POLSKA OSAMOTNIONA Dlaczego Wielka Brytania zdradziła swojego najwierniejszego sojusznika? Jonathan Walker

D_Polska osamotniona_okleina.indd 1 2009-12-17 14:22

POLSKA OSAMOTNIONA Dlaczego Wielka Brytania zdradziła swojego najwierniejszego sojusznika?

Jonathan Walker tłumaczenie Jan Szkudliński

Wydawnictwo Znak Kraków 2010

SPIS TREŚCI 9 Mapy

17 Podziękowania

23 Wstęp

29 1. GWAŁT NA POLSCE

63 2. ARMIA KRAJOWA

99 3. OPERACJA „MOST”

131 4. AUSCHWITZ

165 5. SOE RZUCA KOŁO RATUNKOWE?

197 6. SOWIECKA NAWAŁA

233 7. WARSZAWA POWSTAJE (SIERPIEŃ 1944)

267 8. WARSZAWA W PŁOMIENIACH (WRZESIEŃ 1944)

299 9. CHAOS I UPADEK

325 10. EPILOG

339 Zakończenie

345 Słowniczek pojęć i skrótów

349 Bibliografi a

367 Indeks nazwisk

381 Spis map Jonathan Walker, Polska osamotniona

Trzeciego stycznia 1944 roku Sowieci przekroczyli przedwojenną wschodnią granicę Polski, w efekcie czego problemy AK jeszcze się zwięk- szyły. Polskie podziemie mierzyło się teraz z wrogim najeźdźcą wschod- nim, który nie uznawał legalności rządu na uchodźstwie ani jego siły zbrojnej. Ironią losu Niemcy złożyli AK propozycję przekazania broni Polakom dla obrony przed Sowietami, zostałą ona jednak kategorycz- nie odrzucona. Tak więc Polska stała się jedynym okupowanym krajem Europy, który nie dostarczył narodowego kontyngentu walczącego dla Rzeszy na froncie wschodnim. Wobec kurczącego się pola manewru do- wództwo AK planowało rozpocząć akcję „Burza”: powstanie za liniami niemieckimi celem udzielenia wsparcia Armii Czerwonej. Plan „Burzy” zakładał, że oddziały AK miały walczyć z nieprzyjacielem tylko tam, gdzie rozpoczął on odwrót, nie zaś wywoływać powstanie w całym kra- ju. Dowództwo AK twierdziło, że jest dla Związku Radzieckiego rów- norzędnym partnerem i że może pełnić rolę gospodarza wyzwalanego kraju, do którego powróci z Londynu rząd na uchodźstwie. Powodze- nie tej koncepcji zależało od tego, czy Stalin będzie respektował przed- wojenne granice Polski, co z kolei rzecz jasna nie mogło mieć miejsca. Kierownictwo AK nie miało pojęcia, że już rok wcześniej w Teheranie Stalin i Churchill ustalili przebieg polskiej granicy wzdłuż linii Curzo- na34. Nie przypadkiem siły radzieckie przekroczyły granicę polski na Wołyniu. Ten obszar zachodniej Ukrainy znajduje się między rzeka- 84 mi Prypeć i Bug, stanowiąc bramę prowadzącą do Lublina, który miał stać się bazą Związku Patriotów Polskich. To właśnie tam Stalin plano- wał stworzyć rząd konkurencyjny dla gabinetu działającego na uchodź- stwie w Londynie i doprowadzić do przejęcia władzy przez podległych mu ludzi przy pomocy Armii Czerwonej i 1. Armii Polskiej Zygmunta Berlinga. Jednak jeszcze przed zniszczeniem AK Stalin potrzebował jej pomocy w oczyszczeniu wschodniej Polski z oddziałów hitlerowskich. Kontratak niemiecki zatrzymał ofensywę sowiecką koło Żytomierza. Mu- siały minąć miesiące, zanim Armii Czerwonej udało się opanować cały Wołyń. W lutym i marcu dywizje AK, w tym sześciotysięczna 27. Wo- łyńska Dywizja AK, w porozumieniu z Armią Czerwoną zaatakowały

34 Propozycja przekazania broni, por. Anthony Eden do premiera, 25 stycznia 1944, nr ref. AP 20/1/23, Lord Avon Papers, Special Collections, University of . Akcja „Burza”, por. prof. Jan Ciechanowski, Operacja „Burza”. Rys historyczny, artykuł nr 9, www.polishresistance-ak.org, dostęp: 23 września 2009. Rozdział 2. ARMIA KRAJOWA

siły niemieckie, między innymi zdobywając Turzysk. Wydarzania te de facto stanowiły początek akcji „Burza”. Wiosną 1944 roku liczne oddzia- ły Armii Krajowej zaatakowały siły niemieckie od zaplecza. Do szcze- gólnie ciężkich walk doszło wokół Kowla. AK ułatwiła Sowietom w ten sposób natarcie w kierunku Chełma i Lublina35. Początkowo między dowódcami AK a ich sowieckimi odpowiednikami panowały serdeczne stosunki, jednak gdy tylko Niemcy zostali ostatecz- nie wyparci z danej okolicy, to na zajęty teren docierało NKWD, zapro- wadzając swe rządy terroru. Sowiecka bezpieka okazała się dla AK wro- giem znacznie bardziej niebezpiecznym niż gestapo, ponieważ korzystała z wcześniej przygotowanych list „wrogów”. Przybywając na dany teren, NKWD dokładnie znało tożsamość miejscowych ofi cerów AK, co przy około 10 000 ofi cerów i 70 000 podofi cerów działających w podziemiu było poważnym osiągnięciem wywiadowczym. NKWD dbało także, by znaczne połacie lasów wschodniej Polski znalazły się pod jego kontrolą, pozbawiając oddziały AK schronienia i środków utrzymania36. Sowiecka tajna policja zabijała na miejscu lub deportowała ofi cerów Armii Krajowej, ich podkomendnych zaś wcielała do armii Berlinga. Po- mimo tak brutalnego traktowania dowództwo AK nadal zachęcało swe oddziały do współdziałania z Sowietami, jednocześnie prosząc o alianc- kie zrzuty. Przez całą wiosnę i lato 1944 roku oddziały AK wspierały Ar- mię Czerwoną akcjami na niemieckich tyłach. Rezygnując z wcześniej- szej taktyki unikania obszarów zabudowanych, generał Bór-Komorowski 85 nakazał swym jednostkom wziąć udział w zdobyciu Wilna (trzynastego czerwca), Lublina (dwudziestego trzeciego lipca) i Lwowa (dwudziestego siódmego lipca)37. Chociaż kierownictwo AK nie wydawało rozkazów do podejmowania wobec Sowietów wrogich akcji, niektóre mniejsze od- działy AK czy też utożsamiane z AK działały na własną rękę. W pobliżu granicy polsko-litewskiej od dłuższego czasu panowała niechęć wobec przejawów litewskiej kolaboracji z Niemcami, na Wileńszczyźnie zaś do- konywano odwetów za zbrodnie litewskiej policji, nie powstrzymując

35 M. Ney-Krwawicz, Armia Krajowa, dz. cyt., s. 107, 108. 36 N. Davies, Powstanie ’44, dz. cyt., s. 301. 37 Tadeusz Pełczyński, Th e Polish and the Uprising, Muzeum Armii Krajowej, Kraków; por. także Intelligence Co-Operation between Poland and Great Britain During World War ii, red. Tessa Stirling, Daria Nałęcz, Tadeusz Dubicki, t. 1: Th e Report of the Anglo-Polish Historical Committee, 2005, s. 73, 74. Jonathan Walker, Polska osamotniona

się od zamachów na osobach uznanych przez AK za kolaborantów. Erupcją tego antagonizmu była w czerwcu 1944 roku rzeź na litewskich mieszkańcach wioski Dubingiai (Dubinki) przez oddział pozostający pod dowództwem AK, dokonana podobno w odwecie za śmierć Pola- ków. Okoliczności tego wydarzenia pozostają niejasne38. Gdy radziecka ofensywa we wschodniej Polsce przesuwała się niepo- wstrzymanie naprzód, Stalin dysponował już podporządkowanymi mu oddziałami Berlinga. Ich liczebność rosła dzięki przymusowemu poboro- wi i w marcu 1944 przekroczyła już ramy korpusu, zmieniając się w stu- tysięczną 1. Armią Polską. Szeregi wojsk Berlinga rosły dzięki wcielaniu byłych jeńców wojennych i więźniów Gułagu, armii jednak chronicznie brakowało polskich ofi cerów. Większość ofi cerskich funkcji pełnili Bia- łorusini i Ukraińcy, w sztabach zaś dowodzili ofi cerowie NKWD. Gdy operacje AK przeciwko Niemcom kończyły się sukcesem, nie- uchronnie dochodziło do akcji odwetowych. Rozkaz wyższego dowód- cy SS i Policji na Wschodzie z dwudziestego ósmego czerwca 1944 roku nie pozostawiał wątpliwości, o jaki odwet chodziło:

Reichsführer SS [Himmler] za zgodą gubernatora generalnego [Franka] nakazuje, aby we wszystkich przypadkach zamachów lub prób zamachów na Niemców lub w razie zniszczenia ważnych obiektów przez sabotażystów rozstrzeliwano nie tylko winnych, ale także by stracono wszystkich męskich 86 członków ich rodzin, natomiast kobiety powyżej szesnastego roku życia po- syłano do obozów koncentracyjnych39.

W praktyce Frank zdołał przewyższyć wymagania Himmlera, chwaląc się w swym dzienniku: „Nie wahałem się ogłosić, że za każdego zabite- go Niemca rozstrzelanych zostanie 100 Polaków”40. Nie rzucał słów na wiatr. Niewielkie akty sabotażu zwykle skutkowały aresztowaniem dwu- dziestu ludzi, jeśli jednak zabito wartownika, to w publicznym miejscu umieszczano listę 100 nazwisk skazanych, egzekucji zaś dokonywano na

38 Liczbę wymordowanych historycy litewscy określają jako około 100, historycy polscy zaś piszą o 27 osobach. 39 Dokument o nr L-37, Exhibit USA-506 w zeznaniu Hansa Franka, „Th e Trial of Ger- man War Criminals. Proceedings of the International Military Tribunal Sitting at Nuremberg, Germany”, cz. 12, London 1947. 40 Cyt. za: Gustave M. Gilbert, Nuremberg Diary, London 1948, s. 70. Rozdział 2. ARMIA KRAJOWA

oczach ludności. Ofi ary dobierano przypadkowo, a były nimi zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Sytuacja ta tworzyła moralny dylemat dla żoł- nierzy AK, którzy mieli przeprowadzać kolejne akcje przeciwko Niem- com. Brutalność hitlerowców nie stłumiła jednak oporu, a jedynie pod- syciła nienawiść Polaków wobec okupantów41. Pomimo akcji odwetowych zamachy na dokładnie wyselekcjonowa- nych ofi cerów niemieckich służb bezpieczeństwa i polskich kolaboran- tów trwały nadal. W roku 1943 zabito Ottona Schultza – szczególnie sadystycznego ofi cera gestapo, Emila Brauna – organizatora łapanek, a także licznych niższych funkcjonariuszy. Następnie pierwszego lute- go 1944 roku dowódca kierownictwa dywersji Armii Krajowej pułkow- nik August Emil Fieldorf nakazał swej warszawskiej jednostce „Pegaz” zadać cios SS – dokonać zamachu na generała Franza Kutscherę, Gau- leitera i szefa warszawskiego dystryktu policji. Plan zamachu dorówny- wał zuchwałością zamachowi na protektora Czech i Moraw Reinharda Heydricha. Żołnierze AK oczekiwali na przejazd konwoju Kutschery na Alejach Ujazdowskich. W precyzyjnie wybranej chwili samochód zama- chowców wyjechał z przecznicy, zajeżdżając drogę konwojowi. Następnie zaskoczony szef policji ujrzał dwóch mężczyzn, którzy strzelając do nie- go, opróżnili magazynki swych pistoletów maszynowych Sten. Eskorta esesmanów odpowiedziała ogniem, raniąc zamachowców, którym mimo to udało się uciec. Niestety kapral Bronisław Pietraszewicz („Lot”) i jego dzielny kolega zmarli na skutek odniesionych w strzelaninie ran jeszcze 87 tego samego wieczoru. Zuchwały atak, który bardzo podbudował mo- rale Polaków, wywołał brutalną zemstę. Trzystu warszawskich cywilów zostało schwytanych w łapance przez SS i straconych42. W Krakowie, siedzibie władz Generalnego Gubernatorstwa, ochrona była znacznie mocniejsza, czego dowodzi nieudana próba dokonania za- machu na odpowiednika Kutschery, generała Wilhelma Koppego, prze- prowadzona w lipcu 1944 roku. Dlatego też większość swoich akcji AK przeprowadzała z dala od miasta. Uwalniano więźniów z aresztów, atako- wano konwoje z pieniędzmi oraz transporty kolejowe. Te ostatnie często przynosiły spektakularne rezultaty. W ramach akcji „Jula” w początku lipca

41 Pułkownik Mieczysław Wałęga w liście do autora, 2 września 2006. 42 N. Davies, Powstanie ’44, dz. cyt., s. 269–270. Heydrich posiadał tytularnego zwierzch- nika – Reichsprotektora Konstantina von Neuratha. Jonathan Walker, Polska osamotniona

1944 roku zdołano jednocześnie zniszczyć most kolejowy, dwa wiaduk- ty i kilka pociągów, co poważnie sparaliżowało niemiecką sieć transpor- tową w regionie. Jeden z dowódców, Jan Piwnik, znany jako „Ponury” z racji specyfi cznego wyrazu swojej twarzy, który został zrzucony nad Polską ósmego listopada 1941 roku, przeszedł do legendy dzięki zorga- nizowaniu śmiałej akcji uwolnienia więźniów. Osiemnastego stycznia 1943 roku „Ponury” przeprowadził akcję w wię- zieniu w Pińsku, mieście położonym około 420 kilometrów na wschód od Warszawy, którego niemiecki garnizon liczył ponad 3000 ludzi, aby uwolnić ważnych więźniów z AK. „Ponury” rozstawił grupy wsparcia w pobliżu kompleksu więzienia. Było późne popołudnie, gdy dowódca akcji wraz z jednym z żołnierzy podjechał do bram więzienia zdobycz- nym oplem SS prowadzonym przez szofera. Kierowca nie wyłączał sil- nika, zaś żołnierz przebrany w mundur esesmana wyskoczył z siedze- nia pasażera i natychmiast zaczął besztać wartownika. Oszołomiony żołnierz otworzył bramę więzienia i samochód „Ponurego” wjechał na dziedziniec. Tam cały spektakl powtórzono i samochód wjechał prosto na dziedziniec wewnętrzny, gdzie żołnierze AK wyskoczyli z pojazdu z automatami i zasypali wartowników ogniem. Bramy więzienia otwarto, dzięki czemu do ataku dołączyli czekający na zewnątrz akowcy. Wkrót- ce strażnicy więzienni zostali pokonani i zaczęto otwierać cele. Uwol- niono około czterdziestu ludzi, w tym siedmiu partyzantów radzieckich, 88 i wszystkich załadowano na czekające ciężarówki, które pospiesznie od- jechały. Po wyjeździe z miasta rozrzucono na nawierzchni kolce, które miały przebić opony pojazdów z ewentualnego pościgu. Akcja w Pińsku była przeprowadzona wzorcowo, w dodatku bez strat własnych. Wieści o niej szybko się rozeszły. Jej opis publikowany w pra- sie podziemnej rozkolportowano w całej okupowanej Polsce, choć infor- mację o uratowaniu przez AK partyzantów sowieckich głośno zdemen- towała sowiecka propaganda. „Ponury” dowodził następnie z sukcesem operacjami partyzanckimi w rejonie świętokrzyskim, organizując akty sabotażu i zamachy. Pomimo niemieckich akcji odwetowych, takich jak zniszczenie wioski Michniów i wymordowanie jej mieszkańców, nadal działał ze swych baz ukrytych głęboko w lasach i wymykał się z wszelkich obław. Gestapo postanowiło schwytać go za wszelką cenę i aby tego do- konać, aresztowało matkę „Motora” – zaufanego ofi cera „Ponurego” z ak- cji w Pińsku. „Motor” w końcu ugiął się pod szantażem gestapo i rozpo- Rozdział 2. ARMIA KRAJOWA

czął współpracę z hitlerowską tajną policją jako donosiciel, a w wyniku jego działań wielu żołnierzy Piwnika aresztowano lub zabito. W styczniu 1944 roku „Motor” został w końcu zdemaskowany i rozstrzelany przez AK, „Ponury” zaś przez kolejnych sześć miesięcy unikał schwytania przez Niemców, aż poległ koło Nowogródka jako dowódca 77. Batalionu AK43. Wieści o akcjach AK zaczęły docierać do brytyjskiego wywiadu z nieofi - cjalnych źródeł. W Polsce przez cały okres okupacji obecni byli ukrywa- jący się zbiegli jeńcy brytyjscy. Jednym z nich był Gris Davies-Scourfi eld, który znalazł schronienie w jednej z warszawskich kamienic. Wspomi- nał on, że opiekujące się nim kobiety miały pod swoją pieczą jeszcze pię- ciu innych zbiegłych Brytyjczyków, ukrywających się w różnych zakon- spirowanych lokalach w mieście. Były jeniec, o ile nie mógł przysłużyć się podziemiu swymi umiejętnościami, zwłaszcza zaś jeśli nie mówił po polsku, mógł okazać się zagrożeniem. Dlatego często najlepiej było za- pewnić mu drogę ucieczki przez teren opanowany przez Sowietów. Ar- mia Krajowa zaopatrywała go w list w języku polskim, angielskim i ro- syjskim, wyjaśniający status zbiegłego jeńca, natomiast dokładne dane osobowe przekazywano poprzez radio do Anglii44. W wyjątkowych przy- padkach taki uciekinier mógł zyskać zaufanie AK, a nawet włączyć się w jej działalność. Sierżant John Ward dostąpił tego zaszczytu dopiero po dłuższym czasie. Został zestrzelony w roku 1940 i przebywał w różnych szpitalach wojskowych i obozach jenieckich w pobliżu granic przedwo- jennej Polski. Uciekł, lecz został schwytany i zamknięty w miejscowym 89 więzieniu. Podczas oczekiwania na przetransportowanie z powrotem do obozu jenieckiego zdołał ponownie zbiec:

W nocy zerwałem druty kolczaste zamykające okno celi na posterunku w Gostyniu, wyginając je kilka razy. Gdy otwór stał się odpowiednio duży,

43 Józef Garliński, Poland, SOE and the Allies, tłum. Paul Stevenson, London 1969, s. 106– 134; por. także M. Ney-Krwawicz, Armia Krajowa, dz. cyt., s. 99–101. 44 Warszawa, por. Gris Davies-Scourfi eld, In Presense of My Foes. Travels and Travails of a POW from Calais to Colditz via the Polish Underground, Barnsley 2004. Sowieci, por. Karolina Lanckorońska, Wspomnienia wojenne, 22 ix 1939 – 5 iv 1945, Kraków 2007, s. 90–92. Nie istniał bezpośredni związek pomiędzy MI9 (oddział brytyjskiego wywia- du odpowiedzialny za ucieczkę i ratowanie jeńców wojennych) i jego radzieckimi odpo- wiednikami. Wszelkie negocjacje odbywały się między attaché poszczególnych rodzajów sił zbrojnych w Moskwie i Londynie; por. Michael Richard Daniell Foot, James Maydon Langley, MI9. Escape and Evasion, 1939–1945, London 1979. Jonathan Walker, Polska osamotniona

wspiąłem się przez okno i przeszedłem przez podwórze. Zorientowałem się, że otacza je mur wysoki na jakieś trzy metry, pokryty z wierzchu tłuczonym szkłem, postanowiłem zatem przedostać się przez bramę, przy której stał wartownik. Rozejrzałem się w poszukiwaniu broni i znalazłem cegłę. Było bardzo ciemno, toteż podszedłem do niego, w ogóle się nie kryjąc. Zbliży- łem się i z całej siły walnąłem go cegłą w głowę. Miał na niej tylko furażerkę – padł bez większego hałasu. Wtedy uciekłem45.

Ward dotarł do Sieradza, gdzie udał się do najbliższego kościoła ka- tolickiego, ujawnił się przed księdzem i poprosił o skontaktowanie go z miejscowym podziemiem. Duchowny ukrył zbiega, a po długotrwa- łych przesłuchaniach i weryfi kacji Ward otrzymał fałszywe dokumen- ty i znalazł się pod opieką łódzkiego oddziału Armii Krajowej. Nie za- wiódł swej nowej jednostki:

Wtedy zabrano mnie do Warszawy. Ludzie z podziemia chcieli przerzu- cić mnie do Rosji, jednak uniemożliwił to wybuch wojny między Niemca- mi a Rosją. Spotkałem Ottona Gordziałowskiego, prawnika, który był re- daktorem warszawskiej podziemnej gazety „Dzień”. Człowiek ten powierzył mi zadanie spisywania angielskich audycji informacyjnych BBC, które tłu- maczono na język polski i publikowano w jego gazecie. Przyjąłem tę robo- tę i przeniosłem się do jego mieszkania, gdzie pozostawałem do czwartego 90 października 1944 roku (...). Zacząłem budować odbiorniki i nadajniki ra- diowe, które przekazywano różnym podziemnym organizacjom politycz- nym w Warszawie. Za dostarczone mi pieniądze kupiłem powielacz Gestet- nera, papier, tusz itp. Zacząłem publikować podziemną gazetę pod tytułem „Echo”. Po dziewięciu miesiącach jej codzienny nakład wynosił 2000 egzem- plarzy. Pani Gordziałowska, biegła lingwistka, pracowała jako moja sekre- tarka, jednak to ja decydowałem o tym, co publikować, a czego nie. W koń- cu przekazałem gazetę podziemiu i nadal dostarczałem wiadomości przez moje biuro informacyjne46.

Ward, którego pomysłowość nie znała granic, prowadził niebezpiecz- ną działalność i każdego dnia narażał swe życie:

45 Raport MI9 Johna Warda, zespół HS 4/256, National Archives, Kew, London. 46 Tamże. Rozdział 2. ARMIA KRAJOWA

W styczniu 1943 roku szedłem jedną z warszawskich ulic, mając przy so- bie pistolet i różne kompromitujące papiery. Niemiecki żandarm zatrzymał mnie i wycelował we mnie spluwę. Chciał mnie przeszukać i zobaczyć moje dokumenty. Odepchnąłem jego rękę z bronią i uderzyłem go pięścią w szczękę. Wystrzelił i kula trafi ła mnie w prawe udo. Gdy upadał, odbiegłem i wmiesza- łem się między przechodniów. Potem wziąłem taksówkę i odjechałem z tej okolicy. Musiałem leżeć trzy miesiące zanim rana się zagoiła47.

Podczas gdy Ward stanowił jedno z nielicznych bezpośrednich połą- czeń między Armią Krajową a Wielką Brytanią, od czasu alianckiej in- wazji w roku 1943 powstałe nowe nitki połączeń przez Włochy. Ósma Armia Brytyjska wylądowała na „palcach” włoskiego buta trzeciego wrześ- nia i pospiesznie zajmowała obcas półwyspu. Porty w Tarencie i Brindisi szybko wpadły w jej ręce, po nich zaś te położone na północy Bari i lot- niska wokół Foggii. Bazy powietrzne były bardzo ważne dla alianckiej kampanii bombardowań strategicznych Niemiec oraz rumuńskich pól naft owych w Ploeszti, jak również dla otwarcia dróg powietrznych na Bałkany48. Znaczenie tych lotnisk nie umknęło uwagi Sowietów, którzy naciskali na udostępnienie ich swym samolotom, rzekomo dla wspie- rania partyzantki w Jugosławii. Jednak w roku 1944 zaczęto pod egidą SOE tworzyć Lotnictwo Bałkanów i na szczęście Anthony Eden utrącił pomysł sowieckiej „pomocy”, zdając sobie sprawę, że pozwoliłoby to ra- dzieckiemu lotnictwu zyskać silną bazę we Włoszech49. Co więcej, lot- 91 niska te trzeba było udostępnić dla lotów specjalnych, szczególnie cen- nych dla polskiego ruchu oporu, gdyż czas przelotu z lotnisk włoskich był zdecydowanie krótszy. W październiku 1943 roku na główne lot- nisko dla operacji na rzecz Polski wyznaczono Brindisi z polskim do- wództwem (znanym jako Baza 11) w Latiano i dowództwem SOE (zna- nym jako Force 139) w pobliskim Monopoli. Miasto to znajdowało się pomiędzy Bari, oddalonym o około 50 kilometrów na północ, a Brindi- si, leżącym 80 kilometrów na południe.

47 Tamże. 48 Th e Winter Campaign in Italy, 1943–1944, „Th e Army Quarterly” 1945, kwiecień. W kwiet- niu 1944 roku amerykańska 15. Flota Powietrzna, wykorzystując lotniska we Włoszech, wznowiła naloty na Ploeszti. 49 Anthony Eden do sir Winstona Churchilla, 17 marca 1944, nr ref. AP 20/11/168, Lord Avon Papers, Special Collections, University of Birmingham. Jonathan Walker, Polska osamotniona

Sztab SOE zajmował dwie kondygnacje niepozornego budynku przy błotnistej drodze do Monopoli50. Brindisi natomiast stało się znane, po- nieważ po alianckiej inwazji i obaleniu Benita Mussoliniego w mieście znalazł swą siedzibę król Wiktor Emanuel iii i rząd tymczasowy Włoch. Brindisi było także ważnym portem, aliantom jednak najbardziej po- trzebne były lotniska. Wkrótce wytworzyła się skomplikowana hierarchia dowodzenia operacjami lotniczymi: w uproszczeniu kierownictwo poli- tyczne sprawował ofi cer SOE, podpułkownik Henry (później sir Henry) McLeod Th relfall, który odpowiadał przed SOE w Londynie; kierowni- ctwo administracyjne zaś generał major William Stawell, szef operacji specjalnych na śródziemnomorskim teatrze działań wojennych. Do- datkowo wszystkie loty podlegały zastępcy dowódcy alianckich sił po- wietrznych na śródziemnomorskim teatrze działań wojennych, którym był generał dywizji sir John Slessor51. Dzięki opanowaniu baz powietrznych we Włoszech można było za- przestać prowadzenia lotów nad Polskę z bazy w Tempsford w Anglii. Mordercze loty nad Danią i południową Szwecją nie były jednak da- remne. W ciągu roku 1943 polska 1586. Eskadra do Zadań Specjalnych, sformowana ze starej polskiej eskadry „C”, wykonała 64 loty nad Pol- skę. W ich trakcie dokonano 48 udanych zrzutów, przerzucając do kra- ju 105 agentów i 42 tony zaopatrzenia. Piloci eskadry zamierzali pobić ten wynik w roku 1944, toteż wokół Brindisi powstały nowe bazy szko- 92 leniowe, w tym szkoła spadochronowa i radiotelegrafi czna52. Eskadra, uwolniona z kłopotliwej podległości wobec 138. Dywizjonu, opuściła swą tymczasową bazę w północnoafrykańskim Tunisie i dwudziestego trzeciego grudnia 1943 roku przybyła do Brindisi, mając na stanie trzy halifaksy i trzy liberatory. Niemniej uwzględniając łączną liczebność SOE na śródziemnomorskim teatrze działań wojennych, była to bar-

50 Peter Kemp, No Colours or Crest, London 1958, s. 252. 51 J. Garliński, Poland, SOE and the Allies, dz. cyt., s. 141. Th relfallowi pomagali majoro- wie Klauber, Morgan i Truszkowski. Skomplikowana organizacja SOE w basenie Morza Śródziemnego, por. William Mackenzie, Th e Secret History of SOE. Special Operations Executive, 1940–1945, London 2000, s. 405–408. Th relfall był przed wojną przedsiębior- cą, po wojnie zaś pracował u Siemensa. 5 lipca 1973 roku został prezesem londyńskiego oddziału Siemensa. 52 Ostatni lot ze zrzutem wystartował z Tempsford w Wielkiej Brytanii w październiku 1943 roku. W grudniu 1943 roku dokonano lotów ze zrzutem zaopatrzeniowym z Tunisu, po czym bazą lotów ze zrzutami stało się Brindisi. Rozdział 2. ARMIA KRAJOWA

dzo skromna siła. W końcu stycznia 1944 roku SOE miało do dyspo- zycji 32 inne samoloty przeznaczone do lotów nad Bałkany. Nie dziwi zatem fakt, że w ciągu następnych dwóch miesięcy planowano wyko- nać 750 lotów właśnie nad Bałkany i północne Włochy, podczas gdy dla Polski wyznaczono tylko 150 lotów53. Do przelotu nad południo- wą Polskę wytyczono trzy nowe trasy. Trasa nr 3 wiodła nad jeziorem Balaton na Węgrzech, potem na zachód od Budapesztu oraz nad Ta- trami w kierunku Krakowa. Jej łączna długość w obie strony wynosiła 2100 kilometrów. Trasa nr 4 wiodła nad Kotorem w Jugosławii, następ- nie kierowała się na wschód od Budapesztu, skąd wiodła w kierunku Warszawy (w obie strony 2900 kilometrów). Dalej na wschód, przez Albanię w kierunku Lwowa, wiodła trasa nr 5 (w obie strony 2250 ki- lometrów)54. Chociaż odległość zmniejszyła się, jednym z największych problemów stojących przed lotnikami była kapryśna pogoda. Zimą na przełomie 1943 i 1944 roku pogoda we Włoszech była najgorsza od dwudziestu lat, a nowo utworzona baza w Brindisi z trudem posyłała nad Polskę kolejne samoloty. Posiadała ona tylko jeden pas startowy, w dodatku odsłonię- ty i położony w pobliżu morza, skutkiem czego był on narażony na sil- ne wiatry poprzeczne. Niektóre z pierwszych lotów zakończyły się kata- strofami. Nocą z piątego na szósty stycznia 1944 roku wystartowały trzy liberatory i jeden halifax z polskimi załogami, aby dokonać nad Polską zrzutu zaopatrzenia. Z powodu huraganowych podmuchów wiatru hali- 93 fax i jeden z liberatorów wkrótce musiały zawrócić do bazy, zaś dwa po- zostałe liberatory leciały dalej. Nie mogąc odszukać w takich warunkach stref zrzutu, i one jednak powróciły do Włoch. Gdy jednak zbliżyły się do Brindisi okazało się, że miejscowa sieć elektryczna uległa awarii i pas star- towy pozostawał nieoświetlony. Piloci krążyli przez dwie godziny w na- dziei, że uda się zapalić światła awaryjne. Gdy zaczęło brakować paliwa, jeden z liberatorów próbował wylądować w Brindisi, jego pilot jednak,

53 CAS do generała dywizji Johna Slessora, 22 stycznia 1944, zespół HS 4/157, National Archives, Kew, London. A także „MAAF Plan for SOE Operations to Balkans, Italy, Poland and France”, zespół HS 4/157, National Archives, Kew, London. 54 Komitet Stowarzyszenia Polskich Sił Powietrznych, Destiny Can Wait. Th e Polish Air Force in the Second World War, dz. cyt., s. 217. Trasa nr 3 nad jeziorem Balaton musiała zostać zarzucona w kwietniu 1944 roku z powodu dużej liczebności nieprzyjacielskich baterii przeciwlotniczych i nocnych myśliwców w rejonie Budapeszt–Balaton. Jonathan Walker, Polska osamotniona

zorientowawszy się, że minie pas startowy, poderwał zbyt ostro maszynę, która straciła sterowność i rozbiła się w porcie. Pilot drugiego samolotu próbował dotrzeć do bazy w pobliskim Tarencie, jednak brak paliwa unie- możliwił mu przelecenie nad pobliskimi górami i samolot roztrzaskał sie o zbocze. Z tych dwóch samolotów ocalał tylko jeden członek załogi. Ponie- waż dwa pozostałe halifaksy nie były zdolne do lotu z powodu awarii silni- ków, polskiej eskadrze pozostały jedynie dwie zdatne do użytku maszyny55. Aby zaradzić tej sytuacji w końcu stycznia do polskiej eskadry dołączył 148. Dywizjon do Zadań Specjalnych dowodzony przez podpułkownika W.D. Pitta. Bardzo się przydał, gdyż posiadał 13 maszyn typu Halifax B ii. Samoloty te wyróżniało metalowe pokrycie dzioba, stosowane w Temps- ford zamiast seryjnej, szklanej owiewki, oraz specjalny luk dla spadochro- niarzy na spodzie maszyny za lukiem bombowym56. Pomimo mroźnej zimy załoga i obsługa naziemna 148. Dywizjonu cieszyły się z nowego, włoskiego przydziału. Jak wspominał starszy mechanik Bill Steed:

Po upałach, pyle i muchach Afryki Północnej przybycie do Włoch było dla nas ogromną ulgą. Nasze nowe kwatery były o wiele lepsze, wyżywienie poprawiło się i mogliśmy oglądać się za atrakcyjnymi Włoszkami – czegóż więcej potrzeba młodemu mężczyźnie? Toteż nasze morale było wysokie. Do obsługi każdego z halifaksów mieliśmy czterech mechaników (jeden na każdy silnik), dwóch specjalistów od ładunku, jednego zbrojmistrza od ka- 94 rabinów maszynowych i jednego od bomb, którzy zajmowali się także elek- tryką. Łącznie zatem obsługa naziemna liczyła ośmiu ludzi, dowodzonych przez sierżanta. Pamiętam, że nasze samoloty były wyposażone w „stano- wisko wypoczynkowe”, czyli pryczę w połowie kadłuba, na którą kładziono rannych, oraz w dodatkowe zbiorniki paliwa do lotów nad Polskę. Przy misjach zaopatrzeniowych ładowaliśmy 15 zasobników. Dziewięć trafi ało do komory bombowej, po trzy zaś pod skrzydła koło wewnętrznych

55 Pełna lista załóg i strat, por. J.B. Cynk, Th e Polish Air Force at War, dz. cyt., s. 463. Katastrofalny styczniowy lot, por. CAS do sir Johna Slessora, 10 lutego 1943, zespół AIR 19/816, National Archives, Kew, London; także lord Selborne do sir Archibalda Sinclaira, 24 stycznia 1944, zespół HS 4/157, National Archives, Kew, London. 56 Zmodyfi kowane Halifaksy B v nie dotarły do jednostek specjalnych przed czerwcem 1944 roku. Poważny niedobór samolotów, por. D. Colyer do generała Sosnkowskiego, 24 stycznia 1944, zespół HS 4/157, National Archives, Kew, London. Liczba samolotów, por. „Aircraft and Crew State of SD Squadrons for SOE/SIS Purposes”, 25 stycznia 1944, zespół HS 4/157, National Archives, Kew, London. Rozdział 2. ARMIA KRAJOWA

silników. Wszystko, co niełamliwe, jak na przykład zrzuty ubrań i butów, ła- dowano do worków, tak by można było je wyrzucać z kadłuba. Na pokładzie zrzutem zajmował się bombardier. Jeśli zasobniki były zrzucane na spadochro- nach, zwykle znosił je wiatr. Jeżeli konieczna była celność, samolot schodził na 30 metrów i zwalniał niemal do prędkości minimalnej. Partyzanci często oznaczali strefę zrzutu naszymi starymi białymi spadochronami. W zależności od panującej nad Brindisi pogody samolot startował w kie- runku morza. Gdy wracał, nadawano lampą sygnałową „FS”, czyli kod wy- woławczy naszego dywizjonu, potem zaś „A” albo B”. Jeśli samolot wylądo- wał bez awarii, kołował do hangaru, załoga wysiadała, obsługa naziemna zaś najpierw sprawdzała wszystkie silniki w poszukiwaniu ewentualnych uszko- dzeń. Pod owiewką silnika znajdował się zbiornik płynu chłodzącego, który był bardzo wrażliwy na ostrzał przeciwlotniczy. Boczne wiatry wiejące nad Brindisi utrudniały lądowanie. Samolot mógł dolecieć z powrotem na trzech silnikach, jeśli nie wracał z pełnym obciążeniem. Kiedy rozbijał się przy lą- dowaniu, co zdarzało się dosyć często, natychmiast pojawiali się sanitariusze, by sprawdzić, czy nie ma rannych. Potem wszystkie zdatne do użytku części były wymontowywane, zwłaszcza opony, których zawsze brakowało57.

W lutym i marcu 1944 roku załogi przydzielano głównie do kursów nad Bałkany, gdy jednak celem ponownie stała się Polska, często loty unie- możliwiała zła pogoda i awarie. Podczas gdy Polaków nadal zwodzono wizją zmasowanych zrzutów, Roundell Palmer lord Selborne, minister, 95 któremu podlegało SOE, przyznał prywatnie, że jego organizacja prze- ceniła planowaną pomoc brytyjską i „popełniła błędy, mówiąc Polakom o 300 lotach”58. Choć jednak liczbę lotów ograniczono, nowo przybyłe załogi 148. Dywizjonu, w tym dwudziestotrzyletni starszy sierżant Wal- ter Davis, byli pełni entuzjazmu wobec swojego zadania:

Naszych siedem załóg służyło razem już od jakiegoś czasu, choć na po- przedniej misji straciliśmy tragicznie naszego bombardiera: wypadł on przez drzwi komory bombowej w trakcie lotu i po prostu zniknął. Byliśmy zgraną

57 Bill Steed w liście do autora, 8 grudnia 2006. 58 Ministerstwo Lotnictwa ocenia, że wykonano 100 lotów. James Alfred Easton do CAS, 3 lutego 1944, zespół HS 4/157, National Archives, Kew, London; por. także lord Sel- borne do sir Archibalda Sinclaira, 21 lutego 1944, zespół AIR 19/816, National Archives, Kew, London. Jonathan Walker, Polska osamotniona

ekipą i całkowicie ufaliśmy naszemu dowódcy, chorążemu Tomowi Storeyowi, chociaż przestrzegał surowo dyscypliny i w czasie lotów nigdy nie pozwalał na pogaduszki przez interkom. W tej fazie wojny nadal lataliśmy na Halifaksie B ii, którego jedynym uzbrojeniem była tylna wieżyczka z czterema karabinami maszynowymi (pozostałe uzbrojenie zdemontowano dla zmniejszenia wagi). Na dziesięcio- godzinny lot nad Polskę zainstalowano nam dodatkowe zbiorniki paliwa w komorze bombowej. Byłem radiooperatorem i siedziałem pod pilotem, mając wprost przed sobą nawigatora. Mieliśmy na pokładzie także bombar- diera, który zajmował się zrzucaniem zasobników, oraz mechanika i tylnego strzelca. Zwykle lataliśmy w pojedynkę, nawet bez osłony myśliwskiej, a lot często bywał trudny. Przekraczanie Alp na pułapie 4500 metrów powodo- wało gwałtowne podrzucanie samolotu; także pokonanie w locie nad Polskę Karpat było równie ryzykowne. Niewiele było pomocy nawigacyjnych, pro- gnozy pogody zaś zwykle się nie sprawdzały. Pamiętam, że tej wiosny wa- runki były koszmarne59.

Podczas gdy alianckie wsparcie dla AK wciąż pozostawało niewielkie, ruch oporu nadal udzielał pomocy brytyjskiemu wywiadowi. Jednym z mniej znanych polskich wkładów w wysiłek wojenny było dostarcza- nie Ministerstwu Lotnictwa informacji na temat prowadzonych w znaj- dujących się na terenie Polski zakładach i bazach powietrznych prac na- 96 prawczych przy bombowcach Heinkel. Niezwykle się to przydawało przy szacowaniu liczebności i składu Luft waff e. Wywiad AK dostarczał także regularnych informacji na temat produkcji części lotniczych w licznych fabrykach w Polsce, w tym w zakładach Focke-Wulf w Poznaniu i Daimler- -Benz w Rzeszowie. Posyłano także do Londynu meldunki i plany po- nad 300 niemieckich lotnisk położonych na polskim terytorium, pol- scy agenci zaś zdołali uzyskać cenne informacje taktyczne na temat nie- mieckiego czołgu Panther, jak również dane o miniaturowych okrętach podwodnych i produkcji broni przeciwpancernej60.

59 Walter Davis w liście do autora, 19 stycznia 2007. 60 Harold Benjamin Perkins do sir Colina Gubbinsa, 7 maja 1946, zespół HS 4/293, National Archives, Kew, London; por. także Tadeusz Dubicki, Air Force Intelligence, w: Intelligence Co-Operation between Poland and Great Britain During World War ii, dz. cyt., s. 501–511, a także Summary, tamże, s. 552. Rozdział 2. ARMIA KRAJOWA

Czas Polaków dobiegał końca. Chociaż operacja „Overlord” z czerwca 1944 roku była początkiem długo wyczekiwanego frontu zachodniego, już samo jego powstanie zmniejszało wartość Armii Krajowej. Wielka Bry- tania i alianci niegdyś upatrywali w niej siły zdolnej zakłócać przerzut niemieckich oddziałów na zachód, teraz jednak rolę tę przejął Związek Radziecki. Pomimo bezdyskusyjnej wartości informacji dostarczanych przez wywiad AK niektórzy co bardziej cyniczni Brytyjczycy głosili, że nie warto jej już dłużej wspierać. Tym zaś, którzy uważali inaczej, coraz trudniej było przekonywać o tym decydentów. „Zabieraj Pan swoje dywizje. Już ich nie potrzebujemy!” Winston Churchill do gen. Władysława Andersa

Alianci nie mieli wierniejszego sojusznika. Polacy przelewali krew od pierwszego do ostatniego dnia wojny. Brali udział we wszystkich więk- szych bitwach. Mieli swój wkład w niezwykłe sukcesy alianckiego wywia- du. I czynnie stawiali opór nazistom w okupowanym kraju. A jednak Polska – ta czwarta aliancka siła – w dniu zwycięstwa nad Hitle- rem leżała u stóp totalitarnego zbrodniarza i dyktatora – Stalina. Określe- nie „zdradzony sojusznik” samo ciśnie się na usta. Czy była to zdrada, czy zwykła bezsilność? Czy Churchill i jego ulubione tajne służby – SOE – mogły zrobić coś więcej, by pomóc Polsce? Czy pol- ski ruch oporu mógłby być siłą na tyle istotną, że nawet Stalin musiałby się z nią liczyć? A przede wszystkim, czy można było wesprzeć bohatersko walczącą Warszawę? Odpowiedzi na te pytania próbuje udzielić w swojej najnowszej książce Polska osamotniona Jonathan Walker. To głęboko osobiste, poruszające, ale i nowatorskie spojrzenie brytyj- skiego historyka na tragedię Polski, bezsilność aliantów i tryumf Stalina. Tę książkę trzeba znać.

W serii ukazały się między innymi:

Cena detal. 44,90 zł

D_Polska osamotniona_okleina.indd 1 2009-12-17 14:22