Vito Liuzzi (Perkusja), Paul Nelson (Gitara) to On
Total Page:16
File Type:pdf, Size:1020Kb
Sylwetki Johnny Winter Grzegorz Walenda �������������������������������������������������� ����������a Wytwórnia nie po raz pierwszy daje okazję ty w krzyżu. Dlatego został wprowadzony poznać najsłynniejszych artystów sceny. Mogliśmy po schodach przez brodatego stroiciela tu podziwiać m.in. Daniela Lanois producenta płyt U2, instrumentów. Kiedy usłyszał brawa, od- sunał się od podtrzymującego go męż- Raya Wilsona byłego wokalistę Genesis, Ala Di Meolę czyzny, zrobił samodzielnie parę kroków wirtuoza gitary, zespół Iron Buttery czy naszą w stronę mikrofonu, po czym z wyraźną Basię Trzetrzelewską. To oczywiście nie koniec listy ulgą opadł na krzesło. No cóż, życie niko- go nie oszczędza, a już na pewno nie tych, gości. Kolejnym był niedawno Johnny Winter, którzy używają go zbyt intensywnie. Win- słynny bluesman-albinos o charakterystycznie terowi do siedemdziesiątki brakuje tylko zachrypniętym, przypominającym czasami dwóch lat, a u szczytu kariery nie wylewał warczenie psa głosie, zarazem wirtuoz gitary. za kołnierz i nie stronił od narkotyków. Muszę jednak przyznać, że byłem mile za- skoczony jego niezłą kondycją, bo pamię- ystęp rozpoczęło trzech si- garbiona postać w czarnym kowbojskim tając go z okładki „I’m a Bluesman” (2004) demanów, współpracujących kapeluszu. Każdy, kto widział aktualne – przedostatniej płyty, na której uwiecz- z Winterem już od kilku lat: zdjęcia Wintera, nie miał wątpliwości, że niono go siedzącego z laską – spodziewa- Vito Liuzzi (perkusja), Paul Nelson (gitara) to on. Artysta ma już swoje lata i to widać. łem się zobaczyć ledwo poruszającego się i Scott Spray (bas). Dopiero po kilku mi- Porusza się z trudem i chyba ma problemy dziadka. W Łodzi może nie skakał i nie nutach na scenie pojawiła się chuda, przy- z kręgosłupem, bo jest nienaturalnie zgię- wywijał gitarowym gryfem, ale całkiem 68 �������������������������������������� 68-70 Johnny Winter.indd 68 5/31/12 6:06:27 PM Sylwetki sprawnie przebierał po nim palcami, gra- no obecny na widowni Winter namówił artysta powrócił na scenę z fenomenal- jąc przez chwilę techniką „slide”, a jeden kogoś, żeby go zarekomendował ciemno- nym krążkiem „Still Alive And Well” utwór wykonał nawet na stojąco. skóremu bluesmanowi i poprosił o zgodę („Wciąż żywy i w dobrej formie”). Pisałem W porównaniu z instrumentami jego na występ. B.B. King uległ prośbie i zapro- o nim w cyklu „Płyty, które (być może) głos był dość słaby, ale kiedy już docie- sił Wintera na scenę. Tam młody Teksań- umknęły”. Jeśli ktoś nie miał jeszcze rał do odbiorców, również wydawał się czyk, wówczas 17-latek, dał popis swojego okazji go posłuchać, powinien to nadro- dynamiczniejszy niż na wspomnianym talentu, zbierając owacje na stojąco. bić. Zgromadzony na płycie repertuar to albumie. Winter wyraźnie złapał drugi W Łodzi widzowie też stali, kiedy kwintesencja talentu Wintera i jedna z naj- oddech. Słychać to na najnowszym krąż- Winter przypominał bluesowe hity. Ale lepszych próbek blues-rocka, jaka w owym ku „Roots”, na którym jest chyba w lepszej nie tylko blues królowal na scenie. Obok czasie ukazała się na winylu. 10 świetnych formie niż 7 lat wcześniej. „Mojo Working” oraz innych standardów numerów, z tytułowym – autorstwa Ricka John Dawson Winter III (ur. 23.02.1944) pojawiły się utwory w ducha Dylana i Sto- Derringera – na czele: „Chwilami wiem, z Beaumont w Teksasie muzyczną edu- nesów. Od albumu „Johnny Winter And” że tak do końca trudno po mnie poznać, kację rozpoczął w wieku zaledwie 5 lat w poczynaniach artysty nastąpił zdecy- ale wciąż żyję i mam się dobrze”. Winter od gry na klarnecie. Później ćwiczył na dowany zwrot w kierunku ostrego roc- nie kłamał. Udało mu się wyjść na prostą. ukulele, a wreszcie zachwycił się wokali- ka. Jego kulminacją był początek lat 70. Dowodem na to jest chociażby okładka, styką, śpiewając przeboje Everly Brothers XX wieku, a najlepszym świadectwem gdzie na jednym ze zdjęć biorącego udział w duecie z o trzy lata młodszym bratem, – longplay „Captured Live”. Wcześniej – w sesji tria w składzie Winter, Randy Edgarem (znanym najbardziej z popi- o czym może nie wszyscy wiedzą – Winter Jo Hobbs (bas) i Richard Hughes (per- sowej interpretacji „Tobacco Road” oraz wystąpił na Woodstock (1969). Nie widać kusja), widać zawadiacki uśmiech gitaro- instrumentalnego hitu „Frankenstein”). go w pierwszym, najsłynniejszym *lmie wego wirtuoza. Nie ma tu rozczarowań. Mimo rozległych zainteresowań Johnny o tym festiwalu, który miał kinową Każda chwila z muzyką ze „Still Alive And Winter postanowił się skoncentrować na premierę w 1970 roku. Za to niedawno Well” jest bezcenna. Świetny wokal i za- gitarze, grając przede wszystkim trady- ukazało się kilka CD i DVD, przypomina- pierającą dech gitarę elektryczną wzbo- cyjnego czarnego bluesa. Słuszna decyzja. jących tamten występ. W tym reżyserska gacają fenomenalne fragmenty akustycz- W rodzinnych stronach można go było wersja „Woodstock: 3 Days of Love and ne. Są też doskonałe kompozycje, w tym usłyszeć niemal w każdym muzycznym Peace”, z Winterem wykonującym „Mean- napisany dla Wintera, choć wykonywa- klubie. Wkrótce popularność młodego town Blues”. ny również przez Stonesów, hit Jagge- albinosa dotarła do czarnych dzielnic, Tuż przed Woodstock do sklepów tra- ra i Richardsa „Silver Train” oraz „Let It gdzie wszyscy żyli bluesem. Mimo że *ł jego debiutancki album „+e Progres- Bleed” – jeszcze bardziej popularny utwór w tamtych czasach Teksas był miejscem sive Blues Experiment” (1968). Pochleb- tych samych autorów. Ciekawie wypadła zamieszek na tle rasowym, Winter i jego ne opinie krytyków i zachwyty słuchaczy folkowa piosenka „Ain’t Nothing To Me” brat jako jedni z nielicznych białych bez zrobiły swoje. Winter podpisał wyjątkowo (Pending), a rockowa ballada „Cheap Te- obaw mogli odwiedzać kluby w okoli- lukratywny, jak na tamte czasy, kontrakt quila” (Derringer) naprawdę łatwo wpada cach zamieszkałych przez ciemnoskórych z wytwórnią Columbia, zapewniający mu w ucho. Niestety, kompozycja tytułowa Amerykanów. zaliczkę w wysokości 600000 dolarów. Dla ze „Still Alive And Well” nie pojawiła się W roli wirtuoza sześciostrunowego fonogra*cznego giganta nagrał w 1969 podczas łódzkiego koncertu. Czyżby z tą wiosła zauważyli go też krytycy, nazywa- roku dwie płyty – „Johnny Winter” i „Se- kondycją nie było jednak najlepiej? Ta- jąc najgorętszym towarem estradowym od cond Winter”. Wpisał się dzięki nim na kie życie... Na płycie „Let Me In” z 1991 czasu Janis Joplin. Jego *zjonomia okazała dobre w pejzaż amerykańskiego bluesa, roku Winter genialnie wykonuje piosenkę się atutem reklamowym. Jako albinos, wy- stając sie równocześnie jednym z najsłyn- „Life is Hard” Freda Jamesa. Brzmi ona konujący czarnego bluesa, był bardzo roz- niejszych jego przedstawicieli. zupełnie tak, jakby Johnny sam ten utwór poznawalny. Do tego fenomenalnie grał Świetnie rozpoczętą karierę przyha- napisał: „Nieważne jak się starasz, życie i śpiewał. O jego wyjątkowych umiejetno- mowały problemy z alkoholem i heroiną. jest ciężkie, a potem śmierć”. Na mojej ściach świadczy epizod na koncercie B.B. Winter tra*ł na odwyk. Na szczęście te- prywatnej liście bluesowych hitów wszech Kinga w klubie „Raven” (1962). Podob- rapia dała pomyślny efekt. W 1973 roku czasów to nagranie znajduje się w ścisłej HiFi i Muzyka 5/12 69 68-70 Johnny Winter.indd 69 5/31/12 6:06:30 PM Sylwetki wspomnianym krążku z 1991 roku może- my usłyszeć nagranie, które opisuje jesz- cze jedną cechę wyróżniającą tego artystę. Otóż na długo przedtem, zanim tatuaże stały się powszechnie modne, zdobiąc ciała większości młodych ludzi, jak to jest dziś, Winter był już gęsto wytatuowa- ny. Nic więc dziwnego, że nagrał kom- pozycję „Illustrated Man”. Tatuaże nadal są jego znakiem rozpoznawczym, co po- twierdziło sie w Łodzi, gdzie miał na sobie koszulkę z krótkimi rękawami, więc czar- ne wzory na jego rękach były dokładnie widoczne. Tego wieczoru usły- szeliśmy wiele piosenek z długiej listy blueso- wych i rockowych ever- greenów, które muzyk ma w swoim bogatym repertuarze. Wydał aż czołówce. Ale nie ma co snuć mrocznych 18 płyt studyjnych wizji. Winter wciaż jest z nami i potra* (nie licząc duetów grać, co zaprezentował na łódz- z bratem i wspól- kim koncercie. Na nych nagrań z inny- mi muzykami) oraz 8 koncertowych. Grał z największymi. Na jego stronie internetowej można obejrzeć zdjęcia gitarzysty ze słynnymi przyjaciółmi: Hendrik- sem, Claptonem, Zap- pą, Slashem, Dixonem, Hookerem, Janis Jop- lin, Muddym Water- sem... Z tym ostat- nim współpracował zresztą najdłużej. Wyprodukował na- wet kilka jego nagrań, które kandydowały do Grammy (na- grodę zdobyła płyta „Hard Rain” z 1977 roku). Łódzka publiczność miała okazję poznać na żywo jed- nego z najwspanialszych bia- ��odstawowa dyskograa (albumy studyjne): łych bluesmanów. Spotkanie z muzyczną legendą było The Progressive Blues Experiment Raisin’ Cain (Blue Sky 1980) wyjatkowo udane. Koncert trwał prawie (Sonobeat 1968, UA/Imperial 1969) Guitar Slinger (Alligator 1984) 2 godziny i chciałoby się więcej, ale artysta Johnny Winter (Columbia 1969) Serious Business (Alligator 1985) tylko raz bisował, mimo że zgromadzeni Second Winter (Columbia 1969) Third Degree (Alligator 1986) w „Wytwórni” melomani klaskali jeszcze Johnny Winter And (Columbia 1970) The Winter of ‘88 długo po tym, jak po raz ostatni zszedł Still Alive and Well (Columbia 1973) (MCA/Voyager 1988) ze sceny. Jednak nie od razu odjechał do Saints & Sinners (Columbia 1974) Let Me In (Point Blank 1991) hotelu. Przez kilkanaście minut rozdawał John Dawson Winter III Hey, Where’s Your Brother? autografy w swoim camperze. Na taki (Columbia 1974) (Point Blank 1992) gest stać tylko wykonawców, którym na- Nothin’ But the Blues (Blue Sky 1977) I’m a Bluesman (Virgin 2004) prawdę zależy na kontakcie z publiczno- White, Hot and Blue (Blue Sky 1978) Roots (Megaforce 2011) ścią. Takim właśnie jak Winter – genialny bluesaman z Teksasu. ■ 70 HiFi i Muzyka 5/12 68-70 Johnny Winter.indd 70 5/31/12 6:06:35 PM.