadeusz 42, 46 Beck Józef 35 Brandys Kazimierz 36. 40 Beckett Samuel 34, 188, 227 Brandys Marian 212 Benda Karol 36 Brecht Bertolt 140, 232

* Indeks nie obejmuje Kalendarium. Bristigierowa Luna 154 Diderot Denis 233 Broniewski W²adys²aw 57, 59 Dietrich Marlene 34 Broniszówna Seweryna 54, 180 Dioklecjan 23 Brydzi´ski Wojciech 54. 180 Dmochowski Mariusz 180 Bryll Ernest 236 Dobrowolski Stanis²aw Ryszard Burbonowie, dynastia 52 55, 72, 74, 75 Suszy´ski Gustaw 54 Dostojewski Fiodor M. 98 Byrscy Irena i Tadeusz 38 Drda Jan 117, 118 Byrski Tadeusz 268 Duvignaud Jean 238 Dymsza Adolf 53, 55 Camus Albert 69, 86, 98, 204 Dywi´ska ëula 25, 27, 54 Chmielewska Anna 217 Dziewo´ski Edward (Dudek) 42 Chojnacka Jadwiga 76 Dziewo´ski Janusz 42 Ciepli´ski Jan 38 Corneille Pierre 233 Eichlerówna Irena 255, 261 Csató Edward 51 Eluard Paul 268 Cybulski Andrzej 262, 263 Englert Jan 261 Cyrankiewicz Józef 25, 54, 173 Erenburg llja G. 187 Cywi´ska Izabella 214, 225, 237 Essmanowski Stefan 116 Czartoryscy, ród 12 Czechow Anton P. 98, 158 Fija²kowska Barbara 154 Czuma Andrzej 238 Fik Marta 5. 188, 211 Filier Witold 253 Da²kowska Ewa 264 Fouche Joseph 52 DamiIcki Dobies²aw (nazwisko Franco Bahamonde Francisco 12 okupacyjne Stanis²aw Boja Frank Hans 17, 66 nowski) 12, 16, 21, 22, 84, Fredro Aleksander 9, 40, 106— 191, 228 109, 156, 165, 166, 216 Daszewski W²adys²aw 12, 59, 60, Fronczewski Piotr 262 121, 122, 166 D5browska Maria 10, 79, 138, Gajcy Tadeusz 28 144, 145, 147 Gali´ski Tadeusz 184 D5browski Bronis²aw 142, 199 Garstecki Zygmunt 210 D5browski Jan Henryk 269 Gawlik Jan Pawe² 225, 244, 263 Dejmek Kazimierz 114, 122,162, Gide Andre 98 179,181,186,187,190,191, Gierek Edward 218, 239 194, 195, 205, 206, 212— Giraudoux Jean 28, 55, 67—70, 214. 217, 223—226, 228, 72—75, 86. 94—96, 98.188, 236. 241, 243, 251. 255— 192, 211. 257, 259—261 Glemp Józef 258, 259 DIbicki Mieczys²aw 258 Goethe Johann Wolfgang von 193 310 Gogh Vincent van 139 Iwaszkiewicz Boles²aw 202 Gogol Niko²aj W. 95 Iwaszkiewicz Jaros²aw 28, 67, Gogolewski Ignacy 166, 167 68, 80, 135 Gojawiczyriska Pola 83 Gomu²ka W²adys²aw 122, 186, Jackowska Anna 26 195. 206, 211 Jagiellonowie, dynastia 238 Gontarz Ryszard 222 Janion Maria 238 Gorki Maksym 130, 131 Jaracz Jadwiga 49 Górska Wanda 123 Jaracz Stefan 14—16,18, 22—24 Grey Xenia 38 28. 31. 43. 47—49, 54. 72, Grodnicki Józef 18, 19 98, 136. 159, 191, 211, 264 Grodzicki August 126, 189, 215 Jarocki Robert 9 Gro²icki Stanis²aw 35 Jarocki Stanis²aw 35 Grot-Rowecki Stefan 42, 43 Jaroszewicz Piotr 218 Grotowski Jerzy 201 202 Jaruzelski Wojciech 265, 266 Grundmann Karl 46 Jasie´ski Jerzy 202 Grydzewski Mieczys²aw 205 Jastrun Mieczys²aw 129 Jouvet Louis 86 Handelsman Marceli 25 Juniewicz Antoni 179 Hanuszkiewicz Adam 96, 200, Junosza-StIpowski Kazimierz 13, 213,214, 216. 225, 226, 242, 14, 35, 40, 41 244, Havel Vaclav 264 Kaczorowska Blanka 42 Hay Gyula 130, 131 Kaden-Bandrowski Juliusz 23, 48, Himmler Heinrich 17 156 Hitler Adolf 12. 38. 247 Kaliszewski Stefan 67 H²asko Marek 237 Kalkstein Ludwik 42, 43 Hoene-Wro´ski Józef 110 Kami´ski Kazimierz 32 Hoffman Pawe² 126, 138 Kami´ski Roman 32 Holoubek Gustaw 104, 204, 206, Kantor Tadeusz 38 223—225, 243. .246, 251, Kaszy´ski Stanis²aw 94 252, 261—263 Kersten Krystyna 81 Horzyca Wi²am 120, 153, 157— Kieliszek zob. Minkiewicz Janusz 160, 162, 234 Kijowski Andrzej 266 .Hubner Zygmunt 244 Kijowski Janusz 188 Huxley Aldous 99 Kiki. liliput z OËwiIcimia 143 Kisielewski Stefan 212 Ionesco Eugene 211 Kiszczak Czes²aw 266 Ipohorski-Lenkiewicz Zygmunt 41 Kliszko Zenon 206, 213, 214, Irzykowski Karol 8 K²opotowski Krzysztof 54 Iwanow Wsiewo²od W. 101 K²osi´ski Janusz 242, 243 311 K²osowski Roman 138. 139 Krasowscy Krystyna i Jerzy 190, Kochanowski Jan 219 244 Kohout Pavel 264 Krasowski Jerzy 200, 213, 236, Kolberger Krzysztof 238, 251 241 Komorowska Maja 243, 250, 257 Krasko Wincenty 179 Konarski Stanis²aw 235 Kreczmar Jan 22, 27, 56, 58, Kondrat Józef 34 67. 72. 81. 83. 174, 192 Korff-Kawecka Helena 38 Kreczmar Jerzy 200 Korzeniewscy Anna i Bohdan 10 Kreczmarowie Justyna i Jan 106 Korzeniewscy Ewa i Bohdan 10 Kruczkowski Leon 14,49, 57, 80, Korzeniewska (z domu Kuligow- 81, 131, 144, 145, 147, 151 ska) Anna 5, 10, 232 Krzywicka Irena 108, 109 Korzeniewska (z domu Rostkow- Krzywoszewski Stefan 24 ska) Ewa 10 Kucówna Zofia 265, 266 Korzeniewska Ma²gorzata 10, 209 Kunina Ewa 164 Korzeniewska (z domu Borell) Kuratowska Zofia 266 Stanis²awa 7 Kurnakowicz Jan 157, 164, 166 Korzeniewski Bohdan (ps. Trusko- Kuryluk Karol 180, 196—199, laski, Marcin) passim 235 Korzeniewski Józef 7 Kurz Andrzej 251, 252 Korzeniewski Tomasz 10,98,207, Kutschera Franz 46 209 Kosi´ski Jan 44 Lebiediew Wiktor 127 Kossobudzka Halina 72, 244 Lecho´ Jan 171 Kossobudzka Renata 197 Lenart Józef 222 Kostrzewska Barbara 38, 53 Lenin W²odzimierz I. 127, 181, Koszutska Olena 138, 139 201 Kotarbi´ski Tadeusz 50 Leszczy´ski Jerzy 14, 37, 38, 40, Kotlarczyk Mieczys²aw 38 166 Kott Jan 55,75, 88. 97,178,185 Lindorfówna Zofia 171 Kowalczyk August 200 Loga Sowi´ski Ignacy 76 Kowalska Halina 74, 75 Lope de Vega 95 Kowalski W²adys²aw 79 Lubowski Edward 148 Krajewska Zofia 245 Lutkiewicz Gustaw 183 KraII Hanna 237 Krasi´ski Edward 114, 181 ±aniewska Katarzyna 173 Krasi´ski Zygmunt 10, 95, 98, ±apicki Andrzej 44,258,259,262, 128. 174—179, 182—186 263 Krasnowiecki W²adys²aw 66, 71, ±apicki Borys 44 77, 81, 85, 117, 152, 153, ±5cz Marian 132 157, 160, 179, 207, 209 ±empicki Zygmunt 46 312 ±omiakina (S²owacka) Aleksandra Minkiewicz Janusz (ps. Kieliszek) 58. 59 30. 45 ±omnicki Tadeusz 153, 210, 225, Miriam-Przesmycki Zenon 146 235, 236, 261 Misiorny Micha² 222 Mitzner Zbigniew 99 Majakowski W²adimir W. 104, M²ynarski Wojciech 259 143, 192, 195 Mochnacki Maurycy 236 Makowiecki Jerzy 25 Moczar Mieczys²aw 82, 83 Malicka Maria 14. 20. 53, 55, 56 Molier 9,21.31,91—94.98, 101, Malraux Andre 268 105,119,120,124,156.192, Ma²cuży´ski Karol 189 193.197 Ma²ynicz Zofia 67, 81—83, 180, Moniuszko Stanis²aw 83 197 Morawski Jerzy 182 Marchlewski Julian 127 Morstin Ludwik Hieronim 79 Marczak-Oborski Stanis²aw 36 Mortkowicz Jakub 146 Marek, ksi5dz (Marek Jando²o- MoËcicki Ignacy 82 wicz) 92 Motyka Lucjan 179 Marks Karol 181 Mrozowska Zofia 72, 83, 93 Marlowe Christopher 192, 193 Mrożek S²awomir 261 Mazur Franciszek 76, 77 Mrozowski Zdzis²aw 96, 241, 242 Mehta Zubin 215 Mussolini Benito 12 Meissner Krystyna 218 Meller Marian 153,154,157.158, Nadzin Stanis²aw 83 160 Najder Zdzis²aw 36 Messa! Lucyna 38, 53 Napoleon I 52, 233, 267 Meyerhold Wsiewo²od E. 100, Narutowicz Gabriel 82 232 Natanson Wojciech 51 Mickiewicz Adam 10, 13. 26, 29, Niewiarowicz Roman 31—33.36, 95,128—130,172,179,192. 43. 53 212,217—219,227,238,239 Norwid Cyprian 146, 179, 213, Mielcarek Eugeniusz 251, 252 214, 219. 222 Mierzwa (Mizwa) Stefan Pawe² Nyczek Tadeusz 203 45 Mikke Jerzy 236 Odyniec Antoni Edward 26 Miko²aj I Romanow 100 Olbrychski Daniel 238, 239, 243, Miko²ajska Halina 91, 167, 224, 250 243, 261, 266 Opali´ski Kazimierz 153 Mikulski Stanis²aw 241—244, Or-Ot (Artur Oppman) 14 258 Ortym-Prokulski Tymoteusz 15, Mi²osz Czes²aw 28,44,61,67,71, 18. 19, 45, 47, 60 97. 232, 237, 238 Orwell George 189 313 Osterwa Juliusz 13, 31, 90, 200, 203, 245, 246, 255, 256, 259, 201 260 Ostrowski Aleksandr N. 153 Redo Józef 38 Reinhardt Max 117 Palester Roman 73 Riesselman von, rodzina 66 Pa´ski Jerzy 167 Rinn Danuta 222 Parnell Feliks 35, 53 Rittner Tadeusz 31 Pascal Blaise 111 Rokossowski Konstanty 151 Pasternak Leon 55, 74, 75, 85, Rolland Romain 232 132, 133, 168, 169 Romanówna Janina 40, 83, 106, Peiper Tadeusz 59 108 Perzanowska Stanis²awa 14, 18, Roszkowska Teresa 67, 68, 73, 32, 33, 36. 47-49, 54 121, 124 Perzy´ski W²odzimierz 23, 24, 27, Różewicz Tadeusz 187 31 Rusinek Kazimierz 50,51,56,201 Pieracki Bronis²aw 77 Rybicki Zygmunt 207 Pietrzak Antonina 133 Rydz-Êmig²y Edward 151 Pigo´ Stanis²aw 39, 206 Rzepecki Jan 31 Pi²sudski Józef 175 Rzymowski Wincenty 48 Piscator Erwin 232 Pola´ski Roman 235 Samborski Bogus²aw (ps. Gottlieb Poniatowski Józef 56, 83, 267, Sambor) 12, 35—37 269 Sartre Jean-Paul 69, 86, 204,205 Potocka Delfina 98 Sawan Zbigniew 54 Pronaszko Andrzej 22, 27, 29, 96, Schiller Irena 161 113,114,129,174,182,183, Schiller de Schildenfeld Leon (brat 191 Ardalion) 8. 15, 16, 22, 23, Próchnicka Lidia 67 25—28,31,35.39, 57, 59— Prus Maciej 210, 218, 219, 235 61. 67, 74—80, 82. 85, 94. Pulikowski Julian 63, 64 101,106,109,113—118.120. Puszkin Aleksandr S. 34 123,125,127—137,140,141, Puzyna Konstanty 201 157—162, 164, 174—176, 180,181,191, 199, 212, 220, Raabe Leszek 26 228, 232—234, 268 Radwan Stanis²aw 262 Sempoli´ski Jacek 166 Rakowski Mieczys²aw Franciszek Seweryn Andrzej 221 10, 252—257, 259, 261 Shaw George Bernard 12, 117, Rapaccy, ród aktorski 52 173, 183 Rapacka Halina 52 Siekierska Jadwiga 137 Raszewski Zbigniew 5,9,38,111, Sikorski W²adys²aw 46 112, 137,164,178,179, 201, Sito Jerzy Stanis²aw 236 314 Siwecki Jerzy 110 Swinarska Irmgarda 139 Skarżanka Hanna 149, 151, 153, Swinarski Konrad 138—140,177, 197, 238 188. 210, 213, 245 Skuszanka Krystyna 200, 213, Syczewski Aleksander 215 225, 234, 236 Sygiety´ski Tadeusz 53 Skuza Wojciech 59 Sym Julian Karol (Igo) 16, 21,22, S²awi´ska Irena 51 31. 34, 41. 46 S²awoj-Sk²adkowski Felicjan 19 Szaflarska Danuta 44 S²onimski Antoni 42, 58 Szajna Józef 183, 215, 216 S²owacki Juliusz 13, 61, 69, 92, Szalawski Andrzej 19, 53 128, 156, 179, 183, 222 Szaniawski Jerzy 79 Sofokles 95, 183 Szczepa´ski Jan Alfred 133,178, Sokorski W²odzimierz 97, 101, 234 120—125. 131, 133, 142, Szczepkowski Andrzej 230, 236, 143, 145, 148, 151—153, 253, 255, 259, 261 157, 168, 190, 191, 196 Szejnert Ma²gorzata passim Solski Ludwik 89 Szejnertowie Regina i Edmund 5 Sowi´ski Józef Longin 82 Szekspir William 10, 21, 22. 28, Staff Leopold 79 29, 91, 95, 148, 156, 183, Stalin losifW. 29, 52, 53. 91,92, 192, 193, 197, 238 94, 100, 101, 127, 142, 164, Szefa Jakub 108 181, 232, 233 Szeptycki Stanis²aw Maria 15 Stanis²aw August Poniatowski 12, Szyfman Arnold 22, 23, 27, 28, 92 31. 77, 79, 83. 114—116, Stanis²awski Konstantin S. 71, 127—129, 133—135, 162, 89, 130 171—174, 180, 186, 191, Starowicz Artur 182 199 Starzy´ski Juliusz 51 Staszewski Stefan 141 Sliwicki Józef 13, 16 Stawar Andrzej 75 Êmia²owski Igor 152 Stempowski Jerzy 136, 154 Êwiderski Jan 68, 91, 167, 207 Stern Anatol 59 Êwierczewska (z domu Kalkstein) Stopka Andrzej 206 Nina 42 Straus Stefan (ps. StruË) 30, 45 Êwierczewski Eugeniusz 41, 42 StruË zob. Straus Stefan ÊwiItochowski Aleksander 148 Strzelecki Zenobiusz 100 Êwirgo´ Waldemar 266 Stuhr Jerzy 225 Suchowo-Kobylin Aleksandr W. Tam Adam 209 9,10, 94, 98—104. 192.194 Tatarkówna Michalina 184 Surowa Tadeusz 103 Terlecki Tymon 8, 116, 158 Swiet²ow Michai² A. 54 Timoszewicz Jerzy 5, 201, 226 315 Truskolascy, ród aktorski 7, 12 Woszczerowicz Jacek 72, 83, 86, Trzci´ski Teofil 84 93. 102. 153, 197 Wójcikowski Leon 35, 53 Wyrzykowscy Elżbieta i Marian 38 Ucicky Gustaw 34 Wysi´ski Andrzej 5, 201 Ujejski Józef 7, 88, 110 Wysocka Lidia 53 Wysocka Stanis²awa 16, 228 Veidt Nina 43 Wysocka Tacjanna 159 Vilar Jean 232 Wyspia´ski Stanis²aw 28, 156, 162, 179, 183, 222. 261

Warmi´ski Janusz 133, 162, 210 Zachwatowicz Krystyna 243 Warnecki Janusz 22, 192 Zagórski Jerzy 28, 190 Wasilewska Wanda 57 Zakrzewski Bernard (ps. Oskar) Wat Aleksander 25, 57—59,134 42 Wawrowski Adam 25—27 Zakrzewski Rafa² 8 Ważyk Adam 55, 72. 75, 83, 85, Zalewski Kazimierz 148 117, 178, 187 Zalewski Tomasz 272 Werfel Roman 76 Zamków Lidia 132, 167 Wessely Paula 34 Zapasiewicz Zbigniew 248,262— WIgierko Aleksander 58, 59 264 WIgrzyn Józef 12,14,39.78,136, Zapolska Gabriela 31 206 Zawieyski Jerzy 22, 28, 43, 192, WIgrzyn Mieczys²aw 39 211, 212 Widerszal Ludwik 25 Zdzitowiecki Witold 18, 19, 53 Wieniawa-D²ugoszowski Boles²aw Zechenter Witold 97 83 Zelwerowicz Aleksander 8, 72, Wierci´ska Maria 38, 73 85. 86, 127, 135—137. 149, Wierci´ski Edmund 16,18.21,22, 151, 158, 212, 234 27, 37, 55, 67, 70—74, 76, Ziej5 Jan 268 77. 80. 83—85,87,111,113, 120, 139—141, 157, 158. ëdanow Andriej A. 101,134.144, 160. 161. 177, 191, 200 233 W²asow Andriej A. 59 ëelski Tadeusz 35 W²ast Andrzej 31 ëeromski Stefan 10, 144—147, Wolf Friedrich 130 151 Wo²²ejko Czes²aw 106, 121, 197 ëó²kiewski Stefan 53, 109 Wo²owski Tadeusz 52, 53 ëó²kowski Alojzy Gonzaga 11,37 Woroszylski Wiktor 217 ëurek Jerzy 241 SPIS TREÊCI

0 Bohdanie Korzeniewskim 7 S²awa i infamia 11 Êwitanie 63 Maska w kolorze skóry 88 Teatr liliputów 113 Grzech 144 Wizja Pankracego 171 ZniechIcenie 187 Zmiana 218 Oklaski 240 0 autorce 271 Kalendarium — przygotowa² Emil Orzechowski Indeks nazwisk 309

Projekt ok²adki Lech Przybylski l\la I stronie ok²adki zdjIcie Bohdana Korzeniewskiego. 1977 r. Fot. W²odzimierz Parys Na IV stronie ok²adki zdjIcie Ma²gorzaty Szejnert Fot. Anna Sydow

Printed in Poland Wydawnictwo Literackie, Kraków 1992 31-147 Kraków, ul. D²uga 1 Wydanie krajowe drugie poszerzone Druk uko´czono w kwietniu 1992 Zam. nr 1350/90 Drukarnia Wydawnicza im. W. L. Anczyca Kraków, ul. Wadowicka 8 iim.i&o tftrOH-JLs’ S±AWA i INFAMIA. Z Bohdanem Korzeniewskim rozmawia Ma²gorza¬ ta Szejnert — To ksi5żka g²oËna i obszernie recenzowana, chociaż do tej pory niedostIpna szerokim krIgom czytelników. Mówi o teatrze i polityce, ËciËlej — o teatrze w uËcisku polityki. Opublikowa²o j5 po raz pierwszy podziemne wydawnictwo Pokolenie w Warszawie, w 1988 r. W tym sa¬ mym roku ksi5żka poszerzona o trzy , ostatnie rozdzia²y ukaza²a siI nak²adem polskiego wydawnictwa Aneks w Londynie. Czytano j5 także w polskim programie BBC. S²awa i infamia uzyska²a honorowe wyróżnienie ,,SolidarnoËci" wydawców ksi5żek oraz nagrodI im. Szymona Konarskiego przy¬ znawan5 dorocznie przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich. Rozmowa Ma²gorzaty Szejnert z Bohdanem Korzeniewskim dotyczy dramatycznych wyborów, jakich dokonywali ludzie teatru w szcze¬ gólnie trudnych okresach naszej najnowszej historii — w latach wojny, bezwzglIdnego zarz5dzania kultur5, stanu wojennego. Pytania Ma²gorzaty Szejnert sk²oni²y Bohdana Korzeniewskiego do pasjonuj5cych opowieËci o nieznanych, oficjalnie przemilczanych, a także wstydliwie zatajanych losach ludzi teatru, a poËrednio polskiej inteligencji, polskiej kultury. Ksi5żka stanowi próbI rekonstrukcji postaw i czasów. Odtwarza atmosferI i ocenia — z osobistego, wyraênie zarysowanego, punktu widzenia. Bohaterami rozmów s5 osoby znane, popularne i niepopularne. Lecz g²ównym bohaterem ksi5żki jest sam rozmówca — profesor Bohdan Korzeniewski, znany z niezależnoËci s5dów i niekon¬ wencjonalnych opinii, uznawany powszechnie za autorytet mo¬ ralny i artystyczny. Daje on w rozmowach z Ma²gorzat5 Szejnert nowe i ciekawe Ëwiadectwo swoim czasom. Biblioteka Narodowa Warszawa S 30001020271907