(3) 1/2012 KRYTYKA KULTURA K!KULTUROZNAWSTWO

kry t a Y Kulturak KULTUROZNAWSTWO Jest to trzeci zeszyt prac studentów kulturoznawstwa Uniwersytetu Wrocławskiego z różnych lat, stacjonarnych i zaocznych, którzy obrali specjali- zację krytyki artystycznej. Są to więc recenzje z dowolnie wybranych zdarzeń z życia kulturalnego, dotyczących sztuk różnych, w tym przypadku: filmu, fotografii, muzyki, sztuk plastycznych i literatury. Obok recenzji pojawiła się w tym zeszycie jedna pokrewna krytyce forma dziennikarska, mianowicie felieton. Ponadto po raz pierwszy w „Krytykantach” – noszących od tego numeru zwięzły tytuł „K!”– – została uwzględniona polemika recenzentów wokół tego samego filmu. W trzecim numerze pisma zaszły inne jeszcze zmiany wskutek bardzo ak­tywnego włączenia się w prace nad jego tworzeniem sił studenckich w oso- bach Dagmary Domagała i Michała Kasprzaka z ostatniego roku magisterskiego. Wzięli oni na siebie współpracę w zakresie adiustacji tekstów, opracowania składu całości oraz oprawy plastycznej pisma, proponując nawet nową szatę graficzną okładki. dr Ewa Kofin

K! redakcja redakcja Dagmara Domagała,K! Michał Kasprzak, Ewa Kofin (RED. NACZ.) adjustacja Dagmara Domagała, Michał Kasprzak, Ewa Kofin skład i grafika Michał Michałczak, Dagmara Domagała wydawca Uniwersytet Wrocławski drukAkcydens Wrocław K! | SPIS TREŚCI fotografia

RECENZJE Fotograficzne podsumowania w Domku Romańskim 24 Jakub Chodorowicz

Porządki czas zacząć! film Jolanta Łapinkiewicz 26

Sucker Punch niczego nie udaje. No i bardzo dobrze muzyka Kamil Celer5 Jak ulepić dźwięk, czyli Litwa i polsko- „Ja ci pokazałem moją twarz, to w zamian czeska fabryka instrumentów 28 za to ty mi pokaż swoją” 7 Maria Achinger Katarzyna Chlipalska Bartosz Porczyk jako Sprawca Nie Pora umierać, pani Anielo, czyli Monika Gasek 30 spacerkiem po przedwojennym gościńcu 9 Monika Doskocz sztuki Wierzyć w cuda plastyczne Barbara Głąb11 Wyprzedaż Wkraczająć w pustkę Krystyna Balicka 31 Anna Guziewicz12 Wideo-tranzyt przez blok wschodni Kłamstwa, egzorcyzmy i sprzedawca Dagmara Domagała 32 lekarstw Martyna Szczasiuk14 Tumskie iluminacje Michał Kasprzak 34 polemika Literatura

Ruchomy obraz Kiedy milczenie krzyczy Michał Kasprzak16 Anita Skrzypczak 37

Kino mówi obrazem, albo Radość poszukiwań, możliwość nie mówi wcale znalezienia 39 Maria Achinger18 Teresa Szczepańska

W odpowiedzi na zarzuty Marii Achinger 21 Michał Kasprzak {} Felieton

Ku chwale futuryzmu! 40 Dagmara Domagała 4 Ⓞ FILM | K!

Sucker Punch niczego nie udaje. No i bardzo dobrze

Kamil Celer Rocket (Jena Malone) wraz z jej siostrą Sweet Pea (Abbie Cornish), Amber (Jamie Chung) oraz Blondie (Vanessa Hudgens). Na miejscu, Każde kulturalne, społeczne i polityczne apo- jak na tego rodzaju instytucję przystało, zaczy- geum, tak negatywne jak i pozytywne, ma na się szaleństwo, dosłownie i w przenośni. swoją interpretację, komentarz lub obserwację, Imaginacyjne próby walki Baby Doll odzwierciedloną w takiej czy innej formie sztu- ze szpitalną rzeczywistością, to w istocie roz- ki. Skupiwszy się jednak na filmie, hipisi mieli brajająco proste w odbiorze przedstawienie wy- swojego Easy Ridera i Woodstock, pierwsze obraźni jako samoobronnego mechanizmu do etapy zimnej wojny doprowadziły do powsta- walki z uciskiem i przeciwnościami losu – skąd- nia Doktora Strangelove’a, by pod jej koniec inąd znane z Labiryntu Fauna i fantastycznych zrodzić porażające Threads, zaś niedawny kry- przygód protagonistki uwięzionej w samym zys finansowy przebudził Olivera Stone’a z se- środku reżimu generała Franco, czy też Fran- quelem Wall Street, wymuszając jednocześnie klyna, w którym mamy do czynienia z urojoną powstanie oscarowego Inside Job. Jak ma się wizją meta-religijnej metropolii cierpiącego do tych kilku poważnych skądinąd przykładów z powodu śmierci siostry bohatera. Wreszcie, pierwsze, w pełni autorskie dzieło Zacka Sny- nie da się ukryć, iż jest to też wgląd w dziecięce, dera (300, Watchmen)? Otóż na pierwszy rzut nastoletnie i dorosłe fascynacje reżysera, który oka nijak i wcale nie trudno o takie wrażenie. w końcu może powołać je do życia. Z momen- Szczególnie, jeśli skupić się tylko na podziwia- tem przekroczenia bram szpitala dwa zupełnie niu skąpo odzianych dziewczyn, coraz to moc- odmienne plany rzeczywistości zaczynają się niej trzepiących skórę wszelakiego stojącego im w nim przeplatać: burleskowy dom publiczny, na drodze tałatajstwa. prowadzony przez Blue, w którym rolę trenerki Jak się na szczęście okazuje, Snyder nie tancerek sprawuje pani Gorski, oraz fantastycz- kończy na damskich wdziękach i finezyjnym ne światy towarzyszące tanecznemu transowi uzbrojeniu. Uświadczywszy mordu na swej Baby Doll, w których cała piątka dziewczyn młodszej siostrze, Baby Doll (Emily Browning) walczy z praktycznie każdym ciekawszym wro- przymusowo trafia do zakładu psychiatryczne- giem, z jakim popkultura miała kiedykolwiek go, za którego sprawą jej ojczym ma nadzieję do czynienia. Są nazistowskie, mechaniczne pozbyć się świadka swych niecnych czynów. zombie podczas pierwszej wojny światowej, Na miejscu dziewczyna poznaje pracowników zastępy futurystycznych robotów pilnujących placówki, pokrętnego strażnika imieniem Blue tykającej, równie futurystycznej bomby, samu- (Oscar Isaak) oraz panią doktor Gorski (Carla rajskie kolosy uzbrojone w odpowiedniej skali Gugino, której jak zwykle jest za mało), a także obrotowe działka i wreszcie, pełnoprawne ob- pozostałe dziewczyny pod zakładową opieką: lężenie średniowiecznego zamku, położonego Ⓞ 5 K! | FILM

pośród jezior lawy i wulkanów, pilnowanego zależało mu na narracji potrafiącej udźwi- przez równie zgodnego z kanonem smoka. Bo- gnąć ciężar wizualnego spektaklu. Dowodem haterki, odziane w egzemplarze wszystkich, co tych chęci – pomimo sięgania po stary jak ważniejszych kostiumów, jakie dane nam było świat motyw wypełniania przez bohaterów przez ostatnie lata w kinie zobaczyć, z Japoń- szeregu zadań napędzających tak historię, jak skim szkolnym mundurkiem na czele, rozpra- i ich samych – jest finał całego zamieszania, wiają się ze swoimi adwersarzami przy pomocy wynoszący je o wiele wyżej, niż można by się samurajskich katan, średniowiecznych mieczy spodziewać po tak eskapistycznym w charakte- oraz pochodzącej z najróżniejszych epok broni rze rozrywki kinie. palnej. Wszystko to naturalnie w towarzystwie Sucker Punch jest od początku do kapitalnej choreografii akrobatycznych walk. końca produktem popu, co podkreśla też ścież- Tworząc artystyczną i stylistyczną ka dźwiękowa, złożona z kapitalnych coverów amalgamację najwydatniejszych motywów i remiksów jednych z najpopularniejszych nu- i mediów ostatniego półwiecza, Snyder wyraź- merów ostatnich kilkudziesięciu lat. I tak jak nie idzie w ślady Tarantino, choć u tego pierw- pop sam w sobie nie stara się piąć na szczegól- szego zarówno seksualność jak i przemoc, nie wysokie artystycznie szczyty, tak i Snyder dla dobra młodszej widowni pozostawiane są nie próbuje nikomu wmawiać, że Sucker Puch poza kadrem: seks i okrucieństwo Quentina to coś głębokiego. Aktorstwo nie porywa, ale są brudne, momentami odrażające (Pulp Fic- tu nie o nie chodzi. Fabuła zadowoli, ale nie tion i przygoda Bruce’a Willisa w piwnicy, czy zwiększy grawitacji pod szczęką, bo i nie sta- Wściekłe Psy od początku do końca), natomiast nowi niczego innego prócz solidnej podstawy Snyder przemoc sprowadza do wojowniczego pod zabawę obrazem. I bardzo dobrze. Mając tańca, seksualność – do lekkiego erotyzmu (nie przed sobą niespełna dwie godziny wizualne- folgując sobie bardziej niż robią to teledyski go wariactwa, nie życzę sobie by cokolwiek mi z MTV), a gdy sama fabuła wymusza pocią- w szczerzeniu zębów i wybałuszaniu oczu prze- gnięcie jakiegoś motywu trochę ponad granice szkadzało. wiekowe odbiorcy, z pomocą przychodzi mu cięcie montażysty. Jednak Zack na kinie klasy B z zakurzonej półki wypożyczalni wideo nie kończy. Fani japońskiej animacji zdecydowanie będą otwierać szerzej oczy (tu Quentin rów- nież podnosi rękę), tak samo jak i ci lubujący się we wszelakim punku, od tego napędzanego parą i kołem zębatym, aż po jego odpowiednik karmiący się dieslem. Gracze również nie mogą się czuć odrzuceni, jako że praca kamery jest miejscami żywcem wzięta z najlepszych cut- scenek ich ulubionych tytułów. Mówiąc krótko, Sucker Punch każdy geek i nerd znajdzie coś dla siebie, przez co nawiązując do wstępu, film staje się swego rodzaju manifestem całej, coraz głośniej dają- Reżyseria: Zack Snyder cej o sobie znać geek culture. Mogłoby się wydawać, iż takie szaleń- Scenariusz: Zack Snyder, Steve Shibuya stwo wizualnych motywów może zaowocować kiczowatym bełkotem i choć do pewnego stop- Produkcja: USA, Kanada nia tak jest, nie można się oprzeć wrażeniu, że Snyder się nim bawi, robiąc to z niezmiernie Data premiery: 25-03-2011 (Polska) mnie cieszącą frajdą i gracją dziesięciolatka. Ilość „ujęć niemożliwych” prześciga wszystko, 21-03-2011 (Świat) co do tej pory można było u niego zobaczyć i takie rzeczy jak trzystusześćdziesięciostop- niowy obrót kamery wokół wylatującej z kara- binu łuski, nie są tu niczym nadzwyczajnym. Przyjemnie łechta również fakt, iż ewidentnie[] 6 FILM | K!

„Ja ci pokazałem moją twarz, to w zamian za to ty mi pokaż swoją”

Katarzyna Chlipalska turalistycznego koloru. Tu codzienność dzisiej- szej młodzieży, już nie tej „patologicznej”, lecz tej z „dobrych domów”, wydaje się doskonale Trudno jest opisać fabułę Sali samobójców Jana oddana, zarówno jeśli chodzi o język jak i wy- Komasy tak, by nie zdradzić zbyt wielu szcze- miar niewerbalny. To dzieciaki z krwi i kości, gółów, a tym samym przytoczyć ją w sposób, tak zwyczajnie znajome, ale i nie mniej okrutne który nie byłby jej sporym uproszczeniem. i wyrachowane niż bywają w rzeczywistości. Z opisu dystrybutora dowiadujemy się, że Do- Jan Komasa realizował film trzy lata. W trak- minik – chłopak tuż przed maturą, któremu cie przygotowań odwiedzał i obserwował pry- niczego nie brakuje – poznaje w Internecie watne licea i dyskoteki, chcąc jak najwierniej tajemniczą dziewczynę, która wywraca jego oddać ów specyficzny świat i kod komunikacji świat do góry nogami, wciągając go do tytuło- młodych ludzi. Zależało mu na stworzeniu fil- wej sali samobójców. Skutki mają być fatalne, mu nie przemawiającego z pozycji dorosłych, a wszystko zaczyna się od jednego pocałunku. z mniej lub bardziej skrywanym dydakty- Dodatkowo całości towarzyszyć mają długo zmem, lecz operującego językiem znamiennym dopracowywane animacje, a historia przezna- dla młodzieży, co nie oznacza, że skierowany czona jest dla ludzi o mocnych nerwach. I moż- jest wyłącznie do niej. na by podejrzewać, że jest to film skierowany Sala samobójców to nie tylko opo- głównie do młodzieży szukającej dynamicznej wieść o zgubnych skutkach korzystania z Inter- akcji, romansu i efektownych wizualnie scen, netu czy nieodróżnianiu prawdy od fikcji, lecz umieszczonych w bliskich jej realiach, że jest to niezwykle emocjonalny obraz przedstawiają- kolejny, modny choć niezbyt głęboki przekaz cy potrzaskany model współczesnej rodziny, kierowany do fanów Zmierzchu. w której problemy chowa się na tyle głęboko, że Film jednak prezentuje się inaczej. zapomina się o ich źródle. Film zmontowany I choć pewna lekkość, świetlistość czy tempe- z dużym wyczuciem, niemal intymny, odsła- ratura obrazu filmowego były, zdaniem autora niający ogromną samotność właściwie każdego zdjęć, inspirowane tą właśnie kinową sagą, to z bohaterów. Samotność krzyczącą bezgłośnie warstwa fabularna wzbogaciła ją o wymiar głę- w czterech ścianach rodzinnego domu, samot- boko przejmujący i prawdziwy. O historię opo- ność zajmującą najlepsze miejsca w loży opero- wiedzianą ze szczerością, bez przerysowania wej i rozkoszującą się wystawnymi przyjęciami. czy idealizowania postaci, oddaną w specyficz- To samotność, od której „przewraca się w du- nie chłodnej i wypięknionej estetyce. Zabieg pie”, to społeczne priorytety, którym podołać trafiony – prawdziwy powiew świeżości w pol- można jedynie z opakowaniem psychotro- skim kinie o tematyce społecznej – odejście od pów, byle szybciej działających – remedium na wiecznie szarych, brudnych blokowisk czy na- wszystkie zmartwienia i wszelką niesprawność 7 K! | FILM

wybijającą z rytmu w pogoni za uznaniem. geruje, że jest to jedynie świat wirtualny, skazany I wcale nie trzeba zamykać się we własnym na pewną ułomność, będący tylko namiastką pokoju, by zamknąć się na świat i uczestni- realnej rzeczywistości. czyć przez resztę życia w spektaklu hipokryzji. Zdecydowane wyrazy uznania nale- Gorzej, gdy nikt tego zamknięcia nie zauważy. żą się kreacji głównego bohatera – Dominika, Wtedy by wyważyć wzniesione barykady pozo- w którego rolę wcielił się młody, rozpoczy- rów, potrzeba krzyku, po którym zostać może nający dopiero swoją karierę aktorską Jakub już tylko przenikająca do głębi cisza. Gierszał, student Szkoły Teatralnej w Krako- Jeśli zaś chodzi o ów motyw przewod- wie. Swoją niezwykle naturalną grą, w sposób ni Sali samobójców – świat wirtualny – nie jest szczery i przekonujący pozwalał się wciągać on tak naprawdę istotą zarysowanego prob- w świat zapośredniczony ekranem kompute- lemu, lecz sposobem ucieczki. Jest ucieczką od ra. Ukazując pełne spektrum emocji, zarówno tego co istotne, wycofaniem się z życia. W tym w półzbliżeniu, siedząc nieruchomo w ciem- właśnie filmie świat avatarów zyskuje właści- ności i będąc oświetlonym jedynie błękitną wy kontekst – nie jest lepszą rzeczywistością poświatą matrycy, jak i w chwilach skrajnej lecz wentylem bezpieczeństwa, gdy świat real- desperacji, był nie mniej wiarygodny niż w sce- ny zaczyna przerastać i krzywdzić. To miejsce nach bezpośrednich relacji z rówieśnikami alienacji jednostek szukających akceptacji i czy rodziną. Brawa należą się także Agacie Ku- próbujących ustalać własne prawa, przejmo- leszy, która wcieliła się w matkę Dominika. Tar- wać kontrolę, którą utraciły w prawdziwym ganą emocjami, z którymi nie potrafi sobie po- życiu. I może dlatego wirtualna sala samo- radzić, chroniącą się pod cienkim przykryciem bójców w którymś momencie przestaje razić poczucia kontroli i samodyscypliny. To rola dość infantylnymi obrazami czy zachowania- kobiety sukcesu, której poukładany świat nagle mi bohaterów, stając się zarówno odbiciem i z niezrozumiałych dla niej przyczyn zaczyna ich realnej tożsamości, jak i pokazując jakimi się rozsypywać. To zderzenie się z komplet- chcą się widzieć, jacy chcieliby być. Animacje nym zagubieniem przy próbie nawiązania kon- świata wirtualnego płynnie i nieco onirycznie taktu z własnym dorastającym już dzieckiem, przeplatają się ze scenami z realnego życia. Sta- z dzieckiem, o którego istnieniu „przypomina nowią pełnoprawną część filmu, a gra aktorów się” sobie dopiero przy okazji jego tak skrajnych – w tym wypadku jedynie głosem – jest także reakcji jak próba samobójcza. To wszystko nie bez zarzutu. Obie rzeczywistości uzupełnione mieści się w grafiku. są ciekawą i dobrze dobraną oprawą muzyczną, Sala samobójców to film o mówieniu składającą się z utworów zarówno polskich jak i nieumiejętności słuchania, wciągający od sa- i zagranicznych artystów i zespołów muzycz- mego początku i podtrzymujący uwagę przez nych, grających przede wszystkim muzykę roc- całe 110 minut trwania. Jan Komasa wykazał kową i elektroniczną. się także ogromnym wyczuciem jeśli chodzi Jedynym zastrzeżeniem, przynajmniej o samo zakończenie historii, co bardzo często na pierwszy rzut oka, mogłaby być nieco nie- przysparza reżyserom sporego kłopotu, a wi- przystająca do dzisiejszych możliwości „kośla- dzom niejednokrotnie sporego rozczarowania. wość” stworzonych postaci. Tutaj jednak scenariusz okazał się przemyśla- Sala samobójców Grafika wydaje się mocno ny aż do ostatniej sekundy, nie burząc konse- uproszczona, pomimo ca- kwentnie budowanego napięcia. Intensyfiku- łego bogactwa obrazów je i zostawia miejsce na refleksję. Jest to dzieło wykreowanego świata. przejmująco smutne, w gruncie rzeczy opowia- scenariusz i reżyseria: Trudno jednak nie pomy- dające o tak bardzo częstym – chciałoby się po- śleć, że mógł to być celowy wiedzieć – uniwersalnym braku komunikacji, jan Komasa zabieg, w jakiś sposób od- pozorach i maskach. O wrażliwości, potrzebie różniający ów świat od po- akceptacji i poszukiwaniu zrozumienia. Film Produkcja: Polska pularnych, wygładzonych ważny, tragiczny, bo dotykający prawdziwe- Premiera: 12-02-2011 (świat) do perfekcji filmów ani- go zagrożenia, pokazujący tak bardzo współ- mowanych. Styl przywo- czesną formę rozdarcia. Polecam go zarówno 04-03-2011 (Polska) dzi na myśl estetykę gier młodym ludziom, jak i, może zdecydowanie komputerowych sprzed 10 bardziej, ich rodzicom, dla których taki kubeł lat i dzięki temu bardziej su- zimnej wody może okazać się zbawienny. 8 FILM | K!

Nie Pora umierać, pani Anielo, czyli spacerkiem po przedwojennym gościńcu

Monika Doskocz bohaterka bezpardonowo podgląda przez dy- żurną lornetkę, jej wyjątkowo fajtłapowaty syn Kiedy wrocławskie kino Lwów zaproponowało (w tej roli bardzo sugestywny w grze Krzysztof widzom serię seansów nagrodzonych na Festi- Globisz), ośmioletnia wnuczka z nadwagą, bra- walu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, kiem szacunku do starszych i niepoprawnością z entuzjazmem dziecka nabyłam bilet na film językową (zwraca się do babci w mianowniku, Doroty Kędzierzawskiej z roku 2007. Pora co ją, z kolei, doprowadza do szewskiej pasji). umierać to film znacznie różniący się od sztan- Staruszka bowiem to purystka, elegantka i estet- darowych nowości pełnych dziarskich akcji, ka z „chyziem na punkcie swojego domu”, jak karkołomnych scen, przegadanych dialogów to nad wyraz szczerze stwierdza jej wnuczka. i reżyserskiego rozmachu. Niezwykle statyczny, Kiedy samotna pani Aniela zdaje sobie sprawę, mocno uteatralizowany, utrzymany w konwen- że jej najbliżsi nie są zainteresowani zamiesz- cji czarno-białej, nie- nachalnie skłania widza kaniem z nią pod jednym, sentymentalnym do refleksji o przemijaniu. dachem, a nachodzenie intruzów zaintereso- Oto bowiem dane nam jest śledzić wanych kupnem „drewnianej rudery” również prywatne życie dziewięćdziesięciojednoletniej przestaje być miłe, postanawia wziąć sprawy (sic!) pani Anieli, która wraz z suczką Filadel- w swoje pomarszczone, zwiotczałe ręce. fią zamieszkuje starą, zmurszałą, zaniedbaną, Daleka jestem od umniejszania re- acz pełną przedwojennej atencji willę. Kobieta żyserskich zasług Doroty Kędzierzawskiej, już od początku daje się poznać jako osoba żwa- jednak bez zawahania swój cały recenzencki wa, rezolutna, charakterna, która bynajmniej hołd oddam Danucie Szaflarskiej. W moim nie jest ideałem poczciwej, układnej babuni, przekonaniu, to dzięki niej film ogląda się z ta- dającej się ustawiać po przysłowiowych kątach. kim zainteresowaniem. Nie twierdzę, że film Już pierwsza scena świetnie uwypukla jej uro- jest dziełem wybitnym. Na pewno jest dobrze czą zadziorność: pani Aniela nieśmiało skrada namalowanym obrazem, w którym lekka stę- się do gabinetu lekarskiego, w którym wita ją chlizna i krzywo okalające ramy nie stanowią wyjątkowo nieuprzejma doktor. „Niech się po- dyskomfortu dla tego, kto go ogląda. Widzów łoży i rozbierze!” – syczy zza biurka pani w bia- o niskim stopniu empatii może razić wycho- łym kitlu. Staruszka, wyraźnie oburzona takim dząca niemalże spod łóżka czułostkowość. Fa- traktowaniem, ripostuje: „Niech się pocałuje scynatów kina akcji z pewnością znuży nieco w dupę!”, po czym ostentacyjnie wychodzi. zwolniony charakter filmu. Oprócz głównej bohaterki w filmie Według mnie, reżyserka w udany pojawiają się epizodyczne postaci, jak choć- sposób zmierzyła się z problemem społeczno- by nowobogaccy sąsiedzi zza miedzy, których egzystencjalnym. Tym bardziej, że przesłanie 9 K! | FILM

filmu nie jest ani nowe, ani specjalnie odkryw- Jeśli więc starość – to tylko taka! cze, historia samotnie mieszkającej staruszki Świadoma. Pogodna. Moralizatorsko-men- została opowiedziana w bardzo przemyślanym torska. Zdystansowana. By, w wieku dzie- stylu. Podobnie została zrealizowana. Mak- więćdziesięciu jeden lat, móc w pełni władz simum treściwych emocji przy jednoczesnej umysłowych krzyknąć jak babcia Aniela z za- minimalizacji środków przekazu. Kamera pra- wieszonej na drzewie huśtawki: „Zwariowa- cuje profesjonalnie, acz niespiesznie. To nie- łam! Zupełnie zwariowałam!”. wątpliwie walor. Po pierwsze, nie dostajemy Czerń pomieszana z bielą lub mocno emocjonalnej zadyszki, po drugie, niczego nie od niej oddzielona. Czajnik z ruchomą rącz- jesteśmy w stanie przeoczyć. Ani zmarszczek ką. Imbryk w secesyjne kwiatki. Biały kredens. mimicznych bohaterki, ani spojrzenia suczki Wyszywany obrus. Oszklony ganek. Zegar gło- Fili, ani beztrosko turlających się po skrzy- śno wybijający godziny. Aparat telefoniczny piącej podłodze orzechów. Dużej eteryczności z tarczą i słuchawką na widełkach. Kręte scho- nadaje całości muzyka. Subtelne dźwięki forte- dy. Skrzypiące łóżko. Stara biżuteria. Sukien- pianu gładko dobiegają z głośników. Li i tylko ki do kostek. w słusznych fragmentach. W filmie przeważa W jednej chwili zapragnęłam właśnie raczej cisza lub odgłosy prozaicznego życia. Dla takiego domu, przechodniego pokoju, mądre- niektórych może to wyglądać jak świętokradz- go psa i zarośniętego chaszczami ogrodu. two, mnie zdecydowanie odpowiada. Czyni Dziękuję, babciu Anielo! Zgodnie owe obrazy bardziej wiarygodnymi, bardziej z nauką, w wołaczu. namacalnymi, bardziej swojskimi. Oto nieco rustykalna kuchnia, a w niej krzątająca się bab- cia. Miesza łyżeczką herbatę, szura kapciami, podbiega do telefonu, czasem krzyczy na swoją kudłatą towarzyszkę. Trochę to onomatopeicz- ne, tym niemniej nieprzerysowane.

Pora umierać

Scenariusz i reżyseria: Dorota Kędzierzawska Produkcja: Polska data Premiery: 19-10-2007 (Polska) [] 13-09-2007 (Świat)

10 FILM | K!

Wierzyć w cuda

Barbara Głąb na świętość i na pokorę? Christine w rozmowie z księdzem przyznaje, że nikomu nie współ- czuje i zazdrości tym, którzy mogą normalnie Jakie trzeba spełnić warunki, by dostąpić Bo- funkcjonować. Choroba stanowi przeszkodę żej łaski i zostać uleczonym? „Najpierw należy w osiągnięciu zwykłego, ludzkiego szczęścia. uzdrowić duszę, tylko wtedy może być uleczo- Samotność jest codziennym trudem młodej ne ciało”. Młodej kobiecie, Christine (Sylvie kobiety. „Módlmy się raczej o uzdrowienie du- Testud), cierpiącej na stwardnienie rozsiane, szy, a nie ciała. Wtedy cierpienie nabiera głęb- w czasie pobytu w Lourdes przyśni się Matka szego znaczenia” – powie siostra Cécile (Elina Boska. Czy to zapowiedź cudownego powrotu Löwensohn) do Christine. Rytualne kąpiele, do zdrowia? W istocie choroba ustąpiła. którym poddaje się Christine, skierowane są Pielgrzymujący do Lourdes wyczekują raczej na zahartowanie duszy, aniżeli ciała. zdarzeń przekraczających ludzką miarę. Komi- Sprawy ciała w horyzoncie wiary pozostają sja lekarska w Lourdes zajmująca się uzdrowie- drugorzędne wobec spraw duszy. Ciało jest niami, nie wyrokuje o cudach. W przypadku dyscyplinowane. Czynności mycia, ubierania, uleczenia stwierdza jedynie, że powrót do zdro- karmienia chorych zachowują dostojność reli- wia nastąpił w sposób medycznie niewytłu- gijnych obrzędów. Następuje swoista sakraliza- maczalny. Cud musi być trwały. Uczestniczki cja egzystencji. Nie ma podziału na życie co- pielgrzymki, stojąc w kolejce do groty, w której dzienne i odświętne. Całe życie staje się otwarte objawiła się św. Bernadecie Matka Boska, ko- na sacrum. Chłodny, przygaszony obraz, zhar- mentują uzdrowienie, do jakiego doszło ostat- monizowany przez trzy barwy prymarne: biel, nio podczas błogosławieństwa w Sanktuarium. czerwień i błękit, zastygający w hieratycznym Chory na stwardnienie rozsiane człowiek od- geście. Ruch, szerokie plany stwarzające prze- zyskał władzę w rękach i nogach, ale paraliż strzeń dla milczenia i pustki – te elementy fil- po pewnym czasie powrócił. Czy Bóg mógłby mowego przedstawienia wzmacniają w widzu tak igrać z ludzkim losem? Czy mógłby być tak poczucie obcowania z sacrum. Ostatecznie okrutny? W przestrzeń wiary wsącza się zwąt- jednak Hausner staje po stronie spraw obliczo- pienie i rozpacz. Sens cierpienia pozostaje do- nych na ludzką miarę. Patos i podniosły nastrój tkliwie niejawny. Moment zanurzenia w cudo- przełamuje żartem o Matce Boskiej udającej się wnej wodzie z Lourdes zostaje przesłonięty do Lourdes, gdzie do tej pory nie była. W fil- bielą. Obraz uchyla się przed tajemnicą. mie mieszają się porządki myślenia: sakralny Film Lourdes austriackiej reżyserki i świecki. Reżyserka równo rozkłada akcenty Jessiki Hausner mówi o trudnych związkach i godzi różne postawy i światopoglądy. Siłą fil- cierpienia i wiary. Lourdes prowokuje pytanie, mu jest empatia i zrozumienie. czy w doświadczeniu choroby i bólu jest miejsce 11 K! | FILM

W swej wymowie Lourdes pozostaje się nietrwała. Może klucza do tajemnicy wiary filmem do głębi świeckim i z tej pozycji Hau- szukać trzeba zatem w zaszyfrowanym wątku sner porządkuje zjawiska. Z trzeźwym zacię- siostry Cécile? W autokarze miejsce umierają- ciem bada społeczne mechanizmy wytwarzania cej Cécile zajmuje Christine. Czy chodzi więc znaczeń i konstytuowania wyobrażeniowych o to, że własnym cierpieniem można odkupić struktur. To, co społeczne, przykłada do tego, cierpienie innych? Tu też nie ma pewności. co indywidualne. Dotykanie cudownej skały jest dla Christine momentem intymnym, nio- sącym szczególnie osobiste treści, pomimo że dzielonym z innymi uczestnikami pielgrzym- Lourdes ki. Hausner z ironiczną uwagą, ale bez demaskatorskich intencji i cienia wyższości Scenariusz i reżyseria: przygląda się grupie pielgrzymów. Są raczej podejrzliwi i posępni. W zaciekawienie wpra- jESSica Hausner wia postać współlokatorki Christine, Pani Hartl (Gilette Barbier), opiekującej się chorą Produkcja: Austria, Francja, kobietą pod nieobecność wolontariuszki. Pani niemcy Hartl na własną rękę, nieoficjalnie szuka dróg prowadzących do uzdrowienia Christine. Chce data Premiery: 29-01-2010 (Polska) mieć udział w cudzie, czy tylko eksperymentu- je z wiarą? Wózek inwalidzki trzyma w pogoto- 01-09-2009 (Świat) wiu. Poprawa zdrowia młodej kobiety okazuje[]

Wkraczając w pustkę

Anna Guziewicz zapomni o tym i obejrzy nowy film tego argen- tyńsko-francuskiego twórcy. Głównym bohaterem filmu jest Oscar, Gaspar Noé, twórca filmu Nieodwracalne, Amerykanin, który wraz z siostrą, Lindą, gdzie mieliśmy przyjemność – a może i nie- mieszka w stolicy Japonii. Oscar, mimo że jest przyjemność – oglądać dwunastominutową młody, zdążył już zejść na niewłaściwą drogę. scenę gwałtu na Monice Bellucci, wraca z no- Jest dilerem narkotyków, a sam też od używek, wym filmem Wkraczając w pustkę. Jeżeli ktoś zwłaszcza tych mocniejszych, nie stroni. Linda sądził, że Noé już na zawsze będzie się kojarzył również wybrała życie poza marginesem, zara- widzom z wspomnianą wyżej sceną, to niech bia tańcząc w nocnym klubie. Tak jak brat prze-

12 FILM | K! niknęła do przestępczego półświatka, mrocz- czenie pokazujące kopulujące pary w hotelu nego i nienależącego do najbezpieczniejszych. miłości). Aktorzy w filmie odgrywają swoje Podczas jednej z nocnych eskapad Oscar ginie. role poprawnie, ale ja oglądając film nie sku- Jednak tak, jak od początku filmu narratorem piałam się prawie wcale na ich grze, gdyż war- był właśnie on, tak pozostaje nim do końca. stwa wizualna przeniosła punkt ciężkości filmu Wkraczając w pustkę to film, który na zupełnie inne płaszczyzny. Nie jest to film wystawia widza na próbę w kwestii tak fabu- typowo aktorski, gdzie wszystko oparte jest na larnej, jak i wizualnej. Już czołówka sugeru- doskonałej grze. Noé pokazuje, że aktorzy są je widzowi, że to nie będzie łatwe kino, tylko tylko dodatkiem do fabuły i fantazji reżysera, raczej tzw. jazda bez trzymanki: przez prawie niezbędnym, ale jednak dodatkiem. dziesięć minut Noé wymienia nazwiska twór- Reasumując, Wkraczając w pustkę nie ców filmu w formie migających neonów. Dłu- jest filmem dla każdego. Jest to gra z konwen- gość oraz prezentacja napisów niekoniecznie cją, obrazem, barwą i przede wszystkim gra musi się podobać, ale Noé otwierając swój film z widzem. Czy można się zakochać w tym bru- próbuje wyważyć estetyczne drzwi widza. Da- talnym i estetycznie odważnym filmie? Pew- lej nie jest wcale łatwiej. Narracja prowadzona nie można, tylko że będzie to miłość bardziej przez ducha głównego bohatera i szalone jaz- masochistyczna niż romantyczna. Bolesne, ale dy kamery to nie to, do czego jesteśmy w kinie ciekawe doświadczenie proponuje nam Noé przyzwyczajeni. Kamera lawiruje nad nocnym i jednocześnie zadaje pytanie o to, na ile można Tokio, które jest otchłanią piekielną dla bohate- sobie pozwolić w kinie. Gaspar Noé pozwala rów, obraz jest wykrzywiony, przejaskrawiony. sobie na wiele i pewnie już szykuje coś nowego. My oglądamy ten świat oczami ducha, który Coś, czym znowu zaszokuje filmowy świat. obserwuje życie swojej siostry. A świat ten jest nagi, brutalny. Jest to wyzwanie dla widza: ile jest on w stanie znieść w kinie. Noé sprawdza naszą tolerancję w stosunku do obrazu, dźwię- ków i montażu. Wkraczając w pustkę to obraz bardzo drastyczny, nie brakuje w nim śmiałych scen, dosłownych i naturalistycznych (chociaż- by scena aborcji czy kilkuminutowe zakoń-

wkraczając w pustkę

Scenariusz i reżyseria: Gaspar Noé Produkcja: francja data Premiery: 24-o1-2003 (Polska) [] 22-05-2002 (Świat)

13 K! | FILM

Kłamstwa, egzorcyzmy i sprzedawca lekarstw

Martyna Szczasiuk pochodzeniu i historii nie dowiadujemy się zupełnie niczego. Fakt zaś, że Kusuriuri wcale nie jest zwyczajnym sprzedawcą, a posiada- W roku 2006 japońskie studio Toei Animation czem umożliwiającego egzorcyzmowanie złych wyprodukowało Ayakashi: Japanese Classical duchów miecza, wcale w rozwikłaniu jego za- Horror Tales – jedenastoodcinkową serię ani- gadki nie pomaga. Wspomniane złe duchy me inspirowaną japońskimi legendami i folk- (a jednocześnie tytułowe mononoke), powstają lorem. Na serial składały się trzy samodzielne na przykład na miejscach zbrodni, z winy lu- historie, opowiedziane w tak dalece odmien- dzi żyjących, co sprawia, że każda taka istota ny sposób, że niezorientowany widz zapewne ma tutaj własną historię i powód, dla którego uznałby każdą z nich za całkowicie odrębną nęka śmiertelników. Jeśli ktoś oczekiwał więc produkcję. Była wśród triady owych opowie- bezmyślnego siekania mieczem, w celu wygna- ści jedna szczególna, różniąca się od swoich nia duchów ze świata śmiertelników, to może towarzyszek pod każdym niemal względem. się poważnie rozczarować, jako że walka jest tu W przeciwieństwie do dwóch pozostałych nie elementem najmniej istotnym. Cała batalia bę- przedstawiała historii zaczerpniętej z tradycyj- dzie się bowiem opierała na wydobyciu infor- nego japońskiego teatru kabuki, lecz zupełnie macji od ludzi w jakiś sposób w sprawę ducha nową, choć przecież gęsto okraszoną ładun- zamieszanych i nawet jeśli brzmi to niezwykle kiem japońskich wierzeń i tradycji. Właśnie prosto, to przecież mało kto otwarcie przyzna ta odstająca od reszty opowieść zdobyła sobie się do własnych błędów i przewinień. Zdecydo- największą popularność, która zaowocowała wana większość bohaterów posunie się więc do powstaniem w roku 2007 Mononoke, liczącego opowiadania kłamstw, półprawd czy do zwy- sobie dwanaście epizodów spin-offu Ayakashi. czajnego milczenia, a to, jak można się domy- Mononoke nie odchodzi zbytnio od ślić, znacznie sprawę komplikuje. korzeni, nadal pozostając zbiorem samodziel- Na pierwszy rzut oka wydaje się więc, nych historii. Tym razem jednak są one jed- że Mononoke traktuje o walce ze złymi ducha- nolite, skupione wokół konkretnego bohatera mi. Tak naprawdę jednak, to znakomita opo- i prowadzone wedle prostego schematu, któ- wieść o ludzkich niedoskonałościach i wadach, ry (o dziwo) nie czyni serii przewidywalną. o wspomnianym już kłamstwie, chciwości czy Kusuriuri (dosłownie – „sprzedawca leków”) braku poszanowania dla człowieka. Serii nie na pierwszy rzut oka niepozorny, spokojnie brakuje drugiego dna, zarysowującego nie- rozprowadzający medykamenty mężczyzna, rzadko zmuszającą do refleksji tematykę. Nie a zarazem główny bohater serii, jest postacią wszystko jest tu też oczywiste. Rozwiązanie za- niezwykle tajemniczą. Imię handlarza nie zo- gadki kolejnego mononoke może zrodzić wię- staje wypowiedziane bowiem ani razu, a o jego cej pytań niż przynieść odpowiedzi, stwarza- 14 FILM | K! jąc co najmniej kilka możliwych interpretacji Przy ścieżce dźwiękowej należy wspo- przedstawionych zdarzeń. mnieć o głównym seiyuu (japońskie określenie Oprawa graficzna z całą pewnością na- na dubbingującego aktora), Takahiro Sakurai, leży do nietypowych. Nie uświadczymy tu wy- który użyczając swojego głosu sprzedawcy le- myślnej, korzystającej z dobrodziejstw techniki karstw nadaje mu niezwykle wyraźnego charak- kreski – w Mononoke króluje prostota. Brak teru. Zagorzali fani serii zwykli nawet żartować, więc cieniowania, komputerowych efektów czy że jakikolwiek nie będący japońskim dubbing nierealnie pięknych bohaterów. Dość wyraźne Mononoke nigdy nie powstanie, jako że nie kontury wypełnione barwnymi teksturami to ma nikogo, kto mógłby choć w małym stopniu właściwie wszystko, co w produkcji napotka- odegrać rolę niezwykłego handlarza tak do- my i nawet jeśli stwarza to wrażenie oderwania brze, jak zostało to zrobione w oryginale. od realności, to i tak śmiem twierdzić, że bliżej Mononoke zdecydowanie jest moją temu do rzeczywistości niż wielu popularnym ulubioną animacją japońską, choć przecież od anime. Mimo wszechobecnego koloru, a mo- czasu jej powstania minęło już parę ładnych mentami nawet jaskrawości, włosy postaci po- lat. Ma jednak wszystko to, czego jako widz zostają w barwach naturalnych, a oczy, wbrew oczekuję po takiej właśnie produkcji i chyba specyfice japońskich animacji, mają rozmiar niezwykle trudno będzie jakiejkolwiek innej jak najbardziej rozsądny. Nie brakuje też brzy- pozycji zdetronizować mojego faworyta. Za- doty, która jest tu czymś zwyczajnym, a nie cznijmy od sprawy czysto technicznej, jaką jest zarezerwowanym dla bohaterów negatywnych długość. Dwanaście epizodów, po niespełna czy całkowicie pominiętym w wyidealizowanej dwadzieścia pięć minut każdy, to dostatecznie wizji świata. Bywa, że grafika Mononoke znie- wiele czasu na przedstawienie solidnej historii, chęca i odstrasza potencjalnych widzów. Nawet a jednocześnie zbyt mało, by móc pozwolić so- wśród zagorzałych fanów japońskiej animacji bie na zbędne dłużyzny i niepotrzebne sceny. Je- zdarzają się tacy, którzy przez wzgląd na dość śli więc ktoś da się już porwać specyfice serii, to prymitywną kreskę, oglądają ledwie pierwszą podczas jej oglądania na nudę nie będzie mógł minutę serii i rezygnują, nie dając jej najmniej- narzekać. Opowiadane historie, choć obracają szej szansy. Ja sama początkowo nie potrafiłam się pod dyktando jednego mechanizmu, wciąż się przyzwyczaić do tych wszystkich jaskra- potrafią zaskakiwać, a jakby tego było mało, wości i prostoty animacji, ale z każdą kolejną są gęsto naszpikowane elementami japońskiej chwilą coraz bardziej wyraźne stawało się dla kultury, których wyłapywanie może okazać się mnie, że to kolorowe dziwactwo kreuje niety- dla fanów Dalekiego Wschodu nie lada gratką. pową atmosferę, która jest jednym z najwięk- Grafika, jak już wspominałam, to kolejna rzecz, szych atutów Mononoke. która stawia Mononoke przed szeregiem. W ba- Dużą rolę przy budowie owej atmos- gnie łudząco podobnych wizualnie produkcji fery ma też oczywiście muzyka. Kompozytor nie sposób nie zauważyć jej świeżości. Nawet Yasuharu Takanashi dokonał tu rzeczy napraw- ci, których kreska odstrasza, w pewien sposób dę niezwykłej, tworząc klimatyczny soundtrack, udowadniają tylko, że jest to coś rzadko spo- który słuchany nawet w oderwaniu od całej tykanego, do czego najzwyczajniej w świecie, zawartej w animacji historii, wciąż ma w sobie nie są przyzwyczajeni. Na koniec zaś muzyka, mnóstwo emocji i nastroju. Miejscami ener- która wieńczy dzieło giczna, miejscami melancholijna, z nutką po- i oczywiście Kusuriu- Mononoke zaziemskości, ale i japońskiego klimatu – taka ri, który zaczarował właśnie jest ścieżka dźwiękowa Mononoke. Za widzów na tyle sil- jedyną muzyczną porażkę serii uznaję piosenkę nie, by dać twórcom Reżyseria: Kenji Nakamura otwierającą każdy odcinek. Bez wątpienia na- Ayakashi doskonały leży ona do nietypowych, co więcej: ktoś, kto powód do poświęce- Scenariusz: chiaki J. Konaka, Ikuko nigdy wcześniej nie zetknął się z japońską mu- nia mu osobnej pro- takahashi, Manabu Ishikawa, zyką zapewne najzwyczajniej w świecie uzna, dukcji. Nic, tylko dać że wykonujący ją artysta nie ma słuchu, a co się uwieść roztaczanej Michiko Yokote gorsza, że wcale nie śpiewa, a zawodzi. Dużo przez sprzedawcę le- lepiej wypada piosenka końcowa, której wciąż karstw magii. Data emisji: 12-07-2007 – 27-09-2007 jednak brak obecnej w pozostałych utworach siły. 15 K! | POLEMIKA

Młyn i krzyż rezyseria: lEch Majewski scenariusz: lEch Majewski, Michael F. Gibson produkcja: Polska, Szwecja premiera: 18-03-2011 (Polska) {} 23-01-2011 (świat) Ruchomy obraz

Michał Kasprzak o czymś”, zgłębiał jakiś temat. Wtedy też film jest faktycznie filmem. Przedmiotem moich rozważań nie Czym jest film? Różnego rodzaju źródła pod- jest sylwetka współczesnego przeciętnego wi- powiadają, że jest to utwór, dzieło audiowizual- dza. Faktem jest jednak, że kultura europejska ne. Tak się przyjęło, że termin „audiowizualny”, oczekuje linearności. To właśnie linearność, choć przystaje do wielu innych sztuk, kojarzony jako jeden ze sposobów kompozycji, sprawia, jest jednoznacznie z filmem. I chociaż sztuka że media, prawie niezależnie od formy, są ko- nowych mediów powoli rozbija w społecznym munikowalne. Dla nas, reprezentantów cywi- mniemaniu monopol filmu na ten przymiotnik, lizacji zachodniej, przeważająca część otacza- ten dalej, zapewne ze względu na swą popular- jącego nas świata musi mieć historię, a zatem ność, jest synonimem „utworu audiowizual- wstęp, rozwinięcie i zakończenie. Tego ocze- nego”. Czemu jednak, wiedząc o ograniczeniu kujemy od filmu. W moim zaś przekonaniu miejsca, pozwalam sobie o tym pisać? Młyn i krzyż w reżyserii Lecha Majewskiego Ten sam bowiem odbiorca, który nie jest linearny. Dzieło to jest ekranizacją ob- spodziewać się będzie, że pod pojęciem dzieła razu Pietera Bruegla starszego Droga krzyżowa słuchowo-wzrokowego kryje się jedynie film, z roku 1564. Przedstawia ono w alegoryczny oczekuje zwykle również od sztuki dziesiątej sposób ówczesną sytuację Niderlandów Hisz- muzy jednego: uspójniającej narracji. Dzię- pańskich, porównując prześladowania na tle ki niej widz jest w stanie powiedzieć, że film religijnym z drogą krzyżową Jezusa Chrystusa. posiadał pewną historię. Posiadał ją, a zatem, Reżyser postawił więc sobie dość trudny cel – idąc dalej obraną logiką, jak to się mówi, „był chciał przedstawić historie z płótna w filmie. 16 POLEMIKA | K!

Bada zatem poszczególne elementy Brueglow- że byłem później tak szczerze zaskoczony, gdy skiego dzieła, kolejno przedstawiając następne dowiedziałem się, iż dzieło Majewskiego liczy wydarzenia. Nie zapomina o samym autorze sobie zaledwie osiemdziesiąt pięć minut. (Rutger Hauer). Reżyser nie ułatwia jednak sprawy ani Zekranizowane historie, sporadycz- sobie, ani widzowi. Niewielka liczba dialogów, nie delikatnie na siebie nachodząc, nie tworzą specyficzna dla jego kinematografii, uniemoż- jednak jednej, spójnej kompozycji. Odniosłem liwia pogłębienie kontemplacji, przez co miej- wrażenie, że Majewskiemu, bardziej niż na scami film wydaje się wtórny i redundantny stworzeniu filmu o wydarzeniach z płótna, za- względem niderlandzkiego płótna. Ponadto leży na nakręceniu filmu o samym obrazie. Ta Majewski nie rozwija żadnego z poruszanych subtelna różnica każe interpretować to, co zo- wątków obrazu. A przecież mógł sobie na to baczyło się w kinie, nie tyle jako autonomiczną pozwolić przy dotychczasowej ledwo półtora- adaptację Drogi krzyżowej, ile jako niesamo- godzinnej długości dzieła. Zrozumiałe już po dzielny komentarz do niej. Stąd też kinowy opuszczeniu kinowej sali jest, że scenariusz nie widz nie znający dzieła flamandzkiego malarza rozdziela historii autora Drogi krzyżowej od może opuścić salę z uczuciem niedosytu. Kino- niej samej, czemu jednak zostaje to wszystko man nieprzygotowany zadawać będzie pytania zamknięte w tak małych ramach czasowych? o to, czemu reżyser wybrał np. akurat historię Treść i potencjał zawarte w filmie nie przysta- zalotnika, czy była ona tak ważna. Koncepcja ją do jego długości. Przez to, po pojawieniu się filmu Majewskiego zdaje się nasuwać prostą od- końcowych napisów, doznałem ambiwalent- powiedź: dlatego, że jest na obrazie. Samo Bru- nego uczucia. Niedosytu z jednej strony, gdyż eglowskie płótno zostaje przecież na początku tak pobieżna forma nie dała wyrazić się treści, i końcu filmu przedstawione. Jak rozumiem z drugiej zaś ulgi, że ten wszystkoizm się koń- uczyniono tak nie tylko w celu stworzenia pew- czy. Nie, nie jestem ignorantem; film nie posta- nej kompozycyjnej klamry, ale również dla jed- wił również przede mną intelektualnej bariery noznacznego podkreślenia, że: tak, to właśnie nie do przeskoczenia. Żeby móc medytować o tym jest film i tak to oryginalnie wygląda. Ma- (z łac. „zagłębiać się w myślach”), niezbędny jewski i Gibson (drugi ze scenarzystów) pozwa- jest jednak przedmiot służący namysłowi. Jak lają sobie jednak na włączenie w ramy obrazu rozumiem, w zamyśle Majewskiego i Gibsona historii spoza niego. Jest to opowieść o samym scenariusz ma na celu powołać do życia raczej tworzeniu dzieła, a zatem o wyżej wspomnia- esej filmowy niźli film sensu stricto. Esej ten nym Pieterze Brueglu, jego rodzinie oraz jego służyć ma kontemplacji walorów i kontekstu towarzyszu, kolekcjonerze sztuki. Tym samym powstania flamandzkiego dzieła. Zamiast fak- scenariusz w udany sposób scala rzeczywistość tycznej kontemplacji otrzymujemy jednak wła- płótna z życiem jego autora. Jest to ogromny ściwie wiele tropów i sugestię. Film nie daje się atut filmu – unaocznia, że alegoryczna Droga zatem odczytywać jako medytacja, względem krzyżowa zdarzyła się na oczach Niderlandów płótna stając się tautologiczny. naprawdę. W tym jednak miejscu dochodzi- Tutaj przechodzimy do ostatniego klu- my do samego Ukrzyżowania. Historia Jezusa czowego atrybutu Młyna i krzyża. Nie sposób Chrystusa, w przeciwieństwie do innych, jest go nie poruszyć: miejscami stanowi on jedyny nie tylko odtwarzana, ale i rozwijana. Rozwi- i fundamentalny element filmu Majewskiego. nięcie to okazuje się jednak niebezpieczne dla Trzeba oddać hołd reżyserowi oraz specjali- spójności interpretacji filmu-komentarza. stom od grafiki i efektów za warstwę wizualną. Podczas gdy jeszcze filmowy Bruegel tłumaczy Umożliwia ona odtworzenie pleneru z płótna. swojemu przyjacielowi, że celowo ukrywa dro- Wszelkie zabiegi prowadzą do tego, że granica gę krzyżową na obrazie, scenarzyści poświęca- pomiędzy Brueglowskim dziełem a mnogością ją jej dużo uwagi. W moim odczuciu za dużo. rozgrywających się scen w krajobrazie, który W efekcie tego zabiegu subtelna metaforyka posłużył za model malarzowi, zaciera się. Ma- zastąpiona zostaje przez nachalną dosłowność. jewski odtwarza ówczesną Flandrię oczami au- To, co najważniejsze, już nie jest „zakryte przed tora Drogi krzyżowej. Jest to Flandria mityczna, oczami widza”, lecz niepotrzebnie wręcz uwy- miejscami utopijna, przepełniona duchowością puklone. Sama wizja Męki Chrystusa przedsta- samego Bruegla, której kwintesencja wyraża wiona jest schematycznie. Prawdopodobnie to się ostatecznie w samej alegorii Ukrzyżowania. oglądanie interpretacji tego motywu sprawiło, I jeśli ktoś lubi na tym poprzestawać, to film 17 K! | POLEMIKA

rzeczywiście uznać winien za udany. Tam bo- dzięki temu mniej zawiedzionych kinomanów, wiem, gdzie kończy się miejsce na wrażenie, liczących na służebną rolę formy względem tre- a zaczyna się chwila refleksji, przyjemność z ob- ści, opuści sale projekcyjne. W wyżej wymie- cowania z pięknymi obrazami staje się przykra, nionych dwóch tytułach, o przecież wyraźnie jeśli okazuje się, że są one hipertroficzne formą komercyjnym charakterze, efekty bezpośred- względem treści. Film oczaruje widza prefe- nio służyły wrażeniom wizualnym, ale i sce- rującego intelektualne lenistwo, utyka gdzieś nariuszowi. Tutaj, film wydaje się miejscami ostatecznie w odbiorze pomiędzy wizualnymi poligonem testowym dla różnych zabaw wi- efektami a niezrealizowanym potencjałem. zualnych. Najdobitniej i najbardziej pretensjo- Nierozwinięte, zostawione w powi- nalnie przedstawione jest to w scenie, w której jakach wątki w zestawieniu z oszałamiającą młynarz zatrzymuje na moment rzeczywistość. warstwą wizualną tworzą drażniące uczucie, Nieprzystawalność formy do treści – czyż nie że całe przedsięwzięcie służy jedynie omamie- jest to kwintesencja utworu kiczowego? niu widza błyskotkami. Wrażenie to pogłębia Ruchomy obraz. Bo właśnie to obraz obrana droga marketingu, która stawia sobie jest nielinearną zwykle kompozycją. Możemy za cel zrównanie Młyna i krzyża z Avatarem go oglądać od każdej strony począwszy. Ważne i Incepcją (technika CGI – obrazu generowa- jednak, by mieszanka farb na płótnie tworzyła nego komputerowo). Docelowo film nastawio- w ostateczności coś więcej niż tylko ją samą. ny jest zatem na wrażenie wywołane efektami – czy dobrze rozumiem? Może to i lepiej, bo

Kino mowi obrazem, albo nie mówi wcale

Maria Achinger i lodówka. Szczególnie jednak nużący jest zwy- czaj stosowania określenia „audiowizualny” W języku angielskim słowo „film” zastępuje się w odniesieniu do filmu. Znamionuje on brak często określeniem „motion picture” lub „mo- zrozumienia dla kina i jest wyrazem tendencji vie”. W jednym i drugim przypadku kładzie się do swobodnego traktowania różnicy między nacisk na ruchomość filmowego obrazu. Język utworem filmowym, a wideoklipem. Zjawisko polski, zarówno w mowie potocznej, jak i żar- to można wymienić jako jeden z wielu skutków gonie naukowym, odciął się od nazywania fil- zapuszczania korzeni przez ideologię pokolenia mu sztuką ruchomego obrazu, nie proponując MTV i YouTube. Co znamienne, określeniem w zamian żadnej alternatywy. Tekst mojego ko- tym posługuje się autor, którego nie sposób legi, poświęcony ostatniemu dziełu Lecha Ma- posądzić o aktywne korzystanie z uciech, jakie jewskiego, jest najlepszym dowodem na to, jak przypadły w udziale naszej generacji. Świadczy dalece niebezpieczne było to posunięcie. to o tym, że moda bywa silniejsza, niż ambicja. Nachalne eksploatowanie w mediach, Film to przede wszystkim sztuka patrzenia i wi- pracach humanistów i artystów słowa „audio- dzenia; to czynienie widocznym, unaocznianie. wizualność” jest faktem tyleż znanym, co drę- Obraz to podstawa kina, tak jak i malarstwa, czącym. Język ma swoje trendy, tak jak szafa natomiast dźwięk jest tylko jego (nie koniecz- 18 POLEMIKA | K! nym!) uzupełnieniem. Można nakręcić film bez darzeniach z płótna, zależy na nakręceniu fil- mikrofonu, ale nie da się bez obiektywu. Kino mu o samym obrazie”. Dokładnie o to chodziło uznawane za klasykę to technika par excellence reżyserowi, i za fascynującą realizację tego sza- „obrazowa”: począwszy od Murnaua, Eisenste- lonego pomysłu należą mu się brawa. W tym ina i Wellesa, przez Tarkowskiego, Bergmana, polsko-szwedzkim przedsięwzięciu widz ma do Felliniego, Godarda, aż po Lyncha i Herzoga. czynienia z pełnym zachwytu i znaczącej ciszy Alfred Hitchcock wielokrotnie powtarzał, że zatopieniem się w malarskości i gęstości płótna najlepsze kino, to takie, które potrafi wyrazić Bruegla – fakt, że reżyser ukazuje synchronicz- w warstwie wizualnej całą treść, ograniczając nie kilka wątków, wyróżnia ten film spośród komentarz słowny do minimum. Dlatego też innych, poświęconych malarstwu. Dziewczyna brytyjski reżyser traktował narodziny filmu z perłą (2003) Petera Webbera czy Straż noc- dźwiękowego w 1927 roku jako początek koń- na (2007) Petera Greenawaya koncentrowały ca czystej sztuki filmowej. Warto podkreślić, że się na pojedynczych historiach, fabularyzowa- nie jest on osamotniony w tym poglądzie. ły życie malarzy, tracąc tym samym kontakt Fakt, że autor wychodzi od audiowi- z samymi obrazami, którym były poświęcone. zualności sztuki filmowej, jest prawdopodob- Odwaga Majewskiego i unikalność jego eks- nie przyczyną nietrafności jego opinii w dalszej perymentu polega właśnie na bezprecedenso- części tekstu. Oczom czytelnika ukazuje się wym w historii kina skupieniu się na samym szereg niekonsekwencji. Autor zarzuca Majew- płótnie. Reżyserowi udało się skonstruować skiemu, że film jest o niczym, bo charaktery- pasjonujący film, który nie składa hołdu twór- zuje się swobodnym prowadzeniem wątków. cy, a arcydziełu malarskiemu tout court. W ten Myślę, że niestandardową narrację można sposób podkreślona i wydobyta zostaje autono- potraktować jako środek odbiegający od kon- miczność dzieła i siła jego oddziaływania, pod wencji. Tymczasem parę akapitów dalej pada której wpływem znalazło się wiele pokoleń od- zarzut schematyzmu. Autor w jednym miejscu biorców, ale też sam artysta. chwali oszałamiającą technikę animacji kom- Nie mogę zgodzić się z tym, że Ma- puterowej, by w drugim wskazać na wtórność jewskiego adaptacja Drogi Krzyżowej to: produkcji. Gwoli ścisłości: efekty specjalne, „niesamodzielny względem niej komentarz”. które umożliwiły ożywienie Drogi Krzyżowej W odpowiedzi na to przywołuję wciąż ten sam Pietera Bruegela, w rzeczywistości zostały uży- argument, że jest to malarski film o malarstwie te na niespotykaną dotąd skalę, czyniąc z dzie- (w znaczeniu zespolenia sztuk i świetnego do- ła Majewskiego bluescreenowy ewenement. brania środków do celów). Autor zdaje się trak- Wracając do tekstu, należy zwrócić uwagę, że tować polskiego reżysera jak wniebowziętego w jego pierwszej części krytyka skupia się wo- głupka, który z rozdziawioną paszczą przy- kół braku linearności Młyna i krzyża, po czym gląda się tęczy. Afirmacja malarstwa poprzez (zanim czytelnik zdąży zaprotestować) autor język filmu to nie rzecz nowa, a do spotkania przeczy sobie sam: „[reżyser] bada zatem po- reżyserii filmowej z zainteresowaniami malar- szczególne elementy Brueglowskiego dzieła, skimi doszło w historii kina wiele razy, zazwy- kolejno przedstawiając następne wydarzenia”. czaj ze wspaniałym skutkiem. Wajda, Tarkow- Nawet gdyby prawdą było, że Majewski zrobił ski, Skolimowski, Schnabel, Lynch – wszyscy film nielinearny, to nielinearność ową trudno na jakimś etapie życia poświęcili się malowa- byłoby uważać za wadę dzieła, bo, jak wcze- niu. Twórcy Młyna to artyści jak najbardziej śniej zauważono, za największe osiągnięcia kompetentni, by mówić o magii zaklętej w historii kina uważa się właśnie filmy, które w obrazach: Lech Majewski studiował malar- nie tyle linearnie opowiadają, co sugestywnie stwo na warszawskiej ASP, a Michael Francis u k a z u j ą . Gdyby każda produkcja była jak Gibson (współscenarzysta) to historyk i krytyk Przeminęło z wiatrem, a każdy malarz jak Jan sztuki; z malarstwem związany jest także autor Matejko, nie mielibyśmy do czynienia ze sztu- zdjęć, Adam Sikora. ką, tylko podniesioną do rangi sztuki, nie koń- Co wyjątkowo denerwuje autora, czącą się telenowelą. to konstatacja, że film „nie mówi”. Czytamy W którymś momencie niezadowo- wprost: „Niewielka liczba dialogów, specyficz- lony autor nieświadomie wpada na właściwy na dla jego kinematografii, uniemożliwia - po trop, pisząc: „Odniosłem wrażenie, że Majew- głębienie kontemplacji, przez co miejscami film skiemu, bardziej niż na stworzeniu filmu o wy- wydaje się wtórny i redundantny względem ni- 19 K! | POLEMIKA

derlandzkiego płótna”. Właściwie nie wiadomo jedynie pamięć krwawej masakry, której bliżej jak zareagować na takie dictum. Autor suge- do Tarantino, niż ewangelistów. To dopiero ruje, że film powinien gadać, a najlepiej gadać kicz! Droga krzyżowa u polskiego reżysera jest zrozumiale. Jednak kino nie zawsze chce być skromna i cicha. Pozostaje niezauważona przez medium, a według niektórych, nawet nie po- tych, dla których Golgota to trudy codzienne- winno nim być. Rossellini mawiał, że „przeka- go życia, z którym trzeba się mierzyć każdego zy roznoszą tylko listonosze”, a filmy są z natury dnia. Majewski pokazuje, że życie zwycięża, że autoreferencyjne. Choć autorzy scenariusza do pomimo zanurzenia w cierpieniu człowiek wy- Młyna raczej nie zgodziliby się z takim podej- kazuje wciąż od nowa nieludzką wręcz dziel- ściem, to bliska jest im poetyka niewyrażalnej ność, że nie czeka na śmierć bezczynnie. tajemnicy. Film, którego zadaniem jest sprostać Młyn i krzyż pozwala na unikal- Drodze krzyżowej Bruegela, o tyle wierny bę- ne obcowanie z dziełem sztuki. Odbywa się dzie obrazowi, o ile nie odrze go z niewysłowio- ono na kilku poziomach: m.in. tematyki (tema- nej prawdy. Domagać się od malarza-filozofa tem filmu jest obraz), środków (film zrealizo- Bruegela, by za pośrednictwem malarza-reży- wany jest techniką, która najpełniej czyni za- sera Majewskiego, wyjaśnił nam, o co chodzi dość malarstwu), autorstwa (twórcy filmu sami w jego najbardziej skomplikowanym płótnie, malują) i analizy (film mierzy się z pytaniem to nie najlepszy pomysł. o genezę dzieła sztuki). Wbrew temu, co pisze O ile jestem w stanie zaakceptować autor, po wyjściu z kina odczuwa się spełnienie zarzuty wobec środków artystycznych użytych i nasycenie. Artystom udaje się zarówno zatrzy- przez twórców filmu, to zupełnie nie rozu- manie biegu życia na sztuce, jak i puszczenie miem uwag o scenariuszu, który wraz z prze- sztuki w żywy ruch. myślanym montażem (Eliot Ems i Norbert Film to sztuka oszukańcza, bezlitosna Rudzik) sprawia, że film jest „bezszwowy”. Nie w kłamstwie i emocjonująca jak gest iluzjoni- wiem dlaczego w tekście wytknięto scenarzy- sty. Nie podobna pozostać wobec niej obojęt- stom przydługie i niewyszukane potraktowa- nym - łatwo dać się zwabić, omamić, wciągnąć nie męki Chrystusa. Autor pisze, że w wyniku w świat przedstawiony. Kino jest fałszem, bo poświęcenia zbyt wielkiej uwagi temu wątkowi sztuka w ogóle jest fałszywa. Tricki, które sto- „subtelna metaforyka zastąpiona zostaje przez sowali budowniczowie świątyń w starożytnej nachalną dosłowność”. Pomylono najwyraźniej Grecji, niczym nie różnią się od efektów spe- dwóch twórców o tym samym nazwisku: Pasja cjalnych, używanych we współczesnych stu- ukazana z całą barwną i zarazem prostacką do- diach filmowych. Zarzucanie sztuce filmowej, słownością, to dzieło drugiego, mniej subtel- że posługuje się podchwytliwymi środkami, nego, Gibsona. W zestawieniu z wizją Gibsona ma tyle sensu, co oskarżanie piekarza o posy- Michaela, obraz Mela Gibsona wykazuje cieka- pywanie chleba kminkiem. Niewiele. wą funkcję: jego żywość w zamierzeniach i wy- obraźni twórców jest wprost proporcjonalna do wrażenia martwoty w odbiorze widzów. Im da- lej Gibson brnie w poetykę gore, tym szybciej z filmu umyka życie, tak, że pod koniec zostaje

20 POLEMIKA | K!

W odpowiedzi na zarzuty Marii Achinger

Michał Kasprzak interpretowaniem jest podobnie. Przeczytałem uważnie swój tekst i nie dostrzegłem, jakobym Trudno odpowiadać mając świadomość, że jest napisał, że „film jest o niczym”. Postulowanie to swoiste podsumowanie. Trzeba to zrobić tak, przeze mnie tego, że o czymś być powinien, jak by i wilk był syty i owca cała, a przynajmniej i tego, że by móc zagłębiać się w myślach, trzeba tak, żeby owca dalej mogła beczeć, a wilk nie przedmiot takiego namysłu najpierw posiadać, stał się głuchy na to beczenie. Ze zdziwieniem nie jest równoznaczne z tym, że film o niczym czytałem tekst Twój, Mario. Miejscami więcej nie traktuje. Napisałem, że Majewski w udany w nim było oskarżeń względem autora Rucho- sposób odtwarza mityczną Flandrię Bruegela. mego obrazu niż obrony samego dzieła Lecha W moim odczuciu jest to jednak sam lukier na Majewskiego. O tym, czy korzystam z YouTu- ciastku. Wygląda ono ładnie do chwili, w której be’a i MTV, czy nie, nie będę tutaj rozstrzygał. miłośnik wypieku nie chce się w nie wgryźć – Niech trwa narracja, w którą zostałem wpisany. a tam już co innego. Postaram się skupić na przedmiocie rozważań W opozycji stawiasz to, że film jest – Młynie i krzyżu. o niczym, z zarzutem schematyzmu. Pierwszą Zgadzam się z akapitem roztrząsają- obiekcję już rozważyliśmy powyżej. Jeśli cho- cym się nad karierą „audiowizualności”. Nie do dzi zaś o drugą, warto zwrócić uwagę na to, że końca jednak rozumiem, jaki jest mój w nim miałem ją w odniesieniu do konkretnego wąt- udział i czemu zostałem zaliczony do grona ku: samej drogi krzyżowej. Moja adresatka, jak- propagatorów tego terminu. Nikt mi nie wmó- by na przekór samej sobie, konstatuje ten fakt wi, że film reżyserowany przez Majewskiego pod koniec swojego tekstu i zawęża pole swo- nie jest audiowizualny. W swojej recenzji nie ich rozważań do historii Chrystusa. Po krótkim rozważam przecież tego, czy muzyka wydoby- wykładzie na temat estetyki Mela Gibsona, wo- wająca się z instrumentu grajka ma prawo się bec którego pozostanę obojętny, otrzymujemy z niego wydobywać. Jest dźwięk i obraz, piszę jednoznaczną waloryzację wizji przedstawio- więc o utworze audiowizualnym. To, że przy- nej przez Majewskiego. Samo porównanie obu woływany Hitchcock tworzył filmy z dźwię- przedstawień wydaje mi się jednak z założenia kiem, nie znaczy, że był niekonsekwentny błędne. Prócz wspólnego przedmiotu rozważań względem swoich przekonań. kreacji Mela Gibsona i Majewskiego nic nie łą- Siadając do napisania tego tekstu, nie czy. Pierwsza jest próbą nakreślenia realistycz- miałem zamiaru dawać się wciągać w przepy- nego portretu męki, druga zaś funkcjonuje jako chanki słowne, jednakże na przynajmniej nie- alegoria. Co więcej, droga krzyżowa z płótna które Twoje ataki, Mario, odpowiedzieć muszę. celowo, mimo że najważniejsza, nie miała być Jak niektórzy mawiają, nadgorliwość jest gor- najbardziej widoczna. W Młynie i krzyżu jest sza od faszyzmu. Osobiście uważam, że z nad- inaczej. Jeśli coś ma być wielkie w swej małości, 21 K! | POLEMIKA

mimo iż małe już nie jest, to uważam za upraw- metaforyce każdej historii z osobna. Przenośnia nione mówić o kiczu. Sparafrazuję niepokój usytuowana jest nie w poszczególnych wątkach z mojej recenzji w jednym rozbudowanym py- z osobna, lecz w całym Brueglowskim dzie- taniu: czyżby Lech Majewski obawiał się, że, le. Jej sedno – ukrytego przez flamandzkiego w przeciwieństwie do widzów Bruegelowskiej malarza Chrystusa – reżyser w niezrozumia- Drogi krzyżowej, widzowie Młyna i krzyża łym dla mnie celu wydobywa na wierzch. Jak nie pojmą alegorii zawartej w relacji pomię- mniemam, to jest ta „poetyka niewyrażalnej ta- dzy ukrytą męką Chrystusa a resztą płótna, jemnicy” preferująca Bruegela „niewysłowioną że nie zrozumieją, co rzeczywiście, jak mówi prawdę”? Krytykując „gadające filmy”, autorko filmowy Bruegel, jest najważniejsze? W filmie komentarza, wydajesz się zapominać, że nie akcenty przełożone zostają z pary: alegoryczny tylko nachalne dialogi mogą gadać. Nie tylko Jezus – reszta postaci na samego Ukrzyżowane- bowiem słowo, ale i obraz niesie jakąś treść. go. Przez to właśnie, reszta wątków nie przesła- Scena Ukrzyżowania jednoznacznie utwierdza nia już niczego, dzieło Majewskiego traci zaś to mnie w przekonaniu, iż dzieło Majewskiego coś, o czym mogło by być, gdyby tylko szukało to jedynie wizualizacja, komentarz do samego kogoś więcej niż jedynie masowego chcącego obrazu. „Widzu, przypatrz się uważnie: co na dać się omamić widza. Jako zwolenniczka in- obrazie zostało ukryte przed twoimi oczami, stytucjonalizacji sztuki i szkół, które mają za tu podkreślam, byś mógł się temu przypatrzyć sobą twórcy filmów, zapomniałaś, Mario, że i samodzielnie powiedzieć, że na płótnie jest współczesna sztuka nie jest już dla koneserów, schowane” – czyż nie? lecz dla mas. Zwłaszcza film. Aż prosi się, by Czemu piszę o widzu przeciętnym, ste- przywołać znane Ci powiedzenie Tadeusza reotypowym, masowym? Dlatego, że sądziłem, Szczepańskiego o kinie. Cytat z Profesora zo- iż uważnego i wymagającego kinomana nie jest stawię sobie jednak na następny akapit. tak łatwo omamić. Stąd też (choć nie tylko stąd) Sądzę, że wprowadzenie dialogów nie pisałem o kiczowości Młyna i krzyża. Jasne, że zawsze ma na celu uczynić film „gadającym”. to, co uprawiam teraz, to czystej wody szantaż Nie muszę się domagać wyjaśnienia. Sam fil- emocjonalny. Uważam, że mam jednak do tego mowy Bruegel tłumaczy, co zresztą znajduje prawo. Czuję się bowiem oszukany. Nawet od się również w mojej recenzji. Oczywistym jest, wspomnianego przeze mnie Avatara oczekiwa- że dialogi nie są zawsze konieczne, nie są nie- no fabuły – nikt jednak nie chciał mi wmówić, zbędne. W dłużących się jednakże scenach, że film Camerona to medytacja nad kondycją które notabene były – brawo, Mario – autore- człowieczeństwa i jego relacją z przyrodą. Tutaj ferencyjne, nie było niczego więcej nad ekra- wystarczy, że „efekty specjalne, które umożliwi- nizację samego płótna. Jeśli film ten miał na ły ożywienie Drogi krzyżowej Pietera Bruegela, celu jedynie „ukazywać”, to bez przesadnego w rzeczywistości zostały użyte na niespotyka- zuchwalstwa powiedzieć można, że zwiastuje ną dotąd skalę, czyniąc z dzieła Majewskiego on nową fazę kinematografii. Faza ta przypo- «bluescreenowy» ewenement”. Nikt nie zadaje mina jednak inny, znany już rozdział z historii pytania, po co, i czy faktycznie służą one cze- kina: czasy, kiedy zaczynało ono raczkować. muś więcej niż tylko wywołaniu wrażenia. Być Jak trafnie zwykł stwierdzać wspomniany Ta- może to nowa składowa autoreferencyjności deusz Szczepański, są to czasy kina jarmarcz- filmu – autoreferencyjne efekty specjalne. Jak nego. I tak też, jak przy Wjeździe pociągu na napisałem w poprzednim tekście, „Żeby móc stację w Ciotat, film ma zrobić wrażenie samą medytować [...], niezbędny jest jednak przed- swoją formą. Różnica polega na tym, że tam miot służący namysłowi”. Młyn i krzyż nie po- sam film był już czymś szokującym, tutaj zaś głębia bowiem problematyki Drogi krzyżowej. „z rozdziawioną paszczą” afirmować mamy Jak pisałem, paradoksalnie Majewski i Gibson (nie reżyser, lecz widzowie) technikę, grafikę, nie rozwijają żadnego z wątków z płótna prócz animacje, które pozwoliły nam zobaczyć do- jednego – tego, który celowo miał być ukryty. słownie to samo, co na obrazie, tyle, że w ruchu W moim odczuciu, uzależnia to film od obrazu. i czterech wymiarach. By dobrze zrozumieć rzekomą medytację, nale- Dobrze jednak – wróćmy do „gada- ży znać już dzieło, kontekst powstania. Na bazie nia”. Skomplikowana „budowa” obrazu Bru- tych wrażeń, Młyn i krzyż odbieram więc raczej egela wyraża się przede wszystkim w wielowąt- jako zjawisko specyficzne dla wszystkocytują- kowości Drogi krzyżowej, nie zaś w głębokiej cego postmodernizmu – popularny cover – niż 22 POLEMIKA | K! jako samodzielne, autonomiczne dzieło. Do- bardziej zaangażowane dzieło w okazanie sza- piero w zestawieniu z pierwowzorem „malarski cunku źródłu niż Młyn i krzyż, mimo że, jak film o malarstwie”, jak piszesz, Mario, staje się przecież zauważasz, film Webbera fabularyzuje atrakcyjny. Rzadko jednak covery wnoszą coś życie Johannesa Vermeera (choć nie wiem, czy nowego. Zwykle chodzi raczej o odświeżenie zasadnym jest umieszczać to jednoznacznie formy. I rzeczywiście, prawdopodobnie podob- w gronie wad filmu). nie do Ciebie postrzegam dzieło Majewskiego Jasne jest to, że jeśli nie mogę na- jako hołd złożony Bruegelowi. Nie zgodzę się być innego chleba, jak tylko tego posypanego jednak, że hołd z założenia jest wielki. Oddanie kminkiem, będę kupował choć taki. Nie zmusi czci nie musi być pustą afirmacją polegającą na mnie nikt jednak do tego, by ten chleb mi sma- ubraniu czegoś w nowe szaty. Szacunek rów- kował. Wiele filmów z początków kina trak- nież trzeba umieć okazywać. Zekranizowanie, tuje się dziś jako dokumenty historyczne, nie uważam, nie powinno ograniczać się jedynie tyle pod względem treści, co samej formy. Dziś do pokazania, jak wyglądałaby Droga krzyżo- również warto przyglądać się, jakimi drogami wa, gdyby Pieter Bruegel posiadał współczesne podążać będzie sztuka filmowa, również ta tzw. nam środki wyrazu artystycznego. Na pewno autorska. Kiedyś i od czegoś zacząć trzeba. Być zaś hołd nie powinien się pysznić samym sobą. może rzeczywiście to sam sposób przedstawia- Nie wypada, by stał się on pretekstem do re- nia i narracji w Młynie i krzyżu za kilka lat bę- klamy możliwości dzisiejszych efektów specjal- dzie jego największym atutem. nych. Nie zawsze da się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Chciałbym dla jasności pod- kreślić, że nie krytykuję tutaj samych środków wyrazu zastosowanych w filmie, lecz to, jak zo- stały one wykorzystane. Przyjmując taki punkt widzenia, Dziewczynę z perłą znajduję jako ∴ 23 K! | FOTOGRAFIA

Fotograficzne podsumowania w Domku Romańskim

Jakub Chodorowicz stawach grupowych taki efekt jest trudny lub wręcz niemożliwy do uniknięcia, lecz być może przy przedstawieniu trochę szerszego wyboru Jeśli ktoś nie miał czasu w tym roku, by na bie- prac każdego twórcy, ograniczając jednocze- żąco śledzić aktywność dolnośląskich artystów śnie liczbę zaproszonych artystów, wrażenie fotografików i działalność wrocławskiego- od chaotyczności byłoby mniejsze. działu ZPAF, to doroczna wystawa zorganizo- Dwie prace na wystawie szczegól- wana w Domku Romańskim jest dobrą okazją, nie przykuwają uwagę. Pierwszą z nich jest by nadrobić zaległości. To podsumowanie, któ- fotografia Ewy Karczmarz. Jej bardzo wysma- rego inicjatorem i kuratorem jest dobrze znany kowany, czarno-biały Autoportret w Pławnej we Wrocławiu Andrzej Dudek-Dürer, zostało stanowi jeden z ciekawszych i wyróżniających przez niego dokonane pod bardzo pojemnym się punktów wystawy. Zdjęcie to robione w in- znaczeniowo tytułem Trwałość i przemiana. scenizowanej przestrzeni, prawdopodobnie Na wystawę składają się prace aż 26 teatralnej, jest znakomite pod względem es- dolnośląskich fotografików – wybór tak -sze tetycznym i przemawia do nas swoim bardzo rokiego grona artystów niewątpliwie cieszy, poetyckim i melancholijnym klimatem. Można lecz niestety w ograniczona powierzchnia tylko żałować, że jest to jedyna praca tej młodej Domku Romańskiego zmusiła do prezentacji artystki (rocznik 1978) na wystawie. Kolejnym w większości przypadków jednej albo maksy- interesującym punktem jest zdjęcie Entropia malnie trzech do czterech prac danego twór- Piotra Komorowskiego (znowu jedyne na wy- cy. Spektrum stylów, technik, estetyk i wraż- stawie artysty). Pod względem wizualnym jest liwości autorów prac jest naprawdę ogromne to kolorystyczna uczta dla oka – niecodzienne – od nawiązujących do przeszłości zdjęć Ewy odcienie fioletu i żółci uchwycone przez autora Andrzejewskiej i Wojciecha Zawadzkiego wy- sprawiają, że zatrzymujemy się przed obrazem konanych w technice bromowej, poprzez tra- na dłuższą chwilę w zachwycie i delektujemy dycyjną fotografię i wydruk analogowy lub się jego onirycznym charakterem. To estetycz- solwentowy (Sławoj Dubiel, Jan Bortkiewicz), ne wysmakowanie jest tym bardziej uderzające, aż po nowoczesne techniki fotografii cyfrowej, że kontrastuje z obiektem zdjęcia, którym jest edycji komputerowej i druku laserowego (Ewa stara, zniszczona toaleta pełniąca jednocześnie Martyniszyn, Piotr Komorowski). Ta różnica funkcję składu rupieci na podniszczone fote- między pojedynczymi pracami wiszącymi tuż le, miotły i inne szpargały. Przekaz tego zdję- obok siebie jest dość uderzająca i wymaga od cia, w oczywisty sposób nawiązujący do tema- odbiorcy sporej elastyczności, aby robiąc krok tu wystawy, może skłonić nas do wniosku, że w bok przestawić swoją wrażliwość na coraz to nawet w przemijaniu można dostrzec pewien inne rejestry. Oczywiście przy tego typu wy- estetyczny walor. Pozytywnie wyróżnia się też 24 FOTOGRAFIA | K!

Daria Ilow – jej trójkolorowe, tworzone techni- takiej interpretacji wystawy bardzo pomocne ką własną prace mniej kojarzą się z fotografią, są też szczegółowe opisy zastosowanych tech- a bardziej z geometryczną grafiką abstrakcyjną, nik umieszczone przy każdej z prac. lecz nie można im odmówić siły wyrazu i mini- Trzeci kontekst jest również dostępny malistycznego piękna. raczej dla osób szczególnie zainteresowanych Warto zastanowić się, w jaki sposób fotografią, w tym fotografią pochodzącą z na- prace wiążą się z tytułem wystawy narzuconym szego regionu. Można patrzeć na wystawę jako przez kuratora. Trwałość i przemiana w kon- na pewien obraz zmian w charakterze dolno- tekście tej wystawy jawi się odbiorcy co naj- śląskiej fotografii. To spojrzenie możliwe jest mniej na trzy sposoby. Po pierwsze jako temat dzięki pokazaniu prac artystów, którzy ściślej samych prac, w jej bardziej egzystencjalnym nawiązują do tradycji, jak i tych bardziej eks- czy też dosłownym sensie – pod tym względem perymentujących. Wybór autorów z bardzo większość prac dobrze wpisuje się w tę tema- różnych pokoleń umożliwia jeszcze inne spoj- tykę i pozwala nam zastanowić się nad odcho- rzenie na aspekt trwałości i przemiany we wro- dzeniem ludzi, rzeczy czy po prostu świata ja- cławskim środowisku fotograficznym. kim go znamy. Wspomniana praca Entropia, Na koniec trzeba niestety zaznaczyć, czy cykl zdjęć Ulotne kompozycje linearne że poziom artystyczny wielu prac nie jest naj- Andrzeja Rutyny są tego doskonałymi przykła- lepszy. Fotografie Czesława Chwiszczuka (zu- dami. Inny autor, Krzysztof Kowalski, na tyle pełnie nieinteresujący Talerz po kaszy gryczanej poważnie potraktował temat wystawy, że do z buraczkami na Lotniczej we Wrocławiu, który swojej pracy dołączył krótki tekst o charakterze musiał znaleźć się na wystawie przez pomyłkę) filozoficznym na temat potężnych sił trwałości czy też prace samego kuratora, Andrzeja Dud- i przemiany w naszym życiu. Autor dochodzi ka-Dürera (pretensjonalny kolaż Trwałości… w końcu do wniosku, że tylko dwie rzeczy są w procesie II, i trochę lepszy Punkt widzenia… trwałe: prawda i sama nieubłagalność zmian. Punkt Złudzenia) i kilku innych artystów są po Na dwa kolejne klucze do interpreta- prostu słabe. Jednak dla paru, wspomnianych cji zwraca uwagę Andrzej Saj w tekście dołą- już wcześniej perełek, warto wybrać się do czonym do katalogu z wystawy. Oglądając wy- Domku Romańskiego, szczególnie że odbiór stawę możemy zastanowić się nad trwałością wystawy może nam urozmaicić próba odczyta- i przemianą samych technik fotograficznych nia tytułu wystawy Trwałość i przemiana na co i tu tak szeroki wybór prac jest bardzo pomoc- najmniej trzy różne, niezależne sposoby. ny – możemy dostrzec powrót do pewnych metod fotografii jak technika bromowa, wyko- rzystanie metod klasycznych i nowoczesnych, a także wszelkiego rodzaju ich kombinacje. W Trwałość i przemiana Związku Polskich Artystów Fotografików (Okręg Dolnośląski)

Wrocław, Domek Romański, ƒ 10.12.2010 – 19.01.2011  25 K! | FOTOGRAFIA

Wiosenne porządki czas zacząć!

Jolanta Łapinkiewicz zasady jedności motywu z pewnością ułatwia odbiorcy właściwe odczytanie intencji auto- ra. Z fotografii uderza pustka roztaczająca się We Wrocławiu, tuż przy trzynastowiecznym wokół pierwszoplanowych obiektów. Odbiorca kościele św. Marcina mieści się maleńka Ga- doznaje niezrozumiałego poczucia samotności leria Manufaktura wypełniona po brzegi wie- rzeczy martwych. Odłączenie ich od człowieka lobarwnymi przedmiotami rękodzielniczymi. sprawia, że stają się one bezużyteczne, tym sa- W owej przestrzeni kryje się jeszcze jedno po- mym ich sens zostaje podważony. mieszczenie, w którym Elżbieta Wernio razem Minimalistyczna estetyka prac Ku- z artystami ze ZPAF-u organizują kameralne czyńskiego została podkreślona także poprzez wystawy Za Szafą. Pod koniec marca bieżącego rezygnację z koloru na rzecz fotografii mono- roku ekspozycję uświetniły prace wrocławskie- chromatycznej. Ograniczenie palety barw do go fotografika Krzysztofa Kuczyńskiego. odcieni szarości jest klasycznym zabiegiem Zwykłe fotografie to ukłon artysty artystycznym umożliwiającym wydobycie w stronę rzeczy. Na błonie fotograficznej zo- z fotografii aspektu geometrycznego. Takie stały uwiecznione przedmioty użytkowe, m.in. rozwiązanie idealnie wpisało się w estetykę maszyna do pisania, kolekcjonerski aparat fir- fotografii Kuczyńskiego, wyeksponowane zo- my Juwel, odkurzacz, zegar ścienny. Na foto- stało bowiem piękno zawarte w formie tego, co grafiach nie widać ludzi, ale ich fizyczna nie- naocznie nam dane. Jak sam artysta twierdzi: obecność nie eliminuje z przekazu pierwiastka przedmioty kuszą nas swoją fotogenicznością, ludzkiego. To bowiem człowiek jest twórcą a my dajemy się uwieść ich niecodziennemu, a zarazem użytkownikiem owych przedmio- nagle odkrytemu pięknu. tów. Posługując się nimi włącza je do świata Plastyczność fotografii, uzyskana po- ludzkiego i niczym na wzór magii sympatycz- przez sprawne operowanie światłem, świadczy nej przekazuje im cząstkę siebie. Obrazy foto- nie tylko o posiadanych przez artystę umiejęt- graficzne Kuczyńskiego wykraczają zatem poza nościach technicznych, ale także o jego wraż- ramy doświadczenia wzrokowego. To, co wi- liwości patrzenia na świat i przełożenia tego doczne na fotografii, stanowi tylko część prze- na kliszę aparatu fotograficznego. Najczęściej kazu. Równie ważne jest to, co nie zostało ujęte artysta posługiwał się bocznym światłem sło- w kadrze, a mimo to wpływa na jego odbiór. necznym wpadającym do pomieszczenia przez Kuczyński zastosował proste kompo- okno. Promienie słońca załamujące się o ża- zycje. Przestrzeń znajdująca się w kadrze zosta- luzję, zasłony wypełniały subtelną poświatą ła oczyszczona ze zbędnych elementów. Akcent kadr zdjęcia. Dodatkowo obrazy wzbogacono wyraźnie pada na główny motyw prezento- o rozmaite efekty świetlne – refleksy, smugi – wanych zdjęć – na przedmioty. Zachowanie tworzące delikatne przejścia tonalne. Zdjęcie 26 FOTOGRAFIA | K! lampy fotograficznej ustawionej w kierunku prace wykonane w latach 1985-1986. Dodat- źródła światła nasuwa wręcz skojarzenie z este- kowo artysta dołączył do nich kilka zdjęć z in- tyką obrazów Jana Vermeera. nego cyklu Dotykając powstałego w połowie Według mnie w Galerii Za Szafą za- lat dziewięćdziesiątych. Oba cykle kilkakrotnie prezentowano skromną wystawę skromnego były już wystawiane w różnych miastach Polski. artysty. Ostrożnie dobierającego środki arty- Zespolenie ze sobą dwóch cyklów sprzed kilku- styczne, bardzo zachowawczo podchodzące- dziesięciu lat nie nadało wystawie nowej jako- go do tematu. Prostota zdjęć bynajmniej nie ści. Omieciono tylko zalegający na nich kurz. umniejsza ich wartości. Ich subtelność współ- Wydaje mi się, że osoba reprezentująca ZPAF gra z intymną atmosferą panującą w owej prze- powinna nie tylko popularyzować fotografię strzeni wystawienniczej. Miejsce to bowiem artystyczną, ale także wyznaczać kierunek jej stanowi zdecydowane przeciwieństwo nowo- rozwoju. Powinna zachwycać publikę świeżymi czesnych galerii. Za Szafą można rozgościć się projektami, a nie bazować na dotychczasowym na kanapie i w ciszy delektować się sztuką. Nie- dorobku. Zatem Za Szafą porządki czas zacząć, stety owa skromność dotyczy również dotych- by zamiast przyprószonych kurzem prac zoba- czasowego dorobku Krzysztofa Kuczyńskiego. czyć było można coś zupełnie nowego! Większość zaprezentowanych fotografii to

Krzysztof Kuczyński Zwykłe fotografie

Galeria Za Szafą, Wrocław ƒWernisaż: 23.03.2010

27 K! | MUZYKA

Jak ulepić dźwięk, czyli Litwa i polsko-czeska fabryka instrumentów

Przedruk z: ritabaum.pl

Maria Achinger ki do Czech po pierwszorzędną glinę garncar- ską. W Jaromierzu, przy knedlikach, Litwiniec wdaje się w rozmowę z szefem baru, w trakcie Wielu ludzi podziela pogląd, że w muzyce nie której wyjawia swoje muzyczne zainteresowa- można zrobić już nic nowego. Jeszcze większa nia. Rozmówca, Ladislaw Anton, okazuje się grupa przychyliłaby się pewnie do opinii, że co być synem palacza zwłok, a jednocześnie jed- prawda można spodziewać się innowacyjności, nego z nielicznych projektantów instrumentów ale nie na polskiej scenie muzycznej. W tym glinianych w Europie. Anton senior nie dość, kontekście ostatni projekt Michała Litwińca że naszkicował i opisał kilkadziesiąt instru- (dla wtajemniczonych: „Litwy”), współtwórcy mentów, był także kompozytorem „glinianej m.in. Kormoranów, Karbido, Czerwi oraz dy- muzyki”. Anton junior ze łzą w oku przekazuje rektora artystycznego wrocławskiego klubu Ka- polskim muzykom partytury i projekty ojca, lambur, wypada niesamowicie świeżo. Zresztą i obiecuje pojawić się na wrocławskiej prapre- określenie „niesamowitość” leży u podstaw ca- mierze. łego przedsięwzięcia. Oto ciąg wydarzeń, który miał swoje Historia warta jest przytoczenia: Li- ukoronowanie w trakcie 32. Przeglądu Pio- twiniec – multiinstrumentalista i entuzjasta senki Aktorskiej we Wrocławiu. 18 marca na zakurzonych i zapomnianych (lub niedoce- scenie Teatru Polskiego na Świebodzkim, w ra- nionych) brzmień, poszukując inspiracji w ce- mach konkursu TUKAN OFF, miało miejsce ramice, wpada na pomysł stworzenia zespołu pierwsze wykonanie utworu Ladislawa Anto- grającego wyłącznie na glinianych instrumen- na Gliniane Pieśni w aranżacji muzyków pod tach. Podążając za swoim marzeniem, zbiera egidą Litwińca. W czerni teatralnej przestrzeni ośmioosobowy skład muzyków równie zapa- oczom tłumnie zgromadzonej widowni uka- lonych do nowatorskich dźwięków, co sam zały się niezliczone ceramiczne przedmioty. pomysłodawca. W zespole spotykają się artyści Większość z nich okazała się być instrumen- związani z grupami: Małe Instrumenty (Jędrzej tami muzycznymi, niektóre stanowiły jedynie Kuziela) i Kormorany (Jacek Fedorowicz), spe- część dekoracji. W wypadku tego koncertu cjalista od bębnów (Wiktor Golc) oraz cztery właściwsze byłoby posłużenie się raczej defini- młode, utalentowane wokalistki (Joanna Błasz- cją instrumentu muzycznego, niż pojęciem in czyk, Olga Chojak, Joanna Gancarczyk i Alek- se – muzycy, korzystając z pomocy Wydziału sandra Gronowska). Trzy pierwsze z wymie- Ceramiki i Szkła wrocławskiej ASP, skonstru- nionych artystek poza zdolnościami wnoszą do owali przeróżne „przyrządy wytwarzające przedsięwzięcia rzetelne etnologiczne przygo- dźwięki”. Na hasło: „instrument” wyobraźnia towanie. Realizacja projektu wymaga wyciecz- podpowiada dobrze znane obrazy, natomiast 28 MUZYKA | K! słowo „przyrząd” nie nasuwa jeszcze konkret- samowitości Glinianych Pieśni. Oto pierwotny nych skojarzeń. Przyrządy projektu Antona to tytuł utworu jego ojca brzmiał 108: jedynka w znacznej mierze rzeczy nowe, o nieznajo- oznaczała pełnię, zero – pustkę, natomiast mych kształtach, wydające z siebie nieznajo- ósemka – duchową doskonałość. Nie dziwi za- me dźwięki. Część z nich można dość trafnie tem, że przy knedlikach szybko wyszło na jaw, porównać do innych (np. organów, cymbałów, iż zespół Litwińca składa się z ośmiu muzyków saksofonu, mandoliny, didgeridoo…), pozosta- i jednego mistrza koła garncarskiego (w tej roli łe zaś przywodzą na myśl tylko ogólne konota- Leri Pepidze – ceramik i wykładowca ASP), cje (muzyka etniczna, plemienna, obca, tajem- a założona przez Michała wytwórnia płytowa nicza). figuruje pod nazwą „Studiopustka”. Literki bez- Rzadki to przypadek w zachodniej ładnie rozrzucone po partyturze utworu Cze- muzyce, by artyści sami skonstruowali sporą cha, przy pomocy śliwowicy zebrane i ułożone część użytych instrumentów. Sytuacja kojarzy w sensowny ciąg, utworzyły zdanie: „It smells się raczej z pewną pierwotnością, z korzeniami like rain today”, a inicjały widniejące na papie- muzyki. Współgra to z resztą z podejściem Li- rze naprowadziły muzyków na Toma Waitsa. twińca do sztuki i jego wizją projektu: „powrót Jasne stało się, że kompozytor odniósł się w do ziemi” – to słowa, którymi artysta opisuje dziele do utworu Green Grass wspomnianego swoje obecne zainteresowania. Niesamowitość artysty, a nawet umieścił w nim wersy tej pio- drogi, jaką odbył zespół, polega na wielu zbie- senki, które w trakcie koncertu odśpiewał głę- gach okoliczności i unikalności całego przed- bokim i wyrazistym głosem Litwiniec. sięwzięcia. Ladislaw Anton stworzył partytury Wracając do sedna wydarzenia, jakim graficzne, na które składają się plamy barwne, był koncert: muzyka wykreowana przez zespół wzory i pojedyncze słowa. Nie używał nut, więc (słowo „kreacja” ma w tym wypadku niebaga- można się domyślać, że nie znał zapisu nutowe- telne znaczenie) była piękna dzięki swojej pro- go. Nie przeszkodziło mu to jednak w konstru- stocie. Dzieło otworzył szept doskonale nagło- owaniu dźwięków, w precyzyjnej pracy kompo- śnionych, puszczonych w wirujący ruch, mis. zytora. Zresztą zgodnie z założeniem, że pismo Po chwili zawtórowały mu potężne, ceramicz- nutowe jest niedoskonałe i nie da się w nim ne bębny, by zaraz ustąpić miejsca glinianym wyrazić pełni kompozytorskich zamiarów, cymbałom. Po lewej stronie scenę zawłaszczył można sobie wyobrazić, że graficzne obrazo- kobiecy chór, którego śpiew momentami zbli- wanie muzyki (pomysł sam w sobie nienowy) żał się do wokalnych wyczynów innego gościa jest koncepcją niezgorszą, a może nawet bliższą 32. PPA – Meredith Monk. Po prawej stronie, percepcji twórców i wykonawców. Syn Antona w świetle słabego reflektora, usadowił się garn- powiedział, że „nie ma obiektywnej możliwości carz, by na żywo, w takt muzyki toczyć naczy- odczytu tego zapisu”. Zasadne jest pytanie: czy nia podobne do tych, z których muzycy wydo- w ogóle możliwy jest obiektywny odczyt zapisu bywali dźwięki. Sugestia była czytelna: muzyka muzyki? jest wszędzie wokół, zaklęta w przedmiotach, Przed koncertem rozdano publiczno- uśpiona w człowieku. Kształtuje się dowolnie ści płyty CD zawierające rejestrację wywiadu podług woli twórców, daje wolność, ale ma z Ladislawem Antonem juniorem, przeprowa- swoje ograniczenia. dzonego w czeskiej stacji radiowej. Z płyt do- wiedzieć się można o kolejnych dowodach nie- ladislav anton Gliniane pieśni wykonanie w reżyserii Michała Litwińca Teatr Polski Scena na Świebodzkim premiera: 18.03.2011

29 K! | MUZYKA

Bartosz Porczyk jako Sprawca

Monika Gasek wać na warstwie muzycznej. Teksty tych utwo- rów niosą ze sobą sporą warstwę znaczeniową, która wymagała skupienia, żeby zostać zrozu- Sprawca, czyli debiutancki album znane- mianą. Jednak słowa wyśpiewywane miejsca- go Wrocławianom z ról w Teatrze Polskim mi w ogromnym tempie nie zawsze przebijały Bartosza Porczyka, miał swą prapremierę 19 się przez całą otoczkę wizualną, która mogła kwietnia 2011r. w tymże teatrze. Z wybiciem skutecznie rozpraszać uwagę widzów. Porczyk 20.00 widownia była już pełna, zgasły światła, podczas koncertu pokazał się jako artysta nie- a ze sceny zabrzmiał głos Bartosza Porczyka, banalny. Zarówno jako aktor, performer, twór- wygłaszającego wprowadzenie do pierwsze- ca, jednak najmniej jako piosenkarz. Zdawać go utworu, czyli tytułowego Sprawcy. Autor by się mogło, że w całym koncercie chodziło powtarzał ten zabieg przy każdym kolejnym bardziej o przedstawienie miejscami dość sur- utworze. W trakcie koncertu na scenie poja- realistycznych wizji autora, niż o same utwory, wiały się nowe rekwizyty, statyści i elementy które swą tematyką nawiązywały do zepsucia scenografii, które nawiązywały do tematyki społeczeństwa przez popkulturę oraz do pol- piosenek. Na tylnej ścianie sceny wyświetlane skiego show biznesu, który jest próżny i za- były animacje i zdjęcia przedstawiające wizje patrzony w siebie. Jako że i autor jest częścią artysty. Wszystko utrzymane w czarno-białej tego świata, teksty są również autorefleksyjne. stylistyce z „mięsistymi” dodatkami. Sam Por- Warstwa muzyczna całego koncertu była inte- czyk również wystylizowany był w dość intere- resująca, a aranżacje w idealny sposób pasujące sujący sposób. Ciężkie, wysokie buty, wojskowe do oryginalnych pomysłów autora sprawiły, że spodnie, kamizelka, a na niezasłoniętych par- wszystko zamyka się w atrakcyjną całość. tiach ciała miał umieszczone sztuczne tatuaże, Nie sposób było nie zauważyć dość również na głowie wystrzyżonej w punkowym oczywistych nawiązań do monodramu Smycz. stylu. Warstwa wizualna była dopracowana Osobom znającym dokonania aktorskie w najmniejszym szczególe, tak, żeby wszystko Porczyka mogło się wydawać, że to swego ro- tworzyło spójną całość. dzaju „powtórka z rozrywki”, oraz że w pew- Siedząc na widowni zapo- nym sensie widzą kolejną odsłonę najsłynniej- Sprawca mniałam, że kupiłam bilet szej roli aktora. Bartosz Porczyk na koncert promujący płytę, Reasumując, cały koncert jako wyda- a czułam się raczej jak widz rzenie artystyczne był bardzo ciekawy, jednak Teatr Polski całkiem niezłej sztuki teatral- jako wydarzenie muzyczne promujące płytę nej. Przez natłok wrażeń wi- pozostawiał pewien niedosyt, ponieważ była to premiera: 19.04.2011 zualnych płynących ze sceny bardziej „uczta” dla oka niż ucha. trudno było się skoncentro- 30 SZTUKI PLASTYCZNE | K!

Wyprzedaż

Krystyna Balicka łuszczącymi się już reklamami. Odnowił też zaniedbany, od dawna służący za toaletę ko- rytarz jednej z kamienic. Smutny jest fakt, że Od 15 kwietnia można wybrać się do galerii dialog, który artysta podjął z mieszkańcami, BWA Awangarda we Wrocławiu na wystawę nie należał do przyjemnych doświadczeń. Albo Wojciecha Gilewicza zatytułowaną Wyprze- był nękany przez dresiarzy w trakcie tworze- daż, która trwać będzie aż do 15 maja, a 14 nia, albo znajdował swoje prace bezsensownie maja w trakcie Nocy Muzeów w godzinach od zniszczone, albo jego dzieła były najzwyczaj- 18.00 do 24.00 ma odbyć się finisaż. Nie była niej ignorowane. Może stąd wziął się pomysł, to pierwsza wyprzedaż, w której miałam przy- żeby swoje działania przenieść do miejsca, jemność brać udział, jednak w odróżnieniu od gdzie będzie mógł liczyć na odzew w postaci znanego scenariusza tego typu wydarzeń, nie spontanicznej twórczości każdego, kto zapra- przebierałam w stosach kolorowych i przece- gnie odwiedzić BWA Awangarda. Będąc istot- nionych części damskiej garderoby, a zaopa- nym elementem całego tego performatywnego trzona w pędzle i tubki z farbami, razem z in- przedsięwzięcia, postanowił tworzyć obrazy na nymi uczestnikami wystawy, miałam wysilić oczach przechodniów i gości galerii oraz przez swoją wyobraźnię i pokryć otrzymane płótno miesiąc odkrywać tajniki swojego warsztatu. farbą, tworząc coś, co mogłoby być określo- Nie krępował się też udzielając rad malującym ne mianem dzieła sztuki. I choć swojej pracy ludziom. dziełem sztuki nie odważyłabym się nazwać, Zaintrygował mnie fakt, że Wojciech to z wielką przyjemnością pokrywałam swo- Gilewicz pod każdą z prac podpisze się swoim je płótno kolejnymi warstwami farby, mając imieniem i nazwiskiem. Zaintrygowało mnie za towarzystwo kilka innych malujących osób też to, że tego dnia, kiedy przyczyniałam się i krzątającego się po galerii Gilewicza w dresie do powiększania tego zbioru, a był to jeden pokrytym plamami, jak to na rasowego artystę z pierwszych dni tej wystawy, na ogromnych przystało. płótnach wiszących na ścianach można było ze Wojciech Gilewicz mieszka i pracuje zdumieniem odkryć, że pokrywała je już któraś w Warszawie i w Nowym Jorku. Na jego stronie z rzędu warstwa farby olejnej. Kolejni uczestni- informacyjnej czytamy: „W swoich pracach, cy Wyprzedaży bez skrupułów zamalowywali które sytuują się zazwyczaj na styku wszystkich twórczość swoich poprzedników, tym samym tych dyscyplin, Gilewicz podejmuje problem unicestwiając bezpowrotnie czasami naprawdę zacierania się granic między rzeczywistością wartościowe i ciekawe prace. Odniosłam wra- a jej przedstawieniem w sztuce”. Kilka lat temu żenie, że jakoś tak bez szacunku i bezrefleksyj- artystę zainspirowała fala rewitalizacji. W jed- nie podchodzono do tego, co ja nazwałabym nym z polskich miast zrealizował projekt po- w wielu przypadkach przemyślaną twórczością. legający na naprawie parkanu, zasłoniętego Być może także o to chodziło artyście. Cały ten 31 K! | SZTUKI PLASTYCZNE

projekt przywodzi na myśl graffiti, które naj- pierw funkcjonuje niezauważone, a które wraz z biegiem czasu jest zastępowane innym, po- tem dewastowane, aż w końcu zamalowywane, a ściana czeka i kusi, by w końcowym efekcie funkcjonować ze smętnym „HWDP” pośpiesz- nie napisanym czarnym sprayem przez jakiegoś chuligana. Czy w takim razie Wojciech Gile- wicz próbuje nam uzmysłowić, że taki właśnie stan sztuki zastajemy w XXI wieku, czy to tylko moja nadinterpretacja i nieuzasadnione rozgo- Wojciech Gilewicz ryczenie spowodowane staroświeckim wciąż - Wyprzedaż stosunkiem do dzieł sztuki? Może więcej wyjaśni się na finisażu, Wrocław, BWA Awangarda, gdzie będzie można obejrzeć film dokumen- tujący proces malarski oraz warsztaty z mło- 15.04 – 15.05. 20011 dzieżą, który przygotuje Telewizja Edukacyjna Pleple.tv. I jak można o tym przeczytać, film „tworzony jest z myślą o niezależnych działa- niach edukacyjnych w krajowych instytucjach kultury, które mają przybliżyć w świeży i no- watorski sposób medium malarstwa”. A tym- czasem ja czekając na finał, nie wydaję jeszcze ostatecznego wyroku.

Wideo-tranzyt przez ₪blok wschodni

globalnego tournée, trafiła do Centrum Sztu- Dagmara Domagała ki WRO. Ekspozycja zaprasza wrocławską wi- downię w podróż po państwach dawnego bloku wschodniego, aby pokazać okres transformacji, My, mieszkańcy demoludów, skupieni gdzieś jaki dokonał się w Europie w ostatnim dwu- na wschodnich terenach Europy, odcięci że- dziestoleciu. lazną kurtyną od mitycznego świata boskiego Transitland jest zbiorem stu filmów kapitalizmu. My, aspirujący do bycia Europej- z lat 1989-2009 wybranych z ponad trzystu prac czykami po roku 1989. My i przemiana, jaka artystów z dwudziestu czterech państw Europy zaszła w nas, w strukturach społeczeństwa, w Środkowowschodniej. Wszystkie filmy znaj- sferze obyczajów, polityki, ekonomii, a nawet dują się na dysku twardym podłączonym do sztuki. To my jesteśmy bohaterami zbioru wi- multimedialnego projektora, nazwanym przez deo-artów wybranych przez międzynarodowe kuratorów jukebox (ang. „szafa grająca”). I po- jury projektu Transitland. Wystawa, w ramach dobnie jak w szafie grającej widz skazany jest na 32 SZTUKI PLASTYCZNE | K! samotne eksplorowanie jej zawartości poprzez widz, nie mam nic przeciwko dodatkowej lek- klikanie w wirtualne przyciski. W wyborze fil- turze uzupełniającej. mów może zdać się na przypadek, sympatię do Po dwóch godzinach odbioru mul- konkretnych nazwisk, czy po prostu puszczać timedialnego przekazu, z łzawiącymi ocza- wszystko po kolei. Każdy musi znaleźć od- mi i obolałą kością ogonową stwierdziłam, powiedni dla siebie klucz. Kraj pochodzenia że różnorodność to największa słabość, a za- i atrakcyjność screenów umieszczonych przy razem atut tej wystawy. Uderzył mnie wręcz tytułach były moim kluczem w tym męczącym chaotyczny miszmasz stylów życia, sposobów doświadczeniu przeglądania i klikania. Męczą- ekspresji, środków artystycznych. Ale widzę cym, ale nie pustym. Obejrzenie wszystkich w tym nieuporządkowanym doborze wide- prac, choć zajmuje co najmniej kilka godzin, o-artów ideę organizatorów projektu Trans- według mnie, warte jest poświęconego czasu. itland. Przed 1989 rokiem cały blok państw Józef Robakowski, Artur Żmijewski, Supergru- Europy Środkowowschodniej postrzegany był pa Azorro czy kontrowersyjny (przez co sze- przez mieszkańców państw Zachodu jako ja- roko znany) film Kontestator mogą zabrzmieć kiś mroczny konglomerat. Zsowietyzowany, znajomo. Jednak większość filmów z jukeboxa, a zatem jednorodny. Demoludy były tworem przynajmniej dla mnie, była odkryciem. In- politycznym, konstruktem, który kojarzył się dustrialna estetyka pracy Gift Mike’a Stubbsa ze ściśle określonym stylem życia. Kuratorzy i Ulfa Langheinricha oraz zabawa konwencjami zabrali widzów w tę retrospektywną podróż, pop-artu i kampu w białoruskim wideo Capital aby obalić ten stereotyp, pokazać jak różnorod- po prostu mnie zafascynowały. Z wypiekami na ne i skomplikowane były i są państwa za żela- twarzy odkrywałam te nieznane mi dotąd ob- zną kurtyną przed i po jej rozdarciu. Dla mnie szary europejskiej sztuki multimedialnej. była to podróż wyjątkowa i osobista. Urodzona Oprócz jukeboxa Centrum Sztuki w okresie transformacji sama byłam świad- WRO wybrało do ekspozycji kilkanaście fil- kiem zmian, jakie zachodziły w naszym kraju. mów, które wyświetlane są w przestrzeni galerii. Tym chętniej dałam się porwać w ten tranzyt Dzięki krzesłom, fotelom i słuchawkom pozwo- przez blok wschodni. Ja, Polka. Ja, Europejka. lono widzom na prawie intymny odbiór każdej Ja, zobaczyłam, jak sama się zmieniam i dzięki z prac. Takie obcowanie sam na sam z dziełem jakim procesom zmieniać się mogę. pozwala zintensyfikować wrażenia i wejść w świat materiału filmowego. Doskonale odna- lazłam się w tej samotności, odcięta od rzeczy- wistości, która mogłaby zakłócić moje skupie- nie. A w ekspozycji znalazły się filmy śmieszne, lekkie, powierzchowne, ale też bardzo głębokie, aż czasem trudne w odbiorze, wręcz nieznośne. Najbardziej zapadły mi w pamięć dwie prace: I am Milica Tomić Milici Tomić oraz Waltz Ele- Transitland – wideo z Europy ny Kovyliny. Obie autorki przedstawiają świat Środkowowschodniej postrzegany oczyma kobiety. Są to wizje dające do myślenia, zaangażowane społecznie i poli- Centrum Sztuki WRO tycznie, dające bardzo szerokie pole do interpre- tacji, jednak są to punkty widzenia bardzo róż- 22.03.2011 – 23.04.2011 ne, bardzo indywidualne i tak samo osobiście trafiające do samego widza... kurator: Kathy Rae Huffmann Czy Transitland jest ekspozycją bar- dzo angażującą? Jej sens nie jest oczywisty, a sama idea gubi się w ogromnej ilości materiału filmowego. Klucza interpretacji można poszu- kiwać w publikacji towarzyszącej wystawie: Transitland pod redakcją Edit Andras. Zastę- pujące katalog eseje o sztuce, kulturze, polity- ce i nauce są kontekstem, w którym osadza się idea całego projektu. A ja, jako zaangażowany ₪ 33 K! | SZTUKI PLASTYCZNE

Tumskie iluminacje

Podwieszona pod portalem mostu Michał Kasprzak Tumskiego jemioła zastąpiła ubiegłoroczne niepasujące do otoczenia „miecze świetlne”. Kiedy wszelakie ozdoby spełniają swoje zada- Termin „ład przestrzenny” wszedł już na sta- nie? Odpowiedź jest chyba prosta: wtedy, gdy łe do słownika nie tylko nauki, ale i przecież po prostu zdobią. Zdaje się bowiem, że powie- polityki1. Mieszkająca ze mną specjalistka od szone na minione Boże Narodzenie przypomi- gospodarki przestrzennej z przekąsem pod- nające pionowo zawieszone kuchenne świe- szeptuje mi jednak na ucho, że z ładem prze- tlówki migające lampy tak dalece nie spełniały strzennym jest jak ze zrównoważonym roz- swojej funkcji, iż nie tylko dziennikarze niektó- wojem. Są to bardziej mgliście wyrażone idee rych wrocławskich gazet2, ale i sami przedsta- i koncepcje, do których się dąży, niż faktycznie wiciele ZDiUM-u3 zapomnieli o ich istnieniu, urzeczywistniane rozwiązania. W odpowiedzi podkreślając, że pierwszy raz most Tumski zauważyłem, że to trochę tak, jak z przedmio- zyskał świąteczną ozdobę. W przeciwieństwie tem namysłu krytyka artystycznego. Również do zeszłorocznych lodowato błyskających mie- w sztuce są pewne idee i koncepcje, do których, czy, jemioła świeci jednolitym, nieprzerwanym jak przynajmniej niektórym się jeszcze zdaje ciepłym światłem. Mimo prostoty wykonania, (a może chcą w to wierzyć), artyści dążą, które nie przyciąga w infantylny sposób uwagi, jak z różnym skutkiem są realizowane w konkret- w przypadku ubiegłorocznych ozdob. Niewąt- nym dziele sztuki. Różnica polega na tym, że pliwie ważne jest także to, że aktualna jemioła nad organizacją i semiozą przestrzeni dyskutu- powieszona została w miejscu, w którym na co je się jednak sporadycznie. dzień wisiał jej prawdziwy odpowiednik. Za Na okres świąt Bożego Narodzenia sprawą rekultywacji powojennej tradycji, most na Ostrowie Tumskim pojawiły się ozdoby. Są ten znów staje się Mostem Miłości4, co podkre- tylko w dwóch punktach (na moście Tumskim ślane jest przez współczesnych zakochanych i pl. Katedralnym), wydaje się zatem, że nie po- wieszających podpisane imionami kłódki (tra- winny znacząco wpływać na odbiór przestrze- dycja zaczerpnięta, jak rzekomo Włosi twier- ni. Oba dekorowane miejsca stanowią jednak dzą, z powieści Tylko ciebie chcę5). Władze część bodaj najważniejszego szlaku prowadzą- miasta, podobnie jak lokalne media, zdają się cego przez Ostrów: od Hali Targowej do ulicy dostrzegać tę oddolną inicjatywę społeczną. Wyszyńskiego. Po raz pierwszy tumska wyspa Wsparcie społecznie nadanego kontekstu ofi- otrzymała tak wyraziste dodatki na czas świąt, cjalną miejską ozdobą bezsprzecznie dodaje choć przecież nie pierwszy raz została ozdobio- Mostowi Zakochanych znaczenia. Tegorocz- na. Co z tego wyszło? na dekoracja tumskiego mostu jest pięknym przykładem na to, jak zinstytucjonalizowanie 34 SZTUKI PLASTYCZNE | K! modnego zjawiska podtrzymuje nadaną już wymiaru. Wydaje się, że są nie na miejscu. Te tożsamość miejsca. Powieszenie iluminacyj- obce koncepcyjnie obiekty nie przystają ani nego odpowiednika jemioły wpisuje się zatem formą, ani materiałami do przestrzeni, w której idealnie w kulturalną koncepcję odrzańskiej zostały umieszczone. Nie bez powodu reakcje przeprawy, której społecznie wypracowana toż- przechodzących obok były skrajne: albo wy- samość tym samym nie tylko jest zachowana, mowna ignorancja, albo też emocje, które za- ale i dekoracyjnie podkreślona. praszały ich do wygłupów pomiędzy kulami – Od tej właśnie konstatacji należy – bujaniem szkieletów, próbami przemieszcza- wyjść, przechodząc do drugiego rodzaju świą- nia ich czy wreszcie fotografowaniem się po- tecznych dekoracji tumskiej wyspy. Piątego śród nich z zabawnymi minami. Zaszczepione grudnia rozpoczął się na placu Katedralnym mi za sprawą studiów uprzedzenia początkowo montaż różnych rozmiarów kulistych szkiele- zwęszyły w śnieżnych kulach artystyczną pro- tów. O ile ozdoby na Ostrowie to jeszcze świeża wokację. „Environmental art na placu Kate- tradycja, pojawienie się iluminacji na samym dralnym?” – pomyślałem, gdy ujrzałem po raz placu Katedralnym to całkowita nowość. Sęk pierwszy zestaw skrzących się obiektów. Nie bez w tym, że niewielu zapewne wiedziało o tym, powodu jednym z określeń, które nieustannie że „śnieżne kule”, jak chce ZDiUM, są w ogóle przychodzi mi do głowy jest termin „instala- iluminacją. Niewidoczne bez badawczego przy- cja”. Tak też bowiem w ostateczności niektórzy patrywania się, lampki na tych konstrukcjach z przechodniów traktowali kule. Chodząc mię- zapaliły się dopiero po kilku dniach. W między- dzy nimi, jak mniemam, analizowali zamysł czasie wrocławianie zdążyli już zainteresować mitycznego autora, co przecież jednoznacznie się dziwnymi strukturami, zwłaszcza że przez odsyła do zachowań przejawianych w obliczu pierwsze dni wrocławskie służby porządkowe sztuki. Jak sądzę, wielu z tych, którym dana była często krzątały się wokół nich, co dodatkowo możliwość obejrzenia na własne oczy dekora- intrygowało. Sam zastanawiałem się, ile można cji, nie przyszło z początku do głowy określenie coś poprawiać przy kilku połączonych kablami „ozdoba”, choć do takiego wniosku po minucie, kulistych szkieletach. dwóch przechadzania się między kulami i in- Na podstawie zniknięcia zeszłorocz- terpretowania tego, co widzą, z zafrapowaniem nego świetlnego drzewa, które zainstalowane ewidentnie dochodzili. było przy północnej fasadzie Archikatedry To nieustanne eksplorowanie prze- Wrocławskiej, wnioskuję, że w tym roku ma strzeni wystawienniczej doprowadziło do je zastąpić całe pole różnej średnicy kulistych tego, że jeszcze przed punktem kulminacyj- struktur. Sądzę, że jest to zmiana na gorsze. Nie nym – Bożym Narodzeniem – z obawy przed chodzi jednak o to, że pomysł zrealizowany zo- przechodniami, dostęp do kul został odcięty. stał nierzetelnie. Skrzące się, pokryte srebrnymi Ogrodzone metalowymi bramkami z betono- łańcuchami i lampkami szkielety zostały rów- wymi fundamentami nabrały jeszcze bardziej nomiernie rozmieszczone na całym trawniku groteskowego wymiaru. Odniosłem wrażenie, placu. Niewątpliwie cała instalacja przygoto- że kule mają tu być i basta! Widocznie odpo- wana została pod spodziewane opady śniegu. wiedzialnym za świąteczne dekoracje łatwiej Mimo że pogoda spłatała figla – dotychczas (30 było przyjąć, że wrocławianie nie są jeszcze go- grudnia 2011) nie spadł jeszcze ani gram białe- towi na obcowanie z tymi ozdobami niż podjąć go puchu – wykonawcy skrzętnie ukryli czarne refleksję, iż być może to same kule prowokują wijące się kable pod dostatkiem zeschniętych swoim niewkomponowaniem się w otoczenie. liści (widać pomniki przyrody posiadają więcej Obce architekturze sakralnej twory z obcych walorów niż może się na co dzień zdawać). Gdy tworzyw sztucznych; jeszcze bardziej srebrne dzień czy dwa po montażu kul ktoś pod osłoną i błyszczące wobec stonowanych barw otaczają- nocy pomógł jednej z nich wybrać się na krótki cych budowli; w miarę rozglądania się dokoła, spacer do skrzyżowania z ulicą św. Józefa, na- w zderzeniu z przemyślanymi i dopracowany- stępnego dnia z rana szybko interweniowano. mi w każdym szczególe dziełami sztuki archi- Problem nie tkwi w realizacji, lecz tektonicznej, coraz bardziej tandetne i schema- w samym miejscu do niej przeznaczonym. Geo- tyczne. Wreszcie ogrodzenia: komponujące się metryczne błyszczące się szkielety, w obliczu jedynie z rusztowaniami rozstawionymi przy otaczających je zewsząd zabytkowych, głównie wschodniej elewacji budynku. sakralnych budowli, nabierają groteskowego 35 K! | SZTUKI PLASTYCZNE

W obliczu zainstalowanych ozdób nocy obiektów. Widocznie formuła prowokują- kolumna Chrystusa Króla Wszechświata na- cej instalacji wyczerpała się jeszcze przed próbą biera trywialnego charakteru. Nieumiejętne Ostateczną... przemieszanie porządków (statua znajduje się Miasto jest szczególnym tworem. Po- w samym centrum placu Katedralnego, górując wstaje w wyniku działań, które rozpatrywać nad nim, kule rozlokowane zostały wokół niej) można na tak wielu płaszczyznach badaw- tworzy wrażenie moralnego kiczu. Przypusz- czych, że ogarnięcie tego chaosu zdaje się nie- czam, że to ta nieautentyczność doprowadziła możliwe. Z założenia to sztuka jest przedmio- do traktowania przez przechodniów i turystów tem refleksji krytycznoartystycznej. W mieście świecących ogrodzonych szkieletów jako arty- mnogość porządków miesza się ze sobą, sztuka stycznej prowokacji, swego rodzaju wygłupu, zaś stała się nieodłączną jego częścią. Nie cho- który orzeźwiać miał skostniałą przestrzeń wo- dzi tu przecież tylko i wyłącznie o wolnostojące kół katedry. rzeźby, twory postawione w specjalnie do tego Pokuszę się o swoiste rozróżnienie, przeznaczonych miejscach. Ba, nie jest to je- gdyż, jak uważam, kule oddają świąteczną at- dynie kwestia ornamentów zdobiących fasady mosferę: jest to jednakże aura świąt w wydaniu przyulicznych budynków. Od kiedy bowiem galerii handlowych, jarmarku znajdującego się zdano sobie sprawę z doniosłego wpływu prze- na Rynku, nie zaś zwiastun Bożego Narodze- strzeni na sposób i jakość życia, publiczne te- nia, który panował podczas adwentu, a następ- reny miasta, prócz wymiaru funkcjonalnego, nie bożonarodzeniowego okresu w katedrze, poczęły być kształtowane estetycznie. Współ- seminarium czy instytucjach kościelnych oraz czesny rozwój takich dziedzin jak gospodarka większości budynków mieszkalnych Ostrowa. przestrzenna czy architektura krajobrazu wień- Nie mam zamiaru być tutaj niczyim adwoka- czy dotychczasowe starania mające na celu tem, bo też, sądzę, Kościół go nie potrzebuje stworzenie nauk zdolnych kreować przyjazne (wszak dopuścił montaż kul na placu Katedral- ludziom środowisko życia. nym). Osoba odpowiedzialna za decyzję insta- A może krytyk nie powinien dociekać lacji kul nie tylko nie brała pod uwagę specyfiki i interesować się ozdobami świątecznymi? otoczenia i charakteru miejsca, ale i zaprojek- towała na przestrzeń placu Katedralnego spe- cyfikę całkowicie odmiennego miejsca, inny charakter. Być może padłem ofiarą własnego Przypisy: stereotypu – jednakowoż tego rodzaju ozdoby nie bez powodu kojarzą mi się z tymi zachę- 1 Zob.: Ustawa z dnia 27 marca 2003 r. o planowaniu cającymi do korzystania z komercyjnej otoczki i zagospodarowaniu przestrzennym, za: świąt. Przecież dotychczas królestwem monto- http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=W- wanych przez miasto dekoracji świątecznych DU20030800717 [30.12.2011]. były przede wszystkim przestrzenie handlowe. Czy ta niezauważona przez podejmujących de- 2 Np.: Na moście Tumskim zawiśnie jemioła dla cyzje próba wklejenia obcej estetyki rzeczywi- zakochanych, Gazeta.pl Wrocław, http://wroclaw. ście bulwersuje tylko mnie? gazeta.pl/wroc law/1,35771,10683677,Na_moscie_ Ostatecznie, skoro inni doszukali się Tumskim_zawisnie_jemiola_dla_zakochanych.html w śnieżnych kulach prowokacji – pozostawiam [30.12.2011]. na boku jakiego rodzaju (artystycznej, religij- nej, politycznej [...]) – postanowiłem spraw- 3 Zob.: Zarząd Dróg i Utrzymania Miasta, Ilumi- dzić, czy w chwili, do której rzekomo powinny nacja świąteczna, http://www.zdium.wroc.pl/view/ być przeznaczone, batalion skrząco-błyszczą- index/155 [30.12.2011], wyszczególnione tłustym cych się obiektów zdał egzamin. Innymi sło- drukiem w tekście. wy, sprawdziłem, czy kule świeciły się na czas otwierającej uroczystość Narodzenia Pańskie- 4 Por. Br. Zathey, Opowieści wrocławskie, Oficyna go nocnej mszy powszechnie zwanej pasterką. Wydawnicza Sudety, Wrocław 1997, s. 25-26. Niestety nie. Ludzie szli i wracali z katedry. Od nikogo z mijających mnie nie usłyszałem 5 J. Bomersbach, Kłódki z włoskiego romansu, wzmianki na temat ogrodzonego trawnika otowroclaw.com, http://otowroclaw.com/news. placu Katedralnego i majaczących pod osłoną php?id=59176 [30.12.2011]. 36 LITERATURA | K!

Kiedy milczenie krzyczy

Anita Skrzypczak tylko i wyłącznie atut tych wierszy. Czytając je, nie musiałam się zastanawiać nad ich prawdzi- wością. Wzięłam to za pewnik. Nie było tam Krystyna Miłobędzka to poetka, którą trudno gierek i tanich chwytów językowych, które zaklasyfikować. Nie poddaje się ona bowiem miałyby pełnić rolę efektów specjalnych sprzy- różnym modom literackim, nie identyfikuje się jających krótkotrwałym zachwytom. Była jedy- z żadną konkretną grupą programową. Jest fe- nie surowość słowa, słowo w jego czystej posta- nomenem na gruncie naszej literatury. Niewąt- ci. Raz było to słowo mówione jakby szeptem, pliwie jest autorką docenioną przez krytykę, raz słowo postrzępione krzykiem, a pomiędzy o czym świadczą liczne nagrody oraz nomina- nimi enklawy spokoju w postaci długich pauz. cje, które towarzyszą jej twórczości. Ceniona, Szybko się jednak okazało, że te puste miejsca, jednak popularna tylko w wąskich kręgach które dominowały, też potrafią przemawiać. Co odbiorców. Jej poezja jest trudna i niezwy- ważniejsze, „krzyczały” do mnie głośniej niż kle świadoma, ulokowana na granicy różnych lingwistyczne zabiegi wyeksponowane poprzez światów. W jej twórczości świat milczenia wal- różne konfiguracje literowe. Z każdym -wier czy ze światem słowa. Wyjątkiem w tej materii szem wiążą się inne emocje. Tomik można czy- nie jest również jej kolejny tomik zatytułowany tać na różne sposoby, ponieważ wielość sensów Po krzyku. w nim zawartych pozwala na odnajdywanie Tomik otwiera trójwersowy wiersz – ciągle nowych ścieżek interpretacyjnych. – „Śpiesz się / mów się / zostaje ci ta chwila”. Miłobędzka konstruuje zanegowaną U Miłobędzkiej słowo staje się nieograniczone, rzeczywistość – jej wiersze są wyrazem świado- budowane pośpiesznie ma uchwycić umykającą mości nieopowiadalności świata. Mówi o tym, gdzieś chwilę. Zatem już od pierwszych stron że jest od niepoczątku do niedokońca, a wszyst- książki mamy do czynienia z poezją minima- ko, na co ją stać, to zwyczajna – niedorozmowa. listyczną w kwestii słowa. Później wiele się nie Co mnie uwiodło w tych wierszach? Nie potra- zmieni, na dalszych kartach tomiku będą poja- fiłam od razu odpowiedzieć sobie na to pyta- wiać się podobne sytuacje – wiersze zamknięte nie. Myślę, że była to subtelnie przedstawiona w kilku słowach, odarte z formy, pozbawione nieuchronność zdarzeń, która dotyczy każdego reguł gramatycznych i tytułów. Pojawiają się z nas. Niezwykłość odnajdywana w zwykłości zdania, czy nawet hasła, będące wierszami. – czy to możliwe? Wydaje mi się, że fenomen W poezji Miłobędzkiej aż roi się od wierszy- poezji Miłobędzkiej tkwi w mocy sprawczej jej linijek np. „kocham cię razem z twoją śmier- słowa. I nie mam tu na myśli zwykłej migawki cią”, „wspólna wkrzyknięta w ludzi”, „wżarty we wyobrażeniowej, raczej konstruowanie realnej mnie znak dzielenia” albo „powiedz coś świe- rzeczywistości poprzez wyjątkowość na pozór cącego na drogę – idzie noc”. Był to dla mnie zwykłego słowa. Z pewnością można pokusić 37 K! | LITERATURA

się o stwierdzenie, że autorka łamie czytelnicze wija się gdzieś podświadomie, to wykrzyczane stereotypy. Czy poezja stroniąca od słów może brzmienie rozbudza refleksje. Sama autorka być wybitna? Mam wrażenie, że może być. mówi o tym, że została wkrzyknięta w ludzi Trudny wiersz złożony z prostych słów – brzmi w jednym z utworów. Poetka bywa niestrudzo- banalnie, a jednak w tym stwierdzeniu jest ja- na w badaniu życia, zwraca uwagę na szczegó- kaś prawda. Poezja pozbawiona niepotrzeb- ły będące zwiastunem istnienia. Momentami nych słów to poezja niezwykle precyzyjna. wydawać się może czytelnikowi, że egzysten- W wierszach tej autorki dużo jest za- cja zarysowana przez Miłobędzką jest jedynie stanawiania się, niepewności – przez co według „byciem ku śmierci”, to gorzkie rozpoznanie mnie nabierają one wartości, stają się niezwy- nie musi być jednak ostateczne. Autorka sięga kle ujmujące. Wiele aspektów świata zostaje po całe spektrum poetyckich środków ukazu- poddanych w wątpliwość, może stąd taka duża jących nam jej spojrzenie na rzeczywistość. oszczędność. Możliwe, że Miłobędzka nie chce Używa różnych zabiegów artystycznych – kata- rzucać słów na wiatr, dlatego czasem wybie- chrezy, anakoluty, solecyzmy. To, co istnieje po- ra milczenie. Słowa milczą, a biała przestrzeń wszechnie jako błąd językowy, u Miłobędzkiej kartki przemawia – świat a rebours, a właściwie jest poprawne. Ta poezja zdecydowanie rządzi poezja a rebours. Miłobędzka nie boi się czynić się własnymi prawami, co dla niektórych może wyznań, przyjmuje w pewnym sensie konwen- być irytujące, choć dla mnie nie jest. Poezja pa- cję spowiedzi, mówi w jednym ze swoich utwo- radoksów, sztuka słów, która odczarowuje zna- rów – „od rana męczę się nad celnością słów, czenia, nadaje nowe sensy, świadomy ekspery- nie pamiętam kogo miały zabić, nie mam słów, ment – tak można opisać tomik Miłobędzkiej. nie mogę nawet oniemieć”. Niezwykle ważne Choć Po krzyku nie jest wyrafino- było dla mnie odkrycie, że poetka postanowi- wanym laboratorium stylistycznym oraz nie- ła wtajemniczyć czytelnika w proces tworzenia przewidywalną grą z formą, należy to czytać się wierszy. To sprawia, że jakby trwamy wraz z uwagą. Wyzwanie stanowi tutaj poszukiwanie ze słowem. W pewnym sensie czujemy się istoty rzeczy w słowach prostych, wręcz brud- współodpowiedzialni za nie. Takie zapisy tek- nych i matowych. W tej poezji jest miejsce na stowe potęgują również wrażenie, że autorka wspomnienie bliskie i intymne, ale nigdy nie próbuje ukazać dzieło literackie w trakcie jego jest ono przesadnie nostalgiczne i melancho- tworzenia. Co ważniejsze, sama Miłobędzka lijne, nadmiernie czułostkowe. U Miłobędz- przyznaje się, że często towarzyszy jej świado- kiej można doświadczać nieustannie siły braku mość niemożności zapisu: „Te zapisy. No takie słów; braku słów, który paraliżuje swoim uni- są, nie takie jakbym chciała. Zawsze słabsze od katowym brzmieniem. Uważam, że zdecydo- tego co właśnie jest. Wloką się latami, nie mogą wanie warto dać się uwieść tej liryce. Liryce zdążyć. Niegotowe, niecałe, pełno w nich dziur pełnej prawdziwości, liryce niezwykle staran- (gdyby chociaż świeciły pustkami). Nie potra- nej, precyzyjnej, ascetycznej, kontemplującej fię zagadać tych dziur. Moja wina, nie umiem. słowo, liryce – milczącokrzyczącej do nas. I nawet tego, czego nie umiem, nie umiem powiedzieć”1. Tytułowy krzyk prześladuje czy- telnika wierszy Miłobędzkiej, jego echo roz- Przypisy:

1 Jarosław Borowiec, „Pisze się tak, jak toczy się życie”, rozmowa z Krystyną Miłobędzką, Po krzyku [w:] Miłobędzka wielokrotnie, red. P. Śliwiński, Krystyna Miłobędzka Wydawnictwo Wojewódzkiej Biblioteki Pu- blicznej i Centrum Animacji Kultury w Pozna- niu, Poznań 2008, s. 35. wydawnictwo: Biuro Literackie rok wydania: 2004

38 LITERATURA | K!

Radość poszukiwań, możliwość znalezienia

Teresa Szczepańska czujnym okiem nauczycieli, wchodzi w jakąś inną przestrzeń – ucieka się na wolność. Za ramami czeka już przygoda i nieskrępowana Sztuka ucieka krytykom, wymyka się niepo- radość. W ten sam sposób Markowski zbiega strzeżenie poza ramy intelektu i specjalistycz- w sferę ukochanej sztuki, by z erudycją najwyż- nych aparatów interpretacji. Nie interesują ją szej klasy mówić o radościach, jakie przyspa- trafne klasyfikacje, mądre klasyczne teorie, rza zwyczajne spotkanie ze światem i sztuką. analizy szyte na wymiar. Zamiast przylepiać Każdy esej to ekstatyczna opowieść o tym, co jej profesjonalne frazesy, lepiej uciec wraz z nią w sztuce osobiste, prawdziwe, odwieczne. Czy w sferę niedostępną krytykom i znawcom – podążamy za narratorem by słuchać Szehereza- – w przestrzeń osobistych doznań i dialogów dy, czy biegniemy za nim w szaleńczym tour de z ziełem. Do takich wniosków dochodzi Mi- muzeum – wszędzie towarzyszy nam jego pa- chał Paweł Markowski w swojej najnowszej sja odkrywania głębokich, jedynie chwilowych książce Słońce, możliwość, radość. Niewielka znaczeń we wciąż zmieniającym się kalejdo- książeczka jest zbiorem esejów dotyczących skopie sztuki i życia. sztuki malarskiej, fotograficznej, literackiej. Książka może być doskonałą inspiracją Jest podróżą estetyczną po bardzo osobistych do własnych poszukiwań. Dlaczego nie zatrzy- archipelagach sztuki. Markowski – wybitny li- mać się w ciszy, by zobaczyć nad sobą słońce? teraturoznawca i tłumacz – porzuca naukowy Dlaczego nie spróbować smaku piękna takie- ton, by opowiedzieć o doznaniach życia, este- go, jakie właśnie staje się na naszych oczach? tyki i słowa w najszerszym zakresie. Każde dzieło sztuki może rozbłysnąć W książce sztuka wychodzi poza ramy tysiącem znaczeń lub stać się podpo- obrazów i kadry zdjęć, żeby niepostrzeżenie wiedzią, gdzie dalej szukać. Forma Słońce, możliwość, połączyć film z malarstwem, opowieść z ży- książki przypomina nieco przewod- radość ciem, Alicję z Krainy Czarów z Arturem Rim- nik, który jednak może zwieść na Michał Paweł Markowski baud, przeszłość z przyszłością, obrazy Bacona manowce. Podążając za Markowskim z dziełami Hoppera. Przed czytelnikiem otwie- ma się uczucie ciągłej pogoni – nie ra się nieskończony obszar możliwości, gdzie sposób dorównać mu kroku, a kiedy wydawnictwo: Czarne cielesne przeżywanie egzystencji wcale nie jest wydaje się, że jesteśmy tuż, tuż od od- gorsze od intelektualnego. krycia jakiejś jego tajemnicy, dotarcia rok wydania: 2010 Na okładce zamieszczono obraz Ucie- do skarbnicy sensów, narrator ucieka kając krytyce Perego Borella Caso – przedsta- nam z chytrym uśmiechem na twa- wia on chłopca przechodzącego przez ramy rzy. W tym kryje się sens książki. Słońce, moż- obrazu z twarzą zarumienioną i z podekscy- liwość, radość to nie zbiór gotowych sądów, to towaną miną. W ten sposób ucieka się przed przyczynek do samodzielnych poszukiwań. 39 K! | FELIETON

Ku chwale futuryzmu!

Dagmara Domagała i patrzyłam przez dobre kilkanaście minut. Być może całkiem świadomie WRO zapewniło sobie zaczepną reklamę aktual- Rzeźba pomnikowa we Wrocławiu staje się słu- nej ekspozycji. Moving Stories, czyli „rucho- gą marketingu i PR-u. Wystarczy rozejrzeć się me historie”, „ruchome” lub „poruszające”, dookoła i spostrzec wszechobecne reklamy w jak poruszające się nogi czerwonego kraba. postaci figurek krasnali. Niemal każda insty- I choć na ekspozycji jeszcze nie byłam, bo za tucja, niemal każdy bar, niemal każdy sklep każdym razem, kiedy jestem w pobliżu WRO, z akcesoriami AGD ma swoją miniaturową z fascynacją oglądam balet w mechanicznym rzeźbę, która stojąc u progu naznacza miejsce wydaniu, to taki pędzący ku nowoczesności typ Znakiem Jakości Krasnala. Każdy z tych ma- reklamy zdecydowanie celniej do mnie (a może łych bohaterów ulicy wręcz krzyczy do poten- i we mnie) trafia. cjalnego klienta: „Wejdź tutaj! To jest najlepsze Kiedy marketing i sztuka spotyka- miejsce!”. ją się na jednym, miejskim podwórku, mam Pomnik historyczny również staje się ochotę zakrzyknąć za futurystami, żeby zbu- coraz mniej ciekawy w formie i treści. Zwłaszcza rzyć wszystkie pomniki i zbudować miasto ze każdy z tych starych, rozsypujących się, które stali. Zwielokrotnione nogi kraba sprzed WRO ozdabia się kolorowym motylkiem promującym przypominają mi futurystyczne próby malar- Wrocław jako Europejską Stolicę Kultury 2016. skie. Ruch, dynamika, pęd ku nowoczesności, Tym większe było moje zdziwienie, a nie mało twórcza refleksja na temat tego, co kiedy przechodząc obok Centrum Sztuki WRO dawno przeminęło. Tego brakuje w przestrzeni ujrzałam TO. Czerwony, stalowy, sześcionoż- Wrocławia. Postuluję więc zastąpienie Znaku ny stwór, błyszczący i poruszający się leniwie Jakości Krasnala Znakiem Jakości Mechanicz- w słońcu. Rzeźba? Nie-rzeźba? Zwierzę? Maszy- nego Kraba! na? Instalacja przypominająca wielkiego kraba nie dała oderwać od siebie oczu. Więc stałam 40 Ⓞ k! k!k! k! k! Ⓞ k! K!K!