<<

1905 Henryk Sienkiewicz

Kategoria: Literacka Nagroda Nobla

Nagrodzony za „wybitne osiągnięcia w dziedzinie eposu” i – jak podkreślił jeden z jurorów – „rzadko spotykany geniusz, który wcielił w siebie ducha narodu”.

Henryk Sienkiewicz – polski powieściopisarz i nowelista. Urodzony 5 maja 1846 r. (Wola Okrzejska – Podlasie), zmarł 15 listopada 1916 ( - Szwajcaria).

Henryk Sienkiewicz urodził się w 1846 r. na Podlasiu (Wola Okrzejska) w rodzinie drobno- ziemiańskiej, która po stracie majątku przeniosła się do Warszawy. W szkole interesował się historią i literaturą. Wielkie wrażenie wywarły na nim lektury Homera, Mickiewicza, Słowackiego, Waltera Scotta i Aleksandra Dumasa, Jego młodzieńcza powieść z tych czasów – „Ofiara” – nie zachowała się do dziś. Sienkiewicz próbował swoich sił jako nauczyciel domowy, a następnie student Szkoły Głównej, najpierw na wydziałach prawa i medycyny, później historii i polonistyki. Naukę przerwał w 1871 r. i rozpoczął pracę dziennikarską dla czołowych pism pozytywistów warszawskich: „Przeglądu Tygodniowego” i „Niwy”, zaś od 1873 r. prowadził stałą rubrykę w „Gazecie Polskiej”. Dał się wówczas poznać jako wybitny dziennikarz, który pisał też korespondencje z Wiednia, Paryża czy Ostendy.

Debiut beletrystyczny Henryka Sienkiewicza nastąpił w 1872 r., kiedy opublikował powieść „Na marne” – utwór atakujący powierzchowny romantyzm młodzieży polskiej i pokazujący wyższość pracy organicznej nad patriotycznymi mrzonkami. Ówczesna twórczość pisarza sytuowała się w nurcie pozytywistycznym i jego pierwsze nowele, jak choćby „Humoreski z teki Worszyłły” (1872-73), były próbą zilustrowania podstawowych haseł tego kierunku. Jego następne opowiadania, jak choćby „Sielanka” (1875), „Stary sługa” (1875) czy „Hania” (1876) były już wolne od tendencji publicystycznych, do których pisarz wróci po swoim przyjeździe z Ameryki. W latach 1876-78 Sienkiewicz przebywał na kontynencie północno-amerykańskim jako korespondent „Gazety Polskiej”, a jego podróż związana była z nieudaną próbą założenia kolonii polskiej w Kalifornii przez grupę rodaków, którzy nie mogli znieść ucisku narodowościowego zaborców. Korespondencje publikowane na łamach gazety pod pseudonimem Litwos, zdobyły sobie uznanie wśród czytelników i złożyły się na tom „Listy z podróży do Ameryki”. Po powrocie do Europy Sienkiewicz nie pojechał od razu do kraju, lecz przez rok przebywał we Francji i Włoszech, gdzie poznał Marię Szatkiewicz, z którą ożenił się w Polsce dwa lata później.

Wróciwszy do Warszawy pisarz został redaktorem w nowo założonym dzienniku „Słowo” i kontynuował pisanie krótkich form prozatorskich. Jego utwory z tego okresu, m.in. „Szkice węglem”, „Za chlebem”, „Bartek Zwycięzca”, „” czy „Latarnik” zaliczane są do arcydzieł polskiej nowelistyki. Według Juliana Krzyżanowskiego, „okazał się on ich mistrzem, swobodnie łączącym problematykę o dużej doniosłości społecznej z niezwykłą swobodą w posługiwaniu się jakościami tak od siebie odległymi, jak liryzm i komizm, jak patos i humor”.

W latach 1882-88 Sienkiewicz pracował nad trylogią historyczną, z XVII w., której pierwsza część – „Ogniem i mieczem” – ukazała się w 1884 r. i odniosła niebywały sukces czytelniczy, choć pozytywiści nie szczędzili autorowi krytyki, już sam gatunek powieści historycznej nazywając anachronizmem. Nie zważając na te głosy pisarz wydał w 1886 r. „Potop”, a dwa lata później „Pana Wołodyjowskiego” i tym samym dokończył swe wielkie epickie malowidło dziejowe, porównywane ze względu na rozmach i doniosłość dla narodu polskiego z obrazami Jana Matejki. Jeżeli za dobrą monetę przyjąć słowa Sienkiewicza, że pisał te powieści jedynie „ku pokrzepieniu serc”, to zadanie swe spełniły. Dzięki „Trylogii” autor zaczął być w Polsce otaczany kultem, a niektórzy upatrywali w nim nawet duchowego wodza narodu.

W 1885 r. zmarła żona pisarza, Maria, pozostawiając dwoje małych dzieci. Sienkiewicz wiele podróżował, m.in. w 1891 r. odbył wyprawę do Afryki. W tym samym roku ukazała się jego powieść „Bez dogmatu”, będąca analizą zjawiska dekadentyzmu. Problematyka ta bardziej zainteresowała czytelników w Europie Zachodniej niż w Polsce. Bez echa natomiast, zarówno w kraju jak i za granicą przeszła jego kolejna powieść „Rodzina Połanieckich” (1895); pisarz postanowił więc wrócić do tematyki historycznej.

W 1896 r. ukazało się najgłośniejsze dzieło Sienkiewicza – „” – inspiracją dla napisania którego była książka Ernesta Renana „Antychryst” oraz płótna Henryka Siemiradzkiego. Powieść opowiadała o prześladowaniu pierwszych chrześcijan w Rzymie za czasów Nerona i szybko zrobiła niewiarygodną karierę na całym świecie. Tuż po wydaniu głośno chwalił ją papież Leon III, doczekała się kilku wielkich ekranizacji, a w 1916 r. – kiedy Sienkiewicz umarł – jej nakład w samych tylko Stanach Zjednoczonych przekroczył półtora miliona egzemplarzy. Za swoje najbardziej udane dzieło twórca uważał jednak inną powieść historyczną – „Krzyżacy” – opublikowaną w 1900 r. Ze wszystkich utworów pisarza ten miał charakter najbardziej panoramiczny i znacznie rozszerzał schematy fabularne, których powtarzanie w poprzednich powieściach naraziło Sienkiewicza na zarzuty o szablonowość. W tym samym roku pisarzowi – w dowód uznania zasług – podarowano dworek w Oblęgorku niedaleko Kielc, zakupiony z dobrowolnych składek społecznych. Niedługo potem pisarz ożenił się po raz trzeci: z Marią Babską (jego drugie małżeństwo – w 1894 r. z Marią Romanowską było od początku nieudane i szybko się rozpadło).

W 1905 r. Henryk Sienkiewicz uhonorowany został literacką Nagrodą Nobla za „wybitne osiągnięcia w dziedzinie eposu” i – jak podkreślił jeden z jurorów – „rzadko spotykany geniusz, który wcielił w siebie ducha narodu”. W swoim odczycie noblowskim laureat powiedział, że choć Polska uważana jest za martwą i pogrzebaną, to jednak dzięki jego nagrodzie dała ona świadectwo swej sile przetrwania i woli zwycięstwa. Sława Sienkiewicza jako reprezentanta narodu polskiego urosła po jego innych wystąpieniach publicznych, m.in. po wystosowaniu listu otwartego do cesarza Wilhelma II w sprawie gwałtów władz zaborczych na Polakach, czy też po zorganizowaniu w 1909 r. międzynarodowej ankiety potępiającej antypolską politykę Berlina. W tym czasie nastąpiło jednak osłabienie sił twórczych pisarza. Kolejna planowana trylogia historyczna z czasów Jana III Sobieskiego zakończyła się na jednym tylko odcinku: „Na polu chwały” (1905). Nie wzbudziła też większego zainteresowania powieść polityczna „Wiry” z 1910 r.; dopiero wydana rok później powieść dla młodzieży „W pustyni i w puszczy”, opowiadająca o przygodach dwojga dzieci porwanych w Afryce, znów przyniosła twórcy rozgłos i uznanie. Dzieło to, obok lektur Marka Twaina i Julesa Verne’a, zaliczane jest dziś do światowej klasyki literatury młodzieżowej.

1 sierpnia 1914 r. – w dniu, w którym wybuchła I wojna światowa – w „Tygodniku Ilustrowanym” ukazał się ostatni odcinek ostatniej powieści Sienkiewicza „Legiony”. Zaplanowana na kilka ksiąg urwała się już na pierwszym tomie. Sam pisarz wyjechał do Szwajcarii, gdzie zajmował się działalnością polityczną, publicystyczną i charytatywną. Wspólnie z Ignacym Paderewskim organizował m.in. Komitet Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce. Zmarł w 1916 r., a osiem lat później jego ciało przewieziono do Polski.

Do dziś Sienkiewicz uważany jest za jednego z najwybitniejszych pisarzy w historii literatury polskiej i za niezrównanego stylistę. Według jednego z krytyków, gdyby za przedmiot opisu wziął nawet zwykłą cegłę, potrafiłby nim zafascynować i porwać czytelnika.

Podejmowane były jednocześnie, m.in. przez Stanisława Brzozowskiego i Witolda Gombrowicza, próby zrewidowania roli, jaką odegrał Sienkiewicz w formowaniu się świadomości narodowej Polaków. Na świecie uważany jest za klasyka powieści historycznej, a jego utwory, zwłaszcza „Quo vadis”, wciąż wydawane są w obcych językach.

Nagrodzony za wybitny epos narodowy, powieść „Chłopi”.

Władysław Stanisław Reymont (prawdziwe nazwisko: Rejment) – polski powieściopisarz i nowelista. Urodzony 6 maja 1867 roku (Kobiele Wielkie – gubernia piotrkowska), zmarł 5 grudnia 1925 roku (Warszawa).

Reymont urodził się w 1867 r. w zdeklasowanej rodzinie szlacheckiej, jego ojciec – wiejski organista z trudem wykarmić mógł dziewięcioro dzieci. Chłopiec wysłany został wcześnie do Warszawy, by terminować tam u mistrza krawieckiego. W 1884 r. otrzymał tytuł czeladnika i na tym skończyło się jego oficjalne wykształcenie. Władysław, który uwielbiał czytać książki nie chciał się jednak pogodzić z losem rzemieślnika. Opuścił dom, w którym drażniła go dyscyplina ojca i pobożność matki, aby pod zmyślonym nazwiskiem Urbański – wybrać życie wędrownego aktora w objazdowej trupie teatralnej. Później przez kilka miesięcy przebywał jako nowicjat u paulinów w Częstochowie, ale przed złożeniem ślubów zakonnych opuścił klasztor. Wiadomo też, że uczestniczył jako medium w zagranicznej wyprawie niemieckiego spirytysty Puszowa. W tym czasie przeżył również wiele przygód i skandali miłosnych. W końcu zatrudnił się jako pomocnik dróżnika linii Warszawsko-Wiedeńskiej, pracując najczęściej na odcinku Koluszki-Skierniewice – we wsi i przy stacji kolejowej Krosnowa, niedaleko wioski Lipce (nazywającej się dzisiaj Lipce Reymontowskie). Wówczas też zaczął pasjami pisać powieści, dramaty, opowiadania i wiersze, które – jak sam wspominał – darł i palił.

W 1892 r. Władysław Reymont pod nieco zmienionym nazwiskiem Reymont (ze względu na niechęć ojca do jego „eksperymentów” literackich) opublikował swoją pierwszą nowelę „Wigilia Bożego Narodzenia”, a rok później – mając za jedyny kapitał 3 ruble 50 kopiejek oraz teczkę rękopisów – ruszył do Warszawy „zdobywać świat”. Z wydaniem pierwszych nowel miał kłopoty, dopiero jego reportaż „Pielgrzymka do Jasnej Góry”, napisany w 1894 r. za radą Antoniego Świętochowskiego i wydrukowany w „Tygodniku Ilustrowanym” otworzył przed nim drogę do literackiej kariery. Wkrótce potem Reymont otrzymał pierwsze zamówienie na książkę i w 1896 r. została wydana powieść „Komediantka”, w której wykorzystał swoje doświadczenia z pracy aktorskiej. Rok później dopisał do niej ciąg dalszy – powieść „Fermenty”. Jak zauważył Julian Krzyżanowski, w utworach tych Reymont „poruszał sprawę u schyłku XIX w. przewijającą się wielokrotnie w powieściach i dramatach – sprawę buntu młodych kobiet, ponoszonych przez temperament erotyczny maskowany aspiracjami artystycznymi, jednostek szamocących się z konwenansami, by ostatecznie albo zmarnować się, albo po przebyciu „fermentów” psychicznych pogodzić się z szarą codziennością”.

W 1899 r. Reymont wydał powieść, która przyniosła mu z czasem olbrzymią popularność – „Ziemię obiecaną”. Odszedł w niej od naturalizmu i symbolizmu, by w sposób realistyczny przedstawić szeroką panoramę robotniczego miasta w okresie rewolucji przemysłowej i dzikiego kapitalizmu. Bohaterem zbiorowym tej powieści-reportażu jest miasto Łódź. Książkę spopularyzował zwłaszcza nakręcony w latach 70. film Andrzeja Wajdy pod tym samym tytułem.

W 1900 r. we Włochach pod Warszawą Reymont uległ wypadkowi kolejowemu, z którego wyszedł z licznymi obrażeniami. Wypadek miał jednak i swoje dobre strony: dzięki odszkodowaniu uzyskanemu od kolei pisarz mógł zabezpieczyć finansowo swoją przyszłość oraz unieważnić poprzednie małżeństwo swojej ukochanej, Aurelii Szacnajder, z którą pobrał się w 1902 r. Późniejsze lata spędzał na przemian w Polsce, we Włoszech i we Francji, pisząc swoje największe dzieło, powieść „Chłopi”, którego kolejne cztery tomy wydał w latach 1902-1909. Nikt w literaturze polskiej nie przedstawił prawdziwiej życia wiejskiego, wpisanego w cykliczność pór roku i porządek ludowych świąt oraz obrzędów. Dzieło nie wymagało od pisarza specjalistycznych studiów, sam bowiem znał doskonale życie wsi i chłopów, a za pierwowzór do powieści posłużyły mu owe Lipce w Łowickiem, niedaleko których pracował jako dróżnik. Nie na darmo „Chłopi” nazywani są „wielkim malowidłem epickim”, bowiem Reymont-prozaik nie był ani psychologiem, ani socjologiem, ale malarzem. Julian Krzyżanowski porównywał nawet jego opisy przyrody do mickiewiczowskich w „Panu Tadeuszu”. Nie zapominajmy jednak, że powieść początkowo została w Polsce przyjęta niechętnie, uznano ją za arcydzieło dopiero po licznych przekładach i entuzjastycznych recenzjach za granicą. Reymont nie miał w swojej ojczyźnie szczęścia do krytyków. Pisał w liście do Kornela Makuszyńskiego: „Któż się to i kiedy naprawdę interesował mną i moimi pracami? I nie byłem „socjałem” ni Żydem, ni partyjniakiem. Czy można, brać takiego matołka pod uwagę?”. Nawet Jodełka-Burzecki, wielki popularyzator Reymonta, pisał o nim: „Na szczęście ten ćwierćinteligent, traktowany z pogardą przez profesjonalistów literatury, posiadał wielki talent pisarski, który zastępował mu i wykształcenie teoretyczne, i oczytanie – w rezultacie chronił go przed popadnięciem w grafomanię”.

Kolejne utwory, napisane po 1909 r., nie dorównywały już artystycznie ‚Chłopom”. Do najbardziej udanych należą powieści: „Marzyciel” (1910) i „Wampir” (1911) – gotycka powieść, wykorzystująca spirytystyczne doświadczenia pisarza. Podczas I wojny światowej Reymont przebywał w Warszawie, gdzie pełnił dość wysokie funkcje, pisząc jednocześnie trylogię historyczną pt. „Rok 1794″ poświęconą insurekcji kościuszkowskiej. Akcja utworu urywa się niespodziewanie na powstaniu ludu w Warszawie, co Krzyżanowski tłumaczy tym, „iż powieściopisarz wkroczył w dziedzinę dla siebie za trudną, wymagającą nie tylko dużej wiedzy historycznej, ale również kultury umysłowej, której Reymont nie miał”. Podkreślając niedostatki psychologicznej warstwy utworu krytyk zwrócił jednocześnie uwagę na mistrzostwo opisu, zwłaszcza w scenach obyczajowych i batalistycznych.

Oprócz powieści, które stanowią niemal połowę jego dorobku, Reymont tworzył również nowele, które wydał w kilkunastu tomach. W wielu z nich dał się poznać i jako wnikliwy psycholog, czego zawsze brakowało jego powieściom. Pisał również reportaże, z których sporą popularnością cieszył się utwór „Z ziemi chełmskiej”, opublikowany pierwotnie w 1909 r. w „Tygodniku Ilustrowanym” i wydawany kilkakrotnie w okresie międzywojennym, opowiadający o prześladowaniu przez władze carskie grekokatolików na Chełmszczyźnie.

W 1924 r. Władysław Reymont wyróżniony został literacką Nagrodą Nobla za wybitny epos narodowy, powieść „Chłopi”. Jak napisał jeden ze złośliwych publicystów amerykańskich: „było dwóch głównych kandydatów do nagrody – Stefan Żeromski i Władysław Reymont, ponieważ jednak większość Polaków wolała Żeromskiego, jurorzy wybrali Reymonta”. Z powodu ciężkiej choroby laureat nie mógł przybyć na uroczystość. Zmarł w roku następnym w wieku 58 lat, do czego w znacznym stopniu przyczynił się jego alkoholizm.

Czesław Miłosz otrzymał Nagrodę Nobla za całokształt twórczości.

Czesław Miłosz urodził się w 1911 r. na Litwie, w powiecie kiejdańskim, jako syn Weroniki z Kunatów i Aleksandra Miłosza, inżyniera drogowego. Okres I wojny światowej spędził na nieustannych podróżach po Rosji, towarzysząc razem z matką ojcu, który zmobilizowany do armii carskiej jako oficer saperów budował mosty i umocnienia w strefach przyfrontowych. W 1921 r. – trzy lata po powrocie Miłoszów na Litwę – Czesław rozpoczął naukę w Gimnazjum im. Zygmunta Augusta, a następnie na wydziale prawa Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, gdzie działał w Sekcji Twórczości Oryginalnej Koła Polonistów. Debiut poetycki Miłosza nastąpił w 1930 r., kiedy na łamach pisma „Alma Mater Vilnensis” opublikował wiersze: „Kompozycja” i „Podróż”. Rok później był jednym z założycieli grupy literackiej „Żagary”, prezentującej katastroficzny pogląd na rzeczywistość i przekonanie o nieuchronności zbliżającego się kataklizmu.

Po roku akademickim 1931-1932 spędzonym na Uniwersytecie Warszawskim i nieudanych egzaminach poeta wrócił do Wilna, gdzie w 1933 r. nakładem uniwersyteckiego Koła Polonistów ukazał się jego pierwszy tomik poetycki „Poemat o czasie zastygłym”. W tym samym roku wspólnie ze Zbigniewem Folejewskim wydał „Antologię poezji społecznej”, co po latach określił jako próbę ucieczki od spraw istotnych – czyli podszytych metafizyką. Po ukończeniu studiów w r. 1934 otrzymał za swoje poezje główną nagrodę literacką imienia Filomatów przyznaną przez Związek Zawodowy Literatów Polskich, a następnie stypendium Funduszu Kultury Narodowej, dzięki czemu mógł wyjechać na rok do Paryża, gdzie poznawał język francuski w Alliance Française. W Paryżu uczęszczał na wykłady tomizmu do L’Institut Catholique, ale największy wpływ wywarł nań jego krewny, Oskar Miłosz – dyplomata litewski i poeta francuski, przejawiający w swej twórczości skłonności mistyczne i porównywany często z Rilkem. – On nauczył mnie, jak nie poddawać się w obliczu katastrofy – wspomni Czesław Miłosz po latach.

W 1936 r. poeta wrócił do Wilna, rozpoczął pracę w miejscowej rozgłośni radiowej i opublikował zbiór poetycki „Trzy zimy”, w którym dał wyraz swoim doznaniom o charakterze metafizycznym, opartym na przeczuciu bliżej nie określonej klęski i świadomości zagrożenia. W roku następnym usunięty został z pracy za lewicowe poglądy i przeniósł się do rozgłośni warszawskiej. Wiele wówczas publikował w prasie literackiej, a za nowelę „Obrachunki” otrzymał nagrodę w konkursie literackim pisma „Pion”. Rok po wybuchu II wojny światowej Miłosz uciekł z zajętego przez Armię Czerwoną Wilna do Warszawy, gdzie pracował jako woźny w uniwersyteckiej bibliotece. Wydał wówczas na powielaczu tomik poezji „Wiersze” pod pseudonimem Jan Syruć. Podczas okupacji zajmował się pisaniem, tłumaczeniem, m.in. Maritaina i Szekspira, oraz wydał antologię poezji antyfaszystowskiej „Pieśń niepodległa” (1942). W 1945 r. przeniósł się do Krakowa, sporo publikował w prasie literackiej i doczekał się druku swoich poezji w tomie „Ocalenie”. Znalazły się w nim wiersze pisane podczas wojny, obrazujące przeżycia okupacji, jak np. zagłada getta w „Campo di Fiori”, ale tym razem twórca nie poddał się katastrofizmowi – jego poezja „cała z nabożeństw majowych, z Biblii, z rytuału, z tradycji, z dziecięcych lektur”, jak przede wszystkim w cyklu „Świat (poema naiwne)”, była próbą stworzenia sztucznego świata jako ochrony przed koszmarem realnego.

W grudniu 1945 r. Miłosz wyjechał na placówkę dyplomatyczną do Stanów Zjednoczonych, gdzie pracował w konsulacie w Nowym Jorku i ambasadzie w Waszyngtonie. Napisał wówczas „Traktat moralny”, wydrukowany w miesięczniku „Twórczość” (1947). W 1950 r. przeniesiony został do Paryża na stanowisko I sekretarza ambasady. Podczas krótkiego pobytu w Polsce przeżył wstrząs psychiczny, widząc ogrom spustoszeń dokonanych przez komunistyczne władze. Pod koniec 1950 r. wezwany został do Warszawy, gdzie odebrano mu paszport. Zwrócono go dopiero po osobistej interwencji Zygmunta Modzelewskiego u Bolesława Bieruta. W 1951 r. poeta wyjechał do Paryża, gdzie zwrócił się do władz francuskich o azyl polityczny. Pierwszy okres emigracji był dla Miłosza bardzo trudny – uważał, że poeta, aby tworzyć, musi żyć we własnym kraju. W dodatku atakowany był przez środowiska emigracyjne, które miały mu za złe pracę dyplomatyczną dla rządu komunistycznego (m.in. Sergiusz Piasecki, Jan Lechoń) oraz przez twórców krajowych, którzy oskarżali go o zdradę ojczyzny (m.in. Konstanty Ildefons Gałczyński czy Antoni Słonimski). Poeta przetrzymał ten ciężki okres głównie dzięki pomocy paryskiej „Kultury”, której stałym współpracownikiem pozostanie na wiele lat. Właśnie w związanym z „Kulturą” Instytucie Literackim wydał w 1953 r. głośną książkę „Zniewolony umysł”, gdzie analizował przyczyny flirtu pisarzy polskich z komunizmem.

W tymże roku opublikował też powieść „Zdobycie władzy” (wyróżnioną nagrodą księgarzy europejskich – Prix Litteraine Européen) oraz zbiór poetycki „Światło dzienne”, w którym znalazł się m.in. głośny wiersz „Który skrzywdziłeś”. Po publikacji tych utworów Miłoszowi groziło przypięcie etykiety twórcy zaangażowanego, antykomunistycznego, a tego bał się najbardziej, ponieważ nigdy sprawy społeczne nie stanowiły sedna dla jego twórczości. Postanowił więc napisać powieść z czasów swojego dzieciństwa na Wileńszczyźnie pt. „Dolina Issy”, o której jej amerykański tłumacz powiedział, że są to jakby „przygody Tomka Sawyera opowiedziane przez Thomasa Mertona”. W wydanym w 1957 r. „Traktacie poetyckim” dokonał rewizji dziejów XX-wiecznej poezji polskiej, oskarżając ją, że porzuciła „te walki, gdzie stawką jest życie”, a umie się podobać jedynie „z przyprawą żartu, błazeństwa i satyry”. Kolejny utwór, „Rodzinna Europa” (1958) był w większym stopniu adresowany do czytelnika zagranicznego niż polskiego. W tym czasie poeta zajmował się też działalnością translatorską, przetłumaczył na język polski m. in. eseje Jeanne Hersch oraz pisma Simone Weil, która wywarła na jego twórczość ogromny wpływ. Wydał również tom esejów i przekładów poezji pt. „Kontynenty” (1958).

W 1957 r. otrzymał nagrodę miesięcznika „Kultura”, a w roku następnym nagrodę Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie. W 1960 r. poeta przeniósł się na stałe do USA, gdzie został profesorem na wydziale literatur i języków słowiańskich na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley. Dwa lata później wydał studium krytyczne o Stanisławie Brzozowskim „Człowiek wśród skorpionów” oraz zbiór poetycki „Król Popiel i inne wiersze”, w którym wyzwolił się całkowicie z tonu publicystyki i skoncentrował się na problemach metafizycznych. W 1965 r. poeta ogłosił kolejny tomik poezji „Gucio zaczarowany”, gdzie obok swoich wierszy zamieścił również przekłady z Walta Whitmana i Robinsona Jeffersa. Miłosza uważa się za tego, który dokonał zmiany paradygmatu w XX-wiecznej literaturze polskiej, przesuwając punkt ciężkości z zainteresowania literaturą francuską na literaturę anglo-amerykańską. Popularyzował też rodzimą kulturę za granicą: w 1965 r. wydał w USA antologię współczesnej poezji polskiej we własnym wyborze i tłumaczeniu, a cztery lata póżniej podręcznik akademicki „The History of ”. W 1967 r. wyróżniony został nagrodą literacką im. Mariana Kistera w Nowym Jorku, a w roku następnym nagrodą Fundacji Jurzykowskich.

W 1969 r. poeta opublikował zbiór esejów o tematyce amerykańskiej „Widzenia nad Zatoką ” oraz tom poezji „Miasto bez imienia”, w którym odchodzi od klasyczno – romantycznej wersyfikacji na rzecz wiersza biblijnego. W zbiorze tym znalazł się programowy wiersz pt. „Ars poetica?”, gdzie poeta przyznaje: „Zawsze tęskniłem do formy pojemnej, która nie byłaby zanadto poezją ani zanadto prozą”. Trzy lata później wydał tom szkiców literackich „Prywatne obowiązki”, uznany przez Radio Wolna Europa za najlepszą książkę polską 1972 r. za granicą. W 1974 r. Miłosz opublikował tom wierszy „Gdzie słońce wschodzi i kędy zapada”. Tytułowy poemat zbioru przez wielu krytyków uznawany jest za jego szczytowe osiągnięcie. W ślad za nim przyszły liczne przekłady dzieł poety na języki obce oraz wyróżnienia, takie jak m.in. nagroda polskiego PEN-Clubu za tłumaczenia (1974), Guggenheim Fellowship (1976), doktorat honoris causa uniwersytetu Ann Arbor (1977), Międzynarodowa Nagroda Literacka Neustadt, zwana „Małym Noblem” (1978), Berkeley Citation (1978), czy nagroda literacka im. Zygmunta Hertza (1979).

W 1977 r. Czesław Miłosz wydał esej „Ziemia Ulro”, w którym odwołując się m.in. do myśli Swedenborga, Blake’a i Oskara Miłosza, sprzeciwił się racjonalizmowi współczesnego świata. W tym samym roku ukazał się dwutomowy pamiętnik mówiony Aleksandra Wata pt. „Mój wiek”. Miłosz był jego pomysłodawcą i jednocześnie rozmówcą Wata. Był też popularyzatorem twórczości tego poety, wydał zbiór jego wierszy w przekładzie na angielski: „Mediterranean Poems” (1978). W następnym roku opublikował „Księgę psalmów” w tłumaczeniu z języka hebrajskiego oraz zbiór esejów i przekładów poezji „Ogród nauk”. W 1980 r. kontynuował pracę translatorską nad Biblią i ogłosił tłumaczenie „Księgi Hioba” z hebrajskiego. W tym samym roku uhonorowany został literacką Nagrodą Nobla. Podczas bankietu urządzonego na jego cześć w sztokholmskim ratuszu powiedział m.in. „Jestem częścią polskiej literatury, która jest względnie mało znana w świecie, gdyż jest niemal nieprzetłumaczalna. Porównując ją z innymi literaturami mogłem ocenić jej niezrównaną dziwaczność. Jest to rodzaj tajnego bractwa mającego własne obrzędy obcowania z umarłymi, gdzie płacz i śmiech, patos i ironia współistnieją na równych prawach”.

W 1980 r. po wielu latach przerwy utwory Czesława Miłosza znów pojawiły się w Polsce oficjalnie. W roku następnym przyjechał on do ojczyzny, gdzie otrzymał m.in. tytuł doktora honoris causa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. W roku akademickim 1980-81 objął katedrę Eliota Nortona na Uniwersytecie Harvardzkim w Cambridge, gdzie wygłosił sześć publicznych odczytów o poezji, wydanych jako „Świadectwo poezji”. Po uzyskaniu Nagrody Nobla aktywność twórcza poety wcale nie zmalała. W dalszym ciągu pracował nad przekładami ksiąg Starego Testamentu, wydawał nowe tomiki poetyckie, takie jak „Hymn o perle” (1982), „Nieobjęta ziemia° (1984), „Kroniki” (1987), czy „Dalsze okolice” (1991). Wynikiem jego działalności eseistycznej były zbiory: „Zaczynając od moich ulic” (1985), „Metafizyczna pauza” (1989), „Poszukiwanie ojczyzny” (199I). Poeta opublikował też swój dziennik z lat 1987-88: „Rok myśliwego” (1991). W latach 90-tych Miłosz kontynuował swoje pisanie. Wydał tomiki poetyckie: „Na brzegu rzeki” (1994) oraz „To” (2000) a także kilka utworów prozatorskich: „Szukanie ojczyzny” (1992), „Legendy nowoczesności” (1996), „Życie na wyspach” (1997), „Piesek przydrożny” (1997), „Abecadło Miłosza” (1997), „Inne Abecadło” (1998) i „Wyprawa w dwudziestolecie” (1999). Znakomitym autokomentarzem do jego twórczości są wywiady-rzeki, jakich udzielał Aleksandrowi Fiutowi i Renacie Gorczyńskiej (Ewie Czarneckiej). Uzyskał też tytuły doktora honoris causa uniwersytetów, m.in. w Nowym Jorku, Krakowie, Bolonii czy też na Uniwersytecie Harvarda, gdzie scharakteryzowano go jako „artystę języka, który w życiu pełnym prób i zawiedzionych nadziei użył swoich wyjątkowych talentów i moralnej odwagi, aby przedstawić wymowny komentarz na temat naszej epoki”. Znajomość poezji Miłosza na świecie rośnie wraz z kolejnymi przekładami jego utworów. Profesor Helen Vendler z uniwersytetu Harvarda nazwała zbiór jego wierszy w tłumaczeniu na angielski „Collected Poems 1931-1987″ – „być może najlepszą książką poetycką wydaną na Zachodzie po II wojnie światowej”. Josif Brodski nazwał Miłosza największym ze współcześnie żyjących poetów.

Czesław Miłosz zmarł w Krakowie w dniu 14 sierpnia 2004 roku.

Wisława Szymborska otrzymała Nagrodę Nobla za „poezję, która z ironiczna precyzją pozwala historycznemu i biologicznemu kontekstowi ukazać się we fragmentach ludzkiej rzeczywistości”.

Wisława Szymborska urodziła się 2 lipca 1923 r. w Bninie koło Poznania (obecnie części Kórnika), jej rodzicami byli Wincenty Szymborski (1870 – 1936) – zarządca zakopiańskich dóbr hrabiego Zamoyskiego (tuż przed urodzeniem córki został przeniesiony do Kórnika w celu uporządkowania tamtejszych spraw finansowych) i Anna Maria z d. Rottermund (1890 – 1960). Nasza polska laureatka Nagrody Nobla po ciężkiej chorobie zmarła 1 lutego 2012 r.

Od roku 1924 rodzina Szymborskich mieszkała w Toruniu, następnie od 1929 lub 1931 w Krakowie przy ul. Radziwiłłowskiej; Wisława uczęszczała tam początkowo do Szkoły Powszechnej im. Józefy Joteyko przy ul. Podwale 6, następnie, od września 1935 r., do Gimnazjum Sióstr Urszulanek przy ul. Starowiślnej 3-5. Po wybuchu II wojny światowej kontynuowała naukę na tajnych kompletach, a od roku 1943 zaczęła pracować jako urzędniczka na kolei, by uniknąć wywiezienia na roboty do Rzeszy. W tym też czasie po raz pierwszy wykonała ilustracje do książki (podręcznik języka angielskiego „First steps in English” Jana Stanisławskiego) i zaczęła pisywać opowiadania oraz – z rzadka – wiersze. Od roku 1945 brała udział w życiu literackim Krakowa; wg wspomnień poetki – największe wrażenie wywarł na niej Czesław Miłosz. W tymże roku podjęła studia polonistyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim, by następnie przenieść się na socjologię. Studiów jednak nie ukończyła, ze względu na trudną sytuację materialną.

Pierwsze utwory poetyckie opublikowała w krakowskim „Dzienniku Polskim”, następnie w „Walce” i „Pokoleniu”. W tych czasach Szymborska była związana ze środowiskiem akceptującym socjalistyczną rzeczywistość. W latach 1947-1948 była sekretarzem dwutygodnika oświatowego „Świetlica Krakowska” – między innymi – zajmowała się ilustracjami do książek. W kwietniu 1948 r. wyszła za mąż za poetę Adama Włodka. Nowożeńcy zamieszkali w krakowskiej „kolonii literatów” przy ul. Krupniczej. Niepowtarzalny klimat tego środowiska miał inspirujący wpływ na twórczość poetki. Z mężem rozwiodła się w roku 1954.

W 1949 roku pierwszy tomik wierszy Szymborskiej „Wiersze” (wg innych źródeł „Szycie sztandarów”) nie został przyjęty do druku, gdyż „nie spełniał wymagań socjalistycznych”. Debiutem książkowym został wydany w roku 1952 tomik wierszy „Dlatego żyjemy” z wierszami m.in. „Młodzieży budującej Nową Hutę” czy „Lenin”. Szymborska została przyjęta do Związku Literatów Polskich. Była członkiem PZPR do 1966. W 1953 r. podpisała się pod wspólną rezolucją grupy członków krakowskiego oddziału ZKP, potępiającą duchownych – skazanych w procesie księży – z kurii krakowskiej. Już w 1957 r. Szymborska nawiązała kontakty z paryską „Kulturą” i Jerzym Giedroyciem. W 1964 r. znalazła się wśród sygnatariuszy sfałszowanego przez władze protestu potępiającego Radio Wolna Europa za nagłośnienie Listu 34. W 1975 r. podpisała protestacyjny List 59, w którym czołowi polscy intelektualiści protestowali przeciwko zmianom w konstytucji, wprowadzającym zapis o kierowniczej roli PZPR i wiecznym sojuszu z ZSRR.

Wisława Szymborska jest nierozerwalnie związana z Krakowem i wielokrotnie podkreślała swoje przywiązanie do tego miasta. W latach 1953 – 1981 była członkiem redakcji „Życia Literackiego”, gdzie od 1968 roku prowadziła stałą rubrykę „Lektury nadobowiązkowe”, które zostały później opublikowane także w formie książkowej. W latach 1981 – 1983 wchodziła w skład zespołu redakcyjnego krakowskiego miesięcznika „Pismo”.

Wiersze Szymborskiej to unikalna liryka o głębokiej refleksji, intelektualna, zawierająca często wyraźny podtekst filozoficzny. Jej twórczość charakteryzuje precyzja słowa, lapidarność, częste posługiwanie się ironią, paradoksem, przekorą lub żartobliwym dystansem w celu uwypuklenia głębokich treści. Autorka często porusza tematy o charakterze moralistycznym i rozważa egzystencjalną sytuację człowieka jako jednostki i zbiorowości ludzkiej.

Uhonorowana Nagrodą Goethego w 1991 r., a później także Nagrodą Herdera (1995 r.). Orędownikiem poezji Szymborskiej w Niemczech jest Karl Dedecius – tłumacz literatury polskiej. W 2001 r. otrzymała dyplom honorowego członka Amerykańskiej Akademii Sztuki i Literatury.

W 1996 roku Komitet Noblowski, przyznając Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury, w uzasadnieniu nagrody napisał:

„za poezję, która z ironiczną precyzją pozwala historycznemu i biologicznemu kontekstowi ukazać się we fragmentach ludzkiej rzeczywistości”.

Fragment laudacji wygłoszonej przez Birgitt Trotzig:

„Wasza Królewska Mość, Wasze Królewskie Wysokości, Panie i Panowie (…) jak mamy żyć ze zdradą, obniżeniem wartości, dezintegracją wielkich utopii? Zadajemy sobie teraz to pytanie, patrząc w przyszłość, w rok 2000. Jak mamy żyć po wielkim rozczarowaniu? Jakimi środkami możemy odnaleźć wartości? Jaką drogą dojść do prawdziwej koncepcji życia? Koncepcji, która już nie ulegnie zniszczeniu.

W Wisławie Szymborskiej Szwedzka Akademia chce uhonorować przedstawicielkę niezwykłej czystości i siły poetyckiego spojrzenia. Poezji jako odpowiedzi na życie, sposobu na życie, pracy nad słowem jako myślą i wrażliwością.

Wiersze Wisławy Szymborskiej to perfekcja słowa, wysoce wycyzelowane obrazy, myślowe allegro ma non troppo, jak nazywa się jeden z jej wierszy. Jednak ciemność, której nie ulegają one bezpośrednio, wyczuwa się w nich tak, jak ruch krwi pod skórą.”

WISŁAWA SZYMBORSKA – ODCZYT NOBLOWSKI

Poeta i świat

„Podobno w przemówieniu pierwsze zdanie jest zawsze najtrudniejsze. A więc mam je już poza sobą… Ale czuję, że i następne zdania będą trudne, trzecie, szóste, dziesiąte, aż do ostatniego, ponieważ mam mówić o poezji. Na ten temat wypowiadałam się rzadko, prawie wcale. I zawsze towarzyszyło mi przekonanie, że nie robię tego najlepiej. Dlatego mój odczyt nie będzie zbyt długi. Wszelka niedoskonałość lżejsza jest do zniesienia, jeśli podaje się ja w małych dawkach.

Dzisiejszy poeta jest sceptyczny i podejrzliwy nawet – a może przede wszystkim – wobec samego siebie. Z niechęcią oświadcza publicznie, że jest poetą – jakby się tego trochę wstydził. Ale w naszej krzykliwej epoce dużo łatwiej przyznać się do własnych wad, jeżeli tylko prezentują się efektownie, a dużo trudniej do zalet, bo są głębiej ukryte, i w które samemu nie do końca się wierzy… W różnych ankietach czy rozmowach z przypadkowymi ludźmi, kiedy poecie już koniecznie wypada określić swoje zajęcie, podaje on ogólnikowe „literat” albo wymienia nazwę dodatkowo wykonywanej pracy.

Wiadomość, że maja do czynienia z poetą, przyjmowana jest przez urzędników czy współpasażerów autobusu z lekkim niedowierzaniem i zaniepokojeniem. Przypuszczam, że i filozof budzi podobne zakłopotanie. Jest jednak w lepszym położeniu, bo najczęściej ma możność ozdobienia swojej profesji jakimś tytułem naukowym. Profesor filozofii – to brzmi już dużo poważniej.

Nie ma jednak profesorów poezji. To by przecież znaczyło, że jest to zatrudnienie wymagające specjalistycznych studiów, regularnie zdawanych egzaminów, rozpraw teoretycznych wzbogaconych bibliografią i odnośnikami, a wreszcie uroczyście otrzymywanych dyplomów. A to z kolei oznaczałoby, że po to, żeby zostać poetą, nie wystarczą kartki papieru zapisane choćby najświetniejszymi wierszami – konieczny jest i to przede wszystkim, jakiś papierek z pieczątką. Przypomnijmy sobie, że na takiej właśnie podstawie skazano na zesłanie chlubę poezji rosyjskiej, późniejszego Noblistę, Josifa Brodskiego. Uznano go za „pasożyta”, ponieważ nie miał urzędowego zaświadczenia,że wolno mu być poetą…

Przed kilkoma laty miałam zaszczyt i radość poznać Go osobiście. Zauważyłam, że on jeden, spośród znanych mi poetów, lubił mówić o sobie „poeta”, wymawiał to słowo bez wewnętrznych oporów, z jakąś nawet wyzywającą swobodą. Myślę, że to przez pamięć brutalnych upokorzeń, jakich doznał w młodości.

W krajach szczęśliwszych, gdzie godność ludzka nie jest naruszana tak łatwo, poeci pragną być oczywiście publikowani, czytani i rozumiani, ale nie robią już nic albo bardzo niewiele, żeby na co dzień wyróżniać się wśród innych ludzi. A jeszcze tak niedawno temu, w pierwszych dziesięcioleciach naszego wieku, poeci lubili szokować wymyślnym strojem i ekscentrycznym zachowaniem. Było to jednak zawsze widowisko na użytek publiczny. Przychodziła chwila, kiedy poeta zamykał za sobą drzwi, zrzucał z siebie te wszystkie peleryny, błyskotki i inne poetyczne akcesoria, i stawał w ciszy, w oczekiwaniu na samego siebie, nad niezapisaną jeszcze kartką papieru. Bo tak naprawdę tylko to się liczy.

Rzecz charakterystyczna. Produkuje się ciągle dużo biograficznych filmów o wielkich uczonych i wielkich artystach. Zadaniem ambitniejszych reżyserów jest wiarygodne przedstawienie procesu twórczego, który w rezultacie prowadził do ważnych odkryć naukowych czy powstawania najsłynniejszych dzieł sztuki. Można z jakim takim sukcesem ukazać pracę niektórych uczonych: laboratoria, przeróżne przyrządy, mechanizmy wprowadzone w ruch są zdolne przez pewien czas utrzymać uwagę widzów. Ponadto bardzo dramatyczne bywają chwile niepewności czy powtarzany po raz tysiączny eksperyment, z drobną tylko modyfikacją, przyniesie wreszcie spodziewany wynik.

Widowiskowe potrafią być filmy o malarzach – można odtworzyć wszystkie fazy powstawania obrazu od początkowej kreski do ostatniego dotknięcia pędzla. Filmy o kompozytorach wypełnia muzyka – od pierwszych taktów, które twórca słyszy w sobie, aż do dojrzałej formy dzieła rozpisanego na instrumenty. Wszystko to jest w dalszym ciągu naiwne i nic nie mówi o tym dziwnym stanie ducha, zwanym popularnie natchnieniem, ale przynajmniej jest co oglądać i jest czego słuchać.

Najgorzej z poetami. Ich praca jest beznadziejnie niefotogeniczna. Człowiek siedzi przy stole albo leży na kanapie, wpatruje się nieruchomym wzrokiem w ścianę albo w sufit, od czasu do czasu napisze siedem wersów, z czego jeden po kwadransie skreśli, i znów upływa godzina, w której nic się nie dzieje… Jaki widz wytrzymałby oglądanie czegoś takiego? Wspomniałam o natchnieniu. Na pytanie, czym ono jest, jeśli jest, poeci współcześni dają odpowiedzi wymijające. Nie dlatego, że nigdy nie odczuli dobrodziejstwa tego wewnętrznego impulsu. Przyczyna jest inna. Niełatwo wyjaśnić komuś coś, czego się samemu nie rozumie.

Ja także, pytana o to czasami, istotę rzeczy obchodzę z daleka. Ale odpowiadam w sposób taki: natchnienie nie jest wyłącznym przywilejem poetów czy artystów w ogólności. Jest, była, będzie zawsze pewna grupa ludzi, których natchnienie nawiedza.

To ci wszyscy, którzy świadomie wybierają sobie pracę i wykonują ją z zamiłowaniem i wyobraźnią. Bywają tacy lekarze, bywają tacy pedagodzy, bywają tacy ogrodnicy i jeszcze setka innych zawodów. Ich praca może być bezustanną przygodą, jeśli tylko potrafią w niej dostrzec coraz to nowe wyzwania. Pomimo trudów i porażek, ich ciekawość nie stygnie. Z każdego rozwiązanego zagadnienia wyfruwa im rój nowych pytań. Natchnienie, czymkolwiek ono jest, rodzi się z bezustannego „nie wiem”.

Takich ludzi nie jest zbyt wielu. Większość mieszkańców tej ziemi pracuje, żeby zdobyć środki utrzymania, pracuje, bo musi. To nie oni z własnej pasji wybierają sobie pracę, to okoliczności życia wybierają za nich. Praca nielubiana, praca, która nudzi, ceniona tylko dlatego, że nawet w tej postaci nie dla wszystkich jest dostępna, to jedna z najcięższych ludzkich niedoli. I nie zanosi się na to, żeby najbliższe stulecia przyniosły tutaj jakąś szczęśliwa zmianę.

Wolno mi więc powiedzieć, że wprawdzie odbieram poetom monopol na natchnienie, ale i tak umieszczam ich w nielicznej grupie wybrańców losu. Tutaj jednak mogą się w słuchaczach zbudzić wątpliwości. Rozmaici oprawcy, dyktatorzy, fanatycy, demagodzy walczący o władzę przy pomocy kilku byle głośno wykrzykiwanych haseł także lubią swoją pracę i także wykonują ją z gorliwą pomysłowością. No tak, ale oni „wiedzą”. Wiedzą, a to, co wiedzą, wystarcza im raz na zawsze. Niczego ponad to nie są ciekawi, bo to mogłoby osłabić siłę ich argumentów. A wszelka wiedza, która nie wyłania z siebie nowych pytań, staje się w szybkim czasie martwą, traci temperaturę sprzyjającą życiu. W najskrajniejszych przypadkach, o czym dobrze wiadomo z historii dawnej i współczesnej, potrafi być nawet śmiertelnie groźna dla społeczeństw.

Dlatego tak wysoko sobie cenię dwa małe słowa: „nie wiem”. Małe, ale mocno uskrzydlone. Rozszerzające nam życie na obszary, które mieszczą się w nas samych i obszary, w których zawieszona jest nasza nikła Ziemia. Gdyby Izaak Newton nie powiedział sobie „nie wiem”, jabłka w ogródku mogłyby spadać na jego oczach jak grad, a on w najlepszym razie schylałby się po nie i zjadał z apetytem. Gdyby moja rodaczka Maria Skłodowska-Curie nie powiedziała sobie „nie wiem”, zostałaby pewnie nauczycielką chemii na pensji dla panienek z dobrych domów i na tej – skądinąd zacnej – pracy upłynęłoby jej życie. Ale powtarzała sobie „nie wiem” i te właśnie słowa przywiodły ją, i to dwukrotnie, do Sztokholmu, gdzie ludzi o duchu niespokojnym i wiecznie poszukującym nagradza się Nagrodą Nobla.

Poeta również, jeśli jest prawdziwym poetą, musi ciągle powtarzać sobie „nie wiem”. Każdym utworem próbuje na to odpowiedzieć, ale kiedy tylko postawi kropkę, już ogarnia go wahanie, już zaczyna sobie zdawać sprawę, że jest to odpowiedź tymczasowa i absolutnie niewystarczająca. Więc próbuje jeszcze raz i jeszcze raz, a potem te kolejne dowody jego niezadowolenia z siebie historycy literatury zepną wielkim spinaczem i nazywać będą „dorobkiem”…

Marzą mi się czasami sytuacje niemożliwe do urzeczywistnienia. Wyobrażam sobie na przykład w swojej zuchwałości, że mam okazję porozmawiania z Eklezjastą, autorem jakże przejmującego lamentu nad marnością wszelkich ludzkich poczynań. Pokłoniłabym mu się bardzo nisko, bo to przecież jeden z najważniejszych – przynajmniej dla mnie – poetów. Ale potem pochwyciłabym go za rękę. „Nic nowego pod słońcem” – napisałeś, Eklezjasto. Ale przecież Ty sam urodziłeś się nowy pod słońcem. A poemat, którego jesteś twórcą, też jest nowy pod słońcem, bo przed Tobą nie napisał go nikt. I nowi pod słońcem są wszyscy Twoi czytelnicy, bo ci, co żyli przed Tobą, czytać go przecież nie mogli. Także i cyprys, w którego cieniu usiadłeś, nie rośnie tutaj od początku świata. Dał mu początek jakiś cyprys inny, podobny do Twojego, ale nie całkiem ten sam. I ponadto chciałabym Cię spytać, Eklezjasto, co nowego pod słońcem zamierzasz teraz napisać. Czy coś, czym uzupełnisz jeszcze swoje myśli, czy może masz pokusę niektórym z nich zaprzeczyć jednak? W swoim poprzednim poemacie dostrzegłeś także i radość – cóż z tego, że przemijającą? Więc może o niej będzie Twój nowy pod słońcem poemat? Czy masz już notatki, jakieś pierwsze szkice? Nie powiesz chyba: „Napisałem wszystko, nie mam nic do dodania”. Tego nie może powiedzieć żaden na świecie poeta, a co dopiero tak wielki jak Ty.

Świat, cokolwiek byśmy o nim pomyśleli zatrwożeni jego ogromem i własną wobec niego bezsilnością, rozgoryczeni jego obojętnością na poszczególne cierpienia – ludzi, zwierząt, a może i roślin, bo skąd pewność, że rośliny są od cierpień wolne; cokolwiek byśmy pomyśleli o jego przestrzeniach przeszywanych promieniowaniem gwiazd, gwiazd, wokół których zaczęto już odkrywać jakieś planety, już martwe? jeszcze martwe? – nie wiadomo; cokolwiek byśmy pomyśleli o tym bezmiernym teatrze, na który mamy wprawdzie bilet wstępu, ale ważność tego biletu jest śmiesznie krótka, ograniczona dwiema stanowczymi datami; cokolwiek jeszcze pomyślelibyśmy o tym świecie – jest on zadziwiający.

Ale w określeniu „zadziwiający” kryje się pewna logiczna pułapka. Zadziwia nas przecież to, co odbiega od jakiejś znanej i powszechnie uznanej normy, od jakiejś oczywistości, do której jesteśmy przyzwyczajeni. Otóż takiego oczywistego świata nie ma wcale. Nasze zadziwienie jest samoistne i nie wynika z żadnych z czymkolwiek porównań. Zgoda, w mowie potocznej, która nie zastanawia się nad każdym słowem, wszyscy używamy określeń: „zwykły świąt”, „zwykle życie”, „zwykła kolej rzeczy”… Jednak w języku poezji, gdzie każde słowo się waży, nic już zwyczajne i normalne nie jest. żaden kamień i żadna nad nim chmura. żaden dzień i żadna po nim noc. A nade wszystko żadne niczyje na tym świecie istnienie. Wygląda na to, że poeci będą mieli zawsze dużo do roboty.”

Wisława Szymborska medal Noblowski przekazała Uniwersytetowi Jagiellońskiemu.

Bohater wierszy Szymborskiej – „Żyje, więc się myli”: znacząco zmodyfikowana zasada kartezjańskiego racjonalizmu – to punkt wyjścia postawy poetki wobec świata i wobec sztuki. Tej ostatniej przypada według niej pozornie tylko skromna i mała rola, dająca się porównać z tą, jaką na dworach królewskich pełnił trefniś czy błazen, który miał przywilej nie tylko rozweselenia, ale i mówienia najbardziej nawet gorzkiej prawdy. Stąd m.in. w wierszach autorki „Stu pociech” tyle melancholijnego i wisielczego humoru, ironii, dowcipu i głębszego znaczeniowo żartu przywodzących na myśl gryzącą ironię wierszy Juliana Tuwima, groteskowe pomysły Konstantego I. Gałczyńskiego czy też błyskotliwe aforyzmy Stanisława Jerzego Leca. Jak pisał jeden z krytyków: „Precyzyjna w wyrazie, niezwykle komunikatywna, pełna smutnego dowcipu poezja Wisławy Szymborskiej próbuje więc powiązać doświadczenia współczesne z odwiecznymi pytaniami poetów, kunsztem wyrazu, smakiem, wyczuciem stylu – pokonać próbuje człowiecze niepokoje”. Człowiek w tych utworach to istota podległa prawom biologii i nieuchronnościom historii, bezbronna i omylna, podlegająca wyobcowaniu i niespełnieniu, stale zagrożona w swych ludzkich nadziejach, z trudem porozumiewająca się z innymi. Te złożone filozoficznie i psychologicznie problemy podawane są w tych wierszach z wielką emocjonalną dyskrecją i dystansem myśliciela ironicznie pobłażliwego wobec człowieczych słabości, urojeń i uzurpacji świadomości subiektywnej. Lapidarność, kunsztowność i wdzięk metafor, łączących w sobie urok igraszki słownej i dowcipu z powagą, spowodowały wielką popularność czytelniczą w Polsce, jak i w kilkunastu krajach świata, gdzie były tłumaczone.

Wisława Szymborska stanowi fenomen i zagadkę: skromna, zamknięta, dyskretna i wyciszona elektryzuje czytelników. Prostota jej wierszy skutecznie opiera się objaśnieniom badaczy i bezbłędnie trafia w gust współczesnego odbiorcy. Poetka nawiązuje kontakt z publicznością ponad głowami krytyków i bez pomocy mass mediów, a jej wiersze rozchodzą się w nakładach równych powieściom popularnym. Co decyduje o popularności Szymborskiej i jej sukcesie? Osobliwość stylu, odrębność, wyłączność rozumiana jako warunek twórczej i egzystencjalnej niezależności. Szymborska nie utożsamiała się nigdy z żadnym kierunkiem poetyckim, stworzyła własną szkołę pisania, własny język – pełen dystansu do wielkich wydarzeń historycznych, do biologicznych uwarunkowań ludzkiego istnienia, do społecznej roli poety, do systemów filozoficznych, ideologii, prawd przyjmowanych na wiarę, nawyków, stereotypów, zahamowań. Był to również język współczucia dla pokrzywdzonych, język zachwytu nad urodą życia, które poraża swym pięknem, nielogicznością, tragizmem. Język wyważonych sądów i stonowanych uczuć; język liryki kontrolowanej przez umysł chłodny i świeży, język poddany intelektualnym rygorom, które nie wykluczały wrażliwości na zwyczajne atrakcje bytu. Język na ogół lojalny wobec mowy potocznej, nieznacznie poszerzający jej zasoby leksykalne. Język paradoksu, z pozoru prosty, a w istocie wyrafinowany i przewrotny.

Wisława Szymborska pisze mało; obliczono, ze wydała zaledwie dwie i pół setki wierszy. Być może dzięki temu ograniczeniu są one prawie bez wyjątku arcydziełami. W każdym razie od połowy lat pięćdziesiątych należy do ścisłej czołówki polskich i europejskich poetów.

W 2002 roku ukazał się tomik poetycki zatytułowany „Chwila”. Jak napisano w „Polityce”: „Na nowy tomik kazała (…) czekać aż dziewięć lat, ukazuje się on w sześć lat po Nagrodzie Nobla i – żeby skończyć z arytmetyką – liczy dwadzieścia trzy wiersze.(…) Tym większym wszakże jest wydarzeniem: każdy z utworów, który wytrzymał proces wielokrotnej destylacji i surową krytyczną selekcję, jest krystalicznie czystym, precyzyjnym i zwartym minitraktatem: filozoficznym, metafizycznym, egzystencjalnym, mówi o sprawach najważniejszych w sposób skłaniający do odkrywczych medytacji i przemyśleń.”

Wisława Szymborska zmarła w swoim domu po ciężkiej chorobie w dniu 1 lutego 2012 r. Miała 89 lat.