Od oświecenia ku romantyzmowi i dalej... PRACE NAUKOWE

UNIWERSYTETU ŚLĄSKIEGO W KATOWICACH

N R 2238 Od oświecenia ku romantyzmowi i dalej...

Autorzy - dzieła - czytelnicy

pod redakcją Marka Piechoty i Janusza Ryby

Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego Katowice 2004 Redaktor serii: Historia Literatury Polskiej Jerzy Paszek

R ecenzent Józef Bachórz

3 3 3 1 1 0 Spis treści

W stę p ...... 7

Agnieszka Kwiatkowska „Rozumne zawody” Polemiki polskiego oświecenia...... 9

Janusz Ryba „Mały” P otocki...... 40

Monika Stankiewicz-Kopeć Znaczenie roku 1817 w polskim procesie litera c k im ...... 49

Magdalena Bąk W arsztat Mickiewicza tłu m ac z a ...... 72

Damian Noras Ziemia - kobieta - płodność. (O pierwiastku żeńskim w Panu Tadeuszu). 89

Aleksandra Rutkowska Czasy teraz na literaturę złe - Mickiewicz na rynku wydawniczym w pierw­ szej połowie XIX wieku. Rekonesans...... 108

Jacek Lyszczyna Zemsta Aleksandra Fredry wobec klęski powstania listopadowego . . . 127

Maciej Szargot Koniec baśni. O [Panu Tadeuszu] J. Słowackiego Mariusz Pleszak O biograficznych kontekstach Tłumaczeń Szopena Kornela Ujejskiego . 146

Barbara Szargot Legenda przeciw legendzie. O powieści J.I. Kraszewskiego Dwie królowe . 162

Elżbieta Malinowska Rosja i Rosjanie we wspomnieniach Maksymiliana Jatow ta ...... 184

Henryk Gradkowski Z dziejów szkolnej recepcji Słowackiego w wieku XIX (rekonesans) . . . 199

Elżbieta Dutka Od romantycznego obrazu miasta Słowackiego ku nostalgicznym poszuki­ waniom — Krzemieniec w Krótkich dniach Włodzimierza Paźniewskiego . 221

Indeks osobowy...... 237

S u m m a ry ...... 247

R é su m é ...... 249 Wstęp

To pierwsza zbiorowa publikacja Zakładu Historii Literatury Oświe­ cenia i Romantyzmu Instytutu Nauk o Literaturze Polskiej Uniwer­ sytetu Śląskiego w Katowicach nie będąca ujęciem stricte m onogra­ ficznym i nie stanowiąca równocześnie pokłosia konferencji nauko­ wej1. Z tym większą radością konstatujemy, że udało nam się również zgromadzić, spośród dość licznego grona Przyjaciół Zakładu, kilkoro gości, którzy zechcieli wpisać się w dość pojemną od strony teore­ tycznej i historycznoliterackiej formułę: Od oświecenia, ku romantyz­ mowi i dalej... Autorzy - dzieła - czytelnicy. Ze zrozumiałych wzglę­ dów nie usiłujemy nawet oddzielać atrakcyjności formuły tytułowej od wielorakich łączących nas więzów. Mamy też nadzieję, że ten krąg współpracowników nie będzie malał, tym bardziej że nie wszystkie ogniwa wskazanego tu szeregu zostały wypełnione z jednakową pie­ czołowitością. Adresujemy ten tom głównie do odbiorców (badaczy, doktoran­ tów i studentów) zainteresowanych literaturą wieku XIX, zwłaszcza zaś problemami romantycznymi - tym zagadnieniom poświęcono 8 spośród 13 tekstów; w drugim rzędzie do studiujących kwestie wcze­ śniejsze - oświeceniowe (dwa początkowe teksty) i późniejsze (trzy końcowe), dotyczące recepcji romantyzmu w literaturze i dydaktyce poromantycznej. Brak monograficznego ujęcia problemowego wyna­ gradzamy Czytelnikom znaczną rozmaitością autorskich upodobań

1 Takim „mieszanym” przedsięwzięciem, monograficznym i pokonferencyjnym, był poprzedni tom Zakładu: „Pieśni ogromnych dwanaście...”. Studia i szkice o „Panu Tade­ uszu”. Red. M. Piechota. Katowice 2000, s. 236. metodologicznych i rzeczywiście wielobarwną paletą zagadnień szcze­ gółowych. Przekonani o wyższości pluralizmu metodologicznego nad wszel­ kiego rodzaju apriorycznymi ustaleniami narzucającymi sposoby od- czyt}'wania tekstów przed ich przeczytaniem, dajemy pod rozwagę tych kilka myśli, z których przynajmniej część wydaje nam się nowa i zasługująca na uwagę Czytelników.

Katowice, listopad 2003

R edaktorzy Agnieszka Kwiatkowska

„Rozumne zawody” Polemiki polskiego oświecenia

Kultura polskiego oświecenia, pełna wewnętrznych napięć i skła­ dająca się z wielu opozycji, sprzyjała licznym polemikom. Rozmaitym sporom często towarzyszyła atmosfera sensacji, skandalu i prywat­ nych rozgrywek. Rzeczowe argumenty dyskutantów były wzmacnia­ ne albo wręcz wypierane aluzjami personalnymi, które — dzięki to­ warzyskiej plotce - były zrozumiałe dla wąskiego kręgu odbiorców. Dyskusje, które toczą się na łamach rękopiśmiennych lub drukowa­ nych rozpraw, artykułów dziennikarskich i innych tekstów, charak­ teryzują się wyraźnym wzajemnym

korespondowaniem poszczególnych tekstów, które łączy nie tylko przed­ miot rozważań, lecz także ujawniona w mniejszym lub większym stop­ niu świadomość argumentów zawartych w innych tekstach, odwołanie do nich przez sposoby dowodzenia lub konwencję wypowiedzi.1

Za pierwszą polską polemikę literacką zwykło się uważać spór o Podolankę wychowaną w stanie natury2. Podobne zespoły tekstów, poruszających problemy związane z literaturą i powiązanych z pol­ ską kulturą powstawały jednak znacznie wcześniej. Jednym z nich jest,

1 A.K. Guzek: Polemiki literackie. W: Słownik literatury polskiego oświecenia. Red. T. Kostkiewiczowa. Wrocław 1991, s. 439. Problemy przedstawione w artykule szerzej poruszam w książce Piórowe wojny (Poznań 2001). 2 M.D. Krajewski: Podolanka wychowana w stanie natury, życie i przypadki swo­ je opisująca. Warszawa 1784. prowadzony co prawda po francusku, lecz przecież związany z polską kulturą spór o russoizm:i. Dyskusję rozpętała publikacja Jana Jaku­ ba Rousseau Discours sur les sciences et les arts wydana w 1750 roku4. Głos przeciw rozprawie nagrodzonej przez Akademię w Dijon zabrał między innymi Stanisław Leszczyński w Responce au discours de Mr Rousseau, opublikowanej w Mercure de France w 1751 roku5, nieco później wydanej w formie broszury. Wystąpienie Leszczyńskiego zo­ stało ogłoszone anonimowo, ale dla współczesnych kwestia autorstwa była oczywista. Mimo to Rousseau, podejmując polemikę, czuł się zo­ bowiązany do uszanowania anonimowości swego oponenta. Dzieło zna­ ne jako Odpowiedź JJR królowi polskiemu ukazało się pod tytułem Uwagi Jana Jakuba Rousseau o odpowiedzi, której wywołała jego roz­ prawa^. W Polsce spór o russoizm przebiegał o wiele łagodniej niż w Europie Zachodniej. Sytuacja polskiej kultury i nauki nie pozwala­ ła podważać przydatności nauk, a społeczeństwo - w większości ka­ tolickie - niechętnie obserwowało wyrastającą z pism Jana Jakuba Rousseau wizję Boga. Większość polskojęzycznych wystąpień podję­ ła więc dialog z russoizmem, z rzadka tylko biorąc go w obronę. Spory z francuskim filozofem toczyły się głównie na łamach „Monitora” (na przykład 19 sierpnia 1772) oraz „Zabaw Przyjemnych i Pożytecznych”7.

3 Obcojęzyczne polemiki pojawiały się w polskiej kulturze już wcześniej. Odnoto­ wać trzeba na przykład polemikę wywołaną przez wydane w 1753 roku dzieło K. S t ę - plowskiego: Logica incipientium régulas definiendi. Kraków 1753; A. J. Wiśniew­ ski: Carpophorus Philalethes ad auctorem apologiae pro arte dispatandi peripatetico- rum. Werona 1754 (Elbląg 1755). Przedrukował W. Mincer w: „Studia i Materiały z Dziejów Nauki Polskiej” (1956, T. 4, s. 338-344). Przekład polski: Z. Neumanów a: Karpoforus Filalełes do autora apologii sztuki dowodzenia sposobem perypatetycznym. W: „Studia i Materiały z Dziejów Nauki Polskiej” 1956, T. 4, s. 328-338. Do wielu obco­ języcznych polemik związanych z polską kulturą zaliczyć też należy spór wokół dzieła Ubalda Mignoniego, przeciw któremu wystąpił między innymi Franciszek Bohomolec, publikując w 1752 roku Ubaldo Mignonio Schol. Piar. Nocticum Sarmaticarum auctori praeceptori suo suavissimo Varmius exetesticus. [B.m.w. 1752]. 4 J.J. Rousseau: Rozprawa nagrodzona przez Akademię w Dijon w roku 1 750, na temat wysunięty przez tę Akademię: Czy odrodzenie nauk i sztuk przyczyniło się do na­ prawy obyczajów? W: Idem: Trzy rozprawy z filozofii społecznej. Przeł. H. Elzen- berg. Kraków 1956, s. 3-46. 5 S. Leszczyński: Odpowiedź króla polskiego na rozprawą Jana Jakuba Rou­ sseau. W: J.J. Rousseau: Trzy rozprawy..., s. 47-65. Fragm ent w: Polska myśl filo­ zoficzna. Oświecenie - Romantyzm. Wybór, wstęp i przypisy H. Hinz i A. Sikora. Warszawa 1964. 6 Por.: H. Elzenberg: Wstęp do Odpowiedzi JJR królowi polskiemu. W: J.J. Rou­ sseau: Trzy rozprawy..., s. 69. 7 „Monitor” (1770, nr 17) przestrzegał przed lekturą ciekawo-bezbożnych książek Rousseau. Podobny charakter miało też wystąpienie publicystyczne B. Bach miń- Europejskie polemiki w ujęciu polskich oświeconych często przy­ bierały zaskakujący obrót. Specyfika naszej kultury zadecydowała tak­ że o stonowanym przebiegu sporu, który wynikał z różnicy postaw wobec dziedzictwa kulturowego. Querelle des Anciens et des Modems w Polsce nigdy nie zaistniał na wielką skalę. W Polsce antyk, jego mitologia i wzorce osobowe należały do podstawowych wartości sar­ mackiej kultury Oprócz tego powrót do antycznych norm stylistycz­ nych dawał polskiej literaturze szansę odrzucenia wzorców baroko­ wych i dorównania wybitnym osiągnięciom europejskiego klasycy­ zmu. W Polskim oświeceniu odwoływano się do antyku nieomal bez­ refleksyjnie, a spór o niego toczył się łagodniej niż we Francji i na in­ nej zgoła płaszczyźnie. Poprzestano właściwie na roztrząsaniu zagad­ nień literacko-estetycznych, naukowych i ideologicznych8. Dyskusjom europejskim, w które włączali się polscy oświeceni, towarzyszyły polemiki, którym kultura narodowa sprzyjała, a wyni­ kały one głównie ze specyficznego charakteru polskiego oświecenia9. s k i ego: Poznanie Boga i religii z przeświadczenia rozumu na Woltera, Russa i innych libertynów, ateistów zarzuty odpowiedź (B.m.w. 1783). Rousseau nie wzbudzał jed­ nak nigdy tak licznych kontrowersji jak Voltaire, a liczbę zarzutów przeciw niemu znacznie przewyższały słowa uznania. Za: T. Kostkiewiczowa i Z. Sink o. Ru- ssoizm. W: Słownik literatury polskiego oświecenia..., s. 540. 8 T. Bieńkowski: Antyk. W: Słownik literatury polskiego oświecenia..., s. 15. Obok przywołanych Gubrynowicz wspomniał jeszcze jeden głos w obronie mitologii (B. G u - brynowicz: Walka o mitologię. Epizod z dziejów krytyki literackiej w Polsce XVIII wieku. W: I de m: Studia literackie. Warszawa 1935, s. 51-64). Chodzi o obszerną bro­ szurę anonimowego autora, wydanąw Lipsku (1773) pt. Obrona mitologii albo odpis na Monitora warszawskiego na rok P.1772d. 19 sierpnia wydanego, dany przez M.F.K. Zwa­ żywszy na bezpośrednie nawiązanie w tytule do monitorowego tekstu, z całą pewnością można tu mówić o polemice. Gubrynowicz sugeruje, że inicjały anonima oznaczająMau- rycego Franciszka Karpia - posła na Sejm Czteroletni, autora broszury Obraz sejmi­ ków (1791) i tłumacza Rousseau. s Rozdyskutowanie epoki sprawia, że badacze literatury niekiedy skłonni są wi­ dzieć polemikę tam, gdzie nie może o niej być mowy. Charakteru polemicznego pozba­ wione są poszczególne wypowiedzi Ignacego Krasickiego w ramach cyklu Apologie du théâtre, które nie stanowią podmiotu niniejszego artykułu. W świetle ostatnich badań, wbrew opinii podtrzymywanej przez Guzka, artykuły publikowane w ramach cyklu Apologie du théâtre („Monitor” 6, 9, 13 sierpnia 1766), niegdyś uznawane za spór po­ między Ignacym Krasickim a erudytą występującym jako Theatralski, z pewnością polemiką nie są. Decyduje o tym brak bezpośrednich nawiązań oraz fakt, że arty­ kuły sygnowane nazwiskiem Theatralskiego prawdopodobnie wyszły spod pióra XBW. Por.: S. Pietraszko: Doktryna literacka polskiego klasycyzmu. Wrocław 1966, s. 326; Z. Libera: Zycie literackie w Warszawie w czasach Stanisława Augusta. Warszawa 1971, s. 17; E. Aleksandrowska: Wstęp do: „Monitor” 1765-1785. Wybór. Wybór i oprać. E. Aleksandrowska. Wrocław 1976, s. 119; J. Pawłowiczowa: Jeszcze Pełne napięcia opozycje swojskiego i obcego oraz daw nego i no­ w eg o wywoływały liczne konflikty10. Burzliwe życie polityczne, w które u schyłku XVIII wieku angażowała się przeważająca część szlachty, już przed 1784 rokiem (więc przed polemiką wokół Podolan- ki...) owocowało licznymi utarczkami i wypowiedziami polemiczny­ mi11. Przeważnie były to spory sejmowe i ich publicystyczne kontynu­ acje. Wśród nich później znalazły się najpoważniejsze chyba polemiki epoki - spór o sukcesję tronu i dyskusja wokół Konstytucji 3 maja. Zanim jednak zagadnienia natury literackiej stały się przedmio­ tem sporów politycznych i naukowych, zagościły w dyskusjach doty­ czących recepcji konkretnego utworu i w utarczkach o prywatnym niemal charakterze. Jeden z bardziej znanych sporów wywołało wy­ danie Monachomachii, która błyskawicznie zyskała popularność i bu­ dziła skrajne uczucia. Bardziej kameralny charakter miał spór po­ między Adamem Naruszewiczem a Antonim Korwinem Kossakow­ skim. Osobiste jest też podłoże sporu pomiędzy Janem Ancutą a Ja­ nem Czyżem. Ich dyskusja po części tylko dotyczyła obyczajowości, koncentrowała się głównie na wdziękach i cnotach ślicznej Antosi12. o Theatralskim. „Pamiętnik Teatralny” 1988, z. 1-4, s. 177; A.K. Guzek: Polemiki. W: Słownik literatury polskiego oświecenia..., s. 440; J.T. Pokrzywniak: Komedie Ignacego Krasickiego. Poznań 1995, s. 34—36. 10 J.Maciejewski: Oświecenie polskie. Początek formacji, jej stratyfikacja i prze­ bieg procesu historycznoliterackiego. W: Problemy literatury polskiej okresu Oświecenia. Seria 2. Red. Z. Goliński. Wrocław 1977, s. 5—128. Por.: T. Kostkiewiczowa: Kwe­ stie sporne w badaniach nad oświeceniem. W: Wiedza o literaturze i edukacja. Księga referatów Zjazdu Polonistów, Warszawa 1995. Red. T. Michałowska,Z.Goliński, Z. Jarosiński. Warszawa 1996, s. 223-241. 11 Wśród pojedynczych wypowiedzi wskazać można publikację Seweryna Rzewu­ skiego, stanowiącą reakcję na głos sejmowy Adama Wawrzyńca Rzewuskiego. A. R z e - wuski. Głos... w Izbie Senatorskiej na sesji dnia 22 października roku 1782 miany. [Warszawa 1782]. Toż wydanie w: Zbiór mów różnych w czasie ... sejmu roku 1782 mia- nych. Wilno 1782. W związku z tą mową ogłosił do autora list Seweryn Rzewuski. S. Rzewuski: List... do Jaśnie Wielmożnego [Adama] Rzewuskiego, posła nowogrodz­ kiego. Gruszczyn 4 Nouembris 1782. [B.m.w. 1782], 12 Przewodnik Warszawski. (Poemat satyryczno-obosceniczny [!] w 556 wersach). Po­ wstał w 1779. Fragmenty ogłosił J.W. Go m ulicki: „Nowe Książki” 1957, nr 22, s. 1386. Supłement „Przewodnikowi Warszawskiemu ’’przez innego autora wydany w tym­ że roku 1779. Fragm enty ogłosił J.W. Gomulicki w „Nowe Książki” 1957, nr 22; „Stolica” 1962, nr 4, s. 15. Poemat przypisywany był Janowi Ancucie oraz, co bardziej prawdopodobne, Antoniemu Kossakowskiemu. J. C z y ż: Doniesienie przyjacielowi, 1779 - zob. Poezja polskiego Oświecenia. Antologia. Oprać. J. Ko 11, rysunki J.P N o r b 1 i na. Warszawa 1954, wyd. 2 - 1956; Rkps Biblioteka Kórnicka [dalej: B. Kórn.] sygn. 1619, s. 34-35 pt. Przyjaciel z Warszawy do przyjaciela na wieś. J. A n c u t a: Wiersz w obronie sławy „ślicznej Antosi’’. Tekst powstał ok. 1779. Rkpsy: B. Kórn. sygn. 1619, s. 34-36 pt. Odpis na też same. W Bibliotece Narodowej zachowany odpis pt. Ancuta do Anulki Prywatny charakter miał również spór Ignacego Krasickiego z Ada­ mem Naruszewiczem. Spór ten przybrał formę wierszowanej wymia­ ny myśli. W 1780 roku Ignacy Krasicki napisał list poetycki A utor „Podstolego” do Imć Pana Lucińskiego, Podczaszego J. K. Mci. Ulotny druk, wydany przez Drukarnię Nadworną, poświęcony jest pochwale picia miodu i piwa, którymi - w miarę możliwości - należy zastępować wino. Wymowa tekstu koresponduje z dyskursem Pana Podstolego wygłoszonym nad butelką wybornego wina. Takie preferencje nie były czczą fanaberią, lecz miały służyć wsparciu krajowego przemysłu i ogra­ niczeniu napływu produktów importowanych. Apel Nie gardźmy mio­ dem, wróćmy się do piwa odczytany na obiadach czwartkowych mógł zbulwersować zgromadzonych - z reguły żyjących na dość wysokim poziomie - miłośników szlachetniejszych trunków. Adam Naruszewicz na poły żartobliwie odpowiedział Ignacemu Krasickiemu, w imieniu zaatakowanego Lucińskiego. Dyskusji dopełnił Marcin Eysymont po­ jednaw czą Koncyliacją Autora „Podstolego” z Lucińskim przebranym. Wśród rękopisów epoki Tadeusz Mikulski odnalazł jeszcze jeden głos należący do tej polemiki, napisany również pod imieniem Lucińskie­ go (Do WM. Pana Podstolego JKMci Podczaszy Luciński)13. Z am iary Krasickiego, dążącego do zbudowania przemysłu krajowego, spotka­ ły się z ogólnym niezrozumieniem, a namowa do picia trunków po­ strzeganych jako gorsze od wina zdała się niektórym zamachem na wolność szlachecką i próbą zrównania szlachty z chłopstwem11. Wierszowane wypowiedzi polemiczne - choć znacznie mniej po­ pularne niż tekst publicystyczny - nie należą do rzadkości. Zdomino­ wały one także spór wokół statuy Jana III Sobieskiego w Łazienkach. Odsłonięciu pomnika towarzyszyło poczucie poważnej klęski w poli­ tyce zagranicznej i atmosfera skandalu, potęgowana przez liczne prześmiewcze wierszyki obiegające Warszawę. W takiej sytuacji uro­ czyste odsłonięcie kosztownego pomnika Jana III Sobieskiego w Łazien­ kach, które miało przypomnieć zasługi Polski w walkach z Turkami,

Rogozińskiej. J. Czyż: Odpis na też same (wiersz J. Ancuty w obronie sławy „ślicznej Antosi’’). B. Kórn. sygn. 1619, s. 36-37. 11 T. M i k u 1 s k i: W kręgu oświeconych. Studia, szkice, recenzje, notatki. W arszawa 1960, s. 101-103. 141. Krasicki: Autor „Podstolego” do Imć Pana Lucińskiego, Podczaszego J. K. Mci. W arszawa 1780. [A. Naruszewicz]: Luciński, Podczaszy J. K. Mci, do Autora „Pod­ stolego’'. W: Spór rymotwórski między chwalcami miodu i wina, koncyliacją pośrzedni- czącązagodzony. Warszawa 1780. [M. Eysymont]: Koncyliacja Autora „Podstolego” z Lu­ cińskim przebranym. W: Spór rymotwórski między chwalcami miodu i wina...; [B.a.]: Do WM. Pana Podstolego JKMci Podczaszy Luciński. Z rękopisu opublikował T. M i k u 1 - s k i. Zob. Idem: W kręgu oświeconych. Studia, szkice.... s. 101-103. spotkało się z ostrą krytyką. Ukazało się mnóstwo anonimowych sa­ tyr, ośmieszających nie tylko rozrzutność Stanisława Augusta, ale i twórczość dworskich literatów. Wincenty Ignacy Marewicz i jemu podobni poeci rojaliści ukazywali bowiem króla jako wodza przypo­ minającego (lub przewyższającego) męstwem Jana III Sobieskiego15. Wśród paszkwili największą popularność zyskały dwa krótkie wier­ szyki, które przyklejono (napisane na kartkach) na łazienkowskim pomniku. Oba - nie opublikowane - zdobyły ogromną popularność. Złożono je razem i przekazywano dalej, najczęściej w formie następu­ jącego czterowiersza:

Ten, co kraj rozdawając w hańbę naród wprawił, Janowi, co go bronił, statuę postawił; Sto tysięcy kosztuje, dwakroć bym dołożył, Żeby nasz Staś skamieniał, a Jan Trzeci ożył.16

W obronie króla wystąpił Teodor Lutyński, podopieczny Karola Radziwiłła, mieszkający w Terebelli17. Autor przesłał królowi replikę ujętą w dystychy, przeprowadzoną w sposób spójny i przekonywający. Prostym, sejmikowym językiem przypominał, że winą za pierwszy roz­ biór nie należy obarczać króla, którego pokojowa polityka jest owo­ cem małej waleczności narodu i niesprzyjającej sytuacji dziejowej. Zda­ niem Kalety, znamienny jest fakt, że Stanisława Augusta broni neofi­ ta, nobilitowany dopiero uchwałą sejmu z 1764 roku18. Rzeczywiście, dowodzi to, że polityka króla, zmierzająca do rozciągnięcia praw oby­ watelskich na inne - poza szlachtą - warstwy społeczeństwa, przy­ niosła plon. Ze względu na zbyt małe wzajemne powiązania utworów, odnoszących się raczej do samej sytuacji niż do poprzednich tekstów, trudno ten zespół wypowiedzi nazwać polemiką. Bardziej odpowied­ ni jest termin „turniej paszkwilancki”, zaproponowany przez Roma­ na Kaletę19. Spór wokół Podolanki..., który wybuchł w 1784 roku, nie otwiera w dziejach polskiej publicystyki czy krytyki literackiej żadnej nowej epoki. Jest jedną z pierwszych obszerniejszych - pod względem liczby

15 R. K a 1 e t a: Turniej paszkwilancki z okazji odsłonięcia pomnika Jana III Sobie­ skiego w Łazienkach. W: I d e m: Oświeceni i sentymentalni. Wrocław 1971, s. 453. 16 Ibidem, s. 457. Tekst pochodzi z rękopisu Biblioteki Czartoryskich w Krakowie sygn. 2348, s. 36. 17 Autorstwo ustalił Kaleta głównie na podstawie wykazu dzierżawców folwarków Radziwiłłowskich oraz listów Lutyńskiego do Radziwiłła. 18 R. Kaleta: Turniej paszkwilancki..., s. 474. 13 Ibidem. i obszerności tekstów - polemik, dotyczy przede wszystkim zagad­ nień natury literackiej, niesie w sobie elementy krytyki literackiej, ale podobne zjawiska - choć na mniejszą skalę - można było obserwo­ wać od kilkunastu przynajmniej lat. Nie zapoczątkowuje też ta dys­ kusja lawiny podobnych (pod względem formy) polemik, które uka­ zały się dopiero pod koniec lat osiemdziesiątych i - z wyjątkowym nasileniem - na początku dziewięćdziesiątych XVIII stulecia. Istnie­ jące w sporze o Podolankę... echa europejskiej dyskusji, dotyczącej russoizmu, narażają ją dodatkowo na zarzut niepełnej oryginalności20. Niewątpliwie jednak - choć spór o Podolankę... nie jest pierwszą pol­ ską polemiką literacką — pozostaje jedną z ważniejszych polemik osiemnastowiecznych. Jest ona dość specyficzna - nie ze względu na literacki charakter, ale raczej z powodu formy - ponieważ u jej po­ czątku leży powieść (a właściwie dwie powieści, bo prócz Podolanki... trzeba wszak brać pod uwagę i jej pierwowzór - Im rice)21, a nie - jak zazwyczaj to później bywało — publicystyczna broszura polemiczna. Michał Dymitr Krajewski, naśladując francuską powieść, uczynił Podolankę narratorką nie tylko tekstu głównego, ale i przedmowy, dzięki temu dystansował się nieco od głoszonych poglądów22. Podob­ ną funkcję pełnią postaci rezonerów wykreowane później w polemice ortograficznej czy w sporach z udziałem Karola Surowieckiego. Kra­ jewski manipulował czytelnikiem w niezwykle wyrafinowany sposób. Sądził, że największą popularnością cieszą się książki zakazane. Zre­ zygnował jednak z oszukańczego chwytu reklamowego, stając na stra­ ży moralności i zarzekając się słowami Podolanki:

Gdybym chciała mieć wiele czytelników, dość by było położyć przy tytule książki, że jest zakazana [...]. Ostrzegam, że kto lubi gorszące książki, znudzi się nad moją bo w niej nic nie znajdzie, co by go zepsuło.

W powieści bez trudu można dostrzec stanowisko polemiczne. Przychodzi to tym łatwiej, że powieść oświeceniowa nosi w sobie jesz­

20 Polemika ta jako jedna z niewielu dotąd obudziła zainteresowanie badaczy. Jej znaczenie dla polskiej kultury zostało jednak zdecydowanie przecenione, przede wszyst­ kim przez Zofię M a r e s c h, gotową upatrywać w krytyce powieści M.D. Krajewskiego początku polskich polemik literackich. Por. Eadem: Polskie prawykonanie polemiki literackiej, czyli spór o „Podolankę wychowaną w stanie natury”. W: „Zeszyty Naukowe U niw ersytetu Wrocławskiego” seria A, nr 17. Wrocław 1959, s. 9-28. 21 LA*** L***: Imrice ou la Fille de la Nature. In: I d e m: Oeuvres diverses de L ’A*** L***. Vol. 5. Londres 1776. 22 M.D. Krajewski: Podolanka wychowana w stanie natury, życie i przypadki swoje..., [k. 3]. cze wiele cech powiastki filozoficznej, stworzonej przecież, by zapre­ zentować określony światopogląd. Wciąż jeszcze popularna forma powieści w listach dodatkowo ułatwia zadanie potencjalnym polemi­ stom. Wszak każdy list kryje w sobie niemal nieograniczone możli­ wości przekształcenia w wypowiedź polemiczną23. To właśnie forma tekstu zadecydowała o specyficznym charakterze polemiki wokół Po- dolanki... Powieść, której główna bohaterka i narratorka zarazem pod­ daje gruntownej krytyce osiemnastowieczną rzeczywistość, musiała wywołać głosy polemiczne, formułowane w obronie zdyskredytowa­ nych realiów i praw rządzących oświeceniowym światem. Reakcja na broszurę publicystyczną zyskałaby z pewnością formę o charakterze publicystycznym. Na Podolankę... tak odpowiedzieć w zasadzie nie było można, bo wymagałoby to potraktowania postaci głównej boha­ terki — istniejącej przecież wyłącznie na wewnątrztekstowych pozio­ mach nadawczych - jako autora zewnętrznego. Przyjęcie założenia o jed­ ności poziomów nadawczych w sytuacji, gdy oczywistość francuskiego pierwowzoru Podolanki i jej literacka biografia jednoznacznie wska­ zują na fikcyjny charakter postaci, nie było możliwe i mogło co najwy­ żej ośmieszyć nieostrożnego polemistę. Spór z Podolanką... podjęto zatem, sięgając po formę z pogranicza literatury i potocznej komunikacji - list. Ta forma podawcza - służą­ ca powszechnej komunikacji, obecna w literaturze od czasów antycz­ nych między innymi jako listy menipejskie, a od czasów oświecenia stanowiąca tworzywo powieści sentymentalnej - znakomicie nada­ wała się do zanegowania poglądów, wychowanej w stanie natury, cór­ ki hrabiego. List - nierzadko używany w polemikach o charakterze publicystycznym i adresowany wówczas do realnych oponentów - z powo­ dzeniem mógł być skierowany do postaci fikcyjnej. Czyż nie tak dzia­ ło się bowiem w wielu najpoczytniejszych powieściach? Narratorami czterech listów są kolejno: Sandomierzanka, mąż Podolanki, Podo- lanka i Paryżanka. Fikcyjni rezonerzy, powołani do życia na wzór po­ wieściowej bohaterki, podejmują ze sobą spór. Osoby autorów tak sku­ tecznie ukryły się za bytami literackimi, że jednoznaczne przypisa­ nie tekstów konkretnym polemistom nie jest do końca możliwe. Na bacz­ ną uwagę zasługuje też Dialog Podolanki z mężem, który miał stać się dziełem ostatnim dyskusji. W bogactwie polskich polemik oświece­ niowych gatunek ten pojawia się, prócz sporu o Podolankę..., bodaj czy nie jeszcze tylko raz: w polemice ortograficznej jako Rozmowa w Zaci­ szy. Gatunek dotąd w prowadzeniu sporów podstawowy został w XVIII wieku niemal zupełnie wyparty przez ekspansywne wystąpienie po­

2:' Zob. T.Todorov: Littérature et signification. Paris 1967. lemiczne o charakterze publicystycznym. Tradycja dialogu diegema- tycznego, żywo uprawianego jeszcze przez Andrzeja Frycza Modrzew­ skiego, który kwestie polemiczne zręcznie rozkładał na role fikcyj­ nych osób dyskutujących według zasad humanistycznej dialektyki, „wspomaganej konstrukcjami retorycznymi uwypuklającymi ściśle określony rodzaj wymowy”, została przez oświeconych złożona do la­ m usa21. W Dialogu czyli Rozmowie Podolanki z Mężem walory gatun­ ku zostały wykorzystane nieco inaczej. Nie ulega wątpliwości, że w polemice zarówno Podolanka, jak i jej mąż stoją po tej samej stro­ nie barykady. Ao przypisana została rola nauczyciela, opiekuna i pro­ tektora intelektualnego żony. Łagodzi on spór wywołany publikacją Podolanki (wszak to ona była narratorem kontrowersyjnej powieści), broniąc żony, tłumacząc ją, usprawiedliwiając i niekiedy nawet przy­ znając rację krytykom. Pozycja sędziego, łagodność i pozorne poszu­ kiwanie prawdy, kompromisu czy złotego środka zjednują mu przy­ chylność i ufność czytelników. W rzeczywistości jednak poglądy gło­ szone przez Ao niewiele różnią się od wyrażonych w Podolance... Po­ dobną do Ao pozycję zajmuje Gospodarz w Rozmowie w Zaciszy w po­ lemice ortograficznej. Do polemiki wokół Podolanki... należy jeszcze jeden utwór, zazwy­ czaj pomijany przez badaczy. Wieśniaczka - powieść Pawła Ksawere­ go Brzostowskiego - wymieniana była w literaturze przedmiotu co najwyżej jako utwór naśladujący powieść Michała Dymitra Krajew­ skiego. Tymczasem nie tylko nawiązuje ona do Podolanki..., ale jest też głosem w dyskusji - wypowiedzią która przybrała nietypową dla utworu polemicznego formę, zgrabnie się dzięki temu wpisując w spe­

21 M. Ko r o 1 k o: Andrzej Frycz Modrzewski. Humanista, pisarz. Warszawa 1978, s. 138. Por.: J. Domański: Forma literacka dialogów św. Augustyna. W: Św. Augu­ styn: Dialogi filozoficzne. T. 2. Warszawa 1953, s. 201-230. R. H i r z e 1: Der Dialog. Eine historisch-literarische Untersuchung. Leipzig 1895, s. 1, 2 n. „Dialog jest spisaną rozmową, nazwa ta jednak nie dość dokładnie określa jego istotę [...]. Greckie słowo ôtaeyeavat oznacza tylko ściśle określony rodzaj rozmowy, ozna­ cza rozmowę będącą w pewnym sensie sporem, dyskusją dociekaniem. Rozmowa taka może być odtworzona także w innych gatunkach literackich, nigdzie jednak nie ma zna­ czenia sama dla siebie, lecz zawsze służy ubocznym celom: ożywieniu opowiadania, udra- matyzowaniu akcji, charakterystyce działających osób, tak jak się to dzieje i w nowożyt­ nej powieści. W dialogu jest ona motywem pierwszoplanowym, istotnym, zupełnie sa­ modzielnym. I na tym również polega najbardziej zasadnicza różnica między drama­ tem, w którym rozmowa służy przede wszystkim przedstawieniu akcji, a dialogiem, który wprawdzie nie wyklucza ani akcji, ani charakterystyki działających osób, wszyst­ kie te elementy przyporządkowuje jednak treści rozmowy. Mając to na uwadze trzeba powiedzieć, że rozmowa jako forma literacka osiąga w dialogu swój punkt szczytowy”. (J. Domański: Forma literacka..., s. 202-203). cyficzną poetykę sporu. Prawo do sformułowania literackiej repliki było często wykorzystywane i w następnych polemikach. Twórczość dramatyczna Karola Surowieckiego czy satyryczna powieść P o­ dróż do Ciemnogrodu Stanisława Kostki Potockiego wśród fikcyjnych postaci przedstawiały także wybranych polemistów, skutecznie ich ośmieszając i dyskredytując ich poglądy. Powieść P.K. Brzostowskie­ go Wieśniaczka nie nawiązuje co prawda tytułem do polemiki wokół Podolanki..., ale wspomina poszczególne broszury polemiczne nieomal w pierwszym akapicie powieści, co pozwala włączyć ją w obręb sporu:

Zjawiły się jakieś godne panie. 1. Podolanka. 2. Sandomierzanka. 3. Zagraniczna. Chciałabym i ja się Rozalijka między nimi umieścić. Tamte są szlachetne damy, a ja wieśniaczka, nie byłam jednak chowana w piwnicy.25

W tej dyskusji zagadnienia publicystyczne przeplatają się z kwe- stiamii teoretycznoliterackimi, językowymi czy filozoficznymi. Zofia Sinko, charakteryzując tę polemikę, zauważa, że

przyczyną i tem atem sporu nie były, co prawda, sprawy czysto literac­ kie, ale zagadnienie „wychowania naturalnego” oraz ogólniejsza proble­ matyka „stanu natury” związana z ideologią polskiego oświecenia.26

Równolegle ze sporem wokół Podolanki... wrzały dyskusje wier­ szowane. Najpopularniejsze dotyczyły osoby Józefa Bielawskiego, za­ początkowane już w listopadzie 1773 roku przez Adama Kazimierza Czartoryskiego. Kilkanaście polemik składa się na ogromny dys­ kurs - zwany w literaturze przedmiotu Bielawsciadą - który Wa­ cław Woźnowski postrzega jako szeroko zakrojoną batalię przeciw grafomanii27. Bielawsciada trwała aż po schyłek epoki oświecenia. Równocześnie toczyły się jednak i inne polemiki oraz ukazywały się pojedyncze wypowiedzi o polemicznym charakterze. Około 1773 roku na przykład Jan Chrzciciel Bohomolec podjął polemikę z dominika­ nami ruskimi, odpowiadając na ich pismo Diabeł przeciwko diabłu. Riposta Bohomolca, zatytułowana Responsio ad censuram libri de natura et potestate daemonis, datowana na 1773 rok, wydana została

25 P.K. Brzostowski: Wieśniaczka. W arszawa 1786, s. 3—4. 26 Z. S i n k o: Powieść zachodnioeuropejska w kulturze literackiej polskiego oświece­ nia. Wrocław 1968, s. 29-30. 27 W. Woźnowski: Z pogranicza satyry i krytyki literackiej. Poeci stanisławowscy w świetle pamfletu i paszkwilu. W: „Roczniki Komisji Historycznoliterackiej”. T. 9. Wrocław 1971. w Warszawie w 177528. Notoryczne kpiny z Józefa Bielawskiego, który - obdarzony chimeryczną osobowością, pobudliwy, pozbawiony dy­ stansu wobec siebie i gotów do gwałtownych reakcji - był wyjątkowo wdzięcznym obiektem drwin, cieszyły się jednak niesłabnącą popu­ larnością. Bielawski już w latach sześćdziesiątych szukał wsparcia w familii Czartoryskich, składając na ich ręce rozmaite panegiryki. Adam Kazimierz Czartoryski bez trudu zapewne zauważył, że autor Natrętów (wspomnianych zresztą w przedmowie do Panny na wyda­ niu) jest znakomitym obiektem żartów29. Podszył się więc pod Bie­ law skiego i w Gadce sentymentalnej skomentował jego rzekomy wiersz, znaleziony w ogrodzie księcia d’Orleans, tym samym otwie­ rając Bielawsciadę:i0. To wystąpienie stanowiło tylko swoistą przygrywkę do pierwsze­ go etapu Bielawsciady, przypadającego na lata 1776-1777, a skoncen­ trowanego wokół śpiewaczki operowej Bonafini. Wiersz Bielawskie­ go, do niej właśnie adresowany, został wykpiony przez Tomasza Kaje­ tana Węgierskiego31. Po starciu z Józefem Bielawskim, w drugiej poło­

28 J.Ch. Bohomolec: Diabeł w swojej postaci z okazji pytania „Jeśli są upiory”. [B.m.] 1772; Diabeł przeciwko diabłu. Pismo dominikanów ruskich. Najprawdopodob­ niej nie wydane drukiem. Nowy Korbut wspomina o nim tylko przy okazji poniższego utworu Bohomolca, nie podając bliższych informacji. Zob. Idem: Responsio ad censuram libri de natura et potestate daemonis. W arszawa 1775; Idem: Diabeł w swojej postaci albo o upiorach, gusłach, wróżkach, lasach, czarach. Z przydatkiem o ukazywaniu się duchów i odpowiedzią na zarzuty przeciwko pierwszej części czynione. W arszawa 1777. 29 A.K. Czartoryski: Przedmowa do „Panny na wydaniu”. Warszawa 1771. Prze­ druk w zbiorze: Oświeceni o literaturze. Red. T. Kostkiewiczowa, Z. Goliński. T. 1. Warszawa 1993. Por.: E. Aleksandrowska: W kręgu poezji zabawowej Pałacu Błękitnego. Nieznane wiersze Kaspra Rogalińskiego i Józefa Bielawskiego. „Pamiętnik Literacki” 1986, z. 1; Z. Raszewski: Krótka historia teatru polskiego. Warszawa 1990, s. 61. 30 A.K. Czartoryski: Gadka sentymentalna drzymiącego ab anno 66-to to jest prologu i epilogu „Natrętów” na łonie muz poety. W: R. K a 1 e t a: W kręgu A.K. Czartory­ skiego. „Pamiętnik Teatralny” 1966, z. 1/4, s. 186—187. Przedruk z autografu zachowa­ nego w Bibliotece Czartoryskich w Krakowie, rkps sygn. 3956, s. 63-68. Por. J. Kott: Trembeciana. „Pamiętnik Literacki” 1960, z. 3/4, s. 885-935. J. Snopek utrzymuje, że Bielawsciadę rozpoczęło wystąpienie T.K. Węgierskiego skierowane do Bonafini. T.K. W ę g i e r s k i: Do tejże z okazji wiersza Bielawskiego. Opu­ blikowały T. KanteleckaiT. Kostkiewiczowa; T. Kanteleck a, T. Kostkie­ wiczowa: Józef Bielawski. W: Pisarze polskiego oświecenia. Red. T. Kostkiewiczo­ wa, Z. G o 1 i ń s k i. T. 1. Warszawa 1992, s. 522; J. S n o p e k: Tomasz Kajetan Węgierski. W: Pisarze polskiego oświecenia..., s. 666. 31 J. Bielawski: Do Pani Bonafini. Opublikowały T. KanteleckaiT. Kost­ kiewiczowa, zob. Eaedem: Józef Bielawski..., s. 522. K. Węgierski: Do tejże z okazji wiersza Bielawskiego. Opublikowały T. Kantelecka iT. Kostkiewiczo- w a, zob. Eaedem: Józef Bielawski..., s. 522. wie 1776 roku, Węgierski (wówczas niespełna dwudziestoletni) opu­ blikow ał List do wierszopisów, narażając się już nie tylko autorowi Natrętów, ale całej rzeszy drugorzędnych - jak nazywa ich Gomulicki - poetów okolicznościowych32. Atak na panegirystów był dla Węgier­ skiego prawdopodobnie częścią kampanii przeciw możnowładcom, któ­ rzy gromadnie korzystali z usług poetów nieutalentowanych, szczodrze wynagradzając wiersze pełne kłamliwych pochwał i pochlebstw33. Urażeni poeci wystąpili przeciw Węgierskiemu, zasypując go utwo­ rami polemicznymi wobec Listu... Głos w tej batalii zabrał Józef Bie­ lawski w zaginionym wierszu (prawdopodobnie o inc. „Wieczni ba- zgracze, co was za zuchwałość bierze”). Wkrótce dołączył do niego zagadkowy akademik krakowski Kiraski oraz Józef Epifani Minaso- wicz, urażony aluzjami do swego Wiersza o poetach żyjących, odpowia­ dając utworem Na rymotwórcę potwarnegoM. Węgierskiego zaatako­ wał też pijar Onufry Rutkowski (autor nieco grafomańskich Zabawek poetyckich) Odpisem na „List do wierszopisów’™. Tego typu polemiki i utarczki najczęściej przygasały w miarę upły­ wu czasu. Wojna o Węgierskiego - jak ją nazywa Gomulicki - nie da­ wała o sobie zapomnieć, bo jej główny bohater dość regularnie publi­ kował kolejne teksty bulwersujące opinię publiczną atakujące kon­ kretne osoby i domagające się repliki. Nim przebrzmiało oburzenie poetów urażonych Listem do wierszopisów, Węgierski opublikował kolejne utwory: wiersz do Stanisława Bielińskiego (już drugi)36 oraz złośliwe Portrety pięciu Elżbiet37. W listopadzie 1777 roku koalicja magnacka zmusiła Węgierskiego do milczenia. Oburzyło to nawet tych, którzy nie należeli do jego wielbicieli. W obronie młodego twórcy

32 J.W. Gomulicki: Wstęp do: K. Wę g i e r s k i: Wiersze wybrane. Oprać. J.W. G o - mulicki. Warszawa 1974, s. 8. 33 Por.: J. Snopek: Objawienie i oświecenie. Z dziejów libertynizmu w Polsce. Wro­ cław 1986, s. 104-105. 34 K. W ę g i e r s k i: Wiersze wybrane..., s. 206. Minasowicz porównał Węgierskiego do Herostratesa, który chciał zasłynąć spaleniem świątyni „Czym się wiecznie oczer­ nił, gdyż z niesławą zginął. / Zbór, i spalony, sławą zawsze będzie słynął.” 35 Gomulicki przypuszcza, że „być może Rutkowski był jedynie tubą jednego z urażonych wielmożów (jeśli w ogóle nie allonimem kogoś innego).” Por.: K. Wę g i e r - ski: Wiersze wybrane..., s. 44, 207-209. 36 Ibidem, s. 109-112. 37 Ibidem, s. 113-114. Paszkwil, a to jeszcze przeciw damom, był źle widzany. Dlatego S. Trembecki (przyjaciel Węgierskiego) usiłował przekonać opinię publiczną, że Portrety wyszły spod innego pióra. W Adieu, napisanym Na wyjazd Węgierskiego do Radzynia, Trembecki właśnie Portrety ma na myśli, pisząc: „Jedź, a wracaj weselszy, niech zawiść ostygnie, / Która wiersz uknowany w potajemnej zdradzie, / Pełen jadu i fałszów, dziś na twój karb kładzie” (ibidem, s. 213). wystąpił między innymi Józef Wybicki w wierszu Do K ajetana Wę­ gierskiego™:

Gdy pióro z piórem pójdzie w rozumne zawody, Zniknie dzikość, opadną zabobonne brody; W twierdzach błędów, zniszczonych dowcipu taranem, Na tron się wzniesie prawda, prawo będzie panem.39

Młody poeta, zniechęcony i wątpiący w możliwość oddziaływania poezją na rzeczywistość, zamilkł na dobre, nieświadom chyba tego, że wraz z jego wyjazdem za granicę dobiega końca pierwszy etap Bie- law sciady. W 1777 roku, podsycany wcześniej przez Węgierskiego spór wokół Józefa Bielawskiego, z wolna przygasał. W latach dziewięćdzie­ siątych - po dwunastoletniej z górą przerwie - Bielawsciada nabrała już zupełnie innego, raczej politycznego niż literackiego charakteru. Utwory włączane do tej polemiki, powstałe w latach 1790-1794, to już nie igraszki pogodnego dowcipu czy zoilowych złośliwości, ale prze­ jaw walki dwóch obozów politycznych (stronnictwa patriotów popie­ rających reformy Sejmu Wielkiego i prorosyjskiej opozycji magnac­ kiej). Do tej tury Bielawsciady należy utwór Stanisława Trembeckie­ go Sąd Apollina40, kilka wystąpień Bielawskiego {Antidotum, przeciwko zbyt rozmnożonym w Warszawie paskwilom, Satyra przeciw paskwi- lom po raz drugi wydana jako Wiersz przez Józefa Bielawskiego o inc. „Bierz, Trembecki, twe pióro nieśmiertelnej sławy”)41, utwór Niemce­ wicza (Niemcewicz posyłając harbeitel Bielawskiemu)42 i kilka innych w ierszy43.

38 Ibidem, s. 229-233. 39 Ibidem, s. 230. 40 S. Trembecki: Sąd Apollina. W: I d e m: Pisma wszystkie. Oprać. J. Ko 11. War­ szawa 1953. Większość badaczy uważa autorstwo Trembeckiego za wysoce prawdopo­ dobne. Zdecydowanie przeciwny tej tezie jest tylko Gomulicki, który jednak nie wska­ zuje innego prawdopodobnego autora. 41 Antidotum przeciwko zbyt rozmnożonym w Warszawie paskwilom często przypi­ sywane było Trembeckiemu, jako wiersz wydany pod imieniem Bielawskiego. Niewąt­ pliwie jednak rzeczywistym autorem jest Bielawski. Tezę o jego autorstwie postawił już R a b o w i c z. (zob. Idem: Stanisław Trembecki w świetle nowych źródeł. Wrocław 1965). Ostatecznie udowodnił ją J. Kott, odkrywając — towarzyszący wierszowi w ko­ deksie rękopiśmiennym Czartoryskich - list dedykacyjny do króla, podpisany przez Bielawskiego. Por.: J. Kott: Trembeciana..., s. 901—902. 42 Por.: T. Kantelecka i T. Kostkiewiczowa: Józef Bielawski..., s. 525. 43 J. D r o z d o w s k i: Do sławnych polskich poetów dnia 7 września 1791 (E. R a b o - wicz: Stanisław Trembecki w świetle..., s. 346-347). Na początku 1791 roku Bielawskiego zaatakował też Benedykt Hulewicz. Krytykując Powrót posła, Hulewicz przedstawił komedię polityczną jako kontynuację niedobrej - zapoczątkowanej przez Bie­ lawskiego - tradycji polskiego dramatu44. Urażony autor Natrętów replikował Odpisem przez Bielawskiego (inc. „Czy się karmił Bielaw­ ski krupnikiem, czy ryżem”)45. Niedługo potem Warszawę obiegł wiersz Dmochowskiego (Napomnienie Bielawskiemu od zmarłego Wę­ gierskiego)^. Zamysł uczynienia zmarłego (a zamieszanego w Bielaw- sciadę) poety podmiotem lirycznym okazał się udany Ustami twórcy, przebywającego już jakoby wśród chórów anielskich, Franciszek Ksa­ wery Dmochowski skrytykował autora Natrętów jako miernego dra- matopisarza, bezskutecznie sięgającego z warszawskich nizin do par­ nasu47. Utożsamienie podmiotu lirycznego z autorem, leżące u pod­ staw większości wierszowanych polemik, tu z góry skazane było na niepowodzenie. Odpowiedź na Napomnienie... została jednak zreda­ gowana i opatrzona w tytule podwójnym adresem - do autora i pod­ miotu lirycznego: Bielawski do nieboszczyków, z których jednego już zabił, a drugi jeszcze trochę ziewa48. Utwór rozpowszechniany pod nazwiskiem Bielawskiego wyszedł prawdopodobnie spod pióra Trem­ beckiego. Często pełne ironii persyflaże Bielawski brał za dobrą monetę. Pogodnie przyjął darowaną przez Potockiego futrzaną opończę, do której ów dołączył wiersz Do Bielawskiego z kiereją. Nie zareagował też na żartobliwą operę pod tytułem Zejście Bielawskiego do prewe- tu'i9. Przedstawione w niej fikcyjne sytuacje ośmieszają jednak - jak zauważa Woźnowski - nie tyle Bielawskiego, ile pewien literacki ste­ reotyp. Jednym z końcowych akcentów Bielawsciady jest Portret Kiop- ka, szpica faworytnego Stanisława Augusta. Królewski piesek spra­ wił w literaturze spory zamęt50. Portrecik Kiopka podsunął królowi pomysł zorganizowania turnieju poetyckiego, którego uczestnikami

44 B. Hulewicz: Na piszących komedie. Za: T. KanteleckaiT. Kostkiewi­ czowa: Józef Bielawski..., s. 525. 45 Kostkiewiczowa i Kantelecka publikują ten wiersz pod tytułem Odpis (Benedyk­ towi Hulewiczowi). Zob. T. Kantelecka, T. Kostkiewiczowa: Józef Bielawski..., s. 512-536. 46 Opublikowane przez Kotta w Dodatku krytycznym do Pism wszystkich Trembec­ kiego (Warszawa 1953), s. 285-287. 47 J. Ko 11: Dodatek krytyczny do: S. T r e m b e c k i: Pisma wszystkie..., s. 285. 48 S. Trembecki: Bielawski do nieboszczyków, z których jednego już zabił, a drugi jeszcze trochę ziewa. W: Idem: Pisma wszystkie..., s. 101. 49 Utwór został odnaleziony i opublikowany przez Romana Kaletę: Anegdoty i sensacje obyczajowe wieku oświecenia w Polsce. W arszawa 1958, s. 52-55. 50 J.W. G o m u 1 i c k i: Kiopek i jego przyjaciele. „Stolica” 1962, nr 36, s. 18-19. być mieli przebywający w Grodnie: Joachim Chreptowicz, Michał Wolski i Stanisław Trembecki. Trembecki - kontynuując w pewnym sensie pomysł Wolskiego na uczynienie Kiopka podmiotem lirycznym - nieco tę koncepcję rozwinął, czyniąc bohaterem swego wiersza rów­ nocześnie pieska i uniżonego sługę królewskiego:

Czy dola szczęsna, czy skołatana Przez dzikie ludów narowy, Ten zawsze strzegąc stóp swego Pana, Żywot dać przy nich gotowy. Z równością myśli wszystko to znosi, Co zdarza wola niebieska, Służy najwierniej, o nic nie prosi: Mójże to obraz czy pieska?!51

Potomni długo mieli za złe Trembeckiemu tak uniżoną postawę. Uszło bowiem uwagi krytyków, że gotów był on rozpowszechniać wiersz pod imieniem Bielawskiego. To Bielawski - wyszydzany gra­ foman, który właśnie zjawił się w Grodnie, aby prosić króla o wspar­ cie finansowe - jest podmiotem lirycznym Portretu Kiopka. Mimo spek­ takularnego literackiego pojednania (w wierszu Zgoda) Trembecki nie mógł się powstrzymać i wykorzystał świetny pomysł poetycki, po raz kolejny podszywając się pod autora Natrętów. Z wolna jednak kam­ pania przeciw Bielawskiemu słabła i traciła polityczny charakter. Zmie­ niła się sytuacja polityczna i kulturalna Polski, a Bielawski nie repre­ zentował już żadnych tendencji, które mogłyby stanowić zagrożenie dla narodowej literatury. W cieniu pierwszego etapu Bielawsciady pozostają rozmaite wier­ szowane mniej popularne utarczki. Szeregiem rozmaitych publikacji o polemicznym charakterze zaowocowało wydanie Uwag nad życiem Jana Zamoyskiego. Burzliwa recepcja dzieła poświadczona została więcej niż dwudziestoma publikacjami. Liczne wypowiedzi, ustosun­ kowujące się do poglądów Stanisława Staszica, nie stanowią jednak na tyle zwartego zespołu tekstów wzajemnie ze sobą powiązanych, żeby uznać je za typową polemikę. Prawdziwą lawinę piórowych wo­ jen52 otwiera skromna wymiana głosów między Jackiem Jezierskim

51 Za: J.W. Gomulicki: Kiopek i jego przyjaciele..., pierwodruk wiersza w „Tygo­ dniku Wileńskim” 1818, T. 4, s. 111. 52 Autorem określenia „piórowa wojna” jest J.I. Przybylski. Użył go między innymi we wstępie do Eneidy. Por.: T. Mikulski: Ród Zoilów. Rzecz z dziejów staropolskiej krytyki literackiej. Kraków 1933, s. 46. a Wojciechem Skarszewskim53. Kilka tekstów, poruszających problem statusu duchowieństwa polskiego, nawiązuje do siebie tytułami i za­ chowuje formę broszur polemicznych. Zarzewiem sporu stały się pro­ jekty reform zarysowane przez Jacka Jezierskiego w Zgodzie i nie­ zgodzie, a rozwinięte w broszurze Projekt sejmowy z autora Zgoda i nie­ zgoda54. Propozycje ograniczenia dochodów duchowieństwa, nałoże­ nia podatków i zobowiązania klasztorów do działalności na rzecz pań­ stwa wzbudziły ostry protest Wojciecha Leszczyca Skarszewskiego, który skierował do swego przeciwnika List Plebana, doczekał się Re- sponsu na list Plebana i raz jeszcze zdecydował się na Odpowiedź Ple­ bana. Problem praw i obowiązków ciążących na duchowieństwie po­ wracał w polemikach jeszcze wielokrotnie. Z największym nasileniem zaistniał on w utarczce Cygana z Księdzem (zwanej tak ze względu na kreację narratorów o precyzyjnie nakreślonej pozycji społecznej), gdzie jako zagorzały stronnik swobód stanu duchownego występował Karol Surowiecki. Niekiedy podobna tematyka przybierała wyraz fry- wolny i libertyński jak w dyskusji wywołanej Księdzem małżonkiem przypisywanym Franciszkowi Ksaweremu Dmochowskiemu i Kon­ stantemu Wolskiemu. Znakomici publicyści w odpowiedzi na głosy protestu wystosowali jeszcze Obronę „Księdza małżonka’55. Miało to jednak miejsce dopiero kilka (a w przypadku Księdza małżonka - kil­ kanaście) lat po starciu Wojciecha Skarszewskiego z Jackiem Jezier­ skim. Tymczasem już 1789 rok przyniósł głośną polemikę akademic­ ką i spór o sukcesję tronu. W polemice wokół Zakusu nad zaciekami Wszechnicy Krakow­ skiej wyraźnie zaznaczył się wpływ warunków politycznych, kultu­ ralnych i społecznych, w jakich znalazły się ówczesne polskie środo­ wiska naukowe. U podstaw sporu leży bowiem skomplikowana sytu­ acja Akademii Krakowskiej i warszawskich pijarów oraz wzajemne relacje pomiędzy tymi dwoma środowiskami. Spór rozgorzał, wywo­ łany anonimową broszurą opublikowaną w 1789 roku, a zatytułowa­

53 W. Skarszewski: List Plebana do Korespondenta Warszawskiego. [B.m.w.] 1788; J. Jezierski: Respons na list Plebana pod płaszczykiem kanonika. [B.m.w.] 1789; W. Skarszewski [?]: Odpowiedź Plebana na nowe zarzuty przeciw duchowień­ stwu polskiemu. [B.m.w.] 1789. 54 Por.: K. Zienkowska: Jacek Jezierski kasztelan łukowski 1 722—1805. Warsza­ wa 1963, s. 158. 55 F.K. Dmochowski, K. Wolski: Ksiądz małżonek nic nowego, nic dziwnego. Warszawa 1800; lidem: Obrona „Księdza małżonka”. W arszawa 1800; Nowy Korbut nie notuje głosów wyrażających przeciwne stanowisko, bez wątpienia jednak musiały one zaistnieć, skoro autorzy broszury zdecydowali się na powtórne wystąpienie. n ą Zakus nad zaciekami Wszechnicy Krakowskiej. Jej autor atakował trzech profesorów Akademii Krakowskiej: fizyka - Andrzeja Trzciń­ skiego, profesora literatury - Marcina Fijałkowskiego oraz bibliote­ karza i profesora starożytności - Jacka Idziego Przybylskiego. Jako pierwszy z grona zaatakowanych profesorów Akademii Krakowskiej zareagował Przybylski. Już we wrześniu 1789 roku (więc w dwa mie­ siące po opublikowaniu Zakusu...) wydał napisany trzynastozgłoskow- cem poemat pod tytułem Heautoumastix, czyli Bicz na siebie same­ go56. Przybylski omówił głównie etyczną stronę anonimowo wydane­ go Zakusu..., rozprawiając się nie tyle z krytyką i samym dziełem, ile z jego autorem. W obronie autora Zakusu... wystąpił Franciszek Ksawery Dmo­ chowski w Urywku z bicza kręconego w Krakowie z okazji „Zakusu nad zaciekami Wszechnicy Krakowskiej”. Dmochowski sparodiował fragm enty Bicza Przybylskiego oraz - w licznych przypisach, obja­ śnieniach i notach edytorskich - wypowiedział swoje uwagi dotyczą­ ce języka i stylu, chwalące zakusową krytykę i ganiące niedostatki dzieł Przybylskiego i innych akademików57. Przybylski umilkł, zga­ niony Urywkiem z bicza, ale odezwali się inni spośród akademików zaatakowanych przez Z akus... Jeszcze w 1789 roku zabrał głos An­ drzej Trzciński, publikując dwa teksty: Rozbiór „Zakusu nad zacieka­ mi Wszechnicy Krakowskiej” przez Przyjaciela Prawdy oraz Rozbiór „Uwag Szkoły Matematycznej nad propozycjami fizycznymi”, gdzie mieści się usprawiedliwienie obwinionego od tej Szkoły, żądanie jego i rozsądek nad nowym pismem, którego tytuł: „Urywek z bicza kręco­ nego w Krakowie”, przez Przyjaciela Prawdy58. Kolejna publikacja, będąca składnikiem polemiki akademickiej, miała charakter pojednawczy. Anonimowy autor Uwag z przyczyny „Zakusu nad zaciekami Wszechnicy Krakowskiej” docenił wiedzę Przy­ bylskiego, ale i uznał słuszność krytyki dysertacji Trzcińskiego i Fi­ jałkowskiego59. Marcin Fijałkowski — skrytykowany profesor litera­ tury, podjął polemikę z Z akusem ... w traktacie O geniuszu, guście,

515 J.I. Przybylski: Heautoumastix, czyli Bicz na siebie samego. Kraków 1789. 57 F.K. Dmochowski: Urywek z bicza kręconego w Krakowie. Warszawa 1789. 58 [A. T r z c i ń s k i]: Rozbiór Zakusu nad zaciekami Wszechnicy Krakowskiej przez Przyjaciela Prawdy. Warszawa [1789]. [Idem]: Rozbiór Uwag Szkoły Matematycznej nad propozycjami fizycznymi, gdzie mieści się usprawiedliwienie obwinionego od tej Szko­ ły, żądanie jego i rozsądek nad nowym pismem, którego tytuł: Urywek z bicza kręconego w Krakowie, przez Przyjaciela Prawdy. Warszawa 1789. 59 [B.a.]: Uwagi z przyczyny Zakusu nad zaciekami Wszechnicy Krakowskiej. [B.m.w. 1789]. Przedruk w: Ludzie Oświecenia o języku i stylu. Oprać. Z. Florczak, L. Pszczo­ ło wska, pod red. M.R. Mayenowej. W arszawa 1958, s. 679-680. wymowie i tłumaczeniu60. Tych kilka tekstów, wydanych w ciągu nie­ spełna dwóch lat, stanowi jedną z najburzliwszych polemik oświece­ niowych. Dopełnia ją jeszcze krótki, anonimowy wiersz, wspomniany tylko przez Lucyllę Pszczołowską i Zofię Florczak61. W sporze wokół Zakusu... wyraźnie już zaznacza się dobrze ukształ­ towana, trójdzielna kompozycja broszury polemicznej, której towarzy­ szą charakterystyczne dla późniejszych polemik środki retoryczne. Najsilniej zretoryzowane były zazwyczaj początkowe i końcowe frag­ menty broszury, środkowa partia zawierała racjonalne argumenty i analizę dzieł oponentów. We wstępie z reguły pojawiał się topos ex- ordialny — deklaracja umiłowania prawdy i zapewnienie o skromności autora. Dalej następowały ciągi paralelnie zbudowanych pytań typu interrogatio, nierzadko wzmocnione anaforą służące funkcji movere. Typowe dla poetyki polemik jest też specyficzne wyliczenie z pominię­ ciem, łączące w sobie cechy antycznego enum eratio i praeteritio. Szcze­ gólne miejsce w poetyce polemik zajmuje jednak porównanie, które w broszurach polemicznych stało się niemal metodą badania i oceny tekstów62. Szczególny stopień komplikacji porównania zyskiwały pod piórem Andrzeja Trzcińskiego, który z reguły nadawał im nieco me­ taforyczny charakter. Broniąc domniemanego przyjaciela — a w grun­ cie rzeczy swych własnych pism — Trzciński zaprzeczał na przykład, jakoby był mu właściwy „napuszony i czołgający się tok mowy”:

Wyznaję, że wymowa jego nie jest jak ów strumień, który po łąkach rozkosznych odzianych kwieciem obficie rozlewając się, miłym szumem ucho głaszcze i serce pieści, lecz wymowa jego jest prosta, zwięzła i wy­ bitna, zgoła taka, jakiej wymagają rzeczy, o których mówi. Ale z drugiej strony i to wyznać muszę, iż po wielu miejscach styl jego jest jasny i szla­ chetny naśladuje krok, że tak powiem, i wspaniałość samej Natury. Rozbiór „Zakusu”, s. 34

Niezwykle barwnym porównaniem zwrócił się Trzciński do auto­ ra Zakusu...:

Tak sam wydany na wyszydzenie, zgasłeś wśród świateł dzisiejszej Powszechności. Ojcowie takich płodów są jak mówi pewien mędrzec, do owych podobni kretów, które póki żyją w ziemi, żyją skoro zobaczą świa­

60 M. Fijałkowski: O geniuszu, guście, wymowie i tłumaczeniu. Kraków 1790. 61 Chodzi o Sylena dydaski o przywarach rządu krajowego i poprawie, czyli Nauki tegoż z okoliczności praw stanowić się mających. [B.m.w.] 1790. Tekst przytaczają w całości Florczak i Pszczołowską w: Ludzie Oświecenia o języku i styłu..., s. 683. 62 Por.: O. Wo 1 i ń s k a: Język XIX-wiecznych wiadomości prasowych. Katowice 1987. tło, giną. Płody zaś ich są niejako do owych podobne efemer, które ledwie żyć zaczną, obumierają. Rozbiór „Zakusu”, s. 59

Jednym z ciekawszych i twórczo realizowanych chwytów retorycz­ nych w broszurach oświeceniowych polemistów jest również odwoła­ nie się do autorytetu. Siłę i częstotliwość formowania argumentu ad verecundiam dobrze ilustruje analiza funkcjonowania autorytetu w polemice akademickiej, gdzie spośród starożytnych najczęściej przy­ woływany jest Marcus Tulius Cicero i — nieco rzadziej — Kwintylian63. W tym samym sporze także Wergiliusz, Homer i Horacy zostali wy­ mienieni jako twórcy godni naśladowania, którzy posiedli rzemiosło poetyckie w stopniu nieomal idealnym. Spór krakowskich akademików i warszawskich pijarów znacznie się jednak różni od ogółu publicystyki lat dziewięćdziesiątych, w któ­ rej coraz silniej dominowały spory o tematyce politycznej. Ze względu na szeroki odbiór społeczny są one szczególnie istotne. W kwestiach dotyczących Konstytucji 3 maja czy sukcesji tronu sięgali bowiem po pióra wybitni publicyści oświeceniowi, zajmując określone stanowi­ sko i - niejako mimochodem - redagując zasady polemizowania. Choć z literaturą niewiele mają wspólnego, polemiki polityczne zasługują na baczną uwagę filologa. Rozmach, z jakim są podejmowane, przy­ czynia się bowiem do rozwoju sposobów prowadzenia tych piórowych wojen i wiele wnosi w ukształtowanie formy broszury polemicznej. Opublikowany jeszcze w 1789 roku tekst Seweryna Rzewuskiego O sukcesji tronu w Polszczę rzecz krótka nieomal natychmiast zyskał dużą popularność i w krótkim czasie doczekał się drugiego odbicia, co w przypadku broszury polemicznej jest zjawiskiem doprawdy wy­ jątkowym. Jej popularność mierzyć także można rozmachem reakcji publicystów64. Publikacja Rzewuskiego wywołała bowiem wiele wy­

63 Nazwisko Cycerona pojawia się między innymi w Zakusie (s. 23, 42, 48, 49, 58), w Heautoumastix (s. 23), w Urywku z bicza (s. 86), w Rozbiorze „Uwag” (s. 41), w Rozbio­ rze „Zakusu”(s. 55) i w traktacie O geniuszu (s. 432, 454, 455, 456, 461, 473). W ostatniej pracy Fijałkowski powołuje się głównie na traktat De oratore. Nazwisko Kwintyliana przywołane zostało między innymi w Zakusie (s. 6, 42, 45) i w O geniuszu (s. 449). fi4 S. R z e w u s k i: O sukcesji tronu w Polszczę rzecz krótka. Amsterdam (Drezno lub Kraków) 1789; Warszawa 1789 (dwa odbicia). H. Kołł ąt a j: Uwagi nad pismem, które wyszło w Warszawie, z drukarni Dufourowskiej, pod tytułem: Seweryna Rzewuskiego, het­ mana polnego koronnego, „O sukcesji tronu w Polszczę rzecz krótka”. Warszawa 1790. Frag­ menty przedrukował B. Leśnodorski w: Kuźnica Kołłątajowska. Wrocław 1949, BN I, 130; A.S. Krasiński: List w materii sukcesji tronu do przyjaciela, pisany dnia 9 stycznia roku 1790. [B.m. i r.w.] (dwa wydania); S. Rzewuski: Odpis na list przyja­ ciela względem listu J. M. Ks. Krasińskiego, biskupa kamieńskiego. (Warszawa 1790) stąpień polemicznych. Przeciwko niej zabrał głos między innymi Adam Stanisław Krasiński w Liście w materii sukcesji tronu do przyjaciela pisanym dnia 9 stycznia roku 1 790. Rzewuski odpowiedział Odpisem na list przyjaciela względem listu J. M. Ks. Krasińskiego, biskupa kamieńskiego, na który z kolei Potocki prawdopodobnie replikował Refleksjami nad pismem wydanym pod imieniem Imci Pana Rzewu­ skiego, hetmana polnego koronnego. Przeciw pismu Rzewuskiego O su k­ cesji tronu... wystąpił też Hugo Kołłątaj w Uwagach nad pismem, któ­ re wyszło w Warszawie, z drukarni Dufourowskiej, pod tytułem: Se­ weryna Rzewuskiego, hetmana polnego koronnego, „O sukcesji tronu w Polszczę rzecz krótka”. Kołłątaj w swej publikacji nawiązał do wyda­ nego nieco wcześniej Listu w materii sukcesji tronu... pióra Adama S. Krasińskiego. Polemikę z pismem Krasińskiego podjął również Ta­ deusz Morski w Uwagach nad pismem Seweryna Rzewuskiego, hetma­ na polnego koronnego, „O sukcesji tronu w Polszczę”. Morskiemu prze­ ciwstawił się Wojciech Turski, dając wyraz swym poglądom w M y­ ślach o królach, o sukcesji, o przeszłym i przyszłym rządzie. Krytycz­ ną analizę M yśli... Wojciecha Turskiego przeprowadził z kolei Hugo Kołłątaj, publikując Uwagi nad pismem „Myśli o królach”. Turski nie cofnął się przed dalszą polemiką i wkrótce ogłosił drukiem O dpo­ wiedź na dzieło ks. Hugona Kołłątaja referendarza W. X. Litewskiego: Uwagi nad pismem „Myśli o królach”. Broszury, podejmujące tematykę polityczną, zwykle zachowu­ ją kompozycję trójdzielną. Tak skomponowana jest między inny­ mi większość wypowiedzi, wchodzących w skład polemiki o sukce­ sję tronu. Pismo Seweryna Rzewuskiego O sukcesji tronu w Polszczę

i (Lwów 1790). T. M o r s k i: Uwagi nad pismem Seweryna Rzewuskiego, hetmana polne­ go koronnego, „O sukcesji tronu w Polszczę". (Warszawa 1790). Przedruk: Materiały do dziejów Sejmu Czteroletniego. Oprać., przygotowali do druku J. Woliński, J. Mi­ ch a 1 s k i. T. 1. Wrocław 1955; W. Tu r s k i: Myśli o królach, o sukcesji, o przeszłym i przy­ szłym rządzie. Warszawa 1790. Fragmenty przedrukował B. Suchodolski w: Idee społeczne doby stanisławowskiej. Warszawa 1948. W odpowiedzi na broszurę Turskiego ukazał się wiersz Zabłockiego - zob. Idem: Joannes Sarcasmus. Wiersz obiegł Warszawę w 1790 roku, został opublikowany w antologii Z. Libery: Poezja polska XVIII wieku. Warszawa 1976, s. 387-390; H. Kołłątaj: Uwagi nad pismem „Myśli o królach’’. W arszawa 1790; W. Turski: Odpowiedź na dzieło ks. Hugona Kołłątaja referendarza W.X.Lit.: Uwagi nad pismem „Myśli o królach”. Warszawa 1790; I. Po to c - k i lub A. Krasiński: Refleksje nad pismem wydanym pod imieniem Imci Pana Rze­ wuskiego, hetmana polnego koronnego. Warszawa 1790. Autorstwo przypisywano Po­ tockiemu. Tezę tę zakwestionował W. Konopczyński, przypisując broszurę Krasińskie­ mu. Nowy Korbut umieszcza ją jednak wśród dzieł Potockiego, opatrując tylko uwagą o niepewności co do osoby autora i tezach Konopczyńskiego. Zob.: Idem: Wśród błędów. „Przegląd Powszechny” 1950, nr 7/8. rzecz krótka65. Kołłątaj, polemizujący z Rzewuskim, podobnie zreda­ gował swój tekst. Środkowe partie, nieomal pozbawione funkcji po­ etyckiej, opatrzone zostały kunsztownym, pełnym figur retorycznych, charakteryzującym się wysokimi walorami artystycznymi wstępem i zakończeniem. Uwagę przykuwa zwłaszcza wielekroć pojawiający się we wstępie, wyjątkowo rozbudowany exordialny topos skrom­ ności. Trójdzielna kompozycja charakteryzuje też traktat Wojciecha Turskiego™. Silnie zretoryzowane i spoetyzowane wstęp i zakończe­ nie okalają centralną najważniejszą pod względem znaczeniowym i me­ rytorycznym, część dyskursu, omawiającą kwestie natury politycz­ nej. Taki sam porządek utrzymany został w większości dyskusji pu­ blicystycznych poświęconych Konstytucji 3 maja, które zaaferowały opinię społeczną zanim na dobre ucichł spór o sukcesję tronu. Wśród rozlicznych wypowiedzi, gloryfikujących lub potępiających ustawę za­ sadniczą można wyodrębnić trzy zespoły tekstów polemicznych07. Ze względu na brak dziennych dat wydania trudno ustalić chronologię, obejmującą wszystkie konstytucyjne polemiki. Kolejność powstawa­ nia poszczególnych publikacji w obrębie każdego z trzech zespołów tekstów polemiczych nie ulega natomiast wątpliwości. Polemikę wokół Konstytucji 3 maja wywołała między innymi bro­ szura zatytułowana O Konstytucji trzeciego maja 1791. Do J. WW. Za­ lewskiego, trockiego i Matuszewicza, brzeskolitewskiego, posłów, której autorstwo przypisywano Tadeuszowi Czackiemu i - niesłusznie - Mi­ kołajowi Wolskiemu68. Odpowiedź na tę broszurę wystosował Dmo­ chowski, zwracając się do obu domniemanych autorów już w tytule dzie­ ła: Do JJ. WW. Ichmościów Panów Tadeusza Czackiego [...] i M ikołaja Wolskiego [...], z okoliczności wydanego pisma O Konstytucji trzeciego maja, JJ. WW. Zaleskiemu, posłowi trockiemu i Matuszewicowi, posło­ wi brzeskiemu-litewskiemu, poświęconego. Niesłusznie oskarżony Wol­ ski replikował Oświadczeniem się względem pisma, któremu napis:

65 S. Rzewuski [hetman]: O sukcesji tronu w Polszczę rzecz krótka. [B.m. i r.w.]. (Utwór powstał: Drezno 1 XII 1789). «« W. Tu r s k i: Odpowiedź na dzieło księdza Hugona Kołłątaja Referendarza W.X.Li- tewskiego: Uwagi nad Pismem etc. Warszawa 1790. 67 Oprócz wypowiedzi układających się w polemiczne ciągi istnieje mnogość poje­ dynczych, nie powiązanych ze sobą tekstów. Por.: Za czy przeciw ustawie rządowej. Wal­ ka publicystyczna o Konstytucję 3 maja. Antologia. Oprać. A. Grześkowiak-Krwa- wicz. W arszawa 1992. 08 T. C z a c k i: O Konstytucji trzeciego maja 1 791. Do J. WW. Zalewskiego, trockiego i Matuszewicza, brzeskolitewskiego, posłów. [B.m.w. 1791], Rkpsy w Bibl. PAN Kr. sygn. 181, 212; F.K. Dmochowski [współaut. H. Kołłątaj, I. Potocki]: O ustanowieniu i upadku Konstytucji polskiej 3 maja 1791. Metz [Lipsk] 1793; wyd. 2. Lwów 1793 [Warszawa 1794]. Do JJ. WW. Ichmościów Panów Tadeusza Czackiego [...] i M ikołaja Wol­ skiego 2 okoliczności wydanego pisma O Konstytucji trzeciego maja, JJ. WW. Zaleskiemu, posłowi trockiemu i Matuszewicowi, posłowi brze- skiemu-litewskiemu, poświęconego69. Polemika ta zyskała zapewne sze­ rokie grono czytelników, a o jej popularności świadczyć może nawią­ zanie literackie w wierszu Sen czyli sąd Stanisława Trembeckiego. Krótko po burzliwych sporach politycznych 1791 roku polemicz­ ną działalność rozpoczął Karol Surowiecki, który w ciągu z górą trzy­ dziestu lat aktywności twórczej wziął udział w niezliczonych pióro­ wych wojnach. Sześć z nich wydaje się szczególnie ważnych dla pol­ skiego życia kulturalnego. Pierwsza w porządku chronologicznym, rozpoczęta u schyłku 1791 roku, tak zwana polemika Cygana z Księ­ dzem to swoisty klejnot wśród dyskusji epoki70. Wszelkie zasady po­ lemizowania, niepisane prawa konstruowania wypowiedzi polemicz­ nej, reguły rządzące formą broszury polemicznej czy normy określa­ jące sposób redagowania tytułu są w tej dyskusji widoczne wyjątko­ wo jasno, ostro i - można powiedzieć - modelowo. Skłonny do afekta- cji, obdarzony iście sarmackim rozmachem Surowiecki łatwo popa­ dał w przesadę, a umiarkowanie w jakiejkolwiek dziedzinie było mu najpewniej cnotą całkiem obcą. Podobnie jak z reguły ekstremalne poglądy, tak samo środki retoryczne, stylistyczne, sposób argumen­ tacji i prowadzenia wywodu nabierają przerysowanej formy pod pió­ rem konfliktowego duchownego. Przyjęty przez Surowieckiego spo­ sób polemizowania, ujawniając zasady funkcjonowania piórowych wojen, doprowadza je czasem do granic absurdu. Surowiecki nie przestrzega rygorystycznie zasad komponowania wypowiedzi polemicznej. W jego broszurach często wyróżnić można

69 M. Wo 1 s k i: Oświadczenie się względem pisma, któremu napis: Do JJ. WW. Ich­ mościów Panów Tadeusza Czackiego [...] i Mikołaja Wolskiego [...], z okoliczności wydanego pisma O Konstytucji trzeciego maja, JJ. WW. Zaleskiemu, posłowi trockiemu i Matusze­ wicowi, posłowi brzeskiemu-litewskiemu, poświęconego. [B.m.w. 1791]. 70 [G. Taszycki]: Cygan cnotliwy gandzarą prawdy nieład chłoszczący. [B.m. i. r.w.]; K. Surowiecki: Ksiądz z kropidłem na Cygana z gandzarą. [B.m. i r.w.]; [B.a.]: Odpo­ wiedź XX. kamedułów na cygańską notę. [styczeń 1792]; [K. S u ro w ie c ki?]: Gandzara prawdy niecnotliwego Cygana chłoszcząca, czyli Na paszkwil pt. Cygan cnotliwy, gandza- rąprawdy nieład chłoszczący, odpowiedź dedykowana temuż Cyganowi przez U. N .P P. S. [B.m.w. 1792]; [B.a.]: Sekundant bezbronny między Cyganem z gandzarą a Księdzem z kropidłem na placu z perswazją przyjacielską [Warszawa, połowa lutego 1792]; [B.a.]: Fajerka pełna ognia miłości ku ojczyźnie na osuszenie zbyt mokrego kropidła przez K. J. F. W. R. P. L. sporządzona. [B.m.w., początek marca 1792]; [K. Wolski]: Pilnik na ogładzenie chropowatej fajerki. [B.m. i r.w.]; Surowiecki: Python lipsko-warszawski diabeł. Kontr-tragedia na tragedią„Saul” wyjętą z Pisma Świętego, grana przez aktorów tamtego świata, a w roku 1792 światu ziemskiemu objawiona. [B.m.w.] 1792. zaledwie dwie, często przenikające się części: emocjonalną i argumen- tacyjną. Dwudzielna budowa zaznacza się między innymi w należą­ cej do sporu Cygana z Księdzem Fajerce, choć porządek rozważań został tu odwrócony71. Fajerka wyraźnie rozpada się na dwie części, ale pierwsza to rozbiór i analiza dwóch broszur polemicznych (K się­ dza z kropidłem i Gandzary prawdy ), druga pełni funkcję movere. W drugiej części, gdy autor zaprzestaje rozbiorów i zaczyna prze­ mawiać w swoim własnym imieniu, Fajerka zdecydowanie zyskuje na emocjonalności. W całej polemice Ksiądz i Cygan reprezentują dwa przeciwstawne stanowiska w kwestii statusu społecznego du­ chownych, ich praw, obowiązków i obyczajów. Spór wywołany zo­ stał anonimowo wydaną broszurą — prawdopodobnie autorstwa Ga­ briela Taszyckiego72 - piętnującą pogwałcenie prawa i obyczajów przez duchownych, zatytułowaną Cygan cnotliwy gandzarą prawdy nie­ ład chłoszczący. Poetyka tytułu i sposób skomponowania całej bro­ szury, w której oskarżycielem kleru jest fikcyjna postać Cygana, w pewnym stopniu narzuciła specyficzne rozwiązanie literackie wszy­ stkim oponentom Cygana. W pierwszych dniach stycznia 1792 roku Surowiecki powołał do istnienia pierwszego przeciwnika Cygana — Księdza z kropidłem, i uczynił go narratorem broszury Ksiądz z kro­ pidłem na Cygana z gandzarą. Tytuły kolejnych broszur jednoznacz­ nie nawiązują do poprzednich broszur i pozwalają określić stano­ wisko polemisty: Gandzara prawdy niecnotliwego Cygana chłosz- cząca, czyłi Na paszkwil pt. „Cygan cnotliwy, gandzarą prawdy nieład chłoszczący, odpowiedź dedykowana temuż Cyganowi przez U.N.P.P.S.”; Sekundant bezbronny między Cyganem z gandzarą a Księ­ dzem z kropidłem na placu z perswazją przyjacielską;, Fajerka peł­ na ognia miłości ku ojczyźnie na osuszenie zbyt mokrego kropidła przez K.J.F.W.R.P.L. sporządzona', Pilnik na ogładzenie chropowatej fajerki. Jeszcze bardziej atrakcyjną pod względem formy polemikę czy­ nią dwie wypowiedzi sytuujące się na jej obrzeżach: Odpowiedź XX. kamedułów na cygańską notę i przypisy w pierwszym wydaniu Pytho- na lipsko-warszawskiego diabła. Dramat poświęcony Pythonowi zo­ stał przez autora po trzykroć wykorzystany. Tekst główny — pastisz Saula, dramatu Woltera wydanego pod pseudonimem - stał się przy­ czyną ostrego starcia Surowieckiego z Andrzejem Kapostasem. Ob­

71 [B.a.]: Fajerka pełna ognia miłości ku ojczyźnie na osuszenie zbył mokrego kropi­ dła przez K. J. F.W.R.P. L. sporządzona... 72 Autorstwo za Centralnym Katalogiem Druków Starych. Por. J.T. Po kr żyw­ ni ak: Jan Gorczyczewski. Tłumacz, satyryk i krytyk. Poznań 1981, s. 95. szerne przypisy natomiast włączają Pythona... w dwa inne zespoły tek­ stów polemicznych: w spór między Cyganem a Księdzem oraz (w dru­ gim wydaniu dramatu) w polemikę dotyczącą Podróży do Ciemnogro­ du. Sam Python..., w intencji stanowiący „kontrtragedię na tragedię Saul'’, wywołał replikę Andrzeja Kapostasa zatytułowaną Scena ostat­ nia Pythona, czyli odpowiednie pismo na dzieło pod tytułem „Python lipsko-warszawski diabeł, kontrtragedia na tragedię Saul, wyjętą z Pi­ sma Świętego”73. Zastosowanie dramatu w polemice nastręcza jednak pewnych trudności. Dążenie do utrzymania jednolitości formy w obrębie ca­ łej polemiki tym razem wydawało się skazane na niepowodzenie. Sceniczny dramat, bardzo odległy od platońskiego dialogu, jest ga­ tunkiem z definicji słabo podejmującym funkcje polemiczne. Dlate­ go Karol Surowiecki - autor Pythona lipsko-warszawskiego diabła oraz Andrzej Kapostas - twórca Sceny ostatniej Pythona, czyli odpo­ wiedniego pisma na dzieło pod tytułem „Python lipsko-warszawski diabeł”, zmuszeni byli ciężar dyskursu polemicznego przerzucić na pisarskie drobiazgi, towarzyszące głównemu tekstowi dramatu. Roz­ maite przedmowy, aneksy, a zwłaszcza przypisy rozrosły się wsku­ tek tego do rozmiarów małych wypowiedzi polemicznych. Surowiecki, zmieniając tylko redakcję przypisów, wykorzystał Pythona... jako głos w trzech polemikach. Przypisy Surowieckiego są samodzielnymi wy­ powiedziami, a jeden z obszerniejszych, zamieszczony w drugim wy­ daniu Pythona..., to swoisty traktat o końcu świata. Autor przedsta­ wił w nim wnikliwe obliczenia, z których jasno wynika, że suma lat przewidzianych na istnienie świata wynosi 6000 i z tego - w 1792 roku - zostało jeszcze 178 lat (Python..., s. 5-17). Dramat Surowiec­ kiego poprzedzony jest też przedmową zatytułowaną Autor do czy­ telnika, w której przeprowadzona została krytyka Sauła.

7:1 H u e t [Wo 11 e r]: Saul. Tragedia wyjęta z Pisma Świętego. Lipsk [w rzeczywisto­ ści Warszawa] 1789. Jest to dramat Woltera (z 1758 roku), wydany pod pseudonimem Huet. Bernacki (Idem: Teatr, dram at i muzyka za Stanisława Augusta. T. 2. Lwów 1925, s. 298), a z nim i inni bibliografowie mylnie informują, że autorem jest Huet, a Wolter tłumaczem. Polskie tłumaczenie dokonane zostało przez Ignacego Bykow­ skiego (zob. Nowy Korbut. T. 4, s. 336). K. Surowiecki: Python lipsko-warszawski diabeł. Kontr-tragedia na tragedią „Saul" wyjętą z Pisma Świętego...; wyd. 2 - 1822, A. Kapostas: Scena ostatnia Pythona, czyli odpowiednie pismo na dzieło pod tytułem „Python lipsko-warszawski diabeł, kontrtragedia na tragedię Saul, wyjętą z Pisma Świę­ tego”... [B.m.w. (1792)]; K. Surowiecki: Góra rodząca. [B.m.w.] 1972; [B. a. ]: Dla auto­ ra „Raczej piórem niż orężem” bajka wschodnia „Wiatry", tłumaczona z arabskie­ go. [B.m. w. 1792]; A. Kapostas: Pogoda, zbytek prawdy z greckiego wyjęty. Przez auto­ ra pisma „Raczej piórem niż orężem” na dokończenie bajki „Wiatry”. [B.m.w. 1792]. Andrzej Kapostas w rozwijaniu aparatu krytycznego posunął się tak daleko, że nie zrealizował w swym dziele tytułowej zapowiedzi przedstawienia Sceny ostatniej, dopełniającej interpretację Pythona. Rezolutny bankier doskonale zdawał sobie sprawę z małej przydat­ ności gatunków dramatycznych do prowadzenia sporów, zatem stresz­ czenie nie napisanej Sceny ostatniej zajęło nieznaczną część opubli­ kowanego utworu. Podjęcie polemiki dramatem mogło zaowocować co najwyżej oświetleniem problemu z innej strony, a obalenie tez prze­ ciwnika wymagało otwartego wystąpienia publicystycznego. Dlatego Kapostas zrezygnował z napisania obszernej tragedii na rzecz przed­ mowy i omówienia błędów Surowieckiego:

Tymczasem tylko autorowi Pythona podam regestr błędów, któremi dzieło swe napchał. A wprzód jeszcze dla związku rzeczy z tytułem i oka­ zania, iż nic łatwiejszego jak odedrwić, Scenę dodaję ostatnią do aktu piątego Pythona, lecz i tej, dla krótkości i oszczędzenia nudów, sam tyl­ ko kładę argument. Adhuc multa liabeo uobis dicere, sed non potestis portare modo. Scena ostatnia, s. 9—10

Surowiecki podjął polemiczne wyzwanie Andrzeja Kapostasa w broszurze Góra rodząca. Jest ona równocześnie polemiką z innym utworem Kapostasa, zatytułowanym Pogoda, zbytek prawdy z grec­ kiego wyjęty. Przez autora pisma „Raczej piórem niż orężem” na do­ kończenie bajki „Wiatry”. Wypowiedź Kapostasa była repliką na ano­ nimowe pismo Dla autora „Raczej piórem niż orężem” bajka wschod­ nia „Wiatry”, tłumaczona z arabskiego. W tej dyskusji decyzja o zasto­ sowaniu określonej konwencji gatunkowej była znacząca i zyskała ran­ gę argumentu tym wyraźniejszego, że utwory obu polemistów - mimo złożonych w tytułach i pierwszych akapitach deklaracji - znacznie wykraczają poza ramy bajki. Sprzeczność pomiędzy tytułem a reali­ zacją utworu oraz wewnątrztekstowe autokomentarze dowodzą jed­ noznacznie, że spór toczył się w gruncie rzeczy o miejsce bajki w oświe­ ceniowej hierarchii gatunków. Bajka stała się więc nie tylko formą wyrażania poglądów, ale i źródłem zainteresowania polemistów. Finalny utwór polemiki, to jest Góra rodząca Karola Surowiec­ kiego wpisuje się w dwa porządki dyskusji: jest równocześnie repli­ k ą na Scenę ostatnią Pythona autorstwa Andrzeja Kapostasa oraz kry­ ty k ą jego Pogody, zbytku prawdy (utworu polemicznego wobec anoni­ mowej Bajki wschodniej „Wiatry”). Konwencja bajki w trzech przy­ wołanych utworach przejawia się głównie w szerokim zastosowaniu alegorii dla zobrazowania współczesnej sytuacji kulturalno-politycz­ nej przy równoczesnym zaakcentowaniu dydaktycznego charakteru utworu. Niezależnie od takiej stylistyki dość obszerne utwory proza­ torskie sprawnie realizują założenia broszur polemicznych, choć na­ gromadzenie alegorii utrudnia odczytanie tekstu, a alegoreza napo­ tyka na spore trudności i niekonsekwencje. W anonimowym piśmie Dla autora „Raczej piórem niż orężem” bajka wschodnia „Wiatry”, tłumaczona z arabskiego tytułowe Wiatry podzieliły pomiędzy siebie władzę i czas panowania nad światem, przy­ pisując sobie wzajemnie poszczególne miesiące i pory roku74. Nie do­ trzymały jednak umów i odnowiły zażegnaną wojnę. Bajkę raczej trud­ no jednoznacznie odczytać alegorycznie. Wynika z niej jednak jasny morał o nieskuteczności traktatów, jeśli ich zachowania nie strzeże armia. Państwo, które chce być suwerenne, musi być na tyle silne, aby sąsiedzi nie odważyli się zerwać umów pokojowych, gdyż „sama tylko moc jest jedyną traktatów rękojmią” (s. 15). Kapostas, przeświad­ czony, że jedynym sposobem odczytania bajki jest alegoreza, zarzucił autorow i W iatrów zbytnie skomplikowanie sensów alegorycznych. Swoją Pogodę, polem iczną wobec Wiatrów, zaopatrzył w Postscriptum, którego częścią jest klucz ułatwiający, zdaniem autora, zrozumienie dzieła75. Nie czyni on bajki Kapostasa zupełnie klarowną, ale znacznie ułatwia jej zrozumienie, które - bez informacji zawartych w Postscrip­ tum - nie wydaje się możliwe. Karol Surowiecki nie bawił się w takie subtelności, nie kompono­ wał zmyślnych alegorez czy personifikacji. W toku narracji przywoły­ wał tylko bajki ezopowe (o górze, która porodziła mysz, oraz o żabie i wołu), a sam gatunek nacechował negatywnie w bardzo zdecydowa­

74 [B.a.]: Dla autora „Raczej piórem niż orężem” bajka wschodnia „Wiatry”, tłuma­ czona z arabskiego... Autor co prawda pozostaje anonimowy, ale raczej nie jest nim Karol Surowiecki. Jak na jego pióro rzecz cała zbyt dobrze jest napisana. Poza tym Surowiecki, zagorzały i fanatyczny katolik, nie porwałby się zapewne na stosowanie szafażu antycznego na taką skalę. Prawdopodobnie jednak był świadomy istnienia tego sporu, czemu pośrednio dał wyraz w Górze rodzącej, negatywnie oceniając bajkę jako gatunek. 75 A. Kapostas: Pogoda, zbytek prawdy... Wiatry znaczą Mo..., Miesiące Na..., Boreas M..., Erus P..., Nothus A..., Ateny Po..., Delfy Fr..., Bogowie Fi..., Półwiatry, półbo­ gi Ary... albo Min..., Geniusze X..., Erykteusz E.S., Orythia J... [...], Jaskinia zaś Wia­ trów, Ko.Po.3.M... Klucz do alegorezy, zamieszczony przez Kapostasa, nie jest zupeł­ nie przejrzysty, ale pozwala przypuszczać, że bajka jest apologią rewolucji francus­ kiej: obywatele Delf (Francji:) zdecydowali się wygrać Wiatry (możnowładców lub mo­ narchów). Druga część utworu (w której Ateny są alegorią Polski) dotyczy Konstytucji 3 maja, której uchwaleniu próżno usiłują zapobiec państwa zaborcze (Boreasz, Auster i Euros). Morał jest wyznaniem wiary w moc prawa, za którym nie musi stać przemoc ani siła. ny sposób. Niezależnie od treści czy pouczeń, już z definicji gatunko­ wej, bajka - która niesie w sobie zmyślenie, utożsamiane przez Suro- wieckiego z nieprawdą i fałszem - jest niezgodna z etyką. Karol Su­ rowiecki, decydując się napisać czy zacytować bajkę, podejmuje więc, w swoim mniemaniu, walkę ze złem za pomocą zła. Nadanie utworo­ wi formy bajki jest z jego strony kompromisem na rzecz mody, popu­ larności i koniunktury odbiorczej:

Do czasu stosować się (ile zniesie sumienie) radzi święta roztropność i, skoro więc na tę bajkolubczą epokę moje przeznaczenie trafiło, mam honor bajką przysłużyć się światu. Góra rodząca, s. 5

Bajka nie nadaje się też do referowania zagadnień filozoficznych, które autor Góry rodzącej wysoko ceni, mimo iż w większości zostały wypaczone przez wiek XVIII. Wykładając, czym jest - według niego - filozofia, Surowiecki udowadnia, że dzieło filozoficzne można wyra­ zić jedynie w formie traktatu, gdyż, „ani komedia, ani tragedia, ani romans, ani żarcik błazeński do filozofii nie należą” (s. 15). Polemiczną aktywność Surowieckiego na pewien czas przerwały polityczne wydarzenia. W 1817 roku podjął on jednak na nowo pro­ blematykę uprawnień kleru, włączając się w spór o znaczenie du­ chowieństwa i władzy świeckiej, wywołany broszurą Stanisława Węgrzeckiego. Udział w tej polemice był ze strony Surowieckiego nieomal uprawianiem sztuki dla sztuki, ponieważ zdecydował się on zagrać rolę aż trzech autorów: dwóch przeciwników Węgrzeckiego oraz rozjemcy. Niekiedy więc autor Pythona... polemizował z samym sobą. Na opublikowane przez Węgrzeckiego w „Gazecie Korespon­ denta” Dzieje o znaczeniu władzy duchowej obok świeckiej Surowiec­ ki zareagował Listem Prowincjonalnego do Warszawskiego Filozofa, w który włączone zostały - na zasadzie kompozycji szkatułkowej - Uwagi Wiejskiego Plebana nad sposobem rozumowania warszaw­ skiego pisemka pt. „O znaczeniu...”. Elementem kompozycji szkatuł­ kowej rzadko jednak jest autentyczne pismo. Zazwyczaj autor pre­ parował przywoływany utwór, kreując równocześnie dwóch narrato­ rów: mówiącego w głównym tekście broszury i zabierającego głos w wystąpieniu wewnętrznym. Zabieg ten wykorzystał między inny­ mi Karol Surowiecki, który - w odpowiedzi na Dzieje o znaczeniu władzy duchownej Stanisława Węgrzeckiego - wydał List Prowin­ cjonalnego do Warszawskiego Filozofa76 w raz z Uwagami Wiejskiego

76 [K. S u r o w i e c k i]: List Prowincjalnego do Warszawskiego Filozofa. Wilno 1817. Plebana11. Uwagi, mimo autorskich zapewnień, bez wątpienia wyszły spod pióra Surowieckiego. List Filozofa jest niezwykle ironiczny, na­ pisany w formie persyflażu. Gdy Filozof Prowincjonalny zdaje się koń­ czyć persyflażowe pochwały, przychodzi do niego sąsiad - Pleban. Przynosi on swoją dysertację, którą Filozof Prowincjonalny dołącza do Listu. Filozof Prowincjonalny naśmiewa się z Plebana i jego pisma, jednak w zamyśle autorskim racja leży po stronie Plebana. Surowiec­ ki wykazał się tu sporym sprytem, jeśli bowiem odbiorca zechce utoż­ samiać autora z którymś z bohaterów, wybierze zapewne wiejskiego filozofa, który jest wszak narratorem zewnętrznego, podstawowego tekstu. T*ymczasem porte parole autora to raczej Pleban, głoszący eks­ tremalne poglądy i gloryfikujący duchowieństwo. Węgrzecki próbował odpowiedzieć na postawione mu zarzuty, do broszurowego już wyda­ nia Dziejów dołączając Dodatek polemizujący z listem Filozofa. W tedy Surowiecki podjął się roli rozjemcy pomiędzy Węgrzeckim a sobą sa­ mym i w publikacji Eklektyk Zimnokrwisty Filozof rację przyznał oczy­ wiście sobie78. Nieco mniej istotna dla rozwoju literatury polemicz­ nej wydaje się utarczka Surowieckiego z Potockim w kwestii żydow­ skiej79. Wzajemna antypatia autorów wyrosła przy tej okazji została podtrzymana w kolejnych sporach. Skłócony z Potockim Surowiecki, ukazany został w Podróży do Ciemnogrodu w roli niepoważnego dys­ kutanta. Nic więc dziwnego, że pomny na nieprzyjemności, których przyczyną był dlań Potocki, skrytykował Podróż... w obszernej publi­ kacji Świstak warszawski wyświstany, czyli uwagi krytyczne nad warszawskim romansem tytułowanym: Podróż do Ciemnogrodu, pod imieniem pisarza nazwanego Świstek przez drukarską pomyłkę. Karol Surowiecki brał udział nawet w sporze dotyczącym mesme- ryzmu. Temat zwierzęcego magnetyzmu, niezwykle modny na począt­ ku XIX stulecia, wywoływał wiele sprzecznych opinii. Dyskusja, w którą włączył się Karol Surowiecki, wzniecona została publikacją

77 Uwagi Wiejskiego Plebana nad sposobem rozumowania Warszawskiego Autora Pi­ semka pod tytułem „O znaczeniu Władzy Duchownej obok świeckiej” rozrzuconego w pię­ ciu Numerach Gazety Korespondenta roku 1817. [Wydane razem z Listem], Wilno 1817. 78 S. Węgrzecki: Dzieje o znaczeniu władzy duchowej obok świeckiej. „Gazeta Korespondenta Warszawskiego” 1817 [w 1818 w formie książkowej wraz z Dodatkiem polemizującym z listem Filozofa]; [K. S u r o w i e c ki]: List Prowincjonalnego... [Idem ]: Uwagi Wiejskiego Plebana nad sposobem rozumowania warszawskiego autora pisemka pt. „O znaczeniu...”. [Wydane razem z Listem, stanow ią jego część]. Wilno 1817. [Idem]: Eklektyk Zimnokrwisty Filozof. [B.m.w.] 1818. 79 [Idem]: Głos ludu izraelskiego do prawdziwych chrześcijan polskich przeciw fał­ szywym ich politykom, przez Rabbi Moses Ben Abrahama, duchownego synagogi. [B.m.w. 1818]; [S.K. Potocki]: Żyd nie Żyd? Odpowiedź na „Głos ludu izraelskiego”. Warszawa 1818. Jana Baudouina de Courtenay Głębsze uważanie mesmeryzmu. Do licznych recenzji publikowanych na łamach „Gazety Literackiej” swoje trzy grosze dołączył i Surowiecki, ogłaszając Tłumaczenie tajemnic. A utor Głębszego uważania w licznych artykułach odpowiadał na re­ cenzje i bronił idei zwierzęcego magnetyzmu. Wiele tekstów wykazu­ je jednak zbyt małe związki i wzajemne zależności (artykuły nie są powiązane tytułami, nie wykazują znajomości argumentów zawartych w innych tekstach, autorzy nie zwracają się bezpośrednio do oponen­ tów), aby można go uznać za polemikę. W ostatnich latach XVIII stulecia sytuacja polityczna osłabiła nieco żywotność publicystyki. Polemiczne burze przycichły, a z rzadka wy­ buchające skandale, wywoływane przez Karola Kobielskiego i innych literatów, z prawdziwymi polemikami mało mają wspólnego80. Pole­ miści ponownie chwycili za pióra dopiero w drugim dziesięcioleciu następnego stulecia. Na dobre polemiki rozgorzały na nowo za spra­ wą Andrzeja Trzcińskiego, który w 1811 roku podjął spór ze Stanisła­ wem Kostką Potockim, a w 1814 polemizował z Feliksem Słotwiń- skim81. Pierwsza z tych utarczek zasługuje na uwagę przede wszyst­ kim ze względu na poetykę tytułu i specyficznie pojmowaną jawność autorstwa. Andrzej Trzciński wziął udział w dyskusji anonimowo, pod­ pisał jednak swoje broszury ogólnie znanymi pseudonimami. Po burz­ liwym sporze wokół Z akusu... w którym Trzciński występował jako Przyjaciel Prawdy, m ian a Przyjaciela Nauk i Przyjaciela Prawdy i Ludzkości musiały ówczesnym odbiorcom jednoznacznie kojarzyć się z krakowskim akademikiem. Dał temu wyraz Feliks Słotwiński, wska-

80 K.F. G lave Kolbieski ochoczo wywoływał sensacje. Większość ze skandali dotyczących jego osoby należy jednak do historii publicystyki niemieckiej. Sensację w Polsce wywołało dzieło: I d e m: Stary kosmopolita Syrach do Konwencji Narodowej we Francji. W Sarmacji 1795 (dwa wydania, jedno kompletne, drugie skrócone wyd. z inspiracji pruskiej). Toż w języku niemieckim: Sendschreiben des alten Weltbürger Syrach an Frankreichs Nationalconvent... Sarmatien 1795 (czternaście wydań, niektó­ re razem z wersją francuską). Toż w języku francuskim.: Epitre de vieux cosmopolite Syrach d la Convention Nationale de France... Sarmatia 1795 (trzy wydania). Autor­ stwo przypisywano J. Wybickiemu, K. Platerowi, J.M. Ossolińskiemu, T. Mostowskie­ mu i H. Kołłątajowi. Autora prawdziwego wykryła ówczesna policja pruska (zob.: S.Askenazy: Napoleon a Polska. T. 1. Warszawa 1918, s. 93, 234). Zachęcony rozgło­ sem Kolbieski rozwinął szeroką działalność publicystyczną. Pisał anonimowo lub pod pseudonimami, przeważnie po niemiecku. 81 S.K. Potocki: Rozprawa o krytyce. Warszawa 1811; A. Trzciński: Uwagi nad „Rozprawą o krytyce”. Kraków 1811. W zbiorach Potockiego (Archiwum Główne Akt Dawnych, Arch. Wilan. sygn. 237) zachowana Odpowiedź Trzcińskiemu na krytyką Roz­ prawy o krytyce oraz List z odpowiedzią do księdza kanonika na krytykę Rozprawy o krytyce. żując personalnie przeciwnika w tytule swej publikacji: Odpowiedź na zdanie odprzeczne Andrzeja Trzcińskiego. W kwestii „prawa natu­ ry” i „ducha natury” Słotwiński - zażarcie broniąc swego stanowiska - polemizował zresztą nie tylko z Trzcińskim82. Polemika Trzcińskie­ go z Potockim wywołana została słynną Rozprawą o krytyce. J e s t ona ciekawym zbiorem tekstów, ponieważ łączy w sobie broszury druko­ wane i pozostajace w rękopisie. Andrzej Trzciński wydał drukiem Uwagi nad „Rozprawą o krytyce”. Więcej tekstów nie opublikowano, ale zachował się rękopis Odpowiedzi Trzcińskiemu na krytykę „Roz­ prawy o krytyce” oraz List z odpowiedzią do księdza kanonika na kry­ tykę „Rozprawy o krytyce™. Kolejne lata, zwłaszcza 1816 rok, przynoszą bardzo dużo polemik. Do najważniejszych należy spór o zasadność rymu męskiego i polemi­ ka ortograficzna. Na ten sam 1816 rok przypada też nasilenie pole­ mik wywołanych recenzjami Iksów. Kolejny rok przyniósł dyskusję wokół Pułtaw y i — rozgrywającą się z udziałem Karola Surowieckie­ go, omówioną wcześniej — polemikę Filozofa Prowincjonalnego z War­ szawskim. W 1816 roku rozpoczął się największy w historii polskiej literatury spór romantyków z klasykami. Swą problematyką wykra­ cza on daleko poza polemiki oświeceniowe. Wystąpienia Brodzińskie­ go i Śniadeckiego rozpoczęły wielką dyskusję literacką w której nie chodziło już o drobiazgi czy o jeden konkretny problem. Rozpętał się spór, u którego podstaw legła całkowita rozbieżność sądów o literatu­ rze, a przedmiotem polemiki stały się zasadnicze zagadnienia teorii kultury i estetyki literackiej. Klasycy ortodoksyjni (K. Koźmian, L. Osiński), umiarkowani (F. Morawski, F.S. Dmochowski) i romanty­

82 A. Trzciński: Duch księgi natury, przez Przyjaciela nauk odcieniony, a Jaśnie Wielmożnemu Gubernatorowi Krakowskiemu na wiekopomność naczelnictwa jego w sto­ łecznym niegdyś Królestwa, a dziś wolnego handlu mieście, z najpowinniejszym upoważ­ nieniem poświęcony. Kraków 1813; F. Słotwiński: Odpowiedź... nazdanie odprzeczne W. J. X. Andrzeja Trzcińskiego ... znajdujące się na karcie 65 w dziełku pod tytułem: Duch księgi natury odcieniony, wyszłym. Kraków 1814; A. Trzciński: Pieczęć na usta lekko- wiernych duchów wygotowana, a przezacnej archikonfraterni krk. na wskrzeszenie pier­ wiastkowego jej ducha ku dobru bliźnich i na rozkrzew religii boskiej, przez Przyjaciela Prawdy i Ludzkości, z wylewem serca ofiarowana. Kraków 1814; F. S ł o t w i ń s k i: Pra­ wo natury przez ścisłe odpowiedzi na bezgruntowne, fałszywe i obelżywe zarzuty Ojca Mateusza, dominikanina krakowskiego, w godności filozoficznej nauki prawa wystawio­ ne. Powst. 1828. Wyd. w: Rozprawa między Ojcem Mateuszem dominikaninem krakow­ skim, a Fełiksem Słotwińskim o dziele politycznym pt. Prawo natury prywatne... wy­ szłym z druku w Krakowie 1825 r. Wrocław 1829 (tu także: Uwagi nad dziełem... przez Ojca Mateusza poczynione...). 831.K. Potocki: Rozprawa o krytyce. Warszawa 1811; A. Trzciński: Uwagi nad Rozprawąo krytyce... Por.: Nowy Korbut. T. 6, vol. 1, s. 371. cy (A. Mickiewicz, M. Mochnacki, W. Zaleski, S. Goszczyński) spierali się o problemy mimesis, o stosunek do tradycji, zagadnienie analizy, rozbioru i wartościowania, klasyfikację gatunków literackich, pro­ blemy repertuaru teatralnego, o rolę i funkcję sztuki84. Walka roman­ tyków z klasykami - jako polemika wyrastająca z tradycji sporów XVIII wieku - stanowi cezurę w dziejach literatury, daje początek nowej epoce i tym samym zamyka historię piórowych wojen polskie­ go oświecenia.

84 S. K a w y n: Wstęp do: Walka romantyków z klasykami. Wrocław 1960, passim. Janusz Ryba

„Mały" Potocki

Edmund Rabowicz w Słowniku literatury polskiego oświecenia (w haśle: Rokoko) pisze:

Na tym tle [polskiego rokoka — J.R.] wyjątkową pozycję stanowi dorobek literacki J. Potockiego. [...] Potocki był największym talentem polskiego rokoka, pisarzem najgłębszym filozoficznie. Był tym, który po Zabłockim najdalej rozszerzył horyzonty ideowe tego prądu.1

Podobnie, by odwołać się do jeszcze jednego przykładu, sytuuje Jana Potockiego — Teresa Kostkiewiczowa. Rozważania nad twórczo­ ścią tego autora pomieściła w rozdziale pt. Problemy rokoka (w roz­ praw ie Klasycyzm. Sentymentalizm. Rokoko), zaznaczając jednak, iż „ jawić się może jako wyjątkowy fenomen na tle piśmiennictwa polskiego Oświecenia”2. Tak więc Potocki postrzegany jest przez badaczy jako twórca roko­ kowy, ale, należy to podkreślić, specyficznie rokokowy. Specyficzność ta polegała na tym, iż zajął wyjątkowąpozycję w nurcie rokokowym, rozsze­ rzając jego granice, a nawet wykraczając poza nie. Jedną z cech twórczości literackiej Potockiego, która nadaje jej roko­ kowy charakter, jest silnie w niej zaznaczona tendencja do „miniatu- row ości”. Należy zaznaczyć, iż „miniaturowość” stanowiła ważny składnik rokokowej estetyki (a nawet „filozofii”). W rokoku wszystko było

1 E. Rabowicz: Rokoko. W: Słownik literatury polskiego oświecenia. Red. T. K o s t - kiewiczowa. Wrocław 1991, s. 526. 2T. Kostkiewiczowa: Klasycyzm. Sentymentalizm. Rokoko. Szkice o prądach literackich polskiego Oświecenia. W arszawa 1975, s. 393. „małe”. Furorę - w architekturze i sztuce - robiły pałacyki, kruche mebelki, malarstwo miniaturowe; w muzyce - drobne utwory (diver­ timento, serenada), a w literaturze - gatunki, których poetyka na­ rzucała małe „rozmiary” (bilet poetycki, przysłowie dramatyczne, ku­ plet, anakreontyk, madrygał, powiastka). Wśród „wyznawców” roko­ ka szerzył się minimalizm etyczny. Jednym z rokokowych wzorców osobowych był petit-maître („mały mistrz”) - fircyk3. Potocki w swojej twórczości literackiej konsekwentnie stosował poetykę „miniaturowości”. Jego ulubionym gatunkiem była powiast­ ka, gatunek „mały”. Napisał sześć powiastek (pięć pomieścił w relacji z podróży do Turcji i Egiptu'1; szóstą - dołączył do opisu wędrówki marokańskiej). Powiastka powiastce nierówna - także jeżeli chodzi o objętość. W ramach tego gatunku, którego podstawowym wyznacznikiem są nie­ wielkie rozmiary mamy powiastki „małe”, „średnie” i „duże”. Te, za­ mieszczone w relacji z wyprawy do Turcji i Egiptu, należą w większo­ ści do krótkich, a nawet - bardzo krótkich. Najdłuższa z nich (.Abdul i Zejla) liczy nieco ponad siedem stronic5. Większość pozostałych (prze­ ciętnie) ma objętość około dwóch stronic. Najkrótsza (H afez) - mieści się na jednej stronicy (dokładnie - liczy trzydzieści pięć wersów). To arcydzieło zwięzłości. Do wyrażenia problemu, wokół którego kon­ centruje się powiastka H afez (jest nim zagadnienie determinizmu), Wolter potrzebował powiastkę kilkakrotnie większych rozmiarów (.M em non, czyli mądrość ludzka). Cztery powiastki, zawarte w Liście ósmym relacji z podróży do Turcji i Egiptu, tworzą cykl, poświęcony problemowi szczęścia (roz­

Zob. J. Ry b a: „Małe"- terapią światowców? W: Miniatura i mikrologia. T. 1. Red. A. Nawarecki. Katowice 2000, passim. 4 Stoję na stanowisku, że pomieszczona w Liście szóstym (relacji z podróży do Turcji i Egiptu) powiastka o Fatme jest rzeczywiście, jak stwierdza Potocki, opo­ wieścią zasłyszaną przez niego w kafenhauzie (kawiarni) w Konstantynopolu, a nie jego oryginalnym wytworem, jak uważa wielu badaczy. (Zob. J. Ryba: Czy Jan Potocki jest autorem opowieści o Fatme? W: Szkice o literaturze dawnej i nowszej. Red. R. Ocieczek i J. Malicki. Katowice 1992, s. 107-117). (Nota bene, w szkicu tym wyraziłem pogląd, że Potocki w rzeczywistości wysyłał do matki listy z podróży do Turcji i Egiptu, z których później zbudował relację, opisującą tę wyprawę. Obec­ nie mój punkt widzenia uległ zmianie, co zasygnalizowałem na s. 46 niniejszego szkicu). 5 „Rozmiary” poszczególnych powiastek cytuję według edycji: J. Potocki. Podróże. Zebrał i oprać. L. Kukulski, przełożyli J. Olkiewicz i L. Kukulski [Podróż do Turek i Egiptu oraz Podróż do Holandii. Według przekładu J.U. Niemcewicza]. Warsza­ wa 1959. bieżności pomiędzy teorią a praktycznym życiem)6. Alternatywą ar­ tystyczną takiego czteropowiastkowego cyklu byłaby jedna większa „całość fabularna”. Potocki zamiast dłuższego utworu wybrał właśnie cykl, składający się z czterech „małych” elementów. „Miniaturyzacja” w twórczości Potockiego nie tylko sprowadzała się do pisania krótkich utworów, ale także, kiedy zamierzał napisać utwór większych rozmiarów, do „poszatkowania” go na mniejsze „ka­ wałki” lub też skonstruowania tej większej „całości” z mniejszych, pod­ rzędnych wobec tej „całości” - „elementów” fabularnych. Z taką me­ todą mamy do czynienia także w twórczości literackiej Potockiego o charakterze dokumentarnym, między innymi we wspomnianej re­ lacji z podróży do Turcji i Egiptu (tworzącej kontekst pięciu wymie­ nionych powiastek). Relacja ta, licząca w edycji Kukulskiego osiem­ dziesiąt jeden stron, została podzielona na dwadzieścia listów. Oprócz tego wiele z tych listów Potocki jeszcze „pociął” na mniejsze fragmen­ ty - są to notatki, oznaczone datą dzienną. I tak, na przykład List siedemnasty składa się z trzech takich notatek: z 9 września (dwana­ ście wersów); z 12 w rześnia (jedenaście wersów) i z 13 w rześnia (dzie­ sięć wersów). Podróż Hafeza, ostatnią - przypomnijmy - najdłuższą (dwudzie- stodwustronicową) powiastkę, Potocki dołączył - jak już wiemy - do opisu podróży marokańskiej. Poruszył tutaj wiele problemów. Dzię­ ki poetyce powiastki (szkicowość w kreśleniu postaci; szkicowe zary­ sowanie realiów obyczajowych) udało się Potockiemu pomieścić to bogactwo problematyki w utworze stosunkowo niedługim (choć, jak na powiastkę, obszernym). Ten dwudziestodwustronicowy utwór autor podzielił na trzydzieści jeden rozdziałów (opatrzonych tytu­ łami). Gdyby przyjąć tutaj perspektywę statystyczną to przeciętna objętość rozdziałów w tym utworze wynosiłaby 0,71 stronicy. „Roz­ miary” rozdziałów (właściwie odpowiedniejsze byłoby określenie: roz- działki) zostały zróżnicowane. Najdłuższe liczą półtorej stronicy (tyl­ ko jeden ma objętość 2,5 stronicy); najkrótsze zaś mają po kilkana­ ście, a nawet po kilka, wersów. Oto rozdział 29 (w całości), zatytuło­ w any M irty.

Następnie podróżni przystanęli u wejścia do mirtowego gaju, gdzie odczytali taki napis:

6 Zob. J. Ryba: Jana Potockiego tetralogia o szczęściu. „Pamiętnik Literacki” 1980, z. 2, s. 101-112. „Zasadziła mnie ręka Medżnuna. Liście moje nie sątak wielkie jak liście drzew bananowych, ale i tak byłyby zbyt duże, gdyby nie skrywały pod sobą szczęśliwej miłości”.7

Każdy z tych rozdziałków rozwija treść swojego tytułu, stając się swoistą mikropowiastką. W swojej twórczości epickiej Potocki tylko raz zdecydował się wyjść poza powiastkę, pisząc Rękopis znaleziony w Saragossie. To a r­ cydzieło literatury światowej należy do gatunku „dużego”: powieści. Ponieważ autor zaplanował utwór obszerny, rozległy, postarał się (maksymalnie) „zminiaturyzować” jego „wygląd”. Przede wszystkim nie stworzył jednej „ciągłej”, „długiej” struktury powieściowej, ale za­ stąpił ją strukturą inkrustowaną ponad trzydziestoma opowiadania­ mi, rozłożonymi na sześćdziesiąt sześć Dni, na które podzielił utwór. Opowieści te snuje ponad dwudziestu (zhierarchizowanych) narrato­ rów. Dał tutaj znać o sobie również drugi z wymienionych zabiegów „miniaturyzacyjnych” (zastosowany i w sposób konsekwentny, i mi­ strzowski): Potocki „pociął” opowiadania. Krótkie historie zamykają się w ramach jednego Dnia. Ale, te długie, zostały „rozparcelowane” na kilka, kilkanaście (Historia Żyda Wiecznego Tułacza), a nawet kil­ kadziesiąt (Historia Naczelnika Cyganów) Dni. Powieść ramowa ma (oczywiście) swoje wstawki we wszystkich Dniach. Początki i „końcówki” D ni należą właśnie do tej opowieści. Po­ między dwoma (inicjalnym i finalnym) fragmentami ramowymi pre­ zentowana jest, podrzędna wobec opowieści ramowej, historia (albo w całości, albo we fragmencie). Główny narrator „oddaje głos” (na po­ czątku każdego Dnia) i „odbiera” (w zakończeniu Dnia) kolejnym opo- wiadaczom. Ale i narratorzy podrzędni (w stosunku do narratora głów­ nego) też „oddają głos” postaciom ze swoich opowieści, które, przerywa­ jąc opowieść „narratorską”, zaczynają snuć „swoje” opowiadania. W ten sposób realizuje się w powieści kompozycja szkatułkowa (której R ę­ kopis... jest najdoskonalszym przykładem w literaturze światowej). Oprócz ramowej, najczęściej przerywana jest historia, którą opo­ wiada Naczelnik Cyganów (Juan de Avadoro); na przykład w D niu 12 narrację Naczelnika przerywa, przywołany w „naczelnikowskiej” opo­ wieści, Gulio Romati, opowiadający swoje życie (Historia Gulia Ro- mati); w D niu 13 - także; w D niu 13, w pewnym momencie, narracja Gulia Romati zostaje przerwana przez księżniczkę Monte Salerno (Historia księżniczki Monte Salerno). Z kolei w D niu 15 Naczelnik Cy­

7 J. Potocki: Podróż Hafeza. W: Idem: Podróż do cesarstwa marokańskiego. W: Idem: Podróże..., s. 238. ganów oddaje głos Marii de Torres, która snuje jeszcze swoją historię w D niach 16, 17 i 18; itd. Powstał w ten sposób misterny, jedyny w swoim rodzaju, labirynt kunsztownie powiązanych opowiadań - za­ miast jednej „wielkiej narracji”, z jaką mamy do czynienia w „normal­ nej”, klasycznej powieści. Nie mamy tutaj jednak do czynienia ze zbiorem opowieści - jak w Tysiąc nocy i jedna, ale właśnie z powieścią. Potocki potrafił bo­ wiem bardzo umiejętnie żonglować i opowiadaniem ramowym, i „zbio­ rem” opowiadań - tak, aby „wyszła” z tego powieść. Historia ramowa jest, podkreślmy to, nieustannie obecna w „całości” utworu. Została wyposażona w akcję; Potocki umiejętnie powiązał ramę z opowieścia­ mi. Dzięki temu udało mu się stworzyć spójną, oryginalną „całość” powieściową. Jest to chyba jedyna w swoim rodzaju w literaturze światowej „powieść-zbiór”8. Potocki literat próbował swoich sił także w twórczości drama­ tycznej. Jest autorem cyklu sześciu błyskotliwych parad - krótkich jednoaktowych komedyjek; dzielonych konsekwentnie na sceny, któ­ re nierzadko wypełniają raptem jedną, dwie stronice (są to po prostu miniaturowe scenki). Parady nazwać by można „teatralnymi powiast­ kami”. Charakteryzują się również małą objętością; akcja, jak w po­ wiastkach, zarysowana jest szkicowo. Postacie są nakreślone w spo­ sób uproszczony. Takie „powiastkowe rozmiary” wydają się charakte­ rystyczne dla twórczości Potockiego. Na polu dramatycznym Potockiemu udało się stworzyć coś jesz­ cze bardziej krótkiego niż Parady. Sięgnął po inny „mały” gatunek - przysłowie dramatyczne. W tej konwencji gatunkowej stworzył Ślep­ ca (opublikowanego w „Dialogu”, sierpień 1993, na niecałych sześciu stronach). To istna „miniatura”; arcydzieło „miniaturowości”. Autor pomieścił w tym „dramatycznym maleństwie” aż dziesięć postaci, mimo to nie czujemy nadmiernego „zagęszczenia”. To dowodzi, jak świetnie opanował technikę konstruowania literackich bibelotów. Jak w twórczości epickiej Potocki wyszedł raz poza „miniaturę” literacką - Rękopisem znalezionym w Saragossie (chociaż starał się, jak wiemy, maksymalnie „zminiaturyzować wygląd” tego utworu), tak i w dramatycznej zdecydował się tylko raz na taki krok, pisząc „aż” dwuaktową komedię „z arietkami” - Cyganie z Andaluzji. Nie jest to jednak, rozpatrując Cyganów z perspektywy „wymiarów” dzieła lite­ rackiego, utwór zbyt długi. Autor przekładu z języka francuskiego,

s Zob. J. Ryba: Osobliwe arcydzieło - „Rękopis znaleziony w Saragossie” Jana Potockiego. W: Powieść polska XIX wieku. Interpretacje i analizy. Red. L. Ludorowski. Lublin 1992, s. 29-47. Jerzy Zagórski, we wstępie do sztuki (pomieszczonej w „Dialogu”) określa ją jako „komedyjkę”, a w zakończeniu tego krótkiego wstępu stwierdza, iż, aby dopełnić utwór do dwóch godzin (przedstawienia teatralnego), dopisał Prolog, Intermedium i F inał9.

• k " k " k

To miniaturyzowanie, pomniejszanie - przypomnijmy - tak istot­ ne w kulturze rokoka, miało różne znaczenia. Sens pomniejszania za­ leżał od tego, co było pomniejszane. I tak, niewielkie pałacyki stwa­ rzały poczucie intymności i wygody (duże były w tych czasach - z wie­ lu przyczyn - bardzo niewygodne). Posiadanie obfitej „kolekcji” pała­ cyków pozwalało właścicielowi na komfort różnorodności, który za­ pewniał możliwość częstej zmiany „mieszkań”, charakteryzujących się odmiennym wyglądem estetycznym, co niewątpliwie sprzyjało roz­ praszaniu nudy, tak uciążliwej dla ówczesnych światowców. Z kolei krótkie formy w muzyce - nie nużyły salonowych słuchaczy; stwarza­ ły możliwość prezentacji większej liczby dzieł w niedługim okresie czasu - co również sprzyjało relaksacji i rozrywce. Podobnie było w sfe­ rze literackiej. Niewielkich rozmiarów utwór nie nużył, nie męczył arystokratycznych czytelników10. Większe zaś „całości” literackie były dla nich bardziej „strawne”, jeżeli zbudowane zostały z mniejszych „całostek”, jak Rękopis znaleziony w Saragossie.

Je 1e ic

Nie ulega wątpliwości, iż Potocki kierował swoje dzieła do pu­ bliczności, wypełniającej ówczesne salony. Szereg argumentów prze­ mawia za tym, iż pisząc utwory, myślał o czytelniku arystokratycz­ nym. I tak, relację z podróży do Turcji i Egiptu (gdzie, przypomnijmy, zamieścił powiastki) dedykował swojej matce, słynnej rokokowej da­ mie, Annie Teresie z Ossolińskich. Relację tę ukształtował z punktu widzenia jej salonowych gustów i upodobań. W Liście ósmym tejże relacji (przypomnijmy, że składa się z dwu­ dziestu listów) Potocki kieruje do adresatki następujące słowa (po­ przedzające prezentację czterech powiastek wschodnich):

Pewien jestem, że w obrazach moich wschodnie zachowam podo­ bieństwo, ale nie jestem zarówno pewny, że obrazy te spodobają się na

9 J. Zagórski: Od tłumacza. W: J.Potocki: Cyganie z Andaluzji. Intermediami opatrzył J. Zagórski. „Dialog” 1982, nr 8, s. 5. 10 Zob. J. Ryba: „Małeterapią światowców?..., passim. Zachodzie. Proszę, chciej mi Pani w tym punkcie powiedzieć zdanie dru­ gich, gdyż wiem, że jej własne tak jest pobłażliwością zepsute, iż już więcej o nie nie proszę. Przyłączam do listu tego zeszyt, który zechcesz pokazać sędziom, jakich mi wybierzesz.11

W relacji z podróży turecko-egipskiej mamy do czynienia z lista­ mi stylizowanymi: Potocki nie wysyłał tych listów do matki (do któ­ rej zwraca się per „pani”, choć w jednej z wersji rękopiśmiennych po­ jawia się forma m am an (mama)). List ósmy, z dołączonym do niego „zeszytem”, zawierającym cztery powiastki, nie trafił więc w rzeczy­ wistości, za pośrednictwem poczty, do pięknych rąk krajczyny. Za­ poznała się z Listem ósmym oraz „zeszytem” z powiastkami dopiero wtedy, kiedy Potocki ofiarował jej całość relacji — albo jeszcze w wer­ sji rękopiśmiennej, albo już w wersji drukowanej. Jednakże zapro­ jektowana tutaj fikcyjna sytuacja, według której matka Potockiego, otrzymawszy wraz z listem ów „zeszyt”, przekazuje go do oceny wy­ branym przez siebie „sędziom” - wyraziście określa rzeczywisty czy­ telniczy krąg, do którego kierował on swoje utwory literackie (nie tylko tę relację i zawarte w niej powiastki). Krąg ten tworzyła ary­ stokratyczna publiczność salonów, bo tylko z tego kręgu urocza pani Potocka mogła wybrać sędziów powiastek, skreślonych ręką jej syna. Sytuacja ta mówi o innym jeszcze aspekcie intencji twórczych Po­ tockiego. Otóż nie tylko chciał on, aby to, co pisze, było czytane w sa­ lonach, ale by podobało się publiczności salonowej; znalazło uznanie w oczach salonowych bywalców-czytelników. Zależało mu na ich ak­ ceptacji. Potocki konsekwentnie pisał utwory literackie z przeznaczeniem dla odbiorcy arystokratycznego. I tak, w liście skierowanym do księżny Klementyny z Czartoryskich Sanguszkowej znalazła się uwaga na temat „wirtualnego” adresata Rękopisu znalezionego w Saragossie (zwanego tutaj Dniami hiszpańskimi): „Moje Dni hiszpańskie — pisze Potocki - przeznaczone są dla rozrywki dam. Czytając, nagrodzą mnie łaskawym uśmiechem”12. Owe damy to, oczywiście, przedstawicielki świata arystokracji. W tym okresie to one przede wszystkim znały język francuski (w jakim został napisany, przypomnijmy, Rękopis...). Także utwory teatralne Potockiego były przeznaczone dla salo­ nowych odbiorców. W tym przypadku chodziło nie tylko o dotarcie do

11 J. Potocki: Podróż do Turek i Egiptu..., s. 38. 12 Cyt. za: L. K u k u 1 s ki. Posłowie. W: J. Po to c k i: Rękopis znaleziony w Saragos­ sie. Tekst oparty na przekładzie E. Chojeckiego z r. 1847, tekst przygotował L. Kukulski. W arszawa 1965, s. 765. czytelników z high life’u; ale w jeszcze chyba większym stopniu o usa­ tysfakcjonowanie arystokratycznych (amatorskich) aktorów w ramach théâtre de société (teatru towarzyskiego), funkcjonującego w wielu ówczesnych pałacach. Geneza teatralnych utworów Potockiego nie pozostawia co do tego wątpliwości. Parady powstały na zamówienie wytwornego towarzy­ stwa, zebranego w Łańcucie w momencie, kiedy przebywał tutaj Po­ tocki - w sierpniu 1792 roku.

Domownicy i goście łańcuccy, jak zwykle liczni, przyjęli przybysza z zaciekawieniem [...]. Opis podróży marokańskiej, który wśród łańcuc­ kiego towarzystwa zdobył znaczne powodzenie, nasunął myśl, że można by literackie kwalifikacje autora wyzyskać z pożytkiem dla niedzielnych festynów. [...] Ulegając prośbom - a wśród osób proszących nie brakło pięknych dam - postanowił Potocki spełnić nadzieje pokładane w nim jako dramaturgu - pisze Leszek Kukulski.11

Z kolei powstanie Cyganów z Andaluzji związane było z wizytą Potockiego w Rheinsbergu, rezydencji księcia Henryka Pruskiego (brata Fryderyka II, króla Prus), znanego teatromana, utrzymujące­ go teatr prywatny. Oddajmy ponownie głos Kukulskiemu:

Książę Henryk był wielkim miłośnikiem teatru i sprowadzał całe trupy komediantów z Francji. Potocki nie omieszkał ofiarować mu eg­ zemplarza Parad: dziękując za podarunek, książę wyraził życzenie, by i dla jego sceny coś napisać. Życzenie gościnnego gospodarza było rozka­ zem - i tak powstali Les Bohémiens d ’Andalousie [...]. I ta rzecz utrw a­ lona została w druku; z podtytułu dowiadujemy się, że odegrali ją zawo­ dowi francuscy aktorzy na rheinberskiej scenie [...].14

Do powstania zaś Ślepca (niedawno odnalezionego) przyczynił się pobyt autora Rękopisu... w Tulczynie, wspaniałej rezydencji Stanisława Szczęsnego Potockiego, krewnego: to proverbe drama­ tique napisał dla tamtejszego théâtre de société. Dominique Triaire pisze:

W „Ślepcu” występuje [...] sześć sióstr: łatwo zgadnąć, że Potocki przeznaczył te role dla sześciu starszych córek St. Szczęsnego [...]. Rolę

1:1 L. Kukulski: Wstęp. W: J. Potocki: Parady. Tłum. J. Modrzejewski. W arszawa 1966, s. 9. 14 Ibidem, s. 15. pani Fargeot mogła grać Zofia, żona St. Szczęsnego [...]. Można przyjąć, że rolę Ślepca odtwarzał sam Szczęsny [...].15

Ważnym sygnałem, iż Potocki pisał dzieła literatury pięknej dla arystokratycznych odbiorców, jest charakterystyczny dla jego utwo­ rów, omówiony powyżej, „aspekt miniaturowości”. „Mały” Potocki (ro­ kokowy Potocki), tworzący literackie bibeloty, powstał na użytek sa­ lonowej (rokokowej) publiczności.

15 D. Tri aire: [Wstęp], W: J. Potocki: Ślepiec. Przysłowie dramatyczne. Przeł. P. Szymanowski. „Dialog” 1993, nr 8, s. 14—15. Monika Stankiewicz-Kopeć

Znaczenie roku 1817 w polskim procesie literackim

i

W dotychczasowych badaniach historycznoliterackich pojawiło się wiele propozycji periodyzacyjnych dotyczących polskiego przełomu romantycznego. Próbowano ustalić jakąś konkretną datę inicjalną romantyzmu polskiego. Propozycji było kilka: rok 1795, 1815, 1816, 1818 wreszcie 1822. Pozytywnym rezultatem tych badań jest uznanie roku 1822 za początek prądu i okresu romantycznego. Historycy lite­ ratury, wysuwając poszczególne daty, postępowali w podobny sposób: sięgając do literatury XVIII i XIX wieku, poszukiwali najwcześniej­ szych dzieł romantycznych - pierwszych „zawiązków” romantyzmu. Skutkiem takiego postępowania niejednokrotnie bywało przecenia­ nie przełomowego znaczenia niektórych utworów literackich bądź faktów społeczno-kulturalnych. Badacze nastawili się głównie na zja­ wiska prekursorskie wobec romantyzmu, na poszukiwanie, czasem odosobnionych i w gruncie rzeczy dość niejednoznacznych, sygnałów nowego prądu. Takie podejście prezentuje w swych pracach Juliusz Kleiner, który wywiódł romantyzm polski z nurtów poezji sentymen­ talnej i jego zalążki widział w Bardzie polskim Adama Jerzego Czar­ toryskiego, w Trenach Józefa Morelowskiego, w S m u tka ch H ugona Kołłątaja, a w szczególności w utworach Jana Pawła Woronicza (Ś w ią ­ tynia Sybilli, Hymn do Boga) i Franciszka Karpińskiego (Żale S a r­ m aty). W poszukiwaniu zawiązków polskiego romantyzmu cofa się Kleiner do roku 1795, kiedy to w teatrze lwowskim Wojciech Bogu­ sławski wystawił popularną niemiecką dramę Zschokkego Abellino, wielki bandyta. W sztuce tej dopatrywał się Kleiner początków „ro­ mantyki” polskiej1. Wywodzenie romantyzmu polskiego z 1795 roku miało także umotywowanie historyczno-polityczne, wiązało się bo­ wiem z katastrofą państwa, a jednocześnie z rozbudzaniem idei naro­ dowościowych. Podobne podejście badawcze prezentują historycy literatury, któ­ rzy za datę inicjalną romantyzmu polskiego uznali rok 1815: Stani­ sław Tarnowski, Roman Piłat oraz Ignacy Chrzanowski2. Piłat zauwa­ ża, że około 1815 roku

pod powłoką panującego jeszcze klasycyzmu zaczynają zbierać się w ukryciu nowe pierwiastki [...], które po 1815 roku dochodzą do sta­ nowczej przewagi [...] i sprowadzają ową „wielką rewolucję” w naszej poezji znaną pod nazwą romantyzmu.11

W okolicach 1815 roku przełom romantyczny sytuuje także Igna­ cy Chrzanowski, który zawiązków romantyzmu szuka u Karpińskie­ go, Jasińskiego, Kniaźnina, Kołłątaja (poezje więzienne), a także u Wybickiego, Woronicza i w dumach Niemcewicza4. W podobny sposób postępują też: Stanisław Baczyński, podkre­ ślający znaczenie w procesie przemian M alw iny Marii Wirtember- skiej, wydanej w 1816 roku5, oraz Julian Krzyżanowski, umieszczają­ cy początki polskiego romantyzmu w 1818 roku, kiedy to w „Pamięt­ niku Warszawskim” opublikowano rozprawę Kazimierza Brodzińskie­ go O klasyczności i romantyczności tudzież o duchu poezji polskiej6. Na rok 1822, czas wydania Ballad i romansów Mickiewicza, prze­ łom romantyczny wyznaczyli Piotr Chmielowski, Marian Szyjkowski,

1 J. K l e i n e r: Zawiązki romantyzmu w Polsce. W: Studia inedita. Oprać. J. S t a r - nawski. Lublin 1964, s. 248 oraz Idem: Sentymentalizm i preromantyzm. Kraków 1975. 2 S. Tarnowski: Historia literatury polskiej. T. 4: Wiek X IX 1800-1830. K ra­ ków 1904, s. 260; R. Piłat: Historia poezji polskiej. XVII-XIX w. Czasy porozbioro- we i Księstwa Warszawskiego 1795-1815. Oprać. K. Wojciechowski. Warszawa 1908, s. 9 i n.; I. Chrzanowski: Poezja za Stanisława Augusta. W: Dzieje literatury pięk­ nej w Polsce. Cz. 1. Oprać. S. Tarnowski. Kraków 1918. 3 Zob. R. Piłat: Historia poezji..., s. 9-10. 4 Zob. I. Chrzanowski: Poezja za Stanisława Augusta... 5 S. Baczyński: Literatura piękna Polski porozbiorowej 1 794-1863. Lwów-Po- znań 1924. 6J. Krzyżanowski: Dzieje literatury polskiej od początków do czasów najnow­ szych. Warszawa 1969. a za nimi Maria Straszewska, Maria Żmigrodzka, Alina Kowalczyko- wa i Alina Witkowska7. Generalnie słabością tych badań jest brak odpowiedniej i konklu- zywnej prezentacji procesu przełomu literatury polskiej w pierwszym trzydziestoleciu XIX wieku, zwłaszcza zaś w latach aktywności lite­ rackiej i programowej wielkich i ogólnie uznanych nowatorów (Bro­ dziński, Mickiewicz) oraz pomniejszych sprawców zmian w literatu­ rze (filomaci, krzemieńczanie, młody Lwów, grono Kicińskiego). Sła­ bość ta wynika z operowania mało precyzyjnymi, często anachronicz­ nymi kategoriami estetyki, poetologii i semantycznej interpretacji ówczesnej twórczości literackiej oraz niesprawnymi narzędziami ba­ dania procesu literackiego. Założenia niniejszego artykułu mają zaradzić wspomnianym trud­ nościom. Podstawowe zaś założenie dotyczy uświadomienia faktu, że w procesie kulturowym czynniki nowe nie eliminują zupełnie tego, co panowało dotychczas, lecz potęgują efekt różnicowania się sytu­ acji kulturalnej, a w stosunku do dotychczasowych treści kultury peł­ nią funkcję po części unicestwiającą dezaktualizującą a po części re­ widującą odmieniającą rewitalizującą Proces literacki w XIX wieku (jak i w dobie rozwiniętego oświe­ cenia europejskiego) ma przebieg wielonurtowy. Określają go w de­ cydującej mierze cztery ciągi prądów literackich: sentymentalny, re­ alistyczny, neoklasycystyczny i romantyczny. Przemiana literatury pol­ skiej miała charakter wieloprądowy z oczywistą dominantą mickie­ wiczowskiego przełomu romantycznego, ale nie bez znaczących prze­ kształceń na osi sentymentalnej i klasycy stycznej, a także nie bez udziału pierwocin realizmu8. Owa przemiana literatury polskiej (skokowa na gruncie roman­ tyzmu, bardziej kumulatywna w innych prądach) dokonuje się w pew­ nym przedziale czasu 1817-1822-1828 i kończy wraz z zamknięciem

7 Zob. zwłaszcza P. Chmielowski: Pogląd na poezją polską w pierwszej połowie XIX stulecia. W: Studia i szkice z dziejów literatury polskiej. Seria 2. Kraków 1889; M. Szyjkowski: Do źródeł polskiego romantyzmu. Próba rekapitulacji. „Museion” 1913, nr 9-10; M. Straszewska: Romantyzm. W arszawa 1969; M. Żmigrodzka Problemy romantycznego przełomu. W: Studia romantyczne. Red. M. Żmigrodzka. Wrocław 1973; A. Witkowska: Literatura romantyzmu. W arszawa 1986; A. Kowal- czykowa: Czym był romantyzm? Warszawa 1990. Na temat badań nad przełomem romantycznym obszernie wypowiada się P. Zbikowski: „Bólem śmiertelnym ściśnio- ne mam serce... "Rozpacz oświeconych u źródeł przełomu w poezji polskiej w latach 1793- 1805. Wrocław 1998. 8 Por. B. D o p a r t: Romantyzm polski. Pluralizm prądów i synkretyzm dzieła. K ra­ ków 1999, s. 119. wstępnej fazy prądu romantycznego. Godny uwagi jest dynamizm pol­ skiego romantyzmu (w obrębie wspomnianych dat) polegający na kre­ owaniu, co kilka lat lub nawet co rok, nowej odmiany prądowej. Do 1828 roku są to: ludowość (B allady i romanse, 1822), bajronizm (M a­ ria, 1825), transcendentalizm i orientalizm (Sonety krymskie, 1826), m ediewizm (, 1828)9. Celem tych rozważań jest uzasadnienie daty początkowej owego przedziału zmian. Należy podkreślić, że rok 1817 nie jest tu trakto­ wany jako początek prądu romantycznego, początek okresu roman­ tycznego, koniec formacji oświeceniowej w kulturze polskiej, zamknię­ cie lub przeobrażenie któregokolwiek prądu oświeceniowego - lecz wyłącznie jako data inicjalna jedenastoletniej fazy, w której dokonuje się wielki zwrot w literaturze polskiej. Należy podkreślić również, że data 1817 dotyczy przede wszystkim socjologii i geografii życia literackiego, a w pewien sposób odnosi się także do sfery świadomości literackiej. Jej główne uzasadnienie sta­ nowi fakt, że w roku 1817 ukształtowały się w wielu ośrodkach grupy młodych literatów, będące zbiorowymi podmiotami przemiany literac­ kiej. Samo organizowanie się, motywacja do wspólnych działań, psy­ chologia i mitologia grupowa, a wreszcie charakter praktyk literac­ kich i metaliterackich - wszystko to stanowi nowy horyzont świado­ mości literackiej, wyraźnie zwiastujący nowe sytuacje w literaturze. Przyjmując tę perspektywę badawczą odstępuję od usiłowań hi­ storycznoliterackich, nastawionych na wychwytywanie zawiązków romantyzmu w oświeceniu i reliktów oświecenia w romantyzmie pol­ skim. Szukanie zawiązków romantyzmu mogłoby zaprowadzić do dru­ giej połowy XVII wieku, tropienie reliktów oświecenia musiałoby chy­ ba ogarnąć cały wiek XIX.

II

W 1817 roku w literaturze panującej nie zachodzą jakieś istotniej­ sze zmiany. Około 1817 roku w kręgu literatury oficjalnej pojawia się jednak pewien ruch myśli, świadczący o poczuciu rozchwiania w kon­

9 Po 1828 roku będą to: profetyzm (Dziady cz. III, Księgi narodu i pielgrzymstwa polskiego, 1832), neosarmatyzm (Pan Tadeusz, 1834), romantyzm kreacyjno-ironiczny (Balladyna 1839), mistycyzm genezyjski (Genezis z ducha, powst. 1844). Fakt ten oświe­ tlił B. D o p a r t: Romantyzm polski..., s. 119. cepcjach i praktykach literackich w kraju. Nadal działa warszawskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk, które przed tym rokiem zajmuje się między innymi realizacją projektu dotyczącego powstania zbioru mo­ nografii poszczególnych gatunków literackich, zgodnie z zasadami po­ etyki klasycystycznej. Z gatunków literackich Niemcewicz opracował bajkę. Rozprawa O bajce została odczytana na publicznym posiedze­ niu TPN w 1814 roku10. W roku następnym Józef Lipiński odczytał rozprawę O poemacie sielskim, gdzie jako wzory współczesnej sielan­ ki podał już dwa dzieła niemieckie: Luizę Vossa oraz H erm ana i Dorotę Goethego. Obydwie rozprawy zostały wydane właśnie w 1817 roku w „Rocznikach Towarzystwa Warszawskiego Przyjaciół Nauk”. W owym czasie również Franciszek Wężyk zajął się opracowaniem, na zlecenie TPN, poezji dramatycznej. Jednak jego rozprawa O poezji dramatycznej została odrzucona (1814) jako występująca przeciw uzna­ nym prawidłom. Oficjalna opinia literacka ówczesnego życia kulturalnego Warsza­ wy w okolicach 1817 roku tworzyła się nadal w salonach arystokra­ tycznych. W Warszawie były to głównie salony gen. Wincentego Kra­ sińskiego i Tadeusza Mostowskiego, gdzie zawiązało się Towarzystwo Iksów. Samo Towarzystwo Iksów nie było jednolite światopoglądo­ wo. Jego radykalny odłam (otwarty w pewnym stopniu na nowości estetyczne i ideologiczne) stanowili: Adam Jerzy Czartoryski, Julian Ursyn Niemcewicz, Franciszek Morawski, Maksymilian Fredro (zwią­ zani z Puławami)11. Należy też podkreślić, że właśnie w owym roku wzmaga się aktywność kulturalna młodzieży, przeciwstawiającej sa­ lonom własne grupy, wydawnictwa, kawiarnie (jest to związane mię­ dzy innymi z rozpoczęciem w styczniu 1817 roku działalności przez Uniwersytet Warszawski). W 1817 roku w najważniejszych ówczesnych czasopismach lite­ rackich na ogół brak nowatorskich czy choćby oryginalnych tekstów literackich lub estetyczno-literackich. Jednak około 1817 roku zapa­ nował w ówczesnej prasie pewien ferment. Irena Kitowiczowa zwró­ ciła uwagę na fakt, że po 1815 roku zaczęła rodzić się nowoczesna krytyka literacka12. Od 1815 do 1819 warszawskie Towarzystwo Ik­

10 W 1817 roku. Niemcewicz wyróżniał się szczególną aktywnością twórczą. Wów­ czas powstały: komedia Modne życie pod schodami, powieść Moszkopolis rok 3333, czyli sen niesłychany, tragedia historyczna Bohdan Chmielnicki oraz komedioopera J a n K o­ chanowski w Czarnym Lesie. 11 Zdecydowanie konserwatywny klasycyzm reprezentowali w tym gronie: Koź- mian. Lipiński, Mostowski. 12 Zob. I. Kitowiczowa: Zadania krytyki łiterackiej 1800-1820. W: Badania nad krytyką literacką. Red. J. Sławiński. Wrocław 1974, s. 156-159. sów zamieszczało w stołecznych gazetach swoje anonimowe recenzje teatralne. Na lata 1816-1817 przypada ważny spór o kształt teatru, toczony na łamach warszawskich gazet („Gazety Korespondenta War­ szawskiego” i „Gazety Warszawskiej”) między Towarzystwem Iksów a antyiksowskim Towarzystwem Abecadłowym Przyjaciół Prawdy. Spór, sprowokowany teatralną rolą Wojciecha Bogusławskiego, do­ tyczył istotnych kwestii ideologicznych i estetycznych, mianowicie: konieczności wystawiania sztuk narodowych, zahamowania ekspan­ sji sztuk cudzoziemskich oraz potrzeby rozluźnienia formalnych re­ guł sztuk dramatycznych. Iksowie zaatakowali teatr Bogusławskie­ go za realizm, śmiałość formalną i dogadzanie gminnym gustom. Apo­ geum sporów przypadło na początek 1817 roku. Nacisk na Iksów mu­ siał być ogromny, skoro w efekcie (w połowie kwietnia) zamilkli na pół roku. Za zapowiedź pewnego fermentu ideologicznego i estetyczno-li- terackiego można uznać rozprawę Jana Samuela Kaulfussa (ogłoszo­ ną w „Pamiętniku Warszawskim” w roku 1816 w języku niemieckim) pod dużo mówiącym tytułem: Dlaczego język i literatura niemiecka zdolniejszymi są do wykształcenia rozumu i serca niż język i literatu­ ra francuska? Rozprawa spotkała się z krytyczną repliką która uka­ zała się (również w „Pamiętniku Warszawskim”) w dwa lata później. Recenzent, prawdopodobnie Stanisław Kostka Potocki, zarzucał li­ teraturze niemieckiej brak „dobrego smaku” oraz przepełnienie nie­ bezpiecznymi „bredniami”, które „niekiedy i o smutny przyprawiają koniec” (chodzi oczywiście o Cierpienia młodego Wertera). O ówczesnej świadomości literackiej i o gustach literackich dużo powiedzą czasopisma. Wszystkie istotniejsze wychodzące wówczas czasopisma są przeważnie eklektyczne, choć przeważa w nich nadal na ogół ukierunkowanie klasycystyczne („Pamiętnik Warszawski”, „Dziennik Wileński”, „Tygodnik Wileński”) bądź króluje senty­ mentalizm („Pamiętnik Lwowski”, elementy w „Tygodniku Wileń­ skim”). Jeżeli obok „starych” mistrzów antycznych i klasycystycznych (Wolter, Delille, Horacy, Owidiusz) pojawiają się echa zachodnioeu­ ropejskich nowości (przekłady z genewskiej „Bibliothèque Universel­ le”, tłumaczenia Schillera, Goethego czy Byrona), to ich prezentacja wynika zazwyczaj z nowatorskich ambicji pism. Nie jest to więc prze­ łom w świadomości literackiej. Najlepiej widać te sytuacje na przy­ kładzie „Pamiętnika Warszawskiego”, który mimo prezentowanych nowości nadal konsekwentnie utrzymywał klasycystyczną linię. Pewien powolny zwrot widoczny jest w profilu „Tygodnika Wileń­ skiego”. Od 1817 roku ukazują się tutaj pojedyncze artykuły będące zapowiedzią rozbudzających się zainteresowań ludowością13. Tenden­ cja ta staje się coraz bardziej powszechna w następnych latach, kiedy to na łamach czasopisma pojawią się przekłady oraz naśladownictwa pieśni ludowych głównie pióra Krystyna Lacha Szyrmy, Teodora Nar- butta, Leona Rogalskiego czy Emeryka Staniewicza. Na uwagę w kon­ tekście rodzących się zmian zasługuje „Pamiętnik Magnetyczny Wi­ leński”, wychodzący w Wilnie w latach 1816-1818, redagowany przez dra Ignacego Lachnickiego - propagatora ruchu magnetycznego. Teo­ ria i praktyka mesmeryzmu były omawiane i dyskutowane przez filo­ matów (Zan był magnetyzerem). W „Pamiętniku” pojawiały się arty­ kuły dotyczące tego, co w świecie i w człowieku niezrozumiałe, irra­ cjonalne. Pisano o anomaliach psychicznych: szaleństwie, maniach, omamach - czyli o tym, co w przyszłości zafascynuje romantyków. Na ogół jednak we wspomnianym roku w czasopismach krajowych przeważało „stare”. Około 1817 roku widać wyraźnie pewną linię, któ­ rą podejmuje ówczesna publicystyka - chodzi o kontynuację ideałów oświecenia. Była to prawdopodobnie natychmiastowa reakcja na ob­ jawy fermentu światopoglądowego (magnetyzm, eksponowanie ludo­ wego prymitywu zwanego pogardliwie zabobonem, filozofię ideali­ styczną- zwłaszcza niemiecką). Tak więc w latach 1816-1817 w „Pa­ miętniku Warszawskim” pojawił się „Świstek Krytyczny” Stanisława Kostki Potockiego, stawiający sobie za cel walkę z „obskurantyzmem” (z którym utożsamił Potocki także „romantyczność” oraz idealizm fi­ lozoficzny). Warto zauważyć, że właśnie w 1816 roku ukazało się wzno­ wienie Monachomachii, z kolei w Wilnie powstały „Wiadomości Bru­ kowe” (1816-1822), a w 1817 roku zainicjowało działalność Towarzy­ stwo Szubrawców. „Wiadomości Brukowe” zdecydowanie wystąpiły przeciw zacofaniu, ciemnocie, magnetyzmowi. Pojawiały się tutaj ar­ tykuły uderzające w filozofię idealistyczną zwłaszcza w Kanta oraz w filozofię pokantowską z Fichtem i Schellingiem na czele. Publiku­ jący na łamach „Wiadomości Brukowych” Szubrawcy uznali, że ide­ alizm niemiecki i spekulacje metafizyczne są sprzymierzeńcami zwy­ kłego obskurantyzmu, drwiąc z różnego rodzaju filozofów „Mistyc- kich”, bronili oświeceniowego racjonalizmu. Również publikujący na łamach „Pamiętnika Lwowskiego” młodzi twórcy lwowscy realizowa­ li wówczas konsekwentnie program przejęty od wileńskich libera­ łów i TPN. Sporo miejsca zajmowały postulaty oświatowe, domagają­ ce się reformy szkolnictwa w duchu KEN.

13 Jako pierwszy opublikowany został artykuł Badanie starożytności litewskiej pana Teodora Narbutta. „Tygodnik Wileński” 1817, T. 1. Jeżeli chodzi o twórczość poetycką, to w prasie zdecydowanie do­ minują tradycje oświeceniowo-sentymentalne. Królują epigramaty, tragedie, bajki, ody, elegie, satyry, sielanki. W 1817 roku w „Tygodni­ ku Wileńskim” wydrukowany został mierny epos Dyzmy Bończy To­ maszewskiego Jagiellonida. W tymże roku na łamach „Tygodnika Wi­ leńskiego” miał miejsce spór księży Styczyńskiego i Buczyńskiego o Pułtawę (poemat ks. Nikodema Muśnickiego z początku wieku). Obaj antagoniści, uzasadniając swoje racje, powoływali się wciąż na auto­ rytety antyczne i klasycystyczne. Nie było więc w tej polemice żad­ nych świeżych akcentów. Co zaś grano w 1817 roku w głównych teatrach dawnej Rzeczypo­ spolitej: w Warszawie, Wilnie, we Lwowie i w Krakowie? Rok 1817 nie przyniósł tutaj żadnych istotnych zmian. Repertuar tych teatrów W 1817 roku wygląda podobnie14. Wystawiano przede wszystkim tłu­ maczone komedie, komedioopery, opery, dramy. Wielkie tragedie kla­ syczne grywano stosunkowo rzadko15. Wyjątek stanowi wielki sukces Barbary Radziwiłłówny Felińskiego, wystawianej w Teatrze Naro­ dowym w 1817 roku trzy razy. Popularnością cieszyły się także inne sztuki rodzime zawierające element narodowości: Ludgarda Ludwi­ ka Kropińskiego (prapremiera w 1816 roku), Cud mniemany czyli Kra­ kowiacy i górale Wojciecha Bogusławskiego, Niemcewiczowski Jan Kochanowski w Czarnym Lesie. Tendencja ta widoczna jest szczegól­ nie w repertuarze teatru krakowskiego, gdzie od 1817 roku coraz większą popularność zdobywają własne sztuki „narodowe”. W tym samym roku reprezentuje je Krakus, założyciel miasta Szymona Nie­ dzielskiego, w następnych latach dostarczycielem tych utworów, w przeważającej mierze grafomańskich, będzie Konstanty Majeranow- ski. Istotna rola w omawianym okresie przypadła teatrowi lwowskie­ mu, kierowanemu od 1809 roku przez Jana Nepomucena Kamiń- skiego, który - dzięki pozwoleniu wyjednanemu od cesarza Francisz­ ka I (właśnie w 1817 roku) - mógł dawać dwa razy w tygodniu polskie przedstawienia. Teatr lwowski miał możliwość stania się instytucją

14 Por. Repertuar teatru wileńskiego w: M. Wi t k o w s k i: Świat teatralny młodego Mickiewicza. W arszawa 1971; Repertuar teatru lwowskiego zob. w: B. L a s oc k a: Teatr lwowski w latach 1800-1842. Warszawa 1967; Repertuar sceny krakowskiej zob. w: J. Got: Repertuar teatru krakowskiego 1781-1843. Warszawa 1969. 15 Charakterystyczna jest sytuacja w Teatrze Narodowym. W 1816 roku Ludwik Osiński zniecierpliwiony zbyt wolnym kształtowaniem się „dobrego gustu” publicz­ ności wprowadził na scenę wielkie tragedie klasyczne, które zastąpiły popularne dra­ my. Efektem były... pustki w kasie. W tej sytuacji Osiński podjął decyzję o zmianie poważnego repertuaru na lekki. Stąd w 1817 roku grano głównie komedie, opery, kome­ dioopery, dramy. narodową. Kamiński z czasem, wzorem Bogusławskiego, „przemycał” elementy polskości, operując aluzją: strojem narodowym, muzyką tań­ cem. Ówczesny teatr lwowski miał ambicje podążania za „nowocze­ snością”, która objawiała się głównie w późnosentymentalnej prero- mantyce. Ową preromantyczność reprezentowały przede wszystkim różnego rodzaju dramy: liryczne, historyczne, rycerskie16, a także wystawione z rozmachem w 1817 roku dramaty Williama Szekspira (Hamlet, Makbet) i Friedricha Schillera (Zbójcy). Jednak nie należy przeceniać znaczenia granych wówczas sztuk wspomnianych autorów. Dramaty te grywane były z tłumaczeń dokonywanych (przez Kamiń- skiego) głównie z przeróbek Schroedera, czyli w efekcie reprezento­ wały wersję uklasycznioną, złagodzoną - dostosowaną do klasycznych gustów. Tak zmieniony Schiller czy Szekspir nie mógł wywołać prze­ łomu kulturalnego. Właśnie w 1817 roku w teatrze lwowskim debiu­ tował komedią Intryga na prędce. Od tego wła­ śnie roku datuje się wieloletnia współpraca Fredry z Kamińskim. Jak widać, rok 1817 mimo pewnego ruchu myśli widocznego w literaturze oficjalnej nie przyniósł żadnych zasadniczych zmian w dziedzinie teorii czy praktyki literackiej lub teatralnej. „Stare” mie­ szało się z nielicznymi elementami „nowego”. Był to sezon literacki taki jak każdy inny. Znaczenia roku 1817 należy upatrywać gdzie in­ dziej. Powinno się zwrócić uwagę na fakt wyłonienia się wówczas grup młodych literatów, zespołów, które staną się podmiotami zbiorowymi przemian literackich - na aktywność młodej prowincji.

III

W 1817 roku dało się zaobserwować istotne zjawisko socjologicz­ ne, mające uzasadnienie w ówczesnej sytuacji politycznej dawnej Rze­ czypospolitej: wówczas w kilku różnych miastach kraju (w Wilnie, we Lwowie, w Warszawie, w Krzemieńcu) zawiązują się przyjacielskie stowarzyszenia młodzieży o charakterze literackim lub literacko-

16 Drama niosła pewne zmiany: nie mieściła się w żadnym rodzaju literackim, lekceważyła klasyczne reguły budowy dramatu, wprowadzając otwartą przestrzeń: ru­ iny, góry, cmentarze. Powoływała do życia takich bohaterów, jak: szaleni kochanko­ wie, upiory, rusałki. Wprowadzała sytuacje nieprawdopodobne, mieszała zdarzenia wielkie i małe, charaktery komiczne i tragiczne. Por. E. Słowacki: Dzieła. Wilno 1826, s. 180 i n. -społecznym. Utworzenie tych grup, skupionych wokół uczelni, szkół, równocześnie w kilku miastach kraju, świadczy o istotnych przeobra­ żeniach społecznych. Zycie kulturalne przesunęło się wówczas z dwo­ rów do środowisk kulturalno-naukowych: Warszawy, Wilna, Lwowa. Miało to związek z ówczesną sytuacją polityczną. Po rozbiorach przy­ słowiowe „trzymanie się pańskiej klamki” przez szlachecką klientelę należało do przeszłości. Teraz drogą do kariery, a zwłaszcza do zdoby­ cia zawodu było wykształcenie. Stąd emigracja młodzieży do ośrod­ ków, gdzie znajdowały się szkoły lub uczelnie. Powstawanie różnych związków młodzieżowych można wiązać ze stabilizacją polityczną po kongresie wiedeńskim (w ówczesnej Europie)17. Pierwszego paździer­ nika 1817 roku w Wilnie powstaje, założone przez sześciu studentów tamtejszego uniwersytetu (Józefa Jeżowskiego, Adama Mickiewicza, Onufrego Pietraszkiewicza, Erazma Poluszyńskiego, Brunona Suchec­ kiego, Tomasza Zana), Towarzystwo Filomatów. W ciągu sześciu lat działalności liczba członków związku wzrośnie do dwudziestu jeden18. Pod koniec 1817 roku we Lwowie zainicjowało swoją działalność Towarzystwo Ćwiczącej się Młodzieży w Literaturze Ojczystej (zwa­ ne przez historyków literatury filomatami lwowskimi). Towarzystwo to, o charakterze literacko-naukowym, również składało się z ograni­ czonej liczby - sześciu członków (studentów uniwersytetu). Potem liczba ich wzrosła do szesnastu19. W końcu 1817 roku w Warszawie młody hrabia Bruno Kiciński zorganizował wokół siebie nieformalne grono, tworząc klub literac- ko-polityczny20. Ścisły trzyosobowy quasi-zarząd grona tworzyli: Bruno Kiciński, Teodor Morawski, Józef Brykczyński. Na uwagę, w kontek­ ście podjętych rozważań, zasługuje też krzemieniecki siedmioosobo­ wy Klub Piśmienniczy. Istniał on, co prawda, w latach 1815-1816, jed­ nak kontynuował w pewien sposób swoją działalność także w latach 1817-1819 w Warszawie. Tutaj bowiem po ukończeniu (w 1816 roku)

17 Pisze o tym J. Kamionkowa: Zycie literackie w Polsce w pierwszej połowie X IX w ieku. W arszawa 1975, s. 19. is p r z y CZy m dwóch wystąpiło. W skład Towarzystwa Filomatów wchodzili między innymi A. Mickiewicz, J. Jeżowski, T. Zan, O. Pietraszkiewicz, J. Czeczot, I. Domejko, J. Kowalewski, T. Łoziński, F. Malewski, M. Rukiewicz, J. Sobolewski. Dokładny skład towarzystwa i związków zależnych podaje A. Witkowska we Wstępie do: Wybór pism Filomatów. Konspiracje studenckie w Wilnie 1817-1823. Oprać. A. Witkowska. Wro­ cław 1959, BN I, 77. 19 Por. K. Poklewska: Galicja romantyczna (1816-1840). Warszawa 1976. W skład grupy wchodzili między innymi: W. Chlędowski, S. Jachowicz, J. Szczepański, E. Brodzki, M. Sartyni, F.K. Kircher, S. Jaszowski. 20 TVpy stowarzyszeń określam w głównej mierze za: A. K a m i ń s k i: Polskie związ­ ki młodzieży (1804-1831). Warszawa 1963. szkoły przyjechali główni animatorzy Klubu: na początku 1817 roku Karol Sienkiewicz, Józef Korzeniowski, Teodozy Sierociński, a przede wszystkim Tymon Zaborowski (który dołączył w styczniu 1817 roku). Stworzyli oni w stolicy osobną enklawę - zwartą grupę akcentującą odrębność od społeczności stolicy, zwaną „krzemieńczanami”21. Grupy te: niejawne (filomaci lwowscy), niezalegalizowane (grono Kicińskiego, Klub Piśmienniczy) bądź tajne, ale niekonspiracyjne (fi­ lomaci wileńscy) skupiały ludzi młodych - uczniów, studentów albo osoby tuż po ukończeniu studiów (grono Kicińskiego). Stanowili oni pierwsze pokolenie urodzone i wychowane w niewoli, mające poczu­ cie własnej pokoleniowej odrębności22. Wówczas po raz pierwszy w Polsce zaczęła kształtować się nowożytna formacja młodych, świa­ domych własnej pokoleniowej odrębności. Alina Witkowska, charakteryzując to pokolenie, zwróciła uwagę na wiele czynników łączących owych ludzi. Są to młodość, przyjaźń, pochodzenie społeczne, wychowanie, sytuacja materialna, wykształ­ cenie, orientacja polityczna23. Mało wyczerpująco natomiast został potraktowany inny element, niezwykle istotny w tym względzie — li­ teratura i jej więziotwórczy charakter. To właśnie literatura była jed­ nym z najistotniejszych czynników współtworzących specyficzną kul­ turę grup młodzieżowych. Temu zagadnieniu pragnę poświęcić nieco więcej uwagi. Członków poszczególnych grup łączył na ogół wysoki poziom wy­ kształcenia filologicznego, integrowała ich też wspólna tradycja lite­ racka (literatura antyczna, klasycyzm europejski - zwłaszcza francu­ ski, oświeceniowa twórczość krajowa: Trembecki, Karpiński). Jed­ nak przede wszystkim łączyły ich zainteresowania literackie, trakto­ wane niezwykle poważnie. To właśnie owe zainteresowania poszcze­ gólnych członków grup były podstawowym bodźcem do połączenia się we wspólnoty. Już samo określenie celów istnienia grup oraz prze­ śledzenie ich działalności pokazuje, że to właśnie literatura była jed­ nym z podstawowych czynników grupotwórczych - bodźcem do za­

21 Oprócz wymienionych grup w 1817 roku powstały jeszcze inne: w Warszawie - antyiksowskie Towarzystwo Przyjaciół Prawdy, Towarzystwo Wzajemnego Oświece­ nia, Panta Koina. W Kaliszu - Kawalerowie Narcyza, w Wilnie zaś Towarzystwo Szu­ brawców (jednak nie była to grupa młodzieżowa). W rok później (1818) w Humaniu powstała Za-Go-Gra (Zaleski, Goszczyński, Grabowski). 22 Por. A. Witkowska: Rówieśnicy Mickiewicza. Życiorys jednego pokolenia. War­ szawa 1962, s. 37 i n. 23 Ibidem. Od wspomnianych grup odcina się w tym względzie grono Kicińskie­ go, którego członkowie pochodzili z arystokracji lub zamożnej szlachty oraz niektórzy z zamożniejszych krzemieńczan (do zamożnych nie należał na przykład Korzeniowski). wiązania się towarzystw. Filomaci wileńscy w tzw. ustawach „pierw­ szych” cel swojego związku określili jako „ćwiczenia naukowe, mia­ nowicie sztuka pisania, udzielanie wzajemnej pomocy”, ich lwowscy rówieśnicy deklarowali, że istotą wspólnych spotkań jest „ukształce- nie się w zawodzie literatury ojczystej”. Grono Kicińskiego nie dys­ ponowało ustawami, ale ich działalność pokazała, w jakim celu się zorganizowali: wydawanie czasopism, dyskusje literackie, odczyty twórczości oryginalnej i tłumaczonej. Krzemieniecki Klub Piśmien­ niczy zorganizowany został, aby skupić w jednej grupie najbardziej obiecujących młodych poetów tamtejszej szkoły. Wszystkie grupy łą­ czy zdecydowane ukierunkowanie na literaturę narodową i szeroko rozumianą narodowość. Młodzi ludzie zauważają konieczność pielę­ gnowania literatury ojczystej. Zjawisko to szczególnie wyraźnie wi­ doczne jest w przypadku grup posiadających własne organy prasowe, umożliwiające praktyczną realizację tego założenia. W wydawanych (1818) w Warszawie „Ćwiczeniach Naukowych” redaktor Zaborowski konsekwentnie umieszcza na łamach pisma utwory autorów krajowych. Również Kiciński pilnuje, aby w jego pismach domi­ nowała twórczość krajowa. Także w „Pamiętniku Lwowskim” z czasem przewagę zyskuje twórczość autorów polskich, a filomaci lwowscy zgod­ nie z założeniem „ukształcają się w zawodzie literatury ojczystej”. Członkowie grup mają poczucie swej odrębności i wyjątkowości. Było to jednak coś innego niż kastowość twórców starszego pokole­ nia. Grupy te z czasem stanowić będą - jak się okazało - swoiste en­ klawy połączone wspólnym etosem, odcinające się od ogółu. Znako­ mitym przykładem w tym względzie jest działalność krzemieńczan z Klubu Piśmienniczego, którzy przenieśli swoją działalność do War­ szawy i nawiązali stosunki z warszawską społecznością. Franciszek Salezy Dmochowski wspomina, że „składali oni odrębną koterię i nie­ jaka oziębłość panowała między nimi a warszawianami”24. Również wileńscy filomaci świadomie separowali się od „ogółu” wileńskiej, w tym także akademickiej, społeczności (głównie zaś od tzw. złotej młodzieży)25. Filomaci tworzyli swoistego rodzaju wyspę przyjaciół, połączonych „skromnością, otwartością, szczerą chęcią pożytku, przy­ jacielską poufałością członków” i literaturą. Zewnętrznym znakiem

24 Zob. F.S. Dmochowski: Wspomnienia od 1806 do 1830 roku. Warszawa 1858, s. 120. 25 O tym swoistym izolacjonizmie i grupowości wspominają pamiętnikarze, między innymi: S. Morawski: Kilka lat młodości mojej w Wilnie (1818-1825). Warszawa 1959, s. 207; K. Kaczkowski: Wspomnienia z papierów po ś.p. Karolu Kaczkowskim sztab-lekarzu wojsk polskich (1808-1831). Ułożył T. Oksza-Orzechowski. T. 1. Lwów 1876, s. 59-60. tego odgrodzenia od ogółu miał być skromny czarny strój zakładany na posiedzenia. Ten swoisty indywidualizm grupowy z czasem prze­ kształcił się w indywidualizm osobowy - w już romantyczne poczucie odrębności niektórych członków grupy. Ważną rolę w budowaniu grupowych więzi odgrywały też wspól­ ne inicjatywy literackie - nie zawsze zresztą doprowadzane do koń­ ca. Krzemieńczanie podjęli się zbiorowego tłumaczenia Renégo Cha- teaubrianda, wydział I filomatów wziął na siebie tłumaczenie Teorii sztuki Sulzera, a wydział II - przekład Fizyki Biota. Na uwagę zasłu­ guje też grupowa działalność publicystyczna. Grono Kicińskiego wspólnie redagowało kolejne czasopisma: „Tygodnik Polski i Zagra­ niczny”, „Tygodnik Polski”, „Wandę”, „Orła Białego”, „Gazetę Codzien­ ną”. Krzemieńczanie wydawali „Ćwiczenia Naukowe” (od 1819 roku „Pamiętnik Naukowy”). Filomaci wileńscy planowali wydawanie wła­ snego pisma poetyckiego „Hebe”, z kolei filomaci lwowscy związani byli ściśle z „Pamiętnikiem Lwowskim”. Ważny w powstawaniu więzi był też grupowy system pracy: ko­ lektywne odczytywanie utworów, wzajemne ich recenzowanie, wspól­ ne dążenie do doskonałości literackiej. W obrębie grup pod wpływem wzajemnej twórczości zachodziły wówczas istotne przełomy ducho­ we poszczególnych ich członków. Jeżeli wierzyć Antoniemu Edwar­ dowi Odyńcowi, to w omawianym czasie jedna z elegii Zana miała istotny wpływ na ewolucję duchową Mickiewicza:

Adam [...] raz pierwszy zwrócił myśl i uwagę nie tylko już na szukanie prawdy w poezji ale i poezji w prawdzie, to jest w szczegółach rzeczywi­ stego dnia codziennego [...]. Elegię zaś pana Tomasza tak ciągle nosił przy sobie, że mu się aż zszargała w kieszeni. Następnie razem z Czeczotem, gorliwym zbieraczem i naśladowcą gminnych piosenek, zaczęli w nich szukać wskazówek uczuć, pojęć, zwyczajów i obyczajów rodzimych [...]. Takie były pierwsze początki kierunku romantycznego w Wilnie.26

Przytoczone wspomnienie uzmysławia istotny element grupowej koegzystencji: wzajemne pobudzanie się do aktywności emocjonalnej,

26 Zob. A.E. Odyniec: Wspomnienia z przeszłości opowiadane Deotymie. W arsza­ wa 1884, s. 107-108. Elegią tą było najprawdopodobniej Pożegnanie do O.E. - od przy­ jaciół. Za kilka lat olbrzymie wrażenie na filomatach i filaretach zrobią ballady Mic­ kiewicza. Odyniec wspomina: „Po sześćdziesięciu latach dziś jeszcze czuję i powiadam [...], że bicie serc słychać było: taka cisza i takie wrażenie zapanowało między obecnymi [...], każdy przeniewierzył się od razu uwielbianemu dotąd ideałowi poezji klasyczno- -francuskiej [...] jakiś świat nowy otworzył się nagle przede mną”. To „przeniewierzenie się” zaowocowało w efekcie zalewem, w większości miernej, twórczości balladowej. wzajemne oddziaływanie intelektualne, wspólne poszukiwania i in­ spiracje artystyczne. Stąd rzucająca się w oczy powtarzalność tema­ tów i motywów filomackich utworów, głównie ballad (Świteź, Bekiesz, Arion, Twardowski). Filomacka poezja była w pewnym stopniu twór­ czością zbiorową wynikającą ze wspólnych poszukiwań literackich27. Literatura kształtowała też świadomość grupową: poczet „starych” autorów z czasem zaczęli wypierać „nowi” — zwłaszcza Schiller. War­ to zwrócić uwagę na wzajemną przyjacielską pomoc w zdobywaniu nowych lektur, a także na wspólną wymianę refleksji o nowych auto­ rach. Korespondencja (zwłaszcza filomacka) wypełniona jest wzajem­ nymi prośbami nie tylko o pomoc w „zdobyciu” poszczególnych lek­ tur, ale także pełnymi entuzjazmu wrażeniami po ich przeczytaniu. Niekiedy, obawiając się o stan psychiczny proszącego o lekturę, przy­ jaciele przestrzegają go, a nawet odmawiają mu jej pożyczenia28. Cza­ sem to „zdobywanie” literatury wymaga sporego nakładu sił (także fizycznych). Tymon Zaborowski w poemacie Klub Piśmienniczy opi­ suje humorystyczne przejścia młodych poetów związane ze zdobyciem (kradzieżą) M alwiny Marii Wirtemberskiej. Członkowie grup razem przeżywają nową literaturę i własną twór­ czość poetycką czują się „jednością silni”, jednak z drugiej strony wza­ jemnie się ograniczają być może nawet nie mając świadomości tego. Trudno bowiem odrzucić przyjacielskie więzy i wybrać własną drogę ideową i literacką. Grupa rówieśnicza mogła hamować indywidualizm twórczy poszczególnych jej członków. Nie każdy posiadał siłę i talent Mickiewicza, żeby w odpowiedniej chwili oderwać się od grupy i „pły­ nąć dalej”29. Mickiewiczowi w pewnym momencie zaczyna być ciasno w ideowym kręgu filomatów30. W wykrystalizowaniu się i dojrzewa­ niu własnego „ja” twórczego pomogły mu niesprzyjające pozornie oko­ liczności zewnętrzne (konieczność wyjazdu do Kowna, osamotnienie, oddzielenie od przyjaciół).

27 Warto zwrócić uwagę na wzajemne zapożyczenia; Mickiewicz włączył do D udarza fragmenty trioletu Zana. 28 Por. Archiwum filomatów. Cz. 1: Korespodencje (1815-1823). T. 3. Wyd. J. Czu­ bek. Kraków 1913, s. 149, 335; ibidem. T. 2, s. 321; A. Mickiewicz: Dzieła. Red. L. Płosze ws ki. T. 14. Warszawa 1948 [Wydanie Narodowe], s. 192 (list Franciszka Malewskiego odnośnie do powieści Cierpienia młodego Wertera). 29 Wydaje się, że przykładem negatywnego w efekcie oddziaływania grupy na jed­ nostkę są losy Tymona Zaborowskiego. Por. M. P i w i ń s k a: Cóż po pisaniu, jeżeli można umrzeć z miłości. W: Zapomniane wielkości romantyzmu. Red. Z. Trojano- wicz i Z. Przychodniak. Poznań 1995. :l° Konflikt Mickiewicza z filomatami jest kwestią sporną i ma za sobą bogatą tradycję badawczązob. między innymi: J. Tr e t i a k: M łodość M ickiewicza. Petersburg 1898 oraz W. Kubacki: Żeglarz i Pielgrzym . W arszawa 1954. Wymienione grupy skupiały ludzi nie zawsze obdarzonych talen­ tem, jednak posiadających ambicje literackie, jak również niejedno­ krotnie także własny dorobek poetycki. Niektórzy zasmakowali już nawet owoców poetyckiej sławy. Krzemieńczanie: Zaborowski, Sien­ kiewicz, Korzeniowski uchodzili za lokalnych geniuszy poetyckich (po­ dejmowały ich elity krzemienieckie, uwielbiały lokalne piękności)31. Sienkiewicz w 1817 roku był uznanym w Krzemieńcu autorem dum, ód, epigramatów, a także tłumaczem (fragment Ifigenii Racine’a w 1816 roku zamieścił „Pamiętnik Warszawski”). Osiemnastoletni Zaborow­ ski cieszył się nie tylko sławą lokalnego poety — w 1817 roku debiuto­ wał na scenie Teatru Narodowego przekładem Tankreda W oltera. Korzeniowski miał za sobą klasycyzujący debiut w „Tygodniku Wileń­ skim” (Oda na rok 1815). Lokalną sławą cieszył się także Tomasz Zan, drukujący drobne liryki w „Dzienniku Wileńskim”. Jego triolety (pi­ sane od 1816 roku) i wiersze miłosne okoliczne panny chętnie umiesz­ czały w sztambuchach32. Także Bruno Kiciński miał na swym koncie debiut prasowy (fragmenty Przemian Owidiusza, drobne liryki).

IV

Wspomniane grupy nie skupiały od początku w swych szeregach zdeklarowanych nowatorów literackich, nawet Mickiewicz w oma­ wianym roku nowatorem jeszcze nie był:i:). Stworzyły jednak od razu odpowiedni grunt dla napierającego z zachodu Europy ruchu roman­ tycznego. Należy na nie patrzeć jako na podmioty zbiorowe przemian literackich. Rzadko który z członków owych grup dysponował więk­ szym talentem literackim, ale z ich zbiorowej pracy intelektualnej i artystycznej powstała odpowiednia gleba, ułatwiająca jednostkom wybitnym jak Mickiewicz dokonanie przemiany w literaturze polskiej. W twórczości członków tych grup widać wyraźne już oznaki fermen­ tu ideologicznego i literackiego. Sygnały pewnego rodzaju niepokoju intelektualnego, same w sobie jeszcze niewiele znaczące, w efekcie jednak wskażą kierunek zmian.

31 Por. M. D a n i 1 e w i c z o w a: Życie literackie Krzemieńca w latach 1813-1816. „Rocznik Wołyński” 1931, T. 2, s. 129-148. 32 W 1816 roku powstała krotochwila Zana Gryczane pierożki, w 1817 roku zaś Zgon tabakiery. 33 W 1817 roku Mickiewicz znajduje się pod wyraźnym wpływem Woltera. Pisze wówczas: Mieszka, księcia Nowogródka, Panią Anielę, tłumaczy Dziewicą Orleańską. Niewątpliwym sygnałem tego typu było ukształtowanie się (mię­ dzy 1817 a 1818 rokiem) w środowisku filomackim nowej odmiany dumy ludowej, która stała się poprzedniczką ballady romantycznej3*. Filomaci swoje pierwsze „ballady” (w istocie dumy ludowe lub dumy historyczne pisane pod wpływem Niemcewicza) zaczęli pisać około 1818 roku. Autorami tego typu utworów byli Zan i Czeczot35. Mickie­ wicz zaczął pisać ballady od 1819 roku i szybko zdystansował przyja­ ciół. Zan, a zwłaszcza Czeczot pojmowali ludowość jeszcze bardzo et­ nograficznie - oświeceniowo: dla nich najważniejszy był ludowy au­ tentyzm. Mickiewicz zaś widział w ludowej twórczości nowe tworzy­ wo literackie, wymagające jednak przetworzenia i selekcji artystycz­ nej. Ballady swoje poświęcił sprawom egzystencjalnym: kwestii po­ znania świata i człowieka, tematyce życia i śmierci, miłości, samot­ ności, cierpienia, zdrady, buntu, winy i kary. Filomaci, nie do końca rozumiejąc postępowanie Mickiewicza, mieli mu za złe odstępstwa od podań ludowych36. Jednak to właśnie oni wprowadzili do tego typu utworów elementy ludowości, regionalizmu, narodowości. Jedyną balladą filomacką, korzystnie wyróżniającą się na tle in­ nych, jest Cyganka Zana, uwolniona od etnografizmu, pozbawiona naiwnej dydaktyki i makabrycznej fantastyki. Filomackie dumy (na­ zywane przez badaczy literatury balladami) są zazwyczaj rozwlekłe, pozbawione węzła dramatycznego (główne grzechy utworów Czeczo­ ta) lub przesycone dydaktyką. Warto przypomnieć, że Zan był pierw­ szym twórcą, który wprowadził do dumy tonację humorystyczną (Po­ wieść o Leraku). Jest to istotny fakt, gdyż potem Mickiewicz wyko­ rzysta balladę humorystyczną jako jeszcze jeden z romantycznych spo­ sobów wypowiedzenia tego, co w świecie i w człowieku irracjonalne i niepoznawalne. Ważnym sygnałem fermentu ideologicznego stały się nowe inspi­ racje zachodnie (Goethe, Byron, a zwłaszcza Schiller). Jednak tylko Mickiewicz wyciągnął z przeczytanych lektur i estetyczne, i praktycz-

34 Por. Cz. Zgorzelski: Duma poprzedniczka ballady. Toruń 1949, s. 49. 35 Z a n pisał „ballady” (właściwie, wyjąwszy Cyganką, są to dumy) od końca 1817 lub początku 1818 roku. Wówczas powstał B ekiesz włączony do Tabakiery - czytanej na zebraniach filomackich w 1817-1818 roku. Zan jest autorem: Neryny, Powieści o Leraku, Cyganki, Ariona. Neris, Switezi. Czeczot pisał ballady od 1819 roku. Wtedy powstały: Arion, Bekiesz, Świteź, później zaś: Szczupak koldyczewski, Zamek nowogródzki, R a d zi­ wiłł, czyli założenie Wilna. 36 Czeczot w swojej Sw itezi wdał się w polemikę z Mickiewiczem, zarzucając mu odstępstwo od ludowej wersji opowieści o Switezi: „Boś ty Adamie pobredził, I mówił - co ci się śniło”. ne wnioski. Inni, mimo niewątpliwego oczytania we współczesnej lite­ raturze europejskiej, nie zrobili decydującego kroku ku romantyzmowi. Kolejnym sygnałem zamieszania ideologicznego jest narastające zainteresowanie postacią twórcy - jego indywidualnością i duchową odrębnością. Utwory tego typu zamieszczały periodyki Kicińskiego. Autorem jednego z nich (Chwała poety, 1821) jest krzemieńczanin Jó­ zef Korzeniowski. Tendencję do podkreślania roli poety dostrzec moż­ na już w rozprawie Wężyka O poezji w ogólności („Pamiętnik War­ szawski” 1815), która przedstawia poetę jako natchnionego geniusza. Również ówczesna krytyka idzie tym torem. Irena Kitowiczowa pi­ sze, że po 1815 roku

autor, przede wszystkim zaś autor-poeta, został wyniesiony ponad kry­ tyka [...]. Zmiana ta była następstwem przemian, jakie zaczęły przeni­ kać z Zachodu Europy, przemian w pojmowaniu istoty poezji oraz tych czynników, które niejako „tworzą” poetę i pisarza.37

Warto zwrócić szczególną uwagę na jeszcze jeden przejaw fermentu literackiego - na gatunki literackie najchętniej uprawiane przez mło­ dych twórców związanych z gronem Kicińskiego i z jego czasopisma­ mi. Franciszek Morawski w ośmieszającej młodych poetów satyrze Nowy Parnas zarzuca im zwłaszcza rezygnację z wysokich ambicji li­ terackich i uprawianie „niskich” gatunków. Rzeczywiście, młodzi twórcy z grona Kicińskiego preferowali przede wszystkim gatunki uznawane przez klasyków za „niskie”: epigramat (ucinek), bajkę, akro- stych, anakreontyk, triolet, dumę, dumanie, parodię, satyrę, fraszkę, poemat komiczny38. „Klasycy warszawscy” widzieli w tym wyłącznie przejaw chęci łatwego zdobycia przez młodych rozgłosu literackiego. Może jednak należałoby uważniej przyjrzeć się temu faktowi? Być może było to pewnego rodzaju zamanifestowanie ambiwalentnego stosunku do estetyki klasycystycznej? Celowe przeciwstawienie się preferowanym przez klasyków gatunkom wysokim i ich patetyczne­ mu tonowi? Z tego względu może również w tym fakcie należałoby upatrywać znamion fermentu literackiego.

37 Zob. I. Kitowiczowa: Zadania krytyki..., s. 155. :w W. Pusz („Nowy Parnas” przedromantycznej Warszawy. Wroclaw 1979, s. 154- 155) obliczył, że przeważającą ilość utworów poetyckich publikowanych w czasopi­ smach Kicińskiego stanowią: bajki (około 14%) i epigram aty (także około 14%). Wspo­ mniane gatunki stanowiły 26,5% publikacji opatrzonych określnikiem gatunkowym. Mimo że rok 1817 nie jest szczególnie ważną datą w dziejach lite­ ratury, to jednak nie można pominąć faktu, że właśnie ów rok stanowi datę początkową takiej fazy w procesie literackim, w której zaczyna się dokonywać - na razie tylko na płaszczyźnie życia literackiego - na skalę wieloprądową przemiana w literaturze polskiej (ma to zwią­ zek z pojawieniem się form grupowej aktywności młodzieży, która nie­ bawem odegra rolę nowatorską). Wówczas rozwijają się: odnowiony przez Kazimierza Brodzińskiego sentymentalizm (idyllizm narodowy)39, neoklasycyzm (zapoczątkowany przez Adama Mickiewicza), protore- alizm, którego pierwociny można dostrzec w powieściach obyczajowych Elżbiety Jaraczewskiej (Wieczór adwentowy, 1828; Zofia i Emilia, 1827) i Fryderyka Skarbka (Pan starosta, wyd. 1826), a w szczególności kształ­ tuje się i dojrzewa prąd romantyczny 1817-1828. Lata 1817-1828 są chronologiczną strefą oświeceniowo-romantycznych przemian literac­ kich. Pierwsza data oznacza stworzenie warunków środowiskowych i socjologicznych dla walk programowych. Druga zaś to granica koń­ cowa wczesnego romantyzmu. W roku 1817 w Wilnie zainicjowało swą działalność Towarzystwo Filomatów, związek młodzieży, w którym najpierw dokonał się zwrot literatury polskiej ku neoklasycyzmowi i romantyzmowi. Z kolei data końcowa, czyli rok 1828, to czas publi­ kacji Zamku kaniowskiego Seweryna Goszczyńskiego - ostatniego waż­ nego utworu przedlistopadowego o cechach wczesnoromantycznych. Rok 1828 stanowi również cezurę w zakresie samoświadomości pol­ skich romantyków, którzy po polemicznych wystąpieniach Brodziń­ skiego, po kampanii wokół Sonetów krymskich stworzyli swą orygi­ nalną teorię estetyczną (Mochnacki, Grabowski). Z kolei polski ro­ mantyzm wraz z Konradem Wallenrodem nadawał tyrtejski sens lu­ dowości i nabrał aktywistyczno-niepodległościowego charakteru40.

:i9 W 1818 roku w „Pamiętniku Warszawskim” ogłosił Brodziński rozprawę 0 klasyczności i romantyczności tudzież o duchu poezji polskiej. Sentymentalizm zapro­ ponowany przez Brodzińskiego skierował baczniejszą uwagę na problemy narodowości 1 ludowości. Brodziński powiązał ideę narodu z idealizmem, z preferencją dla stylu naturalnego, prostego, operującego łagodnymi środkami ekspresji. Naczelnym postu­ latem wysuniętym przez Brodzińskiego był narodowy charakter poezji, która z kolei powinna odzwierciedlać narodowy charakter Polaków: łagodny i spokojny. 40Piszę o tym w artykule: Wczesnoromantyczna transpozycja świata nadnaturalne­ go w „Balladach i romansach”Mickiewicza. „Ruch Literacki” 2002, nr 4-5, s. 353 (przy­ pis). Por. też: B. D o p a r t: N a sz wiek X IX i „ izm y”. W: Na początku wieku. Rozważania o tradycji. Red. Z. Troj a no wieżowa i K. Try b u ś. Poznań 2002. W omawianym okresie koegzystują więc następujące prądy lite­ rackie: romantyzm, klasycyzm postanisławowski, zaczątkowy realizm i sentymentalizm oraz neoklasycyzm, w obrębie którego mieści się idyllizm narodowy oraz cały krąg zjawisk preromantycznych (osja- nizm, sternizm, youngizm, gotycyzm). Twórczość filomatów wileń­ skich, lwowskich, krzemieńczan, a także literatów z grona Kicińskie­ go, była zdecydowanie eklektyczna. Mieszały się w niej w różnym stop­ niu rozmaite tradycje artystyczne i prądy literackie. Przed rokiem 1817 i po tym roku to czas, kiedy młodzi adepci literatury włączają się w oficjalny nurt życia literackiego i kultural­ nego. Warto zwrócić uwagę, pod jakimi hasłami wstępują oni na pole literatury? Jaką tożsamość estetyczną posiadają w momencie, kiedy zwracają na siebie ogólną uwagę? Jest rzeczą charakterystyczną że większość młodych twórców, sku­ pionych w wymienionych grupach, debiutuje pod znakiem klasycy­ zmu bądź sentymentalizmu. W 1818 roku klasycystycznie stylizowa­ n ą Zimą miejską debiutuje Mickiewicz („Tygodnik Wileński”). Zasadni­ czy rozgłos zyska on jednak dopiero jako romantyk, twórca tomów wi­ leńskich. Mickiewicz jest jednak twórcą nie tylko polskiego roman­ tyzmu, ale również neoklasycyzmu. Około roku 1817 dokonuje się bo­ wiem także przejście od klasycyzmu postanisławowskiego do neokla­ sycyzmu. Neoklasycyzm, podobnie jak romantyzm, uformował się na gruncie wileńskim (przygotowanym przez teoretyków klasycyzmu po­ stanisławowskiego Euzebiusza Słowackiego i Leona Borowskiego). Prąd ów scalał niektóre nieklasyczne tendencje, zaczynające pojawiać się od drugiej połowy XVIII wieku. Nie burzyły one samej doktryny klasycznej, jednak w wyniku przeniknięcia i asymilacji elementów nie- klasycznych klasycyzm musiał zmienić swoje oblicze. Był więc neokla­ sycyzm wyrazem przemiany światopoglądowej — pomostem między estetyką zachowawczego klasycyzmu, a zwiastunami romantyzmu. Drogę do neoklasycyzmu otwiera w 1818 roku wiersz Mickiewicza Już się z pogodnych niebios... Estetyka prądu dojrzewa pod znakiem Schillera. Pierwotną wersję neoklasycyzmu polskiego, obok wspom­ nianego utworu, tworzą: Hymn na dzień zwiastowania N.M.P, Że­ glarz, a zwłaszcza Grażyna. W 1817 roku w nurt oficjalnego życia włącza się pod sztandarami klasycyzmu Tymon Zaborowski (wystawiając w Teatrze Narodowym swój przekład Wolterowskiego Tankreda). Dalsza twórczość Zaborow­ skiego pokazuje pewną ewolucję właśnie w stronę neoklasycyzmu. Niektórzy badacze literatury doszukują się w utworach Zaborowskiego elementów romantycznych41. Wydaje się jednak, że twórczość Zabo­ rowskiego należy przede wszystkim postrzegać poprzez neoklasycyzm - asymilujący elementy klasycystyczne (głównie forma utworów) i nieklasycystyczne (na przykład rozumienie pojęcia „narodowość” i wątek miłości kazirodczej w Zdobyciu Kijowa). Elementów neokla- sycystycznych można doszukać się w Dumach podolskich oraz w tra ­ gedii Bolesław Chrobry. Pod znakiem klasycyzmu wchodzi do oficjalnej literatury także inny krzemieńczanin - Józef Korzeniowski, który w z 1816 roku debiu­ tuje klasycystyczną Odą na rok 1815 („Tygodnik Wileński”). Klasy­ cyzm pozostanie dominantą estetyczną i kompozycyjną wczesnych jego utworów mimo pojawiających się wpływów sentymentalnych (duma Ernestyna, dram at Mnich). Pod sztandarem klasycyzmu debiutuje także młody Bruno Kiciń­ ski: w 1815 roku w „Pamiętniku Warszawskim” ogłasza przekład Prze­ mian Owidiusza, w tymże roku w „Dzienniku Wileńskim” drukuje kla- sycyzujące liryki. Z czasem także do jego oryginalnej twórczości prze­ nikną elementy sentymentalne (duma Ludmiła w Ojcowie z 1819 roku). Również najbardziej znany z grona filomatów wileńskich - Zan włączył się w nurt oficjalnego życia literackiego pod patronatem klasy­ cyzmu (w „Dzienniku Wileńskim” w 1817 roku ogłosił drobne utwory napisane w tym duchu). Z czasem w twórczości Zana przewagę zyska­ ją wpływy sentymentalne (dumy, sternizm) oraz pojawią się elemen­ ty już wczesnoromantyczne (Cyganka powstała w 1819 roku). Świa­ domość wileńskich filomatów rwała się ku nowym horyzontom, ale nie była jeszcze w pełni wykrystalizowana. Na ich praktykę twórczą więcej wpływały nie tyle przesłanki teoretyczne, ile inspiracje wprost płynące z literatury, a nawet utarte wzory i konwencje gatunkowe. Pod znakiem sentymentalizmu debiutują filomaci lwowscy (prze­ ważnie na łamach „Pamiętnika Lwowskiego”). Twórczość ich zamyka się w ciasnym kręgu konwencjonalnych sielanek, elegii oraz prero- mantycznych dum i dumań. Warto w tym miejscu wspomnieć o swo­ istej atmosferze ówczesnego Lwowa, gdzie przenikała się „prero- mantycznie pogłębiona wrażliwość sentymentalna z estetycznymi po­ stulatami neoklasycyzmu”42. Jak byli postrzegani i odbierani młodzi twórcy wchodzący w ofi­ cjalne życie literackie?

41 Por. J. Tretiak: Józef Bohdan Zaleski przed upadkiem powstania listopado­ wego. T. 1. Warszawa 1919, s. 52-53. 42 Zob. B. D o p a r t: Nasz wiek XIX i „izmy"..., s. 127-128. Nie wszystkim członkom wymienionych grup ówczesna rodząca się krytyka literacka poświęcała uwagę. Jeśli pominiemy (powszech­ nie znane) komentarze dotyczące wileńskich tomów Mickiewicza, okaże się, że chyba jedynie twórczość Zaborowskiego była komento­ wana przez współczesnych mu recenzentów. Uwagę krytyków spod znaku „X” przykuł już sceniczny debiut 18-letniego Zaborowskiego (przekład Tankreda Woltera). Anonimowy recenzent zarzucił wpraw­ dzie przekładowi „niepotrzebny pośpiech”, ale nie odmówił mu „du­ szy i talentu”*3. Twórczość Zaborowskiego musiała być ówcześnie dość dobrze znana i ceniona przez współczesnych. Kazimierz Władysław Wójcicki wspomina, że około 1820 zetknął się z poezją Zaborowskie­ go na lekcjach języka polskiego prowadzonych przez ks. Szalewskie- go. Współcześni odczuwali pewne nowatorstwo utworów Zaborow­ skiego, które zdawały się „zapowiadać nową erę literatury”44. Na krót­ ko przed śmiercią Zaborowskiego jego krajan Stanisław Starzyński pisał: „Mickiewicz i Zaborowski, Parnasu polskiego orlęta” (Paciorek). Kolejnym krzemieńczaninem, którego talent dostrzegano, był Karol Sienkiewicz. Uwagę wzbudziła nie tyle jego twórczość orygi­ nalna, ile przekład Pani jeziora Woltera Scotta (powst. 1821, wyd. 1822). Jego „wiersz silny, pełen nowych, śmiałych wrażeń, wielkie uczy­ nił wrażenie na całej czytającej publiczności warszawskiej”45. Jeżeli chodzi o grupę Kicińskiego, dość szeroko komentowana była jej działalność publicystyczna. Jednak przedstawicielom starszego pokolenia literatów (Koźmian, Osiński)

nie podobał się najazd na Parnas wykonywany przez młodych wierszopi­ sów, z których jeden za drugim drukował w „Tygodniku” utwory muzy swojej.46

Traktowali oni młodych adeptów literatury z dozą szyderstwa. Po­ wstała wówczas zjadliwa satyra Nowy Parnas uderzała w poetów współpracujących z „Tygodnikiem” Kicińskiego. Satyra zaczyna się od pełnych ironii i kpiny słów skierowanych do młodych „wierszopisów”:

Cóż to, czy mało cudów widzieliśmy jeszcze? Całaż to młódź sarmacka zamieni się w wieszcze!

43 Zob. Recenzje teatralne Towarzystwa Iksów (1815-1819). Oprać. J. Lipiński. Warszawa 1956, s. 277 i n. 44 Zob. K.W. Wójcicki: Pamiętniki dziecka Warszawy. Kraków 1909, s. 45. 45Zob. F.S. Dmochowski: Wspomnienia..., s. 162. 46 Ibidem, s. 154. Młodzi polska [...], Ty zrodzisz nowy dowcip, nową polską mowę, Nowy gust, nowe rymy, nawet głoski nowe, I by całkiem odmienić ten wiek dziewiętnasty, Już się nie w laury stroisz, ale w bujne chwasty.47

Jeżeli chodzi o twórczość literacką samego Kicińskiego, to oce­ niano ją na ogół pochlebnie: „Bruno Kiciński dobrym był tłumaczem i gładkim wierszopisem [...] prozę pisał gładko i czysto”48. Jak się wy­ daje, współcześni nie odmawiali talentu Brykczyńskiemu, który - jak przypuszczano - „byłby wykształcił się na znakomitego pisarza wier­ szem i prozą, gdyby go wczesna śmierć nie wydarła”49. Jak potoczyły się dalsze kariery wspomnianych grup literackich? Które z nich zyskały ponadśrodowiskowy rozgłos? O karierze można mówić przede wszystkim w przypadku grupy krzemieńczan, przebywających od końca 1816 roku. w Warszawie. Ambitni młodzi wychowankowie szkoły krzemienieckiej próbowali swoich sił jako literaci i wydawcy, zakładając „Ćwiczenia Naukowe” (od 1819 „Pamiętnik Naukowy”). Pisma te, mimo że mało znane w sa­ mej Warszawie, były popularne i cenione w innych regionach byłej Rzeczypospolitej; w Wilnie (czytali je filomaci), we Lwowie (znali je filomaci lwowscy), w Humaniu (czytali je Zaleski, Goszczyński, Gra­ bowski), a przede wszystkim w Krzemieńcu. Rozgłos zdobyli też filomaci wileńscy, działający jako grupa do 1823 roku. Po wystąpieniu Mickiewicza (w 1822 roku) zupełnie stracił swe poetyckie znaczenie Zan (którego twórczość zastygła w sentymental­ nych schematach, w kręgu zjawisk preromantycznych). Paradoksal­ nie: największy rozgłos przyniosła filomatom nie twórczość literac­ ka, lecz niezłomna postawa podczas śledztwa prowadzonego przez Nowosilcowa. Pewnego rodzaju rozgłos (ale wyłącznie jako publicyści, nie lite­ raci) zdobyli członkowie grona Kicińskiego, redagujący i wydający warszawskie periodyki i dzienniki, między innymi „Tygodnik Polski”, „Tygodnik Polski i Zagraniczny”, „Wandę”, „Pamiętnik Zagraniczny”, „Gazetę Codzienną Narodową i Obcą”, „Orła Białego”. Zdecydowanie najmniej znani jako grupa (a także jako twórcy in­ dywidualni) byli filomaci lwowscy. Po rozpadzie w 1819 roku ich To­ warzystwa większość rozjechała się po kraju lub wyjechała za grani­

47 Cyt. za: ibidem, s. 155. 48 Ibidem, s. 174. 49 Ibidem, s. 164. cę. Niektórzy na stałe osiedli w rodzinnych majątkach, od czasu do czasu pisując do lokalnych gazet. Wyjątkiem - najwybitniejszy kry­ tyk miasta nad Pełtwią Walenty Chłędowski, autor licznych artyku­ łów krytycznoliterackich i filozoficznych. Pewien rozgłos zdobył też Stanisław Jaszowski - jako twórca przystępnych utworów sentymen­ talnych. Generalnie, patrząc z dzisiejszej perspektywy, twórców skupio­ nych w wymienionych grupach można podzielić na trzy kategorie. Do pierwszej zaliczymy tych, którzy pozostali jedynie anonimowymi au­ torami odosobnionych publikacji. Będą tu należeli filomaci lwowscy, a także niektórzy autorzy z grona Kicińskiego (jako literaci nie zy­ skali oni większego oddźwięku). Do drugiej kategorii zaliczymy tych, którzy zyskali pewien ponadśrodowiskowy oddźwięk. Wśród nich bę­ dzie grupa krzemieńczan, a szczególnie Zaborowski i Korzeniowski, filomaci wileńscy (Zan, Czeczot). Do trzeciej kategorii zaliczymy tych, którzy współcześnie są postrzegani jako uczestnicy i sprawcy zmian w literaturze. Wielkim nowatorem będzie jedynie Mickiewicz. Magdalena Bąk

Warsztat Mickiewicza tłumacza

Przed wyzwaniem, jakie stanowi tłumaczenie tekstu literackie­ go, stanął Mickiewicz bardzo wcześnie - jeszcze jako uczeń nowogródz­ kiej szkoły. W późniejszym okresie, podczas studiów uniwersyteckich, z upodobaniem oddawał się działalności przekładowej nie dlatego, że wynikało to z programu nauczania, ale z powodu przekonania o po­ żytku wynikającym z takiej pracy. Tłumacz musi być świadomy faktu, że każdy tekst w swym „rodzimym” języku wpisany jest w skompliko­ waną sieć zależności leksykalnych, frazeologicznych, kulturowych, dzięki czemu wywoływać może liczne skojarzenia. Przekład jest wyr­ waniem tekstu z jego naturalnego środowiska i umieszczeniem w in­ nym, którym rządzą inne zasady słowotwórcze, reguły gramatyczne, osadzone w innej kulturze i odwołujące się do innej tradycji literac­ kiej. W tej sytuacji odtworzenie bogactwa znaczeń przywoływanych przez oryginał w języku przekładu jest niemożliwe. Sama jednak pró­ ba osiągnięcia tego celu dostarcza wiedzy językowej, jakiej nie można zdobyć w trakcie lektury czy dzięki własnej aktywności pisarskiej. Poruszanie się pomiędzy tekstami i językami uczy dyscypliny, precy­ zji wyrażania, daje odwagę eksperymentowania i zmuszania słowa do ujawnienia jak największej liczby możliwych znaczeń. Autor B al­ lad i romansów traktował działalność przekładową jako swoistą pró­ bę generalną. Niejednokrotnie tematy, które sam zamierzał podjąć, ćwiczył najpierw, tłumacząc adekwatne dzieła obcych autorów1. Ja­ kiego rodzaju wiedzę zdobywał w ten sposób młody poeta? Odpowie­

1 Z. Szmydtowa: Mickiewicz jako tłumacz z literatur zachodnio-europejskich. Warszawa 1955, s. 121. dzi na to pytanie chciałabym udzielić na podstawie krótkiej analizy kilku tekstów, których tłumaczeniem zajmował się Mickiewicz w okre­ sie wileńsko-kowieńskim i w okresie rosyjskim. Jednym z najciekawszych nieoryginalnych tekstów poety jest bez wątpienia Światło i ciepło, wiersz będący polską wersją Licht und Wärm Friedricha Schillera. Na początku zapytać należy o to, czy Mickie­ wicz rzeczywiście dokonać chciał przekładu czy też parafrazy wspom­ nianego utworu. Wprawdzie opatrzył go adnotacją: „z Szylera”, co mo­ głoby sugerować jedynie „naśladowanie z Schillera”. Takiego dopre­ cyzowania jednak brak, a praktyka wydawnicza dopuszcza w tym miej­ scu inne uzupełnienie: „tłumaczenie z Schillera”. Sam Mickiewicz w liście do Józefa Jeżowskiego, któremu wysłał polski tekst Światła i ciepła, konsekwentnie nazywa swą pracę tłumaczeniem, pisze:

Dziś rano, leżąc w łóżku, tłumaczyłem Szylera wierszyk i tu dołą­ czam. [...] Napisz do mnie, czyś zrozumiał myśl piękną autora w tym tłumaczeniu. Już bym i tak wiele wygrał; bo też Szylera tłumaczenie jest niezmiernie trudne.2

Jednoznaczne rozstrzygnięcie, czy mamy tu do czynienia z tłuma­ czeniem tekstu Schillera, czy też jego parafrazą ma największe zna­ czenie przy próbie oceny wyników pracy Mickiewicza. Wartościowa­ nie nie jest jednak tym, na czym chciałabym się skupić. Zamierzam jedynie poddać oba teksty lekturze, która będzie odsyłać je do siebie wzajemnie, a takie postępowanie jest uprawnione niezależnie od tego, czy pracę Mickiewicza nazwiemy parafrazą czy przekładem3. Już tłumaczenie tytułu może budzić wątpliwości. Mickiewicz po­ służył się spójnikiem „i” - choć niemieckie „und” mógł przetłumaczyć także jako polskie „a”, które w tym wypadku bliższe byłoby chyba tekstowi oryginalnemu. Wybór spójnika o funkcji łącznej zamiast prze­ ciwstawnej jest tekstowym śladem przekonania Mickiewicza o ści­ słym związku między wspomnianymi pojęciami. Jest to swoista rela­ cja współzależności, podkreślona dodatkowo przez wprowadzony do pierwszej strofy symbol ognia (nieobecny w oryginale)4. Bohater Mic­

2 A. M ic k ie w i c z: Dzieła. T. 14: Listy. Część pierwsza: 1815-1829. Oprać. M.Der- nałowicz, E. Jaworska, M. Zielińska. Warszawa 1998 [Wydanie Rocznicowe], s. 129-130. :l Różnica polegałaby tu zapewne na tym, że w przypadku parafrazy postępowanie takie jest nieodzowne, w przypadku przekładu zaś dopuszczalne. 4 Na łączenie semantyki ognia i światła jako typową cechę poezji Mickiewicza zwraca uwagę K. Górski: Semantyka ognia. W: Idem: M ickiew icz. A rtyzm i język. Warszawa 1977, s. 436-463. kiewicza już w pierwszej zwrotce ukazany jest jako „ogniem niebie­ skim karmiony”, pozostaje więc pod wpływem zarówno światła, jak i ciepła. Jest to zgodne z obrazowaniem Mickiewicza z tego okresu (w tej funkcji występują symbole ognia i słońca; warto też wspomnieć o wierszu Toasty, gdzie pojawia się myśl o nieodłącznym związku świa­ tła i ciepła). Nie jest to jednak przekonanie, które mógł Mickiewicz wyczytać z wiersza Schillera, u niego bowiem te dwa pojęcia są wy­ raźnie od siebie oddzielone. W pierwszej strofie jego bohater pozo­ staje jedynie pod wpływem wewnętrznego ciepła („Und weiht, von eldem Eifer warm”5), które rozumieć możemy jako gorliwość, rado­ sne oczekiwanie, wreszcie miłość (choć ta ostatnia interpretacja jest już odczytaniem niejako ex post - w kontekście całego wiersza). Świa­ tło pojawia się bezpośrednio dopiero w strofie trzeciej6. Bohatera wiersza poznajemy w momencie inicjacji, narodzin, czy­ li wejścia w świat. W utworze Schillera jest on jednak ciągle bohate­ rem oczekującym, który jedynie „wierzy”, że świat odpowie na jego ciepło i entuzjazm tym samym. Ta wiara może zostać zweryfikowana. Inaczej bohater Mickiewicza - on już sformułował swój sąd o świecie: „A co mu tylko wnętrzne marzą duchy, / To się i zewnątrz wydaje”7 (podkr. - M.B.). Spieszy więc ku temu światu, a dwa ostatnie wersy pierwszej strofy — dzięki anaforycznemu „Pędzi” nieobecnemu w ory­ ginale - dodają temu działaniu dynamiki. Schiller pokazuje bohatera w świecie, konfrontację jego oczeki­ wań z rzeczywistością dopiero w strofie drugiej. Mickiewicz od pierw­ szego wersu przepowiadał rozczarowanie światem - tak, jakby już się ono wydarzyło. U Schillera człowiek wstępuje po prostu w świat („Der beßre Mensch tritt in die Welt”), co brzmi neutralnie. W tek­ ście Mickiewicza młodzieniec wstępuje „między świeckie zgraje”. Poja­ wiający się tutaj rzeczownik „zgraja” ma negatywne zabarwienie, w od­ niesieniu do świata ludzi może brzmieć pogardliwie. W tej sytuacji nie dziwi fakt, że Mickiewicz określa swojego bohatera epitetem „dziel­ ny” — podkreślając trudność jego misji8.

5 F. Schiller: Licht und Wärme. In: Idem: Gesammelte Werke. Bd. 1: Gedichte. Hrsg. und eingeleitet von A. A b u s c h. Berlin 1955. Wszystkie cytaty z wiersza pocho­ dzą z tego wydania. 6 W strofie drugiej jest natomiast ewokowane przez sytuację rozpoznania (spo­ strzegania), w której znajduje się bohater. 7 A. M icki e wic z: Dzieła. T. 1: Wiersze. Oprać. Cz. Zgorzelski. Warszawa 1993, s. 462. Wszystkie cytaty z poezji Mickiewicza pochodzą z tego wydania. Numery stron podaję w nawiasach. 8 Dzielny definiowany jest bowiem w pierwszej kolejności jako odważny, bohater­ ski, mężny, odznaczający się dużą odpornością w zwalczaniu przeciwności. Przekład drugiej strofy budzi zastrzeżenia filologa głównie ze względu na dodane przez Mickiewicza słówko: „niestety”9. Przede wszystkim należy ustalić, do czego się ono odnosi. Sądzę, że nie doty­ czy ono młodzieńca ani jego postawy, a jedynie świata, który okazał się tak niedoskonały. Wykrzyknienie to jest kontynuacją zmian prze­ prowadzonych w strofie pierwszej, podkreśla negatywną ocenę świa­ ta, który zresztą wydaje się znacznie gorszy niż w utworze Schillera. Tam był jedynie mały i ciasny („so klein, so eng!”), Mickiewicz zaś pisze: „Wszystko - nic lub drobność licha”. Prawda o świecie, która w ostatniej strofie utożsamiona zostanie ze światłem, zabiła wewnętrz­ ne ciepło, żarliwość, entuzjazm młodego człowieka. Zamiast wyzwo­ lenia przyniosła konieczność zamknięcia się na całą zewnętrzność, która nie dorównała oczekiwaniom. Młodzieniec ten pozornie przyj­ muje zasady rządzące światem (akceptuje ciasnotę, zamknięcie), ale wykorzystuje je niejako przeciwko temu światu, ocalając w sobie to, czego na zewnątrz nie dałoby się zachować. Paradoksalnie bohater wiersza Schillera bliski jest kreacjom bohaterów ballad - jego mę­ stwo i siła polegają na tym, że nie poddaje się, nie otwiera się na to, co zewnętrzne, w ten sposób ocalając siebie10. Jest jednakże prawdą że wybierając taką postawę, bohater upodabnia się do egoisty, który „siebie tylko ma na straży”. Jest to cena, którą musi on zapłacić za podjętą przez siebie decyzję. Inaczej charakteryzuje młodzieńca Mickiewicz. Dla niego ten obraz świata objawiony przez światło-prawdę okazał się przyczyną klęski. Przedwczesne utożsamienie światła i ciepła daje znać o sobie. We­ wnętrzny entuzjazm nie miał nic wspólnego z prawdą nie potrzebo­ wał jej, aby się zrodzić, prawda zaś nie ma nic wspólnego z entu­ zjazmem i miłością. Doświadczenie to pokonało jednak młodzieńca, który okazał się nie tak dzielny, jak to w pierwszym wersie zapowia­ dał Mickiewicz. Miłość, którą czuł w sercu, nie tylko nie daje się snuć

s S. Skwarczyńska: Rola „Zbójców” w Mickiewicza twórczej recepcji Schillera. W: E a d e m: Mickiewiczowskie powinowactwa z wyboru. Warszawa 1957, s. 364. 10 Takich bohaterów pokazuje też w swych balladach Schiller - bohater zwycięski to ten, który nie ugina się pod naciskiem stosunków zewnętrznych i pozostaje wierny sobie. Tak jest w przypadku Damona w balladzie Poręka. Nie dostosowuje się on do reguł zewnętrznych nawet w chwili zagrożenia śmiercią i odnosi zwycięstwo - zmienia się zagrażający mu tyran. Podobnie bohater Rękawiczki - jego ukłon w stronę damy jest tylko pozornym ustępstwem na rzecz dworskiej konwencji. Swoim odejściem ry­ cerz daje jednak wyraz własnej odrębności i niezależności, zamknięcia na świat, które­ go nie akceptuje. Analogicznie bohater, który otwiera się na niedoskonałości tego świa­ ta, nie ma dość siły, aby postępować w zgodzie z własnym sercem, ponosi klęskę (przy­ kładem takiego bohatera jest choćby młodzieniec z ballady Nurek). w tym lichym świecie — nie daje się ocalić nawet w sercu. Dlatego w ostatnim wersie drugiej strofy pisze Mickiewicz, że „bije ono tylko samo sobie”. Znamienne, że nie wspomina tu już o miłości (w przeci­ wieństwie do Schillera). Słowo „miłość” musiałoby przywołać skojarze­ nia z ogniem, a więc światłem i ciepłem zespojonymi w jedno. Zamiast tego mamy bijące samemu sobie serce, co jednoznacznie kojarzy się z ograniczeniem jego zadania do podtrzymania funkcji życiowych. Strofa trzecia stanowi swoiste podsumowanie. U Schillera, który od początku swego wiersza konsekwentnie oddzielał światło od ciepła, znajdziemy w niej wyraźne sformułowanie tej zasady. Mickiewicz for­ mułuje ją również - w ślad za oryginałem, ale u niego jest ona zaprze­ czeniem hipotezy postawionej w pierwszej strofie wiersza. Westchnie­ nie Schillera („Sie geben, ach! nicht immer Glut, / Der Wahrheit helle Strahlen”) jest wyrazem zadumy nad prawami rządzącymi światem. Mickiewicz wzmacnia je — poprzez powtórzenie („Prawdo! o Praw­ do!”) - aż nabiera ono charakteru niemalże wyrzutu11. Dalej poeta pisze: „twój błysk złotofarby, / Choć zawsze świeci, lecz nie zawsze pali!” (s. 462). Światło zostaje więc uznane za atrybut prawdy (suge­ ruje to zresztą nawet logika języka, mówimy: „oświecić” w znaczeniu: 1 wyjaśnić, uświadomić), ale zamiast prostego przymiotnika „jasne”, jak to jest u Schillera, zyskuje określenie „[blask] złotofarby”. Sądzę, że epitet ten ma na celu podkreślenie faktu, że ów blask, jasność praw­ dy dotyczą jedynie koloru, nie mają nic wspólnego z innymi wraże­ niami. Przymiotnik ten ma więc zapobiec ewentualnemu łączeniu owego błysku światła z ogniem i ciepłem (a przecież pojęcia te w wy­ obraźni Mickiewicza istniały zależnie od siebie)12. W zakończeniu wiersza pojawia się wątpliwość dotycząca tego, jak poradzić sobie z bezlitosną Prawdą. Trudność polega na tym, aby nie płacić sercem za wiedzę, ciepłem za światło. Schiller, pamiętając hi­ storię młodzieńca, radzi, aby połączyć entuzjazm i silną uczuciowość

11 Myślę, że nie bez znaczenia jest tu fakt, iż Mickiewicz pisze rzeczownik „praw­ da” wielką literą (choć ortografia polska tego nie wymaga). Można to chyba uznać za wyraz personifikacji zjawiska abstrakcyjnego - tym bardziej więc zwrot do Prawdy można interpretować jako wyrzut wobec jej surowości. 12 Myślę, że można się pokusić o jeszcze jedną interpretację przytoczonego przy­ miotnika - interpretację „słowotwórczą”, a raczej wykorzystującą skojarzenia seman­ tyczne. „Złoto-farbą”: jeśli złoto pozostaje po prostu określeniem koloru, o tyle farba przywołuje skojarzenia z farbowaniem, malowaniem, a więc zmienianiem koloru, być może pewnego rodzaju oszustwem, polegającym na ukryciu (tutaj kolor złoty, a więc kolor słoneczny i w tym sensie ciepły, ukrywałby - farbował - to, co zimne). W Słow n i­ ku Lindego wyrazy farba i barwa (bliskie semantycznie) oznaczają zarówno kolor, jak i „pozór, płaszczyk, powierzchowność”, a więc kojarzą się z udawaniem, oszukiwaniem (por. S.B. Linde: Słownik języka polskiego. T. 1. Warszawa 1954, s. 60. 643). z rozważnym, chłodnym spojrzeniem na świat. Połączyć, a więc zna­ leźć równowagę, właściwe miejsce dla każdego z nich (żar wewnątrz, chłód na zewnątrz). Mickiewicz udziela tej samej rady, ale w kontek­ ście historii jego młodzieńca jest ona dosyć enigmatyczna i trudno się dziwić, że Jeżowski pyta autora tłumaczenia, kim właściwie jest wspom­ niany przez niego w zakończeniu „zapaleniec”13. To rzeczywiście dość zaskakujące określenie, skoro z owego zapaleńca (który chciał cały świat kochać) i marzyciela (który sądził, że ten świat jest tak wspa­ niały, jak to sobie wymyślił) niewiele, zdaniem Mickiewicza, zostało. W tej sytuacji końcowe wykrzyknienie: „A najszczęśliwszy, kto jedno­ czy społem / Duch zapaleńca ze światowca czołem!” (s. 462) brzmi jak życzenie, w którego realizację na dodatek sam poeta nie wierzy (sko­ ro pokazał, jak próby godzenia sprzeczności kończą się samotnością i smutnym skazaniem na siebie tylko). Zdaniem Stefanii Skwarczyńskiej, różnice między niemiecką a pol­ ską wersją wiersza Światło i ciepło wynikają z oceny postępowania młodzieńca - Schiller pochwala egoizm, który Mickiewicz potępia. Nie sądzę jednak, aby można było zgodzić się na taką interpretację. Różnica pojawia się tutaj bowiem nie na poziomie wartościowania, ale na poziomie rozumienia14. Schiller pokazuje bohatera, który od­ nosi mimo wszystko zwycięstwo nad światem, pokonując go niejako jego własną bronią. Prawda przyniosła rozczarowanie, ale nie klę­ skę, bohater realizuje przynajmniej częściowo swe zamierzenia, po­ zostaje wierny sobie, choć obojętny dla świata15. Mickiewicz rozumie jednak tę sytuację jako klęskę bohatera. Prawda o świecie przytłacza go, zabija miłość w jego sercu, skazując na ponurą egzystencję. Dla­ czego Mickiewicz w ten sposób odczytał wiersz Schillera? Myślę, że powodem mógł być sposób rozumienia przez niego symbolu światła.

13 O wątpliwościach Jeżowskiego por. S. Skwarczyńska: Rola „Zbójców”..., s. 343. Dodać jednak należy, że Jeżowskiego dziwić powinno jedynie pojawienie się takiej propozycji w tym miejscu tekstu, nie zaś samo słowo, które pochodzi od czasow­ nika „zapalać” określającego w poezjach Mickiewicza postawę głębokiej uczuciowości, zaangażowania, oddania się sprawie (K. Górski: Semantyka ognia..., s. 458). 14 Samo zresztą pojęcie egoizmu nie wydaje się tutaj zasadne. Ani Schiller, ani Mickiewicz nie formułują tak jednoznacznej i upraszczającej w gruncie rzeczy oceny swego bohatera. Zrozumienie tego fenomenu ułatwić powinien kontekst filozoficzny — przecież u J.J. Rousseau pojawia się rozróżnienie na amour propre i amour de soi, oba są rodzajem samolubstwa (szczególnie w tłumaczeniu różnica pomiędzy nimi zanika), a przecież dla Rousseau tylko ten pierwszy jest naprawdę zły. 15 Ten sposób myślenia znajdziemy też w innym tekście Schillera. W Początku nowego stulecia poeta pisze: „Musisz uciec od nacisku zdarzeń / W cichą serca twojego świątynię: / Wolność jest jedynie w kraju marzeń, / Piękno w pieśni zakwita jedynie” (F. S c h i 11 e r: Wybór p ism . Tłum. M. Jastrun. Warszawa 1975, s. 87). Jeśli przejrzymy wiersze Mickiewicza powstałe w czasie bezpośred­ nio poprzedzającym tłumaczenie wiersza Schillera i w okresie nastę­ pującym po wykonaniu tej pracy16, okaże się, że światło zawsze war­ tościowane jest u Mickiewicza pozytywnie17. Światło towarzyszy ujaw­ nianiu zbrodni (ballada Lilije) i pojawieniu się Najświętszej Marii Panny (Hymn na dzień Zwiastowania N.P. Maryi), symbolizuje bez­ pieczeństwo, jasność, pewność (Żeglarz). W Odzie do młodości zostaje ono utożsamione z wolnością swobodą a nade wszystko prawdą któ­ ra, jak światło, przebija się przez fałsz i nieczułość świata („Pryskają nieczułe lody / I przesądy światło ćmiące”18). Pozytywna ocena świa­ tła pojawia się w wielu kulturach. W końcu „w kosmogonii większo­ ści ludów proces powstawania świata związany jest ze stawaniem się światła”19. Światło daje człowiekowi możliwość samorozpoznania, a także odkrycia otaczającego go świata - jest więc nośnikiem pozna­ nia i prawdy. Podobnie, według filozofii antycznej, proces poznania polega na oświeceniu przez światło20. Mickiewicz, prezentując prze­ konanie o uwalniającej, pozytywnej mocy światła prawdy, pozostaje wierny tradycji i pamięci kulturowej. Tymczasem wiersz Schillera w tę właśnie podstawową zasadę godzi - światło (prawda) nie ma tu zbawczej mocy21. Różnica w rozumieniu historii młodzieńca wynika­ łaby więc głównie z różnic w poetyckiej wyobraźni - dla Mickiewicza prawda musi być tym wyzwalającym światłem (które w dodatku nie-

ie Utwory z lat 1818-1822. 17 W każdym razie pozytywnie wartościowane jest światło dnia - słońce. Inaczej jest ze światłem księżyca. Ilekroć się pojawia, staje się zapowiedzią katastrofy. Być może jego złowróżbna moc wynika z tego, że jest to w istocie światło odbite. Księżyc nie jest więc źródłem światła, które ma wielką siłę, a jedynie jego odbiciem. Odbicie zaś zakładać musi możliwość zniekształcenia, pewien pozór, a więc nie może być symbolem prawdy. 18 Można się tutaj także dopatrzyć połączenia motywu światła i ciepła — światło przebija się przez mrok, ciepło, które od niego pochodzi, topi lody, a więc prawda wy­ zwala świat z zakłamania, miłość leczy go z chłodu i obojętności. Oba „zjawiska” są ści­ śle od siebie zależne. la M. L u r k e r: Przesłanie symboli w mitach, kulturach i religiach. Przeł. R. Wo j - nakowski. Kraków 1994, s. 122. 20 Ibidem, s. 123. 21 Dodać by może należało, że Schiller też pozostaje tu wierny swojemu obrazowa­ niu. Jest przecież wśród jego ballad ta, która pokazuje prawdę i jej odsłaniającą moc w negatywnym świetle. Historia młodzieńca z utworu Przed posągiem w Sais bardzo przypomina to, co przydarzyło się bohaterowi wiersza Światło i ciepło. Wbrew zakazo­ wi, nieprzygotowany zrywa zasłonę, aby zobaczyć Prawdę. W efekcie: „Nazajutrz o świcie / Leżącego w świątyni znaleźli kapłani. / U stóp Izydy leżał blady i nieczuły. [...] Na zawsze opuściła go radość życia i pogoda” (por. F. Schiller: Przed posągiem w Sais. Przeł. Z.Bieńkowski. W: Ballady. Wybrał i wstępem opatrzył L. L e w i n. Warszawa 1962, s. 28). sie ze sobą ożywcze ciepło), dla Schillera światło prawdy może być światłem zimnym. Odkrycie tego faktu zburzyło „porządek” wiersza Mickiewicza, rozbiło konsekwencję poetyckich obrazów. W momen­ cie, w którym zakwestionowana została najbardziej pierwotna zasa­ da, jest już jasne, że bohater musi ponieść klęskę i żadnych połowicz­ nych zwycięstw Mickiewicz nie będzie się tutaj dopatrywał. Dla Schil­ lera przeciwnie - zasadą jest to, że światło-prawda może przynosić rozczarowanie, nieczułość, smutek, dlatego bohater, który się od świa­ ta odsuwa, w pewien sposób od niego uniezależnia, już tym samym odnosi - choćby częściowe tylko — zwycięstwo. Znaczące przekształcenie tekstu oryginalnego, dokonane w proce­ sie przekładu, Skwarczyńska22 tłumaczy faktem, iż Mickiewicz nie mógł się zgodzić na pokazaną przez Schillera postawę. Powyższa analiza obu tekstów pozwala postawić inną hipotezę, zgodnie z którą to właśnie symbol światła okazał się zwodniczy. Mickiewicz uległ logice własne­ go języka poetyckiego, umieszczając „pożyczone” od Schillera pojęcia w kontekście znaczeń przysługujących tym pojęciom w jego własnej twórczości. Skwarczyńska nazywa przekład Światła i ciepła jednym z najmniej udanych. Trzeba się z nią zgodzić, gdyż trafność przekładu mierzyć wypada wiernością względem oryginału23. Kiepski to zatem przekład, lepsza parafraza i bardzo ciekawy wiersz. Praca nad nim pozwoliła Mickiewiczowi z pewnością uchwycić proces powstawania znaczeń w języku. Proces, który „dzieje się” dopiero podczas lektury osadzającej słowa w konkretnych kontekstach. Te same wyrazy: „świa­ tło” - „ciepło”, poza znaczeniami słownikowymi w języku niemieckim i polskim mają też swoje dodatkowe sensy w języku poetyckim Schil­ lera i Mickiewicza. Kolejnych przykładów na to, jak wiele mógł się nauczyć młody po­ eta, tłumacząc utwory obcojęzyczne, dostarcza analiza Mickiewiczow­ skich przekładów tekstów Byrona. Spróbujmy przyjrzeć się dwóm pracom tego typu. W przypadku wiersza Sen - mimo opatrzenia go podobnie enigmatyczną formułą („Z Lorda Byrona”) jak wiersz Św ia­ tło i ciepło - intencja przetłumaczenia, a nie sparafrazowania wier­ sza jest wyraźna. I dopiero uważna („podwójna”, pomiędzy orygina­ łem i przekładem prowadzona) lektura ujawnia różnice, które i tym razem wynikają z odmienności języków poetyckich. W tej analizie

22 S. Skwarczyńska: Rola „Zbójców”... 23 Piotr Fornelski przypomina, że można mówić o wierności dwóch tekstów jedy­ nie jeśli zaznaczy się wyraźnie, pod jakim względem mają one być sobie wierne (P. F o r - n e 1 s k i: Kontekstualizacja przekładu. W: Między oryginałem a przekładem. Red. J. Ko - n ie c z n a - Tw a r d z i ko w a i U. K r o p i w i ec. Kraków 1995) —w tym wypadku byłaby to wierność pod względem poetyckiego obrazowania i skojarzeń, jakie ma ono wywołać. chciałabym się zatrzymać nad kilkoma fragmentami, które pozwalają dostrzec nie rozbieżności pomiędzy angielskim oryginałem a polskim przekładem, ale kontrowersyjne wybory, których dokonał Mickiewicz, wcielając tekst Byrona w przestrzeń polskich tekstów. W pierwszym wersie wiersza w przekładzie Mickiewicza czytamy: „Dwoiste życie nasze” (s. 161). Otwierający przymiotnik oznacza tyle co złożone z dwóch części, nic jednak nie mówi o stosunku, w jakim te dwie wyróżnione części pozostają względem siebie. Dalsze fragmen­ ty: „sen ma świat udzielny”, „Troski dzienne ciężarem przywalają sen­ nym / 1 ujmują ciężaru naszym pracom dziennym” (s. 161) — wyjaśnia­ ją że jedna z tych części to sen, który oddzielony jest tu wyraźnie od jawy (dnia). Takie rozumienie wspiera dodatkowo opozycja snu - jawy (nocy - dnia), która jest jedną z najsilniej zakorzenionych opozycji w świadomości i języku. Należy więc rozumieć, że zarówno sen, jak i jawa mają swoje miejsce w życiu, następują po solne, przeplatają się niejako. Tymczasem ów przymiotnik dwoiste jest tłumaczeniem an­ gielskiego twofold24, którego słownikowe znaczenie to raczej: „podwój­ ny”. Rozpisując angielskie słowo, otrzymamy: two (dwa) - fold (zakła­ dka, fałda, w znaczeniu czasownikowym: składać). Jest więc świat nie tylko dwoisty - z dwóch różnych natur złożony. Wersja angielska informuje jednocześnie o rodzaju zależności pomiędzy tymi dwiema sferami - są one względem siebie równoległe, podwójnie złożone, pod powierzchnią kryje się fałda, zakładka. Konsekwencje tej drobnej zmiany widać w całej części pierwszej. Mickiewicz napisze więc o śnie, iż „z rzetelną w iarą rządzi nad marnym królestwem” (s. 161), zamiast jak Byron nazwać domenę snu „dziką rzeczywistością” (wild reality). I zgodnie z logiką obrazów sen będzie się „wcielał” w człowieka - przej­ mował władzę nad nim w odpowiednich momentach - a nie „dzielił” go (divide) pomiędzy dwie równorzędne rzeczywistości. Przeprowa­ dzone przez Mickiewicza zmiany prowadzą do powstania dwóch od­ miennych koncepcji snu. Według Byrona, sen jest niejako odwrotną stroną jawy, cały czas obecną i ściśle do niej przylegającą. Potrzeba jedynie odpowiednich warunków, aby człowiek „zmylił otchłanie”. Mic­ kiewicz natomiast pokazuje sen jako królestwo, które obejmuje wła­ dzę nad człowiekiem; kiedy ten zasypia, wtedy tylko ono także zaczy­ na istnieć i znika wraz z przebudzeniem. Ta koncepcja snu kojarzy się z naukowymi wyjaśnieniami jego fenomenu. Skoro sen „wywołuje du­ chy przeszłości” i „cienie z grobu”, to - zgodnie z poglądem psycholo­

24 G.G. Byron: Selection from Poetry, Letters and Journals. London 1949, s. 170— 175. Wszystkie angielskie cytaty z wiersza pochodzą z tego wydania. gów - żeruje niejako na rzeczywistości dziennej, od niej pożyczając bodźców i wrażeń, które są potem jedynie „twórczo” przekształcane w obrazy trudne do rozpoznania (dlatego czytamy też: „one, gdy ze­ chcą na to przerobić nas m ogą / Czym nie byliśmy nigdy”; s. 162). Rzecz charakterystyczna, że Mickiewicz, który teoretycznie odrzucał wszelkie naukowe tłumaczenia snu, w swojej twórczości dawał cza­ sem obrazy tego zjawiska zgodne z ich założeniami25. Inaczej jest jednak u Byrona. Zaznaczona na początku podwójność świata, jego złożenie z dwóch równoległych sfer, każe inaczej odczy­ tywać wiernie przecież przez Mickiewicza przełożone wiersze. Wers: „Czynią [sny] z nas to, czym nie byliśmy” („They make us what we were not”) - powinniśmy raczej rozumieć jako ukazanie całkiem od­ miennej wizji ludzkiego losu, która nie ma nic wspólnego z rzeczywi­ stą sytuacją. Ten inny scenariusz realizuje się jednak w świecie snu, niejako alternatywnie do rozgrywającej się na jawie historii. I choć u Byrona pojawia się również myśl o tym, że być może sen to zaled­ wie cień rzeczywistości, to jednak ginie ona w szeregu pytań, które nie znajdują ostatecznego potwierdzenia („The dread of vanished sha­ dows - Are they so? / Is not the past all shadow - What are they? / Creations of the mind?”26). Dla interpretacji wiersza Byrona bardzo istotne jest dostrzeże­ nie różnicy między dwoma użyciami pojęcia snu. Raz jawi się on jako druga strona bytu, niezależny od dziennej rzeczywistości świat, w któ­ rym rozgrywają się odmienne historie, a ludzie żyją innym życiem.

sr. prZykładem tak skonstruowanej sceny jest sen Senatora —o tej niekonsekwencji Mickiewicza pisze Maria Cieśla-Korytowskaw: O romantycznym poznaniu. Kraków 1997, s. 79. 26 Analogiczny fragm ent w przekładzie Mickiewicza brzmi następująco: „Więc mary są cienie? / Przeszłość nie jestże cieniem? Czymże jest marzenie?”. Tutaj ciąg pytań zmierza wyraźnie w stronę utożsamienia wszystkich wymienionych zjawisk (snu, prze­ szłości, marzenia) z cieniem rzeczywistości. Wątpliwości Byrona w tłumaczeniu Mic­ kiewicza giną. Szczególnie widoczne jest to w momencie, kiedy wprowadza on dodatko­ wo pytanie o istotę marzenia. W języku polskim możliwe jest takie rozgraniczenie pojęć, egzystuje bowiem zarówno słowo „sen”, jak i „marzenie”, a ich znaczenia nie są tożsame. W języku angielskim na oznaczenie obu zjawisk musimy użyć tego samego rzeczownika dream . W tym wypadku możemy jednak być pewni, że Byronowi nie cho­ dziło o marzenie, a jedynie dalej pytał o istotę snu, nie używa on bowiem wcale dwu­ znacznego rzeczownika, posługując się jedynie zaimkiem they odsyłającym deiktycznie do snów, o których była mowa wcześniej. Mickiewicz, przywołując marzenia i włączając je w ten ciąg pojęciowy (sen - przeszłość - marzenie), eksponuje ulotność, nierzeczywi- stość, niesamodzielność ich wszystkich. Także snu, który w ten sposób zajmuje pozycję wtórną wobec rzeczywistości, jest jej cieniem, przekształceniem, a nie odrębną nieza­ leżną całością względem tej pierwszej równorzędną. Do tej sfery należą młodzieniec, dziewczyna i ich smutne dzieje. To nie wymyślone postaci, ale pełnoprawni mieszkańcy świata „po dru­ giej stronie lustra”. W drugim znaczeniu chodziłoby o sen jako „czyn­ ność” czy może raczej specyficzną aktywność umysłu, która umożli­ wia dotarcie do zakładki świata, tego, co zazwyczaj ukryte i niewi­ doczne, a co stanowi być może istotną tajemnicę bytu i jest ważniej­ sze od tego, co tak łatwo dostrzegane. W tym drugim znaczeniu poja­ wia się sen wszędzie tam, gdzie mówi poeta o charakterze swojej wi­ zji27. Sen jest więc u Byrona zarówno zasadą konstrukcji świata (fugi o dwóch równoległych liniach czasoprzestrzennych), jak i sposobem poznania (dochodzeniem do tego, co najważniejsze, choć niewidoczne dla oczu). Ta podwójność w tłumaczeniu Mickiewicza zanika - sen jest tu raczej odmiennym stanem świadomości, któremu czasem ule­ ga człowiek. Różnica ta związana jest także zapewne ze specyfiką ję­ zyków polskiego i angielskiego. W mowie Byrona wyraz dream ma swoje znaczenie rzeczownikowe (a dream) i tłumaczymy go wówczas jako sen (lub marzenie). Ten sam jednakże wyraz, bez żadnego przy­ rostka, funkcjonować może jako czasownik (to dream), a wtedy ozna­ cza sen jako czynność. W tekście możliwe jest więc zachowanie tej podwójności. Inaczej jest w języku polskim, gdzie „sen” i „śnić” należą wprawdzie do tej samej rodziny i posiadają wspólny rdzeń, są to jed­ nak dwa odrębne wyrazy. Dla przedstawionej przez Byrona koncepcji snu można by znaleźć obrazowe powinowactwa w innych angielskich tekstach poetyckich tego okresu. Coleridge w Pieśni o starym marynarzu28 mówi o du­ chach, które ukazywały się załodze statku we śnie. Równocześnie wyjaśnia jednak, że duchy te nie były wytworem sennych marzeń, wyzwolonych spod panowania rozsądku. Mowa tu bowiem o duchach, które istniały w świecie, choć niewidoczne, i które towarzyszyły po­ dróżnikom. Sen był więc jedynie możliwością zobaczenia tego, co w świecie zazwyczaj ukryte. Podobnie zdaje się sądzić Wordsworth, który w wierszu Lucy pisze:

Sen błogi, tkliwy dar natury, ogarnął mnie i więził,

27 Fragmenty takie, jak: „A slumbering thought, is capable of years, / And curdles a long life into one hour” (tutaj chyba najlepiej wyjaśnia poeta, jak działa wizja senna), „A change came o’er the spirit of my dream”, „My dream was past; it had no further change. / It was of a strange order”. 28 S.T. Coleridge: Poezje wybrane. Wybrał, przełożył i wstępem opatrzył Z. K u ­ biak. W arszawa 1987, s. 48-76. A cały czas się wpatrywałem w ten zstępujący księżyc.29

Znajdujemy tutaj interesujący obraz takiej podwójności świata, niezwykłej, bo doświadczanej przez młodzieńca, który egzystuje do­ kładnie na granicy tych dwóch światów, w jednym i drugim uczestni­ cząc. Taki obraz snu ma więc swoje miejsce w angielskiej poezji i języ­ ku. Przekładając wiersz Byrona, Mickiewicz nie tylko musiał znaleźć ekwiwalent dla angielskiego twofold, co - jak się okazało - pozbawić może wiersz części istotnych skojarzeń. Musiał też wpisać ten tekst w system tekstów polskich tego czasu, zwłaszcza zaś swoich własnych, wśród których nie ma jeszcze w tym okresie takiej koncepcji snu, która odpowiadałaby Byronowskiemu rozumieniu tego fenomenu30. Przenosząc sen na grunt polskiej tradycji i obrazowania, Mickie­ wicz zmienił znaczenie tego motywu i sprawił, że wszystkie obrazy w tekście (choć wiernie oddane w tłumaczeniu) zyskują nową inter­ pretację, zaciera się natomiast intencja oryginału. Oczywiście z ła­ twością można wskazać utwory, w których przesunięcia obrazowe nie

29 w Wordsworth: Poezje wybrane. Wybrał, przełożył i wstępem opatrzył Z. K u ­ biak. Warszawa 1978, s. 41. 30 Maria Piasecka twierdzi, że dopiero w Prologu drezdeńskich D ziadów (a więc osiem lat po przekładzie Snu) Mickiewicz wypracował teorię snu zbliżoną do Byronow- skiej: „The Dream posiada własny, realny byt. Jest »drugim życiem« człowieka, gdybyś­ my użyli formuły Gerarda de Nerval, czy też »życiem osobnym, wplatającym się w życie ziemskie«, jak określił go twórca O berm anna, Etienne P. de Sénancour” (Mistrzowie snu. Mickiewicz- Słowacki-Krasiński. Wrocław 1992, s. 30). Piasecka słusznie ogranicza tę zbieżność do Prologu, kolejne bowiem sceny D ziadów (także w jej interpretacji) powra­ cają raczej do nieco innego rozumienia snu, jako doświadczenia psychologicznego, które umożliwia poznanie siebie, a także dotarcie do prawdy o świecie. Koncepcja ta poja­ wiała się u Mickiewicza już wcześniej (Romantyczność, D ziady cz. II i IV). Alina Wit­ kowska w jej świetle odczytuje także trawestację Byronowskiego S n u - dopatrując się w tym utworze tezy o sennym alter ego realnego ja, które jest skrępowane przez świado­ mość (A. W i t k o w s k a: Mickiewicz. Słowo i czyn. Warszawa 1983, s. 22). Interpretacja Witkowskiej zmierza w gruncie rzeczy do odwrócenia pojęć i potraktowania tej śnionej rze­ czywistości, jako prawdziwej, podczas gdy rzeczywistość dzienna jest sztucznym kon- struktem umysłu ograniczonego przez świadomość i zmysły. Taka interpretacja Sn u wymaga jednak poparcia przez inne teksty Mickiewicza. Pozostaje natomiast faktem, że nawet w swojej „uzupełnionej” wersji koncepcja Mickiewicza różni się znacznie od Byronowskiej, brakuje w niej bowiem przekonania o równorzędnie istniejących scena­ riuszach, różnych pomysłach na człowieka, równorzędnych rzeczywistościach, które współistnieją i dopiero wszystkie razem tworzą prawdę o świecie. U Mickiewicza nie ma jeszcze koncepcji świata jako fugi, po której równoległych liniach czasoprzestrzen­ nych można się poruszać podczas snu. będą miały tak daleko idących konsekwencji, ponieważ struktura ca­ łego wiersza (czy raczej nadrzędna zasada jego kompozycji) nie zosta­ nie naruszona. Dobrym przykładem jest tutaj inny wiersz Byrona, któ­ rego tłumaczeniem zajmował się Mickiewicz, chodzi o Ciemność. Ory­ ginał jest podporządkowany zasadzie miniaturyzacji, w myśl której możemy go podzielić na dziesięć części’1, czyli obrazów definiujących niejako ciemność na dziesięć różnych sposobów. Każdy z nich ujmuje istotę ciemności odmiennie, każdy jest jednocześnie zamkniętą defi­ nicją do której niczego właściwie nie można dodać, ponieważ dotyka ona istoty rzeczy i w tym sensie jest w pełni wyczerpująca32. Można jedynie dodać kolejną obrazową definicję (i to czyni Byron), która nie jest uzupełnieniem poprzedniej, a raczej powiedzeniem tego samego poprzez inny obraz. Całość stanowi zestawienie dziesięciu miniatur połączonych na zasadzie przyległości, a nie wynikania. Spójność we­ wnętrzną uzyskano głównie dzięki temu, że słowa, które w jednym obrazie znajdują się niejako na marginesie, pełnią funkcję uzupełnia­ jącą w kolejnym zajmują pozycję centralną i to wokół nich wyrasta wizja33. To przesuwanie pojęć podkreśla zmienność perspektywy, w wierszu Byrona to samo zjawisko pokazywane jest z różnych punk­ tów widzenia. Mickiewicz zachował tę zasadę kompozycyjną choć i tutaj nie obyło się bez pewnych przekształceń tekstu. Nie naruszają one jednak za­ sadniczej reguły miniaturyzacji. W przekładzie polskim wyróżnić możemy jedynie dziewięć skończonych obrazów, kompletnych defini­ cji. Stało się tak za sprawą nie całkiem wiernego przetłumaczenia przez Mickiewicza wersów ósmego i dziewiątego. Pojawiająca się w utwo­ rze Byrona „samotność” (desolation) znika w polskiej wersji. Dalej zaś Mickiewicz pisze: „Cały ród ludzki prosił o jedno u Boga: / O światło”

31 Części te obejmowałyby następujące wersy (tekst oryginału według wydania Poem s o f . London 1923, s. 19-21): część I (wersy: 2-5); II (6-9); III (10-15); IV (16-21); V (22-32); VI (32-7); VII (38-43); VIII (43-54), IX (55-69); X (69-81). Wszystkie angielskie cytaty z wiersza pochodzą z tego wydania. :l- Czy Mickiewicz wykorzystał gdzieś podobną konstrukcję? Można się tu chyba dopatrzyć podobieństwa z wierszem Polały się łzy, o którym I. Opacki pisze, że kolejne wersy „następują tam po sobie jak słoje pnia” (I. Opacki: Mickiewiczowskie czucie czasu. W: Idem: „W środku niebokręga". Poezja romantycznych przełomów. Katowice 1995, s. 217). Uwzględniając różnicę w charakterze obu wierszy, warto zauważyć, że Mickiewicz posłużył się tutaj techniką wyczytaną w wierszu Byrona. 331 tak, słońce i księżyc wspomniane w pierwszej części powracają w drugiej, gdzie tematem staje się przemijanie dni, z których żaden nie przynosi jasności. Pragnienie światła, pojawiające się w części drugiej, w części trzeciej przybiera postać, decydują­ cych dla tej wizji, płonących stosów, które mają odsunąć moment zapadnięcia całkowi­ tych ciemności. Ta konsekwencja w obrazowaniu utrzymana jest w całym wierszu. (s. 270). Sugeruje on w ten sposób jedność rodu ludzkiego, który - dotknięty wspólnym nieszczęściem - odczuwa bliskość i wspólnotę. Nie taka jest jednak intencja oryginału, skoro Byron pisze: „I wszyst­ kie serca / były zamrożone w samolubnej modlitwie o światło” („and all hearts / were chilled into a selfish prayer for light”). W oryginale nieszczęście nie zbliża ludzi, ale oddala ich od siebie, każdy skupiony jest wyłącznie na swoich potrzebach i choć prośba we wszystkich ser­ cach jest jednakowa, to przecież każdy zanosi ją z osobna. U Byrona po tym zminiaturyzowanym obrazie strachu, izolacji, samotności lu­ dzi następuje obraz kolejny, który pokazuje ludzi rozpaczliwie próbu­ jących przedłużyć istnienie światła na ziemi, choćby tylko światła sztucznie wzniecanego - w tym celu wszyscy mieszkańcy ziemi palą swoje siedziby. Kończące tę cząstkę stwierdzenie, że w tym krótko­ trwałym blasku mogą ostatni raz spojrzeć sobie nawzajem w twarz, jest nawiązaniem do obrazu ludzi oddzielonych od siebie i samotnych - są samotni, bo w tym okrytym ciemnością świecie nie mogą się już nawet zobaczyć. Przekład Mickiewicza zdaje się zapominać o tych fizycznych wa­ runkach, które uniemożliwiają międzyludzkie kontakty w świecie pozbawionym dnia. Jego wizja ludzi zjednoczonych wspólnym cierpie­ niem rozrasta się, zagarniając to, co w oryginale jest już odrębnym obrazem (część III). W utworze Mickiewicza: „Wszystko płonie: i wspa­ niałe gmachy / Panów koronowanych, i wieśniacze dachy” (s. 270), a ta­ kie wyszczególnienie podkreśla tylko wspólnotę nieszczęśliwych, bez różnicy majątku i stanu. Ci ludzie wspólnie cierpiący pragną też w zakończeniu tej części: „raz ostatni zajrzeć sobie w oczy” (s. 270). Mic­ kiewicz skonstruował tu obraz świata, który zjednoczył się w obliczu wspólnego nieszczęścia i w tych przerażających chwilach ludzie szuka­ ją zbliżenia. Takiego obrazu w utworze Byrona nie ma. Ludzie są sa­ motni, a obraz tych, którzy chcą jeszcze raz spojrzeć w twarz drugiego człowieka, został przez Byrona wykorzystany jako klucz do zdefinio­ wania zjawiska ciemności absolutnej, oddzielającej człowieka od świa­ ta, który staje się po prostu niewidoczny. O potrzebie duchowej wspól­ noty Byron nie wspomina. Mickiewicz, przekształcając jeden z obra­ zów (wprowadzając swój własny na miejsce dwóch innych), przekształ­ cił tekst oryginału, ale nie naruszył nadrzędnej zasady kompozycyj­ nej, a tym samym nie zniekształcił interpretacji wiersza Ciemność34.

34 W przekładzie autorstwa Mickiewicza zauważyć można także inne drobne zmiany (wystarczy przyjrzeć się wersowi trzeciemu lub dwudziestemu dziewiątemu i porów­ nać ich kształt z oryginałem). Wpływ tych zmian na zniekształcone odczytanie wiersza Byrona jest jednak stosunkowo niewielki. Przekład tego akurat wiersza Byrona jest interesujący także z in­ nego powodu - widać tutaj wyraźnie trudności pracy tłumacza, który musi poradzić sobie z miniaturowymi, skończonymi całościami, gdzie każde słowo ma swoje bardzo istotne miejsce i praca „podstawiania” wydaje się wręcz niemożliwa. Pomijając już oczywiste ingerencje w tekst oryginału35 (których jest w tym przekładzie niewiele), warto zadać pytanie o to, jak radzi sobie Mickiewicz z obrazowaniem Byro­ na. Próbuje on wiernie odtworzyć sekwencję kolejnych „wizji” ciem­ ności, które zmierzają do przerażającej konkluzji, że w świecie przez nią opanowanym ginie nie tylko to, co należy do sfery dnia i jasności, ale także i to, co na ogół kojarzy się z mrokiem, a więc cień, chmury W świecie ciemności nic nie ma racji bytu. Mickiewicz słusznie rozu­ mie intencję zawartą w oryginale i jeśli w jego tekście brak konse­ kwencji Byrona, to jest to jedynie wina niemożliwości precyzyjnego przełożenia obrazów stworzonych w języku angielskim36. W wielu miejscach dowodzi jednak Mickiewicz wielkiego językowego wyczu­ cia. Przykładowo tam, gdzie dla oddania rzadziej spotykanego dar­ kling, określającego niezwykłe zjawisko wizualne związane z gaśnię- ciem gwiazd, wprowadza Mickiewicz staropolskie „olsnąć”, które pa­ suje tutaj znacznie lepiej niż równoważne znaczeniowo „ślepnąć”. An­ gielskie darkling to słowo, którego pisana historia sięga roku 1450. W 1667 roku użył go Milton, pisząc: „The wakeful Bird Sings darkling, and in shadiest covert hid Tunes her nocturnal Note”37. Atmosfera jest tu podobna do tej z wiersza Byrona, a wrażenie ciemności potę­ gują nagromadzone wyrazy związane z mrokiem i nocą - wśród nich właśnie darkling. Mickiewicz zachowuje tę zasadę i wśród słów ozna­

35 Jak ta opisana wcześniej, gdzie tłumacz opuścił po prostu istotne słowa. :!

Ujrzeli się, wzdrygnęli, padli i skonali: Zgrozą widoku swojego zabili się społem; Nie poznali się z twarzy, lecz głód nad ich czołem wyrył: nieprzyjaciele s. 272

Słowo fiend ma jednak wiele znaczeń40. Mógł więc Mickiewicz wybrać „diabła” albo „fanatyka”. A jednak jakikolwiek inny wybór za­ chwiałby spójnością tej miniatury, która pokazuje narodziny strachu (a wraz z nim języka figuratywnego) i jest niemalże powtórzeniem - cytowanej też przez Rousseau41 - anegdoty o narodzinach metafory. Wybór słowa „nieprzyjaciel” w zakończeniu obrazu czyni tę miniatu­ rę przejrzystą i wewnętrznie skończoną. Pojawiający się w tym miej­ scu diabeł albo fanatyk, choć zrozumiały, domagałby się dodatkowych interpretacji i rozbijał spójność tej niewielkiej formy. Poza tym udało się w ten sposób zachować potencjalną grę słów angielskiego orygi­ nału: fiend jedną tylko literą różni się od friend (przyjaciel), choć zna­ czenie jest krańcowo różne, antynomiczne. Sam system językowy pod­ suwa więc interpretację - oto nienawidzą się ci, którzy kiedyś przy­ jaźnili się lub przynajmniej byli bliscy przyjaźni.

:is Słownik języka Adama Mickiewicza. T. 3. Red. K. Górski, S.Hrabec. Wrocław 1968, s. 562. 39 B.S. Linde: Słownik języka polskiego. T. 3. W arszawa 1954, s. 548. 40 Oxford Dictionary... Historia tego wyrazu sięga X wieku i wtedy rzeczywiście oznaczał przede wszystkim nieprzyjaciela, a w kontekstach religijnych — diabła. W XIX wieku jednakże zaczęło się pojawiać i stopniowo zyskiwać przewagę inne znaczenie. Słowo fien d używane było na określenie kogoś uzależnionego od czegoś (na przykład opium-fiend) lub ogarniętego jakąś pasją (bliskie polskiemu rzeczownikowi „fanatyk”). 41 O znaczeniu tej metafory u Rousseau pisze: R de M a n: Blindness and Insight. Essays in The Rhetoric of Con temporary Criticism. New York 1971. Wszystkie wymienione przekłady, nawet te mniej udane, są zapi­ sem poetyckich poszukiwań młodego Mickiewicza. Jeszcze wyraźniej niż w przypadku utworów oryginalnych jest tu widoczna praca nad językowym kształtem wypowiedzi, której poszczególne elementy od­ syłają nie tylko do całego systemu danego języka, ale też do znaczeń utrwalonych w twórczości dokonującego przekładu poety. Zmaga się więc Mickiewicz z językiem polskim, ale też z własnym językiem po­ etyckim i wpisanymi w niego znaczeniami. Widać to szczególnie wy­ raźnie w przypadku tłumaczenia Licht und Wärme Schillera czy The Dream Byrona. Prześledzenie wyborów dokonywanych przez Mickie­ wicza pokazuje, w których momentach ulegał on raczej własnemu ob­ razowaniu i przez siebie stosowanej symbolice niż znaczeniom tekstu oryginalnego. Nie ma jednak wątpliwości, że także te chwile, w któ­ rych był Mickiewicz bardziej poetą niż tłumaczem, wzbogacały jego pisarski warsztat. Jeśli bowiem w przekładzie Licht und Wärm dopu­ ścił się istotnych przesunięć znaczeniowych, to przecież do problemu tego powrócił, próbując rozwiązać go inaczej, w Dziadów części I. Tłu­ maczenia wierszy obcych autorów pozwalają też docenić intuicję i wy­ czucie językowe młodego polskiego poety, który potrafi wybrać naj­ odpowiedniejszy ekwiwalent dla słowa niemieckiego czy angielskie­ go, biorąc pod uwagę nie tylko znaczenie słownikowe, ale też trady­ cję literacką czy zwyczajowe użycie. Analiza przekładów Mickiewi­ cza pozwala wreszcie, jak w przypadku wiersza Ciemność, docenić konsekwencję i pisarską dyscyplinę poety. Mickiewiczowska pochwała przekładu jako doskonałej szkoły tworzenia nie pozostaje więc w sfe­ rze teorii, ale znajduje potwierdzenie w praktyce. Damian Noras

Ziemia - kobieta - płodność (O pierwiastku żeńskim w Panu Tadeuszu)

W społecznej świadomości fukcjonują pewne wyobrażenia stano­ wiące wspólną płaszczyznę myślową ludzi zamieszkujących różne te­ reny naszego globu i zakorzenionych w różnych tradycjach. Jedno z takich pól skojarzeniowych wyznacza triada: ziemia, kobieta, mat­ ka - płodność. Ten typ myślenia jest właściwy wszystkim cywiliza­ cjom oceanicznym od Indonezji aż do Mikronezji, występuje też w Afry­ ce, Azji, jak również w mitologiach obu Ameryk1. Dla nas jednak istot­ niejsza będzie tradycja antyczna i chrześcijańska, gdyż wydaje się nam i Mickiewiczowi, o którym ma być mowa, o wiele bliższa. Z niej w głów­ nej mierze wywodzą się nasze wyobrażenia o świecie. Dlatego wie­ rzenia starożytnych Greków i obrazy wpisane w Stary Testament będą najwłaściwszym punktem odniesienia związków, które występują mię­ dzy ziemią i kobietą w Panu Tadeuszu. Opierają się one na pewnym symbolicznym i realnym systemie zbieżności i pojęciowej wspólnoty. Jej wyznacznikiem są takie elementy, jak: płodność, macierzyństwo i wpisany w nie pierwiastek żeński. Celem niniejszego artykułu będzie znalezienie i określenie funk­ cji, jaką w tekście Mickiewiczowskiego arcypoematu pełnią obrazy ziemi, przedstawionej przez wyeksponowanie atrybutów właściwych kobiecie. Równocześnie interesujące będzie wykazanie tego, w jakim stopniu bohaterki Pana Tadeusza wpisują się w obszar macierzyń­ stwa i płodności, gdyż badacze sugerują że cała ta sfera została przesu­

1 Zob. M. E 1 i a d e: Ziemia — kobieta — płodność. W: Idem: Traktat o historii religii. Tłum. J. Wierusz-Kowalski. Łódź 1993, s. 235-254. nięta w tekście na ziemię ojczystą, która jest właściwie jedyną matką w utworze. Ten sąd wymaga jednak pewnej modyfikacji. W zakresie przedstawienia ziemi jako kobiety szczególną uwagę zwraca następujący fragment księgi VIII:

Nareszcie księżyc srebrną pochodnię zaświecił, Wyszedł z boru i niebo i ziemię oświecił. One teraz, z pomroku odkryte w połowie, Drzemały obok siebie jako małżonkowie Szczęśliwi: niebo w czyste objęło ramiona Ziemi pierś, co księżycem świeci posrebrzona.2 55-60

W pracy z 1896 roku zatytułowanej Poeta jako człowiek pierwotny Aleksander Świętochowski stwierdził, że opis wschodu księżyca w księ­ dze VIII w ogromnym stopniu odpowiada pierwotnym, animistycz­ nym wyobrażeniom o przyrodzie. Podstawą takiego sądu jest użyta przez Mickiewicza metafora ziemi jako małżonki i nieba jako męża. Przy objaśnianiu obrazów poetyckich sięga badacz do wyobraźni Pe- ruwiańczyka i mieszkańca Sumatry. Takiemu podejściu do warstwy opisowej Pana Tadeusza sprzeciwia się zdecydowanie Kazimierz Wyka i tłumaczy historyczno-naukowe podłoże tego typu poglądów3. Zga­ dzając się z zarzutami autora Studiów o poemacie, należy podążyć tro­ pem antycznym i starotestamentowym. Nie o pierwotny animizm bę­ dzie tu chodziło, lecz o religijno-kulturowe postrzeganie pierwotnej pary małżeńskiej, którą stanowią Niebo i Ziemia. W starożytnej Gre­ cji odpowiada im Uranos i Gaja - pierwsza królewska para, która wyłoniła się z chaosu i dała początek wielu pokoleniom bogów:

Razem z bogami rodził się świat. Nad ziemią która jako ląd stały wydobyła się z chaosu, świeciło młode słońce, a z chmur spadały deszcze obfite. Podniosły się pierwsze lasy i ziemię przykryła wielka szumiąca puszcza.4

To właściwie opis pierwszego aktu, który podkreśla płodność Zie­ mi przy udziale Nieba. Mickiewicz - wychowanek klasycznego uni­ wersytetu, profesor literatury klasycznej - zna te wyobrażenia do­

2 Wszystkie cytaty z Pana Tadeusza podaję za edycją: A. M i c k i e w i c z: Pan Tade­ usz czyli Ostatni zajazd na Litwie. Oprać. S. P i g o ń. Wrocław-Warszawa—Kraków 1994, BN I, 83. :lZob. K. Wy k a: „Pan Tadeusz”. T. 1: Stu d ia o poemacie. Warszawa 1963, s. 161-164. 4J. Parandowski: Narodziny świata. W: I de m: M itologia. Poznań 1987, s. 28. skonale i kreśląc opis wschodu księżyca, wykorzystuje motyw kosmo- gonicznego małżeństwa, który mógł przejąć - jak sądzi Tadeusz Sin- ko - z fragmentu zaginionej tragedii Esychyłosa Egiptydzi, którą czy­ tał w oryginale. Badacz nie twierdzi jednak, że autor Pana Tadeu­ sza z całą pewnością kierował się wizją starożytnego poety. Wska­ zuje również możliwość innej genezy tego obrazu, mianowicie „osobi­ stego odczucia zbliżenia się horyzontu do ziemi [...] jako zbliżenia się do siebie kosmicznej pary kochanków”5. Z naszego punktu widzenia najistotniejsze jest jednak to, jakie indywidualne piętno poetyckie odciska artysta na kulturowo usank­ cjonowanym wizerunku kosmicznej pary małżeńskiej. Zwraca uwa­ gę szczególne wyeksponowanie pierwiastka płciowego bohaterów tego obrazu, odpowiednio: męskiego i żeńskiego. Odbywa się to na dwóch płaszczyznach - jedną z nich można nazwać wspólnotową a drugą - indywidualną. Pierwsza funkcjonuje na zasadzie pewnej jedni, która spaja elementy odmienne, i tak światło księżyca łączy niebo i ziemię, tworzące parę małżeńską czyli wspólnotę opartą jednak na różno­ rodności i tylko dzięki niej możliwą. Trzeba powiedzieć, że ten typ zjednoczenia obejmuje wyłącznie czynniki różne, czego naturalną kon­ sekwencją jest podkreślenie odmienności nieba i ziemi. Drugą płaszczyznę szczególnego nacechowania płciowością nazwa­ łem indywidualną. W jej obrębie uwagę zwracają przede wszyst­ kim swoiste atrybuty męskości i kobiecości. Niebo wyposażone jest w ramiona, które określane bywają jako „mocne”, „silne”, „opiekuń­ cze” i jako takie właśnie są synonimem mężczyzny - to kobieta chro­ ni się w jego ramionach. Natomiast pierś staje się w cytowanym ustę­ pie niejako metonimią ziemi. Wiemy, że chodzi tu o zbliżenie dwu powierzchni, jednakże jedna z nich przedstawiona jest jako pierś, czyli pewne egzemplum całości. Opis wschodu księżyca z księgi VIII połą­ czony z metaforą ziemi i nieba jako małżonków wykazuje pewną zbież­ ność charakteru opisowości z tendencjami, które Czesław Zgorzel- ski zauważył w liryce Mickiewicza okresu rosyjskiego. W tym czasie, zdaniem badacza, obserwujemy:

dążenie do powiązania w widzeniu poetyckim ziemi i człowieka, zjawisk z życia przyrody i zjawisk z życia psychicznego. Do oglądania świata w jakiejś ograniczonej jedności, która tym co ludzkie, obdarza wszystko, cokolwiek wokół nas żyje. I odwrotnie: widzi człowieka w więzach analo­ gii ze zjawiskami natury.6

5T. S i n k o: Mickiewicz i antyk. Wrocław 1957, s. 433. e Cz. Zgorzelski: O sztuce lirycznej Mickiewicza. W: I de m : O sztuce poetyckiej Mickiewicza. Warszawa 1976, s. 392-393. Spróbujmy również określić, jaki efekt artystyczny i wyobraże­ niowy powoduje przedstawienie ziemi i nieba jako małżonków. Sam obraz zbliżenia do siebie tych ogromnych kosmicznych przestrzeni powinien mieć kształt monumentalny. Jednak jedną z tendencji po­ etyki Mickiewicza jest oswojenie i sprowadzenie do wymiaru zwy­ kłości i codzienności tego, co niebotyczne i posągowe. Właśnie z taką techniką mamy do czynienia w przypadku analizowanego fragmentu. Dzięki temu traci on swój aspekt kosmogoniczny i zbliża się do tego, co człowiekowi znane i bliskie. Ustęp księgi VIII nie jest jedynym, w którym ziemia zostaje przed­ stawiona jako kobieta. Podobne ujęcie znajdujemy w przepoetyzowa- nej wypowiedzi Hrabiego, skierowanej do Telimeny:

Dwa serca, pałające na dwóch końcach ziemi, Rozmawiają, jak gwiazdy promieńmi drżącemi: Kto wie! może dlatego ziemia tak do słońca Dąży i tak jest zawsze miłą dla miesiąca, Ze wiecznie patrzą na się i najkrótszą drogą Biegną do siebie — ale zbliżyć się nie mogą. XII, 461-466

Znów ziemia zostaje włączona w pewien układ uczuciowy z atry­ butami nieba - słońcem i księżycem. Fakt ten nadaje jej znamię ko­ biecości, kochanki, która dąży do zjednoczenia z wybranym, ale nie może go osiągnąć, co sprawia, że związek ten ma charakter wieczne­ go niespełnienia. Wyeksponowany tu zostaje pewien aspekt miłości romantycznej, która najczęściej napotyka na swej drodze liczne prze­ szkody, a jej przeznaczeniem jest oddalenie, brak możliwości zreali­ zowania celu, czyli połączenia w szczerym uczuciu kochanków. Ten obraz metaforyczny wyraźnie odnosi się do świata spraw ludzkich, a ziemia przejmuje w nim rolę kobiety. Przeciwko takiemu stawianiu sprawy protestuje Telimena, która jest adresatką lirycznego wywo­ du Hrabiego. Z jej ust padają słowa:

Dość już tego - przerwała — nie jestem planetą Z łaski Bożej! Dość, Hrabio, ja jestem kobietą. XII, 467-468

Stanowcza postawa modnej pani spełnia dwie funkcje w odnie­ sieniu do charakterystyki postaci. Po pierwsze, ośmiesza romantyczny typ myślenia metaforycznego, który reprezentuje Hrabia. Po drugie zaś, przytoczona ostra replika jest niewątpliwie autodemaskacją Te­ limeny. Czytelnik po raz kolejny odkrywa jej prawdziwe oblicze - nacechowane przyziemnością celów, a ukrywane pod pozorami du­ chowej wzniosłości i pogardy dla materializmu. Ten swoisty, zrymowany duet „planeta - kobieta”, który pojawia się w wypowiedzi opiekunki Zosi, jest charakterystyczny dla Mickie­ wiczowskiego obrazowania, o którym była mowa podczas analizy po­ przedniego fragmentu. Wypada zapytać, czy autor zachowuje w sto­ sunku do upoetycznionej wizji Hrabiego ironiczny dystans, czy też w jakiejś mierze się z nią utożsamia. Wydaje się, że drugie rozwiąza­ nie jest trafniejsze, gdyż autor Pana Tadeusza sam podobnie przed­ stawia ziemię i niebo. Skąd zatem efekt humorystyczny powstały w rozmowie ostatniego z Horeszków („chociaż po kądzieli”) z Telime­ ną? Wynika on z diametralnej różnicy postaw pary bohaterów, która wyraża się zarówno w metaforycznym myśleniu Hrabiego, jak i reali­ stycznym - siostry Sędziego. Jeśli wypowiedź tego pierwszego nie dziwi ze względu na swoją formę, gdyż przyzwyczaił on już do niej czytelnika, to podyktowane zdenerwowaniem słowa Telimeny stano­ wią pewne zaskoczenie i z tego właśnie dysonansu rodzi się wspo­ mniany efekt humorystyczny. Warto również inaczej spojrzeć na to, jaki jest stosunek Mickie­ wicza do wizji Hrabiego. W tym podejściu zostanie wyeksponowana pewna istotna różnica między obrazem stworzonym przez Horeszkę, a wykreowanym w księdze VIII przez poetę. W pierwszym przypad­ ku mamy do czynienia z relacją mężczyzna - niebo, kobieta - ziemia, w drugim natomiast niebo - mężczyzna, ziemia - kobieta. Różnica to istotna, gdyż poetycka wyobraźnia Hrabiego dyktuje mu przedsta­ wienie pary kochanków w kategoriach kosmicznych. Dzięki temu relacji kochanek - kochanka Hrabia nadał charakter monumentalny. W ujęciu zaś samego Mickiewicza kosmiczny monument niebo - zie­ mia zostaje sprowadzony do sfery kontaktów międzyludzkich i przez to traci na swej posągowości, a okazuje się zwykły i dostępny wy­ obraźni czytelnika. Wydaje się, że ten model bardziej odpowiada au­ torowi Pana Tadeusza i częściej realizowany jest w warstwie opiso­ wej poematu, stąd można wysnuć wniosek o jednak ironicznym dy­ stansie autora do wizji Hrabiego przedstawionej w rozmowie z Teli­ meną. Do tej pory poruszaliśmy się w kręgu, w którym kobiecość ziemi wynikała z opozycji wobec męskości nieba, a sama ziemia postrzega­ na była właściwie jako planeta. Należy jednak zwrócić również uwa­ gę na inny aspekt - związany z ziemią jako glebą i rolą gdyż w tym ujęciu wyeksponowana zostanie kategoria płodności jako determi­ nanta pierwiastka żeńskiego. W związku z tym dalszy ciąg wywodu będzie dotyczył tego, jak Mickiewicz na kartach swego poematu ak­ centuje urodzajność, bujność i szczególną zdolność litewskiej ziemi do wydawania owoców. Już księga I dostarcza stosownych przykładów. Dowiadujemy się z niej, że Sędziemu i jego chłopom przyszło gospodarować na czarno- ziemach (ów urodzaj „widać z liczby pługów / Orzących wcześnie łany ogromne ugoru / Czarnoziemne”), czyli na najżyźniejszej glebie, która zawiera dużo próchnicy, będącej źródłem składników pokarmowych dla roślin. Mickiewicz podkreśla specyficzny rodzaj gleby, z czego moż­ na wywnioskować, że zależy mu na stworzeniu wizji ziemi płodnej. Opis gospodarstwa dostarcza również informacji o obfitości plonów:

Dóm mieszkalny niewielki, lecz zewsząd chędogi I stodołę miał wielką i przy niej trzy stogi Użątku, co pod strzechą zmieścić się nie może; Widać, że okolica obfita we zboże. I, 29-32

Z przypisu Pigonia dowiadujemy się, że rok 1811, w którym roz­ poczyna się właściwa akcja Pana Tadeusza, w rzeczywistości był nie­ urodzajny7. Skądinąd wiemy jednak, że autor poematu dosyć dowol­ nie traktuje chronologię w swym dziele. Wyraża się to w przesunię­ ciu wkroczenia wojsk napoleońskich na Litwę z lata na wiosnę, w nie­ konsekwencjach związanych z żołnierskim życiorysem księdza Roba­ ka. Z pewnością autorowi nie zależało na przekazie zgodnym z histo­ ryczną prawdą lecz na wykreowaniu zbliżonego do rzeczywistości świata przyrody, kultury, obyczaju i ludzkiego charakteru. Dlatego nie dziwi obfitość zboża w soplicowskich stogach, podczas gdy fak­ tycznie rok nie był urodzajny. Jednak ta niekonsekwencja ma służyć innemu celowi, chodzi o przedstawienie świata pod wieloma wzglę­ dami idealnego. W tym kontekście ziemia litewska musi być nadzwy­ czaj płodna. Takie jej oblicze kształtuje Mickiewicz, stosując różnego typu za­ biegi. Z punktu widzenia techniki pisarskiej opis zawierający nagro­

7Zob. przypis S. Pigonia do wersu 31 księgi I w edycji, za którą podaję cytaty z Pana Tadeusza. Nawet jeśli przyjąć, że początkowe fragmenty dzieła dotyczą począt­ ku lat dwudziestych XIX wieku (zgodnie z pierwotnym zamiarem autora), nie zmienia to faktu, iż mamy w arcypoemacie do czynienia z czasem mitycznym i przestrzenią symboliczną której jednym z elementów jest ziemia płodna, dająca obfite owoce. madzenie pewnych elementów może w sposób doskonały kształto­ wać wrażenie obfitości i bujności. Przykładem tego typu realizacji po­ etyckiej jest grzybobranie przedstawione w księdze III. Znajdujemy w dorodnym gaju niezwykłe bogactwo darów leśnego runa - drobne lisice, wysmukłe borowiki, smaczne rydze, surojadki srebrzyste, koź- laki, lejki, bielaki, muchomory, purchawki i niezliczone gatunki in­ nych grzybów. Jeśli obfitość plonów zebranych z pól uprawnych w ja­ kiejś mierze zależy od dobrej uprawy roli i wielu starań gospodar­ skich, to bogactwo lasu jest jedynie efektem płodności ziemi, która rodzi tak wiele owoców. Kolejnym zastosowanym przez Mickiewicza zabiegiem, mającym na celu wyeksponowanie urodzajności litewskiej roli, jest swoisty proces idealizacji, która następuje przez zaburzenie właściwych cy­ klów wegetacyjnych poszczególnych gatunków roślin i zespolenie w tym samym czasie elementów charakterystycznych dla różnych pór roku. Autor w obrębie wykreowanego świata przedstawionego świa­ domie połączył te trzy fazy rozwoju flory - narodziny, dojrzewanie i owocowanie, gdyż każda z nich ma swój urok i wpisuje się w pewien doskonały porządek przyrodniczy. Prawo natury ustąpiło pierwszeń­ stwa autorskiemu zamysłowi artystycznemu. Można dostrzec analo­ gię między tendencją nagromadzenia w utworze w tym samym czasie pięknych i pożytecznych owoców ziemi, a praktyką zbierania w So­ plicowie wszystkiego, co polskie, reprezentatywne i co czyni z dwor­ ku oraz okolicy „centrum polszczyzny”. Zauważyć można, że w gronie postaci mieszkających w Soplico­ wie i jego okolicy są nie tylko osoby idealne czy przynajmniej pozy­ tywne. Jest tam miejsce dla pieniaczy, bohaterów zacietrzewionych, pałających chęcią zemsty, silnych, ale niezbyt inteligentnych. Rów­ nież wśród obyczajów szlacheckich znaleźć można takie, które nie zyskały uznania w oczach autora. Świat osób poematu nie jest zatem poddany zabiegowi tak wyrazistej idealizacji, podlega mu natomiast wizerunek ziemi, która warunkuje narodziny, dojrzewanie i owoco­ wanie, czyli istotny dla relacji ziemia — kobieta aspekt płodności zo­ staje przez Mickiewicza zaakcentowany. Wyraża się to również we wprowadzeniu do akcji poematu tzw. czasu symbolicznego, o którym pisze Pigoń:

Jest to mianowicie czas pochwycony w momencie, kiedy lato przechodzi w jesień, a zatem świąteczna chwila ujawniającej się dojrzałości urodza­ ju, pora żniwa, zbiorów sowitych, wszelakiego owocobrania, okres roku, kiedy ziemia szczyci się wezbraną pełnią bogactwa, zasobu. Obojętnie czy to sierpień, czy może nawet początek września; krajobraz wzięty zo­ stał nie konkretnie z jednego tygodnia, ale symbolicznie z okresu paroty- godniowego.8

W podobnym kontekście należy również interpretować zespole­ nie w święcie Matki Boskiej Zielnej elementów wiosennych związa­ nych z budzeniem się przyrody do życia z wyznacznikami okresu żniw­ nego, czyli owocobrania, rzeczywistego święta Matki Boskiej Zielnej. W Mickiewiczowskim obrazie ziemi urodzajnej, szczodrze obdarowu­ jącej swych mieszkańców, trudno doszukać się jakiejkolwiek rysy. Na kartach poematu obcujemy nieustannie z pełnią dostatkiem, a nawet przesytem. W kontekście macierzyństwa warto również większą uwagę po­ święcić matecznikowi, którego opis wypełnia w znacznej mierze księgę IV. Jest on poprzedzony przedstawieniem trudności i niebezpie­ czeństw, które czyhają na człowieka chcącego przedrzeć się przez ba­ gna, trzęsawiska i dotrzeć do królestwa roślin i zwierząt, czyli do właściwego matecznika. Nosi on znamiona krainy idealnej:

A za tą mgłą na koniec (jak wieść gminna głosi) Ciągnie się bardzo piękna, żyzna okolica: Główna królestwa zwierząt i roślin stolica. W niej są złożone wszystkich drzew i ziół nasiona, Z których się rozrastają na świat ich plemiona; W niej, jak w arce Noego, z wszelkich zwierząt rodu Jedna przynajmniej para chowa się dla płodu. IV, 509-515

Obszar to z kilku względów niezwykle zajmujący. Jednakże w kon­ tekście powyższych rozważań godna większego zainteresowania jest sfera płodności i macierzyństwa, silnie zaakcentowana w przytoczo­ nym fragmencie. Przede wszystkim dowiadujemy się, że to „żyzna oko­ lica”, dalej narrator informuje o jej niezwykłym znaczeniu - tam zgro­ madzone są nasiona wszystkich roślin, a na dodatek zamieszkuje ten obszar przynajmniej jedna para z każdego gatunku zwierząt. Żyzność, nasiona, płodność wzbogacają - z jednej strony - wykreowany przez Mickiewicza obraz oparty na białoruskiej baśni ludowej, a z drugiej strony - przez wprowadzenie porównania z Arką Noego włączają go w krąg biblijny. Zwierzyniec Noego miał gwarantować powstanie nowego życia na ziemi po potopie - jest więc symbolem przetrwania i odrodzenia. Trudno chyba wyobrazić sobie inną przestrzeń stano­

8S. Pigoń: Wstęp. W: A. Mickiewicz: Pan Tadeusz..., s. LXXIV-LXXV. wiącą apoteozę życia niż ta, którą z tradycji ludowej poetycko prze­ tworzył wieszcz przyszłego odrodzenia się Polski. Warto przytoczyć przypis Pigonia dotyczący białoruskiego zna­ czenia wyrazu „matecznik” - „oznacza on jakby macicę leśną, z której wywodzą się wszystkie rody mieszkających tam zwierząt.”9 Wiązanie tej nazwy pewnego mitycznego obszaru z matką i macierzyństwem nie jest więc oparte tylko na fonicznym podobieństwie rzeczowników matecznik i matka, ale również na wspólnocie wielu realnych ele­ mentów charakterystycznych dla tych terminów. Na początku rozważań wypełniających ten szkic został przedsta­ wiony pewien schemat myślenia, który w formie graficznej wyglądał­ by następująco:

Schemat ten oparty jest na modelu myślenia, charakterystycz­ nym dla wielu kultur. Dotychczasowa analiza jego realizacji w obrę­ bie Pana Tadeusza wykazuje, że Mickiewicz przywiązuje ogromną wagę do akcentowania kwestii płodności, macierzyństwa i życiodaj­ nego pierwiastka żeńskiego w odniesieniu do ziemi litewskiej. Przez podkreślenie wymienionych jej aspektów podlega ona zabiegowi po­ etyckiej idealizacji, która dokonuje się przez wypełnianie z nawiązką przeznaczenia gleby, wyrażającego się w realizowaniu życiodajnej funk­ cji. Pozostaje jeszcze odpowiedzieć na pytanie dotyczące macierzyń­ stwa kobiet w Panu Tadeuszu. Znamienną uwagę na temat Mickie­ wiczowskich bohaterek poczynił Juliusz Kleiner:

Brak reprezentatywnej kobiety [...] związany jest z cechami całej twórczości Mickiewicza wybitnie, nawet jednostronnie męskiej (co go od Goethego i od Słowackiego silnie odróżnia). Interesuje go głównie osobi­ stość mężczyzny; kobieta w świecie jego poetyckim widziana jest okiem mężczyzny, w którego życiu gra jakąś rolę. Toteż jej ideał według postu­ latów Mickiewicza osiągnięty zostaje przez zharmonizowanie z dążenia­ mi ukochanego.10

Przytoczony sąd badacza dotyczy tego, że kobiety w dziełach wiesz­ cza pozbawione są głębi psychologicznej, nie odgrywają też w utwo-

9I de m: przypis do wersu 565 księgi IV. w: A. M ic k ie w i c z: Pan Tadeusz..., s. 219. 10 J. Kleiner: Mickiewicz. T. 2: Dzieje Konrada. Lublin 1948, s. 265. rach wiodącej roli (z wyjątkiem Grażyny), nie są nośnikiem wielkiej idei i nie dokonują znaczących czynów. Owe wnioski wskazują na to, że skoro bohaterki Mickiewicza po­ zbawione są pewnej niezwykłości i szczególnej roli, powinny realizo­ wać odwieczny model macierzyństwa, opiekuńczości, tego co tkwi w ich naturze i stanowi sferę, która je wyróżnia. Czy jednak taką wi­ zję znajdziemy w Panu Tadeuszu? Bliższa analiza świata żeńskiego w poemacie prowadzi do zaska­ kującego wniosku. Nie macierzyństwo, a sieroctwo jest kategorią dla tekstu Mickiewicza znacznie bardziej reprezentatywną. Tytułowy bohater wychowuje się bez ojca i bez matki. Napiętnowany Jacek So­ plica wyrusza w świat, by odkupić swoje grzechy. Małego Tadeusza pozostawia w kraju i w pewien sposób kieruje jego edukacją oraz ży­ ciem, jednak nie może tu być mowy o pełni czy doskonałości związku, który powinien łączyć ojca z potomkiem. Problem matki młodego So­ plicy został w poemacie poruszony w siedmiu wersach, w spowiedzi Jacka. Jawi się w nich ledwie szkicowy wizerunek kobiety poczciwej, kochającej, przywiązanej do męża i z pewnością opiekuńczej wobec dziecka. Jednak czynniki od niej niezależne sprawiły, że swego ma­ cierzyńskiego powołania, do którego miała wszelkie predyspozycje, nie mogła wypełnić. Na drodze stanął brak miłości ze strony Jacka, jego pijaństwo i złość, a w konsekwencji śmierć bezimiennej matki Tadeusza. Wykonała ona jedynie pierwszy krok - urodziła syna, ale dostąpienie wszystkich dalszych uroków i trosk macierzyństwa nie zostało jej dane. Podobny był los Ewy - córki Stolnika. Można nawet mówić o pew­ nym schematyzmie Mickiewicza w kształtowaniu historii małżeńskiej jej i żony Jacka Soplicy. W obu przypadkach mamy do czynienia ze związkami nieszczęśliwymi, niespełnioną miłością i brakiem perspek­ tyw na lepszą przyszłość. Ewa urodziła córkę Zosię, lecz, podobnie jak matka Tadeusza, nie mogła zająć się wychowywaniem swego dziec­ ka. Prawdopodobnie z własnej woli towarzyszyła mężowi podczas ze­ słania na Sybir. Wydaje się, że była pewna rychłego powrotu do kraju, skoro zostawiła tam córkę. Trudno podejrzewać tak kruchą i uczucio­ wą istotę o świadome porzucenie dziecka. Być może chciała wyjechać na jakiś czas, by zapomnieć o tragicznych dla niej i rodziny zdarze­ niach, które kojarzyły jej się z domem i jego atmosferą. Jednakże nie te dociekania i przypuszczenia są w kontekście niniejszych rozważań najistotniejsze. Ważne jest to, że ukochana Jacka Wąsala staje się ko­ lejną kobietą od której sfera macierzyństwa zostaje w pewnej mierze odsunięta, bo przecież nie zasadza się ono na samym fakcie urodzenia dziecka, ale obejmuje też jego wychowanie. Ewa i bezimienna matka Tadeusza są jednak tylko osobami z tzw. przedakcji. Warto również zwrócić uwagę na bohaterki, które wypeł­ niają wykreowany przez Mickiewicza świat Soplicowa. Kobiecość Teli­ meny polega przede wszystkim na kokietowaniu, na tym, że kocha pięk­ ne stroje, stara się być w zgodzie z modą poluje na męża, lubi, gdy męż­ czyźni zwracają na nią uwagę i doceniają jej wdzięki. Można powie­ dzieć, że Mickiewicz, tworząc jej wizerunek, dokonał syntezy tego, co zwykle w rozumieniu mężczyzn uznawane jest za atrybut płci pięknej i nie jest bynajmniej dla niej pozytywne11. Trudno również mówić o ko­ biecości Telimeny w wymiarze macierzyństwa. Owszem, pełni ona funk­ cję opiekunki Zosi, ale nie jest przecież jej m atką a zawarte w tekście uwagi dotyczące metod i celów wychowawczych, stosowanych przez nią świadczą o tym, że nie są one zbyt wyszukane. Dba ona głównie o to, by jej wychowanica ubierała się zgodnie z gustem opiekunki, by porzuciła gospodarskie zamiłowania i doceniła uroki wygodnego ży­ cia w mieście. Nie można jednak na kartach poematu odszukać frag­ mentów świadczących o szczególnym przywiązaniu Zosi do Telimeny czy chociażby sympatii, która powinna zrodzić się między osobami tworzącymi nawet zastępczą wobec związku matki z córką relację opie­ kunka - wychowanica. Właściwie latorośli, wyrosłej z nieszczęśliwe­ go małżeństwa Ewy z Wojewodą nie ma kto pielęgnować, a wprowa­ dzenie jej w dorosłe życie przez Telimenę ogranicza się do spraw stro­ ju, zachowania i tego, co wypada, a co nie przystoi młodej dziewczy­ nie. Tak charakterystycznej i wpisanej w społeczną świadomość ma­ cierzyńskiej kategorii kobiecości nie można przypisać Telimenie. Bar­ dziej przystaje do jej wizerunku dosadne porównanie, którego doko­ nał Asesor, do samicy szukającej miejsca na uwicie sobie gniazda bądź zestawienie bohaterki z myśliwym polującym na zwierzynę. Z niezbyt szerokiego grona postaci kobiecych przedstawionych przez Mickiewicza wymienić należy żonę Podkomorzego i jej córki: Różę, Annę oraz najmłodszą której imienia nie znamy. W akcji utwo­ ru nie odgrywają one znaczącej roli. Czytelnik dowiaduje się tylko, że z jedną z nich Sędzia chce - zanim dowiaduje się o woli Jacka wzglę­ dem syna - ożenić Tadeusza. W końcu jedną z córek Podkomorzego być może weźmie za żonę Hrabia. Jednakże i w tej rodzinie, którą tworzą jeden mężczyzna i cztery kobiety, trudno mówić o jakiejś szcze­ gólnej roli macierzyństwa. Mickiewicz nie wspomina o tym, jakie więzi łączą matkę i córki. Rodzice ograniczają się jedynie do prób znalezie­ nia męża dla swych panien na wydaniu.

11 Mickiewicz nie ukazuje jednak Telimeny jako złej kobiety, pozbawionej serca. Na aspekt ten zwraca uwagę K. Górski (. W arszawa 1989, s. 178). Wojskiemu Hreczesze towarzyszy w czasie pobytu w Soplicowie młodsza córka Tekla. Również ona znajduje w domu Sędziego towa­ rzysza życia. Jest nim Asesor, który ma nadzieję, że owocem zainicjo­ wanego związku będzie potomstwo. Mówi o tym w pojednawczej roz­ mowie z Rejentem.

Chciałem sprzęt ten zostawić w dziedzictwie dla dzieci; Dzieci pewnie mieć będę, wiesz, że się dziś żenię. XI, 562-563

Trudno jednak podzielać optymizm Asesora, skoro wiemy, że jego wybranka liczyła lat około pięćdziesięciu. Bardzo prawdopodobne jest, że radość macierzyństwa i ją niestety ominie. Dotychczasowa analiza relacji kobiety i ziemi do wspólnej dla nich sfery płodności, pierwiastka życiodajnego, macierzyństwa - pozwala na sformułowanie kilku wniosków. Przede wszystkim znamienne dla poematu Mickiewicza jest silne akcentowanie urodzajności gleby, bo­ gactwa plonów dostarczonych przez ziemię, która nie tylko „rodzi” zalążek owocu, ale warunkuje jego dojrzewanie i wreszcie w ukształ­ towanej postaci oddaje go człowiekowi jak matka, która wychowuje dziecko i posyła je w świat. Dla autora Pana Tadeusza istotny jest fakt, że to ziemia ojczysta, która pełni funkcję matki wszystkich przez nią zrodzonych, stanowi obszar spowity wielką tęsknotą i miłością emigranta. W tym kontekście idealizacja krainy nie dziwi, ważne jest jednak to, że dokonuje się ona przez wyeksponowanie płodności i afir- mację życia, która wyraża się w bogactwie form zrodzonych przez zie­ mię. Wielka to apoteoza rodzimej ziemi, spełniającej w sposób dosko­ nały swą macierzyńską powinność. Natomiast postaci kobiet w Panu Tadeuszu są raczej szkicowe i nie odgrywają znaczącej roli w poemacie. Można się było spodzie­ wać, że będą przynajmniej realizowały ten przypisany ich płci model matki, opiekunki, płodności, rodzicielskiej troski, ale i to wyzwanie nie zostało przez nie podjęte. W utworze Mickiewicza trudno bowiem wskazać kobietę, która byłaby obdarzona wymienionymi atrybutami. Problem ten zauważyła już i poddała interpretacji Ewa Graczyk;

Nieobecność macierzyństwa, zupełny brak postaci matki, jest w obrazie Mickiewicza faktem niezwykle doniosłym. Popatrzmy na szcze­ gólną, bardzo konsekwentną logikę tego braku: ogród, wyobrażenie roz­ ległe, rozproszone i statyczne zwycięża skupiony, centralistyczny obraz domu. Az kolei na samym jego obszarze, we wnętrzu dworu, nie ma mat­ ki, to znaczy nie ma ośrodka, nie ma punktu, z którego promieniowałby obraz bezpieczeństwa, bycia chronionym. Zwycięstwo ogrodu i nieobec­ ność dosłownego macierzyństwa to w „Panu Tadeuszu” współistnienie nieprzypadkowe.12

Owe rozważania oparte są przede wszystkim na badaniu pojęcia domu i rodziny w ujęciu Bachelardowskim13. W konsekwencji prowa­ dzą one do stwierdzenia, że brak matki w poemacie Mickiewicza re­ kompensowany jest tym, że dworek otwiera się niejako na świat, tra­ ci wymiar dośrodkowy, a funkcję jednego, wspólnego domu pełni oj­ czyzna. Z kolei przedstawiony w niniejszym artykule tok rozumowa­ nia, oparty na analizie wyznaczników płodności i macierzyństwa zie­ mi litewskiej i kobiet wypełniających świat Soplicowa, również po­ zwala stwierdzić, że rolę matki w Panu Tadeuszu przejmuje właśnie wytęskniona, ukochana i kojarząca się autorowi z „sielskim dzieciń­ stwem” ojczysta ziemia. Wniosek ten poprzedzony szerszą argumen­ tacją wydaje się słuszny. Wymaga jednak, w moim przekonaniu, uzu­ pełnienia. Do tej pory świadomie pomijałem Zosię, co nie jest wynikiem nie­ uwagi. Chciałem bowiem tej osobie poświęcić więcej miejsca oraz pod­ kreślić szczególną jej rolę w poemacie i tym samym wyróżnić z grona kobiet goszczących w domu Sędziego. W odniesieniu do nich padły słowa o braku cech macierzyńskich, rodzicielskich, o tym, że w ich przypadku trudno mówić o pewnym modelu kobiecości opartym na wychowaniu, zajmowaniu się dziećmi i wnoszeniu ciepła w domowe progi. Czy ta sama opinia może dotyczyć Zosi? Czy Mickiewicz w ogó­ le nie przywiązywał wagi do rodziny, w której żona i matka odgrywa przecież podstawową rolę? Analiza fragmentów poematu, które za­ wierają opis wyglądu i zachowania Zosi, upoważnia do sformułowa­ nia kilku wniosków. Przede wszystkim córka Ewy i Wojewody nie jest postacią statyczną, na kartach poematu dokonuje się jej przemia­ na, dojrzewa, zmienia się z dziecka w kobietę, przekracza próg, który dzieli swobodę i beztroskę od sfery obowiązku i odpowiedzialności. Można mówić o dwóch obliczach bohaterki. Jedno z nich kształtowa­ ne jest dzięki obrazom prezentującym dziewczynę z pogranicza jawy i snu, realności i fantazji14:

12 E. G r ac z y k: Szczęście „Pana Tadeusza”. W: B alsam i trucizna. 13 tekstów o M ic­ kiew iczu. Red. E. Graczyk, Z. Majchrowski. Gdańsk 1993, s. 71—72. 13 Zob. G. Bachelard: Dom rodzinny i dom oniryczny. W: I de m: Wyobraźnia po­ etycka. Tłum. H. Chudak i A. Tatarkiewicz. W arszawa 1975, s. 301-330. 14 Na takie oblicze Zosi zwraca szczególną uwagę wielu badaczy, zob. Z. Szmyd- t o w a: M ickiew icz - R ousseau. W arszawa 1961, s. 207—208; S. Pigoń: „Pan Tadeusz”. Wzrost, wielkość, sława. W arszawa 1934, s. 122. I wionęła ogrodem przez płotki, przez kwiaty, I po desce opartej o ścianę komnaty, Nim spostrzegł się wleciała przez okno, świecąca, Nagła, cicha i lekka jak światłość miesiąca. I, 125-128

To wizerunek istoty wyjątkowo lekkiej, ulotnej, dla której meta­ forycznego przedstawienia właściwe jest zestawienie z ptakiem i świa­ tłem. Fenomen powietrza i ognia kreuje niezwykle dynamiczny ob­ raz tej postaci. Drugie oblicze bohaterki tworzą zabawy, ulubione zajęcia, korzy­ stanie z pewnych swobód zachowania, doboru towarzystwa według własnego upodobania, a nie według tego, co przystoi, a co nie wypa­ da. Trafne w tym kontekście wydają się słowa Marii Dernałowicz, która o przyszłej żonie Tadeusza napisała, że „ma w sobie lotność Ewy z wiersza Śniła się zima, dziecinność języka Ewy z Dziadów części III, [...] ludową, dziecięcą prostotę tak miłą romantykom.”15 Jednakże w świetle wypełniających ten szkic rozważań o płodności, macierzyń­ stwie, żeńskim pierwiastku życiodajnym istotne będzie wyekspono­ wanie „trzeciego oblicza” Zosi. Jawi się ono szczególnie wyraźnie we fragmencie księgi III:

Przybiegła z najkrzykliwszym bawić się dziecięciem, Siadła przy niem na ziemi, wzięła je na łono, Drugie głaskała ręką i mową pieszczoną; Aż się uspokoiły objąwszy w rączęta Jej kolana i tuląc główki jak pisklęta Pod skrzydło matki [...] III, 94-99

W stosunku do analizowanych już wizerunków kobiet w Panu Ta­ deuszu obraz to szczególny. Zostają w nim silnie zaakcentowane ma­ cierzyńskie atrybuty Zosi. U niej znajdują schronienie dzieci prze­ straszone nadejściem Hrabiego, do niej mają pełne zaufanie, ona do­ skonale potrafi utulić i uspokoić zapłakaną gromadkę. Delikatna ręka, czuły głos wychowanicy Telimeny daje im poczucie bezpieczeństwa, czyli to, co w pełni może dać tylko matka. O opiece sprawowanej przez Zosię nad dziećmi pisze Zofia Szmydtowa: „Opiekę tę traktuje po­ ważnie, jako zadanie, nie jak zabawę podobnie jak jej chłopskie rów- nolatki pomagają swym matkom”16. W kontekście przytoczonego wcze­

15 M. Dernałowicz: Adam Mickiewicz. Warszawa 1985, s. 305. 16 Z. Szmydtowa: Mickiewicz - Rousseau..., s. 226. śniej fragmentu tekstu powyższy sąd badaczki wymaga pewnej mo­ dyfikacji. Zauważyć należy, że wizerunek Zosi w cytowanym ustępie księgi III pozbawiony jest cech dziecięcych, bohaterka nie została wy­ kreowana w nim na starszą troskliwą siostrę, lecz po prostu na mat­ kę. Ona to „uczuła, że jest nieroztropnie” pozostawić samym sobie przestraszone dzieci. Czy owo „uczucie” to tylko kwestia odpowie­ dzialności, czy może jednak coś, co określamy mianem instynktu ma­ cierzyńskiego? Wydaje się, że raczej to drugie. I w takim przekona­ niu stara się nas utwierdzić autor poematu, który pisze o Zosi, że wzię­ ła dzieci na łono. Zwłaszcza ten ostatni rzeczownik ma związaną z ma­ cierzyństwem wartość semantyczną. Łono jest atrybutem kobiety, naturalną łączliwość frazelogiczną wykazuje z określeniem „matczy­ ne”. Sytuacja zarysowana przez Mickiewicza jednoznacznie wskazuje na takie właśnie znaczenie, które dodatkowo wzmocnione jest po­ równaniem Zosi do ptaka chroniącego pod skrzydłami swe pisklęta. Autor Pana Tadeusza przygotowuje w ten sposób bohaterkę do roli matki. Opieka sprawowana przez wychowanicę Telimeny nad dzieć­ mi, jej troska o wszystko, co żywe, wyrażająca się w niezwykle sta­ rannej pielęgnacji roślin — mają składać się na wizerunek dziewczy­ ny, która w przyszłości stanie się idealną żoną i matką. Nie należy twierdzić, że Mickiewicz nie przywiązuje w ogóle wagi do macierzyń­ stwa, rodziny, że odsuwa tę rolę od bohaterek wypełniających świat Soplicowa, a przenosi ją jedynie na ojczyznę. Spojrzenie na wykre­ owany w poemacie obraz Zosi zaprzecza tak kategorycznemu sądowi. Córka Ewy i Wojewody ma przecież stworzyć z Tadeuszem związek doskonały, czyli taki, który opierałby się na starej biblijnej zasadzie. Zgodnie z nią żona ma być poddana mężowi, a on z kolei ma darzyć ją mi­ łością. Wybranka młodego Soplicy właśnie tak widzi swą rolę w mał­ żeństwie:

Jestem kobietą, rządy nie należą do mnie. Wszakże pan będziesz mężem; ja do rady młoda. Co pan urządzisz, na to całem sercem zgoda! XII, 514-516

Również aspekt przyszłego macierzyństwa Zosi zostaje w tekście podkreślony, szczególnie w projektach snutych przez Gerwazego. Oso­ biście oferuje on swą opiekę nad dziećmi, a zwłaszcza synami, którzy według słów Rębajły rodzą się najczęściej w okresie wojny. Można oczywiście zauważyć, że na kartach poematu nie ma ostatecznego po­ łączenia Tadeusza i jego ukochanej przez ślub, a także, iż szczęśliwa wizja tego związku może zostać zmącona przez historię tragicznej wyprawy napoleońskiej. Jednakże trzeba też zwrócić uwagę na au­ torskie zabiegi, które zmierzają do uchronienia Tadeusza i jego miło­ ści. Mickiewicz nie dopuszcza swego bohatera do udziału bezpośred­ niego w zmaganiach wojennych (słynna „ręka na temlaku”) - a to ozna­ cza, że pragnie ocalić związek imiennika Kościuszki z Zosią17. Autor dostrzega aspekt rodzinnego szczęścia, które ma płynąć z małżeń­ stwa dwojga sierot i to szczęście pragnie ochronić. „Gospodarz poematu” łączy również Telimenę z Rejentem, Teklę z Asesorem, sugeruje ewentualny związek Hrabiego z córką Podko­ morzego. Czy wypływało to wyłącznie z charakterystycznej dla komedii tendencji do zamknięcia w obrębie utworu kilku wątków związanych z wieloma postaciami? Jest to jedno z możliwych rozwiązań, ale nie jedyne. Wydaje się, że Mickiewicz dostrzega jednak w związku kobiety z mężczyzną coś istotnego. Dla jednej i drugiej strony jest to pewne prze­ znaczenie, rodzaj spełnienia, które powinno owocować szczęściem. Z dotychczasowych rozważań wynika, że sfera płodności, macie­ rzyństwa, łącząca w społecznej świadomości ziemię i kobietę, zostaje w poemacie silnie zaakcentowana w odniesieniu do tej pierwszej. W świecie żeńskim Pana Tadeusza elementy życiodajne, matczyne cha­ rakteryzują przede wszystkim Zosię18. To łączy wybrankę Tadeusza z ziemią a związek ten jest widoczny również na innej płaszczyźnie i w innym wymiarze. Warto spojrzeć na niego w kontekście wypeł­ niających księgę XI wersów, opisujących Zosię w czasie święta plonów:

Na kołnierzyku wiszą dwa sznurki bursztynu. Na skroniach zielonego wianek rozmarynu. Wstążki warkoczów Zosia rzuciła na barki, A na czoło włożyła zwyczajem żniwiarki Sierp krzywy, świeżym żęciem traw oszlifowany, Jasny jak nów miesięczny nad czołem Dyjany. XI, 635-640

Alina Witkowska komentuje ten fragment w sposób następujący:

Nie pytamy, czy to była najwygodniejsza na tą okoliczność i najbardziej stosowna ozdoba głowy. I nie troszczy się o to poeta. Sierp był potrzebny

17 Zob. K. Górski: Tadeusz z ręką na temlaku. W: Idem: Mickiewicz. Artyzm i język. Warszawa 1997, s. 188-208. ls O niejednorodnej naturze Zosi oraz o potencji macierzyństwa w kreowaniu jej postaci zob. A. Krysztofiak: Zosia - Pani czy Panna ogrodu rozkoszy? W: „Pieśni ogromnych dwanaście ...’’Studia i szkice o „Panu Tadeuszu”. Red. M. P i e c h o t a. Kato­ wice 2000, zwłaszcza s. 43-44. w stroju Zosi jako znamię doskonałej rodzimości i rolniczości zarazem. Także jako sygnał pozwalający widzieć w dziewczynie boginię, jakąś młodziutką litewską Cererę.19

Sąd to niezwykle inspirujący i pozwalający bardzo mocno wpisać Zosię w związek z ziemią. Istotnie jest ona mistrzynią ceremonii - składa snop Matce Boskiej, rozdziela kwiaty i trawy wśród uczestni­ ków uroczystości. Co prawda w tekście w sposób bezpośredni poja­ wia się tylko porównanie nakrycia głowy Zosi i Diany, jednak cały obraz, czas, tło przywołują zestawienie ukochanej Tadeusza z inną mitologiczną postacią - grecką Demeter, rzymską Cererą. W staro­ żytności były one boginiami wegetacji i płodności zwłaszcza zboża. Zosia staje się zatem bóstwem rolniczym, które gwarantuje dobry owoc. Zauważmy jednak, że święto plonów zostaje w poemacie prze­ sunięte ku wiośnie. Mamy zatem wyobrażenie narodzin, budzącego się życia i owocowania. W takie właśnie połączenie świąt właściwych różnym porom roku zostaje wpisana wychowanica Telimeny i ona temu spektaklowi przewodniczy gdyż jest do tego celu najwłaściw­ szą osobą. Jej młodość, pielęgnowanie życia, świeżość to atrybuty wiosny, tej szczególnej „wiosny wojny i urodzaju”. Zosia kreowana zostaje w tym obrazie na symbol dojrzałości, związana jest z owocem. W ten sposób łączy bohaterka trzy fazy wegetacji, o których już była mowa przy analizie pewnych nieścisłości w Panu Tadeuszu. S ą to warunkowane przez glebę narodziny, rozkwitanie, dalej dojrzewanie i w efekcie wydawanie plonów. Wybranka Tadeusza, która w dwu ostat­ nich księgach zyskuje wymiar postaci symbolicznej, ogarnia i w pe­ wien sposób odbija w sobie wymienione fazy. I tak jak na początku artykułu była mowa o przedstawianiu ziemi jako kobiety, tak teraz należy wskazać niezwykle silne zespolenie kobiety z ziemią.

• k - k - k

Prześledzenie występującej na kartach arcypoematu relacji mię­ dzy ziemią i kobietą upoważnia do wyprowadzenia kilku wniosków. Mickiewicz realizuje ów kulturowo usankcjonowany związek, zacho­ dzący między wymienionymi elementami, na różnych płaszczyznach. Po pierwsze, ukazuje ziemię traktowaną jako planeta bądź powierzch­ nia, powłoka, w jej naturalnym zespoleniu z niebem, które w tej rela­ cji odgrywa rolę pierwiastka męskiego. Konsekwencją tego jest ob­ darzenie ziemi atrybutami żeńskimi. Dokonuje się to w metaforycz­

19 A. Wi t k o w s k a: Czas odnaleziony. W: E a d e m: Mickiewicz. Słowo i czyn. War­ szawa 1975, s. 169. nych obrazach, w których jest ona przedstawiona jako małżonka bądź kochanka. W ten sposób pewna kosmogoniczna jednia zatraca swój charakter monumentalny i zostaje wprowadzona w sferę doznań do­ stępnych i bliskich każdemu człowiekowi. Natomiast ironiczny dy­ stans zachowuje Mickiewicz wobec wypowiedzi Hrabiego, w której stosunki międzyludzkie (kochanek - kochanka) zyskują wymiar ko­ smiczny. Druga płaszczyzna zestawienia ziemi i kobiety wyznaczona jest przez aspekt płodności, macierzyństwa i pierwiastka życiodajnego. W tym ujęciu zauważamy szczególne nasycenie litewskiej gleby wspom­ nianymi właściwościami. Przez podkreślenie urodzajności, obfitości plonów i bogactwa przyrody następuje proces idealizacji rodzimej krainy. W tym poetyckim zabiegu nie cofa się Mickiewicz przed mie­ szaniem cyklów wegetacyjnych roślin, przed łączeniem powabów i pożytków właściwych różnym porom roku. Są to owoce, warzywa, kwiaty charakterystyczne dla flory rodzimej ziemi poety. W tym kon­ tekście pojawia się aspekt matki ojczyzny, dla romantyków niezwy­ kle istotny. Przekonują o tym między innymi słowa Marii Janion:

Ojczyzna pojawiła się nieraz w wierszach romantycznych jako oso­ ba obdarzona charyzmatem - świętością matki - czy to umarłej, czy to pogrążonej w letargu, czy to śmiertelnie zranionej, osoba, której trzeba nieść natychmiastową pomoc, dla której należy wszystko porzucić i o której nigdy nie można zapomnieć.20

W swej epickiej wizji pod pojęciem ojczyzny rozumie Mickiewicz historię, narodowe pamiątki, staropolski obyczaj, ale szczególną rolę odgrywają w niej ziemia i jej atrybuty. W świetle przywołanego sądu badaczki można stwierdzić, że autor Pana Tadeusza dostrzega ojczy­ stą matkę-ziemię w wymiarze zniewolenia i konieczności niesienia jej pomocy, jednak ukazuje ją żywą głównie dzięki życiodajnej i ma­ cierzyńskiej sile, której nie zostaje pozbawiona. Rozważania zawarte w niniejszym szkicu ukazują również w no­ wym świetle postać Zosi. Najczęściej była ona postrzegana w kontek­ ście dziecięctwa bądź przez pryzmat arealnej lekkości, ulotności zja­ wiska, które „ledwo dotyka ziemi”. Okazuje się jednak, że tekst po­ ematu dostarcza wielu argumentów na to, iż wybranka Tadeusza ma z ziemią wiele wspólnego. W odniesieniu do niej pojawia się przecież aspekt macierzyństwa, perspektywa bycia żoną i matką a w ostat-

20 M. J a n i o n: Artysta romantyczny wobec narodowego sacrum. W: E a d e m: Czas formy otwartej. W arszawa 1984, s. 97. nich księgach poematu właśnie Zosia przyjmuje symboliczną rolę bó­ stwa rolniczego21.

21 W przypadku pozostałych bohaterek trudno mówić o macierzyństwie czy istot­ nej ich roli w utworze. Konrad Górski fakt ten tłumaczy tym, że „Dzieło Mickiewicza miało pokazać te strony dawnego życia zbiorowego, które predestynowały Polskę do przodującej roli w przyszłej walce o wolność powszechną. Otóż niewiasta nie stwarzała życia publicznego w dawnej Rzeczypospolitej, a jej rola w rodzinie nie miała żadnego wpływu na ustrój państwowy. W tym sensie kobieta polska była Adamowi Mickiewi­ czowi po prostu niepotrzebna.” (K. Górski: Adam Mickiewicz..., s. 177). Czasy teraz na literaturę złe - Mickiewicz na rynku wydawniczym w pierwszej połowie XIX wieku Rekonesans

Tadeusz Żeleński-Boy, rozpoczynając swój cykl szkiców o Adamie Mickiewiczu, stwierdza, że poeta „ze wszystkich naszych wielkich jest [...] najmniej znany”1. Pomimo odnotowania wielu faktów dotyczących życia i twórczości autora Dziadów, badacze literatury nieraz natra­ fiają na tajemnice, zagadki czy niedopowiedzenia. Maryla, Ksawera Deybel, powstanie listopadowe, śmierć poety - to tylko kilka przy­ kładów z życiorysu Mickiewicza, które powodowały lub nadal powo­ dują wiele niedomówień. Dotyczy to również spuścizny literackiej po­ zostawionej przez wielkiego romantyka. Zaglądając do bibliotek, księgarń czy innych księgozbiorów napo­ tykamy wiele wydań utworów Adama Mickiewicza: kilka edycji dzieł wszystkich, których publikację rozpoczęto już za życia poety, a także różne drobniejsze zbiory zawierające wiersze, utwory dramatyczne czy powieści poetyckie. Kilkudziesięciu wydań doczekał sam tekst Pana Tadeusza. Powstają tomiki tematyczne, dotyczące problematyki miłości, przyjaźni itp. Osobno wydaje się zbiory myśli, „skrzydlatych słów, antologie, w których nie może zabraknąć nazwiska Mickiewicza.

1 T. Ż e 1 e ń s k i (B o y): Pism a. T. 4: Brązownicy i inne szkice o Mickiewiczu. Oprać. H. Markiewicz, przedmową opatrzyła M. J a n i o n. Warszawa 1956, s. 65. Ukazanie się utworów Mickiewicza na rynku wydawniczo-księ- garskim pierwszej połowy XIX wieku oznaczało dla poety początek zmagań z wieloma trudnościami. Sygnalizował je w swojej korespon­ dencji. Opisując przyjaciołom problemy, towarzyszące wydaniom ko­ lejnych tomików, stwierdza, iż „czasy teraz złe dla literatury”2. Wy­ dawanie własnych utworów wiązało się z ogromnymi nakładami fi­ nansowymi i wysiłkiem wkładanym w nadzorowanie nakładu. Zyski z drukowanych tomików nie pozwalały na godziwą egzystencję na­ wet tak sławnemu twórcy, jakim stał się Mickiewicz. Pomimo wydawania dmkiem ogromnej liczby utworów - warto przypomnieć, że już za życia poety powstało kilka edycji dzieł wszyst­ kich (trzy edycje paryskie: 1828—1835, 1838, 1844, poznańska z lat 1828-1829 oraz warszawska z 1833 roku) - Mickiewicz nie był w sta­ nie zapewnić utrzymania sobie, a później i swojej rodzinie. Złożyło się na to wiele czynników. Przybliżeniu tej tematyki posłużą zarys sytuacji na dziewiętnastowiecznym rynku wydawniczym w czasie, gdy Mickiewicz wydawał swoje utwory, losy niektórych jego tomików oraz utworów, które ówcześni czytelnicy mu przypisali. Na podstawie ko­ respondencji poety przedstawione zostanie jego funkcjonowanie na rynku wydawniczym, zmaganie się z nierzetelnymi wydawcami, bez­ prawnymi przedrukami dzieł czy dystrybucją nowo wydanych tomi­ ków. W kolejnej części artykułu zasygnalizowany zostanie problem autorstwa utworów Mickiewicza, ponieważ, koncentrując się na sa­ mych tylko wydaniach jego dzieł wszystkich, możemy zaobserwować w nich wiele zmian. Kolejne edycje wzbogacane są o nowe, wydobyte na światło dzienne utwory. Spotykamy jednakże i sytuację odwrotną. Dogłębne studia nad poszczególnymi utworami każą badaczom lite­ ratury romantycznej, tekstologom i edytorom podważyć tezę o autor­ stwie Mickiewicza. Prace nad określeniem i usystematyzowaniem kanonu dzieł wciąż trwają, o czym świadczą chociażby kolejne wyda­ nia jego dzieł. Oprócz tego znajdujemy też teksty, których autorstwo przypisywano Mickiewiczowi, chociaż zostało to zakwestionowane bądź przez samego poetę, bądź podważone w toku badań tekstolo- gicznych. XIX wiek to okres rozwoju rynku wydawniczego. Unowocześnia się wtedy baza techniczna drukarń, wzrasta ich ilość, a przy tym zwięk­

- List do A.E. Odyńca z 13 listopada 1833 roku. W: A. Mickiewicz: Dzieła. T. 15: Listy, część II. Warszawa 1955 [Wydanie Jubileuszowe], s. 103. W dalszej części artykułu cytaty oznaczone symbolem WJ (po nim następuje oznaczony cyframi rzym­ skimi numer tomu i arabskimi - strony) pochodzą z tego wydania. sza się kadra pracowników odpowiedzialnych za drukowanie. Książ­ kę będącą rękodziełem wypierają egzemplarze schodzące z maszyny drukarskiej. Mechanizacja produkcji zwiększa szybkość drukowania, przy obniżeniu równocześnie kosztów. Niestety, wraz z uprzemysło­ wieniem papiernictwa i edytorstwa spada jakość i estetyka wydawa­ nych pozycji8. Praca księgarza-wydawcy jest bowiem - jak pisze Jani­ na Kamionkowa - działalnością dwuaspektową: kulturalną i zarazem handlową1. Rozwój kultury klasy średniej powoduje zwiększenie liczby potencjalnych nabywców książki. Bardzo często tylko potencjalnych, gdyż książka nadal jest luksusem, zaś założenia o szerokim i bezpo­ średnim kontakcie z czytelnikiem, podniesieniu kultury czytelniczej i znalezieniu stałych klientów będą mogły zostać zrealizowane do­ piero w odległej przyszłości. Główną przyczyną niemożności realizacji tych zamierzeń są na­ dal wysokie koszty druku. Małe nakłady i wysoka cena produkcji po­ wodują, że niewielu stać na drukowanie z własnych środków. Nie­ pewny interes odstrasza również mecenasów, do tej pory gotowych przeznaczyć część swego majątku na działalność kulturalną. Prowa­ dzi to anonimowego autora artykułu pt. Grożące literaturze naszej niebezpieczeństwo (wydrukowanego w „Tygodniku Literackim” z 1840 roku) do gorzkiej refleksji, iż „nikt u nas nie tylko majątku, lecz na­ wet sposobu do życia w literaturze nie znajdzie i tylko szlachetnej chęci bycia pożytecznym dla rodaków przypisać należy, że u nas jesz­ cze tylu piszących znajduje się”5. Zeby zaistnieć na szerokim rynku literackim, trzeba zacząć publi­ kować swoje utwory, zwłaszcza że romantyzm sprzyjał wielu płod­ nym pisarzom, nie zawsze wysokich lotów. Aby móc wydawać, trzeba mieć pieniądze oraz znaleźć drukarza na tyle odważnego, by zdecy­ dował się podjąć ryzyko wydania poezji nieznanego nikomu twórcy. Wydawanie książek to wciąż interes zbyt niepewny, stąd drukarze, obawiając się problemów finansowych, a nawet upadku drukarni, nie chcieli łożyć własnych środków. Koszty wydania książki musiał po­ nieść autor. Wysoka cena druku powołuje do życia tzw. prenumeratę. Polegała ona na znalezieniu w gronie przyjaciół i znajomych chętnych

;i Zob. S. D a h 1: Dzieje książki. Przekl. E. Garbaci k. T. Zapiór, H. Devechy. Wrocław 1965, s. 322-325. Więcej informacji dotyczących rozwoju drukarstwa w: B. Gołka, M. Kafel. Z. Kłos: Z dziejów drukarstwa polskiego. Warszawa 1957; C. Kwiecień: Od papirusu do bibliobusu. Książka o książce. Katowice 1960. 'J . Kamionkowa: Zycie literackie w Polsce w pierwszej połowie XIX wieku. Stu­ dia. W arszawa 1970. s. 203. 5 Cyt. za: ibidem, s. 204, przypis 8. do zakupienia tomiku, który autor zamierza ogłosić. Osoby te, doko­ nując przedpłaty, dostawały tak zwany bilet, będący gwarancją otrzy­ mania nowej książki6. Bardziej opłacalne dla wydawców były - we­ dług Józefa Szczepańca - edycje korsarskie dzieł, które zyskały już uznanie odbiorców, ponieważ popularność gwarantowała zbyt. Prze­ druki przynosiły im duże zyski, gdyż pominięta została umowa z au­ torem. Często stanowiły one dla edytorów możliwość podreperowa­ nia finansowej kondycji wydawnictwa. Jak podaje Teofil Syga,

prawo [...] nie chroniło autora przed nadużyciem zarówno ze strony za­ wodowych księgarzy, jak i przygodnych wydawców. [...] Stosunki mię­ dzy wydawcą i autorem opierały się na normach zwyczajowych, zmien­ nych, niejednakowo przestrzeganych i niezabezpieczających ani praw autora, ani interesów wydawcy.7

Brak zabezpieczeń praw autorskich i wydawniczych wywoływał poczucie bezkarności dla działań nieuczciwych wydawców i całkowi­ ty brak możliwości ochrony twórcy. Zagadnienie korsarskiego druku, to jest druku bez wiedzy autora lub osoby do tego upoważnionej, było rozpatrywane w kategoriach etycznych, a nie prawnych. Dla twórcy, niezwykle dbałego o sprawy związane z wydawaniem własnych utworów, owa dowolność i brak możliwości dochodzenia swo­ ich praw musiały być bardzo uciążliwe, chociaż nie znając innej moż­ liwości, traktował pojawiające się nieprawidłowości jako sytuację na­ turalną, której może zapobiec jedynie dzięki własnemu starannemu nadzorowi procesu wydawniczego. Twórca narażony był nie tylko na oszustwa finansowe czy niestaranne wydanie planowanego tomiku, ale również na plagiat, czyli zawłaszczenie swojej twórczości przez innego, może mniej utalentowanego, artystę lub przedruk tomu bez wiedzy autora. Mogło też dojść do tego, że niepewny debiutant dru­ kował anonimowo, czekając na werdykt opinii publicznej, ta zaś, kie­ rując się różnymi przesłankami (stylem, inicjałami), starała się przy­ pisać wiersz autorowi o nazwisku już uznanym. To wydawca decydował, co, kiedy i gdzie umieścić. Dzięki takiej polityce możliwe było oficjalne poprzedzenie anonimowego utworu

*’ T. Syga: Te księgi proste. Dzieje pierwszych polskich wydań książek Mickiewi­ cza. Warszawa 1956, s. 248. Zob. też: J.M. Rymkiewicz: Do Snowia i dalej... K ra­ ków 1996, s. 37. Rymkiewicz podaje tu, że prenum eratę na pierwszy tom Poezyj Mic­ kiewicza opłaciły sto dwadzieścia cztery osoby. Największą sumę, sześć rubli, wpłacił Michał Wereszczaka, zamawiając pięć egzemplarzy mającego się ukazać tomiku. Ze względu na tę ilość wśród ówczesnych prenumeratorów był wyjątkiem. 7 Ibidem, s. 248-251. zatytułowanego: Nowa Zasada. Flora romantyczna, wydanego w „Ga­ zecie Warszawskiej” z 6 marca 1830 roku następującą przedmową:

Dostał się przypadkiem w moje ręce rękopis dziełka pod tytułem Flora romantyczna. Upraszam autora, żeby raczył się zgłosić do drukarni „Ga­ zety Warszawskiej” w celu odebrania swojego egzemplarza. Mniemam zaś, że nie poczyta mi za złe, jeśli powodowany chęcią przysłużenia się publiczności umieszczę tu nader trafny i zajmujący wyjątek z wyżej wspo­ mnianego pisma.s

Wydawnictwem kierowała zasada, że najważniejszą rzeczą jest zainteresowanie czytelników. Dlatego redaktorzy decydowali się na drukowanie utworów anonimowych, nierzadko bez wiedzy autora. Ce­ lem takich działań najczęściej była manipulacja, chęć wyśmiania i zde­ precjonowania nowych, nieznanych poglądów i wyznających je ludzi. Antologia artykułów pojawiających się w prasie w latach 1818-18309 pokazuje, że drukowanie tekstów o nieznanym autorstwie (co trzeba odróżnić od przypadku, w którym autor świadomie prosi o zatajenie nazwiska) było procederem stosunkowo częstym. Głównym tematem przewijającym się przez przywoływane prasowe publikacje był spór pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami romantyzmu, odnoszącymi się w recenzjach do kolejnych tomików poezji Mickiewicza. Tematyka utworów niejednokrotnie wpływała na decyzję autora o wydaniu anonimowym. Było to bezpieczne, gdyż w przypadku ośmie­ szenia lub niepowodzenia osoba twórcy pozostawała w cieniu. Z kolei przychylne przyjęcie umożliwiało ujawnienie się i prawie natychmia­ stowe zdobycie popularności. Okazało się to dość ważne w momen­ cie, gdy sława Mickiewicza zaczęła wpływać na tych, którzy dopiero debiutowali na rynku księgarsko-wydawniczym. Twórcy żyjący i piszą­ cy w czasach Mickiewicza musieli się liczyć z tym, że ich dzieła rozpa­ trywane będą w odniesieniu do jego twórczości. Narastające nieprawidłowości, które dotykały autorów dzieł ma­ jących wyjść drukiem, powodowały, że wzrastała świadomość potrzeby ustalenia jednolitego światowego prawa ochraniającego własność in­ telektualną. Wyróżniał się w tej dziedzinie Związek Księgarzy Niemie­ ckich, który już na początku XIX wieku sformułował własne prawo au­ torskie. W połowie XIX wieku skodyfikowała je Francja. Wielostron-

8 W. Billi p: Mickiewicz w oczach współczesnych, dzieje recepcji na ziemiach pol­ skich w latach 1818-1830. Antologia. Wrocław 1962, s. 193. 9 Ibidem. ne dążenia zaowocowały ustanowieniem konwencji berneńskiej w 1886 roku. Przyczyniła się ona do zwiększenia praw twórców do swoich dzieł. Zanim to jednak nastąpiło, twórca musiał pokonać wiele prze­ szkód, by jego książka trafiła do księgarń i do rąk czytelników. Publi­ kację tomiku poprzedzało uzgodnienie „warunków umowy” z wydaw­ cą. Spisane w obecności świadka określały dokładnie datę przekaza­ nia utworu do druku w formie czytelnego i poprawionego rękopisu. W dalszych punktach kontraktu określano liczbę egzemplarzy, mają­ cych ukazać się drukiem, oraz wyznaczano konkretną datę, kiedy tekst jako podmiot istniejącego wówczas prawa autorskiego stawał się „wła­ snością wyłączną i zupełną” drukarza. Problematyczna okazywała się dystrybucja wydanych tomików. Odpowiadał za nią najczęściej sam autor, który po ukazaniu się dzieła musiał nie tylko rozliczyć się z prenumeratorami, ale także następnie rozprowadzić książki wśród znajomych i potencjalnych czytelników. Było to chyba najsłabsze ogniwo rynku wydawniczo-księgarskiego. Księgarnie powstawały jedynie w większych miastach. Na prowincji zakup książki możliwy był jedynie przy nadarzającej się okazji, to zna­ czy najczęściej towarzyszył innym transakcjom10. Z kolei pozostawie­ nie książek w księgarni często było równoznaczne z zaleganiem ich na półkach. Sugerowane powody nierzadko miały dość nietypowy charak­ ter, na przykład moda jedynie na warszawskich poetów. Należało rów­ nież przesłać tomik kilku uznanym recenzentom. Ich pozytywne opi­ nie zapewniały autorowi poczytność, a co za tym idzie: zyski ze sprze­ daży. Dla pierwszych pokoleń romantyków przebicie się przez nieprzy- chylność klasyków było szczególnie trudne, toteż młodzi zżymali się często, że recenzenci sami ,jure caduco [prawem kaduka - A.R.] chcą sobie gwałtem przywłaszczyć przywilej wydawania patentów na sła­ wę”11. Dlatego twórca starał się zaprzyjaźnić z chociażby jednym powa­ żanym krytykiem i tym samym zyskać jego przychylność. Okazywało się to niekiedy niezwykle pomocne, żeby zwrócić uwagę czytelników. Osobne ustalenia dotyczyły honorarium oraz sposobów i termi­ nów jego wypłacania. Najczęściej pierwszą ratę wypłacał wydawca przy podpisywaniu umowy (stanowiła ona równocześnie pokwitowa­ nie otrzymanych pieniędzy), kolejne - po otrzymaniu rękopisu lub w in­ nym terminie wskazanym przez autora12. Słowo „honorarium” nie jest tu jednak precyzyjne, ponieważ - jak podaje Syga - ich wypłacanie

10 T. Syga: Te księgi proste..., s. 251. 11 A.E. Odyniec: Listy z podróży. T. 1. W arszawa 1961, s. 261. 12 Na podstawie Warunków Umowy między Adamem Mickiewiczem a Aleksandrem Jełow ickim podanych przez T. S y g ę w: I de m: Te księgi proste..., s. 259—260. nie należało w czasach Mickiewicza do zjawisk powszechnych, a jeśli już je wypłacano, były stosunkowo niskie. Twórcom nieznanym przy­ sługiwała kwota zryczałtowana. Pierwszym próbom wydawniczym fi­ lomatów towarzyszyła świadomość, że mogą liczyć jedynie na obda­ rowanie książkami klasyków, na przykład niemieckich. Z kolei Teo­ dor Tomasz Jeż (pseud. Zbigniewa Miłkowskiego) otrzymał honora­ rium wypłacone w naturze. Zamiast kilku tysięcy guldenów austriac­ kich od Jana Dobrzańskiego, redaktora lwowskiego „Dziennika Lite­ rackiego”, stał się właścicielem dwunastu webowych koszul13. Podpisując umowę, autor przekazywał swoje prawo do utworu wydawcy, co wyraźnie pokazują zachowane umowy z edytorami. Kon­ trakt określał czas, na jaki prawa własności przechodziły w ręce księ­ garza oraz liczbę egzemplarzy mających się ukazać w tym okresie. „Prawo wydawania dzieł [...] służy nabywcom; [autor - A.R.], dopóki nie upłynął czas kontraktu, nikogo upoważniać nie mógł do przedsię­ brania nowych wydań.”14 W praktyce oznaczało to wyłączność kon­ kretnej drukarni na edycję danego tomu. I tak, Aleksander Jełowic- ki15 otrzymał prawo do wydania Pana Tadeusza oraz wszystkich dzieł jego twórcy na trzy lata (choć z klauzulą, że przy wcześniejszym wy­ korzystaniu limitu egzemplarzy miał się go zrzec), Eustachemu Ja­ nuszkiewiczowi poeta obiecywał prawo do druku projektowanej Hi- storyi polskiej na cztery lata, z kolei Aleksander Chodźko posiadał takie prawo przez sześć lat (dotyczyło to paryskiej edycji Pana Tade­ usza)16. Pojawiły się również projekty przyznania dwunastoletniego okresu na wydanie dzieł zbiorowych Zygmuntowi Schletterowi17.

13 S. Wasylewski: Zycie polskie w XIX wieku. Oprać., przedmową i wstępem opatrzył Z. Jabłoński. Kraków 1962, s. 366. Weba — bardzo cienkie płótno lniane, używane zwykle na bieliznę pościelową. 14 List do J. Ty siewicza z [drugiej połowy 1851 roku], (WJ XVI, 469). 15 Aleksander Jełowicki (1804-1877) - współwłaściciel, wraz z E. Januszkiewi­ czem, drukarni polskiej w Paryżu. Ukazały się w niej: D ziadów część III, Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego, Pan Tadeusz oraz osiem tomów dzieł wszystkich Mickiewicza. 16 List do Z. Schlettera z 16 marca 1851 roku, (WJ XVI, 433). Aleksander Chodźko (1804-1891) wydał najpełniejszy zbiór twórczości Mickiewicza za życia po­ ety. Zwraca uwagę staranny komentarz, bibliografia utworów oraz ich tłumaczeń na języki obce. 17 Zob. ibidem. W liście tym Mickiewicz dokładnie określa sposób wydania dzieł, układ tomów, ich zawartość. Zapewnia sobie równocześnie prawo do własności matryc po wygaśnięciu umowy oraz prawo do prowadzenia rozmów z innymi wydawcami w sprawie edycji utworów. Umowa ta jednakże nie doszła do skutku. Zygmunt Schlet- ter (1803—1850), założyciel księgarni drukarskiej we Wrocławiu (1833). Zainteresowa­ ny drukowaniem utworów polskich pisarzy i poetów starał się o zgodę na wydanie dzieł Mickiewicza. Ten nie wyraził jednak zgody, tłumacząc się innym kontraktem. Wielość wydań dzieł Mickiewicza, których początki sięgają jesz­ cze życia poety, dowodzi, jak skutecznie potrafił on zadebiutować i utrzymać się na tym niewątpliwie trudnym rynku. Jest to przede wszystkim zasługa jego zaangażowania w wydawanie własnych utwo­ rów, skrupulatnego nadzoru nad procesem wydawniczym oraz znajo­ mości ówczesnych, nawet jeśli były tylko zwyczajowe, przepisów re­ gulujących wydawanie dzieł. Wiele interesujących informacji dotyczą­ cych funkcjonowania poety na rynku wydawniczym znajdujemy w jego korespondencji, która dokumentuje starania towarzyszące kolejnym wydaniom utworów. Dodatkowo przekazuje najbardziej bezpośred­ nio stosunek Mickiewicza do istniejącej na rynku wydawniczo-księ- garskim sytuacji, jego zaangażowanie i uczciwość. Listy poety ukazują twórcę, który dbał o ostateczny kształt utworów mających wyjść dru­ kiem i nadzorował kolejne wydania swych dzieł. Pomagali mu w tym przyjaciele, którzy byli pierwszymi krytykami i recenzentami jego twórczości. Dzięki ich cierpliwości i staraniom w marcu 1822 roku opuścił drukarnię najpierw bezimienny utwór Do Joachima Lelewe­ la, wyprzedzając o trzy miesiące pierwszy samodzielny tomik wier­ szy Mickiewicza, zawierający Ballady i romanse (nakład liczył 500 egzemplarzy). Wywołał on ogromną dyskusję i zapowiadał niejako dal­ szy rozwój kariery młodego wówczas filomaty, chociaż on sam jeszcze z ironią stwierdzał, iż czytelnikami byli w głównej mierze służący i po­ kojowe. Bywalcy salonów nie potrafili jeszcze zrozumieć czy też do­ cenić nowego zjawiska w literaturze - romantyczności18. Młody Mic­ kiewicz niemal natychmiast stał się popularny. Głosy o jego sławie dochodziły z Wilna, Warszawy, Petersburga. Kolejne utwory przedru­ kowywano w czasopismach, takich jak: „Wanda”, „Astrea” czy „Ju­ trzenka”. Aż wreszcie na początku 1823 roku, w odpowiedzi na zapo­ trzebowanie rynku księgarskiego, dochodzi do dodruku (z pominię­ ciem cenzury) pierwszego tomu w nakładzie 1000 egzemplarzy. Przyjaciele Mickiewicza mieli często wolną rękę w dokonywaniu poprawek. Ich sugestie poeta wnikliwie analizował. Bywało, że przy­ chylał się całkowicie do rad przyjaciół, pozwalał im decydować o wy­ rzuceniu lub pozostawieniu jakiegoś niezbyt udanego, jego zdaniem, słowa, wyrażenia, a nawet fragmentu. Ta „opętana drukarska i kore- kciarska praca”19, którą odczytujemy z zachowanej korespondencji,

18 T. Syga: Te księgi proste..., s. 13-19. 1!l List doJ. Czeczota [z 2/14 kwietnia -3/15 kw ietnia 1823 r.]. W: A. M i c k i e - w i c z: Dzieła. T. 14: Listy, część pierwsza 1815-1829. Warszawa 1998 [Wydanie Roczni­ cowe], s. 289. W dalszej części artykułu cytaty oznaczone symbolem WR (po nim nastę­ puje oznaczony rzymskimi cyframi numer tomu i arabskimi — strony) pochodzą z tego wydania. osiąga apogeum podczas starań o wydanie II i IV części Dziadów w 1823 roku, w co zaangażowani zostali, oprócz autora, Jan Czeczot, Tomasz Zan, Antoni Edward Odyniec i Franciszek Malewski. Czytel­ nicy, o ile nie mieli okazji poznać korespondencji filomatów lub apa­ ratu krytycznego w wydaniach dzieł Mickiewicza, często nie zdają sobie sprawy, że pewne, nawet dość znane powszechnie zwroty i wy­ rażenia mają innego autora bądź przynajmniej współautora. Zaufanie, jakim Mickiewicz obdarzał przyjaciół, oraz ludzi, któ­ rzy bezinteresownie zajmowali się drukowaniem jego dzieł, znalazło wyraz w liście do Józefa Muczkowskiego20, który przygotował w Po­ znaniu pięciotomową edycję dzieł poety. Wyrażając swą wdzięczność, Mickiewicz pisał:

Darujesz mi, że spóźniłem się z należnym podziękowaniem za życzliwość, jakiej mi dałeś dowody, zajmując się tak czynnie literackimi i handlar- skimi interesami nieznajomego Panu autora. Byłbym bardzo niewdzięcz­ nym, gdybym skarżył się na brak zachęcenia w kraju naszym. Nad bo­ gate honoraria zagranicznych pisarzy, nad ich znaczenie i tytuły, zaszczy- tniejszy jest może, a zapewne sercu milszy, szczupły dochód, który winie- nem bezinteresownej życzliwości nieznajomych, w dalekiej stronie miesz­ kających rodaków. Przy teraźniejszych trudnościach handlu książkowe­ go i stosunków literackich, kiedy własność autorska tak u nas mało szanowana, dałeś Pan przykład piękny, pokazując, iż można potrzebom czytelników odpowiedzieć, bez zaszkodzenia autorom. Jeżeli tym sposo­ bem zobowiązałeś Pan cały cech pisarski, mnie w szczególności wyrzą­ dziłeś cześć i przysługę i wyborem dziełka mojego, i pilnym zatrudnie­ niem się około jego wydania. WR XIV, 578

Słowa te wyraźnie świadczą, jak wielkie poruszenie wywoływały u Mickiewicza wiadomości o kolejnych wydaniach utworów bez jego zgody na drukowanie. Ciekawa pod tym względem może okazać się historia korsarskiego wydania Konrada Wallenroda. Dopuścił się tego Mieczysław Darowski, zachwycony lekturą wymienionej powieści po­ etyckiej. Zwracają uwagę przede wszystkim intencje pomysłodawcy przedruku, w myśl których, z powodu niedostępności edycji peters­ burskiej, miała powstać książka tania, dostępna szerokiemu gronu

20 Józef Muczkowski (1795-1858), wydawca pięciotomowego zbioru Poezji Mic­ kiewicza w latach 1828-1829. Edycją tą zajął się bezinteresownie, przy współpracy Joachima Lelewela. Zyski ze sprzedaży tomów pozwoliły odbyć poecie podróż po Euro­ pie na początku lat trzydziestych XIX wieku. O współpracy Mickiewicza z Muczkow- skim, zob. T. Syga: Te księgi proste..., s. 73-81. czytelników, a przede wszystkim studentom, zafascynowanym histo­ rią tego, który „szczęścia w domu nie znalazł, bo go nie było w ojczyź­ nie”. Ani Darowski, ani jego przyjaciele nie słyszeli - według relacji sędziwego działacza - o prawie autorskim i nie zdawali sobie sprawy z nadużycia. Wystarczył tydzień, by tomik ukazał się w Krakowie w drukarni braci Gieszkowskich. Szczęśliwy pomysłodawca natych­ miast pospieszył listownie zawiadomić Mickiewicza. Zamiast oczeki­ wanej pochwały spotkał się z ostrym napiętnowaniem. Darowski w swoich wspomnieniach streścił list poety, który miał otrzymać jako odpowiedź na informację o przedsięwziętej edycji:

Młodzieńcze! Jesteś prawnikiem, a postąpiłeś bezprawnie. Przedrukiem swoim skrzywdziłeś autora, którego prawa do własności powinieneś był szanować. Nie pozostaje ci nic innego, jak ściągnąć z obiegu sprzedane egzemplarze i w ten sposób dać mi należne zadośćuczynienie. WR XIV, 496, przypis 11

Wydaje się, że poeta zbyt surowo potraktował nieświadomego po­ pełnionego wykroczenia wielbiciela jego talentu. Trzeba jednakże po­ patrzeć na konsekwencje, jakie przyniosła owa edycja. Pewne światło na nie rzuca fragment listu Mickiewicza do Joachima Lelewela (z koń­ ca lipca 1828 roku), w którym poeta omawia sprawy wydawnicze:

Ja tu muszę koniecznie nowe zrobić maleńkie wydanie, ale go nie poślę w Poznańskie, nawet, jeśli tego życzysz, ograniczę rozprzedanie do Litwy i Galicji austriackiej, aby poznańskiemu księgarzowi nie psuć podaży. [...] Ze Lwowa pisano do mnie list grzeczny i miano dać sto dukatów za przedrukowanie Wallenroda; ale księgarz, dowiedziawszy się o nachdru- ku21 krakowskim, tłumaczy się, że mi dać pieniędzy nie może, wszakże wydanie dzieła podobno uskutecznia. WR XIV, 493

Do tej publikacji - jak piszą autorki opracowania (WR XIV, 496, przypis 11) - jednak nie doszło. Można więc zrozumieć niezadowole­ nie wieszcza spowodowane niemożliwością powiększenia własnych dochodów. Toteż sam wymierzył wydawcy karę. Zażądał wycofania wszystkich egzemplarzy przedruku, jakie znajdowały się już na ryn­ ku (około 500 sztuk), co Darowski uczynił bardzo skrupulatnie, odda­ jąc nawet własną książkę i wysyłając nakład poecie22. Operacja ta wiązała się na pewno z wysokimi kosztami, jakie poniósł niefortunny

21 N achd ruk - z niem. bezprawny przedruk. 22 Ibidem, s. 50—56. pomysłodawca przedruku. Niewątpliwie odbieraniu książek od czy­ telników towarzyszyło materialne zadośćuczynienie. Nie wiadomo po­ nadto, czy sprzeciwienie się poleceniom poety mogło pociągnąć po­ ważniejsze konsekwencje. Darowski był prawnikiem i właśnie na jego wykształcenie i wiedzę powoływał się Mickiewicz. Musiały zatem ist­ nieć możliwości dochodzenia sprawiedliwości wobec osób, które do­ puściły się wykroczenia przeciwko prawu wydawniczemu poza tere­ nem, na którym funkcjonowało ustawodawstwo niemieckie. Poeta przywiązywał wielką wagę do legalności drukowanych utwo­ rów. Żądając prawa dla siebie, równocześnie strzegł go w odniesieniu do swoich przyjaciół. Odpowiadając na prośbę redaktora „Melitele”, napisał w liście z 28 września 1835 roku:

Mam także sonety Gaszyńskiego, piszę do niego, czy mi pozwoli wybrać jeden lub dwa dla ciebie. Przesłałbym je w liście. Bez pozwolenia nie śmiem zaczepiać uatum irritabile genus P WJ XV, 145

Poza przytoczonym już przypadkiem Konrada Wallenroda kores­ pondencja Mickiewicza dokumentuje, iż w 1826 oraz 1827 roku do­ szło do dwukrotnego wydania tomików poezji Mickiewicza na pod­ stawie sfałszowanej zgody. Były to przedruki Sonetów z edycji orygi­ nalnej. Fałszerstwa dopuścił się najpierw księgarz wrocławski Jan Bogumił Korn, a rok później Ludwik Piątkiewicz sfałszował aproba­ tę (zgodę na drukowanie) Mickiewicza, wskutek czego w lwowskiej drukarni Kuhna i Milkowskiego ukazały się Sonety opracowane mu­ zycznie przez Karola Lipińskiego. Komentując ten fakt w liście do Józefa Kowalewskiego, poeta dobitnie wyraża swoje niezadowolenie, wskazując jednocześnie na powtarzanie się owego procederu:

Na nieszczęście jeden drukarz lwowski (oby mu paraliż naruszył wszyst­ kie prasy) zrobił tańszą edycją Sonetów i mnie podciął dochody, niwe­ cząc przedaż; trzeba więc o czym nowym myśleć i na gwałt drukować, aby było czym Wańków tutejszych z drążkami i roznoszczyków z kłubni- kąi ziemlaniką opłacać, nim drukarz jaki znowu mnie podgoli! WR XIV, 411

Borykający się od czasów młodości z poważnymi problemami fi­ nansowymi Mickiewicz miał świadomość, że wszelkie oszustwa odbi­

23 Z Horacego: ród wieszczów drażliwy, skory do gniewu. jają się na wysokości jego dochodów. Motyw ten stale przewijał się w jego korespondencji i był głównym powodem sprzeciwu wobec dru­ kowania utworów bez zgody autora. Debiutując na rynku wydawni­ czym, nie mógł liczyć w ogóle na wypłacenie jakiegokolwiek honora­ rium, co więcej, sam musiał znaleźć środki na wydanie swoich tomi­ ków. W późniejszym okresie życia, będąc już popularnym pisarzem, podpisywał jednak całkiem duże kontrakty. Miał otrzymać 1500 tala­ rów za edycję poznańską swych dzieł, 100 dukatów za Giaura, 4000 lub 6000 franków za Pana Tadeusza. Był to przywilej jedynie naprawdę wielkich twórców. Tak wysokie honorarium pozwoliło uregulować narastające długi i zapewniało utrzymanie przez pół roku. Patrząc na te zestawienia, mogłoby się wydawać, że Mickiewicz był (bywał) za­ możnym człowiekiem21. Trzeba jednak pamiętać, że dochody pisarza nie należały do regularnych, a po napisaniu Pana Tadeusza aktyw ­ ność pisarska Mickiewicza stopniowo spadała. Ponadto - pisał o tym Syga - poeta był bardzo uczynny wobec wielu osób i często wspoma­ gał je także finansowo. Stąd też żył niesłychanie skromnie, często skar­ żąc się w swoich listach na problemy finansowe25. Większy zysk mo­ gły przynieść utwory pisane w języku francuskim. Aby podreperować swój budżet, poeta zdecydował się na napisanie dramatu Konfederaci barscy na potrzeby teatru. Powodzenie wystawianej sztuki mogło za­ pewnić mu duże korzyści finansowe. Mickiewicz nie ukrywał, że „robi to po prostu dla chleba; jeśliby się udało, mógłby na długi czas spokoj­ nie po ojczystej literaturze wędrować” (WJ XV, 194). Niestety, całe przedsięwzięcie zakończyło się porażką. Mickiewicz musiał poradzić sobie również z problemem dystry­ bucji nowo wydanych tomików, szczególnie na tereny zaboru rosyj­ skiego. W liście do Odyńca z 21 lipca 1835 roku napisał:

Do M eliteli26 nic teraz nie mam i nie wiem, co napisać, żeby przeszło przez cenzurę; [...] — Jełowicki założył drukarnię, ale jeszcze ledwie za­ czyna robotę; [...] Trudność wpuszczania książek do kraju straszy go, nie bardzo tedy chce płacić za rękopisma. Ja bym myślił, że lepiej byś wy­ szedł drukując te tłumaczenia w Galicji. Wydania paryskie podejrzane są rządom i chociaż chwytane od elegantów i elegantek, nie mogą rozejść się w wielkiej liczbie egzemplarzy. WJ XV, 141

24 Na ten aspekt interpretowania wysokości honorariów Mickiewicza zwrócił mi uwagę Pan Profesor Józef Bachórz, za co serdecznie dziękuję. 23 Więcej o honorariach zob. rozdział Honoraria i nakłady w: T. Syga: Te księgi proste..., s. 247-267. 2e „Melitele” almanach poezji romantycznej wydawany przez A.E. Odyńca. Po Wiośnie Ludów wiele powstałych w Paryżu tekstów budziło podejrzenia ze względu na pojawiające się w nich wątki rewolucyjne. Dodatkowo już sam Mickiewicz był autorem, którego dzieła na tere­ nach rosyjskich podlegały zaostrzonej cenzurze. Aby zatem ułatwić rozprowadzanie i sprzedaż dzieł, należało przekonać cenzorów na gra­ nicy, iż wysyłane egzemplarze są drukami legalnymi. Mickiewicz pró­ bował uśpić czujność cenzury przy wydaniu VII tomu edycji paryskiej z 1834 roku. Tomik ten, zawierający przekłady poezji lorda George’a Gordona Byrona, został antydatowany o pięć lat. Zmieniono przy tym na karcie tytułowej miejsce wydania. Podanie miejsca wydania inne­ go niż Paryż (na karcie tytułowej widnieje informacja, że jest nim dru­ karnia wrocławska) i daty wcześniejszej niż rok Wiosny Ludów nie wzbudzało wątpliwości i ułatwiało dystrybucję książki. Innym sposo­ bem uśpienia czujności cenzorów było przedrukowanie wydania wcze­ śniejszego bez dokonywania poprawek (wspomniane wcześniej, dru­ gie wydanie pierwszego tomu Poezji z 1823 roku). Bywało również, że Mickiewicz zwracał się do cenzorów mu życzliwych (na przykład Jo­ achima Lelewela), przewidując łagodniejsze potraktowanie tekstu z ich strony. Mickiewicz miał wysoką świadomość prawa własności swoich utworów. Tego prawa, niekwestionowanego zwyczajowo i stanowią­ cego główny przedmiot umów, będzie strzegł i je sobie zapewniał, cho­ ciaż, gdy pojawiły się pierwsze plany wydania jego poezji, wysłał - jak podaje Syga - swego przyjaciela Edwarda Odyńca do wileńskiego drukarza Józefa Zawadzkiego27 z propozycją zakupienia na własność rękopisu za sto dukatów i pięćdziesiąt darmowych egzemplarzy ma­ jącego wyjść tomiku. Do tej transakcji jednakże nie doszło, ponieważ wydawca wytłumaczył się brakiem popytu na dzieła autorów litew­ skich. Kiedy zaś księgarz sam wystąpił później z taką samą propozy­ cją Mickiewicz odmówił, gdyż ogromna popularność tomiku przynio­ sła poecie zysk przewyższający umówione sto dukatów, a ponadto za­ chował on prawo własności28. Od tej pory zasady tej będzie skrupu­ latnie przestrzegał. Tylko raz postąpi wbrew swym zasadom. Zwykł był bowiem zawsze sprzedawać prawo do druku swych książek, nie wiążąc się całkowicie i wymawiając sobie wysokość nakładu oraz ter­ min, po którego upływie miał ręce wolne. W przypadku tłumaczenia Giaura Byrona postąpił inaczej, a to zapewne dlatego, że mógł nie przy­ wiązywać wielkiej wagi do tłumaczenia cudzego utworu i sprzedał

27 Józef Zawadzki (1791-1838), założyciel drukarni wileńskiej. W 1810 roku otwo­ rzył filię w Warszawie. Wydawca dwóch pierwszych tomów poezji Mickiewicza. 28 T. S y g a: Te księgi proste..., s. 15 i 19. Giaura na własność za sto dukatów29. Z korespondencji poety wiemy również, że ów „szelma i nudnik”30 - jak nazywał ów poemat - przeło­ żony został w celach głównie zarobkowych. Pracy tej nie towarzyszy­ ło więc emocjonalne zaangażowanie w proces twórczy. Przeglądając bibliografię, dotyczącą życia i twórczości Mickiewi­ cza, kilkakrotnie trafiamy na wzmianki o wierszach, dla których teza o autorstwie Mickiewicza jest wątpliwa bądź już została odrzucona. Proces ten rozpoczął się wraz z pojawieniem się poety na rynku czy­ telniczym i wraz z recepcją jego poezji w ówczesnych środowiskach. Stał się nieodłącznym elementem obecności Mickiewicza na rynku wydawniczo-księgarskim. Jest to też niewątpliwy dowód niezwykło­ ści i indywidualności osoby Mickiewicza w opinii Polaków. On sam - jeśli wierzyć Odyńcowi - powtarzał, że „nie dość nawet jest umrzeć, ale potrzeba jeszcze najmniej pół wieku czasu, aby się sąd potomny o po­ ecie ustalił, i że ten, co goni za chwałą współczesną najczęściej się rozminie z potomną.”31 Już najbliżsi przyjaciele poety popełniali błędy w oznaczeniu au­ torstwa, choć byli w lepszej sytuacji - mogli sprawdzić, czy ich podej­ rzenia są słuszne, mogli dotrzeć do domniemanego twórcy i zapytać, czy to on...? Mickiewicz wielokrotnie musiał zaprzeczyć, nieraz dość stanowczo. Przykładem może tu być chociażby spór o autorstwo Pa­ rodii na Pieśń Filaretów z młodości poety. W Kronice życia i twórczo­ ści Adama Mickiewicza odnajdujemy wzmiankę, iż w lutym 1821 roku Józef Jeżowski proponuje poecie trawestację Pieśni Filaretów32. O sta­ tecznie dokonuje jej Jan Czeczot, ale ustalenie autorstwa staje się problemem nawet dla przyjaciół poety. Świadczy o tym list do Mic­ kiewicza z 11 / 23 stycznia 1823 roku, w którym Czeczot donosi:

[...] parodię, którą chcieli mieć za twoje dziecko już je podrzucają Toma­ szowi, a tymczasem Kiszka:!:! sam się dobrowolnie do niej przyznaje i deklamuje kilka wierszy, których tam nie ma, dowodząc, że musiały zostać w przepisywaniu opuszczone [...].34

29 Ibidem, s. 155. m List do S. Garczyńskiego z [8 kwietnia] 1833 roku (WJ XV, 66). 11 A.E. Odyniec: Listy z podróży..., s. 262. 12 Całość informacji podana za: M. Dernałowicz, K. Kos teniez, Z. M ako­ wiecka: Kronika życia i twórczości Adama Mickiewicza, lata 1798-1824. Warszawa 1957, s. 277. 33 W. Kiszka-Zgierski - literat wileński, cieszący się opinią grafomana. 34 Korespondencja Filomatów (1817-1823). Wybór i oprać. M. Zielińska. W ar­ szawa 1989, s. 374. Na pewno słowa: „To nie ja!” padły w odniesieniu do wydanego anonimowo Kordiana. Opinia publiczna, która otrzymała niepodpi- sany, świetny - jej zdaniem - dramat, uznała go za dzieło właśnie Mickiewicza. Sam autor, Juliusz Słowacki, skomentował ten fakt w li­ ście do matki z 27 kwietnia 1834 roku:

Wielu jednakże w Paryżu przypisująpieśń mojąAdamowi - oto wy­ jątek z listu do mnie pisanego: „Byłem przytomny, jak Ogiński atakował Adama i kiedy ten się wypierał, że nie jest autorem dzieła i że nie wie o niczym, Og[iński] rzekł: »To przynajmniej wiemy, że Pan chce to mieć tajemnicą«”. W drugim liście pisze mi jeden ze znajomych: „Z Memla, dokąd egzemplarze posłałem, piszą mi o K[ordianie] z wielkim uniesie­ niem i biorą to za pracę Adama”. Z tych dwóch doniesień widać, że w wielu miejscach bezimiennie wydaną moją pracę przypisująinnemu - znając uprzedzenie naszych w tym względzie, nie jest mi niemiłą taka pomyłka.35

Marek Piechota wskazuje źródło owej pomyłki. Kluczem jest mot­ to, po które autor Kordiana sięgnął do innego własnego utworu. Czy­ telnicy zatem, po odczytaniu tytułu utworu, znajdowali następujące słowa:

Więc będę śpiewał i dążył do kresu, Ożywię ogień, jeśli jest w iskierce. Tak Egipcjanin w liście z aloesu Obwija zwiędłe umarłego serce; Na liściu pisze zmartwychwstania słowa; Chociaż w tym liściu serce nie ożyje, Lecz od zepsucia wiecznie się zachowa, W proch nie rozsypie... Godzina wybije, Kiedy myśl słowa tajemną odgadnie, Wtenczas odpowiedź będzie w sercu na dnie J. Słowacki: Lambro™

W świadomości odbiorców autor przywoływany w motcie nie był tożsamy z autorem całego dzieła. Zastosowany przez Słowackiego za­ bieg odwracał uwagę czytających od niego jako twórcy dramatu37. Bar­

35 J. S 1 o w a c k i: Dzieła wybrane. T. 6: Listy do m atki. Oprać. Z. Krzyżanowska. Wroclaw 1990, s. 153. 3(i J. SI o w a c ki: Kordian. W: I d e m: Dzieła wybrane. T. 1. Warszawa 1965, s. 432. 37 M. Piechota: Motto w dziele literackim. Rekonesans. W: Autorów i wydawców diałogi z czytełnikami. Studia historycznoliterackie. Red. R. O c i e c z e k. Katowice 1992, s. 106-107. dzo łatwo było także wydrukować utwory w gazetach, opatrując je inicjałami A.M., które niejednokrotnie wywoływały natychmiastowe skojarzenia z osobą Mickiewicza. Pozostaje jeszcze wiele słów Mic­ kiewicza, przytaczanych przez przyjaciół. Powstają zbiory takich tek­ stów38. Słowa poety przytaczają i jego dzieci, i towarzysze podróży, a także osoby zbierające różne ciekawostki z jego życia. Teksty te z pewnością nie oddają dokładnie wypowiedzi wieszcza, często są - być może - jedynie interpretacją. Stanowią jednak ciekawe spojrze­ nie na osobowość i charakter poety39. Te same uwagi dotyczą również dziennika z podróży po Europie, jaki rzekomo Mickiewicz zobowiązał się spisywać na prośbę swego przyjaciela - Odyńca. Maria Dernałowicz we Wstępie do Odyńcowych Listów z podróży wyraża zdziwienie, że tego tekstu nie odnotowano w żadnym z pełnych wydań dzieł Mickiewicza40. Składa się on z zale­ dwie sześciu słów:

Hamburg — bifsztyk; Weimar - Goethe; Bonn - kartofle.41

Najprawdopodobniej skrótowość i pragmatyczny wydźwięk słów każą badaczce opowiedzieć się za autentycznością tego zdania poety. Warto również zwrócić uwagę na improwizacje. Należą one do tych utworów literackich, które niezmiennie kojarzymy z twórczo­ ścią Adama Mickiewicza. Mistrz improwizował - ten aspekt jego twór­ czości obrósł niemal legendą jednak kiedy przeglądamy wydania kry­ tyczne dzieł poety, okazuje się, że improwizacje zostały zaklasyfiko­ wane do dzieł o autorstwie prawdopodobnym i umieszczone w osob­ nym dziale tomów. Dotyczy to grupy dwunastu utworów, pochodzą­ cych z lat 1819-1840, w większości skierowanych do konkretnych adresatów, a wygłaszanych podczas różnych uroczystości. I o ile nikt nie podaje w wątpliwość samego faktu, że Mickiewicz improwizował, a ponadto istnieje wiele relacji naocznych świadków, którzy odnoto­ wywali w korespondencji lub też zapisywali w różnego rodzaju wspo­ mnieniach, o tyle sprawa autorstwa tekstów zachowanych jako mic­ kiewiczowskie improwizacje budzi wątpliwości badaczy jego dorob­ ku. Tekst oparty był przecież na relacji pamięciowej lub ustnej słu­ chaczy. O jednej z nich wypowiedział się już sam Mickiewicz. Chodzi

:l8 Na przykład W. B e ł z a: Kronika potoczna i anegdotyczna z życia Adama Mickie­ wicza. Lwów 1884. 3S Zagadnienie to jest jednak materiałem na inną pracę czy publikację. 40 M. Dernałowicz: Wstęp. W:A.E. Odyniec: L isty z podróży..., s. 19. 41 Ibidem, s. 247. tu o Improwizacją do Aleksandra Chodźki. Powstała ona i została zapi­ sana rzekomo podczas uwięzienia w klasztorze ojców bazylianów w Wil­ nie w 1824 roku. Jednakże po ogłoszeniu jej przez Odyńca w „Dzien­ niku Warszawskim” Mickiewicz w ostrych słowach zganił przyjaciela w liście z 22 lutego / 6 marca [1826 roku]:

Co się tycze moich poezji drukowanych zaocznie, pierwszy raz ujrzałem je w Charkowie, z niemałym gniewem. Nie chciałem nigdy wierzyć, abyś zrobił takie dzieciństwo —ową bazgraninę do Chodźki-błahą i śmieszną nawet, gdzie się porównywam do orła, bardzo skromnie! Mój Edwardzie, powinieneś był protestować się publicznie, że to apokryf42; jakoż nie wie­ rzę, abym, choć po winie, mógł tak nikczemne robić wiersze, jakich tam jest kilka. WR XIV, 346

Pomimo tego wiersz znalazł się w kolejnych edycjach dzieł poety z lat 1828 i 1829. Ten zaś, ofiarując jeden z egzemplarzy Pągowskie- mu, dopisał na marginesie uwagę, iż „do tych wierszy nie przyznaję się, są fałszywie z pamięci przez kogoś notowane”43. Wiersze przypisywane Mickiewiczowi można również znaleźć wśród ulotnych druków. Dość szybko obalono tezę, że Wiersz na śmierć Tadeusza Kościuszki, wydrukowany w 1818 roku, jest utworem Mic­ kiewicza. Z kolei w ogarniętej powstaniem Warszawie z datą 1831 roku wychodzi „wiersz Adama Mickiewicza Chwile zemsty”, choć jego rzeczywistym autorem był Józef Godebski44. Ponaglany przez Ceza­ rego Platera Mickiewicz kilkakrotnie w króciutkich listach (WJ XV, 136—138) usprawiedliwia się z niewykonanego zamówienia na arty­ kuł o cerkwi rosyjskiej dla czasopisma „Le Polonais”. Tekst ten uka­ zał się jednak na czas, co spowodowało, iż został uznany za Mickiewi­ czowski. W rzeczywistości jego autorem był Wojciech Grzymała45. Stanisław Pigoń przywołuje inny jeszcze tekst przypisany Mic­ kiewiczowi. Nazwał go listem podrobionym. Jego adresatem miał być Antoni Oleszczyński, zaś treść nawiązywała do sporów z krytykami

42 Utwór nieautentyczny, falsyfikat. 43 Cyt. za: Uwagi o tekstach. W: A. Mickiewicz: Dzieła. T. 15..., s. 581. 44 Zob. T. S y g a: Te księgi proste..., s. 220-226. 45 Tekstowi temu został poświęcony rozdział Czy to Mickiewicz? Kto jest autorem artykułu „O cerkwi rosyjskiej”? W: S. P i goń: Zawsze o Nim. Studia i odczyty o Mickie­ wiczu. Kraków 1960, s. 198-209. Warto zauważyć, że w drugim wydaniu wspomnianej pozycji artykuł ten został pominięty. Zofia Stefanowska tłumaczy to ostatecznym obaleniem tezy o domniemanym autorstwie Mickiewicza. Zob. S. P i g o ń: Zawsze o N im . Studia i odczyty o Mickiewiczu. W arszawa 1998, s. 592. warszawskimi. Pigoń podważył jednak autorstwo Mickiewicza, wska­ zując między innymi na przedawnienie owych nieporozumień, zwa­ żywszy, że list powstał rzekomo w 1849 roku, czy błędy stylistyczne, na przykład „odebrać pośmiewisko”46. Ze względu na ogromną liczbę wychodzących drukiem utworów nie można się dziwić, że badacze podejmujący trud zgromadzenia wszystkich dostępnych tekstów Mickiewicza jakiś utwór pominą lub - jak napisał Pigoń - „przypiszą miłemu poecie”. Toteż kolejne wyda­ nia zbiorowe dzieł wieszcza różnią się nieco zawartością. Przygoto­ wując uzupełnienie Wydania Jubileuszowego, Pigoń wskazuje, że „wy­ dania zbiorowe dawniejszych autorów mają to do siebie, że gromadzą utwory, ale zarazem wywołują ich rozproszenie. Gromadzą to, co było dotąd rozproszone, a powodują rozproszenie tego, co spoczywało jesz­ cze w ukryciu”47, gdyż zdobyte informacje porozrzucane są w różnych, nie zawsze dostępnych publikacjach. Jak wolno przypuszczać, kolejni edytorzy tekstów Mickiewicza jeszcze wielokrotnie mogą stanąć przed trudnym zadaniem określe­ nia autentyczności autorstwa jego tekstów. Zwrócił już na to uwagę Pigoń w komentarzu do rzekomego listu Mickiewicza (do przyjaciela Antoniego Oleszczyńskiego):

Poezji pseudo-Mickiewiczowskich, tzn. wierszy anonimowych, takich, które w różnych okresach przez czas niejaki przypisywano mylnie Mic­ kiewiczowi, jest sporo. N a dobrą sprawę można by z nich ułożyć osobny t o m i k. Sąone ostatecznie jako zjawisko zrozumiałe, fakt ich występowania da się historycznie uzasadnić. Za czasów, kiedy (z różnych względów) poezja ta rozprzestrzeniała się u nas drogą przeka­ zu nie tylko książkowego, ale i pamięciowego, pomieszać w pamięci i przy­ pisać miłemu poecie wiersz, który się komuś tak czy owak wydał miły— to od biedy może być wytłumaczalne. Sprawa opublikowania takiego utwo­ ru może być ostatecznie kwestią przypadku, a nie koniecznie [!] rezulta­ tem świadomej mistyfikacji. Choć nie ma co taić, że i takich wypadków mistyfikacyj nie brak.48

Sława niespodziewana i będąca dla wielu ludzi współczesnych niespodzianką rozpoczęła obecność Mickiewicza na rynku wydawni­ czo-księgarskim. Poeta starał się być w swej działalności uczciwy i takiej samej postawy wymagał od wydawców. Zdawał sobie sprawę

46 Zob. S. Pigoń. Uwaga wstępna. W: A. Mickiewicz: Listy, dedykacje, notaty nie objęte wydaniem książkowym. Zebrał i oprać. S. Pigoń. W arszawa 1964, s. 90-93. 47 Ibidem, s. 5. 48 Ibidem. Wyróżn. - A.R. z pojawiających się trudności, czego wyraz znajdujemy w obszernych fragmentach jego korespondencji. Daje się w niej poznać jako czło­ wiek świetnie zorientowany w ówczesnych prawach rządzących ryn­ kiem wydawniczym. Swojej stanowczości, zaradności, a także życzli­ wości, jakiej doznawał od wielu osób, zawdzięczał to, iż w pewnych okresach mógł utrzymać się — choć było to bardzo skromne życie - z samego pisania. Brak skutecznego i jednoznacznego prawa nie po­ zwolił mu jednak obronić się przed bezprawnymi przedrukami czy też przypisywaniem mu tekstów innych autorów, choć oczywiście ta­ kie sytuacje mogły być również jedynie zbiegiem okoliczności. Nawet dysponując tak obszerną wiedzą na temat dokonań poety, nie zawsze badacze są w stanie ze stuprocentową pewnością potwier­ dzić lub zaprzeczyć autorstwo Mickiewicza. Przed tymi samymi pro­ blemami stawali już czytelnicy współcześni Mickiewiczowi, w tym i jego przyjaciele. Część takich właśnie utworów objęły tak zwane dodatki do dzieł zebranych Mickiewicza, noszące tytuł Utwory o au­ torstwie niepewnym. Należą tu przede wszystkim młodzieńcze wier­ szyki i zanotowane przez innych improwizacje okolicznościowe, zna­ ne jedynie z odpisów. Pozostałe pisma z reguły nie są wspominane lub wyszły podpisane nazwiskiem prawdziwego twórcy. Zebranie wszystkich pism przypisywanych — jak chciał Pigoń - w pokaźny to­ mik, pokazałoby nie tylko poszukiwanie sławy, ale też pewną specyfi­ kę postaci Mickiewicza, który dla wielu twórców i miłośników litera­ tury stał się punktem odniesienia. Jacek Lyszczyna

Zemsta Aleksandra Fredry wobec klęski powstania listopadowego

Zem sta Aleksandra Fredry, powstała prawdopodobnie w roku 18331 i wystawiona po raz pierwszy we Lwowie w roku 1834, uznawa­ na bezdyskusyjnie za arcydzieło polskiego komediopisarza, odczyty­ wana jest zwykle jako „czysta” komedia, a więc utwór wolny od ja­ kiejkolwiek aluzyjności politycznej i aktualnych odniesień. Nawet jego fabuła umieszczona została w niezbyt określonym czasie historycz­ nym i tylko drobiazgowa analiza wypowiedzi bohaterów pozwala na domniemania, iż można ją sytuować gdzieś w pierwszych latach XIX stulecia, jeszcze przed wkroczeniem wojsk Napoleona na ziemie pol­ skie2. Oczywiście jeśli próby określenia czasu akcji wymagają takich zabiegów w celu jego rekonstrukcji, to można chyba przyjąć, iż tak na­ prawdę jest to sprawa drugorzędna, a w istocie mamy do czynienia z pewną ponadczasowością komicznych sytuacji i dydaktyzmu finało­ wego przesłania, kierowanego do odbiorcy. Do tego celu wystarczyło autorowi użycie w kreacji świata przedstawionego charakterystycz­ nych, wręcz stereotypowych dla przywoływanej w literaturze tego czasu wizji odeszłego już w - niedaleką co prawda - przeszłość świa­ ta szlacheckiego sarmatyzmu wraz z jego pieczołowicie przestrzega­ ną wybujałą tytułomanią, skłonnością do pieniactwa, a jednocześnie poszanowaniem troskliwie pielęgnowanej narodowej tradycji i oby­ czajów.

1 Zob. W. Natanson: Sekrety fredrowskie. W arszawa 1981, s. 104-112. 2 Ibidem, s. 104-105. A przecież nasunąć się musi pytanie, czy utwór powstały w tak szczególnym czasie, krótko po klęsce powstania listopadowego, któ­ re nie było obojętne także dla mieszkańców zaboru austriackiego, śle­ dzących zza kordonu przebieg militarnych zmagań, rzeczywiście mógł być pisany, a tym bardziej odbierany przez współczesnych z pominię­ ciem kontekstu wydarzeń politycznych, tak żywo zaprzątających opi­ nię publiczną również poza granicami Królestwa Polskiego3. W po­ wstańczych szeregach znaleźli się przecież ochotnicy z Galicji, wśród nich dwaj młodsi bracia Aleksandra Fredry - Henryk i Edward. I choć sam poeta nie przekroczył granicy, aby też stanąć do walki, jak ponad dwadzieścia lat wcześniej w epoce napoleońskiej, jest to zrozumiałe nie tylko ze względu na wiek i kłopoty zdrowotne, jak i zobowiązania rodzinne, ale także na typową dla pokolenia weteranów wojen z okresu Księstwa Warszawskiego rezerwę wobec powstania, którego szansę zwycięstwa oceniali bardzo krytycznie. Nie oznaczało to bynajmniej obojętności wobec tragedii rozgrywającej się za kordonem. Świadczy o tym chociażby fakt, iż Fredro uczestniczył w pracach tajnego komi­ tetu obywatelskiego, który zajmował się organizacją pomocy dla uczestników walki. Również po klęsce powstania w Galicji znalazło się wielu jego uczestników, którym udało się przekroczyć granicę austriacką i tam szukali schronienia, nie nękani na ogół przez władze austriackie. Wystarczy przypomnieć Seweryna Goszczyńskiego czy Maurycego Gosławskiego, który ukrywał się pod fałszywym nazwiskiem. Rów­ nież w domu Fredrów w Benkowej Wiszni znalazło schronienie dwóch żołnierzy uchodźców4. Lwowskie Ossolineum podjęło z początkiem lat trzydziestych ak­ cję wydawania tajnych druków, zarówno ulotnych, jak i broszur czy książek, wśród których znalazło się nawet dwutomowe wydanie po­ ezji wspomnianego Maurycego Gosławskiego. Publikowano także tek­ sty pisarzy, którzy znaleźli się na emigracji we Francji, między inny­ mi Mickiewicza i Mochnackiego5. Świadczy to nie tylko o żywym za­ interesowaniu i przejęciu się społeczeństwa Galicji sprawą powsta­ nia, ale także o utrzymaniu tajnych kontaktów z paryską emigracją.

:i Na problem ten zwraca uwagę D. Ratajczaków a: Wstąp. W: A. Fredro: Ze­ m sta. Kraków 1997, s. 31: „Tymczasem trudno przypuścić, aby powstanie listopadowe, które miało tak istotne konsekwencje dla historii, kultury, sztuki stulecia, pozostało bez najmniejszego wpływu na twórczość Fredry”. 4 Zob. A. Fredro: Pisma wszystkie. T. 14: Korespondencja. Oprać. K. C z aj ko w - s k a i S. Pigoń. W arszawa 1976, s. 77. 5 Działalność tę omawia w swej książce H. Łapiński: U początków działalności wydawniczej Ossolineum 181 7-1834. Wrocław 1973. Dowodem na to, jak głęboko przeżywał poeta ówczesne wydarze­ nia, mogą być słowa, jakie w styczniu 1832 roku skierował w liście do Józefa Grabowskiego:

Trudno wziąć pióro w rękę bez bolesnego uczucia. Zaraz przed myśl staje obraz tego, co się stało od ostatniego widzenia się lub listu, obraz okrop­ ny. W jak krótkim czasie jakie długie, długie pasmo nieszczęść! Dzieci nasze jeszcze końca nie zobaczą.fi

Pod wrażeniem narodowych nieszczęść Fredro myślał już wtedy nawet o porzuceniu pisarstwa7:

Autorstwo moje diabli wzięli, nie podlecę już nad ziemię w ołowianych botach, które los nam wszystkim wprawił.8

Przyczynę tego jasno wskazuje w cytowanym liście, pisząc: „był­ bym szczęśliwym, gdybym nie był Polakiem” i nazywając siebie „bied­ ny sierota - eks-poeta”9. Nie zarzucił wtedy Fredro pisania, lecz jego słowa wskazują wyraźnie, że nie widział się wówczas w roli twórcy komedii mających widzów po prostu bawić. Czy rzeczywiście więc rok później, pisząc Zemstą, był znowu beztroskim komediopisarzem, myślą­ cym jedynie o dostarczeniu czytelnikom i widzom czystej rozrywki? Rok 1833, kiedy to Fredro pracował nad Zemstą, przyniósł kolej­ ne wydarzenia, które wywołały nie tylko poruszenie opinii publicznej, ale miały także znaczące skutki dla sytuacji mieszkańców Galicji. Chodzi oczywiście o zakończoną klęską wyprawę Józefa Zaliwskiego, który wraz z całym oddziałem emigrantów — byłych żołnierzy powsta­ nia listopadowego, przedostał się nielegalnie przez granicę właśnie z ziem zaboru austriackiego na teren Królestwa Polskiego z intencją wznowienia tam powstańczych walk. W konsekwencji pod naciskiem Rosji także na terenie Galicji władze austriackie zaostrzyły kurs wobec Polaków, zwłaszcza nielegalnie przebywających tam emigrantów, po­ dejmując akcję represyjną, aresztowania, a także wpadając na trop tajnej działalności wydawniczej Ossolineum i kładąc jej ostateczny kres. Wobec wszystkich tych wydarzeń Fredro nie mógł pozostawać obo­ jętny, tym bardziej że wielokrotnie wcześniej dawał dowody swojego zaangażowania w aktualne sprawy polityczne, począwszy od lat wcze­ snej młodości, gdy wstąpił do wojsk Księstwa Warszawskiego i prze­

6A. Fredro: Pisma wszystkie. T. 14..., s. 76-77. 7 Kwestię zamilknięcia Fredry omawia D. Ratajczaków a: Wstęp..., s. 10-14. 8 Ibidem, s. 77. 9 Ibidem. mierzył z Napoleonem cały szlak kampanii rosyjskiej aż do ostatecz­ nej klęski Cesarza10, ale także i później, angażując się w działalność polityczną w sejmie galicyjskim. Pośrednim tropem, wskazującym na możliwość aluzyjnego odbio­ ru Zemsty, jest wielokrotnie wskazywane przez badaczy istnienie zdu­ miewających zbieżności pomiędzy komedią Fredry a Panem Tadeszem Mickiewicza, choć obydwaj twórcy pracowali nad swymi arcydzieła­ mi niezależnie od siebie, publikując je - w przypadku Zemsty chodzi oczywiście o premierę sceniczną — w tym samym, 1834 roku. Obydwa utwory sięgają do świata szlacheckiej przeszłości, sytuując go w począt­ kach XIX stulecia, gdy powoli ustępuje on wobec gwałtownych prze­ mian niesionych przez wichry historii. Bohaterowie Mickiewicza i Fredry nie są wolni od wad, symbolizujących to, co najgorsze w trady­ cji sarmackiej, a jednocześnie są ludzcy w swoich reakcjach i odczu­ ciach, zjednując sobie w gruncie rzeczy sympatię czytelników. Oczywiście najbardziej uderzająca jest zbieżność głównego moty­ wu fabularnego obydwu utworów - zajadły spór o zrujnowany zamek, w którego cieniu toczą się wszystkie wydarzenia, łącznie z wpisany­ mi w akcję wątkami erotycznymi, komplikującymi się wobec wrogo­ ści skłóconych rodzin. Dodajmy, że motyw zamku jest w obydwu przy­ padkach znaczący właśnie jako symbol wyraźnie odwołujący się do czasu historycznego, w którym toczy się fabuła tych utworów. Zrujno­ wany zamek utrwalony został bowiem w literaturze klasycystycznej jako alegoria upadającej lub unicestwionej rozbiorami Rzeczpospoli­ tej, a Król zamczyska Seweryna Goszczyńskiego świadczy dobitnie, że i romantycy motyw ten tak właśnie rozumieli, rozbudowując jego symboliczne znaczenia. Wreszcie wskazać trzeba na wieloznaczność tytułowych wydarzeń fabularnych w obydwu utworach - zarówno bowiem „zemsta” Cześ- nika, jak i „ostatni zajazd” skierowany przeciw Soplicom, odnoszą ostatecznie skutek zupełnie niezamierzony. W Mickiewiczowskim poemacie ów zajazd, stanowiący kulminację konfliktu pomiędzy zwa­ śnionymi stronami, prowadzi w rzeczywistości ku zgodzie i pojed­ naniu, a dostrzeżenie wspólnego wroga wyrywa bohaterów Pana Tadeusza z mentalnego zaścianka i stanowi przełomowy krok w bu­ dowaniu ich wspólnej świadomości narodowej11. Również w Zemście

10 O wpływie wojennych przeżyć na osobowość Fredry pisze Z. Kuchowicz: A lek­ sander Fredro we fraku i w szlafroku. Łódź 1989, s. 69-81. 11 Pisze o tym I. Opacki: Romantyczna. Epopeja. Narodowa. Z epilogiem? W: Idem: „Wśrodku niebokręga". Poezja romantycznych przełomów. Katowice 1995, s. 196-207. uknuta przez Cześnika intryga odnosi skutek dokładnie odwrotny od zamierzonego. Spełniają się nie tylko pragnienia zakochanych młodych bohaterów komedii, ale w efekcie zawarta zostaje pomię­ dzy obydwoma protagonistami utworu zgoda, o której nie tylko nie byliby w stanie wcześniej pomyśleć, ale przeciwko której skierowa­ ne były dotychczas wszystkie ich działania. Mamy tu więc do czy­ nienia z nieco przewrotną ilustracją chrześcijańskiej zasady felix culpa - konsekwencją popełnionej winy stają się błogosławione dla przyszłości skutki. Zgodne to także z romantyczną historiozofią, w której koncepcjach na realizację Boskiego planu dziejów składają się działania ludzi również nieświadomych swej roli, nie pojmujących, w jaki sposób ich czyny odnoszą z czasem efekty zupełnie inne niż spodziewane. Najważniejsze jednak wydaje się wynikające z tych niespodzie­ wanych zwrotów fabularnych przesłanie, kończące obydwa utwory - wezwanie do zgody, która łączy bohaterów literackich Zemsty i Pana Tadeusza, kierowane jest przecież do odbiorców tych dzieł. Tak ode­ brać trzeba XII księgę Mickiewiczowskiej epopei, zatytułowaną Ko­ chajmy się, w której wszystkie działania przedstawionych w niej po­ staci, łączących się we wspólnej sprawie dobra narodu, przenika at­ mosfera pojednania i zgody w imię wyższych celów. Temu zresztą słu­ żyło także odwołanie się w Panu Tadeuszu do m itu napoleońskiego i epoki zwycięstw Cesarza, w kontekście niedawnej klęski powsta­ nia listopadowego, bowiem tamte wydarzenia nabierają kontras­ towo odmiennego charakteru w świadomości Polaków. Rzecz w tym, że w świetle emigracyjnych dyskusji nad przyczynami klęski powsta­ nie postrzegane było przede wszystkim w kontekście kłótni i spo­ rów politycznych, rozciągających się jeszcze na emigracyjną rzeczy­ wistość - i w tym właśnie braku jedności doszukiwano się też jednej z najważniejszych przyczyn klęski powstania. Mit napoleoński był przypomnieniem tej właśnie upragnionej jedności i wezwaniem do przygotowania się na czas, który — jak wierzono — musi kiedyś przyjść. Kryło się w tym także wezwanie powtarzane przez księdza Robaka, aby najpierw „dom oczyścić z śmieci” (IV, w. 447). W ten sposób kre­ owany na nowo w Panu Tadeuszu mit Napoleona stawał się wezwa­ niem do dyskusji o przyszłości i jednocześnie konkretną propozy­ cją polityczną. Przypominając tamte lata, pełne nadziei na lepszą przyszłość, epopeja Mickiewicza przynosiła wezwanie do porzuce­ nia tych sporów i waśni, ponieważ poeta widział w jedności i wspól­ nocie celów narodu, ponad interesami rodów czy stanów, warunek przyszłego odrodzenia niepodległości ojczyzny. Zgoda staje się więc w Panu Tadeuszu także hasłem politycznego działania, wytyczną na przyszłość12. Fakt, iż do Fredry docierać musiały także echa emigracyjnych ko­ mentarzy i sporów - a dyskusje o przyczynach klęski powstania to­ czyły się przecież również w Galicji, choć pod powierzchnią kontrolo­ wanych przez cenzurę wypowiedzi - pozwala także w zakończeniu Zemsty dopatrywać się podobnego przesłania:

WSZYSCY Zgoda!zgoda! [...] WACŁAW Tak jest - zgoda, A Bóg wtedy rękę poda,13

Te słowa bohaterów komedii Fredry odnieść można przecież nie tylko do nich samych, ale odczytać jako przesłanie kierowane do współ­ rodaków. A wówczas — jak i zakończenie Pana Tadeusza — można zro­ zumieć je także jako wytyczną i fundament programu narodowego działania14. Jest przecież jednak różnica pomiędzy tymi tak pozor­ nie podobnymi zakończeniami obydwu utworów. W Panu Tadeuszu owa narodowa zgoda staje się faktem w obliczu historycznego zwro­ tu, jakim jest początek kampanii rosyjskiej Napoleona i wkroczenie wojsk polskich na Litwę. W komedii Fredry owe deklaracje zgody są nie tylko wymuszone niespodziewanym zwrotem komediowej fabuły, ale w kontekście poprzedzających je intryg, które odsłaniają praw­ dziwy charakter głównych postaci, czytelnik nie jest do końca prze­ konany, iż ta cudowna przemiana pieniaczy w zgodnych sąsiadów bę­ dzie trw ała i szczera. Ale przecież i Pan Tadeusz, i Zemsta zawierają pierwiastek optymizmu właśnie w uprzytomnieniu czytelnikowi, iż to wstępujące na scenę młode pokolenie - pokolenie Tadeusza, ale

12 O przesłaniu politycznym Pana Tadeusza i wykorzystaniu w tym celu mitu napo­ leońskiego zob. J. Lyszczyna: Mit napoleoński w „Panu Tadeuszu”. W: „Pan Tadeusz” i jego dziedzictwo. Poemat. Red. B. Dopart i F. Ziejka. Kraków 1999, s. 313—323. 13 A. Fredro: Wybór dzieł. T. 2: Komedie. Wiersze i proza. Oprać. B. Zakrzewski. Wrocław 1994, s. 117. 14 Na jeszcze inny, ważny aspekt interpretacji komedii Fredry w kontekście klęski powstania listopadowego zwraca uwagę D. Ratajczakowa w: Wstąp..., s. 34: „Na powstaniu Z em sty i Ślubów panieńskich [...] zaważył czynnik dodatkowy, będący rezul­ tatem klęski listopadowej, a występujący w sposób nadwyrazisty w twórczości emi­ grantów: świadomość przesunięcia egzystencji ojczyzny w sferę słowa, zatem literatu­ ry. Właśnie bowiem literatura zdolna była uchronić przed niepamięcią zagrożoną pol­ skość - barwność języka, obyczaju, typy ludzkie...” także Wacława i Klary - będzie urządzać świat już zupełnie inaczej niż ich ojcowie. Zauważmy, że wykorzystywanie błahej, komediowej fabuły do ce­ lów moralizatorsko-dydaktycznych czy politycznych leżało w oświe­ ceniowej tradycji tego gatunku, z której twórczość Fredry przecież wyrastała. Wystarczy przywołać chociażby przykład premierowej in­ scenizacji opery komicznej Wojciecha Bogusławskiego Cud mniema­ ny, czyli Krakowiacy i górale, odbieranej w kontekście wydarzeń 1794 roku również jako wezwanie do narodowej zgody i jedności wobec wspólnych zagrożeń, w taki sposób też wystawianej w okresie insu­ rekcji kościuszkowskiej. Czy więc traktowanie Zemsty jako komedii całkowicie obojętnej wobec wydarzeń, którymi żył cały naród - także przecież jej twórca - w okresie poprzedzającym jej powstanie, nie jest po prostu bezwied­ nym powtarzaniem sądów, jakie sformułował już w 1835 roku w swej rozprawie Nowa epoka poezji polskiej Seweryn Goszczyński, sugestyw­ nie oskarżając Fredrę, iż jego utwory „są nienarodowe”15? A przecież jako jaskrawą niesprawiedliwość odczytujemy dziś zarzuty Goszczyń­ skiego, iż twórczość komediopisarza nie zasługuje na wysoką ocenę ze względów czysto artystycznych - krytyk dostrzegał bowiem w jego dziełach „jednostajność stylu, oklepane miłosne intrygi, jednym sło­ wem, wszystkie niedorzeczności pseudoklasycznych komedii”16. Chyba więc na paradoks zakrawa konstatacja, iż to właśnie powszech­ ne uznanie Zemsty za arcydzieło, wyróżniające się wybitnymi walora­ mi artystycznymi, sprawia, że kolejne pokolenia czytelników i widzów odbierają ją jako komedię całkowicie oderwaną od realiów czasu, w którym powstała.

15 S. Goszczyński: Nowa epoka poezji polskiej. W: Idem: Dzieła zbiorowe. T. 3: Podróże i rozprawy łiterackie. Wyd. Z. Wasilewski. Lwów 1911, s. 229. Jak zauważa W. Natanson, sądy Goszczyńskiego „podobnie jak opinie Dembowskiego, Bor­ kowskiego, Jabłonowskiego i innych, długie lata wpływały na niedocenianie Fredry” (W. Natanson: Sekrety..., s. 11). 16 S. Goszczyński. Nowa epoka..., s. 229. Maciej Szargot

Koniec baśni O [Panu Tadeuszu]]. Słowackiego

Niedługo i nieszczęśliwie

Baśń może kończyć się tak:

I ja tam z gośćmi byłem, miód i wino piłem [...]. M, XII, 8621

Ale może i tak:

W trzy dni został szambelanem, W sześć dni rządcą prowincyji, W dni dwanaście został panem. Starą matkę wziął z chałupy, Król frejliną ją mianował, A plebana pożałował W biskupy...2

Pierwsza formuła zakończenia pojawia się w Panu Tadeuszu Ada­ ma Mickiewicza, druga - w bajce o Janku, co psom szył buty, wplecio­

1 Pana Tadeusza Adama Mickiewicza cytuję według wydania: A. Mickiewicz: Dzieła. T. 4: Pan Tadeusz. Oprać. Z.J. Nowak. Warszawa 1995. [Wydanie Rocznicowe]. Cytaty zaznaczam literą M, podaję numery ksiąg i wersów. 2 J. Słowacki: Dzieła wszystkie. Red. J.Kleine r. T. 2: Tom trzeci poezyj - Kor­ dian. Oprać. J. Ujejski, bibliografię oprać. W. Hahn. Wyd. 2. Wrocław 1952, s. 117. nej w scenę pierwszą I aktu Kordiana Juliusza Słowackiego. To dru­ gie zakończenie, równie jak pierwsze konwencjonalne, choć rzadsze, polega na wymienieniu nagród lub kar, na jakie zasłużyli baśniowi bohaterowie, mówi o zmianie ich losów3. Tę samą formułę spotykamy na początku pierwszego fragmentu cyklu nazwanego przez wydaw­ ców dzieł Juliusza Słowackiego [Panem Tadeuszem]4:

Sam Pan Tadeusz został w arm ii adiutantem , Regent - pisarzem, Sędzia - zboża liwerantem, Hrabia dowodzi nowych ułanów szwadronem; S, I, 1-35

Słowacki świadomie używa konwencjonalnej formuły, którą za­ stosował w zakończeniu bajki o Janku, co psom szył buty. Jasne jest też, że na początku swojego [Pana Tadeusza] nawiązuje do finału Mic­ kiewiczowskiej epopei (właśnie do owego, cytowanego wyżej, baśnio­ wego zakończenia), traktując, za Mickiewiczem, narratora jak baja­ rza. Robi to za pomocą formuły zamykającej baśń, rozpoczynając swo­ je dzieło w ten sposób, aby robiło to wrażenie nawiązania do jakichś słów wcześniejszych (inicjalne „Sam Pan Tadeusz...” zdaje się wskazy­ wać, że Tadeusz nie jest pierwszą osobą w wyliczeniu, że jego imię poprzedzają jakieś inne). Wydaje się, że można ten zabieg rozumieć na dwa sposoby. Być może chodzi tu o kontynuację baśni, jej dalszy ciąg, rozpoczęty w momen­ cie, w którym „bajarz” przerwał swoją opowieść. Może to być jednak także baśń opowiedziana „na odwrót”, „od tyłu”, baśń przenicowana, „antybaśn’, wreszcie — baśń ze złym, wbrew regułom gatunku, zakoń­ czeniem. Baśń, której bohaterowie żyją „niedługo i nieszczęśliwie”.

:l Por. zakończenia baśni Romana Zmorskiego (przykładowo Sobotniej Góry lub Jasia Grajka i królowej Bony) w zbiorze: Baśnie i podania ludu. Warszawa 1955. Także zakończenie Bajki o rybaku i złotej rybce Puszkina (L u tn ia P uszkina. Wybór i prze­ kład J. Tuwim. Warszawa 1987, s. 291). 4 Oczywiście, można tu mówić tylko o względnej, ustalonej przez edytorów kolejno­ ści czterech części dzieła. Na jej korzyść świadczy najbardziej ich chronologiczny układ - fragment pierwszy zawiera najwcześniejsze wydarzenia utworu. Por. W. F 1 o r y a n: Wstęp. W :J. Słowacki: Dzieła wszystkie. T. 13, cz. 2. Wrocław 1963, s. 325. Kolejność tę próbuje podważyć, choć się nią posługuje, J. Bachórz: Słowacki w Soplicowie. W: „W krainie pamiątek”. Prace ofiarowane Profesorowi Bogdanowi Zakrzewskiemu w osiemdziesiątą rocznicę urodzin. Red. J. Kolbuszewski. Wrocław 1996, s. 215. 5 [Pana Tadeusza] Słowackiego cytuję według wydania: J. Słowacki: Dzieła wszyst­ kie. Red. J. K 1 e i n e r przy współudziale W. F 1 o r y a n a. T. 13, cz. 2. Wrocław 1963. Cy­ taty oznaczam literą S. Podaję numery fragmentów i wersów. Podkreślenia w utworze - M.Sz. Zdaje się, że dla Słowackiego oba te znaczenia są ważne i oba okre­ ślają stosunek napisanego przezeń [Pana Tadeusza] do Mickiewiczow­ skiego pierwowzoru. Autor Balladyny wypowiadał się bowiem czę­ sto i w bardzo zróżnicowany sposób o Mickiewiczowskim arcypoema- cie: w Raptularzu, Beniowskim, w listach6. Wydaje się jednak, że wła­ śnie [Pan Tadeusz] jest najpełniejszą oceną Mickiewiczowskiej epo­ pei i wypowiedzią na jej temat. Zwłaszcza, że godzi w sobie entuzjazm wypowiedzi z Beniowskiego z sarkastycznym dystansem Raptularza. Z jednej bowiem strony dzieło Słowackiego jest kontynuacją „ciągiem dalszym” arcypoematu Mickiewicza, a więc rodzajem hołdu złożone­ go arcydziełu, z drugiej - jego zaprzeczeniem, odwróceniem, polemi­ ką z nim7. W dalszych częściach niniejszego szkicu chcę pokazać obie te relacje między dwoma Panami Tadeuszami.

Co było dalej?

Badacze wyliczyli już wiele bezpośrednich nawiązań do Mickie­ wiczowskiego Pana Tadeusza w dziele Słowackiego. Nawiązania te wskazują tak wyraźnie, iż autor Kordiana chciał dzięki nim kontynu­ ować dzieło Mickiewicza, że skłaniają uczonych do skrajnych sądów. Juliusz Kleiner pisał, porównując [Pana Tadeusza] Słowackiego z jego Dziadami i Wallenrodem-.

Tamte utwory pragnął [Słowacki - M.Sz.] zastąpić nowymi - Pana Ta­ deusza kontynuował.8

Sąd ten wydaje się przesadny - ani [Pan Tadeusz] nie jest wyłącz­ nie kontynuacją pierwowzoru, ani wymienione tu Dziady nie są tyl­ ko próbą zastąpienia Mickiewiczowskich - i one przecież mają także charakter kontynuacji9. Jednak [Pan Tadeusz] rzeczywiście wyróż­ nia się wśród utworów nawiązujących do Mickiewicza wyjątkową wier­ nością wobec pierwowzoru.

(i Por. S. Makowski: „Pan Tadeusz" Juliusza Słowackiego. „Poezja” 1984, nr 11— 12, s. 72-76. 7 Podobnie odczytuje utwór Z. Stefanowska: Pan Tadeusz - i co dalej? „Teksty Drugie” 1997, nr 1—2, s. 10-17. 8 J. Kleiner: Juliusz Słowacki. T. 4, cz. 2. W arszawa 1927, s. 341. 9 Na ten temat por.: A. Kurska: Fragment romantyczny. Wrocław 1989, s. 105- Przypomnę tu jedynie, że zwrócono już uwagę na „Mickiewiczow­ ską metodę komponowania obrazu, Mickiewiczowską technikę narra­ cji”, wierne powtórzenie schematu wersyfikacyjnego Mickiewiczow­ skiej epopei10, postaci nie odbiegające niczym od charakterystyki Mic­ kiewiczowskiej, „humor znamienny”11, wreszcie „imitowanie stylu lite­ wskiego poematu” i „zamierzoną wierność wobec świata przedsta­ wionego” w nim12. Zwraca też uwagę zastosowana przez Słowackiego technika homerycka, reprezentowana przez porównanie zimy i Li­ twina, które tak skrytykowała Alina Witkowska13. Dodam, że w ogóle stosunek do wielkich poprzedników - twórców epopei - przypomina Mickiewiczowskie nawiązania do Homera, Wer- giliusza czy Tassa. Słowacki podobnie traktuje epicką tradycję. Tyle, że najważniejszym punktem odniesienia jest dla niego poprzednik bezpośredni - sam Mickiewicz. U Słowackiego spotkamy apostrofę:

O zimo! twojąpiękność sm ę tn ą - uciszenie Lasów - i rzadkie słońca złotego promienie Czuję dziś... na kształt czaru i na kształt uroku, Bom w życiu przyszedł na tę smętną porę roku, Która wszystko ucisza... S, III, 21-25

Przypomnijmy słynny fragment z Mickiewicza:

O wiosno! kto cię widział, jak byłaś kwitnąca Zbożami i trawami, a ludźmi błyszcząca, Obfita we zdarzenia, nadziejąbrzemienna! Ja ciebie dotąd widzę, piękna maro senna! Urodzony w niewoli, okuty w powiciu, Ja tylko jedną taką wiosnę miałem w życiu. M, XI, 73-78

111 W. F 1 o r y a n: Juliusza Słowackiego próby kontynuacji „Pana Tadeusza". Proble­ my tekstu dochowanych fragmentów utworu. W: Munera Litteraria. Księga pamiątkowa ku czci profesora Romana Pollaka. Poznań 1962, s. 59. 11 J. K l e i n e r: Juliusz Słowacki..., s. 344. 12 A. Witkowska: Jak Słowacki pisał Mickiewicza. W: Słowacki mistyczny. Red. M. Janion i M. Żmigrodzka. Warszawa 1981, s. 274. 1:1 Ibidem. Por. również przegląd stanowisk zajmowanych przez badaczy tekstu Słowackiego, między innymi w artykułach: S.Makowskiego: „Pan Tadeusz” Jułiu- sza Słowackiego..., s. 78-79 iJ . Brzozowskiego: Zimowa apostrofa w „Panu Tade­ uszu” Słowackiego. W: K. Poklewsk a, J. Brzozowski: O Mickiewiczu i Słowackim. Cztery szkice. Łęczyca 1999, s. 39-41, 46-47. Widać, że Słowacki robi tu do tekstu Mickiewicza aluzję tak, jak tamten robił aluzje do Homera - ironicznie, na przekór, choć bez wła­ ściwego sobie humoru. Jednak w obu przypadkach mamy rozbudo­ waną apostrofę do pory roku i zestawienie tej ostatniej z życiem nar­ ratora, dla którego była ona znacząca i jest dalej obecna w jego świa­ domości. W obu także zauważamy wyraźną, a tak charakterystyczną dla epopei Mickiewicza, liryzację14. Słowacki wpisuje się w ten spo­ sób w zastaną tradycję gatunku (epopei), której zasadą jest przecież aluzyjne odwoływanie się do poprzedników15, a zarazem włącza Mic­ kiewicza w tę wielką epicką tradycję. Kontynuację dostrzec należy także w tym, co wymienia się jako główną różnicę między dwoma dziełami - w przedstawionej porze roku. Zima u Słowackiego jest przecież najoczywistszym następstwem wiosny (czy też właściwie - połączenia wiosny z latem) u Mickiewi­ cza. Słowacki uzupełnia Mickiewiczowski świat o nieobecną w nim (tylko wspominaną) porę roku, zamyka rok kalendarzowy. Przypo­ mnę tu, co o Panu Tadeuszu Mickiewicza napisał Czesław Miłosz:

Pana Tadeusza mógł napisać tylko poeta, który [...] powiedział do Sewe­ ryna Goszczyńskiego: „Kalendarz i brewiarz są to najważniejsze książki dla człowieka”, a więc poeta, w którym głęboko tkwiły przyzwyczajenia rytualizujące czas: rok rolniczy, rok liturgiczny. I ostatecznie tylko czas uporządkowany, nie mechanicznie, według zegarka, ale sakralnie, po­ zwala nam naprawdę wierzyć w istnienie rzeczy.115

Słowacki dopełnia Mickiewiczowski kalendarz o zimę widzianą równie mitycznie. Dlatego Matce Boskiej Kwietnej z epopei Mickie­ wicza odpowiada u Słowackiego Matka Boska Śnieżna, patronka in­ nej, równie jednak zsakralizowanej pory. W ten sposób, podążmy za myślą Miłosza, świat Mickiewicza zyskuje mocniejsze, bo oparte na pełnym cyklu rocznym, utwierdzenie. Zima klęski jest także historycznym następstwem Mickiewiczow­ skiej wiosny nadziei. Niesie ze sobą okrutny „ciąg dalszy” epopei na­ poleońskiej. Będzie to jednak taki „ciąg dalszy”, który wywróci Mic­ kiewiczowski świat „do góry nogami”.

14 Fragmenty te porównuje, akcentując różnice, S. Makowski: „Pan Tadeusz” Juliusza Słowackiego..., s. 80. 15 Na ten temat por. na przykład: J. Krzyżanowski: W świecie romantycznym. Kraków 1961, s. 69-76; Z.J. No w a k: Z techniki homeryckiej w „Panu Tadeuszu”. „Filo­ m ata” 1993, nr 9, s. 117-118; I. O p a c k i: „W środku niebokręga". Poezja romantycznych przełom ów . Katowice 1995, s. 203-204; M. Piechota: „Pan T adeusz” i „Król-Duch” - dwie koncepcje romantycznej epopei. Kielce 1995, s. 32-33. 16 Cz. Miłosz: Ziemia Ulro. Kraków 1994, s. 130. Na odwrót17

Zima jest bowiem oczywiście nie tylko następstwem wiosny i lata, ale też ich kontrastowym przeciwieństwem. Jej symbolika wiąże się ze śmiercią klęską triumfem zła, podczas gdy wiosna i lato symboli­ zują przeciwnie, życie i zwycięstwo dobra18. Fabuła Mickiewiczow­ skiego Pana Tadeusza jest umieszczona w świecie mającym cechy za­ równo wiosenne, jak i letnie (a nawet wczesnojesienne), w porze kwit­ nienia i zbiorów zarazem19. Z perspektywy myślenia mitycznego jest to jak najbardziej uzasadnione - Mickiewicz łączy wiosenną symboli­ kę zmartwychwstania z letnią symboliką spełnienia i małżeństwa, godząc pomyślność bohaterów poematu z pomyślnością całego naro­ du, powstającego z martwych do politycznego życia. Inaczej u Słowackiego - czas wydarzeń to zima „okropna” (S, I, 13), sprawiająca, że natura staje się „skościała i chłodna” (S, II, 24):

Wszystko smętne... a domy stojąna kształt trumien Na podwalinach.

Wszystko zamarło do czasu. - S, III, 10-11

Jest to więc pejzaż śmierci, która przyszła po zsyntetyzowanej przez Mickiewicza porze kwitnienia i owocowania prawem biologicz­ nego cyklu. Stosunek Słowackiego do owych mitycznych ujęć nie jest jednak taki prosty. Zima nie stanowi dla niego pory śmierci rzeczywi­ stej - raczej udawanej czy też ukrytego życia:

Tak ptactwem gadająca, choć mgłami ponura, Stała się ta litewska - przemienna natura, Zawsze żywa — i z duchem ludzi zawsze zgodna, Dobra - niem artw a - chociaż skościała i chłodna, Właśnie jak Litwin... który śród świętych przymierzy

17 Jako dzieło odrębne, nie będące kontynuacją Mickiewiczowskiej epopei, lecz przeciwstawiające się jej, odczytują [P ana Tadeusza] Słowackiego S. Makowski: „Pan Tadeusz” Juliusza Słowackiego..., s. 79-86 i J. Bachórz: Słowacki w Soplico­ wie..., s. 218-223. 18 Por. N. Frye: Archetypy literatury. Przeł. A. Bejska. W: Współczesna teoria badań literackich zagranicą. Oprać. H. M a r k i e w ic z. T. 2. Kraków 1976, s. 315-316. 19 Por. J. Przyboś: Czytając Mickiewicza. Warszawa 1956, s. 58; S. P i g o ń: Wstęp. W: A. Mickiewicz: Pan Tadeusz czyli Ostatni zajazd na Litwie. Oprać. S. Pigoń. Wrocław 1980, s. LXXVII-LXXIX. Skupił się w sobie - stężał - niby trupem leży, A jednak kiedy mu wróg wbiegnie bez pamięci, Z dołu powstaje - od nóg - jak wąż się okręci Około bioder - pod pierś - cicho ciało opierścienia, Aż nareszcie wrogowi spod jego ramienia Wytknie głowę... i cichy śmiech pokaże smoczy, Twarz tuż przed twarzą, przed oczyma oczy. S. II, 21-32

Zgodność natury z ludźmi i jej porównanie do podstępnego Litwi­ na negują mityczną perspektywę dzieła Mickiewicza. Świat przesta­ je być postrzegany „kalendarzowo”, zgodnie z cyklem wegetacyjnym. Przestaje też obowiązywać historyczny fatalizm „jednej wiosny w ży­ ciu”. Słowacki zdaje się krytykować wizję Mickiewiczowską, wedle której czas nadziei i zmartwychwstania to wiosna i lato, a po nich musi przyjść zima klęski. Właściwie klęski tu nie ma: natura i „Li­ twin [...] śród świętych przymierzy” nie umierają, a tylko czekają na odpowiedni moment. Przemienność zastępuje w dziele Słowackiego Mickiewiczowską cykliczność. Kontrast jest więc podwójny: w mitycz­ nym planie Słowacki przeciwstawia Mickiewiczowskiej porze życia - porę śmierci, jednak równocześnie neguje w ogóle zasadność myśle­ nia w kategoriach mitycznych, zgodnych z symboliką uświęconego czasu. Odchodzi od mitologicznej cykliczności do myślenia historycz­ nego. Z zimowym pejzażem koresponduje w utworze Słowackiego brak słońca. Przypomnę, że u Mickiewicza pełni ono tak ważną rolę, iż zo­ stało przez Kleinera włączone do „zespołu bohaterów” poematu20. Świat Soplicowa jest wyraźnie solarny, męski (kobiety odgrywają w nim znacznie mniejszą, zwykle podrzędną w stosunku do mężczyzn rolę)21. Inaczej u Słowackiego: w Soplicowie brak słońca i brak męż­ czyzn. Zacznijmy do tego, że nie ma tu samego pana Tadeusza - wspo­ mina się jedynie o nim na początku utworu. Z Mickiewiczowskich bohaterów w utworze Słowackiego wyłącznie Sędzia i

Wojski, także niezdolny do rycerskich czynów Został, dogląda w domu kobiet i kominów. S, I, 11-12

Jest to więc Soplicowo kobiece, w którym najbardziej czynnym bo­ haterem jest... Telimena. Zamiast mężczyzn zaś pojawiają się... ptaki:

20 J. Kleiner: Mickiewicz. T. 2, cz. 2. Lublin 1948, s. 395. 21 Por. przypis P i go n i a w wydaniu: A. M i c k i e w ic z: Pan Tadeusz..., s. 273. Wielkiemi gromadami - przez progi do sieni Wchodzą strzynadle złote i gile w czerwieni A nawet ów dziw lasów, tak rzadko widziany Halcyjon - a na Litwie zimorodkiem zwany, [•••] — w stróża anioła kolorach, Nad zwierciadłem przełomki, piękny i błyszczący Jak anioł, w równi złote skrzydła trzymający - [...] - Smętne wrony Zaludniły podwórze... Obozem się mieszczą W topolach, gdzie pod wieczór zwichrzają się - wrzeszczą I pod zorze gną czarną drzew obdartych głowę; Wojski mówi, że wiodą swe sprawy — sejmowe. S, II, 1-4, 6-8, 16-20

Schodzące się do Sopłicowa, wyraźnie uczłowieczone ptaki są jak­ by odwróceniem obrazu konnicy podobnej do ptaków z księgi XI po­ ematu Mickiewicza. Akcentowane kolory: czerwony i złoty to barwy szlacheckich „karmazynów”, sejmikowanie wron przypomina „radę” w zaścianku Dobrzyńskich. Ptaki zastępują więc nieobecną szlachtę (z jej hierarchicznymi podziałami) i wojsko. W miejsce Mickiewiczowskiego słońca pojawia się zaś księżyc, który w arcypoemacie nie ma większego znaczenia. Słowacki zaś raz tylko wspomina o „rzadkich słońca złotego promieniach” (S, III, 22), opisuje natomiast jak:

Miesięczne tęcze całe stawały w kolorach S, I, 17 oraz wejście do dworu człowieka, którego:

[...] — Twarz była jak marmur niezmienna Owszem — rzekłbyś, że bielsza od mrozu — promienna, Jak miesiąc złota... S, IV, 23-25 i w którym Zosia poznała Napoleona. Księżyc opromienia więc świat przedstawiony w [Panu Tadeuszu] Słowackiego. „Lunarność” Soplico- wa Słowackiego, zimowe, ciemne pejzaże i brak bohaterów wydają się wymierzone w zbyt może łatwy, baśniowy optymizm Mickiewicza, któ­ ry przecież w historii nie znalazł potwierdzenia. Przeciwstawiają mu optymizm trudny, wynikający nie z wiary w mityczną harmonię wszech­ świata, w którym „Bóg jest z Napoleonem, Napoleon z nami!”, ale z „wę­ żowej” determinacji przypominającej determinację lirycznego boha­ tera wiersza Do Matki Polki. Tu widziałbym analogię między [Panem Tadeuszem] i innymi dziełami Słowackiego z okresu mistycznego. Droga do wyzwolenia nie jest łatwa i dana na wzór odwiecznych praw natury, a wnioskiem z lektury poematu Mickiewicza nie powin­ no być bierne czekanie na „drugą taką wiosnę”. Natura i naród ukaza­ ne zostały w cyklu przemian (nie na darmo w porównaniach pojawia­ ją się węże). Droga do zmartwychwstania wiedzie, na przekór mito­ wi, przez zimę cierpień. Postęp historyczny dokonuje się poprzez sym­ boliczną śmierć. To oczywiście także mityzacja, ale już zgodna z zu­ pełnie innym systemem - genezyjskim.

Zamknięcie i otwarcie

Po co kontynuować dzieło takie jak Pan Tadeusz? Dzieło powszech­ nie uważane za zamknięte, skończone w swojej baśniowej ramie ini­ cjalnego „Wśród takich pól przed laty” i końcowego „I ja tam z gośćmi byłem, miód i wino piłem” (Słowacki nie znał jeszcze, oczywiście, epilo­ gu)22? Dzieło, którego sama liczba ksiąg symbolizuje skończoność, peł­ nię, jak liczba miesięcy czy apostołów? A jednak nie było to dzieło pozbawione możliwości kontynuacji. Mic­ kiewicz pisał przecież jego dalszy ciąg2:i. Słowacki pokazał swoim [Pa­ nem Tadeuszem], że dzieło Mickiewicza nie jest w istocie zamknięte. Przecież nad Soplicowem już zbierają się czarne chmury, Mickiewi­ czowskie liryczne dygresje zakłócają czasem nastrój sielanki, wska­ zując, że to tylko „jedna taka wiosna w życiu”. Radosny nastrój ocze­ kiwania i wiara w wolną Polskę wkrótce zostaną poddane ciężkiej próbie. Z perspektywy historycznej zakończenie dzieła Mickiewicza musi się wydać sztuczne i pospieszne: radość, zaręczyny, „kochajmy się!” - żeby tylko zdążyć przed klęską! Mickiewiczowskiemu dziełu, które pozornie tylko jest zamkniętą epopeją Słowacki przeciwstawia swoje epickie fragmenty. Badacze ukazują [Pana Tadeusza] Słowackiego jako dzieło nie dokończone.

22 O baśniowej ramie Mickiewiczowskiego Pana Tadeusza pisze I. Opacki: „W środku niebokręga”..., s. 206. O baśniowości dzieła piszą w swoich tekstach mię­ dzy innymi: J. Kleiner: Mickiewicz..., s. 396; J. Przyboś: Czytając Mickiewicza..., s. 53-64. 23 Por. M. Piechota: „Pan Tadeusz” i „Król-Duch”..., s. 5—6. Władysław Fłoryan nazwał je „dochowanymi fragmentami utworu”24. Alina Witkowska pisze:

Wolno podejrzewać, że wraz z pojawieniem się Napoleona poemat w mic­ kiewiczowskim stylu poczęty zacząłby się zmieniać w epos historiozo­ ficzny, w jedną z planet potężnej konstrukcji Króla-Ducha. Bo do Sopli­ cowskiego dworu wkroczył — być może - Król-Duch ufigurowany w po­ staci Napoleona.25

Podobnie Stefan Treugutt:

[...] u Słowackiego cesarz Napoleon, wkraczający własną osobą do sopli­ cowskiego dworu, jest tylko potężną figurą epizodyczną a całość jest zaniechanym fragmentem.26

Podobnie Marek Piechota:

[Słowacki - M.Sz.] chciał dać prawdziwą jego zdaniem, wersję narodo­ wej epopei, której bohaterem byłby, jak to widać z zachowanych frag­ mentów, Napoleon [...].27

Wszyscy ci badacze skupiają się na pojawiającym się w ostatnich wersach dzieła Słowackiego Napoleonie, widzieli w nim jeśli nie boha­ tera epopei, to przynajmniej „potężną figurę epizodyczną”. Wszyscy też zakładali, że dzieło miało być kontynuowane, że wejście Napole­ ona nie zamyka [Pana Tadeusza], ale otwiera go na nowe treści i stwa­ rza możliwość połączenia fragmentu z mistycznym dziełem Słowac­ kiego. Problem jednak w tym, że takie ujęcie każe interpretatorom skupić się nie na tym, co w tekście rzeczywiście jest, ale co tekst za­ powiada. Każe w istocie wyjść poza tekst. Tymczasem status [Pana Tadeusza] Słowackiego nie jest wcale taki oczywisty. Po pierwsze, utwór powstał w okresie mistycznym, kiedy to autor Króla-Ducha pisał właściwie wyłącznie fragmenty, wokół któ­ rych do dziś trwają spory: czy miały być kontynuowane, czy nie28. Po

24 W. F 1 o ry a n. Juliusza Słowackiego próby kontynuacji..., s. 57. 25 A. Wi t k o w s k a: Jak Słowacki pisał Mickiewicza..., s. 275. 26 S. Treugutt: Geniusz wydziedziczony. Studia romantyczne i napoleońskie. W ar­ szawa 1993, s. 100. 27 M. P i e c h o t a: Pojedynki Słowackiego z Mickiewiczem. „Przegląd Humanistycz­ ny” 1988, z. 8/9, s. 139. 28 Na temat fragmentarycznego charakteru utworów z ostatnich lat życia Słowac­ kiego piszą: A. Ku r s k a: Fragment romantyczny..., s. 106; A. Kowalczykowa: Wstęp. W: J. Słowacki: Krąg pism mistycznych. Oprać. A. Kowalczykowa. Wrocław 1982, s. XV-XIX. drugie, trudno jednoznacznie powiedzieć, czy Słowacki stworzył tu fragment (fragmenty) w rozumieniu osiemnastowiecznym, czyli dzie­ ło, które z jakichś względów wbrew intencjom autora pozostało nie ukończone, czy też fragment w rozumieniu romantycznym: dzieło ce­ low o nieukończone, otwarte, oddające romantyczną specyfikę myśle­ nia o świecie, poznaniu, człowieku, literaturze. Cytowani badacze nie biorą w ogóle tej, romantycznej przecież, możliwości pod uwagę i próbują domyślić się, co autor jeszcze chciał napisać, ale mu się nie udało. Chciałbym tym opiniom przeciwstawić hipotezę przeciwną, we­ dług której [Pan Tadeusz] Słowackiego został świadomie pomyślany jako fragment (a właściwie - cykl fragmentów). Skupieni na ostat­ nim, urwanym wersie dzieła Słowackiego badacze nie zauważyli, że jest to, w przyjętym przez wydawców układzie, dzieło pozbawione także formuły początkowej, o czym już wspominałem. Bez formuły otwarcia i zamknięcia, posiadając jedynie sam „środek”, dzieło mo­ głoby z powodzeniem stanąć obok innych romantycznych utworów pisanych z premedytacją właśnie jako fragmenty29. Można widzieć we fragmentowym [Panu Tadeuszu] utwór o kon­ strukcji przemyślanej i nieprzypadkowej, złożony z czterech fragmen­ tów, które jednak - jak pisze Kleiner - „tworzą całość jednolitą”™. Rozpoczęcie takiego utworu konwencjonalną formułą zakończenia może się wydawać dziwaczne, ale przecież mieści się w romantycz­ nych kanonach, którym patronuje twórczość Sterne’a. Zakończenie, choć urwane w połowie wersu, jest jednak mocne i puentujące - czy Napoleon w Soplicowie mroźną zimą 1813 roku nie jest najwyraźniej­ szym sygnałem przekreślenia wszystkich niepodległościowych nadziei, zanegowaniem historycznego przełomu, który opisał Mickiewicz? Chyba już nie trzeba było pisać nic więcej. Pozornie skończonemu Panu Tadeuszowi Mickiewicza Słowacki przeciwstawia fragment, który przy pozorach niewykończenia można jednak odczytać jako pełny i skończony. Próbie wskrzeszenia antycz­ nej epopei - fragment jako formę romantyczną. Mickiewiczowskie­ mu, mitycznemu światu, w którym rządzi analogia, rytuał, cykliczny porządek - ironię historycznego świata, który wdziera się do Soplico- wa, zamkniętego przez Mickiewicza w baśniowych ramach31.

29 Por. A. K u r s k a: Fragment romantyczny..., s. 5-31. M J. Kleiner: Juliusz Słowacki..., s. 342. 31 O analogii i ironii jako kategoriach określających romantyczne myślenie o świe­ cie pisał O. P a z: Romantyzm i poezja współczesna. Przeł. A. Elbanowski. „Literatu­ ra na Świecie” 1988, nr 5. s. 181-183. Czytany przez pryzmat dzieła Słowackiego Mickiewiczowski Pan Tadeusz sam staje się fragmentem, nie w sensie konstrukcyjnym oczy­ wiście, ale historycznym. Nie można bowiem, mówi swoim dziełem Słowacki, zamykać biegu dziejów w pewnym momencie, tak jak za­ myka się baśń, sugerując, że odtąd nasi bohaterowie będą żyli długo i szczęśliwie. Historia bowiem upomni się rychło o swoje prawa. My­ śleniu o dziejach bardziej więc odpowiada fragment bez początku i końca - jest prawdziwszy, uczciwszy. Dlatego też Słowacki niejako dodaje drugie zakończenie do Mickiewiczowskiej baśni - swój frag­ ment. O biograficznych kontekstach Tłumaczeń Szopena Kornela Ujejskiego

Głównym celem niniejszego szkicu jest zwrócenie uwagi na pe­ wien niemal przez potomnych zapomniany rys osobowości Ujejskie­ go oraz wskazanie tych faktów i wydarzeń z jego życia, które się na ów wyblakły wizerunek złożyły Przedmiotem swoich rozważań czy­ nię zatem te tylko momenty „ziemskiej wędrówki” poety, które mo­ gły bezpośrednio wpłynąć na powstanie cyklu „chopinowskich tłu­ maczeń”.

Kornel Ujejski, tyrteizm i...

Ujmując rzecz ogólnie, podkreślić należy, iż Kornel Ujejski poetą „zapomnianym” nie jest: „obok Wincentego Pola, Teofila Lenartowi­ cza, Władysława Syrokomli wymieniany jest jako jeden z najwybit­ niejszych twórców romantyzmu krajowego” — stwierdza autor dyser­ tacji1; podobnie powszechnie wykorzystywany podręcznik literatury dla szkół średnich2 nazywa go „trzecim, obok Lenartowicza i Syro­ komli, wybitnym poetą krajowym” i podaje wypisy fragmentów czte-

*A. Bagłajewski: Ostatni romantyk. Twórczość liryczna Kornela Ujejskiego. Lu­ blin 1999, s. 7. 2 S. Makowski: Romantyzm. Podręcznik literatury dla klasy drugiej szkoły śred­ niej. W arszawa 1991, s. 462-466. rech jego utworów. Ujejski doczekał się w ciągu wieków licznych re­ cenzji, szkiców, omówień i monografii; jego twórczość liryczna uzna­ wana była i nadal jest za zjawisko w pełni oryginalne i ważne dla obrazu epoki, a on sam ze względu na jej charakter nazywany bywał „wieszczem” i „ostatnim romantykiem”3. Trzeba jednak zwrócić w tym miejscu uwagę, że twórczość tę przed­ stawia się zazwyczaj w jednym tylko aspekcie - znamy bowiem Ujej­ skiego przede wszystkim jako poetę tyrtejskiego, mocno zaangażowa­ nego w sprawy patriotyczno-społeczne swego narodu, wspierającego walkę słowem silnie zakorzenionym w Biblii:

[...] w swej twórczości i sposobie bycia stylizował się na proroka Jeremia­ sza, rozwijając i aktualizując motywy starotestamentowe, poszukując paraleli między losami narodu polskiego i żydowskiego, oceniając bieżą­ ce wypadki polityczne w kraju z perspektywy mesjanistycznej, w figurze Golgoty odnajdując sens i znaczenie martyrologii narodowej.4

Poezja ta, ukazująca obraz cierpień i prześladowań narodowych, oddająca hołd bohaterom i męczennikom za sprawę ojczyzny, odgry­ wała w życiu narodu rolę stosunkowo ważną, gdyż

[...] mimo wszystkich niekonsekwencji, odwoływania się do nadziem­ skich autorytetów i prób nadawania męczeństwu metafizycznego zna­ czenia, nie zawsze nawet skutecznie przezwyciężanych akcentów rozpa­ czy, mobilizowała do walki o godność i wolność narodową. Wbrew wszel­ kim akcentom przebaczającym uczyła nienawiści do wroga, nie pozwa­ lała społeczeństwu pogrążyć się w ideowym i narodowym uśpieniu.0

Wymienić w takim kontekście należałoby zwłaszcza następujące utwory: Pieśni Salomona (1846), Skargi Jeremiego (1847) i włączony do nich Chorał (Z dymem pożarów...), Kwiaty bez woni (1848), Zwię­ dłe liście (1849), Melodie biblijne (1852), Dla Moskali (1862) oraz epic­ ki Maraton (1844). Choć odnosimy ogólne wrażenie, iż Kornel Ujejski jest w naszej historycznoliterackiej świadomości obecny stale, to jednak dotych­ czasowy sposób odbioru jego poezji (za ujęciami dziewiętnastowiecz­ nymi, czego przykładem są chociażby wybory wierszy) wydawał się

3Por. A. B a gł a j e w s k i: Ostatni romantyk..., s. 8-9. 4 Wielkie serce. Korespondencja Kornela Ujejskiego z rodziną Młodnickich. Zebrał, oprać, i wstępem opatrzył Z. Su dolski. T. 1. Warszawa 1992, s. 7. 5 A. Jopek: Wstęp. W: K. U j e j s k i: Pisma wybrane. T. 1. Kraków 1955, s. LI. przesłaniać inne niż tyrtejskie oblicze poety6. A przecież twórczość „ostatniego romantyka” to nie tylko „splątana poetyka patetycznych skarg”7. Współcześni chcieli w nim widzieć przede wszystkim proroka:

[...] tyrtejski nurt jego twórczości całkowicie przesłaniał im człowieka. Z dezaprobatą mówiono o jego romantycznej miłości do pani Leonii Wil- dowej - nie czas było na Gustawów, potrzebny był Konrad. Twórca Skarg Jeremiego z pokorą przyjął tę rolę narzuconą sobie przez epokę, ale jego ogromna wrażliwość domagała się również dopełnienia w twórczości jak najbardziej osobistej, w spowiedzi serca. W latach sześćdziesiątych [...] przemówił nieśmiałym głosem Ujejski-człowiek prywatny, ujawniają­ cy w stylu swych romantycznych zachowań nowe, pełniejsze oblicze: po­ jawiły się liryki miłosne.8

Na artystyczny wizerunek poety składa się zatem również po­ wszechnie niedostrzegane „zjawisko innego Ujejskiego” - liryka wy­ łamującego się spod tyrtejskiego stereotypu; twórcy wierszy indywi­ dualistycznych, z kreacją „ja” marzącego, melancholijnego, przeżywa­ jącego „smutek istnienia”9; a na jego literacki dorobek (oprócz wspom­ nianych erotyków) także pokaźna liczba utworów „zorientowanych muzycznie”, świadcząca bądź co bądź o otwarciu się na inne, nie tylko patriotyczne i obywatelskie, inspiracje: Wędrownik (Pieśń Szuberta), Piosenka do snu ze zbioru Kwiaty bez woni (1848), Kołysanka (1859) do muzyki Kesslera, Barkarola (do której w roku 1877 muzykę skom­ ponował sam poeta), kantata Vita nuova (1888), Tłumaczenia Beetho- uena (1887-1888) i interesujące mnie przede wszystkim Tłumaczenia Szopena (1857-1860)10. Na powstanie tych ostatnich złożyły się w szczególności dwie „osie” życiowych kolei autora: jego stosunek do muzyki i znajomość z Fryderykiem Chopinem, a także zauroczenie lwowską pianistką Le­ onią Wildową i tegoż zauroczenia konsekwencje.

“Por. A. B a gł a j e w s k i: Ostatni romantyk..., s. 10. 7Tak określa tyrtejski wymiar twórczości poety M. Grabowska we wstępie do zbioru: K. Ujejski: Wybór poezji. Warszawa 1975, s. 13. 8 Wielkie serce..., s. 7. Mowa tu o pięćdziesięciu erotykach, zdaniem Z. Su dol­ skiego (Idem: Wstęp. W: K. Ujejski: Poezje nieznane. W arszawa 1993, s. 14), sta ­ nowiących niewątpliwie „mimo mielizn i braków artystycznych” najbardziej pokaźny (z wyjątkiem utworów Krasińskiego adresowanych do Delfiny Potockiej) zbiór wierszy miłosnych w literaturze polskiej XIX wieku. 9 Por. A. Bagłajewski: Ostatni romantyk..., s. 10. 10 Utwory te wymieniam w takim kontekście za A. Bagłajewskim (O statni romantyk..., s. 325). Kornel Ujejski, muzyka i Chopin

Muzyka w życiu Kornela Ujejskiego zajmowała stosunkowo ważne miejsce. Było to zgodne, po pierwsze, z ogólnym „muzycznym” charak­ terem epoki, jak również z pewnym konwenansem, w myśl którego jednym z podstawowych elementów kształcenia członka szlacheckiej rodziny (bez względu na płeć) była właśnie edukacja muzyczna. Ujej­ ski uczył się muzyki w domu (podobnie jak historii, geografii, litera­ tury czy języków), gdyż brakło mu ochoty do systematycznej nauki w szkole11. Od dziecka grał na fortepianie - instrumencie par excel­ lence romantycznym, który ze względu na swoją konstrukcję i ogólne walory brzmieniowe stanowił środek równie odpowiedni do przeka­ zywania najbardziej intymnych wzruszeń, jak i do wspaniałych, wir­ tuozowskich popisów w domu i w sali koncertowej12. Jak twierdzą bio­ grafowie, grał całkiem nieźle, a nawet „swą świetną grą na fortepia­ nie ujmował otoczenie”13. Świadectwo takiej percepcji muzycznego kunsztu poety daje na przykład jego chrześniaczka Maryla Wolska:

[...] wiele, wiele godzin przesłuchałam jego grania. Grał tylko Beethove- na, tę zwłaszcza Sonatę op. 4, pod której potężne Largo podłożył słowa, jeden z ostatnich swoich poetyckich utworów. [...] Grał jąco dzień, jakby odmawiał jakąś modlitwę, po której dopiero witał się z nami i dzień to­ warzyski zaczynał. Grał szlachetnie i doskonale, ale mimo całej mojej dla niego miłości nie mogłam nie słyszeć różnicy między grą chrzestnego ojca a grą Paderewskiego, zjawiskową, nieporównaną z niczym, którą już wówczas znałam.11

Nie uchodził zatem Ujejski za muzyka wybitnego, dało się zapew­ ne wyczuć w jego technice wiele braków i niedociągnięć - opanował jednak sztukę tę na tyle, że w pewnych kręgach bliskich mu osób jego gra wywoływała pozytywne wrażenie. Był nie tylko wykonawcą pró­ bował sił również jako kompozytor, jednak i w tej dziedzinie nie zdo­ łał przekroczyć pewnej granicy i wznieść się na wyżyny, mimo że wzru­ szał ekspresją i siłą wyrazu:

11 Por. A. Jopek: Wstęp. W: K. Ujejski: Pisma wybrane..., s. XI; K. Poklewska: Wstęp. W: K. Ujejski: Wybór poezji i prozy. Oprać. K. Poklewska. Wrocław 1992, s. VI1I-IX oraz W. S t u d e n c k i: Kornel Ujejski w świetle listów, przemówień i pamiętni­ ków. Warszawa 1984, s. 5. 12 Por. A. Einstein: Muzyka w epoce romantyzmu. Przeł. M. i S. Jarocińscy. Warszawa 1983, s. 213. 13 W. S t u d e nc ki: Kornel Ujejski w świetle listów..., s. 17. 14 Cyt. za: Wielkie serce..., s. 20. Nikt by nie zgadł, kiedy gra Ujejskiego zachwycała mnie najbardziej; oto gdy grać począł walce, mazury i polki własnej kompozycji. [...] Nie­ spodzianka, najcudowniejsza niespodzianka objawiała się w tych szalo­ nych polkach i walcach Jeremiego...

- zwierza się Maryla Wolska15; podobne zresztą odczucia musiała mieć także jej córka, Beata z Wolskich Obertyńska, kiedy (zwracając uwa­ gę na ludzki przede wszystkim wymiar jego artystycznej kreacji) pi­ sała:

Kochany, swojski starszy pan, wcale nie żaden biblijny prorok o rozdar­ tej szacie - prosty, gorący, pełen ciężkości i humoru, wygrywający na fortepianie szalone polki i walce, które nie tylko sam ad hoc kompono­ wał, ale i które gubił ad hoc w zawierusze siarczystego rytmu i nawale zalewających go melodii. Rzadko kiedy umiał któryś z nich powtórzyć czy zagrać dwa razy tak samo.16

Trudność ta wynikała zapewne z faktu, iż Ujejski - jak dopowiada Krystyna Poklewska17 - miał poważne problemy z graficznym utrwa­ laniem swoich kompozycji; nie potrafił sam przenieść ich na papier, nie opanował bowiem sztuki poprawnego zapisywania nut (wyjątek stanowi Barkarola, przy której komponowaniu sporo się zresztą na­ męczył18). Podobnie nieudolnie czytał nuty; miał jednak dobrą pamięć - stosunkowo łatwo uczył się poszczególnych utworów i wówczas gra jego miała znamiona artyzmu. Biorąc pod uwagę wszystkie te przesłanki, nie ma się nawet co łudzić, że Ujejski był muzykiem co najmniej dobrym - nie to jest jednak w tym wypadku najważniejsze. Wszak jego „muzykowanie”, mimo wyraźnych niedociągnięć warsztatowych (czy może nawet bra­ ku talentu), budziło jakieś emocje, jego wykonania zachwycały spon­ tanicznością i żywiołowością, dysponował jakąś wiedzą i jakimś kon­ kretnym w tej dziedzinie doświadczeniem. Wszystko to świadczy o tym, że muzykę kochał i poniekąd rozumiał. Miał zatem określo­ ne podstawy do percepcji dzieł Chopina i ich twórczego naśladowa­ nia - tego mu odmówić nie można; kwestia poziomu owego przygoto­ wania (czyli stopnia muzycznego wykształcenia) jest tutaj sprawą dru­ gorzędną.

15 Cyt. za: M. G r ab o w sk a: Wstęp..., s. 12: por. także: Wielkie serce..., s. 20. lfi Cyt. za: Wielkie serce..., s. 21. 17 Zob. K. Poklewska: Wstęp..., s. IX. 18 Zob. W. Studencki: Kornel Ujejski w świetle listów..., s. 69. Ujejski miał również - podobnie jak każdy twórca - swoich arty­ stycznych „idoli” - niedościgłe punkty odniesienia i wzory do naśla­ dowania; obiekty szacunku, których twórczość mobilizowała i pobu­ dzała do działania, wyzwalała kreatywność. W zakresie muzycznych zainteresowań poety wymienia się w takim kontekście (w zależności od okresu życia): Ludwiga van Beethovena, Roberta Schumanna, Fe­ renca Liszta i oczywiście Fryderyka Chopina19. Chopina znał Ujejski osobiście. Poznał go w Paryżu (podobnie jak Mickiewicza i Słowackiego) podczas swojego pierwszego pobytu, pod koniec 1847 roku. Po raz pierwszy ujrzał go w tamtejszym Klubie Pol­ skim, gdzie spotykali się generałowie z roku 1831, poeci, pisarze, ar­ tyści:

[...] tam zjawił się raz na chwilę jak blade widmo Szopen i dał mi swój wi­ zytowy bilet z adresem i zaprosił do siebie.20

Do spotkania doszło w pewien mglisty zimowy wieczór, o czym czytamy w jednym z jego listów:

Zdybał mnie raz Szopen, którego już przedtem poznałem i mówi mi: Gdybyś kiedy do mnie wieczorem zaglądnął, spędzilibyśmy ze sobą cały wieczór. W to mi graj, kiedy rzecz z Szopenem! Jakoż wkrótce wybrałem się do niego.21

Przyjął go „blady, zmęczony, elegancki, w czarnym surducie i bia­ łej kamizelce”, zjedli razem obiad i pojechali do Wielkiej Opery-„grano Jerusalem, przeróbkę dawniejszej opery Les Lombards, która swego czasu zrobiła gwałtowne fiasko”22. Po skończonym przedstawieniu i „serdecznych uściskach” rozstali się, podążając w swoje strony. Po­ zostało jednak w świadomości poety ogólne wrażenie:

[...] jeszcze o Szopenie. Był on półbogiem muzyki, prosto wziętym z Olim­ pu. Przy nim „półbożek” Mierzwiński est un rustre [gbur], a i Wieniaw­ ski niedobrze przy nim wygląda. Drażliwy był Szopen, cały był w ner­

l!l Por. K. Poklewska: Wstęp..., s. XLV. 20 Cyt. za: W. Studencki: Kornel Ujejski w świetle listów..., s. 8; por. także A. J o p e k: Wstęp..., s. LXIII. 21 List do Wandy Młodnickiej z Pawłowa, 6 XI 1885 (a nie 27 X 1885 - jak stwier­ dził W. Studencki: Kornel Ujejski w świetle listów..., s. 52). W: Wielkie serce..., s. 118— 120. Więcej wiadomości na temat Wandy dostarczą kolejne strony niniejszego arty­ kułu. 22 List do Wandy Młodnickiej z Pawłowa, 6 XI 1885. W: Wielkie serce..., s. 118-120. wach; lękał się dotknięcia grubej ręki, toż i sam grubianinem nie był. Był cały jak z aksamitu - i lubiał, aby go tylko aksamitne ręce doty­ kały.23

Chopin jawi się w tych wspomnieniach jako istota niemalże bo­ ska; nawet fizyczne „niedociągnięcia” ludzkiego aspektu jego wize­ runku (konsekwencje nieuleczalnej choroby) są tutaj wyraźnie ide­ alizowane - dla Ujejskiego jest on po prostu „bogiem muzyki”. W jego muzyce dostrzega poeta

żal, tęsknotę bezkresną, nieoznaczoną kobiece omdlewanie w rozkoszy zmysłowej, gdzieniegdzie na pozór męskie rwanie się na energię i moc, lekkie smuganie nad przepaściami lotami białych motyli. [...] Zlej ra ­ zem Zaleskiego, Słowackiego i Krasińskiego - to Szopen. Kwiaty, iskry, motyle, mgły tęczowe, girlandy gwiaździste, przeplatane tu rzutem wul­ kanicznym, tam smokiem zwątpienia i rozpaczy, a nad tym wszystkim niebo mistyczne - to Szopenowska muzyka.24

Wszystko to - zauważa dalej Ujejski - jest w nas, ludziach; z tego powodu Chopin stale „coraz liczniejszych jednać będzie dla siebie wiel­ bicieli”. W jego własnym odczuwaniu świata i muzyki dokonuje się jednak z czasem swoista wewnętrzna przemiana, na miarę - jak ją sam nazywa - „wielkiej rewolucji”. Geniusz Chopina zaczyna mu się wydawać „chory”; a rośnie wszędzie w uznaniu - jego zdaniem - tylko dlatego, iż „chora” jest cała europejska społeczność. „Już mi Szopen nie pasuje — stwierdza - zdetronizowałem jednego, a wziąłem sobie innego [...] Boga! [...] Beethovena czczę, kocham, chylę przed nim »gromowładne« czoło”25. Niemniej kiedy na początku 1858 roku w Ho­ telu Europejskim we Lwowie, w wielkim salonie na drugim piętrze, gdzie na krótki pobyt wynajął dla siebie fortepian, pisał Marsz żałob­ ny (a i później, przy tworzeniu pozostałych utworów cyklu, zapewne również), przed oczyma stał mu właśnie Chopin. Jak czytamy w jego korespondencji, „On i... Ona, dla której rzeczy te pisałem.”26

23 Ibidem. 24 List do Wandy Młodnickiej z Pawłowa, 19 X 1887. W: Wielkie serce..., s. 296-297. 25 Por. ibidem, s. 297. 26 Por. List do Wandy Młodnickiej z Pawłowa, 6 XI 1885. W: Wielkie serce..., s. 120. O biograficznych kontekstach Tłumaczeń Szopena...

Kornel Ujejski, kobiety i miłość

Jeśli chodzi o kobiety, które w życiu Ujejskiego odegrały rolę zna­ czącą, autorzy poszczególnych biografii i omówień twórczości poety wskazują w zasadzie cztery, poświęcając im w swoich tekstach uwagę proporcjonalną do wielkości ich wpływów. Stosunkowo najbardziej zdawkowo przedstawiana jest pierwsza z nich - Zofia Mrozowiecka. Dowiadujemy się tyle zaledwie, że w la­ tach 1844(5)-1847 Ujejski bywał w jej domu codziennym niemal go­ ściem. Miał zamiar się z tym „ślicznym aniołkiem” ożenić, jednak za­ biegi matrymonialne ostatecznie do skutku nie doszły - rodzice po­ ety bowiem (niechętni mariażowi) za radą Wincentego Pola wypra­ wili syna do Paryża, a panna w tym czasie (w roku 1848) wyszła za mąż za Teodora Rudnickiego27. Ujejski stanął na ślubnym kobiercu dopiero dwa lata później, w roku 1850; wybranką jego serca została „spokojna, skromna, ciem­ nowłosa i wielkooka (sądząc z portretu)” Henryka hr. Komorowska. Było to małżeństwo ze wszech miar niedobrane - ich stosunki od po­ czątku nie układały się najlepiej:

[...] praktyczność i codzienna krzątanina Henryki, jej brak dbałości o strój, niezrozumienie nastrojów poety i niewrażliwość na jego duchowe potrzeby szybko oddaliły od siebie tych dwoje ludzi.28

Jak świadczy Teodor Tomasz Jeż (którego o niechęć do pani Ujej­ skiej posądzać rzekomo nie ma podstaw), była to kobieta, która „żad­ ną miarą pod żadnym względem służyć nie mogła za ideał poetycz­ ny...”. Jego zdaniem,

nie nadawała się ona na małżonkę dla poety; pomimo bowiem że była hrabianką jedynaczką, spadkobierczynią majątku znacznego, nie otrzy­ mała wychowania odpowiedniego. Ojciec, oszczędny, nie łożył na wykształ­ cenie jej, a natura zbyt skąpa względem niej co do wdzięków się okazała. Nieładna, obdarzona głosem skrzeczącym, zamiłowana w gospodarst­ wie domowym, kochająca męża, ale wyżej ceniąca wysiadywanie kur­ cząt przez kwoczki aniżeli wytwarzanie hymnów przezeń, niecierpliwiła go nieraz.29

27 Por. W. Studencki: Kornel Ujejski w świetle listów..., s. 6; oraz A. Jopek: Wstęp..., s. XIV. 28 Por. K. P o k 1 e w s k a: Wstęp..., s. XXVIII. 29 T.T. Jeż: Od kolebki przez życie. T. 2. Kraków 1936, s. 295. Cyt. za: A. Jopek: Wstęp..., s. LXXXI. Biorąc pod uwagę ponadto pewną nieudolność Ujejskiego w kwe­ stii prowadzenia gospodarstwa i wynikającą z tego utratę dwóch ko­ lejno dzierżawionych majątków (Pawłów i Podlipce30), przygniatają­ ce go kłopoty materialne, a także śmierć córeczki Lilii, nie można się w sumie dziwić, że to z góry niemalże skazane na niepowodzenie mał­ żeństwo musiało w końcu ulec rozpadowi:

Przeszedłem boleści i walki, o jakich nie śni się filozofom, i [...] silne powziąłem postanowienie swobodą mą podzielić się z dziećmi i rozłączyć się z m ojążonąaż do czasu...31

- pisze zrezygnowany poeta. W połowie 1857 roku porzucił dom, żonę i młodszego syna (Romana), by wraz ze starszym (Kordianem) prze­ nieść się do Medyki, siedziby jednego z ostatnich wielkich mecena­ sów kultury, początkującego wówczas poety, Mieczysława Pawlikow­ skiego32; a w roku 1858 wydzierżawił wieś Żubrzę, gdzie gospodarzył lat przeszło dwadzieścia do roku 1880, silnie się w tym czasie wiążąc z życiem towarzyskim i literackim pobliskiego Lwowa33. Tam właśnie poznał Leonię (prawdopodobnie już w drugiej poło­ wie roku 1857) - córkę doktora Feliksa Maciejowskiego, żołnierza z 1831 roku, i Francuzki; młodą żonę lwowskiego księgarza Karola Wilda - o której twierdzono zgodnie, że była kobieta nieprzeciętną34. Sugeruje to na przykład dzisiejszy historyk literatury Zbigniew Su- dolski:

Choć nie wyróżniała się jakąś niezwykłą urodą, jej postawa, zgrabna kibić, a zwłaszcza rzucająca się w oczy wzniosłość ducha, mądrość i trzeź­ wość sądu, wrażliwość z odcieniem egzaltacji, nie pozwalały przejść obok niej obojętnie. Mimo nękającej panią Leonię choroby płuc [gruźlica - M.P.], była kobietą niezwykłej energii i uczynności.35

Podobny w gruncie rzeczy portret muzy Ujejskiego kreśli Stani­ sław Wasylewski, który Wildową znał z opowiadań współczesnych świadków:

30 O Podłipcach piszą: A. Jopek i K. Poklewska (w cytowanych tutaj tekstach), Z. Sudolski natomiast konsekwentnie wymienia w tym miejscu nazwę Podfilipce. 31 Cyt. za: A. J o p e k: Wstęp..., s. LXXXI1. 32 Por. K. P o k 1 e w s k a: Wstęp..., s. XXVIII. 33 Por. A. Jopek: Wstęp..., s. LXXXII-LXXXIII. 34 W. S t u d e n c k i: Kornel Ujejski w świetle listów..., s. 10. 35 Z. S u d o 1 s k i: Wstęp..., s. 6. Nie była piękną, rysy raczej nieregularne, usta za duże, cera śniada. Natomiast słuszny wzrost, czoło ładnie zarysowane, bujne włosy i oczy nieporównane, wielkie czarne [...]. Dużo pewności siebie w usposobieniu, jakaś królewskość w postawie. Ponadto bystra, jasna, wrażliwa, nawet wybuchowa. Równie skłonna do łez, jak wielka śmieszka. Tak mówiono. Rano esprit bouffon [żartownisia], wieczorem Roza Weneda. Słowem, in­ dywidualność o zespole rzadko spotykanych cech.38

Obraz ów dookreśla w końcu „świadek naoczny”, Michał Pawli­ kowski:

A ona? Wysoka, niezbyt piękna, z krótkim, trochę zadartym noskiem. Ale miała bardzo wdzięczny wyraz, bardzo subtelny, mądry i dowcipny uśmiech i [...] niepospolite zalety umysłu, biorąc, jak i jej mąż, czynny udział w pracy społecznej. Bardzo pięknie grała...17

Czarowała zatem nie tyle pięknem zewnętrznym, ile niezwykły­ mi walorami duchowymi, ogromną wrażliwością^ nieprzeciętną inte­ ligencją i talentem muzycznym. Miała muzyczne wykształcenie — co musiało ująć Ujejskiego choćby z racji jego muzycznych zaintereso­ wań - była uczennicą przyjaciela Chopina, niemieckiego pianisty (od roku 1820 bawiącego w Polsce), Józefa Krzysztofa Kesslera, oraz Ka­ rola Mikulego, jednego z uczniów wielkiego kompozytora. Dzięki swe­ mu niezwykłemu talentowi mogła stosunkowo łatwo przezwyciężyć obowiązujące w jej środowisku konwenanse i wyjść poza wąski krąg spraw domowych i rodzinnych. W roku 1856 dała we Lwowie swój pierwszy koncert publiczny, odnosząc ogromny sukces. Od tej chwili szybko zdobywała uznanie, uświetniając spotkania towarzyskie w mie­ szczańskich salonach Lwowa; a salon państwa Wildów stał się z bie­ giem lat najgłośniejszy w mieście38. Zauroczenie i niewinna początkowo przyjaźń Kornela Ujejskiego i Leonii Wildowej szybko przeobraziły się w miłość - „narodziło się uczucie, które przez następnych kilkadziesiąt lat całkowicie owład­ nęło wyobraźnię poety”39. Pozornie tylko - jak się okazuje - zmąciła je śmierć bohaterki romansu w roku 1878.

:w S. Wasylewski: Beatrycze „Skarg Jeremiego". „Tęcza” 1932, nr 1, s. 37-41. Cyt. za: Z. S u dolski: W stęp..., s. 6. 37 M. Pawlikowski: O kna. Seria druga. Medyka 1936, s. 98. Cyt. za: W. S tu­ dencki: Kornel Ujejski w świetle listów..., s. 70-71. 38 Por. Z. S u dois ki: W stęp..., s. 7. 39 Ibidem, s. 8. Na ziemi utracony ideał zastępuje poecie Wanda Młodnicka z domu Monné - szczelnie wypełniając próżnię, jaka powstała wskutek utra­ ty Leonii; stając się dlań „siostrą i córką”, powiernicą jego myśli i nie­ zastąpioną adresatką listów pisanych z wiejskiego odosobnienia40. Bie­ gle władała językiem niemieckim i francuskim, rysowała i rzeźbiła, jeździła konno, uczyła się muzyki u Letycji Wilczopolskiej we Lwowie, później u pianisty de Lange’a: śpiewała (miała wspaniały mezzoso­ pran) i grała na fortepianie. Była kobietą piękną: wzrostu ponadśred- niego, oczy szaroniebieskie, włosy ciemnoblond41. Od Ujejskiego była młodsza o lat 27: w roku, kiedy przyszła na świat (1850), on zawierał związek małżeński12. Poznała go osobiście po śmierci swojego narze­ czonego, Artura Grottgera, w pracowni, gdzie modelowała medalion z jego wizerunkiem na prośbę jego serdecznego przyjaciela Karola Młodnickiego - początkowo go nie lubiła. Dopiero po śmierci Wildo- wej, gdy żegnał się z nią wyjeżdżając z Lwowa przygnębiony i załama­ ny, wyraziła mu serdeczne współczucie. Minęły lata, zanim odezwał się w listach (co miało świadczyć o potrzebie kontaktów z ludźmi), jed­ nak z czasem znajomość ta przerodziła się w dozgonną przyjaźń43. I chociaż poeta swoje uczucia do Młodnickiej nazywał „spokojnym szaleństwem”44, to jednak niektórzy badacze i w tym związku dopa­ trują się czegoś więcej... Sądzi tak chociażby Z. Sudolski, analizując epistolograficzną spuściznę poety:

[...] wbrew pozorom, ta korespondencja jest nie tylko korespondencją mię­ dzy przyjaciółm i-raz po raz dochodząw niej do głosu echa [...] tłum io­ nej konwenansami i rozsądkiem miłości do Wandy Monnó-Młodnickiej.,r’

Oboje trwali (w tym wypadku!) na straży obowiązujących norm obyczajowych i nie dali się ponieść fali uczuć tak łatwo ujawniającej się w „romantycznym listowaniu”. Ale - jak zauważa dalej Sudolski - w listach Ujejskiego raz po raz, pomimo ostrej samokontroli, docho­ dzą do głosu głębsze pokłady jego rzeczywistych odczuć:

gdybyś wcześniej się była urodziła i my w równej młodości zdybali się gdzieś na świecie [...], znalazłby się może niedługi period w życiu na­

40 Jak stwierdza Z. Sudolski we wstępie do wydanego ostatnio dwutomowego zbio­ ru tejże korespondencji: Wielkie serce..., s. 9—11. 41 Por. W. Studencki: Kornel Ujejski w świetle listów..., s. 14. 42 Zob. także list do Wandy Młodnickiej z Pawłowa, 28 XI 1885. W: Wielkie serce..., s. 126. 43 Por. W. Studencki: Kornel Ujejski w świetle listów..., s. 16-18. 44 Por. ibidem, s. 25. 45 Por. Wielkie serce..., s. 13. szym, w którym moglibyśmy się byli może pokochać tak silnie, tak na­ miętnie, z takim zupełnym zlaniem się dwóch dusz, że ta błyskawica świeciłaby nam na wieczność.4R

Dokonując swoistego zestawienia obu mężatek swojego życia, po­ stawił Ujejski między nimi niejako znak równości: Leonię nazwał „szczęściem i gwiazdą na drodze ciernistej młodości”, Wandę nato­ miast docenił za to, iż „rozjaśniała mu spokojną starość”47. Jednak patrząc na tę kwestię z dzisiejszej perspektywy (niekoniecznie przez pryzmat tematu niniejszego szkicu), najważniejszą - spośród owych czterech wskazanych w toku tych rozważań - wydaje się mimo wszyst­ ko Leonia Wildowa. Wszak to jej właśnie zawdzięcza - co stwierdził w jednym z listów do Wandy - że został kimś:

Była w Niej głębia niezmierzona ducha, zakryta prostotą i nieśmiałością ledwie nie dziecka. Nikt jej nie znał, tylko ja jeden na świecie. [...] To, już teraz, wiedz, że jeślim coś wart, tom Jej winien.48

Ich romans - jak utrzymuje Zbigniew Sudolski -

był niewątpliwie ostatnim, rozegranym według najlepszych wzorów mi­ łości romantycznej, której legendę obyczajową i literacką utrwaliły naj­ znakomitsze dzieła poetyckie i dramatyczne epoki. Bohaterowie tego wiel­ kiego uczucia: Kornel i Leonia, byli wymarzonymi kochankami w stylu romantycznym: oboje głęboko przeżywali kryzys małżeński, połączeni z osobami niekochanymi, musieli walczyć z obowiązującymi konwenan­ sami, oboje też byli kochankami muz.49

Okazuje się, że

w czasach najniefortunniejszych dla ideałów była na świecie miłość nie­ zwykła, idealna, poza grób trwała i jedyna, a podtrzymywana - w odczu­ ciu Ujejskiego oczywiście - czarem jednej z najczyściejszych dusz, jed­ nej z najszlachetniejszych kobiet, jakie na tej ziemi się pojawiły.50

Była to z pewnością miłość ogromna, niezwykle głęboka, której podporządkowane zostało wszystko - dopowiada jeszcze Sudolski -

4(1 List do Wandy Młodnickiej z Pawłowa, 28 IX 1886. W: Wielkie serce..., s. 194. 47 Por. List do Wandy Młodnickiej z Pawłowa, 3 I 1887. W: Wielkie serce..., s. 211. 48 List do Wandy Młodnickiej z Pawłowa, 3 III 1885. W: Wielkie serce..., s. 42. 4"Z. Sudolski: Wstęp..., s. 6. 50 Por. List do Wandy Młodnickiej z Pawłowa, 17 II 1886. W: Wielkie serce..., s. 159. w ten dramat dwojga serc wpisane zostały również losy Karola Wilda i Henryki Ujejskiej:

[...] małżeńskie więzy bohaterów naznaczały to uczucie stygmatem cier­ pienia, czyniąc je bardzo stylowym, zgodnym z romantycznym stereoty­ pem rozumienia i przeżywania miłości i małżeństwa [...]. Cierpienie było nieodłącznąjego cechą.51

Miłość ta znalazła swoje odzwierciedlenie przede wszystkim w erotykach poświęconych Leonii:

[...] z pewnością nie wszystkie ocalałe erotyki Ujejskiego to uriańskie perły poezji, ale jest w nich zawarta ogromna cząstka wielkiego uczucia, ukazanego w konwencji i zgodnie z tradycją arcydzieł polskiej literatury romantycznej.52

Jej bezpośrednim owocem są jednak Tłumaczenia Szopena. Nie ulega wątpliwości, że cykl ten powstał z inspiracji subtelnej, delikatnej i nastrojowej gry Leonii Wildowej, zdolnej uczennicy spad­ kobierców Chopina53, tudzież pod wpływem nieskrywanego zauro­ czenia Ujejskiego jej osobą. Wszak to właśnie ona wtajemniczała go w muzykę wielkiego kompozytora:

[...] słuchając Pani Jasnej [jak zwykł nazywać Wildową w swojej kore­ spondencji-M.P.], która [...] była wirtuozką, wykształciłem się w poję­ ciu muzyki54; do Chopina zbliżało ich „szczęście przerywane, ukrywane, gorączko­ we”55. Tłumaczenia... zaczęły powstawać w Medyce już pod koniec 1857 roku. Jak wynika z jedynego zachowanego listu Ujejskiego do Leonii56, stanowić miały pierwotnie formę wywiązania się poety z jakiejś wcze­ śniejszej względem niej obietnicy, a także podziękowania za „tyle dro­ gich, nigdy nie zapomnianych chwil spędzonych w jej domu”. Przesy­

51 Z. Sudołski: Wstęp..., s. 12. 52 Ibidem, s. 13. 5! Por. K. P o k 1 e w s k a: Wstęp..., s. XXXVII. 54 Cyt. za: W. S t u d e n c ki: Kornel Ujejski w świetle listów..., s. 71. Por. List do Wandy Młodnickiej z Pawłowa, 19 X 1887. W: Wielkie serce..., s. 297. 56 List ten (napisany w Medyce, 6 XII 1857) wydobyła z rodzinnego archiwum i przekazała W. Studenckiemu prawniczka Leonii Wildowej, Zuzanna Chuweń; ów zamieszcza go w całości w aneksie swojej książki. Zob. Idem: Kornel Ujejski w świe­ tle listów..., s. 135-136. łając jej kilka pierwszych „poematów Szopena”, prosi o opinię i ocenę - chce „sądu artysty, sądu tego ducha, co tak głęboko przejął się utwo­ rami Szopena, a tym samym tak je oddaje i rozumie, jak nikt po nim nie może”. Zapewnia, że nie odważy się na dalsze „tłumaczenia”, dopóki go „nie ośmieli i nie powie: Można!”. Zwraca jednocześnie uwagę, by utwo­ rów tych nie czytała i wartościowała jak poezję - pragnie, by odnala­ zła w nich Chopina takiego, jakim ona go rozumie; chce, by „rzecz, którą pozwoliła sobie poświęcić”, okazała się godną jej imienia. Nazwiska adresatki swoich dedykacji Ujejski co prawda nie wy­ mienia - na odwrocie karty tytułowej zarówno pierwszego, jak i dru­ giego tomiku informuje krótko: „Co mogłem” - podejrzewam jednak, że nietrudno było współczesnym domyślić się prawdy:

Tej, która potęgą swego muzycznego talentu, potężniejszym słowem sio­ strzanego współczucia koiła i podnosiła mego ducha, chcąc zostawić ślad swojej niewygasłej wdzięczności, te tłumaczenia składam. w wydaniu I oraz

Poza grób w uczuciu świętej czci i wiecznej wdzięczności z powtórnym ofiarowaniem posłane. w wydaniu IP 7

Na uwagę zasługuje tu ponadto inna jeszcze kwestia: oto Ujejski sugeruje, iż „do tłum aczenia Ballady i Polonesa potrzebowałby częst­ szego wsłuchiwania się” - z jakichś jednak powodów wymienione dzie­ ła Chopina (czy raczej gatunki dzieł, gdyż nie wiadomo nawet, któ­ rych utworów rzecz mogła dotyczyć) w obręb cyklu nie weszły. Czyż­ by zatem Leonia nie raczyła spełnić prośby poety? A może poeta nie sprostał postawionemu sobie zadaniu albo po prostu stracił zaintere­ sowanie do przekładania tych akurat pozycji? Może w końcu było to jedynie z pozoru niewinne, zawoalowane wołanie o możliwość wspól­ nego spędzenia kolejnych chwil? Trudno powiedzieć. Faktem jest na­ tomiast, że fortepianowy repertuar bohaterki rodzącego się romansu

’7 „Tłumaczenia” Ujejskiego drukowane były początkowo pod tytułem Poem ała Szopena w „Dzienniku Literackim” od 7 I 1858. W postaci cyklu i pod obecnym tytułem ukazały się dopiero osiem lat później (K. Ujejski: Tłumaczenia Szopena. W: Idem: Poezje. T. 2. Lipsk 1866). W piętnaście lat po śmierci Leonii zdecydował się poeta na drugie, ostatnie za swojego życia, wydanie Tłumaczeń... (Przemyśl 1893). Od tego cza­ su cykl nie doczekał się już wydania kompletnego — w poszczególnych wyborach poezji Ujejskiego pojawiają się sporadycznie niektóre jego „ogniwa”. musiał być znacznie większy, niż mogłoby się wydawać z lektury sa­ mych tylko „wierszyków” Ujejskiego.

•k Je *

Kończąc niniejsze rozważania, wypadałoby jeszcze pokusić się o refleksję nad sensem Tłumaczeń... i celem przyświecającym piszą­ cemu je poecie. Zdaniem Władysława Studenckiego, znajomość Ujej­ skiego i Wildowej na tym etapie była co najmniej „świeża”. Marząc 0 częstych wizytach w jej domu, prosił ją o uczucia siostrzane, aby się do niej zbliżyć. Oczarowany jej osobą i jej muzyką pragnął w tłumacze­ niach utworów Chopina na język poezji jakby stanąć obok wielkiego kompozytora, a przez to zdobyć jej podziw, uznanie i miłość58. Nie da się ukryć (tak bowiem uważa zdecydowana większość badaczy, zajmu­ jących się czy to twórczością Ujejskiego w ogóle, czy też analizą po­ szczególnych wierszy „chopinowskiego” cyklu), że artystyczny poziom poetyckiego efektu tych „zalotów” nie jest najwyższy. Władysław Stu­ dencki stwierdza na przykład, że przekładanie muzyki na język po­ ezji to pomysł „niezbyt szczęśliwy” i „niezbyt sensowny”59, a zdaniem Antoniego Jopka Tłumaczenia... dowodzą wręcz „obniżenia lotu twór­ czego” Ujejskiego (niewielką pociechę ma w tej kwestii przynieść ogól­ ne dość stwierdzenie, że Chopin „na ogół nie miał szczęścia do tek­ stów poetyckich podstawianych pod jego melodie”)60. Czy jednak moż­ na patrzyć na to zagadnienie w sposób tak upraszczający i jednostron­ ny, tylko poprzez pryzmat wielkości poetyckiego kunsztu? Jest z pewnością prawdą, że Tłumaczenia... nie stanowią arcy­ dzieła w kategorii „poezji interdyscyplinarnej” i mogły nie zrobić więk­ szego wrażenia w ówczesnym świecie literackim. We Lwowie znane były z autorecytacji poety w salonie Wildów, poza Lwowem - jako tekst bez podkładu muzycznego, sztuki deklamatorskiej, natchnienia i pa­ tosu twórcy — nie miały większych możliwości oddziaływania61. Nie to jednak wydaje się w tym wszystkim najistotniejsze. Ważniejszy jest, po pierwsze, fakt, że omawiane dzieło zrodziło się w gruncie rzeczy na fali wzajemnych uczuć dwojga artystów, Leonii Wildowej i Korne­ la Ujejskiego; oni byli twórcami tych tekstów, ich wspólne przeżycia 1 doświadczenia - „dzięki sztuce pianistycznej Leonii i znakomitemu deklamatorstwu poety salon Wildów stał się w końcu lat pięćdziesią­

Por. W. Studencki: Kornel Ujejski w świetle listów..., s. 136. 59 Por. ibidem, s. 53 i 136. 60 Por. A. J o p e k: Wstęp..., s. LXXXVI. 61 Por. Z. S u d o 1 s k i: W stęp..., s. 10-11. tych pierwszym salonem Lwowa, zaczęła wokół niego narastać legenda i pełne zawiści plotki”62. I druga sprawa, jeszcze bardziej w tym miej­ scu znacząca: cykl Ujejskiego doskonale oddaje atmosferę epoki, jej absolutną fascynację muzyką i słowem poetyckim; wpisuje się całko­ wicie w jej „muzyczny klimat i charakter”, stanowiąc prawdopodob­ nie jeden z najlepszych istniejących przykładów romantycznej corre­ spondance des arts. W takim kontekście Tłumaczenia Szopena nabierają cech swo­ istego dokumentu natury kulturalno-ideologicznej: stają się świadec­ twem wielkiego uczucia i ucieleśnieniem wielkiej idei. Tak trakto­ wane, wydają się tym bardziej interesujące i godne szczegółowego zbadania“ .

62 Ibidem, s. 11. “ Problematyce tej poświęciłem artykuł: Wydobywanie znaczeń zaklętych. O „tłu­ maczeniach Szopena” Kornela Ujejskiego. W: Literatura polska. Studia i szkice. T. 1. Red. I. Opacki, M. Pytasz. Katowice 2004. s. 9-34. Stanowi on próbę porównania dzieła Ujejskiego z obowiązującymi niejako w epoce „programowymi odczytaniami” muzyki Fryderyka Chopina. Legenda przeciw legendzie O powieści J.I. Kraszewskiego Dwie królowe

Dwie królowe to późna (pochodząca z 1884 roku) powieść Kraszew­ skiego. Pisarz raz jeszcze postanowił w niej sportretować epokę zyg- muntowską1. Dla większości jemu współczesnych renesans był pol­ skim „złotym wiekiem”. Jak stwierdza Ewa Warzenica:

Kraszewski, jak zwykle, nie ulegał ślepo tradycji. Epokę zygmunto- wskąbadał i studiował na własną rękę. Interesowała go ona głównie od strony przekazów anegdotycznych i ówczesnych własnych zaintereso­ wań folklorystycznych.2

Jak informuje nas badaczka, zwłaszcza Zygmuntowskie czasy były krytykowane przez współczesnych za jednostronne i krzywdzące przedstawienie postaci ostatniego Jagiellona3. W Dwóch królowych autor pragnie ocenę Zygmunta Augusta nieco zweryfikować. Pierwsze ze źródeł, z których korzystał podczas pisania Dwóch królowych, ujawnia Kraszewski już w dedykacji4. Poza tym posługuje

1 Poprzednio uczynił to w Panu Twardowskim z 1840, Słańczykow ej kronice z 1841, Żakach krakowskich z 1845 i Zygmuntowskich czasach z 1846. 2 E. Warzenica: Posłowie W: Dwie królowe. Powieść historyczna. Bona i Elżbieta. Red. J. Krzyżanowski i W. Danek. Warszawa 1960, s. 418. 3 Ibidem. 4 Brzmi ona: „Drogim cieniom ALEKSANDRA Hr. PRZEŹDZIECKIEGO, którego poszukiwania opowiadaniu temu dostarczyły treści, poświęca je autor.” J.I. Kraszew­ ski: Dwie królowe. Powieść historyczna. Bona i Elżbieta..., s. 418. Wszystkie cytaty z powieści pochodzą z tego wydania. się korespondencją Jana Marsupina i dostojników z epoki, a także kronikami Kromera, Bielskiego, Orzechowskiego, Górnickiego5. We­ dle ówczesnego stanu wiedzy były to źródła najlepsze. Wartość źró­ dłowa relacji Marsupina została podważona dopiero w naszych cza­ sach przez Pawła Jasienicę:

Obszerne przytoczenia ze sprawozdań Marsupina napotkać można w książkach ostatnio napisanych i wydanych. Zastanawiająca historia! Ordynarny szpieg, po to przysłany do Polski, aby węszyć, mącić, kupo­ wać ludzi i na wszystkie sposoby zwalczać kobietę, która była rzeczywi­ stym kierownikiem polityki państwa i zajadle broniła go przed zakusa­ mi Habsburgów. [...] Polscy pisarze darzą signior Marsupina takim sa­ mym zaufaniem, z jakim pobożny parafianin odnosi się do swojego pro­ boszcza. Marsupino napisał, to znaczy prawda. Nuże cytować co smako­ witsze kaw ałki!6

Trudno podważyć pozostałe dokumenty, którymi posługiwał się autor Starej baśni. Można uznać, że znakomicie poznał problem, któ­ ry zamierzał opisać. Świadczy o tym wierność szczegółów, choćby stro­ jów, jakie mieli na sobie Zygmunt August i Elżbieta w czasie uroczy­ stego wjazdu Austriaczki do Krakowa7. Znamienne jest więc to, że historię małżeństwa Zygmunta Augusta i Elżbiety Austriaczki8 przed­ stawia Kraszewski wbrew źródłom. Nie jest prekursorem takiej prak­ tyki. Hellmut Andics przeinaczanie historii zarzuca dziewiętnasto­ wiecznym pisarzom:

Na Rudolfa Habsburga patrzymy oczyma Grillparzera jako na ubo­ giego hrabiego, który sam sobie łata kurtkę. Widzimy Małgorzatę Par- meńskątaką, jakiej potrzebował Goethe do swojego Egmonta, Don Car-

5 Dokładnie o źródłach historycznych wykorzystanych przez Kraszewskiego pisze Ewa Warzenie a: Posłowie..., s. 419-422. r’ P. J a s i e n i c a: Ostatnia z rodu. W arszawa 1988, s. 61. 7 Elżbieta ubrana była w złocistą szatę, a Zygmunt August w srebrną. Por. M. B o­ gucka: Anna Jagiellonka. Wrocław 1994, s. 20; A. Przeździecki: Jagiellonki polskie XVI wieku. Obrazy rodziny i dworu Zygmunta I i Zygmunta Augusta Królów polskich. T. 1. Kraków 1868, s. 106; podobnie opisy historyków zgadzają się nawet w szczegółach z opisanym przez Kraszewskiego wjazdem młodej narzeczonej do Krakowa. * Celowo nie nazywam jej Habsburżanką ani „Rakuszanką”, miano „Austriaczki” nadaję jej za Polskim słownikiem biograficznym. Por. W. Pociecha: Elżbieta Austriacz­ ka. W: Polski słownik biograficzny. Kraków 1947, z. 28, s. 254. (Takiej samej nomenkla­ tury używa Paweł Jasienica, określenie „Rakuszanka” rezerwując dla Elżbiety, żony Kazimierza Jagiellończyka, matki Zygmunta Starego. Por. P. Jasienica: P olska J a ­ giellonów. Warszawa 1979, s. 373). losa zaś jako bohaterskiego młodzieńca u Schillera. Patos poetycki rysu­ je jednak obraz historycznie nieprawdziwy9.

Przynajmniej jeden z nich wypacza historię świadomie:

Można to przeczytać u Fryderyka Schillera, który był nie tylko po­ etą, lecz i profesorem h istorii.10

Jednak dla Kraszewskiego taka postawa nie jest typowa, gdyż:

Generalnie można zaryzykować opinię, iż pisarz nie zaniedbał żad­ nej okazji, aby dla dzieł swoich zdobyć pełną dokumentację źródłową czy też w zakresie wiedzy historycznej. [...] Chodzi o konfrontację dwu lub więcej źródeł, o krytyczny do nich stosunek, o samodzielność pisarza w ich wykorzystywaniu.11

Historycy różnią się co do oceny urody Elżbiety (np. Maria Bo­ gucka nazywa ją „wzruszająco nieładną”12, podczas gdy Stanisław Cy- narski określa ją jako „dość ładną i miłą”13, powołując się na zdanie Bielskiego, że jest ona - „śliczną urodą, obyczajami i ludzkością swą”14, a Zbigniew Kuchowicz uważa, iż „była tylko ładna, posiadała nieza­ przeczony, choć raczej infantylny urok”15), lecz wszyscy są zgodni, że małżeństwo było nieudane. Zdaniem współczesnych, zaważyły na tym: wpływ Bony (której udało się nastawić syna przeciw małżonce) oraz epilepsja, na którą cierpiała Elżbieta. Obecnie sądzi się, że rozwią­ złego Zygmunta Augusta nie pociągała młodziutka i cnotliwa małżon­ ka16. Mit wielkiej miłości kreuje Kraszewski wbrew faktom:

Na trumnie Elżbiety napisano wkrótce, że zabrała ją „wielka choro­ ba”, czyli padaczka. A zanim zabrała - popsuła jej pożycie z mężem. Król czuł wstręt do miotanej konwulsjami żony.17

9 H. A n dies: Kobiety Habsburgów. Z niemieckiego przeł. oraz przedmową i ko­ mentarzem opatrzył J. Serczyk. Wrocław-Warszawa 1991, s. 97. 10 Ibidem. 11 W. Danek: Józef Ignacy Kraszewski. Warszawa 1973, s. 446-447. 12 M. Bogucka: A n n a Jagiellonka..., s. 20. 13 S. Cynarski: Zygmunt August. Wrocław 1988, s. 36. 14 M. Bielski: K ronika polska. T. 2. Sanok 1856, s. 1089. 15 Z. Kuc h o wic z: Barbara Radziwiłłówna. Łódź 1976, s. 113. 16 Por. ibidem, s. 113-115. Powtarza ten sąd S. Cynarski: Zygmunt August..., s. 37. 17 P. Jasienica: Ostatnia z rodu..., s. 61. Według Jasienicy, ze w strętu do żony Zygmunt August zwierzał się nadwornemu lekarzowi. Ibidem, s. 66. Zgon Elżbiety, oczywisty wynik wyniszczającej choroby o rejestro­ wanych przez lekarzy ostrych objawach, łączono w pomówieniach na dworach habsburskich ze złym pożyciem królewskiej pary. Zygmuntowi Augustowi nie szczędzono z tej racji zarzutów, z czego zdawał on sobie dobrze sprawę. Gdy wkrótce po objęciu tronu przystąpił do rokowań z by­ łym teściem o przymierze, nie wahał się przez posła dać wyrazu żalowi za nie najlepsze kiedyś traktowanie przez siebie zmarłej żony.18

Powieściowa Bona ostrzega Zygmunta Starego, że Elżbieta jest chora. Choroba żony następcy tronu była wydarzeniem wagi państwo­ wej. Głównym zadaniem monarchini było bowiem przedłużenie dy­ nastii. Nawet Elżbieta I, królowa Anglii, zdeklarowana panna, na wieść o narodzinach Jakuba Stuarta miała powiedzieć:

Królowa szkocka została matką krzepkiego syna, ja zaś jestem tyl­ ko martwym drzewem.19

Hellmut Andics następująco pisze o życiu ówczesnych królowych:

Większość żon Habsburgów szybko umierała. Często w mękach, cza­ sem przy połogu, ale szybko. [...] Zadanie dynastyczne cesarzowych i kró­ lowych polegało właśnie na tym, aby wydawać na świat dzieci, możliwie dużo dzieci, produkować dziedziców, od najwcześniejszej młodości, bez względu na budowę ciała, na zdrowie, możliwie co roku jedno. Były one prawie stale w ciąży, a męska polityka nie litowała się nad zmęczonymi ciałami tych kobiet.20

Elżbieta Austriacka została w Polsce powitana z nadzieją:

[...] gdyż H absburżanki uchodziły za dobre i, co ważniejsze, płodne m ał­ żonki.21

Wszak jej imienniczka - Elżbieta Rakuska, urodziła sześciu synów i siedem córek, nadzieję mogła też budzić płodność matki młodej królo­

18 A. Sucheni-Grabowska: Jagiellonowie i Habsburgowie w pierwszej połowie XV wieku. Konflikty i ugody. „Śląski Kwartalnik Historyczny »Sobótka«” 1983, nr 4, s. 462. 1!) Autor powątpiewa w prawdziwość tej (jak twierdzi) anegdoty, jednak jej rozpo­ wszechnienie świadczy o przekonaniu poddanych, że tak właśnie powinna myśleć wład­ czyni. Cyt. za: J.E. N e a le: Elżbieta I. Przeł. H. Krzeczkowski. W arszawa 1981, s. 131. 20 H. A n d i c s: Kobiety Habsburgów..., s. 106. 21 S. C y n a r s k i: Zygmunt August..., s. 36. wej - Anny Jagiellonki, matki czternaściorga dzieci. Bezdzietność i cho­ roba Elżbiety stanowiły więc swoistą winę żony Zygmunta Augusta. Kraszewski wybrał sobie na bohaterkę osobę mało atrakcyjną zapomnianą i pozbawioną erotycznych sukcesów. A przecież, jeśli chciał ukazać „czarną legendę” Bony, mógł odwołać się do nieskończenie wdzięczniejszej (i, co więcej, mającej autentyczny romansowy walor) historii Barbary Radziwiłłówny22. O drugiej żonie Zygmunta Augusta wyrażał się pochlebnie w Historii Wilna wydanej w latach 1838- 184023. Jednak w drugiej połowie XIX wieku po publikacjach Karola Szajnochy i Józefa Szujskiego24 Barbara stała się postacią kontrower­ syjną. Jeśli więc uznamy tezę Ewy Warzenicy, że jednym z celów Kra­ szewskiego, przyświecających mu przy pisaniu Dwóch królowych, była chęć zrehabilitowania Zygmunta Augusta25, musimy przyznać, iż wy­ branie historii małżeństwa z Barbarą nie byłoby krokiem właściwym. Jednocześnie jednak tworzenie mitu o wielkiej miłości ostatnie­ go z Jagiellonów do pierwszej małżonki jest wystąpieniem przeciw legendzie Barbary. Powszechnie Zygmunta Augusta uważa się za „męż­ czyznę, który kochał tylko raz” (choć miał wiele miłostek i przygód seksualnych). Jednocześnie za czasów Kraszewskiego było wiadomo, że związek z Barbarą trwał już w czasie pobytu Elżbiety w Wilnie26 (choć na przykład Aleksander Przeździecki fakt ten tuszował27), Ra­ dziwiłłówna więc „wygrała” z córką cesarza. Kreśląc obraz wielkiego przywiązania małżonków i eliminując z powieści postać wdowy po Gasztołdzie, Kraszewski sprawia, że jego (literacka) Elżbieta zwy­ cięża Radziwiłłównę28. W sentymentalnej legendzie jest odwrotnie. Nawet Alojzy Feliński w ten sposób kreuje rzeczywistość, by ukazać Barbarę jako jedyną miłość Zygmunta Augusta (choć na czas małżeń­ stwa ukochanego wycofuje się ona z jego życia):

Płakałam czułej, pięknej, łagodnej Elżbiety, Wielkie z rodu, z cnót większe mającej zalety, W obcy kraj z łona pieszczot i blasku wyrw anej,

22 Spopularyzowanej przez Felińskiegow Barbarze Radziwiłłównie. O sławie dramatu pisała Dobrochna Ratajczak. Zob. E a de m: Wstęp. W: Polska tragedia neo- klasyezna. Wybór i oprać. D. Ratajczak. Wrocław-Warszawa 1988, s. CXXIX-CXXXI. 2:t Por. Z. Kuchowicz: Barbara Radziwiłłówna..., s. 282. 24 Ibidem, s. 284. 25 E. W a r z e n i c a: Posłowie..., s. 427. 26 Por. Z. Kuchowicz: Barbara Radziwiłłówna..., s. 285-286. 27 A. Przeździecki: Jagiellonki polskie w XVI w. T. 1. Kraków 1878, s. 179. 28 Gloryfikacja Elżbiety stoi w sprzeczności z antygermańskim nastawieniem Kra­ szewskiego, o którym szczegółowo pisze Wincenty Danek. Zob. Idem: Powieści histo­ ryczne J.I. Kraszewskiego. Warszawa 1966, s. 95-99. Kochającej Augusta, wzajem nie kochanej, 'D ni swoje w samotności ciągnącej żałośnie I na koniec gasnącej w samej życia wiośnie.29

Wysoka ocena postaci Elżbiety ma na celu podkreślenie wielko­ ści uczucia Zygmunta Augusta do Barbary (niezagrożonego mimo wiel­ kich zalet jego małżonki). Nasza analiza nie może się ograniczać jedynie do sposobu wyko­ rzystania źródeł historycznych przez Kraszewskiego, ponieważ, jak stwierdza słusznie Wincenty Danek:

mamy do czynienia z dziełami literackimi, a nie naukowymi, wobec czego dokonujemy zabiegu odtworzenia koncepcji dziejów przez interpre­ tację obrazów, postaci, tematów, typowych rozwiązań akcji, ulubionych wątków fabularnych i motywów, nie zapominając o fikcyjnym charakte­ rze i wieloznaczności obrazu literackiego.30

Prześledźmy zatem kreację Elżbiety w Dwóch królowych.

Elżbieta jako królowa

Rzucającym się w oczy zjawiskiem w świecie powieściowym Kra­ szewskiego jest obowiązujący powszechnie układ postaci na zasadzie kon­ trastu. [...] Trzeba jednak przyznać, że tylko zupełnie słabe utwory przed­ stawiają niedopuszczalną już z punktu widzenia artystycznego odmianę owej opozycji w schematycznym ujęciu: czarny— biały.31

Choć Dwie królowe trudno nazwać powieścią słabą, kontrast mię­ dzy Elżbietą i Boną jest oparty na antynomii dobre - złe. W tym wy­ padku Kraszewski zgadza się z Aleksandrem Przeździeckim, który nie pozostawia czytelnikowi złudzeń co do motywów postępowania starej królowej:

Królowa Bona [...] znienawidziła Elżbietę właśnie dlatego, że była młodą i piękną, pełną cnót i wdzięku; i nie wahała się folgować tej niena­ wiści [...].32

2flA. Feliński: Barbara Radziwiłłówna. Wstęp M. S z y j ko w s k i. Wrocław 1950, s. 40. 30 W. D a n e k: Powieści historyczne J.I. Kraszewskiego..., s. 109. 31 Ibidem, s. 191. 32 A. Przeździecki: Jagiellonki polskie..., s. 115. Bona z Dwóch królowych to swarliwa i małostkowa niewiasta. Kraszewski pokazuje ją jako złą żonę, matkę i teściową. Nie uzasad­ nia, dlaczego stara królowa jest przeciwna sojuszowi z Habsburgami. Czytelnik odnosi wrażenie, że jedynym motywem jej postępowania jest urażona duma (mąż żeni syna, nie licząc się z jej zdaniem) i za­ zdrość o jedynaka:

Dopuściłam Austriaczkę — mówiła ciszej po komnacie wodząc oczy­ ma niedowierzającymi - dlatego że ten wątły kwiatek prędko tu zwięd­ nąć musi... dlatego, że każda inna mogłaby zwycięsko wyjść z tej próby, jaka ją czeka; ona zaś paść musi! s. 133:l

Dla starej królowej każda żona Zygmunta Augusta jest rywalką. Od początku planuje pozbyć się niechcianej synowej i liczy na jej cho­ robę i rychłą śmierć. Kraszewski, by scharakteryzować Bonę, odwo­ łuje się do fizjonomiki34:

Włos niegdyś jasny, oczy dziwnej barwy nieoznaczonej a jeszcze oso­ bliwszego wyrazu, rzymski nosek, nieco wypełniony już podbródek, czy­ niły razem wziętą fizjonomię tę podobną do jakiejś żony cezara ze starej rzymskiej monety. I wyraz też godził się z tym charakterem. Namiętny był, despotyczny, jakby pragnący i wyzywający do walki. Nic łagodnego, niewieściego, dobrego w tej chwili nie rozjaśniało tego profilu pełnego dumy i namiętności. s. 103S

33 Wszystkie cytaty z Dwóch królowych według wydania: J.I. Kraszewski: Dwie królowe. Powieść historyczna. Bona i Elżbieta... 34 Na fizjonomiczny charakter opisów Kraszewskiego, w powieściach historycz­ nych pochodzących z okresu międzypowstaniowego, zwraca uwagę Krzysztof Stęp- n i k: „Portretowe ekspozycje fingowane są najczęściej przy pomocy formuł fizjonomicz- nych, charakteryzujących wygląd i osobowość postaci. Twarz, sposób poruszania się i postawa odzwierciedlane są tak, jakby stanowić miały przedmiot uważnej lektury fizjonomicznej”. Idem: Fizjonomista monarchów i karłów. Kraszewskiego technika portretu. „Akcent” 1996, nr 3, s. 84. Uwaga ta jest słuszna, jednak autor artykułu zbyt szeroko traktuje fizjonomikę, rozciągając to pojęcie także na kinezykę. 35 O wyglądzie Bony: „Niewysoka, o równych i białych zębach, włosy miała jasne, a rzęsy i brwi zupełnie ciemne [...], »anielsko piękne oczy«-jak pisali Konarski i Ostro­ róg z Bari do Krakowa. [...] na portretach podstarzałej monarchini nie można już do­ patrzeć się innych śladów piękności niż duże, nadal pełne wyrazu oczy.” E. Rudzki: Polskie królowe. Zony Piastów i Jagiellonów. T. 1. Warszawa 1990, s. 196. Por. też A. Przeździecki: Jagiellonki polskie..., s. 58. Kraszewski portretuje osobę znaną z obrazów i opisów. Nie ma więc komfortu „stworzenia” fizjonomicznego portretu36. Podziwiać więc nale­ ży biegłość autora Starej baśni, który kieruje uwagę czytelnika na naj­ ważniejsze z lavaterowskiego punktu widzenia fragmenty twarzy Bony:

Ze wszystkich składników wyglądu najistotniejsze miejsce w fizjono- mice Lavatera zajmują: nos (jego uprzywilejowanie często wyszydzali przeciwnicy lavateryzm u), czoło, oczy, u sta i broda.37

Nos w opisie twarzy żony Zygmunta Starego odgrywa rolę niepo­ spolitą. Po pierwsze, znamionuje jej „rzymskie” pochodzenie i maje­ stat (upodabnia do żony cezara):

Nos rzymski to nos agresywny i władczy — nos zdobywcy.38

Nos Bony jest więc odpowiedni dla władcy, ale wedle koncepcji Kraszewskiego nie dla kobiety-królowej. Dlatego w jego opisie towa­ rzyszy mu „wypełniony już nieco podbródek”:

Podbródek, zwykle następstwo otyłości, zawsze oznacza zmysłowość itemniezawodniej, im wcześniej się tworzy, a zwłaszcza jeśli jest podwój­ ny lub potrójny.39

Tak więc władczości towarzyszy zmysłowość — tu cecha zdecydo­ wanie negatywna. Dla fizjonomisty znaczący jest zabieg, któremu pod­ daje Kraszewski oczy królowej. Unika nie tylko określenia ich kształ­ tu, ale też koloru i wyrazu. Kształt oczu istotny był już dla Arystote­ lesa40, potem ugruntował się pogląd, zgodnie z którym jasny kolor oczu znamionował łagodność. Dziewiętnastowieczni fizjonomiści z tym twierdzeniem polemizowali41, wskazując, że dla ludzi Południa cha­

36 O znaczeniu myśli Lavatera w pisarstwie XIX wieku pisze Józef Bachórz: „Bez odniesień do fizjonomiki trudno było zrozumieć większość powieściopisarstwa realistycznego i naturalistycznego”. Por. Idem: Karta z dziejów zdrowego rozsądku. „Teksty” 1976, nr 2, s. 95. 37 Ibidem, s. 90. 38A.T. Story: Charakterologia. Twarz człowieka. Odczytywanie cech ludzkich na podstawie kształtu i budowy głowy oraz mimiki twarzy. Tłum. K. Ciekot. Warszawa 1998. [Wydanie na podstawie szóstej edycji dzieła wydanego około 1910 roku], s. 49. 39 A. Y s a b e a u: Lavater, Carus, Gall, Zasady fizjonomiki i frenologii. Wykład popu­ larny o poznaniu charakteru z rysów twarzy i kształtu głowy. Tłum. i uzupełnił W.No- skowski. W arszawa 1876, s. 67. 40 A r y s to te 1 e s: Fizjognomika. W: I d e m: Pisma różne. Wstęp L. R e g n er. War­ szawa 1978, s. 87. 41 A. Y s ab e a u: Lavater..., s. 49-50. rakterystyczne są ciemne oczy. Bona miała oczy czarne12. Wspomnie­ nie koloru mogłoby w tym wypadku służyć potwierdzeniu tezy o gwał­ towności charakteru żony Zygmunta Starego. Jednak „zamazanie” w opisie oczu starej królowej sprawia, że staje się ona nieodgadnio­ na, a więc bardziej groźna. Narrator podkreśla, że królowa nie ma już jasnych włosów43 (stara się w ten sposób uniknąć rozmycia informa­ cji fizjonomicznej); jasne włosy mogłyby stanowić „rys kobiecy”, któ­ rego tak usilnie starał się autor Starej baśni pozbawić swą bohater­ kę. Całą swą negatywną opinię o żonie Zygmunta Starego zawiera Kraszewski w jej portrecie. Ocenia ją przy tym nie tylko jako kobietę, ale też jako monarchinię. Od królowej oczekuje więc łagodności i ko­ biecości. Pojawiające się w dalszych partiach tekstu opisy histerycz­ nych awantur urządzanych przez Bonę informują czytelnika, że nie nadaje się ona do rządzenia (jej żywiołem jest intryga). Elżbieta w Dwóch królowych jest odwrotnością teściowej:

Śliczne to ma być dziecię, skromne, miłe, obyczaju pięknego, wycho­ wane w bojaźni bożej, serca przedziwnego, umysłu rozbudzającego się [...]. s. 33 Chód jej, wejrzenie, każde słowo zdradzały duszę łagodną, potrzebu­ jącą aby ludzie w obejściu się z niąposzanować ją umieli. Pragnęła się wszystkim podobać, a nikogo nie chciała zaćmić - tak była pokorną i skrom ną. s. 168-169 Tuż za nim szła młoda królowa Elżbieta z rozpuszczonymi na ra­ miona włosami, z wyrazem dziewiczym, smutnym, czystym, jak Włosi się wyrażali: „Madonna starego mistrza z Fiesoli”. W istocie przypomi­ nała je wdziękiem, słodyczą czymś anielsko-dziewiczo-panieńskim. s. 199

Kraszewski nigdzie nie opisuje dokładnie młodej królowej. W jego kreacji jest ona aniołem. Czyż można świętość potwierdzać fizjono-

42 W. Pociecha: Czasy i ludzie odrodzenia. T. 1. Poznań 1949, s. 178. 4:1 Oto pochodząca z XVI wieku opinia o jasnych włosach: „Włosy proste a długie, żółtawe albo białasse jestli będą miękkie a subtylne. ukazują człowieka z przyrodze­ nia bojaźliwego serca, mgłej siły, spokojnego, w towarzystwie cichego, a ku wszytkiemu barzo powolnego”. Andrzej z Kobylina: Gadki o składności członków człowie­ czych. Z Arystotelesa i też inszych mędrców wybrane. 1535. Kraków 1893, s. 134. W opinii Lavatera „Włosy miękkie, długie, cienkie, jedwabiste, jasne, są właściwe kobietom; i jeśli przytrafiają się u mężczyzn, dowodzą natury nerwowej, kobiecej.” A. Ys ab e a u: Lavater..., s. 71. miczną analizą? Autor Starej baśni pilnie stara się o to, by ustrzec swą bohaterkę przed jakąkolwiek trywialnością. Stąd pomija na przy­ kład obecne w przekazach historycznych wspomnienia o jej łakom­ stwie44, a eksponuje uległość, skromność i łagodność. Postać Bony stanowi realizację renesansowego wzorca władczy­ ni, podczas gdy Zygmunt Stary jest raczej bezwolnym starcem. Zona sięgająca po władzę to rodzaj renesansowej emancypantki. Margaret L. King następująco pisze o problemach takich kobiet:

Przez całą epokę renesansu kobieta walczyła o to, by wyrazić siebie. Była to jednak walka skazana na niepowodzenie, jako że, począwszy od końca tego okresu, zmienność ról kobiety określonych przez płeć, utrw a­ lała się we wszystkich sferach społecznych i kulturalnych, a jej sytuacja nie poprawiała się, lecz stale pogarszała.45

Jednocześnie zespół cech Bony odpowiada wskazywanym przez badaczkę wzorcom, nielicznych niestety, „kobiet walecznych i królo­ wych” (Cateriny Sforzy, Katarzyny Medycejskiej i Elżbiety Tudor). Dotyczy to zarówno jej androgyniczności (przez Kraszewskiego za­ znaczonej w omówionym portrecie), jak i niestabilności zachowania:

W obojniaczych bohaterkach niektórych jego [Szekspira - B.Sz.] ko­ medii odnaleźć można postać władczyni, niezwykle mądrej i ponad mia­ rę egzaltowanej.46

Kreacja Elżbiety stanowi przeciwieństwo renesansowego mode­ lu. Kraszewski, przedstawiając Elżbietę ostentacyjnie, nawiązuje do tradycji. Czyni to, przyrównując swą bohaterkę do dwóch żon Jagiel­ lonów - Barbary Zapolyi i Elżbiety Rakuszanki. Postać Barbary poja­ wia się we wspomnieniach Zygmunta Starego:

Łagodnie, smętnie ona też patrzyła nań z tego obrazka, na którym malarz wyobraził ją młodziuchną taką jaką tu raz pierwszy przybyła, pokorną pobożną... Przez całe też życie nie zmieniła się dobra, półświęta pani, której modlitwom i postom przypisywano powszechnie zwycięstwo nad Orszą odniesione.

44 E. R u d z k i: Polskie królowe..., s. 235. Historycy przytaczającej korespondencję dotyczącą pomarańcz, jakie lubiła jeść, a Rudzki zwraca uwagę na wielość przypraw, jakich używała. Ibidem, s. 243. 45 M.L. King: Kobieta. W: Człowiek renesansu. Red. E. G a r i n. Tłum. A. O s m ó 1 - ska-Mętrak. Warszawa 2001, s. 286. 4

Barbara Zapolya i Elżbieta w powieści Kraszewskiego charakte­ ryzują się jednakowymi cechami: łagodnością, pokorą, młodością obie nie skarżą się na los:

Wszyscy się nie mogli odchwalić postawy godnej, spokojnej, szla­ chetnej Elżbiety, która nie pokazywała po sobie ani zbytniego upokorze­ nia, ani przesadzonej dumy, ani nade wszystko, żeby się czuła dotknięta czymkolwiek bądź. s. 236

Religijność Elżbiety podkreśla Kraszewski przy opisie pożycia młodej pary w Wilnie. Wspomnienie o Elżbiecie Rakuszance pojawia się w pouczeniu, jakie wygłasza Zygmunt Stary do syna:

Piękna jest, młoda i jak najlepiej wychowana. Niemka, to prawda, ale my z niej zrobimy, co chcemy... to od ciebie zależy... Taką była nie­ boszczka matka nasza, a daj Boże, aby wszystkie, jak ona, żonami były 1 matkami przykładnymi... Nie kochał jej ojciec, gdy się żenił, ale przy­ wiązał potem najczulej i szczęście znalazł w małżeństwie. s. 16247

Model królowej tworzony przez Kraszewskiego to nie władczyni, ale żona i matka, osoba bez własnej osobowości, chętnie dająca się kształtować mężowi. Jest on zgodny ze średniowieczną tradycją:

Autorytet, oto [...] kluczowe słowo, dominujące w męskiej wizji we- wnątrzmałżeńskich stosunków; jedyne słowo, które zostało nam bezpo­ średnio przekazane. Pierwsze ze stworzeń, najbliższe oryginałowi odzwier­

47 Sąd wygłoszony w powieści przez Zygmunta Starego zawiera typowy dziewiętna­ stowieczny wizerunek żony Kazimierza Jagiellończyka. Dla porównania - późniejsza o piętnaście lat, od Dwóch królowych — wypowiedź Mariana Dubieckiego: „Na spotkanie rakuskiego poselstwa wyjechało polskie [...] zaszczytnie reprezentowało Polskę, ku któ­ rej młodziutka królewna zbliżała się z nieśmiałością i trwogą tajemną. Dwa te orszaki były niby różne dwa światy, dwie różne sfery pojęć, obyczaju i tem peram entu [...]. Od owej chwili Elżbieta wchodzi do dziedziny polskiej mowy, obyczaju, tradycji, które się dla niej stają niby rodzinnemi jej właściwościami, ukochała ona je szczerze i przeszło lat pięć­ dziesiąt stała wiernie, statecznie na straży polskiego znicza narodowego.” M. D u b i e c - k i: Dwie królowe. W: I d e m: Obrazy i studia historyczne. W arszawa 1901, s. 157. ciedlenie Boga, silniejsza i doskonalsza natura — mężczyzna powinien panować nad kobietą.48

Do tej wizji dopasowuje pisarz swoje bohaterki. O ile Barbara Za- polya rzeczywiście mieściła się w przedstawionym modelu49, o tyle Elżbieta Rakuszanka była czymś więcej niż żoną i matką:

[...] królowa zdobywała z biegiem czasu coraz większy wpływ na Kazi­ mierza Jagiellończyka, którego bez wątpienia przewyższała kulturą wy­ kształceniem, a dorównywała, jeśli nie przewyższała, talentem politycz­ nym. „Helżbietę, małżonkę sw ą nad obyczaj umiłował, a ona także jego”... „bo się nie nap ierała do rządu”. Z biegiem czasu jednak „niemało zwykł jej był pobłażać, dla prostej spokojności...” (Bielski).50

Kraszewski eliminuje te wiadomości, podobnie jak świadectwa o po­ litycznych zabiegach swojej głównej bohaterki - Elżbiety Austriac­ kiej (znane mu z dzieła Przeździeckiego):

Z listów królowej Elżbiety, które zachowały się w Archiwum Pań­ stw a w W iedniu, widzimy, że nie odm aw iała instancji swojej do ojca i do stryja, synom lub krewnym dostojników, którzy jej stronę trzymali.51

W jednym jednak momencie Kraszewski decyduje się na pokaza­ nie majestatu Elżbiety — w chwili ślubu i, zarazem, koronacji:

Wszystkie oczy zwrócone były na n ią obawiano się, że może osłab­ n ą ć - a le lice jej teraz nabrało wyrazu energii i siły [...]. Elżbieta zdaw a­ ła się zmienioną wzrok jej podniósł się śmiało i ruchy stały się żywsze. Prostowała się i rosnąć zdawała u ołtarza. S tary ojciec [...] począł szeptać [...]: — Gdy na tronie usiądzie, pójdziesz powiedzieć jej ode mnie, może zdjąć koronę. Wiem, że to ciężar nad jej siły. Położą ją na poduszce pod ręką. W istocie, gdy Elżbieta po koronacji z tą koroną zapowiadającą mę­ czeństwo, z jabłkiem w jednej, z berłem w drugiej dłoni siadła w maje­ stacie przy mężu, Herberstein przecisnął się przez tłum i szepnął radę, a raczej rozkaz starego króla.

4K Ch. Klapisch-Zuber: Kobieta i rodzina. W: Człowiek średniowiecza. Red. J. Le G o f f, tłum. M. Radożycka-Paoletti. W arszawa—Gdańsk 1996, s. 380. 49 Por. E. Rudzki: Polskie królowe..., s. 183; W. Pociecha: Barbara Zapolya. W: Polski słownik biograficzny..., s. 293-294. 50 J. G a r b a c i k: Ełżbieta Rakuszanka. W: Polski słownik biograficzny..., s. 251. 51 A. Przeździecki: Jagiellonki polskie w XVI w. Uzupełnienia, rozprawy, mate­ riały głównie z Cesarskiego Tajnego Archiwum Wiedeńskiego czerpane. T. 5. Kraków 1878, s. LI-LII. Elżbieta spojrzała na męża, nie chciała się okazać słabą w oczach jego i odpowiedziała: — Nie, korona mi nie cięży, wytrwam tak do końca! s. 200

Obraz młodej władczyni uginającej się pod ciężarem korony jest dobrze znany Polakom — to królowa Jadwiga. Oto opis jej koronacji pióra Karola Szajnochy52:

Skończywszy tę ceremonię, wziął arcybiskup koronę z ołtarza i włożył ją n a skronie Jadw igi. [...] Aby ciężka, dużym i kam ieniam i wy­ sadzona korona nie gniotła zbyt długo skroni dziewiczych, podnieśli ją dwaj dostojnicy koronni nieco w powietrze i trzymali ją tak przez cały czas ponad głową.511

W ujęciu Kraszewskiego (w powieści Semkó) moment koronacji jest dla Jadwigi chwilą bolesną (nie ma przy niej ukochanego Wilhel­ ma) i zapowiedzią męczeństwa (miłosnego cierpienia)54. Warto przy­ pomnieć, że, jak stwierdza Roman Doktór:

Zainteresowanie w okresie romantyzmu Jadwigą królową przewyż­ szało naw et zainteresow anie św. Stanisław em .55

Przywołuję powszechnie w czasach Kraszewskiego znany obraz Jadwigi, gdyż model królowej, wedle którego pisarz stworzył postać Elżbiety, jest proweniencji średniowiecznej. Dowodzi tego nie tylko wymieniony katalog cnót młodej królowej i odwołanie do Jadwigi. Austriaczka z woli autora Starej baśni jest także królową-dziewicą. Dziewictwo Elżbiety jest własnym pomysłem Kraszewskiego. Z dzieł historycznych wynika bowiem wyraźnie, że małżeństwo było dopełnione56. Młoda królowa doświadczała upokorzeń, musiała cho­

52 Odwołuję się właśnie do Szajnochy ze względu na to, że na jego dziełach opierał się Kraszewski. Por. W. Hahn: Posłowie. W: J.I. Kraszewski: Sem ko. Warszawa 1960, s. 550. 53 K. Szajnocha: Jadwiga i Jagiełło 1374—1413. Opowiadanie historyczne. Wstęp S.M. Kuczyński. T. 1. W arszawa 1974, s. 549. 54 J.I. Kraszewski: Sem ko..., s. 424, 519. 55 O postaci Jadwigi w literaturze romantycznej: R. D o k t ó r: Hagiografia w okre­ sie romantyzmu W: Religijny wymiar literatury polskiego romantyzmu. Red. D.Zamą- cińska, M. Maciejewski. Lublin 1995, s. 107-109. 56 Pośrednim dowodem może być to, że kiedy w Polsce zaczęto myśleć o rozwodzie Zygmunta Augusta i Elżbiety, nie odwoływano się do argumentu, że małżeństwo nie zostało dopełnione. Por. S. Cynarski: Zygmunt August..., s. 37. dzić (na oczach dworu) do sypialni małżeńskiej umieszczonej w apar­ tamentach Zygmunta Augusta57. W ujęciu autora powieści, noc poślu­ bną małżonkowie spędzili w ten sposób, że Elżbieta siedziała na łożu, a Zygmunt August w oddaleniu na krześle58. Następne noce nie przy­ noszą zmiany:

Król młody, jak nie żył z nią tak nie żyje; poszedłszy za mąż, od razu wdową została. s. 284

Dopiero w drodze na Litwę ma dojść do zbliżenia, przeszkadza mu jednak atak epileptyczny królowej. Z tekstu wynika, że dalszych prób dopełnienia małżeństwa nie było. Podkreśla natomiast Kraszew­ ski religijność swojej bohaterki:

Gdy młodziuchna dziewiczo wyglądająca, blada, wątła, ale piękna jak biały kwiatek wykwitły w cieniu, królowa ze spuszczonymi oczyma, w towarzystwie swej ochmistrzyni przychodziła do zamkowego kościoła, do kaplicy grobu św. Kazimierza, zwracały się ku niej wszystkich wej­ rzenia, odkrywały głowy i ciągnęły serca za sobą. Nie pominęła żadnego ubogiego bez jałmużny, uśmiechnęła się naj­ biedniejszemu, dzieci biegły do niej ośmielone z wyciągniętymi rączka­ mi. [...] Nazywali ją jedni lilią białą, drudzy aniołem i nie było człowieka, co by nie wielbił tej królowej. [...] I po niejakim czasie ukazywała się znowu na drożynie wiodącej do kościoła z tym samym uśmiechem dziewiczym i pogodą na twarzyczce bladej. s. 405—406; podkr. — B.Sz.59

Dziewictwo i religijność Elżbiety przywodzi na myśl takie księż­ ne jak św. Kinga, czy bł. Salomea. Także „bezcielesna” miłość, jaka z woli autora łączy Austriaczkę i Zygmunta, przywodzi na myśl „bia­ łe” małżeństwa ascetycznych chrześcijańskich małżonków. Nie dziwi więc, że tak pobożna królowa ma dar prorokowania:

57 A. P r ze ź d z i ec k i: Jagiellonki polskie..., s. 147. 58 Tego typu ukształtowanie sceny nocy poślubnej jest zdecydowanie dziewiętna­ stowieczne. W czasach renesansu publiczne ułożenie się nowożeńców w łożu było wa­ runkiem uznania małżeństwa. Por. N. Elias: Przemiany obyczajów w cywilizacji Za­ chodu. Tłum. T. Zabłudowski. Warszawa 1980, s. 253-254. Taki publiczny charak­ ter miały pokladziny Bony i Zygmunta Starego, por. np. E. R u d z ki: Polskie królowe..., s. 195. 59Na marginesie można dodać, że poprzez akcentowanie dziewictwa Elżbiety zdej­ muje Kraszewski ze swojej bohaterki odium bezpłodności. Dopiero, gdy August na koń siadł, a królowa odjeżdżającego krzy­ żem z relikwiami żegnała, odezwała się do Hölzelinownej: - Kätchen, coś mi mówi w serca głębi, jakby głos słyszę jakiś, ja go więcej nie zobaczę. s. 410

Mąż tak zaś ocenia ją po śmierci:

- Módlmy się za jej duszę - odparł mężnie Zygmunt August - albo raczej prośmy, aby się ona do Boga za nami wstawiła. Męczennicą umar­ ła. s. 414

Władca, do którego obowiązków należy modlitwa, to także średnio­ wieczny ideał:

W domu króla-pomazańca, przez długi czas jedynej osoby świeckiej, która zanosiła modły, monarcha [...] otoczony był nieustającym nabo­ żeństw em spraw ow anym przez kler dworski. [...] Dla zw iększenia [...] mocy swego wstawiennictwa władca gromadził wokół siebie jak najwię­ cej jak najświętszych szczątków.60

Dlatego kiedy królowa pojawia się w książce po raz ostatni, trzy­ ma relikwiarz. Ze słów Zygmunta Augusta wynika, że powieściowej Elżbiecie udaje się zrealizować w pełni wzorzec poprzedniej epoki - zostaje świętą. W osobach Bony i Elżbiety renesans spotyka się więc ze średnio­ wieczem. Paradoksem jest to, że starsza z nich reprezentuje później­ szą epokę. Walka między nimi wyraża obyczaje przynależne epoce, którą reprezentuje. Elżbieta modli się i umartwia, Bona stosuje pod­ stępy (wysyła jej paszkwile, które wywołują u wrażliwej Austriaczki ataki epilepsji)01. Jeśli chodzi o model królowej, Kraszewski opowiada się zdecydowanie po stronie średniowiecza i przeciw renesansowi.

60 G. Duby: Czasy katedr. Sztuka i społeczeństwo 980—1420. Przeł. K. D o 1 a t o w - ska. Warszawa 1986, s. 273. 6! Przypomnijmy, że już w XVI wieku rodzice Elżbiety i jej cesarski stryj uważali, że złe traktowanie przyspieszyło zgon młodej królowej. Oskarżali o nie Zygmunta Au­ gusta, a on sam po objęciu tronu „nie wahał się przez posła dać wyrazu żalowi za nie najlepsze kiedyś traktowanie przez siebie zmarłej żony”. A. Sucheni-Grabow- ska: Jagiellonowie i Habsburgowie..., s. 462. Elżbieta jako kochanka

Elżbieta jako kochanka także jest w dużej mierze charakteryzo­ wana przez kontrast. Jej opozycję stanowi kochanka królewska - Dżem- ma. Kraszewski nie portretuje ówczesnych romansów Zygmunta Au­ gusta (z Dianą di Cordona i krakowską mieszczką Weissówną62), lecz powołuje do życia fikcyjną postać. Dżemma jest pięknością w guście renesansowym:

Twarzyczka dziwnie regularnych rysów, świeża acz blada, przypo­ minała też kameę ręką mistrza na kamieniu drogim wyrzeźbioną. [...] Klasycznego wdzięku rysy marmurowe, śmiałymi, ale łagodnymi razem liniami wyrzeźbione, otaczał bujny włos, spleciony w części i na ramiona w puklach puszczony, tej barwy osobliwej, którą weneccy upodo­ bali malarze. Ciemne brwi, czarne oczy odbijały dziwnie od warkoczów złocistych, jaskrawych nawet, tak barwa ich była siną. Maleńkie usteczka, ściśnięte teraz, boleśnym się zam knęły uśm iechem [...]. s. 7-8

Królewska kochanka jest jak dzieło sztuki starożytnej - kamea, marmurowa rzeźba. Imię jej zresztą dzieło sztuki oznacza — „Dżemma (Gemma)” (s. 18). Jednocześnie odpowiada renesansowemu wzorco­ wi urody nakreślonemu przez Firenzuolę, następująco referowane­ mu przez Jacoba Burckhardta:

Definiuje określenia barwy włosów i cery, pierwszeństwo przyzna­ jąc najpiękniejszym i najbardziej naturalnym włosom biondo, tyle, że u nie­ go oznacza to łagodny kolor złoty z odcieniem brązowym. Poza tym żąda, aby włosy były gęste, faliste i długie [...], cera olśniewająco jasn a (candi- do), ale nie martwej białości (bianchezza), brwi ciemne, jedwabiste [...]. Tęczówka niekoniecznie czarna, chociaż wszyscy poeci zachwycają się occhi nerijako darem Wenery [...]. Usta woli autor raczej małe 63

Nic dziwnego, że narrator porównuje ją do modelek Luiniego i Belliniego (s. 7). Elżbieta, choć też piękna, odwołuje się do innej estetyki:

[...] młoda królowa Elżbieta z rozpuszczonymi na ramiona włosami, z wyrazem dziewiczym, smutnym, czystym, jak się Włosi wyrażali: „Ma-

62 E. R u d z k i: Polskie królowe..., s. 238. 63 J. Burchardt: Kultura odrodzenia we Włoszech. Przeł. M. Kreczkowska, wstęp M. Brahmer. W arszawa 1991, s. 213—214. donna starego mistrza z Fiesoli”64. W istocie przypominała je wdziękiem, słodyczą, czymś anielsko-dziecięco-panieńskim. s. 199

Dlatego Bona stara się o to, by wyeksponować urodę swej ulubie­ nicy kosztem synowej:

Oczy wszystkich zwracała umyślnie poza młodą królową postawio­ na przez Bonę, strojna przepysznie, jaśniejąca pięknością nadzwyczajną Dżemma. [...] Mimowolnie porównywano tę Juno wspaniałąze śliczną, ale słabiut­ ką, delikatną królową, której lice blade jakieś wewnętrzne zdradzało cier­ pienie. s. 237

Dżemma-Junona jest silna i zdrowa, zgodnie z ideałem epoki:

Wzorem dla renesansowej kobiety były Aspazja, Wenus, czasem rzym­ ska kurtyzana. Nowa elegancja miała wyrażać przede wszystkim fizycz­ ną sprawność człowieka. Moda ta, jak każda, wnet stała się przesadna [...]. Kobieta, jeżeli chciała być elegancka, musiała być po męsku silna.65

Mało tego Dżemma jest też wykształcona, utalentowana i staran­ nie wychowana (s. 77). Zygmunt August z woli Kraszewskiego zdoby­ wa więc renesansowy ideał. Jego kochanka nie jest wyrachowana:

Dżemma nie miała ambicji, nie rachowała na żadną przyszłość, po­ trzebowała być kochaną. — A potem? — pytała ją szydersko Bianka. — Epoi? M orir! (A potem? Umrzeć!) —odpowiadała Dżemma, mężnie p atrząc jej w oczy. s. 147

Ta Gemma jest więc najcenniejszym w królewskiej kolekcji klej­ notem. A przecież powołana jest do życia przez autora po to, by stanowić tło dla zwycięskiej Elżbiety. Kraszewski tworzy ją jako personifikację renesansu i od początku epokę tę potępia (zgodnie z romantycznym światopoglądem)66. Już opis komnaty bohaterki przynosi potępienie:

64 Chodzi o Fra Giovanni da Fiesole (1387-1454), por. przypis 35 w Dwóch królo­ wych - s. 441. 65 A. Banach: Historia pięknej kobiety. W arszawa 1991, s. 39—40. 66 Typową dla romantyzmu postawą było gloryfikowanie średniowiecza i potępianie renesansu. Por. : Chrześcijaństwo, czyli Europa (Fragment 1799). W: I d e m: Wszystko to miało wyraz miękkości, rozpieszczenia, rozkochania w życiu, rozmarzenia w rozkoszy. s. 9

Renesansowy tryb życia niesie ze sobą gnuśność. Z Elżbietą łączy się prawość, moralność i religijność. Dżemma prezentuje światopo­ gląd świecki:

Płochych miłostek nie rozumiała Dżemma; miłość ze sztyletem w dłoni, z trucizną w czarze, walczącąi gotową na śmierć. Wykarmiona poezją włoską pieśniami włoskimi, które o miłości mówiły jako o najważniejszej sprężynie żywota — Dżemma wierzyła w nią i czekała na nią. s. 76

Kochanka królewska, tak jak i pozostali Włosi, jest w Dwóch królo­ wych nieobyczajna. Zgadza się to z poglądami Burckhardta na rene­ sans w Italii:

W początkach XVI wieku, kiedy kultura Odrodzenia dosięgła szczy­ tu, a równocześnie polityczna klęska narodu była już prawie nieuniknio­ na, niektórzy poważni myśliciele uważali to nieszczęście za wynik wiel­ kiego rozprężenia obyczajów. Nie chodzi tu o kaznodziei pokutnych [...], lecz o takiego Machiavella, który w jednaj ze swych najważniejszych roz­ praw mówi otwarcie: „Tak, my, Włosi, jesteśmy przede wszystkim niere- ligijni i źli”.67

Renesansowa obyczajowość włoska w dodatku nie licuje z polskim charakterem, o czym informuje Kraszewski poprzez wypowiedź Stań­ czyka:

- Włoszkę chciałbyś sobie wziąć - przerwał trefniś - ale dla nas Polaków, powiadam ci, wszelka włoszczyzna niezdrowa. Zjeść ją można, smakuje czasami, strawić trudno. s. 24

Uczniowie z Sais. Proza filozoficzna. Studia. Fragmenty. Wybrał, przeł. i przypisami opatrzył J. Prokopiuk. Warszawa 1984, s. 148—158; A. Mickiewicz: Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego. W: Idem: Dzieła. T. 5. Red. Z. D o k u r n o. W arsza­ wa 1996 [Wydanie Rocznicowe], s. 11-15; B. Dziekoński: Sędziw ój. W arszawa 1974, s. 15-23. Por. także: M. Piwińska: Tradycja „złota” czy „papuzia”. Romantycy o pol­ skiej poezji renesansowej. „Kresy” 1994, nr 1, s. 18-31. 67 J. Burchardt: Kultura odrodzenia..., s. 262. Elżbieta Niemka wygrywa więc także dzięki swojej swojskości. Legendę wielkiej miłości tworzy Kraszewski bardzo przekonują­ co. W ciekawy sposób rozwiązuje sprzeczność między swoją wizją a tekstami źródłowymi. Początki pobytu w Polsce Austriaczki kreśli raczej zgodnie z historycznymi przekazami (wyjąwszy wspomnianą już sprawę niedopełnionego małżeństwa). Zainteresowanie Zygmunta Augusta młodą żoną pokazuje jako tajemne, tak że:

Baczne oko [...] może by dojrzało czasem politowania nad Elżbietą, rodzącego się jakiegoś zajęcia jej losem. s. 244

Narrator jako jedyny jest na tyle bystry, by zobaczyć to, czego inni nie dostrzegają. Kiedy Zygmunt August zaczyna żywić cieplejsze uczu­ cia do żony, ona może się tego tylko domyślać, nikt inny nie wie o tym. W najciekawszy sposób rozwiązuje sprawę zimnego pożegnania mło­ dego króla z żoną przed samotnym wyjazdem na Litwę68. Otóż w oba­ wie przed Boną Zygmunt August celowo czyni pożegnanie krótkim, ale mówi żonie, by czekała cierpliwie i ufała mu. Ze swego szczęścia Elżbieta nie zwierza się nikomu:

Między nią a mężem była teraz tajemnica, której ona zdradzić nie chciała, która ją wbijała w dumę i czyniła szczęśliwą. s. 306

Nic więc dziwnego, że nie wiedzą o tym historycy. Według Kra­ szewskiego, Zygmunt August chce zabrać żonę do Wilna6y z miłości. A pożycie młodej pary na Litwie ukazuje jako wzorowe, choć niszczo­ ne przez Bonę70. Wszystkie te zabiegi tłumaczą czytelnikowi, dlacze­ go tak wielkie uczucie zostało zapomniane. Autor wzbudza też tym większe współczucie dla młodej żony, o której niewielu pamięta. Najciekawszym jednak elementem tworzonej przez Kraszewskie­ go miłosnej legendy jest choroba młodej królowej. Autor Starej baśni

68 Por. E. Rudzki: Polskie królowe..., s. 241; o tymże wyjeździe S. Cynarski: Zygmunt August..., s. 37. 69 Dla młodego króla Elżbieta była kartą przetargową w rozgrywce z ojcem: „Odda­ no Zygmuntowi Augustowi władanie w w. księstwie litewskim, ponieważ młody król odma­ wiał współżycia z żoną Elżbietą, chcąc w ten sposób wymusić na ojcu decyzję!”. Z. Wo j - ciechowski: Zygmunt Stary (1506-1548). W arszawa 1946, s. 339. 70 Ponieważ Elżbieta pisała w tym czasie do rodziców o małżeńskim szczęściu, można taki obraz poprzeć źródłami (jeśli się pominie milczeniem romans z Radziwił­ łówną). Por. np. P. J a s i e n ic a: O statnia z rodu..., s. 66. nie ukrywa epilepsji Elżbiety, przeciwnie, każe jej mieć pierwszy atak choroby natychmiast po przyjeździe do Krakowa:

Białe ręce młodej pani stężały tak, całe ciało się wyprężyło boleśnie, oddech zdał się ustawać w piersi, a na zbladłych wargach ukazała się blada pianka, którą cierpienie dobyło z piersi. [...] Marmurowo bladąbyła twarz Elżbiety, ale wyraz jej łagodny niewie­ le zmieniło cierpienie. Przykrzejsze nad nią wrażenie czyniły wyprężone, zesztyw niałe ręce i ciało. [...] Królowa leżała długo nieruchoma z wyprężonymi rączętami, jakby um arła. [...] s. 193

Historycy, piszący o chorobie Elżbiety, wspominają o miotających nią konwulsjach71. Kraszewski decyduje się na estetyzujący i zara­ zem metaforyczny obraz choroby. Atak epilepsji jest wstąpieniem w śmierć i jednocześnie zapowiedzią zgonu. Dlatego piastunka wie, że tego stanu „gwałtownym niczym przerywać się nie godzi”. Narra­ tor osłabia w opisie stanu chorej te elementy, które mogłyby wydać się odstręczającymi, dlatego Elżbieta ma na ustach nie „pianę”, a „pian­ kę” (i to w dodatku wydobytą przez cierpienie), a wyprężone są jej „rączęta”. Podkreśla także fakt, że twarz chorej niewiele się zmieni­ ła. Kraszewski wielokrotnie w powieści pokazuje Elżbietę w czasie ataku epileptycznego, zawsze w ten sam sposób72. Kluczowe znacze­ nie ma jednak ujawnienie się choroby Austriaczki w drodze do Wilna. Uwolnieni spod kurateli Bony kochankowie mają szansę skonsumo­ wać wreszcie swój związek:

A, straszne, długie przebyli próby miesiące, przeboleli przystęp do tego raju, który ich czekał! s. 397

Niestety, miłosne chwile nie przebiegają tak, jakby kochankowie sobie życzyli:

71 Na przykład: S. Cynarski: Zygmunt August..., s. 38. 72 Taki sposób przedstawiania śmierci jest charakterystyczny dla obyczajowości romantycznej: „W długich opowieściach o śmierci, jakie pozostawiły rodziny La Ferro- nays lub Brontë, nigdy nie pojawia się nieczystość towarzysząca śmiertelnym choro­ bom. Wiktoriańska pruderia, która nie ważyła się wspomnieć o wydzielinach ciała, tak samo odnosiła się do szpetoty spowodowanej cierpieniem” P. Ar i ès: Śm ierć od­ wrócona W: Antropologia śmierci. Myśl francuska. Wybór i przekład S. Cichowicz i J.M. Godzimirski, wstęp S. Cichowicz. W arszawa 1993, s. 238. Wolnym krokiem August zbliżył się do łoża i ujrzał dwie białe ręce wyciągnięte ku sobie. - Królu mój, panie mój! - szeptały usta. - Elzo ty moja! - odezwał się, pochylając ku niej, August - tak długo na tę chwilę szczęścia czekać nam było potrzeba... tak długo... -A, wszystko zapomniane - szepnęła królowa - tyś mój, jam służeb­ niczka twoja... I [...] August pochylił się ku Elżbiecie, aby pocałunek złożyć na jej ustach, jak go ręce objęły białe - i krzyk rozpaczliwy wyrwał się z ust króla. Ręce te, które go objąć chciały, nagle ostygły, wyprężyły się, stężały, opadły, oczy powlokły się m głą głowa na poduszki się zsunęła; Augusto­ wi zdało się, że trupa już tylko trzymał w drżących dłoniach. s. 400-401

Kraszewski przedstawia tu obraz dziewicy-trupa. Motyw to o pro­ weniencji jeszcze starożytnej73, upodobany przez średniowiecze, ba­ rok, romantyzm, neoromantyzm74 (a więc nie przez renesans). Jaskra­ wym przykładem realizacji tego motywu jest pogoń Hrabiego Henry­ ka za dziewicą jego marzeń, która okazuje się trupem. Jak pisze Ju­ lian Krzyżanowski:

Inni romantycy, Krasińskiemu współcześni, nie stroniąc bynajmniej od tradycyjnego motywu dziewicy-trupa, ujmowali go nieco inaczej, w formie na ogół mniej rażącej.75

Przykładem takiego ujęcia tematu jest nowela K. Gaszyńskiego Czarna tanecznica, gdzie:

Ulegając błaganiom amanta, seniorita uchyla maski, spod której ukazuje się odrażający kościotrup, w powietrzu zaś rozbrzmiewa niby „sądnej trąby jęk” groźny głos: „Tak się kończy i przelata krótkochwilna rozkosz świata - szukasz szczęścia, znajdziesz śmierć”.78

Kraszewski w podobny sposób realizuje omawiany motyw. Dzie­ wica okazuje się trupem w chwili, gdy ma dojść do miłosnego zbliże­ nia. Nietypowość obrazu polega na tym, że Zygmunt August właśnie

73 Historię motywu przedstawia Julian Krzyżanowski. Zob. Idem: Dziewica- -trup. Z motywów makabrycznych w literaturze polskiej. W: Idem: Paralele. Studia porównawcze z pogranicza literatury i folkloru. Warszawa 1977, s. 819-822. 74 Ibidem, s. 833. 75 Ibidem, s. 827. 76 Ibidem, s. 829. porzucił kochanki i chce „spać snem fabrykanta Niemca, przy żonie Niemce”. Kraszewski ukazuje oprócz tego „martwą” Elżbietę, jak już wspomniałam, w taki sposób, by nie spowodować u czytelnika odru­ chu odrazy. To król czuje strach zabobonny i wstręt. Choć potem opa­ nowuje te uczucia, to jednak nie jest mu dane szczęście. Nieszczęściem Zygmunta Augusta jest zbytnie uleganie włoskie­ mu stylowi życia, przede wszystkim żądzom cielesnym. Wprowadze­ nie motywu kobiety-trupa i związanego z nim memento mori jest „szan­ są” daną ostatniemu z Jagiellonów. Dlatego motyw umierania jest powtarzany w powieści. Elżbieta dwukrotnie znajduje się na progu śmierci (a więc nie tylko ma pozór umarłej, ale jest nieomal martwa „naprawdę”):

Przez czas jakiś zwątpiono o życiu. August chodził pogrążony w smutku wielkim. Gdy już wszelka prawie nadzieja stracona została, Elżbieta cudem podniosła się z łoża i powróciła do życia. s. 407 Wyniesiono Elżbietę zdrętwiałą z kościoła, długi czas była na skraju grobu i cudem powstała jeszcze. s. 409

Dopiero trzecia śmierć jest ostateczna. Związek z chorą Elżbietą sprawia w powieści, że Zygmunt August żyje w celibacie, czyli przestaje nim władać cielesna namiętność. Dla­ tego stanowi on dla syna Bony wybawienie. Tytuł Dwie królowe moż­ na by rozumieć również metaforycznie. Jedną z tytułowych królowych jest namiętność, drugą - cnota. W powieści ostatni z Jagiellonów jest słaby, ale nie jest winny. Kraszewski ukształtował postać króla tak, że jest on całkowicie uza­ leżniony od kobiet. To one są władne go zbawić lub zniszczyć. Nisz­ cząca moc związana jest ściśle z odrodzeniem - jego światopoglądem, estetyką sposobem życia. W ten sposób o zniszczenie życia najbar­ dziej renesansowego z polskich władców została oskarżona jego uko­ chana epoka. Rosja i Rosjanie we wspomnieniach Maksymiliana Jatowta

W XIX wieku dużą popularnością zwłaszcza w środowiskach emi­ gracyjnych, cieszyła się literatura wspomnieniowa, której autorami byli dawni zesłańcy. Po powrocie z wygnania z głębi Rosji europej­ skiej, z Sybiru, z Kaukazu, chwytali oni za pióro, by dać świadectwo indywidualnych doświadczeń, zwrócić uwagę na tragedię tysięcy ro­ daków, na metody postępowania Rosji wobec podbitych narodów. O genezie tej twórczości, nazywanej przez A. Mickiewicza „literaturą zsyłkową”, a przez B. Trentowskiego „opisem podróży z musu”, decy­ dowały więc zarówno względy osobiste, jak i utylitarno-polityczne1. W gronie autorów poczytnych wspomnień z pobytu w Rosji znalazł się- również M. Jatowt (ps. Jakub Gordon). Jego przekazy miały po kilka wydań (w tym w języku niemieckim, francuskim i czeskim) - Obrazki caryzmu (Paryż 1861, Lipsk 1861; 5 wznowień do 1912 roku); Soldat, czyli Sześć lat w Orenbugu i Uralsku (Bruksela 1864, Lipsk 1865)2.

1 A. Mickiewicz poświęcił literaturze zsyłkowej w 1842 roku dwa wykłady w Collège de France (lekcja 23 i 24 kursu II). Por. Idem: Dzieła. Oprać. J. Krzyża­ nowski. T. 10. W arszawa 1955 [Wydanie Jubileuszowe] ; B. Trentowski: W m iej­ sce przedmowy. W: M. J a t o w t: Obrazki caryzmu. Pamiętniki J. Gordona. Lipsk 1863, s. V. 2 Autor i edytor (F.A. Brockhaus) zadbali o staran n ą oprawę książek. Przykładowo drugą edycję Obrazków caryzmu poprzedziły: w formie motta fragment recenzji z „Gło­ su” krakowskiego (1861, nr 30) oraz W miejsce przedmowy — przedruk omówienia dzieła z „Czasu” krakowskiego (1861, nr 13) pióra B. Trentowskiego. Natomiast drugą edycję Sołdata otwierają dedykacje: autorska - „Braciom dotkniętym proskrypcją caratu przy­ pisuje Autor” oraz dedykacja wierszowana czytelniczki podpisującej się pseudonimem Obie książki łączą się ze sobą pod względem tematycznym i for­ malnym. Soldat jest powtórzeniem wielu wątków z Obrazków cary­ zmu, które jednak autor uzupełnił, ujął w innym kontekście lub nadał im inny kształt kompozycyjno-stylistyczny. W 1871 roku Jatowt raz jeszcze powrócił do tematyki rosyjskiej. W opublikowanej w Lipsku u Brockhausa relacji zatytułowanej: Gdy się było młodym. Wspomnie­ nia z podróży po szerokim świecie przez J. Gordona opisał między in­ nymi kilka swych przygód z okresu pobytu w Rosji, o których nie in­ formował we wcześniej wydanych książkach. Wartość poznawcza tych wspomnień jest jednak niewielka. Obrazki caryzmu i Sołdat stano­ wić więc będą podstawę źródłową niniejszego szkicu. Wspomnienia Jatowta spotkały się z pozytywnym przyjęciem kry­ tyki. Przykładowo Trentowski uważał, że największą zaletą Obraz­ ków caryzmu jest „zwierciadlany”, „fotograficzny obraz naszych sta­ nów i położeń pod katowskim panowaniem cara!”:i Sugerował, że z cza­ sem książka zyska na wartości:

Sądzę, że za jakie pół wieku, gdy odmienią się stosunki, dzieło to okaże się ważniejsze od Pamiętników Paska, a poszukiwać i przedruko­ wywać je będą.4

Rokowania krytyka były zbyt optymistyczne, nie sprawdziły się. Pamiętniki J. Ch. Paska zachowały większą żywotność niż wspomnie­ nia Jatowta, które dziś nie wydawane, znane są tylko nielicznym czy­ telnikom. Nie doczekały się również szczegółowych opracowań i ana­ liz5. Trentowski nie mylił się tylko w jednej kwestii. Dokumentaryzm jest jedną z ważniejszych cech Obrazków caryzmu i Sołdata. Książki Jatowta, często nazywane pamiętnikami, są raczej forma­ mi synkretycznymi, relacjami pamiętnikarsko-podróżniczymi. W ich

Bogobojna - „Do autora” (Wyjątek z „Dziennika Poznańskiego”). Książkę uzupełniła ponadto korespondująca z jej treścią: Mowa J. Gordona na pogrzebie ś.p. jenerała Stani­ sława Krzesimowskiego, dnia 5 kwietnia 1865 r. w Dreźnie. :lB. Trentowski: W miejsce przedmowy..., s. XII. 4 Ibidem. 5 Wspomnienia Jatowta wymieniano z reguły w kontekście jego biografii. O Ja- towcie pisali między innymi: M. Janik: Dzieje Polaków na Syberii. Kraków 1928; M. Tyrowicz: Jatowt Maksymilian. W: Polski słownik biograficzny. T. 11. Red. K. Lepszy. Kraków 1964; R. Przybyłowska-Bratkowska, S. Bratkowski: Słowo wstępne. W: Wytłumaczę Wam skąd wzięła się Ameryka. Warszawa 1979, s. 5-13; S. B u r kot: Polskie podróżopisarstwo romantyczne. W arszawa 1988, s. 137-138; Z. Trojanowiczowa: Sybir romantyków. Poznań 1993, s. 458-465. Autorka mono­ grafii przedrukowała fragment Sołdata. strukturze dostrzec można również cechy obrazka, portretu socjolo­ gicznego, szkicu monograficznego, eseju. Tak jest zwłaszcza w Obraz­ kach caryzmu. W obu relacjach występuje autorski narrator, który opowiada o swoich doświadczeniach życiowych. Narracja wspomnieniowa łączy się z opisem krajoznawczym, przyrodniczym i etnograficznym. Jest urozmaicona scenkami obyczajowymi, portretami grup społecznych, typami i charakterami6. Porządkuje ją (przede wszystkim w Sołdacie) opis trasy podróży. Chronologiczny tok retrospekcji zakłócają reflek­ sje historiozoficzne, dygresje publicystyczno-polemiczne itp. Ważną cechą wspomnień Jatowta jest pamięć o czytelniku Polaku oraz na­ stawienie na realizację funkcji utylitarno-poznawczej. Literatura wspomnieniowa zawsze odgrywała ważną rolę w kształ­ towaniu czytelniczych wyobrażeń o określonych krajach i narodach. Zmierzając do werystycznego przedstawienia rzeczywistości, równo­ cześnie często i świadomie operowała stereotypami, przyczyniając się tym samym do ich utrwalania. Pod tym względem nie różniła się od literatury pięknej, która również brała udział w formowaniu stereo­ typowego obrazu rzeczywistości7. Zasadne są więc pytania: Jaką wizję Rosji i Rosjan ukazał Jatowt? Czy pisarz łamał stereotypy funkcjonujące w literaturze romantycz­ nej, czy też raczej je powielał? Pierwsze odnotowane przez Jatowta kontakty z Rosjanami, a wła­ ściwie z przedstawicielami carskiego aparatu władzy, miały miejsce na terenie Polski. Przyszły pisarz w wieku dziewiętnastu lat został aresztowany w Warszawie w 1845 roku pod zarzutem utrzymywania bliskich więzi z ludźmi z kręgu ks. Piotra Ściegiennego. Skazano go na służbę w batalionach stacjonujących w głębi Rosji. Autor Obrazków caryzmu nie dotarł jednak do celu, odbył tylko część „podróży z konie­ czności”, uciekł z konwoju, przedostał się do Galicji, a następnie do Prus i do Francji8. W 1848 roku powrócił do kraju, do Wielkopolski, do oddziałów Mierosławskiego. Omyłkowo przekroczył jednak granicę z Króle­ stwem, został ponownie aresztowany, osadzony w Cytadeli warszaw­ skiej i poddany śledztwu. Wymierzono mu karę przymusowego wcie­ lenia do batalionów wojskowych stacjonujących w Orenburgu i Ural-

6 Por. A. Witkowska, R. Przybylski: R om antyzm . Warszawa 1997, s. 609. 7 Por. Z. M i t o s e k: L iteratura i stereotypy. Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk 1974. 8 Por. E. Malinowska: W drodze do Europy i Ameryki. Maksymilian Jatowt na Śląsku iw Zagłębiu Dąbrowskim. W: Śląskie Miscellanea. T. 11. Red. J. MalickiiK. He­ ska-Kwaśniewic z. Katowice 1998, s. 58—66. sku. Była to jedna z cięższych odmian katorgi. Skazani, więźniowie poli­ tyczni, skoszarowani z kryminalistami, pozbawieni byli wszelkich praw, podlegali karom cielesnym, cierpieli z powodu głodu i chorób, mieli ograniczone możliwości korespondencji z krajem itp.9 Manifest Alek­ sandra II z 1855 roku złagodził nieco restrykcje wobec zesłańców. Z łaski carskiej mógł również skorzystać Jatowt, którego z obietnicą oficerskiej rangi (jeśli się w bitwach odznaczy) skierowano do armii czynnej do V korpusu w Sewastopolu na Krymie. Autor relacjonował:

Podróż była długa, jednostajna, licząca się na tygodnie i miesiące. Co­ dziennie odbywałem zaledwie wiorst kilkanaście, a co parę dni spędza­ łem dobę całą na wypoczynku, wedle przepisów wojskowych.10

W Kursku Jatowt podjął decyzję o ucieczce do kraju. Realizując zamierzony plan, przedostał się do Królestwa Polskiego, a następnie do Prus. Przedsięwzięcie to, opisane w Sołdacie, podobnie zresztą jak pierwsza ucieczka z Rosji, świadczy, że Jatowt miał duszę awanturni­ ka. Zgodzić się wypada ze S. Burkotem, który porównał autora Sołda- ta z Maurycym Beniowskim. Obaj, nie mając nic do stracenia a wiele do zyskania, mogli narazić się na każde niebezpieczeństwo. Przygoda była głównym „nerwem” ich życia11. Niebawem Jatowt opuścił Euro­ pę i udał się na pięć lat do Ameryki Północnej. Tym razem była to podróż z ciekawości. Pamiętnikarz miał okazję poznać kraj, który tyl­ ko pod względem wielkości terytorium przypominał Rosję12. Przedstawione zdarzenia stanowiły kanwę narracji. W wielu miej­ scach, co już sygnalizowano, przechodziła ona w opis Rosji, krajobra­ zów, przyrody, klimatu, zabytków architektury, znanych autorowi z autopsji. Należy jednak pamiętać, że zesłaniec miał ograniczony za­ kres obserwacji. Decydowały o tym takie czynniki, jak z góry wyzna­ czona trasa przejazdu, pośpiech, konieczność podporządkowania się regułom konwoju. Mimo ograniczeń poznał olbrzymie terytorium cesarstwa. Trasa pierwszej podróży wiodła przez Kowel, Łuck, Młynów pod Dubnem. W drodze do Orenburga i Uralska w 1848 roku Jatowt przejeżdżał przez Słuck, Bobrujsk, Mohilew, Orszę, Smoleńsk, Drohobuż, Wia- zmę, Moskwę, Niżny Nowogrod, Kazań; zdążając na Krym, zatrzymy­

9 Por. Z. T r o j a n o w i c z o w a: Sybir romantyków..., s. 39. 1(1 M. Jatowt: Soldat czyli Sześć lat w Orenburgu i Uralsku. Nowe pamiętniki J. Gordona. Wydanie drugie, przejrzane i dopełnione. Lipsk 1865, s. 191. 11 Por. S. B u r kot: Polskiepodróżopisarstwo romantyczne..., s. 137—138. 12 Efektem tej podróży są dwie książki poświęcone Ameryce: Przechadzki po Ame­ ryce (Berlin 1866) i Podróż do Nowego Orleanu (Lipsk 1867). wał się w Styrlitamaku, Kazaniu, Symbirsku, Kursku. Wymienione mia­ sta leżały w europejskiej części kraju, której granicę stanowiły góry Ural. Dalej rozciągały się już bezkresne tereny Syberii. Pierwszym silnym przeżyciem pamiętnikarza było przekroczenie polskiej granicy, wejście do „przedsionka Rosji”. Swoje wrażenia ujął w zdaniu wskazującym na jakość towarzyszących mu emocji:

Ukazuje się inna, równa, jakaś tęskna jak smętarz kraina.13

Charakterystycznym elementem rosyjskiego krajobrazu, na któ­ ry wskazywał pamiętnikarz, były kopuły cerkwi. Jatowt sugerował, że ich liczbę da się porównać tylko z liczbą więzień. Krótkie postoje etapowe umożliwiały weryfikację tych spostrzeżeń. Interesujące przykłady znajdujemy zwłaszcza w Obrazkach cary­ zmu, w których autor przedstawił kilka wizytówek rosyjskich miast. Położony najbliżej polskiej granicy Smoleńsk zrobił na nim przykre wrażenie. To gubernialne miasto, odgrodzone murem od „cywilizo­ wanego świata”, pozbawione instytucji życia publicznego, ciche i spokojne, przypominało więzienie. Małe miasta zostały przedstawione dość schematycznie. Narra­ tor wymieniał tylko ich charakterystyczne cechy, swoiste „znaki fir­ mowe”. Przykładowo dla Drohobuża jest to kwas chlebowy, dla Wią­ żmy — pierniki, Niżny Nowogrod zaś słynął z jarmarków. Oryginal­ nym ujęciem była wizytówka Moskwy. Na wstępie czytelnik otrzymał kilka informacji historycznych oraz ogólny obraz miasta oglądanego oczyma „cudzoziemca przybywające­ go z Zachodu”. Zaznaczony w ten sposób dystans wobec przedmiotu opisu będzie miał dalsze konsekwencje. Pierwsze wrażenia są pozytywne:

Wieże, kopuły i dzwonnice różnej wielkości, różnych form i rozmiarów. Różnokolorowe, owalne dachy obsypane gwiazdami, szpice, minarety, se- ciny złoconych bań i podwójnych praw osław nych krzyżów, migocą w ob­ łokach! To M oskwa, m iasto tradycji...14

Po przedstawieniu całościowego obrazu autor przechodzi do opi­ su najważniejszych obiektów, zgromadzonych na Kremlu, nazywanym w Obrazkach caryzmu Kremlinem. Siedziba carów, oglądana z dalszej perspektywy, jawi się jako „wspaniały smętarz, pełen piramid i krzy­

13 M. J a to w t: Obrazki caryzmu..., s. 183. 14 Ibidem, s. 186. żów”15. Kreml oglądany z bliska wywoływał mieszane uczucia. Budził podziw, zdumienie, ale i rozczarowanie. Duże wrażenie na przybyszu zrobiły zdobyczne działa oraz dzwo­ ny, zwłaszcza dwa o imieniu cara Iwana, imponujące siłą dźwięku i wielkością. Zesłaniec przebywający w Moskwie w czasie dworskich uroczystości miał jednak okazję usłyszeć muzykę wszystkich krem- lowskich dzwonów. Oto zapis jego wrażeń:

Szeregi dzwonów, dzwonków, dzwoneczków, kołysały się pod wszystkimi kopułami. Dziwna zaprawdę ta muzyka dzwonowa! Żadne miasto na świecie, oprócz Moskwy, takiego koncertu dać nie potrafi. [...] dzwony na różne tony zmięszane z echem, zdają się między sobą kłócić, piszczeć, narzekać, godzić, to znowu prowadząjakąś wrzawę, dziką rozmowę.16

W zwiedzającym muzyka dzwonów wywołała uczucie trwogi. Również cerkwie nie znalazły uznania w jego oczach:

Sąpo większej części pięciokopułowe w bizantyjskim stylu, zmięszanym z greckim, tatarskim i fantazją czysto moskiewską, z jaskrawym kolo­ rytem po na zewnątrz [!] w pasy i prążki, ze złoconemi dachami, mozai­ kowymi gzymsami. Z tą pstrokacizną przedstawiającą się jako jasełka z pierników, dowodząsmaku niedojrzałego. Nie budzą myśli poważnej.17

Pamiętnikarz w podobnym tonie wypowiedział się o cerkwi Wa­ syla Błogosławionego, którą nazwał „potworem architektonicznym” i „pałacem arlekina”. Nie zrozumiał jej piękna. Formułował więc iro­ niczne pytanie:

Czy widział kto kiedy kościół w guście pagody chińskiej, urozmaicony pstrokacizną kolorów i mnóstwem wieżyc i wieżyczek, gruszkowato za­ kończonych?18

Autor Obrazków caryzmu, uznający klasyczne kanony piękna, znaj­ dował je w sztuce gotyku, w katedrach w Strasburgu i Paryżu. W ob­ szernej dygresji, stanowiącej komentarz do charakterystyki rosyjskich cerkwi, wskazywał, że w gotyku zafascynowały go następujące cechy:

15 Ibidem, s. 190. 16 Ibidem, s. 188-189. 17 Ibidem, s. 186-187. 18 Ibidem, s. 191. Cerkiew była ważnym miejscem kultu prawosławnego. Powszech­ nie doceniano również jej wartość artystyczną. Składała się z dziesięciu połączonych ze sobą cerkwi, zbudowanych w tradycyjnym stylu rosyjskim, ozdobionych pięknymi ma­ lowidłami z XVI i XVII wieku. piękno szczegółów, zachowanie proporcji, synkretyzm - harmonijne połączenie rzeźby, malarstwa, muzyki, poezji lirycznej. Przekonywał, że tylko taka sztuka może spełnić religijne oczekiwania człowieka - zbliżyć go do Boga19. Opinie Jatowta na temat architektury sakralnej Moskwy są nie­ wątpliwie tendencyjne, lekceważąco-ironiczne, dyletanckie. Zrodzi­ ły się one z jego niechęci do Rosji. Ujawniły jednak również słabe przygotowanie, braki w wiedzy autora z zakresu historii sztuki. Refleksje na temat religii prawosławnej, kultu świętych, liturgii nabożeństw również potwierdzają stronniczość pamiętnikarza i brak zrozumienia dla odmiennej kultury. Przykładowo, opis cerkiewnego nabożeństwa kończył autor następującą uwagą:

Wszystkie te świecidla cerkiewne rażą oczy zbytniąjaskrawościąi mogą sprawić tylko pewną ułudę dla gminu.20

Pisarz był zdania, że Kościół prawosławny poniża człowieka, uczy nienawiści, sprzyja rozszerzaniu i utrwalaniu wpływów caratu, daje przyzwolenie na nałogi szerzące się wśród duchowieństwa i wiernych. Wrażenia z pobytu w Moskwie kończy autor następującą refleksją:

Moskwa jest to muzeum cerkwi i dzwonów; niechaj znikną kopuły, a po­ zostanie źle zabudowana mieścina, ze złymi brukami, pustymi placami, nieregularna i brudna.21

Po opuszczeniu Moskwy podróżny ponownie znalazł się w otwar­ tej przestrzeni:

O kilkadziesiąt wiorst za Moskwą kraj ukazywał się pustym i bezlud­ nym — wegetacja m artwa — Dzikie brzozy, przeważnie mieszańce (?) ro­ ślinne, góry ani wzgórza nie zatrzymywały oka - płaszczyzna i ciągle płaszczyzna.22

Odmienność krajobrazu, której początkowo nie umiał jeszcze do­ kładnie określić, w miarę upływu czasu i pokonywania kolejnych od­ cinków drogi stawała się coraz bardziej widoczna. Pogranicze Rosji europejskiej i Azji to obszar stepów i pustyń ciągnących się od Uralu do Morza Kaspijskiego, Jeziora Aralskiego i Chi wy. W obu relacjach

19 Ibidem, s. 187. 20 Ibidem, s. 188. 21 Ibidem, s. 191. 22 Ibidem, s. 193. występuje wiele opisów tej przestrzeni. Są to z reguły opisy rzeczo­ we, konkretne. Ujawniają jednak uczuciowy stosunek autora do przed­ stawionej rzeczywistości. W Obrazkach caryzmu na przykład pisarz wspomina:

[...] spojrzenia moje gubiły się w ogromnych pustyni obszarach. Żadnego tam wzrok nie napotka punktu oparcia dla siebie; żadnego step nie przed­ staw ia spoczynku dla utrudzonego oka; nie m a wzgórza ani lasu, i zgoła żadnego pomnika natury ani sztuki. Kraina spetryfikowana! naga, rów­ na, milcząca, wyludniona; jaką być musiała na początku stworzenia. Gdzieniegdzie tylko ponad rzeką, kępa dzikich, białoliściowych topól lub innych drzew karłowatych, smętnym szelestem przerywa martwej przy­ rody milczenie.21

Ostry klimat, brak wody, nieznane wcześniej zjawiska atmosfe­ ryczne (na przykład burze piaskowe) pogłębiały poczucie lęku i zagro­ żenia. Przestrzeni stepu nie można poznać i nie da się jej „oswoić”. Dla zesłańca zawsze będzie to przestrzeń obca, kojarząca się z powol­ ną wegetacją cierpieniem, śmiercią. Co najwyżej może go zadziwić koloryt lokalny, egzotyzm autochtonów (Kozaków sybirskich czy Kir­ gizów) zamieszkujących to terytorium24. Urozmaiceniem rosyjskiego krajobrazu były rzeki. Autor wspo­ mina Wołgę i Ural. Nie proponuje jednak ich rozbudowanych opisów, bogatej w znaczenia symboliki czy egzystencjalnych refleksji, jakie z reguły występowały w utworach literackich podejmujących moty­ wy akwatyczne. Duże osiągnięcia w tym zakresie mieli zwłaszcza ro­ mantycy. Narratora Obrazków caryzmu cechuje praktyczne i rzeczo­ we podejście do problemu. Formułuje on krytyczną ocenę rosyjskiej myśli technicznej i kwalifikacji kadry inżynierskiej. Uważa, że nie wyko­ rzystano należycie bogactwa, jakim są rzeki dla rozwoju komunika­ cji, przemysłu i handlu. Dotychczasowe działania w tej dziedzinie (kon­ strukcja mostów i śluz, sypanie grobli) ocenia jako „nieudolność w po­ mysłach i niesumienność w wykonaniu”25. Autor relacji w czasie trwającej ponad dwa tygodnie podróży do Orenburga przebył trzy tysiące wiorst. W zasadzie poruszał się tym samym traktem, którym przed nim i po nim przemieszczały się rze­ sze zesłańców. Zapis tego doświadczenia i towarzyszących mu prze­ myśleń ujawnił się w obu relacjach. Interesujący wydaje się zwłasz­

23 Ibidem, s. 205. 24 Por. M. J a t o w t: Soldat..., s. 29—39; Idem: Obrazki caryzmu..., s. 205-216. 25 Por. Idem: Obrazki caryzmu..., s. 184. cza fragment, w którym narrator wylicza różne sposoby i środki loko­ mocji, charakterystyczne dla rosyjskich dróg. Eksponuje jednak pę­ dzącą kibitkę:

Gdy kibitka pędzi na drodze sybirskiej, wtedy powózki wojskowe i pry­ watne, karawany, karety z podróżnymi, poczty, jeźdźcy i piesi, słowem wszystko, co żyje, ustępuje jej z drogi - śmielsi się jej przyglądają, inni uciekająod niej, jak przestraszone gołębie, które postrzegłszy punkcik czarny na horyzoncie, przeczuwają ptaka drapieżnika.211

Motyw drogi i pędzącej po niej kibitki występuje w wielu pamięt­ nikach syberyjskich. W czytelniczej pamięci żywy jest jednak obraz kibitki z Dziadów cz. III A. Mickiewicza. Z. Trojanowiczowa wyjaśnia w związku z tym, że

Właściwa kibitka, kibitka pocztowa, której nie należy mylić z kibitką- -karetką więzienną przeznaczoną do przewożenia co najmniej kilku więź­ niów, była czterokołowym pojazdem jednokonnym, bez resorów, lekkim i szybkim.27

Drogi opisane przez Jatowta nie są puste (tak przedstawiali je niektórzy poeci, na przykład J. Słowacki). Budzą strach, są niebez­ pieczne, wywołują smutek i melancholię, lecz tętnią życiem. Oprócz zesłańców poruszają się po nich zwykli podróżni oraz carscy kurierzy przewożący depesze z Petersburga i do Petersburga. Pamiętnikarz objaśnia:

Feldjegier jest to żyjący telegraf carski, wśród stepów, na kilkanaście wiorst rozległych, człowiek zrodzony do życia i śmierci w kibitce.28

Podobnych szkiców typowych postaci, scenek rodzajowych oraz refleksji na tematy społeczne i obyczajowe jest w Obrazkach caryzmu i Sołdacie wiele. Mają one spory walor poznawczy. Na ich podstawie można zrekonstruować obraz rosyjskiego społeczeństwa stworzony przez Jatowta. Na kartach wspomnień goszczą reprezentanci różnych grup spo­ łecznych: duchowieństwa, mieszczaństwa, szlachty, ludu. W Obraz­ kach caryzmu znajdujemy na przykład charakterystykę uczestników dworskich uroczystości na Kremlu, zbiorowy wizerunek ludzi cięż­

26 Ibidem, s. 194-195. 27 Z. T r o j a n o w ic z o w a: Sybir romantyków..., s. 36. 2SM. Jatowt: Obrazki caryzmu..., s. 192. kiej pracy fizycznej, „ciągnących statki na wybrzeżach Wołgi”, relacje z gościny w rosyjskich domach (popa, urzędnika, lekarza, nieznanego bliżej pana N. ze Styrlitamaku), opis rytuału picia herbaty z samowa­ ra czy ubioru rosyjskiego kupca. Bezpośrednie spotkania i rozmowy utwierdziły Jatowta w prze­ konaniu, że wielu Rosjan zachowało poczucie słowiańskiej wspólno­ ty, solidaryzowało się z Polakami, cieszyło się z ich powrotu do ojczy­ zny. Nie mogli oni jednak jawnie manifestować swych uczuć, obawiali się prześladowań29. Obie relacje ujawniają jednak stronniczość Jatowta w ukazywa­ niu panoramy społeczeństwa rosyjskiego. Pisarz częściej odnotowuje zjawiska negatywne niż pozytywne. W towarzyszącym opisom komen­ tarzach piętnuje takie wady, jak: pijaństwo i powszechna tolerancja wobec tego nałogu, łapownictwo, pycha, ciemnota, wiara w zabobony, pozorna religijność, uleganie wpływom sekt. Generalnie autor nie ma dobrego zdania na temat poziomu moral­ nego i intelektualnego przeciętnego Rosjanina. Za deprawację obywa­ teli, za „skażenie rosyjskiej duszy”, za życie w ciemnocie i upokorzeniu obwinia carat, który jest zainteresowany utrzymaniem słabego tempa rozwoju cywilizacyjnego. Dla poparcia własnych wniosków autor przy­ wołuje opinię księcia Dołgorukowa. Oto fragment tej wypowiedzi:

Kraj obfitujący w bogactwa przyrody, dotąd jeszcze w większej części nie tknięte, naród obdarzony zdrowym rozsądkiem, licznemi zdolnościami, szlachetnym charakterem, dobrocią duszy [•••] w jakże opłakanym i poniżającym znajduje się stanie!30

Rozwijając tę myśl, Dołgorukow ocenia stan sądownictwa, admi­ nistracji, szlachty, kupiectwa, mieszczaństwa i chłopstwa. Twierdzi, że kryzys dotknął całe społeczeństwo. Jedynymi beneficjentami car­ skiego systemu władzy są „hordy urzędników” i wszechwładna tajna policja. Jatowt, komentując wypowiedź Dołgorukowa, konstatuje: przed Rosją są dwie drogi - program reform lub rewolucja31. W innym miejscu Obrazków caryzmu Jatowt napisał, że Rosjanie dzielą się na „dwie klasy społeczne; na bitych i bijących”32.

29 Opis pobytu w domu pana N. kończy Jatowt następującą refleksją: „Jeżeli która z cnót, to bez wątpienia gościnność, ofiarowana w imię Boga, jest najwięcej upo­ wszechnioną u niezepsutych Moskali. Obawiają się oni jednak okazywać ją publicznie dla zesłanych Polaków, by nie ściągnąć za to na siebie prześladowań od biurokracji.” (Soldat..., s. 190). “ M. Jatow t: Obrazki caryzmu..., s. 163. 31 Ibidem, s. 164. 32 Ibidem, s. 22. W pewnym sensie ta uproszczona opinia mieści się w szerokim kon­ tekście ukształtowanego w pierwszej połowie XIX wieku myślenia o Rosji jako kraju systemu despotycznego, wspieranego przez lojal­ nych urzędników, tajną policję, wojsko oraz o Rosji reprezentowanej przez lud i tych Rosjan, którym bliska była idea słowiańskiego bra­ terstwa, wolności, demokratyzmu33. Jatowt spotkał na swej drodze wielu Rosjan związanych z apara­ tem władzy, ale również kontaktował się z Rosjanami, którzy byli ofia­ rami despotyzmu cara. Już w czasie procesu i pobytu w Cytadeli war­ szawskiej poznał urzędników carskich różnej rangi, komendanta mia­ sta generała Tuczka, dozorcę więzienia generała Jołszyna, pułkowni­ ka Leichtego, żandarmów. W bardzo interesującym szkicu, poświęco­ nym Cytadeli, scharakteryzował funkcjonariuszy systemu jako ludzi bezwzględnych, okrutnych, niemoralnych34. Wyraził pogląd, że więzie­ nie jest miejscem, w którym dozorcy czują się bezkarni, w którym sze­ rzy się donosicielstwo, szpiegostwo, nadużywanie władzy, korupcja. Pobyt w batalionach karnych w Uralsku i Orenburgu był okazją do poszerzenia pola obserwacji. Wnioski, jakie autor z niej wyciągnął, oraz osobiste doświadczenia potwierdziły jego wcześniejsze spostrze­ żenia. Oficerowie i podoficerowie w większości byli ludźmi zdemora­ lizowanymi, dość prymitywnymi, bezmyślnie wykonującymi rozkazy. Bez skrupułów wykorzystywali swą władzę, poniżając więźniów, znę­ cając się nad nimi fizycznie i psychicznie. Autor podaje przykłady ich okrucieństwa, między innymi opisuje znaną już z innych przekazów historię Migurskich, śmierć pod kijami Lewandowskiego, upadek mo­ ralny i tajemnicze samobójstwo Witkiewicza35. Despotyzm carski dotknął nie tylko Polaków, był tragiczny w skut­ kach również dla tych Rosjan, którzy nie podporządkowali się syste­ mowi władzy. W obu relacjach przypomniany został czyn dekabrystów oraz sylwetki represjonowanych przez carat w późniejszym czasie znanych Rosjan i przedstawicieli innych narodowości, między inny­ mi historyka Kostomarowa, powieściopisarza Kuleszy, poety i mala­ rza Szewczenki oraz uczestników tajnego, studenckiego stowarzysze­ nia z Petersburga: Chanykowa, Pleszczejewa, Szapocznikowa, skaza­ nych początkowo na śmierć, a następnie na zesłanie.

33 Por. J. Bachórz: Rosjanin. W: Słownik literatury polskiej XIX wieku. Red. J. Bachórz i A. Ko w alczykowa. W rocław-W arszawa-Kraków 1991, s. 846—347. 34 M. Ja to w t: Obrazki caryzmu..., s. 130. Opis Cytadeli jest jednym z ciekawszych fragmentów utworu, zasługującym na dokładną analizę w innym szkicu. W tym miejscu warto tylko zasygnalizować, że Jatowt przedstawił realia więzienne, swoistą subkultu­ rę - „język murów”, grypserę itp. 35 Por. M. J a to wt: Sołdat..., s. 107-117. Pamiętnikarza poruszyły zwłaszcza losy więźniów politycznych, Chanykowa oraz Szewczenki, których poznał osobiście w Uralsku. Scha­ rakteryzował ich obszernie w Sołdaciem. Przedstawiając zdarzenia i po­ staci związane z omawianym tu problemem, Jatowt odwołuje się do stereotypów: Moskala - „prymitywnego”, „dzikiego”, okrutnego oraz Moskwy „zmongolszczonej 200-letnią niewolą u Tatarów”37. Według usta­ leń J. Bachorza, taki obraz Rosji i Rosjan funkcjonował w wielu utwo­ rach romantycznych. Uczony zwraca uwagę, że okrucieństwa, hipokry­ zję, „dzikość”, degenerację moralną Rosji twórcy romantyczni tłumaczy­ li „zbrukaniem się Azją: mongolską czerkieską tatarską kałmucką”38. Jatowt, wprowadzając do języka narracji wyrażenia: „plemię mon­ golskie”, „okrucieństwo mongolskie”, „kula czerkieską” itp., podkre­ śla występujący między nim a Rosjanami dystans, swą wyższość mo­ ralną i kulturalną. W tych kategoriach myślał również pisarz o Pol­ sce, którą odróżnia od Moskwy związek z kulturą Zachodu, katolicka tradycja i wartości pielęgnowane przez wieki. To dzięki tym warto­ ściom Polska zachowała niepodległość w sferze ducha. W refleksjach Jatowta mocno eksponowanym wątkiem jest poli­ tyka Rosji wobec podbitych narodów. Poglądy pisarza nie odbiegają za­ sadniczo od opinii ukształtowanych przed 1860 rokiem. Za oryginal­ ne można uznać egzemplifikacje tych sądów. Interesująca jest również ocena powstania styczniowego oraz polityki europejskiej wobec Mo­ skwy. Pisarz twierdzi, że dowodem ambicji mocarstwowych Rosji jest ekspansja na Wschód, podporządkowywanie sobie żyjących na tych te­ renach plemion: Uzbeków, Tadżyków, Kazachów, Kirgizów itd. Podło­ żem działań politycznych jest ekonomia. Rosja chce korzystać z olbrzy­ mich zasobów bogactw naturalnych, kontrolować drogi handlowe z Azji do Europy, wykorzystywać niewolniczą siłę roboczą. Plemiona koczow­ ników i pasterzy nie poddawały się bez walki. Nie mogły jednak spro­ stać państwu, które dysponowało ogromną siłą militarną. W rezulta­ cie wszystkie wyprawy zbrojne pod dowództwem generałów: Obru- czewa, Perowskiego, Bezaka kończyły się zwycięstwem Moskwy. W 1865 roku do przyjęcia jej protektoratu zmuszone zostało najwięk­ sze państwo Azji Środkowej - Kokandzki Chanat. W rosyjskich eks­ pedycjach wojennych brali udział również Polacy, między innymi zna­ ny autorowi z Orenburga kapitan Szkup, jeniec rosyjski z 1831 roku, mający duży wkład w zdobycie twierdzy Ak-meczet w roku 185339.

36 Ibidem, s. 95-107. 37 Ibidem, s. 105. 38 J. Bachórz: Rosjanin..., s. 845. 39 Por. M. J a t o w t: Soldat..., s. 90. Autor relacji odsłania nie tylko cele, ale i mechanizmy rosyjskiej polityki podboju. Oskarża Moskwę o bezprawie, fałsz i podstęp. Po­ daje przykłady: usprawiedliwianie wypraw militarnych konieczno­ ścią obrony interesów cesarstwa, koniecznością zapewnienia opieki plemionom pozostającym w sojuszu z państwem, przekupywanie star­ szyzny plemiennej itp. VIII rozdział Sołdata kończy się refleksją którą można uznać za stanowczą polemikę z tymi poglądami polityków francuskich i angiel­ skich, które Jatowt uważał za wyraz złudzeń Zachodu wobec rosyj­ skiej ekspansji terytorialnej w Azji, zagrażającej interesom Europy:

Taszkient został zdobyty przez Moskali siłą oręża, Chiwa została zmuszo­ na do zawarcia z Moskwą traktatu. Niech co chcą praw ią Anglicy - Wschód zagrożony! Moskwa szybko postępuje ku posiadłościom angielskim w Indiach.40

Jatowt dostrzegał pewne analogie pomiędzy losem podbitych przez Rosję plemion a losem Polaków. Stwierdzał, że rozbiory Polski i tłu­ mienie zrywów niepodległościowych w XIX wieku to kolejny przy­ kład budowania potęgi mocarstwa kosztem słabszych narodów. Tra­ gedię rodaków przedstawiał w konwencji martyrologicznej i heroicz­ nej. W języku jego wspomnień są obecne między innymi następujące motywy: despotyzm, okrucieństwo, tyran, knut, bagnet, spiże, żelazo. Towarzyszą im motywy nawiązujące do męki Chrystusa: krzyż, ofiara, cierpienie, męczarnie, krwawe ciernie. Refleksja Jatowta na temat polskiej sprawy ujmowanej w perspek­ tywie współczesności wykazuje związek z koncepcją mesjanistyczną która miała nadal wielu zwolenników na emigracji i w kraju, gdyż, jak uzasadnia Z. Trojanowiczowa,

umożliwiała ogarnięcie zamętu dziejowego, który stal się udziałem naro­ du. Pozwalała uporządkować i na swój sposób zracjonalizować współcze­ sność, dostrzec w cierpieniach narodu zapowiedź przyszłego zmartwych­ w stan ia.41

Jeden z rozdziałów Obrazków caryzmu kończą rozważania Jatowta na temat relacji Rosji i Polski (tyrana i ofiary). Ostatnia, aluzyjnie ukształtowana sekwencja tego fragmentu, jest wezwaniem i zachętą do wytrwania w patriotyzmie, utwierdzającą w przekonaniu, że po­ niesione ofiary nie będą daremne. Oto słowa autora:

40 Ibidem, s. 94; por. też; s. 105. 41 Z. Trojanowiczowa: Sybir romantyków..., s. 86. Weź krzyż i idź śmiało do celu - a dojdziesz! Choćby drogą twoją być miała nić pajęcza ponad przepaścią i po tej dojdziesz, bo cud się zjawi!42

W drugim wydaniu Sołdata z 1865 roku Jatowt ponownie powra­ ca do tego problemu, modyfikując jednak nieco swoje poglądy. Zmie­ niły się bowiem realia, upadło powstanie styczniowe, nasiliły się car­ skie represje i dyskusje Polaków na temat walki zbrojnej. Pisarz staje po stronie jej zwolenników. Formułuje opinię, że bierny opór, spiski, konspiracja, oczekiwanie w cierpieniu na zmianę sytuacji nie wystar­ czą. Walka zbrojna była konieczna. Mimo że ojczyzna nie odzyskała niepodległości, ważne znaczenie ma patriotyczno-moralny i propagan- dowo-polityczny wydźwięk insurekcji. Refleksji tej towarzyszyła eks- presywna stylistyka, nawiązująca do poezji romantycznej, zwłaszcza do twórczości K. Ujejskiego43. A naliza Obrazków caryzmu i Sołdata pozwala na wyciągnięcie następujących wniosków: Jatowt przedstawił obraz Rosji jako państwa zróżnicowanego pod względem politycznym i społecznym. Idąc w śla­ dy swych poprzedników, ukazał zarówno Rosję carską mocarstwo­ wą jak i Rosję ludu oraz obrońców idei wolności, ofiar systemu car­ skiego. Wskazując na podobieństwo losów Polaków i Rosjan, margi­ nesowo potraktował problem słowiańskiego braterstwa ludów. Z pew­ nością nie sprzyjały temu osobiste doświadczenia oraz fakt, że w okre­ sie, w którym powstawały relacje, idee zjednoczenia Słowian straciły już na wartości, stały się podstawą panslawizmu, ruchu popieranego przez rząd rosyjski. Powstanie styczniowe pogłębi dewaluację tych idei i przyczyni się do jeszcze większego wobec nich krytycyzmu ze strony Polaków. Mimo że pisarz chętnie odwoływał się do stereotypów, które funk­ cjonowały również w znanej mu literaturze pierwszej połowy XIX wieku, zaproponował czytelnikom teksty wnoszące wiele dodatko­ wych elementów do obrazu Rosjan oraz Rosji jako państwa. Przykła­ dowo dostrzec je można w rozważaniach o języku, w których autor etymologię wiąże z cechami charakteru i obyczajowością Rosjan. W omawianych relacjach bardzo często przeszłość splata się z te­ raźniejszością lat sześćdziesiątych XIX wieku. Odnosi się wrażenie, że autora krępuje gorset pamiętnikarza, że chce być również publicy­ stą. Włącza się więc do aktualnych we Francji czy w Anglii dyskusji, jest aluzyjny, czasem ironiczny, krytykuje, ostrzega. Krytycznie oce-

42 M. Jatowt: Obrazki caryzmu..., s. 134. 431 d e m: Sołdat..., s. 116. nia na przykład polityczną „naiwność” Zachodu, który nie zauważa niebezpieczeństw wynikających z ekspansywności Rosji w Azji. Jatowt tworzy wizję przyszłości. Czytelnicy żyjący w XIX wieku mogli uznać niektóre jego poglądy za niedorzeczne. Pamiętnikarz mówił bowiem o słabości wewnętrznej cesarstwa, przepowiadał, że lud rosyjski, „lew drzemiący o głodzie i nędzy [...] poznawszy swą siłę, zdruzgocze twarde wędzidła i we krwi ciemięzców stopi swe jarzmo.”44 Historia potwierdziła jednak przewidywania pisarza. W XX wieku doświadczeniem Rosjan były mniej lub bardziej krwawe rewolucje, a także uczestnictwo w tworzeniu mocarstwa oraz, w pewnym sensie, uczestnictwo w jego destrukcji.

44 Ibidem, s. 9. Henryk Gradkowski

Z dziejów szkolnej recepcji Słowackiego w wieku XIX (rekonesans)

Niedawne rocznicowe obchody ujawniły potrzebę zainteresowa­ nia się tą dziedziną odbioru Słowackiego, która stanowi rozdział do­ magający się szczegółowych badań, jeśli zgodzić się ze znaną maksy­ mą Juliana Krzyżanowskiego, iż „w szkole rodzi się kult arcydzieł albo pozostaje do nich niechęć na całe życie”1. Dzisiejszy bowiem stan badań nad tym zagadnieniem to zaledwie kilka artykułów w pismach specjalistycznych oraz jedna obszerniejsza rozprawa, pozostająca jed­ nak poza szerszym odbiorem czytelniczym2, a dotycząca szkolnego odbioru dramatów poety. Badania nad odbiorem dzieła Słowackiego w szkole zainicjował Władysław Szyszkowski3, prowadząc seminarium z metodyki naucza­ nia języka polskiego i literatury polskiej w Wyższej Szkole Pedago­ gicznej w Krakowie w roku akademickim 1957/1958. Wyniki penetra­ cji źródeł zaowocowały pracami magisterskimi na temat szkolnej re­ cepcji dzieł autora Kordiana, a te opracowania pozwoliły - jak stwier­ dza autor szkicu - „w ogólnych zarysach przedstawić te dzieje”4.

‘J. Krzyżanowski: [Rec. prac R. Skulskiego] : Pierwsze ślady recepcji Mickiewi­ cza w szkole polskiej, „Pan Tadeusz”jako książka szkolna. „Nowa Książka” 1936, z. 4. 2 J. Kwaśniak: Dramaty Juliusza Słowackiego w szkole polskiej 1867-1918. [Praca doktorska napisana pod kierunkiem doc. dr hab. Krystyny Poklewskiej]. Łódź 1983. Za udostępnienie maszynopisu składam podziękowanie Autorce. 3 W. Szyszkowski: Z dziejów recepcji szkolnej Słowackiego. „Polonistyka” 1960, nr 1, s. 19-27. 4 Ibidem, s. 19. Ów „ogólny zarys” to omówienie miejsca Słowackiego w następu­ jących dziewiętnastowiecznych podręcznikach: Rys dziejów piśmien­ nictwa polskiego L. Łukaszewicza, Kurs literatury polskiej do użytku szkół W. Nehringa, Piśmiennictwo polskie w życiorysach naszych zna­ komitszych pisarzy J. Chodziszewskiego (rzecz o szerszym adresie czytelniczym niż szkolny podręcznik. Książka przeznaczona była „dla ludu polskiego i młodzieży”). Tylko w odniesieniu do podręcznika Łu­ kaszewicza można mówić o próbach analitycznego ujęcia opisywane­ go zjawiska, między innymi poprzez ukazanie - w poszczególnych edy­ cjach tej popularnej książki szkolnej - mutacji poglądów na znacze­ nie dzieł Słowackiego. Pozostałe uwagi (łącznie z wymienieniem ty­ tułów kolejnych podręczników szkolnych) uznać wypada za próbę sy­ gnalizowania zjawiska. Stanisław Frycie, znany między innymi z zainteresowania dzieja­ mi polonistyki szkolnej w Galicji autonomicznej, opublikował w roku 1971 artykuł pt. Czytelnicza recepcja twórczości romantyków w gali­ cyjskiej szkole średniej w latach 1863-1914, składający się z dwóch części. Część pierwszą poświęcił Mickiewiczowi, drugą - Słowackie­ mu5. Czterostronicowy opis obecności tekstów Słowackiego w spra­ wozdaniach gimnazjalnych stanowi cenny informator dla poszukują­ cego bezpośrednich świadectw recepcji i został przez piszącego te sło­ wa wykorzystany jako jedna ze wskazówek w tym zakresie. Barbara Kryda napisała interesujący artykuł metodyczny o współ­ czesnej recepcji dzieł Słowackiego; oparła się na badaniach ankieto­ wych przeprowadzonych u schyłku lat siedemdziesiątych6. Chociaż nie ma tu odniesień do szkolnej recepcji Słowackiego w XIX wieku, trzeba podkreślić, że konkluzje autorki artykułu okazały się bardzo przydatne do niniejszych rozważań, potwierdziły bowiem - powiedz­ my to już teraz - charakterystyczny dla odbioru szkolnego prymat stylu mimetycznego nad innymi sposobami odbioru poezji. Interesujące uwagi na temat kontekstu historyczno-literackiego szkolnej recepcji dzieł Słowackiego zawarł Mieczysław Inglot w arty­ kule Dramaty Juliusza Słowackiego w tekstach programujących na­ uczanie w szkołę średniej lat 1945—1980 (ze szczególnym uwzględnie­ niem „Kordiana”). W wypowiedzi tej znalazło się między innymi stwier­ dzenie, które warto przytoczyć, bo stanowi ono kwintesencję oceny dziewiętnastowiecznego sposobu odczytywania dzieł, od czasu (mniej

5 S. Frycie: Czytelnicza recepcja romantyków w galicyjskiej szkole średniej w la­ tach 1863—1918. (II) Słowacki. „Profile” 1971, nr 1, s. 45-48. 6 B. Kryda: Słowacki we współczesnej szkole. „Polonistyka” 1979, nr 1, s. 25-37. więcej od roku 1810) gdy wprowadzono do szkół historię literatury i równocześnie nastąpił zmierzch dotychczasowego, retorycznego mo­ delu kształcenia. „Tym przemianom - pisze Inglot - patronuje obecne w ówczesnej metodyce romantyczne z ducha przekonanie o: 1) nieistnie­ niu raz na zawsze ustalonych prawideł artystycznej twórczości, 2) in­ dywidualnej roli poszczególnych dzieł, o nie określonej konwencji”7. Jest sprawą wielce znamienną, że w pracach poświęconych szkol­ nej recepcji dzieł Słowackiego zestawiano ją z utworami Mickiewicza8. Takich porównań nie braknie także i w tym artykule. Trzeba więc od razu zaznaczyć, że wprawdzie kompleksowe opracowanie dziejów re­ cepcji Mickiewicza w szkole polskiej powstało ostatnio9, ale próby w tym zakresie podejmowano jeszcze w czasach II Rzeczypospolitej10, a kolejne przyczynki powstały w okresie dwóch jubileuszy Mickiewi­ czowskich (stulecia śmierci i dwóchsetlecia urodzin)11. Drugi wieszcz torował sobie drogę do lektury szkolnej o wiele trudniej niż „wieszcz genialny” (tak Mickiewicza nazywano w pod­ ręcznikach szkolnych już od początku lat trzydziestych)12. Słowacki był wymieniany znacznie później i w towarzystwie poetów drugorzęd­ nych, a jeśli nieco zbliżał się w opinii autorów podręczników do Mic­ kiewicza, to zwykle sygnalizowano jego chęć wywyższania się czy choć­ by śmiałość porównywania się z tym największym13. Przyczyniły się do tego przede wszystkim oddziaływania dwóch ośrodków akademic­

7 M. I n g 1 o t: Dramaty Juliusza Słowackiego w tekstach programujących nauczanie w szkole średniej lat 1945-1980 (ze szczególnym uwzględnieniem „Kordiana”). W: S tu ­ dia z dziejów edukacji literackiej w Polsce XIX i XX wieku. Red. M. Inglot. Wrocław 1992, s. 99. 8 Na przykład pionierskie opracowanie Władysława Szyszkowskiego (zob. Z dziejów recepcji...) zaczyna się od konstatacji: „Dzieje recepcji Mickiewicza w szkole polskiej zwróciły już na siebie uwagę historyków literatury i szkolnictwa [...], losy natomiast Słowackiego w tejże szkole nie były dotychczas przedmiotem specjalnych opracowań [...].” Ibidem, s. 19. 9 H. Gradkowski: Mickiewicz w polskiej szkole XIX i pierwszej połowy XX wieku. Strategie tektury i style odbioru. Jelenia Góra 2001. 10 R. S k u 1 s k i: Pierwsze ślady recepcji Mickiewicza w szkołę polskiej. „Pamiętnik Literacki” 1934, z. 3-4, s. 446-464; Idem: „Pan Tadeusz”jako książka szkolna. Lwów 1935. 11 Pełny rejestr opracowań (siedemnaście pozycji) odnotowuje H. Gradkowski w: Mickiewicz wpołskiej szkole..., s. 6-13. 12 Tak nazwał Mickiewicza - bodaj po raz p ierw szy -Jan P o p 1 i ń s k i. Zob.: Idem: Nowe wypisy polskie, czyli wybór różnych wyimków prozę i poezję zawierających dla użytku młodzieży szkolnej. Cz. 2. Leszno 1838, s. 321. 13 Zob. uwagi o podręcznikach Juliana Bartoszewicza i Karola Mecherzyńskiego. W niniejszym artykule. kich - uniwersytetów w Krakowie i we Lwowie, kształcących nauczy­ cieli głównie dla gimnazjów galicyjskich. Wypowiedziom profesorów tychże uczelni poświęcimy za chwilę oddzielne miejsce, przedtem jed­ nak krótka informacja o sytuacji oświaty w Polsce okresu zaborów. W Królestwie Polskim po klęsce powstania listopadowego zaczę­ to zamieniać województwa na gubernie i wprowadzać do urzędów i szkół język rosyjski. W kolejnych dziesięcioleciach rusyfikacja wzma­ gała się - aż do roku 1861, kiedy to dzięki staraniom Aleksandra Wie­ lopolskiego car podpisał ukaz o koncesjach dla Królestwa, a w rok później Ustawę o wychowaniu publicznym w Królestwie Polskim. Wy­ buch i klęska powstania styczniowego uniemożliwiły jednak realiza­ cję ustawy, a w roku 1872, w ramach tak zwanej reformy tołstojow- skiej, język polski skreślono ze spisu przedmiotów obowiązkowych, co praktycznie oznaczało pozbawienie go rangi języka wykładowego; ta ostatnia sprawa została formalnie usankcjonowana w roku 1885. Właściwie do początków XX wieku, a ściślej: do rewolucji 1905 roku, w zaborze rosyjskim nie było prawnych możliwości omawiania w szkołach polskiej literatury romantycznej. Nie oznacza to jednak, że o niej nie uczono, choć nie znajdziemy wzmianki - przynajmniej o Słowackim - w dziewiętnastowiecznych programach nauczania szkół tego zaboru14. W Wielkim Księstwie Poznańskim funkcjonowały dwa polskie gimnazja: jedno w Poznaniu, drugie - od roku 1845, w Ostrowie Wiel­ kopolskim. Ponadto prowadziło działalność polskie gimnazjum niższe w Trzemesznie, a w niektórych gimnazjach niemieckich (na przykład w Bydgoszczy, Wschowie, Lesznie) język polski figurował w spisie przedmiotów nauczania najczęściej jako nadobowiązkowy15. Na tere­ nach zaboru pruskiego, poza Wielkim Księstwem Poznańskim (na przykład na Pomorzu Gdańskim), w takich miastach, jak: Elbląg, Gdańsk, Chojnice, Chełmno, Wejherowo funkcjonowały gimnazja nie­ mieckie, w których przynajmniej okresowo uczono języka polskiego16. Po roku 1872, gdy nastał czas kulturkampfu, zdecydowanie przystą­ piono do eliminacji języka polskiego z programu nauczania. Wówczas to zniesiono język polski jako wykładowy w Gimnazjum św. Marii Mag­

14 B. K u 1 k a: Programy nauczania języka polskiego w szkole średniej w latach 1815— 1872. W arszawa 1987. 15 L. S ł o w i ń s k i: Z dziejów edukacji polonistycznej w szkołach średnich Wielkiego Księstwa Poznańskiego. Literatura połska w pracach maturalnych uczniów Gimnazjum im. św. Marii Magdaleny w Poznaniu w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XIX wieku. W: Studia z dziejów edukacji literackiej..., s. 5-32. 16 J. S z e w s: Język polski w szkolnictwie średnim Pomorza Gdańskiego w latach 1815-1920. Gdańsk 1975, s. 137 i n. daleny w Poznaniu oraz w gimnazjum w Ostrowie Wielkopolskim, a uczęszczanie na lekcje „języka miejscowego” wyłączono z obowiąz­ ku szkolnego. Dopiero czasy pierwszej wojny światowej przyniosły istotne, pozytywne zmiany w sytuacji szkolnictwa polskiego. W 1915 roku w Warszawie - już po zajęciu miasta przez wojska trójprzymie- rza - utworzono Sekcję Oświecenia, która wprowadziła do szkół język polski jako wykładowy, zachowując niemiecki jako jeden z przedmio­ tów. Opracowano też nowy program nauczania w ośmioletnich szko­ łach średnich. W zaborze austriackim do Wiosny Ludów proces germanizacji był bardzo intensywny. Języka polskiego uczono tylko w szkołach Rze­ czypospolitej Krakowskiej, ale dopiero w 1836 roku kurs literatury polskiej oddzielono od nauczania łaciny. Po roku 1848 Wolne Miasto Kraków zostało włączone do zaboru austriackiego, a w roku następ­ nym wprowadzono na terenie całego Cesarstwa Zarys organizacyjny dla gimnazjów i szkół realnych, który formalnie obowiązywał przez dziesiątki lat, ale sytuacja oświaty uległa zasadniczym zmianom w dru­ giej połowie lat sześćdziesiątych po przegranej wojnie Austrii z Pru­ sami. Na mocy ustaw z 1867 roku język polski wprowadzono do szkół i ogłoszono Statut Rady Szkolnej Krajowej. Tak rozpoczęła się epoka Galicji autonomicznej; język polski stał się językiem wykładowym, a jako przedmiot nauczania - wedle ustaleń - miał odbywać się trzy godzi­ ny tygodniowo. Nauka w gimnazjach dzieliła się na dwa, a od roku 1911 - na trzy stopnie. Na szczeblu niższym prowadzono ćwiczenia w mó­ wieniu i pisaniu, uczono gramatyki, stylistyki i poetyki, a na wyższym realizowano kurs historii literatury, opierając się na podręczniku i wy­ pisach. Dodać należy, iż polonistyczna edukacja literacka w galicyj­ skiej szkole opierała się na obowiązkowej nauce łaciny i greki; wspie­ rała ją też obcojęzyczna edukacja w językach nowożytnych. Ustrój szkolny i programy nauczania w Galicji autonomicznej da­ wały największą spośród sytuacji edukacyjnych okresu zaborów, moż­ liwość prowadzenia pracy dydaktycznej w zakresie nauczania litera­ tury polskiej. Nic dziwnego, że model nauczania w szkole galicyjskiej zaważył na strukturze i zakresie kształcenia w II Rzeczypospolitej. Szkolna dydaktyka literatury pozostawała pod naturalnym wpły­ wem ośrodków akademickich, kształcących kadry dla szkół średnich. W celu poszerzenia tychże kadr, w miarę jak w Galicji rosło na nie zapotrzebowanie w związku z powiększającą się liczbą gimnazjów17,

17 W roku 1868 było w Galicji dwanaście gimnazjów ośmioklasowych i siedem gimnazjów niższych (czteroklasowych); w roku 1900 funkcjonowały trzydzieści dwa gimnazja, a liczba uczniów wzrosła ponad dwukrotnie. do nauczania dopuszczano tak zwanych suplentów, czyli formalnie pomocników, częściej jednak, niestety, faktycznych zastępców nauczy­ cieli18. Uruchomiono też instytucję egzaminu nauczycielskiego pod patronatem wyższych uczelni. Przewodniczącym komisji egzamina­ cyjnej był przez wiele lat Stanisław Tarnowski, łącząc tę funkcję z kierowaniem katedrą literatury polskiej na Uniwersytecie Jagiel­ lońskim. Katedra historii literatury polskiej rozpoczęła działalność w po­ łowie XIX wieku. Jej kierownikiem miał być Adam Mickiewicz, jed­ nakże do nominacji nie doszło. Ostatecznie objął ją Karol Mecherzyń- ski, o którego podręcznikach będzie jeszcze mowa. Jako wykładowca uniwersytecki nie zyskał aprobaty słuchaczy, natomiast godzi się wspomnieć, że to on właśnie należał do grona inicjatorów prac komi­ sji egzaminu nauczycielskiego. Jego następca na tej katedrze, hrabia Stanisław Tarnowski, przez lat czterdzieści prowadził wykłady oraz działalność naukową i krytyczną uchodząc za „krytyka literackiego w wielkim stylu”19. Jako wykładowca próbował stosować nowocze­ sne metody w pracy dydaktycznej, wprowadzając na grunt polski kon­ wersatoria i seminaria. Słowackiemu poświęcił całoroczny cykl wy­ kładów w roku akademickim 1873/1874, obszerne wypowiedzi w swej Historii literatury polskiej, wiele artykułów w prasie specjalistycz­ nej, wreszcie oddzielną publikację o znamiennym tytule Czyściec Sło­ wackiego20. Najwcześniej wypowiedział się o autorze Kordiana w re­ cenzji monografii Antoniego Małeckiego21 i w polemice z tym pierw­ szym monografistą poety przejawia się już zrąb jego poglądów este­ tycznych. Ład wewnętrzny, prawda, logiczność - oto kryteria stoso­ wane przezeń wobec utworów. Jeśli zaś tekst przynależał do sfery poezji, „prawda” nadal miała pozostać jego podstawą sztuka poetyc­ ka mogła ją co najwyżej „przetworzyć” lub „podwyższyć”. Stąd też po­ lemizował z Małeckim na temat wartości utworów, na przykład B al­ ladyny (której zarzucił między innymi brak konsekwencji w kreśle­ niu postaci), Marii Stuart i Mazepy (tu sformułował zarzuty dotyczą­ ce braku klarowności układu wydarzeń), Kordiana (gdzie oskarżył autora o utożsamianie się z bohaterem). Krok dalej poszedł w inter­ pretacji dramatów mistycznych (Książę Niezłomny, Ksiądz Marek, Sen

18 Procent suplentów w stosunku do całej kadry dydaktycznej szkół średnich zmniej­ szał się bardzo powoli; na przykład w roku 1884 wynosił 36,6 a w roku 1900 - 35,4. 19 J. Krzyżanowski: Stanisław Tarnowski i jego prace nad literaturą. „Czas” 1937, nr 305. 20 S. T a r n o w s k i: Czyściec Słowackiego. Wiedeń 1904. 21 A. Małecki: Juliusz Słowacki, jego życie i dzieła w stosunku do współczesnej epoki. Lwów 1866. srebrny Salomei), zarzucając autorowi chorobliwą nadwrażliwość. Najwięcej wątpliwości w stosunku do Słowackiego budził brak orygi­ nalności. Twórca, według Tarnowskiego, chwytał się jak bluszcz wzor­ ców obcych i co najwyżej je nieco przetwarzał, i to nie w sferze idei, lecz „wyrażeń poetycznych”. Przekonanie krytyka było tak fundamen­ talne, że w swych analizach podzielił obfitą twórczość poety na okre­ sy trzech naśladownictw. Okres młodzieńczy to - zdaniem profesora - patronat Byrona, dojrzały (1834-1841), to czas oddziaływania Szek­ spira, a mistyczny - Calderona. Tam zaś gdzie Słowacki czerpał te­ maty z rzeczywistości, powstawały arcydzieła. Wymieniał Tarnowski dwa takie poematy: Ojca zadżumionych i W Szwajcarii. Przy om a­ wianiu tych utworów dał próbkę analizy, dziś powiedzielibyśmy: im- manentnej. Ustrzegł się pozytywistycznego genetyzmu, potrafił do­ konywać równoczesnego rozbioru „treści” i „formy”, antycypując epo­ kę ergocentryzmu w badaniach literackich. Tarnowski, jak się rzekło, udokumentował swe zainteresowania Słowackim już w młodzieńczych wypowiedziach, a konkretnie w re­ cenzji studium Antoniego Małeckiego22. Praca pt. Profesora Małec­ kiego Juliusz Słowacki ukazała się w trzech odcinkach w roku 1867 w „Przeglądzie Polskim”23, a więc w rok po ukazaniu się monografii lwowskiego profesora. Małecki, rozpoczynając wykłady na Uniwersytecie Lwowskim (1856), miał za sobą kilkuletnią praktykę dydaktyczną nauczyciela Gimnazjum św. Marii Magdaleny w Poznaniu i krótki okres kierowa­ nia katedrą filologii klasycznej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jego monografię o autorze Balladyny przygotowały niejako wykłady o Sło­ wackim, w których widać znamienną ewolucję poglądów24. To wła­ śnie w tych wykładach z końca lat pięćdziesiątych pojawia się wobec poety zarzut naśladownictwa cudzych wzorów oraz braku wytrwało­ ści i konsekwencji w realizacji twórczych zamierzeń. W późniejszych wypowiedziach25 narasta jednakże fascynacja nadzwyczajnym urokiem tej poezji, by na kartach monografii przybrać formę... usprawiedli­ wienia się z ostrych wcześniejszych sądów. Czytamy tam na przykład:

22 S. T a r n o w s k i: Profesora Małeckiego Juliusz Słowacki. „Przegląd Polski” 1867, T. 2. s. 3-55, 218-285, 381-430. 2:1 Zwróćmy uwagę na fakt, że recenzja Tarnowskiego liczyła około stu siedemdzie­ sięciu stron! 24 B. Gubrynowicz: Antoni Małecki (1821-1913). Lwów 1920. 25 „Notatki z wykładów Małeckiego robione w roku 1863-65 przez Wojciecha Bie- siadzkiego”. Pracownia Rękopisów Biblioteki Głównej Uniwersytetu Adama Mickie­ wicza w Poznaniu, sygn. 2353. Roboty miernych talentów zwykle najwięcej się podobają przy pierw­ szym czytaniu [...]. Z pismami Słowackiego ma się rzecz po większej części przeciwnie. Im się dłużej nad nimi zastanawiasz, im częściej od­ czytujesz, tym więcej w nich w ykryw asz niezaprzeczonych zalet [...]. Uderza cię w nich jakiś wdzięk nieopisany, jakiś melancholijny urok poetycznego na świat spojrzenia.2R

Omawiając poszczególne utwory, Małecki rozpoczyna z reguły od ich genezy, odwołując się do źródeł biograficznych, analizę zaś szcze­ gółową kończy zazwyczaj odwołaniami komparatystycznymi27. Na plan pierwszy wysuwa twórczość dramatyczną Słowackiego, najwyżej ce­ niąc nie Kordiana bynajmniej czy Balladynę, lecz Marię Stuart, a wy­ raźnie krytykując dramaty mistyczne, jako szczególnie zależne od wzorców obcych i... nadmiernie romantyczne28. Niemało też przygan zawiera analiza Króla-Ducha, współgrająca zresztą z wykładem uni­ wersyteckim z roku wydania monografii29. Praca Małeckiego, będąca pierwszym studium o wieszczu, wzbu­ dziła zainteresowanie środowiska naukowego. Stanowiła bowiem prze­ łom w recepcji autora Lilii Wenedy. Znajdziemy potwierdzenie tego faktu w podręcznikach szkolnych, w których (na przykład w książce Władysława Nehringa pochodzącej z tego samego okresu) Słowacki zostanie postawiony obok Mickiewicza, awansując na to miejsce z do­ tychczasowego kręgu poetów drugorzędnych. Zanim ukażemy obecność poezji Słowackiego w dziewiętnasto­ wiecznych podręcznikach historii literatury, odnieśmy się do jej miej­ sca w programach nauczania. Te dokumenty30 zwane częściej progra- matami, a w szkołach galicyjskich — sprawozdaniami (ponieważ infor­ mowano o nich w corocznych sprawozdaniach składanych przez gim­ nazja od czasu wprowadzenia przez cesarza Zarysu organizacyjnego szkół w 1849 roku), pozwalają stwierdzić, że zainteresowanie poetą sięgało planów lekcyjnych oraz tematów zadań domowych i klasowych. Upłynęło kilkadziesiąt lat od pierwszej wzmianki o Słowackim w podręczniku szkolnym31, zanim w programach nauczania pojawił

26 A. M a ł ec k i: Juliusz Słowacki, jego życie i dzieła..., s. 70-71. 27 Zob. K. Poklewska: Czytając Słowackiego. W stulecie wydania monografii o Słowackim. W: „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Łódzkiego”. Nauki Humanistyczno- -Społeczne. Seria I, z. 65. Łódź 1969. 28 Ibidem, s .143—144. 29 „Rozbiór estetyczny »Króla-Ducha«” - temat wykładu Małeckiego z roku 1865/ 1866. 30 Zob. B. Kulka: Programy nauczania języka polskiego..., passim. 31 L. Łukaszewicz: Rys dziejów piśmiennictwa polskiego. Kraków 1836. się pierwszy jego obszerniejszy utwór. Był to Ojciec zadżumionych, odnotowany w sprawozdaniach kilku gimnazjów galicyjskich pod datą 1871, a potem cieszący się na tyle dużym powodzeniem, że praca nad nim wzbudziła zaniepokojenie części ortodoksyjnych komentatorów, preferujących moralistyczny model kształcenia32. W kanonie lektur gimnazjum niższego, a potem w wyższych klasach szkół powszech­ nych przetrwał on właściwie do lat sześćdziesiątych XX wieku; nale­ żał więc do nielicznych poematów Słowackiego, które trafiły na stałe do zestawu lektur szkolnych. W wieku XIX dorównywał mu tylko okre­ sowo Jan Bielecki, wprowadzony do szkół w trzy lata później (1874), ale dopiero u progu pierwszej wojny światowej omawiany w kilku­ dziesięciu gimnazjach. Do najwcześniej czytanych w szkole utworów Słowackiego zali­ czyć też trzeba Marię Stuart. Ten dramat bywał dość wysoko ceniony przez znawców jeszcze przed monografią Małeckiego33; w gimnazjach galicyjskich posłużył głównie ukazaniu cech młodzieńczej twórczości poety. Natomiast dorobek późniejszego pisarstwa miały ilustrować dwa dzieła - wprowadzone na lekcje polskiego w gimnazjach wyższych w połowie lat siedemdziesiątych - Balladyna i Lilia Weneda. Pierw­ szy z tych dramatów, czytany w okresie pozytywizmu w kilku zaled­ wie szkołach, zdobył sobie większą popularność już w następnej epo­ ce, a w okresie pierwszej wojny światowej trafił na stałe do kanonu lektur. Znacznie częściej czytano w latach siedemdziesiątych i osiem­ dziesiątych Lilię Wenedę, być może ze względu na patriotyczny pod­ tekst dramatu. Epoka Młodej Polski stanowi triumf poezji Słowackiego, co rów­ nież daje się zauważyć, aczkolwiek z pewnym opóźnieniem, w dydak­ tyce szkolnej. Odnosi się to w szczególności do takich utworów, jak: Kordian i Anhelli. Kordian pojawił się w programach nauczania gali­ cyjskich gimnazjów w połowie lat dziewięćdziesiątych. Odnotowały go wówczas sprawozdania gimnazjów w Sanoku oraz w Bochni. Wzrost zainteresowania tym dramatem jako lekturą szkolną zaznaczył się dopiero po roku 1905, kiedy Rada Szkolna Krajowa umieściła go na liście lektur obowiązkowych. Ale masowo trafił do gimnazjów na ogół

32 Zob. M. Inglot: Polska kultura literacka w edukacji szkolnej okresu romanty­ zmu ze szczególnym uwzględnieniem twórczości Mickiewicza. W: I d e m: Wieszcz i po m n i­ ki. W kręgu XIX- i XX-wiecznej recepcji dziel Adama Mickiewicza. Wrocław 1999, s. 7-22. 33 Marię Stuart wymieniali w czołówce dzieł Słowackiego na przykład poznańscy wydawcy Rysu dziejów piśmiennictwa Lesława Łukaszewicza (w latach 1859—1864 - trzy wydania książki), a także na pierwszym miejscu wśród dramatów Słowackiego stawiał ją Julian Bartoszewicz (1861). bezpośrednio po obchodach rocznicowych ku czci Słowackiego w roku 1909. U progu pierwszej wojny światowej był już czytany niemal we wszystkich gimnazjach i w średnich szkołach realnych. Zjawisko szyb­ kiej kariery tego dramatu przy stosunkowo późnym wprowadzeniu go do kanonu czytelniczego stanowi kolejne potwierdzenie zależno­ ści szkolnych wyborów lekturowych od aktualnego kursu strategii pedagogicznej. Nie inaczej rzecz się miała z Anhelim. Wymowa poli­ tyczna poematu wstrzymywała decyzje o zakwalifikowaniu go do lek­ tur szkolnych aż do ruchów rewolucyjnych 1905-1907. Przedtem czy­ tywany był sporadycznie. Ze sprawozdań gimnazjalnych wynika, iż w latach 1892-1894 utwory Słowackiego omawiano tylko w dwóch gimnazjach (w Stanisławowie i Sanoku), w roku 1910 - w siedemna­ stu, a w 1913 - już w prawie pięćdziesięciu szkołach średnich. Podob­ nie jak w przypadku Kordiana zadecydowały o takim stanie recepcji przede wszystkim warunki polityczne, a także wzrost zainteresowa­ nia twórczością poety w okresie obchodów rocznicowych, które przy­ padły na epokę fascynacji literaturą romantyczną, zwłaszcza teksta­ mi poetyckimi o wymowie symbolicznej34. Z innych poematów Słowackiego czytywano w szkołach Beniow­ skiego, ale recepcja tego utworu była mniejsza, ograniczała się do kil­ ku szkół i to dopiero na przełomie wieków. Nie weszły na trwałe do kanonu lektur szkolnych inne utwory autora Balladyny, chociaż spo­ radycznie pojawiały się w spisach gimnazjalnych takie poematy, jak: Król-Duch (a ściślej jego fragm ent - rapsod I), Arab, Mnich, Godzina myśli, W Szwajcarii, Lambro oraz dramaty: Horsztyński, Ksiądz Ma­ rek, Książę Niezłomny. Dotyczy to już jednak pierwszych dziesięciole­ ci XX wieku.

■5k i t Je

Ważnym świadectwem szkolnej recepcji Słowackiego są podręcz­ niki. Podkreślić należy, że książki te przekraczały kordony graniczne państw zaborczych i służyły często dydaktyce także daleko poza miej­ scem wydania. Na przykład Rys dziejów piśmiennictwa polskiego Le­ sława Łukaszewicza, od którego rozpoczynamy niniejszy przegląd, dotarł do wszystkich zaborów, a obok pierwodruku i wznowień kra­

:'4 Przypomnijmy, że w roku 1902 wyszło najsłynniejsze dzieło Ignacego M atu­ szewskiego: Słowacki i nowa sztuka (modernizm). Twórczość Słowackiego w świetle poglądów estetyki nowoczesnej. Studium krytyczno-porównawcze (Warszawa 1902). Zna­ jomość tego opracowania będzie wymagana na egzaminach maturalnych, o czym mowa poniżej. kowskich miał kilka wydań w Warszawie i Poznaniu35. Oceny twór­ czości Słowackiego, zamieszczane w kolejnych edycjach tego podręcz­ nika, są bardzo symptomatyczne dla dziejów kultu poety. Pierwsza wzmianka z roku 1836 brzmi następująco:

Juliusz Słowacki ur. 1809, syn Euzebiusza i Salomei, uczył się w Wilnie. W poemacie „Żmija” i powieści „Jan Bielecki” zapowiada wiesz­ cza, mającego odgadnąć swoje powołanie.36

W edycji późniejszej (1851), ostatniej przejrzanej przez autora, znajdujemy wypowiedź o wyraźnym zabarwieniu negatywnym:

We wszystkim, co jego muza wyśpiewała, znajdziesz ustępy piękne, ale całość zawsze niesmaczną albo skrzywioną. Pospolicie dziwaczy.37

Łukaszewicz odnosi się tylko do młodzieńczej poezji Słowackie­ go, nic nie pisze o twórczości emigracyjnej. W wydaniach warszaw­ skich (1856, 1861) znajdujemy rozwinięcie tych nieprzychylnych są­ dów, przez zestawienie z opiniami o innych pisarzach, dziś już pra­ wie nieznanych. Oto charakterystyczny zapis o poecie:

Fantastyczny, pełen natchnienia, ale burzącego się urojeniem [...], odry­ wa się od pojęcia ogółu [...]. Znakomitszym jest daleko talent Michała Grabowskiego.38

Poznańskie zaś wydania Rysu dziejów, z lat: 1860 i 1864, zamiesz­ czają zgoła odmienną ocenę poezji Słowackiego. Poeta został awanso­ wany do trójki najwybitniejszych wieszczów, doceniona została wielo­ stronność jego pomysłów twórczych, bogactwo wyobraźni poetyckiej i języka. Ale zarazem podkreślono braki w nadawaniu ostatecznego kształtu tym pomysłom, wywodzące się z „niespokojnej natury” twórcy:

Słowacki mieści się w pierwszym rzędzie narodowych wieszczów pol­ skich tuż obok Mickiewicza i Krasińskiego. On nawet co do twórczości płodniejszy, co do wyobraźni bogatszy, świetniejszy i polotniejszy, co do

35 Wspomniany już Rys dziejów piśmiennictwa polskiego... Lesława Łukaszewicza miał trzynaście wydań, w tym siedem krakowskich (1836—1858), dwa warszawskie (1856-1859) i cztery poznańskie (1859—1866). 36L. Łukaszewicz: Rys dziejów piśmiennictwa polskiego..., s. 82. 371 d e m: Rys dziejów piśmiennictwa polskiego. Wyd. 5. Kraków 1851, s. 111-112. 381 d e m: Rys dziejów piśmiennictwa polskiego. Wyd. 8. W arszawa 1956, s. 158. rodzajów tworów swych wielostronniejszy jest od nich i od wszystkich nowoczesnych poetów. Szybko po sobie następujące utwory prawie za­ wsze od razu zaczynał i w ykańczał. Ale w łaśnie ta w ew nętrzna twórcza gwałtowność jego ducha w związku z niespokojną i namiętną, niepowo­ dzeniami prywatnego i publicznego życia rozdrażnioną i goryczami za­ prawioną naturą jego umysłu była także często główną przeszkodą że poetyckie pomysły wieszcza nie osiągnęły ostatniego artystycznego, tak wewnętrznego, jak i zewnętrznego, wykończenia.39

Edycje poznańskie podają ponad trzydzieści tytułów dzieł poety, a w wydaniu z roku 1860 zamieszczono wzmiankę o jego dokonaniach poetyckich z czasów powstania listopadowego; wymieniono: Kulig, Hymn do Bogarodzicy, Pieśń legionu litewskiego, a nawet znalazło się znamienne zdanie o decydującym wpływie wydarzeń powstańczych na cały przyszły rozwój ducha i bieg życia poety40. Biorąc pod uwagę zasięg czasowy i terytorialny podręcznika Łu­ kaszewicza (trzynaście edycji!), trzeba podkreślić jego znaczny wpływ na - głównie szkolną - recepcję poety do czasu wydania monografii Małeckiego. Wspomnieć jednakże należy i o innych podręcznikach z tego okresu, jakkolwiek żaden z nich nie doczekał się tylu wzno­ wień i przeróbek. W połowie lat czterdziestych w Poznaniu i Warszawie pojawiły się niemal równocześnie dwie książki, ujmujące skrótowo dzieje lite­ ratu ry ojczystej. Były to: Piśmiennictwo polskie w zarysie Edwarda Dembowskiego oraz Kazimierza Władysława Wójcickiego Historia li­ teratury polskiej w zarysach dla młodzieży41. Tekst Dembowskiego nie był typowym podręcznikiem, ale nie sposób nie docenić jego cha­ rakteru popularyzatorskiego. „Czerwonemu kasztelanicowi” zawdzię­ czamy bowiem na przykład wprowadzenie do obiegu czytelniczego w kraju tytułów utworów emigracyjnych poety: Kordiana, Balladyny, Lilii Wenedy, Mazepy, Księdza Marka, Snu srebrnego Salomei, Księ­ cia Niezłomnego. Ogólnie pozytywny sąd o roli Słowackiego w dzie­ ja c h -

Słowacki miał wielkie zadanie [...] wykazać, że dziś dla poezji polskiej nie wystarczy żadne indywidualne uczucie, jej dziedziną może być tylko dzie­ dzina społeczno-polityczna [...]; i spełnił to swoje posłannictwo Słowacki.

39 Id e m: Rys dziejów piśmiennictwa polskiego. Wyd. 11. Poznań 1860, s. 589-590. 40 Ibidem. 41 Piśmiennictwo polskie w zarysie skreślił E.D. Poznań 1845; K.W. Wójcicki; Historia literatury w zarysach dla młodzieży. Warszawa 1845. - pozostaje w dziwnym kontraście z krytyczną oceną poszczególnych dzieł. Przykładowo - Lilia Weneda i Balladyna „[...] chociaż wyrażają myśli wielkie, nie trafiają do serc powszechnie”, Beniowski - „[...] zbyt­ nio przejęty ekscentryczną ironią”, Ksiądz Marek i Sen srebrny Salo­ mei — to utwory „[...] przesiąkłe mistycyzmem”42 — pisze Dembowski. Jednakże po dokładniejszym przeanalizowaniu tych sądów dochodzi­ my do wniosku, że mieszczą się one w polu widzenia rewolucyjnego demokraty, dla którego wartość literatury mierzyła się - jak to sam określił - jej „wpływem na żywot społeczeństwa”. Znacznie więcej uwagi poświęcono Słowackiemu w podręczniku warszawskim. Wójcicki potraktował literaturę romantyczną priory­ tetowo, zgodnie z zapowiedzią iż kryterium doboru i oceny literatury będzie jej narodowy charakter. Jego podręcznik stanowił właściwie połączenie wykładu i wypisów poprzedzonych biogramami. O Słowac­ kim czytamy między innymi, iż „[...] bezsprzecznie należy do genial­ nych naszych poetów, w owej świetnej plejadzie, która zajaśniała obok Mickiewicza”43. Jako ilustrację swych sądów autor podręcznika zdecy­ dował się zamieścić Ojca zadżumionych, utwór, który - jak o tym wspo­ mnieliśmy - trafi do kanonu lekturowego na wiele dziesiątków lat. Historia literatury Wójcickiego stała się podręcznikiem szczegól­ nie do nauki prywatnej, służyła przede wszystkim jako antologia. Tę jej funkcję celnie wychwycił Piotr Chmielowski, pisząc w recenzji:

Jako historia małą ona wartość posiada, lecz jako pierwsze obszerne wy­ pisy była przez czas długi głównym podręcznikiem do poznania zabyt­ ków literatury naszej.44

To właśnie za pośrednictwem tej książki czytelnicy mogli zapoznać się z całym poematem autora Balladyny jeszcze przed edycją Pism pośmiertnych Juliusza Słowackiego, przygotowaną przez Małeckiego. Niemal równocześnie z drugim wydaniem Historii literatury Wój­ cickiego ukazała się w Warszawie książka będąca świadectwem pew­ nego złagodzenia nacisku cenzury. Była to Juliana Bartoszewicza Hi­ storia literatury polskiej potocznym sposobem opowiedziana45, w któ­

42 E. D e m b o w s k i: Piśmiennictwo polskie w zarysie. W: Idem: Pism a. T. 4. War­ szawa 1955, s. 332, 361. 43 K.W. Wójcicki: Historia literatury w zarysach. T. 4. Wyd. 2. W arszawa 1859- 1861, s. 226. 44 P. Chmielowski: Prace z metodyki literatury i stylistyki. Wybór, oprać. K. L a u s z. Warszawa 1961, s. 140. 45 J. Bartoszewicz: Historia literatury polskiej potocznym sposobem opowie­ dziana. Warszawa 1861. rej po raz pierwszy tok wywodu nie był uzależniony od podziałów genologicznych. Bartoszewicz ze swobodą snuł opowieść o dziejach naszego piśmiennictwa, „z ciągłą uwagą na stan polityczny narodu”. Nazywając okres romantyzmu epoką Mickiewicza, nie był bynajmniej głosicielem kultu trzech wieszczów; Słowackiego i Krasińskiego ce­ nił znacznie mniej niż Mickiewicza. O pierwszym pisał: „geniusz hie- roglificzny, pyszny i zuchwały”46, drugiemu zarzucał „monotonię” w obrazowaniu poetyckim. Autor Balladyny, zdaniem Bartoszewicza, „rzucał się niespokojnie całe życie” i „o pierwszeństwo walczył nawet z Mickiewiczem”47. W tym ostatnim stwierdzeniu mieściła się szcze­ gólna przygana, która odbije się głośnym echem w dziejach recepcji Słowackiego. Bartoszewicz niewiele miejsca poświęcił analizie utwo­ rów poety. Z dramatów cenił najwyżej Marię Stuart, a następnie — w kolejności — Balladynę, Lilię Wenedę i Mazepę; nie zamieścił omó­ wienia Kordiana. Po klęsce powstania styczniowego dotkliwą lukę w literaturze dydaktycznej starała się wypełnić szkoła wielkopolska, głównie za sprawą środowiska nauczycielskiego Gimnazjum św. Marii Magdale­ ny w Poznaniu. Absolwent tegoż gimnazjum, potem jego nauczyciel aż wreszcie przez wiele lat profesor Uniwersytetu Wrocławskiego - Władysław Nehring, wydał Kurs literatury polskiej dla użytku szkół48. To właśnie Nehringowi zawdzięcza szkoła polska upowszechnienie kultu trzech wieszczów, między innymi poprzez eksponowanie ich wpływu na następne pokolenia twórców. W jego podręczniku czytamy:

Mickiewicz stworzył głównie nowszą poezję epiczną Krasiński - lirycz­ n ą a Słowacki dramatycznąi utwory tych mistrzów są niejako podsta­ wą całej nowoczesnej poezji polskiej. Około tych trzech historyków myśli i słowa polskiego grupująsię większe i mniejsze talenta, tworzą się szko­ ły naśladowania lub nowe kierunki.49

W książce Nehringa znalazła się analiza twórczości Słowackiego, przeznaczona, zgodnie z informacją zawartą w tytule, „dla użytku szkół”. Tu po raz pierwszy można odnaleźć analizę Kordiana, dotych­ czas w ogóle pomijanego w podręcznikach szkolnych. Nehring obszedł się z dramatem surowo, nazywając go „raczej szeregiem obrazów dra­ matyzowanych, w których główny bohater niezadowolony z siebie

46 Ibidem, s. 540. 47 Ibidem. 48 W. N e h r i n g: Kurs literatury polskiej dla użytku szkół. Poznań 1866. 49 Ibidem, s. 212. i z ludzi dąży gorączkowo do coraz innych życia celów”, a analizę zam­ knął jednoznacznym, szokującym nas dzisiaj stwierdzeniem: „»Kor­ dian« należy do najsłabszych Słowackiego utworów”50. Niewykluczo­ ne, iż taka ocena zaważyła na późniejszych wyborach lekturowych; w spisie lektur szkolnych ten dramat pojawi się - jak to wykazaliśmy - dopiero pod koniec stulecia. Zasługą zaś badacza jest podkreślenie oryginalności twórczych pomysłów Słowackiego, co było swoistym aktem odwagi wobec rozpowszechnianych i w katedrach uniwersy­ teckich, i w podręcznikach zarzutów „bluszczowatości”, czyli odtwa­ rzania cudzych wzorów przez autora Balladyny. Nie oznacza to by­ najmniej, iż Nehring tych filiacji nie dostrzegał (na przykład zauwa­ żał wpływ Szekspira na strukturę Marii Stuart), ale zaznaczał, iż sto­ pień korzystania z wzorców - wobec roli żywiołu oryginalności - jest niewielki. W kręgu oddziaływania wpływów Małeckiego powstała książka jego ucznia, Adama Kuliczkowskiego - Zarys dziejów literatury pol­ skiej5', podręcznik wykorzystywany w gimnazjach już na początku autonomii galicyjskiej i potem wielokrotnie wznawiany. O Słowac­ kim czytamy tam między innymi: „jest to geniusz niezwykłych roz­ miarów i oryginalnego piękna”52. To stwierdzenie stara się Kulicz- kowski uzasadnić analizami poszczególnych utworów. Uznanie auto­ ra podręcznika budzi właściwie cała twórczość Słowackiego, z wyjąt­ kiem dzieł mistycznych, obciążonych - jak to zaznacza - piętnem to- wianizmu. Za najlepsze utwory uważa Marię Stuart, Mazepę i Balla­ dynę, podkreślając, że w tych właśnie dramatach udało się autorowi stworzyć świetne kreacje bohaterów. Równolegle ze wznowieniami książki Kuliczkowskiego ukazała się w Krakowie Historia literatury polskiej dla młodzieży opowiedziana w krótkości, autorstwa wspomnianego już Karola Mecherzyńskiego, który ułożył też nawiązującą do tego podręcznika antologię, zatytuło­ waną: Przykłady i wzory z najciekawszych poetów i prozaików pol­ skich53. Ocena twórczości Słowackiego (Mecherzyński poświęcił mu osiem i pół strony, podczas gdy Mickiewiczowi - osiemnaście, a Bro­ dzińskiemu - dwanaście) krańcowo odbiega od pozytywów podnie­ sionych w pracy Kuliczkowskiego. Słowacki jawi się tu jako osobo­

r,n Ibidem, s. 138. 51 A. K u 1 ic zk o w s k i: Zarys dziejów literatury polskiej. Lwów 1869. “ Idem: Zarys dziejów literatury polskiej. Wyd. 2. Lwów 1880, s. 316. 53 K. Mecherzyński: Historia literatury polskiej dla młodzieży opowiedziana w krótkości. Kraków 1877. Idem: Przykłady i wzory z najcelniejszych poetów i proza­ ików polskich zebrane i zastosowane do historii literatury polskiej opowiedzianej w krót­ kości dla młodzieży. Kraków 1878. wość „dumna i drażliwa”, której cechą konstytutywną ma być „zawiść nie cierpiąca wyższości”54, powodująca jakoby zjawisko wyobcowania poety, który wprawdzie po mistrzowsku włada językiem, ale jego po­ mysły nie mają należytego dopracowania. Zdaniem Mecherzyńskiego, widać to zwłaszcza w dramatach, którym zarzuca nadmiar pierwiast­ ka opisowego i lirycznego, powodujący zakłócenia w klarowności ak­ cji. Największy nerw sceniczny - utrzymuje autor podręcznika - ma Mazepa, a potem Maria Stuart, Balladyna, Lilia Weneda i Kordian; na każdym jednak z tych utworów ciąży jakoby niecierpliwość i brak konsekwencji autora. Na przełomie wieków galicyjska szkoła średnia otrzymuje dwa nowe podręczniki historii literatury. Zachowując porządek chronolo­ giczny, trzeba w pierwszej kolejności wspomnieć o książce zupełnie odmiennej od dotychczasowych prac, bo nie wprowadzającej nowego materiału, lecz przewidzianej jako tekst użytkowy - do powtórek. To zobligowało autora do syntetycznego ujęcia dorobku poszczególnych pisarzy i te właśnie zestawienia są najbardziej interesujące. Otóż ze Zwięzłego podręcznika historii literatury polskiej55, bo o nim mowa, dowiadujemy się więc, że Słowacki to „prawdziwy władca mowy pol­ skiej”, wyjątkowy „talent liryczny”, „subiektywista” posługujący się symbolem, często wprawdzie korzystający z wzorów obcych, ale po­ dejmowane motywy rozwijający samodzielnie, z niezależną od nikogo pomysłowością. Drugą ze wspomnianych książek, wydaną już na progu nowego stulecia, był Podręcznik do dziejów literatury polskiej Mikołaja i An­ toniego Mazanowskich56, ostro krytykowany przez środowiska na­ uczycielskie za - jak to podkreślano — brykowy charakter57. Zawierał on streszczenia wszystkich lekturowych utworów, a więc w opinii ma­ sowego odbiorcy mógł „zastępować” teksty literackie. Tej wady pod­ ręcznika braci Mazanowskich nie rekompensowały ciekawe niekie­ dy analizy tekstów, w tym także dzieł Słowackiego. Trzeba jednakże wspomnieć jeszcze o dwóch edycjach wypisów szkolnych, zawierających teksty Słowackiego wraz z komentarzem. Pierwsza z tych książek to dwujęzyczny podręcznik Teodora Wierz­ bowskiego58, przystosowany do korzystania w szkołach „Przywiślań- skiego Kraju” po reformie tołstojowskiej. Znalazły się w nim nastę­

541 d e m: Historia literatury..., s. 328. 55 K. Woj ciecho w s k i: Zwięzły podręcznik historii literatury polskiej. Lwów 1899. 56 M. i A. M a z a n o w scy: Podręcznik do dziejów literatury polskiej. Kraków 1901. 57 H. Gradkowski: Mickiewicz w polskiej szkole..., s. 61. sa t, Wierzbowski: Wypisy polskie. Podręcznik dla klas wyższych średnich za­ kładów naukowych. Warszawa 1886. pujące utwory: Odwiedziny piramid, Ojciec zadżumionych, Do Z. Kra­ sińskiego oraz we fragmentach - W Szwajcarii i Godzina myśli. Drugi zbiór tekstów zalecanych do gimnazjów powstał w Galicji w okresie autonomii i miał trzy wydania w latach 1891-1906. Były to Wypisy polskie dla klas wyższych szkół gimnazjalnych ułożone przez Stanisława Tarnowskiego i Franciszka Próchnickiego59. W kolejnych edycjach tej książki wybór tekstów Słowackiego został nieco rozsze­ rzony pod niewątpliwym wpływem środowisk nauczycielskich, które podkreślały taką potrzebę, zauważając, że drugi wieszcz został ze­ pchnięty w cień60, i ostrzegały, iż grozi to negatywnymi skutkami wy­ chowawczymi. Nawet jednak w trzeciej edycji wybór tekstów Słowac­ kiego był niewielki. Poza fragmentami B alladyny, połączonymi „w całość” streszczeniami brakujących scen oraz jednym wyjątkiem z Księcia Niezłomnego, zamieszczono w wydaniu z roku 1906 końco­ wy fragment Kordiana (scenę 8 aktu III). To ostatnie uzupełnienie stanowiło odpowiedź na zapisy programowe z roku 1905, wprowa­ dzające — jak już o tym była mowa — Kordiana do kanonu lekturowego. W części wstępnej Wypisów... omówiono twórczość poszczególnych pi­ sarzy, których utwory znalazły się w antologii. Tarnowski dał kon­ sekwentny wyraz swych poglądów na temat twórczości Słowackiego, nieco je w trzeciej edycji książki modyfikując. Ostateczna ocena do­ robku poety wypadła przychylnie, jakkolwiek nie była jednoznaczna. A więc na przykład dramaty Balladyna i Książę Niezłomny zostały uznane za „ozdoby naszej literatury”. Kordiana zaś nie uznano za utwór w pełni oryginalny, bo autorzy Wypisów... zarzucili mu zapożyczenia z Mickiewicza, Goethego i Byrona. Idea Lilii Wenedy posiada, zda­ niem Tarnowskiego, pesymistyczny wydźwięk, niepożądany do eks­ ponowania w środowisku szkolnym, natomiast utwory mistyczne (poza Księciem Niezłomnym ) „mają charakter oderwania od wszel­ kiej rzeczywistości”, czyli - w opinii koryfeusza pozytywistycznego ładu - nie mogą zasługiwać na aprobatę. Jak widać, podręczniki szkolne zawierały niekiedy kontrower­ syjne informacje, nie podawały jednoznacznej interpretacji dorobku poety, co może bywało i zaletą do momentu jednak, gdy ukazały się - nawet w kolejnych edycjach tego samego podręcznika — oceny nawza­ jem się znoszące. W każdym razie do końca XIX wieku nie proponowa­ ły, poza nielicznymi wyjątkami, i to w odniesieniu do niektórych tyl­

59 S. Tarnowski i F. Próchnicki: Wypisy polskie dla klas wyższych szkół gim­ nazjalnych. Lwów 1891. 60 Rec. Wypisy polskie dla klas wyższych szkół gimnazjalnych i realnych. „Szkoła” 1890, nr 41. ko dzieł poety, opinii zdecydowanie przychylnych. Dodać należy, że w galicyjskich podręcznikach dla szkół elementarnych i niższych klas gimnazjalnych Słowacki znalazł się na miejscu osiemnastym (z dwudzie­ stoma pięcioma tytułami), po takich autorach, jak Stanisław Jachowicz, Wincenty Pol, Teofil Lenartowicz, Józef Ignacy Kraszewski, Włady­ sław Syrokomla, Józef Bohdan Zaleski. Dla porównania dodajmy, że naj­ częściej cytowany był oczywiście Mickiewicz (sto trzydzieści tytułów)61. Istniały jednak jeszcze inne formy kontaktu dydaktycznego, w któ­ rych poezja Słowackiego znalazła eksponowane miejsce. Mamy tu na myśli: rozprawy nauczycielskie w galicyjskich sprawozdaniach szkol­ nych, szkolne edycje tekstów literackich i komentarzy, wreszcie, co rozpatrzymy na konkretnym przykładzie, pytania o Słowackiego na egzaminie maturalnym.

" k - k "k

Rozprawy nauczycielskie o Słowackim najporęczniej rozpatrywać za lata 1863—1918, ponieważ ten okres zawiera obchody stulecia uro­ dzin poety, przypadające już na czasy zelżenia ucisku narodowościo­ wego po rewolucji 1905 roku. Otóż w tym okresie najwięcej rozpraw napisano właśnie o Słowackim (sześćdziesiąt dziewięć, z czego - pięć­ dziesiąt w jubileuszowym roku 1909), więcej niż o Krasińskim - pięć­ dziesiąt osiem i, rzecz znamienna, znacznie więcej niż o Mickiewiczu - dwadzieścia. Zastanawiająca jest mała liczba rozpraw o Mickiewiczu62. Rozprawy o Słowackim dotyczyły albo monografii poszczególnych utworów (trzykrotnie pisano o Balladynie i o Anhellim , dwukrotnie o Kordianie, Księdzu Marku i Beniowskim, pojedyncze rozprawy po­ święcono: Horsztyńskiemu, Mindowemu, Mazepie, Żmii, Lambrze, Genezis z Ducha, Lilii Wenedzie, Zawiszy Czarnemu, Snowi srebrne­ mu Salomei, W Szwajcarii, Testamentowi mojemu, Ojcu zadżumio- nych), albo szerszych problemów - jak to określano - „życia i twór­ czości” poety (na przykład: Kobieta u Słowackiego, Matka i syn, Szlach­ ta w utworach Słowackiego, Wizjonerski charakter poezji Słowackie­ go). Niemałą też grupę tematów stanowiły analizy porównawcze, przy­ kładowo: „Balladyna” a „Wesele” Wyspiańskiego, Słowacki a Shelley, Wpływ Goethego i Schillera na Słowackiego, Wpływ Dantego na twór­ czość Słowackiego.

61 Zob. M. I n g 1 o t: Gatunki i rodzaje literackie w galicyjskich podręcznikach do na­ uczania języka polskiego w szkołach elementarnych i niższych gimnazjalnych. W: Z dzie­ jów edukacji literackiej w Galicji. Red. M. Inglot. Wrocław 1983, s. 51-74. 62 Być może wynikało to z większej możliwości publikowania rozpraw o Mickiewi­ czu na łamach takich czasopism jak „Muzeum” czy „Szkoła”. Do najwcześniejszych należy rozprawa Alojzego Steinera o Horsz- tyńskim63, której wypada poświęcić nieco uwagi, ponieważ odsłania me­ chanizmy odbioru szkolnego nastawione na instrumentalizację wypo­ wiedzi. Oto autor szkicu pokusił się o... uzupełnienie brakujących czę­ ści, czyli po prostu o dokończenie dramatu, oczywiście takie, które — w jego rozumieniu - mogło dobrze służyć dydaktyce szkolnej. Hamle- tyzujący Szczęsny Kossakowski został pozostawiony przy życiu, bo na to zasłużył jako postać pozytywna. Ten - z dzisiejszego punktu widze­ nia — obrazoburczy wręcz zabieg wobec nienaruszalności tekstu lite­ rackiego został też nie najlepiej odebrany przez ówczesne środowisko polonistyczne. Wiktor Hahn zamieścił na łamach „Muzeum” krytycz­ ną recenzję rozprawy Steinera, jakkolwiek przychylnie odniósł się do samego faktu popularyzacji mniej znanego dramatu Słowackiego64. Rozprawy o Słowackim, pisane przez nauczycieli, pojawiały się też na łamach poczytnych czasopism, na przykład „Muzeum” - orga­ nu Towarzystwa Nauczycieli Szkół Wyższych. Często tam publikował Antoni Mazanowski, nauczyciel gimnazjalny (pracował między inny­ mi we Lwowie, w Podgórzu i Krakowie) i współautor wspomnianego podręcznika. W roku 1898 opublikował artykuł o Balladynie65 na tyle charakterystyczny dla preferencji moralistycznego modelu szkolnej kultury literackiej i zarazem instrumentalnego stylu odbioru66, że trzeba mu poświęcić nieco uwagi. Otóż Mazanowski, analizując B al­ ladynę, stwierdził, iż „obraz świata, w którym zbrodnia doznaje po­ wodzenia i triumfu - przytłacza i nie może dodatnio oddziaływać na młode, nieukształcone umysły”, zatem Balladyna nie powinna być odczytywana w szkole w całości, a uczniom należy udostępniać jedy­ nie wybrane sceny, te mianowicie, w których nie ujawnia się „zbrod­ niczy charakter głównej bohaterki”. Dodać należy, że postawa Maza- nowskiego była charakterystyczna dla większości środowisk nauczy­ cielskich i jej wyrazem stała się szeroka praktyka stosowania zasady purificare w edycjach tekstów literackich przeznaczonych do użytku szkolnego67.

63 A. S t e i n e r: „Horsztyński” Juliusza Słowackiego. Szkic literacki. Sprawozdanie dyrekcji C.K. gimnazjum w Brzeżanach za rok szkolny 1892, s. 3—49. 64 W. H a h n: [Rec.]: A. Steiner, „Horsztyński” Juliusza Słowackiego. „Muzeum” 1895, s. 134-135. A. M a z a n o w s k i: „Balladyna”Słowackiego w szkole średniej. „Muzeum” 1898, s. 321-325. 66 M. Głowiński: Świadectwo i style odbioru. W: Idem: Style odbioru. Szkice o komunikacji literackiej. Kraków 1977, s. 116-137. 67 Zob. W. Sawrycki: Wiedza o literaturze w szkolnej refleksji polonistycznej w la­ tach 1869-1939. Toruń 1993. Postulaty odczytywania dzieł literackich w całości lub w obszer­ nych fragmentach zaowocowały potrzebą dostarczenia szkołom spe­ cjalnych edycji lekturowych. Powstały i zaczęły się mnożyć firmy wydawnicze nastawione bardzo często na zysk. Obok tekstów kano­ nicznych wydawały one komentarze, zawierające przede wszystkim streszczenia utworów. Była to, mówiąc najprościej, szeroko rozpo­ wszechniona produkcja brykowa, sięgająca głęboko w czasy drugiej niepodległości, a ograniczona dopiero Jędrzejewiczowskimi reforma­ mi oświatowymi lat trzydziestych. Warto zestawić statystykę edycji tekstów Słowackiego i odnieść ją porównawczo do liczby wydań utwo­ rów Mickiewicza i Krasińskiego, przekraczając, dla pełności obrazu, wyznaczone ramy czasowe penetracji68. Otóż z wyliczeń, dotyczących całego okresu panowania produkcji brykowej, wynika, że najczęściej wydawano właśnie utwory Słowac­ kiego (dziewięćdziesiąt siedem razy), podczas gdy edycji Mickiewi­ czowskich było dziewięćdziesiąt cztery, a tekstów Krasińskiego znacz­ nie mniej - czterdzieści dwa. Najwięcej wydań miała Lilia Weneda - czterdzieści oraz Balladyna i Kordian - po dwanaście. Przypomnij­ my, że te dwa pierwsze dramaty weszły do kanonu lekturowego w końcu wieku XIX, Kordian natomiast dopiero od roku 1905. Dla porównania odnotujmy, że Pan Tadeusz był w edycjach szkolnych wy­ dawany pietnaście razy, a Dziady (w całości lub we fragmentach) - dwadzieścia jeden, lekturowe zaś pozycje Krasińskiego osiągnęły licz­ by wydań: Przedświt — jedenaście, Nie-Boska komedia - dziesięć, Iry­ dion - dziewięć. Liczba komentarzy do tekstów Słowackiego - osiemdziesiąt sie­ dem - również przewyższała liczbę opracowań utworów Mickiewi­ cza. Interpretacje dzieł trzech wieszczów odpowiadały na ogół liczbie edycji tekstów. Najwięcej opublikowano analiz Dziadów - dwadzie­ ścia siedem oraz Pana Tadeusza - dwadzieścia. Z pozostałych tek­ stów kanonicznych Kordiana opracowano dwanaście razy, Balladynę i Nie-Boską komedię - po jedenaście, Lilię Wenedę - dziesięć, a Przed­ świt — dziewięć razy69. Do świadectw szkolnej recepcji Słowackiego należy zaliczyć zapi­ sy w protokołach egzaminów dojrzałości. Analiza kompleksu tych do­ kumentów w wybranym gimnazjum galicyjskim70 posłużyła do poniż­

68 W. D y n a k: Literatura piękna w obiegu szkolnym. Dokumentacja bibliograficzna za lata 1884-1939. Wrocław 1978. 69 Wyliczenia opieram na własnej kwerendzie oraz tekście W. D y n a k a: Literatura piękna... 70 Gimnazjum ks. Stanisława Konarskiego w Rzeszowie. Archiwum Państwowe w Rzeszowie, nr Zesp. Akt - 214. szych uogólnień, które rzucają światło na miejsce Słowackiego w edu­ kacji szkolnej drugiej połowy XIX wieku. Z danych wynika, że w latach 1864-1913 najczęściej pytano o Mic­ kiewicza - trzysta osiemdziesiąt pięć razy, a na drugim miejscu upla­ sował się Słowacki - ze stu pięćdziesięcioma dwoma pytaniami. W kolejności - lista frekwencyjna innych pisarzy okresu romantyzmu wyglądała następująco: Brodziński - sześćdziesiąt sześć, Krasiński - sześćdziesiąt cztery, Pol - pięćdziesiąt sześć, Fredro i Malczewski - po pięćdziesiąt trzy, Goszczyński - trzydzieści trzy, Korzeniowski - dwa­ dzieścia sześć, Syrokomla - dwadzieścia pięć, Zaleski - dwadzieścia. O Mickiewicza pytano nawet przed rozpoczęciem ery autonomicznej. W protokołach egzaminów dojrzałości, pisanych do roku 1866 po nie­ miecku (z wyjątkiem pytań z religii, zapisywanych po polsku), znaj­ dujemy w latach 1864-1865 zapis stwierdzający, że pytano o „Arcymi- strza”, artykuły w „Pielgrzymie Polskim”, Konrada Wallenroda i Tu- kaja oraz żądano całościowej informacji o życiu i twórczości poety. Pierwsze pytania maturalne o Słowackiego pochodzą z czasów znacznie późniejszych, bo z lat 1878-1881 i nie są dokładnie sprecy­ zowane. W zapisach czytamy, iż pytano o Słowackiego lub dramaty Słowackiego. Od roku 1882 padają już pytania o konkretne utwory poety. Do najczęściej przywoływanych tekstów należą: Ojciec zadżu- mionych, Jan Bielecki, Lilia Weneda, Maria Stuart, Balladyna, Ma­ zepa, Sen srebrny Salomei, Kordian (po raz pierwszy - w roku 1895), Anhelli, Książę Niezłomny, Pieśń o Dantyszku (tak właśnie zapisano ten tytuł), Horsztyński, Ksiądz Marek, Beniowski, Mindowe, Genezis z Ducha, Król-Duch (rapsod I), Arab, Żmija, Odpowiedź na „Psalmy przyszłości”. Wymagano też znajomości życiorysu Słowackiego oraz opracowań naukowych o jego twórczości, na przykład w latach 1908- 1910 pytano o monografie Małeckiego i Tretiaka. Często indagowano abiturientów o wzajemne wpływy poetów romantycznych, dając tu oczywiste pierwszeństwo Mickiewiczowi (zgodnie z eksponowaną na maturach dewizą Krasińskiego - „my z niego wszyscy”), oraz poleca­ no dokonywać analiz porównawczych czy to dotyczących kreacji po­ staci (na przykład Moskale u Mickiewicza a Słowackiego), czy też wy­ branych problemów, na przykład Wiara w odkupienie - „Dziady”, >yAn- helli”, „Irydion”, Zapatrywania wieszczów na sprawę rosyjską, Sza­ tan u Mickiewicza a u Słowackiego, Sztuka u Słowackiego a u Mickie­ wicza. To ostatnie pytanie najpewniej obejmowało znajomość najnow­ szych badań nad wpływami Słowackiego na modernizm, bo protoko­ lant odnotował w nawiasie: „Ignacy Matuszewski - Słowacki i nowa sztuka”. Ponadsześćdziesięcioletni okres szkolnej recepcji Słowackiego w wieku XIX stanowi świadectwo przemian w ocenach jego twórczo­ ści, a zarazem poświadcza wcześniej zacytowane spostrzeżenie bada­ cza literatury romantyzmu o zmienności ówczesnych kryteriów war­ tościowania literackiego i preferencji konkretnych dzieł w oderwa­ niu od ciągłości procesu twórczego71. Lektura utworów poety rozpo­ czyna się od Marii Stuart i Ojca zadżumionych; z czasem zestaw szkol­ ny zostanie dopełniony Balladyną i Lilią Wenedą, kilkoma lirykami, a znacznie później Kordianem. Na przełomie wieków, między dwiema rocznicami (1899 - pięć­ dziesięciolecie śmierci, 1909 — stulecie urodzin poety) zasięg lektu­ rowy zdecydowanie się powiększa i - jak to wynika z zacytowanych pytań maturalnych — obejmuje około dwudziestu tytułów — z różnych dziedzin bogatego dorobku poety. Pamiętajmy jednak, że obowiązuje wciąż jeszcze maniera czytania tekstów „w skróceniu”, wspierana do­ datkowo masową produkcją brykowych komentarzy. W okresie ob­ chodów rocznicowych Słowacki zyskuje stopniowo pozycję drugiego wieszcza, a w wypowiedziach pozaszkolnej prasy młodzieżowej wal­ czy nawet o pierwszeństwo z Mickiewiczem72. Zauważmy bowiem na koniec, że istnieje drugi obieg - pozaszkol­ ny - recepcji, współtworzony przez młodzież akademicką i gimna­ zjalną a preferujący przede wszystkim radykalizm poglądów autora Odpowiedzi na „Psalmy przyszłości”. To obszar badawczy niezwykle fascynujący, zasługujący na oddzielne opracowanie.

71 Zob. M. I n glot: Dramaty Juliusza Słowackiego... 72 Tu w szczególności wymienić można działalność wydawniczą „Promienia” oraz „Teki” w okresie pięćdziesięciolecia śmierci poety. Od romantycznego obrazu miasta Słowackiego ku nostalgicznym poszukiwaniom - Krzemieniec w Krótkich dniach Włodzimierza Paźniewskiego

Krótkie dni — opublikowana w 1983 roku debiutancka powieść Włodzimierza Paźniewskiego1 - przedstawiają „dziwną krainę”. Tak w utworze została nazwana południowo-wschodnia część Drugiej Rze­ czypospolitej, ukazana w przededniu wojny. Autor szkicuje specy­ ficzny klimat tego miejsca (na który składa się nie tylko codzien­ ność, ale również niezwykła atmosfera przepełniona tajemnicą i ma­ gią), przynosi portrety mieszkańców, opisuje ich zajęcia, radości, tro­ ski, a także niepokoje. Centrum świata przedstawionego w utwo­ rze katowickiego pisarza i publicysty stanowi Krzemieniec - tu spo­ tykają się: postacie, historia, fantazja, literatura i mity, tu krzyżują się wszystkie wątki. Zbigniew Bieńkowski zauważył, że to kresowe miasto, ukazane z różnych punktów, staje się właściwym bohaterem utworu:

Jak za czasów Słowackiego funkcjonuje Liceum i płynie Ikwa. Krzemie­ niec powieściowy jest tamtym Krzemieńcem, ale jest także miastem wy­ wołanym z osobistej pamięci Paźniewskiego. Swoją drogę do tego miasta autor K rótkich dni zaczął z bardzo daleka. [...] Budowę miasta zaczął od konstruowania pamięci. Złożył ją ze świadomości zbiorowej, historycz-

1 W. Paźniewski: Krótkie dni. Warszawa 1983. W dalszej części artykułu cytaty z powieści będę lokalizować bezpośrednio w tekście głównym, stosując skrót Kd. nych przekazów, rodzinnej tradycji i pisarskiej zawodowej intuicji. Funk­ cjonuje znakomicie.2

Zacytowane słowa zarysowują znamienny dla powieści Paźniewskie- go problem relacji pomiędzy miejscem a literaturą. Kategoria prze­ strzeni należy do tych zagadnień badawczych w literaturoznawst­ wie, które prowokują do poszukiwań interdyscyplinarnych, często ko­ nieczne okazują się odwołania do: historii, socjologii, kulturoznaw- stwa, architektury3. W Krótkich dniach eksponowane jest przede wszystkim pytanie o związki człowieka z przestrzenią, ukazywany jest proces „wrastania” w miasto. Zjawisko „oswajania” przestrzeni miejskiej w utworze nabiera tym większego znaczenia, że dotyczy miej­ sca wyraźnie nacechowanego w kulturze polskiej (miasta budzącego przecież już samą swoją nazwą skojarzenia z określonym obszarem tradycji). Punktem wyjścia do budowania obrazu miasta w powieści jest nie­ wątpliwie romantyczny wizerunek Krzemieńca - „miasta Słowackie­ go”. Wołyńskie miasteczko — miejsce narodzin i dzieciństwa poety, znalazło trwałe odbicie w jego twórczości. W Godzinie myśli, Beniow­ skim, w dramacie o strażniku krzemienieckim - Złotej Czaszce, a tak­ że w licznych wierszach poeta powraca w rodzinne strony, przedsta­ wia sentymentalne pejzaże, malownicze wzgórza, dostojną Górę Bony, srebrną Ikwę. Jak napisała Alina Kowalczykowa, obraz Krzemieńca w pismach Słowackiego „promieniuje dobrocią, spokojem i malowni­ czym pięknem”4. Romantyk nie tylko rozsławił swoje miasto, ale tak­ że stworzył jego idealny obraz, którego sugestywność i trwałość do dziś przyćmiewa prawdę o tym niewielkim miasteczku. Zwłaszcza słynny poemat Godzina myśli utrwalił obraz Krzemieńca jako miasta szczęśliwego dzieciństwa:

2 Z. Bieńkowski: Ballada o Krzemieńcu. W: I d e m: Przyszłość przeszłości. Eseje. Wrocław 1996, s. 104. •’ Patrz: J. Sławiński: Przestrzeń w literaturze: elementarne rozróżnienia i wstęp­ ne oczywistości. W: Idem: Próby teoretycznoliterackie. W arszawa 1992, s. 171-188. Bibliografia na temat miasta w kulturze i literaturze jest wyjątkowo bogata, zob. między innymi: J. Błoński: Miasta. „Teksty” 1972, nr 1, s. 80-89; J. Goryński: Urbanizacja, urbanistyka i architektura. Warszawa 1966; Pisanie miasta, czytanie mia­ sta. Red. A. Zeidler-Janiszewska. Poznań 1997; S. Symotiuk: Żywot hiobowy chodnika miejskiego. W: I de m: Filozofia i genius loci. Warszawa 1997, s. 94-104; „Tek­ sty Drugie” 1994, nr 4 (numer w całości poświęcony tej problematyce); A. Wallis: Informacja i gwar. O miejskim centrum. W arszawa 1979; Idem: Socjologia wielkiego miasta. Warszawa 1967. 4A. Kowalczykowa: Słowacki. Warszawa 1994, s. 11. Tam stoi góra, Bony ochrzczona imieniem, Wyższa nad inne - miastu panująca cieniem; Stary - posępny zamek, który czołem trzyma, Różne przybiera kształty — chmur łamany wirem;5

Przedstawienie w utworze realnych miejsc, przywołanie autentycz­ nych postaci i wydarzeń prowokowało znawców twórczości Słowac­ kiego do badania roli pamięci w kreowaniu obrazu miasta. Przez dłu­ gi czas w Godzinie myśli widziano przede wszystkim zapis wspomnień, zwracano uwagę na autobiograficzność poematu. Pisano, że jest on „zwierzeniami z pierwszej ręki”, „pamiętnikiem przyjaźni i miłości”, „biografią psychologiczną”6. Przeciwnicy tych poglądów zwracają uwa­ gę na kreacyjność spojrzenia „pod okiem pamięci”. Stefan Treugutt zauważył, że

Godzina myśli jest z założenia maksymalnie pełnym, czystym wykła­ dem poetyckiego „przyjmowania” świata, kontemplacji i przerabiania na pokarm poetycki wrażeń, zdarzeń, myśli i uczuć.7

Natomiast Alina Kowalczykowa podkreśla, że obraz Krzemieńca w poe­ macie jest nie tylko naturalnym efektem wspominania, ale także wy­ razem kreacji i świadomego wyboru poety. W przywoływanej tu mono­ grafii badaczka zwraca uwagę na fakt, że znacznie więcej łączyło Sło­ wackiego z Wilnem niż z Krzemieńcem. W Wilnie poeta przebywał dłużej, tu spędził młodość, lata szkolne i czas studiów. To było miasto jego pierwszych życiowych doświadczeń. Wobec tych faktów wydaje się, że Wilno powinno być poecie znacznie bliższe niż Krzemieniec:

Dla kreowanej w poezjach Słowackiego atmosfery autobiograficznej waż­ niejszy jednak niż fakty okazał się emocjonalny do nich stosunek. Ko­ chał Krzemieniec - nie kochał Wilna. I odwoływanie się do dat niczego tu nie zmieni, Wilnu go nie przywróci.8

Romantyczny poeta świadomie kreował wizerunek „miasta dzieciństwa” - miejsca nie tylko najbliższego, ale także niezwykle „poetycznego”:

5 J. Słowacki: Godzina myśli (w. 23-26). W: Idem: Dzieła wszystkie. Red. J. K 1 e i n e r. T. 2: Tom trzeci poezyj - Kordian. Oprać. J. U j e j s k i. Bibliografię oprać. W. Hahn. Wrocław 1952, s. 79. e Opinie badaczy przywołuję za: S. Tr e u g u 11: Godzina myśli. W: Juliusz Słowac­ ki. W stopięćdziesięciolecie urodzin. Materiały i szkice. Red. M. Bizan, Z. Lewinów- na. W arszawa 1959, s. 72. 7 Ibidem, s. 116. 8A. Kowalczykowa: Słowacki..., s. 15. Bo ileż to razy patrząc na stary zamek koronujący ruinami górę mego rodzinnego miasteczka, marzyłem, że kiedyś w ten wieniec wyszczerbio­ nych murów nasypię widm, duchów, rycerzy, że odbuduję upadłe sale i oświecę je przez okna ogniem piorunowych nocy, a sklepieniom każę powtarzać dawne Sofoklesowe niestety! A za to imię moje słyszane będzie w szumie płynącego pod górę potoku, a jakaś niby tęcza z myśli moich unosić się będzie nad ruinam i zamku.9

O sile oddziaływania tego wzorca świadczy fakt, że na Krzemieniec spoglądano (i wciąż spogląda się) przede wszystkim „przez pryzmat biografii młodzieńczej Juliusza Słowackiego” - w tym miejscu „suge­ stia Słowackiego silniej działa od geografii”10. Wołyńskie miasteczko jest przedstawione w sposób arkadyjski, ma niespotykany urok jako miasto, w którym spędził dzieciństwo poeta, ale także daje poczucie poetyczności i wzniosłości. W powszechnym odczuciu „wielkość po­ ety” gwarantuje również „wielkość” miastu, które było mu bliskie. Krzemieniec w utworze Włodzimierza Paźniewskiego jest przede wszystkim ukazywany jako miasto, które swoją sławę i piękno zawdzię­ cza poecie. W pejzażu powieściowego miasteczka zostały wyekspono­ wane charakterystyczne elementy, znane z utworów Słowackiego:

W ostrym oświetleniu słonecznym moje miasto nosiło ślady niedokoń­ czenia, naturalnej asymetrii, w której Góra Królowej Bony z ruinami dawnego zamku, stromo spadająca ku miastu, posiadała odpowiedniki i kontrapunkty w obłościach Góry Krzyżowej i Wołowicy. [...] Było to miasto żelaznych balkonów, mansardowych dachów, ganeczków z ko­ lumnami i białych kościołów w stylu baroku jezuickiego. Kd, s. 11

W powieści (podobnie jak w Godzinie myśli) czytelnicy widzą Krze­ mieniec oczami dziecka. Bohater i jeden z narratorów powieści - kil­ kunastoletni chłopiec, z prawdziwym zapałem czy wręcz zachłanno­ ścią obserwuje i próbuje poznać krainę dziadków, szczególną uwagę zwraca na jej kolory, dźwięki, a nawet zapachy. Dzieciństwo chłopca upływa w pobliżu Ikwy - jednej z tych rzek, które wyjątkowo silnie oddziaływały na wyobraźnię poetów romantycznych11. Podobnie jak

9 J. SI o w ac ki: Kochany poeto ruin. W: I d e m: Dzieła wszystkie. Red. J. K le iner. T. 4: Balladyna - Mazepa - Lilia Weneda (wraz z listem do Aleksandra H. i Grobem Agamemnona). Oprać. J. Kleiner. Bibliografię zestawił W. Hahn. Wrocław 1953, s. 22. 10 J. Kolbuszewski: Kresy. Wrocław 1996, s. 178—179. 11 Jacek Kolbuszewski, pisząc o romantycznej mitologizacji krajobrazu, przypomi­ na, że w twórczości wielu poetów pojawiła się prawdziwa fascynacja kresowymi rzeka­ w słynnych wersach utworu W pamiętniku Zofii Bobrówny12 brzegi tej rzeki wywołują wspomnienia szczęśliwych chwil, gdy „krótkie dni” upływały na beztroskich zabawach:

W pogodne dni, siedząc na kamiennych wygładzińcach na brzegu Ikwy, łowiliśmy ryby na koniki polne albo biegaliśmy po górach krzemieniec­ kich, przeskakując wykapy małych źródełek. Kd, s. 104

Znaczący wpływ na obraz Krzemieńca w powieści ma fakt, że miasto jest ukazane z dystansu - Krótkie dni są literacką podróżą w prze­ szłość, nostalgicznym spojrzeniem wstecz:

W całym naszym domu zrobiło się tak przeraźliwie smutno, że po tylu latach trudno to nawet opisać [...]. Kd, s. 74 W wiele lat potem, którejś schlapanej deszczem niedzieli, odnalazłem w zapomnianej szufladzie kilkadziesiąt luźnych kartek. Kd, s. 77 Dopiero wiele lat później zdałem sobie sprawę, że przez te wszystkie szczę­ śliwe lata żyliśmy na wyspie, w zacisznym domu, do którego nie docho­ dziły echa groźnych zdarzeń. Kd, s. 104

Przywołana tu pamięć wiąże się nie z faktami z przeszłości, lecz ra­ czej jest bliższa fikcji (mówi o tym wyraźnie jedno z pierwszych zdań powieści: „Nigdy nie byłem w tym domu, a przecież pamiętam wszystko doskonale”; Kd, s. 5), która buduje obraz domu, miasteczka i krainy. Podobnie jak w romantycznym poemacie można mówić w tym przy­ padku o kreacyjnej roli pamięci: w Godzinie myśli pamięć tworzy ob­ raz Krzemieńca, w Krótkich dniach wizerunek miasta jest „odpomi- nany”, tworzywem dla tego procesu nie są już przetworzone wspom­ mi: „Dniestr opiewali Niemcewicz i Goszczyński, Dniepr - Pol, Zaleski, Zachariasie- wicz, Lenartowicz, Słowacki, Brodziński, Goszczyński, Niemen zaś pochwał doczekał się spod piór między innymi Mickiewicza, Bielowskiego, Pola, Juliana Korsaka czy Syrokomli. A przecież przedmiotem poetyckiego zachwytu były i inne, pomniejsze rzeki kresowe, ich zaś widzenie stawało się źródłem myśli o istocie krajobrazu. To zaś po­ etyckie myślenie o krajobrazie w kategoriach hydrograficznych miewało nieraz wagę ogromną”. Ibidem, s. 69—71. 12„Bo tam, gdzie Ikwy srebrne fale płyną, / Byłem ja niegdyś, jak Zośka, dzieciną.” J. Słowacki: W pamiętniku Zofii Bobrówny. W: Idem: Dzieła wszystkie. Red. J. Kleiner. T. 12, cz. 1. Wrocław 1960, s. 183. nienia, lecz literatura. Romantyczny mit pochłania najgłębsze rejony wyobraźni: narzuca sposób patrzenia, mówienia i myślenia o Krze­ mieńcu. W poezji Słowackiego miasto funkcjonuje na dwóch płasz­ czyznach: jako miejsce realne (wspominane) i przestrzeń poezji (kre­ owana). We współczesnej powieści w gruncie rzeczy miasto wiedzie żywot wyłącznie literacki. W powieści Paźniewskiego zostały przywołane znane motywy, ob­ razy i mity romantyczne. Stają się one tłem, scenografią bądź punk­ tem odniesienia dla powieściowej współczesności. Wiążą się z nimi jednak liczne pytania i wątpliwości, które dostrzec można już na płasz­ czyźnie opisu, w porządku i sposobie budowania obrazu miasta. W powieściowych wizerunkach miasta Słowackiego uderza przede wszystkim jego malarskość i poetycki charakter:

Za domem stały czerwieniejące łuby olszyn. Wiatr rzucał furtką starego płotu, zrywając oszemłane liście brzostów. Przypadana mgła spadała na roztoki i kulisy starej sośniny. W rytm nagłych podmuchów chwiały się nadbrzeżne łozy. Letnie pełnowodzie obejmowało Ikwę, która z szybko­ ścią dyszlowych koni pędziła na północ. Kd, s. 5 Była niedziela na podjesieni i nasiennik buka rosnący przed wejściem tracił pierwsze liście, a na podwórzu trzęsła się tarnina z czerwonym owocowaniem. Za domami żółkły ogrodowiska i szarzała Góra Królowej Bony, skąd roztaczał się rozległy widok na pola i dalekie popławy rzeki, płynącej zakosami do miejsca przeznaczenia. Kd, s. 6

Opisy przedmieść Krzemieńca w powieści przypominają obrazy po­ etyckie. Cechuje je kondensacja treści, wieloznaczność, obrazowość, nasycenie środkami stylistycznymi budzącymi skojarzenia zmysłowe. Barwy, w jakich jest przedstawiony Krzemieniec, wywołują nostal­ gię, zadumę i budzą refleksje:

Zapamiętałem ten pejzaż w marcu pod niskimi chmurami, kiedy drogi, zawiane śniegiem, prowadziły w niebieskawą wołyńską przestrzeń, po której echo niosło dalekie skuczenie psów. Od rana srożyła się rozchwie- ja i na przęsłach starego mostu królewskiego zakładano stalowe izbice, czyli łamacze lodu, chroniącego słupy przed naporem kry. Droga prowa­ dząca do miasteczka przechodziła grzbietem wzgórz, by nagle nad brze­ giem kapryśnego strumienia Irwy, zbiec linią akcyzową pomiędzy głębo­ kie jary i pnąc się dalej garbatymi uliczkami, podążyć w krainę wydłu­ żonych perspektyw, skąd wiało pustką i chłodem. Wypłukane przez deszcze krzyże z kamienia podolskiego, uwikłane w pnącza wiciokrzewu i trzmie- liny, sterczały na starym cmentarzu tunickim, gdzie moje oczy odnajdy­ wały zadbany grób dziadków i matki Słowackiego z kamienną urną na cokole pod starym jesionem. Kd, s. 12

Pejzaż jest nie tylko wspominany, ale i kontemplowany. Anonimo­ wy bohater, o którego wyglądzie nic nie wiadomo, zdaje się przypomi­ nać charakterystyczne postacie z obrazów romantycznego malarza Caspara Davida Friedricha13. Podobnie jak one jest pochłonięty obser­ wacją krainy. Narracja prowadzona w ten sposób koncentruje uwagę czytelnika na przedmiocie kontemplacji, a więc na Krzemieńcu i „dzi­ wnej krainie”. Nie tylko postawa narratora-obserwatora nasuwa skojarzenia z romantyczną estetyką ale także zgodny z jej wymogami jest tu „ma­ lowniczy” obraz miasta. (Romantycy przez tę kategorię rozumieli „pe­ wien osobliwy rodzaj piękna, wyróżniający się nieregularnością szorst­ kością formy, która to szorstkość gromadzi i stopniuje efekty świateł i cieni, podkreślając ich bogactwo i różnorodność”14). Krzemieniec w Krótkich dniach jest miastem asymetrii, pokrzywionych fantazyj­ nie drzew, łysych i nieregularnych grzbietów wzgórz. Romantyczny, malowniczy klimat tego miejsca tworzą również barwy i oświetlenie, w jakim jest przedstawione15. Krzemieniec albo spowija poranna mgła,

1:1 „Do najbardziej charakterystycznego motywu w malarstwie Caspara Davida Friedricha należy przedstawienie człowieka lub ludzi - najczęściej ujętych od tyłu, którzy spokojnie i w zamyśleniu oglądają krajobraz lub też jakieś zjawisko natury, jak księżyc, słońce, gwiazdę wieczorną czy tęczę [...]. Bezsporne jest, że figury te, ujęte od tyłu zdają się jakby domagać od widza, aby identyfikował się z nimi i czynił to samo, co i one: by przedstawioną na obrazie przyrodę oglądał i kontemplował” P.H. Feist: Człowiek wobec natury. O pewnym motywie sztuki romantycznej. W: Ikonografia roman­ tyczna. Materiały Sympozjum Komitetu Polskiej Akademii Nauk. Nieborów, 26-28 czerw­ ca 1975 r. Red. M. Poprzęcka. W arszawa 1977, s. 108—109. 14 Według A. Kowalczykowej, w sporze romantyków z estetyką klasycyzmu najważ­ niejszym argumentem było nowe rozumienie kategorii malowniczości. Dyskusja w tej sprawie była we wczesnym romantyzmie, w gruncie rzeczy, pytaniem o pojęcie piękna. Odrzucono kanony poprzedniej epoki (preferujące kompozycje, w których formy, kolory i światła artysta rozłożył harmonijnie). A. Kowalczykowa: Pejzaż romantyczny. Kraków 1982, s. 22. 15 W powieści Paźniewskiego pojawia się obrazowanie charakterystyczne dla póź­ nej twórczości Słowackiego, w którym szczególną rolę odgrywają barwy i światło. Zob. W. Grabowski: Obrazy w liryce Słowackiego. „Pamiętnik Literacki” 1964, z. 1, s. 65- 104; M. Maciejewski: „Natury poznanie” w lirykach Słowackiego. „Pamiętnik Lite­ racki” 1966, z. 1—2, s. 83-107. z której się wynurza, albo jest ukazany nocną porą, tak ulubioną przez romantyków16. Miasto „rozpływa się” w „niebieskawej wołyńskiej prze­ strzeni” - która przypomina „Ukrainy błękitne pola” znane z wersów Beniowskiego17. Ostre światło słoneczne eksponuje biel kościołów i innych zabudowań, podobnie jak w Godzinie myśli Słowackiego18. Ten malowniczy pejzaż uzupełniają obowiązkowe (z punktu wi­ dzenia romantycznej estetyki) miejsca pamięci i zadumy: krzyże, gro­ by i kurhany (takie jak Tatarska Górka; Kd, s. 10). Opis peryferii mia­ sta w Krótkich dniach jest jakby „z ducha Słowackiego”, zgodnie z ro­ mantycznymi kanonami odtwarza mit miasta poety. Szczególną rolę w pejzażu powieściowego Krzemieńca odgrywa­ ją miejsca bezpośrednio związane z postacią romantycznego poety: dom rodzinny matki, mogiły członków jego rodziny (Kd, s. 12) i przede wszystkim liceum, w którym Słowacki uczył się tylko przez rok:

Zimą z wysokości wzgórz panujących nad miastem, w którego panora­ mie nasze liceum dryfowało niby olbrzymi parowiec, zakotwiczony w sze­ rokim jarze, z dwoma wieżami kościoła jak masztami [...]. Kd, s. 12.

W powieści wspomniana jest także płaskorzeźba autorstwa Wacława Szymanowskiego, przedstawiająca poetę w chwili zadumy, którą od­ słonięto w miejscowym kościele w 1910 roku:

A ja godzinami lubiłem wsłuchiwać się w głos organów w kościele para­ fialnym na ulicy Szerokiej z płaskorzeźbą Słowackiego w nawie [...]. Kd, s. 21119

Miejsca związane bezpośrednio z krzemienieckim poetą są wy­ różnione, nadają miastu specyficzny charakter, uniezwyklają je. Nor­ bert Leśniewski pisze, że w takich przypadkach:

16 „[...] na świat barw, na efekty świetlne byli romantycy szczególnie uwrażliwieni. Chętnie opisywali więc te pory dnia, kiedy gra świateł i barw jest bardzo intensywna, nawet noc rozświetlona gwiazdami i księżycem dawała okazję do obserwacji tego ro­ dzaju zjawisk.” Ł. G i n k o w a: Cechy języka sentymentalnej i wczesnoromantycznej liry­ ki krajobrazowej. „Pamiętnik Literacki” 1978, z. 4, s. 200. 17 J. Słowacki: Beniowski. Poema. Oprać. A. Kowalczykowa. Wrocław-War- szawa-Kraków 1996, Pieśń V, wersy: 437-438, s. 147. 18„Czarowne, gdy w mgle nocnej wieńcem okien błyska, / Gdy słońcu rzędem białe ukazuje domy, / Jak perły szmaragdami ogrodów przesnute.” J. Słowacki: Godzina myśli..., wersy: 18-20, s. 79. 19 Fotografię przedstawiającą tę płaskorzeźbę można odnaleźć w książce Z. S u - dolskiego: Słowacki. Opowieść biograficzna. Warszawa 1988, ilustracja nr 72, a także w pracy S. Makowskiego: Juliusz Słowacki. W arszawa 1987, s. 171. [...] miasto pojmuje się najczęściej jako pewnego rodzaju „metafizykę uduchowionych miejsc”: pomniki, budynki, ulice i całe mnóstwo prze­ różnych tablic upamiętniających „niezwykłe” wydarzenia („tu się uro­ dził...”, „tu żył i tworzył...”, „tu umarł...”, „tu mieściła się siedziba...”, „stąd wyruszyły oddziały...” itd). Każde tego typu „tu - oto” ma być miej­ scem, którego Ducha można w każdej chwili (w każdym Teraz) wywołać, ponieważ, jak pisał Hegel, czas nie ma żadnej władzy nad pojęciem (które jest istotąDucha), to raczej pojęcie jest mocą panującą nad czasem. Po­ wszechne panowanie Ducha, czego najdobitniejszym przykładem jest po­ wszechne rozumienie miasta, nadaje miejscom swego urzeczywistnienia (przestrzennym Teraz, w które „upada”) wymiaru uniwersalnego - pew­ ne miejsca sąnie tylko powszechnie dostępne, ale, co ważniejsze, powszech­ nie uczęszczane. Topografia miast (równolegle z biografią ich mieszkań­ ców) stanowi połączoną (turystyczno-krajoznawczą czy spacerowo-wido- kową) sieć znaczeń, które utraciwszy swą dziejową żywotność, stały się jedynie pustymi loci communes wyznaczającymi trasę (turystyczny szlak) uduchowienia.20

Chłopiec poznaje miejsca u-duchowione miasta, doświadcza ich wiel­ kości, ale także ich sztuczności. Bohater jest człowiekiem z zewnątrz, przybyszem, który poznaje krainę przodków, patrzy na nią z dystan­ sem. Intryguje go, ale równocześnie także bawi przywiązanie miesz­ kańców do romantycznego poety:

Nasza kraina uwielbiała romantyków, podobnych do mojego profesora geografii, któremu pewien Żyd w Łucku sprzedał rzekomy list Słowac­ kiego do matki. Dopiero w Ossolineum po dokonaniu porównań okazało się, że to falsyfikat. [...] Najbardziej zdziwił mnie fakt, że po wykryciu fałszerstwa listu, za który profesor geografii zapłacił trzy czwarte swojej miesięcznej pensji, ten dziwak i kolekcjoner nie miał żalu do oszusta, przeciwnie w głębi swojej romantycznej poczciwej duszy [...] wolał, żeby falsyfikat nadal udawał rzekomy list poety. Kd, s. 135

Szacunek mieszkańców miasta do wieszcza przyjmuje czasami wręcz formę zabawnego „kultu”. Wyolbrzymiona fascynacja ujawnia prowin­ cjonalne kompleksy:

[...] nasze senne miasteczko chciało ocalić swój nadwątlony prestiż i wymyślało na poczekaniu niestworzonąliczbę fabuł, szczególne preten­ sje zgłaszając do sławnych ludzi, którzy jakoby przyszli na świat w sta­

20 N. L e ś n i e w s k i: Miasto i jego miejsca. Próba ujęcia radykalno-hermeneutyczne- go. W: Pisanie miasta, czytanie miasta..., s. 57. rych domach z żelaznymi balkonami. Wykorzystując przypadek Słowac­ kiego, zachłanne miasto starało się anektować również inne sławy. Któ­ regoś dnia zaczęło rozsiewać wiadomość, że urodził się u nas Zygmunt Freud, i choć nie brak było oponentów, staraliśmy się wierzyć tej wersji, powodowani dziwacznym patriotyzmem lokalnym [...]. Kd, s. 67

Podkreślany często w powieści brak dystansu mieszkańców mia­ sta do legendy romantycznego poety, przesadne namaszczenie, z ja­ kim traktują materialne pamiątki po wieszczu, ujawnia ironię, która jest stałym elementem opisu Krzemieńca. Miasto Słowackiego żyje przeszłością, przez to wydaje się anachroniczne, prowincjonalne. W powieści często padają określenia sugerujące, że Krzemieniec jest miastem „odkurzonym”, wydobytym z niepamięci („popielate od ku­ rzu miasto”; Kd, s. 61, „osypane wapiennym kurzem miasteczko”; Kd, s. 62). Raz po raz pojawiają się dysonanse i kontrasty pomiędzy chwa­ lebną przeszłością a prozaiczną rzeczywistością poezją a codzienno­ ścią ambicjami a możliwościami, fikcją i prawdą. Powieściowi roman­ tycy stają się ofiarami oszustów, honorowy dziadek bohatera naraża się na śmieszność, wielkie bitwy, takie jak starcie pod Sołotwiną oka­ zują się zwykłym zmyśleniem, a bohaterzy - mitomanami. Krzemie­ niec tak ukazany jest sztuczny, a może nawet lekko ośmieszany. Chło­ piec dostrzega tandetę i brzydotę miasta:

[...] na tej zakurzonej popielatej ulicy w małym kresowym miasteczku, które na każdym kroku zdawało się przypominać swoje pretensje do wiel­ kości, z czym tak bardzo kontrastowały zliszajone mury starych domów, nadgniłe kalenice parterowych osobniaczków na przedmieściach, wsią­ kających niepostrzeżenie w wieś, otoczonąbezkresem pól aż po ten dziw­ ny wołyński, oddalony horyzont, który zmieniał proporcje i odległości. Kd, s. 88 Jego [byłego konsula c.k. monarchii - E.D.] elegancja wobec naszej po­ spiesznej, byle jakiej powszedniości, ciemnych sklepów żydowskich o pokrytych kopciem szybach, zachlapanych podwórek i zapachu chłop­ skich tułupów wydawała się egzotycznym wtrętem [...] pośród przekrzy­ wionych domów i nowobogackich kamienic, udających tak natrętnie za­ możność, że musiało to od razu wydawać się podejrzane. Za ich krzykli­ wymi kolorowymi fasadami znajdowało się coś gorszego i tandetnie pła­ skiego. Kd, s. 19

Przestrzeń Krzemieńca w powieści Paźniewskiego jest niejedno­ rodna. Z arkadyjskimi przedmieściami kontrastują ciemne uliczki i za­ ułki, obszar fałszu, obłudy, kompleksów, nędzy i zepsucia (zarówno w sensie dosłownym, jak i metaforycznym). Zestawienie tych dwóch obrazów nasuwa myśl o niechętnym stosunku do miasta, nad które są przedkładane okolice wiejskie. Romantyczny poeta również skła­ niał się ku peryferiom, na przykład umiejscawiając akcję Złotej Czaszki na przedmieściach Krzemieńca, w dworku, w którym panował wiejski styl życia. Przed laty Mieczysław Piszczkowski, badając obrazy wsi w twórczości Słowackiego, pisał, że poeta nie idealizował egzysten­ cji wiejskiej, nie wynosił jej walorów moralnych ponad byt miejski, a wobec antynomii wieś - miasto zajął stanowisko kompromisowe: przyszłość lokował częściowo na wsi, częściowo w mieście21. W now­ szych pracach pojawiają się jednak sformułowania mówiące wręcz 0 antyurbanistycznej postawie Słowackiego22. Badacze są zgodni w tym, że poeta nie lubił miast, choć był wrażliwy na ich atmosferę 1 pejzaże. Słowacki pisał o Warszawie, o Paryżu, w swych listach roz­ wodził się nad panoramą Drezna, Londynu i miast włoskich23. Wiel­ kie europejskie metropolie rodziły w nim jednak poczucie rozczaro­ wania do cywilizacji24, toteż przedkładał nad nie to małe wołyńskie miasteczko, którego przedmieścia przypominały wiejskie arkadie. Podobny stosunek do miasta pojawia się w Krótkich dniach. Je ­ den z bohaterów, którego autorytet wśród powieściowych mieszkań­ ców Krzemieńca był niepodważalny - rebe Rokachem, podaje nastę­ pującą definicję piekła (powołując się przy tym na Swedenborga, któ­ rego „ciemne księgi” stanowiły swego rodzaju duchowy przewodnik Słowackiego25):

Niektóre piekła mają wygląd domów i miast zrujnowanych przez ogień, gdzie duchy czają się w ukryciu. W mniej dotkliwych piekłach można widzieć nędzne rudery, niekiedy w rzędach tworzących rodzaj miasteczek z ulicami. Kd, s. 62

21 M. Piszczkowski: Wieś w twórczości Słowackiego. „Pamiętnik Literacki” 1964, z. 1, s. 145-147. 22 S. Tomaszewski: Miasto. W: Słownik literatury polskiej XIX w. Red. J. B a­ chórz i A. Kowalczykowa. Wrocław 1991, s. 543. 2:1 A. Kowalczykowa: Słowacki..., s. 38. 24 W szczególny sposób dostrzec można je w wierszu Paryż, w którym miasto zo­ stało ukazane w apokaliptycznych obrazach jako „nowa Sodoma”. Zob. I. Opacki: Zamiast wstępu, strofa z „Paryża" W: I de m:„ W środku niebokręga”. Poezja romantycz­ nych przełomów. Katowice 1995, s. 5-14; M. Siwiec: Między piekłem a niebem. Paryż romantyczny. „Teksty Drugie” 1999, nr 4, s. 111-136. 25 L. S w i r a d: Jaszczur ze skrzydłem u nogi. O „Wacławie” Juliusza Słowackiego. W: Studia o twórczości Słowackiego. Red. I. O p a c k i. Katowice 1982, s. 114. Takim „miasteczkiem z ulicami” jest powieściowy Krzemieniec, nie wydaje się jednak, by zaliczenie go do „mniej dotkliwych piekieł” było eksplikacją radykalnego antyurbanizmu. Krótkie dni nie tyle ekspo­ nują antynomię miasto - wieś, ile zastępują ją przeciwstawieniem nieznanego, choć tkwiącego w realnej przestrzeni, centrum - malow­ niczym, swojskim peryferiom. To kontrast pomiędzy prywatną prze­ strzenią dzieciństwa a miejscem obcej dorosłości. Przekroczenie gra­ nicy ciemnych zaułków - „zstąpienie do piekieł”, w utworze Paźniew- skiego, jest równoznaczne z przekroczeniem progu dzieciństwa:

W najstarszej części naszego miasta, pełnej wąskich, łamanych wzno- sząco-opadających uliczek, odrapanych murów, posępnych podwórek, skle­ pów ze starzyzną i drewnianych domów z nie kończącymi się schoda­ mi, przebrani w dorosłe, naciśnięte na oczy kapelusze chodziliśmy pod­ glądać młodą fertycznąOrmiankę, przyjmującą wieczorami mężczyzn. Kd, s. 127

Tę część Krzemieńca eksploruje się po ciemku, w przebraniu, gdyż jest to poznanie ciemnej strony życia, pospieszna inicjacja w doro­ słość. Opisy wąskich uliczek, miejsc rozkładu, zniszczenia i zepsucia wprowadzają do powieści atmosferę niepokoju i oczekiwania na nie­ uchronny koniec. Te miejsca w powieściowym Krzemieńcu w znacz­ nej mierze przypominają mroczne i tajemnicze ulice z opowiadań Schulza - miejsca zakazanych wycieczek, „grzesznych manipulacji”, tandety, prymitywnej pretensjonalności. To obraz zmiany „starego świata”, który jest związany z przywołaniem odmiennej od roman­ tycznej tradycji tych stron. Jest nią tradycja dawnej Galicji, którą w Krótkich dniach nazywa śię „doświadczalnym zakładem zmierzchu świata” (Kd, s. 172). W powieści Włodzimierza Paźniewskiego dopa­ trzyć się można zarówno wysublimowania, jak i groteskowo-operet- kowego oblicza c.k. monarchii26. Poznawanie miasta wiąże się z przeżyciami inicjacyjnymi. W po­ wieści oznaczają one jednak nie tylko wkroczenie w dorosłość. Pierw­ sze doświadczenia sacrum, tajemnicy życia i śmierci, zbiega się w utwo­ rze z przyswojeniem swojskości, z nabyciem tożsamości mieszkań­ ca. Chłopiec „czyta miasto”, które podobnie jak palimpsest odsłania różne zapisy:

26 O micie Austrii i Galicji w literaturze polskiej piszą między innymi: E. Wie- g a n dt \ Austria Felix czyli O micie Galicji w polskiej prozie współczesnej. Poznań 1997; A. W o 1 d a n: Mit Austrii w literaturze polskiej. Przeł. K. Jachimczak, R. Wojna- k o w s k i. Kraków 2002. Zapach tej apteki stał się po latach ważną częścią mojego dzieciństwa. Minęło ono bezpowrotnie w krainie, której uczyłem się jak niezrozumiałej obcojęzycznej czytanki odnalezionej przypadkiem pośrodku starej księgi. Kd, s. 137

Pomiędzy miastem a wiejskimi przedmieściami bohater poszukuje własnej przestrzeni. Peryferia znacznie łatwiej przyrównać do Arka­ dii - toteż właśnie tam koncentrują się nostalgiczne poszukiwania chłopca - tam bohater odnajduje swoje miejsce. Dom dziadków, który stał się także domem bohatera, ma wymiar symboliczny - jest cen­ trum przestrzeni odnalezionej, czyli przestrzeni własnej. Stosunek do domu odzwierciedla równocześnie stosunek do miasta. Mircea Eliade zauważa, że nie da się mówić o domu, nie wspominając o mie­ ście, sanktuarium bądź świecie:

Nader często wszystko to, co można powiedzieć o domu, odnosi się rów­ nież do wsi lub miasta. Rozliczne równoważności istniejące między Kosmo­ sem, krajem, miastem, świątynią domem, chatą- uwydatniajątę samą fundamentalną symbolikę: każde z tych przedstawień wyraża egzysten­ cjalne doświadczenie bycia w świecie, a dokładniej — fakt znajdowania się w świecie zorganizowanym i znaczącym [...].27

Antonio Sant’ Elia powiedział, że „Każde pokolenie będzie musiało budować swe własne miasto”28 - powieść ukazuje poszukiwanie wła­ snego obrazu miasta, składanie go z gotowych elementów, ale także żmudny proces stopniowego wrastania w miejsce. Mimo prowincjo- nalności, tandety i czytelnej ironii miasto Słowackiego w całej powie­ ści jest ukazane w sposób niezwykle ciepły i emocjonalny, to niezmien­ nie „nasze miasto”:

[...] uczuciowo byłem zawsze po stronie odchodzącego w przeszłość świa­ ta, starego krzemienieckiego doktora i dziwaka poszukującego pośrodku wołyńskich równin wielkiej nafty, która miała zupełnie odmienić nasze monotonne życie, pomiędzy miastem a wsią światem ziemian i kartofla­ nym zapachem izb chłopskich. Dzięki niej mieliśmy na powrót odnaleźć utraconą tożsamość. Kd, s. 112

Miasto ma dwa oblicza. Pierwsze z nich jest niezniszczalne, poetyc­ kie, romantyczne. Drugiemu natomiast zagraża przemijanie, podob­

27 M. Eliade: Świat, miasto, dom. „Znak” 1991, nr 12, s. 17. 28 Cyt. za: N. L e ś n i e w s k i: Miasto i jego miejsca. Próba ujęcia radykalno-herme- neutycznego..., s. 51. nie jak materialne pamiątki29 może zostać zniszczone przez nadcią­ gającą burzę:

Domyślałem się, że nasza kraina igra sobie beztrosko z przyszłością z tym większą siłą przywiązana do szarych dni, które mijały szybko, kończąc służbę raptownym wołyńskim zmierzchem, wyostrzającym rysy twarzy i kształt architektury. Tuż po zapadnięciu nocy zdawało się, że łamane dachy opuszczająpowały i kołując spokojnie nad miastem uno­ szone przez jakieś niewidzialne siły w stronę pobliskich wzgórz. Straż wapiennych usypisk zapobiegała całkowitej katastrofie. Wzgórza były ostatnią linią obronną miasta, jego najpewniejszą dryfkotwą i dzięki nim mogło sobie spokojnie szybować przez długie wołyńskie, wietrzne i desz­ czowe noce, spokojne, że rano obudzi się na swoim miejscu. Kd, s. 15

Krzemieniec zostaje przyrównany do łodzi dryfującej po rozsza­ lałym morzu. Jego dryfkotwą czyli zabezpieczeniem przed sztormem, są nie tylko okoliczne wzgórza, ale przede wszystkim literatura. Ocala romantyczna pamiątka: książka i słowo, poezja, którą mieszkańcy mia­ sta pragną za wszelką cenę zrozumieć (Kd, s. 16-17), gdyż nadaje mia­ stu specyficzny klimat. Powieść Krótkie dni eksponuje napięcia i brak równowagi pomię­ dzy przestrzenią realną i jej literackim odpowiednikiem. Pierwsza upodabnia miasto do Titanica (Kd, s. 211), którego koniec jest bliski, choć mieszkańcy są nieświadomi nadciągającej zagłady lub wierzą że można jej jeszcze zapobiec. Chwile tego miasteczka rzeczywiście są policzone, bo to ostatnie dni sierpnia 1939 roku, ostatnie dni przed­ wojennego Krzemieńca, który w tym kształcie (podobnie jak inne kre­ sowe miasteczka) przeszedł do historii. O tym miejscu przypominają materialne pamiątki, które - choć nietrwałe - odgrywają tak dużą rolę w powieści:

29 Jak pisze I. Opacki, do materialnych pamiątek byli przywiązani ludzie oświece­ nia: „pomnik, pamiątkowe drzewo, budynek, określone miejsce okolicy, w końcu jakiś obraz, jakiś numizmat, jakiś bibelot... To wszystko, co musi być osadzone w konkretnym przestrzennym miejscu, Muzeum i skansen - a nie dający się łatwo nosić w kieszeni sztambuch lub w wyobraźni odbite widoki — stanowią podstawowy typ pamiątki oświe­ ceniowej. Kolekcja rzeczy materialnych.” Idem: Pomnik i wiersz. (Pamiątka i poezja na przełomie Oświecenia i Romantyzmu). W: I d e m: Poezje romantycznych przełomów. Szkice. Wrocław 1972, s. 75. Romantycy opowiedzieli się za tym, co nieprzemijające: „Jest więc poezja w oczach romantyków pamiątką najdoskonalszą. Nie tylko dlatego, że wydawała się im niezniszczalna. Także — a może przede wszystkim — dlatego, że dostrzegali w niej pamiątkę dokładną nie zapis faktów, dat i ogólników jeno, lecz przekaz wierny »żywego tętna epoki«”. Ibidem, s. 99. [...] mały szkolny zielnik mojej zmarłej siostry przechowywałem przez lata, i nie rozstawałem się z nim nigdy, nawet gdy już byłem prawie dorosłym człowiekiem i nawet wówczas, kiedy opuszczałem na zawsze stary dom dziadków, położony na łagodnej pochyłości nad Ikwą, skąd widać było, jak na średniowiecznym planie, pobliskie miasto z wieżami dwóch kościołów i czterech cerkwi prawosławnych, wyrastających po­ nad płaszczyzny dachów jak jakieś sygnały, wpisane w jesienniejące ni­ skie niebo. Kd, s. 206

Drugie oblicze Krzemieńca w tej powieści to obszar podmiejskich arkadii dających poczucie zakorzenienia i swojskości, romantyczny mit przestrzeni prywatnej, obszaru, którego „krótkie” - szczęśliwe dni wciąż trwają w pamięci. To oblicze upodabnia miasto do pojemnej Arki Noego30. Powieściowy Krzemieniec nie poddaje się wpływom czasu i wydarzeniom historycznym. Trwa dzięki romantycznym pa­ miątkom. To Krzemieniec ocalony przez literaturę - przestrzeń du­ chowa budowana z przetworzonych wyobrażeń, uczuć, wyraz nostal­ gicznych poszukiwań.

30 Takiego sformułowania użył Z. Bieńkowski: „Postacie zaludniające Krzemie­ niec Paźniewskiego mają zróżnicowaną genealogię. Jest szlachta rujnująca się wyszu­ kanym hobby, jest inteligencja, jest stan duchowny, jest kupiectwo, są osadnicy, sąpano- wie oficerowie, jak w pojemnej Arce Noego.” Idem: Ballada o Krzemieńcu..., s. 104.

Indeks osobowy

Abusch Aleksander 74 Beniowski Maurycy 187 Aleksander II187 Bielawski Józef 18-23 Aleksander Wielopolski 202 Bieliński Stanislaw 20 Aleksandrowska Elżbieta 11,19 Bielowski August 225 Ancuta Jan 12 Bielski Marcin 163,164,173 Andics Hellmut 163,164,165 Bieńkowski Tadeusz 11 Andrzej z Kobylina 170 Bieńkowski Zbigniew 78,221,222,235 Anna Jagiellonka 166 Biesiadzki Wojciech 205 Anna Teresa z Ossolińskich 45 Billip Witold 112 Antoni Małecki 204,206,207,210,211, Biot Jean Baptiste 61 213,219 Bizan M arian 223 Aries Philippe 181 Błoński Jan 222 Arystoteles 169 Bogucka M aria 163 Askenazy Szymon 37 Bogusławski Wojciech 50, 54, 56,133 Augustyn św. 17 Bohomolec Jan Chrzciciel 18,19 Bona Sforza 164, 166, 167, 169-171, Bachelard Gaston 101 175,176 Bachmiński Bonawentura 10 Bonafini (śpiewaczka operowa) 19 Bachórz Józef 119,135,139,169,194, Borkowski Leszek Dunin (właśc. Alek­ 195, 231 sander) 133 Bałgajewski Arkadiusz 146-148 Borowski Leon 67 Banach Andrzej 178 Brahmer Mieczysław 177 Barbara Zapolya 171-173 Bratkowski Stefan 185 Bartoszewicz Julian 201,207,211,212 Brockhaus F.A. 184, 185 Baudouin de Courtenay Jan 37 Brodziński Kazimierz 38, 50, 51, 66, Beethoven Ludwig van 149,151,152 219, 225 Bej ska Apolonia 139 Brodzki Eugeniusz 58 Bellini Giovani 177 Brykczyński Józef 58, 70 Bełza Władysław 123 Brzostowski Paweł Ksawery 17,18 Brzozowski Jacek 137 Danilewiczowa Maria 63 Buczyński Wincenty 56 Darowski Mieczysław 116,117 Burkhard Jacob 177,179 Delille Jacques 54 Burkot Stanisław 185,187 Dembowski Edward 133, 210, 211 Bykowski Ignacy 32 Dernałowicz Maria 121,123 Byron George Gordon 54, 64, 79-86, Devechy Helena 110 88, 120, 205,215 Deybel Ksawera 108 Dmochowski Franciszek Ksawery 22, Calderon de la Barca Pedro 205 24, 25, 29, 38 Carlos, don Carlos (syn Filipa II) 163 Dmochowski Franciszek Salezy 60,69 Caterina Sforza 171 Dobrzański Jan 114 Chanykow (uczestnik tajnego studenc­ Doktór Roman 174 kiego stowarzyszenia z Petersbur­ Dokurno Zygmunt 179 ga) 194, 195 Dolatowska Krystyna 176 Chateaubriand François René de 61 Dołgorukow Jerzy (książę) 193 Chłędowski Walenty 58, 71 Domański Juliusz 17 Chmielowski Piotr 50, 51, 211 Domejko Ignacy 58 Chodziszewski J. 200 Dopart Bogusław 51, 52, 66, 68, 132 Chodźko Aleksander 114 Dernałowicz Maria 102 Chojecki Edmund 46 Drozdowski Jan 21 Chopin Fryderyk 148-152,155,158- Dubiecki M arian 172 161 Duby Georges 176 Chreptowicz Joachim 23 Dynak Władysław 218 Chrzanowski Ignacy 50 Dziekoński Bogdan 179 Chudak Henryk 101 Chuweń Zuzanna 158 Cicero M arcus Tulius 27 Einstein Alfred 149 Cichowicz Stanisław 181 ElbanowskiAdam 144 Ciekot Karolina 169 Eliade Mircea 89, 233 Cieśla-Korytowska Maria 81 Elias Norbert 175 Coleridge Samuel Taylor 82 Elzenberg Henryk 10 Cordona Diana di 177 Elżbieta Austriaczka 163-167, 170— Cynarski Stanisław 164,165,174,180, 183 181 Elżbieta I (z dyn. Tudorów) 165,171 Czacki Tadeusz 29 Elżbieta Rakuszanka (żona Kazimie­ Czajkowska Krystyna 128 rza Jagiellończyka) 163,165,171- Czartoryski Adam Jerzy 49, 53 173 Czartoryski Adam Kazimierz 18,19 Eysmont Marcin 13 Czeczot Ja n 58, 61, 64, 71, 115, 116, 121 Feist Peter H. 227 Czubek Ja n 62 Feliński Alojzy 56,166,167 Czyż Ja n 12, 13 Fichte Johann Gottlieb 55 Fierenzuola Agnolo 177 Dahl Svend 110 Fiesole Fra Giovanni de 178 Danek Wincenty 162,164,166,167 Fijałkowski Marcin 25, 26 Florczak Zofia 25 Hahn W iktor 134, 174, 217, 223, 224 Floryan Władysław 135, 137, 142 Hegel Georg Wilhelm Friedrich 229 Fornelski Piotr 79 Henryk Pruski (brat Fryderyka II) 47 Franciszek I 56 Heska-Kwaśniewicz Krystyna 186 Fredro Aleksander 57,127-130, 131, Hinzi Henryk 10 132,219 Hirzel R. 17 Fredro Henryk 128 Homer 27,137, 138 Fredro Maksymilian 53 Horacy 27, 54, 118 Freud Zygmunt 230 Hrabec Stanisław 87 Friedrich Caspar David 227 Hulewicz Benedykt 22 Frycie Stanisław 200 Frye Northrop 139 Inglot Mieczysław 200, 201, 207, 216, 220

Garbacik Eugeniusz 110 Jabłonowski Ludwik 133 Garbacik Józef 173 Jabłoński Zbigniew 114 Garczyński Stefan 121 Jachimczak Krzysztof 232 Garin Eugenio 171 Jachowicz Stanisław 58 Gaszyński Konstanty 118,182 Jadwiga (królowa Polski) 174 Ginkowa Łucja 228 Jakub S tuart 165 Głowiński Michał 217 Jan III Sobieski 13,14 Godebski Józef 124 Janik Michał 185 Godzimirski Jakub M. 181 Janion M aria 106, 108,137 Goethe Johann Wolfgang 53, 54, 64, Januszkiewicz Eustachy 114 97, 123, 163,215 Jaraczewska Elżbieta 66 Goliński Zbigniew 12,19 Jarosińska Michalina 149 Gołka Bartłomiej 110 Jarosiński Stefan 149 Gomulicki Juliusz Wiktor 12, 20-23 Jarosiński Zbigniew 12 Goryński Juliusz 222 Jasienica Paweł 163,164, 180 Gosławski Maurycy 128 Jasiński Jakub 50 Goszczyński Seweryn 39, 59, 66, 70, Jastrun Mieczysław 77 128, 130, 133, 138, 219, 225 Jaszowski Stanisław 58, 71 Got Jerzy 56 Jatow t M aksymilian (ps. Jakub Gor­ Górnicki Łukasz 163 don) 184-198 Górski Konrad 73, 77, 87, 99,104,107 Jaworska Elżbieta 73 Grabowska Maria 148,150 Jełowicki Aleksander 114,119 Grabowski Józef 129 Jezierski Jacek 23, 24 Grabowski Michał 59, 66, 70, 209 Jeż Teodor Tomasz (właśc. Zbigniew Grabowski Wiesław 227 Miłkowski) 114,153 Graczyk Ewa 100, 101 Jeżowski Józef 58, 73,121 Gradkowski Henryk 201, 214 Jędrzejewicz Janusz 218 Grillparzer Franz 163 Jołszyn (generał) 194 Grottger Artur 156 JopekAntoni 147, 151,153,154 Grześkowiak-Krwawicz Anna 29 Gubrynowicz Bronisław 11, 205 Kaczkowski Karol 60 Guzek Andrzej Krzysztof 9,11,12 Kafel Mieczysław 110 Kaleta Roman 14, 19, 22 Kott Ja n 12, 19, 20, 22 Kamiński Aleksander 58 Kowalczykowa Alina 51, 143, 194, Kamiński Jan Nepomucen 56, 57 222,223,227,228,231 Kamionka Janina 58,110 Kowalewski Józef 58 Kant Imm anuel 55 Kowalski Józef 118 Kantelecka Teresa 19, 21, 22 Koźmian Kajetan 38 Kapostas Andrzej 31-34 Koźmian Stanisław 69 Karp Maurycy Franciszek 11 Krajewski Michał Dymitr 15,17 Karpiński Franciszek 49, 50, 59 Krasicki Ignacy 11, 13 Katarzyna Medycejska 171 Krasiński Adam Stanisław 27, 28 Kaulfuss Jan Samuel 54 Krasiński Wincenty 53 Kawyn Stefan 39 K rasiński Zygmunt 148, 152, 209, Kazimierz Jagiellończyk 163,172,173 212,216,218,219 Kessler Józef Krzysztof 148,155 Kraszewski Józef Ignacy 162—164, Kiciński Bruno 61, 58—61, 63, 65, 67, 166-172,174-183,216 68-70 Kreczkowska M aria 177 King M argaret L. 171 Kromer Marcin 163 Kinga św. 175 Kropiński Ludwik 56 Kiraski (zagadkowy akademik kra­ Kropiwiec Urszula 79 kowski) 20 Kryda Barbara 200 Kirchner Franciszek Salezy 58 KrysztofiakAnna 104 Kiszka-Zgierski Wincenty 121 Krzeczkowski Henryk 165 Kitowiczowa Irena 53, 65 Krzyżanowska Zofia 122 Klapisch-Zuber Christiane 173 Krzyżanowski Julian 50, 138, 162, Kleiner Juliusz 49, 50, 97, 134-137, 140, 142, 144, 223, 224,226 182, 184, 199,204 Kłos Zbigniew 110 Kubacki Wacław 62 Kniaźnin Franciszek Dionizy 50 Kubiak Zygmunt 83 Kobielski Karol 37 Kuchowicz Zbigniew 130,164,166 Kolbuszewski Jacek 135, 224 Kuczyński Stefan M. 174 Kołłataj Hugo 27—29, 49, 50 Kukulski Leszek 41, 42, 46, 47 Komorowska Henryka hr. 153 Kulesz (romansopisarz) 194 Konieczna-Twardzikowa Jadwiga 79 Kuliczkowski Adam 213 Konopczyński W. 28 Kulka Bronisława 202, 206 Korn Jan Bogumił 118 K urskaA nna 136, 143 Korolko Mirosław 17 Kwaśniak J. 199 Korsak Julian 225 Kwiecień Celestyn 110 Korzeniowski Józef 59, 63, 65, 68, 71, Kwintylian 27 219 Kossakowski Antoni Korwin 12 Lachnicki Ignacy 55 Kostenicz Ksenia 121 Lange de (pianista) 156 Kostkiewiczowa Teresa 9, 11, 12, 19, Lasocka Barbara 56 21, 22, 40 Lavater Johann Kaspar 169 Kostomarow (historyk) 194 Le Goff Jacques 173 Leichte (pułkownik) 194 Mazanowski Antoni 214, 217 Lelewel Joachim 116, 117,120 Mazanowski Mikołaj 214 Lenartowicz Teofil 146, 216, 225 Mecherzyński Karol 201,204,213,214 Lepszy Kazimierz 185 Michalski Jerzy 28 Leśniewski Norbert 228, 229, 233 Michałowska Teresa 12 Leśnodorski Bogusław 27 Mickiewicz Adam 39, 50, 51, 58, 61— Lewin Leopold 78 64, 66, 67, 69, 70, 71-88, 89-107, Lewinówna Zofia 223 108,109, 111,112, 114-126, 128, Libera Zdzisław 11, 28 130, 131,134-142,144,145,151, Linde Samuel Bogumił 76, 87 179,184,192, 200, 201, 204, 206, Lipiński Józef 53, 69 209,211,212, 213,215,216,218- Lipiński Karol 118 220, 225 Liszt Ferenc 151 Mierosławski Ludwik 186 Luciński Antoni 13 Mierzwiński Władysław 151 Ludorowski Lech 44 Mignoni Ubalt 10 Luini Bernardo 177 Mikuli Karol 155 Lurker Manfred 78 Mikulski Tadeusz 13, 23 Lutyński Teodor 14 Milton John 86 Lyszczyna Jacek 132 Miłosz Czesław 138 Minasowicz Józef Epifani 20 Łapiński Henryk 128 Mincer Wiesław 10 Łoziński Teodor 58 Mitosek Zofia 186 Łukaszewicz Lesław 200,206,209,210 Młodnicka Wanda 151, 152,155, 157, 158 Machiavelli Nicolao 179 Młodnicki Karol 156 Maciejewski Janusz 12 Mochnacki Maurycy 39, 66 Maciejewski Marian 174 Modrzejewski Józef 47 Maciejowski Feliks 154 Modrzewski Andrzej Frycz 17 Majchrowski Zbigniew 101 Morawski Franciszek 38, 53, 65 Majeranowski Konstanty 56 Morawski Stanisław 60 Makowiecka Zofia 121 Makowski Stanisław 136—139, 146, Morawski Teodor 58 228 Morelowski Józef 49 Malczewski Antoni 219 Morski Tadeusz 28 Malewski Franciszek 58, 62, 115 Mostowski Tadeusz 37, 53 Malicki Jan 41, 186 Mrozowiecka Zofia 153 Malinowska Elżbieta 186 Muczkowski Józef 116 Małgorzata Parmeńska 163 Muśnicki Nikodem ks. 56 Man Paul de 87 Maresch Zofia 15 Napoleon Bonaparte 127, 142,143 Marewicz Wincenty Ignacy 14 N arbutt Teodor 55 Markiewicz Henryk 108, 139 NaruszewiczAdam 12,13 M arsupin Jan 163 Natanson Wojciech 127 Matuszewski Ignacy 208, 219 Na warecki Aleksander 41 Mayenowa M aria Renata 25, 26 Neale J.E. 165 Nehring Władysław 200, 212, 213 Pietraszkiewicz Onufry 58 Nerval Gerard de 83 Pietraszko Stanisław 11 Neumanowa Z. 10 Pigoń Stanisław 90, 94, 95, 96, 97, Niedzielski Szymon 56 101, 124, 125, 126, 128,139,140 Niemcewicz Julian Ursyn 41, 50, 53, Piłat Roman 50 64, 225 Piszczkowski Mieczysław 231 Norblin Jan Piotr 12 Piwińska M arta 62, 179 Noskowski Władysław 169 Plater Cezary 124 Novalis (właśc. Hardenberg Georg Plater K. 37 Friedrich Philipp von) 178 Pleszczejew (uczestnik tajnego stu­ Nowak Zbigniew Jerzy 134,138 denckiego stowarzyszenia z Pe­ Nowosilcow Nikołaj 70 tersburga) 194 Płoszewski Leon 62 Obertyńska Beata z Wolskich 150 Pociecha Władysław 170, 173 Obruczew (generał) 195 Poklewska Krystyna 58, 137, 149, Ocieczek Renarda 41,122 150, 151, 153, 154, 158, 199, 206 Odyniec Antoni Edward 61, 109, 113, Pokrzywniak Józef Tomasz 12, 31 116, 119, 120, 121, 123, 124 Pol Wincenty 146, 153, 216, 219, 225 Ogiński Gabriel Józef Andrzej 122 Poluszyński Erazm 58 Oksza Orzechowski T. 60 Popliński Jan 201 O leszczyński Antoni 124,125 Poprzęcka Maria 227 Olkiewicz Joanna 41 Potocka Delfina 148 Opacki Ireneusz 84, 130, 138, 142, Potocka Zofia 48 161,231,234 Potocki Ignacy 28, 29 Orzechowski Stanisław 163 Osiński Ludwik 38, 56, 69 Potocki Jan 40-48 Osmólska-MętrakAnna 171 Potocki Stanisław Kostka 18, 36-38, Ossoliński Józef Maksymilian 37 54, 55 Owidiusz 54, 63 Potocki Stanisław Szczęsny 47 Prokopiuk Jerzy 179 Paderewski Ignacy 149 Próchnicki Franciszek 215 Parandowski Jan 90 Przeździecki Aleksander hr. 162,163, Pasek Jan Chryzostom 185 166-168,173, 175 Pawlikowski Michał 155, 156 Przyboś Julian 139, 142 Pawlikowski Mieczysław 154 Przybylski Jacek Idzi 23, 25 Pawłowiczowa Janina 11 Przybylski Ryszard 186 Paz Octavio 144 Przybyłowska-Bratkowska Roma 185 Paźniewski Włodzimierz 221, 222, Przychodniak Zbigniew 62 224,227,230,232,235 Pszczołowska Lucylla 25, 26 Pągowski Tadeusz 124 Pusz Wiesław 65 Perowski Wasili Aleksiejewicz 195 Puszkin Aleksander 135 Piasecka M aria 83 Pytasz Marek 161 Piątkiewicz Ludwik 118 Piechota Marek 7,104,122,138,142, Rabowicz Edmund 21, 40 143 Racine Jean Baptiste 63 Radożycka-Paoletti Maria 173 Skwarczyńska Stefania 75, 77, 79 Radziwiłł Karol 14 Sławiński Janusz 53, 222 Radziwiłłówna Barbara 166 Słotwiński Feliks 37, 38 Raszewski Zbigniew 19 Słowacki Euzebiusz 57, 67 Ratajczakowa Dobrochna 128, 129, Słowacki Juliusz 97, 122, 134-145, 132,166 151, 152, 192, 199-202, 204, 206- Regner Leopold 169 220, 221-231,233 Rogalski Leon 55 Słowiński Lech 202 Rousseau Jean Jaques 10, 11, 77, 87 Snopek Jerzy 20 Rudnicki Teodor 153 Sobolewski Jan 58 Rudolf Habsburg 163 Staniewicz Emeryk 55 Rudzki Edward 168,173,175,177,180 Stanisław August Poniatowski 14 Rukiewicz Michał 58 Stanisław Leszczyński 10 Rutkowski Onufry 20 Starnawski Jerzy 50 Ryba Janusz 41, 42, 44, 45 Starzyński Stanisław 69 Rymkiewicz Jarosław Marek 111 Stefanowska Zofia 124,136 Rzewuski Adam Wawrzyniec 12 Steiner Aloj zy 217 Rzewuski Seweryn 12, 27—29 StęplowskiK. 10 Stępnik Krzysztof 168 Salomea bł. 175 Story Alfred T. 169 Sanguszkowa Klementyna z Czarto­ Straszewska Maria 51 ryskich 46 Studencki Władysław 149, 150, 151, Sant’Elia Antonio 233 153-156,158,160 Sartyni Mateusz 58 Styczyński Ja n Gwalbert 56 Sawrycki Władysław 217 Suchecki Bruno 58 Schellig Friedrich Wilhelm Joseph von Sucheni-Grabowska Anna 165,176 55 Suchodolski Bogdan 28 Schiller Friedrich 54, 57, 62, 64, 67, Sudolski Zbigniew 147,148,154-157, 73-79, 88, 164 160, 228 Schletter Zygmunt 114 Sulzer Johann Georg 61 Schulz Bruno 232 Surowiecki Karol 14, 18, 30-38 Schumann Robert 151 Swedenborg Emanuel 231 Scott Walter 69 Syga Teofil U l, 113,115,116,119,120, Senancour Etienne 83 124 Serczyk Jerzy 164 Symotiuk Stefan 222 Sienkiewicz Karol 59, 63, 69 Syrokomla Władysław 146, 216, 219, Sierociński Teodozy 59 225 Sikora Adam 10 Szajnocha Karol 166,174 Sinko Tadeusz 91 Szapoczkin (uczestnik tajnego stu­ Sinko Zofia 11, 18 denckiego stowarzyszenia z Pe­ Siwiec Magdalena 231 tersburga) 194 Skarbek Fryderyk 66 Szczepaniec Józef 111 Skarszewski Wojciech 24 Szczepański Ja n Julian 58 Skulski Ryszard 199, 201 Szekspir William 57,171, 213 Szewczenko Taras 194,195 Warzenica Ewa 162,166 Szews Jerzy 202 Wasilewski Zygmunt 133 Szmydtowa Zofia 72, 101,102 Wasylewski Stanisław 114,154, 155 Szujski Józef 166 Weissówna (mieszczka krakowska) Szyjkowski M arian 50, 51, 167 177 Szymanowski Piotr 48 Wereszczaka Michał 111 Szymanowski Wacław 228 Wereszczakówna Maryla 108 Szyrma Krystyn Lach 55 Wergiliusz 27,137 Szyszkowski Władysław 199, 201 Węgierski Tomasz Kajetan 19, 20 Węgrzecki Stanisław 35, 36 Ściegienny Piotr ks. 186 Wężyk Franciszek 53, 65 Śniadecki Jan 38 Wiegandt Ewa 232 Świętochowski Aleksander 90 Wieniawski Henryk 151 Świrad Lucyna 231 Wierusz-Kowalski Jan 89 Wierzbowski Teodor 214 Tarnowski Stanisław 50, 204, 205, Wilczopolska Letycja 156 215 Wild Karol 154, 158 Tasso Torquato 137 Wildowa Leonia 148,155-160 Taszycki Gabriel 30 W irtemberska M aria 50, 62 Tatarkiewicz Anna 101 Wiśniowski Antoni J. 10 Todorov Tzvetan 16 Witkowska Alina 51, 58, 59, 83, 104, Tomaszewski Stefan 231 105, 137, 143, 186 Trembecki Stanisław 20-23, 30, 59 Witkowski Michał 56 Trentowski Bronisław 184, 185 Wojciechowski Konstanty 50 Tretiak Józef 62, 68, 219 Wojciechowski Zbigniew 180 Treugutt Stefan 143, 223 Wojnakowski Ryszard 232 Triaire Dominque 47, 48 Woldan Alois 232 Trojanowicz Zofia 62, 66, 185, 187, Wolińska Olga 26 192,196 Woliński Janusz 28 Trybuś Krzysztof 66 Wolska Maryla 149, 150 Trzciński Andrzej 25, 26, 37, 38 Wolski Konstanty 24, 30 Tuczek (generał) 194 Wolski Michał 23, 30 Turski Wojciech 28, 29 Wolski Mikołaj 29 Tuwim Julian 135 Wordsworth William 82, 83 Tyrowicz Marian 185 Woronicz Jan Paweł 49, 50 Tysiewicz Jan 114 Woźnowski Wacław 18, 22 Ujejska Henryka 158 Wójcicki Kazimierz Władysław 69, 210,211 Ujejski Józef 134, 223 Ujejski Kornel 146-161, 197 Wybicki Józef 21, 37, 50 Wyka Kazimierz 90 Voltaire (właśc. François Marie Aro- uet) 11, 31, 32, 54, 63, 67, 68 YsabeauA. 169, 170 Voss Johann Heinrich 53 Zabłocki Franciszek 28 Wallis Aleksander 222 Zabłudowski Tadeusz 175 Zaborowski Tymon 59, 62, 63, 67— 69, Ziejka Franciszek 132 71 Zielińska Marta 73,121 Zachariasiewicz Jan Chryzostom 225 Zienkowska Krystyna 24 Zagórski Jerzy 45 Zmorski Roman 135 Zaleski Józef Bohdan 59, 70,152, 216, Zschokke Heinrich Daniel (właśc. 219, 225 H.D. Schocke) 50 Zaliwski Józef 129 Zygmunt August 162—164, 166—168, Zamącińska Danuta 174 174-183 Zan Tomasz 55, 58, 61-64, 68, 70, 71, Zygmunt Stary 163,169,170,171,172, 116 175 Zapiór Tadeusz 110 Zawadzki Józef 120 Zbikowski Piotr 51 Zeidler-Janiszewska Anna 222 Żeleński Tadeusz Boy 108 Zgorzelski Czesław 64, 74, 91 Żmigrodzka Maria 51, 137

Opracowała Magdalena Bąk

From Enlightenment to and further... Authors - works - readers

Summary

The book Od oświecenia do romantyzmu i dalej... A utorzy-dzieła-czytelnicy [From Enłightenment to Romanticism and further... Authors - works - readers] contains 13 drafts. The article by Monika Stankiewicz-Kopeć (Znaczenie roku 1817 w polskim pro­ cesie literackim [The meaning of the year 1817 in the Polish literary process]) contains considerations of general nature that concern temporal confines of Polish Romanti­ cism. The author expresses a view - and tries to substantiate it - that the year 1817 was significant in terms of molding of new Romantic tendencies [the year 1822 is considered the beginning of Romanticism by the Polish literary studies]. Next three drafts, which are devoted to Romantic issues, are associated with the works of Adam Mickiewicz. Thus, Magdalena Bąk ( Warsztat Mickiewicza tłumacza [Technique of Mic­ kiewicz - the translator]) focused on his skills in the field of translation [selecting the translations of the works of Frederic Schiller and George Byron as subjects of analy­ sis], The author concludes that Mickiewicz cared more about the manifestation of his own poetic expression than the fidelity to the translated originals. Damian Noras (Zie­ mia - kobieta - płodność. O pierwiastku żeńskim w ‘Panu Tadeuszu’ [Earth - woman - fertility. On the female element in ‘Pan Tadeusz’]) focused on the ‘femininity’of Lithuania homeland [on its life-giving ‘fertility’ and ‘caring-motherly’ features], Aleksandra Rut­ kowska (‘Czasy na literaturę złe’-Mickiewicz na rynku wydawniczym w pierwszej poło­ wie wieku XIX. Rekonesans [‘Bad times for literature’ - Mickiewicz on the publishing market in the first half of the Iff1' century. Reconnaissance]) engaged in a description of general mechanisms that ruled the then publishing market. Mickiewicz was placed in the ‘background’ to these issues. The next group of texts, which are devoted to the Romantic issues, concerns different authors and matters. Maciej Szargot (Koniec baśni. O ‘Panu Tadeuszu’Juliusza Słowac­ kiego [The end of the fairy tale. On ‘Pan Tadeusz’ by Juliusz Słowacki]) analyzes Pan Tadeusz by Juliusz Słowacki. The author described the relations between Pan Tadeusz by Juliusz Słowacki and the brilliant original Pan Tadeusz by Adam Mickiewicz. Accor­ ding to Szargot, we deal here with both the ‘continuation’, and polemics. Jacek Lyszczyna (‘ Zemsta’ by Aleksander Fredro wobec powstania listopadowego [‘ Revenge’ by Aleksander Fredro in the face of the November Uprising]) brought out the similarities between the comedy masterpiece and the Pan Tadeusz epic (the main plot, ending). Marian Pleszak (O biograficznych tekstach 'Tłumaczeń Szopena’Kornela Ujejskiego [On biographical texts of ‘Interpretations of Chopin’ by Kornel Ujejski]) described the origin of the series of poems entitled Interpretations of Chopin in detail: it was the acquaintance of Ujejski with Leonia Wildowa, the musically talented admirer of Chopin. According to Barbara Szar- got (Legenda przeciw legendzie. O powieści Józefa'lgnacego Kraszewskiego ‘Dwie królowe’ [Legend versus legend. On the novel by Józef Ignacy Kraszewski ‘Two Queens’]), Kraszew­ ski consequently idealized both the figure of the Elizabeth of Habsburg (the daughter of Ferdinand, the future emperor), the wife of Zygmunt August, and the ruler himself. This way he attempted at - according to the author - creating a new ‘legend’ contrasting it with another ‘great’ legend, which became the basis of the love of this ruler to Barbara Radziwiłłówna, the daughter of the Lithuanian magnate. The twilight of Romanticism is also the theme of the outline by Elżbieta Malinowska (Rosja i Rosjanie we wspomnie­ niach Maksymiliana Jatowta [Russia and Russians in recollection of Maksymilian Ja­ towt]). The author referred to a little-known writer. He was sent into exile to the , he became quite familiar with the state and its inhabitants; he wrote about it in his memoir-like works. The author reported in these opinions and views in detail. The drafts by: Henryk Gradkowski (Z dziejów szkolnej recepcji Słowackiego w wieku XIX [On the history of school reception of Słowacki in the 19th century]), Elżbieta Dutka (Od romantycznego obrazu miasta Słowackiego ku nostalgicznym poszukiwaniom - Krzemie­ niec w ‘Krótkich dniach’ Włodzimierza Paźniewskiego [From the Romantic image of the town of Słowacki to nostalgic search — Krzemieniec in ‘The Short Days ’ by Włodzimierz Paźniewski]) refer to - through concentration on the post-Romantic times - to the era of Romanticism. Gradkowski records the traces of Słowacki in schools (handbooks, an­ thologies, even questions about Słowacki at high school finals’ exams), mainly in the second half of the 19th and at the beginning of the 20th century. Dutka follows the ‘motives’ inscribed into the novel of Paźniewski, the contemporary writer that refer to the fact that Krzemieniec was a hometown to Juliusz Słowacki. The drafts of Agnieszka Kwiatkowska (Rozumne zawody. Polemiki polskiego oświe­ cenia [Rational professions. The polemics of the Polish Enlightenment] )and Janusz Ryba (‘Mały’ Potocki [‘Little’ Potocki]) concern the phenomena of the era of Enlightenment. Kwiatkowska surveyed the Enlightenment polemics on the Polish ground; the argument about the evaluation of Monachomachia by Ignacy Krasicki; the argument about Podo- lanka by Michał Dymitr Krajewski. There also were rhymed polemics, as the author notices. Thus, the unveiling of the monument of King Jan III Sobieski, on the initiative of Stanisław August Poniatowski - the last ruler of , evoked a cornucopia of rhy­ med pieces (pro-royal and anti-royal), which evaluated the rule of Poniatowski. Ryba concentrated on Jan Potocki, who was one of the greatest writers of not only Polish but also European Enlightenment. Potocki turned out to be the master of short literary forms; even longer pieces (Rękopis znaleziony w Saragossie [The Manuscript found in Saragossa]) were constructed of small forms. This became the subject of investigation of the author. The volume is characteristic of great thematic and methodological diversity, altho­ ugh the articles that are devoted or referring to Romanticism dominate the book. Du siècle des lumières vers le romantisme et plus loin... Auteurs - œuvres - lecteurs

Résumé

Le livre Du siècle des lumières vers le romantisme et plus loin... Auteurs — œuvres - lecteurs contient 13 esquisses. La majorité d’eux (9) est consacrée au romantisme. L’article de Monika Stankiewicz-Kopeć Znaczenie roku 1817 w polskim procesie literac­ kim [La signification de l’année 1817 dans le processus littéraire en Pologne] contient des divagations plus générales, concernant les limites temporelles du romantisme polo­ nais. L’auteur exprime l’opinion, en essayant de la prouver, que l’année 1817 a été importante pour la formation de nouvelles tendances romantiques (dans la science de la littérature polonaise on adopte l’an 1822 comme la date initiale du romantisme). Trois esquisses consécutives concernant la problématique romantique, sont liés à la production littéraire d’Adam Mickiewicz. Ainsi, Magdalena Bąk Warsztat Mickiewicza tłumacza [La pratique de Mickiewicz-traducteur] s’est concentrée sur la technique de la traduction de Mickiewicz (en choisissant pour son analyse la traduction des oeuvres de F. Schiller et G. Byron). L’auteur tire la conclusion que Mickiewicz tenait plus à mani­ fester sa propre expression poétique qu’à être fidèle aux originaux traduits. Damian Noras Ziemia - kobieta - płodność. O pierwiastku żeńskim w “Panu Tadeuszu” [Terre - femme - fécondité. Sur l’élément féminin dans “Pan Tadeusz”] s’est concentré sur la “féminité” de la Lituanie patrie (sur sa fécondité et son caractère “protecteur — mater­ nel”). Aleksandra Rutkowska “Czasy teraz na literaturę złe” - Mickiewicz na rynku wydawniczym w pierwszej połowie wieku XIX. Rekonesans [“Le temps est maintenant mauvais pour la littérature”— Mickiewicz sur le marché éditorial dans la première moitié du XIXe siècle. Reconnaissance] s’est occupée avant tout de mécanismes généraux gou­ vernant le marché éditorial de l’époque. Mickiewicz a été situé sur le fond de ces pro­ blèmes. Le groupe suivant des textes concernant la problématique romantique traite de divers auteurs et thèmes. Ainsi Maciej Szargot Koniec baśni. O “Panu Tadeuszu” Juliu­ sza Słowackiego [La Fin du conte. Sur “Pan Tadeusz” de Juliusz Słowacki] a analysé “Pan Tadeusz” de Juliusz Słowacki. L’auteur de l’esquisse a décrit des relations entre “Pan Tadeusz” de Juliusz Słowacki et son génial prototype, Pan Tadeusz de Mickie­ wicz. Selon Szargot, nous observons ici de même une “continuation” et une polémique. Quant à Jacek Lyszczyna “Zemsta"Aleksandra Fredry wobec powstania listopadowego [“Zemsta”d ’Aleksander Fredro par rapport à l’insurrection de novembre] a fait ressortir des analogies entre le chef-d’oeuvre de comédie, c’est-à-dire Zemsta, et l’épopée de Mic­ kiewicz Pan Tadeusz (entre autre les trames principaux et la fin qui se ressemblent). Marian Pleszak O biograficznych kontekstach “Tłumaczeń Szopena”Kornela Ujejskiego [Sur des contextes biographiques “Tłumaczenia Szopena” de Kornel Ujejski] a décrit d’une façon minutieuse la genèse d’un cycle de poèmes “Tłumaczenia Szopena”: liée à une connaissance de l’auteur des poèmes Ujejski avec Leonia Wildtowa, une admira­ trice de Chopin, douée pour la musique. Selon Barbara Szargot Legenda przeciw legen­ dzie. O powieści Józefa Ignacego Kraszewskiego “Dwie królowe" [Légende contre légende. Sur le roman de Józef Ignacy Kraszewski “Dwie królowe”] dans son oeuvre Kraszewski a idéalisé avec conséquence de même le personnage d'Elisabeth de Habsbourg (la fille de Ferdinand, futur empereur), la femme du roi Zygmunt August, que le personnage du monarque. Ainsi il essayait, selon l’auteur de l’article, de créer une nouvelle légende, en l’opposant à une autre, mieux connu, “grande” légende de l’amour de ce roi pour Barbara Radziwiłłówna, fille d’un magnat lituanien. L’esquisse d’Elzbieta Malinowska Rosja i Rosjanie we wspomnieniach Maksymiliana Jatowta [La Russie et les Russes dans les souvenirs de Maksymilian Jatowt], concerne une période finale de l'époque du romanti­ sme. L’auteur a abordé un écrivain peu connu. Déporté deux fois en Russie, il avait bien connu l’empire et ses habitants, en référant ses remarques dans des mémoires. L’au­ teur de cet article les a précisément résumés. Les esquisses de Henryk Gradkowski Z dziejów szkolnej recepcji Słowackiego w wieku XIX [De l’histoire de la réception scolaire de l’oeuvre de Słowacki] et d’Elżbieta D utka Od romantycznego obrazu miasta Słowackiego ku nostalgicznym poszukiwaniom -Krzemieniec w “Krótkich dniach” Włodzimierza Paźniewskiego [D’une image romanti­ que de la ville chez Słowacki aux recherches nostalgiques - Krzemieniec dans “Krótkie dni” de Włodzimierz Paźniewski] en se concentrant sur les temps post-romantiques, font allusion, ce qui est signalé par les titres, à l’époque de romantisme. Gradkowski enregistre, notamment dans la deuxième moitié du XIXe siècle et au début du XXf, des “traces” de Słowacki aux écoles (dans des manuels, dans des anthologies, et même dans des questions du baccalauréat). Dutka suit dans le roman de Paźniewski, un auteur contemporain, les motifs y inscrits qui se rapportent au fait que Krzemieniec est la ville natale de Juliusz Słowacki. Les esquisses qui ouvrent le livre: Rozumne zawody. Polemiki polskiego oświecenia [Les métiers résonables. Les polémiques du siècle des lumières polonais] de Agnieszka Kwiatkowska et Mały Potocki [Le petit Potocki] de Janusz Ryba concernent des phénomènes du siècle des lumières. Kwiatkowska a rapporté des polémiques de l’épo­ que en Pologne, entre autre elle a décrit la polémique avec les opinions de Jean Jacques Rousseau, le conflit sur le jugement de Monachomachia d’Ignacy Krasicki, le conflit de Podolanka de Michał Dymitr Krajewski. Il y avait aussi, note l’auteur, des polémiques versifiée. La présentation du monument du roi Jan III Sobieski, initié par le dernier roi de Pologne, Stanisław August Poniatowski, a provoqué une avalanche des oeuvres ver­ sifiées (pro et contre monarchiques), portant un jugement sur le règne de Poniatowski. Quant à Ryba, il s’est concentré sur le personnage de Jan Potocki, un des meilleurs écrivains du siècle des lumières européen. Potocki s’est révélé maître de la courte forme littéraire, même des oeuvres plus longues sont construites à partir de formes plus petites ce qui est devenu le sujet des divagations de l’auteur de l’article. Même si les articles concernant le romantisme emportent sur l’ensemble, le livre se caractérise par une grande diversité thématique et méthodologique.

Na okładce: zdjęcie pt. Most autorstwa Jarosława Maja

Projekt okładki Agnieszka Szymala

Redaktor Katarzyna Więckowska

Redaktor techniczny Małgorzata Fołys

Korektor Mirosława Złobińska

Copyright © 2004 by Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego Wszelkie prawa zastrzeżone

ISSN 0208-6336 ISBN 83-226-1347-4

Wydawca Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego ul. Bankowa 12B, 40-007 Katowice www.wydawnictwo.us.edu.pl e-mail: [email protected] Wydanie I. Nakład: 250 + 50 egz. Ark. wyd. 18,0. Ark. druk. 15,75. Przekazano do łam ania w maju 2004 r. Podpisano do druku w grudniu 2004 r. Papier offset, kl. III, 80 g ______Cena 27 zł Łamanie: Pracownia Składu Komputerowego Wydawnictwa Uniwersytetu Śląskiego Druk i oprawa: „Quick-druk” s.c. ul. Łąkowa 11, 90-562 Łódź Od oświecenia ku romantyzmowi i dalej... Autorzy - dzieła - czytelnicy

Pod redakcją Marka Piechoty i Janusza Ryby

Wykaz ważniejszych błędów dostrzeżonych w druku

Wiersz Strona Jest Powinno być od od góry dołu

68 10 w z 1816 roku w 1816 roku 140 10 do tego od tego 158 3 prawniczka prawnuczka 172 9 późniejsza późniejsza 177 2 Burchardt Burckhardt 179 1 Burchardt Burckhardt 180 6 w. księstwie litewskim W. Księstwie Litewskim 184 12 Orenbugu Orenburgu 208 8 Anhelim Anhellim 226 3 Irwy Ikwy 238 4 Burkhard Burckhardt nr inw.: BG - 333110

*

BG N 286/2238 From the Enlightenment to Romanticism and further... Authors - works - readers

Summary

The volume opens with Aneta Stasikowska’s draft Gotycki łotr w roli bohatera ro­ mantycznego [Gothic scoundrel as a ]. The author attem pts to prove in her paper that “gothic scoundrel is one of the links of the whole process of changes which constitute a new hero - romantic rebel”. Contrary to Stasikowska’s draft, issues of the next paper („Pan Tadeuszm atecznik metafor I,Pan Tadeusz”- spring of metaphors]) are inclusively connected with Romanticism period. The author analyses metaphors occurring in Mickiewicz’s masterpiece, being especially interested in metaphors of “four elements” (air, fire, earth, water). Next Wioleta Dudzińskas paper Jak edytorzy i ilustratorzy czytali „Pana Tade­ usza” [How illustrators and editors read “Pan Tadeusz”] also refers to Mickiewicz’s epic. The draft is devoted to the description of reception of Mickiewicz’s masterpiece — from the perspective of those who prepared edition and those who illustrated it. The next draft by Lidia Romaniszyn-Ziomek belongs to the type of comparative studies — „Kordian" Juliusza Słowackiego a „Lorenzaccio”Ałfreda de Musset ["Kordian” by Juliusz Słowacki and “Lorenzaccio”by ], The author analysed both works comparatively, focusing on the three following issues: vision of history, creation of the hero and the picture of the society. Slowacki's works also became the subject of interpretative inquiry in the next two papers: Anna Krysztofiak’s (Tragizm Eoliona [Tragic nature of Eolion]) and Maciej Szar- got’s (Do hr. Gustawa Olifzaraj podziękowanie za wystrzyżynkę z gwiazdeczką i Krze­ mieńcem [Around Juliusz Slowacki’s poem “Thanks to the count Gustaw Oli/zar] for the cutout wili a star and Krzemieniec’]). Krysztofiak characterises the Eolion’s character (from the Samuel Zborowski’s drama), focusing most of all on his inner contradictions. Szargot suggested new reading of the poem “To the count Olifzar] [.../' from the perspec­ tive of “creation ideas”. Aleksandra Franke’s paper (O romantycznej korespondencji sztuk. W kręgu poetyc­ kich „tłumaczeń Szopena...” Kornela Ujejskiego [About romantic correspondence of arts. Within poetic “translations of Chopin...”by Kornel Ujejski]) refers to national romanti­ cism. As the title indicates the author is occupied with the issue of transferring music into poetic word - on a definite example: series of Ujejski’s lyrics. The next draft (Onufry Pietraszkiewicz - bibliotekarz w Tobolsku. (Epizod biografii zesłańca) [Onufry Pietraszkiewicz - a librarian in Tobolsk. (An episode from the bibliography of an exile)]) is of bibliographic nature. It broadens our knowledge about both Pietraszkiewicz and lives of Polish exiles in Siberia; it constitutes a report of the way the character of the draft guarded the book collection, left at the exiles’ disposal by Piotr Moszyński. Magdalena Bąk’s paper (Romantyczne czytanie „Słowiańskiej epopei”Alfonsa Mu­ chy. Strona Polaków [Romantic reading “Slavic epic” by Alfons Mucha. Polish version]) opens final series of drafts whose topics are concerned with 20th century. The author attempts to show romantic roots of Mucha painter’s series (Slavic epic; 1912-1930) an outstanding Czech painter (1860-1939). Henryk Gradkowski (Romantyzm w między­ wojennych podręcznikach dla szkół średnich [Romanticism in interwar period in the text­ books for secondary schools]) attempts to characterise the importance of Romanticism in the process of education in secondary school education in 1918-1939 period analy­ sing four textbooks (by Lucjusz Komarnicki, Manfred Kridl, Juliusz Kleiner and Kon­ rad Górski). In the paper by Magdalena Klęczańska Wielcy romantycy polscy na kartach dwu­ dziestowiecznych encyklopedii i klasyków włoskich [Great Polish romantics in the 20'1' century Italian encyclopaedias and lexicons] described biographical notes devoted to our outstanding romantic writers included in nine Italian encyclopaedias and lexicons; paying attention to the authors of the entries and sources they used. Mag Johna Fowlesa współczesnym „Rękopisem znalezionym w Saragosie”? [“The Magus” by John Fowles modern Manuscript found in Saragossa by Jan Potocki?] by Romana Kozicka and „Piękno jest na to, żeby zachwycało”. („Ostatnie dni Norwida” Jacka Kaczmarskiego) [“Beauty is to be delighted”. (Last days of Norwid by Jacek Kacz­ marski)] by Marta Margiel constitute the final part of the volume. The first paper is an attempt of reading The Magus, very well known novel of contemporary English writer from the perspective of Manuscript found in Saragossa, brilliant work of the European Enlightenment; its author takes into consideration both formal and ideological aspects of both novels. The second of the papers consists of the analysis of Kaczmarski’s work conducted from the point of view of his relationships with the works of . In conclusion the author formulates a judgement about universal character of the con­ tent of the analysed works. Du siècle des Lumières vers le romantisme et plus loin... Auteurs - oeuvres - lecteurs

Résumé

Le livre commence par une esquisse dAneta Stasikowska Gotycki łotr w roli bohate­ ra romantycznego [Un voyou gothique dans le rôle d'un héros romantique]. Dans son ar­ ticle l’auteur essaie de démontrer que « le voyou gothique est un des chaînons du processus des transformations qui mènent à la création d'un nouveau type de héros - un rebelle romantique ». La problématique de l’article suivant (‘‘Pan Tadeusz” - ma­ tecznik metafor, ["Pan Tadeusz”- une forêt vierge des métaphores]), contrairem ent à l’es­ quisse de Stasikowska, concerne exclusivement l’époque du romantisme. L’auteur se concentre sur l'analyse des métaphores dans le chef-d’oeuvre de Mickiewicz, elle prend comme objet d'étude surtout les métaphores « des quatre éléments » (l’air, le feu, la terre, l'eau). L’article suivant, Jak ilustratorzy i edytorzy czytali “Pana Tadeusza”(Comment les illustrateurs et les éditeurs lisaient “Pan Tadeusz’) de Wioleta Dudzińska, concerne aus­ si l’épopée de Mickiewicz. L'esquisse est consacrée à la description de la réception de l’oeuvre d’A. Mickiewicz - de la perspective de ceux qui préparaient les éditions et qui les illustraient. Le quatrième esquisse, “Kordian" Juliusza Słowackiego a “Lorenzaccio”Alfreda dc Musset ['Kordian "de Juliusz Słowacki et “Lorenzaccio"d ’Alfred de Musset] s'inscrit dans le domaine de la comparatistique. L’auteur fait une analyse comparative de deux oeu­ vres, en se concentrant sur les trois questions : vision de l’histoire, création du héros et image de la société. L'oeuvre de Słowacki est devenue l'objet de l'investigation interprétative dans deux textes suivants : (lYagizm Eoliona) [Le tragique d ’Eolion] d’Anna Krysztofiak et. Wokół wiersza Juliusza Słowackiego “Do hr. Gustawa Oli[zara] podziękowanie za wy- strzyżynkę z gwiazdeczką i Krzemieńcem') [Autour du poème dc Juliusz Słowacki “Do hr. Gustawa Oli\zara\ podziękowanie za wystrzyżynkę z gwiazdeczką i Krzemieńcem ’] de Maciej Szargot. Krysztofiak caractérise le personnage d’Eolion (du drame Samuel Zbç>- rowski), en se concentrant surtout sur ses contradictions intérieures. Szargot propose une nouvelle interprétation du poème “Do lir. Gustawa Oli[zara] [...]”de la perspective du système historiosophique « génésique » de Słowacki. L’article d'Aleksandra Franke (O romantycznej korespondencji sztuk. W kręgu po­ etyckich “tłumaczeń Szopena...”Kornela Ujejskiego) \Su.r une correspondance romanti-

17 Od oświecenia que des arts. Dans le cercle de poétiques « traductions de Chopin... » de Kornel Ujejski] concerne le romantisme polonais. Comme le démontre bien le titre, l’auteur s’occupe de la question de traduisibilité de la musique en poésie — à l’exemple concret du cycle des poèmes d’Ujejski. L’esquisse suivante (Onufry Pietraszkiewicz - bibliotekarz w Tobol- sku. Epizod biografii zesłańca) [Onufry Pietraszkiewicz - bibliothécaire à Tobolsk. Un épisode de la biographie d ’un déporté] a un caractère bibliographique. Elle approfondit nos connaissances de même sur Pietraszkiewicz que sur la vie des déportés polonais en Sibérie, en plus elle décrit les soins dont le héros de l’esquisse a entouré la biblio­ thèque, concédée par Piotr Moszyński à la disposition des déportés. L’article de Magdalena Bąk (Romantyczne czytanie “Słowiańskiej epopei"Alfonsa Muchy. Strona Polaków) [Une lecture romantique de “Słowiańska epopeja”d ’Alfons Mu­ cha. Le côté des Polonais] ouvre la (dernière) série d’esquisses, dont la thématique touche le XXe siècle. L’auteur essaie de définir les racines romantiques du cycle de peinture (Słowiańska epopeja ; 1912-1930) de Mucha, un peintre tchèque remarquable (1860-1939). Henryk Gradkowski (Romantyzm w międzywojennych podręcznikach dla szkół średnich) [Le romantisme dans les manuels pour écoles secondaires dans l’entre deux guerres] essaie de déterminer l’importance du romantisme dans le processus pédagogi­ que des écoles secondaires dans les années 1918-1939, en analysant quatre manuels (celui de Lucjusz Komarnicki, de Manfred Kridl, de Juliusz Kleiner et de Konrad Gór­ ski). Dans l’article Wielcy romantycy polscy na kartach dwudziestowiecznych encyklope­ dii i leksykonów włoskich [Les grands romantiques polonais sur łes pages des encyc­ lopédies et des lexiques italiens du XXe siècle] Magdalena Klęczańska présente des notes biographiques consacrées à nos grands écrivains romantiques, comprises dans neuf encyclopédies et lexiques italiens ; elle prend en considération aussi des auteurs des notes et des sources à lesquelles ils se référaient. “Mag” Johna Fowlesa współczesnym “Rękopisem znalezionym w Saragossie” Jana Potockiego? [,,Le Mage“ de John Fowles comme un contemporain “Manuscrit trouvé à Saragosse“de Jean Potocki] de Romana Kozicka et “Piękno jest na to, żeby zachwycało”. ("Ostatnie dni Norwida” Jacka Karczmarskiego) [“La beauté existe pour enchanter". “Ostat­ nie dni Norwida“ de Jacek Karczmarski] de Marta Margiel enclosent le volume. Le premier article constitue un essai d’interpréter Le Mage, un roman connu d’un écrivain anglais contemporain de la perspective de Manuscrit trouvé à Saragosse, une oeuvre géniale du siècle des Lumières européen ; son auteur a étudié de même des questions formelles et idéologiques de deux romans. Le deuxième article comprend l’analyse d’une oeuvre de Kaczmarski, menée de point de vue de ses rapports avec la production littéraire de Cyprian Norwid. Dans la conclusion, l’auteur forme un jugement sur le caractère universel de la teneur des oeuvres étudiées.

BUŚ Ilustracja, autorstwa Haliny Zakrzewskiej-Zalewskiej, do księgi XII Kochajmy się! epopei Adama Mickiewicza, pt. Pan Tadeusz. (Zamość 1997) Finalik autorstwa Michała Elwira Andriolliego do Pana Tadeusza Adama Mickiewicza (Lwów 1882) Inicjał autorstwa Michała Elwira Andriolliego do Pana Tadeusza Adama Mickiewicza (Lwów 1882) Ilustracja, autorstwa Elżbiety Gaudasińskiej, do księgi III Urnizgi epopei Adama Mickiewicza, pt. Pan Tadeusz. (Zamość 1997) Alfons Mucha: Słowianie w praojczyźnie (Slované v pravlasti Mezi turanskou knutou a gótskym mećem). Właściciel: Galerie hlavmho mësta Prahy. Obraz wystawiony w miejscowości Moravskÿ Krumlov Alfons Mucha: Po bitwie pod Grun waldem 1410 (Po bitvé u Grunualdu 1410. Severoslovanskâ vzâjemnost). Właściciel: Galerie hlavniho mësta Prahy. Obraz wystawiony w miejscowości Moravskÿ Krumlov Na okładce wykorzystano zdjęcie autorstwa Magdaleny Kozioł

Redaktor Katarzyna Więckowska

Redaktor techniczny Małgorzata Pleśniar

Korektor Irena Turczyn

Copyright © 2007 by Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego Wszelkie prawa zastrzeżone

ISSN 0208-6336 ISBN 978-83-226-1604-8

Wydawca Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego ul. Bankowa 12B, 40-007 Katowice www.wydawnictwo.us.edu.pl e-mail: [email protected] Wydanie I. Nakład: 250 + 50 egz. Ark. druk. 16,25 + wklejki. Ark. wyd. 18,5. Przekazano do łamania w listopadzie 2006 r. Podpisano do druku w kwietniu 2007 r. Papier offset, kl. III, 80 g Cena 28 zł Łamanie: Pracownia Składu Komputerowego Uniwersytetu Śląskiego Druk i oprawa: EXPOL, P. Rybiński, J. Dąbek. Spółka Jawna ul. Brzeska 4, 87-800 Włocławek

BG N 286/2481