<<

STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ KOSZALINA KLUB PIONIERA MIASTA KOSZALINA KOSZALIŃSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA

STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓ£ KOSZALINA KLUB PIONIERA MIASTA KOSZALINA KOSZALIÑSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA

Pionierzy swojemu Miastu i swojej ma³ej OJCZY�NIE

Koszalin, maj 2010 rok Zespó³ redakcyjny: Zofia Banasiak, Maria Hudymowa, Janina Stolc

Redaktor techniczny: Jerzy Banasiak

Wydawca: Stowarzyszenie Przyjació³ Koszalina Klub Pioniera Miasta Koszalina Koszaliñska Biblioteka Publiczna

Pracê wydano pod patronatem Urzêdu Miejskiego przy wsparciu: 1. Wielkopolskiego Operatora Systemu Dystrybucji Gazu Oddzia³ 2. Przedsiêbiorstwa Gospodarki Komunalnej Sp. z o.o. w Koszalinie 3. ZTP Tepro SA Koszalin 4. Miejskich Wodoci¹gów i Kanalizacji w Koszalinie 5. Miejskiej Energetyki Cieplnej w Koszalinie 6. Telewizja Kablowa Koszalin 7. Powszechna Spó³dzielnia Spo¿ywców „Pionier”

ISBN 978-83-87317-64-5

�ród³a: Kronika Klubu Pionierów z lat 1970 – 1986 Publikacje prasowe o dzia³alnoœci Klubu z lat 1970 – 2007 Protokó³y, roczne plany pracy z lat 1970 – 2007 Zapiski kronikarskie cz³onków Klubu

Materia³ fotograficzny: Kronika Klubu Pionierów z lat 1970 – 1986 Ze zbiorów prywatnych Marii Hudymowej SPIS TREŒCI Wstêp – Janina Stolc ...... 5 I. Historia Klubu Pionierów Koszalina – Maria Hudymowa ...... 13 II. Wspomnienia pionierów ...... 27 Nauczyciel, prawnik, pionier (wspomnienie o Karolu Mytniku) – Maria Hudymowa ...... 29 Koszalin moje ¿ycie – Stanis³aw G³owacki ...... 31 Jak zosta³am Koszaliniank¹ – Zofia Banasiak ...... 35 Z pamiêtnika nauczycielki ze Skwierzynki – Helena Bury (oprac. M. Hudymowa) 40 Zwyczajna i niezwyczajna (wspomnienie o Stanis³awie Ficek-Emme) – Maria Hudymowa ...... 44 Zosta³am Polk¹ uciekaj¹c przed wojn¹ – Irena Gan ...... 47 Leœna wigilia – Maria Hudymowa ...... 50 Bibliotekarz, kustosz, rolnik – Jan Jurczak (oprac. M. Hudymowa) ...... 52 Bliska mi Ziemia Koszaliñska – Bernard Konarski ...... 56 Moje koszaliñskie lata – Józef Korczak ...... 59 Nowa szko³a, nowe przyjaŸnie – Zofia Korczyñska-Szrubka ...... 64 Tak zaczynaliœmy – Józef Napoleon Leitgeber ...... 70 Zgin¹³ w walkach o Ko³obrzeg (wspomnienie o por. Edmundzie £opuskim) – Maria Hudymowa ...... 79 Wojenna droga pielêgniarki – wspomnienia Marii Krawczyk-Michalak – oprac. Maria Hudymowa ...... 83 Najlepsze miejsce pod s³oñcem – Henryk Osipiuk (oprac. Z. Banasiak) ...... 90 ¯ycie prac¹ pisane (wspomnienie o Eugenii Rojszyk) – Maria Hudymowa ...... 93 Tu prze¿y³am ¿ycie – Janina Skalska ...... 98 Moje dzieci – Kazimiera Sobolewska ...... 103 Frontowa przygoda – wspomnienie Antoniego Soleckiego – oprac. Maria Hudymowa ...... 106 Z gór nad morze – Wiktoria Stefañczakowa ...... 110 By³am pierwsz¹ polsk¹ pielêgniark¹ – Barbara Sznajderska ...... 114 Janusz Korczak by³ dla niej wzorem (wspomnienie o W³adys³awie Tarnawskiej) – Maria Hudymowa ...... 118 Z Nowogródka przez Czelabiñsk do Koszalina (wspomnienie o dr Marii Tomaszewskiej-Gürtler) – Maria Hudymowa ...... 123 Z kronikarskich zapisków – Henryk ¯udro ...... 126 III. Stare i nowe fotografie z klubowych kronik ...... 129

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 3 dr Janina Stolc Wiceprezes Klubu Pionierów Koszalina

WSTÊP

Publikacja ta stanowi zbiór wspomnieñ tych pionierów Ziemi Koszaliñ- skiej, którzy zdecydowali siê na upowszechnienie swoich prze¿yæ, pokazanie œcie¿ek, którymi szli przez tragiczne lata wojny i okupacji, kiedy ¿ycie by³o zagro¿one ka¿dego dnia – i przez trudne, a jednak pe³ne zapa³u powojenne lata.

Gromadzone latami przez pani¹ Mariê Hudymow¹ wypowiedzi poszcze- gólnych osób, opracowane redakcyjnie przez pani¹ red. Zofiê Banasiak (cz³onka zarz¹du Klubu Pionierów) zosta³y opublikowane przez Gazetê Ziemsk¹, co powa¿nie u³atwi³o przygotowanie niniejszego wydawnictwa. Wiêkszoœæ autorów siêga wspomnieniami do okresu swej m³odoœci, ka¿dy jednak stara siê pokazaæ te¿ ca³¹ panoramê póŸniejszych prze¿yæ i zmagañ z losem, jaki mu przypad³, z sytuacj¹ i czasem, w jakim siê znalaz³. W tej mozaice wspomnieñ, przedstawionych w spokojnej tonacji, czasem z nut¹ sentymentu, zawarto przyk³ady mocowania siê z ¿yciem, z niewyobra- ¿alnymi dziœ trudnoœciami, niejednokrotnie wrêcz heroicznymi próbami ich przezwyciê¿ania. By³y to przecie¿ czasy, w których, jak pisa³ zapomniany dziœ W³adys³aw Broniewski „nie g³aska³o nas ¿ycie po g³owie”. Nikt rozs¹dny zreszt¹ tego wówczas nie oczekiwa³. Wiadomo by³o: skoñczy³a siê wojna, któr¹ nie wszystkim uda³o siê prze¿yæ, nastêpowa³y ogromne zmiany. Nale¿a³o w³¹czyæ siê w tworzenie nowego ¿ycia: uruchomienie szkolnictwa, s³u¿by zdro- wia, gospodarki, powo³anie szeregu instytucji, zak³adów pracy, a tak¿e wszyst- kich ga³êzi, decyduj¹cych o przetrwaniu i rozwoju kraju w takich warunkach, jakie wtedy istnia³y. Nie ka¿dy przechodzi³ ten czas bez problemów, jakie wystêpuj¹ w ¿yciu ka¿dej zbiorowoœci. Nie wszystkie bie¿¹ce oceny czyichœ jednostkowych wysi³ków bywa³y sprawiedliwe, tym bardziej, ¿e w euforii pierwszych powo- jennych lat podejmowano siê z koniecznoœci czêsto zadañ nie zawsze na swoj¹ miarê…

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 5 No có¿, tak te¿ bywa³o: radoœæ tworzenia i gorycz indywidualnych pora¿ek ludzi mimo, ¿e ich dzia³ania wynika³y z najlepszych, prospo³ecznych i patrio- tycznych pobudek… Taki te¿ jest w niektórych wspomnieniach obraz minione- go okresu. **************

Niniejsze opracowanie sk³ada siê z dwudziestu czterech jednostkowych relacji, pe³nych refleksji i wspomnieñ poszczególnych autorów. Ta czêœæ poprzedzona jest histori¹ Klubu Pionierów, opracowan¹ przez pani¹ Mariê Hudymow¹, pe³ni¹c¹ funkcjê przewodnicz¹cej rady programowej Klubu w obu okresach jego dzia³ania. Pani Maria by³a jedn¹ z inicjatorek utworzenia Klubu Pionierów w 1970 roku i jego reaktywowania po blisko dwudziestoletniej prze- rwie w 2004 roku. Jej wieloletnie doœwiadczenie, znajomoœæ ludzi, charyzma, a tak¿e fakt, ¿e pierwszym przewodnicz¹cym Klubu by³ pan Karol Mytnik – nauczyciel, prawnik, wspó³organizator szkolnictwa, a obecnie po reaktywacji, tê funkcjê pe³ni jego syn – Leszek Mytnik – tworzy szanse nie tylko kontynu- acji dzia³añ Klubu, lecz i dostrzegania nowych zadañ, jakie niesie obecny czas. Wœród powszechnej dziœ fali krytyki wszystkiego, co by³o w PRL (g³oszo- nej jak¿e czêsto przez nosz¹cych niegdyœ „baldachim” nad w³adz¹ œwieck¹, a teraz z równym entuzjazmem s³awi¹cych tê koœcieln¹), zaskoczeniem dla wielu osób mo¿e okazaæ siê lektura zapisu autentycznych prze¿yæ ludzi, któ- rych los rzuci³ na Ziemiê Koszaliñsk¹. Nie nale¿eli oni do grupy tych z pierw- szych stron gazet, nie piastowali licz¹cych siê stanowisk, ale znaleŸli swoje „miejsce w szeregu”, podjêli pracê, podnosili kwalifikacje, mimo ¿e uczelni by³o ma³o, a dojazd do nich trudny, za³o¿yli rodziny, wykszta³cili swoje dzieci i wnuki, zapewnili im pracê i mieszkanie. Potwierdzeniem tego mog¹ byæ s³owa jednego z autorów: „dobrze, ¿e tu przyjecha³em i ¿e ¿ycie tak siê poto- czy³o. Moje obecne miasto rodzinne uwa¿am za najlepsze miejsce pod s³oñcem”. Tak, tak w³aœnie pisa³ pan Henryk Osipiuk, który ca³e swe ¿ycie zawodowe – blisko 40 lat – przepracowa³ na stacji pomp w Bia³ogardzie. W podobnym tonie pisze pani Janina Skalska, przyby³a do Koszalina w czerwcu 1945 roku: „Miasto by³o zniszczone, ale entuzjazm pracy by³ w tamtych latach ogromny. Odgruzowywanie, tworzenie nowych instytucji: poczty, szpitala, S¹du Okrêgowego, sklepów, uruchomienie koœcio³a (obecnej katedry); a przede wszystkim organizacja szkolnictwa”. Tu w pamiêci pani Janiny zapisa³ siê pan Klaudiusz Górski – inspektor szkolny. W podsumowa- niu swojego ¿ycia zawodowego i rodzinnego (50-lecie ma³¿eñstwa, trójka dzie- ci) na zakoñczenie stwierdza: „Koszalin to moje miasto”.

6 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW Tak pisze te¿ pani Zofia Banasiak, która po ukoñczonych studiach w Kra- kowie wraca do Koszalina, podejmuje pracê w banku, a z chwil¹ powstania G³osu Koszaliñskiego zajmuje wraz z przysz³ym mê¿em licz¹ce siê w tej gaze- cie miejsce. Po przejœciu na emeryturê stwierdza: „Dziœ czujê siê koszaliniank¹, bo tu zainwestowa³am moje najlepsze lata ¿ycia, podobnie jak moi rodzice, dzieci i wnuki”. No có¿ – „ka¿de pokolenie ma w³asny czas”, jak mówi piosenka. Dziœ, kiedy samochody nie mieszcz¹ siê ju¿ na ulicach (niestety równie¿ w gara¿ach i na chodnikach), kiedy rozwarstwienie spo³eczne dosz³o do tego, ¿e jedni buduj¹ domy – pa³ace z basenami lub luksusowe mieszkania w strze¿onych dzielnicach, a inni tylko podczas du¿ych mrozów przenosz¹ siê z lasu lub dzia³ek do noclegowni, w okresie „wyœcigu szczurów”, kiedy jedni dostaj¹ kil- kunastoz³otowe, a inni wielotysiêczne podwy¿ki – ma³o kto ju¿ pamiêta, ¿e choæ „by³ taki czas, kiedy oczom zabrak³o ³ez”, to przecie¿ mimo wszystko inne wartoœci siê liczy³y, inne prze¿ycia wywo³ywa³y emocje i inny by³ stosu- nek do ¿ycia… Jedna z autorek, pani Barbara Sznajderska, kiedy w Zieleniewie pod Ko³obrzegiem wraz z nadejœciem frontu doczeka³a siê ¿o³nierzy w rogatyw- kach, wspomina to tak: „Radoœæ by³a nie do opisania. Witaliœmy siê z nimi, jak z najbli¿szymi, p³acz¹c ze szczêœcia, ¿e mogliœmy do¿yæ i zobaczyæ polskie wojsko”… i dalej: „Wspólnie martwiliœmy siê o zaopatrzenie. Niemcy zabrali i zniszczyli wszystko, pozosta³y zgliszcza i g³ód”. Wspomina te¿ o ma³ym „synu pu³ku”, który postanowi³ œcigaæ morderców swych rodziców a¿ do Berlina. Autorka tych wspomnieñ zosta³a pierwsz¹ polsk¹ pielêgniark¹ w Po³czynie Zdroju, wczeœniej tworzy³a izbê porodow¹ w Drawsku. Kolejn¹ pielêgniark¹, jak¹ przedstawiamy w tym zbiorze, jest p. Maria Michalak, która w koszaliñskim szpitalu przepracowa³a oko³o pó³ wieku. Zanim tu jednak trafi³a, odby³a frontow¹ drogê w s³u¿bie sanitarnej armii gene- ra³a Berlinga. Bezcenny przyk³ad odpornoœci psychicznej i hartu stanowi dr Maria Tomaszewska, która mimo dramatycznych prze¿yæ miêdzy innymi w Kazach- stanie – gdy dotar³a do Koszalina, zajê³a siê walk¹ z gruŸlic¹. Przez 26 lat nios³a pomoc pacjentom na Oddziale GruŸliczym. W dziedzinie s³u¿by zdrowia i jej rozwoju powa¿ny i niepodwa¿alny wk³ad wnieœli pañstwo Eugenia i Jerzy Rojszykowie, którzy po przejœciach wojen- nych i ukoñczeniu studiów medycznych pracowali w S³upsku, nastêpnie w Bia³ogardzie, a wreszcie a¿ do emerytury w Ko³obrzegu.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 7 Najliczniejsz¹ grupê autorów stanowi¹ osoby, które znalaz³y zatrudnienie w szkolnictwie. Do g³ównych problemów oœwiaty w tym okresie nale¿a³o nad- robienie straconego czasu, zwalczanie pó³analfabetyzmu, przygotowanie nowych pokoleñ do nowych ¿yciowych zadañ, uruchamianie szkó³ ró¿nego stopnia i specjalnoœci, prze³amywanie trudnoœci w wyposa¿eniu placówek oœwiatowych (oprócz szkó³ – przedszkoli i œwietlic) w sprzêt i pomoce nauko- we, programy i podrêczniki, zdobywanie œrodków na budowê i remonty obiek- tów oœwiatowych, przyœpieszenie kszta³cenia i doskonalenia kadry nauczyciel- skiej. W tej grupie nale¿y wymieniæ pana Karola Mytnika – organizatora i kie- rownika Szko³y Podstawowej dla Pracuj¹cych w Koszalinie, pani¹ Mariê Hudymow¹ – kierownika Szko³y Podstawowej nr 1, przez pewien czas prezesa ZNP, póŸniej pracownika Wojewódzkiego Wydzia³u Oœwiaty, nastêpnie wice- dyrektora Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej. Szerok¹ dzia³alnoœci¹ wykaza³a siê równie¿ pani W³adys³awa Tarnawska, która pracowa³a w szko³ach podstawowych w Drawsku, Œwidwinie, Kaliszu Pomorskim i Ko³obrzegu. Z kolei pani Kazimiera Sobolewska ze szkó³ na Podlasiu przenios³a siê do Koszalina, gdzie by³a kierownikiem Szko³y Podsta- wowej nr 3. Pani Zofia Korczyñska przyby³a do Koszalina z Zaleszczyk i by³a tu uczennic¹, studentk¹, nauczycielk¹ i kierownikiem szko³y. Pani Helena Bury pracowa³a wraz z mê¿em w Domu Dziecka w Radawnicy, a nastêpnie w szko³ach podstawowych. Panie Wiktoria Stefañczak i Stanis³awa Emme pracowa³y jako instruktorki w Domu Kultury Dzieci i M³odzie¿y w Koszalinie.

Czêstym tematem wspomnieñ wielu autorów by³y prze¿ycia wojenne. Wiele osób uczestniczy³o w ruchu oporu: pan Bernard Konarski w Szarych Szeregach, pani Kazimiera Sobolewska w Batalionach Ch³opskich. W tej¿e formacji dzia³a³a tak¿e p. Helena Bury, wywieziona póŸniej do obozu koncen- tracyjnego w Ravensbrück. Pani Eugenia Rojszyk wspó³pracowa³a z partyzan- tami. Pani Maria Hudymowa przedstawi³a wspomnienie wieczoru wigilijnego wœród partyzantów Armii Krajowej. Na rzecz AK dzia³ali równie¿ Edmund £opuski i Antoni Solecki. Pani Stanis³awa Emme by³a ³¹czniczk¹ miêdzy œrodowiskami zbrojnego podziemia. Uratowa³a wielu Polaków przed pogro- mem z r¹k nacjonalistów ukraiñskich. Ten trudny temat poruszy³ równie¿ pan Jan Jurczak (pracownik biblioteki), pisz¹cy o wojennych nocach grozy i okrutnych mordach, dokonywanych na Polakach przez UPA.

8 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW Pani W³adys³awa Tarnawska, pisz¹c o czasach okupacji wspomina aresz- towania, egzekucje, œmieræ swych braci w obozie koncentracyjnym. Udan¹ podró¿¹ przez ¿ycie – mimo tragizmu lat wojny i zmagañ ¿o³nier- skich – mo¿na nazwaæ losy Antoniego Soleckiego, kolportera prasy podziem- nej AK, cz³onka samoobrony mieszkañców polskich na Kresach Wschodnich, a nastêpnie ¿o³nierza I-ej Armii gen. Berlinga. Dozna³ radoœci spontanicznych powitañ wojska polskiego, ale prze¿y³ równie¿ bardzo wiele niebezpieczeñstw i zagro¿eñ ¿ycia w czasie forsowania Wis³y, zdobywania Z³otowa, Jastrowia i Miros³awca, pokonywania Wa³u Pomorskiego. Dotar³ jednak szczêœliwie do Berlina. Po wojnie, w Koszalinie zdoby³ wykszta³cenie, za³o¿y³ rodzinê, praco- wa³ w Zak³adzie Przemys³u Elektronicznego „Kazel”, przez 25 lat uczestniczy³ w chórze „Frontowe Drogi”. Nie dla wszystkich jednak los ¿o³nierski by³ ³askawy. Radoœæ przemierza- nych kilometrów w poœcigu za wrogiem czêsto koñczy³a siê tragicznie. Edmund £opuski np. by³ doœwiadczonym ¿o³nierzem, tak¿e walczy³ m.in. o prze³amanie Wa³u Pomorskiego, zgin¹³ jednak w œmiertelnej walce o Ko³obrzeg. W mieœcie tym zosta³ obelisk i ulica jego imienia. Czy to du¿o, czy ma³o…? W koñcu w walce o Ko³obrzeg pad³o 1229 ¿o³nierzy polskich – pochowanych na wojennym cmentarzu w Zieleniewie! Niemiecka rodzina pani Ireny Gan, której ojciec, ¿o³nierz Wermachtu, zgin¹³ w trakcie dzia³añ wojennych w Rumunii – w zwi¹zku ze zbli¿aj¹cym siê frontem zosta³a w 1944 roku przesiedlona z dawnych Prus Wschodnich do Koszalina. Jak pisze autorka, ¿adna niemiecka rodzina nie chcia³a przyj¹æ matki z czworgiem dzieci. By³ to trudny okres zw³aszcza podczas walk o zdobycie miasta przez Armiê Czerwon¹. Po zakoñczeniu wojny matka pani Ireny, mimo propozycji wyjazdu do Niemiec, zosta³a w Koszalinie; podjê³a pracê, przyjê³a polskie obywatelstwo, dzieci posz³y do szkó³. Ustabilizowa³o siê ich ¿ycie. Wspomnienia p. Józefa Leitgebera daj¹ z kolei mroczny nieco obraz pierwszych powojennych miesiêcy w Koszalinie. Podejmowanie dzia³añ nor- muj¹cych ¿ycie utrudnia³ fakt zetkniêcia siê w naszym mieœcie w tym czasie trzech narodowoœci: osiedlaj¹cych siê tu Polaków, stacjonuj¹cych Rosjan i Niemców, którzy nie zd¹¿yli lub nie chcieli siê jeszcze ewakuowaæ. Stopnio- wo jednak dosz³o do rozwi¹zania tych trudnych problemów. We wspomnie- niach tego autora czytamy te¿ o sytuacjach, nie opisywanych w innych opraco- waniach – np. o bia³o-czerwonych proporczykach, umieszczanych w oknach mieszkañ, przydzielanych Polakom przez PUR (Pañstwowy Urz¹d Repatriacyj- ny) lub o Urzêdzie Likwidacyjnym umo¿liwiaj¹cym formalne wykupienie mebli i sprzêtu pozostawionego w zajmowanych mieszkaniach.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 9 Jednym z najciekawszych fragmentów tych wspomnieñ by³ dla mnie pra- wie romantyczny obraz polskiej kawalerii, która po ostatniej szar¿y bojowej w walkach o Wa³ Pomorski, wybra³a na pewien czas w³aœnie Koszalin jako sie- dzibê sztabu Warszawskiej Brygady Kawalerii. Kontrast do wspomnieñ poprzedniego autora stanowi¹ wra¿enia przedsta- wione przez Stanis³awa G³owackiego, przyby³ego 9 maja 1945 r. z du¿¹ grup¹ tzw. osadnictwa patronackiego z Gniezna. A oto, jak autor wspomina wêdrówkê z dworca przez nieznane ulice Koszalina: „szliœmy z flagami bia³o-czerwonymi, rozeœmiani i weseli, chocia¿ nikt nie wita³ nas z orkiestr¹. Wokó³ by³o cicho i pusto, po zaœcielonych gruzem ulicach „fruwa³y” papierki, w wielu oknach ocala³ych domów wisia³y jeszcze bia³e flagi, wywieszone przez nieliczn¹ ju¿ niemieck¹ ludnoœæ, która nie zdo³a³a ewakuowaæ siê lub uciec”. W Koszalinie ju¿ od 27 kwietnia 1945 r. dzia³a³a grupa operacyjna, która zorganizowa³a Urz¹d Pe³nomocnika Obwodowego. 4 maja przybyli pierwsi nauczyciele z Gniezna, pocztowcy z Bydgoszczy, kolejarze z Warszawy. Stop- niowo nap³ywali przesiedleñcy z kraju i polskich przedwojennych terenów wschodnich. Najliczniejsza, ponad 500-osobowa grupa z Gniezna z pe³nomocnikiem rz¹du – póŸniejszym starost¹ Edmundem Dobrzyckim przywraca³a ¿ycie mia- stu Koszalin, tworzy³a jego organizm. Dalsze wspomnienia to rozleg³a panora- ma miasta i jego dynamicznego rozwoju. Liczba mieszkañców ju¿ na pocz¹tku lat 80-tych przekroczy³a 100 tysiêcy. W tym wszechstronnym rozwoju mia³ swój powa¿ny udzia³ cz³owiek du¿ego formatu – Stanis³aw G³owacki, którego dziœ okreœlilibyœmy mianem zas³u¿onego samorz¹dowca.

Grupa pionierów Ziemi Koszaliñskiej, których wspomnienia przedstawiono w niniejszej edycji, reprezentuje ró¿ne œrodowiska i wywodzi siê z ró¿nych czê- œci Polski przedwojennej. St¹d dla niektórych mog¹ ju¿ dziœ egzotycznie zabrzmieæ takie nazwy, jak ¯ytomierz (sk¹d pochodzi³a pani Emme), Zalesz- czyki (sk¹d przyby³a pani Korczyñska), Zaprudy na Polesiu, gdzie kiedyœ mieszka³a pani Rojszykowa, Wo³kowysk, gdzie urodzi³ siê pan ¯udro czy Kra- œnik ko³o Chyrowa, sk¹d pochodzi pan Jurczak, z Nowogródka dr M. Toma- szewska, a ze Zbara¿a Antoni Solecki. Nie wszyscy jednak autorzy przybyli do Koszalina z Kresów Wschodnich. S¹ tak¿e osoby z Warszawy, Gniezna, Pozna- nia, Suchej Beskidzkiej, Siedlec czy okolic Kutna. W mozaice œrodowiskowo-geograficznej dokona³y siê procesy integracyjno – stabilizacyjne. Wielu mieszkañców tych terenów, na które przybyli i uznali je za swoje – cechowa³a empatia, wzajemne zrozumienie. Godny podkreœlenia

10 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW wydaje siê fakt, ¿e mimo trudnoœci, wszyscy podnosili kwalifikacje, co wp³ywa³o na ich losy zawodowe. Tu znajdujemy równie¿ przyk³ady awansu spo³ecznego i bezcennych szans, jakie niektórzy znaleŸli w Polsce powojennej. Np. Józef Korczak w swych wspomnieniach przedstawi³ sw¹ dolê przed rokiem 1939. Ju¿ w wieku lat dziewiêciu zmuszony by³ zarabiaæ na ¿ycie pasieniem cudzych krów i t³uczeniem kamieni na szosie. Szansa, jak¹ mu da³o ¿ycie, by³a bezsporna: kolejne etapy kszta³cenia, praca, rodzina, mieszkanie, stabilizacja. Obok wykonywania obowi¹zków zawodowych niektórzy z autorów znajdo- wali czas na realizacje swych pasji. Np. pan Józef Korczak interesowa³ siê tury- styk¹ i kronikarstwem. Z kolei pan Bernard Konarski zajmowa³ siê równie¿ turystyk¹ – przez ca³e 50 lat. Zauroczony piêknem Ziemi Koszaliñskiej, a szczególnie wybrze¿em, jako przewodnik turystyczny zaczyna³ powitanie uczestników wycieczek od s³ów: „Jesteœmy w najmilszym mieœcie œwiata…”.

**************************

Zebrane materia³y, to œlady niezwyk³ych, autentycznych prze¿yæ rodzin- nych, zawodowych i spo³ecznych wygasaj¹cego ju¿ pokolenia. To ulotne wspo- mnienia ludzi, którzy mimo braku wtedy wolnych sobót czy d³ugich weeken- dów, mimo wojennego wyniszczenia i ogromu trudnoœci materialnych – znale- Ÿli si³ê i czas na pracê zawodow¹, a czêsto spo³eczn¹, na dokszta³canie i ¿ycie rodzinne, na pe³ne pasji wspó³uczestnictwo w odbudowie kraju i tocz¹cych siê przemianach. Wydaj¹c tê publikacjê mamy nadziejê, ¿e wchodz¹ce w ¿ycie kolejne gene- racje, w swym przyœpieszonym rytmie ¿ycia znajd¹ moment na chwilê zadumy, traktuj¹c ten materia³ jako „ma³y przewodnik” po tamtej minionej, niezwyk³ej epoce. Bo publikacja ta ma przecie¿ ocaliæ od zapomnienia cz¹stkê prawdziwe- go ludzkiego ¿ycia.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 11

HISTORIA KLUBU PIONIERÓW KOSZALINA

„... Ja w ka¿dej niemal minucie i godzinie czujê w sobie, ¿e tworzê Ojczyznê”

Stefan ¯eromski

Maria Hudymowa KLUB PIONIERÓW KOSZALINA WCZORAJ I DZIŒ

9 maja 1945 rok – pamiêtna data zakoñczenia II wojny œwiatowej. Skoñ- czy³ siê koszmar piêciu tragicznych lat okupacji. Odzyskaliœmy upragnion¹ wolnoœæ, ale ju¿ w zmienionych granicach. Odebrano nam nasze polskie Kresy: pe³ne s³oñca Podole, wileñskie grodziska, Polesie z jego rozlewnymi jeziorami i leœnymi mokrad³ami, po¿egnaliœmy nasz bohaterski Lwów i miasto koœcio³ów – ukochane Wilno. Jak te ptaki wêdrowne szukaliœmy miejsca na ziemi – szukaliœmy drugiej ma³ej Ojczyzny. Zacz¹³ siê okres tzw. repatriacji. W tej wêdrówce dotarliœmy do Koszalina. Niewiele ju¿ osób pamiêta Koszalin z pierwszych powojennych lat. Trudno dziœ najm³odszym mieszkañcom naszego grodu nawet wyobraziæ sobie, z jakim

Pierwsi przedstawiciele w³adzy ludowej województwa Szczeciñskiego w 1945-1946 r. – pow. koszaliñskiego. Od lewej: Edmund Fudziñski – zastêpca starosty pow. Koszaliñskiego, Edmund Dobrzycki – pe³nomocnik „Grupy Gniezno” – Starosta Koszaliñski, Leonard Borkowicz – wojewoda województwa szczeciñskiego, Dominik Koñczak – sekretarz starostwa koszaliñskiego, Henryk Jagoszewski – burmistrz Koszalina – w 1945 r. organizator i kierownik szko³y podst. w Bobolicach.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 15 ogromnym wysi³kiem i wyrzeczeniami podnoszono z ruin i zgliszcz to nasze dzisiejsze têtni¹ce ¿yciem miasto. W latach 1945-50 wszystko organizowano niemal od pocz¹tku: kolejnictwo, pocztê, handel, oœwiatê, czytelnictwo, pla- cówki kultury, budownictwo…

Mieszkañcy m. Koszalina od 1945 r. Od lewej: Klaudiusz Górski – pierwszy w 1945 r. inspektor Wydzia³u Oœwiaty PRN – cz³onek „Grupy Gniezno”, Miko³aj Praczuk – od 1945 r. z-ca inspektora Wydzia³u Oœwiaty PRN – od sierpnia 1950 r. kierownik Wydzia³u Planowania Wydzia³u Oœwiaty WRN w Koszalinie, Stanis³aw Matysiakiewicz – organizator, nauczyciel szkó³ œrednich, dyrektor Liceum Korespondencyjnego, pracownik Wydzia³u pedagogicznego Zarz¹du Okrêgu ZNP w Koszalinie.

W lipcu 1950 roku Koszalin otrzyma³ status miasta wojewódzkiego. 20 lat póŸniej, my, pierwsi jego mieszkañcy postano- wiliœmy powo³aæ Klub Pionierów Koszalina. Naszym celem by³o utrwalenie w pamiêci m³odego pokolenia historii miasta i jego powojennej odbudowy. Wiosn¹ 1970 roku inicjatywê spotkania z tymi, którzy do Koszalina przybyli w latach 1945 – 1947 podjê³y wspólnie: Zarz¹d Okrêgu Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich i Zarz¹d Okrêgu Zwi¹zku Pracowników Kultury i Sztuki. Na orga- nizacyjne spotkanie do Wojewódzkiego Domu Kultury Karol Mytnik przyby³o 4 marca 1970 roku oko³o 80 osób. Uczestnicy

16 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW jednog³oœnie podjêli uchwa³ê o utworzeniu Klubu Pio- nierów Koszalina i zg³osili doñ swoj¹ przynale¿noœæ. Na tym pierwszym zebraniu powo³ano zarz¹d Klubu i Radê Programow¹, a przewodnictwo powierzono Karolowi Mytnikowi – mieszkañcowi Koszalina od 1945 roku, prawnikowi i jednemu z pierwszych organi- zatorów szkolnictwa. Jego zastêpc¹ zosta³ Stanis³aw G³owacki, wtedy sekretarz Urzêdu Miejskiego w Kosza- linie, wczeœniej cz³onek grupy organizacyjnej z Gniezna i dzia³acz zwi¹zkowy. Radê Programow¹ stanowili: Maria Hudymowa – Stanis³aw G³owacki przewodnicz¹ca i tacy znani koszalinianie jak: dr Józef Szantyr – wieloletni dyrektor szpitala miejskiego, a nastêpnie wojewódzkiego w Koszalinie, dr Irena Plutecka – pierwszy w 1945 roku stomatolog w Kosza-

Rada Programowa – 1982 r. Od lewej: Matylda D¹browska – nauczycielka, dzia³acz ZNP, Stanis³aw G³owacki – z-ca przewod. Klubu, dr Irena Plutecka – stomatolog w Koszalinie od 1945 r. warszawianka, wiêŸniarka obozów koncentracyjnych, Karol Mytnik – przewod. Klubu, Beata Mech – pracownik NBP, dr Józef Szantyr – od 1945 r. kolejno – dyr szpitala powiatowego, wojewódzkiego, kier. Wydzia³u Zdrowia WRN w Koszalinie, Józef Weiss – Grupa organizacyjna Gniezno. Od 1945 r. wspó³organizator ¿ycia gospodarczego i kulturalnego w Koszalinie, wieloletni dzia³acz Zwi¹zku Zawodowego Pracowników Kultury i Sztuki, ekonomista, w ksiêdze ewidencji mieszkañców miasta wpisany pod numerem 1, (stoi) Bernard Konarski – prawnik, zas³u¿ony dzia³acz spo³eczny, autor wielu publikacji zwi¹zanych z Ziemi¹ Koszaliñsk¹, przewodnik turystyczny.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 17 linie, wiêzieñ obozów koncentracyjnych, Jan Pohorski – prezes S¹du Okrêgo- wego, Jadwiga Jelec – wieloletnia dyrektor Liceum Ogólnokszta³c¹cego im. St. Dubois, Edward Piekutowski – nauczyciel, pe³nomocnik do spraw szkol- nictwa w grupie organizacyjnej z Gniezna, a potem dyrektor szkó³ œrednich w Koszalinie, W³adys³awa Czajkowska, Anastazja Siczek, Matylda D¹browska – nauczycielki, Roman Sierociñski – organizator i wieloletni dyrektor Liceum Ogólnokszta³c¹cego dla Pracuj¹cych, Hieronim Straszewski – organizator koszaliñskiego handlu, Beata Mech – d³ugoletni skarbnik i sekre- tarz biura Rady.

W pochodzie 1 maja Klub Pionierów m. Koszalina od 1972 roku by³ jednostk¹ organizacyjn¹ Koszaliñskiego Towarzystwa Oœwiatowo-Kulturalnego, w póŸniejszych latach – Towarzystwa „Wis³a – Odra”. Finansowo wspiera³y dzia³alnoœæ Klubu Wydzia³y Kultury Wojewódzkiej i Miejskiej Rady Narodowej, pomaga³o te¿ Koszaliñskie Towarzystwo Spo³eczno-Kulturalne. Cz³onkami Klubu byli ludzie ró¿nych zawodów i zainteresowañ. £¹czy³o ich umi³owanie miasta, z którym wi¹za³o siê wszystko, co w nim siê dzia³o. £¹czy³a historia ojczystego kraju i wspomnienia minionych lat. Siedzib¹ Klubu by³a kawiarnia „Wena” w Wojewódzkim Domu Kultury. Przyjêto ca³oroczny plan pracy i ustalono, ¿e spotkania cz³onków odbywaæ siê bêd¹ co miesi¹c. By³y to ciekawe spotkania z dzia³aczami administracji pañstwowej, wojska, dzia³aczami politycznymi, literatami, lekarzami, dzia³aczami oœwiaty i kultury.

18 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW Szczególnie udane by³o niezmiernie serdeczne spotkanie z pierwszym starost¹, a póŸniej profesorem, rektorem Wy¿szej Szko³y Rolniczej w Szczecinie Edmundem Dobrzyckim.

Towarzyskie spotkanie cz³onków Klubu – luty 1972 r. Od lewej: Wiktor Lipko – od 1945 pionier, dzia³acz spo³eczny, Mieczys³aw Jarzêcki – pracownik Narodowego Baku Polskiego, Pawe³ Hudyma – oficer WP – prac. NBP, Jerzy Mikutowicz – ekonomista, Maria Hudymowa, Andrzej Stefañczak – nauczyciel – inspektor Wydzia³u Oœwiaty m. Koszalina, Jadwiga Jelec – nauczyciel, dyrektor Liceum im. St. Dubois.

Bywali na spotkaniach Klubu: popularny aktor Wojciech Siemion, znana z jednego z pierwszych powojennych filmów „Zakazane piosenki” Alina Janowska, niezapomniany Mieczys³aw Fogg. Du¿e znaczenie mia³y te¿ wysta- wy zwi¹zane z histori¹ i odbudow¹ miasta, ukazuj¹ce ¿ycie jego mieszkañców. By³y te¿ spotkania Pionierów z m³odzie¿¹ szkoln¹ i tzw. „spotkania pokoleñ” oraz z za³ogami i kierownictwami w zak³adach pracy, gdzie mówiono nie tylko o produkcji i osi¹gniêciach, lecz tak¿e o potrzebach i licznych trudnoœciach. Na spotkaniach z kombatantami II wojny œwiatowej wspominano wojenne prze¿y- cia i przemierzone szlaki wojennych dróg. Starano siê, a¿eby poprzez liczne spotkania, wystawy propagowaæ zasady uczciwej pracy i koniecznoœæ osobiste- go, patriotycznego zaanga¿owania. Kole¿eñskie kontakty z Pionierami innych miast: S³upska, Ko³obrzegu, Szczecina – rodzi³y nowe przyjaŸnie i zainteresowania, a wymiana doœwiad-

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 19 czeñ wzbogaca³a program dzia³alnoœci Klubu, pomagaj¹c ukazywaæ piêkno naszej Koszaliñskiej Ziemi i prê¿n¹ odbudowê naszego miasta z wojennych zniszczeñ. Cz³onkowie Klubu otrzymali legitymacje cz³onkowskie. Zaprowa- dzono karty ewidencyjne. Ustalono wysokoœæ sk³adki cz³onkowskiej, a dzieñ 4 marca ustanowiono Dniem Œwiêta Pionierów Koszalina. Organizowane tak¿e by³y wycieczki. Ich uczestnicy poznawali historiê regionu, a szczególnie patriotyczne zaanga¿owanie mieszkañców Ziemi Z³otowskiej i Bytowskiej w walce o polsk¹ szko³ê, ojczyst¹ mowê, o polskoœæ. S³uchano opowieœci o walkach polskiego ¿o³nierza o Wa³ Pomorski i Ko³o- , zwiedzano miejsca pamiêtnych wojennych lat. Pionierzy odwiedzili Poznañ i Wroc³aw. By³y te¿ organizowane grzybobrania i ogniska. Wydarzenia znacz¹ce w piêtnastoletniej dzia³alnoœci Klubu zosta³y uwiecz- nione w klubowej kronice, któr¹ skrzêtnie prowadzili: wspomniana wy¿ej dyrektorka LO Jadwiga Jelec, znany i zas³u¿ony dzia³acz PTTK, przewodnik turystyczny, publicysta Bernard Konarski oraz oficer Wojska Polskiego Józef Korczak. Klub coraz bogatszy w doœwiadczenia pozyskiwa³ nowych cz³onków. W 1970 roku zrzesza³ 80 osób, w cztery lata póŸniej oko³o 300, a w 1984 oko³o 500. Paradoksalnie, mimo systematycznego rozwoju, w zwi¹zku z politycznymi wydarzeniami w kraju, tak jak inne towarzystwa, zawiesi³ swoj¹ dzia³alnoœæ w 1985 roku. Po wielu latach, niektórzy jego cz³onkowie postanowili reaktywowaæ dzia³alnoœæ Klubu. Pomaga³ w tym pocz¹tkowo œp. red. Eugeniusz Buczak, póŸniej wspiera³ prezes Stowarzyszenia Przyjació³ Koszalina, Józef Sprutta. W lipcu 2004 roku spotkali siê inicjatorzy reaktywowania Klubu Pionierów m. Koszalina: ni¿ej podpisana Maria Hudymowa, Zofia Banasiak, Janina Stolc, Leszek Mytnik, Józef Sprutta. Postanowiono zorganizowaæ kolejne spotkanie i zaprosiæ na nie pierwszych mieszkañców miasta. Niebawem w koszaliñskiej kawiarni „Va Banque” spotka³a siê liczna grupa pionierów, którzy jednog³oœnie potwierdzili celowoœæ reaktywacji Klubu. Wybrano Zarz¹d Klubu. Przewodnicz¹cym zosta³ Les³aw Mytnik (syn poprzedniego przewodnicz¹cego Karola Mytnika), wiceprzewodnicz¹cymi Klubu Pionierów zosta³y Janina Stolc i Eugenia Jurewicz, skarbnikiem Zofia Nosal. Nastêpnie zgodnie z tradycj¹ powo³ano Radê Programow¹ do której wesz³y: Zofia Banasiak, Maria Bola, Maria Hudymowa, Barbara P³owczyk i Maria Zakrzewska. Przewodnicz¹c¹ Rady zosta³a Maria Hudymowa. Na zaproszenie prezydenta 17-go lipca odby³o siê spotkanie z pierwszymi mieszkañcami Koszalina w czasie którego Józef Spruta mówi³ o historii miasta

20 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW a Maria Hudymowa o piêtnastoleciu pierwszego Klubu Pionierów i o perspek- tywach dzia³alnoœci ostatnio reaktywowanego Klubu dzia³aj¹cego w struktu- rach Stowarzyszenia Przyjació³ Koszalina, gdzie na podobnych zasadach dzia³a Bractwo Literackie i Klub Morsów. Z okazji kolejnej rocznicy wrzeœnia 1939 Klub Pionierów zorganizowa³ w Koszaliñskiej Bibliotece Publicznej spotkanie oko³o 100 osób. Czêœæ organi- zacyjno-historyczna zosta³a poprzedzona wystêpem chóru „Frontowe Drogi”. W repertuarze wykonawcy zaprezentowali pieœni woj- skowe i partyzanckie. Do tego tonu dostosowa³o siê w swych recytacjach Brac- two Literackie. Od tamtego spotkania, dzia³alnoœæ Klubu nabra³a

Tablica na budynku szko³y tempa. Cz³onkowie spotykali siê przy ró¿nych okazjach, œwi¹t pañstwowych, ró¿nego rodzaju rocznic. Szczególnie pe³ne ciep³a rodzinnego i serdecznoœci s¹ spo- tkania wigilijne. To okazja do wspomnieñ. Rozœwietlona choin- ka, biel op³atka, ¿yczenia, piêkne melodie polskich kolêd, prze- nosz¹ nasze myœli w krainê daw- nych lat, przypominaj¹ o tych, których nie ma ju¿ wœród nas. W marcu 2006 roku Rada Programowa Klubu wyst¹pi³a do w³adz Koszalina z wnioskiem o umieszczenie tablic pami¹tko- wych na budynkach szkó³, które

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 21 jako pierwsze rozpoczê³y dzia³alnoœæ w latach 1945-47 na terenie miasta. Ini- cjatywa spotka³a siê z przychylnoœci¹ miejskich rajców. Tablice zawieraj¹ce informacje dotycz¹ce otwarcia placówki, nazwisk jej organizatorów i pierw- szych nauczycieli, ufundowane przez Radê Miejsk¹ w Koszalinie, zosta³y uro- czyœcie ods³oniête. W Szkole Podstawowej nr 2 im. Janusza Korczaka (obecnie Gimnazjum nr 2) uroczystoœæ odby³a siê w czerwcu 2007 roku. Wziêli w niej udzia³ przedstawiciele w³adz miejskich, dyrekcja, nauczyciele, byli uczniowie szko³y i szkolna m³odzie¿. Aktu poœwiêcenia tablicy dokona³ ksi¹dz pra³at Tadeusz Piasecki, a jej uroczystego ods³oniêcia prezydent miasta dr Miros³aw Mikietyñski i ni¿ej podpisana, reprezentuj¹ca Klub Pionierów. W podobnie podnios³ej atmosferze ods³oniêto we wrzeœniu 2007 roku tablice na budynkach dawnej Szko³y Podstawowej nr 1 i Szko³y Podstawowej dla Pracuj¹cych przy ul. Zwyciêstwa 117 (obecnie Zespó³ Szkó³ Sportowych), a tak¿e Liceum Ogól- nokszta³c¹cego dla Pracuj¹cych, gdzie aktu poœwiêcenia dokona³ ks. bp. Pawe³ Cieœlik. W roku 2009 pami¹tkowa tablica ozdobi œciany Technikum Ekonomiczne- go przy ulicy W³adys³awa Andersa (obecnie Zespó³ Szkó³ Zawodowych nr 1) a w Liceum Ogólnokszta³c¹cym im. Stanis³awa Dubois przy ul. Konstytucji 3 Maja tak¹ tablicê ju¿ umieszczono. Wspó³praca z pionierskimi szko³ami przy- nios³a efekty edukacyjne i wychowawcze. M³odzie¿ z tych szkó³ uporz¹dkowa³a samotne mogi³y nauczycieli, którzy nie maj¹ w Koszalinie bli- skich. Z³o¿y³a kwiaty i zapali³a znicze jako wyraz wdziêcznoœci i patriotycznego wychowania. Z inicjatywy Klubu Pionierów od stycznia 2006 roku, zamieszczono na ³a- mach „Gazety Ziemskiej” – miesiêcznika samorz¹dowego powiatu koszaliñ- skiego 24 publikacje, bêd¹ce wspomnieniami pierwszych mieszkañców powo- jennego Koszalina. Dziêki hojnoœci koszaliñskich sponsorów s¹ one zebrane i wydane w obecnej publikacji. W dzia³alnoœci programowej Klubu powrócono do tradycji spotkañ z dyrekcjami i pracownikami koszaliñskich zak³adów pracy. Pionierów zapro- si³a w 2007 roku Miejska Energetyka Cieplna i w 2008 Miejskie Wodoci¹gi i Kanalizacja w Koszalinie. Uczestnicy spotkañ zwiedzili zak³ady, wys³uchali ciekawych prelekcji o ich historii i wspó³czesnoœci. Pionierów serdecznie witali dyrektorzy i pracownicy m.in.: dr Gra¿yna Bielawska, prezes MEC oraz mgr Janusz £odziewski, prezes MWiK. Wœród kadry kierowniczej obu miejskich spó³ek jest wielu przedstawicieli m³odego pokolenia koszalinian, by³ych uczniów szkó³ podstawowych i œrednich, a tak¿e absolwentów Wy¿szej Szko³y In¿ynierskiej (obecnie Politechniki Koszaliñskiej). Mi³e, serdeczne spotkania,

22 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW pe³ne wspomnieñ z minionych lat i staropolska goœcinnoœæ, pozostan¹ na trwa³e w pamiêci tych, którzy w nich uczestniczyli. Kolejne planuj¹ przedsiêbiorstwa Gospodarki Komunalnej i koszaliñskiej Gazowni. Dzia³alnoœæ Klubu w 2008 roku zakoñczy³o tradycyjne spotkanie wigilijne.

Wigilijne spotkanie 17.12.2008 r. Od prawej: Zofia Koniecko, ks. bp. Edward Dojczak, Krystyna Aftarczuk, Jadwiga Derkacz. Klub Pionierów to jedno z najstarszych stowarzyszeñ spo³ecznych w pol- skim Koszalinie, którego szeregi z naturalnych powodów, odwiecznego prawa natury, systematycznie malej¹. Jako bezpoœredni uczestnicy tamtych wydarzeñ mamy moralny obowi¹zek wobec m³odszych pokoleñ przekazaæ historyczn¹ prawdê o ludziach, którzy po wojennych burzliwych latach tu w³aœnie znaleŸli swoj¹ drug¹ ma³¹ Ojczyznê i jej tworzeniu poœwiêcili resztê trudnego i praco- witego ¿ycia.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 23 Izba Pamiêci – Muzeum Miejskich Wodoci¹gów i Kanalizacji w Mostowie 5.06.2008. Od lewej: Maria Hudymowa, Zofia Koniecko, Krystyna Aftarczuk

Wigilijne spotkanie. Od lewej: Józef Spruta – prezes Towarzystwa Przyjació³ Koszalina, Krystyna Pilecka – kanclerz Bractwa Literackiego, Janina Stolc, Maria Hudymowa

24 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW Strona stanowi skan z Biuletynu MEC nr 6(21) z 2007 r.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 25

WSPOMNIENIA PIONIERÓW

Maria Hudymowa NAUCZYCIEL, PRAWNIK, PIONIER Wspomnienie o Karolu Mytniku

Karol Mytnik urodzi³ siê 4 wrzeœnia 1906 roku w T³umaczu, woj. sta- nis³awowskie, jako syn Henryka i Marii Mytników. Po ukoñczeniu gimnazjum w 1928 roku pracuje przez pewien czas jako nadzorca przy budowie dróg. Zarobione pieni¹dze przeznacza na wyjazd do Lwowa, gdzie podejmuje studia zaoczne na Wydziale Prawa tamtejszego Uniwersytetu. Równoczeœnie uczy siê na Wy¿szym Pedagogicznym Kursie Nauczycielskim, po ukoñczeniu którego w 1931 roku zostaje zatrudniony jako nauczyciel kontraktowy w szkole podsta- wowej w Natasowie w powiecie tarnopolskim. W 1932 roku zostaje przeniesio- ny do szko³y w Bajkowicach, w pobli¿u Tarnopola, co u³atwia mu dojazdy do Lwowa i kontynuowanie studiów prawniczych. Po roku obejmuje kierownictwo szko³y w Chodaczkowie Wielkim. W 1937 roku otrzymuje dyplom ukoñczenia studiów prawniczych i zostaje powo³any przez lwowskie Kuratorium na stanowisko instruktora oœwiaty dla doros³ych przy Inspektoracie Szkolnym w Czortkowie. Tragiczny wrzesieñ 1939 roku przerywa dobrze zapowiadaj¹c¹ siê pracê pedagogiczn¹. Lata okupacji zwi¹zane s¹ z rodzinnym miastem T³umaczem, gdzie Karol Mytnik prze¿ywa dwukrotn¹ okupacjê radzieck¹ i niemieck¹. Pracuje jako pracownik fizyczny w Pañstwowej Cukrowni w Chodorowie, organizuj¹c równoczeœnie komplety tajnego nauczania w zakresie szko³y podstawowej i œredniej. Wspomnienia z tej dzia³alnoœci publikowa³ w wydanej przez Koszaliñskie Towarzystwo Spo³ecz- no-Kulturalne w Koszalinie w 1983 roku pozycji pt. „Szko³y, jakich nie by³o”. Po zakoñczeniu dzia³añ wojennych Karol Mytnik pierwsze miesi¹ce razem z rodzin¹ spêdza w Toruniu, ale ju¿ w lipcu 1945 roku jest mieszkañcem Koszalina. Zg³asza siê do dyspozycji miejscowych w³adz szkolnych, które w tym czasie reprezentuje Klaudiusz Górski – inspektor i jego zastêpca Miko³aj Praczuk. Jako pierwsze organizuje kursy repolonizacyjne i szkolenia dla niewy- kwalifikowanych nauczycieli oraz szko³ê podstawow¹ dla pracuj¹cych, zostaj¹c jej d³ugoletnim kierownikiem, a¿ do przejœcia na emeryturê w 1973 roku. Pra- cuj¹c w szkolnictwie ukoñczy³ równoczeœnie aplikacjê w S¹dzie Wojewódzkim w Koszalinie i z³o¿y³ obowi¹zkowy egzamin w S¹dzie Apelacyjnym w Gdañsku.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 29 By³ wspó³organizatorem wielu organizacji i stowarzyszeñ w Koszalinie. Znany, ceniony, aktywny dzia³acz Zwi¹zku Nauczycielstwa Polskiego: prze- wodnicz¹cy Zarz¹du Oddzia³u Miejskiego, sekretarz Zarz¹du Okrêgu, cz³onek Zarz¹du G³ównego, d³ugoletni przewodnicz¹cy sekcji emerytów. Dzia³acz i lek- tor Towarzystwa Wiedzy Powszechnej, wspó³organizator i aktywny dzia³acz zorganizowanego w kraju po zakoñczeniu dzia³añ wojennych pierwszego Klubu b. Nauczycieli Tajnego Nauczania w Koszalinie w 1977 roku, a od 1983 – Krajowego Konwentu b. Nauczycieli Tajnej Oœwiaty (TON). W 1970 r. wspó³organizator i d³ugoletni przewodnicz¹cy Klubu Pionierów m. Koszalina. Kocha³ kwiaty – wspó³za³o¿yciel „Klubu Mi³oœników Ró¿”, którego orga- nizatorem by³ Micha³ Praczuk – inspektor szkolny. Próbowa³ te¿ uprawiaæ poezjê, jest autorem strof: „(…) Gdy Polska popad³a w kajdany niewoli i wroga przemoc nasz naród gnêbi³a ka¿dy z nas odczu³ co gnêbi i boli, czekaj¹c, by zemsty godzina wybi³a (…) (… )Ta tajna dzia³alnoœæ, te tajne komplety ta bohaterska walka koñcz¹ca siê w maju pozwoli³y ukoñczyæ szko³y, uniwersytety tym, którzy wkrótce mieli rz¹dziæ krajem (…)” W Koszalinie dorasta³y starsze i urodzi³y siê m³odsze dzieci: córka Danuta i synowie – Les³aw, Krzysztof, Stanis³aw i Zygmunt. Wszyscy ukoñczyli stu- dia, za³o¿yli rodziny. Tu dorastaj¹ wnuki i prawnuki. Za wieloletni¹ dzia³alnoœæ zawodow¹ i spo³eczn¹ pe³n¹ oddania dla dobra kraju i m³odzie¿y Karol Mytnik odznaczony zosta³: Krzy¿em Oficerskim OORP (poœmiertnie), Krzy¿em Kawalerskim OORP, Z³otym Krzy¿em Zas³ugi, Medalem „Zas³u¿ony Nauczyciel PRL”, Medalem Komisji Edukacji Narodowej, Medalem X, XXX, XL – lecia PRL, Z³ot¹ Odznak¹ ZNP, Odznak¹ „Zas³u¿ony dla województwa koszaliñskiego” oraz wieloma innymi odznaczeniami resorto- wymi, zwi¹zkowymi, regionalnymi oraz dyplomami i wyró¿nieniami. Bogate ¿ycie pe³ne krêtych dróg, bogata spuœcizna dokonañ spo³ecznych. Zmar³ w Koszalinie 1997 roku. ¯egnali Go bliscy, przyjaciele, liczni byli uczniowie i mieszkañcy miasta. W czerwcu 2007 roku na budynku Szko³y Podstawowej nr 1 przy ul. Zwy- ciêstwa w Koszalinie ods³oniêto tablicê, upamiêtniaj¹c¹ datê zorganizowania Szko³y Podstawowej dla Pracuj¹cych i jej pierwszych nauczycieli, a wœród nich jej organizatora i d³ugoletniego kierownika Karola Mytnika.

30 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW Stanis³aw G³owacki KOSZALIN - MOJE ¯YCIE

Mia³em 23 lata, gdy 9 maja 1945 roku przyby³em do Koszalina, w pierw- szej osiedleñczej grupie gnieŸnieñskiej. Jechaliœmy d³ugo w wagonach towaro- wych z Gniezna – mojego miasta rodzinnego. Gniezno jako pierwsze zainicjo- wa³o osadnictwo patronackie wybieraj¹c pod zasiedlenie Koszalin. By³a to s³uszna decyzja ówczesnych w³adz m³odego pañstwa, a tak¿e Polskiego Zwi¹zku Zachodniego, które zajmowa³y siê organizacj¹ przesiedleñ. Chêtnie wspominam moje pierwsze zetkniêcie siê z Koszalinem, kiedy to wêdrowaliœmy piêknym majowym rankiem z dworca przez nieznane nam ulice nowego miasta. Tu i ówdzie widnia³y niemieckie napisy „Köslin”. Szliœmy z flagami bia³o-czerwonymi, rozeœmiani i weseli, chocia¿ nikt nas nie wita³ z orkiestr¹. Wokó³ by³o cicho i pusto, po zaœcielonych gruzem ulicach „fruwa³y” papierki, w wielu oknach ocala³ych domów wisia³y jeszcze bia³e flagi, wywieszone przez nieliczn¹ ju¿ niemieck¹ ludnoœæ, która nie zdo³a³a ewa- kuowaæ siê b¹dŸ uciec. Id¹c od dworca, poprzez obecn¹ ulicê Zwyciêstwa do Rynku – ca³ego z przyleg³ymi ulicami w gruzach, dotarliœmy do budynku szkolnego, dzisiaj ju¿ nie istniej¹cego, wówczas stoj¹cego naprzeciw ma³ego koœcio³a. Szko³a by³a naszym pierwszym miejscem noclegowym. Przez wiele dni ¿ywiliœmy siê w³asnym prowiantem, przywiezionym z domu. Myliœmy siê w rzece Raduszce (obecnie Dzier¿êcince) przy moœcie, naprzeciw dzisiejszego Empiku. Niebawem zostaliœmy zakwaterowani w sto³ówce, mieszcz¹cej siê w lewym skrzydle budynku obecnej Delegatury Urzêdu Zachodniopomorskie- go. Ka¿dy na w³asna rêkê szuka³ mieszkania, których du¿o sta³o otworem. W niektórych domach na sto³ach mo¿na by³o jeszcze zobaczyæ resztki po¿ywie- nia, pozostawionego przez uciekaj¹cych mieszkañców. Ja znalaz³em mieszkanie przy ul. Wojska Polskiego, w którym przysz³o mi spêdziæ ca³e swoje póŸniejsze ¿ycie. Do naszego przybycia w mieœcie by³o niewielu Polaków. 39 osób, rekru- tuj¹cych siê spoœród jeñców wojennych oraz tych, których przywieziono tu na roboty przymusowe, utworzy³o pierwsz¹ ludow¹ milicjê przy Wojennej Komendanturze Radzieckiej, mieszcz¹cej siê wówczas w budynku obok NBP.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 31 Od 4 marca 1945 roku, w którym to dniu Koszalin zosta³ wyzwolony przez Armiê Radzieck¹ II Frontu Bia³oruskiego, dowodzonego przez genera³a Panfi³owa, up³ynê³o do naszego przyjazdu sporo dni. W mieœcie panowa³ wzglêdny spokój. Wspomniana milicja czuwa³a nad porz¹dkiem, zabezpiecza³a budynki przed „szabrownikami”, którzy grasowali wówczas na tych terenach. 27 kwietnia 1945 roku przyby³a do Koszalina grupa operacyjna, która zor- ganizowa³a tymczasowy Urz¹d Pe³nomocnika Obwodowego. Koszalin, chocia¿ krótko, by³ wtedy siedzib¹ w³adz województwa szczeciñskiego. Z Bydgoszczy przyby³a nieliczna grupa pocztowców, zaœ z Warszawy – kolejarzy. 4 maja przyby³a z Gniezna grupa pierwszych nauczycieli z Klaudiuszem Górskim, pierwszym inspektorem szkolnym. Przedtem jeszcze ówczesne w³adze Gniezna delegowa³y do Koszalina Tadeusza Dajewskiego, Jana Pilarskiego, Wac³awa Majerowicza, którzy mieli zorientowaæ siê w warunkach osadnictwa. Do miasta przybywali równie¿ pojedynczo nieliczni jeszcze pierwsi polscy osiedleñcy. Wszak¿e dopiero nasza gnieŸnieñska grupa przyst¹pi³a do tworze- nia organizmu miejskiego. ZnaleŸli siê w niej przedstawiciele administracji pañstwowej z pe³nomocnikiem rz¹du – póŸniejszym starost¹ Edmundem Dobrzyckim na czele, jego zastêpc¹ Dominikiem Koñczakiem – pierwszym prezydentem Gniezna, Czes³awem Miko³ajczykiem sekretarzem komitetu PPR – póŸniejszym burmistrzem, Stanis³awem Jakubowskim – pierwszym burmi- strzem, Leonem Majerowiczem – jego zastêpc¹, Romanem Sobczakiem – pe³nomocnikiem do spraw przemys³u, Edwardem Piekutowskim – pe³nomocni- kiem ds. farmacji, Tadeuszem Dajewskim – zastêpc¹ kierownika ds. aprowiza- cji i handlu oraz Janem Pilarskim – zastêpc¹ pe³nomocnika ds. przemys³u. Wœród ponad 500-osobowej grupy pierwszych przesiedleñców z Gniezna byli ludzie ró¿nych zawodów. Z miejsca przyst¹piliœmy do tworzenia Zarz¹du Miejskiego, który mieœci³ siê przy ul. Grottgera w budynku, gdzie do niedawna mieœci³ siê M³odzie¿owy Dom Kultury (obecnie S¹d Rejonowy – przyp. red.). Dziêki prê¿noœci pierwszych osadników miasto szybko wraca³o do ¿ycia. Ju¿ w czerwcu 1945 roku uruchomiono elektrowniê, gazowniê, wodoci¹gi i kanalizacjê. W tym te¿ miesi¹cu zosta³a otwarta pierwsza polska szko³a, pocz¹tkowo przy ulicy Podgórnej, potem przeniesiona na ulicê Krzywoustego (dzisiejsza szko³a nr 2). Z roku na rok przybywa³o mieszkañców. Z ledwie 33-tysiêcznego w 1933 roku, Koszalin „urós³” do stutysiêcznego miasta na swoje czterdziestolecie (1985 – red.). Ju¿ pod koniec 1945 roku by³o w Kosza- linie 14.476 mieszkañców, w 1950 roku, w którym Koszalin zosta³ siedzib¹ w³adz wojewódzkich liczba ludnoœci wzros³a do 19.946, w 1960 roku do 44.400, w 1970 do 65.186, w 1975 do 77.620, w 1980 do 91.494. A¿ do wspo- mnianych 100 tysiêcy.

32 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW Do wa¿niejszych wydarzeñ, jakie mia³y wp³yw na pozytywne przeobra¿e- nia Koszalina, w których i ja bra³em udzia³, zaliczyæ trzeba odgruzowywanie miasta. Mieszkañcy, a wiêc my, pionierzy wraz z m³odzie¿¹ szkoln¹ i ¿o³nierza- mi spontanicznie wykonywaliœmy te prace, wywo¿¹c gruz na ulicê M³yñsk¹. W latach piêædziesi¹tych cieszyliœmy siê nowopowstaj¹cymi w œródmieœciu budynkami mieszkalnymi w stylu starówki. Nowa dzielnica mieszkaniowa powstawa³a w pó³nocnej czêœci miasta – dzisiaj jest to piêkne Osiedle 1000-lecia. Potem zaczê³y wyrastaæ kolejne dzielnice mieszkaniowe. Niew¹tpliwie, dynamiczny rozwój miasta wi¹za³ siê z uzyskaniem przez Koszalin statusu miasta wojewódzkiego w 1950 roku. W 1952 roku powsta³a w³asna gazeta – „G³os Koszaliñski”, póŸniej Rozg³oœnia Polskiego Radia, Ba³tycki Teatr Dramatyczny, Filharmonia, Koszaliñski Oœrodek Naukowo-Ba- dawczy, Wy¿sza Szko³a In¿ynierska i inne wa¿ne dla miasta instytucje i pla- cówki miastotwórcze. Z entuzjazmem odbudowywaliœmy i zagospodarowywaliœmy Górê Che³msk¹, piêkny oœrodek miejskiego wypoczynku i rekreacji. W latach szeœædziesi¹tych, w okresie, gdy sprawowa³em funkcjê radnego Miejskiej Rady Narodowej i urzêduj¹cego cz³onka Prezydium MRN, w mieœcie zachodzi³y dalsze korzystne zmiany urbanistyczne. Wybudowany zosta³ nowy wiadukt ³¹cz¹cy stare miasto z nowym wyrastaj¹cym na pó³nocy, zosta³a posze- rzona ulica Zwyciêstwa (od placu, na którym stan¹³ nowy ratusz a¿ do Urzêdu Wojewódzkiego), powsta³y nowe zak³ady pracy, jak „Kazel” o nowoczesnym profilu elektronicznym, „Unima”, „FUB” i inne. W latach siedemdziesi¹tych zosta³a poszerzona druga czêœæ ulicy Zwyciê- stwa (od placu do hotelu „Ja³ta” /dzisiejsza „Arka”– przyp. red./). Wyburzone przy tej okazji budynki ods³oni³y zabytkow¹ budowlê koœcio³a mariackiego. Dynamizuj¹cy wp³yw na dalszy rozwój i upiêkszanie Koszalina wywar³y spontaniczne prace, w tym te¿ spo³eczne ludnoœci, zwi¹zane z przygotowywa- niem do¿ynek centralnych w 1975 roku. Zniknê³y stare rudery, ulice zosta³y poszerzone i wyasfaltowane, budynki zyska³y kolorowe elewacje, miastu przy- by³o urody i splendoru. Tak oto, miasto kiedyœ zaniedbane, o starej pruskiej zabudowie, sta³o siê piêkn¹ i nowoczesn¹ stolic¹ zasobnej ziemi koszaliñskiej. Zwi¹za³em siê z tym miejscem silnymi wiêzami – tak¿e rodzinnymi. Tu urodzi³y siê moje trzy córki, z których dwie po studiach wróci³y, by ¿yæ i pracowaæ w Koszalinie. W tym mieœcie sprawowa³em ró¿ne wa¿ne i odpowiedzialne funkcje zawodowe, spo³eczne i polityczne, za które otrzymywa³em nagrody, odznaki honorowe i odznaczenia pañstwowe. W tym mieœcie minê³a moja m³odoœæ.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 33 Stanis³aw G³owacki, by³ w latach 1969-1971 zastêpc¹ przewodnicz¹cego Miejskiej Rady Narodowej w Koszalinie. Wspó³organizowa³ Klub Pionierów w Koszalinie w 1970 roku, pe³ni¹c w jego zarz¹dzie funkcjê wiceprzewod- nicz¹cego. Zmar³ w 2006 roku.

Wspomnienia napisa³ w po³owie lat osiemdziesi¹tych. Tekst przechowa³a i udostêpni³a do druku pani Maria Hudymowa.

34 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW Zofia Banasiak JAK ZOSTA£AM KOSZALINIANK¥

To nie by³ mój osobisty wybór, tylko rezultat wojny. Nie urodzi³am siê w Koszalinie, gdzie przysz³o mi spêdziæ ¿ycie i gdzie przysz³y na œwiat moje dzieci i wnuki. Urodzi³am siê w Warszawie, jak mój ojciec, Konstanty Chrab¹szczewicz, który w pierwszych dniach po wojnie organizowa³ w Koszalinie Oddzia³ Naro- dowego Banku Polskiego. By³ przedwojennym bankowcem, prokurentem war- szawskiego Banku Cukrownictwa. Gdy po Powstaniu Warszawskim znalaz³ siê w niemieckiej niewoli, zosta³ przez administracjê obozu skierowany jako „cukrownik” do kopania buraków. Bo z nich robi siê cukier. Takie by³o nie- mieckie okupacyjne poczucie humoru. Po powrocie z niewoli ojciec odszuka³ rodzinê i stwierdziwszy, ¿e nasz warszawski dom Powstania nie przetrwa³, wyruszy³ w kierunku Szczecina. Ci¹gnê³o go nad morze, zawsze marzyli oboje z mam¹, by tam zamieszkaæ. I zamieszkali – w Koszalinie. Tu mieœci³a siê wtedy siedziba w³adz województwa zachodniopomorskie- go. Tymczasowa, gdy¿ by³ jeszcze w rêkach Armii Czerwonej i prze- kazanie go Polsce nast¹pi³o znacznie póŸniej. Po raz pierwszy zobaczy³am Koszalin w lipcu 1945 roku. Po Powstaniu Warszawskim, kiedy rodzice znaleŸli siê w niewoli, mn¹ i siostr¹ zaopiekowa³a siê krakowska rodzina mamy. Do Krakowa pisali z Niemiec rodzice, do Krako- wa wracali – ojciec zim¹, bo spod Wroc³awia, gdzie go wywieziono, by³o bli¿ej, mama wiosn¹ z póŸniej wyzwolonych górskich okolic Schoenbergu. Ja ju¿ wtedy chodzi³am do gimnazjum. Szko³y w Krakowie zosta³y otwarte zaraz po styczniowym wyzwoleniu miasta. Ba, znalaz³o siê dla mnie nawet miejsce w internacie RGO (skrót od Rady G³ównej Opiekuñczej – przyp. red.), co uwal- nia³o krakowsk¹ ciociê od kosztów utrzymywania jednej osoby wiêcej. Tu¿ po zakoñczeniu roku szkolnego z pocz¹tkiem lipca 1945 r. wyru- szy³yœmy z mam¹ do ojca do Koszalina. Có¿ to by³y wówczas za podró¿e! Ten k³êbi¹cy siê t³um na dworcu w Krakowie! Najpierw trzeba by³o dostaæ siê do poci¹gu, w kierunku Poznania, czy okolicznych stacji, by stamt¹d jakimœ cudem trafiæ na dalsze kolejowe po³¹czenie. Nie by³o sta³ych godzin odjazdu – wsiada³o siê i jecha³o, jak wypad³o. Nie pamiêtam ju¿ dok³adnie tej drogi.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 35 Pamiêtam, ¿e trwa³a wiele godzin, ¿e trzeba by³o siê przesiadaæ – chyba w³aœnie w Poznaniu albo Pile – i ¿e w koñcu jakoœ do Koszalina dotar³yœmy. Bank mieœci³ siê wtedy przy ul. 1 Maja, gdzie te¿ ojciec znalaz³ pierwsze mieszkanie. PóŸniej lokal ten zosta³ przejêty przez przedsiêbiorstwo handlowe – PCH, a moi rodzice przenieœli siê na ul. Wyspiañskiego. Tam mieszkali do prze³omu lat piêædziesi¹tych i szeœædziesi¹tych i ten adres pozosta³ mi w pamiê- ci jako rodzinny dom po gorzkiej wojennej tu³aczce. Tam te¿ przyjecha³am po raz drugi z tego samego Krakowa we wrzeœniu 1945 r. Przewija³ siê ten Kraków przez ca³e moje ¿ycie w sposób znacz¹cy, ale to nie ja, tylko moja siostra Wanda mia³a w przysz³oœci pozostaæ w nim na sta³e. Ja straciwszy miejsce w internacie krakowskim wróci³am do rodziców w Koszalinie, ¿eby tu w koszaliñskim liceum im. St. Dubois zdaæ maturê w 1946 roku i szybko wyjechaæ na studia. Gdzie? Oczywiœcie do Krakowa, na Uniwersytet Jagielloñski. Rodzice z moj¹ m³odsz¹ siostr¹ pozostali w Koszalinie. Ojciec, jak wspo- mnia³am, znalaz³ siê w grupie organizatorów Narodowego Banku Polskiego. Kierowa³ go do tej pracy jako wykwalifikowanego bankowca póŸniejszy mini- ster Tr¹pczyñski. Mama z pocz¹tku nie pracowa³a. Zaczê³a dzia³aæ w komitecie rodzicielskim przy szkole, do której uczêszcza³a siostra. Po wojennych prze¿y- ciach i g³odowaniu, mama nie mog³a znieœæ œwiadomoœci, ¿e wiele dzieci z tej szko³y cierpi niedostatek. Zaanga¿owa³a siê w organizowanie do¿ywiania w szkole. Potem w przygotowanie kolonii w Mielnie dla dzieci repatriantów z Francji. Tak zaczê³a wspó³pracê z pani¹ Teofil¹ Kaltow¹, pierwsz¹ osob¹, która w Koszalinie tworzy³a Towarzystwo Przyjació³ Dzieci. Jego póŸniejszy prezes Gabriel Bielawowski prowadzi³ jeszcze wtedy gospodarstwo ogrodnicze, które dostarcza³o produkty do tepedowskiej sto³ówki. Dowozi³ je i za³atwia³ szereg po¿ytecznych spraw administracyjnych w tym¿e TPD póŸniejszy instruktor KW, nastêpnie dyrektor Koszaliñskiego Wydawnictwa Prasowego Zefiryn Szymczak. Ojciec – przedwojenny pepesowiec, (ale wielbi¹cy Pi³sudskiego, który „wysiad³ z lewicowego poci¹gu”) s¹dzi³ naiwnie, ¿e bêdzie móg³ s³u¿yæ swoje- mu zak³adowi pracy ca³ym swym zawodowym doœwiadczeniem do emerytury. Sta³o siê inaczej: doczeka³ siê zwolnienia z tego banku, który sam tworzy³, pod zarzutem, ¿e jest politycznie niepewny, poniewa¿ przed wojn¹ by³ przedstawi- cielem kapita³u finansowego, bo … pracowa³ w banku… Te same zarzuty spotka³y mamê, kiedy ju¿ po przejêciu prowadzonej przez TPD opieki nad dzieckiem przez oœwiatow¹ administracjê znalaz³a siê na kura-

36 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW toryjnym etacie. Do pracy dla dzieci przesta³y ju¿ wtedy wystarczaæ spo³eczni- kowskie pasje i dobre chêci. Nie ulega³o w¹tpliwoœci, ¿e mama nie by³a kwali- fikowanym nauczycielem. Przesz³a w koñcu do biura Spó³dzielni Ozdób Choin- kowych – i dobrze siê sta³o. Nie musia³o siê to wszystko jednak odbywaæ w sposób tak okrutny, jak siê odbywa³o, z „ideologicznymi” oskar¿eniami, jak¿e nonsensownymi, które stawia³y dawnych przyjació³ w szeregi wrogów… Ale có¿ – takie by³y i s¹ widocznie regu³y ¿ycia spo³ecznego. Po raz trzeci i na sta³e przyjecha³am do Koszalina w 1952 roku. By³am ju¿ po studiach. Pracowa³am w banku. Tym samym, z którego ojca usuwano jako „wroga ludu” zreszt¹ obci¹¿onego nie tylko udzia³em w bitwie warszawskiej z 1920 roku, ale jeszcze bratem Kazimierzem, skazanym w szczeciñskim proce- sie z prze³omu lat 1949-50 przedwojennym dyrektorem bia³ostockiej Ubezpie- czalni. Otó¿ ja, jako osoba wtedy m³oda, wykszta³cona i – jak ca³e moje otoczenie, wychowana w lewicowym duchu, mia³am w tym¿e banku ca³kiem niez³e szan- se na zrobienie zawodowej kariery. By³am wtedy kierownikiem dzia³u w woje- wódzkim Oddziale NBP. Ale we wrzeœniu 1952 roku powsta³a w Koszalinie pierwsza samodzielna wojewódzka gazeta: G³os Koszaliñski. I gazeta szuka³a pracowników. Z pocz¹tku nie myœla³am o odejœciu z banku. Zaczê³am pracowaæ w gazeto- wej korekcie popo³udniami. Po miesi¹cu naczelny redaktor Julian Bartosz zaproponowa³ mi przejœcie na etat dziennikarski. Min¹³ kolejny miesi¹c – i w listopadzie 1952 roku zmieni³am pracodawcê. Rozpoczê³am „terminowanie” w gazecie. I zosta³am w niej do emerytury. W redakcji pozna³am mojego mê¿a. Od pocz¹tku uwa¿a³am, ¿e jest interesuj¹cy, ale on nie zwraca³ na mnie uwagi. A mo¿e tylko udawa³. By³, jak ja, po studiach na UJ w Krakowie. Do Koszalina przyjecha³ z Bydgoszczy, z tamtejszej Gazety Pomorskiej. Pobraliœmy siê po 2 latach. Kiedy w po³owie lat piêædziesi¹tych przysz³y na œwiat dzieci – Ola i Jurek – przerwa³am pracê na 3 lata. Wróci³am w 1958 – znów w listopadzie... W sumie przepracowaliœmy razem w G³osie wiele, wiele lat. Kiedy zaczy- naliœmy, byliœmy m³odzi, jak prawie ca³y zespó³ redakcyjny w tym pierwszym okresie. Nie wszyscy mieli ju¿ za sob¹ studia, niektórzy jeszcze siê uczyli. Ci oko³o trzydziestki lub czterdziestki, jak póŸniejszy kolejny redaktor naczelny Waldemar Slawik, czy sekretarz redakcji Marian Rebelka (obj¹³ tê funkcjê po wyjeŸdzie z Koszalina Rajmunda Zawadzkiego) wydawali siê nam nieprzyzwo- icie starzy. Na Bartkowiaka, zas³u¿onego dzia³acza Polonii w III Rzeszy, który przy G³osie Koszaliñskim redagowa³ gazetê dla mniejszoœci niemieckiej, doœæ

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 37 licznej jeszcze w owym okresie, zw³aszcza w pegeerach, mówiliœmy z czu³oœci¹ „tato”. A mia³ zaledwie 50 lat. M³odzi, ambitni, mieliœmy g³êbokie przekonanie o sensie naszej pracy. I to wcale nie z powodu jakiejœ olœniewaj¹cej perspektywy dobrych zarobków. Ja zarabia³am pocz¹tkowo du¿o mniej ni¿ w poprzednim zak³adzie. Mieliœmy poczucie, ¿e coœ budujemy, ¿e umo¿liwiamy ludziom lepsze, ni¿ kiedyœ ¿ycie. Poczucie misji, g³êbokiej wspólnoty. Takie to by³y czasy, tacy ludzie. Przyj- muj¹cy za swoje g³oszone wówczas has³a o wy¿szoœci interesu spo³ecznego nad interesem jednostki. M³odzieñczy idealizm? Tak. Szukanie bezpieczeñstwa po okrucieñstwach wojny? Tak. Ale ile¿ mieliœmy nadziei! Dopiero z perspektywy lat widzê, jakie mia³o znaczenie dla Koszalina powo³anie w nim do ¿ycia gazety, utworzenie œrodowiska dziennikarskiego. Dwa lata po oficjalnym utworzeniu – w 1950 roku – województwa koszaliñ- skiego – zaczê³o to œrodowisko funkcjonowaæ jak „dro¿d¿e ¿ycia spo³ecz- no-kulturalnego”. Jeszcze rok – i uniezale¿nia siê od Szczecina koszaliñskie radio. Jeszcze rok – powstaje teatr. A potem Henryka Rodkiewicz po d³ugich dyskusjach z Jadzi¹ Œlipiñsk¹ – siadywa³y w redakcyjnej œwietlicy (kto jeszcze pamiêta ten sufit ca³y w lustrach?) – przenosi na koszaliñski grunt ideê Kotlar- czyka z krakowskiego Teatru Rapsodycznego i tworzy Dialog. Tak, gazeta pe³ni³a wtedy tak¹ rolê, jaka dziœ przypada telewizyjnemu lufci- kowi. S³u¿y³a nie tylko do informowania. Interweniowa³a, pomaga³a, kontrolo- wa³a, organizowa³a i wbrew przys³owiu, ¿e „to co jest do wszystkiego”, tak naprawdê jest do niczego – wcale nie by³a do niczego. Przeciwnie. Nasi dziennikarze nie tylko zdobywali ogólnopolskie laury w postaci nagród im. Juliana Bruna dla red. Red. Czesi Czechowicz, Jadzi Œlipiñskiej, Alicji Zatrybówny (która otrzyma³a j¹ ju¿ w gazecie w Zielonej Górze), Zbyszka Michty i Waldka Æwiêki, ale te¿ licznych nagród klubowych Stowarzyszenia Dziennikarzy. Takich nagród mój m¹¿ Henryk Banasiak zdoby³ dla G³osu Koszaliñskiego cztery – od pierwszego do czwartego miejsca w swo- jej specjalnoœci depeszowca. Ja tylko jedn¹ za pracê dla Czytelników w ramach Klubu £¹cznoœci z Czytelnikami. Ale nie chwalmy siê. Wprawdzie o sobie nale¿y mówiæ wy³¹cznie dobrze, bo Ÿle ju¿ inni powiedz¹, jednak co za du¿o, to niezdrowo. Próbowa³am po pro- stu w najwiêkszym skrócie opowiedzieæ, na czym strawiliœmy nasze koszaliñ- skie lata. Bo przecie¿ tutaj spêdziliœmy ca³e nasze doros³e ¿ycie. W miêdzycza- sie dzieci wyros³y, pokoñczy³y studia, rozpoczê³y pracê, za³o¿y³y rodziny. Córka Ola skoñczy³a WSI – obecn¹ Politechnikê koszaliñsk¹, wysz³a za m¹¿ za kolegê in¿yniera, popracowa³a w budownictwie i w szkole, osiad³a

38 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW razem z mê¿em w Ko³obrzegu, gdzie mój ziêæ wybudowa³ nie tylko swój warsztat pracy, ale po kolei dwa jednorodzinne domy mieszkalne. Mo¿na powiedzieæ, ¿e zrobi³ coœ dla swojego miasta i w³asnej rodziny, bo stworzy³ miejsca pracy dla siebie, zespo³u pracowników i wnuczki, która po studiach w Poznaniu wróci³a do rodzinnego Ko³obrzegu. Syn Jerzy po WSP w S³upsku, dziennikarstwie w Poznaniu i studiach pody- plomowych w Gdañsku od lat pracuje jako dziennikarz i rzecznik prasowy w Koszalinie. Zak³ada³ tu pierwsz¹ prywatn¹ koszaliñsk¹ gazetê „Goniec Pomorski”, która jednak nie przetrwa³a zawirowañ transformacji i pad³a w kon- kurencyjnej walce o czytelniczy rynek. Mo¿e siê jednak przyznaæ do wprowa- dzenia w szeregi dziennikarskiego stanu wielu swych znanych dziœ nie tylko w Koszalinie kolegów. Moja synowa, Gra¿yna, nim odesz³a na nauczycielsk¹ emeryturê, przez kilkanaœcie lat dyrektorowa³a koszaliñskiej szkole specjalnej i doprowadzi³a do przeniesienia tej placówki do nowego budynku, choæ wiado- mo, jak ca³ymi latami potrzeby dzieci specjalnej troski spychane by³y u nas na dalszy plan. Moja druga wnuczka, córka syna, po skoñczeniu koszaliñskiej Szko³y Muzycznej i poznañskiej Akademii Muzycznej osiad³a na sta³e w Poznaniu wraz ze swym warszawskim mê¿em. ZnaleŸli siê w ten sposób w po³owie drogi miêdzy Koszalinem i Warszaw¹... Najm³odszy wnuczek £ukasz jeszcze siê uczy. Koñczy filologiê niemieck¹ na Uniwersytecie Szczeciñskim. Czy wróci potem do Koszalina? Czy zostanie ze sw¹ ucz¹c¹ siê obecnie w Toruniu dziewczyn¹ w tym w³aœnie mieœcie? Któ¿ to dziœ mo¿e przewidzieæ? Czasy siê zmieni³y, m³odzi szukaj¹ swej szansy w szerokim œwiecie, bo takie miasta, jak Koszalin, ju¿ jej nie oferuj¹. Mo¿e to siê zmieni. Mo¿e to nie do koñca prawda, ¿e w Koszalinie lepiej.... ju¿ by³o. Ja pozosta³am rzeczniczk¹ tego mojego miejsca na ziemi. Nie wybiera³am go, nie szuka³am, gdyby nie wojna, pewnie do dziœ mieszka³abym w Warsza- wie, w mieszkaniu rodziców, kupionym z pocz¹tkiem lat trzydziestych, a po Powstaniu spalonym przez niemieckie ekipy pacyfikacyjne. Dziœ czujê siê koszaliniank¹, bo tu zainwestowa³am moje najlepsze lata ¿ycia, podobnie jak moi rodzice, dzieci, wnuki... Najwy¿ej przecie¿ ceni siê to, w co w³o¿y³o siê najwiêcej trudu...

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 39 Helena Bury

Z PAMIÊTNIKA NAUCZYCIELKI ZE SKWIERZYNKI

Urodzi³am siê w 1904 r. w Mielcu. W latach 1910-1912 zmarli moi rodzi- ce. Zaopiekowa³a siê mn¹ i wychowa³a siostra matki. Tu skoñczy³am szko³ê podstawow¹, a nastêpnie Seminarium Nauczycielskie w Lublinie. W 1925 r. zosta³am zatrudniona jako nauczycielka kontraktowa w wiejskiej szkole w Fajs³owicach, a w nastêpnym roku w szkole podstawowej w Ponikach w pow. Krasnystaw w woj. lubelskim. W 1928 r. wysz³am za m¹¿ i wróci³am do Fajs³owic, gdzie mój m¹¿ Jan Szczaczasz by³ kierownikiem szko³y. Tam urodzi³y siê moje dzieci córka Ola i syn Kazimierz. Po pewnym czasie Inspektorat Szkolny w Krasnymstawie doceniaj¹c dobre wyniki naszej pracy zatrudni³ nas w wy¿ej zorganizowanej szkole w Korcho- wej. Najm³odszy syn S³awek w tej miejscowoœci w³aœnie przyszed³ na œwiat. ,,...W Korchowej prze¿yliœmy tragiczny w dziejach naszego narodu dzieñ pamiêtny – 1 wrzeœnia 1939 r., a potem dalsze lata mrocznej okupacji. Wieœ w wiêkszoœci by³a zamieszkana przez ludnoœæ ukraiñsk¹ wyznania prawos³awnego. W szkole uczy³y siê dzieci polskie i – jak wówczas mówiono – ruskie. Mieszkañcy wsi obu s³owiañskich narodowoœci do wojny ¿yli ze sob¹ w s¹siedzkiej zgodzie i przyjaŸni. Po zajêciu tych terenów przez wojska nie- mieckie o¿y³y szowinistyczne nastroje ludnoœci ukraiñskiej. Za¿¹dano zorgani- zowania szko³y wy³¹cznie dla dzieci ukraiñskich. Mê¿owi – dotychczasowemu kierownikowi szko³y – kazano natychmiast opuœciæ mieszkanie. Wówczas mieszkañcy wsi odnajêli polskim nauczycielom swoje skromne pomieszczenia. Znaleziono te¿ izbê lekcyjn¹ na zajêcia dla pozbawionych szko³y polskich dzieci. Nie by³o ³awek, tablicy, ale uczyliœmy t¹ swoj¹ ¿¹dn¹ wiedzy gromadkê polskich dzieci i dorastaj¹c¹ m³odzie¿ w takich warunkach, jakie uda³o siê stworzyæ. Po nawi¹zaniu ³¹cznoœci z nauczycielami w Krasnym- stawie tak w³aœnie rozpoczêliœmy tajne nauczanie, jedyny tego rodzaju fenomen w krajach okupowanej Europy w czasie II Wojny Œwiatowej. Wzrasta³ z ka¿dym dniem terror okupanta, wzrasta³ ruch oporu ludnoœci polskiej. Organi- zowano tajne wojskowe organizacje. Mieszkañcy wsi przewa¿nie zgrupowani

40 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW byli w Batalionach Ch³opskich, które w roku 1942 w³¹czono do Armii Krajo- wej. Oboje byliœmy zwi¹zani z t¹ organizacj¹ od pierwszych dni jej powo³ania. W 1943 r. m¹¿ ³¹cznie z grup¹ dwudziestu mê¿czyzn zosta³ aresztowany przez Gestapo. Po przeprowadzonym koszmarnym œledztwie w wiêzieniu w Bi³goraju, uwiêzionych przewieziono do znanego z okrucieñstwa wiêzienia na Zamku w Lublinie. W toku œledztwa dziesiêciu wiêŸniów uwolniono, a pozosta³ych rozstrzelano na Zamku w Lublinie. By³ miêdzy nimi i Jan Szcza- czasz – mój pierwszy m¹¿. Zosta³am sama z trójk¹ nieletnich dzieci. Dalej prowadzi³am tajne komple- ty w swojej wsi Korchowej. ,,... 16 – 17 letni ch³opcy uciekali do lasu organizuj¹c samorzutnie oddzia³y partyzanckie. M.in. siedemnastoletni Fredek Puda³kiewicz pa³aj¹c ¿¹dz¹ odwe- tu za okrucieñstwo okupanta uciek³ do lasu i tam z gromadk¹ rówieœników zor- ganizowa³ zbrojny napad na wiêzienie w Bia³ymstoku. Dziêki m³odzieñczej brawurze szczêœliwie uda³o siê im uwolniæ kilku wiêŸniów politycznych.... Mnie ostrze¿ono o planowanym aresztowaniu. Musia³am przede wszystkim zabezpieczyæ dzieci. Zawioz³am je do rodziny do Rzeszowa, a tam ka¿dym z osobna zaopiekowali siê krewni. Najm³odszego S³awka zabra³a siostra do Mielca. Do Korchowej ju¿ nie wróci³m. Szuka³am schronienia w Rzeszowie. Zade- nuncjowa³ mnie przypadkowo spotkany na ulicy uczeñ Ukrainiec. Zosta³am aresztowana i odes³ana do Gestapo do Bi³goraju, a stamt¹d przewieziona na Zamek do Lublina, sk¹d pierwszym transportem odes³ano mnie do obozu kon- centracyjnego w Ravensbruck. Po usilnych staraniach rodziny przed zakoñcze- niem dzia³añ wojennych w 1945r. zosta³am zwolniona. Wróci³am do Lublina. Znajomi pomogli znaleŸæ pracê i mieszkanie. Poprosi³am o przywiezienie dzieci. ,,... Gdy siê z nimi zobaczy³am, córka rozmawia³a z siostrzenic¹, a obok sta³ szczup³y ch³opiec, wpatruj¹c siê we mnie ze strachem. Córka wziê³a go za r¹czkê i pokazuj¹c na mnie mówi: S³awuœ! To nasza mamusia. Zacz¹³ p³akaæ i tul¹c siê do córki mówi³: To nie nasza mamusia. Nasza mamusia mia³a w³osy i inaczej wygl¹da³a...” ,,...Rok 1945 – skoñczy³y siê koszmarne dni wojny. Trzeba by³o rozpocz¹æ nowe ¿ycie. Z Lublina wyjecha³am na Ziemie Odzyskane do Z³otowa. Tam zatrudniono mnie w szkole we wsi £¹kie ko³o Z³otowa. By³a to miejscowoœæ zamieszka³a w 80 proc. przez autochtonów. Niektórzy bardzo s³abo mówili po polsku. Szko³a by³a zdewastowana. Jak tu mieszkaæ i to jeszcze z ma³ym dziec- kiem? ... Wziê³am brzemiê, pod którym wprost ugina³am siê. Brak podrêczni- ków, zeszytów, a nawet kredy do pisania. ... By³y chwile, ¿e nie wiedzia³am, od

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 41 czego zacz¹æ. ¯ycie samotnej kobiety z trojgiem ma³ych dzieci by³o ogromnie trudne. Pomóg³ mi m³ody, niekwalifikowany nauczyciel Marian Bury – mój drugi m¹¿. ... We wsi Radawnica w pow. z³otowskim, znanej z d³ugoletniej, nieustan- nej walki o polsk¹ mowê, organizowano Pañstwowy Dom Dziecka. W³adze szkolne w Z³otowie powierzy³y nam jego organizacjê. Marian obj¹³ kierownic- two Domu, mnie przyznano etat wychowawcy. Warunki pracy by³y trudne ze wzglêdu na ró¿norodny wiek m³odzie¿y i brak wykwalifikowanej kadry nau- czycielskiej. Trudnoœci wzrasta³y. Dom po³o¿ony by³ w piêknym parku i wkrótce posta- nowiono okaza³y budynek w Radawnicy przekazaæ nowo zorganizowanemu Uniwersytetowi Ludowemu. Nasz Dom Dziecka przeniesiono do Œwidwina. Nowe pomieszczenia okaza³y siê nieprzygotowane do zamieszkania w nich setki naszych wychowanków. Trudnoœci by³y du¿e. Zmêczona i wyczerpana okupacyjnymi prze¿yciami, trudnymi warunkami codziennego ¿ycia, prac¹ w placówkach wychowawczych, która nie mieœci³a siê w obowi¹zuj¹cym wymiarze godzin, by³am wykoñczona fizycznie i psychicznie. Poprosi³am w³adze oœwiatowe w Koszalinie o przeniesienie do jednej ze szkó³ podstawo- wych w powiecie koszaliñskim. Zatrudniono nas oboje w szkole podstawowej o dwu nauczycielach w Skwierzynce k. Koszalina. M¹¿ obj¹³ kierownictwo szko³y. Wieœ by³a piêknie po³o¿ona wœród lasów. Budynek szkolny murowany, izby szkolne przestronne, przytulne mieszkanie dla kierownika szko³y. Przed szko³¹ piêknie rozkwiecony ogródek pe³en ró¿norodnych bylin, krzewów, kwiatów, a za domem ogródek warzywny i niedu¿y sad, a nieco dalej pola i ³¹ki te¿ nale¿¹ce do szko³y. Mieszkañcami wsi byli repatrianci ze wszystkich niemal rejonów Polski, przychylni nam, serdeczni, przyjacielscy. We wsi by³ sklep zaopatrzony w produkty pierwszej potrzeby, a do Koszalina zaledwie parê kilo- metrów. W³adze szkolne i w³adze zwi¹zkowe ZNP by³y zawsze pomocne i ser- deczne. Dzieci i m³odzie¿ szanowa³y nauczycieli, nie by³o z nimi problemów wychowawczych. By³a to prawdziwa ostoja spokoju po tylu ciê¿kich prze¿y- ciach i wyczerpuj¹cej pracy w placówkach wychowawczo – opiekuñczych.... ,,... W szkole w Skwierzynce czêsto w³adze oœwiatowe organizowa³y spot- kania nauczycieli, konferencje. W latach piêædziesi¹tych szko³a by³a miejscem odczytów Towarzystwa Wiedzy Powszechnej. Dobrze dzia³a³ punkt bibliotecz- ny Pow. Bibl. Publicznej w Koszalinie. Niestrudzony pracownik i organizator czytelnictwa w pow. koszaliñskim p. Maria Pilecka by³a czêstym goœciem

42 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW szko³y w Skwierzynce – czytelników i tych m³odych i tych starszych by³o wielu.... Szko³a – jak to na wsi – sta³a siê oœrodkiem dzia³añ spo³ecznych. Zorgani- zowano tu Ko³o Gospodyñ Wiejskich, które prowadzi³o amatorski zespó³ pio- senki ludowej, kó³ko rolnicze, kursy szycia, kurs gotowania, organizowa³o spo- tkania, ludowe zabawy, festyny, konkursy. W 1977 r. by³am wspó³organizatorem Klubu b. Nauczycieli Tajnego Nauczania w Koszalinie, pierwszego zorganizowanego Klubu w kraju po zakoñczeniu dzia³añ wojennych w 1945 r. W szkole by³o coraz wiêcej dzieci i m³odzie¿y, w zwi¹zku z czym w³adze szkolne przyzna³y dodatkowy trzeci etat. Zatrudniona m³oda nauczycielka zosta³a przyjêta przez nas oboje z du¿¹ serdecznoœci¹ i ¿yczliwoœci¹. Po nied³ugim czasie zaczê³y siê jednak w naszym domu powa¿ne nieporozumienia rodzinne, których fina³em sta³a siê sprawa rozwodowa. W 1979 r. odesz³am na emeryturê. Zamieszka³am u córki w Œwinoujœciu. Wci¹¿ jednak têskni³am za szko³¹ i przyjació³mi...

Autorka wspomnieñ zmar³a w Œwinoujœciu w 1979 roku. Za wieloletni¹ pe³n¹ oddania pracê zawodow¹ otrzyma³a Krzy¿ Kawalerski O.O.P, za naukê w Tajnej Oœwiacie i d³ugoletni¹ pracê pedagogiczn¹ Medal Edukacji Narodowej, za aktywn¹, nowatorsk¹ i pe³n¹ oddania dzia³alnoœæ dla spo³ecznoœci wiejskiej – pami¹tkowy medal ,,Dla zas³u¿onych dla woj. Koszaliñskiego”, za wieloletni¹ przynale¿noœæ i dzia³alnoœæ w ZNP – Z³ot¹ Odznakê Zwi¹zku Nauczycielstwa Polskiego.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 43 Maria Hudymowa

ZYWCZAJNA I NIEZWYCZAJNA wspomnienie o Stanis³awie Ficek-Emme

Stanis³awa Ficek-Emme z d. Szerszenowicz, urodzi³a siê w ¯ytomierzu w maju 1908 roku. Dzieciñstwo spêdzi³a w chutorze w Troœciañcu ko³o £ucka. Po ukoñczeniu Seminarium Nauczycielskiego w 1926r. otrzyma³a nominacjê na kierownika szko³y w Ignatówce k. £ucka, wsi gdzie uczy³y siê dzieci z 3 pobli- skich „kolonii” polskich – Chomianówki, Brzezin i Bud. We wrzeœniu 1939r. po tragicznych walkach Wo³yñ zajê³y wojska sowiec- kie. Zaczê³a siê tragedia polskich rodzin – pierwsze morderstwa Polaków, dokonane przez nacjonalistów ukraiñskich, jeszcze do niedawna s¹siadów i przyjació³. W czasie napadu na chutor w Troœciañcu zosta³ zamordowany m¹¿ p. Stanis³awy. W 1941r. Wo³yñ zajmuj¹ wojska niemieckie. Zaczynaj¹ siê nowe tragiczne okupacyjne dni. Niemcy wezwali do £ucka wszystkich kierowników szkó³ z okolicznych wsi i oznajmili: „Od dzisiaj zwalniamy was z waszych stano- wisk. Zwalniamy te¿ wszystkich nauczycieli Polaków, bo polskich szkó³ nie bêdzie. Od jutra wszyscy maj¹ opuœciæ mieszkania w budynkach szkolnych”. Szko³ê w Ignatówce pomimo tego, ¿e mieszkañcami wsi byli Polacy, prze- mianowano na szko³ê ukraiñsk¹ z ukraiñskim jêzykiem wyk³adowym. Pocz¹tkowo nikt z Polaków do tej szko³y nie chcia³ siê zapisaæ. Dotychczasowa kierowniczka szko³y wyt³umaczy³a im jednak, jakie konsekwencje im i dzie- ciom bêd¹ groziæ za niewykonanie polecenia. Ludzie jej zaufali i polska m³odzie¿ rozpoczê³a naukê zgodnie z zarz¹dzeniem okupanta. Po kilku dniach rankiem Niemcy niespodziewanie zwartym kordonem oto- czyli jedn¹ z polskich kolonii. Na dachy domów rzucono p³on¹ce petardy. Ludzie zaskoczeni ratowali siê ucieczk¹ w pola i do lasu. Do uciekaj¹cych strzelano, a schwytanych rzucano do p³on¹cych budynków. Z tego pogromu ocala³o dwoje dzieci. Dziesiêcioletniego ch³opczyka matka wyrzuci³a przez okno, a on za r¹czkê poci¹gn¹³ swoj¹ czteroletni¹ siostrzyczkê. Kryj¹c siê w zbo¿u dotarli do lasu, a stamt¹d do Przebra¿a, oddalonego o 14 km. Przebra- ¿e by³o na Wo³yniu zasobn¹ wsi¹ polsk¹, która mia³a zorganizowan¹ siln¹ i liczebn¹ samoobronê. By³a to ostoja i bastion obrony Polaków przed bestial-

44 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW skimi mordami dokonywanymi przez bandy ukraiñskie spod znaku OUN – UPA. Stra¿e czuwa³y dniem i noc¹. Dowódc¹ by³ Henryk Cybulski. Nawet Niemcy bali siê noc¹ dotrzeæ do Przebra¿a. Wkrótce wyjaœni³a siê tragedia polskiej kolonii. To nacjonaliœci ukraiñscy donieœli Niemcom, ¿e koloniœci sprzyjaj¹ polskiej i sowieckiej partyzantce, sta- cjonuj¹cej w pobliskich lasach. Dostarczaj¹ im broñ i ¿ywnoœæ. Organizatorem œrodowisk samoobrony i Armii Krajowej w Ignatówce i pobliskich koloniach polskich by³a p. Stanis³awa Ficek – Emme. Pe³ni³a ona funkcjê ³¹czniczki pomiêdzy œrodowiskami zbrojnego podziemia, a dowództwem Przebra¿a i par- tyzantk¹ polska i sowieck¹. Ponadto prowadzi³a tajne nauczanie w zakresie szko³y podstawowej. By³a w sta³ym kontakcie z w³adzami Tajnej Organizacji Nauczycielskiej (TON) w £ucku. W zasiêgu jej dzia³alnoœci by³a Ignatówka i kolonie w Chmielówce, Budach, Cegielni i Brzezinach. Ludzie mieli do niej ogromne zaufanie, darzyli szacunkiem. Znaj¹c doskonale jêzyk niemiecki, rosyjski i ukraiñski swobodnie porusza³a siê w terenie i czêsto nawet wystêpo- wa³a na polecenie w³adz niemieckich w roli t³umacza. W Troœciañcu Niemcy zorganizowali getto. ¯ycie w nim by³o rozpaczliwe, a szczególnie cierpia³y ma³e dzieci. Pani Stanis³awa i tutaj stara³a siê pomóc. W umówionym miejscu pozostawia³a butelki z mlekiem, a wracaj¹ce z pracy matki zabiera³y je. Wyœledzili to jednak Ukraiñcy. Szczêœliwie skoñczy³o siê tylko na przes³uchaniu i upomnieniach. Getto wkrótce zlikwidowano. Sytuacja stawa³a siê coraz groŸniejsza. Rozpoczê³y siê masowe mordy Polaków. Ka¿dej nocy „czerwone kury” rozœwietla³y niebo. Pewnego ranka ktoœ zapuka³ do okna pani Stanis³awy. Przera¿ona otwo- rzy³a drzwi. Zobaczy³a swojego by³ego ucznia Ukraiñca, któremu kiedyœ przy- padkowo uratowa³a ¿ycie. Szeptem powiadomi³ j¹, ¿e zas³ysza³ rozmowê „star- szyzny” o tym, i¿ nastêpnej nocy bandy UPA przygotowuj¹ napad na polskie kolonie. Trzeba by³o zawiadomiæ i wezwaæ pomoc. Pani Stanis³awa pozosta- wi³a swe trzyletnie dziecko pod opieka kuzyna i ruszy³a 14 km. do Przebra¿a. Dowództwo polskiej samoobrony poleci³o jej powiadomiæ ludzi, a¿eby schroni- li siê w Przebra¿u. Znów polami dotar³a do Chomianówki. Po krótkiej naradzie postanowiono „wypisaæ afisz” i wezwaæ ludnoœæ do natychmiastowego opusz- czenia gospodarstw. Czasu nie by³o wiele. Wybrani ch³opcy konno wyruszyli do kolonii. Podpisy pod wezwaniem by³y znane kolonistom. Uwierzyli w ostrze¿enie. Za³adowano skromny dobytek i tak wozami, wózeczkami, z tobo³ami na plecach, z oczyma pe³nymi ³ez i rozdartym sercem, krowin¹, czy konikiem ruszy³a „karawana” kilku kolonii do Przebra¿a.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 45 Pani Stanis³awa po wykonaniu zadania, pe³na niepokoju o dziecko, ruszy³a do domu. Okaza³o siê, ¿e wszystkie drogi i œcie¿ki prowadz¹ce do Ignatówki s¹ pilnowane. Pozosta³a jedynie przeprawa przez rzekê. Zanurzy³a siê w zimniej wodzie tu¿ przy moœcie, sk¹d mo¿na by³o wydostaæ siê na brzeg. Na moœcie dojrza³a dwóch rozmawiaj¹cych Niemców. Zanurzona w zimnej wodzie czeka³a na stosown¹ chwilê. Jeden z wartowników odwróci³ siê zapalaj¹c papierosa. To wystarczy³o, a¿eby bezszelestnie wydobyæ siê na brzeg. Dotar³a do domu. Tam ju¿ „ch³opcy” z Przebra¿a czekali na ni¹ pe³ni niepokoju. Szczêœliwie dotar³a do Przebra¿a, a stamt¹d do Kiwerc, £ucka i Lublina, gdzie doczeka³a zakoñcze- nia dzia³añ wojennych. Dziêki dzielnej kobiecie ocala³o ¿ycie mieszkañców piêciu polskich kolonii. Jesieni¹ w 1945r. pani Stanis³awa w drodze repatriacji dotar³a do Koszalina. Pocz¹tkowo pracowa³a jako nauczycielka w szkole podstawowej nr 1, a nastêpnie w Pañstwowym Domu M³odzie¿y na stanowisku instruktora. Prowadzi³a sekcjê modelarstwa lotniczego i zorganizowany przez siebie teatr kukie³kowy. Spo³ecznie pracowa³a w wielu stowarzyszeniach i organizacjach. W 1963 roku przesz³a na emeryturê i przenios³a siê do Milanówka pod War- szaw¹. Po ciê¿kiej chorobie zmar³a w Milanówku w 1990 r. O swoich prze¿y- ciach, odwadze, poœwiêceniu nie mówi³a, nie opowiada³a, bo pocz¹tkowo i polityczna atmosfera kraju na to nie pozwala³a, a potem by³a przekonana, ¿e wszystko to, co uczyni³a, by³o jej obowi¹zkiem wobec Ojczyzny, a najwy¿sz¹ nagrod¹ jest to, ¿e zdo³a³a prze¿yæ te koszmarne lata, daæ dziecku wy¿sze wykszta³cenie, zabezpieczyæ mu byt. W³adze jednak z biegiem lat doceni³y zas³ugi pani Stanis³awy. Wœród wielu jej dyplomów, nagród jest Krzy¿ Kawa- lerski Orderu Odrodzenia Polski, Medal Komisji Edukacji Narodowej, Odznaka za Tajne Nauczanie i Krzy¿ Armii Krajowej.

46 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW Irena Olk-Gan

ZOSTA£AM POLK¥ UCIEKAJ¥C PRZED WOJN¥...

Urodzi³am siê w 1935 roku we wsi Jedwabno (wówczas Prusy Wschodnie w granicach III Rzeszy, obecnie w Warmiñsko-Mazurskiem). Pochodzê z rodzi- ny wielodzietnej; moi rodzice prowadzili gospodarstwo rolne. Ojciec, Ferdy- nand, w 1938 roku zosta³ powo³any do niemieckiego wojska. Zgin¹³ w trakcie dzia³añ wojennych w 1944 roku w Rumunii. Matka, Ida z domu Renman, ju¿ po wojnie – w 1947 roku – przyjê³a obywatelstwo polskie. Mia³am 6 lat w 1941 roku, gdy rozpoczê³am naukê w niemieckiej szkole w Jedwabnem. W wyniku wojny miêdzy Niemcami a Zwi¹zkiem Radzieckim zostaliœmy z matk¹ ewakuowani w 1944 roku do Koszalina. By³am wtedy w III klasie. Czasowo ewakuowanych – matki z dzieæmi – umieszczano w wyznaczo- nych mieszkaniach. Nas skierowano do budynku przy obecnej ul. Pi³sudskiego, gdzie mieœci siê siedziba Centralnego Oœrodka Szkolenia Stra¿y Granicznej. Mieszkaliœmy tam przez kilka dni, gdy¿ ¿adna niemiecka rodzina nie chcia³a przyj¹æ do swojego mieszkania kobiety z czworgiem dzieci. Mieszkania w pierwszej kolejnoœci przydzielano rodzinom dwu- trzyosobowym. W koñcu i nam przydzielono pokój z nieogrzewanym korytarzem i dwupalnikow¹ kuchenk¹ gazow¹. Mieszkanie ogrzewa³ piec kaflowy, a zima by³a bardzo ostra.. Nie mogliœmy nawet zjeœæ ziemniaków – zmarz³y na poddaszu, gdy¿ nie pozwolono nam na ich przechowanie w piwnicy. Choæ przesiedlono nas, by chroniæ przed zbli¿aj¹cym siê frontem – ju¿ wkrótce odg³osy wybuchaj¹cych bomb i nieustaj¹ce strza³y przekona³y nas, ¿e i tu wojna nas doœcignie. Niemcy w pop³ochu uciekali, wyje¿d¿ali do Ko³obrze- gu, licz¹c, ¿e uda im siê statkiem dotrzeæ do Szwecji. Nasza koszaliñska gospo- dyni zostawi³a nam klucze od mieszkania, kaza³a pilnowaæ domu i przera¿ona wyjecha³a. Wczeœniej jednak zapyta³a mamê, czy te¿ chce z ni¹ wyjechaæ, ale mama odpowiedzia³a, ¿e zostaje. Wojska radzieckie by³y coraz bli¿ej – mówiono, ¿e s¹ ju¿ na Górze Che³mskiej. My, dzieci, nie wiedzieliœmy, co dzieje siê wokó³ nas. Kazano nam schroniæ siê w budynku nieopodal obecnej Szko³y Podstawowej nr 1 przy ul. Zwyciêstwa. S³yszeliœmy strzelaninê, krzyki w nieznanej nam mowie, widzieliœmy sylwetki dziwnie ubranych ¿o³nierzy. Potem zwo³ano kobiety –

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 47 matki, i kazano im iœæ do jakiejœ rejestracji. Mieliœmy siedzieæ cicho w piwnicy i czekaæ. Najgorsze dla nas by³o to, ¿e mama nie wróci³a na noc. Byliœmy zmar- zniêci, bardzo g³odni i przera¿eni, zaczêliœmy g³oœno p³akaæ. Nasz rozpaczliwy p³acz us³yszeli ¿o³nierze radzieccy; uspokoili nas i nakarmili. Mama szczêœli- wie wróci³a, ale podobno wiele matek nie powróci³o do dzieci. Poniewa¿ walki trwa³y nadal, wojskowe w³adze radzieckie, które ju¿ prze- jê³y miasto, aby zapewniæ bezpieczeñstwo cywilnej ludnoœci niemieckiej – kaza³y wszystkim opuœciæ Koszalin i trzymaæ siê 10 kilometrów od linii frontu. W tej grupie kobiet z dzieæmi, razem z innymi rodzinami, skierowano nas wtedy do Manowa. Z³o¿yliœmy nasz skromny dobytek na czteroko³owy wóze- czek i – jak inni – ruszyliœmy tam pieszo. Si³ brakowa³o, dzieci p³aka³y. Zapa- da³a noc i mama zboczy³a z nami w jak¹œ boczn¹ drogê. W polu, w stogu s³omy, doczekaliœmy ranka i doszliœmy do Manowa – by³o tam ju¿ mnóstwo ludzi. Mieszkaliœmy st³oczeni w wyznaczonych kwaterach, dokucza³ nam g³ód. Kobiety ze starszymi dzieæmi, pomimo bliskoœci frontu, postanowi³y pójœæ do Koszalina, by tam zdobyæ trochê ¿ywnoœci. Uda³yœmy siê wiêc tam i my z mam¹. Widok miasta by³ przera¿aj¹cy. W œródmieœciu p³onê³y wszystkie domy i zabudowania s¹siednich ulic. W powietrzu unosi³y siê d³awi¹ce oddech k³êby dymu. Wokó³ – zwaliska gruzów i rozpacz spotykanych, g³odnych ludzi. ¯o³nierze nie pozwalali chodziæ pomiêdzy zwaliskami spadaj¹cych murów i stropów... W Manowie mieszkaliœmy jeszcze kilka dni. Dopiero, gdy umilk³y strza³y, pozwolono nam wróciæ do Koszalina. Miasto by³o zniszczone – dogasa³y zgliszcza, wszêdzie gruzy wal¹cych siê domów. Zajêliœmy ³adny domek przy obecnej ulicy Boya-¯eleñskiego, ale wkrótce kazano nam go opuœciæ, gdy¿ by³ potrzebny w³adzom wojskowym. Wtedy wprowadziliœmy siê do nastêpnego domu, w którym mieszkamy do dzisiaj. Wkrótce do Koszalina przyjechali z Gniezna pierwsi organizatorzy polskiej administracji. Umilk³y strza³y, by³ maj 1945 roku. Skoñczy³a siê wojna, ale w mieœcie nadal by³o niespokojnie. Zaprowadzano nowy porz¹dek, organizo- wano nowe ¿ycie. Do Koszalina przyje¿d¿a³o coraz wiêcej ludzi z ca³ej Polski. W tym czasie organizowano równie¿ transporty ludnoœci niemieckiej do Nie- miec. Matka, pomimo korzystnych propozycji wyjazdu, zdecydowa³a, ¿e pozo- stanie w Polsce; po dwóch latach przyznano jej polskie obywatelstwo. Wtedy te¿, w 1947 roku, rozpoczê³am naukê w polskiej Szkole Podstawowej nr 1 przy ul. Zwyciêstwa. Nie zna³am jêzyka polskiego, wiêc pocz¹tkowo by³o mi trudno. Dzieci œmia³y siê ze mnie, przezywa³y, ale potem zaprzyjaŸni³am siê z nimi i to od nich nauczy³am siê polskiej mowy. W systemie przyspieszonym ukoñczy³am

48 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW szko³ê podstawow¹. W domu by³y ciê¿kie warunki materialne – mama praco- wa³a jako sprz¹taczka w aptece. By³am najstarsza, musia³am wiêc pomóc mamie. Do pracy w aptece, która w tym czasie by³a prywatna w³asnoœci¹, przyj¹³ mnie pan magister Szukszta. Najpierw by³am fasowaczk¹ – my³am butelki po lekach i ustawia³am lekarstwa na pó³kach; a potem pe³ni³am obowi¹zki laborantki – przygotowywa³am leki pod œcis³ym nadzorem pana magistra. W styczniu 1951 roku apteka zosta³a upañstwowiona i pan Szukszta wyjecha³ do Warszawy. Pracuj¹c w aptece nauczy³am siê pisaæ na maszynie, jako pracownik otrzyma³am te¿ dobr¹ opiniê od mojego pracodawcy. Dziêki zdobytemu doœwiadczeniu zosta³am zatrudniona jako maszynistka w Wydziale Zdrowia Miejskiej Rady Narodowej w Koszalinie. W tym czasie przewod- nicz¹cym MRN-u by³ Tadeusz Ozga. Od 1955 a¿ do przejœcia na emeryturê w 1990 roku pracowa³am – pocz¹tkowo jako maszynistka, a nastêpnie sekretar- ka – w Wojewódzkiej Komendzie Stra¿y Po¿arnej. Chocia¿ by³ to okres bardzo trudnego ¿ycia, mile wspominam minione lata. Jako doros³y cz³owiek podziwia³am moj¹ mamê, ¿e w trudnych warunkach potrafi³a sama wychowaæ czworo dzieci na uczciwych, prawych ludzi i dziêki temu ka¿dy z nas móg³ odnaleŸæ swoje miejsce w polskiej spo³ecznoœci.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 49 Maria Hudymowa LEŒNA WIGILIA

Od rana sypa³ gêsty œnieg. W domu pachnia³o œwierkiem. Robiliœmy przy- gotowania do tradycyjnej wieczerzy wigilijnej. Byliœmy jeszcze wszyscy razem. O zmroku zasiedliœmy do skromnej wspólnej kolacji. W rêku dr¿a³ op³atek. Pop³ynê³y ¿yczenia przetrwania i wolnoœci. Mocno bi³y serca, oczy przes³ania³y ³zy. Oko³o godziny 23-ciej lekko zapukano do okna. Czeka³am na ten sygna³. Domownicy ju¿ spali, jedynie ojciec czuwa³, niespokojny o moj¹ planowan¹ nocn¹ wyprawê. Plecak wype³niony ¿ywnoœci¹ zarzuci³am na plecy i owiniêta chust¹, z koszem w rêku, wysz³am z domu. Tam czeka³a na mnie „Kalina” rów- nie¿ z zapasami ¿ywnoœci. Sz³yœmy do leœnych z op³atkiem, ¿ywnoœci¹, upo- minkami i listami od najbli¿szych. Szybko minê³yœmy zabudowania i bocznymi œcie¿kami dotar³yœmy do lasu. Œnieg sypa³ gêsty, niebo przes³ania³y chmury, wia³ mocny wiatr. W tak¹ noc najmilej by³o w domu. Spokojne, ¿e nikt nas nie dojrzy, odetchnê³yœmy z ulg¹, gdy znalaz³yœmy siê pod os³on¹ drzew. Wysokie œwierki i sosny sta³y w bieli. Nie czu³yœmy zmêczenia, by³yœmy ju¿ bezpieczne. Sz³yœmy jednak cicho, b³ogos³awi¹c przyrodê, która widocznie sprzyja³a naszej wyprawie, bo œnieg skrzêtnie zasypywa³ nasze œlady. – Stój! Kto idzie! Has³o! – us³ysza³yœmy obok przyciszony, a jednak donios³y g³os. – Ch³opcy! To my, swoi – krzyknê³am g³oœno. – Has³o! – us³ysza³am ponownie. – Brzoza! Brzoza! – zawo³a³yœmy radoœnie i za chwilê by³yœmy z nimi. Znali mnie i dalsze meldowania by³y zbêdne. Prowadzono nas do sza³asu stoj¹cego w g³êbi lasu. Byli tam wszyscy oprócz wystawionej stra¿y. Siedzieli wokó³ prowizorycznie skleconego sto³u, na którym p³onê³a œwieca. W g³êbi sta³a choinka, œciêta w lesie, pe³na szyszek, spowita w bieli œniegu. Œciany sza³asu by³y gêsto przes³oniête œwierkiem, którego ¿ywiczna woñ przesi¹ka³a mroŸne powietrze. Twarze siedz¹cych zwróci³y siê ku nam. W oczach zamigo- ta³y ³zy. Witano nas serdecznie. Uwolni³yœmy siê od uœcisków i przejê³yœmy rolê gospodyñ. Mia³yœmy ze sob¹ niemal wszystko. Stó³ pokry³a biel obrusa. Na czo³owym miejscu spoczê³a

50 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW paczka op³atków. Twarze œci¹gniête bólem wyra¿a³y skupienie. Myœli i serca zebranych by³y przy najbli¿szych. Z op³atkiem w rêku podesz³am do komen- danta. Ze ³zami w oczach sk³adaliœmy sobie ¿yczenia wiary, wytrwania, wolno- œci, szczêœliwego powrotu do matek, ¿on, dzieci, sióstr, braci, narzeczonych. £zy smutku i radoœci przeplata³y siê nawzajem. Nikt, chocia¿ zahartowany w walce, niewygodach i cierpieniach, nie wstydzi³ siê tych ³ez, tak bardzo szczerych, serdecznych. A potem wœród ciszy leœnej pop³ynê³y s³owa kolêdy: „Wœród nocnej ciszy… i Moja Pere³ko… i te najgorêtsze …b³ogos³aw Ojczy- znê mi³¹…” – Cichutko zabrzmia³y dŸwiêki ustnej harmonijki, a pieœñ p³ynê³a, przynosz¹c chwilowe zapomnienie pe³ne spokoju i radoœci. Rozda³yœmy upominki. By³y niebogate, lecz ofiarowane ze szczerego serca. Te, które je robi³y, wk³ada³y w nie swoje umi³owanie i wielk¹ gor¹c¹ têsknotê. Czytano listy, p³akano. Nikt nie wstydzi³ siê tych ³ez. Spojrza³am na Kalinê. By³a poch³oniêta chwil¹ tak niecodziennego prze¿y- cia, ¿e zapomnia³a o czasie i powrocie do domu. Z plecaków wydoby³yœmy bie- liznê, a po chwili pakowa³yœmy zabrudzon¹. Trzeba by³o wracaæ, korzystaj¹c z os³ony nocy. Po¿egnanie, pomimo pozornego spokoju, by³o trudne. Wie- dzia³yœmy, ¿e w tej chwili stanowi³yœmy dla nich cz¹stkê ich w³asnej rodziny, ¿e rozstanie z nami sprawia im ból. Jeszcze trochê ostatnich uœcisków, po¿egnañ i sza³as pozosta³ za nami. Trzej ch³opcy z polecenia komendanta odprowadzili nas na skraj lasu. D³ugo patrzyli za nami pe³ni obaw i niepokoju, czy szczêœliwie powrócimy do domu. Œnieg przesta³ padaæ. Niebo roziskrzy³y gwiazdy. Mróz by³ silny, ale nie czu³yœmy zimna, bo ca³¹ uwagê ju¿ teraz skupia³yœmy na obserwacji tego, co nas otacza³o. Sz³yœmy czujne na ka¿de poruszenie. Z daleka dochodzi³o szcze- kanie psów. Wesz³yœmy w zabudowania. Op³otkami dociera³yœmy do domu. Jeszcze trochê niepokoju, jeszcze trochê dr¿enia serca i za chwilê by³yœmy u siebie. Wszyscy spali, czuwa³ tylko ojciec. Podszed³ do nas i w milczeniu uœciska³. W oczach mia³ ³zy. Nie pyta³ o nic. Wiedzia³, ¿e nasza tam obecnoœæ by³a konieczna w³aœnie w tej chwili, w³aœnie przy wigilijnym stole. Pamiêæ w tym dniu, tak bardzo tradycyjnym dla ka¿dego Polaka, rodzi³a przekonanie, ¿e oni tam nie s¹ sami, i ¿e w ka¿dej dobrej i z³ej chwili mog¹ na nas liczyæ. Nie wszyscy spotkani tam wówczas wrócili do rodzin, nie wszyscy docze- kali wielkiego dnia wolnoœci. Wielu z nich pozosta³o na zawsze w swojej umi³owanej ziemi. Wiosn¹ i latem polne kwiecie mai ich mogi³y, jesieni¹ kobierzec ró¿nobarwnych liœci otula, a zim¹ bia³y puch œniegu daje poczucie bezbrze¿nej ciszy i spokoju.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 51 Jan Jurczak BIBLIOTEKARZ - KUSTOSZ - ROLNIK

Urodzi³em siê 30 marca 1923 r. w Kraœniku k. Chyrowa. Ojciec by³ rolni- kiem. Rodzeñstwa nie mia³em. Rodzice zmarli, kiedy mia³em niespe³na dzie- wiêæ lat. Zajêli siê mn¹ s¹siedzi. Pas³em u nich krowy, oporz¹dza³em obory, pomaga³em w polu. Tak zarabia³em na swoje utrzymanie. Pos³ano mnie do szko³y. Przysz³y lata wojny – na Kresach Wschodnich by³o to piêæ lat okupacji na przemian niemieckiej i radzieckiej. By³y noce pe³ne grozy. W okrutny spo- sób mordowano tysi¹ce ludzi za to tylko, ¿e byli Polakami. Dokonywa³a tych okrucieñstw Ukraiñska Powstañcza Armia. W Kraœniku ukoñczy³em siódm¹ klasê szko³y podstawowej. Po II wojnie przywêdrowa³em do Krakowa. Zg³osi³em siê do Pañstwowego Domu Dziecka. Zapewniono mi bezp³atny pobyt i pos³ano do Pañstwowej Trzyletniej Szko³y Zawodowej, któr¹ ukoñ- czy³em w 1951 r. Jako robotnik kwalifikowany pracowa³em w przedsiêbior- stwach budowlanych w Krakowie i Nowej Hucie. Rozpocz¹³em nowe, samo- dzielne ¿ycie. Wiedzia³em, ¿e lepsz¹ przysz³oœæ mo¿e mi zapewniæ jedynie nauka, któr¹ podj¹³em w czteroletnim Zaocznym Liceum Bibliotekarskim w Krakowie. Po jego ukoñczeniu w 1955 r. zgodnie z obowi¹zuj¹cymi wów- czas przepisami dosta³em nakaz pracy i zosta³em zatrudniony w Powiatowej i Miejskiej Bibliotece Publicznej w Bia³ogardzie. W 1956 r. zaproponowano mi stanowisko kierownika Miejskiej i powiatowej Biblioteki Publicznej w Niemo- dlinie. Pracowa³em tam nieprzerwanie siedem lat. Pracuj¹c w Bia³ogardzie pozna³em piêkno koszaliñskiej Ziemi, pe³nej lasów, rozleg³ych jezior, zabytków s³owiañskiej przesz³oœci. Zauroczy³o mnie morze. Los mi sprzyja³. W styczniu 1962 r. dosta³em etat w Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej w Koszalinie. Ju¿ wczeœniej, bo w 1957 r. roz- pocz¹³em zaoczne Studia Bibliotekoznawstwa we Wroc³awiu, które w bardzo trudnych warunkach ukoñczy³em w 1965 r. uzyskuj¹c stopieñ magistra. Dawa³o mi to pe³ne przygotowanie do wykonywanej pracy. Do Koszalina przyjecha³em na moim „mechanicznym koniu” – motocyklu, który stanowi³ wtedy ca³y mój maj¹tek. ¯onê z dwojgiem dzieci pozostawi³em w Niemodlinie. Na utrzymanie ich trojga przesy³a³em prawie ca³e moje miesiêczne wynagrodzenie, które i tak by³o dalece niewystarczaj¹ce. ¯ona dorabia³a, ciê¿ko pracuj¹c fizycznie.

52 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW W Koszalinie nie mia³em ¿adnych szans na otrzymanie mieszkania. Nie starcza³o na op³acanie noclegów w hotelu. Prze³o¿eni pozwolili mi nocowaæ w filii biblioteki przy ulicy M³yñskiej. Po wyjœciu czytelników z biblioteki rozk³ada³em na dywanie koc, a na dwupalnikowej kuchence pichci³em dla sie- bie skromny posi³ek. S³ucha³em radia, uczy³em siê i czyta³em. Na posi³ki w restauracjach czy barach nie by³o mnie staæ. W wolne œwi¹teczne dni wêdrowa³em po okolicznych koszaliñskich wsiach szukaj¹c jakiegoœ opuszczonego gospodarstwa. Od lat marzy³em o w³asnym domu z sadem, z orn¹ ziemi¹. W Skwierzynce ko³o Koszalina znalaz³em opu- stosza³y, zrujnowany „bliŸniak”, a przy nim wal¹ce siê budynki gospodarcze, zdzicza³y sad, pe³en chwastów ogród i dalej zaroœniêty ³an pola. Wieœ nale¿a³a do gminy Sianów. Tam z³o¿y³em podanie o nabycie tego domu, pomieszczeñ gospodarczych i nale¿nej do niego ziemi. Odmówiono mi, twierdz¹c, ¿e choæ pochodzê ze wsi, nie jestem ju¿ rolnikiem, tylko urzêdnikiem i nie mam przy- gotowania do pracy na roli. Ja jednak by³em uparty. Ukoñczy³em pomyœlnie organizowany przez Wydzia³ Rolnictwa WRN kurs rolniczy i przedk³adaj¹c odnoœne zaœwiadczenia ponowi³em swój wniosek. Spe³ni³y siê moje marzenia. Mia³em dom, swoje gospodarstwo, a w przysz³oœci moje dzieci – swoj¹ ojcowiznê. Po powrocie z pracy z Koszalina zaprowadza³em ³ad w moim nowym domu, a gdy ju¿ i dach by³ po³atany, spro- wadzi³em rodzinê. Pocz¹tkowo by³o ch³odno, a czasami nawet i g³odno, ale pomaga³a w tej stabilizacji nowego ¿ycia chocia¿ niewielka, jak na owe czasy, ale sta³a „dotacja” mojego miesiêcznego uposa¿enia. Pracowaliœmy fizycznie z ¿on¹ bardzo ciê¿ko. Karczowaliœmy zdzicza³y sad, usuwaliœmy kamienie i chwasty z pola, malowaliœmy, murowaliœmy, zdobywaliœmy inwentarz, upra- wialiœmy kwiaty. Pomagali nam w pracach ¿yczliwi s¹siedzi. Zajêæ w bibliotece te¿ przybywa³o i by³y coraz trudniejsze, wymagaj¹ce przemyœleñ, innowacji i sta³ej inwencji w rozbudowie us³ug informacji dla czy- telnika. Z Teres¹ Matejko, moim d³ugoletnim wspó³pracownikiem, opraco- wa³em wiele ró¿norodnych, cennych zestawów bibliograficznych, w tym m.in. dotycz¹cy naszego wybrze¿a. Gromadzi³em regionalia, utrzymywa³em sta³y kontakt ze wszystkimi sieciami bibliotek w woj. koszaliñskim. Pasj¹ moj¹ by³o gromadzenie literatury regionu tzw. „Pomorzanów”. Pamiêta³em te¿ o sta³ym podnoszeniu i doskonaleniu w³asnych kwalifikacji zawodowych. Pomaga³em w opracowaniu materia³ów do kilkutomowej Bibliografii Pomorza Zachodnie- go, wydanej wspólnie przez Wojewódzk¹ i Miejsk¹ Bibliotekê Publiczn¹ w Koszalinie i Szczecinie.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 53 W ca³ej tej mojej wyboistej drodze ¿ycia dominowa³a ksi¹¿ka. By³em bibliografem. Wspó³uczestniczy³em w pracach Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich. Dok³ada³em te¿ wszelkich starañ, a¿eby moje gospodarstwo w Skwie- rzynce by³o przoduj¹ce. Prowadzi³em je w oparciu o najnowsz¹ wiedzê upo- wszechnian¹ w literaturze rolniczej, któr¹ szeroko propagowa³em w mojej wiej- skiej spo³ecznoœci m.in. na zebraniach Kó³ka Rolniczego, Samopomocy Ch³opskiej, a nawet... Ko³a Gospodyñ Wiejskich. Pamiêtam, jak jeden z pierwszych pracowników WiMBP w Koszalinie p. Walenty Reguski podj¹³ w latach piêædziesi¹tych szerok¹ akcjê upowszech- niania literatury rolniczej, wo¿¹c ciekaw¹ wystawkê wydawnictw z tej dziedzi- ny w zaprojektowanej osobiœcie walizeczce, docieraj¹c do bibliotek wiejskich ca³ego województwa. By³ on autorem pierwszej wydanej u nas ksi¹¿ki rolniczej p.t. „O uprawie lnu”. Dla mnie autorytetem bibliografa by³ te¿ p. Jan Frankowski z Ko³obrzegu, cz³owiek o ogromnej wiedzy, wspó³twórca Muzeum Orê¿a Polskiego w Ko³obrzegu, historyk, krajoznawca. Zna³ Ko³obrzeg jeszcze z ch³opiêcych lat, znalaz³ siê tam po wojennej tu³aczce. Wêdrowa³ po okolicznych wsiach, opuszczonych pa³acach i dworach, zbieraj¹c starodruki, cenne ksiêgi o historii Pomorskiej Ziemi. Ja sam jako bibliograf stara³em siê kontynuowaæ ich pioniersk¹ pracê. Trudne by³y te powojenne lata, okres nieustannej walki o œrodki finansowe na zakup ksiêgozbioru, dalszy rozwój sieci bibliotek, czy szczególnie w œrodowi- sku wiejskim , wymianê poniemieckiego sprzêtu na nowoczesny, dostosowany do potrzeb czytelnika. Rozpoczêto te¿ ¿mudne starania o budowê nowoczesne- go gmachu biblioteki Wojewódzkiej, któr¹ zakoñczono i uroczyœcie przekazano w 1973. By³a to pierwsza tego rodzaju inwestycja w kraju po zakoñczeniu dzia³añ wojennych w 1945 r. Z g³êbokim wzruszeniem wspominam te moje pierwsze lata w koszaliñskiej bibliotece, kiedy wszyscy byliœmy sobie tak bardzo bliscy, szczerzy, serdeczni, pe³ni inicjatywy. Pomimo zmêczenia prac¹ zawodow¹ jak i sta³ymi pracami fizycznymi w domu – bra³em czynny udzia³ w dzia³alnoœci spo³ecznej i zbiorowych czy- nach spo³ecznych na rzecz naszego miasta i mojej wsi. Sk¹d czerpa³em si³y, a¿eby podo³aæ tym zadaniom? Jestem przekonany, ¿e ogromn¹ rolê oprócz mojego osobistego zaanga¿owania, zdyscyplinowania, uporu odegra³a moja wiara w to, ¿e po bardzo z³ych dniach musz¹ nadejœæ i te dobre, pogodniejsze. Pomogli mi w tym dobrzy ludzie, rodzinna atmosfera w mojej wojewódzkiej

54 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW bibliotece, w której przepracowa³em 27 lat. Pomogli prze³o¿eni tej placówki, którzy zawsze byli pe³ni troski o dobro pracownika. Po 37 latach pracy zawodowej jestem ju¿ na tzw. zas³u¿onej emeryturze. Biorê nadal aktywny udzia³ w dzia³alnoœci spo³ecznej Stowarzyszenia Bibliote- karzy Polskich i od 1977 r. w Towarzystwie Pamiêtnikarstwa Polskiego. Wci¹¿ usprawniam moje gospodarstwo i z du¿¹ przyjemnoœci¹ poœwiêcam wiele czasu moim pszczó³kom – za³o¿y³em pasiekê – jestem pszczelarzem. Cie- kawe jest ¿ycie tych pracowitych owadów. Wspó³pracujê z moja wiejsk¹ spo³ecznoœci¹. Mam wœród niej wielu szczerych przyjació³ i przyjaznych mi ludzi. Niedawno, w s³oneczny, wiosenny dzieñ wraz z dzieæmi i licznymi miesz- kañcami wsi, znajomymi, by³ymi wspó³pracownikami odprowadzi³em moj¹ drog¹, oddan¹, dzieln¹ Towarzyszkê ¿ycia na miejsce wiecznego spoczynku w Koszalinie. Dzieci za³o¿y³y w³asne rodziny. Córka gospodarzy razem ze mn¹. Mam wnuka, w którym pok³adam du¿e nadzieje. Wiele czytam i ciekawi mnie to wszystko, co siê dzieje w œwiecie i wokó³ nas. W formie pamiêtnika pragnê moim dzieciom i wnukom pokazaæ moj¹ wyboist¹ i trudn¹ drogê ¿ycia, pragnê w nich utrwaliæ przekonanie, ¿e ka¿dy jest kowalem w³asnego losu.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 55 Bernard Konarski

BLISKA MI ZIEMIA KOSZALIÑSKA

W po³owie marca 1947 r., niemal równo 60 lat temu przyjecha³em do Sia- nowa ko³o Koszalina. Mia³em wówczas niespe³na 19 lat, za sob¹ ju¿ ponad 6 lat pracy i dwa lata dzia³alnoœci konspiracyjnej w Szarych Szeregach w B³oniu ko³o Warszawy. Do pracy poszed³em bardzo wczeœnie, bo jeszcze chodzi³em do szko³y powszechnej. W czasie II wojny œwiatowej w “General- nym Gubernatorstwie” tak by³o trzeba, z uwagi na powszechny g³ód, a tak¿e na jakieœ zaœwiadczenie, niby to chroni¹ce przed „wywiezieniem do Prus”, jak to siê wówczas mówi³o. W Sianowie pracowa³em przy odbudowie i rozbudowie fabryki zapa³ek. W czerwcu 1947 r., by³em pierwszy raz nad morzem, w £azach – 12 km od Sia- nowa. Jak wszyscy – spróbowa³em s³onej wody i d³ugo podziwia³em Ba³tyk. Fabryka urz¹dza³a wycieczki dla pracowników, samochodem z francuskiego demobilu, napêdzanym gazem drzewnym. W nastêpnych latach jeŸdziliœmy te¿ do Dar³owa, Ko³obrzegu, Mielna i innych miejscowoœci nadmorskich. W Dar³owie ju¿ wtedy by³o czynne muzeum w ksi¹¿êcym zamku. W 1949 r. zosta³em powo³any do wojska. S³u¿y³em w Szczecinku, a na kolejne lata pomaszerowaliœmy na poligon drawski, który wielokrotnie prze- mierzy³em w³asnymi nogami wzd³u¿ i wszerz. Gdy w 1951 r. zbli¿a³ siê czas powrotu do cywila, „Kostek”, jak poufa³e okreœlano marsza³ka Rokossowskie- go wœród ¿o³nierskiej braci, „do³o¿y³” nam rok s³u¿by. Trwa³a wojna w Korei, po cichu i g³oœno mówiono, ¿e pojedziemy wspieraæ Kim-Ir-Sena. Dziêki Bogu nie pojechaliœmy i póŸn¹ jesieni¹ 1952 r. wróci³em do mamy i do fabryki, gdzie zosta³em pracownikiem technicznym. W styczniu 1953 r. ówczesny dyrektor fabryki Tadeusz Mnich poprosi³ mnie do siebie i poleci³ oprowadziæ grupê nauczycieli, która przyjecha³a do Sia- nowa. Byli to g³ównie m³odzi mê¿czyŸni, chêtnie ogl¹dali, jak siê produkuje zapa³ki, a jeszcze chêtniej zerkali na niewiasty, które stanowi³y zdecydowan¹ wiêkszoœæ za³ogi i nie brakowa³o wœród nich piêknych dziewczyn. Tak siê zaczê³a moja przygoda z przewodnictwem, która trwa ju¿ ponad 50 lat. PóŸniej, œrednio co tydzieñ, dwa – przyje¿d¿a³a kolejna wycieczka i najczêœciej mnie powierzano jej oprowadzanie. By³a to oczywiœcie dzia³alnoœæ wy³¹cznie spo³eczna. Z czasem zainteresowa³em siê histori¹ fabryki, Sianowa, Koszalina,

56 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW Pomorza Zachodniego, bo by³y pytania o te sprawy od uczestników wycieczek. Manufakturê zapa³czan¹ w Sianowie za³o¿y³ robotnik August Kolbe w 1845 r. Pod koniec XIX wieku sta³a siê ju¿ doœæ du¿¹ fabryk¹. Po przejœciu frontu w 1945 r. Rosjanie zdemontowali i wywieŸli wszystkie maszyny i urz¹dzenia, a na jesieni 1946 r. puste i zniszczone hale przejê³a polska administracja cywil- na z zamiarem odbudowy. Uruchomienie fabryki nast¹pi³o 1 wrzeœnia 1947 r. W „zapa³kach” oprowadzi³em ponad 200 wycieczek. Ukoñczy³em te¿ w Kosza- linie szko³ê œredni¹. W 1961 r. zosta³em przeniesiony do pracy w Koszalinie by³em inspektorem pracy leœników i drzewiarzy w ówczesnym du¿ym województwie koszaliñskim. ZjeŸdzi³em Ziemiê Koszaliñsk¹ dok³adnie, zagl¹daj¹c w ró¿ne piêkne zak¹tki, bo np. nadleœnictwa i tartaki na ogó³ nie s¹ w wielkich miastach. Prze¿ywa³em ró¿ne „przeboje” w sytuacjach konfliktowych, szczególnie w gor¹cym dla mnie okresie lat 1970/71. Twardo broni³em robotników, za co wiele razy by³em ostro „szczypany” przez komitety partyjne ró¿nego szczebla. Pracuj¹c w inspekcji ukoñczy³em studia wy¿sze na Wydziale Prawa UAM w Poznaniu. W po³owie roku 1972 zosta³em przeniesiony do pracy w koszaliñskiej „Gromadzie”, na stanowisko zastêpcy dyrektora Okrêgu, Przyda³y mi siê doœwiadczenia przewodnickie z „zapa³ek” jak te¿ znajomoœæ woj. koszaliñskie- go. Z czasem zosta³em dyrektorem oraz uzyska³em formalne uprawnienia prze- wodnickie I klasy po Ziemi Koszaliñskiej. W po³owie 1977 r. wraz z ¿on¹ Tere- ni¹ oraz dzieæmi Krzysiem, Ew¹ i Ani¹ – zamieszkaliœmy w Koszalinie. Po 42 latach pracy zawodowej odszed³em na emeryturê. Koszalin sta³ mi siê bardzo bliski. Dobrze siê tu ¿yje. Miasto ma ci¹gle ponad 100 tysiêcy mieszkañców. Zmniejszy³o siê nieco ostatnimi laty, po utra- cie statusu województwa. Nie przygniata sw¹ wielkoœci¹, jest bardzo zielone. W œródmieœciu ma wielki park z kilkoma enklawami, ³¹cznie ponad 110 ha (wiêcej ni¿ £azienki). W granicach miasta jest kilkadziesi¹t km2 lasu. Na pó³nocnym skraju wznosi siê Góra Che³mska – 137 m npm, najwy¿sze wznie- sienie na ca³ym polskim wybrze¿u. Znana od 1214 r. niegdyœ œwiête miejsce pogañskich Pomorzan, od pocz¹tków XIII wieku – Sanktuarium Maryjne, znane w Europie, zniszczone w czasie reformacji, którego odbudowê rozpoczê- to w 1990 r., a skromn¹ kaplicê poœwiêci³ 1 czerwca 1991 r. – JAN PAWE£ II. W mieœcie jest wiele zabytków – m. in, potê¿na, gotycka katedra z XIV wieku, po³owa (ponad 800 mb) murów obronnych z XIII/XIV w., kaplica zam- kowa z XIII w., unikatowy domek kata, kilka piêknych œredniowiecznych kamieniczek mieszczañskich i szereg innych. Jest te¿ kilkanaœcie pomników – Papie¿a, Martyrologii Narodu Polskiego, Rod³a, Wiêzi Polonii z Macierz¹, s³awne „Ptaki Hasiora”, Wyzwolenia Koszalina i inne. Jest nowa, powojenna

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 57 dzielnica miasta. potocznie nazywana „Pó³noc¹”, gdzie mieszka przesz³o 40 tysiêcy mieszkañców. Miasto ze wszystkich stron otoczone jest lasami, bli- sko jest do Ba³tyku – 12 km dogodn¹ komunikacj¹ miejsk¹ do Mielna, w ka¿d¹ stronê od miasta blisko s¹ czyste rybne rzeki i jeziora. W Koszalinie jest kilka uczelni – m.in. Politechnika Koszaliñska, Wy¿sza Szko³a Humanistyczna, Wy¿sze Seminarium Duchowne, Instytut Teologii UAM, Centrum Szkolenia Wojsk Obrony Przeciwlotniczej, Centrum Szkolenia Stra¿y Granicznej, bardzo wiele szkó³ œrednich i zawodowych i 21 szkó³ pod- stawowych. Jest wiele nowoczesnych gmachów – m. in. potê¿na biblioteka wojewódzka z ponad 500 tysi¹cami tomów i kilkunastu filiami, nowoczesny, wielki amfiteatr, b. Urz¹d Wojewódzki. Dzia³aj¹ – od 50 lat: teatr dramatyczny, filharmonia, nowoczesne kina, Teatr Propozycji „Dialog”, stanowi¹cy kosza- liñsk¹ specjalnoœæ. Oprowadzi³em dotychczas kilka tysiêcy wycieczek z ponad 200 tysi¹cami uczestników. Autobusami przejecha³em ponad 500 tysiêcy km, pieszo po Ziemi Koszaliñskiej przedrepta³em wiêcej ni¿ równik!. Mam ogromny sentyment do Koszalina. Gdy zaczynam kolejn¹ wycieczkê mówiê – pó³ ¿artem, pó³ serio: jesteœmy w najmilszym mieœcie œwiata... Przyjmowane to jest z przymru¿eniem oka, ale gdy objedziemy miasto, zobaczymy Górê Che³msk¹, parki, katedrê, pok³onimy siê Papie¿owi – uczestnicy s¹ zadowoleni i przynajmniej czêœæ z nich przyznaje mi racjê. Oprowadza³em i oprowadzam – doros³ych, m³odzie¿, dzieci, Duñczyków, Wietnamczyków, W³ochów, Niemców, wiele znakomitoœci – np. pani¹ Irenê Roweck¹, córkê gen. „Grota”, Wojciecha ¯ukrowskiego, prof. Konrada Ciechanowskiego z Gdañska, prof. Iliê Ba³akariew¹ z St. Petersburga, dzieci i wnuki „Dzieci Wrzesiñskich”, wiele sympatycznych grup turystów wiejskich. Zahaczam czasami o dolmen – grobowiec kamienny sprzed 500 lat w nie- dalekim Borkowie, krêgi kamienne sprzed 1800 lat w Grzybnicy, wielki ogród botaniczny we W³okach, wysok¹ latarniê morsk¹ w G¹skach. Mówiê o s³owiañ- skich Pomorzanach, Kaszubach, S³owiñcach, którzy ¿yli tu przez wieki ca³e, o s³owiañskiej dynastii ksi¹¿êcej Gryfitów, panuj¹cej przez 700 lat na Pomorzu Zachodnim, czasami przypomnê, co bardziej ciekawy, ksi¹¿êcy romans... Na Ziemi Koszaliñskiej ¿yje ju¿ czwarte pokolenie Konarskich. Po mieczu i po k¹dzieli jest tu nas prawie dwadzieœcioro. Mam pi¹tkê wnuków. Najstarszy – Wiktor studiuje, dwie najm³odsze – Sandra i Julka ucz¹ siê w podstawówce. Mam niep³onn¹ nadziejê, ¿e bêd¹ ¿y³y d³ugo, szczêœliwie, dostatnio i spokojnie w piêknym, zielonym Koszalinie, a ja z prawnukami bêdê jeŸdzi³ nad morze do Mielna i Ko³obrzegu.

58 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW Józef Korczak MOJE KOSZALIÑSKIE LATA

Kiedy w trudnych latach przedwojennych t³uk³em kamienie na szosie, budowa³em z ojcem nasz dom rodzinny – biedn¹ chatê wznoszon¹ z drewna, kiedy jako wiejski wyrobnik pas³em krowy u bogatego gospodarza i jako polski niewolnik ponad si³y pracowa³em u bauera w ówczesnych Prusach Wschodnich – nie spodziewa³em siê, ¿e dost¹piê awansu po trudnej drabinie spo³ecznej. Urodzi³em siê 22 sierpnia 1927 roku jako pierworodny syn w rodzinie ch³opskiej, w podhalañskiej wiosce Kuków ko³o Suchej Beskidzkiej w woje- wództwie krakowskim. ¯eby mi siê nie cni³o, po roku pojawi³ siê brat Antek, po nim W³adek, a nastêpnie Tadek. Razem z matk¹ i ciotk¹ Ma³goœk¹ w ma³ej izdebce mieszka³o 7 osób. Izdebka pokryta gontem, z ma³ymi okienkami, uszczelnionymi na zimê. W chacie sieñ – klepisko, dziel¹ce izdebkê od obory, sk¹d czêsto s³ychaæ by³o porykiwanie krowy „Winochy”, b¹dŸ pobekiwanie kozy „Siutki”, upominaj¹cej siê o pastwisko. Dzieciñstwo moje nie nale¿a³o do ³atwych. Rodzice posiadali zaledwie hek- tar ziemi, tote¿ po zbiorach czêsto chodzili na wyrobek do bogatszych gospoda- rzy. Za poœrednictwem dró¿nika ojciec pracowa³ te¿ przy t³uczeniu kamieni na goœciñcu. By³a to praca sezonowa. Wraz z ojcem pracowa³em i ja. Maj¹c lat 7-9 siada³em z m³otkiem naprzeciw ojca, po drugiej stronie kupki kamieni i razem przygotowywaliœmy materia³ do naprawy dróg. Kiedy roboty na drogach zakoñczy³y siê w okolicy, ojciec wraz z rodzin¹ zmuszony by³ przenieœæ siê do miasta, gdzie ³atwiej by³o o pracê. Osiedliliœmy siê w Suchej Beskidzkiej. Nie by³o nam dane pozostaæ tu d³ugo, gdy¿ rozpoczê³a siê wojna i zak³óci³a nasze szczêœcie rodzinne. Przekreœli³a niejedno, zapocz¹tkowa³a wiele. W jasne s³oneczne po³udnie do Suchej wjechali na motocyklach i samocho- dach Niemcy. Rozpoczê³a siê okupacja. W tym czasie umiera ojciec. Matka, maj¹c czworo ma³ych dzieci, wychodzi po raz drugi za m¹¿. Po nied³ugim cza- sie Niemcy wywo¿¹ rodzinê do Niemiec. Mnie to ominê³o, gdy¿ by³em u kole- jarza RzeŸniczaka – pas³em jego krowê. Po wyjeŸdzie rodziny zosta³em sam. Nie wiedzia³em, co z sob¹ pocz¹æ – mia³em zaledwie 14 lat. Zmuszony by³em zostaæ u RzeŸniczaka przez prawie rok. Po roku matka za zgod¹ swego bauera œci¹gnê³a mnie do siebie. Zdecydo- wa³em siê z miejsca pojechaæ do stacji Preusisch Holland. Na dworcu czeka³ na

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 59 mnie ojczym. Powitaliœmy siê serdecznie i udaliœmy do oddalonego o 4 km maj¹tku, licz¹cego 380 ha. Przed pa³acem w maj¹tku czeka³ na mnie wysoki oty³y dziedzic, który przyjrza³ mi siê dok³adnie, oceniaj¹c wartoœæ nowo nabytej si³y roboczej. Zapy- ta³ po niemiecku „Josif kenst du melken?”. Ja co prawda nie rozumia³em po niemiecku, ale przytakn¹³em za ojcem „ja, ja”. Wówczas udaliœmy siê do stajni, w której po jednej stronie sta³o kilkanaœcie krów, jak je póŸniej przeliczy³em, by³o ich 25, po drugiej 10 koni, dalej 100 œwiñ i ponad 200 sztuk drobiu. Zoba- czy³em tu zupe³nie inn¹ gospodarkê, ni¿ ta, któr¹ zna³em ze swoich rodzinnych stron. W folwarku oczekiwa³a mnie matka wraz z rodzeñstwem. Rodzina moja posiada³a skromne, ale samodzielne mieszkanie. Ojciec pracowa³ wraz z matk¹ i braæmi w polu i przy koniach. Mnie przydzielono do pomocy francuskiemu robotnikowi do dojenia krów. By³a to ciê¿ka praca. Najpierw doi³em ich do 4, z biegiem czasu, a¿ do 13-tu, 2 razy dziennie. W wolnych chwilach miêdzy dojeniem, wysy³ano mnie do ró¿nych prac w polu. Najdotkliwiej dokucza³o mi ³adowanie obornika, gdy¿ w czasie mrozów trzeba go by³o si³¹ odrywaæ. Po takim wysi³ku chêtnie wraca³em do ciep³ej stajni. Ile¿ to, przy okazji, w czasie dojenia otrzyma³em uderzeñ krowiego ogona! Taki kierat w maj¹tku Henwalda trwa³ przez okres 2,5 roku, tj. od czerwca 1942 r. do stycznia 1945 r. W styczniu 1945 roku maj¹tek ten wyzwala Armia Czerwona. W³aœciciele maj¹tku uciekli. My wracamy w swoje strony, wykorzystuj¹c w tym celu wóz konny, stanowi¹cy niedawno w³asnoœæ bauera. Gdzieœ w okolicach M³awy ¿o³nierze radzieccy zamieniaj¹ nam konie. W zamian za nasze silne i zdrowe daj¹ nam s³abe i wychud³e. Nie protestowaliœmy, zdaj¹c sobie sprawê ¿e i tak dojedziemy, a wojsku potrzebne by³y lepsze konie, ¿eby mogli szybciej dostaæ siê do Berlina. Wraz z rodzin¹ osiedliliœmy siê znów w Suchej Beskidzkiej. Tam natych- miast przyst¹pi³em do uzupe³nienia wykszta³cenia w zakresie szko³y podstawo- wej, a nastêpnie rozpocz¹³em naukê w szkole œredniej. W latach 1945-1948 ukoñczy³em 4 klasy Koedukacyjnego Gimnazjum Handlowego, uzyskuj¹c ma³¹ maturê. Wówczas otrzyma³em wezwanie do wojska. Przydzielono mnie do Podofi- cerskiej Szko³y Piechoty w Rzeszowie. Kiedy przysz³o mi opuszczaæ rodzinne strony, z ¿alem rozstawa³em siê z Podhalem, z tamtejszymi obyczajami, gwar¹, kolegami, z którymi w harcerstwie prze¿ywa³em wielk¹ przygodê m³odoœci. W harcerstwie by³em te¿ „przybocznym” kolejowej dru¿yny, nale¿¹cej do Hufca ¯ywieckiego.

60 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW W wojsku rozpocz¹³em nowy etap ¿ycia. Nie³atwe dzieciñstwo sprawi³o, ¿e bez trudu przystosowa³em siê do rygoru ¿ycia koszarowego. S³u¿bê wojskow¹ traktowa³em na serio, widz¹c w niej swoj¹ now¹ szansê ¿yciow¹. Pragn¹c pra- cowaæ spo³ecznie wst¹pi³em do ZMP, anga¿owa³em siê te¿ w amatorskim zespole artystycznym. Niezmiernie siê ucieszy³em, kiedy wytypowano mnie do okolicznoœciowego wyst¹pienia w dniu przysiêgi, w czasie której wyg³osi³em publiczne przemówienie w imieniu przysiêgaj¹cych ¿o³nierzy. Poczu³em siê dumny, gdy dowództwo jednostki wyró¿ni³o mnie za moj¹ skromn¹ pracê udzieleniem kilkudniowego urlopu, w czasie którego mog³em pokazaæ siê w mundurze wojskowym w rodzinnym miasteczku. Po ukoñczeniu podoficerskiej szko³y, w roku 1950 w stopniu kaprala, dowództwo skierowa³o mnie na roczny kurs do Oficerskiej Szko³y Politycznej w £odzi. Rok szybko min¹³, przysz³a promocja. Otrzyma³em awans do stopnia chor¹¿ego i skierowanie do Krotoszyna. Kariera polityczna nie poci¹ga³a mnie jednak. Robi³em to, co najlepiej potrafi³em, po to, ¿eby mieæ warunki do dal- szego kszta³cenia. Kiedy zosta³em przeniesiony do Opola, skorzysta³em z mo¿liwoœci takiego kszta³cenia siê w Liceum Ogólnokszta³c¹cym dla Pra- cuj¹cych. Po 2 latach (1953-1954) uzyska³em œwiadectwo dojrza³oœci. Poza s³u¿b¹ zawodow¹ i zaanga¿owaniem siê w pracy kulturalnej i spo³ecz- nej, rozpocz¹³em dzia³alnoœæ turystyczn¹, która od lat harcerskich mnie poci¹ga³a. Przy Opolskim Oddziale PTTK ukoñczy³em kilka kursów organiza- torskich w zakresie Informatora Turystyki, Przodownika Turystyki Pieszej, Przewodnika PTTK i in. Wszed³em do w³adz Oddzia³owych i Okrêgowych PTTK. Wreszcie najwa¿niejsze; w roku 1956 rozpocz¹³em studia na Wydziale Prawa Uniwersytetu Wroc³awskiego, zdobywaj¹c po 5-ciu latach dyplom magi- stra Praw. Trudno mi w pe³ni wyraziæ radoœæ jak¹ wówczas prze¿ywa³em, wiedz¹c, ¿e dzisiejszy magister swoj¹ karierê rozpoczyna³ od t³uczenia kamieni na drodze i pasienia cudzych krów.

W wojsku jak to w wojsku. Miejsca s³u¿by nie wybiera siê. W maju 1965 roku zosta³em przeniesiony z Opola do Pomorskiego Okrêgu Wojskowego na stanowisko st. instruktora Klubu Garnizonowego w Ko³obrzegu. Tak znalaz³em siê na ziemi koszaliñskiej. 8 maja 1972 roku zosta³em przeniesiony do rezerwy w stopniu kapitana. S³u¿ba dawa³a mi wiele satysfakcji, st¹d te¿ przez ca³e 25 lat wiernie j¹ pe³ni³em i z ca³ym oddaniem s³u¿y³em wychowaniu ¿o³nierzy w duchu patrio- tyzmu i krzewienia wœród nich oœwiaty i kultury.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 61 Za ca³okszta³t mojej s³u¿by dosta³em takie wyró¿nienia, jak Medal „Si³y Zbrojne w S³u¿bie Ojczyzny”(br¹zowy i srebrny), Medal „Za zas³ugi dla Obronnoœci Kraju” i Medal „XXV lat Pomorskiego Okrêgu Wojskowego”. Niemniej jednak wydaje siê, ¿e swymi nowatorskimi metodami pracy czê- sto przekracza³em zwyczajowe ramy i z tego wzglêdu nara¿a³em siê niejedne- mu z prze³o¿onych i dlatego te¿ nie zas³u¿y³em na wiêcej. Jakkolwiek s³u¿ba wojskowa da³a mi wiele, stwarzaj¹c mi mo¿liwoœci do dalszego startu w dzia³alnoœci na niwie ogólnocywilnej, to jednak dopiero tu w pe³ni doceniono moj¹ dzia³alnoœæ i odznaczono Z³otym Krzy¿em Zas³ugi, przyznano te¿ odznakê „Za Zas³ugi w Rozwoju Województwa Koszaliñskiego”, „Zas³u¿onego Dzia³acza WKKFiT w Koszalinie” oraz Medal pami¹tkowy „Za zas³ugi dla miasta Koszalina”. Kontynuuj¹c dalsz¹ pracê zawodow¹ na Ziemi Koszaliñskiej u³o¿y³em sobie ¿ycie rodzinne. Bêd¹c uczestnikiem Centralnego Zlotu Aktywu Krajo- znawczego w roku 1971 w woj. bia³ostockim z udzia³em cz³onków Klubu Turystów „S³owiñcy”, spotka³em dziewczynê swego ¿ycia – moj¹ drug¹ ¿onê Ludmi³ê. By³a z zawodu nauczycielk¹. Mamy ju¿ trzy urocze córki, Kingê, Basiê i Agnieszkê. Wszystkie urodzi³y siê w Koszalinie. Ludmi³a wnios³a w nasz dom rodzinny wiele ciep³a i pogody ducha. Du¿o czasu poœwiêca wychowaniu dzieci, pracuje zawodowo jako nauczycielka, za³o¿y³a i prowadzi Szkolne Ko³o Turystyczno-Krajoznawcze. Wspólnie z ¿on¹ uczestniczymy w ró¿nych spotkaniach na terenie miasta, w tym organizowanych przez Klub Pionierów miasta Koszalina. W klubie tym za³o¿y³em kronikê od dnia jego powstania tj. 9 marca 1970 r. Zosta³em te¿ jego cz³onkiem. Dzia³alnoœæ moja wi¹¿e siê tak¿e z przynale¿noœci¹ do Polskiego Towarzy- stwa Geograficznego(od 1969r.), do Towarzystwa Przyjació³ Pamiêtnikarstwa, którego cz³onkiem jestem od powstania w Koszalinie Oddzia³u 16.12.1974 r. Gdy parê miesiêcy póŸniej powsta³ Ogólnomiejski Klub Oficerów Rezerwy (23.04.1975 r.) przy Klubie Garnizonowym w Koszalinie za³o¿y³em te¿ w nim kronikê i propagujê jego dzia³alnoœæ. Prze¿yte lata na Ziemi Koszaliñskiej bez wzglêdu na zajmowane stanowi- ska s³u¿bowe zawsze by³y i s¹ zwi¹zane z dzia³alnoœci¹ spo³eczn¹. Mile wspo- minam dziœ swoj¹ dzia³alnoœæ na stanowisku Kierownika Miêdzyzak³adowego Domu Kultury Budowlanych, czy te¿ Kierownika Klubu Oddzia³u Wojewódz- kiego NOT w Koszalinie czy organizatora widowni Koszaliñskiej Agencji Imprez Artystycznych i Pañstwowego Teatru Muzycznego w S³upsku.

62 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW W ostatnim czasie przypad³o mi etatowe stanowisko Starszego Instruktora ds. programowych Zarz¹du Oddzia³u PTTK w Koszalinie. Wci¹¿ mam nadziejê, ¿e uda mi siê zrealizowaæ zamiar stworzenia Regio- nalnego Muzeum Turystyki i Krajoznawstwa przy jednej z miejscowych placó- wek turystycznych czy rekreacyjno – sportowych gdy¿ uwa¿am, ¿e w Koszali- nie placówka taka powinna istnieæ. W tych krótkich wspomnieniach, nie sposób uj¹æ ca³okszta³tu mojego zaan- ga¿owania w minionych latach na Ziemi Koszaliñskiej. Odbiciem tego jest 19 tomów wielostronicowych kronik, które obrazuj¹ pracê na terenie miasta i województwa. Kroniki te prowadzê nie tylko po to, by ocaliæ w³asne wspo- mnienia, ale tak¿e i przede wszystkim dla popularyzowania dzia³alnoœci i ¿ycia codziennego ró¿nych instytucji, towarzystw i organizacji, w których dzia³am, m.in.: PTTK, LOK, Zwi¹zek By³ych ¯o³nierzy Zawodowych, KTSK, PTG, TWP, Towarzystwo Przyjació³ Pamiêtnikarstwa, Rada Przyjació³ ZHP. Niezale¿nie od kronik poœwiêconych sprawom spo³eczno – zawodowym, 2 z nich dotycz¹ ¿ycia osobistego „na ³onie rodziny”, a 4 ró¿nych miejsc pobytu w czasie urlopów. Z myœl¹ o nastêpcach w mych kronikarskich poczynaniach ka¿demu ze swoich dzieci za³o¿y³em kronikê, licz¹c, ¿e z czasem bêd¹ je kon- tynuowa³y samodzielnie.

Tekst Józefa Korczaka zosta³ nagrodzony II nagrod¹ w konkursie na kroniki i wspomnie- nia w zwi¹zku z 40-leciem PRL, organizowanym przez PRON, KTSK i Towarzystwo Przyja- ció³ Pamiêtnikarstwa. By³a to nagroda przyznana rodzinie Józefa i Ludmi³y Korczak za „kroni- ki rodzinne”. Ten konkurs og³oszono 4 paŸdziernika 1985 roku.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 63 Zofia Korczyñska-Szrubka NOWA SZKO£A - NOWE PRZYJA NIE

1 wrzeœnia 1951 r. Z dr¿eniem serca przekraczam próg Szko³y Podstawo- wej nr 2 w Koszalinie. Bêdê siê tu uczyæ w klasie siódmej. Po roku nauki sta³am siê absolwentk¹ szko³y (1952 r.). Poprzednio uczy³am siê w œlicznej miejscowoœci na Dolnym Œl¹sku, w Z¹bkowicach Œl¹skich, które by³y moj¹ pierwsz¹ przystani¹ jako repatriantki po II wojnie œwiatowej. Do tego uroczego miasteczka przyby³am z mam¹ (ojciec zgin¹³ w 1939 r.) w 1945 roku z Zalesz- czyk – mojego miasta rodzinnego, znanego przed wojn¹ jako kurort, le¿¹cego na Podolu, na po³udniowo-wschodnich kresach II Rzeczypospolitej. Tak wiêc Koszalin sta³ siê dla mnie drugim etapem losu repatriacyjnego. Z miastem tym, jak siê póŸniej okaza³o, zwi¹za³am siê na zawsze. Wydawa³oby siê, ¿e bêdzie to dla mnie rok nie³atwy, poniewa¿ wesz³am w œrodowisko rówie- œnicze mi nieznane i musia³am zasymilowaæ siê z klas¹. Na ca³e szczêœcie moje obawy nie ziœci³y siê. Przyjêto mnie bardzo przychylnie, nawi¹za³am szybko kontakty z kole¿ankami, a z jedn¹ z nich – Jank¹ Jankowsk¹ (obecnie Wojto- wicz), zaprzyjaŸni³am siê, zosta³yœmy serdecznymi przyjació³kami, razem uczy³yœmy siê w liceum pedagogicznym, nastêpnie pracowa³yœmy d³ugie lata w naszej „dwójce”, a aktualnie odnowi³yœmy nasz¹ przyjaŸñ w S³upsku, gdzie obecnie mieszkamy. Równie¿ w S³upsku nawi¹za³am kontakt z moim koleg¹ z klasy Bohdanem Œwiderskim, który o¿eni³ siê z Jadzi¹ Staszewsk¹ z klasy równoleg³ej. S¹ zgod- nym, kochaj¹cym siê ma³¿eñstwem. Jadzia jest lektork¹, Bohdan by³ szefem Sztabu WP. S¹ znani w S³upsku, szanowani. Czêsto wspominamy nasz¹ „dwój- kê”. A 6 sierpnia 2005 roku by³am na ich 45 rocznicy œlubu. Na rocznicê œlubu by³am zaproszona nie tylko z racji naszej znajomoœci z „dwójki”, ale równie¿ dlatego, ¿e w ich zwi¹zku odegra³am doœæ ciekaw¹ rolê. A by³o to tak: Po ukoñ- czeniu podstawówki nasze drogi rozesz³y siê, ale Jadzia i Bohdan przez ca³¹ szko³ê œredni¹ oraz kilka lat studiów tworzyli parê (Jadzia studiowa³a medycy- nê w Gdañsku, a Bohdan by³ w szkole oficerskiej w Poznaniu). mi³oœæ kwit³a. Pod koniec studiów kontakty zerwa³y siê. Mo¿e to wina odleg³oœci, a mo¿e mi³oœæ wypali³a siê? Pewnego letniego dnia 1959 roku spotka³am Bohdana, ale bez Jadzi. Nic nie wiedzia³am o ich rozstaniu. Z rozmowy z Bohdanem dowie- dzia³am siê, ¿e ju¿ nie s¹ razem. Jak to. Nie mog³am tego zrozumieæ. Czy wie-

64 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW loletnia mi³oœæ ma siê zakoñczyæ rozstaniem na dobre? Oboje m³odzi, piêkni, wykszta³ceni, to¿ to wspania³a para na ma³¿eñstwo! Widzê, ¿e Bohdan bardzo prze¿ywa rozstanie, jeszcze mi³oœæ siê tli, bo chce zobaczyæ siê z Jadzi¹. Wobec tego biorê sprawê w swoje rêce! Biegnê do Jadzi, która akurat, na szczêœcie, by³a w domu. T³umaczê jej swoj¹ niespodziewan¹ wizytê, przedsta- wiam propozycjê spotkania z Bohdanem. Jadzia z lekkim wahaniem zgadza siê. Aha, te¿ mi³oœæ jeszcze siê tli! Biegnê do Bohdana. Randka umówiona. Uff! I co? Ano równo za rok 6 sierpnia 1960 roku wesele. Mimo zaproszenia na œlu- bie i weselu nie by³am, bo by³am w zaawansowanej ci¹¿y (moja córeczka Iwonka urodzi³a siê 30 sierpnia). Minê³y lata. Los zetkn¹³ nas w S³upsku. W 45 rocznicê œlubu zosta³am zaproszona na ich jubileusz. Zosta³am piêknie uhono- rowana, jako ich „swatka”, bo trzeba przyznaæ, ¿e mia³am szczêœliw¹ rêkê. Warto te¿ wspomnieæ o innych kole¿ankach i kolegach z klasy. Stenia Wój- cik – bardzo pilna, zdolna, œwietna deklamatorka, ukoñczy³a fizykê i uczy³a w szkole œredniej; Zosia Pesta – ¿ywa, weso³a, mi³a kole¿anka, szybko siê usa- modzielni³a, obecnie mieszka w Ko³obrzegu, Ela Tabakówna – ³adna, delikatna, mi³a, bardzo j¹ lubi³am. Z ch³opców zapamiêta³am, oprócz Bohdana, Rysia Reteckiego, zdolnego, ambitnego, który z determinacj¹ walczy³ ze mn¹ o pry- mat w nauce (oboje ukoñczyliœmy podstawówkê z nagrod¹), Jurek Jachowicz – wieczny optymista, œwietny humanista na bakier z matematyk¹ (obecnie dzien- nikarz), Janusz Gromadzki – mi³y kolega, piek³ œwietne ciasteczka, bo jego ojciec by³ cukiernikiem. Trudno wymieniæ wszystkich. Tworzyliœmy œwietny zespó³. Bardzo lubiliœmy nasz¹ wychowawczyniê Helenê Niepokojczyck¹. Ch³opcy zawsze zg³aszali jej chêæ pomocy np. wrzucali wêgiel do piwnicy, r¹bali drzewo na rozpa³kê, nosili ciê¿kie zakupy. Dziewczynki równie¿ poma- ga³y swojej pani w ró¿nych pracach domowych. To by³o tak naturalne, zreszt¹ rodzice te¿ nas zachêcali do pomocy starszym. Byliœmy bardzo samodzielni. Z okazji imienin naszej pani – 22 maja – z³o¿yliœmy siê na piêkny prezent – szeœæ kryszta³owych kieliszków do wina, a ch³opcy ca³¹ noc buszowali w ogródkach i przynieœli ogromne narêcza tulipanów. Pani tonê³a w kwiatach i ³zach, a my byliœmy szczêœliwi. Sami urz¹dziliœmy przyjêcie z okazji zakoñ- czenia roku szkolnego. Janusz upiek³ tort dla nauczycieli, a dla nas ciasteczka. By³o weso³o, œpiewaliœmy piosenki i tak ¿egnaliœmy naszych nauczycieli.

Moi nauczyciele Mia³am to szczêœcie, ¿e uczyli nas œwietni nauczyciele, przewa¿nie przed- wojenni absolwenci seminarium nauczycielskiego. Do szko³y przyjmowa³a mnie pani kierownik Maria Wasilewska, œwietna organizatorka, niezwykle

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 65 zapobiegliwa, ¿yczliwa w stosunku do uczniów, tworz¹ca dobr¹ atmosferê pracy dla grona nauczycielskiego. Obejrzawszy moje oceny ¿yczy³a mi, abym osi¹gnê³a jeszcze lepsze wyniki w nauce, co na moje szczêœcie, ziœci³o siê, bo na œwiadectwie ukoñczenia szko³y podstawowej widnia³y tylko oceny bardzo dobre. Wychowawczyni¹ klasy by³a pani Helena Niepokojczycka – nauczycielka jêzyka polskiego. Kochaliœmy j¹ i podziwialiœmy, by³a dam¹ w ka¿dym calu. Patrzyliœmy z zachwytem na jej eleganckie ubrania, delikatny makija¿ i pe³n¹ dystynkcji sylwetkê. Nigdy nie zapomnê lekcji poœwiêconej „Panu Tadeuszo- wi” A. Mickiewicza. Czytaj¹c nam fragmenty epopei bardzo siê wzrusza³a, poniewa¿ by³a wilniank¹ i ciê¿ko prze¿ywa³a rozstanie ze swoj¹ ma³¹ Ojczyzn¹. Nam uczniom nieraz zakrêci³a siê ³za w oku, kiedy s³uchaliœmy cudownych opisów przyrody, przypominaj¹cych nam nasze strony, które musie- liœmy opuœciæ. „Litwo, ojczyzno moja”– jeszcze teraz s³yszê jej g³os. Matematyka – postrach wielu uczniów! Tego przedmiotu uczy³a nas pani Halina Rudzin – nauczycielka wymagaj¹ca, trochê sroga, ale za to mia³a z³ote serce (los przygna³ j¹ z rodzin¹ z Polesia). Nikogo nie krzywdzi³a, cierpliwie t³umaczy³a zawi³oœci matematyczne. Zachêca³a do samopomocy kole¿eñskiej. Matematyka, obok jêzyka polskiego, by³a moim ulubionym przedmiotem. Nie- Ÿle sobie radzi³am i chyba na tyle dobrze, ¿e pani Rudzin przydzieli³a mi na korepetycje Jurka Jachowicza – obecnie znanego, d³ugoletniego dziennikarza „Gazety Wyborczej”. Jak siê dowiedzia³am korepetytork¹ tego przedmiotu w liceum ogólnokszta³c¹cym by³a Jadzia Staszewska (Œwiderska) i to z dobrym skutkiem. Dziêki nam zda³ pomyœlnie egzamin z matematyki w podstawówce i w liceum. Czy nasz mi³y kolega o tym pamiêta? Nie zapomnê równie¿ lekcji geografii prowadzonych przez pani¹ Teresê G¹sowsk¹ – uczestniczkê powsta- nia warszawskiego w 1944 roku. Jej barwne opowiadania o dalekich krajach przenosi³y nas w krainy dla nas nieznane, otwiera³y nam œwiat, zachêca³y do zwiedzania. Trzeba by³o d³ugich lat, ¿eby chocia¿ w czêœci zrealizowaæ tamte marzenia o dalekich podró¿ach. W gronie nauczycieli przedwojennych by³y te¿ œwie¿o upieczone absolwentki liceum pedagogicznego. Wœród nich wyró¿nia³a siê Ró¿a Ostrowska, obiekt westchnieñ wielu ch³opców, bo by³a pe³na uroku i temperamentu. Serdeczna, bezpoœrednia, szybko zjednywa³a sobie sympatiê wielu uczniów. Uczy³a mnie chemii. Tak los zrz¹dzi³, ¿e póŸniej, kiedy po ukoñczeniu liceum pedagogicznego w roku 1956 wróci³am do mojej szko³y jako nauczycielka, zosta³yœmy serdecznymi kole¿ankami. Dziêki naszym nauczycielkom z „dwójki”, które rzetelnie przygotowywa³y nas do dalszej nauki w liceum, nie mia³am ¿adnych problemów z przyswojeniem sobie wiedzy

66 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW w ci¹gu 4 lat nauki w „pedagogu”. Myœlê, ¿e wybór tak trudnego, ale piêknego zawodu nauczycielskiego w du¿ej mierze zawdziêczam moim pedagogom z „dwójki”.

Powrót do „dwójki” – lata pracy nauczycielskiej Rok 1956. Po ukoñczeniu liceum pedagogicznego w Koszalinie otrzy- ma³am z r¹k ówczesnego Inspektora Szkolnego pana Andrzeja Stefañczaka mianowanie i skierowanie do pracy nauczycielskiej do SP nr 2 w Koszalinie, do mojej szko³y. Znalezienie siê w gronie szacownych pedagogów, którzy byli moimi nauczycielami, by³o dla mnie du¿ym prze¿yciem. Do pracy przyjmowa³ mnie niezapomniany, pe³en ¿yczliwoœci i zrozumienia dla „sikorek”, jak nas nazywa³ – Czes³aw Sztyma. Zastêpc¹ by³a – co za ulga – pani Niepokojczycka. Zasta³am tych samych nauczycieli sprzed czterech lat, ale doszed³ te¿ nowy „narybek”: Zosia Marchlewicz (obecnie Krêtkowska), Basia Graczyk (obecnie P³owczyk). Ze mn¹ pracê nauczycielsk¹ rozpoczê³y kole¿anki z liceum, Kazia Myœlak (obecnie Mikita), Lusia Czechowska (obecnie Bia³ecka). W nastêpnych latach dosz³y inne kole¿anki: Basia Miller, Marysia Stawiszyñska, Ula Dyszer, Helena Mielczuszna, Helena Biliñska, Marysia D¹browska, Wandzia Drewniak. Prze- nios³a siê do nas za szko³y nr 1 Janka Jankowska – moja szkolna przyjació³ka, która wysz³a za m¹¿ za naszego kolegê, nauczyciela wychowania fizycznego, a póŸniej zastêpcê kierownika, Igora Wojtowicza. Bardzo go lubi³yœmy i nie- wiele przejmowa³yœmy siê jego „pohukiwaniami”, bo czêsto wpada³ w z³oœæ, ale krzywdy nikomu nigdy nie zrobi³. Warto wspomnieæ o atmosferze w pocz¹tkowych latach pracy. Wspólnie – m³odzi i „starzy” nauczyciele – two- rzyliœmy wspania³y zespó³. Nowy „narybek” starsze kole¿anki przyjê³y niezwy- kle przychylnie. Korzysta³yœmy z ich doœwiadczeñ, zawsze s³u¿y³y nam pomoc¹ i m¹dr¹ rad¹. ¯yczliwie radzi³y, jak siê ubraæ na randkê lub na zabawê, jak przygotowywaæ stó³ na przyjêcie, jak zachowaæ siê w ró¿norodnych sytua- cjach towarzyskich. Razem z nami prze¿ywa³y wzloty i upadki wieku m³o- dzieñczego (mia³yœmy 17-18 lat!). B³êdy nas wzmacnia³y, wzloty uskrzydla³y. Wychodzi³yœmy za m¹¿, rodzi³yœmy dzieci, lecz nowe obowi¹zki nie przy- s³ania³y nam podstawowego obowi¹zku – pracy. W szkole spêdza³yœmy wiele godzin, nie tylko ucz¹c (36 godzin tygodniowo!), ale równie¿ organizuj¹c ró¿- norodne zajêcia pozalekcyjne. By³yœmy m³ode, pe³ne zapa³u, nie ¿a³owa³yœmy swego czasu dla dzieci. A uczniowie byli ró¿ni, jak to w szkole i grzeczni i tzw. „rozrabiaki”. Ale jedno trzeba przyznaæ, dzieciaki by³y karne. W naszej pracy bardzo pomagali nam rodzice, którzy dzia³ali w zespo³ach klasowych tworz¹c

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 67 tzw. „trójki klasowe” (przewodnicz¹cy, zastêpca, skarbnik). Rodzice byli aktywni, pomagali w organizacji imprez dla dzieci, wycieczek, wystêpów itp. Doceniali pracê nauczycieli, organizuj¹c na przyk³ad eleganckie przyjêcia na Dzieñ Kobiet, na Dzieñ Nauczyciela. Bawiliœmy siê wspólnie do bia³ego rana. Jeszcze teraz, kiedy spotykam rodziców z tych lat, wspominamy, jak to dawniej by³o. Jak to przyjemnie powspominaæ mi³e chwile.

„Co nam zosta³o z tych lat...” Wspominaj¹c kole¿anki, z którymi pracowa³am, z satysfakcj¹ stwierdzam, ¿e przyjaŸnie, zadzierzgniête w pierwszych latach mojej pracy, przetrwa³y do dziœ. £¹cz¹ mnie serdeczne stosunki z moimi przyjació³kami od „serca”, od których spotka³o mnie wiele dobra, które wspiera³y mnie w ciê¿kich chwilach. S¹ to Basia Miller i Zosia Krêtkowska. Nie zapomnê pobytu w Pradze na zapro- szenie mê¿a Basi, który by³ tam sekretarzem Ambasady Polskiej. By³yœmy tam z Zosi¹ i naszymi córkami. To by³ 1977 rok. Mamy wiele sympatycznych wspomnieñ, swoje babskie tajemnice. Mamy co wspominaæ. Nie do uwierzenia, ju¿ w 2006 roku, bêdziemy obchodziæ 50-lecie przyjaŸni! Spotykam siê na mi³ej pogawêdce lub z okazji imienin z Basi¹ P³owczyk i Kazi¹ Mikit¹. Pamiêtamy o sobie. Czasem dzwoniê do nich, je¿eli niepokojê siê z powodu zbyt d³ugiego milczenia. Kontaktujê siê czêsto z Ul¹ Dyszer – czasem do niej dzwoniê, pamiêtam o jej imieninach. Utrzymujê korespondencjê z Hel¹ Biliñsk¹ – teraz wroc³awiank¹, blisk¹ mojemu sercu, bo tak jak ja, pochodzi z Podola. Mi³o wspominam Wandziê Drewniak, Marysiê D¹bkowsk¹, Lusiê Bia³eck¹. Ze smutkiem wspominam Marysiê Stawiszyñsk¹ i Helê Miel- cuszn¹, które zbyt szybko odesz³y z tego œwiata. Marysia by³a sympatyczn¹, pogodn¹ towarzyszk¹ naszych spotkañ z ró¿nych okazji. Helenka opiekowa³a siê raz w tygodniu moj¹ maleñk¹ córeczk¹ (2 lata), kiedy uczy³am siê w Wie- czorowym Studium Nauczycielskim. Tak siê sk³ada, ¿e zawód nauczycielski jest mocno sfeminizowany. W naszym „babskim gronie” by³y te¿ nieliczne rodzynki, przesympatyczni koledzy, zawsze niezawodni i pe³ni werwy, humoru: Bogdan Binaœ, Karol Kur- kiewicz, Tadeusz Koœciuk, Staszek Leœniewski. Wiele do zawdziêczenia mam panu dyrektorowi Janowi Rudzinowi, który wraz ze swoj¹ ma³¿onk¹ Halin¹ okaza³ mi wiele serca i pomocy w trudnych dla mnie chwilach ¿ycia osobiste- go. Oboje ju¿ nie ¿yj¹, nie ¿yj¹ te¿ pani G¹sowska, pani Niepokojczycka i Ró¿a Ostrowska. Wszystkich odprowadza³am na wieczny odpoczynek. Kochaliœmy nasz¹ szko³ê. Tworzyliœmy jedn¹, du¿¹ rodzinê. I tak jak nas przychylnie przy- jêto do grona, tak i my serdecznie opiekowaliœmy siê nowym narybkiem.

68 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW Z Wiesi¹ Szmulew, Danusi¹ Kowalczyk nieraz spotyka³yœmy siê te¿ poza szko³¹ na uroczystoœciach rodzinnych. Szybko wtopi³y siê w nasz¹ „rodzinkê”. Zadzierzgniêtym przyjaŸniom sprzyja³y wspólnie urz¹dzane imieniny (np. w maju razem œwiêtowa³y Zosia, Helena i do³¹cza³ siê Staszek). Lampk¹ szam- pana œwiêtowa³yœmy narodziny naszych dzieci. Byliœmy te¿ na naszych œlubach lub weselach. Goœciliœmy siê w naszych domach – ka¿da okazja by³a dobra! Uczestniczy³yœmy w radoœciach i smutkach ¿ycia rodzinnego. Wspiera³yœmy siê, pomaga³yœmy, cieszy³yœmy siê z ma³ych i du¿ych sukcesów. To nas bardzo zbli¿y³o. Warto te¿ wspomnieæ o naszych dzieciach, które teraz, kiedy jesteœmy na emeryturze, s¹ dla nas oparciem i podpor¹. Dobrze wychowaliœmy i przygo- towaliœmy je do ¿ycia, bo umia³y doceniæ wartoœæ nauki: Joasia, córka Zosi Krêtkowskiej, ukoñczy³a romanistykê, Wiesiek, syn Basi P³owczyk jest in¿ynierem, a Iwona, moja córka, jest polonistk¹, pracuje jako nauczycielka w szkole. Równie¿ córka Uli Dyszer jest nauczycielk¹. To tylko nieliczne przyk³ady osi¹gniêæ naszych dzieci. Pracuj¹, tworz¹ dobre, zgodne rodziny. To jest nasza radoœæ i satysfakcja.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 69 Józef Napoleon Leitgeber

TAK ZACZYNALIŒMY...

Dochodzi³o po³udnie 9 lipca 1945 roku, gdy wraz rodzicami wysiad³em z poci¹gu na koszaliñskim dworcu kolejowym, po d³ugiej i mêcz¹cej podró¿y z rodzinnego Poznania, gdzie nie pozosta³o nic z naszego przedwojennego domu i dobytku, gdy „wysiedleni” na Podkarpacie wróciliœmy na swoje z wojennej tu³aczki. Pierwsze schronienie moi rodzice znaleŸli w placówce Pañstwowego Urzê- du Repatriacyjnego, która mieœci³a siê w gmachu ówczesnej szko³y podstawo- wej nr 2 przy ulicy Boles³awa Krzywoustego. Ta instytucja, zwana skrótowo PUR, by³a ogromnie pomocna przybywaj¹cym osiedleñcom i repatriantom, gwarantowa³a bowiem zbiorowe zakwaterowanie i pobyt do czasu uzyskania samodzielnego mieszkania, bezp³atne ca³odzienne wy¿ywienie i poœredniczy³a w ofertach zatrudnienia. By³a wielce po¿ytecznym biurem poszukiwania ludzi roz³¹czonych i zaginionych w latach wojny. Z goœcinnoœci PUR-u korzystaliœmy przez kilka tygodni do czasu, gdy mój ojciec, pracuj¹c ju¿ w biurze Pe³nomocnika Rz¹du RP na Obwód Koszalin czyli w starostwie powiatowym, uzyska³ od pewnego Niemca propozycjê wprowa- dzenia siê do jego domu przy ówczesnej ulicy GnieŸnieñskiej /teraz Heleny Modrzejewskiej/, który on wkrótce mia³ opuœciæ, decyduj¹c siê na „wyjazd za Odrê". Rodzice skorzystali z tej propozycji i tam zamieszkaliœmy z pocz¹tkiem sierpnia 1945. Ów niemiecki gospodarz, wyje¿d¿aj¹c pierwszym transportem niemieckich koszalinian 14 sierpnia 1945 r. dobrowolnie opuszczaj¹cych mia- sto, po¿egna³ siê z nami przyjaŸnie, bo by³ œwiadom tego, co stanowi³y w³aœnie og³oszone decyzje zwyciêskiej koalicji, powziête na konferencji poczdamskiej. Wtedy to na murach Koszalina pojawi³y siê dwujêzyczne plakaty, po polsku i po niemiecku informuj¹ce ludnoœæ niemieck¹ o postanowionej w Poczdamie ca³kowitej ewakuacji Niemców z terenów obejmowanych przez Polskê. Co wa¿ne, zachêcano ich do dobrowolnego zg³aszania siê na wyjazd zorganizowa- nym transportem kolejowym do Niemiec. Pocz¹tkowo zg³aszali siê nieliczni chêtni do tego wyjazdu, bo nie by³o przymusu. Trwa³o to do lutego 1946 roku, kiedy to polskie w³adze zakoñczy³y ostateczne uzgadnianie z aliantami sprawy organizacji transportów ju¿ przymusowo wysiedlanych Niemców do poszcze-

70 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW gólnych stref okupacyjnych. W tej formie akcja wysiedleñ trwa³a do koñca 1947 roku. W³aœnie wtedy te¿ zakoñczy³a siê akcja wycofywania z Koszalina ogrom- nego pierwotnie garnizonu wojsk radzieckich, które zajmowa³y w mieœcie prawie wszystkie obiekty koszarowe, ale tak¿e szereg okazalszych budynków urzêdo- wych i kompleksów domów mieszkalnych, odgrodzonych p³otami i wie¿yczka- mi stra¿niczymi od reszty polskiego ju¿ Koszalina. Takie zamkniête dla Pola- ków rewiry utworzono np. wokó³ gmachu s¹dów przy ulicy L. Waryñskiego czy zespo³u Polikliniki przy ulicy Szpitalnej. Tak¿e gmach liceum im. St. Dubois czy te¿ Szko³y Podstawowej nr 1 przy ulicy Zwyciêstwa by³y zajête przez Rosjan i stanowi³y szpitale, przepe³nione ¿o³nierzami, rannymi w ostatniej fazie wojny. Bowiem zwyciêski szturm Berlina op³acono ofiarami 330 tysiêcy poleg³ych i ponad milionem rannych czerwonoarmistów. Takich prowizorycz- nych szpitali radzieckich by³o co najmniej kilkanaœcie. Ich pensjonariusze l¿ej kontuzjowani mogli siê poruszaæ, wiêc w ciep³e dni gromadnie wychodzili na spacery po mieœcie w ... szpitalnych pi¿amach. Nap³ywaj¹cy do Koszalina osiedleñcy napotykali tutaj trudne warunki. Nie- liczne jeszcze polskie sklepy oferowa³y niewiele, a i to w znacznej czêœci tylko na przydzia³y kartkowe. Trzeba wiêc by³o wszystko „organizowaæ”, czyli mozolnie poszukiwaæ i przywoziæ do domu nieraz z odleg³ego koñca miasta b¹dŸ z pobli¿a Koszalina. W tych sprawach wprost nieocenion¹ pomoc i œrodek transportu stanowi³y rêczne wózki czteroko³owe z dyszelkiem. Po odjeŸdzie ka¿dego transportu wysiedlanych Niemców mo¿na by³o na stacji towarowej znaleŸæ wiele takich pozostawionych wózków. U¿ywano ich jeszcze w latach piêædziesi¹tych, kiedy ruch uliczny by³ niewielki i przewa¿a³y w nim wozy konne i w³aœnie owe wózeczki rêczne. By³y swoistym symbolem ówczesnego transportu lokalnego i dobrze s³u¿y³y swoim u¿ytkownikom. Skoro mowa o codziennych potrzebach, to oczywiœcie na pierwszym miej- scu – jak zawsze w trudnych czasach – by³o wy¿ywienie i artyku³y pierwszej potrzeby. By³o zasad¹ w latach wojny, a potem jeszcze przez kilka lat, stosowa- nie we wszystkich pañstwach europejskich kartkowego systemu zaopatrzenia ludnoœci. Obejmowa³ on bardzo szeroki asortyment towarów, nie tylko ¿ywno- œciowych. Powojenna Polska musia³a tak¿e utrzymaæ system kartkowy bardziej rozbudowany, ni¿ ten, jaki pamiêtamy z lat osiemdziesi¹tych i czasu stanu wojennego. Ogromn¹ i niedocenian¹ póŸniej pomoc¹ w zaopatrzeniu ludnoœci by³y dostawy, szczególnie ¿ywnoœci, jakie otrzymywa³a Polska w ramach organiza- cji UNRRA powo³anej z koñcem wojny przez powsta³¹ w kwietniu 1945 Orga-

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 71 nizacjê Narodów Zjednoczonych. Przysy³ano ¿ywnoœæ, medykamenty, odzie¿, ale i wyposa¿enie dla zak³adów przemys³owych, statki rybackie, tabor kolejo- wy, sprzêt górniczy itp. itd. By³o dostarczane równie¿ ¿ywe byd³o i konie poci¹gowe, maszyny rolnicze i traktory. G³ówny strumieñ tych dostaw pocho- dzi³ ze Stanów Zjednoczonych Ameryki i z Kanady. Pamiêtam, jak oczekiwa³o siê z utêsknieniem na comiesiêczne terminy odbioru przydzia³ów kartkowych, a gdy ju¿ by³y w domu, radoœæ wielk¹ spra- wia³o delektowanie siê tym, co te¿ dobrego „ciocia UNRRA” da³a tym razem. Dostawy „unrowskie” trwa³y do roku 1948. Wtedy te¿ zlikwidowano system kartkowy i zacz¹³ dzia³aæ jako tako normalny rynek. By³ to krótkotrwa³y okres powojennej prosperity, kiedy dominowa³ jeszcze handel prywatny, raptownie zd³awiony po roku 1948, gdy zaczyna³y siê czasy „zimnej wojny” i zarazem budowania tzw. ”podstaw socjalizmu". Na progu lat piêædziesi¹tych zaowoco- wa³o to ponownym przywróceniem systemu kartkowego, ale ju¿ tylko na miêso, cukier i t³uszcze. Recydywa nast¹pi³a raz jeszcze w latach osiemdzie- si¹tych. Pierwsze powojenne lata naszego bytowania na ziemiach zachodnich zna- mionowa³o szczególne i bardzo negatywne zjawisko spo³eczne, nazywane potocznie „szabrem”. Chodzi³o o bezprawny rabunek mienia poniemieckiego, szczególnie wartoœciowych mebli, dzie³ sztuki i kosztownoœci. Obrabowywano te¿ mieszkania ju¿ zajête przez polskich osiedleñców. Szabrownicy dzia³ali czê- sto w zorganizowanych grupach z³odziejskich, nie cofaj¹c siê nawet przed mor- dowaniem napadniêtych, a bezbronnych ludzi. W³adze pañstwowe i miejskie stara³y siê têpiæ ten proceder, ale ich mo¿liwoœci by³y ograniczone, a Rosjanie byli w ogóle niemal bezkarni, chocia¿ formalne przepisy prawa karnego by³y wysoce represyjne wobec szabrowników. Trzeba pamiêtaæ, ¿e pañstwo polskie z mocy prawa ustanowionego ju¿ w roku 1944 przez PKWN, przejmowa³o ca³e mienie poniemieckie, tak zbioro- we jak prywatne na przyznanym Polsce terytorium by³ej Rzeszy. Dlatego ka¿dy polski obywatel, który legalnie chcia³ posi¹œæ na w³asnoœæ jakiekolwiek mienie poniemieckie czy porzucone na Ziemiach Zachodnich, by³ zobowi¹zany za to odpowiednio zap³aciæ Skarbowi Pañstwa wedle okreœlonej procedury prawnej. Dla tego celu utworzono specjalnie rejonowe i okrêgowe Urzêdy Likwidacyjne. Taki Obwodowy Urz¹d Likwidacyjny latem 1945 zacz¹³ dzia³aæ równie¿ w Koszalinie. Ka¿dy ówczesny koszalinianin musia³ siê z nim zetkn¹æ, formali- zuj¹c w³asnoœæ do pozyskanego tutaj mienia ruchomego, przewa¿nie mebli i wyposa¿enia mieszkañ. Korowody z tymi rozliczeniami trwa³y d³ugo, niekie- dy do pocz¹tku lat piêædziesi¹tych, kiedy zniesiono owe urzêdy.

72 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW W latach wojny ogromnie rozwin¹³ siê okazjonalny handel targowiskowy. W ten sposób sprzedawano i kupowano niemal wszystko, co by³o u¿yteczne, ³¹cznie z broni¹. Trwa³o to dalej po wojnie, wiêc i w Koszalinie latem 1945 roku zaczê³o dzia³aæ targowisko, które rozlokowa³o siê na placu GwiaŸdzistym. Wtedy wygl¹da³ on inaczej: by³ trochê wiêkszy i dooko³a obudowany domami, a na jego œrodku sta³... szalet publiczny. Rych³o okaza³o siê, ¿e targowisko jest za ma³e, wiêc w³adze miejskie zadecydowa³y przenieœæ handel targowiskowy na plac przy ulicy Drzyma³y i Po³tawskiej, gdzie dzisiaj funkcjonuje dobrze znany „Manhattan”. Plac GwiaŸdzisty rych³o utraci³ swe targowiskowe znacze- nie chocia¿ jego historyczna œredniowieczna nazwa brzmia³a Targ Drzewny. Wiosn¹ 1946 roku w³adze Koszalina urz¹dzi³y na wszystkich trasach wyjazdowych z miasta punkty kontroli milicyjnej – prawdziwe rogatki, prze- grodzone szlabanem i dozorowane ca³odobowo przez uzbrojone posterunki. Ka¿dy pojazd opuszczaj¹cy miasto b¹dŸ wje¿d¿aj¹cy do Koszalina musia³ zatrzymaæ siê do szczegó³owej kontroli dokumentów i wiezionego ³adunku – dok³adnie tak, jak to dzieje siê na przejœciach granicznych. Podejrzane lub nie udokumentowane towary milicja konfiskowa³a, a przewo¿¹cych je kierowa³a na przes³uchania do komendy. Mieszka³em wtedy w bezpoœrednim s¹siedztwie takiej rogatki przy skrzy¿owaniu obecnych ulic Heleny Modrzejewskiej i Orlej. Milicjanci mieli czêsto k³opoty z radzieckimi pojazdami wojskowymi, bo bywa³o, ¿e radzieckie ciê¿arówki – wy³amywa³y szlaban i bez zatrzymania jecha³y dalej. Rogatki zlikwidowano wiosn¹ 1947 roku, gdy radziecki garnizon opuszcza³ Koszalin. Jednak na placu GwiaŸdzistym urz¹dzono milicyjny punkt kontroli drogowej, wybiórczo kontroluj¹cy pojazdy, wy³¹cznie polskie. W pierwszych powojennych miesi¹cach Polacy, chocia¿ stale ich przyby- wa³o, stanowili w Koszalinie mniejszoœæ wœród ogó³u mieszkañców – przewa- ¿a³a ludnoœæ niemiecka. By³o te¿ mnóstwo wojska radzieckiego. W tej sytuacji Polacy przybywaj¹cy tutaj na nieznany sobie i zniemczony teren odczuwali szczególnie mocno potrzebê silnej wiêzi wspólnotowej i wzajemnej pomocy w codziennym, a nie³atwym bytowaniu. Tym bardziej, ¿e kszta³t terytorialny i granice powojennej Polski mia³a ostatecznie okreœliæ dopiero spodziewana konferencja pokojowa. Tê niepewnoœæ pog³êbia³ brak bezpieczeñstwa na ulicach: czêsto zdarza³o siê, ¿e Polacy byli nagabywani przez ¿o³nierzy radzieckich, nierzadkie by³y zgwa³cenia czy mordy rabunkowe. By sobie pomagaæ b¹dŸ ³atwiej szukaæ pomocy innych Polaków i nawi¹zywaæ s¹siedzkie kontakty, a tak¿e jawnie manifestowaæ swoje niezbywalne prawo gospodarzy tej ziemi, szybko upo- wszechni³ siê bardzo praktyczny obyczaj, ¿e ka¿dy Polak w zajêtym ju¿ miesz-

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 73 kaniu wywiesza³ w oknie od ulicy ma³y proporczyk bia³o-czerwony. Od razu mo¿na by³o przez to bezb³êdnie trafiæ po pomoc do swoich. Zarazem sugestyw- nie demonstrowa³o to nasz¹ tutaj obecnoœæ. W polskim ju¿ Koszalinie tych pro- porczyków szybko przybywa³o, a¿ by³o ich tyle, co teraz anten satelitarnych na niektórych ulicach. Bywa³o te¿, ¿e na drzwiach mieszkania umieszczano widoczny napis identyfikacyjny, np. „Tutaj mieszka Polak z Gniezna”. W³aœnie GnieŸnianie, jako pochodz¹cy z miasta patronuj¹cego Koszalinowi, upo- wszechnili ten mi³y zwyczaj. Wywieszanie bia³o-czerwonych proporczyków trwa³o gdzieœ do roku 1947. Ka¿dy zamierzaj¹cy tutaj osiedliæ siê Polak by³ rejestrowany w placówce PUR i otrzymywa³ stosowne zaœwiadczenie, bêd¹ce zarazem dokumentem. PóŸniej zaœwiadczenia PUR zast¹pi³y tzw. karty meldunkowe, wydawane przez Zarz¹d Miejski. Dowody osobiste pojawi³y siê dopiero w roku 1952. Dokument wystawiony przez PUR uprawnia³ osiedleñca do ubiegania siê o przydzia³ mieszkania przez Zarz¹d Miejski. Czêsto razem z mieszkaniem otrzymywa³o siê te¿ jego umeblowanie i wyposa¿enie, które w œwietle prawa, jako mienie poniemieckie nale¿a³o wykupiæ poprzez Urz¹d Likwidacyjny. Dopiero po przyjeŸdzie do Koszalina 9 maja 1945 zorganizowanej, du¿ej grupy operacyjnej z patronackiego Gniezna i utworzeniu parê dni póŸniej pol- skiego Zarz¹du Miejskiego, przejmuj¹cego w³adanie nad miastem, nabra³o tempa zasiedlanie i polonizowanie Koszalina. Z ka¿dym tygodniem i mie- si¹cem by³o nas coraz wiêcej. W maju 1945 przyby³ te¿ do Koszalina pierwszy polski kap³an katolicki, franciszkanin ojciec Sza³ankiewicz, który 14 maja 1945 odprawi³ pierwsz¹ od czasów reformacji katolick¹ mszê œwiêt¹ w Koœciele Mariackim. W³adali nim jeszcze niemieccy duchowni ewangeliccy. Od nich pod koniec czerwca 1945 ojciec Sza³ankiewicz przej¹³ obiekty tworzonej parafii: dot¹d ewangelicki koœció³ mariacki i przynale¿n¹ plebaniê, bêd¹c¹ dzisiaj czêœci¹ siedziby kurii koszaliñsko-ko³obrzeskiej. Obj¹³ tak¿e plebaniê i katolicki koœció³ pod wezwa- niem Œw. Józefa, który ju¿ od prawie 100 lat s³u¿y³ niemieckiej wspólnocie katolickiej Koszalina i okolic. Dlatego te¿ parafia utworzona przez ojców fran- ciszkanów nadal pos³ugiwa³a siê kanonicznie obowi¹zuj¹cym patronatem œw. Józefa. Zaœ koœció³ mariacki by³ tylko koœcio³em filialnym a¿ do czasu nadania mu godnoœci katedry nowoutworzonej diecezji w roku 1972. W tej œwi¹tyni prze¿ywaliœmy w paŸdzierniku 1945r. podnios³¹ uroczystoœæ patriotyczn¹ i religijn¹ ods³oniêcia w o³tarzu g³ównym znakomicie namalowa- nej reprodukcji obrazu Murilla pt. „Wniebowziêcie Najœwiêtszej Maryji Panny” i nadania takiego patronatu temu koœcio³owi. I ten obraz, który dobrze symboli-

74 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW zowa³ nasze tutaj trwa³e zakorzenienie, póŸniej usuniêto w ramach prac regoty- zuj¹cych œwi¹tyniê. Chocia¿ ka¿dy powojenny miesi¹c stabilizowa³ nasze warunki ¿ycia, to jed- nak by³y to niespokojne czasy. Po zmroku, kto nie mia³ zbrojnej asysty, nie odwa¿a³ siê samotnie wêdrowaæ po ulicach zupe³nie ciemnego miasta. Dlatego nie dziwi³o wtedy, ¿e gdy nadesz³y pierwsze powojenne œwiêta Bo¿ego Naro- dzenia, ojcowie franciszkanie zaprosili nas na tradycyjn¹ pasterkê do koœcio³a mariackiego – ju¿ na godzinê 14°° po po³udniu, byœmy zd¹¿yli przed zmierz- chem bezpiecznie powróciæ do swych domów na wigilijn¹ wieczerzê. W te œwiêta czu³o siê naprawdê, ¿e nasta³ czas pokoju, ale przy wigilijnych sto³ach boleœnie brakowa³o tak wielu naszych bliskich, którzy nie przetrwali wojny. Ogromnym prze¿yciem dla koszalinian by³ przyjazd do Koszalina w paŸ- dzierniku 1946 roku Prymasa Polski Augusta kardyna³a Hlonda, któremu towa- rzyszy³ arcybiskup metropolita wileñski Ja³brzykowski. Kardyna³ Prymas uzy- ska³ od papie¿a Piusa XII specjalne pe³nomocnictwa do kanonicznego ustano- wienia na Ziemiach Odzyskanych pe³nej polskiej struktury administracji koœcielnej. Kardyna³ Hlond, troskliwie dogl¹daj¹c tworzonego dzie³a, osobiœcie przemierza³ d³ugie szlaki nowych ziem, staraj¹c siê odwiedziæ ka¿d¹ nowo zor- ganizowan¹ polsk¹ parafiê. W takiej w³aœnie misji przyjecha³ tak¿e do Koszali- na i odprawi³ uroczyst¹ mszê pontyfikaln¹. Przyszli na ni¹ chyba wszyscy koszalinianie, s³uchaj¹c piêknego i patriotycznego kazania Prymasa. Akcento- wa³ w nim nasze trwa³e zwi¹zanie z tymi ziemiami, na których przed wiekami, zaproszony przez polskiego monarchê – s³owo Bo¿e g³osi³ œwiêty Otton z Bam- bergu, dzisiaj jeden z patronów diecezji koszaliñsko-ko³obrzeskiej. Powojenny Koszalin mia³ dwoist¹ administracjê miasta tj. wojskow¹ i cywiln¹. Zrazu po zdobyciu Koszalina w dniu 4 marca 1945, miastem niepo- dzielnie w³ada³y wojska radzieckie i ich komenda wojenna, usytuowana w budynku bankowym NBP przy ulicy Zwyciêstwa. Pierwszy komendant wojenny major Woronkow nadzorowa³ ca³oœæ spraw administrowania miastem, w tym sprawy dotycz¹ce ludnoœci niemieckiej. Trwa³o to do po³owy maja 1945, gdy utworzono polski Zarz¹d Miejski Koszalina, przejmuj¹cy sukcesywnie sprawy miasta i jego funkcjonowania. W czerwcu 1945 do Koszalina przyby³y pierwsze jednostki Wojska Pol- skiego, w tym polska kawaleria – ostatnia ju¿ w bogatych dziejach polskiej jazdy. Ogl¹daliœmy wtedy na ulicach i odœwiêtnie w koœciele mariackim wspa- niale prezentuj¹cych siê u³anów z b³yszcz¹cymi szablami u boku. W Koszalinie urz¹dzi³ swój sztab i siedzibê dowództwa Warszawskiej Brygady Kawalerii jej zwierzchnik genera³ Prus-Wiêckowski. Ta brygada stoczy³a swoj¹ ostatni¹

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 75 szar¿ê bojow¹ pod Wa³czem, walcz¹c o Wa³ Pomorski. W po³owie roku 1946 u³ani po¿egnali nasze miasto. Wraz z pojawieniem siê polskich jednostek wojskowych zaczê³a tak¿e funkcjonowaæ polska komenda wojenna miasta. Mieœci³a siê nieopodal komen- dantury radzieckiej, po tej samej stronie ulicy Zwyciêstwa. Dlatego te¿ obok radzieckich, na ulicach pojawi³y równie¿ polskie patrole wojskowe, nadzo- ruj¹ce porz¹dek w mieœcie i wspomagaj¹ce w sprawach konfliktowych nie- liczn¹ jeszcze Milicjê Obywatelsk¹. Tym bardziej, ¿e dochodzi³o do ostrych sporów i staræ z patrolami radzieckimi, gdy chodzi³o o agresywne zachowania ¿o³nierzy radzieckich b¹dŸ wprost ich napady rozbójnicze na Polaków. Zazwy- czaj byli nietrzeŸwi i rozzuchwaleni s³aw¹ zwyciêzców, którym wszystko wolno na zdobycznym terytorium. Szczególnie niebezpiecznie by³o wieczorami i noc¹. W³aœnie ze wzglêdu na bezpieczeñstwo moi rodzice namówili do zamiesz- kania razem z nami w tym samym mieszkaniu pewnego m³odego milicjanta, który parê razy otwiera³ noc¹ ogieñ ze swego pistoletu maszynowego, gdy nie- proszeni „goœcie” dobijali siê do drzwi domu. Jednym z pilnych zadañ, jakie stanê³y przed Zarz¹dem Miejskim Koszalina po jego utworzeniu, by³o spolonizowanie nazewnictwa ulic i placów miasta oraz wszelkich innych dot¹d niemieckich nazw i napisów informacyjnych. Tym zajêto siê w czerwcu 1945 roku i zrazu ustalono tylko czêœæ polskich nazw dla g³ówniejszych ulic, zostawiaj¹c jeszcze nazwy niemieckie dla ulic mniejszych i peryferyjnych. Nieprzypadkowo najwa¿niejszej i najd³u¿szej ulicy Koszalina, bêd¹cej osi¹ zabudowy urbanistycznej, nadano symboliczn¹ nazwê ulicy Zwy- ciêstwa. Osobnym problemem by³o rzeczywiste oznakowanie ulic nowymi, polski- mi nazwami. Stare niemieckie tablice by³y solidnie wykonane, du¿e, emaliowa- ne, w kolorze niebieskim z bia³ymi napisami. Zaœ nasze polskie by³y skromne, bo z kawa³ka drewnianej deski z czarnymi napisami nazw ulic i mia³y wygl¹d prowizoryczny. Ale by³y ju¿ nasze i s³u¿y³y przez dalsze lata, zanim u schy³ku lat czterdziestych zast¹piono je trwa³ymi tablicami blaszanymi. Dla czêœci ulic, którym w pierwszej decyzji w³adz miejskich nie ustalono jeszcze polskich nazw, zachowano tablice niemieckie i u¿ywano te¿ dotychczasowych nazw nie- mieckich. Trwa³o to jednak krótko, bo by³o wielce k³opotliwe, a nawet myl¹ce. Zdarzy³o siê, ¿e nazwa „Zacisze” dotyczy³a równoczeœnie dwóch ró¿nych ulic: jednej w zachodniej czêœci miasta /boczna ulicy Mieszka I/ i drugiej na Rokoso- wie. Bo pocz¹tkowo Rokosowo le¿a³o ju¿ poza granic¹ administracyjn¹ przed- wojennego Koszalina. To samo dotyczy³o nazwy ulicy Brzozowej: te¿ by³y

76 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW dwie, jedna na zachodzie, a druga w Rokosowie. Powojenne nazwy ulic podda- no na pocz¹tku lat piêædziesi¹tych sporej korekcie, wprowadzaj¹c nazwy „rewolucyjne”, stosowne dla epoki ustrojowej, budowanego socjalizmu. Dotrwa³y one do po³owy lat dziewiêædziesi¹tych kiedy po kolejnym zwrocie dziejowym i powstaniu III Rzeczypospolitej zaistnia³a spo³eczna i polityczna potrzeba zadokumentowania tego nowymi, doœæ licznymi nazwami ulic w Koszalinie/obszarowo znacznie wiêkszym ni¿ ten powojenny/. Ale ulica Zwyciêstwa zachowa³a swoj¹ pierwsz¹ i dot¹d jedyn¹ nazwê z powojnia. Prze- trwa³a ju¿ prawie 60 lat, wiêc chyba na zawsze, niezale¿nie od mo¿liwych dal- szych zawirowañ dziejów. GroŸnym niebezpieczeñstwem, jakie na nas wtedy wszêdzie czyha³o by³y tzw. niewypa³y, czyli miny, pociski i granaty, porozrzucane wszêdzie Najbar- dziej niebezpieczne by³y miny, przewa¿nie zagrzebane w ziemi, wiêc niewi- doczne. Nadepniêcie na minê by³o równe œmierci albo bardzo ciê¿kiemu okale- czeniu. Raz po raz s³ysza³o siê o takich tragicznych wypadkach. Dlatego d³ugo baliœmy siê wchodziæ i wêdrowaæ po lesie, wokó³ Góry Che³mskiej, bo tam mia³o le¿eæ szczególnie du¿o min i niewypa³ów. Gdy siê sz³o ulicami tamtego Koszalina i s³ysza³o, jak mówi¹ i rozmawiaj¹ ze sob¹ mijani Polacy, ³atwo by³o odgadn¹æ, sk¹d dana osoba tutaj przyjecha³a. Bo osiedleñców czytelnie wyró¿nia³ regionalny dialekt ich mowy, charaktery- styczny dla stron ich pochodzenia. Tak wiêc by³o od razu wiadomym po paru wypowiedzianych s³owach, ¿e oto mamy wilnianina czyli „wilniuka” przed sob¹. Œpiewnym i melodyjnym dialektem wyró¿niali siê lwowianie i pochodz¹cy z Galicji, S³ysza³o siê charakterystyczn¹ mowê „warszawskich rodaków”. GnieŸnianie i poznaniacy mówili swoim poznañskim dialektem pol- skiego. Bo ka¿dy tutaj przyby³y przywióz³ ze sob¹ tê bezcenn¹ i ¿yw¹ cz¹stkê swojej ma³ej ojczyzny, jak¹ jest mowa ojców, ich zwyczaje i tradycje. Mieliœmy tak¿e stycznoœæ z nielicznymi autochtonami-Polakami, którzy byli zasiedzia³ymi tutaj mieszkañcami tej ziemi, a zobaczyli Polskê dla nich zupe³nie niezrozumia³¹. Bo tylko niektóre starsze osoby zna³y s³abo jêzyk pol- ski. Na co dzieñ miêdzy sob¹ porozumiewali siê po niemiecku, wiêc potocznie, a nies³usznie, byli uwa¿ani za Niemców. My – nowi koszalinianie – byliœmy wtedy na ogó³ przyjaŸnie nastawieni do siebie i ¿yczliwi, a zarazem bardzo zró¿nicowani, czego nie doœwiadczamy obecnie. Doœæ powszechnie uwa¿ano, ¿e tutaj jesteœmy tymczasem i na pewno powrócimy w dawne, rodzinne strony. Dla wielu starszych osób by³o to nie- wzruszon¹ pewnoœci¹ – nie wyobra¿ali sobie pozostania tutaj na zawsze. Bo nie by³o tu ich koœcio³a parafialnego i bicia tamtych dzwonów, nie by³o grobów

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 77 rodziców i dziadków. Wszêdzie widzieliœmy jeszcze Niemców i niemieckie napisy. Taka rzeczywistoœæ ustrojowa – powojennej Polski, by³a przez wielu odbierana jako prowizorium. Dlatego swej to¿samoœci i rodowodowi dawano wyraz w zachowaniu regionalnego dialektu. Nawet napisy sklepowe mia³y o tym œwiadczyæ. Mieliœmy wiêc piekarnie poznañskie, by³y warszawskie skle- py spo¿ywcze, by³ salon „fryzjerzy warszawscy” itd. Ta mi³a mozaika nazewni- cza i jêzykowa niestety trwa³a nied³ugo i zanik³a na progu lat piêædziesi¹tych – wielka szkoda, bo do dzisiaj nie powsta³ ¿aden swojski folklor czy dialekt koszaliñski i pewnie ju¿ siê nie narodzi w naszym coraz bardziej zglobalizowa- nym œwiecie. Takim by³ tamten powojenny Koszalin, zasiedlany przez Polaków, przyby- waj¹cych z ró¿nych stron kraju i œwiata, z terenów przedwojennej Polski i kre- sów wschodnich. W³aœnie kresowiacy musieli najpierw prze¿yæ gehennê depor- tacji na bezkresny Wschód, aby dopiero po wojnie powróciæ do Polski, ale ju¿ nie na dawn¹ ojcowiznê, tylko na Ziemie Zachodnie, tak¿e do Koszalina. Stara³em siê skrótowo i wybiórczo pokazaæ, jak siê tutaj wtedy ¿y³o, miesz- ka³o i zapuszcza³o swoje korzenie w Ziemiê Koszaliñsk¹. To ju¿ doœæ odleg³a historia i coraz mniej jej naocznych œwiadków. Teraz przed dzisiejszymi Kosza- liniakami nowe, wielkie historyczne wyzwanie; nasz kraj przystêpuje do Unii Europejskiej. To zmieni wiele w naszym codziennym ¿yciu i zadecyduje o przysz³oœci. Na pewno temu sprostamy, tak, jak nasi przodkowie potrafili po wojnie zagospodarowaæ tê ziemiê, na której dzisiaj ¿yjemy.

78 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW Maria Hudymowa ZGIN¥£ W WALKACH O KO£OBRZEG Wspomnienie o Edmundzie £opuskim

Przy zbiegu ulic £opuskiego i Œliwiñskiego w Ko³obrzegu stoi potê¿ny g³az z marmurow¹ tablic¹: „Tu odda³ ¿ycie w walce o przywrócenie Macierzy prastarych ziem pia- stowskich w dniu 14 marca 1945 roku podporucznik Edmund £opuski ” – brzmi wyryty na pomniku napis. Edmund £opuski urodzi³ siê 16 listopada 1918 roku w Samborze na dawnych Kresach Wschodnich. Jego ojciec W³adys³aw by³ kolejarzem. Matka Franciszka – z domu Proska – zajmowa³a siê domem i wychowywaniem czwór- ki dzieci. Szko³ê powszechn¹ ukoñczy³ Edmund w Samborze. Gdy ojca prze- niesiono do pracy w Tarnopolu, Edmund podj¹³ tam naukê w Liceum im. Juliu- sza S³owackiego. Ju¿ w szkole by³ aktywnym harcerzem i sportowcem. Upra- wia³ siatkówkê, hokej i pi³kê no¿n¹ Bra³ udzia³ w rozgrywkach na terenach tar- nopolskiego, stanis³awowskiego i lwowskiego. Otrzyma³ w nich srebrny puchar i kilka dyplomów. Na obozie wypoczynkowym rodzin kolejarzy w Mikuliczynie ko³o Worochty pozna³ Irenê Szymañsk¹ z Lublina. Znajomoœæ z czasem przerodzi³a siê w g³êbokie uczucie, które trwa³o do ostatnich dni ¿ycia Edmunda. Szko³ê œredni¹ ukoñczy³ w maju 1938 roku,. Po maturze odby³ obóz Przy- sposobienia Wojskowego i zosta³ powo³any do wojska. Skierowano go do Szko³y Podchor¹¿ych Rezerwy 12 Dywizji Piechoty w Tarnopolu. W czasie s³u¿by wojskowej by³ pi³karzem i dzia³aczem WCKS „Kresy”. Bra³ udzia³ w kampanii wrzeœniowej 1939 roku. Pocz¹tkowo w stopniu kaprala podchor¹¿ego dowodzi³ dru¿yn¹ w 55 pu³ku piechoty Strzelców Kreso- wych. Nastêpnie zosta³ przeniesiony na stanowisko instruktora wyszkolenia do 45 Dywizji Piechoty w Z³oczowie. Po wrzeœniowej klêsce naszej armii w paŸ- dzierniku 1939 roku wróci³ do Tarnopola. Podj¹³ pracê w fabryce Pañstwowego Monopolu Tytoniowego jako instruktor plantacji tytoniowych. Pracowa³ tam, gdy tereny te zajê³y wojska ZSRR, a tak¿e w czasie okupacji niemieckiej. W 1942r. wst¹pi³ do Armii Krajowej. Maj¹c swobodê poruszania siê odno- wi³ kontakty z wieloma kolegami i znajomymi z harcerstwa, sportu i wojska. By³ aktywnym organizatorem œrodowisk Armii Krajowej w Tarnopolu i okoli-

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 79 cach. Prowadzi³ szkolenia wojskowe, gromadzi³ broñ. By³ wspó³organizatorem konspiracyjnego „Biuletynu Informacyjnego”. Jako ¿o³nierz Kedywu, wydzielonych oddzia³ów prowadz¹cych walkê czynn¹, wielokrotnie w 1943 roku by³ uczestnikiem akcji samoobrony, dzia³añ wojennych przeciwko posterunkom niemieckiej ¿andarmerii, uczestniczy³ w atakach i wysadzaniu niemieckiego poci¹gu wojskowego na trasie Tarnopol – Podw³oczyska. Po wyzwoleniu Tarnopola przez Armiê Radzieck¹ £opuski by³ organizato- rem polskiej szko³y we wsi Krowinka ko³o Tarnopola do czerwca 1944 r. 3 lipca 1944r. zg³osi³ siê jako ochotnik do I Armii Wojska Polskiego. Skie- rowano go na kurs oficerski do ¯ytomierza, a stamt¹d do Lublina. Po ukoñcze- niu kursu dosta³ przydzia³ do 14 pu³ku 6 dywizji piechoty, stacjonuj¹cego w ¯urawicy ko³o Przemyœla. Zosta³ mianowany dowódc¹ kompanii ciê¿kich karabinów maszynowych 2 batalionu. Ze swym pu³kiem w styczniu 1945 r. walczy³ o wyzwolenie Warszawy w Wilanowie, w rejonie Belwederu, na placu Unii Lwowskiej i ul. Wawelskiej. Z Warszawy z pu³kiem dotar³ w rejony dawnej granicy polsko-niemieckiej, wzi¹³ udzia³ w walkach o prze³amanie Wa³u Pomorskiego. W lutym 1945 r. walczy³ o tzw. „Nadarzycki Rejon Umocniony”, który by³ jedn¹ z silniej umoc- nionych pozycji Wa³u Pomorskiego. W czasie bitwy 13 lutego 1945r., któr¹ 14 pu³k piechoty stoczy³ pod wsi¹ Wieloboki £opuski wraz z czêœci¹ batalionu, stanowi¹c¹ zwiad na zapleczu nie- mieckim, zosta³ odciêty od w³asnych wojsk. Wówczas wraz z drugim oficerem ppor. Zdzis³awem Majewskim stan¹³ na czele tej grupy 28 ¿o³nierzy i obj¹³ nad nimi dowództwo. Prowadz¹c przez trzy dni potyczki i walki oraz dzia³ania dywersyjne na ty³ach wroga spowodowa³ zamieszanie w niemieckim systemie dowodzenia, uzyskuj¹c szereg cennych informacji. Noc¹ przebi³ siê przez linie niemieckie i wyprowadzi³ ¿o³nierzy z okr¹¿enia. Za to, jako jeden z pierwszych w swym pu³ku, zosta³ uhonorowany orderem Virtuti Militarii V klasy i awanso- wa³ na stanowisko zastêpcy dowódcy 2 batalionu do spraw liniowych. W liœcie do swojej narzeczonej Ireny pisa³: „Obecnie z uœmiechem na ustach opowiadam o swoich przygodach, ale by³o tragicznie”. A do przyjaciela: „Dziœ jeszcze mam to szczêœcie, ¿e pod gradem kul mogê skreœliæ parê s³ów, bo w ka¿dej minucie mogê spodziewaæ siê tego, ¿e ju¿ wiêcej z Wami siê nie zoba- czê. Po dzia³aniach na ty³ach wroga wyszed³em szczêœliwie z okr¹¿enia. Bêd¹c w bardzo ciê¿kich warunkach, mieliœmy nadziejê, ¿e wyjœæ musimy i tak te¿ siê sta³o, jednak nie wszyscy, ale przecie¿ to wojna. Najbardziej co mnie dokucza³o to to , ¿e ja „kocham jeœæ” , a tu jako najlepszy przysmak mia³em œnieg. Do tego dochodzi³o, ¿e musieliœmy si³¹ i walk¹ zdobywaæ chleb z okopów niemiec-

80 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW kich. Otrzyma³em Krzy¿ Walecznych a teraz oczekujê krzy¿a drewnianego. Mie- ciu! PójdŸ w me œlady, a mo¿e te¿ czegoœ siê doczekasz. Proszê o mnie nie zapo- minaæ. Dawno ju¿ od Was nie czyta³em listu. Piszcie jak najczêœciej, bo list dla ¿o³nierza to wszystko. Zawsze ten sam, o Was pamiêtaj¹cy Mundek” £opuski przeszed³ ze swoim pu³kiem ca³y szlak bojowy do Ko³obrzegu. PrzyjaŸni³ siê m.in. z ówczesnym chor¹¿ym Stanis³awem Na³êcz – Komornic- kim, dowódc¹ 2 kompanii moŸdzierzy 14 pu³ku piechoty, który równie¿ jako akowiec uczestniczy³ w powstaniu Warszawskim (obecnie genera³, mieszka w Warszawie). W pocz¹tkach marca 1945r. £opuski wraz ze swoim batalionem dotar³ do wsi Korzystno, le¿¹cej 5 km na po³udniowy zachód od Ko³obrzegu. W tej wsi napisa³ swój ostatni list do narzeczonej Ireny: „Front 1945 – … nie mam czasu nawet ogoliæ siê, czy umyæ, ale pomyœlê przynajmniej o Tobie w chwili , kiedy wszystko przemawia za tym, ¿e Ciê ju¿ wiêcej nie ujrzê… Nerwy ci¹gle naprê- ¿one i umys³ zapracowany, a oprócz tego mam wielkie zaleg³oœci w spaniu, bo przewa¿nie na dobê œpiê przeciêtnie 3 godziny. Trudno – to wszystko robi siê dla ojczyzny. Wiele na razie wytrzymujê. Z wieloma kolegami po¿egna³em siê ju¿ na zawsze i ta zmora równie¿ bardzo czêsto kr¹¿y wokó³ mnie … Kochana Irenko! Pisz¹c ten list ju¿ teraz myœlê i zadajê sobie pytanie, czy ja jeszcze napi- szê jeden list do Ciebie? Czy ju¿ nie? Szkoda, ¿e nie jest to lato, bo bym móg³ k¹paæ siê w falach Ba³tyku i wygrzewaj¹c siê na piasku myœleæ o Tobie, lecz niestety, gor¹co tu jest, bo nawet poczerwienia³em od wiatru i prochu … patrz¹c do lustra nie poznajê siebie, zw³aszcza kiedy jestem nieogolony…” W nocy z 9 na 10 marca £opuski z 2 batalionem z Korzystna dotar³ do Ko³obrzegu. Przenocowali w trzech domach le¿¹cych po prawej stronie szosy, niedaleko miasta. Rankiem dowódca 2 batalionu por. Jan Nowotarski podniós³ batalion do natarcia na „bia³e” koszary. Niemcy silnym ogniem powstrzymali natarcie. Batalion zdo³a³ jednak zbli¿yæ siê do koszar, zdobyæ i utrzymaæ zabu- dowania le¿¹ce na skraju miasta. 12 marca ppor. £opuski próbuje ponowiæ natarcie. Dowodzi 5 kompani¹. Kompania zalega na zalanych ³¹kach, pojedyn- czy ¿o³nierze docieraj¹ pod mur koszar. Nastêpnego dnia 2 batalion odpoczywa i nabiera si³ do walki. £opuski jest wœród ¿o³nierzy 5 kompanii. PóŸnym wie- czorem tego dnia, po przygotowaniu artyleryjskim, znów uderzono na bia³e koszary i po zaciêtych walkach zdo³ano je zdobyæ. £opuski wyró¿nia³ siê w tych walkach mêstwem i zdecydowaniem. 14 marca 1945 r. rano przygoto- wa³ 2 batalion do natarcia, rozkaza³ umocniæ budynki od niemieckiej strony, ustala³ poniesione straty. Nie by³y one zbyt wielkie, bo noc sprzyja³a atakowi polskich ¿o³nierzy. Batalion otrzyma³ podziêkowanie od dowódcy 14 pu³ku majora Marcelego Domaredzkiego za zdobycie koszar.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 81 Rozpoczêto zdobywanie „czerwonych koszar”. Walki by³y zaciek³e. W koñcowej fazie walk o te koszary ppor. £opuski z okrzykiem „Za Ojczyznê, za Polskê – naprzód”! poderwa³ grupê ¿o³nierzy do ataku na niemieckie gniaz- do ogniowe w budynku przy zbiegu ulic Mazowieckiej i Wolnoœci. Œmiertelnie ranny w pierœ i brzuch pad³ w odleg³oœci 25m od skrzy¿owania ulic. W zaciœniêtej rêce trzyma³ pistolet. By³o to 14 marca 1945 r. oko³o godz. 15.00. O tym tragicznym wydarzeniu wspomina œwiadek naoczny – uczestnik walki, wtedy podporucznik, dziœ pu³kownik Tadeusz Banasiak (obecnie zamieszka³y w Bydgoszczy). „… Sta³em za murem po prawej stronie ulicy. To ju¿ by³o po zdobyciu czer- wonych koszar, sk¹d jakby bokiem wychodzi³o nasze dalsze natarcie, przy ul. Jednoœci Narodowej. Chcieliœmy przejœæ na drug¹ stronê ulicy. £opuski dosta³ œmiertelny strza³ od strzelca wyborowego przy ul. Mazowieckiej 39. Nie mo¿na by³o œci¹gn¹æ jego cia³a z powodu huraganowego ognia nieprzyjaciela. Wynie- siono je dopiero po wyparciu Niemców. Wczeœniejsze próby spowodowa³y œmieræ jednego i zranienie czterech ¿o³nierzy.” Czasowo pochowano ppor. £opuskiego w pobli¿u œlepej uliczki za czerwo- nymi koszarami, od strony ul. Mazowieckiej. Pochowano go w jego przedwo- jennym mundurze, z pistoletem. Nad mogi³¹ wyg³osi³ przemówienie szef sztabu 2 batalionu por. Wilhelm Bigda. Oddzia³ honorowy, sk³adaj¹cy siê z plutonu fizy- lierów, plutonu moŸdzierzy i dru¿yny panc.– odda³ trzykrotn¹ salwê honorow¹. Obecnie ppor. £opuski spoczywa na cmentarzu wojennym w Zieleniewie przy szosie z Ko³obrzegu do Trzebiatowa. Grób odwiedza³a jego siostra Aniela Stefanicka zamieszka³a w Zakopanem. Na cmentarzu w Zieleniewie spoczywa 1229 ¿o³nierzy polskich i oko³o 400 radzieckich, poleg³ych w walkach o Ko³obrzeg. Dwa dni po œmierci ppor. £opuskiego – 16 marca 1945 r. ¿o³nierze polscy dotarli do brzegu Ba³tyku , 18 marca – bitwa o Ko³obrzeg zosta³a zakoñczona. We wrzeœniu 1970 r. w Szkole Podstawowej nr 5 w Ko³obrzegu powsta³a 23 ¯eñska Dru¿yna Harcerska, której patronem zosta³ ppor. Edmund £opuski. W szkole zorganizowano k¹cik jego pamiêci, gdzie zgromadzono pami¹tki: portret, zdjêcia, kopie listów. 3 czerwca 1972 r. ods³oniêto obelisk ku czci ppor. £opuskiego i nadano jego imiê ulicy. 10 paŸdziernika 1973 r. imiê ppor. Edmunda £opuskiego nadano uroczyœcie Gminnej Bibliotece Publicznej w ustroniu Morskim k. Ko³obrzegu. W uroczystoœciach ods³oniêcia obelisku i nadania imienia bibliotece wziêli udzia³ bliscy ppor. £opuskiego – matka Franciszka £opuska i siostra Aniela Stefanicka, narzeczona – Irena Szymañska, brat Tadeusz £opuski i kuzyn Juliusz Markowski.

82 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW Maria Hudymowa WOJENNA DROGA PIELÊGNIARKI Wspomnienia Marii Michalak

Maria Krawczyk-Michalak przemierzy³a do Koszalina d³ug¹, ¿o³niersk¹ drogê, pe³n¹ zakrêtów i przygód. Trwa³a ju¿ wojna. Maria mia³a siedemnaœcie lat, kiedy z Kieleckiej Ziemi przyjecha³a do krewnych na Wo³yñ, do miasteczka Ru¿yszcze ko³o £ucka. Tam prze¿y³a pamiêtny dla niej dzieñ 29 czerwca 1941 roku – atak Niemców na ZSRR. Nad rzek¹ Styr, która przep³ywa³a przez mia- steczko, okopa³a siê Armia Czerwona. Niemcy atakowali. Kanonada strza³ów, rozrywaj¹ce siê pociski, wystraszeni ludzie, p³acz dzieci, groza wojny. M³oda przera¿ona dziewczyna zobaczy³a dwóch radzieckich ¿o³nierzy, zbroczonych krwi¹. Podesz³a, jeden z nich okaza³ siê martwy, drugi ¿y³, lecz obficie krwawi³. Rannego zdo³a³a wci¹gn¹æ do domu, a sama pobieg³a do miejscowego szpitala, wzywaj¹c pomocy. Ulice by³y puste, szpital pe³en rannych. Dr W³odzimierz Siemaszko koñczy³ kolejn¹ operacjê. Potem wzi¹³ nosze, na których razem przenieœli rannego na stó³ operacyjny. – Wokó³ mdl¹cy zapach ropiej¹cych ran. M³ody radziecki ¿o³nierz prosi³, a¿ebym go dobi³a. Mia³ rozciêt¹ klatkê piersiow¹. Widzia³am krwawi¹ce serce. Tego zapomnieæ siê nie da. Ba³am siê krwi, ale ból i ludzkie cierpienie by³o sil- niejsze od mojej niemocy – opowiada Maria. Po kilku dniach przesunê³a siê linia frontu. Rannych ¿o³nierzy wci¹¿ przy- bywa³o. Zaproponowano Marii pracê w szpitalu. Pozosta³a. Z podziwem patrzy³a na pracuj¹ce z pe³nym oddaniem pielêgniarki. Jedna z nich – Wanda Piast – ju¿ w czasie okupacji niemieckiej opiekowa³a siê rannym radzieckim ¿o³nierzem, ukrywaj¹c go w swoim mieszkaniu. Dyrektor szpitala rejonowego w Ru¿yszczach dr Siemaszko leczy³ potajemnie tego i innych ¿o³nierzy radziec- kich, pomaga³ im prze¿yæ, choæ jemu samemu za tak¹ pomoc grozi³a ze strony niemieckiego okupanta kara œmierci. Przesuwa³a siê linia frontu. Nadszed³ rok 1944. Wo³yñ zajê³y ponownie wojska radzieckie. Na wschodzie genera³ Berling organizowa³ polsk¹ armiê. Doktor Siemaszko otrzyma³ wtedy od w³adz wojskowych upowa¿nienie do zatrudnienia personelu medycznego dla s³u¿by zdrowia w tej armii. Maria dosta³a kartê powo³ania. Po odbudowie zniszczonego mostu na rzece Styr i krótkim przeszkoleniu nowo powo³ana s³u¿ba sanitarna wyruszy³a wagonami

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 83 towarowymi w nieznane, na Wschód, do polskiego ju¿ wojska. Jak ka¿dy nowy ¿o³nierz i Maria otrzyma³a suchy prowiant na dziesiêæ dni i ciep³¹ odzie¿. Jad¹ce razem z ni¹ w nieznane m³ode dziewczyny z terenów uwolnionych od niemieckiego okupanta by³y pe³ne niepokoju. Szuka³y ukojenia w modlitwie i pieœni „Serdeczna Matko, opiekunko ludzi…” S³ychaæ by³o huk spadaj¹cych pocisków, przelatuj¹ce samoloty ostrzeliwa³y transport. K³êbi³y siê pytania: co bêdzie z nami? Dok¹d nas wioz¹? Gdzie szukaæ schronienia? W tym czasie Polacy na Wo³yniu i Podolu ginêli w mêczarniach z r¹k zbrodniczej Powstañ- czej Ukraiñskiej Armii. Po d³ugiej, mêcz¹cej, pe³nej niepokoju podró¿y transport zatrzyma³ siê w ¯ytomierzu. Uczestników zakwaterowano w du¿ej sali z piêtrowymi ³ó¿ka- mi. Rano kazano stawiæ siê przed lekarsk¹ komisj¹. Wszystkie dziewczêta uznano za zdrowe i zdolne do s³u¿by sanitarnej. Przez megafon informowano, ¿e do sanitarnej s³u¿by zdrowia potrzebne s¹ lekarki, pielêgniarki, dentystki, laborantki, telefonistki, kucharki, praczki. Dr mjr Aleksander Barbariko (W³och) zaproponowa³ Marii przeszkolenie sanitarne w miejscowym radzieckim szpitalu. Nastêpnego dnia w polskim mun- durze z dr Barbariko (jak siê póŸniej okaza³o – jej prze³o¿onym) stawi³a siê do pracy. W szpitalu by³o bardzo wiele ró¿norodnych aparatów, dobrze wyposa- ¿ony gabinet fizjoterapeutyczny. Sale przepe³nione by³y rannymi ¿o³nierzami, którymi opiekowa³y siê m³ode dziewczyny, radzieckie pielêgniarki. One to uczy³y us³ug pielêgnacyjnych, leczniczej gimnastyki, masa¿u. By³y mi³e i ¿ycz- liwe, ale nawi¹zanie bli¿szego kontaktu utrudnia³a Marii nieznajomoœæ jêzyka rosyjskiego. Ka¿dy dzieñ pracy rozpoczyna³ apel: wspólna modlitwa, odœpie- wanie Roty, program codziennych zajêæ i szkolenie. Dr Barbariko by³ bardzo wymagaj¹cy. Sprawdza³ wyniki szkolenia mówi¹c, ¿e „po wojnie bêdzie bardzo wielu inwalidów, którym potrzebny bêdzie powrót do normalnoœci”. M³ode adeptki s³u¿by sanitarnej pozna³y bardzo trudne warunki pracy w „Kir³owskiej Bolnicy” w Kijowie. Brak leków, poœcieli, bielizny, prze- pe³nione sale, skandaliczne warunki higieniczne. Niedziela by³a dniem wolnym od zajêæ. Zbiorowo w szyku wojskowym chodzono do koœcio³a, œpiewaj¹c pol- skie, wojskowe piosenki. W sierpniu 1944 roku po rannym apelu kazano przygotowaæ siê do wymar- szu. Transport sanitarny wraca³ do kraju. – Za³adowani do wagonów wyruszyliœmy dopiero nastêpnego dnia, bo w sk³adzie wykryto ³adunki wybuchowe. Po kilku dniach transport niespodzie- wanie zatrzyma³ siê na stacji w Ru¿yszczach – wspomina Maria. – Z pielêg- niark¹, przyjació³k¹ Wand¹ Piast prosi³yœmy dowódcê transportu o pozwolenie

84 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW odwiedzenia rodziny. Ze wzglêdu na bezpieczeñstwo dowódca nie wyrazi³ na to zgody. Postanowi³yœmy jednak mimo to dotrzeæ na w³asn¹ rêkê do krewnych. Obudzeni w nocy, przera¿eni ludzie nie ucieszyli siê z naszych odwiedzin. Dziewczêta biegn¹c wróci³y na stacjê, ale transportu ju¿ nie by³o. Zawia- dowca nie wiedzia³, w którym kierunku odjecha³ i kiedy bêdzie nastêpny. Zroz- paczone, zap³akane, postanowi³y czekaæ na stacji œwiadome, ¿e samowolne oddalenie z jednostki jest dezercj¹, za któr¹ w czasie wojny grozi wyrok œmier- ci. Po kilkunastu godzinach nadjecha³ wreszcie poci¹g, a w nim – na szczêœcie – polskie wojsko. B³agaj¹ce dziewczyny wci¹gniêto w biegu do wagonu. Wœród jad¹cych ¿o³nierzy by³ m³ody ksi¹dz – kapelan wojskowy. Opowiedzia³y mu o swojej przygodzie. Transport szczêœliwie dojecha³ do Lublina. Tam kape- lan zaprosi³ dziewczyny na œniadanie do kawiarni, poleci³ a¿eby „doprowadzi³y siê do porz¹dku” i kaza³ czekaæ. Sam uda³ siê do dowództwa. Powróci³ po doœæ d³ugim czasie i wrêczy³ im pismo, w którym by³y wymienione ich nazwiska z adnotacj¹ „nie karaæ, przyj¹æ do oddzia³u, natychmiast zg³osiæ siê do miejsco- wego wojskowego ewakuacyjnego szpitala”. Komendant szpitala dr p³k Kazbe- ruk odczyta³ pismo i krzykn¹³: „wracaæ do roboty”. Za³oga szpitala przyjê³a je nieprzyjaŸnie. Zbywano milczeniem, lekcewa¿ono. – By³y to bardzo trudne dni – opowiada Maria. – Atmosfera poprawi³a siê dopiero gdy szpital niespodziewanie odwiedzi³ „nasz” ksi¹dz kapelan, przyjêty ¿yczliwie przez komendanta Kazberuka. Przedstawi³ siê jako nasz krewny i wyjaœni³, ¿e na stacji w czasie postoju poci¹gu w Ru¿yszczach niespodziewa- nie spotkaliœmy siê po kilku latach, zagadali, a transport w tym czasie odjecha³. W czasie pobytu w Lublinie Maria zetknê³a siê ze œladami wojennych zbrodni. By³a wstrz¹œniêta widokiem zmasakrowanych cia³ zamordowanych przez Niemców wiêŸniów zamku w Lublinie, tragiczne wspomnienia pozosta- wi³ obóz zag³ady w Majdanku. W szpitalu zorganizowano gabinet fizjoterapii. Dr Barbariko czujnie œledzi³ umiejêtnoœci m³odych, pe³nych zapa³u do pracy pielêgniarek. Maria prze¿y³a tam tak¿e dzieñ przeogromnej radoœci: otrzyma³a nominacjê na stanowisko starszej siostry s³u¿by sanitarnej w stopniu sier¿anta. Zgodnie z rozkazem Departamentu S³u¿by Zdrowia w ewakuacyjnych szpitalach wojskowych pro- wadzono w czasie trwania podró¿y obowi¹zkowy kurs szkolenia sanitarnego. Wyk³adowcami byli lekarze o du¿ej wiedzy medycznej. Wojna trwa³a. Szpital otrzyma³ rozkaz wyjazdu bli¿ej pozycji frontowych. W kwietniu 1945 roku opuszczono Lublin. Za³oga szpitala by³a wy³¹cznie pol- ska. Dyrektorem mianowano p³k dr Jana Kryskê.* Zespó³ lekarzy stanowili pol- scy lekarze z Wilna i Lwowa.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 85 Szczêœliwie, pomimo licznych bombardowañ transportu, wszyscy ca³o dojechali do Poznania, gdzie szybko i sprawnie zorganizowano Szpital Chirur- giczny – 66 Szpital Ewakuacyjny. Rannych ¿o³nierzy z bitewnych pól przyby- wa³o coraz wiêcej. Warunki pracy by³y ogromnie uci¹¿liwe. Pracowali wszyscy bez wzglêdu na zajmowane stanowisko. Pomaga³y Poznanianki – wolontariusz- ki. Dochodzi³ huk armatnich wystrza³ów, trwa³y naloty, ale Poznañ têtni³ ju¿ normalnym ¿yciem. Czynny by³ teatr – ceny biletów wstêpu stanowi³y prawie miesiêczne wynagrodzenie m³odych pielêgniarek. 9-ty maja 1945 r. Z megafonów pop³ynê³y radosne, niezapomniane s³owa: wojna skoñczona! Zabrzmia³ Mazurek D¹browskiego. Przeogromna radoœæ. £zy ogromnego szczêœcia, radoœci przepe³nia³y oczy. Przechodnie padali sobie w objêcia. Skoñczy³y siê naloty, ³apanki! Jesteœmy wolni! Ciesz¹ siê ranni ¿o³nierze. Chcieliby ju¿ wracaæ do swoich, ale czy mog¹? Czy wylecz¹ siê z ran? Ilu z nich czeka sta³e inwalidztwo? Komendant szpitala p³k Kryska zgod- nie z rozkazem dowództwa naczelnej s³u¿by zdrowia podzieli³ zespó³ medycz- ny na dwie grupy, które skierowano do szpitali wojskowych w Gdañsku i Koszalinie. Uroczyœcie te¿ koñcowym egzaminem zakoñczono kurs szkole- niowy m³odych pielêgniarek. Maria zosta³a skierowana do Koszalina. Po kilku dniach podró¿y zobaczy³a w Koszalinie wypalony dworzec kolejowy i pe³ne gruzów ulice. Rozpoczêto organizowanie szpitala garnizonowego. Uruchomiono trzy oddzia³y. Kierowni- kiem gabinetu fizjoterapii mianowano Halinê B³aszczykowsk¹. W ma³ym budy- neczku obok szpitala zorganizowano oddzia³ zakaŸny, którego kierownictwo powierzono Wandzie Piast, Maria zosta³a kierownikiem izby przyjêæ. Dyrekto- rem szpitala mianowano dr Kazimierza Mulaka. Pielêgniarki zamieszka³y w budynku szpitala. Posi³ki by³y wspólne ju¿ przy nakrytych obrusami z przeœcierade³ sto³ach, na talerzach, nie w mena¿kach. Godziny pracy by³y nienormowane, w razie potrzeby dy¿ury trwa³y nawet ca³¹ dobê. Wynagrodzenie miesiêczne stanowi³o 600 papierosów, które chêtnie sku- powa³ od dziewcz¹t kierownik pobliskiego kiosku. W 1946 r. mgr Roman Sierociñski zorganizowa³ Liceum Ogólnokszta³c¹ce dla Pracuj¹cych, Maria i jej kole¿anki zosta³y s³uchaczkami szko³y. Za naukê p³aci³y, bo nie by³o funduszy na op³acenie nauczycieli. Zarówno warunki pracy, jak i nauki by³y niezmiernie trudne, tym bardziej, ¿e zima by³a bardzo mroŸna, a opa³u do ogrzania nie starcza³o. W grudniu 1946 roku otrzymano z dowódz- twa rozkaz likwidacji szpitala wojskowego w Koszalinie i przeniesienia go do Torunia. Pracownicy s³u¿by medycznej, którzy byli w tzw. wieku poborowym zostali zdemobilizowani. Maria pozosta³a w Koszalinie. Oficjalnie zwolniona

86 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW 1 grudnia 1946 roku otrzyma³a przys³uguj¹c¹ jej odprawê: 2 flanelowe koce, 2 przeœcierad³a, flanelê na dwie koszule, skórê na parê butów oficerek i 300 z³ w gotówce. Mieszkanie s³u¿bowe musia³a opuœciæ. W zamian otrzyma³a pokój przy ul. Koœciuszki 55. Dr Janusz Paw³owicz* zaproponowa³ Marii pracê pielêgniarki w Oficer- skiej Szkole Samochodowej, ale ju¿ 1 lipca 1946 roku szko³ê tê przeniesiono do Poznania. Kolejnej propozycji przeniesienia Maria nie przyjê³a. Zg³osi³a siê do Wydzia³u Zdrowia w Koszalinie, gdzie dyrektorem by³ dr Józef Szantyr,* który przyj¹³ j¹ do pracy na oddziale skórno-wenerycznym w budynku przy ul. GnieŸnieñskiej. Prze³o¿onym oddzia³u by³ dr Zygmunt Szeroszewski. Szpital udostêpnia³ us³ugi mieszkañcom miasta i okolic. ¯ycie w Koszalinie powoli wraca³o do normalnoœci: organizowano szko³y, oœrodki kultury, zak³ady pracy, rozwija³ siê handel. Wiosn¹ 1947 r. G³os Szcze- ciñski poda³ wiadomoœæ o utworzeniu przez Polski Czerwony Krzy¿ pierwszej na Pomorzu Zachodnim Miêdzynarodowej Szko³y Pielêgniarskiej. Maria poje- cha³a do Szczecina. Po bezpoœredniej rozmowie z dyrektorkami placówki Zofi¹ Spo¿yñsk¹ i Mari¹ Rzucid³o* zosta³a s³uchaczk¹ tej szko³y, rezygnuj¹c na czas nauki z pracy. Po uzyskaniu dyplomu powróci³a wkrótce do Koszalina, gdzie zosta³a zatrudniona w przeciwgruŸliczym sanatorium w Rokosowie. W wojewódzkim szpitalu w Koszalinie Maria pozna³a znacznie od siebie starsz¹ pielêgniarkê ppor. Jadwigê Horoh.* By³a to mieszkanka Nowogródka, od 1940 roku zwi¹zana z polskim, zbrojnym podziemiem ZWZ – AK. Losy wojny rzuci³y j¹ na wschód, sk¹d z armi¹ gen. Berlinga przywêdrowa³a do Ber- lina, a stamt¹d z ewakuacyjnym szpitalem wojskowym do Koszalina. W 1946 roku w czasie zatrudnienia w Oficerskiej Szkole Samochodowej poznaje Maria przystojnego, m³odego ppor. Stanis³awa Michalaka, wyk³adowcê tej szko³y. Oboje uzupe³niaj¹ wykszta³cenie œrednie w Liceum Ogólno- kszta³c¹cym dla Pracuj¹cych w Koszalinie. Wspólna praca, nauka, mi³e rozmo- wy, a potem listy z czasem kole¿eñsk¹ przyjaŸñ zamieniaj¹ w szczere, serdecz- ne uczucie, które w 1950 zawiod³o ich oboje do koœcio³a w Szczecinie, gdzie przyrzekli sobie dozgonn¹ mi³oœæ i wiernoœæ ma³¿eñsk¹. Po zakoñczeniu s³u¿by wojskowej Stanis³aw Michalak zosta³ pracownikiem dyrekcji Lasów Pañstwo- wych. M³oda para zamieszka³a w pobli¿u sanatorium przy ul. S³onecznej, w domu pe³nym s³oñca, zieleni i kwiatów. W 1980 roku na ulicê S³oneczn¹ wjecha³y buldo¿ery. Rozpoczê³a siê budowa wojewódzkiego szpitala. Zburzono piêkne domki, zniszczono kwiaty i ogrody. Pañstwo Michalakowie przenieœli siê do mieszkania w bloku przy ul. Spó³dzielczej

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 87 Mija³y kolejne lata. Powiêksza³a siê rodzina. Syn i dwie córki spe³ni³y marzenia rodziców. Córka – lekarz medycyny, syn z zawodu in¿ynier, by³y senator RP. Najm³odsza córka zajmuje siê turystyk¹, wêdruj¹c po ca³ym œwie- cie. Przyby³a gromadka wnuków – ukoñczyli studia, pracuj¹. Roœnie pokolenie prawnuków – radoœæ ¿ycia i duma pañstwa Michalaków. Maria, wra¿liwa na ludzkie cierpienia, wiedzia³a, jak¹ rolê w ukojeniu bólu psychicznego i fizycznego spe³nia muzyka i ksi¹¿ka. Nawi¹za³a kontakt z Wojewódzk¹ i Miejsk¹ Bibliotek¹ Publiczn¹. Na oddziale zorganizowa³a punkt biblioteczny, z czasem przekszta³cony w filiê biblioteczn¹. Zbiory stano- wi³a beletrystyka, a dla personelu medycznego literatura fachowa. W koszaliñskim szpitalu Maria przepracowa³a oko³o 50 lat, a w tym wiele lat jako prze³o¿ona pielêgniarek w sanatorium przeciwgruŸliczym w Rokoso- wie. Od 1980 jest na emeryturze, ale czêsto powraca do wspomnieñ z tamtych wojennych, trudnych lat. W pamiêci jak w kalejdoskopie przesuwaj¹ siê obrazy. Wœród po¿ó³k³ych kart jest wiele dokumentów zwi¹zanych z Wojskow¹ S³u¿b¹ Sanitarn¹ – nominacje s³u¿bowe, wyró¿nienia, dyplomy, rozkazy, a tak¿e pami¹tki z wieloletniej dzia³alnoœci w Polskim Czerwonym Krzy¿u i innych pokrewnych organizacjach. W tej „skrzynce skarbów ¿ycia” jest wiele pami¹tkowych wojskowych medali, odznak i odznaczeñ PCK, a wœród nich Krzy¿ Kawalerski OORP. Maria, chocia¿ jest ju¿ na emeryturze, nadal w miarê si³ dzia³a spo³ecznie, stara siê byæ u¿yteczna dla ludzi. Zawsze z du¿ym sentymentem wspomina swoje minione lata pracy i niezwykle pracowitego ¿ycia, a wszystko – jak twierdzi – w imiê dobra ojczyzny.

* Dr Józef Szantyr – ginekolog, chirurg. Studia medyczne ukoñczy³ w Wilnie w 1935 r. Pracowa³ w szpitalu w Wilnie, Nowogródku i Brac³awiu. W okresie okupacji aktywny cz³onek ruchu oporu AK. Jako repatriant do Koszalina przy- jecha³ wiosn¹ 1945 r. Kolejno pe³ni³ obowi¹zki dyrektora szpitala powiatowe- go, miejskiego i wojewódzkiego w Koszalinie. Ceniony dzia³acz spo³eczny Od 1970 na emeryturze, zmar³ w 2000 roku. * Dr Feliks Paw³owicz – specjalista chorób p³ucnych. Studia medyczne ukoñ- czy³ w Wilnie w 1926 roku. Od 1945 roku ordynator oddzia³u zakaŸnego,

88 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW a nastêpnie szpitala przeciwgruŸliczego w Koszalinie. Przewodnicz¹cy Zespo³u Specjalistów Lekarzy Chorób P³ucnych. Zmar³ w 1973 roku. * Dr p³k Jan Kryska – Wojskow¹ Akademiê Medyczn¹ ukoñczy³ w Warsza- wie w 1926 roku. W stopniu majora pracowa³ w szpitalach wojskowych. ¯o³nierz wojny obronnej 1939 roku. Cz³onek ruchu oporu AK – partyzant. W 1944 wst¹pi³ do armii gen. Berlinga. By³ lekarzem wojskowym – komendan- tem wojskowego szpitala ewakuacyjnego. Skierowany do Koszalina w 1950 roku zdemobilizowany i mianowany na stanowisko kierownika Wydzia³u Zdro- wia Wojewódzkiej Rady Narodowej w Koszalinie. W 1953 roku powo³any na stanowisko dyrektora Szpitala PrzeciwgruŸliczego i Wojewódzkiej Poradni PrzeciwgruŸliczej. Inicjator i budowniczy Szpitala PrzeciwgruŸliczego w Koszalinie przy ul. Niepodleg³oœci. Zmar³ w 1975 roku. * Jadwiga Horoh – pielêgniarka. Urodzona w Nowogródku. Zwi¹zana z ruchem oporu AK od 1940 roku. W 1942 r. deportowana na wschód. ¯o³nierz w armii gen. Berlinga. Jako sanitariuszka w szpitalach wojskowych w stopniu porucznika przemierzy³a szlak bojowy z Sum do Berlina. Do Koszalina z polo- wym szpitalem dotar³a wiosn¹ w 1945 roku. By³a pielêgniark¹ wojskowego szpitala garnizonowego. Zmar³a w latach szeœædziesi¹tych. O wra¿liwej, cichej, serdecznej Jadwidze, dzielnym ¿o³nierzu wspomina w swoim opowiadaniu „Panny z Wilka” Jaros³aw Iwaszkiewicz. * Maria Rzucid³o-Kryska – dyrektor administracyjny pierwszej w wojewódz- twie zachodnim Miêdzynarodowej Szko³y Pielêgniarek Polskiego Czerwonego Krzy¿a w Szczecinie. Od 1947 roku zamieszka³a w Koszalinie. Wieloletni pra- cownik s³u¿by zdrowia. Radna i przewodnicz¹ca Komisji Zdrowia WRN. Orga- nizatorka i przewodnicz¹ca oddzia³u PCK w Koszalinie. Zastêpca przewod- nicz¹cego WRN w Koszalinie w latach: marzec 1958 – maj 1961. Od 1970 roku na emeryturze. Zmar³a w latach osiemdziesi¹tych.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 89 Henryk Osipiuk NAJLEPSZE MIEJSCE POD S£OÑCEM

Urodzi³em siê w Siedlcach 28 sierpnia 1926 roku. Do Bia³ogardu przyje- cha³em 29 sierpnia 1946 roku, maj¹c 20 lat. Tego dnia zacz¹³em pracowaæ na stacji pomp w Bia³ogardzie. Tam te¿ od razu dosta³em mieszkanie. Podj¹³em pracê w zak³adzie wodnym, bo woda by³a potrzebna ca³ej ludno- œci, a do obs³ugi pomp potrzebni byli ludzie, zatrudnieni na zmiany. W tym czasie, kiedy ja przyjecha³em, na Stacji Pomp pracowa³ jeden Nie- miec i jeden Polak, ja by³em trzeci. W 1946 roku w Bia³ogardzie by³o jeszcze wielu Niemców, do czego trudno mi by³o siê przyzwyczaiæ. By³em m³odym ch³opakiem, opuœci³em swoje rodzinne Siedlce, bo tam nie by³o pracy, a tu na Ziemiach Zachodnich potrzebni byli ludzie. Po trochu przywyk³em do nowego miejsca. Z pocz¹tku by³o ciê¿ko, zw³aszcza, gdy s³ysza³em, ¿e wkrótce bêdziemy musieli opuœciæ te tereny, ¿e bêdziemy uciekaæ i zwracaæ je Niemcom. Tak siê na szczêcie nie sta³o, a ja postanowi³em pozostaæ w Bia³ogardzie. W roku 1946 miasto to liczy³o 12 tysiêcy mieszkañców. Mój zak³ad pracy nazywa³ siê Zak³adem Wodoci¹gów i Kanalizacji. Ju¿ wkrótce, z pocz¹tkiem 1947 roku, pozna³em moj¹ obecn¹ ¿onê. Œlub wziêliœmy 2 kwietnia 1947 roku, oczywiœcie w Bia³ogardzie. Po za³o¿eniu rodziny zamieszkaliœmy razem w jej mieszkaniu przy bia³ogardzkiej stacji, bo ¿ona pracowa³a wtedy na kolei. Ja na Stacji Pomp by³em zatrudniony na zmiany z Niemcem o nazwisku Bulgin. Praca sz³a dobrze, tylko stare pompy g³êbinowe psu³y siê, a nowych nie by³o, bo wczeœniej wszystkie wywieziono. Czêste awarie, brak pr¹du – bo kie- dyœ w Bia³ogardzie by³a lokalna elektrownia – mieliœmy ciê¿ko, lecz staraliœmy siê, aby miasto zawsze mia³o wodê. Wiedzieliœmy, ¿e jest to artyku³ pierwszej potrzeby i ¿e nasza praca ma wielkie znaczenie. Z koñcem 1947 roku zosta³em powo³any do wojska. S³u¿bê pe³ni³em w Radomiu do jesieni 1949 roku.W tym czasie ¿ona pracowa³a w bia³ogardz- kim szpitalu. Ja po wojsku wróci³em do Bia³ogardu na swoje stare œmieci, do Wodoci¹gów, bo tu by³em potrzebny jako monter. Kiedy w 1950 roku urodzi³a nam siê córka, zajê³a siê ni¹ matka ¿ony, a my oboje wci¹¿ pracowaliœmy na zmiany – ¿ona w szpitalu, ja w Wodoci¹gach.

90 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW Potem przyszli na œwiat dwaj synowie – Waldemar w 1953 , a Leszek w 1955 roku. Wtedy ¿ona zajê³a siê wy³¹cznie wychowywaniem dzieci, a ja... poszed³em do szko³y. Bo choæ przyje¿d¿aj¹c do Bia³ogardu mia³em ju¿ 20 lat, to w rodzinnych Siedlcach nie zdo³a³em skoñczyæ 7 klas. Wczeœniej by³a wojna, a w domu wiel- ka bieda. Tote¿ do szko³y numer 1 w Bia³ogardzie uczêszcza³em, równoczeœnie pracuj¹c i dbaj¹c o dom i tak¿e ucz¹ce siê dzieci. Nie by³o mi lekko, w wieku 35 lat nauka idzie ciê¿ko, ale uda³o siê dziêki pomocy zacnego, porz¹dnego cz³owieka, kierownika szko³y. PóŸniej ukoñczy³em kurs obs³ugi Stacji Pomp w Bytomiu, dosta³em œwiadectwo z wynikiem dobrym, zabra³em siê do dalszej nauki – w 1968 roku kurs w Koszalinie, – elektromonterów, dosta³em œwiadec- two robotnika wykwalifikowanego. W roku 1970 by³em w Jastarni na kursie obs³ugi agregatów pr¹dotwórczych, bo mamy takie na naszej Stacji Pomp, ukoñczy³em te¿ szereg innych kursów, potrzebnych w pracy. Na Ziemi Koszaliñskiej spêdzi³em ca³e moje ¿ycie. Tu w Bia³ogardzie za³o¿y³em rodzinê, tu mieszkaj¹ moje dzieci i wnuki. Córka skoñczy³a szko³ê zawodow¹ w Koszalinie jako elektromonter i pracuje w Eltrze w Bia³ogardzie, syn Waldemar zosta³ zawodowym wojskowym, syn Leszek te¿ po zawodówce od kilku lat jest rybakiem w Ko³obrzegu. Choæ kawaler, ma mieszkanie w nowym bloku, a w nim wszystko, co potrzeba. M¹¿ córki od 18 lat pracuje w bia³ogardzkiej garbarni jako œlusarz. Starszy syn po szkole podoficerskiej, a potem oficerskiej i kilku latach pracy w wojsku zosta³ podporucznikiem WOP w Kudowie Zdroju, gdzie mieszka ju¿ 10 lat. O¿eni³ siê, ma córkê. Wci¹¿ jed- nak chêtnie odwiedza Bia³ogard, gdzie siê urodzi³. Wszystkie moje dzieci skoñ- czy³y szko³y, za³o¿y³y rodziny, maj¹ mieszkania w nowych blokach, porz¹dnie urz¹dzone, maj¹ to, co cz³owiekowi potrzebne do ¿ycia. My oboje z ¿on¹ te¿ mamy skromne, dwupokojowe, ale w³asne mieszkanie i jest nam teraz dobrze. ¯ona obecnie pracuje w Ruchu, ja ci¹gle w tej samej Stacji Pomp, jak kiedyœ, w 1946 roku. Przepracowa³em tu ju¿ 39 lat. Mam du¿o dyplomów, z³ot¹ odzna- kê przodownika pracy, srebrny Krzy¿ Zas³ugi, Krzy¿ Kawalerski Orderu Odro- dzenia Polski. Wielu pracowników wyszkoli³em w obs³udze maszyn. Ca³e moje ¿ycie zwi¹zane jest z Bia³ogardem, który dziœ bardzo siê zmieni³ – po 39 latach inaczej wygl¹da. Powsta³y ca³e nowe dzielnice, stare zosta³y wyburzone. Tak¿e w naszym zak³adzie l¿ej siê teraz pracuje, mamy lepsze warunki. Stacjê obs³uguj¹ obecnie 4 osoby, nie musimy, jak kiedyœ, pe³niæ 12-godzinnych dy¿u- rów, mamy nowe pompy, nowoczeœniejsze. Ca³a moja rodzina tu ¿yje, mieszka, pracuje, tu siê o¿eni³em, tu urodzi³y siê moje dzieci i wnuki, tu spe³ni³o siê moje ¿ycie.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 91 Myœlê, ¿e dobrze zrobi³em, ¿e tu przyjecha³em. Przyby³em tu jako robotnik, a dziœ, kiedy ju¿ jestem dziadkiem, mam poczucie, ¿e tu w³aœnie jest moje miej- sce, ¿e sporo w swoim ¿yciu zrobi³em – nie tylko dla siebie i swych bliskich, ale i dla tego mojego miasta – Bia³ogardu. Przez d³ugie lata by³em korespon- dentem G³osu Koszaliñskiego, bo interesowa³em siê sprawami spo³ecznymi. A by³o o czym pisaæ. Ludnoœæ, która osiedla³a siê tu na Ziemiach Zachodnich pochodzi³a z ró¿nych stron kraju i dopiero uczy³a siê, jak ¿yæ razem. Pisa³em o swojej pracy, o sporcie, bo sam gra³em w pi³kê w Ognisku Bia³ogard. Od 1953 roku nale¿a³em do partii. Ale, kiedy dziœ wspominam 1946 rok, niespo- kojne ulice miasta, którymi szed³em, gdy mia³em nocn¹ zmianê, strach, jaki wtedy czu³em, to wspominam te¿ ksiêdza Ciszewskiego, z którym wówczas przyjecha³em do Bia³ogardu z Siedlec. Zna³em go st¹d, ¿e w Siedlcach by³em ministrantem w tamtejszej katedrze. Potem ten siedlecki mój ksi¹dz – rodak wyjecha³ z Bia³ogardu, ale to on jeden z pierwszych organizowa³ tu ¿ycie reli- gijne, które ja osobiœcie zawsze uwa¿a³em za bardzo wa¿ne dla ka¿dej spo³ecz- noœci. Nasza wiara, jak uwa¿am, idzie przecie¿ z nami przez ca³e ¿ycie. Przez te 39 lat, które prze¿y³em w Bia³ogardzie, pozna³em wielu prawych, wartoœciowych ludzi, choæby tych, którzy umo¿liwili mnie i moim dzieciom ukoñczenie szko³y i zdobycie zawodu, o czym nie móg³bym marzyæ w rodzin- nych stronach ani przed, ani w czasie wojny. Jestem zadowolony, ¿e moje ¿ycie potoczy³o siê tak, jak siê potoczy³o, a Bia³ogard, moje obecne rodzinne miasto, uwa¿am za najlepsze miejsce pod s³oñcem.

Tekst powsta³ w Bia³ogardzie w 1983 roku.

92 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW Maria Hudymowa ¯YCIE PRAC¥ PISANE Wspomnienie o Eugenii Rojszyk

EUGENIA ROJSZYK z domu Rak córka W³adys³awa i Walerii urodzi³a siê 03.01.1922 r. w Kobryniu. Jej ojciec legionista, inwalida wojenny pierwszej wojny œwiatowej by³ osadnikiem wojskowym we wsi Zaprudy na Polesiu. W roku 1928 r. sprzeda³ swoj¹ posiad³oœæ i ze wzglêdu na naukê dzieci zamieszka³ w Kobryniu. W roku 1938 zmar³a matka Eugenii. Dzieci pozosta³y pod opiek¹ ojca. W 1939 roku najstarsza siostra by³a studentk¹ Wy¿szej Szko³y Dziennikarskiej w Warszawie, Eugenia ukoñczy³a szko³ê œredni¹ w Kobryniu. Ojciec otrzyma³ kartê mobilizacyjn¹. Troje dzieci pozosta³o bez wsparcia rodzi- ców. Kobryñ we wrzeœniu zajê³y wojska radzieckie. W 1940 r. rozpoczê³y siê deportacje Polaków na daleki Wschód. W pierwszej kolejnoœci wywo¿ono rodziny wojskowych, policjantów, osadników wojskowych. Eugenia ratuj¹c siê przed deportacj¹ postanowi³a dotrzeæ w rodzinne strony matki w woj. lubel- skim, zajêtym wtedy przez wojska niemieckie. Pieszo dotar³a do doszczêtnie spalonej Brzozowicy, stamt¹d dojecha³a do stacji Ryków i pieszo dosz³a do osady £ysobyki nad rzek¹ Wieprz w pobli¿u £ukowa. Zamieszka³a w opuszco- nym budynku Urzêdu Pocztowego. Po pewnym czasie dotar³a do niej siostra Henryka z piêtnastoletnim, chorym na gruŸlicê bratem, który pomimo troskli- wej opieki wkrótce zmar³. Dziewczêta postanowi³y w porozumieniu z miejsco- wymi w³adzami uruchomiæ w £ysobykach Urz¹d Pocztowy. Henryka zosta³a jego kierowniczk¹, a m³odsza siostra pracownic¹. Urz¹d Pocztowy w £ysoby- kach pracowa³ nieprzerwanie od 1941 r. do lipca 1944 r. By³y to trudne lata okupacji.Ka¿dy bez wzglêdu na wiek, wykszta³cenie, przekonania polityczne podejmowa³ walkê z okupantem tak¹, jak¹ w tych warunkach móg³ prowadziæ. Coraz bardziej wzrasta³a akcja tzw. ma³ego i du¿ego sabota¿u. Rozpoczê³y j¹ te¿ pracownice poczty w £ysobykach. W listach do w³adz niemieckich by³o wiele donosów przeciw polskiej ludnoœci. Dzielne dziewczyny nie zwa¿aj¹c na niebezpieczeñstwo niszczy³y tak¹ korespondencjê, ostrzega³y zagro¿onych. Wstrzymywa³y te¿ wyp³aty pieniêdzy, przesy³anych przez w³adze okupacyjne do podleg³ych im urzêdów w terenie, a gdy uzbiera³a siê ju¿ wy¿sza kwota, zawiadamia³y o tym miejscowe organizacje konspiracyjne, które przygotowy- wa³y fikcyjny napad, by uzyskane tak pieni¹dze przekazaæ na rzecz podziemia.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 93 Ju¿ 1 wrzeœnia 1941 r. obie siostry z³o¿y³y uroczyst¹ przysiêgê jako ¿o³nie- rze Wojskowej S³u¿by Kobiet Armii Krajowej. Eugenia otrzyma³a pseudonim „£¹tka”, by³a ³¹czniczk¹. Rozpoczê³a odpowiedzialn¹ i trudn¹ prace konspira- cyjn¹ nie tylko jako ³¹czniczka, ale tak¿e wspó³organizator i nauczyciel kom- pletów tajnego nauczania m³odzie¿y w zakresie szko³y podstawowej i œredniej w £ysobykach. „My ni¿ej podpisani Mieczys³aw Radomski i Ludwik Protasiewicz niniej- szym stwierdzamy jako stali mieszkañcy osady £ysobyki, ¿e ob. Eugenia Roj- szyk dawniej Rakówna w czasie okupacji niemieckiej w latach 1940-1944 pro- wadzi³a lekcje tajnego nauczania m³odzie¿y w osadzie £ysobyki poœród m³odzie¿y miejscowej, okolicznych rolników i robotników w zakresie gimna- zjum. £ysobyki 24.08.1947. W³asnorêcznie podpisem zaœwiadczam – wójt Gminy Kielman”. Jest to dokument wydany przez pierwszy powojenny Urz¹d Gminy £ysobyki pow. £uków woj. lubelskie. Lekcje tajnego nauczania odbywa³y siê na poczcie. Komplety liczy³y od 3 do 6 uczniów, przychodz¹cych na zmianê. W razie nieprzewidzianej „wizyty” okupanta udawali interesantów. Dwa wyjœcia z budynku dawa³y mo¿liwoœæ szybkiego opuszczenia pomieszczenia. Jeden uczeñ czuwa³ na zewn¹trz nad bezpieczeñstwem kompletu, pozornie bawi¹c siê, lecz i obserwuj¹c bacznie, co dzieje siê wokó³. Wyk³adowcami przedmiotów „zakazanych”, jak polska litera- tura, historia, geografia byli tak¿e pracownicy naukowi szkó³ wy¿szych, którzy na wsi pod przybranymi nazwiskami szukali schronienia przed okupantem. Wiek s³uchaczy tej dziwnej „szko³y, jakiej nie by³o” by³ rozmaity – najm³odszy s³uchacz mia³ lat 11, a najstarszy 24. Uczniowie z odleg³ych miejscowoœci czê- sto doje¿d¿ali konno. Pan s³ucha³ wyk³adów, a konik pas³ siê na ³¹ce. Bezcenn¹ pomoc¹ naukow¹ by³a szkolna tablica, której w czasie pracy poczty dziewczêta u¿ywa³y do og³oszeñ urzêdowych, a póŸniej do pisania na lekcji. T¹ konspira- cyjn¹ szko³ê w £ysobykach ukoñczy³o 12 osób, a szko³ê œredni¹ 4 osoby. Ostat- nia lekcja odby³a siê 30 sierpnia 1944 r. M³odzie¿ tej niezwyk³ej tajnej szko³y redagowa³a gazetkê szkoln¹ „Echo £ysobyk”. W okolicy osady £ysobyki w masywie leœnym stacjonowa³a polska party- zantka. Zdarza³o siê, ¿e m³odzi ch³opcy z lasu odwiedzali pocztê. Jednym z nich by³ Jerzy Rojszyk, urodzony w Sopoækiniach pow. Augustów. Jego ojciec Edward by³ prowizorem farmacji, a matka Maria (z domu Zawadzka) lekarzem stomatologii. W 1925 r. p. Rojszykowie zamieszkali we W³oc³awku. Ojciec Jerzego, znany dzia³acz spo³eczny, w 1939 roku natychmiast po wkro- czeniu tam Niemców zosta³ aresztowany przez Gestapo i zes³any do obozu kon- centracyjnego, sk¹d ju¿ nie powróci³. Jerzy, do wojny 1939 r. uczeñ gimnazjum

94 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW we W³oc³awku, walczy³ we wrzeœniu jako ochotnik w obronie Warszawy. Lata okupacji spêdzi³ w woj. lubelskim. Tam wst¹pi³ w szeregi armii podziemnej ZWZ-AK. Z oddzia³em partyzanckim przywêdrowa³ w okolice leœnego masy- wu ko³o £ysobyk. Tak poznali siê z Eugeni¹. Wspólna dzia³alnoœæ konspiracyj- na zrodzi³a z pocz¹tku przyjaŸñ, a potem mi³oœæ, zwieñczon¹ œlubem w 1945 roku. Oboje postanowili natychmiast po wojnie podj¹æ studia na Akademii Medycznej w Gdañsku. Jerzy dyplom lekarza otrzyma³ w grudniu 1951 roku, a Eugenia dyplom z wyró¿nieniem o rok póŸniej. Zgodnie z obowi¹zuj¹cym w tym czasie naka- zem pracy Jerzy Rojszyk po odbyciu praktyki lekarskiej w Stoczni Gdañskiej jako asystent laryngolog zosta³ zatrudniony w 1952 roku w Wojewódzkim Szpi- talu w S³upsku, gdzie pracowa³ do 1957r. W tym czasie uzyska³ specjalizacjê I i II stopnia lekarza laryngologa i II stopnia lekarza ochrony zdrowia. Eugenia Rojszyk podjê³a w 1952 r pracê w tym samym szpitalu jako lekarz chorób wewnêtrznych i medycyny pracy. W 1958 r. pañstwo Eugenia i Jerzy Rojszykowie zostali przeniesieni s³u¿bowo do Szpitala Powiatowego w Bia³ogardzie, gdzie dr Jerzy Rojszyk obejmuje stanowisko dyrektora i ordynatora Oddzia³u Laryngologicznego, któ- rego by³ organizatorem. Dr Eugenia Rojszyk otrzymuje tam stanowisko ordyna- tora Oddzia³u Chorób Wewnêtrznych. W trakcie swej pracy aktywnie uczestni- czy w wielu kursach szkoleniowych, organizowanych przez Warszawskie Klini- ki. W 1966 roku pañstwo Rojszykowie przenosz¹ siê do Ko³obrzegu. Dr Jerzy Rojszyk zostaje mianowany dyrektorem Kolejowego Sanatorium w Ko³obrze- gu, przekszta³conego póŸniej na Kolejowy Szpital Uzdrowiskowy. Pracowa³ tam a¿ do przejœcia na emeryturê w 1989 roku. Dr Eugenia Rojszyk w 1966 r. zostaje ordynatorem, a nastêpnie dyrektorem Szpitala Uzdrowiskowego „Mewa” w Ko³obrzegu, gdzie pracuje do przejœcia na emeryturê w 1977 r. W 1974 r. dr Eugenia Rojszyk otrzyma³a tytu³ naukowy doktora nauk medycznych. W okresie pracy zawodowej dr E. Rojszyk publikuje wiele prac naukowych z dziedziny diabetologii. Bierze czynny udzia³ w szkoleniach zawodowych lekarzy w Szwecji, w republikach ZSRR, na Wêgrzech, w USA, gdzie propagu- je w³asny dorobek lekarski i zalety leczenia uzdrowiskowego w kraju. Jej cenne publikacje naukowe zamieszcza³y wówczas czasopisma i periodyki krajowe oraz zagraniczne. Nawi¹za³a te¿ wspó³pracê z Instytutem Diabetologii w Reichswaldzie w NRD, tworz¹c na bazie sanatorium „Mewa” w Ko³obrzegu Cukrzycowy Oœrodek Naukowo-Badawczy w ramach dzia³alnoœci takiego¿

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 95 Oœrodka zorganizowanego przez prof. Artura Czy¿yka w Warszawie. Uczestni- czy³a równie¿ aktywnie w sympozjach i spotkaniach naukowych. W okresie pracy zawodowej w latach 1958-1977 wyszkoli³a 19 lekarzy specjalistów I i II stopnia w zakresie chorób wewnêtrznych. Dr Eugenia, ju¿ bêd¹c na emeryturze, zorganizowa³a w Ko³obrzegu Porad- niê Lekarsk¹ dla kombatantów i ich rodzin, a przy niej aptekê leków z darów zagranicznych. Prowadzi³a j¹ spo³ecznie przez 10 lat. Po przejêciu Poradni przez Wydzia³ Zdrowia w Ko³obrzegu, podobny punkt pomocy spo³ecznej pro- wadzi³a w Domu Kombatanta we W³oœciborzu. Niezmierne cenne by³o spo³eczne wspó³dzia³anie dr E. Rojszyk w organizacji Klubu b. Nauczycieli Tajnego Nauczania – TON w Koszalinie w 1977 r. (pierwszego Klubu w kraju po zakoñczeniu dzia³añ wojennych w 1945 r.) a nastêpnie w 1982 r. Krajowego Konwentu b. Nauczycieli Tajnej Oœwiaty z siedzib¹ w Koszalinie. Dr E. Roj- szyk by³a przez okres trzech kadencji radn¹ Miejskiej Rady Narodowej w Ko³obrzegu. Znana by³a te¿ jej aktywna dzia³alnoœæ w Zarz¹dzie Miejskim w Ko³obrzegu i Zarz¹dzie Wojewódzkim Ligi Kobiet w Koszalinie. Udziela³a bezp³atnych porad kardiologicznych, wyg³asza³a prelekcje z zakresu lecznic- twa. Dr Eugenia, to osoba o niezwyk³ej osobowoœci, pe³na serdecznoœci i goto- wa spieszyæ z pomoc¹ szczególnie osobom w podesz³ym wieku, m³odzie¿y i dzieciom. Dr. E. i J. Rojszykowie to tak¿e wspó³organizatorzy, aktywni cz³onkowie „Chóru Kombatant” w Ko³obrzegu, którego przez wiele lat spo³ecznym dyry- gentem by³a Walentyna Wielgo³aska sanitariuszka I-szej Armii Wojska Polskie- go. Pañstwo Rojszykowie jako dzia³acze Towarzystwa Wiedzy Powszechnej wyg³osili wiele ciekawych odczytów z zakresu nowoczesnej medycyny i porad- nictwa medycznego nie tylko w Ko³obrzegu, ale tak¿e w œrodowisku wiejskim. Oboje wspó³pracowali te¿ z Towarzystwem Niewidomych, uczestnicz¹c czyn- nie w spotkaniach organizowanych przez Powiatow¹ i Miejsk¹ Bibliotekê Publiczn¹ w Ko³obrzegu.

W swym niestrudzonym dzia³aniu zawodowym i spo³ecznym oboje zawsze cieszyli siê jego pozytywnymi wynikami, zyskuj¹c uznanie i wdziêcznoœæ oto- czenia. Nawet najbardziej czynne i pracowite ¿ycie kiedyœ dobiega kresu, 30 listopada 1999 r. zmar³ dr Jerzy Rojszyk. Spocz¹³ w mieœcie swojej m³odoœci. Niespo¿yta w dzia³aniu pomimo wci¹¿ pogarszaj¹cego siê stanu zdrowia dr Eugenia Rojszyk swój serdeczny ból koi³a nadal w ci¹g³ej, nieustannej pracy spo³ecznej. Zmar³a w 2008 r.

96 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW Za wieloletni¹ dzia³alnoœæ zawodow¹ i spo³eczn¹ pañstwo Eugenia i Jerzy Rojszykowie otrzymali bardzo wiele podziêkowañ, listów gratulacyjnych, dyplomów od w³adz pañstwowych, resortowych, regionalnych, stowarzyszeñ naukowych, spo³ecznych organizacji, w tym: Srebrny i Z³oty Krzy¿ Zas³ugi, Krzy¿ Kawalerski O.RZ., Odznakê Grunwaldu, Krzy¿ Partyzancki – dr J. Roj- szyk, Medal Komisji Edukacji Narodowej – dr E. Rojszyk za tajne nauczanie w okresie okupacji. Za dzia³alnoœæ w upowszechnianiu kultury polskiej oboje otrzymali odznakê honorow¹ „Zas³u¿ony Dzia³acz Kultury”. Dr Jerzy to „Zas³u¿ony Lekarz Polski Ludowej”. Nazwiska ich zosta³y wpisane do Ksiêgi Pami¹tkowej Miasta Ko³obrzegu, a dr Eugenii Rojszyk do Ksiêgi Pami¹tkowej Województwa Koszaliñskiego.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 97 Janina Skalska

TU PRZE¯Y£AM ¯YCIE...

Moi rodzice pochodzili z Gniezna. Zostaliœmy stamt¹d wysiedleni przez Niemców w czasie wojny i znaleŸliœmy siê w Rzeszowie, gdzie mieszkaliœmy od lutego 1940 roku i gdzie zasta³o nas wyzwolenie spod niemieckiej okupacji. Wytêskniony powrót do Gniezna sta³ siê mo¿liwy dopiero w kwietniu 1945 r. Okaza³o siê niestety, ¿e wracaæ nie mieliœmy do czego: mieszkanie zdemolowa- ne, brudne, meble rozkradzione – nie by³o nawet gdzie po³o¿yæ chorej matki. Tote¿ gdy og³oszono nabór do pracy na Ziemiach Odzyskanych – konkret- nie do Koszalina, zg³osi³am siê z dwiema kole¿ankami. Mia³am wówczas 19 lat, zdrowe rêce, nogi i zapa³ do pracy. Wyjecha³yœmy z transportem 3 czerwca 1945r. Osadnicy z Gniezna jechali z tym pierwszym transportem z wyraŸnie okre- œlonymi zadaniami: zorganizowaæ Zarz¹d Miejski, uporz¹dkowaæ miasto, przy- gotowaæ pierwsze mieszkania dla nap³ywaj¹cych nastêpnych osadników, zorga- nizowaæ sieæ handlowo – us³ugow¹, a tak¿e przyst¹piæ do odbudowy ca³ej gospodarki. Miasto by³o bardzo zniszczone i trudnoœci w tym pierwszym okre- sie by³y olbrzymie. Jak to wygl¹da³o w rzeczywistoœci œwiadczy choæby fakt, ¿e sama podró¿ z Gniezna do Koszalina trwa³a a¿ dwa dni. Nie tylko ze wzglêdu na zniszczone linie kolejowe, ale i dlatego, ¿e jechaliœmy okrê¿nymi drogami i ¿e pierwszeñ- stwo mia³y wtedy transporty wojskowe, a nasz poci¹g by³ odstawiany na bocz- ne tory. Do Koszalina dotarliœmy 6 czerwca 1945 r. Na dworcu oczekiwali nas przedstawiciele w³adz miasta. Z bia³o-czerwon¹ flag¹ i transparentami przema- szerowaliœmy ca³¹ grup¹ do obecnej szko³y nr 2 przy ul. Krzywoustego. Tam zaproszono nas na gor¹cy posi³ek i powiedziano, gdzie mamy zg³osiæ siê naza- jutrz. Nocleg zaproponowano nam tego dnia w szkole. Ale okaza³o siê, ¿e jedna z dziewcz¹t ma list z rekomendacj¹ do komendanta Stra¿y Po¿arnej, który zabra³ nas do budynku Stra¿y przy ul. Kazimierza. By³o to bardzo roztropne posuniêcie – czu³yœmy siê tam rzeczywiœcie bezpieczne. Nastêpnego dnia zg³osi³am siê do Urzêdu Pe³nomocnika Rz¹du (tak wtedy nazywa³a siê ta instytucja), gdzie wraz z kole¿ankami zosta³am zaanga¿owana

98 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW na stanowisko kancelistki – maszynistki. Praca, któr¹ oficjalnie podjê³am z dniem 6 czerwca, trwa³a od rana do wieczora z krótk¹ przerw¹ obiadow¹. P³aca by³a wiêcej ni¿ skromna, ale nie o ni¹ wtedy chodzi³o. Raz w miesi¹cu otrzymywa³yœmy przydzia³ 1 litra spirytusu, co w stosunku do nas, m³odych dziewcz¹t by³oby œmieszne, gdyby nie to, ¿e stanowi³ on wówczas swego rodzaju walutê wymienn¹ i my go po prostu sprzedawa³yœmy, bo by³ w cenie. W Urzêdzie funkcjonowa³a ju¿ sto³ówka, w której mia³yœmy zapewnione 3 posi³ki dziennie. Na œniadanie dostawa³yœmy np. kawê zbo¿ow¹, s³odk¹, z mlekiem i chleb, wprawdzie suchy, ale bez ograniczeñ, na obiad kartoflankê, krupnik lub grochówkê, na kolacjê znów chleb, zdarza³o siê nawet – smarowa- ny. Wszystko to bardzo nam smakowa³o. Sam Koszalin zrobi³ na nas smutne wra¿enie. Dworzec, jak wspomnia³am, by³ zniszczony, ulica Zwyciêstwa w gruzach, rynek – same ruiny – tak by³o a¿ do Urzêdu Wojewódzkiego, który ocala³ z wojennych zniszczeñ i wygl¹da³, jak dziœ. Naprzeciw okaza³ych gmachów Urzêdu sta³ parterowy dom z ogrodem. Do tego ogrodu w przerwie obiadowej chodzi³yœmy na porzeczki i agrest. Domu i ogrodu ju¿ nie ma, biegnie tamtêdy ci¹g spacerowy. W tamtym czasie wszystkie wiêksze budynki urzêdów i szkó³ wraz z gma- chem obecnego S¹du by³y zajête przez szpitale wojenne. Po ulicach chodzili l¿ej ranni rekonwalescenci w pi¿amach, kobiety w nocnych koszulach, co wygl¹da³o równie œmiesznie, jak to, ¿e mê¿czyŸni nie krêpowali siê paradowaæ równie¿ w wi¹zanych na troczki przy nogawkach p³óciennych kalesonach. Widok rannych o kulach, z rêk¹ na temblaku czy z zabanda¿owan¹ g³ow¹, choæ dla nas m³odych dziewcz¹t przera¿aj¹cy, by³ wtedy codziennoœci¹. A poniewa¿ ¿o³nierze radzieccy, których by³o tu pe³no, uwa¿ali siê w tych pierwszych powojennych dniach za frontowców, którym wolno wszystko, ¿ycie nasze nie toczy³o siê niestety w bezpiecznych warunkach. Na szczêœcie opiekowali siê nami stra¿acy – i chwa³a im za to. W Urzêdzie wydano nam wystawione w jêzyku polskim i rosyjskim legity- macje pracownicze, stwierdzaj¹ce, ¿e jesteœmy przedstawicielkami polskiej administracji, co te¿ u³atwia³o nam bezpieczne poruszanie siê po mieœcie. W po³owie lipca 1945r. przyjecha³ do Koszalina mój ojciec. Wtedy zamieszkaliœmy wszyscy – równie¿ moje kole¿anki – w mieszkaniu przy placu Kiliñskiego. Tam w³aœnie pewnej nocy zaczêli dobijaæ siê pijani ¿o³nierze radzieccy. Ojciec zamkn¹³ nas wszystkie w jednym pokoju, a sam zdo³a³ prze- konaæ ¿o³nierzy, ¿e zajmuj¹cy wczeœniej ten dom Niemcy ju¿ wyjechali za Odrê, a on sam, jako urzêdnik starostwa, zabezpiecza obiekt przed dewastacj¹.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 99 Poniewa¿ dysponowa³ odpowiednim dokumentem, wszystko skoñczy³o siê dla nas pomyœlnie, ale takie incydenty by³y wówczas na porz¹dku dziennym. Nie sposób te¿ nie wspomnieæ naszej pierwszej wyprawy nad morze do Mielna. By³o to gdzieœ pod koniec sierpnia lub z pocz¹tkiem wrzeœnia 1945 r. Nasza chêæ zobaczenia morza by³a tak silna, ¿e nie zwa¿aliœmy na niebezpie- czeñstwa. Koledzy pracuj¹cy w kolumnie sanitarnej dysponowali wozem... konnym z maszyn¹ do dezynfekcji. Pod pozorem koniecznoœci przeprowadze- nia takiej dezynfekcji w Mœcicach zorganizowali nam wyjazd do Mielna. Dwóch kolegów, cztery dziewczyny, woŸnica – Niemiec – decyzja zapad³a: jedziemy! Morze zrobi³o na nas niesamowite wra¿enie – by³ sztorm, fale bi³y o falo- chrony, a nasz woŸnica wskoczy³ do wody i p³ywa³. Ba³yœmy siê, by siê nie utopi³, bo nie mia³yby kto nas odwieŸæ do Koszalina, ale to by³ widaæ wilk mor- ski, bo wyk¹pa³ siê, wytar³ i powiedzia³, ¿e musimy siê œpieszyæ z drog¹ powrotn¹, by zd¹¿yæ jeszcze za dnia. Mia³ racjê, bo rzeczywiœcie natknêliœmy siê na grupê ¿o³nierzy radzieckich, którzy zagadywali nas, ale ch³opcy nasi zrêcznie uniknêli konfliktu. Nastêpny wyjazd nad morze w roku 1946 to by³ ju¿ pe³en komfort: samo- chód ciê¿arowy z demobilu z pouk³adanymi do siedzenia deskami – po prostu luksus! By³o wtedy du¿o œmiechu, humoru, radoœci – co to znaczy m³odoœæ! W latach 1947-48 tory do Mielna naprawiono i kursowa³ poci¹g, wpraw- dzie towarowy, ale i nim jazda wydawa³a siê nam wspania³a, zw³aszcza, gdy uda³o siê usi¹œæ przy otwartych drzwiach z nogami – o zgrozo! – na zewn¹trz... Muszê tu wspomnieæ jeszcze jedno prze¿ycie, które pokazuje, jakie to by³y te nasze pierwsze pionierskie lata. Otó¿ znajomy mojego ojca, a jednoczeœnie jego wspó³pracownik, który sam dzieci nie mia³, lecz oboje z ¿on¹ bardzo lubili m³odzie¿ – zaprosi³ nas kiedyœ do siebie na tzw. „prywatkê”. Bawiliœmy siê œwietnie – by³y gry, tañce i zaba- wy. Kiedy nadesz³a pó³noc, spokojnie wróciliœmy do domu. Na drugi dzieñ rano dotar³a do nas dziwna wiadomoœæ: nasz wczorajszy gospodarz, in¿ynier Cepuszy³ow, nie ¿yje! Pytamy, co siê sta³o? Okaza³o siê, ¿e po naszym wyjœciu ktoœ zapuka³ do drzwi. Pani Cepuszy³ow otworzy³a. Do mieszkania wtargnê³o kilku uzbrojonych mê¿czyzn, sterroryzowali pani¹ domu, a jej mê¿a zastrzelili w ³ó¿ku, do którego ju¿ zd¹¿y³ siê po³o¿yæ. Dochodzenie w tej sprawie ci¹gnê³o siê d³ugo, nie pamiêtam nawet jak siê zakoñczy³o, wiem tylko, ¿e zabójcy zostawili kartkê: „za nasze porachunki – major £upaszko”. Tak by³o tu „bezpiecznie” w pierwszych latach po wojnie.

100 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW Wiêkszy nap³yw ludnoœci do Koszalina nast¹pi³ na prze³omie lat 1945-46. Wtedy miasto zaczê³o siê rozwijaæ. Otwierano sklepy, ruszy³o szkolnictwo. Pierwszym jego organizatorem by³ Klaudiusz Górski, a tak¿e Edward Pieku- towski – obaj przedwojenni nauczyciele z Gniezna. Pierwsza szko³a podstawo- wa znajdowa³a siê w budynku póŸniejszego przedszkola przy ul. Podgórnej. Pierwsze gimnazjum - w prywatnym domu przy ul. Traugutta. Budynki szkolne by³y wtedy zajête na wojenne szpitale. Ale ¿ycie powoli normalizowa³o siê. Szpitale likwidowano, wojsko opusz- cza³o budynki, Armia Czerwona wraca³a do domu. Najd³u¿ej utrzymywa³ siê szpital wojenny w budynku S¹du przy ul. Waryñskiego (oraz budynku obecne- go liceum im. Dubois – dop. red.). Od 3 grudnia 1945 r., pracowa³am w Prokuraturze S¹du Okrêgowego, która mieœci³a siê przy ulicy Matejki. Myœla³am , ¿e bêdê mia³a mniej pracy, ¿e zajmê siê nauk¹, a tu okaza³o siê, ¿e godzin pracy by³o jeszcze wiêcej. A w niedzielê, ¿ebyœmy siê nie nudzi³y, chodzi³yœmy wszystkie na odgruzowanie miasta. By³o co robiæ, bo Koszalin by³ w ruinie. S¹d, jak wiêkszoœæ urzêdów, by³ obsadzony przez przybyszy z Gniezna. Pierwszy prezes nazywa³ siê Cukierski. W Prokuraturze przewa¿ali ludzie z Lublina – moim bezpoœrednim szefem i pierwszym prokuratorem by³ p. Kubicki. W mieœcie dzia³o siê bardzo du¿o. Oddany zosta³ do u¿ytku koœció³ (obec- na Katedra), obsadzony przez Ojców Franciszkanów z klasztoru w GnieŸnie. Uruchomiona to elektrownia, to Gazownia, to Urz¹d Pocztowy, to Urz¹d Likwi- dacyjny i tak dalej. Oddanie ka¿dej jednostki by³o sukcesem i cieszy³o nas bar- dzo. Pod koniec 1946 roku zlikwidowano szpital wojenny, mieszcz¹cy siê w gmachu S¹du przy ul. Waryñskiego. Po wielkim sprz¹taniu, a wczeœniej remoncie, budynek zosta³ oddany do dyspozycji Prokuratury i Starostwa. Naturalnie ca³e sprz¹tanie, przenoszenie nie tylko akt, lecz i mebli odby- wa³o siê we w³asnym zakresie, si³ami samych pracowników. Robiliœmy to chêt- nie, bez ¿adnych grymasów, bo wiedzieliœmy, ¿e pracujemy dla siebie. Entu- zjazm pracy by³ w tamtych latach ogromny. W 1947 r. „na ostatki” – w lutym lub marcu – urz¹dziliœmy w S¹dzie, w ... sali rozpraw na III piêtrze, zabawê tameczn¹. Gra³a nam orkiestra wojskowa, zabawa by³a piêkna, dla mnie szczególnie, bo pozna³am na niej mego przysz³ego mê¿a, z którym przetañczy³am ca³¹ noc. I tak w Koszalinie, w którym nie mia³am wcale zamiaru pozostaæ na sta³e, w 1948 roku wysz³am za m¹¿, w 1949 urodzi³am pierwsze dziecko – syna,

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 101 w 1950 – córkê, a potem na 3 lata wycofa³am siê z pracy zawodowej, by wychowaæ dzieci. Przy moim zupe³nym braku doœwiadczenia w tej mierze i trudnych warunkach egzystencji w tym czasie w Koszalinie nie by³o to wcale zadanie proste. Do dzia³alnoœci zawodowej wróci³am w 1953 r. 10 lat przepra- cowa³am jako ksiêgowa w Koszaliñskim Zarz¹dzie Aptek, gdzie zaanga- ¿owa³am siê te¿ spo³ecznie w Zwi¹zku Zawodowym Pracowników S³u¿by Zdrowia. W 1964 roku podjê³am pracê w Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej, tak¿e jako ksiêgowa. Stamt¹d w 1986 r. odesz³am na emeryturê, ale pracowa³am jeszcze do 1990r. na pól etatu w charakterze g³ównej ksiêgowej i nastêpnie kierownika dzia³u organizacyjnego. Dziœ Koszalin, to moje miasto. Tu prze¿y³am moje lata m³odoœci, lata wieku œredniego, a teraz dojrza³ego. Tu zawar³am zwi¹zek ma³¿eñski. Tu uro- dzi³y siê moje dzieci. Tu moje dzieci rozpoczê³y naukê i st¹d wyje¿d¿a³y na stu- dia – syn do Dêblina, córka do Poznania. Tu obchodzi³am 50-lecie ma³¿eñstwa w r. 1998. Tu pochowa³am mojego mê¿a i tu od 6 czerwca 1945 roku prze¿y³am 61 lat...

102 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW Kazimiera Sobolewska MOJE DZIECI

W 1929 r. ukoñczy³am Seminarium Nauczycielskie w Lublinie. Praco- wa³am w wiejskich szko³ach podstawowych w powiecie Bia³a Podlaska. W okresie okupacji w latach 1940-44 prowadzi³am tajne nauczanie w zakresie pe³nej szko³y podstawowej. Po zakoñczeniu II Wojny œwiatowej nadal uczy³am w Terespolu, a od 1954 w Koszalinie, jako kierowniczka Szko³y nr 3. Moje wspomnienia o tajnym nauczaniu zatytu³owane „Moje dzieci” by³y zamieszczone w I tomie publikacji pt. „Szko³y, których nie by³o” wydanych przez KTSK w Koszalinie w 1987 r. W swojej szkole zorganizowa³am ze starsz¹ m³odzie¿¹ dwa komplety w zakresie szko³y podstawowej. Dzia³a³am w ruchu oporu w Batalionach Ch³opskich. Tajn¹ naukê zakazanych przez Niemców przedmiotów tj. polskiej literatury, historii, geografii zaczynaliœmy bezpoœrednio po zakoñczeniu oficjal- nych zajêæ w szkole. Pomimo ostrych zarz¹dzeñ w³adz niemieckich, pole- caj¹cych zniszczenie polskich ksi¹¿ek i podrêczników, przechowywa³am je w schowkach i czêsto czyta³am m³odszym dzieciom „zakazan¹” lekturê, a star- szym wypo¿ycza³am te ksi¹¿ki do domu. Tego pamiêtnego dnia czyta³am m³odszym dzieciom urywki z opowiadañ Ewy Szelgurg-Zarembiny. S³ucha³y uwa¿nie. ... Januszek, syn stolarza, dziewiêcioletni ruchliwy jasnow³osy ch³opak pomimo, ¿e starsi ³okciami niemal wypychali go z klasy z uwagi na „tajn¹ lek- cjê”, wci¹¿ siê oci¹ga³ z wyjœciem, czekaj¹c na mój powrót do klasy. Gdy wróci³am szeptem poprosi³ o wypo¿yczenie tej ksi¹¿ki, któr¹ czyta³am... Odmówi³am ze wzglêdu na ewentualne niebezpieczeñstwo dla niego i jego rodziców. Rozp³aka³ siê, prosi³ i w koñcu wypo¿yczy³am mu nie ksi¹¿kê, lecz „P³omyczek”. Szczêœliwy, w podskokach poszed³ do domu. Zajê³am siê tajnym kompletem. Po chwili do klasy wpad³ uczeñ, wo³aj¹c „ob³awa, na Krzy¿ów- kach pe³no Niemców”, a w³aœnie w tê stronê poszed³ Januszek. Kaza³am dzie- ciom w pojedynkê szybko tylnym wyjœciem opuœciæ szko³ê. Pe³na niepokoju oczekiwa³am wieœci ca³y wieczór. Nazajutrz rano na szczêœcie wszyscy ucznio- wie przyszli do szko³y. Januszek opowiedzia³, co siê wydarzy³o, gdy poprzed- niego dnia wraca³ do domu.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 103 Grupê wracaj¹cych ze szko³y uczniów zatrzyma³ patrol niemiecki. Oficer najwy¿szemu ch³opcu poleci³ wysypaæ na ziemiê zawartoœæ torby. W tym momencie do oficera podszed³ Januszek, grzecznie siê uk³oni³, mówi¹c: „Pro- szê popatrzeæ na mój zeszyt. Z rachunków dosta³em pi¹tkê, a do domu Pani zada³a nauczenie siê tego wierszyka”. Otworzy³ pisemko „Ster”, zalecane przez Niemców dla szkó³. „Muszê nauczyæ siê tego wiersza, zanim s³onko zajdzie, bo nie mamy w domy ani nafty, ani karbitu”. Oficer przyjaŸnie poklepa³ Januszka i kaza³ ch³opcom iœæ do domu. „Pani wie, dlaczego tak zagadywa³em tego Niem- ca i teraz ju¿ pani po¿yczy mi ksi¹¿eczkê, o któr¹ poprosi³em wczeœniej”. ZUZIA skoñczy³a siedem klas szko³y podstawowej, kiedy wybuch³a wojna. W 1940 r. Przysz³a do mnie z proœb¹, a¿ebym pomog³a jej w nauce, bo marzy o zawodzie nauczycielki. By³a córk¹ wdowy, z trudem zarabiaj¹cej na utrzyma- nie dwojga dzieci. Syn tej wdowy w 1939 r. ukoñczy³ gimnazjum i pracowa³ w miejscowej gminie jako pisarz. W 1941 r. zosta³ aresztowany przez Gestapo. Zuzia jako piêtnastoletnia dziewczyna opiekowa³a siê matk¹ i zanosi³a bratu paczki do wiêzienia. Przychodzi³a regularnie na lekcje „tajnej szko³y”. By³a ³adn¹, m¹dr¹ i zdoln¹ dziewczyn¹. W grudniu 1941 r. zanios³a bratu paczkê do wiêzienia, ale jej nie przyjêto. B³aga³a, prosi³a. Rozz³oszczony gestapowiec chwyci³ dziewczynkê za warkocze i brutalnie rzuci³ o œcianê. Osunê³a siê po schodach i z trudem wróci³a do domu. Jeszcze parê razy przysz³a na lekcje. Mêczy³ j¹ kaszel i krwawe wymioty. Lekarz stwierdzi³ pêkniêcie w¹troby i inne ciê¿kie obra¿enia wewnêtrzne. Umar³a w kwietniu 1942 r. EDEK nie doczeka³ siê wolnej Polski. Marzy³ o s³u¿bie w marynarce. Mia³ lat szesnaœcie. By³ synem kolejarza. Poszed³ do lasu – do partyzantki. Niemcy z³apali go w czasie ob³awy. D³ugo torturowali. Nie zdradzi³ nikogo. Martwego wyrzucili pod p³ot wiêzienia. Mia³ po³amane nogi i ¿ebra. STASIEK marzy³ o lotnictwie. Klei³ piêkne modele. We wrzeœniu 1939r., kiedy Niemcy zajêli szko³ê, swoje modele zgromadzi³ w szopie, gdzie urz¹dzi³ pra- cowniê modelarsk¹. Wiosn¹ 1941r. linia okopów przebiega³a przez pola nale¿¹ce do ojca Staœka. Przypadkowo jeden z oficerów zajrza³ do szopy i odkry³ samoloty Staœka. Chcia³ koniecznie poznaæ „konstruktora”. Stasiek ukry³ siê w pobliskich krzakach i stamt¹d prawdopodobnie przez przep³yn¹³ na drug¹ stronê rzeki. Nieznane mi s¹ jego dalsze losy. PAWE£ – syn rolnika razem z Tadzikiem, Heñkiem, Jankiem, Marysi¹ i Milci¹ ukoñczyli na tajnych kompletach klasê siódm¹. Pawe³ nie by³ wybitnie zdolny. J¹ka³ siê. Chcia³ byæ rolnikiem. W maju 1944r., kiedy z wiosn¹ zbli¿a³a siê wol-

104 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW noœæ, a ziemia pali³a siê pod nogami zaborców, postanowi³am uroczyœcie zakoñczyæ nasz¹ konspiracyjna naukê. Zaprosi³am dzieci i rodziców. Powie- dzia³am, czego nauczyli siê, zachêca³am do podjêcia dalszej nauki w szko³ach œrednich. Kiedy uroczystoœæ zbli¿a³a siê do koñca, Pawe³ wsta³, wyszed³ na œro- dek klasy i zacz¹³ mówiæ – powoli, donoœnie, bez ¿adnego zaj¹knienia. Dziêko- wa³ za naukê w pe³nej niebezpieczeñstwa, zakazanej przez okupanta tajnej szkole. W imieniu swoim i wszystkich uczniów z tajnych kompletów przyrze- ka³, ¿e zawsze bêd¹ starali siê byæ dobrymi Polakami. Jak¿e wiele czasu musia³ poœwiêciæ, a¿eby wypowiedzieæ to swoje piêkne podziêkowanie bez ¿adnego j¹kania. Od tamtej wiosny minê³o wiele lat. Pawe³ jest rolnikiem jak planowa³. Tadzik i Janek pracuj¹ w pañstwowej administracji. Milcia, Janka i dwie Mary- sie ukoñczy³y studia pedagogiczne i s¹ nauczycielkami. Heniek ukoñczy³ Wydzia³ Filologii Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Wszyscy za³o¿yli w³asne domowe ogniska. Maj¹ dzieci, które rosn¹ beztroskie i weso³e. ... Tylko mogi³y Zuzi i Edka na cmentarzu nad Bugiem s¹ ciche, a tragiczne napisy na krzy¿ach przypominaj¹ wszystkim przechodniom o brutalnych rêkach, które zniszczy³y ledwie rozwijaj¹ce siê m³ode ¿ycie... W³adze naszego pañstwa ustanowi³y dzieñ 14 paŸdziernika Dniem Nauczy- ciela. Nie zapomnijmy o tych, którzy z nara¿eniem ¿ycia uczyli w tych jak¿e trudnych „Szko³ach, jakich nie by³o” i o tej wielotysiêcznej rzeszy s³uchaczy wszystkich typów szkó³, którzy uczyli siê na konspiracyjnych kompletach, przygotowuj¹c siê do pracy w wolnej, niepodleg³ej Polsce.

Ze zbioru wspomnieñ zg³oszonych na konkurs pt. „To ju¿ minê³o tyle lat, jak skoñczy³a siê wojna”. Organizatorzy konkursu: Z. G³ówny KTSK, Klub b. Nauczycieli Tajnego Nauczania, Klub Towarzystwa Pamiêtnikarskiego w Koszalinie – 1987 r.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 105 Maria Hudymowa FRONTOWA PRZYGODA Wspomnienie Antoniego Soleckiego

W³adze radzieckie w marcu 1944 r. og³osi³y pobór Polaków od 18 do 20 roku ¿ycia do organizuj¹cej siê na dalekim wschodzie Polskiej Armii. Bliscy ¿egnali synów, mê¿ów, braci, ukochanych. W Zbara¿u – kresowym mieœcie by³ej Rzeczypospolitej ¿egna³a matka swojego Antosia, który we wrzeœniu 1939 roku mia³ 15 lat, a dorasta³ w okresie okupacji. Z rówieœnikami kolporto- wa³ prasê podziemn¹ Armii Krajowej, a gdy nasili³y siê masowe morderstwa polskiej ludnoœci przez ukraiñskich nacjonalistów, znalaz³ siê w szeregach samoobrony. ¯egna³a matka swojego syna. Na czole skreœli³a znak krzy¿a, b³ogos³awi³a i daj¹c mu obrazek Najœwiêtszej Panienki mówi³a: „synu z tym obrazkiem nie rozstawaj siê nigdy. Noœ go na sercu. On uchroni ciê od wrogiej kuli. On spra- wi, ¿e do nas wrócisz”. Dotar³ Antoœ z towarzyszami ¿o³nierskiej doli pieszo do ¯ytomierza, a stamt¹d ju¿ „szalonami” do Sum – miejsca formuj¹cej siê Armii Polskiej gen. Berlinga. Otrzyma³ przydzia³ do II p.p. I batalionu, III korpusu. Dosta³ drelicho- wy mundur, czapkê z polskim, piastowskim orze³kiem, wyposa¿enie ¿o³nier- skie, broñ i po piêciomiesiêcznym przeszkoleniu ruszy³ w drogê do Ojczyzny. Przekroczyli polsk¹ granicê, dotarli do Lublina. Byli zmêczeni, ale szli dumni, uœmiechniêci i szczêœliwi ulicami miasta. Powitanie przez ludnoœæ by³o spontaniczne. Witano ich radoœnie, podawano kwiaty. Do Antosia podbieg³a ma³a, mo¿e 6-7 letnia dziewczynka z wi¹zank¹ kwiatów. Wzi¹³ ma³¹ na rêce, a ona uœcisnê³a go serdecznie mówi¹c: „Proszê pana, niech pan odszuka mojego tatusia”, a podaj¹c papieroœnicê doda³a: „Proszê j¹ przyj¹æ. Jest w niej fotografia mojego tatusia”. Przyj¹³ Antoœ ten dar od dziecka. W³o¿y³ do niej ofiarowany od matki talizman – obrazek Matki Boskiej Czêstochowskiej. Na pierwszym postoju przyjrza³ siê zdjêciu w papieroœnicy. By³a na nim postaæ kobiety, a obok mê¿czyzna w oficerskim mundurze i ma³a dziewczynka. Umieœci³ te skarby w kieszonce munduru. Po forsownym marszu z Lublina doszli na Pragê. Stanêli na lewym brzegu Wis³y. Przed nimi, za Wis³¹ by³a walcz¹ca Warszawa. Huk dzia³, warkot samo- lotów, wal¹ce siê gruzy, p³omienie ognia, gin¹ca ludnoœæ i walcz¹cy bohatersko

106 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW powstañcy. Dopiero 17 stycznia ruszyli na pomoc krwawi¹cej stolicy. Przy for- sowaniu Wis³y rozrywaj¹cy siê pocisk uderzy³ w pierœ Antosia. Ocala³o serce i tylko mocno ugiê³o siê wieko papieroœnicy. Uratowa³a mu ¿ycie. Z Warszawy doszli do Bydgoszczy, a stamt¹d ruszyli na Wa³ Pomorski. By³y to niemieckie umocnienia, ukryte wœród gêstych krzewów, urwisk skal- nych i drzew. Bunkry o œcianach gruboœci 4 m, z doprowadzon¹ wod¹, œwiat³em elektrycznym i systemami wentylacji. Zaopatrzone w ¿ywnoœæ i ró¿norodn¹ broñ. Za³oga ka¿dego bunkra liczy³a oko³o 80 ¿o³nierzy. Dodatkowo na drze- wach wokó³ umocnieñ mieli swoje stanowiska snajperzy. Teren do prowadzenia walki by³ bardzo trudny – zalesiony w promieniu 420 km, gdzieniegdzie roz- leg³e jeziora i bagniste ³¹ki. W marszu zdobyli Z³otów, , Podgaje, Miros³awiec. Pod Miro- s³awcem uleg³ kontuzji nasz Antoœ. I znów papieroœnica uratowa³a mu ¿ycie. Pocisk zgniót³ metalowe pude³ko. Po bohaterskiej walce o Miros³awiec zdobyto . ¯niwo œmierci by³o bardzo du¿e – okrutne. Po wielu dniach morder- czej walki prze³amano Wa³ Pomorski. Niemcy cofali siê w pop³ochu, licz¹c na ostatnie ju¿ niemal umocnienia na Odrze. Zmêczony polski ¿o³nierz pomimo wielu strat szed³ dalej ku Odrze – drog¹ wiod¹c¹ do Berlina. T¹ drog¹ œmierci szed³ i nasz Antoœ, a na piersi w kieszonce niós³ swój tali- zman – papieroœnicê mocno ju¿ uszkodzon¹ – dar ma³ej dziewczynki. Wci¹¿ mia³ w pamiêci jej proœbê: „proszê odszukaæ mojego tatusia!”. Przyrzek³: odszukam i ruszy³ z armi¹ ku Odrze. Zgromadzi³o siê tam wiele bojowych jed- nostek. Trwa³y przygotowania do forsowania Odry. Wojska niemieckie cofa³y siê w pop³ochu, a równoczeœnie przygotowywa³y do obrony. ¯o³nierze w wolnym od zajêæ czasie gwarzyli w grupkach poszczególnych jednostek. Odpoczywali, wzajemnie odwiedzali siê, pisali listy, wspominali rodzinne domy i swoich bliskich. Chodzi³ te¿ i Antoœ. Przystawa³, rozmawia³ i myœla³ wci¹¿ o obietnicy danej ma³ej dziewczynce. Wspó³towarzyszom poka- zywa³ zdjêcie, pyta³ dowódców, a¿ któregoœ dnia, ktoœ spojrzawszy rozpozna³ na zdjêciu dowódcê 8 kompanii jednej z jednostek stacjonuj¹cych nad Odr¹. Dotar³ Antoœ do wskazanego dowódcy, pokaza³ mu zdjêcie. Z wielkim wzru- szeniem obejrza³ nieznajomy fotografiê i dr¿¹cym g³osem zawo³a³: „to moja Jola z ma³¹ Ma³gosi¹! Sk¹d masz tê fotografiê? Co z nimi dzieje siê teraz? Gdzie mieszkaj¹?” – pytañ by³o wiele. Opowiedzia³ Antoœ o zdarzeniu, jakie mia³o miejsce w Lublinie. Opowiedzia³ o proœbie Ma³gosi. „By³em oficerem w czynnej s³u¿bie do wrzeœnia 1939 roku” – wyjaœnia³ Antosiowi ojciec dziew- czynki. „Mieszka³em z rodzin¹ w Gdyni. Po tragicznym wrzeœniu dosta³em siê do niemieckiej niewoli do oflagu w Czarnem ko³o Koszalina. Wyzwoli³o mnie

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 107 polskie wojsko i wcieli³o w swoje szeregi. Tak dotar³em nad Odrê. Szuka³em rodziny poprzez og³oszenia w „¯o³nierzu Wolnoœci”, ale bezskutecznie”. Odna- leziony i szczêœliwy ojciec dziewczynki uœciska³ Antosia serdecznie, zapewni³ o swojej dozgonnej przyjaŸni i wdziêcznoœci. „jesteœ mi najdro¿szym bratem”– mówi³ z oczyma pe³nymi ³ez. Przez pocztê polow¹ ustali³ przyjazd ¿ony do frontowej jednostki. Serdecznym powitaniom i przeogromnej radoœci nie by³o koñca. Cieszy³ siê z nimi Antoœ, ju¿ teraz „ukochany brat”. Krótkie by³y jednak te dni pe³ne szczêœcia, a potem po¿egnanie pe³ne ³ez, ale te¿ i nadziei, ¿e wojna siê koñczy, a po niej przyjd¹ dobre, d³ugie lata pe³ne szczêœcia i mi³oœci. Zagra³y armaty. Ruszy³a armia do ofensywy – do przeprawy przez Odrê. Przyjaciele ¿egnali siê serdecznie, bo niewiadomy w boju jest ¿o³nierza los. Rozszala³a siê walka. £odziami, pontonami przeprawiano siê na drugi brzeg. Niemcy bronili siê zaciekle. Wiele ludzkich ofiar poch³onê³a rzeka. Straty by³y ogromne. Nasi sforsowali Odrê i zdeterminowani dalej szli do Berlina. Na drugim brzegu Odry szuka³ Antoœ swojego przyjaciela. Pyta³ woko³o, czy go ktoœ nie widzia³? Jedni mówili, ¿e podobno pad³ na brzegu rzeki, inni, ¿e uton¹³. Szuka³ go Antoœ d³ugo, ale bezskutecznie. Zwrócona przyjacielowi papieroœnica ze zdjêciami bliskich tym razem nie przynios³a szczêœcia. W Berlinie 2 maja 1945 roku Antoœ zosta³ ciê¿ko ranny. D³ugo le¿a³ w szpitalu w Bydgoszczy. Po powrocie do zdrowia wróci³ do macierzystej jed- nostki do Legionowa. Skoñczy³a siê wojna. Rodzina Antosia zamieszka³a na Pomorzu Œrodko- wym, ko³o Jastrowia. Po zdemobilizowaniu w kwietniu 1946 roku przyjecha³ do nich Antoœ i jako osadnik wojskowy otrzyma³ przydzia³ ziemi. W koœciele w Jastrowiu w 1948 roku œlubowa³ wiernoœæ i mi³oœæ ma³¿eñsk¹ swojej ma³¿once Helenie. Niebawem ukoñczy³ Technikum Zawodowe w Poznaniu, porzuci³ wieœ i w 1952 roku wraz z najbli¿szymi przeniós³ siê do Koszalina. Za walki frontowe otrzyma³ wiele odznaczeñ wojskowych, miêdzy innymi Krzy¿ Walecznych.

*** Helena i Antoni 4 lipca 1998 roku uroczyœcie œwiêcili w otoczeniu dzieci, wnuków, licznych przyjació³ i znajomych swoje Z³ote Gody. By³o wiele ser- decznych ¿yczeñ i kwiatów, a chór Zwi¹zku Inwalidów Wojennych „Frontowe Drogi” œpiewa³ przyjacielowi gromkie „Sto lat!”. W lipcu 2008 oczekiwano nowego œwiêta – Jubileuszu Diamentowych Godów (60-lecia po¿ycia ma³¿eñskiego). Nieznane s¹ jednak losy cz³owieka, nieznana godzina… Pani Helena zachorowa³a i w lutym Antoni po¿egna³ kochan¹, wiern¹ towarzyszkê

108 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW swojego ¿ycia. ¯a³obn¹ pieœni¹ ¿egna³ j¹ chór „Frontowe Drogi”, ¿egnali bli- scy, przyjaciele, znajomi. Antoni Solecki, bo o nim jest ta opowieœæ, przez d³ugie lata, a¿ do przejœ- cia na emeryturê by³ pracownikiem w Zak³adach Przemys³u Elektronicznego „Kazel” w Koszalinie. W 1977 zosta³ cz³onkiem Zarz¹du Oddzia³u Towarzy- stwa Pamiêtnikarstwa Polskiego. Od 25 lat zwi¹zany jest z chórem „Frontowe Drogi”, którego piosenka pt. „A za wojskiem sz³a piosenka” œpiewana w minio- nych latach na Festiwalu Piosenki ¯o³nierskiej w Ko³obrzegu przez Marylê Rodowicz, zrobi³a ogólnopolsk¹ karierê. Wiele lat œpiewa i p. Antoni ¿o³nierskie piosenki biesiadne, wojskowe, par- tyzanckie, w wœród nich te ulubione, pe³ne têsknoty „Polskie wrzosy” i „Bia³a chusteczka”.

Nazwiska ojca ma³ej Ma³gosi p. A. Solecki nie pamiêta.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 109 Wiktoria Stefañczakowa Z GÓR NAD MORZE

Do Koszalina przyby³am z bardzo malowniczej krainy, po³o¿onej u podnó¿a Karpat. To Bukowina, ojczyzna wielu kultur i narodów. Bukowina przez 3 stulecia od XII do XV wieku by³a czêœci¹ Ksiêstwa Mo³dawii. Nastêp- nie od roku 1774 do 1918 nale¿a³a do Cesarstwa Austro-Wêgier. W wyniku traktatów pokojowych zosta³a w³¹czona do Rumunii. ¯yli tam razem w zgodzie i harmonii Polacy, Ukraiñcy, Niemcy, ¯ydzi, S³owacy, Ormianie (wypêdzeni przez Turków w 1915 roku) i Rumuni. Doroœli ³atwiej porozumiewali siê ze sob¹ – znaj¹c swoje jêzyki i kulturê. Gorzej by³o z ma³ymi dzieæmi w rumuñskiej szkole, w której dane mi by³o roz- pocz¹æ swoj¹ edukacjê. Pamiêtam sprzed 75 lat mój pierwszy dzieñ w szkole, do której bardzo sta- rannie siê przygotowywa³am, maj¹c o 3 lata starsz¹ siostrê. Zna³am mnóstwo wierszyków, nazwy obrazków z elementarza, wiele zwrotów. W klasie I by³o nas bardzo du¿o, wiadomo powojenne pokolenie, prawdziwa miêdzynarodów- ka: Ukraiñcy, Polacy, Niemcy, ¯ydzi. Ukraiñcy siedzieli w grupie, razem. Pola- cy razem z Niemcami i ¯ydami. Siedzieliœmy wed³ug wzrostu. Wychowana na rumuñskiej mama³ydze wyros³am du¿a jak kukurydza i sie- dzia³am w przedostatniej ³awce, z czego by³am bardzo niezadowolona. Moj¹ uwagê przyku³y dwie d³ugie ³awki po³o¿one obok katedry pani nauczycielki. Siedzia³y tam dzieci rumuñskich urzêdników fabrycznych, zawiadowcy stacji i sekretarza gminy. Te dzieci nie bawi³y siê z nami. Nasz¹ nauczycielk¹ by³a Ukrainka. W kla- sach od I do IV uczy³a Ukrainki, Polki i ¯ydówki. Lubi³am moj¹ klasê, moje dwie kole¿anki – Niemkê i ¯ydówkê (z którymi spotka³am siê po 30 i 40 latach), ale bardzo chcia³am siedzieæ w tych wyró¿nionych ³awkach i wci¹¿ pyta³am nauczycielkê, kiedy bêdê mog³a zaj¹æ tam miejsce. Odpowiada³a mi, ¿e muszê byæ lepsza od nich. Bardzo siê stara³am, dostawa³am nagrody ksi¹¿kowe, ale awansu do ³awek nie by³o. Dopiero szczêœliwy traf w roku 1936 zmieni³ mój status. Król Rumunii Karol II z ksiêciem Micha³em, naczelnikiem harcerstwa Rumunii wracali z wizyty w Polsce. Mieszkaliœmy na granicy, nasza stacja by³a pierwsz¹ po rumuñskiej stronie. W³adze szkolne postanowi³y powitaæ króla na ziemi buko-

110 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW wiñskiej. I to w³aœnie ja, spoœród uczniów dwóch szkó³, zosta³am do tego wyty- powana. Króla powita³am w stroju bukowiñskim, z bukietem ró¿ z ogrodu mojej mamy, na korytarzu jego salonki. Pamiêtam jak mówi³am „majestate”, a najwiêkszym honorem by³o dla mnie to, ¿e podano mi rêkê. Kole¿anka Niem- ka, Felicita, œpiewa³a w wagonie dla œwity i dosta³a za to 200 lei. Po tym zda- rzeniu kole¿anki z „uprzywilejowanych” ³awek zaprasza³y mnie do siebie, ale ja ju¿ zadziera³am nosa. W Rumunii do II wojny œwiatowej panowa³y bardzo serdeczne i przyjazne stosunki z Polsk¹, dlatego my Polacy korzystaliœmy tam z wielu przywilejów. Na Bukowinie ¿y³o 45 tysiêcy Polaków. Funkcjonowa³o 25 szkó³ polskich, pry- watne gimnazjum, 2 polskie miejskie biblioteki oraz 10 Domów Polskich, gdzie odbywa³y siê ró¿ne imprezy i prelekcje. Tam rozbrzmiewa³a polska pieœñ patriotyczna, uczono nas polskich tañców. Jeszcze pod rz¹dami Austro-Wêgier w 1883 roku na Bukowinie ukaza³ siê pierwszy numer polskiej gazety. PóŸniej, ju¿ w wolnej Rumunii, ukazywa³ siê „Kurier Polski”. Pamiêtam to, poniewa¿ siostry mojej babci przywioz³y te gaze- ty do Polski w 1945 roku w starym austriackim kufrze, który by³ nimi wy³o¿ony. Czym zajmowali siê na Bukowinie Polacy? Kwit³o rzemios³o, per- fekcyjnie przygotowuj¹ce majstrów w ka¿dej dziedzinie. Wielkim uznaniem w spo³eczeñstwie bukowiñskim cieszy³a siê polska inteligencja, kszta³cona w Krakowie, Lwowie, Poznaniu i Wiedniu. Polacy bukowiñscy oddali nieocenion¹ pomoc uchodŸcom z Polski w 1939 roku. W Czerniowcach zatrzyma³ siê ca³y rz¹d w drodze do Bukaresztu i Krajo- wej. Pani marsza³kowej Pi³sudskiej z córkami Polacy bukowiñscy pomogli przedostaæ siê do Szwajcarii, jecha³a samochodem ofiarowanym przez Rumu- nów. Na jêzyk rumuñski by³y w okresie miêdzywojennym t³umaczone „Quo Vadis” i „Lalka” Prusa. Dzisiaj zastanawiam siê, czy te przek³ady wykonano w Polsce (bo jak wiem ju¿ w 1924 roku na Uniwersytecie Jagielloñskim funk- cjonowa³a filologia rumuñska), czy te¿ zrobi³ to któryœ z naszych Bukowiñczy- ków. Nasta³ rok 1944. Rumuni opuszczali Bukowinê, czêœæ inteligencji polskiej wyjecha³a. Nieliczni pozostali i czeka³ na nich Sybir. W 1945 roku og³oszono komunikat o repatriacji Polaków do Ojczyzny. To by³a radosna nowina, ¿e Pol- ska, do której tak têskniliœmy, nie zapomnia³a o nas. Trudnoœci z wyjazdem czyni³y nam jednak w³adze ZSRR, poniewa¿ bukowiñscy Polacy mieli rumuñ- skie obywatelstwo. Wyjazd do Polski odbyliœmy w bydlêcych wagonach. Podró¿ trwa³a 3 tygo- dnie. Smutne powitanie zgotowano nam jednak w Starym S¹czu. „To transport

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 111 Cyganów” – oto, co us³yszeliœmy po powrocie do ukochanej ojczyzny. Przy- gnêbiaj¹cym zdarzeniem by³a tak¿e œmieræ staruszki, któr¹ rodzona siostra musia³a zostawiæ na dworcu w Poznaniu. Po ponad 20 dniach dotarliœmy do Zielonej Góry. Tam bukowiñscy Polacy znaleŸli pracê, zajêli pozostawione puste domy i zaczêli ¿ycie od nowa. W styczniu 1946 roku po¿egnaliœmy Zielon¹ Górê i wyjechaliœmy do Suchej Koszaliñskiej, gdzie brat mê¿a jako repatriant zamieszka³ z rodzin¹. W Suchej pocz¹tkowo mieszkaliœmy u rodziny mê¿a, a nastêpnie w miejscowej szkole, któr¹ m¹¿ jako kwalifikowany nauczyciel zorganizowa³. Dzieci z ka¿dym dniem by³o wiêcej. Warunki pracy i codziennego ¿ycia by³y bardzo trudne, ale wspieraliœmy siê w tych k³opotach wzajemnie z mieszkañcami wsi, wierz¹c w lepsze jutro. W 1950 roku m¹¿ s³u¿bowo zosta³ przeniesiony do Koszalina. Przydzielo- no nam mieszkanie w budynku dawnego przedszkola przy ulicy Berlinga. Po up³ywie kilku miesiêcy m¹¿ otrzyma³ nominacjê na stanowisko kierownika Wydzia³u Oœwiaty Powiatowej Rady Narodowej. Po zakoñczeniu budowy Domu Nauczyciela przy ulicy Armii Czerwonej, obecnie J. Pi³sudskiego, otrzy- maliœmy tam dwupokojowe mieszkanie. W 1958 zmieniliœmy je na obecne przy zbiegu ulic Zwyciêstwa i 1-go Maja. Mieszkam tu do dziœ. W 1960 roku pole- cono mê¿owi zorganizowanie Powiatowej Poradni Psychologicznej, w której na stanowisku kierownika pracowa³ do przejœcia na emeryturê. Ja od 1956 do 1979 roku pracowa³am w M³odzie¿owym Domu Kultury, który mia³ siedzibê przy ulicy Grottgera. Dyrektorem by³ p. Zbigniew Ciecha- nowski. Liczn¹ grupê dzieci uczy³am haftu, a przy tym opowiada³am o historii nie tylko naszego regionu, Pomorza, ale i wszystkich regionów w kraju. Dziew- czynki uczy³y siê szycia, kroju, robót rêcznych i gospodarstwa domowego. Piek³y, gotowa³y, przygotowywa³y upominki okolicznoœciowe dla swoich bli- skich. Dom M³odzie¿y odwiedza³y liczne delegacje nauczycieli z ca³ego kraju. Gobeliny wykonane przez nasz¹ m³odzie¿ zdobi³y polskie statki i wêdrowa³y do zaprzyjaŸnionych krajów – by³y ¿yw¹ histori¹ naszego Koszalina, z ka¿dym dniem piêkniejszego, prê¿nego i rozwijaj¹cego siê miasta. W 1978 roku zmar³ mój m¹¿ Andrzej, najserdeczniejszy przyjaciel ¿ycia, a w kilka lat póŸniej jedyny ukochany syn Julian. Edukacjê rozpocz¹³ w szkole æwiczeñ w Koszalinie, maturê zdawa³ w Liceum Ogólnokszta³c¹cym przy ulicy Jednoœci, studia na Wydziale Filologii Angielskiej U.W. w Warszawie. Pracê nauczyciela-anglisty zaczyna³ w Koszalinie. Potem jako nauczyciel akademicki pracowa³ w Wy¿szej Szkole Pedagogicznej w S³upsku, a nastêpnie zorganizo-

112 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW wa³ anglojêzyczne Liceum w Lêborku, gdzie do koñca swoich dni – do 2000 r. by³ dyrektorem. Radoœci¹ mojego ¿ycia s¹ dwie wnuczki – Karolina i Luiza, (obie skoñ- czy³y studia) oraz ma³y synek Luizy, Patryk. Pozosta³am wierna swoim haftom i gobelinom, które wêdruj¹ po œwiecie i s¹ wizytówk¹ naszego miasta.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 113 Barbara Sznajderska BY£AM PIERWSZ¥ POLSK¥ PIELÊGNIARK¥

Nadszed³ rok 1945. Koniec wojny, niewoli i przymusowej pracy. Nie mia³ mi kto poradziæ, jak pokierowaæ dalszymi losami ¿ycia: rodzice ju¿ nie ¿yli, o braciach i siostrach ¿adnej wiadomoœci, w rodzinne strony wracaæ nie by³o po co. Dowiedzia³am siê od ¿o³nierzy, ¿e w czasie walk frontowych nasze gospo- darstwo sp³onê³o, a zreszt¹ granica pañstwa zosta³a przesuniêta na zachód, do Przemyœla. W czasie okupacji pracowa³am w Zieleniewie pod Ko³obrzegiem. Z nadejœ- ciem frontu polecono nam opuœciæ tê miejscowoœæ i udaæ siê w kierunku po³udniowo-wschodnim, drogami drugorzêdnymi, polnymi; g³ówne drogi zajê- te by³y dla zbli¿aj¹cego siê wojska, maj¹cego walczyæ o Ko³obrzeg. Choæ g³odni i bez dobytku, jechaliœmy szczêœliwi, ¿e wracamy z niewoli. Wieczorem zatrzymaliœmy siê w jednej z wiosek, a¿eby przenocowaæ i rano jechaæ dalej. By³ tam m³yn, ju¿ zajêty przez zwolnionych z niewoli Litwinów. Pocz¹tkowo nie chcieli nas przyj¹æ, lecz znajoma Litwinka pozna³a mnie i kaza³a wpuœciæ nas wszystkich, oko³o dwadzieœcia osób. Litwince tej czêsto pomaga³am podczas pracy w Zieleniewie, ofiarowuj¹c m¹kê, kaszê, czy chleb, które podbiera³am mej niemieckiej gospodyni. Spa³yœmy w jednej izbie na rozrzuconej na pod³odze s³omie, w ubraniach i owiniêci kocami, niepewni, czy noc up³ynie w spokoju. I rzeczywiœcie z g³êbo- kiego snu wyrwa³o nas g³oœne dobijanie siê do drzwi. W œwietle œwieczki zoba- czyliœmy pierwszy raz polskich ¿o³nierzy w rogatywach z orze³kami. Radoœæ by³a nie do opisania. Wita³yœmy siê z nimi, jak z najbli¿szymi, p³acz¹c jedno- czeœnie za szczêœcia, ¿e mogliœmy do¿yæ i zobaczyæ polskie wojsko i ju¿ do rana rozmawialiœmy z nimi, ciesz¹c siê i wypytuj¹c o nowe wiadomoœci z fron- tu i z Polski. ¯o³nierze, widz¹c nasze niezorientowanie, doradzili zaopatrzyæ siê w jedze- nie, bo przed nami front, Niemcy zabrali i zniszczyli wszystko, pozosta³y zgliszcza i g³ód. S³uchaj¹c porady ¿o³nierzy zatrzymaliœmy siê w jednej z wio- sek, a¿eby upiec chleba na drogê. Po wyjêciu bochenków z pieca zapach pie- czywa rozchodzi³ siê doœæ daleko, co spowodowa³o, ¿e przychodzili stacjo- nuj¹cy tam ¿o³nierze polscy. Przynosili m¹kê, t³uszcz, a¿eby im te¿ coœ upiec do jedzenia; czêsto mówili:

114 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW „Idziemy na liniê boju o Kolberg (Ko³obrzeg), mo¿e to bêdzie nasz ostatni posi³ek.” Wzruszaj¹cy by³ moment, gdy w mundurze ¿o³nierskim przyszed³ ma³y ch³opiec, oko³o oœmio – dziesiêcioletni, te¿ z proœb¹ o upieczenie ciasta. Zapy- ta³am go: – Czy ty idziesz ch³opczyku na ochotnika, czy musia³eœ iœæ z wojskiem? On cofn¹³ siê kilka kroków, zasalutowa³ i powiedzia³: – Przepraszam, nie jestem ch³opczykiem, jestem polskim ¿o³nierzem. U mnie w domu Niemcy zamordowali rodziców i rodzeñstwo, a ja wczeœniej schowa³em siê pod ³ó¿kiem i w taki sposób prze¿y³em. A gdy przyszli ¿o³nierze polscy, to opowiedzia³em im ca³¹ historiê i zabrali mnie ze sob¹. Chcê œcigaæ morderców mojej rodziny i dojœæ do Berlina, bo tam bêdzie koniec wojny z Niemcami. Tego spotkania z ma³ym synem pu³ku nie zapomnê do koñca ¿ycia.

****** Po pewnym czasie naszej podró¿y na wozach, ci¹gnionych przez konie, dojechaliœmy do Po³czyna Zdroju. By³o to miasteczko uzdrowiskowe, przez dzia³ania wojenne ma³o zniszczone. Zatrzymaliœmy siê wiêc tutaj. Poniewa¿ by³am sama, postanowi³am pozostaæ i podj¹æ pracê. Na terenie miasteczka by³ szpital miejski, pracowa³ w nim ju¿ jeden lekarz – Polak, dr Dudziñski, kilka osób w administracji i w laboratorium. Wszyscy pracowali bezp³atnie, w obiegu jeszcze nie by³o nawet pieniêdzy, jedyn¹ zap³at¹ by³o wy¿ywienie. Podjê³am pracê na oddziale zakaŸnym, na któ- rym leczono chorych na tyfus i dyfteryt. Po kilku miesi¹cach zosta³am przenie- siona na oddzia³ chirurgiczny, poniewa¿ by³am jedyn¹ Polk¹, znaj¹c¹ dobrze pracê, pozostawa³am na nocnych dy¿urach sama, bez przerwy przez okres oko³o czterech miesiêcy, od godziny 19-stej do nastêpnego dnia, do godziny 7 rano. Ciê¿ka to by³a praca. Przychodz¹c na dy¿ur zak³ada³am bia³y fartuch z d³ugimi rêkawami na p³aszcz, poniewa¿ by³o zimno. W nocy chorych poope- racyjnych rozgrzewano ciep³ymi ceg³ami, zawijanymi w podk³ady lub butelka- mi z ciep³¹ wod¹. Wieczorem otrzymywa³am pude³ko zapa³ek i jedn¹ œwieczkê, poniewa¿ przez osiem, dziesiêæ godzin nie by³o œwiat³a, a pomocy chorym trze- ba by³o udzieliæ. Pierwszej nocy koledzy przyprowadzili rannego, postrzelonego zab³¹kan¹ kul¹, Józefa Kurowskiego. Po wezwaniu lekarza niemieckiego dr Duwe, chirur- ga, przyst¹piono do wstêpnych badañ rannego. Dr Duwe poleci³ wezwaæ

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 115 dr Dudziñskiego, któremu przedstawi³ sprawê koniecznej operacji. Na oddziale i sali operacyjnej by³o zimno, nie by³o bowiem opa³u. Dyrektor po chwili zasta- nowienia poleci³ wezwaæ pracownika obs³uguj¹cego aparaty rentgenowskie Zygmunta Górczyñskiego i oœwiadczy³ mu: – Musi byæ operacja, a paliæ nie ma czym, jest zimno, niech pan to za³atwi. Górczyñski zbudzi³ w nocy kilku Niemców pracuj¹cych i mieszkaj¹cych w szpitalu. Œciêli na podwórku drzewo, por¿nêli i tym napalili w kot³owni. Pomiêdzy godzin¹ trzeci¹ a czwart¹ nad ranem rozpoczê³a siê operacja, która trwa³a oko³o trzech godzin. Po dwóch dniach pacjent, który przeczuwaj¹c zbli¿aj¹cy siê koniec ¿ycia prosi³ o ratunek, wo³a³, ¿e chce jeszcze ¿yæ. Niestety nie by³o warunków pomocy, nie mo¿na by³o zrobiæ transfuzji, bo nie by³o krwi i innych potrzebnych leków. Bardzo to by³o smutne. Po nied³ugim czasie przyjecha³ drugi polski lekarz dr Nowotny. W sobotê i niedzielê zapoznawa³ siê z prac¹ na terenie szpitala. W niedzielê wieczorem z pobliskiej wioski przywieŸli rodzice ch³opczyka piêcio-szeœcioletniego z przebitym brzuchem i poprzecinanymi jelitami. Po zbadaniu lekarze polecili odwieŸæ dziecko do szpitala w Bia³ogardzie, odleg³ego o trzydzieœci kilome- trów. W szpitalu po³czyñskim nie by³o noc¹ œwiat³a, nie mo¿na by³o wiêc prze- prowadziæ operacji. Ojciec odmówi³ odwiezienia dziecka do Bia³ogardu noc¹, droga by³a niebezpieczna, pada³y zab³¹kane kule, a po lasach kr¹¿y³y ró¿ne grupy ludzi. Powiedzia³, ¿e ma wiêcej dzieci w domu, do których musi wróciæ i odjecha³ pozostawiwszy ch³opca. To by³a samarytañska operacja, wykonana przez dr Nowotnego – noc¹ przy piêciu œwiecach, ale zakoñczy³a siê powodzeniem. Po kilku dniach ch³opiec chodzi³ ju¿ po salach z lekarzem Nowotnym, podczas obchodu trzymaj¹c siê jego fartucha i dodawa³: – Bo ten pan mnie uratowa³. A lekarz by³ zadowolony, ¿e operacja robiona w tak trudnych warunkach zakoñczy³a siê szczêœliwie i ch³opiec ¿y³. Odje¿d¿aj¹c do domu, ma³y pacjent z p³aczem ¿egna³ siê z lekarzem, który uratowa³ mu ¿ycie.

****** W roku 1950 ukoñczy³am dwuletni¹ szko³ê po³o¿nych w Chorzowie. Z nakazem pracy w rêku powróci³am do Ostrowic w powiecie drawskim, gdzie zorganizowa³am gminn¹ izbê porodow¹. Praca by³a bardzo odpowiedzialna i trudna, do najbli¿szego lekarza i szpitala w Drawsku by³o 18 kilometrów. W Drawsku by³a jedna karetka pogotowia, szosa z Ostrowic do powiatu bruko-

116 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW wana kamieniami, transport pacjentek by³ bardzo trudny, bo nie wszystkie po³o¿nice kwalifikowa³y siê do pozostawienia w izbie porodowej. Kobiety z Ostrowic by³y bardzo zadowolone z zorganizowania tej placówki w ich gminie, nie musia³y ju¿ jeŸdziæ rodziæ do odleg³ego Drawska. Czêsto s³u¿y³y rad¹ i pomoc¹ w pocz¹tkowych pracach. Pierwsza ciê¿arna przyjecha³a z w³asn¹ poœciel¹ jeszcze przed otwarciem izby porodowej, w której nie wszystko by³o ju¿ zorganizowane i przygotowane na przyjêcie przysz³ych mam. – Ju¿ do Drawska nie pojadê, bêdê rodziæ tutaj – oœwiadczy³a pani Bucza- kowa i .... urodzi³a. Tak wiêc przed oficjalnym otwarciem ju¿ uruchomi³am izbê porodow¹. Pracuj¹c w Ostrowicach urodzi³am syna, który mi czêsto chorowa³. By³y trudnoœci z jazd¹ z chorym dzieckiem do lekarza, poniewa¿ izby porodowej nie mo¿na by³o zostawiæ bez po³o¿nej, nie wiadomo przecie¿, kiedy przyjedzie rodz¹ca, a do izby nale¿a³o szeœæ okolicznych wiosek i kilka PGR-ów. Dla dobra zdrowia dziecka przenios³am siê wiêc z powrotem do Po³czyna Zdroju, rozpoczynaj¹c pracê w uzdrowisku. Wówczas ju¿ mia³am dwóch synów. W uzdrowisku przepracowa³am a¿ do emerytury do 1976 roku, organizuj¹c w tym czasie trzy specjalistyczne tamponownie ginekologiczne w sanatorium „Borkowo”, „D¹brówce” i „Podhalu”. Nigdy nie uwa¿a³am, ¿e zrobi³am w swym ¿yciu coœ wyj¹tkowego w porównaniu z prac¹ innych ludzi. Dopiero teraz, w chwilach refleksji, pod- czas uroczystoœci organizowanych przez mój by³y zak³ad pracy, stwierdzam, ¿e jestem zapraszana jako pionierka pracy w Po³czynie. By³am tu pierwsz¹ polsk¹ pielêgniark¹.

Wspomnienie Barbary Sznajderskiej zosta³o nagrodzone III nagrod¹ w kon- kursie pt. „35 lat na polskiej koszaliñskiej ziemi”, og³oszonym 19 lipca 1982 roku przez KTSK i Towarzystwo Przyjació³ Pamiêtnikarstwa.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 117 Maria Hudymowa JANUSZ KORCZAK BY£ DLA NIEJ WZOREM Wspomnienie o W³adys³awie Tarnawskiej

Pe³ne tragicznych wydarzeñ i wyboistych zakrêtów by³o od najm³odszych lat ¿ycie W³adys³awy Tarnawskiej. Dziêki ¿yczliwoœci rodziny w Warszawie i korepetycjom dla mniej zdol- nych, ale zamo¿nych kole¿anek ukoñczy³a szko³ê œredni¹ – gimnazjum o profi- lu humanistycznym. O uzyskanie przed wojn¹ pracy w Warszawie by³o trudno. Zosta³a wiêc tzw. „domow¹ nauczycielk¹”. Kocha³a dzieci i marzy³a o pracy nauczyciela – wychowawcy. W 1938 r. pozna³a dr. Janusza Korczaka, o którym w Warszawie mówiono wiele jako o doskona³ym lekarzu, autorze ksi¹¿ek dla dzieci, organizatorze i kierowniku Domu Sierot ¯ydowskich, wielkim spo³ecz- niku i przyjacielu dzieci. Zaproponowa³ jej pracê w zorganizowanym przez niego (jeszcze w 1911 r.) sierociñcu – i ona tê pracê przyjê³a. Tak spe³ni³y siê jej marzenia, a doktor Korczak sta³ siê dla niej wzorem i autorytetem na ca³e ¿ycie. W swoich wspomnieniach tak o sobie pisa³a: „...Urodzi³am siê 24 grudnia 1908 roku w Sujkach ko³o Kutna. Rodzina by³a liczna. Ojciec by³ rzemieœlnikiem. Matka zmar³a, gdy by³am ma³ym dziec- kiem. Warunki ¿ycia by³y bardzo trudne. Szko³ê podstawow¹ ukoñczy³am w Kutnie, œredni¹ w Warszawie. Dawa³am korepetycje. Ucz¹c innych, uczy³am siê sama. Po maturze nie mog³am uzyskaæ pracy – uczy³am m³odzie¿ w prywat- nych domach. Dziêki rodzicom dzieci, które uczy³am, wyje¿d¿a³am z moimi wychowankami na wakacje... Morze po raz pierwszy zobaczy³am w 1924 roku. By³o to coœ wspania³ego... Przed wrzeœniem 1939 roku, nikt z moich znajomych nie wierzy³, ¿e bêdzie wojna, gdy wybuch³a, to by³ szok. Runê³y wszystkie moje osobiste plany. Obrona Warszawy. Pamiêtny, ochrypniêty g³os prezydenta Warszawy, Stefana Starzyñskiego, dym, p³omienie – by³am przera¿ona. Jak ¿yæ dalej?, w co wie- rzyæ...? I wtedy pomogli mi ludzie, pomóg³ niezapomniany doktor Janusz Kor- czak. W tych wojennych pierwszych latach nadal pomaga³am – ju¿ spo³ecznie – w wychowaniu osieroconych, przera¿onych ¿ydowskich dzieci. Podziwia³am codzienn¹ walkê Doktora o zdobycie ¿ywnoœci dla tych ma³ych, bezbronnych istot, jego wielk¹ troskê o nie i ojcowsk¹ mi³oœæ. Pamiêtam te¿ jeden niezapo- mniany dla mnie dzieñ:

118 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW By³o to na ulicy Leszno w czasie wrzeœniowego oblê¿enia Warszawy. Przede mn¹ p³on¹cy dom, wysoka kamienica, a na najwy¿szym piêtrze stoi w oknie kobieta z niemowlêciem na rêku i rozpaczliwie krzyczy: „Ratujcie dzieci! Ratujcie dzieci!” Dom p³onie, bucha ¿ar, ca³e schody w ogniu. J. Kor- czak, lekarz w mundurze wojskowym w stopniu kapitana polskiego wojska, przypadkowo id¹cy t¹ ulic¹, wpada do p³on¹cego domu, nie zwa¿aj¹c na k³êby czarnego dymu i p³omienie ognia. Po chwili wœród szalej¹cych p³omieni wyprowadza kobietê, a w ramionach niesie dwoje ocalonych dzieci. Wspania³y, o niebywa³ej odwadze cz³owiek. Ten jego bohaterski czyn przywróci³ mi wiarê w przysz³oœæ, przekonanie, ¿e muszê ¿yæ, bo bêdê ludziom potrzebna. Doktor Korczak pozosta³ dla mnie wzorem w ca³ym moim dalszym ¿yciu. Po kapitulacji Warszawy wróci³am do Kutna. Straci³am wszystko. Kutno by³ to ju¿ „Kraj Warty”, w³¹czony do III Rzeszy. Niemcy zabrali siê do likwida- cji polskiej inteligencji. Aresztowania. Egzekucje. Straszliwy terror. Otrzy- ma³am pracê fizyczn¹. Szy³am worki. Od znajomych dowiedzia³am siê o orga- nizowaniu kompletów tajnego nauczania. Pomagali rodzice m³odzie¿y. Pocz¹tkowo nie by³o jeszcze kontaktów z tajn¹ Organizacj¹ Nauczycielsk¹ – TON. Nale¿a³o przede wszystkim ustaliæ miejsce tajnego nauczania, zebraæ podrêczniki, podstawowe bodaj¿e najskromniejsze pomoce naukowe i co naj- wa¿niejsze – zespo³y uczniów. Tajne nauczanie rozpoczê³am w domu p. Antczaków w Kutnie. Komplet stanowi³o 5-6 dzieci – by³y to komplety wymienne. Sama zorganizowa³am i prowadzi³am 5 kompletów, a w tym 3 w zakresie pocz¹tkowych klas szko³y œredniej. Obowi¹zywa³a bezwzglêdna tajemnica. Do dzieci mówi³am wy³¹cznie po imieniu, bez nazwisk. Po zakoñczeniu lekcji nie wolno im by³o kontaktowaæ siê miêdzy sob¹. Dla zachowania bezpieczeñstwa prosi³am, a¿eby w domu nie trzymaæ polskich ksi¹¿ek. Za prowadzenie tajnej oœwiaty kary by³y wysokie – wiêzienia, obozy koncentracyjne, kary œmierci. Uczy³am 5 dni w tygodniu, po 4 godziny dziennie. Najwiêkszy dramat prze¿y³am w 3 roku okupacji. Za dzia³alnoœæ w Armii Krajowej aresztowano moich dwóch braci. Zginêli w obo- zie koncentracyjnym. Ba³am siê nie o siebie, ale o ucz¹c¹ siê w kompletach m³odzie¿. Kiedy wojska radzieckie wyzwoli³y Kutno, zg³osi³am siê do w³adz oœwiatowych z „dokumentem” wystawionym przez rodziców moich uczniów, stwierdzaj¹cym, ¿e „obywatelka W³adys³awa Tarnawska uczy³a nasze dzieci. Polecamy j¹ jako dobr¹ si³ê nauczycielsk¹, nie ustêpuj¹c¹ nauczycielom szkó³ pañstwowych”. Chcia³am dalej uczyæ. Po wojnie brakowa³o nauczycieli, a szczególnie potrzebni byli polscy nauczyciele na Ziemiach Zachodnich. Pojecha³am do

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 119 Drawska, gdzie zg³osi³am siê do pracy w Wydziale Oœwiaty Powiatowej Rady Narodowej. Inspektor W³adys³aw Paniec skierowa³ mnie do wsi Siennica na skraju Puszczy Drawskiej. Wieœ zamieszkiwali osadnicy polscy z województwa kieleckiego, ludzie bardzo biedni. By³o ciê¿ko. Brakowa³o nie tylko ksi¹¿ek, zeszytów, ale nawet kredy do pisania na tablicy. Czêsto do garnka nie by³o co w³o¿yæ, ale ludzie byli dobrzy i serdeczni. Zorganizowa³am szko³ê, rozpo- czê³am naukê z dzieæmi. Zdoby³am zaufanie mieszkañców wsi – by³am dla nich autorytetem. Powoli zaczê³o siê organizowaæ codzienne, normalne ¿ycie. W miejscowym, jedynym na wsi sklepiku by³o nawet myd³o, jak na owe czasy „rarytas”. M³odzie¿ garnê³a siê do nauki. Nie wszyscy byli zdolni, ale byli ¿¹dni wiedzy. Z pocz¹tkiem lat 50-tych s³u¿bowo zosta³am przeniesiona do szko³y do Kalisza Pomorskiego. W Kaliszu oprócz Niemców by³o sporo autochtonów (czyli zniemczonych Polaków, rdzennych mieszkañców Pomorza). Zorganizo- wa³am kursy repolonizacyjne. Uczy³am ich mowy polskiej i historii ojczystego kraju. Potem by³y jeszcze inne miejscowoœci, wsie i miasta, a¿ dotar³am do Ko³obrzegu – miasta mojej mi³oœci. Tutaj do¿ywam na emeryturze, ale si³ coraz mniej. Mam k³opoty ze zdrowiem, coraz gorzej widzê, tracê wzrok. Praco- wa³am jak inni. Stara³am siê zawsze dobrze pracowaæ, bo myœlê, ¿e „w ¿yciu nale¿y wiêcej z siebie dawaæ, ani¿eli braæ, bo wtedy dopiero cz³owiek mo¿e byæ szczêœliwy...” Tym stwierdzeniem koñczy³a swoje wspomnienia p. Tarnawska. Ja pamiê- tam j¹ z lat jej pracy w Wydziale Oœwiaty w Drawsku Pomorskim jako organi- zatorkê przedszkoli i szkó³ podstawowych w powiecie. W 1956 roku na w³asn¹ proœbê objê³a stanowisko kierownika szko³y we wsi Górawino ko³o Œwidwina – w œrodowisku pracowników rolnych Pañstwowych Gospodarstw Rolnych (PGR). By³ to ciekawy i niezmiernie trudny okres pracy i dzia³alnoœci kultural- no-oœwiatowej, nie tylko z m³odzie¿¹, ale te¿ z ludŸmi doros³ymi. W miêdzyczasie uzupe³ni³a kwalifikacje nauczyciela – pedagoga. Organi- zowa³a we wsi œwietlicê, pomaga³a w upowszechnianiu czytelnictwa, wspó³pra- cuj¹c z bibliotek¹ publiczn¹ i oddzia³em Towarzystwa Wiedzy Powszechnej w Œwidwinie. Wspiera³a organizacjê i dzia³alnoœæ Ko³a Gospodyñ Wiejskich. Cieszy³a siê uznaniem i szacunkiem mieszkañców wsi. Jej dzia³alnoœæ w œrodo- wisku pegeerowskim doceni³y w³adze powiatowe w Drawsku. Trudne prze¿ycia w latach dzieciñstwa, tragiczne losy najbli¿szych, ciê¿kie warunki powojenne zawa¿y³y powa¿nie na jej zdrowiu i zmusi³y do przejœcia na rentê a nastêpnie na emeryturê w 1960 roku. Tragedi¹ by³¹ utrata wzroku.

120 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW Zamieszka³a w ma³ym, bardzo skromnym mieszkanku w Ko³obrzegu, który jak to sama wspomina by³ „miastem jej marzeñ” W 1977 roku zorganizowano w Koszalinie pierwszy po zakoñczeniu wojennych dzia³añ Klub by³ych Nauczycieli Tajnego Nauczania z lat 1939-1945. Pani W³adys³awa by³a jednym z jego cz³onków, uczestniczy³a w spotkaniach, sesjach, a od 1983 roku w zebraniach Krajowego Konwentu, którego siedzib¹ by³ Koszalin. Bra³a czynny udzia³ w dyskusjach, zg³asza³a swoje propozycje, pomimo kalectwa zawsze pogodna, pe³na inwencji, a tak¿e wdziêcznoœci za opiekê, której coraz bardziej potrzebowa³a ze wzglêdu na stale pogarszaj¹cy siê stan zdrowia. W wêdrówkach do Koszalina pomaga³a jej zaw- sze pani Zofia Nosal-Majka, od lat sympatyk Klubu TON. W Ko³obrzegu d³ugie, samotne dni starali siê umiliæ koledzy z TON, szczególnie p. dr E. Roj- szyk, J. Malawska, M. Pieszko i inni. Kocha³a muzykê. W ostatnich latach audycje radiowe by³y jej ³¹cznikiem ze œwiatem i otaczaj¹c¹ rzeczywistoœci¹. Na ulicy pozdrawiali j¹ mieszkañcy Ko³obrzegu, pomagali w robieniu zakupów. Porusza³a siê bezb³êdnie o swojej bia³ej laseczce, a szeroko otwarte oczy sprawia³y wra¿enie, ¿e jest osob¹ widz¹c¹. Czêsto w Ko³obrzegu odwiedza³am Pani¹ W³¹dys³awê. Opowiada³a mi o swojej m³odoœci, o dr Januszu Korczaku, pracy w Domu Sierot ¯ydowskich w Warszawie, o tych tragicznych wspomnieniach zwi¹zanych z tymi dzieæmi, które zginê³y wraz z Doktorem w Treblince w 1942 roku, o swojej pracy peda- gogicznej. Zawsze serdeczna, goœcinna, podejmowa³a nas herbatk¹, poruszaj¹c siê bezb³êdnie po swoim malutkim mieszkanku. 25 grudnia 1997 roku oko³o godziny 14 zadŸwiêcza³ telefon. W s³uchawce us³ysza³am: „Mówi pielêgniarka ze szpitala w Ko³obrzegu. Przywieziono do szpitala pani¹ W³adys³awê Tarnawsk¹ z Ko³obrzegu. Stan zdrowia bardzo ciê¿- ki. Prosi³a, a¿eby zawiadomiæ pani¹ i przekazaæ jak zawsze szczere œwi¹teczne ¿yczenia”– By³am g³êboko wzruszona t¹ pamiêci¹ – tymi œwi¹tecznymi ¿ycze- niami, które pisane rêk¹ przyjaznej jej osoby zawsze dociera³y do mnie. W trzy dni póŸniej, ju¿ póŸnym wieczorem odezwa³ siê dŸwiêk telefonu: „Mówiê ze szpitala w Ko³obrzegu. Zmar³a pani W³adys³awa Tarnawska. By³a przytomna. Prosi³a o powiadomienie pani o jej œmierci i przekazanie szczerych podziêkowañ za dobroæ, opiekê i okazane serce”. Odesz³a... Pozosta³y wspomnienia i dowody uznania dobrze wykonanego obowi¹zku dla dobra ojczystego kraju, bo „wiêcej trzeba z siebie dawaæ, ani¿eli braæ”, jak pisa³a.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 121 Za prowadzenie Tajnej Oœwiaty w okresie okupacji i organizacjê szkó³ pod- stawowych i przedszkoli w okresie powojennym II wojny œwiatowej, za dzia³alnoœæ oœwiatowo-kulturaln¹ na wsi, a szczególnie w œrodowisku pracow- ników rolnych, za umi³owanie dzieci otrzyma³a: Krzy¿ Kawalerski OOP, Medal Komisji Edukacji Narodowej, Z³ot¹ Odznakê Zwi¹zku Nauczycielstwa Polskie- go, Z³ot¹ Odznakê Frontu Jednoœci Narodu, Medal za Zas³ugi w Rozwoju Województwa Koszaliñskiego. Zmar³a w grudniu 1997 roku w Ko³obrzegu.

Doktor Janusz Korczak, narodowoœci ¿ydowskiej; Henryk Goldszmid, ur. 1873 roku, lekarz, pedagog, autor ksi¹¿ek dla dzieci, autor rozpraw pedagogicznych pt. „Jak kochaæ Dziec- ko?”, organizator Domu Sierot ¯ydowskich w Warszawie w 1911 r. Zgin¹³ razem z dzieæmi w komorze gazowej w Treblince w 1942 r.

122 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW Maria Hudymowa

Z NOWOGRÓDKA PRZEZ CZELABIÑSK DO KOSZALINA Wspomnienia o dr Marii Tomaszewskiej Gürtler

Dr Maria Tomaszewska Gürtler ca³e swoje doros³e ¿ycie poœwiêci³a walce z ludzkim cierpieniem. Urodzi³a siê 3 wrzeœnia 1909 roku w Nowogród- ku. Ojciec Konstanty by³ rejentem. Matka Aleksandra wychowywa³a trójkê dzieci: Mariê, Nataliê i syna Konstantego. Ojciec Marii zmar³ wczeœnie, a mat- ka z dzieæmi wyjecha³a do Petersburga w poszukiwaniu pracy. Gdy rok 1918 po przesz³o stuletniej niewoli przyniós³ wolnoœæ naszej OjczyŸnie, pani Aleksan- dra wróci³a z dzieæmi do Polski, do Nowogródka. Maria mia³a wtedy dziewiêæ lat. W Nowogródku ukoñczy³a szko³ê podstawow¹ i œredni¹, zaœ studia medyczne na Wydziale Lekarskim w Wilnie w latach 1930 – 1936. Po ukoñczeniu studiów w 1936 roku poœlubi³a znanego w Warszawie dzien- nikarza Edwarda Gürtlera. M³odzi ma³¿onkowie zamieszkali w Warszawie. W 1938 roku urodzi³a siê ich jedyna córka El¿bieta. Szczêœliwa m³oda matka z córeczk¹ latem 1939 roku wyjecha³a do matki do Nowogródka, gdzie niespo- dziewanie zaskoczy³ j¹ pamiêtny polski wrzesieñ 1939 r. Wojska radzieckie 17 wrzeœnia 1939 r. bez wypowiedzenia wojny przekro- czy³y granice polskie i zajê³y Nowogródek. Szok – nowe w³adze – nowe porz¹dki – okupacja. M¹¿ pani Marii pozosta³ pod okupacj¹ niemieck¹. Ona od paŸdziernika 1939 roku podjê³a pracê w Szpitalu Powiatowym w Nowo- gródku, ale ju¿ w kwietniu 1940 r. wraz z tysi¹cami polskich rodzin, z matk¹ i dziec- kiem zostaje deportowana do Kazachstanu – jednej z republik ZSRR. Zes³añców pocz¹tkowo umieszczono w obozie w Akempiñsku, a potem osiedlono w licznych sowchozach w Kazachstanie, gdzie zostali zatrudnieni w polu, przy wyrêbie lasów, a jesieni¹ przy sp³awianiu drewna. Pani¹ Tomaszewsk¹ z matk¹ i dzieckiem pozostawiono w obozie w Okci- biñsku i jako jedyn¹ ¿ywicielkê rodziny zatrudniono pocz¹tkowo przy ciê¿kich pracach polowych, lecz po ujawnieniu zawodu powierzono jej pracê lekarza w szpitalu obozowym. Po kilku miesi¹cach przeniesiono j¹ do szpitala obozu w Czelabiñsku na tzw. Wydzia³ Polityczny Oddzia³u GruŸliczego. W obozie tym, zwanym po- wszechnie „obozem œmierci”, ludzie umierali masowo. Nie by³o lekarstw, sprzêtu medycznego, najprostszych œrodków higieny. Epidemia ospy zebra³a

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 123 bogate œmiertelne ¿niwo. Powa¿n¹ trudnoœci¹ w leczeniu by³a równie¿ niezna- jomoœæ jêzyka rosyjskiego, co uniemo¿liwia³o bezpoœrednie porozumienie z pacjentem. W³adze obozowe zatrudni³y wiêc t³umacza. W roku 1941 dr Tomaszewska zosta³a aresztowana przez NKWD. Przy- czyn¹ aresztowania, jak siê okaza³o w czasie œledztwa, by³o nazwisko mê¿a Gürtler, które odczytywano jako Hitler, a zatem powi¹zanie z Niemcami i oska- r¿enie „o szpiegostwo na rzecz Niemiec”. Jako szpieg – przestêpca polityczny – w samotnej celi oczekiwa³a na wyrok i dalsz¹ zsy³kê. W³adze radzieckie nie zastosowa³y wobec aresztowanej og³oszonej 13 sierpnia 1941 roku amnestii, bêd¹cej efektem wzajemnej umowy pomiêdzy rz¹dem polskim na emigracji w Londynie a ZSRR, dotycz¹cej zwolnienia Polaków z wiêzieñ, obozów i ³agrów. O zwolnienie dr Tomaszewskiej zgodnie z obowi¹zuj¹c¹ amnesti¹ wyst¹pi³a Delegatura Polska. W wyniku usilnych starañ dopiero w listopadzie 1941 roku zosta³a zwolniona i zatrudniona w Polskiej Delegaturze na stanowi- sku organizatora domów opieki dla ludzi starych i sierociñców dla polskich dzieci. W 1942 roku Polakom zgodnie z zawartym porozumieniem wydano w ZSRR polskie paszporty. W 1943 roku porozumienie polsko-radzieckie zosta³o zerwane. Zaskoczenie – szok. Zaczêto z kolei zmuszaæ ludnoœæ polsk¹ do ponownego przyjmowania paszportów radzieckich. Dr Tomaszewska w marcu 1943 roku zosta³a ponownie aresztowana przez NKWD pod zarzutem „zdrady Ojczyzny bez broni w rêku”. Przez cztery miesi¹ce w samotnej celi zwanej cel¹ œmierci oczekiwa³a na wyrok. Wymie- rzon¹ przez s¹d karê œmierci zamieniono jej nastêpnie na dziesiêæ lat wiêzienia. Przeniesiona do Czelabiñska pracowa³a w obozowym szpitalu „dla politycz- nych” na Oddziale GruŸliczym. W Czelabiñsku zamieszka³a te¿ matka p. Marii razem z ma³¹ El¿biet¹. W 1945 roku zaistnia³a mo¿liwoœæ ich powrotu do Pol- ski, ale tylko po wyra¿eniu zgody przez córkê. Doktor Tomaszewska tak¹ zgodê wyrazi³a i pani Aleksandra z ma³¹ El¿biet¹ wróci³y do kraju i zamieszka³y w Radomiu. W 1954 roku lekarka zostaje wreszcie zwolniona z obozu w Czelabiñsku, ale pod warunkiem zamieszkania w Ni¿nym Pagile oraz osobistego meldowa- nia siê co czternaœcie dni w komendzie NKWD. £¹cznie z radzieckim paszpor- tem. 8 marca 1954 roku otrzymuje pozwolenie na powrót do Nowogródka i polecenie podjêcia pracy w miejscowym szpitalu. Tam stara siê o zgodê w³adz na odwiedzenie zamieszka³ej w Radomiu matki i córki. Wreszcie, 24 marca 1954 roku, po kilkunastu latach, powraca do Polski, do Warszawy. Dziêki oso- bistym staraniom ówczesnego ministra zdrowia dr Jerzego Sztachelskiego otrzymuje wtedy nakaz pracy w szpitalu przeciwgruŸliczym w Koszalinie. Tak trafia do naszego miasta. Poniewa¿ szpital w Czelabiñsku nie zadba³ o zwrot jej dyplomu lekarskiego, musi po raz drugi zdawaæ egzaminy na Wydziale

124 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW Medycznym Uniwersytetu Gdañskiego. Dyplom lekarza dostaje ponownie w grudniu 1955 roku, koñcz¹c równoczeœnie specjalizacjê I i II stopnia z zakre- su gruŸlicy i chorób p³uc. W 1956 roku dr Tomaszewska sprowadza do Koszalina schorowan¹ matkê, która pomimo troskliwej opieki wkrótce umiera. Starania o odbudowanie rozbi- tej rodziny zostaj¹ w koñcu uwieñczone powodzeniem. Pani Maria otrzymuje pozwolenie na trzymiesiêczny wyjazd do Anglii, gdzie w Londynie, po przesz³o dwudziestu latach, 9 lutego 1960 roku, spotyka siê z mê¿em, z którym w tym samym roku wraca do kraju. Ma³¿onkowie nie ciesz¹ siê d³ugo rodzinnym szczêœciem. W 1968 roku pan Edward umiera. Dr Tomaszewska znów zostaje sama. Jedyna córka, El¿bieta, po powrocie z babci¹ do Polski i zamieszkaniu z ni¹ w Radomiu, ukoñczy³a szko³ê œredni¹, a nastêpnie w Warszawie studia medyczne, uzyskuj¹c specjalnoœæ z zakresu kardiologii. Niebawem wysz³a za m¹¿ za lekarza tej samej specjalnoœci i wraz z nim wyjecha³a do Kanady, gdzie mieszkaj¹ do dziœ. Maria Tomaszewska przepracowa³a na Oddziale GruŸliczym w Koszalinie 26 lat. Pracê rozpoczê³a w Sanatorium – Oddziale GruŸliczym przy ul. S³onecz- nej. Budynek, zbudowany w 1928 roku, po³o¿ony na obrze¿ach miasta, z dala od zgie³ku, opodal lasu, o unikalnym mikroklimacie, by³ doskona³ym, zacisz- nym miejscem dla ludzi chorych, potrzebuj¹cych ciszy i spokoju. By³y tu prze- stronne pomieszczenia i rozleg³e tarasy o ka¿dej porze roku pe³ne s³oñca. Cho- roba p³uc jest d³ugotrwa³a. Wymaga bardzo starannego leczenia i opieki medycznej. Chorzy, zdaj¹c sobie sprawê z zagro¿enia, s¹ szczególnie wra¿liwi, zdenerwowani, wymagaj¹ cierpliwoœci, ³agodnoœci i zrozumienia. Dr Toma- szewska pomimo ciê¿kich osobistych prze¿yæ, swoich chorych wita³a zawsze przyjaznym uœmiechem, mi³ym, ciep³ym s³owem. S³ucha³a opowiadañ, skarg, pomaga³a w cierpieniu, nie liczy³a godzin spêdzanych przy ³ó¿kach chorych. Ca³e zawodowe ¿ycie poœwiêci³a walce z gruŸlic¹, która w pierwszych powojennych latach sia³a spustoszenie. W œrodowisku lokalnym zyska³a opiniê nie tylko cenionego lekarza, ale tak¿e zas³u¿onego spo³ecznika, wra¿liwego na ludzk¹ dolê, na cierpienie. Nie jest pionierk¹ Koszalina z jego pierwszych powojennych lat, bo w tamtym czasie przebywa³a w radzieckich ³agrach, ale po przyjeŸdzie do naszego miasta w po³owie lat piêædziesi¹tych, tu w³aœnie spê- dzi³a blisko pó³ wieku. Zmar³a 8 stycznia 2001 roku skoñczywszy 91 lat. Spo- czê³a na koszaliñskim cmentarzu obok matki i mê¿a, ¿egnana przez przyjació³, wdziêcznych pacjentów i koszaliñsk¹ spo³ecznoœæ. Odszed³ cz³owiek dobry, skromny, ¿yczliwy ludziom, zawsze pogodny, niestrudzony w walce o ludzkie ¿ycie – Cz³owiek Niezwyk³y. Odszed³ zas³u¿ony lekarz, pionier koszaliñskiej s³u¿by zdrowia.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 125 Henryk ¯udro Z KRONIKARSKICH ZAPISKÓW

Urodzi³em siê w 1928 r. na kolonii W³uki, powiat Wo³komysk, obecnie – Bia³oruœ Zachodnia. Ojciec mia³ tam oko³o 11 ha ziemi. Ja w³aœnie ukoñczy³em 4 klasy szko³y podstawowej, gdy we wrzeœniu 1939 roku tereny te zajê³y woj- ska radzieckie. Zaczê³y siê rz¹dy nowej sowieckiej w³adzy. Ma³a iloœæ posiada- nej ziemi uchroni³a nasz¹ rodzinê, zaliczon¹ do tzw. „œredniaków”, od deporta- cji na daleki Wschód i wielu innych represji. Zamo¿niejsi mieszkañcy wsi, zwani wtedy ku³akami, zostali wywiezieni na rozleg³e tereny ZSRR na ponie- wierkê, g³ód i kator¿nicz¹ pracê. W 1945 r. w ogólnej, przymusowej repatriacji wyjecha³em z rodzin¹ do Polski na Ziemie Zachodnie. Jechaliœmy trzy tygodnie w czasie jesiennych, ch³odnych dni w wagonach-wêglarkach. W zamian za pozostawione mienie otrzymaliœmy poniemieckie gospodarstwo w powiecie . Pomaga³em rodzicom w pracy w gospodarstwie i dorywczo pracowa³em w jednostkach gospodarki rolnej. Mia³em 21 lat i trzeba by³o uzupe³niæ swoj¹ „edukacjê”. W systemie zaocznym i przyspieszonym zaliczy³em Gimnazjum Ogrodnicze, Technikum Rolnicze, a w 1965 r. podj¹³em studia zaoczne w Wy¿- szej Szkole Nauk Spo³ecznych w Warszawie, które zakoñczy³em uzyskaniem stopnia magistra. Pracê zawodow¹ rozpocz¹³em w 1950 r. w Delegaturze Naj- wy¿szej Izby Kontroli w Koszalinie, gdzie nieprzerwanie przepracowa³em 40 lat. W 1954 r. zawar³em zwi¹zek ma³¿eñski z Jadwig¹ Zygiert, córk¹ znane- go pioniera i dzia³acza z Drawska Pomorskiego. Wnet rodzina powiêkszy³a siê o dwóch dorodnych ch³opaków. Dojazdy do pracy, prowadzenie dwóch domów by³y dla nas bardzo uci¹¿liwe. W 1957 r. otrzymaliœmy upragnione mieszkanie w Koszalinie, który sta³ siê dla naszej rodziny nasz¹ „ma³¹ ojczyzn¹”. W licz- nych swoich publikacjach, wspomnieniach stara³em siê jak najszerzej upo- wszechniaæ jego piêkno, dynamiczny wszechstronny rozwój i bogat¹ historiê. Od 1977 r. jestem aktywnym cz³onkiem Oddzia³u Polskiego Towarzystwa Pamiêtnikarskiego w Koszalinie, jego wspó³organizatorem. Od wielu lat syste- matycznie prowadzê kronikê rodzinn¹. S¹ to zapiski kronikarskie, zwi¹zane z moim codziennym ¿yciem, aktualnymi wydarzeniami i moimi na ten temat refleksjami. Wiele z nich znalaz³o siê w publikacji zbiorowej, pt. „Nasza Zie-

126 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW mia”, wydanej przez Wydawnictwo Poznañskie w 1982 r. z okazji og³oszenia konkursu na Jubileusz 25-lecia mieszkañców Ziem Zachodnich. A to fragment moich zapisków z lutego 1992 roku: „Minê³y ju¿ dwa lata, jak jestem na emeryturze. ¯ona Jadwiga ze wzglêdów zdrowotnych wczeœniej przesz³a na rentê. Czas wolny od dotychczasowych obowi¹zków s³u¿bowych poœwiêcam rodzinie. Ona dziœ stanowi sens mojego ¿ycia. Nasze wspólne dochody pozwalaj¹ utrzymaæ siê jeszcze powy¿ej skali ubóstwa, chocia¿ dystans do tej granicy jest coraz mniejszy. Wszystkie oszczêdnoœci, jakie uda³o nam siê zgromadziæ w czasie pracy, przeznaczyliœmy na wykupienie naszego mieszkania komunalnego, które zamieszkujemy ju¿ od ponad trzydziestu lat. Kierowaliœmy siê nie tyle w³asnym interesem, co trosk¹ o przysz³oœæ naszych wnuków. Rano idê do naszego sklepu spo¿ywczego w œródmieœciu po zakupy. Oka- zuje siê, ¿e w sklepie dziœ znów wszystko podro¿a³o. Cena chleba skoczy³a o kolejne 300 z³., mleko te¿ o parêset z³. W kolejce do lady emeryci skrupulat- nie licz¹ ka¿d¹ stuz³otówkê, wysup³ywan¹ ze swych coraz chudszych portfeli. Z³orzecz¹ przy okazji na w³adzê, która tak bezlitoœnie wstrzymuje ich emery- taln¹ waloryzacjê. Po œniadaniu wêdrujê na nasz¹ dzia³kê ogrodnicz¹ poza miastem. Czas braæ siê za przeœwietlanie drzew owocowych. Na dzia³ce znajdujê prawdziwy azyl od œródmiejskiego ha³asu, mogê do woli popracowaæ fizycznie, odprê¿yæ siê, a przy okazji pogawêdziæ z s¹siadami. Tak by³o i dziœ. Podszed³ jeden, do³¹czy³ drugi. Zaczêliœmy od spraw fachowych, dotycz¹cych naszych roœlin, zaraz potem „wjechaliœmy” na politykê. Zastanawialiœmy siê nad skutkami, jakie przynieœæ mo¿e wojna polityczna, tocz¹ca siê na szczytach w³adzy. Nie pomi- nêliœmy i naszych emeryckich problemów. Utyskiwaliœmy na relatywnie malej¹ce z ka¿dym miesi¹cem nasze zabezpieczenia finansowe. Ono dla wielu nie wystarcza nawet na bardzo skromne ¿ycie. Któryœ wspomnia³, ¿e jest nadzieja w maj¹cej niebawem powstaæ partii emerytów i rencistów. Wyrazi³em w¹tpliwoœæ co do tego. Przecie¿ mamy ju¿ swój zwi¹zek emerytów i rencistów, zamiast tworzyæ now¹ partiê, wystarczy pobudziæ go do aktywniejszej dzia³alnoœci. Po obiedzie wpada od nas na krótko nasz starszy syn Heniek. Po dziesiêcioletnim okresie wyczekiwania – rok temu otrzyma³ z „Przylesia” ³adne, funkcjonalne M-3. Radoœæ trwa³a do chwili, kiedy dowiedzia³ siê o wysokoœci obci¹¿eñ finansowych. Najpierw musia³ wp³aciæ 30 milionów, a teraz co miesi¹c p³aci po trzy miliony (w walucie obowi¹zuj¹cej w tym cza- sie). A zad³u¿enie zamiast maleæ, wci¹¿ roœnie i siêga ju¿ kwoty 199 mln. Nie ma realnych widoków, a¿eby móg³ siê z tego kiedykolwiek wydŸwign¹æ. Czy

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 127 jedyn¹ alternatyw¹ dla zad³u¿onych lokatorów maj¹ byæ slumsy na obrze¿ach miasta, o czym coraz czêœciej siê mówi? Dziœ na mnie przypad³a kolej pójœcia po naszego m³odszego wnuka Wojtu- sia do przedszkola. Przechodz¹c przez Plac Staromiejski zatrzymujê siê na chwilê przed sporym t³umem manifestuj¹cych pod znakiem Stowarzyszenia Bezdomnych i zwi¹zku zawodowego „Kontra”. Z transparentów krzycz¹ has³a – ¿¹dania: chleba i pracy. Naprzeciw frontonu ratusza ustawiono ma³¹, jasnej barwy trumienkê, opatrzon¹ napisem „Przysz³oœæ naszych dzieci”. Ktoœ przemawiaj¹c przez mikrofon w twardych s³owach wylicza krzywdy i upokorzenia, jakich doznaje dziœ œwiat pracy. ¯¹da³ niezw³ocznej dymisji wojewody, prezydenta miasta i ca³ej Rady Miejskiej za nieudolne rz¹dy i do- prowadzenie do masowego bezrobocia. Rozlegaj¹ siê okrzyki aprobaty, oklaski i gwizdy. Z moim Wojtusiem wracamy z przedszkola zaciszn¹ promenad¹ wzd³u¿ Dzier¿êcinki. Malec przez ca³¹ drogê weso³o szczebiocze, podskakuje, nie omi- nie ¿adnej napotkanej ka³u¿y – cieszy siê po dzieciêcemu, a ja z trosk¹ myœlê o przysz³oœci tego dziecka. Jego ojciec, a nasz syn, od d³u¿szego czasu jest bez- robotny, bez prawa do zasi³ku. Tylko czasem doraŸnie „z³apie” jak¹œ fuchê. Matka ch³opca, moja synowa nie ma ustabilizowanej sytuacji mieszkaniowej. Przechodzimy z Wojtusiem w pobli¿u katedry obok pomnika Martyrologii Polaków na Wschodzie. Dziœ jarzy siê on mnóstwem p³on¹cych nagrobnych œwiate³. Dziecko zatrzymuje siê oczarowane tym niecodziennym widokiem. T³umaczê mu, ¿e dzisiaj przypada 53 rocznica pocz¹tku wywózki Polaków na Sybir przez w³adzê radzieck¹ z dawnych Kresów Wschodnich. Pamiêtam dobrze tamte czasy. Luty 1940 r. by³ szczególnie mroŸny i zaœnie¿ony. Mieszkaliœmy na zagubionej na krañcach Bia³ostocczyzny polskiej kolonii. W czasie dni i nocy z trwog¹ oczekiwaliœmy na swoj¹ kolej. Na szczêœcie nas ominiêto. Wracamy do domu, gdzie czeka ju¿ na Wojtusia jego ojciec. Zostajemy z Jadwig¹ sami. Mia³a dziœ pe³en wra¿eñ, ciê¿ki dzieñ. Musi odpocz¹æ. Po kola- cji siadam do lektury „Namiêtnoœci” I. B. Singera o dziejach ¯ydów polskich do czasu ich totalnej zag³ady. Opisy zdarzeñ konfrontujê z w³asnymi wspo- mnieniami. Z mroków pamiêci wy³aniaj¹ siê cienie mych szkolnych ¿ydow- skich przyjació³, rówieœników. Wolno p³yn¹ godziny. Zabieram siê do porz¹dkowania mych starych kroni- katorskich zapisków i fotografii. Od pewnego czasu pracujê nad kronik¹ rodzinn¹. Chcia³bym, a¿eby ona pozosta³a trwa³¹ pami¹tk¹ dla naszych potom- nych.

128 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW STARE I NOWE FOTOGRAFIE Z KLUBOWYCH KRONIK

90 lecie urodzin Czes³awy Pietruszyñskiej organizatorki Ogniska Muzycznego w Koszalinie

Wieczornica cz³onków Klubu - rok 1972. Od lewej: Jerzy Mikutowicz, Pawe³ Hudyma, Wiktor Lipko, Maria Hudymowa, Andrzej Stefañczak, Jadwiga Jelec, Mieczys³aw Jarzêcki

Spotkanie cz³onków Klubu – 1972 r. siedzi – K. Mytnik referuje – M. Hudymowa siedz¹ od lewej: red. Dzieniewicz, J. Godek, E. Piekutowski, P. Hudyma

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 131 Rada Programowa - 1976 r. Od lewej: Mieczys³aw Mech, Karol Mytnik, Stanis³aw G³owacki i inni

Prezydium Rady Programowej - 1978. Od lewej: Józef Weiss, Karol Mytnik, Stanis³aw G³owacki, Edward Piekutowski

132 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW Pieœn o Ziemi Koszaliñskiej

W³adys³aw Turowski – twórca koszaliñskiego hymnu

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 133 Pionierzy znów dzia³aj¹. Pierwsza z lewej: Bronis³awa Bielewicz

Ods³oniêcie pami¹tkowych tablic na budynku przy ul. Zwyciêstwa 117 we wrzeœniu 2007 r.: Szko³y Podstawowej nr 1, Szko³y Podstawowej dla Pracyj¹cych i Liceum dla Pracuj¹cych. Ods³ania Prezydent Koszalina Miros³aw Mikietyñski oraz Maria Hudymowa

134 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW Z uroczysyoœci ods³oniêcia pami¹tkowej tablicy w b. Szkole Podst. nr 2 w 2007 r. Na zdjêciu drugi od lewej Prezydent Koszalina Miros³aw Mikietyñski

Ods³oniêcie pami¹tkowej tablicy w gmachu Liceum nr 1 przy ul. Konstytucji 3 Maja przez wieloletniego pracownika szko³y Szczepana Kuczyñskiego fot. Piotr Jab³oñski

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 135 KOSZALIÑSCY PIONIERZY

Tadeusz Fikowicz – ¿o³nierz LWP gen. Berlinga Joachim Godek – organiz. J.K.P – dzia³acz spo³eczny Maria Hudymowa – naucz., z-ca dyr. Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej

Jadwiga Jelec – naucz., dyr LO nr 1

Henryk Jaroszyk – naucz., dzia³acz polonijny – pose³ na Sejm Edward Piekutowski – naucz.– dyr. Liceum dla Pracuj¹cych

136 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW Felicja Czes³awa Pietruszyñska Jan Pohorski – prezes Jan Rajda – pracownik – organizatorka ogniska S¹du Okrêgowego NBP muzycznego, naucz. muzyki

Maria Ramecka – prac. Boles³aw Ramecki – technik Roman Sierociñski – naucz. administracyjny budowlany organizator i dyrektor Liceum dla Pracuj¹cych

Hieronim Staszewski – organizator handlu Józef Szantyr – dyr Miejsk. Maria Wasilewska – naucz. – w Koszalinie i województwie i Wojewódz. Szpitala kier. Szko³y Podst. nr 2

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 137 Wac³aw Witczyñski – naucz. – Józef Weiss – kupiec, Wanda Wojdy³o dzia³acz oœwiatowy i ZNP dzia³acz spo³eczny – nauczyciel

Anastazja Siczek – nauczycielka-bibliotekarka, wieloletnia radna Miejskiej i Wojewódzkiej Rady Narodowej w Koszalinie, wspó³organizatorka i aktywna dzia³aczka Stronnictwa Demokratycznego, wspó³organizatorka w³adz miejskich i wojewódzkich Polskiego Towarzystwa Turystyczno – Krajoznawczego, zwi¹zana z wieloletni¹ dzia³alnoœci¹ Polskiego Czerwonego Krzy¿a.

Beata Mech – pracownik Narodowego Banku Polskiego, od 1945 r. Zwi¹zana z Koszalinem, wieloletnia dzia³aczka Klubu Pioniera Miasta Koszalina – sekretarz i równoczeœnie spo³eczny pracownik odpowiedzialny za prowadzenie dokumentacji i spraw finansowych Towarzystwa.

Danuta Irena Plutecka – dr stomatologii w Koszalinie od 1945 r. wiêzieñ obozów koncentracyjnych, wieloletnia dzia³aczka Polskiego Towarzystwa Pamiêtnikarskiego Polskiego w Koszalinie i innych organizacji i stowarzyszeñ spo³ecznych.

138 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW Przyjacielskie spotkanie – 2000 r. Od prawej: Teresa Piekarska – Piecha – na- uczycielka, mieszkanka Koszalina od 1945 r. pracownik Wydzia³u Oœwiaty MRN, a nastêpnie Wydzia- ³u Kultury WRN w Koszalinie, od 1950 r. organizator, instruktor Ognisk Muzycznych w woj. Kosza- liñskim. Wspó³organizator i d³ugo- letni przewodnicz¹cy Chóru Inwa- lidów Wojennych „Frontowe Drogi” zorganizowanego przy Zarz¹dzie Okrêgu Inwalidów Wojennych w Ko- szalinie w 1982 r. Ceniony dzia³acz spo³eczny w upowszechnianiu dzia- ³alnoœci zespo³ów amatorskich, czy- telnictwa wœród spo³ecznoœci wiejskiej, a szczególnie w Pañstwowych Gospodarstwach Rolnych. Józef Korczak – oficer WP. Znany, aktywny dzia³acz spo³eczny Towarzystwa Krajoznawczego i Pamiêtnikarskiego. Organizator wielu zlotów m³odzie¿owych. Prelegent Towarzystwa Wiedzy Powszechnej popularyzuj¹cy historiê Pomorza Zachodniego, a szczególnie woj. Koszaliñskiego. Autor wspomnieñ publikowanych w niniejszym zbiorze. Irena Krupska – Do Koszalina przyjecha³a z „Grup¹ Organizacyjn¹ Gniezno” w kwietniu 1945 r. Jedna z pierwszych radnych m. Koszalina. Aktywny dzia³acz Polskiego Czerwonego Krzy¿a, wspó³organizator Oddzia³u Ligi Kobiet, wychowawca Pañstwowego Domu Dziecka, d³ugoletni spo³eczny kurator dla nieletnich. Zrzeszona w Bractwie Literackim jest autorem wielu wierszy zwi¹zanych z Koszalinem.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 139

STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓ£ KOSZALINA KLUB PIONIERA MIASTA KOSZALINA KOSZALIÑSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA

TOM II

SPIS TREŒCI

Wstêp do czêœci II – Janina Stolc ...... 5 I. Historia Klubu Pioniera Miasta Koszalina – rok 2009 – Maria Hudymowa ...... 13 II. Wspomnienia Pionierów: – Koszalin miasto najpiêkniejszych lat naszego ¿ycia – wspomnienia Krystyny i Stanis³awa Aftraczuków (opr. M. Hudymowa) ...... 21 – Stary zejman z Ustronia Morskiego (wspomnienie o Ludwiku Bujewiczu) - opr. M. Hudymowa ...... 29 – Syn Pu³ku (wspomnienie o Tadeuszu Fikowiczu) – Wanda Fikowicz (opr. M.Hudymowa) ...... 35 – Zd¹¿yæ przed œmierci¹ – W³adys³aw Jermakowicz ...... 39 – Wspomnienie o Stefanie Napierale – M. Hudymowa ...... 49 – Pierwsza bibliotekarka – siostra Witolda (wspomnienie o Marii Pileckiej) – opr. Maria Hudymowa ...... 53 – Mój pierwszy rok na Pomorzu Œrodkowym – Józef Szantyr...... 59 – To ju¿ minê³o tyle lat… – Bo¿ena Zalewska ...... 69 – Kim by³ Henryk Jaroszyk – Maria Hudymowa ...... 77 III. Recenzje: ……...... 84

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 3

Dr Janina Stolc Wiceprzewodnicz¹ca Klubu Pioniera Miasta Koszalina

WPROWADZENIE DO CZÊŒCI DRUGIEJ

„Wspomnienia pionierów Ziemi Koszaliñskiej” wywo³a³y w czasie promo- cji ksi¹¿ki tak du¿e zainteresowanie, ¿e zaistnia³a potrzeba uzupe³nienia i roz- szerzenia tego materia³u. Wiele osób zg³osi³o chêæ zmierzenia siê z rol¹ „œwiad- ka historii” i powierzenia swych wspomnieñ, w celu uzupe³nienia ogólnej wie- dzy o tamtych pionierskich czasach. Wielu z nas analizuje siebie i œwiat wokó³. W ten sposób staramy siê zrozumieæ istotê ¿ycia i przemijania. Losy ludzi w czasie wojny czêsto uwarunkowane by³y miejscem urodzenia. O takich dwóch ró¿nych œcie¿kach ¿yciowych, które zbieg³y siê w Koszalinie napisa³a p. Maria Hudymowa przedstawiaj¹c prze¿ycia pani Krystyny i Sta- nis³awa Aftarczuków. Zaczê³o siê, jak w wielu rodzinach, w pamiêtnym roku 1939. Ojciec poszed³ na wojnê, a jedenastoletnia córka Krystyna zosta³a z matk¹ w Siedl- cach. Dalej by³o wymuszanie przez okupanta ciê¿kiej pracy nawet od dzieci. Roz³¹ka Krystyny z matk¹, ciê¿ka jej choroba (tyfus), koszmar okupacyjnych lat, zakoñczenie wojny i radoœæ powrotu do domu. Radoœæ jednak nie by³a pe³na. Ojciec zgin¹³ w czasie wojny. Siedlce by³y zniszczone. Krystynê z kole¿ank¹ namówiono, a¿eby zaczê³y ¿yæ od nowa w Koszali- nie, gdzie przyby³y 1 lipca 1945 r. PUR przydzieli³ im mieszkanie i zatrudnie- nie. Pani Krystyna tak okreœla ten czas: „W wolnych od pracy godzinach odgruzowywa³yœmy ulicê 1 Maja. Nikt nie liczy³ siê z godzinami pracy, ani te¿ pyta³ o wynagrodzenie. Byliœmy wszyscy dla siebie bliscy, serdeczni. Cieszy- liœmy siê wolnoœci¹”. Niebawem pozna³a p. Henryka Aftarczuka. Przyby³ on z Armi¹ gen. Berlinga. Jednostka p. Stanis³awa stacjonowa³a w Koszalinie. Pobrali siê. Za³o¿yli w³asn¹ rodzinê. Losy jej mê¿a by³y trudniejsze. Urodzi³ siê na przedwojennych terenach Polski Wschodniej (wieœ Michalcze pow. Horodecko). Po wkroczeniu Rosjan pracowa³ w ko³chozie. Po zdobyciu tych terenów przez wojska niemieckie zacz¹³ siê terror, ³apanki, wiêzienia, obozy koncentracyjne. Kiedy Niemcy

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 5 ponieœli klêskê pod Stalingradem – ponownie wojska radzieckie zajê³y by³e zie- mie polskie. Nasili³ siê ukraiñski szowinizm. UPA dokonywa³a coraz bardziej potwornych morderstw na polskiej ludnoœci. P³onê³y wsie, ginêli niewinni ludzie, bez wzglêdu na wiek i tylko za to, ¿e byli Polakami.” Pójœcie do wojska stworzy³o szansê wydostania siê z krwawej matni. Razem z Armi¹ gen. Berlin- ga p. Henryk dotar³ na Ziemie Odzyskane. W Koszalinie pozna³ swoj¹ ma³¿onkê, uzupe³ni³ kwalifikacje, podj¹³ pracê w Zespole Szkó³ Samochodo- wych. Miar¹ jego dokonañ wojskowych i cywilnych by³y wysokie odznaczenia. Po 63 latach ma³¿eñstwa p. Aftarczukowie stwierdzaj¹ wspólnie: „Koszalin to miasto naszej m³odoœci, - to miasto najszczêœliwszych lat naszego ¿ycia”.

X

Inny rodzaj wspomnieñ stanowi opracowanie zatytu³owane „Zd¹¿yæ przed œmierci¹”. Prof. W³adys³aw Jermakowicz przedstawia w nim okres swego dzieciñ- stwa i lat szkolnych. Autor opisuje zmagania rodziców zwi¹zane z po³¹czeniem rodziny, której czêœæ pozosta³a na dawnych polskich terenach. Najwiêcej uwagi poœwiêca opisowi prze¿yæ z dzieciñstwa, po zamieszkaniu z rodzicami w Ko- szalinie; - kolejne mieszkania, podwórka przy ul. Rzemieœlniczej i £u¿yckiej. W tej pracy pisze o przyjaŸniach ch³opiêcych, kontaktach z s¹siadami, przedsta- wia ró¿ne fragmenty miasta, warunki ¿ycia w tamtym okresie. To wszystko sta- nowi ciekawy materia³ uzupe³niaj¹cy do tego, co zaprezentowali inni autorzy. Szkoda, ¿e praca urywa siê tak wczeœnie, wiadomo jednak, ¿e dalsza czêœæ ¿ycia prof. W³adys³awa Jermakowicza odbywa siê ju¿ na innych terenach Pol- ski i œwiata (zosta³ przyjacielem i wspó³pracownikiem prof. Leszka Balcerowi- cza).

X

Cz³owiekiem, który ca³e swe doros³e ¿ycie poœwiêci³ Ziemi Koszaliñskiej by³ p. Stefan Napiera³a. Po maturze, jako ¿o³nierz wrzeœnia 1939, trafi³ do sta- lagu w Gubinie. Nastêpnie wywieziony w g³¹b Niemiec, pracowa³ przez 5 lat w fabryce zbrojeniowej. Po wojnie podj¹³ siê pracy w szkolnictwie, po- cz¹tkowo we wsi pod Zielon¹ Gór¹, póŸniej w Liceum Ogólnokszta³c¹cym w Drawsku Pomorskim a nastêpnie w Liceum Ogólnokszta³c¹cym w Ko³obrze- gu, gdzie pe³ni³ funkcjê prezesa ogniska ZNP.

6 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW Po utworzeniu województwa koszaliñskiego zosta³ zastêpc¹ kierownika Wydzia³u Kultury Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej, a w 1965 r. powierzono mu „Filmos”. Od 1976 r. a¿ do przejœcia na emeryturê by³ general- nym sekretarzem Koszaliñskiego Towarzystwa Spo³eczno-Kulturalnego. Zarówno w pracy zawodowej jak i spo³ecznej wyró¿nia³ siê du¿ym talentem organizacyjnym. W³¹cza³ siê i uczestniczy³ w powstawanie i dzia³anie wielu instytucji kulturalnych w mieœcie i województwie. W pamiêci mieszkañców Koszalina przetrwa³ jako wybitny, ¿arliwy dzia³acz spo³eczno-kulturalny.

X

Inn¹ drogê przesz³a p. Bo¿ena Zalewska, która swe opracowanie zaty- tu³owa³a „To ju¿ minê³o tyle lat”. Jej wspomnienia siêgaj¹ domku nad rzek¹ Styr, w mieœcie £ucku, gdzie przebywa³a wraz z matk¹ w czasie wojny. Jed- nostka ojca stacjonowa³a po wojnie w Koszalinie, dok¹d uda³o mu siê sprowa- dziæ ¿onê i córkê. £uck nie nale¿a³ ju¿ do Polski,- wiêc now¹ ojczyzn¹ sta³ siê dla nich Koszalin - pe³ny, jak pisze autorka – gruzów i spalonych domów. Okres zdobywania edukacji przedstawiony przez p. Bo¿enê pozwala ocaliæ od zapomnienia niektóre nazwiska pedagogów, nie tylko przez ni¹ wspominane z wdziêcznoœci¹, np. p. Maria Rogalska, p. Tadeusz Cierpiszewski, p. Bogus³aw Planutis, p. Anna Skrobisz. Zdobyte kwalifikacje umo¿liwi³y p. Bo¿enie podjêcie pracy w szkole, a póŸniej w bibliotece publicznej i bibliotekach szkolnych. Wyposa¿y³y j¹ tak¿e w umiejêtnoœæ podejmowania wielorakiej pracy spo³ecznej, miêdzy innymi w harcerstwie. P. Bo¿ena jest ju¿ na emeryturze. Z uwag¹ obserwuje dyna- miczn¹ rozbudowê miasta, w którym spêdzi³a prawie ca³e ¿ycie.

X

Zbli¿ona zawodowo do p. Bo¿eny by³a pani Maria Pilecka. Tak jak tamta, równie¿ pracowa³a w szkolnictwie, a póŸniej w bibliotece. ¯ycie jej okaza³o siê bardziej skomplikowane. Urodzi³a siê w 1900 r., a zmar³a maj¹c 91 lat. Prze- ¿y³a dwie wojny œwiatowe. Pochodzi³a ze zubo¿a³ej rodziny ziemiañskiej. Posiada³a rodzeñstwo: siostrê Wandê i brata Witolda. Do gimnazjum uczêsz- cza³a w Wilnie, szko³ê œredni¹ skoñczy³a w Orle. Otrzymanie pracy w szkole by³o w tamtym czasie bardzo trudne. Pracowa³a wiêc przejœciowo w urzêdzie pocztowym, nastêpnie w administracji kolejowej, a póŸniej w Inspektoracie Oœwiaty w Wilnie. W roku 1923 otrzyma³a nauczycielski etat w wiejskiej szko-

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 7 le, ko³o Lidy. Po ukoñczeniu Wy¿szego Kursu Nauczycielskiego od 1930 roku pracowa³a w œredniej szkole w Lidzie, a¿ do wybuchu II wojny œwiatowej. W czasie wojny utrzymywa³a siê z korepetycji. By³a organizatorem tajnego nauczania. Po wojnie od lipca 1945 zamieszka³a wraz z siostr¹ i jej rodzin¹ w Koszali- nie w domku przy ul. K. Szymanowskiego, który otrzyma³a w rekompensacie za pozostawione w zwi¹zku z repatriacj¹ mienie. W Koszalinie pocz¹tkowo pracowa³a w Komisji Opieki nad Ksi¹¿k¹. W 1946 roku zosta³a kierownikiem Powiatowej Biblioteki Publicznej, gdzie pracowa³a a¿ do przejœcia na emerytu- rê. Organizowa³a filie biblioteczne i biblioteki na wsi. Jej dzia³alnoœæ w zakre- sie rozwoju czytelnictwa mia³a ogromne znaczenie, szczególnie w okresie walki z analfabetyzmem. Pani Maria Pilecka cieszy³a siê du¿ym autorytetem. Stanowi³a niedoœci- gniony wzór pracownika, który potrafi poœwiêciæ ¿ycie pasji zawodowej. Mimo trudnych prze¿yæ wojennych i ich nastêpstw cechowa³ j¹ spokój i pogoda. Wyró¿nia³a siê wysok¹ kultur¹ bycia, wiedz¹, ¿yczliwoœci¹, a przede wszyst- kim niespotykan¹ skromnoœci¹. Ludzi tej miary ju¿ prawie siê nie spotyka.

X

Innym bibliotekarzem te¿ niezwyk³ym by³ p. Ludwik Bujewicz z Ustronia Morskiego. W pierwszym okresie swego doros³ego ¿ycia fascynowa³ siê morzem. To zauroczenie mu pozosta³o, bo na miejsce osiedlenia i pracy zawo- dowej wybra³ po wojnie Ko³obrzeg. W roku 1946 podj¹³ pracê felczera, co trwa³o dwa lata, przez rok by³ (jak podaje autorka) – kierownikiem sanitarnym, a w nastêpnych trzech latach pra- cowa³ jako nauczyciel ³aciny w Liceum Ogólnokszta³c¹cym w Ko³obrzegu. Na resztê swego ¿ycia wybra³ Ustronie Morskie, gdzie w roku 1957 podj¹³ siê pracy w Gminnej Bibliotece Publicznej. Swoj¹ placówkê wyposa¿y³ w egzotyczne zbiory morskie. Uznanie dla jego pracy w bibliotece zosta³o wyra¿one w wypowiedziach czytelników zamieszczonych w „Ksiêdze uwag”. Z zapisów wynika, ¿e bibliotekê odwiedza³y licz¹ce siê osoby, takie jak: Maria D¹browska, Leon Kruczkowski, Micha³ Choromañski, Alina i Czes³aw Cent- kiewiczowie, Stanis³aw Hadyna. Wielorakie formy i kultura kontaktów z czy- telnikami dowodz¹, ¿e Ludwik Bujewicz by³ niezwyk³ym bibliotekarzem. Opowiadanie o p. Ludwiku Bujewiczu ma swoisty urok i wartoœæ, bo odkrywa niecodzienn¹ osobowoœæ, która pozostanie na d³ugo w pamiêci wielu ludzi.

8 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW X

Losy wojenne p. Tadeusza Fikowicza zbli¿one s¹ do losów innych osób, wywo¿onych do Kazachstanu. Œmieræ ojca. Prze¿ycia w Samodzielnej Bryga- dzie Kawalerii. Dalsze losy w Armii gen. Berlinga. Uczestnictwo w obronie polskiej ludnoœci przed bandami UPA na Wo³yniu. I wreszcie: „Po krótkim postoju w Che³mie owacyjnie witani przez ludnoœæ ruszyliœmy do Lublina /…/ Ogl¹daliœmy Majdanek – wra¿enie by³o przera¿aj¹ce. Stosy pomordowanych dzieci, kobiet i mê¿czyzn, – narzêdzia zbrodni i mordu. Z Lublina droga wiod³a na front” – Tak wspomina³ p.Tadeusz ten okres. Potem by³o zdobycie Warsza- wy i znowu jego s³owa: „Nie zapomnê pierwszej nocy spêdzonej w Warszawie. Miasto dogorywa³o. Myœleliœmy, ¿e nie zdo³a ju¿ powstaæ ze zgliszcz i ruin.” Potem by³a walka o Z³otów, Podgaje, Borujsko, Wa³ Pomorski. W Borujsku czo³gi grzêz³y w b³ocie , pozosta³a wiêc kawaleria. „ Dwa szwadrony przygoto- wa³y siê do szar¿y. Szar¿a uwieñczy³a zwyciêstwo. By³a to ostatnia szar¿a w tysi¹cletniej historii polskiego orê¿a, polskiej kawalerii. W kotle œwidwiñ- skim wziêliœmy do niewoli niemal ca³¹ niemieck¹ dywizjê, ³¹cznie z dowódz- twem”. Po wojnie p. Tadeusz osiedli³ siê w Koszalinie, sprowadzi³ rodzinê z Sybe- rii. Za³o¿y³ w³asn¹ rodzinê. By³ fotografem, reporterem, dzia³aczem spo³ecz- nym, – ilustrowa³ odbudowê i rozwój miasta. Utrwala³ œlady poczynañ ludzi, którzy sprawdzili siê w trudnych warunkach. Przedstawiona sylwetka wskazuje, jacy byli pionierzy. Od 64 lat nie by³o wojny w naszej czêœci Europy. Dziœ m³odzie¿ pasjonuje siê grami komputero- wymi, komórkami, dyskotekami. – Czasy p. Fikowicza mog¹ siê wydaæ ksiê¿y- cowo odleg³e, bo ¿yjemy w okresie destabilizacji wiêzi uczuciowych i spo³ecz- nych, dewaluacji elementarnych norm. Mo¿e lektura tej ksi¹¿ki pobudzi do refleksji?

X

W pierwszej czêœci ksi¹¿ki zosta³a miêdzy innymi przedstawiona ca³a grupa osób, zajmuj¹cych siê leczeniem i pielêgnacj¹ chorych. Druga czêœæ zawiera tylko jeden taki tekst – autorskie wspomnienia doktora Józefa Szan- tyra. Przedstawi³ on w swym opracowaniu wprawdzie tylko jeden rok swego zawodowego ¿ycia w Koszalinie, ale by³ to przecie¿ pierwszy rok po wojnie, – na zupe³nie nowym dla autora terenie, rok niewyobra¿alnych trudnoœci.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 9 Mimo pocz¹tkowych problemów mieszkaniowych, dr J. Szantyr przyst¹pi³ do pracy natychmiast po przyjeŸdzie. Wybra³ pracê lekarza powiatowego w Koszalinie, bo mia³ w tym zakresie doœwiadczenie zdobyte na Wileñszczy- Ÿnie. Organizacja opieki medycznej w mieœcie i powiecie nie by³a prosta. Szpi- tale koszaliñskie, Sanatorium na Rokosowie, budynek s¹du i niektóre budynki szkolne by³y wype³nione rannymi ¿o³nierzami radzieckimi. Polscy ¿o³nierze leczyli siê w budynku przy ulicy Fa³ata. Powiatowy Szpital Ogólny dla ludnoœci cywilnej utworzono przy ul. M.Sk³odowskiej-Curie. W mieœcie i powiecie trwa³y epidemie chorób zakaŸnych. Tworzenie i wy- posa¿enie nowych placówek przy braku lekarzy, pielêgniarek, a tak¿e leków wymaga³o inicjatywy i operatywnoœci, tym bardziej, ¿e stale zwiêksza³ siê nap³yw repatriantów. W walce z chorobami zakaŸnymi, którym sprzyja³y z³e, powojenne warunki higieniczne dr Szantyr podj¹³ wspó³pracê z lekarzami radzieckimi, uzyskuj¹c pomoc szczególnie w zakresie zaopatrzenia w œrodki dezynsekcyjne i dezynfekcyjne. W porozumieniu ze starost¹ E. Dobrzyckim wspó³pracowa³ z so³tysami z terenu powiatu, organizuj¹c wspólne kolumny sanitarne. Jak wiadomo dr Józef Szantyr ju¿ 16 paŸdziernika 1945r. obj¹³ kierownic- two Szpitala Powiatowego, a z czasem wojewódzkiego. Równolegle by³ ordy- natorem oddzia³u chirurgicznego. Niezaprzeczaln¹ wartoœci¹ materia³u przedstawionego przez doktora Szan- tyra jest precyzyjne pokazanie sytuacji w s³u¿bie zdrowia. W ten sposób ocala³o od zapomnienia wiele nazwisk i zdarzeñ. Jest tam te¿ zilustrowana lokalizacja nie tylko placówek medycznych, ale i wielu urzêdów, s¹dów, instytucji, partii, organizacji. Dr J. Szantyr by³ lekarzem ciesz¹cym siê ogromn¹ popularnoœci¹, autoryte- tem i szacunkiem ca³ych pokoleñ mieszkañców nie tylko Koszalina, Jego wie- dza medyczna( ukoñczone studia lekarskie na Uniwersytecie w Wilnie) by³a „darem losu” w czasie niewyobra¿alnych ju¿ dziœ trudnoœci. „By³ wychowawc¹ i nauczycielem ca³ego pokolenia lekarzy koszaliñskich, wzorem i przyk³adem wiedzy, pracowitoœci, skromnoœci, uczciwoœci i pe³nego oddania chorym – tak mówiono, ¿egnaj¹c GO w Alei Zas³u¿onych II.

X

Sylwetka Henryka Jaroszyka jest jedyn¹ w swoim rodzaju. Nikt z auto- rów poprzednich opowiadañ i wspomnieñ nie jest tego typu bohaterem. Toczo- na przez niego walka (na ziemiach polskich, pozostaj¹cych w okresie miêdzy-

10 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW wojennym w obrêbie pañstwa niemieckiego) – o przetrwanie Polaków i przeciw wynaradawianiu – wymaga³a odwagi cywilnej i znakomitej umiejêtnoœci pracy z ludŸmi. Konsekwentnej realizacji celów sprzyja³ fakt wychowania patriotycznego, jakie wyniós³ z domu, niez³omnoœci przekonañ i charakteru, czego wzór stano- wi³ jego ojciec. Henryk wraz z ojcem bra³ udzia³ w licznych spotkaniach, mani- festacjach, pochodach organizowanych przeciw przemocy Niemców. Kolporto- wa³ polsk¹ prasê, uczestniczy³ w dzia³alnoœci Zwi¹zku Polaków w Niemczech, walczy³ o polsk¹ szko³ê na ziemi z³otowskiej, bytowskiej i babimojskiej. Z chwil¹ wybuchu II wojny œwiatowej – za walkê o utrzymanie odrêbnoœci narodowej, przeciwstawianie siê germanizacji polskiej ludnoœci – wraz z tysi¹cami innych poniós³ karê. Aresztowanie a nastêpnie obozy koncentracyj- ne w Sachsenhausen i Dachau nie potrafi³y go z³amaæ. Jego powojenna dzia³alnoœæ w szkolnictwie z³otowskim na stanowisku zastêpcy inspektora szkolnego, szeroka panorama poczynañ jako kierownika Wydzia³u Kultury Pre- zydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Koszalinie a tak¿e w licznych sto- warzyszeniach kulturalnych, politycznych i spo³ecznych budzi szacunek i uzna- nie. Jego aktywna postawa, kultura osobista, charyzma jak¹ siê wyró¿nia³ w czasie pe³nienia obowi¹zków pos³a – mo¿e stanowiæ wzór pracy równie¿ w dzisiejszym parlamencie.

XXX

Odchodz¹ w zapomnienie tamte czasy, w których dominant¹ ¿ycia by³a praca. Mo¿e jednak wówczas dziêki zaanga¿owaniu ³atwiej pokonywano tak trudne tory przeszkód? Ksi¹¿ka wspomnieñ o pionierach jest pewn¹ form¹ dokumentu jednostko- wych losów ludzkich. Linia biografii jest czêsto okreœlana przez losy narodów. Niektórzy, porównuj¹c zmagania wojenne i powojenne z obecnymi problema- mi, spotykanymi w ¿yciu, okreœlaj¹ je jak zestawianie zdobywania Mont Evere- stu z wypraw¹ na Guba³ówkê. Ale i dziœ ¿yæ nie jest ³atwo. Zbyt czêsto zdarzaj¹ siê nam w kraju zakrêty, a na zakrêtach nie ma znaków ostrzegawczych...

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 11

Maria Hudymowa HITORIA KLUBU PIONIERA MIASTA KOSZALINA

ROK 2009 * 4 marca pionierzy, na zaproszenie prezydenta Koszalina Miros³awa Mikietyñ- skiego, uczestniczyli w uroczystym spotkaniu z okazji 64 rocznicy ustanowie- nia polskiej administracji w Koszalinie. Prezydent serdecznie przywita³ by³ych rajców koszaliñskiego grodu. W okolicznoœciowym przemówieniu podkreœli³ znaczenie tego spotkania. Wspominano minione lata, mówiono o tych, którzy odeszli do wiecznoœci zgodnie z nieodwracalnym prawem natury. Spotkanie uœwietni³ wokalno - muzyczny wystêp m³odzie¿y z I Liceum Ogólnokszta³c¹cego im. St. Dubois w Koszalinie. Pod pomnikiem „Byliœmy - Jesteœmy - Bêdziemy” z³o¿ono kwiaty i zapalono znicze.

* 18 sierpnia w Koszaliñskiej Bibliotece Publicznej odby³a siê promocja ksi¹¿ki pt. „Pionierzy Ziemi Koszaliñskiej i ich wspomnienia”. Spotkanie otworzy³ przedstawiciel m³odego pokolenia uczeñ II klasy Szko³y Muzycznej w Kosza- linie Jaromir Mytnik, prawnuk Karola Mytnika, wspó³organizatora i wielolet- niego przewodnicz¹cego Klubu Pioniera w Koszalinie. Pe³en wzruszenia pra- wnuczek odczyta³ fragment ksi¹¿ki dotycz¹cy wspomnieñ swojego pradziad- ka.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 13 Przewodnicz¹cy Klubu Les³aw Mytnik przywita³ zaproszonych goœci i cz³onków Klubu.

O ksi¹¿ce, jej wydaniu, opracowaniu, zebraniu wspomnieñ i roli, jak¹ winna spe³niaæ, szczególnie wœród m³odego, dorastaj¹cego pokolenia, mówi³a Maria Hudymowa, przewodnicz¹ca Rady Programowej Klubu, a o jej zawartoœci i autorach opowiada³a Janina Stolc, wiceprezes Stowarzyszenia Przyjació³ Koszalina. Przewodnicz¹cy Klubu Les³aw Mytnik i Janina Stolc wrêczyli ksi¹¿ki autorom wspomnieñ i cz³onkom Klubu. Publikacja zosta³a ¿yczliwie przyjêta przez czytelników o czym œwiadcz¹ póŸniejsze recenzje. Czytelnicy wyra¿ali jedynie niezadowolenie, ¿e ksi¹¿ki nie ma w sprzeda¿y. Publikacja ukaza³a siê w stosunkowo ma³ym nak³adzie (500 egz.), tote¿ z góry za³o¿ono, ¿e trafi nieodp³atnie do bibliotek szkolnych i publicznych, cz³onków Klubu Pioniera oraz autorów wspomnieñ. Wydawcy zdecydowali równoczeœnie, ¿e jej kolejne rozszerzone wydanie, które uka¿e siê w 2010 roku znajdzie siê w sprzeda¿y. Warto podkreœliæ, i¿ wszystkie prace autorskie i redakcyjne zosta³y wykonane spo³ecznie.

14 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW *22 wrzeœnia Pionierzy byli goœæmi Zak³adu Gospodarki Komunalnej w Koszalinie. Zwiedzili teren zak³adu, obejrzeli najnowszy sprzêt techniczny, poznali trudne warunki pracy. Pionie- rów powita³ dyrektor PGK Tomasz Uciñski, uczeñ szkó³ koszaliñskich, absolwent Politechniki Koszaliñskiej i z-ca dyrektora Monika Tkaczyk. Tomasz Uciñski w swoim wyst¹pieniu opowiedzia³ o historii zak³adu, osi¹g- niêciach i trudnoœciach, a tak¿e o dal- szych planach rozwoju. W dyskusji wspominano minione lata. Mówiono o pamiêtnych wydarzeniach zwi¹za- nych z 70 – t¹ rocznic¹ niezapomnianej II wojny œwiatowej. Tomasz Uciñski, dyr. PGK i Monika Tkaczyk, z-ca PGK

Pionierzy zwiedzaj¹ zak³ad PGK

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 15 Pionierzy w PGK

* W listopadzie Rada Klubu Pioniera podjê³a rozmowy z Andrzejem Ziemiñ- skim, dyrektorem Koszaliñskiej Biblioteki Publicznej w sprawie upamiêtnie- nia okolicznoœciow¹ tablic¹ Marii Pileckiej, jednej z pierwszych bibliotekarek powiatu i miasta Koszalina. Maria Pilecka by³a zatrudniona w Wojewódzkiej Komisji Opieki nad Ksi¹¿kami, której zadaniem by³o zabezpieczenie ksi¹¿ek poniemieckich, ich ewidencja, segregacja I przekazanie do innych bibliotek pañstwowych. Nominacjê na kierownika Powiatowej Biblioteki Publicznej w Koszalinie otrzyma³a 1 lutego 1946 r. Propozycja Rady Klubu spotka³a siê z przychylnym stanowiskiem dyrektora i pracowników biblioteki. W gmachu biblioteki w 2010 r. zostanie umieszczo- na tablica pami¹tkowa Marii Pileckiej.

* 18 grudnia z dyrekcj¹ Technikum Ekonomicznego w Koszalinie ustalono datê umieszczenia pami¹tkowej tablicy upamiêtniaj¹cej datê rozpoczêcia nauki w tej¿e szkole w 1945 r., po zakoñczeniu dzia³añ wojennych. Uroczystoœæ ods³oniêcia tablicy ma siê wi¹zaæ z 65 rocznic¹ istnienia szko³y.

16 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW * 21 grudnia odby³o siê spotkanie op³atkowe Pionierów Koszalina w jak zaw- sze goœcinnej Koszaliñskiej Bibliotece Publicznej. Przewodnicz¹cy Klubu Pioniera, Les³aw Mytnik serdecznie przywita³ zapro- szonych goœci: ks. bp Krzysztofa Zadarko, wikariusza generalnego diecezji koszaliñsko – ko³obrzeskiej, Andrzeja Jakubowskiego, zastêpcê prezydenta Koszalina, delegacjê Klubu Pioniera z Ko³obrzegu i licznie przyby³ych na spotkanie pionierów, cz³onków Klubu. Ks. bp rozpocz¹³ uroczyste spotkanie wigilijne tradycyjn¹ kolêd¹ „Dzisiaj w Betlejem”, a potem wzajemnie sk³adano sobie ¿yczenia, dziel¹c siê op³atkiem, symbolem pojednania i przebaczenia, znakiem przyjaŸni i mi³oœci. Wspominano wigilie obchodzone w rodzinnych domach i te spêdzone w okre- sie trudnych, okupacyjnych lat, w okopach, obozach koncentracyjnych, wiê- zieniach, w leœnych partyzanckich oddzia³ach. Œpiewano pe³ne piêkna i melo- dii polskie kolêdy.

œwi¹teczne ¿yczenia

ks.bp. Krzysztof Zadarko, wikariusz generalny diecezji

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 17 ***

Pionierzy Koszalina s¹ g³êboko zwi¹zani z regionem, ich dzia³alnoœæ klu- bowa to historia wieloletniej, spo³ecznej dzia³alnoœci najstarszego towarzystwa spo³eczno – kulturalnego w Koszalinie. Pamiêtajmy, ¿e „pozostanie po nas tylko to, co napisaliœmy, co publikuje- my, a wszystko inne zginie z naszym odejœciem…”

18 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW WSPOMNIENIA PIONIERÓW

KOSZALIN – MIASTO NAJPIÊKNIEJSZYCH LAT NASZEGO ¯YCIA (Wspomnienia Krystyny i Stanis³awa Aftarczuków)

KRYSTYNA: Mia³am 11 lat, gdy wybuch³a II wojna œwiatowa. Urodzi³am siê w Siedl- cach 5 kwietnia 1928 r. Rodzice: ojciec Wac³aw i matka Eugenia byli mieszkañ- cami Siedlec. Pamiêtam jak w sierpniu 1939 r. ojciec zosta³ zmobilizowany. By³o to bardzo smutne po¿egnanie, jak siê póŸniej okaza³o – nasze ostatnie. Ojciec ju¿ z wojny nie powróci³, zagin¹³ bez wieœci. Od tamtej pory zosta³yœmy same z mam¹. Bardzo czêsto by³o ch³odno i g³odno. Ciê¿kie lata okupacji i ter- ror okupanta pozosta³y na trwa³e w mej pamiêci. Mia³am zaledwie 14 lat, gdy w 1942 r. zosta³am zatrudniona przy sortowa- niu odzie¿y zagrabionej przez niemieckiego zaborcê w jednej z nieczynnych fabryk w Siedlcach. Posortowan¹ odzie¿ pakowano do paczek i wysy³ano nie- mieckim rodzinom do Niemiec. Po zlikwidowaniu tych magazynów zosta³am przydzielona do przymusowej pracy w sto³ówce dla Niemców. Z ogromnym wysi³kiem dŸwiga³am 30 litrowe gary. Trudno mi by³o wykonywaæ nakazane polecenia. Ta praca by³a ponad moje si³y, ponad si³y m³odej dziewczyny. Niespodziewanie pewnego dnia, w jednej tylko sukience i fartuszku, zosta³am wywieziona do przejœciowego obozu pracy w Warszawie przy ul. Skaryszewskiej. By³am zrozpaczona, wyczerpana fizycznie i psychicznie, pe³na samobójczych myœli. Wezwana przed obozow¹ niemieck¹ komisjê lekarsk¹ us³ysza³am, ¿e jestem zdrowa i zdolna do pracy, choæ w rzeczywistoœci tak nie by³o. Tak o swoich prze¿yciach w czasie, wydawaæ by siê mog³o, najpiêkniej- szych dziewczêcych lat, opowiada Krystyna Dziewulska – Aftarczuk. W przejœciowym obozie pracy w Warszawie byli nie tylko Polacy, ale te¿ Francuzi, Rosjanie, W³osi. By³a tam te¿ zatrudniona przez Niemców Polka, do której dobrzy ludzie skierowali moja matkê, szukaj¹cej mo¿liwoœci wydobycia mnie z obozu. Nieznajoma przyrzek³a jej pomóc. W tym czasie liczn¹ grupê Rosjan przygotowywano do przymusowego wys³ania do obozu pracy w Niem-

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 21 czech. Zbytnio ich nie strze¿ono w przeœwiadczeniu, ¿e nie bêd¹ podejmowaæ próby ucieczki, bo i tak nie maj¹ dok¹d. Nieznajoma kobieta ustali³a, ¿e zostanê wcielona do grupy Rosjan w miejsce zmar³ej m³odej Rosjanki i wtedy podjêta bêdzie próba ucieczki. Grupy Polaków sta³y obok grup Rosjan. W chwili „wt³aczania” k³êbi¹cych siê ludzi do bydlêcych wagonów, pewna m³oda dziew- czyna Rosjanka gwa³townie wtr¹ci³a mnie do grupy polskiej, a tam ju¿ szczêœli- wie przesz³am granicê obozu, gdzie czeka³a na mnie matka. Jeszcze tego same- go dnia obie dojecha³yœmy do domu, do Siedlec. Uda³o siê. By³am jednak bardzo wyczerpana. W nocy dosta³am wysokiej gor¹czki. Miejscowy lekarz stwierdzi³ tyfus plamisty i skierowa³ mnie do siedleckiego szpitala. To uratowa³o mi ¿ycie, gdy¿ Niemcy panicznie bali siê tyfusu, choroby zakaŸnej. Ludzi chorych od razu rozstrzeliwali. Po d³ugim okresie leczenia, wycieñczona wróci³am do matki, do domu. Warunki ¿ycia nadal by³y bardzo ciê¿kie. Rok 1943. Mam skoñczone 15 lat. Tym razem zosta³am wywiezio- na do przejœciowego obozu pracy w Niemczech. Wraz z innymi zosta- ³am zatrudniona w wielohektaro- wym gospodarstwie do prac polo- wych w ogrodnictwie. Warunki by³y bardzo trudne. Za ka¿de przewinie- nie karano nieludzkim biciem. Wy- ¿ywienie by³o przeraŸliwie skrom- ne. G³ód przez ca³y czas dokucza³, a tym samym si³ do pracy by³o coraz mniej. WiêŸniowie na ca³y tydzieñ otrzymywali jedynie po ³y¿ce margaryny i marmolady, kilo- gramowy bochenek chleba i co- dziennie po siedem, czêsto nad- gni³ych ziemniaków. To by³y nie- Krystyna Dziewulska ludzkie warunki. W obozie przeby- wali ludzie ró¿nych narodowoœci. Przewa¿ali Polacy, Francuzi, Rosjanie i W³osi. W miarê mo¿liwoœci wzajemnie sobie pomagano. Wiosn¹ 1945 r. obóz wyzwolili Rosjanie, ale nie pozwolili wróciæ do domów. Ludzie pracowali nadal, tym razem przygotowuj¹c ¿ywnoœæ dla wojsk

22 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW frontowych. Z³agodnia³ tylko rygor i cielesne kary, polepszy³y siê te¿ ¿ywnoœ- ciowe przydzia³y. Wojna trwa³a. W koñcu przyszed³ ten radosny dzieñ – 9 maja 1945 – za- koñczenie wojny. Wszyscy p³akaliœmy z radoœci i szczêœcia, mo¿liwoœci powro- tu do domu. W koñcu i ja wróci³am do domu, do Siedlec. Matka wita³a mnie ze ³zami w oczach. Cieszy³a siê, ¿e jestem, ¿e ¿yjê, ¿e wróci³am. Siedlce, moje rodzinne miasto, by³y zniszczone – ulice pe³ne gruzów, zniszczone budynki. By³o bardzo ciê¿ko. Znajoma matki, któr¹ nazywa³yœmy „cioci¹”, dotar³a ju¿ do Koszalina i zachêca³a do przyjazdu na tzw. Ziemie Odzyskane. Postano- wi³yœmy z kole¿ank¹ pojechaæ do Koszalina. W czerwcu 1945 r. wysiad³yœmy na dworcu w Koszalinie. Ogarnê³o nas przera¿enie. Nie wiedzia³yœmy, czy dobrze robimy. Wypalony dworzec kolejo- wy, ulice pe³ne gruzów, stosy papierów na trudnych do przejœcia ulicach, znisz- czone domy w œródmieœciu i grupy ludzi, kr¹¿¹cych poœród ruin w poszukiwa- niu odzie¿y i ¿ywnoœci. By³yœmy zrozpaczone. W niektórych ocala³ych domach powiewa³y bia³o – czerwone chor¹giewki, mówi¹ce o tym, ¿e tam ju¿ mieszkaj¹ Polacy. Znajomej „cioci” nie odna- laz³yœmy. Na szczêœcie, dziêki uprzejmoœci spotkanych rodaków, dotar³yœmy od Pañstwowego Urzêdu Repatriacyjnego przy ul. B. Chrobrego. Po dokonaniu zameldowania stwierdzaj¹cego, ¿e jesteœmy mieszkankami Koszalina od dnia 1 lipca 1945 r., otrzyma³yœmy przydzia³ na mieszkanie i zatrudnienie w miej-

Potwierdzenie zamieszkania Krystyny Aftarczuk

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 23 scowej sto³ówce dla pracowników województwa. PóŸniej odnalaz³yœmy te¿ „ciociê”, która zaopiekowa³a siê nami w najtrudniejszych chwilach. W wolnych od pracy godzinach odgruzowywa³yœmy ul. 1-go Maja. Nikt tutaj nie liczy³ siê z godzinami pracy, ani te¿ nie dba³ o wynagrodzenie. To bardzo spaja³o spo³ecznoœæ. Wszyscy byliœmy dla siebie bliscy, serdeczni. Cieszyliœmy siê, ¿e w koñcu jesteœmy wolni, ¿e wojna ju¿ siê skoñczy³a. Teraz czekaliœmy tylko na polepszenie naszego ¿ycia. Wiosn¹ 1946 r. wraca³am z pracy do domu przez park pe³en zieleni i kwia- tów. Niespodziewanie podszed³ do mnie m³ody, przystojny mê¿czyzna w woj- skowym mundurze i zapyta³ o ul. P³owieck¹. I tak zaczêliœmy rozmowê. Powie- dzia³, ¿e jest z by³ych terenów Polski wschodniej, jest w wojsku, w armii gen. Berlinga, a jednostka jego stacjonuje w tutejszych koszarach. Rozmowa by³a mi³a, przyjazna. Poprosi³ nawet o dalsze spotkanie. Po szeœciu miesi¹cach naszej znajomoœci ksi¹dz z Bia³ogardu w koœciele œw. Józefa w Koszalinie zwi¹za³ nas wêz³em ma³¿eñskim. Kiedy skoñczy³am 18 lat, zacz¹³ siê ju¿ okres mojego doros³ego ¿ycia.

Krystyna Aftarczuk z córk¹ Alin¹ I synem Kazimierzem przed ratuszem w Koszalinie

24 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW STANIS£AW: Urodzi³em siê 27 czerwca 1924 r. we wsi Michalcze w pow. Horodenko, woj. stanis³awowskim na Ukrainie. Jestem synem Miko³aja i Marii. W 1939 r. ukoñczy³em piêæ klas szko³y powszechnej. Mia³em wówczas 15 lat. W tym samym roku we wrzeœniu wschodnie rubie¿e Polski zdradziecko zajê³y wojska radzieckie. Zacz¹³ siê tragiczny okres okupacji, deportacji na daleki wschód, wiêzienia, ³agry. Organizowano nowe formy gospodarki rolnej: ko³chozy i sowchozy (odpowiednik gospodarstw rolnych). Nasta³y nowe w³adze – nowe porz¹dki. Mia³em niespe³na czternaœcie lat, gdy zosta³em zatrudniony do prac polowych w miejscowym sowchozie w Michalczach. Wiosn¹ 1941 r. Niemcy wypowiedzia³y wojnê ZSRR. Wojska sowieckie wycofa³y siê w pop³ochu. Na te opuszczone tereny wkroczyli Niemcy. Wpro- wadzono nowy ³ad i porz¹dek. Sowchozy przejête przez administracjê nie- mieck¹ przekszta³cono na tzw. ligenszafty – maj¹tki ziemskie, które by³y zobo- wi¹zane do produkowania ¿ywnoœci dla armii niemieckiej. Trwa³ terror: ³apan- ki, przymusowe obozy pracy, obozy koncentracyjne, wiêzienia. Armia niemiec- ka zaczê³a ponosiæ pora¿ki. Krwawe, rozpaczliwe walki trwa³y pod Stalingra- dem. ¯niwo œmierci zbiera³o bogaty plon. Wojna trwa³a. Front niemiecki zosta³ prze³amany. Tym razem to ju¿ wojska niemieckie cofa³y siê w pop³ochu i nie³adzie. Po raz drugi by³e ziemie polskie zajê³y wojska radzieckie. ¯ycie na terenach przyfrontowych stawa³o siê coraz bardziej niespokojne, nasila³ siê ukraiñski szowinizm. Ukraiñska Armia Powstañcza dokonywa³a coraz bardziej potwornych morderstw na polskiej ludnoœci. P³onê³y wsie, ginêli niewinni ludzie bez wzglêdu na wiek, czy p³eæ. Ginêli tylko za to, ¿e byli Polakami. W 1943 r. rz¹d radziecki og³osi³ powszechny pobór do wojska. Mówiono, ¿e w ZSRR powstaje polskie wojsko – polska armia, której dowódc¹ mia³ zostaæ gen. Berling. Szans¹ na uratowanie ¿ycia przed zbrodniami ukraiñskich ugrupowañ szowinistycznych i terrorem NKWD dawa³o wst¹pienie do wojska. By³em wtedy w wieku poborowym. Zg³osi³em siê zgodnie z otrzymanym rozkazem w komendanturze wojskowej. To by³y trudne dni ¿o³nierskiej tu³aczki. Punktem zbiorczym poborowych by³y Zaleszczyki, miasto granicz¹ce jedynie przez most na rzece Dniestr z Rumuni¹. Z Zaleszczyk wagonami towa- rowymi przewieziono nas do Kijowa, stamt¹d do ¯ytomierza, dalej ju¿ kilkana- œcie kilometrów pieszo doszliœmy do Korotszyna, gdzie nas nakarmiono i dano polskie mundury. Z Korotszyna przywieziono nas w okolice Moskwy do Oœrod- ka Szkolenia Samochodowego. Po kilkumiesiêcznym przeszkoleniu, jako kie- rowca samochodowy zosta³em przydzielony do 6 Samodzielnego Dowództwa

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 25 Okrêgu Wojskowego /DOW/ w Lublinie. Zadaniem naszym by³o zaopatrywa- nie naszych jednostek wojskowych na linii Lublin – Berlin. Po zakoñczeniu dzia³añ wojennych w maju 1945 r. nasze polskie oddzia³y stacjonuj¹ce w Niemczech powróci³y do kraju. Dowództwo Okrêgu Wojskowe- go podzielono na cztery okrêgi: Warszawa, Bydgoszcz, Poznañ i Kraków. Moja kompania zosta³a przydzielona do DOW w Bydgoszczy. W ostatnich mie- si¹cach 1946 r., kiedy w³adze województwa szczeciñskiego, ze wzglêdu na bez- pieczeñstwo, by³y czasowo w Koszalinie nim powróci³y do Szczecina, Dowód- ztwo Okrêgu przeniesiono do Koszalina. W Koszalinie po raz pierwszy by³em ju¿ w marcu 1945 r. tu¿ po wyzwoleniu. Przywozi³em z Poznania ¿ywnoœæ dla naszego wojska. Ulice mia³y tylko nazwy niemieckie i pe³ne by³y gruzów. Dojazdy do koszar by³y bardzo utrudnione. JeŸdziliœmy okrê¿nymi drogami. W poniemieckich koszarach przy ul. Wojska Polskiego kwaterowa³o wojsko radzieckie. Polskie wojsko zajmowa³o tylko cztery ocala³e bloki przy ul. Woj- ska Polskiego. By³o tam kwatermistrzostwo kawalerii, samochodziarzy, piecho- ty i ³¹cznoœci. W 1946 r. opuszczone koszary po wojskach radzieckich zajê³a Ba³tycka Brygada Wojsk Ochrony Pogranicza /WOP/. W lutym 1947 zosta³em zdemobilizowany i podj¹³em pracê w Pañstwo- wych Nieruchomoœciach Ziemskich /póŸniej Pañstwowe Gospodarstwa Rolne/. W lipcu 1950 r. zosta³em oddelegowany jako kierowca do Wojewódzkiego Komitetu PZPR w Koszalinie. Z³y stan zdrowia zmusi³ mnie do zrezygnowania z pracy – zosta³em taksówkarzem. We wrzeœniu 1968 r. zosta³em zatrudniony w Zespole Szkó³ Samochodowych w Koszalinie jako nauczyciel zawodu. Uzupe³ni³em kwalifikacje zawodowe. Zaocznie ukoñczy³em Szko³ê pedago- giczno – techniczn¹ we Wrzeszczu, uzyskuj¹c kwalifikacje technika – mechani- ka z prawami nauczania. W szkole przepracowa³em 23 lata. Za s³u¿bê w wojsku otrzyma³em nagrody i odznaczenia, m.in.: Krzy¿ Walecznych, za pracê w s³u¿bie cywilnej Krzy¿ Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. W 1946 r. za³o¿y³em rodzinê. Pocz¹tkowo ka¿de z nas mieszka³o oddziel- nie. Krystyna w swoim panieñskim pokoiku, a ja w wojsku. W 1947 r. urodzi³a siê nasza pierwsza córeczka Alicja, obecnie mieszkanka Ustki. Otrzymaliœmy upragnione mieszkanie. Nasze rodzinne ¿ycie stabilizowa³o siê z ka¿dym rokiem. Mamy dwie córki i dwóch synów. Wszyscy ukoñczyli studia wy¿sze. Starszy syn Kazimierz jest oficerem marynarki handlowej i przemierza morza i oceany, a m³odszy Wies³aw by³ w Kanadzie, ale powróci³ do kraju, bo twier- dzi, ¿e Polska, to jego dom. Marilka najm³dsza te¿ ukoñczy³a studia I jest pra

26 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW cownikiekm s³u¿by weterynaryjnej w Ko- szalinie. Dochowaliœmy siê tak¿e 7 doro- s³ych wnuków i 6 prawnucz¹t, które s¹ nasz¹ ogromn¹ radoœci¹. Prze¿yliœmy z Krystyn¹ 63 lata. W paŸ- dzierniku 2006 r. w gronie bliskich i przy- jació³ œwiêciliœmy uroczyœcie nasze dia- mentowe gody – otrzymaliœmy pami¹t- kowy medal za D³ugoletnie Po¿ycie Ma³¿eñskie.

***

Koszalin, to nasze miasto – mówi¹ zgodnie Krystyna i Stanis³aw Aftarczuko- wie. – Tu poznaliœmy siê, tu urodzi³y siê nasze dzieci, wnuki i prawnuki. Koszalin, to miasto naszej m³odoœci, to miasto najsz- Diamentowe gody czêœliwszych lat naszego ¿ycia.

Krystyna s³uchaczka Uniwersytetu III Wieku w Koszalinie

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 27

Maria Hudymowa STARY ZEJMAN Z USTRONIA MORSKIEGO

(Wspomnienie o Ludwiku Bujewiczu)

Ludwik Bujewicz urodzi³ siê 22 lutego 1909 r. w Witebsku. Mia³ zaledwie piêæ lat, gdy œwiatem w 1914 r. wstrz¹snê³a pierwsza wojna œwiatowa. Wczeœ- niej zakrêty historii w okresie trzech zaborów rozproszy³y Polaków po œwiecie. Jego rodzice - Antoni i Maria z domu Klesiñska, osiedli w Witebsku, który po I rozbiorze Polski zosta³ w³¹czony do Rosji (póŸniej ZSRR). Szko³y by³y tu rosyjskie, a z ukoñczeniem ich bywa³o ró¿nie, szczególnie w przypadku pol- skiej m³odzie¿y. Ale m³ody ch³opak nie myœla³ o szkole, ca³y czas marzy³ o morskich wyprawach. W wieku 21 lat mia³o spe³niæ siê jego najwiêksze marzenie - zg³osi³ siê na ochotnika do Morskiej Marynarki Wojennej. Pierwszy rejs odby³ jako nurek na statku Baltor po Morzu Ba³tyckim. Morskie ¿ycie poch³onê³o go bez reszty. Morze urzeka³o swym bogactwem i egzotyk¹. Ciekawi³a kultura mieszkañców poznawanych krain. Skrzêtnie zbiera³ nieznane mu dot¹d dary morza, egzotycz- ne okazy roœlin, sprzêty codziennego u¿ytku mieszkañców innych narodowoœci. Wszystko to w 1930 r. przywióz³ ze sob¹ do Polski. Po dwuletniej s³u¿bie w Marynarce Wojennej postanowi³ jednak pójœæ do szko³y i w 1934 r. otrzyma³ œwiadectwo ukoñczenia szko³y œredniej Gimnazjum Wieczorowego dla Doros³ych w £odzi. W tym samym roku, przed pañstwow¹ Komisj¹ Egzaminacyjn¹ w Warszawie, z³o¿y³ egzamin dodatkowy z jêzyka ³aciñskiego. I tak w wieku 25 lat, w paŸdzierniku, rozpocz¹³ studia na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie na Wydziale Filozofii w zakresie nauk matematycz- no- przyrodniczych. Studia przerwa³o powo³anie do odbycia obowi¹zkowej s³u¿by wojskowej, po czym powróci³ na uczelniê. Jednak niebawem zosta³ ponownie zmobilizowany. Kiedy jesieni¹ 1939 r. wybuch³a II wojna œwiatowa, pan Ludwik wojskow¹ s³u¿bê morsk¹ odbywa³ jako nurek. W czasie jednej z walk zosta³ ranny. Po d³ugotrwa³ym pobycie w szpitalu w Stockodem szczêœliwie powróci³ do kraju, w którym nadal trwa³ terror okupantów. Od 1941 r. by³ ¿o³nierzem Podziemnej

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 29 Armii Wojska Polskiego - walczy³ o niepodleg³oœæ kraju w szeregach Armii Krajowej. Wiod³a go jednak ci¹g³a têsknota za morzem. Po zakoñczeniu dzia³añ wojennych w maju 1945 r. przyjecha³ do Ko³obrzegu i zg³osi³ siê do pracy w Powiatowym Urzêdzie Repatriacyjnym, gdzie zosta³ zatrudniony w latach 1946-1948 na stanowisku felczera, sk¹d jesieni¹ w 1948 r. przeszed³ do pracy w kapitanacie Portu w Ko³obrzegu na stanowisku kierownika sanitarnego. Z ka¿dym dniem na Pomorze Zachodnie przybywa³o coraz wiêcej ludnoœci. Mimo to brakowa³o wykwalifikowanej kadry pracowników we wszystkich dziedzinach, zw³aszcza nauczycieli. Na apel Ministra Oœwiaty Stanis³awa Skrzeszewskiego „a¿eby do³o¿yæ wszelkich starañ i si³ do odbudowy oœwiaty w Polsce” Ludwik Bujewicz zg³osi³ siê do w³adz oœwiatowych w Ko³obrzegu z proœb¹ o zatrudnienie w charakterze nauczyciela. W ten sposób w 1949 r. otrzyma³ posadê w Liceum Ogólno- kszta³c¹cym w Ko³obrzegu, gdzie przez lata naucza³ jêzyka ³aciñskiego. By³ nauczycielem niezwykle utalentowanym. Mia³ podejœcie do uczniów, by³ przy- jacielem m³odzie¿y. Warto dodaæ, ¿e posiada³ rzadko spotykane zdolnoœci lingwistyczne. W piœ- mie i mowie zna³ jêzyk ³aciñski, którego w owych czasach obowi¹zkowo nauczano w szko³ach œrednich i gimnazjach. Ponadto biegle w³ada³ jêzykami: niemieckim, francuskim, rosyjskim, ³otewskim, bia³oruskim i litewskim. Czêsto opowiada³ m³odzie¿y o swoich morskich podró¿ach, o egzotyce i ¿yciu mieszkañców licznych kontynentów, które pozna³, jako ¿o³nierz Marynar- ki Wojennej. Kocha³ morze. Z ka¿dym dniem têskni³ coraz bardziej do szmarag- dowych fal Ba³tyku, którego wody przep³yn¹³ w czasie szkoleniowego rejsu. Zmêczony prze¿yciami wojennymi i codziennoœci¹ ¿ycia, postanowi³ zamieszkaæ w uroczym, ale przede wszystkim po³o¿onym z dala od zgie³ku miasta Ustroniu Morskim. Zwróci³ siê do w³adz gminy z proœb¹ o zatrudnienie w miejscowej Bibliotece Publicznej. I tak oto w 1957 roku, bêd¹c ju¿ w pe³ni dojrza³ym cz³owiekiem, zacz¹³ nowy okres ¿ycia - pracê zwi¹zan¹ z propagowaniem czytelnictwa. Pomaga³a mu w tym wierna, m³odsza o osiem lat towarzyszka ¿ycia, niegdyœ mieszkanka woj. rzeszowskiego, pani Ró¿a. Ustronie Morskie by³o spokojn¹ miejscowoœci¹. Mieœci³ siê tu wypoczyn- kowy dom dla ludzi pióra, malarzy, dziennikarzy, muzyków, artystów i rzeŸbia- rzy. Szukali oni w tym miejscu odprê¿enia, ciszy i ukojenia po tragediach, jakich doznali w obozach koncentracyjnych, wiêzieniach, czêsto po utracie bli- skich, czy pozbawieniu ca³ego dorobku swego pracowitego ¿ycia.

30 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW „W tym czasie w Ustroniu nie by³o rozrywek szerokiego œwiata, jazgotu rozg³oœni radiowych. By³o tylko szmaragdowe morze, z³ociste pla¿e i ¿ywiczna woñ z pobliskich œwierkowych drzew. By³a równie¿ Gminna Biblioteka, ale taka jakaœ niecodzienna, niezwyk³a”- wspomina pani Wawrzycka, dziennikarka, wówczas mieszkanka Domu Artystów i Twórców. „Deszczowy lipiec zmusza do rozejrzenia siê za ksi¹¿k¹. Wesz³am wiêc do biblioteki bez przekonania. Tym wiêksze by³o dla mnie zaskoczenie, gdy powita³a mnie gablota ze skamielinami, muszlami, piêknymi okazami z bursztynu. Obok niej coœ w rodzaju k¹cika przy- rodniczego, w którym dominuj¹ idealnie preparowane okazy rzadkich ryb, a raczej stworów morskich, rybich dziwol¹gów. Piêknie preparowane znajduj¹ siê obok siebie kurki i zaj¹c wodny, diab³y morskie, kolczatka. Zbiory ryb to jedna z osobliwoœci tej biblioteki. S¹ tu wypchane ptaki, mniejsze zwierz¹tka, oryginalna ceramika Polesia, figurki w Wilna, pos¹¿ek Buddy i charaktery- styczne odlewy ¿ó³wi z wykopaliska z Charbina. Dalej widaæ pó³ki z ksi¹¿kami… dziwna to biblioteka” - koñczy pani Wawrzycka. Wspomina równie¿ o przemi³ych gospodarzach pañstwu Ró¿y i Ludwiku Bujewiczach, o ogromnym ksiêgozbiorze, wœród którego nierzadko mo¿na spotkaæ literackie bia³e kruki. Ksi¹¿ki przywióz³ pan Ludwik ze sob¹ i do³¹czy³ do zbiorów biblioteki.

Ma³¿onkowie: Ludwik i Ró¿a Bujewiczowie wœród ksi¹¿ek.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 31 O tej przedziwnej Gminnej Bibliotece wspomina w ciep³ych, serdecznych s³owach równie¿ Stanis³aw Maria Saliñski, dziennikarz, pisarz i marynista. „Zapewne zachowam na d³ugo w pamiêci odwiedziny w bibliotece w Ustroniu Morskim i spotkanie z jej kierownikiem Ludwikiem Bujewiczem, z którym tak wiele nas ³¹czy. Obydwu nas w m³odoœci ko³ysa³y oceaniczne fale, obydwu nam brzmia³y sztormowe wiatry, obydwaj znamy smak soli w ustach. Jednoczeœnie poznawaliœmy uroki i ogrom œwiata; jednoczeœnie te¿ mdla³y nam rêce na szpry- chach kó³ sterowych, a oczy bola³y od wypatrywania œwiate³ sztormowych.” Niezwykle wa¿nym dokumentem w bibliotece, oprócz prowadzonej przez pana Ludwika kroniki, by³a Ksiêga uwag-zbiór serdecznych zapisów ludzi, któ- rzy wyra¿ali swój podziw dla tej niezwyk³ej i kulturalnej placówki pe³nej mor- skich stworów, wartoœciowych, ciekawych ksi¹¿ek u³o¿onych na ³ach wœród zieleni egzotycznych roœlin, niezwyk³ej serdecznoœci gospodarzy. W ksiêdze zamieszczone s¹ autografy i wyrazy uznania m.in. Marii D¹brow- skiej autorki s³ynnej powieœci „Noce i dnie”, twórcy Zespo³u Pieœni i Tañca „Œl¹sk” Stanis³awa Hadyny, Micha³a Choromañskiego - prozaika i dramaturga, którego ³¹czy³a serdeczna przyjaŸñ z panem Ludwikiem, Leona Kruczkowskie- go autora „Pierwszego dnia wolnoœci” dramatu-pamiêtnika o wspomnieniach z obozu jenieckiego w Bornym-Sulinowie, Aliny i Czes³awa Centkiewiczów i wielu innych twórców, malarzy, dziennikarzy. Pan K. Bobak, znany aktor z Poznania, w Ksiêdze uwag zapisa³: „nie mo¿na przebywaæ w Ustroniu i nie zwi¹zaæ siê wêz³em serdecznych uczuæ, nie zostawiæ swego serca w tutejszej bibliotece- przystani. To naprawdê niezwyk³a biblioteka, gdzie czuæ gor¹cy oddech po³udniowych mórz. Te niezwyk³e ryby w witrynie, jakby nieco wyp³ywa³y z kart ksi¹¿ek Conrada i nie zd¹¿y³y ju¿ do nich powróciæ. To wszystko sprawia, ¿e po¿yczone st¹d ksiêgi smakuj¹ inaczej, ¿ywiej, cieplej. Niech Neptun wynagrodzi to w³adcom tej niezwyk³ej bibliotecz- nej wyspy.” Pan Bujewicz, szczególnie w sezonie letnim, kiedy uroczyska morskie na koszaliñskim wybrze¿u pe³ne by³y wczasowiczów, turystów, m³odzie¿y przeby- waj¹cej na licznych koloniach i obozach, organizowa³ wiele odczytów i spot- kañ. Prelegentami byli mieszkañcy Domu Twórców w Ustroniu, znani ludzie pióra, a odczyty i prelekcje wyg³aszane by³y spo³ecznie. Latem, ze wzglêdu na ma³e pomieszczenie biblioteki, odbywa³y siê one w plenerze w tzw. zielonej czytelni biblioteki. W licznych miejscowoœciach nale¿¹cych do Gminy Ustronie Morskie czyn- ne by³y punkty biblioteczne, wiêc doje¿d¿ano tam z odczytami i organizowano spotkania. Pan Ludwik stara³ siê o odpowiedni dla œrodowiska odbiór ksi¹¿ki ze

32 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW szczególnym uwzglêdnieniem zainteresowañ dzieci i m³odzie¿y. Kierownictwo biblioteki wspó³pracowa³o z miejscowymi szko³ami. 10 paŸdziernika 1973 r. mia³a miejsce niezwyk³a i niecodzienna uroczy- stoœæ, która odby³a siê w nowym lokalu biblioteki. Bibliotece Gminnej w Ustro- niu Morskim nadano imiê Edmunda £opuskiego, który zgin¹³ œmierci¹ boha- tersk¹ w walkach o zdobycie Ko³obrzegu 12 grudnia 1944 r. Zaroi³o siê od ¿o³nierskich mundurów. Przybyli dowódcy jednostek wojskowych, serdeczni druhowie, matka, siostra i brat zmar³ego, repatrianci z Tarnopola, a obecnie mieszkañcy Zakopanego. By³a te¿ i wierna narzeczona bohatera ko³obrzeskiego - Irena Szymañska. Edmund, ochotnik Armii Berlinga z Riazania, przeszed³ szlak bojowy i Wa³em Pomorskim dotar³ do Ko³obrzegu, gdzie zgin¹³ od nie- mieckiej kuli. W uroczystoœci uczestniczy³a równie¿ m³odzie¿ i mieszkañcy Ustronia. Gminnej Bibliotece z roku na rok przybywa³o czytelników i stale budzi³a zainteresowanie, a szczególnie sezonowych czytelników. G³os Pomorza w lipcu 1978 r. donosi³, „¿e w Ustroniu Morskim mo¿na wszystkim poleciæ Gminn¹ Bibliotekê Publiczn¹. Jest to biblioteka niezwyk³a. Przez przesz³o dwadzieœcia lat prowadzona przez Ró¿ê i Ludwika Bujewiczów. Ci, którzy trafi¹ tu pierwszy raz, wychodz¹ oczarowani”. Pan Gawlik, bywalec z Ustronia dodaje: „Je¿eli ktoœ chcia³by zobaczyæ Bibliotekê wzorcow¹- ma j¹ w Ustroniu Morskim. Wzor- cow¹ nie tylko ze wzglêdu na swój bogaty ksiêgozbiór, ale wzorcow¹ równie¿ z powodu atmosfery, jaka tu panuje, rzetelnej obs³ugi i ciep³ego, ¿yczliwego, prawdziwie kulturalnego, a jednoczeœnie fachowego stosunku do ksi¹¿ki i jej mi³oœników”. Pan Œliwak chwali: „Rzadka niestety w naszym kraju uprzejmoœæ i znawstwo, w tutejszej bibliotece œwiêci swoje triumfy.” Do cytowanych wypowiedzi czytelników trudno coœ dodaæ. Trud ¿ycia tych obojga ludzi zakochanych w uroczysku morskim, najpe³niej wyra¿a ich oddanie pracy z ksi¹¿k¹ i czytelnikiem. Jest przyk³adem dobrej i wszechstronnie prowa- dzonej pracy kulturalnej. Pan Ludwik Bujewicz ca³e ¿ycie by³ zwi¹zany z morzem. Znany by³ na Pomorzu Œrodkowym, jako ichtiolog, geolog, marynista, specjalista preparator ryb, ptaków, a nawet delfina zab³¹kanego na Ba³tyku o wadze 3,5 kg, który obecnie stanowi jeden z cennych eksponatów w Muzeum w S³upsku. Hobby pana Ludwika to morze i ksi¹¿ka, która w ostatnich latach ¿ycia zupe³nie go zdominowa³a. Przepracowa³ w tej niecodziennej bibliotece oko³o trzydziestu lat. Ostatnio, gdy si³ by³o coraz miej, pracowa³ w niepe³nym wymiarze godzin. W swoich licznych opowiadaniach odtwarza³ piêkno mórz i oceanów, zachêca³ do zwiedzania dalekich, pe³nych egzotyki krain, podkreœla³ znaczenie

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 33 wiedzy w ¿yciu cz³owieka, a tak¿e piêkno ojczystej mowy. By³ te¿ aktywnym dzia³aczem Stronnictwa Demokratycznego. W³adze SD oraz kierownictwo Wojewódzkiej Rady Narodowej by³ego województwa koszaliñskiego doceni³y jego zaanga¿owanie w pracy zawodowej i spo³ecznej, przyznaj¹c mu w 1969 roku Honorow¹ Odznakê Za Zas³ugi w Rozwoju Województwa Koszaliñskiego i Odznakê Zas³u¿onego Dzia³acza Kultury. Po¿egna³ swoje królestwo morza, zgromadzone w bibliotecznych gablo- tach, maj¹c lat 77. Zapamiêtamy go jako pe³nego energii, wspania³ego gawê- dziarza, znawcê tajemnic i piêkna morza. Jego wierna towarzyszka ¿ycia pod¹¿y³a za nim w trzy lata póŸniej w 1989 r. Oboje spoczêli w Ustroniu Mor- skim na wiejskim cmentarzu. Odeszli po trudach wyboistej, pe³nej zakrêtów drogi ¿ycia, po latach pracy w szerokim upowszechnieniu czytelnictwa, po nie- zwyk³ej, pe³nej ciep³a, serdecznoœci i umiejêtnoœci wspó³pracy z czytelnikami. Ludwik i Ró¿a Bujewiczowie odeszli zauroczeni szumem fal Ba³tyku, oczarowani bogactwem nadmorskiej przyrody i nieprzemijaj¹cej wartoœci ksi¹¿ki. Zapisali siê w pamiêci tych, którzy ich znali, cenili, podziwiali, czego dowodem s¹ liczne wpisy w pami¹tkowej ksiêdze. Pozosta³y piaszczyste z³ote pla¿e, bezbrze¿ne szmaragdowe morze, wynios³e sosny, œwierki - pozosta³a biblioteka. Tym samym pozosta³a te¿ nieprzemijaj¹ca, trwa³a pamiêæ o cz³owie- ku morza, o wzorowym, niecodziennym godnym podziwu i szacunku bibliote- karzu w Ustroniu Morskim, o morskim wilku - starym zejmanie.

Ludwik Bujewicz z egzotycznym okazem wypreparowanej przez siebie ryby.

34 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW Maria Hudymowa SYN PU£KU (wspomnienie o Tadeuszu Fikowiczu)

D³uga i pe³na zakrêtów by³a moja droga ze Swinna do Koszalina. Uro- dzi³em siê 20 marca 1927 r. w mieœcie Swinno pow. Starokonstantynów, jako syn W³adys³awa i Marii. Po ukoñczeniu 7 roku ¿ycia uczy³em siê w szkole podstawowej z polskim jêzykiem nauczania. Mia³em siostrê Irenê i trzech braci: Boles³awa, Ignacego i Wiktora. Ojciec zarabia³ na skromne utrzymanie rodziny, jako pracownik leœny. Sytuacja nasza uleg³a pogorszeniu w 1939 r., gdy zaczê³a siê okupacja radziecka. Wówczas nasta³y czasy licznych przeœladowañ Polaków na Wo³yniu oraz aresztowania i wywózki w g³¹b Rosji. Nie czekaliœmy d³ugo. Deportowali moj¹ rodzinê 10 lutego 1940 roku w g³¹b ZSRR. Ojca zabrano od razu na przes³uchania. Zd¹¿yliœmy zabraæ ze sob¹ ciep³e ubrania i trochê ¿ywnoœci. Rodzicom odebrano cenniejsze rzeczy, nawet z³ote obr¹czki œlubne. Do miejsca zsy³ki jechaliœmy w bydlêcych wagonach blisko miesi¹c. Wy³adowano nas w pó³nocnym Kazachstanie na stacji Smirnowo k/Pietropaw³owska. W czasie jazdy podawano nam gor¹c¹ wodê, trochê chleba i jakieœ ryby. Wagon bydlêcy by³ przepe³niony ludŸmi. Zaczê³y siê masowe choroby, silne przeziêbienia, a nawet zgony. Eskorta NKWD odnosi³a siê do nas ostro. W wagonie by³y pry- cze, a otwór w pod³odze i wiaderko s³u¿y³y za ubikacjê. By³o to okrutne. Nie wolno by³o nawet wyjœæ w wagonu w czasie postoju, bo zamkniêto tam nas jak zwierzêta. Wy³adowano nas dopiero w Smirnowie i saniami wywieziono do au³u o nazwie Sowieckij Ob³aœæ w rejonie Pietropaw³owska. Ojciec z nami by³ krótko, zosta³ aresztowany przez NKWD i uznany za radzieckiego wroga, bo by³ Polakiem. Zgin¹³ w obozach na Syberii w 1943 r. Na wiosnê wys³ano mnie do pracy w m³odzie¿owej brygadzie buduj¹cej Ni¿nyj Tagi³ na Uralu. Mia³em wtedy 14 lat. Ze wzglêdu na ciê¿k¹ chorobê – malariê – zwolniono mnie i wróci³em do rodziny. Jednak po krótkim czasie znowu zosta³em zmuszony do ciê¿kich robót. Jako 16-letni ch³opak, zdeterminowany swoim i rodziny losem, zdecydowa³em siê wst¹piæ do wojska radzieckiego. W A³ma – Acie otrzy- ma³em podstawowe przeszkolenie wojskowe przez okres 7 miesiêcy. Zawsze jednak czu³em siê Polakiem. W 1943 r. powsta³a w ZSRR Polska Armia Berlin- ga. W tym czasie przeprowadzono akcjê kierowania czêœci ¿o³nierzy narodowo- œci polskiej z Armii Czerwonej do tej¿e armii. Dano mi suchy prowiant i z A³ma – Aty dotar³em do Sum (miasto w pó³nocno – wschodniej czêœci Ukrainy).

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 35 W Sumach zaczyna³a siê organizowaæ II Armia Wojska Polskiego. Dow- ództwo radzieckie kierowa³o wszystkich Polaków, pe³ni¹cych s³u¿bê wojskow¹ w jednostkach radzieckich do Armii Polskiej. Z trzema rodakami wyruszy³em do Sum. W A³ma – Acie s³u¿y³em w piechocie. W Sumach wcielono mnie do I Samodzielnej Brygady Kawalerii. Po krótkim przeszkoleniu skierowano nas do Troœciañca, gdzie by³o dowództwo naszej jednostki. Dowódc¹ by³ p³k. W³odzimierz Radzinowicz, a zastêpc¹ rotmistrz Stanis³aw Arkuszewski. Mnie skierowano do 3 baterii 4 Dywizjonu Artylerii Konnej, którym dowodzi³ por. Abram Rowin i ppr. W³odzimierz KuŸniecow. Rozpoczê³y siê dni morderczego szkolenia. Dostaliœmy konie, jednak „mongo³ki” nie nadawa³y siê do pracy poci¹gowej. Dano wiêc nam samochody. W pierwszych dniach czerwca ruszyliœmy w kierunku Wo³ynia, w stronê Kiwerc. Uczestniczyliœmy w walkach w obronie polskiej ludnoœci przed banda- mi UPA. W czerwcu po krótkim postoju w Che³mie, owacyjnie witani przez ludnoœæ, ruszyliœmy do Lublina. Weszliœmy w sk³ad obrony rz¹du. Widzieliœmy Majdanek – wra¿enie by³o przera¿aj¹ce. Stosy pomordowanych dzieci, kobiet i mê¿czyzn, narzêdzia zbrodni i mordu. Z Lublina wiod³a droga na front. W jednostce wci¹¿ by³em najm³odszy (mia³em 16 lat). By³a g³ucha noc. Bez- szelestnie posuwaliœmy siê na pierwsz¹ liniê. Bezszelestnie zajêliœmy pozycje na œciernistym polu. Okopaliœmy dzia³a i siebie. Nad ranem niemiecki samolot przelecia³ niemal nad naszymi g³owami. Podda³ nas ciê¿kiemu bombardowaniu. Nast¹pi³a zmiana stanowisk frontowych. Ruszyliœmy w kierunku Pragi. Po dru- giej stronie Wis³y ciemne chmury czarnego dymu przes³ania³y niebo. O godzi- nie 16 nad naszymi g³owami zawis³a niemiecka eskadra samolotów. Okopaliœ- my siê nad Wis³¹. To my os³anialiœmy ogniem artylerii ¿o³nierzy 2 plutonu Szko³y Podoficerskiej. Pod ostrza³em artylerii i bombardowania z powietrza straciliœmy dzia³o. Wielu zosta³o przysypanych w okopach. Kilku poleg³o w zwiadzie. Straty spowodowa³y, ¿e nasz¹ jednostkê wycofano w stronê Gar- wolina na uzupe³nienie. Mój 3 batalion zosta³ zakwaterowany we wsi Korobiel. Gwiazdkê i Nowy Rok 1945 œwiêciliœmy w Józefowie. By³a ciep³a ¿o³nier- ska serdecznoœæ. Oczy przes³ania³y ³zy, ale by³a nadzieja, ¿e to ju¿ ostatnie ¿o³nierskie œwiêta. Przed nami by³o zdobycie Warszawy. Znacznie póŸniej dowiedzia³em siê, ¿e to dowódca naszej brygady p³k. Radziwanowicz z³o¿y³ pierwszy meldunek o wkroczeniu wojsk z bia³ymi or³ami do zmaltretowanej, zamordowanej Warszawy. Nie zapomnê pierwszej nocy, spêdzonej w Warsza- wie. W pal¹cym ogniu miasto dogorywa³o. Myœleliœmy, ¿e nie zdo³a ju¿ powstaæ ze zgliszcz i ruin. Z ocala³ymi mieszkañcami Warszawy chodziliœmy ulicami pe³nymi gruzu. Rozpaliliœmy ognisko i dojedliœmy porcje przydzielonej nam ¿ywnoœci. Nastêpnego dnia by³ wymarsz w kierunku Bydgoszczy. Kawale-

36 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW ria jeszcze na samochodach. Wszêdzie œlady walki. Z³otów – na tej ziemi pol- skoœæ przetrwa³a ponad pó³tora wieku. Udzia³ w zdobyciu tego miasta upamiêt- ni³ siê w naszych kawaleryjskich sercach. Przydzielono nam konie. I dalej: Wa³ Pomorski, Podgaje, Wieloboki. Nasza bateria wziê³a udzia³ w rozbiciu hitle- rowskich jednostek. Nasz 2 pu³k u³anów znalaz³ siê w niebezpiecznym okr¹¿eniu. W walkach wrêcz przemieszali siê hitlerowscy napastnicy z polski- mi, dzielnie broni¹cymi siê u³anami. W Podgajach pozosta³o na zawsze wielu u³anów. By³em na ich ¿o³nierskim pogrzebie. Wci¹¿ s³yszê honorow¹ salwê. Dalej by³o Borujsko. Przed nami bagno. Piechota nie mog³a daæ rady w umoc- nieniu. Czo³gi grzêz³y w b³ocie. Pozosta³a kawaleria. Konie raz jeszcze dobrze zapisa³y siê w polskiej historii. W okopie woda wlewa³a siê do butów. Podchodzi³a coraz wy¿ej. Ze szpadli i wycieruchów po³o¿onych w poprzek sk³adaliœmy prymitywne nosze, chro- ni¹ce przed pogr¹¿eniem w wodzie. Przez kilkanaœcie godzin le¿eliœmy bez ruchu. Dwa szwadrony przygotowywa³y siê do szar¿y. Szar¿ê uwieñczy³o zwy- ciêstwo. By³a to ostatnia w tysi¹cletniej historii polskiego orê¿a szar¿a kawale- rii. W kotle Œwidwiñskim kry³y siê w lasach si³y niemieckiej dywizji. Wziêliœ- my do niewoli niemal ca³¹ dywizjê ³¹cznie z dowództwem. zdobywa- liœmy w marszu, a potem Bia³a Pani zbiera³a ¿niwo œmierci. 17 marca 1945 r. w Mrze¿ynie odby³y siê pierwsze zaœlubiny z morzem. Z koñmi weszliœmy w ba³tyckie fale – do morza wrzucono symboliczny srebrny pierœcieñ. Szliœmy dalej na Berlin. Walki trwa³y. Biegn¹cy przez las ku nam dywizyjny pisarz krzycza³: Zwyciêstwo! Zwyciêstwo! Trudo by³o uwierzyæ, ¿e to koniec udrêki, ¿e ¿yjemy, ¿e powrócimy do domu. Prze¿y³em w jednostce, jako najm³odszy ¿o³nierz. W czerwcu 1945 roku wraz z jednostk¹ przyjecha³em spod £aby do Kosza- lina i zosta³em skierowany do Wojskowej Komendy Miasta przy ul. Zwyciê- stwa 30. S³u¿bê wojskow¹ pe³ni³em do 1946 roku, a w marcu zosta³em zdemo- bilizowany. Za czynny udzia³ w wojennych dzia³aniach posiadam wiele odzna- czeñ i medali jak: „Za Warszawê”, „Za Odrê, Nysê i Ba³tyk”, „Za Berlin”, „Za wolnoœæ i zwyciêstwo”, Weteran Walk o Wolnoœæ i Niepodleg³oœæ Ojczyzny, Kombatancki Krzy¿ Zas³ugi, Krzy¿ Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski i wiele innych. W roku 1946 po przyjeŸdzie rodziny z Syberii zajmowa³em siê rolnictwem, aby wy¿ywiæ i umo¿liwiæ start ¿yciowy m³odszemu rodzeñstwu. Od 1951 roku rozpocz¹³em pracê i naukê zawodu fotografa w Spó³dzielni „Fotografika” w Po³czynie Zdroju, punkt us³ugowy w Koszalinie. W tym te¿ czasie uzupe³ni³em œrednie wykszta³cenie. W zawodzie fotografa i fotoreportera pracowa³em na ziemi koszaliñskiej ca³e moje doros³e ¿ycie, mieszkaj¹c na sta³e

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 37 w tym mieœcie. W 1956 roku zawar³em zwi¹zek ma³¿eñski. Mam córkê Danutê i syna Krzysztofa. Doczeka³em siê te¿ trzech wspania³ych wnuków: £ukasza, Bartosza i Jakuba. Po uzyskaniu dyplomu mistrzowskiego w rzemioœle fotograficznym praco- wa³em we w³asnym zak³adzie us³ugowo – fotograficznym w Mielnie, wspó³pra- cowa³em z redakcj¹ „Wiadomoœci zachodnie”. Jako reporter wspó³uczestni- czy³em w wielu wystawach pod nazw¹ „Koszalin dawniej i dziœ”. Materia³y te wykorzystano do tworzenia historii naszego miasta i regionu. Czêsto moje reporta¿e fotograficzne wzbogaca³y miejscow¹ prasê. Od 1948 r. aktywnie uczestniczê w dzia³alnoœci ZBOWiD, pe³ni¹c ró¿ne funkcje spo³eczne, a tak¿e w Zwi¹zku Inwalidów Wojennych i w Zwi¹zku Sybiraków.

**************

Tadeusz Fikowicz przez d³ugie lata tworzy³ fotograficzn¹ historiê Koszali- na. Pozostawi³ swoje osobiœcie napisane wspomnienia. Udostêpni³a je ¿ona pani Wanda Fikowicz, zas³u¿ona nauczycielka i dzia³aczka miasta Koszalina.

38 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW W³adys³aw Jermakowicz

ZD¥¯YÆ PRZED ŒMIERCI¥

W roku 1944 zacz¹³ zbli¿aæ siê front. Niemcy uciekali w pop³ochu. 22 lipca wojska rosyjskie zajê³y nasze tereny. Ojciec zg³osi³ siê do punktu werbunkowe- go w G³êbokiem i zaci¹gn¹³ siê do Armii polskiej. Urodzi³em siê po wyjeŸdzie ojca 25 lipca 1944 roku. Dano mi na imiê W³adys³aw. Ojciec niechêtnie opo- wiada³ o swoim pobycie w wojsku. Chciano wcieliæ go wraz z innymi Polakami do Armii Radzieckiej twierdz¹c, ¿e s¹ Bia³orusinami. Koniec wojny zasta³ ojca w Ujœciu ko³o Poznania. Po demobilizacji zosta³ w poznañskim i tam zacz¹³ pracowaæ jako leœniczy w leœnictwie Niewiemko, w nadleœnictwie Wyszyny. Poprzez Polski Urz¹d Repatriacyjny (PUR) w Poznaniu wys³a³ zaproszenie do mnie i do mamy. Mama w tym czasie podejmowa³a wysi³ki, aby wyjechaæ z Parafianowa, tam mieszkaliœmy. Nie by³o to wcale takie proste. Zaproszenia ginê³y po dro- dze. Nale¿a³o wykazaæ polskie obywatelstwo. W³adza przyjmowa³a dokumenty, a nastêpnie wrêcza³a bia³oruskie dowody osobiste. Nowe dokumenty znów by³y zabierane - a¿ do momentu, gdy kandydat do wyjazdu nie móg³ ju¿ siê wykazaæ swoim polskim pochodzeniem. Mamê uratowa³y resztki kosztownoœci, jakie jej zosta³y z pracy w Estonii i £otwie. Musia³a piechot¹ chodziæ do G³êbokiego (oko³o 40 km), wystaæ w kolejkach, z³o¿yæ podanie i daæ “wzi¹tkê” komu trze- ba. Za którymœ razem uda³o siê i otrzyma³a zezwolenie na wyjazd. Babcia z cioci¹ stara³y siê przekonaæ mamê, ¿eby do ojca pojecha³a sama, a mnie pozostawi³a w Parafianowie. Jednak mama, tu¿ po Œwiêtach Bo¿ego Narodzenia w 1945 r. spakowa³a rzeczy, a mnie zawinê³a w ko³drê i wyjecha³a. Najpierw do Wilna, nastêpnie do Warszawy i Poznania, gdzie dotarliœmy po dwóch tygodniach. Zostawi³a walizki na peronie, a mnie po³o¿y³a na nich, sama zaœ uda³a siê do PUR -u w poszukiwaniu adresu ojca. Gdy wróci³a walizek ju¿ nie by³o, a ja le¿a³em na ziemi. Na szczêœcie adres ojca uda³o siê ustaliæ. Poje- chaliœmy do Chodzie¿y, a stamt¹d do nadleœnictwa. Okaza³o siê, ¿e ojciec ¿y³ ju¿ z inn¹ kobiet¹. Zabra³ nas jednak do siebie, nakarmi³, a gdy przyjecha³a jego konkubina, dosz³o do dramatycznej rozmowy. Ojciec oœwiadczy³, ¿e wraca do legalnej ¿ony, do nas. Po pó³ roku zamieszkania w Niewiemku ojca odwiedzi³ jego przyjaciel z wojska, pan Wiktor Barcewicz, i namówi³, aby ten przeprowadzi³ siê do

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 39 Koszalina. Roztacza³ przed nim mira¿e ³atwej pracy, ¿ycia miejskiego, twierdz¹c, ¿e bêdzie raŸniej, bo on tam mieszka. Wa¿ne by³o równie¿ i to, ¿e Ziemie Odzyskane, jak to siê wtedy patetycznie nazywa³o, by³y zasiedlane przez ludnoœæ z Wileñszczyzny i ¿e ludzie stamt¹d czuli siê miêdzy sob¹ lepiej. Tacy „sami swoi”. Pewnego dnia rodzice zostawili gospodarstwo, krowê i meble, które zd¹¿yli ju¿ kupiæ, i przeprowadzili siê do Koszalina. By³a to wczesna wiosna roku 1947. Zamieszkaliœmy na ul. Rzemieœlniczej pod numerem pi¹tym. Z ulicy tej pochodz¹ moje pierwsze œwiadome wspomnienia. Pamiêtam, jak pierwsze posi³ki jedliœmy na skrzynce, siedz¹c na pod³odze, a ojciec siedzia³ na prze- wróconym garnku. Pamiêtam s¹siadów. Na parterze, tak jak my, mieszkali pañstwo Pawlikow- scy i WoŸniakowscy. Pani WoŸniakowska zwana by³a przez s¹siadki „kole- jark¹”, bo jej m¹¿ pracowa³ na kolei. Drugie piêtro zajmowali p. Dziêgielowie, z którymi przyjaŸnili siê rodzice. Nasze mieszkanie mia³o kuchniê i dwa pokoje i powsta³o z przegrodzenia znacznie wiêkszego mieszkania, które zajmowa³a pani „kolejarka”. Po jej stro- nie znalaz³a siê prawdziwa kuchnia i g³ówne wejœcie, nam przypad³o od s³u¿- bówki, która zosta³a przerobiona na kuchniê. Ubikacja znajdowa³a siê na pó³piêtrze w korytarzu. Ulica Rzemieœlnicza by³a boczn¹ od ulicy Niepodleg³oœci i sta³y na niej tylko cztery domy. Za naszym domem by³ dom, w którym mieszkali p. Miko³ajczykowie. W ich mieszkaniu po raz pierwszy zobaczy³em radio. Mieli córkê w moim wieku, Alê, z któr¹ siê przyjaŸni³em. Rodzina ta prze¿y³a trage- diê, gdy¿ pan Miko³ajczyk spali³ siê w swoim gara¿u. By³ to nieszczêœliwy wypadek. Przy mojej ulicy mieszkali jeszcze p. Kaczmarkowie, z których dzie- æmi równie¿ siê przyjaŸni³em. Ojciec przesz³o rok nie móg³ znaleŸæ pracy. Dorywczo pracowa³ na kolei przy roz³adowywaniu wagonów. Mama nosi³a mu obiady. By³o nam ciê¿ko. Czêsto jedliœmy kluski na wodzie bez mleka i s³oninki. Mas³o jada³o siê bardzo rzadko. Pod choinkê otrzyma³em ciasteczka „katarzynki”, które zawiesiliœmy na choince. By³o g³odno i ch³odno, ale nikt nie narzeka³. W tym czasie dawano paczki tzw. UNRRY. Czekaliœmy z mam¹ d³ugo w kolejce i w koñcu dostaliœmy m¹kê, mleko w proszku, kaszê i konserwê – tuszonkê. Do tej pory to najwspa- nialsza tuszonka, jak¹ jad³em ¿yciu. Koszalin w tym okresie by³ miastem tylko w czêœci zniszczonym. Znisz- czone by³o œródmieœcie w obrêbie murów obronnych. Na rynku zachowa³ siê jedynie budynek banku. Wszystkie pozosta³e domy by³y zniszczone przez bom-

40 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW bardowanie artylerii radzieckiej. Rynek by³ wy³o¿ony kostk¹ i dwa razy w tygodniu odbywa³y siê na nim targi. Obok rynku by³ ogromny koœció³ – kate- dra z XIV w. p.w. Przenajœwiêtszej Panny. Do 1948 r. codziennie o godz. 12 trêbacz z wie¿y gra³ hejna³. W mieœcie w tamtych latach mieszka³o oko³o 15 tysiêcy ludzi. Centrum handlowe znajdowa³o siê w zburzonych domach przy ul. Zwyciêstwa. Odremontowano parterowe fasady i w nich znajdowa³y siê sklepy. Nad rzek¹ Dzier¿êcink¹ by³ szlak spacerowy. Chodziliœmy tam co niedzielê po koœciele. Park zaczyna³ siê naprzeciw budynku poczty g³ównej i ci¹gn¹³ siê brzegiem stawu do ul. M³yñskiej. Przy ul. Jednoœci powsta³a muszla koncerto- wa i odbywa³y siê tam wystêpy chórów folklorystycznych lub tañce ludowe. Góra Che³mska by³a wtedy niedostêpna. Latem jeŸdzi³o siê na pla¿ê do Mielna. Wyprawa do Mielna wygl¹da³a jak wyjazd za granicê. Wyje¿d¿aliœmy w strefê przygraniczn¹, a wiadomo - imperialistyczny wróg czuwa. Mama raz zostawi³a dowód osobisty w domu i jakoœ uda³o jej siê dojechaæ do Mielna, jed- nak z powrotem wraca³a 13 km na piechotê. Nie odwa¿y³a siê jechaæ poci¹giem. Mielno by³o wtedy urocze, pe³ne poniemieckich, fantazyjnie pobu- dowanych domów, jeszcze dobrze wygl¹daj¹cych, czêsto drewnianych, zadba- nych. G³ówna ulica, prowadz¹ca do morza, by³a jednak zasypana piaskiem i trudno dostêpna dla samochodów. Niedaleko od stacji kolejowej wchodzi³o siê w ten piasek i sz³o nim a¿ do pla¿y oko³o pó³ kilometra. Ojciec wst¹pi³ do Polskiej Partii Robotniczej (PPR). Komitet znajdowa³ siê na rogu ul. Zwyciêstwa i K. Œwierczewskiego. Wszystko siê teraz zmieni³o na lepsze. W ci¹gu miesi¹ca otrzyma³ dobrze p³atn¹ pracê majstra w Technicznej Obs³udze Rolnictwa. Dostawa³ mleko i przymusowo „Trybunê Ludu”. Ojciec wst¹pi³ tam ze wzglêdów ideowych. Wierzy³, ¿e socjalizm jest sprawiedliwym ustrojem. Lata stalinowskiego terroru w gospodarce i sztuce mia³y dopiero nadejœæ. Wróci³ z Anglii wujek Witold, brat mamy, z nowo poœlubion¹ ¿on¹. Rodzi- com uda³o siê za³atwiæ im mieszkanie w tym samym domu i nawet umeblowaæ je prowizorycznie. Wujek przyjecha³ w brytyjskiej bluzie wojskowej z napisem „” i by³em z niego bardzo dumny. W kilka dni po przyjeŸdzie dzielnico- wy milicjant poprosi³ go, aby przebra³ siê w ubranie cywilne. Wujek wróci³ bogaty, gdy¿ przywióz³ ze sob¹ ca³y worek skór, niezwykle przydatnych do zelowania butów. By³a to wtedy prawdziwa gotówka. Wujek Witold chcia³ zostaæ z nami, ale ciocia têskni³a za rodzin¹ mieszkaj¹c¹ w województwie ³ódzkim. Wyjechali po paru tygodniach. Przyk³ad mojej rodziny ukazuje typowy mechanizm skupiania siê ludzi w tamtym okresie. Poniewa¿ moi rodzice zamieszkali w Koszalinie, w tym

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 41 mieœcie wyl¹dowa³ te¿ wujek, póŸniej ciocia Maria, póŸniej rodzina Maka- rewiczów, która równie¿ przez jakiœ czas mieszka³a u nas, póŸniej ciocie Kmie- ciñskie. Ludzie próbowali siê odnaleŸæ wœród swoich w powojennej rzeczywi- stoœci. Na tej samej zasadzie Wroc³aw by³ zaludniony przybyszami ze Lwowa, Gdañsk i Szczecin ludŸmi z Wilna. Mieszkañcy du¿ych miast ci¹gnêli do du¿ych miast, mieszkañcy ma³ych miast do ma³ych, mieszkañcy wsi odnajdy- wali siê wœród swoich w opuszczonych wioskach niemieckich. Lata czterdzieste charakteryzowa³y siê niezwykle wysok¹ mobilnoœci¹. Ludzie przyje¿d¿ali, pomieszkali trochê i wyje¿d¿ali, nie zagrzewali d³ugo miejsca. Mo¿e oddzia³ywa³a psychoza niebezpieczeñstwa, mo¿e szukanie lep- szych miejsc do osiedlenia. Dopiero w latach piêædziesi¹tych mo¿na by³o zauwa¿yæ stopniow¹ stabilizacjê i tworzenie siê spo³ecznoœci lokalnej. W roku 1950, po reformie terytorialnej kraju, Koszalin zosta³ woje- wództwem obejmuj¹c powiaty: S³upsk, Szczecinek, Wa³cz, Bytów, Ko³obrzeg, Drawsko, Bia³ogard, S³awno, Cz³uchów, Z³otów, i Œwidwin. Awans na miasto wojewódzkie Koszalin zawdziêcza³ temu, ¿e by³ miastem rezydencjal- nym dla Pomorza za czasów niemieckich. Po tamtych czasach pozosta³ m.in. budynek, w którym póŸniej mieœci³a siê Wojewódzka Rada Narodowa przy ul. A. Lampego. Za czasów niemieckich Koszalin by³ miastem urzêdniczym. W okresie przedwojennym narzekano na koszaliñski klimat, brak perspek- tyw, wyizolowanie. To samo dzia³o siê za czasów polskich. By³o to woje- wództwo najs³abiej zaludnione, najs³abiej zindustrializowane, z najmniejsz¹ liczb¹ ludnoœci w swej stolicy, bez wiêkszych perspektyw rozwojowych. Dawna duma miasta, Koszaliñska Fabryka Papieru, zosta³a zdemontowana przez rosyjskie w³adze okupacyjne i wywieziona w g³¹b Zwi¹zku Radzieckie- go. Miêdzy ulic¹ Jednoœci a ulicami M³yñsk¹ i Fa³ata znajdowa³ siê cmentarz niemiecki. Na tym miejscu stoi dziœ Koszaliñska Biblioteka Publiczna. Na cmentarzu by³y okaza³e kaplice i grobowce – œwiadectwa bogactwa miasta w przesz³oœci. Cmentarz najpierw zniszczyli szabrownicy, nastêpnie w³adze miejskie. Pozosta³ natomiast inny cmentarz z grobami niemieckimi, gdzie póŸ- niej chowano Polaków, cmentarz przy ul. GnieŸnieñskiej. W latach szeœædziesi¹tych komuniœci niemieccy chcieli odwiedziæ grób Lassala. Po doœæ zawi³ych przejœciach grób znaleziono i odremontowano. Stosunki w domu przy Rzemieœlniczej by³y sielankowe. Zapraszano siê na wesela, urodziny, po¿yczano sobie sól, zapa³ki, jajka, wiedziano o sobie wszyst- ko.

42 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW G³ód tamtego okresu nie wynika³ z braku zaopatrzenia sklepów. By³ on raczej wynikiem braku zatrudnienia i braku pieniêdzy. W sklepach by³ chleb, wêdliny, wino, cukierki – ludzie nie mieli pieniêdzy, a¿eby mogli je kupiæ. Sytuacja zmieni³a siê ju¿ w latach piêædziesi¹tych. Z tego okresu pochodzi te¿ ³zawe wspomnienie o moich pragnieniach i nie- spe³nieniach. Cukierki jad³em bardzo rzadko i raz zamarzy³em sobie, ¿e kupiê ma³¹ czekoladkê, któr¹ sprzedawano w sklepie naro¿nym na Jednoœci. Poszed³em do mamy po pieni¹dze, niestety, nie mia³a ani grosza. Poszed³em do jednej s¹siadki, drugiej i dopiero pani Dziêgielowa da³a mi bodaj¿e dwa z³ote (papierowe). Poszed³em do sklepiku, po³o¿y³em pieni¹dze wysoko na ladzie i czeka³em, a¿ sprzedawczyni da mi czekoladkê. Sprzedawczyni by³a jednak zajêta obs³ugiwaniem innej klientki, która po dokonaniu zakupów, przyjmuj¹c resztê, zagarnê³a i moje pieni¹dze. Na nic by³y moje protesty, nikt mi nie wie- rzy³, ¿e po³o¿y³em na ladzie jakiekolwiek pieni¹dze. W sklepach mo¿na by³o kupiæ zabawki, pamiêtam, ¿e dzieci naszych s¹siadów mia³y samochodzik na peda³y, obiekt moich marzeñ. Inni s¹siedzi mieli prawdziwy samochód. To by³y czasy, gdy posiadanie prywatnego samo- chodu nikogo nie dziwi³o. Du¿o by³o prywatnego handlu i w³aœnie w³aœciciele i sprzedawcy sklepików byli ludŸmi zamo¿nymi. Bitwa o handel zniszczy³a niebawem tê grupê ludzi, zniszczy³a równie¿ w miarê dobre zaopatrzenie w sklepach. Ojciec awansowa³ w TOR –i w nagrodê za dobr¹ pracê otrzyma³ prawo zasiedlenia domku przy ul. £u¿yckiej. Przy domku by³ ogród. By³a to ostatnia ulica, prowadz¹ca do wsi Niek³onice. Dalej by³y pola. Jednak prawo do zasie- dlenia nie dawa³o prawa do zamieszkania. Nominacjê na dom otrzyma³ oprócz nas ktoœ jeszcze. I zacz¹³ siê wyœcig, kto wprowadzi siê pierwszy. Mama wóz- kiem przewioz³a ³ó¿ko i zamieszka³a tam przed nasz¹ przeprowadzk¹. To prze- wa¿y³o, ¿e dom przyznano nam. Wprowadziliœmy siê w lutym w 1950 r. Ca³a ulica by³a zasiedlona przez ¿o³nierzy radzieckich, którzy wyje¿d¿ali na Wschód. Mieszkanie by³o zdewastowane. W pokojach palono ogniska. Na werandzie le¿a³y siod³a i chomonta koñskie, na strychu setki ksi¹¿ek niemiec- kich pisanych gotykiem. Poza kuchni¹ ¿adne ogrzewanie nie dzia³a³o. Admini- stracja postawi³a nam piece. Dom by³ przestronny – piêæ pokoi, kuchnia, ³azien- ka, toaleta, obszerny strych i piwnice. Dominuj¹cym wspomnieniem 1950 r. by³o zimno. Nie by³o opa³u. Paliliœ- my siod³a i niemieckie ksi¹¿ki. Drugim dominuj¹cym uczuciem by³a samot- noœæ. W poprzednim domu zostawi³em kolegów, a tutaj by³em sam. Po drugiej stronie ulicy mieszka³a rosyjska rodzina z synem Wo³odi¹. Wo³odia mówi³ po

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 43 rosyjsku, ja po polsku. Dochodzi³o do zabawnych nieporozumieñ. Wo³odia nazwa³ mego psa „sabaka” (ros. pies), a ja myœla³em, ¿e to brzydkie s³owo i chcia³em go zbiæ. Wo³odia wkrótce wyjecha³, ale zaczê³y przyje¿d¿aæ polskie rodziny z dzieæmi i znów mia³em kolegów. W obcym domu nie wiedzieliœmy, jak przebiega instalacja elektryczna. Prze³¹cznik dop³ywu wody ojciec znalaz³ po up³ywie niemal dwudziestu lat. W czasach studenckich pracowa³em jako pilot grup niemieckich. By³o ju¿ po podpisaniu uk³adu miêdzy Polsk¹ a RFN. Ruszy³a fala turystów niemieckich. Z racji znajomoœci jêzyka niemieckiego by³em czêstym t³umaczem i opiekunem tych grup. Zajechaliœmy do Kazimierza k. Koszalina i pewna rodzina niemiecka poprosi³a mnie, a¿ebym by³ t³umaczem, gdy¿ chcieli odwiedziæ swoj¹ przedwo- jenn¹ posiad³oœæ. Zostaliœmy przez rodzinê polsk¹ przyjêci z typow¹ polsk¹ goœcinnoœci¹. Niemieccy turyœci zastali tam wszystko takie, jakie by³o przed wojn¹. Stó³ ugina³ siê pod naporem wêdlin, szynek i wódki Wyborowej. Wiele razy uczestniczy³em w takich wizytach i nie by³o wypadku, aby rodzina polska nie chcia³a przyj¹æ goœci – dawnych w³aœcicieli. Nigdy ci goœcie nie mówili, ¿e jeszcze tu wróc¹. Opowieœci o tym, ¿e podobno Niemcy pokazywali haki, na których powiesz¹ polskich gospodarzy po powrocie do swojego starego domu, by³y propagand¹, a nie rzeczywistoœci¹. Niemcy raczej byli onieœmieleni i wdziêczni za mo¿liwoœæ zobaczenia starego domu. Polacy sami potracili domy na kresach i potrafili wczuæ siê w zaistnia³¹ sytuacjê. W nowym domu intrygowa³a nas plama œwie¿ej dachówki na dachu. Otó¿ w pierwszych dniach po rozpoczêciu wojny polskie lotnictwo dokonywa³o pre- wencyjnych, bombowych ataków na ziemie niemieckie. Jeden z polskich „³osi’ zrzuci³ bombê na nasz przysz³y dom. Na szczêœcie bomba nie wybuch³a, a dziu- rê w dachu za³atano, sufity wyremontowano. Przy ulicy £u¿yckiej prze¿y³em swoje dzieciñstwo i m³odoœæ. Po³o¿enie ulicy dawa³o mi dostêp do pól, przyro- dy, ptaków, ryb, a wystarczy³o pójœæ w przeciwn¹ stronê, a¿eby w ci¹gu dzie- siêciu – piêtnastu minut znaleŸæ siê centrum miasta, wœród ludzi, w szkole, w kinie. Za murem, oddzielaj¹cym parzyst¹ stronê ulicy £u¿yckiej, gra³o siê w pi³kê no¿n¹. Zim¹ wyruszaliœmy na ³y¿wy, na rozlewisko za torami kolejki w¹skotorowej lub na polowanie na kuropatwy. W tym czasie by³o w Koszalinie wiele niezagospodarowanych ogrodów i opuszczonych domów. Snuliœmy siê po tych krzakach, chodziliœmy po dachach, strychach zburzonych domów. Ulubio- nym miejscem takich wypraw by³ budynek z czerwonej ceg³y na rogu ulic Kra- kusa i Wandy i Lechickiej. Przed wojn¹ by³ to dom starców. Odremontowano go w latach piêædziesi¹tych.

44 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW W centrum miasta znajdowa³y siê kina, kawiarnie, centrum handlowe i spa- cerowe. Na ulicy Armii Czerwonej by³ ogród jordanowski. W latach szeœædzie- si¹tych odbudowano starówkê i teren wokó³ rynku miejskiego. Odgrodzono œródmieœcie, tym samym centrum miasta przesunê³o siê na zachód. Miêdzy restauracj¹ Ba³tyk, a sklepem Gallux znajdowa³y siê bary mleczne, nowy rynek. Tej czêœci miasta ju¿ nie ma. Do szko³y podstawowej poszed³em jesieni¹ 1951 r. by³a to szko³a nr 2 przy ul. Boles³awa Chrobrego. Chodzili do niej wyroœniêci ch³opcy. Szko³a by³a naj- lepsza w sporcie, w pi³ce no¿nej. Do pierwszej klasy uczêszcza³o wiele dzieci z rodzin niemieckich. Mówi³y po polsku. Moja pierwsza sympatia z tego okresu nazywa³a siê Rozwita Eisleben. By³a wysoka, szczup³a, o zniewalaj¹cym uœmiechu. Niestety wszystkie dzieci musia³y wyjechaæ w czasie wakacji w roku 1952 i ju¿ nie wróci³y. Uczniem by³em chyba dobrym, ale z postêpem klas spada³em w klasowym rankingu. Inne rzeczy stawa³y siê dla mnie wa¿niejsze: lektura ksi¹¿ek, gra w szachy, harcerstwo, kino. Do kina chodzi³o siê na tzw. poranki w niedzielê na 9 rano – chodzi³o o odci¹gniêcie dzieci od koœcio³a. Ogl¹daliœmy filmy radziec- kie, np. „Córka kapitana Maksymek” czy „Œwiat siê œmieje” po kilkanaœcie razy. Pokazywano radzieckie kreskówki. Czas na polskie filmy przyszed³ póŸ- niej. Zaczytywa³em siê w takich ksi¹¿kach jak: „Kordzik”, „Ulica m³odszego syna”, „Czajka” lub „Timur i jego dru¿yna”, póŸniej „Jak hartowa³a siê stal” lub „Opowieœæ o prawdziwym cz³owieku”. Jeszcze póŸniej przyszed³ czas na „Cichy Don” Szo³ochowa lub „Matkê” Gorkiego. W czwartej klasie przeczy- ta³em po raz pierwszy „Krzy¿aków”, w pi¹tej ju¿ ca³¹ Trylogiê. Narasta³ stalinizm. W radiu na okr¹g³o s³ucha³o siê piosenek takich jak „Miliony r¹k, tysi¹ce r¹k, a serce bije jedno”, „O Nowej to Hucie piosenka, o Nowej to Hucie s¹ s³owa”, czy na „Na lewo most, na prawo most”. Przeplata- ne to by³o piosenkami radzieckimi o jarzêbinie czerwonej, o okrêcie „Wariag” i innych. Ojciec robi³ b³yskawiczn¹ karierê. W roku 1951 wybrano go na wice- przewodnicz¹cego Powiatowej Rady Narodowej w Ko³obrzegu. Po prostu przy- wieziono go „w teczce”. Od tego momentu nigdy nie by³o go w domu. Czasem przyje¿d¿a³a po niego czarna s³u¿bowa pobieda. Ojciec zrezygnowa³ z tej funkcji po roku. Nie wytrzyma³ presji, ci¹g³ych utyskiwañ mamy i wróci³ do Koszalina. Zacz¹³ pracowaæ wtedy w Komendzie Wojewódzkiej Stra¿y Po¿arnych przy ul. Kazimierza Wielkiego. Po roku poszed³ na kurs oficerski do Poznania i po dziesiêciu miesi¹cach szkolenia wróci³ ze stopniem porucznika. W Stra¿y pozosta³ a¿ do emerytury.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 45 W roku 1950 rozpoczêto realizacjê planu szeœcioletniego. Koszalinowi przypad³a budowa ch³odni. Pamiêtam, ¿e na gwiazdkê w roku 1951 zostaliœmy zaproszeni do szko³y œredniej przy ulicy Jednoœci, gdzie odby³a siê ca³odniowa impreza noworoczna. Prze¿y³em wtedy te¿ tragediê œmierci Stalina. „P³omyczek” wydrukowa³ opowiadanie, jak Wasia chcia³ pochwaliæ siê Stalinowi, ¿e zrobi³ coœ dobrego i napisa³ do Wodza Œwiatowego Proletariatu list. List jednak do Stalina nie doszed³, gdy¿ ten zmar³. Czytaj¹c to opowiadanie, mia³em ³zy w oczach. O godz. 12 w po³udnie zawy³y syreny dla uczczenia œmierci Wodza Rewolucji. Pani zapyta³a nas, z jakiego powodu wyj¹ syreny? Ja, jako bardziej uœwiado- miony politycznie odpowiedzia³em, ¿e zmar³ Stalin. Pani¹ a¿ zatrzês³o. – Nie Stalin, ale Towarzysz Józef Wissarionowicz Stalin Sekretarz Generalny Komu- nistycznej Partii Zwi¹zku Radzieckiego, Wódz Œwiatowego Proletariatu. W Koszalinie wtedy siê nic nie budowa³o. Ceg³a by³a wywo¿ona do War- szawy. „G³os Koszaliñski” wydrukowa³ wtedy plan rozbudowy centrum, z wyburzeniami domów przy ulicy Zwyciêstwa, odgradzaj¹cych koœció³ od rynku, a tak¿e wybudowaniem Domów Towarowych „Saturn”. Zawsze mnie intrygowa³o, w jaki sposób nazywano ulice w miasteczkach, które przypad³y Polsce po wojnie. Numeracja domów by³a taka sama jak za niemieckich czasów. Z nazwami ulic by³o ju¿ znacznie trudniej. W Gdañsku by³o to stosunkowo proste, gdy¿ ju¿ w Wolnym Mieœcie Gdañsku nazwy ulic by³y dwujêzyczne. Ale w Koszalinie? G³ówna ulica nazywa³a siê Adolf Hitler Strasse i zosta³a przemianowana na ul. Zwyciêstwa, ulica Wagnera na ulicê Szopena. Ulica M³yñska pozosta³a M³yñsk¹, a Morska Morsk¹. W mojej dziel- nicy by³y ulice nawi¹zuj¹ce do s³owiañskich plemion ¿yj¹cych na terenach ówczesnej Niemieckiej Republiki Demokratycznej. By³y to ulice: Lechicka, Obotrytów, Lutyków i £u¿ycka. Za czasów niemieckich by³y to ulice Alzacji, Lotaryngii czy Zag³êbia Saary - typowe nazwy rewizjonistyczne. Polacy nazy- wali te ulice nazwami terenów, które, ich zdaniem, powinny przypaœæ Polsce w przypadku dalszych podzia³ów Niemiec, gdy¿ Polska nie otrzyma³a wszyst- kiego, co otrzymaæ powinna. Dalsze zmiany w nazewnictwie ulic zasz³y po „polskiej odnowie”, np. ulica Polskiego PaŸdziernika. Kino M³oda Gwardia przemianowano na Adriê, a Now¹ Hutê na Zacisze, zaczêto pokazywaæ zachodnie filmy, odrodzi³o siê te¿ ZHP. Najpiêkniejszym wspomnieniem tamtego okresu jest dla mnie harcerstwo. Hufcowymi w Koszalinie byli druh Lewandowski i druh Michta, komendantem Chor¹gwi wieczny dzia³acz m³odzie¿owy Jurek Miller - wspaniali ludzie. Moim zastêpowym zosta³ Jurek Dêbski, zwany przez nas Dyba. Zbiórki odby-

46 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW wa³y siê co tydzieñ. Na Górze Che³mskiej organizowaliœmy podchody, ogniska, gawêdy. Wracaliœmy rozœpiewani autobusem do centrum miasta. Byliœmy dru¿yn¹ im. Tadeusza Koœciuszki, niebieskie chusty z ¿ó³tym oto- kiem. By³ to okres capstrzyków, wieczornych przemarszów z pochodniami, biegów harcerskich i zdobywania sprawnoœci. Wakacje spêdziliœmy na obozie harcerskim w Tucznie, nad jeziorem. W czasie obozu sk³ada³o siê przysiêgê harcersk¹. Mniej wiêcej na ten czas przypada moja fascynacja histori¹. W szkole za³o¿y³em kó³ko historyków i zajêliœmy siê histori¹ Koszalina, którego udoku- mentowane dzieje zaczyna³y siê dopiero w roku 1945. Zaczêliœmy wiêc grzebaæ w starych ksi¹¿kach niemieckich, ale bariera jêzykowa by³a praktycznie nie do przebycia. Historia Cussolina za³o¿onego w 1226 roku by³a dla nas wci¹¿ znakiem zapytania. Nauczyciele nie popierali naszej dzia³alnoœci. My ze swoj¹ ciekawo- œci¹ poszukiwaczy przesz³oœci miasta podobno wnosiliœmy niezdrowy ferment. Gdy kiedyœ odwa¿y³em siê powiedzieæ na lekcji historii, ¿e Koszalin by³ w gra- nicach Polski nie d³u¿ej ni¿ dwadzieœcia lat za czasów Boles³awa Krzywouste- go, to zosta³em wyrzucony z klasy. ¯yj¹c w Koszalinie, nigdy nie odczuwaliœmy zagro¿enia niemieckiego, nie myœleliœmy, ¿e Niemcy mog¹ tutaj wróciæ. Wiele lat póŸniej, ju¿ studiuj¹c w Warszawie, uœwiadomi³em sobie, ¿e Ziemie Zachodnie by³y postrzegane przez ludzi z centralnej Polski jako ziemie tymczasowe, nie do koñca nasze. Tego poczucia nie zna³em w Koszalinie. Byliœmy ogromnie przywi¹zani do miasta, byliœmy dumni z jego osi¹gniêæ.

Od redakcji: Prof. W³adys³aw Jermakowicz – wybitny ekonomista, nauko- wiec, wyk³adowca na uniwersytecie amerykañskim i niemieckim, autor wielu ksi¹¿ek wydanych w kilku jêzykach. Zwi¹zany z Koszalinem od najwczeœniej- szych lat dzieciêcych. Swoim wspomnieniom, pisanym pod koniec ¿ycia, nada³ tytu³ Zd¹¿yæ przed œmierci¹, niestety sam nie zd¹¿y³ ich ju¿ ukoñczyæ.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 47

Maria Hudymowa WSPOMNIENIE O STEFANIE NAPIERALE

Ile¿ to lat minê³o od 15 marca 2002 roku, kiedy na koszaliñskim cmentarzu ¿egnaliœmy Stefana Napie- ra³ê. Urodzi³ siê 11 sierp- nia 1920 roku w Sierpcu w województwie warszaw- skim, jako syn Stanis³awa i Heleny z domu Tuzinkie- wicz. Szko³ê œredni¹ ogól- nokszta³c¹c¹ typu humani- stycznego ukoñczy³ w War- szawie w czerwcu 1939 roku. Wychowywany w at- mosferze g³êbokiego pat- riotyzmu, uczestniczy³ ak- tywnie w ¿yciu organizacji szkolnych, szczególnie w harcerstwie. Nic wiêc dziwnego, ¿e w obliczu wojennego zagro¿enia, ja- ko ochotnik zg³osi³ siê do wojska by wzi¹æ udzia³ w kampanii wrzeœniowej. Jak wielu innych ¿o³nierzy wrzeœnia trafi³ po klêsce naszej armii do obozu jenieckiego w Gubinie, a stamt¹d w g³¹b Niemiec - do pracy w fabryce zbrojeniowej. Tam przez 5 lat okupacji ciê¿ko pracowa³ fizycznie. Pamiêtn¹ datê 9 maja 1945 wita³ z radoœci¹ tym wiêksz¹, ¿e obóz w Gubinie wyzwoli³y wojska alianckie. Po latach pobytu na obczyŸnie postanowi³ wróciæ do kraju. W t³umie powracaj¹cych spotka³ ca³kiem przypadkowo swego m³odszego brata, ju¿ w czasie okupacji z³apanego przez Niemców w ulicznej ³apance i tak¿e wywie- zionego na przymusowe roboty. Wracali do Polski razem. Doszli do Zielonej Góry, tu postanowili siê zatrzymaæ. Stefan zg³osi³ siê do w³adz szkolnych,

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 49 zamierza³ zostaæ nauczycielem. W pobliskiej wsi przydzielono braciom ponie- mieckie gospodarstwo, a równoczeœnie Stefanowi zlecono zorganizowanie i prowadzenie w tej miejscowoœci polskiej szko³y. Gdy w 1947 roku odnaleŸli siê rodzice Stefana, którzy osiedlili siê w okoli- cach Pi³y, m³odszy brat postanowi³ zamieszkaæ z nimi. Stefan przeniós³ siê wówczas do Drawska Pomorskiego, gdzie zosta³ zatrudniony jako nauczyciel - polonista (niekwalifikowany) w œredniej szkole ogólnokszta³c¹cej. Przedwojenna warszawska matura da³a mu du¿y zasób wie- dzy z zakresu polskiej historii i literatury. Potrafi³ mówiæ barwnie, potoczyœcie, organizowa³ w szkole wieczory poezji, stworzy³ amatorskie kó³ko teatralne, prowadzi³ zajêcia szkolnej dru¿yny harcerskiej. Dyrektor szko³y mgr Jan Rogalski wysoko ocenia³ jego talent pedagogiczny, przyjaŸni¹ darzyli go wspó³pracownicy, pokocha³a swojego wychowawcê m³odzie¿. Gdy pewnego razu ze swoimi wychowankami wybra³ siê na wycieczkê do Ko³obrzegu, zauroczy³o go morze i postanowi³ tam zamieszkaæ. W 1948 roku zosta³ zatrudniony na stanowisku polonisty w œredniej szkole ogólnokszta³c¹cej w Ko³obrzegu. Tu równie¿ stosowa³ ró¿norodne formy pracy z m³odzie¿¹, maj¹c na celu zachêcenie jej do poznania literatury ojczystej i piêkna s³owa pisanego. Prowadzi³ ciekawe pogadanki na temat przesz³oœci Pomorskiej Ziemi, bohaterskich walk ¿o³nierza polskiego o Ko³obrzeg. Umiejêtnoœci¹ ciekawej narracji, wykazywaniem piêkna ojczystej mowy, pe³n¹ zrozumienia ¿yczliwo- œci¹ wobec uczniów zaskarbi³ sobie serca m³odzie¿y, przyjaŸñ i szacunek otocz- nia. W Ko³obrzegu, za³o¿y³ rodzinê. Podj¹³ pracê zwi¹zan¹ z podwy¿szeniem pedagogicznych kwalifikacji zawodowych. Wspó³pracowa³ z Zarz¹dem Oddzia³u ZNP, pe³ni³ spo³eczn¹ funkcjê prezesa. W lipcu 1950 roku zostaje utworzone województwo Koszaliñskie. Od 1 stycznia 1951 roku stanowisko zastêpcy kierownika Wydzia³u Kultury WRN obejmuje Stefan Napiera³a. Pe³ni¹c tê funkcjê szczególn¹ opiek¹ otacza pra- cowników bibliotek i wiejskich œwietlic, dok³ada starañ by upowszechniaæ czy- telnictwo, zostaje te¿ wieloletnim popularyzatorem i prelegentem Towarzystwa Wiedzy Powszechnej. Z prelekcjami ciesz¹cymi siê du¿ym zainteresowaniem dociera do najdalszych wsi i osiedli koszaliñskiego województwa, a szczególnie do oœrodków PGR-owskich. W 1965 roku Stefan Napiera³a zosta³ powo³any na stanowisko dyrektora Kina Oœwiatowego „Filmos”, gdzie nieprzerwanie pracowa³ 11 lat. Jego zainte- resowania spo³eczne by³y w tym czasie zwi¹zane z dzia³alnoœci¹ Zwi¹zku Zawodowego Pracowników Kultury i Sztuki - by³ ich d³ugoletnim przewod- nicz¹cym. Organizowa³ tam sekcje problemowe, zwracaj¹c szczególn¹ uwagê

50 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW na us³ugi socjalne. To dziêki niemu w Orawce ko³o Szczecinka i Sarbinowie ko³o Mielna zorganizowano dwa oœrodki wypoczynkowe dla pracowników kul- tury. W 1976 roku powstaje w Koszalinie Koszaliñskie Towarzystwo Spo³eczno Kulturalne, a Stefan Napiera³a zostaje powo³any na stanowisko jego generalne- go sekretarza. Pracuje tu nieprzerwanie a¿ do przejœcia na emeryturê w 1999 roku. S¹ to lata czynnej dzia³alnoœci Stefana i pulsuj¹cego ¿ycia kulturalnego województwa. Powo³ane jeszcze w latach 60- tych tzw. „brygady aktorskie” dociera³y systematycznie do miasteczek i wsi z ma³ymi formami sztuki teatral- nej, na spotkaniach mówi³o siê o roli teatru, popularyzowaniu sztuki i literatury w jak najszerszym zakresie. W tym czasie ukazuj¹ siê dwa regionalne kwartal- niki „Zapiski Koszaliñskie” i „Biblioteka S³upska”, w których wydaniu i upo- wszechnianiu w nich wiedzy o regionie koszaliñskim czynnie uczestniczy KTSK. W 1977 roku przy Koszaliñskim Towarzystwie Spo³eczno Kulturalnym zostaje powo³any pierwszy w kraju Klub b. Nauczycieli Tajnego Nauczania i Towarzystwo Przyjació³ Polskiego Pamiêtnikarstwa. Obydwa w osobie Stefa- na Napiera³y znajduj¹ szczerego przyjaciela. To dziêki niemu ukaza³y siê wtedy na rynku wydawniczym wydawnictwa, poœwiêcone historii tych towarzystw. Mówi¹c o dzia³alnoœci Stefana Napiera³y jako dzia³acza kultury nie mo¿na pomin¹æ faktu, ¿e od lat 50-tych by³ aktywnym cz³onkiem Towarzystwa Roz- woju Ziem Zachodnich, które w okresie 1950-1964 by³o koordynatorem dzia³alnoœci wydawniczej na naszym terenie oraz wspó³organizatorem Studium Pomorzoznawczego, ciesz¹cego siê wówczas du¿ym zainteresowaniem w ca³ym kraju. Ju¿ wtedy Stefan dociera³ do najdalszych miasteczek i wsi w województwie, przemierza³ niezliczone iloœci kilometrów polnymi drogami do bibliotek, œwietlic, pocz¹tkowo na rowerze, potem na skuterku, póŸniej w ulubionej „syrence”, nie zwracaj¹c uwagi na zmêczenie, deszcz czy przeni- kliwe podmuchy wiatru. Z w³adzami administracyjnymi stacza³ batalie o lokale, opa³, zakup ksi¹¿ek, o poprawê warunków bytowych pracowników kultury w œrodowiskach wiejskich, a szczególnie w Pañstwowych Gospodarstwach Rolnych. Trudno wyliczyæ jego wszystkie poczynania w wieloletniej pracy zawodo- wej i spo³ecznej: Festiwal Organowy w Koszalinie, Festiwal Piosenki ¯o³nier- skiej w Ko³obrzegu, Galeria Artystów- Plastyków na Zamku Ksi¹¿¹t Pomor- skich w Dar³owie, Teatr Dramatyczny im. J. S³owackiego w Koszalinie. Orga- nizator wielu wystaw, sesji, sympozjów, konkursów, spotkañ z m³odzie¿¹ - „spotkañ pokoleñ”. Niespo¿yta energia, zmys³ organizacyjny, umiejêtnoœæ

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 51 wspó³pracy, ¿yczliwoœæ, uprzejmoœæ. Kocha³ m³odzie¿, kocha³ i szanowa³ ludzi. Po 53 latach pracy zawodowej i spo³ecznej z powodu gnêbi¹cej go powa¿- nej choroby 1999 roku przeszed³ na emeryturê. Za wieloletni¹ aktywnoœæ otrzy- ma³ wiele podziêkowañ, dyplomów, wyró¿nieñ, odznak honorowych, miêdzy innymi Krzy¿ Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski i Medal Komisji Edukacji Narodowej. By³ przecie¿ wœród tych, którzy - jak piêknie powiedzia³ profesor Zenon Klemensiewicz na Pierwszym Kongresie Obroñców Pokoju w Warszawie w 1950 roku - „do³o¿yli swoj¹ pere³kê do bogatej skrzynki skarbów ojczystej kultury”.

52 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW Maria Hudymowa

PIERWSZA BIBLIOTEKARKA – SIOSTRA WITOLDA (Wspomnienie o Marii Pileckiej)

Miejscem rodzinnym Pileckich, herbu Leliwa, by³ maj¹tek Starojelnia ko³o Now- ogródka, wzbogacony o maj¹tek Sukurcze i Hawry³ówkê- otrzymane jako wiano Marii z domu Domejko - ¿ony Adama Pileckiego i Klaudii ¯urawskiej - ¿ony Józefa Pileckiego. Józef za udzia³ w po- wstaniu styczniowym w 1863 roku zosta³ aresztowany i skazany na zes³anie na Syberiê. Po powrocie do kraju zamieszka³ w Sukurczach. Syn Józefa - Julian po ukoñ- czeniu gimnazjum w Wilnie podj¹³ studia w Instytucie Leœnictwa w Petersburgu, po ukoñczeniu których podj¹³ pracê w O³u- muñcu na pó³nocy Rosji. W 1887 roku zawar³ zwi¹zek ma³¿eñski z Ludwik¹ Oziemiñsk¹, córk¹ ziemianina, wnuczk¹ uczestnika powstania styczniowego. W O³umuñcu urodzi³o siê czworo dzieci: syn Józef zmar³ w wieku 5 lat, Maria, Wanda i Witold. Dzieci wzrasta³y w atmosferze g³êbokiego patriotyzmu. S³ucha³y rodzinnych opowieœci zwi¹zanych z histori¹ walki o wolnoœæ Ojczyzny. Wakacje spêdza³y u dziadków w Sukurczach i Hawry³ówce. Losy rodu Pileckich zwi¹zane by³y z historycznymi wydarzeniami w kraju: represje, konfiskata maj¹tków, rewolucja 1917 roku, burzliwe lata 1918-1920, II wojna œwiatowa, repatriacja. Szko³ê podstawow¹ dzieci ukoñczy³y prywatnie w domu. Mariê, urodzon¹ 29 stycznia 1899 roku, jako najstarsz¹, postanowiono wys³aæ do Wilna do prywatnego gimnazjum z prawami rz¹dowymi. Egzamin do szko³y wypad³ pomyœlnie. Maria zosta³a uczennic¹ prywatnego gimnazjum

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 53 dla dziewcz¹t im. Winogradowa w Wilnie. Na ziemiach polskich rz¹d carski zezwoli³ na wprowadzenie do szkó³ prywatnych nauki jêzyka polskiego. W bibliotece szkolnej by³y jednak tylko ksi¹¿ki z literatury rosyjskiej. Ksiêgar- nie polskie dla uczniów m³odszych klas organizowa³y „k¹ciki literatury pol- skiej”, a dla m³odzie¿y klas starszych „tajne kó³ka nauki historii polskiej”. W 1914 roku ca³ym œwiatem wstrz¹snê³a wojna. Wilno okupowali Niemcy. Mariê i Witolda umieszczono w szkole œredniej w Orle. Maria by³a uczennic¹ klasy 8-mej o profilu pedagogicznym. Po trzech latach wojna wprawdzie zbli¿a³a siê ku zakoñczeniu, ale nie ustawa³y grabie¿e dworów, zabójstwa, aresztowania. Matka w obawie o losy Marii wys³a³a j¹ do Witebska, lecz ta po dwóch miesi¹cach powróci³a do Hawry³ówki. Po otrzymaniu przepustki dla uchodŸców, zezwalaj¹cej na wyjazd, uda³a siê z Witoldem do Wilna. Podjê³a licho p³atn¹ pracê w urzêdzie pocztowym w Lidzie, a nastêpnie w administracji kolei. W kwietniu 1918 roku by³a bezpoœrednim œwiadkiem bohaterskiej walki polskich oddzia³ów o Wilno i tryumfalnego wjazdu Marsza³ka Józefa Pi³sud- skiego do tego miasta. Borykaj¹c siê z trudn¹ sytuacj¹ materialn¹ Maria wyjecha³a do Sukurcza do rodziny, lecz ju¿ wiosn¹ 1920 roku powróci³a do Wilna, usilnie poszukuj¹c jakiegokolwiek p³atnego zajêcia. Dzia³ania wojenne wci¹¿ trwa³y. Bolszewicy zbli¿ali siê do Wilna. Maria, która pracowa³a wówczas jako pracownik Zarz¹du Cywilnego Ziem Wschod- nich, zosta³a na krótko ewakuowana do Bydgoszczy, wkrótce wraz z innymi pracownikami powróci³a do Wilna. Otrzymanie pracy w szkole w tamtym cza- sie by³o bardzo trudne. Po wielu staraniach zosta³a zatrudniona w Inspektoracie Szkolnym w Wilnie jako pracownik Oœwiaty dla Doros³ych. Dopiero w 1923 roku otrzyma³a etat nauczyciela w szkole wiejskiej w powiecie szczuczyñskim ko³o Lidy. Po z³o¿eniu obowi¹zkowego egzaminu praktycznego i rozpoczêciu studiów na Wy¿szym Kursie Nauczycielskim (WKN), który ukoñczy³a z wy- ró¿nieniem w 1930 roku, zosta³a zatrudniona w szkole œredniej w Lidzie, gdzie nieprzerwanie pracowa³a do sierpnia 1939 roku. 1 wrzeœnia 1939 roku spad³y pierwsze bomby niemieckie na Lidê. Szko³y by³y nieczynne. 17 wrzeœnia 1939 roku wyp³acono nauczycielom tzw. pobory likwidacyjne. Maria po krótkim pobycie w Sukurczach z siostr¹ Wand¹ i bra- tem Witoldem znów powróci³a do Wilna. Zaczê³y siê okupacyjne lata: represje, aresztowania, deportacje na daleki Wschód. Maria jako „dziedziczka” zosta³a zatrzymana przez NKWD. Trzy miesi¹ce spêdzi³a w wiêzieniu. By³a bezpoœrednim œwiadkiem gehenny wiêŸ- niów politycznych w £ukienniszkach, masowych deportacji rodzin polskich na

54 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW dalekie stepy Kazachstanu. Utrzymywa³a siê z udzielanych korepetycji i opieki nad ma³ymi dzieæmi. W okresie okupacji by³a wspó³organizatorem tajnego nauczania w zakresie szko³y œredniej. Uczy³a jêzyka polskiego i jêzyków obcych: rosyjskiego, niemieckiego, francuskiego. W maju 1945 roku zakoñczy³y siê dzia³ania wojenne. Zacz¹³ siê masowy okres repatriacji ludnoœci polskiej na tzw. Ziemie Zachodnie. Maria w lipcu 1945 roku wraz z siostr¹ Wand¹, jej mê¿em i synem Andrzejem przyjecha³a do Koszalina. Zamieszkali w skromnym domku przy ulicy Karola Szymanowskie- go, przyznanym im jako rekompensata za mienie pozostawione na Litwie. „W 1945 roku - wspomina Pani Maria- znalaz³am siê na Ziemiach Zachod- nich. Obserwuj¹c ró¿norodne zjawiska w nowym otoczeniu, zwróci³am szcze- góln¹ uwagê na pozostawione poniemieckie zbiory porzucone w piwnicach i na strychach. Zastanawia³ mnie przede wszystkim los ksi¹¿ek naukowych, nisz- czonych przez ludzi, nieœwiadomych ich znaczenia. Dowiedzia³am siê, ¿e z ini- cjatywy Ministerstwa Oœwiaty i Kuratorium Okrêgu Szkolnego w Koszalinie, w³adze wojewódzkie w Koszalinie powo³a³y Komisjê Opieki nad Ksi¹¿k¹. Zainteresowana t¹ spraw¹ z³o¿y³am na rêce kuratora Pana Helsztyñskiego podanie o przydzielenie mnie do tej pracy. Zosta³am przyjêta. Warunki pracy by³y bardzo uci¹¿liwe. Znalezione ksi¹¿ki magazynowaliœmy w wilii przy obecnej ulicy Sportowej (by³a filia Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej). W 1946 roku Kuratorium z Koszalina przeniesiono do Szczecina. Moimi czyn- noœciami interesowa³ siê inspektor szkolny Klaudiusz Górski oraz jego zastêpca Miko³aj Praczuk. Wiosn¹ 1946 roku zosta³am zawiadomiona, ¿e opiekê nad zbiorami przejmuje Kuratorium Okrêgu Szkolnego w Szczecinie”. Zgromadzone i zabezpieczone przez Mariê Pileck¹ zbiory powêdrowa³y w dobrze opakowanych skrzyniach do Biblioteki Narodowej w Warszawie i Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Szczecinie. W tym czasie by³y ju¿ w Koszalinie czynne trzy biblioteki: parafialna i dwie prywatne z bardzo ubo- gim ksiêgozbiorem. W lipcu 1946 roku, zgodnie z podjêt¹ uchwa³¹ Powiatowej Rady Narodo- wej zostaje powo³ana Powiatowa Biblioteka Publiczna w Koszalinie. Jej kie- rownikiem od 1 sierpnia 1946 roku zosta³a Maria Pilecka. Zacz¹³ siê trudny okres organizacji bibliotek, filii bibliotecznych w œrodowisku wiejskim. Wszystko nale¿a³o zaczynaæ od pocz¹tku. Zaczê³a siê walka o lokale, wyposa- ¿enie, zakupy ksi¹¿ek i co najwa¿niejsze - o pracowników. Pani Maria najpierw sama ukoñczy³a kurs dla pocz¹tkuj¹cych bibliotekarzy w Szczecinie, a nastêp- nie w 1949 roku z³o¿y³a egzamin w Oœrodku Kszta³cenia Bibliotekarzy w Jaro- cinie, by potem zorganizowaæ szkolenia swoich pracowników.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 55 W 1947 roku po raz pierwszy po zakoñczeniu dzia³añ wojennych, ju¿ w wolnym kraju, zorganizowano uroczyœcie „Dni Oœwiaty, Ksi¹¿ki i Prasy”. Uzyskane pieni¹dze ze zbiórki przeznaczono na zakup ksi¹¿ek. W 1946 roku uroczyœcie wrêczono Marii Pileckiej 260 nowych polskich ksi¹¿ek. W 1948 roku ca³y kraj ogarnê³a walka z analfabetyzmem. Wzruszaj¹ce by³y chwile kiedy to wnuczek szko³y podstawowej uczy³ stawiaæ literki swojego dziadka. W 1947 roku powo³ano Powiatowe Komitety Biblioteczne. Biblioteka Powiato- wa w Koszalinie, która swoj¹ siedzibê mia³a w pomieszczeniach Powiatowej Rady Narodowej posiada³a wówczas 2460 ksi¹¿ek. W 1949 roku uroczyœcie otworzono pierwsz¹ na Pomorzu Œrodkowym Bibliotekê Gromadzk¹ w Boboli- cach. Biblioteka otrzyma³a 250 nowych ksi¹¿ek. Pani Maria podjê³a niezwykle trudne zadanie organizacji bibliotek, które na Ziemi Koszaliñskiej trzeba by³o organizowaæ od podstaw i dlatego ukszta³towa³ siê tutaj typ bibliotekarza- popularyzatora i organizatora czytelnictwa. W marcu 1949 roku Komitet Upo- wszechnienia Czytelnictwa przydzieli³ nowym coraz liczniej organizowanym punktom bibliotecznym w PGR-ach komplety nowych polskich ksi¹¿ek. Dziêki usilnym staraniom Marii Pileckiej Powiatowa Biblioteka w Koszalinie otrzy- ma³a przestronne pomieszczenia przy ul. Boles³awa Chrobrego. Nowe lokale otrzyma³y biblioteki nadmorskie w Mielnie i Sarbinowie. Miejskiej Bibliotece w Sianowie nadano uroczyœcie imiê Ksiêcia Bogus³awa X. W Powiecie Kosza- liñskim wzrasta³a iloœæ bibliotek, filii, punktów bibliotecznych. Wzrasta³a licz- ba pracowników, którzy podejmowali trud dokszta³cania i doskonalenia. W tro- sce o warunki bytowe bibliotekarzy, lokale, opa³, sprzêt biblioteczny, o zakup nowych ksi¹¿ek Pani Maria przemierza³a niezliczon¹ iloœæ kilometrów by dotrzeæ do Urzêdów Gminnych, so³ectw, bibliotek. Pomaga³a w organizacji Kó³ Gospodyñ Wiejskich, organizowaniu œwietlic, nawi¹zywa³a wspó³pracê za szko³ami, towarzystwami, organizacjami dzia³aj¹cymi w œrodowisku wiejskim. Uczy³a pracowników ciekawych form pracy, ukazywa³a m¹droœæ i piêkno zawarte w pisanym s³owie ojczystej mowy. By³a aktywnym organizatorem i cz³onkiem Oddzia³u Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich w Koszalinie. Warunki materialne mia³a bardzo trudne. By³a jedyn¹ ¿ywicielk¹ rodziny – sio- stry Wandy i jej syna Andrzeja. Pomaga³a dzieciom osieroconym przez ukocha- nego brata Witolda Pileckiego. Dorabia³a do skromnej pensji bibliotekarza korepetycjami z jêzyka ojczystego i jêzyków obcych: rosyjskiego, niemieckie- go i francuskiego. T³umaczy³a urzêdowe pisma z jêzyka niemieckiego. Po przejœciu na emeryturê w 1965 roku przez wiele lat pracowa³a w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Koszalinie w niepe³nym wymiarze godzin. Za niestru- dzon¹, wieloletni¹ pracê w Powiatowej Bibliotece Publicznej w Koszalinie

56 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW dziêkowa³ Pani Marii ówczesny przewodnicz¹cy Powiatowej Rady Narodowej Mieczys³aw Bêcki. Nadano te¿ Pani Marii Pileckiej Krzy¿ Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. O swoich prze¿yciach, tragediach rodzinnych nie opowiada³a, nie narzeka³a na uci¹¿liw¹ sytuacjê materialn¹. Zawsze by³a pogodna, ¿yczliwa, pe³na dobro- ci i zrozumienia dla innych ludzi. Sama bardzo pracowita, równie¿ od innych wymaga³a uczciwej pracy. Cieszy³a siê szacunkiem i zaufaniem pracowników, a uznaniem prze³o¿onych. Dziêki du¿ej umiejêtnoœci wspó³¿ycia z ludŸmi i porozumienia z w³adzami za³atwia³a wiele spraw dla dobra bibliotek i ich pracowników. Wœród wprowadzanych przez ni¹ ró¿norodnych form upo- wszechnienia czytelnictwa znacz¹cym, nowatorskim dzia³aniem by³a organiza- cja Kó³ Przyjació³ Bibliotek w bibliotekach wiejskich, a szczególnie w œrodowi- skach Pañstwowych Gospodarstw Rolnych- PGR. Od pierwszych dni zamieszkania w Koszalinie Pani Maria prowadzi³a cenne zapiski kronikarskie i „Sagê Rodu Pileckich”. Zachêca³a do prowadzenia kronik swoje bibliotekarki, które skrzêtnie notowa³y wszystkie wydarzenia dotycz¹ce ich œrodowiska. By³a wra¿liwa na ludzkie cierpienia, kocha³a m³odzie¿. Wokó³ siebie stwarza³a atmosferê spokoju i dobroci. By³a czynna niemal do ostatnich dni swojego pracowitego ¿ycia. Zmar³a 9 maja 1991 roku w wieku 91 lat. ¯egnali j¹ na koszaliñskim cmentarzu bliscy, liczni biblioteka- rze, przyjaciele, czytelnicy. Skromne epitafium na p³ycie pomnika mówi o cz³owieku niezwyk³ym, wielkim duchem i mi³oœci¹ ojczystego kraju. Redak- tor Lech Fabiañczyk uwieczni³ postaæ Pani Marii Pileckiej i miejsce jej spo- czynku w krótkometra¿owym filmie.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 57

Józef Szantyr MÓJ PIERWSZY ROK NA POMORZU ŒRODKOWYM

Poci¹giem towarowym przybyliœmy do nieznanego nam Koszalina 10 wrzeœnia 1945 r. Nasz wagon zepchniêto na boczny tor, a ca³y baga¿ musie- liœmy wy³adowaæ na rampie i roz³adowaæ siê na niej wraz z przywiezion¹ krow¹, by po dalekiej podró¿y nieco odpocz¹æ. Uda³em siê do miejscowego oddzia³u Powiatowego Urzêdu Repatriacyjne- go celem zarejestrowania siê i uzyskania pomocy w zakwaterowaniu, gdy¿ zawiadowca stacji kolejowej ponagla³, aby opró¿niæ rampê. W oddziale PUR, zlokalizowanym w budynku szkolnym przy ul. Krzywoustego powiedziano, ¿e mo¿emy korzystaæ z posi³ków, a je¿eli chodzi o mieszkanie, to nale¿y szukaæ we w³asnym zakresie. Poszed³em wiêc do Zarz¹du Miasta przy ul. Grottgera 4, gdzie ówczesny burmistrz Czes³aw Miko³ajczyk powierzy³ za³atwienie sprawy mieszkaniowej Feliksowi Binasiowi, kierownikowi dzia³u kwaterunkowego. Ten pokaza³ mi kilka mieszkañ, ale by³y one zdemolowane. Na remont mieszkania trzeba by by³o d³ugo czekaæ. Znalaz³em wiêc przy ul. Czystej 2 (póŸniej Barlickiego) woln¹ stodo³ê, przetransportowa³em tam baga¿ i zamieszka³em w niej z rodzin¹ i krow¹- Baœk¹. Ca³e szczêœcie, ¿e by³ wówczas pogodny okres. Ju¿ dawno stodo³y tej nie ma, zosta³a rozebrana, a na jej miejscu posadzono drzewka owocowe. Pierwsze wra¿enie z Koszalina by³o okropne. Stacja kolejowa, jak i cen- trum w du¿ej mierze by³y spalone. Dooko³a znajdowa³y siê rupiecie i œmieci, a gdzieniegdzie unosi³ siê odór. Ulice by³y tylko czêœciowo oczyszczone i nie wszystkie przejezdne. Ruch natomiast by³ spory i to za spraw¹ wojska radziec- kiego oraz polskiego. W Koszalinie, w tym samym miejscu co dzisiaj, mieœci³ siê urz¹d woje- wództwa szczeciñskiego z wojewod¹ Leonardem Borkowiczem na czele. By³y ju¿ prowizoryczne komitety partyjne PPR, PPS i – podobno – innych stron- nictw. W lewym skrzydle gmachu Urzêdu Wojewódzkiego stacjonowa³o Do- wództwo Okrêgu Wojskowego. W tym samym skrzydle, znajdowa³o siê staro- stwo powiatowe ze starost¹ Edmundem Dobrzyckim (póŸniej docentem Wy¿- szej szko³y Rolniczej w Szczecinie). Okrêgowy S¹d, a tak¿e S¹d Grodzki wraz

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 59 z Prokuratur¹ S¹du Okrêgowego, mieœci³y siê w dwupiêtrowym budynku mieszkalnym przy ul. Matejki 19 (obecnie Stronnictwo Demokratyczne). Preze- sem S¹du Okrêgowego by³ Kazimierz Cukierski, a prokuratorem S.O. - Janusz Kubicki. Maj¹c do dyspozycji stodo³ê jako bazê mieszkaniow¹, zacz¹³em rozgl¹daæ siê za prac¹. Uda³em siê do Wojewódzkiego Wydzia³u Zdrowia, gdzie zasta³em kierownika wydzia³u dr med. Hieronima Powiertowskiego, który póŸniej jako docent by³ kierownikiem Kliniki Neurochirurgicznej w Poznaniu i naszym kon- sultantem. Kierownik po naradzie z inspektorem lekarskim dr Januszem Dam- brotem i kierownikiem Wojewódzkiej Kolumny Sanitarno- Epidemiologicznej dr Henrykiem Gardzia³kowskim poda³ mi kilka nie obsadzonych placówek, jak Szpital Rejonowy w Trzebiatowie, Oœrodek Zdrowia w P³otach b¹dŸ w Boboli- cach. Zaproponowa³ mi tak¿e objêcie stanowiska lekarza powiatowego w Koszalinie. Zmêczony repatriacj¹ oraz zwi¹zanymi z ni¹ prze¿yciami i k³opotami, po naradzie z ¿on¹ postanowi³em pozostaæ w Koszalinie. Stanowisko lekarza powiatowego zdecydowa³em siê obj¹æ 16 wrzeœnia 1945 r. Ci¹gnê³a mnie bardziej praca szpitalna, jednak i praca administracyjno- organizacyjna nie by³a mi obca, poniewa¿ w latach 1936-1939 by³em asysten- tem chirurgii w Bras³awiu i lekarzem powiatowym tamtejszego starostwa. Jako lekarz powiatowy musia³em szybko zorientowaæ siê w sytuacji w zakresie opieki medycznej w mieœcie i powiecie, a szczególnie w sytuacji epidemiologicznej. Obiekty szpitalne poniemieckie, a tak¿e inne wiêksze budynki by³y zajête przede wszystkim przez szpitale radzieckie. Poniemiecki szpital (Diakonissen Krankenhaus) przy ul. Marchlewskiego 7 (obecnie Wojewódzki Szpital Zespo- lony) zajêty by³ przez radziecki szpital chirurgiczny. Podobny charakter mia³ szpital w budynku poniemieckiego sanatorium przeciwgruŸliczego w Rokoso- wie (obecnie Zespó³ PrzeciwgruŸliczy i chorób P³uc). Szpitale radzieckie o ró¿nym przekroju zajmowa³y te¿ poniemiecki budynek s¹dowy przy ul. Waryñskiego (póŸniejszy Komitet Wojewódzki PZPR), budynek szkolny przy ul. A. Lampego 30 (obecnie Zespó³ Szkó³ Zawodowych) i budynek szkolny przy ul. Laskonogiego (obecnie nie istniej¹cy- zosta³ zburzony). Wojsko Pol- skie mia³o swój szpital garnizonowy przy ul. Fa³ata 3 (póŸniej Oœrodek Dosko- nalenia Kadr Medycznych) na 200 ³ó¿ek, komendantem by³ mjr lek. Kazimierz Mulat. Cywilna s³u¿ba zdrowia mia³a prowizoryczny niedu¿y szpital, zwany Powiatowym Szpitalem Ogólnym, na 60 ³ó¿ek, w budynku poniemieckiego Urzêdu Finansowego przy ul. Psie Pole 2 (obecnie M. C Sk³odowskiej).

60 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW Ze wzglêdu na epidemiê chorób zakaŸnych, jak dur brzuszny lub osutkowy, czerwonka, b¹dŸ b³onica zosta³ doraŸnie utworzony szpital zakaŸny w trzech pomieszczeniach - przy ul. Psie Pole 1 w by³ej podobno bo¿nicy ¿ydowskiej (obecnie GnieŸnieñska 71, zmodernizowany i rozbudowany budynek Ba³tyckie- go Teatru Dramatycznego) i przy ul. Zwyciêstwa 117, a obecnej Szkole Podsta- wowej nr 1. Obok tego, w budynku gdzie obecnie jest Klub Nauczyciela, mie- œci³a siê kostnica. Wszystkich ³ó¿ek zakaŸnych by³o oko³o 250. Tym szpitalem kierowa³ dr med. Feliks Paw³owicz, ftyzjatra z Wilna, póŸniejszy dyrektor Sanatorium PrzeciwgruŸliczego i przewodnicz¹cy zespo³u konsultantów woje- wódzkich. Do pomocy mia³ niemieckiego lekarza J. Kriegera, pielêgniarkê Naruszewicz oraz kilka niemieckich, jak i przyuczonych pielêgniarek. W owym czasie panowa³y równie¿ choroby weneryczne, dlatego te¿ zorgani- zowany by³ prymitywny szpital skórno - wenerologiczny na 30 ³ó¿ek przy ul. GnieŸnieñskiej 30, a pierwszym jego dyrektorem by³ dr Marek Szer, maj¹cy do dyspozycji przyuczone pielêgniarki Jadwigê Lewandowsk¹, Leokadiê Smaga³ê i jednego sanitariusza. Przy Urzêdzie Wojewódzkim by³a przychodnia dla funkcjonariuszy pañstwo- wych, w której przyjmowali lekarze Wojewódzkiego Wydzia³u Zdrowia i czê- œciowo lek. Józef Hildebrandt, ówczesny dyrektor Szpitala Powiatowego Ogólnego. Urz¹d bezpieczeñstwa, Milicja Obywatelska i inne instytucje (PKP) mia³y w³asn¹ przychodniê, gdzie urzêdowa³ lek. Miko³aj Bokszañski. Ten sam lekarz przyjmowa³ chorych ubezpieczonych w Ubezpieczalni Spo³ecznej przy ul. S³owackiego 1 (póŸniej Wojewódzki Urz¹d Spraw Wewnêtrznych), gdzie kie- rownikiem administracyjnym by³ Ireneusz Sztampie. Przy ul. Zwyciêstwa 30 mieœci³a siê Poliklinika Miejska, w której pracowali : absolwent medycyny Józef Korzeniowski, póŸniej ju¿ jako lekarz, pielêgniarka Winiarska i Irena Gelbert jako pomoc administracyjna. Du¿¹ pomoc¹ w lecznictwie by³ miejscowy oddzia³ PCK, znajduj¹cy siê przy ul. Œwierczewskiego 10 z kierownikiem kpt. rezerwy Stanis³awem Fliszew- skim. W przychodni PCK pracowa³ absolwent medycyny Boles³aw Fronckie- wicz, póŸniej ju¿ jako lekarz Miejskiej Stacji Pogotowia Ratunkowego, pielê- gniarka Maria P³awska i jedna rejestratorka. Placówka obs³ugiwa³a równie¿ repatriantów. Posiada³a ona gabinet rtg obs³ugiwany dodatkowo przez dr Paw³owicza. Z cywiln¹ s³u¿b¹ zdrowia wspó³pracowali lekarze garnizonowego szpitala. Pomoc dentystyczn¹ zapewniali: lekarz stomatolog Danuta Plutecka przy ul. 1 Maja i technik dentystyczny Henryk Frydendberg.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 61 Lecznictwo zaopatrywa³o siê w leki czêœciowo z przydzia³u Woje- wódzkiego Wydzia³u Zdrowia, a przewa¿nie w prywatnej aptece mgr. farm. Jana Pleskaczewskiego przy ul. Zwyciêstwa 30 (póŸniejsza apteka spo³eczna nr 10). W budynku apteki na II piêtrze mieœci³o siê prywatne laboratorium anali- tyczne lekarza Lucjana Olszewskiego. Mimo, zdawa³oby siê, tak znacznie rozbudowanej sieci placówek, co praw- da bardzo prymitywnych, ogólna sytuacja cywilnej s³u¿by zdrowia by³a trudna. Brak by³o personelu lekarskiego (ci sami lekarze obs³ugiwali kilka placówek) i œredniego, brakowa³o wyposa¿enia, œrodków transportowych itp. Personel medyczny pracowa³ ponad si³y, nie licz¹c siê z godzinami pracy, zawsze gotów na ka¿de wezwanie, nie zwracaj¹c uwagi na dodatkowe wynagrodzenie. Szpita- le zaopatrywa³y siê w ¿ywnoœæ przewa¿nie w prymitywnych sklepach, których by³o sporo, a czêœciowo na targu. Korzystano tak¿e z uspo³ecznionych placów- ek handlowych, jednak nie by³o ich du¿o. By³y cztery sklepy spó³dzielcze, zor- ganizowane przez Hieronima Staszewskiego, póŸniejszego aktywnego dzia³acza gospodarczego i spo³eczno - politycznego, pioniera Ziemi Koszaliñ- skiej. Najwa¿niejszym zadaniem s³u¿by zdrowia w tym czasie by³a walka z choro- bami zakaŸnymi i likwidacja groŸnego stanu epidemiologicznego, któremu sprzyja³y z³e warunki sanitarno- higieniczne, niedostatki w zaopatrzeniu w wodê, brud, zawszenie i tu i ówdzie spotykane w gruzach rozk³adaj¹ce siê zw³oki zwierzêce, a nawet ludzkie. Jako lekarz powiatowy mia³em rêce pe³ne roboty, chodzi³o przede wszystkim o jak najszybsze wykrycie wszystkich przypadków chorych zakaŸnie, zw³aszcza w terenie i szybkie ich izolowanie. O szerszej profilaktyce trudno by³o myœleæ, gdy¿ nie mieliœmy dostatecznej liczby kadry sanitarno- epidemiologicznej. Na terenie powiatu nie by³o ¿adnego lekarza, jedynie w Sarbinowie by³ punkt sanitarny PCK, w którym pracowa³a po³o¿na Stanis³awa Zielaskowska (póŸniej oddzia³owa Szpitala Wojewódz- kiego) i w Bobolicach, dok¹d doje¿d¿a³ z Koszalina przyuczony felczer Jerzy Starzyñski. Nawi¹za³em bliski kontakt z szefem sanitarnym DOW, p³k. lek. Mie- czys³awem Kowalskim (póŸniejszym genera³em i szefem sanitarnym Wojska Polskiego), który okaza³ du¿e zrozumienie i pomoc w zaopatrzeniu w szcze- pionki. Wojewódzka Kolumna Sanitarno- Epidemiologiczna mia³a jednak du¿e k³opoty z terenem ca³ego województwa, wiêc nie by³a w stanie przyjœæ z wiê- ksz¹ pomoc¹ miastu. Dziêki znajomoœci jêzyka rosyjskiego nawi¹za³em wspó³pracê z radzieckimi lekarzami epidemiologicznymi, którzy pomogli w dostarczeniu œrodków dezynfekcyjnych i dezynsekcyjnych.

62 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW W porozumieniu ze starost¹ Edmundem Dobrzyckim zwo³a³em naradê wszystkich so³tysów z terenu powiatu, udzielaj¹c im wskazówek odnoœnie chorób zakaŸnych. Zorganizowana te¿ zosta³a powiatowa kolumna przeciwepi- demiczna. Sk³ada³a siê z przyuczonych dezynfektorów w osobach Antoniego Zaklukiewicza, Edwarda Bema i Niemca Williego Knopfa (woŸnica) oraz jed- nej parokonnej bryczki. Wyposa¿ono j¹ w znalezione w piwnicach gmachu Urzêdu Wojewódzkiego œrodki dezynfekcyjne (lizol, proszek DDT, wapno i rozpylacze), a tak¿e przydzielone przez zakaŸny szpital radziecki. Po zgroma- dzeniu jeszcze szczepionek dostarczonych przez Woj. Kolumnê Sanitarno-Epi- demiologiczn¹ i szefa sanitarnego DOW, skromna kolumna wyruszy³a w teren celem rozszerzenia dotychczasowej akcji szczepiennej i dezynfekcji Ÿróde³ zarazy. Najwiêksze ognisko epidemiczne duru brzusznego, osutkowego i czerwon- ki by³o w rejonie maj¹tku Œmiechów, skupisku ludnoœci niemieckiej. Ludnoœæ ta niechêtnie poddawa³a siê szczepionkom, gdy¿ nie ufa³a Polakom. Dla obale- nie nieufnoœci w maj¹tku Œmiechów dezynfektor Antoni Zaklukiewicz, ponie- wa¿ nie by³ dotychczas szczepiony, pierwszy zaszczepi³ siê na oczach zebra- nych. Odt¹d nasza akcja posz³a ³atwiej. Kolumna pracowa³a z du¿ym wysi³kiem do póŸnej nocy. Je¿d¿¹c od wsi do wsi wyszukiwa³a przypadki zachorowañ, a dotychczas nie szczepionych szczepi³a. W mieszkaniach chorych skierowanych do szpitala przeprowadza³a dezynfekcjê. Wytê¿ona praca kolum- ny po pewnym czasie przynios³a korzystne rezultaty. Poza ciê¿kimi obowi¹zkami s³u¿bowymi trzeba by³o pomyœleæ o sprawach domowo-rodzinnych. Dokuczy³o mieszkanie w stodole, tym bardziej ¿e by³a ju¿ po³owa paŸdziernika. Wyszuka³em wiêc przy ulicy Armii Czerwonej 26 puste, zdemolowane mieszkanie, odremontowa³em je i na pocz¹tku listopada 1945 r. zamieszka³em w znoœniejszych warunkach. Mia³em ca³y czas du¿y k³opot z krow¹ Baœk¹, lecz i tê umieœci³em w jednej z piwnic z oddzielnym wejœciem. Nie chcia³em siê jej pozbyæ, gdy¿ z jednej strony mieliœmy œwie¿e, dobre mleko, a z drugiej przywi¹zanie do niej, jako towarzyszki podró¿y z Bras³awia, by³o ogromne. Dodam, ¿e póŸniej - na wiosnê 1947 r. - przenios³em siê do starej willi przy ul. Armii Czerwonej 51, któr¹ potem wykupi³em, korzystaj¹c w znacznej mie- rze z rekompensaty z tytu³u pozostawienia mienia na WileñszczyŸnie. Za zgod¹ starosty, a potem w drodze konkursu obj¹³em w dniu 16 paŸdzier- nika 1945 r. stanowisko dyrektora Szpitala Powiatowego Szpital ten by³ niedu¿y, liczy³ tylko 60 ³ó¿ek. Improwizowany, prymitywny, by³y tu niezwykle trudne warunki pracy. Znaczna czêœæ ³ó¿ek by³a drewniana,

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 63 zamiast koców- domowe pierzyny lub ko³dry. Instrumentarium operacyjne by³o zupe³nie niedostateczne, brakowa³o mebli i sprzêtu medycznego, pracowni ana- litycznej, aparatu rtg. Sala operacyjna mieœci³a siê w zwyk³ym pokoju, a sto³em operacyjnym by³ po prostu stó³ domowy. Nie by³o bie¿¹cej wody, jedynie auto- klaw (hermetycznie zamkniêty ogrzewany zbiornik s³u¿¹cy do przeprowadza- nia procesów chemicznych, np. sterylizacji - przyp. red.). Sala porodowa nie wygl¹da³a lepiej; brakowa³o ³ó¿ka porodowego i bie¿¹cej wody. Pocz¹tki szpitala to czerwiec 1945r. Pierwszym dyrektorem by³a dr Teresa Szyran- Smolska, po niej, krótko, dr Cz³onkowski. Nastêpnie jego miejsce zaj¹³ lekarz Józef Hildebrandt. Pozostali lekarze to: Jan Buszke i dochodz¹cy lekarz pediatra Aleksandra Kogut, pracuj¹ca jednoczeœnie w Poliklinice Miejskiej. W sk³ad personelu œredniego wchodzi³y: przyby³a wraz ze mn¹ po³o¿na Tekla ¯o³nierowicz (obecnie ju¿ nie¿yj¹ca), pielêgniarki przyuczone Janina Lisow- ska, Maria Mystkowska, Irena Zytkiewicz i instrumentariuszka, pielêgniarka niemiecka. Po³o¿na ¯o³nierowicz prowadzi³a jednoczeœnie skromn¹ aptekê i podawa³a narkozê, wówczas tylko eterow¹. Nie by³o podzia³u chorych na oddzia³y. Do prania bielizny nie by³o ¿ad- nych urz¹dzeñ mechanicznych, wszystko za³atwia³y rêcznie dwie praczki. Trudno by³o mi pogodziæ funkcje lekarza powiatowego ze stanowiskiem dyrektora szpitala i prowadz¹cego przychodniê przyszpitaln¹. Poza tym, jako lekarz powiatowy, by³em bieg³ym s¹dowym, lekarzem komisji inwalidzkiej dla poszkodowanych w czasie ostatniej wojny (posiedzenia tej komisji odbywa³y siê raz w tygodniu). Pe³ni³em równie¿ obowi¹zki lekarza Okrêgowego Oddzia³u PUR. Ogólna sytuacja miasta i powiatu by³a skomplikowana, w³adze mia³y ca³y szereg wa¿nych problemów do za³atwienia. Chodzi³o miêdzy innymi i przede wszystkim o bezpieczeñstwo ogólne. Grasowa³y w tym czasie (póŸniej rów- nie¿) bandy, zw³aszcza w rejonie Bobolic i Polanowa. Poza tym w³adze miej- skie mia³y ciê¿ki orzech do zgryzienia z gospodark¹ komunaln¹, aprowizacj¹ i przygotowaniami do repatriacji ludnoœci niemieckiej. S³u¿ba zdrowia by³a wiêc zdana na w³asne pomys³y i si³y. Za zgod¹ starosty E. Dobrzyckiego przenios³em biuro lekarza powiatowego do jednego z pomieszczeñ administracyjnych szpitala, by móc sprawnej oba me g³ówne stanowiska pogodziæ i wykorzystaæ ka¿d¹ woln¹ chwilê do za³atwiania najpilniejszych spraw. Niezwykle du¿¹ pomoc¹ by³a sekretarka Maria Rafa³owska, która niejednokrotnie za³atwia³a sprawy bie¿¹ce w moim imieniu. W tym czasie nie by³o mowy o uzyskaniu lepszego budynku na szpital, wiêc trzeba by³o bazowaæ na tym, co jest. Od wojska radzieckiego uzyska³em

64 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW czêœæ ³ó¿ek szpitalnych i trochê narzêdzi chirurgicznych, poza tym nieodp³atnie przekaza³em do szpitala w³asne narzêdzia. Typowy stó³ operacyjny, Lampê bezcieniow¹ i stó³ ginekologiczny znalaz³em w gruzach zniszczonego szpitala w Bobolicach. Uzyska³em te¿ ze szpitala radzieckiego ma³y przenoœny aparat rtg i przeœwietlenia by³y wykonywane przez Szpital Garnizonowy lub w gabi- necie rtg przez PCK. Praca w szpitalu, ³¹cznie z za³atwianiem spraw nale¿¹cych do lekarza powiatowego i w przychodni, trwa³a czêsto do godziny 24.00. Z uwagi na doœæ du¿¹ odleg³oœæ szpitala od mego mieszkania i koniecznoœæ pe³nienia perma- nentnych dy¿urów, ca³e niemal noce spêdza³em w szpitalu. Usprawniaj¹c stopniowo lecznictwo i opanowuj¹c sytuacjê epidemiolo- giczn¹ mo¿na by³o czêœæ ³ó¿ek zakaŸnych zlikwidowaæ. I tak w styczniu 1946 r. zosta³ zwolniony budynek przy ul. Zwyciêstwa 117, a w marcu tego¿ roku - pomieszczenia przy ul. Psie pole (obecnie Ba³tycki Teatr Dramatyczny). Pozo- sta³ jedynie szpital zakaŸny na oko³o 100 ³ó¿ek (³¹cznie z gruŸlic¹) przy ul. GnieŸnieñskiej 74. Szpital zakaŸny mia³ wówczas du¿e k³opoty z b³onic¹, która mia³a charakter epidemiczny. Trudno by³o uzyskaæ surowicê przeciwb³onicz¹. Bardzo czêsto wiêc by³em wzywany tam noc¹ dla dokonania tracheotomii (naciêcia tchawicy) u dusz¹cych siê dzieci. Mimo zimy ruch osiedleñczy w mieœcie i powiecie nasila³ siê. W styczniu 1946 r. ludnoœci polskiej na terenie miasta i powiatu by³o ju¿ ponad 20 tysiêcy. Samo miasto, nie licz¹c Niemców, mia³o ponad 11 tysiêcy mieszkañców. Bur- mistrzem by³ Henryk Jagoszewski. W pierwszej po³owie marca 1946 r. Urz¹d Wojewódzki wraz z innymi placówkami wojewódzkimi zosta³ przeniesiony do Szczecina. W roku 1946 nasili³ siê ruch emigracyjny ludnoœci niemieckiej. Poci¹ga³o to za sob¹ du¿o pracy w zwi¹zku z koniecznoœci¹ przeprowadzenia badañ lekarskich i szczepieñ ochronnych. Ponadto ka¿d¹ wiêksz¹ grupê emigruj¹cych nale¿a³o wyposa¿yæ w apteczkê i pielêgniarkê dla niesienia doraŸnej pomocy. PóŸniejsze g³osy dochodz¹ce z RFN, krytykuj¹ce polsk¹ s³u¿bê zdrowia za nie otoczenie transportów niemieckich w³aœciw¹ opiek¹ medyczn¹ by³y wiêc bez- podstawne. Sytuacja kadrowa s³u¿by zdrowia sta³a siê teraz nieco gorsza ni¿ w roku 1945 i na pocz¹tku 1946 r., kiedy to lekarze Szpitala Garnizonowego i Woje- wódzkiego Wydzia³u Zdrowia okazywali du¿¹ pomoc w przyjmowaniu pacjen- tów. Przyby³ jedynie lekarz W³adys³aw Stycu³a, który organizowa³ kolejow¹ s³u¿bê zdrowia i móg³ byæ dodatkowo zatrudniony w szpitalu. Do WOP przyby³ lekarz dermatolog Piotr Makarewicz, który by³ bardzo przydatny w poradni

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 65 „W” Polikliniki Miejskiej. Poliklinika zosta³a przemianowana na Oœrodek Zdrowia, a kierownikiem jej zosta³ lekarz Miko³aj Bokszañski. Dla poprawy sytuacji zdrowotnej w terenie, w drugim kwartale 1946 r. skierowa³em absolwenta medycyny Jana Korzeniowskiego do Dobrzycy, gdzie zosta³ zorganizowany oœrodek zdrowia z izb¹ porodow¹ na 6 ³ó¿ek i izb¹ cho- rych na 12 ³ó¿ek. Zosta³a te¿ uruchomiona izba porodowa na 5 ³ó¿ek w Sarbi- nowie, a w Bobolicach na 8 ³ó¿ek. W tym samym roku powsta³ punkt po³o¿ni- czy w Œwieszynie z po³o¿n¹ Janin¹ D¹browsk¹, a w Koszalinie zaanga¿owane zosta³y dwie po³o¿ne miejskie. PóŸn¹ jesieni¹ tego roku uda³o siê szpitalowi uzyskaæ z demobilu w Byd- goszczy samochód sanitarny i pó³ciê¿arowy, a lekarz powiatowy otrzyma³ do u¿ytku s³u¿bowego samochód osobowy DKW. Transport placówek s³u¿by zdro- wia znacznie siê wzbogaci³. Korzystaj¹c z pomocy UNRRA szpital zaopatrzy³ siê te¿ w typowe ³ó¿ka szpitalne, otrzyma³ znaczn¹ iloœæ bielizny poœcielowej i osobistej dla chorych, fartuchy lekarskie i pielêgniarskie, a tak¿e leki dla cho- rych. Mimo nadania lecznictwu lepszych form organizacyjnych i zwiêkszenia kadry fachowej, a tak¿e prowadzonej akcji sanitarno-oœwiatowej na terenie miasta i powiatu, pleni³o siê znachorstwo, m.in. pojawi³y siê „babki” trudni¹ce siê sztucznymi poronieniami. Musia³em wypowiedzieæ temu walkê. Trudna by³a np. walka z pseudopo³o¿n¹ Lange, która udaj¹c lekarza, dokonywa³a licz- nych przerwañ ci¹¿ i zajmowa³a siê leczeniem. Popiera³y j¹ nawet niektóre osoby zajmuj¹ce powa¿ne stanowiska. Sporz¹dzane przeciw niej liczne akty oskar¿enia zawsze gdzieœ ginê³y. Dopiero, kiedy jedno z dzieci zmar³o na sku- tek przedawkowania morfiny, nie mog³a ju¿ unikn¹æ odpowiedzialnoœci i zosta³a skazana na karê pozbawienia wolnoœci na okres 2 lat. Nieco póŸniej musia³em pokonaæ pseudolekarza Boufalo, zamieszka³ego wówczas we wsi Mœcice. Wœród ma³ej jeszcze grupy pracowników s³u¿by zdrowia by³ wówczas wielki zapa³. Wspólnym wysi³kiem mo¿na by³o pomyœlnie rozwi¹zywaæ trudne zagadnienia. Wprawdzie opierano siê w du¿ej mierze na prowizorium i impro- wizacji, ale i to przynosi³o pozytywne rezultaty. Dla przyk³adu podam nastêpuj¹cy przypadek. Przywieziono do szpitala dziesiêcioletniego ch³opca, Ireneusza Jasiñskiego z Mœcic. By³ w stanie bezna- dziejnym po przypadkowym postrzale klatki piersiowej ze znalezionego pisto- letu. Stwierdzono niemal kompletne wykrwawienie z powodu wielonarz¹dowe- go uszkodzenia, przy utrzymuj¹cej siê jeszcze przytomnoœci. Có¿ by³o robiæ? Ojciec z p³aczem b³aga³ o ratunek, a tu brak krwi, gdy¿ nie by³o jeszcze zorga-

66 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW nizowanego krwiodawstwa. Zdecydowa³em siê na ryzykown¹ operacjê, pod warunkiem, ¿e ojciec odda synowi co najmniej pó³ litra krwi. Ojciec wyrazi³ zgodê. W asyœcie tylko instrumentariuszki, stosuj¹c narkozê eterow¹ podawan¹ przez pielêgniarkê, przyst¹pi³em do zabiegu, po przeprowadzeniu uprzednio próby biologicznej krwi. Starszy felczer Eugeniusz Cieœliñski podawa³ dziecku krew bezpoœrednio od obok le¿¹cego ojca. Okaza³o siê, ¿e pocisk uszkodzi³ p³uco, przeponê, ¿o³¹dek, œledzionê, lew¹ nerkê i utkwi³ w trzonie krêgu lêdŸ- wiowego. Nale¿a³o wiêc zeszyæ p³uco, przeponê, ¿o³¹dek, usun¹æ œledzionê i nerkê. Operacja trwa³a oko³o 4 godzin. Pacjent zniós³ j¹ dobrze. Uratowa³a go krew ojca. Pacjent do dziœ czuje siê dobrze. Na samopoczucie moje i innych mieszkañców wp³ywa³y dodatnio równie¿ sprawy natury bardziej ogólnej. Bezpieczeñstwo z biegiem czasu coraz bardziej siê poprawia³o. O¿ywia³a siê stopniowo gospodarka miasta. Koszalin w roku 1946 by³ ju¿ bardziej uporz¹dkowany, usuniêto du¿o gruzów. Barwny pochód pierwszomajowy móg³ swobodnie pod¹¿aæ ulic¹ Zwyciêstwa na stadion sporto- wy „Ba³tyk”. O wydarzeniach lokalnych i krajowych informowa³a miejscowa gazeta pod nazw¹ „Wiadomoœci Koszaliñskie”. Moje sprawy domowo- rodzinne tak¿e ulega³y zmianom. Dzieci - Cezary i Joanna - zaczê³y uczêszczaæ do szko³y podstawowej. ¯ona zajmowa³a siê przewa¿nie domem (mia³a sporo k³opotów z krow¹ Baœk¹) i czêsto by³a nieza- dowolona z tego, ¿e ja jestem wci¹¿ zajêty prac¹, stawa³em siê niejako w tym domu goœciem. Ale có¿ - tak by³o trzeba. Wspomnê jeszcze tylko na koniec, ¿e kierowa³em szpitalem w Koszalinie do 1 kwietnia 1970 r., czyli niepe³ne 25 lat. W roku 1950 szpital zaawansowa³ do miana miejskiego ze 167 ³ó¿kami, a na pocz¹tku 1961 przemianowany zosta³ na Wojewódzki z 705 ³ó¿kami. Przebywam w Koszalinie prawie 40 lat, jestem zadowolony z wyboru miej- sca osiedlenia, polubi³em to miasto, cieszy³em siê razem z innymi z jego roz- woju i osi¹gniêæ. Ju¿ do koñca ¿ycia nie mam zamiaru go opuszczaæ.

Od redakcji: Publikowany tekst Józefa Szantyra stanowi przedruk wspo- mnieñ, które ukaza³y siê w dwóch czêœciach na ³amach „G³osu Pomorza” 1 i 7 czerwca 1985 roku.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 67

Bo¿ena Zalewska

„TO JU¯ MINÊ£O TYLE LAT…”

Z dziecinnych lat pamiêtam ma³y domek w £ucku nad rzek¹ Styr. Ojciec w sierpniu 1939 r. zosta³ powo³any do wojska, a my z mam¹ pozosta³yœmy w £ucku. Po wkroczeniu Rosjan do £ucka w 1939 r. domek nasz zajêli oficero- wie rosyjscy. Nam pozostawiono ma³¹ kuchenkê. Warunki materialne by³y bar- dzo ciê¿kie. Mama zajê³a siê handlem. W okolicznych wioskach kupowa³a jarzyny, owoce, nabia³ i sprzedawa³a w £ucku. Po zakoñczeniu dzia³añ wojennych w 1945 r. ojciec nielegalnie przekroczy³ granicê /£uck ju¿ nie nale¿a³ do Polski/ i przyjecha³ po nas do £ucka. W oba- wie przed aresztowaniem rodzice zg³osili siê do NKWD. Rozmowa z komen- dantem pocz¹tkowo by³a nieprzyjazna. Komendant potraktowa³ ojca jak prze- stêpcê, grozi³ aresztowaniem. Po d³u¿szej jednak rozmowie poleci³ ojcu wydaæ przepustkê. Z grzecznoœci zaprosiliœmy go wiêc do domu, w przekonaniu, ¿e z zaproszenia i tak nie skorzysta. W domu bowiem byliœmy przygotowani do natychmiastowego wyjazdu do Polski. Ale komendant nas odwiedzi³ – zajê³y siê nim s¹siadki, a my po kryjomu dotarliœmy na dworzec kolejowy. Zmêczeni i strudzeni dojechaliœmy do Koszalina, gdzie stacjonowa³a wojskowa jednostka ojca. Zamieszkaliœmy w skromnym ma³ym domku przy ul. Mieszka I nr 8, a obok na du¿ym podwórzu by³o stado koni licz¹ce ponad 200 zwierz¹t, które partiami przywo¿ono towarowymi wagonami. By³y to w tym czasie tzw. „dary cioci UNR- y”. Z pobliskich wsi przyje¿d¿ali wojskowi osadnicy i ka¿demu z nich przydzielano konie do polowych upraw. Miasto pe³ne by³o gruzów i spalonych domów. W 1947 r. przydzielono nam nowe mieszkanie przy ul. Mieszka I nr 4. Przy s¹siedniej ulicy ¯wirki i Wigury mieliœmy mi³ych i ¿yczliwych s¹siadów p. Jagoszewskich. Pan Henryk lubi³ z ojcem prowadziæ d³ugie pogawêdki. Pan Henryk Jagoszewski po ukoñczeniu seminarium nauczycielskiego uczy³ w szko³ach w woj. warszawskim, a od wrzeœnia 1937 roku by³ dyrektorem Szko³y Rolniczej w Pomiechówku. W cza- sie okupacji ¿o³nierz Podziemnego Pañstwa Polskiego. W 1947 roku na wezwa- nie ministra oœwiaty przyjecha³ z rodzin¹ na tzw. ziemie odzyskane. Kurator oœwiaty WRN w Szczecinie p. Helsztyñski mianowa³ go organizatorem i rów- noczeœnie kierownikiem szko³y polskiej w Bobolicach ko³o Koszalina. H. Jago- szewski by³ przekonañ lewicowych. Po otrzymaniu trzech wyroków œmierci od

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 69 wrogich ugrupowañ prawicowych otrzyma³ przeniesienie i nominacjê na stano- wisko burmistrza Koszalina. Dziêki jego inicjatywie, umiejêtnoœci nawi¹zania kontaktu z mieszkañcami miasta i niezwyk³emu zmys³owi organizacyjnemu dokona³ w mieœcie wiele pozytywnych poczynañ. Uruchomiono zak³ady pro- dukcyjne i komunalne, rozwin¹³ siê handel, o¿ywi³o siê ¿ycie kulturalne, dzia³a³ amatorski teatr, rozpoczê³a dzia³alnoœæ Miejska Biblioteka Publiczna, zorgani- zowano wojskowa orkiestrê. Dzia³a³o piêæ szkó³ podstawowych, dwie szko³y œrednie i dwie zawodowe. Spontanicznie w czynie spo³ecznym odgruzowywano miasto. Jednak nieub³agane prawo natury nie pozwoli³o mu zrealizowaæ wszystkich jego zamierzeñ. Zmar³ w 1948 roku. Opodal nas mieszka³ tak¿e pan Jan Kobus, d³ugoletni nauczyciel matematy- ki. W 1947 roku zachorowa³ ojciec – zmar³ w 1951 roku. Po œmierci ojca matka rozpoczê³a starania o zezwolenie na wyjazd do Czechos³owacji, gdzie miesz- ka³a jej rodzina. Starania trwa³y trzy lata. W tym czasie matka wysz³a pow- tórnie za m¹¿ i ju¿ na sta³e pozosta³a w Polsce. Mia³am 9 lat i by³am uczennic¹ klasy trzeciej w szkole podstawowej nr 2. Zamieszkaliœmy w domu ojczyma Szczepana Malewskiego, wdowca z czworgiem dzieci, przy ul. Niepodleg³oœci. Szko³ê podstawow¹ skoñczy³am w Szkole Æwiczeñ, a w 1956 roku rozpo- czê³am naukê w nowoutworzonym Liceum Pedagogicznym. Uczyli mnie doskonali pedagodzy: p. Maria Rogalska kierownik Szko³y Æwiczeñ – polonist- ka, p. T. Cierpiszewski – matematyk, fizyk, chemik, B. Planutis polonista, historyk. Lubi³am chemiê, du¿o czyta³am, pomaga³am w chemicznej pracowni. Moje zainteresowania ulubionym przedmiotem by³y zas³ug¹ naszego wycho- wawcy p. Kiszczyka. Tragicznym w moim ¿yciu by³ dzieñ 5 paŸdziernika 1951 roku. W tym dniu przenosiliœmy pracowniê chemiczn¹ do innych pomieszczeñ. Pan Kiszczyk wyszed³ chwilowo do internatu, a ja z kole¿ank¹ wykorzysta³am t¹ chwilow¹ nieobecnoœæ. Schowa³yœmy do teczek dwie butelki z czerwonym fosforem i chloranem. W domu na podwórzu zaczê³am „robiæ doœwiadczenie”. Po zmieszaniu tych dwóch sk³adników nast¹pi³ nag³y wstrz¹s, niesamowity huk, butelki rozerwa³o, a szk³o porani³o moj¹ rêkê – urwa³o mi trzy palce, a od³amki szk³a utkwi³y w klatce piersiowej. Przywieziono mnie do szpitala. Operacji podj¹³ siê pan dr Józef Szantyr, dyrektor szpitala. By³am przera¿ona. Leczenie by³o d³ugotrwa³e. Wytrwale uczy³am siê pisania lew¹ rêk¹. Dziêki kole¿ankom i du¿ej wyrozumia³oœci moich nauczycieli dobrnê³am do matury, któr¹ z³o¿y³am w 1961 roku. Po maturze rozpoczê³am naukê w Studium Nauczycielskim, gdzie dyrekto- rem by³a pani mgr Anna Skrobisz – Pietkiewicz. Przypadkowo w jesienne popo³udnie 1961 roku spotka³am na ³aweczce dwóch moich s¹siadów nauczy-

70 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW cieli p. J. Kobusa i E. Tabaczkiewicza. Zaproponowali mi pracê w szkole. Przy- dzielono mi nauczanie i wychowawstwo w klasie pierwszej. Trudnoœci mia³am du¿e. Systematycznie æwiczy³am pisanie lew¹ rêk¹. Rano chodzi³am na wyk³ady w Studium Nauczycielskim, a o godz. 13 rozpoczyna³am pracê w szkole. Po zaliczeniu pierwszego semestru w Studium Nauczycielskim prze- nios³am siê na wydzia³ zaoczny o kierunku biologiczno – chemicznym. Za³o¿y³am rodzinê. Mój synek S³awek, gdy skoñczy³ trzy latka zacz¹³ chodziæ do przedszkola. Moja praca w godzinach popo³udniowych nie zapewnia³a opie- ki nad ma³ym dzieckiem. W 1968 roku na proœbê matki, po uzyskaniu dwumiesiêcznego bezp³atnego urlopu, pojecha³am do chorej babci do Czechos³owacji. Po powrocie do szko³y zaczê³y siê bardzo przykre nieporozumienia z dyrektorem placówki, w wyniku których zrezygnowa³am z pracy i zatrudni³am siê w Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej. Powierzono mi kierownictwo filii przy ul. K. Œwierczew- skiego, gdzie po uzupe³nieniu kwalifikacji bibliotekarza przepracowa³am w mi³ej i serdecznej atmosferze 15 lat. 1982 roku ukoñczy³am studia w Wy¿szej Szkole Pedagogicznej w Szczeci- nie o kierunku nauczania pocz¹tkowego. W tym te¿ roku otrzyma³am zatrudnie- nie w Szkole Podstawowej nr 6 na stanowisku nauczyciel – bibliotekarz. Zleco- no mi te¿ czynnoœci pe³nomocnika ds. bibliotek szkolnych, który by³ zobo- wi¹zany do bezp³atnego zaopatrzenia uczniów szkó³ podstawowych w podrêcz- niki szkolne. Syn S³awomir ukoñczy³ szko³ê podstawow¹ i rozpocz¹³ naukê w technikum Elektronicznym. Reorganizacja szkolnictwa w latach 2000 – 2001 r. wprowa- dzi³a du¿e zmiany – powsta³y gimnazja i licea. Zawsze by³am zainteresowana spo³eczn¹ dzia³alnoœci¹. Najpierw pasjono- wa³a mnie praca w harcerstwie. By³am wspó³organizatorem kolonii i obozów letnich. Prowadzi³am wycieczki, organizowa³am gawêdy przy ogniskach, a tak¿e liczne okolicznoœciowe spotkania. Z m³odzie¿¹ szkoln¹ nawi¹za³am wspó³pracê z Teatrem Propozycji „Dia- log”, który corocznie organizowa³ konkursy norwidowskie. Z grup¹ moich uczniów rozmi³owanych w poezji Norwida uczestniczy³am w norwidowskich spotkaniach. Najm³odszym uczestnikiem ko³a recytatorskiego by³ Piotr Sadow- ski, niespodziewany zdobywca pierwszej nagrody. W latach nastêpnych zdoby³y je Agnieszka Rodhe, Marta Strzelecka i Rafa³ Ksiê¿yna. Norwidow- skie ko³o recytatorskie prowadzili znani aktorzy – pedagodzy p. Halina i Andrzej Ziembiñscy. Czêsto z m³odzie¿¹ mówiliœmy o zas³ugach organizator-

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 71 ki Teatru „Dialog” Henryki Rodkiewicz - doskona³ej re¿yserce i autorce wielu poetyckich wydawnictw. W okresie ferii letnich prowadzi³am Turystyczne Schronisko M³odzie¿owe PTSM. Goœæmi schroniska by³a m³odzie¿ z ca³ego kraju, wêdruj¹ca brzegami naszego Ba³tyku. Trwa³¹ pami¹tk¹ tego okresu s¹ trzy tomy kroniki, zawie- raj¹ce ciekawe spostrze¿enia, refleksje i wiele s³ów wdziêcznoœci za mi³y pobyt wœród ¿yczliwych ludzi i ciekawej historycznej przesz³oœci Koszaliñskiej Ziemi. W miêdzyczasie m¹¿ ukoñczy³ studia w Wy¿szej Szkole Nauk Spo³ecznych w Gdañsku. Obroni³ pracê magistersk¹ na temat „Stosunki polityczne w mie- œcie Koszalinie po 1989 roku.” Mia³ ju¿ te¿ i swój powa¿ny dorobek m³odego twórcy – poety. Jest autorem poetyckich tomików. Ja ukoñczy³am studia pody- plomowe na Wydziale Nauk Spo³ecznych w Gdañsku. Studiowaliœmy oboje. Cieszyliœmy siê ze swoich sukcesów, ale jak mówi przys³owie - radoœæ nie trwa wiecznie. M¹¿ zachorowa³ na raka p³uc. Przeszed³ ciê¿k¹ operacjê. Zmar³ 2.08.1993 r. Nie zd¹¿y³ nawet osobiœcie odebraæ dyplomu z uczelni. Po œmierci ojca rozchorowa³ siê S³awek. Kr¹¿y³am pomiêdzy szpitalem w Gorzowie, Ko³obrzegu i Koszalinie. Po ciê¿kim schorzeniu w 1994 r. roz- pocz¹³ naukê w Wy¿szej Szkole Hotelarstwa w Poznaniu, a w trzy lata póŸniej j¹ ukoñczy³. ¯y³o siê nam bardzo ciê¿ko. Syn nie móg³ w Koszalinie dostaæ sta³ej pracy. Popadliœmy w k³opoty finansowe. By³am za³amana fizycznie i psy- chicznie. Odprê¿enia zaczê³am szukaæ w dzia³alnoœci spo³ecznej. Zajê³am siê zbieraniem darów dla Polaków na Wschodzie. Inicjatorem i d³ugoletnim kie- ruj¹cym t¹ akcj¹ jest p. Zygmunt Czapla. W roku 2001 zaproponowano mi wyjazd z delegacj¹ wioz¹c¹ dary na Ukrainê, do wioski Sus³y k. ¯ytomierza. Radoœæ moja by³a ogromna. Jechaliœmy przez moje rodzinne miasto £uck. Delegacjê polsk¹ w³adze miejscowe przyjê³y ¿yczliwie. Byliœmy w polskiej szkole, gdzie czêœæ darów przekazaliœmy polskiej m³odzie¿y. W £ucku po piêæ- dziesiêciu latach odwiedzi³am krewne mojego ojca. Jedna z nich, Jadwiga, zawioz³a mnie do wsi £awrowa, gdzie mieszka³a moja stryjeczna siostra. Spo- tkanie po tylu latach by³o ogromnie serdeczne. Do Koszalina wróci³am pe³na wra¿eñ. Cieszy³am siê, ¿e po tylu latach odnalaz³am rodzinê ojca. Czêsto wyje¿d¿a³am do Czechos³owacji, do krewnych licznej rodziny mojej matki, cioci S³awy i wuja Wac³awa. W 2005 r. zmarli oboje. Domy zajêli synowie – kontakty rodzinne przerwano. Œmieræ ich obojga prze¿y³am boleœnie. Popad³am w depresjê i znalaz³am siê w szpitalu. Zaczê³y siê powa¿nie k³opoty z mieszkaniem i zad³u¿eniem. W szpitalu w Koszalinie zaj¹³ siê mn¹ serdecznie m³ody lekarz A. Marcak. Zaczê³am powracaæ do zdrowia. Syn w poszukiwaniu

72 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW pracy wyjecha³ do Anglii i tam zacz¹³ organizowaæ swoje m³ode ¿ycie. Ser- deczna moja przyjació³ka zainteresowa³a mnie prac¹ na dzia³ce. M¹¿ kiedyœ zbudowa³ tam tak¹ ma³¹ altankê. Zachwyci³a mnie zieleñ, kwiaty – zaczê³am nowe hobby. Kocha³am ziemiê – to by³ mój nowy œwiat. Mam te¿ i nowych ser- decznych przyjació³ – to matka Beatki (wybranka serca mojego syna). Beatka ukoñczy³a Koszaliñsk¹ Politechnikê i wyjecha³a do pracy w Anglii. Czêsto oboje przyje¿d¿aj¹ do Koszalina, a S³awek w miarê mo¿liwoœci pomaga mi finansowo. Czêsto odwiedza mnie m³odzie¿, której pomagam w nauce. Z kole- ¿ank¹ chodzimy na grzyby. Lubiê ich zbieranie – kocham las. Grzyby suszê i mam potem upominki dla przyjació³. Sta³y kontakt z ciekawymi ludŸmi nasze- go grodu, prasa, radio, telewizja daj¹ mi wiele radoœci. Przyjecha³am do Koszalina maj¹c zaledwie cztery lata. W Koszalinie spê- dzi³am dzieciñstwo, a potem dziewczêce lata i dalsze doros³e ¿ycie. Mam 67 lat. Od oœmiu lat jestem na emeryturze. Jak feniks z popio³ów, tak Koszalin powsta³ ze zniszczeñ wojennych. Powsta³y nowe dzielnice, osiedla, ros³y piêk- ne domy, rozpoczynaj¹ dzia³alnoœæ nowe oœrodki oœwiaty i kultury. W Koszali- nie po zakoñczeniu dzia³añ wojennych w 1945 roku zbudowano pierwszy w kraju nowoczesny gmach Wojewódzkiej Publicznej Biblioteki. Moje miasto to ju¿ dzisiaj oœrodek akademicki. Dwie wy¿sze uczelnie, a w 2009 roku Wy¿- sza Szko³a Zawodowa, s¹ te¿ liczne filie wy¿szych uczelni w kraju. Wyrastaj¹ coraz to liczniejsze i nowoczeœniejsze centra handlowe. To miasto zieleni i kwi- atów. Turystów wabi bliskoœæ morza, rozleg³e lasy, b³êkitne tafle licznych jezior. Moje miasto piêknieje z ka¿dym rokiem, a dla m³odych ¿ycie staje siê coraz ciekawsze i pogodniejsze, pe³ne nadziei lepszej przysz³oœci. Mnie te¿ przyby³o lat, ale uby³o si³. Przygniataj¹ troski materialne i codziennoœæ dnia. Pozostaj¹ wspomnienia.

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 73 74 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 75

Maria Hudymowa

KIM BY£ HENRYK JAROSZYK?

Cz³owiek legenda, zas³u¿ony dzia³acz polonijny i spo³eczny ur. 21.12.1908 roku w Szczytnie, syn Kazimierza, redaktora i publicysty. Ojciec Kazimierz pochodzi³ z rodziny wielodzietnej. Nie wszyscy doczeka- li dojrza³ego wieku. GruŸlica w tamtym czasie zbiera³a bogate ¿niwo. Do¿y³o tylko troje z gromadki trzynaœciorga dzieci. Kazimierz w wieku 14 lat roz- pocz¹³ pracê w drukarni w Poznaniu, jako zecer. W dziewiêtnastym roku ¿ycia uzyska³ pe³ne kwalifikacje zecera i w 1989 r. rozpocz¹³ pracê w redakcji „Gaze- ty Olsztyñskiej” przeznaczonej dla Polaków, mieszkañców Warmii. By³ bardzo pilnym uczniem w szkole, by³ s³uchaczem kó³ka samokszta³ceniowego, którego wyk³adowcami byli studenci polscy. Uczy³ siê pilnie jêzyków obcych. Bra³ udzia³ w licznych spotkaniach Polaków w Berlinie. Po odbyciu obowi¹zkowej s³u¿by wojskowej powróci³ do Poznania, gdzie zosta³ zatrudniony w drukarni „Dziennika Poznañskiego” i „Goñca Wielkopolskiego”. W³aœciciel w/w drukar- ni, Bernard Milski, zaproponowa³ mu stanowisko redaktora gazety polskiej w Szczytnie, dok¹d wkrótce wyjecha³a ca³a rodzina. Matka poznanianka, sama wychowana w domu w duchu patriotycznym, podobnie wychowywa³a doœæ liczn¹ gromadkê swoich dzieci. Do skromnych zarobków mê¿a, redaktora „Mazura” w Szczytnie, dorabia³a szyciem. Gdy w 1914 roku wybuch³a I wojna œwiatowa Henryk mia³ szeœæ lat. Dzieci bawi³y siê z dzieæmi s¹siadów Niemców, ale miêdzy sob¹ mog³y tylko mówiæ po polsku. Z tamtych czasów przetrwa³o wspomnienie nieoczekiwanej wizyty w domu Jaroszyków wybitnego pisarza Henryka Sienkiewicza. Na jego pytanie: w czym móg³by im pomóc, matka odpowiedzia³a, ¿e brak im polskich ksi¹¿ek. Po doœæ d³ugim czasie Jaroszykowie otrzymali du¿¹ paczkê, w której by³o bardzo wiele polskich ksi¹¿ek. Ojciec pozwoli³ otworzyæ paczkê dopiero po powrocie z pracy. Radoœæ by³a ogromna. Czytano je wspólnie ca³¹ rodzin¹. Dzieci wychowywane by³y w g³êbokim patriotyzmie. Tymczasem trwa³a wojna i ojciec zosta³ powo³any do wojska. Matka pozo- sta³a z dzieæmi w Szczytnie. Zamkniêto drukarniê. Przesta³ wychodziæ „Mazur”. Warunki ¿ycia by³y bardzo trudne. Wzrasta³a nienawiœæ Niemców do polskiej ludnoœci. W szkole nauczyciele i niemiecka m³odzie¿ zniewa¿ali polsk¹ m³odzie¿. Czêsto dochodzi³o do pobicia. Polskie stowarzyszenia nakazy-

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 77 wa³y zachowanie spokoju i nie reagowanie na prowokacje. Warunki codzienne- go ¿ycia z ka¿dym dniem by³y coraz bardziej uci¹¿liwsze. Wojna trwa³a. Rodzina Jaroszyków wyjecha³a do Olsztyna, gdzie by³o jeszcze gorzej. Doku- cza³y choroby, zimno, g³ód. Wybuch³a epidemia czerwonki. Zabra³a dwoje dzieci Helusiê i Marianka. Rodzinê pewnego dnia odwiedzi³ Micha³ Kajka, ludowy poeta. Pisa³ wiele wierszy, ale z braku papieru pisa³ je na desce. Przyniós³ trochê z³owionych ryb mówi¹c: „nie mam sam niczego, ale chocia¿ to, co mam, dajê ze szczerego serca”. Trudne dni pomagali przetrwaæ dobrzy ludzie. Powróci³ do domu ojciec. Wszyscy sprz¹tali drukarniê, pomagali w jej uruchomieniu. Wysz³y pierwsze numery „Mazura”. Ze strony Niemców w stosunku do polskiej ludnoœci nasila³y siê prowoka- cje. Niszczono polskie drukarnie, bito za mówienie po polsku. Niemieccy bo- jówkarze rozbijali polskie zgromadzenia. Na górze wœród „mocnych” wa¿y³y siê losy Polski. Henryk towarzyszy³ ojcu w licznych spotkaniach, manifesta- cjach, pochodach przeciwko przemocy Niemców. By³ uczniem gimnazjum nie- mieckiego (polskich nie by³o). Za swoje patriotyczne zachowanie zosta³ z niego jednak szybko wyrzucony. Po wielu usilnych staraniach ojca dosta³ siê do gim- nazjum w Chodzie¿y, a nastêpnie w Poznaniu, gdzie ostatecznie zda³ maturê. Represje w stosunku do polskiej ludnoœci nasila³y siê. Zaczyna³y siê aresztowa- nia polskich dzia³aczy w walce o przywrócenie Warmii i Mazur oraz Powiœla do Polski. Trwa³y przygotowania do plebiscytu. Henryk kolportowa³ polsk¹ prasê, bra³ czynny udzia³ w wiecach i spotkaniach Polaków. Zaczê³a siê wzmo¿ona dzia³alnoœæ Zwi¹zku Polaków w Niemczech o przywrócenie utraco- nych ziem do macierzy. Zawiod³y jednak nadzieje Polaków na pomyœlne wyni- ki plebiscytu w lipcu 1922 r. Wprawdzie Konstytucja Weimarska dawa³a swo- bodê dzia³ania legalnej mniejszoœci narodowej, ale nie by³a ona przestrzegana przez niemieckie w³adze. Jeszcze gorsze represje w stosunku do polskiej ludno- œci zaczê³y siê po dojœciu do w³adzy hitlerowców w 1933 r. Wzmo¿on¹ walkê o polskoœæ podj¹³ Zwi¹zek Polaków w Niemczech, a szczególnie V-tej dziel- nicy obejmuj¹cej Ziemiê Z³otowsk¹, Bytowsk¹ i Babimojsk. Zaczêto masowo organizowaæ szko³y polskie, w których uczyli polscy kwalifikowani nauczy- ciele. Henryk Jaroszyk po ukoñczeniu niemieckiego gimnazjum i Wy¿szego Kursu Nauczycielskiego w Poznaniu wyjecha³ do Polski, gdzie uzyska³ kwalifi- kacje pedagogiczne. Zrezygnowa³ z proponowanych mu studiów wy¿szych w kraju i uda³ siê do Berlina, sk¹d przez Zwi¹zek Polaków w Niemczech zosta³ skierowany do pracy w Z³otowie na stanowisko instruktora Oœwiaty Pozaszkol-

78 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW nej. Wspó³pracowa³ z ks. Boles³awem Domañskim prezesem V Dzielnicy Zwi¹zku Polaków w Niemczech. Ludnoœæ miejscowa przyjê³a go niezmiernie ¿yczliwie. Nie szczêdzi³ si³ w organizowaniu polskich szkó³, œwietlic, bibliotek, amatorskich zespo³ów. By³ animatorem ¿ycia publicznego. Wspiera³ liczne zespo³y m³odzie¿owe, pisa³ i redagowa³ „G³os Pogranicza i Kaszub” – propago- wa³ polskie sprawy. W 1933 roku nawi¹za³ kontakt z prezesem Towarzystw Szkolnych Ziemi Bytowskiej dzia³aczem polonijnym Styp-Rekowskim. Mieszkañcom Ziemi Bytowskiej, z którymi siê spotka³ w towarzystwie Arka Bo¿ka, znanej legen- darnej postaci, gorliwego, polskiego patrioty Ziemi Opolskiej pozosta³y w pamiêci znamienne s³owa: „Nasz najwiêkszy skarb to nasz jêzyk i polskoœæ”. O¿ywi³a siê polska m³odzie¿ na licznie organizowanych przez pana Henry- ka zespo³ach wychowania fizycznego. „Coœ siê zmieni³o w psychice spokojnej m³odzie¿y Ziemi Warmii i Mazur oraz Powiœla. Sport wzbudza³ w nich energiê, radoœæ, poczucie w³asnej godnoœci” – pisa³ póŸniej. Czêsto wspominano II Zjazd Polaków spod znaku Rod³a w Warszawie w 1934 roku z okazji œwiêta Zaœlubin Rod³a z Wis³¹, które zgromadzi³o ok. czterech tysiêcy osób. Na jednym ze spotkañ w wiejskiej œwietlicy pan Henryk pozna³ urodziw¹, subteln¹, gor¹c¹ patriotkê, nauczycielkê polskiej szko³y - Jadwigê Kalinowsk¹ ze wsi Nowa Œwiêta ko³o Z³otowa. Wspólne zainteresowania, walka o pol- skoœæ, kole¿eñskie spotkania zrodzi³y szczere uczucie, zwieñczone ma³¿eñskim wêz³em. W œwietlicach Ziemi Z³otowskiej spotykali siê z mieszkañcami wsi i mia- steczek twórcy polskiej literatury. S³uchali piêknych recytacji wspó³czesnej poezji Kazimiery I³³akowiczówny, barwnych opowiadañ Zenona Kisilewskiego i Jerzego Zawiejskiego. Bywali te¿ twórcy M³odej Polski. W Z³otowie pierwsze biuro adwokackie w 1935 roku otworzy³ dr Jerzy Kostecki. Dzia³a³ Bank Polski najpierw w Zakrzewie, nastêpnie przemianowany na Bank Ludowy z siedzib¹ w Z³otowie, którego dyrektorem przez d³ugie lata by³ dzia³acz polonijny Jan Kocik. Powstawa³y wiejskie biblioteki, a w tym centralna w Z³otowie i dwie sta³e w G³omsku i Buczku Wielkim. Organizowane by³y szkolenia biblioteka- rzy, a tym wszystkim poczynaniom, organizacji i programowaniu szkoleñ prze- wodniczy³ Henryk Jaroszyk, instruktor Oœwiaty Pozaszkolnej PRN w Z³otowie. Trudno czasami uwierzyæ, ¿e jeden cz³owiek zdo³a³ podo³aæ tylu zadaniom roz- leg³ej pracy oœwiatowo – kulturalnej i to nie tylko Ziemi Z³otowskiej, ale te¿ Bytowskiej i Babimojszczyzny. W sierpniu 1939 roku zaczê³y siê masowe aresztowania nauczycieli z pol- skich szkó³. ¯ona Jadwiga z dzieckiem wyjecha³a do rodziców, do wsi Pierz-

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 79 chowice. 11 wrzeœnia 1939 roku ³¹cznie z innymi nauczycielami aresztowano pana Henryka. Aresztowanych autobusami dowieziono do wiêzienia w Cotbus. Po oddzieleniu kobiet z dzieæmi od mê¿czyzn wszystkich przewieziono do Ber- lina, a 13 wrzeœnia do obozu koncentracyjnego Sachsenhausen, a potem do Dachau. Warunki ¿ycia i pracy by³y makabryczne. Opis tego obozowego piek³a zawiera wiele powojennych publikacji. Bia³a Pani zbiera³a obfity plon. Ciê¿ko chorego Henryka zabrano do wiêziennego szpitala. Obok jego pos³ania le¿a³ m³ody ch³opak z Warmii, tak¿e ciê¿ko chory. Z ust sp³ywa³a mu krew. Pan Henryk opiekowa³ siê nim. W nocy us³ysza³ cichutkie wo³anie: Jaroszyk! Pod- szed³ do chorego, który cichuteñko zapyta³: Czy Polska bêdzie? Nim zdo³a³ zaœwieciæ œwiat³o i odpowiedzieæ – ch³opak ju¿ nie ¿y³. Henryk otrzyma³ bardzo d³ugo oczekiwany list od ¿ony. By³ pisany obc¹ rêk¹. ¯on¹ opiekowa³a siê m³oda studentka Bronka Leguta, wiêŸniarka. Pani Jadwiga dziêki licznym staraniom zosta³a wkrótce zwolniona z wiêzienia. Zwi¹zki Polaków w Niemczech rozpoczê³y tak¿e starania o zwolnienie z obozu pana Henryka. W kwietniu 1945 r. na apelu wyczytano jego obozowy numer. Kazano zg³osiæ siê w Wydziale Politycznym obozu, gdzie podano mu do prze- czytania telegram zawiadamiaj¹cy, ¿e: „je¿eli Henryk Jaroszyk wiêzieñ nr 1547 zobowi¹¿e siê do osiedlenia na terenie zamieszka³ym przez Polaków, wzglêdnie ludnoœæ mieszan¹, to mo¿e nast¹piæ jego ewentualne zwolnienie”. Zgodzi³ siê. Niebawem obozowy lekarz dokona³ oglêdzin, sprawdzi³ czy nie ma otwartych ran, zwa¿ono pana Henryka (wa¿y³ 48 kg). Dokonano tak¿e szczegó³owej rewi- zji osobistej, wyp³acono pieni¹dze, które mia³ na koncie i po podpisaniu zobo- wi¹zania, ¿e o tym, co dzia³o siê w obozie nikomu nie mo¿e powiedzieæ, ¿o³nierz odprowadzi³ go na dworzec. By³ wolny! Kiedy w Monachium wysiad³ z poci¹gu, poczu³ niesamowity g³ód. Mia³ 50 marek, ale gdy spojrza³ w lustro zobaczy³ wychud³¹ twarz, d³ugi nos, du¿e uszy, zaroœniête policzki, wymiête ubranie. Nie mia³ odwagi wejœæ do kawiarni. Nieopodal dostrzeg³ szyld: ekspresowe prasowanie, pranie odzie¿y, krawiec. Wszed³. Zosta³ uprzejmie obs³u¿ony, zaproszony na obiad, ale odmówi³. Zap³aty nie przyjêto, ale dano kartki ¿ywnoœciowe. Podobnie by³o u fryzjera. Po zjedzeniu posi³ku pojecha³ do Berlina, a stamt¹d na robotnicze przedmieœcie Berlina – Wedding. Pod podanym adresem dotar³ do Klimka, niegdyœ redaktora „M³odego Polaka”. W Berlinie grupa mieszkaj¹cych tam Polaków organizo- wa³a opiekê i zapewnia³a pracê dla rodaków powracaj¹cych z obozów, wiêzieñ, wyw³aszczonych z ojczystej zagrody. Henrykiem zaopiekowano siê, zapropo- nowano kilkudniowy pobyt w Berlinie i konieczn¹ wizytê u lekarza. Henryk jednak spieszy³ siê do ¿ony i synka. W pierwszych dniach maja wyruszy³ na

80 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW spotkanie z najbli¿szymi. Ze stacji Miko³ajki doszed³ pieszo do Pierzchowic, gdzie u teœciów by³a ¿ona. Tu¿ po jego przyjeŸdzie zjawi³o siê gestapo. Przypo- mnia³o o podpisanym zobowi¹zaniu i nakaza³o natychmiastowy wyjazd. Jaro- szykowie wyjechali wiêc do Berlina, gdzie znaleŸli siê w gronie serdecznych przyjació³, pe³nych wiary w lepsz¹ przysz³oœæ. Szczególnie ciep³o za okazan¹ im pomoc zapamiêtali Leona Szostaka*, wiêŸnia Dachau i wysiedleñca. Henryk otrzyma³ pracê w drukarni jako pomocnik robotnika. Praca by³a bardzo ciê¿ka, trwaj¹ca niekiedy ponad 12 godzin dziennie. W Berlinie w tym czasie przeby- wa³o oko³o dwustu tysiêcy Polaków. Tu zasta³ ich koniec wojny, a wraz z nim rozpoczê³y siê powroty do rodzinnych stron. Pañstwo Jaroszykowie tak¿e postanowili powróciæ do Z³otowa. Pierwszy w czerwcu 1945 roku dotar³ tam Henryk. W mieœcie by³o jeszcze sporo znajomych. Odwiedzi³ dr. Kosteckiego, który wczeœniej powróci³ z obozu i by³ ciê¿ko chory. Prosi³ o odwiezienie do Kwidzynia, do siostry. W drodze powrotnej z Kwidzynia Henryk wst¹pi³ do rodziców ¿ony w Pierzchowicach. Dom i gospodarstwo by³y zrujnowane. Teœæ nie ¿y³, zastrzelony w ostatnich dniach wojny przez Niemców. W lipcu 1945 roku Jaroszykowie przyjechali ostatecznie z Berlina do Z³otowa. Henryk zg³osi³ siê do inspektora szkolnego pana Kowalskiego, by³ego kierownika polskiej szko³y. Obowi¹zki starosty pe³ni³ Klemens Gappa, kierow- nik szko³y polskiej w £obrzenicy. Zapytali: „co chcecie robiæ? -Uczyæ dzieci w wiejskiej szkole – odpowiedzia³ Henryk. - Có¿ to, kiedy zaczyna siê praca nad odbudow¹ i repolonizacj¹ tego terenu, który znacie, chcecie siê kryæ na wsi? Obowi¹zkiem waszym jest pomóc w organizowaniu i w ugruntowaniu w³adzy ludowej. Bêdziecie pracowali w starostwie” – us³ysza³ decyzjê. Tak rozpocz¹³ siê nowy etap ¿ycia Henryka Jaroszyka w wolnej ojczyŸnie. Zosta³ zatrudniony na stanowisku kierownika wydzia³u kultury i sztuki miej- scowego urzêdu, a ju¿ po kilku miesi¹cach mianowano go zastêpc¹ starosty Powiatowej Rady Narodowej w Z³otowie. Pe³ni³ wiele odpowiedzialnych funk- cji spo³ecznych. Mimo to nie traci³ z pola widzenia problemów swojego dawne- go œrodowiska. To dziêki niemu, autochtoni – Polacy, byli cz³onkowie Zwi¹zku Polaków w Niemczech, zostali zwolnieni z obozu pracy w Z³otowie. Wkrótce sam jednak sta³ siê ofiar¹ narastaj¹cej nieufnoœci w³adzy ludowej do przedwo- jennych dzia³aczy polonijnych. W 1948 roku zosta³ zdegradowany ze stanowi- ska zastêpcy starosty i przeniesiony na stanowisko zastêpcy inspektora szkolne- go.

* Leon Szostak, dzia³acz polonijny – wspó³za³o¿yciel Koszaliñskiej Orkiestry Symfonicznej w 1955 r. – d³ugoletni dyrektor Wojewódzkiego Domu Kultury w Koszalinie

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 81 Tak jak kiedyœ, tak i teraz organizowa³ szko³y, œwietlice, biblioteki. Wiele uwagi i starañ poœwiêci³ organizowaniu kultury fizycznej wœród m³odzie¿y, a szczególnie w œrodowisku wiejskim. Praca by³a uci¹¿liwa, nie liczono siê z warunkami pracy ludzi, ich doœwiadczeniem. Biurokratyczny centralizm i odgórne planowanie wiod³o kraj do pierwszego dramatycznego prze³omu. Dopiero po tzw. „odwil¿y” w 1956 roku grupa polonijnych dzia³aczy pow- róci³a do ³ask. Wielu zasiad³o w poselskich ³awach, a miêdzy innymi i Henryk Jaroszyk, w latach 1957 – 1961 aktywny dzia³acz w komisjach sejmowych. Serdeczn¹ pamiêci¹ darzy³ mieszkañców z³otowskich – byli bliscy jego sercu. £¹czy³a go przyjaŸñ m.in. z Mari¹ Zientarsk¹-Malewsk¹, poetk¹, „s³owikiem Ziemi Warmiñskiej”, nauczycielk¹ polskiej szko³y w B³êkwinie oraz dr. W³adys³awem Gêbikiem - organizatorem i dyrektorem Polskiego Gimnazjum w Kwidzyniu i autorem jego historii w publikacji pt. „Burzy dziejów nie damy siê zgnieœæ”. Po zakoñczeniu kadencji sejmowej w 1961 roku Henrykowi Jaroszykowi zaproponowano stanowisko dyrektora Wydzia³u Kultury i Sztuki w urzêdzie wojewódzkim w Koszalinie. Jego dzia³alnoœæ na tym stanowisku jest szczegó- lnie znamienna w rozwoju kultury w woj. koszaliñskim. To lata wzmo¿onej aktywnoœci koszaliñskiego Teatru Ba³tyckiego im. Juliusza S³owackiego i powsta³ego w 1959 roku Teatru Propozycji „Dialog”, którego organizatorem i równoczeœnie re¿yserem by³a Henryka Rodkiewicz. W tym czasie rozpoczê³y siê s³ynne w kraju plenery malarstwa w Osiekach ko³o Koszalina. Uczestniczyli w nich znani artyœci z kraju i zza granicy. Niezapomniane by³y te¿ lata Festiwa- lu Piosenki ¯o³nierskiej w Ko³obrzegu, a dziêki nowoczesnym przekazom naszych mediów piosenka ¿o³nierska rozbrzmiewa³a w ca³ym kraju. To czas wielu ogólnopolskich sesji, sympozjów i ciekawej pracy Ko³a Koszalinian i m³odzie¿y akademickiej z Uniwersytetu Poznañskiego. Studenci uczestniczyli w pracach archeologicznych, prowadzili wywiady z miejscow¹ ludnoœci¹. Pan Henryk do³o¿y³ cegie³kê do swojej wieloletniej dzia³alnoœci w województwie dziêki coraz to dalszemu rozwojowi skansenu s³owiañskiego w Klukach ko³o S³upska. Upowszechni³o siê czytelnictwo, dzia³alnoœæ wiejskich œwietlic, coraz wiêcej by³o w województwie zespo³ów œpiewaczych i amatorskich. Na ¿ycie prywatne nie mia³ wiele czasu. Dzieci wychowywa³a pani Jadwiga, wieloletnia zas³u¿ona nauczycielka. W 1972 roku ju¿ jako emeryt otrzyma³ w grupie dzia³aczy polonijnych z Warmii, Mazur, Pomorza i Œl¹ska w Warszawie Order Budowniczego Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej.

82 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW Zmar³ w wieku 93 lat. Nie pamiêta³y o nim ju¿ media, nie odnotowa³y ode- jœcia niezwyk³ego cz³owieka, wielkiego patrioty, dziennikarza, cz³owieka legendy Ziemi Koszaliñskiej. W dniu pogrzebu ¿egna³o go na koszaliñskim cmentarzu grono przyjació³. Zap³onê³y znicze, miejsce spoczynku umai³y kwiaty. Dewiz¹ jego ¿ycia by³o has³o Zwi¹zku Polaków w Niemczech: „I nie ustaniem w walce, si³ê s³usznoœci mamy i moc¹ tej s³usznoœci wytrwamy i wygramy”.

Henryk Jaroszyk na sesji naukowej 6 XI 1990 r. w Koszalinie dekoruje doc. Tadeusza Gasztolda Medalem Rod³a

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 83 RECENZJE:

Rocznik Koszaliñski – Koszalin 2008 (wyd. 2009)

Recenzowana praca sk³ada siê z czterech czêœci, opracowana i udokumen- towana przez uczestników znanych z aktywnej dzia³alnoœci pierwszego i odro- dzonego – za spraw¹ Stowarzyszenia Przyjació³ Koszalina – Klubu Pionierów. W pierwszej czêœci – redakcji dr Janiny Stolc – zosta³ wyjaœniony cel i podana zwiêz³a charakterystyka treœci publikacji (s. 5-11). Najwa¿niejszy cel za³o¿ony w narracji to refleksyjny przekaz, skierowany m.in. do m³odej genera- cji, by – jak pisze – w ich przyspieszonym rytmie ¿ycia znalaz³a czas na chwilê zadumy, nad cz¹stk¹ prawdziwego ludzkiego ¿ycia, a przede wszystkim doce- ni³a rolê, skomplikowane losy i prze¿ycia pierwszych mieszkañców Koszalina i ziemi koszaliñskiej. Druga czêœæ – autorstwa Marii Hudymowej – dotyczy dziejów i dzia³alno- œci organizacyjno-programowej Klubu Pionierów Koszalina (s.15-28), które wydzieli³y dwa charakterystyczne okresy. Okres pierwszy wyznaczaj¹ lata 1970-1985. Liczne gremium, licz¹ce wów- czas 80 osób, postanowi³o za³o¿yæ 4 marca 1970 r. w³asny klub, skupiaj¹cy pierwszych osadników, którym nadano zaszczytny tytu³ Pionierów Koszalina, wybraæ zarz¹d, radê programow¹ i zacz¹æ dzia³aæ. Wprawdzie nie zosta³a w publikacji okreœlona pe³na struktura organizacyjna, ale jak wynika z kroni- karskich zapisów, wybrano 13 osobowy zarz¹d (s. 16-17). Na przewod- nicz¹cego wybrano Karola Mytnika (novum – bezpartyjny). Dyrekcja Wojewódzkiego Domu Kultury zapewnia³a niezbêdn¹ bazê loka- low¹ dla dzia³alnoœci klubu i rady, konkretnie by³a to kawiarnia Wena. Pocz¹wszy od 1972 r. Klub Pionierów w³¹czono w strukturê Koszaliñskiego Towarzystwa Oœwiatowo-Kulturalnego (s.18). Klub ze sk³adek cz³onkowskich nie by³ w stanie rozwijaæ szerszej dzia³alnoœci, ale z faktu przynale¿noœci do struktur oficjalnych, móg³ i korzysta³ z dotacji Wydzia³u Kultury UW i Miej- skiej Rady Narodowej w Koszalinie. Przynale¿noœæ do Klubu nobilitowa³a, w 1974 liczy³ 300, a w 1984 r. ju¿ 500 cz³onków. Do przynale¿noœci mobilizowa³a ich równie¿ dzia³alnoœæ progra- mowa. By³y to wyszukane spotkania z ludŸmi ró¿nych profesji (gospodarze miasta, aktorzy, kombatanci, politycy) czy integruj¹ce imprezy (grzybobrania i ogniska) oraz wycieczki. ¯ywotnoœæ dzia³añ Klubu zapewnia³a rada progra- mowa, której przewodnicz¹c¹ by³a Maria Hudymowa, a cz³onkami: Beata Mech (sekretarz i skarbnik), cz³onkami: Józef Szantyr, Irena Plutecka, Jan

84 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW Pohorski, Jadwiga Jelec, Edward Piekutowski, W³adys³awa Czajkowska, Ana- stazja Siczek, Matylda D¹browska, Roman Sierocñski oraz Hieronim Straszew- ski. Za dodatkowego cz³onka rady mo¿na uznaæ jedynie (na podstawie podpisu pod dokumentacj¹ fotograficzn¹) Józefa Weiss’a (s.17). Kierowanie tak licznym organizmem os³abia³o jednak wiêŸ wewnêtrzn¹, a brak œrodków ogranicza³ inicjatywy rady w tym zakresie. W dzia³alnoœci Klubu pierwszy k³opot sprawi³o rozwi¹zanie Koszaliñskiego Towarzystwa Oœwiatowo-Kulturalnego, a tym samym jego wy³¹czenie z istniej¹cych struktur. Wprawdzie Klub zosta³ przyjêty do kolejnego Towarzystwa Wis³a – Odra (brak daty przejêcia), ale na krótko. Klub ostatecznie, w zwi¹zku z politycznymi wyda- rzeniami w kraju, tak jak i inne towarzystwa (s. 20), w 1985 r. podj¹³ trudn¹ decyzjê o zawieszeniu dzia³alnoœci w³asnej. Okres drugi, odrodzenie dzia³alnoœci Klubu, datuje siê od lipca 2004 r. Za spraw¹ aktywu grona z zawieszonego Klubu i pomocy organizacyjnej Stowa- rzyszenia Przyjació³ Koszalina dosz³o do jego reaktywowania. Przewod- nicz¹cym zosta³ wybrany Leszek Mytnik, wypada dodaæ, ¿e to syn pierwszego przewodnicz¹cego, który, za namow¹ wci¹¿ aktywnego œrodowiska dawnych Pionierów m. Koszalina, podj¹³ siê kontynuacji roli i dzie³a ojca. Czêœæ trzecia – Ÿród³owa – niezwykle interesuj¹ca, gdy¿ obejmuje biografie 24 mieszkañców Koszalina i Ziemi Koszaliñskiej, jak w kalejdoskopie odbijaj¹ siê dominuj¹ce obrazy ludzkiego ¿ycia i prze¿yæ osobistych, powi¹zanych z losami na tle przemian spo³eczno-kulturalnych i politycznych (s. 29-128). Na szczególne uznanie zas³uguje 9 biografii osób, które opracowa³a i udostêpni³a Maria Hudymowa, a pamiêæ o tych osobach, bez jej zaanga¿owania pozo- sta³aby tylko w krêgu najbli¿szych. Relacje Zofii Korczyñskiej-Szrubka ods³aniaj¹ – jak¿e odmienny obraz – ¿ycia ju¿ nowych pionierów m. Koszalina, do których siê sama zalicza. Przy- wo³uje w pamiêci swój najbli¿szy kr¹g rówieœniczy, m³odej i ucz¹cej siê m³odzie¿y, ujawnia ich zwyk³e troski i radoœci. Wspomina z satysfakcj¹ w³asne dorastanie w Koszalinie, pracê w licznym gronie kole¿anek i kolegów. Docenia osi¹gniêcia Uli (jej córki) wraz z jej licznymi przyjació³mi. Najwa¿niejsze, ¿e ujawnia doznania m³odszych pionierów m. Koszalina, co ich szczególnie war- toœciuje. Ten sekret to codzienne ¿ycie: radoœæ i satysfakcja z osi¹gniêæ naszych dzieci, ¿e pracuj¹, tworz¹ dobre i zgodne rodziny (s. 69). Ostatni¹ – czwart¹ – czêœæ stanowi wybrana z klubowych kronik unikatowa dokumentacja fotograficzna cz³onków Klubu, w tym zbiorowe zdjêcie na obwolucie ksi¹¿ki, przedstawiaj¹ce zas³u¿onych organizatorów ¿ycia spo³ecz-

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 85 no-gospodarczego Koszalina: nauczycieli, lekarzy, ekonomistów, kom- pozytorów... Recenzent pomija drobne usterki redakcyjne, braku pe³nej dokumentacji Ÿród³owej w czêœci historycznej, gdy¿ opartej na relacjach kronikarskich czy pomy³kê imienia Miko³aja Praczuka (s. 30). Uznaje za s³uszne za³o¿enia redak- cyjne pracy, rzeczywiœcie narracja wnosi du¿y ³adunek emocjonalny p³yn¹cy z serca Marii Hudymowej – zaanga¿owanej, twórczej i zas³u¿onej osobistoœci (walcz¹cej o potrzebê utrwalenia historii, o pamiêæ i doœwiadczenie gasn¹cego pokolenia). Nasuwa siê jednak merytoryczny wniosek, ¿e najwy¿szy ju¿ czas podj¹æ próbê (rozpoczêt¹ w recenzowanej publikacji) – póki istnieje jeszcze zaintere- sowanie i mo¿liwoœci – opracowania pe³nej monografii Klubu Pionierów Mia- sta Koszalina. Apel ten kierujê do aktywnego Zarz¹du Stowarzyszenia Przyj- ació³ Koszalina, w którego strukturach skupili siê dawni i nowi Pionierzy. Dodam, ¿e idee wydania pracy popar³ Urz¹d Miejski oraz piêciu spon- sorów: Wielkopolski Operator Systemu Dystrybucji Gazu Oddzia³ Koszalin, Przedsiêbiorstwo Gospodarki Komunalnej Sp. z o.o. w Koszalinie, ZTP Tepra S.A. Koszalin, Miejskie Wodoci¹gi i Kanalizacja Spó³ka z o.o. w Koszalinie oraz Miejska Energetyka Cieplna w Koszalinie.

Adam Wirski

Œrodkowopomorska Okrêgowa Izba Aptekarska – Biuletyn „Farmacja” Pomorza Œrodkowego nr 9/2009: „Jak te ptaki wêdrowne szukaliœmy miejsca na ziemi. W tej wêdrówce okresu repatriacji dotarliœmy do Koszalina” – napisa³a Maria Hudymowa, nauczycielka i pionierka Koszalina. 9 maja 1945 roku. Pamiêtna data zakoñczenia II wojny œwiatowej. Skoñ- czy³ siê koszmar okupacyjnych lat. Odzyskaliœmy upragnion¹ wolnoœæ, ale ju¿ w zmienionych granicach. Odebrano nam polskie Kresy: pe³ne s³oñca Podole, wileñskie grodziska, Polesie z jego rozleg³ymi jeziorami i leœnymi mokrad³ami, po¿egnaliœmy nasze bohaterski Lwów i miasto koœcio³ów Wilno. Niewiele ju¿ osób pamiêta Koszalin z pierwszych powojennych lat. Trudno najm³odszym mieszkañcom naszego grodu nawet wyobraziæ sobie z jakim ogromnym trudem i wyrzeczeniami podnoszono z ruin i zgliszcz to nasze têtni¹ce ¿yciem miasto. W latach 1945 – 1950 wszystko organizowano niemal

86 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW od pocz¹tku: kolejnictwo, pocztê, handel, oœwiatê, czytelnictwo, placówki kul- tury itp. Pani Maria Hudymowa to niezwyk³a kobieta – ³¹czniczka, komendantka Wojskowej S³u¿by Kobiet A.K. i organizatorka tajnego nauczania w okresie okupacji, a potem w wolnym kraju w Koszalinie pe³na energii, ciep³a i optymi- zmu organizatorka ¿ycia kulturalno – oœwiatowego. Potrafi³a dotrzeæ do osób zagubionych i skrzywdzonych w nowej rzeczywistoœci, otworzyæ serce dla ludzi szlachetnie myœl¹cych. Zorganizowa³a Klub i Konwent by³ych nauczycie- li tajnego nauczania w okresie okupacji, które sta³y siê ogniskami przyjaŸni, sympatycznych prze¿yæ w rodzinnej atmosferze. By³y spotkania wigilijne i wielkanocne, wspólne wycieczki, podczas których wspominano lata pe³ne grozy wojny. Na tle tamtych koszmarów, mo¿na by³o doceniaæ nowe ¿ycie w trudnych nieraz sytuacjach. Troszczy³a siê z jednej strony, by stworzyæ wspólnotê – oparcie dla nauczycieli inaczej myœl¹cych, a drugiej strony, by zgromadziæ dokumentacjê prze¿yæ wojennych tych, co ocaleli. Rozumia³a jak bezcenn¹ wartoœæ dla przysz³ych pokoleñ Polaków bêd¹ mia³y autentyczne wspomnienia z okresu okupacji. One oddadz¹ klimat prze¿yæ i ciche bohater- stwo naszego narodu. Poszczególne wspomnienia naszych bohaterów regionu by³y drukowane w ró¿nych periodykach. Obecnie ukaza³a siê nowa publikacja pt. „Pionierzy Ziemi Koszaliñskiej”. Ksi¹¿ka ukaza³a siê dziêki staraniom Stowarzyszenia Przyjació³ miasta Koszalina i Klubu Pionierów w po³owie 2009 roku. Gor¹co polecam j¹ wszystkim czytelnikom naszego Biuletynu. Dr Jadwiga Brzeziñska – Ko³obrzeg

Prof. Jerzy Wêgierski – Katowice: Bardzo serdecznie dziêkujê za piêknie wydan¹ i interesuj¹c¹ ksi¹¿kê z ostatnich dziejów nadmorskiej (i nie tylko) ksi¹¿ki, któr¹ czytaliœmy z zainte- resowaniem. Podziwiam energiê, ¿yczê dalszych natchnieñ, zdrowia i si³.

„G³os koszaliñski” 24.07.2009 r. – red. Alina Konieczna: Na rynku wydawniczym pojawi³a siê wyj¹tkowa pozycja „Pionierzy Ziemi Koszaliñskiej i ich wspomnienia”. Warto do niej zajrzeæ i poznaæ losy tych, którzy budowali polski Koszalin. Wœród wielu zarejestrowanych tu historii s¹ miêdzy innymi opowieœæ o Karolu Mytniku nauczycielu, prawniku, organizato-

PIONIERZY ZIEMI KOSZALIÑSKIEJ I ICH WSPOMNIENIA 87 rze szkolnictwa i dr Marii Tomaszewskiej wspania³ej lekarce nios¹cej pomoc chorym na gruŸlicê. Wspominaj¹c o zmar³ych skrzêtnie przechowywa³a Maria Hudymowa – nestorka nauczycieli i Pionierów i teraz udostêpni³a je do druku. Wa¿ne jest, a¿eby pamiêæ o tych ludziach ocaliæ dla przysz³ych pokoleñ. M³odzi ludzie powinni dowiedzieæ siê o ich dokonaniach o nie³atwym ¿yciu W naszym zagubionym œwiecie, gdy liczy siê kult m³odoœci i pieniêdzy, czasem warto spojrzeæ w inn¹ stronê, ku przesz³oœci. Odkryæ m¹droœæ napisan¹ przez samo ¿ycie, doceniæ ludzkie doœwiadczenia, pamiêtaj¹c tak¿e o historii tej najnowszej, tworzonej przez takie osoby jak pani¹ Mariê Hudymow¹. Pani Mario dziêkujemy, ¿e pomog³a Pani ocaliæ tamten czas od zapomnie- nia. To naprawdê wa¿ne.

88 TOWARZYSTWO PRZYJACIÓ£ MIASTA KOSZALINA, KLUB PIONIERÓW