ZIEMIA NICZYJA, ZIEMIA OBIECANA

42-Plesnar-Ziemia niczyja ziemia obiecana_TYTULOWE.indd 1 2015-05-04 13:43:02

Łukasz A. Plesnar

Obraz granicy w literaturze amerykańskiej

Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego Publikacja dofinansowana przez Uniwersytet Jagielloński ze środków Wydziału Zarządzania i Komunikacji Społecznej oraz Instytutu Sztuk Audiowizualnych

Recenzent prof. dr hab. Krzysztof Loska

Projekt okładki Barbara Figuła Pracownia Register

© Copyright by Łukasz A. Plesnar & Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego Wydanie I, Kraków 2015 All rights reserved

Niniejszy utwór ani żaden jego fragment nie może być reprodukowany, przetwarzany i rozpowszechniany w jakikolwiek sposób za pomocą urządzeń elektronicznych, me- chanicznych, kopiujących, nagrywających i innych oraz nie może być przechowywany w żadnym systemie informatycznym bez uprzedniej pisemnej zgody Wydawcy.

ISBN 978-83-233-3876-5

www.wuj.pl

Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego Redakcja: ul. Michałowskiego 9/2, 31-126 Kraków tel. 12-663-23-81, 12-663-23-82, tel./fax 12-663-23-83 Dystrybucja: tel. 12-631-01-97, tel./fax 12-631-01-98 tel. kom. 506-006-674, e-mail: [email protected] Konto: PEKAO SA, nr 80 1240 4722 1111 0000 4856 3325 Pamięci Rodziców i Dziadków

Spis treści

Wstęp ...... 9 1. Granica w amerykańskiej historii i kulturze ...... 19 2. Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas ..... 35 3. Druga granica: i przekroczenie Appalachów ...... 65 4. Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli, czyli non-fiction Indian captivity narratives ...... 103 5. Natty Bumppo, czyli pięcioksiąg Jamesa Fenimore’a Coopera...... 139 6. W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka ...... 169 7. Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain ...... 219 8. Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas ...... 275 9. Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni ...... 313 Bibliografia ...... 365 Indeks nazwisk ...... 395 Indeks tytułów ...... 403 Spis ilustracji ...... 411

Wstęp

Pomysł Ziemi niczyjej, ziemi obiecanej powstał przed kilkoma laty, gdy pra- cowałem nad książką Twarze westernu. Zastanawiając się nad literackimi inspiracjami filmów o Dzikim Zachodzie, doszedłem do wniosku, że nie- zwykle bogata, ciekawa i często reprezentująca wysoki poziom artystycz- ny amerykańska literatura poświęcona poznawaniu i kolonizacji kolejnych obszarów Ameryki Północnej, czyli przesuwaniu się na zachód granicy cy- wilizacji anglo-amerykańskiej (opisywanej za pomocą kategorii frontier, ro- zumianej jako fenomen geograficzny, historyczny, kulturowy i mentalny), jest w Polsce prawie nieznana. Z dzieł, które stały się przedmiotem mojej uwagi, przetłumaczonych zostało bardzo niewiele: pięcioksiąg Jamesa Fe- nimore’a Coopera, Pod gołym niebem Marka Twaina, Wirgińczyk Owena Wistera, Na południe od Brazos Larry’ego McMurtry’ego oraz po kilka powieści Zane’a Greya i Maxa Branda. Do tego możemy dodać przeróbkę utworu Roberta Montgomery’ego Birda Nick of the Woods, opublikowaną przez Władysława Ludwika Anczyca pt. Duch puszczy. To drobny ułamek promila wszystkich tekstów (beletrystycznych i należących do tak zwanej literatury faktu) podejmujących interesującą mnie tematykę. Krajowe wy- dawnictwa i translatorzy nie okazali się zbyt łaskawi dla książek opisują- cych kształtowanie się i życie na granicy. Nie powstało też jak dotąd żadne polskojęzyczne opracowanie analizujące amerykańskie piśmiennictwo po- święcone problematyce granicy i Starego Zachodu. Postanowiłem, przynaj- mniej w niewielkim stopniu, wypełnić tę lukę. 10 Wstęp

Studium, jakie oddaję w ręce czytelników, jest owocem żmudnej pra- cy, w trakcie której musiałem pokonać niemało trudności. Część z nich wiązała się z ograniczoną dostępnością niektórych tekstów źródłowych, część zaś miała charakter językowy (posługiwanie się przez twórców dzieł siedemnasto-, osiemnasto- i dziewiętnastowiecznych słownictwem, idiomami i konstrukcjami gramatycznymi nieużywanymi w dzisiejszej angielszczyźnie, ani w wersji brytyjskiej, ani amerykańskiej). Przeszkody udało się jednak pokonać dzięki uporowi autora, rozlicznym słownikom (np. A Dictionary of the English Language Samuela Johnsona z 1768 roku) oraz pomocy rodziny i przyjaciół. Praca nad rozprawą dała mi wiele satysfakcji i przyjemności. Mogłem bowiem, choćby na krótko, oderwać się od problematyki filmowej, którą zajmuję się na co dzień, jednocześnie zaś wykorzystać swoje zaintereso- wania historią Stanów Zjednoczonych (szczególnie dziejami podboju Far Westu) oraz fascynację amerykańską literaturą i kulturą popularną. Już na etapie zbierania materiałów do książki stanąłem przed bardzo trudnym zadaniem: selekcją dzieł, które staną się bohaterami moich roz- ważań. Potencjalnych kandydatów było wielu, wszak o granicy i Starym Zachodzie napisano tysiące tomów. Jako kryterium wyboru przyjąłem wagę poszczególnych pozycji mierzoną ich wpływem na amerykańską opinię publiczną i świadomość zbiorową Amerykanów. Swoją uwagę sku- piłem na tekstach starych, pochodzących z siedemnastego, osiemnastego i dziewiętnastego wieku, ale i współczesnych, dwudziestowiecznych, na utworach należących do literatury wysokiej, o niepodważalnych warto- ściach artystycznych, ale i tych będących przejawem kultury popularnej, na dziełach reprezentujących beletrystykę (fiction), ale i tych zaliczanych do literatury faktu (non-fiction). Zdaję sobie sprawę z tego, że mimo starań o zachowanie obiektywi- zmu wybór, jakiego dokonałem, jest w dużej mierze subiektywny. Inaczej jednak być nie mogło. Materiał, który wchodził w grę, był tak obfity, że wymagał radykalnej selekcji. Świadomie pominąłem na przykład ogrom- ny blok tekstów „militarnych”: wspomnień i dzienników dowódców oraz żołnierzy odbywających służbę na Zachodzie i biorących udział w kam- paniach przeciw Indianom, a także cieszących się swego czasu sporą po- pularnością książek Elizabeth Bacon Custer, opisujących – niezwykle ten- dencyjnie – życie jej męża, generała George’a Armstronga Custera. Nie uwzględniłem również bardzo bogatej literatury pamiętnikarskiej, której autorami byli zmierzający na Zachód osadnicy, farmerzy, poszukiwacze złota oraz ich żony (zwłaszcza pamiętniki kobiet są niezwykle ciekawe). Wstęp 11

Oczywiście mogłem poszerzyć pole obserwacji, książka rozrosłaby się jednak do ogromnych rozmiarów, a i tak byłaby na swój sposób niekom- pletna. W jednej pracy nie da się bowiem opisać całej literatury prezentu- jącej granicę i proces jej przemieszczania się na zachód. Lecz nawet gdyby jakimś cudem to się udało, rezultat okazałby się zapewne niestrawny dla odbiorców. Dokonując trawestacji słynnej maksymy Winstona Churchilla, można powiedzieć, że rozprawa naukowa powinna wyczerpać temat, a nie czytelnika. Przytoczone wyżej względy oraz ramy tematyczne książki, sugerowa- ne przez jej tytuł, sprawiły, że musiałem także całkowicie zrezygnować z omówienia bardzo bogatej literatury europejskiej poświęconej ame- rykańskiej granicy i Staremu Zachodowi. Warto jednak pamiętać, że w dziewiętnastym wieku literackie westerny cieszyły się na naszym kon- tynencie, szczególnie w Niemczech i Francji, ogromnym powodzeniem. Najpopularniejszym ich twórcą był z pewnością Karl May, znany przede wszystkim z cyklu powieści o szlachetnym wodzu Apaczów, Winnetou, i jego białym przyjacielu, Old Shatterhandzie (May publikował również książki, których akcja rozgrywała się na Bliskim i Dalekim Wschodzie, w Ameryce Południowej i w Afryce). Inni modni swego czasu niemiec- cy autorzy utworów o amerykańskim Zachodzie to Karl Postl (używający pseudonimu „Charles Sealsfield”), Friedrich Armand Strubberg (piszący pod pseudonimem „Armand”), Friedrich Gerstäcker i Balduin Möllhau- sen. We Francji spore wzięcie miały powieści Paula Duplessisa, Gabriela Ferry’ego i Olivera Glouxa (posługującego się pseudonimem „Gustave Aimard”), we Włoszech – Emilia Salgariego (choć głównie specjalizował się on w opowieściach o piratach), na Węgrzech – Ferenca Belanyiego, a w Wielkiej Brytanii – George’a Fredericka Ruxtona, Roberta Michaela Ballantyne’a i George’a Alfreda Henty’ego1. Ta lista byłaby niepełna, gdy- byśmy nie uwzględnili pisarzy polskojęzycznych: Władysława Ludwika Anczyca, Marcina Mizery, Teresy Prażmowskiej, Artura Lubicza i Kazi- mierza Kalinowskiego2.

1 Por. Richard H. Cracroft, World Westerns: The European Writer and the American West [w:] J. Golden Taylor (red.), A Literary History of the American West, Texas Chris- tian University Press, Fort Worth 1987, s. 159–179. 2 O polskich powieściach poświęconych amerykańskiemu Zachodowi można się spo- ro dowiedzieć z książki Sławomira Bobowskiego Nie tylko przygoda. Polskie powieści in- diańskie dla młodzieży w perspektywie etnologicznej, Oficyna Wydawnicza Atut, Wrocław 2012. 12 Wstęp

W wieku dwudziestym moda na literackie westerny w Europie nie przeminęła. Niezwykle płodnymi autorami okazali się Francuz George Fronval (w latach 1925–1975 wydał sześćset książek) oraz Norwegowie Rudolf Muss (pięćset książek) i Kjell Hallbing (publikujący pod pseudo- nimem „Louis Masterson”). Swój wkład w rozwój gatunku mieli również twórcy polscy, między innymi Arkady Fiedler, Nora Szczepańska, Stani- sław Supłatowicz, Longin Jan Okoń, Adam Bahdaj oraz Alfred i Krystyna Szklarscy. Wielka liczba tytułów i powodzenie, jakim cieszyły się dziewiętnasto- wieczne europejskie westerny literackie, a także ogromna popularność, jaką w wieku dwudziestym zdobyły filmy i seriale telewizyjne o Dzikim Zachodzie, dobitnie świadczą nie tylko o sile mitu amerykańskiej grani- cy, ale i o jego światowym zasięgu. Amerykańska mitologia narodowa za sprawą literatury, kina i telewizji stała się mitologią globalną, zastępując w jakiejś mierze tradycyjne mitologie antyczne, przede wszystkim helleń- ską, którą poznaje młodzież licealna naszego kręgu kulturowego. I właśnie proces tworzenia – za pomocą tekstów literackich – mitu amerykańskiej granicy, wraz z późniejszymi fenomenami jego dekonstrukcji, był głów- nym przedmiotem mojego zainteresowania. Książka składa się z dziewięciu rozdziałów. W pierwszym z nich, zaty- tułowanym Granica w amerykańskiej historii i kulturze, definiuję pojęcie granicy (frontier), łącząc je ze zjawiskiem kolonizacji, zwłaszcza anglo- saskiej, kontynentu północnoamerykańskiego. Omawiam tak zwaną hi- potezę graniczną sformułowaną w 1893 roku przez Fredericka Jacksona Turnera i głoszącą, że granica, przesuwając się stale na zachód, stanowi- ła miejsce najszybszej i najskuteczniejszej amerykanizacji osadników ze Wschodu i imigrantów. Ponieważ pochód cywilizacji na zachód odbywał się w różnym tempie, zależnie od tego, kto go prowadził, rozróżniam, za Turnerem, cztery typy granicy: granice handlarzy i traperów, ranczerów, górników oraz farmerów. Ta pierwsza była najbardziej pionierska i dyna- miczna, ta ostatnia najbardziej stabilna i kulturotwórcza. Przez ponad pół wieku „hipoteza graniczna” była powszechnie ak- ceptowana jako narzędzie interpretacji amerykańskiej historii. W latach trzydziestych dwudziestego wieku pojawiły się jednak kontrowersje i gło- sy krytyki. Przedstawiam pokrótce najważniejsze wysuwane wobec niej zastrzeżenia i staram się odpowiedzieć na pytanie, czy dzisiaj może ona nadal służyć za pożyteczny instrument badawczy lub przynajmniej źródło inspiracji. Zwracam również uwagę na fakt, że granica nie stanowiła zja- wiska wyłącznie historycznego, lecz była także, i nadal pozostaje, mitem. Wstęp 13

Mit granicy, w przeciwieństwie do mitów klasycznych, powstał przy tym w wyniku działalności piśmienniczej, jest więc swego rodzaju artefaktem zbudowanym z trzech elementów strukturalnych: bohatera, świata przed- stawionego oraz narracji opisującej wzajemne relacje bohatera i świata. W analizach tekstów mitologizujących (lub odwrotnie: demitologizują- cych) granicę będę uwzględniał tę strukturalną specyfikę mitu. Rozdział drugi, noszący tytuł Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas, jest poświęcony dwóm mitycznym postaciom z epoki kolonialnej, które stały się bohaterami pierwszej amerykańskiej legendy opowiadającej o niewinnej indiańskiej dziewczynie, ratującej ży- cie dzielnemu i szlachetnemu białemu mężczyźnie. Choć Smith był Angli- kiem, pisarze zza Atlantyku ukazywali go jako ideał kolonisty i prototyp przyszłego amerykańskiego herosa, Pocahontas traktowali natomiast jako wzorzec indiańskiej kobiety: pięknej, prawej i dobrowolnie podporządko- wującej się kulturze białego człowieka. Dostrzegano w niej także uciele- śnienie pewnej utopii: pokojowej koegzystencji i współpracy dwóch spo- łeczności zamieszkujących Amerykę Północną, Indian i kolonistów. Prowadząc rozważania o obu postaciach, odwołuję się zarówno do prac samego Smitha, zwłaszcza The Generall Historie of , New- -England, and the Summer Isles… (1624), jak i późniejszych utworów lite- rackich, takich jak: The First Settlers of Virginia (1806) Johna Davisa, The Forest Maiden (1833) Williama Gilmore’a Simmsa, Captain John Smith: A Biography (1868) George’a Canninga Hilla, My Lady Pocahontas (1879) Johna Estena Cooke’a i Pocahontas: A Story of Virginia (1895) Johna R. Musicka. Poddaję też szczegółowej analizie dwie powieści wy- korzystujące wizerunkowy wzorzec Pocahontas, choć nieco go modyfiku- jące. Pierwsza, Hope Leslie; or, Early Times in Massachusetts (1827) Ca- tharine Marii Sedgwick, reprezentuje tak zwaną literaturę wysoką; druga, Malaeska, the Indian Wife of the White Hunter (1839) Ann S. Stephens, należy do literatury popularnej. Bohaterem rozdziału trzeciego pt. Druga granica: Daniel Boone i prze- kroczenie Appalachów jest sławny osiemnastowieczny pionier, myśliwy i żołnierz, którego autorzy licznych powieści, poematów i literackich biografii uczynili postacią mityczną, oświeceniowym Człowiekiem Na- tury i samotnym traperem, równocześnie zaś archetypem kolonizatora oraz apostołem cywilizacji (tę pozorną wizerunkową sprzeczność posta- ram się wyjaśnić i rozwiązać). Z bogatego repertuaru tekstów literackich prezentujących życie i przygody Boone’a gruntownej analizie poddałem dwa: The Adventures of Colonel Daniel Boone (1784) Johna Filsona oraz 14 Wstęp

The First White Man of the West, or The Life and Adventures of Daniel Boone, the First Settler of (1868) Timothy’ego Flinta. Odwołu- ję się także do kilku innych pozycji, na przykład: The Mountain Muse: Comprising the Adventures of Daniel Boone (1813) Daniela Bryana, Daniel Boone and the Hunters of Kentucky (1856) Williama Henry’ego Bogar- ta, Daniel Boone: The Pioneer of Kentucky (1874) Johna S.C. Abbotta, The Days of Daniel Boone: A Romance of “The Dark and Bloody Ground” (1883) Franka H. Nortona i The Life and Times of Col. Daniel Boone: Hunter, Soldier, and Pioneer (1884) Edwarda S. Ellisa. W rozdziale czwartym, Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w in- diańskiej niewoli, omawiam wybrane teksty reprezentujące pierwszy czy- sto amerykański gatunek literacki, czyli Indian captive narratives. Ogra- niczam się przy tym do utworów przybierających formę wspomnień i pisanych przez kobiety. Za June Namias wyróżniam trzy typy bohaterek Indian captivity narratives: Ocalone, Amazonki i Kruche Kwiaty. Wzorcem ocalonej jest Mary White Rowlandson, autorka słynnej The Sovereignty and Goodness of God (1682), w której relacjonowała po- rwanie i jedenastotygodniowy pobyt w niewoli u Narragansettów w 1676 roku. Przykład Amazonki to Hannah Duston, uprowadzona w 1697 roku przez wojowników ze szczepu Abenaki, której jednak udało się uciec, po wcześniejszym zabiciu tomahawkiem dziesięciu Indian, w tym sześcioro dzieci. Jej przygody przedstawił najpierw wpływowy purytański pastor i kaznodzieja oraz płodny pisarz Cotton Mather w monumentalnej Mag- nalia Christi Americana (1702), aprobując całkowicie postępowanie swej bohaterki. Podobne stanowisko zajmował Timothy Dwight w Travels in New England and New York (1823) i John Greenleaf Whittier w Legends of New England (1831). Zdecydowanym krytykiem Duston okazał się na- tomiast jeden z najwybitniejszych amerykańskich pisarzy dziewiętnastego wieku, Nathaniel Hawthorne, autor szkicu The Duston Family, opubliko- wanego w 1836 roku w czasopiśmie „The American Magazine of Useful and Entertaining Knowledge”. Jako egzemplifikację postaci Kruchego Kwiatu wybrałem Minnie (Wil- helminę) Buce Carrigan, autorkę wydanych w 1903 roku wspomnień z ataku Siuksów na wioskę Middle Creek w Minnesocie, do którego doszło 41 lat wcześniej (w 1862 roku). Napastnicy zabili rodziców i dwie siostry Minnie, ją samą zaś oraz brata Augusta i siostrę Augustę uprowadzili. By udramatyzować swą opowieść, noszącą tytuł Captured by the Indians: Re- miniscences of Pioneer Life in Minnesota, Buce Carrigan zamieściła relacje Wstęp 15 kilku osób, opowiadających o tej samej napaści Indian i okrucieństwach, jakich dopuszczali się czerwonoskórzy. Teksty Rowlandson, Duston i Buce Carrigan przedstawiały Indian jako krwiożercze bestie oraz uosobienie zła, grzechu i zepsucia. Trafiały się jed- nak captivity narratives, w których odnajdziemy nieco bardziej pozytywny obraz rdzennych Amerykanów. Należą do nich wspomnienia Mary Jemi- son, spisane, zredagowane i opublikowane przez Jamesa E. Seavera w 1824 roku pt. A Narrative of the Life of Mrs. Mary Jemison, Who Was Taken by the Indians in the Year 1755, oraz wydana w 1863 roku broszura Sary F. Wake- field Six Weeks in the Sioux Tepees: A Narrative of Indian Captivity. Rozdział piąty, Natty Bumppo, czyli pięcioksiąg Jamesa Fenimore’a Coopera, poświęciłem analizie (pod kątem mitotwórczym) pięciu powie- ści „ojca amerykańskiej literatury” (określenie Williama Faulknera): Pio- nierów (1823), Ostatniego Mohikanina (1826), Prerii (1827), Tropiciela śladów (1840) oraz Pogromcy zwierząt (1841). Utwory te tradycyjnie trak- towane są jako pewna całość i uważane za skarbiec amerykańskich mitów narodowych. Mity te usiłuję śledzić i opisywać. Dochodzę przy tym do wniosku, że najbardziej mityczny charakter ma centralna postać pięcio- księgu, Natty Bumpoo, ucharakteryzowany na archetypicznego „człowie- ka granicy” (frontiersmana), będący – by posłużyć się słowami jednego z amerykańskich literaturoznawców – „nowym człowiekiem, Amerykani- nem, metaforą zachodniej granicy w ludzkim ciele”. Ważnymi postaciami pięcioksięgu są Indianie. Cooper nie tworzy jed- nak ich autentycznego obrazu, odwołując się raczej do dwóch odmien- nych stereotypów rdzennych Amerykanów. Indianie autora Pionierów są albo bezgranicznie dobrzy i szlachetni, albo absolutnie źli. Dobrzy są Mohikanie, ich kuzyni Delawarowie oraz Paunisi, źli natomiast Hurono- wie, Irokezi i Siuksowie. Nie zawsze wszakże w literaturze opisującej granicę spotykamy się z takim dwoistym wizerunkiem czerwonoskórych. Jako przykład utwo- ru, w którym Indianie są wyłącznie dobrzy, podaję niezbyt udany arty- stycznie melodramat Lydii Marii Child zatytułowany Hobomok: A Tale of Early Times (1824). Egzemplifikacją tendencji odwrotnej, ukazywania Indian jako uosobienia zła, jest z kolei bardzo popularna swego czasu po- wieść Roberta Montgomery’ego Birda Nick of the Woods, or The Jibbena- inosay: A Tale of Kentucky (1837). Autor stworzył przy okazji wzorcowy model literackiego westernu z dominującym motywem zemsty, a także skonstruował archetyp postaci mściciela, bez której trudno wyobrazić so- bie literaturę opowiadającą o życiu na Zachodzie. 16 Wstęp

Głównym tekstem omawianym i analizowanym przeze mnie w rozdzia- le szóstym, W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka, są dzienniki obu podróżników, drobiazgowo opisujących sławną ekspedycję z lat 1804–1806. Stanowią one fascynującą lekturę i mogą być traktowane nie tylko jako relacja z podróży, ale również jako dzieło literackie. Oddajmy na chwilę głos Frankowi Bergonowi, amery- kańskiemu pisarzowi i krytykowi literackiemu. „Spoglądając z perspekty- wy prawie dwóch wieków – pisał on w 2004 roku – łatwo zauważyć, że te niejednorodne, fragmentaryczne, nieoszlifowane zapiski pełnią funk- cję narodowego eposu. Posługując się wielością stylów, opowiadają one o ludzkich zmaganiach z dziką naturą, wędrówce na zachód i powrocie do domu. Wykorzystując formę bezpośredniej i prostej opowieści, uosabiają mityczną historię narodu w stopniu znacznie wyższym niż większość po- ematów, powieści i sztuk teatralnych”. Bohaterami moich rozważań są w pierwszej kolejności Meriwether Le- wis i William Clark, przywódcy wyprawy. Sporo uwagi poświęcam tak- że Sacagawei z plemienia Szoszonów, kobiecie dla amerykańskiej historii i kultury niemal tak mitycznej jak Pocahontas. To właśnie ona, na równi z Lewisem i Clarkiem, stała się centralną postacią wielu powieści, powsta- łych jednak już w wieku dwudziestym i dwudziestym pierwszym. W roz- prawie odwołuję się między innymi do: The Conquest: The True Story of Lewis and Clark (1902) Evy Emery Dye, Red Heroines of the Northwest (1930) Byrona Defenbacha, Star of the West: The Romance of the Lewis and Clark Expedition (1935) Ethel Hueston, I Should Be Extremely Hap- py in Your Company: A Novel of Lewis and Clark (2003) Briana Halla, Eclipse: A Novel of Lewis and Clark (2003) Richarda S. Wheelera i Love on the Lewis and Clark Trail (2004) Pata Deckera. Kilka ostatnich stron rozdziału szóstego przeznaczyłem na omówienie wydanych w 1845 roku raportów z dwóch pierwszych wypraw zorgani- zowanych i kierowanych przez Johna Charlesa Fremonta (w sumie było ich pięć), opatrzonych tytułem Report of the Exploring Expedition to the Rocky Mountains in the Year 1842, and to Oregon and North California in the Years 1843–’44. Rozdział siódmy ma trzech bohaterów, na co wskazuje zresztą jego ty- tuł: Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain. Najwięcej miejsca poświęcam Irvingowi, jednemu z najwybitniejszych i najbardziej znanych amerykańskich prozaików dzie- więtnastego wieku, autorowi aż trzech książek o granicy. Lecz tylko jedna z nich, A Tour on the Prairies (1835), ma charakter wspomnień z własnej Wstęp 17 podróży, odbytej w 1832 roku wraz z oddziałem wojskowych zwiadow- ców, w głąb Terytorium Indiańskiego w dzisiejszej wschodniej Oklahomie. Pozostałe dwa utwory, Astoria (1836) i The Adventures of Captain Bonne- ville (1837), zostały oparte na relacjach innych osób. W Astorii Irving opi- sywał dramatyczne dzieje dwóch ekspedycji zorganizowanych przez Johna Jacoba Astora, jednej morskiej, a drugiej lądowej, które miały dotrzeć do ujścia rzeki Kolumbii do Oceanu Spokojnego. Celem wyprawy morskiej było założenie tam ufortyfikowanej faktorii. Wyprawa lądowa miała na- tomiast zbadać szlaki komunikacyjne przez kontynent i znaleźć lokalizacje dogodne do zbudowania placówek handlowych. Obie ekspedycje dotarły wprawdzie na miejsce przeznaczenia, ale zamiar przejęcia kontroli przez Astora nad handlem futrami na ogromnym obszarze na zachód od Gór Skalistych nie powiódł się. W The Adventures… Irving relacjonował z ko- lei przebieg wyprawy badawczo-handlowej, prowadzonej przez kapitana Bonneville’a, imigranta z Francji i oficera armii amerykańskiej, eksplorują- cej tereny obecnego północnego zachodu Stanów Zjednoczonych. A Tour on the Prairies oraz Astorię poddaję gruntownej analizie, Adventures… przywołuję zaś niejako na marginesie głównych rozważań. W drugiej części rozdziału dokładnie omawiam niezwykle ciekawą pra- cę Francisa Parkmana, późniejszego wybitnego historyka, The Oregon Trail: Sketches of Prairie and Rocky Mountain Life (1849). Jest to niewątpliwie jedna z najlepszych dziewiętnastowiecznych reportażowych książek ame- rykańskich, opisująca przedsięwziętą w 1846 roku ekskursję z St. Louis, wzdłuż tak zwanego Szlaku Oregońskiego, przez tereny dzisiejszych sta- nów Missouri, Kansas, Nebraska i Wyoming do Fortu Laramie i dalej przez Kolorado i Kansas do osady Independence w Missouri. Rozdział kończę analizą książki Marka Twaina Pod gołym niebem (1872), opowiadającej o przeżyciach i wrażeniach autora z czasów jego pobytu na zachodzie Stanów Zjednoczonych, w Nevadzie i północnej Kalifornii oraz z wycieczki na Hawaje. Utwór jest gatunkową hybrydą, łączącą elementy powieści podróżniczej, reportażu, prywatnego dzienni- ka i literackiej autobiografii. W jego opisie zwracam uwagę na fascynację Twaina przemocą i jego skrajnie negatywny, graniczący z rasizmem, stosu- nek do Indian. W rozdziale ósmym, zgodnie z jego tytułem (Powieści groszowe: obraz granicy dla mas), zajmuję się niezwykle popularnym w drugiej połowie dziewiętnastego i na początku dwudziestego wieku fenomenem tak zwa- nych dime novels, reprezentujących literaturę popularną w najbardziej skrajnej postaci. Względnie dokładnie omawiam dorobek czterech auto- 18 Wstęp rów powieści groszowych (względnie, ponieważ każdy z nich tworzył tek- sty hurtowo i ma na swym koncie po kilkaset utworów): Edwarda S. El- lisa, Edwarda Zane’a Carrolla Judsona, używającego pseudonimu „Ned Buntline”, Prentissa Ingrahama i Edwarda L. Wheelera. W dalszej części tej partii książki skupiam się na twórczości dwudzie- stowiecznych kontynuatorów tradycji dime novels: Zane’a Greya oraz Fredericka Schillera Fausta, pisującego pod pseudonimem „Max Brand”. Ostatni, dziewiąty rozdział zatytułowany jest Powstanie i rozwój powie- ści kowbojskiej. Opisuję w nim krótko ewolucję gatunku od jego narodzin po współczesność. Dokonuję także szczegółowej analizy czterech należą- cych do niego utworów: Wirgińczyka (1902) Owena Wistera, The Log of a Cowboy (1903) Andy’ego Adamsa, Monte Walsh (1963) Jacka Schaefera oraz Na południe od Brazos (1985) Larry’ego McMurtry’ego.

***

Chcę podziękować wszystkim, którzy wspierali mnie podczas pisania Ziemi niczyjej, ziemi obiecanej: żonie, córkom, koleżankom i kolegom z Instytutu Sztuk Audiowizualnych Uniwersytetu Jagiellońskiego, a także moim kotom, których donośne miauczenie mobilizowało mnie do wytę- żonej pracy. 1 Granica w amerykańskiej historii i kulturze

W amerykańskiej tradycji termin „granica” (frontier) rozumiany jest nie- co inaczej niż w Europie. Na naszym kontynencie oznacza on mniej lub bardziej umowną linię zamykającą (wyznaczającą) pewien określony ob- szar (parcelę, wieś, miasto itp.) lub oddzielającą od siebie dwa terytoria, będące często podmiotami politycznymi względnie administracyjnymi, na przykład państwami, województwami, powiatami czy gminami albo ich odpowiednikami w innych systemach administracji publicznej3. Tym- czasem w Stanach Zjednoczonych słowem „granica” zwykło się określać zazwyczaj pas ziemi stanowiący najdalszą strefę zasiedlenia przez białą ludność wraz z przylegającym do niej obszarem bez stałych osiedli (wil- derness), tylko okazjonalnie penetrowanym przez badaczy, traperów, my- śliwych i osoby handlujące z Indianami. Tak rozumiana granica wiąże się więc ze zjawiskiem osadnictwa i kolo- nizacji kontynentu północnoamerykańskiego. Sam termin został oficjalnie użyty po raz pierwszy w 1690 roku, gdy komitet działający przy samorzą- dowej legislaturze Massachusetts, zwanej The General Court of Massa-

3 Istnieje naturalnie jeszcze inne znaczenia terminu „granica”, np. „linia podziału, czynniki różnicujące” oraz „pewien ograniczony zasięg, miara, kres czegoś dozwolonego, przyjętego; koniec, kres możliwości”. Por. Mieczysław Szymczak (red.), Słownik języka polskiego, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1978, t. I, s. 694. 20 Granica w amerykańskiej historii i kulturze chusetts, poprosił ją, by określiła, czym jest i gdzie przebiega granica ko- lonii, a także utworzyła wojskowe garnizony, w sile czterdziestu żołnierzy, w każdym nadgranicznym osiedlu4. Ale granica, niezależnie od tego, jakim słowem ją określano, pojawiła się na terenie dzisiejszych Stanów Zjedno- czonych znacznie wcześniej, wraz z pierwszymi osadnikami z Hiszpanii, Francji, Danii i Anglii. Szczególnie ważna okazała się kolonizacja angielska. Po kilkunastu nie- fortunnych próbach w szesnastym i na początku siedemnastego wieku, w 1607 roku udało się założyć pierwszą stałą osadę na terenie dzisiejszego stanu Wirginia. Na cześć króla Jakuba I nazwano ją Jamestown. W następ- nych latach nowe osiedla rosły jak grzyby po deszczu. W drugiej połowie siedemnastego wieku obszar skolonizowany obejmował nie tylko wybrze- że Atlantyku, ale i tereny położone wzdłuż rzek wpadających do oceanu. Na początku osiemnastego wieku angielscy handlarze futrami dotar- li do rzeki Ohio. W latach trzydziestych pierwsi osadnicy przekroczyli Pasmo Błękitne (Blue Range) w Appalachach i wkroczyli do doliny She- nandoah w dzisiejszych stanach Wirginia i Wirginia Zachodnia. W tym samym mniej więcej czasie chaty farmerów pojawiły się na płaskowyżu

Zdj. 1. Przybycie do Jamestown (ilustracja z roku 1905)

4 Por. Frederick Jackson Turner, The Frontier in American History, Dover Publica- tions, New York 1996, s. 39. Granica w amerykańskiej historii i kulturze 21

Piedmont w Karolinie Północnej i Południowej. W drugiej połowie tego stulecia osadnicy zaczęli przybywać nad brzegi rzek Mohawk w obecnym stanie Nowy Jork, New River w Karolinie Północnej i Wirginii, Kanawha w Wirginii Zachodniej, a także do źródeł Yadkin i French Broad w Karo- linie Północnej. W 1763 roku król Jerzy III, reagując na powstanie Pon- tiaca, ogłosił proklamację zabraniającą jego poddanym osiedlania się na zachód od źródeł rzek wpadających do Atlantyku. Postępów kolonizacji nie dało się już jednak zatrzymać. Dalszy rozwój osadnictwa nastąpił w czasie i po zakończeniu wojny o niepodległość. Jeszcze w okresie rewolucji osadnicy przybyli do Kentucky i Tennessee, zakładając między innymi osiedla Harrodsburg i Fort Boones- borough. Jak wykazał pierwszy spis ludności w Stanach Zjednoczonych, przeprowadzony w 1790 roku, tereny zasiedlone obejmowały w tym cza- sie: południowe Maine, Nową Anglię z wyjątkiem części Vermontu i New Hampshire, Nowy Jork wzdłuż dolin rzek Hudson i Mohawk, wschodnią

Zdj. 2. Fort Boonesborough (ilustracja z roku 1912) 22 Granica w amerykańskiej historii i kulturze i południową Pensylwanię, znaczne fragmenty Wirginii i Wirginii Zachod- niej, obie Karoliny i wschodnią Georgię. Poza tym obszarem ciągłego zalud- nienia znajdowały się osadnicze enklawy w Kentucky, Tennessee i Ohio5. W kolejnych dekadach obszary zasiedlane przez osadników stale się powiększały. Drugi spis ludności z 1820 roku wykazał, że fala imigrantów napłynęła do Ohio, południowej Indiany i Illinois, południowo-wschod- niego Missouri, Kentucky, Tennessee, Missisipi, południowej Luizjany i na Florydę. Potem rozlała się na Michigan, pozostałe części Indiany i Illinois, na Arkansas, resztę Missouri, Iowę, Wisconsin oraz Minnesotę, Kansas, Nebraskę i obie Dakoty. W połowie dziewiętnastego wieku granica pojawiła się w Kalifornii, gdzie odkrycie złota ściągnęło tysiące poszukiwaczy. Od początku lat czterdziestych grupy osadników zaczęły osiedlać się w Oregonie i Utah, przekraczając – często z narażeniem życia – pas Wielkich Równin i Góry Skaliste. Nieco później poszukiwacze złota pojawili się w Kolorado, a far- merzy i ranczerzy w Wyoming, Montanie, Idaho i Waszyngtonie. Pod ko- niec dziewiętnastego wieku właściwie cały obszar Stanów Zjednoczonych, może poza Alaską, był zwarcie zasiedlony, a granica, pojmowana jako za- sięg osadnictwa, zniknęła. W swoim słynnym tekście The Significance of the Frontier in Ameri- can History Frederick Jackson Turner sformułował tak zwaną hipotezę graniczną (frontier hypothesis)6. Głosiła ona, że różnice między cywiliza- cjami Europy i Ameryki wynikały w dużej mierze z unikatowego środo- wiska geograficznego Nowego Świata. Jego najbardziej charakterystycz- ną cechą było „istnienie obszarów dostępnej ziemi, ich stały ubytek oraz proces osadnictwa postępujący w kierunku zachodnim”7. Krocząc przed siebie, imigranci nie tylko pozbywali się dotychczasowego bagażu kultu- rowego i przystosowywali się do całkowicie nowych, nieznanych im dotąd warunków fizjograficznych, lecz odrzucali także wiele cywilizacyjnych za- wiłości. Jak pisze Ray Allen Billington:

5 Ibidem, s. 5–6. 6 Tekst ten, w formie referatu, został wygłoszony 12 lipca 1893 roku na spotkaniu American Historical Association w Chicago. Po raz pierwszy opublikowano go 14 grud- nia tego samego roku w „Proceedings of the State Historical Society of Wisconsin”, a póź- niej zamieszczono w książce Turnera The Frontier in American History (Henry Holt, New York 1920) jako jej pierwszy rozdział. Książka była wielokrotnie wznawiana, między in- nymi w nowojorskiej oficynie Dover Publications w 1996 roku. 7 Frederick Jackson Turner, The Frontier in American History, Henry Holt, New York 1920, s. 1. Granica w amerykańskiej historii i kulturze 23

(…) prymitywne osiedla, jakie zakładali wzdłuż granicy, poddane były słabszej społecznej, politycznej i ekonomicznej kontroli niż zwarte osady na Wscho- dzie, a mieszkający w nich ludzie nie mieli wiele czasu na życie kulturalne, gdyż swą energię poświęcali karczowaniu lasów. Gdy przybywali nowi osad- nicy, społeczności te dojrzewały, ale cywilizacja, którą tworzyły, różniła się znacznie od tej ze Wschodu. Jej instytucje uległy modyfikacji pod wpływem osobliwego otoczenia, specyficznej ewolucji oraz wkładu wnoszonego przez radykalnie odmienne grupy tworzące wspólny porządek społeczny. Nastąpiła „amerykanizacja” ludzi i ich zbiorowości8.

Istotę tego procesu Turner opisuje z charakterystycznym dla siebie po- etyckim zadęciem:

Granica jest miejscem najszybszej i najskuteczniejszej amerykanizacji. Dzika natura (wilderness) panuje tu nad kolonistą. Wprawdzie przybywa on w eu- ropejskim stroju, z europejskimi narzędziami, podróżuje po europejsku i po europejsku myśli, ale natura zabiera mu wkrótce większość atrybutów cywili- zacji. Zmusza go do podróżowania w brzozowym kanu, pozbawia odzieży Eu- ropejczyka i przyobleka w strój myśliwski oraz mokasyny, umieszcza go w cha- cie z bali wzniesionej na modłę Czirokezów lub Irokezów i każe mu zbudować wokół niej indiańską palisadę. Kolonista uprawia indiańską kukurydzę, orze ziemię zaostrzonym drewnianym palem, wydaje okrzyk wojenny i skalpuje wroga w ortodoksyjny indiański sposób. Mówiąc krótko, środowisko granicy jest początkowo zbyt nieprzyjazne dla białego przybysza. Jeśli nie chce zginąć, musi zaakceptować nowe warunki i przystosować się do indiańskiego stylu życia. Powoli przekształca dziką przyrodę, lecz rezultat tego procesu nie przy- pomina starej Europy. Rezultatem jest nowy twór, Amerykanin9.

Turner utrzymywał, że dzięki stałemu przesuwaniu granicy, połączone- mu z przekraczaniem geograficznych barier: Appalachów, rzeki Missisipi, rzeki Missouri, szerokiego pasa Wielkich Równin i Gór Skalistych, rozwój Stanów Zjednoczonych nie miał charakteru liniowego. Przebiegał on ra- czej koliście – na każdym etapie, przy pokonywaniu każdej nowej granicy, osadnicy napotykali bardzo podobne, prymitywne warunki życia, wyma- gające od nich porzucenia starych (wyniesionych ze Wschodu lub Europy) przyzwyczajeń i zaadaptowania się do nowej, prostej egzystencji na sty- ku cywilizacji i dzikiej natury. Na każdym etapie musieli też stawić czoło podobnym problemom: zagrożeniu ze strony Indian, kwestii publicznej i prywatnej własności ziemi, wzajemnym relacjom między „starymi” i „no-

8 Ray Allen Billington, The American Frontier, Service Center for Teachers of History, Washington 1958, s. 1–2. 9 Frederick Jackson Turner, The Frontier in American History, op. cit., s. 3–4. 24 Granica w amerykańskiej historii i kulturze wymi” imigrantami oraz budowaniu zrębów działalności politycznej, reli- gijnej, ekonomicznej i edukacyjnej. Oczywiście, stałe przesuwanie się granicy na zachód powodowało, że każdą kolejną fazę, oprócz podobieństw do poprzednich, charakte- ryzowały także różnice, wynikające z odmienności miejsca i czasu. Ży- cie w puszczach Kentucky i Tennessee w drugiej połowie osiemnastego wieku tylko w niewielkim stopniu przypominało egzystencję osadników w siedemnastowiecznych koloniach nad Atlantykiem. To samo dotyczyło dziewiętnastowiecznych gospodarstw w dolinie Missisipi, farm Kansas czy Nebraski oraz górniczych osiedli w Górach Skalistych. Pochód cywilizacji w kierunku zachodnim odbywał się w różnym tem- pie, zależnie od tego, kto go prowadził. Dlatego Turner proponuje odróż- niać cztery typy granicy: granice handlarzy, ranczerów, górników i farme- rów. Najbardziej dynamiczni byli handlarze, robiący interesy z Indianami, oraz traperzy. Jak pisze amerykański historyk:

Gdy kopalnie i zagrody dla bydła były wciąż rozlokowane w pobliżu morskie- go wybrzeża, handlarze przekraczali już Appalachy i zapuszczali się w okolice Wielkich Jezior. Gdy traperzy dotarli do Gór Skalistych, farmerzy nadal tkwili w dolinie Missisipi10.

Handlarze i traperzy odegrali też niezwykle ważną rolę w poznawaniu amerykańskiego interioru. To właśnie oni, jako pierwsi biali, docierali do najdzikszych i najtrudniej dostępnych obszarów kontynentu, to oni prowa- dzili sławnych odkrywców i podróżników: Meriwethera Lewisa i Willia- ma Clarka, Zebulona Pike’a, Johna C. Fremonta, Josepha R. Walkera oraz George’a M. Wheelera. Byli ludźmi, którzy zdążyli poznać grozę i wspa- niałość prawdziwie dzikiej natury oraz zakosztować życia jej pierwotnych mieszkańców. Gdy na scenie pojawili się osadnicy, to prymitywne życie dawno już odeszło w przeszłość. Farmerzy spotykali Indian uzbrojonych nie tylko w tradycyjne dzidy i łuki, ale i w broń palną. Paradoksalnie, han- dlarze, uzależniając tubylców od białej cywilizacji, wyposażali ich w sku- teczne narzędzie oporu wobec niej. Epoka handlarzy i traperów, odkrywających nieznane ziemie i na- wiązujących pierwsze stosunki z czerwonoskórymi, szybko przeminęła. Trwałe elementy cywilizacji przynosili dopiero osadnicy. Turner konstatu- je, że na nowe tereny napływali oni zazwyczaj w trzech falach. Najpierw przybywali pionierzy, prowadzący zwykle w pełni naturalną gospodarkę

10 Ibidem, s. 12. Granica w amerykańskiej historii i kulturze 25

Zdj. 3. Traper (obraz Charlesa Deas z 1844 roku, zatytułowany Long Jakes; the Rocky Mountain Man)

rolną. Na wykarczowanych, kilkunastoarowych poletkach, za pomocą prymitywnych, własnoręcznie wykonanych narzędzi, uprawiali kukury- dzę, kapustę, fasolę, ogórki i ziemniaki. Mieszkali w jednoizbowych cha- tach z bali, a w prowizorycznych stajniach trzymali nieliczny inwentarz: konia, krowę i jedną lub dwie świnie. Gdy okolica stawała się bardziej zaludniona, a ich nieskrępowana do tej pory wolność była ograniczana społecznymi konwencjami, sprzedawali swą własność i ruszali ku nowym wyzwaniom, by w leśnej głuszy lub na spalonej słońcem prerii zaczynać życie od nowa. Na ich miejsce pojawiali się osadnicy innego rodzaju. Nie zajmowa- li, lecz kupowali ziemię, starając się stworzyć większe i bogatsze farmy. Domy wyposażali w ceglane lub kamienne kominy, a w okna wprawiali szyby. Oczyszczali szlaki dla wozów, wznosili mosty nad potokami, czasem budowali również młyny, spichlerze, kościoły i szkoły. W trzeciej fali imigrantów znajdowali się ludzie interesu, finansiści i przedsiębiorcy, gotowi inwestować w niedawno powstałe osady. To 26 Granica w amerykańskiej historii i kulturze

Zdj. 4. Chata rodziny pionierów (The Robert F. Aldous Cabin) dzięki nim małe wioski szybko przekształcały się w miasteczka i miasta z szerokimi ulicami, parkami, ogrodami i reprezentacyjnymi gmachami. Wraz z architekturą zmieniał się też styl życia mieszkańców, którzy coraz bardziej zaczynali cenić komfort i wygody. Z upływem czasu w prymi- tywnych niegdyś osiedlach zagościło wyrafinowanie, przepych, elegancja, a nawet frywolność. Cechą charakterystyczną osadnictwa farmerskiego była często jego cy- kliczność. Rolnicy, jak pamiętamy, uprawiali pola metodami bardzo prymi- tywnymi, nie stosując płodozmianu. Po pewnym czasie zaczynali więc osią- gać coraz skromniejsze plony ze względu na postępujące jałowienie ziemi. Wtedy sprzedawali za bezcen swe włości i znowu ruszali na zachód, gdzie za jeszcze mniejszą sumę kupowali kolejną dziewiczą działkę, której ży- zność zapewniała im obfitość płodów rolnych przez kilka najbliższych lat. Zupełnie odmiennie postępowała inna grupa osadników – hodowcy bydła. Budując rancza, zamierzali oni raczej pozostać w nich na stałe, po- większając stada i wykorzystując coraz więcej pastwisk. Początkowo sta- nowiły one zazwyczaj własność publiczną, zwaną open range (wypasają- cych na nich ranczerów określano mianem free greezers). Później ziemia Granica w amerykańskiej historii i kulturze 27 przeszła w ręce prywatne, co dało początek wielu konfliktom zarówno między poszczególnymi hodowcami, jak i nimi oraz farmerami. Istnienie i stałe przesuwanie się granicy na zachód miało, zdaniem Tur- nera, doniosłe konsekwencje. We wczesnym, jeszcze kolonialnym, okresie przyczyniało się do zmniejszenia zależności osadników od władz angiel- skich. Im dalej od wybrzeża, tym wpływy metropolii stawały się mniej- sze, a możliwości sprawowania kontroli nad kolonistami były bardziej ograniczone. Prowadziło to w prostej linii do amerykanizacji imigrantów. Proces ten nie dotyczył wyłącznie osadników pochodzenia angielskiego. Obejmował także Irlandczyków, Szkotów, Niemców, Holendrów, Szwe- dów i przedstawicieli wielu innych narodowości. W rezultacie powstał grunt, na którym mogła ukształtować się nowa, amerykańska świadomość narodowa i podstawy niezależnej państwowości. Granica tworzyła również zapotrzebowanie na kupców, a w konse- kwencji kładła podwaliny pod rozwój nowoczesnej gospodarki kapita- listycznej. Kupcy byli często jedynym łącznikiem między kolonistami a cywilizowanym światem, umożliwiając tym pierwszym przetrwanie. Odegrali też ważną rolę w procesie odkrywania i lepszego poznawania kontynentu, nawiązując stosunki handlowe z Indianami zamieszkującymi obszary nietknięte jeszcze przez białe osadnictwo. Z przesuwaniem się granicy łączyła się konieczność zarządzania pu- bliczną własnością ziemską. Zwłaszcza kupno od Francji Luizjany w 1803 roku, co niemal podwoiło obszar Stanów Zjednoczonych, stało się punk- tem zwrotnym nie tylko w terytorialnym rozwoju państwa, ale i w zmia- nach ustawodawczych, w tym konstytucyjnych. Wzmocniły one wydatnie pozycję rządu federalnego, ujednoliciły system polityczny i administracyj- ny, wreszcie ograniczyły lokalne partykularyzmy, szczególnie widoczne na wybrzeżu atlantyckim. Najważniejszym efektem oddziaływania granicy było jednak dla Turne- ra krzewienie demokracji. Granica rodziła indywidualizm, a organizacja socjalna, jeśli w ogóle się pojawiała, była prymitywna, opierając się na naj- mniejszej i najbardziej zwartej grupie społecznej, czyli rodzinie. Osadnicy niechętnie poddawali się jakiejkolwiek kontroli, zwłaszcza tej bezpośred- niej, sprawowanej przez władze. Z jednej strony rodziło to poczucie nie- zależności i kult wolności, z drugiej zaś ograniczało plenipotencje samej władzy. Konsekwencje tego stanu rzeczy były wielorakie: polityczne, kulturo- we i psychologiczne. Turner twierdził, że to właśnie granicy „amerykań- ski charakter” zawdzięczał swoje wyjątkowe właściwości: nieokrzesanie 28 Granica w amerykańskiej historii i kulturze i siłę, wnikliwość i ciekawość świata, praktyczność i pomysłowość, pęd do bogacenia się i umiejętność osiągania wielkich celów, pewnego rodzaju niesforność i indywidualizm, a jednocześnie optymizm i wylewność. Przez ponad pół wieku sformułowana przez Turnera „hipoteza gra- niczna” była powszechnie akceptowanym narzędziem służącym do in- terpretacji amerykańskiej historii. Kontrowersje zaczęły się pojawiać po śmierci jej autora w 1932 roku. Na świecie szalał wówczas Wielki Kryzys i wiele podstawowych wartości amerykańskiej cywilizacji zostało zakwe- stionowanych. Turner w sposób zbyt bezpośredni odwoływał się do tych wartości, by uniknąć krytyki. Wrogów znalazł zwłaszcza na lewicy. Sym- patycy doktryny marksistowskiej oskarżali go o absolutyzowanie czynni- ków geograficznych i całkowite pominięcie aspektów klasowych w opisie procesu historycznego. Badacze o orientacji socjalistycznej lub socjalde- mokratycznej zarzucali mu z kolei apologię indywidualizmu, podczas gdy – ich zdaniem – dla prawidłowego rozwoju społeczeństwa konieczna jest ścisła kontrola sprawowana przez rząd. Sporej części historyków nie po- dobało się lekceważenie przez Turnera wpływu kultury europejskiej na kształtowanie się amerykańskiego charakteru i państwowości. Jak bowiem utrzymywali, koloniści, przybywając do nowego środowiska, wcale nie zrywali więzów z przeszłością i swą dotychczasową kulturą, nawet jeśli chwilowo okazywała się ona balastem. Wręcz przeciwnie, pielęgnowali narodowe i religijne tradycje, porzucając je ewentualnie dopiero po wielu pokoleniach. Zaprzeczając tej oczywistej prawdzie, Turner – twierdzili – torował drogę niebezpiecznym ideom izolacjonizmu i prowincjonalizmu. Najpoważniejszy zarzut pod adresem autora The Significance of the Frontier in American History dotyczył odrzucenia przez niego podstawo- wej zasady obowiązującej we współczesnej historiografii i głoszącej, że każde zjawisko ma wiele przyczyn oraz że nie należy ograniczać się do wskazywania tylko jednej z nich. Tymczasem Turner tak właśnie postępo- wał, ignorując zupełnie wpływ, jaki na dzieje Stanów Zjednoczonych wy- warły takie zjawiska jak industrializacja, urbanizacja, rozwój transportu, edukacji, opieki zdrowotnej itp., a także czynniki zewnętrzne, na przykład liczne wojny osłabiające międzynarodową konkurencję11.

11 Wśród wielu tekstów krytycznych wobec poglądów Turnera można wymienić między innymi następujące prace: J.A. Burkhart, The Turner Thesis: A Historian’s Con- troversy, „Wisconsin Magazine of History” XXXI (September 1947), s. 70–83; Louis M. Hacker, Sections – or Classes?, „The Nation” CXXXVII (July 26, 1933), s. 108–110; Carlton J.H. Hayes, The American Frontier – Frontier of What?, „American Historical Re- view” LI (January 1946), s. 199–216; Richard Hofstadter, Turner and the Frontier Myth, Granica w amerykańskiej historii i kulturze 29

Wiele kierowanych wobec „tezy granicznej” krytycznych uwag jest niewątpliwie słusznych. Pamiętajmy jednak, że Turner nie miał ambicji konstruowania teorii naukowej wyjaśniającej dzieje Ameryki. Formułował tylko hipotezę, być może nadmiernie wyostrzoną i nieco jednostronną. Ale trudno upierać się, że fałszywą. Czynniki geograficzne i przyrodnicze nie były zapewne jedynymi elementami kształtującymi tożsamość naro- dową Amerykanów, lecz zaliczały się z pewnością do tych ważniejszych. Ich lekceważenie byłoby ogromnym błędem zamazującym źródła i isto- tę „amerykanizmu” rozumianego jako przeciwstawienie „europejskości”. Opozycja Stary Świat – Nowy Świat była i stale jest obecna w kulturze zarówno amerykańskiej, jak i europejskiej. Sama Ameryka zaś postrzegana bywała często przez mieszkańców obu kontynentów jako anty-Europa, nieco mityczny kraj oferujący nowe doświadczenia i w zasadzie nieogra- niczone możliwości. W „hipotezie granicznej” najwięcej kłopotów sprawia termin „granica”, bowiem Turner nie tylko go nie zdefiniował, ale też posługiwał się nim w różnych znaczeniach. Raz pisał o granicy jako o „miejscu spotkania dzi- kiej natury i cywilizacji”, kiedy indziej jako o „obszarze, na który napływa- ją osadnicy”, „formie społeczności”, „stanie umysłu”, „raczej fazie rozwoju społeczeństwa niż miejscu”, „procesie” oraz „regionie, którego społeczna struktura wynika z zastosowania tradycyjnych instytucji do nowych warun- ków, charakteryzujących się dostępnością ziemi”. Terminologiczny chaos jest wszakże tylko pozorny. Gdy dokładniej przyjrzeć się tekstowi Turnera, okazuje się, że autor używa słowa „granica” w dwóch zasadniczych sen- sach: jako określenie geograficznego obszaru i jako procesu. W pierwszym znaczeniu granica to terytorium przylegające do nieza- siedlonych części kontynentu, o małej gęstości zaludnienia, zasobne w bo- gactwa naturalne, umożliwiające jednostce poprawę swego ekonomicz- nego i społecznego bytu bez pomocy z zewnątrz. W znaczeniu drugim granica to proces zmian jednostek i instytucji w wyniku kontaktu ze śro-

„American Scholar” XVIII (Autumn 1949), s. 433–443; R.L. Lokken, The Turner Thesis: Criticism and Defense, „Social Studies” XXXII (December 1941), s. 356–365; George W. Pierson, The Frontier and Frontiersmen of Turner’s Essays: Scrutiny of the Founda- tions of the Middle Western Tradition, „ Magazine of History and Biogra- phy” LXIV (October 1940), s. 449–478; Earl S. Pomeroy, Toward a Reorientation of Western History: Continuity and Environment, „Mississippi Valley Historical Review” XLI (March 1955), s. 579–600; Robert E. Riegel, Current Ideas of the Significance of the Frontier, „Revista de Historia de America” (June 1952), s. 25–43; idem, American Frontier Theory, „Journal of World History” III, nr 2 (1956), s. 356–380. 30 Granica w amerykańskiej historii i kulturze dowiskiem dostarczającym ludziom niedostępne dla nich wcześniej zaso- by. Jak podsumowuje to cytowany już Ray Allen Billington:

Pierwsza definicja sugeruje, że „granica” nie była wąską linią, lecz strefą mi- gracji o zróżnicowanej szerokości, zaludnioną przez różnorodne typy ludzkie, od traperów na zachodzie po budowniczych miast na wschodzie. Z drugiej definicji wynika natomiast, że społeczne dziedzictwo i przemiany dokonujące się w owej strefie różniły się zależnie od czasu i miejsca, natury jednostek i in- stytucji oraz środowiska, w jakim przyszło im działać12.

Pomiędzy obu znaczeniami nie ma zasadniczej sprzeczności, do obu też będę się odwoływał w mojej pracy. Będąc dalekim od geograficznego determinizmu, uznaję jednak, że czynniki geograficzne i przyrodnicze odgrywały niezwykle ważną rolę w kształtowaniu się fenomenu amerykańskiej granicy. Inne elementy za- angażowane w ten proces to stała obecność Indian, istot „o ciemnej skórze i podobnie ciemnym umyśle, tajemniczych, krwawych, okrutnych, »od- dających cześć diabłu«”13, brak silnych kultur europejskich oraz żywione przez osadników poczucie wykorzenienia, któremu towarzyszyły bardziej lub mniej racjonalne obawy, wątpliwości i niepewność jutra. Niejakie zna- czenie miały także narzucane przez władze (najpierw angielskie, później amerykańskie) rozwiązania polityczno-społeczne, ale ich funkcja była wy- raźnie drugorzędna. Rozprawiając o granicy, należy pamiętać, że nie stanowiła ona zjawiska wyłącznie historycznego. Była również, i nadal pozostaje, mitem. To ostat- nie pojęcie, z natury wieloznaczne, wymaga wyjaśnienia. Termin „mit” odnosić będę do tekstów narracyjnych (opowieści), w sposób dramatycz- ny prezentujących wyobrażenie świata i historyczny sens danej zbiorowo- ści lub kultury oraz redukujących wielopokoleniowe doświadczenia do zespołu mocno nacechowanych emocjonalnie metafor. Kompleks mitów funkcjonujących w obrębie społeczności lub kultury możemy określić mia- nem mitologii. Richard Slotkin zauważył słusznie, że zakładana w procesie mitotwór- czym reakcja na mit

(…) jest zasadniczo nieracjonalna i religijna: odbiorca rozpoznaje w micie sam siebie i własne doświadczenie, doświadczenia swych przodków oraz twarze

12 Ray Allen Billington, The American Frontier, op. cit., s. 9. 13 Richard Slotkin, Regeneration Through Violence: The Mythology of the American Frontier, 1600–1860, University of Oklahoma Press, Norman 2000, s. 18 (wyd. I: Wes- leyan University Press, Middletown 1973). Granica w amerykańskiej historii i kulturze 31

bogów, którzy rządzą jego światem, a także czuje, że mit pozwala mu na in- tymny kontakt z najpotężniejszymi siłami kształtującymi jego życie. Mit można więc uznać za intelektualny i artystyczny konstrukt, który likwiduje rozziew między światem umysłu i światem rzeczy, między marzeniem i rzeczywistością, między pragnieniem i działaniem14.

Mit granicy, najstarszy z amerykańskich mitów, sięga swymi korzenia- mi jeszcze okresu kolonialnego. Powstawał on, co odróżnia go od mitów klasycznych, w wyniku działalności piśmienniczej, a właściwie literackiej, był więc swego rodzaju artefaktem. Później udział w procesie mitologi- zacji wzięły również inne dziedziny sztuki: malarstwo (na ogół w formie drzeworytowych reprodukcji publikowanych w amerykańskiej prasie), fo- tografia oraz, już w wieku dwudziestym, kinematografia. Mity jako artefakty zbudowane są z trzech elementów strukturalnych: protagonisty, czyli bohatera, z którym czytelnicy (widzowie) mają się w jakiś sposób identyfikować; uniwersum, czyli świata, w którym boha- ter działa, a który jest odbiciem procesu postrzegania przez odbiorców rzeczywistości materialnej, mentalnej, psychologicznej i religijnej; narracji opisujących wzajemne interakcje bohatera i uniwersum. Wszystkie te czynniki są równie istotne. W micie granicy bohater wy- stępuje w różnych rolach, zależnie od czasu i miejsca powstania opowieści. Jest więc męczennikiem za wiarę i cywilizację chrześcijańską (taką funkcję pełnią główne postacie w siedemnasto- i osiemnastowiecznych non-fiction Indian captivity narratives, czyli wspomnieniach z indiańskiej niewoli), wojownikiem walczącym z czerwonoskórymi, handlarzem futrami dzi- kich zwierząt lub eksploratorem odkrywającym nieznane dotąd białemu człowiekowi obszary, traperem przemierzającym puszcze Kentucky, rejony Wielkich Jezior lub Gór Skalistych, kowbojem pędzącym stada bydła z Tek- sasu do miast Środkowego Zachodu, szeryfem pilnującym ładu i sprawie- dliwości, a nawet bandytą, ale szlachetnym, kimś na kształt amerykańskie- go Robin Hooda, który wprawdzie narusza reguły prawa ludzkiego, lecz pozostaje w zgodzie z ważniejszymi od niego zasadami prawa boskiego. Najbardziej rzucającą się w oczy cechą świata, w którym przychodzi działać bohaterom, jest jego dzikość. Występuje ona w czterech różnych formach: gęstych i niegościnnych puszcz rozciągających się na wschód od rzeki Missisipi, porośniętych trawami i bylinami bezleśnych Wielkich Równin poprzecinanych głębokimi kanionami i parowami, trudno do- stępnych gór, w znacznej części pokrytych lodowcami i wiecznym śnie-

14 Ibidem, s. 7. 32 Granica w amerykańskiej historii i kulturze

Zdj. 5. Buffalo Bill zabija w pojedynku wodza Żółtą Rękę (ilustracja z 1881 roku) giem, oraz bezwodnych, piaszczystych i kamiennych pustyń, wysysających z wędrowców wszystkie siły, a wraz z nimi i życie. Każda z tych form ma swoją klimatyczną specyfikę, każda stawia przed protagonistami inne wy- zwania, każdą reprezentują też inne plemiona indiańskie, w micie granicy symbolizujące zazwyczaj obcość, prymitywizm i zło. Narracje prezentujące wzajemne zależności między bohaterami i świa- tem są niezwykle zróżnicowane. W obrębie literatury najczęściej przybie- rają one postać powieści i opowiadań, choć zdarzają się również inne for- my rodzajowe i gatunkowe: poezja i dramat, a także reportaże, dzienniki, Granica w amerykańskiej historii i kulturze 33 wspomnienia itp. Do tego dochodzą fenomeny pozaliterackie: filmy fabu- larne, seriale telewizyjne, komiksy. W swojej pracy zamierzam ukazać kształtowanie się mitycznego obra- zu granicy w literaturze amerykańskiej, choć nieco uwagi poświęcę tak- że dziełom z okresu kolonialnego, a więc należącym, w ścisłym sensie, do literatury angielskiej. Moje zainteresowanie obejmie utwory powstałe na przestrzeni kilkuset lat: od pierwszej połowy siedemnastego wieku do wieku dwudziestego. Tam, gdzie będzie to konieczne lub wartościowe po- znawczo, poszerzę pole obserwacji o zjawiska wykraczające poza obszar li- teratury, choć niewątpliwie się z nią wiążące. Mam na myśli przede wszyst- kim kinematografię, odwzorowującą często narracje literackie w formie filmowych adaptacji, a także korzystającą z tych narracji w postaci źródła inspiracji lub gotowego zastawu rozwiązań fabularnych.

2 Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas

Kapitan John Smith uważany jest przez wielu za pierwszego bohatera białej Ameryki. Był to człowiek, którego życiorys mógłby dostarczyć materiału dla wielu pasjonujących powieści i filmów historyczno-kostiumowych15. „Jego przygody są tak urozmaicone i niezwykłe, że ich szczegółowe omó- wienie wydaje się przypominać raczej literacki romans niż prawdziwą hi- storię” – pisała w swych Biographical Sketches of Great and Good Men Lydia Maria Child16.

15 Informacje o życiu i działalności Johna Smitha zaczerpnąłem z następujących tek- stów: Philip L. Barbour, The Three Worlds of Captain John Smith, Houghton Miffin, Boston 1964; Everett H. Emerson, Captain John Smith, Twayne, New York 1993; Philip F. Gura, John Who? Captain John Smith and Early American Literature, „Early American Literature” 21.3 (Winter 1986–1987), s. 260–267; Kevin J. Hayes, Captain John Smith: A Reference Guide, G.K. Hall, Boston 1991; Karen O. Kupperman, “Brasse Without but Gold Within”: The Writings of Captain John Smith, „Virginia Cavalcade” 38.2 (Autumn 1988), s. 66–75; J.A. Leo Lemay, Captain John Smith [w:] Louis D. Rubin (red.), The History of Southern Literature, Louisiana State University Press, Baton Rouge 1985, s. 26–33; Dennis Montgomery, Captain John Smith, „Colonial Williamsburg Journal”, t. 16, nr 3 (Spring 1994); Bradford Smith, Captain John Smith: His Life and Legend, J.B. Lippincott, Philadelphia–New York 1953; Donald A. Wise, Captain John Smith, „Daugh- ters of the American Revolution Magazine”, t. 14, nr 1 (January 1980), s. 4–8. 16 Lydia Maria Child, Biographical Sketches of Great and Good Men, Putnam & Hunt, Boston 1829, s. 15. 36 Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas

Zdj. 6. Kapitan John Smith (ilustracja z 1878 roku)

Urodzony w 1580 roku w Willoughby w Anglii, Smith rodzinny dom opuścił w wieku szesnastu lat, po śmierci ojca. Najpierw, jako ochotnik, walczył z Hiszpanami o niepodległość Niderlandów. Potem, pracując na statku handlowym, żeglował po Morzu Śródziemnym. W 1600 roku zacią- gnął się do armii austriackiej i brał udział w wojnie z Turcją. Uczestniczył w kampaniach na terenie Węgier i Transylwanii, gdzie wyróżnił się odwagą i uzyskał stopień kapitana. W jednej z bitew został ranny, pochwycony przez nieprzyjaciół i sprzedany jako niewolnik tureckiemu wielmoży. Ten uczynił z niego podarunek dla narzeczonej i wysłał do Istambułu. Według relacji samego Smitha (której niekoniecznie należy wierzyć) jego nowa właściciel- ka zakochała się w nim bez pamięci i skierowała do swego brata – ofice- ra, pod którego rozkazami szkolić miał oddziały janczarów. Przy pierwszej nadarzającej się okazji Smith zabił jednak brata dziewczyny i uciekł przez Rosję, a potem Rzeczpospolitą Obojga Narodów, do Transylwanii. Wkrótce opuścił szeregi austriackiej armii i udał się w podróż po Europie i północnej Afryce. Do Anglii powrócił zimą na przełomie 1604 i 1605 roku. Tutaj włą- czył się aktywnie w opracowywanie i realizację planów kolonizacji Wirginii. 20 grudnia 1606 roku trzy żaglowce, pod dowództwem kapitana Chri- stophera Newporta, opuściły Anglię, by po ponad czterech miesiącach żeglugi, w kwietniu 1607 roku, dotrzeć do wirgińskich wybrzeży. Na po- Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas 37 kładzie jednego ze statków znajdował się John Smith. Nie był wszakże wolnym człowiekiem, gdyż za zamiar wszczęcia buntu został, w okolicach Wysp Kanaryjskich, uwięziony. Gdy po przybyciu do Ameryki Newport otworzył zalakowaną kopertę, przekazaną ekspedycji jeszcze w Anglii przez przedstawicieli króla, okazało się jednak, że władze wyznaczyły Smi- tha na członka siedmioosobowej rady mającej rządzić kolonią. W ciągu jednego dnia przeistoczył się on z więźnia, któremu groził proces i kara śmierci, w ważną personę i przywódcę. 13 maja 1607 roku statki z osadnikami wylądowały w miejscu, gdzie niebawem wzniesiono Jamestown. Życie przybyszów na nowej ziemi nie było łatwe. We znaki dawał im się głód, brak świeżej wody i choroby, a także ciężkie warunki klimatyczne i powtarzające się ataki Indian Pamunkejów. W grudniu Smith z kilkoma towarzyszami wpadł w zasadzkę zastawioną przez czerwonoskórych. Napastnicy zabili pozostałych Anglików, Smitha zaś – z niewiadomych powodów – oszczędzili. O jego losie miał dopiero zadecydować wódz Pamunkejów, Powhatan17. Ten postanowił adopto- wać jeńca i uczynić jednym z tytularnych wodzów szczepu. W ceremo- nii uczestniczyła jedenastoletnia córka Powhatana, Pocahontas18. Później Smith przypisywał jej zasługę uratowania mu życia, choć rola, jaką w całej sprawie odegrała indiańska dziewczyna, do dziś pozostaje niewyjaśniona. Smith przebywał w niewoli siedem tygodni, po czym został wypusz- czony w zamian za obietnicę dostarczenia czerwonoskórym kilku strzelb. Przyrzeczenia tego nigdy nie spełnił, ale obdarował Indian wieloma inny- mi, cennymi dla nich przedmiotami. Od tej pory, przynajmniej przez jakiś czas, między osadnikami i Pamukejami zapanował pokój. Korzystając z zawieszenia broni, a co za tym idzie – dłuższego okresu spokoju, Smith zorganizował wyprawę, której celem było zbadanie i skar- tografowanie rejonu zatoki Chesapeake oraz zdobycie dramatycznie po- trzebnego zaopatrzenia. Po powrocie do Jamestown, we wrześniu 1608 roku kapitan został wybrany na gubernatora. Rządził twardą ręką, wpro- wadzając żelazną dyscyplinę, wzmacniając rygory bezpieczeństwa i kieru- jąc się zasadą „kto nie pracuje, ten nie je”. W dużej mierze dzięki niemu kolonia przetrwała kryzys, okrzepła, a nawet rozwinęła się.

17 Jego prawdziwe imię brzmiało, zależnie od wersji, Wahunsonacock, Wahunsuna- cawh, Wahunsenacawh lub Wahunsunacock. Smith nazywa go Powhatanem, ponieważ rządził nie tylko Pamunkejami, lecz także konfederacją licznych szczepów, którą Indianie określali mianem Powhatan. 18 I ona w rzeczywistości nazywała się inaczej: Matoaka (Białe Piórko). Słowo „Po- cahontas”, oznaczające psotnicę lub łobuziaka, było przydomkiem, jednocześnie zaś dru- gim, nieoficjalnym imieniem z okresu wczesnego dzieciństwa. 38 Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas

Zdj. 7. Pocahontas ratuje kapitana Smitha (ilustracja z roku 1870)

W październiku 1609 roku Smith odniósł rany podczas wybuchu zgro- madzonego w Jamestown prochu i musiał opuścić Wirginię, udając się na leczenie do Anglii. Do Nowego Świata powrócił w kwietniu 1614 roku, eksplorując wybrzeże Maine i zatokę Massachusetts. Okolice te nazwał – za przyzwoleniem króla Jakuba I – Nową Anglią. Druga wyprawa do Ameryki była ostatnią wielką przygodą Smitha. Resztę życia spędził on w Anglii, pisząc wspomnienia i rozprawy. O niewoli u Powhatana wspominał w pięciu pracach. W A True Re- lation of Such Occurences and Accidents of Noate as Hath Happened in Virginia since the First Planting of That Colony (1608), dziele opisującym geografię Wirginii i obyczaje miejscowych Indian, sprawie tej poświęcił zaledwie trzy zdania, utrzymując, że wódz Pamunkejów traktował go do- brze i odesłał do Jamestown. Jeszcze bardziej wstrzemięźliwy okazał się w A Map of Virginia with a Description of the Country, the Commodities, People, Government and Religion (1612) oraz w The Proceedings of the English Colony in Virginia (1612), gdzie ograniczył się tylko do króciut- Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas 39 kich informacji o swej przygodzie z Indianami. W żadnym z tych tekstów nie pojawiła się nawet najmniejsza wzmianka o Pocahontas, ale też żaden z nich nie miał ambicji szczegółowego przedstawiania kolei życia Smitha. Nieco obszerniejsze relacje z pobytu w indiańskiej niewoli znalazły się w dwóch późniejszych pracach Smitha: New England’s Trials (1620) i The Generall Historie of Virginia, New-England, and the Summer Isles with the Names of the Adventures, Planters, Governours from Their First Beginning Anno 1584 to the Present 1614 (1624). W tej ostatniej książce (autor pisze tu o sobie w trzeciej osobie liczby pojedynczej) pomieszczony został taki oto opis:

Gdy [Smith] przybył przed oblicze króla [czyli Powhatana], wszyscy wydali gło- śny okrzyk. (…) Następnie odbyła się długa narada. W jej wyniku przed Po- whatanem ustawiono dwa wielkie głazy. Potem przywleczono jeńca i położono go na nich, a wojownicy stali w pogotowiu z pałkami, gotowi roztrzaskać mu głowę. Gdy żadne błagania o łaskę nie pomagały, Pocahontas, najukochańsza córka króla, wzięła głowę Smitha w swoje ramiona, by uchronić go od śmierci19.

To właśnie pięć cytowanych wyżej zdań stworzyło pierwszą amerykań- ską legendę: o niewinnej indiańskiej dziewczynie ratującej życie dzielnemu i prawemu białemu mężczyźnie. Przez ponad trzy stulecia autentyczność

Zdj. 8. Kapitan Smith i Pocahontas (płaskorzeźba Constantina Brumidiego znajdująca się w Rotundzie waszyngtońskiego Kapitolu)

19 John Smith, The Complete Works of Captain John Smith (1580–1631), University of North Carolina Press, Chapel Hill 1986, t. 2, s. 151. 40 Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas owej legendy nie była w zasadzie kwestionowana. Wątpliwości zaczęto zgłaszać od połowy XIX wieku, a do największych niedowiarków nale- żeli: Charles Deane, Henry Adams i William Wirt Henry20. Dzisiaj zdania co do prawdziwości relacji Smitha są podzielone. Jedni, jak Pauline Tur- ner Strong21, pozostają sceptyczni, wskazując na wiele sprzeczności, jakie odnaleźć można w tekstach autora A True Relation… Inni, jak J.A. Leo Lemay22, uważają opisy zawarte w New England’s Trials i The Generall Historie of Virginia… za wiarygodne. Niezależnie od tego, kto ma rację, faktem jest, że Smith stworzył jeden z najbardziej żywotnych i płodnych mitów amerykańskiej kultury, będący przez kilka wieków pożywką dla zbiorowej wyobraźni mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Mit ten umocniły jeszcze dalsze losy Pocahontas23. Cztery lata po wyjeź- dzie Smitha z Wirginii dziewczyna została porwana przez kapitana Samu- ela Argalla, który zamierzał wymienić ją na angielskich jeńców przetrzy- mywanych przez Powhatana. Ten jednak nie przystał na taką transakcję. Pocahontas zamieszkała więc w Jamestown, trafiając pod opiekę rodziny pastora Alexandra Whitakera. Po pewnym czasie nawróciła się na chrze- ścijaństwo, otrzymując na chrzcie imię Rebecca. Zakochała się też – zresz- tą z wzajemnością – w przystojnym wdowcu, Johnie Rolfe. Wkrótce odbył się ich ślub, a w ceremonii uczestniczyli między innymi gubernator sir Thomas Dale oraz stryj panny młodej, Opechankanough i jej dwaj bracia.

20 Por. J.A. Leo Lemay, Did Pocahontas Save Captain John Smith?, The University of Georgia Press, Athens 1992, s. 2–4, 17. Wymienieni autorzy argumentowali, że ocalenie bohatera przez zakochaną w nim księżniczkę było jedynie chwytem literackim, powszech- nie stosowanym w ówczesnych europejskich relacjach z podróży i wykorzystanym wcze- śniej przez samego Smitha, opisującego swoje oswobodzenie z niewoli w Turcji. Zauwa- żali również, że Smith zaczął podkreślać rolę Pocahontas w uratowaniu mu życia dopiero w 1620 roku, gdy jego „wybawczyni” już nie żyła, lecz nadal cieszyła się, pośmiertną co prawda, sławą w Anglii. Łącząc swoje nazwisko z jej imieniem, autor mógł liczyć na większy rozgłos i popularność. 21 Pauline Turner Strong, Captive Selves, Captivating Others: The Politics and Poetics of Colonial American Captivity Narratives, Westview Press, Boulder 1999, s. 48–63. 22 J.A. Leo Lemay, Did Pocahontas Save Captain John Smith?, op. cit., s. 18–103. 23 Życiorys Pocahontas oraz otaczającą ją legendę prezentuje m.in. Frances Mossiker w książce Pocahontas: The Life and the Legend, Alfred A. Knopf, New York 1976. O In- dianach ze szczepu Pamunkejów, ich stylu życia i kulturze, a także pierwszych kontaktach z białymi traktują natomiast następujące prace: Frederic W. Gleach, Powhatan’s World and Colonial Virginia: A Conflict of Cultures, University of Nebraska Press, Lincoln 1997; Karen Ordahl Kupperman, Indians and English: Facing Off in Early America, Cornell University Press, Ithaca 2000; Helen C. Rountree, Pocahontas’s People: The Powhatan Indians of Virginia Through Four Centuries, University of Oklahoma Press, Norman 1990. Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas 41

Zdj. 9. Pocahontas (ilustracja z roku 1905)

W 1615 roku Pocahontas urodziła syna, Thomasa. W następnym roku rodzina udała się w odwiedziny do Anglii. Tutaj Pocahontas znalazła się w centrum uwagi londyńskiej śmietanki towarzyskiej. Na jej cześć wyda- wano przyjęcia i bale, a najwybitniejsi artyści błagali ją, by zechciała zostać ich muzą. Przyjęła ją także, z wyszukanymi honorami, para królewska. W marcu 1617 roku Pocahontas, wraz z mężem i synem, wsiadła na statek płynący do Wirginii. Już na morzu poczuła się źle. Przewieziona na ląd, po kilku dniach zmarła. Miała 21 lat, a przyczyną zgonu było naj- prawdopodobniej zapalenie płuc lub gruźlica. Legenda, jaka otaczała Pocahontas od chwili opublikowania przez Johna Smitha New England’s Trials i The Generall Historie of Virginia…, sprawiła, że córka Powhatana stała się bohaterką niezliczonej wprost licz- by prac badawczych i popularnonaukowych, utworów literackich, sce- nicznych, plastycznych, muzycznych i kinematograficznych24. W prawie

24 O wizerunku Pocahontas w literaturze piszą m.in.: Jay B. Hubbell, The Smith-Poca- hontas Story in Literature, „Virginia Magazine of History and Biography” 65:3 (July 42 Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas wszystkich tekstach, nie licząc rozpraw historycznych, Pocahontas pod- legała daleko idącej idealizacji. Przedstawiano ją jako dziewczę o wyjąt- kowej urodzie, której towarzyszyły niezwykłe przymioty charakteru. Jak pisał John Davis25, autor opublikowanej w 1806 roku powieści The First Settlers of Virginia:

Była wątła, lecz doskonale zbudowana. Jej piękne, ciemne oczy promieniały poczuciem moralności, które przydawało czaru każdemu spojrzeniu, a oblicze czyniło wyrazistszym. W rysach twarzy można było dostrzec odrobinę me- lancholii. Wskazywała ona na pustkę panującą w sercu, które nie miało kogo obdarzyć uczuciem. Zachwycająca czerwień cherubinowych ust harmonijnie współgrała z barwą policzków. Długie, czarne włosy przypominały lśniące upierzenie orła i jak lustro odbijały światło. Bujne warkocze spływały po na- dobnych plecach i szyi26.

Urodę Pocahontas celebrował również John R. Musick27: „Miała cudną twarz, a wielkie, ciemne oczy i wygięte w łuk brwi, podkreślając oliwkową barwę cery, przydawały jej niemal boskiego piękna”28. Jego zachwytom wtórowała Lydia H. Sigourney29 w głośnym swego czasu poemacie Poca-

1957); Robert S. Tilton, Pocahontas: The Evolution of an American Narrative, Cambridge University Press, New York 1994. 25 Davis był Anglikiem, który w latach 1798–1802 podróżował po Stanach Zjednoc- zonych, a swoje wrażenia i przemyślenia z tej ekskursji zawarł w dziele Travels of Four Years and a Half in the United States of America during 1798, 1799, 1800, 1801, and 1802 (A.J. Morrison, London 1803; reprint: Holt, New York 1909). Na kilkudziesięciu stro- nach opisał tam m.in. historię Johna Smitha i Pocahontas, którą usłyszał od mieszkańców Wirginii. Dwa lata później historię tę, nieco zmodyfikowaną i rozszerzoną, opublikował w powieści Captain Smith and Princess Pocahontas: An Indian Tale (T.C. Plowman, Phila- delphia 1806). Trzecią wersję przygód Smitha i Pocahontas Davis zredagował w następ- nym roku i nadał jej tytuł The First Settlers of Virginia: An Historical Novel (I. Riley, New York 1806). 26 John Davis, The First Settlers of Virginia…, op. cit., s. 38–39. 27 John R. Musick (1849–1901) był amerykańskim pisarzem historycznym. Jego naj- bardziej znaną pracą jest dwunastotomowe dzieło Columbian Historical Novels, wydane w 1892 roku przez nowojorską oficynę Funk & Wagnalls. Trzynasty tom ukazał się dzie- więć lat później, w 1901 roku. Powieść prezentowała historię Ameryki od czasów Ko- lumba do początków ostatniej dekady dziewiętnastego wieku, a autor, mimo fikcyjnego charakteru utworu, starał się dochować wierności podstawowym faktom historycznymi. W 1895 roku Musick opublikował w tym samym wydawnictwie opowieść o Johnie Smi- cie i Pocahontas zatytułowaną Pocahontas: A Story of Virginia. 28 John R. Musick, Pocahontas: A Story of Virginia, Funk & Wagnalls, New York 1895, s. 117. 29 Lydia H. Sigourney (z domu Lydia Howard Huntley) była popularną dziewięt- nastowieczną amerykańską poetką i prozatorką, zwaną Sweet Singer of Hartford. Jej dzieła, o bujnej, czasami wyszukanej stylistyce, zawierały refleksje na temat natury, życia rodzinnego i religijnego oraz powinności filantropii. Były jednak sentymentalne, pełne Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas 43 hontas: „Jej nadzwyczaj bujne, krucze loki falują. / Słodka, dzika dziew- czyna, z oczami, w których widać szczere błyski / I oliwkowym licem”30. Ciekawą strategię narracyjno-opisową zastosował John Esten Cooke31 w wydanej w 1879 roku książce My Lady Pocahontas: A True Relation of Virginia. Writ by Anas Todkill, Puritan and Pilgrim [in 1618]32. Utwór ma formę fikcyjnego pamiętnika, którego autorem jest Anas Todkill, postać historyczna, przyjaciel Smitha, który towarzyszył mu w Wirginii33. Dzięki takiemu rozwiązaniu Cooke mógł niejako uwiarygodnić wizerunek Poca- hontas, opis młodej Indianki wkładając w usta Smitha, zwierzającego się ze swych impresji Anasowi:

Anioł był dziewczyną dwunasto- lub trzynastoletnią, ukochaną córką króla. Zwróciłem uwagę na jej wyjątkowy wdzięk i krasę, dalece przewyższające uro- dę pozostałych kobiet [poddanych Powhatana]. Była odziana w szatę ze skóry łani, podszytą piórami leśnego gołębia. Na rękach nosiła bransoletki z korali, a w czarnych włosach tkwiło białe pióro. Była niska i drobna, miała też bardzo małe stopy34.

I dalej:

Jest pięknością i chociaż dawała mi znaki, że ma tylko trzynaście lat, wygląda- ła na siedemnastoletnią pannę. Te smagłe kwiaty rozkwitają wcześnie, o wiele wcześniej niż nasze angielskie dziewczęta. (…) Nawet najwdzięczniejsze dziecię płowego jelenia nigdy nie będzie tak pełne powabu jak ta krucha dziewica35. dydaktyzmu i frazesów, dlatego dzisiaj oceniane są znacznie surowiej niż sto kilkadzie- siąt lat temu. Sigourney debiutowała książką Moral Pieces in Prose and Verse (Sheldon & Goodwin Printers, Hartford 1815). Do jej ważniejszych osiągnięć należą: Sketches (Key & Biddle, Philadelphia 1934), Zinzendorff, and Other Poems (Harper & Brothers, New York 1941), The Man of Uz, and Other Poems (Williams, Wiley & Waterman, Hart- ford 1862) i Letters of Life (D. Appleton and Co., New York 1866). W niektórych swoich utworach pisarka bohaterami czyniła Indian. Tak było m.in. w Traits of the Aborigines of America: A Poem (Cambridge University Press, Cambridge 1822) i w Pocahontas, and Other Poems (Harper & Brothers, New York 1841). 30 Lydia H. Sigourney, Pocahontas, and Other Poems, op. cit., s. 19. 31 John Esten Cooke (1830–1866) był Wirgińczykiem i bardzo płodnym pisarzem, au- torem 31 książek i prawie dwustu opowiadań, artykułów i poematów. Największą sławę przyniosły mu powieści historyczne poświęcone dziejom Wirginii. Wśród nich znalazła się książka o kapitanie Johnie Smicie i Pocahontas. Warto zaznaczyć, że podczas wojny secesyjnej Cooke walczył w oddziałach konfederackich i dosłużył się stopnia majora. 32 John Esten Cooke, My Lady Pocahontas: A True Relation of Virginia. Writ by Anas Todkill, Puritan and Pilgrim [in 1618], Houghton, Mifflin & Co., Boston 1879. 33 Na temat Todkilla por. Frank E. Grizzard Jr., D. Boyd Smith, Jamestown Colony: A Political, Social, and Cultural History, ABC-CLIO, Santa Barbara 2007, s. 223–224. 34 John Esten Cooke, My Lady Pocahontas…, op. cit., s. 26–27. 35 Ibidem, s. 28. 44 Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas

Gdy po pewnym czasie narrator, a więc Todkill, spotyka Pocahontas, również jest pod głębokim wrażeniem córki Powhatana: „(…) postąpiła w naszym kierunku, stąpając krokiem pięknym i dumnym jak młody jeleń. (…) Rzadko widziałem w Anglii równie piękne dziewczęta”36. Anasowi podobało się w Pocahontas właściwie wszystko: „ciemna twarz z małymi ustami oraz drobnym i prostym nosem”, czarne oczy zadziwiające „nie- zwykłą miękkością”, a także „tego samego koloru włosy ozdobione bia- łym piórem, symbolem przynależności do książęcego rodu”37. Liczni autorzy wychwalali urodę i powab córki Powhatana, by pod- kreślić poświęcenie kapitana Smitha, który nie wykorzystał spontanicznej i niekontrolowanej miłości, jaką wzbudził w sercu Pocahontas. Już pod- czas ich pierwszego spotkania – jak opisuje to John Davis – „dziewczyna (…) nie mogła ukryć tych łagodnych emocji, na które kobieca pierś jest tak podatna. Spoglądała na niego [Smitha] wzrokiem, w których czu- łość mieszała się ze współczuciem. I gdy monarcha obrzucał bezbronnego więźnia groźnym spojrzeniem, z jej oczu lały się strumienie łez, a z ust do- bywały się lamenty”38. Po ułaskawieniu jeńca przez Powhatana „płomień miłości rozgorzał w sercu indiańskiej dziewczyny. (…) Jej namiętność przejawiała się tysiącem dzikich czarów i zaklęć. Prowadziła kapitana Smitha przy świetle księżyca do wodospadów, gdzie popadała w zachwy- cające omdlenie”39. Głębokie uczucie Pocahontas żywione do angielskiego kolonisty nie mogło oczywiście zostać skonsumowane. I to wcale nie, jakby się można było domyślać, z powodów rasowych; wszak po kilku latach z córką Po- whatana ożenił się inny Anglik, John Rolfe. Na przeszkodzie stał przede wszystkim młody wiek dziewczyny, przez różnych autorów określany na od jedenastu do piętnastu lat. W siedemnastym wieku obowiązywały na- turalnie inne niż dzisiaj zwyczaje, ale związek blisko trzydziestoletniego mężczyzny z dzieckiem nie był zapewne nawet wówczas mile widziany. Zresztą sam Smith nie palił się do małżeństwa. Jak ujął to John Davis, „obiektem jego serca była kolonia, którą założył”40, a nie kobieta, choćby i najpowabniejsza. Pocahontas w wielu powieściach, poematach, wierszach i sztukach te- atralnych występowała nie tylko jako bohaterka z krwi i kości, lecz także

36 Ibidem, s. 32. 37 Ibidem, s. 37. 38 John Davis, The First Settlers of Virginia…, op. cit., s. 38. 39 Ibidem, s. 41. 40 Ibidem, s. 42. Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas 45 jako mityczny symbol natury, a pośrednio i Nowego Świata. Świadczyć o tym mogą choćby tytuły niektórych dzieł: The Indian Princess; or, La Belle Sauvage (Indiańska księżniczka albo piękna dzikuska) Jamesa Nelsona Barkera, żołnierza, polityka i drugorzędnego dramaturga41, The Angel of the Wild (Anioł z dziczy) Johna Davisa42, The Forest Maiden (Dziewczyna z lasu) głośnego dziewiętnastowiecznego poety, powieściopisarza i histo- ryka Williama Gilmore’a Simmsa, tu pod pseudonim Bachelor Knight43, The Forest Princess; or, Two Centuries Ago (Księżniczka z puszczy albo dwa wieki temu) Charlotte Mary Sanford Barnes44, aktorki i autorki sztuk te- atralnych, jednej z najbardziej wpływowych kobiet amerykańskiego teatru dziewiętnastego wieku, lub Po-ca-hon-tas; or, The Gentle Savage (Po-ca- -hon-tas albo szlachetna dzikuska) Johna Broughama, aktora i dramaturga pochodzenia irlandzkiego45. Córka Powhatana uosabiała piękno dzikiej przyrody, ale też jej dzie- wiczość i przyjazny w gruncie rzeczy charakter. Wprawdzie na przybysza z Europy czyhało w Nowym Świecie wiele niebezpieczeństw – zdawali się mówić twórcy licznych tekstów literackich o Smicie i Pocahontas – lecz gdy był on odważny, zdeterminowany i przede wszystkim otwarty, mógł odnaleźć w naturze oparcie i żyć w zgodzie z jej prawami, korzy- stając z oferowanych mu przez nią bogactw. Już w dwudziestym wieku niektóre filmy, będące adaptacjami opowieści o Pocahontas, posuwały się tak daleko w pochwałach dzikiej natury, że kazały Smithowi bez za- strzeżeń akceptować indiański styl życia i kulturę, a także postępować według zasad przyjmowanych przez współczesnych ekologów. Chodzi o takie utwory jak Pocahontas (Pocahontas: The Legend – 1995) Danièle J. Suissy, animowany obraz Pocahontas Mike’a Gabriela i Erica Goldber- ga, wyprodukowany w 1995 roku dla disnejowskiej Buena Visty, oraz jego późniejszy o trzy lata sequel Pocahontas II – Podróż do Nowego Świata (Pocahontas II: Journey to a New World – 1998) Toma Ellery’ego i Bradleya Raymonda.

41 James Nelson Barker, The Indian Princess; or, La Belle Sauvage: An Operatic Melo- -drame in Three Acts, T. & G. Palmer, Philadelphia 1808. 42 John Davis, The Angel of the Wild, „Port Folio” 4.4 (April 1814), s. 374–375. 43 William Gilmore Simms, The Forest Maiden [w:] idem, The Book of My Lady: A Me- lange, Allen & Ticknor, Boston 1833. 44 Charlotte Mary Sanford Barnes, The Forest Princess; or, Two Centuries Ago [w:] eadem, Plays, Prose, and Poetry, E.H. Butler, Philadelphia 1848. 45 John Brougham, Po-ca-hon-tas; or, The Gentle Savage, Samuel French, New York [b.d.w.]. 46 Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas

Pocahontas prezentowana była nie tylko jako dziewczę piękne, ale i peł- ne moralnych zalet. Jak konstatował Joseph T. Buckingham46, była ona „hu- manitarna (…) i wyznawała wartości, które zapewniły jej nieśmiertelność oraz udowodniły światu, że najgorętsza wrażliwość i najbardziej bezintere- sowna przyjaźń nie muszą ograniczać się do sfery cywilizacji”47. Dla Geor- ge’a S. Hillarda, adwokata i pisarza, córka Powhatana była „tarczą ochron- ną Boskiej Opatrzności”48. W głośnym poemacie The Forest Maiden William Gilmore Simms pisał natomiast: „A ona – nikt nie mógłby odnaleźć jaśniej- szego i szlachetniejszego kwiatu. (…) Jej duch, podobnie jak postać, był bez skazy. (…) Nieposzlakowane myśli i czyny. Czyste i szlachetne dziecię”49. Mit Pocahontas kazał artystom dostrzegać w bohaterce ucieleśnienie pewnej utopii: pokojowej koegzystencji i dobrowolnej współpracy dwóch społeczności zamieszkujących Amerykę Północną, Indian i angielskich ko- lonistów. Taka wizja miała jednak jawnie ideologiczny charakter i ignoro- wała fakt, że Pocahontas stała się częścią angielskiej wspólnoty w wyniku porwania, a więc pod przymusem. Jeśli uwzględnimy tę okoliczność, mu- simy przyznać rację Pauline Turner Strong, gdy pisze:

Pocahontas stanowi symbol uległości tubylców wobec kolonistów. Nie tylko uznała ona władzę Rolfe’a, jego kościoła i jego króla, lecz stała się też kluczo- wym instrumentem podporządkowania Anglikom całego swego narodu. (…) Pocahontas służyła jako cenne i posłuszne narzędzie kolonialnego podboju Wirginii50.

Nie da się zaprzeczyć, że Pocahontas przyczyniła się do przetrwania Jamestown, pierwszej angielskiej osady w Nowym Świecie. To dzięki jej obecności wśród przybyszów z Europy Powhatan zachowywał wobec nich życzliwą neutralność, a w każdym razie nie podejmował zbrojnych kro- ków. Wszystko zmieniło się kilka lat po śmierci „indiańskiej księżniczki”. W obliczu nasilającej się kolonialnej ekspansji Pamunkejowie chwycili za broń. Rozgorzała krwawa wojna, pociągając za sobą wiele ofiar po obu

46 Joseph T. Buckingham (1779–1861) był dziennikarzem, politykiem i konserwatyw- nym myślicielem z Bostonu, autorem poczytnych swego czasu tekstów, w tym monumen- talnych, dwutomowych pamiętników i wspomnień opublikowanych w 1852 roku. 47 Joseph T. Buckingham, Jamestown [w:] idem, Miscellanies Selected from the Public Journals, Boston 1824, t. II, s. 36. 48 George S. Hillard, The Life and Adventures of Captain John Smith [w:] Jared Sparks, Lives of Eminent Individuals Celebrated in American History, Harper & Bros., New York 1847, t. I, s. 256. 49 William Gilmore Simms, The Forest Maiden, op. cit., s. 53. 50 Pauline Turner Strong, Captive Selves, Captivating Others…, op. cit., s. 46–47. Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas 47 stronach. Los Indian był jednak przesądzony. Do ich ostatecznej klęski przyczyniła się również najbliższa rodzina Pocahontas. Jej mąż utorował w Wirginii drogę plantacjom tytoniu, które okazały się śmiertelnym za- grożeniem dla drobnotowarowej gospodarki rolnej tubylców. Jej syn, Thomas, brał natomiast udział w walkach z Pamunkejami, które dopro- wadziły do ich definitywnego rozgromienia i eksterminacji. Pocahontas była amerykańską legendą i mitem, ale też wizerunkowym wzorcem dobrej i szlachetnej, a przy tym pięknej Indianki (często córki wodza). Wzorzec ten z łatwością odnajdziemy w licznych powieściach re- prezentujących zarówno literaturę wysoką, jak i popularną. Przykład dzieła pierwszego typu stanowi wydana w 1827 roku głośna powieść jednej z najwybitniejszych dziewiętnastowiecznych pisarek amery- kańskich, Catharine Marii Sedgwick, zatytułowana Hope Leslie; or, Early Times in Massachusetts51. Akcja utworu, obejmująca kilka lat, rozgrywa się w Nowej Anglii po zakończeniu wojny, którą purytańscy koloniści z zato- ki Massachusetts i Plymouth, sprzymierzeni z plemionami Narragansettów i Moheganów, toczyli ze szczepem Pekotów w okresie od 1634 do 1638 roku52. Jedną z centralnych postaci jest Magawisca, młoda i piękna Pekotka, córka wodza Mononotto, schwytana – jako dziecko – podczas starć zbroj- nych i oddana na służbę Fletcherom, białym osadnikom. Wychowuje się ona z synem swego pryncypała, Everellem, którego zaczyna darzyć miłością, najpierw raczej siostrzaną, później bardziej romantyczną. Gdy Mononotto uwalnia córkę, a przy okazji porywa i skazuje na śmierć młodego Fletche- ra, Magawisca ratuje mu życie, nie bacząc na rany, w wyniku których traci ramię: „(…) zeskoczywszy ze stromej skały, krzyknęła »Wstrzymajcie się!« i własnym ciałem osłoniła szyję Everella, na którą miał spaść cios”53. Podo- bieństwo tej sceny – nie licząc okaleczenia bohaterki – do opisów wybawie- nia Johna Smitha z rąk Powhatana przez Pocahontas jest uderzające. Zwrócił zresztą na nie uwagę Michael Davitt Bell, wskazując równocześnie na fakt, że opowieść o ataku Indian na kolonistów inspirowana była z kolei wspo- mnieniami Johna Williamsa w The Redeemed Captive Returning to Zion54.

51 Catharine Maria Sedgwick, Hope Leslie; or, Early Times in Massachusetts, White, Gallaher, and White, New York 1827. Cytaty zawarte w niniejszej pracy pochodzą z póź- niejszego wydania powieści Sedgwick (Rutgers University Press, Newark 1987). 52 Najbardziej kompetentna praca poświęcona wojnie z Pekotami to studium Alfreda A. Cave’a The Pequot War (University of Massachusetts Press, Amherst 1996). 53 Catharine Maria Sedgwick, Hope Leslie…, op. cit., s. 93. 54 Michael Davitt Bell, History and Romance Convention in Catharine Sedgwick’s ‘Hope Leslie’, „American Quarterly”, t. II, nr 2 (Summer 1970), s. 213–221. O wspo- mnieniach Williamsa piszę szerzej w rozdziale poświęconym Indian captivity narratives. 48 Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas

Miłość Magawiski do Everella, choć w jakiejś mierze odwzajemniana, nie może naturalnie zaowocować małżeństwem, nie zostałoby ono bo- wiem zaakceptowane przez kolonistów, wrogo nastawionych do czerwo- noskórych. Sama dziewczyna zdaje sobie zresztą doskonale sprawę z ne- gatywnego stosunku białych do jej rasy. Gdy młody Fletcher, poślubiwszy ostatecznie tytułową bohaterkę, prosi Magawiscę, by pozostała w Bosto- nie, ta odmawia, argumentując, że „Indianin i biały człowiek nie mogą żyć razem; muszą pozostać rozdzieleni jak dzień i noc”55. Mimo że w świecie przedstawionym Hope Leslie obowiązuje ścisłe rozgraniczenie ras, Magawisca – wzorem Pocahontas – scharakteryzowa- na została jako postać ze wszech miar pozytywna, o niezwykłych wręcz zaletach ciała, umysłu i duszy. Przede wszystkim narrator zwraca uwagę na jej urodę:

Miała wysmukłą, giętką i pełną wdzięku sylwetkę, w jej ruchach zaś uwidacz- niała się skromność, a jednocześnie swoboda i duma wynikająca ze świado- mości swego pochodzenia. Jej twarz była piękna nawet dla europejskiego oka. (…) ta córka wodza wyglądała dziko i wdzięcznie zarazem, a w jej sercu miesz- kała szlachetność56.

Magawisca odznaczała się także ponadprzeciętnymi zdolnościami i inteligencją. Zadziwiająco szybko uczyła się na przykład angielskiego. Wprawiało to w zdumienie panią Fletcher, która w liście do męża pisała: „(…) dziewczyna robi tak niezwykłe postępy, że jestem czasem zaskoczona pięknymi formami językowymi, w jakie ubiera swoje proste myśli”57. W parze z przymiotami umysłu szły u Magawiski zalety jej charakteru. Miała dobre i szlachetne serce, była uczciwa, wielkoduszna i tolerancyjna. Wprawdzie, w przeciwieństwie do Pocahontas, nie przyjęła chrześcijań- stwa, pozostając przy pogańskiej wierze przodków, lecz potrafiła znako- micie ułożyć sobie stosunki z chrześcijanami. Bezsprzecznie chwalebny obraz Magawiski, jaki zbudowała Sedgwick, skłonił wielu badaczy do uznania Hope Leslie za dzieło próbujące narzucić czytelnikowi pozytywny wizerunek Indian jako rasy, artykułujące pogląd, że biały człowiek w niczym nie jest lepszy od czerwonoskórego, a także demaskujące winy purytańskich kolonistów wobec Pekotów. W tym du- chu interpretowali powieść Sedgwick i cytowany już Michael Davitt Bell,

55 Catharine Maria Sedgwick, Hope Leslie…, op. cit., s. 330. 56 Ibidem, s. 23. 57 Ibidem, s. 32. Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas 49 i Philip Gould, i Karen Woods Weierman58. Zwłaszcza badaczki związane z feminizmem widziały w utworze „zwiastun bardziej liberalnej Amery- ki”59 i „krytykę doktryn, które sankcjonowały ekspansję Stanów Zjedno- czonych oraz wywłaszczanie Indian”60, w samej autorce zaś dostrzegały orędowniczkę obywatelskich praw rdzennych Amerykanów. Tymczasem wydaje się, że intencje Sedgwick były zgoła odmienne: pi- sarka chciała raczej usprawiedliwić politykę przejmowania indiańskich ziem przez osadników61. Za takim odczytaniem powieści przemawia choć- by ostatnia jej scena, gdy Magawisca opuszcza Boston i powraca na łono dzikiej natury, znikając w lesie. Jej „ucywilizowanie” okazało się tylko tymczasowe, dziewczyna nie widzi dla siebie przyszłości wśród białych Amerykanów. Wcześniej, oskarżona o spiskowanie przeciw kolonistom, z dumą podkreśla swoją odmienność: „Jestem waszym wrogiem” – mówi do sędziego. Potem zaś wskazuje na niemożność współistnienia z sobą dwóch kultur, indiańskiej i anglosaskiej: „promień słońca i cień nie mogą się połączyć”62. Zwolennicy tezy o „liberalnym”, proindiańskim przesłaniu Hope Les- lie powołują się także na zawarty w dziele opis masakry, jakiej purytań- ska milicja dokonała 26 maja 1637 roku na Pekotach, głównie kobietach i dzieciach, mieszkających w wiosce Misistuck (większość wojowników była wówczas na wyprawie wojennej skierowanej przeciwko Fortowi Hartford). Sprawa nie wygląda jednak tak prosto. O rzezi dowiadujemy się z relacji Magawiski, która opowiada o niej Everellowi z kilkuletniej perspektywy czasowej. Dla dziewiętnastowiecznego czytelnika indiański punkt widzenia musiał wydawać się co najmniej podejrzany. Tym bar- dziej że wydarzenia w Misistuck zostały przez Magawiscę przedstawione wprawdzie szczegółowo, ale beznamiętnie, bez widocznych emocji i uczu- ciowego zaangażowania.

58 Michael Davitt Bell, History and Romance Convention…, op. cit.; Philip Gould, Catharine Sedgwick’s ‘Recital’ of the Pequot War, „American Literature” 66 (December 1994), s. 641–662; Karen Woods Weierman, Reading and Writing ‘Hope Leslie’: Catha- rine Sedgwick’s Indian ‘Connections’, „The New England Quarterly” 2002, s. 415–444. 59 Carolyn L. Karcher, Introduction [w:] Catharine Maria Sedgwick, Hope Leslie, Pen- guin, New York 1987, s. xi. 60 Mary Kelley, Introduction [w:] Catharine Maria Sedgwick, Hope Leslie…, op. cit., s. xxviii. 61 Zwróciła na to uwagę m.in. Judith Fetterley w eseju ‘My Sister! My Sister!’: The Rhetoric of Catharine Sedgwick’s ‘Hope Leslie’ [w:] Lucinda Damon-Bach, Victoria Clements (red.), Catharine Maria Sedgwick: Critical Perspectives, Northeastern University Press, Boston 2003, s. 78–99. 62 Catharine Maria Sedgwick, Hope Leslie…, op. cit., s. 309. 50 Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas

Zdj. 10. Masakra Pekotów dokonana przez purytańską milicję w Misistuck (ilustracja Charlesa Henry’ego Grangera z XIX wieku)

Tymczasem zupełnie inaczej zaprezentowała Sedgwick atak Indian na domostwo Fletcherów. Akcję Pekotów relacjonuje w pełni wiarygod- ny narrator wszechwiedzący, w bardzo emocjonalny sposób ukazujący wszystkie okrucieństwa popełnione przez czerwonoskórych. Są one dla czytelnika tym bardziej wstrząsające, że ich ofiarami padają postacie znane z wcześniejszych partii powieści: pani Fletcher i jej małe dziecko, roztrza- skane przez jednego z wojowników o futrynę drzwi. W konflikcie między purytanami i Indianami sympatia Sedgwick bynaj- mniej nie leży po stronie tych ostatnich. Przekonać nas o tym mogą reakcje obu stron na agresję przeciwników. Po masakrze w Misistuck Pekotowie chcą zemsty. Ich wódz, Mononotto, wysyła osadnikom wiadomość: „Po- wiedzcie swoim ludziom (…), że będziemy przelewać i pić angielską krew i że nie spoczniemy, póki wszyscy nie zginiecie”63. Tymczasem po śmierci

63 Ibidem, s. 53. Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas 51

żony i dziecka oraz porwaniu syna i przybranej córki William Fletcher zbiera pozostałą przy życiu część rodziny na modlitwę: „(…) czuł, że musi znosić katusze, że musi cierpieć z rezygnacją męczennika. Podniósł głowę i z wielkim wysiłkiem wypowiedział jedno krótkie zdanie: »Niech się dzie- je wola Boża«”64. Indianie są w Hope Leslie mściwi, okrutni i barbarzyńscy. Jedyny wy- jątek stanowi Magawisca, lecz jej „dobro”, ucywilizowanie i łagodność są w dużej mierze rezultatem przebywania wśród białych. Koloniści nato- miast to w większości ludzie odpowiedzialni, prawi i oddani nakazom Bo- żym. Ziemia, którą zajmują, by na niej gospodarować, jest darem niebios, a ich prawa do niej wynikają z misji cywilizacyjnej, religijnej i postawy moralnej. Czerwonoskórzy, prymitywni poganie, którzy samym swoim istnieniem obrażają Najwyższego, muszą im ustąpić miejsca. Takie są pra- wa natury i historycznego rozwoju. W wizji granicy i roli białych osadni- ków w jej zagospodarowywaniu i przesuwaniu na zachód Sedgwick była

Zdj. 11. Alegoryczne przedstawienie Boskiego Przeznaczenia (obraz Johna Gasta z 1872 roku)

64 Ibidem, s. 74. 52 Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas bliska sformułowanej przez Johna L. O’Sullivana, dwanaście lat po wyda- niu jej powieści, koncepcji „Boskiego Przeznaczenia” (Manifest Destiny), głoszącej prawo Stanów Zjednoczonych do aneksji terytoriów leżących na zachód od ich ówczesnych granic65. W literaturze popularnej wizerunkowy wzorzec Pocahontas został wykorzystany między innymi przez Ann S. Stephens66 w opublikowanej w 1839 roku sentymentalnej powieści Malaeska, the Indian Wife of the White Hunter67. Jej akcja rozgrywa się w pierwszej połowie osiemnastego wieku w dzisiejszym stanie Nowy Jork. Biali kolonizujący tereny między Catskill Mountains i rzeką Hudson żyją w sąsiedztwie Mohawków. Jed- nym z osadników jest myśliwy William Danforth. Przyjaźni się on z wo- dzem Indian i poślubia jego piękną córkę Malaeskę. Młodzi darzą się na- wzajem głęboką miłością, a owocem ich związku jest syn, William junior. Wkrótce wybucha wojna między kolonizatorami i Mohawkami, sprowokowana przez jednego z indiańskich wojowników. W krwawej bitwie Danforth, walczący po stronie osadników, zabija ojca Malaeski, sam otrzymując śmiertelną ranę. Umierając, poleca żonie udać się wraz z małym Williamem do domu swych rodziców, mieszkających na Man- hattanie. Malaeska wypełnia życzenie męża. Początkowo stary Danforth, zszokowany wieściami o śmierci syna i jego małżeństwie z „dzikuską”, nie zamierza pomóc nowo poznanej rodzinie. W końcu jednak jego serce mięknie: uznaje Williama za wnuka, Malaesce zaś pozwala zostać, pod warunkiem wszakże, że nikomu – nawet synowi – nie wyjawi nigdy swej tożsamości. William wyrasta na dzielnego młodzieńca. Gdy dziadkowie wysyłają go na naukę do Francji, Malaeska – mimo że jej szczep odszedł daleko na zachód – wraca do swego starego wigwamu. Pocieszenie znajduje w przy- jaźni z Sarą Jones, dziewczyną znacznie od niej młodszą, którą traktuje niemal jak własną córkę.

65 John L. O’Sullivan, The Great Nation of Futurity, „The United States Democratic Review” 1839, t. 6, nr 23, s. 426–430. 66 Ann S. Stephens (1810–1886) była popularną pisarką, autorką ponad 25 powieści oraz wielu opowiadań i wierszy. Uchodzi za prekursorkę tak zwanych powieści groszo- wych (dime novels). Zajmowała się także wydawaniem magazynów („Portland Magazine” i nowojorski „The Ladies Companion”). Na temat A.S. Stephens por. Madeleine B. Stern, Ann S. Stephens: Author of the First Beadle Dime Novel, 1860, „New York Public Library Bulletin” 64.6 (June 1960), s. 303–322. 67 Powieść drukowana była w magazynie „The Ladies Companion”. Wydanie książ- kowe ukazało się nakładem nowojorskiego wydawnictwa Beadle & Co. w 1860 roku. Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas 53

Ukończywszy osiemnaście lat, Sarah wyjeżdża do szkoły w Nowym Jor- ku. Tu poznaje Williama, który powrócił z Europy. Młodzi zakochują się w sobie i postanawiają pobrać. Ślub ma się odbyć w domu Sary. W Cats- kill dochodzi do spotkania Malaeski i Williama. Malaeska wyjawia syno- wi swoją prawdziwą tożsamość i opowiada o pierwszych miesiącach jego życia. William darzy jednak czerwonoskórych głęboką nienawiścią, którą przejął od dziadka („Nienawidzę całej rasy! – zwierza się Sarze. – Jeśli na świecie istnieje ktoś, do kogo czuję odrazę, to jest to barbarzyńca, zawzię- ta, żądna krwi dzika bestia w ludzkiej skórze”68). Na wieść o swym indiań- skim pochodzeniu doznaje szoku. Wbiega na skałę i rzuca się w przepaść, ginąc na miejscu. Malaeska umiera na jego grobie, usypanym w miejscu, gdzie spoczęli także ojciec i mąż dziewczyny.

Pierwsze promienie słońca zalśniły w wilgotnych, ciężkich gałęziach sosny, gdy [Sarah] dotarła do ogrodzenia. Rosnący nieopodal krzak dzikiej róży rozsiewał słodki zapach. Dywan płatków pokrywał grób wodza, a zielone liście drżały w powietrzu, jakby w ruch wprawiało je westchnienie. Lecz Sarah widziała tyl- ko świeżą mogiłę i leżącą na niej ludzką postać. W sercu poczuła grozę. Wolno posunęła się do przodu, czując, że znalazła się w sanktuarium śmierci. W leżą- cej postaci rozpoznała bowiem Malaeskę. Jej ramię obejmowało grób, a włosy, w żałobnym kolorze, zsunęły się z czoła i, splątane, zmieszały się z bujną trawą. Darń, na której spoczywała głowa, usiana była małymi, białymi kwiatami. Ich garść znalazła się pod policzkiem, wydzielając słabą woń. Sarah pochyliła się i dotknęła twarzy przyjaciółki. Była zimna, lecz spokojna. Malaeska, ofiara sprzecznego z naturą małżeństwa, leżała martwa ze złamanym sercem69.

Malaeska, jako postać literacka, przypomina Pocahontas i Magawi- scę: jest „dobrą” Indianką, wyposażoną w całą gamę pozytywnych cech: urodę, szlachetność, szczerość, lojalność, umiłowanie natury i zdolność do ponoszenia ofiar. Tak jak Pocahontas poślubia białego człowieka, lecz w przeciwieństwie do niej nie przejmuje w pełni „cywilizowanego” stylu życia, choć kultura anglosaska wywiera na nią niezaprzeczalny wpływ. Mi- łość do Danfortha sprawia, że godzi się na nadzwyczajne poświęcenia, wy- rzekając się własnej tożsamości i plemiennej tradycji. Najpierw wybacza mężowi zabicie jej ojca, a potem zrywa wszelkie więzy ze swoim szczepem, by – po opuszczeniu lasów, jej domu – opiekować się synem, który nawet nie wie, że ma do czynienia z matką. Z ciężkim sercem staje się – jak ujmu-

68 Ann S. Stephens, Malaeska, the Indian Wife of the White Hunter, wydanie interne- towe: http://www.ulib.niu.edu/badndp/dn01.html, rozdz. XII (dostęp: 22.12.2011). 69 Ibidem, rozdz. XIV. 54 Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas je to Sarah – „biała pod każdym względem, z wyjątkiem koloru skóry”70. Wreszcie, pod koniec utworu, wybiera śmierć, nie mogąc znieść myśli, że mimowolnie przyczyniła się do samobójstwa najbliższej osoby. Malaeska to niewątpliwie postać tragiczna, która staje się ofiarą losu, historycznych uwarunkowań (marszu osadników na zachód) i rasowych uprzedzeń. To samo można zresztą powiedzieć o Williamie i Sarze. Ten pierwszy, wychowany w nienawiści do czerwonoskórych, nie potrafi za- akceptować swego prawdziwego pochodzenia. Ideologiczna wizja świata, jaką przejął od dziadka, nie wytrzymuje konfrontacji ze światem rzeczy- wistym i popycha go do aktu samodestrukcji. Jego desperacki skok ze skały jest zarówno rezultatem gwałtownych emocji, jak i czynem wyra- żającym intelektualną niezgodę na bycie półkrwi Indianinem. To rodzaj linczu dokonanego na sobie samym. Tragizm Sary z kolei wynika wy- łącznie z okoliczności zewnętrznych. „Przez przypadek” zaprzyjaźnia się z Malaeską, przez przypadek również poznaje Williama. To właśnie te przypadki, a właściwie ich dalekosiężne konsekwencje, skazują ją na roz- pacz i samotność. Główny temat Malaeski stanowią rasowe uprzedzenia, zarówno awer- syjne, jak i dominatywne, oraz ich destrukcyjny wpływ na dramatis perso- nae. Uprzedzenia takie żywią prawie wszystkie postaci o białym kolorze skóry: William junior, jego dziadek, koloniści z Catskill, a nawet Sarah („Nie mam upodobania do dzikusów jako rasy” – powiada w pewnym momencie71) i jej rodzina. Nie jest od nich wolna również autorka powie- ści. Indian nazywa „dzikusami” i „barbarzyńcami”, ich zachowanie – pod- dane instynktom – często porównuje do zachowania zwierząt, a kolor skó- ry określa niezupełnie neutralnym słowem „dusky” („ciemny”, „śniady”, „smagły”). Malaeskę przedstawia jako kobietę piękną, lecz naiwną i pro- stą, by nie rzec – prostacką. Przez kilka pierwszych rozdziałów posługuje się ona kulawym angielskim i nigdy nie mówi o sobie „ja”, używając raczej własnego imienia, swego męża określa zaś mianem „białego człowieka”. W kontaktach z przybyszami z Europy uznaje ich intelektualną i moralną wyższość, jest cicha, potulna i nie wykazuje większej inicjatywy, podpo- rządkowując się przeznaczeniu i wyrokom losu. Dopiero w finale powie- ści stać ją na odruch buntu, lecz jest to odruch destrukcyjny, skierowany bardziej ku przeszłości niż przyszłości.

70 Ibidem, rozdz. XII. 71 Ibidem, rozdz. XII. Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas 55

Na „dzikość” Malaeski wskazują nie tylko jej zachowania i brak ogła- dy, ale i naturalna, „niecywilizowana” wiara. Żegnając się z umierającym Danforthem, dziewczyna roztacza przed nim wizję indiańskiego raju:

Wśród purpurowych obłoków wieczoru rozciąga się kraina wiecznych łowów. Gwiazdy są tam bardzo duże, a czerwone światło lśni jak góry w sercu lasu. Klon cukrowy sączy soki przez cały rok, a oddech jelenia jest świeży i słodki, gdyż pasie się on w złotych krzewach i żywi dojrzałymi jagodami. Jest tam jezioro o jasnych wodach. Indiańskie kanu śmiga ponad nim jak ptak o po- ranku72.

Swoją drogą, jak na kulawy angielski, jakiego używała Malaeska, opis jest nadzwyczaj barwny i poetycki. Budując pozytywny wizerunek indiańskiej bohaterki, Ann S. Stephens, podobnie jak Catharine Maria Sedgwick, zachowuje dużą rezerwę wobec innych rdzennych Amerykanów. Mohawków opisuje jako porywczych, mściwych, okrutnych i nieodpowiedzialnych. Podejrzewając Danfortha, zupełnie bezpodstawnie, o zabójstwo ich towarzysza, próbują oni w akcie zemsty spalić go na stosie.

Gdy [Danfortha] oświetliło światło padające z ogniska, Indianie skoczyli na równe nogi, a ich dziki wrzask przeszył powietrze. Zawzięte krzyki powracały co chwilę, odbijając się echem od ściany lasu. (…) Wojownicy schwytali mło- dego myśliwego i zawlekli przed oblicze wodza, podczas gdy zgromadzeni wo- kół czerwonoskórzy gwałtownie domagali się zemsty, szybkiej i straszliwej, za śmierć ich brata. (…) Danforth spojrzał na grupę szykującą się do zgładzenia go. Na każdej smagłej twarzy malowała się demoniczna żądza krwi73.

Konstruując negatywny obraz Indian, Stephens kontrastowała go z generalnie pozytywnym wizerunkiem białych osadników: odważnych, pragmatycznych, rozsądnych, pracowitych i religijnych. Taka opozycja była jej potrzebna, podobnie jak Sedgwick, by bronić prawa kolonistów do zajmowania indiańskich ziem. Prawo takie wynika, zdaniem autorki, z wyższego poziomu cywilizacyjnego Euroamerykanów oraz misji, jaką powierzył im Bóg. Dlatego ich „imperialne” działania są nie tylko uspra- wiedliwione, ale i ze wszech miar pożądane. Wnoszą bowiem ład i po- rządek w świat dzikiej natury, nadając mu moralny, niemal boski wymiar. Wracając do opowieści o Pocahontas i Johnie Smicie, trzeba zauważyć, że nie tylko córkę Powhatana przedstawiano jako dobrą, urodziwą i szla-

72 Ibidem, rozdz. II. 73 Ibidem, rozdz. I. 56 Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas chetną. W równie jednoznacznie pozytywnym świetle ukazywano angiel- skiego oficera. Zdaniem Caleba Binghama, osiemnastowiecznego pisarza z Nowej Anglii, był on „najodważniejszym, najmądrzejszym i najbardziej humanitarnym wśród pierwszych kolonistów”74. W anonimowym A Sketch of the Life of Pocahontas zamieszczonym w „Monthly Anthology and Bo- ston Review” w 1804 roku Smith został scharakteryzowany jako „z natury obdarzony osobistym wdziękiem” i „budzący zainteresowanie kobiet. Łą- czył on wrażliwość z heroizmem, a jego twarz odwzorowywała szlachetną duszę”75. Kilkakrotnie cytowany już John Davis opisywał kapitana jako „wysokiego, pełnego wdzięku i mężnego. Jego oblicze przykuwało uwagę, a on sam znał się na dowodzeniu”76. W Pocahontas, and Other Poems Lydii H. Sigourney znalazł się taki oto fragment: „W wielu krajach i bitwach próbom go poddały / Groźne tureckie szable oraz Maurów piki. / Wśród bezkresnych puszcz Rosji i piasków Afryki / Romantyczny, rycerski i szcze- ry, i śmiały, / O wzroku tak bystrym, że przenikał skały”77. Jeśli Pocahontas stała się wzorcem młodej, niewinnej indiańskiej dziew- czyny, ratującej z rąk współplemieńców białego mężczyznę, to Smitha ukazywano jako ideał kolonisty i prototyp przyszłego amerykańskiego bo- hatera. Autorzy licznych tekstów prozatorskich, poetyckich i popularno- naukowych wyposażali go w asortyment cech czyniący zeń model herosa, a równocześnie człowieka przedkładającego dobro wspólnoty nad własny interes. Wymieniali niezależność, zdyscyplinowanie, pomysłowość, prak- tyczność, skromność, prawość, uczciwość oraz odporność na niewygo- dy i choroby. Niekiedy podkreślali też jego skłonność do życia zgodnie z prawami natury. Oczywiście tak pozytywny obraz Smitha niewiele miał wspólnego z rzeczywistością. Ale też jako bohater literacki nie był on czło- wiekiem z krwi i kości, lecz mitem, symbolem ekspansji białego człowieka i jego rasowej wyższości nad dzikusami, choćby najbardziej szlachetnymi. Pisarzem, który poświęcił Smithowi najwięcej ciepłych słów, był George Canning Hill, autor opublikowanej w 1868 roku literackiej biografii kapita- na78. Jego zdaniem Smith był nie tyle Anglikiem, ile prekursorem lub nawet założycielem narodu amerykańskiego:

74 Caleb Bingham, The American Preceptor Improved; Being a New Selection of Les- sons for Reading and Speaking, wyd. IV, J.H.A. Frost, Boston 1797, s. 148. 75 A Sketch of the Life of Pocahontas, „Monthly Anthology and Boston Review”, Feb- ruary 1804, s. 170–174. 76 John Davis, The First Settlers of Virginia…, op. cit., s. 37. 77 Lydia H. Sigourney, Pocahontas, and Other Poems, op. cit., s. 20. 78 George Canning Hill, Captain John Smith: A Biography, J.B. Lippincott, Philadel- phia 1868. Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas 57

(…) jego przeznaczeniem było ustanowienie dalekiej kolonii, utorowanie przyszłym pokoleniom drogi w niezbadanej dotąd i dziewiczej puszczy oraz zbudowanie fundamentów narodu, który w nieodległej przyszłości miał roz- przestrzenić się od brzegów jednego ogromnego oceanu po brzegi drugiego79.

Poczynaniami Smitha kierowała Opatrzność. To ona obdarzyła go „tymi rzadkimi zaletami, które są niezbędne, by stać się prawdziwym przywód- cą i doprowadzić śmiałe przedsięwzięcia do szczęśliwego zakończenia”80. To ona wsączyła w jego serce odwagę i sprawiła, że „był wielbicielem spra- wiedliwości”81. Podsumowując najważniejsze dokonania swego bohatera w Wirginii, Hill pisał:

Miał pewien tajemniczy rys charakteru, który skłaniał go do ciągłej aktywności i bezustannego podejmowania wysiłków na rzecz innych. To właśnie swemu zaangażowaniu zawdzięczał wspaniały sukces jako przywódca wspólnoty w Ja- mestown. Sukces ten uczynił go jedną z najbardziej świetlanych postaci w dzie- jach świata. Wprawdzie nie odkrył, jak początkowo planował, zasobnych złóż złotonośnych, za to odsłonił przed ludzkością pole duszy, rozumu i wrodzonej energii, których nieprzebrane bogactwa zadziwiały i fascynowały każdego, kto słyszał lub czytał o jego śmiałych wyczynach. Nawet dzicy, którzy początkowo nienawidzili go i spiskowali przeciw niemu, zaczęli chylić czoła przed jego mądrością i przedsiębiorczością. Będąc zrazu wrogiem, stał się niebawem ich sojusznikiem. Podziwiali jego opanowanie. Składali hołdy jego męstwu i sile woli. Dostrzegali fakt, że zawsze potrafił wskazać swym towarzyszom drogę honoru, prawości i cnoty. Bez przesady można powiedzieć, że Smith był duszą i centrum całej kolonii, że stanowił przykład dla wszystkich osadników oraz że jego energia, pomysłowość i zdecydowanie neutralizowały wszelkie przeciw- ności i przyczyniły się do przetrwania Jamestown82.

John Smith uważał się za podróżnika, eksploratora i poszukiwacza przygód. Jednocześnie był jednak pisarzem o poważnych, naukowych am- bicjach. Jego prace opisywały Nowy Świat pod kątem geograficznym, bo- tanicznym, zoologicznym, a także antropologiczno-kulturowym. Teksty te miały również charakter propagandowy: zachęcały czytelników do osie- dlania się w Ameryce, gdzie czekały bogactwa przyrody, zdolne zapewnić przybyszom dostatnie życie. Najbardziej znane i cenione dzieło Smitha to The Generall Historie of Virginia, New-England, and the Summer Isles…, obszerna publikacja skła-

79 Ibidem, s. 11. 80 Ibidem, s. 109. 81 Ibidem, s. 114. 82 Ibidem, s. 228–229. 58 Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas

Zdj. 12. Okładka The Generall Historie of Virginia, New-England, and the Summer Isles…

dająca się z sześciu ksiąg. Z poznawczego punktu widzenia najważniejsza jest księga druga, opisująca Wirginię. Rozpoczyna się ona od przedstawienia najogólniejszych informacji na temat Wirginii: jej położenia geograficznego, klimatu i ukształtowania te- renu. Czytelnik dowiaduje się, że

Wirginia leży nad wielkim oceanem, na południe od niej znajduje się Floryda, na północ Nowa Francja, na zachodzie natomiast jej granice są nieoznaczone. (…) Lato jest tutaj gorące jak w Hiszpanii, a zima zimna jak we Francji lub Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas 59

Anglii. Największe upały panują w czerwcu, lipcu i sierpniu, najsroższe mrozy zaś od połowy grudnia do połowy marca. (…) Kraina nie jest ani górzysta, ani płaska, dominują w niej niewysokie wzgórza i żyzne doliny, pełne ożywczych strumieni i źródeł. Wzdłuż rzek rozsiane są osady dzikich, lecz większość tere- nu porastają drzewa i trawy i wygląda on tak, jak stworzył go Bóg83.

Pod względem przyrodniczym Wirginia, tak jak prezentuje ją Smith, jest rajskim ogrodem, Edenem, który Stwórca wyposażył w liczne dary natury. W lasach królują dęby, liczące niekiedy ponad tysiąc lat, ale spo- tkać też można sosny, orzechy, buki, topole, cedry, cyprysy, sasafrasy, brzo- zy, jesiony, wiązy, kasztany, dzikie śliwy i leszczynę. W gęstwinie drzew i na polanach rosną porzeczki, morwy, winorośle, agrest, śliwki, orzechy włoskie, kasztany, orzechy laskowe, dynie, poziomki wirginijskie, fasola, groch i kukurydza. Wszystkie te owoce i jarzyny służą za pożywienie za- równo ludziom, jak i zwierzętom. Z przedstawicieli fauny najliczniejsze są jelenie, które „niczym nie różnią się od naszych”84. Wiele jest wiewiórek, zajęcy, dzikich królików, lisów, wilków, szopów, kun i tchórzy, a także żbików, jeżozwierzy i bob- rów. Ogromne zainteresowanie Smitha wzbudziły palatuchy (zwane ina- czej latającymi wiewiórkami) i oposy. „Małe zwierzęta (…) nazywamy je latającymi wiewiórkami, ponieważ – rozpościerając nogi i w ten sposób rozciągając oraz naprężając swą skórę – mogą fruwać na odległość 30 lub 40 jardów. Opos ma łeb jak świnia, ogon jak szczur i jest wielkości kota. Pod brzuchem ma worek, w którym nosi i karmi młode”85. Królami zwie- rząt Wirginii są niedźwiedzie, choć nie imponują rozmiarami, zwłaszcza „w porównaniu z tymi z Moscovii i Tartarii”86. Najczęstszymi przedstawicielami ptactwa są orły, jastrzębie, kormora- ny, kaczki, drozdy, cyranki, mewy, rybitwy i dzikie indyki. „Zimą pojawia się wiele łabędzi, żurawi szarych i białych z czarnymi skrzydłami, czapli, gęsi, bernikli obrożnych, świstuli, siewek, papug i gołębi”87. W wodach oceanu pływają wieloryby, morświny, foki, jesiotry, płaszczki, łososie, sole, płastugi, śledzie, zębacze, turboty, dorsze, łupacze, rekiny, makrele, kraby, krewetki, homary, małże i ostrygi. W rzekach i jeziorach spotyka się natomiast leszcze, pstrągi, karpie, kiełbie, okonie i węgorze.

83 John Smith, The Generall Historie of Virginia..., op. cit., s. 21–22. 84 Ibidem, s. 27. 85 Ibidem. 86 Ibidem. 87 Ibidem. 60 Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas

Wirginia – zdaniem Smitha – „nie jest ludna. Mężczyzn nie ma wielu, więcej jest kobiet i dzieci”88. Stosunek kapitana do tubylców nie odbiegał zbytnio od siedemnastowiecznych standardów. Indian nazywał dzikusami i był głęboko przekonany o ich cywilizacyjnej, moralnej i intelektualnej niższości wobec rasy białej, szczególnie zaś Anglików. Z drugiej jednak strony daleki był od szowinizmu i rasowej nienawiści. Dostrzegając znacz- ne niekiedy fizyczne różnice między przedstawicielami poszczególnych szczepów, podkreślał, że czerwonoskórzy są na ogół „wysocy i smukli, do- brze zbudowani, o skórze brązowej, choć rodzą się biali. Zazwyczaj mają czarne włosy, lecz tylko nieliczni noszą na twarzach zarost. Są bardzo silni, zwinni i wytrzymali. Potrafią w najsroższą zimę biwakować w lesie przy ognisku”89. Chociaż zdarzają się wśród nich jednostki lękliwe lub nad- miernie śmiałe, „większość cechuje roztropność i rozwaga”90. Ich wadą jest naiwność oraz fakt, że „szybko wpadają w gniew i rzadko zapominają o doznanych krzywdach”91. Sporo uwagi poświęcił Smith indiańskim strojom. Bardzo podobały mu się „długie płaszcze ze skór jelenich, niewiele różniące się od płaszczy irlandzkich”92. Jego podziw wzbudziły również płaszcze z piór indyczych lub jastrzębich. Najczęściej jednak – odnotowuje – mężczyźni noszą opa- ski biodrowe z długich i szerokich traw oraz liści drzew. Głowy i ramiona wojowników są często „pomalowane na czerwono sproszkowanym korze- niem pewnej rośliny, zmieszanym z olejem”93. Część z Indian używa ozdób z zasuszonych rąk swych wrogów. Kapitan nie omieszkał także zauważyć, że miejscowe kobiety „zawsze okrywają talie zwierzęcymi skórami, a te bardzo bezwstydne bywają nagie. Swoje ciała ozdabiają paciorkami i ma- lunkami. Niektóre z tych kobiet mają nogi, piersi i twarze zręcznie pokry- te wizerunkami zwierząt i węży”94. Smith wykazywał wyraźne inklinacje – jak byśmy to dzisiaj określili – antropologiczne. Oprócz strojów w miarę dokładnie opisał inne wy- twory kultury tubylców: domy („są, jak nasze altany, budowane z mło- dych, powiązanych gałęzi i tak gęsto pokryte matami lub korą drzew, że mimo wiatru i deszczu pozostają ciepłe i suche”95), broń (łuki, strzały,

88 Ibidem, s. 30. 89 Ibidem. 90 Ibidem. 91 Ibidem. 92 Ibidem. 93 Ibidem. 94 Ibidem. 95 Ibidem. Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas 61 tarcze, drewniane miecze i dzidy), instrumenty muzyczne, świątynie, szaty i ozdoby używane przez kapłanów. Szczegółowo przedstawił też obyczaje i wzory zachowań Indian: ich techniki polowania i łowienia ryb, strategię prowadzenia działań zbrojnych, procedury handlu wy- miennego, sposoby muzykowania i spędzania wolnego czasu, metody leczenia, zwyczaje związane z pochówkiem władców i zwykłych ludzi, obrzędy religijne itp. Jeśli większość opisów, mimo pewnego schematyzmu i wielu uprosz- czeń, zachowuje wiarygodność, to uwagi Smitha na temat religii rdzen- nych mieszkańców Wirginii są raczej wytworem jego wyobrażeń (dodaj- my: całkowicie błędnych) niż odzwierciedleniem rzeczywistości:

[Indianie] otaczają czcią wszelkie rzeczy mogące wyrządzić im krzywdy, któ- rym nie potrafią zapobiec, na przykład ogień, wodę, błyskawice, grzmoty, nasze armaty, góry czy konie. Lecz ich głównym Bogiem, którego wielbią, jest Diabeł. Nazywają go Okee i służą mu bardziej ze strachu niż z miłości. (…) W świątyniach trzymają jego pomalowane rzeźby, ozdobione łańcuchami z miedzi i paciorkami oraz pokryte skórą96.

Oczywiście informacje o kulcie diabła są najzwyczajniej fałszywe. Od- zwierciedlają one chrześcijańskocentryczny punkt widzenia autora, zgod- nie z którym każde bóstwo, niemające w Starym lub Nowym Testamencie sankcji świętości, musi być szatanem. Znacznie bardziej wyważone są sądy kapitana na temat skromnych skądinąd obrzędów odprawianych przez tu- bylców:

Nie wydaje się, by uznawali oni jakiś dzień za bardziej święty od innych. Lecz gdy są w biedzie lub lękają się wrogów, w czasach triumfu i zbioru plonów wszyscy mężczyźni, kobiety i dzieci gromadzą się na uroczystości. W domu lub na polanie rozpalają wielkie ognisko i wszyscy śpiewają oraz tańczą dookoła niego, hałasując i krzycząc, przez cztery lub pięć godzin97.

Smith wspomina również o rytuale składania w ofierze młodych chłop- ców, ale jego informacje pochodzą z drugiej ręki, brak im więc tego stop- nia wiarygodności, jaki daje bezpośrednia obserwacja. Prawdopodobnie zresztą opisane przez niego działania nie miały nic wspólnego ze składa- niem ofiar, były natomiast obrzędem inicjacji, podczas którego wprowa- dzano młodzieńców do społeczności wojowników.

96 Ibidem, s. 34–35. 97 Ibidem, s. 35–36. 62 Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas

Autor The Generall Historie of Virginia… zwrócił uwagę na pewną ce- chę obyczajowości charakterystyczną dla Indian: skrajnie patriarchalną organizację plemienną. Jak pisał:

Mężczyźni spędzają czas na rybołówstwie, polowaniu i wojnach, gardząc wszelkimi innymi zajęciami. Dlatego kobiety są bardzo zapracowane, a oni często próżnują. Kobiety i dzieci wykonują prawie całą pracę. Robią maty, koszyki, garnki, moździerze, sadzą i zbierają kukurydzę, przygotowują z niej mąkę, pieką chleb, gotują, dźwigają ogromne ciężary itp.98.

Smith usiłował opisać system rządów sprawowanych przez Powhatana, lecz próba ta nie do końca się powiodła. Organizm państwowy, którym kierował wódz, był bowiem bardzo skomplikowany. Dzisiaj nazywany jest zazwyczaj konfederacją, chociaż nazwa ta budzić może wątpliwości, gdyż organizacja powstała drogą podboju, a nie dobrowolnego związku. W jej skład wchodziło kilkadziesiąt szczepów, między innymi Pamunkejowie, Arrohatekowie, Appomattekowie, Mattoponi, Kiskiakowie, Kikotano- wie, Joktanundowie, Rappahannokowie, Moracztakundowie, Wejano- kowie, Paspahegowie, Czikahominowie, Warraskojakowie i Nansemon- dowie. W swoim słynnym dziele Notes on the State of Virginia Thomas Jefferson, późniejszy (trzeci z kolei) prezydent Stanów Zjednoczonych (w latach 1801–1809), utrzymywał, że konfederacja Powhatana zajmo- wała około 8000 mil kwadratowych (20 000 kilometrów kwadratowych) i liczyła 8000 mieszkańców należących do 30 plemion, z czego 2400 było wojownikami99. Utrzymanie w ryzach tak dużej i różnorodnej grupy ludzi nie było za- daniem łatwym. Smith nie analizował jednak politycznych i społecznych aspektów rządów Powhatana, koncentrując się jedynie na zewnętrznych, niezbyt przyjaznych dla otoczenia oznakach jego władzy:

Jego wola jest prawem, a podwładni muszą być mu posłuszni, gdyż uważają go nie tylko za króla, ale i za półboga. (…) Wszyscy składają Powhatanowi daniny ze skór, paciorków, miedzi, pereł, jeleni, indyków, dziczyzny i kukurydzy. (…)

98 Ibidem, s. 31. 99 Thomas Jefferson, Notes on the State of Virginia, Library of America, Literary Clas- sics of the United States, New York 1984, s. 220 (wyd. I: 1781–1782). Współczesny czytelnik może się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy o konfederacji Powhatana z na- stępujących opracowań: Keith Egloff, Deborah B. Woodward, First People: The Early Indians of Virginia, University Press of Virginia, Charlottesville 1992; Christian Feest, The Powhatan Tribes – Indians of North America, Chelsea House, New York 1990; Frede- rick W. Gleach, Powhatan’s World and Colonial Virginia…, op. cit.; Helen C. Rountree, Pocahontas’s People…, op. cit. Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas 63

Dziwić musi to, z jakim lękiem i uwielbieniem ludzie ci wypełniają rozkazy Powhatana100.

Smith, by wskazać na autorytarny i bezwzględny sposób sprawowania rządów przez Powhatana, ze szczegółami opisał tortury, na jakie skazywał on poddanych:

Jest tyranem nieznającym umiaru w karaniu tych, którzy mu uchybili. Kazał na przykład związać skazańców za ręce oraz nogi i upiec żywcem na przynie- sionych z ognisk, tlących się gałęziach. Kiedy indziej polecił umieścić głowy więźniów na świętym głazie i rozbijać je drewnianą pałką. Gdy pewnego razu miał ukarać notorycznego złoczyńcę, rozkazał przywiązać go do drzewa, odci- nać po kolei kończyny i wrzucać je do ognia, następnie zedrzeć skórę z głowy nieszczęśnika, wreszcie rozciąć mu brzuch i wypalić jego wnętrze101.

Smith był nieufny i ostrożny wobec Indian. Mimo to starał się trak- tować ich dyplomatycznie i utrzymywać z nimi poprawne stosunki. Nie- kiedy dochodziło wprawdzie do nieporozumień i konfliktów, a nawet zbrojnych utarczek, ale nigdy nie przekształcały się one w otwartą wojnę. Pokój był wynikiem nie tylko starań kapitana, lecz również dobrej woli Powhatana. Gdy angielski oficer powrócił do ojczyzny, a gubernatorami Jamestown, po krótkim okresie przywództwa George’a Percy’ego, zostali Thomas West, trzeci baron De La Warr102, potem zaś sir Thomas Dale, sytuacja uległa zmianie. Między Anglikami i tubylcami poczęła narastać wrogość, co doprowadziło do przewlekłych, krwawych wojen. Pierwsza z nich trwała od 1610 do 1614 roku, druga zaś od 1622 do 1632 roku. W ich wyniku zginęło wielu kolonistów i jeszcze więcej Indian, poszerzył się też wydatnie zasięg angielskiego osadnictwa. Smith jednak opisał obie wojny, korzystając z relacji z drugiej ręki, pod- czas walk nie było go bowiem w Ameryce. W swoim tekście idealizował osadników, przedstawiając ich jako miłujące pokój sługi Boże i forpocztę cywilizacji. Czerwonoskórych prezentował natomiast jako istoty zdradli- we, podstępne i krwiożercze, które perfidnie nadużyły zaufania białych. Najbardziej krytyczne uwagi pod ich adresem formułował, opowiadając o tak zwanej masakrze z 22 marca 1622 roku. Wtedy to, na rozkaz Ope- chancanougha, który został wodzem po śmierci Powhatana103, Indianie

100 John Smith, The Generall Historie of Virginia..., op. cit., s. 38. 101 Ibidem. 102 Od jego tytułu pochodzi nazwa zatoki, rzeki, indiańskiego szczepu i jednego z naj- mniejszych amerykańskich stanów: Delaware. 103 Opechancanough był najprawdopodobniej młodszym bratem Powhatana. 64 Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas bez ostrzeżenia zaatakowali kolonistów, szerząc śmierć i zniszczenie. Jak zanotował Smith:

Tego fatalnego poranka z barbarzyńskich, ociekających krwią rąk tych wia- rołomnych i nieludzkich bestii padło 367 mężczyzn, kobiet i dzieci. (…) Te potwory nie oszczędziły nawet tych, których dobrze znali i od których do- świadczyli wiele dobrego, lecz zawzięcie mordowali ich bez skrupułów i lito- ści, wykazując większą bezwzględność niż lwy i smoki104.

Portret Indian namalowany przez Smitha w drugiej części The Generall Historie of Virginia… nie bardzo pasował do obrazu Ameryki jako bujnego ogrodu, Edenu, raju gotowego przyjąć nowych osadników i zapewnić im szczęście oraz godziwe warunki bytu. Autor zdecydował się jednak pomie- ścić w swym dziele niepokojące dla czytelników, ewentualnych kolonistów, informacje. Uczynił tak po to, by budować własny wizerunek człowieka mądrego i niezastąpionego, zręcznego dyplomaty i negocjatora potrafiące- go utrzymać poprawne relacje z Indianami. Gdy był liderem w Jamestown, w okolicy panował spokój, a mieszkańcy czuli się bezpiecznie. Kiedy tylko opuścił kolonię, pojawiły się konflikty, a kraj ogarnęła pożoga. Wojna nie jest korzystna, uważał Smith, ale skoro już nie dało się jej zapobiec, trzeba okazać tubylcom stanowczość, bowiem „łatwiej cywili- zować ich siłą niż metodami pokojowymi”105. Formułując tego rodzaju myśl, kapitan wpisywał się w długą, ponadstuletnią tradycję traktowania Indian jak dzikich barbarzyńców, których lepiej jest uśmiercić lub wygnać z ich siedzib niż szukać dróg pokojowej koegzystencji. Tradycję tę repre- zentowali przede wszystkim hiszpańscy konkwistadorzy: Diego Velázquez de Cuéllar, Hernán Cortés, Francisco Pizarro, Diego de Almagro, Vasco Núñez de Balboa, Francisco de Orellana i wielu innych. Utrzymując, że należało postępować tak jak oni, Smith zaprzeczał poniekąd swojej wyjąt- kowości, tak chętnie podkreślanej przez jego apologetów w rodzaju Geor- ge’a Canninga Hilla.

104 John Smith, The Generall Historie of Virginia..., op. cit., s. 144–145. 105 Ibidem, s. 147. 3 Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów

Jako bohater białej Ameryki John Smith miał jedną wadę: był Anglikiem, wiernym poddanym Jego Królewskiej Mości, lojalnym wobec swojego kraju, monarchy i narodu. Wady tej nie posiadał natomiast sławny osiem- nastowieczny pionier, myśliwy i żołnierz Daniel Boone. W wojnie o nie- podległość Stanów Zjednoczonych walczył wszak po stronie kolonistów, musi być więc uznany za stuprocentowego Amerykanina106. Na dodatek autorzy licznych powieści, poematów i biografii uczynili z niego postać

106 Do najbardziej wartościowych i kompetentnych prac o Boonie należą m.in. nas- tępujące pozycje: Stephen Aron, How the West Was Lost: The Transformation of Ken- tucky from Daniel Boone to Henry Clay, Johns Hopkins University Press, Baltimore 1996; Meredith Mason Brown, Frontiersman: Daniel Boone and the Making of Ame- rica, Louisiana State University Press, Baton Rouge 2008; Lyman C. Draper, The Life of Daniel Boone, Stackpole Books, Mechanicsburg 1998; John Mack Faragher, Daniel Boone: The Life and Legend of an American Pioneer, : Henry Holt, New York 1992; Mi- chael Lofaro, Daniel Boone: An American Life, University Press of Kentucky, Lexington 2003; Robert Morgan, Boone: A Biography, Algonquin Books of Chapel Hill, Chapel Hill 2007; Darren R. Reid (red.), Daniel Boone and Others on the Kentucky Frontier: Autobiographies and Narratives, 1769–1795, McFarland, Jefferson 2009; J. Gray Swee- ney, The Columbus of the Woods: Daniel Boone and the Typology of Manifest Destiny, Washington University Gallery of Art, St. Louis 1992. Zamieszczony w niniejszym tomie życiorys Daniela Boone’a jest rozszerzoną wersją fragmentu trzeciego rozdziału mojej książki zatytułowanej Twarze westernu, Rabid, Kraków 2009, s. 60–61. 66 Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów mityczną, oświeceniowego Człowieka Natury, archetypicznego koloniza- tora oraz samotnego myśliwego. Daniel Boone urodził się 2 listopada 1734 roku w drewnianej chacie w dolinie Oley w hrabstwie Berks w Pensylwanii, nieopodal miejsca, gdzie obecnie leży miasteczko Reading107. Był szóstym z jedenaściorga dzieci Squire’a Boone’a, imigranta z Anglii, i przybyłej z Walii kwakierki Sary Morgan. Nie miał formalnego wykształcenia, ale rodzice nauczyli go czy- tać, pisać i rachować. Angielskim posługiwał się na tyle biegle, że często oddawał się lekturze książek. Niektóre z nich zabierał nawet na wyprawy łowieckie. Szczególnie upodobał sobie Biblię i Podróże Guliwera Jonatha- na Swifta. Daniel spędził dzieciństwo na zachodnim pograniczu Pensylwanii. W pobliżu znajdowało się wiele wiosek indiańskich, a rodzina Boone’ów i ich kwakierscy sąsiedzi, o przekonaniach pacyfistycznych, utrzymywali z czerwonoskórymi stosunki więcej niż poprawne. To właśnie wtedy mło- dy Daniel poznał inny styl życia niż ten kultywowany przez białych osad- ników, poczuł się silnie związany z dziką przyrodą i polubił długie, nie- rzadko kilkudniowe samotne ekspedycje w leśne ostępy. W wieku 12 lat otrzymał od ojca pierwszą strzelbę i zaczął polować. Od tej pory dziczyzna często gościła na stole Boone’ów. W 1750 roku cała rodzina przeniosła się do doliny Yadkin w Karolinie Północnej, w okolice dzisiejszego Mocksville w hrabstwie Davie. Przyczy- ną był konflikt w gminie wyznaniowej spowodowany poślubieniem przez starszą siostrę i brata Daniela partnerów niebędących kwakrami. Jako dwudziestojednoletni młodzieniec Daniel Boone zdobył pierwsze doświadczenia wojskowe, uczestnicząc, po stronie brytyjskiej, w tak zwa- nej wojnie z Francuzami i Indianami (French and Indian War), stanowiącej przyczynę, a zarazem część szerszego konfliktu międzynarodowego, okre- ślanego mianem wojny siedmioletniej. W 1755 roku był woźnicą w tabo- rach generała Edwarda Braddocka, prowadzącego ofensywę w kierunku Fortu Duquesne (dzisiejszy Pittsburgh) z zamiarem wyparcia Francuzów z doliny Ohio. Wyprawa zakończyła się jednak kompletną klęską. W bi- twie nad rzeką Monongahela Brytyjczycy ponieśli ciężkie straty, zniszcze- niu uległ również ich wojskowy sprzęt i zaopatrzenie. Boone zdołał ujść z życiem i powrócił do domu. W tym samym roku poślubił sąsiadkę, Re- beccę Ann Bryan, od ojca kupił 640 akrów ziemi, wybudował farmę i za-

107 Fragmenty chaty zachowały się do dzisiaj, wchodząc w skład skansenu Daniel Boone Homestead. Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów 67 czął na niej gospodarować. W niedługim czasie doczekał się dziesięciorga dzieci. W 1758 roku rozgorzał konflikt między osadnikami i wojskami bry- tyjskimi a Czirokezami, zwany „powstaniem Czirokezów” (Cherokee Uprising / Cherokee Rebellion), wojną z Czirokezami (Cherokee War) lub wojną angielsko-czirokeską (Anglo-Cherokee War)108. Gdy Indianie za- atakowali dolinę Yadkin, Boone’owie, wraz z licznymi innymi rodzina- mi, wyjechali do hrabstwa Culpeper w Wirginii. Daniel Boone rzadko jednak przebywał w nowym domu. Służył w mi- licji Karoliny Północnej i często przedsiębrał długie zwiadowcze oraz my- śliwskie wyprawy daleko w głąb terytorium Czirokezów, na zachód od Pasma Błękitnego (Blue Ridge Mountains). Co roku, jesienią, sam lub z kilkoma towarzyszami, wyruszał na paromiesięczne łowy. Przed nadej- ściem mrozów i opadów śniegu polował na jelenie, daniele, łosie i sarny. Zimą zakładał sidła na bobry i wydry. Wiosną wracał z setkami skór, które sprzedawał handlarzom futer. W 1762 roku Boone’owie powrócili do doliny Yadkin. Wkrótce, w związku z podpisaniem traktatu pokojowego z Czirokezami, na zachod- nie pogranicze Karoliny Północnej zaczęły napływać kolejne fale osadni- ków. Kraina powoli traciła pierwotny, dziki charakter, a do lasów trafiało coraz więcej myśliwych. Boone popadł w kłopoty finansowe i począł my- śleć o przeprowadzce. Początkowo zamierzał osiedlić się w Pensacoli na Florydzie, ale napotkał ostry sprzeciw małżonki. Ostatecznie Boone’owie przenieśli się w głąb doliny Yadkin, a Daniel znalazł tereny łowieckie w Pa- śmie Błękitnym. Jesienią 1767 roku Boone, w towarzystwie brata, Squire’a Juniora, przekroczył Appalachy nową drogą przez przełęcz Cumberland i spędził zimę, intensywnie polując, w okolicach Salt Spring w Kentucky. W latach 1769–1771 znów przebywał, wraz z pięcioma kompanami, w Kentucky, docierając do wodospadów na rzece Ohio w okolicach dzisiejszego Lo- uisville. Podróżnicy odkryli „łowiecki raj” – krainę pełną bizonów, jeleni i dzikich indyków, a także urodzajne łąki – miejsca idealne do zamieszka-

108 Na temat „powstania Czirokezów” por. m.in.: Archibald Henderson, The Con- quest of the Old Southwest: The Romantic Story of the Early Pioneers into Virginia, the Carolinas, Tennessee and Kentucky 1740–1790, Kessinger, Whitefish 2004; Stanley W. Hoig, The Cherokees and Their Chiefs: In the Wake of Empire, University of Arkan- sas Press, Fayetteville 1998; Duane H. King, The Cherokee Indian Nation: A Troubled History, University of Tennessee Press, Knoxville 1979; John Stuart Oliphant, Peace and War on the Anglo- Cherokee Frontier, 1756–63, Louisiana State University Press, Baton Rouge 2001. 68 Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów nia i uprawiania roli. Tym bardziej że obszar ten wydał im się całkowicie bezludny, jakby stworzony przez Boga z myślą o przyszłych osadnikach. Mylili się jednak. Wprawdzie nie było tu żadnych stałych siedzib indiań- skich, ale zarówno Szaunisi, jak i Czirokezi uznawali ten region za własne tereny łowieckie i byli gotowi bronić go za wszelką cenę przed napływem myśliwych (z ich punktu widzenia: kłusowników) i osadników. W 1773 roku Boone wyruszył z rodziną i grupą około 50 emigrantów w kierunku zachodnim, z zamiarem osiedlenia się na stałe w Kentucky. Po drodze zaatakowali ich Indianie ze szczepów Delawarów, Szaunisów i Czirokezów. Sześć osób, w tym najstarszy syn Boone’a, James, zginęło, a jedna odniosła poważne rany. Wędrowcy postanowili przerwać wyprawę i powrócić do domów. Atak Indian na grupę Boone’a był jednym z pierwszych starć w tak zwanej wojnie Dunmore’a (Dunmore’s War), długotrwałej walce wirgiń- skich osadników i milicji z Szaunisami o kontrolę nad obszarami, które dziś wchodzą w skład stanów Wirginia Zachodnia i Kentucky109. Latem 1774 roku Boone wyruszył na ochotnika, z jednym tylko to- warzyszem, do Kentucky, by zawiadomić pracujących tam mierniczych o wybuchu walk. W ciągu dwóch miesięcy przebył ponad 800 kilometrów, ostrzegając tych, którzy nie zdążyli jeszcze uciec. Powróciwszy do Wirgi- nii, otrzymał stopień kapitana milicji i brał udział w akcji ochrony osiedli wzdłuż rzeki Clinch. Wojna nie trwała długo. Po klęsce w bitwie pod Point Pleasant w październiku 1774 roku Szaunisi zostali zmuszeni do podpisa- nia traktatu pokojowego, w którym ostatecznie zrzekali się wszelkich praw do Kentucky. W 1775 roku, dzięki finansowemu wsparciu sędziego Richarda Hen- dersona z Transylvania Corporation, Boone powrócił do Kentucky z gru- pą 30 osadników i zbudował fort oraz wioskę Boonesborough. Jeszcze tego samego roku sprowadził tu swoją rodzinę. Trasa, którą przebyli i któ- ra służyła od tej pory kolejnym pionierom, zyskała sławę jako Dziki Szlak (Wilderness Trail). Wraz z wybuchem wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych całym Kentucky zawładnęły chaos i przemoc. Patrioci zmagali się z lojalistami wspieranymi niekiedy przez oddziały brytyjskie. Ale najkrwawsze walki toczyły się między osadnikami i Indianami, sojusznikami Korony Brytyj-

109 Na temat wojny Dunmore’a por.: William Hintzen, The Border Wars of the Upper Ohio Valley, 1769–1794, Precision Shooting, Manchester 2001; Reuben Gold Thwaites, Louise Phelps Kellogg (red.), Documentary History of Dunmore’s War, 1774, Wisconsin Historical Society, Madison 1905 (reprint: Clearfield, Baltimore 2002). Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów 69

Zdj. 13. Daniel Boone prowadzi osadników do Kentucky (obraz George’a Caleba Binghama z 1852 roku)

skiej. W zmaganiach tych nie odróżniano żołnierzy lub wojowników od cywilów. Jak trafnie ujął to Darren R. Reid: „Konflikt na granicy dotyczył tysięcy zwykłych mężczyzn i kobiet, białych, czarnych i rdzennych Ame- rykanów, wszystkich walczących o przetrwanie w świecie, który pogrążył się w chaosie i rozlewie krwi”110. Gdy dochodziło do bitew i starć, były one zacięte i okrutne. John Mack Faragher obliczył, że podczas rewolu- cji amerykańskiej wskaźnik śmiertelności był w Kentucky siedmiokrotnie wyższy niż w trzynastu zbuntowanych koloniach111. „To już nie była wojna, lecz prawdziwy kataklizm” – podsumowuje Reid112. Starcia trwały około 20 lat, „rozpoczynając się wraz z założeniem Boonesborough w 1775 roku i kończąc traktatem w Greenville w 1795 roku. Przez dwie dekady grani- ca w Kentucky stała się polem bitewnym dwóch kultur, z których każda

110 Darren R. Reid, Daniel Boone and Others on the Kentucky Frontier…, op. cit., s. 15. 111 John Mack Faragher, Daniel Boone: The Life and Legend…, op. cit., s. 143–144. 112 Darren R. Reid, Daniel Boone and Others on the Kentucky Frontier…, op. cit., s. 16. 70 Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów pragnęła kontrolować ten region i walczyła zażarcie, by narzucić swą do- minację”113. Konflikty przybierały najczęściej formę wojny partyzanckiej.

Najważniejszym i najczęstszym teatrem działań zbrojnych stała się puszcza. Po- zwalała ona rdzennym Amerykanom na nieoczekiwane i niszczycielskie ataki na osadników, ułatwiając również szybki odwrót po akcji. Napady tego typu zdarzały się bardzo często. W konsekwencji osadnicy żyli w ciągłym strachu, wiedząc, że atak na nich, ich rodzinę lub przyjaciół może nastąpić w każdej chwili, z każdego kierunku, bez ostrzeżenia114.

Wielu nie wytrzymywało psychicznej presji i wyjeżdżało. Wiosną 1776 roku w Kentucky pozostało mniej niż 200 kolonistów, mieszkających głównie w chronionych palisadami fortach i osadach, takich jak Boones- borough, Harrodsburg czy ’s Station.

Zdj. 14. Porwanie Jemimy Boone (ilustracja z roku 1884)

113 Ibidem, s. 31. 114 Ibidem, s. 28. Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów 71

W lipcu 1776 roku Szaunisi porwali trzy nastolatki, wśród których znalazła się jedna z córek Boone’a, Jemima. Ojciec nie stracił zimnej krwi. Po dwóch dniach szaleńczego pościgu dogonił, wraz z towarzyszami, czer- wonoskórych, zabił trzech z nich i uwolnił dziewczęta. Wiosną następnego roku Szaunisi, prowadzeni przez wodza Czarną Rybę, zaatakowali Boonesborough. Szturm się nie powiódł, lecz jedna z wystrzelonych przez napastników kul raniła Boone’a w nogę. Wpraw- dzie Indianie nie zdobyli fortu, stale niepokoili jednak obrońców, niszcząc należące do nich uprawy i zabijając pasące się na łąkach bydło. Zapasy żywności szybko się kurczyły, tym bardziej że obecność czerwonoskórych uniemożliwiała polowania. Postanowiono więc zabić wszystkie znajdujące się w osadzie zwierzęta, a ich mięso zakonserwować. Do tego potrzebna wszakże była sól. Boone, który już wyzdrowiał, wyruszył wraz z 30 ludźmi do źródeł solnych nad rzeką Licking. Tam zaskoczyli ich Szaunisi. Boone przekonał towarzyszy, by nie stawiali oporu przewyższającym ich liczebnie nieprzyjaciołom i poddali się. Indianie zabrali jeńców do wioski Czarnej Ryby, Chillicothe, zwanej czasami również Chalahgawtha. Stamtąd część pognali do Detroit, część zaś, w tym i Boone’a, zgodnie ze starą tradycją, adoptowali. Jak pisze Darren R. Reid:

(…) proces niewoli i adopcji był ważnym elementem kulturalnego życia szcze- pu Szaunisów. Branie do niewoli jeńców (…) stanowiło integralną część świata kultury rdzennych Amerykanów i, szczególnie od momentu przybycia osad- ników, stało się kluczowym narzędziem utrzymania populacji szczepu, która szybko się kurczyła w wyniku wojen, głodu i chorób. Praktyka adoptowania jeńców (…) była tradycją w całym świecie Indian północnoamerykańskich, a w okresie kolonialnym poddanych jej zostało tysiące osadników. (…) W wie- lu przypadkach jeniec otrzymywał imię, funkcję, a często i rodzinę osoby, któ- rą miał zastąpić. Jeńcy nie byli po prostu więźniami, lecz dziedziczyli tożsa- mość swych poprzedników. Adopcja była bardzo skomplikowanym procesem i mogła wyzwalać potężne emocjonalne zaangażowanie zarówno ze strony adoptującej rodziny czy szczepu, jak i adoptowanych115.

Boone został adoptowany przez krewną wodza Czarna Ryba i otrzy- mał imię Sheltowee (Wielki Żółw). Po kilku miesiącach, gdy poznał plany Szaunisów ponownego ataku na Boonesborough, zdołał zmylić czujność czerwonoskórych i zbiec. W pięć dni, najpierw konno, a potem pieszo, przebył 230 kilometrów i dotarł do fortu. Nie przejmując się oskarżenia-

115 Ibidem, s. 52–53. 72 Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów mi części osadników o zdradę, poprowadził prewencyjne uderzenie na wioski Szaunisów, a potem dowodził heroiczną, dziesięciodniową obroną umocnionej osady. Gdy wydawało się, że klęska jest przesądzona, napast- nicy odstąpili od oblężenia. Po wycofaniu się Indian pułkownik Richard Callaway i porucznik Ben- jamin Logan, którzy mieli siostrzeńców wśród mężczyzn wziętych przez Szaunisów do niewoli przy źródłach solnych nad rzeką Licking, założyli przeciw Boone’owi sprawę przed sądem wojennym. Sędziowie nie dopa- trzyli się jednak w zachowaniu oskarżonego żadnych przejawów zdrady, uznali go nawet za bohatera, który uratował Boonesborough przed za- gładą. Dziś wiemy z całą pewnością, że wyrok wydany w 1778 roku był

Zdj. 15. Podczas oblężenia Boonesborough (ilustracja z 1884 roku) Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów 73 słuszny. Jak trafnie zauważa Reid, „ostrzeżenie przez Boone’a mieszkań- ców Boonesborough [przed atakiem Indian] jasno pokazuje, wobec kogo zachował on wierność i lojalność. Boone był przede wszystkim osadni- kiem i niezależnie od tego, jak złożone relacje łączyły go z Szaunisami, gdy stanął przed wyborem, czy pomóc osadnikom, czy szczepowi, wybrał tę pierwszą opcję”116. W kolejnych latach Boone nadal uczestniczył w wojnie w Kentucky. W 1780 roku przyłączył się do wyprawy generała Rogersa Clarka do do- liny Ohio, walcząc między innymi w bitwie pod Piquą. W tym samym roku został mianowany podpułkownikiem milicji w hrabstwie Fayette. W kwietniu 1781 roku Boone’a wybrano do Zgromadzenia Ogólnego Wirginii (Virginia General Assembly). Gdy podróżował do Richmond, by objąć zaszczytną funkcję, został schwytany przez brytyjskich dragonów. Po kilku dniach Brytyjczycy wypuścili go pod słowem honoru. W październiku 1781 roku armia generała Charlesa Cornwallisa ska- pitulowała w Yorktown wobec połączonych sił amerykańsko-francuskich. W Kentucky walki jednak trwały nadal. W 1782 roku Boone brał udział w bitwie nad rzeką Blue Licks, w której oddział składający się z 50 bry- tyjskich żołnierzy i 300 Indian wciągnął w zasadzkę i rozgromił 182 mili- cjantów z Kentucky. W starciu zginął syn Boone’a, Israel. Po wojnie Boone pracował jako geometra, handlarz końmi i grunta- mi, prowadził tawernę oraz niewielką faktorię handlową. W 1792 roku Kentucky zostało przyjęte do Unii jako piętnasty stan. Nie mając potwier- dzonych praw własności ziemskiej, Boone stracił swoje liczne, znajdujące się tam posiadłości. W 1799 roku udał się wraz z rodziną do hiszpańskie- go wówczas Missouri. W 1800 roku został mianowany sędzią w okręgu St. Charles i obdarowany potężnym majątkiem ziemskim. Gdy Missouri stało się częścią Stanów Zjednoczonych, Boone znowu stracił dorobek całego życia. Mieszkał teraz z synem Nathanielem. Ostatni raz był na po- lowaniu w wieku 83 lat. Zmarł w 1820 roku. Daniel Boone stał się legendą jeszcze za życia. Dla uczczenia jego pięćdziesiątych urodzin John Filson, były żołnierz i nauczyciel, podróżnik i topograf117, opublikował w 1784 roku rozprawę The Discovery, Settle-

116 Ibidem, s. 54. 117 John Filson urodził się prawdopodobnie w 1747 roku w Pensylwanii. Edukację po- bierał w West Nottingham Academy w Maryland. Podczas wojny secesyjnej służył w armii Unii i w 1776 roku dostał się do niewoli. Po wojnie, do 1882 lub 1883 roku, pracował w Pensylwanii jako nauczyciel i geometra. Potem zakupił 13 500 akrów ziemi w Kentucky i osiedlił się w Lexington. Znów uczył w szkole i dorabiał jako geometra. Podróżował 74 Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów ment and Present State of Kentucke and an Essay towards the Topogra- phy, and Natural History of That Important Country, do której, w formie dodatku, dołączył autobiografię Boone’a zatytułowaną The Adventures of Col. Daniel Boon, One of the First Settlers, Comprehending Every Im- portant Occurrence in the Political History of that Province118. Terminu „autobiografia” nie należy jednak traktować dosłownie. Chociaż tekst został napisany w pierwszej osobie liczby pojedynczej, jego autorem nie był Boone. Jak konstatuje Reid:

Brakowało mu językowej wprawy i literackiej ogłady. Lecz chociaż trudno domniemywać, by Boone był odpowiedzialny za większość okazałych fraz w swojej biografii (…), to jednak baza tego dokumentu oraz przedstawione w nim zdarzenia opisane są zgodnie z prawdą i świadczą o zaangażowaniu Boone’a w tworzenie opowieści. (…) W rezultacie tych zabiegów powstał je- den z najważniejszych utworów wczesnego okresu literatury amerykańskiej. Przynosił on obraz appalaskiego pogranicza i czynił z Boone’a archetypicznego człowieka granicy i pioniera119.

O wyniosłym i napuszonym stylu, jakim posługiwał się Filson, świad- czyć może inwokacja pomieszczona na początku The Adventures of Col. Daniel Boone…, w której autor wskazuje na fundamentalne zasługi swego bohatera w cywilizowaniu Kentucky:

Tak więc obserwujemy, jak Kentucke120, miejsce pierwotne i niedostępne, mieszkanie dzikusów i wściekłych bestii, zamienia się wolno w żyzne pole; jak region, tak hojnie obdarzony przez naturę, staje się teraz mieszkaniem cy- wilizacji, mimo szalejącej wokół wojny. Tutaj, gdzie dłoń przemocy przele- wała krew niewinnych, gdzie odrażające wrzaski dzikusów i jęki strapionych brzmiały w naszych uszach, teraz słyszymy pochwały i słowa uwielbienia kie- rowane ku naszemu Stwórcy. Tam, gdzie stały nędzne wigwamy, teraz powstają miasta. I widzimy Kentucke, położone na urodzajnych brzegach wielkiej rzeki Ohio, wyłaniające się z ciemności, by lśnić wspaniałością równą innym gwiaz- dom amerykańskiej półkuli121. także po Kentucky, spotykając się z pionierami i osadnikami. Tak poznał Daniela Boone’a. W 1784 roku napisał The Discovery, Settlement and Present State of Kentucke... Ponieważ w Kentucky nie było w owym czasie żadnej drukarni, Filson udał się do Wilmington w stanie Delaware, gdzie opublikował swoje dzieło. W 1788 roku brał udział w ekspedy- cji badającej okolice Great Miami River. 1 października nastąpił atak Szaunisów. Filson uciekł do lasu i zniknął, a jego ciała nigdy nie odnaleziono. 118 James Adams, Wilmington 1784. 119 Darren R. Reid, Daniel Boone and Others on the Kentucky Frontier…, op. cit., s. 5–6. 120 Takiej formy językowej używa Filson w całym swoim dziele. 121 John Filson, The Adventures of Col. Daniel Boone..., op. cit., s. 39–40. Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów 75

Filson pominął w swym opracowaniu młodość Boone’a, rozpoczynając opowieść od jego pierwszej eskapady do Kentucky przedsięwziętej w 1769 roku. Inną strategię zastosował Timothy Flint w wydanej w 1833 roku książce Biographical Memoir of Daniel Boone: The First Settler of Ken- tucky, Interspersed with Incidents in the Early Annals of the Country122 (praca ta, z niewielkimi modyfikacjami, ukazała się także w 1868 roku pod tytułem The First White Man of the West: or, The Life and Exploits of Col. Daniel Boone, the First Settler of Kentucky, Interspersed with Incidents in the Early Annals of the Country123). Autor wielokrotnie wspominał o niezwykłych zdolnościach przetrwania wśród dzikich ostępów leśnych, jakie Boone ujawniał już od najwcześniejszych lat. „Co prawda nie był biegły w wiedzy książkowej – pisał – ani nie nauczył się zasad miejskiej etykiety, lecz za to posiadł umiejętności dalece ważniejsze w sferze, w ja- kiej Opatrzność kazała mu działać”124. Umiejętnościami tymi zadziwiał już w dzieciństwie. „Odkąd tylko potrafił utrzymać broń w ręku, prowadził wyniszczającą wojnę z wiewiórkami, szopami i żbikami, które wówczas stale nękały osadników na polach i w gospodarstwach”125. By podkreślić odwagę i zdecydowanie, a także zimną krew swego bohatera, Flint opisał jego przygodę podczas jednej z łowieckich eskapad.

W towarzystwie kilku młodocianych towarzyszy wyruszył na wyprawę myśliw- ską w głąb dzikiej kniei, zostawiając daleko z tyłu zamieszkane tereny. Grupę młodych Nimrodów126 zaalarmował przejmujący krzyk dobiegający z gęstego lasu. „Pantera!” – wyszeptali przerażeni chłopcy. (…) Zwierzę to, gdy czuje się zagrożone, nie unika spotkania z człowiekiem i często go zabija, choćby był nieustraszony i walczył dzielnie. Wszyscy towarzysze Boone’a wzięli nogi za pas. Ale nie nasz bohater. Spokojnie przyjrzał się panterze, która z kolei spoglądała na niego, jak kot patrzy na mysz, gdy przygotowuje się do skoku.

122 E.H. Flint, Cincinnati. 123 Hurst, New York. 124 Ibidem, s. 7. 125 Ibidem, s. 12–13. 126 Nimrod to postać kilkakrotnie wzmiankowana w Biblii. Był synem Kusza, wnu- kiem Chama i prawnukiem Noego. Władał Mezopotamią, rozkazał zbudować wieżę Babel (tak przynajmniej głosi tradycja żydowska i chrześcijańska, Biblia milczy bowiem na ten temat), był też „najsławniejszym na ziemi myśliwym” (Rdz 10,9). I to właśnie nietuzinkowe umiejętności łowieckie Nimroda są podstawą metafory Flinta. Jest to o tyle ważne, że w piętnastowiecznej angielszczyźnie słowo „Nimrod” oznaczało tyrana, we współczesnym amerykańskim angielskim używa się je na określenie tępego głupka. W li- teraturze rabinicznej Nimrod stanowi prototyp buntownika, a jego imię interpretowane jest jako „ten, który sprawił, że ludzie wypowiedzieli posłuszeństwo Bogu”. Język angiel- ski jest wszakże wolny od takich konotacji imienia Nimrod. 76 Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów

Wycelowawszy ze strzelby, posłał kulę wprost w serce zwierzęcia w momencie, gdy szykowało się do ataku. To był zdumiewający przykład wyjątkowego opa- nowania, którym Boone wielokrotnie wykazywał się w późniejszych latach127.

Zrelacjonowana przez Flinta historia najprawdopodobniej nigdy się nie wydarzyła. Posłużyła jednak za narzędzie mitotwórcze, utrwalając w czytelnikach przekonanie o nadzwyczajnej omnipotencji Boone’a oraz fakcie, że – jak ujął to William Henry Bogart128 – „strzelba była w jego ręku równie niezawodna jak łuk w dłoniach Robin Hooda”129. Ten ostatni autor wielokrotnie podkreślał, że swoje umiejętności i zdolności Boone zawdzięczał w dużej mierze doświadczeniom nabytym w młodości.

Odebrał on lekcje tropienia śladów w śniegu, liściach i mchu, tak że przeni- kliwością i roztropnością mógł rywalizować z psem, a sprytem i zręcznością – z indiańskim wojownikiem. (…) Heroiczny charakter Boone’a ukształtowały okoliczności. (…) Życie człowieka lasu nauczyło chłopca zaufania do same-

Zdj. 16. Młody Daniel Boone na leśnym biwaku (ilustracja z 1889 roku)

127 Ibidem, s. 21. 128 William Henry Bogart (1810–1888) był prawnikiem, politykiem, dziennikarzem (korespondentem „New York Courier and Enquirer” i „New York World”) i historykiem, a także autorem kilku powieści historycznych. 129 William Henry Bogart, Daniel Boone and the Hunters of Kentucky, Miller, Orton & Mulligan, New York–Auburn 1856, s. 24. Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów 77

go siebie. Pozwoliło poznać skarb tkwiący w jego własnych możliwościach i uświadomiło mu, że gdy ma coś do zrobienia, robi to perfekcyjnie130.

Flint nie ograniczył się do opisu jednej potyczki Boone’a z panterą. Kilkadziesiąt stron dalej przedstawił podobne zajście, z tym że bohater był już bardziej doświadczonym myśliwym i wynik starcia nie budził żadnej wątpliwości. Mitotwórcze zapędy Flinta znalazły jednak najmocniejszy wyraz w jeszcze innej scenie, przedstawiającej walkę Boone’a z niedźwie- dzicą, która stała się jednym z najważniejszych elementów legendy ota- czającej bohatera.

Słysząc zbliżanie się jakiegoś wielkiego, sądząc po hałasie, jaki czyniło, zwie- rza, [Boone] trzymał strzelbę gotową do strzału, a z pochwy wyciągnął długi i ostry nóż, który zawsze nosił przymocowany do paska. Postanowił najpierw sprawdzić skuteczność broni palnej. Gdy stworzenie podeszło bliżej, okaza- ło się niedźwiedzicą. Przedstawicielki tego gatunku są zawsze niezwykle dzi- kie, a ich ataki bywają niebezpieczne i często kończą się śmiercią człowieka, zwłaszcza gdy samicom towarzyszą młode, a tak właśnie było tym razem. Do- strzegłszy naszego bohatera, zwierzę zaczęło szykować się do ataku. Boone wycelował strzelbę i spokojnie czekał, aż niedźwiedzica zbliży się na odległość skutecznego strzału. Zazwyczaj nie pudłował, lecz tym razem kula nie dosię- gła miejsca, w które mierzył. Ranne zwierzę stało się jeszcze bardziej wściekłe z powodu bólu i furii, jaka je ogarnęła. Boone wiedział, że nie zdąży przeła- dować broni i wystrzelić po raz drugi. Ratunkiem był nóż. Ujął go w prawą dłoń i dzierżył w takiej pozycji, że niedźwiedzica nie mogła dosięgnąć swego przeciwnika, nie narażając się na cios. W lewej ręce Boone trzymał strzelbę, traktując ją jak rodzaj tarczy. Tak przygotowany oczekiwał ataku strasznej be- stii. Gdy zwierzę znalazło się tuż przed nim, wyprostowało się, by chwycić go olbrzymimi łapami. Nabiło się jednak na nóż. Boone skierował ostrze prosto w serce niedźwiedzicy, która – już nieszkodliwa – zwaliła się na ziemię131.

Przedstawiona scena nie ma nic wspólnego z rzeczywistością i jest wy- łącznie produktem wyobraźni Flinta132. Miała jednak do wypełnienia dwie ważne funkcje. Po pierwsze: jej zadaniem było stworzenie, a właściwie wzmocnienie, wizerunku Boone’a jako nieustraszonego herosa, potrafią- cego poradzić sobie w każdych warunkach i stawić czoło każdemu zagro- żeniu. Po wtóre: autor zamierzał zbudować obraz granicy jako miejsca, w którym śmiali, energiczni i obdarzeni siłą fizyczną pionierzy pokonują dzikie bestie i wszelkie inne niebezpieczeństwa puszczy jedynie za pomocą

130 Ibidem. 131 Timothy Flint, The First White Man of the West…, op. cit., s. 69–71. 132 Por. Darren R. Reid, Daniel Boone and Other on the Kentucky Frontier…, op. cit., s. 2. 78 Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów prymitywnych narzędzi i własnej odwagi. Flintowi chodziło przeto nie tyl- ko o mitologizację postaci Boone’a, lecz również o mitologizację granicy i procesu jej zdobywania, a co za tym idzie – historii Stanów Zjednoczo- nych. Boone miał być archetypicznym człowiekiem granicy i pionierem, ale też archetypicznym Amerykaninem z pokorą i poświęceniem realizują- cym wyroki Opatrzności. Oczywiście nie tylko Flint zmieniał i upiększał życiorys Boone’a. Po- dobnie postępowali inni: Daniel Bryan w The Mountain Muse: Comprising the Adventures of Daniel Boone; and the Power of Virtuous and Refined Beauty133, Samuel L. Metcalf w A Collection of Some of the Most Interesting Narratives of Indian Warfare in the West, Containing an Account of the Ad- ventures of Colonel Daniel Boone, One of the First Settlers of Kentucky134, John A. McClung w Sketches of Western Adventure: Containing an Account of the Most Interesting Incidents Connected with the Settlement of the West, from 1755 to 1794; with an Appendix135, John B. Jones w Wild Western Scenes: A Narrative of Adventures in the Western Wilderness, Wherein the Exploits of Daniel Boone, the Great American Pioneer, Are Particularly De- scribed136, Charles C.B. Seymour w Self-Made Men137, John S.C. Abbott w Daniel Boone: The Pioneer of Kentucky138, Frank H. Norton w The Days of Daniel Boone: A Romance of “The Dark and Bloody Ground”139, Ed- ward Sylvester Ellis w The Life and Times of Col. Daniel Boone: Hunter, Soldier, and Pioneer140 oraz cytowany już William H. Bogart w The Border Boy: and How He Became the Great Pioneer of the West. A Life of Daniel Boone141. W rezultacie legenda Boone’a rozwijała się szybko przez cały dziewiętnasty wiek. Wymienieni wyżej autorzy z dużą swobodą traktowali prawdę historyczną, a przez to „trywializowali doświadczenia realnego ży- cia zarówno osadników, jak i rdzennych Amerykanów oraz konflikt, który zdominował ich egzystencję”142. Twórczość biografów Boone’a sprawiła, że „jego nazwisko stało się synonimem granicy do tego stopnia, iż on sam funkcjonuje dziś głównie jako postać literacka, a nie autentyczna, żyjąca

133 Davidson & Bourne, Harrisonburg 1813. 134 W.G. Hunt, Lexington 1821. 135 U.P. James, Cincinnati 1839. 136 J.B. Lippincott and Co., Philadelphia 1856. 137 Harper and Brothers, New York 1858, s. 191–208. 138 Dodd, Mead & Co., New York 1874. 139 The American News Company, New York 1883. 140 Porter and Coales, Philadelphia 1884. 141 Lee and Shepard; Charles T. Dillingham, Boston–New York 1884. 142 Darren R. Reid, Daniel Boone and Others on the Kentucky Frontier…, op. cit., s. 2. Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów 79 kiedyś jednostka. Na dodatek uzyskał on status archetypicznego pioniera, zaś jego nigdy nieistniejąca czapka ze skóry szopa zaczęła symbolizować pierwszą amerykańską ekspansję na zachód. To na Boonie właśnie wzo- rował się James Fenimore Cooper, tworząc postać Skórzanej Pończochy w Ostatnim Mohikaninie, i to Boone był prototypem człowieka lasu lorda Byrona”143. Jak wyglądał Boone? Najbardziej precyzyjny, a przynajmniej wiarygod- ny opis podaje William H. Bogart. Według niego Boone „mierzył pięć stóp i 10 cali [177,8 centymetra], był atletycznie zbudowany, krzepki i muskularny, o kształtnych, zgrabnych kończynach. Charakteryzował się wytrzymałością, wynikającą nie tylko z jego cech fizycznych, lecz również z usposobienia i temperamentu. Miał jasne oczy, które ujawniały opano- wanie i spokojną determinację w sposobie bycia”144. Rekonstruując aparycję Boone’a, nie musimy ślepo wierzyć Bogartowi. Istnieje bowiem jeden (niedokończony) portret naszego bohatera, nama- lowany za jego życia, w czerwcu 1820 roku przez Chestera Hardinga145. Wprawdzie Boone miał wówczas 84 lata, ale zachował iście „młodzień- czą” powierzchowność. Z płótna spoglądają na nas przenikliwe, zielone oczy, jakby próbujące ocenić naszą uczciwość i wartość. Mocno zaciśnię- te, wąskie usta znamionują stanowczość i upór, a klasyczny rzymski nos świadczy o silnej osobowości i cechach przywódczych. Na lewym po- liczku dostrzegamy bliznę – efekt burzliwego, pełnego niebezpieczeństw i ryzyka życia. Wszystkie literackie biografie Boone’a podkreślały jego umiejętności wywierania wpływu na innych i automatycznego niejako przejmowania funkcji lidera. Nie zapominano także o zdolnościach perswazyjnych. Dał im świadectwo Timothy Flint, przytaczając argumenty, „zabarwione ko- lorami prostej poezji”146, za pomocą których bohater usiłował przekonać

143 Ibidem, s. 5. Por. także: John Mack Faragher, Daniel Boone: The Life and Legend…, op. cit., s. 180 i 346; Michael A. Lofaro, Daniel Boone: An American Life, op. cit., s. 75, 160 i 189. 144 William H. Bogart, Daniel Boone and the Hunters of Kentucky, op. cit., s. 72. 145 Chester Harding (1792–1866) był cenionym amerykańskim portrecistą, który zdo- był uznanie również w Wielkiej Brytanii. Jest autorem portretów m.in. Jamesa Monroe i Johna Quincy’ego Adamsa – piątego i szóstego prezydenta Stanów Zjednoczonych, zna- nych polityków – Henry’ego Claya, Johna Caldwella Calhouna, Daniela Webstera i Johna Randolpha, Johna Marshalla – czwartego przewodniczącego Sądu Najwyższego USA, Ni- cholasa Browna Jr. – biznesmena i filantropa, fundatora Brown University, Washingtona Allstona – amerykańskiego malarza i poety, oraz generała Williama T. Shermana. 146 Timothy Flint, The First White Man of the West…, op. cit., s. 39. 80 Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów

Zdj. 17. Portret Daniela Boone’a (obraz Chestera Hardinga z 1820 roku)

swych potencjalnych towarzyszy do wzięcia udziału w pierwszej wyprawie do Kentucky.

„Będziecie się wspinać – mówił – na nienazwane góry. Ich zielone szczyty wznoszą się nieopodal waszych niedawnych obszarów łowieckich, którymi za- władnęły płoty i parkany, odgradzając was od ostoi zwierząt. Odgłos topora wycinającego szlachetne drzewa, w których cieniu mogliście wypocząć po po- ścigu, spłoszył jelenie i inną zwierzynę. Źródła i strumienie wśród wzgórz zo- stały wystawione na działanie słońca i wkrótce wyschną. O poranku nie obu- dzi was już dźwięk rogu. Synowie zrodzeni z waszej miłości i dumy, zamiast zostać wyszkolonymi myśliwymi, śmiało kroczącymi przed siebie ze szczerą uprzejmością, prawdziwym honorem i nieznającą strachu odwagą, staną się ludźmi, którym przyjemności i niebezpieczeństwa, jakie przeżyli ich ojcowie, wydadzą się jedynie jałową opowieścią”. Widok rozciągający się na drugą stro- nę gór, jaki Boone kreślił słuchaczom, pełen był obrazów obfitości i wolności, tak drogich każdemu myśliwemu. Obrazy te malował niewieloma prostymi słowami, trafiającymi do serc tych synów lasu. „Przed waszymi oczami będą Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów 81

się rozciągać gęste knieje. Zobaczycie pola kwiatów i najżyźniejsze pastwiska. Jedyne przecinające je ścieżki to te zrobione przez bizony i niedźwiedzie. Na osłoniętych polanach indyki i wielkie dzikie ptaki są tak obfite, że myśliwy może w godzinę zaopatrzyć się w ich zapas potrzebny na tydzień. (…) Drzewa w tym kraju są wysokie i proste. Żółta topola wyrasta tu w niebo ostrą kolum- ną wysoką na 30 metrów, walcząc o palmę pierwszeństwa z jaworem. Wasze żony i dzieci pozostaną bezpieczne w obecnych domach, aż zbudujecie nowe osiedla. Wtedy wrócicie i zabierzecie tam swoich bliskich. Jacy strażnicy dadzą im większe bezpieczeństwo niż wy, z dobrymi strzelbami i determinacją, by ich użyć. Będziecie zależeć nie od okoliczności, lecz od siebie samych. Dzieci, w ramionach matek, będą się radować świeżym powietrzem, a nocą kolebki z wydrążonych drzew ukołyszą je do snu”147.

Argumenty te, które Flint językowo ubarwił, nadając im formę licentiae poeticae, odniosły najwyraźniej pożądany efekt, skoro planowana przez Boone’a wyprawa doszła ostatecznie do skutku. Jak zanotował pisarz:

To było 1 maja 1769 roku, gdy zrezygnowałem na pewien czas z domowego szczęścia i opuściłem rodzinę mieszkającą w spokojnej chacie nad rzeką Yadkin w Karolinie Północnej, by – w towarzystwie Johna Finleya, Johna Stewar- ta, Josepha Holdena, Jamesa Monaya i Williama Coola – wędrować przez puszcze Ameryki w poszukiwaniu Kentucke. Postępowaliśmy szczęśliwie i po dłuższej oraz męczącej podróży przez górskie bory, w kierunku zachodnim, siódmego czerwca znaleźliśmy się nad Red River, gdzie John Finley handlował wcześniej z Indianami, i ze szczytu wzgórza ujrzeliśmy z przyjemnością piękną równinę Kentucke. (…) W tym miejscu rozbiliśmy obóz (…) i zaczęliśmy po- lować oraz rozpoznawać kraj. Znaleźliśmy wszędzie pod dostatkiem dzikich zwierząt wszystkich gatunków. Bizonów było więcej niż bydła na wiejskich pastwiskach. Pasły się w krzakach lub na rozległych trawiastych równinach, nieustraszone, bo nieświadome siły człowieka. Czasami widzieliśmy stada li- czące setki sztuk. (…) Polowaliśmy tu z sukcesami aż do 22 grudnia148.

Flint opisał nawet groźną przygodę z bizonami (prawdopodobnie nie- prawdziwą), która przytrafiła się Boone’owi i jego towarzyszom.

[Po zejściu z gór, po południu, wędrowcy trafili do głębokiej doliny.] Bizony wyszły z lasu i równina pokryła się wkrótce masą tych wielkich zwierząt. Po- dróżnicy znaleźli się w niebezpieczeństwie. (…) Wydawało się, że zostaną roz- deptani potężnymi kopytami. Gdy front stada zbliżył się, [Boone] wycelował ze swojej broni i strzałem między rogi powalił byka, przywódcę gromady. Reszta grupy podniosła ogłuszający ryk i stanęła jak sparaliżowana. Nastąpiło chwilowe zamieszanie. Pod wpływem nacisku osobników z tyłu stado, omija-

147 Ibidem, s. 39–40. 148 John Filson, The Adventures of Col. Daniel Boone..., op. cit., s. 40–41. 82 Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów

Zdj. 18. Daniel Boone z towarzyszami podziwia doliny Kentucky (ilustracja z 1905 roku)

jąc martwego bizona, rozdzieliło się na dwie części, z których każda minęła wędrowców w odległości 30 jardów149.

Wędrując przez lasy i polany Kentucky, Boone nie tylko polował. Po- dziwiał także niezwykłe bogactwo i piękno tamtejszej przyrody, przede wszystkim flory. „Natura była tutaj szeregiem cudów i skarbnicą zachwy- tów, wystawiając na pokaz pomysłowość i pracowitość w rozmaitości kwiatów i owoców, pięknie ubarwionych, wytwornie ukształtowanych i oszałamiająco pachnących”150. Zachwyty nad przyrodą nie mogły jednak przesłonić faktu, że na tym wspaniałym i romantycznym, a jednocześnie dziewiczym terenie na każ- dym kroku czyhało niebezpieczeństwo. Chcąc lepiej poznać okolicę i zdo- być więcej informacji o otaczającym ich kraju, wędrowcy podzielili się na dwie grupy. Boone ze Stewartem weszli na wzgórze, by przyjrzeć się meandrującej rzece Kentucky. Gdy leniwie schodzili zboczem, zostali nie- spodziewanie zaatakowani przez Indian i wzięci do niewoli. Jak sarka- stycznie ujął to William H. Bogart, „było oczywiste po sposobie, w jaki ich

149 Timothy Flint, The First White Man of the West…, op. cit., s. 49–50. 150 John Filson, The Adventures of Col. Daniel Boone..., op. cit., s. 41. Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów 83 schwytano, że Boone i Stewart nie mieli się na baczności”151. Teraz musieli zapłacić wysoką cenę za swój brak ostrożności. W niewoli spędzili siedem dni, a czerwonoskórzy traktowali ich „w zwykły dla dzikusów sposób”152. Jak nie bez racji zauważył Bogart: „Boone miał teraz dobrą okazję, by pokazać, z jakiej gliny został ulepiony. Był więźniem ludzi, w których duszach litość była rzadkim i kapryśnym gościem. Jego postępowanie wymagało więc roztropności i odwagi, a ce- chy te nieczęsto chodzą w parze”153. Boone’owi i Stewartowi udało się zdobyć względne zaufanie Indian, a to ułatwiło im ucieczkę. Wieczorem czerwonoskórzy rozpalili wielkie ognisko i zjadłszy obfitą kolację, zasnęli, zostawiając więźniów bez straży. Przyszedł czas na działanie.

Boone powoli i ostrożnie uniósł się do pozycji siedzącej i pozostał tak kilka chwil, by sprawdzić, czy ktoś zauważył jego ruch. (…) [Potem delikatnie obu- dził Stewarta] i zakomunikował mu zamiar ucieczki. Musieli zachować naj- większą ostrożność, by nie zakłócić snu dzikusom, ponieważ najcichszy dźwięk mógł ich obudzić i ściągnąć nagłą śmierć na jeńców. Stewartowi udało się bez- głośnie stanąć na nogi. Mimo że towarzysze znajdowali się tuż obok siebie, nie ośmielili się wyszeptać myśli, która jednocześnie przyszła im do głów – że ucie- kać bez strzelb i amunicji byłoby równoznaczne ze skazaniem się na śmierć. Bez pośpiechu, uważając na każdy krok, dotarli do miejsca, gdzie znajdowała się ich broń. W pobliżu leżał również ich ekwipunek, zawierający zwykły zapas pro- chu i kul. Trudno sobie wyobrazić uczucie towarzyszące Boone’owi i Stewarto- wi, gdy wykradali się z indiańskiego obozu. Szli w kierunku lasów, w ciemności, milcząc. Dopiero po pewnym czasie zaczęli się do siebie odzywać154.

Ucieczka się powiodła. Boone i Stewart wrócili do starego obozu, „lecz znaleźliśmy go splądrowanym, a towarzysze rozproszyli się i odeszli do domów”155. Kilka dni później, ścigając rannego bizona, obaj mężczyźni zostali powtórnie zaatakowani przez Indian, którzy zasypali ich gradem strzał. Jedna z nich zabiła Stewarta. Boone nie pozostawał jednak długo samotny. Wkrótce spotkał brata, Squire’a Juniora, który wyruszył z Karoliny Północnej na jego poszuki- wanie. „Mimo przykrych okoliczności i ryzykownego położenia, w jakim się znaleźliśmy – otoczeni ze wszystkich stron wrogimi dzikusami, nasze spotkanie w puszczy wprawiło nas w najwyższe zadowolenie”156.

151 William H. Bogart, Daniel Boone and the Hunters of Kentucky, op. cit., s. 60. 152 John Filson, The Adventures of Col. Daniel Boone..., op. cit., s. 41. 153 William H. Bogart, Daniel Boone and the Hunters of Kentucky, op. cit., s. 60. 154 Timothy Flint, The Life and Adventures of Daniel Boone…, op. cit., s. 58–59. 155 John Filson, The Adventures of Col. Daniel Boone..., op. cit., s. 41. 156 Ibidem, s. 41–42. 84 Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów

Zdj. 19. Daniel Boone i John Stewart w indiańskiej niewoli (ilustracja z 1889 roku)

Od tej pory czas upływał braciom pracowicie.

(…) polowaliśmy każdego dnia i przygotowywaliśmy małą chatkę, by chroniła nas przed zimowymi burzami. Pozostaliśmy tam, nie niepokojeni przez Indian, przez całą zimę. 1 maja 1770 roku mój brat wyruszył do domu po nowe konie i amunicję, pozostawiając mnie bez chleba, soli i cukru, bez ludzkiego towarzy- stwa, a nawet bez konia lub psa. Przyznaję, że jeszcze nigdy samotność nie ciąży- ła mi tak bardzo. Kilka dni czułem się nieswojo. Myśli wędrowały ku ukochanej żonie i rodzinie, która z pewnością lękała się o to, jak radzę sobie w głuszy157.

Samotność, obawa o rodzinę i stałe zagrożenie atakiem Indian nie za- głuszyły w Boonie wrażliwości na piękno przyrody. Filson tak opisuje jed- ną z jego eskapad:

Pewnego dnia wyruszyłem przed siebie i w tę czarującą porę napotkałem na swej drodze różnorodność i piękno natury, które wypędziły z mej duszy wszel- kie ponure myśli. Pod koniec dnia łagodny wietrzyk ucichł zupełnie i żaden podmuch nie poruszał liśćmi drzew. Zdobyłem szczyt majestatycznego pasma i rozglądając się wokół z zachwytem, widziałem poniżej rozległe równiny i ła- godne pagórki. Z drugiej strony przyglądałem się słynnej rzece Ohio, która toczyła swe wody z milczącym dostojeństwem, wyznaczając zachodnią granicę

157 Ibidem, s. 42–43. Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów 85

Zdj. 20. Samotny Daniel Boone (ilustracja z 1876 roku)

Kentucke. W oddali widziałem góry wznoszące swe sędziwe szczyty ku chmu- rom. (…) Rozpaliłem ognisko w pobliżu źródła słodkiej wody i ucztowałem, jedząc comber z kozła, którego upolowałem kilka godzin wcześniej. Zapadły ciemności, a ziemia wydawała się ciężko oddychać, przytłoczona unoszącą się wilgocią. Czułem ogarniające mnie zmęczenie. Położyłem się spać i obudziłem się dopiero wówczas, gdy słońce przepędziło noc. Kontynuowałem wyprawę i zbadałem rozległy obszar, przy czym każdy dzień wędrówki był równie przy- jemny, co pierwszy158.

158 Ibidem, s. 43. 86 Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów

27 lipca, zgodnie z umową, Daniel Boone spotkał się z bratem w ich starym obozie. Wkrótce jednak, w obawie o swoje bezpieczeństwo, opu- ścili to miejsce i aż do marca 1771 roku eksplorowali tereny wokół rzeki Cumberland. Po powrocie do domu Boone postanowił jak najszybciej zabrać rodzinę do Kentucky – miejsca, które uważał za drugi raj.

Sprzedałem swoją farmę nad Yadkin i wszystko, czego nie mogliśmy zabrać z sobą, i 25 września 1773 roku pożegnaliśmy przyjaciół i wyruszyliśmy w drogę do Kentucke w towarzystwie pięciu innych rodzin i 40 ludzi, którzy dołączyli do nas w Powell Valley (…). Obiecujący początek przemienił się nie- bawem w nieszczęście. 10 października tył naszej kolumny został zaatakowany przez Indian, którzy zabili sześciu i ranili jednego mężczyznę. Wśród poległych znalazł się mój najstarszy syn. Chociaż obroniliśmy się i odparliśmy wroga, to owo fatalne wydarzenie rozproszyło nasze bydło i przysporzyło nam tylu trud- ności, że zniechęciło to do dalszej wędrówki całe towarzystwo. Zawróciliśmy 40 mil do osady nad rzekę Clench159.

Zdj. 21. Daniel Boone walczący o ciało swego zabitego syna (ilustracja z 1884 roku)

159 Ibidem, s. 44–45. Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów 87

Pierwsza próba założenia osiedla w Kentucky zakończyła się fiaskiem. Niebawem wszakże nadarzyła się kolejna okazja. Na początku 1775 roku Boone otrzymał od pułkownika Hendersona, spekulanta ziemskiego z Ka- roliny Północnej, propozycję wytyczenia szlaku łączącego zamieszkane brzegi rzeki Holston w Wirginii z bezludnymi, leśnymi ostępami nad rze- ką Kentucky. Zadanie było trudne, ponieważ kraina, przez którą miała przebiegać droga, nie została dotąd zbadana i skartografowana. Jak pisał Timothy Flint:

Musiano sprawdzić ogromną liczbę potencjalnych tras, nim wybrano tę naj- bardziej praktyczną. Kłopoty sprawiał ciężki, górski teren oraz powtarzające się ataki Indian, którzy zabili czterech i ranili pięciu członków wyprawy. Mimo to Boone wypełnił powierzone mu obowiązki szybko i skrupulatnie. W kwiet- niu ekspedycja osiągnęła rzekę Kentucky i jej uczestnicy niezwłocznie przystą- pili do wznoszenia fortu w pobliżu źródeł solnych. Z powodu skromnej liczby pracowników i stałych napaści czerwonoskórych, którzy zabili jeszcze jednego człowieka, budowa została ukończona dopiero w czerwcu. Fort składał się z blokhauzu i kilku chat, otoczonych palisadą160.

Mimo że był konstrukcją raczej prymitywną, stanowił dobre zabezpie- czenie przed atakami czerwonoskórych. Wojownicy preferowali bowiem walkę w otwartym polu, najbardziej zaś lubili potykać się z przeciwni- kiem w lesie, gdzie mogli wykorzystać swoją wiedzę o tutejszej przyrodzie i działać z zaskoczenia, nie będąc widzianymi przez przeciwników. Gdy tylko fort został ukończony, Boone powrócił do Karoliny Północ- nej po rodzinę „i zabrał ją do tego pierwszego w Kentucky garnizonu”161. Podróż nie obfitowała w luksusy. „Jakie były jej zwykłe niebezpieczeństwa, można sobie łatwo wyobrazić. Należało przemierzyć setki mil puszczy, całkowitymi bezdrożami, gdzie w każdych zaroślach mógł kryć się wróg i gdzie wszędzie napotykano na ślady dzikich bestii”162. Na przełomie lata i jesieni nowi osadnicy dotarli do fortu, który na cześć jego założycie- la i budowniczego nazwano Boonesborough. Żona i córki Boone’a były pierwszymi białymi kobietami, które stały nad brzegiem rzeki Kentucky. Początkowo sprawy układały się pomyślnie. Chaty dokładnie pokry- to gliną, zgromadzono zapasy opału na zimę, zaczęto przygotowania do uprawy pól wiosną. „Polowania w lasach stale dostarczały świeżego mięsa, a prowiant przywieziony przez imigrantów z poprzednich siedzib

160 Timothy Flint, The First White Man of the West…, op. cit., s. 82–83. 161 Ibidem, s. 83. 162 William H. Bogart, Daniel Boone and the Hunters of Kentucky, op. cit., s. 125, 88 Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów jeszcze się nie wyczerpał”163. Nawet Indianie, „chociaż dalecy od okazy- wania przyjaźni, nie atakowali nowych sąsiadów”164. Mimo to osadnicy nie zaniedbywali koniecznych środków ostrożności. „Wychodząc z fortu, mężczyźni zabierali z sobą strzelby i noże. Kobiety ośmielały się niekiedy oddalać na niewielką odległość od palisady, jednak tak, by mieć ją w za- sięgu wzroku”165. Wszystko zmieniło się 14 lipca 1776 roku. To, co się wówczas zdarzyło, John Filson (porte-parole, czy może raczej „odpowiednik” Boone’a) opisał w dwóch zdaniach: „14 lipca dwie córki pułkownika Callawaya166 i jed- na moja zostały porwane niedaleko fortu. Natychmiast, tylko z ośmioma ludźmi, zacząłem ścigać Indian i 16 lipca dogoniłem ich, zabijając dwóch wojowników i uwalniając dziewczęta”167. Twórcy innych literackich biografii Boone’a najczęściej rozbudowywa- li i dramatyzowali wątek pojmania i uwolnienia córek Boone’a i Calla- waya, mocno ubarwiając przy tym całe wydarzenie, a nawet zmieniając pewne szczegóły i okoliczności znane z relacji samego Boone’a. Dobrym przykładem są teksty Timothy’ego Flinta. Autor The First White Man of the West… w sposób prawie całkowicie niekontrolowany popuścił wodze fantazji, podając fikcyjne fakty i znajdując do nich fikcyjne wyjaśnienia. Posunął się między innymi do tego, że wydłużył pościg z dwóch do pięt- nastu, a właściwie szesnastu dni. Wielokrotnie też podkreślał aktywność uprowadzonych dziewcząt, które – gdy nie były obserwowane przez In- dian – pozostawiały ścigającym wskazówki. Nie muszę chyba dodawać, że informacji o takim zachowaniu latorośli Boone’a i Callawaya nie znajdzie- my w żadnych wiarygodnych materiałach źródłowych. Zdaniem Flinta panny Callaway i Boone zostały uprowadzone, ponie- waż „nieroztropnie wybrały się na spacer po lesie z zamiarem zebrania

163 Timothy Flint, The First White Man of the West…, op. cit., s. 84. 164 Ibidem. 165 Ibidem, s. 85. 166 Pułkownik Richard Callaway (1717–1780) przyłączył się do Daniela Boo- ne’a w 1775 roku podczas wyznaczania „Dzikiego Szlaku” do środkowego Kentucky i był jednym z założycieli Boonesborough. W 1778 roku należał do obrońców fortu ob- leganego przez Indian. Nie zgadzał się z niektórymi działaniami podejmowanymi przez Boone’a, był także jednym z jego oskarżycieli przed sądem wojskowym. 8 marca 1780 roku Callaway wpadł w zasadzkę zorganizowaną około półtora kilometra od Boones- borough przez Szaunisów. Indianie zabili go i oskalpowali, a jego ciało okaleczyli. Za- równo Filson, jak i Flint posłużyli się odmiennymi formami nazwiska Callawaya: Filson używał formy Calaway, a Flint – Calloway. 167 John Filson, The Adventures of Col. Daniel Boone..., op. cit., s. 47. Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów 89 kwiatów”168, i jest to przyczyna bardzo prawdopodobna. Mimo że użyto wobec nich siły, w niewoli były traktowane „z największym pobłażaniem i uprzejmością”169. Porywacze „za pomocą gestów i spojrzeń, których nie można było źle zrozumieć, próbowali ukoić ich cierpienia oraz uśmierzyć obawy i lęki”170. Takie zachowanie Indian Flint tłumaczył rzekomymi nakazami kodek- su honorowego wojowników. Jak pisał:

Podczas bitwy są oni bezwzględni i nieubłagani niczym tygrysy. Gdy ich furia i podniecenie miną, znajdują szatańską radość w słuchaniu krzyków palonych żywcem ofiar. Potrafią również z bezlitosną obojętnością rozłupywać toma- hawkami czaszki niemowląt i ich matek. Lecz do porwanych kobiet odnoszą się z atencją i wyrozumiałością. (…) Tak bowiem nakazują ich pradawne zwy- czaje. Honor jest dla nich najświętszym i nienaruszalnym prawem. Szacunek i względy okazywane kobietom są zaś jednym z ważniejszych wyznaczników honoru171.

Wyjaśnienia Flinta brzmią dla nas naiwnie i mało wiarygodnie. Pamię- tajmy jednak, że w czasach, kiedy pisał on swą powieść, wiedza na temat zwyczajów i kultury Indian północnoamerykańskich była skąpa, a przy tym słabo rozpowszechniona. Wciąż królowały dwa odmienne, choć cza- sami uzupełniające się, stereotypy Indianina jako „szlachetnego dzikusa” oraz prymitywnej, okrutnej i zdradzieckiej bestii o umysłowości dziec- ka172. Flint, nie jako pierwszy zresztą, próbował je połączyć i stworzyć bardziej złożony i wieloaspektowy wizerunek czerwonoskórego173. Zabieg taki miał swoje źródło z jednej strony w oczekiwaniach ówczesnych czy- telników, z drugiej zaś w wypowiedziach i – co ważniejsze – poczynaniach samego Boone’a, który wielokrotnie dawał wyraz swemu szacunkowi, a nawet sympatii do rdzennych Amerykanów. Jego biograf nie mógł prze- to malować obrazu pierwotnych mieszkańców puszcz Kentucky wyłącznie

168 Timothy Flint, The First White Man of the West…, op. cit., s. 86. 169 Ibidem. 170 Ibidem, s. 88. 171 Ibidem, s. 86. 172 Por.: Robert Berkhofer, The White Man’s Indian: Images of the American Indian from Columbus to the Present, Knopf, New York 1978; James A. Clifton, The Invented Indian: Cultural Fictions and Government Policies, Transaction, New Brunswick 1990; Raymond William Stedman, Shadows of the Indian: Stereotypes in American Culture, Uni- versity of Oklahoma Press, Norman 1982. 173 O początkach obu stereotypów, a także o ich rozwoju w popularnej kulturze ame- rykańskiej pisałem w Twarzach westernu, op. cit., s. 500–503. 90 Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów w czarnych barwach, jako krwiożerczych potworów, morderców i pogan nieprzestrzegających żadnych zasad moralnych. Wróćmy jednak do historii porwania panien Callaway i Boone. Gdy ojcowie przekonali się, że ich córki zostały uprowadzone, wybrali siedmiu ochotników i, odebrawszy od nich przysięgę, ruszyli śladem czerwonoskó- rych. Kłopot polegał wszakże na tym, iż ci starali się za wszelką cenę zmylić pogoń. „Zamykający kolumnę Indianie kamuflowali ślady swoich stóp za pomocą liści. Cała grupa często skręcała pod kątem prostym, a gdy docie- rała do strumienia, szła przez pewien czas wodą. W takim przypadku tro- piący mieli trudności ze znalezieniem miejsca, w którym ścigani wyszli na brzeg”174. Raz, gdy stracili już nadzieję na powodzenie pościgu, pomógł im mały kawałek wstążki, którą upuściła dyskretnie jedna z córek Callawaya.

Później jeszcze niejednokrotnie omal nie gubili szlaku za sprawą maskujących działań Indian. Lecz co jakiś czas, zdumieni, natrafiali na znaki od porwanych dziewcząt. Strzęp chusteczki lub jakaś część ich stroju, rzucone na wiatr, wska- zywały kierunek marszu. Były także dowodem na to, że panny nie poddały się apatii i zachowały optymizm175.

Teraz zaczyna się najbardziej dramatyczny fragment relacji Flinta.

Późnym wieczorem piętnastego dnia pościgu [Boone i Callaway] z niewielkie- go wzniesienia zauważyli, poprzez drzewa, dym i blask ogniska. Łatwo wy- obrazić sobie palpitacje ich ojcowskich serc. Nie mieli wątpliwości, że był to obóz porywaczy ich dzieci. Boone opracował plan działania. Podprowadził swych towarzyszy tak blisko wroga, jak uznał to za bezpieczne, i wybrał po- zycje pod osłoną wzgórza. (…) Na jego szczycie umieścił obserwatora, który miał wypatrywać sygnału od niego i od Callawaya i dać znać pozostałym, by ruszyli do akcji. Ojcowie z niecierpliwością czekali na północ, kiedy sen Indian będzie najgłębszy. (…) Wówczas zaczęli się czołgać w kierunku obozu porywaczy. (…) Zobaczyli siedemnastu ludzi leżących na ziemi i pogrążonych we śnie. Lecz na próżno szukali wśród nich najukochańszych dzieci. Nieba- wem odkryli drugi obóz, położony niedaleko pierwszego. (…) Znaleźli tu- taj, ku ich niewypowiedzianej radości, swoje córki, obejmujące się nawzajem w trwodze. Tuż obok obozu leżało dwóch Indian z tomahawkami w dłoniach. Jeden wydawał się spać głębokim snem. Głównym celem było nie obudzić porywaczy, co natychmiast skończyłoby się śmiercią jeńców. Boone dał sygnał Callawayowi, by wycelował w śpiącego czerwonoskórego i – w razie potrzeby – natychmiast go zabił. Sam zaś podczołgał się do drugiego Indianina od tyłu, zamierzając skoczyć na niego i udusić go, nim obudzi pozostałych towarzyszy. Niestety, okazało się, że wartownik wcale nie spał. Zauważył cień zbliżającego

174 Timothy Flint, The First White Man of the West…, op. cit., s. 88. 175 Ibidem, s. 89. Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów 91

się Boone’a. Wyprostował się, a jego wrzask rozbrzmiał w prastarym lesie. Nie ulegało wątpliwości, że drugi obóz został zaalarmowany. Do krzyku strażni- ków dołączyły lękliwe piski dziewcząt. Przez chwilę zapanowało zamieszanie. W pierwszym odruchu Boone zamierzał użyć strzelby. Lecz reakcja Callawaya, a także jego własny, bardziej rozsądny ogląd sytuacji powstrzymały go przed sięgnięciem po broń. Wprawdzie trudno było zrezygnować z nadarzającej się okazji do zemsty, lecz życie ich i dzieci było prawdopodobnie tego warte. Oj- cowie poddali się więc Indianom, którzy ruszyli na nich z furią. Za pomocą gestów i kilku indiańskich słów, które znali, błagali o życie dla dzieci i możli- wość pertraktacji176.

Czerwonoskórzy powstrzymali się od natychmiastowego zamordowa- nia Boone’a i Callawaya. „Związali ich mocno powrozami, otoczyli war- townikami i udali się do swego obozowiska na naradę, która miała roz- strzygnąć o losach nowych jeńców”177. Najbardziej prawdopodobne było, że zostaną skazani na spalenie żywcem. Wyrok był jednak zupełnie inny. „Zdecydowano, że zginą w sposób najmniej bolesny z możliwych, potem zostaną oskalpowani, a ich córki pozostaną w niewoli”178. Łagodność tego werdyktu wynikała, zdaniem Flinta, z dwóch powodów: podziwu Indian dla nieustraszonej odwagi jeńców oraz faktu, że „wrogość między białymi i czerwonoskórymi nie była jeszcze powszechna i nie podsycały jej, na- gminne później, morderstwa i akty odwetu”179. Od świtu obóz indiański pełen był ruchu. „Wojownicy przywiązali do drzewa Boone’a i Callawaya, a spośród siebie wybrali tych, którzy mieli ich zabić tomahawkami. Miejsce egzekucji znajdowało się w pewnym od- daleniu, by oszczędzić dziewczętom przykrego widoku. Obaj więźniowie czekali na śmiertelne ciosy, gdy wystrzały położyły trupem dwóch dziku- sów”180. To przybywali z odsieczą towarzysze Boone’a i Callawaya, zanie- pokojeni ich przedłużającą się nieobecnością.

Po chwili rozległy się kolejne wystrzały. Indianie mieli wprawdzie ograniczo- ny dostęp do broni palnej, ale jeszcze nie pozbyli się strachu przed nią. Nie znali ponadto liczby napastników i naturalnie byli przekonani, że jest ich wię- cej niż w rzeczywistości. Wrzasnęli więc z przerażeniem i rozpierzchli się we wszystkich kierunkach, zostawiając swych zabitych i nie interesując się więcej

176 Ibidem, s. 89–91. 177 Ibidem, s. 92. 178 Ibidem, s. 93. 179 Ibidem, s. 94. 180 Ibidem, s. 94. 92 Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów

jeńcami. W następnej chwili córki znalazły się w ramionach ojców i cała grupa z niewypowiedzianą radością ruszyła w drogę powrotną do domu181.

Próba uprowadzenia córek Boone’a i Callawaya była skoordynowana z innymi akcjami czerwonoskórych. „Tego samego dnia – zanotował Filson – Indianie podzielili się na grupy i zaatakowali kilka niedawno wzniesio- nych fortów, czyniąc wielkie szkody. (…) Wrogie działania kontynuowali aż do 15 kwietnia 1777 roku, gdy uderzyli na Boonesborough i zabili jedną osobę, a ranili cztery. Ich strat nie byliśmy w stanie oszacować”182. Poczynania zbrojne Indian miały oczywiście związek z wybuchem wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Rdzenni Amerykanie stali się so- jusznikami Brytyjczyków. Jak ujął to William H. Bogart, „Indianie wkrótce uznali rojalistów za swych sprzymierzeńców. W ich serca wstąpiła nowa nadzieja, że z pomocą Brytyjczyków pokonają kolonistów lub przynajmniej przepędzą ich za górskie przełęcze”183, przez które przybyli ze wschodu. W rozdziale siódmym swej biografii Boone’a Timothy Flint wyjaśniał przyczyny, z powodu których czerwonoskórzy z taką ochotą i determina- cją chwycili za broń.

Trzeba przyznać, że – niezależnie od ich naturalnej skłonności do wojny – mają wiele powodów do śmiertelnej wrogości [wobec kolonistów]. Widzieli tę znienawidzoną rasę białych ludzi, stopniowo zajmujących ich tereny łowieckie i wycinających ich lasy. Przekonali się, że skuteczny opór nowym intruzom mogą stawić dopóty, dopóki nie staną się oni zbyt liczni i silni184.

Teraz postanowili uderzyć. Rozgorzała krwawa, okrutna wojna, w której Indianie stosowali swoją ulubioną taktykę, ciekawie opisaną przez Flinta.

Przystępując do walki, dzielili się na wiele oddziałów i ruszali przez lasy we wszystkich kierunkach. Sprawiało to wrażenie, że są liczniejsi i silniejsi niż w rzeczywistości. Budzili też lęk w nowych imigrantach, którzy sądzili, że puszcza jest pełna Indian. Umożliwiało to atakowanie po kolei poszczególnych osiedli i napełniało wszystkich mieszkańców przerażeniem. Ich sposób oblega- nia fortów, choć nie we wszystkim zgodny z pojęciem oblężenia pochodzącym z taktyki cywilizowanych narodów, wynikał z odmiennych okoliczności oraz określenia skuteczności podejmowanych działań. Bez armat i drabin jedyną nadzieję na zdobycie fortyfikacji dawało zagłodzenie przeciwników, odcię-

181 Ibidem. 182 John Filson, The Adventures of Col. Daniel Boone..., op. cit., s. 47. 183 William H. Bogart, Daniel Boone and the Hunters of Kentucky, op. cit., s. 143. 184 Timothy Flint, The First White Man of the West…, op. cit., s. 100. Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów 93

cie ich od dostaw wody, zabicie tych, którzy nie zachowywali wystarczającej ostrożności, lub przedostanie się do wnętrza bronionej placówki za pomocą podstępu. W stosowanej przez nich taktyce ostrożność jest o wiele ważniejsza od odwagi. Pierwszym celem jest zapewnienie sobie bezpieczeństwa, a dopie- ro drugim zabicie wroga. (…) Oblegając fort, rzadko tworzą liczne formacje. Raczej działają w małych grupach. Rozpraszają się i tkwią w ukryciu wśród krzaków, wysokich traw, za drzewami lub leżącymi pniami. Czatują przy ścieżkach do budynków gospodarczych, źródeł bądź pól uprawnych. Oddają strzał z broni palnej albo wypuszczają strzałę z łuku i wycofują się, niewidocz- ni i przez to jeszcze groźniejsi. Zabijają bydło, pilnują wodopojów i blokują wszelkie dostawy. Nocą czołgają się ukradkiem, bezgłośnie, kierowani zwie- rzęcym instynktem, do miejsca w pobliżu jednej z bram, gdzie cierpliwie cze- kają wiele bezsennych nocy, by wreszcie zabić pechowca, który nieostrożnie wystawił się na strzał. Dniem, jeśli w pobliżu jest trawa, krzaki czy wzniesienie, choćby niewielkie, czołgają się jak gady do miejsca, gdzie mogą się ukryć. Jeśli ktokolwiek z obrońców wychyli się ponad obwarowania, zostaje zastrzelony. Pod osłoną dymu z wystrzału wycofują się. Gdy znajdują wroga na zewnątrz fortyfikacji, śmiało ścigają go i biorą do niewoli albo zabijają i ściągają skalp. Czasami zuchwale zbliżają się do palisady i próbują podpalić drewniane umoc- nienia albo strzaskać bramę. Często podnoszą fałszywy alarm po jednej stronie fortu, by zaatakować z drugiej185.

Następny atak na Boonesborough nastąpił 4 lipca 1777 roku. Wów- czas „około dwustu Indian napadło na Boonesborough, zabijając jednego człowieka i raniąc dwóch. Oblegali fort 48 godzin. Siedmiu z nich zostało zabitych. W końcu, doszedłszy do wniosku, że nie mają szans na zwy- cięstwo, porzucili oblężenie i odeszli”186. W tym samym czasie rdzenni Amerykanie zaatakowali też inne garnizony w Kentucky dowodzone przez pułkowników Benjamina Logana i Jamesa Harroda. Równoczesne akcje na trzech frontach miały zapobiec udzielaniu sobie wzajemnej pomocy przez załogi. Forty zdołały się jednak obronić. Najgłośniejsza i najczęściej opisywana przygoda Boone’a zaczęła się 1 stycznia 1778 roku.

[Tego dnia] z grupą trzydziestu ludzi udałem się do Blue Licks nad rzeką Licking, by zgromadzić zapasy soli187. 7 lutego, gdy polowałem, by zdobyć mięso dla towarzyszy, napotkałem gromadę 102 Indian i dwóch Francuzów

185 Ibidem, s. 98–100. 186 John Filson, The Adventures of Col. Daniel Boone..., op. cit., s. 47–48. 187 W pobliżu rzeki znajdowały się liczne słone źródła, będące naturalnymi lizawkami dla zwierząt. Ze źródeł tych osadnicy uzyskiwali sól, odparowując wodę. Była to żmudna i długotrwała praca, ale dzięki niej osiedla takie jak Boonesborough dysponowały wystar- czającymi zapasami tej najbardziej niezbędnej przyprawy. 94 Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów

maszerujących na Boonesborough. Ścigali mnie, schwytali i następnego dnia zabrali do Blue Licks, gdzie przebywało 27 moich ludzi, gdyż trzech wróciło wcześniej do domu z solą. Wiedząc, że nie byli w stanie uciec, ostatecznie skapitulowałem przed wrogiem i rozkazałem towarzyszom nie stawiać oporu i także się poddać. Indianie obiecali traktować ich wielkodusznie i przyrze- czenia swego dotrzymali. Zabrali nas jako jeńców do starego Chillicothe, głównego indiańskiego miasta, położonego nad brzegiem rzeki Little Mia- mi. Przybyliśmy tam 18 lutego po pełnej niewygód podróży, podczas bardzo nieprzyjemnej pogody, a nasi strażnicy odnosili się do nas tak uprzejmie, jak tylko można tego oczekiwać od dzikusów. 10 marca czterdziestu Indian zabrało mnie wraz z dziesięcioma moimi ludźmi do Detroit, dokąd przyby- liśmy 13 marca, a brytyjski komendant, gubernator Hamilton, przyjął nas przyjaźnie188.

Powyższy fragment bardzo dobrze oddaje stosunek Boone’a i Filsona do Indian. Nie są oni przedstawiani jako okrutne i bezlitosne bestie, spra- gnione krwi białego człowieka, ani jako jednostki amoralne, o umysło- wości dziecka, niezdolne do racjonalnego oglądu świata. Przeciwnie, są rozsądni i potrafią mądrze kalkulować, dotrzymują danego słowa i stronią od niepotrzebnej przemocy. W dalszej relacji Filson podkreśla pozytywny, a momentami nawet ser- deczny stosunek Indian do samego Boone’a, zwłaszcza po jego adopcji.

Indianie zostawili moich ludzi w niewoli u Brytyjczyków w Detroit, a ze mną wyruszyli (…) do Old Chillicothe (…). Marsz przez rozległą, żyzną i pełną czy- stych źródeł oraz strumieni krainę był długi i męczący. W Chillicothe spędza- łem czas tak wygodnie i przyjemnie, jak tylko mogłem oczekiwać. Zostałem adoptowany, zgodnie z obowiązującym w szczepie zwyczajem, przez rodzi- nę, która uczyniła mnie synem. Moi nowi rodzice, bracia, siostry i przyja- ciele darzyli mnie prawdziwą miłością. Byłem z nimi w nadzwyczaj zażyłych stosunkach, a oni okazywali mi wielkie zaufanie. Często wyruszałem w ich towarzystwie na łowy i często zyskiwałem uznanie dla moich strzeleckich umiejętności. (…) Król Szaunisów poświęcał mi wiele uwagi i traktował mnie z głębokim szacunkiem oraz przyjaźnią, pozwalając mi swobodnie polować189.

Filson o tym nie wspomina, lecz Flint pisze, że Boone, mimo iż cieszył się względną wolnością i niezależnością, „został poinformowany przez In- dian, że zgodnie z ich obyczajami i regułami postępowania każda próba ucieczki będzie karana natychmiastową śmiercią”190. Autor The First White Man of the West nie podzielał względnie pozytywnego stosunku Filsona

188 John Filson, The Adventures of Col. Daniel Boone..., op. cit., s. 48–49. 189 Ibidem, s. 50. 190 Timothy Flint, The First White Man of the West…, op. cit., s. 128–129. Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów 95 do czerwonoskórych, w szczególności Szaunisów, bo to oni adoptowali Boone’a. Jak pisał:

Okoliczności najwyraźniej przypadkowe umieściły go [Boone’a] w indiańskiej rodzinie, której głowa [wdowa po wojowniku] kochała go bezinteresowną mi- łością i obsypywała czułościami, jakimi matki obdarzają synów. Gdyby jednak inne były wyroki losu, wszyscy mieszkańcy wioski zaśpiewaliby pieśń śmierci i każdy, miast okazywać mu uprzejmość, byłby gotowy zawzięcie i okrutnie znęcać się nad nim. Zadziwiające, że w zwyczajach indiańskich tak niewiele dzieli przyjaźń i uprzejmość od najbardziej wyszukanego i bezlitosnego bar- barzyństwa. Umieszczony między dwoma palami, z ramionami i stopami roz- ciągniętymi między nimi, w pozycji przypominającej ukrzyżowanie, [Boone] płonąłby na wolnym ogniu, podczas gdy mężczyźni, kobiety i dzieci tańczyliby wokół niego, przykładając od czasu do czasu pochodnie i rozżarzone drzazgi do najbardziej wrażliwych części ciała, by przedłużyć jego męki i wyrażając demoniczną radość z powodu dokonującej się zemsty191.

Zdaniem Flinta opisana przez niego tortura była w owym czasie „naj- bardziej powszechnym losem indiańskich jeńców wojennych”192. Ale stosowano też inne męczarnie: długotrwałe, przegub po przegubie, am- putacje kończyn, polewanie ofiary strumieniami wrzącej wody, chłostę i batożenie nieszczęśnika aż do wyzionięcia przez niego ducha, a nawet pieczenie go żywcem, by potem podzielić i zjeść jego ciało193. „Jednym słowem – podsumowywał autor – inwencja i pomysłowość Indian wydają się wyczerpywać w odrażającej sztuce zadawania tortur”194. Mimo niebezpieczeństwa grożącego mu w przypadku nieudanej ucieczki, Boone coraz częściej rozmyślał o powrocie do prawdziwej rodzi- ny i przyjaciół w Boonesborough, chociaż starał się starannie ukryć swoje zamiary. Wreszcie nadszedł czas na działanie. W czerwcu, „gdy wróciłem do Chillicothe [z wyprawy do źródeł solnych nad rzeką Scioto], zaalarmował mnie widok 450 wojowników, pomalowanych w barwy wojenne i uzbrojonych najlepiej jak tylko moż- na, gotowych do marszu na Boonesborough. Postanowiłem zbiec przy pierwszej nadarzającej się okazji. 16 czerwca, przed wschodem słońca, oddaliłem się dyskretnie, niezauważony, i przybyłem do Boonesborough

191 Ibidem, s. 129. 192 Ibidem. 193 Informacja o praktykach kanibalistycznych Szaunisów jest czystym wymysłem Flinta, niemającym potwierdzenia w żadnych materiałach źródłowych ani opracowaniach antropologicznych. 194 Timothy Flint, The First White Man of the West…, op. cit., s. 130. 96 Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów

20 czerwca, pokonawszy 160 mil [prawie 260 kilometrów], po drodze jedząc tylko raz195. Za tym ostatnim zdaniem kryje się niezwykły wysiłek, zarówno fizycz- ny, jak i psychiczny. Aby zmylić pościg, Boone musiał wykorzystać całą swą wiedzę o puszczy i całą wprawę w poruszaniu się po niej tak, by nie zostawiać widocznych śladów. Przemierzał nieznane sobie tereny, klucząc w gęstych lasach, lawirując przez trudno dostępne moczary i przeprawia- jąc się przez liczne rzeki oraz strumienie. Wędrówce tej towarzyszyła silna presja, głód i krańcowe wyczerpanie. Wreszcie – jak ujął to Flint – „znalazł się w ramionach przyjaciół w Boonesborough, po tak długiej nieobecności doświadczając przyjęcia, jakiego słowa nie są w stanie opisać”196. W sformułowaniu tym jest sporo przesady. Nie wszyscy radośnie witali Boone’a. W forcie byli też tacy, którzy – jak pamiętamy – zarzucali mu zdradę, mając za złe poddanie się Szaunisom, zgodę na adopcję i długie przebywanie w niewoli. Większość jednak zaakceptowała ponowne jego przywództwo i przystąpiła do naprawy umocnień fortu, które znajdowały się w nie najlepszym stanie. Gdy prace remontowe zostały zakończone, Boone postanowił uprzedzić uderzenie czerwonoskórych.

1 sierpnia, z grupą dziewiętnastu ludzi, wtargnąłem na ziemie Indian, by zasko- czyć wioskę Paint-Creek-Town nad rzeką Scioto197. Pokonaliśmy cztery mile, gdy spotkaliśmy grupę trzydziestu Indian, maszerujących na Boonesborough i zamierzających połączyć się z pobratymcami zdążającymi z Chillicothe. Wy- wiązała się zażarta walka. W końcu dzikusi ustąpili i uciekli. Z naszej strony obeszło się bez ofiar. Wróg stracił jednego zabitego i dwóch rannych. (…) Od naszych zwiadowców, wysłanych do wioski, dowiedzieliśmy się, że Indianie opuścili osadę. Wróciliśmy więc do garnizonu198.

Następnego dnia,

8 sierpnia przybyła armia indiańska w sile 444 wojowników199, prowadzona przez kapitana Duquesne’a, jedenastu innych Francuzów i kilku ich własnych wodzów. Wszyscy przemaszerowali przed naszymi oczami, powiewając brytyj- skimi i francuskimi sztandarami. Wezwali nas także, w imieniu Korony Bry- tyjskiej, do poddania fortu. Poprosiłem o dwa dni do namysłu i moja prośba została spełniona. Nastał teraz dla nas krytyczny okres. Załoga garnizonu była

195 John Filson, The Adventures of Col. Daniel Boone..., op. cit., s. 51. 196 Timothy Flint, The First White Man of the West…, op. cit., s. 154. 197 Oryginalna pisownia Filsona: Sciotha. 198 John Filson, The Adventures of Col. Daniel Boone..., op. cit., s. 52–53. 199 Flint, z właściwą sobie przesadą, ocenił ich liczbę na 600. Por. Timothy Flint, The First White Man of the West…, op. cit., s. 157. Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów 97

nieliczna. Przed naszymi fortyfikacjami stała natomiast potężna armia, gotowa siać śmierć i zniszczenie. Woleliśmy śmierć niż niewolę, a gdybyśmy zostali wzięci szturmem, musielibyśmy zginąć. W tej sytuacji zdecydowaliśmy, jeśli bę- dzie to tylko możliwe, utrzymać garnizon. (…) 9 sierpnia wieczorem przekaza- łem odpowiedź, że postanowiliśmy się bronić do ostatniego człowieka. Teraz – zwróciłem się do ich dowódcy, który uważnie słuchał moich słów – śmiejemy się z waszych strasznych przygotowań. (…) Nie pokonacie nas, gdyż nasze bra- my będą wam skutecznie bronić przystępu. Nie wiem, czy ta odpowiedź zrobiła na nich jakieś wrażenie, ale – wbrew naszym oczekiwaniom – próbowali nas oszukać. Oznajmili nam, że mają rozkazy od gubernatora Hamiltona, by nas schwytać, a nie zabijać, i że jeżeli dziewięciu z nas wyjdzie z fortu, by prowa- dzić pertraktacje, natychmiast wycofają się spod naszych umocnień i powrócą w spokoju do domu. Brzmiało to wdzięcznie dla naszych uszu i przystaliśmy na tę propozycję. Prowadziliśmy negocjacje w odległości 60 jardów od garnizonu (…). Gdy osiągnęliśmy formalne porozumienie i zostało ono podpisane, India- nie powiedzieli nam, że wedle ich zwyczaju przy takich okazjach dwaj Indianie ściskają ręce każdemu białemu jako wyraz przyjaźni. Zgodziliśmy się także na to, lecz wkrótce przekonaliśmy się, że chcą nas uwięzić. W jednej chwili setki dzikusów otoczyły nas i próbowały schwytać. Wyrwaliśmy się im jednak i ucie- kliśmy bezpiecznie do garnizonu. Tylko jeden człowiek został ranny w wyniku zmasowanego ognia z ich strony. Natychmiast zaatakowali nas z wszystkich stron, a wymiana strzałów trwała nieprzerwanie przez dziewięć dób200.

Mimo usilnych starań Szaunisom i Francuzom nie udało się zdobyć fortu. „Przekonawszy się, że ani siła, ani taktyka nie zapewnią im sukcesu, 20 sierpnia porzucili oblężenie i odeszli”201. Jak podsumowuje Filson, „podczas tego strasznego oblężenia, kiedy w każdej chwili groziła nam śmierć, dwóch ludzi poległo, a czterech zo- stało rannych. Straciliśmy też pewną liczbę sztuk bydła. Sami zabiliśmy 37 wrogów, wielu zaś raniliśmy”202. Teraz Boone opuścił na jakiś czas Kentucky, udając się do Karoliny Pół- nocnej203. Podczas jego nieobecności wojna z Indianami trwała nadal. W lip- cu 1779 roku pułkownik zorganizował liczącą 160 ludzi eks- pedycję przeciw Old Chillicothe, nie odnosząc jednak sukcesów. Dopiero poprowadzona przez pułkownika Johna Harrodsa szarża konna odwróciła

200 Ibidem, s. 52–53. 201 Ibidem, s. 54. 202 Ibidem. Flint tradycyjnie wyolbrzymił straty Indian. Według niego mieli oni 200 zabitych i wielką liczbę rannych. 203 Gdy Boone przebywał w indiańskiej niewoli, jego żona, przekonana o śmierci męża, zabrała dzieci i wykorzystując Dziki Szlak, powróciła do Karoliny Północnej, gdzie zamieszkała w domu swego ojca. Boone podążył jej śladem, by ponownie sprowadzić całą rodzinę do Boonesborough. 98 Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów

Zdj. 22. Atak Indian i Francuzów na Boonesborough (ilustracja z 1852 roku)

losy starcia i zmusiła czerwonoskórych do ucieczki. 22 czerwca 1780 roku grupa około sześciuset Indian i Kanadyjczyków pod dowództwem brytyj- skiego oficera, pułkownika Henry’ego Birda, wyposażona w sześć armat, zaatakowała z zaskoczenia dwa posterunki wraz z osiedlami w rozwidleniu rzeki Licking. „Nieprzygotowani do obrony mieszkańcy poddali się bar- barzyńskim dzikusom, którzy natychmiast zabili tomahawkami mężczyznę i dwie kobiety, a pozostałych jeńców obładowali ciężkimi bagażami, zmu- szając ich do marszu niezależnie od kondycji fizycznej. Słabych i mdlejących po drodze uśmiercano tomahawkami. Ofiarami ich okrucieństwa stały się delikatne kobiety i bezbronne dzieci”204. W odpowiedzi generał George Ro- gers Clark zniszczył główną osadę Szaunisów nad odnogą rzeki Great Mia- mi, zabijając 17 Indian i tracąc również 17 żołnierzy. Mimo że Kentucky spływała krwią, walki nie ustawały. „Codziennie Indianie wyrządzali nam jakieś szkody. Barbarzyńskie, dzikie narody Szau- nisów, Czirokezów, Wyandotów205, Tawasów, Delawarów i kilka innych mieszkających w pobliżu Detroit zjednoczyły się w wojnie przeciwko nam

204 John Filson, The Adventures of Col. Daniel Boone..., op. cit., s. 55. 205 Wyandoci (w języku irokeskim „wyspiarze”) znani są także pod nadanym im przez Francuzów mianem Huronów. Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów 99 i zebrały doborowych wojowników, by wyruszyć na wyprawę, zniszczyć nas i wyludnić cały kraj”206. 15 sierpnia oddział liczący około pięciuset Indian i Kanadyjczyków207 zaatakował Bryant Station, fort położony pięć mil od Lexington, lecz po trzech dniach oblężenia, mając 30 zabitych, wycofał się. 18 sierpnia pułkownicy John Todd, Stephen Trigg, major Silas Har- lan208 i Boone zebrali 176 ludzi, dobrze uzbrojonych, i ruszyli w pościg za Indianami. Dogonili ich następnego dnia nad brzegiem rzeki Licking, około 70 kilometrów od Lexington.

Dzikusi, widząc nas, cofnęli się. Nieświadomi ich siły, przekroczyliśmy rzekę. (…) Wtedy wróg, mający nad nami ogromną liczebną przewagę, utworzył szyk bojowy. Gwałtowna bitwa trwała 15 minut. Straciwszy 67 ludzi, z czego sied- miu zostało schwytanych, musieliśmy się wycofać. Dzielni pułkownicy Todd i Trigg, major Harlan i mój drugi syn znaleźli się wśród zabitych209.

Wkrótce odwrót przemienił się w paniczną rejteradę, a Indianie „ści- gali nas z niezwykłą gorliwością, siejąc wokół zniszczenie i śmierć. Rzeka

Zdj. 23. Daniel Boone walczący nad rzeką Licking (ilustracja z 1884 roku)

206 John Filson, The Adventures of Col. Daniel Boone..., op. cit., s. 57. 207 Zdaniem Flinta napastników było 600. 208 W tekstach Filsona i Flinta występuje jako major Harland. 209 John Filson, The Adventures of Col. Daniel Boone..., op. cit., s. 58. 100 Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów była trudna do przebycia i wielu naszych ludzi zginęło w jej nurcie lub na brzegu, gdy wspinali się na skały. Niektórzy uciekli konno, niektórzy pie- chotą i po kilku godzinach przynieśli do Lexington przygnębiające wieści o klęsce. Wiele kobiet uświadomiło sobie wówczas, że jest wdowami”210. Po pewnym czasie ocaleli z pogromu powrócili, by pogrzebać swych poległych.

(…) znaleźliśmy ich ciała porozrzucane po całym terenie, okaleczone i zma- sakrowane w straszny sposób. Ogarnęła nas bezprzykładna groza. Niektóre zwłoki były rozszarpane i obgryzione przez dzikie bestie, te spoczywające w rzece zostały już napoczęte przez ryby, wszystkie znajdowały się w takim stanie, że nie nadawały się do identyfikacji211.

W listopadzie 1782 roku generał przeprowadził rajd odwetowy w głąb terytorium Szaunisów, niszcząc pięć indiańskich wiosek nad brzegami rzeki Great Miami. Nie stoczono żadnych bitew, bo rdzenni Amerykanie nie chcieli angażować się w walki z dobrze uzbro- jonymi oraz wyszkolonymi żołnierzami i wycofali się do osad nad Mad River. „Kampania ta – konkludował Filson – do pewnego stopnia złamała ducha Indian i uświadomiła im naszą wyższość. Ich sojusze się rozpadły, ich armie uległy rozproszeniu, powstrzymane także zostało zagrożenie ewentualną przyszłą inwazją”212. Ofensywa generała Clarka była ostatnim wydarzeniem opisanym przez Filsona. The Adventures of Col. Daniel Boone kończą się optymistycznym i przesiąkniętym religijnością zwrotem do czytelników. Jego autorem/nar- ratorem jest oczywiście Boone. Powiada on:

Dzikusi zabili mi dwóch ukochanych synów oraz brata, ukradli mi także 40 cennych koni i mnóstwo sztuk bydła. Przez wiele ciemnych, bezsennych nocy moimi jedynymi towarzyszami były sowy, nie weseli kompani. Paliło mnie letnie słońce i chłodziły zimowe mrozy. Walczyłem i znosiłem niewy- gody po to, by zasiedlić bezludną puszczańską głuszę. Lecz dziś wszystko się zmieniło: pokój ukoronował leśny mrok. Jakież żarliwe i powtarzane wciąż podziękowania należą się Opatrzności, która zastąpiła okrutną wojnę pojed- naniem, przyniosła ład w miejsce zamętu, przeobraziła okrutnych dzikusów w ludzi łagodnych oraz oczyściła nasz kraj z wrogości i nienawiści! Może Bóg Wszechmogący wygna z wszystkich ziem tego potwora, wojnę, wraz z jej znienawidzonymi towarzyszkami, grabieżą i nienasyconymi ambicjami. Niech

210 Ibidem, s. 59. 211 Ibidem. 212 Ibidem, s. 60. Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów 101

zstępujący z niebios pokój ofiaruje gałązkę oliwną wszystkim radującym się narodom, a Stwórca pobłogosławi ich pomyślny los213.

Wspominałem już o tym, że w amerykańskiej kulturze, zwłaszcza po- pularnej, Daniel Boone był nie tyle człowiekiem z krwi i kości, ile postacią literacką, bohaterem licznych powieści, bardziej lub mniej wiarygodnych biografii, a także poematów, wierszy, sztuk teatralnych, obrazów, drzewo- rytów, rzeźb itp. Mimo to zasadne jest pytanie, które w Virgin Land zadał Henry Nash Smith: „Kim był prawdziwy Boone – krzewicielem cywiliza- cji czy dzieckiem natury, które uciekło do puszczy przed nadciągającymi osadnikami?”214. By nie porzucać kultury na rzecz historii, pytanie to moż- na sformułować nieco inaczej: Jak autorzy opowieści o Boonie portreto- wali swojego bohatera – jako apostoła cywilizacji i kolonizatora, który zainicjował proces zasiedlania dzikich puszcz Kentucky, czy jako człowie- ka natury, najlepiej czującego się w lasach, tęskniącego za samotnością i polowaniami? Odpowiedź jest prosta: w literaturze osiemnasto- i dzie- więtnastowiecznej odnajdziemy oba obrazy Boone’a. Chronologicznie wcześniejszy był obraz pierwszy. Pojawił się on już w pracy Johna Filsona z 1784 roku, a oparty został na przekonaniu, że główną zasługą legendarnego myśliwego był podbój dzikich ostępów Kentucky, wypędzenie z nich Indian i stworzenie warunków do życia dla cywilizowanych ludzi. W sposób najbardziej konsekwentny taki wizeru- nek bohatera jako promotora i propagatora cywilizacji zbudował Daniel Bryan w wzorowanym na stylistyce miltonowskiej z Raju utraconego po- emacie epickim The Mountain Muse: Comprising the Adventures of Daniel Boone, and the Power of Virtuous and Refined Beauty. Autor utrzymywał, że anielski Duch Inicjatywy (Spirit of Enterprise) wybrał Boone’a, by przy- niósł cywilizację do głuszy, gdzie „mieszkają tylko zwierzęta i krwiożerczy Indianie, a okrucieństwo i śmierć, i zabobon sprawują straszne rządy”215. Zadaniem bohatera było „usunięcie pogańskich inkrustacji z umysłu dzi- kusa” i sprawienie, by „Handel, Dobrobyt i wszystkie Rzemiosła (Arts) rozprzestrzeniały się po kraju”216. Przyjmując od Boga zleconą mu misję, Boone informował żonę, używając iście homeryckiego stylu, że „najwyż- sze prawo Niebios nakazuje mu dokonać wielkich i heroicznych czynów,

213 Ibidem, s. 61–62. 214 Henry Nash Smith, Virgin Land: The American West as Symbol and Myth, Harvard University Press, Harvard 1950, s. 55. 215 Daniel Bryan, The Mountain Muse…, op. cit., s. 22. 216 Ibidem, s. 54. 102 Druga granica: Daniel Boone i przekroczenia Appalachów szerząc wiedzę wśród pogan i rozwijając potencjał Uniwersalnego Czło- wieka (Universal Man)”217. Wizja Boone’a jako krzewiciela cywilizacji obecna była także w wielokrot- nie cytowanym dziele Timothy’ego Flinta. W tekście tym pojawiał się jed- nak i konkurencyjny image bohatera jako dziecka natury, uciekającego od cywilizacji, „białego Indianina” doskonale radzącego sobie w puszczy i przed- kładającego uroki dzikiej, dziewiczej przyrody nad towarzystwo ludzi. Oba wizerunki współistniały z sobą, przy czym – zależnie od relacjonowanych wydarzeń – raz jeden, raz drugi uzyskiwał pozycję dominującą. Sytuację taką odnajdziemy również w wielu innych utworach autorstwa Williama H. Bo- garta218, Johna Stevensa Cabota Abbotta219 czy Edwarda S. Ellisa220. Henry Nash Smith wskazał kilka przykładów prac, w których dominuje obraz Boone’a jako człowieka natury. W dziesiątym tomie Niles’ Register z 1816 roku możemy przeczytać taką opinię o sławnym pionierze: „Ten niezwykły człowiek nie potrafił żyć w Kentucky, gdy zostało zasiedlone. (…) Mógł z łatwością gromadzić bogactwa, lecz on wolał lasy, które prze- mierzał w odzieniu nieokrzesanego, biednego myśliwego”221. Podobną wizję prezentował anonimowy krewny Boone’a w biogra- ficznym szkicu opublikowanym w 1820 roku. „Wydawałoby się oczywi- ste – pisał – że pułkownik odczuwał wielką przyjemność ze wspaniałego rozkwitu wspólnoty, którą założył w głuszy. Lecz tak nie było. Namiętnie kochający polowanie, »jak dzikus bez ogłady«, Boone był przekonany, że przybywający osadnicy straszą zwierzynę i tym sposobem psują zabawę. »Stan natury przedkładał oczywiście nad cywilizację, jeśli musiał między nimi wybierać«”222. Rozdarcie, a jednocześnie swoista harmonia, między służbą cywilizacji i miłością do dzikiej natury charakteryzowało nie tylko Boone’a, ale pra- wie wszystkich pionierów, ludzi granicy i eksploratorów, którzy trafili na karty utworów literackich. Dotyczyło to zarówno bohaterów mających swych realnych odpowiedników (np. Johna Coltera, Zebulona Pike’a, Je- dediaha Smitha, Davida „Davy’ego” Crocketta, Christophera „Kita” Car- sona oraz wielu innych), jak i postaci czysto fikcyjnych.

217 Ibidem, s. 59. 218 William H. Bogart, Daniel Boone and the Hunters of Kentucky, op. cit. 219 John Stevens Cabot Abbott, Daniel Boone: The Pioneer of Kentucky, op. cit. 220 John S. Ellis, The Life and Times of Col. Daniel Boone: Hunter, Soldier, and Pioneer, op. cit. 221 Niles’ Register, X (June 15, 1816), s. 361; cyt. za: Henry Nash Smith, Virgil Land..., op. cit., s. 54. 222 Henry Nash Smith, Virgil Land..., op. cit., s. 55. 4 Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli, czyli non-fi ction Indian captivity narratives

W 1682 roku Mary White Rowlandson opublikowała w Bostonie książkę zatytułowaną The Sovereignty and Goodness of God, Together with the Faithfulness of His Promises Displayed; Being a Narrative of the Captiv- ity and Restorations of Mrs. Mary Rowlandson, Commended by Her to All That Desires to Know the Lord’s Doings to, and Dealings with Her. Especially to Her Dear Children and Relations. Okazała się ona pierwszym amerykańskim bestsellerem literackim, dając zarazem początek nowe- mu gatunkowi, nazwanemu Idian captivity narratives. Utwory określane tym mianem opowiadały o kolejach losu i przeżyciach autentycznych lub fikcyjnych osób, które wpadłszy w ręce czerwonoskórych, doświadczały niezliczonych cierpień lub, rzadziej, przystosowywały się do nowych wa- runków, by w końcu zginąć albo, z pomocą opatrzności Bożej, odzyskać wolność i połączyć się z najbliższymi223.

223 O captivity narratives traktują m.in. następujące prace: Paul Baepler, The Bar- bary Captivity Narrative in Early America, „Early American Literature” 30.2 (1995), s. 95–120; Phillips D. Carleton, The Indian Captivity, „American Literature” 15 (1943), s. 169–180; Christopher Castiglia, Bound and Determined: Captivity, Culture-Crossing and White Womanhood from Mary Rowlandson to Patty Hearst, University of Chicago, 104 Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli…

Indian captivity narratives pojawiały się zarówno jako oddzielne książ- ki, jak i fragmenty obszerniejszych całości (na przykład za rodzaj captivity narrative można uznać krótką relację Johna Smitha o pobycie w niewoli Powhatana, a także obecne w licznych tekstach opisy schwytania Daniela Boone’a przez Szaunisów). Przybierały one przy tym różne formy lite- rackie: pamiętników, wspomnień, powieści, opowiadań, poematów, bal- lad, kazań, wywiadów, artykułów prasowych, opracowań historycznych, korespondencji wojskowych, autobiografii, biografii i sztuk teatralnych, a w dwudziestym i dwudziestym pierwszym wieku również utworów ki- nematograficznych224. W niniejszym rozdziale skupię się tylko na tekstach należących do tak zwanej literatury faktu. W procesie rozwoju Indian captivity narratives można zaobserwować pewną ciekawą tendencję. W siedemnastym wieku dominowały teksty o charakterze autobiograficznym, opisujące autentyczne wydarzenia i wprowadzające perspektywę religijną (narratorami były najczęściej oso- by głęboko wierzące, purytanie z Nowej Anglii, interpretujący prezen- towane wydarzenia jako przejaw woli Bożej, świadczący o omnipotencji Najwyższego). W osiemnastym stuleciu wielką popularnością cieszyły się utwory „propagandowe”, wskazujące na cywilizacyjną, a przede wszyst- kim moralną wyższość białych osadników nad czerwonoskórymi tubylca- mi i tym sposobem usprawiedliwiające anglo-amerykańską ekspansję na

Chicago 1996; Kathryn Derounian-Stodola, James Arthur Levernier, The Indian Captiv- ity Narrative, 1550–1900, Twayne, New York 1993; Kathryn Derounian-Stodola (red.), Women’s Indian Captivity Narratives, Penguin, New York 1998; Gary L. Ebersole, Cap- tured by Texts: Puritan to Postmodern Images of Indian Captivity, University Press of Virginia, Charlottesville 1995; Rebecca Blevins Faery, Cartographies of Desire: Captivity, Race, and Sex in the Shaping of an American Nation, University of Oklahoma Press, Nor- man 1999; Tara Fitzpatrick, The Figure of Captivity: The Cultural Work of the Puritan Captivity Narrative, „American Literary History” 3.1 (1991), s. 1–26; William Henry Foster, The Captors’ Narrative: Catholic Women and Their Puritan Men on the Early American Frontier, Cornell University Press, Ithaca 2003; Frances Roe Kestler, The Indian Captivity Narrative: A Woman’s View, Garland, New York 1990; June Namias, White Captives: Gender and Ethnicity on the American Frontier, University of North Carolina Press, Chapel Hill 1993; Roy Harvey Pearce, The Significances of the Captivity Narra- tive, „American Literature” 19 (1947), s. 1–20; Mary Ann Samyn, Captivity Narrative, Ohio State University Press, Columbus 1999; Gordon M. Sayre, Olaudah Equiano, Mary Rowlandson, Paul Lauter (red.), American Captivity Narratives, D.C. Heath, Washing- ton 2000; Pauline Turner Strong, Captive Selves, Captivating Others…, op. cit.; Melvin J. Thorne, Fainters and Fighters: Images of Women in the Indian Captivity Narratives, „Midwest Quarterly: A Journal of Contemporary Thought” 23.4. (1982), s. 426–436. 224 Por. Kathryn Zabelle Derounian-Stodola, Introduction [w:] Kathryn Zabelle De- rounian-Stodola (red.), Women’s Indian Captivity Narratives, op. cit., s. xii. Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli… 105 zamieszkane przez Indian tereny. Wreszcie w wieku dziewiętnastym mod- ne stały się dzieła w pełni fikcyjne, wydobywające captivity narratives z kontekstu historycznego i przenoszące je w świat literackiej wyobraźni. June Namias w interesującej monografii White Captives: Gender and Ethnicity on the American Frontier wyróżnia trzy typy bohaterek Indian captivity narratives, które nazywa Ocalonymi (Survivors), Amazonkami (Amazons) i Kruchymi Kwiatami (Frail Flowers)225. Najlepszym przykładem Ocalonej jest Rowlandson. Jak pisze Namias, „Nie jest ona pasywną ofiarą (…). Jest kobietą, która próbuje przetrwać. (…) Odnawia wiarę w Boga. Staje się także świetną negocjatorką z Nar- ragansettami i Wampanoagami. Wykorzystuje swą niezwykłą siłę, by na- uczyć się żyć wśród Indian”226. Laurel Thatcher Ulrich natomiast dodaje: „Była przygotowana, by przetrwać niewolę (…) dzięki zrozumieniu natury serwilizmu. Chociaż nienawidziła i bała się swych porywaczy, wiedziała, jak im się przypodobać”227.

Zdj. 24. Kobieta schwytana przez Indian (ilustracja z 1884 roku)

225 June Namias, White Captives…, op. cit., s. 24. 226 Ibidem, s. 25. 227 Laurel Thatcher Ulrich, Good Wives: Image and Reality in the Lives of Women in Northern New England 1650–1750, Oxford University Press, New York 1982, s. 228. 106 Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli…

Amazonki pojawiły się na kartach captivity narratives nieco później niż Ocalone. Funkcjonalnie odgrywały one rolę mężczyzn, zastępując mężów, gdy ci wyruszali w długą podróż lub umierali. By chronić siebie i swoją rodzinę przed leśnymi zwierzętami i atakami Indian, kobiety Amazonki uczyły się posługiwać bronią i tę umiejętność często wykorzystywały. Jak trafnie ujmuje to Namias: „Model Amazonki zawierał silnie rasistowskie tony i zachęcał raczej do zabijania niż adaptacji. Zakładał koncepcję In- dianina jako dzikiego obcego. Głosił pochwałę kobiecej siły, lecz w służbie ekspansji; wskazywał znaczenie rodziny i czystości, lecz tylko dla społecz- ności euro-amerykańskiej”228. Pierwszą i najsłynniejszą Amazonką była Hannah Duston, porwana przez wojowników ze szczepu Abenaki w 1697 roku. Kruche Kwiaty to biedne, nieszczęśliwe kobiety, wstrząśnięte niewolą i śmiercią bliskich. Nie potrafią otrząsnąć się z szoku ani uporać z cier- pieniem. Opowieści Kruchych Kwiatów posługują się silnie rasistowskim językiem, pełnym brutalizmów i drastycznych opisów, sadomasochistycz- nych podtekstów oraz incydentalnych inwektyw na brud i seksualne oby- czaje Indian. Przykładami autorek, a jednocześnie bohaterek Kruchych Kwiatów są Eliza Swan, porwana w 1815 roku przez bliżej nieokreślony szczep (w tekście nigdzie nie pada jego nazwa)229, oraz Caroline Harris i Clarisa Plummer, które podczas podróży do Teksasu w 1838 roku wpa- dły w ręce Komanczów230. Jak większość siedemnastowiecznych captivity narratives The Sove- reignty and Goodness of God prezentowała autobiograficzną strategię narracyjną (choć zawierała również wiele historycznych oraz etnogra- ficznych informacji) i relacjonowała jedenastotygodniowy pobyt autorki, Mary Rowlandson, w niewoli u Narragansettów. Rowlandson231 pędziła wraz z mężem pastorem oraz trojgiem dzieci spokojne i wygodne życie w nadgranicznym osiedlu Lancaster w Mas-

228 Ibidem, s. 46. 229 Eliza Swan, An Affecting Account of the Tragical Death of Major Smith, and of the Captivity of Mrs. Swan and Infant Child, by the Savages (1815), Garland Library, t. 33, Garland, New York 1978. 230 Caroline Harris, History of the Captivity and Providential Release Therefrom of Mrs. Caroline Harris, G. Cunningham, New York 1838; Clarissa Plummer, Narrative of the Captivity and Extreme Sufferings of Mrs. Clarissa Plummer (1838), Garland Library, t. 54, Garland, New York 1977. 231 Ważniejsze prace poświęcone Mary White Rowlandson i jej Narrative of the Cap- tivity…: Mitchell Robert Breitwieser, American Puritanism and the Defense of Mourning: Religion, Grief, and Ethnology in Mary White Rowlandson’s Captivity Narrative, Uni- Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli… 107 sachusetts. Wszystko zmieniło się w chwili wybuchu tak zwanej wojny króla Filipa (King Philip’s War), w której po jednej stronie stali osadnicy, wspierani przez armię brytyjską, po drugiej natomiast Wampanoagowie i sprzymierzeni z nimi Narragansettowie232. 10 lutego 1676 roku grupa tych ostatnich zaatakowała Lancaster. Indianie zabili większość mieszkań- ców, część zaś schwytali i uprowadzili. Wśród jeńców znalazła się też Mary Rowlandson z dziećmi (mąż w tym czasie przebywał w Bostonie i dlatego nie ucierpiał z rąk napastników). Młodsza córka, sześcioletnia Sarah, ran- na podczas szturmu, po dziewięciu dniach zmarła. Dziesięcioletnią Mary i czternastoletniego Josepha czerwonoskórzy oddzielili natomiast od mat- ki i poprowadzili w nieznanym kierunku (później doszło do krótkiego spotkania matki z dziećmi). W pierwszym okresie niewoli Rowlandson straszliwie cierpiała, zarów- no fizycznie, jak i psychicznie. Lekko ranna, prawie nie jedząc i nie pijąc,

versity of Wisconsin Press, Madison 1990; Michelle Burnham, The Journey Between: Liminality and Dialogism in Mary White Rowlandson’s Captivity Narrative, „Early Amer- ican Literature” 28.1 (1993), s. 60–75; Kathryn Zabelle Derounian-Stodola, Puritan Or- thodoxy and the ‘Survivor Syndrome’ in Mary Rowlandon’s Indian Captivity Narrative, „Early American Literature” 22.1 (1987), s. 82–93; Kathryn Zabelle Derounian-Stodola, The Indian Captivity Narratives of Mary Rowlandson and Olive Oatman: Case Studies in the Continuity, Evolution, and Exploitation of Literary Discourse, „Studies in the Literary Imagination” 27.1 (1994), s. 33–46; David Downing, ‘Streams of Scripture Comfort’: Mary Rowlandson’s Typological Use of the Bible, „Early American Literature” 15 (1980), s. 252–259; Lisa Logan, Mary Rowlandson’s Captivity and the ‘Place’ of the Woman Sub- ject, „Early American Literature” 28.3 (1993), s. 255–277; Pamela Lougheed, ‘Then Be- gan He to Rant and Threaten’: Indian Malice and Individual Liberty in Mary Rowlandson’s Captivity Narrative, „American Literature” 74.2 (2002), s. 287–313; Ann Stanford, Mary Rowlandson’s Journey to Redemption, „Ariel: A Review of International English Litera- ture” 7 (1976), s. 27–37; Teresa A. Toulouse, American Puritanism and Mary White Row- landson’s Narrative [w:] Joyce W. Warren, Margaret Dickie (red.), Challenging Bound- aries: Gender and Periodization, University of Georgia Press, Athens 2000, s. 137–158; Marilyn C. Wesley, Moving Targets: The Travel Text in ‘A Narrative of the Captivity and Restoration of Mrs. Mary Rowlandson’, „Essays in Literature” 23.1 (1996), s. 42–57. 232 Wojna króla Filipa (King Philip’s War) toczyła się w latach 1675–1676 na obszarze południowej Nowej Anglii. Wodzem szczepu Wanpanoagów był Metacomet, nazywa- ny przez Anglików królem Filipem. Konflikt był jedną z najbardziej krwawych wojen indiańskich, która omal nie zakończyła się całkowitą eksterminacją kilku mniejszych plemion. Na temat wojny króla Filipa por. m.in.: Jill Lepore, The Name of War: King Philip’s War and the Origins of American Identity, Vintage Books, New York 1999; Da- niel R. Mandell, King Philip’s War: Colonial Expansion, Native Resistance, and the End of Indian Sovereignty, Johns Hopkins University Press, Baltimore 2010; Nathaniel Phil- brick, Mayflower: A Story of Courage, Community, and War, Penguin, New York 2006; Eric B. Schultz, Michael J. Tougias, King Philip’s War: The History and Legacy of Ameri- ca’s Forgotten Conflict, W.W. Norton, New York 2000. 108 Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli…

Zdj. 25. Wojna króla Filipa: atak na osadników (ilustracja z 1886 roku)

ledwie znosiła trudy marszu, niewygody noclegów i chłód. Jeszcze gorsza była świadomość utraty wszystkiego, co dotąd kochała:

Wszystko przepadło. Mój mąż przepadł (przebywał nad Zatoką, a Indianie, by dodać mi jeszcze smutków, grozili, że zabiją go, gdy wróci do domu), moje dzieci przepadły, moi krewni i przyjaciele przepadli, nasz dom i wszelkie nasze wygody – wszystko przepadło, z wyjątkiem mojego życia, lecz wiedziałam, że w każdej chwili i ono może przepaść233.

Winą za swoje tragiczne położenie obarczała naturalnie Indian. Jak większość purytanów widziała w nich bezlitosne bestie, służące szatanowi i gotowe zadawać cierpienia wyznawcom prawdziwego, czyli chrześcijań- skiego Boga. Relacjonując atak Narragansettów na Lincoln, pisała:

233 Wszystkie cytaty pochodzą z internetowej wersji dziełka Rowlandson, zrekonstru- owanego w ramach Projektu Gutenberg: http://www.gutenberg.org/etext/851. Powyższy cytat: s. 7. Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli… 109

W jednym z domów Indianie schwytali pięć osób. Ojca, matkę i niemowlę za- bili, rozbijając im głowy; pozostałych dwoje uprowadzili. Dwaj inni mężczyźni znaleźli się poza zabudowaniami; tylko jednemu udało się uciec, drugi zaś zginął od ciosu w głowę. Kolejny, przebiegając nieopodal, został postrzelony i upadł; błagał swych oprawców o życie, obiecując pieniądze, ci jednak nie słuchali, strzaskali mu głowę, rozebrali do naga i rozcięli brzuch. Jeszcze inny, widząc wielu Indian wokół swej stajni, zaryzykował i wyszedł na zewnątrz, lecz został szybko zastrzelony. Zginęło także trzech następnych ludzi; Indianie dostali się na dach stajni i mogli strzelać do nich z góry. Te krwiożercze łotry kontynuowały rzeź, paląc i niszcząc wszystko, co stanęło na ich drodze234.

Opisując dalej śmierć i cierpienie swych bliskich, Rowlandson kon- statowała: „Byliśmy szlachtowani przez tych bezlitosnych pogan, stojąc w zdumieniu wśród krwi spływającej do naszych stóp”. Chwilę później zaś dodawała: „Był to przykry widok: chrześcijanie leżeli we krwi jak stado owiec rozszarpanych przez wilki, wszyscy rozebrani do naga przez zgraję diabłów wcielonych, którzy wrzeszczeli, śpiewali i znieważali nas, jak gdy- by chcieli rozerwać nam serca”235. W kolejnych partiach książki autorka zamieściła dalsze relacje z mrożą- cych krew w żyłach poczynań czerwonoskórych. Jedna z najbardziej szo- kujących jest opowieść o białej kobiecie z małym dzieckiem, która często skarżyła się na swój los i „prosiła Indian, by puścili ją do domu. Ci, ziry- towani jej natarczywością, rozebrali ją do naga i – śpiewając oraz tańcząc wokół niej – roztrzaskali głowę jej i dziecku, które trzymała w ramionach. Potem rozpalili ognisko i wrzucili w nie ciała. Innym dzieciom zapowie- dzieli, że postąpią z nimi tak samo, jeśli spróbują ucieczki”236. Pierwsza noc spędzona wśród czerwonoskórych dostarczyła Rowland- son bardzo przygnębiających wrażeń. Jak zanotowała w swych wspomnie- niach: „Była to najsmutniejsza noc, jaką kiedykolwiek widziały moje oczy. Miejsce, w którym zatrzymaliśmy się, pełne wrzeszczących, śpiewających, tańczących i wyjących postaci, żywo przypominało piekło”237. W tych wa- runkach jedynym ukojeniem dla autorki stała się wiara. O Bogu i pokłada- nych w nim nadziejach wspominała zresztą często. Równie często odwoły- wała się do cytatów z Biblii, szczególnie Księgi Psalmów, podpierając nimi własne spostrzeżenia i opinie. W Piśmie Świętym znajdowała też źródło nadziei, duchowej pewności i emocjonalnego wyzwolenia. „Nie umrę,

234 Ibidem, s. 6. 235 Ibidem. 236 Ibidem, s. 10. 237 Ibidem, s. 7. 110 Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli… lecz będę żyć i głosić dzieła Boże – powtarzała za Psalmem 118 – Ciężko mnie Pan ukarał, lecz na śmierć mnie nie wydał”. W słowie Bożym szukała również wewnętrznej siły i pociechy, gdy znajdowała się u kresu fizycznej i psychicznej wytrzymałości. „Teraz mogę powiedzieć jak Dawid – konsta- towała. – »Bo jestem nędzny i nieszczęśliwy, a serce jest we mnie zranione. Niknę jak cień, co się nachyla, strącają ze mnie szarańczę. Kolana mi się chwieją od postu i ciało moje schnie bez tłuszczu« [Psalm 109]”. Głęboka wiara, która łagodziła cierpienia Rowlandson, czyniła ją równocześnie – na co zwraca uwagę Wendy Martin – „ślepą na cierpie- nia tych, którzy nie podzielali jej kulturowych przekonań”238. Oglądając śmierć niemowlęcia Narragansettów, komentowała: „(…) rozkazali mi znów opuścić wigwam. Papoos [imię niemowlęcia] mojej pani był chory i tej nocy zmarł. Była z tego jedna korzyść: zrobiło się więcej miejsca. (…) O świcie pochowali Papoosa, a potem, rano i wieczorem przybywali go- ście, by razem z matką płakać i wyć z bólu. Przyznaję, że nie mogłam im współczuć”239. Niezdolność autorki do wyrażania żalu i współodczuwania z innymi każe domniemywać, że jej instynkt samozachowawczy był silniej- szy od chrześcijańskiego obowiązku miłosierdzia. Rowlandson charakteryzowała Indian jako okrutnych i krwiożerczych dzikusów, białych zaś jako ich niewinne ofiary. Do czerwonoskórych ży- wiła tak wielką nienawiść, że całkowicie ignorowała uprzejmości i gesty sympatii z ich strony. Gdy już żadną miarą gestów takich nie można było nie dostrzegać, traktowała je nie jako wyraz dobrej woli Indian, lecz jako przejaw opatrzności Bożej. O ofiarowaniu jej Biblii przez jednego z Nar- ragansettów pisała:

Nie mogę nie odnotować wielkiej łaski Pana Boga, który zesłał mi Biblię. Pe- wien Indianin, przybywszy właśnie z Medfield, podszedł do mnie i spytał, czy chciałabym Biblię, miał ją bowiem w swoim koszyku. Byłam zadowolona i zapytałam go, czy myśli, że Indianie pozwolą mi czytać. Odpowiedział, że tak. Wzięłam więc Biblię i, ogarnięta melancholią, zagłębiłam się w lekturę dwudziestego ósmego rozdziału Piątej Księgi Mojżeszowej240.

Gdy głodną i zmarzniętą zaopiekowało się indiańskie małżeństwo, wi- działa w tym również palec Boży: „Potem poszłam do innego [wigwamu] i usłyszałam to samo [że nie ma miejsca]. W końcu pewien stary Indianin

238 Wendy Martin, Introduction [w:] Wendy Martin (red.), Colonial American Travel Narratives, Penguin Books, New York 1994, s. x. 239 Mary White Rowlandson, The Sovereignty and Goodness of God, op. cit., s. 8. 240 Ibidem, s. 9. Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli… 111 zaprosił mnie do siebie, a jego żona dała mi trochę orzeszków ziemnych i pozwoliła położyć się przy ogniu. Dzięki opiece Bożej miałam więc do- bry nocleg”241. W interwencji Boga upatrywała także powód innego kom- fortowego noclegu:

Padało, lecz szybko rozstawili skórzany namiot, gdzie leżałam sucha tej nocy. Rano wyglądnęłam na zewnątrz i dostrzegłam, że wielu Indian spędziło tę noc na deszczu. Tak więc Pan postępował ze mną litościwie i byłam w lepszym położeniu niż wielu Indian242.

Oglądając wokół siebie morze nieszczęść, Rowlandson konstatowała, że jej los nie był wcale taki zły. Przyczynę owego stanu rzeczy upatrywała oczywiście w opatrzności i woli bożej. „Mogę tylko podziwiać wspaniałą moc i dobroć okazaną mi przez Boga. Bo choć zabrano mnie z domu i rzu- cono wśród Indian, to żaden z nich nie uczynił mi krzywdy”243. Fakt, że Rowlandson przetrwała niewolę, był oczywiście w dużej mie- rze jej zasługą. Zawdzięczała to swojemu pragmatyzmowi, instynktowi samozachowawczemu oraz pomysłowości. Tam, gdzie tylko mogła, trzy- mała nerwy na wodzy, kalkulując, jakie zachowania przyniosą jej więcej korzyści. Gdy innych jeńców paraliżowały emocje, ona starała się zawsze postępować racjonalnie, skrywając swoje negatywne nastawienie do In- dian. Mary Rowlandson przebywała w niewoli 11 tygodni. Wolność odzy- skała – na skutek starań męża, który zapłacił za nią 20 funtów – 2 maja 1676 roku. Minęło jednak jeszcze kilka tygodni, nim Indianie oswobodzili jej dzieci i cała rodzina (z wyjątkiem zmarłej Sary) mogła znów spotkać się razem. Wkrótce państwo Rowlandsonowie przenieśli się do Wethersfield w Connecticut. W 1678 roku Joseph wygłosił w tamtejszym kościele kaza- nie na temat uprowadzenia i niewoli swej żony, zatytułowane A Sermon of the Possibility of God’s Forsaking a People That Have Been Near and Dear to Him. Trzy dni później zmarł, a tekst kazania znalazł się w pierwszym wydaniu The Sovereignty and Goodness of God. Książka Mary Rowlandson cieszyła się ogromnym powodzeniem244. W samym tylko 1682 roku miała cztery edycje: jedną w Bostonie, dwie w Cambridge w Massachusetts i jedną w Londynie. Wydanie angielskie no-

241 Ibidem, s. 16. 242 Ibidem, s. 20. 243 Ibidem, s. 14. 244 O siedemnastowiecznej recepcji książki Rowlandson por. pracę Kathryn Zabelle Derounian The Publication, Promotion, and Distribution of Mary Rowlandson’s Indian 112 Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli… siło tytuł A True History of the Captivity and Restoration of Mrs. Mary Row- landson, a Minister’s Wife in New-England: Wherein Is Set Forth, the Cruel and Inhumane Usage She Underwent amongst the Heathens for Eleven Weeks Time: and Her Deliverance from Them. Written by Her Own Hand, for Her Private Use: and Now Made Public at the Earnest Desire of Some Friends, for the Benefit of the Afflicted. Od tej pory wspomnienia Rowlandson wznawia- no jeszcze wielokrotnie (w sumie ponad 30 wydań), opatrując je najczęściej tytułem Narrative of the Captivity of Mrs. Mary Rowlandson. Dzięki swej niezwykłej popularności książka Rowlandson miała znacz- ny wpływ na sposób postrzegania granicy (choć wtedy jeszcze nie stosowa- no tego terminu) oraz Indian zarówno przez amerykańskich kolonistów, jak i Europejczyków. To właśnie głównie za jej sprawą rozpowszechnił się wizerunek czerwonoskórego jako krwiożerczego poganina i dzikusa, bru- talnego i fałszywego, dybiącego na życie białego chrześcijanina. Obraz ten wkrótce zaczęły powielać inne non-fiction captivity narratives. 21 lat po porwaniu Mary Rowlandson przez Indian podobną przygodę przeżyła Hannah Duston, z domu Emerson, prowadząca wraz z mężem Thomasem i ośmiorgiem dzieci spokojne życie w Haverhill w stanie Mas- sachusetts. W marcu 1697 roku miasteczko zostało zaatakowane przez wojowników ze szczepu Abenaki. Thomasowi wraz z siedmiorgiem dzieci udało się uciec. Hannah, jej sześciomiesięczna córeczka Martha oraz nia- nia Mary Neft zostały pojmane i wraz z grupą innych jeńców zmuszone do forsownego marszu na północ. Po drodze Indianie zamordowali pła- czące dziecko Hannah, roztrzaskując o drzewo jego główkę. Zabili także pozostałych więźniów, którzy – zmęczeni – nie potrafili iść wystarczająco szybko. Oprócz obu kobiet przy życiu pozostawili tylko czternastoletniego chłopca, Samuela Lennardsona. Gdy po blisko 250-kilometrowym pocho- dzie przez las czerwonoskórzy wraz z jeńcami dotarli do wioski położonej na wyspie na rzece Merrimack w pobliżu dzisiejszego Penacook w stanie New Hampshire, Hannah namówiła Mary i Samuela do działania. Za po- mocą tomahawków zaszlachtowali podczas snu dziesięciu Indian, w tym sześcioro dzieci (uciec udało się tylko ciężko rannej kobiecie i chłopcu), zdejmując z ich głów skalpy na dowód swego czynu. Następnie wsiedli do kanu. Płynęli nocami i po pewnym czasie powrócili do Haverhill. Sąd Najwyższy stanu Massachusetts nagrodził ich później za zabicie Indian pięćdziesięcioma funtami.

Captivity Narrative in the Seventeenth Century, „Early American Literature” 23.3 (1988), s. 239–261. Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli… 113

Zdj. 26. Hannah Duston zabija swych porywaczy (obraz Juniusa Brutusa Stearnsa z 1847 roku – udostępniony dzięki uprzejmości Colby College Museum of Art)

Przygoda Hannah Duston stała się sławna przede wszystkim dzięki Cottonowi Matherowi, wpływowemu purytańskiemu pastorowi i ka- znodziei oraz płodnemu pisarzowi, autorowi ponad 450 książek i bro- szur245. Opowiedział on o niej najpierw w jednym z wygłoszonych przez siebie kazań, a potem opisał w trzech tekstach: Humiliations Follow’d with Deliverances246, Decennium Luctuosum: An History of Remarkable Occurrences in the Long War which New England Hath Had with the Indian Salvages, from the Year 1688 to the Year 1698247 i monumental-

245 Na temat Cottona Mathera por. m.in.: Christopher D. Felker, Reinventing Cotton Mather in the American Renaissance: ‘Magnalia Christi Americana’ in Hawthorne, Stowe, and Stoddard, Northeastern University Press, Boston 1993; Janice Knight, Orthodoxies in Massachusetts: Rereading American Puritanism, Harvard University Press, Cambridge 1994; Richard F. Lovelace, The American Pietism of Cotton Mather: Origins of American Evangelicalism, American University Press, Grand Rapids 1979; Norma Jean Lutz, Cot- ton Mather, Chelsea House Publishers, Philadelphia 2000; Kenneth Silverman, The Life and Times of Cotton Mather, Harper & Row, New York 1984. 246 Huntington Library, Boston 1697. 247 B. Green, Boston 1699. 114 Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli… nej, siedmiotomowej Magnalia Christi Americana: Or, the Ecclesiastical History of New England248. Mather uważał Duston za bohaterkę, porównując ją do biblijnej Jael, kobiety z plemienia Kenitów, która skrytobójczo zamordowała Siserę, dowódcę armii Chasoru, by uwolnić Izrael od nieprzyjaciół. W uciecz- ce Hannah oraz ocaleniu jej męża i siedmiorga dzieci czcigodny pastor widział rękę opatrzności i znak Bożego miłosierdzia. Nie mógł przeto podważać moralnej zasadności środków, przez które ujawniała się wola Najwyższego. Jak pisał, „[Hannah], przebywając tam, gdzie jej życie nie chroniło żadne prawo, sądziła, że żadne prawo nie zakazywało jej ode- brania życia mordercom, którzy zmasakrowali jej dziecko”249. Laurel Thatcher Ulrich w Good Wives: Image and Reality in the Lives of Women in Northern New England, 1650–1750 wskazuje na wiarę Mathera, że Du- ston działała w zgodzie z nakazami Boga: „Stała się zabójczynią, ponieważ moralny porządek wokół niej załamał się. Wchodząc w próżnię stworzoną przez wojnę, uczyniła w pojedynkę to, czego Nowa Anglia nie była w sta- nie zrobić kolektywnie”250. Cotton Mather nie widział w postępowaniu Hannah Duston niczego złego, uznając je za wzorcowe, miłe Bogu i z moralnego punktu widze- nia nienaganne. Uważał bowiem, że Indianie zasłużyli na śmierć swoim barbarzyństwem, okrucieństwem i podstępnym charakterem. W Magnalia Christi Americana…, podobnie jak w wielu innych tekstach, budował zde- cydowanie negatywny wizerunek czerwonoskórych. Nie zważał przy tym wcale na fakt, że porywacze Hannah byli chrześcijanami. Wśród Abena- ków działało wszak wielu francuskich misjonarzy, pod których wpływem plemię przyjęło katolicyzm i stało się sprzymierzeńcami Francuzów. Rela- cja o pojmaniu Duston i jej niezwykłym ocaleniu była więc swym ostrzem skierowana nie tylko przeciw Indianom, lecz również Francuzom i – sze- rzej – katolikom. Przygody Hannah Duston, udostępnione po raz pierwszy anglo-amery- kańskiej opinii publicznej przez Cottona Mathera, stały się wkrótce przed- miotem licznych literackich opisów. Ich autorzy zaczęli przy tym zadawać pytania, które Mather wydawał się całkowicie ignorować: Czy zabijanie

248 Thomas Parkhurst, London 1702; przedruk w: Kathryn Whitford, Hannah Dustin: The Judgement of History, „Essex Institute Historical Collections”, t. CVIII, nr 4 (Octo- ber 1972), s. 305–308. 249 Cotton Mather, Magnalia Christi Americana; Or, the Ecclesiastical History of New England; cyt. za: Kathryn Whitford, Hannah Dustin…, op. cit., s. 307. 250 Laurel Thatcher Ulrich, Good Wives…, op. cit., s. 169. Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli… 115

Indian, jako odpowiedź na przemoc z ich strony, może być moralnie uspra- wiedliwione? Czy da się w jakikolwiek sposób usankcjonować świadome pozbawianie życia kobiet i dzieci? Czy moralne i godne chrześcijanina jest zdejmowanie skalpów z głów ofiar? I wreszcie: Czy Hannah Dustin była odważną i godną podziwu kobietą, czy też okazała się skorą do przemocy i żądną zemsty okrutnicą? Timothy Dwight, jeden z najwybitniejszych umysłów swoich czasów, przywódca religijny i edukator251, prawdopodobnie znał Magnalia Chri- sti Americana. Swoją wersję przygód Duston, zamieszczoną w wydanych w 1823 roku Travels in New England and New York252, oparł wszakże na materiałach zebranych podczas wizyty w Haverhill. Prawie zupełnie pominął udział Samuela Lennardsona w rzezi Abenaków, a podając liczbę ofiar, nie różnicował ich pod względem wieku i płci, czytelnik mógł więc odnieść mylne wrażenie, że wśród zabitych byli w większości wojownicy. Z detalami opisał za to zamordowanie maleńkiego dziecka Hannah oraz rozprawienie się Indian z dorosłymi jeńcami. Po czym pytał z emfazą: „Czy dla najbardziej nawet rygorystycznego moralisty wszystkie ich [Du- ston i towarzyszy] cierpienia nie usprawiedliwiają rzezi, jakiej się dopuści- li?”253. I natychmiast odpowiadał:

(…) żona, która widziała swój spalony dom, ciało dziecka roztrzaskane o drze- wo i towarzyszy mordowanych po kolei z zimną krwią, która była przekonana, że jej męża i pozostałe dzieci spotkał podobny los, którą poddawano torturom i traktowano w sposób uwłaczający ludzkiej godności, nie musiała stawiać żad- nych pytań z wyjątkiem jednego: o skuteczność swojego przedsięwzięcia254.

Jak widać, mimo pewnych wątpliwości Dwight rozumiał motywy kierujące Hannah, uważając je za naturalne i, co więcej, moralnie akcep- towalne. Traumatyczne przeżycia, jakich doznała, ból i cierpienie, jakie odczuwała i jakie widziała wokół siebie – wszystko to usprawiedliwiało, w opinii pisarza, jej przemoc wobec wciąż groźnych i żądnych krwi prze- śladowców. Podobne stanowisko zajmował John Greenleaf Whittier, który w pierw- szej swej książce, Legends of New England, przedstawił historię Hannah

251 Na temat Timothy’ego Dwighta por. m.in.: John R. Fitzmier, New England’s Mor- al Legislator: Timothy Dwight, 1752–1817, Indiana University Press, Bloomington 1998; Annabelle S. Wenzke, Timothy Dwight, 1752–1817, E. Mellen Press, Lewiston, New York 1989. 252 W. Baynes and Son, and Ogle, Duncan & Co., London 1823. 253 Ibidem, s. 413. 254 Ibidem. 116 Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli…

Zdj. 27. Porwanie Hannah Duston przez Indian (płaskorzeźba na pomniku Duston w Haverhill w stanie Massachusetts)

Duston, nadając jej tytuł The Mother’s Revenge255. Jego opowieść znacznie różni się od tekstu Cottona Mathera. Przede wszystkim traktuje on swoją bohaterkę jako reprezentantkę heroicznych pionierek z Nowej Anglii, które

(...) często musiały bronić swoich domów podczas nieobecności mężów i sta- wiać czoło żądnym krwi dzikusom. Wiele z nich pozostawiło relacje o cier- pieniach w niewoli pogan, relacje pełne niezwykłych i romantycznych wyda- rzeń, opisywanych jednak bez ostentacji, zwyczajnie i prosto, tak jakby autorki były przekonane, że realizowały jedynie zadanie postawione przed nimi przez Opatrzność i nie zasługiwały na szczególny podziw oraz uznanie256.

Według Whittiera Hannah sama kazała mężowi pozostawić ją na łasce czerwonoskórych i chronić pozostałe dzieci. „Był to dla niego moment straszliwej próby – wahał się między miłością a obowiązkiem, lecz bła-

255 John Greenleaf Whittier, Legends of New England, Hanmer & Phelps, Hartford 1831, s. 125–131. 256 Ibidem, s. 125–126. Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli… 117 gania żony przyspieszyły jego ostateczną decyzję. Odwrócił się i podążył za dziećmi. Część Indian ruszyła jego śladem, lecz on utrzymywał ich na dystans, często strzelając z karabinu”257. Takie wytłumaczenie rozdzielenia się Hannah i męża oczyściło tego ostatniego z zarzutów tchórzostwa oraz porzucenia żony i najmłodszej córeczki w obliczu atakujących Indian. Dalej Whittier szczegółowo opisuje śmierć dziecka Hannah: „Dzikus trzymał je przez chwilę przed sobą, obserwując z uśmiechem przerażenie jego matki, po czym cisnął je z całej siły. Jego główka uderzyła mocno o pień najbliższego drzewa, a opadłe z gałęzi liście pokryły się mózgiem i krwią”258. Zdaniem autora Legends of New England zdarzenie to całkowicie od- mieniło Hannah Duston.

Powtarzała potem często, że w tym momencie wszystko stało się ciemne i prze- rażające, a jej serce prawie przestało bić i pozostało zimne oraz martwe (…).

Zdj. 28. Mąż Hannah Duston chroni dzieci przed Indianami (płaskorzeźba na pomniku Duston w Haverhill)

257 Ibidem, s. 126–127. 258 Ibidem, s. 127–128. 118 Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli…

Lecz gdy rozejrzała się dokoła i zobaczyła nieczułych, szczerzących zęby dzi- kusów, drwiących z niej i pokazujących z szaleńczym triumfem okaleczone ciało jej dziecka, owładnęło nią nowe i okropne uczucie, żądza zemsty (…), niezaspokojone pragnienie krwi259.

Podkreślając zmiany, jakie zaszły w psychice Hannah, Whittier suge- ruje, że nie kontrolowała ona w pełni swojego zachowania. Szok spo- wodowany utratą dziecka był tak głęboki, że górę wzięły w niej emocje negatywne, „anioł przeistoczył się w demona”260. Ale transformacja ta była tylko chwilowa. Autor Legends of New England ukazuje to wprost w zdumiewającym zakończeniu swej opowieści, w którym opisuje zemstę bohaterki, przechodząc od horroru do ckliwego sentymentalizmu:

Cios padał po ciosie, aż dziesięciu z dwunastu dzikusów leżało martwych. Jed- nemu, ciężko rannemu, udało się uciec. Ostatni, mały chłopiec, wciąż spał pośród rzezi. Pani Duston uniosła ociekający krwią tomahawk nad jego głową,

Zdj. 29. Ofiary zemsty Hannah Duston (płaskorzeźba na pomniku Duston w Haverhill)

259 Ibidem, s. 128. 260 Ibidem. Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli… 119

lecz zawahała się. „To biedny chłopiec – pomyślała – biedne dziecko, któ- re może ma matkę”. Wspomnienie własnych dzieci poruszyło ją i oszczędziła młodego Indianina261.

W swoich próbach ukazania Hannah w możliwie najkorzystniejszym świetle Whittier idzie tak daleko, że fałszuje rzeczywistość. Trudno obro- nić tezę, że Duston zabiła swych czerwonoskórych prześladowców w szo- ku; całą operację przygotowała wszak starannie z Mary Neff i Samuelem Lennardsonem. Tymczasem Whittier o Samuelu w ogóle nie wspomi- na, a z Mary, podstarzałej wdowy, czyni młodocianą służącą, niebiorącą udziału w rzezi. Sugeruje także, poprzez użycie odpowiednich form gra- matycznych, że grupa Indian zabitych przez Hannah składała się z jede- nastu wojowników i chłopca. Trudno jest mu przyznać, że jego bohaterka wyrzynała głównie kobiety i dzieci. Mało przekonująca jest również pró- ba usprawiedliwienia oskalpowania przez Duston swoich ofiar: „Miała już opuścić krwawe miejsce, gdy uświadomiła sobie nagle, że sąsiedzi nie uwierzą w jej historię niepopartą żadnym dowodem, wróciła więc i z pre- medytacją oskalpowała swych dziesięć ofiar”262. Nawet jeśli takie były rze- czywiste intencje Hannah, dopełnienie przez nią krwawego rytuału tylko po to, by pochwalić się swym wyczynem przed sąsiadami, musi zostać uznane za nieetyczne. Historią Hannah Duston zainteresował się Henry David Thoreau, któ- ry streścił ją w głośnym A Week on the Concord and Merrimack Rivers263. Powstrzymał się jednak całkowicie od ocen moralnych, uznając, że działa- nia wszystkich uwikłanych w opisywane wydarzenia osób zostały określo- ne przez czasowy i kulturowy kontekst, którego po ponad 150 latach nie da się w pełni zrozumieć. Inaczej postępował Nathaniel Hawthorne, jeden z najwybitniejszych amerykańskich pisarzy dziewiętnastego wieku. W 1836 roku, w wyda- wanym przez siebie wraz z siostrą „The American Magazine of Useful and Entertaining Knowledge” zamieścił szkic The Duston Family. Opisał w nim, mniej więcej w zgodzie z tradycją, historię porwania i oswobodze- nia Hannah Duston (drobne modyfikacje, jak na przykład przesunięcie o rok czasu zdarzeń oraz sugestia, że Samuel Lennardson został schwytany w Haverhill, nie mają większego znaczenia).

261 Ibidem, s. 129. 262 Ibidem, s. 130. 263 Houghton Mifflin, Boston 1949, s. 339–342. 120 Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli…

Autor bardzo krytycznie odnosił się jednak do brutalnych poczynań Hannah, jak również apologetycznych wobec niej uwag Cottona Mathera. Podkreślając, że czerwonoskórzy, którzy napadli na Haverhill, byli poboż- nymi chrześcijanami, modlącymi się rankiem, w południe i wieczorem, a także przed każdym posiłkiem i przed snem, stwierdzał:

Mather, jak bezlitosny, pedantyczny bigot, jakim był w istocie, z radością opi- suje śmierć tych biednych nieszczęśników, nie mogąc wybaczyć im ich kato- lickich przesądów. A przecież cóż może być bardziej wzruszającego niż myśl o owych dzikich Indianach, pielęgnujących swą wiarę wśród ciemnych i tajem- niczych lasów264.

Budując raczej pozytywny wizerunek tubylców, Hawthorne musiał ostro potraktować Hannah Duston, ich zabójczynię. Pod koniec tekstu znajduje się taki oto, dość szokujący fragment:

W naszej opinii [wyspa, na której uciekinierzy wymordowali Indian] powinna zostać przeklęta ze względu na czyny, jakich dopuściła się pani Duston. Czyż nie byłoby lepiej, gdyby ta, mająca zbrukane krwią ręce, stara wiedźma zato- nęła, przekraczając rzekę Contoocook, lub utopiła się w bagnie i została tam aż do momentu, gdy będzie musiała stanąć przed obliczem swych ofiar w dniu Sądu Ostatecznego? Albo gdyby zabłąkała się i zmarła z głodu w lesie, prze- obrażając się w szkielet z przywiązanym do niego woreczkiem z dziesięcioma skalpami265.

Hannah Duston była dla Hawthorne’a postacią odrażającą. Pisarz spo- rą dozą sympatii darzył natomiast jej męża, Thomasa. Wprawdzie przy- znawał, że chroniąc dzieci, „całkiem zapomniał o niebezpieczeństwie, w jakim znajduje się jego żona”266, zaraz jednak go usprawiedliwiał. „Na tyle dobrze – pisał – znał charakter małżonki, że miał nadzieję, iż nie pod- da się ona nawet w walce z całym szczepem indiańskim”267. Hawthorne podsumowuje swoje rozważania, jeszcze raz akcentując różnice między Hannah i Thomasem Dustonami: „Ta okropna kobieta i jej mąż, dzielny mężczyzna o wrażliwym sercu, długo jeszcze będą bo- haterami opowieści przy kominkach w domach Nowej Anglii. Lecz jakże odmienna jest ich sława”268.

264 Nathaniel Hawthorne, The Duston Family, „The American Magazine of Useful and Entertaining Knowledge”, May 1836, s. 396. 265 Ibidem, s. 397. 266 Ibidem, s. 395. 267 Ibidem. 268 Ibidem, s. 397. Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli… 121

Wiele krytycznych uwag pod adresem Hannah Duston znalazło się również w pracy George’a W. Chase’a The History of Haverhill, Massa- chusetts: From Its First Settlement, in 1640, to the Year 1860269. Autor podkreśla, że zaatakowanie tomahawkami „dwunastu śpiących czerwono- skórych, z których siedmioro było dziećmi, a tylko dwóch mężczyznami (…), nie stanowiło [dla Hannah] kwestii życia lub śmierci, lecz wolności i zemsty”270. Trzymając się terminologii zaproponowanej przez June Namias, Mary Rowlandson należy określić mianem Ocalonej, a Hannah Duston uznać za Amazonkę. Klasycznym Kruchym Kwiatem była natomiast Minnie Buce Carrigan, autorka wspomnień zatytułowanych Captured by the Indians: Reminiscences of Pioneer Life in Minnesota. Jej praca po raz pierwszy opu- blikowana została w formie serii artykułów w czasopiśmie „The Buffalo Lake News” w 1903 roku; jako książkę ogłoszono ją drukiem w 1912 roku271. Minnie (Wilhelmina) Buce (nazwisko Carrigan przyjęła później po mężu) była Niemką, która w 1858 roku, w wieku trzech lat, wyemigro- wała wraz z rodzicami i dwojgiem rodzeństwa do Ameryki (tutaj przyszły na świat jej kolejne dwie siostry). Początkowo rodzina mieszkała w Fox Lake w Wisconsin, by po dwóch latach przeprowadzić się do Middle Creek w Minnesocie. 17 sierpnia 1862 roku wybuchło tam powstanie Siuksów Mdewakanton i Wahpekute. W jego wyniku zginęło od 400 do 2000 bia- łych osadników: mężczyzn, kobiet i dzieci, a dalszych 300 wpadło w ręce Indian272. Wielu, w obawie o własne życie, porzuciło domy i uciekło na wschód. W końcu jednak oddziały wojskowe, wycofane z frontów wojny secesyjnej, pokonały buntowników, biorąc ponad tysiąc z nich do niewoli. 26 grudnia 38 Siuksów, uznanych przez władze za prowodyrów powstania, zostało powieszonych. W kwietniu 1863 roku resztę czerwonoskórych wy- gnano z Minnesoty do Nebraski i Dakoty Południowej273.

269 Published by the Author, Haverhill 1861, s. 185–194. 270 Ibidem, s. 193. 271 Ukazała się ona w Buffalo Lake w Minnesocie nakładem wydawnictwa News Print. Omówienia i wzmianki o tekście Carrigan można znaleźć m.in. w cytowanych już przeze mnie pracach Christophera Castiglii, Kathryn Derounian-Stodoly, Francesa Roe Kestlera i Mary Ann Samyn. 272 Michael Clodfelter, The Dakota War: The United States Army Versus the Sioux, 1862–1865, McFarland, Jefferson 1998, s. 35–67. 273 O wydarzeniach tych por. m.in.: Kenneth Carley, The Dakota War of 1862: Min- nesota’s Other Civil War, Minnesota Historical Society, St. Paul 2001; Michael Clod- felter, The Dakota War…, op. cit.; Hank H. Cox, Lincoln and the Sioux Uprising of 1862, 122 Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli…

Zdj. 30. Wojownik ze szczepu Siuksów (ilustracja Karla Bodmera z pierwszej połowy XIX wieku)

18 sierpnia 1862 roku Indianie zaatakowali dom Buce’ów, zabijając gospodarzy i ich dwie córki oraz uprowadzając małą Minnie, jej brata Augusta i siostrę Augustę. Buce Carrigan wspominała po latach napaść Siuksów jako koszmar:

Indianie wynieśli wszystko z naszego domu i wracali na farmę pana Boelte- ra. Gdy przejeżdżali koło małego zagajnika, jeden z nich dojrzał mojego ojca i przeraźliwie wrzasnął. (…) ojciec prosił Indian, by wzięli cały nasz dobytek, pozwolili natomiast odejść jemu i jego rodzinie. Stojący najbliżej Indianin od- powiedział w języku Siuksów: „Siuks cheche” (Siuksowie są źli). Następnie

Cumberland House Publishing, Nashville 2005; Duane Schultz, Over the Earth I Come: The Great Sioux Uprising of 1862, (St. Martin’s Press, New York 1992. Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli… 123

wycelował w niego karabin i wypalił z obu luf. Ojciec wypuścił z rąk dziecko [trzymiesięczną Berthę] i przebiegłszy kilka kroków zboczem wzgórza, padł martwy twarzą do ziemi. Ten sam Indianin podszedł z kolei do miejsca, gdzie za kamieniem siedziała moja matka z małą Caroline w ramionach, przełado- wał karabin i oddał do nich dwa strzały. Matka, nie wydawszy głosu, padła martwa. Caroline krzyknęła, raz czy dwa łapczywie chwyciła w płuca powie- trze, po czym oddała ostatnie tchnienie. Jej krzyk brzmiał mi w uszach przez lata. Ojciec miał 33, a matka 30 lat, gdy zostali tak okrutnie zamordowani przez Indian274.

Dominującym uczuciem był i na długo pozostał dojmujący lęk i roz- pacz z powodu straty bliskich.

Jak bolesne i wyraźne są wspomnienia tego strasznego popołudnia. Gdy mor- dowano moją matkę, stałam trzy metry od niej sparaliżowana strachem i gro- zą, niezdolna do najmniejszego ruchu. Indianin zaczął znów przeładowywać broń i patrzył znacząco na mnie i moją siostrę Amelię, która siedziała obok mnie. Nagle straciłam samokontrolę i, sądząc, że będę następną ofiarą, zaczę- łam biec jak szalona w nieokreślonym kierunku. Przez przypadek znalazłam się w miejscu, gdzie leżał mój ojciec. (…) Następną rzeczą, jaką pamiętam, był Indianin trzymający mnie w ramionach i patrzący mi w twarz. Krzyknęłam, a on postawił mnie na ziemi. Mój brat powiedział, że nie musimy się bać i że nie zabiją nas, lecz wezmą z sobą275.

Gdy Minnie, już jako jeniec, przybyła do domu najbliższych sąsiadów, Boelterów, stwierdziła, że

Indianie pozbawili życia większość rodziny. Widzieliśmy troje dzieci leżących wśród kłód między domem i studnią. Prawy policzek najstarszej dziewczynki był odstrzelony do kości. Czerwonoskórzy rzucili trochę ubrań na ciało dru- giej dziewczynki. (…) Najmłodsze dziecko wzięli, jak sądzę, za stopy i uderzali nim o ścianę, gdyż miało rozerwane ubranie, a plecy całe sine. (…) Na podło- dze leżało również pocięte na kawałki ciało babci Boelter276.

Carrigan szczegółowo opisywała swój pobyt w niewoli, dyskomfort, jakiego doświadczała, przebywając z Indianami, wreszcie niespodziewa- ne uwolnienie i powrót do cywilizacji. By udramatyzować opowieść, na końcu książki zamieściła relacje kilku osób, wspominających ten sam atak Indian, który zakończył się schwytaniem Minnie. Najbardziej przerażająca jest bez wątpienia relacja Emanuela Reyffa:

274 Minnie Buce Carrigan, Captured by the Indians…, op. cit., s. 13–14. 275 Ibidem, s. 14. 276 Ibidem, s. 15–16. 124 Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli…

Właśnie gdy wchodziłem do zagrody dla krów, z przeciwnego kierunku nad- ciągnęli Indianie. Mój brat i jego dziesięcioletni syn Ben wznosili nieopodal domu stóg siana. Jeden z Indian wystrzelił do mojego brata z łuku i trafił go w okolice ucha. Gdy brat upadł, Indianie obcięli mu obie ręce i oskalpowali, nim umarł. Ben próbował uciec, lecz natknąwszy się na około czterdziestu Indian, nie miał szans. Jeden z nich chwycił go za włosy, podczas gdy drugi związał mu nogi i powiesił za stopy na dyszlu. Następnie, za pomocą noża rzeźnickiego, rozpruli mu spodnie i pocięli całe ciało tak, jak potrafią to robić tylko Indianie. Potem posypali rany prochem i podpalili. Umarł szybko. Dzię- kowałem Bogu, kiedy wyzionął ducha. (…) Moja szwagierka wyszła z domu i błagała na kolanach, by darowali jej życie. Jeden z Indian chwycił ją mocno za włosy, podczas gdy inni wbili w ziemię cztery pale i przywiązali ją do nich. Potem okaleczyli jej ciało nożami rzeźnickimi. Gdy umarła, oskalpowali ją. Mała Annie wybiegła z domu, krzycząc z przerażenia. Dwie indiańskie kobiety chwyciły ją za ramiona i nożami pocięły na kawałki. (…) Gdy zabijanie się skończyło, Indianie przejechali pod drzewem, gdzie się ukrywałem, i udali się do naszych sąsiadów, Kochendurfów. Zszedłem z drzewa i pobiegłem tak szybko, jak tylko mogłem, do Smithów. Tutaj zobaczyłem jeden z najstrasz- niejszych widoków, jaki kiedykolwiek ukazał się moim oczom. Na stole leżała głowa pani Smith z wbitymi w nią nożem i widelcem. Indianie odcięli również biednej kobiecie piersi. Jedną położyli koło głowy, a drugą włożyli do kołyski z niemowlęciem. Dziecko jeszcze żyło277.

Karmienie czytelników tego rodzaju opisami, pełnymi gwałtów, prze- mocy i potoków krwi, wzmacniało ich niechęć, a często również jawną wrogość wobec Indian. Czerwonoskórzy, ukazywani jako dzikie bestie, dybiące na życie białych osadników i gotowe mordować ich na najbardziej okrutne sposoby, nie mogli budzić sympatii. Nie zasługiwali wszak nawet na miano ludzi. Byli na pół zwierzętami, barbarzyńcami, po których moż- na się było spodziewać wszystkiego najgorszego. Budzili dreszcz emocji, strach i nienawiść. Nie wszystkie jednak autorki non-fiction Indian captivity narratives wi- działy w czerwonoskórych uosobienie zła, grzechu i zepsucia. Niektóre dostrzegały w nich także bardziej ludzkie cechy i były skłonne traktować ich jak istoty rozumne, obdarzone na dodatek wyższymi uczuciami. Do- brym przykładem jest Mary Jemison, której wspomnienia spisał i opubli- kował w 1824 roku James Seaver, lekarz i literat278.

277 Ibidem, s. 49–50. 278 James E. Seaver, A Narrative of the Life of Mrs. Mary Jemison, Who Was Taken by the Indians, in the Year 1755, When Only about Twelve Years of Age, and Has Continued to Reside amongst Them to the Present Time, University of Oklahoma Press, Norman 1992. Cytaty, którymi się posługuję, pochodzą z elektronicznej wersji książki, przygotowanej Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli… 125

Jemison była jedną z najbarwniejszych postaci swoich czasów. Urodzi- ła się w 1743 roku na statku „William and Mary”, wiozącym do Amery- ki szkockich i irlandzkich emigrantów, w tym również jej rodziców, Jane i Thomasa Jemisonów. Statek przybił do portu w Filadelfii, lecz wkrótce Ja- mesonowie przenieśli się do małej osady Marsh Creek, położonej w pobliżu dzisiejszego Gettysburga w Pensylwanii, wznieśli drewnianą chatę i rozpo- częli nowe życie. Niebawem Mary doczekała się pięciorga rodzeństwa. Wszystko szło dobrze aż do roku 1758, kiedy to wybuchła wojna Anglii z Francją. Wiosną tego roku grupa francuskich żołnierzy i sprzymierzo- nych z nimi Szaunisów znalazła się w okolicach Marsh Creek. W środę 5 kwietnia zaatakowali oni chatę Jemisonów. Dwóch najstarszych chłop- ców uciekło, lecz Mary, jej rodzice i reszta rodziny znaleźli się w niewo- li. Teraz napastnicy wraz z jeńcami ruszyli na zachód, w kierunku Fortu Duquesne (dzisiejszy Pittsburgh). Ponieważ tempo marszu było zbyt wol- ne i istniała obawa, że doścignie ich oddział miejscowej milicji, Indianie postanowili zabić większość jeńców. Życie darowali jedynie dwojgu dzie- ciom, Mary i chłopcu z sąsiedztwa. W Forcie Duquesne Szaunisi sprzedali Mary Senekom. Ci adoptowali ją i nadali jej imię Dwa Zniżające Się Głosy (Dehgewanus). Przez następne lata Mary mieszkała wśród Seneków, przyjmując ich styl życia. W 1760 roku poślubiła Indianina ze szczepu Delaware, She- ninjee. Rok później urodziła córkę, która jednak wkrótce zmarła. W 1762 roku przyszło na świat drugie dziecko Dehgewanus, któremu – na cześć ojca – nadała imię Thomas. Jeszcze tego samego roku Sheninjee i Mary udali się w długą, liczącą ponad 1100 kilometrów, drogę do doliny Gene- see, przez tubylców zwanej Sehgahunda. Podczas podróży Sheninjee za- chorował i zmarł. Mary zamieszkała w Little Beard’s Town, nieopodal dzisiejszego Cuy- lerville w stanie Nowy Jork. Było to serce krainy Seneków. Tu powtórnie wyszła za mąż za Indianina, Hiokatoo. Pędząc spokojne życie, doczekała się jeszcze sześciorga dzieci. Problemy rozpoczęły się w chwili wybuchu wojny o niepodległość Sta- nów Zjednoczonych. Senekowie opowiedzieli się po stronie Brytyjczyków i stali się celem ofensywnych działań armii amerykańskiej. W 1779 roku George Washington wysłał pięć tysięcy żołnierzy z zadaniem rozprawienia się z niepokornym szczepem. w ramach Projektu Gutenberg: http://www.gutenberg.org/etext/6960. Literatura przed- miotu: por. przypis 43. 126 Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli…

Zdj. 31. Chata Mary Jemison znajdująca się obecnie w Letchworth State Park w Castile w stanie Nowy Jork

Senekowie, wśród których był Hiokatoo, walczyli dzielnie, lecz Ame- rykanie – mimo wielu strat – zdobyli dolinę Genesee, siejąc pożogę i znisz- czenie. By nie paść ofiarą prześladowań, Jemison uciekła do opuszczonej wioski Gadalaho, na południe od Little Beard’s Town. Znalazła tu, wraz z dziećmi, schronienie na blisko 60 lat. Powróciwszy do stylu życia Seneków, uprawiała ziemię i hodowała by- dło. Indiańscy sąsiedzi nazywali ją „starą białą kobietą z Genesee”. Go- spodarstwo prowadziła do 1831 roku, kiedy to sprzedała tytuł własności ziemskiej i przeniosła się do rezerwatu Buffalo Creek. Tutaj zmarła 19 li- stopada 1833 roku. We wspomnieniach Jemison pojawiają się dwa odmienne wizerunki Indian. Szaunisów, którzy porwali ją i jej rodzinę, nie darzyła – czemu zresztą trudno się dziwić – szczególną sympatią. Uważała ich za dzikusów i barbarzyńców, skłonnych do przemocy i nieliczących się z ludzkim ży- ciem. Taki obraz pojawia się już w opisie ataku czerwonoskórych na dom Jemisonów i późniejszego pośpiesznego marszu napastników z jeńcami. Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli… 127

Grupa, która nas pochwyciła, składała się z sześciu Indian i czterech Fran- cuzów. Natychmiast rozpoczęli rabunek, kradnąc to, co uznali za najbardziej dla nich wartościowe, przede wszystkim chleb, mąkę i mięso. Wziąwszy tyle prowiantu, ile potrafili unieść, wyruszyli wraz z nami w wielkim pośpiechu w dalszą drogę w obawie, by nie wyśledził ich pościg. Wkrótce weszli w lasy. Podczas marszu towarzyszył nam Indianin z batem, którym często bił dzieci, by szły szybciej. W ten sposób podróżowaliśmy aż do zmroku bez kęsa poży- wienia i bez kropli wody, chociaż nic nie jedliśmy od poprzedniego wieczoru. Ilekroć małe dzieci wołały o wodę, Indianie kazali im pić mocz lub pozostać spragnionymi279.

Mary nie była świadkiem zamordowania rodziców, braci i siostry. Szczegółowo natomiast zrelacjonowała ostatnią rozmowę z matką, kiedy nastąpiło ich pożegnanie.

Gdy skończyłam kolację, jeden z Indian zdjął mi buty i pończochy i włożył na stopy parę mokasynów. Obserwowała to moja matka i wierząc, że czerwono- skórzy oszczędzą mnie, nawet jeśli zabiją innych jeńców, odezwała się do mnie w te słowa: „Moja droga mała Mary! Boję się, że przyszedł czas, kiedy bę- dziemy musiały rozdzielić się na zawsze. Ty, moje dziecko, uratujesz swoje życie, lecz my prawdopodobnie zostaniemy zarąbani tomahawkami przez In- dian w tym odludnym miejscu. O! Jakże mogę rozstać się z tobą, kochanie? Co stanie się z moją słodką, małą Mary? Och! Nie mogę myśleć, że będziesz nadal w niewoli bez nadziei na ratunek! (…) Moje serce krwawi na myśl o tym, co cię czeka. Lecz jeśli nas opuścisz, zapamiętaj, moje dziecko, swoje imię, a także imiona ojca i matki. Bądź ostrożna i nie zapomnij języka angielskiego. Nie zapomnij też, moja mała córeczko, modlitw, jakich cię nauczyłam. Bądź dobrym dzieckiem i odmawiaj je często, a Bóg cię wynagrodzi. Niech Bóg cię błogosławi, moje dziecko, i uczyni szczęśliwą”. W czasie przemowy mojej matki Indianie zdjęli buty i pończochy małemu chłopcu – synowi kobiety, któ- ra została wzięta do niewoli razem z nami – i włożyli mu na nogi mokasyny. Płakałam. Indianin wziął chłopca i mnie za ręce i zamierzał zaprowadzić w od- osobnione miejsce. Wtedy matka zawołała: „Nie płacz, Mary! Nie płacz, moje dziecko! Niech Bóg cię błogosławi! Żegnaj! Żegnaj!” (…). Wczesnym rankiem Indianie i Francuzi, których opuściliśmy wieczorem, dotarli do miejsca, gdzie spędziliśmy noc, lecz mojej rodziny i przyjaciół z nimi nie było. Nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie, co czułam na widok tych dzikusów, którzy zamor- dowali moich rodziców, braci i siostrę i pozostawili ich ciała na moczarach na żer dzikim bestiom!280

279 Ibidem, s. 13. 280 Ibidem, s. 14. 128 Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli…

Podczas dalszej wędrówki z Szaunisami Mary nie raz jeszcze oglądała rzeczy, które budziły jej zgrozę. Najmocniej utkwił jej w pamięci widok, jaki roztoczył się przed nią w jednej z indiańskich wiosek:

(…) widziałam wiele głów, ramion, nóg i innych części ciała białych ludzi, którzy właśnie zostali spaleni. Członki, których nie strawiły płomienie, powie- szono na wielkim rożnie i upieczono na węgiel. Ogień jeszcze się palił, a cała scena była spektaklem tak szokującym, że dziś jeszcze, gdy o niej myślę, krew ścina mi się w żyłach281.

Jeżeli w Szaunisach Jemison dostrzegała przede wszystkim brutalnych barbarzyńców – sprawców śmierci swych najbliższych, to Seneków trakto- wała i oceniała zupełnie inaczej. Była im wdzięczna przede wszystkim za opiekę, jaką roztoczyli nad nią, gdy znalazła się wśród nich. Szczególnym uczuciem, przypominającym nieco miłość, darzyła dwie siostry, które ją adoptowały: „Miałam szczęście, że dostałam się w ich ręce, ponieważ były dobrymi kobietami, o spokojnym i łagodnym usposobieniu, pełnymi po- wściągliwości i skromności, a na dodatek bardzo czułymi i uprzejmymi wo- bec mnie. Mam powód, by je szanować, choć nie żyją już od wielu lat”282. Mieszkając wśród Seneków, Mary zaakceptowała swój los i nie próbo- wała powrócić do społeczności białych:

Przebywałam z Indianami już cztery lata i tak przyzwyczaiłam się do ich sty- lu życia, zwyczajów i usposobienia, że prawie zniknęło pragnienie ucieczki i odzyskania wolności. Tu był mój dom i moja rodzina, tutaj miałam wielu przyjaciół, z którymi łączyły mnie mocne więzy i którym byłam wdzięczna za życzliwość, przychylność i miłość, jaką mnie obdarzali283.

Dzieląc z Indianami trudy codziennego życia, Jemison doskonale po- znała ich świat i psychikę. Potrafiła spojrzeć na nich nie jak na egzotyczne stworzenia, pozbawione kultury i podstawowych ludzkich odruchów, lecz jak na istoty rozumne i wrażliwe, kierujące się w swym postępowaniu tra- dycyjnymi systemami norm i wartości. Nie zaprzeczała stosowanym czę- sto przez nich okrutnym sposobom zabijania nieprzyjaciół, lecz rozumiała i usprawiedliwiała ich motywacje:

(…) mimo zarzucanego Indianom okrucieństwa wobec wrogów – okrucień- stwa, którego byłam świadkiem i które zostało bogato udokumentowane – po- zostają oni w naturalny sposób uprzejmi, czuli i opiekuńczy wobec przyjaciół,

281 Ibidem, s. 18. 282 Ibidem, s. 20. 283 Ibidem, s. 23. Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli… 129

a także bezwzględnie uczciwi. Krwawe praktyki stosują jedynie wobec nie- przyjaciół, co jest zgodne z funkcjonującą w ich społeczności ideą sprawiedli- wości284.

Nieco dalej Mary-Dehgewanus oddawała swoisty hołd czerwono- skórym, widząc w nich ludzi nie tylko szlachetnych, ale i umiejących cie- szyć się naturalnym szczęściem:

Nikt nie czuł się bardziej szczęśliwy niż Indianie w czasach pokoju (…). Ich życie stanowiło nieustanne pasmo przyjemności. Ich potrzeby były nieliczne i łatwo dawały się zaspokoić, a ich troski dotyczyły tylko dnia dzisiejszego. (…) Moralny charakter Indian był (jeżeli mogę użyć takiego określenia) nie- skażony. Ich wierność była absolutna i stała się przysłowiowa. Byli bezwzględ- nie uczciwi, gardząc wszelkim oszustwem i kłamstwem. Niewinność cieszyła się wśród nich wielkim szacunkiem, a jej naruszenie uchodziło za świętokradz- two. Byli umiarkowani w pragnieniach, powściągliwi w namiętnościach oraz szczerzy i honorowi w wyrażaniu uczuć285.

Jeśli w ich duszach pojawiało się zło, było ono wynikiem działalności białego człowieka: „Spożywanie napojów alkoholowych oraz próby cywi- lizowania i chrystianizacji Indian przez białych ludzi odkrywały negatyw- ne cechy ich natury, pozbawiały ich kultywowanych od pokoleń wartości i w ostateczności prowadziły do ich eksterminacji”286. Opowieść Jemison jest barwna i zajmująca, zawiera też wiele cennych informacji o życiu i zwyczajach Indian, przede wszystkim członków szcze- pu Seneków. Odnajdziemy w niej również rzecz niezwykłą: opis kultury indiańskiej dokonany niejako „od wewnątrz”, z punktu widzenia uczest- nika owej kultury, doskonale znającego wszelkie jej reguły i niuanse. Do tej pory Indian captivity narratives prezentowały świat rdzennych Amery- kanów wyłącznie z perspektywy białego człowieka, którego stosunek do Indian naznaczony był ignorancją, uprzedzeniami i negatywnymi stereo- typami. Autorki, a także autorzy tego typu tekstów widzieli w czerwono- skórych narzędzie szatana, istoty bardziej przypominające zwierzęta niż ludzi, bo pozbawione duszy i moralności, skłonne do ślepej, bezrozum- nej przemocy i okrucieństw, przede wszystkim zaś pogan, a więc osob- ników samym swoim istnieniem obrażających Boga (mimo że niektórzy

284 Ibidem, s. 24. 285 Ibidem, s. 30. 286 Ibidem, s. 24. 130 Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli… z nich byli chrześcijanami287). Relacja Jemison odegrała przełomową rolę w kształtowaniu bardziej pozytywnego wizerunku Indian i zapoczątkowa- ła całą serię tekstów prezentujących taki właśnie wizerunek. W korzystnym świetle przedstawiała niektórych (ale zdecydowanie nie wszystkich) rdzennych Amerykanów Sarah F. Wakefield w opubli- kowanych w 1863 roku Six Weeks in the Sioux Tepees: A Narrative of Indian Captivity288. Historyczny kontekst jej wspomnień jest podobny do znanego nam już z opowieści Minnie Buce Carrigan: powstanie Siuk- sów Mdewakanton i Wahpekute, jakie wybuchło w sierpniu 1862 roku w Minnesocie. Sarah (Brown) Wakefield przyszła na świat 29 września 1829 roku w Kingston w stanie Rhode Island. W 1855 roku postanowiła, z niezna- nych przyczyn, opuścić rodzinny dom i wyjechać do Minnesoty. Zamiesz- kała w miasteczku Shakopee. Tam poznała doktora Johna Lumana Wake- fielda i wyszła za niego za mąż. Mieli dwoje dzieci, Jamesa Orina i Lucy. Gdy w 1861 roku John Wakefield został lekarzem w Upper Sioux Agency, cała rodzina przeniosła się do rezerwatu Siuksów nad rzeką Yellow Me- dicine. Sarah nie była typową mieszkanką pogranicza. Jej relacje z mężem nie układały się najlepiej, co prowadziło do konfliktów i braku akceptacji ze strony sąsiadów i sąsiadek. Samotna i wyobcowana ze wspólnoty utrzymy- wała lepsze stosunki z Indianami niż z białymi. Szczególnie bliskie związki łączyły ją z grupą, której przewodził młody wojownik Sakpe. Wakefield znała wszystkich jej członków, wielu z nich zapraszała do swego domu. Gdy Siuksowie rozpoczęli powstanie, Sarah, wraz z dziećmi, próbo- wała uciec do Fortu Ridgely znajdującego się około 50 kilometrów ma wschód od Upper Sioux Agency. Wkrótce jednak została zatrzymana przez

287 Katolikami byli np. Abenakowie, którzy porwali Hannah Duston, a także Indianie, którzy w 1704 roku napadli na osadę Deerfield i uprowadzili pastora Johna Williamsa wraz z ponad setką jego sąsiadów. Swój pobyt w niewoli pastor opisał później w pracy The Redeemed Captive Returning to Zion: or, A Faithful History of Remarkable Occur- rences, in the Captivity and Deliverance of Mr. John Williams, Minister of the Gospel in Deerfield, Who, in the Desolation Which Befel That Plantation, by an Incursion of the French and Indians, Was by Them Carried Away, with His Family, and His Neighbourhood, into Canada (1708). Dla współczesnego czytelnika najbardziej godne polecenia jest wyda- nie pod redakcją Edwarda W. Clarka (University of Massachusetts Press, Amherst 1976). 288 Atlas Printing Company, Minneapolis 1863. Drugie, poszerzone wydanie opubli- kowała w 1864 roku oficyna Argus Book and Printing Office w Shakopee. Ostatnie wy- dania krytyczne ukazały się nakładem University of Oklahoma Press w Norman w latach 1997 i 2005. Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli… 131

Zdj. 32. Siuksowie na wojennej ścieżce (ilustracja z 1905 roku)

dwóch wojowników. Jeden z nich, zwany Hapą lub Hepanem289, zastrzelił woźnicę i skierował broń w stronę Wakefield. Na szczęście w jej obronie stanął drugi z Indian, powszechnie nazywany Chaską. Znał on Wakefiel- dów jeszcze z Shakopee i darzył ich szczerą sympatią za okazywaną mu i jego bliskim uprzejmość. Chaska uratował Sarze i jej dzieciom życie, nie zdołał jednak ocalić ich od niewoli, w której spędzili sześć tygodni. W tym czasie groziło im ciągłe niebezpieczeństwo ze strony Hapy i porywczego wodza Małego Kruka (Taoyateduta/Little Crow). Indianie nie mieli wielkiego respektu dla jeń- ców i często straszyli ich śmiercią. Na szczęście Wakefield znalazła życzli- wą opiekę u rodziny Chaski, zwłaszcza u jego matki. To dzięki niej Sarah i dzieci dobrze się odżywiały oraz nosiły porządne ubrania. By zapewnić im względny spokój, Chaska udawał nawet, że poślubił Wakefield. Podstęp ów miał zabezpieczyć Sarę przed aktami agresji ze strony Hapy i innych czerwonoskórych. Lecz jej domniemane małżeństwo z Chaską

289 Wakefield używała imienia „Hapa”, lecz zdaniem Kathryn Zabelle Derounian-Sto- dola prawidłowa forma powinna brzmieć „Hepan”. Por. eadem, The War in Words: Read- ing the Dakota Conflict through the Captivity Literature, University of Nebraska Press, Lincoln 2009, s. 69. 132 Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli… wywołało oburzenie innych jeńców, tym bardziej że główna zainteresowa- na nie miała zamiaru wyprowadzać ich z błędu. „Nie śmiałam zaprzeczyć – wyjaśniała Wakefield. – Co więcej, czyniłam wszystko, by w to uwierzy- li, ponieważ cały czas obawiałam się, że Hapa odkryje nasze oszustwo. Nie rozważałam konsekwencji tego kłamstwa poza indiańskim obozem, gdyż wątpiłam, bym kiedykolwiek odzyskała wolność”290. Niezależnie od tego, jakie relacje łączyły ją w rzeczywistości z Chaską, Sarah szybko dostosowała się do życia w obozie Siuksów. Nosiła indiański strój, malowała twarz, splatała włosy w warkocze, a nawet wcierała „bród [sic!] w skórę, by być bardziej podobną do squaw”291. Bez zastrzeżeń przy- jęła styl życia czerwonoskórych. Wymyśliła też kłamstwo, że w jej żyłach płynie 1/8 indiańskiej krwi. Taka postawa zrażała do niej innych jeńców. Jak wspominała jedna z kobiet, Mary Schwandt: „Pamiętam panią doktorową Wakefield i pa- nią Adams. Twarze miały pomalowane, ubierały się na sposób indiański i wydawały się z tego dumne. Były zazwyczaj w dobrym nastroju. Śmiejąc się i żartując, okazywały zadowolenie z nowego życia. Reszta z nas nie aprobowała ich zachowania i nie chciała mieć z nimi nic wspólnego”292. Motywy, jakimi się kierowała, przyjmując indiańskie zwyczaje, wymie- niała sama Sarah. Po pierwsze: chciała zapewnić bezpieczeństwo sobie i swoim dzieciom, pokazując Siuksom, że jest prawie członkiem szczepu. Po wtóre: pragnęła odwdzięczyć się rodzinie Chaski za opiekę i okazaną pomoc. Ten drugi motyw wydaje się jednak mało wiarygodny. Chaska, podobnie zresztą jak jego najbliżsi, nie był bowiem typowym Indianinem: „prowadził farmę, przez kilka lat ubierał się jak biały, chodził do szkoły i mówił trochę po angielsku”293. Przed wybuchem powstania mieszkał czę- ściej w chacie niż w tipi, a jego dziadek wciąż posiadał dom z cegły. Gdy rozgorzał konflikt, odrzucił wprawdzie niektóre atrybuty anglosaskiej cy- wilizacji, lecz nadal zachował wiele obyczajów białych ludzi. „Rodzina, z którą przebywałam – pisała Wakefield – nie składała się z brudnych żebraków. (…) W naszym tipi zawsze miałam ręcznik, mydło, miednicę, a przed jedzeniem wszyscy myli się i czesali”294. Dlatego, dodawała, „gdy

290 Sarah F. Wakefield, Six Weeks in the Sioux Tepees: A Narrative of Indian Captivity, Atlas Printing Comp., Minneapolis 1863, s. 84–85. 291 Ibidem, s. 71. 292 Mary Schwandt, The Story of Mary Schwandt: Her Captivity during the Sioux ‘Out- break’, 1862, Minnesota Historical Society, Minneapolis 1894, s. 472–473. 293 Sarah F. Wakefield, Six Weeks in the Sioux Tepees…, op. cit., s. 69. 294 Ibidem, s. 113. Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli… 133 słyszę, jak wszyscy Indianie są lżeni, denerwuje mnie to, gdyż wiem, że niektórzy są tak dzielni, prawi i szlachetni jak nasza własna rasa”295. 23 września 1862 roku pułkownik Henry H. Sibley pokonał Siuksów w bitwie nad Wood Lake. Indianie, którzy ponieśli ciężkie straty, zdecy- dowali się zwolnić wszystkich jeńców. Wśród nich znalazła się też Sarah Wakefield z dziećmi. Nie mogła się wszakże w pełni cieszyć swobodą. Wieści o jej postępowaniu w niewoli rozchodziły się szybko i wkrótce opinia publiczna zwróciła się przeciwko niej. Oskarżano ją o sprzyjanie czerwonoskórym, brak lojalności wobec własnego narodu i rasy, a nawet zdradę. Zarzuty te formułowali nie tylko cywilni mieszkańcy Minnesoty, lecz także wojskowi wchodzący w skład sądu wojennego, prowadzące- go postępowanie przeciwko schwytanym przez armię Siuksom. Jednym z uwięzionych był Chaska. Sarah ze wszystkich sił broniła go przed sądem, tłumacząc, że nigdy nie skrzywdził żadnego białego, a jej trzykrotnie ura- tował życie. Na niewiele się to zdało. Chaskę skazano, wraz z 37 współ- plemieńcami, na śmierć przez powieszenie i 26 grudnia wyrok wykonano. Rozgoryczona Wakefield postanowiła bronić reputacji swojej i Chaski. I to właśnie stało się najważniejszym powodem, dla którego napisała Six Weeks in the Sioux Tepees. Głównym adresatem jej pracy byli więc oby- watele Minnesoty, a nie – jak twierdziła we wstępie – James Orin i Lucy. Oprócz przedstawienia swoich losów w indiańskiej niewoli oraz próby usprawiedliwienia własnego, kontrowersyjnego postępowania, Sarah przypuściła ostry atak na amerykański rząd, oskarżając go o prześlado- wanie i prowokowanie Siuksów, co stanowiło bezpośrednią przyczynę ich buntu.

Ta gnębiona rasa jest w okropnym położeniu. Siuksowie muszą głodować, do- póki rząd nie przyśle im żywności. Ich rezerwat leżał w najpiękniejszej czę- ści kraju, a Indianie mieli wszystko, czego potrzebowali do spokojnego życia. Lecz kilku złych ludzi rozpoczęło intrygi i wszystko zostało zrujnowane296.

Słowa krytyki kierowała też Wakefield pod adresem armii. Dowódców uważała za niekompetentnych i samolubnych ignorantów, a Henry’ego H. Sibleya obarczała dodatkowo odpowiedzialnością za zniszczenie jej re- putacji i stworzenie wizerunku zdrajczyni. Wiele cierpkich opinii wygła- szała też o zwykłych żołnierzach.

295 Ibidem, s. 86. 296 Ibidem, s. 312. 134 Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli…

Czułam się pod każdym względem bardziej komfortowo, przebywając z India- nami niż podczas pobytu w obozie żołnierskim. Dzicy traktowali nas z więk- szym szacunkiem niż żołnierze. W obozie wojskowym musieliśmy gotować własną żywność i narażać się na spojrzenia kilkuset mężczyzn, którzy okrążali nasze ogniska, gdy tylko zaczynałyśmy przygotowania do posiłku297.

Jeśli szkicowany przez Wakefield obraz władz cywilnych i wojskowych był jednoznacznie negatywny, to tworzony przez nią wizerunek Indian ce- chował się pewnego rodzaju dualizmem. Jak wielu Amerykanów wierzy- ła ona, że istnieją dwa typy czerwonoskórych: dobrzy i źli. Ci pierwsi są prości, dumni, niezależni, odważni oraz pozostają w specjalnych związkach z naturą i prymitywnym życiem. Ci drudzy charakteryzują się skłonnością do przemocy, seksualną rozwiązłością, niemal zwierzęcym barbarzyństwem, są leniwi, brudni i bezmyślni. Dobrzy Indianie są tacy, ponieważ stykając się z cywilizacją białych, przejęli od niej niektóre ideały i wartości. Źli Indianie natomiast traktują białego człowieka jako wroga i pozostają wierni własne- mu stylowi życia. Dobrymi Indianami byli na przykład – według Wakefield – Sakpe, Chaska i jego rodzina, a także niektórzy Siuksowie poznani przez Sarę w niewoli. Ich dobroć nie oznaczała jednak, może poza Chaską, pełni człowieczeństwa. „Biedne, zabobonne istoty – pisała o nich autorka. – Jakże bardzo są godni litości! Niewielu z nich wierzy w Boga, jeśli nie liczyć ma- lowanego kamienia albo patyka. Czyż możemy oczekiwać, że te stworzenia będą postępować rozumnie i rozsądnie jak my?”298. Pozostali czerwono- skórzy, szczególnie Hapa i Mały Kruk, reprezentowali zło i byli nazywani przez Wakefield „dzikusami” oraz „żądnymi krwi dzikimi bestiami”299. Opozycja dobry Indianin – zły Indianin była obecna w kulturze euro- pejskiej i euroamerykańskiej od bardzo dawna. Koncepcję dobrego In- dianina, określanego mianem Szlachetnego Dzikusa, rozwijali zwłaszcza myśliciele francuscy doby oświecenia i romantyzmu: Jean-Jacques Rous- seau, Denis Diderot, Voltaire i François-René de Chateaubriand. Mieli oni jednak swoich poprzedników, którzy dostarczyli im wzorów i inspiracji. Idee wrodzonej dobroci i szlachetności Indian formułowali jezuiccy mi- sjonarze w Quebecu w publikowanych w latach 1632–1674 rocznikach zatytułowanych Relations. Podobne teorie głosił baron Louis-Armand de Lahontan, autor wydanych w 1703 roku Dialogues avec un sauvage. Z tekstów tych wyłaniał się wyidealizowany „obraz rdzennego Ameryka-

297 Ibidem, s. 112. 298 Ibidem, s. 109. 299 Ibidem, s. 65. Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli… 135 nina, podobnego do antycznego Greka, będącego wcieleniem szlachetno- ści, cielesnej doskonałości, przenikliwej inteligencji, subtelnej wrażliwości, męstwa, roztropności i moralności, przy czym wszystkie te cechy miały wynikać z instynktownych relacji z dziką naturą i Wielkim Duchem”300. Z kolei stereotyp złego Indianina, krwiożerczego okrutnika i poganina, miał swoje źródła w światopoglądzie purytańskim. Dla purytanów z No- wej Anglii, a także zwolenników wielu innych wyznań protestanckich, Indianie byli czcicielami diabła lub nawet dziećmi szatana i zasługiwali jedynie na śmierć. W niemal modelowy sposób pogląd taki prezentował w pamflecie Good Newes from Virginia (1613) pastor Alexander Whita- ker, który własnoręcznie ochrzcił Pocahontas. „Te nagie dzikusy – pisał – są sługami grzechu i diabła. Wiedzą, że istnieje wielki Bóg, lecz nie znają go, dlatego ze strachu służą diabłu w najbardziej niegodziwy sposób. (…) Chodzą nago, jakby hańba ich grzechu nie zasługiwała na okrycie. (…) Cenią kłamstwo, oszustwo, kradzież. (…) Po śmierci na zawsze przebywać będą w piekle z Szatanem i jego upadłymi aniołami”301. To właśnie ten drugi, negatywny stereotyp rdzennego Amerykanina dominował w licznych Indian captive narratives. Znajdziemy go między innymi w A Narrative of the Captivity of Mrs. Johnson (1796) Susannah Willard Johnson302, Rachel Plummer’s Narrative of Twenty-One Months Servitude as a Prisoner among the Comanche Indians (1838) Rachel Parker Plummer303, A Thrilling Narrative of the Sufferings of Mrs. Jame Adeline Wil- son during Her Captivity among the Comanche Indians (1854) Jane Adeline Wilson304, The Capture and Escape; or, Life among the Sioux (1870) Sarah L. Larimer305, Narrative of My Captivity among the Sioux Indians (1871) Fanny Wiggins Kelly306, Girl Captives of the Cheyennes: A True Story of

300 Scott B. Vickers, Native American Identities: From Stereotype to Archetype in Art and Literature, University of New Mexico Press, Albuquerque 1998, s. 40–41. 301 Cyt. za: ibidem, s. 36. 302 Susannah Willard Johnson, A Narrative of the Captivity of Mrs. Johnson: Con- taining an Account of Her Sufferings, during Four Years, with the Indians and French, H.R. Hunting, Springfield 1907. 303 Rachel Parker Plummer, Rachel Plummer’s Narrative of Twenty-One Months Servi- tude as a Prisoner among the Comanche Indians, Garland, New York 1977. 304 Jane Adeline Wilson, A Thrilling Narrative of the Sufferings of Mrs. Jane Adeline Wil- son during Her Captivity among the Comanche Indians, Ye Galleon Press, Fairfield 1971. 305 Sarah L. Larimer, The Capture and Escape; or, Life among the Sioux, Garland, New York 1976. 306 Fanny Wiggins Kelly, Narrative of My Captivity among the Sioux Indians. By Fanny Kelly. With a Brief Account of General Sully’s Indian Expedition in 1864, Bearing upon Events Occuring in My Captivity, Garland, New York 1976. 136 Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli… the Capture and Rescue of Four Pioneer Girls (1874) Grace E. Meredith307 czy w The Ute Massacre (1879) Josephine Meeker308. Wspomnienia o pobycie w indiańskiej niewoli wychodziły nie tylko spod pióra kobiet. Najbardziej znaną osiemnastowieczną non-fiction In- dian captivity narratives napisaną przez mężczyznę było wspominane już The Redeemed Captive Returning to Zion (1708) pastora Johna William- sa309. Autorami innych ważniejszych tekstów reprezentujących ten ga- tunek byli Nehemiah How310, Ebenezer Parkman311, William Walton312, John Leeth313 oraz Nelson Lee314. Indian captivity narratives, których od siedemnastego stulecia do po- czątków dwudziestego wieku napisano i opublikowano setki, dostarczały rodzącemu się społeczeństwu amerykańskiemu wiedzy (nie zawsze obiek- tywnej i prawdziwej) na temat warunków życia na granicy, w punkcie zetknięcia się dzikiej natury i cywilizacji. Wywarły też znaczący wpływ na sposób postrzegania Zachodu (choć należy pamiętać, że geograficznie po- jęcie to oznaczało co innego w siedemnastym, co innego w osiemnastym, a jeszcze co innego w dziewiętnastym wieku) i żyjących tam ludzi, przede

307 Grace E. Meredith, Girl Captives of the Cheyennes: A True Story of the Capture and Rescue of Four Pioneer Girls, Garland, New York 1975. 308 Josephine Meeker, The Ute Massacre: Brave Miss Meeker’s Captivity, Her Own Ac- count of It: Also, the Narratives of Her Mother and Mrs. Price, to Which Is Added Further Thrilling and Intensely Interesting Details, Not Hitherto Published, of the Bravery Frightful Sufferings Endured by Mrs. Meeker, Mrs. Price and Her Two Children, and by Miss Jose- phine Meeker, Vic-Press Books, Cheyenne 1975. 309 Dla współczesnego czytelnika najbardziej godne polecenia jest wydanie pracy Wil- liamsa zredagowane przez Edwarda W. Clarka (University of Massachusetts Press, Am- herst 1976). 310 Nehemiah How, A Narrative of the Captivity of Nehemiah How, Who Was Taken by the Indians at the Great-Meadow Fort above Fort-Dummer, Where He Was an Inhabitant, October 11th 1745: Giving an Account of What He Met with in His Travelling to Canada, and While He Was in Prison There. Together with an Account of Mr. How’s Dead at Cana- da, Garland, New York 1977. 311 Ebenezer Parkman, The Story of the Rice Boys: Captured by the Indians, August 8, 1704, Garland, New York 1976. 312 William Walton, The Captivity and Sufferings of Benjamin Gilbert and His Family, 1780–83, The Burrows Brothers Co., Cleveland 1904. Por. również wydanie późniejsze o zmienionym tytule: A Narrative of the Captivity and Sufferings of Benjamin Gilbert / William Walton (Garland, New York 1975). 313 John Leeth, A Short Biography of John Leeth: with an Account of His Life among the Indians, Garland, New York 1977. 314 Nelson Lee, Three Years among the Comanches: The Narrative of Nelson Lee, the Texas Ranger, Containing a Detailed Account of His Captivity among the Indians, His Singular Escape Through the Instrumentality of His Watch, and Fully Illustrating Indian Life as It Is on the War Path and in the Camp, University of Oklahoma Press, Norman 1956. Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli… 137

Zdj. 33. Indianie atakujący osadników (ilustracja z 1884 roku)

wszystkim rdzennych Amerykanów. Na wiele lat ukształtowały również sposoby literackiego przedstawiania Indian i indiańskiej niewoli. Z dzie- dzictwa captivity narratives korzystał zarówno James Fenimore Cooper, jak i autorzy licznych dziewiętnasto- i dwudziestowiecznych powieści, w tym tak zwanych powieści groszowych (dime novels), które – zwłaszcza w latach 1860–1900 – podbijały Amerykę. Nieco później model captivity narratives został zastosowany w innych, pozaliterackich artystycznych formach narracyjnych: w komiksach i fil- mach. Niektóre utwory ekranowe, odwołujące się do tego modelu, sta- ły się klasycznymi reprezentantami gatunku zwanego westernem. Mowa o takich dziełach, jak: Poszukiwacze (The Searchers, 1956) Johna Forda, Mały Wielki Człowiek (Little Big Man, 1970) Arthura Penna czy Człowiek zwany Koniem (A Man Called Horse, 1970) Elliota Silversteina.

5 Natty Bumppo, czyli pięcioksiąg Jamesa Fenimore’a Coopera

Jednym z pisarzy, którzy wywarli głęboki wpływ na zbiorową wyobraźnię Amerykanów, tworząc literackie obrazy granicy, był bez wątpienia James Fenimore Cooper. Szczególną rolę odegrał zwłaszcza słynny Pięcioksiąg Sokolego Oka, na który składają się: Pionierowie315 (The Pioneers: or, The Sources of the Susquehanna – 1823), Ostatni Mohikanin316 (The Last of the Mohicans: A Narrative of 1757 – 1826), Preria317 (The Prairie – 1827), Tropiciel śladów318 (The Pathfinder: or, The Inland Sea – 1840) oraz Pogromca zwierząt319 (The Deerslayer: or, The First War-Path – 1841)320. Jak zauważył William P. Kelly:

315 James Fenimore Cooper, Pionierowie, przeł. Tadeusz Evert [w:] idem, Pionierowie. Preria, Iskry, Warszawa 1966, s. 3–353. 316 James Fenimore Cooper, Ostatni Mohikanin, przeł. Tadeusz Evert, Iskry, Warszawa 1994. 317 James Fenimore Cooper, Preria, przeł. Aldona Szpakowska [w:] idem, Pionierowie. Preria, op. cit., s. 355–734. 318 James Fenimore Cooper, Tropiciel śladów, przeł. Bronisław Zieliński, Wydawnic- two Dolnośląskie, Wrocław 1989. 319 James Fenimore Cooper, Pogromca zwierząt, czyli Pierwsza ścieżka wojenna, przeł. Kazimierz Piotrowski, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1988. 320 Literatura poświęcona twórczości Coopera jest bardzo obszerna. Oto, subiektyw- ny rzecz jasna, wybór najbardziej interesujących pozycji: Dennis W. Allen, “By All the Truth of Signs”: James Fenimore Cooper’s ‘The Last of the Mohicans’, „Studies in Ameri- 140 Natty Bumppo, czyli pięcioksiąg Jamesa Fenimore’a Coopera

Przez sto pięćdziesiąt lat Pięcioksiąg był punktem kulturowego odniesienia i źródłem narodowej tożsamości. Nawet spadek popularności w żaden sposób nie ograniczył jego oddziaływania. Jak Deklaracja Niepodległości, przemó- wienie prezydenta Abrahama Lincolna wygłoszone 19 listopada 1863 roku w Gettysburgu [tzw. Gettysburg Address], Moby Dick albo Biały Wieloryb i Przygody Hucka osiągnął status ponadliteracki i stał się częścią naszej amery- kańskiej spuścizny. Krytycy i historycy kultury uznali Pięcioksiąg za składnicę narodowych mitów321.

Akcja utworów składających się na Pięcioksiąg rozgrywa się w ostat- nich sześciu dekadach osiemnastego wieku na terenach dzisiejszego stanu Nowy Jork i na początku dziewiętnastego wieku na obszarach obecnych stanów Wyoming oraz Dakota Północna i Południowa (Preria). Z punktu widzenia konstrukcji fabuły cały cykl stanowi – jak to z wdziękiem ujął John G. Cawelti – „wyjątkowo szczęśliwe połączenie fikcyjnej opowieści o zasiedlaniu amerykańskich dzikich ostępów z modelem powieści przy- godowej”322. W rezultacie świat przedstawiony Pięcioksięgu pełen jest licz- nych i różnorodnych konfliktów: między dziką naturą i cywilizacją, jed- nostką i społecznością, przeszłością i przyszłością, prawem i bezprawiem. Mamy porwania, pościgi i pojedynki, pozwalające bohaterom wykazać się siłą, odwagą i zręcznością. Mamy miłość i wątki romansowe. Mamy wreszcie centralną postać, Nataniela (Natty’ego) Bumppo, ucharakteryzo- can Fiction” 9.2 (August 1981), s. 159–179; Michael D. Butler, Narrative Structure and Historical Process in ‘The Last of the Mohicans’, „American Literature” 48 (May 1976), s. 259–266; Wayne Franklin, The New World of James Fenimore Cooper, University of Chicago Press, Chicago 1982, David T. Haberly, Women and Indians: ‘The Last of the Mohicans’ and the Captivity Tradition, „American Quarterly” 28 (Fall 1976), s. 431–443; William P. Kelly, Plotting America’s Past: Fenimore Cooper and the Leatherstocking Tales, Southern Illinois University Press, Carbondale 1983; Robert Emmet Long, James Feni- more Cooper, Continuum, New York 1990; David W. Noble, Cooper, Leatherstocking and the Death of the American Adam, „American Quarterly” 16 (Fall 1964), s. 419–431; H. Daniel Peck, A World by Itself: The Pastoral Moment in Cooper’s Fiction, Yale Univer- sity Press, New Haven 1977; Geoffrey Rans, Cooper’s Leather-Stocking Novels: A Secular Reading, University of North Carolina Press, Chapel Hill 1991; Donald A. Ringe, James Fenimore Cooper, Twayne, Boston 1988; Henry Nash Smith, Consciousness and Social Order: The Theme of Transcendence in the Leatherstocking Tales, „Western American Li- terature” 5 (1970), s. 177–194; Daniel J. Sundahl, Details and Defects: Historical Pecu- liarities in ‘The Last of the Mohicans, „The Rackham Journal of the Arts and Humanities” 1986, s. 33–46; John M. Vlach, Fenimore Cooper’s Leatherstocking as Folk Hero, „New York Folklore Quarterly” 37 (1971), s. 323–338; Warren S. Walker, The Frontiersman as Recluse and Redeemer, „New York Folklore Quarterly” 26 (1960), s. 110–120. 321 William P. Kelly, Plotting America’s Past…, op. cit., s. vii. 322 John G. Cawelti, Adventure, Mystery, and Romance: Formula Stories as Art and Popular Culture, University of Chicago Press, Chicago 1976, s. 192. Natty Bumppo, czyli pięcioksiąg Jamesa Fenimore’a Coopera 141

Zdj. 34. James Fenimore Cooper (portret z 1900 roku)

waną na archetypicznego „człowieka granicy” (frontiersmana). Można się chyba zgodzić z Lesliem A. Fiedlerem, gdy powiada, że Natty „jest pro- totypem postaci wszystkich pionierów, traperów, kowbojów i innych nie- winnych, choć destrukcyjnych dzieci natury”323. Lecz jednocześnie trzeba zauważyć, że jest on także mitem, legendą i symbolem albo – by posłużyć się słowami Edwina Fussella – „nowym człowiekiem, Amerykaninem, me- taforą zachodniej granicy w ludzkim ciele”324. Kolejności powstawania poszczególnych pozycji Pięcioksięgu nie od- powiada chronologia zdarzeń w świecie przedstawionym powieści. W Pio- nierach, których akcja umieszczona została w 1794 roku, Natty, zwany

323 Leslie A. Fiedler, Love and Death in the American Novel, Criterion Books, New York 1960, s. 189. 324 Edwin Fussell, Frontier: American Literature and the American West, Princeton Uni- versity Press, Princeton 1965, s. 68. 142 Natty Bumppo, czyli pięcioksiąg Jamesa Fenimore’a Coopera

Skórzaną Pończochą (Leather-Stocking), ma 77 lat. W Ostatnim Mohi- kaninie jest o 37 lat młodszy i nosi imię Sokole Oko (Hawkeye). W Pre- rii, gdzie towarzysze nazywają go po prostu Traperem (Trapper), jest już zbliżającym się do dziewięćdziesiątki starcem (pod koniec utworu zresztą umiera). W Tropicielu śladów liczy 42, a w Pogromcy zwierząt 24 lata. Jeśli za główną zasadę porządkującą przyjąć chronologię rzeczywistości przedstawionej, to następstwo powieści Pięcioksięgu powinno wyglądać w ten sposób:

Imię nadane mu Tytuł Czas akcji Wiek Natty’ego przez Indian

Pogromca zwierząt 1741 24 lata Pogromca Zwierząt

Ostatni Mohikanin 1757 40 lat Sokole Oko

Tropiciel śladów 1759 42 lata Tropiciel Śladów

Pionierowie 1794 77 lat Skórzana Pończocha

Preria 1805 88 lat Traper

To, co łączy wszystkie teksty Pięcioksięgu, to – jak już wspominałem – przede wszystkim osoba głównego bohatera, Natty’ego Bumppo. Po- nieważ akcja cyklu obejmuje 64 lata, zatem jest to postać, z natury rzeczy, dynamiczna, zmieniająca się wraz z upływem czasu. Jednak modyfikacje dotyczą niemal wyłącznie wyglądu oraz fizycznych cech i możliwości Na- taniela. Jego osobowość i charakter pozostają natomiast prawie niezmien- ne. Przyjrzyjmy się bliżej psychologicznemu portretowi Bumppo, a także wyznawanym przez niego wartościom. Fenomenem, który od razu rzuca się w oczy, jest dobroć Natty’ego; do- broć rozumiana zarówno jako odruch serca, jak i wierność podstawowym zasadom moralnym i religijnym. Koleje życia Bumppo są nieprzerwanym ciągiem dobrych uczynków bohatera: pomocy, jakiej udziela potrzebu- jącym, przysług oddanych przyjaciołom, akcji ratujących życie kobietom i mężczyznom zagrożonym przez drapieżne zwierzęta, nieujarzmione siły przyrody lub krwiożerczych Indian. Natty wierzy w Boga i stara się żyć według boskich przykazań, traktując świat z wrodzoną życzliwością. Nie lubi krzywdzić bliźnich, zwracając się przeciwko nim tylko w ostateczności, gdy zagrożone jest życie jego lub ludzi mu najbliższych. Podobnie postępuje z dzikimi zwierzętami: poluje na nie, ale nie zabija ich bez potrzeby. Natty Bumppo, czyli pięcioksiąg Jamesa Fenimore’a Coopera 143

W Pionierach jest scena rzezi urządzonej przez mieszkańców Temple- ton migrującym na północ gołębiom. Ustrzelonych ptaków było tak wiele, że „nikt nie trudził się ze zbieraniem bezradnie trzepoczących się ofiar, które tak obficie zalegały pola, że nie widać było ani kawałeczka ziemi”325. Natty czuje odrazę wobec takiego postępowania i głośno daje upust swo- im emocjom: „Niegodna to rzecz – powiada – w tak barbarzyński sposób niszczyć całe stada. Nie zrobi tego żaden myśliwy, który zdoła w locie trafić ptaka. Jeśli ktoś ma ochotę na gołębia, bardzo proszę! Na to Bóg stworzył różną zwierzynę, by człowiek miał co jeść. Ale po co zabijać dwa- dzieścia, gdy się zje jednego?”326. I dalej: „Sto razy lepiej zabić zwierzynę, na którą masz ochotę, niż marnować proch i ołów, bezmyślnie i nieludzko strzelając do boskich stworzeń (…). Wstręt mnie ogarnia na widok tego, co się tu dzieje. Każdą rzecz, nawet najmniejszą, Bóg stworzył po to, by była z niej korzyść, a nie na to, by ją bezmyślnie niszczono. (…) Nie chcę patrzeć na te bezbronne istotki pokotem leżące na ziemi i żałośnie patrzą- ce na mnie, jakby im tylko brakło ludzkiej mowy do skargi”327. Dobroć Nataniela budzi powszechną sympatię (wyjątkiem są oczywiście postaci negatywne, reprezentujące zło). Dlatego lista jego przyjaciół jest wyjątkowo długa. W Pionierach są to Chingachgook, zwany też Johnem Moheganem (występuje on jeszcze w trzech częściach Pięcioksięgu: Ostat- nim Mohikaninie, Tropicielu śladów i Pogromcy zwierząt), Elżbieta – córka sędziego Marmaduke’a Temple’a, jej serdeczna koleżanka Luiza Grant, Oliwer Edwards – przyszły mąż Elżbiety, Edward Effingham – dziadek Oliwera i Benjamin Stubbs, nazywany często Penguillanem lub Pompem. W Ostatnim Mohikaninie grono osób darzących Nataniela uczuciem nie jest wcale mniejsze i obejmuje, oprócz wspomnianego już Chingachgooka, jego syna Unkasa, majora Duncana Heywarda, Korę i Alicję Munro oraz ich ojca, pułkownika Munro. Z kolei w Prerii do przyjaciół Natty’ego zaliczają się Paweł Hover wraz z narzeczoną, Ellen Wade, kapitan Duncan Unkas Middleton i jego żona Inez Augustin Middleton, wódz Paunisów Nieugięte Serce oraz ekscentryczny lekarz i badacz przyrody, doktor Obed Batt. W Tropicielu śladów osoby bliskie bohaterowi to Gaspar Western, major Dunham, jego córka Mabel i jej wuj Karol Cap. Wreszcie w Pogrom- cy zwierząt na miano przyjaciół Bumppo zasługują: Judyta i Estera (Hetty)

325 James Fenimore Cooper, Pionierowie. Preria, op. cit., s. 186. 326 Ibidem, s. 186–187. 327 Ibidem, s. 187–188. 144 Natty Bumppo, czyli pięcioksiąg Jamesa Fenimore’a Coopera

Hutterówny, narzeczona Chingachgooka, Wah-ta-Wah oraz – z pewnymi zastrzeżeniami – Harry March, czyli Hurry Harry. Przyjaciele kochają Natty’ego, widząc w nim wzór licznych cnót i we- wnętrznej doskonałości. Ale i wrogowie nie zamykają oczu na jego mo- ralne walory, darząc go szacunkiem i uznaniem. Tak czynią wódz Siuksów Mahtori i prowadzący karawanę osadników Izmael Bush w Prerii, wódz Irokezów Grot Strzały i Dawid Muir, pułkowy kwatermistrz, a zarazem francuski szpieg w Tropicielu śladów oraz wódz Huronów Rozdarty Dąb w Pogromcy zwierząt. Nawet Magua z Ostatniego Mohikanina nie może się uwolnić od podziwu dla Sokolego Oka. Drugą, obok dobroci, ważną cechę Nataniela Bumppo stanowi jego niezależność. Jak trafnie ujmuje to Henning Goldbæk, Natty „reprezen- tuje odmienny, alternatywny sposób bycia białym. Jest przedstawicielem innego świata, stając się tym samym żywą utopią”328. Bohater żyje na styku dzikiej natury i cywilizacji. Z jednej strony jest częścią społeczeństwa, co wielokrotnie podkreśla, z drugiej zaś ceni indywidualizm i niczym nie- skrępowaną swobodę, nie zawsze chcąc się poddać społecznym układom i normom. Gdy w Pionierach zostaje postawiony przed sądem za upolo- wanie poza sezonem jelenia i niewpuszczenie do swej chaty konstabla, legitymującego się nakazem rewizji, przepisy, które na to zezwalają, nazy- wa „szatańskimi wymysłami prawa”. W Prerii natomiast, gawędząc przy ognisku z Izmaelem Bushem, w ten oto sposób tłumaczy, dlaczego opuścił wschód Ameryki i wyruszył za rzekę Missisipi:

Rąbią tam ziemię siekierkami! Jakże piękne pagórki i tereny łowieckie ogra- biono tam z darów Pana, odarto bez cienia wstydu lub wyrzutów sumienia! Byłem tam, dopóki psy moje nie zaczęły głuchnąć od huku toporów. Posze- dłem wtedy na zachód, szukając spokoju. Jakże żałosna była ta wędrówka, co za bolesny trud iść tygodniami wśród padających drzew, wdychając ciężkie powietrze poręb pełnych dymu!329.

Mimo umiłowania nieoswojonej przyrody i nieufności, a czasem nawet oporu, wobec reguł socjalnych i prawnych, Natty wyraźnie zdaje sobie sprawę z więzów, jakie łączą go ze społeczeństwem. Co więcej, więzy te akceptuje. Spośród jego przyjaciół tylko Chingachgook, Unkas i Nieugięte Serce, a więc Indianie, należą do świata dzikiej natury. Reszta, nawet gdy

328 Henning Goldbæk, Cooper and the Forest Gentleman [w:] Hugh C. MacDougall (red.), James Fenimore Cooper: His Country and His Art, Paper from 1999 Cooper Semi- nar, The State University of New York College at Oneonta, Oneonta 1999, s. 31. 329 James Fenimore Cooper, Pionierowie. Preria, op. cit., s. 422. Natty Bumppo, czyli pięcioksiąg Jamesa Fenimore’a Coopera 145 przez pewien czas żyje w leśnych ostępach, prędzej czy później powraca na łono cywilizacji. Oliwer Edwards w Pionierach, major Duncan Heyward w Ostatnim Mohikaninie, Paweł Hover i kapitan Duncan Unkas Middle- ton w Prerii oraz Gaspar Western w Tropicielu śladów na końcu opowieści żenią się, porzucają puszczę i zajmują ważne miejsce w społeczeństwie, do którego w gruncie rzeczy cały czas należeli. Wśród dzikiej natury, będącej siedliskiem anarchii i chaosu, pozostają – nie licząc Indian – tylko postacie negatywne: Izmael Bush i Abiram White w Prerii, Dawid Muir w Tropi- cielu śladów oraz Tomasz Hutter i Harry March w Pogromcy zwierząt (White, Muir i Hutter znajdują tam zresztą swoje groby). Jedyny wyjątek stanowi Natty, który także – jak postacie negatywne – odmawia życia na terenach opanowanych przez cywilizację. Nie jest on jednak człowiekiem z krwi i kości. To raczej abstrakcyjny model, fantazja, marzenie; innymi słowy – ideał nieosiągalny dla zwykłych ludzi. To rów- nież – by użyć słów Davida W. Noble’a – „mit natury”330. Jego niezwykłą cechą jest to, że żyjąc poza cywilizacją i społeczeństwem, potrafi w pełni zachować tożsamość i integralność moralną. Inni biali mieszkańcy puszcz i lasów przyjmują styl życia Indian, w pewnym sensie stając się Indiana- mi. Natty przeciwnie: czci i modli się do chrześcijańskiego Boga, odrzu- ca propozycję poślubienia czerwonoskórej squaw, odmawia skalpowania zabitych wrogów i – last but not least – pozostaje wierny swojej rasie. Przebywając w anarchicznych ze swej istoty dzikich ostępach, postrzega siebie jako istotę przywiązaną do tradycyjnych wartości, ceniącą moralny ład i porządek, a przy tym rozumiejącą potrzeby tworzącej się nowej zbio- rowości, czyli narodu amerykańskiego. Jego śmierć na końcu Prerii jest odejściem nie tylko bohatera, ale i mitu, który ucieleśniał. Można zaryzykować twierdzenie, że Nataniel pełni funkcję mediato- ra między cywilizacją, a więc i społecznością, oraz siłami dzikiej natury. Z jednaj strony występuje jako obrońca, a w pewnych przypadkach rów- nież rzecznik wspólnoty, z drugiej zaś strony jest emocjonalnie związany z naturą, przyrodą, dzikością. Chcąc należycie odegrać rolę, jaką obarczył go los, a którą sam bez zmrużenia oka zaakceptował, musi pośredniczyć między wspólnotą a zagrażającymi jej siłami natury (dzikimi zwierzętami, pożarem lasu i prerii, wrogimi Indianami), w ostatecznym rozrachunku chroniąc przede wszystkim interesy tej pierwszej. W swym skomplikowa- nym i niejednoznacznym stosunku do cywilizacji i dzikiej natury Bumppo

330 David W. Noble, Cooper, Leatherstocking and the Death of the American Adam, op. cit., s. 180. 146 Natty Bumppo, czyli pięcioksiąg Jamesa Fenimore’a Coopera przypomina Daniela Boone’a sportretowanego przez Johna Filsona, Ti- mothy’ego Flinta, Daniela Bryana czy Williama H. Bogarta. Pielęgnując w sobie dobro i niezależność, Natty jest też człowiekiem honorowym, jak bowiem zauważa Allan Axelrad, „rycerskość stanowi (…) część jego natury”331. W Pionierach, gdy zostaje skazany na grzywnę, nie chce przyjąć dwustu dolarów od Elżbiety Temple, choć ta ma wobec nie- go niewątpliwy dług wdzięczności za uratowanie życia. W Tropicielach śladów najpierw pozwala wygrać zawody strzeleckie swemu rywalowi do serca Mabel Dunham, Gasparowi Westernowi, a potem opiekuje się Czerwcową Rosą, żoną zdradzieckiego irokeskiego przewodnika, który wciąga kompanię Natty’ego w zasadzkę. Wreszcie w Pogromcy zwierząt re- zygnuje z łatwego zabicia dybiącego na jego życie Rysia (Le Loup Cervier) ze szczepu Huronów tylko dlatego, że musiałby oddać strzał z ukrycia, a to stoi w sprzeczności z jego pojęciem uczciwości i fair play. Nataniel uznaje honor za jedną z naczelnych zasad moralnych, budując wokół niej swój własny kodeks postępowania. Kodeks ów nakazuje mu bronić słabych i niewinnych (szczególnie kobiet), szanować tych, którzy na to zasługują, nawet jeśli są wrogami, walczyć zawsze z podniesioną przyłbicą, nie sięgając po tak niecne środki jak zasadzki i podstęp, mówić prawdę i tylko prawdę oraz dbać o – jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli – stan środowiska naturalnego. „Przez przeszło pięćdziesiąt lat chodziłem ze strzelbą po preriach i lasach i nie zastawiałem sideł nawet na ptaka fruwa- jącego po niebie, a tym bardziej na zwierzę, którego jedynym ratunkiem są nogi”332 – zwierza się Izmaelowi Bushowi w Prerii i słowa te doskonale oddają jego stosunek do przyrody jako dzieła Bożego, a zarazem wspólnej własności wszystkich ludzi. Wierność honorowi jako kluczowej wartości wyraźnie odróżnia Nat- ty’ego zarówno od postaci negatywnych, jak i przedstawicieli społeczności. Te pierwsze reprezentują przede wszystkim cynizm. Gotowe są zastoso- wać wszelkie dostępne środki – w tym zdradę, podstęp, oszustwo i kłam- stwo – byleby osiągnąć zaplanowany cel: pokonać bohatera i wyrządzić krzywdę wspólnocie, w obronie której bohater występuje. Zdrajcami są: Magua, próbujący wciągnąć w zasadzkę Korę i Alicję Munro oraz majora Heywarda, gdy ci zmierzają do Fortu William Henry (Ostatni Mohikanin), wódz Siuksów Mahtori, kradnący podstępnie żywy inwentarz pionierów,

331 Allan M. Axelrad, History and Utopia: A Study of the World View of James Feni- more Cooper, Norwood Editions, Norwood 1978, s. 123. 332 James Fenimore Cooper, Pionierowie. Preria, op. cit., s. 370. Natty Bumppo, czyli pięcioksiąg Jamesa Fenimore’a Coopera 147 i Abiram White, z zimną krwią mordujący swojego siostrzeńca, Asę Busha (Preria), Grot Strzały ze szczepu Irokezów i Dawid Muir, brytyjski oficer okazujący się francuskim szpiegiem (Tropiciel śladów), a także Kolec Dzi- kiej Róży, Delawar-renegat, który przystał do Huronów (Pogromca zwie- rząt). Pozostałe postacie negatywne, choć nie dopuszczają się zdrady, mają na sumieniu inne przewinienia, świadczące o ich moralnych defektach i przywiązywaniu niewielkiej wagi do honoru. Honor nie jest też wartością wysoko cenioną przez członków społecz- ności, dla których przede wszystkim liczy się pragmatyzm. Dobry przykład stanowi jedna z postaci Pionierów, sędzia Marmaduke Temple, skazujący na zakucie w dyby, miesiąc więzienia i sto dolarów grzywny człowieka, któremu bardzo wiele zawdzięcza, w tym życie własnej córki. W jego oczach bowiem sprawiedliwość (ludzka, nie boska) i stojące na jej straży prawo są dalece ważniejsze od wdzięczności i lojalności. Zwracając się do Oliwera Edwardsa, przyjaciela Nataniela, sędzia Temple powiada: „(…) wymierzę mu karę zgodnie z prawem mimo mej chwilowej słabości, którą ten nieszczęśnik zawdzięcza temu, że uratował mi córkę”333. Realizując swą zapowiedź, sędzia kreuje się na nieugiętego stróża ładu i porządku. Z drugiej jednak strony staje się „tyranem, który przedkłada literę prawa nad jego ducha”334. Pragmatyzm społeczności wynika oczywiście z jej ucywilizowania. Wspólnota musi być pragmatyczna, by przetrwać i zachować wewnętrzną spójność. Owe cele da się zaś osiągnąć jedynie poprzez konsekwentne sto- sowanie założonych i, jeśli trzeba, siłą narzuconych zasad. Natty niezbyt rozumie tę konieczność, dlatego – rozgoryczony – zwraca się do sędziego tymi słowy:

Niech mi pan nie mówi o prawie, sędzio Temple. Czy dzika bestia zważała na prawo, gdy szykowała się do skoku na pańskie dziecko?! Klęczało ono, bła- gając Boga o większą łaskę niż ta, o którą ja proszę. I Bóg je wysłuchał. Myśli pan, że teraz nie słyszy pańskiej odmowy? (…) Niech pan posłucha własnego rozsądku. Przebiegałem te góry, kiedy pan jeszcze nie był sędzią, lecz niemow- lęciem przy piersi, i wydaje mi się, że mam prawo chodzić po nich do końca moich dni. Czy pan zapomniał, jak przybył pan nad brzeg jeziora, kiedy nie było tu nawet więzienia, w którym by można było spędzić noc. Czy nie odstą- piłem panu skóry niedźwiedzia, by się pan mógł przespać, i czy nie dałem panu kawałka mięsa z dorodnego kozła, by pan zaspokoił głód? Wówczas zabicie kozła nie uważał pan za grzech! Zrobiłem to, choć nie miałem pana za co

333 Ibidem, s. 264. 334 William P. Kelly, Plotting America’s Past…, op. cit., s. 24. 148 Natty Bumppo, czyli pięcioksiąg Jamesa Fenimore’a Coopera

kochać, bo czynił pan tylko krzywdę tym, którzy mnie kochali i udzielali mi schronienia. A teraz tak mi pan odpłaca, że chce mnie pan zamknąć w swojej ciemnicy!335

Bardzo ważnymi cechami Nataniela Bumppo są jego doświadczenie i siła rozumiana jako umiejętność pokonywania przeciwników i wycho- dzenia zwycięsko z wszelkich konfrontacji. Natty doskonale zna obszar, na którym przychodzi mu działać. Dzika przyroda, a także mieszkający wśród niej ludzie (przede wszystkim India- nie) nie mają dla niego tajemnic. Potrafi stawić czoło każdemu niebezpie- czeństwu i wyjść cało z wszelkich tarapatów. Jego umiejętności łowieckie powodują, że nie cierpi głodu, a upolowanej zwierzyny wystarcza, by po- dzielić się z potrzebującymi. Nadzwyczajna orientacja w terenie sprawia, że zawsze znajduje odpowiednie miejsce na biwak, a jeśli trzeba – również drogę ucieczki. Tak dzieje się na przykład w Pionierach, gdy wyprowadza Elżbietę i Oliwera z płonącego lasu w chwili, gdy młodzi pogodzili się już z koniecznością śmierci. Z kolei doskonała znajomość praw natury umożliwia Natty’emu znalezienie wyjścia z pozornie beznadziejnych sy- tuacji, jak choćby wówczas, gdy Siuksowie podpalają prerię, zamykając w pułapce jego, Pawła Hovera, Ellen Wade, kapitana Middletona, Inez i doktora Batta336. Siła Nataniela wynika z jednej strony z jego olbrzymiego doświadcze- nia zdobytego przez lata spędzone w puszczy, z drugiej zaś – z niezwykłych zdolności i umiejętności posługiwania się bronią. Bumppo tak dobrze strzela, że Huronowie nazywają go „La Longue Carabine” („Długa Strzel- ba”). Nawet w wieku osiemdziesięciu lat potrafi trafić gołębia w locie. Uważany jest więc za najlepszego strzelca w okolicy. Przyznaje to nawet jego konkurent do tego tytułu, drwal Billy Kirby: „Uchodzę za drugiego z kolei strzelca w okręgu. Ustępuję tylko Natty’emu Bumppo, po tym, jak zastrzelił gołębia”337. Swoje „militarne” talenty Bumppo wykorzystuje nie tylko podczas po- lowania, ale i na wojnie. W Ostatnim Mohikaninie i Pogromcy zwierząt walczy z Huronami, a w Tropicielu śladów z Irokezami. W Prerii jego wro- gami są Siuksowie, lecz w konfrontacji z nimi nie sięga po broń, zadowa- lając się szermierką słowną.

335 James Fenimore Cooper, Pionierowie. Preria, op. cit., s. 286. 336 Ibidem, s. 593–598. 337 Ibidem, s. 283. Natty Bumppo, czyli pięcioksiąg Jamesa Fenimore’a Coopera 149

Ostatnia ważna cecha przypisana Natanielowi to jego samotność. Do- dajmy: samotność z wyboru. Natty ma wielu oddanych przyjaciół, ma też adoptowanego brata – Chingachgooka i syna – Nieugięte Serce. Nigdy jednak nie założył rodziny; nie ma żony, naturalnych dzieci, wnuków. W swym osiemdziesięcioośmioletnim życiu tylko raz starał się o rękę ko- biety. Rzecz działa się w Tropicielu śladów, a wybranką Bumppo była Ma- bel Dunham, która wszakże darzyła uczuciem młodego Gaspara Westerna. W pozostałych częściach Pięcioksięgu bohater albo jest za stary, by myśleć o ożenku (Pionierowie, Preria), albo najzwyczajniej nie ma na niego ocho- ty. Tak jest między innymi w Pogromcy zwierząt, gdy najpierw odrzuca ofertę Rozdartego Dębu, wodza Huronów, poślubienia Indianki Sumak (choć alternatywą są tortury i śmierć), potem zaś odtrąca Judytę Hutter, próbującą nakłonić go do małżeństwa. Samotność Nataniela wynika z uwielbienia wolności, a zarazem nie- chęci do wszystkiego, co ogranicza jego swobodę. Rodzina krępowałaby jego duszę, nakładając jednocześnie na niego liczne obowiązki. Zmusiłaby go także do prowadzenia osiadłego trybu życia, a tego Natty boi się jak diabeł święconej wody. Nie wyobraża sobie egzystencji poza dziką naturą, w osadzie, gdzie podlegałby wielu prawnym i obyczajowym regulacjom. Nie oznacza to wcale, że Bumppo ma wrogi stosunek do prawa. Wręcz przeciwnie, rozumie jego potrzebę i akceptuje je. Ale jego szacunek budzi przede wszystkim prawo boskie, czy – jak kto woli – naturalne, natomiast prawo ludzkie, czyli stanowione, nie zawsze może liczyć na jego aprobatę. Istnieje jeszcze jedna przyczyna samotności Nataniela. Uważa on mia- nowicie, że małżonkowie muszą wywodzić się z tej samej grupy rasowej i społecznej. Dlatego z góry odrzuca związek z Indianką, uznając go za nie- naturalny i sprzeczny z nakazami boskimi. Nie akceptuje też małżeństwa z kobietą należącą do innej klasy i/lub preferującą inny styl życia. Z tego właśnie powodu pozostaje nieczuły na zaloty ze strony Judyty Hutter w Pogromcy zwierząt, tym bardziej że przeszłość dziewczyny nie jest zupeł- nie jasna i stanowi przedmiot wielu plotek. Świadomość niedopasowania socjalnego leży też u podstaw zadziwiająco łatwej rezygnacji Natty’ego ze starań o względy Mabel Dunham w Tropicielu śladów. Bumppo wie, że jest niewykształconym „dzikusem” i nie bardzo pasuje do wyedukowanej i obytej w świecie panny. Dostrzegając jej odmienny status społeczny, szyb- ko godzi się z odmową i perspektywą dalszego trwania w kawalerskim stanie. Powieści wchodzące w skład Pięcioksięgu opowiadają różne historie. Czynią to jednak za pomocą podobnych struktur fabularnych. Podobień- 150 Natty Bumppo, czyli pięcioksiąg Jamesa Fenimore’a Coopera stwo to objawia się zarówno na poziomie zdarzeń przedstawionych, jak i na poziomie postaci. W napisanym ponad dziewięćdziesiąt lat temu szkicu The Model of the Leatherstocking Tales James Routh wymienia dwanaście postaci-typów, przewijających się przez cały Pięcioksiąg. Są to: Skórzana Pończocha, czyli Natty Bumppo, Chingachgook, ojciec lub opiekun, kochanek, pierwsza dziewczyna, druga dziewczyna, postać komiczna, czarny charakter, zdraj- ca, prostoduszny wróg, sędziwy starzec i młoda Indianka338. Oczywiście nie wszystkie kategorie postaci występują w każdej części Pięcioksięgu, ale modyfikacji opisanego przez Routha schematu jest stosunkowo niewiele (najlepiej uwidacznia to znajdująca się poniżej tabelka).

Ostatni Tropiciel Pogromca Pionierowie Preria Mohikanin śladów zwierząt

Nataniel +++ + + Bumppo

Chingach- ++– + + gook

sędzia Ojciec lub pułkownik Nataniel major Tomasz Marmaduke opiekun Munro Bumppo Dunham Hutter Temple

major Oliwer Duncan Gaspar Tomasz Kochanek Paweł Hover Edwards Heyward Western Warley oraz Unkas

Pierwsza Elżbieta Alicja Mabel Judyta Ellen Wade dziewczyna Temple Munro Dunham Hutter

Druga Inez Augustin Estera Luiza Grant Kora Munro – dziewczyna Middleton Hutter

Benjamin Postać Stubbs oraz Dawid Obed Batt Karol Cap – komiczna Remarkable Gamut Pettibone

Czarny Hiram Harry Magua Mahtori Grot Strzały charakter Doolittle March

338 James Routh, The Model of the Leatherstocking Tales, „Modern Language Notes” 28 (March 1913), s. 77–78. Natty Bumppo, czyli pięcioksiąg Jamesa Fenimore’a Coopera 151

Ostatni Tropiciel Pogromca Pionierowie Preria Mohikanin śladów zwierząt

Strzała Kolec Abiram Zdrajca – Która Dawid Muir Dzikiej White Skręca Róży

szeryf Prostoduszny markiz kapitan Rozdarty Richard Izmael Bush wróg Montecalm Sanglier Dąb Jones

Sędziwy Edward Tamenund Le Balafre – – starzec Effingham

Młoda Indi- Czerwcowa Wah-ta- – – Tachechana anka Rosa -Wah

Można więc przyjąć, że świat przedstawiony powieści Coopera składa się w dużej mierze z tych samych „osobowych” elementów struktural- nych, pełniących na dodatek analogiczne funkcje fabularne. Wśród postaci przedstawionych w Pięcioksięgu ważną rolę odgrywa- ją Indianie. Nie są to jednak czerwonoskórzy z krwi i kości, obdarzeni w miarę „realnymi”, czy może raczej realistycznymi cechami. Cooper na- wet nie próbuje stworzyć autentycznego obrazu pierwotnych mieszkań- ców Ameryki. Zamiast tego prezentuje czytelnikom dwa całkowicie od- mienne stereotypy Indian, idealizując ich bądź demonizując. Indianie Coopera są bezgranicznie dobrzy i szlachetni albo absolutnie źli. Dobrzy są Mohikanie, ich kuzyni Delawarowie oraz Paunisi, źli nato- miast Huronowie, Irokezi i Siuksowie. Najbardziej wyidealizowani zostali „ostatni Mohikanie”: Chingach- gook – adoptowany brat, wierny przyjaciel i towarzysz Nataniela oraz jego syn Unkas. Już pierwszy opis fizjonomii siedemdziesięcioletniego Chingachgooka, zamieszczony w siódmym rozdziale Pionierów, wskazuje na wyjątkowość tej postaci:

Mimo tęgiego mrozu głowę miał gołą, okrytą tylko długimi, gęstymi, czarnymi i szorstkimi włosami, które z ciemienia opadały mu na czoło i nawet na policz- ki. Można by rzec, że pod ich nieprzeniknioną zasłoną kryje przed ludźmi, któ- rzy znali jego przeszłość, wstyd szlachetnej duszy bolejącej nad utraconą sławą. Jego czoło, gdy je odsłaniał, było dumne, szlachetne i wysokie. Nozdrza dłu- giego, tak zwanego rzymskiego nosa rozdymały się w siedemdziesiątym roku życia jak za młodu. Usta szerokie, zaciśnięte i nadzwyczaj wyraziste, zdradzały nieugięty charakter. Gdy się rozwierały, widać było wspaniałe, zdrowe, drobne i regularne zęby. Podbródek miał krągły, lecz nie wystający, kości policzkowe 152 Natty Bumppo, czyli pięcioksiąg Jamesa Fenimore’a Coopera

kwadratowe i wydatne, charakterystyczne dla Indianina. Małe, czarne, uważ- nie patrzące w głąb sieni oczy lśniły w blasku świec jak dwie ogniste kule339.

W Ostatnim Mohikaninie, Tropicielu śladów i Pogromcy zwierząt Chin- gachgook został skonstruowany jako wzór cnót indiańskich: choć jego serce nie zna lęku, zawsze postępuje z rozwagą i namysłem, jest lojalny wobec przyjaciół i sojuszników, a wrogów, którym nieobce jest poczucie honoru, darzy szacunkiem, doskonale orientuje się w zawiłościach dzi- kiej natury, a przy tym perfekcyjnie posługuje się bronią: strzelbą, nożem i tomahawkiem. Stojąc u boku Nataniela, dzielnie walczy z Huronami i Irokezami, zabijając wielu wrogów i w znacznym stopniu przyczyniając się do zwycięstwa dobra oraz sprawiedliwości. W podobny sposób charakteryzowany jest Unkas, chociaż występuje on tylko w Ostatnim Mohikaninie, nie licząc oczywiście krótkiego epizo- du na samym końcu Pogromcy zwierząt, gdzie pojawia się jako dziecko. Unkas, tak jak ojciec, jest wielkim wojownikiem o nieustraszonym sercu i wrodzonej szlachetności. Ale ciąży nad nim fatum. Miłość do Kory Mun- ro, będąca naruszeniem tabu i sprzeniewierzeniem się zasadzie niemiesza- nia ras, prowadzi do tragedii. Najpierw, z rąk jednego z Huronów, ginie Kora. Unkas dokonuje wprawdzie aktu zemsty, lecz sam traci życie w po- jedynku z Maguą (tego z kolei zabija Natty). Przeznaczenie się dopełnia; ród Chingachgooka musi spotkać zagłada. W Prerii, w której nie występują Chingachgook oraz Unkas, rolę do- brego i szlachetnego Indianina odgrywa Nieugięte Serce. Jego wizerunek niczym właściwie nie różni się od wizerunku obu Mohikanów. Młody wódz Paunisów jest mądry i opanowany, a przy tym odważny i honorowy. Ważną cechę jego osobowości stanowi też duma, którą ceni bardziej od własnego życia. Gdy Le Balafre, stary, siwowłosy wódz Siuksów, pragnie uczynić go swym synem i tym sposobem uratować mu życie, hardo odpo- wiada: „Mój ojciec jest bardzo stary, ale nie widział jeszcze wszystkiego. (…) Nie widział nigdy, aby bawół zamienił się w nietoperza. Nie zobaczy też nigdy, by Pauni stał się Siuksem”340. I dalej: „Kiedy Tetoni [czyli Siuk- sowie] zobaczą, że słońce wstaje zza Gór Skalistych i posuwa się ku ziemi bladych twarzy, wtedy Nieugięte Serce odmieni postanowienie i jego duch stanie się duchem Siuksa. Do tej pory będzie żyć i umierać jako Pauni”341.

339 James Fenimore Cooper, Pionierowie. Preria, op. cit., s. 60. 340 Ibidem, s. 661. 341 Ibidem, s. 662. Natty Bumppo, czyli pięcioksiąg Jamesa Fenimore’a Coopera 153

Negatywne postacie wśród Indian to przede wszystkim Magua w Ostat- nim Mohikaninie, Mahtori w Prerii i Grot Strzały w Tropicielu śladów. Wszyscy trzej ukazani zostali jako przeciwieństwo Chingachgooka, Un- kasa i Nieugiętego Serca. Są podstępni, mściwi, okrutni i zapatrzeni tylko w siebie. Ich myśli zatruła wybujała ambicja, zazdrość i nienawiść, ich czyny zaś są niegodne ludzi honoru. Wszyscy też ponoszą karę za swoje niecne postępki i tracą życie: Maguę zabija Nataniel, Mahtoriego Nieugię- te Serce, a Grot Strzały ginie z rąk Chingachgooka. Thomas O. Kelly II w szkicu Whites and Indians and White Indians: „The Last of the Mohicans” from James Fenimore Cooper to Daniel Day-Lewis stawia tezę, że Maguę zepsuła kultura białych, a ściślej biorąc – jej dewia- cje: alkohol i rasizm. Szczególnie brzemienna w skutki okazała się kara chłosty, na jaką skazał wodza Huronów pułkownik Munro. To ona właśnie – twierdzi Kelly – stała się pożywką dla nienawiści Magui, a w konsekwencji jego zdrady342. Wywody te nie do końca są przekonujące. Po pierwsze: jeśli Magua stał się czarnym charakterem na skutek obcowania z „bladymi twarzami”, to dlaczego to samo nie spotkało Chigachgooka i Unkasa, którzy o wiele dłużej przebywali w towarzystwie białych, a nawet się z nimi przyjaźnili? Dlaczego w tym przypadku wpływ białej cywilizacji nie był tak negatyw- ny i destrukcyjny? Po wtóre: obok Magui i Grota Strzały, będących – co prawda tylko do czasu – na usługach Brytyjczyków, postacią negatywną jest w Pięcioksięgu również Mahtori, wódz Siuksów, który niewiele miał do czynienia z białymi. Jego moralna dysharmonia wynika więc nie z od- działywania deprawujących czynników zewnętrznych, lecz z indywidu- alnych cech charakteru. Dlaczego nie interpretować w ten sam sposób nagannych zachowań Magui i Grota Strzały? Niezależnie od wyboru tej czy innej interpretacyjnej opcji warto zwró- cić uwagę na fakt, że kontrastując z sobą dwa typy indiańskich bohaterów (dobrych i złych, szlachetnych i niegodziwych, lojalnych i zdradzieckich), Cooper pozostawał wierny filozoficznej tradycji oświecenia i romantyzmu oraz niektórym Indian captivity narratives. Należy jednak zauważyć, że jego bezpośrednim źródłem wiedzy o rdzennych Amerykanach stały się prace misjonarza, a z zamiłowania etnografa, Johna Gottlieba Ernestusa Heckeweldera: History, Manners and Customs of the Indian Nations Who

342 Thomas O. Kelly II, Whites and Indians and White Indians: „The Last of the Mohi- cans” from James Fenimore Cooper to Daniel Day-Lewis [w:] Hugh C. MacDougall (red.), James Fenimore Cooper: His Country and His Art, Papers from the 1997 Cooper Seminar, no. 11, The State University of New York College at Oneonta, Oneonta 1997, s. 64–68. 154 Natty Bumppo, czyli pięcioksiąg Jamesa Fenimore’a Coopera

Once Inhabited Pennsylvania and the Neighboring States343 oraz A Narra- tive of the Mission of the United Brethren among the Delaware and Mohegan Indians from Its Commencement in the Year 1740, to the Close of the Year 1808344. Heckewelder żywił przekonanie, że wszyscy pierwotni mieszkań- cy Ameryki dzielą się na dwie grupy: szlachetnych dzikusów, których serce przepełnia dobroć i którzy w swym postępowaniu kierują się zasadami honoru, oraz okrutnych barbarzyńców, niezdolnych do wyższych uczuć i niezasługujących na miano istot ludzkich, gdyż w walce posługują się oszustwem i zdradą. Tych pierwszych reprezentować mieli Delawarowie oraz spokrewnione z nimi szczepy Algonkinów, w tym Mohikanie; tych drugich zaś Irokezi. Heckewelder oparł się tu na starej delawarskiej legen- dzie, oskarżającej Irokezów o podstępne wykorzystanie łatwowierności swych czerwonych braci, by nad nimi zapanować. Legendę tę, niemają- cą oczywiście nic wspólnego z prawdą historyczną, podchwycił Cooper i streścił w pierwszej części Pięcioksięgu, czyli w Pionierach345. Opozycja dobry–zły Indianin nie musi mieć – jak u Coopera – pod- stawy etnicznej (szczepowej). Niekiedy opiera się na innych kryteriach, na przykład generacyjnych. Dobry przykład stanowi głośna swego cza- su powieść Williama Gilmore’a Simmsa The Yemassee346. Autor zderza tu z sobą postacie indiańskiego wodza Yemassee i jego syna Occonestogi. Ten pierwszy jest człowiekiem pełnym godności i szlachetności, a przy tym żyjącym w harmonii z naturą. Choć wie, że w konfrontacji z cywilizacją białych on i jego ludzie skazani są na porażkę, odważnie rzuca wyzwanie losowi i staje w obronie przegranej sprawy. Tymczasem serce Occonestogi przepełnia nienawiść i strach. To człowiek dziki, okrutny i pozbawiony skrupułów. Nie walczy, jak ojciec, z podniesioną przyłbicą; wybiera raczej drogę podstępu i zdrady. Jest degeneratem, dla którego nie ma miejsca w świecie prawdziwych wartości. Analizując struktury fabularne Pięcioksięgu, łatwo spostrzeżemy, że mamy w nich do czynienia nie tylko z tożsamością typów postaci, lecz również typów zdarzeń przedstawionych. Niemal we wszystkich powie- ściach pojawia się kilka takich samych rozwiązań: (1) porwanie, wzięcie

343 The First American Frontier Series, Arno Press and The New York Times, New York 1971 (wyd. I: 1818). 344 The First American Frontier Series, Arno Press and The New York Times, New York 1971 (wyd. I: 1820). 345 Paul A.W. Wallace, Cooper’s Indians, „New York History”, t. 35, nr 4 (October 1954), s. 423–446. 346 Harper & Brothers, New York 1844. Natty Bumppo, czyli pięcioksiąg Jamesa Fenimore’a Coopera 155

Zdj. 35. Delawarowie (ilustracja z 1896 roku)

do niewoli lub innego rodzaju ograniczenie wolności bohaterów, (2) ich ucieczka, (3) ratunek (często w ostatniej chwili), z jakim jednym postaciom przychodzą inne, najczęściej Nataniel Bumppo i Chingachgook, (4) poje- dynki oraz (5) odkrywanie prawdziwej tożsamości niektórych dramatis personae. Porwań z reguły dokonują wrodzy Indianie. W Ostatnim Mohikaninie Magua i jego Huronowie uprowadzają najpierw Alicję, Korę, Heywarda i Gamuta, którzy schronili się w jaskini na wyspie u stóp Glens Falls, a po- tem – po opuszczeniu przez Brytyjczyków Fortu William Henry i ich ma- sakrze przez czerwonoskórych – same panny Munro. W Prerii Siuksowie aż trzykrotnie biorą do niewoli Natty’ego, Pawła Hovera i Ellen Wade, 156 Natty Bumppo, czyli pięcioksiąg Jamesa Fenimore’a Coopera z tym że za drugim i trzecim razem towarzyszą im dodatkowo Middle- ton, Inez i doktor Batt. W Tropicielu śladów Irokezi łapią Karola Capa, w Pogromcy zwierząt natomiast Huroni porywają najpierw Wah-ta-Wah, narzeczoną Chingachgooka, a potem dwukrotnie Nataniela Bumppo. Oprócz Indian wolność bohaterom ograniczają także biali. W Pio- nierach sędzia Temple skazuje Natty’ego na miesiąc więzienia, a w Prerii Abiram White uprowadza Inez, żonę Middletona. Jak słusznie zauważa David T. Haberly, we fragmentach utworów przedstawiających porwania bohaterek i ich pobyt w indiańskiej niewoli Cooper odwołuje się bezpośrednio do tradycji Indian captivity narrati- ves347. Adaptując wiele wywodzących się z tego gatunku konwencji, mo- dyfikuje je wszakże tak, by pasowały do formuły powieści przygodowej lub sentymentalno-przygodowej348. Szczególnie ciekawym zabiegiem jest multiplikowanie porwań, co – pomnażając liczbę punktów kulminacyj- nych – wzmaga napięcie i nie pozwala ochłonąć czytelnikowi. Prawie równie spektakularne jak porwania są w Pięcioksięgu uciecz- ki. W Pionierach Nataniel ucieka z więzienia razem z Benjaminem Stubb- sem. W Ostatnim Mohikaninie Magua dwukrotnie uchodzi przed Nattym i Chingachgookiem. W Prerii Natty przepędza konie Siuksów i, wykorzy- stując powstałe zamieszanie, opuszcza obóz czerwonoskórych wraz z Paw- łem Hoverem i Ellen Wade. Jakiś czas później ta sama trójka, powiększona o Middletona, Inez i Batta, ponownie wymyka się z indiańskiej niewo- li. I jeszcze jedna ucieczka: Nieugięte Serce, po zabiciu Weuchy, uchodzi z obozu Siuksów, unikając pewnej śmierci. W Tropicielu śladów Karolowi Capowi udaje się zbiec z rąk Irokezów, a w Pogromcy zwierząt Natty, po zabiciu wodza Pantery, ucieka Huronom, lecz zostaje powtórnie złapany. Akcje typu „ratunek w ostatniej chwili” są obecne we wszystkich powie- ściach Pięcioksięgu. W Pionierach Nataniel najpierw ocala życie Elżbiecie Temple, zaatakowanej przez rysicę, później zaś wyprowadza dziewczynę i Oliwera Edwardsa z płonącego lasu. W Ostatnim Mohikaninie Natty zabija strzałem z „Killdeera” hurońskiego wojownika, który zamierzał właśnie pchnąć nożem Heywarda. W chwilę potem Nataniel, Chingach- gook i Unkas pokonują pozostałych Huronów, uwalniając Alicję, Korę, Heywarda i Gamuta. W dalszej części książki Bumppo, wspomagany przez

347 David T. Haberly, Women and Indians…, op. cit. 348 Pogląd, że pięcioksiąg Coopera realizuje formułę powieści sentymentalnej, wyraża m.in. Robert Fanuzzi w szkicu Empire of Tears [w:] James D. Wallace (red.), James Feni- more Cooper: His Country and His Art, Papers from the 1993 Cooper Seminar, No. 9, The State University of New York College at Oneonta, Oneonta 1993, s. 37–51. Natty Bumppo, czyli pięcioksiąg Jamesa Fenimore’a Coopera 157

Heywarda, oswobadza przetrzymywaną w wiosce Alicję. I wreszcie Natty uwalnia Unkasa z rąk Magui i jego Huronów. W Tropicielu śladów Nat- ty zabija Irokezów szturmujących blokhauz na wyspie State Island, gdzie schronili się Mabel, Czerwcowa Rosa i Cap. W Pogromcy zwierząt naj- pierw Wah-ta-Wah spieszy z pomocą Harry’emu Marchowi, a pod koniec powieści Chingachgook i sześćdziesięciu brytyjskich żołnierzy ratuje skórę i życie Natanielowi. Głównymi uczestnikami prezentowanych w Pięcioksięgu pojedynków są Natty i Chingachgook. Ten pierwszy walczy z hurońskimi wojowni- kami, Rysiem i Panterą (Pogromca zwierząt), ten drugi ze zdradzieckim Grotem Strzały (Tropiciel śladów) i Kolcem Dzikiej Róży (Pogromca zwie- rząt). Lecz najsłynniejszy pojedynek znajduje się przy końcu Ostatniego Mohikanina, gdy Unkas traci życie w potyczce z Maguą. I wreszcie ostatni z wymienionych przeze mnie składników struktur fabularnych Pięcioksięgu: odkrywanie prawdziwej tożsamości niektó- rych postaci przedstawionych. W Pionierach Oliwer Edwards wyjawia, że w rzeczywistości jest Edwardem Oliwerem Effinghamem, wnukiem Edwarda Effinghama, przyjaciela i partnera w interesach sędziego Tem- ple’a. W Prerii bohaterowie odkrywają, że tajemniczym mieszkańcem lek- kiego wozu i białego namiotu w karawanie Izmaela Busha jest żona kapi- tana Middletona, Inez Augustin Middleton. W Tropicielu śladów Dawid Muir, pułkowy kwatermistrz i kandydat do ręki Mabel Dunham, okazuje się francuskim szpiegiem. W Pogromcy zwierząt Judyta Hutter dowiaduje się, że Tomasz Hutter nie był jej biologicznym ojcem, naprawdę nazywał się Tomasz Hovey i w młodości parał się piractwem. Utwory wchodzące w skład Pięcioksięgu są powieściami przygodowo- -sentymentalnymi, lecz odnaleźć w nich również możemy pewną wizję historii oraz Ameryki jako tworu cywilizacyjnego, kulturowego, politycz- nego i moralnego. Cooper postrzega historię jako proces progresywny o zasadniczo holistycznej naturze. Najlepiej widać to na przykładzie pierw- szych dwóch powieści Pięcioksięgu: Pionierów i Ostatniego Mohikanina. W tym ostatnim tekście, którego akcja rozgrywa się w 1757 roku, a więc jeszcze w okresie kolonialnym, Ameryka została przedstawiona jako miej- sce chaosu i destrukcji. „Wydawało się nawet – pisze Cooper – że z czasem nie będzie tak mrocznego leśnego zakątka czy utajonego zacisza, które by nie zaznało najazdu ludzi, gotowych poświęcić życie dla zaspokojenia chęci zemsty lub dla dogodzenia bezdusznej i samolubnej polityce monar- chów dalekiej Europy. (…) ten nieszczęsny kraj nie znał błogosławieństwa pokoju (…) jego cieniste zakątki i górskie polany rozbrzmiewały wojsko- 158 Natty Bumppo, czyli pięcioksiąg Jamesa Fenimore’a Coopera wą muzyką”349. Wojna toczona przez Brytyjczyków z Francuzami i sprzy- mierzonymi z nimi szczepami indiańskimi została ukazana jako brutalna i barbarzyńska, „całkowicie pozbawiona romantyzmu i heroizmu”350. Jak zgrabnie ujął to William P. Kelly: w Ostatnim Mohikaninie „Ameryka nie jest światłem przewodnim nadziei na postęp ludzkości, lecz kulminacją stuleci niezgody. W lasach przemocy nie hamują moralne zasady, ani woj- skowe konwencje. Regresja, a nie odnowa staje się produktem spotkania Europy z dziką i prymitywną naturą”351. Zupełnie odmienny jest obraz Ameryki w Pionierach, których akcja to- czy się w 1793 roku, czyli 17 lat po ogłoszeniu niepodległości przez Stany Zjednoczone.

(…) okolica ta na każdym kroku świadczy, jak wiele można dokonać, nawet w surowym klimacie i dzikim kraju, pod rządem łagodnych praw, i wówczas, gdy każdemu leży na sercu dobro ogółu, którego jest cząstką. Wysiłkom pio- nierów, pierwszych osadników, dzielnie potem sekundował mozolny i uparty trud farmerów. Dzięki pracy tych ludzi, którzy chcieli spocząć w ziemi zroszo- nej ich potem, kraj dźwigał się coraz wyżej. Synowie, już tu urodzeni, poszli w ślady swych ojców i wiernie trwali przy ich grobach. Trudno uwierzyć, że zaledwie czterdzieści lat temu kraj ten porastała puszcza352.

Prawie wszystkie opisy krajobrazu w Pionierach – na co zwrócił uwagę Geoffrey Rans – są wysoce zideologizowane353. Posługują się one taki- mi wyrażeniami, jak: „bogaty”, „prosperujący”, „uprawny”, „schludny”, „wygodny”, „moralny”, „wytwarzający”, „majątek”, „wolność” itp. Słowa te mają charakteryzować Amerykę niepodległą, kraj znajdujący się na dro- dze postępu, obfitujący we wszelkiego rodzaju dobra, zamieszkany przez ludzi rozumnych i pracowitych, świadomych swych obywatelskich praw i powinności. Kontrast z opisami pojawiającymi się na kartach Ostatniego Mohikanina jest ogromny. Dla Coopera Stany Zjednoczone stanowią wartość samą w sobie. Są bowiem krajem wyjątkowym, służącym dobru obywateli i podporządko- wanym ich woli. Najważniejszą funkcją władz każdego szczebla jest za- pewnienie mieszkańcom bezpieczeństwa i umożliwienie im skutecznych starań o godne, dostatnie życie. Lecz niepodległa Ameryka ma być także wzorem i przykładem dla innych narodów, niosąc im płomyk wolności,

349 James Fenimore Cooper, Ostatni Mohikanin, op. cit., s. 12. 350 Geoffrey Rans, Cooper’s Leather-Stocking Novels…, op. cit., s. 31. 351 William P. Kelly, Plotting America’s Past…, op. cit., s. 52. 352 James Fenimore Cooper, Pionierowie, op. cit., s. 5–6. 353 Geoffrey Rans, Cooper’s Leather-Stocking Novels…, op. cit., s. 56. Natty Bumppo, czyli pięcioksiąg Jamesa Fenimore’a Coopera 159

Zdj. 36. Generał Louis-Joseph de Montcalm usiłuje powstrzymać wojowników ze sprzymierzonych szczepów przed masakrą brytyjskich jeńców (ilustracja Alberta Bobbetta z okresu 1870–1880)

demokracji i sprawiedliwego ładu społecznego. Ojczyznę autora Tropicie- la śladów czeka zlecona jej przez Najwyższego misja o charakterze re- ligijnym, moralnym i ekonomicznym. Stany Zjednoczone mają przejąć przywództwo w świecie, wykorzystując wszelkie narzędzia do propago- wania własnych ideałów i rozwiązań ustrojowych. W boskie posłannictwo swojego kraju wierzyło wielu białych Amerykanów. Wśród nich znaleźli się również prezydenci: Thomas Jefferson, John Quincy Adams, Andrew Jackson, Abraham Lincoln, William McKinley, Theodore Roosevelt, Tho- mas Woodrow Wilson, Harry Truman, Ronald Reagan i George W. Bush. Dzięki nim przekonanie o szczególnej roli USA zyskiwało wymiar nie tyl- ko ideowy, ale i – przynajmniej czasami – polityczny. Zaledwie rok po ukazaniu się Pionierów Jamesa Fenimore’a Coopera do amerykańskich księgarń trafiła powieść Lydii Marii Child, unitarian- ki, abolicjonistki oraz aktywistki walczącej o prawa kobiet i Murzynów, zatytułowana Hobomok: A Tale of Early Times354. Z literackiego punktu

354 Cummings, Hilliard, and Co., Boston 1824. Ważniejsze prace poświęcone Child: Helene G. Baer, The Heart Is Like Heaven: The Life of Lydia Maria Child, University 160 Natty Bumppo, czyli pięcioksiąg Jamesa Fenimore’a Coopera widzenia utwór, wyraźnie inspirowany opublikowanym cztery lata wcze- śniej poematem Jamesa Wallisa Eastburna Yamoyden: A Tale of the Wars of King Philip in Six Cantos355, nie przedstawiał wielkiej wartości: jego styl był mocno egzaltowany, kompozycja schematyczna, a fabuła pozbawio- na nawet pozorów prawdopodobieństwa. Dwudziestodwuletniej autorce udało się jednak stworzyć unikatowy, skrajnie pozytywny (przynajmniej pozornie) wizerunek Indianina, który przez kilka dekad był ewenemen- tem w amerykańskiej literaturze. Akcja dziełka rozgrywa się w czasach kolonialnych, w pierwszej poło- wie siedemnastego wieku w osadzie Naumkeag (przemianowanej później na Salem) w Massachusetts. Jego bohaterką jest Mary Conant, piękna, młoda, pełna temperamentu dziewczyna opiekująca się ciężko chorą mat- ką. Jako wolnomyślicielka buntuje się przeciw patriarchalnej władzy ojca, a także religijnej ortodoksji purytańskiej społeczności. Duchowym przy- wódcom wspólnoty ma szczególnie za złe wypędzenie, z powodów dok- trynalnych, jej narzeczonego, Charlesa Browna, należącego do Kościoła Episkopalnego. Mary, po zgonie niedomagającej od dawna matki, czuje się zagubio- na i samotna. Gdy na dodatek docierają do niej wieści o śmierci Charle- sa, smutek i melancholię zastępuje rozpacz. Wtedy moralnego wsparcia udziela jej Hobomok, szlachetny czerwonoskóry ze szczepu Wampano- agów, który – w przeciwieństwie do swoich współplemieńców – darzy sympatią i przyjaźnią wszystkich Anglików, zwłaszcza zaś Browna. India- nin jest czuły oraz delikatny i nie ma w sobie nic z barbarzyńskiego dzikusa. By ukoić skołataną duszę dziewczyny, snuje zajmujące opowieści o swych przygodach i indiańskiej kulturze, posługując się przy tym zwięzłym, lecz niestroniącym od symboli i metafor językiem. Narracje te, pełne wdzięku i kompozycyjnego kunsztu, jednoznacznie wskazują na fakt, że Hobomok of Pennsylvania Press, Philadelphia 1964; Walter Cochran Bronson, Lydia Maria Fran- cis Child [hasło w:] The Dictionary of American Biography, Scribner’s Sons, New York 1958; Deborah Pickman Clifford, Crusader for Freedom: A Life of Lydia Maria Child, Beacon Press, Boston 1992; Carolyn L. Karcher, The First Woman in the Republic: A Cul- tural Biography of Lydia Maria Child, Duke University Press, Durham 1994; Carolyn L. Karcher (red.), A Lydia Maria Child Reader, Duke University Press, Durham 1997; Lori Kenschaft, Lydia Maria Child: The Quest for Racial Justice, Oxford University Press, New York 2002; Diane Krumrey, On the Frontier of Natural Language with the Eloquent Indians: Hobomok and Hope Leslie [w:] Will Wright, Steven Kaplan (red.), The Image of the Frontier in Literature, the Media, and Society, University of Southern Colorado, Pueb- lo 1997; Milton Meltzer, Tongue of Flame: The Life of Lydia Maria Child, Crowell, New York 1965; William S. Osborne, Lydia Maria Child, Twayne, Boston 1980. 355 Clayton & Kingslay Printers, New York 1820. Natty Bumppo, czyli pięcioksiąg Jamesa Fenimore’a Coopera 161 należy nie tylko do sfery natury, a więc tego, co dzikie i pierwotne, lecz również do sfery cywilizacji i kultury, zarezerwowanej dotąd wyłącznie dla białych. Hobomok jest ponadto piękny, ma urodę, która burzy krew Mary. Wysoki, o atletycznej posturze, prezentuje światu przystojne, budzące za- ufanie oblicze. „Indianin ów – pisze Child – ukształtowany został przez naturę w najszlachetniejszy sposób, będąc jednym z najwspanialszych przykładów eleganckich proporcji muskularnego ciała”356. Hobomok troszczy się o Mary z uczuciem i niezwykłym taktem, spra- wiając, że dziewczyna, po serii traumatycznych doznań, powoli dochodzi do siebie i odzyskuje chęć do życia. Wzruszona dobrocią swego opiekuna wyznaje mu miłość na grobie matki, poślubia go (ceremonia ma miejsce w lesie, nie jest przeto jasne, w jakim odbywa się obrządku), a potem daje mu syna. Sprawy komplikują się, gdy pewnego dnia zjawia się Charles, który – jak się okazuje – wcale nie zginął. Między nim i jego czerwonoskó- rym przyjacielem dochodzi do burzliwej rozmowy, tak oto relacjonowanej przez autorkę:

– Wyglądasz, jakbyś żałował, że stary przyjaciel powrócił – powiedział Anglik. – Ale powiedz mi jedną rzecz: czy Mary Conant jeszcze żyje? Hobomok spojrzał na niego z tak dziwną mieszaniną smutku i zawziętości, że Brown, nie będąc pewnym jego intencji, położył rękę na strzelbie. – Żyje i ma się dobrze – odpowiedział Indianin z umyślną emfazą. – Dzięki Bogu – rzekł jego rywal. – Nie muszę pytać, czy wyszła za mąż. Hobomok utkwił w niego ponure spojrzenie, westchnął głęboko i powiedział: – Piękna angielska ptaszyna leżała przez trzy lata na mojej piersi, a jej mlekiem pożywiał się syn Hobomoka. Anglik patrzył na Indianina wzrokiem pełnym niedowierzania i rozpaczy. Za- wiedziona miłość, poczucie poniżenia, a także coś w rodzaju oburzenia mie- szało się w przeraźliwym chaosie śmiertelnej udręki w duszy nieszczęsnego młodzieńca. (…) Indianin przyglądał się rywalowi, który stał z głową opartą o drzewo. Nie – pomyślał. – Ona należała najpierw do niego. Mary kocha go bardziej niż mnie; nawet teraz modli się za niego przez sen. Muszę się dla niej poświęcić. Długo wydawało się jednak wątpliwe, czy zdoła wykazać odpowiedni hart du- cha, by spełnić swoje postanowienie. Przed oczami pamięci stanęły mu obrazy uśmiechniętej żony i małego, wesoło szczebiocącego chłopca. Trudno sobie nawet wyobrazić, jak potężna walka rozgrywała się w duszy tego czarnowłose- go mężczyzny. Wreszcie ocknął się, dotknął ramienia Charlesa i rzekł:

356 Cytat na podstawie wersji elektronicznej Hobomoka: http://etex.lib.virginia.edu/ railton/projects/risetto/hobomok.htm/. 162 Natty Bumppo, czyli pięcioksiąg Jamesa Fenimore’a Coopera

– Powiedziałem ci prawdę. To już trzy śniegi, odkąd ptaszyna przyleciała do mojego gniazda, i tylko Wielki Duch wie, jak bardzo ją kochałem. Była dla mnie dobra i łaskawa, lecz serce Mary nie jest z Indianinem. We śnie rozmawia z Wielkim Duchem, a na jej ustach jest imię białego człowieka. Hobomok odej- dzie daleko do czerwonoskórych na zachodzie. Wykopią mu oni grób, a Mary będzie mogła zaśpiewać weselną pieśń w wigwamie Anglika. – Nie – odparł jego zdziwiony towarzysz. – Ona jest twoją żoną. Zatrzymaj ją i daj jej miłość oraz czułość. Przed chwilą sądziłem, że twoja strzała pozbawi mnie życia, które teraz stało się dla mnie ciężarem. Będę tak wielkoduszny jak ty. Odejdę stąd wraz ze swymi smutkami. Niech Mary nigdy się nie dowie, że żyję. Kochaj ją i bądź szczęśliwy. – Indianin rzadko zmienia swoje postanowienia – rzekł Hobomok. – Moje ślady będą wkrótce widoczne daleko poza ostoją Wielkiego Ducha. Dla Mary znosiłem nienawiść białych, pogardę mojego szczepu i zniewagi wrogów. A te- raz zostanę pochowany wśród obcych i nikt nie pomaluje twarzy na czarno na znak żałoby. Gdy słońce zajdzie za wzgórzami, nie zobaczysz mnie już koło mego wigwamu. Bądź dobry dla mojego syna. Jego głos zadrżał, a łzy popłynęły mu z oczu. Otarł je pospiesznie i dodał: – Widziałeś po raz pierwszy i ostatni łzy Hobomoka. Poproś Mary, by modliła się za mnie, gdy umrę. (…) Nim Brown zdołał odpowiedzieć, Indianin zanurzył się w krzewy i zniknął357.

Przytoczony fragment stanowi doskonałą próbkę stylistyki, jaką sto- sowała Child. Jest również przykładem manieryzmu autorki, która chcąc podważyć stereotyp Indianina – dzikiego barbarzyńcy, stworzyła inny, równie konwencjonalny jego wizerunek – łzawego kochanka, znajdują- cego masochistyczne zadowolenie w samopoświęceniu. W sposobach re- agowania na świat i wysławiania się Hobomok przypomina nieco pasterzy z oświeceniowych sielanek, którzy językiem pełnym metafor wyznawa- li miłość ukochanej dzieweczce lub wyrażali żal z powodu oddalenia od ukochanej. Child zbudowała zresztą postać czerwonoskórego bohatera, opierając się wyłącznie na źródłach literackich, żywego Indianina spotkała bowiem dopiero w kilka lat po ukazaniu się jej najsłynniejszej książki. Hobomok to w głównej mierze literacki melodramat, o tyle jednak nie- typowy, że postacią „uciśnioną”, niemogącą zaznać szczęścia w miłości, jest w nim nie kobieta, lecz mężczyzna, w dodatku zaś Indianin. To on ma budzić współczucie i sympatię czytelników, to jego charakter i goto- wość do poświęceń mają oni podziwiać. Takie odwrócenie gatunkowych konwencji nie wyszło utworowi na dobre. Najlepiej widać to na przy-

357 Cytat na podstawie wersji elektronicznej książki: http://etex.lib.virginia.edu/rail- ton/projects/risetto/hobomok.htm/. Natty Bumppo, czyli pięcioksiąg Jamesa Fenimore’a Coopera 163 kładzie głównego bohatera, który jawi się jako czysty konstrukt autorki, papierowy i niewiarygodny psychologicznie. Jego ucieczka od szczęścia, a w konsekwencji od życia, porzucenie żony i – przede wszystkim – syna jest nie tylko nieumotywowane i niezrozumiałe, ale też narracyjnie nie- przygotowane. W rezultacie stanowi dla odbiorcy całkowite zaskoczenie, co uniemożliwia, a przynajmniej utrudnia, pojawienie się u czytelników procesu identyfikacji z tą postacią. Hobomok jest tak sztuczny, że nie po- trafimy traktować go poważnie i przejmować się jego losem. O wiele bardziej złożona, a przez to prawdziwsza, jest postać Mary Conant. To dziewczyna odważna, bezkompromisowa, buntująca się prze- ciwko ojcowskiej (patriarchalnej) władzy i purytańskiej moralności. Na związek z Indianinem decyduje się wbrew społecznej presji i regułom rzą- dzącym życiem zbiorowości, która nie akceptuje mieszanych rasowo mał- żeństw. Po powrocie do Naumkeag Charlesa Browna bohaterka doznaje szoku. Godzi się na rozwód z Hobomokiem i ślub z pierwszym narzeczo- nym. Teraz Mary „powraca” do środowiska białych, adaptując do niego również swego syna, owoc miłości Hobomoka. Wysyłając go, za pienią- dze otrzymane ze spadku po matce, na studia, najpierw na Uniwersytet Harvarda, a potem do Anglii, pozbawia go ostatecznie resztek indiańskiej tożsamości i przekształca w stuprocentowego Angloamerykanina. Rekonstruując ideowe przesłanie książki, Carolyn L. Karcher zauważa, że – zdaniem Child – jedynym skutecznym narzędziem

(...) rozwiązania religijnych, rasowych, seksualnych i generacyjnych konflik- tów, przedstawionych w powieści, jest asymilacja do angloamerykańskiej spo- łeczności dzieci zrodzonych z mieszanych, anglo-indiańskich małżeństw, co stanowi alternatywę dla supremacji białych i rasowej wojny. (…) Taka koncep- cja asymilacji jest wszakże równoznaczna z kulturowym ludobójstwem. Zakła- da ona bowiem, że tylko wtedy, gdy Indianie przestaną być Indianami, mogą zdobyć miejsce w zbiorowości, która ich zniewala i wysiedla. Właśnie dlatego Hobomok musi „iść daleko pomiędzy czerwonych ludzi mieszkających na za- chodzie”, zostawiając synowi, w połowie Anglikowi, wątpliwy honor wstąpie- nia do wspólnoty białych358.

Karcher zwraca uwagę na pomijany zazwyczaj fakt, że stworzony przez Child wizerunek Indianina – jednostki sentymentalnej, uczuciowej, skrzywdzonej przez los i ludzi – jest wprawdzie zasadniczo pozytywny, zawiera jednak sporo elementów anachronicznych. W konsekwencji au- torka The Rebels widzi w rdzennych Amerykanach rasę nieodwołalnie

358 Carolyn L. Karcher, The First Woman in the Republic…, op. cit., s. 31–32. 164 Natty Bumppo, czyli pięcioksiąg Jamesa Fenimore’a Coopera odchodzącą w przeszłość, która albo dobrowolnie odda zamieszkiwane dotychczas przez siebie ziemie białym przybyszom, albo zostanie do tego zmuszona siłą i stanie się ofiarą eksterminacji. Podjęta przez Hobomoka decyzja opuszczenia Naumkeag i udania się na zachód jest w tym kontekś- cie nie tyle autonomicznym gestem obdarzonego wolną wolą człowieka, ile dziejową koniecznością, jaka czeka wszystkich czerwonoskórych. In- dianin – powiada Child – choćby był wzorem cnót wszelakich, skazany jest na zagładę. Cywilizacja białych znajduje się bowiem na nieporównanie wyższym poziomie rozwoju. I dlatego to biali właśnie w niedługim czasie zapanują nad całą Ameryką Północną. Jeśli Lydia Maria Child skonstruowała wyjątkowo pozytywny – przy- najmniej na pierwszy rzut oka – wizerunek Indianina, to Robert Mont- gomery Bird w powieści Nick of the Woods, or The Jibbenainosay: A Tale of Kentucky359 stworzył jego zdecydowanie negatywny image360 (bardzo podobny obraz czerwonoskórego odnajdziemy w nieco wcześniejszym opowiadaniu Timothy’ego Flinta The Indian Fighter361 i w powieści Ja- mesa K. Pauldinga The Dutchman’s Fireside: A Tale362). Miał tego zresztą pełną świadomość, gdyż we wstępie do swego dzieła pisał:

Jesteśmy być może winni czytelnikom przeprosiny za barwy, w jakich odmalo- waliśmy sylwetki Indian w naszym obrazie – barwy ciemniejsze niż stosowane zazwyczaj przez twórców takich obrazów. Lecz wyznać musimy, że północ- noamerykańskiego dzikusa nigdy nie uważaliśmy za postać wspaniałą, jaką jawił się innym. Fakt, że prowadzi on wojnę, systematyczną wojnę, z istotami niemogącymi się bronić – z kobietami i dziećmi, których wszystkie inne rasy, nieważne jak barbarzyńskie, godzą się oszczędzać – był i nadal pozostanie przykry dla naszej wyobraźni: spodziewamy się spotkać w lasach potężnego wojownika, wodza z wielkim pióropuszem, spieszącego, by stawić czoło prze- ciwnikowi, tymczasem znajdujemy okrutnika obwieszonego skalpami nieszczę- snych squaw i ich dzieci. Heroiczne? Hoc verbum quid valeat, non vident363.

359 Carey, Lea & Blanchard, Philadelphia 1837. Na podstawie książki Birda Ludwik Anczyc napisał powieść zatytułowaną Duch puszczy (Gebethner i Wolff, Warszawa 1883). Ponieważ nie jest to wierne tłumaczenie dziełka Birda, w dalszym ciągu niniejszych roz- ważań posługiwać się będę angielskojęzycznym oryginałem. 360 Spośród stosunkowo nielicznych prac poświęconych Birdowi najciekawsze to ob- szerna biografia pisarza The Life and Dramatic Works of Robert Montgomery Bird pióra Clementa E. Fousta (Kickerbocker Press, New York 1919) oraz książka Curtisa Dahla Robert Montgomery Bird (Twayne, New York 1963). 361 „Token” 1830. 362 Harper & Brothers, New York 1831. 363 Robert Montgomery Bird, Nick of the Woods…, op. cit., s. 3. Natty Bumppo, czyli pięcioksiąg Jamesa Fenimore’a Coopera 165

Akcja Nick of the Woods… rozgrywa się w latach osiemdziesiątych osiemnastego wieku, gdy do Kentucky dociera zorganizowana fala osadni- ków, napotykając opór ze strony Szaunisów. Głównym bohaterem utworu jest Nathan Slaughter („slaughter” to po angielsku „rzeź, masakra, ubój”), przez Indian zwany Jibbenainosayem (Chodzącym Duchem), kwakier z Filadelfii, który szuka na Indianach zemsty za śmierć całej swej rodziny. Obok niego postaciami centralnymi są dwudziestodwuletni Roland Forre- ster i jego o pięć lat młodsza kuzynka Edith. Pozbawieni w wyniku spisku należnego im spadku, wyruszają, by schronić się pod skrzydłami ciotki Edith, prostodusznej i uczynnej kobiety mieszkającej nad wodospadami rzeki Ohio, w miejscu, gdzie dziś znajduje się Louisville. Po drodze zostają schwytani przez Indian. Jedna ich grupa uprowadza Edith, druga zaś Ro- landa. Chłopca, jeszcze tej samej nocy, uwalnia jednak Nathan, bez litości zabijając porywaczy. Teraz obaj ruszają na ratunek Edith. Odnajdują ją w wiosce Szaunisów. Podczas próby oswobodzenia dziewczyny wpadają w ręce Indian. Gdy wydaje się, że nic nie uchroni ich przed śmiercią na stosie, zjawia się oddział amerykańskich żołnierzy, który likwiduje okrut- nych czerwonoskórych i uwalnia jeńców. Wkrótce kuzynostwo odkrywa, w jak nieuczciwy sposób pozbawiono ich fortuny, i odzyskuje majątek. W kluczowej dla zrekonstruowania powieściowego przesłania scenie Nathan opowiada Rolandowi, jak dziesięć lat wcześniej grupa Szaunisów, dowodzona przez Wenongę, zaatakowała farmę, na której gospodarował, zabijając mu żonę, matkę oraz pięcioro dzieci. Gdy przywołuje szczegóły tej zbrodni, wpada w istny szał: cały się trzęsie, jego twarz przyjmuje wy- raz dzikiej zawziętości, na ustach zaś pojawia się piana. W konwulsyjnych drgawkach pada na ziemię, a z głowy zsuwa mu się czapka, ukazując blizny – widomy znak tego, że kiedyś zdarto mu z głowy skalp. Roland patrzy na to widowisko z narastającą zgrozą, uświadamiając sobie jednocześnie, jak mocno Nathan nienawidzi Indian i jak bardzo chce się na nich zemścić. Zemsta staje się dla bohatera życiową misją. Bez wytchnienia ściga on, zabija i skalpuje Szaunisów, zostawiając na piersiach swych ofiar charakte- rystyczny „podpis”: wyrzezany nożem znak krzyża. Nie oszczędza przy tym nikogo. Gdy po jednej z potyczek Roland prosi go o darowanie życia mło- demu wojownikowi, którego ranił, Nathan – krzycząc „Wybiję ten szczep do nogi” – jednym ciosem tomahawka roztrzaskuje głowę Indianina. Jibbenainosay zabija wszystkich Szaunisów. Ze szczególną zawziętością poluje jednak na synów i wnuków Wenongi. W końcu dopada samego wodza. Widząc skalpy swych pomordowanych dzieci, rzuca się na niego, wyrywa mu tomahawk z dłoni i zatapia go w jego głowie. A potem „ko- 166 Natty Bumppo, czyli pięcioksiąg Jamesa Fenimore’a Coopera lejny cios, i jeszcze jeden, wszystkie zadawane z tym samym morderczym ożywieniem i siłą”364. Na tym wszakże bohater nie kończy swego dzieła. „Zostawiając w spokoju zgruchotaną czaszkę, wbił tomahawk w pierś In- dianina, wydobył zza pasa nóż i jednym zamaszystym ruchem ostrza oraz szarpnięciem ramienia zdarł mu z głowy skalp. Ostatni dowód okrucień- stwa dał, zagłębiając dwukrotnie, z najwyższą siłą, tomahawk w piersi ofia- ry, rozcinając jej skórę i łamiąc kości”365. Ze skalpami swej zmasakrowa- nej rodziny w jednej ręce i skalpem Wenongi w drugiej Nathan, ogarnięty bojowym szałem, opuszcza indiańską wioskę, wydając na wpół zwierzęce okrzyki triumfu. Nathan nie jest jedynym, który w Nick of the Woods… uważa czerwono- skórych za uosobienie zła i gotów jest walczyć z nimi bez wytchnienia. Ralph Stackpole (jedna z postaci drugoplanowych – osadnik mieszkający w Bruce’s Station) nazywa ich „dziećmi Szatana”366, Roland natomiast, odpowiadając na pytanie, co zrobiłby, gdyby Indianie zmasakrowali jego rodzinę, oświadcza: „Wydałbym im i ich przeklętej rasie wieczną wojnę! Szukałbym dozgonnej zemsty i szukałbym jej bez przerwy. Dniem i nocą, latem i zimą, w lasach i wioskach ścigałbym nieszczęśników, ścigał aż do śmierci”367. Deklaracje Rolanda pozostają jednak wyłącznie deklaracjami. Forrester jest bowiem w powieści Birda przedstawicielem cywilizacji, przestrzega- jącym zasad moralnych i dobrych obyczajów, a zabijanie (nie w obronie własnej) i skalpowanie Indian na pewno do nich nie należą. Tymczasem Nathan reprezentuje pierwiastek dzikiej natury. Wprawdzie i on ma wie- le związków z cywilizacją (mieszka w osadzie, wśród białej społeczności, a tocząc prywatną wojnę z czerwonoskórymi, nigdy nie podniósł ręki na kobietę lub dziecko), lecz jako mściciel zachowuje się jak człowiek lasu (stąd tytuł powieści): dziki, bezkompromisowy i okrutny. Po dokonaniu aktu zemsty – nie mając już nikogo, kogo mógłby kochać, i nikogo, kogo mógłby nienawidzić – odchodzi w dal, a narrator nie informuje nas o jego dalszych losach. Nick of the Woods… odegrał w dziejach westernu literackiego wyjąt- kową rolę. I nie chodzi wcale o niezwykłą popularność, jaką cieszyła się książka, lecz o jej wpływ na setki innych amerykańskich powieści wyda- nych w dziewiętnastym i dwudziestym wieku. Bird stworzył bowiem wzor-

364 Ibidem, s. 323. 365 Ibidem. 366 Ibidem, s. 265. 367 Ibidem, s. 236. Natty Bumppo, czyli pięcioksiąg Jamesa Fenimore’a Coopera 167 cowy model westernu z dominującym motywem zemsty, a także zbudował archetyp postaci mściciela, bez której trudno sobie wyobrazić literaturę opowiadającą o życiu na Dzikim Zachodzie. Model westernu zemsty tak głęboko zakorzenił się w amerykańskiej prozie, że w późniejszych latach mógł zostać, niemal bez zmian, przeniesiony do kinematografii, czego naj- lepszym dowodem są filmy takie jak Mściciel z Laramie (The Man from La- ramie – 1955) Anthony’ego Manna, Poszukiwacze (The Searchers – 1956) Johna Forda czy Nevada Smith (1966) Henry’ego Hathawaya.

6 W poszukiwaniu Przejścia Północno- -Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka

Po uzyskaniu przez Stany Zjednoczone niepodległości w 1776 roku po- jawił się problem ewentualnej przyszłej ekspansji na zachód. By działania takie mogły zostać podjęte, konieczna była eksploracja mało znanych lub zupełnie nieznanych terenów położonych na zachód od rzek Missisipi i Missouri. Plany zorganizowania ekspedycji badawczej pojawiły się już w 1783 roku, a ich autorem był ówczesny kongresmen Thomas Jeffer- son368. Poprosił on bohatera rewolucji amerykańskiej George’a Rogersa Clarka o poprowadzenie wyprawy mającej spenetrować obszar od Missi- sipi do wybrzeża Pacyfiku. Clark jednak odmówił369. Kilka lat później, gdy Jefferson przebywał we Francji jako ambasador, popierał starania Johna Ledyarda, towarzysza kapitana Jamesa Cooka z czasów jego trzeciego rejsu przez Ocean Spokojny (1776–1780), który planował podróż na Syberię, następnie przepłynięcie statkiem na zachod- nie wybrzeże Ameryki i samotną wędrówkę przez kontynent. Projekt nie

368 O Thomasie Jeffersonie por. m.in.: Richard B. Bernstein, Thomas Jefferson, Ox- ford University Press, New York 2003; Willard Sterne Randall, Thomas Jefferson: A Life, H. Holt, New York 1993. 369 Na temat George’a Rogersa Clarka por. m.in. Frederick Palmer, Clark of the Ohio: A Life of George Rogers Clark, Kessinger Publishing, Whitefish 2004. 170 W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka miał oczywiście najmniejszych szans realizacji. Na dodatek podejrzliwi Rosjanie aresztowali Ledyarda w Irkucku i wydalili go do Polski370. W 1793 roku, działając w imieniu Amerykańskiego Towarzystwa Fi- lozoficznego, Jefferson chciał sfinansować przedsięwzięcie francuskiego botanika André Michaux, który zamierzał odnaleźć i opisać najkrótszy i najdogodniejszy szlak prowadzący znad Missisipi do brzegów Pacyfi- ku. Ostatecznie jednak do wyprawy nie doszło, gdyż Michaux wplątał się w skomplikowane międzynarodowe intrygi knute przez ambasadora Francji Edmonda-Charles’a Genêta i stracił zaufanie swych amerykań- skich sponsorów371. Od tej pory Jefferson nie podejmował już żadnych poważnych prób wysłania ekspedycji do zachodniej części kontynentu północnoamerykań- skiego. Sytuacja zmieniła się w roku 1801, gdy został prezydentem Sta- nów Zjednoczonych. Zajmując najwyższe stanowisko w państwie, miał znacznie większe możliwości zorganizowania i sfinansowania wyprawy, o jakiej marzył przez całe życie. Tym bardziej że w ciągu ostatnich kilku lat wiedza na temat Zachodu mocno się poszerzyła. Stało się to za spra- wą licznych odkryć dokonanych przez podróżników, badaczy i handlarzy futrami: kapitana Roberta Graya, kapitana George’a Vancouvera z brytyj- skiej marynarki wojennej, Johna Thomasa Evansa, Alexandra Mackenzie- go oraz handlarzy z Saint Louis. Ostateczna decyzja o rozpoczęciu przygotowań do ekspedycji zapadła, po konsultacjach z najtęższymi umysłami w kraju, pod koniec 1802 roku. W styczniu 1803 roku Jefferson przesłał do Kongresu tajne pismo z proś- bą o poparcie jego inicjatywy. Nieoczekiwany zakup od Francji przez Sta- ny Zjednoczone ogromnych terenów (o łącznej powierzchni 2,14 miliona kilometrów kwadratowych) na zachód od rzeki Missisipi (tzw. Louisiana Purchase) ułatwił i nadał dodatkowe znaczenie planowanemu przedsię- wzięciu372.

370 O Johnie Ledyardzie por. m.in.: Bill Gifford, Ledyard: In Search of the First Ameri- can Explorer, Houghton Mifflin Harcourt, Boston 2007; Edward G. Gray, The Making of John Ledyard: Empire and Ambition in the Life of an Early American Traveler, Yale Univer- sity Press, New Haven 2007; James Zug, American Traveler: The Life and Adventures of John Ledyard, the Man Who Dreamed of Walking the World, Basic Books, New York 2005. 371 Na temat André Michaux por. m.in.: Gail Fishman, Journeys through Paradise, University Press of Florida, Gainesville 2001; Henry Savage Jr., Elizabeth J. Savage, An- dré and François André Michaux, University Press of Virginia, Charlottesville 1986. 372 Za zakupione ziemie amerykański rząd zapłacił Francji 60 milionów franków (11,25 miliona dolarów) oraz anulował jej długi w wysokości 18 milionów franków (3,75 miliona dolarów). Zakupione tereny niemal podwoiły powierzchnię ówczesnych W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka 171

Na przywódcę wyprawy Jefferson wybrał Meriwethera Lewisa, swe- go sąsiada, przyjaciela i osobistego sekretarza373. Urodzony w 1774 roku, 31 lat młodszy od Jeffersona, Lewis spędził młodość w Wirginii i Georgii. W 1793 roku ukończył college Liberty Hall w Lexington (obecnie Wa- shington and Lee University). Służył w milicji stanowej w Wirginii, a w la- tach 1795–1801, jako kapitan, w amerykańskiej armii. Stacjonował na Terytorium Północno-Zachodnim (Northwest Territory of the River Ohio), gdzie zdobył niejakie doświadczenie w poruszaniu się po bezdrożach. Choć jego formalne wykształcenie pozostawiało wiele do życzenia (uzyskał zale- dwie stopień bachelor of arts, odpowiednik naszego licencjatu), był czło- wiekiem oczytanym i o sporej wiedzy. Pasjonował się historią naturalną i botaniką, nieobce były mu też podstawy zoologii, geografii, etnologii i kartografii. W 1801 roku został sekretarzem Jeffersona. Na wiosnę 1803 roku prezydent wysłał go do Filadelfii na konsultacje z wybitnymi uczo-

Zdj. 37. Meriwether Lewis (ilustracja z roku 1905)

Stanów Zjednoczonych. Ostatecznie na przyłączonych obszarach powstało 13 nowych stanów. Zajmują one niemal 25% obecnej powierzchni USA. 373 Por. Richard Dillon, Meriwether Lewis: A Biography, Coward-McCann, New York 1965. 172 W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka nymi, członkami Amerykańskiego Towarzystwa Filozoficznego. Nauczy- cielami i doradcami Lewisa byli między innymi Andrew Ellicott – mier- niczy, geometra i kartograf, Robert M. Patterson – profesor matematyki i chemii, Benjamin Rush – najwybitniejszy ówczesny amerykański lekarz i profesor medycyny, Benjamin Smith Barton – profesor botaniki i historii naturalnej, a także Caspar Wistar – profesor medycyny i anatomii. Wiedza była Lewisowi potrzebna, ponieważ Jefferson postawił przed nim, jako dowódcą ekspedycji, trudne i skomplikowane zadania. W pierw- szej kolejności wyprawa miała zbadać, opisać i skartografować ogromny, prawie nieznany do tej pory obszar położony pomiędzy rzeką Missisipi i wybrzeżem Pacyfiku. Miała także odnaleźć, o ile istnieje, legendarne Przejście Północno-Zachodnie (Northwest Passage), umożliwiające łatwe przemieszczanie się i transport towarów od źródeł Missouri do źródeł Ko- lumbii. Członkowie ekspedycji mieli zbadać florę i faunę Zachodu, jego geologię i system hydrograficzny, prowadzić obserwacje meteorologiczne, opisać życie i kulturę materialną Indian, nawiązać przyjazne stosunki z tu- bylcami, zainicjować handel futrami oraz określić zasoby naturalne, które w przyszłości mogliby wykorzystać amerykańscy osadnicy. W porozumieniu z prezydentem Lewis zaangażował jako współdowód- cę ekspedycji swego starego przyjaciela, Williama Clarka374. Urodzony w Wirginii Clark dorastał w Kentucky w pobliżu dzisiejszego Louisville. W 1789 roku wstąpił do milicji, a potem do armii. W 1803 roku porzucił służbę, by zarządzać rodzinną plantacją bawełny. Wkrótce jednak uległ namowom Lewisa i wyruszył razem z nim w podróż swego życia. W Filadelfii Lewis nie tylko pogłębiał wiedzę z różnych dziedzin, ale też kompletował wyposażenie ekspedycji. Kupił między innymi moskitie- ry, atrament, termometry, paciorki dla Indian, wodoszczelne puszki na proch strzelniczy, sprzęty kuchenne i ubrania – wszystko to ważyło blisko dwie tony. Latem 1803 roku Lewis przekroczył Appalachy. W Pittsburghu nad- zorował budowę specjalnie zaprojektowanej, siedemnastometrowej ło- dzi, którą wyprawa miała wykorzystywać na rzekach Zachodu. Gdy łódź została ukończona, Lewis popłynął nią w dół rzeki Ohio do Clarksville, gdzie czekał już na niego Clark. Obaj mężczyźni zajęli się teraz rekruta- cją członków wyprawy. Preferowali wojskowych i oni też stanowili zde-

374 Por. Landon Y. Jones, William Clark and the Shaping of the West, Hill & Wang, New York 2004; Jerome O. Steffen, William Clark: Jeffersonian Man on the Frontier, University of Oklahoma Press, Norman 1977. W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka 173

Zdj. 38. William Clark

cydowaną większość ekspedycji. Długą i mroźną zimę z 1803 na 1804 rok spędzono w obozie Dubois w okolicach dzisiejszego miasta Hartford w stanie Illinois, naprzeciw Saint Louis w Missouri. Dowódcy dyscyplino- wali i szkolili podwładnych, przygotowując ich do wypełnienia skrajnie trudnej misji, uzupełniali także potrzebny ekwipunek i zapasy żywności. Przed wyruszeniem we właściwą podróż musieli jeszcze załatwić jedną ważną sprawę. Lewis obiecał Clarkowi, że wspólnie obejmują komendę nad blisko pięćdziesięcioosobową grupą żołnierzy-eksploratorów, którzy sami siebie nazwali Korpusem Odkrywców (Corps of Discovery). Problem polegał na tym, że Lewis był kapitanem, a Clark tylko porucznikiem, ar- mia zaś odmówiła mu awansu. W tej sytuacji Lewis zataił przed podwład- nymi prawdziwą rangę Clarka i tytułował go kapitanem. Współpraca obu mężczyzn układała się wzorowo, co było niewątpliwie jedną z głównych przyczyn sukcesu wyprawy. Przebieg ekspedycji jest dość dobrze znany. Dysponujemy bowiem wia- rygodnymi tekstami źródłowymi, przede wszystkim dziennikami Meri- wethera Lewisa i Williama Clarka. Nie wiadomo wprawdzie dokładnie, 174 W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka

Zdj. 39. Fort Dubois (współczesna rekonstrukcja)

kiedy powstały, pewne jest natomiast, że opierały się na codziennych no- tatkach sporządzanych podczas podróży. Przez pewien czas pozostawały w formie rękopisu. Początkowo do druku przygotowywał je Lewis. Prace jednak przeciągały się, a w 1809 roku Lewis, dręczony depresją, popeł- nił samobójstwo. W 1814 roku Nicholas Biddle i Paul Allen zredagowali i opublikowali obszerne fragmenty rękopisów pod długim i skomplikow- anym tytułem History of the Expedition under the Command of Captains Lewis and Clark, to the Sources of the Missouri, Thence across the Rocky Mountains and Down the River Columbia to the Pacific Ocean. Performed during the Years 1804, 1805, 1806. By Order of the Government of the United States375. Potem jeszcze wielokrotnie ukazywały się bardziej lub mniej selektywne wybory zapisków Lewisa i Clarka, między innymi zna- komicie opracowany tom The Journals of Lewis and Clark pod redakcją Bernarda DeVoto376. Pierwszego całościowego wydania dzienników doko- nał w latach 1904–1905 Reuben Gold Thwaites377. Bardzo cenione przez specjalistów jest też krytyczne, trzynastotomowe wydanie zredagowane w latach 1983–2001 przez Gary’ego E. Moultona i opatrzone tytułem

375 Bradford and Inskeep, Philadelphia 1814. 376 Houghton Mifflin, Boston 1953. 377 Reuben Gold Thwaites (red.), Original Journals of the Lewis and Clark Expedition, 1804–1806, Dodd, Mead & Co., New York 1904–1905. Reprint tego wydania ukazał się w 2003 roku nakładem Wisconsin Historical Society w Madison. Reprint ten dostępny jest także w Internecie. W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka 175

A Journal of the Voyages and Travels of a Corps of Discovery under the Command of Capt. Lewis and Capt. Clark378. Dzienniki Lewisa i Clarka nie są zwykłą relacją z podróży, choćby naj- bardziej fascynującej. To także – jak pisał Albert Furtwangler – „klasyka literatury amerykańskiej, porównywalna z dziełami Williama Wordswor- tha, Marka Twaina, Wallace’a Stevensa i innych”379. Jeśli nawet w sło- wach tych tkwi odrobina przesady, The Journals… są tekstem unikatowym i frapującym, pozwalającym czytelnikom obcować z niezwykłymi ludźmi, wydarzeniami i krajobrazami. O nadzwyczajnych walorach dzienników Lewisa i Clarka przekonany jest również Frank Bergon:

„Epicki” i „epika” to słowa często odnoszone do ekspedycji [Korpusu Odkryw- ców] – historycznego aktu eksploracji. Jednak terminów tych można także uży- wać do charakterystyki dzienników jako tekstów literackich. (…) Spoglądając z perspektywy prawie dwóch wieków, łatwo zauważyć, że te niejednorodne, fragmentaryczne, nieoszlifowane zapiski pełnią funkcję narodowego eposu. Posługując się wielością stylów, opowiadają one o ludzkich zmaganiach z dzi- ką naturą, wędrówce na zachód i powrocie do domu. Wykorzystując formę bezpośredniej i prostej opowieści, uosabiają mityczną historię narodu w stop- niu znacznie wyższym niż większość poematów, powieści i sztuk teatralnych. Odrzucając konwencjonalną historię samotnego bohatera, stawiającego czoło dzikiej naturze, opisują przedsięwzięcie wymagające współpracy wielu ludzi, wśród których są żołnierze, traperzy, kowale, cieśle, kucharze, Francuzi, czar- ny niewolnik, kobieta ze szczepu Szoszonów i jej nowo narodzone dziecko380.

Z perspektywy czasu widać również, że dzienniki w sposób udramaty- zowany prezentowały, choć zapewne nieświadomie, koncepcję „Boskiego Przeznaczenia”, zgodnie z którą – by przywołać słowa Williama Gilpina – „celem amerykańskiego ludu jest opanowanie kontynentu”381. Z językowego punktu widzenia fragmenty dzienników autorstwa Le- wisa znacznie różnią się od partii, które wyszły spod pióra Clarka. Ten ostatni preferował styl prosty, bez zbędnych ozdobników. Jego wpisy są na ogół krótkie i przemyślane, a w deskrypcjach środowiska przyrodniczego

378 University of Nebraska Press, Lincoln 1988. 379 Albert Furtwangler, Acts of Discovery: Visions of America in the Lewis and Clark Journals, University of Illinois Press, Urbana 1993, s. vii. 380 Frank Bergon, Wilderness Aesthetics [w:] Kris Fresonke, Mark Spence (red.), Le- wis and Clark: Legacies, Memories, and New Perspectives, University of California Press, Berkeley 2004, s. 38–39. 381 William Gilpin, Mission of the North American People, Geographical, Social, and Political, J.B. Lippincott, Philadelphia 1874, s. 130. 176 W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka widać dążenie do obiektywizmu. Nieco inaczej postępuje Lewis. Wpraw- dzie i jego notatkom nie można odmówić precyzji oraz wartości poznaw- czych, zawierają one jednak znacznie więcej stylistycznych upiększeń, od- wołujących się do oświeceniowych koncepcji harmonii i porządku. Autor odkrywa na przykład swego rodzaju równowagę między dzikością przyro- dy i łagodnością w „pieśniach” ptaków, opisywanych jako „opierzone sta- da, które pozdrawiają ucho wędrowcy dziką i prostą, chociaż słodką i po- godną melodią”382. Obszar Wielkich Równin, nieoswojony i niegościnny, porównuje do wytworu cywilizacji, „pięknego, wiecznie zielonego traw- nika”383. Sąsiadujące z preriami „dumne i rozległe lasy” uznaje za „jedną z najpiękniejszych i najbardziej malowniczych krain, jakie kiedykolwiek widziałem”, a ich granice wyznaczają „przecudne różane ogrody”384. Od- krywcy są dla Lewisa niczym nowo stworzeni ludzie w nowym raju, spa- cerujący swobodnie wśród zwierząt, które nie odczuwają strachu. „Całą krainę wypełniają stada bizonów, łosi i antylop. Wiele jest także jeleni, lecz te trzymają się raczej lasów. Bizony, łosie i antylopy są tak łagodne, że albo wcale nie zwracały na nas uwagi, albo zbliżały się do nas, by zorientować się, kim jesteśmy”385. Współczesnemu czytelnikowi lektura dzienników Lewisa i Clarka może nastręczać pewnych trudności ze względu na „pomysłową” – by tak rzec – ortografię. Liczne błędy popełniał zwłaszcza Clark, pisząc na przykład „fee Mail” zamiast „female”, „axcent” zamiast „accent”, czy „segassity” zamiast „sagacity”. Zasada wydaje się tu prosta: Clark, a niekiedy również Lewis, zapisywali niektóre słowa fonetycznie. Czasami jednak pozorne błędy wcale nie są błędami. Podróżnikom udało się bowiem uchwycić for- my gwarowe, używane na początku dziewiętnastego wieku przez traperów z Wirginii i Kentucky. Elijah Harry Criswell w legendarnej dziś pracy Le- wis and Clark: Linguistic Pioneers dowodził, że autorzy dzienników stwo- rzyli w nich rodzaj kompendium ówczesnej kolokwialnej amerykańskiej angielszczyzny. Nieprawidłowa ortografia oddawała gwarową wymowę, która nie zawsze przetrwała do naszych czasów. Taka była geneza zapisów w rodzaju „fur” zamiast „far”, „git” zamiast „get”, „jest” zamiast „just”, „tegious” zamiast „tedious”, „furin” zamiast „foreign”, „pint” zamiast

382 Reuben Gold Thwaites (red.), Original Journals of the Lewis and Clark Expedi- tion…, op. cit., t. IV, s. 266. 383 Ibidem, t. III, s. 80. 384 Ibidem, t. IV, s. 266. 385 Ibidem, t. IV, s. 67. W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka 177

„point”, „sarvisberry” zamiast „seviceberry”, „idear” zamiast „idea”, „on- ced” zamiast „once” czy „usquetor” zamiast „mosquite”386. Po kilkumiesięcznym pobycie w obozie zimowym w Dubois, 14 maja 1804 roku Korpus Odkrywców wyruszył w górę rzeki Missouri, rozpo- czynając wielką przygodę. Pierwszy etap wyprawy prowadził przez zie- mie znane już białym ludziom, opisane i skartografowane. Mimo to Lewis i Clark uważnie obserwowali teren, sporządzając własne mapy oraz czę- sto penetrując brzegi, by zbadać występujące tam formacje skalne, glebę, zwierzęta i rośliny. Dni były podobne do siebie. Jak pisze Maurice Isserman:

Członkowie ekspedycji wstawali zazwyczaj o brzasku. Jedli pośpiesznie śniada- nie, składali namioty i zajmowali miejsca w czółnach. Najczęściej Clark płynął łodzią, a Lewis podążał brzegiem na piechotę. Czasami mieli szczęście i, gdy wiał korzystny wiatr, wykorzystywali żagle. Niekiedy rzeczne wiry pchały czółna pod prąd i wtedy ludzie mogli odpocząć. Na ogół jednak musieli cięż- ko pracować: wiosłować, stawiać i opuszczać żagle, a nawet wysiadać i ciąg- nąć łodzie za pomocą lin holowniczych. Pod wieczór zatrzymywali się (przy dogodnym strumieniu, jeśli tylko taki znaleźli), wyładowywali sprzęt i zapasy potrzebne na noc, rozbijali namioty i przygotowywali jedyny w ciągu dnia ciepły posiłek387.

2 sierpnia, o zachodzie słońca, w obozie ekspedycji pojawiła się grupa Indian Oto i Myzurów (Missouri). To pierwsze spotkanie z czerwonoskó- rymi przebiegło spokojnie, a obie strony wymieniły się uprzejmościami i darami. Członkowie wyprawy wiedzieli jednak, że sprawy mogą przy- brać gorszy obrót, gdy zetkną się z bardziej wojowniczymi szczepami, na przykład Siuksami. Ich obawy były tym większe, że prezydent Jefferson nakazał im utrzymywanie z tubylcami, szczególnie zaś ze Siuksami, przy- jaznych stosunków. 20 sierpnia, w pobliżu dzisiejszego Sioux City w stanie Iowa, umarł, prawdopodobnie na zapalenie wyrostka robaczkowego, sierżant Char- les Floyd, pierwszy amerykański żołnierz, który stracił życie na zachód od rzeki Missouri. Clark zanotował w swym dzienniku: „Sierżant Floyd zmarł w spokoju. Przed śmiercią powiedział mi: »Odchodzę. Chcę, żebyś napisał mi list«. Pochowaliśmy go, z honorami wojskowymi, na szczycie urwiska, pół mili od małej rzeczki, którą nazwaliśmy jego imieniem. (…)

386 Elijah Harry Criswell, Lewis and Clark: Linguistic Pioneers, University of Missouri Press, Columbia 1940. 387 Maurice Isserman, Across America: The Lewis and Clark Expedition, Chelsea House, New York 2010, s. 37. 178 W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka

Człowiek ten cały czas dawał dowody swojej stanowczości, będąc zdecy- dowany z całej duszy służyć krajowi”388. W ostatnim tygodniu sierpnia ekspedycja wkroczyła na Wielkie Rów- niny (Great Plains) – prawdziwy raj dla myśliwych, pełen jeleni, łosi, bi- zonów i bobrów. Członkowie wyprawy jedli teraz dużo świeżego mięsa, a dietę uzupełniali chlebem z mąki kukurydzianej lub pszennej oraz zbie- ranymi po drodze owocami: dzikimi winogronami, śliwkami i różnego rodzaju jagodami. Nie wszystko jednak układało się pomyślnie. Ludzi prześladowały roz- liczne dolegliwości, spowodowane ciężką fizyczną pracą, a także ukąsze- niami insektów, głównie kleszczy i moskitów. We znaki dawały się również kłopoty żołądkowe. Clark przypisywał je zanieczyszczeniom wody pitnej, lecz właściwą przyczyną było raczej nieodpowiednie przechowywanie mięsa oraz zbyt mała ilość spożywanych jarzyn i owoców389. Pod koniec sierpnia Korpus Odkrywców napotkał po raz pierwszy Siuksów. Była to grupa plemienna Yangton, spokojniejsza i bardziej poko- jowo usposobiona niż jej sąsiedzi z górnego biegu Missouri, grupa Teton. Pod datą 30 sierpnia 1804 roku Clark relacjonował:

Po przygotowaniu kilku podarków dla wodzów (…) posłaliśmy pirogą pana Doriona po wodzów i wojowników, by wzięli udział w naradzie pod dębem koło naszej flagi, która dumnie powiewała na wietrze. W południe spotkali- śmy się tam z Indianami i kapitan Lewis wygłosił mowę. Następnie ofiaro- waliśmy wielkiemu wodzowi medal i trochę ubrań. Podobnie obdarowaliśmy pomniejszych wodzów. Wszyscy z radością przyjęli prezenty i tytoń. Wielkie- mu wodzowi daliśmy również flagę, certyfikat, naszyjnik z muszelek, kapelusz i kurtkę wojskową. Wypaliliśmy fajkę pokoju390.

Przedstawiając Yangtonów, Clark pisał:

Siuksowie są dzielnymi i śmiałymi ludźmi (młodzi mężczyźni są też przystojni). Większość z nich doskonale posługuje się łukami i strzałami. (…) Wojowni- cy malują ciała, a głowy ozdabiają piórami. Noszą legginsy i mokasyny oraz różnokolorowe długie szaty, sporządzone ze skór bizonów. U kobiet najpo- pularniejszym strojem są spódnice i białe skórzane suknie. Indianki zarzucają zwykle czarne włosy na ramiona391.

388 Reuben Gold Thwaites (red.), Original Journals of the Lewis and Clark Expedi- tion…, op. cit., t. I, s. 114–115. 389 Maurice Isserman, Across America…, op. cit., s. 39. 390 Reuben Gold Thwaites (red.), Original Journals of the Lewis and Clark Expedi- tion…, op. cit., t. I, s. 129. 391 Ibidem, s. 129–130. W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka 179

Następne spotkanie z czerwonoskórymi, Siuksami z grupy Teton, mia- ło znacznie bardziej dramatyczny przebieg. Prezenty, które otrzymali od Lewisa i Clarka, wydały się Indianom niewystarczające. Jeden z wodzów zażądał nawet łodzi jako ceny za przepuszczenie ekspedycji. Wraz z kilku- dziesięcioma wojownikami próbował również schwytać Clarka. Ten ostat- ni dobył szabli, gotów użyć siły w samoobronie. Lewis postawił żołnierzy w stan gotowości bojowej. Zamierzał też użyć, w razie konieczności, ob- rotowego działka zamontowanego na pokładzie łodzi. W ostatniej chwili obie strony zrezygnowały z konfrontacji. Pokój został uratowany, lecz ka- pitanowie przekonali się, jak niebezpieczna może być ich misja. Uniknąwszy krwawej walki, wyprawa posuwała się w górę rzeki Mis- souri, niepokojona od czasu do czasu przez Tetonów. Wokół rozciągały się Wielkie Równiny. 7 września Lewis i Clark spotkali na brzegu małe zwierzęta, jakich nigdy dotąd nie widzieli. Mieszkały one, jak to określił Clark, „w wiosce” składającej się z „wielu norek”. Gdy kapitanowie zbli- żyli się do tych stworzeń, wydawały one gwizdy i kryły się w jamach. Le- wis określił zwierzątka mianem „szczekających wiewiórek”, lecz sierżant John Ordway zaproponował nazwę, która powszechnie się przyjęła i jest używana do dziś: „pieski preriowe”. Dni i noce stawały się coraz chłodniejsze, z północy wiał przykry, zim- ny wiatr. Rankiem 5 października temperatura spadła poniżej zera stopni Celsjusza. 8 października ekspedycja osiągnęła tereny, w północnej części dzi- siejszej Dakoty Południowej, zamieszkane przez Arikarów. Szczep ten, niegdyś liczący ponad 30 000 członków, pod koniec osiemnastego wieku został zdziesiątkowany z powodu epidemii ospy. Lewis i Clark napotkali wiele wyludnionych osiedli. Tylko w trzech wioskach, położonych na wy- spie u ujścia Grand River do Missouri, mieszkali ludzie. Arikarowie wywarli na Lewisie i Clarku pozytywne wrażenie. Podróż- nicy podkreślali ich przyjazne nastawienie, wrodzony stoicyzm oraz pra- cowitość kobiet, zajmujących się nie tylko domem, ale też rolnictwem i ogrodnictwem.

Mężczyźni są wysocy i proporcjonalnie zbudowani – notował Clark – kobiety zaś niskie, a przy tym pracowite; uprawiają kukurydzę, fasolę, dynie i tytoń. (…) Ludzie ci mają plemienną dumę i przyjmują z radością to, co im się daje. Mieszkają w dużych i budowanych na planie ośmiokąta chatach, ze stożkiem na szczycie dachu, przez który wydostaje się dym. Konstrukcje te, uformowa- ne na słupach wierzbowych, mają zazwyczaj 30–40 stóp średnicy i z zewnątrz pokryte są ziemią oraz trawą. (…) Arikarowie noszą mokasyny i legginsy oraz 180 W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka

Zdj. 40. Wojownik ze szczepu Arikara (ilustracja autorstwa Karla Bodmera z pierwszej połowy XIX wieku)

długie szaty ze skóry bizonów. Mężczyźni ozdabiają włosy, ramiona i uszy. Kobiety natomiast upiększają swój strój frędzlami392.

20 października Korpus Odkrywców dotarł do obszarów zamieszka- nych przez Mandanów oraz ich sąsiadów i sojuszników, Hidatsów. Man- danowie mieli swoje siedziby w dwóch wioskach: położonej na zachod- nim brzegu Missouri Mitutance, której wodzem był Shekeke, czyli Wielka Biel, oraz ulokowanej na wschodnim brzegu Nuptadi, zarządzanej przez Czarnego Kota. Na zachód, wzdłuż Knife River, ciągnęły się trzy osiedla Hidatsów. Najważniejszymi wodzami tego szczepu byli Czarny Mokasyn i Le Borge, znany także jako Jedno Oko. W 1804 roku w pięciu osadach

392 Ibidem, s. 188–189. W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka 181

Mandanów i Hidatsów mieszkało około czterech i pół tysiąca Indian. Dla porównania Waszyngton, stolica Stanów Zjednoczonych, liczyła wówczas jakieś cztery tysiące obywateli. 23 października spadł pierwszy śnieg, zapowiadając wczesną i suro- wą zimę. W obliczu nadchodzących szybko mrozów Lewis i Clark posta- nowili założyć zimowy obóz. By znaleźć ochronę przed przejmującymi północnymi wiatrami oraz ewentualnymi atakami Siuksów, członkowie ekspedycji zbudowali w pobliżu dzisiejszego miasta Bismarck w Dakocie Północnej drewniany fort nazwany Fortem Mandan. Podczas długich zimowych miesięcy podróżnicy zajęci byli naprawą ekwipunku, polowaniami i handlem z Indianami. Zebrali też wiele infor- macji o kraju położonym na zachód od siedzib Mandanów i Hidatsów. Lewis i Clark sporo czasu poświęcili na pisanie raportu z pierwszej czę- ści wyprawy. Wiosną wysłali go, wraz z pokaźnym zbiorem botanicznych, zoologicznych i mineralnych okazów, łodzią do Saint Louis, a później, już drogą lądową, do Waszyngtonu, do rąk prezydenta Jeffersona (wśród eks- ponatów znalazł się też schwytany 7 września 1804 roku piesek preriowy).

Zdj. 41. Wioska Mandanów (ilustracja autorstwa Karla Bodmera z roku 1843) 182 W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka

Jeszcze w listopadzie Clark i Lewis poznali francuskojęzycznego kana- dyjskiego trapera, mieszkającego wśród Hidatsów Toussainta Charbon- neau. Pod datą 4 listopada Clark zanotował: „Odwiedził nas Francuz nazwiskiem Chabonah393, znający język Big Belley394. Chciał dla nas pra- cować. Powiedział nam, że ma dwie żony, które są Szoszonkami. Zaanga- żowaliśmy go wraz z jedną z nich w charakterze tłumaczy”395. Ową żoną była sławna Sacagawea, postać dla amerykańskiej historii i kultury niemal tak mityczna jak Pocahontas. Urodziła się w okolicach dzisiejszego miasteczka Salmon w Idaho. W 1800 roku, gdy miała przy- puszczalnie 12 lat, została wraz z kilkoma innymi dziewczętami porwana przez grupę Hidatsów. W następnym roku kupił ją Charbonneau i uczynił swoją żoną. Jednocześnie poślubił inną młodą Szoszonkę imieniem Wydra (Otter Woman). Gdy Korpus Odkrywców przybył w okolice zamieszkane przez Man- danów i Hidatsów, Sacagawea była w ciąży. 11 lutego 1805 roku urodziła zdrowego syna, Jeana Baptiste’a. Clark i towarzysze nazywali go „Little Pomp” lub „Pompy”. Jego matka miała w niedalekiej przyszłości okazać się niezwykle pomocna ekspedycji i zaskarbić sobie wielką wdzięczność Lewisa oraz Clarka. Miarą jej zasług stało się 15 pomników upamiętniają- cych tę nietuzinkową kobietę. 7 kwietnia członkowie wyprawy opuścili Fort Mandan i na sześciu wy- drążonych z pni drzew czółnach oraz dwóch większych pirogach udali się w górę rzeki Missouri, kierując się na zachód. Znaleźli się teraz na obsza- rach nietkniętych stopą białego człowieka. 25 kwietnia, dwa i pół tygo- dnia od wyruszenia z Fortu Mandan, dotarli w pobliże ujścia Yellowstone River. Pchany ciekawością Lewis podążył z czterema towarzyszami w głąb lądu i po kilku godzinach marszu, ze szczytu wzgórza po raz pierwszy zo- baczył mityczną rzekę. „Przede mną – zanotował – rozciągał się piękny wi- dok, szczególnie szerokich i żyznych dolin uformowanych przez Missouri i Yellowstone, które od czasu do czasu wyłaniały się z lasów, meandrując przez tę zachwycającą krainę”396. 27 kwietnia ekspedycja przekroczyła dzisiejszą granicę między Dakotą Północną i Montaną. Kolejne dni upływały na kulinarnej rozpuście. Na

393 Clark zniekształcił tu nazwisko Charbonneau. 394 Prawidłowa forma: Big Belly lub Gros Ventre – nazwy, którymi na przełomie osiemnastego i dziewiętnastego wieku określano szczep Hidatsów. 395 Reuben Gold Thwaites (red.), Original Journals of the Lewis and Clark Expedi- tion…, op. cit., t. I, s. 217. 396 Ibidem, s. 335. W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka 183 brzegach Missouri pasło się tak wiele bizonów, jeleni i antylop, że podróż- nicy z łatwością byli w stanie upolować tyle zwierzyny, ile tylko chcieli. „Możemy o każdej porze wysyłać myśliwych – zwierzał się 8 maja Lewis – którzy dostarczą nam wszelkich rodzajów mięsa, jakie oferuje okolica, w ilościach, jakie sobie życzymy”397. Prerie wokół Missouri pełne były nie tylko zwierzyny łownej, lecz i niedźwiedzi grizzly. Indianie ostrzegali podróżników przed tymi potęż- nymi i agresywnymi bestiami. Lewis pozostawał jednak sceptyczny. Uwa- żał, że grizzly (które nazywał zresztą niedźwiedziami białymi lub brunat- nymi) mogą być niebezpieczne jedynie dla czerwonoskórych, uzbrojonych tylko w łuki i strzały, lecz nie stanowią żadnego zagrożenia dla białego człowieka, wyposażonego w karabin. 29 kwietnia musiał wszakże zmienić zdanie z powodu przygody, którą opisał w dzienniku:

Spacerowałem na brzegu [rzeki Missouri] wraz z jednym z towarzyszy. Około ósmej rano natknęliśmy się na dwa niedźwiedzie i oba postrzeliliśmy. Jeden z nich uciekł, drugi zaś ścigał mnie jakieś 70 metrów, ale na szczęście był tak poważnie ranny, że jego pościg okazał się nieskuteczny. Zdążyliśmy przeła- dować broń i zabić go. Był to nie w pełni wyrośnięty samiec, którego wagę oceniliśmy mniej więcej na 150 kilogramów398.

Na tym nie skończyły się przygody uczestników ekspedycji z grizzly. Pod datą 14 maja Lewis opisał następujące zdarzenie:

Wieczorem ludzie płynący w dwóch ostatnich czółnach zauważyli wielkiego niedźwiedzia, leżącego na otwartej przestrzeni około 300 kroków od rzeki. Sześciu z nich, wszyscy dobrzy myśliwi, wyszło na brzeg, by go zaatakować. Wykorzystując niewielkie wzniesienie, zbliżyli się niepostrzeżenie do niedź- wiedzia na odległość 40 kroków. Dwóch, jak było to wcześniej uzgodnione, nie użyło na razie broni. Pozostałych czterech wystrzeliło prawie jednocześnie i cztery kule utkwiły w cielsku bestii. (…) W tym momencie potwór rzucił się na ludzi z rozdziawioną paszczą. Ci, którzy mieli załadowane strzelby, wycelo- wali w nadbiegające zwierzę. Jeden pocisk tylko lekko je drasnął, lecz drugi na szczęście zgruchotał mu łopatkę. Opóźniło to jednak tylko na chwilę jego atak. Mężczyźni, nie zdążywszy przeładować broni, rzucili się do ucieczki. Niedź- wiedź ścigał ich i niemal doganiał, gdy dotarli do brzegu rzeki. Dwóch wsko- czyło do czółna, pozostali rozproszyli się i ukryli wśród wierzb. Teraz przeła- dowali strzelby, wymierzyli i, gdy nadarzyła się sposobność, umieścili w ciele zwierzęcia kilka kolejnych kul. Nie powstrzymało to wszakże niedźwiedzia. Dwóch myśliwych musiało porzucić broń i skoczyć do rzeki, chociaż brzeg

397 Ibidem, t. II, s. 12. 398 Ibidem, t. I, s. 350. 184 W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka

opadał prawie pionowo ponad sześć metrów. Niedźwiedź był tak rozwścieczo- ny, że rzucił się do wody za ludźmi. Wtedy jeden z tych, którzy pozostali na brzegu, strzelił i trafił go w głowę, kładąc go ostatecznie trupem399.

Tego samego dnia wydarzył się wypadek, który mógł mieć daleko idące konsekwencje. Gwałtowny podmuch wiatru wywrócił jedną z piróg, pły- nącą z podniesionymi żaglami, za której sterami stał Charbonneau. Pech chciał, że na jej pokładzie znajdowały się wszystkie zapiski Lewisa i Clar- ka. Tylko szybkie działanie Sacagawei uratowało drogocenne dzienniki i inne notatki, które inaczej przepadłyby w nurcie rzeki Missouri. Dalsza podróż przebiegała bez większych przeszkód. 26 maja Lewis i Clark dostrzegli po raz pierwszy Góry Skaliste. Byli pełni nadziei, któ- ra jednak szybko prysła, gdy uświadomili sobie, jak trudno będzie prze- kroczyć to wysokie, postrzępione i pokryte śniegiem pasmo. „Patrząc na góry – notował Meriwether Lewis – czułem skrytą radość, że znalazłem się tak blisko ich szczytów. Lecz gdy wyobraziłem sobie przeszkody, jakie będziemy musieli pokonać, oraz cierpienia i trudy, jakie staną się naszym udziałem na szlaku do Pacyfiku, radość przemieniła się w obawę”400. 2 czerwca ekspedycja dotarła do zbiegu dwóch rzek. Lewis i Clark nie wiedzieli, która z nich to Missouri, choć mieli pewne podejrzenia. Rzeka zdążająca z północnego zachodu była brudniejsza i niosła więcej mułu, co miało świadczyć o tym, że przepływa przez rozległe równiny. Tymczasem rzeka południowo-zachodnia była o wiele czystsza, a więc prawdopodob- nie płynęła prosto z gór. Kapitanowie sądzili, że to właśnie jest Missouri. Zdawali sobie jednak sprawę, że pomyłka mogła ich drogo kosztować, opóźniając dalszy marsz o wiele tygodni. Zwłoka oznaczałaby zapewne, jak przypuszczał Lewis, „takie zniechęcenie całego zespołu, że prowadzi- łoby to do klęski całej ekspedycji”401. Jedyną wiarygodną wskazówką, jaką dysponowali dowódcy Korpusu Odkrywców, były informacje od Hidatsów, że na Missouri znajduje się wielki wodospad. Lewis i Clark udali się przeto na rekonesans, przy czym pierwszy podążał wzdłuż północno-zachodniej, a drugi wzdłuż po- łudniowo-zachodniej rzeki. Mimo że wodospadu nie odnaleźli, uznali, iż należy wybrać lewą, południowo-zachodnią rzekę (koryto drugiej po kilku milach zmieniało kierunek, skręcając gwałtownie na północ).

399 Ibidem, t. II, s. 33–34. 400 Ibidem, s. 79. 401 Ibidem, s. 113. W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka 185

Wciąż wszakże gnębiły ich wątpliwości. Lewis poprowadził więc lą- dowy rekonesans. Rankiem 13 czerwca dostrzegł mgłę unoszącą się nad wzgórzami i usłyszał łoskot spadającej z wysoka wody. Po dwóch godzi- nach marszu znalazł się nad głębokim wąwozem, na którego dnie ujrzał ogromny wodospad. Widok ten – groźny, a zarazem wspaniały – oznaczał, że Korpus Odkrywców był na właściwym szlaku. Missouri szykowała jednak wędrowcom przykrą niespodziankę. Sądzili oni, że nurt rzeki przecina tylko jeden wodospad. Tymczasem okazało się, że jest ich pięć i ciągną się na przestrzeni 16 kilometrów, stanowiąc nie- zwykle trudną do pokonania przeszkodę402. Prawie dwa tygodnie trwało pchanie, przeciąganie i przenoszenie czółen i zapasów lądem, „urozmai- cane” dodatkowo niesprzyjającą pogodą: burzami i ulewnymi deszczami. W końcu, po kilku dniach odpoczynku, 15 lipca ekspedycja mogła ruszyć w dalszą drogę. Po dziesięciu dniach Korpus Odkrywców osiągnął miejsce, zwane dzi- siaj Three Forks, w którym łączą się trzy rzeki, dając początek Missouri. Lewis i Clark nadali im nazwy na cześć prezydenta i dwóch członków jego gabinetu: Jefferson River, Madison River403 oraz Gallatin River404. I znów przed członkami wyprawy stanął problem wyboru właściwej rzeki. Korzy- stając z rad Sacagawei, która znała teren, ekspedycja ruszyła w górę rzeki Jefferson. Lewis z niewielką grupką żołnierzy podążył naprzód i 12 sierp- nia osiągnął kontynentalny dział wodny, oddzielający zlewiska Atlantyku i Pacyfiku. „Zszedłem około kilometra, po bardzo stromym zboczu, do ładnego, wartkiego i zimnego strumienia – zanotował. – Po raz pierwszy skosztowałem wodę z wielkiej rzeki Kolumbii”405. Następnego dnia Lewis i jego ludzie spotkali Szoszonów, przedstawi- cieli szczepu, z którego pochodziła Sacagawea. Kapitan opisał to wydarze- nie dokładnie, nie szczędząc najdrobniejszych szczegółów.

Szliśmy falistą równiną, równoległą do doliny rzeki, gdy w odległości około mili zobaczyliśmy na wzniesieniu dwie kobiety, mężczyznę i kilka psów. Przy-

402 Wodospady te noszą dzisiaj nazwy: The Great Falls, Crooked Falls, Rainbaw Falls, Colter Falls i Black Eagle Falls. 403 James Madison (1751–1836) był w administracji Thomasa Jeffersona sekretarzem stanu, a w latach 1809–1817 czwartym prezydentem Stanów Zjednoczonych. 404 Abraham Alfonse Albert Gallatin (1761–1849), imigrant ze Szwajcarii, był najdłu- żej sprawującym swą funkcję amerykańskim sekretarzem skarbu (od 1801 do 1813 roku). 405 Reuben Gold Thwaites (red.), Original Journals of the Lewis and Clark Expedi- tion…, op. cit., t. II, s. 334. Woda, którą pił Lewis, pochodziła w istocie z Horseshoe Bend Creek. Strumień ten zasila rzekę Lemhi, ta zaś łączy się z rzeką Salmon, a ta z kolei z rzeką Snake, która wpada do Kolumbii. 186 W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka

glądali się nam z uwagą, a dwoje z nich po kilku minutach usiadło, jakby ocze- kując nas. Gdy znaleźliśmy się pół mili od nich, poleciłem ludziom zatrzymać się. Zostawiłem strzelbę, wziąłem flagę, którą rozwinąłem, i zacząłem zbliżać się sam do Indian. Kobiety wkrótce zniknęły za wzgórzem. Mężczyzna pozo- stawał na miejscu, aż znalazłem się sto jardów od niego, a wtedy też uciekł. (…) Dotarłem na szczyt wzgórza, lecz nie mogłem nikogo dostrzec. (…) Da- łem znać towarzyszom, by podeszli. Gdy to uczynili, ruszyliśmy śladami In- dian. (…) Nie uszliśmy nawet mili, gdy spotkaliśmy trzy dzikuski. Rzeźba tere- nu sprawiła, że dostrzegły nas dopiero, gdy byliśmy w odległości 30 kroków. Młoda kobieta natychmiast rzuciła się do ucieczki, a starsza wraz z dziewczyną w wieku około 12 lat pozostały. Odłożyłem broń i podszedłem do nich. Wyda- wały się przerażone, lecz uznały, że jesteśmy zbyt blisko, by uciekać. Siedziały więc z opuszczonymi głowami, jakby pogodzone ze śmiercią. Chwyciłem star- szą kobietę za rękę, powtarzając słowo tab-ba-bone. Ściągnąłem też koszulę, by pokazać, że jestem białym człowiekiem, gdyż moja skóra na twarzy i rę- kach, wystawiona na stałą ekspozycję słoneczną, była prawie tak ciemna jak ich. Indianki wyglądały nadal na zaniepokojone. Dałem im trochę paciorków, cynowych naczyń i odrobinę różu. (…) Gdy wróciła ich towarzyszka, któ- ra wcześniej uciekła, obdarowałem ją błyskotkami. Pomalowałem również jej śniade policzki cynobrem, który dla Szoszonów jest symbolem pokoju. Teraz, za pomocą gestów, poprosiłem kobiety, by zaprowadziły mnie do obozu, gdzie mógłbym poznać ich wodzów i wojowników. Szybko spełniły prośbę i ruszy- liśmy w dół rzeki406.

Po krótkim marszu Lewis i towarzysze napotkali „grupę około 60 wo- jowników dosiadających wspaniałych koni”407. Porozmawiawszy chwilę z kobietami, Indianie serdecznie przywitali podróżników, obejmując ich i powtarzając „ah-hi’-e, ah-hi’-e”, co znaczyło „bardzo się cieszę, bardzo się cieszę”. Potem kapitan zapalił fajkę i podał wodzowi Cameahwaitowi (Temu, Który Nigdy Nie Chodzi Pieszo), a ten przekazał ją pozostałym czerwonoskórym. „Akt przyjęcia i palenia fajki otrzymanej od przyby- sza – zanotował Lewis – świadczy o szczerej przyjaźni żywionej wobec niego”408. Po czterech dniach do Lewisa dołączył Clark z pozostałymi członkami ekspedycji. Wtedy okazało się, że Sacagawea jest siostrą Cameahwaita. Jej spotkanie z Szoszonami było – jak określił to Lewis – „naprawdę wzrusza- jące”409. Szczególnie chwytające za serce okazało się powitanie „z Indian- ką, która została porwana razem z nią, lecz zdołała potem zbiec i powrócić

406 Ibidem, s. 337–339. 407 Ibidem, s. 339. 408 Ibidem, s. 340. 409 Ibidem, s. 361. W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka 187 do swego ludu”410. Radość obu kobiet opisał również Clark: „tańczyły wesoło, a Sacagawea dawała mi znaki, że znalazła się wśród swoich współ- plemieńców”411. Szoszoni dobrze orientowali się w topografii obszarów położonych na zachód od głównego działu wodnego w Górach Skalistych. Uświadomi- li zatem Lewisa i Clarka, że rzeka Salmon, którą podróżnicy zamierzali płynąć w kierunku zachodnim, tworzy dalej głęboki kanion niemożliwy do przebycia. Cameahwait rekomendował inną drogę, która wymagała jednak długiej pieszej lub konnej wędrówki przez góry. Tym sposobem nadzieje eksploratorów na odkrycie szlaku wodnego prowadzącego z Mis- sisipi aż do Pacyfiku legły w gruzach. Kupiwszy od Szoszonów kilkanaście starych i schorowanych koni, uczestnicy wyprawy wyruszyli 30 sierpnia w dalszą podróż, prowadzeni przez indiańskich przewodników, Starego Toby’ego i jego syna. Podążali najpierw brzegiem rzeki Lemhi i północnego odgałęzienia rzeki Salmon. Następnie, brnąc po kostki w śniegu, przekroczyli przełęcz, nazwaną póź- niej Lost Trail Pass, i wkroczyli do doliny Bitterroot. Tu spotkali Indian ze szczepu Saliszów, którzy powitali ich przyjaźnie i zgodzili się sprzedać całkiem liczne stado koni. Teraz Korpus Odkrywców dysponował czter- dziestoma wierzchowcami, co znacznie ułatwiło dalszą podróż. Zmierzali w kierunku wysokich i postrzępionych Bitterroot Moun- tains412. Rozpoczęta 11 września przeprawa przez góry była bardzo cięż- ka. Konie ślizgały się na oblodzonych i zaśnieżonych urwiskach, gubiąc skrzynie z zapasami. To, że nikt nie zginął ani nie został ranny, graniczy- ło z cudem. Tym bardziej że pogoda nie była sprzyjająca. Ciągłe deszcze i śnieżyce utrudniały i tak ciężki marsz. 16 września spadło 20 centyme- trów śniegu. „Byłem przemoczony i zziębnięty jak nigdy w życiu – pisał Clark. – W pewnej chwili bałem się, że odmrożę stopy”413. Ponieważ brakowało żywności, 18 września Clark z sześcioma myśli- wymi ruszył śpiesznie w awangardzie w poszukiwaniu łownej zwierzyny. Po dwóch dniach dotarł do Weippe Prairie, liczącej kilka tysięcy akrów równiny w dzisiejszym hrabstwie Clearwater w Idaho. Tu natknął się na

410 Ibidem. 411 Ibidem, s. 365. 412 Bitterroot Mountains stanowią część pasma Bitterroot Range, leżą w północnym Idaho oraz zachodniej Montanie i zajmują powierzchnię 12 593 kilometrów kwadrato- wych. Ich najwyższy szczyt nosi nazwę Trapper Peak i liczy 3096 metrów n.p.m. 413 Reuben Gold Thwaites (red.), Original Journals of the Lewis and Clark Expedi- tion…, op. cit., t. III, s. 69. 188 W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka grupę Indian Nez Percé. Pod datą 20 sierpnia zanotował: „(…) przebyw- szy trzy mile przez piękną okolicę, dotarłem do małej równiny, w której znalazłem indiańskie domy. [Indianie] dali nam kawałek mięsa z bizona, kilka suszonych łososi, jagody i korzonki (…) oraz rośliny rosnące jak cebula, z których robią chleb i zupę. Wszystko zjedliśmy ze smakiem”414. Przez następne dwa i pół tygodnia uczestnicy ekspedycji przebywali wśród Nez Percé, w dwóch wioskach położonych na południowym krań- cu Weippe Prairie. Odpoczywali po trudach przeprawy przez Bitterroot Mountains, leczyli drobne rany i schorzenia, usiłowali także zdobyć in- formacje na temat czekającej ich dalszej wędrówki. Wódz Kręcone Włosy naszkicował na kawałku skóry białego łosia mapę strumieni płynących na zachód do rzeki Kolumbii i mogących służyć jako drogi wodne. Na prośbę Lewisa i Clarka on oraz drugi z wodzów o imieniu Tetoharsky zgodzili się towarzyszyć Korpusowi przez terytoria Nez Percé aż do rzeki Kolumbii. Mimo że większość członków Korpusu Odkrywców cierpiała na różne- go rodzaju choroby, 26 września wszyscy, którzy czuli się na siłach, przy- stąpili do budowy czółen. W ciągu dziesięciu dni, przy czynnej pomocy Indian, powstało pięć łodzi z wydrążonych sosnowych pni. 7 października

Zdj. 42. Wioska Nez Percé (fotografia Setha K. Humphreya z roku 1906)

414 Ibidem, s. 77–78. W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka 189 wyprawa wyruszyła w dalszą podróż w dół rzeki Clearwater, pozostawia- jąc wszystkie swoje konie pod tymczasową opieką Nez Percé. Spływ łodziami był bardzo ryzykowny ze względu na liczne progi skal- ne i bystrzyny. Wkrótce po rozpoczęciu żeglugi doszło do dwóch wypad- ków. Clark tak opisał jeden z nich:

W chmurny poranek załadowaliśmy nasze czółna i wyruszyliśmy o godzinie dziewiątej. Minęliśmy piętnaście bystrzyn, cztery wyspy i ujście strumienia. Szesnaście mil poniżej jedno kanu, którym sterował sierżant Gass, omal się nie przewróciło. Nabrało jednak wody i zatonęło. (…) Z pomocą innych łodzi zabezpieczyliśmy ładunek, a puste czółno wyciągnęliśmy na brzeg415.

Na szczęście obyło się bez ofiar; tylko jedna osoba została lekko ranna. Płynąc rzeką Clearwater, podróżnicy cierpieli głód; jedli tylko suszone ryby, korzonki i mięso nielicznych psów kupionych od napotkanych Indian. 10 października Korpus Odkrywców przekroczył granicę obecnego stanu Waszyngton, dotarł do zbiegu rzek Clearwater oraz Snake, a po- tem kontynuował podróż, idąc wzdłuż tej ostatniej. Krajobraz zmienił się dramatycznie. Wokół pojawiły się wzgórza, w których woda wyrzeźbiła głębokie kaniony. Sosny porastające brzegi Clearwater zniknęły. „Nie było teraz żadnych drzew, jeśli nie liczyć kilku niepozornych wierzb” – zano- tował Clark416. Pokonanie Snake River zajęło ekspedycji pięć dni. Trasa nie należała do łatwych. Lewis i Clark zatrudnili trzech indiańskich przewodników, by pomogli pokonać liczne i niebezpieczne bystrzyny. Nawet oni nie potrafili jednak zapobiec wywrotkom czółen. Wypadki te kosztowały wędrowców utratę sporej części wyposażenia i zapasów, pochłonęły również wiele cen- nego czasu. 16 października ekspedycja dotarła do rzeki Kolumbii. Tutaj natrafiła na obozowisko Indian ze szczepów Yakama i Wanapam, spokrewnionych z Nez Percé. Dzięki obecności wśród wędrowców Kręconych Włosów i Tetoharsky’ego spotkali się oni z przyjaznym, by nie rzec przyjacielskim przyjęciem. Jak pisał Clark, miejscowy wódz przybył „na czele około dwu- stu mężczyzn, śpiewających i bijących w bębny (…). Sformowali oni pół- kole wokół nas i śpiewali jakiś czas”417. Następnego ranka

415 Ibidem, s. 99. 416 Ibidem, s. 117. 417 Ibidem, s. 120. 190 W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka

(...) zjawił się wódz z najważniejszymi członkami szczepu i wypaliliśmy fajkę pokoju. Kilkoro mężczyzn i kobiet oferowało nam psy i ryby na sprzedaż. Kupiliśmy wszystkie psy. Sezon na ryby się skończył i wiele z nich pływało martwych w rzece, nie sądziliśmy więc, by nadawały się do jedzenia418. Wysła- łem myśliwych, by upolowali preriowe koguty, wielkie ptaki, które widziałem nad rzeką, a których kilka wcześniej zabiłem419. Są wielkości małego indyka i przypominają bażanty420.

Lewis i Clark spędzili z Indianami Yakama i Wanapam dwa dni. „Lu- dzie ci – pisał Clark – wydają się żyć w stanie względnej szczęśliwości: często wyręczają w pracy kobiety (…) i zadowalają się jedną żoną (…). Wielkim szacunkiem i czcią darzą osoby w podeszłym wieku. Obserwo- wałem staruszkę, która była całkiem ślepa i miała, jak się dowiedziałem, ponad sto lat. Zajmowała najlepsze miejsce w chacie, a wszyscy z uwagą słuchali tego, co miała do powiedzenia”421. Przed wyruszeniem w dalszą podróż Lewis i Clark otrzymali od wodzów mapy rzeki Kolumbii. Zdobyli także informacje o szczepach, jakie mogą spotkać po drodze. 18 października eksploratorzy popłynęli z biegiem Kolumbii, ostatniej rzeki prowadzącej do Pacyfiku. Początkowo żegluga nie nastręczała kło- potów. Wkrótce jednak sytuacja dramatycznie się zmieniła. 22 październi- ka ekspedycja dotarła do wodospadów Celilo (zwanych również Wielki- mi Wodospadami)422. Tutaj rzeka zwężała się i opadała szeregiem kaskad. Dla Korpusu Odkrywców stanowiły one barierę nie do przebycia423. By ją obejść, musieli przetransportować czółna, sprzęt i zapasy stromą oraz wąską ścieżką. Niebawem napotkali kolejne wyzwanie: zwężenie rzeki, w którym woda, kłębiąc się i rozbijając o głazy, spływała dwoma progami o wyso- kości sześciu oraz dwóch i pół metra. Lewis i Clark rozważali możliwość przeniesienia czółen brzegiem, lecz piętrzące się na nim skały okazały się zbyt trudną przeszkodą. Zdecydowali się więc spłynąć łodziami. Ryzyko

418 Ryby, o których wspomina Clark, to oczywiście łososie. Wędrują one na czas roz- rodu z mórz do rzek, a po tarle wiele osobników ginie. 419 Chodzi o tak zwane preriowe pardwy (Tympanuchus cupido). 420 Reuben Gold Thwaites (red.), Original Journals of the Lewis and Clark Expedi- tion…, op. cit., t. III, s. 123. 421 Ibidem, s. 126. 422 Wodospady te dzisiaj już nie istnieją. Zostały zniszczone na skutek zalania okolicy przez wody sztucznego zbiornika powstałego w 1957 roku po ukończeniu zapory Dallesa. 423 Lewis i Clark dotarli do wodospadów późną jesienią, gdy stan wody w Kolum- bii był relatywnie niski, uniemożliwiając spływ kaskadami. W lecie bywało inaczej. Gdy w lipcu 1811 roku przy wodospadach pojawił się David Thompson, bez problemu poko- nał skalne uskoki dzięki znacznie wyższemu poziomowi powierzchni wody. W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka 191 się opłaciło. Mimo że kilka razy omal nie doszło do katastrofy, członkowie ekspedycji cało i zdrowo pokonali bystrzyny obserwowani z ciekawością przez zgromadzonych na stromych brzegach Indian. Następnego dnia, obawiając się o swoje bezpieczeństwo, odeszli Kręco- ne Włosy i Tetoharsky. Wodospady na rzece Kolumbia stanowiły bowiem kulturową i językową granicę, oddzielającą wrogo do siebie nastawione społeczności rdzennych Amerykanów. Na wschodzie mieszkali Indianie mówiący językami należącymi do grupy Sahaptian (między innymi Nez Percé), na zachodzie zaś tubylcy posługujący się językami Chinookan. Le- wis i Clark usiłowali nakłonić Kręcone Włosy i Tetoharsky’ego, by pozo- stali z nimi, obiecując im pokojowe mediacje z nieprzyjaźnie usposobiony- mi szczepami, wodzowie woleli jednak powrócić do swoich wiosek. Płynąc w dół rzeki Kolumbia, Korpus Odkrywców napotkał niebawem kolejne wodospady. Kapitanowie zdecydowali tym razem nie ryzykować i polecili przenieść czółna oraz całe wyposażenie i zapasy lądem. „Byli ponad sto mil [160 kilometrów] od oceanu – opisuje sytuację Maurice Isserman. – Zaczęli odczuwać skutki pływów na rzece. Woda zro- biła się słona. Wkrótce do picia nadawała się tylko deszczówka, której na szczęście nie brakowało”424. Niebawem ekspedycja osiągnęła ujście dzisiej- szej Sandy River i zaczęła przebijać się przez Góry Kaskadowe. Pasmo to, tworząc zaporę dla zachodnich wiatrów niosących znad Pacyfiku wilgotne masy powietrza, stanowi granicę klimatyczną. Po jego wschodniej stronie roczne opady wynoszą około 15 centymetrów, po zachodniej zaś – 10 razy więcej. Przebywszy tak zwany Przełom Kolumbii (Columbia Gorge), wę- drowcy znaleźli się w krainie gęstych lasów. Korpus Odkrywców spiesznie podążał w kierunku oceanu. Jego człon- kowie niewiele uwagi poświęcali miejscowym Indianom, Czinukom, tym bardziej że biali nie byli dla nich nowością. Niektórzy paradowali w ma- rynarskich kurtkach, inni używali żelaznych rondli, mosiężnych kocioł- ków i muszkietów, jeszcze inni potrafili wymówić kilka angielskich słów: „muszkiet”, „proch”, „strzał”, „nóż” i „pilnik”. Czinukowie znali wartość towarów, które oferowali na sprzedaż, szczególnie żywności. „Żądają wy- sokich cen za to, co sprzedają” – skarżył się Clark425. 7 listopada Lewis i Clark zdali sobie sprawę z bliskości Pacyfiku. Słysze- li nawet szum fal rozbijających się o brzeg. Ogarnięty wzruszeniem Clark

424 Maurice Isserman, Across America…, op. cit., s. 93. 425 Rouben Gold Twaites (red.), Original Journals of the Lewis and Clark Expedi- tion…, op. cit., t. III, s. 175. 192 W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka zanotował słynne dwa zdania: „Wielka radość w obozie. Ocean w zasięgu wzroku”426. Niestety, Clark się mylił. Fale huczały w Grays Bay, części szerokie- go i długiego ujścia Kolumbii. Do Pacyfiku było stamtąd jeszcze ponad 30 kilometrów. Znad oceanu wiał silny wiatr, a deszcz i wysokie fale utrudniały żeglu- gę. „Czółna kołysały się tak mocno, że niektórzy [członkowie ekspedycji] byli bardzo chorzy” – donosił Clark427. W końcu podróż trzeba było prze- rwać. Przez dwa dni odkrywcy biwakowali po północnej stronie Grays Bay. 10 listopada sztorm ucichł na chwilę. Pozwoliło to Korpusowi prze- być 12 kilometrów z biegiem rzeki do Point Ellice koło dzisiejszego Me- gler. Tu, na skutek złej pogody, podróżnicy znów utknęli na kilka dni. Byli zziębnięci, przemoczeni, wyczerpani i głodni. Clark opisał ten okres jako „najbardziej przykry czas, jakiego doświadczyłem”428. Wreszcie 15 listopada deszcz przestał na krótko padać. Uczestnicy wy- prawy popłynęli do Chinook Point, skąd ujrzeli Pacyfik. Obozowali tam przez dziewięć dni. Lewis z garstką ludzi powędrował na przylądek Di- sappointment, gdzie na drzewie wyrył swoje inicjały. Clark z inną grupą wybrał się nad ocean kilka dni później. „Ludzie byli bardzo zadowoleni z wycieczki, oglądając z podziwem wysokie fale uderzające o skały” – za- notował 18 listopada429. Po wielu trudach, narażając się na liczne niebezpieczeństwa, Korpus Odkrywców dotarł wreszcie do wybrzeży Pacyfiku. Od ujścia Missouri do ujścia Kolumbii przebył 6665 kilometrów. Niektórzy wędrowcy chcieli popłynąć z powrotem w górę Kolumbii, by założyć zimowy obóz w suchszym klimacie. Lewis i Clark nie zgodzili się jednak na to, argumentując, że w głębi lądu będzie o wiele zimniej. Kapitanowie liczyli również na to, że na przybrzeżnych wodach może się pojawić jakiś amerykański lub brytyjski statek handlowy, który mógłby wspomóc ekspedycję sprzętem i zapasami. Na miejsce zimowego pobytu wybrali leśną polanę niedaleko źródła z krystalicznie czystą wodą i małej rzeczki, zwanej dzisiaj Lewis and Clark River. 7 grudnia rozpoczęto prace przy wznoszeniu obozu, który – od nazwy zamieszkującego okolice in- diańskiego szczepu – ochrzczono mianem Fortu Clatsop.

426 Ibidem, s. 210. 427 Ibidem, s. 212. 428 Ibidem, s. 223. 429 Ibidem, s. 234. W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka 193

Korpus Odkrywców spędził w obozie 161 dni, przy czym jedynie dwanaście z nich było bezdeszczowych. Uczestnicy wyprawy, zaniedbani i przemoczeni, w niczym nie przypominali oddziału amerykańskiej armii: mieli długie włosy i brody, od stóp do głów odziani byli w ubrania zrobio- ne z łosiowych skór, a nogi chroniły im mokasyny. Pogoda dawała im się niemiłosiernie we znaki. Dlatego już 23 mar- ca 1806 roku, gdy niebo nieco się przejaśniło, postanowili opuścić obóz i wyruszyli w drogę powrotną. Po kilku dniach zatrzymali się na tydzień, by – polując – uzupełnić zapasy dziczyzny. 6 kwietnia ruszyli w dalszą drogę i w połowie miesiąca dotarli do bystrzyn i wodospadów na wschód od Gór Kaskadowych. Wyposażenie i żywność trzeba było przetranspor- tować brzegiem, puste czółna natomiast przeciągano za pomocą lin ho- lowniczych. Lewis i Clark mieli już dość zmagań z kapryśnym nurtem Kolumbii. Dalej postanowili podróżować lądem. Do tego potrzebowali jednak koni. Od okolicznych Indian udało im się kupić tylko 10 sztuk. 21 kwietnia ekspedycja rozpoczęła marsz brzegiem rzeki. Kilku ludzi płynęło dwoma czółnami, przewożąc sprzęt, który nie nadawał się do transportu konnego. 4 maja Korpus Odkrywców osiągnął ujście Snake River, wkraczając na ziemie Nez Percé. Indianie, po serdecznym powitaniu, oddali podróż- nikom zostawione jesienią na przechowanie konie. Ostrzegli ich także przed zbyt wczesnym wyruszeniem w Bitterroots Mountains, w których wciąż jeszcze nie stopniały śniegi. Lewis i Clark byli wszakże niecierpliwi. Zgromadziwszy obfite zapasy dziczyzny, skierowali się w stronę gór. Lecz wkrótce uświadomili sobie, że nie była to dobra decyzja. Konie grzęzły w głębokim śniegu, nigdzie nie mogąc znaleźć trawy, szybko traciły siły z głodu i wyczerpania. 17 czerwca, dotarłszy do Hungry Creek, kapita- nowie postanowili zawrócić. „Po raz pierwszy podczas tej długiej podróży – zanotował Lewis – zostaliśmy zmuszeni do wycofania się”430. Po tygodniu znów udali się w Bitterroots Mountains. Tym razem to- warzyszyło im pięciu przewodników Nez Percé. Z ich pomocą szczęśliwie przekroczono niebezpieczne pasmo. Jesienią 1805 roku Korpus potrze- bował 11 dni, by przebyć te niegościnne góry. Tym razem wystarczyło zaledwie sześć dni. W dalszej drodze Lewis i Clark rozdzielili się. Clark i jego ludzie podą- żyli wzdłuż rzeki Missouri, przekroczyli kontynentalny dział wód przełę- czą nazwaną później Gibbons Pass i zbadali dolny bieg rzeki Yellowstone.

430 Ibidem, t. V, s. 142. 194 W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka

Tymczasem Lewis udał się do Wielkich Wodospadów. Tutaj zostawił część ludzi, sam zaś z George’em Drouillardem oraz Josephem i Reubinem Fiel- dami ruszył konno na północ brzegiem Marias River. Kapitan wiedział, że nie mogą czuć się bezpiecznie. Okoliczne tereny zamieszkiwali bowiem Indianie ze szczepu Czarne Stopy, bezwzględni wrogowie Szoszonów i Nez Percé. Handlowali oni futrami z Brytyjczykami i niezbyt przychyl- nym okiem patrzyli na przybyszów ze Stanów Zjednoczonych. Lewis z towarzyszami zachowywali czujność. Mimo to 26 lipca natknęli się niespodziewanie na ośmiu wojowników Czarnych Stóp prowadzących stado około 30 koni. Początkowo gesty przyjaźni ze strony Lewisa spotkały się z pozytywnym odzewem. Indianie przyjęli zaproszenie kapitana do zło- żenia wizyty w tymczasowym obozie, gdzie wszyscy wypalili fajkę pokoju. Problemy pojawiły się następnego ranka, gdy wojownicy próbowali skraść swoim gospodarzom karabiny. Wywiązała się walka, podczas której zginęło dwóch Indian. W obawie przed dalszymi kłopotami Lewis i jego ludzie ruszyli galopem na południe. 28 lipca dołączyli do reszty Korpusu Odkrywców. Byli bezpieczni.

Zdj. 43. Wojownik ze szczepu Czarnych Stóp (ilustracja Karla Bodmera z 1833 roku) W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka 195

Dalsza droga przebiegała bez zakłóceń. 23 września Korpus dotarł do ujścia Missouri. Tego samego dnia przybił do przystani w Saint Louis. Wszyscy uczestnicy wyprawy, a zwłaszcza jej dowódcy byli po powro- cie fetowani. Składano im publiczne hołdy, zapraszano na uroczyste bale, ważni i wpływowi ludzie chcieli uścisnąć im dłonie. Lewis otrzymał od Kongresu wysoką nagrodę pieniężną oraz sporą, liczącą 1600 akrów, działkę. W 1807 roku prezydent Thomas Jefferson mianował go guber- natorem Terytorium Luizjany rezydującym w Saint Louis. Stanowisko to dawało kapitanowi solidne dochody i możliwość inwestowania w rozwi- jający się na Zachodzie handel futrami. Nie okazał się jednak skutecznym administratorem, a do jego negatywnego wizerunku przyczyniły się spory z lokalnymi przywódcami politycznymi, kontrowersje wokół przyznawa- nia licencji handlowych, niejasna i mało przejrzysta polityka ziemskich darowizn, fatalnie działający na obszarze Terytorium system pocztowy oraz częste pijackie ekscesy. 11 października 1809 roku, podczas podróży z Saint Louis do Waszyngtonu, Lewis zmarł w wyniku postrzału. Oficjalna wersja mówiła o samobójstwie, ale pojawiły się też podejrzenia o zabój- stwo. Sprawa nie została nigdy ostatecznie wyjaśniona431. Lepiej potoczyły się losy Williama Clarka. W 1807 roku prezydent Jefferson mianował go agentem rządu federalnego do spraw Indian na Terytorium Luizjany, otrzymał także stopień generała brygadiera lokalnej milicji. W roku 1813 został gubernatorem nowo utworzonego Terytorium Missouri. Gdy w 1820 roku Missouri stało się stanem, Clark przegrał wy- bory na stanowisko gubernatora. Dwa lata później został superintenden- tem do spraw Indian w Saint Louis, zajmując się głównie przesiedlaniem rdzennych Amerykanów z obszarów położonych na wschodzie na ziemie obecnego stanu Kansas. W 1808 roku Clark ożenił się z Julią Hancock, która urodziła mu pięcioro dzieci. Małżeństwo adoptowało też syna Sacagawei, Jeana Bap- tiste’a „Pompa”, wychowując go jak własnego potomka. Clark zmarł w 1838 roku i został pochowany na cmentarzu w Saint Louis. Na grobie widnieje inskrypcja: „Jego życie zostało wpisane w Historię Jego Kraju”. Informacje o innych, obok Lewisa i Clarka, uczestnikach ekspedycji z lat 1804–1806 nie są pełne. Największą sławą, po latach, zaczęła cie- szyć się Sacagawea. Po zakończeniu wyprawy spędziła ona trzy lata wśród

431 Por.: Vardis Fisher, Suicide or Murder?: The Strange Death of Governor Meriwether Lewis, Swallow Press, Chicago 1962; John D.W. Guice, Jay H. Buckley, James J. Holm- berg, By His Own Hand? The Mysterious Death of Meriwether Lewis, University of Okla- homa Press, Norman 2006. 196 W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka

Zdj. 44. Grób Williama Clarka

Hidatsów. Później, na zaproszenie Clarka, przeniosła się wraz z Charbon- neau do Saint Louis, gdzie urodziła córkę, Lizettę. Zmarła w 1812 roku. Wśród Indian, a także wielu białych, pojawiła się jednak wersja, według której Sacagawea porzuciła męża, przebyła Wielkie Równiny i wyszła za mąż za wojownika ze szczepu Komanczów. Potem powróciła do swoich współplemieńców, Szoszonów, w obecnym stanie Wyoming, gdzie zmarła jako staruszka w 1884 roku. Wersja ta jest wszakże (tak przynajmniej sądzi większość badaczy) czystą fikcją. Do jej rozpowszechnienia przyczyniły się dwudziestowieczne powieści, które z Sacagawei uczyniły nie tylko wyide- alizowaną bohaterkę, ale wręcz postać mityczną: archetypową matkę i opiekunkę, wysłanniczkę pokoju, łączniczkę między odmiennymi cywili- zacjami, ucieleśnienie ducha wielokulturowego, amerykańskiego narodu. W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka 197

Dla literatury Sacagaweę odkryła Eva Emery Dye, pisarka, badaczka historii Północnego Zachodu i jedna z inicjatorek ruchu sufrażystek w Sta- nach Zjednoczonych, autorka głośnej powieści z 1902 roku The Conquest: The True Story of Lewis and Clark, będącej na pół fikcyjną biografią Wil- liama Clarka i jego brata, George’a Rogera432. Później młoda Szoszonka pojawiła się między innymi w Bird Woman: Sacagawea’s Own Story Jamesa Willarda Schultza433, Red Heroines of the Northwest Byrona Defenbacha434, Star of the West: The Romance of the Lewis and Clark Expedition Ethel Hueston435, Forward the Nation Donalda C. Peattie436, Sacajawea of the Shoshones Delli Gould Emmons437, monumentalnej, liczącej ponad 1300 stron Sacajawea Anny Lee Waldo438, Streams to the River, River to the Sea: A Novel of Sacagawea Scotta O’Della439 i Sacajawea Josepha Bruchaca440. W dziele Dye Sacagawea jest przede wszystkim matką, wnoszącą do świata mężczyzn łagodność i ciepło domowego ogniska. Autorka uważała zresztą macierzyństwo za najważniejsze doświadczenie kobiety, stanowiące również jej specyficzny wkład w rozwój każdej zbiorowości. Szczególnie doniosłe było macierzyństwo na styku cywilizacji i dzikiej natury, a rola matki-pionierki okazywała się kluczowa zarówno w kontekście rodzin- nym, jak i społecznym. Na przykładzie Sacagawei jako heroicznej matki Dye ukazywała, w jaki sposób pierwiastek kobiecy może chronić mężczyzn przed niebezpieczeństwem. Jadąc konno wzdłuż Kolumbii z dzieckiem na plecach, młoda Szoszonka „znajdowała przyjaciół w każdym szczepie. Ser- ca indiańskich matek otwierały się na Sacagaweę. Sama jej obecność była gwarancją pokojowych intencji [ekspedycji]”441. By nadać Sacagawei cechę szlachetności, Dye czyni z niej indiańską księżniczkę, która wszakże pod każdym względem uznaje wyższość cywi- lizacji białego człowieka. Uległość bohaterki wobec Amerykanów, spowo- dowaną podziwem dla ich misji, podkreśla także Della Gould Emmons:

432 Eva Emery Dye, The Conquest: The True Story of Lewis and Clark, A.C. McClurg, Chicago 1902. 433 Houghton Miffin, Boston 1918. 434 Caxton Publishing, Caldwell 1930. 435 Bobbs-Merrill Company, Indianapolis 1935. 436 G.P. Putnam’s Sons, New York 1942. 437 Binford and Mort, Portland 1943. 438 Avon Books, New York 1978. 439 Houghton Miffin, Boston 1986. 440 Houghton Miffin, Boston 2008. 441 Eva Emery Dye, The Conquest…, op. cit., s. 232. 198 W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka

„Serce Sacajawei śpiewało, jej twarz płonęła uwielbieniem dla tych białych mężczyzn (…) zamierzających uwolnić jej lud od głodu i strachu”442. W ujęciu Dye Sacagawea jawi się jako jednostka niemal idealna: jest nie tylko „urodzoną lingwistką”443, ale i „nowym rodzajem człowieka”444. Co więcej, jej uroda nie wykazuje żadnych mankamentów: „Włosy Sacagawei były starannie splecione, jej nos był subtelny i prosty, a jej skóra miała kolor czystej miedzi jak rzeźba we florenckiej galerii. Madonna swej rasy zbudowała drogę do nowych czasów”445. Ostatnie zdanie pokazuje, w jaki sposób autorka widziała rolę Sacagawei w ekspedycji, przypisując jej znacznie więcej dokonań, niż miała w rzeczywistości. Jeszcze lepiej widać to na przykładzie innego fragmentu. Bohaterska Szoszonka zmagała się z chorobą, a „kapitanowie z niepokojem obserwowali jej rekonwalescen- cję. Całą zimę szukali tłumacza, który pomógłby im porozumiewać się ze szczepami mieszkającymi za górami, i nie znaleźli nikogo poza Sacagaweą. (…) Biedna mała Sacagawea! Była naprawdę bardzo chora. Jeśli umarłaby, kto otworzyłby Wrota Gór?”446. Jeśli we wszystkich powieściach Sacagaweę przedstawiano jako po- stać pozytywną, to jej mąż ukazywany był w zdecydowanie negatywnym świetle. Jego wizerunek został oparty na antyfrancuskich sentymentach i stereotypach. Charbonneau miał obsesję na punkcie seksu, był leniwy, pozbawiony ogłady i dobrych manier, gadatliwy, a przy tym nie potrafił opanować języka angielskiego. Dye i Defenbach każą Charbonneau mó- wić łamaną angielszczyzną i używać niepoprawnych, prymitywnych form gramatycznych, by podkreślić jego niekompetencję, a przy okazji uzyskać efekt komizmu447. Gdy w The Conquest… spotykamy go po raz pierwszy, zwraca się on do Lewisa i Clarka, przedstawiając Sacagaweę: „»Ona mój niewolnik«, powiedział Charbonneau, Francuz w kapocie z derki i chuście zawiązanej wokół głowy. »Ja kupić ją ze Skalista Góra. Ja zrobić z niej moja żona«”448. Na gadatliwość jako denerwującą, a zarazem bardzo francuską cechę Charbonneau wskazuje kilku autorów. W Red Heroine of the Northwest Defenbach ukazuje męża Sacagawei jako należącego do „hałaśliwej”,

442 Della Gould Emmons, Sacajawea of the Shoshones, op. cit., s. 106. 443 Eva Emery Dye, The Conquest…, op. cit., s. 250. 444 Ibidem, s. 252. 445 Ibidem. 446 Ibidem, s. 197. 447 W rzeczywistości Charbonneau w ogóle nie mówił po angielsku. 448 Eva Emery Dye, The Conquest…, op. cit., s. 188. W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka 199 skłonnej do burd i awantur grupy Francuzów: „jednooki Cruzatte i inny Francuz, Labiche, i jeszcze inny parley vous, Toussaint Charbonneau. Ten ostatni był najbardziej gadatliwy”449. Nawet w książeczce dla dzieci, A Pic- ture Book of Sacagawea Davida Adlera wspomina się o długim i niepoha- mowanym języku Charbonneau: „Hidatsowie sprzedali Sacagaweę Tous- saintowi Charbonneau, białemu handlarzowi i traperowi. Charbonneau miał 40 lat. Był brutalnym, krzykliwym mężczyzną. (…) Kupił Sacagaweę, by uczynić ją swą drugą żoną”450. Defenbach utrzymuje, że Charbonneau nie był człowiekiem „cywili- zowanym”, lecz białym, który stał się tubylcem. „(…) jeden z tych ludzi – pisał – (…) wprawdzie biały, niewiele różnił się od Indian. Nazywał się Toussaint Charbonneau (…). Był oczywiście Francuzem. Miał około 40 lat, skórę brązową jak Indianin, ubrany był w legginsy, kurtkę zrobioną z derki i czerwoną chustę związaną wokół głowy zamiast kapelusza”451. W opisie tym autor niedwuznacznie sugeruje, że Francuzi mają haniebną tendencję do mieszania się z rdzennymi Amerykanami. Jeszcze bardziej bezkompromi- sowo postępuje Ethel Hueston, prezentując szczegółową listę cech charak- teryzujących zarówno „dzikich”, jak i Francuzów: „Nie mają moralności. Kradną, rabują, kłamią i zabijają się nawzajem oraz mają wiele żon”452. Autorzy piszący o ekspedycji Korpusu Odkrywców wprowadzali czę- sto do swych utworów wątek romantyczny, nie mogąc się jednak zdecy- dować, czy Sacagawea darzyła uczuciem Lewisa, czy Clarka. Eva Emery Dye i Donald Peattie obiektem westchnień pięknej Szoszonki czynili tego pierwszego, natomiast Byron Defenbach, Ethel Hueston i Scott O’Dell przedstawiali jej romans z Clarkiem. Della Gould Emmons szła jeszcze dalej, utrzymując, że indiańska księżniczka kochała obu kapitanów, a jej afekt wynikał z podziwu dla ich misji. Utwory ukazujące miłość Sacagawei do Lewisa i/lub Clarka niezmien- nie podkreślały, że było to doznanie wyłącznie platoniczne, oparte na głębokiej, bezinteresownej przyjaźni, mocnej duchowej więzi, lojalności i wierności. Nie było w nim miejsca na zmysłowość, namiętność i pożąda- nie. Taka deskrypcja wzajemnych relacji między szoszońską tłumaczką a li- derami Korpusu Odkrywców wynikała z dbałości o morale czytelników, wśród których znaczną część stanowiła młodzież, a także z chęci zachowa- nia tradycyjnego wizerunku Lewisa i Clarka jako mężczyzn szlachetnych,

449 Byron Defenbach, Red Heroines of the Northwest, op. cit., s. 77. 450 David Adler, A Picture Book of Sacagawea, Holiday House, New York 2000, s. 6. 451 Byron Defenbach, Red Heroines of the Northwest, op. cit., s. 64. 452 Ethel Hueston, Star of the West…, op. cit., s. 335. 200 W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka honorowych, panujących nad własnymi emocjami i darzących szacunkiem rdzennych Amerykanów. Tak ukształtowany image obu kapitanów przetrwał bez większych zmian do początków obecnego wieku. W 2003 roku ukazała się powieść Briana Halla I Should Be Extremely Happy in Your Company: A Novel of Lewis and Clark453, zawierająca wyraźne sugestie, że Meriwether Lewis był homoseksualistą. Zdaniem autora nie oznacza to jednak, by przywód- ców Korpusu łączyły jakieś seksualne związki, gdyż William Clark pozo- stał mężczyzną heteroseksualnym. Z tezą o heteroseksualizmie Clarka zgadza się niewątpliwie Pat Decker Nipper w opublikowanej w 2004 roku książce Love on the Lewis and Clark Trail454. Autorka opowiada w niej o związku Clarka z kobietą ze szczepu Nez Percé, Rose (Tom-sis), którego owocem stał się ich syn. Bohaterowie spotkali się w obozie Korpusu, do którego dziewczyna przyniosła różne dobra na sprzedaż. Gdy rozpętała się burza, została na noc i wtedy wła- śnie doszło do zbliżenia. Potem Clark, nazywany przez kochankę „rudym wodzem” (red chief) lub „palącym w ciągu dnia” (Daytime Smoker), od- czuwał wyrzuty sumienia i zamierzał trzymać się z dala od Rose, wiedząc, że będą się musieli rozstać. Nie udało mu się wszakże dotrzymać obietnicy. Po długiej zimie spędzonej w Fort Clatsop, wiosną 1896 roku Clark znów pojawił się wśród Nez Percé, gdzie – wraz z pozostałymi członkami eks- pedycji – przebywał prawie dwa miesiące. Teraz romans z Rose rozkwitł jak kwiaty nad rzeką Snake. Gdy ostatecznie Clark opuszczał gościnnych Indian, nie wiedział, że Tom-sis jest brzemienna. Najbardziej rewizjonistyczna powieść o Lewisie i Clarku to Eclipse: A Novel of Lewis and Clark Richarda S. Wheelera455. Utwór relacjonuje odmienne losy dowódców Korpusu Odkrywców po ich triumfalnym po- wrocie z ekspedycji do wybrzeży Pacyfiku, a autor sugeruje, że tajemnicza śmierć Meriwethera Lewisa w 1809 roku była wynikiem samobójstwa spo- wodowanego informacją o zaawansowanym syfilisie toczącym jego ciało. Wszystkie pojawiające się w literaturze wzmianki o romansie Sacagawei z Lewisem lub Clarkiem są naturalnie czystą fikcją. Nietrudno jednak pojąć, skąd się pojawiły. Beletrystyka to nie literatura faktu; rządzi się ona odręb- nymi prawami i stosuje odmienne schematy narracyjne. By zainteresować czytelników, autorzy wprowadzali do fabuły swoich utworów elementy sen-

453 Penguin Books, New York 2003. 454 Syringa Books, [b.m.w.] 2004. 455 Forge Books, New York 2003. W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka 201 sacyjne i absorbujące emocjonalnie. Uczucie, miłość, romans w połączeniu z rywalizacją o względy pięknej kobiety były z pewnością takimi dodatkami. Dlatego szafowano nimi bez umiaru i w niezgodzie z prawdą historyczną. Pisarze stosowali także inne narzędzia, by ożywić materiał faktogra- ficzny, jakim dysponowali po lekturze dzienników Lewisa i Clarka. Jed- ną z najpowszechniejszych metod było powierzenie funkcji narratora któremuś z uczestników ekspedycji. W Bird Woman… Jamesa Willarda Schultza i Streams to the River, River to the Sea Scotta O’Della narratorką była Sacagawea. This Vast Land: A Young Man’s Journal of the Lewis and Clark Expedition Stephena E. Ambrose’a456 i My Travels with Capts. Le- wis and Clark, by George Shannon Kate McMullan457 przybierały formę fikcyjnych dzienników najmłodszego członka Korpusu Odkrywców, szes- nastoletniego (na początku wyprawy) George’a Shannona. W Sign-Talker: The Adventure of George Drouillard on the Lewis and Clark Expedition Jamesa Alexandra Thoma458 funkcję narratora pełnił pół Francuz, pół Szo- szon, zatrudniony przez Lewisa i Clarka jako tłumacz, myśliwy i kartograf. W Bold Journey: West with Lewis and Clark Charlesa H. Bohnera459 nar- rację prowadził młody i niedoświadczony żołnierz, szeregowy Hugh Mc- Neal, natomiast w My Name Is York Elizabeth Van Steenwyk460, średnio udanej powieści dla dzieci, murzyński niewolnik o nazwisku York, którego losy po zakończeniu ekspedycji pozostają nieznane. Narratorem bywał też Seaman, wielki nowofundland Lewisa, który w tej roli pojawił się między innymi w Lewis and Clark and Me: A Dog’s Tale Laurie Myers461. Lewis i Clark nie byli jedynymi eksploratorami odkrywającymi ukryte dotąd przed białymi ludźmi tajemnice Dalekiego Zachodu. Jeszcze w 1806 roku jeden z uczestników Korpusu Odkrywców, doskonały myśliwy, tro- piciel i strzelec John Colter, uzyskał zgodę na opuszczenie wyprawy i wraz z dwoma traperami, Forrestem Hancockiem oraz Josephem H. Dixonem, wyruszył do dzisiejszej Montany, gdzie całą zimę polował na bobry. Wio- sną, z nie do końca jasnych powodów, rozstał się z towarzyszami, zbudował czółno i popłynął rzeką Missouri w kierunku Saint Louis. Do cywilizacji jednak nie dotarł. Przy ujściu rzeki Platte napotkał grupę 50 traperów, pro- wadzoną przez legendarnego hiszpańskiego handlarza futrami i eksplora-

456 Simon & Schuster, Farmington Hills 2004. 457 HarperCollins, New York 2004. 458 Ballantine Books, New York 2001. 459 Houghton Miffin, Boston 2004. 460 Cooper Square Publishing, New York 2000. 461 Henry Holt, New York 2002. 202 W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka tora, założyciela Missouri Fur Company, Manuela Lisę. Lisa mógł pamiętać Coltera jeszcze z czasów, gdy zaopatrywał wyprawę Lewisa i Clarka przed jej wyruszeniem w historyczną podróż do brzegów Pacyfiku. Obecnie tra- perzy zmierzali na północny zachód, w góry Montany, gdzie mieli zamiar zbić fortunę na skórach zwierząt. Ponieważ Colter był jedynym, który znał tamte okolice, Lisa namówił go do udziału w organizowanym przez siebie przedsięwzięciu w roli przewodnika. Podróż nie obyła się bez kłopotów. Tubylcze szczepy Mandanów, Ari- karów i Assiniboinów, zaniepokojone pojawieniem się licznej grupy bia- łych intruzów, kilkakrotnie atakowały ekspedycję. Nie odniosły wszakże sukcesu. W listopadzie 1807 roku, u zbiegu rzek Yellowstone i Bighorn na obszarze dzisiejszej Montany, Lisa i towarzysze zbudowali Fort Raymond (nazwa została nadana na cześć syna Lisy), ufortyfikowaną placówkę znaj- dującą się setki mil od zamieszkanych przez białych osiedli, skąd Colter i inni traperzy przedsiębrali eskapady w dzikie góry, gdzie polowali na bobry, lisy, norki, gronostaje i inne zwierzęta futerkowe. Lisa chciał dokładniej poznać ogromne obszary rozciągające się wokół fortu. Dlatego już pierwszej zimy wysłał Coltera, by przeprowadził reko- nesans, zbadał topografię i hydrografię odległych nawet terenów oraz na- wiązał kontakty z tubylczymi szczepami i zachęcił ich do sprzedaży futer. Colter pokonał na piechotę, używając rakiet śnieżnych, około 500 mil. Niósł karabin, rożek na proch, myśliwski nóż, tomahawk i trzydziestofun- towy (około piętnastokilogramowy) „plecak” zawierający przedmioty, które oferował Indianom w zamian za żywność i noclegi, między innymi igły, paciorki, noże, cynober, ołów na kule karabinowe oraz tytoń. Dokładna trasa Coltera nie jest znana. Z Fortu Raymond udał się prawdopodobnie w górę rzeki Bighorn w okolice dzisiejszego Thermo- polis w stanie Wyoming, gdzie widział gorące źródła i gejzery. Stąd skie- rował się wzdłuż południowej odnogi Shoshone River, przez rejon bogaty w fumarole i dlatego nazwany później Colter’s Hell (Piekłem Coltera), w dolinie Jackson Hole u podnóża pasma Grand Teton w Górach Skali- stych przekroczył kontynentalny dział wód i ruszył na zachód, do dzisiej- szego Idaho. Dalej zawrócił do doliny Yellowstone, przeszedł brzegiem, a częściowo zamarzniętą taflą Yellowstone Lake i wzdłuż wschodnich sto- ków Absaroka Mountains dotarł do rzeki Bighorn i podążając z jej bie- giem, powrócił do Fortu Raymond462.

462 Jednym z nielicznych, naukowo wartościowych opracowań o życiu i osiągnięciach Coltera jest książka Burtona Harrisa John Colter: His Years in the Rockies, University of Nebraska Press, Lincoln 1993. W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka 203

Colter był prawdopodobnie analfabetą, dlatego nie zostawił żadnych opisów przedsiębranych przez siebie wędrówek. Podczas pobytu w Saint Louis opowiedział jednak o swych przygodach brytyjskiemu literatowi i naturaliście Johnowi Bradbury’emu, który wspomniał o nich w monu- mentalnej Travels in the Interior of America in the Years 1809, 1810, and 1811463. Szczegółowo zrelacjonował zdarzenie uznane wkrótce za jedno z legendarnych w historii Zachodu, na równi ze strzelaniną w O.K. Cor- ral w Tombstone czy pojedynkiem Buffalo Billa z młodym wojownikiem Czejenów, Heova’ehe, czyli Żółtymi Włosami (często mylnie nazywanym Żółtą Ręką): tak zwany bieg Coltera (Colter’s Run)464. W 1809 roku Colter wraz z Johnem Pottsem, także członkiem Kor- pusu Odkrywców Lewisa i Clarka, polował w Montanie na bobry. Świa- domi wrogości miejscowych Indian, Czarnych Stóp, z którymi mieli już wcześniej do czynienia, zakładali sidła nocą i opróżniali je ze zdobyczy wczesnym rankiem, w ciągu dnia kryjąc się w lasach. Pewnego dnia o świ- cie, płynąc czółnem, sprawdzali zawartość wnyków w strumieniu zasilają- cym rzekę Jefferson, gdy nagle zaskoczyła ich grupa kilkuset wojowników Czarnych Stóp. Ponieważ bezpieczna ucieczka nie była możliwa, Colter wyszedł na brzeg, gdzie tubylcy rozbroili go i rozebrali do naga. Potts odmówił poddania się i został postrzelony. Gdy w rewanżu zabił z karabi- nu jednego z czerwonoskórych, wściekli Indianie wprost podziurawili go kulami i strzałami. Jego zmasakrowane ciało wyciągnęli potem na brzeg i porąbali na kawałki. John Bradbury spekulował, że brawura Pottsa mog- ła być wyrazem szaleństwa albo stanowić rezultat chłodnej kalkulacji: gdy- by został pojmany żywcem, prawdopodobnie czekałyby go wyrafinowane tortury i długie męczarnie, wolał więc szybką śmierć. Teraz Indianie zaczęli naradzać się nad sposobem pozbawienia życia Coltera. Początkowo skłaniali się do wykorzystania go jako tarczy strze- leckiej, lecz w dyskusję wmieszał się wódz, postanawiając, że traper będzie uczestniczyć w tak zwanym biegu o życie. Zwyczaj ów, szeroko rozpo- wszechniony wśród niektórych plemion Indian północnoamerykańskich, polegał na tym, że jeniec, któremu dawano 300–400 metrów przewagi, miał uciekać przed uzbrojonymi wojownikami, których zadaniem było dogonić go i zabić. Jeśli ofierze udało się wymknąć, ratowała życie, jeśli nie – ginęła. Coltera ścigało około 500 tubylców. Traper biegł z szyb- kością, o jaką sam siebie nie podejrzewał, lecz jeden z prześladowców

463 Sherwood, Neely, and Jones, London 1817. 464 Opis „biegu Coltera” jest zamieszczony w obszernym przypisie na stronach 17–21 w tekście Johna Bradbury’ego z 1817 roku. 204 W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka zbliżył się do niego na niebezpieczną odległość. Mimo wyczerpania, które objawiało się między innymi obfitym krwotokiem z nosa, Colter postano- wił walczyć. Po krótkiej szamotaninie zabił czerwonoskórego jego własną włócznią, która na nieszczęście się złamała, zabrał mu koc i kontynuował ucieczkę. Po przebiegnięciu około półtora kilometra dotarł do Madison Fork River, wskoczył do lodowatej wody i ukrył się w znajdującej się w rzece plątaninie pni drzew i gałęzi. W kryjówce przesiedział cały dzień, raz omal nie będąc odkryty przez przetrząsających okoliczny teren Indian. W nocy opuścił względnie bezpieczne schronienie i wyruszył w kierunku fortu nad rzeką Little Bighorn, odległego o prawie 500 kilometrów. Wę- drówka zajęła mu jedenaści dni. Do placówki dotarł ledwie żywy, wychu- dzony z głodu, spalony słońcem, cały poraniony i zakrwawiony. W 1910 roku, gdy Czarne Stopy zabiły pięciu traperów, towarzyszy Col- tera, ten postanowił opuścić granicę i czółnem spłynął do Saint Louis. Trzy lata później zmarł. W latach czterdziestych i pięćdziesiątych dziewiętnastego wieku jeszcze większy od Coltera rozgłos i sławę zdobył John Charles Frémont, zwany „Odkrywcą” (Pathfinder) lub „Wielkim Odkrywcą” (Great Pathfinder)465. Będąc prawdopodobnie nieślubnym dzieckiem wirgińskiej damy i fran- cuskiego imigranta (w literaturze przedmiotu można znaleźć cztery róż- ne wersje jego pochodzenia), wysoki status społeczny zdobył, żeniąc się w 1841 roku z Jessie Benton, córką ustosunkowanego senatora z Mis- souri, przywódcy Partii Demokratycznej w Senacie, Thomasa Harta Ben- tona. Służył wówczas jako porucznik w Korpusie Inżynieryjnym armii amerykańskiej i cieszył się opinią zdolnego, dobrze zapowiadającego się geometry i kartografa. Należał do nielicznej grupy ludzi, którzy już pod- czas pierwszego kontaktu budzą sympatię swych interlokutorów. Jak pisał William Goetzmann:

Reprezentował on typ bohatera romantycznego – symbolu epoki ekspansjoni- zmu. (…) Przystojny, inteligentny, bystry, mający w sobie coś z Byrona, był am- bitnym, zaradnym, głodnym sukcesu kawalerem. Sławny jako kochanek i pe-

465 Najważniejszą pracą poświęconą życiu i osiągnięciom Frémonta jest książka Toma Chaffina Pathfinder: John Charles Frémont and the Course of American Empire, Hill and Wang, New York 2002. Por. również: Ferol Egan, Frémont: Explorer for a Restless Nation, University of Nevada Press, Reno 1985; Andrew F. Rolle, John Charles Frémont: Cha- racter as Destiny, University of Oklahoma Press, Norman 1993; David Roberts, A Newer World: Kit Carson, John C. Frémont, and the Claiming of the American West, Touch- stone, New York 2001; Mary Lee Spence, Donald Jackson (red.), The Expeditions of John Charles Frémont, t. I–III, University of Illinois Press, Urbana 1970. W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka 205

Zdj. 45. John Charles Frémont (ilustracja z roku 1905)

łen entuzjazmu badacz, podziwiany i uważany za przyjaciela przez starszych i bardziej doświadczonych życiowo kolegów, potrafił zdobyć lojalność i szacu- nek prawie wszystkich, od kongresmenów i uczonych po ludzi gór i Indian466.

Dzięki poparciu swego teścia Frémont zorganizował i poprowadził w latach 1842–1854 cztery ekspedycje badawczo-kartograficzne i jedną militarną, które przemierzyły ogromne obszary zachodniej części konty- nentu północnoamerykańskiego: dzisiejszych stanów Nebraska, Kansas, Kolorado, Wyoming, Idaho, Oregon, Kalifornia, Nevada, Utah, Arizona

466 William H. Goetzmann, Exploration and Empire: The Explorer and the Scientist in the Winning of the American West, Alfred A. Knopf, New York 1966, s. 241. 206 W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka oraz Nowy Meksyk. Uczestnicy tych wypraw kilkakrotnie przekroczyli łańcuch Gór Skalistych, byli dwukrotnie na Przełęczy Południowej, spene- trowali pasmo Wind River Range, wchodząc nawet na jeden z jego szczy- tów, nazwany później Fremont Peak, przemierzyli pokrytą lawą dolinę rzeki Snake, przeszli, dokonując pomiarów i sporządzając dokładne mapy, większą część Szlaku Oregońskiego, podążyli wzdłuż rzeki Kolumbii do zbudowanego przez Hudson Bay Company Fortu Vancouver467, przebyli suchą i niegościnną Wielką Kotlinę, przedostali się w środku zimy przez góry Sierra Nevada i San Juan, jako pierwsi biali Amerykanie stanęli nad brzegiem jeziora Tahoe, przemaszerowali kalifornijskimi dolinami Sacra- mento i San Joaquin, doświadczyli trudów wędrówki przez pustynię Mo- jave, a także przebyli z zachodu na wschód wytyczony przez Williama Becknella Szlak Santa Fe. Owocem organizowanych przez Frémonta ekspedycji były dokumenty i opracowania adresowane zarówno do amerykańskich władz, jak i opi- nii publicznej. Raport z pierwszej wyprawy trafił do Kongresu w marcu 1843 roku „i tak spodobał się legislatorom, że zdecydowali opublikować go w nakładzie 10 000 kopii. Stał się on natychmiast ogólnonarodową sensacją, ugruntowując w czytelnikach optymistyczne i – dodajmy – całko- wicie mylne przekonanie, że podróż na Zachód jest nie tylko ekscytująca, lecz także łatwa”468. Równie wysoko ocenili kongresmeni raport z drugiej ekspedycji do Oregonu i północnej Kalifornii z lat 1843 i 1844. W roku 1845 oba raporty połączono i wydano pod wspólnym tytułem Report of the Exploring Expedition to the Rocky Mountains in the Year 1842, and to Oregon and North California in the Years 1843–’44469. Okazały się one rynkowym hitem, czyniąc z Frémonta jednego z najlepiej rozpoznawal- nych Amerykanów i symbol ekspansji Stanów Zjednoczonych na Zachód. Manuskrypty raportów nie wyszły spod pióra Frémonta. Podróżnik dyktował je żonie Jessie, która wniosła spory wkład w ich ostateczny kształt. „Życie w siodle, noclegi pod gołym niebem – objaśniała później Jessie – uczyniły pana Frémonta niezdolnym do pisania. Po serii krwo- toków z nosa i uszu przekonałam go, że musi zaniechać samodzielnego

467 Obecnie miasto Vancouver w stanie Waszyngton. Nie należy go mylić z metropolią o tej samej nazwie, znajdującą się w kanadyjskiej prowincji Kolumbia Brytyjska. 468 Ronald H. Bailey, Champ Clark, Jill Corner, William K. Goolrick, Pierre Home-Douglas, Bryce S. Walker, Ian Walker, The Old West, Prentice Hall Press, New York 1990, s. 45. 469 Galis and Seaton Printers, Washington 1845. W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka 207 pisania raportu. Spróbowałam go zastąpić i tak zaczął się najszczęśliwszy okres w moim życiu”470. Frémont utrzymywał, że w dzikie, odludne tereny ciągnęła go pasja odkrywcza, a sporządzone przez niego raporty to dzieła par excellence naukowe. W dużej mierze miał rację. Był pilnym i skrupulatnym obser- watorem. Jego uwagi i komentarze o faunie i florze badanych obszarów, ich budowie geologicznej i hydrologicznej, strukturze demograficznej i kulturze rdzennych mieszkańców przedstawiały sporą wartość poznaw- czą. Lecz tekst Frémonta, na co niejednokrotnie zwracano uwagę, miał również realizować cel promocyjny: „prezentować Amerykanom Daleki Zachód w tak atrakcyjny sposób, by nakłonić do emigracji potencjalnych osadników: farmerów, ranczerów, górników, sklepikarzy, a także ich ro- dziny”471. Frémont stał się więc świadomym i akceptującym swoją rolę narzędziem krzewienia i popularyzowania idei „Boskiego Przeznaczenia” (Manifest Destiny), żywej w wielu kręgach politycznych. Koncepcja ta budziła wszakże istotne zastrzeżenia i wątpliwości w spo- rej części amerykańskiego środowiska naukowego. Zdobycie, ucywilizo- wanie i zasiedlenie Zachodu oznaczało bowiem zniszczenie jego dzikiej, nieoswojonej przyrody, będącej dla badaczy swoistym laboratorium na- tury. Dlatego już w połowie dziewiętnastego wieku zaczęły się pojawiać, jeszcze incydentalnie i bardzo nieśmiało, pierwsze pomysły związane z ideą ochrony przyrody. Tymczasem Frémont nie chciał przyrody chro- nić. Chciał ją ujarzmić i wykorzystać na potrzeby rozwijającego się narodu amerykańskiego. Będąc, podobnie jak jego teść, zagorzałym ekspansjoni- stą, wierzącym głęboko w ideę „Boskiego Przeznaczenia”, traktował śro- dowisko naturalne czysto instrumentalnie: jako sprzymierzeńca lub wroga przybywających ze Wschodu emigrantów. Nawet odtwarzając cudowne, zapierające dech w piersiach pejzaże, nie czynił tego bezinteresownie: pragnął oddziałać emocjonalnie na odbiorców i zainteresować ich opi- sywanymi obszarami. „Gdy Frémont katalogował naturę – zauważa Da- vid Miller – także ją podbijał. Gdy w raportach zachwycał się egzotyczną scenerią i przedstawiał piękno krajobrazów, budził ciekawość i ekscytację czytelników”472. Innymi słowy, starał się ich przekonać, by porzucili swe dotychczasowe życie i wyruszyli na Zachód jako pionierzy.

470 Ronald H. Bailey et al., The Old West, op. cit., s. 45. 471 Ibidem, s. 45. 472 David Miller, “Heroes” of American Empire: John C. Frémont, Kit Carson and the Culture of Imperialism, 1842–1898, ProQuest Information and Learning Company, Ann Arbor 2007, s. 43. 208 W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka

Do budowania afirmatywnego obrazu Far Westu Frémont wykorzysty- wał pełne entuzjazmu, a często też poruszające opisy przyrody. Szczególny podziw autora budziły Góry Skaliste. Ich deskrypcje pełne były określeń typu „piękny”, „wspaniały”, „imponujący”, „cudowny”, „okazały”, „do- stojny”, „olśniewający” „wyniosły” czy „dumny”. A oto jeden z takich niezwykle emocjonalnych opisów, zamieszczony pod datą 10 sierpnia 1842 roku:

Powietrze o wschodzie słońca jest jasne i czyste, a poranek niezmiernie zimny, lecz piękny. Wyniosły, pokryty śniegiem szczyt błyszczy w pierwszych promie- niach słońca, które jeszcze nas nie dosięgły. Na wschodzie długi mur górskich wierzchołków, wznoszący się stromo dwa tysiące stóp z dna dolin, poza którym widać kolejne szczyty, jest wciąż skryty w cieniu. I nagle niebo się rozjaśnia. Mgła, która podniosła się z koryta rzeki, rozpościera się wzdłuż podstawy ma- sywu. (…) Sceneria ciągle stawała się coraz ciekawsza i wspanialsza, a widok był naprawdę cudowny. (…) Słońce właśnie wystrzeliło znad gór i magicznie zmie- niło świat. Cała dolina rozjaśniła się blaskiem, a szczyty skrzyły się jak srebro473.

Fragmenty takie jak ten miały podsycać emocje czytelników, pobudzać ich ciekawość, a w konsekwencji nakłaniać do wędrówki na zachód. W ra- porcie ze swojej drugiej wyprawy Frémont odmalował widok Pikes Peak, jaki ukazał się jego oczom z odległości 40 mil („W nocy w górach spadło wiele śniegu i tego ranka Pikes Peak, błyszcząc w promieniach słońca, pre- zentował się wspaniale, pokryty od wierzchołka do podnóży połyskującą bielą”474), po czym wyznał szczerze: „Obraz ten pozostał na zawsze w mo- jej duszy, a przywołałem go, by podzielić się z tobą, czytelniku, osobliwym i niezwykle spektakularnym wrażeniem”475. Podczas drugiej ekspedycji Frémont wspiął się na jeden ze szczytów w rozciągającym się w Wyoming paśmie Wind River. Choć liczył on za- ledwie 13 745 stóp (4189 metrów) i ustępował rozmiarami wielu innym wierzchołkom, odkrywca arbitralnie uznał go za najwyższy w Górach Ska- listych. Wedle zabawnej relacji jednego z uczestników wejścia, urodzonego w Niemczech topografa Charlesa Preussa, wspinaczka była przedsięwzię- ciem bardziej komicznym niż heroicznym, prowadziła łatwym terenem, a ambitny skądinąd dowódca dwukrotnie ją przerywał, raz z powodu bólu głowy, potem zaś z powodu głodu476.

473 John Charles Frémont, Report of the Exploring Expedition…, op. cit., s. 61. 474 Ibidem, s. 113. 475 Ibidem, s. 114. 476 Wspomniana relacja znajduje się w pracy Charlesa Preussa Exploring with Frémont: The Private Diaries of Charles Preuss, Cartographer for John C. Frémont on His First, Se- W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka 209

Sam Frémont opisywał zdobycie szczytu, nazwanego później jego imie- niem, jako wyprawę zuchwałą i pełną niebezpieczeństw, której uczestnicy musieli pokonać zdradliwe i eksponowane zbocza najeżone granitowymi turniami, pola śnieżne i lodowe oraz trawersy przebiegające nad przera- żającymi przepaściami. W końcu po wielu niemal nadludzkich wysiłkach Frémont z towarzyszami stanęli na wierzchołku.

Tutaj, na szczycie – pisał Wielki Odkrywca – gdzie cisza była absolutna, niena- ruszona przez żaden dźwięk, w całkowitej samotności, rozmyślaliśmy o życiu, lecz gdy siedzieliśmy na skale, z rozciągającej się na wschodzie doliny nadlecia- ła zagubiona pszczoła i usiadła na kolanie jednego z mężczyzn. Dla miłośniczki ciepłych promieni słonecznych i kwiatów najwyższy szczyt Gór Skalistych był dziwnym miejscem, pełnym lodu i skał. Cieszyliśmy się więc ideą, że pszczoła była pierwszą przedstawicielką swego gatunku, która przekroczyła górską ba- rierę, samotnym pionierem zapowiadającym nadejście cywilizacji477.

„Wspięliśmy się na najwyższy wierzchołek Gór Skalistych – konkludo- wał Frémont z patosem – i patrzyliśmy w dół na śnieg tysiąc stóp niżej. Stojąc tam, gdzie nigdy wcześniej nie stanęła ludzka stopa, czuliśmy unie- sienie pierwszych zdobywców”478. Nie tylko Góry Skaliste fascynowały i zachwycały Wielkiego Odkryw- cę. Autor Report… sporo miejsca poświęcił również opisom czarownych pejzaży Gór Kaskadowych, rozciągających się w obecnych stanach Wa- szyngton, Oregon i Kalifornia oraz w kanadyjskiej Kolumbii Brytyjskiej. Wielokrotnie napawał się cudownymi widokami Mount St. Helens, Mount Hood, Mount Rainier i Mount Jefferson, a także panoramą całego pasma. Wielkim zaskoczeniem był dla niego łańcuch gór Sierra Nevada. Oka- zał się on nie tylko dzikszy i trudniej dostępny, ale i wyższy od Gór Ska- listych (liczący 4421 metrów Mount Whitney jest najwyższym, poza Ala- ską, szczytem Stanów Zjednoczonych). Przeprawa przez Sierra Nevada odbywała się w środku zimy, wędrowcy cierpieli więc z powodu mrozu oraz głębokiego śniegu, utrudniającego poruszanie się w niełatwym prze- cież terenie. Nie zawsze układali się też do snu syci: „Powolny i smutny pochód słabych i głodujących szkieletów pełzł jak okaleczony wąż niebez- piecznym górskim szlakiem wśród skalnych fortec i odludnej natury. Lecz strach i ból nie miały dostępu do śmiałej duszy zuchwałego przywódcy cond, and Fourth Expeditions to the Far West, University of Oklahoma Press, Norman 1958. 477 John Charles Frémont, Report of the Exploring Expedition…, op. cit., s. 69–70. 478 Ibidem, s. 70. 210 W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka

Zdj. 46. John Frémont umieszcza amerykańską flagę na szczycie Gór Skalistych (plakat z prezydenckiej kampanii wyborczej 1856 roku)

wyprawy”479. Mimo licznych trudności, czyhających na każdym kroku za- grożeń oraz ogromnego zmęczenia nie pozostał on obojętny na piękno dzikiej przyrody. Pod datą 10 stycznia 1844 roku zapisał:

Kotlinka miała kilka mil długości i prowadziła wprost do niezbyt stromej prze- łęczy. Im bardziej zbliżaliśmy się do grani, tym śnieg stawał się coraz głębszy. Po drugiej stronie urwiska opadały stromo około 200 stóp do doliny, w której lśniła zielona tafla jeziora, szerokiego na jakieś 20 mil. (…) Okoliczne szczyty wznosiły się wysoko nad nami. Dla lepszego widoku wspięliśmy się na jeden z nich. (…) Przez długi czas siedzieliśmy, rozkoszując się krajobrazem480.

479 John Charles Frémont, Samuel M. Snucker, The Life of Col. John Charles Fremont and His Narrative of Explorations and Adventures in Kansas, Nebraska, Oregon and Cali- fornia, Miller, Orton & Mulligan, New York–Auburn 1856, s. 20. 480 John Charles Frémont, Report of the Exploring Expedition…, op. cit., s. 216. W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka 211

Siedemnaście dni później notował: „(…) byliśmy pod wrażeniem maje- statu gór, przez które wędrowaliśmy”481. Najbardziej poetycki opis znalazł się pod datą 21 lutego:

Cieszyliśmy się tą poranną sceną, wspaniałym i pięknym brzaskiem. Na wscho- dzie purpurowe pasma górskie odbijały się w chmurach obramowanych jasno- żółtym złotem. Szczyty sięgały wąskiej linii szkarłatnych obłoków, nad którymi powietrze przybierało barwę pomarańczową z lekkim dodatkiem zielonego. A ponad wszystkim górowało piękno błękitnego nieba482.

W pracach Frémonta istotna była nie tylko funkcja perswazyjna, naj- wyraźniej uwidaczniająca się w opisach przyrody, ale również praktyczno- -deskryptywna. Jego teksty pełniły funkcję swoistego vademecum, zawiera- jąc kompendium wiedzy potrzebnej osadnikom przemierzającym niegościn- ną często krainę Far Westu. Jak pisał David Miller:

Raporty Frémonta okazały się doskonałym przewodnikiem po Zachodzie, szczególnie przydatnym dla emigrantów. Wiele map i szczegółowo prowadzo- ny dziennik podróży były nieocenioną pomocą dla wędrowców. (…) Frémont często podawał dokładne lokalizacje ważnych obiektów topograficznych [ta- kich jak górskie szczyty, przełęcze, kaniony, źródła, strumienie, wodospady itp.] oraz odległości między nimi. Drobiazgowo opisywał florę i faunę eksplorowa- nych terenów, wskazując miejsca bogate w drewno, wodę i zwierzynę, na którą osadnicy mogliby polować. Fachowe uwagi Frémonta ułatwiały emigrantom podróż, a skrupulatne obserwacje astronomiczne i meteorologiczne czyniły jego rozważania bardziej wiarygodnymi oraz pozwalały na wyciąganie wnios- ków dotyczących klimatu panującego na poszczególnych odcinkach trasy483.

Z praktycznych walorów własnych tekstów Frémont zdawał sobie do- skonale sprawę. 28 lipca odnotował na przykład:

Dla satysfakcji podróżnych spróbuję przedstawić trasę z Laramie do tego punk- tu [gdzie Szlak Oregoński przekracza rzekę Platte]. (…) Droga, którą obecnie podąża się przez ten region, jest bardzo dobra, bez żadnych trudnych wznie- sień do pokonania. Główne przeszkody znajdują się w pobliżu rzeki, gdzie – w przypadku okresowych obfitych deszczów – spływające ze zboczy rwące strumienie tworzą głębokie parowy z urwistymi brzegami, które często trzeba objeżdżać. Pewien kłopot sprawiają także twarde i odporne na uszkodzenia korzenie krzaków bylicy, których nie są w stanie złamać koła wozów przejeż- dżających tędy zaledwie raz lub dwa razy do roku. To właśnie obecność tych

481 Ibidem, s. 224. 482 Ibidem, s. 236. 483 David Miller, “Heroes” of American Empire…, op. cit., s. 247–248. 212 W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka

uprzykrzonych bulw powoduje, że opisywany odcinek jest uważany za najbar- dziej nierówny i wyboisty na całym szlaku na wschód od Gór Skalistych484.

W porównaniu z nim trakt wiodący przez prerię może być uznany za niemal komfortowy. Pisałem już, że Frémont był wnikliwym badaczem, rygorystycznie prze- strzegającym naukowych procedur obowiązujących w połowie dziewięt- nastego wieku. A jednak zdarzały mu się trudne do wytłumaczenia błędy. Utrzymywał na przykład, że jezioro Utah i Wielkie Jezioro Słone (Great Salt Lake) to ten sam obiekt. Co gorsza, całe północno-centralne Utah określił – wbrew oczywistym faktom – jako region bukoliczny, żyzny i do- brze nawodniony. Ta zaskakująca opinia była jednym z czynników skła- niających wiernych Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostat- nich, czyli mormonów, do migracji właśnie w te okolice. Trudno się więc dziwić, że Brigham Young, lider mormonów, nie miał dobrego mniemania o inteligencji Frémonta485. Taki surowy osąd rozumu Wielkiego Odkrywcy nie był wszakże uza- sadniony. Najlepiej świadczyć o tym może fakt, że to właśnie Frémont roz- prawił się ostatecznie z kilkuwiekowym mitem rzeki Buenaventura, mają- cej rzekomo płynąć z Gór Skalistych do zatoki San Francisco w Kalifornii. Wiara w istnienie tego potężnego ponoć cieku wodnego, porównywal- nego wielkością z Missisipi, była żywa wśród Amerykanów i Hiszpanów w osiemnastym i dziewiętnastym wieku. Wielu kartografów umieszczało go zresztą na publikowanych przez siebie mapach, co dodatkowo kom- plikowało i zaciemniało sytuację. Nic więc dziwnego, że Frémont począt- kowo ufał źródłom drukowanym. Gdy 27 stycznia 1844 roku, w drodze znad rzeki Kolumbia przez góry Sierra Nevada do Sacramento w Kalifor- nii, natknął się na Walker River, był przekonany, że odnalazł legendarną rzekę. Dwa dni później odkrył pomyłkę i doszedł do wniosku, że Buena- ventura w rzeczywistości nie istnieje. Ponieważ jednak nazwa mu się po- dobała, ochrzcił nią niewielką rzekę uchodzącą do zatoki Monterey, która dzisiaj nosi miano Salinas River. Podczas swych ekspedycji Frémont często miał do czynienia z Indiana- mi. Jego stosunek do nich był niejednoznaczny i chwiejny. Przede wszyst- kim uważał ich za dzikusów, niepoddany wpływom cywilizacji element natury, na swój sposób podobny do jeleni, wilków i bizonów, a nawet przyrody nieożywionej. Czerwonoskórych traktował jako niezindywidu-

484 John Charles Frémont, Report of the Exploring Expedition…, op. cit., s. 52. 485 Por. Ronald H. Bailey et al., The Old West, op. cit., s. 45. W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka 213 alizowaną masę, oderwaną od wszelkiej kultury, mówiącą dziwnymi, nie- zrozumiałymi językami i pielęgnującą osobliwe, barbarzyńskie obyczaje. Jak trafnie podsumował to David Miller, „Indianie nie byli [dla Frémon- ta] oddzielnymi jednostkami, lecz zlewali się ze scenerią jako przedmioty z niewieloma charakterystycznymi cechami”486. Frémont kilkakrotnie porównywał czerwonoskórych do zwie- rząt. Obiektem tej analogii byli zwłaszcza tubylcy zaliczani przez autora Report…, z powodu stylu życia wynikającego ze skrajnej biedy, do – jak to ujmował – szczepu „poszukiwaczy korzonków”.

Na ogromnym obszarze na zachód od Gór Skalistych i na południe od Great Snake River zamieszkuje wielu Indian, których egzystencja zależy prawie wyłącznie od korzonków i nasion oraz małych zwierzątek, które szczęśliwie wpadną im w ręce. Są niewyobrażalnie biedni, uzbrojeni tylko w łuki i strzały lub kije, a ponieważ zamieszkują krainę prawie całkowicie pozbawioną zwie- rzyny łownej, nawet nie potrzebują lepszego oręża. (…) Jedzą kłącza, ziarna i trawę, każdą roślinę, którą można wykorzystać jako pożywienie, i każdą isto- tę, głównie owady i robaki. Przypominają zwierzęta, ich jedynym zajęciem jest bowiem zdobywanie pokarmu i tym sposobem walka o przetrwanie487.

Zdaniem Frémonta większość tubylców wykazuje skłonność do prze- mocy, zarówno wobec siebie, jak i białych. Podczas dwóch pierwszych eks- pedycji, prowadzonych przez Wielkiego Odkrywcę, Indianie atakowali jej członków czterokrotnie. Ataki te dwukrotnie były, przynajmniej według późniejszych enuncjacji samych napastników (Arapahów i Czejenów oraz Szoszonów), wynikiem pomyłki: uznania podróżnych za przedstawicieli wrogich szczepów. Raz życie części wędrowców, na których szarżowało około 300 Arapahów, uratował jeden z przewodników, który wcześniej spędził rok w ich wiosce i osobiście znał wodza plemienia. Kiedy indziej „grupa wojowników ze szczepu Osage z jaskrawymi, czerwonymi derka- mi i głowami ogolonymi na łyso z pozostawionym samotnym kosmykiem włosów”488 wpadła konno do obozu i „porwała pewną liczbę naszych naj- lepszych rumaków, lecz na szczęście mieliśmy dobre wierzchowce i po ciężkim siedmio- lub ośmiomilowym pościgu odzyskaliśmy wszystkie skradzione zwierzęta”489. Indianie, utrzymywał Frémont, są skłonni do agresji z samej swej na- tury. Dlatego prawie wszystkie szczepy pozostają w permanentnym stanie

486 David Miller, “Heroes” of American Empire…, op. cit., s. 57. 487 John Charles Frémont, Report of the Exploring Expedition…, op. cit., s. 142. 488 Ibidem, s. 107. 489 Ibidem. 214 W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka wojny z innymi plemionami, a często bywa to wojna na wyniszczenie, bez- litosna nie tylko dla mężczyzn, lecz także kobiet i dzieci. Ofiarami poryw- czości tubylców padają również biali. Podczas wędrówki wzdłuż wschod- nich zboczy Gór Skalistych w dzisiejszym stanie Kolorado Frémont skarżył się, że nie może zdobyć żadnych wiarygodnych informacji o przełęczach, którymi dałoby się przedostać na drugą stronę masywu, gdyż czerwono- skórzy wymordowali prawie wszystkich miejscowych traperów. Niekiedy Wielki Odkrywca potrafił jednak dostrzec obiektywne przy- czyny częstszego niż dawniej sięgania po broń przez przynajmniej niektóre z indiańskich szczepów. Powodem takiego postępowania było gwałtowne wytrzebienie ogromnych do niedawna stad bizonów, które dla wielu ple- mion, zwłaszcza zamieszkujących Wielkie Równiny i wschodnie pogórze Gór Skalistych, stanowiły najważniejsze źródło utrzymania; ich mięso było podstawą diety, a ze skór i kości wyrabiano odzież, tipi, broń i ozdoby. Przed dylematem „jak żyć bez bizonów?” stanęli między innymi Siuksowie znad górnego biegu rzeki Platte: „Uznali, że są tylko dwa sposoby mo- gące zapobiec głodowi: rabowanie [i, dodajmy, mordowanie] osadników wzdłuż granicy Stanów lub sformowanie ligi różnych szczepów Siuksów, Czejenów i Arapaho i rozpoczęcie wojny z narodem Kruków, by zająć ich kraj, w którym żyje obecnie najwięcej bizonów”490. Oprócz skłonności do przemocy, w opinii Frémonta, Indian cechowa- ło wiarołomstwo, przewrotność i wyrachowanie. Przykład takiej postawy podawał w zapisie z 5 lutego 1844 roku, pozwalając sobie na dość daleko idące uogólnienie:

Noc była zbyt mroźna, aby spać, wstaliśmy więc bardzo wcześnie. Nasz [in- diański] przewodnik stał przy ognisku (…). Widząc, że dygoce z zimna, zarzu- ciłem mu na ramiona jeden z moich koców. Kilka minut później Indianina już nie było i nigdy więcej go nie zobaczyliśmy. Zdezerterował. Jego zła wola, nie- słowność i perfidia doskonale obrazowały indiański charakter, który poznałem w trakcie licznych kontaktów z czerwonoskórymi491.

Frémont, choć nie przepadał za czerwonoskórymi i żywił wobec nich wiele uprzedzeń, nie zawsze wyrażał się o nich krytycznie. Doceniał na przykład ich zręczność i niektóre „technologiczne” zdobycze. Podziwiał choćby konstrukcję tipi, rodzaju namiotu stosowanego przez Indian za- mieszkujących Wielkie Równiny, który doskonale chronił przed gwał- townym wiatrem, pozostawał suchy i ciepły nawet podczas intensywnych

490 Ibidem, s. 145–146. 491 Ibidem, s. 231. W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka 215 opadów i mroźnej zimy, latem zaś izolował od upału i zapewniał przyjem- ny chłód. Wielkiemu Odkrywcy podobał się też stosunek tubylców do przyrody. Dał temu wyraz w zapisie z 17 czerwca 1842 roku:

Przejechawszy kilka mil, napotkałem w pobliżu ujścia rzeki Vermilion grupę chat. Była to duża, lecz opuszczona wioska szczepu Kansas, usytuowana w roz- ległym lesie, wzdłuż brzegu strumienia, w miejscu wybranym ze względu na tradycyjne zamiłowanie Indian do pięknej scenerii492.

Nie darząc Indian zbytnią sympatią, Frémont doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że bez nich jego ekspedycje nie osiągnęłyby założonych ce- lów i nie zakończyłyby się sukcesem. Indianie dostarczali wyprawom po- trzebną żywność, odnajdywali źródła wody, służyli jako przewodnicy, tłu- macze i doradcy. Czy więc czerwonoskórzy byli dla Wielkiego Odkrywcy barbarzyńskimi dzikusami, czy pomocnikami i współtowarzyszami podró- ży? Jak autor Report… rozwiązywał ten mentalny i aksjologiczny konflikt? Zdaniem Davida Millera w swojej wizji rdzennego Amerykanina Frémont nie dostrzegał żadnej sprzeczności. Jak tylu przed nim myśli- cieli, pisarzy, ludzi nauki i eksploratorów dzielił tubylców na „dobrych” i „złych”.

Jeśli Indianie zajmowali się handlem, uprawiali ziemię i akceptowali wyższość białych, byli „dobrymi Indianami”. (…) „Dobry Indianin” przyjmował specy- ficzne amerykańskie normy kulturowe lub przynajmniej ułatwiał ich rozprze- strzenianie się. Z drugiej strony, jeśli Indianie atakowali białych (z jakiegokol- wiek powodu), nie chcieli z nimi handlować oraz bronili się przed ich kulturą i ekspansją, byli wówczas „źli”493.

Początkowo Frémont większość czerwonoskórych uważał za „złych”. Z biegiem czasu jego postawy ulegały wszakże pewnym modyfikacjom. Zrozumiał bowiem, że styl życia, tradycje i obyczajowość Indian wynikają w dużej mierze z warunków ich egzystencji. Dobrym przykładem próby zracjonalizowania opozycji dziki–cywilizowany może być zmiana stosun- ku Frémonta do niektórych tubylczych zwyczajów, na przykład jedzenia psiego mięsa. Gdy po raz pierwszy w Forcie Laramie uczestniczył w „psiej uczcie”, nie czuł się zbyt komfortowo:

492 Ibidem, s. 13. 493 David Miller, “Heroes” of American Empire…, op. cit., s. 59. 216 W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka

Poszedłem do jednego z dzikusów. Kobiety i dzieci siedziały na zewnątrz wigwamu, a my zajęliśmy miejsce na skórach bizonich rozłożonych w po- mieszczeniu. W wielkim kotle nad ogniskiem płonącym na środku wigwamu gotował się pies. Zaraz po naszym przybyciu został on podany w dużych drew- nianych miskach. Mięso robiło wrażenie bardzo kleistego, a w smaku, zapachu i wyglądzie przypominało baraninę. Czując, że coś rusza się za mną, odwró- ciłem się i odkryłem, że siedzę wśród małych, tłustych szczeniaków. Gdybym czuł się przyjemnie w takiej sytuacji, uprzedzenia cywilizacji mogłyby zagrozić mojemu spokojowi. Na szczęście jednak nie mam delikatnych nerwów i kon- tynuowałem posiłek494.

Później, gdy podczas przeprawy przez góry Sierra Nevada głód zajrzał w oczy Frémontowi i jego towarzyszom, sami postanowili posilić się mię- sem z psa. W notce z 31 stycznia 1844 roku czytamy:

Powiedziałem już, że nasze zapasy były na wyczerpaniu. (…) Biedny pies, któ- rego znaleźliśmy w dolinie Rzeki Niedźwiedziej (Bear River) i który odtąd był naszym compagnon de voyage, stał się teraz tłusty i jego właściciel popro- sił o pozwolenie zabicia go. Pozwolenie zostało udzielone. Leżące na śniegu mięso wyglądało dobrze i stanowiło pokrzepiający posiłek dla wygłodniałych ludzi495.

13 lutego natomiast Frémont zapisał: „Wydałem Godeyowi pozwolenie, by zabił naszego małego psiaka, którego przyrządził na sposób indiański”496. W raportach ze swoich wypraw Frémont stosunkowo mało miejsca poświęcał faunie Zachodu. Wspominał wprawdzie o wielu gatunkach pta- ków, gadów, ssaków, płazów i ryb, były to jednak uwagi bardzo ogólne, rzucane jakby mimochodem, wyraźnie świadczące o tym, że autor Re- port… nie był zoologiem ani z wykształcenia, ani z zamiłowania. Spośród zwierząt zamieszkujących odwiedzane przez Wielkiego Odkrywcę obszary fascynowały go wyłącznie bizony. Jak bowiem twierdził, „Indianie i bizo- ny są poezją i życiem prerii”497. Frémont użalał się nad losem bizonów, nie mogąc pogodzić się z bły- skawicznym topnieniem ich liczby.

Jeszcze niedawno po wschodniej stronie Gór Skalistych można było obser- wować niezwykłą obfitość bizonów. Gdy w latach 1824–1836 podróżny po- dejmował wędrówkę z dowolnego punktu Gór Skalistych do rzeki Missouri, jego szlak biegł cały czas wśród wielkich stad bizonów, które nigdy nie znikały

494 John Charles Frémont, Report of the Exploring Expedition…, op. cit., s. 42. 495 Ibidem, s. 229. 496 Ibidem, s. 232. 497 Ibidem, s. 19. W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka 217

z zasięgu jego wzroku aż do granic cywilizacji. Obecnie bizony zajmują bardzo ograniczoną przestrzeń, głównie wzdłuż wschodnich podnóży Gór Skalistych, czasami zapędzając się na równiny między rzekami Platte i Arkansas oraz na wschodnie rubieże Nowego Meksyku, a niekiedy do południowego Teksasu498.

Za gwałtowny spadek pogłowia bizonów winił Frémont zarówno bia- łych, jak i Indian:

Nadzwyczajne tempo, w jakim bizony znikają z naszych terytoriów, nie jest niespodzianką, gdy uwzględnimy skalę, na jaką co roku organizuje się ich rzeź. Z nielicznymi wyjątkami interesy amerykańskich placówek handlowych opie- rają się na ich skórach. Każdego roku w indiańskich wioskach ze skór bizonów robi się nowe wigwamy. W tej części kraju, gdzie te wielkie zwierzęta wciąż występują, Indianie zabijają je z bezmyślną nienawiścią499.

Współczesnego czytelnika może dziwić oskarżenie Indian o współ- udział w wielkiej masakrze bizonów. A jednak nie były to zarzuty bezpod- stawne. Jak dowodzi historyk Pekka Hämäläinen, w latach trzydziestych dziewiętnastego wieku Komancze i ich sojusznicy w południowej części Wielkich Równin zabijali rocznie 280 000 bizonów, znacznie zmniejszając ich liczebność w tym rejonie500. Główny powód niemal całkowitego wytępienia bizonów był wszakże inny i Frémont właściwie o nim nie wspomina. To napływ białych my- śliwych wyposażonych w karabiny powtarzalne, które siały zniszczenie w nieprzeliczonych do niedawna stadach. Dobry myśliwy mógł dziennie zastrzelić nawet 150 bizonów. Zwierzęta te zabijano dla ich skór, ale i dla sportu. Polowania na bizony wspierał amerykański rząd. Chciał w ten sposób ułatwić zasiedlanie nowych terenów przez ranczerów i farmerów, a także osłabić morale wielu indiańskich szczepów, dla których bizony stanowiły główne źródło pożywienia. Politykę tę popierała amerykańska armia oraz przedsiębiorcy inwestujący w różne przedsięwzięcia na Zacho- dzie. W rezultacie liczba bizonów żyjących na obszarze dzisiejszych Sta- nów Zjednoczonych zmniejszyła się z około 50 milionów w siedemnastym i osiemnastym wieku do 750 tysięcy w 1890 roku. Dopiero wprowadze- nie federalnych programów ochrony spowodowało, że bizony powróciły,

498 Ibidem, s. 144–145. 499 Ibidem, s. 143. 500 Pekka Hämäläinen, The Comanche Empire, Yale University Press, New Haven 2008, s. 294–299. 218 W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka choć przebywają prawie wyłącznie w parkach narodowych i stanowych. Według oficjalnych danych w roku 2000 było ich 360 000501. Meriwether Lewis, William Clark, John Colter i John Charles Frémont to tylko czterej z licznej grupy dziewiętnastowiecznych amerykańskich po- dróżników i odkrywców. W tym zacnym i zasłużonym gronie wyróżnili się Zebulon Pike (1779–1813), Robert Stuart (1785–1848), Joseph R. Wal- ker (1798–1876), Jedediah Smith (1799–1831) i George M. Wheeler (1842–1905). Ich dokonania były niewątpliwie imponujące, nie zdołali jednak zainteresować nimi amerykańskiej opinii publicznej w takim stop- niu, w jakim uczynili to Lewis, Clark, Colter i Frémont.

501 Por. Andrew C. Isenberg, The Destruction of the Bison: An Environmental History, 1750–1820, Cambridge University Press, Cambridge 2000. 7 Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain

Ważną datą w procesie budowania literackiego obrazu granicy stał się rok 1832. Wtedy to powrócił do Stanów Zjednoczonych, po siedemnasto- letnim pobycie w Europie, Washington Irving, jeden z najwybitniejszych i najbardziej znanych amerykańskich prozaików dziewiętnastego wieku502.

502 Ważniejsze pozycje poświęcone życiu i twórczości Irvinga: Ralph M. Aderman (red.), Critical Essays on Washington Irving, G.K. Hall, Boston 1990; Peter Antelyes, Tales of Adventurous Enterprise: Washington Irving and the Poetics of Western Expan- sion, Columbia University Press, New York 1990; Laura Benet, Harvé Stein, Washington Irving: Explorer of American Legend, Dodd, Mead, New York 1966; Mary W. Bowden, Washington Irving, Twayne, Boston 1981; Richard H. Cracroft, Washington Irving, the Western Works, Boise State University, Boise 1974; William L. Hedges, Washington Ir- ving: An American Study, 1802–1832, Greenwood Press, Westport 1980; John T. Jacobs, The Western Journey: Exploration, Education, and Autobiography in Irving, Parkman, and Thoreau, Garland, New York 1988; Johanna Johnston, The Heart That Would Not Hold: A Biography of Washington Irving, M. Evans, New York 1971; Catherine Owens Peare, Washington Irving: His Life, Holt, New York 1957; Jeffrey Rubin-Dosky, Adrift in the Old World: The Psychological Pilgrimage of Washington Irving, University of Chicago Press, Chicago 1988; Richard Henry Stoddard, The Life of Washington Irving, Folcroft Library Editions, Folcroft 1974; James W. Tuttleton, Washington Irving: The Critical Reaction, AMS Press, New York 1993; Edward Wagenknecht, Washington Irving: Moderation Dis- played, Oxford University Press, New York 1962; Charles Dudley Warner, The Work of 220 Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain

Podczas rejsu do Nowego Jorku statkiem „Havre” spotkał Anglika Char- lesa J. Latrobe’a i Szwajcara, hrabiego Alberta-Alexandre’a de Pourtales. Mężczyźni zaprzyjaźnili się, a po przybyciu do Ameryki odbyli wspólnie kilka wycieczek: do West Point, Saratoga Springs, malowniczej wioski Sleepy Hollow, w góry Catskill (Catskill Mountains) i Góry Białe (White Mountains) oraz nad wodospad Niagara. Podczas tej ostatniej eskapady poznali niejakiego Henry’ego Leavitta Ellswortha, mianowanego właśnie pełnomocnikiem rządu do spraw Indian. Zaprosił on Irvinga i jego towa- rzyszy na wyprawę w głąb Terytorium Indiańskiego w dzisiejszej wschod- niej Oklahomie. Pisarz przyjął propozycję z entuzjazmem. „Oferta była zbyt kusząca, by ją odrzucić – pisał w liście do brata, Petera. – Miałem spo- sobność zetknąć się z pozostałościami tych wielkich indiańskich szczepów, które niebawem znikną jako niepodległe narody (…). Mogłem podziwiać

Zdj. 47. Washington Irving (ilustracja z roku 1905)

Washington Irving, Folcroft Press, Folcroft 1969; Stanley Thomas Williams, The Life of Washington Irving, Oxford University Press, New York 1935. Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain 221 piękne tereny Dalekiego Zachodu, pozostające ciągle w stanie pierwotnej dzikości, i oglądać stada bizonów przemierzające prerie”503. Podróż rozpoczęła się 3 września 1832 roku w Cincinnati. Stąd wę- drowcy udali się parowcem rzekami Ohio i Missouri do Saint Louis, gdzie mogli zobaczyć słynnego wodza plemienia Sauk, Czarnego Jastrzębia, schwytanego niedawno i trzymanego w kajdanach na posterunku wojsko- wym w Jefferson Barracks. Z Saint Louis grupa, której towarzyszył An- toine, Kreol mówiący specyficzną mieszaniną francuskiego, angielskiego i języka szczepu Osage, skierowała się do Independence i dalej do For- tu Gibson, leżącego nad Grand River, w pobliżu zbiegu z rzeką Arkan- sas. Stamtąd, wraz z oddziałem zwiadowców pod dowództwem kapitana Jessego Beana, wyruszyli na prerie. Przez trzy tygodnie października i po- czątek listopada przemierzali tereny czerwonoskórych. Dotarli do rzeki Cimarron w pobliżu dzisiejszego miasteczka Guthrie, a potem, kierując się na zachód i południe przez obszar zwany Cross Timbers504, osiągnęli Little River (dopływ rzeki Canadian) w okolicach obecnego Norman. Następnie skręcili na wschód i 9 listopada znaleźli się znów w Forcie Gibson. Podczas podróży Irving prowadził dziennik i wkrótce po powrocie do Nowego Jorku zaczął przygotowywać go do druku. Z powodu kilku nie- przewidzianych przerw pracę zakończył dopiero w listopadzie 1834 roku. W marcu 1835 roku książkę zatytułowaną A Tour on the Prairies opu- blikowało londyńskie wydawnictwo Johna Murraya, miesiąc później zaś ukazała się ona w Stanach Zjednoczonych nakładem filadelfijskiej oficyny Carey, Lea, and Blanchard. Tekst Irvinga ma charakter bardzo osobisty. Jak słusznie zauważa John Francis McDermott, stanowi on zapis „trwającej miesiąc ekskursji poza granice cywilizacji, prostą opowieść o codziennych zdarzeniach, jakie przytrafiają się każdemu, kto podróżuje przez prerie”505. To właśnie owej prostocie i bezpretensjonalności książka zawdzięczała czytelniczy suk- ces. A nie był on wcale pewny. Autor, co podkreślał jego biograf Stanley Thomas Williams, nie dysponował bowiem zbyt interesującym materia-

503 List z 18 grudnia 1832 roku. Cyt. za: Introductory Essay by John Francis McDermott [w:] Washington Irving, A Tour on the Prairies, University of Oklahoma Press, Norman 1956, s. xxiii. 504 Cross Timbers to wąski pas terenu biegnący z południowego Kansas przez środ- kową Oklahomę do środkowego Teksasu i oddzielający gęsto zalesioną wschodnią część Stanów Zjednoczonych od prawie pozbawionych drzew Wielkich Równin. Tworzy także zachodnią granicę występowania wielu ssaków i owadów. 505 Introductory Essay by John Francis McDermott, op. cit., s. xxi. 222 Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain

łem506. Wojskowa misja, w której brał udział jako neutralny obserwator, nie tylko była krótka, ale i nie miała żadnego militarnego znaczenia. Jej uczestnicy nie zdobyli żadnych informacji o ukształtowaniu terenu lub miejscu pobytu Indian, nie odkryli żadnego nowego szlaku, nie spotkali nawet żadnego wrogo nastawionego czerwonoskórego. A jednak Irvingo- wi udało się stworzyć dzieło pasjonujące, bardzo prawdziwie prezentujące życie na pograniczu. Terytorium Indiańskie zrobiło na autorze A Tour on the Prairies ogrom- ne wrażenie, co potwierdza choćby taki opis, zamieszczony na samym po- czątku utworu:

(…) kilkaset mil za rzeką Missisipi rozciąga się rozległy i niezamieszkany kraj, gdzie próżno szukać zbudowanej z bali chaty białego człowieka lub indiań- skiego wigwamu. Owe równinne tereny, użyźniane wodami rzek Arkansas, Canadian i Czerwonej, pokrywają wysokie trawy. Gdzieniegdzie spotkać też można lasy, zagajniki i pojedyncze kępy drzew. Przez te urodzajne i zielone pustkowia wędrują łosie, bizony i mustangi, ciesząc się niczym nieskrępowaną, przyrodzoną wolnością. Są to tereny łowieckie różnych szczepów Dalekiego Zachodu. Miejsca te odwiedzają Osagowie, Creek, Delawarowie oraz pozosta- łe plemiona związane z cywilizacją i mieszkające w sąsiedztwie osiedli białych ludzi. Lecz przybywają tu także Paunisi, Komancze oraz inne dzikie i wciąż niezależne szczepy, nomadzi prerii i mieszkańcy Gór Skalistych. Wspomniany przeze mnie region stanowi obszar sporny dla tych wojowniczych plemion; żadne z nich nie ośmieli się na stałe osiąść w jego granicach. Myśliwi i wojow- nicy przybywają tu podczas sezonu łowieckiego w licznych grupach i budują tymczasowe obozy, składające się z lekkich konstrukcji pokrytych korą i skó- rami. A potem polują, siejąc zniszczenie wśród niezliczonych stad pasących się na prerii i gromadząc zapasy dziczyzny oraz mięsa bizonów. Ekspedycje te przypominają zawsze wyprawy wojenne: myśliwi są uzbrojeni i przygotowani na odparcie niespodziewanego ataku, zachowując nieustającą czujność. Gdy spotykają wrogich Indian, wybuchają dzikie konflikty. (…) Rozsypujące się czaszki i szkielety bielejące w ciemnych wąwozach lub w pobliżu resztek obo- zów łowieckich są pozostałościami krwawych walk, pozwalając jednocześnie wędrowcowi poznać groźną naturę kraju, który przemierza507.

Irving bardzo szczegółowo, w trzydziestu pięciu rozdziałach, zrelacjo- nował przebieg wyprawy. Opowiedział o trudach wędrówki przez dzie- wicze lasy, a później prerie, o przeprawach przez rzeki Arkansas, Red Fork i North Fork, urokach życia obozowego, kaprysach aury w postaci gwałtownej ulewy i groźnej burzy, polowaniach na jelenie, indyki, bizony

506 Stanley Thomas Williams, The Life of Washington Irving, op. cit., s. 80–81. 507 Washington Irving, A Tour on the Prairies, John Murray, London 1835, s. 1–3. Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain 223

Zdj. 48. Konflikt na prerii (obraz Charlesa M. Russella z roku1902, zatytułowany When Blackfeet and Sioux Meet)

i mustangi oraz niebezpiecznym spotkaniu oko w oko z niedźwiedziem. Przedstawił też wygląd i zwyczaje Indian, Osagów, Creek i Paunisów, pró- bując jednocześnie prostować utrwalone w literaturze pięknej stereotypy i wyobrażenia. Jak pisał:

Indianie, których widziałem w rzeczywistym świecie, bardzo różnią się od tych prezentowanych w poezji. Stanowczo nie są stoikami, ludźmi małomównymi, nieugiętymi, na których twarzach nigdy nie gości uśmiech i którzy nigdy nie ronią ani jednej łzy. Owszem, są małomówni, gdy przebywają w towarzystwie białych, którym nie ufają i których języka nie znają. Lecz w takich sytuacjach biały człowiek jest równie małomówny. Nie ma większych plotkarzy niż In- dianie, gdy są we własnym gronie. Wiele czasu poświęcają wówczas snuciu opowieści o swych przygodach na wojnie i podczas polowania oraz wymy- ślaniu niestworzonych historii. Są także znakomitymi naśladowcami i błazna- mi i zabawiają się kosztem białych, zamiast być pod głębokim wrażeniem ich duchowej wielkości i godności. Są znakomitymi obserwatorami, notującymi najdrobniejsze szczegóły przenikliwym i bacznym wzrokiem. Czasami, gdy ja- kaś rzecz szczególnie ich zaciekawi, wymieniają między sobą spojrzenia lub mruknięcia, lecz komentarze zostawiają na później, gdy będą sami. Dopiero wtedy pozwalają sobie na krytycyzm, aprobatę lub wesołość508.

508 Ibidem, s. 52–53. 224 Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain

Spośród czerwonoskórych największą sympatią darzył Osagów,

(...) okazałych mężczyzn, surowych i prostych w ubiorze oraz postawie. Nie nosili oni żadnych ozdób, a ich ubiór składał się wyłącznie z derek, spodni i mokasynów. Ich głowy były odkryte, a włosy krótko przycięte z wyjątkiem pasma sterczącego na czubku jak pióropusz hełmu z długim lokiem wiszącym z tyłu. (…) Mieli piękne, rzymskie rysy i szerokie torsy (…) i wyglądali jak szlachetne figurki z brązu. Osagowie są najbardziej postawnymi Indianami, jakich widziałem na Zachodzie509.

Przedstawiciele innych szczepów nie są już tak efektowni i eleganccy. Na przykład Indianie z plemienia Creek ubierają się o wiele barwniej i bar- dziej jaskrawo.

Na pierwszy rzut oka jest coś orientalnego w ich wyglądzie. Noszą perkalowe koszule myśliwskie w różnych, żywych kolorach, ozdobione jasnymi frędzlami i związane opaskami wyszywanymi paciorkami. Nogi chronią spodnie z wy- prawionej jeleniej skóry lub zielonego i szkarłatnego sukna z naszytymi na kolanach taśmami i kitkami. Ich głowy okryte są paradnymi chustami, a mo- kasyny mają fantazyjne ozdoby510.

Przedstawiciele tego szczepu prowadzili na ogół osiadły tryb życia. „(…) przyjęli oni chętnie zasady cywilizacji, co pomogło w ich rozwoju i zapewniło wiele korzyści. Ich farmy były dobrze wyposażone, a domy wyróżniały się komfortem i wygodą”511. W sposobie, w jaki Irving prezentuje Indian, można dostrzec wpły- wy zarówno pisarstwa Jamesa Fenimore’a Coopera, jak i polityki Andrew Jacksona512. Opisując Osagów, autor ukazuje ich jako szlachetnych dziku- sów, główny nacisk kładąc na ich malowniczość. Nawet Paunisi, którzy w książce pełnili funkcję „straszaka na białych” i ciągłego – choć na ogół potencjalnego – zagrożenia dla członków wyprawy, przedstawieni zostali jako ludzie kierujący się rygorystycznymi zasadami moralnymi, dla któ- rych niezależność i własny styl życia są wartościami najwyższymi, ważniej- szymi nawet od osobistego szczęścia i życia. Równocześnie jednak Irving traktuje rdzennych Amerykanów w stylu Jacksona, odwołując się do tego, co Michael Paul Rogin nazwał „mode-

509 Ibidem, s. 18. 510 Ibidem, s. 18–19. 511 Ibidem, s. 28–29. 512 Andrew Jackson (1767–1845) był siódmym prezydentem Stanów Zjednoczonym i zwolennikiem polityki przesiedlania Indian z terenów opanowanych przez białych na obszary położone na zachód od rzeki Missisipi (tzw. Indian Removal Policy). Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain 225 lem ojców i dzieci”513. Uznaje więc Indian za ludzi nieodpowiedzialnych, zagubionych w skomplikowanym świecie, którzy – jak dzieci – potrzebują opieki. Tę paternalistyczną postawę autor usprawiedliwia wyższością cy- wilizacji białych oraz koniecznością dbania o morale skażonych dzikością indiańskich dusz. Irving wydaje się w pełni zgadzać z Jacksonem, który „obiecywał ratować swe »czerwone dzieci« przed falą białego osadnictwa na wschodzie, chronić je na zachodzie i pomagać im cywilizować się”514. Czasami wszakże intelektualna refleksja Irvinga zmierza w dość nie- oczekiwanym kierunku. Autor A Tour on the Prairies zazdrości mianowicie czerwonoskórym ich niezależności, tego, że „z braku sztucznych potrzeb posiedli oni tajemnicę osobistej wolności”. W przeciwieństwie do nich „my, biali, (…) należąc do społeczeństwa, jesteśmy niewolnikami, pod- ległymi innym, a nie samym sobie. Nasze bogactwa stają się łańcuchami, które nas wiążą, przeszkadzając w swobodnym poruszaniu się i udarem- niając każdy impuls dusz”515. A Tour on the Prairies jest książką znakomitą, którą dziś jeszcze czyta się z ogromną przyjemnością. Decydują o tym przede wszystkim literackie ta- lenty autora. Irving był zresztą jednym z pierwszych amerykańskich pisa- rzy którzy utrzymywali się wyłącznie z pisania. Świadczy to z jednej strony o jego artystycznych zdolnościach, z drugiej zaś – o powodzeniu, jakim cieszyły się jego prace. To właśnie ich poczytność sprawiała, że wywierały one istotny wpływ na amerykańską opinię publiczną. Tak było również w przypadku A Tour…, tekstu współtworzącego wizerunek Zachodu jako rajskiego ogrodu, ziemi obiecanej z cienistymi lasami zamieszkiwanymi przez mnogość jeleni i dzikich indyków, czystymi rzekami pełnymi smacz- nych ryb oraz bezkresnymi preriami, po których wędrują nieprzeliczone stada bizonów i mustangów. Ów nieco tajemniczy, rajski ogród dostarcza nie tylko estetycznych wrażeń, ale też wszelkiego pożywienia, i to w nadzwyczajnej obfitości. Irving zwraca na to uwagę choćby w opisie uczty, jaką wędrowcy urządzili sobie pewnego dnia na prerii.

Przed zachodem słońca mały Tonish [kucharz wyprawy] wezwał nas na wy- stawny posiłek. Usiedliśmy na kocach rozpostartych na ziemi w pobliżu ogni- ska. Przed nami pojawił się wielki półmisek zrobiony z korzenia klonu, który kupiliśmy w indiańskiej wiosce. Trafiła na niego zawartość jednego z obo-

513 Michael Paul Rogin, Fathers and Children: Andrew Jackson and the Subjugation of the American Indian, Knopf, New York 1975. 514 Ibidem, s. 207. 515 Washington Irving, A Tour on the Prairies, op. cit., s. 35. 226 Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain

zowych kociołków: gulasz z dzikiego indyka z plastrami bekonu i kluskami. Obok umieszczono inną misę, sporządzoną z podobnego materiału i zawiera- jącą obfity zapas naleśników. Gdy zjedliśmy ze smakiem gulasz, mały Tonish podał żeberka z jelenia, które wcześniej zostały nadziane na dwa drewniane rożna i upieczone nad ogniskiem. Nie mając talerzy, musieliśmy odcinać no- żami myśliwskimi płaty mięsa i zanurzać je w soli oraz pieprzu. (…) Wszystko popijaliśmy kawą, ugotowaną w kociołku, słodzoną cukrem brunatnym i roz- lewaną do cynowych kubków. Tak ucztowaliśmy podczas naszej ekspedycji, dopóki nie wyczerpały się zapasy mąki, kawy i cukru516.

Jak trafnie zauważają cytowany już John Francis McDermott i Guy Reynolds517, literacki styl Irvinga charakteryzował się swego rodzaju ma- larskością. Autor – dowodzi McDermott – „miał nastawienie pejzażysty, a jego opisy podobne były nieco do obrazów przedstawicieli Hudson Ri- ver School518. Jego najmocniejszą stroną było jednak prezentowanie scen z codziennego życia (…). Mistrzowska manipulacja kompozycją i kolo- rem, perfekcyjny rysunek, prostota i różnorodność szczegółów, (…) nie- zrównana jakość motywów, klarowność wizji, jednolitość tonu, wyczucie ruchu i realizm to najważniejsze narzędzia, za pomocą których tworzył obraz życia na Dalekim Zachodzie”519. Z kolei zdaniem Reynoldsa pisarstwo Irvinga stanowi literacki odpo- wiednik szkiców George’a Catlina520. W centrum zainteresowania autora znajdują się ludzkie postacie, nie krajobrazy. Wielokrotnie prezentuje on

516 Ibidem, s. 73–74. 517 Guy Reynolds, The Winning of the West: Washington Irving’s ‘A Tour on the Prai- ries’, „Yearbook of English Studies”, t. 34 (2004), s. 88–99. 518 Hudson River School to amerykański ruch artystyczny z połowy dziewiętnaste- go wieku, stworzony przez grupę pejzażystów i inspirowany romantyzmem. Głównymi przedstawicielami szkoły byli: Thomas Cole, Frederic Edwin Church, John Frederick Kensett i Sanford Robinson Gifford. Ich dzieła przedstawiały amerykański krajobraz jako sielankę, w której ludzie pokojowo współistnieją z dziką przyrodą. 519 Introductory Essay by John Francis McDermott, op. cit., s. xxxi–xxxii. 520 George Catlin był amerykańskim malarzem. W latach trzydziestych dziewiętnaste- go wieku pięciokrotnie podróżował on na Zachód. Efektem tych wędrówek było ponad 500 obrazów, z których większość stanowiły portrety indiańskich wodzów i wojowników oraz sceny rodzajowe z życia czerwonoskórych, przedstawiające między innymi polo- wania na bizony, zakładanie obozu, przyrządzanie posiłków, a nawet potyczkę między wrogimi szczepami. Por.: John C. Ewers, George Catlin: Painter of Indians of the West [w:] Annual Report of the Board of Regents of the Smithsonian Institution for 1955, Smith- sonian Institution Press, Washington 1956, s. 483–528; Harold McCracken, George Cat- lin and the Old Frontier, Dial Press, New York 1959; John Carpenter Troccoli, First Artist of the West: George Catlin Paintings and Watercolors from the Collection of Gilcrease Mu- seum, Gilcrease Museum, Tulsa 1993; William H. Truettner, The Natural Man Observed: A Study of Catlin’s Indian Gallery, Smithsonian Institution Press, Washington 1979. Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain 227 barwne sceny z życia obozowego lub ze spotkań z Indianami: Osagami, Creek i Delawarami. Oto pierwszy z brzegu przykład – opis całodzienne- go popasu, jaki ekspedycji zafundował jej dowódca, kapitan Jesse Bean:

Poranny posiłek dobiegł końca i żołnierze zabawiali się na różne sposoby. Jed- ni strzelali z karabinów do celu; inni spali na wpół zakopani w pościeli z liści, z głowami spoczywającymi na siodłach; jeszcze inni plotkowali, gromadząc się wokół ognisk, z których unosiły się i niknęły wśród gałęzi drzew smugi błękitnego dymu. Konie raczyły się dzikim winem, niektóre zaś pokładły się i tarzały po ziemi521.

I jeszcze jedna, nieco podobna egzemplifikacja – fragment przedstawia- jący biwak po przejściu nawałnicy:

W pięknym, rozległym lesie, przeciętym strumieniem, stały konstrukcje z kory, szałasy z gałęzi i namioty z derek, tymczasowe schronienia przed niedawnym deszczem. Wśród drzew można było dostrzec grupki zwiadowców w różnych, najdziwniejszych odzieniach. Jedni gotowali na wielkich ogniskach; inni roz- pościerali i wyprawiali skóry jelenie; jeszcze inni strzelali do celu, niektórzy zaś leżeli na trawie. Dziczyzna suszyła się na słońcu lub nad dogasającym ogniem; w innym miejscu spoczywały dzikie zwierzęta, ustrzelone i przyniesione ostatnio przez myśliwych. Sterty karabinów opierały się o pnie drzew, a nad nimi wisiały siodła, uzdy i rożki na proch. Tu i tam, pomiędzy zaroślami, pasły się konie522.

Rozważając styl Irvinga, warto zwrócić uwagę na obecność w jego tekście romantycznej wizji świata, przejawiającej się w głównej mierze odwołaniami do kultury antycznej i zachodnioeuropejskiej. Odwołania te odnajdujemy zarówno w opisach ludzi, jak i krajobrazów. Młody wo- jownik Osage ma „piękne, rzymskie oblicze”523, a myśliwy „Stary Ryan” to „nestor obozu”524. Gładkie pnie wyniosłych drzew są „jak majesta- tyczne kolumny”525, promienie słońca przeświecające przez liście przy- pominają autorowi „efekt blasku słońca wśród witraży i rzędów kolumn gotyckiej katedry”526, zaś formacje skalne na wzgórzu wyglądają niczym „ruiny warowni” lub „mauretańskiego zamku”527. Tego typu sformuło- wania pełnią jednak w książce wyłącznie funkcję erudycyjnych ozdobni- ków. Autor posługuje się najczęściej w pełni realistycznymi i obiektyw-

521 Washington Irving, A Tour on the Prairies, op. cit., s. 46–47. 522 Ibidem, s. 58. 523 Ibidem, s. 32. 524 Ibidem, s. 139. 525 Ibidem, s. 47. 526 Ibidem. 527 Ibidem, s. 153–154. 228 Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain nymi metodami opisu, choć niekiedy pozwala sobie na introspekcyjne wtręty, jak choćby wówczas, gdy prezentuje własne emocje po zabiciu, podczas polowania, wielkiego bizona:

Nie jestem myśliwym: uczyniłem to [chodzi o postrzelenie bizona] podniecony polowaniem i ryzykowną pogonią. Teraz, gdy ekscytacja minęła, patrzyłem ze współczuciem na biedne zwierzę, które szamotało się, krwawiąc, u moich stóp. Jego wielkość, która wcześniej pobudzała mój zapał, teraz wzmacniała tylko żal. Wydawało mi się, jakbym zadał ból proporcjonalny do masy mojej ofiary528.

A Tour on the Prairies nie było jedynym dziełem Irvinga poświęconym Zachodowi. W 1836 roku ukazała się Astoria, or, Anecdotes of an Enter- prize beyond the Rocky Mountains529, a rok później The Adventures of Cap- tain Bonneville530. Bohaterem Astorii, choć często ukrytym za innymi dramatis personae, był imigrant z Niemiec, John Jacob Astor, który został pierwszym ame- rykańskim milionerem, dorabiając się majątku na handlu futrami. Intere- sy prowadził głównie w regionie Wielkich Jezior i na północnym zacho- dzie, na wybrzeżu Pacyfiku. Karierę „króla futer” rozpoczął pod koniec lat osiemdziesiątych osiemnastego wieku. Potem umiejętnie wykorzystał możliwości, jakie dawał traktat brytyjsko-amerykański z 1794 roku (Jay Treaty), otwierający dla amerykańskich przedsiębiorców rynek kanadyjski. W 1808 roku założył American Fur Company, nieco później zaś podległe jej Pacific Fur Company (działała tylko przez cztery lata) i Southwest Fur Company, monopolizując praktycznie handel futrami na znacznych obsza- rach Stanów Zjednoczonych. W 1882 roku zbudował na wyspie Macki- nac, u ujścia rzeki Kolumbia, Astor House, z którego kierował działalno- ścią swoich firm. W 1834 roku wycofał się z życia biznesowego i przeniósł do Nowego Jorku, gdzie poświęcił się mecenatowi kultury i sztuki531. Pomysł napisania Astorii wyszedł od siedemdziesięciojednoletniego wówczas Astora, bliskiego znajomego Irvinga. Autor uznał projekt za nad- zwyczaj interesujący. Do pomocy, jako researchera, zaangażował bratanka,

528 Ibidem, s. 276–277. 529 Carey, Lea, and Blanchard, Philadelphia 1836. W tym samym roku ukazało się wyda- nie angielskie (Richard Bentley, London), z drobną zmianą w pisowni tytułu (zamiast „En- terprize” użyto nowocześniejszej formy „Enterprise”), oraz francuskie (Baudry’s European Library, Paris), z którego pochodzą wszystkie cytaty wykorzystane w niniejszej pracy. 530 Carey, Lea, and Blanchard, Philadelphia 1937. 531 Na temat Johna Jacoba Astora por. m.in.: John D. Haeger, John Jacob Astor: Busi- ness and Finance in the Early Republic, Wayne State University Press, Detroit 1991; Axel Madsen, John Jacob Astor: America’s First Multimillionaire, John Wiley, New York 2001. Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain 229

Zdj. 49. John Jacob Astor (ilustracja z roku 1905)

prawnika Pierre’a Munro Irvinga, który musiał przestudiować stosy ma- nuskryptów i raportów oraz sporządzić z nich notatki. Irving zaczął pracę nad Astorią w maju 1835 roku, korzystając z wielu tekstów źródłowych, własnych zapisków, sprawozdań Pierre’a oraz licznych dokumentów do- starczonych przez Astora. Rozmawiał także z naocznymi świadkami opi- sywanych wydarzeń oraz czytał wszelkie dostępne materiały na temat geo- grafii i historii północno-zachodnich obszarów Stanów Zjednoczonych. Jak zwierzał się bratankowi:

Mój obecny pomysł to nadać pracy tytuł Astoria, taki jak nazwa osiedla założo- nego przez pana Astora u ujścia rzeki Kolumbia, i przedstawić historię tej ko- lonii oraz dostarczyć czytelnikowi informacji o całym tym regionie, a ponadto opowiedzieć o przygodach na lądzie i morzu, jakie stały się udziałem handla- rzy futrami, traperów, indiańskich wojowników, myśliwych itp., naszkicować ich zwyczaje, charaktery, osobowości, ubiory etc., a także opisać krajobrazy, zwierzęta, rośliny itp., itd. Sądzę, że będę mógł tym sposobem stworzyć dzieło bogate i różnorodne, zarówno zajmujące, jak i pouczające (…)532.

532 Pierre M. Irving, The Life and Letters of Washington Irving, G.P. Putnam, New York 1862–1863, t. III, s. 62–64 (list Washingtona Irvinga do Pierre’a M. Irvinga z 29 paździer- 230 Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain

Akcja Astorii obejmuje okres od 1810 do 1813 roku, a autor w sześć- dziesięciu rozdziałach przedstawia w niej dzieje śmiałego, lecz nieudanego przedsięwzięcia handlowego Astora: „próby przejęcia przez Pacific Fur Company od zarządzanej przez Brytyjczyków North West Company kon- troli nad rozległym, położonym na zachód od Gór Skalistych, imperium handlu futrami”533. W pierwszych dwóch rozdziałach Irving zaprezentował w dużym skró- cie historię obrotu futrami w Ameryce Północnej. Nieco miejsca poświęcił także dziejom eksploracji interesujących go ziem: wspominał o trzeciej wyprawie kapitana Jamesa Cooka (1776–1779), podczas której dotarł on do Hawajów, wybrzeży obecnego stanu Oregon i wyspy Vancouver, Alaski oraz Cieśniny Beringa, o odkryciu w 1792 roku przez kapitana Roberta Graya z Bostonu ujścia rzeki Kolumbia534, o przedsięwzięciu porucznika Williama Roberta Broughtona, który – także w 1792 roku – przepłynął 160 kilometrów w górę Kolumbii, dokonując wielu interesujących ob- serwacji i pomiarów535, o ekspedycji sir Alexandra Mackenziego w 1793 roku, który przebył niemal cały północnoamerykański kontynent, docie- rając z Montrealu do wybrzeży Pacyfiku536, wreszcie o słynnej wyprawie Meriwethera Lewisa i Williama Clarka z lat 1803–1806, opisanej przeze mnie w poprzednim rozdziale. W dalszych partiach książki Irving przedstawiał głównych współpra- cowników Johna Jacoba Astora: Alexandra McKaya537, który towarzyszył nika 1934 roku); cyt. za: Wayne R. Kime, Pierre M. Irving and Washington Irving: A Colla- boration in Life and Letters, Wilfried Laurier University Press, Waterloo 1977, s. 34. 533 Wayne R. Kime, Pierre M. Irving and Washington Irving…, op. cit., s. 32. 534 Nie ma książkowej biografii Roberta Graya. Opisy jego wyprawy znajdują się natomiast w pracy Dorothy O. Johansen i Charlesa M. Gatesa Empire on the Columbia: A History of the Pacific Northwest (Harper & Row, New York 1957) oraz w tomie Oscara Osburna Winthera The Great Northwest: A History (Knopf, New York 1948). 535 Por. te same pozycje co w poprzednim przypisie. 536 Relacje z wypraw Mackenziego, zredagowane przez Williama Combe’a, ukazały się w 1801 roku nakładem londyńskiego wydawnictwa T. Cadella pt. Voyages from Mon- treal, on the River St. Laurence, through the Continent of North America, to the Frozen and Pacific Oceans; in the Years 1789 and 1793; with a Preliminary Account of the Rise, Prog- ress, and Present State of the Fur Trade of That Country. Obszerne fragmenty tego tekstu, dotyczące ekspedycji z 1793 roku, zredagował Walter Sheppe i opublikował pt. First Man West: Alexander Mackenzie’s Journal of His Voyage to the Pacific Coast of Canada in 1793 (Greenwood Press, Westport 1976). Z prac poświęconych dokonaniom Mackenziego naj- ciekawsza wydaje mi się rozprawa Roberta J. Hinga Tracking Mackenzie to the Sea: Coast to Coast in Eighteen Splashdowns (Anchor Watch Press, Manassas 1992). 537 Alexander McKay (ok. 1770–1811) był Kanadyjczykiem, handlarzem futrami i po- dróżnikiem. Nim stał się udziałowcem Pacific Fur Company, współpracował z North West Company. Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain 231

Mackenziemu w obu jego ekspedycjach na północno-zachodnie wybrzeże Ameryki, Duncana McDougalla, Donalda Mackenziego oraz Wilsona Pri- ce’a Hunta z New Jersey, doświadczonego kupca i handlarza futrami. Na- stępnie opowiadał o powołaniu do życia w czerwcu 1810 roku Pacific Fur Company, a także o planach Astora wysłania dwóch wypraw na wybrzeże Pacyfiku, jednej morskiej, a drugiej lądowej.

Pierwsza miała przetransportować ludzi, zapasy, amunicję i towary niezbędne do stworzenia ufortyfikowanej faktorii u ujścia rzeki Kolumbia. Druga, pro- wadzona przez pana Hunta, miała udać się w górę rzeki Missouri i przez Góry Skaliste dotrzeć w to samo miejsce, badając szlaki komunikacyjne przez kon- tynent i znajdując lokalizacje dogodne do założenia placówek handlowych538.

Ekspedycja morska wyruszyła z Nowego Jorku we wrześniu 1810 roku na okręcie „Tonquin”, opłynęła przylądek Horn i w marcu następnego roku dotarła do celu. Od razu rozpoczęto budowę faktorii, nawiązując równocześnie kontakty towarzyskie i handlowe z Indianami. Rejon dol- nego biegu Kolumbii zamieszkiwali przedstawiciele czterech szczepów: Czinukowie, Klatsopowie (Clatsops), Wahkiakumowie (Wahkiacums) i Katlamahowie (Cathlamahs). „Ludzie ci – pisał Irving – żyją głównie z rybołówstwa. Wprawdzie od czasu do czasu polują na łosie i jelenie oraz chwytają w sidła ptactwo wodne (…), ich główne pożywienie stanowią jednak łososie i inne ryby, w które obfituje Kolumbia i jej dopływy (…)”539. Znając z autopsji Indian zamieszkujących Wielkie Równiny, autor Asto- rii dostrzegł wiele anatomicznych i charakterologicznych różnic między nimi a czerwonoskórymi z rejonu Pacyfiku.

Ci pierwsi – dowodził – stale przemierzający konno prerie, zdobywający po- żywienie podczas śmiałych łowów i jedzący głównie mięso, są na ogół wyso- cy, muskularni, szczupli i proporcjonalnie zbudowani, a przy tym skłonni do gwałtownych zachowań. Ci drudzy, pędzący życie nad brzegami rzek i wygina- jący swe ciała w łodziach, są z reguły niscy, o nieco zdeformowanych sylwet- kach, mają krzywe nogi, grube kostki i szerokie, płaskie stopy. Swoim braciom z równin ustępują zarówno wyglądem, jak i siłą oraz zręcznością540.

Początkowo relacje między członkami ekspedycji a Indianami układa- ły się poprawnie, wkrótce jednak sytuacja uległa dramatycznej zmianie. „Tonquin”, który z kilkunastoosobową załogą 5 czerwca pożeglował na północ wzdłuż wybrzeża, by skupować od tubylców futra wydr morskich,

538 Washington Irving, Astoria…, op. cit., s. 22. 539 Ibidem, s. 49–50. 540 Ibidem, s. 50. 232 Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain został nieopodal wyspy Vancouver podstępnie zaatakowany przez czer- wonoskórych z plemienia Nootka. Tubylcy, symulując pokojowe intencje, weszli na pokład i rzucili się na Amerykanów. Opis krwawej walki i nastę- pujących po niej jeszcze krwawszych wydarzeń stanowi jeden z punktów kulminacyjnych Astorii, dlatego warto przytoczyć jego obszerne fragmenty.

Wtem rozległ się wrzask, który odbił się echem z każdej strony. Dzicy, potrzą- sając nożami i maczugami, ruszyli na swe ofiary. Pierwszy padł pan Lewis, pisarz okrętowy. Opierał się rękoma o stos kocy, próbując zakończyć transakcję handlową, gdy otrzymał cios nożem w plecy i runął pod pokład. Pan McKay, który siedział na relingu rufowym, skoczył na nogi, lecz został natychmiast ogłuszony maczugą, wrzucony do morza i zabity przez kobiety w łodziach. Tymczasem kapitan Thorn541 toczył desperacką walkę z wieloma przeciwni- kami. Był silnym i zdecydowanym mężczyzną, lecz zjawił się na pokładzie bez broni. Młody wódz Shewish uznał go za szczególną zdobycz i zwrócił się w jego kierunku. Kapitan miał jedynie czas, by wyrwać składany nóż i śmier- telnie ranić młodego dzikusa, który osunął się u jego stóp. Pojawiło się teraz przed nim kilku najdzielniejszych towarzyszy Shewisha. Kapitan bronił się energicznie, rozdając ciosy na prawo i lewo i zaścielając nadbudówkę zabitymi i rannymi. Chciał przebić się do kabiny, gdzie znajdowała się broń palna, lecz został otoczony przez wrogów i wielokrotnie raniony, aż zemdlał z upływu krwi. Gdy osunął się na koło sterowe, otrzymał cios maczugą, który powalił go na pokład, gdzie został dobity nożami i wyrzucony za burtę. Walka toczyła się na całym okręcie. Załoga broniła się desperacko, używając noży, drągów i wszelkiej broni, jaka wpadła im w ręce. Wkrótce jednak została otoczona ze wszystkich stron i bezlitośnie zmasakrowana542.

Ocalało jedynie siedmiu marynarzy, wysłanych, by rozwinęli żagle. Z wysokości masztów z przerażeniem przypatrywali się oni rzezi na po- kładzie. Nie mając broni, postanowili spuścić się w dół po takielunku i za wszelką cenę dostać się do pomieszczenia ze strzelbami i pistoletami. Po drodze trzech z nich zginęło. „Pozostała czwórka wycofała się do kabiny, gdzie znalazła pana Lewisa, wciąż żywego, chociaż śmiertelnie rannego. Barykadując drzwi, wybili otwory w ścianach i otworzyli ogień z muszkie- tów, który wkrótce oczyścił pokład”543.

541 Jonathan Thorn (1779–1811) był dowódcą „Tonquina”, wcześniej zaś poruczni- kiem amerykańskiej marynarki wojennej i komendantem wojskowej stoczni w Nowym Jorku. 542 Washington Irving, Astoria…, op. cit., s. 66–67. 543 Ibidem, s. 67. Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain 233

Gdy Indianie opuścili okręt, pozostali przy życiu członkowie załogi oddali serię strzałów z dział544, które dokonały spustoszenia wśród łodzi i zmusiły czerwonoskórych do schronienia się na brzegu. Następnego dnia tubylcy znów podpłynęli łodziami do okrętu, któ- ry wydawał się całkowicie wymarły. „Pokłady stały się wkrótce tłoczne, a burty pokryły się wspinającymi dzikusami, chcącymi grabić i plądrować. Nagle okręt eksplodował. Ramiona, nogi i okaleczone ciała latały w po- wietrzu. Wybuch dokonał także przeraźliwego spustoszenia w unoszących się na wodzie łodziach”545. Eksplozję zaplanował Lewis. Wysłał on czterech zdrowych członków załogi na ląd (mieli dotrzeć do głównych sił ekspedycji), sam zaś, krwa- wiący i żądny zemsty, skrył się pod pokładem. Gdy przybyli Indianie, podpalił zapasy prochu. Zginęło ponad stu czerwonoskórych, a znacznie więcej zostało rannych. Czterech marynarzy, którzy opuścili okręt, nigdy nie dotarło do wzno- szonej faktorii. Zostali oni schwytani przez Indian i zginęli w męczarniach, „poddani powolnym torturom i dzikiemu okrucieństwu”546. Irving nie informuje czytelników, w jaki sposób wiadomości o tragedii „Tonquina” dotarły do Astorii. Gdy jednak się to dokonało, członkowie ekspedycji byli przygnębieni. Okręt, którym przybyli do ujścia Kolumbii, uległ zniszczeniu, a mieszkającym w pobliżu Indianom nie sposób już było ufać. Metodę ich zneutralizowania wymyślił McDougall. Zaprosił on na spotkanie wodzów Czinuków i sąsiednich plemion. Wykorzystując ich pa- niczny lęk przed ospą, która rok wcześniej siała zniszczenie wśród szcze- pów z dorzecza Kolumbii, pokazał im butelkę, oświadczając, że zawiera zarazki tej okrutnej choroby. Gdy naczynie zostanie otwarte, wszyscy czer- wonoskórzy ulegną zarażeniu. Podstęp się powiódł. Wodzowie przyrzekli zachować pokój i dotrzymali słowa. Ekspedycją lądową dowodził Wilson Price Hunt. Wraz z Donaldem Mackenziem opuścił on Nowy Jork w czerwcu 1810 roku i udał się do Montrealu, stamtąd zaś do Michilimackinac, gdzie – nie bez trudności – udało mu się zatrudnić pewną liczbę francuskojęzycznych, kanadyjskich traperów i handlarzy futrami, zwanych voyageurs547. Namówił także do

544 „Tonquin” wyposażony był w dziesięć dział. 545 Washington Irving, Astoria…, op. cit., s. 68. 546 Ibidem, s. 69. 547 Na ich temat por. bardzo kompetentne dzieło Carolyn Podruchny Making the Voyageur World: Travelers and Traders in the North American Fur Trade (University of Toronto Press, Toronto 2006). 234 Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain udziału w wyprawie doświadczonych brytyjskich handlarzy, Ramsaya Crooksa i Josepha Gervaisa. Z Michilimackinac Hunt i jego ludzie po- płynęli łodziami przez Green Bay, odnogę jeziora Michigan, oraz rzekami Fox i Wisconsin do Prairie du Chien i dalej, z biegiem rzeki Missisipi, do Saint Louis, gdzie zjawili się 3 września. Nie chcąc, by ekspedycja, ze względu na duże koszty noclegów i wyżywienia oraz pokusy hulaszczego życia, przebywała długo w mieście, Hunt wyruszył ze swymi podkomend- nymi 21 października w górę rzeki Missouri. Po przebyciu 450 mil wszy- scy dotarli 16 listopada do ujścia rzeki Nodawa548. Tu postanowili założyć obóz zimowy i pozostać do wiosny. Tymczasem Hunt wrócił do Saint Louis, by zwerbować więcej myśli- wych. Udało mu się też zatrudnić Pierre’a Doriona Jr., Kreola mówiącego biegle dialektem dakota języka sju, którym porozumiewają się Siuksowie. Do wyprawy dołączyli również Marie, żona Doriona, Indianka ze szczepu Iowa, dwaj jej synowie, pięcioletni Jean Baptiste i dwuletni Jean, kilku anglojęzycznych handlarzy oraz przyrodnicy, John Bradbury i Thomas Nuttall, późniejszy kustosz ogrodów Uniwersytetu Harvarda. 21 kwietnia 1811 roku, gdy puściły lody na rzekach, ekspedycja w pełnym składzie wyruszyła z obozu nad Nodawą w górę Missouri. 10 maja Hunt i jego ludzie przybyli do wioski szczepu Omaha, poło- żonej około 830 mil (około 1340 kilometrów) powyżej ujścia Missouri, i rozłożyli się nieopodal obozu.

Wioska leżała u podnóża wzgórza nad brzegiem rzeki i liczyła około 80 wig- wamów. Były one koliste i stożkowate i miały 16 stóp średnicy. Przypominały zwyczajne namioty z bizonich skór, zszytych razem i naciągniętych na długie drewniane maszty, nachylone ku sobie i krzyżujące się w połowie wysokości. Ich wierzchołki rozchodziły się w taki sposób, że jeśli byłyby pokryte skórami, jak niższe części, wigwam wyglądałby niczym klepsydra lub dwa stożki posta- wione jeden na drugim i stykające się wierzchołkami549.

Irving zwraca uwagę na różnorodność form i kształtów indiańskich wi- gwamów, a także na wielość sposobów ich ustawiania w obrębie obozowiska. Owe odmienności zależą od szczepu i doświadczonemu obserwatorowi po- zwalają określić plemienną przynależność mieszkańców. Wigwamy używane przez Omahów wyglądają bardzo fantazyjnie: „pomalowane są w czerwone

548 Dziś używa się raczej nazwy Nodaway. 549 Washington Irving, Astoria…, op. cit., s. 99. Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain 235

Zdj. 50. Tipi używane przez Indian ze szczepu Omaha

lub żółte, faliste pasy albo zdobią je prymitywne wizerunki koni, jeleni i bi- zonów oraz ludzkich twarzy, okrągłych jak księżyc w pełni”550. Autor Astorii przyznaje, że „Omahowie byli niegdyś ludnym i potęż- nym szczepem, rywalizującym w sztuce wojennej i męstwie ze Siuksami, Paunisami, Kanzami i Iatanami. Konflikty ze Siuksami przetrzebiły jednak ich szeregi”551, a prawdziwego dzieła zniszczenia dokonała epidemia ospy w 1802 roku. „W czasie gdy odwiedził ich pan Hunt, wciąż szczycili się dwustoma wojownikami i myśliwymi, lecz ich liczba ciągle maleje, tak że wkrótce będą istnieć tylko w tradycji”552. 15 maja Hunt i jego ludzie opuścili wioskę Omahów, kierując się w stronę krainy zamieszkanej przez Siuksów z grupy Teton. Cztery dni później do wioski dotarł Manuel Lisa z dwudziestoma wioślarzami, zacie- kle goniący Hunta. Lisa był sławnym handlarzem futrami i jednym z zało- życieli St. Louis Missouri Fur Company, przemianowanej później na Mis- souri Fur Company553. Dowiedziawszy się o zorganizowanej przez Astora ekspedycji, postanowił za wszelką cenę przyłączyć się do niej, uznając, że może ona otworzyć całkowicie nowe perspektywy handlowe. Gdy wypra-

550 Ibidem. 551 Ibidem. 552 Ibidem, s. 99–100. 553 Na temat Manuela Lisy por.: Walter Bond Douglas, Manuel Lisa: With Hitherto Un- published Material, Argosy-Antiquarian, New York 1964; Richard E. Oglesby, Manuel Lisa and the Opening of the Missouri Fur Trade, University of Oklahoma Press, Norman 1961. 236 Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain wa Hunta wyruszała z zimowego obozu nad rzeką Nodawa, Lisa był około 390 kilometrów, czyli 19 dni drogi, w tyle. Jego wioślarze pracowali jed- nak nadzwyczaj energicznie i odległość stale malała. W pewnym momen- cie Lisa zdał sobie wszakże sprawę, że może nie dogonić Hunta, nim ten wkroczy na niebezpieczne terytorium Siuksów. Przekazał przeto przez po- słańca prośbę, by na niego zaczekał. Hunt odpowiedział twierdząco, lecz namówiony przez towarzyszy, Ramsaya Crooksa i Roberta McClellanda, którzy obawiali się podstępu, szybko ruszył w dalszą drogę. 26 maja, podczas śniadania na jednym z brzegów Missouri, członkowie ekspedycji dostrzegli dwie łódki, a w nich trzech białych ludzi. Jak się niebawem okazało, byli to traperzy z Kentucky, sześćdziesięciosześciolet- ni Edward Robinson oraz znacznie młodsi, lecz już bardzo doświadczeni John Hoback i Jacob Rezner, którzy przez kilka lat polowali w Górach Skalistych, a teraz wracali do domów. Doskonale zorganizowana i wypo- sażona wyprawa Hunta zrobiła na nich takie wrażenie, że postanowili do niej dołączyć. Korzystając z ich rad, Hunt zdecydował się zmienić dalszą marszrutę. Początkowo planował trzymać się trasy, którą podążali Lewis i Clarke w latach 1803–1806. Teraz wybrał szlak biegnący nieco bardziej na południe, ale o wiele bezpieczniejszy, omijający ziemie Czarnych Stóp, szczepu szczególnie wrogo nastawionego do białych. Siedziby Czarnych Stóp znajdowały się na razie daleko. Ekspedycja musiała jednak przepłynąć przez tereny kontrolowane przez Siuksów. Ci zaś zamierzali powstrzymać Hunta i jego ludzi w przekonaniu, że prze- wożą oni broń palną i amunicję dla ich wrogów, Arikarów, Mandanów i Minatariów (Minatarees). 30 maja uczestnicy wyprawy dojrzeli na brze- gu wojowników Siuksów, rozlokowanych „w szyku bojowym i pomalowa- nych w barwy wojenne. Uzbrojeni byli w łuki i strzały oraz kilka krótkich karabinków, większość z nich miała też okrągłe tarcze. Wyglądali dziko i wspaniale”554. Spotkanie zakończyło się jednak pokojowo. Hunt wyja- śnił wodzom, jaki jest prawdziwy cel wyprawy, a Indianie bez sprzeciwu przepuścili podróżników. 2 czerwca ekspedycja znów natknęła się na Indian. Tym razem byli to jednak przyjaźni wobec białych Arikarowie, Mandanowie i Minatariowie. Następnego dnia wędrowców dogonił Manuel Lisa ze swymi ludźmi. Re- lacje między obiema grupami były początkowo napięte. Wkrótce wszakże ich stosunki uległy normalizacji, choć wzajemna podejrzliwość nie znik- nęła zupełnie.

554 Washington Irving, Astoria…, op. cit., s. 114. Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain 237

Zdj. 51. Wojownicy ze szczepu Siuksów z grupy Teton (fotografia Edwarda S. Curtisa z roku 1907, zatytułowana Oglala War Party)

12 czerwca wyprawa, której teraz towarzyszyła ekipa Lisy, dotarła do wioski Arikarów u ujścia do Missouri rzeki Grand w dzisiejszej Dakocie Południowej. I znów Irving daje czytelnikom barwny opis wyglądu Indian oraz ich obyczajów i stylu życia. Dowiadujemy się z niego, że

Arikarowie na ogół chodzą nago, lecz jak wszyscy dzicy mają swój galowy strój, którym się pysznią. Składa się on zazwyczaj z barwnej opończy i spodni z wyprawionej skóry antylopy (…), ozdobionych kolcami jeżozwierza, ufarbo- wanymi na jaskrawy kolor. Wojownicy noszą skóry z bizona narzucone na pra- we ramię, przez lewe przewieszony jest kołczan ze strzałami. Ich głowy wień- czą pióropusze, najczęściej z piór łabędzi, choć za najbardziej cenne uchodzą pióra orła czarnego, którego tubylcy uważają za świętego ptaka. Ten z Indian, który uśmiercił wroga, otrzymuje w nagrodę lisie skóry, przymocowywane do mokasynów. Ten zaś, który zabił niedźwiedzia grizzly, nosi naszyjnik z jego pazurów, najwspanialsze trofeum, jakim może się pochwalić myśliwy555.

555 Ibidem, s. 134. 238 Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain

Życie wojownika w wiosce upływa leniwie i przyjemnie. Do jego obo- wiązków należy jedynie wojaczka i polowanie, a więc czynności podejmo- wane incydentalnie, od czasu do czasu. Za to kobiecie powierzone zostają wszystkie prace domowe i polowe.

Dba ona o porządek w wigwamie, przygotowuje opał na ognisko, przyrządza posiłki, suszy na słońcu dziczyznę i mięso bizona, sprawia skóry upolowa- nych zwierząt, uprawia małe zagony kukurydzy, dyni i grochu, podstawowe- go pożywienia mieszkańców wioski. Pora odpoczynku i rozrywki nadchodzi dopiero po zachodzie słońca. Wtedy kobiety zbierają się, by (…) plotkować w wigwamach556.

Wkrótce po dotarciu do wioski Arikarów Hunt rozpoczął negocjacje w sprawie kupna koni, gdyż dalsza trasa ekspedycji miała wieść nie rzeka- mi, lecz lądem. W zamian za wszelkiego rodzaju dobra czerwonoskórzy dostarczyli pokaźne stado wierzchowców, w większości pochodzących od dzikich mustangów, choć były również sztuki „zagarnięte Ponkom, Pau- nisom i innym szczepom Południowego Zachodu podczas grabieżczych wypraw na terytorium Meksyku”557. Hunt wiedział jednak, że przydałoby mu się znacznie więcej koni. Nie- spodziewaną pomoc otrzymał od Lisy. Zaoferował on sprzedaż potrzebnej liczby wierzchowców w zamian za łodzie i towary, które i tak ekspedycja musiała zostawić w wiosce Arikarów. Szybko dobito targu. Konie znajdo- wały się wszakże w forcie należącym do Missouri Fur Company w osiedlu Mandanów, około 150 mil na północ. Upłynąć musiały dwa tygodnie, nim dotarły one do ludzi Hunta. 18 lipca Hunt i jego towarzysze ostatecznie opuścili wioskę Arikarów, zostawiając w niej Manuela Lisę. Dalsza droga ekspedycji prowadziła przez krainę dziką, pustą i niezamieszkaną, tak oto opisywaną przez Irvinga:

Był to region tak rozległy i dziewiczy jak ocean, a także mało znany, jeśli nie liczyć niejasnych relacji indiańskich myśliwych. Część szlaku wyprawy biegła przez ogromny obszar rozciągający się u podnóża Gór Skalistych na północ i południe na odległość setek mil. (…) Region ten, który przypomina bez- kresne stepy Azji, nazywany bywa, niezbyt fortunnie, „wielką pustynią ame- rykańską”. Przyjmuje on formę pofałdowanych i bezdrzewnych równin oraz odludnych, piaszczystych pustkowi, nużących dla oka ze względu na rozleg- łość i monotonię. Jak przypuszczają geolodzy, był on niegdyś dnem oceanu, którego pradawne fale uderzały o granitowe podłoże Gór Skalistych.

556 Ibidem, s. 133. 557 Ibidem, s. 129. Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain 239

Jest to kraj pozbawiony stałych mieszkańców, gdyż w niektórych porach roku próżno szukać tu pożywienia i dla myśliwego, i dla jego rumaka. Trawy są spa- lone słońcem i obumarłe, strumyki i rzeczki wyschnięte, a bizony, łosie i jelenie wędrują do odległych miejsc, gdzie mogą odnaleźć świeżą zieleń, zostawiając za sobą rozległą, bezludną pustynię, pokrytą wąwozami i korytami wyschnię- tych potoków (…). Monotonię tej bezkresnej, dzikiej krainy przerywają z rzadka ogromne masy piaskowca i wapienia, tworzące pogmatwane formy z urwistymi brzegami i głębokimi jarami, wyglądające jak ruiny. Od czasu do czasu równinę prze- cinają wysokie, jałowe pasma skał prawie nie do przebycia, jak choćby te na- zywane Czarnymi Górami. Za nimi wznosi się surowa bariera Gór Skalistych. Strome przełęcze i głębokie doliny są bezpiecznym miejscem dla niespokoj- nych i okrutnych band dzikusów. Wiele z nich to pozostałości szczepów nie- gdyś mieszkających na preriach, lecz podzielonych przez wojnę i przemoc. Ich członkowie pielęgnują w swych górskich legowiskach zawziętość i szaleńcze zwyczaje desperatów558.

Ekspedycja skierowała się początkowo na północny zachód, lecz wkrótce skręciła na południowy zachód, by ominąć tereny odwiedzane często przez Czarne Stopy. Ponieważ okolica obfitowała w bizony, część uczestników wyprawy zajęła się polowaniem. Spotkała także Indian ze szczepu Czejenów, którzy potraktowali białych z niezwykłą sympatią i go- ścinnością, sprzedając im również 36 dodatkowych koni. „Byli uprzejmi, dobrze wychowani, schludni i przyzwoici”559. W oczy rzucał się również ich efektowny i godny wygląd.

Mężczyźni są wysocy, prości i krzepcy, z orlimi nosami i wystającymi kośćmi policzkowymi. Niektórzy chodzą niemal nago, wyglądając jak antyczne posą- gi, i mogliby służyć za modele dla rzeźbiarza; inni noszą spodnie i mokasyny ze skóry jeleniej, a na ramionach narzuty z bizoniego futra560.

Hunt i jego ludzie dotarli niebawem do skraju Gór Czarnych, rozległe- go, lecz izolowanego łańcucha leżącego około 160 kilometrów na wschód od Gór Skalistych i rozciągającego się od południowego rozwidlenia rze- ki Platte w kierunku północno-wschodnim do rzeki Missouri. Wędrowcy mieli spore kłopoty, by przebyć „dziki chaos skał i urwisk”561 wyrastają- cych z trawiastych stoków.

558 Ibidem, s. 136–137. 559 Ibidem, s. 141. 560 Ibidem. 561 Ibidem, s. 151. 240 Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain

Zdj. 52. Indianie ze szczepu Czejenów (ilustracja z 1897 roku)

Po pokonaniu pasa równin na zachód od Gór Czarnych ekspedycja znalazła się u podnóża Gór Skalistych. Irving nigdy nie widział na własne oczy tej formacji, dokonując jej opisu, musiał się przeto oprzeć na rela- cjach innych.

Szczyty Gór Skalistych występują pojedynczo lub w grupach, a niekiedy w równoległych pasmach. Między nimi rozciągają się głębokie doliny z ma- łymi strumieniami, które w swym biegu rozrastają się, by ostatecznie znaleźć ujście do potężnych rzek, przecinających prerie niczym wielkie arterie, niosące wodę z całego kontynentu. Podczas gdy granitowe wierzchołki Gór Skalistych są niegościnne i nagie, niższe grzbiety okrywają gdzieniegdzie karłowate sosny, dęby, cedry i janowiec. Wiele okolic nosi ślady aktywności wulkanicznej. Nie- które z wewnętrznych dolin pełne są żużlu i popękanych kamieni, typowego materiału pochodzenia wulkanicznego. Znajdujące się w pobliżu skały mają podobny charakter, a w partiach szczytowych dostrzec można pozostałości wygasłych kraterów562.

Irving stara się przedstawić nie tylko krajobraz Gór Skalistych, ale tak- że rolę, jaką odgrywają one w indiańskich wierzeniach. Czerwonoskórzy określają je

562 Ibidem, s. 157. Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain 241

(...) mianem „wierzchołka świata” i sądzą, że mieszka w nich Wacondah lub pan życia, jak nazywają Najwyższą Istotę. Dla szczepów wschodnich prerii Góry Skaliste to góry zachodzącego słońca. Niektóre indiańskie plemiona tam właśnie umiejscawiają raj, czyli „szczęśliwą krainę łowów”, lecz – jak powia- dają – żywi nie mogą jej zobaczyć. Także tutaj znajduje się „kraj dusz”, pełen miast wolnych i szczodrych duchów, gdzie ci, którzy podobali się panu życia, radują się po śmierci wszelkimi uciechami563.

Na obrzeżach Gór Skalistych mieszkają liczne indiańskie szczepy, mię- dzy innymi Krukowie. Chociaż „ich uczuć do białych żadną miarą nie można nazwać przyjaznymi”564, członkowie wyprawy wiele im zawdzię- czają. Gdy Hunt i jego ludzie maszerowali wzdłuż łańcucha Bighorn Mo- untains, bezskutecznie próbując znaleźć przejście na jego drugą, zachodnią stronę, z pomocą przyszedł im wódz Kruków, wysyłając wojowników, by wskazali wędrowcom bezpieczną trasę. Dzięki temu cali i zdrowi dotarli oni 9 sierpnia do doliny rzeki Wind. Po drodze spotkali przyjaźnie nasta- wionych Indian ze szczepów Płaskich Głów i Szoszonów, „prostolinijnych, uczciwych i gościnnych”565. Irving ze współczuciem opisuje ich trudne i pełne ryzyka życie, gdyż oba plemiona są stale narażone na ataki bez- względnych wojowników Czarnych Stóp, którzy „niepokoją ich w wios- kach, kradną konie nocami lub porywają je otwarcie w świetle dnia, nie będąc żadną miarą do tego sprowokowani”566. Ekspedycja podążyła dalej w górę rzeki Wind, posuwając się to jednym, to drugim jej brzegiem. Zamiast, jak to pierwotnie planował, iść przez przełęcz Togwotee w paśmie Absaroka567, Hunt skierował się indiańskim szlakiem na południowy zachód przez przełęcz Union w paśmie Wind Ri- ver568 do doliny rzeki Green w zachodniej części dzisiejszego stanu Wy- oming. Ponieważ okolica obfitowała w stada bizonów, członkowie wyprawy zorganizowali pięciodniowe polowanie na łąkach wokół Horse Creek.

563 Ibidem. 564 Ibidem, s. 159. 565 Ibidem, s. 162. 566 Ibidem. 567 Absaroka Range to pasmo w Górach Skalistych rozciągające się od wschodniej części Montany do północno-zachodniego Wyoming na długości około 150 mil (240 kilome- trów). Najwyższym szczytem tej formacji górskiej jest Francs Peak, liczący 4009 metrów. Nazwa Absaroka Range pochodzi od indiańskiego szczepu Absaroków. 568 Wind River Range to pasmo w Górach Skalistych w zachodnim Wyoming rozcią- gające się w kierunku z północnego zachodu ku południowemu wschodowi na długości 100 mil (160 kilometrów). Najwyższym szczytem pasma jest Gannett Peak o wysokości 4207 metrów. 242 Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain

Zdj. 53. Polowanie na bizony (obraz Alfreda Jacoba Millera z 1839 roku)

Zastrzelono wiele byków i krów, gromadząc zapasy w postaci dwóch ton suszonego mięsa (od Szoszonów kupiono następną tonę). Z doliny rzeki Green ekspedycja udała się w górę potoku North Bea- ver do Hoback Basin i dalej, z biegiem rzeki Hoback, do rzeki Snake, głównego dopływu Kolumbii. Wiedząc, że pobliskie tereny aż roją się od bobrów, Hunt pozostawił czterech traperów: Alexandra Carsona, Louisa St. Michela, Pierre’a Detaye’a i Pierre’a Delaunaya z zadaniem zdobycia jak największej liczby futer tych zwierząt. Pozostali członkowie wyprawy skierowali się w dół rzeki Snake, szu- kając topól wystarczająco dużych, by sporządzić z nich wydrążone czółna. Odpowiednie drzewa znaleziono na terenie dzisiejszych Astoria Springs. Hunt rozkazał rozpocząć wycinkę, jednocześnie zaś wysłał na rekone- sans Johna Reeda, Johna Daya i Pierre’a Doriona w celu sprawdzenia, czy w dalszym biegu rzeka nadaje się do żeglugi. Po dwóch dniach Reed powrócił z wieściami, że kilkadziesiąt kilometrów niżej Snake zwęża się w potężny kanion (noszący obecnie nazwę Snake River Canyon), niemoż- liwy do przebycia ani łodzią, ani konno. W tej sytuacji Huntowi i jego ludziom nie pozostało nic innego, jak obejść szerokim łukiem feralne miej- Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain 243 sce. Wykorzystując stary indiański szlak, dotarli do potoku Fall Creek, a potem przez przełęcz Teton do Pierre’s Hole i do pozostałości stanowią- cego niegdyś własność Missouri Fur Company Fortu Henry, położonego nad północnym odgałęzieniem rzeki Snake, zwanym Henry’s Fork lub Rzeką Szaloną (Mad River). Tutaj od wyprawy odłączyli się, by polować na bobry, traperzy z Ken- tucky, których Hunt spotkał na rzece Missouri: Robinson, Hoback i Rez- ner. Chęć towarzyszenia im wyraził również myśliwy nazwiskiem Cass. 19 października członkowie ekspedycji zostawili konie pod opieką dwóch Indian ze szczepu Wężów, wsiedli do zbudowanych przez siebie łodzi i popłynęli w dół Henrys Fork, a potem głównym korytem rze- ki Snake. Z dużymi trudnościami, przenosząc łodzie brzegiem, dotarli w okolice dzisiejszego miasta Burley w Idaho, gdzie Snake tworzy głęboki i niebezpieczny dla podróżujących nurtem rzeki wąwóz. Tu doszło do katastrofy. Jedna z łodzi rozbiła się o skały, a w rwących falach śmierć poniósł doświadczony sternik, Kanadyjczyk Antoine Clappine. Wysłany następnego dnia rekonesans potwierdził najgorsze przypuszczenia: rzeka była nie do przebycia. Teraz okazało się, że decyzja pozostawienia koni w Forcie Henry i uda- nia się w dalszą podróż czółnami była błędem. Położenie wyprawy stawało się straszne. Jej uczestnicy „znajdowali się w kompletnie dzikiej okolicy, nietkniętej stopą białego człowieka, bez wystarczających zapasów żywno- ści i wiedzy, w którą stronę powinni się udać”569. Groził im głód, a otacza- jące równiny nie zachęcały do polowania; były tak niegościnne i jałowe jak pustynia. Próbując znaleźć wyjście z tej groźnej sytuacji, Hunt wysłał w różnych kierunkach niewielkie grupy zwiadowców. Pierwsza, pod rozkazami Ram- saya Crooksa, miała wrócić się około 550 kilometrów do Fortu Henry, aby sprowadzić pozostawione tam konie. Dwie inne grupy, dowodzone przez Reeda i McClellanda, pomaszerowały z biegiem rzeki Snake, obu brzegami jej kanionu, z zadaniem odszukania Indian, którzy mogliby do- starczyć ekspedycji żywności. Wreszcie czwarta grupa, na której czele stał Donald Mackenzie, powędrowała na północ przez jałową i bezludną rów- ninę w nadziei, że trafi na koryto rzeki Kolumbii. Z Huntem pozostało trzydziestu jeden mężczyzn, Marie Dorion i jej dwóch synów. Po kilku dniach do obozu powrócił oddział Crooksa oraz dwóch towa- rzyszy Reeda. Crooks uznał, że tempo jego marszu jest tak wolne, iż nie

569 Ibidem, s. 180. 244 Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain zdąży dotrzeć do Fortu Henry przed nadejściem zimy. Równie zniechęceni byli ludzie Reeda. Nie znaleźli ani Indian, ani żywności. Wszystkich ogarnęła trwoga. Zima zbliżała się szybkimi krokami, a nikt nie wiedział, jak daleko znajduje się ich cel i jakie przeszkody czekają ich po drodze. Lecz pozostanie na miejscu oznaczało śmierć głodową. Hunt postanowił ruszyć w dół rzeki Snake. By zwiększyć szanse przetrwania, po- dzielił swój zespół na dwie grupy. Ramsay Crooks z dziewiętnastoma kom- panami szedł południowym brzegiem kanionu, Hunt natomiast, któremu towarzyszyło 22 ludzi, w tym Marie Dorion i jej dwóch synów, trzymał się północnego brzegu. Obie grupy dysponowały bardzo ograniczonymi zapasami żywności: około dwudziestoma kilogramami suszonej kukury- dzy, dziesięcioma kilogramami tłuszczu, dwoma i pół kilogramami bulionu w kostkach oraz osiemdziesięcioma kilogramami suszonego mięsa. W drogę wyruszyli 9 listopada. Dzień po dniu z trudem przedzierali się przez zarośla bylicy i naznaczone lawą wulkaniczną równiny. Cierpieli przy tym bardzo z pragnienia. Wprawdzie rzeka płynęła niemal u ich stóp, ale tylko czasami mogli zejść po urwistych ścianach kanionu nad jej brzegi. Grupa Hunta trafiła w końcu na indiański szlak, który doprowadził ją do biednej i zaniedbanej osady Szoszonów. Jej mieszkańcy nie mieli nawet koni, a wędrowcom byli w stanie sprzedać tylko nieco suszonych łososi i psie mięso, które wygłodniałym podróżnym bardzo smakowało. Podob- ne wioski Szoszonów spotykali jeszcze nieraz. Marna żywność, jaką mogli otrzymać od tubylców, przede wszystkim ryby, psy i korzonki, utrzymy- wała ich przy życiu, tylko w niewielkim stopniu zaspokajając jednak głód. W końcu spotkali Indian z końmi i kupili kilka zwierząt. Jednego z nich od razu zjedzono, a na drugim umieszczono Marie Dorion z dziećmi. Idąc za radą pewnego czerwonoskórego, grupa Hunta opuściła brzeg kanionu rzeki Snake i skręciła na północ, posuwając się przez bezkresne pustkowie urozmaicone jedynie wysokimi wzgórzami.

Z wierzchołka jednego z nich członkowie wyprawy mieli rozległy widok na otaczający kraj. To, co zobaczyli, mogło doprowadzić ich do rozpaczy. W każ- dym kierunki widzieli ośnieżone góry, częściowo porośnięte sosnami i innymi iglastymi roślinami. Wiatr hulał w tej niegościnnej, zimowej krainie i wyda- wał się przenikać do kości. Posuwali się z wysiłkiem przez kopny śnieg, który z każdym krokiem stawał się głębszy570.

570 Ibidem, s. 190. Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain 245

Wreszcie dotarli do rzeki Boise, w pobliżu dzisiejszego miasta o tej sa- mej nazwie, stolicy stanu Idaho. Maszerując wzdłuż Boise, zbliżyli się znów do rzeki Snake i szli z jej biegiem na północ przez jałowe wzgórza w kierunku widocznego na hory- zoncie potężnego pasma górskiego pokrytego śniegiem. U wejścia do wą- skiego przesmyku, gdzie rzeka przedzierała się z hukiem przez spiętrzone bazaltowe skały, zatrzymali się w kolejnej wiosce Szoszonów. Od miesz- kańców dowiedzieli się, że niedawno przechodzili tędy biali podróżnicy. Hunt przypuszczał, że byli to ludzie Crooksa. Żywił też nadzieję, że to- warzyszą im grupy McClellanda i Reeda. Jego humor poprawiły również informacje, że po trzech dniach wędrówki przez góry on i jego towarzysze powinni osiągnąć ziemie należące do szczepu Nez Percé, a po dalszych sześciu dniach przybyć do wodospadów na rzece Kolumbia. 29 listopada ludzie Hunta, pełni nadziei, wstąpili do Wielkiego Kanio- nu rzeki Snake, najgłębszego (maksymalna głębokość – ponad 2400 me- trów) i najtrudniej dostępnego wąwozu w Ameryce Północnej. Byli pierw- szymi białymi, którzy znaleźli się w tej ogromnej rozpadlinie, tworzącej obecnie granicę między stanami Oregon i Idaho. Gdyby zdawali sobie sprawę, że ma ona ponad sto mil długości, nawet nie próbowaliby sforso- wać jej zimą. Ale nie byli świadomi niebezpieczeństwa i od razu znaleźli się w kłopotach. Posuwali się wąską półką skalną, a nad nimi wznosiły się urwiste ściany, praktycznie nie do przebycia. Gdy wreszcie udało im się wspiąć na krawędź kanionu, rozszalała się burza śnieżna, uniemożliwiając im dalszy marsz. 6 grudnia dostrzegli po drugiej stronie rzeki Crooksa ze swymi ludźmi. Byli oni tak osłabieni z głodu, że Hunt przesłał im w łodzi nieco żywności. Łódź wróciła z Crooksem i jednym z jego towarzyszy, Ka- nadyjczykiem François LeClerkiem. Opowiedzieli oni Huntowi, że trochę dalej rzeka Snake tworzy przewężenie noszące nazwę „Piekielny Kanion” (Hells Canyon), przez które nie da się przejść ani przepłynąć. W tej sytu- acji zdecydowano się ostatecznie porzucić dotychczasową trasę i ratować się przed śmiercią z głodu oraz wyczerpania. Obie grupy miały działać na własną rękę. Początkowo Hunt pomagał iść Crooksowi i LeClercowi, lecz ponieważ hamowali oni tempo marszu, ruszył bez nich naprzód, by jak najszybciej dotrzeć do jakiejś indiańskiej wioski, gdzie mógłby zdobyć żywność i wysłać ją najbardziej potrzebującym. Rzeczywiście, niebawem natrafił na obozowisko Szoszonów, którzy przerażeni nagłym pojawie- niem się obcych uciekli, zostawiając nawet kilka koni. Członkowie wy- prawy złapali pięć tych zwierząt. Jedno z nich ugotowali, co przynajmniej chwilowo zażegnało widmo głodu. 246 Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain

Odzyskawszy nieco sił, ludzie Hunta, pozostawiając Crooksa i kilku innych chorych oraz osłabionych towarzyszy z nadzieją, że niebawem dołączą do ekspedycji, pośpieszyli na południe i 16 grudnia rozbili obóz w pobliżu wioski Szoszonów nad rzeką Weiser. Indianie potwierdzili przy- puszczenia Hunta, że kanion rzeki Snake jest nie do przebycia. Poinformo- wali go jednocześnie o innej, przebiegającej bardziej na zachód trasie, któ- rą można dotrzeć do terenów zamieszkanych przez Nez Percé i do rzeki Kolumbia. Ponieważ jednak szlak ten również wiódł przez góry, odradzali wyruszenie w podróż zimą. Hunt był wszakże niecierpliwy i jak najszyb- ciej chciał dotrzeć do Astorii. Po wielu staraniach namówił trzech czerwo- noskórych, by służyli mu za przewodników. 24 grudnia wyprawa znów wyruszyła w drogę. Przez kilka dni jej członkowie podróżowali w deszczu i śniegu, przemierzając prawie pozbawione roślinności niegościnne rów- niny i wysokie wzgórza. 30 grudnia Marie Dorion urodziła dziecko, które jednak po kilku dniach zmarło. Ostatniego dnia 1811 roku Hunt i jego ludzie dotarli do Grande Ronde, wielkiej owalnej doliny, porośniętej trawą i pokrytej bagnami. Tam zatrzy- mali się na krótko w wiosce Szoszonów i 2 stycznia zaczęli wspinać się na zalesione zbocza Gór Błękitnych (Blue Mountains), zamykających dolinę od północy i zachodu. Po pięciu dniach przedzierania się przez gęsty las i głęboki śnieg osiągnęli grań i ujrzeli w dole dolinę Umatilla. Na zasłużo- ny odpoczynek zatrzymali się w wiosce Kajusów i Nez Percé.

Stały tam 34 wigwamy, zbudowane z mat i wygodnie urządzone. Indianie byli lepiej ubrani niż członkowie innych szczepów spotykanych po tej stronie Gór Skalistych. (…) Każdy miał okrycie ze skóry bizona lub jelenia, myśliwską ko- szulę i spodnie. Ponad dwa tysiące koni pasło się na pastwiskach wokół wioski, lecz to, co najbardziej uradowało pana Hunta, to widok mosiężnych kotłów, siekier, miedzianych kociołków na herbatę i wielu innych artykułów przemy- słowych, świadczących o istnieniu kontaktów między Indianami i białymi571.

Podróżni przebywali u czerwonoskórych tydzień, jedząc, kupując konie i nabierając sił. Następnie, obładowani zapasami żywności, ruszyli w dół doliną Umatilla. Kolumbię osiągnęli 21 stycznia. Przeprawili się przez rze- kę i posuwali się szlakiem biegnącym jej północnym brzegiem. W Astorii zjawili się w połowie lutego. W faktorii Hunt zastał jedenastu swoich ludzi, członków grup Mac- kenziego, McClellonda i Reeda. Skrajnie wyczerpani, niemal umierający

571 Ibidem, s. 202. Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain 247 z głodu, okryci łachmanami, przybyli do Astorii 18 stycznia, prawie mie- siąc przed głównym trzonem wyprawy. Astor to jedna z najciekawszych postaci dziewiętnastowiecznej Amery- ki, człowiek, z którego Irving uczynił wzór przedsiębiorczości i wszelakich cnót, energicznego poszukiwacza przygód o żelaznej woli, potrafiącego przezwyciężyć największe przeszkody, pioniera cywilizującego Daleki Za- chód, a także patriotę dbającego o dobro ojczyzny, narodu i społeczno- ści, w której mieszka i pracuje. Astoria została napisana żywo, a nawet z wdziękiem. Widać, że autor lubił swojego bohatera, a koleje jego życia były dla niego pasjonujące. To dzięki Irvingowi Astor stał się sławny, a po śmierci znalazł się w panteonie wielkich Amerykanów. W kolejnej książce, The Adventures of Captain Bonneville, Irving re- lacjonował przebieg wyprawy eksploracyjno-handlowej zorganizowanej i prowadzonej przez kapitana Benjamina Louisa Eulalie de Bonneville’a, imigranta z Francji i oficera armii amerykańskiej. Ekspedycja, w której udział wzięło 110 osób, wyruszyła z Missouri w marcu 1832 roku. Podą- żając na zachód, jej uczestnicy dotarli do rzeki Platte, przemierzyli trudno dostępne tereny dzisiejszego stanu Wyoming i w sierpniu osiągnęli Green River. Na jej brzegu założyli obóz zimowy, nazwany Fortem Bonneville. W następnym roku Bonneville wędrował wzdłuż Snake River, zapuścił się też w wyższe rejony Gór Skalistych, wkraczając do Wind River Range. W tym samym czasie druga część wyprawy pod dowództwem Josepha Reddeforda Walkera zbadała Wielkie Słone Jezioro i odkryła drogę – wzdłuż rzeki Humboldt i przez Sierra Nevada – do Kalifornii (trasę tę wy- korzystywali później, podczas gorączki złota w 1849 roku, poszukiwacze). W 1834 roku i w pierwszej połowie 1835 roku Bonneville eksplorował Hells Canyon oraz Wallowa Mountains i Blue Mountains, a także brzegi rzeki Grande Ronde. W sierpniu 1835 roku powrócił do Independence w Missouri, kończąc tym samym wyprawę. Przemierzając dzikie obszary północnego zachodu, Bonneville prowa- dził dziennik. Był uważnym obserwatorem, potrafiącym ciekawie opisy- wać pierwotną przyrodę i z zacięciem opowiadać o licznych przygodach oraz spotkaniach z traperami i Indianami. Swój tekst przerobił na powieść i próbował opublikować, lecz nie mógł znaleźć wydawcy. W 1936 roku w domu Johna Jacoba Astora spotkał Irvinga i zaoferował mu sprzedaż manuskryptu. Pisarz kupił go za tysiąc dolarów i poddał licznym przerób- kom, nadając mu ostateczny, literacki kształt. Dodajmy: kształt wyszukany i artystycznie bardzo udany. Książka, mimo że pozbawiona elementów fikcyjnych, trzymała czytelników w napięciu, dostarczając im również rze- 248 Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain telnej wiedzy na temat odległego, nieznanego im świata dzikich gór, lasów i rzek zachodniej części Ameryki. Autor, podobnie jak w A Tour on the Prairies, przedstawiał Zachód jako rajski ogród i miejsce idealne dla ener- gicznych, przedsiębiorczych osadników, nie taił jednak trudności i nie- bezpieczeństw, jakie będą musieli przezwyciężyć, by odnieść sukces. Far West był dla niego ziemią obiecaną, lecz by czerpać z jej zasobów, należało wykazać się stanowczością, odwagą i hartem ducha. W 1846 roku, czternaście lat po wyprawie Irvinga, w podróż na Za- chód wyruszył Francis Parkman. Świeżo upieczony absolwent prawa na Uniwersytecie Harvarda, mimo młodego wieku (miał zaledwie nieco ponad 22 lata), mógł się już pochwalić sporym doświadczeniem w życiu w dzikiej głuszy. Po spędzeniu trzech letnich sezonów w lasach i górach Nowej Anglii oraz wschodniej Kanady stał się niemal ekspertem w trudnej sztuce przetrwania, nauczył się też doskonale strzelać i tropić zwierzynę. Umiejętności te miały mu się wkrótce bardzo przydać. Parkman kochał pierwotną naturę, swą ekskursję organizował jednak nie dla przyjemności. Pragnął poznać egzystencję i zwyczaje Indian, zo- baczyć ich podczas polowania i na wojennej ścieżce, ocenić ich militarne zdolności i stosowaną strategię walki. Zdawał sobie bowiem doskonale sprawę z tego, że styl życia i kultura rdzennych Amerykanów zostaną wkrótce zniszczone przez cywilizację białych. Tymczasem wiedza o czer- wonoskórych była mu potrzebna do realizacji ambitnych planów nauko- wych. W niezbyt odległej przyszłości zamierzał napisać wielkie dzieło historyczne o brytyjsko-francuskich wojnach w Ameryce, wojnach, w któ- rych Indianie odgrywali istotną, a czasami nawet decydującą rolę572. Choć Parkman traktował swą wycieczkę instrumentalnie, była ona waż- na nie tylko jako sposób na zdobycie materiału empirycznego do pracy naukowej, lecz również jako przedsięwzięcie, by tak rzec, turystyczne. Tym

572 Plany te udało się Parkmanowi w pełni zrealizować. W latach 1851–1892 stwo- rzył on szereg monumentalnych prac historycznych, które zapewniły mu pozycję jednego z najwybitniejszych historyków amerykańskich. W kolejności chronologicznej były to: History of the Conspiracy of Pontiac, and the War of the North American Tribes against the English Colonies after the Conquest of Canada (1851), Pioneers of France in the New World (1865), The Jesuits in North America in the Seventeenth Century (1867), La Salle and the Discovery of the Great West (1869), The Old Regime in Canada (1874), Count Frontenac and New France under Louis XIV (1877), Montcalm and Wolfe (1884) i A Half Century of Conflict (1891). Oprócz rozpraw historycznych jest również autorem książki reportażowej The Oregon Trail (1849), która będzie przedmiotem mojej głębszej uwagi, a także powieści Vassall Morton (1856) oraz dzieła z pogranicza ogrodnictwa i historii kultury, The Book of Roses (1866). Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain 249

Zdj. 54. Francis Parkman (ilustracja z 1905 roku)

bardziej że w jej rezultacie powstała jedna z najlepszych dziewiętnasto- wiecznych reportażowych książek amerykańskich. Początkowo nosiła ona tytuł The Oregon Trail; or A Summer’s Journey Out of Bounds. By a Bo- stonian i była drukowana od lutego 1847 do lutego 1849 roku w nowo- jorskim „The Knickerbocker Magazine”. Pierwsze wydanie zwarte zostało opublikowane przez George’a Putnama w 1849 roku jako The California and Oregon Trail: Being Sketches of Prairie and Rocky Mountain Life. Po- cząwszy od trzeciego wydania (Little, Brown & Company, Boston 1872) tekst opatrywany bywał na ogół tytułem The Oregon Trail: Sketches of Pra- irie and Rocky Mountain Life573.

573 Na temat The Oregon Trail por. m.in.: Harold Beaver, Parkman’s Crack-Up: A Bos- tonian on the Oregon Trail, „New England Quarterly” 48 (1975), s. 64–103; John T. Ja- cobs, The Western Journey…, op. cit.; David Levin, The Oregon Trail [w:] Henning Cohen (red.), Landmarks of American Writing, Basic Books, New York 1969, s. 79–89; Charles R. Neal, In Pursuit of Parkman, „Journal of the West” 25 (October 1986), s. 49–61; Philip G. Terrie, The Other Within: Indianization on the Oregon Trail, „New England Quarterly” 64 (September 1991), s. 376–392; Robert Thacker, The Plains, Parkman, and the Ore- gon Trail, „Nevada Historical Society Quarterly” 28 (1985), s. 262–270. O wiele więcej jest prac traktujących o życiu i dziełach historycznych Parkmana. Najciekawsze z nich to: 250 Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain

By zrozumieć znaczenie podróży Parkmana, należy uświadomić sobie, jak wyglądały Stany Zjednoczone w 1846 roku. Ich zachodnia granica bie- gła działem wodnym Gór Skalistych. Granica północna, wzdłuż 49. rów- noleżnika, od rejonu Wielkich Jezior na wschodzie do Gór Skalistych na zachodzie, ustalona została na mocy traktatu amerykańsko-brytyjskiego zaledwie cztery lata wcześniej, w 1842 roku. Przedłużenie tej linii dalej na wschód, aż do cieśniny Juan de Fuca wynegocjowano dopiero w 1846 roku, już po rozpoczęciu ekspedycji Parkmana. Wojna z Meksykiem, któ- rej rezultatem stała się aneksja przez Stany Zjednoczone meksykańskich terytoriów Alta California i Santa Fe de Nuevo México, wybuchła 13 maja 1846 roku, a więc wtedy, gdy Parkman z towarzyszami byli już w drodze. Na północ i zachód od rzek Missouri i Iowa nie istniał jeszcze żaden ze stanów (przyjęty do Unii w 1821 roku stan Missouri leży na południe od tego obszaru, a stan Iowa utworzono 28 grudnia 1846 roku, czyli już po powrocie Parkmana do domu). Na zachód od rzeki Missouri i na północ od granic dzisiejszej Oklaho- my, Nowego Meksyku i Arizony, poza traperami, misjonarzami i żołnie- rzami mieszkało bardzo niewielu białych, ponieważ żaden fragment tego ogromnego obszaru, którego większość oznaczana była na mapach jako Wielka Amerykańska Pustynia, nie został jeszcze oficjalnie otwarty dla osadnictwa (choć od początków lat czterdziestych coraz dłuższe karawany pionierów zmierzały do Oregonu i Kalifornii). Żyły tam natomiast liczne szczepy Indian, częściowo tylko kontrolowane przez armię Stanów Zjed- noczonych. Biali myśliwi nie zdołali jeszcze wytrzebić ogromnych stad zwierząt, dlatego czerwonoskórzy mogli wciąż pozostawać wierni trady- cyjnym wzorcom kultury, w której polowanie odgrywało centralną rolę. Ich czas powoli jednak dobiegał końca, a na zajmowane przez nich tereny coraz większym strumieniem napływali przybysze ze Wschodu. Poruszali się oni zazwyczaj jednym z trzech wielkich szlaków karawanowych, pro- wadzących od rzeki Missouri na zachód aż do wybrzeży Pacyfiku: Szla- kiem Santa Fe (Santa Fe Trail), Szlakiem Oregońskim (Oregon Trail) lub Szlakiem Kalifornijskim (California Trail). Szlak Santa Fe biegł z Franklin w stanie Missouri przez Lexington i Fort Osage do Independence u zbiegu rzek Kansas oraz Missouri, a potem dalej przez Baldwin City, Burlingame oraz Council Grove do Dodge City i Gar-

Howard M. Doughty, Francis Parkman, Harvard University Press, Cambridge 1983; Rob- ert L. Gale, Francis Parkman, Twayne, New York 1973; Wilbur R. Jacobs, Francis Parkman, Historian as Hero: The Formative Years, University of Texas Press, Austin 1991. Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain 251 den City. Tam rozdzielał się na dwie odnogi. Jedna podążała w górę rzeki Arkansas do Bent’s Fort, a stąd do Las Vegas i Santa Fe. Druga odnoga przekraczała Arkansas i zmierzała wprost do Santa Fe574. Szlak Oregoński zaczynał się w jednym z miast nad rzeką Missouri: In- dependence, St. Joseph lub Council Bluffs. Dalej wiódł w górę rzeki Platte do Fortu Laramie i przez Przełęcz Południową (South Pass) przekraczał kontynentalny dział wód w Górach Skalistych. Do tego miejsca trasa była stosunkowo łatwa. W Forcie Bridger szlak rozdwajał się. Droga północ- na, zmierzająca do Oregonu, trzymała się początkowo krętego biegu rzeki Snake, następnie pokonywała dwustukilometrowy pas prawie pozbawio- nej roślinności półpustyni i wspinała się na zbocza trudno dostępnych Gór Błękitnych (Blue Mountains). Stamtąd łatwa już trasa prowadziła do Ore- gon City575. Szlak Kalifornijski odłączał się w Forcie Bridger od Szlaku Oregoń- skiego, skręcając na południe, docierał do rzeki Humboldt i biegł wzdłuż niej do pustyni Nevada. Dalej prowadził osiemdziesięciokilometrowym, całkowicie bezwodnym terenem, wdrapywał się na strome stoki gór Sierra Nevada i po ich przekroczeniu zmierzał do doliny Sacramento576.

574 Na temat Szlaku Santa Fe por. m.in.: William E. Brown, The Santa Fe Trail, The Patrice Press, St. Louis 1988; William Y. Chalfant, Dangerous Passage: The Santa Fe Trail and the Mexican War, University of Oklahoma Press, Norman 1994; Marc Simmons (red.), On the Santa Fe Trail, University of Nebraska Press, Lincoln 1996; Stanley Vestal, The Old Santa Fe Trail, University of Nebraska Press, Lincoln 1996. 575 Na temat Szlaku Oregońskiego por. m.in.: Jean F. Blashfield, The Oregon Trail, Compass Point Books, Minneapolis 2001; John Bidwell, Hubert Howe Bancroft, James Longmire, First Three Wagon Trains: To California 1841, to Oregon 1842, and to Wa- shington 1843, Binsford & Mort, Portland 1961; William A. Bowen, The Willamette Valley: Migration and Settlement on the Oregon Frontier, University of Washington Press, Seattle 1978; David Dary, The Oregon Trail: An American Saga, Knopf, New York 2004; Leonard Everett Fisher, The Oregon Trail, Holiday House, New York 1990; Gregory M. Franzwa, The Oregon Trail Revisited, The Patrice Press, Tooele 1983; Da- vid Lavender, Westward Vision: The Story of the Oregon Trail, University of Nebraska Press, Lincoln 1975; Merrill J. Mattes, The Great Platte River Road: The Covered Wa- gon Mainline Via Fort Kearny to Fort Laramie, University of Nebraska Press, Lincoln 1987; Laton McCartney, Across the Great Divide: Robert Stuart and the Discovery of the Oregon Trial, Free Press, New York 2003; John D. Unruh Jr., The Plains Across: The Overland Emigrants and the Trans-Mississippi West, 1840–1860, University of Illi- nois Press, Champaign 1979. 576 O Szlaku Kalifornijskim traktują m.in.: Julia Cooley Altrocchi, The Old California Trail: Traces in Folklore and Furrow, Caxton Printers, Caldwell 1945; Charles K. Gray- don, Trail of the First Wagon over the Sierra Nevada, The Patrice Press, Tooele 1986; Wil- liam E. Hill, The California Trail Yesterday and Today, Pruett Pub., Boulder 1986; Thomas Frederick Howard, Sierra Crossing: First Roads to California, University of California Press, Berkeley 1998; Olive Newell, Trail of the Elephant: The Emigrant Experience on 252 Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain

Parkman wędrował głównie Szlakiem Oregońskim, a jego ekskursja trwała około pięciu miesięcy. Opuściwszy Boston w kwietniu 1846 roku, udał się najpierw, w towarzystwie kuzyna Quincy’ego Adamsa Shawa, po- ciągiem, statkiem i dyliżansem do Saint Louis. Tutaj wynajął dwóch prze- wodników i myśliwych, francuskojęzycznego kanadyjskiego trapera Hen- ry’ego Chatillona, który okazał się niekwestionowanym liderem i duchem opiekuńczym ekspedycji, oraz jego przyjaciela o nazwisku Deslauriers. Za- kupił także cały potrzebny ekwipunek. Po ośmiu dniach spędzonych na parowcu przybył do Independence. Jego trasa wiodła z tego granicznego miasteczka najpierw do Fortu Leavenworth, głównego wojskowego poste- runku na brzegu Missouri, a stamtąd przez tereny dzisiejszego stanu Kan- sas do rzeki Platte i wzdłuż niej przez obszar obecnych stanów Nebraska i Wyoming do Fortu Laramie. Droga nie była ani łatwa, ani przyjemna. Podróżnicy byli zmuszeni przebyć bezkresne prerie i jałowe pustynie, pokonać równinne bezdroża i strome zbocza górskie, przeprawić się przez muliste rzeki i bystre potoki. Musieli znosić codzienne niewygody i cierpienia, których źródłem były nieznośne upały, gwałtowne burze, wiatr, deszcz, złośliwe insekty i naro- wiste konie. Poza tym stale groziło im niebezpieczeństwo w postaci wrogo nastawionych Indian, których ślady spotykali od czasu do czasu, wilków gotowych pożreć pozostawione bez opieki wierzchowce i muły oraz jado- witych grzechotników, których ukąszenie jest równoznaczne z wyrokiem śmierci. Mimo trudów i dyskomfortu Parkman pełen był zachwytu dla otacza- jącej go przyrody. Zachód to dla niego, szczególnie w początkowych roz- działach The Oregon Trail, kraina cudów. Jednym z kluczowych słów jest w książce wyraz „zachwyt” (admiration) w znaczeniu zadziwienia, niespo- dzianki. Na mieszkańcu Nowej Anglii, przyzwyczajonym do widoku wy- sokich sosen porastających zielone pagórki, największe wrażenie zrobiła pusta przestrzeń niezmierzonych, płaskich, piaszczystych równin doliny rzeki Platte w dzisiejszej Nebrasce. Stała się ona dla niego synonimem dzikości i antytezą cywilizacji. Jeśli Wschód uważał Parkman za krainę pokoju, stabilizacji i społecznej współpracy, to Zachód widział jako siłę destrukcyjną, brutalizującą relacje międzyludzkie i interrasowe oraz redu- the Truckee Route of the California Trail, 1844–1852, Nevada County Historical Society, Nevada City 1997; George R. Stewart, The California Trail: An Epic with Many Heroes, McGraw-Hill, New York 1962; idem, The California Trail, University of Nebraska Press, Lincoln 1962; idem, The Opening of the California Trail, University of California Press, Berkeley 1953. Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain 253 kującą cywilizację jedynie do symbolu. Mimo to nie odwracał się całko- wicie od Zachodu. Utrzymywał bowiem, że testuje on wytrzymałość, od- wagę i moc człowieka. Wschód natomiast, mimo, a może na skutek swego arkadyjskiego spokoju i beztroski, podkopuje moralną i fizyczną energię, oferując bezpieczeństwo, o które nie trzeba walczyć, i wygody, które eli- minują doświadczenie bólu i cierpienia. Jako przykład „mobilizacyjnej” i charakterotwórczej funkcji Zachodu autor The Oregon Trail przytacza zasłyszaną opowieść o Murzynie, który przez 33 dni błąkał się po prerii, jedząc świerszcze oraz jaszczurki i utrzymując się przy życiu głównie siłą woli, aż wreszcie, skrajnie wyczerpany, dotarł do jednego z wojskowych posterunków. Zmierzając do Fortu Laramie, Parkman spotykał często karawany emi- grantów wędrujących Szlakiem Oregońskim577. Nie budzili oni jednak jego szczególnej ciekawości, dlatego na kartach swojej książki poświęcił im mało uwagi. Wielu późniejszych komentatorów, między innymi Bernard DeVoto w głośnej pracy The Year of Decision: 1846578, wyrażało zdziwie- nie z tego powodu. Wszak ruch migracyjny, skierowany na Zachód, był

Zdj. 55. Dolina rzeki Platte (obraz Alberta Bierstadta z roku 1863, zatytułowany North Fork of the Platte Nebraska; alternatywny tytuł: Platte River Nebraska)

577 Wśród nich byli także mormoni, których w pierwszym wydaniu swej książki Parkman nazywa „hordą fanatyków”. 578 Little, Brown, Boston 1943. 254 Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain w owych czasach jednym z najważniejszych zjawisk społecznych w Stanach Zjednoczonych i powinien budzić ciekawość każdego historyka. Tę pozor- ną nielogiczność trafnie, jak mi się wydaje, wyjaśnił Samuel Eliot Morison.

To prawda – pisał – że Parkman nie interesował się ruchem na Zachód; nie taki był po prostu jego cel. Udał się na Zachód, by polować na bizony, podziwiać krajobrazy i badać Indian – i faktycznie to uczynił. Chwali się Parkmana za odrzucenie osiemnastowiecznego mitu Szlachetnego Dzikusa; dlaczego więc krytykuje się go za negowanie dziewiętnastowiecznego mitu Szlachetnego De- mokraty i dwudziestowiecznego mitu Szlachetnego Zachodniego Pioniera?579

Istnieje wszakże jeszcze inny powód, dla którego autor The Oregon Trail tak zdawkowo traktował udających się na Zachód pionierów: darzył ich niechęcią. Nie powinno nas to specjalnie dziwić. W dziewiętnasto- wiecznej Ameryce funkcjonowały dwa opozycyjne wobec siebie wizerunki pioniera. Zwolennicy koncepcji „Boskiego Przeznaczenia”, głoszącej, że Stany Zjednoczone mają wyznaczony przez Boga obowiązek ekspansji na kontynencie północnoamerykańskim od wybrzeży Atlantyku do Pacyfi- ku580, widzieli w pionierach krzewicieli cywilizacji i fundament amerykań- skiej demokracji. Inni natomiast byli przekonani, że pionierzy wcale nie są szlachetnymi altruistami, bezinteresownie narażającymi się na niebez- pieczeństwo z myślą o przyszłych pokoleniach, lecz raczej banitami i anar- chistami, którzy uciekają przed cywilizacją, ładem społecznym i prawem, poszukując niczym nieskrępowanej wolności. Taki obraz pioniera wywodzi się, przynajmniej pośrednio, z filozofii francuskiego oświecenia, przede wszystkim z teorii Antoine’a Nicolasa de Condorceta, zawartej w słynnym Szkicu obrazu postępu ducha ludzkiego poprzez dzieje581. U podłoża tej koncepcji leżała idea, że wszelkie ludzkie

579 Samuel Eliot Morison, The Francis Parkman Reader, Little, Brown, Boston 1955, s. 16. 580 O idei „Boskiego Przeznaczenia” por. m.in.: Anders Stephanson, Manifest Desti- ny: American Expansionism and the Empire of Right, Hill and Wang, New York 1995; Kris Fresonke, West of Emerson: The Design of Manifest Destiny, University of California Press, Berkeley 2003; Norman Graebner (red.), Manifest Destiny, Bobbs-Merrill, India- napolis 1968; Sam W. Haynes, Christopher Morris (red.), Manifest Destiny and Empire: American Antebellum Expansionism, Texas A&M University Press, College Station 1997; David S. Heidler, Joanne T. Heidler, Manifest Destiny, Greenwood Press, Westport 2003; Frederick Merk, Manifest Destiny and Mission in American History: A Reinterpretation, Knopf, New York 1963. 581 Polskie tłumaczenie: Ewa Hartleb i Jan Strzelecki (PWN, Warszawa 1957). Pier- wsze wydanie pt. Esquisse d’un tableau historique des progrès de l’esprit humain, suivie de réflexion sur l’esclavage des nègres w 1795 roku. Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain 255

Zdj. 56. Na Szlaku Oregońskim

społeczności podlegają ewolucji i w trakcie owego procesu przechodzą przez dziesięć tych samych stadiów, przy czym każde kolejne sytuuje się na wyższym poziomie rozwoju. Cztery najwcześniejsze stadia to organi- zacje społeczne, których gospodarki opierają się – odpowiednio – na ło- wiectwie, hodowli, pasterstwie i rolnictwie. Dla Parkmana było jasne, że kierujący się na Zachód emigranci reprezentowali cywilizację hodowlano- -pastersko-rolniczą, a więc o wiele bardziej prymitywną i mniej postępo- wą od złożonej kultury Wschodu. Dlatego uważał ich za prostaków, ludzi pozbawionych szerszych horyzontów intelektualnych i niepotrafiących działać racjonalnie. Przewidywał też, że wielu z nich pożałuje decyzji wy- jazdu do Oregonu, będzie już jednak za późno, by ją zmienić. Podczas podróży na Zachód Parkman spotykał nie tylko pionierów, lecz również traperów, handlarzy futrami i eksploratorów. W Saint Louis rozmawiał z Thomasem Fitzpatrickiem, znanym jako „Złamana Głowa” (Broken Head), legendarnym „człowiekiem gór” i poszukiwaczem przygód, odkrywcą Przełęczy Południowej (South Pass) i przewodnikiem pierwszych emigrantów przemierzających w 1841 roku Szlak Oregoński. Widział się także z Kennethem McKenziem o pseudonimie „Król Missouri” (King of 256 Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain the Missouri), innym sławnym traperem i handlarzem, budowniczym i zało- życielem Fortu Union u zbiegu rzek Missouri i Yellowstone oraz Fortu Mc- Kenzie. W Forcie Leavenworth autor The Oregon Trail poznał pułkownika Stephena Wattsa Kearny’ego, uczestnika ekspedycji badających źródła rzeki Yellowstone. Wreszcie w Forcie Laramie spotkał Pierre’a Louisa Vasqueza, darzonego powszechnym szacunkiem „człowieka gór” i handlarza futrami, wspólnika legendarnego Jima Bridgera, z którym nad Blacks Fork założył Fort Bridger. Postacią znaną był też Henry Chatillon, przewodnik i myśliwy zatrud- niony przez Parkmana. Autor The Oregon Trail wystawia mu jak najlep- sze świadectwo. Wprawdzie kanadyjski traper to analfabeta, a jego jedy- ną szkołą były prerie i góry, to jednak ma w sobie „naturalną subtelność i wrażliwość umysłu”582, w jego twarzy zaś odbija się uczciwość i dobro. Nosi się ze swoistą elegancją: „Odziany był w rodzaj surduta z białej derki, szeroki kapelusz z filcu, mokasyny i obcisłe spodnie z jeleniej skóry, ozdo- bione wzdłuż szwów szeregiem długich frędzli. Nóż miał zatknięty za pas, ładownica i rożek na proch zwisały u boku, a przed nim leżał karabin”583. Przed spotkaniem z Parkmanem Chatillon cztery lata spędził w Górach Skalistych. Mimo to od razu wyraża gotowość, by udać się na kolejną wy- prawę. Jego doświadczenie budzi szacunek. Potrafi tropić ludzi i zwierzęta oraz przewidywać pogodę. Ma celne oko i imponującą siłę, która pozwo- liła mu zwyciężyć w śmiertelnym pojedynku z niedźwiedziem grizzly. Do- skonale zna kraj, po którym prowadzi ekspedycję, a wśród Indian czuje się jak w domu (Indianką była jego ukochana żona, która niestety zmarła). Równie swobodnie poczyna sobie z bizonami, które „wydają się nie zwa- żać na jego obecność, jakby był jednym z nich”584. I rzeczywiście, Chatillon traktuje te potężne zwierzęta jak swego rodzaju towarzyszy, przekonując Parkmana, że nigdy nie czuje się wśród nich samotny. Sprzeciwia się też ich bezsensownemu zabijaniu, tylko po to, by zdobyć myśliwskie trofea. Przybywszy do Fortu Laramie, Parkman wyruszył wraz z Chatillonem i Deslauriersem w kierunku Gór Czarnych, mając nadzieję spotkać Indian polujących na bizony. Rzeczywiście, natrafił na grupę Siuksów Oglala. Z bliska oglądał łowy, a nawet czynnie w nich uczestniczył. Jakiś czas spę- dził też w wiosce czerwonoskórych, w gościnie u wodza Trąby Powietrz- nej (Whirlwind). Mieszkał w jego tipi, jadał z jego rodziną i by zdobyć

582 Francis Parkman, The Oregon Trail: Sketches of Prairie and Rocky Mountain Life, Little, Brown & Co., Boston 1897, s. 11. 583 Ibidem, s. 9. 584 Ibidem, s. 193. Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain 257 przychylność czerwonoskórych, obsypywał ich prezentami. Mógł przeto obserwować Siuksów w ich naturalnym środowisku: w obozie i podczas gier wojennych, w czasie posiłków i zabawy, w obrzędowym tańcu i na wyprawie myśliwskiej. Wyobrażenie, jakie Parkman stworzył sobie o Indianach, było zaprze- czeniem oświeceniowej idei Szlachetnego Dzikusa, niewinnego mieszkańca pierwotnego Edenu, żyjącego w harmonii z naturą i dzięki niej osiągającego doskonałość. Rdzennych Amerykanów uważał raczej za barbarzyńców, we wczesnych wydaniach swej książki nazywając ich często „przykrym i nie- bezpiecznym rodzajem dzikich bestii”. Jego zdaniem Indianie nie uznają żadnego prawa poza swą własną wolą, a podstawową cechą ich charakteru jest dzika wolność i absolutny brak tolerancji. Są przesiąknięci zazdrością, podejrzliwością oraz złośliwą przebiegłością i nie potrafią działać zespoło- wo. Pozornie zachowują samokontrolę, lecz gdy ulegają emocjom, gotowi są do nieprzewidywalnych działań i gwałtownych aktów agresji. Autor The Oregon Trail stale podkreśla konieczność surowego traktowania czerwo- noskórych i chociaż sam nigdy nie spotkał się z zagrożeniem z ich strony, opisuje kilka popełnionych przez nich zabójstw. Według Parkmana Indianie znajdują się na nieporównanie niższym po- ziomie cywilizacyjnym niż biali, będąc żywym reliktem epoki kamiennej. Noszą taką samą jak ich przodkowie odzież ze skór zwierzęcych i walczą taką samą jak oni bronią. „Wprawdzie ich włócznie i strzały są wytwa- rzane z żelaza, dostarczanego przez handlarzy, to jednak wciąż używają prymitywnych kamiennych narzędzi z pierwotnego świata”585. W świetle wspominanej już oświeceniowej koncepcji Condorceta ich kulturę na- leżałoby uznać za reprezentującą najbardziej prymitywne, oparte na ło- wiectwie, stadium rozwoju społeczności. Z faktu tego wynikała wszakże interesująca dla Parkmana okoliczność: rdzenni Amerykanie byli dosko- nałymi myśliwymi. Polowanie na bizony stanowi jedno z najważniejszych wydarzeń opisa- nych w The Oregon Trail. Wprawdzie Parkman już wcześniej, w drodze do Fortu Laramie, spotykał te zwierzęta, a nawet kilka z nich zastrzelił, lecz udział w łowach zorganizowanych przez Siuksów wywarł na nim ogrom- ne wrażenie.

W jednej chwili znaleźliśmy się pomiędzy nimi [bizonami]. Wśród odgłosów galopady i krzyków Indian dostrzegłem przez obłoki kurzu ciemne sylwetki biegnących bizonów oraz ścigających je jeźdźców. Gdy szarżowaliśmy z jednej

585 Ibidem, s. 172. 258 Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain

strony, nasi towarzysze atakowali zdezorientowane i ogarnięte paniką stado z naprzeciwka. Zgiełk i zamieszanie nie trwały długo. Kurz opadł i dało się widzieć bizony uciekające przez prerię pojedynczo oraz w długich kolumnach lub małych zwartych gromadach, a za nimi, z wrzaskiem, pędzili Indianie, wypuszczający grad strzał. Ciała zwierząt grubo zasłały ziemię. Gdzieniegdzie stały ranne bizony, a w ich zakrwawionych bokach tkwiły strzały. Gdy prze- jeżdżałem koło nich, patrzyły na mnie z wściekłością, próbując się niezgrabnie poruszyć i przebić rogami mego konia. Inne, które mniej ucierpiały, zataczając się, odchodziły tylko po to, by stać się łupem wilków586.

Parkman opisał w swej książce dwa sposoby polowania na bizony: kon- ny i pieszy. Pierwszy z nich, zastosowany przez Siuksów, jest bardziej fan- tazyjny i widowiskowy.

Myśliwy dosiadający konia pędzi wraz ze stadem zwierząt, strzelając do bie- gnących osobników. Zręczny i doświadczony łowca potrafi jednorazowo zabić nawet pięć lub sześć sztuk. Mniej podniecające i niebezpieczne jest atakowa- nie małej grupy bizonów oraz pojedynczego, odłączonego od stada byka lub krowy. Zwierzęta te są czasami tak głupie i ospałe, że polowanie nie dostar- cza zbyt wielu emocji. Na odważnym i dobrze wytrenowanym wierzchowcu myśliwy potrafi podjechać tak blisko bizona, że galopując u jego boku, może dotknąć go ręką. Nie jest to specjalnie niebezpieczne, dopóki zwierzę pozo- staje w pełni sił. Lecz gdy zaczyna być zmęczone i zwalnia tempo biegu, gdy wywiesza język, a piana kapie mu z pyska, wtedy łowca powinien zachować większą ostrożność. Wyczerpana bestia w każdej chwili może bowiem zwrócić się przeciwko niemu, zwłaszcza gdy myśliwy celuje z karabinu. Koń uskakuje wówczas w bok, a myśliwy musi mocno trzymać się w siodle, bo jeżeli zostanie zrzucony, nie będzie dla niego ratunku. Widząc nieskuteczność swego ataku, bizon podejmuje walkę na nowo, lecz celnie trafiony zatrzymuje się, przez kil- ka chwil stoi na chwiejnych nogach, po czym pada ciężko na ziemię587.

Podczas polowania największe niebezpieczeństwo grozi myśliwemu nie ze strony rannego bizona, lecz ukształtowania terenu, przez który musi galopować. Preria nie zawsze ma gładką, równą i jednolitą powierzchnię; bardzo często pokryta jest ona wzniesieniami i wgłębieniami, poprzecina- na parowami i usiana sztywnymi krzewami bylicy.

Najgroźniejszym utrudnieniem są jednak nory dzikich zwierząt – wilków, bor- suków, a szczególnie piesków preriowych. Ziemia podziurawiona jest często ich jamkami jak rzeszoto. Zaślepiony pogonią myśliwy gna nad nimi nieświa-

586 Ibidem, s. 197. 587 Ibidem, s. 300. Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain 259

Zdj. 57. Indianie polujący konno na bizony (obraz Charlesa Mariona Russella z 1919 roku, zatytułowany The Buffalo Hunt)

domy zagrożenia, jakim jest złamanie przez konia nogi. Jeździec wylatuje wówczas z siodła i ma niewielkie szanse na przeżycie588.

Druga metoda polowania polega na podkradaniu się pieszo do stada.

Myśliwy musi być opanowany, skupiony i czujny, musi rozumieć zachowanie bizona, obserwować ukształtowanie terenu i kierunek wiatru oraz doskona- le posługiwać się bronią. Bizony to osobliwe zwierzęta; czasem są tak głupie i otępiałe, że człowiek może podejść do nich otwarcie, bez skrywania się oraz kamuflażu i nawet zastrzelić kilka z nich, zanim reszta pomyśli o ucieczce. Innym razem będą tak bojaźliwe i ostrożne, że aby zbliżyć się do nich, trzeba wykazać zręczność, doświadczenie i rozsądek589.

Spędziwszy z Indianami trzy tygodnie, Parkman powrócił bezpiecznie do Fortu Laramie. Teraz, wraz z towarzyszami, udał się na południe, przez Kolorado, omijając Pikes Peak, w pobliże granicy meksykańskiej. Po dro- dze spotkał wielu amerykańskich ochotników, pragnących wziąć udział w wojnie z Meksykiem, słyszał też opowieści o militarnych sukcesach swego znajomego z Fortu Leavenworth, pułkownika Stephena Wattsa

588 Ibidem, s. 301. 589 Ibidem, s. 302. 260 Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain

Zdj. 58. Polowanie na bizony pieszo (ilustracja z 1904 roku)

Kearny’ego, który tymczasem awansował do stopnia generała. Co cieka- we, wojna – podobnie jak migracja osadników na Zachód – nie wzbudziła wielkiego zainteresowania Parkmana. Jest to zastanawiające; autor The Oregon Trail był z zamiłowania historykiem i miał temperament badawczy, a konsekwencje historyczne działań zbrojnych okazały się fundamentalne. Najważniejszą było z pewnością znaczące powiększenie obszaru Stanów Zjednoczonych, które wzbogaciły się o dzisiejszą Kalifornię, Nevadę, Ari- zonę (z wyjątkiem wąskiego pasa na południu, odkupionego od Meksyku za dziesięć milionów dolarów w 1853 roku), Utah, Nowy Meksyk, połu- dniową i zachodnią część Kolorado oraz południowo-zachodnie skrawki Kansas i Wyoming. Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain 261

W Pueblo i Bent’s Fort w obecnym stanie Kolorado do wyprawy do- łączyło kilku podróżnych. Wszyscy bezpiecznie dotarli do Independence. Tutaj Parkman pożegnał się ze swoimi przewodnikami i przez Saint Louis powrócił do Bostonu. Wycieczka na Zachód dostarczyła Parkmanowi niezapomnianych prze- żyć. Wywarła także katastrofalny wpływ na jego zdrowie. Autor The Ore- gon Trail zjawił się w Bostonie poważnie chory. Cierpiał przede wszystkim na nieuleczalną dolegliwość oczu, która prześladowała go do końca życia. Dlatego wspomnień z podróży nie napisał sam, lecz dyktował je członkom rodziny i przyjaciołom. W późniejszej pracy historyka stosował podobną metodę. Było mu tym trudniej, że potrzebował pomocy przy lekturze ma- teriałów źródłowych. Jego niezwykłe osiągnięcia naukowe muszą przeto budzić podziw, graniczący z niedowierzaniem. W dziewiętnastym wieku wśród intelektualistów (nie tylko amerykań- skich), zwłaszcza zaś pisarzy, zapanowała swoista moda na Zachód. Swoją przygodę z tą częścią Stanów Zjednoczonych, znacznie zresztą dłuższą niż podróż Parkmana, przeżył również Samuel Langhorne Clemens, bardziej znany jako Mark Twain, twórca powszechnie uważany za wybitnego, któ- rego William Faulkner określił mianem „ojca literatury amerykańskiej”. W 1863 roku, wraz z bratem Orionem, sekretarzem Jamesa W. Nye’a, gu- bernatora Terytorium Nevady, wyruszył dyliżansem przez Wielkie Równi- ny i Góry Skaliste, odwiedzając po drodze mormońską społeczność w Salt Lake City. W Nevadzie Clemens pracował początkowo w kopalni srebra położonej na zboczu Mount Davidson w pobliżu Virginia City. Ponieważ nie radził sobie zbyt dobrze w tym fachu, zaczął zarobkować jako dzien- nikarz miejscowej gazety „Territorial Enterprise”. To właśnie tutaj po raz pierwszy użył swojego artystycznego pseudonimu. W 1864 roku przeniósł się do San Francisco w Kalifornii, kontynuując karierę reportera. W tym największym wówczas mieście na Zachodnim Wybrzeżu poznał cenio- nych w owym czasie pisarzy, Breta Harte’a i Artemusa Warda. Przeżył też gorący romans z młodą, dobrze zapowiadającą się poetką Iną Coolbrith. W 1866 roku wybrał się jako reporter „Sacramento Union” na Sandwich Islands, dziś wchodzące w skład Hawajów590.

590 Na temat życia Marka Twaina, szczególnie zaś jego podróży z lat 1861–1866, por. m.in.: Ken Burns, Dayton Duncan, Geoffrey C. Ward, Mark Twain: An Illustrated Bio- graphy, Knopf, New York 2001; Everett Emerson, Mark Twain: A Literary Life, University of Pennsylvania Press, Philadelphia 2000; Jerome Loving, Mark Twain: The Adventures of Samuel L. Clemens, University of California Press, Berkeley 2010; Ron Powers, Mark Twain: A Life, Random House, New York 2005. 262 Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain

Zdj. 59. Mark Twain (ilustracja z roku 1905)

Wrażenia z tych wędrówek zawarł Twain w książce Pod gołym nie- bem591, będącej gatunkową hybrydą. Z jednej strony utwór ten jest czymś w rodzaju prywatnego dziennika podróży, w którym granica między faktami i fikcją została zatarta. Równocześnie jednak zawiera on bardzo wyraźne elementy autobiograficzne, spotęgowane stosowaniem narracji w pierwszej osobie. Jak trafnie zauważa James Melville Cox: „Pod gołym niebem, chociaż często traktowane jako dzieło podróżnicze, może być tak- że uznane za autobiografię. Dokładnie rzecz biorąc, tekst zaczyna się jak autobiografia, a kończy jak książka podróżnicza”592.

591 Mark Twain, Roughing It, American Publishing Company, Hartford 1872. Wy- danie polskie, z którego pochodzą wszystkie cytaty – Iskry, Warszawa 1990, przekład Krystyny Tarnowskiej. 592 James Melville Cox, Mark Twain: The Fate of Humor, University of Missouri Press, Columbia 2002, s. 84. Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain 263

W istocie sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana. Część pierwsza książki, w której dominuje funkcja autobiograficzna, opiera się na faktach, ale zawiera również elementy fikcji. Autor nie ogranicza się bowiem do wiernego zrelacjonowania swoich przygód, lecz buduje także własny lite- racki wizerunek, będący swoistym połączeniem dwóch typów postaci: mło- dego, niedoświadczonego obieżyświata, nowicjusza na Dalekim Zachodzie, skłonnego do donkiszoterii i ryzykownych eskapad, oraz doświadczonego weterana, który z dystansem i pełną ironii wyrozumiałością spogląda na swoje wyczyny sprzed lat. Część druga natomiast nie jest tradycyjną relacją z podróży, lecz raczej jej pastiszem, a miejscami nawet parodią. Można ją potraktować jako swego rodzaju dekonstrukcję formy zastosowanej przez Twaina w jego pierwszej książce, Prostaczkowie za granicą593. Struktura narracyjna Pod gołym niebem, zwłaszcza części pierwszej dzieła, ma charakter epizodyczny, zawiera wiele dygresji i anegdot, któ- re uzyskują status niemal autonomiczny, pod względem konstrukcyjnym górując nad główną linią fabularną. Owe wtrącenia, przerywniki czy in- terludia pełnią niewątpliwie funkcję retardacyjną, ale są również kom- pozycyjnymi całościami, swoistymi atrakcjami, skrzącymi się humorem i wspaniałymi opisami. Inspiracją do ich powstania było najczęściej osobi- ste doświadczenie narratora (tak powstały między innymi słynne dywaga- cje o oślim króliku i kojocie), zasłyszane relacje i opowieści (na przykład dykteryjka o wspinającym się na drzewo bizonie), czasami zaś połączenie autopsji z kreśloną przez kogoś historią (obszerny fragment ze Slade’em jako postacią centralną). Twain przedstawiał granicę jako ekscytująco niebezpieczną i pełną przemocy. Oto jak opisywał okręg Rocky Ridge w Górach Skalistych:

Był to kraj awanturników i bandytów. Nie istniało tu żadne prawo, nie za- chowywano nawet pozorów praworządności. Panował gwałt. Siła była jedyną uznawaną władzą. Najdrobniejsze nieporozumienia regulowano na miejscu, za pomocą rewolweru lub noża. Morderstw dokonywano jawnie, w biały dzień, i nikomu nie przychodziło nawet do głowy, że można by prowadzić docho- dzenie przeciwko mordercy. Uważano powszechnie, że strony uczestniczące w zabójstwie mają po temu swoje osobiste powody; wtrącanie się do spraw tak prywatnych byłoby uznane za brak delikatności594.

593 Mark Twain, The Innocents Abroad, or The New Pilgrims’ Progress, American Pub- lishing Company, Hartford 1869. Wydanie polskie w tłumaczeniu Andrzeja Keyhy (Aka- pit, Katowice 1992). 594 Mark Twain, Pod gołym niebem, op. cit., s. 43. 264 Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain

Odkąd wyruszył na zachód, Twain niemal codziennie spotykał się z brutalami, degeneratami i desperatami. Nawet obsługa dyliżansu, którym podróżował, składała się w dużej mierze z podejrzanych typów, „którzy ukrywali się przed wymiarem sprawiedliwości i czuli się najbezpieczniej w kraju, gdzie nie zaprowadzono dotąd prawa”595. Lecz granica, choć dzi- ka i nieprzyjazna, oferująca jedynie same niedogodności, znoje i trudy, urzekła autora Pod gołym niebem. Podobnie fascynowali go zamieszkujący ją ludzie. Pociągali go swą pierwotną fizycznością i siłą, bezwzględnością i uporem, konsekwencją w działaniu i umiejętnościami adaptowania się do trudnych warunków. Za modelowego człowieka Zachodu uznał Twain niejakiego Slade’a, o którym najpierw usłyszał od pocztylionów i woźniców, a którego potem sam spotkał. Joseph L. Coulombe zauważył wnikliwie, że „niewiele po- staci w Pod gołym niebem było tak enigmatycznych jak Slade”596. Liczne opowieści, mające niewątpliwie posmak legendy, wskazywały na to, że

Zdj. 60. Dyliżans (ilustracja z roku 1921)

595 Ibidem, s. 28. 596 Joseph L. Coulombe, Mark Twain and the American West, University of Missouri Press, Columbia 2003, s. 55. Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain 265

Slade jest człowiekiem o sercu, duszy i rękach zbroczonych krwią tych wszyst- kich, którzy obrazili jego godność, człowiekiem, który w sposób straszny mści się za wszystkie krzywdy, afronty, obelgi i zniewagi – jeśli to możliwe natychmiast, jeśli los zrządził inaczej, po wielu latach; człowiekiem, którego dniem i nocą spala nienawiść, dopóki nie znajdzie dla niej ukojenia w zemście – a przez zemstę rozumie śmierć swojego wroga; człowiekiem, którego twarz rozjaśnia się w szatańskim uśmiechu radości, gdy zdoła zaskoczyć wroga i ma nad nim przewagę. Ważny i ceniony pracownik Pocztowej Linii Kontynen- talnej, zbrodniarz nad zbrodniarzami i jednocześnie ich bicz boży. Slade był najbardziej krwiożerczym, najniebezpieczniejszym, a zarazem najcenniejszym obywatelem zamieszkującym dziką fortecę Gór Skalistych597.

Podczas osobistego spotkania mityczny desperado wywarł jednak na Twainie bardzo korzystne wrażenie: „Był tak przyjacielski i miał tak miły sposób mówienia, że poczułem do tego człowieka sympatię”598. Ulegając urokowi Slade’a, a także studiując jego życiorys, autor Pod gołym niebem doszedł do wniosku, że ten okrutny rewolwerowiec oraz krwiożerczy po- twór, „którym matki z górskich okolic straszą swoje dzieci”599, nie jest wcale postacią jednoznacznie negatywną. Przede wszystkim, „kładąc tru- pem przywódców i członków zbrojnych band z Gór Skalistych, ściągając na siebie ich zemstę i nigdy się przed nimi nie kryjąc, Slade dowiódł, że jest człowiekiem niezrównanej odwagi”600. Jego surowość i bezwzględność napawały lękiem kryminalistów, zabójców i rabusiów, a jego budzący po- strach sześciostrzałowy rewolwer wprowadzał ład i porządek tam, gdzie dotąd panowała anarchia i chaos. Informacje o tchórzliwym i niegodnym zachowaniu Slade’a, mającego zawisnąć na szubienicy mocą wyroku Oby- watelskiego Komitetu Porządku Publicznego w Montanie, Twain kwitował krótko: „Słowa są tanie”601. Pod koniec relacji o życiu i niechlubnym końcu sławnego desperado zadawał natomiast takie oto retoryczne pytanie: „(…) jakichże to (…) cech zabrakło w godzinie śmierci dzielnemu Slade’owi – krwiożerczemu, gotowemu na wszystko, miłemu w obejściu, dwornemu dżentelmenowi, który nigdy się nie zawahał ostrzec najbrutalniejszego spo- śród swoich wrogów, że go zabije przy następnym spotkaniu!”602. Czytając wynurzenia Twaina na temat Slade’a, nie sposób nie zgodzić się z tezą Coulombe’a, że podziw, jakim autor obdarzał legendarnego re-

597 Mark Twain, Pod gołym niebem, op. cit., s. 41. 598 Ibidem, s. 46. 599 Ibidem. 600 Ibidem, s. 50–51. 601 Ibidem, s. 50. 602 Ibidem, s. 51. 266 Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain wolwerowca, „ujawniał jego wiarę w przemoc jako odpowiednią meto- dę osiągania sukcesów i zapewnienia akceptacji otoczenia”603. Chociaż w książkach myśl tę wyrażał najczęściej w sposób żartobliwy, w wypowie- dziach prywatnych nie pozostawiał złudzeń co do swych prawdziwych intencji. W liście z 1862 roku instruował matkę i siostrę, by uczyły jego młodziutkiego siostrzeńca, Sammy’ego, walki na pięści:

Nie powinnyście nigdy lekceważyć moich dobrych rad, gdy polecam Wam równie troskliwie uczyć Sammy’ego walczyć, co modlić się. Jeśli nie nauczy się bić jako chłopiec, nie nauczy się tego już nigdy, a taka umiejętność zapewni mu więcej szacunku niż jakakolwiek inna sprawność, którą mógłby zdobyć604.

Fascynację przemocą ujawniał Twain w niejednym fragmencie swej książki. Wielokrotnie też podkreślał znaczenie przemocy jako składnika kulturowego i społecznego kontekstu, w którym stał się pisarzem. Do- brym przykładem jest rozdział zatytułowany Sześciopalcy Pete oraz inni zbójcy. Zaraz po zapewnieniu czytelników, że „w pierwszych dwudziestu sześciu grobach na cmentarzu w Virginia City leżą ludzie zamordowa- ni”605, autor notował:

Gdy zjawiał się w mieście nowy przybysz, nikt nie pytał, czy jest zdolny, uczciwy, pracowity – tylko czy zabił „swojego człowieka”. Jeśli nie, spadał automatycznie na właściwe mu miejsce jednostki bez znaczenia; o ile zabił, serdeczność, z jaką go przyjmowano, zależała od liczby popełnionych mor- derstw. Człowiekowi o rękach niepomazanych krwią trudno było się wspiąć na górne szczeble drabiny społecznej, jeżeli natomiast nowy przybysz miał kil- ka zabójstw na sumieniu, uznawano natychmiast jego wartość i szukano z nim przyjaźni606.

Presja społeczna była przy tym tak silna, że prowadziła nierzadko do dziwacznych, a jednocześnie strasznych rezultatów: „Znałem dwóch mło- dzieńców, którzy usiłowali »zabić swojego człowieka« (…). I tak się starali, że aż sami zginęli”607. Granica, którą opisywał, a częściowo również kreował Twain, nie była przyjazna dla jej mieszkańców, a także dla tych, którzy dopiero próbowa- li do nich dołączyć. Dobitnie potwierdza to opis grobów znajdowanych przy szlaku przemierzanym przez narratora:

603 Joseph L. Coulombe, Mark Twain and the American West, op. cit., s. 55. 604 Cyt. za: ibidem. 605 Mark Twain, Pod gołym niebem, op. cit., s. 200. 606 Ibidem. 607 Ibidem, s. 201. Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain 267

Zostawiwszy za sobą góry Wind River i góry Uinta, jechaliśmy wciąż wśród pięknych krajobrazów, od czasu do czasu zaś między długimi rzędami szkiele- tów mułów i wołów, które były pomnikami pierwszej masowej emigracji. Tu i tam widzieliśmy wetknięte w ziemię obciosane paliki lub ułożone w mały stos kamienie, które, jak nam powiedział woźnica, znaczyły miejsca spoczynku cen- niejszych szczątków. Chyba nigdzie indziej na świecie groby nie są tak samotne jak na tej ziemi! Była to ziemia oddana we władanie kojota i kruka, a zwierzęta te są symbolami opuszczenia i samotności. Podczas wilgotnych, mrocznych nocy szkielety świeciły mdłym, ohydnym blaskiem, jak rozjaśniające pustynię maleńkie plamy księżycowej poświaty. Był to fosfor zawarty w kościach. Ale żadne naukowe objaśnienia nie pomogły; gdy mijaliśmy któreś z tych odrażają- cych świateł, przebiegały nas dreszcze na myśl, że wydziela się ono z czaszki608.

Niegościnność granicy wynikała z jednej strony z upodobania tubyl- ców do gwałtu, agresji i przemocy, z drugiej zaś z obecności dzikiej natury: nieprzyjaznego ukształtowania terenu, warunków klimatycznych, szaleją- cych żywiołów itp. Najbardziej dała się Twainowi we znaki pustynia, gdzie

(...) słońce praży z bezlitosną, dominującą i niesłabnącą zajadłością; pot bije z każdego poru w skórze człowieka i zwierzęcia, ale ginie w osadzie pyłu, zanim zdoła wydostać się na powierzchnię; powietrze jest nieruchome; ani jednej litościwej chmurki na jaskrawym firmamencie, dokądkolwiek zwrócić wzrok, ani jednego żywego stworzenia na pustej płaszczyźnie rozpościerającej swoje monotonne mile na wszystkie strony świata; nie słychać ani jednego dźwięku, westchnienia, szeptu, brzęczenia, szumu skrzydeł, dalekiego głosu ptaka – nie słychać nawet szlochu dusz potępionych, które niewątpliwie zalud- niają tę martwą przestrzeń609.

Pustynia nie tylko stanowiła kłopotliwą przeszkodę w podróży. Była także bezlitosnym zabójcą, z jednakową surowością traktując ludzi i zwie- rzęta: „(…) droga bieliła się kośćmi wołów i koni. Bez wielkiej przesady dałoby się powiedzieć, że można przejść [całe pustkowie] po kościach. Pustynia była jednym niezmierzonym grobowcem”610. Pustynie, bez względu na to, czy skaliste, żwirowe, piaszczyste, czy też słone, stanowiły stałe zagrożenie. Na granicy pojawiały się jednak i nie- bezpieczeństwa incydentalne, wynikające ze zmiennych warunków atmo- sferycznych i budzenia się uśpionych przez pewien czas żywiołów: pożary lasów, powodzie, trzęsienia ziemi. Przebywając nad jeziorem Tahoe, Twain

608 Ibidem, s. 55–56. 609 Ibidem, s. 77. 610 Ibidem, s. 81. 268 Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain miał sposobność przyglądania się, spowodowanemu zresztą przez siebie, wielkiemu pożarowi puszczy, który opisał z właściwą sobie swadą:

Las wysłany był grubą warstwą suchych szpilek sosnowych i ogień przenosił się po nich, jak gdyby były prochem. Z jakże zaciekłą szybkością rozprzestrze- nił się ten wysoki słup płomieni! (…) Po półtorej minuty pożar przeniósł się na gęstwinę suchych krzewów bylicy wysokości sześciu lub ośmiu stóp i wtedy trzaski, wybuchy i ryk ognia rozległy się ze straszliwą siłą. (…) Po półgodzinie las przed nami był jednym rozszalałym oślepiającym morzem płomieni! Ogień wznosił się coraz wyżej na sąsiednie grzbiety, przekraczał wierzchołki i znikał w kanionach (…). Niebawem pokazywał się na wyższych i dalszych ścianach, wybuchał wspanialszą iluminacją, znów znikał, po chwili rozpłomieniał się znowu, jeszcze dalej i wyżej, wysyłał tu i tam małe oddziałki szturmowe, któ- re ciągnęły za sobą purpurowe spirale ognia poprzez odległe grzbiety, zbocza i gardziele kanionów, aż wreszcie wszystkie wyniosłe stoki gór w zasięgu wzro- ku pokryły się jakby splątaną siecią strumyków czerwonej lawy. Po drugiej stronie jeziora turnie i kopuły gór zapaliły się purpurową łuną, a niebo w górze było podobniejsze do piekła niż do nieba!611

Znacznie mniej spektakularny, choć równie groźny widok przedstawia- ła rzeczka Carson, w której „głębokość wody (…) nie przekraczała stopy czy najwyżej dwóch612; koryto nie było szersze niż boczna uliczka w ma- łym miasteczku, a brzegi z trudem zasłoniłyby człowieka”613, gdy nagle rozpoczęła się apokalipsa:

Koryto nędznej rzeczułki wypełniło się po brzegi, a rozszalałe wody pieniły się i huczały, unosząc na powierzchni chaos pni drzewnych, krzaków i różnego śmiecia. Zagłębienie, w którym normalnie płynęła rzeka, szybko się wypeł- niło i w kilku miejscach woda przelewała się już poprzez brzegi. (…) Przybór wody (…) był tak szybki, że już po kilku minutach rwący potok toczył swe spienione nurty tuż obok małej stajni, zagarniając skrawek ziemi, na którym stała. Zrozumieliśmy, że powódź nie jest bynajmniej ciekawym wakacyjnym widowiskiem, lecz że niesie zniszczenie – i to nie tylko małej stajni, ale także zabudowaniom poczty stojącym niedaleko głównego koryta. Fale przelały się już przez brzeg i pełznąc po ziemi, zagarniały murowany budynek i wdzierały się na rozległy corral (…)614.

Po kilku godzinach „jak daleko sięgał wzrok, widać było w blasku księ- życa płaskie rozlewisko lśniącej wody, pod którą znikła preria”615.

611 Ibidem, s. 98. 612 Czyli około 30 lub 60 centymetrów. 613 Mark Twain, Pod gołym niebem, op. cit., s. 122. 614 Ibidem, s. 123. 615 Ibidem, s. 123–124. Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain 269

Dzika natura, wszechobecna na granicy, stanowiła nie tylko zagrożenie dla ludzi i zwierząt; była również źródłem piękna. Pewnego pogodnego poranka Twain zachwycił się na przykład wschodem słońca w Górach Skalistych, dając wyraz swemu oczarowaniu za pomocą iście homeryckie- go porównania: „(…) obserwowaliśmy wstające słońce w jego pierwszej porannej krasie, gdy schodziło w dół długiego łańcucha gór, różowiąc i złocąc turnię po turni, szczyt po szczycie, jak gdyby niewidoczny Stwór- ca odbywał przegląd swoich poszarzałych ze starości weteranów, a oni salutowali mu uśmiechem”616. Gdy pisarz dotarł na Przełęcz Południową w dzisiejszym stanie Wyoming, poddał się urokowi otaczającego go ze wszystkich stron krajobrazu:

(…) obok nas zgromadzeni byli królowie przyrody sięgający wzrostem dziesię- ciu, dwunastu, a nawet trzynastu tysięcy stóp617 – wspaniali starcy, którzy mu- sieliby się dobrze schylić, żeby o zmroku dojrzeć Górę Waszyngtona. Byliśmy na tak zawrotnych wysokościach, tak oddaleni od rojowiska ludzkiego w dole, że kiedy od czasu do czasu zasłaniające widok turnie rozsuwały się przed nami, ogarniało nas uczucie, że gdybyśmy się rozejrzeli dookoła, ujrzelibyśmy po- przez tajemniczą mgiełkę letnią cały wielki glob z rozpływającymi się w oddali perspektywami gór, mórz i kontynentów618.

Oczarowało go też wspominane już przeze mnie jezioro Tahoe w gó- rach Sierra Nevada na zachód od Carson City:

(…) naszym oczom ukazało się jezioro – wspaniała tafla szafirowej wody wynie- siona na wysokość sześciu tysięcy trzystu stóp619 nad poziom morza i okolona ścianą zaśnieżonych gór, których smukłe szczyty wznosiły się jeszcze o tysiące stóp wyżej! Jezioro miało kształt ogromnego owalu i żeby je obejść dookoła, trzeba było przebyć dobre osiemdziesiąt lub sto mil. Gdy patrzyłem na tę nie- ruchomą taflę wody, w której odbijały się wyraźnie kontury gór, pomyślałem, że jest to chyba najpiękniejszy widok, jakim ziemia może się pochwalić620.

Dwie strony dalej Twain kontynuował opis:

Knieja wokół nas była cienista i chłodna, niebo nad nami bezchmurne i roz- słonecznione, ogromne jezioro przed nami szkliste i gładkie albo zmarszczone i falujące, albo czarne i wzburzone – w zależności od nastroju natury. Okalają- cy je zaś krąg gór porosłych lasami, poprzecinanych bliznami lawin, porytych

616 Ibidem, s. 52. 617 Czyli około 3000, 3500 i 4000 metrów. 618 Mark Twain, Pod gołym niebem, op. cit., s. 53. 619 Czyli nieco ponad 1900 metrów. 620 Mark Twain, Pod gołym niebem, op. cit., s. 93. 270 Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain

kanionami i dolinami i przykrytych czapami iskrzącego się śniegu był ramą właściwą dla tego szlachetnego obrazu. Widoki niezmiennie zachwycały, fascy- nowały, porywały. Oko nigdy nie miało dość patrzenia – czy to w dzień, czy w nocy, w czas ciszy, czy gdy szalała burza; oko martwiło się tylko jednym – tym mianowicie, że nie może wciąż patrzyć i czasem musi się zamknąć do snu621.

Twain, jak przystało na pisarza, był wrażliwy na wszelkie piękno, w tym również piękno przyrody. Po przyjeździe do Nevady musiał jednak z cze- goś żyć. Poddał się panującej tam od 1859 roku gorączce srebra (szczegól- nie bogate złoża tego kruszcu odkryto w okolicach Virginia City i Gold Hill) i postanowił zostać górnikiem. Ale nie wiodło mu się zbyt dobrze.

Braliśmy w posiadanie rozmaite kopalnie i rozpoczynaliśmy budowę tunelów i kominów, nigdyśmy ich jednak nie kończyli. Żeby utrzymać stan posiadania, należało przeprowadzić pewne prace, gdyż inaczej po upływie dziesięciu dni osoby trzecie mogły przejąć naszą własność. Szukaliśmy bezustannie nowych żył i pokładów, braliśmy je w posiadanie, przeprowadzaliśmy na nich począt- kowe prace, a potem czekaliśmy na kupca – który się nigdy nie zjawiał. Ani razu nie natrafiliśmy na rudę dającą więcej niż pięćdziesiąt dolarów z tony, a ponieważ huty liczyły sobie pięćdziesiąt dolarów od tony za przemiał rudy i wytopienie srebra, nasze skromne zapasy pieniędzy topniały i nic nie wpły- wało na ich miejsce622.

Twain nie był pechowcem. Większość poszukiwaczy odnajdywała je- dynie śladowe ilości srebra lub nie odnajdywała go w ogóle. Mimo to nie traciła nadziei na odmianę losu.

Na każdym kroku spotykałem ludzi, którzy posiadali od tysiąca do trzydzie- stu tysięcy stóp w nieurządzonych kopalniach srebra; wierzyli najświęciej, że każda z tych stóp osiągnie niebawem cenę od pięćdziesięciu do tysiąca dola- rów. Mimo to większość tych ludzi nie posiadała w majątku nawet dwudziestu dolarów623.

Zdarzali się oczywiście szczęściarze, którym się powiodło i którzy stawali się bogaczami: „Jeden z najwcześniejszych krezusów Nevady nosił na sobie brylanty wartości sześciu tysięcy dolarów i przysięgał, że jest najnieszczęś- liwszym człowiekiem na świecie, bo nie może tak szybko wydać pieniędzy, jak je zarabia”624. Osób takich było jednak niewiele. Przeważali biedacy, a nawet nędzarze, których często nie stać było na przyzwoity posiłek.

621 Ibidem, s. 95–96. 622 Ibidem, s. 141. 623 Ibidem, s. 121. 624 Ibidem, s. 187. Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain 271

Granicę zamieszkiwali nie tylko biali. Żyli tam także Indianie. Ran- kiem, szesnastego dnia od opuszczenia St. Jones Twain i jego towarzy- sze natknęli się na pierwszych rdzennych Amerykanów – przedstawicieli szczepu Goszotów625. Stanowili oni, zdaniem autora Pod gołym niebem,

(…) najnędzniejsze okazy rodzaju ludzkiego, jakie dotąd widziałem. (…) byli niskiego wzrostu, drobni, chuderlawi, o kolorze skóry czarnym jak u zwykłe- go Murzyna amerykańskiego; o twarzach i rękach pokrytych skorupą brudu, który zbierał się tam od miesięcy, lat czy pokoleń – zależnie od wieku wła- ściciela. (…) Buszmeni afrykańscy i nasi Goszoci są z pewnością potomkami tego samego kangura czy goryla czy też zwykłego szczura lub może innego zwierzęcia (…)626.

Twain miał fatalną opinię o Indianach. W jego mniemaniu każdy czer- wonoskóry jest „zdradziecki, brudny, odpychający”627. Swoim przekona- niom najdobitniej dał wyraz w opublikowanym w 1870 roku w „Galaxy” tekście The Noble Red Man. Przeciwstawił w nim sobie dwa wizerunki rdzennych Amerykanów: Indianina jako postaci literackiej – pozytywnego bohatera licznych powieści, opowiadań i wierszy, oraz Indianina realnego, mieszkańca prerii, gór i lasów.

W książkach jest wysoki i śniady, muskularny i uczciwy, ma królewską posta- wę, haczykowaty nos i orli wzrok. (…) Jego język jest silnie metaforyczny. Nigdy nie mówi o księżycu, lecz o „oku nocy”, ani o wietrze jako o wie- trze, lecz o „szepcie Wielkiego Ducha”. (…) Jest szlachetny, oddany i lojalny. Nawet w obliczu śmierci pozostaje wierny. Jego serce jest źródłem prawdy, szczodrości i wspaniałomyślności. (…) Taki jest Szlachetny Czerwony Czło- wiek w druku. Lecz na równinach i w górach prezentuje się zgoła inaczej. Jest mały, chudy, ponury, brudny (…), żałosny i godny pogardy. (…) prawdę mówiąc, jest tylko biednym, plugawym, nagim, podłym nierobem, dla któ- rego eksterminacja byłaby przejawem miłosierdzia Stwórcy i który bardziej zasługuje na śmierć niż insekty i gady. (…) Jest niegodziwy, zdradliwy i fał- szywy. Nawet nadchodząca śmierć nie jest w stanie sprowadzić go na drogę cnoty. Najważniejszą cechą wszystkich dzikusów jest chciwość. (…) Serce [Indianina] jest pełne fałszu, zdrady oraz niskich i diabelskich instynktów. (…) Czerwony Człowiek jest obibokiem i gadatliwym samochwałą, który uderza bez ostrzeżenia – zazwyczaj z zasadzki lub pod osłoną nocy i prawie zawsze pięcio- lub sześciokrotnie przewyższając liczbę wrogów; zabija bez-

625 Goszoci (Goshute) nie stanowią w istocie odrębnego szczepu, lecz są grupą w ob- rębie plemienia Szoszonów. 626 Ibidem, s. 79. 627 Ibidem, s. 81. 272 Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain

radne kobiety i małe dzieci i masakruje mężczyzn w łóżkach, a potem chełpi się tym przez całe życie628.

Z powyższej wypowiedzi wyłania się zdumiewający obraz Twaina jako stuprocentowego rasisty, pełnego pogardy, odrazy i obrzydzenia dla ludzi o odmiennym kolorze skóry. Słowom trudno zaprzeczać. Pamiętać jednak trzeba o tym, że autor Przygód Tomka Sawyera nie był integralnym rasistą. Podczas swej działalności dziennikarskiej wielokrotnie zwracał uwagę na trudny los chińskich imigrantów w Kalifornii629. Również jego stosunek do Murzynów, choć daleki od bezkrytycznego uwielbienia, trudno nazwać rasistowskim630. Głęboką niechęć pisarz odczuwał tylko wobec czerwono- skórych. Amerykanie mają dogodny termin na opisanie takiej postawy: In- dian hater – ten, który nienawidzi Indian, „Indianożerca”. Twain był wła- śnie klasycznym przykładem takiego podejścia. W dziewiętnastym wieku nie było ono zresztą niczym wyjątkowym, choć rzadko uzewnętrzniało się w tak skrajnej, otwartej formie. O powieści Roberta Montgomery’ego Birda Nick of the Woods już pisałem w rozdziale piątym. Lecz podobny, jednoznacznie negatywny wizerunek Indianina jako krwiożerczej bestii, mściwego okrutnika i leniwego brudasa obecny był w wielu innych utwo- rach, jak choćby w The Dutchman’s Fireside Jamesa Kirke’a Pauldinga, bliskiego przyjaciela Washingtona Irvinga. Warto pamiętać, że w późniejszych latach, na przykład w eseju Feni- more Cooper’s Literary Offenses z 1895 roku631, stosunek Twaina do In- dian był znacznie bardziej życzliwy, choć nieprzesadnie pozytywny. W opi- nii publicznej przetrwał jednak wizerunek pisarza jako stuprocentowego

628 www.xroads.virginia.edu/~HYPER/HNS/Indians/redman.html (dostęp: 31.08.2013). 629 „Widziałem Chińczyków lżonych i poniewieranych na różne sposoby – pisał Twain – (…) lecz nigdy nie widziałem Chińczyka uzyskującego przed sądem zadośćuczynienie za krzywdy, jakie mu wyrządzono”. Cyt. za: Maxwell Geismar (red.), Mark Twain and the Three R’s: Race, Religion, Revolution and Related Matters, Bobbs-Merrill, Indianapolis 1973, s. 98. 630 Twain bywał jednak oskarżany o rasizm. W 1905 roku na przykład Brooklyn Pu- blic Library wycofała z działu młodzieżowego Przygody Tomka Sawyera i Przygody Hucka Finna z powodów – jak to określono – językowych. Chodziło o częste posługiwanie się przez pisarza słowem „czarnuch” (nigger) na określenie Murzyna. Dziś słowo to uzna- wane jest za obraźliwe i niedopuszczalne w dyskursie zgodnym z zasadami „politycznej poprawności” (political correctness), w okresie przed wojną secesyjną, kiedy rozgrywa się akcja obu powieści, było wszakże w powszechnym użyciu, autor nie mógł go więc całko- wicie zignorować. Por. Stuart A.P. Murray, The Library: An Illustrated History, Skyhorse Publishing, New York 2012, s. 189. 631 Mark Twain, Fenimore Cooper’s Literary Offenses [w:] idem, Collected Tales, Sketches, Speeches and Essays, t. II: 1891–1910, Library of America, New York 1992. Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain 273

„Indianożercy”, a więc rasisty, mającego w pogardzie rdzennych Amery- kanów, a także przedstawicieli wszystkich innych, poza białą, ras. Pod gołym niebem nie jest najbardziej znanym dziełem Twaina. O wiele większą popularnością cieszyły się niektóre inne jego utwory, szczególnie cztery powieści dla młodzieży: Przygody Tomka Sawyera (The Adventures of Tom Sawyer)632, Przygody Hucka Finna (The Adventures of Huckleber- ry Finn)633, Książę i żebrak (The Prince and the Pauper)634 oraz Jankes na dworze króla Artura (A Connecticut Yankee in King Arthur’s Court)635. Przyczyny tego stanu rzeczy są oczywiste: beletrystyka bywa na ogół chęt- niej czytana niż szeroko rozumiana literatura faktu. Nie bez znaczenia jest również to, że wymienione utwory są adresowane do młodzieży i przez dekady były w Stanach Zjednoczonych obowiązkowymi lekturami szkol- nymi (chociaż czasami, z przyczyn ideologicznych, wycofywano je z listy lektur). Przygody Tomka Sawyera i Przygody Hucka Finna pod pewnymi wzglę- dami przypominały nieco Pod gołym niebem. Wszystkie trzy dzieła miały charakter satyryczny, ważną rolę odgrywał w nich humor, a także obser- wacje obyczajowe. Podobieństwa odnajdziemy również na poziomie nar- racyjnym (epizodyczność fabuł) oraz stylistycznym (wykorzystywanie ję- zyka potocznego używanego w Ameryce, tak zwanego American English, już wówczas różniącego się znacznie od klasycznej angielszczyzny, czyli British English lub English English). Jak już wspominałem, Pod gołym niebem to książka podróżnicza z ele- mentami autobiograficznymi. Nie jedyna zresztą w dorobku Twaina. Nie- co wcześniej ukazała się praca Prostaczkowie za granicą (The Innocents Abroad)636, później zaś Włóczęga za granicą (A Tramp Abroad)637, Życie na

632 Mark Twain, Przygody Tomka Sawyera, przeł. Jan Biliński, Beskidzka Oficyna Wy- dawnicza, Bielsko-Biała 1999; I wydanie amerykańskie –The American Publishing Co., Hartford–Chicago 1876; I wydanie polskie – 1901. 633 Idem, Przygody Hucka Finna, przeł. Teresa Prażmowska, Wydawnictwo Armory- ka, Sandomierz 2009; I wydanie amerykańskie – Charles L. Webster and Co., New York 1885; I wydanie polskie – tłumaczenie Teresy Prażmowskiej (1898). 634 Idem, Książę i żebrak, przeł. Marceli Tarnowski, Beskidzka Oficyna Wydawnicza, Bielsko-Biała 1999; I wydanie amerykańskie – James R. Osgood & Co., Boston 1881. 635 Idem, Jankes na dworze króla Artura, przeł. Agnieszka Kreczmer, Tower Press, Gdańsk 2000; I wydanie amerykańskie – Charles L. Webster and Co., New York 1889; I wydanie polskie – 1936. 636 Idem, Prostaczkowie za granicą, op. cit. 637 Pierwsze wydanie amerykańskie – American Publishing Co., Hartford–New York 1880. 274 Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain

Missisipi (Life on the Mississippi)638 oraz Following the Equator639. Podróż- niczo-autobiograficzna formuła nie była wszakże wynalazkiem Twaina. Już omawiane przeze mnie prace Johna Smitha, relacjonujące jego ekskur- sje i pobyt w Ameryce, miały podobny charakter. To samo dotyczy dzien- ników Meriwethera Lewisa i Williama Clarka, raportów Johna Charlesa Frémonta czy też reportaży Washingtona Irvinga i Francisa Parkmana. Do literatury podróżniczo-autobiograficznej nie można natomiast zaliczyć non-fiction Indian captivity narratives, gdyż opisywane w nich wędrówki były podejmowane pod przymusem, a więc nie odpowiadały intuicyjnemu znaczeniu przypisywanemu słowu „podróż”.

638 Idem, Życie na Missisipi, przeł. Zofia Sawicka, Iskry, Warszawa 2006; I wydanie amerykańskie – James R. Osgood & Co., Boston 1883; I wydanie polskie – Czytelnik, Warszawa 1967. 639 American Publishing Co., Hartford–New York 1897. 8 Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas

W czwartej dekadzie dziewiętnastego wieku ludność Stanów Zjednoczo- nych przekroczyła dwadzieścia milionów. Był to potencjalnie potężny ry- nek czytelniczy. Na przeszkodzie w jego rozwoju stały jednak wysokie koszty druku, a tym samym wysokie ceny książek, oraz niedostatek biblio- tek publicznych. Sytuacja zaczęła się zmieniać wraz z rozwojem techno- logii drukarskiej (przełomowe znaczenie miało zwłaszcza wprowadzenie napędzanej parą rotacyjnej maszyny drukarskiej)640. Niewielkie oficyny wydawnicze traciły dotychczasową pozycję, ich miejsce zajmowały nato- miast potężne kombinaty, obliczone na masową produkcję dóbr kultury, przede wszystkim popularnej. Przemysł drukarski koncentrował się głów-

640 O zmianach technologii drukarskiej na świecie, w szczególności zaś w Stanach Zjednoczonych, por. m.in.: Joseph Blumenthal, The Printed Book in America, David R. Godine Publisher, Boston 1977; H.C. Forster, From Xylographs to Lead Molds AD 1440 – AD 1921, Rapid Electrotype, Cincinnati 1921; Bamber Gascoigne, How to Identi- fy Prints, Thames & Hudson, London 1986; David D. Hall, John B. Hench (red.), Needs and Opportunities in the History of the Book: America, 1639–1876, American Antiquar- ian Society, Worchester 1987; Richard-Gabriel Rummonds, Nineteenth-Century Printing Practices and the Iron Handpress, British Library, London 2004; S.H. Steinberg, John Trevitt, Five Hundred Years of Printing, British Library, London 1996; Michael Twyman, Printing: 1770–1970, British Library, London 1998; John T. Winterich, Early American Books and Printing, Houghton Mifflin, Boston 1935. 276 Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas nie w Nowym Jorku, Filadelfii i Bostonie, choć pewne znaczenie miały również Baltimore, Cincinnati i Charlestone. W latach trzydziestych dziewiętnastego wieku znaczną popularność uzyskały tak zwane story weeklies, tygodniki drukujące powieści angiel- skich i amerykańskich autorów, wiersze, humorystyczne scenki, porady z dziedziny mody i dobrych obyczajów, a także sensacyjne wiadomości oddziałujące silnie na emocje odbiorców641. Czasopisma te liczyły naj- częściej osiem stron – choć niektóre, jak bostoński „Universal Yankee Nation”, miały nawet podwójną objętość – i kosztowały po kilkanaście centów. Najpoczytniejszymi magazynami typu story papers były – obok wspomnianego już „Universal Yankee Nation” – „Uncle Sam”, „The Sa- turday Evening Post”, „New York Merkury”, „New York Weekly”, „Stars and Stripes”, przede wszystkim zaś „New York Ledger”, kierowany przez Roberta E. Bonnera. Pod jego zarządem, pod koniec lat sześćdziesiątych, gazeta osiągnęła czterystutysięczny nakład (i około miliona czytelników), co – jak na owe czasy – było wynikiem zaiste rewelacyjnym. Wielką zasługą story papers stało się upowszechnienie czytelnictwa wśród masowej, słabo wyrobionej literacko publiczności. Otrzymywała ona w pierwszej kolejności utwory popularne: romanse, łzawe melodra- maty, powieści przygodowe i historyczno-kostiumowe oraz biografie. Czasem zdarzały się też westerny, jak na przykład drukowane w „New York Ledger” dziełko Leona Lewisa Kit Carson’s Last Trail. Wśród au- torów znajdowali się zarówno pisarze wybitni, o ugruntowanej pozy- cji w literaturze światowej, jak Charles Dickens czy Henry Wadsworth Longfellow, jak i ci, których rozgłos okazał się przemijający, na przykład Joseph Holt Ingraham, Sylvanus Cobb Jr., Fanny Fern, Harriet Beecher Stowe, E.D.E.N. Southworth oraz siostry Alice i Phoebe Cary, a także debiutanci, jak choćby Ned Buntline (czyli Edward Zane Carroll Judson), późniejszy głośny twórca powieści groszowych. Story papers stanowiły krok w kierunku dime novels. Podobną rolę odegrały powieściowe serie wydawnicze ukazujące się w latach czterdzie- stych i pięćdziesiątych dziewiętnastego wieku: Harper’s District School Library, Harper’s Boys’ and Girls’ Library, Harper’s Family Library i Har- per’s Library of Select Novels. Ta ostatnia seria, licząca aż 615 tomów,

641 Najbardziej kompetentna praca omawiająca dzieje amerykańskiej prasy to monu- mentalne, pięciotomowe dzieło Franka Luthera Motta zatytułowane A History of Ameri- can Magazines (Harvard University Press, Cambridge 2000; wyd. I: 1930–1957; wyd. II: 1958–1968). Por. również Robert F. Karolevitz, Newspapering in the Old West: A Pictorial History of Journalism and Printing on the Frontier, Bonanza Books, New York 1965. Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas 277 została zainaugurowana w 1842 roku i oferowała czytelnikom książki w miękkich okładkach po 25 centów za sztukę. Pierwsza amerykańska powieść groszowa została wydana przez braci Irwina i Erastusa Beadle’ów oraz Roberta Adamsa w czerwcu 1860 roku. Była to Malaeska, the Indian Wife of the White Hunter, którą omówiłem w rozdziale drugim. Malaeska okazała się literacką sensacją, odnosząc niebywały triumf; w ciągu kilku miesięcy powieść sprzedała się w 65 000, a licząc później- sze wydania – w 300 000 egzemplarzy. Swojego sukcesu nie zawdzięczała bynajmniej wyjątkowym walorom artystycznym lub stylistycznym, lecz sprytnej, a zarazem skutecznej strategii marketingowej zastosowanej przez wydawców. 128-stronicowa powieść Ann S. Stephens, po raz pierwszy drukowana w 1839 roku w magazynie „The Ladies Companion”, teraz uzyskała format książki. Do jej produkcji wykorzystano niedrogi, wodny papier z masy celulozowej, dlatego była bardzo tania. Kosztowała zaled- wie 10 centów, czyli co najmniej dziesięciokrotnie mniej niż tomy w twar- dych okładkach, drukowane na lepszym papierze. Stąd, wymyślone przez wydawców, chwytliwe hasło reklamowe: „A dollar book for a dime” (sło- wo „dime” oznacza monetę dziesięciocentową). Publikując Malaeskę, Beadle’owie i Adams stworzyli nowy fenomen literacki: powieść groszową642. Wkrótce utwory tego rodzaju zaczęły zale-

642 O powieściach groszowych por. m.in.: Ralph Admari, The House That Beadle Built, 1859 to 1869, „American Book Collector”, IV (November 1933), s. 223–225; Christine Bold, Malaeska’s Revenge, or The Dime Novel Tradition in Popular Fiction [w:] Richard Aquila (red.), Wanted Dead or Alive: The American West in Popular Culture, University of Illinois Press, Urbana 1998, s. 21–42; Charles Bragin, Bibliography: Dime Novels 1860–1964, C. Bragin, Brooklyn 1964; J. Randolph Cox, The Dime Novel Com- panion: A Source Book, Greenwood Press, Westport 2000; Michael Denning, Mechanic Accents: Dime Novels and Working-Class Culture in America, Verso, London 1987; Gary Hoppenstand (red.), The Dime Novel Detective, Bowling Green State University Popular Press, Bowling Green 1982; Albert Johannsen, The House of Beadle and Adams and its Dime and Nickel Novels: The Story of a Vanished Literature, University of Oklahoma Press, Norman 1950; Daryl Jones, The Dime Novel Western, Bowling Green University Popular Press, Bowling Green 1978; Michael Lund, America’s Continuing Story: An Introduction to Serial Fiction, 1850–1900, Wayne State University Press, Detroit 1993; Edmund Pearson, Dime Novels, or Following an Old Trail in Popular Literature, Lit- tle, Brown, Boston 1929; Diana Reep, The Rescue and Romance: Popular Novels before World War I, Bowling Green State University Popular Press, Bowling Green 1982; Quen- tin Reynolds, The Fiction Factory, or From Pulp Row to Quality Street, Random House, New York 1955; Thomas J. Roberts, Gold Bullet Sport, a Dime Novel by Buffalo Bill, or A Record of an Expedition into the Great American Literary Desert, „Texas Studies in Li- terature and Language”, t. 33 (1991); Henry Nash Smith, Virgin Land…, op. cit., s. 99– –125 (rozdz. IX: The Western Hero in the Dime Novel), s. 126–135 (rozdz. X: The Dime 278 Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas wać amerykański rynek czytelniczy. Powodów ich ogromnej popularności wymienić można z pewnością wiele. Jeden z najważniejszych to fakt, że – z racji niskich cen – kupić mógł je prawie każdy. Do masowej publiczności były zresztą świadomie kierowane. Świadczy o tym ich treść (dominacja tematyki przygodowej i romansowej z wyraźnym odwołaniem do historii Ameryki), rozkład akcentów (przywiązywanie większej wagi do sensacyj- nej fabuły niż stylu literackiej wypowiedzi) oraz sposób dystrybucji: książ- ki były dostępne niemal wyłącznie w tak zwanych news agencies – małych sklepikach specjalizujących się w sprzedaży gazet i magazynów, przyciąga- jących zupełnie inną klientelę niż tradycyjne księgarnie. Do powodzenia powieści groszowych przyczyniło się też z pewnością obecne w nich przesłanie: pochwała i promocja tradycyjnych amerykań- skich wartości: patriotyzmu, indywidualizmu i chrześcijańskiej moralno- ści. Męscy bohaterowie dime novels byli konstruowani na ogół jako wzorce cnót etycznych i obywatelskich: ludzie odważni, szlachetni i prawdomów- ni, kochający ojczyznę, prawo i sprawiedliwość, z rewerencją odnoszący się do kobiet, starców i dzieci, gardzący alkoholem, tytoniem i hazardem oraz wystrzegający się słów uznanych powszechnie za nieprzyzwoite. Bo- haterki z kolei były piękne, uczuciowe i gotowe do poświęceń dla rodziny, kraju i ukochanego mężczyzny. Z natury bezbronne, dość często trafiały do indiańskiej niewoli. Tam bywały skalpowane, palone na stosie i pod- dawane innym wyszukanym torturom, lecz ich kobiecemu honorowi nie mogło nigdy nic zagrozić. Miarą popularności powieści groszowych może być fakt, że w latach 1860–1865, a więc w okresie trwania wojny secesyjnej, sami tylko Bea- dle’owie sprzedali ich prawie pięć milionów egzemplarzy. Zważywszy, że utworów tych nie dystrybuowano na obszarze Konfederacji, a stany Unii – łącznie z terytoriami Kolorado, Nebraski, Nevady, Nowego Meksyku, Dakoty Północnej i Utah – w 1860 roku liczyły 23 239 000 mieszkańców, rezultat był godny podziwu. Po zakończeniu bratobójczego konfliktu między Północą i Południem zapotrzebowanie na powieści groszowe jeszcze wzrosło. Amerykanie de- speracko poszukiwali sensu narodowej jedności i wspólnego celu. Podbój Zachodu wydawał się ich dziejową misją, dlatego wielu chciało w nim uczestniczyć, choćby tylko symbolicznie, jako czytelnicy. Oczywiście dime

Novel Heroine); Larry E. Sullivan, Lydia Cushman Schurman (red.), Pioneers, Passionate Ladies and Private Eyes: Dime Novels, Series Books and Paperbacks, Howarth Press, New York 1996; E.S. Turner, Boys Will Be Boys: The Story of Sweeney Todd, Deadwood Dick, Sexton Blake, Billy Bunter, Dick Barton, et al., Penguin, Harmondsworth 1976. Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas 279 novels opowiadały nie tylko historie o życiu na granicy i cywilizowaniu ziem wydartych Indianom (część traktowała o przygodach średniowiecz- nych rycerzy, piratów mórz południowych, prywatnych detektywów czy sportowców), lecz fabuł westernowych było z pewnością najwięcej. Pełni- ły one jeszcze jedną ważną funkcję: dawały możliwość ucieczki, przynaj- mniej w wyobraźni, od trudnych nieraz warunków egzystencji w starej, wschodniej części kraju, gdzie coraz częściej we znaki dawały się zjawiska takie jak przeludnienie miast, stały rozrost dzielnic slumsów czy wzrastają- cy wyzysk pracowników w rozwijającym się gwałtownie przemyśle. Obraz człowieka Zachodu, przemierzającego piękne i dzikie okolice i będącego panem samego siebie, musiał być dla mieszkańców Wschodniego Wybrze- ża bardzo atrakcyjny. Najbujniejszy rozwój powieść groszowa przeżywała w ostatnich trzech dekadach dziewiętnastego stulecia. Wiek dwudziesty przyniósł jej powol- ny uwiąd; po 1915 roku dime novels zniknęły z news agencies. Do ich śmierci w największym stopniu przyczyniło się kino. Z artystycznego punktu widzenia powieści groszowe prezentowały na ogół mierny poziom. Wynikało to przede wszystkim z ekspresowego tem- pa, w jakim pracowali ich autorzy. Wielu z nich potrafiło przelewać na papier tysiąc słów na godzinę, nie wstając zza biurka przez cały dzień. Re- kordzistą był zapewne Prentiss Ingraham, twórca ponad sześciuset powie- ści oraz wielu opowiadań i sztuk teatralnych. Jeden ze swoich utworów, liczący 35 000 słów, napisał podobno w ciągu doby, co daje imponującą przeciętną 1500 słów na godzinę. Konieczność produkowania co kilka dni kolejnego tomu wymuszała stosowanie mało wyszukanych technik pisarskich, opartych na ciągłym powtarzaniu tych samych schematów fa- bularnych, formuł kompozycyjnych i zabiegów stylistycznych. W rezulta- cie wszystkie teksty były – przynajmniej formalnie – podobne do siebie, pozbawione oryginalności i błysku indywidualizmu. Taki stan rzeczy niósł jednak z sobą nie tylko negatywne skutki. Powieści groszowe stawały się bowiem – jak pisze Henry Nash Smith – „zobiektywizowanym masowym wyobrażeniem, niczym filmy, opery mydlane czy komiksy, będące dziś od- powiednikami dime novels. Pisarz porzucał własną osobowość i identyfi- kował się z wyobraźnią czytelników”643. Spektakularny sukces Malaeski utorował drogę innym powieściom gro- szowym. Jeszcze w 1860 roku Beadle’owie i Adams uruchomili ich seryjną produkcję, wydając nowy tytuł co dwa tygodnie, a później co tydzień.

643 Henry Nash Smith, Virgin Land…, op. cit., s. 101. 280 Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas

Jako ósmy z rzędu tom opublikowali utwór Edwarda S. Ellisa Seth Jones, or The Captives of the Frontier644. Okazał się on najpopularniejszą dime novel w dziejach tej formy literackiej, sprzedając się w około 600 000 kopii. Jego wielbicielem był sam Abraham Lincoln. Akcja powieści rozgrywa się w zachodniej części stanu Nowy Jork tuż po zakończeniu wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Seth Jones (pod koniec książki czytelnicy dowiadują się, że pod tym imieniem i nazwi- skiem kryje się zgoła inna osoba, Eugene Morton), prawy i uczciwy osad- nik z New Hampshire, podejrzewa, że miejscowi Indianie wejdą wkrótce na wojenną ścieżkę. Przypuszczenia te potwierdzają się, gdy czerwonoskó- rzy palą dom sąsiada Setha, Haverlanda, i porywają jego szesnastoletnią córkę Inę. Teraz Seth wraz z osadnikami, wśród których jest ukochany Iny, Everard Graham, wyruszają w pościg za porywaczami. Po serii mrożących krew w żyłach przygód Ina zostaje uwolniona i w towarzystwie swych wy- bawców powraca do cywilizacji. Tutaj odbywa się podwójne wesele: Eve- rard poślubia Inę, a Seth-Eugene siostrę Haverlanda, Mary. W chwili ukazania się Setha Jonesa jego autor, nauczyciel z New Jersey, miał zaledwie dwadzieścia lat. Wkrótce stał się jednym z najpopularniej- szych, a zarazem najpłodniejszych twórców powieści groszowych. Ponie- waż drukował zarówno pod własnym nazwiskiem, jak i wieloma różnymi pseudonimami (między innymi Bruin Adams, J.F.C. Adams, B.H. Belknap, J.G. Bethune, Kapitan L.C. Carleton, Pułkownik H.R. Gordon, Kapitan R.M. Hawthorne, Porucznik R.H. Jayne, C.E. Lassalle, Seward D. Lisle, Billex Muller, Porucznik J.H. Randolph, Kapitan Wheeler, Emerson Rod- man i Seelin Robins), trudno jednoznacznie określić, ile książek napi- sał. W każdym razie było ich setki. Wśród nich największym rozgłosem cieszyły się: The Life and Times of Christopher Carson, the Rocky Moun- tain Scout and Guide (1861)645, The Life and Adventures of Colonel Da- vid Crockett (1862)646, The Hunter’s Escape: A Tale of the Northwest in 1862 (1864)647, The Mystic Canoe: A Romance of One Hundred Years Ago (1865)648, The Rival Scouts; or, The Forest Garrison (1865)649, The Prai- rie Trail (1867)650, The Phantom Horseman (1869)651, Ned in the Block-

644 Beadle & Co., New York 1860. 645 New York Publishing, New York 1861. 646 Beadle & Co., New York 1862. 647 Beadle & Co., New York 1864. 648 Beadle & Co., New York 1865. 649 Beadle & Co., New York 1865. 650 Beadle & Co., New York 1867. 651 Beadle & Co., New York 1869. Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas 281

House: A Tale of Early Days in the West (1884)652, Life on the Mountain and Prairie (1884)653, Campfire and Wigwam (1885)654, Lost in the Wilds (1886)655, The Camp in the Mountains (1887)656, Wyoming (1888)657, The Cabin in the Clearing: A Tale of the Frontier (1890)658, The Young Ranchers; or, Fighting the Sioux (1895)659 oraz Cowmen and Rustlers: A Story of Wyoming Cattle Rangers in 1892 (1898)660. Ostatnie dziełko Ellisa nosiło tytuł The Three Arrows i ukazało się w 1914 roku661. Tematyka powieści Ellisa była bardzo różnorodna. Pisał on o poszuki- waczach przygód, „ludziach granicy”, osadnikach, myśliwych, traperach, zwiadowcach, indiańskich wodzach i wojownikach, hodowcach bydła i kowbojach. Tworzył obraz Zachodu jako rajskiego ogrodu, gdzie każdy – dzięki postępującym procesom cywilizacyjnym – może znaleźć dla siebie odpowiednie miejsce. Jego biali, męscy bohaterowie byli prawi i szlachet- ni, gotowi walczyć o sprawiedliwość i bronić tradycyjnych amerykańskich wartości. Jego postacie kobiece uosabiały dobro, czułość i gotowość do poświęceń w imię rodziny, miłości oraz wiary. Jego Indianie nie byli – jak w wielu innych dime novels – uosobieniem zła, barbarzyństwa i zdrady, lecz mieli ludzkie oblicza i ludzkie uczucia. Widać to wyraźnie na przy- kładzie tekstów takich jak The Haunted Wood: A Legend of the Mohawk in 1778 (1866)662, Chewacho (1870)663 czy Iron Heart: War Chief of the Iroquois (1899)664, a także serii utworów o szlachetnym wojowniku i my- śliwym imieniem Deerfoot (między innymi Deerfoot on the Prairies665, Deerfoot in the Mountains666 oraz Deerfoot in the Forest667 z 1905 roku). W świecie przedstawionym dzieł Ellisa miejsce szczególne zajmowa- ły postacie poważnie zaawansowanych wiekiem traperów i myśliwych,

652 Porter, New York 1884. 653 Munro, New York 1884. 654 Porter, New York 1885. 655 Cassell, New York 1886. 656 Porter, New York 1887. 657 Porter, New York 1888. 658 Porter, New York 1990. 659 Coates, New York 1895. 660 Coates, New York 1898. 661 Winston, New York 1914. 662 Chapman, New York 1866. 663 Munro, New York 1870. 664 Coates, New York 1899. 665 Winston, New York 1905. 666 Beadle & Co., New York 1905. 667 Beadle & Co., New York 1905. 282 Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas wzorowane zapewne na Nattym Bumppo z Pięcioksięgu Jamesa Fenimo- re’a Coopera. Już w powieści Seth Jones tytułowy bohater – młody, przy- stojny i wykształcony – występuje w mocno postarzającym go przebraniu podobnym do stroju Skórzanej Pończochy – Sokolego Oka. Skórzaną Pończochę przypomina też centralna postać opublikowanej w 1863 roku powieści Kent, the Ranger; or, The Fugitives of the Border668. Jej akcja toczy się na początku dziewiętnastego stulecia w południowym Ohio. Piękna Rosalinda, córka sir Williama Lelanda, zostaje porwana przez Indian. W pościg ruszają brat Rosalindy, George, oraz jej ukocha- ny, Roland Leslie. Pomaga im – odgrywając role przewodnika, tropiciela, dowódcy i opiekuna – Kent Whiteman, pięćdziesięciokilkuletni myśliwy, doskonale znający teren i zwyczaje czerwonoskórych. Mężczyźni oczy- wiście oswobadzają Rosalindę. W jakiś czas później wychodzi ona za Ro- landa. Od tej pory Kent bywa częstym gościem w domu młodej pary, darzącej go serdeczną przyjaźnią, a nawet miłością. Funkcja, jaką w konstrukcji utworu pełni Kent, jest jednoznaczna. Jak wielu westernowych bohaterów pośredniczy on między dziką naturą (tu reprezentowaną przez Indian) i cywilizacją, której przedstawicielami są Rosalinda, Roland i George. Whiteman świetnie radzi sobie w leśnej głu- szy i na prerii, potrafi wyjść cało z każdej niemal opresji, a ponadto perfek- cyjnie posługuje się bronią: jednostrzałową strzelbą i myśliwskim nożem. Z drugiej strony posiada umiejętności związane z aktywnym uczestnic- twem w cywilizacji: w swym postępowaniu kieruje się chłodną kalkulacją i rozumem, uwzględniając również nakazy moralne, którym stara się być posłuszny. To właśnie przywiązanie do wartości chrześcijańskich czyni go – przynajmniej w oczach autora – lepszym od czerwonoskórych i umożli- wia nad nimi zwycięstwo. Inny – obok starego trapera – typ postaci często pojawiający się w tek- stach Ellisa to młody, przystojny i pochodzący z dobrej rodziny myśliwy. Wprawdzie pod wieloma względami przypomina on swych starszych kole- gów, jego związki z dziką naturą nie są jednak tak mocne i trwałe. Dobrym przykładem jest tytułowy bohater wydanej w 1864 roku powieści Nathan Todd, or The Fate of the Sioux Captive669. Zaszywa się on na odludziu nie z wewnętrznego powołania, lecz z powodu miłosnego zawodu. Jest starannie wychowany i wyedukowany, mówi nienaganną angielszczyzną, pełną retorycznych zwrotów i poetyckich przenośni, potrafi też godzina-

668 Beadle & Co., New York 1863. 669 Beadle & Co., New York 1864. Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas 283 mi rozprawiać o religii i nieśmiertelności. Dzięki tym przymiotom zyskuje najpierw sympatię, a potem miłość Irene Merment i poślubia ją. Zrywa wówczas więzy z pierwotną przyrodą i powraca na łono cywilizacji, stając się wzorowym mężem i obywatelem. Podobnie wyglądają losy i sylwetka George’a Ferringtona z The Hun- ter’s Cabin: An Episode of the Early Settlements of Southern Ohio670. On także jest przystojnym i dobrze ułożonym młodzieńcem, który trape- rem zostaje niejako przez przypadek. Gdy na swej drodze spotyka ślicz- ną i wrażliwą dziewczynę, Annie Stanton, robi wszystko, aby zdobyć jej względy. Jego zabiegi kończą się powodzeniem. Odbywa się ślub i George musi porzucić puszczę, by zaopiekować się rodziną. Nathan Todd i George Ferrington odrzucają dziką naturę i powracają na łono cywilizacji za sprawą narzeczonych. To właśnie kobiety okazują się mieć tak wielki wpływ na bohaterów, że zmieniają oni swoje dotych- czasowe życie, dając się okiełznać i „udomowić”. Oddziałując tak moc- no na mężczyzn, kobiety zmieniają jednak nie tylko ich, ale również cały Zachód, stając się narzędziem postępu w każdej dziedzinie: gospodarce, kulturze, oświacie. Powieści Ellisa miały ogromne powodzenie, sprzedając się na ogół w kilkusettysięcznych nakładach. Jeszcze większą popularnością cieszyły się utwory Edwarda Zane’a Carrolla Judsona, lepiej znanego pod lite- rackim pseudonimem Ned Buntline671. Była to postać niezwykle barwna. Urodzony w Stanford w stanie Nowy Jork w 1823 roku, Judson w wieku kilkunastu lat uciekł z domu i zaciągnął się do marynarki wojennej, gdzie dosłużył się stopnia oficerskiego. Zmuszony do rezygnacji z powodu opi- nii nałogowego pojedynkowicza, brał udział w wojnach z Seminolami, po- dróżował do Yellowstone, pisał opowiadania do „Knickerbockera”, pra- cował jako dziennikarz w Cincinnati, wydawał też trzy magazyny: „Ned Buntline’s Magazine”, „Western Library Journal & Monthly Magazine” i „Ned Buntline’s Own”. W 1845 roku schwytał w Kentucky dwóch mor- derców i otrzymał sześćset dolarów nagrody. W następnym roku zastrzelił w pojedynku męża swej kochanki, Roberta Porterfielda, i trafił przed sąd. Tu próbował go zabić brat ofiary. Judsonowi udało się uciec, lecz wkrót- ce został złapany i o mało nie zlinczowany. W końcu odzyskał wolność. W 1849 roku uczestniczył w rozruchach na Astor Place w Nowym Jorku

670 Beadle & Co., New York 1862. 671 Jedyna godna uwagi biografia Buntline’a jest dziełem Jaya Monaghana i nosi tytuł The Great Rascal: The Life and Adventures of Ned Buntline (Little, Brown, Boston 1952). 284 Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas

– skierowanych przeciwko angielskiemu aktorowi Williamowi Charleso- wi Macready’emu – i został skazany na rok więzienia oraz 250 dolarów grzywny. W 1852 roku przybył do Saint Louis, gdzie organizował anty- katolicką partię Know-Nothing. Znów oskarżony o udział w rozruchach, cudem uniknął procesu. Cztery lata później kupił posiadłość w górach Adirondacks, gdzie wiódł spokojny i leniwy żywot. Pierwsze powieści Judson zaczął publikować w latach czterdziestych dziewiętnastego wieku, umieszczając ich akcję najczęściej na morzu (na przykład The King of the Sea: A Tale of the Fearless and Free z 1847 roku672 lub The Red Revenger, or The Pirate King of the Floridas z 1848 roku673). W 1969 roku podpisał umowę z Francisem S. Streetem i Franci- sem S. Smithem, wydawcami „New York Weekly”. Za wyłączność na jego teksty płacili mu 20 000 dolarów rocznie, co w owych czasach było sumą bardzo poważną. Teraz Judson postanowił skupić się na westernach. W tym samym 1869 roku udał się do Fortu McPherson w Nebrasce, by spotkać się z dowódcą trzech kompanii indiańskich zwiadowców ze szczepu Paunisów, majorem Frankiem Northem, którego chciał uczynić centralną postacią jednej ze swych książek. North jednak odmówił, lecz wskazał mło- dego, dwudziestotrzyletniego mężczyznę, nadającego się – jego zdaniem – na bohatera literackiego. Mężczyzną tym okazał się William F. Cody, lepiej znany pod pseudonimem „Buffalo Bill”. Judson długo rozmawiał z Codym, towarzyszył mu podczas zwiadowczej wyprawy, dosiadał też jego konia o imieniu Powder Face. Po powrocie na wschód opublikował w „New York Weekly” powieść w odcinkach zatytułowaną Buffalo Bill, the King of the Border Men674. Przedstawiała ona Cody’ego jako herosa stojącego zawsze na straży sprawiedliwości, walczącego z Indianami i bandytami oraz poma- gającego biednym i uciśnionym. Autor ze szczególną lubością opowiadał zwłaszcza o poczynaniach Billa ratującego z rąk porywaczy niewinne dziew- częta, zarówno swoje siostry bliźniaczki, jak i piękne nieznajome w rodza- ju Luizy La Valierre. W tych szlachetnych przedsięwzięciach wspierali go wypróbowani przyjaciele: Dziki Bill Hitchock (Judson przekręcił tu najwy- raźniej nazwisko Hickoka) i stary Sim Geary. Druga część utworu relacjo- nowała przebieg walk w Missouri podczas wojny secesyjnej, a jej punktem kulminacyjnym był opis bitwy w Pea Ridge, zakończonej – jak wiadomo – zwycięstwem wojsk Unii. W starciu tym Cody odniósł rany i trafił do szpitala, gdzie poślubił swą ukochaną Luizę.

672 Flag of Our Union Office, Baltimore 1847. 673 Gleason, Boston 1848. 674 Pierwszy odcinek ukazał się w grudniu 1869 roku. Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas 285

Zdj. 61. William F. Cody „Buffalo Bill” (portret z 1889 roku, autorstwa Rosy Bonheur)

Cała fabuła Buffalo Billa… miała charakter zdecydowanie fikcyjny. Je- śli szukalibyśmy w niej jakichś odniesień do prawdziwego życiorysu Co- dy’ego, to natrafilibyśmy tylko na trzy fakty: podczas wojny secesyjnej „Buffalo Bill” Cody rzeczywiście służył – jako szeregowy – w armii Półno- cy, w 1866 roku ożenił się z Luizą Frederici i znał Billa Hickoka. Reszta jest zmyśleniem i wytworem fantazji Judsona oraz samego Cody’ego, któ- ry opowiadał mu nie zawsze wiarygodne historie. Buffalo Bill, the King of the Border Men odniósł wielki sukces komer- cyjny; numery „New York Weekly”, w których drukowane były odcinki powieści, rozchodziły się błyskawicznie. W późniejszych latach utwór do- czekał się zresztą wielu wydań książkowych675 i został przetłumaczony na

675 Por. np. Hesperian Press, Perth 1988. 286 Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas kilkanaście języków. Z artystycznego punktu widzenia trudno go wszakże uznać za osiągnięcie. Fabuła jest schematyczna i pełna nieprawdopodo- bieństw, styl drętwy i mało wyrazisty, dialogi rażą sztucznością, a opisy infantylnością. W tekście brak również tego, co – przynajmniej od czasu do czasu – można odnaleźć w prozie Edwarda S. Ellisa: autentycznego kolorytu Zachodu z jego piękną, choć groźną przyrodą, niepowtarzalną obyczajowością i oryginalnymi typami ludzkimi, których próżno szukać by na Wschodzie. Judson słabo znał Zachód i jest to widoczne na każdej stronie jego opowieści. Niezależnie od wszelkich ułomności warsztatu pisarskiego Judsonowi udało się wypromować Buffalo Billa jako postać literacką. Od tej pory stał się on jednym z najbardziej znanych i podziwianych Amerykanów, żywym mitem, kimś podobnym do Daniela Boone’a lub Davy’ego Crocketta. Uchodził nie tylko za – jak określono to w jednym z artykułów w „New York Weekly” – „najbardziej śmiałego zwiadowcę, najlepszego jeźdźca, najlepszego przewodnika i największego współczesnego myśliwego”, lecz również za „pioniera cywilizacji i sztandarowego zwiastuna postępu”676. Ned Buntline miał niezwykłą łatwość formułowania myśli. Dlatego był autorem ponad dwustu powieści, nie licząc wielu artykułów i krótkich opowiadań. Część z owych powieści – na przykład Buffalo Bill’s Best Shot, or The Heart of Spotted Tail (1872), Buffalo Bill and His Adventures in the West (1886) czy Buffalo Bill’s First Trial, or Will Cody, the Pony Ex- press Rider (1888) – relacjonowała przygody Cody’ego. Buntline tworzył również sztuki teatralne. W grudniu 1872 roku w ciągu czterech godzin napisał The Scouts of the Plains, w której wystąpili William F. Cody oraz jego przyjaciel, legendarny kowboj i zwiadowca John Baker Omohundro, zwany Texas Jackiem. Podczas premiery obaj z wrażenia zapomnieli swoje kwestie i cały spektakl okazał się jedną wielką improwizacją. Przedstawie- nie kończyło się potężną strzelaniną, w której Cody i Omohundro poko- nywali swych niecnych przeciwników. Gdy opadła kurtyna, publiczność oszalała z zachwytu. Ned Buntline był pierwszym pisarzem, który zmitologizował postać Williama F. Cody’ego. Lecz jej niedościgłym piewcą okazał się Prentiss Ingraham, autor ponad dwustu powieści poświęconych Buffalo Billowi677.

676 „New York Weekly” XXV, nr 2 (November 25, 1869), s. 4; cyt. za: Henry Nash Smith, Virgin Land…, op. cit., s. 119. 677 O ile mi wiadomo, nie istnieje żadna książkowa biografia Prentissa Ingrahama. Nieco uwagi poświęcił temu pisarzowi Henry Nash Smith w Virgin Land… (op. cit., Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas 287

Ingraham prowadził bujne i pełne przygód życie. Urodzony w 1843 roku, walczył podczas wojny secesyjnej w armii konfederackiej, najpierw w artylerii, a potem w kawalerii. Ranny w stopę, dostał się do niewoli, lecz zdołał zbiec. Po zakończeniu działań wojennych udał się do Meksyku, gdzie służył w oddziałach Juáreza potykających się z wojskami francu- skimi. W późniejszych latach walczył w wojnie prusko-austriackiej oraz przeciwko Turkom na Krecie i w Egipcie. W 1869 roku znalazł się w Lon- dynie, po czym powrócił do Stanów Zjednoczonych i wziął udział, u boku powstańców kubańskich, w wojnie z Hiszpanią. Schwytany przez nieprzy- jacielskich żołnierzy, cudem uniknął śmierci, dokonując spektakularnej ucieczki. Karierę literacką rozpoczął w 1869 roku. Pierwszą powieść, zatytuło- waną The Masked Spy, napisał w 1872 roku. Od tej pory tworzył powieści metodą hurtową, mając ich na koncie kilkaset (niektóre źródła mówią o tysiącu; on sam przyznawał się do ponad sześciuset). Dokładną liczbę trudno ustalić, gdyż Ingraham używał wielu pseudonimów (między inny- mi Dr. Noel Dunbar, Dangerfield Burr, Major Henry B. Stoddard, Puł- kownik Leon Lafitte, Frank Powell, Harry Dennies Perry, Aspirant Tom W. Hall, Porucznik Preston Graham), pisał też teksty sygnowane przez innych, w tym również przez Williama F. Cody’ego. Postać Buffalo Billa, jaką wykreował, mimo że wzorowana na Codym, niewiele z nim miała wspólnego. Autor poruszał się prawie wyłącznie w sfe- rze literackiej fikcji, wymyślając najdziwniejsze i najmniej prawdopodobne przygody, w których kazał uczestniczyć swemu bohaterowi. Wszystkie po- wieści miały jednak podobną konstrukcję. Buffalo Bill, uosobienie hero- izmu, prawości i ogłady, rozprawiał się – sam lub z pomocą przyjaciół: Dzi- kiego Billa Hickoka i Texas Jacka (jak to miało miejsce choćby w The League of Three, or Buffalo Bill’s Pledge: A Story of a Trail Followed to the Bitter End by the Three Famous Scouts, Buffalo Bill, Wild Bill and Texas Jack, the ‘Prin- ces of the Plains’ z 1885 roku678) – z bezwzględnymi i okrutnymi bandytami, sprytnymi koniokradami, krwiożerczymi Indianami, a także nieuczciwymi handlarzami, sprowadzającymi niebezpieczeństwo na osadników albo po- szukiwaczy złota. Ważnym elementem fabuły był też romans Buffalo Billa z piękną i cnotliwą dziewczyną, której ratował życie lub pomagał zemścić się za doznane krzywdy. Konstrukcję taką odnajdziemy w setkach utworów,

s. 119–125) oraz Richard Robertson w pracy Lives of Mississippi Authors 1817–1967 (University Press of Mississippi, Jackson 1981, s. 252–267). 678 Beadle & Adams, New York 1885. 288 Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas między innymi w Buffalo Bill’s Bonanza, or The Knights of the Silver Circle: A Romance of Mystery in the Weird Land of Montana (1891), Buffalo Bill on the War Path, or Silk Lasso Sam, the Will-o’-Wisp of the Trails: The Ro- mance of Boys in Blue and Buckskin in Hangman’s Gulch (1892), Buffalo Bill’s Dead Shot, or The Skeleton Scout of the Colorado (1893), Buffalo Bill’s Sharp-Shooters, or The Surgeon Scout to the Rescue: A Romance of the Fight- ing Braves and Buckskins (1894), Buffalo Bill’s Death-Charm, or The Man with a Scar (1895), Buffalo Bill’s Black Game, or Rounding Up the Moun- ted Miners of the Overland (1896), Buffalo Bill’s Invincibles, or The Sable Shadower’s Sublime Sacrifice: The Story of the Counterfeit Cavalry’s Doom (1897)679. Na tle tych schematycznych i pisanych według tego samego wzor- ca powieści korzystnie wyróżniał się utwór z 1882 roku zatytułowany Adventures of Buffalo Bill from Boyhood to Manhood: Deeds of Daring, Scenes of Thrilling, Peril, and Romantic Incidents in the Early Life of W.F. Cody, the Monarch of Bordermen680. Wprawdzie i on mitologizował po- stać głównego bohatera, ale odwoływał się do wydarzeń autentycznych, w których Cody rzeczywiście uczestniczył. Książka składała się z 31 roz- działów. W pierwszym z nich Ingraham ukazał przyczyny, dlaczego wła- śnie Buffalo Billa uczynił bohaterem swej opowieści, a także nakreślił jego portret jako szlachetnego i niezłomnego wojownika stojącego na straży dobra i sprawiedliwości:

Kto nie słyszał o Buffalo Billu – postaci znanej w najdalszych zakątkach świata? Buffalo Bill, dziecko prerii, przejdzie do historii jako jeden z niezwykłych ame- rykańskich bohaterów, który nad krzątaninę i zgiełk oraz gwarne życie i rado- ści miast przedkładał dziewiczą przyrodę, falujące równiny i górskie pustynie, i który stał na straży cywilizacji, narażając swe życie dla ratowania życia innych. Spoglądając w przeszłość, wspominamy kilku ludzi, którzy w dziejach pograni- cza wyróżnili się śmiałością i odwagą: Daniela Boone’a, Davy’ego Crocketta, Kita Carsona i właśnie Williama F. Cody’ego, zwanego Buffalo Billem, Królem Granicy. Znając dobrze tego człowieka, obserwując go w chwilach największego nie- bezpieczeństwa i dzieląc z nim miejsce na biwaku, czuję, że mam prawo pisać o nim jako o herosie wśród herosów i na następnych stronach przedstawić jego nadzwyczajną karierę od wieku chłopięcego po dorosłość681.

679 Wszystkie wymienione powieści zostały opublikowane w nowojorskiej oficynie Beadle & Adams. 680 Beadle & Adams, New York 1882. 681 Ten i kolejny cytat na podstawie elektronicznej wersji książki: www.blackmask. com/books19c/bbilldime.htm#1_0_2. Brak numerów stron. Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas 289

Pierwsza opisana przez Ingrahama przygoda Cody’ego datowana jest na 1852 rok. Dziewięcioletni chłopiec, dzięki opanowaniu i brawurze, nie tylko ocalił wówczas życie swej rodzinie, ale i przyczynił się do ujęcia groźnych bandytów, siejących postrach w bliższej i dalszej okolicy. W na- stępnych partiach powieści autor opowiadał między innymi o pierwszym rewolwerowym pojedynku Cody’ego, o schwytaniu przez niego stada dzi- kich mustangów, o zdobyciu pierwszego indiańskiego skalpu, o spotka- niu z Dzikim Billem Hickokiem, o bitwie z czerwonoskórymi, podczas której bohater stracił swego ulubionego konia, Czarnego Szatana, o jego kilkumiesięcznym pobycie w leśnej głuszy, gdzie próbował żyć jak traper, o poszukiwaniu złota w Kolorado, o zdemaskowaniu psychopatycznego szefa gangu, napadającego na wędrujących na zachód osadników, o mro- żących krew w żyłach przygodach podczas wykonywania obowiązków jeźdźca Pony Express, o uratowaniu pasażerów dyliżansu przed niechybną śmiercią z rąk Indian, o uwolnieniu z łap konfederackich renegatów682 pięknej Luizy Frederici, przyszłej pani Cody, o wyczynach Buffalo Billa jako zwiadowcy, o pracy dla Kansas Pacific Railway Company, polegającej na zabijaniu bizonów i dostarczaniu ich mięsa jako pożywienia dla ro- botników kolejowych, o słynnym pojedynku z wodzem Czejenów, Żółtą Ręką (w istocie nazywał się on Żółte Włosy), a nawet o karierze aktorskiej Króla Granicy. W rozdziale dziewiątym autor opisał wydarzenia, którym – rzekomo – Cody zawdzięczał miano Buffalo Billa. Towarzysząc kiedyś karawanie wozów, wybrał się na polowanie i ustrzelił antylopę. Zsiadł więc ze swego konia, Czarnego Szatana, by wypatroszyć zabite zwierzę. Wtedy jednak rumak rzucił się do ucieczki.

Skoczywszy na równe nogi, Cody ujrzał stado tysięcy bizonów zbliżających się w pełnym galopie. Jedyną szansę ratunku dawała samotna topola, stojąca w odległości kilkuset jardów. (…) Billy (…) pędem ruszył w stronę drzewa i pośpiesznie wspiął się na nie, znajdując bezpieczne schronienie pomiędzy ko- narami (…). Lecz śledząc zbliżające się ogromne stado, dostrzegł podążającą za nim grupę konnych wojowników. Środek stada podążał wprost w stronę drze- wa, Indianie przeto musieli również przejechać w jego pobliżu. Billy wiedział, jaki los go czeka, gdy zostanie odkryty: Indianie zrezygnują z mięsa bizonów na rzecz ludzkiego skalpu. Gdy myśl ta przemknęła mu przez głowę, chłopiec od razu postanowił, co robić. Pozostanie oznaczało pewną śmierć z rąk czer- wonoskórych. Choć więc ucieczka wiązała się z dużym ryzykiem, zdecydował,

682 Określenie konfederatów jako renegatów pochodzi od Ingrahama i nie odzwier- ciedla moich opinii o przyczynach i przebiegu wojny secesyjnej. 290 Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas

że musi je podjąć. Zawiesił strzelbę na plecach, odszukał wzrokiem ogromne- go byka i zawisnąwszy na konarze, zeskoczył na grzbiet zwierzęcia, gdy prze- biegało pod drzewem. Trzymając kurczowo długą, zmierzwioną grzywę, za- chowywał równowagę za pomocą ostróg. Tymczasem oszalały ze strachu byk, parskając dziko, pędził naprzód długimi susami i wkrótce znalazł się na czele stada. Billy z wielką zręcznością utrzymywał się na grzbiecie bizona, groźnie się uśmiechając i od czasu do czasu spoglądając na stado i ścigających je Indian. Zwierzęta biegły wprost na obóz, mimo że członkowie karawany, zauważyw- szy niebezpieczeństwo, starali się zmusić je do zmiany kierunku. Pędzące na łeb na szyję stado wystraszyło muły, konie i ludzi i Billy obawiał się, że będzie musiał podróżować na swym dziwnym wierzchowcu aż do rysujących się na horyzoncie wzgórz. Lecz byk był już wyczerpany i wyraźnie zwolnił biegu. Wtedy dostrzegł go Dziki Bill Hickok i zastrzelił w chwili, gdy opuszczał obóz. Od tej pory Cody’ego nazywano Buffalo Billem.

Historia opisana przez Ingrahama – trzeba przyznać, że bardzo efek- towna – ma charakter czysto fikcyjny i nigdy nie zdarzyła się naprawdę. Nie sądzę zresztą, by mogła się zdarzyć. Jazda na oklep na byku, galopu- jącym na czele oszalałego ze strachu stada bizonów, jest pomysłem nie- zwykle kreatywnym, ale mało realistycznym; człowiek uczepiony grzbietu pędzącej bestii nie potrafiłby się bowiem na niej utrzymać dłużej niż – po- wiedzmy – kilka sekund. Upadek musiałby się zaś zakończyć śmiercią pod tysiącami kopyt. Ze śmiałka nie zostałaby nawet mokra plama. Swój przydomek Cody zdobył nie dlatego, że ujeżdżał – z konieczności co prawda – bizony, lecz dlatego, że okazał się ich wyjątkowo skutecznym zabójcą. Nikt nigdy nie miał na koncie tylu upolowanych sztuk, nikt nie dokonał takiego ogromnego spustoszenia w nieprzeliczonych do niedaw- na stadach tych wspaniałych zwierząt. Buffalo Bill Cody był niewątpliwie pierwszoplanowym bohaterem po- wieści groszowych, a jego przygodami pasjonowały się setki tysięcy Ame- rykanów i mieszkańców Europy. Popularnością niewiele ustępował mu Deadwood Dick, persona wymyślona i powołana do literackiego życia przez Edwarda L. Wheelera, pisarza do tej pory mało znanego, który jed- nak szybko stał się ulubieńcem czytelników dime novels683. Wheeler stworzył 64 powieści o Deadwood Dicku. Wśród nich znala- zły się między innymi Deadwood Dick, the Prince of the Road, or The Black Rider of the Black Hills (1877), Deadwood Dick on Deck, or Calamity Jane, the Heroine of Whoop-Up (1878), Blonde Bill, or Deadwood Dick’s Home

683 Na temat twórczości Wheelera por. Henry Nash Smith, Virgin Land…, op. cit., s. 111–112 oraz 130–134. Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas 291

Base (1880), Deadwood Dick’s Dream, or The Rivals of the Road (1881), The Double Daggers, or Deadwood Dick’s Defiance (1882), Omaha Oll, the Masked Terror, or Deadwood Dick in Danger (1885), Deadwood Dick, the Outlaw of the Black Hills (1890) oraz A Game of Gold, or Deadwood Dick’s Big Strike (1890)684. Deadwood Dick to postać – jak na standardy dime novels – bardzo złożona i skomplikowana. Dawny bandyta, cudem ocalony z objęć śmier- ci, postanawiał stać się nie tylko uczciwym człowiekiem, ale i obrońcą uciśnionych i pokrzywdzonych, swoistym Robin Hoodem Dzikiego Za- chodu. Odtąd swą odwagę i dzielność, inteligencję i spryt, a także nieprze- ciętne umiejętności posługiwania się bronią i jazdy konnej wykorzystywał w dobrej sprawie, wprowadzając ład, porządek i sprawiedliwość na obsza- rach, na których królowało do tej pory bezprawie. Jego wyjątkowy status podkreślał wygląd, łączący w sobie urodę, trud- no definiowalny urok i ekstrawagancję.

Był to młodzieniec w wieku szesnastu–dwudziestu lat, mocno zbudowany, o wydatnej muskulaturze, szerokim torsie oraz kanciastych, żelaznych ramio- nach. Z wdziękiem siedząc w siodle, tworzył wspaniały motyw dla pędzla ma- larza lub pióra poety. Jedna tylko rzecz mąciła ujmujące piękno tego obrazu: dziwaczny ubiór mężczyzny, stojący w sprzeczności ze wszystkim, co widziano na Dalekim Zachodzie. Odziany był on w ciasno dopasowany i czarny jak smoła strój z koźlej skóry. Szeroki, czarny kapelusz zasłaniał prawie całe czo- ło, a górną część twarzy kryła gruba, czarna maska, spod której spoglądały świdrujące, błyszczące oczy. Wielkie i mocne dłonie odziane były w jasne, skó- rzane rękawiczki685.

Deadwood Dick nie miał szczęśliwej młodości. Ojca i matkę stracił w dzieciństwie, a jego i siostry Anity prawnym opiekunem został wuj Ale- xander Filmore, odpowiedzialny za śmierć ich rodziców. Przejąwszy po- ważny majątek, Filmore jak najgorzej traktował rodzeństwo, regularnie bijąc je i głodząc. Dwukrotnie nawet próbował pozbyć się niewygodnych podopiecznych, na przeszkodzie stawała jednak czujność małego Dicka. Na próżno dzieci zwracały się o pomoc do sąsiadów, a nawet sądu. Wuj był osobą na tyle wpływową, że nikt nie chciał wchodzić mu w drogę.

684 Wszystkie powyższe teksty opublikowała oficyna Beadle & Adams. 685 Edward L. Wheeler, Deadwood Dick, the Prince of the Road, or The Black Rider of the Black Hills, Beadle & Adams, New York 1877. Cyt. według elektronicznej wer- sji książki, zrekonstruowanej w ramach Projektu Gutenberg: http://www.gutenberg.org/ etext/14902, s. 8–9. 292 Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas

Nie mogąc żyć dłużej w takich warunkach, Dick uciekł, wraz z sio- strą, z rodzinnego domu. Najpierw trafił do Fortu Laramie, gdzie słu- żył u handlarza futrami. Filmore trzykrotnie nasyłał na niego płatnych zabójców i trzykrotnie młodzieniec potrafił się z nimi uporać. Potem, gdy doszły go słuchy o odkryciu złota w Black Hills, przeniósł się na Terytorium Dakoty i zbudował dom w jednej z górskich dolin nieopo- dal górniczego miasteczka Deadwood. Skrzyknął grupę desperadoes i stał się rozbójnikiem, ale prawym i szlachetnym. Parokrotnie musiał jeszcze stawiać czoło wynajętym przez wuja mordercom, zawsze wysyłając ich na tamten świat. Wreszcie do Dakoty przybył sam Alexander Filmore, w towarzystwie syna Clarence’a, z mocnym postanowieniem rozprawie- nia się z siostrzeńcem. Początkowo los mu sprzyjał, w końcu jednak Dick, posługujący się również nazwiskiem Ned Harris, schwytał swych prześla- dowców i – postępując zgodnie ze zwyczajami panującymi na Zachodzie – powiesił ich na najbliższym drzewie686. Akcja znacznej części powieści poświęconych losom Deadwood Dicka rozgrywa się na Terytorium Dakoty, w okolicach miasta Deadwood, które w czasach gorączki złota przeżywało swoje najlepsze, a może – jak utrzy- mywali niektórzy – najgorsze dni.

Między zachodem a wschodem słońca Deadwood jest równie ożywione jak podczas dnia. Saloony, tancbudy i jaskinie hazardu otwarte są całą noc, a skle- pów nie zamyka się do późnego wieczora. O pierwszej, drugiej i trzeciej w nocy na ulicach panuje ruch jak po południu. Walki na pięści i noże, strzelaniny oraz obrzucanie się odrażającymi przekleństwami nigdy nie ustają, podobnie jak śpiewy, pijaństwo, tańce i oddawanie się hazardowi687.

W tym niegościnnym i niebezpiecznym miejscu Deadwood Dick ra- dził sobie doskonale, skutecznie rozprawiając się z czarnymi charakterami i biorąc w opiekę słabych oraz pokrzywdzonych. Dorobił się też znaczne- go majątku, co pozwalało mu nie przejmować się materialnym aspektem egzystencji. Dick stał się więc pierwowzorem jednego z klasycznych typów westernowego bohatera, który nie musi dbać o pieniądze (bo je ma albo ich nie potrzebuje) i może się poświęcić wyłącznie realizacji swojej życio- wej misji (najczęściej obronie lokalnej społeczności lub zemście). Był też chyba pierwszym w literaturze o Dzikim Zachodzie przykładem „dobrego

686 Krótki życiorys Deadwood Dicka, opowiedziany przez niego samego, znajduje się w ostatnim rozdziale Deadwood Dick, the Prince of the Road… 687 Edward L. Wheeler, Deadwood Dick, the Prince of the Road…, op. cit., s. 11. Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas 293

Zdj. 62. Deadwood (fotografia z roku 1876, zatytułowana Gayville in Deadwood Gulch)

złego faceta”, który – formalnie znajdując się poza prawem – występuje w obronie „wyższej”, czyli boskiej sprawiedliwości. Złożoność postaci Deadwood Dicka ujawnia się przede wszystkim w jego relacjach z kobietami. Płeć piękna darzy go sympatią i uczuciem (jest wszak mężczyzną postawnym i przystojnym), ale bohater nie ma szczęścia w miłości. Kilka razy był żonaty: jedna z żon zaprzedała się dia- błu, zdradzając go z wieloma mężczyznami, a inna straciła życie. Jego ado- ratorkami były dziewczęta z groźnego, kobiecego gangu, co omal nie do- prowadziło do tragedii. Potem bohater kilkakrotnie dostawał kosza od pięknych dam, by wreszcie – po długim i nie zawsze pomyślnie przebiega- jącym romansie – poślubić Calamity Jane, damski odpowiednik desperado i rewolwerowca. Deadwood Dick był postacią całkowicie fikcyjną. Istniał wprawdzie jego realny odpowiednik, ale w niczym nie przypominał bohatera powie- ści Edwarda L. Wheelera. Autentyczny Deadwood Dick był murzyńskim niewolnikiem, urodzonym w połowie dziewiętnastego wieku w Tennessee. Wywędrowawszy na Zachód, pracował jako kowboj w Dodge City, Tek- 294 Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas sasie i Arizonie. W 1876 roku przybył do Deadwood, gdzie wziął udział w rodeo i po wygraniu kilku konkurencji zyskał przydomek Deadwood Dicka. Potem, aż do śmierci, pracował na kolei. W powieściach Wheelera relacjonujących przygody Deadwood Di- cka występowała często – jako jego towarzyszka – Calamity Jane. Była to wprawdzie postać autentyczna, lecz autor potraktował ją jak wytwór czystej fikcji. W rezultacie stworzył nie kobietę z krwi i kości, lecz kon- wencjonalny typ literacki: chłopczycę paradującą w męskim ubraniu i za- chowującą się jak mężczyzna, choć niepozbawioną dziewczęcego wdzięku. W Deadwood Dick on Deck, or Calamity Jane, the Heroine of Whoop-Up: A Story of Dakota znajdujemy taki oto opis Jane:

Kobieta w nieokreślonym wieku, najprawdopodobniej między siedemnastym a dwudziestym trzecim rokiem życia, miała zgrabną figurę oraz ładną i pocią- gającą twarz, na której jednak swoje ślady odcisnęły częste hulanki i trudności, jakim musiała stawiać czoło. Usta i oczy zachowały wszakże urok młodości; usta pozostały pulchne i różowe, a w ciemnych oczach wciąż pojawiały się magiczne błyski. Jej oblicze, otoczone kruczoczarnymi włosami, opadającymi poniżej szczupłej talii, było niezwykle ekspresyjne, przybierając wyraz suro- wości, to znów powagi lub wesołości. Ubrana była w spodnie z koźlej skóry, fantazyjnie ozdobione pod kolanami, aksamitną kamizelkę, elegancką koszulę, jaką zwykle nosi się do fraka, rozpiętą pod szyją i odsłaniającą alabastrową pierś, krótką, aksamitną marynarkę i hiszpański kapelusz z szerokim rondem, zawadiacko podniesionym z jednej strony. Na stopach miała gustowne panto- fle, jej ręce zdobiły wysadzane brylantami bransolety, w koszuli tkwiła brylan- towa szpilka, a z przodu kamizelki widniał masywny, złoty łańcuch688.

Calamity Jane nie tylko nosiła męski strój, ale także postępowała jak mężczyzna. Pułkownik Joe Tubbs, jedna z postaci Deadwood Dick on Deck…, nazywa ją „najbardziej zuchwałym poszukiwaczem przygód w Black Hills” i zachwala swemu towarzyszowi w następujących słowach: „Potrafi chlać whisky, celnie strzelać, grać w karty i kląć jak szewc”689. Podobne do Calamity Jane są niektóre inne postacie kobiece z powieści Edwarda L. Wheelera. Na przykład w Deadwood Dick’s Dream, or The Rivals of the Road: A Mining Tale of ‘Tombstone’ występują trzy dziewczę- ta, członkinie damskiego gangu, które zakochują się w Deadwood Dicku i proponują mu małżeństwo. One także noszą męskie stroje, z ochotą piją, palą, klną i oddają się hazardowi, a utrzymują się z rozbojów (Shian Sal jest również właścicielką saloonu), przede wszystkim z napadów na dyli-

688 Edward L. Wheeler, Deadwood Dick on Deck…, op. cit., s. 4. 689 Ibidem, s. 2. Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas 295

Zdj. 63. Calamity Jane

żanse. Taki sposób zarobkowania bardzo im odpowiada. Jedna z młodych „dam”, Phantom Moll, próbuje nawet nakłonić Dicka, by przystał do gan- gu, chwaląc się: „My, bandyci, prowadzimy wesołe życie…”690. Modelowym niemal przykładem kobiety o męskim charakterze, pełnią- cej na dodatek funkcję głównego westernowego bohatera, jest Hurricane Nell z innej powieści Wheelera Bob Woolf, the Border Ruffian; or, The Girl Dead-Shot691. Czytelnicy poznają ją jako dziewczynę skrzywdzoną, ofiarę psychopatycznego Boba Woolfa, który zamordował jej rodziców i spalił ich

690 Edward S. Wheeler, Deadwood Dick’s Dream…, op. cit., s. 4–5. 691 Beadle & Adams, New York 1878. 296 Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas rodzinny dom. Nell poprzysięga zemstę. Zaszywa się na jakiś czas na odlu- dziu, by niebawem zjawić się w górniczym regionie Pikes Peak. Teraz nosi męski strój i wykazuje się umiejętnościami, których mężczyźni mogą jej tylko pozazdrościć: jeździ konno najlepiej w okolicy, strzelbą i rewolwerem posługuje się z prawdziwą maestrią, a za pomocą lassa potrafi schwytać najdzikszego mustanga. Jest przy tym piękna, a w jej błyszczących oczach czai się nieokreślona tęsknota i zaduma. Hurricane Nell musi przeżyć wiele przygód i przejść przez wiele prób, nim wreszcie rozprawi się z Bobem Woolfem. Po drodze zabije sporo złych ludzi. Spotka również przystojnego prawnika z Filadelfii, który odmieni jej los i stanie się jej towarzyszem życia na dalsze lata. Kobiety chłopczyce w męskich strojach, preferujące męski styl życia, pojawiały się nie tylko na kartach książek Wheelera, ale też w powie- ściach wielu innych autorów dime novels. Chronologicznie rzecz biorąc, pierwszą taką postacią była Eulalie Moreau z The Mustang-Hunters; or, The Beautiful Amazon of the Hidden Valley Fredericka Whittakera, dziełka opublikowanego w drugiej połowie lat sześćdziesiątych dziewiętnastego wieku692. Bohaterka to dziewczyna szlachetna, prawa i cnotliwa, miesz- kająca wraz z ojcem, francuskim imigrantem, w luksusowej rezydencji na północny zachód od Austin w Teksasie. W przeciwieństwie do większości swych dobrze urodzonych rówieśniczek nie ograniczała się tylko do prac domowych, lecz wiodła również życie kowboja i myśliwego. Dzięki „cu- downej mieszance kobiecej delikatności i męskiej stanowczości, jaka okre- ślała jej charakter”693, doskonale radziła sobie w trudnych warunkach Za- chodu, budząc ogólny podziw i szacunek. Największe wrażenie wywarła na sąsiadach, poskramiając z łatwością wspaniałego ogiera, Czarnego Mu- stanga, którego złapał na prerii jej narzeczony, Frank Weston. Pod koniec opowieści w Eulalie triumfuje pierwiastek kobiecy; wychodzi ona za mąż za Franka i jako przykładna żona wyjeżdża z nim do Nowego Orleanu. Zdaniem Henry’ego Nasha Smitha694 pierwszą bohaterką dime novels dokonującą aktu przemocy była prawdopodobnie Kate Robinette, zwana również Okiem Gołębia (Dove-Eye), z utworu Edwarda Willetta Silver

692 Beadle & Co., New York. Jako datę publikacji wydawca podał rok 1862, lecz – jak trafnie zauważył Henry Nash Smith (Virgin Land…, op. cit., s. 127) – musi to być pomył- ka, gdyż utwór opowiada o wojnie secesyjnej i upadku Konfederacji, czyli wydarzeniach, które rozegrały się znacznie później. 693 Ibidem, s. 61. 694 Por. Henry Nash Smith, Virgin Land…, op. cit., s. 127. Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas 297

-spur; or, The Mountain Heroine: A Tale of the Arapaho Country695. Już na początku opowieści Kate, półkrwi Indianka, rzuca tomahawkiem we Freda Wildera, którego – na skutek nieporozumienia – bierze za wroga. Wszystko na szczęście kończy się dobrze; gdy pomyłka się wyjaśnia, Kate i Fred zaprzyjaźniają się z sobą, a potem zaręczają. Teraz na drodze do ich szczęścia staje jednak ojciec Freda, pułkownik Wilder, który uważa ewentualny ślub syna za mezalians. Sytuacja zmienia się, gdy Oko Gołębia ratuje go najpierw przed spłoszonym stadem bizonów, potem zaś przed Indianami, demonstrując przy okazji prawdziwe mistrzostwo w posługi- waniu się tomahawkiem. Na modyfikację stanowiska starszego Wildera wpływ ma również nieoczekiwany spadek, jaki otrzymuje Kate. Młodzi pobierają się i wyjeżdżają do Saint Louis. Wcześniej Fred edukuje żonę, czyniąc z niej kobietę wykształconą i wytworną. Jeszcze większą niż Kate Robinette skłonność do przemocy wykazuje Mountain Kate, bohaterka powieści Josepha E. Badgera Mountain Kate; or, Love in the Trapping Grounds: A Tale of the Powder River Country696. Gdy jej narzeczonego atakują wiarołomni towarzysze, po prostu sięga po broń, zabijając trzech i raniąc jednego niegodziwca. Następnie poślubia wybranka swego serca i wyjeżdża z nim na Wschód, by wieść spokojny i nieco nudny żywot przykładnej żony i matki. Wymienione dotąd utwory oczywiście nie wyczerpują listy dime novels, w których pojawiają się kobiety. Spośród kilkudziesięciu wchodzących w grę tytułów można wymienić przykładowo: The Prairie Queen; or, Tom Western, the Texas Ranger (1871), Border Vengeance; or, The Night-Hawk’s Daughter: A Tale of the Territories (1873), The Girl Scout; or, The Island League (1874) i The Gulch Miners; or, The Queen of the Secret Valley: A Romance of the Gold Region (1881) Williama J. Hamiltona, The Jaguar Queen; or, The Outlaws of the Sierra Madre (1872) Fredericka Whittakera, Old Avalanche, The Great Annihilator; or, Wild Edna, the Girl Brigand (1878) Edwarda L. Wheelera, A Hard Crowd; or, Gentleman Sam’s Sis- ter (1878) Philipa S. Warne’a, Quindaro; or, The Heroine of Fort Lara- mie: A Tale of the Far West (1880) Harry’ego Hazeltona oraz Alice Wilde, the Raftsman’s Daughter: A Forest Romance (1881) Metty V. Victor697. Ostatnie powieści groszowe powstały w połowie drugiej dekady dwu- dziestego wieku. W kolejnych latach pojawili się jednak pisarze, którzy

695 Beadle & Adams, New York 1870. 696 Beadle & Adams, New York 1872. 697 Wszystkie wymienione powieści zostały opublikowane w oficynie Beadle’a i Adamsa. 298 Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas kontynuowali tradycję dime novels. Mowa o takich twórcach jak Zane Grey, Max Brand i Louis L’Amour. Wprawdzie poziom artystyczny ich dzieł był dużo wyższy niż utworów Edwarda S. Ellisa, Neda Buntline’a, Prentissa Ingrahama czy Edwarda L. Wheelera, trudno jednak zaliczyć je do literatury wysokiej. Ich autorzy byli ponadto, wzorem swych poprzed- ników, bardzo płodni i powieści publikowali seryjnie, nie troszcząc się zbytnio ani o prawdopodobieństwo fabuły, ani o szczegóły kompozycyjne, ani o stylistyczną perfekcję. Pisarzem, który pełnymi garściami sięgał do tradycji dime novels, był Zane Grey698. Na świat przyszedł 31 stycznia 1872 roku w Zanesville w Ohio. Od wczesnej młodości uwielbiał przygody i kontakt z naturą; stąd zamiłowa- nie do myśliwskich i wędkarskich eskapad. Z zapałem grywał także w ba- seball. To właśnie dzięki tej pasji otrzymał na Uniwersytecie Pensylwanii stypendium sportowe, co pozwoliło mu rozpocząć studia stomatologicz- ne. Po uzyskaniu dyplomu otworzył w 1898 roku praktykę dentystyczną w Nowym Jorku. Jeszcze w szkole średniej, a później na studiach i po ich ukończeniu Grey marzył o karierze literackiej. Pierwszy artykuł zatytułowany A Day in Delaware opublikował w maju 1902 roku w magazynie „Recreation”. Rok później wydał własnym sumptem debiutancką powieść Betty Zane699, do której sporządził także ilustracje. Wkrótce porzucił gabinet dentystycz- ny i zajął się zawodowo pisaniem. W 1905 roku ożenił się z Liną Elise Roth, którą pieszczotliwie nazywał Laleczką (Dolly). Było to małżeństwo w starym stylu. Zane szukał inspira- cji do swoich powieści i pisał, a Lina zajmowała się domem i rodziną, ro- biła korekty tekstów i prowadziła negocjacje z wydawcami. Ślepo wierzyła

698 Na temat twórczości tego pisarza por. m.in.: William Bloodworth, Writers of the Purple Sage: Novelists and the American West [w:] Richard Aquila (red.), Wanted Dead or Alive…, op. cit., s. 43–68; Christine Bold, Selling the Wild West: Popular Wes- tern Fiction, 1860–1960, Indiana University Press, Bloomington 1987; G.M. Farley, Zane Grey: A Documented Portrait, A Portals Books, New York 1986; Frank Gruber, Zane Grey: A Biography, World Publishing, New York 1970; Carleton Jackson, Zane Grey, Twayne, New York 1973; Candace C. Kant, Zane Grey’s Arizona, Northland Press, Flagstaff 1984; Arthur G. Kimball, Ace of Hearts: The Westerns of Zane Grey, Texas A&M University Press, College Station 1993; Stephen J. May, Zane Grey: Ro- mancing the West, Ohio University Press, Athens 1997; Ann Ronald, Zane Grey, Boise State University, Boise 1975; Jane Tompkins, West of Everything: The Inner Life of Wes- terns, Oxford University Press, New York 1992. 699 Charles Francis Press, New York 1903. Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas 299 w męża i wspierała go ze wszystkich sił, przyczyniając się tym sposobem do rozwoju jego talentu i mocy twórczych. W 1906 roku Grey po raz pierwszy odwiedził Zachód, oglądając Wiel- ki Kanion, pustynie Arizony i południową część Kalifornii. W następnym roku spotkał w Nowym Jorku słynnego myśliwego i eksploratora, puł- kownika J.C. „Buffalo” Jonesa, z którym wyruszył na wyprawę łowiecką do Arizony. Podróż ta, opisana w książce The Last of the Plainsmen700, okazała się punktem zwrotnym w karierze Zane’a, otwierając nowe per- spektywy dla jego twórczości. Swój pierwszy western, Prawo pustyni (The Heritage of the Desert)701, Grey opublikował w 1910 roku. Utwór, opowiadający o przybyszu ze Wschodu, który dopiero na Zachodzie odnajduje swą prawdziwą tożsa- mość, sens życia i miłość, odniósł wielki sukces. W kolejnym roku do księgarń trafiła najsłynniejsza i najbardziej znana powieść Greya, Jeźdźcy purpurowego stepu (Riders of the Purple Sage)702. Jej akcja toczy się w 1871 roku w południowym Utah. Bohaterką jest Jane Withersteen, mormonka, dziedziczka ogromnego rancza z wielotysięcznymi stadami bydła i koni. Jej własność staje się przedmiotem pożądania starszych Kościoła mormoń- skiego, którzy nakłaniają dziewczynę, by dołączyła do licznego grona żon ich przywódcy, niejakiego Tulla. Aby wywrzeć dodatkową presję na Jane, mormoni chwytają jednego z jej kowbojów, Ventersa. Zamierzają go wła- śnie wybatożyć, gdy zjawia się sławny i budzący postrach rewolwerowiec, Lassiter, który – jak się okazuje – szuka zabójcy swej siostry i porywacza jej dziecka. Żywiąc pogardę i nienawiść do mormonów, staje on w obronie Jane i Ventersa i przepędza ich prześladowców. Ci jednak nie dają za wy- graną. Wykorzystując miejscowy gang, do którego należy tajemniczy Za- maskowany Jeździec, kradną prawie wszystkie konie hodowane na ranczo, płoszą ogromne stado bydła i zmuszają do odejścia wszystkich pracujących dla Jane kowbojów. Dziewczyna, nieakceptująca przemocy, powstrzymuje Lassitera przed zbrojnym oporem. W rezultacie oboje muszą opuścić ran- czo i udają się przez Deception Pass do Surprise Valley. Tymczasem Venters ściga gang złodziei koni i odkrywa, że Zamaskowany Jeździec to w istocie

700 Outing, New York 1908. 701 Wydanie magazynowe: „Popular” od maja 1910; I wydanie książkowe: Harper & Brothers, New York 1910; wydanie polskie: Prawo pustyni, przeł. Janina Sujkowska, M. Arct, Warszawa 1934. 702 Wydanie magazynowe: „Field & Stream” od stycznia 1912; I wydanie książkowe: Harper & Brothers, New York 1912; wydanie polskie: Jeźdźcy purpurowego stepu, przeł. Stefan Barszczewski, M. Arct, Warszawa 1929. 300 Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas córka siostry Lassitera, w której zresztą się zakochuje. Miłość rozkwita także między Lassiterem i Jane. W dalszych partiach powieści czytelnicy są świadkami licznych galopad, ucieczek, pościgów i strzelanin. Wszystko kończy się dobrze. Lassiter, który wreszcie musi chwycić za broń, rozwią- zuje zagadkę śmierci siostry, dokonuje aktu zemsty i wraz z Jane znajduje schronienie w Surprise Valley, z dala od ścigających ich mormonów. Najciekawsza w Jeźdźcach purpurowego stepu jest centralna postać mę- ska, która stała się prototypem setek innych westernowych bohaterów. Lassiter przybywa nie wiadomo skąd. To człowiek z niejasną przeszłością, okrytą mgłą tajemnicy. Wiemy, że był rewolwerowcem, że zabił wielu lu- dzi i że nie zawsze przestrzegał prawa. Biorąc w opiekę Jane, staje jednak po stronie dobra i sprawiedliwości. Tak mocno ją kocha i tak bardzo pra- gnie szanować wyznawane przez nią wartości, że gotów jest nawet wyrzec się przemocy. Lecz rzeczywistość okazuje się zbyt brutalna i Lassiter raz jeszcze musi sięgnąć po broń, by zapewnić bezpieczeństwo sobie i swej ukochanej oraz po to, by zatriumfował ład i spokój, a nie bezprawie. W powieści Greya uosobieniem zła są przywódcy i hierarchowie Ko- ścioła mormońskiego, przede wszystkim biskup Dryer i Tull. Przedstawie- ni oni zostali jako ludzie próżni, chytrzy i tchórzliwi, bez skrupułów wy- korzystujący swą pozycję dla osobistych celów. Na ich przykładzie autor ukazał niebezpieczeństwa nieograniczonej władzy i fanatyzmu religijnego, prowadzące w prostej linii do nietolerancji, nienawiści i przemocy. W ob- liczu takiego zagrożenia – zdaje się mówić Grey – jednostka ma pełne pre- rogatywy, by bronić własnej niezależności i godności. Może ona walczyć ze skorumpowaną władzą, nawet jeśli oznacza to przekroczenie obowią- zującego prawa i stosowanie przemocy. Uczynienie z mormonów czarnych charakterów wywołało sporo kon- trowersji, tym bardziej że w Prawie pustyni byli oni raczej postaciami po- zytywnymi. Początkowo wydawca nie chciał nawet publikować książki, obawiając się reakcji opinii publicznej i posądzenia o sianie nienawiści. Dopiero entuzjastyczna recenzja jego żony skłoniła go do zmiany stano- wiska. Jeźdźcy purpurowego stepu cieszyli się wielką popularnością. Książka sprzedała się w dwóch milionach egzemplarzy i została przetłumaczona na wiele języków, w tym polski (doczekała się również trzech adaptacji fil- mowych). W kolejnych latach Zane Grey, teraz już gwiazda amerykańskiej literatury popularnej, tworzył westerny seryjnie, pracując z przeciętną wy- dajnością 100 000 słów miesięcznie. Swoje utwory publikował zazwyczaj najpierw jako powieści w odcinkach w popularnych czasopismach i ma- Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas 301 gazynach, takich jak „Field and Stream”, „Country Gentleman”, „Ladies’ Home Journal”, „American Monthly Magazine”, „Collier’s Weekly” czy „New York Sunday News”. Grey był autorem 68 powieściowych westernów, z których wiele wy- dano po jego śmierci. Największy rozgłos, obok wspomnianych już Prawa pustyni i Jeźdźców purpurowego stepu, przyniosły mu: U podnóża tęczy (The Rainbow Trail)703, The Border Legion704, The U.P. Trail705, The Man of the Forest706, The Mysterious Rider707, Wanderer of the Wasteland708, Kanion Wielkich Dębów (The Call of the Canyon)709, Wild Horse Mesa710, Neva- da711, Karawany walczące (Fighting Caravans)712 i Western Union713. Popularność dzieł Greya była wyjątkowym fenomenem. Co roku jego książki kupowało kilka milionów czytelników i trend ten utrzymywał się długo po śmierci autora, mniej więcej do połowy lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Największym powodzeniem powieści Greya cieszyły się w latach 1915–1924, kiedy to rok rocznie trafiały na listy bestsellerów, nierzadko okupując na nich pierwsze pozycje (The U.P. Trail i The Man of the Forest). Według ostrożnych danych do roku 1984 sprzedano ponad 130 milionów egzemplarzy powieści i zbiorów opowiadań Greya. Wpływ

703 Wydanie magazynowe (pt. The Desert Crucible): „Argosy” od maja 1915 oraz „Field & Stream” 1915–1916; I wydanie książkowe: Harper & Brothers, New York 1915; wydanie polskie: przeł. Stefan Barszczewski, M. Arct, Warszawa 1929. 704 Wydanie magazynowe: „All-Story Weekly” od stycznia 1916 oraz „Country Gentleman” od kwietnia 1916; I wydanie książkowe: Harper & Brothers, New York 1916. 705 Wydanie magazynowe (pt. The Roaring U.P. Trail): „Blue Book” od czerwca 1917; I wydanie książkowe: Harper & Brothers, New York 1918. 706 Wydanie magazynowe: „Country Gentleman” od października 1917; I wydanie książkowe: Harper & Brothers, New York 1920. 707 Wydanie magazynowe: „Country Gentleman” od czerwca 1919; I wydanie książ- kowe: Harper & Brothers, New York 1921. 708 Wydanie magazynowe: „McClure’s” od maja 1920; I wydanie książkowe: Harper & Brothers, New York 1923. 709 Wydanie magazynowe: „Ladies’ Home Journal” od listopada 1921; I wydanie książkowe: Harper & Brothers, New York 1924; wydanie polskie: przeł. Janina Sujkow- ska, M. Arct, Warszawa 1935; przedruk – Glob, Szczecin 1990. 710 Wydanie magazynowe: „Country Gentleman” od kwietnia 1924; I wydanie książ- kowe: Harper & Brothers, New York 1928. 711 Wydanie magazynowe: „American” od listopada 1926; I wydanie książkowe: Har- per & Brothers, New York 1928. 712 Wydanie magazynowe: „Country Gentleman” od listopada 1928; I wydanie książ- kowe: Harper & Brothers, New York 1929; wydanie polskie: M. Arct, Warszawa 1931; przedruk – Krajowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1992. 713 Harper & Brothers, New York 1939. 302 Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas jego tekstów na wyobraźnię czytelników był tak duży, że często nazywano go „człowiekiem, który uczynił Zachód sławnym”. Westerny Greya opowiadały o osadnikach, kowbojach, rewolwerow- cach, bandytach i Indianach, o wielkich spędach bydła, polowaniach na bizony, budowie transkontynentalnej linii kolejowej, walkach kawalerii Stanów Zjednoczonych z czerwonoskórymi, a także konfliktach między ranczerami i hodowcami owiec. Pisarz prezentował Zachód jako miejsce konfrontacji Dobra i Zła, ale świat przedstawiony jego utworów rzadko bywał moralnie jednoznaczny. Tak jak w życiu szlachetność przeplatała się w nim z niegodziwością, miłość z nienawiścią, a niewinność ze zbrodnią. Ludzkie charaktery kreślone przez Greya dalekie były od prostoty i sche- matyzmu, jakże często spotykanego w literaturze popularnej, a duszami jego bohaterów targały sprzeczne uczucia i wybujałe namiętności. Bez- względnie dobra pozostawała jedynie dzika przyroda, milczący świadek moralnych wzlotów i upadków oraz ostateczny punkt odniesienia wszyst- kich etycznych wyborów dramatis personae. Niezaprzeczalną zasługą Greya było wprowadzenie do literackiego westernu galerii postaci, które na stałe weszły do kanonu tego epickie- go gatunku. To on właśnie stworzył typ tajemniczego przybysza, byłego rewolwerowca, który – mimo niejasnej czy wręcz zbrodniczej przeszło- ści oraz wewnętrznych zmagań i rozterek – w decydującym momencie opowiada się po stronie sprawiedliwości i zaprowadza porządek w za- narchizowanej społeczności. W walce ze złem i bezprawiem bywa czę- sto bezwzględny, zawsze jednak pozostaje wierny podstawowym zasadom i normom postępowania celebrowanym na Pograniczu: honorowemu Ko- deksowi Zachodu. Typ ten reprezentuje między innymi Lassiter z Jeźdźców purpurowego stepu oraz Buck Duane, cierpiący etyczne katusze zabójca z The Lone Star Ranger714. Są oni swego rodzaju „dobrymi złymi faceta- mi” (good bad guys), ludźmi, którzy są na bakier z prawem stanowionym (ludzkim), przestrzegają za to prawa boskiego i rozprawiają się ze skorum- powanymi przedstawicielami władzy i/lub lokalnego biznesu. W wielu powieściach Greya pojawia się jeszcze inna męska postać: pokiereszowany psychicznie przybysz ze Wschodu, który dopiero na Za- chodzie, wśród prostych ludzi i dzikiej przyrody, znajduje spokój duszy i ze znerwicowanego mieszczucha przeobraża się w odważnego obrońcę biednych i pokrzywdzonych (na przykład Jack Hare z Prawa pustyni czy Glenn Kilbourne z Kanionu Wielkich Dębów).

714 Grosset & Dunlap, New York 1915. Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas 303

Podobną ewolucję przechodzą bohaterki Greya. Na początku są peł- nymi werwy, lecz rozgoryczonymi po życiowych przejściach, pannami ze Wschodu o wyraźnie pacyfistycznych poglądach. Wraz z rozwojem akcji dojrzewają jednak wewnętrznie, znajdują życiowy cel oraz miłość i – jak mężczyźni – akceptują reguły honorowego Kodeksu Zachodu. Dobrym przykładem jest Carley Burch z Kanionu Wielkich Dębów. To bogata, roz- kapryszona dziewczyna z Nowego Jorku, której początkowo trudno za- akceptować styl życia i dziki krajobraz Zachodu („Nie podobała jej się ta kraina… Tak długo patrzyła na nagie, szare płaszczyzny, niskie, karło- watą roślinnością porośnięte wzgórza, smutne urwiska i zwały głazów, że w końcu się znużyła”715). Wraz z upływem czasu i nowymi doświadczenia- mi jej duchowość i preferencje ulegają zmianie; objawia się także poczucie bliskiego związku z naturą:

Czuła, że kocha te suche popioły, krater, pustynię, ziemię, a nade wszystko słońce. Była przecież wytworem ziemi, dzieckiem słońca. Jako nieskończenie drobna cząstka materii została pobudzona do życia magicznym żarem słońca. Prędko duch jej opuści ciało i odejdzie, a martwa powłoka obróci się w proch. To ciało, ożywione iskrą Bożą, należy do ziemi. Dotąd była nieświadoma rze- czy, bezmyślna, nieczuła, pochłonięta szukaniem korzyści życiowych, ślepa na- prawdę. Teraz musi dawać z siebie. Została stworzona jako kobieta716.

Inny typ bohaterki to dziewczyna z Zachodu, przystosowana do życia poza cywilizacją, w stałym kontakcie z naturą. Jest ona z zasady dobra i szlachetna, prostolinijna choć również nieco naiwna. Taka właśnie jest Jane Withersteen z Jeźdźców purpurowego stepu, Flo Hutter z Kanionu Wielkich Dębów, Ellen Jorth z Zemsty rodowej (To the Last Man)717 i Wir- ginia Lundeen ze Starej kopalni (The Shepherd of Guadaloupe)718, a także wiele innych kobiecych postaci stworzonych przez autora Prawa pustyni. Ważną rolę w świecie przedstawionym powieści Greya odgrywa przy- roda. Stanowi ona nie tylko tło prezentowanych przez pisarza wydarzeń; jest też fenomenem dającym bohaterom wewnętrzną siłę i spokój umysłu. Dla człowieka ze Wschodu – powiada Grey – natura to jedynie narzędzie; miejsce, które można ujarzmić i wykorzystać, budując na nim osadę, mia- steczko lub kopalnię. Tymczasem dla człowieka Zachodu natura jest part-

715 Zane Grey, Kanion Wielkich Dębów, op. cit., s. 16. 716 Ibidem, s. 229. 717 Harper & Brothers, New York 1921; wydanie polskie: przeł. Joanna Sujkowska, M. Arct, Warszawa 1937; przedruk – 86 Press, Łódź 1992. 718 Harper & Brothers, New York 1930; wydanie polskie: przeł. Róża Czekańska- -Heymanowa, M. Arct, Warszawa 1939; przedruk – Glob, Szczecin 1991. 304 Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas nerem, przyjacielem, lekarstwem na skołatane nerwy i chorą duszę. Bez dzikiej przyrody jest on nikim: anonimową jednostką pozbawioną korzeni i emocjonalnego oparcia. Nie przez przypadek w utworach Greya postacie pozytywne zawsze zauważają piękno natury i w kontakcie z nią odbudo- wują swą psychikę oraz znajdują moralną moc, pozwalającą podejmować heroiczne czyny. Postacie negatywne natomiast nie są świadome estetycz- nych walorów otoczenia, widząc w nim tylko przeszkodę w osiągnięciu wytyczonych celów. Zane Grey pisał nie tylko westerny (oprócz powieści miał na swym koncie kilkadziesiąt opowiadań), ale też utwory należące do innych gatun- ków i form literackich. Był autorem trzech powieści o losach osadników nad rzeką Ohio (tzw. Trilogy): Betty Zane719, The Last Trail720 i The Spirit of the Border721, dwudziestu książek poświęconych wędkowa- niu, siedmiu powieści dla młodzieży, czternastu tak zwanych Big Little Books (ilustrowanych książek dla dzieci o specyficznym formacie, publi- kowanych przez nowojorskie wydawnictwo Whitmana) oraz siedemdzie- sięciu trzech komiksów. Grey był twórcą niezwykle płodnym, lecz działalnością pisarską zaj- mował się jedynie przez dziewięć miesięcy w roku, przebywając w wy- budowanym przez siebie wielkim domu w Altadenie w Kalifornii (dokąd przeniósł się w 1918 roku z Lackawaxen w Pensylwanii). Pozostały czas spędzał, polując nad brzegami Rogue River w Oregonie, wędkując na mo- rzach południowych lub wypoczywając na wyspie Catalina. Zmarł w Alta- denie 12 października 1939 roku. Prezentując literacką twórczość Greya, nie sposób pominąć faktu, że pisarz bardzo szybko stał się ulubieńcem hollywoodzkich scenarzystów, reżyserów i producentów. Od końca drugiej dekady dwudziestego wieku adaptacje filmowe jego utworów poczęły seryjnie trafiać do amerykań- skich kin. Do dziś dokonano 105 ekranizacji jego westernów: powieści i opowiadań, a w dwóch wypadkach także scenariuszy. Drugim, obok Zane’a Greya, kontynuatorem tradycji dime novels był Frederick Schiller Faust, znany bardziej pod pseudonimem Max Brand722.

719 Charles Francis Press, New York 1903. 720 Outing, New York 1905. 721 A.L. Burt, New York 1906. 722 Ciekawsze prace poświęcone Brandowi: Robert Easton, Max Brand: The Big West- erner, University of Oklahoma Press, Norman 1970; William F. Nolan, Collecting Max Brand, „Firsts: The Book Collector’s Magazine”, May 1997, s. 36–46; William F. No- lan, Max Brand: Western Giant: The Life and Times of Frederick Schiller Faust, Bowling Green State University Popular Press, Bowling Green 1985; Darrell C. Richardson, Max Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas 305

Faust urodził się w Seattle 29 maja 1892 roku. Osierocony jako na- stolatek, pracował na ranczo krewnego w pobliżu Stockton w Kalifornii. Od najmłodszych lat jego największą pasję stanowiło czytanie, a ulubioną lekturą był romans rycerski Thomasa Malory’ego Śmierć Artura (Le Morte d’Arthur), jedno z najwybitniejszych dzieł średniowiecznej literatury an- gielskiej. Przygody króla Artura i rycerzy okrągłego stołu głęboko zapadły w pamięć i serce młodego Fredericka, dostarczając mu później gotowych schematów fabularnych do westernowych powieści i opowiadań. Po ukończeniu szkoły średniej w Modeno Faust studiował na Uniwer- sytecie Kalifornijskim w Berkeley. W tym czasie zaczął pisać wiersze, pu- blikując je w prasie akademickiej. Studiów nie ukończył; na przeszkodzie stanął konflikt z władzami rektorskimi. Od 1915 roku próbował utrzy- mywać się z pisania. Pierwsze opowiadanie, którego akcja rozgrywała się na Dzikim Zachodzie, Above the Law, opublikował w magazynie „All- -Story Weekly” 31 sierpnia 1918 roku. Jego bohaterem był bandyta- -erudyta, Black Jim, w końskich jukach wożący książki Thomasa Malo- ry’ego, Williama Szekspira, George’a Byrona, Waltera Scotta i Edgara Allana Poe. Jeszcze w tym samym roku ukazało się kilka kolejnych opo- wiadań Fausta (pod pseudonimem Max Brand), a także pierwsza powieść, Nieposkromieni (The Untamed) – w formie książkowej pojawiła się ona w księgarniach rok później723. Wkrótce Frederick Schiller Faust / Max Brand stał się cenionym autorem westernów, darzonym szacunkiem przez wydawców i uwielbianym przez czytelników. Formuła pisarska Fausta charakteryzowała się niezwykłą prostotą: oprócz żywej i trzymającej w napięciu akcji, jej najważniejszy element sta- nowiły mocno zarysowane sylwetki męskich bohaterów, skomplikowanych i dynamicznych, przechodzących głębokie przemiany wewnętrzne. Ukazy- wani oni byli na tle, czy raczej – wewnątrz, dzikiej przyrody, pełniącej za- zwyczaj dwojaką funkcję: testu sprawności, odwagi i siły woli postaci przed- stawionych oraz wizualnego ekwiwalentu ich stanów psychicznych. Dobrym przykładem jest jedno z wczesnych opowiadań Branda, The One-Way Trail724. Jego główny bohater, Harry French, to rewolwero-

Brand: The Man and His Work. Critical Appreciation and Bibliography, Fantasy, Los Ange- les 1952; Jon Tuska, Vicki Piekarski (red.), The Max Brand Companion, Bowling Green State University Popular Press, Bowling Green 1985. 723 Putnam, New York 1919. Wydanie polskie: przeł. Janina Sujkowska, Wydawnic- two J. Przeworskiego, Warszawa 1935; przedruk – Wydawnictwa Alfa, Warszawa 1990. 724 Utwór ten został pierwotnie opublikowany 4 lutego 1922 roku w „Street & Smith’s Western Story Magazine”, w 1998 roku znalazł się natomiast w zbiorze opo- wiadań The One-Way Trail, wydanym przez nowojorską oficynę Leisure Books. 306 Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas wiec, który pragnie zmienić swoje życie i wyrzec się przemocy. By uniknąć miejskich pokus, ucieka w góry. Wybiera przy tym bardzo trudny i nie- bezpieczny szlak, pnący się stromym zboczem nad przepastną otchłanią. Przebycie go stanowi sprawdzian determinacji Harry’ego, jednocześnie zaś jest symbolicznym odpowiednikiem jego trudnej duchowej drogi: od zła do dobra, od grzechu do odkupienia, od nienawiści do miłości. French wychodzi zwycięsko z ciężkiej próby, choć podczas wędrówki musi stawić czoło nie tylko naturze, ale także Jackowi Clarkowi, czarnemu charaktero- wi. Jednak – zgodnie z nowymi ideałami – nie zabija go. Wręcz przeciwnie – gdy Jack ześlizguje się w przepaść, ratuje mu życie i pozostawia na szlaku. Podobnie skonstruowana została postać Billy’ego Newlandsa, głów- nego bohatera powieści The Lone Rider725. Początkowo reprezentuje on zło i korupcję. Mieszkając w wielkim mieście, San Francisco, uczestniczy w ciemnych interesach i popada w poważne długi. By je spłacić, poślubia – podczas fałszywej ceremonii – uroczą i niewinną Beatrice, wyposażoną przez ojca w spory spadek. W czasie podróży poślubnej ich pociąg ulega katastrofie. W powstałym zamieszaniu Billy znika, Beatrice zaś pomaga ciężko rannemu pasażerowi, inżynierowi górniczemu Crawfordowi, wy- dostać się z wraku wagonu. Potem jedzie z nim do kopalni, gdzie pielęgnu- je go i umożliwia powrót do zdrowia. Między obojgiem rodzi się uczucie. Tymczasem Billy wyrusza w góry. Spotyka tam dwóch poszukiwaczy złota, którym oferuje bezinteresowną pomoc. Fizyczna praca zmienia nie tylko jego ciało, ale i duszę: Newlands postanawia stać się uczciwym człowiekiem i odkupić swoje dotychczasowe winy. Nierozpoznany przez Beatrice, podejmuje pracę w górskiej kopalni Crawforda, wspomagając go bez zastrzeżeń. Dzika przyroda, wśród której żyje, jest dla Billy’ego schronieniem przed pokusami zła, a zarazem źródłem wewnętrznej siły. Reprezentuje ona dobro oraz moralność i wartości te „przekazuje” boha- terowi. Newlands rodzi się jakby po raz wtóry. To nowe życie jest nie tylko lepsze, ale i szczęśliwsze od poprzedniego. Tym bardziej że bohatera czeka nagroda: ponowne połączenie z Beatrice. Analogiczną jak Bill Newlands przemianę przechodzi Eddie Clewes, centralna postać The Iron Trail726. Eddiego poznajemy jako młodego prze-

725 Powieść ta, opatrzona tytułem Fate’s Honeymoon, po raz pierwszy została opubli- kowana w pięciu odcinkach w „All-Story Weekly” (14 lipca–11 sierpnia 1917 roku). Ja posłużyłem się wydaniem z 2002 roku (Leisure Books, New York) pt. The Lone Rider. 726 The Iron Trail po raz pierwszy ukazał się w „Western Story Magazine” jako sześcio- odcinkowy serial (I odcinek: 30 października 1926 roku). W formie książkowej powieść została wydana w 1938 roku w nowojorskiej oficynie Dodd and Mead. Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas 307 stępcę ściganego przez prawo. Jego sytuacja mocno się komplikuje, gdy przypadkowo spotyka dwóch groźnych kryminalistów. W obawie o włas- ne życie robi wszystko, by skłócić ich z sobą. W rezultacie dochodzi do walki, w której obaj giną. Tymczasem zjawia się oddział ścigający jedne- go z martwych już bandytów, który – jak się okazuje – obrabował bank pułkownika Exetera. Splendor unieszkodliwienia złoczyńców spływa na Eddiego, który zostaje okrzyknięty bohaterem, zwłaszcza że odzyskanie pieniędzy zapobiegło bankructwu banku. Wdzięczny Exeter, ojciec uro- czej i prześlicznej panny, uczy Clewesa bankowości i czyni go swym spad- kobiercą. Eddie zamierza odtąd żyć uczciwie. Do miasta przybywa jednak jego dawny kompan, Pritchard, i namawia bohatera, by pomógł mu ukraść kosztowności pułkownika. Clewes odmawia, lecz Pritchard i tak realizu- je swój plan. Eddie – wiedząc, iż w tych okolicznościach prawda o jego przeszłości wyjdzie na jaw i nikt nie uwierzy, że jest niewinny – wyjeżdża. Pragnąc oczyścić swe imię i udowodnić wszem i wobec, że jest uczciwym człowiekiem, ściga Pritcharda. Po wielu przygodach i pojedynkach rewol- werowych wreszcie go dopada. Odzyskuje skradziony łup i powraca do miasta, gdzie z otwartymi ramionami czekają na niego Exeter i jego córka. W przeciwieństwie do Billa Newlandsa z The Lone Rider przeobrażenie Eddiego z przestępcy w prawego człowieka dokonuje się nie pod wpły- wem dzikiej przyrody, lecz przede wszystkim przypadku. Gdyby nie on, Clewes pozostałby prawdopodobnie jednostką przegraną, bez przyszłości i szans na lepsze, godne życie. Ale Eddie potrafi wykorzystać nadarzającą się szansę. W głębi duszy jest bowiem dobry, a dotychczasowy konflikt z prawem wynikał bardziej z młodzieńczej zapalczywości i braku opano- wania niż złego charakteru. Zbawienny wpływ na bohatera ma także pan- na Exeter, poruszając jego serce i „cywilizując” obyczaje. I jeszcze jeden przykład duchowej przemiany: Steve Train vel Curry, vel Chłopak z harmonijką, vel Biały Paweł, vel Chalmers z dwiema strzel- bami z Pokusy (Train’s Trust)727. Steve jest przestępcą i oszustem, któremu pieniądze same pchają się w ręce. Bogaty ranczer Patrick Comstock wy- najmuje bohatera, by ten przekazał jego staremu przyjacielowi, Jamesowi Cartwrightowi, 50 000 dolarów. Zleceniodawca przypuszcza, że Cart- wright, po stracie całego majątku, stał się bandytą, posługującym się na-

727 Pierwsze wydanie (pod pseudonimem G.O. Baxter): Chelsea House, New York 1926; wydanie polskie: Towarzystwo Wydawnicze Rój, Warszawa 1937; przedruk – Glob, Szczecin 1989. 308 Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas zwiskiem Nair i mającym na sumieniu ponad dwadzieścia ofiar. Steve, mimo że początkowo miał takie plany, nie tylko nie zagarnia przekaza- nych mu pieniędzy, ale – podejmując wielkie ryzyko – odnajduje Naira i przekonuje się, że to nie on, lecz wykorzystywany przez niego Tom Courtney jest Cartwrightem. To właśnie pod wpływem tego ciężko chore- go na serce człowieka w Trainie dokonuje się ostateczny przełom:

(...) od tej chwili wiedział jedno: że jego dawna osoba umarła, by więcej nie powstać. Zniknął gdzieś na zawsze szalony awanturnik, szuler ogrywający ludzi w karty, śmiałek grożący w górach celnym strzałem z rewolweru, łazik szukający po świecie pieniędzy i wątpliwej sławy. Narodził się nowy Steve Train, nieznany jeszcze nikomu, pełen obiecujących, wspaniałych nadziei. I nagle opadły z nie- go wszelkie wątpliwości. (...) Czuł, że za nim stoi potężna siła sprawiedliwości i prawa. Przez głowę przeleciały mu znowu, jak cienie, wspomnienia setek jego złych postępków i pomyślał, że Bóg musi mu dać siłę na to, by rozpocząć inne życie, dla dobrej, słusznej sprawy. Train czuł się w tej chwili silny jak człowiek nawrócony z drogi zła. Był przepełniony nową nadzieją728.

W finale powieści Steve wypełnia swoją misję, zabija Naira – choć sam, ciężko ranny, omal nie traci życia – i zdobywa miłość Alicji, córki Cartwrighta. W utworach Fausta kobiety traktowane były przez autora, z nielicz- nymi wyjątkami, czysto instrumentalnie. Stanowiły one zazwyczaj atrak- cyjną nagrodę dla mężczyzn za ich prawość, męstwo i uczciwość. Były potwierdzeniem właściwej drogi życiowej wybranej przez bohaterów i ich pogodzenia się ze światem cywilizowanych wartości. Zdobycie ukochanej kobiety oznaczało ustatkowanie się, założenie domu i rodziny. Niebieskie ptaki, przemierzające bezdroża Zachodu, ceniące nade wszystko wolność i swobodę, stawały się tym sposobem pełnoprawnymi członkami wspól- noty i porzucały Dziką Naturę na rzecz Cywilizacji. Nie zawsze jednak tak się działo. Swoisty wyjątek stanowią trzy powie- ści, których bohaterem jest „Gwiżdżący” Dan Barry: Nieposkromieni (The Untamed)729, Nocny jeździec (The Night Horseman)730 i Siódmy człowiek (The Seventh Man)731.

728 Max Brand (G.O. Baxter), Pokusa, Glob, Szczecin 1989, s. 208. 729 Op. cit. 730 Pierwsze wydanie książkowe: Putnam, New York 1920; wydanie polskie: przeł. Witold Sujkowski, J. Przeworski, Warszawa 1935; przedruk – Wydawnictwa Alfa, War- szawa 1990. 731 Pierwsze wydanie książkowe: Putnam, New York 1921; wydanie polskie: przeł. Witold Sujkowski, J. Przeworski, Warszawa 1936; przedruk – Wydawnictwa Alfa, War- szawa 1990. Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas 309

Faust ukazał Dana jako człowieka niezwykłego, o nadzwyczajnych zdolnościach, którego niewiele łączy z cywilizacją. Odnaleziony w wieku dziecięcym przez starego Josepha Cumberlanda, tak jest przez niego cha- rakteryzowany:

(...) znalazłem go bezdomnego i nie pragnącego domu, ma siłę wielkoluda, ma dziwną władzę nad dzikimi zwierzętami, wystarczy, że spojrzy, a wiedzą, czego od nich chce (...); w gniewie oczy świecą mu żółtym światłem. A jak włada no- żem i rewolwerem! Niewiele się wprawiał w strzelaniu, a nie widziałem, żeby kiedy chybił. Mówiłem z nim o tym. „Nie wiem jak to jest – powiada. – Nie pojmuję, jak można chybić. Wyjmę rewolwer, to jakbym przeciągnął prostą linię od lufy do celu. Mógłbym strzelać z zamkniętymi oczami”732.

Szukając wyjaśnienia tego dziwnego stanu rzeczy, Cumberland formu- łuje taką oto hipotezę:

Ja widzę, że Dan nie jest taki jak zwyczajni ludzie. Czytałem gdzieś, że kiedy ludzie byli jeszcze dzicy i żyli jak zwierzęta, nie znając innej broni oprócz kijów i kamieni, mięśnie ich musiały być dwa, trzy razy silniejsze niż są dzisiaj, ot! Jak u zwierząt. I słyszeli i widzieli trzy razy lepiej niż my dzisiaj. I byli spraw- niejsi i wytrzymalsi niż my dzisiaj. (...) ja myślę, że Dan jest właśnie taki. Zna się na zwierzętach, bo ma tę siłę co one. A ten żółty blask w oczach to odblask wojowniczego instynktu naszych praszczurów733.

Dan jest więc kimś na kształt westernowego Tarzana, któremu bliżej do sił natury niż cywilizacji i który nigdy nie podporządkowuje się zwy- czajom i regułom postępowania ludzkich społeczności. Wprawdzie żeni się z Kate (córką Cumberlanda, z którą się wychowywał) i wkrótce sta- je się ojcem Joan, lecz cała trójka mieszka w dzikich, górskich ostępach, z dala od jakichkolwiek siedzib ludzkich. Dan ma dwóch przyjaciół: psa lub może wilka, Czarnego Barta, i wierzchowca, Szatana.

Wspaniały to był koń, godny szacha perskiego, istny pomnik z czarnego mar- muru. Miał zaledwie półtora metra w kłębie, ale budowę tak piękną, że zapo- minało się o małości. Boki lśniły w słońcu połyskiem atłasu. Szeroki, gładki zad świadczył o potężnej sile. Tylko arabski poeta, przesunąwszy dłonią po karku, mógłby wyśpiewać godnie nieporównane wygięcie. Tylko Arab mógł ocenić stalową cienkość nóg poniżej kolan, powłóczysty ogon, powiewną

732 Max Brand, Nieposkromieni, przeł. Janina Sujkowska, Wydawnictwa Alfa, War- szawa 1990, s. 14–15. 733 Ibidem, s. 15. 310 Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas

grzywę, szeroką pierś, ukrywającą niezmordowane serce, łuk szyi, dumny łeb ze stojącymi uszami, szerokie czoło i pysk734.

Oba zwierzęta są całkowicie oddane swemu panu, nie tylko wykonując wszelkie jego polecenia, ale odgadując nawet niewypowiedziane życzenia. Nikt nie ma do nich przystępu; pozwalają się do siebie zbliżyć jedynie Kate i Joan. Dan odczuwa tak silny związek ze zwierzętami, że za śmiertel- ny postrzał klaczy, Szarej Molly, mści się, zabijając sześciu ludzi. Dan Barry jest tak zespolony z dziką naturą, że porzuca dom i żonę. Gdy próbuje zabrać z sobą Joan, Kate – ogarnięta desperacją – zabija go strzałem z rewolweru.

Kate wybrała starannie cel. Górny koniec szwu na kieszonce u koszuli. Nim zdążył postawić nogę, strzeliła. Przez chwilę myślała, że chybiła, bo stał pro- sto. Ale nie. Żółte lśnienie zgasło. Patrzył na nią pustym wzrokiem, w którym odbijało się tylko wielkie, wielkie zdumienie. Naraz zachwiał się w kolanach i upadł, obejmując Barta. Po prostu zapadł się z miejsca w nicość. W domu wybuchły krzyki i hałasy, ktoś wyważył drzwi. Wtedy dopiero zrozumiała, że zabiła Gwiżdżącego Dana. Chciała do niego podejść, lecz Bart nie pozwolił. Szatan nadbiegł galopem, stanął z poślizgiem i sięgnął delikatnie nozdrzami do twarzy pana. Dan nie walczył ze śmiercią. Wydał westchnienie ciche, jakby wiatr poruszył liśćmi dalekich drzew, i Bart, wysunąwszy się delikatnie z jego martwych objęć, oddalił się ścieżką wilczym truchtem. Szatan tylko parsknął i buchnął w ciemności w przeciwnym kierunku735.

Zane Grey i Max Brand to tylko dwaj najwybitniejsi spadkobiercy tradycji dime novels. Obok nich w dwudziestym stuleciu tworzyło wie- lu innych pisarzy, którzy świadomie lub nie odwoływali się do spuścizny dziewiętnastowiecznych powieści groszowych. Do najważniejszych i naj- popularniejszych należeli z pewnością: Jesse Edward Grinstead (1866– 1948), Clarence E. Mulford (1882–1956), twórca postaci Hopalong Cas- sidy’ego, bohatera dwudziestu czterech powieści publikowanych w latach 1906–1941, Walt Coburn (1889–1971), Ernest Haycox (1899–1950), Allan R. Bosworth (1901–1986), Willis T. Ballard (1903–1980), Lewis B. Patten (1915–1981), Luke Short (pseudonim Fredericka D. Gliddena, 1908–1975), Louis L’Amour (1908–1988), Giles A. Lutz (1910–1982) i Norman A. Fox (1911–1960). Ich utwory były wydawane w dużych nakładach, cieszyły się bowiem niekwestionowanym zainteresowaniem

734 Ibidem, s. 6. 735 Max Brand, Siódmy człowiek, przeł. Janina Sujkowska, Wydawnictwa Alfa, War- szawa 1990, s. 194. Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas 311 i uwielbieniem czytelników. Dobrym przykładem jest twórczość Louisa L’Amoura, którego powieści (w liczbie stu) i zbiory opowiadań sprzedały się w ponad 320 milionach egzemplarzy. Niestety, powodzenie u publicz- ności nie oznaczało wysokiego poziomu artystycznego. Dziełka wymie- nionych wyżej autorów okazywały się najczęściej schematyczne i mało oryginalne. Przedstawione postacie były sztampowe, ich cechy charakteru i język, jakim się posługiwały, nie były w wystarczającym stopniu zindy- widualizowane, opisy przyrody raziły swą konwencjonalnością, a fabuły ociekały tanim melodramatyzmem, sentymentalizmem i zawsze kończyły się happy endem. Być może to właśnie był główny powód, że tak mało tekstów „spadkobierców” tradycji dime novels zostało przetłumaczonych na język polski.

9 Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni

„Kowboj to chyba najbardziej zmitologizowana postać Dzikiego Zachodu – pisałem w Twarzach westernu. – (…) Kowbojom poświęcono setki po- wieści (i tych z kręgu kultury masowej, i tych reprezentujących literaturę wysoką), opowiadań, sztuk teatralnych, obrazów, komiksów, filmów i se- riali telewizyjnych, Kowboj – obok Statuy Wolności, Myszki Miki, Coca- -Coli i McDonaldsa – stał się najpopularniejszą i najlepiej rozpoznawalną ikoną Stanów Zjednoczonych, a jednocześnie ważnym elementem historii, legendy i kultury amerykańskiej”736. Mimo swej niezwykłej popularności kowboj jako postać literacka, należąca do kultury wysokiej, pojawił się na kartach książek dopiero na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku. Stało się to za sprawą Owena Wistera, który w 1897 roku opublikował powieść Lin McLean737, a w 1902 roku dzieło uznane za wybitne i przełomowe, Wirgińczyka. Jeźdź- ca z równin (The Virginian: A Horseman of the Plains)738. Zwłaszcza ten ostatni utwór wzbudził ogromne zainteresowanie nie tylko „zwykłych”

736 Łukasz A. Plesnar, Twarze westernu, op. cit., s. 131. 737 Burt, New York 1897. 738 Pierwsze wydanie: Macmillan, New York 1902; wydanie polskie: przeł. Janina Sujkowska, M. Arct, Warszawa 1937. Wydanie polskie, z którego korzystałem i z którego pochodzą cytaty – Iskry, Warszawa 1987. 314 Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni czytelników, poszukujących interesujących fabuł, mocnych wrażeń i melo- dramatycznych wzruszeń, ale również krytyków literackich i kulturalnych autorytetów, kształtujących gusty śmietanki towarzyskiej Wschodniego Wybrzeża. Wister należał do amerykańskiej elity intelektualnej739. Urodzo- ny w 1860 roku w Germantown nieopodal Filadelfii, edukację pobie- rał w szkołach w Stanach Zjednoczonych, Szwajcarii i Anglii oraz na St. Paul’s University w Concord w New Hampshire i Uniwersytecie Harvarda (gdzie ukończył prawo). Dwa lata studiował też muzykę w Pa- ryżu. Po powrocie do Ameryki krótko pracował jako urzędnik w jednym z nowojorskich banków, a potem jako adwokat w filadelfijskiej kancelarii Francisa Lawre’a. Mniej więcej od połowy lat dziewięćdziesiątych dzie- więtnastego wieku poświęcił się wyłącznie pisarstwu. W 1885 roku wyjechał po raz pierwszy, dla poratowania zdrowia, na Zachód, na ranczo w Wyoming. Potem jeszcze kilkakrotnie podróżował po zachodnich stanach, spotykając wiele barwnych postaci: ranczerów, kowbojów, właścicieli saloonów, a nawet złodziei bydła. Swoje przeżycia opisał w serii pamiętników, wydanych przez córkę, Fanny Kemble Wi- ster, w 1958 roku pod tytułem Owen Wister Out West: His Journal and Letters740. Stały się one podstawą obu wspominanych już powieści: Lina McLeana i Wirgińczyka oraz szeregu opowiadań, między innymi Hank’s Woman, The Jimmyjohn Boss i Sharon’s Choice (1900).

739 O życiu i twórczości Wistera por.: Mody Coggin Boatright, The American Myth Rides the Range: Owen Wister’s Man on Horseback, Southern Methodist University Press, Dallas 1951; John L. Cobbs, Owen Wister, Twayne, Boston 1984; Robert Murray Davis (red.), Owen Wister’s West: Selected Articles, University of New Mexico Press, Albuquerque 1987; John Donahue, Don Segundo Sombra y El Virginiano: gaucho y cow-boy, Plegos, Madrid 1987; Loren D. Estleman, The Wister Trace: Classic Novels of the American Frontier, Jame- son Books, Ottawa, IL 1987; Richard W. Etulain, Owen Wister, Boise State College, Boise 1973; Francis R. Gemme, Wister’s the Virginian, Monarch Press, New York 1966; Melody Graulich, Stephen Tatum (red.), Reading “The Virginian” in the New West, University of Ne- braska Press, Lincoln 2003; Darwin Payne, Owen Wister: Chronicler of the West, Gentleman of the East, Southern Mathodist University Press, Dallas 1985; Nina M. Scott, Language, Humor, and Myth in the Frontier Novels of the Americas: Wister, Guiraldes, and Amado, In- ternational Area Studies Program, University of Massachusetts at Amherst, Amherst 1983; Ben Merchant Vorpahl, My Dear Wister: the Frederic Remington – Owen Wister Letters, American West, Palo Alto 1972; G. Edwin White, The Eastern Establishment and the We- stern Experience: The West of Frederic Remington, Theodore Roosevelt, and Owen Wister, Yale University Press, New Haven 1968. 740 Chicago University Press, Chicago 1958. W 1968 roku w tym samym wydawnic- twie ukazało się drugie wydanie książki, znacznie łatwiej dziś osiągalne. Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni 315

Zdj. 64. Owen Wister (fotografia z roku 1903)

Akcja Wirgińczyka rozgrywa się na Terytorium Wyoming w latach 1874–1890 (o ramach czasowych powieści dowiadujemy się zresztą z ko- mentarza odautorskiego, zamieszczonego we Wstępie, który w wielu wy- daniach, w tym w tłumaczeniach polskich, bywał – niestety – pomijany). Dla Wistera był to okres przełomu, gdy na dzikie do tej pory obszary pół- nocnego zachodu Stanów Zjednoczonych wkraczał powoli ład i spokój. Bohaterem utworu jest szef kowbojów (zarządca) na jednym z wielkich rancz. Nikt nie zna jego imienia i nazwiska; wszyscy nazywają go, z racji pochodzenia, Wirgińczykiem. Wirgińczyk to człowiek pełen zalet: śmiały, rozważny i niezależny, prze- strzegający zasad chrześcijańskiej moralności i kodeksu honorowego. Nie jest typem światowca i awanturnika; to raczej młodzieniec małomówny i skromny; który znacznie lepiej czuje się w towarzystwie swojego konia Monty’ego niż innych ludzi. Ma też sporo wewnętrznego uroku, zjednują- cego mu powszechną sympatię i uznanie. „(…) z całej jego postaci – pisał 316 Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni

Wister – ze spojrzenia, z twarzy, z ruchów przebijało coś nieodpartego, co, jak sądziłem, musiało działać zarówno na mężczyzn, jak i na kobiety”741. Wirgińczyk został ukazany jako ideał kowboja, mężczyzny, człowieka. „Wister – zauważają nieco sarkastycznie Lonn Taylor i Ingrid Maar – opi- sał go jako jednostkę tak piękną i mądrą, o takiej sile moralnej, zdolno- ściach manualnych i uniwersalnych talentach, że mógłby służyć za nie- dościgły wzór i przykład dla całej ludzkości”742. I rzeczywiście, trudno byłoby wskazać jakiekolwiek wady bohatera, chyba że za taką uznamy brak formalnego wykształcenia i luki w literackiej erudycji. Lecz Wirgiń- czyk pracował mocno również i na tym polu. Poznawszy Molly, piękną nauczycielkę ze Wschodu, zagłębił się w lekturze Szekspira, sir Waltera Scotta i Johna Keatsa. Wkrótce jego możliwości intelektualne niemal do- równywały sprawności fizycznej. Obok Lina McLeana, centralnej postaci z wcześniejszej o cztery lata powieści Wistera, Wirgińczyk był pierwszym „prawdziwym” kowbojem, który uzyskał status literackiego (w sensie literatury wysokiej) bohatera. „Prawdziwym” to znaczy takim, który nie tylko ubierał się jak kowboj, lecz także wykonywał obowiązki kowboja: pracował na ranczo, dogląda- jąc bydła743. Wister uczynił z Wirgińczyka symbol człowieka Zachodu, wyposaża- jąc go w wiele cech, bez których trudno wyobrazić sobie westernowego bohatera. Przede wszystkim Wirgińczyk był postawnym i przystojnym mężczy- zną. Już jego pierwszy opis, umieszczony przez Wistera na początku po- wieści, nie pozostawiał w tym względzie żadnych wątpliwości:

Leniwie oparty o ścianę, stał wysmukły młody olbrzym, piękniejszy niż na obrazach, w szerokim miękkim kapeluszu zepchniętym z czoła, w luźno zwią- zanej ciemnoczerwonej chuście na szyi, z wielkim palcem zatkniętym niedbale za ukośnie obciągnięty pas z ładownicą. Sądząc po kurzu, którym był pokryty, musiał przybyć z daleka, zza rozległego widnokręgu. Buty miał białe od pyłu, odzież szarą. Rumieńce przeglądały spod ciemnego nalotu opalenizny jak

741 Owen Wister, Wirgińczyk. Jeździec z równin, op. cit., s. 9. 742 Lonn Taylor, Ingrid Maar, The American Cowboy: An American Myth Examined, Harper & Row, New York 1983, s. 71. 743 W 1897 roku Alfred Henry Lewis opublikował zbiór opowiadań zatytułowany Wolf- ville, wprowadzając postać gadatliwego i dowcipnego Starego Kowboja (Old Cattleman), będącego jednocześnie narratorem zamieszczonych w tomie tekstów. Jednak w czasie, gdy toczy się akcja wszystkich opowiadań, Stary Kowboj jest już na emeryturze, a więc nie wy- konuje swego zawodu, a tym samym nie pozwala czytelnikom poznać jego tajników. Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni 317

u dojrzałej brzoskwini na drzewie w czasie posuchy. Ale ani brud znojnej drogi, ani liche odzienie nie mogły przyćmić blasku bijącej od niego siły i młodości744.

Uroda Wirgińczyka robiła spore wrażenie na damach. Jego czar działał zarówno na gospodynię z jadłodajni w Medicine Bow („Gdyśmy mijali jadłodajnię, w bocznym oknie uniosła się zasłona i gospodyni ostatni raz spojrzała na Wirgińczyka. Usta miała rozchylone, oczy mówiły aż nadto wymownie: »Jestem twoja«”745), jak i żonę sędziego Henry’ego („Lubiłam, gdy mi przyprowadzał konia. Tak pięknie wyglądał z tą swoją czarną, falu- jącą, starannie zaczesaną czupryną i chustą w niebieskie grochy, związaną twarzowo pod brodą”746) oraz cioteczną babkę Molly („To zdaje się dobra twarz – mówiła ona do wnuczki, oglądając fotografię Wirgińczyka. – Czy on naprawdę taki przystojny, moja droga?”747), a przede wszystkim na samą Molly. Efektem tego ostatniego zauroczenia był ślub. Po wtóre: Wirgińczyk potrafił doskonale posługiwać się bronią, bez względu na to, czy jego przeciwnikiem był człowiek, czy zwierzę. W przed- ostatnim rozdziale książki, zatytułowanym W złych zamiarach, musiał – sprowokowany – stawić czoło swemu wrogowi, Trampasowi. Walka nie trwała jednak długo:

Wirgińczyk znalazł sobie miejsce, gdzie nieprzyjaciel nie mógł zajść go od tyłu. (…) – Słońce zaszło już dobrą chwilę temu – usłyszał własny głos. Silny podmuch o mało nie oberwał mu rękawa. Strzelił i spojrzał. Trampas upadł na twarz, uniósł rękę, opuścił, przywarł nieruchomo do ziemi… Z lufy porzuconego rewolweru wił się dymek. Wirgińczyk spojrzał na swój, który także dymił. – Chyba już po wszystkim – powiedział głośno. Mimo to podszedł do leżącego z wycelowaną bronią. Przystanął, gdyż ręka na ziemi poruszyła się. Dwa palce drgnęły i znieruchomiały. To było wszystko. Wirgińczyk stał i patrzył na Trampasa.

– Moje obie trafiły – zagadał znów na głos. – Jego musiała musnąć mnie po ramieniu. A mówiłem Molly, że ja nie zginę748.

Przywołana scena była najprawdopodobniej pierwszym literackim opi- sem pojedynku rewolwerowego, wydarzenia, które wkrótce stało się obo-

744 Owen Wister, Wirgińczyk. Jeździec z równin, op. cit., s. 6–7. 745 Ibidem, s. 33. 746 Ibidem, s. 54. 747 Ibidem, s. 157. 748 Ibidem, s. 287. 318 Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni wiązkowym elementem niemal każdego westernu, zarówno powieściowe- go, jak i – przede wszystkim – filmowego. Niezwykła sprawność, z jaką Wirgińczyk używał rewolweru, została również pokazana w innym miejscu w tym samym rozdziale:

[Wirgińczyk] siedział na swoim Monte i oglądał rewolwer. Pokazał jej [Molly] grzechotnika zwiniętego w bylicach. – Trafię go? – zapytał. – Rzadko do nich chybiasz – odpowiedziała, siląc się na wesołość. – Mówią, że małżeństwo pozbawia niektórych pewności ręki i oka. – Strzelił i pocisk rozerwał węża. – Może na mnie jeszcze nie czas! – I umyślnie wpako- wał gadowi jeszcze trzy kule. – Chyba będzie miał dosyć749.

Po trzecie: Wirgińczyk potrafił się świetnie bić, a jego pięści – w razie potrzeby – przemieniały się w groźną broń. Gdy jeden z ranczerów, niejaki Balaam, znęcał się bez opamiętania nad swoim koniem, bohater postano- wił siłą przeszkodzić mu w tym niecnym procederze:

W tej chwili Balaama poraził piorun kary. Wirgińczyk cisnął nim o ziemię, podniósł, znów cisnął, znów podniósł, zbił po twarzy, wyciął w szczękę. Cho- ciaż ranczer był potężny jak wół, nie przydało mu się to na nic. Starał się osłaniać oczy przed straszliwymi ciosami sprawiedliwości. Szukał na oślep rewolweru. Ale wyciągnięte ramię zostało pochwycone, wykręcone w tył, zgniecione i zgięte. Zdawało mu się, że słyszy chrzęst własnych kości. Wydał ohydny wrzask bólu i nienawiści. Rewolwer znalazł się wreszcie, lecz razem z ręką, która go pochwyciła, został natychmiast wdeptany w ziemię. Nędznik raz jeszcze wyleciał w powietrze. Ciśnięty, legł ukośnie w siodle Pedra miękką, mokrą, ciemną masą750.

Po czwarte: Wirgińczyk nade wszystko cenił własny honor, przedkła- dając go nawet nad osobiste szczęście i miłość. Gdy szykował się do roz- prawy z Trampasem, a Molly starała się za wszelką cenę nakłonić go, by zrezygnował z walki, tłumaczył jej – wzburzony – motywy swojego postę- powania:

Idę własną drogą (…). Zrozum, żem mężczyzna. Jestem to winien sobie, nie komu – przyjaciołom czy nieprzyjaciołom. Gdyby ktoś nazwał mnie złodzie- jem i gdybym to usłyszał, to czybym mu pozwolił takie rzeczy gadać? Muszę dbać o honor. Czy miałbym usiąść w kącie, radować się swoją uczciwością i powtarzać sobie: „Ba! Czy to ja złodziej?”. Nie, moja kochana! Nie, nie! To, co ludzie mówią o mnie, to nie fraszka. Jeżeli pozwolę się szkalować, to dam

749 Ibidem, s. 267–268. 750 Ibidem, s. 185. Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni 319

dowód, że nie dbam o dobre imię i nie pragnę wymierzyć im kary. Głupi bym był, gdybym pomiatał opinią751.

Po piąte: będąc mężnym i odważnym, Wirgińczyk wykazywał się też rzadko spotykanym opanowaniem. Najwyraźniej widać to w najsłynniej- szej zapewne scenie powieści, w której bohater gra w pokera z Trampa- sem:

W kącie chwilę panowała cisza. Znów zagadał Trampas. – I dziesięć – rzekł, odsuwając od siebie kilka sztonów. Dziwnym jakimś sposobem nadał tym słowom ton osobistej zaczepki. Wirgiń- czyk patrzył w karty, udając głuchego. – I dwadzieścia – powiedział swobodnie następny gracz. Trzeci rzucił karty. Z kolei licytować miał Wirgińczyk. Ale nie śpieszył się. Trampas nie wytrzymał. – Licytujesz, psi synu?... Zbrojna w rewolwer ręka Wirgińczyka wyskoczyła spod krawędzi stołu i legła na jego blacie. Zrazu nie celował, tylko powiedział cicho jak zawsze, niemal pieszczotliwie, trochę bardziej niż zwykle przeciągając słowa: – Mów to z uśmiechem752.

Po szóste: w parze z opanowaniem szła u Wirgińczyka przebiegłość i spryt. Dowody tego dawał wielokrotnie, a największy sukces odniósł, powstrzymując grupę kowbojów przed porzuceniem pracy i ucieczką do Rawhide, gdzie właśnie wybuchła gorączka złota. Nawet sędzia Henry do- ceniał jego zdolności dyplomatyczne, zwierzając się żonie i przyjaciołom: „(…) obawiam się, że on jest niemal równie chytry jak ja, a to u podwład- nego niebezpieczna cecha”753. Po siódme: ważnym atrybutem bohatera była przedsiębiorczość. Nar- rator wielokrotnie podkreślał jego poważne podejście do życia, pracy i własnej przyszłości. Nie można się przeto dziwić, że w kilka lat po ślubie stał się ważną osobistością w Wyoming. „Miał wielkie udziały w różnych przedsiębiorstwach i mógł dawać żonie wszystko, czego zapragnęła, a na- wet więcej”754. Wirgińczyk, pełniąc funkcję centralnej postaci utworu, skonstruowany został jako indywiduum, nie tylko wyposażone w określony zespół cech

751 Ibidem, s. 284. 752 Ibidem, s. 21. 753 Ibidem, s. 56. 754 Ibidem, s. 300. 320 Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni

(fizycznych i psychicznych), ale i podlegające przemianom (fizycznym i psychicznym) w toku akcji. Początkowo był młodzieńcem wesołym i niefrasobliwym, skorym do śmiechu, żartów i dziecięcych niemal psot. Wraz z kolejnymi doświadcze- niami poważniał, a jego stosunek do świata i ludzi stawał się coraz bardziej odpowiedzialny. Narrator ujmował to w ten sposób:

Wirgińczyk zmienił się. Nie powiedziałbym, że się zestarzał, bo znaczyłoby to, że nie wyglądał młodo, ale wydało mi się, że z twarzy jego znikła chłopięca beztroska. Nie był to już ten młokos, który do spółki ze Steve’em wywracał Medicine Bow do góry nogami, który spłatał matkom figla z niemowlętami ku oburzeniu Bear Creek; który lubił pobrzękiwać ostrogami. Ale męskość nie zgasiła w nim młodości, tylko dodała jej hartu. Młodość biła od niego jak zawsze, ale teraz już ujarzmiona i zdyscyplinowana755.

Największą ewolucję przeszedł Wirgińczyk w sferze uczuć. Najpierw samotny, niemyślący nawet o miłości i związku z kobietą, potem zakocha- ny i marzący o ślubie z Molly, wreszcie szczęśliwy mąż, dbający o rodzinę i jej dobrobyt. Ta zmiana statusu bohatera miała podkreślać fundamental- ne przemiany dokonujące się na Zachodzie: cywilizowanie się tamtejszej społeczności i wkraczanie na dzikie do tej pory obszary prawa i porządku. Wirgińczyk nie był jednak tylko bohaterem indywidualnym. Reprezen- tował także bohatera zbiorowego powieści Wistera, kowbojów. Ta grupa zawodowa budziła szczególne zainteresowanie i atencję autora, który wi- dział w niej uosobienie amerykańskiego ducha.

Dzień poznania kowbojów – pisał – jest dla mnie epokowy. Było w nich coś, co podbiło moje amerykańskie serce. Nie zapomniałem ich i póki życia nie zapomnę. W żyłach ich płynęła burzliwa krew, bogata we wrodzone namiętno- ści, za to w duszach kryła się często prawdziwa szlachetność, w której nagłych przebłyskach urastali na bohaterów756.

I dalej:

Ci kowboje nosili najrozmaitsze przezwiska. Był Miodek Wiggin, był Nebra- ska, był Banknot Dolarowy, był Kredka. Pochodzili z farm i miast, z Maine i z Kalifornii. Romantyczny urok amerykańskiego Zachodu zwabił ich wszyst- kich na ten ogromny plac popisowy młodzieży. Wszyscy odznaczali się odwagą i szlachetnością757.

755 Ibidem, s. 92. 756 Ibidem, s. 23. 757 Ibidem, s. 42–43. Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni 321

Zdj. 65. Kowboje przy pracy (obraz Charlesa M. Russella z roku 1902, zatytułowany Buccaroos)

W utworze Wistera kowboje są prawie bez wyjątku postaciami pozytyw- nymi. Nawet Steve i Kusy, którzy naruszyli prawo, uczestnicząc w proce- derze kradzieży bydła, ukazani zostali jako ludzie w gruncie rzeczy dobrzy, choć bezwolni, których na złą drogę sprowadził Trampas. Właściwie tylko ten ostatni jest czarnym charakterem, co symbolicznie potwierdza jego na- zwisko: las trampas to po hiszpańsku „podstępy, zasadzki, oszustwa”. Uczynienie z Trampasa postaci negatywnej miało, jak się wydaje, pod- tekst etniczny. Sądząc z brzmienia nazwiska, w żyłach tego kowboja – jako jedynej z dramatis peronae – płynęła meksykańska krew. Nie pasował więc do społeczności białych protestantów, a Wister podkreślał jego kulturową „obcość”, wskazując na zagrożenie, jakie stanowił zarówno dla Wirgiń- czyka, jak i sędziego Henry’ego. Diaboliczność Trampasa objawiała się też w innych jego działaniach: zorganizowaniu gangu „bydłokradów” i za- mordowaniu Kusego. Według wizji Wistera, Terytorium Wyoming zamieszkiwały trzy grupy mężczyzn: wielcy hodowcy – właściciele ogromnych stad krów, pracujący dla nich kowboje oraz złodzieje bydła. Nie było natomiast ani drobnych ranczerów, ani farmerów, ani imigrantów z Europy Środkowo-Wschod- niej, którzy w rzeczywistości licznymi falami napływali na te obszary. Za- proponowany przez autora obraz Wyoming grzeszył więc nadmiernym 322 Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni uproszczeniem i dalece odbiegał od prawdy historycznej. Fundamentalny społeczny i ekonomiczny konflikt między potężnymi hodowcami, wypa- sającymi na otwartej prerii wielotysięczne stada, a farmerami, osiedlają- cymi się na terenach dotychczasowych wypasów, został zastąpiony przez konflikt między hodowcami a bezwzględnymi, stosującymi podstęp i po- lityczny szantaż, złodziejami. Cała niezwiązana z hodowlanym interesem społeczność Wyoming została tym sposobem opatrzona etykietką „by- dłokradów”. Ciągłe zagrożenie ze strony dobrze zorganizowanych złodziei, mają- cych powiązania z wpływowymi politykami i chronionych przez stróży prawa (pojawia się tu, jakże często później spotykany w filmowych we- sternach, wątek korupcyjny), sprawiało, że ranczerzy – by chronić własne stada – musieli sami brać sprawiedliwość w swoje ręce. Tak przynajmniej przedstawiał to Wister, broniąc nawet tak mało cywilizowanej instytucji, jaką był lincz. W rozdziałach XXX (Stajnia na równinie) i XXXI (Topole) Wirgińczyk wraz z kilkoma innymi kowbojami musiał wypełnić przykry obowiązek – powiesić dwóch złapanych złodziei bydła: swego dawnego przyjacie- la Steve’a i jego wspólnika Eda. Postępek ten ogromnie nie spodobał się Molly, która widziała w nim przejaw barbarzyństwa i bezprawia. Broniąc swojego podwładnego, sędzia Henry tłumaczył młodej damie użyteczność czy wręcz konieczność linczu, zestawiając go ze zwyczajem palenia Mu- rzynów na Południu:

Palenie Murzynów dowodzi, że Południe nie wyszło jeszcze całkowicie ze stanu barbarzyństwa, a wieszanie u nas, że Wyoming chce się cywilizować. My, lin- czując, nie znęcamy się nad przestępcami. Nie zapraszamy widzów na okropne widowisko śmierci. Słowem, nie ściągamy na Stany Zjednoczone tak ohydnej hańby. Tracimy naszych przestępców jak najszybciej i jak najdyskretniej758.

I dalej:

(…) prawo pochodzi od zwyczajnych obywateli. Oni wybierają posłów, którzy opracowują konstytucję stanowiącą o sądach. To jest mechanizm. To są ręce, w które zwyczajni obywatele składają pieczę nad prawem. Czyli w najlepszym razie w wypadku linczu odbierają to, co dali. Teraz weźmy nasze dwa przy- kłady (…). Na Południu obywatele zabierają z więzienia Murzyna, już prawie skazanego na powieszenie. Południe nigdy nie wyrażało obawy, że prawo wy- puści przestępcę. W Wyoming wprost przeciwnie: od dwóch lat nasze prawo patrzy na bydłokradów przez palce. Źle się u nas dzieje, bardzo źle, więc sta-

758 Ibidem, s. 260. Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni 323

ramy się ratować w ten sposób, dopóki nie zawita do nas cywilizacja. Obecnie znajdujemy się poza jej zasięgiem. Sądy, a raczej sądy przysięgłych, którym powierzyliśmy wymiar sprawiedliwości, nie wymierzają sprawiedliwości. To są wszystko instytucje niedołężne, stworzone raczej na pokaz, niezdolne do działania. Bydłokrad z nich drwi. Zwyczajny obywatel (…) widzi to i pojmu- je, że złożył sprawiedliwość w martwe ręce. Musi ją więc wziąć z powrotem w swoje, tak jak było u początku cywilizacji. Wolno pani nazwać takie stosunki prymitywnymi. Ale to nie jest bezprawie. Przeciwnie, to jest dążenie do prawo- rządności. To jest podstawowy instynkt samorządnych obywateli, na których się opiera cała nasza budowa społeczna759.

Molly dała się w końcu przekonać, lecz czytelnik wcale nie musi podą- żać jej śladem. Bohaterami Wirgińczyka byli kowboje. Wister wprowadził jednak do świata przedstawionego swej powieści jeszcze jedną ważną postać, która w latach późniejszych na trwale zadomowiła się w westernach, zarów- no literackich, jak i filmowych. Chodzi o młodą i piękną nauczycielkę, przybywającą ze Wschodu, która urodą i urokiem podbija serce głównego bohatera, wnosząc jednocześnie do wspólnoty dobre wychowanie, ogładę i specyficzną, nieco egzaltowaną uczuciowość. Kobieta ta (w Wirgińczyku jest to Molly) reprezentowała wartości związane z cywilizacją: przywiązanie do społeczności, kompromis, po- stęp, kulturę, wiedzę, łagodność, idealizm, legalizm itd. Początkowo, po przyjeździe na Zachód, znajdowała się ona poza wspólnotą, zamkniętą i konserwatywną, niechętnie usposobioną do obcych. Wraz z upływem czasu uzyskiwała jednak akceptację i poczynała wywierać coraz większy wpływ na bliższych i dalszych sąsiadów. Dzięki niej społeczność przyjmo- wała bardziej mediacyjne wzorce zachowań, zmieniała swe nastawienie do świata i kultywowane dotąd – prymitywne, a czasami nawet barbarzyńskie – zwyczaje. Niekiedy nauczycielce udawało się także zaszczepić pewne elementy wschodniego stylu życia, na przykład zamiłowanie do lektury książek i/lub eleganckiego ubioru. W powieści Wistera Wirgińczyk, pod wpływem Molly, uzupełnia swą literacką edukację, rozczytując się w dzie- łach Williama Szekspira, Charlesa Dickensa, Roberta Browninga i Jane Austen, a gdy wyrusza z nią na wschód, paraduje „w słomkowym kape- luszu i samodziałowym szkockim garniturze, skrojonym lepiej niż u więk- szości miejscowych obywateli (…)”760.

759 Ibidem, s. 260–261. 760 Ibidem, s. 297. 324 Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni

Cywilizując lokalną społeczność, nauczycielka podlegała jednocześnie jej wpływom. Powoli zaczynała rozumieć odmienną od świata, w którym się wychowała, rzeczywistość Zachodu, z jej specyficznymi zasadami po- stępowania, inną mentalnością i wrażliwością, a także innym trybem życia i hierarchią wartości. Z dużymi oporami zaakceptowała również kodeks honorowy człowieka Zachodu, mimo że początkowo go nie rozumiała; można rzec, że wręcz budził on w niej opory moralne. W Wirgińczyku występowali przede wszystkim biali. W dwóch scenach pojawili się też Indianie. Wister nie darzył czerwonoskórych sympatią. Przedstawiał ich jako dzikich i okrutnych barbarzyńców, a jednocześnie tchórzliwych morderców, którzy podstępnie atakują swe ofiary, strzelając im w plecy.

„Spokojni” Indianie w dalszym ciągu buszowali w tych górach. Kilku ciągnę- ło za nim [Balaamem] ukradkiem i teraz czekało, aż wjedzie między drzewa. Zbyt byli przezorni, żeby użyć strzelb lub pokazać się, gdyż nie wiedzieli, czy za tymi dwoma jeźdźcami nie podąża więcej ludzi, którzy usłyszeliby strzały i przyłapali ich na morderstwie. Więc bezpieczni pod osłoną drzew, umyślili zapolować na białego człowieka i ściągnąć go z konia „na cicho”761.

Ofiarą czerwonoskórych stał się Wirgińczyk. Ciężko ranny w zasadzce, omal nie wyzionął ducha, szczęśliwie został jednak uratowany przez Molly.

Indianie, którzy narobili tego bigosu, znajdowali się w areszcie wojskowym. Wyrwali się bez pozwolenia z Południowego Rezerwatu na łowy i kradzieże. Przy tej sposobności w paru co młodszych i ambitniejszych ocknął się duch przodków. Zapolowali w dzikich górach na Wirgińczyka, a jak się zdaje, uprzednio zabili napotkanego tam trapera762.

Indianie odgrywają w powieści Wistera rolę marginalną; nawet nie wiemy, do jakiego szczepu należą. Intencją pisarza nie było bowiem bu- dowanie wyrazistego wizerunku czerwonoskórych. Autor Wirgińczyka korzystał raczej z gotowego, stereotypowego ich obrazu obecnego w wie- lu tekstach kultury, a także w świadomości zbiorowej obywateli Stanów Zjednoczonych początku dwudziestego wieku. Nie muszę chyba doda- wać, że był to image na ogół negatywny. Zupełnie inaczej rzecz się miała z wizerunkiem kowboja. Wister dążył w zasadzie do pełnej mitologizacji tej postaci i uczynienia z niej symbolu nie tylko Zachodu, ale całej Ameryki. Kowboj miał być po prostu modelo-

761 Ibidem, s. 189. 762 Ibidem, s. 203. Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni 325 wym reprezentantem amerykańskiego społeczeństwa, idealnym Ameryka- ninem, łączącym w sobie wszystkie dające się pomyśleć pozytywne cechy fizyczne, psychiczne i mentalne. Nie było to jednak wcale zadanie proste. Początkowo kowboje, zwani los vaqueros (od hiszpańskiego słowa la vaca oznaczającego krowę) zwią- zani byli z kulturą hiszpańską i meksykańską. Pierwszymi vaqueros byli specjalnie wyselekcjonowani i wyszkoleni kalifornijscy Indianie, którzy wypasali bydło należące do hiszpańskich misjonarzy z zakonu franciszka- nów. Gdy w 1821 roku Meksyk uzyskał niepodległość, opiekunami bydła zostali obok Indian potomkowie hiszpańskich konkwistadorów i Mety- si. Biali Amerykanie jako kowboje zaczęli pracować najpierw w Teksa- sie (który w 1836 roku oderwał się od Meksyku i ogłosił niepodległość, a w 1845 roku zgłosił akces do Stanów Zjednoczonych), później zaś na innych obszarach zachodniej części USA. Słowem „kowboj” w dzisiejszym sensie (człowieka, który wypasa i opie- kuje się bydłem) zaczęto się posługiwać dopiero po wojnie secesyjnej. Wcześniej, podczas rewolucji amerykańskiej, termin ten odnosił się do lo- jalistów urządzających zasadzki na farmerów-patriotów, a później oznaczał teksańskich bandytów kradnących bydło w Meksyku763. Pisząc Wirgińczy- ka, Wister musiał się zmierzyć z tym dziedzictwem kulturowym. W 1902 roku wyraz „kowboj” nie miał wyłącznie pozytywnych konotacji, a jego desygnat nie był powszechnie postrzegany jako niekwestionowany symbol Ameryki i amerykańskości, jako wzorzec prawdziwej męskości i nieograni- czanej niewygodnymi regułami społecznymi wolności jednostki. Wister, kreując fascynujący świat przedstawiony swojej powieści, do- konał jednocześnie swoistej dekonstrukcji semantycznej określenia „kow- boj”, modyfikując jego konotacyjny sens. Stworzył też niepowtarzalną ikonę Stanów Zjednoczonych, wykorzystywaną od tej pory nagminnie nie tylko w tekstach artystycznych lub paraartystycznych (powieściach, opowiadaniach, filmach, serialach telewizyjnych i komiksach), ale i w in- nego rodzaju działaniach, na przykład marketingowych (postać Marlboro Mana w kampaniach reklamowych marki Marlboro). To właśnie Wistero- wi kowboj zawdzięczał swoją nową amerykańską tożsamość i status zbio- rowego bohatera narodowego. Wirgińczyk odniósł wielki artystyczny i komercyjny sukces. Tylko w ciągu pierwszych dwóch miesięcy sprzedało się 50 000 egzemplarzy po-

763 O historii kowbojów w Meksyku i Stanach Zjednoczonych por. fragment mojej książki Twarze westernu, op. cit., s. 131–135. 326 Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni wieści, a autor był zasypywany listami od mieszkańców Zachodu, którzy komplementowali go za celność opisów, dodając często, że osobiście znali Wirgińczyka. Ogromna popularność dzieła Wistera zapoczątkowała modę na utwo- ry, których głównymi bohaterami byli kowboje764. Już w 1903 roku do amerykańskich księgarń trafiła głośna powieść Andy’ego Adamsa The Log of a Cowboy: A Narrative of the Old Trail Days765, przez wielu uważana za arcydzieło literatury o Dzikim Zachodzie766. Autor w młodości kilka razy uczestniczył w spędach bydła, na własnej skórze poznał więc wszystkie blaski i cienie życia kowboja. Będąc uważnym obserwatorem, zgromadził również ciekawy materiał, wykorzystany później w jego liczącej siedem tomów twórczości literackiej. Adams przyjmował przy tym zupełnie inną strategię pisarską niż Wi- ster. Ten ostatni mitologizował kowbojów, czyniąc z nich postacie „więk- sze niż życie”, a zarazem jeden z najważniejszych i najmocniej zakorzenio- nych w kulturze symboli Ameryki. Adams postępował inaczej – próbował przedstawić kowbojów jako ludzi z krwi i kości – szlachetnych i skłonnych do poświęceń oraz egoistycznych i aroganckich, odważnych i gotowych do ryzykowania własnym życiem oraz ostrożnych, by nie rzec tchórzli- wych, wesołych i smutnych, pełnych energii i konających ze zmęczenia, oszczędnych i rozrzutnych, marzących o lepszej przyszłości i z lubością przepuszczających ostatniego dolara. The Log of a Cowboy relacjonuje przebieg wielkiego, liczącego ponad 3200 kilometrów spędu bydła z miasteczka Brownsville nad rzeką Rio Grande w Teksasie, tuż przy granicy z Meksykiem, do rezerwatu Czarnych

764 Obrazowi kowboja w literaturze amerykańskiej poświęcone są m.in. następujące prace: Joe B. Frantz, Julian E. Choate, Jr., The American Cowboy: The Myth and the Reality, University of Oklahoma Press, Norman 1955; Don Graham, Old and New Cowboy Clas- sics, „Southwest Review” 65 (Summer 1980), s. 193–303; William W. Savage, Jr., The Cow- boy Hero: His Image in American History and Culture, University of Oklahoma Press, Nor- man 1979; C.L. Sonnichsen, From Hopalong to Hud: Thoughts on Western Fiction, Texas A&M University Press, College Station 1978; Lonn Taylor, Ingrid Maar, The American Cowboy…, op. cit.; Don D. Walker, Criticism of the Cowboy Novel: Retrospect and Re- flections, „Western American Literature” 11 (Winter 1977), s. 275–296; Max Westbrook, The Authentic Western, „Western American Literature” 13 (Fall 1978), s. 213–225. 765 Houghton Mifflin, Boston 1903. 766 O pisarstwie Andy’ego Adamsa por.: J. Frank Dobie, Andy Adams, Cowboy Chroni- cler, Southern Methodist University Press, Dallas 1926; Wilson Mathis Hudson, Andy Adams: His Life and Writings, Southern Methodist University Press, Dallas 1964; Wilson Mathis Hudson, Andy Adams: Storyteller and Novelist of the Great Plains, Steck-Vaughn, Austin 1967; A.L. Schafer, Andy Adams, Author, „True West”, December 1964. Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni 327

Stóp w północno-zachodnim rogu Montany. Przedsięwzięcie to trwało sześć długich miesięcy 1882 roku, a uczestniczyło w nim czternastu ludzi, prowadzących 3100 sztuk bydła. Kowboje do pomocy mieli 142 konie, po dziesięć na każdego człowieka, i dodatkowe dwa do dyspozycji foremana, czyli szefa (zarządcy) wszystkich poganiaczy. Wierzchowce te tworzyły sta- do, zwane z hiszpańska remudą767, prowadzone przez opiekuna i przewod- nika określanego mianem wranglera768). Narratorem, a zarazem głównym bohaterem powieści jest młodziutki Tom Quirk (porte-parole autora), któremu pracę przy spędzie załatwił starszy brat, Robert. Nie był to przy tym przejaw nepotyzmu, gdyż Tom- my miał zadatki na znakomitego kowboja. „Gdy miałem dwadzieścia lat – pisze o sobie narrator – w całej okolicy nie było lepszego ode mnie chłop- ca do krów”769. Nic więc dziwnego, że bez problemów otrzymał angaż, a jego pryncypał, niejaki Flood, oceniał go ze wszech miar pozytywnie. Do Tommy’ego fortuna uśmiechnęła się już przy rozdziale koni.

Miałem szczęście (…) dostać dobry zestaw wierzchowców – trzy gniadosze, trzy kasztany, dwa siwki, karego i myszatego. Kary był moim drugim wyborem i chociaż osobniki tej maści nie są zbyt wytrzymałe, mogą się długo obywać bez pożywienia i są dobrymi pływakami. Sąd ten potwierdził się w czasie podróży,

Zdj. 66. Spęd bydła (obraz Charlesa M. Russella z roku 1913)

767 Słowo „mudar” oznacza zmianę, zamianę. W tym przypadku chodzi o zmianę koni. Podczas jednego dnia kowboje często kilkakrotnie zmieniali konie, a jeszcze innych używali do jazdy nocnej. 768 Termin „wrangler” tłumaczony jest w języku polskim jako „kowboj”, ale w rzeczywi- stości oznaczał kowboja wyspecjalizowanego w pędzeniu, wypasie i pilnowaniu stad koni. 769 Andy Adams, The Log of a Cowboy…, op. cit., s. 7. 328 Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni

gdy używałem mojego karego, któremu nadałem imię Czarnuch (Nigger Boy), do nocnej jazdy i gdy razem przepływaliśmy przez głębokie koryta rzek770.

Koni użyczał poganiaczom właściciel pędzonego stada, lecz o ekwi- punek kowboje musieli zadbać we własnym zakresie. Najważniejsze były siodła, ważące od 15 do 20 kilogramów i robione zazwyczaj w Teksasie.

W parze z siodłami szły uzdy z wodzami długimi jak bruzdy zaoranej zie- mi i kosztownymi, bogato zdobionymi wędzidłami. Niezbędny płaszcz prze- ciwdeszczowy z impregnowanego brezentu znajdował się zawsze pod ręką, solidnie przywiązany do tylnego łęku siodła. Ostrogi były kwestią gustu. Naj- częściej wybierano ostrogi z długimi szyjkami i stępionymi głowicami. Jeśli jeź- dziec używał palcatu, wówczas albo rezygnował z ostróg, albo miał je zapięte, lecz z nich nie korzystał. Jeśli chodzi o sztylpy, to połowa naszej grupy w ogóle ich nie miała, gdyż w lecie było w nich zbyt gorąco. Nasi ludzie nigdy nie stosowali batów do poganiania bydła. Gdy wymagało tego bezpieczeństwo, popędzali krowy luźnym końcem lassa, co było bardziej humanitarne771.

Bydło uczestniczące w spędzie pochodziło z Meksyku. Przez kilka ty- godni wybierał je i znakował szef kowbojów Jim Flood. Stado składało się z dobrze utuczonych, jak na tę porę roku, osobników ras południowych, długonogich i długorogich, „potrafiących w biegu dorównać jeleniowi, a w zwykłym marszu koniowi”772. Właściwy spęd rozpoczął się 1 kwietnia 1882 roku.

Stado, rozciągnięte na przestrzeni trzech czwartych mili, z sześcioma kow- bojami jadącymi po jego lewej i sześcioma po prawej stronie, przypominało mitycznego węża lub chińskiego smoka i posuwało się naprzód krętym, po- dobnym do ślimaka, kursem. Dwóch jeźdźców, zwanych szpicą (point men), wysunęło się przed przodowników stada i, stosownie do okoliczności, podą- żając naprzód, krążąc, zbliżając się lub oddalając od gromady zwierząt, wy- znaczało kierunek ich wędrówki. Główna część stada ciągnęła za liderami jak armia w luźnym szyku marszowym, strzeżona przez kowbojów, zwanych swing men, jadących po obu stronach kolumny, czuwających nad szykiem bydła i pil- nujących, by żadna sztuka nie oddaliła się ani nie zgubiła773.

Podczas spędu praca kowbojów była ciężka i jednostajna. Wczesne pobudki przed nadejściem świtu, długie godziny spędzone na końskim

770 Ibidem, s. 14. 771 Ibidem, s. 15. Opisane przez Adamsa zachowanie nie było normą. Kowboje często brutalnie traktowali zwierzęta. Powszechną praktykę stanowiło zmuszanie krów do szyb- szego biegu przez sypanie im w oczy piasku lub łamanie ogonów. 772 Ibidem, s. 16. 773 Ibidem, s. 28. Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni 329

Zdj. 67. Znakowanie bydła (fotografia zatytułowana Branding Cattle at Wind River Agency)

grzbiecie, w piekącym słońcu i zacinającym deszczu, omdlewającym upale południa i przenikliwym chłodzie poranka, w poszukiwaniu zaginionych cielaków i na nocnej warcie, w chłoszczącym twarze wichrze i huku wyła- dowań atmosferycznych. Niekiedy jednak w tej nużącej monotonii pojawiały się elementy dra- matyczne, jak choćby paniczna ucieczka stada, które – ogarnięte irracjo- nalną histerią – wymykało się spod wszelkiej kontroli i stawało niebez- piecznym żywiołem dla próbujących uspokoić je kowbojów. Jak wyjaśniał narrator, takie zachowanie bydła, określane słowem stampede, „jest na- turalnym rezultatem trwogi. Nocą lub przy słabej widoczności błysk albo łoskot pioruna, przypadkowe potknięcie się konia, na którym porusza się sprawujący nocną wartę kowboj, bądź też zapach dzikiego zwierzęcia mogą w jednej chwili przerazić kilka krów, a strach ten łatwo udziela się całemu stadu, które wpada wtedy w najdzikszą panikę”774. Tak właśnie zdarzyło się na trasie relacjonowanego przez Adamsa spędu, jeszcze na terenie Teksasu. Ponieważ panowała susza, bydło od kilku dni nie mogło zaspokoić pragnienia. Gdy zapadła wyjątkowo ciemna i parna noc, narrator wraz z trzema kowbojami, Johnem „Oficerem”, „Buntowni-

774 Ibidem, s. 41. 330 Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni kiem” i „Kaznodzieją”, strzegł śpiącego, lecz wyraźnie zdenerwowanego i cierpiącego z braku wody, stada. Nagle koń „Oficera”, wpadłszy jednym z kopyt do nory pieska preriowego, potknął się i runął wraz z jeźdźcem na ziemię. Wypadek nastąpił kilkanaście metrów od leżących w trawie krów i wołów, które – przestraszone – natychmiast poderwały się do szaleńczej ucieczki. Rozpędzonego stada nie dało się zatrzymać, mimo że do pomocy przy- byli wkrótce pozostali kowboje, zaalarmowani rykiem bydląt i tętentem tysięcy kopyt uderzających w ziemię. Wszystko, co można było uczynić, to nie dopuścić do podziału stada na grupy. W tym celu należało zmusić zwierzęta do biegu prosto przed siebie, by potem sprawnie je zawrócić. Niestety, plan ten spalił na panewce. Nie dość, że stado rozdzieliło się na kilka części, to jeszcze sporo sztuk znalazło się w gąszczu krzaków, łamiąc z trzaskiem suche gałęzie i przy okazji dotkliwie się kalecząc. Przebycie bujnych chaszczy pozostawiło również ślady na twarzach poganiaczy. Nie- którzy z nich stracili także części garderoby: kapelusze, chusty oraz ręka- wy i kieszenie kurtek lub płaszczy. Dopiero pod wieczór następnego dnia udało się zebrać rozproszone stado i uformować z niego kolumnę, choć niewielkie grupy zagubionych zwierząt odnajdywano jeszcze przez całą kolejną noc. Przez kilka tygodni bydło nie sprawiało większych kłopotów. Problemy zaczęły się po minięciu siedmiu jezior Indian Lakes, gdy kolumna ludzi, koni, wołów i krów pokonywała całkowicie suchy, pozbawiony jezior, rzek, strumieni, a nawet oczek wodnych, sześćdziesięciomilowy odcinek Szlaku Zachodniego (Western Trail). Po trzech dniach bez wody stado stało się nerwowe i rozdrażnione. Idące na jego czele woły kilkakrotnie skręca- ły w różnych kierunkach i kowbojom ledwo udało się utrzymać porządek. Katastrofa nastąpiła nazajutrz.

Zwierzęta znów złamały szyk i, drepcząc oraz rycząc w gorączce i pragnieniu, utworzyły chaotyczną masę, którą nie dało się kierować. Poruszanie się tylko wzmagało ich cierpienie spowodowane upałem. W końcu, po kilku godzinach kotłowania się i przepychania, bydło zawróciło w kierunku, skąd przybyło, gdzie w odległości paru dni marszu znajdowały się Indian Lakes, jeziora pełne pitnej wody. Próby, by je zatrzymać, na nic się nie zdały. Zarzucaliśmy im lassa na łby, strzelaliśmy w powietrze i ziemię, lecz one nadal szły, ponure w połu- dniowym słońcu, ignorując wszelkie nasze wysiłki, by je powstrzymać. Docho- dziło do tego, że zdziczałe ze strachu woły wielokrotnie usiłowały atakować nasze konie. Stało się oczywiste, że nic nie powstrzyma stada, jechaliśmy więc spokojnie obok niego, pozwalając przodownikom utrzymywać wybrany przez nich kierunek. Szef kowbojów wydawał się początkowo oszołomiony rozwo- Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni 331

jem sytuacji. Szybko jednak doszedł do siebie i wyjawił nam swój plan. „Po- zostało nam zrobić tylko jedno – powiedział, gdy znaleźliśmy się obok siebie – szybko wrócić do Indian Lakes. Zwierzęta będą wędrować dzień i noc, a in- stynkt popchnie je do jedynego wodopoju, jaki znają. (…) Musimy utorować stadu drogę do jezior, gdyż woda to jedyna rzecz, która je zatrzyma. Dobrze, że bydło jest silne i pięć, sześć dni bez picia nie powinno zabić żadnej sztuki”775.

Po dotarciu do Indian Lakes krowy i woły, „wbrew naszym oczekiwa- niom, na początku piły bardzo mało, za to godzinami stały w wodzie. Po wyjściu na brzeg przez kolejne godziny leżały i wypoczywały, a potem, za- nim zaczęły się paść, znów piły. Pragnienie było mocniejsze od głodu”776. Dramatyczne wydarzenia na szlaku nie ograniczały się tylko do ucie- czek stada. Niebezpieczne bywały również przeprawy przez rzeki. Bo- haterowie The Log of a Cowboy przekonali się o tym po raz pierwszy, przekraczając wezbraną Brazos, tak głęboką, że i oni, i konie, i bydło, zamiast korzystać z tradycyjnego brodu, musieli wpław pokonywać bystry nurt. Spore wrażenie wywarł także na nich używany zaledwie od kilku lat bród na Rzece Czerwonej, zwany Doan’s Crossing. Chociaż funkcjonował on od niedawna, na brzegu znajdowało się pięć grobów, z których jeden miał nie więcej niż dziesięć dni. Świadczyły one wymownie o pułapkach czyhających na poganiaczy bydła, zwłaszcza gdy stan wody był wysoki, a prąd spieniony i wartki. Najbardziej zdradliwą przeszkodą wodną, jaką napotkali kowboje podczas spędu, okazała się jednak Canadian River777. Wprawdzie poziom wody nie był zbyt wysoki, ale na dnie rzeki zalegał grząski piasek, w któ- rym zapadało się wszystko, łącznie z ludźmi i zwierzętami.

Nasz szef pojechał naprzód sprawdzić bród, a gdy wrócił, stwierdził, że nie da się przeprawić jednocześnie całego stada, lecz będziemy musieli podzielić je na mniejsze grupy. Gdy po przebyciu trzech mil dotarliśmy do rzeki, skręcili- śmy w kierunku sąsiedniego strumienia i w nim napoiliśmy bydło. Uczyniliśmy tak wbrew naszej dotychczasowej praktyce, gdyż zazwyczaj chcieliśmy, aby zwierzęta były spragnione, gdy docieraliśmy do przeprawy. Tym razem było inaczej: każda krowa, która zatrzymałaby się podczas pokonywania Canadian River, skazałaby się na unieruchomienie w mulistym piasku, z którego nie by- łoby już ucieczki778.

775 Ibidem, s. 63–64. 776 Ibidem, s. 65. 777 Adams nazywa ją South Canadians River w celu łatwiejszego odróżnienia od North Canadian River. 778 Andy Adams, The Log of a Cowboy…, op. cit., s. 159. 332 Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni

Kowboje postanowili przeprawić na początek dwieście sztuk bydła, które oddzielili od stada i wprowadzili do mętnej wody.

Nim zwierzęta przebyły 50 stóp, instynkt ostrzegł je przed niepewnym opar- ciem dla nóg. Próbując zawrócić, zatrzymały się na moment i zaczęły drep- tać w miejscu. To spowodowało, że kilka ciężkich wołów poczęło się zapa- dać w ruchomym dnie. Wkrótce dwadzieścia sztuk bydła zostało złapanych w bezlitosny uchwyt grząskiego piasku. Zwierzętom, które mogły się ruszać, pozwoliliśmy powrócić do stada, a całą uwagę skupiliśmy na tych sztukach, które ugrzęzły, tym bardziej że wiele z nich było bliskich utonięcia. Wysłaliśmy kilku chłopców do wozu po nasze ciężkie lassa i parę koni, sami zaś, obna- żeni do pasa, brodziliśmy w rzece, badając z bliska sytuację. Mieliśmy spore doświadczenie w obchodzeniu się z unieruchomionym bydłem, lecz nigdy nie spotkaliśmy się z tak zwodniczym grząskim piaskiem. Gdy poruszaliśmy się po dnie, wydawało się ono solidne, jednak tylko tak długo, dopóki nie zatrzyma- liśmy się. Wówczas zapadaliśmy się jak w trzęsawisku. Siła wciągająca piasku była tak duża, że w czwórkę nie byliśmy w stanie oswobodzić zakopanego ogo- na wołu. Gdy wreszcie, ryjąc wokół niego na długość ramienia, uwolniliśmy go, w ciągu minuty, pod wpływem własnego ciężaru, znów zagrzebywał się w piasku. By rozwiązać ten problem, zwinęliśmy ogony wszystkich uwięzio- nych w rzece wołów i związali je miękkimi lassami. Gdy przybyły nasze ciężkie lassa, podzieliliśmy się na dwie grupy i przystąpiliśmy do prac ratunkowych. Jedna grupa umocowała na brzegu ciężkie lasso i przywiązała do niego pięć lub sześć lekkich. Tymczasem pozostali próbowali rozkołysać woły, ryjąc jednocze- śnie rękami piasek wokół ich nóg, by zawiązać sznury na pęcinach lub, jeszcze lepiej, przeciągnąć je przez szczeliny w racicach. Ciągnąc za sznury, można było z wielkim trudem wydobyć z piasku i szlamu uwięzione tam kończyny zwierząt. Trzeba było jednak się spieszyć, by piasek wokół nich nie stężał779.

Dużą pomocą w akcji ratowania bydła okazały się konie. Tylko ich siła i determinacja kowbojów sprawiły, że woły i krowy znalazły się bezpiecz- nie na brzegu. Ostatnia sztuka trafiła tam już po zmroku. Poganiacze byli zmęczeni, ale pełni optymizmu. Następnego dnia kowboje rozdzielili się na dwie grupy i ruszyli w dół oraz w górę rzeki, by wyszukać inny, bezpieczniejszy bród. Flood znalazł odpowiednie przejście jakieś pół mili dalej, podążając w kierunku prze- ciwnym do nurtu rzeki. Sprawdziwszy ukształtowanie dna, poganiacze wydzielili ze stada około stu sztuk bydła i rozpoczęli przeprawę. Wokół zwierząt uwijało się dziesięciu jeźdźców, a Flood krzątał się z przodu. Mimo wzmożonych wysiłków i pośpiechu w wodzie pozostało dwanaście najcięższych wołów, które ugrzęzły w bagnistym dnie.

779 Ibidem, s. 159–161. Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni 333

Dalszej przeprawy nie można było jednak zaniechać. Flood wpadł na pomysł, by pozostałą część stada zmusić do szybkiego biegu, co zwiększa- ło szanse bezpiecznego przebycia Canadian River. Kowboje wykonali ten plan. Jak pisał Andy Adams:

Im bardziej zbliżaliśmy się do rzeki, tym bardziej przyspieszaliśmy, aż wreszcie wpadliśmy do wody. W kilku miejscach, w których rozciągały się kanały, nie mogliśmy zmusić do szybszego biegu ani bydła, ani własnych koni ze względu na głębokość nurtu. Lecz gdy dotarliśmy do prawdziwie niebezpiecznych mie- lizn, poczęliśmy popędzać zwierzęta harapami. (…) Rzeka miała co najmniej trzysta jardów szerokości i gdy znaleźliśmy się na przeciwległym brzegu, nasze konie były tak wyczerpane, że pozwoliliśmy im wypocząć. Przegląd wykazał, że w grząskich piaskach utknęło piętnaście sztuk bydła780.

Przez kilka godzin trwała akcja ratowania uwięzionej rogacizny „i dwie godziny przed zachodem słońca ostatnie zwierzę zostało uwolnione”781. Jeśli wierzyć Adamsowi, najwięcej kłopotów podczas spędu sprawia- ło kowbojom przekraczanie rzek, a nawet mniejszych strumieni. Poziom wody bywał w nich bardzo zmienny i zależał od wielkości wiosennych opadów oraz aktualnej pogody. Niekiedy problemy pojawiały się niespo- dziewanie i nie dało się ich wcześniej przewidzieć. Tak właśnie rzecz się miała z potokiem Big Buggy. Obfite czerwcowe deszcze sprawiły, że wąska i płytka zazwyczaj rzeczka okazała się nie do przebycia. Doświadczyli tego na własnej skórze poganiacze niejakiego Milleta, którzy próbując sfor- sować tradycyjny bród, stracili od czterdziestu do pięćdziesięciu wołów i musieli zawrócić. Po tym niepowodzeniu przeprowadzili rekonesans w górę i w dół strumienia, lecz nie znaleźli bezpiecznego przejścia. Sytuacja wyglądała dramatycznie, tym bardziej że tymczasem nadciąg- nęło kolejne, trzecie już stado, liczące 2800 sztuk bydła i prowadzone przez rezolutnego i pomysłowego młodzieńca, Pete’a Slaughtera. To właśnie on wymyślił, by nad Big Buggy przerzucić most. Ścięto liczne drzewa, a kowbo- je przez wiele godzin pracowali w pocie czoła. Wreszcie konstrukcja została ukończona i tego samego dnia przeszło po niej ponad 9000 wołów i krów. Niefortunna okazała się również przeprawa przez North Platte, choć początkowo nic nie wskazywało na problemy. Bród znajdował się w miej- scu zwanym Czterdzieści Wysp. Określenie to dobrze opisuje topografię przeprawy: wiele różnej szerokości i głębokości kanałów poprzedzielanych piaszczystymi łachami, częściowo porośniętymi amerykańskimi topolami.

780 Ibidem, s. 164–165. 781 Ibidem, s. 166. 334 Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni

Zdj. 68. Przeprawa bydła przez rzekę (fotografia A. Gardnera z roku 1867 roku, zatytułowana Cattle Crossing the Smoky Hill River at Ellsworth)

Stado, przy którym pracował Tom Quirk, spotkało się tam ze stadem pro- wadzonym przez Wade’a Scholara i jego ludzi. Obie grupy zgodnie z sobą współpracowały. Wkrótce jednak wydarzył się tragiczny wypadek.

(…) gdy ostatnie dwieście lub trzysta sztuk bydła przedostało się z pierwszej wyspy na drugą, a ludzie pracujący z tyłu zaczęli przepływać kanał, wśród ogólnej wesołości usłyszałem krzyk przepełniony strachem i przerażeniem. Śmiertelna cisza ogarnęła jeźdźców w rzece i dostrzegłem tych znajdujących się na łasze piasku najbliżej mnie pędzących w dół wąskiej wyspy i zanurzających się w środkowym kanale. Potem uświadomiłem sobie, że ktoś potrzebował pomocy. Wskoczyłem konno do rzeki i dotarłem do miejsca wypadku. Wierz- chowce i ludzie płynęli z prądem w dół kanału, a pobladłe twarze jeźdźców jasno świadczyły o tym, że jeden z naszych towarzyszy znalazł się pod wodą, o ile nie utonął. Wszyscy mieli nadzieję, że ktokolwiek to był, wynurzy się na powierzchnię i będzie mu można przyjść z pomocą782.

Wkrótce okazało się, że pechowcem był Wade Scholar, szef kowbojów pędzących drugie stado.

782 Ibidem, s. 297–298. Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni 335

Przeszukaliśmy każde pofałdowanie terenu, każdy fragment brzegu, lecz nie znaleźliśmy niczego poza jego kapeluszem. W bałaganie, jaki zapanował po wypadku, pierwszy zdolność logicznego myślenia odzyskał Flood, rozkazu- jąc nam przedostać się na drugi brzeg rzeki i jechać wzdłuż jej nurtu, a także przeszukać inne wyspy. Wszyscy zastanawialiśmy się, jak mogło dojść do nie- szczęścia. Koń nie utopiłby się tak łatwo. Wszystko wskazywało więc na to, iż wierzchowiec Scholara musiał się zaplątać w cugle lub że jeździec trzymał się go kurczowo w śmiertelnym uchwycie i pociągnął za sobą na dno783.

Wreszcie, po długich poszukiwaniach, na jednej z wysp znaleziono zwłoki Scholara. „Ciało leżało twarzą ku górze w półmetrowym wirze wodnym. Do jego klatki piersiowej przymocowaliśmy lasso. Flood popro- sił mnie, bym odholował nieboszczyka na brzeg. Tam został wyciągnięty z wody i ułożony na brezencie, który posłużył jako nosze”784. Scholar zo- stał pochowany „w pobliżu porośniętego trawą kopca, gdzie znajdowały się już dwie mogiły”785. Największym zagrożeniem dla bydła i kierujących nim kowbojów były nieposkromione siły przyrody. Niebezpieczni okazywali się jednak czasa- mi także ludzie. Woły i krowy miały sporą wartość, nic więc dziwnego, że znajdowali się chętni, którzy chcieli zagarnąć całe stada albo ich części. Takich właśnie amatorów cudzej własności bohaterowie powieści Adamsa spotkali nad rzeką Kolorado786. Dwudziestodwuosobowa grupa złodziei, prowadzona przez niejakiego Eda Wintera, usiłowała skraść, a właściwie wymusić oddanie pięćdziesięciu sztuk bydła. Kowbojom pomógł oddział Strażników Teksasu pod dowództwem Joego Hamesa, który aresztował wszystkich rabusiów i odstawił ich do najbliższego miasteczka, gdzie sta- nęli przed sądem. Niezbyt przyjemne bywały również spotkania z Indianami, choć mi- nęły już czasy, gdy stanowili oni prawdziwe zagrożenie. W 1875 roku amerykańska armia ostatecznie pokonała w tak zwanej wojnie nad Rze- ką Czerwoną (Red River War) Komanczów, Kiowa, Czejenów i Arapaho,

783 Ibidem, s. 298. 784 Ibidem, s. 301. 785 Ibidem, s. 302. 786 Chodzi o rzekę przepływającą w całości przez Teksas i mającą 1387 kilome- trów długości. Oprócz niej w Stanach Zjednoczonych znajduje się jeszcze inna, dłuższa (2334 kilometrów) i sławniejsza rzeka o tej samej nazwie. Przebiega przez stany: Ko- lorado, Utah, Arizona, Nevada, Kalifornia oraz przez terytorium Meksyku. Jest znana z malowniczego Wielkiego Kanionu Kolorado. 336 Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni zmuszając ich do osiedlenia się w rezerwatach787. Od tej pory Indianie nie atakowali otwarcie uczestniczących w spędach kowbojów, lecz gdy nada- rzała się okazja, usiłowali przywłaszczyć sobie pewną liczbę sztuk bydła. Z taką właśnie presją ze strony tubylców zatknęli się bohaterowie The Log of a Cowboy na nowym odcinku Szlaku Zachodniego, „który był używany dopiero od roku czy dwóch”788, mniej więcej 40 mil (około 65 kilome- trów) od Doan’s Crossing na Rzece Czerwonej. Komancze mieszkający w pobliskiej wiosce dojrzeli kolumnę pędzonego bydła i około stu z nich, w towarzystwie kobiet, wyruszyło na jej spotkanie.

Nie zatrzymaliśmy stada ani nie skręciliśmy ze szlaku. Gdy jednak pierwsze krowy zbliżyły się na odległość kilkuset jardów do Indian, jeden z nich, naj- wyraźniej wódz całej grupy, podjechał naprzód i podniósł jedno ramię, jakby nakazując nam zatrzymać się. Na widok jaskrawo przystrojonego ducha by- dło zboczyło ze szlaku, a ja i Flood podjechaliśmy do wodza, wyciągając ręce w przyjaznym pozdrowieniu789.

Wódz nie mówił ani słowa po angielsku. Na szczęście wśród czerwo- noskórych znajdowało się dwóch młodych Apaczów renegatów, którzy dobrze znali hiszpański i pełnili funkcję tłumaczy. Z hiszpańskiego na an- gielski i z angielskiego na hiszpański przekładali natomiast Quirk i kowboj o przezwisku „Quarternight”. Rozmowę zagaił Flood, chcąc poznać cel wizyty Indian.

Gdy jego pytanie zostało przetłumaczone, wódz zrzucił koc z ramion i zsiadł z konia. Był pięknym okazem tubylca z Wielkich Równin, wysokim na sześć stóp [około 183 centymetrów], doskonale zbudowanym i w kwiecie wieku. Wyglądał w każdym calu na wodza i był urodzonym oratorem. Na początku swojej tyrady stwierdził, że cała kraina w zasięgu wzroku należy do Koman- czów jako ich tereny łowieckie, czyniąc tym sposobem aluzję, że jesteśmy in- truzami. Dalej mówił o wielkiej rzezi bizonów dokonanej przez białych my- śliwych, którzy doprowadzili jego naród do biedy i głodu. Rozwodził się nad

787 Na temat wojny nad Rzeką Czerwoną por.: J. Brett Cruse, Battles of the Red River War: Archeological Perspectives on the Indian Campaign of 1874, Texas A&M University Press, Galveston 2008; James L. Haley, The Buffalo War: The History of the Red River In- dian Uprising of 1874, Doubleday, Garden City 1976; Samuel C. Gwynne, Empire of the Summer Moon: Quanah Parker and the Rise and Fall of the Comanches, the Most Power- ful Indian Tribe in American History, Scribner, New York: 2010; Pekka Hämäläinen, The Comanche Empire, op. cit. 788 Andy Adams, The Log of a Cowboy…, op. cit., s. 136. 789 Ibidem, s. 136–137. Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni 337

faktem, że zawsze pragnął pokoju z białymi, lecz wielu młodych wojowników, pragnąc wojny, opuściło go790.

Teraz wódz sformułował żądanie, które wieńczyło jego wywód: „pozwoli nam przejść przez swoje ziemie w zamian za dziesięć krów”791. Sytuacja nie była komfortowa. Indianie wielokrotnie przewyższali li- czebnością kowbojów i wszyscy nosili broń. Szczęśliwie umiejętnościami negocjacyjnymi wykazał się Flood. Starannie unikając jakichkolwiek na- wiązań do ultimatum wodza, zapytał go o odległość do Fortu Sill i Fortu Elliot oraz o czas potrzebny na dotarcie stamtąd kawalerii. Dalej mówił, że

(…) gdy przed miesiącem pędzono tędy stado, niektórzy źli Indianie okazali jawną wrogość: zabrali wiele sztuk bydła, zabili je i zjedli. Wielki wódz bia- łych w Waszyngtonie był bardzo zirytowany i postanowił, że jeżeli choć jeden wół zostanie zabrany i zabity przez złych Indian, wyśle żołnierzy z fortów, by ochraniali bydło, nawet gdy jego właściciele pędzą je przez indiański rezer- wat. (…) Flood poinformował wodza, że wielki wódz w Waszyngtonie po- stanowił podarować całe nasze stado mieszkającym w Montanie Indianom ze szczepu Czarnych Stóp, ponieważ są dobrymi Indianami i od kapłanów oraz nauczycieli uczą się zwyczajów białego człowieka. Na prośbę naszego szefa oświadczyliśmy wodzowi, że za przywilej przejścia przez jego tereny nie mamy obowiązku ofiarować mu ani jednej krowy, lecz jeśli kobiety są głodne, dosta- nie dwie sztuki bydła792.

Po dalszych pertraktacjach Flood zgodził się sprezentować Indianom jeszcze jedną krowę. Czerwonoskórzy zabrali swą „zdobycz” i popędzili ją do wioski, ciesząc się jak dzieci na czekającą ich ucztę. W dalszej drodze Quirk i jego towarzysze nie natknęli się już na In- dian. Dopiero 8 sierpnia, u celu wędrówki, nieopodal Blackfoot Agency, zobaczyli

(…) liczną grupę jaskrawo przystrojonych mężczyzn i kobiet ze szczepu Czar- nych Stóp, którzy wyjechali nam na spotkanie. Na stado czekali od kilku ty- godni i nasze przybycie uradowało ich niezmiernie. Dlatego tłumnie przybyli do agencji z okolicznych wiosek. Pod względem fizycznym prezentowali się wspaniale. Lecz hiszpański, którego ja i Quarternight próbowaliśmy używać w kontaktach z nimi, był dla nich kompletnie niezrozumiały, podobnie jak my nie rozumieliśmy ich bełkotu793.

790 Ibidem, s. 137–138. 791 Ibidem, s. 138. 792 Ibidem, s. 139. 793 Ibidem, s. 373–374. 338 Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni

Szlak, którym bohaterowie The Log of a Cowboy pędzili bydło, prze- biegał w pobliżu Dodge City w Kansas oraz Ogallala w Nebrasce, legen- darnych „krowich” lub „bydlęcych” miast (cow towns lub cattle towns), których powstanie i rozwój w drugiej połowie dziewiętnastego wieku wy- nikały z ogromnej roli, jaką odgrywały w handlu bydłem. Zwłaszcza ta pierwsza miejscowość, zwana „królową bydlęcych miast” (queen of the cattle towns), budziła niezdrową ekscytację kowbojów. W czasie, w któ- rym rozgrywa się akcja powieści, Dodge City, usytuowane przy Szlaku Chisholma (Chisholm Trail) i Szlaku Zachodnim (Western Trail), stanowiło siedlisko grzechu i występku. Licząc jedynie 700 stałych mieszkańców, spragnionym rozrywek przybyszom oferowało 14 saloonów, wiele tanc- bud i domów gry oraz usługi 47 prostytutek. Było także miejscem nie- bezpiecznym, gdzie wielu traciło nie tylko pieniądze, lecz również życie. Gdy Flood pozwolił Quirkowi i jego kolegom zabawić się w Dodge City, wręczając każdemu z nich po 25 dolarów w złocie, stary ranczer McNulta studził ich rozpalone głowy.

Bywałem w Dodge każdego lata od 1877 roku – mówił – i mogę dać wam, chłopcy, kilka rad. Dodge jest jedynym miastem, gdzie przeciętny „zły czło- wiek” Zachodu794 nie tylko znajdzie równych sobie, ale i lepszych. Łowcy bi- zonów i kowboje protestowali przeciwko żelaznym rządom stróżów prawa i niemal każdy taki protest kosztował ludzkie życie. Niech się wam nie wydaje, że możecie konno wjechać do saloonu lub strzelać do lamp w Dodge (…). Chcę więc was ostrzec, byście się zachowywali przyzwoicie. Możecie nosić w mieście swoje sześciostrzałowce, lecz lepiej zostawcie je w pierwszym miej- scu, gdzie się zatrzymacie, hotelu, stajni lub sklepie. A gdy będziecie opusz- czać miasto, odbierzecie swoje rewolwery, ale nie strzelajcie podczas jazdy. Zapomnijcie o tym. Większość kowbojów myśli, że zakaz strzelania w mieście narusza ich prawa. Może tak faktycznie jest. Pamiętajcie jednak, że wasze sze- ściostrzałowce nie dorównują winchesterom i karabinom na gruby śrut, a stró- że prawa w Dodge są cholernie odważni i już nieraz stawiali czoło niebezpie- czeństwom795.

Adams przytacza imponującą listę osób strzegących w Dodge City ładu i spokoju w okresie spędów bydła. Znaleźli się na niej bracia Ed, Jim i „Bat” Mastersonowie, Wyatt Earp, Jack Bridges, „Doc” Holliday796,

794 Tak zwany bad man. Termin „rewolwerowiec” (gunfighter lub gunslinger) nie wszedł jeszcze wówczas do powszechnego użycia. 795 Andy Adams, The Log of a Cowboy…, op. cit., s. 191. 796 To zapewne błąd merytoryczny. „Doc” Holliday nigdy nie był stróżem prawa. Po- magał wprawdzie braciom Earpom, uczestnicząc między innymi w słynnej strzelaninie Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni 339

Charles Bassett, William Tillman, „Shotgun” Collins, Joshua Webb, A.B. Webster i „Mysterious” Dave Mather. Młodzi kowboje początkowo stosowali się do mądrych rad McNulty. Pili wstrzemięźliwie, uprawiali hazard z umiarem i rozwagą, a kobiety lekkich obyczajów pozostawili w spokoju. W końcu jednak puścili wodze fantazji i wdali się w awanturę, która o mało nie skończyła się tragicznie. Tom Quirk z kompanami bawił się w tancbudzie „Lone Star”. Quince Forrest wygrał nieco wcześniej sporo pieniędzy i teraz, będąc w dosko- nałym humorze, raczył się obficie whiskey i tańczył do upadłego. Pod koniec kadryla „dał upust swej radości, wznosząc tradycyjny okrzyk Ko- manczów”797. Nie spodobało się to pilnującemu porządku ochroniarzo- wi, który w niewybrednych słowach zrugał Quince’a, odgrażając się, że wyrzuci go z lokalu. „Forrest stał jak sparaliżowany i nie zareagował na złorzeczenia, siłą fizyczną nie dorównywał bowiem ochroniarzowi, który ponadto był uzbrojony i nosił gwiazdę stróża prawa”798. Mimo tego incy- dentu wszyscy bawili się nadal, tylko Quince i Buntownik opuścili tanc- budę. Około północy zjawił się Kaznodzieja i poprosił, by przebywający w „Lone Star” kowboje, nie zwracając niczyjej uwagi, wyszli i udali się do stajni. Tam czekali już pozostali kompani. Wszyscy dosiedli koni i ruszyli w kierunku obozu. Jak pisał dalej Adams:

Na skraju miasta zatrzymaliśmy się. – Wracam do tej tancbudy – rzekł Forrest – i zatańczę w końcu z tym damskim pastuchem. Nikt nie będzie mi ubliżać, choćby nosił sto gwiazd. Jeśli ktoś z was nie chce mi towarzyszyć, niech rusza prosto do obozu, lecz chciałbym, żeby pojechali ze mną wszyscy. Gdy zrobię swoje, reszta niech rozwali lampy w tej dziupli799.

Kowboje podjechali do pustej parceli na tyłach „Lone Star”.

Honeyman miał pilnować koni. Reszta z nas zdjęła pasy (…), a broń ukryli- śmy za paskami spodni. Gdy weszliśmy do tancbudy, wciąż była wypełniona hulakami. (…) Ochroniarz krążył po sali. Quince stanął przed nim. Nie mar- nował słów. Lufa rewolweru błysnęła w świetle lampy i ochroniarz, uderzo- ny sześciostrzałowcem, upadł jak długi. Nim oszołomieni świadkowie zdążyli zareagować, pięć rewolwerów zostało wycelowanych w sufit. Lampy zgasły już po pierwszych strzałach. Przepychając się przez tłoczących się mężczyzn w O.K. Corral, ale było to nieco później i wydarzyło się w Tombstone w Arizonie, a nie w Dodge City. 797 Andy Adams, The Log of a Cowboy…, op. cit., s. 204. 798 Ibidem, s. 204. 799 Ibidem, s. 205. 340 Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni

i krzyczące kobiety, wybiegliśmy na zewnątrz i w ciągu minuty siedzieliśmy już w siodłach800.

Kowboje zamierzali wracać do obozu. Ponieważ jednak wciąż nie opa- dły z nich emocje, będące swoistą mieszaniną złości i dumy z udanej akcji, postanowili przejechać jeszcze raz przez miasto. Ktoś wystrzelił pierwszy i wkrótce wszyscy zaczęli strzelać w powietrze. Rychło ogniem odpowie- dzieli stróże prawa, a „kule świstały zbyt blisko, by dodawać nam otuchy”801. Wszystko skończyło się wszakże dobrze. Kowboje bezpiecznie powró- cili do obozu, choć Quince Forrest, pod którym padł zraniony w strzela- ninie koń, dotarł tam dopiero w południe następnego dnia. Prawie równie niebezpieczne co Dodge City było miasteczko Ogallala w Nebrasce. Adams opisywał je w ten sposób:

W dolinie Południowej Platte usadowiło się Ogallala, Gomora szlaków spę- du bydła802. Nie było tam kościoła, za to działało wiele tancbud, domów gry

Zdj. 69. Kowboje sieją niepokój w miasteczku (obraz Charlesa M. Russella z roku 1907, zatytułowany A Quiet Day in Utica)

800 Ibidem, s. 205–206. 801 Ibidem, s. 207. 802 Osada leżała przy trzech szlakach: Chisholma, Zachodnim i Fletchera (Fletcher’s Route). Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni 341

i saloonów. Wszyscy znaliśmy reputację miasta, a większość z naszej kompanii była w nim wcześniej. To tutaj Joel Collins pędził dla ojca i brata stado bydła i po sprzedaniu go w Black Hills przegrał w karty wszystkie pieniądze. Pięciu lub sześciu jego towarzyszy wróciło z nim do Ogallala. Będąc bez grosza, po- stanowili wzbogacić się kosztem kompanii kolejowej. Pojechali 18 mil w górę rzeki do Big Springs i obrabowali pociąg oraz pasażerów, zdobywając 60 000 dolarów w złocie. Następnego dnia byli w Ogallala, spłacając długi i pod- kuwając konie. Partnerem Collinsa był Sam Bass. Pod jego przywództwem, dopóki nie zginął następnej wiosny z rąk Strażników Teksasu, banda dokonała licznych śmiałych napadów na banki i pociągi803.

Ogallala oferowała przybyszom mnóstwo atrakcji. Ledwie Quirk z to- warzyszami wjechali do miasta, mogli obserwować emocjonujący wyścig jeźdźców odbywający się na głównej ulicy. W chwilę później zorganizo- wano naprędce zawody w grze na skrzypcach, w których udział wzięli murzyński kucharz jednej z wracających do Teksasu grup kowbojów oraz miejscowy żebrak. Obaj mieli zagrać walca, jakiś skoczny taniec i utwór kościelny. Wokół wykonawców zebrał się różnobarwny tłum, a ludzie za- kładali się o to, kto zostanie zwycięzcą. W składzie jury znaleźli się Quirk, młodzieniec o rudych włosach i barman z pobliskiego saloonu. Wydali oni salomonowy wyrok, nie wskazując triumfatora. Nie minęła jeszcze konsternacja widzów, gdy w restauracji po drugiej stronie ulicy rozległy się strzały i wszyscy uczestnicy zgromadzenia na- tychmiast zwrócili wzrok w tamtą stronę.

Przy drzwiach utworzyło się zbiegowisko, a wtedy z budynku wyszedł szeryf. – Nic się nie stało – powiedział. – Tylko paru kowbojów, którzy się trochę upi- li, jadło suszone śliwki i jeden z nich poprosił o dokładkę. Gdy kelner zażarto- wał z niego, mówiąc, że chyba więcej śliwek już mu się nie zmieści w żołądku, chłopak kilka razy strzelił w jego kierunku, by nauczyć go grzeczności wobec nieznajomych. Ale kowboj nie wyrządził nikomu żadnej krzywdy, ponieważ ledwie trzymał się na nogach804.

Resztę wolnego czasu w Ogallala Quirk i jego koledzy – Kaznodzieja, Oficer i Buntownik – spędzili, włócząc się po mieście i popijając whiskey. Wreszcie trafili do domu hazardu „Black Elephant”. Tam wciągnęła ich prymitywna, ale bardzo popularna na całym Zachodzie gra karciana, zwa- na monte lub three-card monte. Przy stoliku zabawili wiele godzin. Emocji nie zabrakło, a szczęście im sprzyjało. Wygrali w sumie 1400 dolarów,

803 Andy Adams, The Log of a Cowboy…, op. cit., s. 259–260. 804 Ibidem, s. 268. 342 Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni co jak na owe czasy stanowiło całkiem poważną sumę. W końcu powrócili do obozu, nieco zmęczeni, lecz gotowi do pracy. Relacjonując pobyt swoich bohaterów w Ogallala, narrator The Log of a Cowboy zwracał uwagę na smutny los kobiet pracujących w tancbudach, saloonach i domach hazardu, a także pospolitych burdelach.

Można tu było zobaczyć upadłe niewiasty w każdym wieku. Od nastolatek prowadzących życie pełne grzechu i wstydu po awanturnice, które kiedyś były młode i piękne, obecnie zaś przestały być komukolwiek potrzebne i są gotowe na ostatnią dawkę opium oraz orzeczenie koronera – wszystkie w błyskotkach i umalowane, niedbale prezentujące swe wdzięki805.

Dodge City i Ogallala były miastami-symbolami, cieszącymi się złą sła- wą i wielokrotnie opisywanymi w utworach literackich, wspomnieniach oraz pracach historycznych. Prawie nieznana opinii publicznej była nato- miast osada Frenchman’s Ford, w której pobliżu przebiegała trasa spędu.

Miasteczko nie przypominało żadnego innego – pisał Adams. – Dwie trzecie mieszkańców koczowało w namiotach. Ogromna ilość bizonich skór suszyła się w słońcu lub, zwinięta w bele, czekała na transport do portów nad rze- ką Missouri. Wielkie karawany wozów obozowały na skraju osady, inne zaś przebywały w mieście, ładując lub rozładowując towar. Woźnice zaprzężonych w woły furgonów włóczyli się ulicami i zapełniali saloony oraz gniazda hazar- du. Spotykani ludzie pochodzili z różnych stron świata, a w tłumie można było usłyszeć prawie wszystkie języki. Przechadzający się mężczyźni byli wspania- łymi typami pionierów: łowcami bizonów, woźnicami i wędrowcami przemie- rzającymi prerie. Prezentowali się malowniczo, choć nie tak efektownie, jak malują ich współcześni artyści. Indianie mówili kompletnie niezrozumiałym żargonem, a ich kobiety spacerowały koślawymi ulicami owinięte w jaskrawe koce i czerwony perkal. Jedynym dostrzegalnym elementem cywilizacji był obóz inżynierów prowadzących pomiary dla kolei Northern Pacific806.

W Frenchman’s Ford doszło do jednego z bardziej dramatycznych wy- darzeń w czasie całego spędu: pojedynku rewolwerowego między Bun- townikiem i długowłosym mężczyzną odzianym w strój ze skór kozłów, prawdopodobnie hazardzistą. Poszło o różnice w ocenie osoby generała Ulyssesa Granta i szerzej – kontrowersje wokół wojny secesyjnej. W poje- dynku odbywającym się w saloonie lepszym strzelcem okazał się Buntow- nik. „Miałem satysfakcję – powiada narrator – widząc jego [Buntownika] długowłosego adwersarza, chwiejącego się na nogach, strzelającego z re-

805 Ibidem, s. 261. 806 Ibidem, s. 334–335. Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni 343 wolwerów w sufit oraz padającego z łoskotem w butelki i kieliszki stojące za barem”807. Po dostarczeniu bydła do Blackfoot Agency bohaterowie The Log of a Cowboy udali się w powrotną drogę do Teksasu. Konno dotarli do mia- steczka Silver Bow w Montanie. Dalszą podróż mieli odbyć pociągiem, najpierw do Omaha w Nebrasce, a potem do Teksasu. W Silver Bow mu- sieli się pożegnać ze swymi wierzchowcami, które sprzedano miejscowym ranczerom. Ostatnie partie powieści Adamsa są swoistym hołdem odda- nym wiernym towarzyszom kowbojów.

Nigdy w życiu (…) nie przeżywałem tak głęboko rozstania z koniem jak tego wrześniowego wieczoru w Montanie. Na szlaku przyjaźń człowieka i jego wierzchowca ma wymiar niemal ludzki. Gdy cierpi człowiek, cierpi także jego koń – pędząc w deszczu, przepływając rzeki w dzień, mknąc na przedzie spłoszonego bydła nocą, zawsze lojalny, zawsze pełen dobrej woli i zawsze cierpliwie znoszący każdą niewygodę, od wyczerpujących godzin pod siodłem po udrękę pragnienia. Podczas spędu liczącego prawie trzy tysiące mil sce- mentowane zostały wszystkie więzi łączące człowieka i rumaka. Nasze konie okazały się najdzielniejszymi stworzeniami. Ich kości mogą teraz bieleć w ka- nionach, lecz ludzie, którzy je wówczas znali, nigdy nie zapomną ani ich, ani roli, jaką odegrały w tym długim i trudnym przedsięwzięciu”808.

Pisałem już, że The Log of a Cowboy uchodzi nie tylko za najwybit- niejsze dzieło Andy’ego Adamsa, ale i za utwór ważny dla literatury ame- rykańskiej początków dwudziestego wieku. Jego walory nie ograniczają się do interesującej i trzymającej w napięciu fabuły. Biorąc pod uwagę brak formalnego wykształcenia autora, podziw musi budzić jego prosty i dosadny, a jednocześnie finezyjny styl, pełna humoru narracja oraz in- dywidualizacja postaci przedstawionych. Oryginalna jest też kompozycja dzieła. Tok akcji bywa często przerywany opowieściami poszczególnych dramatis personae snutymi na ogół wieczorami przy obozowym ognisku. Owe historie, będące samodzielnymi, zamkniętymi jednostkami narracyj- nymi, pełnią nie tylko funkcję retardacyjną i – ewentualnie – poznawczą. Pomagają również subtelnie i wnikliwie charakteryzować bohaterów, two- rząc ich pełne wdzięku, a jednocześnie bardzo przekonujące portrety. Dla historyka i antropologa, przede wszystkim zaś dla językoznawcy The Log of a Cowboy stanowi istną kopalnię wiedzy o osobliwym żar- gonie używanym w dziewiętnastym wieku przez kowbojów z Teksasu.

807 Ibidem, s. 344. 808 Ibidem, s. 382. 344 Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni

Właśnie ze względu na obecność specyficznego słownictwa, idiomów oraz konstrukcji gramatycznych, dzisiaj już niestosowanych, tekst Adamsa jest trudny w odbiorze dla współczesnego czytelnika, zwłaszcza takiego, dla którego angielski nie jest językiem rodzimym. The Log of a Cowboy jest najwybitniejszym literackim dokonaniem Andy’ego Adamsa. Jego późniejsze „kowbojskie” powieści: A Texas Matchmaker (1904), The Outlet (1905), Cattle Brand: A Collection of Western Camp-fire Stories (1906), Reed Anthony, Cowman: An Autobio- graphy (1907), Wells Brothers: The Young Cattle Kings (1911) i The Ranch on the Beaver (1927)809 nie osiągnęły już tego poziomu artystycznego co jego sztandarowe dzieło i nie cieszyły się tak wielką popularnością wśród czytelników. Znalazły jednak swoje miejsce w historii literatury amery- kańskiej, będąc przykładami pisarskiej rzetelności i wrażliwości. Andy Adams nie był jedynym kowbojem, który na „emeryturze” poświęcił się pisarstwu. Podobnie potoczyły się losy Eugene’a Manlo- ve’a Rhodesa, który w młodości pracował na ranczach Nowego Meksy- ku810. Jako powieściopisarz debiutował w 1910 roku interesującym dzieł- kiem Good Men and True811. Potem przyszły następne utwory: Bransford in Arcadia, or The Little Eohippus812, The Desire of the Moth813, Stepsons of Light814, Copper Streak Trail815, Once in the Saddle i Paso Por Aqui816 oraz The Trusty Knaves817. Krytycy i historycy literatury zajmujący się twór- czością Rhodesa zwracali uwagę na wady i zalety jego tekstów. Do tych pierwszych zaliczali zazwyczaj jednowymiarowość postaci, epizodyczność fabuł i niedociągnięcia kompozycyjne, do drugich natomiast autentyzm w przedstawianiu życia na południowym zachodzie, niezwykłe opisy pej-

809 Wszystkie wymienione powieści zostały opublikowane w bostońskim wydawnic- twie Houghton Mifflin Co. 810 O życiu i twórczości Rhodesa por.: Frank M. Clark, Sandpapers: The Lives and Letters of Eugene Manlove Rhodes and Charles Fletcher Lummis, Sunstone Press, Santa Fe 1994; W.H. Hutchison, A Bar Cross Man: The Life and Personal Writings of Eugene Manlove Rhodes, University of Oklahoma Press, Norman 1956; W.H. Hutchison, Intro- duction [w:] Eugene Manlove Rhodes, The Rhodes Reader: Stories of Virgins, Villains, and Varmints, University of Oklahoma Press, Norman 1975; May D. Rhodes, The Hired Man on Horseback: My Story of Eugene Manlove Rhodes, Houghton Mifflin, Boston 1938. 811 Henry Holt, New York 1910. 812 Henry Holt, New York 1914. 813 Henry Holt, New York 1916. 814 Houghton Mifflin, Boston 1921. 815 Houghton Mifflin, Boston 1922. 816 Obie powieści zostały wydane w 1927 roku w jednym tomie przez bostońską ofi- cynę Houghton Mifflin. 817 Houghton Mifflin, Boston 1933. Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni 345 zaży Nowego Meksyku oraz specyficzny, nieco sarkastyczny humor. Ta- lenty Rhodesa najmocniej uwidoczniły się w Stepsons of Light i The Trusty Knaves. Obie książki koncentrowały się na codziennym wysiłku kowbo- jów, obie też relacjonowały wielkie spędy bydła. Adams i Rhodes byli niewątpliwie czołowymi przedstawicielami li- teratury „kowbojskiej”, jednak oprócz nich także wielu innych amery- kańskich pisarzy czyniło bohaterami swych powieści kowbojów. Tak postępowali między innymi: George Pattullo w The Sheriff of Badger: A Tale of the Southwest Borderland818, Emerson Hough w North of 36819, Ross Santee w Cowboy820, Walter Gann w The Trail Boss821, Conrad Richter w The Sea of Grass822, Edward Abbey w The Brave Cowboy823, John H. Culp w Born of the Sun824 i The Bright Feathers825, Max Evans w The Rounders826, Krainie Hi Lo (The Hi Lo Country)827, The One-Eyed Sky828 i My Partner829, Jack Schaefer w Monte Walsh830, Larry McMurtry w Horseman, Pass By831, Leaving Cheyenne832, Moving On833 i Na południe od Brazos (Lonesome Dove)834, Benjamin Capps w The Trail to Ogallala835, Sam Chance836 i The True Memoirs of Charley Blankenship837, William Decker w To Be a Man838 i The Holdouts839, Elmer Kelton w The Day

818 Appleton, New York 1912. 819 Appleton, New York 1924. 820 Cosmopolitan, New York 1929. 821 Houghton Mifflin, Boston 1937. 822 Kopf, New York 1937. 823 Dodd, Mead, New York 1956 824 Holt, Rinehart & Winston, New York 1959. 825 Holt, Rinehart & Winston, New York 1965. 826 Macmillan, New York 1960. 827 Macmillan, New York 1961; wydanie polskie: przeł. Małgorzata Kicana, Zysk i S-ka, Poznań 2000. 828 Houghton Mifflin, Boston 1963 829 Houghton Mifflin, Boston 1972. 830 Houghton Mifflin, Boston 1963, 831 Harper & Row, New York 1961. 832 Harper & Row, New York 1963. 833 Simon & Schuster, New York 1970. 834 Simon & Schuster, New York 1985; wydanie polskie: przeł. Michał Kłobukowski, PIW, Warszawa 1991. 835 Duell, Sloan & Pearce, New York 1964. 836 Duell, Sloan & Pearce, New York 1965. 837 Lippincott, New York 1972. 838 Little, Brown, Boston 1967. 839 Little, Brown, Boston 1979. 346 Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni the Cowboys Quit840, The Time It Never Rained841 i The Good Old Boys842 oraz Robert Day w The Last Cattle Drive843. Spośród wymienionych utworów (a także, dodajmy, wielu innych) naj- wyższy poziom artystyczny reprezentowały Monte Walsh Jacka Schaefera i Na południe od Brazos Larry’ego McMurtry’ego. Monte Walsh jest powieścią niedocenianą (o czym świadczy również brak tłumaczenia na język polski), zwłaszcza w porównaniu z innym utworem Schaefera, Jeźdźcem znikąd (Shane)844. Proces jej powstawania był dość nietypowy. Dwaj główni bohaterowie dzieła, Monte Walsh i Chet Rollins, pojawili się najpierw w opowiadaniu z 1954 roku noszącym tytuł In Harmony, a potem w Trail Herd i Antelope Junction, pochodzących z początku lat sześćdziesiątych. Opowiadania te stały się podstawą książki i – lekko zmodyfikowane – weszły w jej skład jako odrębne rozdziały. Autor dodał jeszcze 14 roz- działów oraz rodzaj wstępu zatytułowany A Beginning i zakończenia – An Ending. W rezultacie powstało dzieło epickie, choć o luźnej strukturze narracyjnej. Każdy rozdział jest zamkniętą, a zarazem odrębną całością, a w tok opowieści wplecionych zostało 18 anegdot prezentowanych przez ludzi, którzy znali Montego. Ta swobodna, epizodyczna konstrukcja po- zwoliła zrelacjonować dzieje prawie całego życia Monty’ego, od 1872 do 1913 roku, ukazując wszystkie najważniejsze wydarzenia, jakie go ukształ- towały i w jakich uczestniczył. Fragmenty, w których „opowiadaczami” są znajomi bohatera, sugerowały przy tym „autentyzm” przedstawionej historii, podkreślając jednocześnie wiarygodność i obiektywizm głównego narratora. Montelius (Monte to pieszczotliwe zdrobnienie tego imienia) urodził się w 1856 roku, lecz poznajemy go jako młodzieńca niemal szesnasto- letniego, pracującego ciężko na farmie ojczyma, mężczyzny „wielkiego, grubego i o rumianej twarzy”845, a przy tym brutalnego i bezwzględne- go. Jego matka była kobietą słabą, nigdy niesprzeciwiającą się mężowi, nie stanowiła więc oparcia dla syna i nie potrafiła zapewnić mu miłości i bezpieczeństwa. Pewnego dnia, po kolejnej awanturze, podczas której

840 Doubleday, New York 1971. 841 Doubleday, New York 1973. 842 Doubleday, New York 1978. 843 Putnam’s, New York 1977. 844 Houghton Mifflin, Boston 1949; wydanie polskie: przeł. Jadwiga Olędzka, Iskry, Warszawa 1976. 845 Jack Schaefer, Monte Walsh, University of Nebraska Press, Lincoln 1981, s. 5. Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni 347 ledwie uniknął lania, Monte postanowił opuścić rodzinny dom. Wiele go- dzin spędził ukryty w stajni, czekając, aż ojczym i matka zasną. Wówczas ostrożnie zakradł się do chaty i

(…) wszedł do frontowego pokoju, gdzie na podłodze, w kącie, spoczywał sło- miany materac. Podniósł leżący na nim koc, a z haka na ścianie powyżej zdjął wystrzępioną drelichową kurtkę. Trzymając koc i kurtkę pod pachą, podszedł do stołu, położył kromkę chleba na talerz wypełniony zastygniętą masą gula- szu wołowego oraz gotowanych ziemniaków i zabrał jedzenie z sobą. Wyszedł na zewnątrz, położył talerz na schodku i cicho zamknął drzwi. Podniósł talerz i poszedł w kierunku stajni. Czternaście minut później, w kurtce, z kocem zrolowanym starannie w tobołek przewiązany kawałkiem sznurka, zostawiając opróżniony talerz na drewnianym zydlu, ruszył wzdłuż chwiejącego się ogro- dzenia pastwiska i wszedł do środka przez bramę. Chudy mustang spłoszył się na jego widok, lecz stary koń stał nieporuszony, unosząc tylko głowę, by wcią- gnąć w nozdrza jego zapach. Chłopiec chwycił kantar, wyprowadził zwierzę przez bramę i zamknął ją za sobą. W chwilę potem siedział już okrakiem na szerokim końskim grzbiecie. Posłuszny naciskowi szczupłych nóg, stary wierz- chowiec podążył w dal, podnosząc kopyta w niezdarnym rytmie846.

Na podstawie tego krótkiego fragmentu trudno w pełni ocenić suge- stywny, a jednocześnie subtelny i elegancki styl Schaefera. To, co najbar- dziej rzuca się w oczy, to drobiazgowe opisy działań podejmowanych przez postaci przedstawione. Autor rejestruje niemal każdy ich ruch, niewiele zostawiając domyślności czytelników. Postępowanie takie ma wyraźny cel. Stosując rygorystycznie behawioralną metodę opisu, Schaefer dociera do najskrytszych pokładów psychiki bohaterów. Postępuje jak psycholog be- hawiorysta, który odrzucając procedury introspekcji, koncentruje się na zachowaniach ludzi, by na tej podstawie wnioskować o procesach zacho- dzących w głębszych pokładach ich ego. Co więcej, również widzom każe być behawiorystami. Obdarza ich przeto zaufaniem, pozwalając samo- dzielnie interpretować poczynania dramatis personae. Monte od najmłodszych lat kochał konie i świetnie je rozumiał. Dzięki temu dostał pracę jako kowboj i przez kilka lat uczestniczył w spędach bydła. Zmężniał, nabrał pewności siebie, zdobył też wiele umiejętności, które w przyszłości miały okazać się bezcenne. W tym czasie odwiedził również prawie wszystkie sławne „bydlęce miasta”: Abilene, Ellsworth, Wichitę, Dodge City, Caldwell, Ogallalę i Cheyenne. Nauczył się palić, pić, grać w pokera, sprawiać przyjemność kobietom, używać pięści i re- wolweru. Spotkał też Chata Rollinsa, mistrzowsko posługującego się las-

846 Ibidem, s. 8–9. 348 Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni sem, który stał się jego najbliższym przyjacielem, niemal bratem. Razem trafili na ranczo „Slash Y” położone niedaleko małego, lecz prężnie rozwi- jającego się miasteczka Harmony, 140 mil na południowy zachód od Las Vegas na Terytorium Nowego Meksyku. Tutaj znaleźli dom oraz zespół wiernych i oddanych druhów. „Slash Y” różniło się od sąsiednich rancz. Wiele z nich zbankrutowało, a te, które przetrwały, zostały kupione przez ogromną korporację z siedzi- bą na Wschodzie. Ich posesjonaci i zarządcy, tłumaczył Schaefer,

(...) myśleli w kategoriach inwestowania pieniędzy, dysponowania własnością ziemską, dzierżawy praw do użytkowania gruntów i pastwisk, a także budyn- ków, korrali, wodopojów, studni, wiatraków i zbiorników na wodę oraz posia- dania jak największych stad bydła i koni. Wszystko to nie było jednak dla nich niczym więcej niż statystykami zawartymi w raportach rocznych847.

Inaczej rzecz się miała ze „Slash Y”, którym kierował Cal Brennan. Wprawdzie on także sprzedał swe ranczo, ale pełnił w nim funkcję za- rządcy i zebrał wokół siebie grupę kowbojów „osobliwie dobranych pod względem charakteru, osobowości, prezentowanych postaw, wrażliwości i umiejętności. Łączyła ich miłość do krainy bydła, twardość muskułów i gotowość do ryzykowania własną głową, byle tylko robota została wy- konana. Ludzie ci byli wolni i lojalni wobec siebie, a także wobec całej grupy”848. Sprawy szły jednak w złym kierunku. Dla wszystkich stało się oczywi- ste, że Stary Zachód odchodzi powoli w przeszłość, a kolej i drut kolczasty powodują, iż kończy się epoka swobodnego wypasu, a wraz z nią zapo- trzebowanie na pracę kowbojów. Główny bohater nie chciał pogodzić się z tymi zmianami. Próbował żyć jak dawniej, ignorując wrogą rzeczywi- stość. Jednak świat nie zostawił go w spokoju. Najpierw przekomarzał się z nim dobrodusznie, dając lekkie prztyczki w nos, lecz w końcu zabrał wszystko, co Monte uważał dotąd za ważne: najlepszego przyjaciela, ko- bietę, która była na każde jego zawołanie, nie żądając w zamian niczego, bezproblemowe życie na ranczo. Walsh, któremu wydawało się, że zbudo- wał wokół siebie mur chroniący go przed złym losem, pojął nagle, iż jego dotychczasowa egzystencja legła w gruzach, a przyszłość to jedna wielka niewiadoma. Na rzeczywiste działanie było już wszakże za późno. Monte zdobył się jedynie na symboliczny gest buntu: wyprowadził ze stajni siwe- go ogiera, którego do tej pory nie udało mu się okiełznać, i poskromił go,

847 Ibidem, s. 65. 848 Ibidem. Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni 349 demolując przy okazji główną ulicę miasteczka. Ale gdy dostał propozycję występów w jednej z rewii Dzikiego Zachodu, odmówił. Nie chciał uda- wać kowboja; pragnął być kowbojem. Poza pierwszymi rozdziałami, prezentującymi życie kowbojów na szla- ku i przygody młodego Montego, powieść Schaefera jak smutna i ponura. Nie ma w niej miejsca na optymizm czy choćby cień nadziei. Pochód cywi- lizacji, bez skrupułów wkraczającej na Stary Zachód, został ukazany jako koniec epoki tyleż heroicznej, co opartej na tradycyjnym systemie wartości. Nowe porządki przynoszą chaos i relatywizm moralny. Dobro miesza się ze złem, jasne kryteria oddzielające szlachetność od niegodziwości ulegają zatarciu, a ludzkie postawy, dotąd jednoznaczne i łatwe do oceny, stają się ambiwalentne i względne. Do tego dochodzą zmiany społeczne i gospo- darcze. Znika gdzieś indywidualna własność, stanowiąca podstawę ekono- micznej przedsiębiorczości jednostki, zastąpiona własnością korporacyjną. Wzrastające wciąż bezrobocie pogłębia dezintegrację lokalnej społeczności, sprawiając, że ludzie – zamiast współpracować – coraz częściej z sobą rywa- lizują. W przeszłość odchodzi też styl życia oparty na niemal nieograniczo- nej wolności i prawie do swobodnego kształtowania własnej egzystencji. Symbolem nowych czasów jest u Schaefera samochód. To do niego – jak twierdzi antypatyczny inżynier górniczy, właściciel błyszczącego auto- mobilu – należy przyszłość, to on zawładnie wyobraźnią Amerykanów, koń natomiast odejdzie do przeszłości, stając się swoistym anachroni- zmem. Walsh próbuje udowodnić, że inżynier się myli. Najpierw chwyta go na lasso i wlecze przez błoto. Później zaś z dumą konstatuje, że żaden samochód nie dokonałby tego, co udało się jemu i jego wierzchowcowi: uratować rannych górników. Monte Walsh jest dziełem, w którym mieszają się stylistyki i konwen- cje. Znajdujemy tam elementy tragedii i komedii, fragmenty, w których dominuje nastrój podniosły, graniczący z patosem, i takie, które ocierają się o pastisz. Część pierwsza, a właściwie rozdziały zatytułowane Mon- te 1872–1877 oraz Two of a Kind 1979, przypomina klasyczną powieść przygodową, tyle że jej akcja rozgrywa się na Dzikim Zachodzie. Czegóż w niej nie ma? Są bijatyki w saloonach, strzelaniny, alkoholowe libacje, noce spędzone za kratkami, przygodne romanse itp. Sporo w niej także humoru, obecnego zarówno na poziomie opisów, jak i dialogu. Pozostałe partie książki są o wiele bardziej realistyczne. Schaefer de- konstruuje w nich mit kowboja zakorzeniony w amerykańskiej literaturze czy szerzej – kulturze, wiernie ukazując warunki życia na Starym Zacho- dzie. Jak trafnie ujęli to wydawcy książki The Old West: 350 Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni

W mitologii Starego Zachodu kowboj jawi się jako walczący z Indianami do- skonały strzelec, niestroniący od alkoholu i z upodobaniem używający nie- cenzuralnych słów. Takim był w istocie. Lecz przede wszystkim był małym, spoconym człowieczkiem – przepracowanym, źle opłacanym i niedożywio- nym – który prażył się w słońcu prerii i przemierzał konno wiele kilometrów w deszczu i wietrze, by naprawić ogrodzenie lub odszukać zaginione cielęta849.

Powieść doskonale pokazuje, że życie na pograniczu było w tamtych czasach bardziej walką o to, by nie cierpieć głodu i mieć gdzie spać, niż zmaganiem z bandytami i wszelkiego autoramentu desperadoes. Ukazuje również Far West jako miejsce niezbyt komfortowe i piękne. Dominujący- mi elementami świata przedstawionego są kurz, błoto, deszcz i wiatr. Pej- zaż ma w sobie niewiele z romantyzmu, tak charakterystycznego dla wielu powieści, opowiadań i filmów o Zachodzie. To raczej czynnik, z którym bohaterowie muszą się stale zmagać i próbować go oswajać. To również element ciągłego zagrożenia oraz fizycznej i psychicznej presji. Wielu czytelników i krytyków za najwybitniejszą powieść kowbojską wszech czasów uznaje opublikowane pierwotnie w roku 1985 i obsypane licznymi nagrodami literackimi dzieło Larry’ego McMurtry’ego Na po- łudnie od Brazos850. Historia powstania książki była długa i burzliwa851. W 1972 roku autor pracował nad scenariuszem filmu pod roboczym ty- tułem Streets of Laredo (ostatecznie tytuł taki nosił sequel Na południe od Brazos). Miał on opowiadać o trzech podstarzałych bohaterach, byłych Strażnikach Teksasu: Augustusie (Gusie) McCrae, Woodrowie Callu i Ja- ke’u Spoonie, którzy postanawiają przeżyć ostatnią wielką przygodę swe- go życia i wyruszają, pędząc liczne stado kradzionego w Meksyku bydła i koni, z południowego Teksasu do Montany. Reżyserię utworu zamierzano

849 George Constable (red.), The Old West, Time-Life Books, New York 1990, s. 297. 850 Oto wybór interesujących tekstów poświęconych powieści McMurtry’ego: Mark Busby, Larry McMurtry and the West: An Ambivalent Relationship, University of North Texas Press, Denton 1995; Don Graham, “Lonesome Dove”: Butch and Sundance Go on a Cattledrive, „Southwestern American Literature” 12.1 (1986), s. 7–12; Roger Walton Jones, Larry McMurtry and the Victorian Novel, Texas A&M University Press, College Station 1994; Lera Patrick Tyler Lich, Larry McMurtry’s Texas: Evolution of the Myth, Eakin, Austin 1987; Clay Reynolds, Back Trailing to Glory: “Lonesome Dove” and the Novels of Larry McMurtry, „Texas Review” 8 (1987), s. 22–29; Clay Reynolds (red.), Taking Stock: A Larry McMurtry Casebook, Southern Methodist University, Dallas 1989; Marion Tangum, Larry McMurtry’s “Lonesome Dove”: “This Is What We Call Home”, „Rocky Mountain Review of Language and Literature” 45.1–2 (1991), s. 61–73. 851 Por. Mark Busby, Larry McMurtry and the West…, op. cit., s. 179. Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni 351 powierzyć Peterowi Bogdanovichowi852, a propozycje zagrania głównych ról złożono Jamesowi Stewartowi (McCrae), Johnowi Wayne’owi (Call) i Henry’emu Fondzie (Spoon). Stewart i Fonda wyrazili zgodę, jednak Wayne stanowczo odmówił. Uznał, że prezentowana w scenariuszu wizja Starego Zachodu jest zbyt odległa od obrazu zakorzenionego w amery- kańskiej kulturze, a postać Calla była dla aktora odpychająca i etycznie mocno podejrzana. McMurtry odłożył scenariusz do szuflady. Dopiero po kilku latach zde- cydował się przerobić go na powieść. Gdy zdobyła ona Nagrodę Pulitzera, John Milius i John Huston czynili starania, by dokonać jej ekranizacji. Ostatecznie jednak McMurtry i Suzanne De Passe zdecydowali się prze- nieść powieść na ekran telewizyjny. Tak powstał czteroczęściowy mini- serial wyreżyserowany w 1989 roku przez Simona Wincera, w którym wystąpili między innymi Robert Duvall, Tommy Lee Jones, Danny Glover i Anjelica Huston. Serial zyskał status kultowego i zdobył siedem nagród Emmy oraz dwa Złote Globy: za najlepszy miniserial i najlepszą kreację męską (Duvall). Wayne nie chciał zagrać w Streets of Laredo, gdyż na podstawie scena- riusza uznał, że nie będzie to tradycyjny western, lecz antywestern lub tak zwany western rewizjonistyczny. O tym, że niezupełnie się mylił, świad- czyć może fragment recenzji powieści McMurtry’ego, powstałej przecież na kanwie tego scenariusza, opublikowanej w „New York Timesie” przez Nicholasa Lemanna: „Na początku Na południe od Brazos wydaje się anty- westernem, literackim odpowiednikiem takich filmów jak Kasia Ballou czy McCabe i pani Miller”853. Co oznacza takie stwierdzenie? Autor ar- tykułu nigdzie nie wyjaśnia precyzyjnie swych intencji. Prawdopodobnie jednak chce nam zakomunikować fakt, że świat przedstawiony książki McMurtry’ego jest pozbawiony wyraźnego motywu walki dobra ze złem, że realizm dominuje w nim nad romantyzmem, że zaludniają go antyboha- terowie, których hierarchię wartości i postawy moralne nie zawsze akcep- tujemy, że rolę fundamentalną odgrywa w nim przemoc oraz że główną strategią narratora jest demitologizacja Starego Zachodu i granicy jako miejsca, gdzie cywilizacja zaczyna triumfować nad dziką naturą.

852 Peter Bogdanovich w 1971 roku wyreżyserował Ostatni seans filmowy (The Last Picture Show), pierwszy film będący adaptacją powieści McMurtry’ego. Utwór odniósł wielki sukces artystyczny i komercyjny. 853 Nicholas Lemann, Tall in the Saddle, „New York Times”, June 9, 1985. Kasię Bal- lou (Cat Ballou) wyreżyserował w 1965 roku Elliot Silverstein, twórcą McCabe’a i pani Miller (McCabe and Mrs. Miller) z 1971 roku był natomiast Robert Altman. 352 Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni

W dużej mierze Lemann ma rację, lecz sprawa wcale nie wygląda tak prosto i jednoznacznie, jak próbuje nam to nakreślić. Wypada bowiem zgodzić się z Markiem Busbym, który pisze: „Siłą Na południe od Brazos jest skomplikowany sposób, w jaki powieść splata w złożoną całość mit i antymit. Utwór nie zawiera wyłącznie krytyki mitu, podobnie jak nie stanowi wzorca powieści prezentującej bohaterów większych niż życie, pozbawionych realnych ludzkich cech”854. Postacie centralne są ludźmi z krwi i kości, mającymi swoje zalety, ale i wady, podejmującymi słuszne decyzje, lecz również popełniającymi błędy, postępującymi zgodnie z przy- jętymi przez siebie zasadami, lecz także naruszającymi reguły, by tak rzec, współżycia społecznego, opiekującymi się towarzyszami, lecz i podatnymi na ataki gniewu, podczas których nie stronią od przemocy. Gus McCrae i Woodrow Call nie są jednak całkowicie oderwani od mitu. Obaj byli kiedyś Strażnikami Teksasu (Texas Rangers), członkami le- gendarnej formacji walczącej z Indianami, meksykańskimi gangami krad- nącymi konie i bydło oraz miejscowymi bandytami. Ich reputacja jeszcze po latach napawała ludzi lękiem, a jeśli ktoś nie okazywał im należyte- go szacunku, szybko bywał przywoływany do porządku. Dobrą ilustrację stanowi zachowanie Gusa, który w saloonie w San Antonio złamał nos i ogłuszył kolbą rewolweru barmana z pewnym ociąganiem nalewającego mu whiskey. „Jedną z rzeczy, których nie tolerujemy, jest opieszała obsłu- ga”855 – sarkastycznie skomentował McCrae swój wyczyn. Gus i Call, choć różniący się charakterami i podejściem do życia („sta- nowili idealnie wyrównany tandem – ironizował McMurtry – Call ro- bił więcej, niż było trzeba, a Gus mniej”856), mają pewne cechy wspólne, wywiedzione wprost z mitu: są odważni, silni, twardzi, niezłomni, do- świadczeni, zaradni, lojalni i potrafią celnie strzelać. Przypominają więc do pewnego stopnia tradycyjnych bohaterów powieści Jamesa Fenimo- re’a Coopera, Owena Wistera, Zane’a Greya, Maxa Branda czy Louisa L’Amoura, a nawet Jacka Schaefera (mam na myśli raczej Jeźdźca znikąd niż Monte Walsha). Lecz McMurtry traktuje ich heroiczne atrybuty z przy- mrużeniem oka. Podobnie każe postępować Gusowi, którego wyposaża dodatkowo w gorzką świadomość centralnego paradoksu własnego życia. Rozumie on bowiem dobrze, że walcząc w imię cywilizacji, zniszczył dziką naturę, która była jego domem, gdzie czuł się potrzebny i szczęśliwy.

854 Mark Busby, Larry McMurtry and the West…, op. cit., s. 184. 855 Ibidem, s. 343. 856 Ibidem, s. 179. Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni 353

Postacią bardziej mityczną i monumentalną jest z pewnością Call, re- prezentujący tradycyjne i konserwatywne wartości. To urodzony przy- wódca, potrafiący narzucić innym swoją wolę, milczący odludek, dla któ- rego w życiu, obok przyjaźni, liczy się tylko obowiązek. Woodrow chce być dla innych doskonałym wzorem, pozbawionym zwykłych ludzkich wad i niepoddającym się „niegodnym” pokusom. Patrząc na swą prze- szłość, pełną walecznych i ofiarnych czynów, wstydzi się tylko słabości, jaką ujawnił, ulegając urokowi prostytutki Maggie. Owocem tego chwilo- wego „zapomnienia” stał się Newt, gdy rozpoczyna się akcja powieści ma- jący już 16 lat. Call wzdraga się jednak przed oficjalnym uznaniem go za syna. Oznaczałoby to bowiem publiczne potwierdzenie dawnego związku z kobietą, a związek taki uważa on za okoliczność rujnującą jego reputację i stanowiącą ujmę na honorze. Gus jest w pewnym sensie przeciwieństwem Calla. W odróżnieniu od swego przyjaciela nie ma ambicji przywódczych, jest gadatliwy, skłonny do pseudofilozoficznych refleksji, opiekuńczy, romantyczny i emocjonalny. Gdy odwiedza lasek zwany „sadem Klary”, na wspomnienie miłości swe- go życia „płacze, aż łzy spływają mu po policzkach i lśnią na koniuszkach wąsów”857. Płacz nie jest z pewnością typowym zachowaniem bohatera po- wieści kowbojskiej, a czytelnicy przywykli raczej do zupełnie innych jego reakcji, bardziej powściągliwych, stereotypowych i „męskich”. Już ten fakt każe nam dostrzec w Gusie postać niekonwencjonalną. Nieszablonowa jest w nim również, na co zwrócił uwagę Mark Busby, wiara w potęgę języka, ujawniająca się przede wszystkim w jego gadatliwości858. McCrae prawie nie zamyka ust: filozofuje, opowiada prawdziwe i zmyślone historie, sta- le żartuje z Calla i kowbojów, z którymi pracuje; nawet zaspokajając swe seksualne żądze z Loreną, nie milknie ani na chwilę. A przecież człowiek Zachodu, przynajmniej ten mityczny, jakiego znamy z licznych tekstów kultury, był prawie zawsze milczący, a jeśli już mówił, cedził słowa leniwie, jakby każde z nich miało wartość stu dolarów w złocie. Świadomość siły języka powoduje, że „w przeciwieństwie do tradycyj- nego bohatera, który wierzy w naturę jako najlepszego nauczyciela, Gus za równie ważną uważa wiedzę opartą na książkach”859. Mimo że edukację zakończył już dawno, lubił popisywać się, często fałszywą, erudycją. Przed- siębiorstwo handlu bydłem i końmi, którego był razem z Callem współ-

857 Ibidem, s. 363. 858 Ibidem, s. 191. 859 Ibidem. 354 Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni właścicielem, nazwał emporium, a szyld wypisany na starych drzwiach od piwnicy uzupełnił łacińskim mottem „Uva uvam vivendo varia fit”860, któ- rego znaczenia nie rozumiał. Wielokrotnie wypominał też Woodrowowi brak wykształcenia, piekąc zaś na śniadanie placki na zakwasie, czytywał Biblię, szczególnie Księgę Psalmów. Oddając się lekturze Na południe od Brazos, mamy wrażenie, że nar- rator darzy większą sympatią Gusa niż Calla. Z drugiej jednak strony po- winniśmy pamiętać, że to raczej Call jest głównym bohaterem powieści. Ostatnia część książki (peregrynacja Woodrowa z ciałem Gusa z Montany do Teksasu) należy bezwzględnie do niego, a sequel dzieła McMurtry’ego, Streets of Laredo861, jest poruszającą opowieścią o jego dalszych losach i pierwszej w życiu prawdziwej miłości. Oprócz Augustusa McCrae i Woodrowa Calla w Na południe od Brazos występuje wiele postaci drugo- i trzecioplanowych. Są kowboje, „których największym strachem napawa fakt, że będą musieli rozmawiać z kobie- tą”862, brudni i cuchnący łowcy bizonów, pionierzy przemierzający prerie, wrodzy Indianie o morderczych instynktach i Indianie cierpiący głód oraz niedostatek, oficerowie kawalerii Stanów Zjednoczonych, prości żołnierze i zwiadowcy, traperzy, ranczerzy, hazardziści, bandyci, szeryfowie, prosty- tutki i kobiety, którym udało się zerwać z rozpustnym życiem, a także cała galeria innych, sympatycznych lub odrażających osobników. Wśród postaci drugiego planu najważniejszą funkcję pełnią kowboje, będący – jak w Wirgińczyku i utworach Andy’ego Adamsa – bohaterem zbiorowym powieści. Tworzą oni skomplikowaną i wielowymiarową fi- gurę kowboja, choć równocześnie są wyposażeni w indywidualne cechy, zarówno fizyczne, jak i charakterologiczne oraz osobowościowe. Jest więc świetny tropiciel i zwiadowca, Murzyn nazwiskiem Deets, powolny, lecz silny P.E., zakochany bez pamięci w Lorenie Wood Chlust Boggett, ma- rzący o męskiej inicjacji Newt, wesołek Bert Borum, Igła Nelson – „chudy jak szczapa, z jabłkiem Adama wielkim jak indycze jajo”863, pracowici, lecz nieco tępi i niedoświadczeni bracia Spettle’owie i bracia Raineyowie, So- upy Jones i dwaj Irlandczycy, Allen i Sean O’Brienowie, zagubieni na pre- rii i przygarnięci przez Calla i Gusa, którzy uczą się kowbojskiego fachu i tęsknią za swą zieloną ojczyzną.

860 „Rój pszczeli, aby przeżyć, nie może zastygnąć w bezruchu”. 861 Simon & Schuster, New York 1993. 862 Nicholas Lemann, Tall in the Saddle, op. cit. 863 Larry McMurtry, Na południe od Brazos, op. cit., t. 1, s. 185. Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni 355

Takie ukształtowanie postaci poganiaczy służyło niewątpliwie polemice z mitem kowboja jako jednowymiarowego herosa, reprezentującego szla- chetność, sprawiedliwość i dobro. Każdy z pędzących bydło do Montany mężczyzn i chłopców ma jakieś widoczne lub ukryte wady. P.E. i Newt panicznie boją się Indian, Boggett jest w sidłach miłości i nie zawsze po- trafi skoncentrować się na pracy, Spettle’owie i Raineyowie są niedojrzali i mało lotni intelektualnie, O’Brienowie nie mogą się przystosować do warunków panujących na Zachodzie i niemal umierają z nostalgii za utra- coną ojczyzną, wszyscy zaś są chorobliwie nieśmiali w relacjach z kobie- tami. Tylko Gus i Jake czują się swobodnie w ich towarzystwie, co temu ostatniemu nie wychodzi zresztą na dobre. Kowboje w Na południe od Brazos, może poza Deetsem, są ogranicze- ni, niesamodzielni i naiwni, nieznający życia ani ludzi. Calla i McCrae uznają nie tylko za bossów, ale również moralne autorytety, przewodni- ków życiowych i opiekunów. Z roli tej kapitanowie wywiązują się niezbyt dobrze. Są zbytnimi oryginałami, by nie rzec: dziwakami, indywiduali- stami skoncentrowanymi na sobie i własnych problemach. W rezultacie ich podwładni i zarazem towarzysze pozostają niezaradni, emocjonalnie nieukształtowani, prostoduszni i infantylni. Oprócz postaci nieszablonowych, niesztampowych i nieschematycz- nych, wykraczających daleko poza mit, a nawet stanowiących jego swoistą dekonstrukcję, McMurtry wprowadził także do świata przedstawionego Na południe od Brazos persony wysoce skonwencjonalizowane i stereoty- powe. Takimi osobami są swarliwi i skłonni do filozofowania meksykań- scy kucharze, Bolivar (Bol) i Po Campo, niezdecydowany i gamoniowaty zastępca szeryfa Roscoe Brown, splamiona i wykorzystana przez męż- czyzn, lecz w głębi duszy niewinna Lorena, silna i zdecydowana kobieta pogranicza, niespełniona miłość życia Gusa, Klara (do tego samego gatun- ku kobiet należy też Louisa Brooks, którą spotyka Roscoe), nade wszystko zaś Siny Kaczor (Blue Duck), indiański renegat, uosobienie wszelkiego zła i niegodziwości. To postać mroczna, tajemnicza i psychopatyczna, z zimną krwią torturująca i mordująca przypadkowo spotkanych mężczyzn, kobie- ty i dzieci, a czasami porywająca swe ofiary i sprzedająca je jako niewol- ników sąsiednim szczepom indiańskim. Narrator sugeruje, że losy Sinego Kaczora skrzyżowały się kiedyś z losami Gusa i Calla, nie ujawnia jednak, w jakich okolicznościach i kiedy do tego doszło. Nieco więcej światła na przeszłość Sinego Kaczora rzuca McMurtry w powieści Comanche Moon, będącej prequelem Na południe od Bra- zos. Dowiadujemy się z niej, że ten odrażający, przewrotny i okrutny osob- 356 Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni nik jest mieszańcem, synem starego wodza Komanczów Bizoniego Garbu i meksykańskiej kobiety. Jego status pół Indianina, pół Meksykanina budzi w nim frustrację i wewnętrzny bunt wyrażający się w żądzy mordu i chęci zadawania innym bólu. Siny Kaczor czuje się outsiderem nienależącym w pełni ani do indiańskiej, ani do meksykańskiej kultury. Na dodatek upo- karza go wódz jednej z grup Komanczów, Powolne Drzewo (Slow Tree), zwracając się do niego słowami: „Nie jesteś Komanczem, jesteś meksika- no”864. W ustach Indianina słowo „meksikano” miało zdecydowanie pejo- ratywny, a nawet pogardliwy wydźwięk. W Na południe od Brazos Siny Kaczor porywa Lorenę, by sprzedać ją białym degeneratom, Johnowi Małpie (Monkey John) i Psiej Twarzy (Dog Face), oraz sześciu renegatom ze szczepu Kiowa. Zabija także kilka osób, w tym zastępcę szeryfa z Fort Smith w Arkansas, Roscoe Browna. W koń- cu jednak zostaje schwytany. Jego koniec jest spektakularny. Wyrokiem sądu w Santa Rosa ma zostać publicznie stracony. W dniu egzekucji, gdy wokół szubienicy zgromadziły się tłumy, popełnia wszakże samobójstwo, wyskakując z okna aresztu na trzecim piętrze i rozbijając się na kamien- nym dziedzińcu. McMurtry inspirował się tu zapewne losem wodza Kio- wów, Satanty, który 11 października 1878 roku wyskoczył z okna gmachu więziennego w Huntsville, ginąc na miejscu865. Siny Kaczor jest personifikacją figury absolutnego zła. Tuż przed śmier- cią, w rozmowie z Woodrowem Callem, zwierza mu się: „Gwałciłem ko- biety, porywałem dzieci, paliłem domy, zabijałem mężczyzn, kradłem ko- nie, szlachtowałem bydło i rabowałem, co i komu chciałem”866. Do sfery zła należy również Jake Spoon, były Strażnik Teksasu, towarzysz broni Woodrowa i Gusa, który po rozformowaniu oddziału włóczył się po kra- ju, grając w karty i zabawiając się z prostytutkami. Początkowo Jake wydaje się pochodzić z krainy mitu. Gdy po latach nieobecności przybywa do Lonesome Dove, oglądamy go niejako oczami szesnastoletniego Newta, a właściwie przez pryzmat jego wspomnień.

Żaden mężczyzna nie okazał tyle dobroci chłopcu (…). Jake dawał Newto- wi cukierki i drobne monety, kiedyś wsadził go na swojego inochodźca, żeby chłopiec po raz pierwszy przejechał się konno, a nawet zamówił u starego szewca imieniem Jesus parę wysokich butów; były to pierwsze buty z cholewa-

864 Larry McMurtry, Comanche Moon, op. cit., s. 413. 865 Por. Charles M. Robinson, Satanta: The Life and Death of a War Chief, State House Press, Austin 1997. 866 Larry McMurtry, Na południe od Brazos, op. cit., t. 2, s. 455–456. Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni 357

mi, jakie Newt dostał na własność. Gdy Jake wygrał w karty damskie siodło, podarował je Newtowi i specjalnie kazał skrócić strzemiona867.

We wspomnieniach Newta Jake jawi się jako człowiek „większy niż życie”, modelowy wojownik dzielnie walczący z Komanczami i bandyta- mi oraz opiekun bezbronnych i potrzebujących pomocy. W rzeczywistości jednak jest mężczyzną słabym, niezdecydowanym, uwielbiającym hazard i towarzystwo kobiet, który „od życia oczekiwał przede wszystkim ład- nych kurewek, inochodźców i całego mnóstwa czystych koszul”868. Jego moralne ułomności, lenistwo i skłonność do zabawy popychają go na dro- gę przestępstwa. Przechodzi na stronę zła trochę przez przypadek, siłą bezwładu, nie próbując aktywnie wpłynąć na bieg wydarzeń, w których uczestniczy. „Jake płynie z prądem – powiada Call. – Pierwszy lepszy wiatr niesie go, gdzie chce”869. Konsekwencje tej bierności okazują się opłakane. Spoon przyłącza się do trzech braci degeneratów, Dana, Eda i Roya Sugg- sów, którzy przy jego milczącej akceptacji mordują sześć osób i kradną tabun koni. Cała czwórka zostaje przez Gusa, Calla i Deetsa schwytana i powieszona na najbliższym drzewie. Scena egzekucji Jake’a jest jedną z najwspanialszych, a zarazem najbardziej poruszających w Na południe od Brazos. „Tak jak bohaterowie, również struktura powieści łączy elementy tra- dycyjne i nietradycyjne, mityczne i antymityczne” – twierdzi Mark Bus- by870. To prawda, choć trudno jednoznacznie określić proporcje między oboma typami składników. Z punktu widzenia fabuły najważniejszy w utworze jest motyw wędrówki. Wędrują właściwie wszystkie ważniejsze postaci Na południe od Brazos: Gus, Call i kowboje pędzą stado bydła do Montany (w obrębie tego wątku pojawia się subwędrówka, którą podej- muje Gus, by uwolnić Lorenę z rąk Sinego Kaczora), szeryf July Johnson najpierw ściga Jake’a Spoona, a potem poszukuje żony, Roscoe Brown szu- ka July’ego Johnsona, Elmira próbuje uciec przed July’em, a jednocześnie odnaleźć swego kochanka, Dee Boota, na końcu zaś Call wiezie ciało Gusa z Montany do Teksasu. W centrum opowieści znajduje się oczywiście wędrówka Gusa, Calla i kowbojów z Lonesome Dove do Montany. Jej struktura została opar- ta na układzie następujących po sobie kolejnych przeszkód, które wę-

867 Ibidem, t. 2, s. 60. 868 Ibidem, t. 1, s. 68. 869 Ibidem, t. 2, s. 163. 870 Mark Busby, Larry McMurtry and the West…, op. cit., s. 194. 358 Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni drowcy muszą pokonać, by osiągnąć cel. Przeszkody te przybierają przy tym postać barier i niedogodności topograficznych (rzek, które należy przekroczyć, bezkresnych, bezwodnych równin, pustyń, ruchomych piasków, kolczastych zarośli itp.), zjawisk atmosferycznych (burz, ulew, gradobić, wichur, długotrwałych susz), ludzi (Indian, bandytów, konio- kradów) oraz zwierząt (jadowitych węży i niedźwiedzia). Taka konstruk- cja jest bardzo typowa dla „epiki podróży” (znajdziemy ją przecież już w biblijnej Księdze Wyjścia i w Odysei Homera), a McMurtry pełnymi garściami czerpie z tradycji amerykańskich powieści o wielkich spędach, choćby z omawianej przeze mnie nieco dokładniej The Log of a Cowboy Andy’ego Adamsa. Motyw podróży-spędu nie przybiera w Na południe od Brazos trady- cyjnej formy. Na ogół w wędrówce istotny jest jej cel; to jemu podpo- rządkowane są wszystkie działania postaci przedstawionych. Tymczasem u McMurtry’ego cel jest mniej ważny od samej podróży, zwłaszcza że każ- da z dramatis peronae ma inny powód jej podjęcia. Call chce przeżyć eks- cytującą przygodę i sprawdzić się w jeszcze jednym trudnym zadaniu; Gus zamierza odwiedzić w Nebrasce swoją niespełnioną miłość, Klarę; Newt pragnie uczestniczyć w przedsięwzięciu dorosłych i tym sposobem dostą- pić aktu inicjacji; Jake usiłuje uciec przed ścigającym go szeryfem July’em Johnsonem; Lorena marzy o dotarciu do San Francisco; Chlust Boggett chce być blisko Loreny; Deets i P.E. „od zawsze” towarzyszyli kapitanom (najpierw w oddziale Strażników Teksasu, a później w Lonesome Dove) i nie wyobrażają już sobie innego życia. Lecz nawet sam proces wędrówki poddany zostaje w tekście Na połu- dnie od Brazos daleko idącej dekonstrukcji. Dobrze opisuje to Janis P. Stout:

Wraz z podjętą przez Calla decyzją powrotu do Teksasu zmianie ulegają rów- nież oczekiwania czytelników. Okazuje się, że istotą narracji nie było ani osiąg- nięcie celu, ani afirmacja samej drogi, lecz powrót do źródeł. W pewnym momencie jesteśmy niemal pewni, że kapitan uzna w końcu Newta za syna, powierzy mu nowe imperium bydła i powróci na stare, dobrze znane śmieci. Jednak powieść nie realizuje tego konwencjonalnego rozwiązania. Call nie po- trafi przyznać się do ojcostwa871, co przeniosłoby autorytet i władzę na Newta i stworzyło nowy porządek. Podstarzały i zmęczony, wypalony wewnętrznie patriarcha rozpoczyna drogę powrotną do Teksasu, zostawiając swych ludzi bez przywódcy, a bydło bez właściciela. Zamiast potwierdzić ustanowiony

871 Nastąpi to dopiero w Streets of Laredo. Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni 359

porządek (charakterystyczny motyw obecny w powieściach opowiadających o spędach bydła) (…), [Call] całkowicie niszczy wszelki porządek872.

W ostatecznym rozrachunku okazuje się więc czynnikiem destrukcyjnym, wprowadzającym do świata przedstawionego nieuporządkowanie i chaos. Poza motywem podróży, przyjmującym formę nietradycyjną, niekon- wencjonalną i niezgodną z mitem Zachodu, w Na południe od Brazos znaj- dziemy wiele innych motywów: motyw indiańskiej niewoli, znany z licz- nych Indian captivity narratives (porwanie Loreny przez Sinego Kaczora i jej wykorzystywanie seksualne przez Kiowów), melodramatyczny motyw niespełnionej miłości (Gus i Klara), „rodzinny” motyw miłości odrzuco- nej (Newt i Call), motyw poszukiwania ojca (znów Newt i Call), motyw przyjaźni jako miłości specyficznego rodzaju (Gus i Call), motyw zdrady (Elmira i July Johnson), motyw arkadii (Montana postrzegana jest przez Calla i Gusa jako raj, Ziemia Obiecana, jeden z nielicznych już dziewi- czych obszarów w Ameryce), motyw śmierci (w powieści ginie lub umiera wiele postaci, między innymi Gus, Jake, Deets, Roscoe Brown i Elmira) i związany z nim motyw przemijania Starego Zachodu oraz charaktery- stycznego dla niego stylu życia. Zachód w ujęciu McMurtry’ego jest niegościnny i niebezpieczny, przy czym zagrożenie pochodzi zarówno ze strony przyrody, jak i ludzi. Natura w Na południe od Brazos jest nieprzewidywalna i potężna. Stanowi ra- czej zagrożenie dla człowieka niż przedmiot estetycznej refleksji. To wła- śnie ona jest odpowiedzialna za śmierć dwóch młodych kowbojów. Sean O’Brien ginie podczas przeprawy przez rzekę Nueces, pokąsany przez ja- dowite węże, mokasyny, na których gniazdo wjechał jego koń873. Z kolei Bill Spettle umiera rażony piorunem podczas apokaliptycznej burzy, która zabiła również kilkanaście krów. Dzika przyroda wielokrotnie daje się we znaki poganiaczom. Prześladują ich burze piaskowe, gwałtowne ulewy, grad wielkości kurzych jaj, a nawet inwazja pasikoników. Podczas takich kataklizmów na każdym kroku czyha śmierć. Grozi ona właściwie zawsze i wszędzie. Życie można stracić, spadając z konia, który poniósł, pod ko- pytami spłoszonego stada bydła, od ukąszenia grzechotnika, z pragnienia, gdy zabłądziło się na bezkresnych, pozbawionych wody równinach Llano Estacado, i z wielu innych powodów.

872 Janis P. Stout, Cadillac Larry Rides Again: McMurtry and the Song of the Open Road, „Western American Literature” 24.3 (November 1989), s. 248. 873 McMurtry popełnił tu merytoryczny błąd. Mokasyny są rzeczywiście jadowitymi wężami wodnymi, lecz żyją samotnie i nie tworzą liczniejszych grup. 360 Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni

Zagrożeniem są nie tylko dzikie i nieokiełznane siły natury, lecz także ludzie. O Sinym Kaczorze i jego kompanach, Johnie Małpie i Psiej Twa- rzy, już pisałem, podobnie jak o psychopatycznych braciach Suggsach. Ale w powieści pojawiają się jeszcze inni bandyci, na przykład Hutto i Jim, którzy napadają na Roscoe Browna i towarzyszącą mu dziewczynkę, Ja- ney, i których unieszkodliwia dopiero July Johnson. Niebezpieczeństwo grozi również kowbojom ze strony Indian, „wykolejeńców z plemion Komanczów i Kiowów”874, wałęsających się po prerii, oraz wojowników szczepu Krwi (Kainai / Blood Tribe), którzy w Montanie napadli na Gusa i P.E., raniąc obydwóch. Z rąk indiańskiego chłopca ginie Deets, mimo że nie miał złych zamiarów wobec napotkanych, niemal umierających z gło- du czerwonoskórych. Indianie w Na południe od Brazos pełnią, jak w A Tour of the Prairies Washingtona Irvinga, przede wszystkim funkcję potencjalnego straszaka; w każdej chwili można się spodziewać ich ataku. Prawie wszyscy kowbo- je lękają się tubylców, a niektórzy boją się ich panicznie. W powieści do zbrojnej konfrontacji z Indianami dochodzi trzykrotnie. Po raz pierwszy, gdy kilkunastu Kiowów-renegatów napada na tropiącego Sinego Kaczora Gusa. Po raz drugi, gdy McCrae w towarzystwie July’ego Johnsona zaska- kuje Kiowów w ich obozie, zabija wszystkich, przy okazji również Johna Małpę, i uwalnia Lorenę. Po raz trzeci natomiast, gdy Gus i P.E. zostają na prerii Montany zaatakowani i zranieni przez wojowników plemienia Krwi (konsekwencją obrażeń odniesionych przez Gusa staje się później jego śmierć). Lecz kontakty z Indianami nie ograniczały się tylko do zbrojnych utar- czek. Raz kowboje napotkali grupę wychudzonych z głodu tubylców, głównie kobiet i dzieci prowadzonych przez starego wodza z bielmem na oku, a Call ofiarował im wołu. Kiedy indziej, po kilkugodzinnej inwazji pasikoników, gdy Newt oddalił się od stada i całkowicie stracił orientację w terenie, pięciu młodych indiańskich wojowników uratowało go przed zabłądzeniem i sprowadziło z powrotem do towarzyszy. McMurtry tradycyjnie dzieli Indian na dobrych i złych, choć kryterium podziału nie ma raczej charakteru plemiennego, lecz osobowościowy. Źli są przede wszystkim psychopatyczni renegaci, a fakt, że wywodzą się oni ze szczepu Kiowa, ma podłoże geograficzne: Kiowowie zamieszkiwali na terenach dzisiejszych stanów Teksas, Oklahoma, Kansas i Nowy Meksyk, a więc znajdowali się na szlaku spędu z Lonesome Dove do Montany,

874 Larry McMurtry, Na południe od Brazos, op. cit., t. 2, s. 9. Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni 361 i to ich mogli przede wszystkim napotkać kowboje. Źli są także Indianie z północy, ale ich zło ma zupełnie inną specyfikę. Właściwie trudno trak- tować wojowników ze szczepu Krwi w kategoriach dobra i zła. Walczą oni z Gusem i P.E., ponieważ ci wtargnęli na ich tereny łowieckie, a na dodatek przeszkodzili w polowaniu na bizony. Nawet McCrae nie widzi w ich postępowaniu niczego nadzwyczajnego, przeciwnie – potrafi doce- nić ich spryt, odwagę i umiejętności militarne. Dobrzy Indianie to u McMurtry’ego Indianie żyjący w nędzy, głodni, którzy, by przeżyć, potrzebują pomocy białych. Są oni godni współczucia, ale też trudno darzyć ich szacunkiem, gdyż zatracili gdzieś swą dawną bit- ność, nieugiętość i zaradność. Narrator, podobnie jak jego główni bohate- rowie, Gus i Call, zdaje sobie oczywiście sprawę, że duża w tym „zasługa” amerykańskich osadników, żołnierzy i łowców bizonów, którzy odmienili oblicze Zachodu, a wraz z tym uniemożliwili tubylcom kontynuowanie dotychczasowego stylu życia. Dotyczy to w pierwszej kolejności Indian Wielkich Równin, których kultura opierała się na bizonach. Gdy ich za- brakło, musiała ona ulec degeneracji i zniszczeniu. W Na południe od Brazos pojawiają się również, w rozmowach i wspo- mnieniach głównych bohaterów, Indianie z przeszłości. Są to na ogół Ko- mancze, gdyż to z nimi właśnie toczyli krwawe bitwy Strażnicy Teksasu. Komancze i Kiowowie, ich najbliżsi sojusznicy875, pełnią w powieści bar- dzo ważną funkcję: są symbolem przemijającego, a może już nieistniejące- go, prawdziwie Starego Zachodu, który Gus i Call wspominają z nostalgią i niejakim rozrzewnieniem. Drugim symbolem przeszłości są bizony, a właściwie to, co z nich pozo- stało. Jedna z bardziej poruszających scen powieści przedstawia spotkanie Gusa tropiącego Sinego Kaczora z Ausem Frankiem, staruszkiem zbierają- cym na prerii kości bizonów i formującym z nich olbrzymie stosy.

Augustus zdumiał się na widok ogromnej piramidy bizonich kości, usypanej o jakieś pięćdziesiąt kroków od wody. Wydawało się nieprawdopodobień- stwem, że Aus Frank zdołał ułożyć tak wysoki stos bez pomocy drabiny, tej zaś nigdzie nie było widać. O ćwierć mili z biegiem rzeki stała druga, równie wielka piramida. (…) Między brodem a obozowiskiem Ausa Franka stało pięć piramid, a każda musiała składać się z kilku ton kości876.

875 Sojusz zawarto około 1805 roku. Wcześniej oba plemiona toczyły z sobą częste i krwawe wojny. Por. m.in. świetną pracę Mary Englar The Comanche Indians: Nomads of the Southern Plains, Bridgestone Press, Bloomington 2003. 876 Larry McMurtry, Na południe od Brazos, op. cit., t. 2, s. 12. 362 Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni

Zdj. 70. Wojownik ze szczepu Komanczów na koniu (obraz George’a Catlina z roku 1834)

Gdy McCrae opuszczał obozowisko Franka, „słońce padało na trawę, a on jechał ku wschodowi szlakiem bizonich kości”877. Stado żywych bizonów pojawia się w Na południe od Brazos dopie- ro, gdy akcja przenosi się do Montany. W czasie zakończonego atakiem Indian z plemienia Krwi wypadu Gusa i P.E. na żyzną, porośniętą bujną trawą prerię nad rzeką Yellowstone, mężczyźni napotkali gromadę tych wspaniałych zwierząt, liczącą od pięćdziesięciu do sześćdziesięciu sztuk. McCrae pomknął za bizonami, trzymając się blisko stada, lecz nie miał zamiaru polować. Zdumionemu towarzyszowi, który nie pojmował takie- go zachowania swojego pryncypała, tłumaczył: „Chciałem po prostu raz jeszcze pogonić za bizonami. Niewiele już będzie takich okazji. Ani ja, ani nikt inny więcej się w ten sposób nie pobawi, bo zabraknie bizonów, i tyle. A to przecież wspaniały sport”878.

877 Ibidem, s. 16. 878 Ibidem, s. 362. Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni 363

Na południe od Brazos jest powieścią okrutną i nasyconą przemocą, lecz równocześnie przepełnioną nostalgią i tęsknotą za zmieniającym się i odchodzącym w niebyt Starym Zachodem wraz z najważniejszymi jego atrybutami: wrogimi i walecznymi Indianami, bizonami oraz zawodowy- mi, pozbawionymi cech psychopatycznych, bandytami. Gdy umiera Pedro Flores, meksykański desperado, z którym kapitanowie byli w konflikcie od trzydziestu lat, reakcja Calla na wiadomość o jego śmierci jest nietypowa:

Call ku zdumieniu Augustusa siadł na ganku i pociągnął z dzbana tęgi łyk. Ogarnęło go szczególne uczucie – nie atak choroby, lecz nagła pustka. Tak mógłby poczuć się człowiek kopnięty w brzuch. O dziwo, śmierć wroga oka- zała się wstrząsem niemal równie silnym jak śmierć przyjaciela879.

Odejście Floresa zrobiło na Woodrowie tak silne wrażenie, ponieważ zdarzenie to miało rangę symbolu zamykającego pewną epokę.

Call już raz zaznał tego uczucia, kiedy dostali wiadomość, że Wierzgający Wilk nie żyje. Nad dopływem Brazos zwanym Czyste Widły zabił go młody żołnierz, któremu podczas drugiego patrolu w życiu udał się szczęśliwy strzał – a prze- cież Wierzgający Wilk przez dwadzieścia lat dbał o to, żeby dwie kompanie ochotniczej straży pogranicza miały co robić. W końcu zabił go jakiś tam sze- regowiec. Calla, który właśnie podkuwał konia, gdy P.E. przyniósł tę wiado- mość, ogarnęło takie uczucie pustki, że na chwilę musiał przerwać pracę. Stało się to przed dziesięcioma laty. Wkrótce potem Call i Gus rozwiązali oddział. Z punktu widzenia Calla wraz ze śmiercią Wierzgającego Wilka skończyli się Komancze, było więc już właściwie po robocie. To prawda, że pozostali inni wodzowie, że ostatnie bitwy należało dopiero stoczyć, ale Call nigdy nie był tak mściwy jak niektórzy z jego towarzyszy broni i nie miał ochoty poświęcić dziesięciu lat na dobijaniu maruderów i wykolejeńców880.

Na południe od Brazos jest dziełem wielopłaszczyznowym, łączącym liczne motywy, wątki i perspektywy narracyjne. Konstrukcyjnie przypo- mina klasyczną powieść realistyczną, stylistycznie i genologicznie stanowi hybrydę, wykorzystującą konwencje powieści psychologicznej, obyczajo- wej, kowbojskiej, przygodowej, łotrzykowskiej i podróżniczej. To utwór prezentujący rzeczywistość Zachodu z chłodnym dystansem i ironią, a jednocześnie przepełniony nostalgią i silnie oddziałujący emocjonalnie na czytelnika. To z pewnością jedno z arcydzieł amerykańskiej literatury dwudziestego wieku.

879 Ibidem, t. 1, s. 181. 880 Ibidem, s. 181–182.

Bibliografi a

A Sketch of the Life of Pocahontas, „Monthly Anthology and Boston Review” (February 1804), s. 170–174. Abbey Edward, The Brave Cowboy, Dodd, Mead, New York 1956. Abbott John S.C., Daniel Boone: The Pioneer of Kentucky, Dodd, Mead, New York 1874. Adams Andy, A Texas Matchmaker, Houghton Mifflin, Boston 1904. Adams Andy, Cattle Brand: A Collection of Western Camp-fire Stories, Houghton Mifflin, Boston 1906. Adams Andy, Reed Anthony, Cowman: An Autobiography, Houghton Mifflin, Bo- ston 1907. Adams Andy, The Log of a Cowboy: A Narrative of the Old Trail Days, Houghton Mifflin, Boston 1903. Adams Andy, The Outlet, Houghton Mifflin, Boston 1905. Adams Andy, The Ranch on the Beaver, Houghton Mifflin, Boston 1927. Adams Andy, Wells Brothers: The Young Cattle Kings, Houghton Mifflin, Boston 1911. Aderman Ralph M. (red.), Critical Essays an Washington Irving, G.K. Hall, Boston 1990. Adler David, Picture Book of Sacagawea, Holiday House, New York 2000. Admari Ralph, The House That Beadle Built, 1859 to 1869, „American Book Col- lector”, IV, s. 223–225 (November 1933). Allen Dennis W., „By All the Truth of Signs”: James Fenimore Cooper’s ‘The Last of the Mohicans’, „Studies in American Fiction” 9.2 (August 1981), s. 159–179. Altrocchi Julia Cooley, The Old Kalifornia Trail: Traces in Folklore and Furrow, Caxton Printers, Caldwell 1945. Ambrose Stephen E., This Vast Land: A Young Man’s Journal of the Lewis and Clark Expedition, Simon & Schuster, Farmington Hills 2004. 366 Bibliografi a

Antelyes Peter, Tales of Adventurous Enterprise: Washington Irving and the Poetics of Western Expansion, Columbia University Press, New York 1990. Aron Stephen, How the West Was Lost: The Transformation of Kentucky from Daniel Boone to Henry Clay, Johns Hopkins University Press, Baltimore 1996. Atephanson Anders, Manifest Destiny: American Expansionism and the Empire of Right, Hill and Wang, New York 1995. Axelrad Allan M., History and Utopia: A Study of the World View of James Feni- more Cooper, Norwood Editions, Norwood 1978. Beaver Harold, Parkman’s Crack-Up: A Bostonian on the Oregon Trial, „New En- gland Quarterly” 48 (1975), s. 64–103. Badger Joseph E., Mountain Kate; or, Love in the Trapping Grounds: A Tale of the Powder River Country, Beadle & Adams, New York 1872. Baepler Paul, The Barbary Captivity in Early America, „Early American Literatu- re” 30.2 (1995), s. 95–120. Baer Helen G., The Heart Is Like Heaven: The Life of Lydia Maria Child, Univer- sity of Pennsylvania Press, Philadelphia 1964. Bailey Ronald H., Champ Clark, Jill Corner, William K. Goolrick, Pierre Home- -Douglas, Bryce S. Walker, Ian Walker, The Old West, Prentice Hall Press, New York 1990. Barbour Philip L., The Three Worlds of Captain John Smith, Houghton Mifflin, Boston 1964. Barker James Nelson, The Indian Princess; or, La Belle Sauvage: An Operatic Melo- -drame in Three Acts, T. & G. Palmer, Philadelphia 1808. Barnes Charlotte Mary Sanford, The Forest Princess; or, Two Centuries Ago [w:] eadem, Plays, Prose, and Poetry, E.H. Butler, Philadelphia 1848. Bell Michael Davitt, History and Romance Convention in Catharine Sedgwick’s ‘Hope Leslie’, „American Quarterly”, t. II, nr 2 (Summer 1970), s. 213–221. Benet Laura, Harvé Stein, Washington Irving, Explorer of American Legend, Dodd, Mead, New York 1966. Bergon Frank, Wilderness Aesthetics [w:] Kris Fresonke, Mark Spence (red.), Lewis and Clark: Legacies, Memories, and New Perspectives, University of California Press, Berkeley 2004. Berkhofer Robert, The White Man’s Indian: Images of American Indian from Co- lumbus to the Present, Knopf, New York 1978. Bernstein Richard B., Thomas Jefferson, Oxford University Press, New York 2003. Bidwell John, Hubert Howe Bancroft, James Longmire, First Three Wagon Trains: To California 1841, to Oregon 1842, and to Washington 1843, Binsford & Mort, Portland 1961. Billington Ray Allen, The American Frontier, Service Center for Teachers of His- tory, Washington 1958. Bingham Caleb, The American Preceptor Improved; Being A New Selection of Les- sons for Reading and Speaking, wyd. IV, J.H.A. Frost, Boston 1797. Bibliografi a 367

Bird Robert Montgomery, Nick of the Woods, or The Jibbenainosay: A Tale of Ken- tucky, Carey, Lea & Blanchard, Philadelphia 1837. Blashfield Jean F., The Oregon Trail, Compass Point Books, Minneapolis 2001. Bloodworth William, Writers of the Purple Sage: Novelists and the American West [w:] Richard Aquila (red.), Wanted Dead or Alive: The American West in Popu- lar Culture, University of Illinois Press, Urbana 1998, s. 43–68. Blumenthal Joseph, The Printed Book in America, David R. Godine Publisher, Boston 1977. Boatright Mody Coggin, The American Myth Rides the Range: Owen Wister’s Man on Horseback, Southern Methodist University Press, Dallas 1951. Bobowski Sławomir, Nie tylko przygoda. Polskie powieści indiańskie dla młodzieży w perspektywie etnologicznej, Oficyna Wydawnicza Atut, Wrocław 2012. Bogart William Henry, The Border Boy: and Daniel Boone and the Hunters of Ken- tucky, Miller, Orton & Mulligan, New York–Auburn 1856. Bogart William Henry, How He Became the Great Pioneer of the West: A Life of Da- niel Boone, Lee and Shepard, Charles T. Dillingham, Boston–New York 1884. Bohner Charles H., Bold Journey: West with Lewis and Clark, Houghton Mifflin, Boston 2004. Bold Christine, Malaeska’s Revenge, or The Dime Novel Tradition in Popular Fic- tion [w:] Richard Aquila (red.), Wanted Dead or Alive: The American West in Popular Culture, University of Illinois Press, Urbana 1998, s. 21–42. Bold Christine, Selling the Wild West: Popular Western Fiction, 1860–1960, In- diana University Press, Bloomington 1987. Bowden Mary W., Washington Irving, Twayne, Boston 1981. Bowen William A., The Willamette Valley: Migration and Settlement on the Oregon Frontier, University of Washington Press, Seattle 1978. Bradbury John, Travels in the Interior of North America, 1809–1811, Sherwood, Neely, and Joines, London 1817. Bragin Charles, Bibliography: Dime Novels 1860–1964, C. Bragin, Brooklyn 1964. Breitwieser Mitchell Robert, American Puritanism and the Defense of Mourning: Religion, Grief, and Ethnology in Mary White Rowlandson’s Captivity Narra- tive, University of Wisconsin Press, Madison 1990. Brand Max, Above the Law, „All-Story Weekly”, 31.08.1918. Brand Max, Nieposkromieni, przeł. Janina Sujkowska, Wydawnictwo J. Przewor- skiego, Warszawa 1935; przedruk: Wydawnictwo Alfa, Warszawa 1990. Brand Max, Nocny jeździec, przeł. Witold Sujkowski, J. Przeworski, Warszawa 1935; przedruk: Wydawnictwo Alfa, Warszawa 1990. Brand Max (G.O. Baxter), Pokusa, Towarzystwo Wydawnicze Rój, Warszawa 1937; przedruk: Glob, Szczecin 1989. Brand Max, Siódmy człowiek, przeł. Witold Sujkowski, J. Przeworski, Warszawa 1936; przedruk: Warszawa Alfa, Warszawa 1990. 368 Bibliografi a

Brand Max, The Iron Trail, Dodd and Mead, New York 1938. Brand Max, The Lone Rider, Leisure Books, New York 2002. Brand Max, The One-Way Trail, Leisure Books, New York 1998. Brand Max, The Untamed, Putnam, New York 1919. Bronson Walter Cochran, Lydia Maria Francis Child [hasło w:] The Dictionary of American Biography, Scribner’s Sons, New York 1958. Brougham John, Po-ca-hon-tas; or, The Gentle Savage, Samuel French, New York [b.d.w.]. Brown Meredith Mason, Frontiersman: Daniel Boone and the Making of America, Louisiana State University Press, Baton Rouge 2008. Brown William E., The Santa Fe Trail, The Patrice Press, St. Louis 1988. Bruchac Joseph, Sacajawea, Houghton Mifflin, Boston 2008. Bryan Daniel, The Mountain Muse: Comprising the Adventures of Daniel Boone; and the Power of Virtuous and Refined Beauty, Davidson & Bourne, Harrison- burg 1813. Buckingham Joseph T., Jamestown [w:] idem, Miscellanies Selected from the Public Journal, t. II, Boston 1824. Buntline Ned, Buffalo Bill and His Adventures in the West, American Publishers, New York 1886. Buntline Ned, Buffalo Bill, the King of the Border Men, „New York Weekly” 1869. Buntline Ned, Buffalo Bill’s Best Shot, or The Heart of Spotted Tail, „New York Weekly” 1872. Buntline Ned, Buffalo Bill’s First Trial, or Will Cody, the Pony Express Rider, Ame- rican Publishers, New York 1888. Burkhart J.A., The Turner Thesis: A Historian’s Controversy, „Wisconsin Magazine of History” XXXI (September 1947), s. 70–83. Burnham Michelle, The Journey Between: Liminality and Dialogism in Mary White Rowlandson’s Captivity Narrative, „Early American Literature” 28.1 (1993), s. 60–75. Burns Ken, Dayton Duncan, Geoffrey C. Ward, Mark Twain: An Illustrated Bio- graphy, Knopf, New York 2001. Busby Mark, Larry McMurtry and the West: An Ambivalent Relationship, Univer- sity of North Texas Press, Denton 1995. Butler Michael D., Narrative Structure and Historical Process in ‘The Last of the Mohicans’, „American Literature” 48 (May 1976), s. 259–266. Capps Benjamin, Sam Chance, Duell, Sloan & Pearce, New York 1965. Capps Benjamin, The Trail to Ogallala, Duell, Sloan & Pearce, New York 1964. Capps Benjamin, The True Memoirs of Charley Blankenship, Lippincott, New York 1972. Carleton Phillips D., The Indian Captivity, „American Literature” 15 (1943), s. 169–180. Bibliografi a 369

Carley Kenneth, The Dakota War of 1862: Minnesota’s Other Civil War, Minne- sota Historical Society, St. Paul 2001. Carrigan Minnie Buce, Captured by the Indians: Reminiscences of Pioneer Life in Minnesota, News Print, Buffalo Lake 1912. Castiglia Christopher, Bound and Determined: Captivity, Culture-Crossing and White Womanhood from Mary Rowlandson to Patty Hearst, University of Chi- cago, Chicago 1996. Cave Alfred A., The Pequot War, University of Massachusetts Press, Amherst 1996. Cawelti John G., Adventure, Mystery, and Romance: Formula Stories as Art and Popular Culture, The University of Chicago Press, Chicago 1976. Chaffin Tom, Pathfinder: John Charles Fremont and the Course of American Em- pire, Hill and Wang, New York 2002. Chalfant William Y., Dangerous Passage: The Santa Fe Trail and the Mexican War, University of Oklahoma Press, Norman 1994. Chase George W., The History of Haverhill, Massachusetts: From Its First Settle- ment in 1640, to the Year 1860, published by the Author, Haverhill 1861. Child Lydia Maria, Biographical Sketches of Great and Good Men, Putnam & Hunt, Boston 1829. Child Lydia Maria, Hobomok: A Tale of Early Times, Cummings, Hilliard, and Co., Boston 1824; wersja elektroniczna: http://etex.lib.virginia.edu/railton/ projects/risetto/hobomok.htm/. Clark Frank M., Sandpapers: The Lives and Letters of Eugene Manlove Rhodes and Charles Fletcher Lummis, Sunstone Press, Santa Fe 1994. Clifford Deborah Pickman, Crusader for Freedom: A Life of Lydia Maria Child, Beacon Press, Boston 1992. Clifton James A., The Invented Indian: Cultural Fictions and Government Policies, Transaction, New Brunswick 1990. Clodfelter Michael, The Dakota War: The United States Army Versus the Sioux, 1862–1865, McFarlanf, Jefferson 1998. Cobbs John L., Owen Wister, Twayne, Boston 1984. Combe’a William, Voyages from Montreal, on the River St. Laurence, through the Continent of North America, to the Frozen and Pacific Oceans; in the Years 1789 and 1793; with a Preliminary Account of the Rise, Progress, and Present State of the Fur Trade of That Country. Constable George (red.), The Old West, Time-Life Books, New York 1990. Cooke John Esten, My Lady Pocahontas: A True Relation of Virginia. Writ by Anas Todkill, Puritan and Pilgrim [in 1618], Houghton Mifflin, Boston 1879. Cooper James Fenimore, Ostatni Mohikanin, przeł. Tadeusz Evert, Iskry, War- szawa 1955. Cooper James Fenimore, Pionierowie, przeł. Tadeusz Evert [w:] idem, Pioniero- wie. Preria, Iskry, Warszawa 1966, s. 3–353. 370 Bibliografi a

Cooper James Fenimore, Pogromca zwierząt, czyli Pierwsza ścieżka wojenna, przeł. Kazimierz Piotrowski, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1988. Cooper James Fenimore, Preria, przeł. Aldona Szpakowska [w:] idem, Pioniero- wie. Preria, Iskry, Warszawa 1966, s. 355–734. Cooper James Fenimore, Tropiciel śladów, przeł. Bronisław Zieliński, Wydawnic- two Dolnośląskie, Wrocław 1989. Coulombe Joseph L., Mark Twain and the American West, University of Missouri Press, Columbia 2003. Cox Hank H., Lincoln and the Sioux Uprising of 1862, Cumberland House Pub- lishing, Nashville 2005. Cox J. Randolph, The Dime Novel Companion: A Source Book, Greenwood Press, Westport 2000. Cox James Melville, Mark Twain: The Fate of Humor, University of Missouri Press, Columbia 2002. Cracroft Richard H., Washington Irving, the Western Works, Boise State University, Boise 1974. Criswell Elijah Harry, Lewis and Clark: Linguistic Pioneers, University of Missouri Press, Columbia 1940. Cruse Brett J., Battles of the Red River War: Archeological Perspectives on the In- dian Campaign of 1874, Texas A&M University Press, Galveston 2008. Culp John H., Born of the Sun, Holt, Rinehart & Winston, New York 1959. Culp John H., The Bright Feathers, Holt, Rinehart & Winston, New York 1965. Dahl Curtis, Robert Montgomery Bird, Twayne, New York 1963. Dary David, The Oregon Trail: An American Saga, Knopf, New York 2004. Davis John, Captain Smith and Princess Pocahontas: An Indian Tale, T.C. Plow- man, Philadelphia 1806. Davis John, Travels of Four Years and a Half in the United States of America during 1798, 1799, 1800, 1801, and 1802, A.J. Morrison, London 1803; reprint: Holt, New York 1909. Davis John, The Angel of the Wild, „Port Folio” 4.4 (April 1814), s. 374–375. Davis John, The First Settlers of Virginia: An Historical Novel, I. Riley, New York 1806. Davis Robert Murray (red.), Owen Wister’s West: Selected Articles, University of New Mexico Press, Albuquerque 1987. Day Robert, The Last Cattle Drive, Putnam’s, New York 1977. de Condercet Jean Antoine Nicolas Coritat, Szkic obrazu postępu ducha ludzkiego poprzez dzieje, przeł. E. Hartleb, J. Strzelecki, PWN, Warszawa 1957. Decker William, The Holdouts, Little, Brown, Boston 1979. Decker William, To Be a Man, Little, Brown, Boston 1967. Defenbach Byron, Red Heroines of the Northwest, Caxton Publishing, Caldwell 1930. Bibliografi a 371

Denning Michael, Mechanic Accents: Dime Novels and Working-Class Culture in America, Verso, London 1987. Derounian Kathryn Zabelle, The Publication, Promotion, and Distribution of Mary Rowlandson’s Indian Captivity Narrative in the Seventeenth Century, „Early American Literature” 23.3 (1988), s. 239–261. Derounian-Stodola Kathryn Zabelle, Puritan Orthodoxy and the ‘Survivor Syn- drome’ in Mary Rowlandon’s Indian Captive Narrative, „Early American Lite- rature” 22.1 (1987), s. 82–93. Derounian-Stodola Kathryn Zabelle, The Indian Captivity Narratives of Mary Rowlandson and Olive Oatman: Case Studies in the Continuity, Evolution, and Exploitation of Literary Discourse, „Studies in the Literary Imagination” 27.1 (1994), s. 33–46. Derounian-Stodola Kathryn Zabelle, The War in Words: Reading the Dakota Con- flict through the Captivity Literature, University of Nebraska Press, Lincoln 2009. Derounian-Stodola Kathryn (red.), Women’s Indian Captivity Narratives, Pen- guin, New York 1998. Derounian-Stodola Kathryn, James Arthur Levernier, The Indian Captivity Narra- tive, 1550–1900, Twayne, New York 1993. DeVoto, The Year of Decision: 1846, Little, Brown, Boston 1943. Dillon Richard, Meriwether Lewis: A Biography, Coward-McCann, New York 1965. Dobie J. Frank, Andy Adams, Cowboy Chronicler, Southern Methodist University Press, Dallas 1926. Donahue John, Don Segundo Sombra y El Virginiano: gaucho y cow-boy, Plegos, Madrid 1987. Doughty Howard M., Francis Parkman, Harvard University Press, Cambridge 1983. Douglas Walter Bond, Manuel Lisa: With Hitherto Unpublish Material, Argosy- -Antiquarian, New York 1964. Downing David, ‘Streams of Scripture Comfort’: Mary Rowlandson’s Typological Use of the Bible, „Early American Literature” 15 (1980), s. 252–259. Draper Lyman C., The Life of Daniel Boone, Stackpole Books, Mechanicsburg 1998. Dwight Timothy, Travels in New England and New York, W. Baynes and Son, and Ogle, Duncan & Co., London 1823. Dye Eva Emery, The Conquest: The True Story of Lewis and Clark, AC McClurg, Chicago 1902. Eastburn James Wallis, Yamoyden: A Tale of the Wars of King Philip in Six Cantos, Clayton & Kingslay Printers, New York 1820. Easton Robert, Max Brand: The Big Westerner, University of Oklahoma Press, Norman 1970. 372 Bibliografi a

Ebersole Gary L., Captured by the Texts: Puritan to Postmodern Images of Indian Captivity, University Press of Virginia, Charlottesville 1995. Egan Ferol, Frémont: Explores for the Restless Nation, University of Nevada Press, Reno 1985. Egloff Keith, Woodward Deborah B., First People: The Early Indians of Virginia, University Press of Virginia, Charlottesville 1992. Ellis Edward S., Campfire and Wigwam, Porter, New York 1885. Ellis Edward S., Chewacho, Munro, New York 1870. Ellis Edward S., Cowmen and Rustlers: A Story of Wyoming Cattle Rangers in 1892, Coates, New York 1898. Ellis Edward S., Deerfoot in the Forest, Beadle, New York 1905. Ellis Edward S., Deerfoot in the Mountains, Beadle, New York 1905. Ellis Edward S., Deerfoot on the Prairies, Winston, New York 1905. Ellis Edward S., Iron Heart: War Chief of the Iroquois, Coates, New York 1899. Ellis Edward S., Kent, the Ranger; or, The Fugitives of the Border, Beadle & Co., New York 1863. Ellis Edward S., Life on the Mountain and Prairie, Munro, New York 1884. Ellis Edward S., Lost in the Wilds, Cassell, New York 1886. Ellis Edward S., Nathan Todd, or The Fate of the Sioux’ Captive, Beadle & Co., New York 1864. Ellis Edward S., Ned in the Block-House: A Tale of Early Days in the West, Porter, New York 1884. Ellis Edward S., The Phantom Horseman, Beadle, New York 1869. Ellis Edward S., The Prairie Trail, Beadle, New York 1867. Ellis Edward S., Seth Jones, or The Captives of the Frontier, Beadle, New York 1860. Ellis Edward S., The Cabin in the Clearing: A Tale of the Frontier, Porter, New York 1890. Ellis Edward S., The Camp in the Mountains, Porter, New York 1887. Ellis Edward S., The Haunted Wood: A Legend of the Mohawk in 1778, Chapman, New York 1866. Ellis Edward S., The Hunter’s Cabin: An Episode of the Early Settlements of Southern Ohio, Beadle, New York 1862. Ellis Edward S., The Hunter’s Escape: A Tale of the Northwest in 1862, Beadle, New York 1864. Ellis Edward S., The Life and Adventures of Colonel David Crockett, Beadle, New York 1862. Ellis Edward S., The Life and Times of Christopher Carson, the Rocky Mountain Scout and Guide, New York Publishing, New York 1861. Ellis Edward S., The Life and Times of Col. Daniel Boone, Hunter, Soldier, and Pioneer Porter and Coates, Philadelphia 1884. Bibliografi a 373

Ellis Edward S., The Mystic Canoe: A Romance of One Hundred Years Ago, Beadle, New York 1865. Ellis Edward S., The Rival Scouts; or, The Forest Garrison, Beadle, New York 1865. Ellis Edward S., The Three Arrows, Winston, New York 1914. Ellis Edward S., The Young Ranchers; or, Fighting the Sioux, Coates, New York 1895. Ellis Edward S., Wyoming, Porter, New York 1888. Emerson Everett H., Captain John Smith, Twayne, New York 1993. Emerson Everett H., Mark Twain: A Literary Life, University of Pennsylvania Press, Philadelphia 2000. Emmons Della Gould, Sacajawea of the Shoshones, Binford and Mort, Portland 1943. Englar Mary, The Comanche Indians: Nomads of the Southern Plains, Bridgestone Press, Bloomington 2003. Estleman Loren D., The Wister Trace: Classic Novels of the American Frontier, Jameson Books, Ottawa, IL 1987. Etulain Richard W., Owen Wister, Boise State College, Boise 1973. Evans Max, My Partner, Houghton Mifflin, Boston 1972. Evans Max, The One-Eyed Sky, Houghton Mifflin, Boston 1963. Evans The One-Eyed Sky, Houghton Mifflin, Boston 1963. Evans Max, The Hi Lo Country, Macmillan, New York 1961. Evans Max, The Rounders, Macmillan, New York 1960. Ewers John C., George Catlin: Painter of Indians of the West [w:] Annual Report of the Board of Regents of the Smithsonian Institution for 1955, Smithsonian Institution Press, Washington 1956, s. 483–528. Fanuzzi Robert, Empire of Tears [w:] James D. Wallace (red.), James Fenimore Cooper: His Country and His Art, Papers from the 1993 Cooper Seminar, No. 9, The State University of New York College at Oneonta, Oneonta 1993, s. 37–51. Faragher John Mack, Daniel Boone: The Life and Legend of an American Pioneer, Henry Holt, New York 1992. Farley G.M., Zane Grey: A Documented Portrait, A Portals Books, New York 1986. Feary Rebecca Blevins, Cartographies of Desire: Captivity, Race, and Sex in the Shaping on an American Nation, University of Oklahoma Press, Norman 1999. Feest Christian, The Powhatan Tribes – Indians of North America, Chelsea House, New York 1990. Felker Christopher D., Reinventing Cotton Mather in the American Renais- sance: ‘Magnalia Christi Americana’ in Hawthorne, Stowe, and Stoddard, North- eastern University Press, Boston 1993. Fetterley Judith, ‘My Sister! My Sister!’: The Rhetoric of Catharine Sedgwick’s ‘Hope Leslie’ [w:] Lucinda Damon-Bach, Victoria Clements (red.), Catharine 374 Bibliografi a

Maria Sedgwick: Critical Perspectives, Northeastern University Press, Boston 2003, s. 78–99. Fiedler Leslie A., Love and Death in the American Novel, Criterion Books, New York 1960. Filson John, The Adventures of Col. Daniel Boon, One of the First Settlers, Com- prehending Every Important Occurrence in the Political History of That Pro- vince [w:] The Discovery, Settlement and Present State of Kentucke and an Es- say towards the Topography, and Natural History of that Important Country, James Adams, Wilmington 1784. Filson John, The Discovery, Settlement and Present State of Kentucke and an Essay towards the Topography, and Natural History of that Important Country, Ja- mes Adams, Wilmington 1784. Fischer Vardis, Suicide or Murder?: The Strange Death of Governor Meriwether Lewis, Swallow Press, Chicago 1962. Fisher Leonard Everett, The Oregon Trail, Holiday House, New York 1990. Fishman Gail, Journeys through Paradise, University Press of Florida, Gainesville 2001. Fitzmier John R., New England’s Moral Legislator: Timothy Dwight, 1752–1817, Indiana University Press, Bloomington 1998. Fitzpatrick Tara, The Figure of Captivity: The Cultural Work of the Puritan Capti- vity Narrative, „American Literary History” 3.1 (1991), s. 1–26. Flint Timothy, Biographical Memoir of Daniel Boone: The First Settler of Kentucky Interpersed with Incidents in the Early Annals of the Country, E.H. Flint, Cin- cinnati 1833. Flint Timothy, Indian Fighter, „Token” 1830. Flint Timothy, The First White Man of the West, or The Life and Adventures of Da- niel Boone, the First Settler of Kentucky, Interpersed with Incidents in the Early Annals of the Country, Hurst, New York 1868. Forster H.C., From Xylographs to Lead Molds AD 1440 – AD 1921, Rapid Elec- trotype, Cincinnati 1921. Foster William Henry, The Captors’ Narrative: Catholic Women and Their Puritan Men on the Early American Frontier, Cornell University Press, Ithaca 2003. Foust Clement E., The Life and Dramatic Work of Robert Montgomery Bird, Kni- ckerbocker Press, New York 1919. Franklin Wayne, The New World of James Fenimore Cooper, University of Chicago Press, Chicago 1982. Frantz Joe B. Frantz, Choate Jr. Julian E., The American Cowboy: The Myth and the Reality, University of Oklahoma Press, Norman 1955. Franzwa Gregory M., The Oregon Trail Revisited, The Patrice Press, Tooele 1983. Frémont John Charles, Report of the Exploring Expedition to the Rocky Mountains in the Year 1842, and to Oregon and North California in the Years 1843–’44, Galis and Seaton Printers, Washington 1845. Bibliografi a 375

Frémont John Charles, Snucker Samuel M., The Life of Col. John Charles Fremont and His Narrative of Explorations and Adventures in Kansas, Nebraska, Oregon and California, Miller, Orton & Mulligan, New York–Auburn 1856. Fresonke Kris, West of Emerson: The Design of Manifest Destiny, University of California Press, Berkeley 2003. Furtwangler Albert, Acts of Discovery: Visions of America in the Lewis and Clark Journals, University of Illinois Press, Urbana 1993. Fussell Edwin, Frontier: American Literature and the American West, Princeton University Press, Princeton 1965. Gale Robert I., Francis Parkman, Twayne, New York 1973. Gann Walter, The Trail Boss, Houghton Mifflin, Boston 1937. Gascoigne Bamber, How to Identify Prints, Thames & Hudson, London 1986. Geismar Maxwell (red.), Mark Twain and the Three R’s: Race, Religion, Revolution and Related Matters, Bobs-Merrill, Indianapolis 1973. Gemme Francis R., Wister’s the Virginian, Monarch Press, New York 1966. Gifford Bill, Ledyard: In Search of the First American Explorer, Houghton Mifflin Harcourt, Boston 2007. Gilpin William, Mission of the North American People, Geographical, Social, and Political, J.B. Lippincott, Philadelphia 1874. Gleach Frederic W., Powhatan’s World and Colonial Virginia: A Conflict of Cul- tures, University of Nebraska Press, Lincoln 1997. Goetzmann H. William, Exploration and Empire: The Explorer and the Scientist in the Winning of the American West, Alfred A. Knopf, New York 1966. Goldbæk Henning, Cooper and the Forest Gentleman [w:] Hugh C. MacDougall (red.), James Fenimore Cooper: His Country and His Art, Paper from 1999 Cooper Seminar, The State University of New York College at Oneonta, One- onta 1999. Gould Philip, Catharine Sedgwick’s ‘Recital’ of the Pequot War, „American Litera- ture” 66 (December 1994), s. 641–662. Graebner Norman (red.), Manifest Destiny, Bobbs-Merrill, Indianapolis 1968. Graham Don, “Lonesome Dove”: Butch and Sundance Go on a Cattledrive, „Southwestern American Literature” 12.1 (1986), s. 7–12. Graham Don, Old and New Cowboy Classics, „Southwest Review” 65 (Summer 1980), s. 193–303. Graulich Melody, Stephen Tatum (red.), Reading “The Virginian” in the New West, University of Nebraska Press, Lincoln 2003. Gray Edward G., The Making of John Ledyard: Empire and Ambition in the Life of an Early American Traveler, Yale University Press, New Haven 2007. Graydon Charles K., Trail of the First Wagon over the Sierra Nevada, The Patrice Press, Tooele 1986. Grey Zane, Betty Zane, Charles Francis Press, New York 1903. 376 Bibliografi a

Grey Zane, Jeźdźcy purpurowego stepu, przeł. Stefan Barszczewski, M. Arct, War- szawa 1929. Grey Zane, Kanion Wielkich Dębów, przeł. Janina Sujkowska, M. Arct, Warszawa 1935; przedruk: Glob, Szczecin 1990. Grey Zane, Karawany walczące, M. Arct, Warszawa 1931; przedruk: Krajowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1992. Grey Zane, The Lone Star Ranger, Grosset & Dunlap, New York 1915. Grey Zane, The Mysterious Rider, Harper & Brothers, New York 1921. Grey Zane, Nevada, Harper & Brothers, New York 1928. Grey Zane, Prawo pustyni, przeł. Janina Sujkowska, M. Arct, Warszawa 1934. Grey Zane, Stara kopalnia, przeł. Joanna Sujkowska, M. Arct, Warszawa 1937; przedruk: 86 Press, Łódź 1992. Grey Zane, The Border Legion, Harper & Brothers, New York 1916. Grey Zane, The Last of the Plainsmen, Outing, New York 1908. Grey Zane, The Last Trail, Outing, New York 1905. Grey Zane, The Man of the Forest, Harper & Brothers, New York 1920. Grey Zane, The Spirit of the Border, A.L. Burt, New York 1906. Grey Zane, The U.P. Trail, Harper & Brothers, New York 1918. Grey Zane, U podnóża tęczy, przeł. Stefan Barszczewski, M. Arct, Warszawa 1929. Grey Zane, Wanderer of the Wasteland, Harper & Brothers, New York 1923. Grey Zane, Western Union, Harper & Brothers, New York 1939. Grey Zane, Wild Horse Mesa, Harper & Brothers, New York 1928. Grey Zane, Zemsta rodowa, przeł. Joanna Sujkowska, M. Arct, Warszawa 1937; przedruk: 86 Press, Łódź 1992. Grizzard Jr. Frank E., Smith Boyd, Jamestown Colony: A Political, Social, and Cultural History, ABC-CLIO, Santa Barbara 2007. Gruber Frank, Zane Grey: A Biography, World Publishing, New York 1970. Guice John D.W., Buckley Jay H., Holmberg James J., By His Own Hand? The Mysterious Death of Meriwether Lewis, University of Oklahoma Press, Norman 2006. Gura Philip F., John Who? Captain John Smith and Early American Literature, „Early American Literature” 21.3 (Winter 1986–1987), s. 260–267. Gwynne Samuel C., Empire of the Summer Moob: Quanah Parker and the Rise and Fall of the Comanches, the Most Powerful Indian Tribe in American History, Scribner, New York 2010. Haberly David T., Women and Indians: ‘The Last of the Mohicans’ and the Capti- vity Tradition, „American Quarterly” 28 (Fall 1976), s. 431–443. Hacker Louis M., Sections – or Classes, „The Nation” CXXXVII (July 26, 1933), s. 108–110. Haeger John D., John Jacob Astor: Business and Finance in the Early Republic, Wayne State University Press, Detroit 1991. Bibliografi a 377

Haley L. James, The Buffalo War: The History of the Red River Indian Uprising of 1874, Doubleday, Garden City 1976. Hall Brian, I Should Be Extremely Happy in Your Company: A Novel of Lewis and Clark, Penguin Books, New York 2003. Hall David D., Hench John B. (red.), Needs and Opportunities in the History of the Book: America, 1693–1876, American Antiquarian Society, Worchester 1987. Hämäläinen Pekka, The Comanche Empire, Yale University Press, New Haven 2008. Hamilton William J., Border Vengeance; or, The Night-Hawk’s Daughter: A Tale of the Territories, Beadle & Adams, New York 1873. Hamilton William J., The Girl Scout; or, The Island League, Beadle & Adams, New York 1874. Hamilton William J., The Gulch Miners; or, The Queen of the Secret Valley: A Ro- mance of the Gold Region, Beadle & Adams, New York 1881. Hamilton William J., The Jaguar Queen; or, The Outlaws of the Sierra Madre, Whittaker Frederick 1872. Hamilton William J., The Prairie Queen; or, The Western, the Texan Ranger, Beadle & Adams, New York 1871. Harris Burton, John Colter: His Years in the Rockies, University of Nebraska Press, Lincoln 1993. Harris Caroline, History of the Captivity and Providential Release Therefrom of Mrs. Caroline Harris, G. Cunningham, New York 1838. Hawthorne Nathaniel, The Duston Family, „The American Magazine of Useful and Entertaining Knowledge”, May 1836. Hayes Carlton J.H., The American Frontier – Frontier of What?, „American Histo- rical Review” LI (January 1946), s. 199–216. Hayes Kevin J., Captain John Smith: A Reference Guide, G.K. Hall, Boston 1991. Haynes Sam W., Morris Christopher (red.), Manifest Destiny and Empire: American Antebellum Expansionism, Texas A&M University Press, College Station 1997. Hazelton Henry, Quindaro; or, The Heroine of Fort Laramie: A Tale of the Far West, Beadle & Adams, New York 1880. Heckewelder John Gottlieb Ernestus, History, Manners and Customs of the In- dian Nations Who Once Inhabited Pennsylvania and the Neighboring States, The First American Frontier Series, Arno Press and The New York Times, New York 1971 (wyd. I: 1818). Heckewelder John Gottlieb Ernestus, Narrative of the Mission of the United Brethren among the Delaware and Mohegan Indians from Its Commencement in the 1740, to the Close of Year 1808, The First American Frontier Series, Arno Press and The New York Times, New York 1971 (wyd. I: 1820). Hedges William L., Washington Irving: An American Study, 1802–1832, Green- wood Press, Westport 1980. 378 Bibliografi a

Heidler David, Heidler Joanne T., Manifest Destiny, Greenwood Press, Westport 2003. Henderson Archibald, The Conquest of the Old Southwest: The Romantic Story of the Early Pioneers into Virginia, the Carolinas, Tennessee and Kentucky 1740– 1790, Kessinger, Whitefish 2004. Hill George Canning, Captain John Smith; A Biography, J.B. Lippincott, Philadel- phia 1868. Hill William E., The California Trail Yesterday and Today, Pruett Pub., Boulder 1986. Hillard George S., The Life and Adventures of Captain John Smith [w:] Jared Sparks, Lives of Eminent Individuals Celebrated in American History, t. I, Har- per & Bros., New York 1847. Hing Robert J., Tracking Mackenzie on the Sea: Coast to Coast in Eighteen Splash- downs, Anchor Watch Press, Manassas 1992. Hintzen William, The Border Wars of the Upper Ohio Valley, 1769–1794, Precision Shooting, Manchester 2001. Hofstadter Richard, Turner and the Frontier Myth, „American Scholar” XVIII (Autumn 1949), s. 433–443. Hoig Stanley W., The Cherokees and Their Chiefs: In the Wake of Empire, Univer- sity of Arkansas Press, Fayetteville 1998. Hoppenstand Gary (red.), The Dime Novel Detective, Bowling Green State Uni- versity Popular Press, Bowling Green 1982. Hough Emerson, North of 36, Appleton, New York 1924. How Nehemiah, A Narrative of the Captivity of Nehemiah How, Who Was Taken by the Indians at the Great-Meadow Fort above Fort-Dummer, Where He Was an Inhabitant, October 11th 1745: Giving an Account of What He Met with in His Travelling to Canada, and While He Was in Prison There. Together with an Account of Mr. How’s Dead at Canada, Garland, New York 1977. Howard Thomas Frederick, Sierra Crossing: First Roads to California, University of California Press, Berkeley 1998. Hubbel Jay B., The Smith-Pocahontas Story in Literature, „Virginia Magazine of History and Biography” 65:3 (July 1957). Hudson Wilson Mathis, Andy Adams: His Life and Writings, Southern Methodist University Press, Dallas 1964. Hudson Wilson Mathis, Andy Adams: Storyteller and Novelist of the Great Plains, Steck-Vaughn, Austin 1967. Hueston Ethel, Star of the West: The Romance of the Lewis and Clark Expedition, Bobbs-Merrill, Indianapolis 1935. Hutchison W.H., A Bar Cross Man: The Life and Personal Writings of Eugene Man- love Rhodes, University of Oklahoma Press, Norman 1956. Hutchison W.H., Introduction [w:] Eugene Manlove Rhodes, The Rhodes Reader, Stories of Virgins, Villains, and Varmints, University of Oklahoma Press, Nor- man 1975. Bibliografi a 379

Ingraham Prentiss, Adventures of Buffalo Bill from Boyhood to Manhood. Deeds of Daring, Scenes of Thrilling, Peril, and Romantic Incidents in the Early Life of W.F. Cody, the Monarch of Bordermen, Beadle & Adams, New York 1882; wersja elektroniczna: www.blackmask.com/books19c/bbilldime. htm#1_0_2. Ingraham Prentiss, Buffalo Bill on the War Path, or Silk Lasso Sam, the Will-o’-Wisp of the Trails: The Romance of Boys in Blue and Buckskin in Hangman’s Gulch, Beadle & Adams, New York 1892. Ingraham Prentiss, Buffalo Bill’s Black Game, or Rounding Up the Mounted Miners of the Overland, Beadle & Adams, New York 1896. Ingraham Prentiss, Buffalo Bill’s Bonanza, or The Knights of the Silver Circle: A Ro- mance of Mystery in the Weird Land of Montana, Beadle & Adams, New York 1891. Ingraham Prentiss, Buffalo Bill’s Dead Shot, or the Skeleton Scout of the Colorado, Beadle & Adams, New York 1893. Ingraham Preston, Buffalo Bill’s Death-Charm, or The Man with a Scar, Beadle & Adams, New York 1895. Ingraham Prentiss, Buffalo Bill’s Invincibles, or The Sable Shadower’s Sublime Sa- crifice: The Story of the Counterfeit Cavalry’s Doom, Beadle & Adams, New York 1897. Ingraham Prentiss, Buffalo Bill’s Sharp-Shooters, or The Surgeon Scout to the Re- scue: A Romance of the Fighting Braves and Buckskins, Beadle & Adams, New York 1894. Ingraham Prentiss, The League of Three, or Buffalo Bill’s Pledge: A Story of a Trail Followed to the Bitter End by the Three Famous Scouts, Buffalo Bill, Wild Bill and Texas Jack, the ‘Princes of the Plains, Beadle & Adams, New York 1885. Irving Pierre M., The Life and Letters of Washington Irving, G.P. Putnam, New York 1862–1863. Irving Washington, A Tour on the Prairies, University of Oklahoma Press, Norman 1956. Irving Washington, Astoria, or, Anecdotes of an Enterprize beyond the Rocky Mo- untains, Carey, Lea, and Blanchard, Philadelphia 1836; Richard Bentley, Lon- don 1836; Baudry’s European Library, Paris 1836. Irving Washington, The Adventures of Captain Bonneville, Carey, Lea, and Blan- chard, Philadelphia 1937. Isenberg Andrew C., The Destruction of the Bison: An Environmental History, 1750–1820, Cambridge University Press, Cambridge 2000. Isserman Maurice, Across America: The Lewis and Clark Expedition, Chelsea House, New York 2010. Jackson Carleton, Zane Grey, Twayne, New York 1973. Jacobs John T., The Western Journey: Exploration, Education, and Autobiography in Irving, Parkman, and Thoreau, Garland, New York 1988. 380 Bibliografi a

Jacobs Wilburn R., Francis Parkman, Historian as Hero: The Formative Years, Uni- versity of Texas Press, Austin 1991. Jefferson Thomas, Notes on the State of Virginia, Library of America, Literary Classics of the United States, New York 1984, s. 220 (wyd. I: 1781–1782). Johannssen Albert, The House of Beadle and Adams and Its Dime and Nickel No- vels: The Story of a Vanishing Literature, University of Oklahoma Press, Nor- man 1950. Johansen Dorothy O., Gates Charles M., Empire on the Columbia: A History of the Pacific Northwest, Harper & Row, New York 1957. Johnson Susannah Willard, A Narrative of the Captivity of Mrs. Johnson: Con- taining an Account of Her Sufferings, during Four Years, with the Indians and French, H.R. Hunting, Springfield 1907. Johnston Johanna, The Heart That Would Not Hold: A Biography of Washington Irving, M. Evans, New York 1971. Jones Daryl, The Dime Novel Western, Bowling Green University Popular Press, Bowling Green 1978. Jones John B., Wild Western Scenes: A Narrative of Adventures in the Western Wil- derness, Wherein the Exploits of Daniel Boone, the Great American Pioneer Are Particularly Described, J.B. Lippincott and Co., Philadelphia 1856. Jones Landon Y., William Clark and the Shaping of the West, Hill & Wang, New York 2004). Jones Roger Walton, Larry McMurtry and the Victorian Novel, Texas A&M Uni- versity Press, College Station 1994. Kant Candance C., Zane Grey’s Arizona, Northland Press, Flagstaff 1984. Karcher Carolyn L., Introduction [w:] Catharine Maria Sedgwick, Hope Leslie, Penguin, New York 1987. Karcher Carolyn L., The First Woman in the Republic: A Cultural Biography of Lydia Maria Child, Duke University Press, Durham 1994. Karcher Carolyn L. (red.), A Lydia Maria Child Reader, Duke University Press, Durham 1997. Karolevitz Robert F., Newspapering in the Old West: A Pictorial History of Journa- lism and Printing on the Frontier, Bonanza Books, New York 1965. Kelley Mary, Introduction [w:] Catharine Maria Sedgwick, Hope Leslie; or, Early Times in Massachusetts, Rutgers University Press, Newark 1987. Kelly Fanny Wiggins, Narrative of My Captivity among the Sioux Indians. By Fan- ny Kelly. With a Brief Account of General Sully’s Indian Expedition in 1864, Bearing upon Events Occuring in My Captivity, Garland, New York 1976. Kelly William P., Plotting America’s Past: Fenimore Cooper and The Leatherstocking Tales, Southern Illinois University Press, Carbondale 1983. Kelly II Thomas O., Whites and Indians and White Indians: “The Last of the Mohicans” from James Fenimore Cooper to Daniel Day Lewis [w:] Hugh C. MacDougall (red.), James Fenimore Cooper: His Country and His Art, Bibliografi a 381

Papers from the Cooper Seminar (No. 11), The State University of New York College at Oneonta, Oneonta 1997. Kelton Elmer, The Day the Cowboys Quit, Doubleday, New York 1971. Kelton Elmer, The Good Old Boys, Doubleday, New York 1978. Kelton Elmer, The Time It Never Rained, Doubleday, New York 1973. Kenschaft Lori, Lydia Maria Child: The Quest for Racial Justice, Oxford Univer- sity Press, New York 2002. Kestler Frances Roe, The Indian Captivity Narrative: A Woman’s View, Garland, New York 1990. Kimball Arthur G., Ace of Hearts: The Westerns of Zane Grey, Texas A&M Uni- versity Press, College Station 1993. Kime Wayne R., Pierre M. Irving and Washington Irving: A Collaboration in Life and Letters, Wilfrid Laurier University Press, Waterloo 1977. King Duane H., The Cherokee Indian Nation: A Troubled History, University of Tennessee Press, Knoxville 1979. Knight Janice, Orthodoxies in Massachusetts: Rereading American Puritanism, Harvard University Press, Cambridge 1994. Krumrey Diane, On the Frontier of Natural Language with the Eloquent Indians: Homobok and Hope Leslie [w:] Will Wright, Steven Kaplan (red.), The Image of the Frontier in Literature, the Media, and Society, University of Southern Colorado, Pueblo 1997. Kupperman Karen O.,“Brasse Without But Gold Within”: The Writings of Captain John Smith, „Virginia Cavalcade” 38.2 (Autumn 1988), s. 66–75. Kupperman Karen O., Indians and English: Facing Off in Early America, Cornell University Press, Ithaca 2000. Larimer Sarah L., The Capture and Escape; or, Life among the Sioux, Garland, New York 1976. Lavender David, Westward Vision: The Story of the Oregon Trail, University of Nebraska Press, Lincoln 1975. Lee Nelson, Three Years among Comanches: The Narrative of Nelson Lee, the Texas Ranger, Containing a Detailed Account of His Captivity among the In- dians, His Singular Escape Through the Instrumentality of His Watch, and Fully Illustrating Indian Life as It Is on the War Path and in the Camp, University of Oklahoma Press, Norman 1956. Leeth John, A Short Biography of John Leeth: with an Account of His Life among the Indians, Garland, New York 1977. Lemann Nicholas, Tall in the Saddle, „New York Times”, June 9, 1985. Lemay J.A. Leo, Captain John Smith [w:] Louis D. Rubin (red.), The History of Southern Literature, Louisiana State University Press, Baton Rouge 1985, s. 26–33. Lemay J.A. Leo, Did Pocahontas Save Captain John Smith?, The University of Georgia Press, Athens 1992. 382 Bibliografi a

Lepore Jill, The Name of War: King Philip’s War and the Origins of American Iden- tity, Vintage Books, New York 1999. Levin David, The Oregon Trail [w:] Henning Cohen (red.), Landmarks of Ameri- can Writing, Basic Books, New York 1969, s. 79–89. Lewis Meriwether, Clark William, A Journal of the Voyages and Travels of a Corps of Discovery under the Command of Capt. Lewis and Capt. Clark, red. Gary E. Moulton, University of Nebraska Press, Lincoln 1988. Lewis Meriwether, Clark William, Original Journals of the Lewis and Clark Ex- pedition, 1804–1806, red. Reuben Gold Thwaites, Dodd, Mead, New York 1904–1905; reprint: Wisconsin Historical Society, Madison 2003. Lewis Meriwether, Clark William, The History of the Expedition under the Com- mand Of Captains Lewis and Clark, to the Sources Of the Missouri, Thence across the Rocky Mountains and Down the River Columbia to the Pacific Ocean. Performed during the Years 1804, 1805 and 1806. By Order of the Government of the United States, red. Nicholas Biddle, Paul Allen, Bradford and Inskeep, Philadelphia 1814. Lewis Meriwether, Clark William, The Journals of Lewis and Clark, red. Bernard DeVoto, Houghton Mifflin, Boston 1953. Lich Lera Patrick Tyler, Larry McMurtry’s Texas: Evolution of the Myth, Eakin, Austin 1987. Lofaro Michael, Daniel Boone: An American Life, University Press of Kentucky, Lexington 2003. Logan Lisa, Mary Rowlandson’s Captivity and the ‘Place’ of the Woman Subject, „Early American Literature” 28.3 (1993), s. 255–277. Lokken R.L., The Turner Thesis: Criticism and Defense, „Social Studies” XXXII (December 1941), s. 356–365. Long Robert Emmet, James Fenimore Cooper, Continuum, New York 1990. Longheed Pamela, ‘Then Began He to Rant and Threaten’: Indian Malice and In- dividual Liberty in Mary Rowlandson’s Captivity Narrative, „American Litera- ture” 74.2 (2002), s. 287–313. Lovander David Sievard, Westward Vision: The Story of the Oregon Trail, Univer- sity of Nebraska Press, Lincoln 1975. Lovelace Richard F., The American Pietism of Cotton Mather: Origins of American Evangelicalism, American University Press, Grand Rapids 1979. Loving Jerome, Mark Twain: The Adventures of Samuel L. Clemens, University of California Press, Berkeley 2010. Lund Michael, America’s Continuing Story: An Introduction to Serial Fiction, 1850–1900, Wayne State University Press, Detroit 1993. Lutz Norma Jean, Cotton Mather, Chelsea House Publishers, Philadelphia 2000. Mackenzie Alexander, First Man West: Alexander Mackenzie’s Journal of His Voyage to the Pacific Coast of Canada in 1793, red. Walter Sheppe, Green- wood Press, Westport 1976. Bibliografi a 383

Mackenzie Alexander, Voyages from Montreal, on the River St. Laurence, through the Continent of North America, to the Frozen and Pacific Oceans; in the Years 1789 and 1793; with a Preliminary Account of the Rise, Progress, and Present State of the Fur Trade of That Country, red. William Combe, T. Cadell, London 1801. Madsen Axel, John Jacob Astor: America’s First Multimillionaire, John Wiley, New York 2001. Maltes Merrill J., The Great Platte River Road: The Covered Wagon Mainline Via Fort Kearny to Fort Laramie, University of Nebraska Press, Lincoln 1987. Mandell Daniel R., King Philip’s War: Colonial Expansion, Native Resistance, and the End of Indian Sovereignty, Johns Hopkins University Press, Baltimore 2010. Martin Wendy, Introduction [w:] Wendy Martin (red.), Colonial American Travel Narratives, Penguin Books, New York 1994. Mather Cotton, Decennium Luctuosum: An History of Remarkable Occurrences in the Long War which New England Hath Had with the Indian Salvages, from the Year 1688 to the Year 1698, B. Green, Boston 1699. Mather Cotton, Humiliations Follow’d with Deliverances, Huntington Library, Boston 1697. Mather Cotton, Magnalia Christa Americana: Or, the Ecclesiastical History of New England, Thomas Parkhurst, London 1702. Matters Merrill J., The Great Platte River Road: The Covered Wagon Mainline Via Fort Kearney to Fort Laramie, University of Nebraska Press, Lincoln 1987. May Stephen J., Zane Grey: Romancing the West, Ohio University Press, Athens 1997. McCartney Laton, Across the Great Divide: Robert Stuart and the Discovery of the Oregon Trial, Free Press, New York 2003. McClung John A., Sketches of Western Adventure: Containing an Account of the Most Interesting Incidents Connected with the Settlement of the West, from 1755 to 1794; with an Appendix, U.P. James, Cincinnati 1839. McCracken Harold, George Catlin and the Old Frontier, Dial Press, New York 1959. McDermott John Francis, Introductory Essay by John Francis McDermott [w:] Wa- shington Irving, A Tour on the Prairies, University of Oklahoma Press, Norman 1956. McMullan Kate, My Travels with Capts: Lewis and Clark, by George Shannon, HarperCollins, New York 2004. McMurtry Larry, Horseman, Pass By, Harper & Row, New York 1961. McMurtry Larry, Leaving Cheyenne, Harper & Row, New York 1963. McMurtry Larry, Moving On, Simon & Schuster, New York 1970. McMurtry Larry, Na południe od Brazos, przeł. Michał Kłobukowski, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1991. 384 Bibliografi a

McMurtry Larry, Streets of Laredo, Simon & Schuster, New York 1993. Meeker Josephine, The Ute Massacre: Brave Miss Meeker’s Captivity: Her Own Ac- count of It: Also, the Narratives of Her Mother and Mrs. Price, to Which Is Add- ed Further Thrilling and Intensely Interesting Details, Not Hitherto Published, of the Bravery Frightful Sufferings Endured by Mrs. Meeker, Mrs. Price and Her Two Children, and by Miss Josephine Meeker, Vic-Press Books, Cheyenne 1975. Meltzer Milton, Tongue of Flame: The Life of Lydia Maria Child, Crowell, New York 1965. Metcalf Samuel L., A Collection of Some of the Most Interesting Narratives of In- dian Warfare in the West, Containing an Account of Colonel Daniel Boone, One of the First Settler of Kentucky, W.G. Hunt, Lexington 1821. Meredith Grace E., Girl Captives of the Cheyennes: A True Story of the Capture and Rescue of Four Pioneer Girls, Garland, New York 1975. Merk Frederick, Manifest Destiny and Mission in American History: A Reinterpre- tation, Knopf, New York 1963. Miller David, “Heroes” of American Empire: John C. Frémont, Kit Carson and Culture of Imperialism, 1842–1898, ProQuest Information and Learning Company, Ann Arbor 2007. Monaghan Jay, The Great Rascal: The Life and Adventures of Ned Buntline, Little, Brown, Boston 1952. Montgomery Denis, Captain John Smith, „Colonial Williamsburg Journal”, t. 16, nr 3 (Spring 1994). Morgan Robert, Boone: A Biography, Algonquin Books of Chapel Hill, Chapel Hill 2007. Morison Samuel Eliot, The Francis Parkman Reader, Little, Brown, Boston 1955. Mossiker Frances, Pocahontas: The Life and Legends, Alfred A. Knopf, New York 1976. Mott Frank Luther, A History of American Magazines, Harvard University Press, Cambridge 2000 (wyd. I: 1930–1957; wyd. II: 1958–1968). Murray Stuart A.P., The Library: An Illustrated History, Skyhorse Publishing, New York 2012. Musick John R., Pocahontas: A Story of Virginia, Funk & Wagnalls, New York 1895. Myers Laurie, Lewis and Clark and Me: A Dog’s Tale, Henry Holt, New York 2002. Namias June, White Captives: Gender and Ethnicity on the American Frontier, University of North Carolina Press, Chapel Hill 1993. Neal Charles R., In Pursuit of Parkman, „Journal of the West” 25 (October 1986), s. 49–61. Newell Olive, Trail of the Elephant: The Emigrant Experience on the Truckee Routes of the California Trail, 1844–1852, Nevada County Historical Society, Nevada City 1997. Bibliografi a 385

Nipper Pat Decker, Love on the Lewis and Clark Trail, Syringa Books, [b.m.w.] 2004. Noble David W., Cooper, Leatherstocking and the Death of the American Adam, „American Quarterly” 16 (Fall 1964), s. 419–431. Nolan William F., Collecting Max Brand, „Firsts: The Book Collector’s Maga- zine”, May 1997, s. 36–46. Nolan William F., Max Brand: Western Giant: The Life and Times of Frederick Schiller Faust, Bowling Green State University Popular Press, Bowling Green 1985. Norton Frank H., The Days of Daniel Boone: A Romance of “The Dark and Bloody Ground”, The American News Company, New York 1883. O’Dell Scott, Streams to the River, River to the Sea: A Novel of Sacagawea, Hough- ton Mifflin, Boston 1986. Oglesby Richard E., Manuel Lisa and the Opening of the Missouri Fur Trade, Uni- versity of Oklahoma Press, Norman 1961. Oliphant John Stuart, Peace and War on the Anglo-Cherokee Frontier, 1756–63, Louisiana State University Press, Baton Rouge 2001. Ordahl Karen, Indians and English: Facing Off in Early America, Cornell Univer- sity Press, Ithaca 2000. Osborne William S., Lydia Maria Child, Twayne, Boston 1980. O’Sullivan John J., The Great Nation of Futurity, „The United States Democratic Review”, t. 6, nr 23 (1839), s. 426–430. Palmer Frederick, Clark of the Ohio: A life of George Rogers Clark, Kessinger Pub- lishing, Whitefish 2004. Parkman Ebenezer, The Story of the Rice Boys: Captured by the Indians, August 8, 1704, Garland, New York 1976. Parkman Francis, The California and Oregon Trail: Being Sketches of Prairie and Rocky Mountain Life, George Putnam, New York 1849. Parkman Francis, The Oregon Trail Sketches of Prairie and Rocky Mountain Life, Little, Brown, Boston 1872. Pattullo George, The Sheriff of Badger: A Tale of the Southwest Borderland, Apple- ton, New York 1912. Paulding James K., The Dutchman’s Fireside: A Tale, Harper & Brothers, New York 1831. Payne Darwin, Owen Wister: Chronicler of the West, Gentleman of the East, South- ern Methodist University Press, Dallas 1985. Pearce Roy Harvey, The Significances of the Captive Narrative, „American Litera- ture” 19 (1947), s. 1–20. Peare Catherine Owens, Washington Irving: His Life, Holt, New York 1957. Pearson Edmund, Dime Novels, or Following an Old Trail in Popular Literature, Little, Brown, Boston 1929. Peattie Donald C., Forward the Nation, G.P. Putnam’s Sons, New York 1942. 386 Bibliografi a

Peck H. Daniel, A World by Itself: The Pastoral Moment in Cooper’s Fiction, Yale University Press, New Haven 1977. Philbrick Nathaniel, Mayflower: A Story of Courage, Community, and War, Pen- guin, New York 2006. Pierson George A., The Frontier and Frontiersmen of Turner’s Essays: Scrutiny of the Foundation of the Middle Western Tradition, „Pennsylvania Magazine of History and Biography” LXIV (October 1940), s. 449–478. Plesnar Łukasz A., Twarze westernu, Rabid, Kraków 2009. Plummer Clarissa, Narrative of the Captivity and Extreme Sufferings of Mrs. Clar- issa Plummer (1838), Garland Library, t. 54, Garland, New York 1977. Plummer Rachel Parker, Rachel Plummer’s Narrative of Twenty-One Months Ser- vitude as a Prisoner among the Comanche Indians, Garland, New York 1977. Podruchny Carolyn, Making the Voyageur World: Travelers and Traders in the North American Fur Trade, University of Toronto Press, Toronto 2006. Pomeroy Earl S., Toward a Reorientation of Western History: Continuity and Envi- ronment, „Mississippi Valley Historical Review” XLI (March 1955), s. 579–600. Powers Ron, Mark Twain: A Life, Random House, New York 2005. Preuss Charles, Exploring with Frémont: The Private Diaries of Charles Preuss, Cartographer for John C. Frémont on His First, Second, and Fourth Expeditions to the Far West, University of Oklahoma Press, Norman 1958. Randall Willard Sterne, Thomas Jefferson: A Life, H. Holt, New York 1993. Rans Geoffrey, Cooper’s Leather-stocking Novels: A Secular Reading, University of North Carolina Press, Chapel Hill 1991. Reep Diana, The Rescue and Romance: Populars Novels before World War I, Bow- ling Green State University Popular Press, Bowling Green 1982. Reid Darren R. (red.), Daniel Boone and Others on the Kentucky Frontier: Auto- biographies and Narratives, 1769–1795, McFarland, Jefferson 2009. Reynolds Clay, Back Trailing to Glory: “Lonesome Dove” and the Novels of Larry McMurtry, „Texas Review” 8 (1987), s. 22–29. Reynolds Clay (red.), Taking Stock: A Larry McMurtry Casebook, Southern Me- thodist University, Dallas 1989. Reynolds Guy, The Winning of the West: Washington Irving’s ‘A Tour on the Prai- ries’, „Yearbook of English Studies”, t. 34 (2004), s. 88–99. Reynolds Quentin, The Fiction Factory, or From Pulp Row to Quality Street, Ran- dom House, New York 1955. Rhodes May D., The Hired Man on Horseback: My Story of Eugene Manlove Rhodes, Houghton Mifflin, Boston 1938. Rhodes Eugene Manlove, Bransford in Arcadia, or The Little Eohippus, Henry Holt, New York 1914. Rhodes Eugene Manlove, Copper Streak Trail, Houghton Mifflin, Boston 1922. Rhodes Eugene Manlove, Good Men and True, Henry Holt, New York 1910. Rhodes Eugene Manlove, Once in the Saddle, Houghton Mifflin, Boston 1927. Bibliografi a 387

Rhodes Eugene Manlove, Stepsons of Light, Houghton Mifflin, Boston 1921. Rhodes Eugene Manlove, The Desire of the Moth, Henry Holt, New York 1916. Rhodes Eugene Manlove, The Trusty Knaves, Houghton Mifflin, Boston 1933. Richardson Darrell, Max Brand: The Man and His Work. Critical Appreciation and Bibliography, Fantasy, Los Angeles 1952. Richter Conrad, The Sea of Grass, Kopf, New York 1937. Riegel Robert E., American Frontier Theory, „Journal of World History” III, nr 2 (1956), s. 356–380. Riegel Robert E., Current Ideas of the Significance of the United States Frontier, „Revista de Historia de America” (June 1952), s. 25–43. Ringe Donald A., James Fenimore Cooper, Twayne, Boston 1988. Roberts David, A Newer World: Kit Carson, John C. Frémont, and the Claiming of the American West, Touchstone, New York 2001. Roberts Thomas J., Gold Bullet Sport, a Dime Novel by Buffalo Bill, or A Record of an Expedition into the Great American Literary Desert, „Texas Studies in Literature and Language”, t. 33 (1991). Robertson Richard, Lives of Mississippi Authors 1817–1967, University Press of Mississippi, Jackson 1981. Robinson Charles M., Satanta: The Life and Death of a War Chief, State House Press, Austin 1997. Rogin Michael Paul, Fathers and Children: Andrew Jackson and the Subjugation of the American Indian, Knopf, New York 1975. Rolle Andrew F., John Charles Frémont: Character as Destiny, University of Okla- homa Press, Norman 1993. Ronald Ann, Zane Grey, Boise State University, Boise 1975. Rountree Helen C., Pocahontas’s People: The Powhatan Indians of Virginia Through Four Centuries, University of Oklahoma Press, Norman 1990. Routh James, The Model of the Leatherstocking Tales, „Modern Language Notes”, 28 (March 1913). Rowlandson Mary, The Sovereignty and Goodness of God, Together with the Faith- fulness of His Promises Displayed; Being a Narrative of the Captivity and Res- torations of Mrs. Mary Rowlandson, Commended by Her to All the Desire to Know the Lord’s Doings to, and Dealings with Her. Especially to Her Dear Children and Relations, Boston 1682; wersja internetowa: http://www.guten- berg.org/etext/851. Rubin-Dosky Jeffrey, Adrift in the Old World: The Psychological Pilgrimage of Washington Irving, University of Chicago Press, Chicago 1988. Rummonds Richard-Gabriel, Nineteenth-Century Printing Practices and the Iron Handpress, British Library, London 2004. Samyn Mary Ann, Captivity Narrative, Ohio State University Press, Columbus 1999. Santee Ross, Cowboy, Cosmopolitan, New York 1929. 388 Bibliografi a

Savage Jr. Henry, Savage Elizabeth J., André and François André Michaux, Univer- sity Press of Virginia, Charlottesville 1986. Savage Jr. William W., The Cowboy Hero: His Image in American History and Culture, University of Oklahoma Press, Norman 1979. Sayre Gordon M., Equiano Olaudah, Lauter Paul, Rowlandson Mary (red.), American Captivity Narratives, D.C. Heath, Washington 2000. Schaefer Jack, Jeździec znikąd, przeł. Jadwiga Olędzka, Iskry, Warszawa 1976. Schaefer Jack, Monte Walsh, Houghton Mifflin, Boston 1963; przedruk: Lincoln: University of Nebraska Press, 1981. Schafer A.L., Andy Adams, Author, „True West” (December 1964). Schultz Duane, Over the Earth I Come: The Great Sioux Uprising of 1862, St. Mar- tin’s Press, New York 1992. Schultz Eric B., Touglas Michael J., King Philip’s War: The History and Legacy of America’s Forgotten Conflict, W.W. Norton, New York 2000. Schulz James Willard, Bird Woman: Sacagawea’s Own Story, Houghton Mifflin, Boston 1918. Schwandt Mary, The Story of Mary Schwandt: Her Captivity During the Sioux ‘Outbreak’, 1862, Minnesota Historical Society, Minneapolis 1894. Scott Nina M., Language, Humor, and Myth in the Frontier Novels of the Ameri- cas: Wister, Guiraldes, and Amado, International Area Studies Program, Uni- versity of Massachusetts at Amherst, Amherst 1983. Seawer James E., A Narrative of the Life of Mrs. Mary Jemison, Who Was Taken by the Indians, in the Year 1755, When Only about Twelve Years of Age, and Has Continued to Reside amongst Them to the Present Time, University of Oklahoma Press, Norman 1992; wersja internetowa: http://www.gutenberg. org/etext/6960. Sedgwick Catharine Maria, Hope Leslie; or, Early Times in Massachusetts, Rutgers University Press, Newark 1987; wyd. I: White, Gallaher, and White, New York 1827. Sewell Ernestine P., McMurtry’s “Lonesome Dove”: “This Is What We Call Home”, „Rocky Mountain Review of Language and Literature” 45.12 (1991), s. 61–73. Seymour Charles C.B., Self-Made Men, Harper and Brothers, New York 1858. Sheppe Walter, First Man West: Alexander Mackenzie’s Journal of His Voyage to the Pacific Coast of Canada in 1793, Greenwood Press, Westport 1976. Sigourney Lydia H., Pocahontas, and Other Poems, Harper & Brothers, New York 1841. Silverman Kenneth, The Life and Times of Cotton Mather, Harper & Row, New York 1984. Simmons Marc (red.), On the Santa Fe Trail, University of Nebraska Press, Lincoln 1996. Simms William Gilmore, The Forest Maiden [w:] The Book of My Lady: A Melange, Allen & Ticknor, Boston 1833. Bibliografi a 389

Simms William Gilmore, The Yemassee, Harper & Brothers, New York 1844. Slotkin Richard, Regeneration Through Violence: The Mythology of the American Frontier, 1600–1896, University of Oklahoma Press, Norman 2000; wyd. I: Wesleyan University Press, Middletown 1973. Smith Bradford, Captain John Smith: His Life and Legend, J.B. Lippincott, Phila- delphia–New York 1953. Smith Henry Nash, Consciousness and Social Order: The Theme of Transcendence in the Leatherstocking Tales, „Western American Literature” 5 (1970), s. 177–194. Smith Henry Nash, Virgin Land: The American West as Symbol and Myth, Harvard University Press, Harvard 1950. Smith John, The Complete Works of Captain John Smith (1580–1631), University of North Carolina Press, Chapel Hill 1986. Sonnichsen C.L., From Hopalong to Hud: Thoughts on Western Fiction, Texas A&M University Press, College Station 1978. Spence Mary Lee, Jackson Donald (red.), The Expeditions of John Charles Frémont, t. I–III, University of Illinois Press, Urbana 1970. Stanford Ann, Mary Rowlandson’s Journey to Redemption, „Ariel: A Review of International English Literature” 7 (1976), s. 27–37. Stedman Raymond William, Shadows of the Indians: Stereotypes in American Cul- ture, University of Oklahoma Press, Norman 1982. Steenwyk Elizabeth Van, My Name Is York, Cooper Square Publishing, New York 2000. Steffen Jerome O., William Clark: Jefferson Man on the Frontier, University of Oklahoma Press, Norman 1977. Steinberg S.H., Trevitt John, Five Hundred Years of Printing, British Library, Lon- don 1996. Stephanson Anders, Manifest Destiny: American Expansionism and the Empire of Right, Hill and Wang, New York 1995. Stephen J. May, Zane Grey: Romancing the West, Ohio University Press, Athens 1997. Stern Madeleine, Ann S. Stephens: Author of the First Beadle Dime Novel, 1860, „New York Public Library Bulletin” 64.6 (June 1960), s. 303–322. Stewart George R., The California Trail, University of Nebraska Press, Lincoln 1962. Stewart George R., California Trail: An Epic with Many Heroes, McGraw-Hill, New York 1962. Stewart George R., The Opening of the California Trail, University of California Press, Berkeley 1953. Stoddard Richard Henry, The Life of Washington Irving, Folcroft Library Editions, Folcroft 1974. Stout Janis P., Cadillac Larry Rides Again: McMurtry and the Song of the Open Road, „Western American Literature” 24.3 (November 1989). 390 Bibliografi a

Strong Pauline Turner, Captive Selves, Captivity Others: The Politics and Poetics of Colonial American Captivity Narratives, Westview Press, Boulder 1999. Sullivan Larry E., Cushman Schurman Lydia (red), Pioneers, Passionate Ladies and Private Eyes: Dime Novels, Series Books and Paperbacks, Cushman Schurman Lydia (red.), Haworth Press, New York 1996. Sundahl Daniel J., Details and Defects: Historical Peculiarities in ‘The Last of the Mohicans’, „The Rackham Journal of the Arts and Humanities” 1986, s. 33– 46. Swan Eliza, An Affecting Account of the Tragical Death of Major Smith, and of the Captivity of Mrs. Swan and Infant Child, by the Savages (1815), Garland Li- brary, t. 33, Garland, New York 1978. Sweeney J. Gray, The Columbus of the Woods: Daniel Boone and the Typology of Manifest Destiny, Washington University Gallery of Art, St. Louis 1992. Tangum Marion, Larry McMurtry’s „Lonesome Dove”: “This Is What We Call Home”, „Rocky Mountain Review of Language and Literature”, 45.1–2 (1991), s. 61–73. Taylor J. Golden Taylor (red.), A Literary History of the American West, Texas Christian University Press, Fort Worth 1987. Taylor Lonn, Maar Ingrid, The American Cowboy: An American Myth Examined, Harper & Row, New York 1983. Terrie Philip G., The Other Within: Indianization on the Oregon Trail, „New En- gland Quarterly” 64 (September 1991), s. 376–392. Thacker Robert, The Plains, Parkman, and the Oregon Trail, „Nevada Historical Society Quarterly” 28 (1985), s. 262–270. Thom James Alexander, Sign-Talker: The Adventure of George Drouillard on the Lewis and Clark Expedition, Ballantine Books, New York 2001. Thoreau Henry David, A Week on the Concord and Merrimack Rivers, Houghton Mifflin, Boston 1949. Thorne Melvin J., Fainters and Fighters: Images of Women in the Indian Captivity Narratives, „Midwest Quarterly: A Journal of Contemporary Though” 23.4 (1982), s. 426–436. Thwaites Reuben Gold, Kellogg Louise Phelps (red.), Documentary History of Dunmore’s War, 1774, Wisconsin Historical Society, Madison 1905; reprint: Clearfield, Baltimore 2002. Tilton Robert S., Pocahontas: The Evolution of an American Narrative, Cambridge University Press, New York 1994. Tompkins Jane, West of Everything: The Inner Life of Westerns, Oxford University Press, New York 1992. Toulouse Teresa A., American Puritanism and Mary White Rowlandson’s Narrative [w:] Joyce W. Warren, Margaret Dickie (red.), Challenging Boundaries: Gender and Periodization, University of Georgia Press, Athens 2000, s. 137–158. Bibliografi a 391

Troccoli John Carpenter, First Artist of the West: George Catlin Paintings and Wa- tercolors from the Collection of Gilcrease Museum, Gilcrease Museum, Tulsa 1993. Truettner William H., The Natural Man Observed: A Study of Catlin’s Indian Gal- lery, Smithsonian Institution Press, Washington 1979. Turner E.S., Boys Will Be Boys: The Story of Sweeney Todd, Deadwood Dick, Sex- ton Blake, Billy Bunter, Dick Barton, et al., Penguin, Harmondsworth 1976. Turner Frederick Jackson, The Frontier in American History, Dover Publications, New York 1996. Tuska Jon, Piekarski Vicki (red.), The Max Brand Companion, Bowling Green State University Popular Press, Bowling Green 1985. Tuttleton James W., Washington Irving: The Critical Reaction, AMS Press, New York 1993. Twain Mark, Fenimore Cooper’s Literary Offenses [w:] idem, Collected Tales, Sketches, Speeches and Essays, t. II: 1891–1910, Library of America, New York 1992. Twain Mark, Following the Equator, American Publishing Co., Hartford–New York 1897. Twain Mark, Jankes na dworze króla Artura, przeł. Agnieszka Kreczmer, Tower Press, Gdańsk 2000. Twain Mark, Pod gołym niebem, przeł. Krystyna Tarnowska, Iskry, Warszawa 1990. Twain Mark, Prostaczkowie za granicą, przeł. Andrzej Keyha, Akapit, Katowice 1992. Twain Mark, Przygody Hucka Finna, przeł. Teresa Prażmowska, Wydawnictwo Armoryka, Sandomierz 2009. Twain Mark, Przygody Tomka Sawyera, przeł. Jan Biliński, Beskidzka Oficyna Wy- dawnicza, Bielsko-Biała 1999. Twain Mark, The Noble Red Man, „Galaxy” 1870; wersja internetowa: www. xroads.virginia.edu/~HYPER/HNS/Indians/redman.html. Twain Mark, Życie na Missisipi, przeł. Zofia Sawicka, Iskry, Warszawa 2006. Twyman Michael, Printing: 1770–1970, British Library, London 1998. Ullrich Laurel Thatcher, Good Wives: Image and Reality in the Lives of Women in Northern New England 1650–1750, Oxford University Press, New York 1982. Unruh Jr. John D., The Plains Across: The Overland Emigrants and the Trans-Mis- sissippi West, 1840–1860, University of Illinois Press, Champaign 1979. Vestal Stanley, The Old Santa Fe Trail, University of Nebraska Press, Lincoln 1996. Vlach John M., Fenimore Cooper’s Leatherstocking as Folk Hero, „New York Folk- lore Quarterly” 37 (1971), s. 323–338. Vickers Scott B., Native American Identities: From Stereotype to Archetype in Art and Literature, University of New Mexico Press, Albuquerque 1998. 392 Bibliografi a

Victor Metta V., Alice Wilde, the Raftsman’s Daughter: A Forest Romance, Beadle & Adams, New York 1881. Vorpahl Ben Merchant, My Dear Wister: the Frederic Remington – Owen Wister Letters, American West, Palo Alto 1972. Wagenknecht Edward, Washington Irving: Moderation Displayed, Oxford Univer- sity Press, New York 1962. Wakefield Sarah F., Six Weeks in the Sioux Tepees: A Narrative of Indian Captivity, University of Oklahoma Press, Norman 2005 (wyd. I: Atlas Printing Company, Minneapolis 1863). Waldo Anna Lee, Sacajawea, Avon Books, New York 1978. Walker Don D., Criticism of the Cowboy Novel: Retrospect and Reflections, „We- stern American Literature” 11 (Winter 1977). Walker Warren S., The Frontiersman as Recluse and Redeemer, „New York Folklo- re Quarterly” 26 (1960), s. 110–120. Wallace Paul A.W., Cooper’s Indians, „New York History”, t. 35, nr 4 (October, 1954), s. 423–446. Walton William, A Narrative of the Captivity and Sufferings of Benjamin Gilbert / William Walton, Garland, New York 1975 (wyd. I: The Captivity and Sufferin- gs of Benjamin Gilbert and His Family, 1780–83, The Burrows Brothers Co., Cleveland 1904. Warne Philip S., A Hard Crowd; or, Gentleman Sam’s Sister, Beadle & Adams, New York 1878. Warner Charles Dudler, The Work of Washington Irving, Folcroft Press, Folcroft 1969. Weierman Karen Woods, Reading and Writing ‘Hope Leslie’: Catharine Sedgwick’s Indian ‘Connections’, „The New England Quarterly” 2002, s. 415–444. Wenzke Annabelle S., Timothy Dwight, 1752–1817, E. Mellen Press, Lewiston, NY 1989. Wesley Marilyn C., Moving Targets: The Travel Text in ‘A Narrative of the Captivity and Restoration of Mrs. Mary Rowlandson’, „Essays in Literature” 23.1 (1996), s. 42–57. Westbrook Max, The Authentic Western, „Western American Literature” 13 (Fall 1978), s. 213–225. Wheeler Edward L., A Game of Gold, or Deadwood Dick’s Big Strike, Beadle & Adams, New York 1890. Wheeler Edward L., Blonde Bill, or Deadwood Dick’s Home Base, Beadle & Adams, New York 1880. Wheeler Edward L., Bob Woolf, the Border Ruffian; or, The Girl Dead-Shot, Beadle & Adams, New York 1878. Wheeler Edward L., Deadwood Dick on Deck, or Calamity Jane, the Heroine of Whoop-Up, Beadle & Adams, New York 1878. Bibliografi a 393

Wheeler Edward L., Deadwood Dick, the Outlaw of the Black Hills, Beadle & Adams, New York 1890. Wheeler Edward L., Deadwood Dick, the Prince of the Road, or The Black Rider of the Black Hills, Beadle & Adams, New York 1877; wersja elektroniczna: http://www.gutenberg.org/etext/14902. Wheeler Edward L., Deadwood Dick’s Defiance, or The Double Daggers, Beadle & Adams, New York 1882. Wheeler Edward S., Deadwood Dick’s Dream, or The Rivals of the Road: A Mining Tale of ‘Tombstone’, Beadle & Adams, New York 1881. Wheeler Edward L., Old Avalanche, The Great Annihilator; or, Wild Edna, the Girl Brigand, Beadle & Adams, New York 1878. Wheeler Edward L., Omaha Oll, the Masked Terror, or Deadwood Dick in Danger, Beadle & Adams, New York 1885. Wheeler Richard L., The Double Daggers, or Deadwood Dick’s Defiance, Beadle & Adams, New York 1882. Wheeler Richard S., Eclipse: A Novel of Lewis and Clark, Forge Books, New York 2003. White G. Edwin, The Eastern Establishment and the Western Experience: The West of Frederic Remington, Theodore Roosevelt, and Owen Wister, Yale University Press, New Haven 1968. Whitford Kathryn, Hannah Dustin: The Judgement of History, „Essex Institute Historical Collections”, t. CVIII, nr 4 (October 1972), s. 305–308. Whittaker Frederick, The Jaguar Queen; or, The Outlaws of Sierra Madre, Beadle & Adams, New York 1872. Whittaker Frederick, The Mustang-Hunters; or, The Beautiful Amazon of the Hid- den Valley, Beadle, New York [b.d.w.] Whittier John Greenleaf, Legends of New England, Hammer & Phelps, Hartford 1831. Willett Edward, Silver-spur; or, The Mountain Heroine: A Tale of the Arapaho Co- untry, Beadle & Adams, New York 1870. Williams John, The Redeemed Captive Returning to Zion: A Faithful History of Remarkable Occurences, in the Captivity and Deliverance of Mr. John Williams, Minister of the Gospel in Deerfield, Who, in the Desolation Which Befel That Plantation, by an Incursion of the French and Indians, Was by Them Carried Away, With His Family, and His Neigh-Bourhood, unto Canada, University of Massachusetts Press, Amherst 1976 (wyd. I: 1708). Williams Stanley Thomas, The Life of Washington Irving, Oxford University Press, New York 1935. Wilson Jane Adeline, A Thrilling Narrative of the Sufferings of Mrs. Jane Adeline Wilson During Her Captivity among the Comanche Indians, Ye Galleon Press, Fairfield 1971. Winston Ellisa, The Three Arrows, New York 1914. 394 Bibliografi a

Wise Donald, Captain John Smith, „Daughters of the American Revolution Ma- gazine”, t. 14, nr 1 (January 1980), s. 4–8. Winter Oscar Osburn, The Great Northwest: A History, Knopf, New York 1948. Winterich John T., Early American Books and Printing, Houghton Mifflin, Boston 1935. Wister Owen, Lin McLean, Burt, New York 1897. Wister Owen, Owen Wister Out West: His Journal and Letters, red. Fanny Kemble Wister, Chicago University Press, Chicago 1958, 1968. Wister Owen, Wirgińczyk. Jeździec z równin, Iskry, Warszawa 1987. Zug James, American Traveler: The Life and Adventures of John Ledyard, the Man Who Dreamed of Walking the World, Basic Books, New York 2005. Indeks nazwisk

Abbey Edward 345 Barton Benjamin Smith 172 Abbott John S.C. 14, 78, 102 Beadle Erastus 277, 279 Adams Andy 18, 326–345, 354, 358 Beadle Irwin 277, 279 Adams Henry 40 Bean Jesse 227 Adams Robert 277, 279 Beapler Paul 103 Aderman Ralph M. 219 Beaver Harold 249 Adler David 199 Beecher Stowe 276 Admari Ralph 277 Belanyi Ferenc 11 Aimard Gustave zob. Gloux Oliver 11 Bell Michael Davitt 47–49 Allen Dennis W. 139 Benet Laura 219 Allen Paul 174 Benton Jessie 204 Almagro Diego de 64 Benton Thomas Hart 204 Altman Robert 351 Bergon Frank 16, 175 Altrocchi Julia Cooley 251 Berkhofer Robert 89 Ambrose Stephen E. 201 Bernstein Richard B. 169 Anczyc Władysław Ludwik 9, 11 Biddle Nicholas 174 Antelyes Peter 219 Bidwell John 251 Aquila Richard 277, 298 Bierstadt Albert 253 Aron Stephen 65 Biliński Jan 273 Astor John Jacob 17, 228–247 Billington Ray Allen 22, 23, 30 Austen Jane 323 Bingham George Caleb 56, 69 Axelrad Allan M. 146 Bird Robert Montgomery 9, 15, 164–167 Blashfield Jean F. 251 Baer Helene G. 159 Bloodworth William 298 Badger Joseph E. 297 Blumenthal Joseph 275 Bahdaj Adam 12 Boatright Mody Coggin 314 Bailey Ronald H. 207, 212 Bobbett Albert 159 Balboa Vasco Núñez de 64 Bobowski Sławomir 11 Ballantyne Michael 11 Bodmer Karl 122, 180, 181, 194 Ballard Willis T. 310 Bogart William Henry 14, 76, 78, 79, 83, Bancroft Hubert Howe 251 87, 92, 102, 146 Barbour Philip L. 35 Bogdanovich Peter 351 Barker James Nelson 45 Bohner Charles H. 201 Barszczewski Stefan 299, 301 Bold Christine 277, 298 396 Indeks nazwisk

Boone Daniel 65–67, 104, 146, 286 Chateaubriand François-René de 134 Bosworth Allan R. 310 Chatillon Henry 256 Bowden Mary W. 219 Child Lydia Maria 15, 35, 159–164 Bowen William A. 251 Choate Julian E. Jr. 326 Bradbury John 203 Churchill Winston 11 Bragin Charles 277 Clark Edward W. 130, 136 Brand Max (właśc. Faust Frederick Schil- Clark Frank M. 344 ler) 9, 18, 298, 304, 305, 308, 310, Clark George Rogers 73, 169 352 Clark William 16, 24, 172–203, 218, Breitwieser Mitchell Robert 106 230, 274 Brid Robert Montgomery 272 Clemens Orion 261 Bridger Jim 256 Clemens Samuel Langhorne zob. Twain Bronson Walter Cochran 160 Mark Brougham John 45 Clements Victoria 49 Broughton William Robert 230 Clifford Deborah Pickman 160 Brown Meredith Mason 65 Clifton James A. 89 Brown William E. 251 Clodfelter Michael 121 Browning Robert 323 Cobb Sylvanus Jr. 276 Bruchac Joseph 197 Cobbs John L. 314 Bryan Daniel 14, 78, 101, 146 Coburn Walt 310 Buce Carrigan Minnie (Wilhelmina Buce) Cody William F. (Buffalo Bill) 32, 203, 121–124, 130 284, 285, 286, 288 Buce Wilhelmina zob. Buce Carrigan Cohen Henning 249 Minnie Colter John 102, 185, 201–204, 218 Buckingham Joseph T. 46 Combe William 230 Buckley Jay H. 195 Condorcet Antoine Nicolas 254 Buffalo Bill zob. Cody William F. Constable George 350 Buntline Ned zob. Judson Edward Zane Cook James 169, 230 Carroll Cooke John Esten 13, 43 Burkhart J.A. 28 Cooper James Fenimore 9, 15, 79, 137, Burnham Michelle 107 139–159, 224, 282, 352 Burns Ken 261 Cortés Hernán 64 Busby Mark 350, 352, 353, 357 Coulombe Joseph L. 264–266 Bush George W. 159 Cox Hank H. 121 Butler Michael D. 140 Cox James Melville 262 Byron George 305 Cox Randolph J. 277 Cracroft Richard H. 11, 219 Callaway Richard 88, 90 Criswell Elijah Harry 177 Capps Benjamin 345 Crockett David „Davy” 102, 286 Carleton Philips D. 103 Cruse J. Brett 336 Carley Kenneth 121 Culp John H. 345 Carrigan Minnie Buce 14, 15 Custer Elizabeth Bacon 10 Carson Christopher „Kit” 102 Custer George Armstrong 10 Cary Alice 276 Czekańska Róża 303 Cary Phoebe 276 Catlin George 226, 362 Dahl Curtis 164 Cawelti John G. 140 Damon-Bach Lucinda 49 Chaffin Tom 204 Dary David 251 Chalfant William Y. 251 Davis John 13, 42–45, 56 Chase George W. 121 Davis Robert Murray 314 Indeks nazwisk 397

Day Robert 346 Englar Mary 361 De Passe Suzanne 351 Equiano Olaudah 104 Deas Charles 25 Estelman Loren D. 314 Deane Charles 40 Etulain Richard W. 314 Decker Pat 16 Evans John Thomas 170 Decker William 345 Evans Max 345 Defenbach Byron 16, 197–199 Ewers John C. 226 Denning Michael 277 Derounian-Stodola Zabelle Kathryn 104, Faery Rebecca Blevis 104 106, 107, 111, 131 Faragher John Mack 65, 69, 79 DeVoto Bernard 174, 253 Farley G.M. 298 Dickens Charles 276, 323 Faulkner William 15, 261 Dickie Margaret 107 Faust Frederick Schiller zob. Brand Max Diderot Denis 134 Feest Christian 62 Dillon Richard 171 Felker Christopher D. 113 Dixon Joseph H. 201 Fern Fanny 276 Dobie J. Frank 326 Ferry Gabriel 11 Donahue John 314 Fetterley Judith 49 Doughty Howard M. 250 Fiedler Arkady 12 Douglas Walter Bond 235 Fiedler Leslie A. 141 Downing David 107 Filson John 13, 73–75, 81–84, 88, 92– Draper Lyman C. 65 94, 96–101, 146 Duncan Dayton 261 Fisher Leonard Everett 251 Duplessis Paul 11 Fisher Vardis 195 Duston Hannah 14, 15, 112–121 Fishman Gail 170 Duvall Robert 351 Fitzmier John R. 115 Dwight Timothy 14, 115 Fitzpatrick Tara 104 Dye Eva Emery 16, 197–199 Fitzpatrick Thomas 255 Flint Timothy 14, 75–79, 82, 83, 87–90, Eastburn James Wallis 160 92–96, 99, 102, 146, 164 Easton Robert 304 Fonda Henry 351 Ebersole Gary L. 104 Ford John 137, 167 Egan Ferol 204 Forster H.C. 275 Egloff Keith 62 Foster William Henry 104 Ellery Tom 45 Foust Clement E. 164 Ellicott Andrew 172 Fox Norman A. 310 Ellis Edward S. (pseud. Bruin Adams, Frantz Joe B. 326 J.F.C. Adams, B.H. Belknap, J.G. Be- Franzwa Gregory M. 251 thune, Kapitan L.C. Carleton, Puł- Frémont John Charles 16, 24, 204–218, kownik H.R. Gordon, Kapitan R.M. 274 Hawthorne, Porucznik R.H. Jayne, Fresonke Kris 175, 254 C.E. Lassalle, Seward D. Lisle, Billex Fronval George 12 Muller, Porucznik J.H. Randolph, Furtwangler Albert 175 Kapitan Wheeler, Emerson Rodman, Fussell Edwin 141 Seelin Robins) 14, 18, 78, 102, 280– 283, 286, 298 Gabriel Mike 45 Ellis John S. 102 Gale Robert L. 250 Ellsworth Henry Leavitt 220 Gallatin Abraham Alfonse Albert 185 Emerson Everett H. 35, 261 Gann Walter 345 Emmons Della Gould 197–199 Gascoigne Bamber 275 398 Indeks nazwisk

Gast John 51 Haynes Sam W. 254 Gates Charles M. 230 Hazelton Harry 297 Geismar Maxwell 272 Heckewelder John Gottlieb Ernestus Gemme Francis R. 314 153, 154 Genet Edmond-Charles 170 Hedges William L. 219 Gerstäcker Friedrich zob. Strubberg Frie- Heidler David S. 254 drich Armand Heidler Joanne T. 254 Gifford Bill 170 Hench John B. 275 Gilpin William 175 Henderson Archibald 67 Gleach Frederic W. 40, 62 Henry William Wirt 40 Gloux Oliver (Gustave Aimard) 11 Henty George Alfred 11 Glover Danny 351 Hickok Bill 284, 285, 287, 289, 290 Goetzmann William H. 204, 205 Hill George Canning 13, 56, 64 Goldbæk Henning 144 Hill William E. 251 Goldberg Eric 45 Hillard George S. 46 Golden Tylor J. 11 Hing Robert J. 230 Gould Philip 49 Hintzen William 68 Graebner Norman 254 Hofstadter Richard 28 Graham Don 326, 350 Hoig Stanley W. 67 Granger Charles Henry 50 Holmberg James J. 195 Graulich Melody 314 Hoppenstand Gary 277 Gray Edward G. 170 Hough Emerson 345 Gray Robert 170, 230 How Nehemiah 136 Graydon Charles K. 251 Howard Thomas Frederick 251 Grey Zane 9, 18, 298–304, 310, 352 Hubbel Jay B. 41 Grinstead Jesse Edward 310 Hudson Wilson Mathis 326 Gruber Frank 298 Hueston Ethel 16, 197, 199 Guice John D.W. 195 Humphrey Seth K. 188 Gura Philip F. 35 Huston Anjelica 351 Gwynne Samuel C. 336 Huston John 351 Hutchison W.H. 344 Haberly David T. 140, 156 Hacker Louis M. 28 Ingraham Joseph Holt 276 Haeger John D. 228 Ingraham Prentiss (pseud. Dr. Noel Dun- Haley James L. 336 bar, Dangerfield Burr, Major Henry Hall Brian 16, 200 B. Stoddard, Pułkownik Leon Lafitte, Hall David D. 275 Frank Powell, Harry Dennies Per- Hallbing Kjell (Louis Masterson) 12 ry, Aspirant Tom W. Hall, Porucznik Hämäläinen Pekka 217, 336 Preston Graham) 18, 279, 286–290, Hamilton William J. 297 298 Hancock Forrest 201 Irving Pierre Munro 229 Harding Chester 79, 80 Irving Washington 16, 17, 219–248, Harris Burton 202 272, 274, 360 Harris Caroline 106 Isenberg Andrew C. 218 Hartleb Ewa 254 Isserman Maurice 177, 178, 191 Hathaway Henry 167 Hawthorne Nathaniel 14, 119, 120 Jackson Andrew 159, 224, 225 Haycox Ernest 310 Jackson Carleton 298 Hayes Carlton J.H. 28 Jackson Donald 204 Hayes Kevin J. 35 Jacobs John T. 219, 249 Indeks nazwisk 399

Jacobs Wilbur R. 250 Lauter Paul 104 Jakub I, król Anglii 38 Lavender David 251 Jefferson Thomas 62, 159, 169–171, 195 Ledyard John 169, 170 Jemison Mary 15, 124–130 Lee Nelson 136 Jerzy III, król Wielkiej Brytanii 21 Leeth John 136 Johannsen Albert 277 Lemann Nicholas 351, 352 Johansen Dorothy O. 230 Lemay Leo J.A. 40 Johnston Johanna 219 Lepore Jill 107 Jones Daryl 277 Levernier James Arthur 104 Jones John B. 78 Levin David 249 Jones Landon J. 172 Lewis Alfred Henry 316 Jones Roger Walton 350 Lewis Leon 276 Jones Tommy Lee 351 Lewis Meriwether 16, 24, 171–203, 218, Judson Edward Zane Carroll (pseud. 230, 274 Ned Buntline) 18, 276, 283–286, Lich Lera Patrick Tyler 350 298 Lincoln Abraham 140, 159, 280 Lippincott J.B. 35, 56, 78, 175, 345 Kalinowski Kazimierz 11 Lisa Manuel 235, 237 Kant Candace C. 298 Lofaro Michael A. 65, 79 Kaplan Steven 160 Lokken R.L. 29 Karcher Carolyn L. 49, 160, 163 Long Robert Emmet 140 Karolevitz Robert F. 276 Longfellow Henry Wadsworth 276 Kearny Stephen Watts 256, 259, 260 Longmire James 251 Keats John 316 Lougheed Pamela 107 Kellogg Louise Phelps 68 Lovelace Richard F. 113 Kelly Fanny Wiggins 135 Loving Jerome 261 Kelly Mary 49 Lubicz Artur 11 Kelly Thomas O. 153 Lund Michael 277 Kelly William P. 139, 140, 147, 158 Lutz Giles A. 310 Kelton Elmer 345 Lutz Norma Jean 113 Kenschaft Lori 160 Kestler Frances Roe 104 Maar Ingrid 316, 326 Keyha Andrzej 263 MacDougall Hugh C. 144, 153 Kicana Małgorzata 345 Mackenzie Alexander 170, 230–234 Kimball Arthur G. 298 Macready William Charles 284 Kime Wayne R. 230 Madison James 185 King Duane H. 67 Madsen Axel 228 Kłobukowski Michał 345 Malory Thomas 305 Knight Bachelor zob. Simms William Mandell Daniel R. 107 Gilmore Mann Anthony 167 Knight Janice 113 Martin Wendy 110 Knopf Alfred A. 40 Masterson Louis zob. Hallbing Kjell Kreczmer Agnieszka 273 Mather Cotton 14, 113, 114, 116, 118, Krumery Diane 160 120 Kupperman Karen Ordhal 35, 40 Mattes Merrill J. 251 May Karl 11 L’Amour Louis 298, 310, 311, 352 May Stephen J. 298 Lahontan Louis-Armand de 134 McCartney Laton 251 Larimer Sarah L. 135 McClung John A. 78 Latrobe Charles J. 220 McCracken Harold 226 400 Indeks nazwisk

McDermott John Francis 221, 226 Palmer Frederick 169 McKay Alexander 230 Parkhurst Thomas 114 McKenzie Kenneth 255 Parkman Ebenezer 136 McKinley William 159 Parkman Francis 17, 219, 248–261, 274 McMullan Kate 201 Patten Lewis B. 310 McMurtry Larry 9, 18, 345, 350–363 Patterson Robert M. 172 Meeker Josephine 136 Pattullo George 345 Meltzer Milton 160 Paulding James Kirke 164, 272 Meredith Grace E. 136 Payne Darwin 314 Merk Frederick 254 Pearce Roy Harvey 104 Metcalf Samuel L. 78 Pearson Edmund 277 Michaux André 170 Peattie Donald C. 197, 199 Milius John 351 Peck H. Daniel 140 Miller David 207, 211, 213, 215 Penn Arthur 137 Miller Jacob Alfred 242 Philbrick Nathaniel 107 Milton John 101 Piekarski Vicki 305 Mizera Marcin 11 Pierson George W. 29 Möllhausen Balduin 11 Pike Zebulon 24, 102, 218 Monaghan Jay 283 Pizarro Francisco 64 Montgomery Dennis 35 Plesnar Łukasz A. 313, 325 Morgan Robert 65 Plummer Clarissa 106 Morison Samuel Eliot 254 Plummer Rachel 135 Morris Christopher 254 Pocahontas 13, 16, 35–64 Mossiker Frances 40 Podruchny Carolyn 233 Mott Frank Luther 276 Poe Edgar Allan 305 Moulton Gary E. 174 Pomeroy Earl S. 29 Mulford Clarence E. 310 Porterfield Robert 283 Musick John R. 13, 42 Postl Karl (Charles Sealsfield) 11 Muss Rudolf 12 Pourtales Albert-Alexander de 220 Myers Laurie 201 Powers Ron 261 Prażmowska Teresa 11, 273 Namias June 14, 104–106, 121 Preuss Charles 208 Neal Charles R. 249 Przeworski J. 308 Newell Olive 251 Nipper Pat Decker 200 Quincy Adams John159 Noble David W. 140, 145 Nolan William F. 304 Randall Willard Sterne 169 Norton Frank H. 14, 78 Rans Geoffrey 158 Nye James W. 261 Raymond Bradley 45 Reagan Ronald 159 O’Dell Scott 197, 199, 201 Reep Diana 277 O’Sullivan John L. 52 Reid Darren R. 65, 69, 73, 74, 77, 78 Oglesby Richard E. 235 Reynolds Clay 350 Okoń Longin Jan 12 Reynolds Guy 226 Olędzka Jadwiga 346 Reynolds Quentin 277 Oliphant John Stuart 67 Rhodes Eugene Manlove 344, 345 Omohundro John Baker 286 Rhodes May D. 344 Orellana Francisco de 64 Richardson Darrell C. 304 Osborne William S. 160 Richter Conrad 345 Owens Peare Catherine 219 Riegel Robert E. 29 Indeks nazwisk 401

Ringe Donald A. 140 Silverman Kenneth 113 Roberts David 204 Silverstein Elliot 137, 351 Roberts Thomas J. 277 Simmons Marc 251 Robertson Richard 287 Simms William Gilmore (Bachelor Knight) Robinson Charles M. 356 13, 45, 46, 154 Rogin Michael Paul 224, 225 Slotkin Richard 30 Ronald Ann 298 Smith Bradford 35 Roosevelt Theodore 159 Smith Francis S. 284 Rountree Helen C. 40, 62 Smith Henry Nash 101, 102, 140, 277, Rousseau Jean-Jacques 134 279, 290, 296 Routh James 150 Smith Jedediah 102, 218 Rowlandson Joseph 111 Smith John 13, 35–65, 104, 274 Rowlandson Mary White 14, 15, 104, Snucker Samuel M. 210 106–112, 121 Sonnichsen C.L. 326 Rubin Louis D. 35 Spence Mary Lee 175, 204 Rubin-Dosky Jeffrey 219 Stanford Ann 107 Rummonds Richard-Gabriel 275 Stearns Junius Brutus 113 Rush Benjamin 172 Stedman William Raymond 89 Russell Charles Marion 223, 259, 321, Steffen Jerome O. 172 327, 340 Stein Harvé 219 Ruxton George Frederick 11 Steinberg S.H. 275 Stephanson Anders 254 Sacagawea 16, 182–196 Stephens Ann S. 13, 52, 53, 55, 277 Salgari Emilio 11 Stern Madeleine B. 52 Samuel Johnson 10 Stevens Wallace 175 Samyn Mary Ann 104 Steward James 351 Sanford Barnes Charlotte Mary 45 Stewart George R. 252 Santee Ross 345 Stoddard Richard Henry 219 Savage Elizabeth J. 170 Stout Janis P. 358, 359 Savage Henry Jr. 170 Street Francis S. 284 Savage William W. Jr. 326 Strong Pauline Turner 40, 46, 104 Sawicka Zofia 274 Strubberg Friedrich Armand (Friedrich Sayre Gordon M. 104 Gerstäcker) 11 Schaefer Jack 18, 345, 346, 352 Strzelecki Jan 254 Schafer A.L. 326 Stuart Robert 218 Schultz Duane 122 Suissy Danièle J. 45 Schultz Eric B. 107 Sujkowska Janina 299, 303, 305, 309, Schultz James Willard 197, 201 310, 313 Schurman Lydia Cushman 278 Sujkowski Witold 308 Schwandt Mary 132 Sullivan Larry E. 278 Scott Nina M. 314 Sundhal Daniel J. 140 Scott Walter 305, 316 Supłatowicz Stanisław 12 Sealsfield Charles zob. Postl Karl Swan Eliza 106 Seaver James E. 15, 124 Sweeney Gray J. 65 Sedgwick Catherine Maria 13, 47–50, 55 Swift Jonathan 66 Seymour Charles C.B. 78 Szczepańska Nora 12 Short Luke (właśc. Frederick D. Glidden) Szekspir William 305, 316, 323 310 Szklarska Krystyna 12 Sibley Henry H. 133 Szklarski Alfred 12 Sigourney Lydia H. 42, 43, 56 Szymczak Mieczysław 19 402 Indeks nazwisk

Tangum Marion 350 Wagenknecht Edward 219 Tarnowska Krystyna 262 Wakefield Sara F. 15, 130–134 Tarnowski Marceli 273 Waldo Anna Lee 197 Tatum Stephen 314 Walker Don D. 326 Taylor Lonn 326 Walker Joseph R. 24, 218 Terrie Philip G. 249 Walker Warren S. 140 Thacker Robert 249 Wallace Paul A.W. 154, 156 Thom James Alexander 201 Walton William 136 Thoreau Henry David 119 Ward Geoffrey C. 261 Thorn Jonathan 232 Warne Philip S. 297 Thorne Melvin J. 104 Warner Charles Dudley 219 Thwaites Reuben Gold 68, 174, 176, Warren Joyce W. 107 178, 182, 185, 187, 190, 191 Washington George 125 Tilton Robert S. 42 Wayne John 351 Todkill Anas 43, 44 Weierman Karen Woods 49 Tompkins Jane 298 Wenzke Annabelle S. 115 Tougias Michael J. 107 Wesley Marilyn C. 107 Toulouse Teresa A. 107 Westbrook Max 326 Trevitt John 275 Wheeler Edward L. 18, 290–298 Troccoli John Carpenter 226 Wheeler George M. 24, 218 Truettner William H. 226 Wheeler Richard S. 16, 200 Truman Harry 159 Whitaker Alexander 135 Turner E.S. 278 White G. Edwin 314 Turner Frederick Jackson 12, 20, 22, 23, Whitford Kathryn 114 27–29 Whittaker Frederick 296, 297 Tuska Jon 305 Whittier John Greenleaf 14, 115, 116, Tuttleton James W. 219 118, 119 Twain Mark (właśc. Samuel Langhorne Willard Johnson Susannah 135 Clemens) 9, 17, 175, 261–274 Willett Edward 296, 297 Twyman Michael 275 Williams John 47, 130, 136 Tylor Lonn 316 Williams Stanley Thomas 220–222 Wilson Jane Adeline 135 Ulrich Laurel Thatcher 105, 114 Wilson Thomas Woodrow 159 Unruh John D. Jr. 251 Wincer Simon 351 Winterich John T. 275 Winther Oscar Osburn 230 Van Steenwyk Elizabeth 201 Wise Donald A. 35 Vancouver George 170 Wister Fanny Kemble 314 Velázquez de Cuéllar Diego 64 Wister Owen 9, 18, 313–326, 352 Vestal Stanley 251 Woodward Deborah B. 62 Victor V. Metty 297 Wordsworth William 175 Vlach John M. 140 Wright Will 160 Voltaire (właśc. François-Marie Arouet) 134 Zane Edward 18 Vorpahl Ben Merchant 314 Zug James 170 Indeks tytułów

A Collection of Some of the Most Inte- A Sketch of the Life of Pocahontas 56 resting Narratives of Indian Warfare A Texas Matchmaker 344 in the West, Containing an Account A Thrilling Narrative of the Sufferings of of the Adventures of Colonel Daniel Mrs. Jane Adeline Wilson during Her Boone, One of the First Settlers of Captivity among the Comanche In- Kentucky 78 dians 135 A Game of Gold, or Deadwood Dick’s Big A Tour of the Prairies 16, 360, 221, 222, Strike 291 225, 228 A Half Century of Conflict 248 A True Relation of Such Occurences and A Hard Crowd; or, Gentleman Sam’s Accidents of Noate as Hath Happened Sister 297 in Virginia since the First Planting of A Journal of the Voyages and Travels of That Colony 38, 40 a Corps of Discovery under the Com- A Week on the Concord and Merrimack mand of Capt. Lewis and Capt. Clark Rivers 119 175 Adventures of Buffalo Bill from Boyhood A Map of Virginia with a Description of to Manhood: Deeds of Daring, Scenes the Country, the Commodities, Pe- of Thrilling, Peril, and Romantic In- ople, Government and Religion 38 cidents in the Early Life of W.F. Cody, A Narrative of the Captivity of Mrs. John- the Monarch of Bordermen 288 son 135 Alice Wilde, the Raftsman’s Daughter: A Narrative of the Life of Mrs. Mary Jemi- A Forest Romance 297 son, Who Was Taken by the Indians, An Affecting Account of the Tragical in the Year 1755, When Only about Death of Major Smith, and of the Twelve Years of Age, and Has Conti- Captivity of Mrs. Swan and Infant nued to Reside amongst Them to the Child, by the Savages 106 Present Time 15, 124 Antelope Junction 346 A Narrative of the Mission of the United Astoria, or, Anecdotes of an Enterprize Brethren among the Delaware and beyond the Rocky Mountains 17, 228, Mohegan Indians from Its Commen- 229, 231–236, 247 cement in the Year 1740, to the Close of the Year 1808 154 Betty Zane 298, 304, zob. też Ohio River A Picture Book of Sacagawea 199 Trilogy 404 Indeks tytułów

Biographical Memoir of Daniel Boone: Story of the Counterfeit Cavalry’s The First Settler of Kentucky, Inter- Doom 288 spersed with Incidents in the Early Annals of the Country, zob. The First Campfire and Wigwam 281 White Man of the West: or, The Life Capitan John Smith: A Biography 13, 35 and Exploits of Col. Daniel Boone, the Captain Smith and Princess Pocahontas: First Settler of Kentucky, Interspersed An Indian Tale 42 with Incidents in the Early Annals of Captured by the Indians: Reminiscences the Country of Pioneer Life in Minnesota 14, 121 Bird Woman: Sacagawea’s Own Story Cattle Brand: A Collection of Western 197, 201 Camp-fire Stories 344 Blonde Bill, or Deadwood Dick’s Home Chewacho 281 Base 290, 291 Columbian Historical Novels 42 Bob Woolf, the Border Ruffian; or, The Comanche Moon 355 Girl Dead-Shot 295 Copper Streak Trail 344 Bold Journey: West with Lewis and Clark Count Frontenac and New France under 201 Louis XIV 248 Border Vengeance; or, The Night-Hawk’s Cowboy 345 Daughter: A Tale of the Territories 297 Cowmen and Rustlers: A Story of Wy- Born of the Sun 345 oming Cattle Rangers in 1892 281 Bransford in Arcadia, or The Little Eohip- pus 344 Daniel Boone and Others on the Kentucky Buffalo Bill and His Adventures in the Frontier: Autobiographies and Narra- West 286 tives 65, 69, 74, 78 Buffalo Bill on the War Path, or Silk Las- Daniel Boone and the Hunters of Kentu- so Sam, the Will-o’-Wisp of the Trails: cky 14, 76, 79, 83, 87, 92, 102 The Romance of Boys in Blue and Daniel Boone: The Life and Legend of an Buckskin in Hangman’s Gulch 288 American Pioneer 79 Buffalo Bill, the King of the Border Men Daniel Boone: The Pioneer of Kentucky 284, 285 14, 78, 102 Buffalo Bill’s Best Shot, or The Heart of Daniel Boone: An American Life 79 Spotted Tail 286 Deadwood Dick on Deck, or Calami- Buffalo Bill’s Black Game, or Rounding ty Jane, the Heroine of Whoop-Up: Up the Mounted Miners of the Over- A Story of Dakota 290, 294 land 288 Deadwood Dick, the Outlaw of the Black Buffalo Bill’s Bonanza, or The Knights of Hills 291 the Silver Circle: A Romance of Myste- Deadwood Dick, the Prince of the Road, ry in the Weird Land of Montana 288 or The Black Rider of the Black Hills Buffalo Bill’s Dead Shot, or The Skeleton 290, 291–293 Scout of the Colorado 288 Deadwood Dick’s Dream, or The Rivals Buffalo Bill’s Death-Charm, or The Man of the Road: A Mining Tale of ‘Tomb- with a Scar 288 stone’ 291, 294, 295 Buffalo Bill’s First Trial, or Will Cody, the Decennium Luctuosum: An History of Pony Express Rider 286 Remarkable Occurrences in the Long Buffalo Bill’s Sharp-Shooters, or The Sur- War Which New England Hath Had geon Scout to the Rescue: A Romance with the Indian Salvages from the Year of the Fighting Braves and Buckskins 1688 to the Year 1698 113 288 Deerfoot in the Forest 281 Buffalo Bill’s Invincibles, or The Sable Deerfoot in the Mountains 281 Shadower’s Sublime Sacrifice: The Deerfoot on the Prairies 281 Indeks tytułów 405

Dialogues avec un sauvage 134 Jankes na dworze króla Artura (A Connec- Duch puszczy zob. Nick of the Woods… ticut Yankee in King Arthur’s Court) 273 Eclipse: A Novel of Lewis and Clark 16, Jeździec znikąd (Shane) 346, 352 200 Jeźdźcy purpurowego stepu (Riders of the Fenimore Cooper’s Literary Offenses 272 Purple Sage) 299–303 Following the Equator 274 Forward the Nation 197 Kanion Wielkich Dębów (The Call of the Girl Captives of the Cheyennes: A True Canyon) 301–303 Story of the Capture and Rescue of Karawany walczące (Fighting Caravans) Four Pioneer Girls 135, 136 301 Good Men and True 344 Kent, the Ranger; or, The Fugitives of the Good Newes from Virginia 135 Border 282 Good Wives: Image and Reality in the Li- Kit Carson’s Last Trail 276 ves of Women in Northern New En- Kraina Hi Lo (The Hi Lo Country) 345 gland, 1650–1750 114 Książę i żebrak (The Prince and the Pauper) 273 Hank’s Woman 314 History of the Captivity and Providential La Salle and the Discovery of the Great Release Therefrom of Mrs. Caroline West 248 Harris 106 Leaving Cheyenne 345 History of the Conspiracy of Pontiac, and Legends of New England 14, 115–118 the War of the North American Tribes Lewis and Clark and Me: A Dog’s Tale against the English Colonies after the 201 Conquest of Canada 248 Life on the Mountain and Prairie 281 History of the Expedition under the Com- Lin McLean 313, 314 mand of Captains Lewis and Clark, Lost in the Wilds 281 to the Sources of the Missouri, Then- Love on the Lewis and Clark Trail 16, 200 ce across the Rocky Mountains and Down the River Columbia to the Paci- Magnalia Christi Americana: Or, the Ecc- fic Ocean. Performed during the Years lesiastical History of New England 1804, 1805, 1806. By Order of the 14, 114, 115 Government of the United States 174 Malaeska, the Indian Wife of the White History, Manners and Customs of the Hunter 13, 52, 53, 277, 279 Indian Nations Who Once Inhabited Moby Dick albo Biały Wieloryb (Mo- Pennsylvania and the Neighboring by-Dick; or, The Whale) 140 States 153, 154 Montcalm and Wolfe 248 Hobomok: A Tale of Early Times 15, Monte Walsh 18, 345–349, 352 160–162 Moral Pieces in Prose and Verse 43 Hope Leslie; or, Early Times in Massachu- Mountain Kate: or, Love in the Trapping setts 13, 47–49, 51 Grounds: A Tale of the Powder River Horseman, Pass By 345 Country 297 Humiliations Follow’d with Deliverances Moving On 345 113 My Lady Pocahontas: A True Relation of Virginia. Writ by Anas Todkill, Puritan I Should Be Extremely Happy in Your and Pilgrim [in 1618] 13, 43 Company: A Novel of Lewis and My Name Is York 201 Clark 16, 200 My Partner 345 In Harmony 346 My Travels with Capts. Lewis and Clark, Iron Heart: War Chief of the Iroquois 281 by George Shannon 201 406 Indeks tytułów

Na południe od Brazos (Lonesome Dove) Pogromca zwierząt (The Deerslayer: or, 9, 18, 345, 350–363 The First War-Path) 15, 139, 142–159 Narrative of My Captivity among the Pokusa (Train’s Trust) 307 Sioux Indians 135 Prawo pustyni (The Heritage of the De- Narrative of the Captivity and Extreme sert) 299, 301, 302 Sufferings of Mrs. Clarissa Plummer Preria (The Prairie) 15, 139, 142–159 106 Prostaczkowie za granicą (The Innocents Narrative of the Captivity of Mrs. Mary Abroad) 263, 273 Rowlandson 112, zob. też The Sover- Przygody Hucka Finna (The Adventures of eignty and Goodness of God... Huckleberry Finn) 140, 272, 273 Nathan Todd, or The Fate of the Sioux Przygody Tomka Sawyera (The Adventu- Captive 282 res of Tom Sawyer) 272, 273 Ned in the Block-House: A Tale of Early Days in the West 280, 281 Quindaro; or, The Heroine of Fort Lara- Nevada 301 mie: A Tale of the Far West 297 New England’s Trials 39–41 Nick of the Woods, or The Jibbenainosay: Rachel Plummer’s Narrative of Twenty A Tale of Kentucky (Duch puszczy) 9, -One Months Servitude as a Prisoner 11, 15, 164–167, 272 among the Comanche Indians 135 Raj utracony (Paradise Lost) 101 Nieposkromieni (The Untamed) 305, Red Anthony, Cowman: An Autobio- 308, 309 graphy 344 Nocny jeździec (The Night Horseman) Red Heroines of the Northwest 16, 197– 308 199 North of 36 345 Regeneration Trough Violence: The My- Notes on the State of Virginia 62 thology of the American Frontier 30 Report of the Exploring Expedition to the Ohio River Trilogy 304 Rocky Mountains in the Year 1842, Old Avalanche, The Great Annihilator; or, and to Oregon and North California Wild Edna, the Girl Brigand 297 in the Years 1843–’44 16, 206, 208– Omaha Oll, the Masked Terror, or Dead- 216 wood Dick in Danger 291 Once in the Saddle 344 Sacajawea 197 Ostatni Mohikanin (The Last of the Mo- Sacajawea of the Shoshones 197, 198 hicans: A Narrative of 1757) 15, 79, Sam Chance 345 139, 142–159 Self-Made Men 78 Owen Wister Out West: His Journal and Seth Jones or The Captives of the Frontier Letters 314 280, 282 Sharon’s Choice 314 Paso Por Aqui 344 Silver-spur; or, The Mountain Heroine: Pioneers of France in the New World 248 A Tale of the Arapaho Country 296, Pionierowie (The Pioneers: or, The Sour- 297 ces of the Susquehanna) 15, 139, Siódmy człowiek (The Seventh Man) 308 142–159 Six Weeks in the Sioux Tepees: A Narrative Po-ca-hon-tas; or, The Gentle Savage 45 of Indian Captivity 15, 130, 132, 133 Pocahontas, and Other Poems 43, 56 Sketches of Western Adventure: Contain- Pocahontas: A Story of Virginia 13 ing an Account of the Most Interesting Pod gołym niebem (Roughing It) 9, 17, Incidents Connected with the Settle- 262–271, 273 ment of the West, from 1755 to 1794; Podróże Guliwera (Gulliver’s Travels) 66 with an Appendix 78 Indeks tytułów 407

Star of the West: The Romance of the Lew- The Desire of the Moth 344 is and Clark Expedition 16, 197, 199 The Discovery, Settlement and State of Stara kopalnia (The Shepherd of Guada- Kentucke and an Essay towards the loupe) 303 Topography, and Natural History of Stepsons of Light 344, 345 That Important Country 73, 74 Streams to the River, River to the Sea: The Double Daggers, or Deadwood Dick’s A Novel of Sacagawea 197, 201 Defiance 291 Streets of Laredo 354, 358 The Duston Family 14 Szkic obrazu postępu ducha ludzkiego The Dutchman’s Fireside: A Tale 164, 272 poprzez dzieje (Esquisse d’un tableau The First Settlers of Virginia: An Histori- historique des progrès de l’espirit hu- cal Novel 13, 42 maine, suivie de réflexion sur l’escla- The First White Man of the West, or The vage des nègres) 254 Life and Adventures of Daniel Boon, the First Settler of Kentucky 13, 14 Śmierć Artura (Le Morte d’Arthur) 305 The First White Man of the West: or, The Life and Exploits of Col. Daniel The Adventure of George Drouillard on Boone, the First Settler of Kentucky, the Lewis and Clark Expedition 201 Interspersed with Incidents in the Ear- The Adventures of Captain Bonneville 17, ly Annals of the Country 75, 79, 82, 228, 247 87–90, 92–96 The Adventures of Colonel Daniel Boone The Forest Maiden 13, 45 13 The Forest Princess; or, Two Centuries Ago The Adventures of. Col. Daniel Boon, One 45 of the First Settlers, Comprehending The Frontier in American History 22, 23 Every Important Occurrence in the The Generall Historie of Virginia, New Political History of that Province 74, -England, and the Summer Isles with 81–83, 88, 92–94, 96, 98, 99 the Names of the Adventures, Plan- The American Frontier 23 ters, Governours from Their First The Angel of the Wild 45 Beginning Anno 1584 to the Present The Book of Roses 248 1614 13, 39–41, 57–59, 62–64 The Border Boy: and How He Became the The Girl Scout; or, The Island League 297 Great Pioneer of the West. A Life of The Good Old Boys 346 Daniel Boone 78 The Gulch Miners; or, The Queen of the The Border Legion 301 Secret Valley: A Romance of the Gold The Brave Cowboy 345 Region 297 The Bright Feathers 345 The Haunted Wood: A Legend of the Mo- The Cabin in the Clearing: A Tale of the hawk in 1778 281 Frontier 281 The History of Haverhill, Massachusetts: The California and Oregon Trail; Being From Its First Settlement, in 1640, to Sketches of Prairie and Rocky Moun- the Year 1860 121 tain Life, zob. The Oregon Trail The Holdouts 345 The Camp in the Mountains 281 The Hunter’s Cabin: An Episode of the The Captivity and Escape; or, Life among Early Settlements of Southern Ohio the Sioux 135 283 The Conquest: The True Story of Lewis The Hunter’s Escape: A Tale of the North- and Clark 16, 197, 198 west in 1862 280 The Day the Cowboys Quit 345, 346 The Indian Fighter 164 The Days of Daniel Boone: A Romance of The Indian Princess; or, La Belle Sauvage “The Dark and Bloody Ground” 14, 45 78 The Iron Trail 306 408 Indeks tytułów

The Jaguar Queen; or, The Outlaws of the The Outlet 344 Sierra Madre 298 The Phantom Horseman 280 The Jesuits in North America in the Seven- The Prairie Queen; or, Tom Western, the teenth Century 248 Texas Ranger 297 The Jimmyjohn Boss 314 The Prairie Trail 280 The Journals of Lewis and Clark 174 The Proceedings of the English Colony in The King of the Sea: A Tale of the Fearless Virginia 38 and Free 284 The Ranch on the Beaver 344 The Last Cattle Drive 346 The Red Revenger, or The Pirate King of The Last of the Plainsmen 299 the Floridas 284 The Last Trail 304, zob. też Ohio River The Redeemed Captive Returning to Zion Trilogy 47, 136 The League of Three, or Buffalo Bill’s The Rival Scouts; or, The Forest Garrison Pledge: A Story of a Trail Followed 280 to the Bitter End by the Three Fa- The Rounders 345 mous Scouts, Buffalo Bill, Wild Bill The Sea of Grass 345 and Texas Jack, the ‘Princes of the The Sheriff of Badger: A Tale of the South- Plains’ 287 west Borderland 345 The Life and Adventures of Colonel David The Significance of the Frontier in Ameri- Crockett 280 can History 22, 28 The Life and Times of Christopher Car- The Sovereignty and Goodness of God, son, the Rocky Mountain Scout and Together with the Faithfulness of His Guide 280 Promises Displayed; Being a Narrative The Life and Times of Col. Daniel Boone: of the Captivity and Restorations of Hunter, Soldier, and Pioneer 14, 78, Mrs. Mary Rowlandson, Commended 102 by Her to All That Desires to Know The Log of a Cowboy: A Narrative of the the Lord’s Doings to, and Dealings Old Trail Days 18, 326–336, 338– with Her, Especially to Her Dear Chil- 344, 358 dren and Relations 14, 103, 110, 111 The Lone Rider 306, 307 The Spirit of the Border 304, zob. też The Lone Star Ranger 302 Ohio River Trilogy The Man of the Forest 301 The Story of Mary Schwandt: Her Capti- The Man of Uz, and Other Poems 43 vity during the Sioux ‘Outbreak’, The Masked Spy 287 1862 132 The Mountain Muse: Comprising the The Three Arrows 281 Adventures of Daniel Boone; and the The Three Worlds of Captain John Smith Power of Virtuous and Refined Beauty 35 14, 78, 101 The Time It Never Rained 346 The Mustang-Hunters; or The Beautiful The Trail Boss 345 Amazon of the Hidden Valley 296 The Trail to Ogallala 345 The Mysterious Rider 301 The True History of the Captivity and Re- The Mystic Canoe: A Romance of One storation of. Mrs. Mary Rowlandson, Hundred Years Ago 280 a Minister’s Wife in New-England: The Old Regime in Canada 248 Wherein Is Set Forth, the Cruel and In- The One-Eyed Sky 345 humane Usage She Underwent amongst The Oregon Trail; or A Summer’s Journey the Heathens for Eleven Weeks Time: Out of Bounds. By a Bostonian 249 and Her Deliverance from Them. The Oregon Trail: Sketches of Prairie and Written by Her Own Hand, for Her Rocky Mountain Life 17, 248, 249, Private Use: and Now Made Public at 252, 254, 256–258, 260, 261 the Earnest Desire of Some Friends, Indeks tytułów 409

for the Benefit of the Afflicted 112, North America, to the Frozen and Pa- zob. też The Sovereignty and Good- cific Oceans; in the Years 1789 and ness of God... 1793; with a Preliminary Account of The True Memoirs of Charley Blankenship the Rise, Progress, and Present State 345 of the Fur Trade of That Country 230 The Trusty Knaves 344, 345 The U.P. Trail 301 Wanderer of the Wasteland 301 The Ute Massacre 136 Wells Brothers: The Young Cattle Kings The Year of Decision: 1846 253 344 The Yemassee 154 Western Union 301 The Young Ranchers; or, Fighting the White Captives: Gender and Ethnicity on Sioux 281 the American Frontier 105 This Vast Land: A Young Man’s Journal of Wild Horse Mesa 301 the Lewis and Clark Expedition 201 Wild Western Scenes: A Narrative of Ad- To Be a Man 345 ventures in the Western Wilderness, Trail Herd 346 Wherein the Exploits of Daniel Boone, Travels of Four Years and a Half in the the Great American Pioneer, Are Par- United States of America during 1798, ticularly Described 78 1799, 1800, 1801 and 1802 42 Wirgińczyk. Jeździec z równin (The Virgi- Travels in New England and New York 14, nian: A Horseman of the Plains) 9, 18, 115 313–326, 354 Travels in the Interior of America in the Włóczęga za granicą (A Tramp Abroad) Years 1809, 1810, and 1811 203 273 Tropiciel śladów (The Pathfinder; or, the Wyoming 281 Inland Sea) 15, 139, 142–159 Yamoyden: A Tale of the Wars of King Phi- U podnóża tęczy (The Rainbow Trail) 301 lip in Six Cantos 160

Vassall Morton 248 Zemsta rodowa (To the Last Man) 303 Virgin Land: The American West as Sym- Zinzendorff, and Other Poems 43 bol and Myth 101, 102 Voyages from Montreal, on the River St. Życie na Missisipi (Life on the Mississippi) Laurence, through the Continent of 273, 274

Spis ilustracji

Zdj. 1. Przybycie do Jamestown (ilustracja z roku 1905) ...... 20 Źródło: Harper’s Encyclopaedia of United States History, vol. 5, Harper & Brothers Publishers, New York–London 1905http://babel.hathitrust.org/cgi/ pt?id=ucw.ark:13960/t2989318v;view=1up;seq=1. Zdj. 2. Fort Boonesborough (ilustracja z roku 1912) ...... 21 Źródło: Harper’s Encyclopaedia of United States History, vol. 1, Harper & Brothers Publishers, New York–London 1905, http://www.gutenberg.org/ files/14023/14023-h/14023-h.htm. Zdj. 3. Traper (obraz Charlesa Deas z 1844 roku, zatytułowany Long Jakes; the Rocky Mountain Man) ...... 25 Źródło: commons.wikimedia.org/wiki/File:Charles_Deas_Long_Jakes.jpg. Zdj. 4. Chata rodziny pionierów (The Robert F. Aldous Cabin) ...... 26 Źródło: Tricia Simpson, Creative Commons. Zdj. 5. Buffalo Bill zabija w pojedynku wodza Żółtą Rękę (ilustracja z 1881 roku)...... 32 Źródło: James W. Buel, Heroes of the Plains, or, Lives and Wonderful Adventures of Wild Bill, Buffalo Bill… and Other Celebrated Indian Fighters… Including a True and Thrilling History of Gen. Custer’s Last Fight, N.D. Thompson, New York 1882, http://archive.org/details/heroesofplains01buel. Zdj. 6. Kapitan John Smith (ilustracja z 1878 roku) ...... 36 Źródło: Harper’s Encyclopaedia of United States History, vol. 8, Harper & Brothers Publishers, New York–London 1905, http://babel.hathitrust.org/ cgi/pt?id=ucw.ark:13960/t9w09xb2c;view=1up;seq=8. Zdj. 7. Pocahontas ratuje kapitana Smitha (ilustracja z roku 1870) .... 38 Źródło: G.P. Quackenbos, Elementary History of the United States, D. Ap- pleton and Co., New York 1870, http://babel.hathitrust.org/cgi/imgsrv/im- age?id=uc2.ark:/13960/fk4. 412 Spis ilustracji

Zdj. 8. Kapitan Smith i Pocahontas (płaskorzeźba Constantina Brumidiego znajdująca się w Rotundzie waszyngtońskiego Kapitolu) ...... 39 Źródło: fotografia autora. Zdj. 9. Pocahontas (ilustracja z roku 1905 roku) ...... 41 Źródło: Harper’s Encyclopaedia of United States History, vol. 7, Harper & Brothers Publishers, New York–London 1905, http://babel.hathitrust.org/ cgi/pt?id=ucw.ark:13960/t7xk95d38;view=1up;seq=11. Zdj. 10. Masakra Pekotów dokonana przez purytańską milicję w Misistuck (ilustracja Charlesa Henry’ego Grangera z XIX wieku) ...... 50 Źródło: http://nativeamericansush1a.wikispaces.com/Pequot. Zdj. 11. Alegoryczne przedstawienie Boskiego Przeznaczenia (obraz Johna Gasta z 1872 roku) ...... 51 Źródło: commons.wikimedia.org/wiki/File:American_progress.JPG. Zdj. 12. Okładka The Generall Historie of Virginia, New-England, and the Summer Isles… ...... 58 Źródło: commons.wikimedia.org/wiki/File:Title_page_Capt_John_Smith’s_ The_Generall_Historie_of_Virginia.jpg. Zdj. 13. Daniel Boone prowadzi osadników do Kentucky (obraz Geor- ge’a Caleba Binghama z 1852 roku) ...... 69 Źródło: commons.wikimedia.org/wiki/File:Daniel_Bone_Escorting_Settlers_ Through_the_Cumberland_Gap_by_George_Caleb_Bingham_1851-52.jpg. Zdj. 14. Porwanie Jemimy Boone (ilustracja z roku 1884) ...... 70 Źródło: Francis S. Drake, Indian History for Young Folks, Harper & Brothers Publishers, New York–London 1919, http://www.mainlesson.com/display. php?author=drake&book=indians&story=kentucky. Zdj. 15. Podczas oblężenia Boonesborough (ilustracja z 1884 roku) .... 72 Źródło: Francis S. Drake, Indian History for Young Folks, Harper & Brothers Publishers, New York–London 1919, http://www.mainlesson.com/display. php?author=drake&book=indians&story=kentucky. Zdj. 16. Młody Daniel Boone na leśnym biwaku (ilustracja z 1889 roku)...... 76 Źródło: Edward Eggleston, A First Book in American History, American Book Corporation, New York 1889, http://www.mainlesson.com/display.php?au- thor=eggleston&book=first&story=boone. Zdj. 17. Portret Daniela Boone’a (obraz Chestera Hardinga z 1820 roku)...... 80 Źródło: commons.wikimedia.org/wiki/File:Unfinished_portrait_of Daniel_ Boone_by_Chester_Harding_1820.jpg. Zdj. 18. Daniel Boone z towarzyszami podziwia doliny Kentucky (ilustracja z 1905 roku) ...... 82 Źródło: Harper’s Encyclopaedia of United States History, vol. 5, Harper & Brothers Publishers, New York–London 1905, http://babel.hathitrust.org/ cgi/pt?id=ucw.ark:13960/t2989318v;view=1up;seq=263. Spis ilustracji 413

Zdj. 19. Daniel Boone i John Stewart w indiańskiej niewoli (ilustracja z 1889 roku)...... 84 Źródło: Edward Eggleston, A First Book in American History, American Book Corporation, New York 1889, http://www.mainlesson.com/display.php?au- thor=eggleston&book=first&story=boone. Zdj. 20. Samotny Daniel Boone (ilustracja z 1876 roku) ...... 85 Źródło: Charles McKnight, Our Western Border…, J.C. McCurdy & Co., Phil- adelphia 1876, http://http://www.ebay.com/itm/1876-ANTIQUE-OLD-WEST- INDIAN-WAR-HORRORS-FRONTIER-PIONEER-LIFE-DANIEL-BOONE- OHIO-/351011456706. Zdj. 21. Daniel Boone walczący o ciało swego zabitego syna (ilustracja z 1884 roku) ...... 86 Źródło: Francis S. Drake, Indian History for Young Folks, Harper & Brothers Publishers, New York–London 1919, http://www.mainlesson.com/display. php?author=drake&book=indians&story=kentucky. Zdj. 22. Atak Indian i Francuzów na Boonesborough (ilustracja z 1852 roku)...... 98 Źródło: James O. Brayman, Thrilling Adventures by Land and Sea, www.gu- tenberg.org/files/10765/10765-h/10765-h.htm. Zdj. 23. Daniel Boone walczący nad rzeką Licking (ilustracja z 1884 roku)...... 99 Źródło: Francis S. Drake, Indian History for Young Folks, Harper & Brothers Publishers, New York–London 1919, http://www.mainlesson.com/display. php?author=drake&book=indians&story=kentucky. Zdj. 24. Kobieta schwytana przez Indian (ilustracja z 1884 roku) ...... 105 Źródło: Francis S. Drake, Indian History for Young Folks, Harper & Brothers Publishers, New York–London 1919, http://www.mainlesson.com/display. php?author=drake&book=indians&story=old. Zdj. 25. Wojna króla Filipa: atak na osadników (ilustracja z 1886 roku)...... 108 Źródło: Welcome Arnold Greene, The Providence Plantations for 250 Years, J.A. & R.A. Reid Publishers and Printers, Providence 1886, https://archive.org/ stream/TheProvidencePlantationsForTwoHundredAndFiftyYearsAnHistorical/ The_Providence_plantations_for_two_hundr#page/n35/mode/1up. Zdj. 26. Hannah Duston zabija swych porywaczy (obraz Juniusa Brutusa Stearnsa z 1847 roku) ...... 113 Udostępniony dzięki uprzejmości Colby College Museum of Art. Zdj. 27. Porwanie Hannah Duston przez Indian (płaskorzeźba na pomniku Duston w Haverhill w stanie Massachusetts) ...... 116 Źródło: fotografia autora. Zdj. 28. Mąż Hannah Duston chroni dzieci przed Indianami (płaskorzeźba na pomniku Duston w Haverhill) ...... 117 Źródło: fotografia autora. 414 Spis ilustracji

Zdj. 29. Ofiary zemsty Hannah Duston (płaskorzeźba na pomniku Duston w Haverhill) ...... 118 Źródło: fotografia autora. Zdj. 30. Wojownik ze szczepu Siuksów (ilustracja Karla Bodmera z pierwszej połowy XIX wieku) ...... 122 Źródło: Prince Maximilian of Wied (Prince Alexander Philipp Maximilian zu Wied-Neuwied), Karl Bodmer (ilustracje), Prince of Wied’s Travels in the Interior of North America, during the years 1832–1834, Ackermann & Co., London 1834, http://www.wikiart.org/en/search/Interiors/8#supersized- search-279935. Zdj. 31. Chata Mary Jemison znajdująca się obecnie w Letchworth State Park w Castile w stanie Nowy Jork ...... 126 Źródło: fotografia autora. Zdj. 32. Siuksowie na wojennej ścieżce (ilustracja z 1905 roku) ...... 131 Źródło: Harper’s Encyclopaedia of United States History, vol. 8, Harper & Brothers Publishers, New York–London 1905, http://babel.hathitrust.org/ cgi/imgsrv/image?id=ucw.ark:13960/t9w. Zdj. 33. Indianie atakujący osadników (ilustracja z 1884 roku) ...... 137 Źródło: Francis S. Drake, Indian History for Young Folks, Harper & Brothers Publishers, New York–London 1919, http://www.mainlesson.com/display. php?author=drake&book=indians&story=french. Zdj. 34. James Fenimore Cooper (portret z 1900 roku) ...... 141 Źródło: commons.wikimedia.org/File:Appletons’_Cooper_James_Fenimore. jpg. Zdj. 35. Delawarowie (ilustracja z 1896 roku) ...... 155 Źródło: Frank’s Leslie’s Famous Leaders and Battle Scenes of the Civil War, Mrs. Frank Leslie, New York 1985, https://ia802604.us.archive.org/Book- Reader/BookReaderImages.php. Zdj. 36. Generał Louis-Joseph de Montcalm usiłuje powstrzymać wojowników ze sprzymierzonych szczepów przed masakrą brytyjskich jeńców (ilustracja Alberta Bobbetta z okresu 1870–1880) ...... 159 Źródło: commons.wikimedia.org/wiki/File:Montcalm_trying_to_stop_the_ massacre.jpg. Zdj. 37. Meriwether Lewis (ilustracja z roku 1905) ...... 171 Źródło: Harper’s Encyclopaedia of United States History, vol. 5, Harper & Brothers Publishers, New York–London 1905, http://babel.hathitrust.org/ cgi/imgsrv/image?id=ucw.ark:13960/t29. Zdj. 38. William Clark ...... 173 Źródło: commons.wikimedia.org/wiki/File:William_Clark_%28Engraved_ Portrait%29.jpg. Zdj. 39. Fort Dubois (współczesna rekonstrukcja) ...... 174 Źródło: fotografia autora. Spis ilustracji 415

Zdj. 40. Wojownik ze szczepu Arikara (ilustracja autorstwa Karla Bodmera z pierwszej połowy XIX wieku) ...... 180 Źródło: commons.wikimedia.org/wiki/File:An_Ariraka_warrior_0027v.jpg. Zdj. 41. Wioska Mandanów (ilustracja autorstwa Karla Bodmera z roku 1843)...... 181 Źródło: commons.wikimedia.org/wiki/File:A_Mandan_village_0049v.jpg. Zdj. 42. Wioska Nez Percé (fotografia Setha K. Humphreya z roku 1906)...... 188 Źródło: commons.wikimedia.org/wiki/File:Nez_Perce_Camp_on_the_Yellow- stone_1871.jpg. Zdj. 43. Wojownik ze szczepu Czarnych Stóp (ilustracja Karla Bod- mera z 1833 roku) ...... 194 Źródło: commons.wikimedia.org/wiki/File:Bodmer_Blackfoot_Indian_ 1840-1843.jpg. Zdj. 44. Grób Williama Clarka ...... 196 Źródło: fotografia autora. Zdj. 45. John Charles Frémont (ilustracja z roku 1905) ...... 205 Źródło: Harper’s Encyclopaedia of United States History, vol. 3, Harper & Brothers Publishers, New York–London 1905, http://babel.hathitrust.org/ cgi/imgsrv/image?id=ucw.ark:13960/t17. Zdj. 46. John Frémont umieszcza amerykańską flagę na szczycie Gór Skalistych (plakat z prezydenckiej kampanii wyborczej 1856 roku) ...... 210 Źródło: Public Domain, Library of Congress. Zdj. 47. Washington Irving (ilustracja z roku 1905) ...... 220 Źródło: Harper’s Encyclopaedia of United States History, vol. 5, Harper & Brothers Publishers, New York–London 1905, http://babel.hathitrust.org/ cgi/imgsrv/image?id=ucw.ark:13960/t29. Zdj. 48. Konflikt na prerii (obraz Charlesa M. Russella z roku 1902, zatytułowany When Blackfeet and Sioux Meet) ...... 223 Źródło: commons.wikimedia.org/wiki/File:CMRussell_When_Blackfeet_And_ Sioux_Meet.jpg. Zdj. 49. John Jacob Astor (ilustracja z roku 1905) ...... 229 Źródło: Harper’s Encyclopaedia of United States History, vol. 1, Harper & Brothers Publishers, New York–London 1905, http://babel.hathitrust.org/ cgi/imgsrv/image?id=ucw.ark:13960/t9f4. Zdj. 50. Tipi używane przez Indian ze szczepu Omaha ...... 235 Źródło: commons.wikimedia.org/wiki?File:Omaha_Indian_tent,_from_ Robert_N._Denis_collection_of_stereoscopic_views.jpg. Zdj. 51. Wojownicy ze szczepu Siuksów z grupy Teton (fotografia Edwarda S. Curtisa z roku 1907, zatytułowana Oglala War Party) ...... 237 Źródło: Public Domain, http://www.clker.com/clipart-48453.html. 416 Spis ilustracji

Zdj. 52. Indianie ze szczepu Czejenów (ilustracja z 1897 roku) ...... 240 Źródło: The Great Round World and What Is Going in It, „A Weekly Maga- zine for Boys and Girls”, vol. 1, no. 33, June 24, 1897, www.gutenberg.org/ files/15740/15740-h/15740-h.htm. Zdj. 53. Polowanie na bizony (obraz Alfreda Jacoba Millera z 1839 roku)...... 242 Źródło: commons.wikimedia.org/wiki/File:Alfred_Jacob_miller_-_Buffalo_ Hunt_-_Google_Art_Project.jpg. Zdj. 54. Francis Parkman (ilustracja z 1905 roku) ...... 249 Źródło: Harper’s Encyclopaedia of United States History, vol. 7, Harper & Brothers Publishers, New York–London 1905, http://babel.hathitrust.org/ cgi/imgsrv/image?id=ucw.ark:13960/t7xk. Zdj. 55. Dolina rzeki Platte (obraz Alberta Bierstadta z roku 1863, zatytułowany North Fork of the Platte Nebraska; alternatywny tytuł: Platte River Nebraska) ...... 253 Źródło: commons.wikimedia.org/wiki/File:North_of_the_Platte_Nebraska.jpg. Zdj. 56. Na Szlaku Oregońskim ...... 255 Źródło: commons.wikimedia.org/wiki/File:Conestoga_wagon_on_Oregon_ Trail_-_NARA_-_286056.jpg. Zdj. 57. Indianie polujący konno na bizony (obraz Charlesa Mariona Russella z roku 1919, zatytułowany The Buffalo Hunt) ...... 259 Źródło: commons.wikimedia.org/wiki/File:Charles_M._Russell_-_The_Buf- falo_Hunt_No_39_-_1919.jpg. Zdj. 58. Polowanie na bizony pieszo (ilustracja z 1904 roku) ...... 260 Źródło: Carrie de Voe, Legends of the Kaw: The Folk-Lore of the Indians of the Kansas River Valley, www.gutenberg.org/files/36559/36559-h.htm. Zdj. 59. Mark Twain (ilustracja z roku 1905) ...... 262 Źródło: Harper’s Encyclopaedia of United States History, vol. 2, Harper & Brothers Publishers, New York–London 1905, http://babel.hathitrust.org/ cgi/imgsrv/image?id=hvd.hxgsll;seq=226. Zdj. 60. Dyliżans (ilustracja z roku 1921) ...... 264 Źródło: E.C. Hartwell, Story Hour Readings: Seventh Year, www.gutenberg. org/files/21046-h/21046-h.htm#Page_249. Zdj. 61. William F. Cody „Buffalo Bill” (portret z 1889 roku autor- stwa Rosy Bonheur) ...... 285 Źródło: commons.wikimedia.org/wiki/File:Rosa_Bonheur_-_Portrait_de_Col._ William_F._Cody.jpg. Zdj. 62. Deadwood (fotografia z roku 1876, zatytułowana Gayville in Deadwood Gulch) ...... 293 Źródło: http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/c/c9/“Gayville_in_ Deadwood_Gulch,_Black_Hills_(Dak._Terr.),_1876”.jpg. Zdj. 63. Calamity Jane ...... 295 Źródło: commons.wikimedia.org/wiki/File:Calamity_Jane_1.jpg. Spis ilustracji 417

Zdj. 64. Owen Wister (fotografia z roku 1903) ...... 315 Źródło: http://www.archive.org/details/littlepilgrimage00harkuoft. Zdj. 65. Kowboje przy pracy (obraz Charlesa M. Russella z roku 1902, zatytułowany Buccaroos) ...... 321 Źródło: commons.wikimedia.org/wiki/File:Charles_Marion_Russell_-_Bucca- roos_(1902).jpg. Zdj. 66. Spęd bydła (obraz Charlesa M. Russella z roku 1913) ...... 327 Źródło: commons.wikimedia.org/wiki/File:Roundup2CMR.jpg. Zdj. 67. Znakowanie bydła (fotografia zatytułowana Branding Cattle at Wind River Agency) ...... 329 Źródło: commons.wikimedia.org/wiki/File:‘Branding_cattle_at_Wind_ River_Agency_-_NARA_-_293381.jpg. Zdj. 68. Przeprawa bydła przez rzekę (fotografia A. Gardnera z roku 1867, zatytułowana Cattle Crossing the Smoky Hill River at Ellsworth) ...... 334 Źródło: Public Domain, http://lcweb2.loc.gov/cgi-bin/query/i?pp/PPALL: @field(NUMBER+@band(cph=3a10706)). Zdj. 69. Kowboje sieją niepokój w miasteczku (obraz Charlesa M. Russella z roku 1907, zatytułowany A Quiet Day in Utica) .... 340 Źródło: commons.wikimedia.org/wiki/File:A_Quiet_Day_In_Utica_-_CM Russell.jpg. Zdj. 70. Wojownik ze szczepu Komanczów na koniu (obraz George’a Catlina z roku 1834) ...... 362 Źródło: Public Domain, http://collections.si.edu/search/results.htm?q=george +catlin+comanche&tag.cstype=all. Redaktor Mirosław Ruszkiewicz

Korektor Grażyna Gawryłow

Skład i łamanie Katarzyna Mróz-Jaskuła

Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego Redakcja: ul. Michałowskiego 9/2, 31-126 Kraków tel. 12-663-23-81, 12-663-23-82, tel./fax 12-663-23-83