Zasadzka Bezpieki Przy Moście W Dobrzykach Na Kanale Dobrzyckim
Total Page:16
File Type:pdf, Size:1020Kb
Kazimierz Skrodzki Zasadzka bezpieki przy moście w Dobrzykach na Kanale Dobrzyckim Dawne Prusy Wschodnie w pierwszych latach po II wojnie światowej były terenem niespokojnym i niebezpiecznym. Bezpośrednio po działaniach wojennych dawały o sobie znać, również w okolicach Zalewa, grupy dywersyjne hitlerowskiego Werwolfu. Ludność terroryzowana była też przez sowieckich żołnierzy, którzy stacjonowali w miastach i w wielu wsiach, i to jeszcze kilka lat po wojnie. Poza tym, na porządku dziennym zdarzyły się brutalne napady szabrowników, czasami nawet z oficjalnym przyzwoleniem, a także grabieże dokonywane prze uzbrojone bandy kryminalne. Długo też po wojnie działały tutaj zbrojne oddziały niepodległościowego podziemia, a po 1947 r. także grupy Ukraińskiej Powstańczej Armii, ścigane zajadle przez oddziały bezpieki i wojska. Ziemia ta znajdowała się ponadto na szlaku ucieczek uciekinierów z sowietyzowanych byłych państw bałtyckich. Czy jedna z takich prób ucieczki miała tragiczny finał na ziemi zalewskiej i w Suszu? Przemawiałaby za tym przytoczona poniżej relacja jednego z pierwszych polskich osadników w powojennym Zalewie. Powyższe pytanie jest o tyle istotne, gdyż publikacje inspirowane przez komunistyczne organa bezpieczeństwa, podają całkiem inne osoby, które utraciły wtedy życie, w wyniku zasadzki i pogoni zorganizowanej przez bezpiekę. W maju 1950 r. mieszkańcy Gajd byli świadkami niecodziennego pościgu za zorganizowaną, niewielką grupą uzbrojonych mężczyzn posługujących się nieznanym im językiem. Mężczyźni, ukrywający się w odstępach leśnych pomiędzy Gajdami a Witoszewem, zdecydowali się zaopatrzyć na dalszą drogę w żywność i niezbędne rzeczy. Udali się więc do sklepu Gminnej Spółdzielni w Gajdach, który mieścił się przy głównej ulicy, na trasie Zalewo - Stary Dzierzgoń. Zabrali sobie z niego papierosy, konserwy, chleb, zapałki i gumowe buty. Zaraz potem nadjechał patrol milicyjny z Zalewa. Był w nim milicjant Bocian i Jan Chmielewski, pochodzący z Myślic, służący dopiero 20 dni w milicji. Milicjanci zauważyli oddalającą się szybko w stronę witoszewskiego lasu grupę mężczyzn, za którą bezzwłocznie ruszyli. Wezwali uciekających do zawrócenia, pod groźbą użycia broni. Bez rezultatu. Bocian chciał zaniechać dalszego pościgu, ale Chmielewski szedł dalej. Ścigani byli już pod lasem, gdy padła z ich strony seria z karabinu maszynowego, która uśmierciła Chmielewskiego. Było to 19 maja 1950 r. Milicjanta pochowano później na cmentarzu komunalnym w Morągu. Tajemnicza grupka mężczyzn starła się z milicją przy moście na Kanale Dobrzyckim w Dobrzykach. Próbowali oni pomiędzy jeziorami Ewingi i Jeziorak przedostać się w lasy ostródzkie. Ale na moście, na drodze Dobrzyki - Zalewo była przygotowana już zasadzka służb bezpieczeństwa. Bezpieka miała bowiem sygnały, iż grupa oficerów wywiadu i kontrwywiadu z Litwy podjęła próbę przedarcia się na Zachód. Śledzono ją już od Kętrzyna. Uciekinierzy nie mieli wielkich szans na wyrwanie się z zasadzki w Dobrzykach. Jeden z nich został ranny. Wkrótce milicjanci usłyszeli dwa po sobie następujące strzały. Potem okazało się, iż jeden z uciekinierów, wobec beznadziejności sytuacji, popełnił samobójstwo, a następnie zastrzelił się drugi, jego syn. Jeden z uczestników obławy przy przeładowywaniu pistoletu miał wypadek, pocisk urwał mu palec. Wkrótce złapano jednego z uciekinierów w stercie siana w Matytach. Innego natomiast - nad jeziorem koło Jerzwałdu. Ostatniemu z grupy Litwinów udało się uciec z zasadzki i przedarł się on do Susza. W kasie dworcowej zakupił bilet do Szczecina. Na peronie podszedł do niego milicjant, aby go wylegitymować. I wtedy ten uciekinier go zastrzelił. Uciekającego Litwina, ostatniego z grupy uciekinierów, zabił żołnierz KBW. Relacja o powyższych wydarzeniach pochodzi od pana Henryka Zawadki, mieszkańca Zalewa, z którym wywiad o pierwszych latach powojennych nad Jeziorem Ewingi i w okolicach przeprowadzili członkowie Towarzystwa Miłośników Ziemi Zalewskiej. Pionier ten o podążających na Zachód uciekinierach z Litwy dowiedział się od ówczesnego komendanta posterunku MO w Zalewie - Jarki, z którym potem pracował w zalewskiej garbarni. 1 Nieco inną wersję ówczesnych wydarzeń, związanych ze śmiercią milicjanta Chmielewskiego, przedstawiały ubeckie relacje spisane w latach komunistycznego zniewolenia. Według nich, funkcjonariusz posterunku w Zalewie J. Chmielewski zginął pod lasem za wsią Gajdy w czasie pościgu za bandą rabunkową "Tobiasza". Według tych relacji banda ta działała wcześniej na terenie województwa gdańskiego, a na początku maja 1950 r. przedarła się w okolice Starego Dzierzgonia i Zalewa. 19 maja 1950 roku dokonała ona napadu na sklep spółdzielczy w Gajdach. Natychmiast ruszył za nią pościg, w czasie którego milicjant Chmielewski dostaje śmiertelny postrzał. 20 maja UBP, MO i KBW doprowadza do likwidacji bandy. Tego dnia w godzinach rannych dochodzi do walki na moście w okolicach wsi Dobrzyki, gdzie rannych zostaje trzech funkcjonariuszy. Wspomnienie tamtych wydarzeń pojawiło się również na kartach wspomnień byłego milicjanta z Boreczna. Otóż pewnej nocy, gdy pełnił on dyżur na posterunku w Borecznie, nagle usłyszał głośne i natarczywe walenie do drzwi. Była wtedy 1.00 w nocy. Gdy je otworzył ujrzał sierżanta milicji z Morąga, który zapytał go jak dotrzeć do mostu na kanale w Dobrzykach. Miał tam urządzić zasadzkę na bandytów, którzy napadli z bronią na sklep w Gajdach. Milicjant z Boreczna wyjaśnił mu, że pomylił drogę i tędy dojedzie tylko do mostu na kanale, w kierunku Urowa. Ścigający szybko udał się z powrotem w kierunku Zalewa. Były funkcjonariusz milicji z Boreczna potwierdził, iż bandytów, którzy napadli na sklep ujęto, a podczas pościgu za nimi zginął milicjant Chmielewski. Nie znał on jednak tożsamości zatrzymanych. Wertując Informator o nielegalnych antypaństwowych organizacjach i bandach zbrojnych działających w Polsce Ludowej w latach 1944-1956, sporządzony przez zwycięskich utrwalaczy władzy ludowej, który miał na celu uwiecznić ich dzieło – krwawą rozprawę z powojennym powstaniem narodowym przeciwko okupacji sowieckiej, można natknąć się na informacje o Tobiaszu, a właściwie Tobiarzu. W działającej w 1948 r. w Grudziądzu „Wojskowej Narodowej Nacjonalistycznej Organizacji” o poakowskiej proweniencji, liczącej 16 członków, zastępcą jej dowódcy, Stanisława Rolkowskiego, był Czesław Tobiasz (pisownia oryginalna). Ponadto w latach 1949-50, działał w pow. kwidzyńskim i grudziądzkim, poakowski oddział „Walka o Niezawisłość, Niepodległość, Wiarę i Ojczyznę” w sile ok. 25 osób, założony przez Czesława Tobiarza „Orła”, który też był jego dowódcą. Oddział ten miał swoje placówki w Kwidzynie, Ryjewie i Sadlinkach. To samo ubeckie źródło wymienia również, wśród endeckich organizacji zbrojnych działających w latach 1947-50 na terenie Iławy, Grudziądza i częściowo woj. gdańskiego, organizację zbrojną „Tobiasza”. Jej dowódcą, po zabiciu Czesława Tobiasza w walce z UB, był wzmiankowany powyżej Rolkowski. W tej jednej publikacji służb bezpieczeństwa, Czesławowi Tobiarzowi (Tobiaszowi) przypisuje się udział w równocześnie trzech organizacjach zbrojnych! Z innej publikacji, poświęconej działalności MO i SB w województwie bydgoskim, można dowiedzieć się, iż oddział partyzancki Tobiasza rozbity został w miejscowości Lisi Kąt pod Grudziądzem, 15 kwietnia 1950 r. W czasie jego likwidacji zginął funkcjonariusz KW MO w Bydgoszczy, Stanisław Opałka. Faktu tego nie potwierdzono jednak w „Atlasie polskiego podziemia niepodległościowego 1944-1945”, w którym podano, iż 16 kwietnia 1950 r. (a więc dzień później niż podaje publikacja bezpieki) grupa 16 członków Wojskowej Narodowej Nacjonalistycznej Organizacji pod dowództwem „Lisa” starła się w Lisich Kątach z oddziałem grupy operacyjnej, złożonej z żołnierzy Wojska Polskiego i milicji. W czasie walki poległ jeden funkcjonariusz, a dwóch zostało rannych. Obie przytoczone powyżej relacje, pana Zawadki i bezpieki, nie różnią się zasadniczo w opisie rozwoju wydarzeń w dniach 19 i 20 maja 1950 r. (napad na sklep w Gajdach, śmierć milicjanta, zasadzka na moście w Dobrzykach). Natomiast różnica dotyczy proweniencji grupy, która rozbita została wtedy w okolicach Zalewa. Możliwe, iż piątka członków z grupy „Tobiarza” po potyczce pod Lisimi Kątami przedarła się na wschód i znalazła się po miesiącu w okolicach Zalewa, gdzie miały miejsca zdarzenia opisane powyżej. Ale z drugiej też strony, bezpieka celowo mogła zataić fakt likwidacji grupy uciekinierów z kraju Wielkiego 2 Brata, gdzie według propagandy ludzie żyli szczęśliwie i nikt nie marzył o opuszczeniu sowieckiego raju. Z zasadzki na grupę zbrojną Tobiarza w Lisich Kątach koło Grudziądza mogła wymknąć się grupka partyzantów i „rozpłynąć” się gdzieś w Polsce. Źle to mogłoby świadczyć o wykonaniu zadania likwidacji „bandy” przez bezpiekę. Nadarzyła się więc dla UB pod Zalewem okazja, aby zabitych (tylko jeden ścigany został złapany) litewskich uciekinierów, opisać w raportach z tej akcji jako członków „bandy” Tobiarza, których bezskutecznie już od miesiąca, po próbie rozbicia tego ugrupowania pod Grudziądzem, intensywnie poszukiwała bezpieka. Dla podkreślenia zawziętości walki i poświęcenia ubeków w jej likwidacji podano potem, iż w czasie zasadzki na moście w Dobrzykach zostało rannych trzech funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa, pomimo iż tylko jeden z nich stracił palec. Nie wiadomo, czy będzie możliwe w końcu ostateczne ustalenia prawdy. Należałoby sprawdzić archiwalia zachowane po bezpiece, jeżeli jeszcze one istnieją w tej sprawie, aczkolwiek dostęp do takich materiałów jest jeszcze