bezpłatny Dodatek

z charakterem

Bruno Dumont

Terry Gilliam

Anja Breien

Andrzej Munk

Werner Nekes

J a c k S m i t h

M a r i u s z W i l c z y ń s k i

Nowe bieguny kina

„Pokolenie Nowych Horyzontów” – takie określe­ krytyczne wobec rodzimej mitologii kino wydaje się nie padło podczas zeszłorocznej, jubileuszowej edy­ aktualne bardziej niż kiedykolwiek. cji festiwalu, a samo zjawisko doczekało się nawet Jednakże poszukując „twórców z charakterem”, or­ osobnej publikacji. I choć dobrze jest zachować po­ ganizatorzy ENH proponują przede wszystkim zjawi­ dejrzliwy dystans wobec wszelkiego rodzaju pokole­ ska dotychczas nieznane bądź ledwie muśnięte. Zna­ niowych szufladek, tworzonych zwykle przedwcześ­ komitą lekcją kobiecej wrażliwości będzie z pewnością nie i na wyrost, to jednak skala i oddziaływanie kino Anji Breien, autorki brawurowej trylogii „Żony” wrocławskiego festiwalu nie pozostawiają w tym i reprezentantki kinematografii norweskiej, szczególnie względzie żadnych wątpliwości. Era Nowe Hory­ obecnej podczas tegorocznej edycji ENH. Program festi­ zonty to impreza, która wkraczając w drugą dekadę, walu, zgodnie ze swoim przesłaniem „poszerzania ho­ zdążyła „wychować” całkiem spore grono entuzja­ ryzontów”, z roku na rok coraz więcej miejsca poświęca stów – bardziej kinofilów niż kinomanów, bo przed­ także twórczości z pogranicza filmu i innych sztuk wi­ kładających świadomy i krytyczny odbiór ponad licz­ Pokazy zualnych. Na fascynującą wyprawę w prehistorię kina bę obejrzanych tytułów. Bo szukających na ekranie specjalne zaprasza eksperymentalny twórca Werner Nekes. Sur­ nie tylko chwilowej ucieczki od rzeczywistości, ale filmu „Pina” realistyczną przygodą, która – jak pisze Adriana Pro­ także intelektualnych czy estetycznych wyzwań. Co deus – „ma szansę zmienić polski kanon awangardy”, w kinieH elios: istotne, kinofilia nie kończy się wraz z wrocławskim jest połączenie performance’u i kina w wydaniu innego 22, 23, 29 festiwalem, ale promieniuje w rozmaitych kierun­ i 30 lipca filmowego ekstremisty, Jacka Smitha. Znajdą też coś dla kach. Dość przypomnieć rewolucyjną inicjatywę siebie tropiciele kulturowych smaczków: we Wrocławiu „Restart polskiego kina”, która narodziła się w ubie­ czeka nas jedyny w swoim rodzaju przegląd perwersyj­ głym roku właśnie we Wrocławiu – miejscu, gdzie szczególnie boleśnie nych japońskich erotyków spod znaku pinku eiga. A jeśli ktoś z rozrzew­ wypada konfrontacja rodzimych filmów ze światowymi osiągnięciami. nieniem wspomina animowane przerywniki z TVP Kultura, opowiadające Siłą festiwalowego programu, prócz jego niesłabnącej różnorodności o skomplikowanym życiu uczuciowym pewnej myszy, na pewno ucieszy i nieustającego podnoszenia poprzeczki, jest z pewnością zachowywa­ go przegląd animacji Mariusza Wilczyńskiego, artysty dotychczas bardziej nie ciągłości. Przez kolejne edycje wrocławskiej imprezy przewijają się cenionego w Nowym Jorku niż w Warszawie. nazwiska twórców, którzy już zawsze rozpoznawani będą przez nas jako Tym wszystkim dzielą się z Państwem na łamach niniejszego dodatku „nowohoryzontowi”. Kimś takim jest bez wątpienia Bruno Dumont – fi­ autorzy, którym szczególnie bliskie jest kino uprawiane przez wspomnia­ lozofujący minimalista, twórca znanej z naszych ekranów „Hadewijch”. nych „twórców z charakterem”. Stanowi ono zaledwie niewielki wycinek W tym roku zobaczymy we Wrocławiu pełną retrospektywę jego twór­ propozycji programowych tegorocznego festiwalu Era Nowe Horyzonty. czości, zapoczątkowanej nagrodzonym w Cannes „Życiem Jezusa”. Prze­ Jednakże obok poukładanych w liczne kategorie pokazów konkursowych, ciwległy biegun współczesnego kina zajmuje Terry Gilliam, wywodzący obok wystaw i koncertów, które zawsze przyciągają festiwalową widow­ się z grupy Monty Pythona niestrudzony iluzjonista kina – twórca niby nię, szczególnie chcielibyśmy Państwu polecić nazwiska tych, którzy wyty­ w Polsce doskonale znany (choćby z „Fisher Kinga”, „12 małp” czy „Par­ czali (i wytyczają) nowe drogi w historii kina. Jeśli istnieje coś takiego, jak nassusa”), ale często bagatelizowany z racji mniejszego „ciężaru gatun­ postęp w sztuce, to składają się nań nie tylko przełomowe dla jej rozwoju kowego” jego filmów. Właśnie podczas festiwali takich jak ENH mamy wynalazki, ale także niespokojne poszukiwania nowego języka, który – okazję przewartościować swoje dotychczasowe wyobrażenia i sądy na wbrew opinii malkontentów – w kinie wcale się nie wyczerpał. Dobrym temat zjawisk pozornie oczywistych. Jednym z głównych bohaterów tego­ przykładem podwójnie rozumianej innowacyjności jest tutaj Wim Wen­ rocznego festiwalu będzie Andrzej Munk – gorzki ironista naszego losu, ders, którego zrealizowana w technologii 3D „Pina” ma uświetnić w tym klasyk Polskiej Szkoły Filmowej. W dzisiejszej polskiej rzeczywistości jego roku wrocławski festiwal.

tekst A NITA PIOTRO W S KA

redakcja: Anita Piotrowska, opracowanie graficzne: Maja Tokar, Karolina Kępa, przygotowanie do druku: Jarosław Głowacki, Szymon Błoński, zdjęcia: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty

Dodatek „TwÓrcy z Charakterem” powstał z okazji 11. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Era Nowe Horyzonty, ktÓry odbędzie się w dniach 21–31 lipca 2011 we wrocławiu.

DODATEK III Bruno Dumont – człowiek z Bailleul

Twórca „Ludzkości” warstwa po warstwie zdziera z nas romantyczne wyobrażenia na temat miłości, męstwa, sprawiedliwości czy odwagi.

Francuz Bruno sona, czy raczej mieści się w nurcie wypływa z bohaterów i nawadnia Dumont to jeden z ulubieńców fe­ Nowego Francuskiego Ekstremizmu, okoliczne płaskie, brunatno-zielo­ stiwalu, od lat obecny w progra­ w którym młode pokolenie filmow­ ne pola, przestrzenie pustki i niena­ mie głównego konkursu Nowe Ho­ ców poprzez ekranową przemoc zwanego braku. Zapatrzony w osią­ ryzonty. Wielokrotnie nagradzany i seks manifestowało rozczarowa­ gnięcia radzieckiej szkoły montażu na światowych festiwalach, m.in. nie „kulturą papy”? W dodatku jako z Lwem Kuleszowem na czele, re­ w Cannes, wciąż pozostaje outside­ reżyser jest bezczelnym samoukiem: żyser tworzy znaczenia, zestawiając rem współczesnego kina. Jego filmy filozof z wykształcenia, tak chętnie ze sobą pozornie neutralne ujęcia. – osobne, zbudowane z krajobra­ podejmujący się przemyślanych eks­ Emocjonalna barwa, napięcie poja­ zów i ludzi, wyrosłe z doświadczenia perymentów filmowych, warsztatu wia się na ich styku – kiedy obra­ prowincjonalnego życia we flandryj­ uczył się na ulicy, kręcąc reklamówki zy znajdują się obok siebie lub też skim Bailleul, skupione na codzien­ dla drobnych przedsiębiorców z ro­ z pewnej odległości korespondują ności – dopiero z dystansu zysku­ dzinnego Bailleul. ze sobą. Kontemplacja spowolnio­ ją symboliczny ciężar. Ich znaczenie W swoich filmach kreśli Dumont por­ nej realności przechodzi po projekcji „staje się” w głowie widza daleko po tret ludzkości – to poważne zadanie. w intensywną pracę umysłu, mającą zakończeniu projekcji. Najbardziej ujmuje intuicja, z jaką ustalić fakty i ich niełatwe wzajem­ W poszukiwaniu wybiera swoich aktorów. Naturszczy­ ne związki. Kino Dumonta zawsze „wewnętrznego cy, z trudem namówieni do współ­ jest wyzwaniem. Reżyser walczy człowieka” pracy, stają się, nawet jeżeli nieświa­ z przyzwyczajeniami widzów, choćby Przede wszystkim reżyser sprawia domie, współautorami filmu. Oddają w kwestii ekranowego czasu, chęt­ trudności. Jego filmy nie są przy­ postaciom swoje życie, swoją oso­ nie też dekomponuje klasyczne fil­ jemne czy wzruszające, są drażniące bowość, gesty, a przede wszystkim mowe gatunki, podszywając się pod

Flandria i niepokoją. Dumont odżegnuje się twarze – na tej osnowie powstaje horror czy kryminał. 2006 od przesłania politycznego czy spo­ filmowa historia. Jednak autentyzm Jak więc oglądać Dumonta? Na łecznego, jak również od „żmudnej” ich bycia przed kamerą nie wynika ze pewno uważnie i najlepiej nie raz. narracji, która prowadziłaby widza spontaniczności, z oswojenia, wręcz To właśnie w samej strukturze opo­ za rękę. Z pomocą przyjaciół z firmy przeciwnie – aktorzy Dumonta nie­ wiadania szukać trzeba odpowie­ producenckiej 3B Productions, zna­ mal zastygają w swoich pozach, za­ dzi na pytania, które podsuwa fa­ nego reżysera Rachida Bouchare­ patrzeni w odległy horyzont, jakby buła. A pytanie podstawowe z filmu ba i Jeana Bréhata, realizuje kino ze nieobecni. Przywiązany do tajemni­ na film pozostaje to samo: kim jest swoich marzeń: po wyjściu z sali ki­ cy reżyser, w jednym z wywiadów człowiek? Twentynine Palms nowej ma w nas pozostać tajemnica. wspominał o pragnieniu przebicia 2003 Męska inicjacja Zostajemy więc z nią sam na sam, się przez wszystkie te warstwy, które Na dużym ekranie Bruno Dumont pozbawieni reżyserskiego wspar­ nas chronią, pokazania „wewnętrz­ zadebiutował późno, bo dopiero cia. Trudność sprawia też klasyfika­ nego człowieka”, wywrócenia go na w wieku 39 lat, ale za to dojrzałym cja: czy Dumont (rocznik 1958) jest nice. Używa w tym celu pejzażu, sto­ artystycznie „Życiem Jezusa” (1997), spadkobiercą wielkiego klasyka fran­ suje odpowiedni montaż. W jego fil­ za które otrzymał nagrodę Jeana cuskiej kinematografii Roberta Bres­ mach emocje są jak strumień, który Vigo i Złotą Kamerę – przyznawa­

IV DODATEK ną za najlepszy debiut na festiwa­ W sposób nieoczywisty i niekon­ tak spektakularną jak ta pustynna, lu w Cannes. Jego żywiołem od po­ wencjonalny mierzy się ze złem – raczej gehennę typowo kobiecą. czątku była obserwacja. W „Życiu jakby wysysał jad z rany. Jad, który W ten sposób Dumont warstwa po Jezusa” przygląda się grupie nasto­ jest równocześnie antidotum. Gra­ warstwie zdziera z nas romantyczne latków, żyjących z dnia na dzień na jący Pharaona Emmanuel Schotté wyobrażenia na temat miłości, mę­ flandryjskiej prowincji, w rodzinnym oraz partnerująca mu Séverine Ca­ stwa, sprawiedliwości czy odwagi. mieście reżysera. Udając motocyklo­ neele otrzymali nagrody dla najlep­ Na tym tle znana z naszych ekranów wy gang, chłopcy jeżdżą po okolicy, szego aktora i aktorki na festiwalu „Hadewijch” z 2009 roku jest po­ naprawiają stary samochód, grają w Cannes. wrotem do atmosfery towarzyszącej w orkiestrze dętej. Ich uporządko­ Ludzkość pierwszym obrazom Dumonta. Film wana, choć tkwiąca w wiecznym według Dumonta opowiada o duchowych dylematach zawieszeniu egzystencja nie przy­ W 2003 roku reżyser postanowił młodej paryżanki, studentki teologii nosi żadnych wyzwań. Najwrażliw­ zmierzyć się z krajobrazem amery­ oddalonej z katolickiego klasztoru, szy z bandy, epileptyk Freddy, prze­ kańskim, realizując „eksperymental­ będącej współczesnym wcieleniem żywa młodzieńczą miłość. Kiedy jego ny horror” zatytułowany „Twenty­ średniowiecznej mistyczki flamandz­ Życie Jezusa dziewczyna, Marie, zaintrygowana nine Palms”. Osią fabularną filmu kiej i w końcu decydującej się wstą­ 1997 zabiegającym o jej względy arab­ jest rozwijająca się miłosna relacja pić do grupy islamskich terrorystów. skim emigrantem, porzuci Freddy’e­ Amerykanina i Rosjanki, podróżują­ Pomiędzy materialnością a łaską go, chłopak znajdzie okazję, żeby się cych z Los Angeles do Twentynine Dumont podejmuje kolejną próbę zemścić. Rutyna i dosłowność miło­ Palms i Parku Narodowego Joshua uchwycenia istoty człowieczeństwa, snych zbliżeń zostanie skontrastowa­ Tree. Bohaterowie próbują przekra­ nieustannie rozdartego sprzeczno­ na z przemocą, która popycha boha­ czać kolejne kręgi wzajemnej obco­ ściami, poszukującego pełni, która tera w koleiny brutalnej męskości. ści, sondują swoje zachowania za­ je pogodzi. Bo w filmach Dumonta agresja sta­ równo w codziennych sytuacjach, Trudna epifania nowi zwykle rodzaj inicjacji i zaraża jak i podczas śmiałych erotycznych Ponad scenariuszem, opowieścią, jak śmiertelny wirus. zbliżeń. Frustracje kochanków mie­ dialogiem Dumont porozumiewa się szają się z niepokojącą atmosfe­ ze swoimi widzami „na migi”, za po­ Wysysanie jadu Ludzkość Dumont dość szybko został uzna­ rą pustyni, prowadząc ku finałowej mocą pierwotnych obrazów i wspo­ 1999 ny za reżysera wyjątkowego, któ­ eksplozji przemocy. mnień. Bliski brunatnej, tłustej flan­ ry śmiało idzie pod prąd tenden­ We „Flandrii” Dumont na dobre od­ dryjskiej ziemi, skoncentrowany na cjom w kinie głównego nurtu, chodzi od ascetycznej estetyki z po­ sprawach biologii, trudnej cielesności konsekwentnie potwierdzając swój czątków swojej twórczości i zwraca i woli życia, reżyser mimo wszystko radykalny autorski styl. Zarów­ się ku gwałtownym obrazom, któ­ próbuje podnieść nas z kolan. Jego no nakręcona (również w Bailleul) re poprzez swe okrucieństwo mają sugestie „dobrego zakończenia” są „Ludzkość” z 1999 roku, jak i zre­ wprost, afektywnie oddziaływać na jednak na tyle kruche w obliczu wizji alizowana siedem lat później „Flan­ widza. Pokazaną z naturalizmem ru­ człowieka, jaką proponuje, że widzo­ dria”, zostały nagrodzone Grand Prix tynę życia na flandryjskiej wsi ze­ wie mogą potraktować je jak pułapki canneńskiego festiwalu. Posługując stawia z wojenną wyprawą na pu­ fikcji, w którą tak lubimy w kinie po­ się surowym naturalizmem, stwo­ stynię – gdzieś, gdzie wojny wciąż padać. Tymczasem, poszukując epi­ Hadewijch 2009 rzył w „Ludzkości” niemal surreali­ się toczą. Bohaterami „Flandrii” są fanii, reżyser przede wszystkim zada­ styczną wizję świata. Pokazał małe dwaj młodzi mężczyźni rywalizujący je sobie i widzom pytania: czy miłość miasteczko we francuskiej Flandrii o względy dziewczyny, wioskowej zwycięży?, czy możliwe jest odku­ i jego mieszkańców, postawionych puszczalskiej. Obaj zaciągają się do pienie?, czy istnieje „coś jeszcze”? w obliczu wstrząsającego morder­ wojska i obaj z dala od domu prze­ Im więcej wam dam – zdaje się mó­ stwa jedenastolatki. Głównym bo­ żyją piekło, doświadczą na własnej wić Dumont – tym mniej otrzymam, haterem filmu jest otoczony aurą skórze najbardziej bezwzględnych tym mniej przeżyjecie i przemyślicie. śmierci, badający okoliczności za­ wojennych reguł. W tym samym W wywiadach powtarza, że robi fil­ bójstwa samotny detektyw Phara­ czasie dziewczyna pozostawiona my o tym, czego sam nie rozumie, on. W apatycznej społeczności peł­ w błotnistym, chłodnym flandryjskim nie próbując definitywnie rozwikłać ni rolę „świętego szaleńca”, który pejzażu przechodzi swoją gehennę: tej zagadki. Do tego właśnie, jego nosi na barkach grzechy ludzkości. szaleństwa, cierpienia, izolacji. Nie zdaniem, służy kino.

tekst AG N IE SZK A S ZE FF EL

DODATEK V Werner Nekes – kinokolekcjoner W swoich filmach prezentuje długą drogę do narodzin kina.

Taumatrop stawiając widza przed zupełnie no­ taumatropu zaczyna się jego film to popularna w czasach wiktoriań­ wym doświadczeniem odbioru dzie­ „Hurrycan” (1979), w którym reży­ skich prosta zabawka optyczna – ła filmowego. Owe poszukiwania zy­ ser poszczególne sekwencje mon­ obrotowa tarcza z namalowanymi skały nazwę kina transgresji, jednak tuje tak, aby osiągnąć efekt trze­ po obu stronach obrazkami i sznur­ od początku było to zjawisko bardzo ciego, ukrytego obrazu. To również kami po bokach. I tak na przykład różnorodne. Twórczość Nekesa z lat – w zestawieniu z muzyką Antho­ po jednej stronie jest chłopiec, po 70. jest świetnym przykładem filmu ny’ego Moore’a i Helge Schneidera drugiej – dziewczyna, a po wpra­ strukturalnego – jednego z podzbio­ – interesujące nawiązanie do stare­ wieniu w ruch tarczy widzimy, jak rów nurtu. go kina, do „kina atrakcji” spod zna­ chłopiec całuje dziewczynę. Iluzja Widz w transie ku Georgesa Mélièsa, przywołujące taumatropów (nazwa od greckie­ Dla strukturalistów dzieło filmowe pierwotną niezwykłość odbioru ru­ go thauma – cud i tropion – obra­ powinno dążyć do refleksji nad isto­ chomych obrazów. Drugą bowiem, cać) oraz przyjemność, jaką dawa­ tą medium. Odrzucali wszelkiego ro­ obok kina, pasją Nekesa jest wszel­ ła uczestnikom zabawy, wywarła dzaju literackość w kinie, realizując ka prekinematograficzna działalność znaczący wpływ na filmowe i histo­ prace minimalistyczne, często złożo­ i historyczne wynalazki. Bogata ko­ ryczne poszukiwania niemieckie­ ne z niewielu statycznych ujęć, które lekcja obiektywów, urządzeń, rysun­ go twórcy Wernera Nekesa. Za­ – poddane obróbce technicznej, che­ ków, makiet oraz literatury dotyczącej

Szachy jako zabawki subwersywne, liczany w poczet najciekawszych micznej, zapętleniom czy efektowi iluzji optycznych znalazła też miejsce wykonane z kości słoniowej i hebanu, eksperymentalnych reżyserów eu­ stroboskopowemu – wprowadza­ w jego filmografii. W 1986 roku po­ Francja, 1825 ropejskich, Nekes należy także do ły widza w swoisty trans. W swo­ wstał dokument „Media Magica I (eksponat z kolekcji Wernera Nekesa) czołówki kolekcjonerów obiektów ich filmach strukturalnych Nekes – Film przed filmem”, który dał po­ i urządzeń prekinematograficznych. sięgał po bardzo różne inspiracje. czątek serii średniometrażowych fil­ Eksperymenty W krótkometrażowych „Hynningen” mów opowiadających o „prehisto­ z taśmą (część projektu „Otomana”) i „Maki­ rii” X Muzy. Nekes prezentuje w nich Urodzony w 1944 roku Nekes, swo­ mono” rozwijał na przykład motyw długą drogę poszukiwań, które do­ ją przygodę z filmem zaczynał na krajobrazu. Szczególnie interesujący prowadziły do narodzin kina: od studiach lingwistycznych i psycho­ w tym kontekście wydaje się drugi taumatropów, poprzez latarnie ma­ logicznych. Jako zapalony kinoman z filmów, którego tytuł odwołuje się giczne, camera obscura, teatr cieni, był aktywnym uczestnikiem uniwer­ do japońskiego zwoju makimono – kalejdoskopy, panoramy, do fotopla­ syteckich klubów filmowych, szybko obrazu malowanego na rulonie. Do stykonu i kinematografu. Od XV do też sam rozpoczął eksperymenty z ta­ początkowo statycznych, przenika­ XX wieku. śmą filmową. Jego stałą współpra­ jących się i powtarzających ujęć do­ Niemiecki filmowiec jest kolekcjo­ cownicą była (i jest) żona, niemiecka dany zostaje ruch kamery, którego nerem niezwykłym – nie tylko gro­ artystka multimedialna Dore O. Ar­ zapętlenia, zmiany kierunku i przy­ madzi artefakty, ale zajmuje się tak­ tysta debiutował w połowie lat 60., spieszenie rytmu uabstrakcyjniają że ich rekonstrukcją i działaniem. Adam i Ewa, anamorfoza cylindryczna w czasach, gdy pod wpływem sztuki cały obraz, zwracając uwagę na ele­ Nekes to eksperymentator, który przypisywana Gaudemontowi, konceptualnej i happeningu w kinie menty języka filmowego. powraca do korzeni kina. Dzięki akwarela na kartonie, 1750 (eksponat z kolekcji Wernera Nekesa) na nowo rozwijały się awangardowe W krainie niemu możemy poczuć, czym było poszukiwania. Twórcy tacy jak Andy wynalazków pragnienie stworzenia iluzji ruchu. Warhol, Stan Brakhage czy Peter Gi­ Wydaje się, że iluzoryczność dzie­ dal swoimi pracami redefiniowa­ ła filmowego jest dla Nekesa naj­ Eksponaty z kolekcji Wernera Nekesa będzie można obejrzeć na wystawie li pojęcie filmu, zrywając z tradycyj­ bardziej fascynującym zjawiskiem. „Potrzyj oczy” w galeriach nie rozumianą fabułą, a tym samym Od ujęcia wprawionego w ruch Awangarda i Design.

tekst M A RTA M IŚ

VI DODATEK Heroizm według Andrzeja Nigdy jednoznacznie munka nie zdefiniował „polskości”, którą wiązał zarówno

Fot. Studio Filmowe „Kadr” O Munku krąży spo­ ro opowieści, ale jedna wydaje się z prawdziwym szczególnie interesująca. Reżyser heroizmem, jak miał wygłosić wykład o kinie czarno- -białym i kolorowym. Zrobił to nie­ i zwyczajnym jako dwa razy: najpierw usiadł po oportunizmem. jednej stronie stołu i zachwalał kino czarno-białe, a potem przeniósł się na drugi kraniec i wygłosił laudację uczestniczył w powstaniu warszaw­ cie nie zrywały. Munk zaś traktował na cześć kina barwnego. Ta aneg­ skim, a po wojnie skończył wydział romantyzm ironicznie. Ośmieszał dota wiele mówi o filozofii Munka, operatorski i reżyserski Państwowej polskie fantazje i wyobrażenia, od­ do której nie miało wstępu myślenie Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyj­ dając jednocześnie hołd tym, któ­ prostymi opozycjami. Rzeczywistość nej i Teatralnej w Łodzi. Ze środowi­ rym istotnie należało się najwyższe była dla niego dużo bardziej skom­ ska skupionego wokół tzw. filmówki uznanie. plikowana. wywodzili się również inni wybitni Inne bohaterstwo Okiem ironisty twórcy tamtego okresu, m.in. An­ Zanim Munk nakręcił swoje najsłyn­ Munk widział świat – Polskę – jako drzej Wajda i Kazimierz Kutz. Mie­ niejsze filmy, był członkiem PZPR miejsce, w którym ideologia i kul­ li wspólne doświadczenia historycz­ i autorem dokumentów, które chwa­ turowe mity rozmijają się z życiem. ne (II wojna światowa) i filmowe liły trud rodaków budujących nową Ale nie dlatego, że słowa i pojęcia (na studiach oglądali te same filmy, Polskę („Kierunek – Nowa Huta!”, nijak nie odpowiadają rzeczywi­ przeżywając np. fascynację włoskim 1951). Reżyser wpisywał się w za­ stości – byłby to przykład myślenia neorealizmem, jednym z najważniej­ łożenia sztuki socrealistycznej, która „zerojedynkowego”, przed którym szych powojennych nurtów w kinie miała pokazywać w jasnym świetle się wzbraniał. Chodziło mu raczej europejskim). Jednak kiedy przyszło narodziny komunistycznej ojczyzny

Człowiek na torze o to, że język ideologii i mitu opi­ do realizowania własnych filmów, oraz zachęcać do pracy na rzecz 1956 suje faktycznie istniejące problemy, okazało się, że każdy z nich posia­ lepszej, bo socjalistycznej, przyszło­ ale fałszuje je i wykrzywia. Będąc da odmienną wrażliwość, styl oraz ści. Podobne epizody ma w swojej wyczulonym na pęknięcia między spojrzenie na Polskę. biografii wiele ważnych osobisto­ oficjalnymi a przyziemnymi praw­ Munk jest zwykle przeciwstawia­ ści polskiej kultury, lecz zwykle nie dami, Munk znakomicie wydobywał ny Wajdzie – na podobnej zasa­ chce się o nich pamiętać, uznając za paradoksy polskiej tradycji i kultury. dzie jak Witold Gombrowicz pisa­ wstydliwe. Tymczasem lektura do­ Dociekał, co może oznaczać słowo rzom romantycznym czy Henrykowi kumentów Munka udowadnia, że „polskość”. Sienkiewiczowi. We wczesnej twór­ już we wczesnych filmach pojawia­ Dystans wobec wszelkiej mitologii, czości Wajdy padały pytania o tra­ ją się charakterystyczne dlań tematy a zwłaszcza narodowej, był funda­ giczne skutki romantycznego ideału i sposób ich przedstawienia. W tym mentem jednej z najważniejszych walki narodowowyzwoleńczej, któ­ przede wszystkim jeden: heroizm. Eroica 1957 polskich formacji artystycznych, do ry zaprowadził wielu młodych ludzi Bohaterstwo było w tradycji roman­ której Munk jest niezmiennie zali­ na śmierć. Ale takie filmy jak „Kanał” tycznej wielką cnotą. Heroiczny zryw, czany – Polskiej Szkoły Filmowej. czy „Popiół i diament” nie oferowa­ walka o wolność i niepodległość Urodzony w roku 1920 lub 1921 ły żadnej alternatywy dla tradycji ro­ miały głębokie moralne uzasadnie­ (sam reżyser podawał obie daty), mantycznej, z którą zresztą całkowi­ nie, bez względu na okoliczności.

DODATEK VII Ogromna rola romantyzmu w pol­ tory. Później oglądamy rekonstruk­ udało się podobno zbiec z obozu. skiej kulturze sprawiła, że „polskość” cję wydarzeń z różnych punktów wi­ Tylko trzy osoby wiedzą, że Zawi­ najczęściej kojarzono z heroizmem dzenia, które składają się na portret stowski ukrywa się w rurach wen­ właśnie – patriotą mógł się mie­ Orzechowskiego w oczach przeło­ tylacyjnych, ale nikogo o tym nie nić ten, kto gotów był oddać życie żonych – wichrzyciela i wroga ludu. informują. Porucznik umiera, lecz za ojczyznę, ciągle narażoną na za­ Munk skrupulatnie przedziera się wciąż żyje legenda patrioty, któ­ kusy wrogów. Po II wojnie świato­ przez relacje świadków, pęcznieją­ ry rzekomo dokonał heroicznego wej ideologia komunistyczna zrobi­ ce od przekłamań, półprawd, propa­ czynu. Małe środowisko oficerów ła wiele, żeby przekonać wszystkich gandy, aż dociera do prawdy. Orze­ w oflagu staje się metaforą społe­ o szkodliwości bohaterstwa, na któ­ chowski poświęcił swoje życie, aby czeństwa, które musi się karmić ro­ re w zainteresowanym dobroby­ naprawić błąd dróżnika i zapobiec mantycznym wyobrażeniem, aby tem i stabilnością Peerelu nie było katastrofie. Wbrew twierdzeniom przetrwać. już miejsca. Jednocześnie władza partyjnych funkcjonariuszy, mecha­ W rozmowie ze Stanisławem Ja­ kreowała nowy typ heroizmu – mit nik okazał się bohaterem. nickim, Andrzej Munk powiedział: codziennej pracy przy wytwarza­ Pochwała czynu „przeciwko przejawom bohaterstwa niu wspólnego dobra. Socrealistycz­ Gorzkim rozliczeniem z „irracjonalną występować może jedynie łajdak”. ne dokumenty Munka pozornie stroną bohaterstwa naszego naro­ Munk nie sprzeciwiał się przejawom wspierały dążenia partyjnych ofi­ du” (by zacytować samego Munka) bohaterstwa, lecz fałszywym hero­ cjeli, gdyż gloryfikowały ciężką, po­ była „Eroica” (1957), jedno z naj­ icznym mitom – czy to komunistycz­ wszednią pracę Polek i Polaków ku większych arcydzieł polskiej kine­ nym, czy to romantycznym. Górscy chwale nowego porządku. Ale, jak matografii. Film jest podzielony na ratownicy z „Błękitnego krzyża” nie słusznie zauważyła Bożena Janicka dwie nowelki. W pierwszej – ko­ budują „socjalistycznej przyszłości”, Pasażerka 1961 w książce Chełmska 21, Munk prze­ mediowej, dynamicznej i pełnej ga­ ale ich brawurowa akcja ratunkowa kazuje między wierszami, że zobo­ gów – warszawski cwaniak Dzidziuś jest bohaterstwem najwyższej próby. wiązanie do odbudowy kraju po Górkiewicz, który wojnę spędził in­ Oficerowie z „Eroiki” mają za to usta wojnie było ruchem oddolnym, do­ tensywnie handlując, nieoczekiwa­ pełne romantycznych frazesów, lecz piero w dalszej kolejności przejętym nie staje się kurierem i pośredniczy są bierni i śmieszni, bo żyją w absur­ przez propagandę. Mimo swej jaw­ między dowództwem powstania dalnej iluzji. Heroizm według Mun­ nie ideologicznej natury, wspaniale warszawskiego a stacjonującymi ka to przede wszystkim czyn: etycz­ skomponowane „Kolejarskie słowo” pod Warszawą Węgrami (oferują­ ny i moralny. Nie sposób objąć go (1953) pełne jest wiary w codzienny cymi militarne wsparcie). Munk nie żadną ideologią, nie można trakto­ heroizm kolejarzy, który wyraża się miał złudzeń w kwestii powstania wać go jako jedynego wyznacznika w ich poważnym podejściu do służ­ – pokazuje walkę jako grotesko­ „polskości” – Polakiem jest przecież Zezowate szczęście by publicznej. wy, absurdalny chaos, nad którym także Jan Piszczyk, tragikomiczny 1959 Film otwarcie sławiący bohaterów nie panuje nikt, a już najmniej do­ konformista z „Zezowatego szczę­ (tym razem ratowników TOPR) – na wództwo. A jednak Dzidziuś, zna­ ścia” (1959), antybohater i jednost­ poły dokumentalny, na poły fabular­ jąc gorzką prawdę o powstaniu, de­ ka przeciętna, która przegrywa ze ny „Błękitny krzyż” – nakręcił Munk cyduje się na koniec przyłączyć do zmieniającą się rzeczywistością. w 1955 roku, trzy lata po usunię­ działań zbrojnych. Ten gest, wyko­ Ostatni klaps ciu z PZPR za zachowanie „niegod­ nany być może niepotrzebnie, jest Munk nigdy jednoznacznie nie zde­ ne członka partii”. Taki los spotkał dla Munka wyborem etycznym, na­ finiował „polskości”, którą wiązał wielu przedstawicieli polskiej kul­ wet jeśli pewien wpływ na decyzję zarówno z prawdziwym heroizmem, tury i nauki, którzy uwierzyli w ko­ Dzidziusia mogła mieć irytująca go jak i zwyczajnym oportunizmem. Fil­ munizm, by srodze się na nim za­ małżonka. mu, w którym bohaterstwo i konfor­ wieść. Dla Munka artystycznym W drugiej nowelce śledzimy losy mizm zderzył z Holocaustem i obo­ zerwaniem z partią i socrealizmem żołnierzy przebywających w oflagu zem koncentracyjnym, nie udało był „Człowiek na torze” (1956). Film – niemieckim obozie dla pojmanych mu się dokończyć. Zanim mógł za­ otwiera tragiczny wypadek: jadą­ oficerów. Choć targają nimi konflik­ paść ostatni klaps na planie „Pasa­ cy z pełną prędkością pociąg zabi­ ty, wszyscy jak jeden mąż oddycha­ żerki”, Andrzej Munk zginął w wy­ ja mechanika Orzechowskiego, któ­ ją mitem ucieczki porucznika Zawi­ padku samochodowym – dokładnie ry nie wiedzieć czemu wtargnął na stowskiego, któremu jako jedynemu 20 wrześ­nia 1961 roku.

tekst b łaż ej h r a p ko wicz

VIII DODATEK Być jak Jack Smith

Kobieco-męskie wiotkie ciało, drama­ „To jedyna hawajskiego tańca hula. Rozsypują się sznury tyczna, wąska twarz, nosowy, płaczliwy głos. Fi­ osoba, jaką pereł, kulki winogron pocierane są o męskie zyczność Jacka Smitha wypełnia jego filmy, a także chciałbym wargi, ogon ogromnej syreny plaska o ziemię. rejestracje performance’ów i etiudy innych reży­ naśladować” Dramatyczna muzyka jak z horroru prowadzi serów, u których zagrał. Był wielką osobowością, – deklarował nas przez zimną zieleń sadu, gdzie przemykają której wpływ na sztukę do dziś jest ogromny. Nie Andy Warhol. ni to fauni, elfy, ni to Maorysi. Melodramatycz­ sposób zajmować się kinem czy teatrem nie odno­ na akcja toczy się żartobliwie i od niechcenia. Pod jego sząc się do jego twórczości. Nawet gdyby zrobił Męsko-żeńska istota długim paznokciem małe­ wpływem wziął tylko jeden film – legendarne „Flaming Creatures” go palca trąca krągłe jabłuszko rosnące na ga­ (1962–63), i tak wszedłby do panteonu świato­ do ręki kamerę, łęzi. Scenę z huśtawką skopiował potem Fellini wej awangardy. a swoich w „Satyriconie”. Odmienne stany aktorów nazwał Wykreować się świadomości „superstars”. do końca Żył utopią – by sztuka była wyrazem wolności Jack Smith Kino Smitha przedstawiano w latach 60. ubie­ i projekcją najskrytszych fantazji. Protestował pod – legenda głego wieku jako spełnienie poetyki Baudelaire’a, MoMą, by muzea były otwarte całą dobę, a dzieł nowojorskiej Rimbauda czy Geneta w ruchomym obrazie. Czci­ sztuki nie można było kupować. Z obawy przed sceny godny rodowód nie pomógł – jego filmy długo zawłaszczaniem swoich filmów, przemontowywał niezależnej, podlegały cenzurze, zakazom i sądom. Stylistycz­ je na żywo w trakcie projekcji. wizjoner filmu nie nie należały do żadnej epoki, tworząc włas­ Miał szczególne poczucie czasu – podobno na i p e r f o r m a n c e ’ u .ną tradycję złożoną z pseudoorientalnych insce­ planie jego filmów performerzy spędzali całe ty­ nizacji, baletów i horrorów. Główną postacią tej godnie w odmiennym stanie świadomości. Trzy mitologii była Maria Montez – królowa techniko­ godziny trwało nakładanie charakteryzacji, jesz­ loru, hollywoodzka gwiazda, uosobienie estety­ cze dłużej zakładanie kostiumów. Gdy wystę­ ki campu. Wokół niej Smith osnuł hasło „blond- pował ze spektaklami w swoim lofcie, tłumy -kobra”, które obok „superstar” budowało jego widzów czekały po pięć czy sześć godzin, aż wyj­ patetyczno-ironiczny język. Miał zresztą talent do dzie na scenę, by uporczywie wykonywać jakiś nazywania. Imieniem heroiny namaścił transwesty­ absurdalny gest w przebraniu lilii wodnej skrzy­ tę Maria Monteza, Judith Malinę chciał przechrzcić żowanej z arabskim szejkiem i gospodynią do­ na Judith Medina, a Jonasa Mekasa podsumował

Arsenal-Institut für Film mową. Świadkowie wspominają wizyty w jego und Videokunst, Berlin e.V., oskarżycielską ksywką „wujek-homar”, która miała studiu jako najbardziej niesamowite, celebrowa­ Fot. podkreślić okrucieństwo krytyka wobec dzieł filmo­ ne chwile, jakie zdarzają się w sztuce. Smith był wych, które rzekomo propagował, w rzeczywisto­ bezkompromisowy – nawet gdy przyszedł jeden widz albo nie było ści czerpiąc z nich tylko własne zyski. nikogo, grał swój performance tak samo intensywnie. W życiu Smitha było dużo walki – u jego kresu zmagał się ze skraj­ Tworzył czarowne obrazy, pełne odalisek, androgynów, transwe­ nym ubóstwem, głodem, bezdomnością. Schorowany, skłócił się stytów, wampirów – zabawne, mroczne, estetycznie wyrafinowane z większością nowojorskiej bohemy. Swój mit kreował do końca, wy­ i uderzająco prymitywne. Zachwyca faktura jego zdjęć, będąca efek­ bierając męczeńską śmierć. Kiedy w epoce wybuchu AIDS przeżył tem eksperymentu: Smith używał resztek przeterminowanej taśmy stratę wielu bliskich przyjaciół, postanowił sam też uśmiercić się w ten znalezionej na śmietniku albo specyficznych klisz tropikalnych, prze­ sposób, chodząc po klubach czy ciemnych uliczkach, żeby zarazić się znaczonych do użytku w wysokich temperaturach. Dzięki temu „Fla­ i umrzeć. Choć piękny w swej bezkompromisowości, wydaje się, jak­ ming Creatures” dosłownie płoną bielą – niczym świat erotycznej fan­ by całe życie był skazany na klęskę. A jednak kilka niedokończonych tazji, która spala się w pożądaniu. filmów, legenda Fabryki Warhola i solowych spektakli w Greenwich Hipnotyczne kolory ogrodu „Normal Love” (1963) są realizacją ma­ Village wywarły wpływ na całe pokolenia artystów. Atmosfera jego rzenia, by „film był sztuką delirium”. Tarantule, ostrygi, świece i or­ dzieł wciąż jest magnetyczna. Retrospektywa na tegorocznej edycji chidee tworzą rozległe martwe natury, oglądane w kołyszącym rytmie ENH ma szansę zmienić polski kanon awangardy.

tekst AD RI A N A p ro D EU S

DODATEK IX Anja Breien – radosna feministka Jej filmy przekonują, że nie ma lepszego stanu pod słońcem niż być kobietą.

O istnie- François Truffaut. Można się tylko nanie gwałtu, mimo iż jego wina niu norweskiej kinematogra­ domyślać, że ten ostatni tytuł mógł jest co najmniej wątpliwa i pozo­ fii świat dowiedział się w latach 70., przesądzić o jej filmowym powo­ staje nieudowodniona. Film sta­ kiedy to dzięki utworzeniu państwo­ łaniu, ponieważ w 1960 roku wy­ nowi ostrą krytykę norweskiego wego Funduszu Filmowego w Oslo jechała do Francji na naukę języka systemu sprawiedliwości, który po­ zaczęły powstawać filmy kojarzone francuskiego, a po powrocie podję­ sługując się wyrafinowaną prze­ z kinem nowofalowym. W tej forma­ ła studia romanistyczne na uniwer­ mocą, ukrytą pod kazuistyczny­ cji prym wiodły kobiety, co o tyle nie sytecie w Oslo. Dwa lata później mi procedurami, stawia naiwnego powinno dziwić, że Norweżki jako jako stypendystka rządu francuskie­ i dość ograniczonego domniemane­ drugie w Europie (po Finkach) zdo­ go i pierwsza Norweżka rozpoczęła go przestępcę w roli kozła ofiarne­ były już w 1913 roku czynne prawo studia w IDHEC – słynnej paryskiej go. Ponury „Gwałt”, choć ujawniał wyborcze. Prawo do zabrania głosu szkole filmowej. Na profesjonal­ polemiczny temperament społecz­ w kinie wykorzystały sześćdziesiąt lat ny plan filmowy wkroczyła u boku ny Anji Breien, w niczym nie zapo­ później, a ich filmy cieszyły się wów­ duńskiego reżysera Henninga Carl­ wiadał następnego filmu, który stał czas sporym rozgłosem, który jed­ sena jako sekretarka planu przy re­ się jej największym sukcesem ar­ nak do Polski wtedy nie dotarł. Spo­ alizacji „Głodu”, głośnej adaptacji tystycznym i komercyjnym, a tak­ śród trzech ówczesnych debiutantek powieści Knuta Hamsuna, asysto­ że na trwałe skojarzył jej nazwi­ – Vibeke Løkkeberg, Laili Mikkelsen wała też Carlsenowi przy jego na­ sko z kinem feministycznym. Film i Anji Breien – najtrwalsza i najbar­ stępnym filmie. „Hustruer” („Żony”, 1975) miał te­ dziej efektowna okazała się kariera Samodzielną drogę filmową rozpo­ atralny rodowód, ponieważ zain­ Breien, autorki dziewięciu fabular­ częła w 1967 roku krótkometrażo­ spirował go spektakl publicystycz­ nych filmów pełnometrażowych i je­ wą fabułą „Vokse opp” („Dorasta­ ny wystawiony przez Breien i jej denastu dokumentów. nie”) – o dziewczynce, której jako trzy aktorki – Frøydis Armand, Katję Filmowe jedynej udaje się przeżyć epidemię Medbøe i Anne Marie Ottersen – na Żony dorastanie czarnej śmierci w średniowiecznej scenie Teatru Narodowego w Oslo. 1975 Anja Breien jest w Polsce reżyserką wiosce norweskiej. Realizowała też Sztuka traktowała o sytuacji kobiet w zasadzie nieznaną – w zasadzie, dokumenty: wyróżniony w Ober­ w ówczesnej Norwegii w opar­ bo tylko starsi i bardziej skrupulatni hausen „17. mai – en film om ritu­ ciu o wywiady zarówno z kobieta­ kinomani mogą pamiętać zaledwie aler” („17 maja, film o rytuałach”, mi, jak i mężczyznami. Zespół od­ jeden jej film, „Godziny miłości”, 1969), satyryczny obraz norweskie­ był tournée po całej Norwegii i po który latem 1987 przemknął przez go święta narodowego, i nagrodzo­ każdym spektaklu jego twórczynie polskie kina. Pora zatem przedsta­ ny w Wenecji film „Ansikter” („Twa­ dyskutowały z widownią o proble­ wić ją bliżej. Urodziła się siedem­ rze”, 1971) o portretach Edvarda mach poruszanych na scenie, odkry­ dziesiąt lat temu w Oslo, jej ojcem Muncha, w którym jako kompozytor wając ogromną przepaść pomiędzy był pisarz Hans Breien, któremu filmowy zadebiutował Jan Garbarek. ówczesną ideologią feministyczną w 1979 roku poświęciła dokumen­ W 1971 roku wyreżyserowała peł­ a potoczną świadomością sytuacji Godziny miłości 1987 talny portret („Fjellet”). Do najważ­ nometrażową fabułę „Voldtekt” kobiet w tym kraju. Tytuł filmu, któ­ niejszych młodzieńczych przeżyć fil­ („Gwałt”), gdzie w paradokumen­ ry powstał na podstawie tych do­ mowych zalicza „Siódmą pieczęć” talnej stylistyce przedstawia poli­ świadczeń, stanowił replikę „Mę­ i „Tam, gdzie rosną poziomki” Berg­ cyjne śledztwo przeciwko młodemu żów” Johna Cassavetesa, jednego mana, a także „Czterysta batów” robotnikowi oskarżonemu o doko­ z ulubionych reżyserów Anji Breien.

X DODATEK Trzydziestolatki zostawia mężowi kartkę na stole: uniemożliwia zaplanowanie kolej­ na wagarach „Świąteczny obiad jest w zamrażal­ nej ucieczki od monotonnej codzien­ „Był to pierwszy film o kobiecych niku”). Jednakże tym razem począt­ ności. Kaja w końcu się rozwiodła, sprawach, który opierał się na iro­ kowo radosna atmosfera błazenady i właśnie rozstała się po burzliwym nii, a nie na posępnej melancholii. stopniowo ustępuje lekkiej melan­ związku z kochankiem, który jednak Był on naprawdę tym, co teraz Duń­ cholii – tylko jedna z nich wytrwa­ nie przestaje jej molestować. Naj­ czycy nazywają dogmą” – wspo­ ła w małżeństwie u boku bezbarw­ bardziej intrygujący tryb życia pro­ minała reżyserka po latach swoje nego męża, mimo wielu zdrad z jej wadzi Heidrun: nie tylko pisze po­ przełomowe dzieło. Istotnie, Bre­ strony, co przypłaciła głęboką depre­ wieść, ale żyje w harmonijnej relacji ien z brawurowym poczuciem hu­ sją i wizytami u psychoterapeuty. z dwoma sąsiadami, którzy fanta­ moru, niekiedy ryzykownie pikant­ Dwie pozostałe są już po rozwodzie, stycznie gotują. nego, opowiedziała historię trzech a ich nowe związki szybko się rozpa­ „Żony III” to najbardziej refleksyjna trzydziestolatek, serdecznych przy­ dają. Okazuje się, że mimo femini­ część tryptyku. Melancholijny ton jaciółek z okresu szkolnego – Kai, stycznego animuszu, jaki po raz ko­ nadaje jej „September Song” Kur­ Heidrun i Mie – które spotykają się lejny demonstruje kontestacyjne trio, ta Weila, odśpiewany na urodzino­ w gronie byłych licealistek na przy­ nieodzownym warunkiem kobiecego wym przyjęciu Kai. Bohaterki mają Żony dziesięć lat później jęciu wydanym na cześć dawnej szczęścia jest miłość, która nie może po pięćdziesiąt lat i powoli wkracza­ 1985 wychowawczyni i nie bacząc na do­ się obyć bez mężczyzny. Wychodzą ją w jesień życia ze świadomością mowe obowiązki, wyruszają w trzy­ też na jaw klasowe różnice mię­ ograniczonego czasu, jaki im jesz­ dniową wędrówkę po Oslo. Jej bez­ dzy przyjaciółkami i wzajemne ani­ cze pozostał. Mie wprawdzie usta­ troski nastrój przypomina wagary, mozje. Film zamyka jednak zabaw­ bilizowała się i wreszcie zaczęła żyć w trakcie których młode kobiety od­ na pointa: w opustoszałym hotelu na serio, ale zagrożona jest rakiem wiedzają saunę, piknikują w parku, w Malmö, gdzie tym razem kończy piersi. Kaja opiekuje się starą matką prowokują do podrywu dwóch foto­ się ich eskapada, święta organizu­ i spostrzega, że wobec dorastającej reporterów w barze, ale zaproszone je im trwający na posterunku recep­ córki zachowuje się z tą samą nado­ do pracowni jednego z nich – ucie­ cjonista, który jako mężczyzna ide­ piekuńczością, jak przed laty matka kają, by w końcu zdecydować się alny spełnia ich wszystkie życzenia: wobec niej; co ją wówczas ogrom­ Żony III na podróż promem do Kopenhagi, pierze, wspaniale gotuje i umila im nie irytowało. Koło życia powoli się 1995 gdzie tracą wigor i nieco przygnę­ świąteczną ucztę grą na saksofonie. zamyka i ujawnia te same od po­ bione postanawiają w końcu wró­ Ale i tak marzenia kobiet krążą wo­ koleń rytmy uniwersalnych prze­ cić do domu. „Nie możemy się już kół ich niewiarygodnych partnerów. żyć i doświadczeń. Miłosne porywy zatrzymać!” – woła Heidrun, a na Koło życia i rozczarowania tracą swoją wcześ­ ekranie ukazuje się napis: „Ale film Po raz ostatni Anja Breien powró­ niejszą wagę. W obliczu nadcho­ zatrzymuje się w tym miejscu...”. ciła do swoich bohaterek w roku dzącego zmierzchu życia bardziej Ta pointa, a także ogromne powo­ 1995, w ostatniej części tryptyku: liczy się kobieca przyjaźń i solidar­ dzenie filmu w Norwegii i za gra­ „Żony III”. Tym razem punktem wyj­ ność. nicą, ukoronowane nagrodami na ścia akcji filmu jest urodzinowe przy­ Ujmującą cechą trzech odmiennych Wsparcie udzielone przez Islandię, Liechtenstein festiwalach w Locarno i Chicago, jęcie w tramwaju na cześć Kai, któ­ portretów kobiecych, jakie Anja Bre­ oraz Norwegię poprzez dofinansowanie umożliwiły Anji Breien kontynuację ra kończy pięćdziesiąt lat 17 maja, ien przedstawia w ciągu dwudzie­ ze środków Mechanizmu Finansowego Europejskiego Obszaru Gospodarczego tematu w „Żonach – dziesięć lat póź­ czyli w dniu narodowego święta stu lat w kolejnych odsłonach życia oraz Norweskiego Mechanizmu Finansowego. niej” (1985), z tymi samym aktorka­ Norwegii (jego obchody składają swoich sympatycznych bohaterek, mi, które podobnie jak poprzednio się na ironicznie potraktowaną sce­ jest poczucie ich rosnącej wolno­ były współautorkami scenariusza nerię filmu). Upływ kolejnych dzie­ ści, samostanowienia, wyzwala­ i improwizowanych na planie dia­ sięciu lat zmienił nie tylko wygląd nia się z gorsetu mieszczańskie­ logów. Dramaturgiczna struktu­ kobiet, ale także ich postawy wo­ go wychowania, które wiązało się ra również jest podobna: ponow­ bec życia. Największą metamorfozę z życiem w cieniu mężczyzn, poszu­ ne spotkanie po latach w gronie przeszła najbardziej nieustatkowana kiwanie własnej tożsamości i jej po­ szkolnych koleżanek i ta sama de­ z nich i zanarchizowana Mie, która godna, radosna akceptacja. To kino cyzja – tym razem bardziej prowo­ wreszcie znalazła mężczyznę swe­ naprawdę przekonuje, że nie ma kacyjna – ucieczki z domu w wigi­ go życia i stała się odpowiedzialną lepszego stanu pod słońcem niż być lię świąt Bożego Narodzenia (Kaja dyrektorką szkoły podstawowej, co kobietą.

tekst TAD EU SZ S ZCZEP AŃ S KI

DODATEK XI mariusz wilczyński: „Utożsamiam się z myszą”

Ekran jest płaski, wygląda niczym papier śniada­ Jesteśmy zrobienia scenografii do „Gońca – tygodnika niowy. Poziomo biegnie czarna kreska, rosną na niej w świecie, kulturalnego”, potem zaczął rysować komen­ smutne drzewa. Z lewej do prawej przesuwa się ko­ który stworzył tarze do utworów Miłosza, które prezentowa­ rowód: pies, koń na biegunach, kot, stary mężczy­ artysta no w programie. Rok później zaczął kręcić tele­ zna w koronie, który siedzi w dziecięcym wózku... o wyobraźni dyski, za które na festiwalu Yach Films w ciągu Idą w kierunku schodów – na ich końcu jest prze­ dziecka, ale zaledwie kilku lat zdobył aż sześć nagród. Frag­ paść. Kolejno w dół lecą zwierzęta, za nimi spada też o psychice menty „Kizi Mizi” wykorzystane w formie prze­ człowiek. Gdy jest już blisko ziemi, zahacza o małą, dorosłego. rywników stały się znakiem firmowym TVP Kul­ niebieską chmurkę, która zamienia się w latawiec Wolny, choć nie tura. Prawdziwy przełom nastąpił jednak w 2005 i przeprowadza niedoszłego samobójcę wprost roku, kiedy to autor „Czasu przeszłego” otrzymał infantylny. w ramiona ukochanej. główną nagrodę na Międzynarodowym Festiwalu Metamorfozy Filmowym w Chicago za „Niestety” – kilkunasto­ Przywołany tutaj teledysk do „Śmierci na pięć”, minutowy film, który Wilczyński poświęcił swoim Kizi Mizi” ostatniego utworu Grzegorza Ciechowskiego, któ­ 2007 rodzicom. Od tamtego czasu trwa jego świetna ry lider Republiki napisał na dwa tygodnie przed passa: retrospektywa w MoMA, artykuły w „New śmiercią, to kwintesencja stylu Mariusza Wilczyń­ York Timesie”, worek nagród za „Kizi Mizi”, ko­ skiego. W jego animacjach muzyka zawsze ma ka­ lejne pokazy z cyklu „Wilkanoc”, podczas których pitalne znaczenie. Nigdy nie jest tapetą, banalnym Wilczyński występował na scenie z muzykami gru­ tłem. Autor „Kizi Mizi” z rozmysłem dobiera takie py Pogodno, Kim Nowak, Pink Freud czy Małych kompozycje, które są na tyle silne, by nie dać się Instrumentów. zdominować obrazowi. U Wilczyńskiego słychać Skracanie dystansu Tomasza Stańkę, Tadeusza Nalepę, Fleet­wood Obecnie Mariusz Wilczyński przygotowuje swój Mac, Stanisława Soykę. Ich utwory są motorem dla animowanej ma­ pierwszy film długometrażowy „Zabij to i wyjedź z tego miasta”. Do chiny metafor, budują rytm i nastrój każdego filmu. projektu, którego premiera zaplanowana jest na rok 2013, muzykę Kolejna charakterystyczna cecha tego artysty: widz od początku atako­ napisał sam Tadeusz Nalepa, natomiast głosów animowanym posta­ wany jest przez kawalkadę sennych obrazów, pętli, powtórzeń, figur ciom zgodzili się użyczyć: Krystyna Janda, Andrzej Wajda, Daniel Ol­ niedokończonych, będących jakby ciągle w ruchu, zawsze gotowych, brychski, Maja Ostaszewska i Tomasz Stańko. W filmie usłyszymy też by zmienić formę, w której zostały zamknięte – w coś zupełnie inne­ artystów, którzy już odeszli: Irenę Kwiatkowską i Gustawa Holoubka. go i nieoczekiwanego. Człowiek przechodzi w ptaka, dorosły w dziec­ Jak Wilczyńskiemu udaje się pozyskiwać dla swoich filmów tak wielkie ko, anioł w manekina, drzewo w roślinę doniczkową, bloki mieszkal­ nazwiska? Dlaczego zagraniczni krytycy piszą o nim: „należy obecnie ne w obraz na ścianie, kolorowy cadillac w czarno-białą kostuchę. do najwybitniejszych twórców animacji”? Kiedy czyta się wywiady z au­ Oto rzeczywistość, która wyrwała się racjonalnemu rozumowi – tu torem „Nienawidzę” czy ogląda jego filmy, uderzają przede wszystkim wszystko może się zdarzyć, wszystko jest odwołalne. Wszystko z wy­ dwie rzeczy: bezpretensjonalność i luz. Wilczyński nie napina się, nie jątkiem śmierci. Przypominają o niej pojawiające się w kolejnych fil­ mówi „świetlistymi słowami”, nie jest artystą parabol i trudnych do roz­ mach Wilczyńskiego zegary. Jesteśmy w świecie, który stworzył ar­ szyfrowania, zamkniętych dla widza metafor. Zamiast budować dystans tysta o wyobraźni dziecka, ale psychice dorosłego – wolny, choć nie – skraca go. Jego świat organizują stałe dychotomie: rzeczy i ludzi, snu infantylny. Tak mówiono wcześniej o surrealistach, a także o Wojcie­ i jawy, śmierci i życia, ale przecież najważniejsze, że jest to świat stwo­ chu Jerzym Hasie. rzony przez kogoś, kto nieustannie mierzy się ze swoją pamięcią, do­ Sztuka w telewizji chodzi do porozumienia z przeszłością, stara się oswoić fakt, że wszyst­ Wilczyński jest outsiderem wśród polskich animatorów. Po ukończe­ ko odchodzi. I nawet jeśli tylko animuje historyjki myszek i kotków, to niu łódzkiej ASP, przez dziesięć lat malował obrazy, był performerem. przecież równocześnie mówi nam, że ta mysz z „Kizi Mizi”, godzinami Animacją zajął się przypadkiem – przez telewizję, do której trafił, by siedząca samotnie na łóżku, kiwająca się do tyłu i w przód, obejmują­ załatać dziurę w swoim budżecie. W 1995 roku przyjął propozycję ca ramionami swoje drżące ciało – to właśnie on.

tekst JA KU B SOCH A

XII DODATEK Terry Gilliam – Don Kichot z kamerą Najbardziej kreatywny twórca z grupy Monty Pythona na dużym ekranie spełnia swoje najdziksze, najbardziej spektakularne marzenia.

W „Bandytach czasu” (1981) mały „Im jesteśmy starsi, tym granice na­ La Mancha” Keitha Fultona i Louisa Kevin, pozostawiony sam na sam ze szego świata stają się coraz cia­ Pepe). Jednak reżyser, niczym błędny swą dziecięcą wyobraźnią, odkrywa śniejsze” – twórca „Fisher Kinga” to rycerz, do dziś nie ustaje w próbach w szafie dziurę, przez którą do dzie­ reżyser dzieckiem podszyty, a jed­ spełnienia swej idée fixe. cinnego pokoju wpadają złośliwe nocześnie przeciwstawiający się po­ Niespokojny karły, przybyłe tu z innego wymia­ wszechnemu, zwłaszcza w amery­ Amerykanin ru czasoprzestrzeni. To one zabiorą kańskim kinie, „upupianiu” widza. Zanim stał się Don Kichotem filmu, chłopca w cudowną podróż przez Zamiast przykrawać swoją fantazję dał się poznać jako innego rodza­ różne epoki, od starożytności po do naszych oczekiwań, woli rozcią­ ju rycerz: w „Latającym Cyrku Mon­ wiek XX, fundując mu tak niezwy­ gać ją do granic niemożliwego. To ty Pythona” zakuty w zbroję, z mro­ kłe przygody, jak ocalenie życia Aga­ o nim myślała J.K. Rowling, sprze­ żonym kurczakiem zamiast miecza, memnonowi, przechytrzenie Robin dając prawa do adaptacji Harry’e­ uderzał nim w występujących, puen­ Hooda, prześmiewczy występ przed go Pottera, lecz anarchistyczny tem­ tując w taki właśnie sposób najbar­ bufonowatym Napoleonem czy wi­ perament Gilliama najwyraźniej nie dziej absurdalne skecze. Choć nie zyta na pokładzie „Titanica”. spodobał się wielkim wytwórniom, eksponował się tak bardzo jak John Twórca dzieckiem które kino traktują jak produkt. On Cleese czy Michael Palin, należał podszyty sam odrzucił ponoć propozycje re­ do ścisłej czołówki grupy, mistrzo­ W eskapadzie Kevina kryje się me­ alizacji takich filmów, jak „Forrest stwo osiągając w realizacji surreali­ tafora całej twórczości Gilliama: od Gump”, „Obcy: Przebudzenie”, stycznych kolaży, będących animo­ „Jabberwocky’ego” (1977) po „Par­ „Braveheart” czy „Troja” – możemy wanymi przerywnikami programu. nassusa” (2009). Wyobraźnia reży­ się tylko domyślać, czym mogłyby Z czasem okazał się najbardziej kre­ sera przypomina skradzioną przez stać się w rękach Gilliama te skąd­ atywnym spośród „Pythonów” – po 12 małp karłów mapę z „dziurami w cza­ inąd udane obrazy. Twórca „Brazil” realizacji wraz z Terrym Jonesem ki­ 1995 sie”, które wsysają nas w świat ma w filmowym światku opinię wa­ nowego filmu „Monty Python i św. spoza racjonalnego porządku. riata i nieuleczalnego pechowca. Graal” (1975), stał się twórcą w peł­ A jednak nie mniej prawdziwy od Jego bezkresne imaginarium wy­ ni samodzielnym. Jedyny w „Latają­ tego, który znamy z codzienności. maga wielkich budżetów, co kłóci cym Cyrku” Amerykanin, w latach Wszak ostatni etap podróży Kevina się z absolutną wolnością twórczą. 90. powrócił za ocean, by w fabry­ kończy się dotarciem do szklanej Do legendy przeszła praca Gilliama ce snów przenosić na duży ekran ściany, która okaże się telewizyj­ nad swobodną adaptacją „Don Ki­ swoje najdziksze, najbardziej spek­ nym ekranem – symboliczną grani­ chota”, do którego przymierzał się takularne marzenia. Czy jednak Gil­ cą pomiędzy wolnością wyobraźni od 1999 roku. Nakręcone dwa lata liam rzeczywiście poczuł się tam le­ a tandetnym show, produkującym później zdjęcia przerwała seria nie­ piej niż w bardziej kameralnych, Bandyci czasu wiernych konsumentów material­ fortunnych zdarzeń: poważna cho­ pełnych przewrotnego humoru pro­ 1981 nych dóbr i ekranowej fikcji w naj­- roba głównego aktora, zniszczenie dukcjach brytyjskich? Mimo więk­ tańszym wydaniu. Nie mamy wątp- dekoracji przez powódź, zarekwiro­ szych możliwości produkcyjnych, ­liwości, po której stronie tej szyby wanie scenariusza przez towarzy­ swojej amerykańskiej ojczyzny ni­ zamieszkał wraz ze swymi filmami stwo ubezpieczeniowe (opowiada gdy nie pokochał, a w 2006 roku, sam Gilliam. o tym znakomity dokument „Lost in na znak protestu przeciwko polity­

DODATEK XIII ce George’a W. Busha i tamtejszym tytułowego bohatera to w grun­ każe nam Gilliam przechodzić przez przepisom podatkowym, zrzekł się cie rzeczy osadzona w dwuwy­ „dziury w czasie”. Bohater, wysła­ nawet amerykańskiego obywatel­ miarowych dekoracjach, zmyślo­ ny z przyszłości w teraźniejszość, by stwa. Do dziś pozostaje w rozkroku na opowieść zmęczonego życiem powstrzymać śmiercionośnego wi­ pomiędzy dwoma krajami, a tym sa­ starca, niepasującego do epoki ro­ rusa, trafia do świata pełnego prze­ mym pomiędzy dwoma różnymi wi­ zumu i nowej generacji wojen. Ga­ sądów, brutalności i strachu, niczym zjami tego, czym jest kino. wędziarz Munchausen najwyraźniej w najciemniejszych wiekach śred­ Odtruwanie ucieka w baśń: odwiedza harem nich. Jednym z nowych zabobo­ baśnią sułtana, lata na kuli armatniej, roz­ nów okazuje się dzisiejsza psychia­ „Opowieść – bez niej nie byłoby ni­ mawia z księżycem, świadkuje na­ tria – coś, co pozornie racjonalne, czego!” – mówił tytułowy iluzjoni­ rodzinom Wenus, pomieszkuje nie po raz pierwszy u Gilliama koja­ sta z filmu „Parnassus”. Od początku w trzewiach morskiego potwora... rzy się z ograniczeniem i manipula­ swej twórczości Gilliam przepisu­ Również dla Gilliama kino jest tego cją. W „Brazil” (1985), brawurowej je dla nas baśnie i legendy, na któ­ rodzaju baśniową terapią – i nie­ anty­utopii utrzymanej w klimatach rych ufundowana została europejska ważne, czy w średniowiecznym, czy retro, mitem okazał się postęp tech­ kultura. W „Św. Graalu” i „Jabber- bardziej współczesnym kostiumie. nologiczny – jego ceną była bo­ Brazil ­wockym” malowniczo utytłał w bło­ Nowe wiem iście kafkowska biurokracja 1985 cie arturiański mit i klechdę o smo­ średniowiecze i inwigilacja jednostki. ku, osadzając je pośród absurdów Widać to zwłaszcza w „Fisher Kin­ Terry Gilliam, którego ostatnim dzie­ średniowiecza, pokazanego niczym gu” (1991), osadzonym w nowojor­ łem jest „Potępienie Fausta” Hectora seksistowski i feudalny ciemnogród. skiej dżungli rządzonej przez prze­ Berlioza wystawione w Operze Na­ Ale widać tu również skok, jakiego moc, sukces i wszechwładne media. rodowej w Londynie, konsekwent­ dokonał reżyser wychodząc z tele­ Przed nami współczesna rzeczywi­ nie udowadnia, że nie jest bez­ wizyjnego kabaretu w kierunku roz­ stość, jakże bliska mrokom średnio­ krytycznym bajarzem, ale twórcą palającego wyobraźnię filmowego wiecza – posiadająca swe niedo­ nicującym treści zawarte podskór­ spektaklu. Od kpiarskiej atrapy ku stępne zamczyska, smoki, a nawet nie w popularnych tekstach kultu­ bogatej inscenizacji. I tak giermków, swojego Graala. Spotkany przez ry. W „Nieustraszonych braciach Fisher King którzy w „Św. Graalu” udawali ko­ skrachowanego bohatera Fisher Grimm” (2005) wymieszał historycz­ 1991 nie, uderzając rytmicznie w łupiny King jest pomylonym kloszardem, no-biograficzny szczegół ze świado­ kokosa, zastąpili w „Jabberwockym” lecz jego szaleństwo okazuje się bła­ mym i podświadomym przekazem prawdziwi jeźdźcy. Makabryczno- zeńską czapką – odtrutką na obłęd słynnych baśni. W „Parnassusie” -sprośną opowieść o królestwie Bru­ tego świata, skumulowany w zado­ zabiera nas z ulic współczesnego na Wątpliwego oświetlono niczym wolonej z siebie amerykańskiej me­ Londynu na drugą stronę magicz­ płótna Caravaggia. Wiele zaś scen tropolii. nego lustra, by przekonać, jak bar­ namaścił Gilliam takim patosem, W „Las Vegas Parano” (1998) we­ dzo przaśna i wulgarna jest rzeczy­ jakby kręcił samego „Andrieja Rublo­ dług reporterskiej książki Huntera S. wistość, do której przywykliśmy. wa”, zacierając jednocześnie granice Thompsona, Gilliam pokazał z iro­ Podczas jednej z takich cudownych między parodią i pastiszem, między nią, jak rozpaczliwie dorosła wy­ wypraw znajdujemy się nad rajski­

dekonstrukcją i dziecięcym zachwy­ obraźnia próbuje poszerzać swo­ mi wodami, po których płyną trum­ Las Vegas Parano tem. Bowiem z Monty Pythona wziął je horyzonty za pomocą rozmaitych ny-gondole udekorowane kwiata­ 1998 Gilliam nie tylko ironię (zwycięski wspomagaczy. Osadzone w roku mi i portretami nieżyjących gwiazd bohater jest zwykłym kmiotkiem, 1971 kino drogi, traktujące o wypra­ kina. W tej pysznej scenie zawarta a straszliwy smok wyliniałą, podar­ wie dziennikarza sportowego i jego jest esencja uprawianej przez Gil­ tą kukłą) – rozpętał tu żywioł kina prawnika do mitycznego Las Vegas, liama filmowej iluzji: uciekajmy od na wzór swoich dawnych animacji, jest samo w sobie narkotyczną jaz­ rzeczywistości nie dla samego eska­ z całą ich ruchliwością, płynnością, dą. Miasto kasyn i rajdów motocy­ pizmu, ale żeby lepiej ją zrozumieć zamiłowaniem do feerii. klowych, będące swoistym Disney­ i uczynić choć trochę piękniejszą. W XVIII-wiecznych „Przygodach ba­ landem dla dorosłych, jawi się Wyzwalajmy naszą wyobraźnię nie rona Munchausena” (1988) machi­ w oparach psychodelicznych wizji po to, by uśpić rozum, ale by z jej na wyobraźni ruszy z jeszcze więk­ niczym iście baśniowy bestiariusz. pomocą uwolnić go od krępujących szą parą. Lecz awanturniczy żywot W „12 małpach” (1995) raz jeszcze schematów.

tekst A N ITA PIO TRO W S KA

XIV DODATEK Filmowy eros po japońsku

Jedną z najciekawszych, ale i najbardziej kontro­ Naturalistyczne wice”, „Zgwałcone anioły”, „Sex Jack”, „Aniel­ wersyjnych propozycji tegorocznych Nowych Hory­ sceny przemocy ska ekstaza”... Lecz sceny zbiorowych gwałtów zontów będzie retrospektywa japońskiego kina ero­ i seksu miały i tortur u Wakamatsu niosły krytyczne przesłanie: tycznego z gatunku pinku eiga („różowe opowieści”). kwestionować z jednej strony atakowały konserwatywne wzor­ Filmów raczej u nas nieznanych, może prócz dzieł wartości, jakim ce kultury, z drugiej tendencję do uprzedmiota­ nawiązujących do tego nurtu, jak „Imperium zmy­ od wieków wiania człowieka. Scenarzystą seksualno-poli­ słów” Nagisy Oshimy czy „Kobieta-owad” Shōheia hołdowało tycznych fantazji Wakamatsu był Masao Adachi, Imamury. Pinku eiga wywodzi się wprost z trady­ japońskie filmowiec i... aktywny członek japońskiej Frak­ cyjnej sztuki japońskiej: przede wszystkim z drze­ cji Czerwonej Armii. Nic więc dziwnego, że wy­ społeczeństwo. worytów , niezwykle popularnych w epoce wrotowe dzieła Wakamatsu stały się przedmio­ Edo wizerunków ukazujących seksualne zapasy sa­ tem administracyjnych represji. murajów i gejsz. Erotyka – czy wręcz pornografia – Wobec gigantycznej popularności pinku eiga, zawsze była obecna w nieoficjalnym, żywym nur­ również na Zachodzie, w latach 70. największe cie kultury japońskiej, celebrowanym przez niższe wytwórnie filmowe nie szczędziły sił i środków na klasy społeczne, ale i przemycanym do kultury kla­ realizację „różowych opowieści”. Uwspółcześnio­ sy rządzącej. Rzecz znamienna, drzeworyty shunga ne adaptacje prozy Sade’a czy Sacher-Masocha, cechował silnie zaznaczony element sadomasochi­ takie jak „mokra seria” Tatsumiego Kumashiro, styczny, jak choćby obrazy techniki – czy­ stały się wizytówką Nikkatsu – studia filmowego, li specyficznego sposobu krępowania ciała (zwykle które jeszcze parę lat wcześniej sygnowało dzie­ kobiecego), całkowicie ubezwłasnowolniającego ła takich klasyków, jak Yasujirō Ozu, Akira Kuro­ obiekt seksualnej adoracji. Grafiki shunga spoty­ „Blue Film Woman” (1969) sawa, Masahiro Shinoda czy Mikio Naruse. Deka­ kały się nierzadko z cenzurą władzy, obawiającej reż. Kan Mukai da lat 70. przyniosła również przesunięcie granic Człowiek na torze 1956 się zbytniego rozprzężenia moralnego klas uprzy­ filmowej ekspresji i łączenie „melodramatycznej” wilejowanych. konwencji filmów pinku eiga z innymi gatunkami Kino pinku eiga jest swego rodzaju przedłużeniem tradycji shun­ – głównie horrorem i kinem samurajskim. Celowała w tym przede ga. Jego rozkwit przypadł na lata 60. dwudziestego wieku i trwał do wszystkim osławiona wytwórnia Toiei i jej nadworny reżyser Norifu­ końca lat 70. Związany był przede wszystkim z pojawieniem się nur­ mi Suzuki, którego „Szkoła przerażających uczennic” w równym stop­ tu Nuberu Bagu – „Nowej Fali” w kinie japońskim. Skupiała ona fil­ niu epatowała szybką akcją, co i erotycznymi, sadomasochistycznymi mowców niepokornych, takich jak Imamura, Nagisa Oshima, Hiroshi „atrakcjami”. Próżno szukać w tego typu produkcjach znaczeniowego Teshigahara, twórców kina buntowniczego, lewicowego, starające­ „naddatku”, jaki cechował choćby twórczość Wakamatsu, ale paradok­ go się zmienić społeczny i polityczny porządek powojennej Japonii. salnie to właśnie w tych filmach ujawniała się ciemna strona psyche W przeciwieństwie do tradycyjnego kina japońskiego, przywiązanego rodzimego społeczeństwa. do „sfery ducha” czy „śmierci w imię idei”, nowofalowcy kładli nacisk Kino pinku eiga, realizowane z powodzeniem i dziś, miało i ma na biologizm, młodość, energię, wiarę w możliwość zmiany. Kobie­ wielki wpływ również na reżyserów niespecjalizujących się w tego ta – częsty bohater klasycznych filmów japońskich (np. Kenji Mizogu­ typu kinie. W odważnych filmach Takashiego Miiki („Visitor Q”) czy chiego) – znalazła się w centrum filmowego świata Imamury i Oshimy, Shinji Tsukamoto („Czerwcowy wąż”) odnajdziemy motywy zaczerp­ tym razem jednak wyposażona w ciało i seksualność. Filmy nowofalo­ nięte z filmowych dokonań Wakamatsu czy Suzukiego, a i starzy mi­ we epatowały naturalistycznymi scenami przemocy i seksu, za który­ strzowie pinku eiga, tacy jak sam Wakamatsu (twórca pokazywanej mi szedł jednak głębszy zamysł: zakwestionowanie wartości, jakim od na zeszłorocznym festiwalu ENH „Gąsienicy”) wciąż tworzą swe fil­ wieków hołdowało japońskie społeczeństwo. mowe wizje. Pinku eiga pozwala wejrzeć w głąb japońskiego kina, Obrazy te realizowane były w małych, niezależnych wytwór­ ale też – co najbardziej zaskakujące zważywszy na jego „cielesność” niach, na potęgę tworzonych w latach 50. i 60. Założycielem jednej – w skryte zakamarki japońskiej duszy. z nich był Kōji Wakamatsu, reżyser, który w latach 60. jak żaden inny twórca japońskiego kina posługiwał się odważnymi obrazami sek­ su. Już tytuły jego filmów mówią same za siebie: „Zgwałcone dzie­

tekst PIO TR KLE TO W S KI

DODATEK XV Charaktery_205x257_Blue.indd 1 5/17/11 11:16:52 AM