Indeks 371939 PL ISSN 0238-9045

Ci.OD’ MNP

POMEBANIA Nr 5 (326) Rok zał. 1963 Mój 2000 Od Redaktora

Jan Lipuski Koniec Głodnicy 2 Co roku ginie na świecie 28 języków. Z Wojciechem Książkiem Jeśli będą odchodziły w takim tempie rozmawia Stanisław Jankę Widok ze szkolnego okna 7 jak dotąd, za sto lat ostanie się już tyl­ ko połowa z tych, które rozbrzmiewa­ Cze wört je üczec dzece pó kaszebskü 10 ją obecnie na naszej planecie. Wydawnictwa kaszubsko-pomorskie 13 „Za zagrożony uważa się niekiedy ka­ Cezary Obracht-Prondzyński Dziesięć lat samorządów. Sukcesy i zagrożenia 14 szubski, choć zdaniem językoznaw­ Ewa Kuniczuk I u nas też zaszły zmiany 18 ców akurat on przeżywa ostatnio rene­ sans, głównie dzięki wysiłkom osób, Teresa Lasowa Co z tą kulturą regionalną? 22 które świadomie używają kaszubskie­ Jerzy Dąbrowa Zjazd rodu Szutenbergów w Dębnicy Kaszubskiej 25 go, by ocalić go od zagłady” - oceniła Iwona Joć Wieczór wileńsko-kaszubski 28 (pisząc o znikaniu języków) stan na­ Maria Kowalewska Róża 29 szej rodnej mowy Agnieszka Siarkie- wicz w dzienniku „Życie”. Bardziej Dariusz Piasek Wędrówki po historii. Zamek w Tuchomiu 38 optymistycznie, niż delegaci na ostat­ Janusz Kowalski Kaszubskie zespoły artystyczne. Bławatki 42 nim zjeździe ZKP: „Postępujące Paweł Dzianisz Regał regionalny 43 zmniejszanie się zasięgu kaszubskiego Listy 45 języka-jako fundamentu naszej Klęka 45 etniczności - w codziennej potocznej Kow. Informacje regionalne 50 mowie, musi budzić najgłębsze zatros­ kanie”. Ratowanie języka grupy etnicznej, znajdującego się w cieniu i pod presją języka narodowego, wymaga nieustan­ W następnym numerze nych wysiłków. Zwłaszcza solidnej edukacji, dla której najlepszym miej­ • Kaszuby bez kolei scem jest szkoła. • Saga rodzinna Lerchenfeldów z Żychc Szczycimy się, że kaszebizna szerzej • Stare fotografie rodzinne niż kiedyś wkracza do sal lekcyjnych. • Pamiętnik Aleksandra Majkowskiego z czasów wojny Podajemy przykłady. Ale gdyby zesta­ • Tuiystyka w regionie wić szkoły, w których jest nauczana • Relacja z konferencji o „Gryfie Pomorskim” i te, w których słychać ją tylko na • Śladami historii przerwach, samopoczucie byłoby gor­ • Wanoga pomorańców z Gdańska do Kluk sze. Słuszne poglądy, że na obszarze • Kaszebscze pówióstczi Kaszub nauka języka regionu powinna • Sylwetki Stolemowców być obowiązkowa, uważane są za eks­ tremalne. Tym bardziej trzeba doce­ niać wysiłki szkolnych, którzy eduku­ Na okładkach fotografie: s. 1 - Stanisław Jankę, s. 2 - Robert Płaczkiewicz ją w rodnej mowie. 1 myśleć o posze­ rzaniu przyczółków. Znika właśnie szkoła w Głodnicy, je­ Numer wydano dzięki dotacji Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, dyna, gdzie kaszubski był językiem Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego i Urzędu Miejskiego w Gdańsku wykładowym, szkoła stworzona przez pasjonatów - małżeństwo Bobrow­ Wydawca: Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego skich. Władze gminy Linia tłumaczą Adres redakcji: Straganiarska 20-22, 80-837 Gdańsk, teł. 301-90-16, fax 346-26-13 Konto: BIG BG IV Oddz. Gdańsk 11601322-664390-132 likwidację brakiem pieniędzy. Ale czy e-mail: [email protected] Kaszub, powiatów i gmin kaszubskich Redakcja: Stanisław Jankę, Iwona Joć, Krystyna Puzdrowska (zastępca redaktora nie stać na utrzymanie unikatowej pla­ naczelnego), Edmund Szczesiak (redaktor naczelny), Jan Misiek (opracowanie graficzne), cówki, w której wykuwały się wzorce Ewa Judycka (korekta), Elżbieta Wasiluk (łamanie) przydatne dla innych? Kolegium: Józef Borzyszkowski, Cezary Obracht-Prondzyński, Stanisław Pestka, Dariusz Wasta ministrze Książku, drechne Piasek, Jerzy Samp, Brunon Synak, Donald Tusk, Tomasz Wicherkiewicz i drechowie ze Zrzeszenia Kaszubsko- Druk: Drukarnia Oruńska, Gdańsk ul. Świętokrzyska 47a Pomorskiego - na pewno zrobiliśmy Redakcja zastrzega sobie prawo skracania artykułów oraz zmiany tytułów wszystko, żeby uratować Głodnicę? Prosimy o przekazywanie materiałów na dyskietkach (preferowane *.txt) Edmund Szczesiak Samorząd piny Linia podjął decyzję o likwidacji szkoły na Głodmcy, pierwszej placówki oświatowej z nauką języka kaszubskiego. Pizedstawiamy ją w reportażu „Koniec Głodnicy”. 0 sytuację tej szkoły i o nauczanie kaszubskiego pytamy także wiceministra edukacji narodowej Wojciecha Książka

2 Spotykamy się w kuchni przy kawie i ostatkach wiel­ kanocnego ciasta. Przez otwarte drzwi widać sąsie­ dni pokój: od podłogi po sufit regały wypełnione książkami. Halina zabiera kilka podręczników i no­ tatki. Za chwilę ruszy samochodem do nieodległego Strzepcza na lekcje. W tamtejszej podstawówce i gimnazjum uczy chemii i fizyki. W Strzepczu ma pa­ rę godzin zajęć w tygodniu. Witold z sarkastycznym uśmiechem mówi, że nie­ bawem będzie musiał wręczyć wypowiedzenia z pra­ cy żonie Halinie, która uczy na Głodnicy matematy­ ki i wuefu, Jaromirze Labuddzie z Tłuczewa, szkol­ nej od kaszubskiego, Beacie Marcińskiej z Pobłocia, katechetce, i woźnej Marii Cirockiej z Głodnicy. Sam, jako dyrektor szkoły, wypowiedzenie dostanie od wójta gminy Linia Stanisława Adamczyka. Niedobry Niemiec wybudował szkołę Rada Gminy Linia postanowiła, że czteroodziałowa szkoła kaszubska na Głodnicy zostanie zlikwidowa­ na 31 sierpnia 2000 roku. Zgodnie z uchwałą sejmo­ wą o systemie oświaty, liński samorząd podjął tę de­ cyzję pół roku wcześniej - 18 lutego - i przed po­ Lekcje prowadzi Jaromira Labudda, szkolna od kaszubskiego wiadomieniem rodziców oraz uzyskaniem akcepta­ cji pomorskiego kuratora oświaty. Rada Gminy zaznaczyła, że „obwód szkoły przejmuje Szkoła Pod­ Prof. Brunon Synak stawowa w Miłoszewie”. prezes Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego

Na kuchennym stole pojawiająsię dwie opasłe kro­ - Wystosowałem pismo do przewodniczącego niki szkoły na Głodnicy. Halina i Witold - młodzi Rady Gminy Linia Krzysztofa Krzewickiego, nauczyciele - zamieszkali w czerwonoceglastej opu­ w którym stwierdziłem, że jako Zrzeszenie z żalem szczonej szkole głodnickiej w 1987 roku. Budynek przyjęliśmy wiadomość o likwidacji szkoły został wzniesiony za czasów zaboru pruskiego w w Głodnicy. Ufam, że decyzja ta wynikała tylko ze 1901 roku. Wtedy uczono w szkole po niemiecku, po względów finansowych, niemniej szkoda, że ta odzyskaniu przez Pomorze niepodległości po polsku, prekursorska dla nauczania kaszubskiego w czasie wojny znowu po niemiecku. Pierwsza lek­ placówka oświatowa zostanie zamknięta. Szkoda cja polskiego po zakończeniu II wojny światowej też, że samorząd w Lini nie przyjął naszej propo­ rozpoczęła się 21 listopada 1945 roku. Trzydzieści zycji przekształcenia szkoły w Głodnicy w ośrodek lat później, gdy Gierek i jego ekipa wprowadzili re­ metodyczny dla nauczycieli regionalistów. formę systemu oświaty, szkoła została zlikwidowana. Były propozycje, by pieczę nad szkołą objęło -Niedobry Niemiec wybudował dla dzieci szkołę Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie. Jesteśmy jednak organizacją społeczną, nie mamy więc własnych - mówiono wtedy ironicznie we wsi - a Polska Lu­ środków finansowych. Moglibyśmy przejąć tę dowa ją zamknęła. szkołę, gdybyśmy uzyskali od władz powiatu Głodnica nigdy nie była sołectwem, takiej nazwy wejherowskiego gwarancje na kilka lat, że nie ma nawet w ewidencji ludności gminy Linia. Lu­ corocznie ten ośrodek byłby przez starostwo dziom stąd w dowodach osobistych wpisuje się miej­ finansowany. sce zamieszkania Strzepcz, bo właśnie tam jest sie­ Mamy nadal nadzieję, że jeszcze nie wszystko dziba sołectwa. Bobrowscy po zamieszkaniu na Gło­ zostało zaprzepaszczone, że władze gminy zrobią dnicy, chociaż uczyli w Miłoszewie, postanowili oży­ co w ich mocy, aby nie zmarnotrawić dorobku wić ducha starej szkoły, zrobić z niej miejsce przyjazne i doświadczenia tej unikatowej w zakresie mieszkańcom centrum prawdziwej, czyli swojskiej edukacji regionalno-etnicznej placówki. kultury.

3 nie, że wyrażają zgodę na naukę dziecka „w syste­ mie dwujęzycznym z uwzględnieniem języka kaszub­ skiego jako ojczystego”. Rok szkolny 1992/1993 Bobrowscy rozpoczęli wraz z nowąnauczycielkąJa- romirąLabuddą, poetką kaszubską, autorką tomików wierszy „Korba cechóte” i „Słowa óbsewajązemia”. W ubogim środowisku Na początku lat dziewięćdziesiątych kaszubszczyz­ na miała dobre notowania w gminie Linia. Radni podjęli nawet uchwałę, że językiem równorzędnym z polskim podczas spotkań sesyjnych będzie kaszub­ ski. Zainspirował ich do tego Witold Bobrowski, któ­ ry w tym czasie pełnił funkcję przewodniczącego Ra­ dy Gminy Linia. Współpraca między samorządem a dyrektorem głodnickiej szkoły urwała się całkowicie po strajku w szkole. Kiedy w 1995 roku Zarząd Gmi­ ny nie pozwolił na utworzenie w Głodnicy klasy czwartej, uznając, że nie ma na to warunków i jest to zbyt kosztowne dla samorządu, dyrektor z rodzica­ mi i dziećmi zorganizowali strajk. Rodzice uczniów z klasy czwartej podpisali się pod protestem, który rozesłali do władz, że nie poślą dzieci do szkoły w Miłoszewie, bo nie ma tam nauki kaszubskiego. Gdy Rada Gminy zdecydowanie pozostała przy swoim

Z nastaniem wolności Jeszcze w listopadzie 1988 roku w dawnej sali lek­ cyjnej odbywała się mocno zakrapiana dyskoteka, zorganizowana przez koło ZSMP, a już w lutym 1989 działalność zainaugurowała, formalnie nieistniejąca, Akademijó Odpojątech Kunsztów (Akademia Sztuk Wyzwolonych). Jej twórcy organizowali spotkania z pisarzami kaszubskimi i twórcami ludowymi, zaczę­ li tworzyć zalążek izby regionalnej, urządzać wysta­ wy. Tutaj, w byłej szkole, odbyło się zebranie zało­ życielskie NSZZ „Solidarność” Rolników Indywi­ dualnych. Wraz z nastaniem wolności, młoda władza samo­ rządowa zgodziła się na reaktywowanie od września 1991 roku czterooddziałowej placówki pod nazwą „Kaszebskó Spodlecznó Szkoła na Głodnjice”. Wte­ dy wprowadzenie języka kaszubskiego do szkoły by­ ło decyzją rewolucyjną. W ułożonej przez Witolda Bobrowskiego podstawie programowej szkoły ka­ szubszczyzna zaczęła funkcjonować na równi z polsz­ czyzną. Autor programu uznał, że język kaszubski może być pomocny w nauczaniu wszystkich przed­ miotów. Po pół roku od inauguracji kaszubskiej szkoły na Głodnicy Ministerstwo Edukacji Narodowej wyda­ ło rozporządzenie o konieczności zgłoszenia przez rodziców zgody na naukę języka ojczystego mniej­ szości. Od tego czasu rodzice wypełniająoświadcze- Dyrektor szkoły Witold Bobrowski. Zdjęcia autora

4 stanowisku, strajk przerwano. Radni odwołali Witol­ da Bobrowskiego z funkcji przewodniczącego rady, ale zadecydowali także o nauce kaszubskiego w Mi- łoszewie. Zajęcia te prowadzi Barbara Miotk, a gdy choruje, zastępuje ją dyrektor Jerzy Lewiński. Zamach Przez cztery lata na Głodnicy było w miarę spokoj­ nie. W 1999 roku Rada Gminy wyraziła już warun­ kowo zgodę na prowadzenie dalszych zajęć szkolnych. na język Zastrzegła też, że jeśli nie znajdą się inne, niż samo­ rządowe środki na finansowanie placówki, to szko­ ła zostanie zlikwidowana. Wyjściem byłoby prze­ kształcenie szkoły samorządowej w społeczną, łą- czącąnauczanie z ośrodkiem edukacji regionalnej, pod Grupa osób zdecydowała, że to, co w gminie było patronatem, jak planowano, Pomorskiego Stowarzy­ najcenniejsze, przestanie istnieć. Marnuje się do­ szenia Gryf czy Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. bre chęci dzieci, zapał twórców placówki, szczyt­ musiałaby wówczas pokrywać co najmniej 50 ną ideę pielęgnowania korzeni. Czy wracamy do proc. kosztów kształcenia każdego ucznia. tworzenia szkół molochów? - Ale skąd wziąć te pięćdziesiąt procent? - zasta­ Adam Kleina nawia się Witold. - Tutaj, w tym ubogim środowis­ ku, pobieranie czesnego nie wchodzi w rachubę. Szkoda, że nie spróbowano pozyskać dofinanso­ Szkoła jest dobrze wyposażona, bo sprzęt kompute­ wania z innych źródeł. Była to przecież placów­ rowy, ważniejsze pomoce dydaktyczne, a nawet środ­ ka, którą szczyciliśmy się, otrzymywała nagrody ki na remont dachu uzyskaliśmy od różnych funda­ i wyróżnienia, wzbudziła zainteresowanie skan­ cji i organizacji pozarządowych. dynawskich sąsiadów, a jej uczniowie, mimo na­ Tu bywał świat uki w klasach łączonych i wykładowego kaszub­ skiego, zajmowali pierwsze miejsca w konkur­ Mówi się, że szkoła na Głodnicy jest bardziej znana sach polonistycznych. i łubiana na świecie, niż w gminie Linia. Witold Bob­ Dominika Żemojtel rowski potrafił zadbać o reklamę tej placówki. Z kro­ nik szkoły wynika, że niemal co tydzień bywali tu Autorski pomysł Witolda Bobrowskiego przyczy­ goście z Polski i zagranicy. Najczęściej przyjeżdża­ niał się do żywych kontaktów między nauczycie­ ły grupy nauczycieli, studentów, członków organiza­ lem a rodzicami, kontaktów zacierających grani­ cji młodzieżowych. Byli też naukowcy z Gdańska, ce urzędowej poprawności. Kameralna atmosfera Poznania, Warszawy, Cambridge w Anglii, Norr- szkoły sprzyjała wyjściu ucznia z anonimowości, köping w Szwecji i Travemünde w Niemczech. Wśród zaangażowaniu w kulturę dostępną po opuszcze­ kilkudziesięciu dziennikarzy swoje wizytówki zosta­ niu szkolnego budynku. W dobie powszechnej wili: Andre-Louis Sanguin z francuskiego „Espase”, unifikacji powinniśmy być szczęśliwi, że znalazł Andreas Lorenz z „Der Spiegel”, Christina Manetti się człowiek z pasją pedagogiczną, który posta­ z „Chicago Tribune”. Dzieci przyzwyczaiły się tak­ nowił zlikwidować barierę językową i psycholo­ że do odwiedzin ekip telewizyjnych; najbardziej zna­ giczną pomiędzy członkami tej społeczności. ne to „WC Kwadrans” Wojciecha Cejrowskiego i Agnieszka Szeffel niemiecka ARD-1 z redaktor Caroline Imlau. - A to je gazetnik z „Pomeranii” - mówi dyrektor, Tak dużo mówi się dziś o regionalizacji, a jedno­ gdy wchodzimy do klasy na lekcję prowadzoną przez cześnie zamyka placówki realizujące ten pro­ Jaromirę Labuddę. gram. - Co wa tero robita? - pytam. Lucyna Reiter - Tero prawie nic - odzywa się śmiały głos. - Nie, me malejeme óbrózczi - mówią inni. Wprowadzono reformę edukacji. Wybrano szko­ -Proszą pana-wykrzykuje dziewczynka-ajó mogę ły, które należy zlikwidować. Czy wszystko, co pówiedzec wiersz! wyrasta z naturalnej potrzeby lokalnych środo­ - Tej pójże do tóblece i gódój - decyduje Bobrowski. wisk, musi być zniweczone? Kwestie ekonomi­ Uczennica podbiega i mówi bez tremy: czne to jeszcze nie wszystko, panie ministrze - Kopiąbüfce bała demo... Handke! Gdy znowu jesteśmy w kuchni, Witold gotuje wo­ Michał Spankowski dę na herbatę dla dzieci i opowiada:

5 - W tym roku nie ma już osobnych lekcji języka Uważam, że regionalnych placówek oświatowych kaszubskiego, ani innych odrębnych przedmiotów. powinno przybywać, a nie ubywać. Dla dobra Zgodnie z reformąoświatowąw zerówkach i klasach dzieci, ich tożsamości kulturowej. od jeden do trzy są zajęcia zintegrowane, czyli połą­ Anna Ziółkowska czone przedmioty pod jakimś ogólnym hasłem. Co tydzień wybieramy inny temat zajęć. Gdyby choć co drugi miłośnik regionu i jego ro­ Chociaż przy dzieciach nie mówimy o likwidacji dowity mieszkaniec dali w roku złotówką na rzecz szkoły, w całym budynku czuć nastrój pożegnania. utrzymania języka kaszubskiego, takie szkoły Witold nie wie jeszcze dokładnie, co będzie robić w mogłyby wspaniale prosperować! nowym roku szkolnym, ale jest pewny, że będzie na Andrzej Polakowski Głodnicy mieszkać. Tutaj wznosząz żoną swój dom. Obok, w znakomicie odrestaurowanej zagrodzie ka­ Język kaszubski, którym włada pół miliona Pola­ szubskiej, przemieszkują przez całe lato teściowie z ków, straci przyczółek tradycji i kultury. Czy Gdańska. w tym przypadku względy finansowe mają prze­ - Jednak coś nam się udało - mówi Witold. - Lu­ ważyć? dzie na Głodnicy już nie mająkompleksu kaszubskie­ Tomasz Fopke go, wiedzą, że ten język i ta kultura nie są gorsze od innych na świecie. Taki dwujęzyczny program, jak w Głodnicy, Byliście sprawdził się już w innych krajach, które bardzo dbają o swą kulturową tradycję i są z tego dum­ ale czy będziecie? ne. Powinniśmy starać się, aby kolejne pokolenia Dziwnym zbiegiem okoliczności ostatnie słowa w kro­ używały nie tylko takich słów, jak hamburger, nice: „Byliście, jesteście, będziecie”, wpisała z datą weekend czy CD-room. 4 marca 2000 roku grupa nauczycieli ze Studium Paweł Janiszewski Edukacji Regionalnej i Alternatywnej w Kościerzynie. Wójt gminy Linia Stanisław Adamczyk, gdy pytam W czasach, gdy doczekaliśmy się Pisma Świętego o Głodnicę, denerwuje się: po kaszubsku, gdy zamierza się odsłonić tablicę - Teraz jest wielki hałas, że gmina likwiduje ka­ z modlitwą „ Ojcze Nasz" w języku kaszubskim na szubską szkołę. Ale przecież i rok temu, i wcześniej, ścianie świątyni w Jerozolimie, likwiduje się je­ mówiliśmy, że tę szkołę trzeba zamknąć. Żaden sa­ dyną w swoim rodzaju placówkę oświatową. Przy morząd nie mógłby sobie pozwolić na ten luksus, by takiej polityce kaszubski może stać się językiem na jedenaścioro dzieci przypadały trzy etaty nauczy­ martwym. cielskie. W następnych latach, badaliśmy to, będzie Stefan Rambiert jeszcze mniej dzieci. - W gminie Linia mamy siedem szkół - uzupełnia Zgodnie z preferencjami Unii Europejskiej pla­ Jolanta Hirsz, zajmująca się w urzędzie zarządza­ cówka rozwija świadomość przynależności regio­ niem oświatą. - W 1999 roku na utrzymanie wszyst­ nalnej. Chcemy się integrować z Europą, a zamy­ kich szkół, z tego na pięć ośmioklasowych, wydaliś­ kamy takie szkoły. Co zaoferujemy Europie, kiedy my 2 796 086 zł, a na jedną trzyklasową w Głodni­ nasze dzieci, odcięte od korzeni, zamerykanizują cy 97 498 zł. się do reszty? - Dyrektor szkoły, Zrzeszenie Kaszubsko-Pomors- Marcin Modrzejewski kie - mówi Stanisław Adamczyk - mieli pozyskać na szkołę na Głodnicy dodatkowe środki finansowe, Jest to wyraźny zamach na język kaszubski. Dzi­ ale nic im nie udało się załatwić. wi, że do tego niezrozumiałego gestu dochodzi na W biurze Zarządu Głównego Zrzeszenia Kaszub- naszej ziemi, której ludność dopiero niedawno wywalczyła sobie prawo nieskrępowanego poro­ sko-Pomorskiego w Gdańsku znajdują się dwa za­ zumiewania się w rodzimym języku. pełnione pismami segregatory, dotyczące szkoły na Jan Treppner Głodnicy. Z kilkudziesięciu listów, porozumień i sprawozdań trudno ułożyć jakiś spójny obraz zabie­ Opr. E.S. gów o istnienie tej placówki. Można jednak odnieść wrażenie, że w sprawie Głodnicy nie spotkały się w jednym miejscu dobra wola organizacji społecznej, Fragmenty komentarzy uczestników kursu dziennikarzy prasy lokalnej i obywatelskiej w Starbieninie polityka władz oświatowych i interes gminnego sa­ morządu. ■

6 We wrześniu 1991 roku powstała podstawowa szko­ ła kaszubska w Głodnicy. Mimo kontrowersji zwią­ zanych z nauczaniem w tej placówce, zawsze zre­ WIDOK sztą towarzyszących wydarzeniom pionierskim, szkołę traktowano jako swoistą wizytówkę eduka­ cji kaszubskiej. Teraz dowiadujemy się, ze samo­ ZE SZKOLNEGO rząd gminy Linia podjął decyzję o likwidacji szko­ ły od 1 września 2000 roku. Czy taka decyzja to je­ den z efektów wprowadzonej niedawno reformy o- światowej? OKNA Minister Mirosław Handke przebywając na Pomo­ rzu, jako pierwszy tak wysokiego szczebla polityk, odwiedził właśnie tę szkołę. Pokłosiem tej wizyty były między innymi nagrody ministerialne, które otrzymali za pracę dydaktyczną dyrektor szkoły Wi­ told Bobrowski i nauczycielka Jaromira Labudda. Tego rodzaju wizyty na pewno wpłynęły na kształt programowy i organizacyjny reformy. Ale konstruu­ jąc najróżniejsze jej rozwiązania, zakładaliśmy jed­ no - ostateczne decyzje o takim a nie innym kształ­ cie organizacyjnym placówek oświatowych będą zapadały na poziomie społeczności regionalnych. We­ dług regulacji prawnej, szkoły podstawowe i gim­ nazja prowadzą gminy, placówki ponadpodstawo­ we - powiaty, a pewną grupę placówek o charakte­ rze regionalnym - województwa. Ta regulacja, łą­ cznie z nowym systemem finansowania, ściśle związanym z każdym dzieckiem w szkole spowo­ dowała, że klasy z bardzo niewielką liczbą uczniów znalazły się w trudnej sytuacji; ich utrzymanie jest bardzo kosztowne. Osobiście jednak uważam, że należy chronić szkoły filialne (kl. I-III) w małych osadach. Istniejąuzasadnione powody, by od czwar­ tej klasy wozić dzieci do ośrodków, w których łat­ wiej zorganizować nowoczesne wyposażenie dy­ daktyczne. Natomiast dla dzieci w wieku od sied­ miu do dziewięciu lat ważniejsza od udogodnień cy­ wilizacyjnych jest bliskość domu rodzinnego. W przypadku Głodnicy nic nie stoi na przeszkodzie, aby zmienić status prawny tej placówki. Na przy­ kład, przyjąć program „Mała szkoła”, który może realizować małżeństwo nauczycielskie, nic też nie stoi na przeszkodzie, by tę placówkę jako innowa­ cyjną, prowadził, w porozumieniu z gminą, lub samorząd wojewódzki. To nie ministerstwo, lecz środowiska lokalne powinny decydować o istnieniu tego typu placówek... A jednak to ministerstwo wytycza kierunki nau­ czania. Ustala, co w programach szkolnych jest Z wiceministrem edukacji narodowej ważne, także dla społeczności lokalnych, regional­ Wojciechem Książkiem rozmawia nych. Dzisiaj mówi się wręcz o rewolucyjnym po­ Stanisław Jankę dejściu do tych spraw, ale przecież na Pomorzu 7 mieliśmy nauczycieli regionalistów zarówno przed W ostatnim czasie odbyło się sporo różnego rodza­ wojną, jak i okresie PRL. ju konferencji dla nauczycieli regionalistów. Moż­ Jako ministerstwo wprowadziliśmy obowiązek prze­ na odnieść wrażenie, że w zakresie edukacji regio­ kazywania treści regionalnych związanych z dzie­ nalnej mamy więcej teorii niż praktycznego dzia­ dzictwem kulturowym. I to jest zmiana przełomo­ łania. wa. Pewien zakres wiedzy z tych dziedzin trzeba po Gdyby było dobrze, bezproblemowo, niepotrzebne prostu przekazać dzieciom i młodzieży, niezależ­ byłyby spotykania i rozmowy. Służą one przede nie, czy jest to szkoła na wsi czy w mieście, na wszystkim przełamywaniu inercji, pokazywaniu dróg Opolszczyźnie czy Kaszubach. Ujęte to zostało w i wskazują kierunki działania. Nauczyciele oczeku­ podstawach programowych szkół podstawowych i ją konkretnych rozwiązań, propozycji. Bardzo po­ gimnazjów. Obowiązują one jako rozporządzenie mocne są konferencje z częścią warsztatową. Lek­ Ministra Edukacji Narodowej. Interesująca nas ścież­ cje pokazowe w konkretnych placówkach, obser­ ka międzyprzedmiotowa nosi nazwę edukacja re­ wowanie radości dzieci, które chcąuczyć się o swo­ gionalna- dziedzictwo kulturowe w regionie. Chce­ jej małej ojczyźnie, naprawdę mogą przekonać do my w młodym człowieku obudzić potrzebę ochro­ edukacji regionalnej środowisko nauczycielskie. A ny tego dziedzictwa, pomóc mu w ukształtowaniu oni są tutaj najważniejsi. Dla mnie wzorem dobre­ tożsamości i autentycznym otwarciu się na inne spo­ go nauczyciela regionalisty był mój ojciec, szkolny łeczności i kultury. w Swiecinie, dla którego ważne było nawet szkol­ Jednak w ramach realizowania programu ścieżki ne okno. Umiał pokazać przez to okno zaczarowa­ międzyprzedmiotowej nie można w szkołach uczyć ną przestrzeń: zmiany przyrody, topografię, dzie­ języka kaszubskiego. dzictwo historyczne najbliższej okolicy - kościół, Nic nie stoi na przeszkodzie, by języka tego uczyć cmentarz, człowieka z jego całym bogactwem. Je­ podczas godzin, którymi dysponują dyrektorzy szkół. dnak dziś już sama pasja i samoedukacja nauczycie­ Jest to pięć godzin tygodniowo w nauczaniu zinte­ li nie wystarczą, by przekazywać wiedzę o regionie growanym w klasach I-III, cztery godziny w nau­ młodzieży. Liczy się wykształcenie i doskonalenie. czaniu blokowym w klasach IV-VI i trzy w gimna­ Organizowane są studia podyplomowe. W 1999 ro­ zjum. Jeżeli znajdą się nauczyciele, jeżeli będzie ku jako ministerstwo przekazaliśmy do dyspozycji potrzeba zorganizowania dodatkowych zajęć, to z pu­ kuratorów oświaty (w porozumieniu z sejmikami li godzin opłacanych przez państwo można realizo­ wojewódzkimi) pewną pulę środków finansowych wać te zajęcia. Konstruując reformę, mieliśmy na myś­ na kursy i szkolenia. Studia podyplomowe czy też li jak największą autonomię i wolność placówek o- dłuższe szkolenia, kursy, seminariamająuwzględniać światowych. Edukacja regionalna - sposób na życie przygotowanie nauczycieli także do nauczania za­ przez kultywowanie wartości wypływających z ma­ gadnień regionalnych. Zależy nam na przygotowa­ łej ojczyzny - uda się wtedy, gdy będą do tego przy­ niu nauczycieli wszechstronnych, którzy nie tylko gotowani nauczyciele i gdy zechcą tego rodzice. na zajęciach specjalistycznych, ale także na lekcjach Szkoła musi być zakorzeniona w społeczności lo­ języka polskiego, matematyki, geografii, muzyki, kalnej . Rodzice poprzez swoich przedstawicieli ma- historii podejmą tego rodzaju problemy. O przydział jąprawo domagać się, by treści im bliskie były obec­ środków na tego typu szkolenia, kursy, mogą wy­ ne w szkołach. Szkoły, a szczególnie podstawowe i stępować także podmioty społeczne, stowarzysze­ gimnazja, muszą być otwarte na głos rodziców. nia, takie jak Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie, uni­ Powiedział pan, że szkoły mają autonomię, ale prze­ wersytety ludowe, samorządy powiatowe itp. cież programy nauczania zatwierdza ministerstwo. Rolę organu prowadzącego szkoły podstawowe i Program nauczania może być zatwierdzony przez Mi­ gimnazja, o czym wcześniej Pan wspomniał, peł­ nisterstwo Edukacji Narodowej. W ten sposób zo­ nią gminy. Niektóre z nich, by utrzymać szkoły, do­ stał m.in. przyjęty kaszubski program autorski Da­ kładają do subwencji rządowych 20,30proc. z włas­ nuty Pioch z Mojusza. Istnieje również możliwość, nego budżetu, ale wiem, że mają niewielki wpływ że program autorski jednego nauczyciela zatwierdza na kształt oświaty na swoim terenie. inny nauczyciel mianowany, specjalista z tego same­ Dobrze wiadomo, że kto ma pieniądze, ma również go lub podobnego przedmiotu nauczania. To właśnie wpływy i władzę. Jeżeli oczywiście jest tym zainte­ na poziomie szkoły zatwierdza się ostatecznie szkol­ resowany. Dyrektor szkoły jest wybierany przez ne zestawy programów nauczania i wychowania. gminę. Kontrola tego, co dzieje się w szkole, jest obo­ wiązkiem i prawem samorządu. To sprawdzanie mo­ że odbywać się zarówno poprzez wyznaczonych urzędników, jak i rady rodziców, rady szkół. Gmi­ na jednak bez akceptacji kuratora oświaty nie może zlikwidować szkoły. Taka równowaga-rodzice, sa­ morząd, kurator-jest bardzo potrzebna, pozwala kon­ trolować jakość działalności oświatowej, realizację podstaw programowych, zachęca do współpracy. Już z pobieżnych obserwacji widać, że reforma oś­ wiaty lepiej przyjmuje się w miastach, niż na tere­ nach wiejskich. Jestem zwolennikiem reformy przede wszystkim z tego względu, że stwarza ona właśnie realne szan­ se na zwiększenie o dziesiątki procent stopnia wy­ kształcenia młodzieży z terenów wiej skich, małomia­ steczkowych. Obecnie wieś ma trzy i pół raza mniej maturzystów, a pięć razy mniej z wykształceniem wyższym. Wskaźnik wyższego wykształcenia jest te­ raz gorszy niż w okresie reform Janusza Jędrzeje- wicza(lata 1932-1933). To między innymi te wskaź­ niki zmusiły nas do przeprowadzenia reformy. Ko­ łem zamachowym zmian będzie gimnazjum. W każ­ dej gminie znajduje się co najmniej jedna tego typu placówka. Dużo czasu trzeba, by doprowadzić do wy­ sokiego standardu 18 tys. szkół podstawowych, ale da to się zrobić właśnie w gimnazjach. One mająbyć miejscami wyrównywania szans młodzieży, dobrze wyposażonymi w biblioteki i pracownie kompute­ rowe, połączenia internetowe, z nauczaniem języ­ ków obcych. Chodzi o to, by uczeń wykształcony w takim otoczeniu cywilizacyjnym, miał szansę kon­ tynuować naukę w trzyletnim liceum profilowanym. Cały system kształcenia młodego człowieka w za­ łożeniach reformy przypomina kręgi na wodzie: za­ czynem jest rodzina, nauczanie zintegrowane w kla­ sach I-III jak najbliżej środowiska rodzinnego, po­ głębione treści regionalne i zakorzenienie w śro­ dowisku od klasy IV do gimnazjum. I z takim „plecakiem” wartości młody człowiek może konty­ nuować naukę w szkołach średniej i wyższej. Jako mieszkaniec wsi kaszubskiej, tylko czasowo „oddelegowany” do Warszawy, chciałbym serdecznie podziękować ludziom Zrzeszenia Kaszubsko-Po- morskiego za wieloletnią pracę na rzecz integracji społeczności kaszubsko-pomorskiej. Zapewniam, że zrobimy wszystko, aby reforma edukacyjna sza­ nowała autonomię i dobre dokonania szkół i nau­ czycieli, aby mądrze przygotowała polską młodzież do znalezienia godnego miejsca w życiu - na Ka­ szubach, w Trójmieście, w Europie, małych ojczyz­ nach. Dziękuję za rozmowę. _ W oczekiwaniu na występ...

Tytułowy temat oraz: „ Mój nó- Ze starszima pö kaszebskü lepszi drech ”, „ Möja wies ”, Jó mieszkom w Pólczinie, razä ze starką, nenką i tatka. Me doma wie- „Bojka starczi”, „Jakjó doros­ dno rozpowiódóme pö kaszebskü. Taczich dzecy jak jó ni ma wiele, bo ną to bda" zaproponowali dzie­ tero do dzecy starszi doma gódają pö polsku. ciom organizatorzy dziewiątej Jak jó jada reno do szkole, to pö drodze spotikóm starszich ledzy. Oni edycji konkursu imienia Jana do mie gódają pö kaszebskü, a jó jima ödpöwiodöm w naszi mowie. Me Drzeżdżona „ Be nie zabec mo­ so wiedno ród pógódóme. Dzece w szkole przezewają mie „Kaszeba”, wę starków Uczniowie bo­ ale jó so nie sromiä gadać pö kaszebskü. wiem recytują nie tylko poezją Ü nas, w Pólczinie na swiätehö Józefa, patrona wse, zebrale so w remi­ lub prozą znanych autorów ka­ zy strażacczi ledze z cali wse. Dzece z naszi szkole miele westäpe. Wszesce szubskich, ale także własne tek­ gödale pö pölskü, blós jó pö kaszebskü, ten wiersz, co jó wama przed szota sty na zadany temat. gódól. Müszä wama rzec, że jó dostól nówikszi brawa. Głównym organizatorem kon­ Wiem, że w jinech szkołach dzece bezą so gadać pö kaszebskü. Jó be kursu, który odbył sią 14 kwiet­ so też chcól üezee tehö piäknehö jäzeka. nia w Łebczu, było Muzem Zie­ Przemysław Ustarbowski mi Puckiej, a współorganizato­ kl. III, SP w Połczynie rami Ochotnicza Straż Pożarna i Szkoła Podstawowa w Łebczu. Każdego roku główny organiza­ Jak ksądz Lewińsczi tor wybiera na miejsce corocz­ Pö prówdze baro wórt je üezee dzece ód mólga pö kaszebskü e przekaze- nego konkursu recytatorskiego wac jima nasze tradicje. A żebe jak mdą straszę e pddą w świat nie sro- dla dzieci i młodzieży z północ­ mile so swöjegö pöchödzenio, jäzeka e zweków. Żebe wiedno pamiatale, nych Kaszub inną miejscowość że na Göde chodzą paneszczi, a na Jastre so degüje. Zachatą do naüczi związaną z Janem Drzeżdżo- niech mdą słowa póete „Kaszebą bel mój öjc e stark? E jó jem też Ka­ nem. W tym roku był to właśnie szeba”. Serce kożdego Kaszebe reduje to, że w coróz wicy szkołach je Łebcz, w którym pisarz w 1960 wprowadzony kaszebsczi jäzek. Jak wierne, jistnieje Liceum Kaszebsczi roku był nauczycielem; w tym w Brusach, w ksägamiach pojówió sä coróz wicy ksążków w kaszebsczim okresie także zaczął studiować jäzekü, taczich pisórzów jak Karnowsczi, Drzeżdżón, Roppel, Jankę, polonistyką w Wyższej Szkole Nódżel e wiele jinech. W niejednech też köscolach są ódprówióne msze Pedagogicznej w Słupsku. swiäte pö kaszebskü. Jakósz to so fein przeslechó - tako mszo. Na pewno Z uczelni do Łebcza wracał tako liturgia je tak samo milo Panu Bögü, jak e nama. Nie sposób tu nie 10 Uczniowie z Lebcza przygotowali też program artystyczny wspömnic swiäti pamiäcy ks. kanonika Bolesława Lewińsczego, pro­ o północy zawsze „ krokówką ”, boszcza z Karwi, skąd e jó jem. Ön baro bel za ödprawianim mszi po pociągiem towarowym kursują­ kaszebskü, bo bel prówdzewim Kaszebą. Jó dobrze pamiätajä jegö kóza- cym na linii Puck - Krokowa. nia, chteme sprówiale, że ledze garnäle so do kóscola. Dzece tak go lu- W Łebczu napisał pierwsze opo­ biele. Wiedno pö mszi ön z nima pö kaszebskü rozpöwiödöl. E przez to wiadania. Kiedy jednak Franci­ dzece chcele so üczec kaszebsczegö, bö gódale: Jak ksądz Böles może, szek Fenikowski orzekł, że są tej me też chceme. słabe, autor spalił je w szkol­ Pawel Wittbrodt nym piecu. Dopiero w 1972 ro­ kl. I, Technikum Zawodowe ku, na łamach „Pomeranii”, w Klaninie ukazały się pierwsze kaszubskie opowiadania Drzeżdżona. Chto kaszebskó mowa znaje Pamiątkową tablicę poświę­ W móji familii pö kaszebskü gódale wszetce moji starce, tak ze stronę coną autorowi „Dzwonnika ” nenczi, jak i tatka. Starszi przeközele tä gódka mie i jó jem z tegö büszny. odsłoniła w szkole w Łebczu Wiele jednak mójech drechów nie móże gadać pö kaszebskü, a doch żona pisarza Urszula Drzeż- möwa kaszebskó to je nasz skórb i me gö müszime dozerac. Temü jó rneszla, dżon. O idei konkursu wymyś­ że je wórt üczec dzece pö kaszebskü, a nawetka trzeba, bo tej me ótrzi- lonego przez pisarza i wąt­ móme tä naszą starą mowa, jaką naszi starkówie gódale. Nasza mowa kach biograficznych Drzeżdżo­ doch je ta nólepszó. na mówili: starosta pucki Artur Kaszeba, cze chce tej móże so dogadać z wszetczima ledzama, cze to Jabłoński i przyjaciel autora z Czechama, cze Niemcama, cze Slowincama, cze decht chto le. Bö jak Jerzy Hirth z Łebcza. Miejsco­ stóre powiedzenie gódó: Chto kaszebskó möwa znaje, ten móże jachac we dzieci w remizie OSP przed­ we wszetcze kraje. stawiły program artystyczny Anton Abraham ze Zdradę przemówiól pö kaszebskü na pokojowi konfe­ z elementami kaszubskimi. rencji w Pariżu. Kożdi doch wiedzól, ö co jemü chödzy. Abö nasz staro­ Główną nagrodę konkursu sta Artur Jabłońsczi, też witól premiera Jerzego Büzeka pö kaszebskü, „Diabelskie Skrzypce”, za naj­ jak przejachół tegö rokü do Pücka na öbchöde Zaszlubin Pölsczi z Mörzä. lepiej przygotowanych recytato­ Żebe tak pö prówdze poznać nasze dzeje, nasza kültura - bez kaszebsczi rów oraz nagrodę organizato­ möwe tegö nigde nie mdzeme rozmiele. rów za staranne przygotowanie Łukasz Kunc imprezy otrzymała szkoła kl. VI, SP w Starzynie w Łebczu. 11 Wspólne zdjęcie po emocjach konkursowych. Fotografie: Stanisław Jankę

Najlepszymi recytatorami Co to są potrównice w poszczególnych grupach wie­ Mie so wiedno widzy cze moja nenka z tatka wieczorama rozpówiódają kowych okazali się: Damian so pö kaszebsku. Jö blós wiedno jima so przesłechiwóm. Takjó baro chcą Kunc, uczeń klasy IISP w Sta- jich rozmieć. rzynie, Klaudyna Kos, uczennica Tej jo ta möja nenka prosä, żebe ona mie też gódała po kaszebsku, żebe klasy VI w SP w Łebczu, Bartosz jó so nauczała gadać i rozmieć ö czim oni rozpówiódają. Selin, uczeń klasy I Gimnazjum Jednego dnia, parni atom, nenka wesłała mie do kómóre za pótrównica- Samorządowego w Jastarni, ma. Jö chiituszkó wlazła wtä kömörä i zdrzä, ale tak richtich rzec, jö doch Paweł Wittbrodt, uczeń klasy I nigdze nie widza tich pótrównic. Nenka wrzeszczą na rnia: Umarła te tam?! Technikum Zawodowego w Kła- Pójże z tima pótrównicama, bó je ju czas nakrewac do stołu. Tej jö ju nie ninie. Paweł Wittbrodt zdobył wetrzima i so przezna, że jö nie wiem, co to są potrównice. A to doch również nagrodę za najlepszy bełe „truskawki”. tekst własny. Poniżej pubłikuje- Mie so zrobiło tak sromótno, że jó tego nie wiedza. Tak doch üczta so my fragmenty najciekawszych kaszebsczi gódczi, żebe wa nie darwa so wstidzec za waja gódka. Jo, jo, tekstów, napisanych na temat nigde do zgubę nie przińdą Kaszebe, to lejo wama rzeka. Dolebóg wórt „ Cze wärt je üczec dzece po so üczec kaszebsczi gódczi. kaszebsku Tytuły wypowiedzi Monika Doppke pochodzą od redakcji. s.j. kl. V, SP w Lubocinie 12 WYDAWNICWA KASZUBSKO-POMORSKE Instytutu Kaszubskiego • Franz Manthey, O historii Kaszubów, 10 zł • Historia Wejherowa, pod red. J. Borzyszkow- skiego, 36 zł • Ks. Bernard Sychta, Kultura materialna Borów Tucholskich, 20 zł; • Alojzy Na­ gel, Nie spiewöj pusti noce, 4,50 zł • Rodzina pomorska, pod red. J. Borzyszkowskiego, 35 zł • Borzyszkowy i Borzyszkowscy, t. VI, pod red. J. Borzyszkowskiego, 25 zł • Cezary Obracht- Prondzynski, Jan Karnowski (1886-1939) - polityk, pisarz i kaszubsko-pomorski działacz regional­ ny, 28 zł • Cezary Obracht-Prondzyński, Pomorski ruch regionalny. Szkic do portretu, 15 zł • Księ­ ga pamiątkowa Kongresu Pomorskiego, 20 zł • Bronisław Brandt, Moja saga wojenna, 20 zł • Jan Wojciechowski, W pomorskich lasach, 20 zł • Ryszard Stryjec - Danziger Graphiker und sein Werk (katalog wystawy), 10 zł • Dom słowa Anny Łajming, pod red. J. Kęcińskiej, 15 zł • Życie i twór­ czość Aleksandra Majkowskiego, pod red. J. Borzyszkowskiego, 20 zł • Bolesław Jażdżew­ ski, Wspomnienia kaszubskiego gbura, cz. III (po roku 1945, w języku kaszubskim), 20 zł • Acta Cas- subiana, R. 1,20 zł. Książki można kupić lub zamówić listownie albo telefonicznie w biurze Instytutu Kaszubskiego, ul. Straganiarska 20-22,80-837 Gdańsk, tel. (0-58) 346-23-27,346-22-31 Oficyny Czec • Lech Bądkowski, Pieśń o miłosnym wieńcu (powieść osadzona w średniowieczu na Pomorzu), 13 zł • S. Małgorzata Borkowska, Legenda żarnowiecka (historia zakonu w Żarnowcu), 9 zł • Ida Czaja, Przechlastłó idila (wiersze), 6,50 zł • Jan Drzeżdżon, Przeszłe do mje (wiersze), 4,50 zł • Bolesław Fac, Günter Grass przyjaciel z ulicy Lelewela, 9 zł • Gdańsk, Panoramy Deischa (teka 3 grafik XVIII w.), 15 zł • Haft kaszubski (teka kilkudziesięciu barwnych wzorów), 7 zł • Leon Hey- ke, Dobrogost i Miłosława (poemat), 13 zł • Leon Heyke, Kaszebsczi spiewe, 12 zł • Edmund Ka­ miński, Guczów Mack czyli Aleksander Labuda (bio- i bibliografia popularnego felietonisty Kaszub), 8 zł • Edward Konkel, Z Mostów do Hamiltonu (wspomnienia odprzedwojnia, okupacja, emigra­ cja), 11 zł • Jan Karnowski, Dr Florian Ceynowa (biografia twórcy ruchu kaszubskiego, oprać, przez prof. J. Tredera), 12 zł • Knega Psalmów (psalmy w przekładzie Eugeniusza Gołąbka. Imprimatur Kościoła), 17 zł • Gerard Labuda, Zapiski kaszubskie, pomorskie i morskie (wybórpism), 30 zł (34 zł, opr. tw.) • Aleksander Majkowski, Żece i przigode Remusa (najwybitniejsza kaszubska po­ wieść w przekładzie Lecha BądkowskiegoJ, 15 zł (17 zł, opr. twarda) • Alojzy Nagel, Procem noce (wiersze), 6,50 zł • Augustyn Necel, Haftowana bandera (powieśćo Kaszubach przymorskich), 13 zł • Oliwa na starych sztychach (teka 8grafik), 8 zł • Edmund Puzdrowski, . Serce Ka­ szub, 10 zł • Edmund Szczesiak, Mała Odyseja. Śladami Remusa (reportaż literacki o Kaszubach końca lat osiemdziesiątych), 10 zł • Edmund Szczesiak, Wyspa jak marzenie (reportaż literacki znad Wdzydz), 7 zł • Edmund Szczesiak, Porwana (dramat Kaszubki porwanej na Syberię i jej po­ wrót po latach), 9 zł • Jerzy Treder, Kaszubi. Wierzenia i twórczość (ze„Słownika” Sychty), 16 zł • Ks. Z. Jutrzenka-Trzebiatowski, Przez trudy do radości (wspomnienia), 16 zł • Jan Wal- kusz, Piastun mowy. Ks. Bernard Sychta (życie i twórczość dramaturga, etnografa i twórcy „Słowni­ ka"), 15 zł • Kronika parafii oliwskiej (1904-1945) (w j. niemieckim i polskim; oprać. ks. Zygmunt Iwicki), 16 zł Książki można zamówić telefonicznie albo listownie pod adresem: Oficyna Czec, ul. Ćwiklińskiej 13,80-516 Gdańsk, tel. 343-51-80

13 DZIESIĘĆ LAT SAMORZĄDÓW

Słuszna jest opinia, że samorządem możemy się chlu­ bić. Wszyscy wkoło powtarzają, że reforma samorzą­ dowa była jedyną w pełni udaną reformą w Polsce w minionych dziesięciu latach. A poza tym w żadnym kra­ SUKCESY ju z byłych demoludów proces decentralizacji władzy nie zaszedł tak daleko, nie został przeprowadzony rów­ nie konsekwentnie. Ale słuszna jest także opinia, że już powinniśmy za­ I ZAGROŻENIA cząć martwić się kondycją naszej władzy lokalnej i re­ gionalnej, uważniej przyglądać się samorządowym eli­ Cezary Obracht-Prondzyński tom, mówić im o zagrożeniach, jakie niosą dla życia publicznego ich zachłanność, brak kompetencji oraz umiejętności budowania konsensusu wokół spraw au­ tentycznie najważniejszych dla lokalnych społeczności. Nasza władza Samorząd w 1990 roku tworzony był właściwie od podstaw. Dotąd wszystko było upaństwowione - włas­ ność komunalna przestała istnieć w 1950 r., a mecha­ nizm polityczny poddany był ścisłej kontroli monopar­ tii. Mimo pozorów demokratyczności (przecież były wybory do rad narodowych) społeczności miejskie i gminne nie mogły wyrażać swoich potrzeb i interesów. Teraz władza miała być kontrolowana przez obywate­ li, miała być ich władzą, przyjaznąi bliską. Najpełniej­ szym tego wyrazem było hasło AWS z okresu kampa­ nii w roku 1997: - „idziemy po władzę, aby oddać ją ludziom”. Czy to się spełniło? Samorząd rodził się w bólach. Nie wszyscy przecież po stronie społecznej, jak się wówczas mówiło, byli zwolennikami głębokiej decentralizacji. Najpierw cho­ dziło o stworzenie jak najlepszego prawa, czyli usta­ wy o samorządzie gminnym oraz o komunalizacji mie­ nia, następnie o zakres władzy samorządowej. Wielu od początku mówiło, że nie ma sensu ograniczanie sa­ morządu wyłącznie do poziomu gminy, że trzeba de­ centralizację przeprowadzić konsekwentnie, łącznie z poziomem regionalnym, ale musiało minąć aż osiem lat, aby rzeczywiście tak się stało. Ileż było sporów i dyskusji o zakres władztwa samorządowego, o kształt ustrojowy, o kompetencje i, oczywiście, o finanse! Samorządy borykały się z wieloma problemami, choćby z kadrami. Pamiętam, jak na przełomie lat 1989 i 1990 niewiele wiedziano o istocie samorządu, czym właściwie jest, jakie są kompetencje władzy ustawo­ dawczej i wykonawczej i ich wzajemne relacje, jak bę­ dzie funkcjonował budżet itd. W wielu środowiskach poziom wiedzy był odwrotnie proporcjonalny do za-

14 pału i chęci wprowadzania zmian. Po wyborach bar­ le mówi: „tego nie możemy”, „na to nas nie stać”, „to dzo szybko okazało się, że rzeczywistość brutalnie po­ nie w naszych kompetencjach”. Nie ułatwiało to pra­ trafi weryfikować błędne decyzje i brak kompetencji. cy samorządów ani też nie pomagało w budowaniu au­ Trzeba powiedzieć, że w naszym środowisku wielką torytetu należnego władzy. rolę edukacyjną odegrała wówczas „”, pub­ A jednak dzięki pracy samorządów świat wokół nas likująca od 1988 roku regularnie ważne teksty doty­ szybko zaczął się zmieniać. Ileż w krótkim czasie zro­ czące istoty samorządności. Dla wielu był to wręcz pod­ biono dla ochrony środowiska - oczyszczalnie, kolek­ ręcznik demokracji lokalnej. Wówczas też w środowis­ tory sanitarne, wysypiska! Zaczęto także rozbudowy­ ku zrzeszeniowym idea samorządności była czymś ży­ wać na wsiach sieć wodociągowąi telefoniczną. Trud­ wym, poruszającym wyobraźnię, przemawiającym do na do przecenienia jest również rola samorządów w każdego z nas. Jakież były nasze nadzieje, oczekiwa­ regulowaniu stosunków własnościowych i przekształ­ nia i, jak się z czasem okazało, złudzenia! Była w nas ceniach prywatyzacyjnych. Każda gmina musiała so­ wówczas pasja, chęć zmiany i poczucie misji, że two­ bie poradzić z przejęciem mienia komunalnego, z po­ rzymy coś nowego. Przekonani byliśmy, że wreszcie prawą funkcjonowania firm komunalnych, z ich restruk­ mamy szansę na władzę autentycznie naszą. Potrafi­ turyzacją. Mnóstwo problemów miały z odzyskiwaniem liśmy także tąpasjązarazić inne środowiska. Tworzy­ własności i jej zarządzaniem. Ale też posiadanie włas­ liśmy na Pomorzu i w kraju front zwolenników samo­ nych nieruchomości często pozwalało na dużą akty­ rządności i decentralizacji. Co zostało z tych pasji? wność inwestycyjną - gminy (zupełnie inaczej niż na Zachodzie) finansowały swoje inwestycje nie z kre­ Pójście na łatwiznę dytów, ale ze środków własnych, pozyskiwanych czę­ Nie w całym kraju nowy samorząd wzbudził równie sto dzięki dzierżawie lub sprzedaży mienia komunal­ wielkie emocje i nadzieje jak na Kaszubach i Pomo­ nego. O tym, jakie miało to znaczenie, można się prze­ rzu Gdańskim. Już pierwsza kampania wyborcza była konać porównując sytuację finansowąi aktywność go- bardzo żywa, czasami wręcz na granicy kłótni i lokal­ spodarczągmin z bardzo ubogimi w mienie powiatami nych wojen politycznych. Wynik nie mógł być inny czy województwami samorządowymi. Dla przeciętne­ -wygrał generalnie obóz solidarnościowy, ale przed­ go powiatu podjęcie większego zadania inwestycyjne­ stawiciele dawnych władz i starych elit nie zostali cał­ go, choćby budowy nowej szkoły, jest zadaniem po­ kowicie wyeliminowani z życia publicznego (jak wy­ nad siły. gląda naprawdę wymiana elit na poziomie lokalnym Właśnie - ileż w ostatnich latach pojawiło się no­ - nie wiadomo, jakoś nikt za to się jeszcze nie zabrał). wych inwestycji szkolnych. Oświata to zresztą najlep­ Pierwsze ekipy samorządowe złożone były w dużej szy przykład, dzięki któremu można opisać boje samo­ mierze z pasjonatów, którym często brakowało kom­ rządowców o jasne prawo, precyzyjne zasady finanso­ petencji do sprawowania władzy, bo gdzie mieli je na­ we i... dobrą wolę władz centralnych. Przypomnijmy bywać, ale nie chęci do pracy, pomysłowości i samo­ choćby kilkakrotne przekładanie terminów obligatoryj­ zaparcia. A działali w warunkach nieustannie zmienia­ nego przejęcia szkół przez samorządy. Albo fakt do­ jącego się prawa, zwłaszcza przepisów finansowych. finansowania przez samorządy szkół, które formalnie Często borykali się z ogromnymi zadłużeniami pozo­ były w gestii kuratoriów i w pełni powinny być utrzy­ stawionymi przez ostatnie lokalne władze peerelow­ mywane przez państwo. Oczywiście, było to z korzy­ skie, zderzali się z wielkimi nadziejami i oczekiwania­ ścią dla szkół - zyskiwały dodatkowe fundusze - ale mi społecznymi oraz nieproporcjonalnie małymi w sto­ ze stratą dla samorządów, które nie mogły tych środ­ sunku do nich środkami budżetowymi, wąskimi kom­ ków przeznaczyć na równie ważne cele. Do tego do­ petencjami i dawnymi nawykami wielu starych łączyła się znana praktyka przekazywania przez pań­ urzędników. Ta, pozorna w końcu, niemoc władz lo­ stwo zbyt małych sum na szkoły przejmowane przez kalnych była często irytująca. Ludzie borykający się z samorządy. Mimo tych uwarunkowań województwo nowąrzeczywistościąokresu wielkich przemian narze­ gdańskie przodowało w skali kraju w dobrowolnym kali, że kiedyś mogli „iść do sekretarza i sprawa była przejmowaniu szkół przez samorządy. Lokalni włoda­ załatwiona”, a przynajmniej mogli się chociaż poskar­ rze wychodzili bowiem z założenia, że co jak co, ale żyć. A teraz co? Władza lokalna, im najbliższa, ciąg­ szkoła dla społeczności lokalnej jest najważniejsza.

15 DZIESIĘĆ LAT SAMORZĄDÓW

To właśnie dzięki tym decyzjom, świadczącym o od­ Dla wielu samorząd jest tylko odskoczniądo dalszej powiedzialności elit samorządowych, popieranym zre­ kariery politycznej. Iluż mamy wójtów, burmistrzów, sztą przez władze oświatowe i administrację wojewó­ prezydentów, starostów, marszałków itd., którzy albo dzką, gminne i miejskie szkoły na Pomorzu tak szyb­ są posłami i senatorami, albo na gwałt szykują się już ko zmieniły swoje oblicze. do nadchodzącej kampanii wyborczej. Właśnie funkcja Niestety, teraz znowu lokalne władze zostały zasko­ w samorządzie jest takim znakomitym punktem wyj­ czone pomysłami reformatorskimi w oświacie, które sta­ ścia do wypłynięcia na szersze wody. I niby wszystko wiają pod wielkim znakiem zapytania wiele inwesty­ jest w porządku - na Zachodzie tak właśnie kształtu­ cji szkolnych, dźwiganych z takim mozołem przez sa­ je się klasa polityczna: najpierw sprawdź się „na do­ morządy. Co więcej, regulacje narzucane odgórnie po­ le”, a później idź dalej. Tylko, że u nas owo „spraw­ wodują, że władze i społeczności lokalne nie mogą dzenie się na dole” często fatalnie wygląda. A jak już kształtować sieci szkół zgodnie ze swoimi potrzebami ktoś łączy funkcje parlamentarne i samorządowe, to naj­ i opiniami. Wprowadzono bowiem bardzo rygorystycz­ częściej odbywa się to ze szkodą dla jednej i drugiej. ny mechanizm finansowania, który wymusza likwida­ Przed laty, gdy rodził się samorząd, wielu jego zwo­ cję licznych placówek. Wiele samorządów idzie „na łat­ lenników uważało, że będzie on najlepszym mechaniz­ wiznę” i podejmuje niemal mechanicznie decyzje o mem zapobiegającym groźbie korupcji. Władza blisko rozwiązaniu poszczególnych placówek, zwłaszcza na obywatela miała być przez niego łatwo kontrolowana. wsiach. Z punktu widzenia ekonomicznego jest to racjo­ Jakże mocno się myliliśmy! Zachłanność lokalnych e- nalne, ale skutki społeczne i kulturowe tych działań za lit i ich klientów okazała się ogromna. Dziś nieomal kilka lat mogąokazać się fatalne. Podobnie wielkąnie- wszyscy się zgadzają że samorządność, paradoksal­ wiadomąjest planowana reforma na poziomie średnim. nie, przyczyniła się do rozplenienia korupcji. Efekt jest Dodatkową trudność stanowi wspomniany już fakt, że taki, że pojawiają się głosy nawołujące do ogranicze­ powiaty, odpowiadające za szkoły średnie, sąpo prostu nia władzy samorządów i wzmocnienia roli państwa, ekonomicznie słabsze niż gminy i dla nich dostosowa­ co oznacza najczęściej wzmocnienie roli administracji nie się do nowych wymogów będzie o wiele trudniejsze. rządowej (tak jakby ona była mniej skorumpowana). To także nie jest wyjście, ale faktem jest, że w tym przy­ Tarcia i walki padku elity lokalne nie zdały egzaminu i jakoś nie widać Pracy samorządów trudno nie doceniać. Ale mamy ozdrowieńczego nurtu, mogącego oczyścić mętną wo­ przecież do czynienia również ze zjawiskami, które mu­ dę. Nie pomogła ustawa o zamówieniach publicznych. szą niepokoić. Zacznę od sprawy być może najbar­ Nie pomaga kontrola czwartej władzy, czyli mediów. dziej ulotnej, ale też chyba najmocniej zasmucającej. Zresztąna temat stosunku lokalnych elit do mediów oraz Otóż zniknął gdzieś dawny klimat walki, jak to wów­ organizacji pozarządowych, jako najlepszych czynni­ czas mówiono, o lepsze jutro. Może nie wszędzie tak ków kontroli społecznej, można by napisać całe tomy. jest, pewnie sąjeszcze pasjonaci idei samorządności, Poza deklaracjami zrozumienia ich roli, niewiele wi­ ale w skali masowej ideę zastąpiły tarcia personalne, dać dobrej woli polityków (bez względu na orientację). walki o stołki, o funkcje i diety, o udział w radach nad­ Największym zagrożeniem jest niewątpliwie postę­ zorczych spółek komunalnych itd. I nie jest to zwy­ pujący proces oligarchizacji. Teoretycy demokracji lo­ czajne narzekanie na fakt, iż rzeczywistość się zmie­ kalnej oraz historycy samorządności wskazują że to nia. Wiadomo, że z czasem postawy ideowe ustępują właśnie budowanie lokalnych koterii jest dla samorzą­ grze interesów. Ważne jednak, jak ona wygląda i o co dów najgroźniejsze. U nas dodatkowo wzmacnia ten w niej chodzi. Nie jest także prawdą, że wszystkiemu proces brak czytelnego układu politycznego na lokal­ winna jest polityka i to, że w sposób nieuprawniony nym poziomie. W ciągu tych dziesięciu lat nie wy­ wkroczyła ona w świat samorządów. Otóż tam, gdzie kształcił się czytelny układ partyjny, który kanalizo- dzielone są publiczne pieniądze, tam obecna jest poli­ wałby i cywilizował walkę o realizację sprzecznych in­ tyka (taka jest jej istota). Ale ważne jest to, jak jest ona teresów. Partie oczywiście nie wszystko załatwiają uprawiana i w imię jakich wartości. Czy istnieje jeszcze ale niewątpliwie ułatwiająkontrolę mechanizmów po­ kategoria dobra wspólnego? Czy może liczy się już tyl­ litycznych. Pod warunkiem, że są to partie właśnie, a ko naga socjotechnika i „kto kogo”? nie tworzone naprędce koterie politycznych kumpli. 16 Fot. arch iw u m„P om eranii w rii nie nie ryjną To cji wodują opozycją regularnie niku wiele też system na fie, stowarzyszenia ściej 60 rym przykładzie li lub sada cji ich

Jak mieście

dzień na

dogadują także osób

więzi centroprawicowej niezwykle w zależności

też wyborów.

elektorat należą

działa przynależność

(dziś coraz lat. rodzinie, taki

jest

tworzą - czynnie

że

rodzinne. powoduje,

Najwyżej ideową

będą

czy ku

mechanizm nadzwyczaj

co oni

tak nowe one typowego

się,

jednej

z najwyżej gminie biznesowe, groźnie

obecni

nas,

samo).

którymi W wyborcze), lokalne do zasady

zaangażowanych kto

(czyli obszary

sytuacji, Ci poszczególnych

kilku partyjno-organizacyjna, opcji, ale że tym

ludzie na

staje prowincjonalnego

(lub

W impregnowany zjawisko działa, bardzo

jutro głosuje różne polityczną),

nie komitety

scenie

razem odpadnie,

takim

to

znajomości -

lewicowej

się

ale gdy

nie warto

niemal każde my

koterie prześledzić często

przedmiotem

publicznej

tak zniknąz na

stanie mieście wyborcy

rozciągania ich).

wyborcze

w się przedstawicieli kolejne

naprawdę

partii kilku

każde

ale politykę.

opozycja

z na

towarzyskie - martwić, Byłyby u

tej

polityki jest obojętnie, właśnie miasta, steru zmiany

politycznych jeszcze dojdzie.

skłaniają

właśnie możemy wybory stanowisko

ale

przetargu około

gry (czasami nie

rządów. Najczę

to nie biogra

gdyby w w

z

kote przez kote- dzie kłót

dnia

Ten któ wy jest czy op po op 50-

za się na ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­

ne na teryjnych. - elit Jak czącego rem - du zakresu szczeblach dowisko ny Jest wychylania lach. rza ność są To nuje tylko czej, straszenia sytuacji,

dyrektor

i nie

ważne

samorządowej dziesięć województwa

właśnie się

moralna temu politycznych.

to

o

aktualna w

ba, Co,

stanowisko,

jest

programy mechanizm atmosfera

dalszych

władzy

sejmiku?

nawet

zaradzić? gdy na — kryteria

wrogów I ZOZ, od

samorządów, od lat niszczy się pomorskich właśnie przykład,

panuje władza niego

” samorządów

wielkich zwyczajny i

możliwości i

i walkach dyrektor

służalczości,

pomorskiego

słuchania Były na kompetencji, wartości, uniwersalny. Czy ale

Musi

(przywileje

tkankę

dlatego Pomorzu wolne.

bezrobocie,

i do

wspólnego

są to przywilej

(ale

miast nastąpić

kupowania

klasyczne one międzykoteryjnych. szkoły, a

urzędnik

jedyne

społeczną

skąd miały

nie na to są Działa

do

wnioskuję,

kształtująpostawy

pokaże. poszczególnych Z

czy one po tylko ale się

aktualnie moich tego pracy,

członek

z każda przebudowa

boje

najmniejsze

daje,

lojalność różnice obsadę polityką

przykłady tak czy

on

zwolenników przecież

zdolne?

oznacza,

o

niebezpieczne. obserwacji Oby!

na którym nauczyciel.

funkcja ale kształt

że rady

wieje przewodni wszystkich wynikają

i żadne

czyli i

odbiera).

naszych)

walk przydat

Wytwa Następ

mental nadzor

szczeb dyspo

gminy zarzą że wiatr. to

„nie-

spo sce śro

ko- nie lub nie W 17 ■

z ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­

Dziesięć lat w życiu dziecka, dwu­ tych pop. Jej siostrę, w latach dzie­ dziestoletniej czy czterdziestolet­ więćdziesiątych, pop i ksiądz, „no, niej kobiety, to wielka zmiana. Nie­ bo jak iść na cmentarz obok ko­ mowlę staje się uczniem, dwudzie­ ścioła?”. Ciocia przyjaźniła się z IU NAS stolatka wkracza w dojrzałość, a proboszczem, nosiła kwiaty do de­ czterdziestolatka marszczy się bar­ koracji ołtarza, stanowiła żywy przy­ dziej niż skórka pomarańczy. Tych kład, że można być wiernym tra­ zmian nie można zatrzymać. Nie dycji, wychowaniu i dobrze przysto­ TEZ wchodzi się dwa razy do tej samej sować się do otaczającej rzeczywi­ rzeki. Tak, jak my się zmieniamy, stości. tak metamorfozę przechodzi ota­ Babcia była śwarną staruszką. czająca nas rzeczywistość. Mała, żywa i ciągle stara. Taką ją Kobylnica, bo o niej piszę, jest zapamiętałam. Nosiła chustkę i dłu­ ZASZŁY wioską podmiejską. Możliwe, że gą do kostek spódnicę, nie należa­ zostanie kiedyś wchłonięta przez ła do strojniś. Nigdy nie umalowa­ Słupsk. Cała gmina liczy 9620 ła ust i nie zapaliła papierosa, nie mieszkańców. Rodzi się tu tylu, ilu piła alkoholu. Dziadek robił bardzo umiera. Zdaje się, że dotknął nas pyszne wino z wiśni, ale nie pamię­ ZMIANY kryzys urodzeń. Dzieci cieszą na­ tam, żeby je próbowała. Zajmowa­ Ewa Kuniczuk sze oczy. Te podrośnięte dzień w ła się domem, nie bardzo jej to wy­ dzień biegają do szkoły, w tym ro­ chodziło. Zdecydowanie szczotka i ku już do nowej. Jej budowa ciąg­ ścierka nie były dla niej. Nigdy nie nęła się wiele lat, jakby nikomu na użyła odkurzacza, choć wtedy już Wyróżnienie niej nie zależało. Mój syn nauki po­ były. Nie miała też żelazka, ani pral­ w konkursie bierał w starej szkółce, z ubikacją ki. Prała w rzece. Jak w powieści na reportaż „Pomorska na zewnątrz. Całą pierwszą klasę Szołochowa „Cichy Don”. Zresztą dekada zmian ” przechorował. Sytuację uratował w 1914 roku, w czasie pierwszej ksiądz proboszcz, który udostępnił wojny światowej była tam, nad ogłoszonym przez dzieciom pomieszczenia na pleba­ Donem, może więc stamtąd ten oby­ naszą redakcję nii. Nowa szkoła nosi imię Korne­ czaj. Wypraną odzież maglowała. pod koniec la Makuszyńskiego, ma już tablicę Pamiętam, że maglownica stała w ubiegłego roku i sztandar. Jest wymalowana różny­ pokoju, za dużym, białym piecem mi kolorami zieleni, preludium do z ozdobnymi kaflami. W zimie, gdy zmian, jakie majązajść w szkolnic­ woda w naszej rzeczce, wijącej się twie. (Reforma ma mniej stresować, poniżej domu była lodowata, wycią­ za to pobudzać twórczy rozwój gała metalową tarę i balię i prała, dziecka). Stare pomieszczenia zo­ prała... Na dodatek w szarym myd­ stały przeznaczone dla gimnazjum. le. W pieczeniu ciast drożdżowych Zarówno w podstawówce, jak i w i miodowników (dziadkowie mieli gimnazjum nauka religii odbywa własnąpasiekę) pomagał babci dzia­ się w szkole, zniknął sztuczny roz­ dek. Robił też wspaniałe masło, któ­ dział sprzed roku 1990. W przy­ rego zapach czuję do dziś. Przed szłym roku, 26 maja, będziemy ob­ wojną dziadek służył w kawalerii, chodzić 50. rocznicę powstania pa­ ale potem los zdecydował, że ma up­ rafii. Kościół będzie odnowiony. rawiać rolę. W gospodarstwie było Ci, co wezmą udział w uroczysto­ wszystkiego po trochu: kury, ka­ ści, będą mieli okazję do pięknego czki, świnie, krowy i koń. Kiedy przeżycia. dziadek się rozchorował, a potem zmarł, ziemia została zdana na skarb Babcia i dziadek państwa. Babcia nic na tym nie sko­ W naszej parafii mieszka wielu wy­ rzystała. Pod koniec życia wyna­ siedlonych podczas akcji „Wisła”. jmowała pomieszczenia gospodar­ Sama pochodzę w połowie z takiej cze i z tego żyła. wysiedlonej rodziny. Moją babcię W Kobylnicy rolników jest chy­ pochował w latach siedemdziesią­ ba mniej niż kiedyś. Ponoć w całej

18 gminie funkcjonuje 536 gospo­ darstw rolnych. Na polach widuje się marchew, buraki pastewne, gro­ szek, ziemniaki, truskawki, rozmai­ te zboże, rzepak. Na łąkach nielicz­ ne krowy. jedyny koń Na naszej ulicy jest jedna prawdzi­ wa rolniczka. Ma nawet konia. Ijest to jedyny koń, jakiego widuję. Da­ wniej koniem orało się, zwoziło zboże, ziemniaki, jeździło na targ sprzedać „amerykany” (ustawiała się po nie spora kolejka). Dziś wi­ duje się w lecie Bizony, zjeżdżają­ ce wieczorem, a nawet nocą z po­ la, nie na taką skalę jednak, jak w latach siedemdziesiątych. Okoliczne pola zostały przekwa­ lifikowane na działki budowlane i dużo kosztują. Niedługo dzieci nie będą wiedziały, jak wygląda kosa. Pojawiły się kosiarki - symptom nowych czasów, ładnie skoszone trawniki. Przydomowe ogródki to raj dla gospodyń, bo każda chce mieć kwiaty. Bardzo pięknie te ambicje zakwitają w lecie. Jest kilku ogrodników, a każdy z nich hoduje inny gatunek kwiatów: przepiękne frezje, róże, goździki, gerbery, chryzantemy, fiołki alpej­ skie, gloriozy - wspaniałe uzupeł­ nienie przydomowych ogródków. Powoli zmienia się gust kupujących kwiaty. Kiedyś (wiem to z autopsji) niepodzielnie królował goździk. Dziś ludzie chętnie zwracająsię ku kwiatom egzotycznym, takim jak anturium czy strelicja. W Kobylnicy powstały w minio­ nej dekadzie dwa zakłady obuwni­ cze: Szus i Presko. Działa Przedsię­ Nąjpiękniejszy jest kościółek... biorstwo Robót Drogowych Krę­ żel, Drewzen, a także Zakłady Me­ je się na miejscu. Przy ulicy Głów­ wało chętnych do pracy w handlu. talowe. Pojawili się inwestorzy nej zlokalizowanych jest kilkanaście Dzieci o bananach, cytrynach, po­ zagraniczni: Fabryka Mebli Flair sklepów. Kiedyś były trzy. Na do­ marańczach mogły tylko marzyć, a oraz mleczarnia Nestle. Już datek występowały kłopoty zaopa­ zakup bobo-frutów rejestrowany niedługo powstaną tu dwa hiper­ trzeniowe. Wszystko było na kar­ był w książeczce zdrowia dziecka. markety, które przypuszczalnie tki. W 1985 roku (wtedy sprowa­ Trudno było kupić sprzęt gospodar­ zmienią obraz kobylnickiego han­ dziliśmy się na wieś) brakowało so­ stwa domowego. Ludzie ustawiali dlu. Teraz po zakupy część mie­ li, cukru, ryżu, mąki. W sklepach nie się w kilometrowych kolejkach, spo­ szkańców wybiera się do Słupska, zawsze było czysto, sprzedawcy nie rządzali listy i kilka dni czekali na gdzie taniej, część ludzi zaopatru- odśnieżali przed sklepem, brako­ towar. W 1983 roku rozpoczęliśmy a- Najpilniejszą inwestycjąwsi jest, Dziś to dzielnica ludzi zamożnych, daptację pomieszczeń gospodar­ według mnie, kanalizacja. Indywi­ z mnóstwem willi o przeróżnych czych na mieszkanie. Mieliśmy o- dualne szamba nie rozwiązują pro­ kształtach, odzwierciedlających gust gromne kłopoty ze zdobyciem cze­ blemu. Projektanci już nas odwie­ i upodobania właścicieli. Wielu z gokolwiek, aby sklecić naszą chat­ dzili, zorientowali się w sytuacji. nich prowadzi własne interesy. I to kę na kurzej nóżce. Przełomowym Być może już niedługo cała inwe­ one umożliwiają mieszkającym tu okresem był rok 1989. Zniesiono stycja nabierze realnych kształtów. ludziom realizację ich pragnień. Na kartki na wędliny i mięso (regla­ I pomyśleć, że wychodek moich samym końcu drogi nad rzeką mie­ mentację cukru zniesiono w 1985 ro­ dziadków stał na środku podwórka. ści się ośrodek Berella z minigol- ku). W sklepach pojawiło się wię­ Dziś widuje się gdzieniegdzie te re­ fem, kortami tenisowymi, rowera­ cej lodówek, zamrażarek, mebli, likwie minionej epoki, ale nikt z mi wodnymi - dla mieszkańców materiałów budowlanych. Życie za­ nich już nie korzysta. Ubikacje i ła­ okazja do spędzenia wolnego cza­ częło zmieniać swoje oblicze. Bar­ zienki zawędrowały pod strzechę i su w sposób zorganizowany. Zaraz dzo zmieniło się centrum Kobylni­ nie ulega wątpliwości, że zyskały na za Berellą, idąc lub jadąc rowerem cy. Została starannie uporządkowa­ wystroju. piaszczystą drogą trafiamy nad do­ na droga. Pojawiły się przejścia dla Poczta, podobnie jak przycho­ linę Słupi z unikatową roślinnością. pieszych, z wysepkami pośrodku, ła­ dnia, mieściła się przy ulicy Głów­ W styczniu na rzece, którą wędru­ dne lampy oświetleniowe. Wpro­ nej w pomieszczeniach wydzielo­ je troć, odbywają się zawody węd­ wadzono ograniczenie prędkości do nych w budynku mieszkalnym. W karskie. Woda tu czysta, ludzie i ry­ 40 km/godz., co ma ogromne zna­ latach dziewięćdziesiątych oddano by jeszcze chcą w niej pływać. Do­ czenie, ponieważ przejeżdża tędy do użytku, też przy ulicy Głównej, liną Słupi ciągnie się trasa rowero­ codziennie mnóstwo tirów. Pomi­ nową pocztę. Pierwotnie był to no­ wa. Jest tu spokojnie. Nie spotkałam mo ograniczonej prędkości zdarzy­ wo wybudowany budynek prywat­ się z aktami przemocy, nikt nie pod- ło się kilka wypadków, w których ny, który po jakimś czasie został tyka narkotyków, tylko niektórzy zginęli ludzie. Ruch jest duży. przeznaczony na „zerówkę”, a na­ za często lubią wypić. Kto musi wy­ stępnie oddany na usługi pocztowe. pić, alkohol ma na miejscu. Tam Najpilniejsza kanalizacja Pierwotny kształt budynku został gdzie alkohol - bieda. O bogatym Oprócz sklepów, przy ulicy Głów­ całkowicie zatarty. Powstała ładna alkoholizmie jakoś nie słyszałam. nej znajdująsię także: ośrodek zdro­ nowoczesna poczta. Kto, zamiast wypić, woli poczy­ wia, kościół, szkoła, poczta, restau­ Najpiękniejszy jest kościółek, któ­ tać, może wypożyczyć książki. Bi­ racja Rarytas, Urząd Gminy, biblio­ ry można byłoby szczegółowo opi­ blioteka w Kobylnicy ma 51 lat. W teka. sać, ale lepiej jednak zaprosić do 1949 roku było 1038 książek, w Przychodnia w latach osiemdzie­ obejrzenia. Tuż obok kościoła, a 1988-51 tys. Ciekawe, ile od tam­ siątych znajdowała się w pomie­ właściwie poniżej, bo kościół stoi tego czasu przybyło? szczeniach wydzielonych w budyn­ na wzniesieniu, w rozwidleniu Ile i czego w Kobylnicy nam uby­ ku przy ulicy Głównej, na począt­ dwóch dróg, nad rzeczką i dwoma ło, wiedzą zapewne na posterunku ku Kobylnicy od strony Słupska. stawami znajduje się młyn, a obok policji przy Kolejowej. Ale jakoś nie Było ciasno. Dziś ten budynek zo­ niego wybudowany niedawno du­ było okazji, by porozmawiać. stał zmodernizowany, a w miejscu ży silos. Co tydzień natomiast ubywa dawnej przychodni jest sklep. Koło młyna, pomiędzy dwoma nam śmieci, które są wywożone co W 1985 roku rozpoczęto budowę stawami, bujnie obrośniętymi dzi­ środę. Nie zawsze sprzątane są śmie­ ze składek NFOZ długo oczekiwa­ ką roślinnościąi pięknymi drzewa­ ci z chodników, poboczy czy ulicy. nego ośrodka zdrowia. W 1987 ro­ mi, biegła kiedyś droga. Wspania­ Przydałoby się więcej koszy. Uby­ ku został oddany do użytku - ko­ ły skrót od autobusu do obejścia wa też paliwa, pomimo rosnących sztował ok. 90 min złotych. Przyj­ moich dziadków. Już się tamtędy cen, na dwóch stacjach benzyno­ muje w nim pediatra, lekarz ogólny, nie chodzi. Często łąki są podmok­ wych. Za to samochodów coraz wię­ ginekolog, siostry środowiskowe, łe lub całkowicie zalane wodą. Obok cej. Ubywa też koksu i węgla z stomatolog. młyna znajduje się stacja rozdziel­ dwóch składów opałowych. Przychodnia w chwili oddania nie cza gazu. Gaz to także osiągnięcie We wrześniu 1985 roku brako­ miała dobrej wody, a także odpowie­ minionego dziesięciolecia. wało opału. W 1989 roku koks roz­ dniego szamba. Woda czerpana ze Stawy i rzeczka to nie jedyna wo­ chodził się błyskawicznie. Podsta­ studni miała rdzawy kolor. Białe da w Kobylnicy. O wioskę ociera wowym naszym zmartwieniem by­ rzeczy po praniu nabierały rudego się rzeka Słupia. Można do niej tra­ ło: czy wystarczy go na zimę? Dziś odcienia. Teraz mamy czystą wodę fić ulicą Młyńską. Kiedyś były tu opału nie brakuje, można odetchnąć z wodociągu, nie czuć w niej chloru. stare, poniemieckie zabudowania. z ulgą. Bo przecież palić musimy so­

20 bie sami. Gdy już napalimy w pie­ cu, możemy usiąść w fotelu i po­ wspominać, jak to drzewiej bywa­ ło lub pooglądać telewizję, wideo. Do historii należą czasy, gdy do mo­ jej cioci na dziennik telewizyjny w latach sześćdziesiątych przybywa­ ło pół wsi. Dziś czarno-białą tele­ wizję oglądają przeważnie ludzie starsi. Ale tych, moim zdaniem, nie należy zmieniać. Zaproszenie do Kobylnicy Gdy przyjdzie lato, zapraszam wszystkich do Kobylnicy, w której wszystkie drogi prowadzą do ulicy Głównej. I można spacerować na­ Przy ul. Głównej mieszczą się: Urząd Gminy... wet tydzień. Szczególnie ładnyjest deptak (niedawno wykonany) przy ulicy Witosa, którym możemy dojść do Słupska (tam też jest co zwie­ dzać). Wczesnym latem przydroż­ ny rów i okolice chodnika wyglą- dająjak fioletowo-czerwono-żółto- biało-zielony dywan. A to dzięki chabrom, makom, rumiankom i żół­ tym kwiatom, których nazwy nie znam. Gdyby zaś komuś zamarzył się spacer pod koniec lata, może skręcić z chodnika w bok, w drogę obok mleczami. Zobaczy wtedy fio- letowo-beżową połać traw, które mienią się różnymi odcieniami. Nasza Kobylnica to raj dla tych, którzy kochają spacery, wycieczki ... poczta... rowerowe i spokój. Po mocniejsze wrażenia można udać się do Ustki, gdzie w sezonie atrakcji nie bra­ kuje. Na zakończenie - jedno życzenie: pracy dla wszystkich, przede wszyst­ kich dla tych mniej zaradnych. Ta dekada przyniosła wiele pozyty­ wów, ale największym jej manka­ mentem jest rosnące bezrobocie, które, gdy byliśmy województwem, było jednym z największych w kra­ ju. Przystąpienie do województwa pomorskiego zmieniło wskaźniki, co nie znaczy, że jest dobrze. Pogłę- biająsię dysproporcje w zamożno­ ści, zmienia się mentalność ludzi. Ale to temat na osobny reportaż. ■ ...ipiękna nowa szkolą. Fotografie: Jan Maziejuk

21 Aleksander Błachowski w swoim artykule („Pomerania” nr 1/2000) słusznie podkreśla dotychczasową Co z tą rolę i zasługi różnych instytucji, zwłaszcza muzealnych, w dziele ochrony dziedzictwa kulturowego. kultura Ja chciałabym podkreślić rolę sa­ mych etnografów. To oni głównie 544 ■ -i przyczynili się do utrzymania i roz­ woju sztuki regionalnej, stanowiąc przez długie lata prawdziwe opar­ cie dla wielu twórców, artystów, Teresa Lasowa rzemieślników i wszelkich szla­ chetnych samouków. Widać, szcze­ gólnie teraz, że dobra rada, przyjaz­ Kultura, tak jak wiele ne wsparcie i ochrona twórczości innych dziedzin życia, samorodnej są twórcom szczegól­ przeżywa burzliwe nie potrzebne. Obserwujemy bo­ przemiany. Zmieniają się wiem, jak organizatorzy różnych przepisy, przeobrażają komercyjnych imprez, obficie pod­ instytucje, następuje lewanych piwem, zasypują twór­ wymiana pokoleniowa ców swoimi ofertami. Przyznająto animatorów kultury. sami twórcy. Mówią że zaproszeń Większość samorządów jest bez liku, tylko czasu i sił bra­ różnych szczebli docenia kuje, aby wszystkie obsłużyć. Ka­ lub co najmniej wyczuwa lendarz jest wypełniony, brak je­ znaczenie życia dnak jakiejkolwiek koordynacji z in­ kulturalnego w każdej, nymi, podobnymi imprezami. Na nawet najmniejszej przykład w stałym od 27 lat termi­ społeczności. Brakuje nie Jarmarku Wdzydzkiego zapla­ jednak powszechnie nowano co najmniej trzy imprezy, środków i fachowców w tym jedną w Kościerzynie. Ta­ zdolnych pokierować kie działania prowadząnajczęściej do psucia autentyzmu twórcy, szyb­ z pozoru łatwymi kiej eksploatacji talentu, a w koń­ sprawami. Bo to cu do całkowitej komercjalizacji. nieprawda, że imprezę Najstarsi potrafią się jeszcze bro­ kulturalną może przygoto­ nić, młodzi nie bardzo wiedzą co wać każdy, biorąc ze swoim talentem zrobić. Ostate­ za wzór imieniny u cioci cznie decydują perspektywy łat­ lub wzorzec sprawdzone­ wego i szybkiego zarobku. Każdy go popularnego programu wytwór, noszący choć ślady ręko­ telewizyjnego, najlepiej dzieła, staje się chwytliwym towa­ z udziałem dzieci. rem dla niezorientowanych w spra­ Brak profesjonalnego wie „mieszczuchów”. Powstał już przygotowania odbija się swoisty rynek tandety regionalnej, się we współczesnym świecie, ale na poziomie życia produkowanej w masowym nakła­ rzadkajuż obecnie umiejętność roz­ kulturalnego, i to nie tylko dzie. Czy i w tej dziedzinie musi­ różnienia sztuki od kiczu i fałszu. na prowincji. my doganiać świat? Ochrońmy je­ Jedynym w swoim rodzaju twór- szcze autentyczną twórczość. cąz Kaszub, który cenił i odpowie­ Muzealnicy z żalem obserwują dnio potrafił „sprzedać” swoje dzie­ proces „skundlenia” rękodzieła. ła, był Władysław Lica. Gdyby ta­ Nie jest to bynajmniej żal za cza­ kich „charaktemych”, ajednocześ- sami, które odeszły i wartościami, nie zdolnych artystów było więcej które nie mają szans utrzymania niż obecna garstka z panią Wła- dzią Wiśniewską i Józefem Cheł- Podobną rolę spełniają muzeal­ Bardzo pozytywną cechą życia mowskim na czele, to może nie by­ ne galerie. Niestety, oferta jest co­ kulturalnego w naszym regionie są łoby tyle powodów do narzekań. raz skromniejsza. Składa się na to różnorodne imprezy, festiwale, Pracownicy muzeów, organi­ kilka przyczyn - drastycznie spa­ spotkania, wystawy, organizowane zując imprezy, zapraszają takich da popyt (coraz mniej turystów za­ dosłownie wszędzie i z każdej oka­ właśnie uznanych twórców, ofe­ granicznych i ubożenie krajowych), zji. Można wówczas zaprezento­ rujących rzetelny produkt, dając wprowadzenie podatków i ogólny wać dorobek zespołów, twórców. zwiedzającym możliwość bezpo­ wzrost cen (przynajmniej o 22 proc. Szkoda tylko, że tak mało jest ory­ średniego kontaktu z artystą i jego VAT), coraz chłonniejszy rynek ginalnych pomysłów, nawiązują­ dziełem. sprzedaży „od ręki”. cych do lokalnej tradycji. Często za

23 scenariusz służą wręcz części pro­ gramów organizowanych przez in­ nych; nie liczą się tu jakiekolwiek prawa autorskie czy zwykła uczci­ wość. W ostatnich latach powsta­ ło sporo zespołów folklorystycz­ nych, grup śpiewaczych, itp. Ich poziom jest różny, generalnie za mało w ich prezentacjach żywioło­ wości, radości. Zdarza się, że na­ wet małe dzieci śpiewają stojąc „pod sznurek” czy wykonują pro­ gram przeznaczony raczej dla do­ rosłych. Przygotowując artystyczny pro­ gram Jarmarku Wdzydzkiego myś- * limy nie tylko o estradzie, w okreś­ lonym porządku i porze dnia, ale o prezentacjach zespołów folkloru z bliska, np. kostiumu, instrumentu. Stąd też prośba do występujących o powolne przejście przez teren muzeum, aby podkreślić wymie­ nione walory. Najczęściej nic z tego nie wy­ w Kortwis PoetvcUi . chodzi, pośpiech, tłum i gwar nie sprzyjajątakiej prezentacji. Auten­ Pamięci VzabeWi Troianow^oei tyzm dawnych mieszkańców wsi widać jeszcze tylko w zachowaniu starszych członków kapel. .as«“£2i£i Wspomniany przez Aleksandra Błachowskiego problem kostiumów używanych przez zespoły folklory­ styczne jest znacznie poważniej­ szy, niż z pozoru się wydaje. Prace muszą być °Pa®z“ ^!e,^™powinn° Generalnie etnografowie nie ma­ ją tu nic do powiedzenia. I nie chodzi o jakieś drobiazgi czy kłótnie o lokalne odcienie, szcze­ góły i nazwy. Podstawowym błę- 1 ” Gdansk, dem i grzechem jest nierozróżnia- z dopiskiem „Konkurs literacki. nie stroju tzw. świetlicowego, stwo­ Hn no czerwca 2000 roku. Termin składania prac - do 30 czerw rzonego na scenę, od noszonej w ■ unnkursu i wręczenie nagrody na przeszłości odzieży codziennej i Rozstrzygnięcie konku zJjęzca otrzyma na­ odświętnej przez ludzi konkretnych stąpi w sierpniu ufundowaną stanów, wieku, w różnych porach grodę w wysokości 8 ma Trojanowskiej, roku. Myślę, że nie doczekamy się szyb­ i ko rozwiązania tego problemu. Dla­ czego? Ponieważ obecny jest zbyt zarówno „piękny i kolorowy”, a, co najważ­ niejsze, uszyty z praktycznych, współczesnych materiałów. Któż by teraz szył spódnicę moc­ no sfałdowaną długą z wełny gru- bej na palec, proste płócienne ko­ szule, przywiązywał uwagę do sty­ lowego i kolorystycznego zgrania wszystkich elementów kostiumu z biżuterią i fryzurą włącznie? No­ ZJAZD ROW. szenie dobrej kopii dawnej odzie­ ży długo jeszcze będzie zbyt ryzy­ kownym przedsięwzięciem. Dla­ czego? Ponieważ wstydzimy się SZUTENBERGOW prostoty. Niedościgłym wzorem w tej dziedzinie sąmieszkańcy Skan­ dynawii. Przykładem niesłuchaniaracji et­ W DĘBNICY nografów jest opracowanie o stroju kaszubskim Franciszka Kwidzyń­ skiego. Przed jego wydaniem przed­ stawił pierwszą niekompletną wer­ sję Krystynie Szałaśnej z Muzeum KASZUBSKEJ Etnograficznego w Oliwie, która, widząc już wówczas wiele błędów, poradziła autorowi, by skontakto­ wał się ze mną (od lat zajmuję się problematyką dawnej odzieży w zbiorach muzealnych). Pan Kwidzyński, owszem, za­ Prawie 80 członków rodziny Szu- Potulicach koło Nakła, są członka­ dzwonił. W zdawkowej rozmowie tenbergów świętowało 9 kwietnia w mi tego związku. powiedział, że i tak zamierza zro­ Dębnicy Kaszubskiej koło Słupska Pani Marianna przed wojnąmiesz- bić wszystko po swojemu. I tak się jubileusz 100 lat Marianny Szuten- kała z mężem Klemensem i dziećmi stało... Błędy pięknie sfotografo­ berg, dębniczanki, seniorki rodu. w Stężycy. Na początku wojny męża wane, w luksusowym „opakowa­ Były kwiaty i prezenty. Pani Marian­ wywieziono na roboty przymuso­ niu”, utrwalone zostały na lata... na, w pełni sił i z wigorem, najpierw we do Niemiec, toteż sama musia­ A wystarczyło posłuchać do­ uczestniczyła z rodziną w mszy ła sobie radzić na 12-hektarowym świadczonych etnografów, nie tyl­ świętej w kościele, odprawianej gospodarstwie. Na początku 1944 ko serca. przez proboszcza Zygfryda Stroko­ roku Mariannę z szóstkądzieci wy­ Na koniec chciałabym odnieść sza, następnie przyjmowała życze­ wieziono do Potulic. Jak powie: za nia, kwiaty i prezenty w Sali Komin­ się do propozycji pana Błachow- odmowę podpisania niemieckiej li­ kowej Gminnego Ośrodka Kultury. skiego i powołania gremium decy­ sty narodowościowej. Po paru mie­ Wśród prezentów dominowały ciep­ dującego o sprawach kultury regio­ siącach głodu i udręki obozowego łe pledy - dla ogrzania - jak stwier­ nalnej. życia, wielkąradościąstało się spot­ dził starosta słupski Stanisław Ką­ Mam inny, bardzo praktyczny i kanie z mężem, osadzonym, po za­ dziela. Wielu członków rodziny, realny pomysł. Moim zdaniem, na­ braniu od bauera, właśnie tu. - Te­ którzy przyjechali z odległych krań­ leży wprowadzić dobry zwyczaj za­ raz rodzina była cała, było nam raź­ ców Kaszub, zobaczyła po wielu la­ praszania organizatorów różnorod­ tach. Z życzeniami, dyplomami i niej znosić kłopoty - opowiada. nych imprez regionalnych przez do­ upominkami przybyli na uroczy­ Po wyzwoleniu obozu przez Ar­ świadczonych etnografów - jako stość także: wiceprzewodniczący mię Radziecką w styczniu 1945 ro­ głównych specjalistów i doradców Rady Powiatu Stanisław Jank, przed­ ku przez tydzień szli pieszo do swo­ - z decydującym głosem w spra­ stawiciele władz gminy, Józef Stę­ jej ukochanej Stężycy. Po drodze wach programowych (a nie jak do­ pień - prezes słupskiego koła Związ­ przeszli linię frontu, bowiem Rosja­ tychczas w roli odosobnionych w ku Byłych Więźniów Politycznych nie podążali na północ, na Pomorze. swoich sądach jurorów). Myślę, że Hitlerowskich Więzień i Obozów Niestety, do czasu wyzwolenia nie przynajmniej część problemów sa­ Koncentracyjnych, przedstawicie­ mogli zamieszkać w swoim gospo­ ma szybko zniknie. Dość liczne gro­ le Fundacji Stowarzyszenia im. darstwie zajętym przez niemieckich, no pomorskich etnografów na pew­ Maksymiliana Kolbego. Pani Ma­ wojennych osadników. Ten czas no przyjmie z radościątaki pomysł, rianna i jej sześcioro dzieci, więź­ przeczekali u siostry pani Marianny. z korzyścią dla wszystkich. ■ niowie obozu koncentracyjnego w Gdy wreszcie wprowadzili się do ro-

25

dzinnego domu, z niewyjaśnionych przyczyn wybuchł pożar, który stra­ wił dom i część zabudowań gospo­ darczych. Na ich łąkach, przy go­ spodarstwie, Rosjanie urządzili so­ bie połowę lotnisko dla „kukuryźni- ków”. Być może oni zaprószyli ogień. Bieda była taka, że nie było mo­ wy o odbudowie zgliszcz. Gospo­ darstwo trzeba było opuścić i sko­ rzystać z okazji zasiedlenia które­ goś z wolnych poniemieckich na zachodzie. Jak wielu Kaszubów z okolic Kościerzyny i Kartuz wyru­ szyli więc na ziemie, zwane odzys­ I i kanymi (Kaszubi mówiąo nich po­ zyskane). Wybrali Podole Małe w i gminie Dębnica Kaszubska. - Tam mieszkaliśmy do 1972 -mówi Władysław Szutenberg, naj­ młodszy z sześciorga rodzeństwa, gospodarz domu, w którym rozma­ wiamy. - Ojciec zmarł w 1962. My, dzieci dorastaliśmy i każde wyjeż­ dżało, by założyć własną rodzinę. Gdy zostałem z mamąsam, w 1972 za emeryturę oddała ziemię, sprze­ daliśmy zabudowania i kupiliśmy to siedlisko w Dębnicy. Tu, u nas ma­ ma ma opiekę. Z sześciorga dzieci Marianny i Klemensa Szutenbergów najstarsza Stefania, Stanisław i Edmund mie- szkająw Słupsku, Alfons w Gdyni, Czesław, milicjant też mieszkał w Słupsku, teraz, na emeryturze osiadł we własnym domu w Gardnie Wiel­ kiej. Władysław był stolarzem. Kie­ dy owdowiał, pozostał z dwójką dzieci. Z drugą żoną Brygidą też miał dwójkę. Cała czwórka dzieci: I Elżbieta, Jarosław, Ewelina i Anna, i już się usamodzielniła. Elżbieta z J mężem Zbigniewem (Żandarmscy) mieszkają w domu z rodzicami i babcią. Mają dwoje dzieci - Piotra i Paulę. Jarosław poszedł w ślady ojca, też jest z zawodu stolarzem. Na sąsiedniej stronie: Dostojną Jubilatkę otacza część licznej rodziny. Każdy kwiat Mieszka z żoną i trójką dzieci w w koszu to jeden rok życia pobliskiej Krępie. Po likwidacji za­ U góry: W domu na kawie z ciastkami. Obok pani Marianny po prawej syn Włady­ kładu pracy jest bezrobotny. sław, po lewej Czesław i Brygida - żona Władysława. Stoją Elżbieta i Zbigniew - Mam 16 wnuków i 3 5 prawnu­ Żandarmscy z dziećmi ków - powiedziała nam uszczęśli­ Na dole: Życzenia Jubilatce składają Stanisław Kądziela i Stanislaw Jank (z kwiata­ mi), doktor weterynarii, od wielu lat mieszkaniec Dębnicy Kaszubskiej, znany z ła­ wiona Jubilatka Marianna Szuten­ mów „Pomeranii" berg. Jerzy Dąbrowa Fotografie: Jan Maziejuk

27 Wieczór wileńsko- ROZA -kasziibshi Mana Kowalewska

Takjak bohaterowie ludowych baś­ ni, podań czy legend ożywają na stronach powieści, opowiadań i nowel, tak postać Róży Ostrow­ skiej, znanej felietonistki, recen- zentki teatralnej, pisarki, wilnian- ki, która mocno wrosła w kaszub- szczyznę, silnie ożyła we wspom­ nieniach przyjaciół i rodziny podczas spotkania, które odbyło się 6 kwietnia br. w Domu Kaszub­ skim w 25. rocznicę jej śmierci. Organizatorami wieczoru wspom­ nień byli Instytut Kaszubski, z pre­ zesem Józefem Borzyszkowskim, i Zarząd Główny Zrzeszenia Ka- szubsko-Pomorskiego. O życiu Ostrowskiej dowiedzie­ liśmy się ze wspomnień Marii Ko­ walewskiej, jej przyjaciółki, od­ czytanych przez Jerzego Kiszkisa (aktora teatru Wybrzeże), które tu zamieszczamy. Ciekawy, serdeczny wieczór „ka- szubsko-kresowy" bogaty był we wspomnienia przyjaciół i córki Elż­ biety. Dopełniła je prezentacja fragmentów opowiadań, listów i powieści przez aktorów teatru Wy­ brzeże-Jerzego Kiszkisa, Ryszar­ da Ronczewskiego, Halinę Winiar­ ską Halinę Siojewską - z którymi niegdyś Ostrowska pracowała. Wzruszająco brzmiał wiersz Zbi­ gniewa Szymańskiego, napisany na wiadomość o śmierci przyja­ ciółki, w interpretacji Ryszarda Ronczewskiego. Szymański, wilniuk związany z Kaszubami, z humorem opowie­ dział o wspólnie spędzonych z Ostrowską i grupą znajomych chwilach we Wdzydzach Kiszew­ skich. Nie narzekał, gdy kobiety, w towarzystwie których przeby­ wał, przydzielały mu rolę „straż- Róża Ostrowska przed swoją checzą we Wdzydzach. Jedno z ostatnich jej zdjąć

28 Róża Ostrowska, z domu Piotrowiczówna, urodziła się 1 września 1926 roku w Wilnie. Bezpośrednio po wojnie znalazła się w Pozna­ niu, gdzie - jeśli dobrze pamiętam jej późniejsze wzmianki - praco­ wała w urzędzie wojewódzkim, a także studiowała polonistykę na po­ znańskim uniwersytecie. Ja także byłam w tym czasie na poznańskiej polonistyce, ale wtedy nie zetknęłam się z nią. Róża studiów nie ukoń­ czyła, gdyż niebawem wyszła za mąż za Leszka Ostrowskiego, które­ go znała jeszcze w Wilnie, późniejszego aktora, a w pierwszych latach powojennych pracownika kilku kolejnych przedsiębiorstw połowo­ wych w Gdyni. Młodemu małżeństwu urodziła się córka Elżbieta i cała rodzina - wraz z matką i babką Róży - zamieszkała w Gdyni przy ul. Hetmańskiej. Debiutem literackim Róży Ostrowskiej było opowiadanie „Itka Fej- gus” - o losach starej Żydówki z prowincjonalnego miasteczka - na­ grodzone II nagrodą na Ogólnopolskim Konkursie Literackim na No­ welę, zorganizowanym przez Polskie Radio w Warszawie w 1948 ro­ ku. Na konkurs zgłoszono przeszło cztery tysiące utworów, więc zaję­ cie drugiego miejsca było wielkim sukcesem. Opowiadanie Róży było jednym z 17 nagrodzonych i wyróżnionych oraz opublikowanych pod tymże tytułem przez Radiowy Instytut Wydawniczy w Warszawie w 1949 roku. Poznałam Różę w 1951 roku w gdańskim oddziale Związku Litera­ tów Polskich z siedzibą w Sopocie, wprowadzona tam przez mojego kolegę z poznańskiej polonistyki Franciszka Fenikowskiego, wówczas autora dwóch tomików poezji i redaktora „Rejsów”, dodatku do „Dzien­ nika Bałtyckiego”. W tymże 1951 roku w świeżo założonych Wydaw­ nictwach Morskich, gdzie pracowałam, ukazały się trzy powieści gdań­ skich pisarzy: Franciszka Fenikowskiego, Ireny Przewłockiej i Lecha Bądkowskiego. Choć rok później Wydawnictwa Morskie straciły sa­ modzielność i zostały przekształcone w oddział morski warszawskich Wydawnictw Komunikacyjnych, gdańscy pisarze nie przestali mnie zapraszać i darzyć coraz bardziej rozwijającą się przyjaźnią. Na zebraniach czytano i dyskutowano nad tekstami członków i kan­ dydatów oddziału gdańskiego ZLP, a po zebraniach, a także z innych okazji lub bez nich, prowadziliśmy ożywione życie towarzyskie. Do najściślejszej grupki należeli wówczas: Róża, Lech, Franciszek, Hali­ na Misiołkowa, kierowniczka biura oddziału, i ja. Często dołączał do nas poeta Zbigniew Szymański, a nieco później Izabella Trojanowska, historyk sztuki Teresa Sierant i Antek Fac oraz redaktor naczelny „Gło­ su Wybrzeża” Jerzy Dziewicki. Nasze hulanki i swawole odbywały się najczęściej u Haliny w Sopocie, u Franka w Orłowie lub w uroczym domku Róży przy ulicy Hetmańskiej w Gdyni. Ciemno było na nich od dymu papierosów (prawie wszyscy palili, a Róża, niestety, chyba naj­ więcej, co mogło się przyczynić do jej późniejszej choroby, także śmier­ ci), nie stroniliśmy też od mocniejszych napojów. Nieco później Iza Trojanowska urządzała u siebie comiesięczne spotkania, tak zwane Izo- bary, na których ostro i do późnej nocy dyskutowaliśmy o bieżących sprawach gdańskiego środowiska literacko-artystycznego, a także o po­ lityce. Róża była zawsze duszą towarzystwa, a prawie wszyscy napotkani mężczyźni natychmiast w niej się zadurzali. Trzeba przyznać, że Róża często, choć nie na długo, pozytywnie odpowiadała na te nagle wzbu­ dzone uczucia. Mąż Róży, aktor od 1953 roku, przebywał wiele poza domem, pracując w teatrze w Olsztynie, w Warszawie u Hanuszkiewi­ cza, w Elblągu, a także w teatrze Wybrzeże, choć to już lata wiele póź-

29 niejsze. Nie wiem, jak było z ich małżeńskąmiłością, ale na pewno trwa­ nika ’’psów. Z sentymentem wspo­ ło między nimi przywiązanie i pewnego rodzaju lojalność. minał tańce z Różą, chociaż za­ Jak Róża wyglądała? Oddam głos Eugenii Kochanowskiej: „Młoda, praszała go tylko cło tanga, bo, jak śliczna, pełna uroku. Podłużne szaroniebieskie oczy, pięknie wykrojo­ mówił, ten taniec mu jeszcze jakoś ne pełne usta, nisko upięty kok ciemnych włosów, okalających szla­ wychodził, choć liczony na kroki. chetny owal twarzy. I jeszcze w dodatku altowy, przyjemny głos. Ten „Szczególnie ten ostatni [spa­ niski głos, jak gdyby z lekką chrypką, od razu nieomal - na równi z ta­ cer] utkwił mi w pamięci - mówił. lentem pisarskim - otworzył jej drogę do radia” („Odeszli w cień”, Gdańsk - Już robiło się ciemno i tylko księ­ 1981). życ oświetlał ścieżki nadjeziorem W rozgłośni gdańskiej Polskiego Radia Róża pracowała, z krótkimi i pojedyncze jałowce, wśród któ­ rych Róża nas prowadziła, a zbo­ przerwami, w latach 1950-1955 na stanowisku redaktora, a potem kie­ czami wzgórz biegały psy, których rownika redakcji literackiej, publikując felietony, reportaże, opowia­ pilnowanie należało do mnie. To dania radiowe i słuchowiska na fali lokalnej i ogólnopolskiej. Pisywa­ był ostatni spacer z Różą, dlatego ła też stałe recenzje teatralne, ogłaszane w latach 1953-1955 na ante­ mocno utkwił mi w pamięci i wie­ nie radiowej, a w następnych pięciu latach na łamach wychodzącego w czór ten opisałem w wierszu. Ale Bydgoszczy dwutygodnika społeczno-kulturalnego „Pomorze”. Będąc trzeba wrócić i do spotkań poprze­ przez kilka lat przedstawicielem tego pisma na Gdańsk dbała o to, aby dnich, wesołych spotkań z nią i na­ autorzy gdańscy i sprawy naszego terenu znajdowały w nim dostatecz- szą paczką, nieraz suto zakrapia­ nąilość miejsca. Sama, prócz recenzji teatralnych i artykułów, pisywa­ nych, bo te wszystkie imieniny spę­ ła dla „Pomorza” stały felieton „Kluka znad Bałtyku”, podpisywany dziliśmy razem. No a jak pominąć sławne bale karnawałowe urzą­ pseudonimem „Kołodziej”. Poruszała w nim istotne sprawy związane dzane przez Wydawnictwo Mor­ z życiem kulturalnym Gdańska. W latach 1955-1956 Róża, L. Bądkow- skie, na których bywał jeszcze kpt. ski i E. Kochanowska pracowali w gdańskim oddziale szczecińsko-gdań- Karol Borchardt, doskonały tan­ skiego tygodnika „Ziemia i Morze”, jeżdżąc co miesiąc na kolegia re­ cerz, który starał się wówczas choć dakcyjne do Szczecina. jeden taniec zatańczyć z uroczą Rok 1956 zaważył w życiu Róży dwoma wydarzeniami: mocnym po­ wilnianką - Różą. Ponieważ ze litycznym wystąpieniem na październikowym wiecu w Politechnice mnie tancerz nadzwyczajny nie był, Gdańskiej oraz wydaniem przez Wydawnictwo Iskry w Warszawie Róża mówiła: No, teraz możesz zbioru opowiadań „Premiera”. Tom spotkał się z dużym zainteresowa­ mnie poprosić, bo to tango, no ta­ niem krytyki i czytelników. kie na raz, dwa, trzy, zaczynaj od pieca. Ija z poważną minąprowa- Podobnie jak Róża Ostrowska, również inni gdańscy pisarze usiło­ dziłem ją na środek sali, bojąc się, wali wejść do wydawnictw warszawskich. Udawało się to autorom ma­ aby następny taniec nie był wal­ jącym za sobąjednąlub więcej wydanych książek, natomiast kandyda­ cem, który już był dla mnie za trud­ ci na debiutantów, zwłaszcza poeci, nie mieli żadnych szans. Dlatego ny (...). zarząd oddziału gdańskiego ZLP, zwłaszcza Lech Bądkowski i Róża Wpamięci pozostał taki wieczór podjęli intensywne starania o przywrócenie na Wybrzeżu samodziel­ wspomnień u Marysi Kowalew­ nego wydawnictwa o pełnoprofilowym dziale literatury pięknej. Stało skiej. Były to chyba imieniny Ma­ się to w 195 7 roku, oficyna przyjęła nazwę Wydawnictwo Morskie. Przy­ rysi, bo oprócz Róży i Leszka padło mi w udziale kierowanie redakcją literacką, a Róża została na­ Ostrowskiego, Franka, Zosi i mnie szą konsultantką. Wspólnie penetrowałyśmy środowisko, sięgałyśmy byli państwo Jacyniczowie. On, do dawniejszych tradycji, jeździłyśmy do Szczecina, Bydgoszczy, To­ kapitan, Polak, który szkołę mor­ ską skończył za cara w Petersbur­ runia, Koszalina, by nawiązać kontakty z tamtejszymi literatami i kan­ gu i stamtąd przywiózł żonę Ro­ dydatami na literatów. Moja przyjaźń z Różą wówczas bardzo się za­ sjankę, panią Kirę, która mówiła cieśniła. Bywałam u Róży bardzo często, zarówno w Gdyni, jak i we niezapomnianym, pięknym języ­ Wrzeszczu na ul. Partyzantów, dokąd się później przeprowadziła (da­ kiem rosyjskim, nie podobnym do ty nie pamiętam), zaprzyjaźniłam się też z jej rodziną, psem Szarikiem żargonu sowieckiego. i kilkoma kotami (jeden miał na imię Amant, co wywoływało rozba­ No i zaczął Leszek Ostrowski wienie sąsiadów, gdy Róża wielkim głosem wołała go do domu). opowiadać swoje waleczne przy­ Podczas wycieczek organizowanych przez naszą paczkę w początku gody w wileńskiej partyzantce, a lat pięćdziesiątych do Wdzydz Kiszewskich rodziło się w Róży wiel­ przy okazji i moje, bo byliśmy w kie umiłowanie tej wsi, jej mieszkańców i krajobrazów, przypomina­ jednej brygadzie. A potem dzieje nasze po wywiezieniu AK-owców jących utracony „kraj lat dziecinnych”. Każde wakacje, każdy week­ wileńskich do Kaługi, jak w mun­ end spędzała w starej, blisko dwieście lat liczącej checzy kaszubskich durach czerwonoarmistów idąc na sióstr bliźniaczek - Helenki Knut i Aneczki Ostrowskiej (zbieżność na­ zwisk przypadkowa), gdzie odwiedzali jąlicznie przedstawiciele gdań-

30 skich, a także warszawskich środowisk twórczych. Do białego rana iz­ ba Róży rozbrzmiewała śmiechem, śpiewami i tańcami, co przyciąga­ ło uwagę sąsiadów z wioski i ich letnich gości. Często też Róża z cór­ ką Elżbietą oraz bliskimi osobami wybierała się kajakiem z wędką, pro­ wiantem i namiotem na Wielką Wodę - Jezioro Wdzydzkie - i jej wy­ spy na kilkudniowe biwaki. Kiedy siostry, wraz z synem Helenki, Maksem, wybudowały obok murowany dom, Róża wydzierżawiła od nich rozpadającą się checz i wielkim nakładem środków i sił przysposobiłajądo zamieszkania. Dziś na jej zewnętrznej ścianie mieści się pamiątkowa tablica ku czci Róży. Wieś kaszubska Rybaki (w domyśle Wdzydze) i związane z niąprze- życia, stały się tłem znakomitej powieści „Wyspa”, wydanej w Wydaw­ nictwie Morskim po raz pierwszy w 1960 roku i nagrodzonej w tymże roku Nagrodą Literacką Miasta Gdyni. W bardzo przychylnych recen­ zjach podkreślano wielką dyskrecję, subtelność i wnikliwość psycho­ logiczną w potraktowaniu tematu pozornie banalnego i „ogranego” w literaturze. Bohaterka powieści, aktorka Monika, zmęczona pracą za­

wodową i trudną, pełną ucieczek i powrotów miłością do swego tea­ Zdjęcie z końca lat 60. tralnego kolegi, wyjeżdża na wieś, aby tam wśród obcych, ale serde­ Fotografia z Archiwum Dokumentacji cznych i wrażliwych ludzi, nabrać sił do dalszego życia. Tam zakochu­ Prasowej, pozostałe zdjęcia z archiwum je się w prostym, wiele od siebie młodszym chłopcu. Ale i ta miłość rodziny nie daje jej pełni, staje się powodem nowych rozterek. Okazuje się, że odejście od żadnego z dwóch mężczyzn nie jest możliwe, tak jak nie­ możliwe jest pozostanie tylko przy jednym z nich. Niemożność pełnej miłości tkwi bowiem w psychice Moniki, i to jest znakomicie oddane przez autorkę. „Wyspa”, entuzjastycznie przyjęta przez czytelników, miała cztery wydania (1960, 1961, 1965 i 1972) o łącznym nakładzie prawie 60 tysięcy egzemplarzy. Przełożono ją na język czeski, a Ze­ spół Filmowy Rytm zakupił nowelę filmową według powieści. Do zrea­ lizowania filmu jednak nie doszło. Róża, wbrew temu, co mogłoby się wydawać, nie miała łatwości pi­ sania. A raczej trudno jej było zabrać się do tego zadania. Łatwo roz­ grzeszała się ważniejszymi, według niej, czy ciekawszymi okoliczno­ ściami zewnętrznymi. Byłam świadkiem, jak Lech, który sam trakto­ wał swoją twórczość jako bezwzględny obowiązek, prosił, namawiał, nawet strofował Różę, egzekwując strona po stronie powstające dzie­ ło. Zdawał sobie bowiem sprawę z wielkiego talentu Róży i bał się, by go nie zmarnowała. Pomagał jej nawet technicznie, poprawiając uster­ ki spowodowane starą rozklekotaną maszyną do pisania. Z umiłowania Kaszub powstała kolejna książka Róży, napisana wspól­ nie z drugą doskonałą znawczyniąi miłośniczką ziemi kaszubskiej, nie­ odżałowanej pamięci dziennikarkąIzabelląTrojanowską. Jest nią„Be- deker kaszubski”, literacko-historyczno-krajoznawczy przewodnik po tej pełnej uroku, legend, tradycji i ciekawych ludzi części Polski. Wy­ dało go Wydawnictwo Morskie w 1962 roku, po raz drugi - przejrza­ ny i uzupełniony - w 1974 roku i po raz trzeci, niestety już po śmierci Róży, w 1979 roku. Zdarzyła się też wielka napaść na treść „Bedeke- ra” ze strony jednego z gdańskich naukowców (nazwiska nie wymie­ nię, bo de mornio nil nisi bene). Na szczęście nie przestraszyło to dy­ rektora wydawnictwa. Młodzieżowy klub Pomorania przy Zrzeszeniu Kaszubsko-Pomorskim wyróżnił autorkę Medalem Stolema. Pracę nad „Bedekerem” tak wspominała Iza: „...rozpoczęłyśmy od ustalania haseł; każda na własną rękę i obie razem bawiłyśmy się ich wymyślaniem, czerpiąc z zasobów własnej zgromadzonej już wiedzy i z literatury” („Róży strona wdzydzka” w: „Mój czas osobny”).

31 ćwiczenia śpiewaliśmy powstań­ cze pieśni polskie. Prawdopodob­ nie ich treść nie dochodziła do do­ wództwa gwardyjskiego pułku. Tak się Leszek zapalił w tych opowia­ daniach, że przypomniałfakt histo­ ryczny, że w sierpniu 1944 roku, kiedy to nas wcielili do sowieckiej armii, Goering zameldował Hitle­ rowi: »Wodzu, koniec z nami-Le­ szek i Zbyszek służą u Sowietów«. Pan Jacynicz opowiedział nam perypetie z porwaniem pani Kiry i przewiezieniem jej przez objętą rewolucją Rosję do Polski. Opo­ wiadania te były nie mniej barwne od naszych. W1946 roku powrócili z Kaługi wywiezieni w lipcu 1944 roku par­ tyzanci wileńscy, większość przy­ jechała do Gdańska, miasta, które przed zdobyciem było już przezna­ czone do przesiedlenia Wilnian ”. Tę nutę humoru podtrzymała El­ żbieta Ostrowska-Lorenc, córka Róży Ostrowskiej. Ponieważ życie matki, jak mówiła, nie było tylko smutne. Na początku przeczytała kilka zapisanych stron z dzienni­ ka matki wyjętego „z szuflady ”, w Jednym z czynników odciągających Różę od tworzenia większych swej treści odnoszących się do pro­ blemów, jakie pojawiły się w związ­ całości było jej zainteresowanie teatrem. Wspomniałam już o recen­ ku z wydaniem uzupełnionej, dru­ zjach teatralnych, jakie regularnie publikowała w latach pięćdziesią­ giej edycji „ Bedekera kaszubskie­ tych. Lata 1960-1962 to okres współpracy z teatrem Wybrzeże, w któ­ go ” (w 1974 roku). Róża nie chcia­ rym pełniła przez dwa sezony funkcję kierownika literackiego. Podję­ ła pogodzić się z zarzutami ła jąponownie po rocznej przerwie od początku sezonu 1963/1964. Pra­ postawionymi przez ówczesnych cując w teatrze przygotowywała sceniczne adaptacje wybitnych dzieł pracowników Wydawnictwa Mor­ literatury polskiej i światowej, między innymi poematu Juliana Tuwi­ skiego opracowaniom niektórych ma „Kwiaty polskie” (wspólnie z Kazimierzem Łastawieckim), poe­ nowych haseł autorstwa jej i Iza­ zji Władysława Broniewskiego „To ja - dąb”, powieści Ernesta He­ belli Trojanowskiej. mingwaya „Komu bije dzwon” (wspólnie z Jerzym Golińskim). Naj­ „Najodważniejsza z nich była Alina -pisała. - Głośno nie rozu­ większym osiągnięciem w tym zakresie było odkrycie rękopisu, opra­ miała, czemu nie można imiennie cowanie literackie i wystawienie na scenie teatru Wybrzeże (przy wytknąć owego Lewandowskiego współpracy z ówczesnym dyrektorem tego teatru Tadeuszem Mincem) ze Słupska, który uważał Słowiń- „Tragedyji o bogaczu i Łazarzu” gdańskiego Anonima z XVII wieku. ców za Niemców. Podtrzymywała W teatrach lalkowych w całej Polsce grana była jej adaptacja słynne­ moją tezę, że skoro obarczamy go go „Koziołka Matołka” Kornela Makuszyńskiego. Trzebajeszcze przy­ imiennie, nie jest to »atak na wła­ pomnieć piosenki i songi w słuchowiskach radiowych i radiowy kaba­ dzę«, tylko na jej ówczesnego fun­ ret „Oberża pod Neptunem”. W słuchowiskach Róża często występo­ kcjonariusza. W dodatku, mówi­ wała jako narratorka, a wszyscy wspominająjej urzekający tembr gło­ ła, to już historia. Pominięto ją su i znakomitą interpretację. milczeniem. Odmówiłam zmiany tych czterech punktów, które po­ Na początku 1962 roku Róża uzyskała, przy poparciu Zarządu Głów­ zostały na placu. Pozbawienie Ja­ nego ZLP, stypendium rządu francuskiego na ponadtrzymiesięczny na Piepki pracy za czasów stali­ pobyt w Paryżu. Celem było pogłębienie wiedzy o teatrze, a okres ma- nowskich, opisana w »Trybunie rzec-maj był wybrany bardzo korzystnie, gdyż w tym czasie w nadsek- Ludu« (1956) »afera« z sekreta- wańskiej stolicy odbywał się doroczny festiwal Teatru Narodów. Da­ ło to pisarce okazję do prześledzenia osiągnięć i braków teatru świato-

32 wego, różnych koncepcji reżyserskich, inscenizacyjnych i aktorskich Patyż, 6 kwietnia 1962 r. repertuaru klasycznego i współczesnego. Z Paryża dostałam od Róży Na sąsiedniej stronie: Z mężem Leszkiem osiem listów bardzo obszernych, pisanych maczkiem na cieniutkim pa­ Ostrowskim pierze, co zmniejszało koszt opłaty pocztowej. Stypendium było nie­ wielkie, wystarczyło na skromne utrzymanie i mieszkanie. Róża mia­ ła w Paryżu ciotkę (dawno wyszła za mąż za Francuza i wyjechała z Polski) oraz dwoje kuzynów, którzy wspierali jątrochę materialnie (np. niedzielne obiady) i towarzysko. Francuska stolica oczarowała Różę od pierwszego dnia. Opisywała mi ją z wielkim entuzjazmem. Oto fragmenty listu z 13 marca 1962: „Mieszkam cudownie, na wyspie św. Ludwika, to jakby maleńkie, ma­ lownicze, stare miasteczko w centrum Paryża, dzielniczka na swój spo­ sób ekskluzywna, kamieniczki stare, stylowe, ale wewnątrz b. zamoż­ ne, mieszkania drogie, spokój, cisza, tradycja, maleńkie sklepiki - miej­ sce spotkań sąsiadów i eleganckich rozmów. (...). Hoteliki opanowane są przez Polaków. Te - dla odmiany - są raczej tanie i zupełnie jak z filmu Rene Claira »Pod dachami Paryża«. Mieszkam w takim - i wciąż czuję się jak bohaterka takiego filmu. Wąskie, kręte schodki prowadzą do mego pokoiku na czwartym piętrze (...) W pokoiku w ogólne nie ma okna, tylko »oberlufit« nad drzwiami na korytarz, za to pokoik kosztu­ je tylko 4 franki na dobę, co jest b. mało, oszałamiająco mało na ceny paryskie. Oberluft musi być oczywiście całą dobę otwarty, a że akusty­ ka i bez tego jest fenomenalna, poznaję bez trudu życie prywatne moich sąsiadów, nie widząc ich twarzy. (...) Jak spędzam czas? Kochanie, w każdej wolnej chwili, a jest ich mimo wszystko mało, tak zupełnie wol­ nych, moczę nogi (podkreślenie Róży - M.K.) i notuję. Staram się przy tym dla ekonomii czasu robić te dwie rzeczy jednocześnie. Bo gros cza-

33 su zabiera mi zwiedzanie, a ściślej bieganie po mieście”. Tu Róża pi­ rzem powiatowym w Kartuzach, sze, co zwiedzała, a dalej przyznaje się: „Boże, mam tak strasznie ma­ który posądzał Kaszubów o »ten­ ło pieniędzy! Jeśli nie jestem zaproszona na obiad do rodziny, nie jem dencje monarchistyczne«, bo na­ go w ogóle - tylko błagam, nie mów o tym w domu! Jem po studencku: zywali Krefta »królem kaszub­ robię sobie w hotelu kawę lub herbatę (mam od kuzynki czajnik elek­ skim«, zlikwidowanie »Kaszeb« i tryczny), zalewam wrzątkiem 2 parówki lub po prostu wcinam chleb z (hasło Izy) »źle widziany swego czymś plus pomarańcze, które sątu tańsze od jabłek. Piję też sporo czer­ czasu repertuar teatru ludowe­ wonego wina, topiąc się w rozkoszy - a przy tym to lekkie, stołowe wi­ go« Na nic zdały się sprzeciwy no jest tu tak tanie! Na pewno nie głoduję, natomiast czuję się dużo Róży wobec stanowczej postawy młodsza i lżejsza. Myślę, że takich prawdziwych wakacji od swojego „ wysokiego konklawe ”, które za­ decydowało o przekazaniu spor­ własnego życia nie miałam dotąd - nigdy. Czas był najwyższy!”. nych punktów do rozstrzygnięcia Mimo zachwytu nad miastem, silnych wrażeń ze spektakli teatralnych cenzurze. Jej żądanie zmian uzna­ i innych imprez oraz spotkań z ciekawymi ludźmi, o których Róża ne zostało za wyrok ostateczny. szczegółowo mi opowiadała w kolejnych listach, mimo towarzystwa Jakiś czas po tym spotkaniu Ró­ kuzynów, Piotra i Hani Faląuetów, mimo wyjazdów w okolice Paryża, ża Ostrowska zanotowała: „Dziś na południe Francji i do zamków nad Loarą - często ogarniała Różę telefon Mazurkiewicza. Cenzura tęsknota za tym, co chwilowo opuściła. Już 31 marca 1962 roku pisa­ w osobie Rozsadzińskiego oczywi­ ła: „mimo bardzo silnych i różnorodnych wrażeń tutaj, chwilami tęs­ ście żąda zmian w posłanych im knię przeraźliwie - właśnie za naszą codziennością, za naszym powie­ tekstach »Bedekera«. Bez komen­ trzem, naszym rodzajem biedy, a przede wszystkim (...) za naszym ro­ tarza. I tylko pytanie: co będę dru­ kować, z czego żyła - czytała sło­ dzajem rozumienia się (...) Francuzi są bardzo drażliwi na temat swe­ wa matki Elżbieta. - Bo na służbę go kraju, obyczajów, a zwłaszcza swojej wolności, która jest argumentem do nich już nie pójdę. Pisać będę. na wszystkie uwagi krytyczne; no i sama rozumiesz co za sytuacja, jeś­ Ale nikt tego nie wyda. Obecna li mnie nie podoba się scenografia jakiejś sztuki, a oni do mnie, że u umowa na powieść z »Morskim« mnie za to wolność”. Myśli te kontynuowała w liście z 14 kwietnia: jest w tych warunkach fikcją, rzecz „Nie jestem nacjonalistką, ale cieszę się, że jestem Polką i że mój kraj jasna, że - nawet jeśli uda mi się jest taki jaki jest, w tej chwili właśnie. Tęsknię bardzo (...), chwilami książkę napisać w terminie - od­ wariacko, a myśl, że zobaczę Was wszystkich, że pobiegnę nad morze rzucą ”. - budzi we mnie uczucia szalone i euforyczne. Jak tylko wypiję wina Zdolności aktorskie i podobny - a tego pije się tu dużo - mam przemożną ochotę mówienia o Polsce do matki niski, altowy i z lekką chrypką głos zaprezentowała Elż­ i tylko najwyższym wysiłkiem powstrzymuję się od tego tematu, któ­ bieta Lorenc w pełni, czytającfrag­ ry tu nikogo naprawdę nie interesuje. menty opowiadania matki Róży, Jedna rzecz jest najlepsza - moja swoboda. Pytasz, czy mam jakieś napisanego, jak zaznaczyła, dla obowiązki. Otóż prócz chodzenia do teatru, śledzenia próby teatralnej, chleba. Jego bohaterami byli au­ czytania prac o współczesnym teatrze i rzadkich kontaktów z ludźmi torka, jej mąż Leszek, i ona, cór­ teatru (odczyty, wykłady, rozmowy) - żadnych obowiązków, żadnych ka. Czytając, robiła dygresje, jak godzin, nic nie muszę. Gdybym przyjechała-jak projektował ambasa­ ona zapamiętała niektóre sceny. dor francuski w Warszawie - 1 listopada, Vilar [Jean Vilar, dyrektor Wspominając ojca-Leszka, akto­ Theatre National Populaire - M.K.] wziąłby mnie do siebie na staż, cho­ ra teatru Wybrzeże, mówiła też o dziłabym do niego na próby. Ponieważ przyjechałam w końcu lutego jego zabawnych, chociaż niezbyt ważnych przyzwyczajeniach, tak­ - Vilar już nie chciał, miał komplet stażystów”. Róży to nie zmartwi­ że aktorskich. „ W obronie ” Le­ ło, bo nie miała zamiaru specjalizować się w reżyserii. szka stanął jego przyjaciel, Ry­ Z przeżyć paryskich powstała książka „Siódme piętro”- sześć opo­ szard Ronczewski, przedstawiając wiadań, których akcja rozgrywa się w środowisku średniej burżuazji z humorem scenki z okresu wojny. paryskiej i wśród polskiej emigracji. Wydało ją Wydawnictwo Mor­ Na to spotkanie licznie przyby­ skie w 1964 roku. li przyjaciele i zaproszeni goście Po powrocie z Paryża Róża podjęła pracę kierownika literackiego w oraz rodzina Róży Ostrowskiej. Na teatrze Wybrzeże (wyprosiła sobie dwa miesiące letniego urlopu, aby wieczór stawili się również przed­ spędzić je w ukochanych Wdzydzach). Później też zawarła umowę z stawiciele młodego pokolenia. Nie­ Wydawnictwem Morskim na opiniowanie nadesłanych do niego lite­ zastąpiona Felicja Baska-Borzysz- kowska przyjechała w towarzyst­ rackich propozycji wydawniczych. To jeszcze zacieśniło naszą przy­ wie uczennic Kaszubskiego Liceum jaźń. Okazywała też wiele przyjaznych uczuć innym redaktorom: Ali­ Ogólnokształcącego. nie Walczakowej, śp. Marii Jasikowej i - nieco wcześniej - Grażynie Iwona Joć Bral. I tak nadszedł Marzec 1968 roku. Róża, która, podobnie jak Lech Bąd-

34 kowski, zawsze bezkompromisowo występowała przeciw peerelow­ skim „błędom i wypaczeniom” i tym razem ostro zamanifestowała swój protest, przemawiając na wiecu przeciw gnębieniu studentów i polskiej inteligencji. Reakcja władz była natychmiastowa: wyrzucono ją zarów­ no z teatru jak i z wydawnictwa, zabraniając publikacji. Nie udało mi się jej obronić, co surowo wypomniała mi Iza Trojanowska. Byłam bez­ partyjna, a to partia wywierała nacisk na dyrektorów obu instytucji. Dziś zarzucam sobie, że nie zdecydowałam się wówczas na rezygnację z pra­ cy w Wydawnictwie Morskim. Róża, zawsze wspaniałomyślna, nie miała do mnie żalu, ale jej sytuacja materialna dramatycznie się pogor­ szyła. Z pomocą przyszedł Zbyszek Szymański; prowadząc firmę bu­ dowlaną powierzył Róży prowadzenie kartoteki opracowywanych przez siebie norm i kosztorysów. Płacił jej regularną, comiesięczną „pensję”. Całą sprawę opisała Róża w swej niedokończonej powieści „Mój czas osobny”, kryjąc Zbyszka pod postacią Wićki (też wilniuka), a za przed­ miot kartoteki dając guziki robione przez Wićkę w różnych kształtach i z różnych materiałów. Wypadki Grudnia 1970 roku korzystnie zmieniły sytuację zarówno literatów, jak i Wydawnictwa Morskiego. Dotychczasowego dyrekto­ ra wydawnictwa zastąpił inny „pobłogosławiony”, jeśli można się tak wyrazić, przez Tadeusza Fiszbacha, I sekretarza Komitetu Wojewódzkie­ Z Leszkiem Bądkowskim. „ Sopot, Grand go PZPR, który również zmienił linię postępowania. Nowy dyrektor Hotel, 6/7.8.58" Edward Mazurkiewicz i nowa kierowniczka redakcji literatury pięknej Wanda Przybysławska nawiązali ponownie kontakty z odsuniętymi po­ przednio pisarzami i zawierali z nimi umowy. Nie uczestniczyłam w tym, gdyż zostałam zdegradowana do roli redaktora w redakcji popu­ larnonaukowej. Nie wiem więc dokładnie, kiedy zawarto z Różą umo­ wę na powieść pod roboczym tytułem „Wołczynki”. Zachował się wprawdzie konspekt tej powieści, ale bez daty, z terminem złożenia do końca 1973 roku. Wiem natomiast, bo moje osobiste związki z Różą i jej rodziną nigdy nie ustały, że tę powieść pisało się jej bardzo trudno i opornie. Była zmęczona, zgaszona, przygarbiona, nieskłonna tak jak dawniej do spotkań towarzyskich i do błyszczenia na nich znakomity­ mi, przeważnie żartobliwymi opowieściami. Wiele przebywała we Wdzydzach lub zamykała się w swym domu we Wrzeszczu, martwiąc się o córkę Elżbietę i syna zmarłej przedwcześnie siostry Leszka Ostro­ wskiego. Nowa powieść, zapowiadająca się znakomicie, ale, niestety, nieukoń- czona, rozgrywała się na dwóch płaszczyznach. Pierwsza - to kaszub­ ska wieś Wygoda, gdzie w starej chacie dwóch sióstr bliźniaczek i ich rodziny znajduje spokój, życzliwość i opiekę sterana życiem i pogrą­ żona w Wiekowej kartotece Majka ze swoim ukochanym Psem - to­ warzyszem. Łatwo dociec, że Majka to alter ego Róży, a Wygoda to Wdzydze ze wszystkimi mieszkańcami, ich ciężką pracą troskami i ra­ dościami, z ich tajemnicami i pięknym nadjeziomym krajobrazem. Druga płaszczyzna książki, to przedwojenna wieś Wołczynki, pod Li- dą na Wileńszczyźnie - dwór należący, jak przyznaje pisarka, do jej przybranej ciotki, w któreym spędzała wszystkie wakacje i święta. Realizacja powieści przekraczała coraz bardziej wątlejące siły autor­ ki. W liście do przyjaciela z 15 III 1974 pisała: „Wołczynki, cudowny drewniany dwór na podmurówce (jak w Soplicowie) stanowiądrugi wą­ tek mojej obecnie pisanej powieści. Płaczę co dzień nad moją nieudol­ nością pisarską próbując je odtworzyć i przekazać ich czar i piękno, płaczę też z tęsknoty. A język powieści, której drugi wątek dzieje się współcześnie na naszych adoptowanych Kaszubach — też mieszany, z

35 Podczas jednej z wypraw na Jeziora Radlińskie

Prenumerata „Pomeranii” 2000 Prenumerata wlpółroczu2000roku wynosi: wkrąju 24 zł (kwartalnie 12 zł; 1 egz. 4 zł); za granicę, zapła­ cona bezpośrednio w „Pomeranii” 72 zł (kwartalnie 36 zł). WII półroczu: w kraju 27 zł (kwartalnie 13 zł 50 gr; 1 egz. 4 zł 50 gr); za granicę 81 zł (kwartalnie 40 zł 50 gr). Opłacić prenumeratę można przez cały czas w redakcji Pomeranii”, ul. Straganiarska 21/22,80-837 Gdańsk, lub przekazać na konto: BIG Bank Gdański, IV Oddział w Gdańsku, nr 11601322-664390- 132. Prenumeratę przyjmują także na ogólnych zasadach: wszystkie urzędy pocztowe oraz listonosze w swoich rejonach i jednostki Ruchu SA na terenie całego krają Wpłaty na prenumeratę zagraniczną przyjmuje również Ruch SA, Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy, skrytka poczt. 12,00-958Warszawa,konto:PBK SAMI Oddział w Warszawie, nr 11101053- 16551-2700-1-67. Uwaga! Prenumerata zbiorowa! Przy prenumeracie w redakcji 5 i więcej egzemplarzy udzielamy 20-proc. zniżki. Zamawiąjąc 5 egzemplarzy płacisz za 4!

36 intonacją i słówkami z naszych stron, ale również splątany z kaszub­ skimi. Co z tego wyjdzie - nie wiem, ostatnio jestem na dnie samopo­ ■aż* istions«* izmu nuitiivsu czucia...” („Mój czas osobny”). Śmiertelna choroba Róży Ostrowskiej - nowotwór płuc - objawiła się wiosną 1974 roku. Gdy byłam u niej na świątecznym śniadaniu wiel­ kanocnym, skarżyła się na silny ból barku. Niebawem zapadła groźna diagnoza i skierowanie na operację, a potem na napromieniowanie ko­ baltem. Po serii zabiegów nastąpiła, złudna, jak się potem okazało, po­ prawa. Pojechała do Wdzydz, była ożywiona, uśmiechnięta, próbowa­ ła podjąć pisanie zaczętej powieści. Towarzyszył jej mąż, który pod­ czas choroby Róży bardzo nią się opiekował, a po jej śmierci mocno załamał. Pod koniec września lub na początku października 1974 roku oble­ wałam swoje nowe mieszkanie w Gdyni. Róża przyjechała na to spot­ kanie, była uprzejma, ale, jak zauważyli inni goście, jakby nieobecna, jakby za szklaną ścianą. Niebawem, chyba w listopadzie, znalazła się znowu w szpitalu. Stan jej wahał się, ale w sumie był coraz gorszy. Gdy LLDLliLL odwiedziłam ją w szpitalu, a później w domu, gdzie opiekowała się nią bardzo ofiarnie jej matka, pani profesor Jadwiga Piotrowiczowa, wi­ działo się wyraźnie postępy choroby. Ostatnie spotkanie z Różą opisał Lech Bądkowski: „28 lutego 1975 roku odwiedziłem ją wraz z Izabel­ lą Trojanowską) i Marią Kowalewską po raz ostatni w mieszkaniu we Wrzeszczu. Stan był zdecydowanie zły, nastąpiły i dały o sobie znać przerzuty nowotworu. Dzięki środkom lekarskim miała częściową świa­ domość, rozpoznawała nas - przynajmniej takie sprawiała wrażenie - ale nie umiała już prowadzić rozmowy i nie bardzo rozumiała, co się do niej mówi, chociaż jak zawsze starała się być towarzyska i uśmiech­ nięta. W tych okolicznościach już tylko życzyliśmy sobie po cichu, aby ostatnia faza nie trwała zbyt długo. Na szczęście los przynajmniej w tym względzie okazał się przychylny” („Fragment portretu” w: „Mój czas osobny”). Róża zmarła po południu w Niedzielę Palmową 23 marca 1975 ro­ ku. Nie wiem, czy uświadomiła sobie przed śmiercią, że została bab­ ką; jej córka Elżbieta Lorencowa kilka dni wcześniej urodziła synka. Pogrzeb odbył się 26 marca na cmentarzu Srebrzysko, było na nim kil­ kaset osób. Studenci z klubu Pomorania nieśli trumnę na ramionach, pani Halina Winiarska, aktorka teatru Wybrzeże odczytała napisany w szpitalu przez Różę wiersz „Telegammaterapia”, gorąco żegnały ją Wdzydze: hafciarka Władysława Wiśniewska przemawiała przez łzy, chór Wdzydzanki odśpiewał kilka pieśni, a Gabrysia Knutówna (wnu­ czka Helenki) recytowała wiersz po kaszubsku. Śpiewał też solista Opery Bałtyckiej Jan Gdaniec, a w imieniu przyjaciół i pisarzy prze­ mawiał krótko Lech Bądkowski. Przez następne lata, ile razy odwie­ dzałam grób Róży (wspólny ze zmarłymi z rodziny Ostrowskich), za­ wsze zastawałam tam kwiaty, znicze, a często też przyjaciół. Gdy minął pierwszy szok, przeszukałyśmy z panią Piotro wieżową po­ zostawione przez Różę materiały. Wszystkie maszynopisy, rękopisy, notatki i inne teksty przekazałyśmy Wydawnictwu Morskiemu, gdzie z wielką starannością i uczuciowym zaangażowaniem przygotowała je do druku redaktor Alina Walczakowa. Dwa i pół roku po śmierci Ró­ ży ukazała się książka zatytułowana „Mój czas osobny”. Wypełniła ona 112 stron powieści, dalej „Notatki i inne materiały”. Tom zamyka tekst „Od Redaktora , w którym Alina Walczakowa wspomina swoje kole­ żeńskie spotkanie z Różą w szkole i na kompletach w Wilnie w latach 1940/1941 i w roku 1944. ■

37 WĘDRÓWKI PO HISTORII Zamek Dariusz Piasek w Tuchomiu

8 maja 1345 roku rycerz Kazimierz, tylko w średniowieczu, ale także w zwany również Chocimierzem lub XVI i XVII, a nawet pod koniec Chociemirem, bliski krewny znane­ XVIII wieku. Mogła ona również go nam już Piotra zNowego, pan zie­ pochodzić z rozbiórki jakiejś innej mi tuchomskiej pod Bytowem, wy­ budowli, a tutaj została użyta wtór­ stawił swojemu wiernemu słudze nie. Wydaje się, że pewne światło Wisławowi akt nadania wsi Ciem­ na dzieje owej piwnicy rzuca najstar­ no. Tekst tego przywileju, znany szy opis folwarku, zawarty w lustra­ obecnie z kilku XVIII-wiecznych cji starostwa bytowskiego z 1637 kopii, zawiera jeden bardzo intere­ roku. sujący szczegół. Otóż wystawienie Według tejże lustracji folwark tu- owego dokumentu, jak zaświadcza chomski, zwany wówczas Konic, o tym jego ostatnie zdanie, miało składał się z dworu i kilku budyn­ miejsce na zamku Kazimierza w Tu­ ków gospodarczych, które rozloko­ chomiu (in castro nostro Tuchom). wano wokół prostokątnego dzie­ Jak wyglądał ów zamek i czy pozo­ dzińca. Lustratorzy królewscy za­ stały po nim jakiekolwiek ślady - oto notowali, że cały zespół był ogro­ pytania, na które od dawna chciałem dzony solidnym płotem, w którym znaleźć odpowiedź. od strony wsi znajdowały się wiel­ W dzisiejszym Tuchomiu pamięć kie podwójne wrota. Za nimi, w po­ o Kazimierzu vel Chocimierzu jest przek drogi, stał duży chlew z prze­ nadal żywa. Jego postać widnieje jazdem, zamkniętym drugimi wro­ nawet jako główny motyw w herbie tami. Po wjechaniu na podwórze miejscowej gminy, choć trzeba za­ miało się po lewej ręce dwa chlewy uważyć, iż przedstawiony na nim i spichlerz z pruskiego muru, kryte wąsaty wojak w groteskowej zbroi dachówką. Po prawej była stodoła, z pewnościąnie jest podobny do ry­ budowana w szachulec, kryta słomą. cerza z XIV wieku. Imię Chocimie- Na wprost wjazdu stał dwór „po rza nosi również jedna z ulic w po­ prusku w cegłę murowany, wysoki, łudniowej części wsi. Okazuje się, dachówką nakryty, jeszcze dobry”. że nie jest to nazwa przypadkowa. W budynku tym była sień, z której Uliczka prowadzi bowiem na teren po lewej stronie wchodziło się do iz­ dawnego folwarku, istniejącego tu­ by bez pieca i okien. Za izbą wzdłuż taj co najmniej od czasów krzyżac­ sieni, znajdowała się komnata, za kich, którego jedyną pozostałością niąkomora, a dalej jeszcze jedna iz­ jest skromny XIX-wieczny dworek. ba bez pieca, za to z kominkiem. Już w przedwojennych opracowa­ Idąc dalej naokoło sieni, ale już po niach niemieckich pojawia się przy­ prawej stronie, mijało się kolejno: puszczenie, że budynek ten został izbę z piecem kaflowym, komnatę, wzniesiony na miejscu zamku Cho- spiżarnię i komorę. Pod tą izbą i cimierza. Dowodem na to miała być komnatą po prawej stronie znajdo­ znajdująca się pod dworem sklepio­ wała się - uwaga! - „piwnica skle- na kolebkowo piwnica, której mu- pista murowana”, do której prowa­ ry wzniesiono z dużej, ręcznie for­ dziły schody z sieni. Z tejże wcho­ mowanej cegły. Chociaż brzmi to dziło się również na piętro, gdzie zachęcająco, nie dajmy się zwieść układ pomieszczeń był taki sam, jak pozorom. Takiej cegły używano nie na dole. XlX-wieczny dworek na dawnym folwarku

Z powyższego opisu można chy­ ba wyciągnąć dwa wnioski. Pier­ wszy, że piwnica zachowana do dzi­ siaj pod dworkiem XIX-wiecznym jest tą samą, która była wzmianko­ wana w 1637 roku, i drugi, że cały dwór nie jest raczej obiektem, któ­ ry można by utożsamiać z późnośre­ dniowiecznym dworem krzyżackim, a tym bardziej z zamkiem Choci- mierza. Trudno w tym miejscu przed­ stawiać szczegółowe dowody, je­ dnak porównanie powyższego opi­ su z planami innych budowli śre­ dniowiecznych o podobnym statusie jasno wykazuje, że były one zna­ cznie mniej skomplikowane. Typo­ wy murowany dwór średniowieczny składał się najczęściej z dwóch do czterech pomieszczeń usytuowa­ wykluczyć, że powstał on na skutek stanowiło jakby przedsionek dla nych amfiladowo, to jest w szeregu. rozbudowy dawnego dworu krzy­ dwóch pozostałych. Tak czy owak, Jeśli był to budynek piętrowy, to iz­ żackiego i że znajdująca się w nim był to budynek niewielki, o prostym, by na wyższych kondygnacjach by­ podłużna piwnica o wymiarach oko­ żeby nie powiedzieć archaicznym, ły zazwyczaj dostępne tylko od ze­ ło 3,5 na 8,6 metra była częścią planie. W lustracji określono go wnątrz, przez drewniane ganki do­ wcześniejszej budowli, jednak, przymiotnikiem stary, jednocześnie stawione do muru, ewentualnie przez moim zdaniem, jest to mało praw­ jednak dowiadujemy się, że wznie­ ciasne schody ukryte w narożnych dopodobne. Skąd ten sceptycyzm? siono go „po prusku”, czyli w kon­ wieżyczkach czy bezpośrednio w Żeby to wyjaśnić, muszę jeszcze raz strukcji szkieletowej, a więc tą sa­ ścianie budowli. Dobrym przykła­ wrócić do lustracji. mą metodą, co wszystkie inne bu­ dem takiego sposobu kształtowania Zaraz po opisie dworu są w niej dynki na folwarku. Może wiec nie wnętrza i bryły budynku jest nieda­ dwa zdania, które odnoszą się do chodziło tutaj tylko o starość samej leki zamek w Bytowie, będący prze­ innego obiektu. Brzmią one nastę­ budowli, ale o starszeństwo miej­ cież obiektem o stosunkowo późnej pująco: „W tyle tego dworu rzeczkę sca względem usytuowania głów­ metryce, bo pochodzącym z przeło­ przeszedszy przez mostek jest dom nego dworu? Przyjrzyjmy się, jakie mu XIV i XV wieku. Dopiero w osobny na kopcu stary po prusku w to było miejsce. XVI stuleciu pojawiają się na na­ cegłę murowany, dachówką nakry­ Dawny folwark leżał na swego szych ziemiach domy o innym u- ty. W sieniach [tego domu - D.P] rodzaju półwyspie, który łagodnym kladzie, wzorowane na renesanso­ piec dla ozdzenia słodu, a drugi dla klinem wcina się w bagnistą dolinę wych willach i pałacach włoskich, chleba; przy nim komora”. Zauważ­ rzeczki Kamienicy. Interesujący nas których podstawowym elementem my, że budynek ten składał się praw­ dom znajdował się z tyłu dworu, za były przestronne sienie, mieszczą­ dopodobnie z trzech pomieszczeń: rzeczką, przez którą przerzucono ce wygodne schody. Wydaje się, że dwóch sieni, z których jedna służy­ mostek. Czy chodziło tutaj o samą takim z gruntu nowożytnym budyn­ ła teraz jako słodownia, a druga ja­ Kamienicę, czy też o jakiś mniejszy, kiem, z dużą sienią na przestrzał, ko piekarnia oraz z komory. Nie bezimienny strumień, będący zape­ jest właśnie dwór tuchomski opisa­ wiadomo, czy były one usytuowa­ wne jej dopływem, trudno rozstrzyg­ ny w lustracji z pierwszej połowy ne szeregowo, czy zgrupowane w nąć. W każdym razie miejsce to le­ XVII wieku. Nie można wprawdzie ten sposób, że jedno z pomieszczeń żało raczej w niewielkiej odległości

39 od dworu, niewątpliwie w dolinie Szczegółowe badania nad reliktami Kamienicy. Dom wznosił się na kop­ średniowiecznych kopców dowiod­ cu, a zatem na sztucznie usypanym ły, że nie zawsze budynek stojący na pagórku otoczonym ze wszystkich jego szczycie miał formę wieży. stron wodą i bagnami. Nie trzeba Równie dobrze mógł to być dom chyba nikogo przekonywać, że miej­ parterowy, a nawet zespół kilku bu­ sce to mogło mieć znaczenie obron­ dynków o różnym kształcie. Zawsze ne. Piwo (produkowane ze słodu) i jednak elementem wyróżniającym chleb były wówczas podstawowy­ go spośród innych zabudowań wsi mi produktami spożywczymi, jest było usytuowanie na sztucznym lub jednak mało prawdopodobne, aby naturalnym wywyższeniu i otocze­ ktoś zadawał sobie tyle trudu, żeby nie suchą lub mokrą fosą. Pan mu­ ze słodowni i piekarni uczynić for­ siał patrzeć z góry na swoich pod­ tecę. Wcześniej ów kopiec i znajdu­ danych, a jego dom nie mógł być łat­ jąca się na nim budowla miały bez wo dostępny. wątpienia zupełnie inne przezna­ Sadzę, że w świetle przedstawio­ czenie. nej tu w wielkim skrócie tradycji hi­ W tym miejscu koniecznych jest storycznej, wzmiankę o „domu na kilka słów wyjaśnienia. Już starożyt­ kopcu” w lustracji z 1637 roku na­ ni Rzymianie budowali nie tylko leży odczytać jako dowód istnienia wielkie obozy legionowe, ale rów­ obok folwarku wcześniejszego za­ nież małe punkty obronne w posta­ łożenia obronnego, które po zbudo­ ci murowanych lub drewnianych waniu nowożytnego dworu spadło wież. W średniowieczu wznoszenie do roli obiektu o znaczeniu czysto tego typu budowli upowszechniło gospodarczym. Nie twierdzę oczy­ się zwłaszcza wśród rycerzy, których wiście, że ów dom opisany w lu­ nie stać było na budowę wielkich za­ stracji był tym samym, w którym ry­ mków. W Polsce małe grody rycer­ cerz Kazimierz wystawił w 1345 ro­ skie pojawiająsię w 2 połowie XIII ku przywilej dla swojego wasala, wieku. Badania archeologiczne do­ jednak mógł on stać na fundamen­ wiodły, że na dużych obszarach na­ tach zameczku krzyżackiego z koń­ szego kraju, podobnie zresztąjak na ca XIV wieku, a ten z kolei wznie­ innych nizinnych terenach Europy, siono zapewne na miejscu drewnia­ najbardziej popularnym modelem nego gródka Kazimierza. Problem wiejskiego dworu obronnego była datowania początków kopca mogły­ drewniana wieża, wzniesiona na by rozstrzygnąć badania archeolo­ kopcu o wysokości kilku i średnicy giczne, wpierw jednak należałoby go kilkunastu metrów, otoczona dodat­ znaleźć. kowo fosąi wałem ziemnym. Takie W Tuchomiu byłem trzy razy, je­ którego gościnny dom stał się dla wieże wznosili zresztąnie tylko ry­ dnak za pierwszym nie miałem do­ mnie bazą wypadową. W Tuchomiu cerze, ale również książęta czy in­ syć czasu, żeby spenetrować dolinę zjawiliśmy się wcześnie rano i, uz­ stytucje kościelne, w tym także za­ Kamienicy na tyłach dworu, a za brojeni w kalosze, zeszliśmy w do­ kony rycerskie. Model ten sprawdzał drugim okazało się, że nie można te­ linę Kamienicy. Z mapy wynika, że się wszędzie tam, gdzie brak czasu go uczynić bez kaloszy. W końcu, w tym miejscu ma ona około 500- lub ograniczone możliwości finan­ przed miesiącem, wybrałem się tam 600 metrów szerokości i jest zupeł­ sowe nie pozwalały na budowa­ po raz trzeci, tym razem w towarzy­ nie płaska. Cała dolina jest jednak nie większych założeń obronnych. stwie Krzyśka Wirkusa z Bytowa, dosyć gęsto porośnięta lasem, tak

40 Dwór od strony stawu Fotografie autora

więc patrząc z brzegu nie można cyjne, musieliśmy stwierdzić, że ma­ folwarkiem i drogą do Miastka. mieć pewności, czy gdzieś w głębi pa miała rację. W dolinie nie ma ani Szkoda, że nigdy nie będziemy mog­ nie zachowały się przypadkiem reszt­ śladu kopca. Prawdopodobnie zo­ li sprawdzić, czy rzeczywiście na ki naszego kopca. Szukaliśmy go z stał on zniszczony w czasie prac me­ tym kopcu wznosił się niegdyś za­ jednej i drugiej strony Kamienicy, lioracyjnych w XIX wieku. Być mo­ mek Kazimierza. Wydaje mi się je­ niestety, bezskutecznie. Po dwóch że jego pozostałości użyto do zasy­ dnak, że ta hipoteza jest znacznie godzinach przedzierania się przez pania wspomnianych w lustracji sta­ bliższa prawdy niż przypuszczenie, zarośla i trzciny, brodzenia w bło­ wów, z których do dzisiaj zachował że relikty tamtej budowli znajdują cie i skakania przez rowy meliora­ się tylko jeden, położony pomiędzy się pod istniejącym dworem. ■ KASZUBSKIE ZESPOŁY ARTYSTYCZNE

Jest rok 1992. Ekonomistka Katarzy­ pracowuje Teodozja Narloch, a kie­ - trąbka, Monika Kołatka - klarnet na Drewek (obecnie Maliska) i ze- rownikiem muzycznym zostaje Jerzy i J. Zaremba - akordeon. Próby od­ cer Leszek Karasiewicz już od szes­ Zaremba. Zespół pozyskuje sponso­ bywają się dwa razy w tygodniu. nastu lat tańczą w zespole Kaszuby rów. Obecnie wspierają go Urzędy Już po trzech miesiącach inten­ w Chojnicach. Zespół odczuwa brak Miasta i Gminy w Chojnicach oraz sywnej pracy Bławatki występowa­ napływu młodych. Uzdolnionych ar­ miejscowi biznesmeni. ły 17 stycznia 1993 roku w „Wese­ tystycznie dzieci trzeba szukać w W Bławatkach są prawie wyłącz­ lu kaszubskim” (opartym na sztuce szkołach, ale te, poza SP 2, nie pro­ nie dzieci: przedszkolne, uczniowie „Hanka sę żeni” księdza Bernarda wadzą szkolnych zespołów. Pani Ka­ SP 1 i innych chojnickich szkół pod­ Sychty), wystawionym przez zespół tarzyna i pan Leszek tworzą taki ze­ stawowych oraz z Charzykowych, Kaszuby. spół 1 października 1992 roku w Pawłowa i Rytla, a także z gimna­ Po tym występie i czterech następ­ Szkole Podstawowej nr 1. zjów. W skład 62-osobowego zespo­ nych z Kaszubami, Bławatki skon­ Wspiera ich dyrektorka szkoły łu wchodzi również kapela: Elżbie­ centrowały się na wykonywaniu pieś­ Ludmiła Paczkowska, do pracy włą- ta Ciskowska - skrzypce, Andrzej ni, piosenek i tańców kaszubskich. czająsię choreografowie: Klara Mi- Czapiewski - diabelskie skrzypce, Konkursowe sukcesy zaczęło wy­ szewska z Chojnic i Jan Właśniew- Anna Danielska - kontrabas, L. Ka­ różnienie w 1994 roku na IX Prze­ ski z Gdańska, stroje kaszubskie o­ rasiewicz - burczybas, Mariusz Kiełb glądzie Pieśni, Tańca, Muzyki i Ga- Młodzieżowych i Dziecięcych Wo­ jewództwa Pomorskiego w Koście­ rzynie (1999). Zespół zaprezentował się w tele­ wizji ogólnopolskiej w programie „Randka w ciemno”, w bydgoskiej (nagranie i wywiad) oraz gdańskiej w „Rodny zemi”. W Polskim Radiu Gdańsk nagrał płytę oraz dwie kase­ PAWŁA DZIANISZA ty magnetofonowe. Bławatki śpiewały podczas papies­ kich mszy świętych w Sopocie, Pel­ plinie i Bydgoszczy, w której były je­ Śląski po raz trzeci dynym zespołem kaszubskim. Dru­ W 15 lat od I wydania Jerzy Śląski gim ważnym przeżyciem w roku 1999 oddal nam trzecią kolejną edycję dla członków zespołu była podróż „Polski Walczącej”. Zdobyła ona so­ tuiystyczno-artystyczna. Byli w Sło­ bie wybitne miejsce w literaturze wo­ wacji, na Węgrzech, w Słowenii, we jennej, stała się zarówno elementa­ Włoszech, Francji, Hiszpanii, An­ rzem, jak i encyklopedią działalności dorze, Belgii, Holandii, Niemczech Polskiego Państwa Podziemnego i i w niektórych tych krajach wystę­ bohaterskich walk zbrojnych jego or­ ganizacji. Po lekturze pierwszego powali. wydania prof. Zbigniew Brzeziński Bławatkom sprzyjająwładze mia­ dziękował autorowi, nazywając jego sta, dyrekcja i chyba wszyscy nau­ książkę „wzruszającą i przejmującą czyciele SP 1 oraz wielu rodziców, relacją o niezwykłym heroizmie ludzi, z których szczególnie pomagająGab- którzy w wielu przypadkach po woj­ riela Czarnowska oraz Helena (kro­ nie cierpieli niesłusznie, zamiast być nikarka zespołu) i Irena Drewek. uhonorowanymi za ich odwagę i sa- Janusz Kowalski mopoświęcenie”. „Polska Walcząca” w nowym, trzecim wędy Kaszubskiej w Chojnicach. wydaniu, po raz pierwszy wolna jest Podczas następnych przeglądów ze­ Adres zespołu: od cenzorskich ingerencji. Pierwsze spół zajął miejsca: I (1996) i II (1998). ul. 31 Stycznia 21-23 (SP 1) wydanie odczuło bardzo boleśnie W 1995 roku Bławatki „wyśpiewa­ 89-600 Chojnice bezceremonialność cenzury, zosta­ ły i wytańczyły” m.in. III miejsce na tel. 0-52/397-50-39 ło bezlitośnie pocięte. Także i II edy­ Przeglądzie Dziecięcych Zespołów Opiekunowie: cja (w połowie 1988 r.) doznała „czuj­ Folklorystycznych Kaszub i Kocie- Leszek Karasiewicz ności” strażników „jedynie słusznych wia we Wdzydzach Kiszewskich oraz Chojniczki 44 poglądów”. I teraz dopiero, zachowu­ I na Ogólnopolskim Przeglądzie Ze­ 89-606 Charzykowy jąc koncepcję, podział tematyczny i społów Dziecięcych w Skierniewi­ tcl. 0-52/397-37-01 chronologię poprzednich wydań, cach i na XX Międzywojewódzkim Katarzyna Maliska mógł autor m.in. uwzględnić w nale­ Przeglądzie Zespołów Folklorysty­ żytym rozmiarze agresję sowiecką z ul. Zapolskiej 28 cznych Kaszub, Krajny, Kujaw i Pa­ 1939 r., działalność GL-AL, zbrojną 89-600 Chojnice łuk w Nakle (tam rok później - II walkę podziemia po 1944 r., tematy miejsce). Ponadto I miejsca na IV Fe­ tel. 0-52/397-07-09 dziś - jak to stwierdza autor w sło­ stiwalu Kaszubskim w Słupsku Fot. Roman Kortas wie wstępnym - już nie zamknięte (1998) i na Przeglądzie Zespołów cenzorskimi zasiekami.

43 Rubryka ta, ze zrozumiałym zainte­ okres żywiołowego powstawania i haseł w „Słowniku” Sychty rozpro­ resowaniem zatrzymuje się na obra­ szybkiego uśmiercania przez Niem­ szonych. Książka więc zrodzona ze zie okupacyjnych dnia Pomorza. Śląs­ ców różnych ugrupowań podziem­ „Słownika” Sychty staje się nową, ki przypomina jego losy od prze­ nych, lecz wyszły z niego umocnio­ oryginalną jakością, dziełem niezwyk­ kształcenia tej ziemi w Reichsgau ne i rozwijały się nadal, by wkrótce le pożytecznym, ułożonym w logi­ Danzig-Westpreussen, gdzie rządził uzyskać całkowitą supremację po czne ciągi tematyczne, ułatwiającym przywódca gdańskich hitlerowców polskiej stronie biegnącego przez orientację w szerokiej przestrzeni gauleiter Albert Forster i gdzie każ­ Pomorze frontu walki. Ma tu śląski ludowych obyczajów, wierzeń, folk­ de miasto miało swoją katownię i swe na myśli Tajną Organizację Wojsko­ loru. miejsce straceń. Dla Gdańska była wą „Gryf Pomorski” oraz Armię Kra­ W poszczególnych rozdziałach mo­ to Viktoriaschule, więzienie przy jową. wa o kosmetyce ludowej i symboli­ Schiesstange i pierwszy hitlerowski Autor kreśli ich dzieje z wysoką kom­ ce marzeń sennych, toastach i wes­ obóz koncentracyjny na ziemiach na­ petencją, przypominając ludzi i zda­ tchnieniach, medycynie ludowej i dia­ leżących obecnie do Polski - Stutt- rzenia, opisując dramatyczne obra­ belskich mocach. Mądrość ludu ka­ hof. Pierwsze ofiary pochłonął on już zy walk i wymierzonego przeciw hit­ szubskiego, jego poczucie humoru, w okresie od września do grudnia lerowskiej machinie wojennej sabo­ jego etyka wyzierają z każdej niemal 1939. Lasy Piaśnickie, Las Szpę- tażu i dywersji. Dziesiątki, setki strony tego pouczającego i interesu­ gawski, Księże Góry, Karolewo, Ra- epizodów - jak choćby przypieczę­ jącego zbioru, w którym wiedza o dzim, Rudzki Most, Klamry, Barbar­ towany śmiercią los jednego z naj­ Kaszubach i miłość do nich podały ka -to nazwy dziś jeszcze dźwięczą­ zuchwalszych partyzantów pomor­ sobie ręce. ce grozą i niezasklepionymi ranami skich, Stanisława Miszkiera pod pod- Jerzy Treder, Kaszubi, wierzenia i pamięci. kościerskim Cięgardłem, jak uciecz­ twórczość. Ze Słownika Sychty. Trwa jednak także pamięć oporu i nie­ ka drugiego komendanta „Pomnika” Oficyna Czec, Gdańsk 2000 słabnącej woli przetrwania wierności płk. Rudolfa Ostrihanskiego podczas ojczyźnie. Okręg Danzig-Westpreus­ ewakuacji obozu w Stutthofie, jak ca­ sen dzielił się na trzy regencje: gdań­ ła działalność „Gryfa” („w całej oku­ ską, bydgoską i kwidzyńską, stolicą powanej Polsce nie było drugiej pod­ Wojciechowe Rozłazino ziemnej organizacji regionalnej o jego był Gdańsk. Ziemie te obfito­ Relikwiarz św. Wojciecha w Rozła- wały - kreśli Śląski ich krajobraz - w takiej liczebności i takim terenie dzia­ zinie ma kształt promienistej glorii. Do łania”). Dziesiątki więc, setki sensa­ duże kompleksy leśne, z których naj­ drugiej wojny światowej - pisze au­ cyjnych często wątków poddaje Śląs­ większy to Bory Tucholskie. One też tor ciekawej kroniki parafii rozłaziń- ki w swej ogromnej, trzytomowej, pa­ stanowiły główną bazę grup i oddzia­ skiej - służył jako relikwiarz, a w la­ sjonującej lekturze. łów partyzanckich, należących do tach pięćdziesiątych przerobiony zo­ dwóch zbrojnych organizacji konspi­ Jerzy Śląski, Polska Walcząca, 11, stał na monstrancję, używaną w ko­ racyjnych, które nie tylko przetrwały II i III. Oficyna Wydawnicza Rytm, ściele filialnym w Dzięcielcu. Obecnie, Warszawa 2000 po kapitalnej renowacji i pozłoceniu oraz wykonaniu atrybutów św. Woj­ ciecha, monstrancji przywrócona zo­ Treder według Sychty stała poprzednia funkcja. Wątki tematyczne i hasła rzeczowe Jest bowiem Rozłazino kościołem są w monumentalnym „Słowniku gwar Wojciechowym, o czym mówi roz­ kaszubskich na tle kultury ludowej” dział otwierający książkę. Dalej czy­ rozsiane po 7 tomach, co dla zain­ tamy o wsiach tworzących parafię teresowanych stanowi pewną niedo­ - Rozłazinie, Dzięcielcu, Popowie, godność. Po pierwsze - trzeba by Nawczu, Lówczu, Osieku, Jeżewie, owe 7 tomów mieć pod ręką, po dru­ Karczemce, Porzeczu, Paraszynie, gie - trzeba nieraz intuicyjnie trafić Bożympolu Wielkim i Małym, o kap­ na poszukiwane szczegóły, ukryte w łanach pracujących w parafii. zbiorczych wywodach. Jerzy Treder, Rzadko która parafia może się po­ znakomity znawca przedmiotu, a tak­ chwalić taką zawiązującą jej wspól­ że świetny odgadywacz czytelniczych notę książką. potrzeb, ułożył atrakcyjną książkę o Ks. Władysław Palmowski, Dzieje Kaszubach, ich wierzeniach i twór­ parafii Rozłazino. Instytut Teolo­ czości, skromnie określając swoją giczny Księży Misjonarzy, Kraków pracę jako zgromadzenie i ułożenie 2000

44 i pism kurii rzymskiej, nie wystę­ ich zapisów, ale samej nazwy mia­ puje określenie Wejherowa jako sta i tu nie może być dowolności. Nowego Miasta. Nazwa Nowe Miasto, jako kalka listy Tymczasem w albumie pisze się, nazwy Neustadt, jest używana do­ że „ niemiecka nazwa Neustadt po­ piero od 1772 roku, a jej uzasad­ chodzi od używanej w II pol. XVII nienie nie ma nic wspólnego ani wieku nazwy polskiej Nowe Mia­ z przywilejem lokacyjnym króla sto ", a w „Nazwy miast... ” zapi­ polskiego, ani przywilejem woje­ sano: „Założona przez Jakuba wody malborskiego Jakuba Wej­ Wejhera (...) osada otrzymała tym­ hera, ani z żadnym dokumentem czasowe określenie Nova Colonia z pol. XVII wieku. Należy odrzucić (...). W kronice tutejszego klaszto­ twierdzenie, że od początku rów­ ru Reformatów pod rokiem 1646 nocześnie funkcjonowały dwie na­ zapisano Nowe Miasto Obie in­ zwy Wejherowo i Nowe Miasto formacje są błędne, a ich autorzy — gdyż tak nie było i poprawić mylnie powołują się na autorytet błędy w obu wymienionych książ- Kroniki o. Grzegorza. Ani pod da­ kach- Wojciech Wiła Jednak tą 1646, ani w innym miejscu Kro­ Wejherowo niki nie wymienia się nazwy Nowe Miasto, ani Nova Colonia, z której można byłoby wywieść określenie Na łamach „Pomeranii”prosto­ pierwsze. Występują natomiast wałem już błąd dotyczący koloru określenia: „novae coloniae Vei- tła herbu Wejherowa i zgłaszałem heroviance ”, „ coloniam novum zastrzeżenia do daty urodzin mia­ zwane Wejherowska Wola”, „co­ sta i zapisania nazwy Wejherowo. loniae Weiherowska Wola dzie- Obecna polemika ma ścisły zwią­ więciokrotnie postać: Wejherow­ zek z tamtymi kwestiami i dotyczy ska Wola lub Wola Wejherowska braku należytej znajomości dzieła po niemiecku zapisywana „ Wey­ opisującego początki miasta, Kro­ hersfrey (tłumaczenie); ponad niki klasztornej o. Grzegorza z lat dziewięćdziesiąt razy „ Weihero- 1633-1676. polim ” czy „ Veyheropolitana ”, Okolicznością, która skłania w tym piętnastokrotnie zapis po mnie do zajęcia się tym proble­ polsku „ Weiherowo ”. mem, jest ukazanie się dwóch Zatem, gdy w Kronice mowa prac: albumu „ Wejherowo na sta­ 0 założonym przez Jakuba Wejhe­ r rej pocztówce ” oraz wznowienie ra nowym mieście, używa się Jerzy Śląski poszerzonej i poprawionej pracy określenia nawiązującego do na­ zbiorowej „Nazwy miast Pomorza zwy rodu założyciela. Przywilej wyróżniony Gdańskiego ”, w których, moim lokacyjny J. Wejhera z roku 1643 medalem zdaniem, błędnie podaje się, że od nosi tytuł „ Privilegium novae co­ początku w oficjalnym obiegu fun­ loniae Weiherovanae ”. W przywi­ „Poruszył kcjonowały dwie nazwy: Wejhero­ leju króla Jana Kazimierza z 1650 wo i Nowe Miasto. W publika­ roku zapisano: „ w roku 1643 za­ wiatr od morza” cjach A. Labudy, W. Odyńca łożył [Jakub Wejher -W. W.] no­ i S. Gierszewskiego, a także i F. wą kolonię zwaną po niemiecku Schultza jednoznacznie stwierdza Weihersfrey, czyli Weiherowską ■ Kolejnym laureatem Medalu im. Ber­ narda Chrzanowskiego „Poruszył wiatr od się, że jedyną nazwą miasta Wolę ”. W tym dokumencie pisze morza” werdyktem kapituły (Anna Ko- w trakcie jego powstawania się też: „ Wreszcie pragnie założyć ścielecka, Tadeusz Bolduan, prof. Józef w XVII wieku i później, aż do roz­ miasto nazwane odjego rodu Wei- Borzyszkowski, Paweł Dzianisz), której biorów, była nazwa Wejherowo, heropolis czyli Weiherowo ". różnie zapisywana, zaś nazwą mistrzem jest prof. Gerard Labuda, został Można zatem stwierdzić, że w jednomyślnie warszawski dziennikarz i pi­ wcześniejszą dla nowej kolonii by­ latach 1643-1649 r. osadę założo­ sarz Jerzy Śląski, autor dzieła o Polsce pod­ ło określenie Wejherowska Wola. ną w dobrach śmiechowskich na­ ziemnej. Nazwa Nowe Miasto, polska kalka zywano Wejherowską Wolą zaś Jerzy Śląski, wybitny dziennikarz i nazwy nadanej miastu przez pań­ od nadania przywileju miejskiego publicysta, kierując kolejno redakcjami: stwo pruskie po 1772 roku - Neu­ przez Jana Kazimierza w 1650 r. „ WTK” (1958-1970), „Słowa Powszech­ stadt, to nie tyle powrót do źródeł, nosi ona nazwę Wejherowo, róż­ nego” (1971-1981) i, według własnej ile nawiązywanie do pruskiej tra­ nie zapisywaną po łacinie, polsku formuły przeorganizowanej, „Polski dycji. Ani w Kronice o. Grzegorza, 1 po niemiecku, jednak nie jako Zbrojnej” (1990-1994), wytrwale i kon­ ani w żadnym dokumencie kance­ Nowe Miasto czy Nowa Kolonia, sekwentnie odbudowywał patriotyczną larii królewskiej, kancelarii bisku­ a tym bardziej Neustadt. świadomość Polaków, odtwarzając w piej, sądów grodzkich czy kore­ Spór nie dotyczy bardziej lub panoramicznym ujęciu okupacyjne dzieje spondencji władz zakonnych, jak mniej popularnych określeń czy państwa podziemnego, wiele uwagi przy-

45 Złocisty Żagiel i nagrodę Zrzeszenia otrzymał chór Fantazja. Fot. Stanisław Jankę

wiązując do dziejów ruchu oporu na Ka­ stytutu Wychowania Muzycznego Uni­ szubach. Pieśń wersytetu Warmińsko-Mazurskiego w „Kaszubi stawiali najeźdźcy twardy Olsztynie, dyrygowany przez Katarzynę opór dosłownie od pierwszego do ostat­ jak morze Bojaruniec. Chór zaśpiewał znakomitą niego dnia okupacji, co przez długie lata kaszubszczyzną„Fantazję morską” Lu­ pomijano całkowitym milczeniem”. cjana Marzewskiego. Ustanowiony uchwałą Zarządu Głów­ ■ W XVI Ogólnopolskim Festiwalu Pieś­ Festiwalowi patronowało Minister­ nego Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskie- ni o Morzu, odbywającym się od 28 do stwo Kultury i Dziedzictwa Narodowe­ go 16 maja 1987 r. Medal im. Bernarda 30 kwietnia br. w Wejherowie, udział go; współorganizatorami imprezy były Chrzanowskiego „Poruszył wiatr od mo­ wzięło 16 chórów polskich oraz gościn­ Starostwo Powiatu Wejherowskiego i rza” jest wysokim wyróżnieniem dlaosób nie chór żeński Tyresö Diskantor ze Szwe­ Urząd Miasta Wejherowa. Chóry, poza lub zespołu czy instytucji spoza Pomo­ cji. Sześcioosobowe jury pod przewodni­ konkursem, koncertowały w kościołach rza, działających na rzecz wszechstron­ ctwem prof. Henryka Gostomskiego z powiatu wejherowskiego. Imprezie to­ nego rozwoju tego regionu i wnoszących Akademii Muzycznej w Gdańsku Grand warzyszyły m.in. ekspozycja plakatów wybitny wkład w jego kulturę i gospodar­ Prix - Złocisty Żagiel - przyznało chó­ Festiwale lat'90. i wystawa fotograficzna kę. Kolejnymi laureatami medalu byli: rowi żeńskiemu Gaudium Per Canto z „Piękno Kaszub”, obie autorstwa Edmun­ ks. prof. Janusz Pasierb, poeta, historyk Gdańska pod dyrekcją Anny Fiebig. da Kamińskiego. s.j. sztuki; prof. Alfred Majewicz, języko­ Głównymi inicjatorami wejherowskie- znawca; Ferdinand Neureiter (Austria), hi­ go święta pieśni o morzu, organizowa­ storyk literatury kaszubskiej; Günter Grass nego co dwa lata od 1966 roku, byli: (Niemcy), pisarz; prof. Gerard Labuda, Mieczysław Baran (1935-1980), długo­ historyk; Edward Pałłasz, muzykolog i letni dyrygent miejscowego chóru męs­ Frankończycy kompozytor; Hanna Popowska-Taborska, kiego Harmonia, i Jerzy Kiedrowski, językoznawca; Hans Georg Siegler (Niem­ działacz Zrzeszenia Kaszubsko-Pomors- w Domu cy), pisarz. kiego. Ideą imprezy jest upowszechnia­ Kaszubskim Patron prestiżowego wyróżnienia Ber­ nie pieśni marynistycznej i kaszubskiej. nard Chrzanowski, poznański prawnik, W kategorii chórów dziecięcych uho­ działacz narodowy, publicysta i pisarz norowano Złocistym Żaglem i nagrodą ■ Przedstawiciele Frankonii Środkowej zwany „odkrywcąkaszubskiego brzegu”, Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego (w gościli w kwietniu w Gdańsku. Podpisa­ w bogatym dorobku pozostawił wiele wysokości 3 tysięcy złotych) gimnazjal­ no porozumienie o współpracy regionu ważkich w treści publikacji mówiących ny chór Fantazja ze Słupska, którym kie­ leżącego w niemieckiej Bawarii z woje­ o obowiązku wobec pomorskiej małej oj­ ruje Lilianna Zdolińska, urzekający ży­ wództwem pomorskim. Na spotkaniu w czyzny. wiołowym wykonaniem pieśni. Domu Kaszubskim prezes Zrzeszenia Ka­ Uroczyste wręczenie medalu „Poru­ Najciekawiej zaprezentował utwór ka­ szubsko-Pomorskiego prof. Brunon Syn- szył wiatr od morza” Jerzemu Śląskiemu szubski i otrzymał nagrodę im. Mieczy­ ak zapoznał Frankończyków z działalno­ odbędzie się 16 czerwca br. w Gdańsku. sława Barana, ufundowaną przez wej- ścią Zrzeszenia. Zastanawiano się nad P.D. herowski oddział ZKP, chór żeński In­ możliwościami współpracy w dziedzinie

46 etnografii, muzyki, piśmiennictwa. Mię­ dzy innymi wysunięto propozycję wymia­ ny artykułów o regionach pomiędzy cza­ sopismem Frankonii i „Pomeranią”. sz

, Zapiski” nagrodzone

■ „Zapiski kaszubskie, pomorskie i mor­ skie” profesora Gerarda Labudy zostały uznane za GdańskąKsiążkę Wiosny i no­ minowane do dorocznej Nagrody Artu­ sa. Podczas uroczystości w Ratuszu Sta­ romiejskim w Gdańsku laudację wygło­ sił Tadeusz Skutnik, a akt nominacyjny odebrał - w imieniu nieobecnego profe­ sora - wydawca książki Wojciech Kied- Frankończycy w Domu Kaszubskim. Fot. Edmund Szczesiak rowski, właściciel Oficyny Czec. Przyjął także list gratulacyjny, który wystosował z tej okazji marszałek Sejmu Maciej Pla­ ży ński. Nagroda Artusa jest wspólną inicjaty­ wą „Dziennika Bałtyckiego”, Radia Plus i Telewizji Gdańsk.

Hymn turecki dla muzeum wBędominie

■ W Domu Kultury Młyniec w Gdańsku odbyła się sesja popularnonaukowa na temat rozwoju stosunków polsko-turec­ kich. Wzięło wniej udział ponad sto osób: Beata Puka z „ Dziennika Bałtyckiego " gratuluje wydawcy „ Zapisków " Wojciechowi Kiedrowskiemu. Fot. Edmund Szczesiak Polaków, Turków i polskich Tatarów. Po odegraniu hymnów narodowych obu państw wręczono medale „Józef Wybic­ ki - twórca hymnu narodowego” jako po­ dziękowanie za współpracę i pomoc. Otrzymali je: Stowarzyszenie Przedsię­ biorców Polska - Turcja w Warszawie, gdańska gmina muzułmańska (w 40-lecie jej działalności) i Związek Tatarów Pol­ skich w Gdańsku oraz Oświata- Lingwi­ sta, Nadbałtyckie Centrum Kultury w Gdańsku (patron Muzeum Hymnu Naro­ dowego w Będominie). Wygłoszono dwa referaty: „Dzieje Ma­ zurka Dąbrowskiego w Turcji i tureckie­ go hymnu narodowego” (Henryk Waw- rzyk) i „Wybitni Polacy związani z Tur­ cją” (Czesław Skonka). Następnie odby­ ła się dyskusja na temat dalszego rozwoju stosunków polsko-tureckich w dziedzinie kultuiy, oświaty, turystyki, handlu, pro­ dukcji i usług. Zainicjowano powołanie Goście i organizatorzy sesji polsko-tureckiej. Fot. Czesław Skonka

47 Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Tureckiej. trzecie Karolowi Adolphowi z Zespołu Deklaracje podpisało 45 uczestników Szkół Gospodarki Żywieniowej w Rzu- spotkania. cewie. Dzięki sesji wzbogaciły się też mię­ Podczas gdy uczniowie zmagali się z dzynarodowe zbiory Muzeum Hymnu pisemnymi pytaniami, ich nauczyciele- Narodowego w Będominie, do którego opiekunowie spotkali się z członkami klu­ przekazano tekst i kasetę z nagraniem bu Pomorania. Mówili o trudnościach z hymnu tureckiego („Istiklal Maręi” przygotowaniem podopiecznych do kon­ - „Marsz niepodległości”, autor - Meh- kursu, o poszukiwaniu wskazanych lek­ med Akif Ersoy). C.S. tur, które są nieosiągalne w szkolnych i publicznych bibliotekach, a także o bra­ ku czasu na solidne przygotowanie się do regionalnej spartakiady. Brak książek o regionie w szkolnych i publicznych bib­ liotekach, jak mówili pedagodzy, wyni­ Kaszubsko- ka przede wszystkim z wadliwej dystry­ bucji, która nie wykracza poza Gdańsk. Ks. inf. prof. Antoni Liedtke -pomorski konkurs Stąd w miastach powiatowych czy gmi­ nach, biblioteki są słabo w nie zaopatrzo­ ■ W XIV Konkursie Wiedzy o Pomorzu ne. Ponieważ tematyka regionalna kon­ chownego, a wywodzącego się właśnie o indeks na studia geograficzne na Uni­ kursu wykracza poza treści wykładane z tej wsi. wersytecie Gdańskim walczyło 8 kwie­ na lekcjach, a nauczycielom nie starcza Tablicę wmurowano w kruchcie ko­ tnia br. 36 uczniów szkół średnich z je­ czasu na jej omówienie, w pogoni za ścioła, obok epitafium poświęconego po­ denastu miast województwa pomorskie­ książką uczniowie „zmuszani” są więc mięci chwaszczyńskich księży Roberta go (Gdynia, Lębork, Gdańsk, Słupsk, do wyjazdów do Gdańska czy Gdyni, a Sarnowskiego i Józefa Kuppera, zamor­ Tczew, Rzucewo, Puck, Kartuzy, Wejhe­ te wymagają często indywidualnej mobi­ dowanych w 1939 r. w Piaśnicy. Ufun­ rowo, Człuchów, Brusy). lizacji. dowała ją Jadwiga Chruścicka z domu W organizowanym od 1987 roku przez Kto powinien zatem informować szko­ Freiberg, mieszkająca w Toronto. Pani Klub Studencki Pomorania konkursie od ły o wznowieniach książkowych i no­ Jadwiga, pochodząca z Chwaszczyna lat biorą udział uczniowie z tych samych wych wydawnictwach - Kuratorium Oś­ krewna ks. Antoniego Liedtkego, jest szkół średnich z Pomorza Gdańskiego, wiaty, Instytut Kaszubski, Zarząd Główny wdową po znakomitym artyście plasty­ rzadko z Pomorza Zachodniego (w tym Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego czy ku Eugeniuszu Chruścickim, działają­ roku po kilkuletniej przerwie obecni by­ może jego oddziały w terenie? cym przez wiele powojennych lat w Ka­ li uczniowie ze Słupska). Organizatorów ciekawił mechanizm nadzie. Jest ona znaną animatorką życia Celem konkursu jest motywowanie szkolnego naboru uczniów na konkurs. tamtejszej Polonii, a właściwie Kaszu- młodzieży do wzbogacania wiedzy o Po­ Czy jest to młodzież, która sama zgłosi­ bii... Działa bowiem przede wszystkim morzu. Jego tematyka obejmuje zaga­ ła się na eliminacje wstępne, czy może w środowisku Kanadyjczyków pocho­ dnienia historyczne, geograficzne, lite­ obejmują one wszystkich uczniów danej dzących z Kaszub, a także często gości rackie oraz kulturalne całego Pomorza, ze szkoły. Niezawodna okazuje się metoda u siebie rodaków z kraju zainteresowa­ szczególnym uwzględnieniem Kaszub. pierwsza, sprawiająca, że na konkurs zgła­ nych Kaszubami znad Ontario. W mszy Tegoroczny konkurs, jak w ubiegłych szają się nierzadko prawdziwi pasjonaci świętej, odprawionej o godz. 16.00, udział latach, przebiegał w trzech etapach. regionu. wzięli: Barbara Rumpca, sędziwa już Pierwszy to eliminacje szkolne, przepro­ Takie jest właśnie założenie konkursu. siostra ks. Antoniego, krewni z licznych wadzane przez nauczycieli. Na tym eta­ Jego uczestnicy mająbowiem wykazać się, rodzin Freibergów i Rompców oraz wie­ pie odpowiedzi na pytania, przygotowa­ jak na zakończenie konkursu powiedział lu mieszkańców Chwaszczyna i okolic. ne przez organizatorów, oceniają peda­ prof. Jerzy Szukalski, bardziej zaintere­ Koncelebrze przewodniczył ks. infułat godzy. Etap drugi przeprowadzony na sowaniem Kaszubami i całym Pomorzem Stanisław Grunt, przyodziany w ornat, Uniwersytecie Gdańskim, składał się z - swoją małą ojczyzną aniżeli wiedzą który ks. A. Liedtke miał na sobie w cza­ części testowej, a następnie opisowej, do encyklopedyczną o tych terenach. Cel sie odprawiania mszy prymicyjnej w której przeszło 10 osób. Do finału kon­ ten, zdaniem jury i organizatorów, został 1929 r. Głównemu celebransowi towa­ kursu zakwalifikowanych zostało 5 osób. osiągnięty. Iwona Joć rzyszyli przy ołtarzu ks. Czesław Go- Odpowiadały one na wylosowane zesta­ stomski, proboszcz chwaszczyński, oraz wy pytań z geografii, historii, literatury i księża z okolicznych parafii i z Pelplina kultury Pomorza. - ks. kanonik Roman Ciecholewski, ks. Zdobywca pierwszego miejsca, To­ prałat Wiesław Mering i inni. masz Larczyński z 1 Liceum Ogólno­ Upamiętnienie Podobnie jak podczas innych uroczy­ kształcącego w Gdańsku, otrzymał in­ ks. A. Liedtkego stych mszy św. odsłonięto w głównym oł­ deks Uniwersytetu Gdańskiego na kieru­ tarzu figurkę Chwaszczyńskiej Madonny. nek geografia (do niedawna zwycięzca Tę gotycką figurkę ks. Antoni odnalazł konkursu mógł wybierać między geogra­ ■ 27 marca br. odbyła się w Chwaszczy- przed II wojną na strychu chwaszczyń­ fią i historią). Drugie miejsce jury kon­ nie uroczystość poświęcenia tablicy u- skiej plebanii. Przekazano jąwówczas do kursu - Jerzy Szukalski (geografia), Ma­ pamiętniającej księdza infułata prof. An­ Pelplina, do konserwacji, wróciła do rek Cybulski (literatura), Dariusz Piasek toniego Liedtkego (1904-1994), diece­ Chwaszczyna w 1976 r. (historia) - przyznało Mikołajowi Bo- zjalnego konserwatora dzieł sztuki oraz Ks. prof. R. Ciecholewski kazanie po­ rzyszkowskiemu z I LO w Gdańsku, zaś rektora Pelplińskiego Seminarium Du- święcił sylwetce, drodze życiowej i do-

48 konaniom ks. Antoniego Liedtkego. Mó­ wej. Wspominano też Eugeniusza Chru- świadectwem chrześcijańskiej inspiracji. wił m. in.: „Jestem nie tylko uczniem ks. ścickiego, pochodzącego z Warszawy, Jedną z form tej promocji jest przyzna­ infułata Liedtkego, ale również jego naj­ twórcę wielu dzieł, w tym ołtarzy i innych wanie nagród i wyróżnień przedstawicie­ bliższym współpracownikiem, jego za­ dzieł sztuki sakralnej. lom innych dziedzin; przyznawanie, w stępcą i następcą w urzędzie konserwa­ Eugeniusz Gołąbk miarę rozwoju fundacji, stypendiów stu­ torskim oraz jako profesor w Semina­ dentom i młodym pracownikom historii rium Duchownym. Kiedy byłem mło­ sztuki sakralnej (również poetom), znaj­ dym klerykiem ks. infułat skierował moje dującym się w trudnych warunkach ma­ zainteresowania w stronę piękna i sztu­ terialnych; organizowanie spotkań autor­ ki. To on wysłał mnie na studia specja­ Fundacja skich i dyskusyjnych, ogłaszanie konkur­ listyczne na KUL, on podsunął mi temat sów. Promowanie twórczości ks. Janusza pracy doktorskiej, a raczej odstąpił mi te­ im. ks. Janusza St. Pasierba, m. in.: przyznawanie nagród mat, nad którym sam zamierzał praco­ St Pasierba maturzystom, laureatom olimpiad kon­ wać: „Pomorskie Madonny szafkowe”, kursów poetyckich za prace poświęcone a potem, w czasie ścisłej współpracy, w twórczości ks. Pasierba. czasie licznych sesji i wyjazdów uczył ■ Fundacja im. ks. Janusza St. Pasierba Fundacja zamierza realizować swe ce­ mnie praktycznie, jak dbać o dzieła sztu­ została ustanowiona przez grono jego le nawiązując współpracę z uczelniami o ki w diecezji. To, że dziś wojewódzcy przyjaciół: ks. arcybiskupa Hemyka Mu­ profilu katolickim, a także z wybitnymi konserwatorzy zabytków podają Pelplin szyńskiego - metropolitę gnieźnieńskie­ historykami sztuki. jako przykład najlepszej współpracy, za­ go, ks. dr. Wiesława Niewęgłowskiego W pierwszych latach działalności fun­ wdzięczamy ks. A. Liedtkemu. (...) Pod - krajowego duszpasterza środowisk twór­ dacji, zgodnie z ustaleniami Rady Funda­ jego okiem organizowałem Muzeum Die­ czych, ks. dr. Wiesława Meringa - rek­ torów, każdego roku przyznawana będzie cezjalne i pamiętam, jak szczęśliwy był tora Wyższego Seminarium Duchowne­ jedna nagroda (na przemian historykowi ks. infułat w dniu poświęcenia wystawy go w Pelplinie, prof. mcd. Jerzego Dymec- sztuki i poecie) oraz trzy wyróżnienia. w nowym gmachu, zbudowanym zresztą W roku 1999 nagroda przypadła histo­ dzięki jego uporowi. Nareszcie te skar­ rykowi sztuki, ks. dr. Michałowi Janocho- by, które tak skrzętnie zbierał, mnie zbie­ wi z Warszawy za jego własne najnow­ rać nauczył, potem chronił (pragnę tu sze prace i ukończenie dzieła, zainicjo­ tylko wspomnieć ocalenie Biblii Guten­ wanego i prowadzonego aż do śmierci berga oraz najważniejszych rzeźb i o- przez ks. J. Pasierba, „Polonica artysty­ brazów w czasie wojny), znalazły nowe czne w zbiorach Watykanu”. pomieszczenie. (...) Ks. infułat był insty­ Wyróżnienia otrzymali: pośmiertnie o. tucją: konserwator diecezjalny, profesor Dominik Łuszczek z Częstochowy za historii sztuki, historii Kościoła oraz pa­ książkę „Inspiracje religijne w polskim trologii, przez pewien czas rektor semi­ malarstwie i grafice 1981 -1991 ”, Bogdan narium duchownego, a ponadto dyrek­ Wiśniewski z Pelplina za księgę wspo­ tor jednej z największych i najcenniej­ mnień „Pomorskie drogi ks. Janusza Pa­ szych bibliotek w Polsce oraz dyrektor sierba” i promocji jego twórczości po­ archiwum diecezjalnego. (...)Zjego ini­ przez Pomorskie Konkursy Poetyckie cjatywy w pelplińskiej katedrze przepro­ imienia ks. Pasierba, Aleksandra Pethe za wadzono w latach 1957-58 prace konser­ pracę doktorskąpoświęconątwórczości ks. watorskie przy głównym ołtarzu, a w la­ J. Pasierba i jej odbiorowi przez młodzież. tach następnych przy ołtarzach bocznych. Ks. prof. Janusz Stanisław Pasierb Uroczystość wręczenia nagrody i wy­ (...) Na koniec chcę podkreślić jeszcze różnień odbyła się 18 grudnia 1999 r. w zwykłą, ludzką cechę ks. infułata, przy­ Muzeum Jana Pawła II w Warszawie. pomnieć jego słynne sympozja, przyję­ kiego, pisarza Piotra Wojciechowskiego J.B. cia wydawane z okazji imienin, urodzin i rektor Marię Wilczek oraz trzy instytu­ czy innych rocznic. Gromadził wszyst­ cje, z którymi ksiądz Pasierb był związa­ kich księży z Pelplina, zwracał się do ny od lat: Wyższe Seminarium Duchowne każdego z osobna, jednoczył, dziękował, w Pelplinie, które reprezentuje ks. rektor pochwalał, podkreślał zasługi”. Wiesław Mering, Uniwersytet Kardyna­ Laureat Po mszy św. i poświęceniu tablicy-epi- ła Stefana Wyszyńskiego w Warszawie tafium ks. infułata zgromadzeni w ko­ - reprezentowany przez ks. rektora Ro­ z Szymbarka ściele przeszli do pobliskiej restauracji mana Bartnickiego oraz Rektorat Dusz­ Wanoga, gdzie przy suto zastawionych pasterstwa Środowisk Twórczych - repre­ ■ Łukasz Grzędzicki z Szymbarka, uczeń stołach biesiadowano do późnego wie­ zentowany przez ks. Wiesława Niewęg­ klasy IV Liceum Ogólnokształcącego w czoru. Wygłoszono kilka mów na jego łowskiego. Kartuzach, jako jedyny z województwa cześć, w których wspominano i wzno­ Fundacja została zarejestrowana w 1998 pomorskiego znalazł się w gronie dzie­ szono toasty (winem), a także na cześć roku z siedzibąprzy placu Teatralnym 18 sięciu laureatów XXVI Centralnej Olim­ fundatorki epitafium, pani Jadwigi Chru- w Warszawie. piady Historycznej. Mistrzów wiedzy hi­ ścickiej orazjej siostry Małgorzaty Rom- Zgodnie z woląfiindatorów, celem fun- storycznej wyłoniono z grona 80 finali­ pcy, która dołożyła szczególnie wielu sta­ dacji jest: promowanie twórczości mło­ stów z całej Polski. Łukasza, za ten zna­ rań, by wszystko w tym dniu mogło od­ dych, utalentowanych historyków sztuki, komity wynik, uhonorowała nagrodą być się jak najsprawniej. Niektórzy z a także poetów i twórców innych krótkich pieniężną w wysokości 1000 zł starosta obecnych wpisali się do księgi pamiątko­ form literackich, których twórczość jest kartuski Janina Kwiecień.

49 biorczości, podtrzymanie tradycji pol­ skiego rzemiosła ludowego i artystyczne­ go oraz zaprezentowanie jego dorobku (odbywać się też będą pokazy technolo­ gii wytwarzania) na rynku międzynaro­ dowym. Organizatorzy targów są zdania, że rozwój rzemiosła artystycznego i lu­ dowego jest receptąna ożywienie gospo­ darki regionalnej, a tworzenie artysty­ cznych firm może pomóc w likwidacji bezrobocia, przede wszystkim wśród spo­ łeczności wiejskiej. Warunkiem uczestnictwa w targach jest otrzymanie atestu od Krajowej Ko­ misji Fundacji Cepelia. Organizatorzy za- chęcajątakże potencjalnych wystawców do prezentacji programów artystycznych, ^_____ promujących ich region. w Oliwie prace pokazało ponad 40 artystów. Fot. Katarzyna Radecka Podczas trwania targów przewidywa­ ne są dodatkowo seminaria, konferencje, warsztaty tematyczne oraz konkurs jako­ Uczeń kartuskiego liceum osiągnął już my świadkami spychania Gdańska w du- ściowy wyrobów. Patronat nad imprezą kilka innych sukcesów. Był parokrotnym chowąi estetycznąpróżnię, osuwania się objął minister gospodarki. laureatem Turnieju Wiedzy o Pomorzu, w prowincjonalność. (...). A jednak pró­ Szczegółowych informacji udziela se­ organizowanym przez klub Pomorania. W bujemy oswajać naszą dziką rzeczywi­ kretariat targów: BSC Biuro Konferen­ ubiegłym roku opublikował w kartuskiej stość, nadawać jej sens i godność (...). cji sp. z o.o., ul. Wspólna 62, lok. 53,00- oficynie Remus monografię „Dzieje pa­ Wierzymy, że możliwe jest stworzenie 684 Warszawa, tel./fax: /+48 22/622-21- rafii Szymbark”, a w finale ogólnopolskie­ nowoczesnego mecenatu pozapaństwowe­ 04, 622-21-54, 622-26-62,e-mail: go konkursu Fundacji im. Stefana Bato­ go. Właśnie bierzemy sprawy w swoje rę­ [email protected] ij rego i Ośrodka Karta otrzymał wyróżnie­ ce i próbujemy to udowodnić. W Gdań­ nie za pracę „Początki parafii rzymsko­ sku może być prosto i pięknie, miasto jest katolickiej w Szymbarku (1928-1945)”. bowiem tego warte”. Organizatorzy: Ro­ Historiajest jego pasją. W tym roku po man Gajewski i Zbigniew Wąsiel oraz: zdaniu matury zamierza studiować pra­ Wiesław Zaremba, Marek Wróbel, Jan wo na Uniwersytecie Gdańskim. ■ Misiek, Marek Model i Adam Haras po­ za publicznymi instytucjami i urzędowy­ informacje mi dotacjami pozyskali sprzymierzeńców akcji; zainteresowanie jej towarzyszące wróży korzystnie przyszłości następnych. regionalne Oliwa Na część pytań wynikających z przyto­ bliżej Gdańska czonej introdukcji odpowiada zawartość wystawy. Trafną okolicznością wydaje się związanie jej z mieszkalnym wnę­ ■ Galeria Artystycznej Inicjatywy to urok­ trzem. W większości bowiem składa się liwy dworek we wschodniej części Oli­ z prac, które scharakteryzować można wy, który w początku kwietnia br. otwo­ określeniem M. Porębskiego, iż chciało­ rzył podwoje dla potężnej ekspozycji zor­ by się mieszkać z nimi w domu. Mają ganizowanej przez trójmiejskich arty­ więc zaprzeczać wskazanej degrengola­ stów, zajmującej wnętrze i teren wokół dzie i tandetnej komercji, a nadrzędne półkolistych stopni portyku. Tytuł i miej­ wartości i kategorie estetyczne zachowu­ Audycje______sce wystawy mówiąo dążeniu środowisk ją w nich aktualny sens. Elżbiet> Ra, twórczych do kulturalnego „zagospoda­ Na botach e w borach rowania” tej dzielnicy Trójmiasta. Malar­ Polskie Radio Gdańsk, fale: 103,7 MHz, stwo, rysunek, grafika i rzeźba ponad 40 niedz., g. 8.05-9.00 autorów to antologia dokonana m.in. z Polskie Radio Koszalin, fale: pow. bytow- przyczyn tak prozaicznych, jak np. pojem­ ski 103,1 MHz, pow. lęborski 91,10 MHz, pow. ność dworkowych sal; z drugiej strony Kaszubskie słupski 95,30 MHz, co druga niedz., g. 21.30- frekwencja na wernisażu stawiała ich rzemiosło na targi! 22.00 skończoność pod znakiem zapytania. Nie jedyne to i najważniejsze pytanie zwią­ Radio Weekend Chojnice, fale: pow. by- zane z akcją „Oliwa bliżej Gdańska ■ W halach wystawowych Mera w War­ towski 105,8 MHz, pow. chojnicki 99,30 MHz, - Gdańsk bliżej sztuki”. Odpowiedź na szawie odbędąsię 16-18czerwcabr.IMię- niedz., g. 8.05-9.00 i pon., g. 17.05-18.00 kolejne, o motywy -jeśli muszą być okreś­ dzynarodowe Targi Rzemiosła Ludowe­ lone - zawiera wstęp do katalogu: „Po­ go i Artystycznego. Małe ojczyzny mysł wystawy narodził się ze sprzeciwu, Założeniem imprezy, planowanej jako Polskie Radio Gdańsk, fale: 103,7 MHz, afirmacji i nadziei jednocześnie. Jesteś­ cykliczna, jest m.in. kreowanie przedsię­ trzeci czwartek miesiąca, g. 21.05-21.55

50 Pomorskiej ziemi skarbnica Żukowo, ul. Klasztorna 4, kościół Wniebo­ 83-400 Kościerzyna, ul. Długa 31 (KDK), Polskie Radio Gdańsk, fale: 103,7 MHz, w wzięcia NMP, ostatnia niedziela, g. 18.00, ks. tel. 686-23-73, Kościerzyna, R. Szyc jedną niedzielę miesiąca, g. 23.05-24.00 Piotr Gruba 77-130 Lipnica, ul. Strażacka 5 (OSP), tel. Rodno zemia Gdańsk Przymorze, ul. Zwycięzców 19, ko­ 0-59/821 -83-98, Goche (2 grupy wiekowe), ściół NMP, pierwszy wtorek, g. 19.15, ks. A. Cyra i D. Prondzyńska Telewizja Polska, gdański progr. II i III, Waldemar Naczk; po mszy spotkanie w sal­ niedz., g. 8.25-8.45 i gdański progr. III, pon., 83-242 Luzino, ul. Szkolna 13 (SPi G), tel. ce parafialnej po godz. 23.30 678-20-14, Luzińskie dzwoneczki, A. Klin- Magazyn kociewski Raz w kwartale kosz Telewizja Polska, gdański progr. II i III, druga Lębork, ul. Basztowa 8, kościół św. Jakuba, Nowy Klińcz (SP), 83-400 Kościerzyna, tel. niedz. miesiąca, g. 8.00-8.25 i najbliższa pierwsza niedziela kwartału, g. 15.00, ks. 686-35-14, Kaszebsczi Note, K. Freda środa, gdański progr. III, g. 16.45-17.05 Alfons Formela 77-124 Parchowo, ul. Kartuska 5 (GOK), tel. 0-59/821-44-58, Modraki, W. Kapiszka Bytów, pl. Kardynała Wyszyńskiego, kościół Nabożeństwa św. Katarzyny i św. Jana Chrzciciela, trzecia 77-121 Pomysk Wielki (SP), gm. Bytów, tel. niedziela kwartału, g. 13.00 0-59/823-13-79, Sekrete, M. Klasa

kaszubskie Słupsk, ul. Dominikańska 9, kościół św. Jac­ 83-219 Rozłazino, ul. Długa 21 (SP),gm. Łę­ ka, druga niedziela drugiego miesiąca kwar­ czyce, tel. 678-99-14, Gminny, A. Formela tału, g. 14.00, ks. Roman Skwiercz; po mszy MSZE ŚWIĘTE 83-340 Sierakowice, ul. Kartuska 27 (GOK), spotkanie w oddziale ZKP, ul. Jaracza 6 W każdą niedzielę tel./fax 681-62-14, Sierakowice, Z. Miotk RÓŻANIEC 83-322 Stężyca, ul. Abrahama 2 (SPiG), tel. Gniewino, kościół św. Józefa Robotnika, 684- 33-10, Niezabótki, I. Karcz g. 7.30, ks. Marian Miotk Łubiana, kościół św. Maksymiliana Marii Kolbego, 16. dnia miesiąca po mszy o g. 83-010 Straszyn, ul. Starogardzka 16 (SPiG), Raz w miesiącu 15.00, gdy jest to niedziela lub święto, a o gm. Pruszcz Gdański, tel. 682-89-66, Szkol­ g. 18.00, gdy jest to dzień powszedni, pro­ Wygoda, kościół św. Józefa, pierwsza nie­ ny, B. Biedrzycka wadzą: F. Baska-Borzyszkowska i J. Karcz dziela, g. 11.00, ks. Bogdan Drozdowski 77-143 Studzienice, ul. Brzozowa 7 (SPiG), Gdynia Cisowa, ul. Kcyńska 2, kościół Prze­ tel. 0-59/821-65-28, Purtce, B. Szroeder mienienia Pańskiego, pierwsza niedziela, g. Zespoły______Tuchlino (SP), 83-340 Sierakowice, tel. 681 - 14.00, ks. Stanisław Megier kaszubskie 65-04, Tuchlińskie Skrzaty, J. Baska Gdynia Wielki Kack, ul. Źródło Marii 18, ko­ 77-133Tuchomie, ul. Sobieskiego 16 (GOK), (podano nazwiska kierowników zespołów) ściół św. Wawrzyńca, druga niedziela, g. tel. 0-59/821-56-95, w. 23, Gzube (3 grupy 8.00, ks. prałat Ryszard Kwiatek Pieśni i tańca wiekowe), L. Tryba Gdańsk, Zaułek Z. Zappio, kaplica kościoła 83- 330 Żukowo, ul. Gdańska 52 (UG), tel. 89-632 Brusy, ul. Dworcowa 18 (MDK), tel. św. Jana, druga niedziela, g. 12.00, ks. Wal­ 685- 84-14, Bazuny (2 grupy wiekowe), R. Re- 0-52/398-24-98, Krebane (9 grup wieko­ demar Naczk; po mszy spotkanie w Domu gliński Kaszubskim, ul. Straganiarska 20-22 wych), M. Czarnowski Inne Rumia, druga lub trzecia niedziela, kolejno 77-100 Bytów, ul. Wojska Polskiego 12 (MDK), tel. 0-59/822-25-44, Bytów, J. Stec w kościołach: św. Krzyża (ul. Kościelna 30), Bojano, ul. Wybickiego 38 (SPiG), 84-807 g. 12.30, św. Józefa i św. Judy Tadeusza (ul. 84-312 Cewice, ul. Węgrzynowicza 1 (GOK), Koleczkowo, gm. Szemud, tel. 676-01-12, Podgórna 1), g. 14.00, oraz NMP Wspomo­ tel. 0-59/861-14-90, Mareszczi, M. Sucharska Checz, taneczny, T. Dargacz żenia Wiernych (ul. Świętojańska 1) i św. Jana z Kęt (ul. Stoczniowców 23), g. 14.30, 83-333 Chmielno, ul. Gryfa Pomorskiego 20 80-209 Chwaszczyno, ul. Oliwska 77 (OSP), gm. Żukowo, tel. 552-80-98, Stoleme, wo­ ks. Stanisław Megier (GOKSiR), tel. 684-22-05, Chmielanie, M. Leszczyńska kalno-instrumentalny, T. Fopke Lipusz, kościół św. Michała Archanioła, trzecia 84- 807 Koleczkowo, ul. Wejherowska 24 niedziela, g. 15.00, ks. Władysław Szulist 89-600 Chojnice, ul. Igielska 8 (Schronisko dla Nieletnich), tel. 0-52/397-21-61, Kaszu­ (SPiG), gm. Szemud, tel. 676-01-08, Kole- Gdynia Babie Doły, ul. Rybaków 2A, kościół by (2 grupy wiekowe), W. Langowski • ul. czkowianie, wokalny, T. Dargacz MB Licheńskiej i św. Jerzego, ostatnia nie­ 31 Stycznia 21-23 (SP 1), tel. 0-52/397-50- 84-300 Lębork, ul. Czołgistów 5 (oddz. ZKP), dziela, g. 12.15, ks. Edmund Skierka 39, Bławatki, L. Karasiewicz i K. Maliska tel. 0-59/862-14-04, Lewino, wokalny, J. For­ Wejherowo, ul. Sobieskiego róg ul. 3 Maja, 81-356 Gdynia, ul. Starowiejska 30 (muze­ mela kościół św. Stanisława Kostki, ostatnia nie­ um i oddz. ZKP), tel. 621-90-73, Gdynia, S. dziela, g. 12.30, ks. Zenon Pipka 84-100 Puck, pl. Wolności 1 (oddz. ZKP), Klę­ Tempski ka, kapela, W. Witkowski Gdańsk Piecki Migowo, ul. Piecewska 9, 83-312 Hopowo (OSP), gm. , Ho- kościół Bożego Ciała, ostatnia niedziela, g. 83-408 Wdzydze Kiszewskie, gm. Kościerzy­ powianie, D. Węsiora, tel. 684-10-11 na, Wdzydzanki, wokalny, W. Wiśniewska 14.00, ks. Wojciech Chistowski i ks. Ro­ man Skwiercz 83-342 Kamienica Królewska (SPi G), gm. 83- 441 Wiele, ul. Wicka Rogali 4-7 (SPiG), Sierakowice, tel. 681-92-02, Koseder, G. gm. Karsin, tel. 687-34-96, Źródełko, tea­ Kościerzyna, ul. Kościelna 5, kościół Trój­ cy Świętej, ostatnia niedziela, g. 18.00, Dawidowska tralny, T. Grabowska ks. prałat Marian Szczepiński i ks. Andrzej 83-300 Kartuzy, ul. Gdańska 15, tel. 681-46- 84- 112 Żarnowiec (OSP),gm. Krokowa, tel. Draws 47, Kaszuby, F. Kwidziński 673-72-27, Jurczi, taneczny, E. Kur

51 Słupsk, ul. Lutosławskiego 23 (SP 1), tel. 0- 83-340 Sierakowice, ul. Kartuska 27 (GOK), Izby pamięci 59/842-55-01, Martyrologii Dzieci Polskich tel./fax 681-62-14, Muzealna Ziemi Sierako- • ul. Sobieskiego 2 (SP 4 i G 2), tel. 0- wickiej (I. Kulwikowska) i regionalne 59/843-22-02, Historyczna (E. Michałowska) Skarszewy, pi. Zamkowy 4 (MGOK), tel. • ul. Małachowskiego 9 (SP 9), tel. 0-59/842- (podano nazwiska opiekunów placówek) 588-25-04, J. Wybickiego 27-86, Komandora S. Hryniewieckiego W szkołach Sławoszyno, 84-110 Krokowa, tel. 673-71- Starogard Gdański, szkoły: ul. Chojnicka 70, 93, GOK, Regionalna im. F. Ceynowy tel. 562-25-48, al. Jana Pawła II4, tel. 562- 77-138 Borowy Młyn, ul. Kaszubska 1 (SP Smolno (OSP, pod opieką SP), 84-122 Żeli- iG), gm. Lipnica, tel. 0-59/821-85-37, Histo­ 20-81 i ul. Sobieskiego 6, tel. 562-22-49, Izby strzewo, gm. Puck, tel. 673-88-22, Regionalna ryczna (L. Żmuda-Trzebiatowska) Martyrologii i Walki Kociewia • ul. Paderew­ skiego 11 (ZSZ), tel. 562-50-81, Majora „Hu- Władysławowo, ul. Morska 6, tel. 674-06-85, , ul. Szkolna 2 (SP), 83-210 , bala” Generała J. Hallera i Jego Żołnierzy tel. 588-43-84, Kociewska Regionalna 84-107 Starzyno, ul. Żarnowiecka 22 (SPiG), 77-116 Czarna Dąbrówka (SP), tel. 0-59/ gm. Puck, tel. 673-87-76, Muzealna im. J. 821-24-62, Armii Krajowej (J. Trzebiatowski) Drzeżdźona (M. Redlin) Sprzedają_____ Gorzędziej, ul. Tczewska 12 (SP), 83-120 83- 120 Subkowy, ul. Zamkowa 2 (SPiG), „Pomeranię” Subkowy, tel. 536-85-61, H. Stangenberga tel. 536-85-66, Historyczna 83-440 Karsin, ul. Długa 167 (SPiG), tel. Załakowo (SP), 83-342 Kamienica Króle­ Księgarnie 687-31-79, Regionalna Pamiątek wska, gm. Sierakowice, tel. 681-92-22, Re­ Bytów, ul. Wojska Polskiego 12, „Conrad” Kartuzy, os. Wybickiego (SP 5), tel. 681-11- gionalna (A. Dworzaczek) Chojnice, ul. Kościuszki 6, „Wiedza” 54, A. Majkowskiego (B. Zieliński) • Regio­ Jastarnia, ul. Ks. Sychty 45, „Wielki Błękit” nalna (A. Hiler) W innych miejscach Gdańsk, ul. Grobla 113, „Fantom Press’ ul. Grobla II12-14D Klączno (dawna SP), 77-143 Studzienice, tel. Brusy, ul. Dworcowa 18 (MDK), tel. 0-52/398- 0-59/821-40-22, Regionalna (S. Szroeder) 24-98, Regionalna al. Grunwaldzka 99-101, „Po schodkach” ul. Korzenna 33, PWN Kosobudy, ul. Szkolna 20 (SP), 89-632 Bru­ 86-122 Bukowiec, ul. Ceynowy 14 (UG), tel. ul. Łagiewniki 56, Ossolineum sy, tel. 0-52/398-31-20, Regionalna 0-52/331-75-15, Regionalna (L. Grzonko- ul. Partyzantów 74, skład „Centrum II” Kościerzyna, ul. Sklodowskiej-Curie 19 (SP wska) ul. Pilotów 3, „Cztery Róże” 6 i G1), tel. 686-34-34, Księdza B. Sychty Gdynia Grabówek, ul. Morska 83, tel. 621- ul. Piwna 25-26, „Silva Rerum’ 70-41, w. 650, Tradycji WSM, IX-VII, pon.- 83- 424 Lipusz, ul. Wybickiego 27 (SPiG), tel. Podwale Grodzkie 8, „Empik” 687-45-11, Pamięci Narodowej piąt. 8-14 (E. Otremba) Targ Węglowy 2, „Oświatowa" 84- 216 Łebno (dawna SP), gm. Szemud, Jaglie, 89-632 Brusy, tel. 0-52/398-23-74, ul. Wita Stwosza 55, „Literka” tel. 676-18-97, Gminna Regionalna; druga i Rzeźby J. Chełmowskiego Gdynia, ul. Chwaszczyńska 22, „Reprint” czwarta niedz. miesiąca, 14-17 (S. Belgrau) Jastarnia, ul. Rynkowa 10, tel. 675-23-04, pl. Konstytucji 1, „Asteriks” Mojusz (SP), 83-334 Miechucino, gm. Sie­ Chata rybacka, VII i VIII; wt.-niedz. 14-18 ul. Obr. Wybrzeża 11, „Morska” ul. Świętojańska 1, „Fantom Press” rakowice, tel. 681-66-99, Regionalna (D. 84- 104 Jastrzębia Góra, ul. Bałtycka 28 (O- Pioch) środek „Bałtyk”), gm. Władysławowo, tel. 674- ul. Świętojańska 47, „Literacka” 84-351 Nowa Wieś Lęborska, ul. Polna 9 95- 83, Marszałka J. Piłsudskiego (D. Lis) Kościerzyna, Rynek 14, „Dom Książki” Łeba, ul. Kościuszki 69, H. i B. Klińscy (SPiG), tel. 0-59/861-21-45, Więźniów Stutt- Kartuzy, ul. Gdańska 15, tel. 681-46-47, Pa­ hofu • Obrazy A. Kreffta i rzeźby J. Redźko miątek zespołu Kaszuby • ul. Kolejowa Puck, pl. Wolności 33, im. A. Abrahama Szczecin, ul. Sikorskiego 7, „Literacka” 83-251 , ul. Sportowa 8 (SPiG), gm. (dworzec PKP), tel. 681 -01 -44, Tradycji kolei Wejherowo, ul. Sobieskiego 260, „Remus” Zblewo, tel. 588-45-82, Kociewska 84-110 Krokowa, ul. Zamkowa 1, tel. 673- 83-236 Pogódki (SP), gm. Skarszewy, tel. 77-06, Pamięci Polaków Pomordowanych i Sklepy i inne placówki 588-11-76, Pamięci Szturmowskich Represjonowanych przez III Rzeszę • Stare Bydgoszcz, ul. Długa 11, Salon „Ruchu” maszyny i narzędzia rolnicze 77-320 Przechlewo, ul. Szkolna 4 (SPiG), Gdańsk, Długie Pobrzeże 11, „Bówka” tel. 0-59/833-43-26, Etnograficzna Lizaki, 83-406 Wąglikowice, gm. Kościerzy­ ul. Szewska 1-4, „Kaszubski” na, tel. 686-68-86, Rzeźby H. Trzecińskiego 83-331 Przyjaźń (SPiG), gm. Żukowo, tel. Jastarnia, ul. Ks. Stefańskiego 27, „U Justyna’ i ludowe oraz zbiory etnograficzne 681-80-21, Regionalna Kartuzy, Rynek 2, Agencja Turystyczna 83-041 Mierzeszyn, gm. Trąbki Wielkie, Zbio­ Kosakowo, ui. Żeromskiego, kiosk J. Karszni 86-123 Przysiersk (SP), gm. Bukowiec, tel. ry etnograficzne i rzeźby Z. Bukowskiego Lębork, ul. Orzeszkowej 2, Handel Przed­ 0-52/332-27-23, Regionalna (H. Czarnecka- miotami Kultury Chrześcijańskiej, G. Miks Kobus) Ostrzyce (Punkt IT), 83-311 Goręczyno, gm. Somonino, tel. 684-16-12, Kaszubska Lipusz, ul. Młyńska 12, kiosk w GOKSiR Rąb (SP), 83-305 Pomieczyno, gm. Przod­ Łeba, ul. Wysockiego 4, Turystyka i Handel, kowo, tel. 681-50-77, Storo checz (G.Gusman) 83-304 Przodkowo, ul. Kartuska 21, tel. 681- B. Kliński 96- 98, Strażacka (W. i L. Deykowie) Redkowice (SP), 84-351 Nowa Wieś Lębor­ Ostrowo, ul. Zabytkowa 20, „Spożywczy” ska, tel. 0-59/861 -22-31, TOW „Gryf Pomorski” Puck, ul. Morska 13, tel. 673-29-72, Zbiory Puck, ul. Morskiego Dywizjonu Lotniczego 7, rybackie J. Budzisza (A. Budzisz) 83-340 Sierakowice, ul. Kubusia Puchatka piekarnia I. Brzóski 2A (SP), tel. 681-62-34, Regionalna (S. Rumia, ul. Mickiewicza 19 (MDK), tel. 671-07- Starogard Gdański, ul. Zielona 14, Agencja Formela) 37, Wystawa „Dzieje Rumi”, pon.-piąt. 9-15 „Promocja” Kow.

52 Gdańskie Przedsiębiorstwo www.gpec.gda.pl Energetyki e-mail: [email protected] Cieplnej Centrala: 341 32 34 do 39 INFORMACJA: wew. 306 Dział Marketingu: wew. 211, 259, 276 lub 345 48 47 e-mail: [email protected] Sekretariat: 341 10 09, 341 28 92, fax: 341 37 51 Pogotowie Ciepłownicze: 993, 344 16 19 do 21 Zakład Eksploatacji Sieci: 341 28 16, 341 16 14 do 16 Zakład Eksploatacji Kotłowni: 301 07 36, 305 38 91

Modernizacja to zysk dla odbiorców i środowiska naturalnego

Inwestowanie w oszczędzanie Od 1992 roku Gdańskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej przeznaczyło na unowocześnienie sieci około 300 milionów złotych. Zaangażowanie tak dużych środków pozwoliło gruntownie zmodernizować sieć. Łącznie wymieniono ponad 32 kilometry głównych sieci przesyłowych. Zastąpione one zostały nowoczesnymi, energooszczędnymi rurami preizolowanymi. Wymieniono lub zmodernizowano około 1400 węzłów kompaktowych i stacji cieplnych. Zainstalowano też ponad 6 tysięcy liczników ciepła. Dzięki tej ostatniej inwestycji możliwe stało się rozliczanie odbiorców według rzeczywistego zużycia energii cieplnej. Wszystkie te działania w ramach samego GPEC oraz działania termomodernizacyjne samych odbiorców sprawiły, że w ciągu ostatnich ośmiu lat koszt ogrzania jednego metra powierzchni zmniejszył się w Gdańsku o 54 proc. (dane Banku Światowego). Oznacza to, że bez tych wszystkich działań, zarówno po stronie GPEC jak i odbiorców, płacilibyśmy dzisiaj dwa razy wyższe rachunki za ogrzewanie i ciepłą wodę.

Czystsze miasto Wdrożenie programu gruntownej modernizacji systemu energetycznego nie pozostało też bez wpływu na stan środowiska naturalnego w mieście. Od 1992 roku zlikwidowano ogółem 140 ze 170 starych węglowych kotłowni funkcjonujących do tej pory na terenie Gdańska. Dzięki temu udało znacznie ograniczyć emisję zanieczyszczeń z kotłowni GPEC. Dla przykładu emisja dwutlenku siarki spadła (w latach 1992-1999) z 840 do 300 czyli o 64 proc., tlenku węgla (czadu) z 1600 do 490 - o 69 proc..

To nie koniec W tym roku na modernizację wydamy kolejne 20 milionów złotych. Pozwoli to podłączyć do miejskiej sieci ciepłowniczej kolejnych 10 kotłowni oraz wymienić około 6 kilometrów sieci. CIEPŁO PRZYJAZNE tobie i środowisku V % W.

□ □ □ KfflOffgllDDOo

□ □□ n