Grudzień 2015

Gazeta internetowa poświęcona muzyce improwizowanej ISSN 2084-3143 ISSN

Rozmowy: Paweł Kaczmarczyk Witold Janiak Marek Raduli

Apostolis Anthimos Całe życie jest TOP NOTE przygodą Nikola Kołodziejczyk Orchestra Barok progresywny JazzPRESS wystawa okładek na Juniors Zagłosuj w plebiscycie Jazz 2015

fot. Kuba Majerczyk Pobierz aplikację

Oceń aplikację, zostaw swoją opinię WWWWW

< Od Redakcji redaktor naczelny Piotr Wickowski [email protected]

203 recenzje płytowe, 95 relacji z wydarzeń koncertowych (pojedynczych koncertów, ale również festiwali), 47 zapisów rozmów z muzykami i ludźmi z branży muzycznej – tyle opublikował JazzPRESS w ciągu całego 2015 roku. 29 wydanych w tym roku płyt ukazało się pod naszym patronatem. Pojawiły się na naszych łamach, w ciągu ostat- nich 12 miesięcy, nowe rubryki: Galeria Improwizowana, Słuchając we dwoje, Cały ten jazz! Meet!, Long Record Long Story, Wszystkie drogi prowadzą do Bitches Brew, Anty- kanon, Down the Backstreets. W tym numerze przeczytać można debiutancki odcinek kolejnej nowej rubryki - My Favorite Things (or quite the opposite…) autorstwa Piotra Rytowskiego. A już w styczniowym numerze – następne nowości z kategorii subiek- tywnych odczytań i muzycznych odkryć, nie tylko dokonywanych słowem pisanym. Bo w nadchodzącym 2016 roku zamierzamy nadal rozwijać się i nie ustawać w mu- zycznych poszukiwaniach. Czego również Wam życzymy. Miłej lektury i wesołych świąt!

Wielu pozytywnych przeżyć przy najwspanialszej muzyce oraz ciągłych muzycznych odkryć – w Święta Bożego Narodzenia i przez cały Nowy Rok życzą JazzPRESS i RadioJAZZ.FM

> SPIS TREŚCI

3 – Od Redakcji

4 – Spis treści

6 – zagłosuj w plebiscycie Jazz 2015

7 – Wydarzenia

10 – Płyty 10 Top Note Nikola Kołodziejczyk Orchestra – Barok progresywny 14 Recenzje Kazimierz Jonkisz Energy – 6 Hours With Ronnie Atom String Quartet – AtomSPHERE Vehemence Quartet – Anomalia Blackbird – Blackbird Mieczysław Szcześniak / Krzysztof Herdzin – Songs From Yesterday Nika Lubowicz – Nika’s Dream Kinga Głyk – Rejestracja VA – Jazz Jamboree’64 [Polish Radio Jazz Archives vol. 20-22] Brad Mehldau – 10 Years Solo Live John Zorn – The Song Project Live at Le Poisson Rouge Gustav Brom – Polymelomodus Konglomerat – Konglomerat James Farm – City Folk Pavel Morochovič Trio – Awakening Dieter Ilg – Mein Beethoven Paolo Fresu, Daniele di Bonaventura – In maggiore Harry Connick, Jr. – That Would Be Me

44 – Koncerty 44 Przewodnik koncertowy 46 Wszystko na swoim miejscu 52 Krzyki i Szepty 58 Recepta na jesienny wieczór? Gorąca czekolada i ognisty koktajl… 62 Gitarzysta oddychał frazą 66 Turn me ON, Sławek! 68 Międzypokoleniowy kwartet w ruchu przyspieszonym 71 Przyszłość synkopy, czyli jak Belgrad zmienia jazzową bohemę

< JazzPRESS, grudzień 2015 5

78 Grali dla Marka 80 Czar patrona zachowany 81 Metoda nieustannych zmian działa

85 – rozmowy 85 Apostolis Anthimos Całe życie jest przygodą 97 Paweł Kaczmarczyk Jeśli się nie napracuję, to nie zbiorę plonów 104 Witold Janiak Muzyka improwizowana to pełnia szczęścia 111 Marek Raduli Cały ten jazz! MEET!

125 – Galeria improwizowana

130 – Słowo na jazzowo 130 Jazz pod choinką 132 Wszystkie drogi prowadzą do Bitches Brew Niestrudzony Gil Evans – Część pierwsza 137 Kanon Jazzu Ella Fitzgerald – Ella Fitzgerald Sings The George And Ira Gershwin Song Book 140 My Favorite Things (or quite the opposite…) Zespół we mgle 143 Down the Backstreets Organized Konfusion – Stress: The Extinction Agenda

146 – Pogranicze 146 World Feeling 148 Bluesowy Zaułek Bluesowe wspomnienie Ostrowa

152 – Redakcja

> 6|

Zagłosuj w plebiscycie Jazz 2015

Po raz drugi zapraszamy do podsumowania mijającego roku. Tym razem plebiscyt orga- nizujemy wspólnie z RadioJAZZ.FM.

Do 31 grudnia czekamy na Wasze głosy w następujących kategoriach: • polski jazzowy wykonawca roku (poje- dynczy muzyk lub zespół; w przypadku zespołu większość składu powinni stano- wić Polacy), • zagraniczny jazzowy wykonawca roku (pojedynczy muzyk lub zespół), • polska jazzowa płyta roku (nagrana przez polskich muzyków, w przypadku składów międzynarodowych liderem formacji po- winien być Polak lub Polacy powinni sta- nowić większość), • zagraniczna jazzowa płyta roku, • polskie jazzowe wydarzenie koncert owe roku (pojedynczy koncert lub festiwal). Na głosujących czekają nagrody płytowe. Głosować można przez naszą stronę: www.jazzpress.pl lub wysyłając swoje typy na adres: [email protected].

< Wydarzenia JazzPRESS, grudzień 2015 |7

JazzPRESS i RadioJAZZ.FM były obecne na Targach Co Jest Grane! Tegoroczna, piąta edycja targów odbywała się w ostatni weekend listopada, w Pałacu Kultury i Na- uki w Warszawie. Odwiedzający nasze stoisko otrzy- mywali specjalne, papierowe wydanie JazzPRESSu.

fot. Piotr Gruchała, projekt plakatu Agnieszka Sobczyńska

> 8| Wydarzenia

WYSTAWA OKŁADEK JazzPRESSu Kraków, Jazz Juniors, 4-7 grudnia 2015

Wybrane okładki JazzPRESSu, w formie pla- katów, oglądać będzie można na wystawie towarzyszącej tegorocznej edycji Jazz Juniors, która odbywać się będzie w Krakowie od 4 do 7 grudnia. Autorem zdjęć jest Amadeusz MARZEC 2015 e- miesięcznik o jazzie „Kuba” Majerczyk – fotografik i muzyk, któ- i muzyce improwizowanej

www.jazzpress.pl 2084-3143 ISSN ry na koncie około 30 płyt. Współpracownik między innymi takich gwiazd jak: Obywatel G.C., Anna Maria Jopek, Tie Break, Stanisław Sojka, Martyna Jakubowicz, Justyna Stecz- kowska. Fotografią zaczął zajmować się w wieku kilkunastu lat, z czasem jednak zwy- ciężyła u niego pasja gry na perkusji. Po wie- loletniej przerwie, około dziesięć lat temu, Michał Urbaniak W trosce o muzykę ponownie wrócił do profesjonalnej fotogra- rytmiczną fot. Kuba Majerczyk fii. Jego domeną stały się koncerty, portrety, reklama oraz krajobraz. Zdjęcia stanowiące okładki JazzPRESSu powstają w jego prywat- nym atelier.

< JazzPRESS, grudzień 2015 |9

> 10 NOTE TOP < |

Płyty/ Top Note

TTTOOOPPPNNNOOOTTTEEE – Nikola Kołodziejczyk Orchestra /www.nikolakolodziejczyk.com 2015 Nikola Kołodziejczyk, dziejczyk raz po kolejny przedstawia rozbudowaną, wielowątkową uciec odporównań z Trudno wypadku w tym porcje poszczególnymi między elementami dzieła. składowymi na kapitalnym debiucie dobiera czerpie, źródła, z których oraz pro proponuje różnych fuzję muzycznych gatunków. Inaczej niż jednak ficzny debiut roku,swoim na drugim autorskimalbumie ponownie laureat tegorocznej nagrody Fryderyka w kategorii fonogra jazzowy - zbioru niepewność – zniknęła taktach muzyki klasycznej. Po kilku z domowego Nikoli kiestry Kołodziejczyka, któryś z krążków a nie sprawdzenia, do odtwarzacza czy trafiła pewno na or nowa płyta wydobywającePierwsze się zmusiły dźwięki do mnie z głośników Barok progresywny Chord Nation Chord

– Koło – - - - dotycząca dotycząca całość. Turwalną zasadnicza uwaga jedną złożoną, ale spójną i nieroze i tworzą się przenikają kompozytora wizji zycznych środowisk, które w różnych mu się z wywodzących muzyków nagrania, złożony jest z spół, który został zaangażowany do jak na debiutanckim albumie ze żowanej na skład. duży Podobnie kompozycję zaaran w formie suity ał i składzie orkiestry już lazła się w zna nich - muzyków.nastu Część z wzięła grupa udział złożona z pięt W nagraniu progresywnego Baroku będą żałowali. pewnościąco zachęcam), nie z cała sześćdziesiąt minut (do czego gorą Ci, którzy zdecydują się poświęcić ogóle zaczynał. szkoda,ca, żeby w chać albumu do odpoczątku koń godziną wolnego aby czasu, posłu jeślitami, więc ktoś nie dysponuje nie da się słuchaćtej fragmen płyty piękna wysłuchanychdźwięków je, stwarzając wrażenieulotności Kołodziejczyka wciągai fascynu- Muzyka z drugiej autorskiej płyty Baroku Progresywnego Baroku – ------

trabas –perkusja. i MichałBryndal w składzie:na z trio Stryjo Maciej – kon Szczyciński Nikolicownicy Kołodziejczyka, sekcja czyli rytmicz basowy), Olak Marcin (gitara) oraz współpra stali - mykowski (saksofony), Grzegorz (klarnet Grzeszczyk również pozostali członkowie składu – Szymon- Ka trębacz Török, Oskar cki kapitalnie prezentują się bardzo ciekawej słowagrający- techniki z użyciem ale już znakomici Uwagę instrumentaliści. zwraca zaprosiłczyk do współpracy, to wciąż jeszcze młodzi, jazzowego podwórka, których Kołodziej z Muzycy i dać się porwać etnicznym brzmieniom. tej bardziej jazzowej stronie kompozycji o chwilę ty, których podczas słuchania można zapomnieć na instrumentów ludowych. Są na albumie fragmen baroku Kołodziejczyk sięgnął również brzmienia po albumu. instrumentów wykorzystania Prócz z epoki stopniuwpłynęła na brzmienie w dużym specyfika których barokowych, instrumentów sekcji jawienie Nation zespołempewnością samym nie jest tym co na Chord Nikola nazwą samą Kołodziejczyk Orchestra z całą na debiucie. tą pod Pomimo drugiej płyty wydania . Najbardziej znaczącą wydaje zmianą się po JazzPRESS, grudzień 2015 grudzień JazzPRESS, [email protected] Rafał Zbrzeski Rafał | > > 11 - - - - - TOPNOTE TOPNOTE 12 < |

Płyty/ Top Note rcjcd oónńz poprzedWracając do porównań z do wzbogacenia muzycznej treści. mitego ich wykorzystania „słabości” i znako poszukiwań początkowym przeszkodą,miast się stały punktem za- narzucają z epoki, instrumenty które ograniczenia, Ponadto pewne sposób. wzorowy wykorzystać we i trafi te możliwości zagospodarować po możliwości swojego zespołu i swojej tożsamości artystycznej oraz chce gomi osiągnąć. Jest świadomy go efektu- środka zmierza, jakimi doczątku końca wiedział, do jakie wątpliwości, że kompozytor odpo progresywnego Baroku pomysłski na muzykę. Słuchając wizjonerjest nowa jakość i świeży efektem którego Spotkanie, terakcje. nie wchodzązazwyczaj ze sobą w in istnieją obok siebie ale od dawna, ze sobąkania dwóch światów, które TTTOOOPPPNNNOOOTTTEEE się w doprowadzeniukryje do spot Urok muzyki Nikoli Kołodziejczyka → Grać mniej, atrafiać w sedno a ndrzej d u z archiw ąbrowski Gazetainternetowa poświęcona Quartet –Bukoliki Listopad 2 muzyce improwizowanej muzyce Michał Ciesielski Michał High Definition Definition High choroba Johnachoroba John B. Arnold zmierzchu – zmierzchu Od śwituOd do , nie miałem Coltrane’a Rozmowy: 015 NOTE TOP

Andrzej Dąbrowski fot. Kuba Majerczyk ISSN 2084-3143 Synthomathic Jachna /Buhl NOTE TOP Osborn Nat Nussbaum Adam Grzywacz Maciej Rozmowy: m ------jazzpress

Sławek PezdaSławek Nasza muzyka jest eksplozją energii eksplozją dziejczyka. z nagraniami orkiestry Nikoli Koło się zapoznać powinien wiązkowo potrzeba jak wzoru, to zrobić –obo komuś Jeśli dźwięków. tworzonych poziom odmiennością i zaskakiwać jednocześnie wysoki utrzymywać potrafiłswoimi kolejnymi płytami Życzyłbym sobie, aby każdy artysta dźwięków. wysłuchanych piękna je, stwarzając wrażenie ulotności fascynu Kołodziejczyka wciąga i drugiej autorskiej płyty Muzyka z ładunekwiększy lirycznego transu. brzmieniemintymnym niosącym nym efekt.talny Na progresyw Baroku co momentami dawało monumen elementamimi free oraz klasyki, wpleciony z orkiestrację bandową Nation inny jest jego przebieg –na Chord odmiennych muzycznych światów, mo podobnej koncepcji spotkania muszę zauważyć, płytą, nią że pomi PAŹDZIERNIK 2 Gazetainternetowa poświęcona muzyce improwizowanej muzyce zostaliśmy uraczeni bardziej otrzymaliśmy masywną big masywną otrzymaliśmy 015

Sławek Pezda fot. Kuba Majerczyk ISSN 2084-3143 u ------na Waszych urządzeniach, kliknijcie urządzeniach, Waszych na przetestowaćBy się nasz jak magazyn czyta miesięcznika! naszego lekturę Mamy nadzieję, że ułatwi Wam to urządzeniach jak iPhone i iPad w bardzo przyjaznej formie! JazzPRESS

dostępny dostępny

jest na takich na jest Piszemy dla Was i dzięki Wam

tutaj » tutaj

JazzPRESS, grudzień 2015 grudzień JazzPRESS,

| > > TOPNOTE 13 TOPNOTE 14| Płyty / Recenzje

Kazimierz Jonkisz Energy – 6 Hours With Ronnie

Barnaba Siegel [email protected]

I właśnie kogoś takiego potrzebował Jonkisz, oddany jazzowi do granic. Sam zresztą, w swojej skromnej wy- powiedzi w czasie niedawnej kon- ferencji prasowej wydawnictwa For Tune, wspomniał, że nie czuje się kompozytorem. Sięgnął wyłącznie po kompozycje klasyków oraz obec- nego na płycie Wojtka Pulcyna, żeby samemu skoncentrować się wyłącz- nie na bębnieniu. I jest to klasa nie- łatwa do osiągnięcia – gdzieś pomię- For Tune, 2015 / www.store.for-tune.pl dzy „jazzową elegancją” a gniewnym Chociaż ma za sobą długie lata gra- pulsem młodzieńca. Mając taki pod- nia, Kazimierz Jonkisz nie jest osobą kład, nie jestem się w stanie nudzić z jazzowego „świecznika” – ale jak przy żadnym utworze! już coś nagra, to nie ma przebacz. Wystarczy spojrzeć na skład i in- Dwóm weteranom towarzyszą wy- strumentarium, żeby przeczuwać, trawni polscy muzycy. Jest wspo- że w nazwie zespołu słowo Energy mniany Pulcyn za basem, jest Jan nie pojawiło się na darmo. Perkusja, Smoczyński za fortepianem czy Ro- saksofony, trąbka, fortepian, bas – bert Murakowski na trąbce, a skład no i ten Ronnie Cuber. wieńczą dwa inne saksy – Borys Jan- czarski i Tomasz Grzegorski. Niby Cuber nie jest nazwiskiem, które przyśpiesza puls serca, ale Razem z liderem i Cuberem tworzą z drugiej strony, jak już ten baryto- po prostu szalenie profesjonalną nowy saks się odezwie… Ronnie zjadł i przyjemną w odbiorze jazz-maszy- zęby jako sideman, i to wykraczając nę. W zalewie nowości o wybitnie mocno poza świat jazzu – Maynard współczesnym brzmieniu, tak po- Ferguson, George Benson, Chaka rządnego mainstreamu jak 6 Hours Khan, Frank Zappa, Eric Clapton. With Ronnie nie można pominąć!

< JazzPRESS, grudzień 2015 |15

Atom String Quartet – AtomSPHERE

Mery Zimny [email protected]

nowili je wykorzystać? Odpowiedź przychodzi wraz z dwupłytowym albumem, na który złożyły się prze- de wszystkim kompozycje każdego z członków zespołu. Każdy z krąż- ków – biały i czarny – wypełnia oko- ło półgodzinny materiał. Skąd taki podział? Odpowiedź jest prosta, jak wyjaśnił w jednym z wywiadów wiolonczelista Krzysztof Lenczow- ski – ludzki umysł nie jest w stanie Kayax, 2015 / www.kayax.net utrzymać koncentracji więcej niż pół godziny, muzykom natomiast zależy Kwartet smyczkowy, który nie- na tym, by słuchacz nie odrywał się ustannie wymyka się wszelkim od płyty, tylko wysłuchał materiału próbom klasyfikacji. Ciągle szuka- w całości. jący nowych inspiracji i środków wyrazu, które pozwolą zagrać wię- Na krążku nie brakuje żywioło- cej i inaczej. Atom String Quartet wych utworów aż kipiących pod na- po długiej przerwie wydał trzeci al- porem wspólnej improwizacji. Jed- bum AtomSPHERE. nak dla zachowania równowagi jest też kilka kompozycji odznaczają- Cztery smyczki, dwoje skrzypiec, al- cych się spokojem i koncentracją na tówka i wiolonczela to skład, w któ- każdym dźwięku. Taki jest otwie- rym można wydobyć chyba każdy rający całość Ad Libitum II, taki jest dźwięk, jaki tylko przyjdzie muzy- też utwór wieńczący – Dialogi fletu kom do głowy. Ich siła tkwi w nie- i flażoletu. W tym ostatnim mamy ograniczoności i nieskrępowanym też do czynienia z kreacją smycz- niczym wyrażaniu się. Do czego do- ków, które brzmieniem naśladują prowadziły ich kolejne poszukiwa- tytułowe instrumenty. Przez myśl nia i rozwój, jakie inspiracje odcis- przechodzi pytanie, jak to możliwe, nęły się w nich najsilniej i jak posta- że źródłem dźwięku są tutaj instru-

> 16| Płyty / Recenzje

menty smyczkowe? Dialogi fletu i flażoletu to bardzo latynoskiego brzmienia, funku oryginalna, delikatnie utkana kompozycja Krzyszto- i lekko transowych dźwięków. Ta- fa Lenczowskiego, która pozostawia słuchacza w tro- kim zestawem nie sposób się znu- chę onirycznym nastroju. dzić, a poziom koncentracji słu- chacza raczej nie ma szansy spaść Z kolei w nasyconym mrocznym klimatem utwo- ze względu na dużą liczbę stymu- rze tytułowym artyści oddają się improwizacjom lujących bodźców. z nadzwyczaj ciekawym rezultatem. Jako jedyny utwór ten został stworzony wspólnymi siłami przez AtomSPHERE jest płytą z tempera- wszystkich członków zespołu. Płyta to nie tylko na- mentem. Każdy z muzyków Atom wiązanie do muzyki klasycznej i jazzowej improwi- String Quartet to indywidualność. zacji. Do podhalańskiego folkloru odnosi się Ballada Pomimo tego potrafią doskonale o śmierci Janosika – rzewna, momentami tragiczna, funkcjonować w muzycznym ze- z pięknie wyeksponowanym motywem z muzyki spoleniu. Choć każdy z nich skompo- ludowej. Nie sposób nie zachwycić się aranżacją Pas- nował część utworów, ich wizja jest sion Zbigniewa Seiferta, a także aranżacjami dwóch spójna i przede wszystkim wspólna, etiud Witolda Lutosławskiego. co daje się odczuć. Panowie nagrali płytę dojrzałą, bazującą na ich róż- I na tym nie koniec różnorodności i wielości in- norodnym doświadczeniu. Dosko- spiracji podanych na AtomSPHERE. Swingujące nale się jej słucha i do niej wraca, za Obercology to wyraźne nawiązanie do muzyki każdym razem odkrywając coś no- i stylu Django Reinhardta. W kolejnych kompo- wego. Sporo tu bowiem niuansów, zycjach możemy ponadto doświadczyć odrobiny których naraz nie da się wyłapać. www.radiojazz.fm fot. Kuba Replewicz Kuba fot.

< JazzPRESS, grudzień 2015 |17

Vehemence Quartet – Anomalia

Rafał Zbrzeski [email protected]

torstwa Mateusza Śliwy, a czwarty na płycie utwór Witch Hunt to klasyk Wayne’a Shortera. Wybór to zapewne nieprzypadkowy, bowiem od pierwszych nut tego albumu moje skojarzenia popłynęły gdzieś w kierunku twórczości amerykańskiego saksofoni- sty. Na całej płycie Anomalia wyczuwalny jest wpływ muzyki z takich albumów Shortera jak JuJu, Speak No Evil czy The All Seeing Eye – jest to mój ulubiony okres w twórczości mistrza, wiec z tym większym zainteresowaniem wsłuchałem się w debiut Vehe- mence Quartet.

For Tune, 2015 / www.store.for-tune.pl Bardzo dobre wrażenie robi gra sekcji – Madej i Wy- kpisz świetnie panują nad warstwą rytmiczną ma- W skład Vehemence Quartet wcho- teriału, grając przestrzennie, z wyobraźnią i sporym dzą muzycy, którzy pomimo mło- luzem. Z całą pewnością ich gra to solidna podstawa, dego wieku są bez większych prob- na której mogą się wesprzeć saksofoniści podczas lemów rozpoznawalni na krajowej prowadzenia swoich instrumentalnych dialogów. scenie. Kwartet tworzą: Wojciech Zarówno gra Lichtańskiego, jak i Śliwy pełna jest Lichtański – saksofon altowy, Mate- werwy i zapału, nie zmusza jednak słuchaczy do usz Śliwa – saksofon tenorowy, Alan nieustannego utrzymywania uwagi i emocji na naj- Wykpisz – kontrabas i Szymon Ma- wyższych obrotach – panowie świetnie sobie radzą, dej – perkusja. łącząc ostre, zadziorne momenty z melodiami dają- cymi kilka chwil wytchnienia. Właśnie w liniach Zespół po zdobyciu Grand Prix na melodycznych ujawnia się sporo „shorterowskich” festiwalu Jazz nad Odrą we Wroc- inspiracji – z jednej strony to dobrze, że muzycy się- ławiu i Grand Prix na Grupa Azoty gają po najlepsze wzorce, z drugiej wolałbym chyba, Jazz Contest w Tarnowie nareszcie żeby utwory nosiły więcej znamion indywidualne- uraczył miłośników jazzu swoim go stylu zespołu. Mam nadzieję, że z czasem Vehe- debiutem płytowym. Album zaty- mence Quartet takowy wypracuje, bo jego członko- tułowany Anomalia zawiera sześć wie dysponują i umiejętnościami warsztatowymi, kompozycji – pod trzema podpisał i bardzo dobrym zgraniem, i świetnym, pełnym się Wojciech Lichtański, dwie są au- brzmieniem.

> 18| Płyty / Recenzje

Blackbird – Blackbird

Jarosław Czaja [email protected]

szyję we wszystkich tych impul- sach, atlanticach, blue-note'ach i in- nych high-note'ach, słuchanie tego, co grupa Blackbird ma do powiedze- nia, to jakby się miało nagle przeciąg w pokoju. Wieje, ale też orzeźwia. Uświadomiłem sobie, że chyba stra- ciłem kontakt z dniem dzisiejszym. A wygląda na to, że w Europie, ba – w naszej części Europy – gra się teraz jazz nie gorzej, a nawet oryginalniej, Multikulti Project, 2015 / www.multikulti.com niż za Atlantykiem. Z każdym prze- Nazwa grupy skojarzyła mi się zra- słuchaniem muzyka z tego krążka zu z tytułem słynnego klasyczne- podoba mi coraz bardziej. go albumu Donalda Byrda – Black Byrd, ale samotny dźwięk trąbki A motorem tej machiny, moim otwierający całość przywołuje ra- zdaniem, jest rewelacyjny pianista czej klimat Cheta Bakera. Kiedy po Michał Rorat. Mocne bloki akor- chwili wchodzą do akcji pozostali dów, jak słupy milowe wyznaczają muzycy, rozumiem już, że wszelkie trasę, po której porusza się reszta. skojarzenia trzeba odłożyć na bok. Inaczej mówiąc fortepian jest rdze- Ci młodzi panowie, działający od niem przenikającym tę muzykę na kilku lat pod szyldem Blackbird, na wskroś i w poprzek. Drugim cichym swojej debiutanckiej płycie realizu- bohaterem jest oczywiście amery- ją ambitny program własny, który kański perkusista Frank Parker. z grubsza wygląda na udane połą- Słychać już po kilku sekundach, że czenie ognia z wodą. Słowiańska jest mistrzem nie lada. Fenomenal- nuta i amerykański puls, rockowa nie gra na talerzach. Pochodzi prze- chwilami zadziorność i eteryczne cież z Ameryki! klimaty rodem z zimnej północy. Basista Bartek Bednarek to idealny Dla takich jak ja, od lat zapatrzonych łącznik między nimi, czyli taki, co w Afro-Amerykę i zakopanych po to go niby nie słychać (jak nieledwie

< JazzPRESS, grudzień 2015 |19

Haslipa), ale gdy nagle wystąpi przed powe. Zadziwiające, ale muzykom udało się zacho- szereg w Prehistory, otwieramy bu- wać odpowiedni balans pomiędzy materiałem ści- zię z podziwu. No i dwóch znako- śle skomponowanym i zaaranżowanym, a partia- mitych solistów: gitarzysta Michał mi improwizowanymi, granymi tu i teraz. Walczak i trębacz Paweł Surman. Zwłaszcza gitarzysta wyrasta na Zespół jest niebywale zgrany i ufa w swoje możliwo- nieformalnego lidera grupy. Skom- ści. Takie dwa elementy w jazzie cenię najbardziej. ponował wszak większość materia- Unikalne brzmienie grupy, które rodzi się z czasem łu. Dołożył się jeszcze pianista (dwa (a nie spotykany najczęściej zlepek solistów skrzyk- tematy) i basista. Aby było trudniej niętych ad hoc) i ryzykanckie granie na żywo. i ciekawiej, te tematy układają się w przemyślaną dramaturgicznie Każdy z muzyków błyszczy też osobno. Oczywi- całość, zaskakując różnorodnością ście, skojarzeń mimo wszystko nie da się uniknąć. materii i doborem środków wyrazu Brzmienie gitary przywodzi na myśl Kevina Eu- od początku do końca. banksa. Jest nieco drapieżne, wręcz bardziej rocko- we niż jazzowe, chociaż w tematach granych uni- Kiedy już mniej więcej dochodzi- sono, stapia się idealnie w barwie z trąbką, niemal my do połowy płyty, znienacka jak saksofon. Oczywiste, dla mnie, są na tej płycie pojawia się gość: Bernard Maseli odniesienia do ostatnich dokonań Tomasza Stańki ze swoim KAT-em i robi się jeszcze (choćby Dark Eyes). Paweł Surman jest trochę pod ciekawiej. Po czym Maseli znika wpływem mistrza i mistrzów samego Stańki, czyli tak szybko, jak się pojawił. Swoi- Milesa i wspomnianego Bakera. Umie stworzyć po- stą oprawę całości tworzą cztery dobny klimat zadumy i zawieszenia, a przy tym gra, krótkie, solowe wariacje na temat co niezwykle cenne, bardzo ekonomicznie, uważ- wiersza Wiesława Wyszyńskiego nie dobierając nuty, bez zbędnych popisów. Słyszę In The White Window Of A Dream. też echa pamiętnej Kaliskiej Nocy Włodka Pawlika. Piszę tematy, ale są to wszystko roz- Ale tak, jak wspomniałem na początku, wszelkie budowane i ambitne kompozycje porównania są tutaj zbędne. Blackbird to projekt z prawdziwego zdarzenia. W do- oryginalny i jedyny w swoim rodzaju. Piszę projekt, datku melodie mają tak chwytliwe, bo oprócz muzyki mamy jeszcze piękną oprawę gra- że chodzą później za człowiekiem, ficzną i literacką. W sumie dzieło sztuki. Czekam na jak nie przymierzając szlagiery po- ciąg dalszy.

> 20| Płyty / Recenzje

Mieczysław Szcześniak / Krzysztof Herdzin – Songs From Yesterday

Rafał Garszczyński [email protected]

objawia się na wiele sposobów. Wy- śmienicie udało się zestawić pro- gram albumu złożony z utworów o długiej jazzowej historii i takich, które w jazzowym kontekście nie pojawiały się niemal nigdy. Zawsze to jednak rozpoznawalne tematy z piękną melodią.

Album z pewnością trafi i w tym akurat wypadku zupełnie zasłuże- nie, na listy najlepiej sprzedawanych Sony, 2015 / www.sonymusic.pl płyt w przedświątecznym sezonie prezentowym. Nikt, kto dostanie W takim zestawie przebojów moż- Songs From Yesterday w prezencie na się całkowicie pogrążyć, albo nie będzie niezadowolony, niezależ- stworzyć arcydzieło. W jaki sposób nie od tego, czy zna oryginały, czy pogrążyć – to oczywiste – próbując jest na to za młody. Niezależnie rów- naśladować oryginały lub inne zna- nież od tego, jakiej muzyki słucha, ne wykonania. Stworzyć arcydzie- kiedy sam ją wybiera. Z pewnością ło – niemal niemożliwe, trzeba bo- również wiele osób pozna utwory, wiem mieć własne zdanie i ciekawy których wcześniej nie słyszało i być pomysł na temat 12 znanych kom- może zainteresuje się dotarciem do pozycji, o których myśleli i na temat oryginałów. W ten sposób można których kombinowali najwięksi trafić na wiele ważnych albumów. tego świata. Album otwiera Imagine – ten utwór Duetowi Mieczysław Szcześniak – znają chyba wszyscy, dociekliwość Krzysztof Herdzin, z ważną i zna- w poszukiwaniach pozwoli słucha- czącą pomocą Roberta Kubiszyna czom wrócić nie tylko do postaci Joh- i Cezarego Konrada, udało się stwo- na Lennona, ale również dowiedzieć rzyć płytę genialną. Jej genialność się, kim był Phil Spector, a to już dro-

< JazzPRESS, grudzień 2015 |21

ga do niezwykłych muzycznych do- Alfie przypomina mi przede wszyst- świadczeń. Jeśli chcecie na jazzowo kim genialnego Billa Evansa, ale – sięgnijcie po wyśmienitego Gonza- również Carmen McRae, współczes- lo Rubalcabę solo (Imagine: Gonzalo nych gitarzystów – Pata Metheny’ego Rubalcaba In The USA), albo po spot- i Johna Scofielda, ale również Stevie- kanie świata jazzu z popem w wyko- go Wondera. Lovely Day jest przypo- naniu Herbiego Hancocka (Imagine mnieniem twórcy wielu przebojów Project z udziałem Jeffa Becka i śpie- R&B Billa Withersa. Tears In Heaven wającej całkiem sensownie Pink). Erica Claptona i Willa Jenningsa, to piosenka napisana do filmu, ale Kolejna piosenka This Is Not Ame- również jedna z najbardziej osobi- rica – wspólna kompozycja Davida stych piosenek o bólu i stracie ko- Bowiego i Pata Metheny’ego. Utwór goś bliskiego jakie kiedykolwiek napisany do filmu, szkoda, że mu- powstały. zycy nie pracowali ze sobą więcej… What’s Going On – tu wypada tyl- What A Wonderful World pomimo ko odesłać do oryginału Marvina wielu różnych prób w zasadzie za- Gaye’a. Podobnie w przypadku My wsze będzie kojarzona z Louisem Cherie Amour i Ribbon In The Sky – Armstrongiem, a umieszczone na Stevie Wonder jest mistrzem, któ- końcu koncertowe Can’t Buy Me rego piosenki nieczęsto śpiewają Love to przypomnienie kolejnego polscy wykonawcy. Satisfaction – to przeboju The Beatles. nie tylko The Rolling Stones, ale również choćby Jimmy Smith, czy W takim monumentalnym zbio- Otis Redding. Yesterday – ten utwór rze światowych przebojów wiel- The Beatles śpiewali i grali wszyscy. ką sztuką jest zaistnieć, co udało Wspaniała jest fortepianowa inter- się Mieczysławowi Szcześniakowi pretacja Mieczysława Kosza. Z wiel- i Krzysztofowi Herdzinowi znako- kich nazwisk – Count Basie, Joe Pass micie. Obaj potrafili odnaleźć włas- i Lee Morgan – przekrój jazzowych ną drogę. Ich wizja to slalom pomię- stylów i pomysłów. dzy słupkami wyznaczonymi przez znane wszystkim nuty. Niby blisko

> 22| Płyty / Recenzje

oryginału, a jednak na swój własny pomysły aranżacyjne i luz właściwy sposób, z wielkim luzem, świado- największym wokalistom. Wielbi- mością formy i odrobiną jazzowej ciele popu być może zechcą sięgnąć improwizacji. po oryginały, poszerzając swoje mu- zyczne zainteresowania. Songs From Yesterday oznacza ko- mercję bez jakościowych kompro- Ja już czekam na kolejną część, bo- misów. Album zrobi sporą karierę, wiem świetnie zestawiona lista bowiem już dziś sprzedaje się wy- utworów mogłaby wyglądać zupeł- śmienicie i z pewnością spowoduje nie inaczej, a podobnie ciekawie na- możliwość zagrania wielu koncer- pisanych i dających przestrzeń do tów. Fani jazzu docenią pracę sekcji twórczych poszukiwań światowych i solówki fortepianu, a także ciekawe przebojów jest jeszcze wiele.

Płyta tygodnia Rafała Garszczyńskiego od poniedziałku do piątku w RadioJAZZ.FM godz. 11:45 www.radiojazz.fm fot. Kuba Replewicz Kuba fot.

< JazzPRESS, grudzień 2015 |23

Nika Lubowicz – Nika’s Dream

Rafał Garszczyński [email protected]

wykonywaną przez siebie muzykę. Nika Lubowicz próbuje zarówno odkryć na nowo jazzowe standar- dy, jak i wykorzystać towarzyszący jej zespół wy- trawnych instrumentalistów – celem jest stworze- nie unikalnego brzmienia we własnych utworach. Autorem dwóch kompozycji The Blackbird i Na 7 jest Dawid Lubowicz, skrzypek Atom String Quartet, ko- lejne dwie podarował wokalistce inny członek tego zespołu – Krzysztof Lenczowski. Wspomagają ich gościnnie Piotr Szmidt i Andrzej Jagodziński.

Nika Lubowicz próbuje odnaleźć swoją unikalną For Tune, 2015 / www.store.for-tune.pl muzyczną tożsamość, pokazując wiele możliwości. Ten album zawiera zarówno klasyczne jazzowe bal- Album Nika’s Dream jest nagranio- lady – jak zagrany z wyśmienitym akompaniamen- wym debiutem pochodzącej z nie- tem Andrzeja Jagodzińskiego klasyk Softly As In The zwykle muzycznie utalentowanej Morning Sunrise, jak i przebojowe wykonania o zde- i pracowitej rodziny wokalistki Niki cydowanie większej dynamice – jak choćby przebo- Lubowicz. Nika od lat pojawiała się jowy utwór Niki Lubowicz – Crazy Vibe. Giant Steps na wszelkiego rodzaju jazzowych Johna Coltrane’a jest pokazem technicznych moż- konkursach i koncertowała w towa- liwości jazzowej improwizacji i techniki wokalnej, rzystwie wielu znakomitych uczest- nawet jeśli w dużej części oparty na oryginalnej so- ników polskiej sceny muzycznej. Na lówce kompozytora, zachwyca muzykalnością i no- pierwszą płytę kazała swoim fanom woczesnym podejściem do akompaniamentu wzbo- trochę poczekać. Z pewnością warto gaconego brzmieniem trąbki Piotra Szmidta. było nad nią popracować, w efekcie powstał bowiem niezwykle zróżni- Moim faworytem jest utwór Na 7 – przepiękne cowany, a jednocześnie spójny styli- słowiańskie wokalizy splatają się w tej melodii stycznie album. z brzmieniem skrzypiec. Całość przypomniała mi o najlepszych nagraniach Urszuli Dudziak i Micha- Nika’s Dream to poszukujący debiut ła Urbaniaka z połowy lat 70. ubiegłego wieku. Jeśli niezwykłej wokalistki, która potrafi cały album ma być poszukiwaniem artystycznego również komponować i aranżować pomysłu na kolejną sesję, to ja głosuję na dłuższą

> 24| Płyty / Recenzje

produkcję w podobnym stylu, inspirowaną polskimi różnorodny. Nika Lubowicz po- melodiami ludowymi, których wiele przypominają trafi być przebojowa, refleksyjna i odkrywają na nowo młodzi muzycy. Domieszka fa- i - co równie ważne dla wokalistki scynacji elektrycznym fusion z minionej epoki nie – opowiadać historie w niespoty- zaszkodzi, a z pewnością Atom String Quartet wraz kanie bezpośredni sposób. Tak doj- z Piotrem Szmidtem mogliby takiego instrumental- rzałego i przemyślanego debiutu nego wsparcia dostarczyć. nie słyszałem od wielu lat.

Nie oznacza to, że pozostałe utwory są w jakikolwiek Książeczka dołączona do albu- sposób nietrafione. Za moim wyborem stoi wielki mu zawiera pochwały wobec jego sentyment do albumów w rodzaju Body English Mi- muzycznej zawartości wygłoszo- chała Urbaniaka. Z drugiej jednak strony bardzo ne przez Andrzeja Jagodzińskiego, chciałbym usłyszeć kolejne ballady w rodzaju Still Urszulę Dudziak, Grażynę Auguś- Love, łączące niebanalną warstwę instrumentalną cik, Krzysztofa Herdzina, Mieczy- z doskonale kontrolowanym i oryginalnym brzmie- sława Szcześniaka, Jana Ptaszyna niem głosu Niki Lubowicz. Wróblewskiego i Krzysztofa Ście- rańskiego. To nie są jedynie promo- Na kolejnej płycie poproszę więcej takich wyśmie- cyjne cytaty, często kurtuazyjnie nitych skrzypiec, jak w Still Love i Na 7. Atom String umieszczane w takich miejscach. Quartet jest wyśmienitym zespołem, jednak to, co Oni wszyscy mają rację. Oto mamy usłyszałem na Nika’s Dream, przekonuje mnie do kolejną światowej klasy wokalistkę, stanowczego domagania się solowych produkcji od która w dodatku nie wpadnie w pu- Dawida Lubowicza. łapkę braku ciekawego repertuaru, bowiem potrafi sama go sobie na- Album Niki Lubowicz, tak jak wiele innych pro- pisać i zaaranżować, często w zu- dukcji wytwórni For Tune, wymyka się jakim- pełnie zaskakujący, odbiegający od kolwiek klasyfikacjom. Jest pełny wyśmienitych jazzowego idiomu sposób, poszerza- muzycznie piosenek, zagranych i zaśpiewanych jąc sobie tym samym grono słucha- na światowym poziomie. Nie wiem, w jakim dzia- czy, którzy do tej pory uciekali na le sklepu płytowego należałoby go umieścić, jest dźwięk słowa jazz… www.jazzpress.pl

< JazzPRESS, grudzień 2015 |25

Kinga Głyk – Rejestracja Basia Gagnon [email protected]

wibrafonie daje popis w zabawnym All The Things You Are. Doloniedola to funkowa aranżacja kompozycji Czesława Niemena i kolejny popiso- wy numer gitary basowej i perkusji (Irek Głyk). Natalia Niemen użycza swojego wokalu w jazzującej balla- dzie Zbliża się nowe (Irek Głyk, Ewa Alimowska). W przedostatniej re- fleksyjnej Golgocie (trad.) ciekawy dialog wiodą organy i bas.

GAD Records, 2015 / www.gadrecords.pl Płytę zamyka Musisz Komuś Służyć, Płytowy debiut ciekawie zapowia- czyli Gotta serve somebody Boba dającej się gitarzystki basowej Kin- Dylana. Przyznam szczerze, że za- gi Głyk to przyjemny blues/funk drżałam, przeczytawszy okładkę, o chrześcijańskim zabarwieniu. Roz- bo dla mnie Dylan jest rodzajem poczynający CD spokojny Sad and świętości i zazwyczaj reaguję aler- Happy Blues przypomina mi nieco gicznie na jego covery. Na szczęście Unchain My Heart, ale jest miły dla własną polską wersję śpiewa Jorgos ucha. Drugi utwór to zdecydowanie Skolias w sposób tylko sobie właści- ciekawszy Tell You Who z wokalem wy i jest to bez wątpienia najlepszy Jnra Robinsona i rapującym – drogą kawałek na tej płycie. Nie bez zna- eliminacji domyślam się, że Mirek czenia oczywiście jest reszta zespo- Kolczyk, bo na płycie wymienionych łu – utwór rozpoczyna mocne solo jest trzech wokalistów, a Jorgos Sko- perkusji (Irek Głyk), do której dołą- lias, z tego co wiem, nie rapuje... cza wokal Skoliosa, potem subtelnie Mencel na Hammondzie i dykret- Martin Luther King’s Dream autor- nie, ale z wyczuciem, bas. stwa Jacka Niedzieli-Meiry jest zde- cydowanie bardziej dynamiczny Kinga Głyk ma zaledwie osiemna- z energicznym solo basistki. Na Fen- ście lat, Rejestracja jest jej bardzo derze i Hammondzie smacznie pod- wczesnym debiutem, zapowiadają- grywa Joachim Mencel. Irek Głyk na cym ciekawą przyszłość.

> 26| Płyty / Recenzje

VA – Jazz Jamboree’64 [Polish Radio Jazz Archives vol. 20-22]

Wojciech Sobczak-Wojeński [email protected]

Polskie Radio, 2015 / www.polskieradio.pl

Mam wrażenie, że czasy kiedy festi- trójpłytowemu zestawowi, który wal ze słowem „jazz” w nazwie da- stanowi odświeżone archiwalne wał jednoznacznie do zrozumienia nagrania z Jazz Jamboree A.D. 1964, jakiej muzyki można się spodzie- czuję na własnej skórze ten klimat, wać po artystach, nieco przeszły do a ponadto mogę nasycić swe zmy- lamusa. Czasy, kiedy kultowi dla ga- sły jazzem, którego nie pomyliłbym tunku wykonawcy ściągali na salę z niczym innym. komplet widzów, niestety również. Dlatego też tym bardziej miło raz Pierwszy wolumen boxu rozpo- na jakiś czas poobcować z klasyką czyna się zacnie skrótem występu gatunku i niczym machiną czasu kwartetu Joachima i Rolfa Kühnów. cofnąć się, powiedzmy 50 lat wstecz Od pierwszych dźwięków słuchacz – do zatłoczonej Sali Kongresowej, wchodzi w knajpianą (w pozytyw- kiedy to w przypadku braku miejsc nym sensie) atmosferę, za sprawą siadywało się na schodach, a w toa- muzyki wspomnianych braci, a par- letach przechowywano się pokątnie, tie Rolfa – klarnecisty – pobrzmie- aby niecnie załapać się na kolejny wają bez mała filmowo. I to właśnie koncert. Oczywiście, nie są to obraz- temu muzykowi zawdzięczamy za- ki z moich wspomnień, ale dzięki interesowanie wyśmienitego Joa-

< JazzPRESS, grudzień 2015 |27

sycznej. Ascetyczna praca pianisty i perkusisty nie pozostawia złudzeń, iż mamy do czynienia z basistą- -liderem, który lwią część dźwięków bierze na siebie, co sprawia, że skądinąd znane utwory (Take The A- -Train, Perdido) pobrzmiewają dość surowo, ale i in- trygująco zarazem.

Na koniec pierwszego dysku otrzymujemy „luzem” dwa utwory. Quints/Kwinty pięcioosobowego składu Andrzeja Trzaskowskiego idealnie wpisuje się w na- kreśloną uprzednio linię jazzu bardziej wyzwolo- nego – choć wciąż pełnego klasy i wdzięku. Stawkę zamyka holenderski pianista Pim Jacobs i jego trio chima jazzem, który na omawianej z utworem Django, w którym, a jakże!, prym wiedzie tu płycie został uwieczniony ze swo- gitara (Wim Overgaauw). Wykonanie tego utworu im pierwszym jazzowym składem. Johna Lewisa z Modern Jazz Quartet jest godne po- Każdy z czterech utworów pulsu- lecenia, nie tylko dla miłośników nieoczywistych je swingowo, choć przyznać nale- zestawień i brzmień (vide redaktor naczelny niniej- ży, że mimo ekspresji uwalnianej szego pisma), ale również przede wszystkim kontra- najczęściej przy pomocy klarnetu, basistom i gitarzystom. całość jest bardzo wyważona i wy- smakowana. Następnie otrzymuje- Jakby na życzenie rozochoconych słuchaczy, trio Ja- my wycinek z występu nieznanego cobsa powraca na drugim wolumenie serii, w skła- mi wcześniej węgierskiego kontra- dzie poszerzonym o żonę pianisty. Zanim jednak do basisty – Aladara Pege’a i jego tria. niego dojdziemy, czeka nas spotkanie z kultowym Ów jegomość okrzyknięty „Pagani- Big Bandem Polskiego Radia i muzyką łączącą este- nim kontrabasu” po intrygującym tykę orkiestry Glenna Millera ze współczesnymi (w zestawieniu z poprzednio odtwa- tendencjami. Rzecz jasna, otwierający niemal każ- rzaną muzyką) solowym wstępie, dy festiwal Jazz Jamboree utwór Swanee River rów- oferuje muzykę zgoła inną. Dużo nież się tutaj pojawia. Orkiestrowych emocji nie w niej suspensu, zatrzymań tempa, dosyć, bo po polskiej dumie narodowej rozgrzany- liźnięć współczesnej muzyki kla- mi, blaszanymi, swingowymi dźwiękami zachwy-

> 28| Płyty / Recenzje

ca orkiestra pod przewodnictwem czeskiego klar- niejsze” kompozycje bynajmniej necisty Gustava Broma. Choć nie jestem ekspertem nie są pozbawione temperamentu, od big-bandów, mam wrażenie, że dokonania na- energii i nie zasługują na niższą szych sąsiadów od Południa, choć w sposób może notę niż wyczyny Flavio Ambro- mniej przebojowy, ale spokojnie odnajdują się settiego. Ostatnie dwa utwory to na jednej półce z osiągnięciami chociażby bandu jazzowe pociski energii od kwarte- Maynarda Fergusona. Nieco bardziej bezpośrednią tu słynącego z sentymentu do po- i „pod nóżkę” muzykę serwują nam chwilę później łamanego metrum Zbigniewa Na- Warszawscy Stompersi – i jest to nagranie, któ- mysłowskiego. I to jest, proszę Pań- re kończy ich bytność na festiwalu Jazz Jamboree. stwa, dopiero kawałek nowoczes- W 1964 roku stali się bowiem akompaniatorami nego jazzu! Głośniki na nowo stają zespołu Filipinki, a po trzech latach zespół uległ się rozgrzane, a atmosfera w pokoju rozwiązaniu. Trio Pima Jacobsa z suplementem gęstnieje od bezkompromisowego, wokalnym w postaci żony pianisty (Rita Reys) na amerykańskiego łojenia. koniec kołysze standardami jazzowymi i tak oto dane jest nam usłyszeć wiązankę romantycznych Powtórzę się być może, gdyż nie- przebojów, żeby wspomnieć choćby Bluesette, Mo- dawno omawiałem całą serię „od- onglow i I Get A Kick Out Of You. świeżonego” Komedy z Polskiego Radia, jak również dwie płyty Jerze- Trzeci dysk boxu zaczyna się na nowo mocniejszym, go Milijana, ale tego typu wydaw- bigbandowym uderzeniem i przyznam, że ta część nictwa są lekcją do odrobienia dla stanowiąca skrót występu Flavio Ambrosetti All aspirujących muzyków jazzowych, Stars jest moją ulubioną na tym wydawnictwie. Zna- ale również dla słuchaczy zatopio- komite bebopowe rytmy i krwiście brzmiące solów- nych wyłącznie we współczesności. ki sprawiają, że krew pulsuje szybciej i nabiera się Takie powroty do przeszłości, z dy- ochoty na więcej takiego szaleństwa. Aby nie rozog- namicznie dobranym, atrakcyjnym niać słuchacza ponad normę, wydawca postanowił repertuarem i nad wyraz udaną ja- schłodzić atmosferę komedowskim Sophia’s Tune, kością dźwięku pozwalają zaspoko- a następnie dwukrotnie przywołać legendarny Po- ić pragnienie porządnego jazzu, jak lish Jazz Quartet Jana Ptaszyna Wróblewskiego. również przypomnieć co się w Pol- Przyznać należy, że wszystkie wspomniane „chłod- sce kiedyś wyczyniało!

< JazzPRESS, grudzień 2015 |29

Brad Mehldau – 10 Years Solo Live

Krzysztof Komorek [email protected]

mogli cieszyć się ośmiu winyla- mi, wydanymi już miesiąc przed premierą cyfrowej wersji), niemal pięć godzin fortepianu solo. To wy- magało przyjęcia jakiegoś klucza przy wyborze materiału. Mehldau zaproponował oryginalną i cieka- wą koncepcję doboru i układu na- grań. Otrzymaliśmy perfekcyjnie ułożoną antologię, zbiór utworów zebranych w czterech rozdziałach. Każda z płyt opatrzona jest indy- Nonesuch, 2015 / www.nonesuch.com widualnym tytułem, opisującym Po tegorocznym festiwalu (cytując samego Mehldaua) temat Summer Jazz Days na Brada Mehl- i charakter każdej z nich. Płyt, z któ- daua spadła, kompletnie dla mnie rych każda tworzyć ma pewną za- niezrozumiała, fala krytyki. Nie mkniętą historię. Tytuły pierwszej rozwija się, ciągle gra to samo, jest i czwartej części zbioru podkreślają symbolem zastoju et cetera. Z radoś- dychotomiczny podział zawartych cią skonstatowałem, że JazzPRESS, w nich utworów. Dark / Light ma po- w osobie mojego redakcyjnego ko- kazywać kontrast między dwoma legi Wojtka Sobczak-Wojeńskiego, przeciwstawnymi siłami emocji. E wyłamał się z tej nagonki i koncert minor / E major koncentruje się na ocenił bardzo pozytywnie. W poło- tym samym starciu wyrażonym wie września przyszła zaś ekscytu- w tonalności, poprzez perspektywę jąca wiadomość – zapowiedź nowej dwóch tytułowych tonacji. płyty pianisty, wyboru z ostatnich 10 lat solowych koncertów w Europie. Druga płyta, The Concert, miała w założeniu prezentować sekwen- Pierwsza radość zakłócona została cję utworów, jaka pojawić się mogła nieco obawami związanymi z roz- podczas solowego występu Mehl- miarem wydawnictwa: cztery pły- daua w latach 2010/11. Z tych właśnie ty CD (a audiofilscy fani Mehldaua lat pochodzą wybrane do tej części

> 30| Płyty / Recenzje

nagrania, a choć tworzyć mają i tworzą złudzenie swobodniejszej improwizacji, odry- koncertowej całości to każdy z tytułów zarejestrowa- wającej się od klasycznej jazzowej ny został w innymi miejscu i czasie. struktury „temat-wariacja”. Stąd też trwające w oryginale dwie i pół mi- Wreszcie płyta trzecia Intermezzo / Rückblick, która nuty beatlesowskie And I Love Her ma być spojrzeniem wstecz na utwory zarejestro- rozwija się tu w 16-minutową mu- wane w latach 2004/05. Mehldau odwołuje się tu do zyczną podróż. Mehldau umieścił konstrukcji Trzeciej Sonaty Fortepianowej Johannesa na płycie siedem własnych kompo- Brahmsa. Intermezzo, będące przedostatnią częścią zycji, ale jedna trzecia materiału to tej sonaty, jest właśnie podsumowaniem tego, co covery, które pianista traktuje ni- muzycznie wydarzyło się w tym utworze wcześniej, czym współczesne standardy. Mu- przed przejściem do finału. zyka Generacji-X stanowi dla niego najlepszą formę wyrażenia uczuć Warto dodać, że wspomniany fragment sonaty rów- wobec współczesnego świata. nież znajdziemy na mehldauowskiej płycie. Brahms to jeden z ulubionych kompozytorów Mehldaua, pia- Spotkamy więc w tym zbiorze Hey nisty któremu zdarzają się (praktyczne i teoretyczne) You Pink Floydów, Smells Like Teen Spi- flirty z muzyką klasyczną, żeby wspomnieć choćby rit Nirvany, Teardrop Massive Attack, nie tak dawne występy z nowojorską Orkiestrą Ka- Interstate Love Song Stone Temple Pi- meralną Orpheus, zawierające w programie waria- lots, Bittersweet Symphony The Verve, cje na fortepian i orkiestrę autorstwa muzyka, czy a także Blackbird i Jigsaw Falling Into też napisany dla Jazz Times Magazine esej Brahms. Place wspomnianych już wcześniej Interpretacja i improwizacja. The Beatles i Radiohead. Ciekawost- ką są kompozycje francuskiego barda Co jeszcze zawiera ta imponująca układanka? 300 Léo Ferré i folkowego amerykańskie- minut muzyki to 31 utworów. Knives Out z repertu- go piosenkarza-multiinstrumenta- aru Radiohead, jako jedyny, wybrzmiewa na płycie listy Sufjana Stevensa. Całość dopeł- dwa razy, pokazując jak na przestrzeni sześciu i pół niają klasyczne już utwory Monka, roku zmieniła się jego interpretacja. Tylko trzy na- Coltrane’a czy też duetu autorskiego grania trwają poniżej 5 minut, natomiast niemal po- Rodgers & Hammerstein. Geograficz- łowa to utwory ponad 10-minutowe. Wracając znów nie mamy do czynienia z 17 koncer- do eseju Mehldaua dołączonego do wydawnictwa: tami, w 17 miastach, wybranymi spo- oryginalne wersje stanowić mają punkt wyjścia dla śród 40 występów. Połowa z nich re-

< JazzPRESS, grudzień 2015 |31

prezentowana jest tylko przez jedno Nie wątpię, że w wielu podsumowaniach roku 2015 nagranie, a jedynie dwa doczekały się zajmie ona najwyższe miejsca. Trzeba jednak zazna- na płycie więcej niż trzech rejestracji czyć, że to oferta przede wszystkim dla zdeklarowa- (Londyn i Kopenhaga, z których nie- nych fanów solowej pianistyki jazzowej. Trzeba też mal w całości składa się trzecia część lubić to, co dla Mehldaua charakterystyczne – sążni- zbioru). Nie znajdziemy za to ani jed- sty esej wprowadzający i całą intelektualną otoczkę, nego nagrania z okresu 2006-2009, która przekłada się na sposób interpretacji: długie jak sądzę z uwagi na wydany kilka muzyczne wędrówki w ramach jednego tematu. lat wcześniej album Live in Marciac Znajdą się zapewne osoby niemogące pojąć jak moż- z koncertem z roku 2006. Co ciekawe na znieść taką dawkę solowych dokonań jednego tylko jeden utwór pojawia się zarów- muzyka, tak jak niektórzy nie mogli zrozumieć mi- no na tamtym, jak i na najnowszym łośników Chopina, którzy przez trzy tygodnie wsłu- wydawnictwie. chiwali się w popisy uczestników warszawskiego konkursu, wyłapując niuanse techniki i interpreta- Niecierpliwy czytelnik czeka już cji. Ja jednak zdecydowanie zachęcam do zmierzenia zapewne na ocenę opisywanego ty- się z materią omawianego wydawnictwa. W tych na- tułu. Cóż… Brad Mehldau to jeden graniach nie ma miejsca na nudę. 10 Years Solo Live z moich muzycznych faworytów niesamowicie mocno przykuwa uwagę i nie pozwala i choć zdarzyło mi się bardzo kry- (przynajmniej za pierwszym razem) na przerwanie tycznie spojrzeć na jego twórczość, słuchania i zapoznawanie się z nagraniami stopnio- to w tym wypadku nie mam wątpli- wo. Jednym wyjściem jest zatracenie się w muzyce wości, że mamy do czynienia z pły- i utknięcie na długie godziny w oderwaniu od coraz tą zasługującą na najwyższe oceny. bardziej otaczającej nas rzeczywistości.

JazzPRESS swingująco ćwierka na Twitterze Nie przegap – obserwuj! @JazzpressPL Obserwuj

> 32| Płyty / Recenzje

John Zorn – The Song Project Live at Le Poisson Rouge

Piotr Rytowski [email protected]

ty do gotowej, skomponowanej już muzyki. Harris to nowojorski son- gwriter, wokalista, gitarzysta i pro- ducent – zdobywca nagrody Gram- my w 2003 roku za piosenkę dla Nory Jones. Po pierwszych udanych próbach z Harrisem, Zorn poprosił o napisanie tekstów do swoich kom- pozycji, wybranych z niemal 30 lat twórczości, także Mike’a Pattona, Seana Lennona i Sofię Rei. Efektów możemy posłuchać na płycie. Tzadik, 2015 / www.tzadik.com Po zdjęciu folii stykamy się z etui Jest!!! Ponad dwa lata po niezapo- wykonanym z delikatnego czer- mnianym koncercie w Warszawie, wonego aksamitu – robi się miło… Song Project Johna Zorna ukazał aż do momentu kiedy docierają do się na płycie kompaktowej (nieco naszych uszu dźwięki pierwsze- wcześniej wydany został kolekcjo- go utworu – Flying Bling – śpiewa- nerski box sześciu winylowych sin- nego (?!) przez Pattona do melodii gli). Na płycie nie usłyszymy zareje- Batmana znanej z płyty Naked City. strowanego warszawskiego koncer- Poważna dawka nieokiełznanej tu, ale występ grupy w nowojorskim energii. Dalej jest już zdecydowanie Le Poisson Rouge. łagodniej. Na płytę zostały wybrane przede wszystkim kompozycje uka- Program The Song Project został zujące tę raczej liryczną i melodyjną przygotowany na sześćdziesiąte stronę twórczości Zorna. Drugim urodziny Johna Zorna. Artysta szu- przypadkiem wycieczki w stronę kał klucza do zrobienia koncertowej bardziej ekstremalnych dokonań retrospektywy swojej twórczości. jest śpiewany także przez Pattona (a Inspiracją okazał się kontakt z Jesse jakże by inaczej!) Burn, powstały na Harrisem, który często pisał teks- bazie Osaka Bondage z Torture Gar-

< JazzPRESS, grudzień 2015 |33

den grupy Naked City. Zdecydowa- stylu gra Marc Ribot. Pozostali muzycy to: Trevor na większość materiału to jednak, Dunn na basie, Kenny Wollesen na wibrafonie, Cyro w najlepszym tego słowa znaczeniu, Baptista na instrumentach perkusyjnych i w sa- piosenki. I to jakie! Dodanie linii mym centrum tej wyjątkowej konstelacji – niesamo- wokalnych do utworów znanych wity Joey Baron na perkusji. Pisanie czegokolwiek na między innymi z płyt The Dreamers, temat ich gry, solowych improwizacji w poszczegól- The Gift, Alhambra Love Songs czy nych utworach mija się chyba z celem – każde z tych różnych części Film Works wydoby- nazwisk to marka sama w sobie, marka z najwyższej wa z nich całkiem nowe wartości. półki. Warto podkreślić, że nie słuchamy tu zebra- nych na jednej scenie wybitnych indywidualności. Słuchając płyty nie mamy wątpli- Zespół pod kierownictwem Zorna tworzy organicz- wości, że zostały na nią wybrane ną, doskonale brzmiącą całość. Nad jego grą unosi świetne kompozycje. Ale najbar- się pełna humoru atmosfera dobrej zabawy. dziej zachwyca ich wykonanie. Mamy na płycie (podobnie jak na Do tego mamy troje wokalistów. Do powyższej listy warszawskim koncercie) do czynie- bez zbędnych komentarzy możemy dodać Mike’a nia z zornowskim „dream teamem” Pattona. Poza nim, wokalnie udzielają się wspomnia- – zespołem, który bez wahania mo- ni: Sofia Rei – pochodząca z Argentyny wokalistka, żemy nazwać John Zorn All Stars. autorka i producentka, zaliczana dziś do grona naj- ciekawszych muzyków sceny nowojorskiej oraz Jesse Lidera słyszymy na płycie tylko Harris. Jego delikatny głos może wywoływać pewien podczas „konferansjerki” – kiedy dysonans w odniesieniu do głębokich i emocjonal- przestawia artystów. Jednak jego nych wokali Pattona i Rei, ale nie można odmówić obecność na scenie czuć cały czas. mu wielkiej wrażliwości muzycznej. To on wprawia w ruch tę perfekcyj- ną machinę i czuwa nad jej pracą – Jakieś negatywy? Płyta trwa tylko 49 minut (jest dyryguje zespołem złożonym z wie- uboższa od warszawskiego koncertu o utwór Book of loletnich przyjaciół i współpracow- Shadows). A tak na poważnie – myślę, że część bar- ników. Za fortepianem, organami dziej ortodoksyjnych jazzfanów może uznać „piosen- i fenderem rhodes zasiada John Me- kowy projekt” Zorna za zbyt duży flirt z popem. Jeśli deski. Na gitarach, w swoim charak- o mnie chodzi – taki pop i w takim wykonaniu – ZA- terystycznym, niepowtarzalnym WSZE!!!

> 34| Płyty / Recenzje

Gustav Brom – Polymelomodus

Krzysztof Komorek [email protected]

1976 jest symbolem jednej z wielu zmian pokoleniowych w składzie orkiestry. Nowi soliści, nowi kom- pozytorzy i nowy styl. Pojawia się pokolenie ówczesnych dwudzie- stokilkuletnich muzyków. Jednak uwagę zwraca też świetne zaadap- towanie się do nowej formuły, wie- loletnich członków zespołu. Gustav Brom starał się zawsze, aby repertu- ar jego orkiestry bazował na kom- pozycjach własnych. Tak jest i tym GAD Records, 2015 / www.gadrecords.pl razem. Wyjątek stanowi ostatni GAD Records kolejny raz raczy nas utwór, wzięty od amerykańskiego archiwalną perełką zza południowej jazz-rockowego bandu Steely Dan. granicy. Orkiestra Gustava Broma To zapożyczenie dość dobrze oddaje rozpoczęła działalność już w latach całą muzyczną warstwę płyty: ot- czterdziestych ubiegłego stulecia, warcie się na rytmy jazz-rockowe, a w roku 1950 doczekała się kontrak- wprowadzenie instrumentów elek- tu z praskim Supraphonem. Z or- tronicznych (Fender Rhodes , kiestrą nagrywały i koncertowały syntezatory Mooga). Płyta uznawa- takie gwiazdy jak: Karel Gott, Hele- na jest dziś za najlepsze wydaw- na Vondrackova, Maynard Ferguson, nictwo sygnowane nazwiskiem Dizzy Gillespie, Diana Ross & The Su- Broma, a oryginalne winylowe wy- premes – te nazwiska mówią same danie Supraphonu z roku 1976 jest za siebie. Orkiestra zaczynała od rynkowym rarytasem. Zaletą ni- brzmienia dixielandowego, jednak niejszej reedycji jest dołączona do cały czas (pod wodzą Broma działali płyty książeczka z notką Lubomíra aż do jego śmierci w 1995 roku) żywo Dorůžki, napisaną na potrzeby ory- reagowała na impulsy stylistyczne ginalnego wydania, dość szczegóło- płynące zza wielkiej wody. wo omawiającą poszczególne utwo- ry. Tekst opublikowano po czesku, Polymelomodus nagrany w roku angielsku i polsku.

< JazzPRESS, grudzień 2015 |35

Konglomerat – Konglomerat

Piotr Wickowski [email protected]

skonwencjonalizowaną formułę Konglomeratu.

Kwartet dopełniają: kontrabasistka Athina Kontou i perkusista Philip Theurer. Ciekawa to sekcja, która ciągnie zespół właściwie jednocześ- nie w dwie strony – jazzu (Athina Kontou) i prostego rocka, a nawet hip-hopu (Philip Theurer). Jeżeli dodamy do tego garażowy sposób realizacji dźwięku, otrzymamy Resistant Miedz, 2015 / www.resistantmindz.com ciekawą mieszankę, która może Próby pogodzenia prostych melo- zadowolić z jednej strony miłośni- dii z freejazzowym odjazdem i ro- ków chwytliwych melodii rodem ckowo-hiphopową rytmiką – wielu z punk rocka, a z drugiej – entuzja- próbowało i nie wszyscy wychodzili stów ekspresyjnych, nie za bardzo z tego obronną ręką. Ta sztuka uda- wykalkulowanych freejazzowych ła się młodej, debiutującej niemie- fajerwerków. ckiej formacji Konglomerat. Muzyka Konglomeratu pozbawiona W swoim składzie muzycy z Lipska jest wielkiej drapieżności i agresji, w ciekawy sposób zestawili ze sobą będąc jednocześnie bardzo zdyscy- dwa saksofony altowe, na których plinowaną melodycznie. Za plus grają: Gustav Geissler i Luise Volk- można uznać autorski charakter de- mann. Oboje podają na nich głów- biutu Konglomeratu – na swojej pły- nie krótkie, repetytywne frazy, cie wykonują oni wyłącznie utwory melodycznie gładkie, lub czasem przez siebie napisane, w których ostrzejsze, wystawiające na próbę drzemie spory potencjał przebojo- wrażliwość odbiorcy „jazzu środ- wy. W sam raz na jakąś listę przebo- ka”. Od czasu do czasu pozwalają też jów nie uchylającą się od jazzowych sobie na ekspresyjne solówki nada- brzmień. jące smaku i podgrzewające dość

> 36| Płyty / Recenzje

James Farm – City Folk

Krzysztof Komorek [email protected]

Choć pianista i saksofonista są w tym zespole wysunięci na pierw- szy plan, to trudno nie zgodzić się, że artystom udało się stworzyć prze- strzeń dla równoprawnego muzycz- nego uczestnictwa całej gwiazdor- skiej czwórki. Nawet tajemnicza nazwa zespołu ucieka od mimowol- nego choćby kojarzenia kwartetu z solowymi dokonaniami któregoś z muzyków. Po trzy kompozycje na- pisali na płytę Penman, Redman Nonesuch Records, 2014 / www.nonesuch.com i Parks, a listę utworów uzupełnia James Farm miał być początkowo jedno dzieło Harlanda. Efektem projektem stricte koncertowym. jest zestaw radosnych, chwytliwych Eric Harland, Matt Penman, Joshua i dość melodyjnych utworów. Nie- Redman i Aaron Parks spotkali się co łagodniejszych niż na pierwszej w roku 2009 na Festiwalu w Montre- wspólnej płycie James Farm. alu z założeniem zaprezentowania, jak sami mówili, „nowych muzycz- Są tu jednak fragmenty, jak chociaż- nych połączeń dla czasów, w któ- by pierwsza połowa skomponowa- rych żyjemy”. Wspólne koncerty nego przez Redmana Mr. E, którymi okazały się tak udane, że projekt muzycy pokazują, że materiał ten przetrwał, a rok temu wydana zo- zagrać by można w zupełnie innej, stała już druga wspólna płyta wspo- mniej „delikatnej” formie. Moim mnianych muzyków pod szyldem zdaniem to wzorcowa płyta main- Jakubowej Farmy. Zapewne wpływ streamowa. Atrakcyjna, łatwa w od- na sukces miał fakt, że przed debiu- biorze, a jednak, z drugiej strony, ani tem w kwartecie, farmerska sekcja na chwilę nie pozostawiająca wąt- rytmiczna miała okazję współpra- pliwości co do klasy muzyków i ich cować zarówno z Redmanem jak warsztatowej biegłości. i z Parksem.

< JazzPRESS, grudzień 2015 |37

Pavel Morochovič Trio – Awakening

Basia Gagnon [email protected]

z recenzenckiego obowiązku doszu- kiwać wpływów Ketha Jaretta czy Horace'a Silvera, ale byłoby to nie- sprawiedliwe. Granie Morochovica jest mocno osadzone w tradycji, ale energiczne i świeże, jak mało któ- re dokonania uznanych mistrzów. Siedmiominutowe Inferno z nieba- nalnym tematem i ciekawie zróżni- cowaną rytmiką pędzi do celu z że- lazną konsekwencją. W grze Moro- Hevhetia, 2015 / www.hevhetia.com choviča jest determinacja i pewność każdego dźwięku, niespodziewana Ta płyta to przemiła niespodzianka u tak młodego muzyka. Dynamika – niepozorna szara okładka z dzie- tego co robi lewą, a co prawą ręką cięcym pismem, nieznane nazwi- jest tak ciekawa, że chwilami mia- sko, niewiele w googlach, a w środ- łam wrażenie, że grają dwie osoby. ku dojrzały, mięsisty, profesjonalny, a zarazem świeży jazz. Pavel Moroc- Kolejnyny utwór to trzyczęściowe hovič, lider tego tria i autor wszyst- Renaissance. W pierwszej – tytuło- kich kompozycji jest młodym, mało wej Awakening – trio zwalnia do li- znanym słowackim muzykiem, rycznego swingu, nic nie tracąc na ale to jego nagranie w niczym nie dynamice. Kontrabas gra wyważone ustępuje niedawno recenzowane- precyzyjne solo. Druga część – The mu przeze mnie nagraniu weterana Unbearable Lightness of Being – jest Wolfganga Haffnera. bardziej freejazzowa i medytacyjna. W Renaissance III – Paradise wra- Pierwszy utwór Inferno zaczyna się ca niepokojący nostalgiczny temat, grzebaniem we wnętrzu fortepianu falistym rytmem malując morskie godnym Maseckiego, by po chwili krajobrazy. Najładniejsza z całej przerodzić się w drapieżny groove płyty The Ballad_Home zaczyna się napędzany zdecydowanym tętnem monotonnie powtarzanym dźwię- kontrabasu i bębnów. Możnaby się kiem lewej ręki i egzotyczną pro-

> 38| Płyty / Recenzje

fot. Bogdan Augustyniak

stą melodią z biciem werbla przywodzącym na myśl marsz. Melodię przejmuje kontrabas wy- sublimowaną improwizacją, potem dołączają liryczne dźwięki skrzypiec w dialogu z fortepia- nem. Nostalgiczny prosty motyw Ballady zostaje na długo w pamięci.

Vicious Circle zgodnie z nazwą rozpędza się od początku w gonitwie dźwięków fortepianu i kontrabasu, a trio udowadnia swoje technicz- ne umiejętności bezbłędnie zagranymi fraza- mi w klimacie bebopu pomieszanego z free. Przedostatni to swingowy Waltz z gościnnymi JazzPreSS poszukuje skrzypcami, cisza przed burzą jaką oferuje ostat- ni utwór What Else? – brawurowa karkołomna współpracowników melodia doskonale wygrana przez trio. - autorów relacji z koncertów w Warszawie, Poznaniu, „Kiedy pisałem i aranżowałem The Awakening Trójmieście, Wrocławiu czułem niespotykaną dotąd wolność, ponieważ trio składa się ze świetnych muzyków, którzy po- i Katowicach. lubili moje kompozycje i w ogromnym stopniu przyczynili się do tego projektu” – powiedział li- Zgłoszenia, najlepiej der. Pochodzi z niewielkiej słowackiej wsi, a grać z próbkami własnych na pianinie zaczął dopiero w wieku 19 lat. Uczył tekstów: się prywatnie, a zamiaru zapisania się do szkoły [email protected] muzycznej nigdy nie zrealizował. Po krótkiej ka- rierze w piano trio (2005-2007) zawiesił Zapewniamy wstęp na wszystkie relacjonowane dla nas koncerty działalność muzyczną. Punktem zwrotnym było i festiwale. spotkanie Ivana Dimitrova, który pomógł ufor- mować obecne trio. The Awakening zostało nagra- ne 15 października 2013 roku, a wydane przez wy- twórnię Hevhetia 2 kwietnia tego roku.

< JazzPRESS, grudzień 2015 |39

Dieter Ilg – Mein Beethoven

Anna Piecuch [email protected]

(Sonata cis-moll „księżycowa”, Sonata d-moll „Burza”, Oda do radości z IX symfonii) w wydaniu muzyka za- chwyca mnogością ujęć harmonicz- nych przy jednoczesnym zachowa- niu jedności wyrazowej utworów.

Mein Beethoven to kontynuacja za- mysłu zapoczątkowanego wydaw- nictwami Otello i Parsifal, które Ilg poświęcił twórczości jednego z naj- ACT, 2015 / www.actmusic.com wybitniejszych nowatorów opery romantycznej – Giuseppe Verdie- Wielokrotne przetwarzanie utwo- go. Ukierunkowanie na wydoby- rów będących wizytówkami klu- cie esencji liryzmu i śpiewności czowych dla historii muzyki kom- we wspomnianych albumach prze- pozytorów – Bacha, klasyków wie- niósł on na swoje ostatnie dzieło deńskich i Chopina – jest dla jazz- wydane również przez wytwórnię manów niemal tradycją. Tendencja ACT. Jego aurę, tak typową dla wy- do twórczych działań w duchu dawnictw niemieckiej oficyny, wy- wyzwolenia kompozycji z ram ga- pełnia przestrzenność i subtelność. tunkowych i formalnych połączo- Słychać zamiłowanie do muzyki na z eksploracją muzyki przeszłości klasycznej podbudowane solidnym jest znakiem rozpoznawczym stylu warsztatem zdobytym podczas stu- jednego z najwybitniejszych euro- diów i wielką świadomość wagi hi- pejskich kontrabasistów – Dietera storii muzyki. Po raz kolejny Ilg wy- Ilga, który swym ostatnim wydaw- kreował dzieło intrygujące i zaska- nictwem wskrzesił dzieła jednego kujące przede wszystkim za sprawą z klasyków wiedeńskich. Beethoven realizacji fraz tematycznych ukazy- Ilga uosabia doskonałość melodii wanych zarówno w partii fortepia- i harmonii, dostojeństwo i klasę, nu jak i kontrabasu, często naprze- bez obecności romantycznej emfa- miennie. W efekcie doznać można zy. Kompilacja klasycznych hitów wrażenia prowadzenia rozmowy,

> 40| Płyty / Recenzje

swoistego dialogu pomiędzy muzykami. Kontrabas gą dla wiernych cytatów kompozy- zatem nie pełni jedynie roli akompaniującej, kreu- cji Beethovena. Dzięki temu forma jącej tło rytmiczno-brzmieniowe, gdyż często przej- dzieł zyskała na klarowności, a ich muje on muzyczną narrację, wykonując kluczowe odbiór stał się przystępniejszy dla frazy melodyczne, niczym solista. Potwierdzenie szerszego grona. uprzywilejowanej pozycji partii kontrabasu odna- leźć można w sonacie fortepianowej d-moll Tempest. Klasyczny wymiar ostatnich trzech wydawnictw (Otello, Parsifal, Beet- Muzycy współtworzący trio Ilga ponownie potwier- hoven) niemieckiego muzyka jest dzili swą dojrzałość artystyczną i sprawność tech- kolejną odsłoną jego muzycznej niczną. Pianista Rainer Böhm zdołał osiągnąć osob- ewolucji. Stałe poszukiwania in- liwe niuanse brzmieniowe, wykreował wiele kolo- spiracji w różnych stylach i gatun- rów. Często grając te same frazy co kontrabasista, po- kach muzycznyc,h między inny- trafił wtopić się w zainicjowaną przez niego barwę, mi w muzyce rockowej i etnicznej, przez co osiągnięta została muzyczna jedność. Dwa dzięki współpracy z francusko- odrębne instrumenty wytworzyły pasmo brzmie- -wietnamskim gitarzystą Nguyên niowe pełne, dźwięczne i jednorodne. Muzyk oprócz Lê i perkusistą Dannym Gottliebem, zmysłu kolorystycznego, ukazał wielką zdolność do jak w muzyce etnicznej z uprzywi- płynnego, szerokiego, niemal wokalnego frazowa- lejowaniem niemieckiego folkloru nia, które wypełniło utwór Ode inspirowany wokal- (Folk Songs [1997], Fieldwork [1998] no-instrumentalnym finałem IX Symfonii. i LiveIlg [2001]) świadczą o otwarto- ści muzyka i wielkiej świadomości Dookreślenie pulsacyjno-rytmiczne zapewnił fran- wagi historii muzyki i tak zwanych cuski jazzowy perkusista Patrice Héral. Zbudował muzycznych korzeni. on dyskretny, subtelny i przede wszystkim niezwy- kle różnorodny drugi plan. Tło perkusyjne również Beethoven według Ilga to z pewnoś- współkreujące barwny dźwiękowy pejzaż ubarwio- cią bogate w zawiłości harmoniczne ne zostało efektami szmerowymi i różnymi odcie- wydawnictwo, przede wszystkim niami dynamicznymi często z ledwo uchwytnymi jednak ujmujące pięknymi melo- fragmentami w piano. Swobodne improwizacje mu- diami przekształcanymi na nie- zyków jako skutek zamyślenia nad beethovenow- skończoną ilość sposobów w wy- skimi dźwiękowymi ideałami, często motoryczne, zwolonych z jakichkolwiek rygorów zmierzające w różnych kierunkach są przeciwwa- improwizacjach.

< JazzPRESS, grudzień 2015 |41

Paolo Fresu, Daniele di Bonaventura – In maggiore

Mery Zimny [email protected]

zaskoczenie, wszak trąbka czy fl ugelhorn (Fresu uży- wa na przemian obydwu) i bandoneon są dosyć ory- ginalnym, rzadko spotykanym połączeniem. Tylko artyści wysokiej klasy mogą pokusić się o taki, nader ryzykowny, eksperyment, próbę połączenia jasnych dźwięków trąbki i pełnego melancholii brzmienia bandoneonu. Współpraca Fresu i di Bonaventury nie jest wprawdzie przypadkiem, gdyż panowie spotkali się wcześniej w studiu nagraniowym, jednak takie działanie w duecie jest ich pierwszym i, miejmy na- dzieję, nie ostatnim. ECM, 2015 / www.ecmrecords.com

Muzyka spokojna i wysmakowana, Zawarty na płycie materiał to osiem kompozycji mieniąca się szeregiem niuansów, własnych oraz pięć utworów innych artystów, któ- smaczków i światłocieni. Raz roz- re muzycy zaaranżowali. Nieautorskich kompozycji pływająca się w ciszy, innym ra- jest dosyć dużo, z pewnością jednak nie są one przy- zem niemalże urwana, zawieszona, padkowe i nie pełnią roli sztucznych wypełniaczy. pozwalająca wybrzmieć ostatnim Cały materiał łączy wspólna wizja muzyków, która nutom w wyobraźni. Duet zabiera czyni go niezwykle spójnym. nas w nieśpieszną podróż, w której czas nie istnieje. Zaprasza do wysłu- Utwór otwierający płytę Da Capo Cadenza jest za- chania bardzo intymnej konwersa- proszeniem w intymną podróż dwojga przyjaciół. cji, w której prym wiedzie melodia. Ich muzyczna pogawędka ma bardzo osobisty ton, Naturalnie, bez zbytniego wysiłku, ale jednocześnie przyjazny i otwarty dla wszystkich, bez potrzeby zaimponowania pozio- którzy zechcą jej posłuchać. Kolejny utwór Ton Kozh mem wirtuozerii, urzekają nas tym, to już wyraźne zaproszenie w podróż. Spokojne, ale co mają do powiedzenia. I pomimo delikatnie niepewne wprowadzenie przeradza się oszczędności nut, przekaz ten jest w zagraną dźwiękami trąbki jazdę. Wrażenie po- bardzo bogaty. dróży potęgują dźwięki, jakie kreuje di Bonaventura. Stukot kopyt, galop i ciepłe brzmienie bandoneonu Autorami opisanej muzyki są Paolo tworzą idealne tło dla trębacza, roztaczajacego przed Fresu i Daniele di Bonaventura. Tak nami włoski nadmorski krajobraz, tak plastyczny, dobrana para może budzić lekkie wręcz fi lmowy, że wyobraźnia sama zaczyna podsu-

> 42| Płyty / Recenzje

wać nam przed oczy obrazy. Słońce, delikatna bryza, dającą w ucho melodię przedstawia przejrzyste powietrze, lazurowa woda i pagórki ską- Fresu w formie zgodnej z orygina- po porośnięte roślinnością. łem, eksponując jej piękno, a w kil- ku miejscach rozwijając zamysł Moc hymnu ma wykonane solo na bandoneonie Ky- kompozytora. Piosenka ta wykony- rie Eleison. To bardzo osobista kompozycja – wyzna- wana była przez niemal wszystkich nie, być może dosłowny akt pokuty. Urzeka dźwięk, największych śpiewaków włoskich tak głęboki, a jednocześnie lekki, charakterystyczny i urosła do rangi standardu. Ostat- dla gry di Bonaventury. Spod jego pióra wyszła także nią aranżacją jest pochodzące z Cy- La mia terra – Moja ziemia, z wymownym włoskim ganerii Giacomo Pucciniego – Quan- pejzażem, ciepłym i radosnym. W całej zebranej do Me’n Vo’, w którym zwracają tu muzyce dominuje śródziemnomorski klimat, uwagę wirtuozowskie partie Fresu. szczypta liryzmu, melodyjność, przyjemne ciepłe i głębokie dźwięki. Włosi kochają to, co swoje, od- Na In maggiore dominuje włoski noszą się do tego z szacunkiem i dumą. Wyrazem spokój, dystans do świata zewnętrz- tego jest nie tylko brzmienie albumu, ale też włoskie nego i swego rodzaju optymizm tytuły. polegający na akceptacji tego, co tu i teraz. Dominują brzmienia mi- Pięć z trzynastu kompozycji to utwory zapożyczone. norowe, jednak nie są one przytła- W jedną całość zostały połączone O Que Será autor- czające, naznaczone smutkiem. To, stwa brazylijskiego muzyka Chico Buarque oraz op- co słyszymy, przypomina mi tro- tymistyczna pieśń oporu chilijskiego El Pueblo Unido chę muzyczną filozofię życia, któ- Jamás Será Vencido. Tematykę chilijską przywołuje ra zawarta jest w rozmowie dwóch także Te Recuerdo Amanda Victora Jara, autora rewo- doświadczonych, nie tylko muzy- lucyjnych piosenek krytykujących ustrój rządzący, ków, ale ludzi w ogóle. Akceptują za co został on zamordowany za rządów Pinocheta. oni przeszłość, wspominają wiele To bardzo wymowna i bolesna melodia, głęboko wy- szczęśliwych i ciepłych momentów, brzmiewająca w partiach Fresu. Muzycy opuszczają jednocześnie z nadzieją i optymi- na chwilę Włochy, by odwiedzić także Urugwaj i wy- zmem patrzą w przyszłość, czego konać Se va la murga Jaime’a Roosa. Wycieczki te są wyrazem może być zamykający krą- jednak krótkie i szybko wracamy do ojczyzny arty- żek tytułowy utwór. To zwierciadło stów, którzy przywołują utwór neapolitański kompo- osobowości Włochów, muzyka au- zytora Ernesto de Curtis – Non ti scordar di me. Wpa- tentyczna, pełna ciszy.

< JazzPRESS, grudzień 2015 |43

Harry Connick, Jr. – That Would Be Me

Krzysztof Komorek [email protected]

tów. Eg White i Butch Walker mają na swym koncie współpracę z artystami takimi jak: Sam Smith, Ade- le, Florence and the Machine, Taylor Swift, Katy Perry, Pink czy Weezer. Jednak współpraca z Connickiem Jr. nie okazała się, dla obu wspomnianych panów, sty- listycznym otwarciem na coś nowego, ale totalnym wywróceniem muzycznego image’u Connicka Jr.

Przechodząc do szczegółów. Ta płyta to stuprocento- we nagrania pop-rockowe. Nowoczesne, ładne me- lodie (niemal wszystkie autorstwa lub współautor- stwa samego Connicka Jr.), dobrze sprawdzające się, Columbia, 2015 / www.columbiarecords.com na przykład, przy prowadzeniu samochodu. Jednak mimo, że w pierwszej chwili wydają się chwytliwe, Eh, Harry. 28 milionów sprzedanych to po pewnym czasie trudno zanucić z pamięci choć- egzemplarzy płyt to jeszcze mało? by fragment którejś z nich. Owszem, to dobra „rze- Puryści może się krzywili, ale mimo mieślnicza” robota, ale nic poza tym. Moja krytyka wszystko można było mówić o jaz- nie odnosi się zresztą do warsztatowej strony wy- zie, a teraz coś takiego? Eh, Harry. dawnictwa. Także sprzedażowo album That Would Powiedz, po co ci to było? Taka była Be Me już odniósł sukces. Jednak dla ceniących po- moja reakcja po pierwszym przesłu- przednie produkcje Harry’ego Connica Jr. najnowsza chaniu najnowszej płyty Harry’ego płyta będzie szokiem i zapewne sporym rozczaro- Connicka Juniora. Niestety po ko- waniem. Proszę, nie idź tą drogą Harry. Może to ju- lejnych podejściach nie zmieniłem rorowanie w American Idol wespół z Jennifer Lopez zdania. jednak ci nie służy?

Harry Connick Junior obrał podob- ny kierunek jak Diana Krall nagry- wająca Wallflower. Jednakowoż przy That Would Be Me płyta kanadyjskiej wokalistki jawi się niczym jazzowa ortodoksja. Artysta zaangażował f Polub tę stronę do współpracy nowych producen- www.facebook.com/JazzPRESSpl

> 44| Koncerty / Przewodnik koncertowy

JAZZ JUNIORS 39. edycja krakowskiego Jazz Juniors rozpocznie się 4 grudnia. Przez trzy dni na scenie CK Rotunda śledzić będzie można zmagania zespołów zakwalifi- kowanych do konkursu. Na towarzyszących konkur- sowi koncertach wystąpią ze swoimi zespołami: Lars Danielsson, Tommy Caggiani, Grzegorz Karnas i Ma- rek Napiórkowski oraz laureaci poprzednich edycji konkursu: Darek Dobroszczyk Trio i Aga Derlak Trio. Zwycięzcy ogłoszeni zostaną podczas koncertu fina- łowego 7 grudnia w Studiu Koncertowym im.R oma- ny Bobrowskiej Radia Kraków.

PARDON, TO TU: MATEEN-BAUER-TOKAR-KUGEL Mark Tokar i Klaus Kugel to mistrzowie free jazzu, dołączył do nich słynny amerykański saksofonista i kompozytor Sabir Mateen oraz Johannes Bauer, znany puzonista muzyki improwizowanej z Niemiec. fot. mat. prasowe mat. fot. Kwartet wystąpi7 grudnia w warszawskim klubie Pardon, To Tu. Następnego dnia zagra duet Rashad Becker & Eli Keszler. 13 grudnia na scenie Pardon, To Tu pojawi się amerykański zespół A Hawk and A Hacksaw, a 15 grudnia Dominik Strycharski z so- lowym programem na flety.

JAZZ VS. HIP-HOP Z jednej strony: Gadabit i Aladdin Killers, z drugiej Paweł Kaczmarczyk Audiofeeling Trio. Przedstawi- ciele dwóch światów muzycznych – hip-hopu i jazzu – będą się pojedynkować w bitwie muzycznej zapla- nowanej na 11 grudnia w krakowskiej Alchemii. Ga- dabit to krakowski kolektyw korzystający z czarnych brzmień rapu, reggae, bluesa, jazzu i soulu. Brzmie- nia Aladdin Killers to hybryda groove'u kontrabasu, jazzowej perkusji, organów Hammonda, scratchy i lo- operów. Paweł Kaczmarczyk jest pianistą, kompozy- torem i aranżerem, wraz ze swoim Audiofeeling Trio opublikował w tym roku płytę Something Personal. JazzPRESS zapraszają na koncerty na zapraszają i JazzPRESS RadioJAZZ.FM

< JazzPRESS, grudzień 2015 |45

3275 KG ORCHESTRA 3275 kg Orchestra świętuje swoje pierwsze urodzi- ny. Z tej okazji 12 grudnia w Bemowskim Centrum Kultury w Warszawie wystąpi na specjalnym kon- cercie. Przez ostatni rok kierowany przez Macieja Trifonidisa ponad 30-osobowy skład wydał pierwszą płytę i koncertował. W orkiestrze spotkali się artyści wywodzący się z różnych, pozornie odległych, arty- stycznych światów. Na muzyczny charakter, brzmie- nie i kierunek działania orkiestry, ogromny wpływ mają doświadczenia wszystkich muzyków i kompo- zytorów tworzących zespół. Współorganizatorem koncertu jest RadioJAZZ.FM, które przeprowadzi jego transmisję online.

DOBRY WIECZÓR JAZZ: SŁAWEK JASKUŁKE Sławek Jaskułke wystąpi 12 grudnia w Teatrze Roma, w ramach cyklu Dobry Wieczór Jazz. Sławek Jaskułke jest pianistą i kompozytorem muzyki forte- pianowej, orkiestrowej, teatralnej i filmowej. Pracuje jako wykładowca Katedry Jazzu i Muzyki Rozryw- kowej Akademii Muzycznej w Gdańsku. W Romie wystąpi z programem z ostatniej swojej płyty na for- tepian solo zatytułowanej Sea. Płyta oddaje oblicza, kolory i charakter morza. Sama muzyka jest oszczęd- na w środkach, bogata w treści i głęboka w nastroju.

CAŁY TEN JAZZ LIVE: PIOTR WYLEŻOŁ QUARTET Piotr Wyleżoł Quartet zamknie 15 grudnia tegoroczny program cyklu koncertowegoCały Ten Jazz Live! od- bywającego się, od 2013 roku, w Promie Kultury Saska Kępa w Warszawie. Krakowski pianista mający za sobą współpracę, między innymi z takim znakomitościami jak: Billy Hart, Edd Schuller, , , Jarosław Śmietana, Tomasz Stańko, Jan Pta- szyn tym razem pokieruje własną formacją, w składzie której znaleźli się: Michał Barański na kontrabasie, Michał Miśkiewicz na perkusji i Robert Majewski na trąbce i flugelhornie. Cztery z nich wydane zostały pod jego nazwiskiem.

ORGANIZATOR: PATRONAT MEDIALNY: PRODUKCJA: JazzPRESS zapraszają na koncerty na zapraszają i JazzPRESS RadioJAZZ.FM

> 46| Koncerty / Relacje fot. Barbara Adamek fot. Barbara Tim Berne, Ches Smith

Wszystko na swoim miejscu

13. Jazzowa Jesień w Bielsku-Białej Marek Brzeski – wybrane koncerty (12-14 listopada), [email protected] Dom Muzyki Bielskiego Centrum Kultury, listopad 2015 r.

Jak co roku, Bielskie Centrum Kul- olbrzymiej potrzeby kontaktu z mu- tury gościło w listopadzie znakomi- zyką jazzową, mimo jej nieobecno- tych wykonawców. Sala koncertowa ści w mainstreamowych mediach. wypełniona była po brzegi, co zmu- Takiego tłumu nie widziałem na- siło organizatorów do ratowania wet na premierowych pokazach Ja- się tzw. „dostawką”, czyli krzesłami mesa Bonda. ustawionymi przy bocznych ścia- nach. Przed budynkiem pojawiły Gitara, która mówi się dawno niewidziane przeze mnie „koniki” oferujący bilety za niewiel- Pablo Márquez, argentyński wir- ką dopłatą. Świadczy to o istnieniu tuoz gitary, interpretator muzyki

< JazzPRESS, grudzień 2015 |47 współczesnej i pasjonat tradycyj- nej muzyki argentyńskiej, zagrał ponadgodzinny koncert, na który składały się transkrypcje muzyki poważnej oraz utwory rodzimych kompozytorów.

Upraszczając powiedziałbym, że moje spojrzenie na Amerykę Połu- dniową określają symbolicznie Ga- briel García Márquez oraz karnawał w Rio. Jakby dwa przeciwstawne światy. Świat pytań, refleksji i świat szalonej zabawy w rytmie samby. Muzyka Pablo Márqueza przypomi- na mi ten pierwszy. Estetyka oparta na brzmieniach dysonansowych, bez komercyjnej rytmiki. Spokój, skupienie, w momentach ekspresyj- nych dystans typowy dla monologu. Wykonując milongę Astora Piazzol- Pablo Márquez, fot. Barbara Adamek li Jacinto Chiclana, do słów argen- tyńskiego pisarza i poety Jorge Luisa Borgesa, w końcowych fragmentach Jak czerpać przyjemność z bólu deklamował tekst utworu. Recyta- cja w piękny sposób uzupełniała Nigdy nie byłem fanem free jazzu i pewnie tak zo- muzykę. Przy kolejnym utworze, stanie. Tim Berne to dla mnie zamknięty świat, nie- tym razem autorstwa Alberto Gina- kompatybilny z niczym, co otacza mnie na co dzień. stery, można było odnieść wrażenie, Wymagający sporego wysiłku, aby słuchać, nie mó- że gitara, zastępując słowa, przejęła wiąc o akceptacji. Jeżeli jednak komuś wydaje się, że funkcję narratora. Piękno tego kon- free jazz oznacza kompletną wolność polegającą na certu polegało nie tylko na obco- graniu „co popadnie”, to jest w błędzie. Zespół Tima waniu ze wspaniałym artystą, ale Berne’a to cyborgi. Wszystko wyliczone do ostatnie- i z kulturą Ameryki Południowej, go dźwięku, a rytmika miejscami tak pokrętna, że w szerokim tego słowa znaczeniu. nawet przy 4/4 zdarzyło mi się zgubić „raz”.

El cuchi bien temperado to najnow- Znakomity perkusista Ches Smith wpatrujący się sza płyta Márqueza. Po wysłucha- w partyturę niczym matematyk analizujący dane. niu recitalu już wiem, że ją kupię. Bardzo oryginalny gitarzysta. Jego niepokojące bar-

> 48| Koncerty / Relacje

regionu. Tak długo słuchałem twór- czości Garbarka, że aż stał się dla mnie symbolem Skandynawii. Czę- sto podświadomie szukam związku z jego muzyką i jeśli jej nie znajdu- ję, uznaję, że nie mam do czynienia z „prawdziwą” muzyką norweską. Je- śli ktoś myśli podobnie, to Mathias Eick nie przypomina Garbarka.

Pierwsze utwory zaprezentowane przez zespół określiłbym jako ładne, spokojne, ale pozbawione natchnie- nia i dynamiki. Skrzypek Erlend Vi- ken widoczny, lecz nie pierwszopla- nowy, nie zwracał na siebie większej uwagi. Zmiana nastąpiła po wyko- naniu kompozycji dedykowanej Tomaszowi Stańce i jego rodzinie. Jakby w końcu zniknęły ogranicze- nia i skrępowanie. Kolejny utwór to fantastyczna improwizacja pianisty Espena Berga, pełna dynamiki i ka- Andy Sheppard, fot. Barbara Adamek pitalnych barw, znakomita impro- wizacja lidera i emocje, które można wy przypominały otchłań, zawartą w obrazach Bek- wyrazić przenośnią: „maszyna ru- sińskiego, a Rituel Bouleza to w porównaniu z mu- szyła”. Z przyjemnością patrzyłem zyką Tima Berne kołysanka na dobranoc. W tym na szczęśliwych muzyków śmieją- wszystkim jazz i zabawa w muzykę. W świecie, cych się do siebie, świadomych, że w którym wszystkim się śpieszy, a czas stał się dro- tym razem „wyszło”. Dalsza część gocennym towarem, fenomenem takich zespołów koncertu już tylko na plus – stylo- jest samo ich istnienie. Muzyka zdecydowanie do we solo perkusisty Andreasa Bye’a, słuchania wyłącznie „na żywo”. nawet basista Audun Erlien, grają- cy piórkiem, przestał mi przeszka- Wzruszenie potrafi zatrzymać czas dzać. Jednym z fragmentów, który na dłużej został mi w pamięci, był Bardzo lubię Skandynawię. Podoba mi się tam pra- przedostatni utwór – śliczna ludo- wie wszystko – spokój, przyroda, surowy klimat wa melodia wykonana na skrzyp- i sztuka. Mam też osobisty problem z muzyką tego cach solo. Subtelna, delikatna, tak

< JazzPRESS, grudzień 2015 |49 fot. Barbara Adamek fot. Barbara

Mathias Eick

pięknie zagrana, jak tylko może to nia z liderem, którego siłę ukształtowała praca i wie- zrobić muzyk jazzowy. Jedna z tych loletnie obcowanie ze sztuką. Pewność siebie, spójne chwil, w których wzruszenie potrafi brzmienie zespołu wprowadziły spokój pozwalający zatrzymać czas. W sekundzie chcia- zatopić się w świecie barw i „czarodziejskich” klima- łem zostawić wszystko i jechać do tów norweskiego gitarzysty. Bardzo przestrzenna Norwegii na zawsze. muzyka, ciekawe połączenie melodyjności i jazzo- wych eksperymentów. Im dłużej trwał koncert, tym Tak jak w przypadku Márqueza intensywniej rozpływał się po sali ulotny nastrój kupno ich płyty to tylko kwestia muzycznej poezji. Kiedy wydawało się, że nawet ci- czasu. sza gra, zadzwonił komuś telefon komórkowy... No cóż, świat się ciągle zmienia. Skoro nawet w góry Dzwonki telefonów zaczynają przyjeżdżać kibice ze sprayami, to może i na koncerty jazzowe przychodzi dzisiaj nieco inna Czasem można spotkać ludzi, któ- publiczność. rych osobowość dominuje nad po- zostałymi, tworząc rodzaj presji psy- Widziałem twarze muzyków – to nie było im obojęt- chologicznej określającej atmosferę ne. Może dla odreagowania wykonali następnie bar- spotkania. Pojawienie się na scenie dziej awangardową kompozycję. Po niej znakomite Andy’ego Shepparda nie pozosta- solo na perkusji Krzysztofa Gradziuka i kiedy umil- wiało złudzeń, że mamy do czynie- kły brawa i wydawało się, że nastrój wrócił – ponow-

> 50| Koncerty / Relacje nie komórka. Sheppard, przy uciesze publiczności, „zawodnicy”. Nawet jeśli znakomici, powtórzył na saksofonie melodię telefonu, ale coś się to z nieco innego świata. Publicz- definitywnie skończyło. Przez resztę koncertu „sło- ność nagrodziła koncert owacjami dził” bezgranicznie, jakby kolejnym recitalem miał na stojąco. być kontrakt na statku. Szkoda, bo odniosłem wra- żenie, że ten występ mógł się potoczyć inaczej. Z dru- Gitarzysta na szczycie... giej strony, wychodząc z sali koncertowej i wsłuchu- jąc się w komentarze „na gorąco”, stwierdziłem, że Po krótkiej przerwie na scenie poja- niektórym to słodzenie podobało się najbardziej. wił się Egberto Gismonti, brazylijski kompozytor, gitarzysta i pianista. Ofiarom zamachu w Paryżu Zapowiadany jako zjawiskowy, mi- styk, posiadający w dorobku kilka- Każdy koncert to magia. Jeśli jeszcze wykonawcą jest dziesiąt znaczących płyt. Swój reci- ktoś formatu Tomasza Stańki, emocje są podwój- tal podzielił na dwie części – gitaro- ne. Występ mistrza zapowiedziała jego córka, Anna wą i fortepianową. Stańko. W uroczej formie odniosła się do twórczości muzycznej taty, podkreślając jego wrażliwość i wy- Słuchając występu, starałem się obraźnię muzyczną. Na koniec, ze względu na tra- usunąć wszelkie informacje na jego giczne wydarzenia w Paryżu, zadedykowała koncert temat i skupić się wyłącznie na tym, ofiarom zamachu. Zespół wykonał siedem utworów co widzę i słyszę. nawiązujących do pierwszej płyty Balladyna, nagra- nej przez Stańkę dla ECM-u. Jako gitarzysta – znakomity. Do per- fekcji wykorzystywał możliwości Na początek muzycy zagrali coś w rodzaju elegii, brzmieniowe dziesięciostrunowej jak sądzę, poświęconej paryskiej tragedii. Kolejne gitary, a doskonała rytmika nie po- utwory, aż do końca, to już tylko jazz. Brawurowe zostawiała wątpliwości, że „przyje- improwizacje, typowe dla Stańki frazy melodyczno- chała do nas Brazylia”. Mimo, iż cza- -rytmiczne – wszystko na swoim miejscu. Mimo sem nie wygrywał, fizycznie rytmu, iż mistrz był niekwestionowanym liderem, każdy odnosiłem wrażenie, że towarzyszy z członków jego zespołu improwizował na równych mu sekcja rytmiczna. To bez wątpie- prawach, dając publiczności radość i możliwość po- nia świadectwo klasy. dziwiania swoich umiejętności muzycznych. „Zawo- dowy” saksofonista Brian Settles, bardzo dobry ba- Na marginesie, przypomniała mi sista Eric Revis, ciekawy perkusista Andrew Cyrille się scena sprzed lat, o której opowia- – ani jednego słabego punktu. Cóż więcej dodać? dał mi kolega nagrywający audycję z nieżyjącym już Markiem Grechu- Moja sympatia dla muzyki Stańki sięga czasów mo- tą. Zapytał go w pewnym momen- jej młodości. To osobowość i klasa. Takich ludzi coraz cie, jaki chce rytm do jednej z jego mniej. Dzisiejsi muzycy zachowują się czasem jak piosenek, na co Grechuta odpowie-

< JazzPRESS, grudzień 2015 |51 fot. Barbara Adamek fot. Barbara

Tomasz Stańko Project

dział: „Rytmu się nie gra, rytm się się nie zauważyć pewnego zniecierpliwienia na sali czuje”. W tamtym czasie byliśmy i kiedy wszyscy wstali, sądząc, że skończył, desperat oburzeni, dzisiaj sądzę, że na tym odebrał to jako owacje na stojąco i stoczył w charak- polega cała ta sztuka. W każdym ra- terze bisu jeszcze jedną walkę z klawiaturą. zie Gismonti tak potrafi. Złamane serce, etiuda rewolucyjna – wszystko w jed- Wykorzystywał w pełni wszystkie nym. Po skończonej bitwie wstał i ze spuszczoną gło- możliwości instrumentu. Czasem wą, ciężkim krokiem opuścił scenę. Jako gitarzysta wydawało się, że gra dwóch lub był na szczycie, jako pianista poległ. trzech gitarzystów równocześnie. Fenomenalny technik i wrażliwy *** artysta. Niestety, po pięciu utwo- rach przesiadł się na fortepian. Po- Na zakończenie Jesieni Jazzowej w Bielsku wystąpił zostałe, z wyjątkiem jednego, o cud- w niedzielę Stars of British Jazz. Jak wszystkie kon- nej harmonii i spokojnej narracji, certy jazzu tradycyjnego tak i ten emanował humo- to nieustające fortissima, arpeggia rem, optymizmem i dobrą zabawą. i wszystkie nieszczęścia świata. Głę- bokie tragedie wewnętrzne dopro- Z niecierpliwością czekamy na kolejną jesień w Biel- wadziły go do 21:30, czyli do pory, sku, imprezę, którą śmiało można zaliczyć do grona w której większość słuchaczy plano- najciekawszych wydarzeń artystycznych w Polsce. wała konsumować kolację. Nie dało

> 52| Koncerty / Relacje fot. Piotr Banasik Piotr fot.

John Scofield, Joe Lovano

Krzyki i Szepty

Basia Gagnon 60. Krakowskie Zaduszki Jazzowe, [email protected] Kraków-Wieliczka 29 października – 9 listopada 2015 r.

Zaczęło się 29 października od wy- cioła znanego mi chociażby z Re- sokiego C – koncertem solowym quiem Mozarta Capelli Cracoviensis Branforda Marsalisa (saksofony: so- jest wyjątkowa. W ten wieczór cisza pranowy, tenorowy i altowy) w kra- i skupienie było jak w filharmonii, kowskim Kościele Św. Katarzyny. a Marsalis zabłysnął niezwykłe mięsistymi, głębokimi, ale zarazem Nigdy nie byłam szczególną fan- lirycznymi dźwiękami, wydobywa- ką Marsalisa – nie słyszałam go na nymi jakby od niechcenia, bez wy- żywo, a w nagraniach wydawał się siłku i premedytacji. Doskonale czuł zbyt perfekcyjny, niemal kliniczny. wnętrze kościoła – przed występem Wyprowadził mnie z błędu pierw- nie było wywiadów, była za to długa szymi dźwiękami. Akustyka koś- próba, tak jak przed nagraniem na

< JazzPRESS, grudzień 2015 |53

żywo płyty solo In My Solitude: Live at Grace Cathedral (zarejestrowa- nej w San Francisco, 5 październi- ka 2012 roku). Marsalis długo się do niego przygotowywał, pracując nad własnym dźwiękiem i optymalnym zaadaptowaniem go do sakralnego wnętrza. Jak sam mówi, postano- wił skupić się na prostocie melodii i brzmieniu, które wykorzystywało siedmiosekundowe echo.

Mam za sobą solowe koncerty Ada- ma Pierończyka (saksofon soprano- wy, The Planet of Eternal Life), które sam Pierończyk tak komentował: „Gram tak, jakbym przerzucał tonę węgla”. Zdecydowanie wolę ich bar- dziej spójną formę suity pozwalającą na całkowite skupienie się na muzy- ce. Kiedy Marsalis gra pozornie bez wysiłku, Pierończyka charakteryzu- je żarliwość i jednorodność, której trochę brakowało mi w tym kon- cercie – szeregu utworów niestety przerywanych brawami. Natomiast w zróżnicowaniu tonów, od subtel- nego, w pełni kontrolowanego pia- nissimo, do głębokiego wybrzmie- wającego w kościelnych murach basu, Marsalis nie ma sobie rów- Branford Marsalis, fot. Piotr Banasik nych. To rzeczywiście mistrz. Zapre- zentowany materiał z solowej płyty był zróżnicowany – od jazzowych Pierwszego setu słuchałam zza ogromnego filaru standardów (Stardust Hoagy Carmi- nie widząc sceny, co potęgowało wrażenie, że mu- chaela), poprzez barokową sonatę zyka spływa zewsząd. Nie było w tym mistycyzmu, Carla Philippa Emanuela Bacha, czy ale wyjątkowy wyrafinowany popis mistrzowskiego żarliwy blues, po orientalną kompo- kunsztu – operowanie barwą, tonem i natężeniem zycję Mai Japończyka Ryo Nody. dźwięku w wyjątkowej scenerii. Marsalis w kościel-

> 54| Koncerty / Relacje fot. Piotr Banasik Piotr fot.

Szymon Mika Szymon Mika, Adam Kawończyk, Maciej Adamczak nej akustyce brzmiał chwilami podniośle, niemal kowie przekroczyło 300 procent jak organy, wysokimi tonami doskonale imitował normy. Solna grota to znakomite japoński flet shakuhachi, jednak najbardziej urzekł miejsce na koncert. Może zabrzmi mnie fenomenalny alt o niespodziewanie ciepłej to jak herezja, ale bardziej zaanga- barwie, która skutecznie ożywiła kościelne wnę- żował mnie występ Kwartetu Ada- trze. Pierwszą część zakończył energetyczny funk ma Kawończyka niż show gwiazd na tenorze, po którym artysta obwieścił, że idzie się koncertu Miles Davis in memoriam ogrzać. Drugiego setu wysłuchałam z balkonu orga- – Johna Scofielda (gitara) i Joego Lo- nów, gdzie akustyka była jeszcze lepsza, a rozgrzany vano (saksofon tenorowy), z towa- Marsalis wirtuozowsko bawił się echem i pogłosem. rzyszeniem sekcji rytmicznej: Be- Na bis zgodnie z atmosferą prologu Wszystkich Świę- nem Streetem – kontrabas i Billem tych zabrzmiało When The Saints Go Marching In. Stewartem – perkusja.

Ostatni raz w kopalni soli w Wieliczce byłam na Kwartet: Adam Kawończyk – trąb- szkolnej wycieczce, więc z radością wsiadłam do gór- ka, Szymon Mika – gitara, Maciej niczej windy w poniedziałek, 2 listopada, tym bar- Adamczak – kontrabas, Grzegorz dziej, że stężenie zanieczyszczeń powietrza w Kra- Masłowski – perkusja rozpoczął

< JazzPRESS, grudzień 2015 |55

Gwiazdorski duet Scofield / Lovano jeńców nie bierze – zaczął Lovano hard-bopowym huraganem własnej kompozycji Cymbalism, a Scofield, po zrobieniu so- bie pamiątkowej fotki z kopalni, dołączył oszczęd- nymi akordami. Sekcja rytmiczna parła do przodu jak rozpędzony pociąg, i po chwili pałeczkę przejął Scofield autorską kaskadą pasaży. Koncert był częś- cią trasy promującej najnowszą płytę Scofielda Past Present, wydaną w tym roku przez Impuls!, z której pochodziło większość utworów. Po spokojnym Muse- um Scofield pokazał całe spektrum swojej muzycz- nej historii w soulowo-bluesowo-funkowym Slin- ky. Najlepsze zostawili na koniec, w brawurowym gwiazdorskim duecie dając popis swojej techniki i muzycznego doświadczenia. Mistrzowski koncert, ale ani Szymon Mika, ani reszta poprzedzającego ich Kwartetu Kawończyka nie muszą mieć kompleksów – ich zespołowa organiczna synergia bardziej mnie przekonała.

Adam Kawończyk Kiedy na scenę Kina Kijów (wtorek, 3 listopada) wyszła filigranowa Carla Bley obawiałam się czy kompozycją Kawończyka Przyjaciel dotrwa do końca koncertu. Towarzyszący jej Steve Wiatr, oryginalne skrzyżowanie In Swallow (kontrabas) zapowiedział autorski mate- A Silent Way z kujawiakiem, z prze- riał znakomitej pianistki i dostał brawa za apel do pięknym intro na kontrabasie Ma- fotografów, którzy podczas tego festiwalu wyjątkowo cieja Adamczaka. Ich granie było nie grzeszyli taktem, aby pozwolili muzykom robić synergiczną improwizacją w duchu to, po co przyjechali. Carla ma 79 lat, posturę kilku- Davisa, ale zdecydowanie osadzoną letniej dziewczynki, a za fortepianem wyobraźnię w polskich korzeniach, niczym nie Mozarta i żarliwość Coltrane’a. Formację Trios do- ustępującą światowej muzyce. Na- pełnia mistrz i weteran brytyjskiej sceny jazzowej stępna była Iluminacja, z tętniącym Andy Sheppard (saksofony: tenorowy i sopranowy). rytmem rodem z Bitches Brew, który Koncert rozpoczął tryptyk Wildlife, czyli trzy kom- zapewniła świetna sekcja rytmicz- pozycje Carli: Horns, Paws Without Claws i Sex With na. Bardzo dobrze wypadł Szymon Birds, które przekonały mnie od pierwszej frazy. Wy- Mika, który z koncertu na koncert sublimowana oszczędność wyrazu, każdy dźwięk na zyskuje na dojrzałości i pewności swoim miejscu, perfekcyjny, a jednak niespodziewa- siebie, prezentując wyważone, ale ny. Pomimo braku perkusji niezmiernie rytmiczna dynamiczne, rasowe granie. narracja, kreowana przez zdecydowane dźwięki for-

> 56| Koncerty / Relacje fot. Piotr Banasik Piotr fot.

John Scofield, Joe Lovano, Ben Street tepianu, kontrapunkt saksofonu i delikatne precy- memoriam pokazał ciekawe brzmie- zyjne frazy kontrabasu. nie i mieszankę różnych form: ma- instreamową jazzową klasykę, folk Następny był kontemplacyjny Wedding Present, swo- i jazz-rock. Lidera, jak sam mówił, bodna dojrzała wariacja o skupieniu, które trzymało fascynuje bogactwo instrumenta- publiczność w szachu jak najlepszy thriller. Subtel- rium, które zamierza poszerzać. Lu- na niezwykłość i tajemnica tej muzyki przywiod- bowicz gra na elektrycznych skrzyp- ła mi na myśl cykl Katedra Rouen Claude’a Moneta, cach bawiąc się brzmieniem – chwi- niezmienny widok w zmieniającym się świetle… lami klasycznie, chwilami folko- Koncert trwał niecałą godzinę i była to nieśpieszna, wym zaśpiewem, czy też używając doskonała opowieść udowadniająca każdym dźwię- elektronicznej przystawki. Najcie- kiem, że nie trzeba orkiestry symfonicznej i milio- kawsza była chyba Ballada o Smut- na nut granych z prędkością światła, żeby stworzyć ku autorstwa świetnego Krzysztofa arcydzieło. Lenczowskiego – subtelny duet wio- lonczeli i skrzypiec z delikatnym Dawid Lubowicz Jazz Ensamble (Dawid Lubowicz rytmem wystukiwanym na pudle – skrzypce elektryczne, Paweł Kaczmarczyk – for- rezonansowym wiolonczeli. Kom- tepian, Maciej Adamczak – kontrabas, Łukasz Żyta pozycja Lubowicza Na Siedem, zgod- – perkusja, Krzysztof Lenczowski – wiolonczela) na nie z tytułem, była dynamicznym środowym (4 listopada) koncercie Zbigniew Seifert in popisem niebanalnej rytmiki.

< JazzPRESS, grudzień 2015 |57

John Scofield

Niestety niespodziewana niedys- Bill Stewart, John Scofield, Joe Lovano pozycja wykluczyła mnie z drugiej połowy Zaduszek. Szczególnie ża- łuję sobotniego występu zespołu Laboratorium z gościnnym udzia- fem Ścierańskim (gitara basowa), Sławomirem łem wokalistki Rasm Al-Mashan, Bernym (instrumenty perkusyjne), Grzegorzem której niezwykły głos i fraza przy- Grzybem (perkusja), Sebastianem Bernatowiczem kuły moją uwagę podczas koncer- (fortepian) to właśnie jej egzotyczny wokal był naj- tu poprzedzającego występ słynne- ciekawszy. Rozczarowaniem był dla mnie występ go zespołu kanadyjskiego Oregon osławionego Oregonu (Ralph Towner – gitara, for- (31 października). W muzyczno- tepian, Paolino Della Porta – kontrabas, Paul Mc- -wizualnym spektaklu Ananke Candless – saksofony, Mark Walker – perkusja). Po- Roots from the Earth z udziałem prawny, ale bez niespodzianek. spirytus movens Zaduszek Mar- ka Stryszowskiego z Krzyszto-

> 58| Koncerty / Relacje fot. Piotr Banasik Piotr fot.

Katowice: Alex Han, Marquis Hill, , Adam Agati Recepta na jesienny wieczór? Gorąca czekolada i ognisty koktajl…

Basia Gagnon [email protected] Katowice, NOSPR, 29 listopada 2015 r.

„Myślicie, że nie wiem, co to Kujawiak? Macie rację… od której zaczynam się powoli uza- ale wiem, co to Kujaviak Goes Funky!” tymi słowami leżniać. Komfort audiowizualny, Marcus Miller zaprosił na scenę nestora polskiego jaki ta sala zapewnia, z nawiązką jazzu i autora tej kultowej kompozycji – Zbigniewa rekompensuje półtoragodzinną po- Namysłowskiego. Rok temu z okazji Solidarity of dróż z Krakowa. Tym razem siedzia- Arts na życzenie Millera panowie spotkali się na łam na antresoli, tuż nad instru- scenie gdańskiej Ołowianki, co zaowocowało po- mentami perkusyjnymi i przodem mysłem wspólnego muzykowania Marcusa Mille- do fortepianu. Akustyka jeszcze lep- ra, Zbigniewa Namysłowskiego i Leszka Możdżera. sza niż na parterze, a przywilej pod- glądania Mino Cinelu i Zohara Fre- Ale od początku… Wspólny występ to niewielka część sco przy pracy – bezcenny. muzycznego maratonu – tak naprawdę dwóch od- dzielnych koncertów w katowickiej siedzibie NOSPR, Rozpoczęło dobrze znane trio Moż-

< JazzPRESS, grudzień 2015 |59 dżer/Danielsson/Fresco popowym hitem Depeche Mode Enjoy the Si- lence (Words are very unnecessary) i o wiele ciekawszą kompozycją Zo- hara Fresco Seven. Miałam okazję rozmawiać z nim po koncercie. Za- wsze doceniałam go zarówno jako muzyka, jak i autora kompozycji, a jego wkład w trio uważam za fun- damentalny, natomiast odbiór jego muzyki na żywo to absolutna ma- gia. Gra na najstarszej wersji tam- burynu, a wszystkie instrumen- ty perkusyjne traktuje na równi z wokalem jako sposób tworzenia narracji poprzez melodię. Polecam jego najnowszą płytę Tof Miriam. Występ tria zamknął się w niecałej godzinie bez bisu, była nieodłączna Polska, przepiękna kompozycja Da- nielssona Eden, ale wszyscy czekali na Marcusa Millera – i słusznie.

Oprócz tego, że prezentuje niepo- wtarzalny styl na gitarze basowej, komponuje (między innymi słyn- Warszawa: Zohar Fresco , Zbigniew Namysłowski, Lars Danielsson, fot. Marta Ignatowicz-Sołtys ne Tutu), gra na klarnecie basowym i afrykańskim prototypie basu, któ- ry dostał podczas koncertu w Ma- Afrodeezia to jego najnowszy album, z którego po- roku. Do Katowic przywiózł, oprócz chodziła większość utworów zagranych na koncer- legendarnego kolaboratora z czasów cie. Album ten jest owocem duchowej podróży Mil- Milesa Davisa, Mino Cinelu (instru- lera do źródeł. Przedsięwzięcie o tyle ambitne, że menty perkusyjne), zespół wyjąt- Miller, zafascynowany informacją o swoim DNA, kowych młodych muzyków: Brett osobiście przebył drogę afrykańskich niewolników Williams (instrumenty klawiszo- od osławionej wyspy Gorée począwszy, poprzez Ka- we), Alex Bailey (perkusja), Alex raiby, Luizjanę, Nowy Jork, Chicago i Detroit. Słychać Han (saksofon altowy i sopranowy), to w kompozycjach, które urzekają oryginalną melo- Marquis Hill (trąbka) i Adam Agati dyką i bogactwem rytmów. (gitara).

> 60| Koncerty / Relacje

Katowice: Marcus Miller, Lars Danielsson, Zbigniew Namysłowski fot. Piotr Banasik

Energetycznym wstępem do Hylife rozpoczął koncert zaprosił na scenę Namysłowskie- perkusista Alex Bailey i od pierwszych dźwięków go, Możdżera i Zohara Fresco. Sam wiadomo było, że nie ma żartów, a każdy z wcho- wziął się za klarnet basowy, a tem- dzących po kolei na scenę muzyków zapracował na peratura wzrosła do wrzenia – każdy swoje miejsce. Do drugiej kompozycji, nostalgicznej z muzyków po kolei walczył o prym B’s River (zainspirowanej rzeką, którą zachwyciła się na scenie. Szczególnie zabawny był Brenda Miller podczas swojej misji w Zambii) lider pojedynek niewielkiej postury sak- użył gimbri – coś w rodzaju akustycznej gitary baso- sofonisty, który prowokował po- wej o kwadratowym pudle i trzech strunach. stawnego trębacza, nie oddając mu pola. Widok i dźwięk – Mino Cinelu Hitem wieczoru był Papa Was The Rolling Stone z sek- z Zoharem Fresco szalejących przy cją dętą o davisowskim brzmieniu, genialnym solo instrumentach perkusyjnych – był Mino Cinelu na trójkącie (tak, tym znanym nam do- niewiarygodny… skonale z przedszkola) i oczywiście Millerem, który szalał po scenie, prezentując wszelkie możliwe tech- Przejmujące Gorée na cześć muze- niki gry na basie. um niewolnictwa na tytułowej wy- spie, długa kompozycja, która zgod- Po hicie Motown nadszedł czas na Kujawiaka. Miller nie z intencją Millera przeprowadzi-

< JazzPRESS, grudzień 2015 |61

Katowice: Zbigniew Namysłowski, Marcus Miller, Leszek Możdżer, fot. Piotr Banasik

ła nas mistrzowsko od lirycznego wstępu na klawi- Rzadko zdarza się taka kombinacja szach (Brett Wiliams) i instrumentach perkusyjnych świeżego talentu muzycznego, boga- (Cinelu), poprzez gniewny ryk klarnetu basowego ctwa oryginalnych kompozycji i au- (Miller), rozdzierające solo saksofonu sopranowego tentycznej radości wspólnego gra- (Han), po radosną fiestę grupowej improwizacji. nia. Jeśli pierwsza część (Możdżer/ Larsson/Fresco) była kubkiem wy- Miller nagrywał swoją płytę w trzynastu różnych bornej gorącej czekolady, idealnej studiach z plejadą międzynarodowych muzyków, na jesienny wieczór, tak set Millera świadomy kulturowego bogactwa, jakie napotkał na zabrał nas w podróż dookoła świata tej drodze. Ta podróż się opłaciła, bo był to zdecydo- niczym ognisty egzotyczny koktajl. wanie najlepszy koncert, jaki słyszałam w tym roku.

> 62| Koncerty / Relacje fot. Jarosław Czaja fot. Jarosław

Mike Stern, Dennis Chambers Gitarzysta oddychał frazą

Jarosław Czaja 8. Grupa Azoty Jazz Contest Tarnów 2015 – koncert finałowy, [email protected] Tarnów, Centrum Sztuki Mościce, 14 listopada 2015 r.

Muszę zastrzec, że zawsze mie- Zresztą moje fumy są nieistotne, wam mieszane uczucia, kiedy bo teraz takie czasy, że każde więk- widzę jazzmanów na dużych sce- sze miasto w Polsce ma swój festi- nach festiwalowych. Siedząca jak wal jazzowy albo bluesowy, a klu- w kinie publiczność, nieodłączna bów raczej ubywa. pompa i nobliwa otoczka jakoś mentalnie nie przystają, według Do Tarnowa – na finał festiwalu mnie, do tego rodzaju muzyki. Co Jazz Contest – znamienity gitarzy- innego ciasny i zadymiony klub sta Mike Stern zawitał w towarzy- albo własne mieszkanie i patefon. stwie wspomnianego perkusisty Wspominam o tym, bo zdarzają Dennisa Chambersa oraz basisty się wyjątki. Tacy artyści jak Stern Toma Kennedy'ego i saksofonisty i Chambers w małej salce stracili- Boba Franceschiniego. Dwa dni by zapewne sporo ze swojej wro- wcześniej grali w Madrycie, a z Tar- dzonej widowiskowości. A szkoda. nowa mieli odlecieć z powrotem do

< JazzPRESS, grudzień 2015 |63

Nowego Jorku. Jedyny koncert, jaki dali w Polsce, stał się więc nie lada atrakcją. Na widowni można było zobaczyć ludzi, ubranych zapewne nie przypadkowo w koszulki z na- zwami firm od sprzętu perkusyjne- go. Patrząc na ogromny, wręcz „kos- miczny” zestaw Pearla, przypomnia- łem sobie, jak kiedyś widziałem na żywo Louisa Hayesa. Ciekawe, co by powiedzieli fani Chambersa, gdy- by zobaczyli na tarnowskiej scenie skromniutkiego, wręcz „kieszonko- Mike Stern, Dennis Chambers, fot. Jarosław Czaja wego” Gretscha, na jakim grał wów- czas Hayes… nagrany przez Sterna w duecie z inną gwiazdą gita- Dla mnie – jakkolwiek to dziwnie za- ry Erikiem Johnsonem. Ten materiał mnie zadziwił brzmi – możliwość zobaczenia Ster- i zachwycił. Krążek przeszedł u nas bez większego na z Chambersem na żywo, to miała echa, a szkoda, bo to bez wątpienia jedna z najlep- być swoista podróż sentymentalna szych płyt gitarowych w historii jazzu i nie tylko. Dla do czasów młodości. Kiedy ukazy- mnie Stern wrócił i to w wielkim stylu! wały się takie płyty jak Loud Jazz i Blue Matter Scofielda (z genialną Dużo więc sobie obiecywałem i generalnie się nie sekcją Chambers/Grainger) czy Time zawiodłem. Okazało się, że Mike to urodzony show- In Place oraz Jigsaw Sterna z udzia- man. Nawiązał kontakt z publicznością już w pierw- łem Chambersa, miałem tyle lat, szej sekundzie, podczas strojenia gitary. Żarcik mu- co teraz mój (dorosły) syn, siedzący zyczny – parę taktów polki na rozgrzewkę, wybuch obok na widowni. Wtedy słucha- śmiechu, pauza i odezwała się wreszcie swym cha- ło się tego mocnego, nowojorskiego rakterystycznym soundem gitara Yamaha Pacifica. uderzenia fusion z wypiekami na Stern ma wielki atut: unikalne brzmienie. Matowe, twarzy. Metheny przy obu panach, ciemne i bardzo przestrzenne, jakby „powietrzne” których nazwiska zaczynają się na z użyciem efektu chorus. Mógłbym nawet zaryzyko- „S”, to był wtedy grzeczny chłop- wać twierdzenie, że spośród wszystkich nowoczes- czyk. Potem przyszły inne fascyna- nych „saksofonowych” gitarzystów to właśnie Mike cje, płyty Sterna wpadały mi do ręki najbardziej zbliżony jest do klasyki jazzu. Zwłasz- okazjonalnie, nawet straciłem go cza w cudownych partiach rytmiczno-akordowych. z oczu na parę lat, aż wreszcie przy- A na ten aspekt jego stylu, mało się generalnie zwra- padkiem natknąłem się parę mie- ca uwagę. Nie na darmo mówiło się niegdyś o nim, że sięcy temu na album Eclectic (2014) jest spadkobiercą Wesa Montgomery'ego. No i rów-

> 64| Koncerty / Relacje

stawem i gra solo z jeszcze większym kopem niż wcześniej. Profesjonali- sta! Gitarzysta kończy utwór długą, solową codą. Doskonale potrafi róż- nicować swoje partie. Oddycha wręcz frazą. Gęste przebiegi są równie waż- ne, jak długie, pojedyncze nuty, „gra- ją” też pauzy. Instrument do nas nor- malnie gada.

Czekam na szybkie, cięte jak z bi- cza unisono w starym, dobrym sty- Mike Stern, fot. Jarosław Czaja lu Stern/Berg. Ale nic z tego, Mike zaczyna znowu ad libitum, a basi- nocześnie Hendrixa. Ale o tym przypomniał artysta sta z saksofonistą odłożyli instru- dopiero na samym końcu występu. menty i najzwyczajniej usiedli. Koncert przerodził się w tym mo- Po solowym wstępie gitary ruszył z miejsca zespół mencie w wiązankę solowych popi- z niesamowitym drive'm. Out Of The Blue to szybki, sów i było już wiadomo, że tak już niemal bopowy kawałek z solidnym walkingiem pewnie z grubsza będzie do końca. basu i gęstą polirytmią. Za to właśnie lubię Ster- Gitarzysta grał długo z… klaszczącą na. Mimo osadzenia w cięższych klimatach fusion, publicznością, po czym swój bene- wciąż – co słychać – wraca do tradycji Parkera. Jakby fis miał Kennedy, cieszący się dużą chciał powiedzieć tarnowskiej publiczności: oto mój estymą na nowojorskiej scenie. Grał background! Pamiętajcie o tym, cokolwiek Wam na pięciostrunowej basówce marki później zagramy. Fodera z pięknym soundem przy- pominającym fretlessa Pastoriusa. Potem zagrali już typowe fusion, w postaci walcujące- Kennedy należy do elitarnego grona go Avenue B pochodzącego z płyty These Times. Cham- tych, którzy potrafią grać na basie bers się wyraźnie rozkręcił w solówce: wykonał efek- jak na gitarze. Jest tylko z wyglądu, towne „kołowroty” (aplauz na widowni) i w pewnym jakby to powiedzieć, mało stylowy, momencie wstał nawet z krzesełka, nie przestając grać wygląda bowiem jak ciapowaty pro- na talerzach. Pomyślałem, że to fajny greps, ale okaza- fesor college'u i stoi przez cały czas ło się, że to raczej awaria sprzętu do siedzenia. Dennis w jednym miejscu, jak Bill Wyman. macha na technicznego, ale Stern gra już intro z wo- Saksofonista Franceschini – to so- kalizą do Wishing Well. To przebojowy temat w stylu lidny następca Boba Berga albo bar- Pata Metheny'ego, który znalazł się również na zna- dziej jeszcze Mike'a Breckera. Po nim komitym Eclectic z Johnsonem. Panowie muzykują, znowu solo grał Stern, ale teraz stało a Chambers po krótkiej przerwie znowu siada za ze- się coś nieoczekiwanego. Oto Cham-

< JazzPRESS, grudzień 2015 |65 bers dołączył z akompaniamentem. Wtedy temperatura sięgnęła już zenitu, zaczęło się szaleństwo niemal jak na koncertach rockowych. Przyznam, że dotychczasowe „okien- Stern, który faktycznie wygląda jak gwiazda ro- ka” perkusisty owszem, robiły na cka, zachowywał się zupełnie inaczej niż nobliwy mnie wrażenie, ale dopiero teraz i stateczny Scofield rok temu, na tej samej scenie. szczęka mi opadła. Stern grał swoje A przecież są obaj z tego samego pokolenia! Kiedy mocno powykręcane frazy, a Cham- w finale zabrzmiał Red House Hendrixa – tak jak bers używając tylko stopy i delikat- na wspomnianej płycie Sterna z Erikiem Johsonem, nie stukając w obręcz werbla, robił Mike wymachiwał już gitarą jak Bruce Springsteen. przez dłuższą chwilę za metronom. W tym momencie pomyślałem o nieodżałowanym Tym mi dopiero zaimponował! Po Jarku Śmietanie, który także swoje koncerty pod ko- Sternie znowu solo basisty – z wple- niec życia kończył tym samym utworem. On prze- cionym cytatem z Pastoriusa, na cież także był z tego „hipisowskiego” pokolenia co co tenorzysta odpowiada tematem Stern i Scofield... z Różowej pantery i tak się to toczy- ło, przy aplauzie zachwyconej pub- Podsumowując. Wszystko znakomicie, tylko mo- liczności. Stern bawi się też efekta- mentami zbyt rozwlekle. Nie ma oczywiście sensu mi, zapętla frazę i dłuższą chwilę pisać po raz kolejny, że to najwyższa liga i podawać robi z gitary orkiestrę a'la Scofield. litanii – z kim ci panowie już grali (Miles itd…), ale A Chambers najzwyczajniej wycho- warto przekonać się na własne oczy, że wbrew po- dzi za kulisy. Ale wraca i po chwili zorom i obiegowym opiniom, to nie jest tylko show imponuje mi po raz drugi, bo w dłu- business. Pod płaszczykiem widowiskowości i ko- giej i dosyć udramatyzowanej balla- munikatywności Stern z zespołem przemycił dużo dzie gra pięknie miotełkami jak Bil- krwistego, niemal bopowego jazzu. Nieprawdą jest ly Higgins. Rozkosz. też twierdzenie, że w jego grze tkwi od dziesięcioleci uparta maniera i z góry da się przewidzieć, co zagra. Potem rozpoczyna basista – jakżeby Chambers to oczywiście klasa sama w sobie. Szkoda inaczej – w stylu Jaco, a Stern pod- tylko, że ten szpanerski zestaw Pearla całkowicie go kłada akordy i rusza wreszcie moc- niemal zasłaniał. Basista znakomity. Tylko Frances- no szatkowany power fusion z uni- chini robił momentami wrażenie, jakby był nieco na sonami gitary i saksofonu, jak za doczepkę. Grał owszem, nieźle, ale mało. Więc głów- najlepszych czasów. Chambers gra nie spacerował z rękami w kieszeniach… czysty funk jak turbo lokomotywa. Widzę, jak zza kulis wychylają się Po koncercie uwidoczniła się jeszcze jedna różnica zapatrzone w niego postaci. A on pomiędzy Sternem a Scofieldem. W przeciwieństwie siedzi jakby nigdy nic, uśmiechnię- do swojego kolegi, Mike wyszedł jeszcze do ludzi ty od ucha do ucha, prawie się nie w foyer i długo fotografował się z fanami. Chyba lubi rusza, tylko mu rączki i nóżki latają tę robotę. jak skrzydła kolibra.

> 66| Koncerty / Relacje fot. Grzegorz Sobczynski

Sławek Jaskułke Turn me ON, Sławek!

Wojciech Sobczak-Wojeński [email protected] Warszawa, Prom Kultury Saska Kępa 17 listopada 2015 r.

Muszę przyznać się bez bicia do dawno Sławka Jaskułke nie słysza- dwóch rzeczy. Po pierwsze – stra- łem na żywo. Co więcej, tym razem ciłem Sławomira Jaskułke z oczu chodziło o premierowy materiał / uszu na pewien czas. Po drugie, i to na dodatek w dawno nie reani- spóźniłem się nieznacznie na jego mowanym trzyosobowym składzie. ostatni koncert w Promie Kultury Ogólna ekscytacja utrzymała się do Saska Kępa. Zasiadłem zziajany na samego końca wieczoru, a prezen- widowni na finale pierwszej kom- towany na scenie program był nad- pozycji, bardzo żarliwie zresztą zwyczaj dynamiczną podróżą po oklaskiwanej. Pozytywna energia różnych jazzowych światach. biła zewsząd, a mnie udzieliła się ekscytacja, choć i tak byłem podeks- Muzyka trio była gęsta niczym cytowany, gdyż, jak wspomniałem, magma, pełno w niej było niuan-

< JazzPRESS, grudzień 2015 |67

prowizowanych. Czuć było, że zespół stanowi jeden wielki jazzowy organizm, „Monster of Jazz” – nawią- zując do tytułu płyty zespołu Pink Freud, z którym Jaskułke kiedyś współpracował. Erupcja dźwięków została na chwilę wyciszona jednym spokojniejszym utworem, który lider zadedykował córce, i było to dramaturgicznie świetnym posunięciem, gdyż finał z ekspresyjnym bisem ponownie rozgrzał atmosferę i pozostawił widownię z wypiekami na twarzy. Choć nie jestem szczególnym zwolennikiem tak skompli- kowanych formalnie tematów, a i zabrakło mi w nich odrobiny więcej przebojowości i romantyzmu (wiem, że lider od takowego w swej grze raczej stroni), to chy- lę czoła za kapitalną technikę pianisty i spółki, jak również przemyślność i kunszt w zaplanowaniu tak misternie utkanej dźwiękowej tkaniny.

Sławek Jaskułke Trio pojawiło się na scenie z progra- Agnieszka Sobczyńska, Sławek Jaskułke mem, który wpisuje się we współczesne trendy, ale w przeciwieństwie do niektórych propozycji świato- sów, zwrotów akcji, ale i mięsiste- wych trio typu fortepian – kontrabas – perkusja, nie go groove’u. Co bardziej chwytliwe jest programem wydumanym (choć niepozbawio- fragmenty wciągały słuchacza po nym logiki i muzycznej arytmetyki), a atrakcyjną, to, aby zaraz porwać go w wiry og- świeżo brzmiącą, odważną, łączącą wiele ciekawych nistej, postbopowej improwizacji, elementów fuzją. Po tym koncercie mam podsta- stanowiącej pomosty do nowych wy by twierdzić, że nowa płyta będzie ciekawa pod muzycznych światów – zdominowa- względem materiału muzycznego, ale również – je- nych brzmieniami afrykańskimi, śli wierzyć zapowiedziom pianisty – pod względem latynoskimi, a nawet rockowymi – ogólnej oprawy (nietypowy projekt okładki i bookle- do czego pasowała koszulka perku- tu). Bezsprzecznie warto więc się będzie w nią zaopa- sisty z nadrukiem „Sex Pistols”. Bar- trzyć – przynajmniej ze względów kolekcjonerskich, dzo zatłoczona dźwiękami muzyka, a już na pewno melomańskich. mimo swej dzikości, była perfekcyj- nie, synchronicznie wykonywana Kończąc, wystosuję jeszcze odezwę do innych „tra- przez zespół: lider na fortepianie, dycyjnych” trójosobowych składów, które święcą Max Mucha na kontrabasie, Krzysz- triumfy na jazzowych festiwalach, a niektóre z nich tof Dziedzic na perkusji. I nie mowa przegrywają z omawianą tu ekipą w przedbiegach: tu wyłącznie o połamanych tema- możecie się jeszcze wiele nauczyć. A nauczy was ON tach, ale i rozognionych partiach im- – Sławek Jaskułke!

> 68| Koncerty / Relacje fot. Tomasz Affet

Jerzy Mazzoll, Roscoe Mitchell, Sławek Janicki Międzypokoleniowy kwartet w ruchu przyspieszonym

11. Mózg Festival – wybrane koncerty (23 i 30 października) Marta Kąpielska Warszawa, Teatr Powszechny, Mózg Powszechny, [email protected] październik-listopad 2015 r.

Pierwszy dzień Mózg Festival ofe- Rzadko miewam okazję podzi- rował wiele wartościowych wyda- wiać mistrza przygotowującego się rzeń, jednakże koncert kwartetu do występu przed koncertem. Na Mitchell/Janicki/Janicki/Mazzoll całe szczęście kameralna atmosfe- był bezwzględnie atrakcją, któ- ra Mózg Festivalu stwarzała taką rą nawet sceptycy jazzu powinni okazję. Spokojny, choć nieco szorst- usłyszeć. Gdyby trzeba było określić ki w obejściu, Mitchell w pełnym krótko muzykę zaprezentowaną skupieniu rozgrzewał się przed przez kwartet, najlepiej pasowałoby występem. Wymagający perfek- do niej określenie – ponadczasowa. cjonista, który wyraźnie nie życzył sobie jakiejkolwiek elektronicznej

< JazzPRESS, grudzień 2015 |69 ingerencji w brzmienie jego instru- społu zdawał się być Jerzy Mazzoll, który „obudził” mentu. Pełen profesjonalizmu i po- się dopiero w fenomenalnym bisie. trzebujący minimum kontaktów z pozostałymi członkami zespołu Całość występu poruszała się ruchem przyspieszo- czy publicznością. Rolę kontaktu nym, od powolnego pogrywania rozwijała szaloną z publicznością świetnie przejął prędkość i osiągała kilka punktów, które zdawały się Sławek Janicki, który uroczo powi- być kulminacyjnymi. W takich momentach muzycy tał wszystkich i przedstawił krótko jednak nie odpuszczali, miało się wrażenie, że sta- dzieje kwartetu. rają się wznieść jeszcze wyżej, grać jeszcze bardziej dynamicznie i porywająco. Wspaniały koncert, któ- Jak to w jazzie, a w free jazzie szcze- rego jedynym minusem był czas jego trwania. gólnie, maszyna ruszała bardzo po- woli. Chwilę trwało zgrywanie się Dla Sławka Janickiego wspólna gra z Roscoe Mitchel- muzyków, aż razem ruszyli z kopy- lem była spełnieniem marzeń, więc muszę przyznać ta. Zdawałam sobie sprawę z umie- szczerze, że wysłuchanie takiego koncertu też było jętności Roscoe Mitchella, ale co spełnieniem mojego marzenia, o którym wcześniej innego słyszeć muzykę z płyt, a co nie wiedziałam. innego na żywo. Z jego szczupłego ciała wydobywała się energia, któ- *** rej się nie spodziewałam. Mitchell to niesamowity muzyk, a jego wiek Koncert na Mózg Festival nie był ani pierwszym wy- nie przeszkadza w spektakularnej stępem Arnaud Rivière’a w Polsce, ani też pierwszym grze na wszelkiego rodzaju sakso- jego występem na tym festiwalu. Nic dziwnego, bo fonach. W kwartecie ciekawy był muzyka przez niego komponowana i prezentowana swoisty rozdźwięk pokoleniowy: świetnie wpasowuje się w ogólny zamysł MF. Arnaud z jednej strony młody perkusista Rivere jest nieszablonowy i takie też jest jego instru- Qba Janicki, a z drugiej oczywiście mentarium. Posługuje się gramofonem i wzmacnia- amerykańska gwiazda. Wiek Qby czami, generując przestery. Pewnie nie byłoby w tym Janickiego jednak w niczym nie nic dziwnego, gdyby nie sposób, w jaki to robi. przeszkadzał, jest to muzyk z du- żym już doświadczeniem. Bardzo Muzyka eksperymentalna – w jego przypadku – to dobrze wyczuwa momenty, w któ- mało powiedziane. Zastanawiam się, czy twórczość rych można wykorzystać elektroni- Arnaud Rivière’a można w ogóle jakoś zaklasyfiko- kę, subtelnie wplatając jej elementy wać. Na moich oczach (i uszach!) Francuz zamiast w całość występu, tak by nie ujmo- płyty winylowej włożył do gramofonu papier ścierny, wała nic grze reszty zespołu. Sławek a przez większość występu grał, wywołując zwarcia Janicki jest świetnym basistą i pre- w kablach i przewodach bezpośrednio włożonych zentował tego wieczoru doskonałą do sprzętu elektronicznego. Była w dźwiękach, któ- formę. Nieco słabszym ogniwem ze- re tworzył, pewna wzniosłość, jednocześnie każdy

> 70| Koncerty / Relacje

Roscoe Mitchell, Sławek Janicki, Qba Janicki, fot. Tomasz Affet kolejny dźwięk, każde uderzenie o patelnię, drut świetny. Abstrahując od części mu- czy każdy krok nakręconej zabawki spacerującej po zycznej, zastanawiałam się, ile razy gramofonie były jak małe, nieprzyjemne dźgnięcie artysta już został porażony prądem, organizmu słuchacza, ale też uczta dla jego mózgu. i doszłam do wniosku, że musi być Słuchanie Arnaud Rivière’a zakrawa o masochizm, bardzo dzielny i musi kochać to, co z jednej strony muzyka bardzo męcząca dla ciała, robi. W końcu ciągle ryzykuje swoje fizyczne zmęczenie wygrywa, ciało błaga, by był ko- zdrowie w niemałym stopniu. niec. A umysł? Umysł chłonie i chce więcej. Rivière ma świetne wyczucie rytmu. Jego utwory są, wbrew po- Po koncercie zasadne było stwier- zorom, bardzo dobrze przemyślane i skomponowane, dzenie jednego ze słuchaczy, który nic nie dzieje się przypadkiem. Każdy ruch jest w ja- zapytał, czy nie straciłam wszyst- kimś celu. Nawet potrzaskanie płyty winylowej na kich plomb. Plomby nie wypadły, gramofonie. Rytmika sprawiała, że mimo ogólnego ale w czasie koncertu czułam napię- zagubienia, noga sama rwała się do przytupywania. cie każdego nerwu ciała i faktycz- nie – można powiedzieć, że muzykę Mimo, że tylko półgodzinny, koncert Rivière był czułam aż w zębach. Super!

< JazzPRESS, grudzień 2015 |71 fot. Rita Pulavska

James Brandon Lewis, Francesco Cafiso Przyszłość synkopy, czyli jak Belgrad zmienia jazzową bohemę

Belgrad, Dom omladine Beograda i Dom sindikata, Konrad Beniamin Puławski 28 października – 1 listopada 2015 r. [email protected]

Victor Marie Hugo powiedział kie- no toczyło na swoim terenie wojnę dyś: „Przyszłość ma wiele imion. o niepodległość, zdobytą ostatecz- Dla słabych ma imię niemożliwe, nie dopiero w 2003 roku, a właści- dla nieśmiałych nieznane, myślący wie w 2006 roku, po rozdzieleniu się i walczący nazywa ją ideałem.” To z Czarnogórą. właśnie pod znamiennym tytułem Future of Jazz odbył się w Belgra- Festiwal wielokrotnie miał przerwy dzie 31. Festiwal Jazzowy. W mieście, i nie zawsze organizowano go rok- które jeszcze przecież tak niedaw- rocznie, ale duma i kulturowa toż-

> 72| Koncerty / Relacje fot. Rita Pulavska

David Peña Dorantes , Francesco Cafiso samość nie pozwoliły na pogrzebanie owej tradycji. być piękniejszego miejsca do two- Dziś uczestniczą w nim najwięksi miejscowi oraz za- rzenia historii nowej jakości jazzu? graniczni artyści, bez wyjątku chwalący sobie miej- ską bohemę jazzu, która tętni życiem i chociaż nieła- Jak żaden inny naród dotąd mi two to wszystko słowami opisać, to spróbuję chociaż spotkany tak bardzo nie promie- delikatnie ten klimat nakreślić. nieje życzliwością wobec drugiego człowieka. Ta mentalność wyraźnie To był mój pierwszy raz na bałkańskich ziemiach. odbija się oczywiście na organizacji Wiedziałem, że pobyt odznaczy się w mojej pamięci takich oto wydarzeń, które są para- na długo. To właśnie w tak mało znaczących na are- frazą stanu ich ducha i egzystencji. nie międzynarodowej państwach powstają twory Pamiętając o przeszłości wytyczają tak szczere w swojej strukturze. Wznosząc idee wol- nowe ścieżki. Do niedawna mało ności, rodzą się i tworzą nowe absoluty sztuki arty- znany festiwal dziś staje się ostoją zmu. Świat Zachodu coraz częściej z szokującą dozą i kierunkowskazem nowo wytycza- hipokryzji odnosi się do wydarzeń przeszłości, często nych muzycznych dróg. diametralnie mijając się z prawdą, bądź wyraźnie ją koloryzując. W Belgradzie te wydarzenia są nadal Ten festiwal to swoista interpretacja świeże, toteż nie jest to wszystko tak łatwo nagiąć. wolności, o którą tak długo walczyli Ruiny bombardowań z 1999 roku nadal dają o sobie Serbowie, chociaż to temat niejed- znać i „świecą” swoimi zgliszczami na przepełnione noznaczny oraz mocno kontrower- ulice żywej historii. To pomniki historii i symbol syjny i raczej temat na doktorat, wolności, za którą tak wielu oddało niegdyś życie. a nie skromną festiwalową relację. Być może zabrzmi to paradoksalnie, ale czy nie może Nie ma też chyba lepszej muzyki,

< JazzPRESS, grudzień 2015 |73 która odzwierciedlałaby w sposób Danii, Portugalii, Szwecji, Chorwacji, Słowenii, jak bardziej wyrazisty, czym jest symbol i Serbii. Ta gama kultur musiała potwierdzić uniwer- nie tyle państwowej, co kulturowej salność i niezawisłość jazzowej kultury. Wszystkich suwerenności. Jazz wszak wywodzi łączyła odwaga do wprowadzania zmian w znanej się z takiego pułapu pragnienia jed- nam muzycznej terminologii tego gatunku. nostkowej wolności. To artystyczna kreacja, która umożliwia zagranie Sam festiwal, tak jak klasyczna serbska przystawka tego, co podpowiadają nam emocje, kaymak, z każdym dniem zbierał kolejną warstwę wiedza i wyobraźnia. Trudno ten tego przysmaku i zwieńczał najlepszą śmietankę proces opisać słowami. W czasach tych jakże bogatych w doznania dni, scalając je w je- realnych początków jazzowej ter- den wyśmienity przysmak różnorodności. Jak się minologii w Nowym Orleanie, a po- okazuje, nie bez pardonu kaymak smakuje najlepiej dobnie zapewne w przypadku jego właśnie tutaj, w sercu bałkańskiej historii. narodzin w serbskiej stolicy, gatu- nek ten otoczony był aurą owocu za- Zacznijmy od Jamesa Brandona Lewisa ze swoim kazanego i sztuki buntu. Ta muzyka projektem Days of Freeman, który oprócz futurystycz- rodziła poczucie wyzwolenia i jak nego groove’u i łączenia muzyki z hip-hopowymi in- w żadnym innym państwie w Ser- spiracjami zwraca uwagę na liryczny koncept i pod- bii ta społeczna świadomość nadal noszenie w nich wagi społecznych konfliktów i war- żyje tym, co działo się tu zaledwie tości. Dziś okrzyknięty nowym bohaterem jazzu, kilkanaście lat temu. Amerykanin prezentuje zjawiskowy i napędzający życiem ogień free jazzu, energię fusion i ducha mu- Jazz od zawsze kojarzył się z niszą. zyki gospel, którą obserwowaliśmy w poprzednim Tymczasem, na przekór wszystkie- projekcie Divine Travels (2014). W swoich projektach mu, na ulicach Belgradu zauważy- nie zważa na zbaczanie w nieodkryte i niespodzie- łem wielu przedstawicieli młodszej wane ścieżki rozwoju, bacznie jednak obserwując generacji, którzy spieszyli już na weteranów improwizacji takich, jak William Parker pierwsze koncerty. Ta edycja miała i Gerald Cleaver. być skierowana do tej właśnie pub- liczności, która doświadcza jazzu David Peña Dorantes w projekcie InterAccion wyko- jako „nowego” środka demonstracji rzystał z kolei dla wielu dość zaskakujący akt tańca, swoich wartości. Dopisek Future of który przy klawiszowym flamenco „wystukiwał” Jazz miał wzbudzić pośród uczestni- najgorętsze rytmy hiszpańskiej riwiery. Ta hiszpań- ków, jak i samych artystów, chęć do ska wirtuozeria przedstawiona w tak pięknej i do- zmapowania i selekcji kierunków stojnej oprawie nie wzbudzała wątpliwości, że będzie rozwoju jazzu, dlatego wśród arty- to jeden z najlepszych występów tego festiwalu. Wie- stów nie zabrakło muzyków zarów- czór bardzo wymowny, i mimo że nie zawsze dosły- no z Japonii, Turcji, USA, Włoch, Nie- szeć było można brzmienia flamenco, mogliśmy być miec, Hiszpanii, Norwegii, Austrii, pewni, że nie był to jego problem, tylko nasz. Genial-

> 74| Koncerty / Relacje fot. Rita Pulavska

Hiromi Uehara, Rudresh Mahanthappa ny i jedyny w swoim rodzaju muzyk, który inkorpo- Banda poświęconą pięknu włoskiej ruje emocje i jazz z tańcem oraz harmonią kultury Sycylii. Uroku jego grze dodaje na Półwyspu Iberyjskiego. pewno nieziemski styl tego młode- go lidera, którego altowy saksofon Francesco Cafiso – geniusz saksofonu altowego. umiejętnie „dociska” tenorowe tony. W sugestywny sposób udowodnił folkowe zacięcie Wszystko upchnięte urokliwą me- do kultury swojej rodzinnej Sycylii i wzniósł się na lodyką i ciekawą ornamentyką ryt- wyżyny profesjonalizmu w mgnieniu oka. Muzycz- miki, która angażuje nawet marszo- ni geniusze rodzą się dzisiaj rzadko, ale dzięki temu we tempa. Sycylijski klimat na tym możemy ich jeszcze bardziej doceniać. Takie osoby krążku wylewa się po brzegi. Od po- mają to też do siebie, że tworzą, co im podpowiada grzebowych kompozycji przenosi- serce. Ten muzyk został przez wielu ogłoszony Char- my się w radosne biesiadne klimaty, liem Parkerem naszej „ery” i jeśli komuś ciężko w to ale nie ma tu raczej ani krzty me- uwierzyć, niech sprawdzi jego najnowsze wydaw- lancholii. Bez względu na wszystko nictwo 3, a w szczególności trzecią część tej płyty La jesteśmy świadkami niekończącej

< JazzPRESS, grudzień 2015 |75 się swawoli i radości z tworzenia sztuki, a ta wyraźnie kwalifikuje się do spisania przez wielkie „S”.

Hiromi: The Trio Project na bel- gradzkim festiwalu zbudowała most pomiędzy wrażliwością muzyki kla- sycznej a XXI-wiecznym przewar- tościowaniem artyzmu. Techniczna wirtuozeria i bardzo intensywny popis umiejętności niosą spore na- dzieje na ożywienie muzycznej sce- ny, zwłaszcza jeżeli mamy do czy- Stefan Pasborg, fot. Rita Pulavska nienia z fuzją akustycznego jazzu, wspomnianej muzyki klasycznej, a nawet rocka. Rzeźbi ona swoje wspomnianego tuza bebopu i bynajmniej nie byłby kompozycje w twardym kamieniu on zawiedziony. Wszystkie kompozycje zostały napi- kontrapunktów, modernistycznych sane przez samego lidera, ale każda inspirowana jest dysonansów, impresjonistycznych melodią oraz indywidualnym solowym ekspresjoni- harmonii, bebopu i bluesa. Wszyst- zmem utworów z opus magnum, jakie pozostawiła ko zlane w wielopłaszczyznową po sobie legenda Birda. improwizację złożonych struktur, rytmicznej wolności i sugestywnej Dla spragnionych świeżych reinterpretacji klasyków, artykulacji, które poruszają każdy jak Aram Chaczaturian, Nikołaj Rimski-Korsakow, aspekt naszych emocji. Piotr Czajkowski, Carl Nielsen oraz Igor Strawinski, znaleźliśmy zadośćuczynienie w improwizacjach Rudresh Mahanthappa – muzyczny duńskiej formacji Stefana Pasborga – The Firebir- globtroter z Indii, urodzony we Wło- ds. Swoim występem spowodowali podczas jedne- szech, a mieszkający w Stanach go z wieczorów duże zaskoczenie, bo ich aranżacje, Zjednoczonych artysta. Dzięki tytu- mimo minimalistycznie wprowadzanych moty- łowi Bird Calls i dedykacji projektu wów wybitnych kompozytorów, wykonane zostały dla Charliego Parkera wpajał nam wprost czarująco. Muzycy fenomenalnie ukrywali podczas festiwalu wartość trady- znane wszystkim motywy. Przypomnieli mi swoją cji, na którą, nawet patrząc w przy- bezpardonowością w pewnym momencie naszych szłość, nie można się zamknąć i od rodaków z Pink Freud. której nie można najzwyczajniej się odizolować. Jego ostatnie wydaw- To samo należałoby przyznać szturmem obejmują- nictwo Bird Calls (2015) z pewnoś- cemu, czy też raczej zrywającemu kurtyny festiwa- cią postawiłoby na nogi wcześniej lu, debiutowi serbskiego zespołu Hashima. Reinter-

> 76| Koncerty / Relacje

Jej koncert podzielony na dwie czę- ści: akustyczną w kwartecie i drugą, opiewającą w jej własne kompozy- cje i standardy, zaaranżowane przez uznanego Niemca Clausa Raiblego, słusznie spotkał się z aprobatą pub- liczności. Na szczególny poklask zasłużył również występujący u jej boku Amerykanin Bradford Lea- li grający na saksofonie altowym, z ciepłym brzmieniem dopieszcza- jącym wokale serbskiej gwiazdy. Artystka zdobyła sobie wyjątkowe uznanie ze względu na głębokie ro- zumienie natury śpiewu, jako środ- ka komunikacji międzyludzkiej. Ta była tego wieczoru na najwyższym poziomie i wszyscy – nomen omen – rozumieli się bez słów.

Jelenie Jovović , fot. Rita Pulavska W równie zaawansowane rejony jazzowych abstrakcji zabrała nas pretują oni muzykę klasyczną, poezję, awangardę ze swoim kwintetem Susana Santos i bałkański folk na tle brudnego brzmienia, w nie- Silva. Portugalska dama pozwalała oczywisty i naprawdę intrygujący sposób. Na uwa- sobie tego wieczoru na niepokorne gę zasługuje fakt, że w swojej muzycznej biografii eksperymenty, których atmosfera idą o krok dalej niż The Firebirds, sugerując się do- miejscami mogła przerażać, aby za robkiem mniej znanych postaci, jak serbski artysta chwilę raczyć nas wybujałą duro- Vasilije Mokranjac. To właśnie jego 45-sekundowa wą fantazją. Sama gra trąbki to te- kompozycja znalazła 10-minutowe rozwinięcie dzię- mat na oddzielny artykuł. Dźwięki ki formacji Hashima w „hitowej” kompozycji Dance często schodzą w rejony zaawanso- No. 2. Serbscy muzycy podchodzą do swojego rozwo- wanego aleatoryzmu i „zarozumia- ju z dużą dozą niekonwencjonalności, pozwalając łej” dodekafonii, a z drugiej strony sobie na aranżacje oparte na ciekawych improwiza- cieszą się reputacją punktualizmu cjach, które nie mają końca, ale jednocześnie nie są i brzmieniowego perfekcjonizmu. muzycznie przeintelektualizowane. Liderka nie boi się dźwięków za- mazanych i niedokończonych, a jej Uwagę warto było również poświęcić Jelenie Jovo- muzyka urzeka brakiem swoistej vić, najbardziej utytułowanej serbskiej wokalistce. trwałości. Wie, że w interakcję z jej

< JazzPRESS, grudzień 2015 |77 twórczością musi wejść również słuchacz i dopowiedzieć sobie resz- tę sam.

Cóż, to tylko namiastka tego, cze- go można było doświadczyć tych nocy w serbskiej stolicy Bałkanów. 18 koncertów i 80 współczesnych artystów jazzowej sceny z całego świata. Co się jednak dzieje po ca- łym dniu wrażeń? Ten się nie koń- czy, bowiem cały stres oraz emocje znajdują upust po oficjalnej części festiwalu, kiedy to zaproszeni mu- zycy, po koncertach chętnie poja- wiają się na popularnych jam ses- sions w pobliskich knajpach, gdzie swoje umiejętności prezentują w kameralnych grupach i w bezpo- średnim kontakcie z fanami. Naj- większym zaskoczeniem okazał się udział w jednym z takich przedsię- wzięć samego Mahanthappy, który zdobył się na rozwinięcie znanego standardu Johna Coltrane’a A Love Supreme do ponad 30 minut nie- zrównanego popisu solowego. Na Susana Santos Silva, Igor Mišković, fot. Rita Pulavska dołączenie do tego muzycznego manifestu sztuki odważył się za- muzycy. Czego mi dziś brakuje, po tej całej festiwa- ledwie jeden z wielu przechadza- lowej wrzawie Belgradu, oprócz bałkańskiej atmo- jących się po klubie saksofonistów, sfery? Furii wrzasków i niekończącego się aplauzu wspomniany Bradford Leali, który po każdej z rozbrzmiewającej na deskach serbskiego śmiało dorównywał zdolnościom festiwalu kompozycji, który jednoczył całą publicz- swojego współbratymca. ność w jeden tętniący życiem organizm, wybrzmie- wający na modłę artystycznej wolności, parafrazu- Jak będzie wyglądać przyszłość? jący jednocześnie dramatyczną historię tego kraju. Z pewnością stoi pod znakiem głę- To z pewnością pozostanie celem przewodnim ta- bokich fuzji, co tak dobitnie ukazali kich wydarzeń, a jak wiadomo ten zawsze uświęca nam podczas tego festiwalu opisani środki.

> 78| Koncerty / Relacje

Grali dla Marka

Ponad 60 artystów wystąpiło 21 listopada w warszawskiej Stodole na specjalnym charytatywnym koncercie zorganizo- wanym pod hasłem Gramy dla Marka. Celem akcji było zebranie funduszy na leczenie i rehabilitację wybitnego foto- grafika muzycznego Marka Karewicza.

na zdjęciach: Anna Serafińska, Henryk Miśkiewicz, Artur Dutkiewicz, Włodzimierz Nahorny fot. Piotr Fagasiewicz

< JazzPRESS, grudzień 2015 |79

na zdjęciach: Aga Zaryan, Krzysztof Ścierański, Tomasz Stańko, Mark Shepherd, Lora Szafran, Robert Majewski fot. Piotr Fagasiewicz

> 80| Koncerty / Relacje

Czar patrona zachowany

Cezary Ścibiorski [email protected] Warszawa, Studio im. W. Lutosławskiego, 13 listopada 2015 r.

Trzynastego, w piątek, w Studio S1 sze dziesięć minut muzycy próbo- wystąpił kwartet Samuela Blasera, wali odnaleźć się w skomplikowa- z programem poświęconym pamię- nym metrum i pod koniec drugie- ci Jimmy’ego Giuffre. Muzycy wy- go utworu ewidentnie się to udało. stąpili w składzie: oprócz lidera na Wtedy wszystko zyskało harmonię, puzonie, Russ Lossing na fortepia- która była coraz głębsza w miarę nie, Masatoshi Kamaguchi na kon- upływu czasu. Tym bardziej, że po trabasie oraz Gerry Hemingway na przywitaniu się Blasera z publicz- perkusji. nością – zdumiewająco dobrą pol- szczyzną – zespół zagrał kompozy- Muzyka Giuffrego w większości po- cję opartą na renesansowej partytu- zbawiona była perkusji, niemniej, rze, nieznanego bliżej francuskiego niejednokrotnie skomplikowane, fi- twórcy z tego okresu. gury rytmiczne były zawsze bardzo wyraźne. A tutaj koncert rozpoczął Melancholijny nastrój, oprócz pre- się mocnym intro Hemingwaya cyzyjnej i skomplikowanej rytmiki, na bębnach. Ponadto, nie wszyst- to kolejny wyznacznik tego koncer- kie utwory grane podczas koncertu tu. Kolejnymi granymi kompozycja- były kompozycjami Giuffrego i nie mi były Missing Mark Suetterlyn Bla- zawsze pochodziły z jego repertu- sera oraz Scootin' About Giuffrego. aru. A jednak, ewidentnie poetyka i czar muzyki patrona koncertu zo- Kwartet dał się zachęcić do bisu, gra- stały jak najbardziej zachowane. jąc Jezus Maria Carli Bley – pamięta- ny z Fusion Jimmy Giuffre 3. I tym Pierwszym granym utworem była utworem zakończył się znakomity kompozycja Blasera The First Snow, koncert typowo europejskiego, inte- po którym od razu kwartet prze- lektualnego jazzu, niepozbawione- szedł do skomponowanego przez go przy tym głębokiej duchowości Giuffrego – Cry, Want. Przez pierw- i melancholijnego nastroju.

< JazzPRESS, grudzień 2015 |81 fot. Kuba Bąk Kuba fot.

Nai Palm Metoda nieustannych zmian działa

Piotr Wickowski [email protected]

Z bardzo prostych elementów skła- licznością, gościł tego świąteczne- dają muzykę, która nie sprawia go dnia australijską grupę Hiatus wrażenia bardzo prostej, raczej Kaiyote. może przyprawić o zawrót głowy, ale mimo tego zachowuje wysoki Rozpoczęli prosto z mostu – od stopień przebojowości. Choć właś- Choose Your Weapon – krótkiego ciwie ta przebojowość jest, mimo utworu tytułowego ze swojej naj- wszystko, w przypadku tej grupy, nowszej, drugiej płyty, promowanej dziwnym zjawiskiem. Niewątpli- podczas trasy koncertowej, na której wie jednak jest faktem, o czym drodze znalazła się też Warszawa. zaświadczył 11 listopada koncert Następnie Mobius Streak, z debiu- w warszawskiej Proximie. Klub, tanckiego albumu Tawk Tomahawk wypełniony po brzegi młodą pub- (2012) i od razu Shaolin Monk Mother-

> 82| Koncerty / Relacje funk, najlepszy utwór na tegorocznej płycie Choose wach. Niewiele natomiast wnosiły Your Weapon. Taki wybór już na wstępie? Co z resztą proste akordy, które grała na swojej programu? Jak muzykom uda się utrzymać do końca gitarze, a przynajmniej miało się ta- koncertu podekscytowanie tłumu? kie wrażenie, bo jej gitara była słabo słyszalna. Okazało się, że nie mieli z tym żadnego problemu do końca koncertu. Z właściwym sobie dużym lu- Bo, niestety, nagłośnienie koncertu zem wykonywali kolejne swoje mocno zakręcone pozostawiało wiele do życzenia. Po- piosenki. Można było odnieść wrażenie, że kolejność stawiono raczej na maksymalną siłę nie ma większego znaczenia, swoje utwory mogą dźwięku, jakby na scenie odbywało zagrać w zupełnie dowolnym porządku. A fani en- się show jakichś heavymetalowych tuzjastycznie przyjmowali wszystko z ich repertu- wymiataczy. Zgubiono w ten spo- aru i gdyby tylko muzycy Hiatusa mieli ochotę na sób wiele z łagodnego brzemienia więcej pracy, nie skończyłoby się na jednym tylko Hiatusa. Brzmienia kształtowanego bisie. Ale nie było powodów do narzekań, bo przez w znacznym stopniu przez oldsku- półtorej godziny zdołali w sumie zagrać 17 własnych lowo grające instrumenty klawiszo- kompozycji. we (marek: Roland i Korg), nad któ- rymi panował przede wszystkim, Po Shaolin Monk Motherfunk nastąpiła seria z nowej wyróżniający się swoją grą na tle płyty (Only Time All the Time, Jekyll, Breathing Unde- całego zespołu Simon Mavin. Z po- rwater, Laputa) przerwana przez na razie nie publi- rozkładanych w różnych miejscach kowany Doomslap. Po nim zabrzmiała Nakamarra, sceny, różnych elektrycznych zesta- od której w 2013 roku rozpoczęła raptownie rosnąć wów klawiszowych korzystała też popularność grupy, bowiem za ten tytuł uzyskała czasem Nai Palm oraz basista Paul ona nominację do Grammy, w kategorii Best R&B Bender. Performance. Mimo nienajlepszego nagłośnienia Przez resztę koncertu Hiatus grał na przemian i może nazbyt wiernego odegrania utwory z nowej (Molasses, Borderline With My Atoms, przebojów znanych ze swoich płyt, By Fire i porzedniej płyty (Boom Child, The World It Hiatus Kaiyote potwierdzili swoją Softly Lulls), podrzucając też tematy niepublikowa- wartość. Najwyraźniej również na ne (Daphne, Cinnamon Temple). Wszystko zakończył żywo działa realizowany przez Au- zagrany na bis Swamp Thing, którym liderująca for- stralijczyków koncept na dokony- macji Nai Palm oddała cześć Thrillerowi Michaela wanie bez ograniczeń szaleńczych Jacksona. zmian (rytmicznych, melodycz- nych, tonacji, barwy etc.), nawet Oczywiście to Nai Palm była, niemal przez całych w obrębie bardzo krótkich utwo- czas, centralną postacią show, głównie za sprawą rów. Ciekawe dlaczego to działa na swojego wokalu, wzorowanego na soulowych di- tak wielu młodych słuchaczy.

< JazzPRESS, grudzień 2015 |83

ROZMOWY

> 84| Rozmowy fot. Kuba Majerczyk Kuba fot.

< JazzPRESS, grudzień 2015 |85

Apostolis Anthimos urodził się w 1954 roku w greckiej rodzinie, w Siemianowicach Śląskich. Od nastoletnich lat zajmował się muzyką, a w 1971 roku dołączył do Józefa Skrzeka i Jerzego Piotrowskiego, tworząc trio SBB. Jeszcze w tym samym roku cała trójka muzyków dołączyła do Grupy Niemen Czesława Niemena, odnosząc szybko sukcesy w kraju i za granicą. Po na- graniu kilku płyt Apostolis Anthimos wraz z kolegami z SBB rozstał się z Niemenem, aby znów działać już jako trio. W tym formacie muzycy zdobyli największą sławę i uznanie, nagrali liczne albumy, współpracując również z jazzmanami, o czym można się przekonać z wielu archiwal- nych materiałów wydanych w ostatnich latach (między innymi: Sikorki, Jazz Jamboree 1975, Pop Session 1979). Po rozpadzie SBB gitarzysta kursował pomiędzy Grecją i Polską, współpra- cował sporo z Tomaszem Stańką (albumy: Lady Go..., C.O.C.X., Witkacy Peyotl / Freelectronic, Chameleon) i założył własny zespół Theatro. W latach dziewięćdziesiątych nagrał pierwszy solowy album w USA. Do dziś pozostaje aktywny, prowadząc różne projekty jazzowe i rocko- we lub uczestnicząc w nich.

Całe życie jest przygodą

Barnaba Siegel [email protected]

Barnaba Siegel: Jak doszło do twoje- łem się od niego, że Józek odchodzi go spotkania z Józkiem Skrzekiem? od Breakoutów i szuka muzyków. Znaliście się od najmłodszych lat? W tamtych latach miałeś już za Apostolis Anthimos: Widziałem sobą trochę grania? Skrzeka kiedyś w Międzyzdrojach w sześćdziesiątym dziewiątym Grało się, oczywiście. Chodziłem po roku, jak grał z Breakoutami. Tak klubach, miałem swoje zespoły – już strasznie się zafascynowałem, bo pod koniec podstawówki miałem świetnie szło mu na tym basie, śpie- swój skład. W Piekarni Śląskiej, na- wał do tego – chyba akurat grali coś zywał się Gigant. Były do grania De- Zeppelinów. No i po jakimś czasie file, Samby, Regenty, wzmacniacze się poznaliśmy. Na koncercie na- MV3, bębny – wszystko było w domu głaśnianym przez znajomego z re- kultury na miejscu. Dawali nam też jonu, gdzie mieszkałem. Dowiedzia- to do grania po klubach. Wysyłali

> 86| Rozmowy takich małolatów do tych klubów i graliśmy. Coś się sław Niemen. Jak was znalazł? Hel- działo cały czas. mut Nadolski w jednym z doku- mentów filmowych wspomina, że Domyślam się, że Skrzek, po Breakoutach, jawił się to właśnie on zwrócił na was uwa- już jako ekstraklasa muzyków? gę Czesławowi.

Tak, to było w siedemdziesiątym roku, superprzeży- Nie do końca tak było. Pierwsze cie. Poszedłem do niego do domu, dzięki temu przy- nasze nagranie mieliśmy w War- jacielowi, o którym wspomniałem, i zaprosiłem ich szawie, w jakimś studiu na Myśli- na granie. Był tam też Piotrowski. Zgodzili się, przy- wieckiej czy gdzieś w jakimś radiu szli do mnie. Potem zaproponował mi trzy miesiące – wtedy widziałem Niemena po raz próbne… i tak już zostałem… Na 40 parę lat (śmiech). pierwszy. Nagrywaliśmy, a on stał w reżyserce. On już Była wtedy jakaś Ja brałem bas, Józek zakładał Józka znał skądś, rywalizacja mię- mieli za sobą pierw- dzy gitarzysta- muszkę i frak, siadał za fortepia- sze kontakty. Pod mi, żeby zagrać nem i mieliśmy takie wieczory typu koniec siedemdzie- ze Skrzekiem? „Gramy muzykę Ramseya Lewisa siątego pierwszego ściągnął Józka do albo Oscara Petersona”. Po prostu Był świetny gita- siebie, potem Pio- rzysta, Alek Mro- wtedy ocieraliśmy się o każdą dzie- trowski poszedł… żek. Czemu Skrzek dzinę muzyki A ja czekałem, my- mnie wybrał? Nie ślałem, że się nie wiem, chyba dlatego, że byłem najmłodszy i taki naj- doczekam. Aż tak „z opóźnieniem” bardziej dziki. Ale wciąż nie jestem pewien. pan Czesław zadzwonił do mnie i zapytał: „Mały, masz czas?”. Coś Rozpoczęły się próby. Słyszałem najstarsze z wa- w tym rodzaju powiedział (śmiech). szych zarejestrowanych nagrań, jeszcze z 1971 roku, Powiedziałem oczywiście: „Mam”. z boxu Lost Tapes vol. 2... „No to przyjeżdżaj”. Jaśkiewicz (To- masz Jaśkiewicz – gitarzysta Czesła- Utwór I’m Going Home! Niedawno dopiero to wa Niemena – przyp . red.) miał wte- usłyszałem. dy problemy ze zdrowiem, zagrałem na jego gitarze – i tak się zaczęło. I od Gracie tam z harmonijkarzem Irkiem Dudkiem. razu zagrałem z nimi trasę.

Bo on na początku z nami grał. Mieliśmy być Od razu rzucony na bardzo głęboką kwartetem. wodę.

Plany kariery tego zespołu nagle „przerwał” Cze- Był z nami już Helmut Nadolski, był

< JazzPRESS, grudzień 2015 |87

Andrzej Przybielski – takie malowa- nie farbą po ścianach leciało...

Jak czułeś się w takim otoczeniu? Miałeś w końcu wtedy jeszcze nie- całe 18 lat, a grali z tobą dorośli, po- ważani artyści. Niemen zdążył już zjeździć Europę.

Wiesz, dla mnie to był taki przeskok z podwórka od razu do Monachium, do Norymbergi, do studia. Nie zali- czałem żadnych dodatkowych eta- pów… Bajka, myślałem, że śnię.

Jak ci się podobała atmosfera w ze- spole? To nie był taki zwykły, ro- ckowy zespół, jakich się wtedy po- jawiało wiele. Dużo poezji, sztuki, jazzu, wszystko było podniosłe. Ja się w tym odnalazłeś?

Był to trochę inny świat, ale jakoś się w nim mieściłem. Parę tam dźwię- ków od czasu do czasu puszczałem fot. Kuba Majerczyk (śmiech). Ale my też graliśmy mo- mentami ostro. to, co starsi koledzy przekazywali?

Tak szczerze – podobało ci się to Bardziej byłem skupiony na muzyce, ale resztą też wszystko? nie gardziłem. Parę tekstów w naszym repertuarze było świetnych. Nie czytałem, ale z tego, co słyszałem. Tak, bardzo. Takie zderzenie ze światem, w którym nie ma ryt- A nadążałeś w ogóle za Czesławem i jego inspiracja- mu, nie ma melodii czasami, ale mi czy to był raczej człowiek zagadka? wszystko trzymało się kupy. Muzy- ka intuicyjna. Nie, był bardzo fajny. W ogóle fajnie było. Ale też masę roboty Józek mu wykonywał, aranżował mu Sam też się interesowałeś poezją numery z dwóch pierwszych płyt, miał zdecydowa- czy sztuką, czy bardziej chłonąłeś nie duży wkład.

> 88| Rozmowy fot. Zbigniew Waliniowski Zbigniew fot.

Apostolis Anthimos wraz z Robertem Szewczugą i Krzysztofem Dziedzicem

Grupa Niemen, poza tym, że grała muzykę instru- Trochę traktowali, trochę nie trak- mentalną i awangardową, prezentowała też niety- towali. Ale my mieliśmy zacięcie… powe instrumentarium. Byliście wy, czyli rockowe bardziej szerokie. Jak zaczynali- trio, były instrumenty klawiszowe, ale też kontra- śmy, jeszcze przed Niemenem, to bas, na którym Nadolski grał smyczkiem, i Andrzej graliśmy w klubach raz wieczory Przybielski z trąbką. Takiego składu to chyba w ogó- rockowe, raz bluesowe, a raz jazzo- le wtedy w Europie nie było. we. Ja brałem bas, Józek zakładał muszkę i frak, siadał za fortepia- Ale to wszystko pasowało do siebie. Każdy miał „swój nem i mieliśmy takie wieczory departament”, jak to się mówi, nikt nikomu nie prze- typu „Gramy muzykę Ramseya Le- szkadzał, wszystko razem żarło. wisa albo Oscara Petersona”. Po pro- stu wtedy ocieraliśmy się o każdą Nie minęło dużo czasu i trafiliście na Jazz Jamboree. dziedzinę muzyki. Przenikało się Graliście tam w 1972 roku swoją interpretację Kat- to wszystko. Potem u Niemena do- torny Krzysztofa Komedy, co zostało kilka lat temu szły jeszcze fryty abstrakcyjne, po wydane na CD. Jest tam twoje znakomite solo na gi- Niemenie pojawił się jeszcze Stań- tarze. Ale w sumie dlaczego rockowy zespół pojawił ko, Szukalski i tak to się wszystko się na JJ? Jak was środowisko jazzowe traktowało? rozszerzało.

< JazzPRESS, grudzień 2015 |89

A skąd w ogóle znałeś muzykę dałem sobie spokój (śmiech). Byli inni, bardzo upier- jazzową? Z płyt? Łatwo było u was dliwi, którym się to udało. Raczej po prostu wpadały je dostać? Pytam, bo różnie z tym mi do głowy pewne frazy, elementy, z których jakoś wtedy bywało w Polsce. tworzyłem swój własny język. Ale raz, na potrzeby utworu SBB, chcieliśmy zagrać fragment z Alvina Dużo ludzi miało płyty, akurat ja Lee. Musiałem słuchać na magnetofonie, który miał miałem znajomych, którzy przywo- taką funkcję spowalniania dźwięku, żeby w ogóle zili mnóstwo longplayów z zagrani- wyłapać, co on tam zagrał (śmiech). cy. Na początku był oczywiście Jimi Hendrix, Led Zeppelin, Cream, John- Wracając jeszcze do Grupy Niemen. Chyba najwięk- ny Winter, B.B. King. Ale zaczynało szym jej sukcesem koncertowym było to, że trafili- się też słychać jazzu. Milesa pozna- ście do Monachium na festiwal muzyczny towarzy- wałem od Bitches Brew. Potem były szący Igrzyskom Olimpijskim. Graliście tam obok pierwsze płyty Weather Report, Her- Charlesa Mingusa oraz zespołu Johna McLaughlina biego Hancocka, zaczynałem słu- – Mahavishnu Orchestra. chać Coltrane’a i Charliego Parkera i powoli głębiej wchodzić w taką mu- To był po prostu dalszy ciąg bajki. Festiwal nazywał zykę. Było dla mnie objawieniem, że się Jazz Now. Czułem się taki… wyróżniony. Wiesz jak można tak ładnie grać, komponować. to jest – ja, taki małolat…

Te dźwięki, te nuty, rytmika, fra- Nie wiem, ale domyślam się (śmiech). zowanie strasznie mi imponowa- ły – ale sam nigdy tak do końca nie Jak poszli w Hamburgu do dzielnicy burdelowej, to nauczyłem się tak grać. Całe życie mnie zamknęli w hotelu, bo nie miałem jeszcze 18 szedłem na skróty (śmiech). lat.

W ten sposób rodzą się różne cieka- Jak wyglądało słynne spotkanie z McLaughlinem? we fuzje. Byłem u niego, z tłumaczem, w garderobie, chciałem Właśnie taką moją fuzję gram go poznać. Pograliśmy trochę jakieś bluesowe tema- i kontynuuję, bo… bo po prostu to ty. Bardzo miły człowiek, wiesz, był wtedy cały ubra- kocham. ny na biało. Niczym kapłan, prawie mnie tam błogo- sławił (śmiech). Jerry Goodman też przyszedł. Starałeś się jeszcze wtedy, na po- czątku, naśladować kogoś, powta- Jak wspominasz z tamtych czasów świat zachodni? rzać te patenty? W Polsce, wiadomo, PRL, a tam wszystko zupełnie inne. Traktowałeś to jak piękny sen czy jednak ła- Jak usłyszałem Pastoriusa, to próbo- pałeś te zachodnie standardy, obserwowałeś, jak wałem coś tam podegrać, ale szybko tam wszystko wygląda?

> 90| Rozmowy

Było trochę różnic. Wiadomo, że nie chcieliśmy wra- To był mój kolega z podwórka, rozsze- cać, ale ja to tak na bieżąco wszystko traktowałem. rzaliśmy jeszcze wtedy brzmienie. Jak trzeba było wrócić, to wracaliśmy. Potem zresz- tą zaraz znowu się wyjeżdżało. I tak było przez dwa Skrzypce, gitara – czyżbyście celo- lata. Potem jako SBB też graliśmy po całej Europie wali wtedy w stronę Mahavishnu? i wracaliśmy do domu. Nie wiem, może trochę tak. Ale i tak To właśnie podczas tych wojaży wypatrzył was nie- w końcu graliśmy inaczej. miecki oddział Columbia Records? A kto wam wtedy pomagał Niemien miał z nim kontrakt i my mieliśmy potem „wypłynąć”? też go dostać, ale coś nie wyszło. Nie mogę tego jakoś za bardzo sprecyzować. Między innymi Franciszek Walicki. Był takim naszym dobrym duchem, Co tak naprawdę zadecydowało o tym, że się roze- bardzo nam pomagał, robił nam PR szliście z Niemenem? Zastanawiałem się, czy to że po prostu. Z Silesian Blues Band zro- byliście, jako SBB, gorzej traktowani? bił Szukaj, Burz, Buduj (nowe roz- winięcie pierwotnej nazwy zespołu Powodem był Pagart. Czuliśmy się… trochę inaczej, – przyp. red.). niż chcieliśmy się czuć. Były jakieś cichociemne układy, grubszą gażę brał Pagart – a my drobne diety I nie minął rok po rozstaniu, a wy po 25-30 marek. Czuło się, że coś jest nie tak. już gracie z Tomaszem Stańką. Czerwiec 1974 roku – sesja z takim Początki po odejściu od Niemena były dla was muzykiem. ciężkie? On był już wtedy znany w Europie, Nie, dlaczego? grał awangardę, swoje rzeczy.

Czytałem, że byliście krytykowani przez prasę, że To była dla was nobilitacja? nie poradzie sobie bez niego? Nie patrzyliśmy tak na to. Ludzie Bardzo szybko stanęliśmy na nogi. W połowie sie- ze środowiska jazzowego, też chcie- demdziesiątego trzeciego rozeszliśmy się, a już w sie- li z nami grać. W siedemdziesią- demdziesiątym czwartym nagraliśmy pierwszą pły- tych Stańko strasznie uważał na tę. Zresztą potem Czesław był krytykowany, że nas Davisa, a Davis w latach 1974-75 „oddał”. grał z gitarami. Tomasz patrzył, co może z tym zrobić na naszym Na samym początku graliście jeszcze z Jankiem Błę- rynku. Potem w osiemdziesiątym dowskim, skrzypkiem. pierwszym, jak skończyło się SBB,

< JazzPRESS, grudzień 2015 |91 też przyszedł i powiedział: „Zrób mi zespół”. Jak ukazało się We Want Miles, to chciał bębny, ostrą gitarę i tak dalej.

Kontakty SBB z jazzmanami nie były jednorazowe. Potem w 1975 roku mieliście razem trasy koncer- towe – ze Stańką, ale też z Szukal- skim. Dobrze wam się grało? Nie było planów, żeby w ogóle powięk- szyć skład? fot. Zbigniew Waliniowski

Świetnie. Inne dźwięki do ucha przechodziły, ale zespołu raczej nie kowity. On nas podsłuchiwał cały czas, spodobało chcieliśmy powiększać. Graliśmy mu się chyba i podszedł… Bomba. w powiększonym składzie bardziej z doskoku. Trio było triem. Ale po 1975 roku, przez kolejne lata w zasadzie do końca działalności grupy, do 1980 roku, poza kilku- Jazzmanów było zresztą więcej. nastoma sesjami, już mniej graliście i mniej ekspe- Ledwo rozstaliście się z Grupą Nie- rymentowaliście z jazzowym światem. men, a już niedługo spotkaliście się ponownie z Nadolskim i Przybiel- Był jeszcze na sam koniec Sławek Piwowar… Genial- skim. Zachował się piękny koncert ny muzyk, który niedawno nam odszedł. z Jazz Jamboree 75. Dobrze ci się grało na dwie gitary? W tego typu mu- Mieliśmy cały czas w pamięci grę zyce dwie gitary prowadzące jednak nie są typo- z Niemenem, to cały czas było do- wym rozwiązaniem. bre i świeże – dlaczego nie mieliśmy tego kontynuować? Ja miałem w tamtym okresie załamanie psychicz- ne. Spędziłem trzy miesiące w psychiatryku, potem Wyczytałem, że w tamtym okresie rok dochodziłem do siebie… A kapela chciała grać, to zagraliście też z… Donem Cherrym! zaproponowałem Sławka, żeby wszystko wzmocnić. Byłem konkretnie rozstrojony, ale już przy Sławku Tak, pamiętam to. Graliśmy wtedy dochodziłem jakoś do siebie, bardzo pomogła w tym też ze Stańką, w Olsztynie chyba. nasza współpraca. Gramy, a Don tak przykucnął z tyłu z trąbką i nagle podchodzi do mi- Wasze liczne trasy koncertowe dawały w kość? krofonu i zaczyna grać. Spontan cał-

> 92| Rozmowy

Różne rzeczy. Życie. Dużo grań, jakichś próbek, ja- Ta płyta też była przygodą. A po- kichś gówien się kupowało – bez sensu oczywiście. tem już byłem z Tomaszem Stańką Za słaby byłem. przez wiele lat. W osiemdziesiątym wyjechałem do Grecji, przyjeżdża- A jak było ze sprzętem? Ponoć jako SBB długo zma- łem nagrywać do Polski, Stańko też galiście się z tym tematem. przyjeżdżał do mnie do Grecji i na- graliśmy kilka płyt. Różnie bywało. U Niemena było dobrze, bo były jego graty, potem mieliśmy genialnego człowieka, który Pamiętał cię cały czas z tych tras nam robił świetne wzmacniacze. Graliśmy po Nie- z SBB sprzed paru lat? menie na Mayonesach, ktoś z Wrocławia nam coś zrobił, ktoś spalił Tak. Poza tym tak głośnik i była afe- się złożyło, że po ra… W siedemdzie- Pierwsze płyty Weather Report, SBB grałem przez siątym szóstym Herbiego Hancocka, zaczynałem chwilę z zespołem kupiłem sobie Mar- słuchać Coltrane’a i Charliego Par- Krzak, zaprosili shalla i tak zostało. mnie na takie ja- kera i powoli głębiej w wchodzić w mowe grania w bu- Obecnie w mu- taką muzykę. Było dla mnie obja- dynku, gdzie Stań- zyce jest duży po- wieniem, że można tak ładnie grać, ko ćwiczył gdzieś wrót do grania na górze. Przyszedł komponować na analogowych wtedy na próbę efektach. Jesteś ich i powiedział: „Zrób zwolennikiem? mi zespół”. No to zrobiłem. Najpierw był Piotrowski, Używam ich trochę, ale korzystam czasem z laptopa Kawalec, Szczurek – na dwa basy do brzmień w keyboardzie. graliśmy. Potem doszedł Ryszka zamiast Jurka (Piotrowskiego) i w A przywiązujesz w ogóle dużą wagę do tych takim składzie trochę pograliśmy. wynalazków? A potem tak wyszło, że ja zagrałem na bębnach na wszystkich płytach Czasem pomagają. Trudno powiedzieć… Im mniej (śmiech). gałek, tym lepiej. Zwłaszcza że nazbierało mi się tego trochę przez lata. Ze względu na oszczędności przy nagrywaniu płyty czy po prostu W 1980 roku rozpadło się SBB, ale ty zaraz grałeś tak lubiłeś to robić? z Józefem Skrzekiem na płycie Józefina. Zresztą zno- wu w towarzystwie muzyków jazzowych – Tomasza Nie chodzi o oszczędności, ja jestem Szukalskiego i Andrzeja Olejniczaka. wariat na punkcie bębnów.

< JazzPRESS, grudzień 2015 |93

Jeszcze w czasie SBB odbywa- Grecji? Skąd taka decyzja? Urodziłeś się w Polsce, tu ły się słynne twoje pojedynki się wychowywałeś. z Piotrowskim. Mama i brat byli tam wtedy, ja po ślubie z żoną dołą- Do dzisiaj je kontynuuję. Co prawda, czyłem. Tam się załapałem na jakieś greckie granie. nie jestem już tak dobry, ale dzia- W Polsce stan wojenny, to stwierdziłem, że idę da- łam. W każdym razie udało mi się lej, w Grecję. Wyspy, morze, słońce – żyć nie umie- z Tomkiem nagrać trochę płyt, nie rać. Bardzo dobrze się tam czułem. Ale jak mówiłem, ma się czego wstydzić. przyjeżdżałem często do Polski. Stańko mnie złapał, wyjechałem na dwa lata i znów wróciłem do Grecji. Nie czułeś się trochę przytłoczony Potem znowu zawołał na płytę. Najpierw zrobiliśmy tym, że obok ciebie jest ten wielki C.O.C.X., potem Lady Go..., potem w osiemdziesiątym jazzman z „jazzowym wykształce- siódmym znowu przyjechałem na trasę. Wcześniej niem”, a ty jednak wywodzisz się on przyjechał na festiwal do Grecji, także w latach ze świata rocka? osiemdziesiątych. Właśnie takie były te lata – prawie co roku coś się robiło z Tomkiem. W osiemdziesią- Wiesz, ja jestem po prostu otwarty. tym dziewiątym nagraliśmy fajną płytę Chameleon. On też był otwarty. Nie sugerował mi nic specjalnie, mówił: „Graj swo- Jak ci się grało w Grecji z miejscowymi muzykami? je, graj tak, żeby ci było wygodniej”. Podobno jazzowych muzyków nie było tam wielu, Ja jestem z natury leniem i gram więcej rockowych. tak, jak mi było wygodniej (śmiech). W klubach często pracowałem do piątej rano, gra- Stańko był wymagającym szefem? łem ichnie popy. Miałem cały czas kontakt z Progra- Bo na mnie robił zawsze takie mem Trzecim Greckiego Radia, tam był dział muzy- wrażenie. ki eksperymentalnej. Dostałem się tam i zaczynali mi dawać fuchy – na basie, na bębnach, na gitarze. Tak, ale, wiesz, z niego jest prawdzi- Całkiem przyjemnie było, parę lat tak grałem. Grecja wy muzyk… Prześwietna była przy- była barwna, grałem tam z różnymi ludźmi. Od naj- goda z nim. mniejszych do największych. Z tymi największym jeździłem po całym świecie. Miałem też swój zespół, Grałeś na płytach Toma- w którym grali Christos Papadopoulos, Stefanos Dy- sza Stańki także na basie i na mitriou i Jorgos Skolias. Niedawno wznowiłem na przeszkadzajkach. CD naszą płytę Theatro Live.

Na przeszkadzajkach to w Grecji czę- Twoja rodzina pochodzi z Grecji. Czy tradycyjna sto pracowałem jako perkusjonista. muzyka grecka miała na ciebie wpływ? Starałeś się przemycać jakieś jej elementy do swojej twórczości? Powiesz więcej o tym wyjeździe do W kilku utworach SBB pojawiło się buzuki.

> 94| Rozmowy

Za złe zachowanie?

Tak (śmiech). Czarnej koszulki nie założyłem.

Chodził ci może po głowie jakiś au- torski projekt sięgający właśnie do tej greckiej muzyki ludowej?

Raczej nie. Może jak samo coś wyj- dzie. Ja muzykę to tak dzióbię, dzió- bię, jak coś z tego zostanie, podoba mi się, powtórzę parę razy, to dopie- ra znaczy, że trzeba coś zrobić. A czy motyw jest bardziej orientalny, czy nie, mniej mnie obchodzi. Musi być „muzycznie”. Jak jest „muzycznie” i ja to akceptuję, to proszę bardzo.

Nic na siłę.

Nic na siłę.

Jak minęły szalone lata osiemdzie- fot. Zbigniew Waliniowski siąte, zaraz po nich – reunion SBB. Kto wpadł na taki pomysł?

Miałem niedawno projekt, w którym wziął udział W latach dziewięćdziesiątych Jó- grecki wokalista, dodający różne ornamenty do zek zaczął dzwonić… Takie było za- mojego grania. Zamiast grać solo, to wypuszczałem potrzebowanie. W dziewięćdzie- jego. Generalnie byłem wychowany w domu, między siątym pierwszym, w Sopocie, za- innymi, na muzyce z rodzinnego regionu. Babcia graliśmy znowu jako SBB. Potem miała bułgarskie płyty, bywałem u niej co tydzień, w dziewięćdziesiątym trzecim – ko- rodzice mnie tam wysyłali, bo zapraszali gości do lejny koncert. Miałem też spotkanie domu (śmiech). A u nas były płyty greckie. Natural- z Patem Methenym w Akwarium. nie wszystko chłonąłem, ale też nie zagłębiałem się Kolega Marek Komar do mnie za- w to za bardzo. Byłem też ostatnio w orkiestrze Na- dzwonił, informując, że Pat będzie xos Milo Kurtisa. Graliśmy koncerty, ale zwolnili w Warszawie i szykuje się do jama. mnie z pracy za złe zachowanie. Miałem tam grać z SBB, ale specjal-

< JazzPRESS, grudzień 2015 |95 nie przyjechałem kilka dni wcześ- Chciałem jeszcze, żeby Metheny zagrał tam ze mną, niej, żeby się z Patem spotkać. Usta- on był bardzo chętny, ale powiedział, że jest kontrak- wiłem się w kolejce do grania, ale towo zobligowany tylko do dwóch kolaboracji rocz- do bębnów – na gitarze przy Pacie nie, wtedy miał już ze Scofieldem płytę i jeszcze za- nie chciałem. Bębniarze byli aku- grał u Roya Haynesa. rat trochę słabsi, więc była szansa błysnąć… i uratować honor polskich Nie chciałeś zostać w Stanach? perkusistów (śmiech). Patowi się spodobało, nawet w wywiadzie ra- Nie miałem na tyle pieniędzy i charakteru. Wiesz, diowym o mnie mówił, że jest jakiś tam trzeba mieć mocny charakter. Tam się zawsze Grek-Polak, nie pamięta imienia, przewija dużo kokainy, to źle wróży, musisz być sil- ale świetnie gra. Na drugi dzień nym skurwysynem, żeby tam siedzieć. po jamie było spotkanie muzyków po koncercie Pata, on schodzi pod Days We Can’t Forget – twój pierwszy solowy album scenę i pokazuje na mnie od razu ukazał się w 1994 roku. Czemu tak późno? i mówi, ze świetnie zasuwałem na tych bębnach. Podchodzi do niego Wcześniej jakoś nie miałem inwencji. Zaczęły po- Artur Dutkiewicz i mówi: „Ale to jawiać się jakiejś melodie, Gil Goldstein zaczął to jest gitarzysta”. wszystko zbierać, chłopaki pomagali mi i rozpisali to wszystko. Potem zacząłem spotykać się z Pa- tem w Stanach. Po tym jak zagra- Próbowałeś kiedyś wziąć na warsztat jazzową kla- liśmy w Chicago z SBB, chciałem sykę gitary? Zagrać trochę jak Wes Montgomery, nagrać swoją płytę. Pomyślałem so- Grant Green, George Benson? bie, że skoro oni mnie tak akceptują w tym graniu, to czemu nie. Czter- Nie, zupełnie nie. Słuchać – tak, uwielbiam. Ale roz- dzieste urodziny miałem, dałem 12 kładanie tego, granie – już nie. Nawet Pat, wtedy jak tysięcy dolarów i poszło. z nim rozmawiałem, mówił mi, że trzeba skupiać się na swoim, nie kopiować nikogo. Można sobie pomóc Dobrałeś sobie do współpracy wy- trochę, ale potem szybko zapomnieć. Bo kopiowa- borowych sidemanów. nie, zdobywanie sławy przez granie czyichś fraz, to trochę jest takie… no nie do końca. Tak mi się zawsze Kolejna świetna przygoda – Gil wydawało. Goldstein i Jim Beard za klawisza- mi, Paul Wertico na perkusji i Mat- Dobrze czujesz się w roli lidera? thew Garison na basie… Całe życie jest przygodą. Ale było też stresowo. Jakiego lidera? To znaczy tak fajnie, że myślałem, że to sen i się nagle obudzę (śmiech). Bywałeś nim i dzisiaj też nim jesteś.

> 96| Rozmowy

Gram swoje. Mam swoje piosenki i je gram. Tak jak względów nie wypaliło. Czasami wielu innych. Ale bardziej się stresuję graniem swo- gram z Januszem Skowronem, ale jego niż podczas ostatniego „reunionu” z SBB. Tam rzadko. Czasem też z Jankiem Smo- jest rozłożone wszystko na trzech, a tu wszystko na czyńskim w trio – podoba mi się ze- mojej głowie. staw gitara-Hammond.

Skoro wspomniałeś o ostatnim powrocie SBB – skąd Na przyszły rok przygotowuje się do pomysł na płytę z Michałem Urbaniakiem? grania z sekcją Chicka Corei. Jest ba- sista Carlitos del Puerto, który słu- Powiem ci, jak to było. Najpierw, w lipcu 2014 roku, chał mojego grania i bardzo chce mieliśmy razem zagrać na Warsaw Summer Jazz coś wspólnie zrobić.. Czyli szykują Days. To był pomysł Mariusza Adamiaka, ale Mi- się nowe przygody. Skoro jest czło- chał był wtedy chory i koncert nie doszedł do skut- wiek, który nakręca takie wydarze- ku. Później mieliśmy zagrać koncert w Trójce. Nasz nie, nie mówię nie, mogę postać na agent, Tomek Koperwas, załatwił, że Urbaniak zagra scenie i pograć trochę (śmiech). na końcu jam session. Nie na antenie, tylko dla wi- downi. My mówimy: „Jak to, niech zagra z nami też A z SBB planujecie jakieś konkret- na żywo”. No i dawaj, gramy. Zrobiliśmy jedno podej- ne wydarzenia czy też tak sponta- ście, wymieniliśmy skrzypce na bardziej odpowied- nicznie się wszystko odbywa? ni model, zagraliśmy dalej i było dobrze. Plany jakieś są. Teraz szykuje się dru- Jestem przekonany, że gdyby Michał nie wyjechał ga płyta studyjna, ma wkrótce być w 1973 roku do Stanów, to na pewno zagralibyście wydana. Ciągle jest temat: „dlaczego razem. nie gramy” i odpowiedź: „bo nie ma- cie nowego materiału, nie macie no- Zdecydowanie, on nas już wcześniej w Polsce słyszał. wej płyty, bo jesteście za starzy”. Ale teraz też nam się świetnie gra. Naprawdę? Ale projekty z lat dziewięćdziesiątych i nowe wcie- lenie SBB to nie wszystko. Co działo się u ciebie Niestety. Ale wkrótce będą nowe ostatnimi laty? płyty. Odmłodzić się już co praw- da nie możemy, tylko grać jak mło- W 2008 roku miałem projekt z Arildem Anderse- dzieńcy. nem, ze trzy lata temu z Garym Husbadnem i Étien- nem M'Bappé, muzykami Johna McLaughlina. Też świetna przygoda – wysłałem im moje płyty, im się spodobało i... gramy. Przyjechali bardzo przygotowa- ni. Planowaliśmy też trasę po Stanach, oni byli bar- dzo tym zainteresowani, ale jakoś z technicznych

< JazzPRESS, grudzień 2015 |97 fot. Piotr Banasik Piotr fot.

Paweł Kaczmarczyk – pianista, aranżer, kompozytor, zdobywca wielu nagród (między innymi na konkursach: Jazz Juniors, Jazz nad Odrą, Kultursalon Hörbiger, Bielskiej Zadymki Jazzo- wej, nominacje do Fryderyków). W tym roku swój dorobek powiększył o album Something Personal autorskiej formacji Audiofeeling Trio. To pierwsza płyta jego autorstwa, której słucha- nie sprawia mu przyjemność – przyznaje w rozmowie dla JazzPRESSu. Jeśli się nie napracuję, to nie zbiorę plonów Rafał Zbrzeski [email protected]

Rafał Zbrzeski: Ostatnio jesteś bar- ne marzenia związane z muzyką? dzo aktywny na wielu płaszczy- znach – nagrywasz, koncertujesz, Paweł Kaczmarczyk: Cały czas speł- pełnisz funkcję dyrektora arty- niam moje marzenia. Marzenia, stycznego festiwalu Jazz Juniors. żeby grać muzykę bez kompromi- Czy masz jeszcze jakieś niespełnio- sów i nie być zmuszonym ciągle się

> 98| Rozmowy fot.Piotr Banasik fot.Piotr

dostosowywać. Znakiem tego jest ostatnia płyta. Po Słuchając płyt z wytwórni ACT, tym, co się stało z Complexity In Simplycity, nastąpi- można odnieść wrażenie, że Siggi ło sześć lat mojej absencji na rynku wydawniczym, Loch mocno narzuca swoją wizję ponieważ według wydawcy moja muzyka nie była dźwięków muzykom, którzy poja- w stanie się sprzedać. A Complexity In Simplicity uru- wiają się w barwach jego labelu. chomiło we mnie myślenie, że chcę robić od począt- ku wszystko po swojemu. Właśnie jestem po lekturze Dlatego sporo muzyków, którzy chcą autobiografii Herbiego Hancocka. Kiedyś myślałem, mieć własny rozpoznawalny głos, że w pewnym okresie się komercjalizował, szedł za odchodzi. modą. Sposób, w jaki on to przedstawia, pokazuje, że miał swój plan i go realizował, przez cały czas pozo- A może jest trochę tak, że marka stając bezkompromisowym. Ja też chcę działać we- ACT jest traktowana przez twórców dług planu, który sam sobie ułożę, na przykład, jeśli jako dobry sposób na wybicie się chodzi o wydawnictwa, to mam już taki plan przy- ze swoją twórczością, jako rodzaj gotowany na najbliższe pięć lat. I wiem, że w między- promocyjnej trampoliny? czasie dojdą kolejne pomysły do realizacji. Przy tym wszystkim nie będę jednak skrępowany artystycz- Nie chcę, aby ktoś pomyślał, że je- nie, co ułatwi mi znacząco spełnianie marzeń. stem w złych stosunkach z ACTem,

< JazzPRESS, grudzień 2015 |99 bo tak absolutnie nie jest. Nie mogę zdobyć. Z drugiej strony, gdy już takiego słuchacza sobie jednak pozwolić, aby tylko by się zdobędzie, to jest on praktycznie dożywotnim się wypromować, porzucać zasady, fanem – są ludzie, którzy uwielbiają taką ostrą bez- które sobie wyznaczyłem w muzy- kompromisowość i tym się kierują. Twórcy pop, gdy ce. Nie chcę dać przykleić sobie łatki poznają wszystkie sztuczki, które pozwalają lepiej kogoś kompromisowego za wszelką promować się w biznesie, lepiej sprzedawać to, co na- cenę. Myślę, że pozostaję przy tym grają, z kolei zapominają o tym, żeby muzyka miała wciąż elastyczny i jestem w stanie jakąkolwiek „wartość odżywczą”, liczy się tylko ro- nagiąć się do wielu okoliczności pod- bienie show. Wydaje mi się, że nie ma tu czegoś ta- czas pracy nad rozmaitymi produk- kiego jak złoty środek, ale poruszanie się pomiędzy cjami. Tego wymaga też taki zwykły tymi dwiema skrajnościami jest właściwym sposo- ludzki odruch zastanowienia się bem robienia rozrywki, którą przede wszystkim jest nad tym, czego oczekują ode mnie muzyka. To też trzeba powiedzieć – muzyka jest roz- otaczające osoby – producenci, reży- rywką. Nie chcę, aby ktoś przychodził na mój kon- serowie i publiczność. Dlatego też na cert za karę, chcę, aby ludzie przychodzili posłuchać moich koncertach jest coraz więcej muzyki, która daje im relaks i odprężenie. Wiadomo, publiczności – ludzie poznają się na że każdemu towarzyszą złożone, różnorodne emocje, muzyce, a ja staram się, aby mój spo- ale nie chcę, aby po wyjściu z mojego koncertu słu- sób komunikacji był jasny i czytelny. chacze zastanawiali się, „co artysta miał na myśli”, jeżeli nie będę potrafił o tym opowiedzieć za pomo- Słuchając Something Personal, cą dźwięków, to znaczyłoby, że sam dobrze nie wiem, zwróciłem uwagę, że z jednej stro- co miałem na myśli. Chciałbym wciąż podchodzić ny twoje utwory są przemyślanymi, do mojej twórczości w sposób konceptualny po to, by wielowątkowymi i wcale nie pro- w momencie wykonywania na żywo zostawiać sobie stymi kompozycjami, ale z drugiej więcej miejsca na emocje niż na myślenie. bardzo łatwo zapadają w pamięć, łatwo trafiają do odbiorcy. Wspomniałeś, że od momentu wydania poprzed- niego albumu minęło sześć lat. Przez ten czas zmie- Nie zamierzam grać muzyki tylko niłeś skład, z którym pracujesz – poprzedni dość dla siebie. Wielu muzyków impro- duży zespół zredukowałeś do tria. Jak zmieniło się wizujących łatwo zapomina o ba- w nowym układzie twoje podejście do muzyki? lansowaniu pomiędzy kilkoma czynnikami. Podobnie zapominają Powiedziałbym raczej, ze ono cały czas się kształ- o tym gwiazdy pop. Twórcy jazzo- tuje i zmienia. Najmocniej oczekuję teraz na rzeczy wi często nie pamiętają o tym, że trudne do wykonania, takie, którym niełatwo spro- obnosząc się ze swoją nonszalancją, stać, bo one najbardziej mnie rozwijają. Biorę ostat- budują barierę pomiędzy sobą a słu- nio udział w rozmaitych eventach – na przykład na chaczami i siłą rzeczy tych słucha- Wawelu podczas widowiska Alchemia światła gra- czy jest coraz mniej, coraz ciężej ich łem utwór Teardrop z promocyjnej wersji albumu

> 100| Rozmowy

z Grzechem Piotrowskim – jeśli nie potrafisz zagrać niczego treściwego w ośmiu taktach, to w trzydziestu sześciu też ci się nie uda. Wiadomo, że jazzmani i muzycy grający im- prowizację uwielbiają grać długie solówki, mam wrażenie, że czasem przy tym zapominając wypełnić je treścią, i wydaje im się, że są drugi- mi Coltranem albo Aylerem i potra- fią przykuć uwagę półgodzinną so- lówką. Nie ma chyba współcześnie żyjących muzyków, którzy to potra- fią. Efekt jest taki, że czasem słucha- jąc takich artystów, mam wrażenie, że bardziej ćwiczą samych siebie na scenie i publiczność pod sceną, niż dla tej publiczności grają. Kolej- ną sprawą jest to, że inna niż jesz- cze kilka lat temu jest percepcja słuchacza. W 2015 roku świat przy- spieszył w tak straszny sposób, że ludzie z jednej strony szybko się nu- dzą, a z drugiej dużo szybciej łapią przekaz. To powoduje, że jeśli chcę fot. Piotr Banasik dotrzeć do słuchacza, muszę być bardziej wyrazisty niż kiedyś, jed- Something Personal. By wszystko zgodziło się z map- nocześnie nie tracąc ostrości i treści pingiem i efektami wizualnymi wyświetlanymi na tego, co chcę powiedzieć. Łatwiej jest krużgankach Dziedzińca Arkadowego, musiałem wykreować głębię w dziesięć minut zagrać utwór nuta w nutę jak na płycie, co było o tyle niż w trzy, ale kto dziś będzie słu- trudne, że utwór został nagrany rubato, więc klik, do chał dziesięciominutowego utworu. którego grałem, też był rubato. To są często właśnie Czasy i otaczający świat wymuszają tego rodzaju wyzwania. Albo ktoś prosi cię, żebyś pisanie krótszych, bardziej treści- zrobił zamknięte w ośmiu minutach przedstawie- wych utworów. Kiedyś wymuszały nie muzyki polskiej, gdzie chce widzieć jazzmanów, to ograniczone możliwości technicz- a ty musisz im wytłumaczyć, dlaczego mają zagrać ne, a dziś jak na ironię – techniczny solówkę, która zmieści się w szesnastu taktach. Na- postęp. wiasem mówiąc, nauczyłem się tego podczas pracy

< JazzPRESS, grudzień 2015 |101

Upatrujesz w tym przyczynę spad- co nagrali, a fanatycy nie wypełnią sal koncerto- ku popularności płyt jako fizyczne- wych zwłaszcza, że zwykle znają się z artystą oso- go nośnika muzyki? biście i poproszą o wejście na listę gości. Rozumiem bezkompromisowość, ale nie da się z niej żyć. Moż- To jest jeden ze znaków czasu. Jeśli na te bezkompromisowe rzeczy odłożyć do szuflady nauczymy się odpowiednio reago- i wydać, gdy będzie się miało na to pieniądze – peł- wać, tak jak reagowali na pojawiają- no mam takich materiałów. Chcę, żeby wszystko się ce się okoliczności najwięksi muzy- bilansowało, i nie mam na myśli komercjalizacji. cy, to wszystko jest do opanowania. Zaraz pewnie powiesz mi, że mówię o czymś, co jest Przede wszystkim potrzebujemy dalekie od sztuki, ale to jest bliskie realiów. zdobyć nowych słuchaczy. Jazzo- wa publiczność dzisiaj ma wysoką Najwięksi artyści w historii często mieli swoich średnią wieku, jeśli są jacyś młodzi, sponsorów, nie widzę nic złego w tym, że twórca do- to przeważnie fanatycy takiego gra- staje za swój wysiłek pieniądze. Może właśnie dziś nia, a bazując na fanatycznych mi- brakuje mecenasów? łośnikach, nie jesteśmy sprawić, aby sztuka się rozwijała. Sztuka, by się Myślę, że mecenasi są, ale od inwestowania w sztukę rozwijać, potrzebuje pieniędzy, a te odstrasza ich system grantów, który powinien ist- pojawią się, gdy będzie więcej mło- nieć, ale niestety nie działa w taki sposób, jak powi- dej publiczności. nien. Jako odbiorcy dostajemy często byle jaką sztukę za darmo (czyli za pieniądze z podatków), natomiast Rozmawiając z artystami, często za bilety na inne wydarzenia kulturalne musimy słyszę: „Nagraliśmy płytę, ale leży płacić jakieś horrendalne ceny. Powinno być inaczej: na półkach w sklepach i nikt się pewne rzeczy nie musiałyby kosztować na przykład nią nie interesuje, tego nie da się dwieście złotych, gdyby zrezygnować z organizowa- dziś sprzedać.” nia innych pozornie za darmo. Ponadto artysta, któ- ry gra na takich darmówkach, przestaje być atrak- Uważam, że artyści często robią so- cyjny dla organizatorów „normalnych” koncertów bie krzywdę, bo nagrywają muzykę, – ludzie najzwyczajniej na świecie nie kupią biletów której sami nie mieliby ochoty po- na koncert kogoś takiego. Zabija się możliwość dzia- słuchać. Ja sam bardzo krytycznie łania mecenasów, dając ludziom pozornie darmo- traktuję moją sztukę i, szczerze mó- wą sztukę finansowaną z pieniędzy publicznych. wiąc, Something Personal to pierw- Na festiwalu Jazz Juniors staram się działać w taki sza płyta mojego autorstwa, której sposób, aby nie zamknąć sobie drogi do współpracy słuchanie sprawia mi przyjemność z prywatnymi sponsorami. Wiem, że nie ma nic za i nie rozważam podczas odsłuchu darmo i na wszystko trzeba zapracować. Wywodzę „co ja tam zagrałem”. Artyści zwy- się ze wsi i myślę w sposób sezonowy – wiem, że je- kle nie zastanawiają się, czy ktoś żeli się nie napracuję, nie zadbam, to nie zbiorę za potem będzie chciał słuchać tego, jakiś czas plonów. Liczę się jednak z tym, że coś może

> 102| Rozmowy nie wyjść, pomimo moich najlepszych chęci i starań nylowej wersji płyty, którą szykuje- – mnóstwo moich projektów umarło w ten właśnie my na początek przyszłego roku. sposób. Massive Attack to klasycy trip-ho- Proponuję, abyśmy powrócili jeszcze na moment do pu, Ty również sięgasz na płycie po twojej ostatniej płyty. Jednym z moich ulubionych delikatną, ale jednak elektronikę. utworów z Something Personal jest Mr. Blacksmith, który powstał z inspiracji sportami motorowymi. Oczywiście, i myślę, że będę szedł Jak do tego doszło? dalej w tym kierunku, dla mnie to jest jakaś nowinka i widzę w tym Dokładnie rzecz biorąc z inspiracji jazdą off-road. Kil- drogę rozwoju. Z Teardrop jest tro- ka lat temu poznałem Piotra Kowala – mistrza Polski chę jak ze standardami jazzowymi w tej dziedzinie, który prowadzi serwis Land Rovera, z lat trzydziestych i czterdziestych, i bardzo się z nim zaprzyjaźniłem. Często przycho- które często wywodziły się z przed- dził na moje koncerty, ja grywałem czasem zamknię- stawień na Broadwayu, a standar- te sztuki dla jego przyjaciół i w końcu doszło do tego, dami stawały się, bo ludzie chcieli że pewnego razu zaprosił mnie na rajd zimowy. Uży- je usłyszeć, pijąc drinka w knajpie. czył mi swojego auta, jego mechanik został moim pi- To też jest utwór, który młodzi lu- lotem i ruszyliśmy na pokonywanie terenu. To mnie dzie kojarzą bardzo dobrze. Znalazł właśnie pociąga w tym sporcie – nie szybkość się li- się tylko na promocyjnej wersji, bo czy, a przemyślane działania i pomysł, jak pokonać taka była wspólna decyzja całego pewną przestrzeń. Przejechać trasę, z pomocą krea- zespołu. Ma to jeszcze jeden pozy- tywności pokonać przeszkody i nie dać się zatrzymać. tywny aspekt – wszyscy recenzu- Podobnie jak w muzyce, podobnie jak w życiu. jąc płytę, piszą o tym utworze, a na płycie go nie ma, co powoduje, że Wspomniałeś wcześniej o interpretacji utworu Tea- wokół Something Personal robi się rdrop grupy Massive Attack, która ukazała się jedy- ruch, o który też nam chodziło. Pły- nie na promocyjnej wersji twojej płyty, a mimo to ta, tak naprawdę, nie wymaga obec- zdołała narobić sporo szumu. Jak to się stało, że za- ności tego utworu – był on swego brakło jej w wersji, która trafiła na sklepowe półki? rodzaju rzuceniem haczyka, może lekką prowokacją. Ludzie lubią słu- Ten utwór nie pojawił się na wersji sklepowej z kil- chać czegoś, co już znają, ten utwór ku względów. Tak się złożyło, że to jedna z najbardziej jest tylko punktem zaczepienia do nośnych kompozycji, jakie nagraliśmy podczas sesji, wchodzenia w pozostałe kompozy- ale różni się od pozostałych, które znalazły się na cje z albumu. Ale w gruncie rzeczy płycie. W jej miejsce jest inny utwór. Starszy, ale za- one tego nie wymagają, więc gdy- aranżowany na nowo, porównanie tych dwóch wersji bym pozostawił Teardrop na płycie, obrazuje trochę moją ewolucję. Teardrop jest dla mnie pozbawiłbym się komfortu płyty utworem na tyle ważnym, że znajdzie się tylko na wi- w stu procentach autorskiej.

< JazzPRESS, grudzień 2015 |103 fot.Piotr Banasik fot.Piotr

Na początku rozmowy wspomnia- Prowadzisz też swój cykl zatytułowany Directions łeś o swoich planach wydawni- In Music, gdzie z pomocą zaproszonych gości, pre- czych. Zdradzisz coś więcej? zentujesz interpretacje muzyki największych jazzo- wych kompozytorów. W listopadzie wchodzimy do studia i wspólnie z Audiofeeling Trio i DJ- Do tej pory w ramach cyklu zrealizowaliśmy oko- em Krimem nagrywamy dekon- ło trzydziestu projektów. Z niektórymi odsłonami strukcje utworów Warsa i Kapera. jeździliśmy sporo po Polsce – na przykład z muzyką Jestem strasznie nakręcony, czuję Raya Charlesa, którą wykonujemy z Jorgosem Sko- ogromny głód pracy w studiu. W za- liasem. Pomysł na ten cykl jest taki, aby z pomocą myśle będzie to płyta multimedial- muzyków, którzy operują podobną wrażliwością, na – zarejestrujemy całą sesję na co autorzy muzyki, którą aktualnie gramy, dać so- kilka kamer, zatrudnimy też grafi- bie możliwość wejścia w ich muzykę i zbudowania ków i będzie można obejrzeć efekty na jej podstawie czegoś swojego. W planach są już – być może na DVD, być może udo- następne odsłony – w najbliższym czasie z muzyką stępnimy je w sieci. Planuję również Charliego Hadena oraz Joe Hendersona. wspólne nagrania ze skrzypkiem Markiem Feldmanem. Poza tym cią- Życzę zatem, aby wszystkie twoje plany się spełniły, gle działam na innych polach, biorę i dziękuję za rozmowę. udział w rozmaitych wydarzeniach, mocno pracuję z fundacją imienia Dziękuję bardzo. Zbigniewa Seiferta i konkursem przez nią organizowanym.

> 104| Rozmowy fot. Aleksandra Korszuń Aleksandra fot.

Witold Janiak – pianista, kompozytor, zaangażowany pedagog. Laureat wielu nagród, uczest- nik różnorodnych projektów muzycznych wykraczających także poza jazz. Od października bieżącego roku wykładowca łódzkiej Akademii Muzycznej na Wydziale Jazzu. Bezpretensjo- nalnie, z poczuciem humoru, śmiało określa rzeczywistość. Pełny pasji odnalazł nową ścieżkę swojego życia, która zabrzmiała na jego najnowszym albumie Zagrajcie mi swoją muzykę. O radości szukania, korzeniach i odpowiedzialności rozmawialiśmy przy akompaniamencie jesiennej burzy. Muzyka improwizowana to pełnia szczęścia

Vanessa Rogowska [email protected]

Vanessa Rogowska: Witek, czy ciu człowieka, który próbuje być znajdujesz się w momencie kreatywny, taka opinia jest komple- przełomowym? mentem. Powiedzieć artyście, że jest w momencie przełomowym to zna- Witold Janiak: Tych momentów czy, że coś wymyślił. przełomowych było już tyle... W ży-

< JazzPRESS, grudzień 2015 |105

Tak uważam. Chociaż nie pierwszy Czymś na kształt zapisanej mądrości? zdecydowałeś się zinterpretować polską muzykę ludową obcym ję- Można i tak to nazwać. Odnajduję w muzyce ludowej zykiem muzycznym, to „poszedłeś podobny tok myślenia jak u Bacha czy Jarretta. Ostat- na swoje”. A twoja ostatnia płyta – nio włączyłem Jarreta w samochodzie i zacząłem Zagrajcie swoją muzykę – różni się krzyczeć. To są tak doskonałe frazy, że nie mogę tego znacząco od poprzednich. spokojnie słuchać! Co widać też w zapisie. Dźwięki układają się w niesamowite frazy. Porażające! Mam Właśnie. Miałem zamiar pokazać podobne odczucia przyglądając się muzyce ludowej. przestrzeń, w której kiedyś żyli lu- Dźwięki w piosenkach poukładane w sposób dale- dzie z jakichś powodów podobni do ki od zachodnioeuropejskiego pojęcia muzyki, typu nas. Wyraźnie to czuję. Łączność po- poprzednik kontra następnik, były grane bez instru- koleniową, tradycję, kulturę mojego mentów harmonicznych. To dlatego ta muzyka ma kraju. surowość , która kojarzy mi się ze smakiem chleba razowego albo z zapachem ziemi. Przypomnijmy, że na albumie znaj- duje się muzyka inspirowana mu- Z czymś pierwotnym, podstawowym? zyką ludową z okolic Łodzi (Sieradz, Łęczyca). Z podstawowymi ludzkimi potrzebami, o których ludzie od lat śpiewają piosenki. Z poczuciem wolno- Płyta powstała w dużej mierze pod ści, przynależności do wspólnoty, potrzebą bycia ko- wpływem znajomości z Marcinem chanym itd. Co dla nas wszystkich jest ważne i bli- Lorencem z Gęstego Kożucha Ku- skie. Muzyka tradycyjna przywodzi na myśl śpiew rzu, który wykonuje tradycyjną ptaków. Ja nie jestem w stanie czegoś takiego wymy- muzykę polską i parę razy zaciąg- ślić. Ale mogę się inspirować. nął mnie na „pograjki” (cykliczne potańcówki przy muzyce ludowej Dlatego może być inspiracją dla wielu innych dzia- – przyp. VR). Zaangażowałem się, łań artystycznych, na przykład tańca. posłuchałem podobnych nagrań z okolic łódzkiego... A najciekawsze Muzyka z płyty Zagrajcie swoją muzykę zawiera zdarzyło się, kiedy wziąłem reper- w dużej mierze utwory taneczne, ale w moich wer- tuar „pod mikroskop” i odkryłem, sjach od użytkowości sensu stricto świadomie ucie- że najstarsze melodyjki ludowe, kamy. Moja muzyka jest przeznaczona do słucha- sięgające nawet średniowiecza, nia, a muzyka taneczna do tańczenia. Jasne rozróż- posiadają unikalną konstrukcję nienie. Gramy muzykę stylizowaną. Jak mazurki melodii, w której każdy następny Szymanowskiego. dźwięk jest jednocześnie logiczny i zaskakujący... Coś spowodowało, że zwróciłeś swoją uwagę w tam- tą stronę...

> 106| Rozmowy fot. Aleksandra Korszuń Aleksandra fot.

Spotkania z Marcinem Lorencem trwały na tyle dłu- Muszę przypomnieć historię Irka go, że zastanawialiśmy się czy nie podjąć współpra- Wojtczaka, który grał przed Ra- cy, lecz fortepian jest instrumentem harmonicznym vim Coltranem i został zapytany i nie zawsze pasuje do sytuacji modalnych... Wsłuchu- o swoje, polskie korzenie muzycz- jąc się w młode i starsze pokolenie grających muzykę ne. Co ostatecznie zaowocowało ludową i dotarło do mnie, że ta muzyka swinguje. nagraniem płyty Folk Five, jednak Podobnie jak jazz, posiada unikalny sposób interpre- z udziałem amerykańskich muzy- tacji rytmu niezapisywalny w nutach. W życiu bym ków, którzy nadali zupełnie inny nie powiedział, że to jest na 3/4. Tego taktu nie sły- charakter polskiej tradycji ludowej. chać jeśli jest to dobrze zagrane. Najstarsi mistrzowie mają doskonałe poczucie tego polskiego „swingu”. Po- Taka historia często się powtarza. dobnie rzecz ma się z kubańskim clave, nie słyszysz, Jeśli jesteś Polakiem i grasz na przy- że to jest na 4, ale wszystko wokół się kręci. Taki jest kład muzykę irlandzką czy peru- klucz do zrozumienia tego fenomenu.. wiańską, to ktoś może kiedyś zapy- tać: „No fajnie, a zagraj coś swojego?” Na mojej płycie chciałem bardziej pokazać, co mie- Jeśli dasz radę – super, ale jeśli nie...? li w głowach ludzie, którzy tworzyli tamte piosenki, Anegdotka na okładce płyty Zagraj- niż je po prostu odegrać. Żyjemy kilkaset lat po nich cie swoją muzykę jest właśnie o tym, a jednak oddychamy tym samym powietrzem, stą- że ktoś kiedyś nie dał rady i było pamy po tej samej ziemi. Jesteśmy im winni hołd, że mu bardzo głupio. Ja też poczułem mamy taką możliwość. się nieswojo jak o tym usłyszałem

< JazzPRESS, grudzień 2015 |107 i dlatego właśnie powstała płyta Za- nam się udało, bo to ważne dla naszego miasta, któ- grajcie swoją muzykę. rego los leży mi na sercu. Ta sytuacja pokazuje, że ludzkie wysiłki mają sens. Jazz po wojnie był w dużej Jak odnajduje się w tym wszystkim mierze właśnie w Łodzi, i taka spuścizna powoduje twój zespół, czyli kontrabasista dużą odpowiedzialność. Rafał Różalski i perkusista Kamil Miszewski? A po co uczyć jazzu ?

Rafał i Kamil są prawie o połowę Jazz to przede wszystkim improwizacja. Znakomita, ode mnie młodsi, ale są doskonały- zaś większość najbardziej cenionych kompozytorów mi muzykami i świetnymi kolega- świata było genialnymi improwizatorami. Przykła- mi. Zarówno na scenie jak i poza nią dy można mnożyć w nieskończoność więc poprze- zawsze można na nich liczyć; mają stanę na wspomnieniu Bacha, Chopina i Mozarta. dobrze poukładane w głowach. Improwizacja jest zatem doskonałą (jedyną?) drogą Mnie jest wstyd za to kim byłem do kompozycji. Pomaga także w wykonywaniu dzieł w ich wieku. Jestem pod wrażeniem zapisanych już w nutach. Improwizowanie utwo- jak rozumieją świat i jak potrafią rów zapisanych jest dużo trudniejsze, gdyż zostaje się w nim odnaleźć. Współpracuje- nam znacznie mniej środków wyrazu. Mamy zatem my kilka lat i nigdy nie było między jedynie artykulację, agogikę, kolorystykę i dynami- nami problemu, zatargu, zgrzytu. kę. Ale to wystarczy, by wypróbowywać swobod- nie różne warianty interpretacji. Cóż to jest jeśli nie Kolejna zmiana dokonuje się improwizacja? w twoim życiu zawodowym. Za- cząłeś pracę na nowo utworzonym Inna sprawa, że po „swingowej szkole” dużo łatwiej Wydziale Jazzu Łódzkiej Akade- odnaleźć się w pokrewnych gatunkach : bluesie, ro- mii Muzycznej. Prowadzisz klasę cku, soulu, R&B itp. fortepianu. Z doświadczenia wiem jak wysoka jest relacyjność Tak. Władze uczelni zwróciły się do i otwartość muzyków jazzowych. Nie jestem do mnie z taką propozycją, a ja ją przy- końca pewna jak one się przeplatają, czy muzyka jąłem. I teraz jestem przerażony... najpierw, czy osobowość ?

Czego się obawiasz skoro masz do- Myślę, że jedno kształtuje drugie. Ludzie naprawdę świadczenie pedagogiczne a twoi lubią jazz. I ci, którzy go słuchają, i ci, którzy go grają. uczniowie wyróżniani są na Bardzo często spotykam się z sytuacją, że ktoś trafia konkursach? na mój koncert przypadkowo, a po koncercie dopy- tuje: „Gdzie tu jeszcze można tego jazzu posłuchać”. Że nie podołam, że czegoś nie będę Po czym dowiaduję się, że regularnie chodzi na wiedział… Chciałbym bardzo, żeby koncerty. Otwartość i relacyjność, o której mówisz,

> 108| Rozmowy udziela się zarówno publiczności, jak i muzykom. cego czasu. Zastanawiam się „czy Jazz tak działa. Stąd popularność tzw. jam sessions, zdążę” i „co zdążę”. Tabloidyzacja gdzie często grają ze sobą ludzie, którzy przedtem ni- mediów, marginalizowanie sztuki, gdy się nie widzieli, a po graniu zostają najlepszymi wulgarność i antyestetyka w sztuce, przyjaciółmi. interes ponad potrzebą innych, kult cielesności.... To wszystko sprawia, W Łodzi jesteśmy obecnie w przełomowym momen- że cały czas mamy dużo do zdziała- cie. Momencie tworzenia się środowiska jazzowego nia. Nie bądźmy tylko importerami z prawdziwego zdarzenia. Kiedyś byli tu pojedyn- obcej, nierzadko miernej, kultury. czy muzycy, a teraz zaczyna funkcjonować Wydział Pokazujmy światu bogactwo tego, co Jazzu w Akademii Muzycznej, młodzież ze szkoły dzieje się u nas. Starajmy się robić, muzycznej na ulicy Rojnej, gdzie też jest wydział to, co robimy, najlepiej jak się da. jazzu, gra coraz groźniej. To są niesłychanie waż- ne sprawy. Wszyscy, którzy mamy szczęście w tym Jazz od zawsze dobrze komentował uczestniczyć, czujemy doniosłość tych wydarzeń. trudną rzeczywistość. Może dlate- go jesteś jazzmanem? Zastanawiałem się ostatnio, gdzie w Polsce funk- cjonuje jazz na scenie, koncertowo. I moja refleksja Ciągnęło mnie do grania od dzie- poszybowała w kierunku miast z dużą liczbą tury- cka... Ale wychowałem się na wsi, stów jak: Kraków, Wrocław, Trójmiasto, Śląsk. W Ło- gdzie niełatwo było od razu trafić dzi mieliśmy klub Jazzga, który był wysoko notowa- na kogoś, kto wyjaśniłby mi zna- ny w corocznej ankiecie Jazz Forum, ale chyba bez czenie dźwięków. Zaczynałem od animatora, który będzie to ciągnął kosztem swo- trąbki w wieku ośmiu lat. Potem był jego życia chyba nie da rady. Poza tym w utrzyma- akordeon w ognisku muzycznym, niu przyczółków liczy się ciągłość, której zabrakło. a fortepianem zainteresowałem się Jednym z bliskich mi przypadków jest upadek Kali- dopiero w wieku piętnastu lat, kie- skiej Fabryki Fortepianów i Pianin, która zrodziła się dy rozpocząłem edukację w Techni- w dziewiętnastym wieku dzięki inwencji Gustawa kum Budowy Fortepianów w Kali- Arnolda Fibigera podobnie jak Technikum Budowy szu. Tam usłyszałem , że można grać Fortepianów, które ukończyłem. zupełnie inną muzykę od tej, którą dotychczas znałem. Duży wpływ na Masz wytłumaczenie takich faktów? moją edukację muzyczną miał mój kolega, Arek Rybicki, który pokazał Przyglądam się wielu wydarzeniom i mam wraże- mi Stinga, Marillion itp. Poza tym on nie, że ogólna sytuacja na świecie jest fatalna. Żyje- potrafił to zagrać! Wtedy był to dla my w trudnych, nieprzewidywalnych czasach. Hi- mnie niesamowity kosmos. W nie- storia pokazuje, że przetasowania narodowościowe długim czasie rozpocząłem eduka- i silne napięcia ekonomiczne zwykle kończyły się cję w szkole muzycznej. Skończy- wojnami. Jestem realistą i mam poczucie uciekają- łem klasyczne studia w Katowicach

< JazzPRESS, grudzień 2015 |109 fot. Aleksandra Korszuń Aleksandra fot.

z bardzo dobrym wynikiem, ale Davis. Nie gonię za nowościami. Przekaz w muzyce, wolność w muzyce poczułem, kiedy jej fabularność jest niezależna od stylu w jakim się skończyłem grać klasykę, a zacząłem gra, ale przekaz i logiczność znalazłem u muzyków grać jazz. Czyli zaraz po ukończeniu z jazzowego mainstreamu. studiów. To było przeżycie podobne do tego, jakbym wyszedł z ciemnego Czy jazz może zadziałać poza samą muzyką? tunelu i zobaczył słońce. Dla mnie jazz, muzyka improwizowana to Tak, bo jest jednym z naturalnych przejawów czło- pełnia szczęścia. Ciężka robota, ale wieczeństwa, kwintesencją kontaktów między ludź- pełnia szczęścia. Widzę, że horyzont mi. Aż dziwię się, że wszyscy tego nie robią. Ucząc po- jest daleko, ale pędzę w tamtą stronę wtarzam, że muzyka posiada niesłychaną siłę i trze- jak wściekły. A Łódź kojarzy mi się ba za pomocą muzyki zmieniać świat na lepsze. Jest z czymś w rodzaju happy endu, po duża szansa, że można dźwiękami zasączyć ludziom tych wszystkich poszukiwaniach: wiele dobra. moją cudowną rodziną i graniem jazzu na poważnie. Dlatego między innymi jesteś nauczycielem?

Pamiętasz swoje pierwsze fascyna- Moi rodzice byli nauczycielami, co prawda nie mu- cje jazzowe? zyki, ale ja jednak czuję misję. Widzę jak dużo czasu można zyskać, jeśli uczy cię ktoś, kto coś jednak wie. Kanon: Corea, Hancock, Metheny, Ja bardzo często szukałem po omacku. Dużo czerpię

> 110| Rozmowy fot. Aleksandra Korszuń Aleksandra fot.

z doświadczenia mojej żony, która też jest znakomi- mieć pełen brzuch, a później dopie- tym nauczycielem, choć muzycznie dzieli nas sporo. ro przychodzi czas na konsumpcję Łączy nas miłość do muzyki, choć manifestujemy ją „wyższych” doznań... zupełnie inaczej. Jak podsumowałbyś naszą Jak w tej sytuacji wychowują się wasze dzieci ? Mają rozmowę? jakiś inny wybór? Nigdy nie jest za późno, żeby od- Jestem przekonany, że wszystkie dzieci powinny się kryć w sobie to, co naprawdę chce- uczyć muzyki. Kontakt z muzyką, studiowanie jej, my w życiu robić. Moja historia otwiera nam serca i umysły. I jest dobrą drogą do od- może być przykładem tego, że od- nalezienia sensu istnienia. nalezienie swojej życiowej drogi może trwać dość długo. Jednak Jak postrzegasz konsumpcję muzyki w polskiej koniec końców często okazuje się, rzeczywistości? że znaleźliśmy się w sytuacji, któ- ra mocno przerosła wszystkie na- Często jest tak, że ludzie pracują od rana do wieczo- sze dotychczasowe marzenia, więc ra i zwyczajnie albo nie mają siły, albo czasu żeby może jednak warto czasem trochę „skorzystać z kultury”. Mam nadzieję, że to się będzie poczekać...? zmieniać. Sztuka nigdy nie była pierwszą potrzebą człowieka. To zupełnie normalne. Najpierw musimy

< JazzPRESS, grudzień 2015 |111

projekt: Agnieszka Sobczyńska

Marek raduli – chociaż nie jest muzykiem stricte jazzowym, to jego sposób myślenia o muzyce, potrzeba szukania nowych dźwięków, inspiracji do im- prowizacji świadczy o tym, że gdyby tylko zechciał się na tym skoncentro- wać, to mógłby nim być. Wśród wielu popowych i rockowych projektów w ja- kich uczestniczył zdarzały się oczywiście formacje grające muzykę fusion, ale jego otwartość na muzykę jest tak duża, że zapewne sam nie chciałby zamknąć się w ramach jednej stylistyki. Ciągle w drodze, bo oprócz grania koncertów, realizuje misję edukacji młodych muzyków, zwłaszcza w małych miastach i miasteczkach, gdzie możliwości rozwoju muzycznego talentu pod okiem mistrza są mniejsze. Cały ten jazz! MEET! – Marek Raduli Jerzy Szczerbakow [email protected]

Marek Raduli: Ostatnio często myślę naturalnym. Tam muzyka inaczej o tym, że są rejony świata – umow- pulsuje. „Dwa” i „cztery” jest pulsem nie mówiąc południowoamerykań- kompletnie nieobecnym w muzy- skie – w których granie samby czy ce europejskiej. Bierze się to z tego, bossa-nowa jest czymś absolutnie że wszystko co jest u nas związane

> 112| Rozmowy z rytmem jedzie: RAZ, dwa, TRZY, cztery… Na przy- zyka jest niczym innym tylko zbio- kład Wagner... Nie mówię już o naszych pięknych rem myśli, redagowanych za pomo- pieśniach, które są wykonywane w kościołach, bo cą dźwięków. one są w ogóle pozbawione pulsu. Tam chodzi o to, aby podążać. Uwielbiam podążać co niedzielę i uwa- Ja też jestem z ubiegłego wieku żam, że gdyby nie te piękne melodie, być może nie i kiedyś wydawało mi się, że muzy- zostałbym muzykiem, bo zawsze od małego brzdąca cy spotykali się, zakładali zespół po stałem tam gdzie był organista, bo chór podążał za to, żeby grać, żeby się tym cieszyć. nim. Tymczasem „dwa – cztery”, czyli pulsacja zupeł- A co za tym szło, wynikało z faktu, nie naturalna dla muzyki świata, rozrywkowej, blu- że ten zespół robił próby. A teraz esowej, jest kompletnie „pod włos” dla muzyki „bia- ta relacja odwróciła się – zespoły łej” – zachodniej, europejskiej. To bardzo ciekawe… często powstają nie dlatego, że gru- pa ludzi skrzyknęła się bo ma po- Jerzy Szczerbakow: Marku, tak na początek wpro- trzebę, żeby wspólnie grać. Tylko wadziłeś temat pulsu, a ja chciałbym spytać o rzecz właśnie odwrotnie, jest projekt, jest znacznie prostszą. W którymś wywiadzie zacyto- grant, jest jakiś konkretny cel i do wałeś Counta Basie'ego, który powiedział że muzy- tego się dobierają ludzie, którzy go kę tworzy się z przyjaciółmi, i że to jest taki ważny realizują. I jak w przypadku wy- aspekt kreowania dźwięków. Oczywiście, są różne darzeń komercyjnych to ma jakiś światy, są różne sposoby bycia w zespole, są różne głębszy sens, tak w przypadku wy- zespoły, są projekty. Dziś w RadioJAZZ.FM rozma- darzeń muzycznych, artystycznych wialiśmy o tym, że teraz już nie ma czasu takich chyba już mniej. Czy obserwujesz prawdziwych zespołów muzycznych. W tej chwili taką tendencję waszego pokolenia ludzie powołują projekty, bo dostają fundusze od muzyków? mitycznej „Unii” albo z równie mitycznego „grantu” i muszą go zrealizować. Kiedyś chyba zupełnie ina- Nie. Dlaczego? Na poziomie tym ar- czej tworzyło się muzykę? cypodstawowym, czyli domów kul- tury, działa to właśnie tak: zbiera się Zmienia się nomenklatura, zmienia się semantyka, grupa przyjaciół, z reguły młodzieży zmieniają się określenia. Projekty, przestrzenie to licealnej czy nawet gimnazjalnej, bo wszystko jest wynik czasów i tego jak się ludzie ko- w dalszym ciągu istnieje ta potrze- munikują. Współczesność wymaga nowego języka, ba podstawowa, jaką jest: „zróbmy zatem projekty to nic innego jak zespoły lub zbiory coś, cudownie, przyjaźnimy się, ty ludzi, którzy się dogadują na współpracę. Ja jestem grasz na gitarze, ty będziesz grał na jeszcze z tamtego stulecia i w dalszym ciągu lubię basie, ty na perkusji”. „Ale ja nigdy czytać książki, lubię spotykać się na próbach z gru- nie grałem”. „Nie szkodzi, będziesz pą przyjaciół, z którymi umawiamy się, że będziemy grał, zobaczysz, jakie to fajne – bo wspólnie rozwijać jakiś pomysł. Chodzi o to, żeby się zakładamy zespół”. Tam cały czas spotkać, pomuzykować i podzielić się radością. Mu- jest ten „spontan”, a wiem to choćby

< JazzPRESS, grudzień 2015 |113 fot. Paweł Kaczorowski fot. Paweł

stąd, że bardzo często uczestniczę ludzi, gdy stawiają swoje pierwsze kroki. I widzę ich we wszelkiego rodzaju konkursach, dwa, trzy lata później, jak stawiają kolejne w progra- gitariadach, przeglądach, gdzie star- mach telewizyjnych, a już największą przyjemność tują ci najmłodsi. Nie mówię tu czerpię z tego, że nierzadko widzę swoją młodzież o tych programach formatowych te- (powiem bez cienia kokieterii – widzę swoich wycho- lewizyjnych, które robią – i tu mogę wanków), którzy pracują zawodowo. polemizować, jeżeli ktoś się nie zgadza – dużo dobrego. W tych do- Czyli już kolegów... mach kultury, w małych miastecz- kach, a wręcz czasem na wsi, dzieją Kolegów po fachu, tak. Konkurencja depcząca mi po się rzeczy, które następnie widzimy piętach (śmiech). w programach, w których młodzież już przeszła niejednokrotnie jakieś Lubisz to? preselekcje, już gdzieś się odważyła wystąpić, na jakiejś akademii czy O tak, tak. To jest powołanie, to jest taki dług, który festynie. A, to teraz spróbujemy jesz- się spłaca. Ja przynajmniej czuję taki dług wobec mło- cze w Szansie na sukces albo czymś dych ludzi, bo mi osobiście również wielu starszych takim… Często mam przyjemność kolegów pomagało. Tutaj w sali jest Bodek Kowalew- obserwowania różnych młodych ski, który swego czasu również mi pomagał. Starszy

> 114| Rozmowy kolega z grupy Maanam, basista, wspaniały czło- to nie oznacza miłości do muzyki. wiek, spędziliśmy niegdyś fajny czas. Miałem oka- Miłość do muzyki jest po prostu da- zję doświadczać różnych, ważnych chwil gdy odbie- rem. Ja uważam, że taki cudowny rałem bezcenne „wykształcenie” od ludzi z którymi dar może mieć każdy z ludzi, obo- pracowałem: Tadeusz Nalepa albo Krzysztof Kraw- jętnie czy zajmuje się muzyką, czy czyk, to są starsi koledzy, którzy poświęcali mi swój fotografiką, czy malarstwem, jaką- wolny czas. Więc wracając do idei zakładania zespo- kolwiek dziedziną wyrażania się. łów i tego. co zwiemy drugim poziomem. Ten drugi Chodzi o sposób ekspresji, sposób etap jest już sytuacją, w której niektórym się udało. przekazywania swoich emocji za Ale co się dzieje? Nie będziemy już robić prób za dar- pomocą wybranych środków. Ktoś mo, bo robimy karierę i zarabiamy pieniądze, mamy może robić świetne figurki z karto- dookoła dziewczyny i „wszystko w życiu”. Ale bywa ników czy serwetek. Ktoś się wyraża różnie; nie zawsze osiągają cel i robią karierę ci, któ- za pomocą muzyki, ktoś za pomocą rzy posiedli warsztat i opanowali swoje instrumen- słowa, ktoś za pomocą obrazów... Mi- ty. Często jednak, ci którzy grają lepiej, nie osiągają łość to miłość. Jest pewnym darem, sukcesów. Tutaj nie ma reguł, nie trzeba być wirtu- którego nie wolno zmarnować, któ- ozem, nie trzeba kończyć akademii. Trzeba mieć coś remu trzeba służyć, trzeba być po- w sobie i dużo szczęścia, dużo dobrych prądów nad kornym i trzeba go rozwijać. swoją głową, żeby trafić w odpowiedni czas, w odpo- wiednie miejsce i żeby zrobić to, co potocznie nazy- Wybrzmiewa w tym co opowiadasz wamy karierą. jakaś wewnętrzna granica pomię- dzy byciem muzykiem z powoła- Ciekawie rozdzieliłeś dwa nurty wchodzenia w mu- nia, a rzemieślnikiem. Czasami zykę, bo ja mówiąc o tych projektach, jakoś pod- słyszę: „Wiesz, to jest mój zawód, ja świadomie generalizowałem, mając na myśli od to robię dla pieniędzy. Koniec, krop- razu uczniów średniej szkoły muzycznej, na przy- ka. Jestem rzetelny, przygotowuję kład w Warszawie jest tak zwana Bednarska, czy się, czytam nuty, znam harmonię. studentów którzy, skrzykują się do projektu. Ale to Przychodzę robię swoje”. I z dru- są profesjonaliści. giej strony ci, którzy mają kontakt z substancją muzyki, bo po prostu Profesjonaliści, czyli osoby wykształcone. inaczej nie potrafią, bo to jest ich sposób, po prostu do tego wyrywa Tak. A ty podkreśliłeś bardzo mocny akcent i bar- się ich serce. Czy z równą łatwoś- dzo fajnie pokazałeś ten cały ruch, który wyrasta cią jedną i drugą grupę nazwiesz z miłości do muzyki, niekoniecznie z wyuczonej muzykami? miłości do muzyki. Muzyk to jest zawód. Natomiast ar- Bo nie można się wyuczyć miłości do muzyki. Moż- tysta to jest powołanie. Muzykiem na wyćwiczyć substancję, którą się posługujemy, ale można zostać nie będąc artystą. Mu-

< JazzPRESS, grudzień 2015 |115 zykiem się jest, a artystą się bywa. Czyli można wyćwiczyć rzemiosło, bo jest szereg przykładów, w których rodzice wysyłają dziecko „na nau- ki” już od szkoły podstawowej. Idzie uczyć się gry na fortepianie albo akordeonie i kompletnie nie ma na to ochoty. Ćwiczy i męczy się z teorią. Kończy tę podstawówkę po pięciu la- tach. Takie dziecko czyta nuty, potra- fi coś zagrać, jakąś sonatinkę czy coś innego, ale widać, że muzyka go nie wciągnęła. To jest przykład kształ- cenia rzemiosła – tak jak można się nauczyć czytać, pisać, a nie być poe- tą albo nie być pisarzem. Natomiast szkoła jest po to, żeby ewentualnie zdiagnozować możliwości, talent i predyspozycje człowieka i z takich właśnie młodych ludzi, którzy star- tują bardzo szybko, dobrzy profeso- rowie są w stanie wyłuskać te pe- rełki, które potem kształcąc się dalej mogą zabłysnąć na konkursach czy festiwalach... Są takie dzieci, albo są tacy ludzie, dla których komplet- fot. Paweł Kaczorowski nie nie ma znaczenia, jaki biorą do ręki instrument, bo na wszystkim coś zagrają, wydobędą muzykę. Po- Ja również wywodzę się z tego nurtu co do szkoły zwolę sobie przytoczyć wyjątkowy muzycznej trafił z dużym opóźnieniem i z dużą dozą przykład człowieka, z którym mam nieufności. Natomiast instrumenty były mi bliskie przyjemność blisko współpracować od dzieciństwa: cokolwiek gdzieś widziałem – bę- od ponad dekady: Krzysztof Ście- benki, piszczałki czy klawisze (jak akordeon). Mój rański. Czego nie dotknie, będzie to ojciec był grajkiem, w związku z czym w domu były grać, komputer czy wiadro z wodą, instrumenty. Gitary są instrumentami, które pozna- gra muzykę. Po prostu są tacy ludzie. ję i będę poznawał do końca życia, czerpiąc z tego po- wodu masę radości. Ale jako ciekawostkę powiem, że A ty? jestem perkusistą z wykształcenia i z powołania! Bę- dąc jednocześnie zaciekawiony gitarą, zetknąłem się

> 116| Rozmowy fot. Paweł Kaczorowski fot. Paweł

z czymś tak okropnym jak metal (struny) i zdałem kowski, Wojtek Pilichowski. Oni sobie sprawę, że na tym wyjątkowym instrumencie są tytanami. Oni muszą ćwiczyć, da się jednocześnie wydobyć melodię, rytm i harmo- żeby osiągnąć najwyższą sprawność nię. Fantastyczna historia, dlatego, że daje dość duże i żeby ją utrzymać, ale mnie muzy- możliwości, a zarazem jest męczącym wyzwaniem ka wirtuozerska nigdy nie intereso- dla człowieka, który kocha rytm. A ja kocham rytm... wała. Każdy w młodości ma deter- minację, żeby się wykazać i zdobyć Lubisz ćwiczenie i kontakt z instrumentem? możliwie wysoki poziom komuni- kacji z instrumentem, i ja też włoży- Lubię, bo to jest wspaniała, wciągająca przygoda. łem w to masę pracy. Dzisiaj jednak Uwielbiam ćwiczyć! interesuję się muzyką od innej stro- ny, bardziej emocjonalnej. Emocje I rzeczywiście jesteś w stanie ćwiczyć po kilka go- w muzyce prowadzą do „oświeceń”, dzin dziennie? czyli na przykład zamiast lawiny dźwięków jeden, ale ten ważny. Nie, nie! To oczywiście żart. Nigdy nie byłem zwolen- nikiem uporczywego ćwiczenia techniki, ponieważ Grałeś i nadal grasz z Wojtkiem ja nie mam inklinacji wirtuozerskich. Znam wspa- Pilichowskim. niałych wirtuozów: Jacek Królik, Marek Napiór-

< JazzPRESS, grudzień 2015 |117

To prawda. Miałem przyjemność napędzała nas młodość, determinacja dzielenia się i zresztą przywiozłem tutaj taką muzyką, cynadry na Dworcu Centralnym i gorzała, płytę naszego wspólnego zespołu czyli tak zwana wódka parkingowa. I to było wszyst- Pi-eR-2. Znamy się od dwudziestu ko, co mieliśmy, bo nie było wtedy tych kolorowych lat! Tworzyliśmy trio, trzech zupeł- stacji benzynowych, autostrad i tak dalej. Polska to nie opętanych gości: ja z Wojtkiem dziwny kraj; za dwadzieścia złotych nie da się zała- i jeszcze do kompletu bębniarz To- twić niczego, ale za butelkę wódki wszystko. I tak mek Łosowski, syn słynnego kom- było. Ale było ekstremalnie wyniszczające, i wielu pozytora z grupy Kombi, z pierw- kolegów nie dało rady albo nie miało szans. Ci, któ- szego składu. Naprawdę jest niebez- rzy przetrwali... pieczny (śmiech)! Wspaniały młody człowiek, wyedukowany, doskonale … a przetrwali najsilniejsi… wyszkolony. To trio funkcjonowa- ło przez dziesięć lat i napatrzyłem ...walczą i próbują dzielić się swoimi emocjami i prze- się na tych wirtuozów. Musiałem de wszystkim nieść jeszcze pogodę ducha i radość bardzo mocno pracować, żeby im z tego wszystkiego. Ja zawsze chylę czoła przed tymi dorównać, bo tworzyliśmy wspólny ludźmi. Mam zaszczyt ich znać, mam przyjemność front. Każdy miał swoje miejsce, ja opowiadać o tych ludziach, z niektórymi czasami byłem od tych sonorystycznych sy- jeszcze pracuję. tuacji, od – że tak powiem – tworze- nia ambientu dla wspaniałych po- Czy, gdy pracowałeś w tych – jak ty to określasz pisów Wojtka i Tomka. – „firmach”, a wiadomo, że to były w polskich rea- liach topowe zespoły, za którymi szedł „sex, drugs A pamiętasz noc w ładzie pod klu- and rock’n’roll”, miałeś okres zachłyśnięcia się by- bem Pinokio w Szczecinie? ciem gwiazdą?

To słynna historia… Opowieść, która Oczywiście, to jest choroba jak odra albo ospa u dzie- za nami podąża, z czasów burzliwej ci. U dorosłych jest gorzej, bo to jest strasznie bolesne. młodości, kiedy zaciekle jeździło się Natomiast ja taką chorobę przeszedłem jako nastola- grać, choćby na koniec świata. Ja na- tek, w momencie kiedy po raz pierwszy zobaczyłem dal codziennie jeżdżę swoim samo- się w telewizji. I zwariowałem! Wyszedłem „na mia- chodem. Nie jeżdżę busami. Praco- sto” (mój Kędzierzyn Koźle!) i chciałem dzielić się tym wałem w paru firmach typu Budka ze światem... To przedziwna miejscowość, dlatego że Suflera, Bajm, Wanda i Banda. To jest dokładnie na pograniczu dwóch światów, Śląska były czasy kiedy było obowiązkowe Opolskiego i Górnego Śląska, tam gdzie się wszystko jeżdżenie busem z zespołem, ale to zmienia. Tam jest wszystko inne: śląski język jest cu- nie zawsze działało dobrze. Jednak downy, gwara śląsko-opolska jest inna. Tam są wo- końcówka tamtego wieku w muzy- kół dwuczłonowe nazwy polsko-niemieckie... Taki ce była bardzo interesująca... Wtedy obszar trans. I z tego miasta po raz pierwszy mnie,

> 118| Rozmowy młodego człowieka, rzuciło na srebrny ekran, do te- rek, a zatem nie można było już na lewizji. No, proszę państwa!... Miałem szanse na tele- tym nic ugrać (śmiech). Ale to jest fon od razu. Od razu na dzień dobry jak mnie zoba- niebywała historia, bo właśnie kie- czył świat mojego miasta w telewizji w zespole Banda dy się pojawiła piosenka Takie tango i Wanda, podczas programu nazywającego się Giełda i miałem okazję pracować i współ- Piosenki, to wiadomo było, że muszę mieć telefon! No tworzyć tę firmę (Budka Suflera), to przecież trzeba się kontaktować ze światem, przecież do naszego kraju właśnie przyby- ktoś mnie musi do tej telewizji wzywać! Normalnie wał ten wielki biznes komórkowy, czekało się piętnaście lat na instalację. Ja rzeczywiście świat banków, sponsoringów, ko- zdobyłem ten telefon i miałem szansę już po roku na lorowych obrazków. A w rozrywce dodatkowy metraż – bo „artysta” musi mieć dodatko- na szczycie szalał ten zespół, ulubie- wych kilka metrów dla rozwijania swojej twórczości. niec „szerokiego grona” odbiorców. To były właśnie takie sytuacje, takie czasy. Na przy- Super, ja to sobie chwalę, bo miałem kład trzeba było mieć zaświadczenie, czyli „papiery”. okazję widzieć nieprawdopodobne „To Pan coś grasz? Wszyscy tu grają. Aaa! Pan z tele- zjawiska, których już dzisiaj nie ma. wizji? A, to co innego, Panie Marku, załatwione!...”. A miałem właśnie taką fazę, że gdy To w tym czasie miałem okazję chwilę zachłysnąć się zaczęły te wszystkie „eventy” to się tym, że różne drzwi są otwarte lub do sforsowa- ja zrobiłem zwrot życiowy i odło- nia, w urzędach panie się uśmiechają, wszystko jest żyłem wszelkie używki. Po prostu super! Natomiast bardzo szybko się to kończy w mo- chciałem mieć czysty, żywy umysł, mencie, gdy ta twoja powierzchowna „kariera” się który to wszystko zaobserwuje, kończy. Wszystko się kończy w momencie, gdy nie który nie płynie z tą falą… Miałem ma cię w telewizji. Proste. Nie wtedy, gdy wciąż cięż- „czysty procesor” i widziałem wcho- ko pracujesz, bo przecież dużo grasz, tylko wtedy, gdy dzący jak walec przemysł i biznes – nie ma cię w telewizji, bo to znaczy, że cię nie ma... To właśnie grając tę melodię. I w pew- tak, jak teraz kogoś nie ma w internecie, to znaczy, że nym momencie przestałem ją grać, nie istnieje. Potem nie było istotne, że nagrywałem bo to stało się już męczące i trudne. super rzeczy, jako muzyk sesyjny – większość płyt lat Można grać jedną melodię do koń- osiemdziesiątych, na zmianę z Jankiem Borysewi- ca życia, przy założeniu, że można czem i paroma innymi gośćmi, którzy pracowali jako zagrać jeszcze inną. Jeżeli nie ma sidemani na płytach wielkich, wybitnych artystów. takiej możliwości, to człowiek się W telewizji mnie nie było, wszystko się skończyło zastanawia: „albo będę grał tę me- i zimny prysznic przyszedł natychmiast. lodię tylko i wyłącznie i patrzył na to, co już widziałem tysiąc razy, albo Inny pułap jest, gdy gra się w naprawdę topowym nie będę grał tej melodii, w związku zespole, który jest Numerem Jeden, a był taki okres z czym pewne sytuacje się kończą w moim życiu, kiedy to rzeczywiście ta melodia (Ma- diametralnie i będę szukał innych rek Raduli gra riff z Takiego Tanga Budki Suflera) ot- melodii, bo przecież jest wiele melo- warła mi parę furtek… Ale to już były czasy komó- dii, a nie tylko ta jedna”. Wybrałem

< JazzPRESS, grudzień 2015 |119 ten trudniejszy wariant, tak by to wywiadów, że Eddie Van Halen, Eric Clapton, Steve można nazwać... Lukather, Allan Holdsworth to gitarzyści najczęś- ciej przez ciebie słuchani, jeśli chodzi o granie ro- Podjąłeś wybór pomiędzy „być albo ckowo-bluesowe. Aczkolwiek ten Holdsworth w gi- mieć”? tarze bluesowej nie zagrał żadnej małej septymy.

Tak, ale mówię o sytuacji spadania Septyma mała, interwał w muzyce charakteryzują- z tak zwanego piedestału popularno- cy pewną odległość między dźwiękami, to jest skaza ści, bo jeżeli zespół sprzedaje w ciągu zawodowa, warsztatowa, o której później powiem… trzech dni trzy pełne Spodki (hala widowiskowa w Katowicach), dzień A z drugiej strony Pat Metheny, John Scofield oraz po dniu z wolnej sprzedaży, nikt ni- kogo nie zmusza, to znaczy, że zespół jest naprawdę popularny. Przynaj- mniej popularny, a Budka była swe- go czasu na tyle popularnym zespo- łem, że pozwalała sobie na granie na stadionach, które zapełniała nie na zasadzie sprzedaży ryczałtowej w zakładach pracy, tylko z wolnego wyboru publiczności, która przycho- dziła, żeby zobaczyć ten skądinąd przedziwny zespół. Ciekawe, bardzo ciekawe – jak patrzę na to dzisiaj. Tak, że zrobiłem to odcinając się od takiego – powiedzmy – szczytu, gdy fot. Paweł Kaczorowski do wykoszenia jest jeszcze bardzo dużo pieniędzy na tej jednej melodii. postać szczególna czyli Jeff Beck Dziesięć lat koszenia, aż nagle czło- wiek odpuszcza. To może zaboleć, ale Cudowna lista! (śmiech). Ja jestem fanem jazzu, ale dzięki temu dzisiaj mogę grać inne jako słuchacz. Słucham jazzu znacznie dłużej niż melodie. Nie powstałyby na pewno, zajmuje się zawodowo muzyką. Absolutnie nie po- gdyby nie to, że miałem czas dla sie- wiedziałbym o sobie, że jestem jazzmanem. Znam bie, a w momencie, gdy pracuje się jazzmanów, miałem przyjemność pracy z nimi w „firmie” tego czasu jest niewiele. i wiem, jaka jest różnica między ich sposobem ko- jarzenia i myślenia o muzyce a moim, chociaż pew- Twoja opowieść toczy się wokół róż- ne zbieżności nas łączą. Mianowicie jazz jest muzy- nych gatunków muzycznych, a ja ką improwizowaną i, ogólnie rzecz biorąc, ja jestem przeczytałem w którymś z twoich muzykiem improwizującym. Czyli niekoniecznie

> 120| przygotowuję jakieś skomplikowane struktury mu- różnia?” Bo właśnie ta wolność wy- zyczne, po czym je odtwarzam, chociaż tę umie- powiedzi, komponowanie na żywo, jętność musiałem posiąść, ale uwielbiam impro- czyli improwizacja nie jest spoty- wizować, czyli zrobić coś z niczego. Mamy wtedy kana w innych gatunkach. do czynienia z tak zwanym przepływem myśli, co nazywam swobodnym improwizowaniem. Jestem Ale kiedyś muzyka rock'n’rollowa zatem muzykiem improwizującym niekoniecznie rządziła się takimi prawami i mu- jazzowo, niekoniecznie rockowo, czy jakoś tam, ale zycy improwizowali po prostu bez koniecznie na żywo w sensie „tu i teraz”, na skutek ograniczeń, a jeden utwór trwał czegoś, co się nowe pojawia, dzieje w danej sytuacji. kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt Jak słucham publiczności, to zastanawiam się, w ja- minut, bo solówki rozwijały się bez ograniczeń.

Chciałbym, żeby w rozmowie po- jawił się jeszcze jeden wątek. Taki, który widać gdy się śledzi twoją działalność: warsztaty muzyczne, edukację i wspieranie młodych mu- zyków. Dla ciebie taka działalność jest chyba bardzo ważna – dzielenie się, przekazywanie muzyki dalej?

Tak, to prawda. Gdy miałem 18, czy niespełna 19 lat, pojechałem na we- ryfikacje ministerialne jako naj- fot. Paweł Kaczorowski młodszy instruktor z niewielkiego domu kultury i moim marzeniem kiej to może być tonacji, jak klaszcze, już mam ocho- było nauczanie. Dlaczego? Ponieważ tę podchwycić ten pojawiający się rytm. To jest tak przekazując wiedzę ma się obowią- zwana nadczynność, chociaż nie jestem ADHD-ow- zek samemu się kształcić i to jest cem to mimo wszystko staram się korzystać z do- jedyny element, który jest „perpe- brodziejstwa jakim jest możliwość bycia zarażanym tuum mobile”, czyli kwestia przeka- elementami twórczymi. Wszyscy znamy płytę Ste- zywania wiedzy musi być związana viego Wondera gdzie utwór Isn’t She Lovely zaczyna z tym, że sam musisz się rozwijać. się płaczem dziecka. Wszystko może być inspirujące, Żeby pomagać komuś sam musisz szukam tego jako muzyk improwizujący, kocham wiedzieć, musisz mieć zaplecze. Dla tego typu zjawiska, czyli cały ten zgiełk, czyli jazz... mnie warsztaty są naturalnym ele- mentem samodyscypliny, bo prze- Przeszliśmy do tematu: „Czym jest jazz? Co jazz wy- cież jestem leniem. Jak wielu ludzi

< JazzPRESS, grudzień 2015 |121 zdolnych, mówię to też o moich ko- wizji zrobił karierę, to i ja też pójdę”. A potem rezultat legach, najchętniej bym leżał: „Bozia jest taki, jaki jest… „Jak chcesz tę karierę zrobić?”. „No dała, super, akordy już się poznało, nie wiem jak, obojętnie…”. No to jeżdżę z tym „kagan- tam troszeczkę się zarobiło, poleża- kiem oświaty”. Jest bardzo wielu wspaniałych ludzi łoby się, kurcze, no fajnie by było i moich kolegów, którzy jeżdżą po różnych ośrod- pójść do kina”. W momencie kiedy kach, gdzie odbywają się różnego rodzaju warsztaty są warsztaty i mamy do przeka- muzyczne, gdzie się spotykamy na tydzień, na parę zania jakąś myśl, jakąś ideę, jakąś dni, na parę godzin i, że tak powiem, rozkminiamy sytuację, to trzeba się do tego przy- zagadnienia muzyczne. Dzielimy się jednocześnie gotować, a żeby się do tego przygo- świadomością tego, że to jednak jest wynik ciężkiej tować, to trzeba usiąść, nauczyć się pracy, a nie tylko i wyłącznie wyobraźni, że „będzie samemu, zrozumieć, przeczytać, czadowo". Kariera, bo przycisnął jakiś tam guziczek wyćwiczyć, dopiero można się dzie- w jakimś tam sprzęciorze, czy czymś!” – to ma krót- lić. Bez tego warsztaty nie mają sen- kie nogi. Taką mam pasję, nie tylko dlatego, żeby się su. Bez tego nie ma też samorozwo- wymądrzać, tylko po to, aby się rozwijać, bo to mnie ju, bo mnie by się nie chciało, grając zmusza do własnej pracy. tę jedną melodię przez lata, robić jakąkolwiek inną. Gdyby nie ten A teraz coś z zupełnie innej beczki: słynne kawa- wewnętrzny przymus, że od osiąg- ły o gitarzystach. Gitarzysta nie potrafi grać cicho nięcia pełnoletności sam się utrzy- albo największe kłamstwo gitarzysty: „Nie, w tym mywałem pracując jako instruktor numerze nie muszę grać solówki”... w domu kultury, prowadząc młod- szych od siebie kolegów, a czasami Jak chcesz, żeby gitarzysta przestał grać, to mu po- nawet starszych, ucząc dzieci grać łóż nuty (śmiech)! Na pewno przestanie grać! Gitara na gitarze czy na perkusji, wprowa- jest jednym z najtrudniejszych instrumentów, je- dzając w tajniki rytmiki – cudowny, żeli chodzi o czytanie nut. Klawisze są takie same, cudowny przedmiot! w tych samych odległościach i tak dalej, wszędzie gdzie przyciśniesz, będzie to samo. Tutaj wszędzie Jeżdżę po warsztatach, pomagam gdzie przyciśniesz, jest zupełnie co innego… młodym ludziom w uporządkowa- niu chaosu, który wynika z tego, że My, gitarzyści rzeczywiście gramy głośno. Oczywi- rzeczywiście przez wiele lat nie było ście nie wtedy, kiedy gramy standardy. Przygoto- dobrego kształcenia poza szkołami wałem na warsztaty zestaw prezentacyjny, mówią- muzycznymi, w których mamy fa- cy o tym, że gitara – taka klasycznie młodzieżowa chowców. Ale to są takie placówki – jest instrumentem, który wytwarza bardzo dużo malutkie, dla wybranych, a cała rze- zniekształceń. Jeżeli robi to niekompetentna oso- sza młodych ludzi kompletnie nie ba, to jest koszmar. Trzeba nad tym zapanować. Im wie, co i jak, ale chcą grać i karierę głośniej gitara gra, tym zniekształcenie robi się co- muzyczną chcą robić. „Ktoś w tele- raz bardziej wyraźne, a zatem, żeby uzyskać dobrą

> 122| jakość tego zniekształcenia, potrzebna jest moc. Ci- Ale z reguły jak przyjeżdża młodzież cho też można – coś tam rzęzi, coś tam słychać, ale na warsztaty, to co chce grać? Chcą nie wiadomo co. W momencie kiedy podkręcamy grać solo (kiedyś to się nazywało ilość watów, ta gitara robi się coraz bardziej wyrazi- nawet „gitara prowadząca”), rzadko sta i sugestywna. Dzieje się tak dlatego, że aparatura zdarza się taki ktoś, kogo by inte- gitarowa ma taką specyfikację, że jeżeli gramy bez resowało granie akordów. Jedzie- „przesteru” naszą ulubioną melodię, to ona się broni. my solo Schody do nieba i tak dalej. W momencie, kiedy byśmy na tej samej mocy zro- To jest naturalne i nie ma w tym bili to zniekształcenie, czyli tak zwany „przester”, to nic złego. Tylko, że zawsze wiąże się się robi niewyraźnie. Dopiero moc powoduje to, że z tym potrzeba cofania się do pod- ta melodia ze zniekształceniem robi się „jakaś”. Czy- staw, bo jeżeli zaczyna się od granie li krótko mówiąc: można grać z „przesterem”, czyli na gitarze od solówek, to tak, jakby ze zniekształceniem cicho, ale robi się nieprzeko- się chciało wybudować dom od da- nywująco i niefajne. Czyli gitarzyści rockowi grają chu. Fantastyczna idea, tylko że nie głośno po to, żeby powiedzieć: jestem, proszę mnie ma szans powodzenia. Oczywiście, tu słuchać, jeżeli nie chcesz to i tak będziesz musiał. można postawić jakieś liche ruszto- Natomiast gitarzyści jazzowi nie muszą tego robić, wanko i od razu kryć i wiecha, ale to bo operują innymi środkami, ta barwa, tak zwana się nie zgodzi. Tak właśnie wygląda jazzowa, jest przyjemna. Tak jest bardzo wygodnie, warsztatowa praca – trzeba pokazać ale na stadionie zero efektu. młodzieży: „Zaraz, zaraz, ale w jakiej grasz tonacji? W czym?”. Więc po- Bardzo ładnie wyjaśniłeś dlaczego gitarzyści gra- wściągam te młodzieńcze zapędy… ją głośno. Ci, którzy grają z gitarzystami mogą się z tym nie zgodzić, ale gitarzyści na pewno się z tobą Zbliżając się do końca naszego spot- zgodzą. Natomiast druga przypadłość: gitarzyści kania opowiem anegdotę. Prawdzi- muszą wciąż grać solówki? wą, bo usłyszałem ją od jej bohate- ra. Rzecz dotyczyła koncertu Oby- No tak, solo to jest niejednokrotnie ten pierwszy ele- watela G. C. kończącego duża trasę ment, dla którego bierze się gitarę. Nie po to, żeby coś Paryż-Moskwa. Jak na owe czasy, tam ścibolić, dłubać jakieś podkłady, ale po to, żeby chyba koniec lat osiemdziesiątych, wyjść do przodu, zagrać solo i uwieść publikę! „Co, ja była to bardzo duża produkcja, mam stać z tyłu i coś tam dziugać, muszę solo, teraz z projekcjami multimedialnymi ja”. O to chodzi! Ciekawostka, że jest taka szkoła gra- itd. Koncert odbywał się w war- nia tak zwanego funkowego, gdzie gra się tylko i wy- szawskiej Sali Kongresowej. Po- łącznie podkłady, w ogóle bez solówek, szczególnie ważna impreza, wielki finał. Pro- u Jamesa Browna. Gitarzyści w tego typu czarnych ducent całości nie sprawdził przed orkiestrach jak u Prince'a, w muzyce czarnej, grają wciśnięciem „czerwonego guzika”, akompaniująco. I są tacy goście, którzy potrafią czer- czy wszyscy muzycy są na miejscu. pać z tego radość, bo to rzeczywiście jest przyjemne. Natomiast jeden z muzyków był

< JazzPRESS, grudzień 2015 |123 fot. Paweł Kaczorowski fot. Paweł

święcie przekonany, że skoro pró- wtedy zagrał wszystkie te nuty, wszystkie solówki, by trwały od rana do 19:50 to on ma których wcześniej nie miał okazji… czas i spokojnie może pójść do hote- lu się przebrać, bo dzień wcześniej Mógł się wykazać, to musiała być fantastyczna chwila koncert startował o 20:30. Dowcip dla niego, zazdroszczę (śmiech). Miewam gitarowe in- polegał jednak na tym, że tego dnia trodukcje, ale najbardziej lubię swoje partie umiesz- ze względu na nagrania czy telewi- czone gdzieś dalej – wtedy mogę zagrać coś w rodzaju zyjną transmisję koncert zaczynał własnego komentarza. Bo, żeby samemu coś sensow- się o 20:00. I producent nie spraw- nego zagrać – trzeba dużo słuchać, co grają inni. dziwszy, że nie ma całego zespołu wcisnął „czerwony guzik”. Koncert zaczynał się od tego, że śp. Staszek Zybowski wychodził na scenę i solo grał intro. I zrobił się problem, bo on jest już na scenie i gra, a w kuli- Cały ten jazz! / www.calytenjazz.pl sach mu pokazują: „Nie ma wszyst- Jerzy Szczerbakow – autor cyklu kich, graj dalej, graj dalej!”. Grał Agnieszka Sobczyńska – autorka plakatów solo pół godziny. Na koniec grał już Paweł Kaczorowski – zdjęcia właśnie Led Zeppelin… Myślę, że Piotr Karasiewicz – kanał YT karasek52

> Mamy za sobą

50numerów JazzPRESSu JazzPRESS, grudzień 2015 |125 Galeria improwizowana Jarek Misiewicz

Jarek Misiewicz [email protected] www.InSpatium.pl

Może to przez pracę w branży projektowania wnętrz, może przez przyjaźnie z artystami, a może przez życio- fot. Krzysztof Wierzbowski we motto – lubię inspirować ludzi oraz łapać chwile za pomocą fotografii i wideo. Kiedyś było to hobby, teraz pasja, z której żyję. Najbardziej lubię fotografować sceny teatru i małych klubów, gdzie artyści pokazują widzom swoją wielowymiarowość, a ja mogę uchwycić trochę tego ich innego świata. Na co dzień współpracuję z War- szawską Operą Kameralną oraz wspieram artystów two- rzących poezję śpiewaną, aktorską, czasem jazz. Pracuję także z twórcami festiwalu Joli Bord de l’Art.

Raphael Rogiński > 126|

Steve Kindler

Syrbski Jeb < JazzPRESS, grudzień 2015 |127

Joanna Lewandowska

Leszek Możdżer > 128|

Wojtek Mazolewski

Syrbski Jeb

< JazzPRESS, grudzień 2015 |129

Wojtek Mazolewski Quintet

Far-Out Fangtooth > 130| Słowo na jazzowo / On the Corner

Jazz pod choinką

Wojciech Sobczak-Wojeński [email protected]

Święta idą, piosenki świąteczne są nowią świeżo brzmiący materiał, grane, a co poniektóre hity odgrze- wyróżniający się na tle tego typu wane po raz enty przyprawiają słu- dokonań w Polsce. Szkoda, że to tyl- chaczy bardziej wysublimowanych ko mini album, a nie długogrająca brzmień co najmniej o bruksizm. płyta… Panaceum na taki stan rzeczy jest proste – albo nie słuchać radia, albo Bardzo ciekawym kąskiem na pol- wprowadzać się w świąteczną aurę skim rynku jest też wydawnictwo przy pomocy innej muzyki. Rzecz Impresje gitarzysty Krzysztofa Fetra- jasna, kolędy w swym pięknie, pro- sia, będące nader oryginalnym zbio- stocie i wymowie są niezastąpione, rem interpretacji najpopularniej- ale okołobożonarodzeniowe krząta- szych polskich kolęd oraz innych, nie się po domostwie lub świąteczny utrzymanych w jazz-folkowym relaks mogą również mieć jazzowy klimacie utworów. Przyznać nale- posmak. ży, że pełne wysmakowania i ro- mantyzmu frazy lidera i jednego Z worka świątecznego jazzu jest z moich ulubionych saksofonistów z czego wybierać! Zacznę od roda- – Michała Kulentego – sprawiają, że ków i, być może, mniej znanej pły- obcowanie z tą propozycją jest mi- ty zespołu Alchemik zatytułowanej łym preludium do nadchodzących Cicha Noc…. Mam duże szczęście, że zimowych świąt. w 2002 roku wpadła mi ona w ręce z magazynem Naj (skądinąd nie Inną, zaskakującą i zagraniczną jestem jego czytelnikiem), bo od płytą jest A Dreamers Christmas tej pory rokrocznie jest stałym ele- (2011) – nagrana, rzecz jasna, przez mentem mojego grudniowo-stycz- amerykański zespół The Dreamers niowego dźwiękowego pejzażu. pod światłym przewodnictwem Skromne, ale pomysłowe, zagrane Johna Zorna. Awangardowi „ma- (między innymi Grzech Piotrowski, rzyciele” zachwycają prostotą i czu- Marcin Masecki) i zaśpiewane (mię- łością wydobywanych dźwięków, dzy innymi Dorota Miśkiewicz) z fe- ale i miejscami potrafią zaskoczyć elingiem przeważnie amerykańskie niestandardowymi rozwiązania- piosenki po wielu latach nadal sta- mi. Miękkie za sprawą współgra-

< JazzPRESS, grudzień 2015 |131

nia wibrafonu (Kenny Wollesen) i fortepianu (Jamie Saft) brzmienie tego składu znakomicie wpisuje się w świąteczną narrację, a udzielają- cy się w jednym utworze wokalista Mike Patton w urokliwy sposób ukazuje swoje łagodniejsze oblicze.

Uwielbiam ponadto An Oscar Peterson Christ- mas (1995) – między innymi również za brzmie- nie wibrafonu (Dave Samuels), które znakomi- cie konweniuje z wirtuozerską grą nieodżało- wanego pianisty.

W dodatku do tych wszystkich płyt co roku odświeżam też wiele klasycznych nagrań, ze- branych na wspólnych płytach lub moich „au- torskich” playlistach. Są to przepiękne świą- teczne impresje: Louisa Armstronga, Elli Fitzge- rald, Nata Kinga Cole’a, Franka Sinatry, Binga Crosby’ego i innych! A poszukujący jazzfan w zasobach internetu znajdzie jeszcze więcej – i tyczy się to wielu muzycznych gatunków. Nie sądzę, aby mnogość kolędowych coverów wyni- kała z zasady, że szanującemu się artyście „wy- pada” nagrać coś świątecznego. To są po prostu najczęściej rezolutne, pełne ciepła, humoru, mądrości i wzruszeń piosenki, których wyko- nywanie to czysta przyjemność, a wykonać je można z powodzeniem na tysiąc sposobów. Naj- ważniejsze wszak pozostaje przesłanie! Życzę wszystkim Czytelnikom JazzPRESSu pełnych przyjemnych dźwięków Świąt Bożego Narodze- nia i szczodrego Mikołaja-melomana.

> 132| Słowo na jazzowo / Wszystkie drogi prowadzą do Bitches Brew

Niestrudzony Gil Evans – część pierwsza

Cezary Ścibiorski [email protected]

Trudno jest przewidzieć w histo- tworzył, współuczestniczył w nich rii kultury, kiedy dyskusje, analizy, lub co najmniej wspierał Milesa Gil kontestacja status quo garstki za- Evans. Jego obecność u boku Davisa paleńców w istocie zmieni świat. w najbardziej istotnych chwilach, Większość prób zmiany świata po- a także mniej lub bardziej oficjalny zostaje niedoceniona i popada w za- udział w najbardziej brzemiennych pomnienie. Trzeba wiele szczęścia, nagraniach są nie do przecenienia. aby zjawisko śmiało odmienne od Jak sam Davis mówił: „Kto wie, co by aktualnie przyjętych norm osta- się ze mną stało, gdybym nie miał tecznie zyskało podziw i naśladow- kogoś takiego jak Gil Evans, który mi ców. Trzeba, oprócz prawdziwie no- przypominał o najważniejszym?” watorskiego pomysłu, grupy, która uczestnicząc w procesie, wspiera Evans pozostawał wtedy zazwyczaj go wobec niechętnego zrazu ogółu w cieniu Davisa, a jego samodziel- oraz – jak to często bywa – zwykłe- ne dokonania były daleko mniej go szczęśliwego trafu. Co więcej, za- zauważone, niemniej uczciwie zwyczaj wtedy, kiedy naprawdę do- trzeba przyznać, że zarówno wśród konuje się rewolucja, bardzo często słuchaczy jazzu, jak i w monogra- pozostaje ona niezauważona. Tak fiach, słownikach czy encyklope- też stało się z pierwszym epokowym diach jazzowych znalazł on należne wydarzeniem, powstałym z inicja- miejsce. Z perspektywy lat nagrania tywy dwóch ludzi przez całe życie Gila Evansa jako lidera, a także te rozumiejących się, inspirujących z udziałem Milesa Davisa, zachowa- i wspierających nawzajem – Milesa ły swoją siłę i pozostają w najwęż- Davisa i Gila Evansa. szej grupie kanonu jazzu.

Na szczęście w dalszych latach ko- Gila Evans urodził się jako Ian Er- lejne dokonania Davisa były już, nest Gilmore Green w Toronto 13 mimo swojego rzeczywiście przeło- maja 1912 roku. Nazwisko przyjął po mowego charakteru, bardzo dobrze ojczymie. Rodzina z dzieckiem prze- przyjmowane i od razu znajdywały niosła się do Kalifornii, gdzie Evans nie tylko entuzjastów, ale i naśla- spędził młodość. Był muzycznym dowców. Wiele tych dokonań współ- samoukiem. Jego pierwszy zespół,

< JazzPRESS, grudzień 2015 |133

prowadzony w latach 1933–1938, Parkera i Davisa o pozwolenie zaaranżowania dla stał się później zespołem towarzy- zespołu Tornhilla kompozycji Donna Lee. Na okładce szącym popularnemu hollywoodz- płyty wydanej przez Savoy Records jako kompozytor kiemu piosenkarzowi Skinnayowi widniał Charlie Parker, ale, jak wynika między inny- Ennisowi. W latach 1941– 1942 został mi z autobiografii Davisa, to on był kompozytorem, aranżerem w występującej także a wytwórnia popełniła pomyłkę. W każdym razie, na zachodnim wybrzeżu orkiestrze opierając się na tym źródle, a także na książeczce do- Claude’a Tornhilla. Po okresie gry łączonej do CD Birth of the Cool, wydanej w 1989 i 2001 dla armii Tornhill odtworzył swój roku, można przyjąć, że Parker odesłał Evansa do Da- zespół w Nowym Jorku i Gil Evans visa, jako rzeczywistego kompozytora. Davis zgodził przeniósł się tam z Kalifornii po to, się użyczyć swojej kompozycji Evansowi w zamian aby ponownie do niego dołączyć. za możliwość zapoznania się z zapisem aranżacji Claude wprowadził bardzo nowa- Tornhilla. Odtąd Miles zaczął regularnie odwiedzać torskie brzmienie swojej orkie- Gila Evansa w jego mieszkaniu. Zbierali się tam inni stry – spokojne, długie frazy, grane młodzi muzycy z Manhattanu, a wśród nich Gerry przez instrumenty dęte wzbogacone Mulligan, kolega Evansa z zespołu Tornhilla. Starszy o niespotykane w innych zespołach o kilkanaście lat od innych muzyków Evans był dla waltornie i tubę. Zachowane nagra- nich prawdziwym mentorem, tym bardziej, że, jak nia nie zostawiają wątpliwości co do wynika z wielu opisów, nie budował dystansu, tyl- wpływu, jaki wywarł na Gila Evan- ko trafnie i dyskretnie dzielił się swoją radą, a także sa, ale także na cały kierunek, jaki włączał ich do swoich przemyśleń o nowych kierun- niedługo miał się w jazzie objawić. kach w muzyce. Tam też zrodziła się idea stworzenia brzmienia łączącego stonowane brzmienie orkiestry Właśnie w zespole Tornhilla Evans Tornhilla z dynamiką i osiągnięciami bebopu, który zwrócił na siebie uwagę dwudzie- przeżywał wtedy swoje najlepsze lata. stoletniego Davisa. On sam grał wówczas w grupie Charliego Par- Przez całe swoje życie Gil Evans miał opinię niezbyt kera. Charlie Parker swoją osobo- zaradnego organizatora, niemniej (na szczęście!) wością, żywiołowością, talentem, udało mu się na tyle często doprowadzać sprawy do całkowicie zdominował wtedy mło- końca, że dziś możemy cieszyć się jego spuścizną. dziutkiego Milesa. Do spotkania Da- Tym razem jednak to Davis, jak wynika ze słów Mul- visa z Evansem doszło w 1947 roku. ligana „wziął sprawy w swoje ręce, wdrożył słowa Gil Evans zwrócił się do Charliego w czyn, ustawił próby, wynajął sale, zwołał muzy-

> 134| Słowo na jazzowo / Wszystkie drogi prowadzą do Bitches Brew

ków i zapędził wszystkich do roboty”. Można obecnie prowadzić do podpisania kontraktu sądzić, że musiało mieć to miejsce pod koniec 1947 na nagranie 12 utworów z wytwór- roku. Wydaje się, że iskrą pomysłu było porozumie- nią Capitol. Wprawdzie dla szefów nie pomiędzy Milesem Davisem a Gilem Evansem. Capitolu w tym czasie „prawdziwa muzyka” oznaczała Franka Sinatrę Najważniejszymi cechami nowej koncepcji były lżej- czy Nata Kinga Cole’a, ale szczęśli- sze, wyciszone, pozbawione vibrato i przytłumione wie w wytwórni dość mocną pozy- brzmienia orkiestry Tornhilla połączone z poszerzo- cją cieszył się Walter Rivers, który ną paletą kolorystyczną i teksturalną większego ze- rozpoznał doniosłość tej muzyki społu, znaną z tradycji big-bandów, wraz ze świeżoś- i przeforsował, wbrew opinii kie- cią, żywiołowością i spontanicznością bebopu, prze- rownictwa, nagranie tych sesji. Od- de wszystkim Charliego Parkera. Próby z udziałem były się one 21 stycznia i 22 kwietnia muzyków: częściowo z zespołu Tornhilla (Lee Ko- 1949 roku oraz 9 marca 1950 roku. Po nitz, Danny Polo, Sandy Siegelstein, Joe Shulman, Bill raz pierwszy świat mógł usłyszeć Barber, Billy Exiner, aranżer George Russell), częś- idealny balans – muzykę przemy- ciowo ze sceny bebopowej Nowego Jorku (J. J. John- ślaną, powściągliwą i zaaranżowa- son, John Lewis, Al Haig, Nelson Boyd, Al McKibbon, ną, a jednak improwizowaną, utrzy- Max Roach i Kenny Clarke) odbywały się sukcesyw- mującą się w założonych ramach. nie w 1948 roku. Utwory grane były w składzie dzie- Aranżacji pięciu utworów dokonał więcioosobowym. Do pierwszych koncertów doszło Gerry Mulligan, trzech John Lewis, w klubie The Royal Roost na Manhattanie i spotkały dwóch (Boplicity i Moondreams) Gil się one z różnym przyjęciem. Część krytyki oraz sam Evans, jednego Johnny Carisi. Count Basie, który w tym samym czasie występował w tym klubie, odebrali tę muzykę bardzo przychyl- Jak już później miało się dziać nie- nie lub wręcz entuzjastycznie. Niestety szefowie klu- mal zawsze podczas większych prze- bu i inni krytycy nie kryli swojej niechęci. Kolejne łomów z udziałem Milesa Davisa, koncerty odbyły się dopiero w 1949 roku. muzycy biorący udział w tych na- graniach poszli dalej swoimi droga- Na szczęście dla dziejów jazzu Davisowi udało się do- mi, ale wytaczając doniosłe kierun-

< JazzPRESS, grudzień 2015 |135

w twórczości Evansa okresem przerwy, a teraz, po powrocie do współpracy z Davisem, nastąpił czas niezwykłej aktywności. W la- tach 1957 – 1962 dokonali nagrań wydanych kolejno na Miles Ahead z 1957, Porgy and Bess (1959), Sket- ches of Spain (1960), Miles Davis at Carnegie Hall (zapis koncertu z 1961 roku) oraz Quiet Nights z 1962 roku. ki w muzyce – Gerry Mulligan po- łączył siły z Chet Bakerem, na wiele Za szczytowe osiągnięcie tej współpracy powszech- lat wyznaczając styl Cool z Zachod- nie uważa się Sketches of Spain. Do nagrania albu- niego Wybrzeża, John Lewis i Kenny mu Davisa zainspirował koncert na gitarę i orkie- Clarke wkrótce założyli legendarny, strę Concierto de Aranjuez, skomponowany przez równie charakterystyczny dla stylu hiszpańskiego kompozytora Joaquina Rodrigo. Bez cool – Modern Jazz Quartet, Lee Ko- większego trudu przekonał do swego pomysłu Evan- nitz rozpoczął owocną karierę, któ- sa. Zdecydowali się zaaranżować środkowe Adagio, ra wywierała przez kolejne dekady lecz dla potrzeb całej płyty należało znaleźć więcej wpływ na całe pokolenia muzyków. materiału. I tak Davis z Evansem wykorzystali frag- Cool stał się kierunkiem jazzu, który ment baletu Manuela De Falli El amor brujo, a Evans wykroczył daleko poza samą muzy- napisał jeszcze trzy kompozycje. The Pan Piper jest kę. Stał się synonimem grupy spo- adaptacją ludowej muzyki peruwiańskiej, Saeta łecznej i postawy życiowej. Wszedł pieśni wielkopiątkowej z Sewilli, a zamykająca płytę do języka i zagościł tam na stałe. Ma Solea – flamenco. się dobrze, pomimo że minęło od tamtych czasów ponad sześćdziesiąt Pierwsze przymiarki do hiszpańskich rytmów miał lat. Stąd nagrania wydane zrazu na już Davis za sobą – rys taki posiadały zarówno Blues singlach, później na płytach dziesię- for Pablo z Miles Ahead, jak i Flamenco Sketches z Kind ciocalowych, w lutym 1957 roku, kie- of Blue. dy cool był w pełni swojego rozkwi- tu, zostały zebrane na jednym long- Samo nagrywanie, dokonywane w legendarnym stu- playu pod tytułem Birth of the Cool. dio przy 30 Ulicy, było zmorą. Na pierwsze nagranie, 10 listopada 1959 roku, Miles spóźnił się blisko trzy Miles Davis i Gil Evans powrócili do godziny, co sprawiło, że cała praca tego dnia poszła regularnej współpracy w maju 1957 w błoto. Na niedzielę 15 listopada zamówiono bar- roku, być może z inspiracji sukce- dzo kosztowną sesję, a na płycie wykorzystano z niej sem wznowienia ich pierwszych zaledwie kilka sekund nagrania. Ostatecznie nagra- nagrań. Minione siedem lat było nia, które znamy z albumu, dokonano w dwudzie-

> 136| Słowo na jazzowo / Wszystkie drogi prowadzą do Bitches Brew stojednoosobowym składzie 20 listopada 1957 roku. konem, z którego kobieta wykonuje dramatyczną pieśń. Klimat ten zo- Zachowanie Davisa zbulwersowało kierownictwo stał niesamowicie oddany przez Da- Columbii. Było ono prawdopodobnie skutkiem na- visa i Evansa i jest to jeden z najbar- pięcia emocjonalnego, wynikającego z kolei z pozio- dziej przejmujących utworów w ka- mu zaangażowania zarówno Davisa, jak i Evansa rierze każdego z nich. w przygotowywanie tego albumu. Evans tygodnia- mi cyzelował nawet najdrobniejszy detal partytury, I Concierto, i Saeta zawierają w sobie a Davis czytał nuty wielokrotnie, czekając, aż party- nieprawdopodobne emocjonalne, tura dojrzeje w nim należycie, aby już dalej zagrać wręcz mistyczne napięcie. Po ponad z własną inwencją. Zaangażowani muzycy, przede pół wieku wywiera ono takie samo wszystkim o klasycznym wykształceniu, wciąż nie wrażenie, jak w roku wydania. byli w stanie wyjść poza zapis nutowy w sposób, któ- Reszta utworów godnie trzyma się ry by Milesa chociaż minimalnie satysfakcjonował. blisko tego poziomu, a całość czyni to nagranie jednym z największych Pozostałych czterech nagrań dokonano dopiero po osiągnięć muzyki XX wieku. czterech miesiącach, najprawdopodobniej w ciągu jednego dnia – 10 marca 1960 roku. Później, 19 maja 1961 roku, miał miej- sce wspomniany koncert w Car- Ostateczny efekt robi jednak niezwykłe wrażenie. negie Hall. Po otwarciu utworem Na szczególną uwagę zasługują dwa utwory: Concier- So What, z towarzyszeniem swoje- to de Aranjuez oraz Saeta. go kwintetu i orkiestry Gila Evan- sa, część kolejnych utworów Davis Po początkowym motywie w Concierto orkiestra gra zagrał z towarzyszeniem samego powoli, powściągliwie i precyzyjnie, z cichym akom- kwintetu, bądź samej orkiestry. Jest paniamentem kastanietów. Blisko połowy utworu to świetne nagranie, z obecnej per- następuje przenikliwe crescendo zakończone przesi- spektywy widoczne jako zamyka- leniem, po którym melodia ponownie budzona jest jące i podsumowujące pewien roz- eterycznym brzmieniem orkiestry popychanej me- dział w życiu Davisa. todycznym i skupionym ostinato kontrabasu. Mo- tyw rozpoczynający – adagio – później został w jazzie Ostatnim nagraniem sygnowanym wykorzystany wielokrotnie, między innymi przez wspólnie przez Davisa i Evansa są Chicka Coreę. Quiet Nights. Sesja wyjątkowo nie szła, trudno ustalić, z jakiej przyczy- Drugi największy moment płyty – Saeta – stanowi ny. Całą swoją złość Davis przerzucił dokonaną przez Evansa adaptację melodii pochodze- na producenta Teo Macero, co spo- nia jeszcze mauretańskiego, wykonywanej w Sewil- wodowało czasowe zerwanie przez li w Wielki Piątek, opisującej męczarnie Chrystusa. Milesa współpracy z nim. Procesja z orkiestrą zatrzymuje się i cichnie pod bal-

< JazzPRESS, grudzień 2015 |137

Ella Fitzgerald – Ella Fitzgerald Sings The George And Ira Gershwin Song Book

Rafał Garszczyński [email protected]

rocka w wykonaniu Billa Haleya, świetne albumy The Kingston Trio, czy Franka Sinatry – co komu pasuje.

To w zasadzie nie powinno się udać. Żaden producent nie powinien po- zwolić na taką sesję. Od razu zapla- nowano obszerny materiał, a pierw- sze wydanie składało się z pięciu płyt analogowych, co znacznie pod- niosło cenę i z pewnością ograniczy- Verve / Polygram, 1959 ło krąg potencjalnych nabywców. Nagrań dokonano w najsłynniej- Dziś również takie wydawnictwa szym jazzowym roku 1959. Już sam sprzedają się znacznie gorzej, niż ten fakt sprawia, że Ella Fitzgerald pojedyncze albumy. Sings The George And Ira Gershwin Song Book jest zupełnie wyjątko- Niemal dwa lata wcześniej Ella Fit- wym wydawnictwem. Wyjątkowy zgerald i Louis Armstrong nagrali moment w historii amerykańskiej razem Porgy and Bess – album za- kultury dał światu między inny- wierający muzykę George’a i Iry Ger- mi: Kind Of Blue Milesa Davisa, Time shwinów z opery pod tym samym Out Dave’a Brubecka, Mingus Ah tytułem. Ten album, który był spo- Um Charlesa Mingusa i Giant Steps rym sukcesem, również ukazał się Johna Coltrane’a. Jakby komuś nie w 1959 roku, w czasie nagrywania wystarczyło dowodów, to zależnie Ella Fitzgerald Sings The George And od muzycznego gustu może jeszcze Ira Gershwin Song Book. W związku do półki 1959 dorzucić: The Shape Of z tym, oraz planowanym wydaniem Jazz To Come Ornette’a Colemana, nagrań z Nelsonem Riedlem, już za Portrait In Jazz Billa Evansa, czy coś kilka miesięcy na sesjach muzycy w nieco innym stylu – jak choćby nie zajmowali się w ogóle repertua- debiut Howlin’ Wolfa, garść hitów rem z Porgy and Bess. Dlatego właś- Elvisa Presleya, początki białego nie na płytach zabrakło Summerti-

> 138| Słowo na jazzowo / Kanon Jazzu

me, It Ain't Necessarily So i I Got Plenty O' Nuttin' – W nagraniach uczestniczył sam Ira przebojowych melodii znanych wszystkim, których Gershwin (George Gershwin zmarł popularność wspierała kinowa wersja Porgy and wiele lat wcześniej), który powie- Bess w reżyserii Otto Premingera, w gwiazdorskiej dział w jednym z wywiadów, że obsadzie z Sidneyem Poitierem i Dorothy Dandrid- nie zdawał sobie sprawy jak piękne ge w tytułowych rolach, która miała swoją premierę piosenki udało mu się stworzyć do- również w magicznym 1959 roku. póki nie usłyszał ich w wykonaniu Elli Fitzgerald, będącej wtedy z pew- W dodatku za specjalistę od aranżowania Gershwi- nością u szczytu swoich wokalnych nów uchodził wtedy Russell Garcia, odpowiedzialny możliwości. zarówno za album Elli Fitzgerald z Louisem Arm- strongiem, jak i nieco wcześniejszą, również dosko- Często myślę, że być może lepiej wy- nałą wersję z Melem Tormém i Francisą Faye. padłaby wtedy, w tym materiale, w towarzystwie jazzowego combo Wbrew niemal wszystkiemu Norman Granz posta- prowadzonego na przykład przez nowił powierzyć misję przygotowania monumen- Oscara Petersona, z którym miała talnej antologii piosenek George’a i Iry Gershwinów później nagrać całe mnóstwo mu- Nelsonowi Riddle’owi, znanemu w branży aranżero- zyki. Aranżom i sposobie prowadze- wi i liderowi orkiestry towarzyszącej w studiu wie- nia orkiestry przez Nelsona Riddle lu znanym wokalistom i wokalistkom, który wtedy trudno jednak cokolwiek zarzucić. miał już na swoim koncie współpracę z Natem Kin- Stworzył genialną przestrzeń dla giem Colem i Frankiem Sinatrą. Wyszło genialnie. wokalistki, a wiele jego aranżacji Dziś muzyka z Ella Fitzgerald Sings The George And używanych jest do dzisiaj. Nakłada- Ira Gershwin Song Book uważana jest za ważny ele- jące się na siebie i starannie rozpla- ment amerykańskiej kultury. nowane warstwy skrzypiec nie za- wsze pasują do improwizowanych Ella Fitzgerald i Nelson Riddle kontynuowali później partii wokalnych – czego przykła- współpracę nagrywając razem kolejne songbooki dem jest najczęściej cytowany dziś Jerome’owi Kernowi i Johnny’emu Mercerowi. Te al- fragment tego obszernego wydaw- bumy choć świetne, nie powtórzyły sukcesu Ella Fit- nictwa – I Got Rhythm, jednak całość zgerald Sings The George And Ira Gershwin Song Book. wypada zdumiewająco dobrze.

< JazzPRESS, grudzień 2015 |139

www.radiojazz.fm fot. Kuba Replewicz Kuba fot.

Ciągle wolę Ellę Fitzgerald w bar- dziej jazzowym otoczeniu. Nie zaliczam się z pewnością do wiel- bicieli orkiestrowych produkcji, Kanon Jazzu jednak w nagraniach z Ella Fit- Rafała Garszczyńskiego zgerald Sings The George And Ira Gershwin Song Book jest jakaś godz. szczególna magia sprawiająca, 14:45 że często do nich wracam, po- szukując wzorcowych wykonań od poniedziałku do piątku, wielu piosenek George’a i Iry Ger- w RadioJAZZ.FM shwinów. Być może to magia 1959 roku, kiedy wszystko się udawa- ło, a może geniusz Elli Fitzgerald albo chirurgiczna dokładność Nelsona Riddle’a? Z całą pew- nością geniusz Normana Granza, który odważył się na taki projekt i po raz kolejny pokazał światu, że coś co udać się nie powinno, jemu udaje się znakomicie.

Album Ella Fitzgerald Sings The George And Ira Gershwin Song Book to pozycja absolutnie obo- wiązkowa, dziś dostępna z wielo- ma alternatywnymi nagraniami i oferująca zdumiewającą, jak na 1959 rok, jakość techniczną nie- łatwych do zrealizowania orkie- strowych nagrań.

> 140| Słowo na jazzowo / My Favorite Things (or quite the opposite…)

My Favorite Things (or quite the opposite…) Intro

W rubryce My Favorite Things będę pisał o rze- czach, które lubię, cenię, które wywarły na mnie niezapomniane wrażenie. Jednak zgodnie z podtytułem „or quite the opposite…” opisywa- nymi przeze mnie „faworytami” mogą być rów- nież zjawiska czy wydarzenia, z którymi będę chciał na łamach JazzPRESSu polemizować. Tak czy inaczej moim celem będzie zwrócenie uwagi Czytelników na rzeczy, które według mnie warto podziwiać, na które trzeba uważać lub, po pro- stu, nad którymi należy się zastanowić.

My Favorite Things to dla większości jazzfanów świetna płyta Coltrane’a z 1961 roku. Rozpo- czynający ją niemal czternastominutowy utwór tytułowy jest jednak standardem ze świata pop- kultury – przebój z musicalu The Sound of Music autorstwa spółki Rodgers & Hammerstein – mi- strzowsko zinterpretowany przez Trane’a. W tej rubryce, choć zakorzenionej w jazzie, nie wyklu- czam także wycieczek w inne gatunki muzycz- ne czy inne sfery kultury.

Serdecznie zapraszam do lektury pierwszego materiału o zespole, który od pierwszego wej- rzenia (usłyszenia!) trafi ł na listę moich „favorite things”. Piotr Rytowski

< JazzPRESS, grudzień 2015 |141

Zespół we mgle

Piotr Rytowski [email protected]

Kiedyś mieliśmy kompleks. „Kom- w końcówce XX wieku. pleks polski” – jak u Konwickie- go. W zasadzie to nawet większy Z pewnością nie nazywałby się John – „wschodnioeuropejski” – u sąsia- Zorn. Może raczej Franciszek Szpil- dów za naszymi granicami bywało man albo Justinas Važnevičius. Może jeszcze gorzej niż u nas. Ileż to razy, zamiast na saksofonie grałby na basie. obserwując poczynania rodzimych Jedno jest pewne – zgromadziłby wo- muzyków, zastanawialiśmy się, jak- kół siebie grupę zdolnych muzyków by potoczyła się ich kariera, gdyby i tworzyłby z nimi muzykę oryginalną, urodzili się w Nowym Jorku, Chica- kreatywną… dobrą! Zdaję sobie spra- go czy chociażby w którejś ze skan- wę, że zestawienie debiutanta z posta- dynawskich stolic. cią pokroju Zorna z założenia nie jest dobre, bo niby czemu ma służyć. Z jed- Później wszystko zaczęło się zmie- nej strony osobowość, doświadczenie niać. Otwarte granice, nowe możli- i setki płyt Zorna trudno porównać wości… Nie żebyśmy tak od razu sta- z czymkolwiek innym, z drugiej – jeśli li się Nowym Jorkiem, ale nie dziwił młody muzyk budzi takie skojarzenia, nas już tak Lester Bowie nagrywa- to istnieje spore ryzyko, że jego muzy- jący płytę i koncertujący z Miłością, ka nie jest dostatecznie oryginalna. bracia Olesie udzielający się w prze- różnych światowych składach, albo W tym przypadku nie boję się jed- chociażby – tak jak Marcin Masecki nak takiego zestawienia – zespół – muzycy, którzy wracali z amery- Banda Nella Nebbia, kierowany kańskich uczelni i wnosili na nasze przez pochodzącego z Litwy Justina- sceny coś świeżego. sa Važnevičiusa, występującego pod pseudonimem Franciszek Szpil- Teraz nadszedł czas, by zmienić tok man, ma po prostu to coś, co w moim myślenia. Odwrócić pytanie. Za- przypadku uderza w tę samą strunę miast zastanawiać się, co by było, wrażliwości co zornowska Masada gdyby nasi zdolni urodzili się tam, czy Bar Kokhba. wyobraźmy sobie, co by było, gdyby na przykład John Zorn urodził się tu Jedna z klasycznych serii wydawni- – w Europie Środkowo-Wschodniej, czych Tzadika – wytwórni Zorna –

> 142| Słowo na jazzowo / My Favorite Things (or quite the opposite…)

nosi nazwę Radical Jewish Culture. Szpilman określa miej ekspresji, z drugiej precyzyjna swoją muzykę jako Radical Ethno. Podobieństwo, ale i zdyscyplinowana. zarazem różnica, bo w swoich kompozycjach muzyk sięga po inspiracje znacznie szerzej – jest tam oczy- Zespół powstał w tym roku i poza wiście muzyka żydowska, ale także folklor polski czy Nową Tradycją ma już na koncie wy- litewski (potraktowane rzeczywiście dość radykal- stępy na festiwalach Etno Kraków nie). Na pewno są tam też dokonania samego Zorna i Skrzyżowanie Kultur. Gratulować czy Zappy. czy… no właśnie, może jednak bar- dziej obawiać się, czy przypadkiem Pierwszy „duży” występ zespołu miał miejsce na te- tak ciekawa grupa nie wpadnie do gorocznej edycji Festiwalu Polskiego Radia Nowa Tra- szufl adki z etykietką folk. Nie suge- dycja. I od razu: Grand Prix oraz Nagroda Specjalna ruję, że ta szufl adka jest w czymkol- im. Czesława Niemena za wybitną osobowość arty- wiek gorsza od szufl adki jazz, ale ra- styczną dla Franciszka Szpilmana. Byłem, słyszałem czej mniej (jeszcze mniej…) ludzi do i, co ważne, widziałem – bo osobowość Szpilmana niej zagląda. emanowała nie tylko dźwiękiem. Lider, basista, al- towiolista i dyrygent w jednej osobie to wulkan Banda Nella Nebbia znaczy „zespół energii na scenie. Obok niego czteroosobowa sekcja we mgle”. Czas tę mgłę rozpędzić dęta, gitarzysta i perkusista za wyjątkowo skrom- i ukazać jego muzykę w pełnym nym zestawem. Całość z jednej strony pełna olbrzy- świetle!

WARSZAWSKIE TOWARZYSTWO MuZYCZNE Koncerty w Pałacu Szustra IM. STANISŁAWA MONIuSZKI – ROK ZAŁOŻENIA 1871

16 XII 2015 / g.19:30 HERNRYK DUO Warszawskie Towarzystwo Muzyczne MIŚKIEWICZ MAREK ul. Morskie Oko 2 Projekt współfinansuje m.st.Warszawa Warszawa www.wtm.org.pl NAPIÓRKOWSKI

< JazzPRESS, grudzień 2015 |143

Organized Konfusion – Stress: The Extinction Agenda

Adam Tkaczyk [email protected]

jlepszym w historii. Illmatic Nasa, Ready to Die Notoriousa B.I.G., The Sun Rises in the East Jeru the Dama- ja, Regulate… G Funk Era Warrena G, Word… Life O.C., Hard to Earn Gang Starr, 6 Feet Deep Gravediggaz, The Diary Scarface’a, Tical Method Mana – ta wyliczanka już w tym momen- cie jest zbyt długa, a jednym tchem można wymienić nawet drugie tyle wspaniałych płyt. Gdzieś w tym wszystkim często zapomina się Hollywood BASIC / Elektra Records, 1994 o drugim albumie duetu Organized Konfusion – Stress: The Extinction Zawsze podziwiałem kiperów, któ- Agenda. Niczym zbulwersowany rzy rozróżniali roczniki wina. Słu- brakiem fl ag na 11 listopada męż- chałem, gdy chlapali niezrozumiałe czyzna z dawnego internetowego dźwięki (jak się domyślałem, ozna- hitu, pytam: DLACZEGO?! Mniejszy czające tak wiele w języku francu- potencjał komercyjny? Brak przebo- skim), z dumą raczyli się napojem, jów? Bierzemy ten album pod lupę! który dla moich żenująco niewraż- liwych kubków smakowych ni- Organized Konfusion tworzą Prince czym nie różnił się od poprzednie- Po oraz Pharoahe Monch. Obydwaj go, po czym wypowiadali swoje są bardzo utalentowanymi MC, zdanie na temat danego rocznika. nieakceptującymi przeciętności Coś niesamowitego – podziwiam w tekstach i technice. Szczególnie i zazdroszczę! uwidocznione jest to w bitewnym kawałku Bring It On. I chociaż ma on My, słuchacze rapu, możemy ich w bezczelny sposób rzucić słucha- skontrować stwierdzeniem, że ga- czom umiejętnościami obydwu ra- tunek ten również ma swoje ulu- perów w twarz, trzeba być głuchym bione roczniki. A 1994 był chyba na- jak pień, żeby nie uświadomić sobie

> 144| Słowo na jazzowo / Down the Backstreets

tego wcześniej. Organized Konfusion to zespół wy- w czterech utworach wspierani noszący rzemiosło (a raczej sztukę, ale z tym słowem przez Buckwilda oraz Rockwildera. to akurat trzeba wyjątkowo ostrożnie) rapowania na najwyższy poziom. Monch i Po, a szczególnie ten A skoro wszyscy dookoła piszą o jaz- pierwszy, zabawiają się znaczeniem słów i flow, cza- zie, to wymienię kilka doskonale sem łącząc te elementy w ekwilibrystyczną żongler- znanych nazwisk samplowanych kę językową, nieosiągalną dla 90 procent raperów. na albumie: Cannonball Adderley, Charles Mingus, Herbie Hancock, Stress: The Extinction Agenda pod względem czystych Brian Auger, Donald Byrd, Joe Far- rapowych umiejętności ociera się o perfekcję. Aż rell. Chociaż wszystkie podkła- szkoda, że nigdy nie wydano go w wersji a capella dy trzymają wysoki poziom, trze- (zresztą album jest dzisiaj prawie nie do dostania, co ba przyznać, że konkurencja była wywołuje kłucie w sercu i intensywne wilgotnienie w 1994 roku odrobinę dalej. W po- oczu). Wyraźnie lepszą połową duetu jest Pharoahe równaniu do Illmatica, Ready to Die Monch – praktycznie każda zwrotka jest przebły- czy Tical, bity na Stress: The Extin- skiem geniuszu. Jego wejścia sprawiają, że omawia- ction Agenda są dość tradycyjne. Bar- nego albumu nie da się beznamiętnie słuchać w tle. dzo, bardzo dobre, ale nie tak prze- Wyczucie rytmu, kontrola oddechu, niestosowane bojowe, różnorodne czy utrzymane powszechnie eksperymenty wokalne (znowu Bring w modnych tonach, jak na innych It On). W niemalże każdym utworze zwrotki Mon- wtedy wydanych albumach. W tym cha sprawiają, że całe skupienie umysłu, gdziekol- elemencie możemy doszukać się wiek by akurat było, przenosi się na słuch – ciekawy odpowiedzi na pytanie postawione efekt, swoją drogą. Prince Po jest świetnym raperem, w pierwszym akapicie tekstu. Być ale to talent jego kolegi lśni większym blaskiem. może tego właśnie zabrakło, byśmy Kolejny przykład przekleństwa i daru współpracy dzisiaj wymieniali drugi album z geniuszem. Organized Konfusion obok wspo- mnianych wcześniej klasyków. Po 1993 roku i pierwszych albumach Wu-Tang Cla- nu i Black Moon brzmienie rapu ze Wschodniego Warstwa liryczna jest tutaj bezape- Wybrzeża stało się bardziej mroczne, zadymione, lacyjnie na pierwszym miejscu. Bity zbasowane. Organized Konfusion również trzymali ubarwiają jej odbiór, ale nie kradną się tej drogi – większość bitów wyprodukowali sami, show. A właśnie połączenie prze-

< JazzPRESS, grudzień 2015 |145

fot. Bogdan Augustyniak

bojowych podkładów muzycznych, hitów (nawet najbardziej podziem- nych i hardcore’owych, niekoniecz- nie muszą to być „popowe popier- dółki”) z konsekwentną jakością są receptą na wyróżnienie się i pozo- stanie w głowie masowego odbiorcy. Sądzę, że gdyby nie Juicy i Big Poppa, to dzisiaj mainstream nie uznawał- by Notoriousa B.I.G. za najlepszego rapera w historii (a przynajmniej jednego z najlepszych). Takich utwo- rów zabrakło w twórczości Orga- nized Konfusion. Pharoahe Monch naprawił później ten błąd solowym hitem Simon Says, który do dzisiaj hula na rapowych imprezach i nic nie zapowiada, by miał przestać. I to jego ksywkę, a nie nazwę zespołu rozpozna większa liczba zapytanych o to przechodniów.

Warta wspomnienia jest również fantastyczna okładka autorstwa Matta Reida (znanego także jako Matt Doo). Przed samobójstwem w 1998 roku zaprojektował on między innymi okładkę albumu Funcrusher Plus Company Flow. Po- www.pinterest.com/jazzpress lecam chociaż w niewielkim stop- niu zagłębić się w jego twórczość. Warto.

> 146| Pogranicze / World Feeling

Łukasz Nitwiński [email protected]

Tanya Tagaq Animism

Animism to album kreujący uni- kalny muzyczny świat. W swoim gatunku możemy uznać go śmiało za propozycję wybitną i wydarzenie niezwykle oryginalne. Jego autorka, ekscentryczna Tanya Tagaq, przy- wdziewa szamańskie szaty i niczym animistyczny przewodnik opowia- da o mało znanej krainie z północ- nej Kanady. Jest Inuitką wychowaną Six Shooter Records, 2015 pośród wielkich subarktycznych przestrzeni. Między kolejnymi poprowadzonymi wokalami. Kom- utworami wyłaniają się surowe kra- pulsywne, psychodeliczne rytmy jobrazy i skute lodem rzeki. Pełno przekładane są balladami i subtel- tu polarnych zwierząt: pohukiwań, nymi aranżacjami. Instrumenty wrzasków, pisków, jęków. tradycyjne (głównie smyczki) świet- nie kontrastują z mocną elektroni- Technika wokalna Tanyi Tagaq op- ką. Fragmenty, w których klubowy arta jest na gardłowym śpiewie wy- beat przybrudzony studyjną obrób- dobywanym bezpośrednio z krtani ką podbija transowy charakter mu- – tak zwanym throat singing. Słucha- zyki Tagaq, to najlepsze momenty jąc jednak najbardziej ekspresyjnych na albumie. kompozycji, można odnieść wraże- nie, że niektóre partie wyciągane Various Artists są z najgłębszych trzewi. Charyzma Hanoi Masters War Is a Wound, i konsekwencja tej artystki nie pozo- Peace Is a Scar stawia obojętnym. Jej awangardowa współpraca z Björk czy Kronos Quar- Czy ktoś z Państwa zna tradycyjną tet spektakularnie to potwierdza. muzykę z Wietnamu? Przeczuwając odpowiedź, informuję o dobrej no- Doskonałym pomysłem było zrów- winie. W sierpniu tego roku nakła- noważenie throat singing klasycznie dem Glitterbeat ukazała się intrygu- World Feeling World

< JazzPRESS, grudzień 2015 |147

jąca kompilacja pochodząca właś- nie z tego kraju. Nie jest to wydaw- nictwo przekrojowe, raczej pewien wycinek, ale o kilku interesujących odcieniach.

Pomysłodawcą Hanoi Masters War Is a Wound, Peace Is a Scar jest Ian Brennan odpowiedzialny wcześ- niej za studyjne brzmienie Tina- riwen czy Malawi Mouse Boys. Al- bum otwiera nową serię wytwórni Glitterbeat, 2015 Glitterbeat zatytułowaną Hidden Music. Każdy krążek będzie za- wierał elementy nagrań tereno- nieco ponad trzydzieści minut. Jest wych (tak zwanych fi eld recordings) to jednak czas bardzo owocny: w ko- i prezentował mało znaną muzy- lejnych, współbrzmiących ze sobą kę tradycyjną z różnych regionów. odsłonach poznajemy intrygującą Nie inaczej jest w tym przypadku, melodykę, obcą nam artykulację gdzie dodatkowym walorem jest i emocjonalny ładunek w niespo- użycie w nagraniach instrumen- tykanej u nas formie. Przyswojenie tów już niemal zapomnianych. Ich sobie tych dźwięków nie jest proste. depozytariuszami okazali się tytu- Jest to muzyka kulturowo bardzo łowi „Mistrzowie z Hanoi”, legen- nam odległa. Jednak niektóre utwo- darni muzycy ze stolicy i drugiego ry, jak chociażby Ve Quê, czyli Droga pod względem wielkości miasta do domu, zaśpiewany przez Nguy- w Wietnamie. en Thi Lân, urzekają liryzmem i są piękne w sposób uniwersalny. Ha- Owych autorów jest zaledwie pię- noi Masters to wyrafi nowana mu- ciu. Na każdego z nich przypada od zyka; potrzebowałem czasu, by do dwóch do trzech utworów. Więk- mnie trafi ała. Podobnej drogi życzę szość krótkich, stąd całość trwa i Państwu.

> 148| Pogranicze / Bluesowy Zaułek

Bluesowe wspomnienie Ostrowa

Aya Lidia Al-Azab [email protected]

Są takie festiwale, na które czeka się Jerry’s Fingers przyszedł czas na cały rok, a potem wspomina przez amerykańską gwiazdę – The Rusty kolejny. Choć od Jimiway Blues Fe- Wright Band. Rusty wraz z mał- stival minęły już prawie dwa mie- żonką i zespołem zaprezentowali siące, wciąż nie mogę powrócić na bardzo porządnego i poprawnego ziemię. Dwa magiczne dni przepeł- amerykańskiego bluesa. Miło było nione muzyką i doskonałą atmosfe- patrzeć na zgrane małżeństwo, któ- rą sprawiły, że JBF jest moim fawo- re podziela miłość do tej samej mu- rytem wśród bluesowych wydarzeń. zyki. Wzajemnie się wspierali na scenie i doskonale współpracowali. Jimiway Blues Festival, którego twórcą i dyrektorem artystycznym Na sam koniec pierwszego dnia fe- jest Benedykt Kunicki, od 21 lat przy- stiwalu wystąpił Coco Montoya. ciąga do Ostrowa Wielkopolskiego Miałam świadomość, że czeka mnie rzeszę fanów. Ci przez dwa dni mają koncert giganta gitary bluesowej na- okazję obcować z bluesem z najwyż- szych czasów, ale każdy z nas wie, że szej półki. Nierzadko zagraniczni zazwyczaj to giganci najbardziej za- artyści grają tam jedyne koncerty wodzą. Jednak nie Coco. Uwielbiam w Polsce, co jeszcze bardziej czyni miłe niespodzianki, a taką właśnie ten festiwal wyjątkowym. sprawił mi Montoya. Koncert od po- czątku do końca magiczny. Spójnoś- W tym roku w Ostrowskim Cen- cią i konsekwencją występu udo- trum Kultury wystąpiły perełki wodnił swoją dojrzałość jako mu- amerykańskiej sceny bluesowej. zyka koncertującego. Malownicze Festiwal otworzył zespół Tande- solówki na gitarze, doskonały dobór ta Blues Band, który na małej sce- sekcji rytmicznej – wszystko to zło- nie promował swój nowy album. żyło się na niezapomniany występ. Drugi koncert należał również do polskiego zespołu – Jerry’s Fingers, Po pierwszym dniu było oczywiste, który, pomimo młodego wieku, za- że ciężko będzie przebić wrażenia, grał najmniej energicznie spośród jakie po sobie pozostawił Montoya. wszystkich artystów festiwalu. Po By szanse były wyrównane, orga- młodych i nierozgrzanych dobrze nizatorzy przygotowali coś specjal- BLUESOWY ZAUŁEK

< JazzPRESS, grudzień 2015 |149 Jerrys Fingers, fot.Izabela Godzisz fot.Izabela Fingers, Jerrys

nego. Drugi dzień rozpoczął się od wspomnień. Z okazji 40-lecia audy- cji Bielszego Odcienia Bluesa twórca i prowadzący tę audycję Jan Chojna- cki opowiedział słuchaczom i wier- nym fanom historię legendarnego programu radiowego. Nie obyło się bez żartów, zdjęć i anegdot. Oprócz sentymentalnej strony programu drugiego dnia, była również ta dru- ga – muzyczna. Rusty Wright, Laurie LaCross-Wright, fot. Aya Lidia Al-Azab

Oczywiście pierwsze koncerty na- Aż przyszedł czas na Lucky’ego Petersona – cudowne leżały do Polaków. Najpierw Open dziecko bluesa. Dziś, mający już 51 lat Peterson, wciąż Blues, a później Kasa Chorych & Jan tryska i zaraża energią. Hipnotyzujące oczy, sponta- Gałach. Występ był interesujący niczne zachowanie, a przede wszystkim blues prosto przede wszystkim dla tych, którzy z Alligator Records ożywiły publiczność. Lucky Pe- jeszcze nie słyszeli wykonania na terson w połowie występu zdecydował się wyjść z gi- żywo utworów z nowej płyty Kasy tarą do publiczności. Proszę nie wyobrażać sobie kil- Chorych Orla, okrzykniętej Najlepszą ku kroków w przód i powrót. O nie, to nie Lucky Pe- Płytą 2014 w ankiecie Blues Top 2014. terson. Jego spacer po widowni, robienie sobie zdjęć

> 150| Pogranicze / Bluesowy Zaułek fot. Aya Lidia Al-Azab Lidia Aya fot.

Lucky Peterson, Rusty Wright, Coco Montoya z fanami i wspólne granie na gitarze trwało dobre koniec festiwalu organizowany jest pół godziny! Show przeważyło nad muzyką, ale nie jam session. Grać może każdy. Tym był to błąd. Był to po prostu szalony Peterson, który razem, na małej scenie, podczas im- zaskoczył publiczność, a niejednego fana obdarzył prowizacji i wspólnego muzykowa- niezapomnianym przeżyciem. nia, pojawiły się wszystkie zagra- niczne gwiazdy festiwalu. Niewia- Jimiway Blues Festival znany jest nie tylko z tego, rygodne, ile muzycznych osobowo- że bilety wyprzedawane są w kwadrans, ale także ści może zmieścić się na tak małej z bardzo luźnej i rodzinnej atmosfery. Nie czuć gra- scenie! nicy pomiędzy muzykami, a fanami. Jak co roku, na BLUESOWY ZAUŁEK

< JazzPRESS, grudzień 2015 |151 fot.Kuba Majerczyk fot.Kuba

Każdy festiwal może mieć swój JazzPRESS... fot. Lech Basel Lech fot.

> Kontakt z redakcją: [email protected] Wydawca ul. Górczewska 201, 01-459 Warszawa Fundacja Popularyzacji Muzyki www.jazzpress.pl Jazzowej EuroJAZZ ISSN 2084-3143 Redakcja redaktor naczelny: Piotr Wickowski

Roch Siciński Fotograficy: Piotr Wojdat Piotr Gruchała Mery Zimny Marta Ignatowicz-Sołtys Kacper Pałczyński Kuba Majerczyk Jerzy Szczerbakow Lech Basel Aleksandra Nowosad Marcin Wilkowski Mateusz Magierowski Piotr Fagasiewicz Łukasz Nitwiński Piotr Banasik Milena Fabicka Jarek Misiewicz Rafał Garszczyński Barbara Adamek Czartoryjska Aya Lidia Al-Azab Bogdan Augustyniak Maciej Nowotny Krzysztof Wierzbowski Ryszard Skrzypiec Monika S. Jakubowska Urszula Orczyk Julian Olearczyk Karolina Śmietana Korekta Konrad Michalak Ewa Weydmann Wojciech Sobczak-Wojeński Katarzyna Słocińska Paulina Pacuła Zuzanna Tuliszka Krzysztof Komorek Skład i opracowanie graficzne Sławomir Orwat Beata Wydrzyńska Dionizy Piątkowski [email protected] Marta Ignatowicz-Sołtys Marketing i reklama Radek Wośko Agnieszka Holwek [email protected] Lech Basel Małgorzata Smółka Rafał Zbrzeski Aleksandra Zbrzeska Vanessa Rogowska Basia Gagnon

Wszystkie materiały w numerze objęte są licencją Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomer- cyjne-Bez utworów zależnych 3.0 Polska, to znaczy, że wolno je kopiować i rozpowszechniać, jednak należy oznaczyć w sposób określony przez Twórcę lub Licencjodawcę, nie wolno używać do celów komercyjnych i nie wolno zmieniać, przekształcać ani tworzyć nowych dzieł na podstawie tego utworu. Z tekstem licencji można zapoznać się na stronie » KWIECIEŃ 2015 MAJ 2015

Gazeta internetowa poświęcona Gazeta internetowa poświęcona muzyce improwizowanej muzyce improwizowanej ISSN 2084-3143 ISSN 2084-3143 ISSN

Rozmowy: Radek „Bond” Bednarz Dorota Piotrowska Jacek Namysłowski Jamie Saft TOP NOTE Wojtczak NYConnection – Folk Five

REAKTYWACJA! Wesprzyj akcję

Paweł Rozmowy: Tomaszewski ELMA Jacek Leszek Kułakowski Improwizacja musi nieść Kamil Piotrowicz Mazurkiewicz ducha kompozycji Dorota Miśkiewicz Czerpię z wielu źródeł

Jacek Mazurkiewicz, fot. Kuba Majerczyk Paweł Tomaszewski, fot. Kuba Majerczyk

CzerwieC 2015 Lipiec / SieRpieŃ PAŹDZIERNIK 2015 2015 Gazeta internetowa poświęcona Gazeta internetowa poświęcona Gazeta internetowa poświęcona muzyce improwizowanej muzyce improwizowanej muzyce improwizowanej ISSN 2084-3143 ISSN 2084-3143 ISSN 2084-3143 ISSN

Rozmowy: Rozmowy: Michał Wierba Maciej Grzywacz Antoni „Ziut” Gralak Adam Nussbaum Piotr Damasiewicz Nat Osborn TOP NOTE Jachna / Buhl Synthomathic TOP NOTE PeGaPoFo – Świeżość

piotr Wojtasik Celem powinno być reAKTYwACJA! rozwijanie duchowości TOP NOTE Bartłomiej Oleś Bartłomiej & Tomasz Dąbrowski Wszystkie drogi Oleś Rozmowy: – Chapters prowadzą Sławek Pezda Piotr Schmidt Paweł Kaczmarczyk do Bitches Brew Nasza muzyka jest Jestem uzależniony Asia Czajkowska-Zoń Audiofeeling Trio eksplozją energii Majerczyk Kuba fot. Pezda Sławek od brzmienia Charles Gayle Majerczyk Kuba fot. Oleś, Bartłomiej – Something Personal Majerczyk Kuba fot. Wojtasik, Piotr