19 8 6

www.pza.org.pl TREŚĆ

Tyle wypraw, takie wyniki (J. Ny- ka) 1 Alpinizm w świetle nowych regulacji prawnych (W, Lachiewicz) . 1 Sprzęt pełnowartościowy (T. Solić- ki) 5 Film górski w Trydencie (W. Świe- żyński) 6 Krakowska wyprawa na Gangapurnę (W. Masłowski) 8 Himalchuli North ponad morzem chmur (W. Panejko) ... 10 Zakopianie na 1986 (A. Osi­ ka) 11 Zimowe wejście na Kangchendzón- gę (A. Machnik) .... 12 Na szczyt (K. Wielicki) ... 14 Andrzej Czok (A. Bilczewski, J. Ny- ka) 15 Zima 1985—86 w górach najwyż­ szych (J. Nyka) 17 Gdybyś przyszedł pod tę ścianę () ... 19 Polsko-czeska kobieca wyprawa w Andy (Ewa Szczęśniak) . . 20 Ladies' Holidays (Ewa Panejko-Pan- kiewicz) 21 Kaukaz zimą 1986 (J. Wolf) . . 23 Stanisław Motyka 1906—1941 (R.W. Schramm.) 24 Polskie wspinaczki zimowe w Tat­ rach 1985—86 (Ziemowit J. Wir- ski) 28 Zima przy Morskim Oku (K. Łoziń­ ski) 30 O czystość stylu w skale (R. Mal­ czyk) 32 Styl czy trudności? (H. Sigrist), . 33 1000 m w Meanderhohle (J. Woć- ko) 35 Co nowego w Tatrach? ... 37 Nowe drogi w Tatrach . . . . 38 Ruch skałkowy 39 Różne góry, różne lata .... 41 Wyprawy w góry egzotyczne . . .42 Sprawy organizacyjne .... 43 Pożegnania 44 Kochane zdrowie 46 Notatnik . . 47 Recenzje; Sprzęt . . . tylna okładka

Zdjęcia obofc: Wspinaczka w Dolomitach na Guglia di Brenta. Fot. Marek, Pronobis Na okładce: Widok z Kołowego Szczytu na masywy Łomnicy i Durnego. Szkic panoramy na s. 28. Fot. Andrzej Drobmk www.pza.org.pl BEfSBSSi

NR 1 (260)

WARSZAWA 1986

ROK 62

Tyle wypraw, takie wyniki

Półrocze nie stanowi w naszym sporcie pół­ rzy nie pamiętają też jakoś o naszych sta­ metku, a to dlatego, że główny ciężar dzia­ rych porachunkach z (dwie napoczęte łalności — i tej tatrzańsko-alpejskiej, i wy- drogi) i Makalu (środek zachodniej ściany), prawowej — przesuwa się na lato i okres je­ a także nowych — z i Cho Oyu. Pół­ sieni. Ale pół roku mamy już za sobą, i to nocno-zachodnią grań K2 w tym sezonie chcą z sukcesami o nie tylko polskim znaczeniu. za nas skończyć Anglicy. A przecież historia Pierwsze wejście zimowe na trzeci szczyt uczy, że właśnie z mądrej kontynuacji wy­ Ziemi, Kangchendzongę, nowa droga na Cho nikają wielkie dzieła — także w górach. Po­ Oyu, pierwsze przejścia zimowe w Kaukazie stawienie nogi na szczycie Gasherbruma IV — to punkty najważniejsze, zrelacjonowane zapowiadał w zeszłym roku Wojtek Kurtyka. w tym numerze. Niezłe wyniki przyniósł se­ Byłby to wprawdzie tylko gest, ale gest o zon zimowy w Tatrach, gdzie tym razem naj­ dużym ideologicznym znaczeniu, zwłaszcza w więcej się działo na Słowacji. Seria tragicz­ sytuacji, kiedy mnożą się w Himalajach no­ nych wypadków, która wstrząsnęła nami w we „drogi" kończone... w połowie wysokości grudniu, zakończyła rok miniony. Obecne pół­ góry. Na samej tylko Dhaulagiri takich sze­ rocze przyniosło jeden wypadek, również bar­ roko reklamowanych „dróg" mamy już trzy dzo bolesny: śmierć Andrzeja Czoka w Hi­ — dwie słoweńskie i jedną czechosłowacką. malajach. Tragedia ta nie będzie daremna, Poniekąd tradycją stały się nasze biadania jeśli wszyscy uświadomimy sobie, że znacz­ nad uwiądem polskiego alpinizmu alpejskie­ nie więcej wiemy o wielkich górach, niż o go i spadkiem zainteresowania Tatrami. Jeśli­ naszych własnych w nich możliwościach i by ktoś twierdził, że nie jest pod tym wzglę­ granicach. dem źle, niech przejrzy kolejne „Vystupy ro- O polskim alpinizmie było głośno w świa­ ka" naszych sąsiadów zza Tatr — przekona się towych publikacjach, najgłośniej o wyczynie na jak krzepkim drzewie zielenią się ich hi­ Wojtka Kurtyki na G. IV, zgodnie uznanym malajskie gałęzie. Sprawom tatrzańskim po­ za wydarzenie numer jeden minionego roku święcamy w tym numerze trochę więcej (T. 2/85, s. 61). Nie schodził z łamów Jerzy miejsca. Artykuły K. Łozińskiego i Z. Wir- Kukuczka, aktualnie główny rywal Messnera skiego różnią się nieco w ocenach, ale też w biegu 14X8000. W dniu 5 czerwca po­ dotyczą różnych scen działania. Liczymy na wróciła nasza delegacja z tournee po Japo­ to, że nie pozostaną one bez odzewu ze stro­ nii, gdzie była serdecznie goszczona i zasy­ ny tych kolegów, którym słowo „taternik" pywana pytania: jak wy to robicie, że macie ciągle bliższe jest niż słowo „alpinista". tyle wypraw i tak niezwykłe wyniki? Przez długie lata panował pogląd, iż alpi­ Tymczasem — a mija właśnie 15 lat od nizm jest sportem, ale i czymś więcej. W pamiętnej wyprawy na Kunyang Chhish — ostatnich latach wziął on ostry zakręt w kie­ wyruszają w świat kolejne ekipy. Jest ich runku ostatecznego usportowienia się, czego zbyt dużo, by wymieniać cele. Dość powie­ wyrazem są choćby przyjmujące się również dzieć, że przeszło 10 grup i grupek kieruje na Zachodzie zawody wspinaczkowe (21—23 się ku szczytom ośmiotysięcznym, pod samyn marca 1986 r. pierwsze halowe mistrzostwa tylko K2 znajdują się 3 nasze różne zespoły. Francji na sztucznej ścianie w Lionie; seria Ten szturm na najwyższe szczyty Ziemi ma imprez zaplanowanych na łato). Trwa roz­ też swoje cienie. Część wypraw planuje wej­ kwit wspinaczki skałkowej, dla której za­ ścia najłatwiejszymi drogami, po to tylko, chodnie kluby i związki szukają miejsca w by uczestnicy mogli zaspokoić własne wyso­ swych sztywnych strukturach. W awangar­ kościowe ambicje. A przecież odrobina in­ dzie jest Groupe de Haute Montagne (T. 2/85, wencji wystarczyłaby, aby tym samym wy­ s. 90), która do swych norm przyjmowania siłkiem zrobić coś ciekawszego i liczącego się na członków wprowadziła ostatnio nową w historii góry! Liczba wypraw sprawia, że (trzecią) kategorię: falaise. Na jej podstawie siły są rozbite, a ekipy z reguły nie pierw­ w ekskluzywnym gronie członków GHM zna­ szej (oby chociaż drugiej!) klasy. Organizato­ leźli się w tym roku Jean-Baptiste Tribout, www.pza.org.pl 1 bracia Claude i Yves Remy, Dominiąue Su- W krajach zachodnich, zwłaszcza Francji, chet, Bruno Cormier, Bernard Pegourier i Hiszpanii i Włoszech, ostro wyodrębnia się Aminę Sebahi — wszystko ludzie legitymu­ skrzydło sportowe, a nazwiska Profita, Es- jący się głównie skałkowym dorobkiem. coffiera czy Luisy Iovane konkurują z naz­ Nowy układ sił wymaga nowych rozwią­ wiskami czołowych kolarzy czy kopaczy pił­ zań. Na swych tegorocznych walnych zjaz­ ki. Ale też daje się tam zauważyć powsta­ dach Club Alpin Franęais i Schweizer Al- wanie czegoś w rodzaju opozycyjnego cent­ pen-Club poddadzą rewizji własne schematy rum — sodalicji jednoczącej masy ludzi nie organizacyjne i kanony ideowe. „Czy są one zainteresowanych wielkim wyczynem, lecz po jeszcze żywotne? Czy w ogóle odpowiadają prostu kochających góry i chcących po nich oczekiwaniom dnia dzisiejszego?" — czytamy chodzić. Do publicznego starcia obu stron do­ w tezach przedzjazdowych. Francuzi jedno z szło na niedawnej konferencji w Grazu, lekarstw widzą w rozbiciu zbyt dużych sek­ wielce wymowna jest też ankieta czytelni­ cji i komisji na mniejsze, bardziej operatyw­ cza francuskiej „AlpiRando", której wyniki ne. Liczą na to, że łatwiej wchłoną one po­ zaskoczyły samą redakcję. Zdecydowaną wstające poza CAF prężne ugrupowania mło­ większość wypowiedzi streścić można w paru dzieży, które już doprowadziły do powsta­ zdaniach: „Profit, Edlinger i ci inni... Piszcie nia obok FFM osobnej Federation Franęaise mniej o wyczynach, zwłaszcza tych spod d'Escalade. Również nasz Związek stoi w tym znaku 8a, o tych wszystkich snobach i nie­ roku przed Walnym Zjazdem, który odbędzie bieskich ptakach — otwórzcie kolumny dla się w listopadzie w Zakopanem. Znów będą łazików i wspinaczy, którzy cały tydzień ucz­ gorączkowe nocne debaty i pospiesznie for­ ciwie pracują, a w weekend chcą zrealizo­ mułowane, nie do końca przemyślane wnio­ wać małe exploits, na sobie dostępnym po­ ski. Dobrze by było, gdyby — wzorem orga­ ziomie. Niech żyje solidna alpejska IV+ i nizacji zachodnich — i nasze kluby zaczęły drogi, które nie są w modzie." Nastawienie już dziś myśleć o tym, z czym przyjdą na takie panuje i u nas: kiedy niżej podpisany Walny Zjazd i w jakim kierunku należałoby przytoczył powyższy cytat podczas prelekcji przemodelować alpinizm polski, by nadal w Warszawie, z sali ozwały się gromkie bra­ trzymał on głowę wysoko w himalajskich wa. To także temat do zjazdowej refleksji. obłokach, ale bardziej pewnie stał na ta­ trzańsko-alpejskiej ziemi. Józef Nyka

WOJCIECH LACHIEW1CZ

Alpinizm w świetle nowych regulacji prawnych

Alpinizm narodził się w końcu XVIII w. i przez wiele lat był dziedziną, którą zajmo­ wał się jedynie ograniczony krąg osób. Wszelkie sprawy związane z jego uprawia­ niem regulowane były do połowy lat sie­ demdziesiątych naszego wieku tylko zwycza­ pozytywnych wiąże się szereg konsekwencji jowymi normami „sztuki taternickiej", jakie ujemnych, jak np. wzrost liczby wypadków same wykształciły się z upływem czasu w taternickich, nadmierna eksploatacja przyrody środowisku taternickim. Nosiły one i noszą czy wzrost zagrożenia osób trzecich, przeby­ jedynie charakter norm etyczno-moralnych, wających w' sąsiedztwie terenu działalności nie znajdowały więc odbicia w obowiązują­ wspinaczkowej. W tej sytuacji nasz naczelny cym prawie. W związku z tym nie można prawodawca uznał za konieczne objęcie alpi­ było mówić o realizacji obowiązków taterni­ nizmu jako pewnej dziedziny życia społecz­ ckich w drodze przymusu prawnego, albo­ nego węzłem norm prawnych, wprowadza­ wiem normy te nie były zabezpieczone żad­ jących powszechną reglamentację w zakresie nymi sankcjami prawnymi, choć przecież jego uprawiania. Uczynił to mając w szcze­ funkcjonowały prawidłowo i skutecznie. W gólności na względzie realizację takich za­ miarę upływu lat wspinaczką zaczęły się jed­ dań państwowych, jak ochrona życia i zdro­ nak interesować coraz szersze kręgi osób, wia obywateli czy ochrona przyrody żywej i tak że w chwili obecnej w Europie zacho­ nieożywionej na wszelkich obszarach kraju. dniej można mówić o alpinizmie jako sporcie Podstawowym i głównym źródłem prawa masowym. Z jego rozwojem obok następstw w zakresie uprawiania alpinizmu jest ustawa 2 www.pza.org.pl sejmowa z 3 VII 1984 r. o kulturze fizycz­ pieczeństwa. Otóż ze wspomnianych przepi­ nej 1), która ostatecznie zalicza go do dyscy­ sów wynika, iż wszelkie formy tak szeroko plin sportu, co w myśl jej art. 15 rodzi po rozumianego alpinizmu mogą uprawiać wy­ stronie osób uprawiających alpinizm obowią­ łącznie osoby uprawnione, i to tylko w takim zek przestrzegania ustalonych regulaminów zakresie, o jakim mowa w wymienionych sportowych. W związku z tym na mocy art. załącznikach, z których najistotniejszym jest 52 ust. 4 ustawy, Przewodniczący GKKFiS2) chyba zał. nr 4. W myśl jego postanowień, został zobowiązany do wydania przepisów taternictwo powierzchniowe i jaskiniowe mo­ wykonawczych, określających zasady bezpie­ żna uprawiać bądź w formie zorganizowa­ czeństwa, szczególne wymagania, kwalifika­ nej (kursy, wyprawy, zgrupowania itp.), bądź cje oraz wzory dokumentów stwierdzających indywidualnie. W ostatnim przypadku należy te kwalifikacje w stosunku do wymienio­ mieć na uwadze1, że § 2 ust. 2 zarządzenia nych w ustawie dyscyplin sportu, wśród któ­ zezwala na wspinanie się jedynie osobom z rych znalazł się także alpinizm. Wyrazem odpowiednimi uprawnieniami, a o ich uzy­ realizacji owego obowiązku jest zarządzenie skanie mogą ubiegać się wyłącznie ci, którzy Przewodniczącego GKKFiS z 31 VII 1985 r. należą do organizacji zrzeszonych w PZA. w sprawie uprawiania alpinizmus), zawie­ Jest to więc zupełne novum, gdyż przepisy rające w zasadzie regulację całościową dla poprzednio obowiązującego zarządzenia Prze­ tej dziedziny. Niezależnie od tych przepisów wodniczącego GKKFiT z 16 X 1974 r. w podstawowych, do działalności alpinistycznej sorawie uprawiania alpinizmu6), a odnoszą­ odnoszą się również niektóre przepisy za­ ce się tylko do rejonów górskich, dopuszczały rządzenia Przewodniczącego GKKFiS z (a contrario) w § 2 także uprawianie alpiniz­ 29 VII 1985 r. w sprawie bezpieczeństwa osób mu przez osoby niestowarzyszone. W tym przebywających w górach4), jak też rozpo­ przedmiocie istniało i nadal istnieje jedynie rządzenia Rady Ministrów z 30 X 1954 r. w ograniczenie wynikające z § 16 cytowanego sprawie utworzenia TPN5). W końcu, w rozporządzenia w sprawie TPN z r. 1954, który związku z możliwością pociągnięcia do od­ w stosunku do osób uprawiających taterni­ powiedzialności karnej oraz cywilno-odszko- ctwo na terenie Parku wymaga przynależ­ dowawczej za wypadki, alpinizm obejmują ności do zrzeszeń alpinistycznych. Należy też odpowiednie przepisy Kodeksu Karnego również pamiętać, że dotychczas obowiązu­ i Kodeksu Cywilnego. Wymienione powyżej jące, a wydane na podstawie starego już za­ przepisy stanowią dopiero pełną regulację rządzenia z r. 1974 regulaminy PZA w za­ prawną odnoszącą się do uprawiania alpi­ kresie bezpieczeństwa nie mogły się odnosić nizmu. do osób niestowarzyszonych. Aktualne prawo ukróciło więc proceder polegający na wspi­ Przyjrzyjmy się najpierw zarządzeniu z naniu się osób niestowarzyszonych w skał­ 31 VII 1985 r. Jest to od strony prawnej akt kach oraz nielegalnie w Tatrach, bez zwią­ powszechnie obowiązujący, czyli mogący od­ zania ich wymogami w zakresie bezpieczeń­ stwa wspinaczki. nosić się do wszystkich osób i sytuacji praw­ nych. Jaki jest zatem jego zakres podmiotowy — czyli do kogo się odnosi — oraz zakres Po drugie, w omawianym tu załączniku przedmiotowy, czyli jakich sytuacji doty­ nr 4 istnieje szereg dalszych wymogów od­ czy? Zarządzenie, jak wynika z § 1 jest adre­ nośnie bezpieczeństwa w trakcie uprawiania sowane do wszystkich osób parających się alpinizmu. I tak § 4 zawiera dość istotny alpinizmem, rozumianym jako taternictwo zapis o obowiązku uprawiania taternictwa powierzchniowe w rejonach górskich i, co tylko „...w granicach ryzyka koniecznego, może ważniejsze, nawet w skałkach i na uzależnionego od aktualnych warunków dzia­ obiektach sztucznych, bądź jako taternictwo łalności". Jest to typowy przepis uznaniowy, jaskiniowe w rejonach jaskiniowych. Z kolei a ocena jego przestrzegania będzie należeć od strony przedmiotowej zarządzenie to okre­ do komisji dyscyplinarnych w klubach lub śla zasady bezpieczeństwa, obowiązujące w PZA, ewentualnie sądów w przypadkach, gdy szeroko rozumianym alpinizmie (załącznik nr w wyniku jego naruszenia nastąpił wypadek, 4), szczegółowe warunki oraz tryb uzyski­ o czym niżej. Obok dwóch wyżej wymienio­ wania stopni w taternictwie powierzchnio­ nych wymogów, załącznik nr 4 zawiera sze­ wym (zał. 1) i jaskiniowym (zał. 2), jak rów­ reg dalszych nakazów i zakazów. W szczegól­ nież wzory kart taternika (zał. 3). Co do stop­ ności do szeroko rozumianego alpinizmu (a ni taternickich i uprawnień z nich płynących więc także skałek i obiektów sztucznych) od­ nosić się będzie absolutny zakaz wspinaczki oraz zasad ich uzyskiwania, najważniejszym bez asekuracji, czyli na tzw. żywca, a także jest ograniczenie stopni w taternictwie po­ trudny do sprawdzenia zakaz wspinania się wierzchniowym i jaskiniowym do 3 tylko, co bez należytego przygotowania kondycyjnego wiąże się z likwidacją stopnia sympatyka („błędy Birkenmajera i Abgarowicza"). Obok taternictwa oraz taternika samodzielnego z tego istnieją liczne wymagania co do sto­ uprawnieniami zimowymi. Uprawnienia do sowanego sprzętu. Musi on być pełnowartoś­ wspinania się po drogach o określonym stop­ ciowy, sprawdzony technicznie i posiadający niu trudności w zasadzie pozostają nie zmie­ odpowiedni atest. Wyraźnie jest zabranione nione. używanie sprzętu nie przeznaczonego do uprawiania alpinizmu, jak np. kasków bu­ Bardziej interesująca wydaje się analiza dowlanych czy lin lub karabinków żeglarskich. przepisów odnoszących się do warunków bez­ www.pza.org.pl 3 Poza tym trzeba pamiętać, że sprzęt z włó­ zatem wydaje się stworzenie należytych gwa­ kien poliamidowych (liny, uprzęże, pętle) wi­ rancji dla przestrzegania tych przepisów. nien być wycofany po upływie 2 lat od daty Do podstawowych gwarancji należy zali­ jego zakupu, a w przypadku lin — także po czyć funkcjonowanie komisji dyscyplinarnych odpadnięciu prowadzącego*. Obok tych wy­ w klubach i w PZA. W świetle przedsta­ magań istnieją we wspomnianym załączniku wionych regulacji można uznać, iż każdy również liczne zakazy czy obowiązki istotne przypadek ich naruszenia powinien w zało­ z punktu widzenia odpowiedzialności za żeniu prawodawcy spotkać się z odzewem w ewentualne wypadki. Przepisy prawne wy­ postaci wszczęcia postępowania dyscyplinar­ raźnie precyzują obowiązki instruktorów, nego, którego rezultatem może być obniżenie kierowników kursów czy wypraw, obok nich stopnia taternickiego lub jego cofnięcie, a wypada też wymienić niektóre obowiązki nawet wykluczenie z organizacji (co w myśl ciążące na osobach uprawiających alpinizm obecnie obowiązującego prawa wiązać się indywidualnie, jak choćby przestrzegania za­ będzie z zakazem wspinania nawet w skał­ sad asekuracji, znajomości teren działania z kach i na obiektach sztucznych). A jak wy­ uwzględnieniem tras powrotu i odwrotu, glądać będzie sytuacja taterników nie stowa­ wpisu do „książki wyjść" itp. W zespole obo­ rzyszonych i nie podlegających orzeczeniom wiązki te ciążą na osobie mającej najwyższy takich komisji? Już samo wspinanie się przez stopień taternicki, a w przypadku równych nich w Tatrach grozi im mandatem karnym, stopni — na tej, która wykazuje się dłuż­ jaki na mocy § 21 rozporządzenia o TPN szym stażem. z 1954 r. może nałożyć personel Parku. Rów­ Niezależnie od przepisów zarządzenia w nocześnie osoby takie nie mogą wspinać się sprawie uprawiania alpinizmu, taterników w skałkach ani na obiektach sztucznych. W wiążą też przepisy cytowanego zarządzenia miejscach tych, jak w każdym miejscu pu­ w sprawie bezpieczeństwa osób przebywają­ blicznym należy przestrzegać obowiązujących cych w górach. Chodzić tu głównie będzie o przepisów porządkowych, a ich naruszanie, przestrzeganie ograniczeń związanych z alar­ w tym przypadku polegające na wspinaniu mami lawinowymi czy też różnych nakazów się osób niestowarzyszonych, rodzi sankcje w i zakazów w zakresie poruszania się po szla­ postaci grzywny lub nagany z art. 54 Ko­ kach turystycznych. Należy w związku z tym deksu Wykroczeń. pamiętać, że taterników, podobnie jak tu­ rystów, wiążą przepisy obowiązujące na szla­ Ze skałkami i obiektami sztucznymi wiąże ku, który w świetle prawa traktowany jest się jednak pewna kwestia wskazująca na jako „miejsce publiczne", a więc dostępne niedoskonałość regulacji zawartej w zarzą­ bez specjalnego' zezwolenia dla bliżej nie dzeniu w sprawie uprawiania alpinizmu. Cho­ określonego kręgu osób. Tak np. taternik dzi tu o problem, czy uprawnienia do wspi­ jest zobowiązany zaniechać wyjścia na wspi­ nania się tylko po drogach o stopniu trud­ naczkę w przypadku ogłoszenia alarmu lawi­ ności odpowiednim do posiadanego stopnia nowego IV stopnia. Naruszenie szeregu prze­ taternickiego odnoszą się również do skałek, pisów, jakie mogą obowiązywać na szlaku obiektów sztucznych i do wspinania się „na turystycznym, rodzić będzie ujemne konsek­ wędkę"? Wydaje się, że z punktu widzenia wencje prawne wobec winnych w postaci celu jaki przyświeca alpinizmowi, tj. zdoby­ mandatów karnych nakładanych przez orga­ wania umiejętności do pokonywania coraz to ny TPN lub wniosków do kolegiów na mocy trudniejszych dróg wspinaczkowych, ograni­ art. 52 Kodeksu Wykroczeń. czenia związane z posiadaniem stopnia tater­ Z przedstawionych tutaj regulacji praw­ nickiego nie powinny się odnosić do „poligo­ nych możemy wysnuć wniosek, że są one nu" wspinaczkowego. Tak należałoby prze­ tymi przepisami, na które oczekiwali ludzie prowadzić wykładnię obowiązujących przepi­ nieobojętni na ujemne konsekwencje zwią­ sów, oczywiście pamiętając, iż wymagania zane z rozwojem alpinizmu, wyrażające się odnośnie bezpieczeństwa obowiązują także w choćby we wzroście liczby wypadków. Regu­ skałkach i na obiektach sztucznych. lacje te, a przede wszystkim zarządzenie z Osobny problem stanowią sprawy odpo­ 31 VII 1985 r., zastąpiły dawne i niewystar­ wiedzialności za wypadki powstałe w związ­ czające już zasady „sztuki taternickiej" oraz ku z uprawianiem szeroko rozumianego alpi­ wiążące jedynie wewnątrzorganizacyjnie re­ nizmu. Pozytywną cechą zarządzenia GKKFiS gulaminy PZA. Podobnego rodzaju regulacje jest to, że wypełnia ono poważną lukę praw­ wprawdzie można spotkać w niektórych kra­ ną, przed jaką stało sądownictwo polskie. jach alpejskich, niemniej jednak nie są Chodzi tu o możliwość pociągnięcia osoby one tak szczegółowe i tak pełne. Konieczne (np. współpartnera, instruktora, kierownika wyprawy, organizatora akcji ratunkowej) winnej naruszenia zasad bezpieczeństwa do * Nie jest dobrze, gdy dokument tej rangi wda­ odpowiedzialności karnej za nieumyślne spo­ je się w zbytnie szczegóły techniczne. Jak wyka­ zały niedawne badania, lina nowa lub mało uży­ wodowanie śmierci (art. 152 k.k.) lub nie­ wana zachowuje pełną wartość co najmniej przez umyślne uszkodzenie ciała (art. 156 § 3 k.k.). 10 lat (T. 2/85 s. 97) zaś w dzisiejszej praktyce skał­ W grę może wejść równolegle odpowiedzial­ kowej (a i tatrzańskiej) odpadnięcia należą do re­ guł gry. Pięć łub więcej „lotów na jednej wspi­ ność cywilna, orzeczona przez sąd na skutek naczce nie jest niczym niezwykłym, wymóg kaso­ pozwu osoby poszkodowanej lub jej rodziny. wania liny jest więc całkiem nieżyciowy. (Red.) Brak tego rodzaju przepisów powodował, że

4 www.pza.org.pl dotychczas żaden bodaj wypadek taternicki 8 O konieczności istnienia „regulaminów tater­ nickich" rangi ustawowej w obliczu możliwej od­ nie znalazł u nas epilogu w sądzie, natomiast powiedzialności karnej i cywilnej za wypadki gór­ teraz sprawy takie będą już możliwe do skie por. K. Buchała i A. Dobrowolski w „Tater­ przeprowadzenia 8). niku" 1/1968.

W obliczu wyżej przedstawionych przepi­ Wprowadzone w zeszłym roku przepisy sów odnoszących się do uprawiania alpiniz­ prawne w zakresie uprawiania alpinizmu mu wydaje się, iż zarówno groźba dolegli­ (por. T. 2/85 s. 90) nakładają na alpinistów wych sankcji karnych i cywilnych, jak i sto­ nowe ograniczenia, celowe wydaje się więc sowanych równolegle do nich sankcji organi­ zapoznanie naszego środowiska zarówno z ty­ zacyjnych powinny przyczynić się do zwięk­ mi regulacjami, jak i konsekwencjami wyni­ szenia bezpieczeństwa w taternictwie po­ kającymi z ich nieprzestrzegania. Ponieważ wierzchniowym i jaskiniowym. Widocznym teksty poszczególnych zarządzeń są rozpro­ przejawem ich prawidłowego funkcjonowania szone, wskazane byłoby zebranie ich i po­ będzie zmniejszenie się liczby wypadków ta­ wielenie w formie broszury, przynajmniej na ternickich, które od lat stawiają środowisko użytek klubów. Pilnie potrzebne^ jest też taternickie w niekorzystnym świetle wobec opracowanie przez Zarząd PZA komentarza opinii społecznej, co z kolei nie zawsze mia­ interpretacyjnego, zwłaszcza w tych partiach, ło i ma swe uzasadnienie. gdzie poszczególne paragrafy już zostały wyprzedzone przez życie (np. zakaz wspina­ nia bez asekuracji) czy też wykazują luki lub nawet sformułowania niefortunne, jak np. 1 Dz. U. nr 34, poz. 181. niedopuszczanie do sztucznych ścian osób 2 Aktualnie GKKFiT (art. 16 ustawy z 12 XI 1985 r. Dz. U. nr 50, poz. 262). niezrzeszonych, podczas gdy duża część * Mon. Pol. nr 27, poz.. 197. obiektów tego rodzaju funkcjonuje w Euro­ 1 Mon. Pol. nr 30. poz. 208. 5 pie w szkołach w roli przyrządów rekreacyj­ Dz. U. nr 4, poz. 23. 1 Dz. Urzęd. GKKFiT nr 9, poz. 46. nych i gimnastycznych. Autor artykułu ma ' Orzeczenie takie w świetle prawa — Kodeks paroletni staż taternicki, jest przy tym pra­ Postępowania Administracyjnego — jest decyzją cownikiem naukowym Instytutu Prawa Ad­ administracyjną, od której stronie przysługuje od­ wołanie do organu wyższego stopnia, a w przy­ ministracyjnego i Nauki Administracji UJ. padku decyzji ostatecznej — nawet skarga do Na­ czelnego Sadu Administracyjnego (art. 207 w zw. z art. 196 § 2 p. 20 k.p.a.). REDAKCJA

Sprzęt pełnowartościowy

31 lipca 1985 r, weszło w życie zarządzenie zabrakło komórki zajmującej się kontrolą technicz­ Przewodniczącego GKKFiS w sprawie uprawiania ną. Sytuacja komplikuje się przy warsztatach alpinizmu (por. s. 2). Falę polemik wzbudził rzemieślniczych. Tu jednak ustawodawca przewi­ jego załącznik nr 4, a szczególnie paragrafy za­ dział w punkcie 2, iż „sprzęt nie mający atestu wierające postulaty dotyczące sprzętu. Spróbujmy wi-nien uzyskać akceptację Komisji Bezpieczeństwa wyjaśnić — kierując się zdrowym rozsądkiem •— Górskiego PZA". W skład Komisji wchodzi zespół treść punktów budzących największe emocje. rzeczoznawców, kierowany przez Henryka Mierze­ jewskiego (m.ln. starszego instruktora alpinizmu), dokonujący badań — w miarę możności według § 16.1. Ze względu na "szczególne zagrożenie ży­ kryteriów zalecanych przez UIAA — egzemplarzy cia zabrania się: 1. •prowadzenia działalności z uży­ sprzętu produkowanego przez rzemiosło. Jak do­ ciem nie-pelnowartościowego sprzętu i wyposaże­ tąd, niewielu rzemieślników wykazało zaintereso­ nia... wanie przepisami zarządzenia, stąd zaledwie 4 artykuły (producent Roman Then z Bielska-Białej) uzyskały akceptację Komisji: Co to jest „sprzęt niepelnowartościowy"? Zdania są podzielone, słyszy się nawet opinię, że za peł­ nowartościowy można uważać tylko ten, który posiada atest UIAA. Problem jednak polega na młotek uniwersalny, tym, że Komisja Bezpieczeństwa UIAA daje atest młotek skalny, zaledwie kilku artykułom: linom (także repsznu- rom i taśmom), czekanom, karabinkom, kaskom i karabinek lekki model PZA 2500, uprzężom. Przy reszcie rzecz opiera się na zaufa­ karabinek lekki model PZA 2200. niu do producenta. Niepelnowartościowy będzie natomiast na pewno zardzewiały karabinek, stara pętla wisząca w ścianie, zbyt długo używana li­ Jestem jak najdalszy od bezkrytycznego akcep­ na, hak z nadłamanym uchem, tępe raki, uprząż towania wszystkiego, co rodzi się w naszych fab­ własnej konstrukcji zszyta bawełnianymi nićmi rykach, zakładach rzemieślniczych czy wreszcie .itp. prywatnych mieszkaniach. Nie znaczy to jednak, że w oparciu o swobodną interpretację zarządze­ nia (należałoby wyłączyć z użycia wszystkie kra­ § 17 p. 1. Sprzęt używany powinien być sprawny jowe produkty w zakresie sprzętu alpinistyczne­ technicznie i mieć odpoyńedni atest jakościowy. go. Zachowajmy więc umiar i rozsądek w odczy­ tywaniu wspomnianego dokumentu. Nie dokonał Atest — podaję za „Słownikiem wyrazów obcych" on przecież żadnego przewrotu, co najwyżej przy­ PWN — to „świadectwo zawierające wyniki fab­ pomniał fatalną sytuację sprzętową, w jakiej pol­ rycznej kontroli technicznej wyrobu przemysłowe­ ski alpinizm pozostaje od wielu lat. go". Wolno zatem przyjąć, iż wyroby produkowa- , ne przez przemysł państwowy mają atest, trudno Tadeusz Solicki bowiem przypuścić, by w jakimkolwiek zakładzie Komisja Bezpieczeństwa Górskiego PZA www.pza.org.pl 5 WACŁAW ŚWIEŻYŃSKI Film górski w Try

Fiero Zanotto, od wielu lat dyrektor Mię­ dzynarodowego Festiwalu Filmów Górskich i Eksploracyjnych w Trydencie (Trento), jest krytykiem filmowym z Wenecji i — jak sam mawia —• jedyną górą, jaką pokonuje codziennie, jest łuk mostu Rialto nad Canale Grandę. Jest jednak znawcą gór nie gorszym niż kina, a program i nastrój imprezy try­ denckiej są tego wymownym dowodem. Fe­ stiwal dożył już zresztą „wieku chrystusowe­ sjonalistów — warto by zwrócili na niego go" i owe 34 lata same w sobie świadczą o uwagę nasi specjaliści. trwałości i potrzebie imprezy, a także o Poziom filmów —• cóż, różnie z nim bywa. wierności jej sponsorów •— władz miejskich Film jest widowiskiem i sport jest widowi­ Trydentu i Club Ałpimo Italiano. Wierności skiem. Przewaga czystego widowiska spor­ dochowuje również publiczność: wielkie no­ towego jest ogromna. Lekkie nowoczesne ka­ woczesne wnętrze Auditorium Santa Chiara mery są jakby stworzone do filmowania naj­ wypełnia się co wieczór młodocianymi wi­ bardziej karkołomnych wyczynów górskich, dzami, gotowymi oglądać filmy do północy. ogląda się to z przyjemnością i — zapomina Jakie filmy? Przede wszystkim sportowe: zaraz po wyjściu z sali: apoteoza gwiazd alpinizm, wspinaczka skałkowa, alpinizm nar­ wspinaczki skałkowej, rekordzistów alpej­ ciarski, narty „mono", narty śladowe, narty skich ścian, akrobatów narciarskich zjazdów. „ekstremalne", spływy kajakowe dzikimi Wesoło i ładnie, jednak na takim tle wyróż­ rzekami, speleologia. Także filmowe mono­ niają się tylko filmy, których autorzy mają grafie regionów górskich, folklor, etnografia, własny pogląd na współczesne tendencje w przyroda. Także film eksploracyjny, nieko­ sporcie górskim i umieją nadać owym po­ niecznie górski. I film fabularny, jednak tyl­ glądom interesujący kształt filmowy. W ze­ ko taki, w którym góry odgrywają istotną szłym roku najciekawsze okazały się filmy rolę dramaturgiczną. Konkurs i przeglądy Gerharda Baura z RFN. Jego „Mont Blanc dawnych osiągnięć, pokazy informacyjne, — droga na szczyt" jest konfrontacją historii osobny konkurs filmów video — bez jury ale i dnia dzisiejszego, z dyskretnymi akcentami z nagrodą publiczności — pokazy i przeglą­ niepokoju o współczesny kształt masowej dy tematyczne, np. w zeszłym roku filmy o turystyki górskiej. Nagrodę za najlepszy film antyfaszystowskim ruchu oporu w górskich alpinistyczny zdobyła jednak jego „Decyzja": regionach Włoch. Oprócz filmów — wiele innych imprez. Do­ roczna uroczystość wręczenia nagrody ITAS NIE TYKO TRYDENT za najlepszą książkę o tematyce górskiej. Do­ roczne międzynarodowe spotkanie alpinistów Festiwal w Trento, organizowany od r. 1952, jest najstarszym z światowych przeglą­ ..przy okrągłym stole", w tym roku (1986) dów filmów górskich, pozostaje też najpo­ poświęcone problematyce' zawodów wspinacz­ ważniejszym z nich, dawno już jednak nie kowych („co na to wspinacze, a co organiza­ jest jedyny. Jako drugi z kolei ruszył fe­ cje alpinistyczne?"). W roku zeszłym wśród stiwal w Diablerets w Szwajcarii, w tym ro­ ku już 17. Jedenaście roczników ma uczestników spotkania byli Riccardo Cassin, za sobą festiwal w Banff w Kanadzie, w Pierre Mazeaud, Georges Livanos. Yvette samym tylko roku 1983 zainicjowano trzy Vaucher, Lorenzo Lorenzi, a także Yves Bal- festiwale: Ski et Montagne w Paryżu, fil­ mów górskich w Tbilisi w ZSRR i Kina lu, autor wyróżnionej nagrodą L'Acadecnie Górskiego w Torelló w Hiszpanii. Dużą po­ Franęaise książki „Les alpinistes", która pularnością cieszy się festiwal filmów gór­ wzbudziła żywą dyskusję we francuskim skich w Kendal w Anglii, któremu patro­ światku alpinistycznym. Od paru lat festi­ nuje Chris Bonington, mamy nawet festiwal w naszej części Europy: jesienią br. od­ walowi towarzyszy „salon alpinisty i wy­ będzie się po raz 6 Festival horolezeckych cieczkowicza" — wystawa ekwipunku tury­ filmu w Cieplicach „nad Metuji" w CSRS. stycznego i wspinaczkowego, z udziałem W Lublanie organizowane są przeglądy amatorskiego filmu górskiego (od zeszłego wszystkich liczących sdę producentów Włoch. roku z udziałem międzynarodowym), a we Są i inne wystawy — w roku zeszłym było Francji — filmów jaskiniowych. Bardzo czę­ ich 5, w tym dwie przysłane przez Museo sto ten sam film zdobywa nagrody na ko­ lejnych imprezach, jak ostatnio twórczość Nazionale delia Montagna „Duca degli Ab- Baura czy film Jean-Paula Janssena „La vie ruzzi". W ramach 34. Festiwalu (1986) zorga­ en bouts des doigts". Dodajmy też, że od nizowano po raz pierwszy Międzynarodo­ paru lat pod skrzydłami UIAA działa w wy Konkurs Fotografii Górskiej i Wypra- Diablerets Międzynarodowe Centrum Dy­ strybucji Filmów Górskich „DIFIM". (jn) wowej, ograniczony jednak tylko do profe­ 6 www.pza.org.pl wejście Franza Seebergera wschodnim fila­ rem Piz Palii jest raz po raz przerywane „wyobrażonymi" fragmentami szalonego zjazdu na nartach pionowymi ścianami szczy­ tu. Toczy się gra między odpowiedzialnością a brawurą, między rozumowaniem logicznym a pokusą ryzyka; może między życiem a śmiercią? I ciekawe: gdy w finale Baur, przeciwstawiając się filmowej modzie, po­ kazuje jak Seeberger rezygnuje z planowa­ nej ściany i kieruje swoje „kastle" granią ku łagodniejszym stokom — młoda publiczność trydencka długo wyraża oklaskami swą apro­ batę. Kryzys reportażu himalajskiego trwa na­ dal. To nie są na dobrą sprawę reportaże, to są filmowe kroniki wypraw, stenogramy w obrazach, pokazujące etap po etapie te same sceny, zdarzenia, gesty (wyjątek, jakim była wyróżniona parę lat temu Grand Prix festi­ walu czechosłowacka „Kangchendzonga" Jana Piroha, potwierdza tylko smutną regułę). Dziś już wydaje się oczywiste, że autor re­ portażu musi jechać w Himalaje tylko w tym celu, by zrealizować film, a nie by fil­ mować co popadnie. I jechać z gotową, prze­ myślaną, daleką od protokolarnej koncepcją, zamiast dorabiać ją ex post, biedząc się po powrocie z montażystką nad górą taśmy za­ wierającej „wszystkiego po trochu". W r. 1985 podzielił widownię film Wernera Herzoga „Gasherbrum — góra świetlista", nakręcony z okazji trawersowania w r. 1984 Gasherbrumów II i I przez Reinholda Mess­ nera z Hansem Kammerlanderem. Herzoga interesuje jednak nie tyle ów wyczyn, ile sam Messner: po co się wspina, jakie ma cele życiowe, jaką cenę płaci za swoje pasje. Kiedy Messner opowiada o tragedii z , zakończonej śmiercią jego młodsze­ go brata — płacze i jego ukrytą w dłoniach twarz Herzog pokazuje w długiej, wytrzy­ manej scenie. Część krytyki i publiczności uznała to za ekshibicjonizm, a nawet za cy­ niczny efekt komercjalny. Dyskusja na ten temat wydała mi się jednak mało istotna Rys. Marek Konecki wobec faktu, że dokumentalny film Herzoga jest jakby brulionem, spisem znaczących mo­ tywów do pełnometrażowego filmu fabular­ nego „Łzy bogów", który na kanwie tragedii MY W KARYKATURZE z Nanga Parbat zamierza nakręcić tego lata na K2 z Klausem Kinskim w roli głównej i Nasz współpracownik, Marek Konecki; prowadzi ożywioną działalność wystawową rysunku saty­ Messnerem jako* konsultantem. Czyżby kino rycznego. W maju 1985 r. yzystawiał swe prace w niemieckie, w osobie jednego z najwybitniej­ piwnicy PKG w Warszawie, w październiku tego szych swoich reżyserów, miało po długiej roku uczestnicząc w wystawie zbiorowej w Mu­ zeum Karykatury. . W okresie luty — kwiecień przerwie nawiązać do twórczości Arnolda 1986 odbyła się jego wystawa w schronisku PTTK Fancka i jego „szkoły fryburskiej" z lat na Polanie Chochołowskiej (pierwsza tego rodzaju w Tatrach), w maircu zaś druga — w siedzibie dwudziestych i początku trzydziestych? KW w Gdańsku w pięknej Białej Baszcie. W maju i czerwcu 1988 r. rysunki Marka Koneckiego eks­ Jeszcze jedna uwaga: ciągle brak liczących ponowano w Pracowni Sztuk Plastycznych na się polskich filmów poświęconych sportom Krupówkach w Zakopanem, a inną serię — w Do­ górskim. W dawniejszych latach aż trzykro­ mu Kultury w Rzeszowie, gdzie współorganiza­ torem był Rzeszowski KW. W tym czasie prace tnie zdobywaliśmy tu nagrody za najlepszy jego znalazły się znowu w Muzeum Karykatury zestaw przedstawionych w konkursie filmów. a także na Międzynarodowej Wystawie Rysunku Satyrycznego „Satyrykon 86" w Legnicy. Wysta- I teraz zdarza się czasem jakaś nagroda, ale v/iane rysunki spotykają się z dużym zaintereso­ nie ma już aury oczekiwania na polskie fil­ waniem, nierzadko też z krańcowymi ocenami (ku­ my, mało kto na nie liczy. Mimo tak wiel­ pię za każdą cenę — szarganie świętości gór i szlachetnego taternickiego sportu). kich sukcesów naszych alpinistów. www.pza.org.pl 7 WOJCIECH MASŁOWSKI

Krakowska wyprawa na Gangapurnę

W wyprawie Krakowskiego Akademickiego Klubu Alpinistycznego w Himalaje udział wzięło 13 osób: Mikołaj Czyżewski, Janusz Hariasz, Kazimierz Kiszka, Ryszard Knap­ czyk, Andrzej Kułaga, Leszek Kozik, Woj­ ciech Masłowski (kierownik), Jan Orłowski, wiec wyżej okazał się bardzo niedogodny, co Zbigniew Płatek, Andrzej Samolewicz (kie­ skierowało naszą uwagę na ów uskok skalny, rownik sportowy), Marek Szpot (lekarz), Zbi­ wyżej przechodzący w śnieżną grań. Po roz­ gniew Zobniów oraz — jako gość — Pierre poznaniu, zdecydowaliśmy się właśnie tędy Bergeron z Kanady. Nepalskim oficerem łącz­ poprowadzić naszą drogę, odbiegając od pla­ nikowym był Ganendra Subba, sirdarem — nowanego powtórzenia drogi niemieckiej, Mohan Sunuwar. omijającej uskok od prawej strony. W dniu 25 września zaporęczowano skalny próg wy­ Po podróży autobusem z Katmandu do Pokhary prowadzający na rozlegle pole śnieżne, u wynajęliśmy 60 tragarzy, którzy 8 września wy­ stóp właściwego urwiska, które 27 i 28 wrze­ ruszyli w ulewnym deszczu w kierunku Południo­ wego Sanktuarium Annapurny, z trudem radzili­ śnia sprawnie zaporęczowali Bergeron, Czy­ śmy sobie z nimi, ale zgodnie z planem 13 wrze­ żewski i Knapczyk. Droga wiodła ciągiem śnia dotarliśmy do Maichahpuchare Base Camp (ok. żlebów przechodzących miejscami w kominy 3500 m). Tu, niestety, okazało się, że dojście do Wschodniego Lodowca Annapurna normalną dro­ wypełnione kruszyzną, co zmuszało do dużej gą nie jest możliwe, gdyż ścieżka wiodąca ciasnym uwagi. Znalezione odcinki starych poręczó­ wąwozem jest całkowicie zalana wodą. Po usilnych wek świadczyły o tym, że szła już tędy któ­ poszukiwaniach udało się odnaleźć „drogę" jedną ze ścian wąwozu, wymagała ona jednak poręczo- raś z poprzednich wypraw. wania. Ziałożono 160 m lin ',przy zejściu ma lodo­ 28 września został założony na wygodnej wiec, a 240 m ina trawersie ściany wąwozu. Ten prawdziwy „tor przeszkód" uzupełniało stanowi­ już, śnieżnej grani obóz II (5700 m), a 5 paź­ sko do zjazdu i opuszczania ładunków w trud­ dziernika — obóz III (6500 m). Wydawało nym miejscu oraz przeprawa po zaimprowizowa­ się, że za parę godzin góra będzie nasza. Tym­ nym z lin i bloczków moiście przez kolejny wez­ czasem w nocy załamała się pogoda, a gwał­ brany potc-k. Trzeba było nauczyć tragarzy zasad asekurowania się ir^a poręczówkach i pilnować, by towny opad śniegu uwięził w obozie III Hie doszło do wypadku. Niestety, było ich już Czyżewskiego i Knapczyka. Skały chroniły tylko 7. inni zrezygnowali zniechęceni zimnem i wprawdzie namiot przed lawinami, ale droga trudnościami. powrotna była nie do przebycia. Kolejne dni Bazę (ok. 4000 m) osiągnęliśmy 15 września, przynosiły nowe fale opadów. Ich obfitość a wahadłowy transport bagażu zakończono była przerażająca — dopiero później dowie­ 5 dni później. Przy krawędzi lodowca na wy­ dzieliśmy się, że chodziło o anomalię pogo­ sokości 4300 m założony został depozyt. W dową, która przyczyniła się do wielu trage­ dniu 21 września u stóp olbrzymiego skal­ dii v/ całych Himalajach. 8 października, wy­ nego uskoku stanął obóz I (5000 m). Lodo­ korzystując krótkie rozpogodzenie, Czyżewski

Uczestnicy wyprawy w bazie — od lewej: Kiszka, Masłowski, sirdar Mohan Sunuwar, Płatek, Hariasz, Zobniów, Bergeron, Knapczyk, Kułaga, Orłowski, Samolewicz i Kozik. Brak na zdjęciu Szpota i Czy­ żewskiego. Fot. Zbigniew Płatek 8 www.pza.org.pl Widok na Gangapurnę (7455 m) od południa. Oznaczono drogę wejścia i obozy 5000. 5700, 6500 i 6850 m. Po prawej masyw Annapurny III (7555 m).

Fot. Zbigniew Płatek i Knapczyk z pomocą idącej z dołu trójki wicz, którzy zeszli od razu do obozu II, zeszli do obozu II. Niestety, dalsze opady zwalniając miejsce w „trójce". 26 paździer­ uwięziły teraz całą piątkę w obozie II, tak nika, po nocy spędzonej w obozie na prze­ że do bazy powróciła ona dopiero 11 paź­ łęczy, wyruszyliśmy w stronę szczytu. Nie­ dziernika. Chłopcy stwierdzili przy okazji, że stety, z wysokości 7000 m zawrócił osłabio­ obóz I i depozyt praktycznie nie istnieją, ny Zbyszek Zobniów. O godzinie 12, przy zasypane grubą warstwą śniegu. pięknej, bezwietrznej pogodzie stanęliśmy z Pogoda poprawiła się dopiero 13 paździer­ Januszem Hariaszem na szczycie. Byliśmy nika. Wtedy też odkopaliśmy obozy I i II i uradowani, w ten sposób bowiem aż 8 osób rozpoczęliśmy przecieranie szlaku w kierun­ osiągnęło wierzchołek, a przecież zaledwie ku obozu III. Z powodu bardzo wolnego tydzień wcześniej mieliśmy wątpliwości, czy tempa marszu w głębokim śniegu, założono komukolwiek uda się choćby wejść na prze­ przejściowy obóz Ila (6100 m) i dopiero łęcz. 20 października pierwszy zespół dotarł do Po zwinięciu obozu IV zeszliśmy do „trój­ miejsca obozu III, którego mimo mozolnych ki". Dalszy powrót był utrudniony, gdyż u prób nie udało się już odszukać. Masy śnie­ Zobniowa wystąpiły objawy choroby wysoko­ gu zmieniły konfigurację terenu i pochło­ ściowej. Dzięki ambitnej postawie zmaga­ nęły cenne wyposażenie. jącego się ze słabością Zbyszka zespół nasz Nazajutrz rozpoczął się jakże szczęśliwy wrócił do bazy 28 października. dla nas okres pięknej, słonecznej pogody. Wyprawa nasza dokonała siódmego, ósmego 21 października Bergeron, Kiszka i Knapczyk i dziewiątego wejścia na Gangapurnę, będąc zaporęczowali 260 m śnieżno-lodowej deski, szóstą w ogóle wyprawą, która osiągnęła wyprowadzającej na przełęcz 6850 ni. Następ­ ten szczyt. Tylko 5 uczestników działało nego dnia Orłowski, Płatek i Samolewicz uprzednio w górach wysokich, z czego tylko założyli dalsze 220 m lin i po osiągnięciu dwóch atakowało poważne cele. Obrana tra­ przełęczy ustawili namiot obozu IV (6850 m), sa i taktyka wejścia były na miarę możli­ wracając do „trójki". Na noc w „czwórce" wości wszystkich uczestników, co zapewniło pozostali Bergeron, Kiszka i Knapczyk, któ­ tak szczęśliwy finał. Nie bez wpływu na rzy 23 października 1985 roku wyruszyli sukces było konsekwentne przestrzeganie zasa­ wschodnią granią w stronę szczytu. O godzi­ dy działania zespołowego, a także dobra nie 14.40 stanęli na wierzchołku Gangapurny atmosfera panująca w ekipie. W dniu 31 (7455 m). Była to chwila wielkiej radości dla października zwinęliśmy bazę i ku dolinom wszystkich uczestników wyprawy. Tymcza­ ruszyła karawana kaszlących, kulejących i sem do obozu IV (po przygodach z lawina­ brudnych, ale bardzo szczęśliwych ludzi... mi spowodowanymi przez wiszący opodal przełęczy serak) dotarli Orłowski, Płatek i Gangapurna (7455 m), Annapurna Himal. Despite very bad weather a 13-member expeditlon from Samolewicz. W dniu 24 października i oni Kraków managed to place 8 mera:1 on Wie summit zameldowali o osiągnięciu wierzchołka — — by the south side via Wie rock buttress in the już o godzinie 11.40. Ponieważ pogoda była lower seetion. Camps were establisheid at 5000, nadal dobra, do akcji szczytowej włączyli się 5700, 6500 and 6850 m. Asoents: on Oetober 23, 1985, Pierre Bergeron from Canada, Kazimierz też przebywający w obozie II Hariasz, Ma­ Kiszka and Ryszard Knapczyk; on Oetober 24 Jan słowski i Zobniów. Umożliwili to będący w Orłowski, Zbigniew Płatek and Andrzej Samolewicz; świetnej formie Orłowski, Płatek i Samole­ on Oetober 26 Janusz Hariasz and Wojciech Ma­ słowski (leader ot Wie party).

9 www.pza.org.pl WIESŁAW PANEJKO

łłimalchuli North ponad morzem chmur Fot. Marek Trzeciakowski

W sezonie pomonsunowym 1985 r. w Gurk­ nakże już pierwszego dnia marszu uciekł nam ha Himal, w rejonie Manaslu prowadziła sirdar a wraz z nim 30 tragarzy, tj. połowa działalność wyprawa Klubu Wysokogórskie­ przywiezionych przez nas z Katmandu. Wo­ go z Wrocławia, której celem był nie zdo­ bec opóźnienia wyprawy zdecydowaliśmy się byty szczyt Himalchuli North (7371 m). Ekipa organizować karawanę na własną rękę, a po­ liczyła 12 osób, a tworzyli ją: Tadeusz Bryś, prowadził ją „biały sirdar", wyłoniony z na­ Andrzej Chruściel (lekarz), Janusz Fereński, szej ekspedycji. Z Dhumre do Bothe Odar Kazimierz Głazek, Zdzisław Jakubowski, Ja­ dojechaliśmy 2 traktorami, dalej zaś przez cek Klincewicz, Wiesław Panejko (kierow­ Palesangu, Taskar, Bare Pokhari idąc grzbie­ nik), Józef Stępień, Edward Zaczyński, Ma­ tem górskim, dotarliśmy do Meme Pokhari, rek Trzeciakowski (fotograf), Tadeusz Bar- gdzie 29 września założyliśmy bazę (4200 m) backi i Marian Sajnog (kierowej'). u stóp Himalchuli Main i West. Kłopoty trapiły nas na każdym kroku — Po otrząśnięciu się z deszczu i pijawek, przy załadunku samochodu w Gdańsku, przy w ciągu 2 dni urządziliśmy bazę. Wierzcho­ przelocie ekipy (brak rezerwacji wskutek łek Himalchuli North nie był nawet widocz­ defektu komputera), przy odbiorze samocho­ ny z bazy, założyliśmy więc bazę wysunię­ du w Bombaju, gdzie trzeba było 10 dni tą na wysokości 4600 m (3 października). Na­ starań i 64 podpisów urzędniczych, by go z stępnego dnia Klincewicz, Panejko i Zaczyń­ portu wydobyć. W dniu 20 września 1985 r. ski założyli obóz I (5100 m) na przegięciu opuściliśmy Katmandu i dojechaliśmy do filara południowo-zachodniego. Niestety, jak Dhumre. Tu rozpoczęła się karawana, jed- się okazało był to ostatni, trzeci dzień pogo­ dy. Przez radio dowiedzieliśmy się o taj­ funie w Bangladeszu, który spowodował zała­ Baza wyprawy (4200 m) po pierwszym zała­ maniu pogody. manie się pogody w Himalajach. Wiele eks­ Fot. Wiesław Panejko pedycji zachodnich opuściło Himalaje, jedna nawet •— szkocka na Annapurnę III —• nie osiągnęła bazy. Oczekując na poprawę po­ gody myśleliśmy o statystyce, według której na 17 wypraw na główny szczyt Himalchuli (7893 m) tylko 4 zakończyły się sukcesami, z tego zaledwie 1 w sezonie pomonsunowym. Parokrotnie jeszcze osiągaliśmy bazę wysu­ niętą, donosząc sprzęt i żywność, wciąż jed­ nak występowały opady śniegu. Doprowadzi­ ło to do zasypania i załamania namiotu w tej bazie. Po odkopaniu go okazało się na dodatek, że zwierzęta skorzystały z naszej nieobecności i wyjadły część zapasów. Po miesięcznym oczekiwaniu na zmianę pogody i wobec zbliżania się końca terminu naszego zezwolenia stwierdziliśmy, że szansę zdobycia szczytu mamy tylko w jednym przypadku: jeśli zaatakujemy go systemem alpejskim —• z założeniem, że załamanie po­ gody obejmuje tylko dolne partie gór. W dniu 29 października Bryś, Klincewicz i Pa­ nejko rozpoczęli wspinaczkę systemem alpej­ skim, idąc południowo-zachodnim filarem. Nasze założenia okazały się słuszne i po przebiciu się przez warstwę chmur wresz­ cie zobaczyliśmy słońce. Minęliśmy zasypany

10 www.pza.org.pl Zdzisława Jakubowskiego, który doniósł re­ zerwowe maszty. 31 października, wspinając się w nowym składzie stromą granią, pokonaliśmy pierw­ szą barierę seraków, a następnie — po prze­ trawersowaniu śnieżnego plateau — drugą barierę (80 m pionowego lodu). Drugi biwak (6600 m) wypadł nam u podstawy kopuły szczytowej Himalchuli West. O godz. 4 rano w dniu 1 listopada ruszyliśmy stąd do ataku szczytowego. Niestety, po 3 godzinach mar­ szu z powodu odmrożeń musiałem się wy­ cofać do pozostawionego namiotu. Jacek Klincewicz i Zdzisław Jakubowski konty­ nuowali podejście i o godz. 10.25 osiągnęli wierzchołek Himalchuli North (7371 m). Na szczycie nie znaleźli jakichkolwiek śladów po wyprawie południowokoreańskiej, o której wejściu zresztą nie wiedzieli. Z drugiego bi­ waku, zjeżdżając 80 m na linie i zbiegając, dotarliśmy następnego dnia do bazy, której likwidacja nastąpiła 10 listopada. Jak później podało radio nepalskie, 6 dni przed nami szczyt Himalchuli North został zdobyty przez alpinistę z Korei Południowej oraz 3 Szerpów, drogą od północnego wscho­ du. Jeśli wyprawa ta była na szczycie, co Zdzisław Jakubowski po przejściu drugiej bariery wydaje się mało .prawdopodobne, nasze wej­ seraków — na wysokości 6300 m. ście byłoby drugim z kolei. Fot. Wiesław Panejko Himalchuli North (7371 m). A 12-member party from Klub Wysokogórski Wrocław made the se- dwumetrowym śniegiem obóz i pod pierw­ cond (first?) ascent of the summilt, climblng it szą barierą seraków założyliśmy biwak (5850 from the southwest side. Base Camp (4200 m) on September 29, Advance B.C. (4600 m) on Oetober 3. m). Następnego dnia próbowaliśmy pokonać Next day a camp at 5100 was placed but it was barierę, lecz z powodu bardzo silnego wiatru than crashed by 2m snow and the finał attack i utraty części masztów namiotu, wycofali­ was made ałpine style. On November 1, 1985, Jacek śmy się na poprzednie miejsce biwakowe. Klincewicz and Zdzisław Jakubowski reached the sumrnlt finding no a tracę of the South Korean Tam Tadeusz Bryś został zastąpiony przez ascent of Oetober 26.

Zakopianie na Cho Oyu 1988

Cho Oyu — polska góra, chyba tak będzie tuacji zwinęliśmy nasze obozy II i III (6800 można mówić o tym szczycie po trzeciej, za­ m) i przenieśliśmy się pod dziewiczy filar, kończonej sukcesem polskiej wyprawie. Tym przebywając pod nim do końca działalności. razem była to wyprawa KW Zakopane, zło­ Gdyby policzyć wszystkie obozy, które w cza­ żona z 8 uczestników: R. Gajewskiego (kie­ sie wyprawy zakładaliśmy i zwijaliśmy •—• rownik), M. Danielaka, L. Korniszewskiego byłoby iiich 8. Jednak do wejścia na Cho Oyu (lekarz), K. Oleksowicza, A. Osiki, M. Paw­ posłużyły nam 4: baza wysunięta na wyso­ likowskiego, P. Konopki oraz — z KW Kato­ kości 6000 m oraz — już na filarze — obozy wic^ — Z. Terlikowskiego. na 6700, 7150 i 7600 m. Nasz plan przewidywał zrobienie nowej Na szczyt weszło nas 5: w dniu 29 kwiet­ drogi (w stylu alpejskim) na południowo-za¬ nia Ryszard Gajewski i Maciej Pawlikowski, chodniej ścianie — z zejściem uprzednio przy­ 1 maja samotnie Piotr Konopka i 3 maja — gotowaną drogą normalną. Te zamiary po­ Marek Danielak i Andrzej Osika. Filar po¬ krzyżowała nam amerykańska „Cho Oyu łudniowo-zachodni jest formacją wybitną. Ma Cowboys Expedition", która miała zezwole­ charakter głównie lodowy z ok. 200-metrową nie na południowo-zachodnią ścianę (my je­ ścianą skalną na wysokości 7000 m, którą dynie na południową), dzięki czemu uważała, trzeba było pokonać wprost (III, poręczówki). te jest jedyną uprawnioną do działania od Warto dodać, że Maciej Pawlikowski stanął strony lodowca Gyabrang. Widząc nasze na Cho Oyu po raz drugi i ma już na tym szybkie postępy „kowboje" wystosowali do- szczycie 2 nowe drogi. ,nos do Ministerstwa Turystyki. W tej sy­ Andrzej Osika www.pza.org.pl 11 ANDRZEJ MACHNIK

Zimowe wejście na Kang izongę

Zimowego wejścia na trzeci szczyt Ziemi (8586 m) próbowano dotąd tylko raz: w sty­ czniu 1985 r. Amerykanin dr Chris Chand- Fot. K. Pankiewicz ler zaatakował go od północy w trójosobo- wym zespole. Ambitne przedsięwzięcie za­ kończyło się tragicznie: Chandler zmarł w Ilam. Dzięki energicznemu przegrupowaniu wyniku ostrej choroby górskiej, zaś jego żona wyprawy, opóźnienie nie było zbyt duże, i towarzyszący jej Szerpa odnieśli poważne przepadł jednak cały wysiłek włożony w mi­ odmrożenia. sterne przygotowanie wyposażenia w kraju. W wyprawie KW Gliwice zimą 1985—86 Wszystko, co się działo od tej pory, było już udział wzięli: Piotr Bednarczyk, Andrzej tylko błyskotliwą improwizacją, w której, jak Czok, Grzegorz Fligiel (wszyscy KW Gliwi­ wiadomo, Polacy nie są najgorsi. Karawana ce), Artur Hajzer (KW Katowice), Robert obyła się bez przykrych komplikacji, które Janik (lekarz, GOPR), Zdzisław Kiszela (KW były udziałem polskiej wyprawy w 1978 ro­ Zakopane), Julian Kubowicz (kierowca, KW ku, jak i wielu innych wypraw zdążających Gliwice), (KW Katowice), pod Kangchendzóngę. Dzięki sirdarowi Ang Alexandra i Casimir Lorentz (USA), Andrzej Kamieniu, którego namówiliśmy do współ­ Machnik (kierownik, KW Gliwice), Marc pracy już 2 lata wcześniej, nasz marsz miał Palten (Berlin Zachodni), Krzysztof Pankie­ przebieg gładki: w ciągu 16 dni od opuszcze­ wicz (KW Łódź), Jose Luiz Pauletto (Brazy­ nia Ilam dotarliśmy do Ramser (4560 m), lia), Przemysław Piasecki (KW Poznań), Bo­ ostatniego miejsca biwakowego przed lodow­ gusław Probulski (KW Zakopane), Michael cem Yalung. Dopiero tu tragarze znarowili Skorupski (Wielka Brytania), Zbigniew Ter­ się i porzucili wyprawę. Ze 100 kulisów po­ likowski (KW Katowice), zostało tylko 10 chętnych do noszenia po lo­ (KW Katowice) i Ludwik Wilczyński (KW dowcu Yalung. W tej sytuacji bazę założyli­ Toruń). Atak przeprowadziliśmy drogą pierw­ śmy w Ramser, zaś u stóp samej góry po­ szych zdobywców, od południowego zachodu. wstać miała baza wysunięta. Wyszukaniem miejsca pod nią zajęli się Czok, Piasecki, Pauletto i Skorupski, którzy oderwali się od Konieczność improwizacji karawany już w Yamphudin. Ostatecznie baza została założona w Ramser 9 grudnia, Wyprawa rozpoczęła się niefortunnie: sta­ zaś zaczątek bazy wysuniętej na lodowcu tek PLO m/s „Władysławowo" wiozący wy- (5000 m) — 10 grudnia. Oba te punkty dzie­ prawową ciężarówkę wraz z 70 procentami liły 2 etapy karawanowe, z biwakiem w tzw. sprzętu i żywności spóźnił się o 2 miesią­ Glacier Camp. Począwszy od 9 grudnia grup­ ce (!) i spodziewany był w Bombaju pod ko­ ka tragarzy rozpoczęła wahadłowy transport niec listopada. Mając na uwadze pogarsza­ sprzętu i żywności do bazy wysuniętej. nie się w ciągu grudnia warunków na ścież­ kach wiodących pod Kangchendzóngę, a jak wiadomo droga nie jest tam wcale łatwa, zdecydowaliśmy się nie czekać z założonymi Staja cztery obozy rękoma. Wyprawa została podzielona na 2 Korzystając z dobrej pogody i sprzyjają­ grupy. Pierwsza z nich — Czok, Machnik, cych warunków, rozpoczęliśmy energiczną Pankiewicz, Janik, Piasecki, Probulski. Ter­ akcję do góry. Rozbudowa bazy wysuniętej likowski, Wilczyński, Lorentzowie, Palten. kontynuowana była stopniowo — ostatecznie Pauletto i Skorupski — dysponując małą stanęło w niej 9 namiotów typu Gac, kuchnia częścią sprzętu i żywności, wysłaną w paź­ pod spadochronem oraz namiot dla tragarzy. dzierniku do Delhi jako cargo lotnicze, przy­ W Ramser we dwójkę z Terlikowskim prze­ stąpiła w Katmandu do przeformowania wy­ pakowaliśmy sprzęt i żywność tak, by nawet prawy tak, by mogła ona samodzielnie dzia­ rozrzucenie ładunków po lodowcu nie mogło łać w górach przez okres ok. miesiąca, nie doprowadzić do zahamowania działalności. 15 czekając na wsparcie wyposażeniem znajdu­ grudnia, po uprzednim zaporęczowaniu Pierw­ jącym się na ciężarówce. Grupa druga (5 szego Lodospadu, został założony obóz I (6200 osób) — Bednarczyk, Fligiel, Hajzer, Kubo­ m —• Czok, Janik, Pankiewicz, Piasecki, Pro­ wicz i Kiszela — miała wydobyć samochód bulski i Skorupski). W dniu 19 grudnia, już z Bombaju i ścigać grupę pierwszą co koń powyżej Drugiego Lodospadu, Czok, Pankie­ mechaniczny wyskoczy. wicz, Piasecki i Skorupski założyli obóz II Po niemiłosiernej miotaninie w Katmandu, (6800 m). W tym czasie (17 grudnia) do eki­ 25 listopada grupa pierwsza wyruszyła do py dołączyli Kukuczka i Wielicki, przeska-

12 www.pza.org.pl kując z jesiennej wyprawy na południową lisko i resztę dnia spędzili na poręezowaniu ścianę Lhotse. 23 grudnia dotarła z 70 ładun­ trasy od nowa. Robotę dokończyli nazajutrz kami grupa druga. Na jej spotkanie z bazy Czok, Kukuczka, Piasecki i Wielicki. 10 sty­ wysuniętej zeszli Czok, Janik, Machnik, Sko­ cznia wieczorem w dwóch najwyższych obo­ rupski i Terlikowski, a także opuszczający zach znalazło się 9 gotowych do ataku wspi­ wyprawę (koniec urlopów) Lorentzowie. W naczy: Czok, Kukuczka, Wielicki i Piasecki w tym czasie Kukuczka i Wielicki dokonali „czwórce" oraz Hajzer, Pankiewicz, Probul­ wypadu do obozu II, zaś Pauletto, Probulski ski, Skorupski i Wilczyński w „trójce". i Wilczyński zostawili powyżej niego de­ pozyt. Święta Bożego Narodzenia spędziliśmy w Wysoka cena zwycięstwa dwóeh grupach — w obu bazach, głównej i Od rana następnego dnia baza wysunięta wysuniętej. 26 grudnia załamała się gwał­ była na nasłuchu, gdyż zespół szczytowy miał townie pogoda. Szalejąca zawierucha powali­ wziąć z sobą radiotelefon. Pogoda była do­ ła część namiotów w obu bazach i pokryła bra, ale „Klimek" wciąż milczał. Wreszcie o lodowiec grubym kożuchem śniegu. 29 grud­ 14.45 ożył, wiadomość jednak była zgoła nie­ nia, miejscami ryjąc po pas, do „jedynki" oczekiwana. Przemek Piasecki donosił z „trój­ wyruszyli Hajzer, Machnik, Skorupski i Ter­ ki", że w nocy Andrzej Czok poczuł się źle likowski, nie dotarli do niej jednak. Następ­ i rano obaj rozpoczęli odwrót. W trakcie zej­ nego dnia poszły dalsze zespoły. W dniu 1 ścia Andrzej osłabł tak dalece, że nie był już stycznia 1986 r. tuż przed Wielkim Tarasem w stanie poruszać się o własnych siłach. Za­ powstał prowizoryczny obóz III (Pankiewicz, jęła się nim piątka z obozu III. Wykazywane Pauletto, Probulski i Wilczyński), który na­ przez chorego objawy coraz wyraźniej wska­ stępnego dnia Czok, Kukuczka, Piasecki i zywały na obrzęk płuc. Jak podcięci biczem Wielicki przenieśli na wysokość 7400 m. Tym­ spakowaliśmy do plecaków tlen i medyka­ czasem z obozu II do bazy sprowadzony zo­ menty i w godzinę później wyruszyliśmy w stał chory Pauletto (Hajzer, Machnik, Sko­ składzie Janik, Fligiel, Machnik i Terlikow­ rupski i Terlikowski). W dniu 3 stycznia u ski. Z góry na nasze spotkanie wyruszył Wil­ wylotu kuluaru spadającego z grani szczyto­ czyński. Mieliśmy zamiar iść non stop, nie­ wej stanął obóz IV (7800 m — Czok, Ku­ stety, wszelkie działanie okazało się i tak kuczka, Piasecki i Wielicki), w którym po­ spóźnione: tego samego wieczoru 11 stycz­ zostali na noc Kukuczka i Wielicki w nadziei — nia 1986 r. — o godzinie 22.30 Andrzej zmarł przeprowadzenia ataku szczytowego. Niestety, w obozie III. pogorszenie pogody zniweczyło ten zamiar. Piątego stycznia pogoda znowu poprawiła W tym czasie Wielicki i Kukuczka, nie się. Nazajutrz wyruszyli do góry Machnik, zdając sobie sprawy z rozgrywającej się niżej Skorupski i Terlikowski, ale na Pierwszym tragedii, weszli kolejno na szczyt o godzinie Lodospadzie natknęli się na ogromne zawa­ 13 oraz 13.45. Zapomniawszy baterii do radio-

Kangchendzonga (8586 m) od południowego zachodu. Droga polskiej wyprawy zimowej z obozami. Na lewo od cofniętego w głąb szczytu głównego— Yalung Kang (8505 m), na prawo — Kangchendzongi Środkowa i Południowa (po ok. 8500 m). . Fot. Krzysztof Wielicki www.pza.org.pl 13 podjęcie takiego ryzyka. Należy zdawać sobie sprawę z tego, że jedna butla tlenu waży tyle, co namiot Omnipotent (takich używali­ śmy), plus wyposażenie biwakowe i żywność na 3—4 dni dla dwójkowego zespołu. W na­ szej sytuacji (niezła pogoda, trudności z trans­ portem na lodowcu) postawienie na szybkość działania było rozwiązaniem jak najbardziej logicznym, dającym szansę wejścia na szczyt maksymalnej liczbie osób.

Pogoda w czasie działania naszej wyprawy była typowa dla zimy himalajskiej: mroźna — zwłasz­ cza po zachodzie słońca — i wietrzna przy na ogół niewielkim zachmurzeniu. Załamania były gwał­ towne, lecz nie trwały długo. Warunki były w miarę dobre do świąt Bożego Narodzenia, potem pogorszyły się zdecydowanie. Używalny przez nas isiprzęt byl standardowy, z tym że ekwipunek osobisty składał się z bielizny przeciwpotnej. polarwearów i goretexów. Typo­ wym obuwiem były buty Koflach Ultra Extrem ze srebrną wkładką i do tego ciepły overboot. Liczebność wyprawy, gdyby nie kłopoty ze stat­ kiem, mogła być mniejsza. De facto nigdy jedno­ cześnie nie było ntas w akcji więcej;, niż trzyna­ stu. Taktykę dostosowywaliśmy do warunków i Jerzy Kukuczka, Krzysztof Wielicki i Andrzej pogody. Nie toyło zalegania w obozach, stosowano Czok. szybką rotację zespołów i zasadę stosunkowo dłu­ Fot Józef Nyka gich odpoczynków w bazie wysuniętej. Istnienie tego typu bazy wydaje się być rozwiązaniem typo­ wym dla wypraw zimowych w rejony trudniej telefonu, przez cały dzień nie mieli łączności dostępne (podobnie rozwinęły linię ataku nasze z resztą. wyprawy na Manaslu i Dhaulagiri zimą). Baza wysunięta nie była zbyt komfortowa, ale oszczęd­ Zwłoki Andrzeja pochowane zostały naza­ na wagowo i .odporna na kaprysy pogody. jutrz w szczelinie lodowej nie opodal obozu III. Jego śmierć wstrząsnęła wszystkimi, a Szczyt Kangchendzongi zdobyty został w 32 była dla nas ciosem tym bardziej perfidnym, dni, w sumie jednak spędziliśmy pod nią że miał on opinię alpinisty niezniszczalnego i półtora miesiąca. Wyprawa nie posługiwała niewrażliwego na wysokość. Jak na swych się Szerpami ani sprzętem tlenowym, lin po­ poprzednich wyprawach, tak i na naszej pre­ ręczowych rozpięliśmy łącznie ok. 1800 m. zentował wysoką formę. Dyskusyjna może się Kangchendzónga jest pierwszym „wysokim" wydać rezygnacja z zabezpieczenia tlenowego ośmiotysięcznikiem zdobytym zimą bez uży­ w górnych obozach, była to jednak decyzja cia tlenu, co wskazuje na możliwość zasto­ całego zespołu, złożonego z doświadczonych sowania przy atakowaniu zimą nawet naj­ wspinaczy, którzy mogli pozwolić sobie na wyższych szczytów stylu lekkiego.

KRZYSZTOF WIELICKI Na szczyt

Rankiem 7 stycznia wyruszamy w czwórkę wieczorem Przemek mówi, że chyba jutro z zamiarem zaatakowania szczytu. Oprócz wrócą w dół. mnie, Andrzej Czok, Jerzy Kukuczka i Prze­ Krótki sen, w 2 godziny po północy — mysław Piasecki. Z mozołem osiągamy kolej­ jest dzień 11 stycznia — przygotowujemy się ne obozy. Są zdemolowane przez wichury i do ataku. Pakujemy dodatkowo radiotelefon, zasypane śniegiem. Obóz IV jest w fatalnym kamerę super 8, termos z herbatą. Ogrzewa­ stanie. Dwóch godzin trzeba, by przywrócić my i smarujemy stopy. W namiocie sąsiadów go do porządku. Po jakimś czasie dochodzi cisza, czasami tylko słychać kaszel Andrzeja. z dołu Przemek, a dopiero godzinę za nim Jurek wyrusza o 5.45. Skwapliwie wykorzy­ Andrzej. Rozbijają namiot obok nas. Jest po­ stuję luz w ciasnym namiocie i jeszcze raz godnie, ale dmie ostry wiatr — z zachodem ogrzewam stopy nad maszynką. Gdy opusz­ słońca mróz tężeje. Andrzej nie czuje się czam namiot, światło latarki Jurka 'błyska dobrze, kaszle, dziś szedł wolniej, co nie było już gdzieś wysoko. Wokół ciemność, mróz i w jego stylu. Wieczorem lekarz przez radio wiatr. Mimo kompletu puchowego czuję ziąb zalecił mu leki, powiedział też, że o udziale na całym ciele, a stopy już po godzinie mar­ w ataku sam musi zadecydować. Późnym szu drętwieją. Pierwsze promienie słońca 14 www.pza.org.pl opierają się o Yalung Kang, leniwie i wolno ję się dziwnie zagubiony i smutny. Czekam przesuwają się niżej, a my idziemy im na­ na nadejście Jurka, ale gdy zbliża się do przeciw. Jeszcze sto metrów zachodem, po­ szczytu, skostniały z zimna ruszam w dół, re­ tem zaczyna się kopuła szczytowa. Muszę coś zygnując ze wspólnego zdjęcia. zrobić z sztywniejącymi nogami. Na wyrą­ W trzy godziny później jesteśmy z powro­ banej półce zdejmuję buty, wyjmuję z nich tem w obozie IV. Twarze zalodzone, oble­ wewnętrzne botki, masuję stopy i naciągam pione soplami, jak ludzie ze starych foto­ na nie botki puchowe. Po tej operacji nie grafii polarnych. Padamy w namiocie bardzo zdołam już rozgrzać skostniałych rąk. zmęczeni, brak sił i energii, by zagotować Kopuła szczytowa jest dość trudna i skom­ menażkę herbaty. Po dłuższym czasie Jurek plikowana, jednakże linę i sprzęt pozosta­ łączy się z bazą, lecz wieści z dołu są bar­ wiamy w plecakach — tylko wspinając się dzo niepomyślne. Andrzej i Przemek są w równocześnie mamy szansę osiągnąć szczyt i „trójce", ale Andrzej nie dotarł tam o wła­ wrócić przed nocą do „czwórki". Resztki snych siłach. Z bazy wyrusza w górę lekarz starych lin poręczowych ułatwiają orientację i zespół z butlami tlenowymi. Czujemy, że w terenie. Podziwiam naszych poprzedników coś groźnego wisi w powietrzu, ale zasypia­ — liny poręczowe powyżej 8100 m — ostat­ jąc tej nocy ani Jurek, ani ja nie przypusz­ nią napotykamy 30 m przed szczytem! Dopóki czamy, że nazajutrz pierwszą informacją ra­ nie zobaczyłem wierzchołka, pocieszałem się diową będzie wiadomość o śmierci Andrzeja. myślą, że jest niedaleko. Kolejne kominki „O nic nie pytaj, mam komunikat: Andrzej wyprowadziły nas na grzędę, z której ujrzeli­ Czok nie żyje!" — powie głos z bazy. Miną śmy szczyt. Niestety, odległy i wysoki. Skąd długie chwile, nim ta okrutna prawda do­ wziąć siły, by dotrzeć do niego? Czy napraw­ trze do naszej świadomości. Nie mówimy już dę musimy tam wejść? Widok szczytu działa o naszym wejściu •— myśli są przy Andrzeju, jednak jak magnes i podążam w jego stro­ tam na Wielkiej Półce. Zostanie na niej na nę bezwiednie. Po pokonaniu grzędy, seria zawsze, wspaniały przyjaciel i wielki alpini­ ukośnych trawersów w skale, tuż przy grani, sta. To on zapłacił za nasz sukces... wyprowadza pod ostatnią turniczkę szczyto­ wą. Omijam ją z prawej strony i staję na Kangchenjunga (8586 m) — first Winter ascent on przylepionym do niej nawisie śnieżnym. Jest January 11, 1986. Base Camp (4560 ni) a»d Ad- 11 stycznia, godzina pierwsza. Jakie szczęście, wance Base (500O m) on December 9 and 10, 1983. że nie trzeba już iść do góry! Spoglądam w Four oamps on the standaild route via the south dół, Jurek jest jeszcze daleko, ale idzie rów­ west face: on December 15 at 6200 [m, on Decem­ ber 19 at 6800 m, on January 2, 19S6, at 7400 m no, wiem, że też tu będzie. Dwa metry niżej and on January 3 at 780O m. Summit reached by widzę trzy butle tlenowe i złamaną tyczkę Jerzy Kukuczka/ and Krzysztof Wielicki without pomiarową. Wbijam w śnieg traser bam­ supplementary oxygen. During the ascent in Camp IV Andrzej Czok was stricken with pulmonary busowy, Jurek dowiąże doń maskotkę gu­ edema and died on Jairtuary 11 in Camp III. The mową ze swoją wizytówką w środku. Wokół expedition was organised by the High Mountain sino-biale szczyty, mróz, wiatr i pustka. Czu- Club Gliwice () and łed by Andrzej Mach­ nik.

Andrzej Czok

Pańków

wie uskoku, w najtrudniejszej części ściany, pozostało przypięte jumarami do liny ciało Tadzia Szulca. Zmarł nagle, pokonując ostat­ nie metry trudności. Postanowiliśmy konty­ nuować akcję, choćby po to, aby jego śmierć nie była daremna. Ale przedtem trzeba było zabezpieczyć ciało przyjaciela. Dobierałem zespół do dokonania tej ostatniej posługi. Zgłosili się Wacek Sonelski i Mirek Kuraś. A więc była nas trójka. Trochę mało, sam jednak nie mogłem wyznaczać ludzi, gdyż ciało zostało w miejscu, gdzie było wysoko i bardzo trudno. Gdy rozmyślałem nad sy­ tuacją, w wejściu namiotu pokazała się Kończył się wrzesień 1982 roku. Nasza twarz Andrzeja Czoka. „Nie możecie iść we ekipa, szturmująca zachodnią ścianę Makalu, trójkę, powiedział. Prosiłem cię przecież abyś zgromadzoną w bazie na morenie lodowca i mnie włączył". — „Andrzejku, odpowie­ Barun, przeżywała dramat. Wysoko, na zer- działem, jesteś filarem ataku szczytowego.

www.pza.org.pl 15 Bez ciebie ściana się nie podda. Nie mogę godzinę przed śmiercią, w obozie III pocie­ twoich sił użyć tutaj, choć tak bardzo były­ szał kolegów, że wszystko będzie dobrze i by potrzebne". — „Odłóż to na bok, stary, jutro uda się w dół już o własnych siłach. teraz najważniejszą sprawą jest abyśmy go Odszedł cicho i niepostrzeżenie. Jego wieczny stamtąd zdjęli. Co będzie potem — zoba­ biwak jest tam, na wysokościach Kangchen­ czymy." dzongi, a pamięć o nimi żyje wśród nas i po­ I poszedł z nami. Bez wahania odsunął zostanie, dopóki ludzie będą zdobywali góry. bezpośrednią szansę pójścia wyżej — na grań, poprzez otwarte już pola i płyty Delty. Waż­ Adam Biiczewski niejsze było dla niego zamarznięte ciało ko­ legi. Siły Andrzeja były wówczas niespoży­ te. Poprowadził nas do Tadzia, potem wrócił jednym rzutem do obozu I, odpoczął dzień Urodził się 11 listopada 1948 r. w Zabrzu, z za­ i znów jednym rzutem wspiął się z powro­ wodu był elektronikiem. Wspinaczki zaczął w r. 1970, szybko dochodząc do wybitnych wyników. Ze tem do „trójki", w której czekał Janusz swych ważniejszych osiągnięć tatrzańskich w an­ Skorek. Pięć dni później stanął samotnie na kiecie „Taternika" wymienił nowe drogi na Mły­ szczycie Makalu. Ale wtedy, w bazie, gdy za­ narczyku (1973), Żabiej Turni Mięguszowieckiej (1975), Małym Koprowym (1975) i Ramieniu Kry­ żądał udziału w akcji pogrzebowej, nie mógł wania (1976), a. także II przejście drogi Drosta na liczyć się z taką możliwością. To właśnie Kazalnicy (1973), „wodospad" na Małym Kież­ był cały Andrzej. marskim Szczycie (1974) i I zimowe przejście dro­ gi Kurczaba na Wielkiej Jaworowej Turni (1974). Jego osobowość poznałem na Lhotse w Po Tatrach przyszły Alpy i Andy — zimowe przejście północnej ściany Eigeru (1978), nowa 1979 roku. Wyprzedzał nas zawsze w dojściu droga na Finstaraarhornle (1978), I zimowe przej­ do wysokich obozów, nieraz o 2 godziny. Za­ ście filara Piussiego na Cima Su Alto (1977), przej­ stawaliśmy odkopańe i uporządkowane na­ ścia zachodniej ściany Yerupaja i północno-za­ mioty, a także wrzącą herbatę, której sam chodniej ściany Nlnashanca (1981). W Pamirze wszedł na Pik Lenina (1975) i na Pik Korżeniew- jeszcze nie skosztował. Po zdobyciu szczytu skoj (1978), pamiętany jest tam jednak z powodu przez pierwszą czwórkę, w której oczywiście rekordowego wejścia na Pik Kommunizma (7483 m) sam się znalazł, nakłaniał nas do powtórze­ — w 3 dni Iw tę i iZ (powrotem (1978).. Ciężkim ciosem ibyła dla niego w tym czasie śmierć w nia ataku. A przecież każdy ze zwycięzców Tatrach młodszego brata, Piotra (T. 1/77, s. 42). uważa, że jego wyczyn nie powinien być po­ W r. 1976 Andrzej atakował do 8000 m pótooc- wtórzony. Jest to normalne i bardzo ludzkie. no-w]sehodnią grań K2 (8611 m). W 1979 wszedł na Ale w Andrzeju nie było cienia egoizmu. Lhotse (8516 m) nie 'Używając tlenu, a wiosną na­ stępnego roku i—< na Evterest (8848 m) nową drogą Ileż to razy, gdy huragan przewracał na­ od południa. W r. 1982 uczestniczył w I przejściu zachodniej ściany Makalu (8463 m), osiągając mioty pod Dhaulagiri, jego uśmiechnięta gę­ szczyt w iśmlałym isamotnym ataku. W styczniu ba i dosadne słowa na temat wiatru, przy­ 1985 była Dhaulagiri (8167 m) — pierwsze wejście wracały wiarę w możliwość przetrwania i podczas zimy kalendarzowej. Krytyczne warunki sprawiły, że było to dla niego twarde przeżycie — dalszej akcji. Wbrew wszystkiemu — oszala­ leczenie odmrożeń spowodowało roczną przerwę łej pogodzie, mrozowi i wyciekającym z nas w działalności górskiej. Kangehendzónga miała być siłom. jego piątym ośmiotysięcznikiem. Wspaniały towarzysz w górach, człowiek o nie­ Do wyników dochodził systematycznie. Nie spożytych siłach i wielkim dynamizmie, z natury był gwiazdą, która nagle zapaliła się na fir- uzdolniony do działania na dużych wysokościach, był alpinistą himalajskim światowego formatu. Jest namencie alpinizmu. Jego droga w góry naj­ gorzką ironią losu, że 11 stycznia 1886 r. padł wyższe wiodła poprzez ściany tatrzańskie, ofiarą choroby wysokościowej, podobnie jak wcze­ alpejskie, Andy i Pamir. Pierwsze kroki sta­ śniej — 15 Stycznia 1985 — na tejże • górze ininy wiał w roku 1970 w Klubie Wysokogórskim wybitny wspinacz wysokościowy, Amerykanin Chris Chandler. Oba te nagłe zgony świadczą, do­ Gliwice, któremu pozostał wierny do końca. wodnie, iż do strefy śmierci wysokościowej nikt W górach najwyższych pojawił się w r. 1976 nie ma stałej przepustki. w składzie ekipy narodowej na K2. Swymi Józef Nyfca wejściami na ośmiotysięczniki szybko wyka­ zał, że jest jednym z najlepszych. Ale nigdy nie dał nam tego odczuć, nigdy nie występo­ LEKARZE GÓRSCY ŁĄCZĄ SIĘ wał w roli gwiazdora. W zarządzie klubu pracował tak, jak w górach. W każdy ponie­ 6 grudnia 1985 r. w Genewie odbyło się posie­ działek i środę pokazywała się w drzwiach dzenie założycielskie Międzynarodowego Towarzy­ brodata twarz, w której spod rozwichrzo­ stwa Medycyny Górskiej (International Society for Mountain Medicine — ISMM). Inicjatywę jego po­ nych włosów świeciły niebieskie śmiejące się wołania podjęto- rok wcześniej w Chamonix, pod­ oczy. Przychodził nawet wtedy, gdy poobci­ czas międzynarodowego kongresu medycyny gór­ nane palce u nóg utrudniały mu poruszanie skiej, zorganizowanego przez Komisję' Medyczną UIAA. Materiały z tego kongresu, poświęconego się i gdy nie mógł jeszcze włożyć butów. deterioracji wysokogórskiej ukazały się w książce Ostatnio często towarzyszyła mu córeczka, „High Altitude Deterioration" (1985). Sekretarzem Magdusia, która nie odstępowała w klubie generalnym ISMM został prof. Frśderic Dubas. Adres Towarzystwa: 160, rte de Cheyrens, CH-1247 ojca na krok. Anieres-Geneve. Szwajcaria. ISMM ma dwa główne cele: wydawanie International Journal of Moun­ Walka o piąty ośmiotysięcznik była jego tain Medicine oraz organizowanie kongresów me­ ostatnią przygodą w górach. Zimowe wa­ dycyny górskiej. Niżej podpisany ma zaszczyt być runki Kangchendzongi coś załamały w tym jednym z członków założycieli ISMM, został też powołany na recenzenta w dziedzinie psychologii stalowym organizmie. Przed atakiem szczy­ i psychiatrii. towym, już w obozie IV poczuł się źle. Scho­ dząc w dół był coraz słabszy, ale jeszcze na Zdzisław Ryn 16 www.pza.org.pl JÓZEF NYKA Zima 1985 - 86 w górach najwyższych

W HIMALAJACH Właściwa zima zaczęła się 21 grudnia — nie tylko formalnie ale i faktycznie. Przyszły I oto mamy za sobą siódmą z kolei zimę w silne mrozy i huragany, a w dniach 25—29 Himalajach, tym razem zdominowaną przez grudnia spadły duże śniegi, które zahamo­ wyprawy południowokoreańskie (7). Jak pa­ wały działalność wypraw. Mimo to udało się miętamy, nepalski sezon administracyjny — znowu dokonać kilku wejść. Ekipy południo- już kilka razy zmieniany — trwa obecnie od wokoreańskie zdobyły trudne technicznie 1 grudnia do 15 lutego, jednakże w rozumie­ choć niewysokie szczyty Kangtega (6779 m, niu (sportowym obowiązuje okres zimy ka­ 31 grudnia) oraz Tawoche (6501 m, 12 stycz­ lendarzowej. Miniona zima miała warunki nia), a w połowie stycznia także słynny Gau- zmienne, sporo opadów śniegu i okresów z ri Shankar (7134 m — Choi Han Jo i Szer­ szalejącą wichurą. Rok w rok dobrą pogodę pa Ang Kami). Były to wszystko pierwsze ma pierwsza połowa grudnia: słońce, tempe­ wejścia zimowe. Polskiej wyprawie kierowa­ ratury w bazach >w dzień ok. 0°, wiatry do­ nej przez Andrzeja Machnika przypadł w piero powyżej 7500 m. Wiedzą o tym alpi­ udziale sukces największy: pierwsze zimowe niści i co roku dokonują w tym okresie ład­ wejście na szczyt Kangchendzongi (8586 m), nych wejść. Tak było i tym razem. pPrzygo- trzeciej co do wysokości góry świata. Korzy­ towawszy się w listopadzie, kilka wypraw z stając z 4 obozów (6200, 6700, 7250 i 7750 ni) miejsca ruszyło do ataku. Rezultatem były 3 wierzchołek osiągnęli bez tlenu Krzysztof świetne wejścia alpejskim stylem na szczyty Wielicki i Jerzy Kukuczka. Niestety, na 8-tysięczne: piękne zwycięstwo cień rzuciła śmierć An­ drzeja Czoka (artykuł na str. 12). Na Cho Oyu (8201 m) weszli 5 grudnia Słowacy Duśan Becik i Jaromir Stejskal, biwakując w na­ miociku na wysokości 5900, 6500 (dwie noce) i 7400 Światowe agencje wejście na Kangchen­ m. Zdziwieni byli łagodnością warunków atmosfe­ dzóngę iledwo odnotowały, cała ich uwaga rycznych. Małą międzynarodową wyprawą kiero­ wał Roger Marshall z Kanady. skupiona była bowiem na wyprawie Reinhol­ da Messnera, z szeroką reklamą atakującego 8 grudnia na Dhaulagiri (8167 m) stanęli Szwaj­ Makalu (8463 m). Do Katmandu zjechały eki­ carzy Erhard Loretan, Pierre-AUain Steiner i Jean Troillet, którzy wejścia dokonali wschodnią ścianą, py telewizyjne i dziennikarskie, które bieżą­ drogą Kurtyki, w efektownym 3-dniowym ataku. co informowały świat o postępach słynnego W dniach 11—14 grudnia normalną drogą weszli Tyrolczyka. Postępów jednak nie było, gdyż na Manaslu (8163 m) Japończycy Yasuhira Saito warunki zimowe wyraźnie nie odpowiadają i Noboru Yamada z biwakami na wysokości 6100 m (dwie noce z powodu śnieżycy) i 7050 m. Warunki Messnerowi. W grudniu 1982 r. załamał się były wyraźnie trudniejsze aniżeli w pierwszej de­ na Cho Oyu, na Makalu dotarł zaledwie do kadzie grudnia. Sześć tygodni wcześniej Yamada stał na szczycie Everestu zaś Saito dotarł pod 7500 m. Ale szczęście dopisało mu i tym ra­ Wierzchołek Południowy. zem i na konferencję prasową w Katmandu Piękny sukces sportowy odnieśli w tym okresie nie przyszedł z pustymi rękami: na stoku Amerykanie Carlos Buhler i Michael Kennedy, Makalu II znalazł zwłoki 2 Francuzów, za­ którzy w dniach od 30 listopada do 7 grudnia przeszli alpejskim stylem północno-wschodnią ścia­ ginionych w listopadzie i na nie skierował nę Arnai Dablang (Arna Dablam, 6856 m), liczącą całą uwagę dziennikarzy, unikając skomento­ ok. 1000 m wysokości. Pogoda była piękna, ale w ocienionej ścianie temperatura spadała do —20°. wania własnej przegranej.

Pamir w zimowej szacie. Z lewej Pik Korżeniewskoj (7105 m), z prawej Pik Kommuniama (7483 m). Fot. A. Wolgin

17 www.pza.org.pl Sezon można by uznać za zamknięty, gdy­ wej obsunęła się dwójka uzbecka i spadła by na placu boju nie {pozostała ekipa bułgar­ 300 m lodową deską. Śmierć ponieśli Walerij ska na zakopiańskim filarze Annapurny. Ankudinow i Nikołaj Kaługin. Trudności drogi w połączeniu z ciężkimi wa­ Równolegle rozwijał się szturm Pika Kor­ runkami wyraźnie przerosły siły ekipy, która żeniewskoj (7105 m), na który drogę prowa­ z determinacją ponawiała szturmy, zakłada­ dzono mniej narażoną na wiatry ścianą po­ jąc i odbudowując niszczone przez wiatr i łudniową (5B). W dniu 7 lutego na szczyt śniegi obozy. Uznając bojowość wyprawy, weszły 2 zespoły liczące 18 alpinistów — Ministerstwo Turystyki w Katmandu przed­ drugi siedmiotysięcznik pamirski otrzymał łużyło jej sezon do końca lutego, ale i ten pierwsze wejście zimowe. Jednym ze zdo­ termin nie przyniósł wyniku (szczegóły s. 43). bywców był uczestnik wyprawy na Everest, Tak więc zima 1985—86 w sumie okazała Leonid Troszczinienko. „Wejście to — po­ się dość przeciętna. Z ogółem 17 wypraw 8 wiedział — przygotowywaliśmy przez kilka osiągnęło sukcesy, z tego- jednak 4 (czyli po­ lat, gromadząc doświadczenie na licznych łowa!) jeszcze w okresie jesieni. W zimie wspinaczkach zimowych w Kaukazie, trenu­ kalendarzowej z 8 ataków na [szczyty 8-ty- jąc ludzi, doskonaląc ekwipunek. Wszystko sięczne powiódł się tylko jeden — na Kang­ było niezawodnie zbadane, przemyślane i wykonane* dzięki czemu wejście na Pik chendzóngę. Szczególnym niewypałem okazał Korżeniewskoj udało nam się zrobić bez od­ się szeroko reklamowany południowokoreań- mrożeń czy innych incydentów." ski plan gwiaździstego wejścia trzema dro­ gami na Everest. Pakistan nie spełnił włas­ Zdobycie obu szczytów stanowi obiecujący nych zapowiedzi i sezonu zimowego nie start alpinizmu zimowego w Pamirze, a duże otworzył. Ciekawymi wydarzeniami zimy — zespoły na szczytach wskazują na to, że wa­ już spoza obszaru Himalajów — były nato­ runki nie są tu najgorJsze (w Himalajach z miast radzieckie wejścia w Pamirze, a 10 dotychczasowych wejść na szczyty prze­ także zorganizowane przez Turecką Federa­ kraczające 7500 m tylko Cho Oyu miał 4 cję Górską pierwsze zimowe wejście na Ara­ zdobywców — wszystkie inne po 2). Oczy­ rat (5165 m), w którym wziął udział wiście, jest to też rezultat wysokiego i wyrów­ Polak, Grzegorz Siekierski. nanego poziomu czołówki radzieckich „wy- sotników" — dodajmy, że grupa centralna NA DACH ŚWIATA ZIMĄ była włączona w program treningowy przed 11 wyprawą w Himalaje, planowaną na r. W „Taterniku" 2/1985 (s. 88) informowaliś­ 1989. Sukcesy zimowe w Pamirze znalazły my o zamierzeniach alpinistów radzieckich szerokie odbicie w prasie ZSRR — serię du­ w zimowym Pamirze. Minionej zimy plany żych reportaży zamieścił „Sowiecki Sport". zostały zrealizowane. Na Lodowcu Moskwina (4300 m) rozbiły wsjpólną bazę 3 silne wy­ prawy: centralna (kierownik Walerij Putrin), uzbecka (kierownik Wadim Elczibiekow) i leningradzka (kierownik Jurij A. Czunow- kin). W trakcie aklimatyzacji dokonano pierwszych wejść na niższe szczyty, m.in. Muzdżiłgę (6376 m). Celem dwóch pierwszych wypraw był Pik Kommunizma, lenlngradczy- cy wybrali Pik Korżeniewskoj. Wejście na Pik Kommunizma (7483 m) po­ prowadzono grzędą Borodkina (5B), rozpina­ jąc poręczówki i zakładając obozy na wyso­ kości 5100, 5800 i 6200 m. W dniu 1 lutego dwa zespoły osiągnęły Plateau i w rejonie Pika Duszanbe (6900 m) założyły w grotach lodowych górny obóz. 4 lutego po ciężkiej walce z mrozem i wichurą na szczyt weszło 7 ludzi: Władimir Bałybierdin, Michaił Tur­ kiewicz (obaj zdobywcy Everestu w r. 1982), Władimir Szopin, Jurij Razumow, Giennadij Wasilenko, Aleksiej Moskalcow i Jurij Ja- nowicz. Było to pierwsze wejście zimowe na najwyższy szczyt ZSRR. Podczas zejścia zespół pobłądził i spędził część nocy w szczelinie lo­ dowej, przy czym parę osób doznało odmro­ żeń. Pogoda utrzymywała się, więc 7 lutego powtórzono atak dwiema grupami, które W końcu maja zmarł w wieku 80 lat jeden z również osiągnęły szczyt. Łącznie stanęły na najbardziej zasłużonych alpinistów radzieckich, Piku iKommunizma 23 lub 24 osoby. Nie­ członek honorowy PZA, Witalij M. Abałakow. Syl­ wetce zmarłego poświecimy więcej miejsca w stety, nie obyło się bez wypadku. W trakcie przyszłym numerze. Zdjęcie z r. 1981 z Kaukazu zejścia w ciężkich warunkach atmosferycz­ — z lewej Maro Tkawadze, z prawej Michaił I. nych na wysokości 7400 m na grani szezyto- Anufrikow. Fot. D. Ługowier

18 www.pza.org.pl przyszedł pod tę ścianę

c) Kominy, czyli pierwszy kluczowy fragment drogi — z krucha, i oblodzoną powywieszaną ska­ łą (VI). Nad nimi założyliśmy pierwszy biwak, rozbijając nasz namiot typu Dunlop na platformie z mozołem wyrąbanej w lodzie. Bi. d) Barierę skalną poprzedzoną lawiniastym po­ lem śnieżnym (trudności IV—V+). e) Drugi kluczowy fragment w postaci prze­ wieszonej bariery seraków dostępnej kilkunasto­ metrowym „tylko" pionowym uskokiem lodowym. Rok 1984 był w rejonie rokiem f) Wiszący i pocięty szczelinami lodowiec, miej­ rocznic. Club Andinista Mendoza obchodził sce naszego drugiego i trzeciego biwaku, prze­ swoje 50-lecie i w ramach jubileuszu jego czekaliśmy tu bowiem zbyt ciepły i słoneczny członkowie wchodzili na szczyt z różnych dzień, by w dalszą drogę wyruszyć nad ranem stron. Francuzi święcili 30-lecie swego pierw­ po zmrożonym śniegu. szego przejścia południowej ściany. Po 50 la­ g) Wariant wyjściowy Messnera, łatwiejszy i tach przerwy znowu pojawiły się wyprawy szybszy od francuskiego, ale bardziej zagrożony polskie. Zarówno obchody rocznicy pierw­ lawinami. Dojście do lodowo-śnieżnych stoków (50—60°) przez mikstowy próg (IV, być może V). szej polskiej wyprawy z r. 1934, niezapom­ nianej pod względem stylu i osiągnięć, jak i czysty przypadek sprawiły, że w okresie andyjskiego lata 1984—85 na Aconcagua od­ bywały się jedno po drugim polskie wejścia Południowa ściana Aconcagua z drogą francuską i naszymi biwakami. — drogą normalną od północnego zachodu, Fot. Wanda Rutkiewicz Lodowcem Polaków, wreszcie południową ścianą drogą Francuzów. Mnie przypadek po­ mógł, bym 6 stycznia 1985 r. mogła być pierwszą osobą z Polski od owej historycz­ nej wyprawy sprzed półwiecza. Przypadkiem tym było zaproszenie od Stephane Schaff- tera, alpinisty i przewodnika ze Szwajcarii, który na najwyższy szczyt Ameryki wybierał się z grupą klientów. Moje pierwsze wej­ ście na szczyt nie było specjalnie honorne — weszłam razem z podopiecznymi Stephana drogą normalną, którą co roku rozdeptują setki trekkersów, nie wspominając o moto­ cyklistach, inwalidach, spadochroniarzach i innych mniej typowych turystach.

Ale dla mnie było to przede wszystkim wejście aklimatyzacyjne przed głównym ce­ lem wyjazdu — przejściem południowej ścia­ ny w stylu alpejskim w dwuoosobowym ze­ spole. To wysokie, liczące prawie 3000 m ur­ wisko skalno-lodowe — piękne, trudne i nie­ bezpieczne — przeszliśmy we dwoje ze Stephanem w dniach od 16 do 19 stycznia 1985, przerzuciwszy się 12 stycznia do Plaża Francia, gdzie na wysokości 4000 m znajdują się bazy pod południową ścianą. Sama ścia­ na ma kilka charakterystycznych partii:

a) Pole śnieżne, którym dochodzi się od prawej strony do filara. Jest ono zagrożone lawinami se­ raków i śniegu, schodzącymi z barier lodowych powyżej.

b) Odcinek miestromego jeszcze filara (jedno miejsce V) i skalno-śnieżną grań (IV) podprowa­ dzającą pod kominy.

19 www.pza.org.pl 19 stycznia osiągnęliśmy szczyt Aconcagua, ich namiotu. Rozmowa z nimi, jak i archi­ tym razem rzeczywiście wspaniałą i honor­ walne ujęcia filmowe z ich wyprawy, weszły ną drogą. Trzydzieści lat temu przeszli ją do mojego debiutu filmowego, wspomaga­ jako pierwsi Francuzi, którzy z okazji rocz­ nego przez Krzysztofa Langa. W jego tytule nicy przysłali tu 2 wyprawy. W skład jed­ są słowa Roberta Paragota, którymi także nej z nich wchodzili dwaj uczestnicy przej­ film się kończy: „Gdybyś przyszedł pod tę ścia z 1954 roku — Robert Paragot i Pierre ogromną ścianę, jeszcze zupełnie dziewiczą, Lesueure, ciągle młodzieńczy, pełni energii i automatycznie wybrałbyś tę drogę, którą humoru. W najtrudniejszej partii skalnej myśmy zrobili." Dziś jest na południowej południowej ściany znaleźliśmy ich hak z ścianie już kilka dróg, niektóre trudniejsze napisem „Bouillon" — nazwą rodzimej wio­ od francuskiej, ta jednak wydaje się być ski Lesueura. Wzruszyli się tym, podobnie najładniejsza i z wszystkich najbardziej lo­ ak znalezionym na Plaża Francia odciągiem giczna.

EWA SZCZĘŚNIAK Polsko-czeska kobieca wyprawa w Andy

prawo od filaru francuskiego. W dniu 6 lipca 1985 rozpoczęłyśmy wspinaczkę i aż do 14 lipca posuwałyśmy się tylko w górę, prze­ czekując w ścianie liczne załamania pogody. Droga ma charakter lodowy, w wyższych partiach mieszany, a w górnych skalny. Średnie nachylenie partii lodowych wynosi 55—60°, maksymalne 70—75°. Trudności w Wyprawa „Huascaran 1985" była firmowa­ partii skalnej sięgały stopnia V. Mimo świet­ na przez Łódzki KW, a w jej składzie osta­ nego przygotowania do drogi i dobrej akli­ tecznie znalazły się: Blanka Danihełkova i matyzacji, Monika Niedbalska zachorowała Zuzana Hoffmanova z Czechosłowacji oraz na zapalenie gardła i musiała pozostać w Amalia Kapłoniak, Monika Niedbalska, Ewa bazie. Pozostałe uczestniczki spędziły w ścia­ Pankiewicz i Ewa Szczęśniak z Polski. Jako nie 9 dni •— głównie przeczekując kolejne lekarz towarzyszył nam Romuald Biernat. fale niepogody — iw dniu 14 lipca stanęły Naszym celem było przejście północnej ścia­ na szczycie. Drogę naszą poprzez kontrast ny Huascaran Norte (6655 m — por. T. 3/78, do spędzonych w tym samym składzie kilku s. 134). Ściana ta liczy ok. 1700 m i charak­ dni nad Zatoką Meksykańską nazwałyśmy teryzuje się wzrostem trudności wraz z wy­ „Ladies' Holidays". sokością —• najtrudniejsze partie znajdują Monika Niedbalska po powrocie do dobrej się powyżej 6000 m. formy w dniu 16 lipca zdobyła samotnie W połowie czerwca 1985 r. założyłyśmy Huascaran Sur (6768 m). Było to zapewne bazę nad brzegiem jeziora Llanganuco (ok. pierwsze kobiece wejście solo na ten szczyt. 3800 m) — na skraju olbrzymiego lawiniska, W dniach 26—131 lipca 1985 trójką w skła­ pod którym w r. 1971 pogrzebana została dzie Monika Niedbalska, Ewa Szczęśniak i cała wyprawa czeska. Dwa tygodnie zajęło Hugo Colonia (Peru) pokonałyśmy północ­ nam przygotowanie się do wspinaczki — ną ścianę Nevado Churup (5400 m) — drogą aklimatyzacja, wyszukanie drogi podejścia, angielską, poprowadzoną w czerwcu 1985 r. złożenie depozytu pod lodowcem na wyso­ Było to jej pierwsze powtórzenie — trudno­ kości 4800 m. Pogoda była zmienna — dni ści skupiają się na 600 metrach, średnie na- słoneczne przeplatały się z deszczowymi i strornienie wynosi 55°, zaś w partiach miksto­ śnieżnymi. Trzeciego lipca przeszłyśmy krótki wych — 70°. W okresie od 5 do 13 sierpnia lecz skomplikowany lodowiec, dzielący nas obie z Moniką działałyśmy w rejonie Alpa- od podnóża ściany, zabierając z sobą całość mayo. Ewa Szczęśniak osiągnęła Przełęcz sprzętu i żywności. Następnego dnia wystar­ Południową (5400 m), zaś Monika Niedbal­ towałyśmy w filar francuski, ale niekorzystny ska — w zespole międzynarodowym z Hisz­ układ nawisów śnieżnych, zamykających wyj­ panem i Włochem — szczyt Alpamayo drogą ście z pierwszych skałek, zmusił nas szyb­ włoską. W ostatnich dniach sierpnia cała ko do odwrotu. Nasza ostrożność okazała się ekipa —• zdrowa i szczęśliwa — znalazła się zresztą uzasadniona, gdyż w sierpniu z tej w domu, w Polsce i Czechosłowacji. właśnie partii ściany spadł zespół hiszpań­ ski. Zdjęcie obok: Huascaran Norte — ściana północ­ Po biwaku w szczelinie brzeżnej zdecydo­ na. 1. Droga im. A. Mroza; 2. Droga Casarotty; 3. Droga Paragota i tow.; i. Nowa droga Polek i wałyśmy się poprowadzić nową drogę — na Czeszek; 5. Grzęda wioska. Zob. też T. 3/78, s. 134.

20 www.pza.org.pl EWA PANEJKO-PANKIEWICZ Ladies' Holiday

Z ciężkim sercem postanowiłyśmy zaatako­ wać ścianę w piątkę. Monika miała chore gardło i musiała zostać w bazie. Tuż przed wejściem na lodowiec stał wielkich rozmia­ rów serak. Najgorsze, że nie przestrzegał żadnych reguł i sypało się z niego o każdej porze. Widziałyśmy to z dołu, trzeba jednak było pod nim przejść. A teraz truchtem mię­ dzy zwalonymi bryłami lodu, ukradkowo spo­ glądając do góry staramy się iść jak naj­ szybciej. Po chwili już po wszystkim. Sapie­ my. Jesteśmy dobre, Blanka wyciąga ka­ którym od czasu do czasu przemykają za­ merę. Niewiarygodne — znowu poleciał! błąkane kamienie. Tymczasem pogoda psuje Potem lodowiec, taki różny, wcale nie łat­ się. Nadciągają czarne chmury i zaczyna sy­ we kartoflisko, ale nieźle zagmatwany. Lą­ pać śnieg. Schodzą pierwsze pyłówki. Na dujemy w bezpiecznym miejscu. Mamy sporo malutkiej półce lodowej zakładamy biwak czasu. Po południu trochę poręczujemy, wy­ i w jednym namiocie śpimy w piątkę. nosimy sprzęt i żywność. Już na starcie jest 5 lipca. Od rana sypie śnieg. Blanka z stromo — dobrze się zaczyna! Zuzaną prowadzą pierwsze wyciągi na nowej 4 lipca. We dwie z Ewą wchodzimy w drodze. Co będzie dalej, tego żadna z nas filar francuski i po kilku trudnych miksto­ nie wie. Pogoda fatalna, wieje silny wiatr wych wyciągach utykamy przed wyjściem niosący śnieg. Dziewczyny wracają komplet­ na pola śnieżne. Stare, zwietrzałe, przypo­ nie przemoczone. Nie rezygnujemy jednak, minające gąbkę seraki i groźnie wygląda­ lecz zwijamy namiot i wszystko transportu­ jące nawisy nie puszczają dalej — trzeba się jemy wyżej do przypadkowo znalezionej ja­ wycofać. Musimy wymyślić coś innego. De­ skini. Zjeżdżamy kilka metrów w głąb i śpi­ cyzja zapada szybko: nie schodzimy, lecz my wygodnie. Jest trochę mokro, więc prze­ robimy nową drogę między filarem francu­ makają śpiwory. Jeszcze nie wiemy, że one skim a drogą włoską. Na początku wygląda nie wyschną nam już do końca drogi. to trochę jak wylodzony stok lawinowy, po 6 lipca. Pyłówki pracowały całą noc, do­ kładnie zasypując i pokrywając lodem za­ łożone poprzedniego dnia liny. Jest stromy szklisty lód, momentami twardy śnieg, ale na szczęście skały z boku ułatwiają solidną asekurację. Na skałach zawieszamy namioty jak płachty i przeczekujemy noc, tylko'okry­ wając się śpiworami — bez jedzenia i picia. 7 lipca. Nietrudne, choć zaśnieżone skałki. Wspinamy się szybko. Nadal jest zimno i pada śnieg. Ciągle nie wiadomo, co nas cze­ ka. Jest dopiero druga godzina, ale nie mo­ żemy iść dalej, bo fatalna pogoda uniemoż­ liwia aiscję. Zakładamy biwak. 8 lipca. Pokonujemy parę wyciągów torem pyłówek. Stromo. Potem 200-metrowy trawers pod skałami. Odcinek jest narażony na spa­ dające kamienie, musimy więc być szybkie. Łatwo powiedzieć — szybkie. Jest już dość wysoko, a wory są złośliwie coraz cięższe, wszystko jest przecież mokre. Dochodzimy do skałek i znów Blanka 2 godziny rąbie platformę, podczas gdy my wspinamy się śnieżno-lodowym żlebkiem. Pyłówki nie dają nam spokoju. Śnieg wciska się wszędzie. Z dołu dobiegają krzyki — to Mela z Zuzaną noszą wory na trawersie. Po chwili dociera do nas wiadomość, że poleciały na nie ka­ mienie i Zuzana dostała w nogę, ale na szczęście może się poruszać sama. Nie jest dobrze. O wycofaniu nie może być mowy ze

www.pza.org.pl 211 względu na ciągły opad śniegu i możliwość plikowane trawersy w stromym lodzie, po­ lawin. Przestraszone nie na żarty, czekamy tem trudne, skalne kominy. Najgorzej z ranka ściśnięte w piątkę na wąskiej półce transportem •— walczymy z worami do pół­ lodowej. Gotujemy, ale naprawdę trzeba do­ nocy. konywać cudów zręczności i koncentracji, aby nic nie rozlać i niczego nie spalić. 14 lipca. A jednak mamy szczęście! Jesteś­ my już na podszczytowych śniegach. W słoń­ 9 lipca. Pogoda fatalna, nawet nie wiemy, cu i porywającym wietrze zaczynamy mo­ na jakiej jesteśmy wysokości, bo widoczność zolne dreptanie w stronę rozległego wierz­ zerowa. Najważniejsze jest to, że Zuzana chołka. Powoli, noga za nogą, i wreszcie ko­ może się wspinać. Jest jeszcze zimniej. Idzie­ niec. Wyżej już nie można. Wyciągamy flagi, my wyżej, a mróz taki, że wszystko dosłow­ proporczyki. Podskakujemy, ściskamy się, nie przylepia się do rąk. Boimy się od­ śmiejemy. Po chwili zostaje nam już tylko mrożeń. zejście — są nawet fantastyczne ślady. Szyb­ 10 lipca. Zmęczenie narasta, a wszystkie ko schodzimy do miejsca pierwszego biwaku czynności zajmują nam coraz więćej czasu po południowej stronie góry, gdzie witają i coraz później wychodzimy z biwaków. nas — Hiszpanie. „Dziewczyny, takie piknę Skończył się cukier, sok, herbata. Gotujemy chłopaki, a my jak wyglądamy?" — woła wodę z aspiryną. Zuzana. Usiłuję ściągnąć kask, zetrzeć białą maść z twarzy. Kilkanaście dni akcji zrobiło 11 lipca. Nie do wiary, świeci słońce i wi­ swoje i nie wyglądamy świeżutko. Najedzone dać okoliczne góry. Hurra, jesteśmy już bar­ i w świetnych humorach schodzimy dalej. dzo wysoko! Wspinamy się w doskonałych nastrojach. Zaczyna się najtrudniejsza część 15 lipca. Wki ótce lodowiec kończy się. Ro­ drogi. Jest to dobry dzień. Gorzej natomiast bimy banalne odkrycie: jest lato, rośnie tra­ z nocą. To wprost niewiarygodne, ale każdy wa, zielenią się drzewa i krzewy i naprawdę kolejny biwak jest cięższy od poprzedniego, nigdzie ani odrobiny śniegu. Jest cudownie a w tak dużej ścianie ani razu nie udaje i ciepło — to też nic odkrywczego, tyle że się rozbić dwóch namiotów. W podwieszo­ my to teraz tak namacalnie odczuwamy, zo­ nym namiocie znów nie ma mowy o goto­ stawiając za sobą śnieg i mróz, tam gdzie waniu. spędziłyśmy 11 dni zimy w środku lata. 12 lipca. Słońce od samego rana. Tylko my Z przyjemnością zaczynamy błogi relaks. jesteśmy tak rozkojarzone i niewyspane, że Jesteśmy w Ameryce Południowej, krainie wszystko leci nam z rąk. Tego ranka sporo tańca i zabaw, więc szybko wpadamy w wir rzeczy pomknęło w dół. Niezbyt chętnie roz­ dyskotek i folklorystycznych penii. poczynamy wspinanie, ale i tak nie mamy Cordillera Blanca. New route on the north face innego wyjścia. Pod koniec dnia Blanka of the Huascaran Norte (6650 m) right from the znajduje jaskinię — wysypiamy się w niej French pillar climbed on July 6—14, 1985. by the komfortowo. joint Polish-Czech women's party: Blanka Dani- helkova-Nedvedicka, Zuzana Hoffmanova (both Czech). Amalia Kapłoniak, Ewa Pankiewicz and 13 lipca. Efekt nadspodziewanie dobrego Ewa Szczęśniak (55—60°, 75—80°, rock V)t. On July biwaku jest taki, że wstajemy nieprzyzwoicie 16 Monika Niedbalska climbed solo the. Huascaran późno. Marzymy o słońcu, ciepłym morzu, Sur. On July 26—31 Monika Niedbalska, Ewa Szczęśniak and Hugo Colonia (Peru) repeated the żółtym piasku. Boże, jaka to dla nas ab­ English 1985 route via the north face of the Ne¬ strakcja! Dzisiaj znowu ciężki dzień. Skom­ vado Churup (5400 m) — 60—70°.

14 x 8000 - kto będzie pierwszy?

Emocjonujący wyścig najlepszych alpini­ jechał na K2, na jesień odkłada Manaslu i stów wysokościowych świata wchodzi w de­ Annapurnę. Messner odleciał z Monachium cydującą fazę. Prowadzi nadal Reinhold 2 czerwca — najpierw do Tybetu, gdzie chce Messner (41), który ma w dorobku 12 ośmio- przejść 3000 km szlakami Szerpów, następ­ tysięczników, a nadto 4 powtórzenia. Na nie zaś zdobyć brakujące mu Lhotse i drugim miejscu jest Jerzy Kukuczka (38) z Makalu. Marcel Ruedi pojedzie z wyprawą 10 szczytami tej klasy, jednym powtórze­ Maxa Eiselina na Lhotse i Everest (chce niem i jednym ośmiotysięcznikiem bocznym wejść na oba szczyty), by w końcu jesieni (Broad Peak Middle, 8016 m). Wiosną 1986 r. dołączyć się do wyprawy polskiej i zaliczyć na trzecie miejsce wysunął się Szwajcar, Makalu. Nie będzie też próżnował Loretan, Marcel Ruedi (47), który w dniach 3—5 maja którego najbliższym celem jest północna wraz z Peterem Habelerem powtórzył nową ściana Everestu — nową drogą. Michel Da­ polską drogę na Cho Oyu i ma obecnie 9 cher był kierownikiem ws^prawy na Ma­ szczytów 8-tysięcznych. Czwarty jest 26-letni naslu. Czekajmy teraz na wyniki — już naj­ Szwajcar Erhard Loretan (8 szczytów), piąty bliższa jesień powinna przynieść rozstrzyg­ — Michel Dacher z RFN (52). Potem idą dal­ nięcia. si. Kukuczka chciałby w tym roku posunąć się o 2—3 miejsca w górę — wiosną wy­ Anders Bolinder 22 www.pza.org.pl JAN WOLF

Kaukaz zimą 1986

Zaczęło się od typowych kłopotów ze skła­ ciągu i kolejki jeździliśmy trochę na nartach, dem: aż dziw bierze, iż na najciekawszy i ale nawet na to nie zawsze były warunki. najtrudniejszy obóz sportowy PZA trudno Dopiero 3 marca Kołakowski, Kopyś, Śmie­ jest skompletować całą ekipę i wyjazd na­ szko i Wolf wyruszyli z zamiarem zaatako­ stępuje w niepełnym zespole. Tym razem wania drogi Chergianiego na północno¬ tworzyli go Jerzy Barszczewski, Zbigniew -wschodniej ścianie Uszby Północnej (tzw. Czyżewski, Ryszard Kołakowski, Tomasz Ko- Lustra). Niestety, warunki na drodze podej­ pyś, Paweł Kosiński, Kazimierz Śmieszko, ścia były trudne, przydarzył się nam nawet Zbigniew Winiarski, Jan Wolf (kierownik) i dwójkowy upadek do szczeliny. Na Uszbij- Jerzy Zontek. W Kaukazie czekały nas kło­ skim Plateau ponowny lokalny opad śniegu, poty z pogodą. Kiedy 19 lutego przyjechali­ jak i brak widoczności uniemożliwiły zespo­ śmy do hotelu „Azau" pod Elbrusem, skoń­ łowi wejście w ścianę. W tym czasie (5 czył się właśnie długi okres bezśnieżnego po­ marca) w północną ścianę Szcheldy Central­ czątku zimy. Pobyt zaczęliśmy od działalno­ nej (4320 m) weszli Kosiński i Zontek z za­ ści aklimatyzacyjnej i przygotowawczej. W miarem przejścia drogi Chergianiego. Nie­ dniu 23 lutego Barszczewski i Winiarski we­ korzystne warunki, jakie zastali w ścianie, szli na wschodni wierzchołek Elbrusa (5621 zmusiły ich po 4 dniach wspinaczki do od­ m). Pod Pikiem Szczurowskiego założyliśmy wrotu, choć mieli już za sobą połowę trud­ obóz wypadowy. Pogoda była niestabilna z ności drogi. częstymi opadami śniegu. Korzystając z wy- Tymczasem Barszczewski i Winiarski po uprzednim założeniu obozu pod ścianą Don- Półnccna ściana Piku Szczurowskiego — pierwsze guzorun (4468 m) także rozpoczęli wspinacz­ wejścia zimowe: 1. K. Śmieszko i J. Wolf 12 III kę, dokonując w dniach 6—$ marca 1986 r. 1986 (drogą słowacką); 2. Z. Czyżewski i M. Na- nowski 6—7 III 1985 (drogą Abałakowa) ; 3. R. Ko­ pierwszego zimowego przejścia drogi Cher­ łakowski, T. Kopyś i J. Wolf 25 II —< 1 III 1984 gianiego i Kachianiego na północnej ścianie (drogą Kensickiego); 4. zespół wspinaczy lenin- tego szczytu. Wspinacze szli oryginalnymi gradzkich w lutym 1984 w 6 dni nie licząc porę- czowania); 5. zespół z Leningradu w 1983 r. (dro­ wariantami zdobywców, przechodząc zarów­ gą Abałakowa). no dolne spiętrzenie, jak i czapę seraka Fot. Jan Wolf szczytowego ściśle środkiem. Mały dwój­ kowy zespół i dobry czas, mimo złych wa­ runków śnieżnych w ścianie, sprawiają, że przejście to należy zaliczyć do najlepszych naszych osiągnięć kaukaskich. Droga ta, o ocenie 5B, jest uznawana za jedną z naj­ bardziej niebezpiecznych i pokonuje aż 1600 m różnicy poziomów. Przejście spotkało się z dużym zainteresowaniem i uznaniem, a pierwsze gratulacje złożył zasłużony mistrz sportu ZSRR, współautor drogi w r. 1957, Josip Kachiani.

Pozostałe zespoły działały w tym czasie w rejo­ nie Lodowca Szcheldyjskiego. W dniu 9 marca około godziny 16 do szczeliny lodowca, niespełna 100 m lod obozu, wpadł Zbigniew Czyżewski. Zo­ stał on Wydobyty i. przetransportowany do obozu w stanie silnego szoku pourazowego. Zaraz też rozpoczęto dalszy jego transport na zaimprowizo­ wanym toboganie, a potem na noszach. O godzi­ nie 2 w nocy został on dostarczony — cały czas siłami obozu — do szpitala w Tyrnyauz, gdzie przebywał 3 dni na obserwacji. Stwierdzono roz­ ległe i niezwykle silne potłuczenia.

Działalność alpinistyczną kontynuowaliśmy od 11 marca. Następnego dnia Śmieszko i Wolf dokonali pierwszego zimowego przej­ ścia lodowego kuluaru ograniczającego z le­ wej strony północną ścianę Piku Szczurow­ skiego (4259 m). Droga ta, otworzona przez zespół czechosłowacki w r. 1984, ma w dol-

www.pza.org.pl 23 nej części charakter deski lodowej (60°), w z czego wypływa wniosek, że należy go górnej zaś łączy się z granią wschodnią sprawdzać przed wspinaczką. W Kaukazie nie­ (trudności 4B). Przejście nasze trwało 12 go­ ocenione usługi oddają narty z fokami, na dzin i do obozu powróciliśmy bez biwaku. których podejście pod Pik Szczurowskiego Drogę tę w dniach 13 i 14 marca powtórzyli jest możliwe nawet w kopnyjm śniegu. Z Kopyś, Kosiński i Zontek, na czym nasza dobrym skutkiem stosowaliśmy też karpie działalność została zakończona. czyli rakiety śnieżne. Polecam również za­ bieranie łopaty, która ułatwia przygotowy­ W tym roku innych grup alpinistycznych było wanie obozów, a w razie wypadku lawino­ niewiele. Przed naszym .przyjazdem odnotowano tylko wejście na TJszbę przez Poduszkę. Potem, wego może zadecydować o czyimś życiu. już w trakcie obozu, dwójka alpinistów z Moskwy Ekipa nasza korzystała z odżywek dla spor­ przeszła w półtora dnia drogą Abałakowa lewą częścią północnej ściany Piku Szczurowskiego (II towców produkcji „Polfa" Kutno. Opinie na przejście zimowe). Najlepszym jednak osiągnięciem ich temat są dość podzielone, wydaje się zimy 1985—86 jest przejście Słowaków, którzy przy­ jednak, iż odżywki witaminowe „Polvita" OV jechali na drugi turnus obozu. Juro Cermik, Laco Makay i Prantisek Piaćek, wykorzystując chyba i OC są bardzo przydatne w naszej działal­ najlepszy okres pogody, przeszli w dniach 8—U ności, natomiast odżywka „Sportovit" jest marca północno-zachodnią ścianę Uszby Północnej mniej udana i nie spotka się z uznaniem drogą Kołomycewa (5B, V+, 70°). Jest to pierwsze przejście zimowe i chyba w ogóle pierwsza droga wspinaczy. I raz jeszcze chciałbym wrócić ścianowa przebyta zimą w masywie Uszby. Na do sprawy poruszonej na początku artykułu tym tle nasze (wyniki prezentują się zupełnie — składu osobowego ekipy. Koledzy! Miejcie dobrze, mimo iż plany udało nam się zrealizować tylko częściowo. więcej odpowiedzialności i wcześniej powia­ damiajcie Związek o braku zainteresowania wyjazdem. Odnosi się to również, a nawet Międzynarodowym obozem — głównie z przede wszystkim, do rezerwy. Jeśli bowiem naszym udziałem —• sprawnie kierowali Bo­ Biuro PZA nie wie, kto zamierza wyjechać, rys Lwowicz i Denis Makauskas, znani nam to procedura uzgadniania udziału osób z re­ dobrze z poprzednich pobytów w ZSRR. zerwy może trwać zbyt długo i, jak w na­ Główną ich troską było zapewnienie nam szym przypadku, doprowadzić do wyjazdu łączności radiotelefonicznej. Niestety, podczas w niepełnym składzie. akcji ścianowych sprzęt dwa razy zawiódł,

RYSZARD W. SCHRAMM

anisiaw Motyka 1906 -1941

Kreśląc na 80-lecie urodzin krótkie manowej. Miał 3 braci i 5 sióstr. Pierwszą wspomnienie o Stanisławie Motyce chcę po­ wspinaczkę odbył w r. 1923, ale zrazu bar­ dziękować wszystkim — jego rodzinie, przy­ dziej pociągały go narty. Dopiero w r. 1928, jaciołom, znajomym — którzy w ciągu 25 gdy wycofał się z narciarstwa zawodniczego, lat dostarczali mi licznych, nieraz obszernych zaczął się wspinać intensywniej — w towa­ i bardzo osobistych materiałów. We wspom­ rzystwie Bronka Czecha, którego uważał za nieniu tym znajdą szereg własnych myśli i swego mistrza, oraz nieco młodszych kole­ uczuć: nic dziwnego — byli mu niejedno­ gów z gimnazjum — Jana Gnojka, Jana Sa­ krotnie bliżsi. Pracę tę należy więc trakto­ wickiego, Witolda H. Paryskiego. W r. 1929, wać jako dzieło zbiorowe. chodząc głównie z Paryskim i Sawickim, do­ bił do czołówki taternickiej, dokonując ta­ Gdy zapytamy młodego wspinacza, idącego kich pierwszych wejść, jak Kozi Wierch fi­ na drogę Motyki, co wie o jej autorze, usłysz­ larem Leporowskiego czy Kozia Przełęcz my, że „był to sławny taternik". I zwykle Wyżnia od północy. Przez kilka następnych nic więcej. Mało wiemy o jednym z najwy­ lat tworzył z Janem Sawickim jedną z naj­ bitniejszych naszych wspinaczy. Niewielu już bardziej znanych dwójek w historii taterni­ nas jest, którzyśmy go znali i wspinali się z ctwa. W r. 1930 na Żabim Koniu poznał Zol­ nim. Czas zaciera coraz bardziej i tak nie­ tana Briilla, a przez niego — Stefana Zam- wyraźny obraz człowieka. Ciepłe wspomnie­ kovskiego i innych taterników spiskich. nie poświęcił Motyce Sławomir Dunin-Bor- Wkrótce też większość czołowych wspinaczy, kowski w jednym z konspiracyjnych nume­ przewodników i gospodarzy schronisk połud­ rów „Taternika", należących dziś do białych niowej strony Tatr weszła w krąg przyjaciół kruków. Motyki: Rudolf Donath, Bartholomaus (Berti) Urodził się 6 maja 1906 r. w Zakopanem. Duchon, Klara Hensch, Vojtech Hudyma, Jego ojciec, Jan, był stelmachem, a później Eduard Kirchner, Alojz Krupicer, Karol Kiir- także kierowcą. Pochodził z Dymitrowa Du­ ti, Stefan Lux, Matthias Nitsch, Dezider (Do­ żego, pow. Tarnobrzeg. Matka, Karolina z żo) Palković. Wielu z nich, przede wszystkim domu Golonka — z Młynnego niedaleko Li- Briill i Zamkovsky, było częstymi partnera- 24 www.pza.org.pl mi jego wspinaczek. Ulubioną bazą Motyki stała się „Trupiarnia" — Zbójnicka Chata, w otoczeniu Doliny Staroleśnej miał też najwię­ cej nowych dróg. Lata 1934:—36 były okresem najbliższych związków Motyki z taternictwem słowackim. Niewątpliwie pod jego wpływem nastąpiło podwyższenie klasy i unowocześnienie tater­ nictwa i zawodowego przewodnictwa po po- łudniow. j stronie Tatr. Chyba też żaden z naszych przedwojennych taterników nie był i nie jest tak ceniony wśród starszych Sło­ waków, jak właśnie on. Do polskich organizacji taternickich wszedł Staszek stosunkowo późno. W r. 1932 został członkiem Sekcji Taternickiej KS „Tatry" i wkrótce jej wiceprezesem. W czerwcu 1936 r. został przyjęty jako członek zwyczajny do KW PTT. Miał już wtedy za sobą wspaniałe drogi i liczne pierwsze przejścia. W listopa­ dzie tegoż roku został członkiem zarządu Ko­ ła Zakopiańskiego KW PTT. Staszek Motyka żył w górach i żył z gór. Jego pracą zarobkową było latem przewod­ nictwo wspinaczkowe, zimą zaś funkcja in­ struktora narciarskiego PZN. W młodości był dobrym lekkoatletą, a zwłaszcza wszech­ stronnym narciarzem — biegaczem i skocz­ kiem. Doszedł aż do udziału w Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w St. Moritz w r. 1928. Miał dwa wypadki w czasie skoków: na skoczni Guhra u wylotu Doliny Wielic­ kiej i na Wielkiej Krokwi. Ten drugi — kontuzja kręgosłupa — zakończył praktycz,- nie jego karierę zawodniczą. Był też spraw­ Staszek na grani Mięguszowieckich Szczytów — nym i wytrzymałym turystą narciarskim. w głębi Grań Baszt: Szatan, Diablowina, Zadnia Baszta, Capie Turnie. Zjechał na nartach z Wagi przez Dolinę Cięż­ Fot. Roman Serafin ką do Doliny Białej Wody. W r. 1926 wraz z bratem Julianem przeszedł na nartach w ciągu 16 godzin z Pięciu Stawów przez Opa­ po krótkiej znajomości — pamiętają, jak sta­ lone, Morskie Oko, Wrota Chałubińskiego, wał się rozmowny i odsłaniał swe oryginal­ Ciemne Smreczyny, Wielką Kopę Koprową, ne i ciekawe wnętrze. Tomanową Przełęcz i całą grań Czerwonych Wspinał się lekko, technicznie, pewnie i Wierchów do Zakopanego. W czasie wędró­ rozważnie. Nieraz w czasie wspinaczki za­ wek narciarskich miał też trzeci poważniej­ trzymywał się i zamyślał. Na trudniejszych szy wj^padefc: zjeżdżając w mgle z Wyżniej drogach, zwłaszcza problemach, lubił pogadać Wielickiej Ławki do Zmarzłego Stawu zła­ sobie ze skałą. Asekurował się starannie, nie mał obie narty i 2 żebra, ciężko się przy ryzykował niepotrzebnie — może dlatego tym potłukł — brnąc w głębokim śniegu, mało chodził samotnie, choć miał za sobą półprzytomny dotarł do Roztoki. solowe przejścia Zamarłej, wschodniej ściany W zimie mało się wspinał. Jako taternik Kościelca i górnych części ściany zachodniej, letni był jednak niemal ideałem. W jego Miał rzadki dar orientacji w skale i terenie przygotowaniach i przeprowadzeniu wspi­ górskim. Zdzisław Dziędzielewicz wspomina, naczki nie było nic z gorączkowości czy atmo­ jak we wrześniu 1939 r. schodził z Motyką sfery „koszenia". Ze schroniska wyćhodżił i Wrześniakiem z Kościelca po przejściu Ko­ jakby ukradkiem. Zawsze, a tym bardziej w mina Świerża. Było zupełnie ciemno, a Sta­ czasie wspinaczki, był spokojny i opanowa­ szek prowadził pewnie i bez najmniejszych ny. Nigdy, nawet w najtrudniejszych i naj­ wahań. bardziej dramatycznych momentach nie nie­ W głębi duszy był romantyczny. Jako kil­ cierpliwił się i nie gniewał. To jego opano­ kunastoletni chłopak z młodszym od siebie wanie i grzeczność wyrobiły mu u towarzy­ Janem Sawickim szukał w Dolinie Białego szy przezwisko „Kleryka". Słowacy nazywali zbójnickich kotlików ze złotem. Razem też go „Kamzikiem" lub „Kopaczką". Był tro­ wybierali się na odsiecz Lwowa. Doskonale chę „dziwny" dla otoczenia, małomówny, gotował — był zawsze kucharzem zespołów, zamyślający się, daleki. Znane były powie­ w których chodził. Może wiązało się to z dzenia o nim „on jest na siódmej stacji", „on przewlekłymi i bolesnymi zaburzeniami prze­ się śmieje dopiero jutro". Ale ci, z którymi wodu pokarmowego, na które cierpiał. Dob­ poczuł specyficzny „rezonans" — czasem już rze śpiewał; robił to rzadko, ale czasami na www.pza.org.pl 25 biwakach zabawiał śpiewaniem towarzyszy. szego, K. Mrożka, W. Konarzewskiego. Myś­ Odznaczał się dużym poczuciem humoru. W lę, że sam mogę się również w jakimś stop­ czasie wspinaczki północno-zachodnią ścia­ niu do nich zaliczyć. Prowadząc łudzi w Tat­ ną Zawratowej Turni zaskoczył Witolda H. ry, Motyka chciał swój zawód usankcjono­ Paryskiego, który w pewnym momencie wać, złożył więc podanie o dopuszczenie do stwierdził, że Motyka asekuruje go przez egzaminu na przewodnika tatrzańskiego. wetknięty w kępę darni... ołówek; w rzeczy­ Spotkało się to z opozycją ze strony klanu wistości nad asekuracją czuwał zasłonięty przewodników, wówczas bez wyjątku górali, przez Motykę Sawicki. Znane były kawały którym „niepili" Motyka — lepszy wspinacz, Staszka w czasie zawodów narciarskich, czy a w dodatku konkurent — był solą w oku. mistyfikacja z wejściem na Teriańską Prze­ Starsi przewodnicy urabiali mu też nieżycz­ łęcz Niżnią. W książce schroniskowej w Pię­ liwą opinię dziwaka, histeryka i człowieka ciu Stawach było jego (choć nie podpisane) nieodpowiedzialnego. Sześć tygodni trwały dowcipne „10 przykazań w górach". Miał du­ mocno zakrapiane dyskusje za i przeciw, że zdolności plastyczne. Robił doskonałe fo­ którym prezydiował senior przewodników tatrzańskich, stary Jędrzej Marusarz, nb. nie tografie wspinaczkowe i świetne rysunki: największy w tej sprawie oponent, gdyż sceny z wspinaczek, karykatury kolegów-ta- jego syn, Andrzej, był jednym z najbliższych terników czy znanych postaci tatrzańskich, przyjaciół Staszka. W końcu dopuszczono wielokrotnie np. rysował „dziadka" Andrzeja Motykę do egzaminu, który zdał w czerwcu Bustryckiego. Były ich setki: na kartkach 1937 r. Otrzymał „blachę" II klasy, gdyż re­ rozwieszonych w schroniskach, w książkach gulamin nie pozwalał zdawać od razu na pamiątkowych, w zeszytach szkolnych. Część klasę I, ale już w następnym roku został ocalała. Książka schroniskowa „Trupiarni" z przewodnikiem I klasy. Stał się pierwszym licznymi karykaturami Motyki jest w posia­ w historii polskim przewodnikiem, niegóra- daniu wdowy po Kirchnerze w Preszowie. lem i pierwszym mającym pełne wykształce­ Książka z Roztoki znajduje się w Muzeum nie średnie. Podobnie jak Bronek Czech, Tatrzańskim w Zakopanem, spory zbiór chciał ukończyć CIWF, ale „oblał" egzamin znajduje się w rękach wdowy po Staszku, wstępny na... pływaniu. Heleny Motykowej w Gdyni. Publikował nie­ wiele, a forma jego prozy było dość uboga. W Tatrach dokonał większej liczby przejść Miał natomiast łatwość rymowania. Sympa­ najtrudniejszych ścian, niż jakikolwiek inny tyczne są jego bezpretensjonalne „Aforyzmy taternik: 26 udokumentowanych przejść po­ górskie" zaś wiersz „O schronisku na Gą­ łudniowej ściany Zamarłej Turni. ok. 60 sienicowej Hali i o świątecznych gościach" przejść wschodniej ściany Kościelca. W su­ oddaje doskonale niepowtarzalną atmosferę mie zrobił ok. 50 pierwszych przejść, z tego starego schroniska Bustryckich. przeszło 40 po stronie słowackiej. Większość, Motyka wprowadził w Tatry i wyszkolił to drogi nadzwyczaj trudne, które mimo dziesiątki ludzi. Początkowo na własną rękę, upływu lat nic nie straciły ze swej elegancji od r. 1936 na kursach po obu stronach Tatr. i klasy. Sam cenił z nich najwyżej południo¬ W r. 1939 został kierownikiem utworzonej wo-zachodnią ścianę Wschodniego Szczytu przez Koło Zakopiańskie KW Szkoły Tater­ Żelaznych Wrót i południową ścianę Kołowe­ go Szczytu. Z długiej listy jego nowych dróg nickiej na Hali Gąsienicowej. Spośród jego wymieńmy następujące (po numerze według wychowanków można wymienić W. Dobruc- WHP nazwiska towarzyszy): kiego, W. Gosławskiego, A. Marusarza młod­

Fot. Wiktor Ostrov:ski — zdję­ cie z albumu Zofii i Lecha Jakubowskich

Roztoka 1935. Z tylu od le­ wej: Wawrzyniec " Żuławski, Stanisław Motyka i jego czę­ sty partner, Stefan Zamkov- sky. W pierwszym rzędzie m.in. Stefan Bernadzikiewicz i Justyn Wojsznis. Druga od prawej — Zofia Bernadzikie- wiczowa (-Jakubowska). 26 www.pza.org.pl Kozi Wierch filarem Leporowskiego (191) — z W.H. Paryskim i J. Sawickim, 18 VII 1929. Kozia Przełącz Wyżnia północnym żlebem (183) — z M. Kowalskim, W.H. Paryskim i J. Sawickim, 20 VII 1929, Złobisty Szczyt środkową częścią północno¬ -wschodniej ściany (1403) — z Janem Sawickim, 21 VII 1930. Mały Lodowy Szczyt środkową częścią południo­ wej ściany (2487) — z J. Sawickim, 23 VI 1932. Basztowa Przełącz Wyżnia wschodnim kominem (599) — z J. Sawickim, 5 VII 1932. Ostry Szczyt środkową częścią południowo-za¬ chodniej ściany (2434) — z Z. Brullem, J. Sawic­ kim i S. Zamkovskim, 14 VII 1932. Łomnica zachodnią ścianą wprost pod żółte pla­ my (3184) — z Z. Brullem, J. Sawickim i S^ Zam- kovskim, 26 VII 1932. Zamarła Turnia trawers południowej ściany (158) — z J. Sawickim, 17 IX 1932. Zadni Mnich południowo-wschodnim uskokiem (524) — z R. Donathem, K. Kurtim i S. Zamkoy- skim, 9 VIII 1934. Zakopane ok. 1930 r. Stanisław Motyka (w środ­ ku) z kuzynem Zdzisławem Motyką (z lewej) i Wschodni Szczyt Żelaznych Wrót południowo-za¬ Bronkiem Czechem. Zdjęcie ofiarowała nam Sta­ chodnia ścianą, lewa częścią (1460) — z K. Mroz­ nisława Czech-Walczakowa. kiem, 21 VIII 1935. Wschodni Szczyt Wideł południową ścianą, lewa częścią (3314) — z Z. Brullem, V. Hudymą i S. Zamkovskim, 12 VII 1936. szukiwany przez gestapo, ukrywał się przez jakiś czas, po czym 19 marca 1940 r. prze­ Mały Kołowy Szczyt południową ścianą (3676) — z R. Damcem, W. Konarzewskim i A. Marusarzem szedł z bratem Aleksandrem przez Tatry na mł., 9 VIII 1938. południe, gdzie miał licznych przyjaciół. Na dłużej zatrzymał się u Kirchnera pod Koszy­ Zamarła Turnia południowo-wschodnią ścianą, le­ wą częścią (163) — z R. Glatzem, V. Hudymą i S. cami. W końcu, podobnie jak wielu innych Zamkovskim, 25 IX 1938. polskich kurierów, znalazł się w obozie dla uchodźców polskich w Leanyfalu koło Szen- Kościelec zachodnią ścianą Kominem Świerża (108) — z. Z. Dziędzielewiczem i S. Wrześniakiem, tendre (na północ od Budapesztu). Tam też, 10 IX 1939. odpoczywając w gronie przyjaciół, utonął w czasie kąpieli w Dunaju 7 lipca 1941 r. Po­ W pierwszym okresie wojny włączył się do chowany został na cmentarzu w pobliskim akcji przeprowadzania rodaków przez Tatry Pócsmegyer. Jego druh z gór i ze szlaków na Węgry, przeważnie na własną rękę, częś­ kurierskich, Józef Krzeptowski, przyniósł na ciowo w ramach organizacji kurierskich. Po- jego mogiłę kamień z Tatr.

Dwadzieścia lat KKTJ

Wszechstronne poznanie, inwentaryzacja i ochro­ lacji w uznanej za „podziemny Eyerest" jaskini na przed dewastacją jurajskich jaskiń; upowszech­ Lamprechtsofen, czy wyeksplorowanie trzech no­ nienie techniki odcinkowej oraz odkrycie blisko wych jaskiń o głębokości przekraczającej 600 m 10 km nowych korytarzy w podziemiach Tatr; w Loferer Steinberge w Austrii. Dzięki nim właś­ sportowe przejścia najtrudniejszych systemów ja­ nie 10 członków Klubu uhonorowano Medalami za skiniowych na świecie, wreszcie kompleksowa dzia­ Wybitne Osiągnięeia Sportowe. Na zaimprowizo­ łalność eksploracyjna (zwykle z solidną dokumen­ wanym kiermaszu wydawnictw „branżowych" mo­ tacją) w zagranicznych masywach wapiennych... — żna było kupić m.in. „Jaskinie Wyżyny Krakow­ Tak lakonicznie przedstawić można dorobek Kra­ sko-Wieluńskiej" z dedykacją autorów, zasłużonych kowskiego Klubu Taternictwa Jaskiniowego PTTK. członków KKTJ, zaś w konkursie na dzieło tema­ założony 15 stycznia 1966 r. — pierwotna nazwa tycznie związane z ruchem jaskiniowym o miejsce Krakowski Klub Turystyki Jaskiniowej — liczy na Parnasie ubiegały się poezja, rzeźba w plaste­ obecnie 85 członków, wśród których 20 osób ma linie, grafika, metaloplastyka, fotografia... Pro­ uprawnienia instruktorskie. gram jubileuszu, który odbył się w ośrodku ZNP w Harbutowicach, uzupełniały projekcje filmów, Podczas jubileuszowego spotkania wręczono od­ występy kabaretu i seans — tak dziś potrzebnej — znaczenia PTTK i upominki od zaprzyjaźnionych czarnej magii. kiubóv/. Projekcję przezroczy z wypraw, a w dzie­ jach Klubu było ich kilkadziesiąt, pozwoliły na 20 lat w dziejach góroznawstwa to niewiele i przypomnienie zarówno tych najskromniejszych, oby KKTJ w swych dążeniach pozostał wiecznia jak i tych tak spektakularnych, jak pierwsze in­ młody. tegralne przejście najgłębszej jaskini świata, Go- uffre Jean-Bernard, przekroczenie 1 km deniwe­ Artur Madej www.pza.org.pl 27 ZIEMOWIT J. WIRSKI

Polskie wspinaczki w Tatrach zimą

Sezon zimowy 1985—86 taterników polskich MAŁVDURNV PIECIOSTAWIAŃSKA nie był „sezonem rekordów świata", ale też ILIW \ ' TIJRkl/A nie dostarczył powodów do zadumy nad stopniowym upadkiem kunsztu wspinania zi­ mowego. Był to po prostu kolejny dobry se­ zon, w którym ugruntowały się tendencje sygnalizowane już w roku ubiegłym (T. 2/85, s. 83). Obowiązujący aktualnie model prowa­ dzenia działalności przez tych — od razu zaznaczmy, niewielu — wspinaczy, którzy decydują się spędzić w górach więcej czasu, to przynajmniej jeden obóz (a bywa, że i więcej) w którymś ze schronisk na Słowacji oraz seria krótszych lub dłuższych pobytów, obecnie przede wszystkim w Roztoce. larności słowackich schronisk, w których je­ szcze niedawno temu trudno było uświad­ Ci, którzy systematycznie wyjeżdżali w czyć rodaka. Tatry, nie mogli narzekać na warunki. Poza W tej tak różowo wyglądającej rzeczywi­ krótkimi załamaniami, pogoda wręcz roz­ stości nie pomińmy pewnych zjawisk nega­ pieszczała. Tragicznym paradoksem jest wo­ tywnych. Wygodne, wręcz sielankowe wa­ bec tego fakt, że aż 4 z 6 tegorocznych wy­ runki bytowe sprawiają, że zdecydowana padków śmiertelnych wiążą się bezpośred­ większość naszych wspinaczek to drogi jed­ nio z niepogodą. Kilka zaledwie dni z auten­ nodniowe — może nawet i trudne, ale zaw­ tycznym zagrożeniem lawinowym i ciągi sta­ sze dające pewność powrotu do schroniska bilnej pogody sprzyjały prowadzeniu działal­ na miłą kolacyjkę, czy, o zgrozo, „bankiecik". ności. Wielu taterników zamknęło sezon ma­ Tylko najambitniejsi decydują się na drogi jąc na koncie po kilkanaście dróg, co w dłuższe, a do ewenementów należą wypady ostatnich latach nie było, jak wiadomo, re­ do odległych dolin północnych — Jaworowej gułą. czy Białej Wody. Stąd oceniając sezon zimo­ Zmiana geografii zimowych wspinaczek wy takie właśnie udane ekspedycje należy stała się faktem. Przedstawię następujące stawiać najwyżej. Szlagierem w tej klasie oszacowanie: W okresie zimy kalendarzowej przejść jest niewątpliwie pokonanie przez odbyło się za pośrednictwem Biura Turysty­ zespół z "Warszawy północnych urwisk Ru- ki Zagranicznej PTTK 6 dwutygodniowych manowego Szczytu. Jeszcze ciekawiej zapo­ obozów w schronisku przy Popradzkim Sta­ wiadała się próba przejścia północno-wschod­ wie, tyleż w Śląskim Domu oraz 4 w Brnća- niej ściany Ganku owianą legendą drogą lowej Chacie. Każdy turnus, to 20 osób (w Beneśa, zakończona niestety na wierzchoł­ „Brnćalce" 30), a więc łącznie ok. 360. To ku Rumanowego Mnicha. Wartościowsze prawda, że nie wszystkie miejsca zostały przejścia zawiera osobne zestawienie. Jak wykorzystane, były też osoby, które zaliczyły zwykle, nie jest ono kompletne, nie daje też nawet po 3 imprezy, ale jednocześnie odbyło adekwatnego obrazu tego, jak się na Sło­ się kilka niezależnych obozów, będących wy­ wacji wspinano. Celem uzupełnienia infor­ nikiem bezpośredniej wymiany z klubami z muję więc, że przebyto ok. 10 razy komin CSRS. W każdym razie liczba 300 taterni­ Stanisławskiego na Małym Kieżmarskim ków polskich minionej zimy na Słowacji Szczycie (zazwyczaj w ciągu 1 dnia), podob­ wcale nie będzie przesadzona. Oczywiście ną popularnością cieszyła się droga Stani­ byli to ludzie o różnych kwalifikacjach, zda­ sławskiego na Pośrednim Gierlachu, prze­ rzały się nawet klubowe obozy szkoleniowe, chodzona w 7—12 godzin. Powtórzono dzie­ ale przecież jest to zjawisko jak najbardziej siątki różnych średniotrudrrych dróg, które normalne. Warto też może napomknąć o fi­ w istotny sposób urozmaiciły wykazy przejść, nansach. Cena turnusu przy wykupieniu peł­ w których do niedawna przeplatały się żebro nych świadczeń (całodzienne wyżywienie o Staszla z lewym filarem Cubryny i drogą wartości 85 koron) wynosiła 26 300 zł (w Stanisławskiego na Mnichu. Brnćalowej Chacie 27 800). Niby to dużo, ale nie zapominajmy, że kluby zazwyczaj solid­ A cóż działo się nad Morskim Okiem? nie dofinansowują te wyjazdy. Jeżeli nadto Bazą dla wspinaczy było przede wszystkim skalkulujemy koszt 14-dniowego pobytu w schronisko w Roztoce, choć zdarzali się ama­ Roztoce czy „Murowańcu" to — pamięta­ torzy, którzy udawali, że świetnie mieszka jąc o wszystkich innych zaletach hoteli gór­ się na dostosowanych do potrzeb zimowych skich (uczciwe posiłki, ciepła woda, czyste Szałasiskach. Niewątpliwie korzystnym zja­ ubikacje) — przestaniemy się dziwić popu- wiskiem związanym z wydłużeniem podejść pod ściany jest niemal zupełny zanik wyjść 28 www.pza.org.pl na krótkie wspinaczki w rejonie Żabiego czy Mnichów (wyjątek stanowią lodospady). Ge­ neralnie chodziło się tej zimy na długie drogi o możliwie krótkich podejściach. Stąd duże zainteresowanie Cubryną od północy, fila­ rem Kopy Spadowej, ścianą czołową filara Mięguszowieckiego Szczytu i tzw. filarem klasycznym (kilka przejść w różnym stylu). Na północnych ścianach Żabiej Turni i Wo­ łowej Turni nie wspinano się. Znamienny był fakt, że 11 marca byłem wraz z partne­ rem czwartym zespołem, który podszedł do Bańdziocha w celach wspinaczkowych. W tym kontekście z uznaniem trzeba odnotować nie­ szablonową działalność Krzysztofa Zdzitowiec- kiego, który z kursantem (!) przeszedł min. zapomniane drogi Stanisławskiego na Małą Wołową Szczerbinę i Ciesielskiego na Po­ średnim Szczycie Mięguszowieckim. Pośrednia Grań, Mała Pośrednia Grań i Żółty Szczyt — widok z Baraniej Przełęczy. Słów kilka na temat Kazalnicy. Czy to się Fot. Andrzej Drobnik komuś podoba, czy nie, drogi na tej ścianie długo jeszcze będą stanowiły test i dość chyba wiarygodny probierz umiejętności ta­ zimowe taternictwo żeńskie praktycznie nie ternickich. Najpopularniejszymi drogami mi­ istnieje. Jedyne przejście o charakterze nionej zimy były obie drogi Długosza, przy sportowym — droga Długosza na ścianie czym do dobrego stylu należało przejście ich Kotła Kazalnicy, które padło łupem rutyno­ w jednodniowych wspinaczkach. Inne udane wanego zespołu Niedbalska — Stano, to sta­ przejścia zawiera wykaz, też pewnie daleki nowczo za mało, żeby z optymizmem patrzeć od kompletności. Zwraca uwagę stosunkowo na tę konkurencję w najbliższej przysz­ niewielka ich liczba, a także brak przejść łości. cenionej zimą drogi Łapińskiego, nad którą od roku wisi jakieś fatum. Jak pamiętamy, w styczniu ubiegłego roku w lawinie pod TATRY SŁOWACKIE ścianą zginęło dwóch taterników przygoto­ Kolejno: nowe drogi, pierwsze polskie przejścia wujących się do przejścia drogi; sezon ostat­ i ciekawsze powtórzenia: ni rozpoczęła nowa tragedia: zginęli na niej Niżnia Kwietnikowa Przeląozka — nowa droga dwaj młodzi wspinacze z KW Warszawa —• od wschodu, z Doliny Sławkowskiej: Andrzej Dut­ Artur Bulzacki i Romuald Błaszkiewicz. Było kiewicz i Michał Bulik w lutym 1986; III—IV+. później kilka prób, wszystkie jednak zakoń­ Czarny Szczyt — nowa droga środkową częścią czyły się odwrotami. południowej ściany, z Doliny Dzikiej: Krzysztof Janiszewski, Bolesław Kollesiński i Ziemowit J. Wirski, 28 II 1986; IV, 2 godziny. W„Taterniku" 3/1980 Andrzej Machnik og­ Ponad Kocioł Turnia — droga BeneSa północ­ łosił artykuł „O sportowych aspektach wspi­ no-wschodnią ścianą: Mariusz Kobiela i Bogdan naczki zimowej", który wywołał w środowi­ Stefko, 7 I 1986; V Al (I polskie przejście w czasie zimy kalendarzowej; I polskie —i Władysław Ja­ sku spory ferment. Wskazał tam min. kilka nowski i Kazimierz Śmieszko, 23 III 1985). problemów zimowych, które „jeszcze trochę Rogata Turnia — droga Drlika wschodnią ścianą: podwyższyć mogą szczebel pokonywanych zi­ Mariusz Kobiela i Bogdan Stefko, 28 i 30 I 1986; mą trudności". Były to oba ścieki na ścianie V+ A3 (I polskie przejście). Mięguszowieckiego Szczytu Pośredniego. I Rurnanowy Szczyt —i północna ściana przez Ru- właśnie minionej zimy pierwszy z wymienio­ manowe Koryto (w kopule szczytov/ej prawym fi­ larem) Tomasz Czarski, Ryszard Kołakowski i Pa­ nej listy problemów został rozwiązany. W weł Kosiński, 29—31 I 1986; IV—V (I polskie przej­ ciągu 2 i pół dnia Jerzy Brennejzen i Krzy­ ście w czasie zimy kalendarzowej). sztof Modzelewski przebyli lewy ściek. W Rurnanowy Mnich — droga BeneSa północną górach panowała pełnia zimy, nie było to ścianą; Andrzej Dutkiewicz, Michał Bulik i Arka­ diusz Kubicki w lutym 1936 (2 dni); V+ A3 (I więc sprytne wykorzystanie anomalii pogo­ polskie przejście). dowej. Co ciekawsze, zdobywcy wcale nie Rogata Turnia — lewy filar wschodniej ściany: sądzą, że dźwignęli zimowe wspinanie na Andrzej Dutkiewicz' i Michał Bulik, 1 dzień w prawdziwe wyżyny! Po prostu zrobili solid­ lułyrn 1986; VI Al (I polskie przejście). ną drogę o trudnościach zimą głównie hako­ Złota Baszta — droga zacięciami północną ścia­ wych. Oba biwaki były wygodne — wypada­ ną: Jan Nowak, Janusz Nabrdalik. Ryszard Paw­ łowski, 5—7 III; V+ Al. ły na kolejnych zakosach drogi Świerża. Co Ganek — północny filar: Piotr Panufnik i Ma­ 'więcej, poważny szturm na prawy ściek przy­ rek Pokszan, 13—15 II 1986; V—III. puścili bardzo aktywni tej zimy Paweł Bu- Gierlach — komin Sawickiego na wschodniej jakiewicz i Krzysztof Pilawski. Tym razem ścianie: Leszek Wolanin i Sławomir Maczynski, jeszcze nie puściło, ale być może już naj­ 15 II 1986; V. bliższej zimy... Wielicka Baszta — Droga Galfiego środkiem po¬ łudniowo-zachodniej ściany (WHP 1948) : Ryszard Urbanik i Artur Sułowski, 9 (?)I 1986; IV—VI. Na zakończenie spostrzeżenie dotyczące zi­ Wielicka Baszta — filar szczecinian: Jacek Pa- mowego wspinania kobiecego. Otóż aktualnie trzykont i Ziemowit J. Wirski, 22 I 1986; V. www.pza.org.pl 29 KRZYSZTOF ŁOZIŃSKI Zimą przy Morskim

Patrzę na wykaz najlepszych przejść sezo­ nu zimowego 1985—86 przy Morskim Oku i doznaję mieszanych uczuć. Z jednej strony wspaniale rekordy czasu na drogach do nie­ dawna wielodniowych, z drugiej zaś coraz wyraźniejsze tendencje, z których nic dob­ rego wyniknąć nie może.

jętności himalajskich polega na tym, że mu­ Droga w Himalaje omija Tatry szą być wyższe.

Pierwsza sprawa, to coraz ostrzej zazna­ czający się podział na trzy odrębne środowi­ Czołówka, a za nią nic ska: skałkowe, tatrzańsko-alpejskie i himalaj­ skie. Każde z nich ma swoją wąską grupę Ale wróćmy na grunt tatrzański. Coraz ekstremalistów i każde, z nielicznymi wyjąt­ większa liczba taterników zaczyna sobie zda­ kami, żyje zupełnie odrębnym życiem. Czo­ wać sprawę z tego, że kto nie dostał się na łowi himalaiści i czołowi skałkowcy prawie listę stałych wyjazdowiczów w okresie boomu wcale w Tatrach nie bywają, a jeżeli już się wyprawowego, ten raczej nieprędko z Tatr pojawiają, ich wyniki pozostają daleko w wyjedzie. Stąd powstawanie specyficznych tyle za tatrzańską czołówką. Jednocześnie konkurencji (np. bicie rekordów czasu przej­ coraz wyraźniej widać, że droga w Himalaje ścia kilku wybranych dróg) i pojawianie się nie prowadzi już przez Tatry. Odnoszenie coraz liczniejszych specjalistów od jednej wielkich sukcesów na ścianach Tatr, nawet ściany czy nawet tylko kilku dróg. Ludzie, przez szereg lat, nie pociąga za sobą, jak którzy powinni już wyruszać dalej, a nie kiedyś, propozycji udziału w wyjazdach mają na to warunków, znajdują w ten spo­ centralnych. Dochodzi się do nich raczej sób nieco może sztuczne, ale nowe pole do przez wyjazdy środowiskowe, a więc te, w wyczynu. Gdyby styl wygrzewania śpiwora których udział w większym stopniu zależy w Roztoce i słuchania przebojów między od stanu finansów niż od kwalifikacji. Wy­ kolejnymi próbami bicia rekordu Wielkiego nikają z tego dwa skutki. Pierwszy, to two­ Zacięcia był zjawiskiem marginalnym, można rzenie się na wyjazdach środowiskowych by przejść nad nim do porządku dziennego. kadry ludzi z doświadczeniem wysokościo­ Tak jednak nie jest. wym przy jednocześnie miernych umiejętno­ Zamieszczona w tym numerze lista wspa­ ściach technicznych, a drugi, to odcięcie wie­ niałych przejść zimowych z rejonu Morskie­ lu naprawdę dobrych, ale mniej zasobnych go Oka zawiera, niestety, prawie wszystkie taterników od szansy poznania gór wyższych przejścia, jakie zostały dokonane. Nie zmie­ od Rysów czy Gierlachu. Organizatorzy wy­ ściły się na niej tylko powtórzenia kilku praw wolą dobierać uczestników nieco mniej dość poważnych dróg zimowych, jak Dłu­ sprawnych, ale już sprawdzonych na wyso­ gosz— Popko na ścianie Kotła Kazalnicy, kości, niż ryzykować przygarnięcie kogoś, kto prawa depresja Niżnich Rysów, grzęda Hein­ nigdy nie przekroczył 3000 m. Niby logiczne, richa na tej samej ścianie, filar, direttissima ale trzeba pamiętać, że czasy, gdy do hima­ i północna ściana Mięguszowieckiego Szczy­ lajskich sukcesów wystarczała sama dobra tu. Nie było natomiast prawie zupełnie wyjść kondycja, definitywnie się kończą. na drogi łatwiejsze (ani jednego na Szpigla- sowym, zachodniej ścianie Mnicha, zachodniej Słyszę już zarzut, że przesadzam, że Kur­ Cubryny, Żabim Mnichu). Taterników-nie- tyka i Kukuczka są świetni w każdych gó­ ekstremalistów prawie bowiem w rejonie rach (to prawda, ale nie o nich chodzi). Morskiego Oka nie było, a nieliczni ich Uprzedzając więc atak, wymienię dla przy­ przedstawiciele, pozostawieni samym sobie, kładu, nazwiska dwóch taterników, którzy dawali raczej' żałosne występy, jak trzy­ od lat należą do najlepszych, a nigdy nie dniowe przejście „Zetki" na Cubrynie czy mieli szansy znaleźć się nieco wyżej. Są to 20-godzinne przejście grani Kopy nad Wrota­ Malczyk i Hobrzański. Nazwiska kilku że­ mi — z użyciem hakówki (!), nie wspomina­ laznych bywalców wielkich wypraw, z który­ jąc już o tragicznym w skutkach wypadzie mi wolałbym się liną nie wiązać, przez takt na Granaty. Nie ma co zatem zachwycać się przemilczę. Argument, że wyprawy nie mogą sukcesami tatrzańskiej czołówki, skoro mamy się składać z samych ekstremalistów, że w tylko czołówkę, a zaplecza brak. Analiza Himalajach potrzebne są i inne umiejętności, nie tylko tego, ale i kilku innych sezonów znam i generalnie się z nim nie zgadzam. wykazuje, że w Tatrach Polskich wspina się Nie można wiecznie zakładać kilometrów po­ realnie stale ta sama pięćdziesiątka osób. Do­ ręczówek dla „ogona" zespołu, a inność umie­ wodzą tego puste podesty na obozowisku w

30 www.pza.org.pl środku lata (mimo zredukowania ich liczby nia (T. 2/85, s. 95), czy większe niż kiedyś do polowy) i obecność w okresie ferii wielka­ zaabsorbowanie sprawami bytu codziennego. nocnych — przy pięknej pogodzie — w rejo­ Jedną z przyczyn, nad którą warto się za­ nie Morskiego Oka tylko 3 osób! Gdzie się trzymać dłużej, są — poruszane już kilka ra­ podziali tak liczni zawsze w tym okresie zy w „Taterniku" •— obecne koszty uprawia­ uczniowie i studenci? Podobnie ma się spra­ nia alpinizmu. A więc ceny sprzętu. Gdyby wa z naszym wspaniałym alpinizmem kobie­ chcieć zakupić pełne wyposażenie niezbędne cym. Tej zimy wspinały się nad Morskim do zimowego superwyczynu, trzeba by za­ Okiem tylko 4 panie... Przyczyny tego stanu inwestować niemal około miliona złotych! Mi­ trudno byłoby tłumaczyć trudnościami noc­ nimum średniej klasy sprzętu na letnie wspi­ legowymi, bo warunki w przeładowanych naczki klasyczne kosztuje przeszło 300 000 zł schroniskach lat siedemdzisiątych wcale nie (pomijam przy tym kwestię dostępności sprzę­ były lepsze. Zresztą pamiętając czasy wacia- tu). Trzeba jeszcze dodać, że dwutygodniowy nych śpiworów i materacyków z dętek rowe­ wyjazd w góry wymaga posiadania nadwyżki rowych nie wierzę, by odstraszały kogoś od gotówkowej rzędu co najmniej 15 000 zł. Im­ gór tego typu problemy. Nie na tym więc plikuje to powstawanie specyficznej formy rzecz polega. zawodowstwa. Na wysoki wyczyn stać tylko ludzi, dla których prace wysokościowe lub Kto chciałby być ostatni? mniej lub bardziej legalne „obroty" na wy­ jazdach stały się głównym źródłem utrzy­ mania. Z kolei jakość wyposażenia zaczyna Pomińmy przyczyny natury ogólniejszej, mieć decydujący wpływ na wyniki. Uzbrojo- jak zmiana zainteresowań młodego pokole­

NOWE DROGI (przez Ciemne Żeberko); Jacek Krawiec i Marek Olczyk, 9 III. Kozi Grzbiet (Ratusz Mulowy) — superdirettissi- Kocioł Kazalnicy — droga Korasa i Wolfa: Ma­ ma północnej ściany: Mirosław Dąsał, Jan Muskat, rek RagaUowlcz 10—13 I (trzecie przejście zimowe, Kazimierz Pueia i Zbigniew Winiarski, 4, 5—9 II drugie solo); droga Długosza i Popki: Monika 1986 (38 godzin); V+, A3. Niedbalska i Bernadetta Stano, 10 I (pierwsze zimą Wielka Turnia — lewą depresją wschodniej jednodniowe przejście w zespole kobiecym); droga ściany: Jacek Bilski i Piotr Konopka, 13 XII 1985; Drosta: Mariusz Kobiela i Bogdan; Stefko, 13 II; V, AO. „Superściek": Jan Nowak i Ryszard Palwłowski 17 i 18 III (18 godzin). Wielka Turnia — północno-wschodnią ścianą (droga zaczęta poprzedniej zimy): Mirosław Dąsał i Jan Muskat, 18—19 III 1986. INNE CIEKAWSZE PRZEJŚCIA Cubryna — lewą stroną północno-wschodniej ściany turni zwornikowej: Irena Dębowska i Mnich — wariant ..R" od dołu: J. Trybus i D. Krzysztof Łoziński, 20—21 III (po zaporęozowaniu Grzelewski, 16 i 17 III. 50 m); V:, A2, w warunkach zimowych 10 godzin. Mięguszowiecki Szczyt — ściana czołowa filara — Szare Zacięcie: Janusz Anforowicz, Jan Li­ szewski i Bogdan Kowalczyk, 1, 2 III; M. Hunin, I PRZEJŚCIA ZIMOWE S. Kalita, z. Sedlak i 'B. Sienkiewicz, 8 III (z po- ręczowaniiem); Czarne Zacięcie: A. Marciniak i Raptawicki Mur — droga zw. hematytówką: Ka­ A. Rykoczewski, 18—20 II; P. Chudzik i Motyl, zimierz Pucia i Zbigniew Winiarski, 7—8 I 1986. 18—20 II.

Cubryna —• droga Dębowskiej i Łozińskiego wio­ 1 Mięguszowiecki Szczyt — ściana czołowa filara dąca północno-zachodnią ścianą turni zworniko­ inaczej niż WHP 890, a następnie filarem do szczy­ wej (łatwiejszym wariantem): A. Dutkiewicz i A. tu („największa wspinaczka zimowa) rejonu") — Kubicki, 15 II 1986. Drugie przejście drogi. drogą Starka i Uchmańskiego: A. Marciniak i A. Ministrant — droga Dębowskiej i Łozińskiego Szewczyk, 27 II —• 1 III (trzecie przejście) ; przez wschodnim filarem: Elżbieta Budzibon i Jacek Szare Zacięcie: A. Jeż; i C. Krzysztofik, 11^13 III Jadam, 16 III 1986. Drugie przejście drogi. (czwarte przejście). Piątego przejścia dokonał w 1 1/2 dnia zespół czeski drogą Miehnowskiego i Skarżyńskiego. PRZEJŚCIA W DOBRYM STYLU Mięguszowiecki Szczyt Pośredni — droga Mieh­ Kazalnica Miętusia — droga przez Studnię: Piotr nowskiego i Skarżyńskiego: Jerzy Brennejzera i Konopka i Maciej Pawlikowski, 10—12 II. filar: Krzysztof Modzelewski, 12—14 III. Witold Szmeja, 8—11 III (pierwsze przejście sa­ Kazalnica Mięguszowiecka — przez Wielkie Za­ motne) . cięcie: Paweł Bujakiewicz i Krzysztof Pilawski, Mięguszowiecki Szczyt — direttissima północnej 2—5 I; Jan Nowak i. Ryszard Pawłowski, 23—26 U; ściany: Piotr Konopka, 6 III. Iwona Gronkiewiez-Marciszowa i Marek Olczyk, 14—17 III; droga Chrobaka — Marek Ragamowiez Mięguszowiecki Szczyt — ściana czołowa filara, i D. Kubik, 8—ilO III; kant filara: Bernadetta Sta­ Szare Zacięcie: D. Sokołowski i A. Jakubowski, no i Andrzej Szczepański, 16—19 III (trzecie przej­ 12 XII; droga Starka: M. Kobiela i B. Stefko*, ście zimowe z udziałem kobiety); filar z dolną 27 XII (10 godzin). ostrogą: A. Jeż i C. Krzysztofik, 17—19 III. Kazalnica Mięguszowiecka — filar z dolną ostro­ gą plus 4 wyciągi prawej drogi Miehnowskiego Kocioł Kazalnicy — droga Czeszki i Łozińskiego: na Mięguszowieckim Szczycie Pośrednim: Paweł Piotr Gromek i Andrzej Szczepański w lutym (po Bujakiewicz i Krzysztof Pilawski, 19—20 III (23 go­ zaporęczowaniu 80 m). Trzecie przejście zimowe. dziny non stop). Mała; Wolowa Szczerbina — droga Stanisławskie­ Kazalnica Mięguszowiecka — droga Długosza: go: Krzysztof Zdzitowieeki i J. Kuncewicz, 24 II. Paweł Bujakiewicz i aipinista szkocki Charłie, Niżnie Rysy — grzęda Heinricha, z kopułą szczy­ 6 II; Kazimierz Wożniak i Bogdan Kowalczyk, tową: Jerzy Brennejzen i Krzysztof Modzelewski, 6 III; Grzegorz Cieślak i ;Kirzysztof Wesołek, 19 II 10 III (8 1/2 godziny). www.pza.org.pl 31 ny w Pulsara, Barakudę i raki Manaslu „za­ bawili u nas tylko tydzień, ale wspinali się wodowiec" przemyka lekko przez lodospad, codziennie i przy każdej pogodzie. Mieszkali zmuszający tradycyjnie uzbrojonego „ama­ przy tym pod namiotem, a nie w przytulnej tora" do stosowania techniki podciągowej. I Roztoce. Aby obraz nie był jednostronnie tak się koło zamyka •— amatorzy są bez czarny dodam, że ujawniły się tendencje po­ szans. zytywne, jak np. próby przedłużania dróg Jeśli dodamy do tego presję środowiska, że na Kazalnicy trudnymi drogami na Pośred­ „Długosza" na Kazalnicy należy dziś robić nim Mięguszowieckim (nieudane, niestety), w zimie w jeden dzień, to czy naprawdę a także kolejne przejścia dróg na ścianie warto się szarpać — fizycznie i finasowo —• czołowej filara Mięguszowieckiego, dociąg­ wiedząc z góry, że zrobi się w najlepszym nięte do szczytu. Kilka zespołów przewinęło razie przejścia kwitowane przez elitę pogard­ się przez dawno nie odwiedzany Bań- liwym wzruszeniem ramion? Jeżeli jeszcze dzioch. przy tym wiesz, że choćbyś w Tatrach stanął Osobnym tematem, wymagającym poważ­ na głowie i przeszedł filar Kazalnicy w 10 nego zastanowienia się, jest przerażająca minut, to i tak nikt cię w PZA nie zauwa­ proporcja między liczbą osób realnie wspi­ ży, bo oczy Zarządu zwrócone są na Everest, nających się, a liczbą wypadków. Pięć ofiar to czy nie lepiej ograniczyć się do skałek, lub ewidentnie taternickich i dalsze dwie w te­ po prostu zostać w domu? renie turystycznym na obszarze Tatr Pol­ A jeżeli nie masz konkurencyjnych moty­ skich, gdzie suma wszystkich skutecznych wacji i wyczynowych ambicji? Jeżeli chcesz wyjść chyba nie przekroczyła setki. A prze­ się wspinać rekreacyjnie, dla czystej przy­ cież sezon zimowy 1984—85 wcale nie był jemności, to czy stać cię na sprostanie sy­ lepszy! tuacji, że będziesz tym najgorszym? Dawniej Trudno uwierzyć, że to przypadki, skoro zmieściłbyś się w peletonie, ale dziś pele­ w dawniejszych latach bywało wspinaczek tonu już nie ma. Teraz czołówka to niemal kilkakrotnie więcej, a tragedia jedna lub wszyscy. Nawet jeśli nikt cię nie nazwie dwie. Duża liczba nałożonych na siebie ele­ „tym, co kiblował na Długoszu" lub „tym, mentarnych błędów, jakie popełniły zespołu co haczył Fereńskiego", to będzie ci głupio, z Granatów, daje się wytłumacz3'ć tylko że tak bardzo odstajesz od „wszystkich". W wadliwym systemem szkolenia. Dlaczego ze­ rezultacie najlepsi nie mają szansy dalszego spół walczący 3 dni na „Zetce" wracał z rozwoju, średni i słabi boją się kompromi­ Cubryny przez Dolinę Piarżystą, zamiast zjaz­ tacji — i tak środowisko tatrzańskie z roku dami znaleźć się szybko na Zadniej Ga­ na rok się kurczy. lerii? A jeśli było zbyt lawiniasto na zejście przez Wielką i Małą Galerię, to przez Piar­ Styl śpiworowo-rekordowy żystą wcale nie jest bezpieczniej. Ale nie wiń­ my młodych ludzi, bo to my ich tak wyszko­ Wróćmy jednak do zimowego sezonu na­ liliśmy, to my daliśmy im przedwczesną szych „zawodowców". Symptomatyczne jest, samodzielność. To my, zapatrzeni w himalaj­ że mamy do odnotowania tylko parę nowych skie sukcesy, zapomnieliśmy o Tatrach. dróg i nieliczne pierwsze przejścia zimo­ Zdaję sobie sprawę z tego, że gorzki ton we, mimo że poważnych problemów przecież mojej wypowiedzi może wywołać burzę, i nie brakuje. Działalność tego rodzaju nie mam nadzieję, że; ją wywoła. Oby była to mieści się jednak w opisanym już stylu śpi- burza oczyszczająca, a nie tylko pretensje, worowo-rekordowym. Wypada jeszcze dodać, że nie wystawiłem gładkiej laurki pełnej że zwolennicy tego stylu blado wypadli na zachwytów nad rekordami czasu kilku tle brawurowych przejść 8 Czechów, którzy przejść. 0 czystość stylo w skale Po przeczytaniu notatki kol. Jana Fijałkov/skiego wych wspinaczy, z B. Arnoldem na czele. Mam pod powyższym tytułem (T. 2/85 s. 82), ja z kolei kilka pocztówek z przejść dokonywanych przez chcę przekazać kilka słów sprostowania. Arnolda i Lamma — widać na nich wyraźnie, że I tak, drogę „1000 Mark" przeszliśmy z górną asekurujący wisi na ringu najbliższym prowadzą­ asekuracją, podobnie jak kilka innych dróg w cego. O ile mi wiadomo, przejścia najtrudniejszych stopniu IXa do IXc — bez zamiaru późniejszego dróg jednym ciągiem są w NBD dokonywane ich prowadzenia. Chodziło nam o zapoznanie się przez wspinaczy zachodnich. Mnie na taki styl nie ze specyfiką wspinania w piaskowcu oraz możli­ było stać, przynajmniej bez dłuższego patentowa­ wie najwyższymi trudnościami, trochę także o nia (a latać wyjątkowo nie lubię!). O żadnym zwykłą przyjemność. Nie ma więc mowy o jakim­ chwytaniu się punktów przelotowych nie było mo­ kolwiek patentowaniu! Pomysł powtórzenia tej wy, nie jest również prawdą, że nasz styl był drogi z dolną asekuracją zrodził się dopiero pod obserwowany i krytykowany przez kolegów z koniec wyjazdu, a powodem było wyjątkowe jej NRD. piękno i nietypowa dla piaskowców rzeźba, trochę Może z kolei kol. Fijałkowski przyzna się przypominająca wapienie (drobne ostre chwyty). szczerze, skąd ma te bałamutne informacje, czy Jeśli chodzi o zarzut czynnego użycia haków, aby nie są one „wyssane z palca"? Na zakoń­ prawda jest następująca: Na drodze długości 40 m czenie życzę kol. Jasiowi wielu sukcesów w ulu­ są osadzone 3 tzw. ringi, jedyne stałe punkty bionych piaskowcach, a przyjdą one na pewno asekuracyjne. Drogi nie przeszliśmy jednym wy­ wówczas, gdy nie będzie sobie ani innym stawiał ciągiem, lecz na każdym z ringów zakładaliśmy sztucznych barier. Bowiem bez porywania się na stanowisko. Wiem, że oznacza to spore ułatwienie najtrudniejsze drogi, nawet początkowo kosztem (prowadziłem najtrudniejszy odcinek), lecz sposób stylu, nie może być żadnego postępu. ten jest nagminnie praktykowany przez miejsco­ Ryszard Malczyk www.pza.org.pl HANSPETER SIORIST Styl czy trudności?

Organ Schweizer Alpen-Club, „Die Alpen", to głośniej rozbrzmiewa wołanie o organizo­ poświęca dużo uwagi wspinaczce skalnej, wanie turniejów i stwarzanie możliwości bez­ mającej w Szwajcarii tak bogate zaplecze. pośredniej konfrontacji — i to nie tyle w po­ W swym biuletynie miesięcznym zamieścił staci pokazów szybkiej wspinaczki, ile w for­ on artykulik poruszający pewne aktualne mie, która stworzyć może nowe kryteria war­ problemy tego sportu. Sądzimy, że zaintere­ tości i dać wspinaczce sportowej szansę przy­ sują one także naszych czytelników. Redak­ jęcia takiego kierunku rozwoju, by jej pier­ torowi Etienne Grossowi dziękujemy za wy­ wotny charakter został zachowany. Na myśli rażenie zgody na przedruk. mam tu głównie te elementy, które niedawno temu przyniosły odwrót od hakowego, a więc sztucznego przemieszczania się w skale. Czy wspinaczka klasyczna zrobiła w ostat­ nich latach aż tak niezwykłe postępy, czy też O tym, że tendencje mogą być odwrotne, autor podwyższająca się z roku na rok skala trud­ artykułu przekonał się podczas tegorocznego po­ bytu w Buoux („Die Alpen" 5/1986), gdzie w ności sugeruje tylko pozorny poziom? okresie wielkanocnym na ścianie Styx Wall padły drogi we francuskiej skali 8c. Niestety, zoistały Problemy obróbki dróg. Pytanie nie jest one uprzednio poddanie daleko idącej obróbce. retoryczne, a wątpliwości bywają nierzadko Zbyt małe dziurki na palce rozszerzono, a ostre krawędki skały spiłowano pilnikiem. Tam, gdzie uzasadnione. Jakiś wspinacz przechodzi na chwytów nie było w ogóle — wykonano je z po­ przykład całkiem czysto i poprawnie 9 sto­ mocą wierteł. Praktyki takie stosuje się podobno pień trudności. Był przy tym obserwowany i w Buoux nie tylko w najwyższych trudnościach, ale także po to, aby 2 m od już istniejącej drogi nie można mu nic zarzucić. Ale „z marszu" umieścić jeszcze jedną. (J.N.) (on sight) daje sobie radę z ledwością z „szó­ stką". Mówi na ten temat znany francuski skałołaz: „Wspinacz, który robi dziewiątki, Nowe perspektywy. Pewne impulsy zostały jeśli je w ciągu wielodniowych prób wy­ już niewątpliwie dane. Od paru łat Anglik, ćwiczy, natomiast a vue (on sight) z biedą Jerry Moffatt, daje sobie radę „z marszu" z osiąga 7+, zaś bez liny nie jest zdolny do najpoważniejszymi drogami, niekiedy i w 9, pokonania 6 stopnia, budzi u mnie niezrozu­ a nawet 10 stopniu trudności, i to w róż­ mienie". Opinia z pewnością surowa, a przy nych rejonach skałkowych, gdzie tylko się tym niebezpieczna, łatwo bowiem może spro­ wokować rywala, by solowym przejściem do­ wiódł tego, że jest inaczej.

O nowe kryteria wartości. Czyż te dwa przykłady nie pokazują wyraźnie, jak wąt­ pliwe mierniki wartości zdominowały dziś i zawęziły sportowe wspinanie skałkowe? Wszak wszystkie wysiłki skierowane są tu na pokonanie trudności możliwie najwyż­ szych. Liczby określające stopnie skali wy­ wierają duże wrażenie, a w opinii laików dzielą wspinaczy na odpowiednie klasy. Nic dziwnego, że tu i tam odzywają się głosy krytyki, że skała została zdegradowana do roli przyrządu gimnastycznego, zaś aspekt sportowy tak dalece wziął górę, iż przyroda pomylona została z halą do ćwiczeń. Słyszy się, że przejście bardzo trudnej drogi jest Jerry Moffatt porównywalne z ćwiczeniem gimnastycznym, które — jeśli tylko warunki fizyczne są wy­ pojawi. Ustanawia on tym całkiem nową op­ starczające — każdemu kiedyś musi się po- tykę i otwiera niemal niewiarygodne pers­ • wieść, jednemu wcześniej, drugiemu o wiele pektywy. I to one właśnie powinny w przy­ później. szłości wskazać drogę dalszego rozwoju wspi­ naczki sportowej. Warunkiem jest tu jednak Wspinaczka sportowa w impasie? Odnosi konieczność elementarnej uczciwości w oce­ się wrażenie, iż sportowo traktowana wspi­ nie zarówno siebie samego i granic swoich naczka znajdzie się niebawem w ślepym za­ możliwości, jak i każdego innego wspinacza. ułku, szczególnie tam, gdzie jej rozwój czyni Nie wydaje się to takie oczywiste, wszak w najwyższe postępy, tj. w parkach wspinacz­ ostatnich czasach liczni wspinacze, chcąc do­ kowych. Jak znaleźć tu drogę wyjścia? Coraz równać Moffiemu, robią z marszu nie tylko

www.pza.org.pl 33 siódemki i — rzadziej — ósemki, aie czasem nawet jakąś dziewiątkę. Bo kto nie chciałby dorównać najlepszym?

Alpinizm jako sport wyczynowy. W ostat­ nich latach wspinaczka wysokogórska prze­ szła we wszystkich swych ekstremalnych for­ mach (wyprawy, pokonywanie lodospadów, akrobatyczne zjazdy narciarskie) ewolucję w kierunku prawdziwego sportu wyczynowe­ go. Logiczną tego konsekwencją jest nie­ zwykły wzrost poziomu, nie tylko zresztą w zakresie techniki. W porównaniu jednak z już ukształtowanymi dyscyplinami sportowy­ mi rzuca się w oczy to, że alpinizmowi brak jest pewnych elementów. Mam na myśli np. strukturę organizacyjną, wewnętrzną kon­ strukcję, a także w pewnym sensie brak zor­ ganizowanych turniejów, które każdemu za­ wodnikowi winny dać szansę na rzeczowe sklasyfikowanie jego osiągnięć w oparciu o sprawdzian odbyty w wyznaczonym miejscu i czasie. Chociaż zakulisowo aspekt współzawodniczy jest w alpinizmie od dawna rzeczywistością, nasz piękny sport nie chce się (jeszcze) do niego przyznać. Skutek tego jest taki, że wszystkie rekordy i wyczyny klasyfikowane są nadal bez znajomości ich często skrajnie różnych uwarunkowań. Jedynym uchwytnym miernikiem oceny pozostaje we wspinaczce sportowej stopień trudności, zaś w alpinizmie ekstremalnym — czynnik czasu. A przecież z pomocą gołych liczb niełatwo jest wyróż­ Luisa Iovane (Włochy): „Moim dążeniem jest zo­ nić Moffiego spośród gromady butnych stać najlepszą skałołazką świata..." konkurentów, czy Bubendorffera z krę#u lu­ Fot. Paul Koller dzi przebiegających —• z inspekcją lub bez — północną ścianę Eigeru. chać do przodu wspinaczkę sportową. Ich za­ chowanie i rozwijanie winno jednak nastę­ Drogi przyszłego rozwoju. Narastające usi­ pować poprzez wnikliwszą ocenę samego sie­ łowania, by dobić się do czołówki i tam bie i większą uczciwość, zarówno wobec lai­ umocnić swoją pozycję sprawiają, że presja ka w sprawach liny i młotka, jak i sporto­ wielkiego wyczynu jest coraz większa. Na­ wego „konkurenta". Czy elementy te dałoby leży zatem wątpić, czy bez nacisku z ze­ się na tyle ożywić, by pozwoliły one sportom wnątrz w ogóle jest jeszcze możliwa rezyg­ górskim wznieść się ponad zawiści i ponad nacja z zaciekłej gonitwy za najwyższymi osobiste interesy i — zachowując ich fascy­ trudnościami i najlepszym czasem przejść nujące aspekty — osiągnąć prawdziwe postę­ oraz powrót do tradycyjnych wartości w róż­ py bez uciekania się do organizacji typu za­ nych forrnach alpinizmu. wodniczego? Dla każdego jest wprawdzie jasne, jakie kryteria wartości winny prowadzić i popy- Przekład: Józef Nyka

Nowe łańcuchówki w Alpach Swoją kapitalną serię trzech „ścian Alp" (T. 2/85 Mogłoby się zdawać, że te rekordowe solowe s. 49) Christophe Profit bez powodzenia próbował przejścia wiązane mogą być tylko udziałem alpej­ powtórzyć zimą, natomiast z pełnym powodzeniem skich zawodowców. Tymczasem nie. W ciągu pier­ zrealizował swą starannie przygotowaną łańcuchów- wszej dekady marca trzy „ściany Alp" pokonał kę Jean-Marc Boivin. W dniu 17 marca 1986 prze­ 26-letni Jugosłowianin, Tomo Cesen z Kranja. W szedł on w ciągu 20 godzin cztery znane i trudne dniu 3 marca przeszedł on w 12 godzin północną ściany — Alguille Verte (w 2 godziny), Les Droi- ścianę Eigeru, zaś 9 marca —w zaledwie 4 godziny tes (w 3 1/2 godziny), Les Courtes (2 1/2 godziny) — północną ścianę Grandes Jorasses drogą przez „Ca­ i Grandes Jorasses (w 8 godzin). Z Verte zeskoczył łun". Jako trzecia padła w 10 godzin północna na spadochronie, zaś z trzech pozostałych szczy­ ściana Matterhornu. Jego seria nie jest tak efek­ tów zleciał na lotni. Cała impreza była filmowana towna, jak jednodniowy rajd Profita, nie zapo­ przez ekipy Telewizji Francuskiej. minajmy jednak, że Jugosłowianin nie miał do dy­ W końcu lutego podobnej kombinacji próbował spozycji helikoptera (co nota bene Profitowi wy­ Erie Escoffier, obsługiwany przez helikopter, prze­ tykano), a ściany przechodził zimą! W maju 1985 r. szedł ściany Verte i Droites, utknął jednak 100 m Cesen wszedł od południa na Yalung Kang przed szczytem Triolet. (8505 m), tracąc w czasie zejścia partnera. 34 www.pza.org.pl JAROSŁAW WOĆKO

MEANDERHflHLE 53 TYSIĄC METRÓW TENNENGEBIRGE OST.

W MEANDERHÓHLE

Kiedy w r. 1979 wyjeżdżała w Tennenge- birge wyprawa zorganizowana wspólnie przez speleokluby Bielski i Żagański, teren na któ­ rym przyszło jej działać był pod względem penetracji jaskiniowej dziewiczy. W czasie krótkiego wyjazdu zlokalizowano oraz wstęp­ nie wyeksplorowano 21 jaskiń, mi.n. P-4 Meanderhóhle —100 m oraz P-14 Hades —90 m. Dalsze wyprawy w latach 1980, 1981, 1983 i 1984 były już w całości organizowane przez środowisko żagańskie, a kierował nimi Edward Kęsek. W czasie trwania, wypraw 1980 i 81 skartowano prawie wszystkie wcze­ śniej odkryte obiekty (27 jaskiń), przeprowa­ dzono też dalszą eksplorację jaskiń już po­ znanych, m.in. kończąc eksplorację aktualnie najgłębszej na świecie studni „Hades" (—455 m). W jaskini Stary Świstak udało się zejść do głębokości 480 m. Momentem przełomo­ wym w historii Meanderhóhle był rok 1983, kiedy to Muszyński i Woćko odkryli obejście rozkuwanego w latach 1981—83 ciasnego za­ cisku. Nowa droga wiodła przez 6-metrowy zacisk ..czterech zakrętów", który odtąd sta­ nowił główne utrudnienie w pracy eksplo­ STUDNIA racyjnej. W tym roku. udało się temu same­ LAUP-EN mu zespołowi osiągnąć syfon na głębokości 330 m oraz zlokalizować obiecujący problem w Saii Desantów (ok. —300 m).

Latem 1984 MEANBES MASOCHISTÓW Latem 1984 postanowiliśmy skupić się tyl­ ko na Meanderhóhle. W trakcie 2 akcji za- poręczowaliśmy jaskinię do —300 m i prze­ transportowaliśmy część sprzętu za zaciski. Celem trzeciej grupy było rozpoznanie pro­ blemu na —300 m. Pokonanie wąskiego me­ andra dało niespodziewane efekty. Już na­ stępny zespół — Dokupił i Maciejewski —• odkryli Wielkie Kaskady, osiągając w nich —370 m. W kolejnym wypadzie Woćko i Zy- zański dotarli do dna Wielkich Kaskad (—545 m), wycofując się znad kolejnej studni. Zjazd do studni i dalsza eksploracja meandra były zadaniem Muszyńskiego i Maciejewskiego, Przedstawiwszy osiągnięcia wyprawy w Lan- którzy dotarli na głębokość —585 m. Działa­ desverein fur Hohlenkunde Salzburg, wystą­ jąc w oparciu o podziemny biwak (—430 m) piliśmy z propozycją zorganizowania wypra­ Woćko i Dokupił odkryli pokryte błotem po- wy zimowej do Meanderhóhle. Zgoda na­ •ziome partie „Czekoladowe", które doprowa­ deszła wiosną 1985 roku. dziły do dużej studni „Laufen". Zjechali jesz­ cze 60 m na półkę, osiągając głębokość —660 Zima 1986 m. Opady deszczu na powierzchni i przy­ bór wody w jaskini przerwały działalność. Z kraju wyjechaliśmy 4 stycznia 1986 r. Zdecydowaliśmy się na jeszcze jedną akcję, w składzie: Henryk Zyzański (kierownik), tym razem wprost z powierzchni. Przyniosła Wit Dokupił (zastępca), Edward Kęsek, Ry­ ona głębokość —710 m lecz duże ilości wody szard Maciejewski, Marian Muszyński, Zbi­ w studni „Laufen" położyły kres eksploracji. gniew Kowal (transport), Halina Zyzańska,

www.pza.org.pl 35 Leszek Lis, Paweł Duliniec, Jarosław Woćko już poznanych. 27 stycznia na biwak zeszli (Speleoklub Gorzów — Speleoklub „Bobry" Zyzański z Dokupiłem z zadaniem skartowa­ Żagań), Lubomir Zawierucha, Jarosław Gu- nia nowych ciągów. Dwa dni później do akcji tek, Marek Walusiak (Speleoklub Bielsko- weszła grupa wspierająca: Lis i Woćko, któ­ Biała). Ciężarówką kierował Bolesław Birski. rzy kontynuowali pomiary i rozpoczęli re- Działalność w Meanderhóhle rozpoczęliśmy transport lin. Ostatniego dnia stycznia i 1 lu­ 10 stycznia, poręczując dojście do otworu i tego liny poręczowe zostały zdjęte, a cały wnętrze jaskini do —580 m. 15 stycznia we­ sprzęt wycofany z jaskini. szli do jaskini Duliniec, Zawierucha i Ma­ ciejewski z zadaniem założenia biwaku w Pomimo niekorzystnych warunków atmo­ Sali Wielkiej Imprezy (—580 m). Następnego sferycznych, związanych z dużymi (ok. 6 m) dnia biwak opuścił Maciejewski, przybyli na­ opadami śniegu, udało nam się zrealizować tomiast Woćko i Lis. Duliniec i Zawierucha nasze plany. Jak by nie patrzeć, wynik musi osiągnęli w 2 akcjach półkę —660 m w stud­ liczyć się w świecie. Jednakże osiągnięcie sy­ ni Laufen oraz błotny meander na głęboko­ fonu —1028,5 m nie wyczerpuje możliwości ści 800 m. Pokonawszy go, Woćko i Lis do­ zwiększenia deniwelacji jaskini. Istnieją real­ tarli nad kolejną studnię, skąd zawrócili ne szanse na dołączenie do niej wyżej po­ (—880 m). Druga akcja tego zespołu przy­ łożonej P-5 oraz kilku innych zlokalizowa­ niosła odkrycie 3 ładnie mytych studni i ko­ nych w okolicy, lecz jeszcze nie eksplorowa­ lejnego błotnego meandra na głębokości 960 nych. Duże szanse na odkrycia stwarzają rów­ m. Eksplorację kontynuowała druga zmiana nież zaobserwowane przez nas wytopiska biwaku (Muszyński i Maciejewski), niestety, śniegu, które będą celem naszej następnej, 23 stycznia doszli oni do syfonu wodnego na tym razem znowu letniej wyprawy. głębokości —1028,5 m, zagradzającego dalszą drogę. Gutek i Walusiak sprawdzili jeszcze Meanderhóhle (Tennengebirge). Entdeekt 1979 und boczny ciąg odchodzący na głębokości —740 erforscht hauptsaehlich durch Speleoklub Żagań. m, który okazał się jedynie obejściem partii Im Januar 1986 ist ein Siphon erreicht worden. Gesamthohenunterschled: —1028,5 m.

WYSOKOGÓRSKIE SENSACJE zorganizowały wyprawę naukową, którą kie­ rował dr Juan Schebinger. Prace badawcze utrudniała wysokość i nie­ dostępność terenu. Nie ulegało wątpliwości, Archeolodzy na Aconcagua że chodzi o rytualny pochówek inkaski. Zna­ leziono dwie koliste „pirki" (murki), a w O tym, że starodawni Inkowie składali jednej — w pozycji siedzącej — ciało 12-let- ofiary bogom na wysokich szczytach Andów, niego chłopca w obrzędowym odzieniu złożo­ wiadomo nie od dziś. Fakt, że były to nie­ nym z kilku szat, z których zewnętrzna za­ kiedy ofiary :z ludzi, dokumentowały chowała piękne wzorzyste barwy. Stwierdzo­ cztery sensacyjne znaleziska. Już w r. 1905 no, że dziecko pozostawiono żywe, odurzone na Cerro El Chani (6000 m) w Jujuy odkry­ zapewne napojem alkoholowym lub narko­ to mumię dziecka. W pół wieku później, w tycznym, śmierć zaś nastąpiła przez wychło­ r. 1954, na drugie dziecko natknięto się na dzenie i zamarznięcie. Przy mumii znajdowa­ Cerro El Plomo (5400 m) w Chile. Zwłoki ły się 3 posążki ludzkie ok. 15 cm wysokoś­ kilkunastoletniego chłopca znaleziono na Cer­ ci — jeden ze złota, drugi ze srebra a trzeci ro del Torr«> :(5600 m) w San Juan, zaś mu­ z muszli morskiej, a także (z tych samych mię 15-letniej dziewczynki — na Cerro Pi- materiałów) — 3 wyobrażenia zwierzęce, chu-Pichu (5600 m) w Peru. W 1985 roku statuetki lam, wyrzeźbionych ze zdumiewa­ nastąpiło piąte tego typu odkrycie, tym ra­ jącą ilością szczegółów. Były też i inne zem na stoku najwyższej góry Ameryki. przedmioty, wśród nich sandały ze skóry Pierwszą wiadomość o nim przywiozła i tkaniny oraz worek na liście coca. Wanda Rutkiewicz, która pod Aconcagua Wiek znaleziska oszacowano wstępnie na spotkała się z grupą alpinistów z Club An- 500 lat, a więc czasy przedkolumbijskie łub dinista Mendoza, członków wyprawy urzą­ może okres konkwisty. Plemiona zamieszku­ dzonej z okazji 50-,lecia tej organizacji. Opo­ jące wówczas Amerykę Południową składały wiadali oni; że wspinając się na Aconcagua ofiary bogom, których siedziby miały się od strony zachodniej natknęli się na wyso­ znajdować na wysokich szczytach. Poświęca­ kości 5500 m na zmumifikowane zwłoki no z reguły dzieci, które w swej czystości ludzkie w otoczeniu różnych przedmiotów. wydawały się być najpewniejszymi posłań­ Ich uwagę zwrócił najpierw wystrzępiony cami. Inż. Wiktor Ostrowski wyraża przy­ pióropusz podobny do niezwykłej na tej puszczenie iż na Aconcagua ofiarą złożoną wysokości gałązki. Stwierdziwszy, że chodzi bogom był też guanako, którego zmumifiko­ o cenne stanowisko archeologiczne, nie ty­ wane ciało znaleziono pod południowym kali niczego. W dwa miesiące później In­ wierzchołkiem, na wysokości 6900 m. Wyni­ stytut Archeologii i Etnografii Uniwersytetu kałoby z tego, że Inkowie docierali aż na w Cuyos i Club Andinista Mendoza, przy sam szczyt najwyższej góry kontynentu. wsparciu Towarzystwa Narciarzy Górskich, Józef Nyka 36 www.pza.org.pl Co nowego w Tatrach?

SEZON LETNI 1985 W LICZBACH zarmeldowano w okresie eksploatacji 824 osoby, któ­ re przebywały przez 4988 dni. Średnia długość Na podstawie schroniskowych książek kontrol­ pobytu wynosiła. 6 dni, a stopień wykorzystania nych ruchu taternickiego uzyskujemy szczegółowy pojemności obozowiska (24 trzyosobowe podesty) obraz działalności w polskich Tatrach Wysokich 75%. Na Rąbanisku zameldowano 551 osób, które — może nie całkiem kompletny, ale pod względem spędziły tu łącznie 3971 dni. Średnia długość po­ wskaźników statystycznych niewątpliwie prawidło­ bytu wynosiła 7 dni, a* stopień wykorzystania wy. W ciągu lata 1985 r. w książkach tych odno­ (przy 16 podestach) 90%. W porównaniu z rokiem towano wyjścia na wspinaczki 2360 zespołów z poprzednim, na Szałasiskach odnotowano spadek udziałem 5335 osób. Ustalony z Dyrekcją TNP długości pobytu o ok. 25%, natomiast na Rąbanis­ łączny „limit wyjść" dla całego sezonu, wraz z ku — wzrost o ok. 30%. Od r. 1982 obserwujemy działalnością COS (800 wyjść), wynosił 11 580, wy­ systematyczny spadek wykorzystania potencjału korzystaliśmy go więc zaledwie w 45%. Z obozo­ mieszkaniowego obu obozowisk, szczególnie .ude­ wiska na Szałasiskach i schroniska w Roztoce rzający przy Morskim Oku. Zjawiskiem charak­ wyszło na wspinaczki 1038 zespołów i 2183 oso­ terystycznym związanym z załamaniem pogody by, co w porównaniu z rokiem poprzedzającym jest natychmiastowe opuszczanie Tatr przez więk­ (1984, zob. T.l/85 s. 39) oznacza spadek działalności szość taterników, którzy zwykle przenoszą się w o ok. 7%. W Dolinie Pięciu Stawów odnotowano skałki podkrakowskie i śląskie, by ew. wrócić po 327 zespołów obejmujących 720 osób, spadek jest polepszeniu się aury. tu zatem jeszcze większy, gdyż wynosi 10%. Naj­ Przed sezonem letnim 1985 przebudowano i wy­ gorzej pod tym względem sytuacja wyglądała w remontowano' obiekty i urządzenia na Rąbanisku, rejonie Doliny Gąsienicowej, gdzie stwierdzono kończąc zasadnicze prace renowacyjne na obu obo­ spadek aktywności rzędu 20% (wyjście 994 zespo­ zowiskach. W ciągu roku trwały przygotowania do łów i 2359 osób), przy czym liczby obejmują też budowy tak potrzebnej bazy dla grotołazów na Po­ działalność COS w „Betlejemce". Trzeba tu do­ lanie Rogoźniczańskiej, gdzie konieczne są jednak dać, iż tylko ok. 90% /wyjść zakończyło się przej­ jeszcze uzgodnienia z Dyrekcją TPN. ściem drogi i że tylko 85% odnotowanych wyjść odnosiło się do członków organizacji zrzeszonych Zbigniew Skoczylas w PZA. Pozostałe 15% to outsiderzy oraz w nie­ wielkim odsetku cudzoziemcy.

Szczegółowa analiza działalności taternickiej pro­ RUCH W TATRACH SŁOWACKICH wadzonej w sezonie letnim 1885 pozwoliła ustalić na podstawie zestawień imiennych, że wspinało się Jak co roku, tak i latem 1985 TANAP przepro­ w polskich Tatrach Wysokich 870 osób. Z tej licz­ wadził wyrywkowe badania natężenia ruchu tu­ by 20% przeszło po 1 tylko drodze, zaś ok. 50% rystycznego po swojej stronie Tatr. We wtorek 16 przeszło nie więcej, niż 5 dróg. Około 30% „zali­ lipca, mimo słabej pogody, na wysokogórski obszar czyło" po 5—10 dróg, a 18—20% przekroczyło tę TANAP weszło 13120 turystów i taterników. W liczbę. „Geograficzny" rozkład działalności nie deszczową sobotę 10 sierpnia ruch był nieco mniej­ uległ większej zmianie w porównaniu z dany­ szy : 11160 osób, natomiast w bardziej pogodną mi dla sezonu 1984, uwzględniając zmniejszenie się niedzielę liczba podskoczyła do 20 265 osób. Do jej natężenia o dalsze 10—12%. Najwięcej przejść najbardziej obciążonych należą szlaki na Rysy, dokonano w rejonie Kościelca, Mnicha z Mnisz­ Krywań, Polski Grzebień, do Stawu Popradzkie­ kiem, Granatów i Zamarłej Turni, moje uwagi na go. Na skrzyżowaniu ścieżek pod Doliną Furkotną ten temat publikowane w „Taterniku" w poprzed­ badano także narodowość przechodniów. I tak 10 nich latach zachowują więc pełną aktualność. sierpnia ujęto w zapisie 226 turystów, z tego 6 Ogólnie powiedzieć można, iż działalność tater­ Czechów, 11 Słowaków, 8 Węgrów, 4 Polaków i 197 nicka jest mało intensywna. Dominują wspinaczki (87%!) Niemców. W niedzielę turystów było ogó­ sporadyczne (1—5 przejść w sezonie) lub rekrea­ łem 1165, w tym 101 Czechów, 33 Słowaków, 64 cyjne (do 10 nietrudnych dróg). Tylko ok. 10% Węgrów, 18 Polaków i 949 (81%) Niemców. Wnioski ogólnej liczby osób uprawia działalność, którą ogólne: natężenie ruchu utrzymuje się od paru lat można by nazwać sportową. Istniejąca baza po­ na podobnym poziomie, przy czym nie jest zbytnio bytowa zaspokaja w pełni potrzeby taterników, uzależnione od pogody. W okresie wakacyjnym którzy w, sezonie letnim działają w 85—90% w główną masę turystów tworzą goście z NRD (ok. oparciu o obozowiska PZA. Nadal rosną koszty 80%), zaś gospodarze — Słowacy i Czesi — stano­ działalności wspinaczkowej — wyposażenia i sprzę­ wią zaledwie 10% strumienia pasantów. (jn) tu, ale także samego pobytu w górach (obliczy­ liśmy, że w stosunku do r. 1984 koszty wzros­ ły o 20—25%), o czym mowa jest też w artyku­ łach omawiających zimę 1985—86. Należałoby tu W DOLINIE KIEŻMARSKIEJ szukać nowych środków zaradczych, takich np. jak aktywizacja klubów do dotowanej działalnoś­ Na przełomie stycznia i lutego 1985 r. w Doli­ ci obozowej. nie Kieżmarskiej odbył się dwutygodniowy obóz taternicki KW Bielsko-Biała. Dokonano m.in. Zbigniew Skoczylas pierwszych przejść zimowych dwóch następujących dróg: WHP 3870 czyli drogi Lehotskiego środkowym fi­ OBOZOWISKA PZA W R. 1985 larem południowej ściany Koziej Turni (trudności V, 21/2 godziny) — Ryszard Dudys i Jerzy Kochman (z AKA Kraków) w dniu 29 stycznia. Od 1 lipca do 30 września 1985 r. czynne były, jak zwykle, oba obozowiska PZA: na Szałasiskach WHP 3727 czyli drogi Kęsickiego i Wielickiego z poniżej Morskiego Oka i na Rąbanisku w Dolinie r. 1973, wiodącej lewą częścią płyt południowo- Suchej Wody Gąsienicowej. Na pierwszym z nich wschodniej ściany Jastrzębiej Turni (V-h A2, A3, www.pza.org.pl 37 5e, 7 godzin). I przejścia zimowego dokonali 29 stycznia w ciągu 131/2 godziny Krzysztof Przystał oraz Karol Sopicki, kończąc drogę przy świetle BUCZYNOWA czołówek. Oprócz nitów, zastaliśmy zaledwie kil­ ka stałych haków. (W listopadzie 1985 r. obaj STRAŻNICA uczestnicy przejścia zaginęli na Ganeshu IV w Oprać. Himalajach — Red.). Jan Hobrzański Karol Sopicki 20m

KATOWICZANIE W TATRACH W pierwszej połowie marca 1986 r. KW w Kato­ wicach zorganizował w oparciu o Brncalową Chatę obóz zimowy, w którym uczestniczyło 10 osób. Przebyto 27 dróg — warto wymienić takie, jak droga Wielkimi Zacięciami na Złotą Basztę (2 dni — Janusz Nabrdalik, Jan Nowak i Ryszard Pa­ włowski), droga Stanisławskiego do Niemieckiej Drabiny w dobrym czasie 7 godzin (Nowak i Pa­ włowski oraz Grażyna Pawłowska i Michał Mu- sioł), kant ściany Złotej Baszty z wejściem na szczyt Małego Kieżmarskiego w 8 godzin (Nabrda­ lik i Pawłowski oraz Nowak i Pawłowska). W dniu 17 marca 1986 r. Jan Nowak i Ryszard Pawłowski dokonali w ciągu 18 godzin pierwsze­ go jednodniowego przejścia „superścieku" na ścia­ nie Kotła Kazalnicy. Ta efektowna droga nabrała w marcu szczególnych walorów, a to dzięki wa­ runkom, które pozwoliły pokonać 4 wyciągi po lodzie. Nie lada atrakcję stanowiła cienka nitka lodu powyżej Dzwonu (miejsce 90°). Powrót na­ stąpił przez Kocioł Kazalnicy. Jan Nowak

NOWOSĄDECZANIE W WIELICKIEJ

Od 2 do 16 marca 1986 r. działał w otoczeniu Doliny Wielickiej obóz zorganizowany przez KW w Nowym Sączu. Dwudziestoosobową grupą kie­ rował Witold Filas, instruktorem był Wiesław Ste­ fański z KW Kraków. Dobra pogoda umożliwiła odbycie 55 wspinaczek szkoleniowych i wyczyno­ wych, co dało łącznie 460 godzin WiSpinaczkowych. Ciekawsze z nich, to droga Galfyego na Małej Granackiej Baszcie filarem z Małego Dwoistego Kotła, przebyta czysto klasycznie (VI+) przez Je­ rzego Gurbę i Włodzimierza Knota, droga środ­ kiem zachodniej ściany Pośredniej Niedźwiedziej Czuby (I polskie przejście zimowe?), pokonana przez ten sam zespół, .przejście drogi Mączki na Ponad Ogród Turni (T. 1/78 D43) czy przebycie gra­ ni od Polskiego Grzebienia do Wschodniej Baty­ żowieckiej Przełęczy. Y/itold Filas . pTylowy zachód

KOPA ^"ISPADOWA rogi w

WIELKA TURNIA łatwo na wierzchołek. W kominie napotkaliśmy hak, zostawiliśmy Częściowo nowa droga wschod­ haki na drugim stanowisku w ry­ nią ścianą: Jacek Bilski i Piotr sie i ostatnim w kominie. Konopka, 13 grudnia 1985. Trud­ ności V A0 71/2 godziny. Jacek Bilski i Piotr Konopka Wschodnią ścianę przecinają na lewo od środka 2 prawie równo­ ZAWRATOWA TURNIA ległe skośne rysy, biegnące w linii spadku depresji. Prawą pro­ Lewą częścią wschodniej ściany: wadzi droga Piszczyka i Serwy Zdzisław Dziędzielewicz i Stani­ (T. 2/74 s. 87). Lewą rysą 3 wy­ sław Wrześniak, 1 września 1939. ciągi do depresji (2 miejsca V, 4 Drugie (?) przejście, klasycznie: miejsca A0). Depresją do lewego z Jan Wojciech Kubań i Jan Wolf trzech znajdujących się nad nią 27 kwietnia 1986. Trudności VI, kominów, którym 1 1/2 wyciągu 2 1/2 godziny. Popularną tę drogę do następnej depresji (1 miejsce — z niemal kompletem haków — V—, 2 miejsca AC). Stąd w lewo przechodzi się dzisiaj nieco ina­ Opr. D. Piętak (I) na eksponowaną lecz łatwą czej, niż pierwsi zdobywcy. Pra­ grańkę. Z niej jeszcze ok. 150 m widłowy przebieg, zgodny z opi- 38 www.pza.org.pl łem go z Krzysztofem Wróblem stąd dostać do Papisusowego Ko­ w sierpniu), zapewne identyczny mina). Teraz trawers w prawo i z przejściem Kałuży i Wiatraka. przez stromą ale łatwą ściankę (II) i pólko śnieżne pod v/ybitne Jan Hobrzański zacięcie (stan. 2). Przewinięcie w lewo do innego, krótkiego zacię­ cia i nim (IV) a następnie z od­ KOPA SPADOWA chyleniem w lewo pod spiętrzenie (stan. 3, przecinamy tu drogę Ściana czołowa zachodniego fi­ WHP 3508, którą — zimą cały lara jest często odwiedzana przez czas po śniegu — można osiągnąć taterników, warto więc sprosto­ grań). Dalej ukosem w lewo, po­ wać informacje podane przez niżej wielkiego okapu, na wyraź­ Piotra Konopkę w T. 2/84 s. 87. ną krawędź (stan. 4), wreszcie Otóż droga lewą częścią miała już początkowo dość gładkimi skała­ przejścia wcześniejsze, niż mi żeberka (111+), dalej zaś już wzmiankowane w notatce. Szed­ łatwiej (III-II), jeszcze pełny wy­ łem tak z Andrzejem Delewskim ciąg wprost na wierzchołek Czar­ 3 sierpnia 1982 r. Powyżej trój­ nego Szczytu. kowego kominka w środkowej części ściany, w którym znaleź­ Ziemowit J. Wirski liśmy stary hak z pętlą zjazdową, połączyliśmy się z górną częścią lewej drogi Miehnowskiego. W KOZIE CZUBY parę dni po nas podobnie prze­ szedł tę część ściany zespół Mo­ Lewą częścią połudnlowo-za- niki Niedbałskiej, który tego dnia chodniej ściany: Jan Hobrzański, wybrał się na „tetrową cestę" (in­ Mariusz Koras i Wiesław Krajew­ formacja za książką wyjść). Wy­ ski 5 lipca 1975. Trudności rv-V, nika z tego, że przejście P. Ko­ 2 godziny. Do wejścia na prze- nopki i A. Winiarskiego jest w łączkę zmusiła nas burza. najlepszym razie trzecim z kolei. Jeśli chodzi o pas eksponowa­ Jan Hobrzański nych trawek (interesujących w zi­ mie) między drogami Janowskiego i Orłowskiego, to i ta partia jest W. BtOWNy W, ŚRODKOWY od dawna wyeksplorowana, sam chodziłem tam z tym samym partnerem kilka razy. sem w tomie 1 WHP, przedsta­ wiam na schemacie. Odkryty na Dariusz Piętak nowo odcinek jest rzeczywiście trudny i nie wykazywał żadnych Już w trakcie druku numeru śladów przejść. otrzymaliśmy od autora wiado­ Jan Wolf mość o jeszcze wcześniejszym przejściu drogi: W. Fedorowicz, M. Koras, W. Krajewski i J. Kur- BUCZYNOWA STRAŻNICA czab 10 lutego 1975 r. (Red.). Na prawo od Komina Pokutni­ ków (wschodnią ścianą): Bożena CZARNY SZCZYT Tirzopek, Jan Hobrzański i Łu­ kasz Krzyżanowski, i września Nowa droga środkową częścią 1985 w 7 godzin (orientacyjny południowej ściany (z Doliny Dzi­ czas powtórzeń 3—4 godziny). Dro­ kiej): Krzysztof Janiszewski, Bo­ ga jest urozmaicona i piękna lesław Kollesiński i Ziemowit J. wspinaczkowo. Wirski, 28 II 1986. Trudności IV, Przejście poprzedziły 2 próby, czas powtórzeń 2 godziny. przerwane z powodu burz: 4 Wejście z lewej części Niżniej sierpnia 1985 J. Jacewicza i A. Papirusowej Drabiny, kilkanaście Kowalskiego nieco inną drogą metrów przed początkiem Papi­ (haki nad trzecim stanowiskiem) rusowego Komina, wyraźną rynną oraz 23 sierpnia m.ln. Grzegorza z dobrze widocznym kominowa- Karpińskiego, który prowadząc tym przewężeniem. Rynną przez osiągnął czwarte stanowisko. Na zwężenie (rv+, najtrudniejsze szkicu zaznaczono 120-metrową miejsce, pozostawiona pętla) i w ukośną załupę, którą biegnie wa­ jej przedłużeniu do bloków (stan. riant do drogi WHP 207 (przeby­ i, krótkim trawersem można się

Ruch skałkowy

Z GOR STOŁOWYCH Latem 1985 r. Góry Stołowe odwiedził wspomnia­ ny na tej kolumnie czeski „piskarz" Tomaś Spośród poprowadzonych przez siebie w r. 1985 Cada. W ciągu dwóch dni pokonał większość naj­ nowych dróg, Stanisław Handl dwie ocenił na IXa. trudniejszych dróg na Szczelińcach, w rejonie Bia­ Pierwszą z nich poprowadził 26 maja prawą częś­ łych Skał oraz w masywie Sowich Skał. Dwie dro­ cią wschodniej ściany Płetwy — turni w rejonie gi wycenił na IXa w skali saskiej: drogę Płonki Skalnych Grzybów — i nazwał ją „Zmierzchem na Bliźniaku (VIII— w skali UIAA) i drogę bogów". Druga „dziewiątka" o nazwie „FIS" wie­ „Osiem i pół" w Sowich Skałkach (VII+ UIAA). dzie lewą częścią południowej ściany turni 6543 w Mieszka on w Nachodzie i w „Hejszowinę" ma rejonii Baszt, a zrobiona została 28 października. bliżej, aniżeli w skały Adrspaehu. W obu przypadkach chodzi o drogi krótkie, lecz "bardzo „treściwe". Władysław Janowski www.pza.org.pl 39 CZYSTE SKAŁKI 1986 Ponadto Cermak spadł dosłownie z ostatniego przechwytu Primadonny (V1.4, na prawo od Nie­ W dniu 12 kwietnia 1986 r. członkowie Krakow­ nasycenia), oceniając tę drogę na podstawie prób skiego Akademickiego Klubu Alpinistycznego prze­ na IX-/IX (Xa/Xb w skali saskiej). Cada wykonał prowadzili akcje, sprzątania dolinek podkrakow­ kilkanaście bezskutecznych prób na Wariantach skich. W pracach porządkowych udział wzięło ok. Emila Kaczadze (VI.4+) w Dolince Bolechowickiej, 70 osób z KAKA, KW Kraków oraz KKTJ. Do „nadgryzając" nieco kluczowe trudności. Wyraźnie udziału zostały również zaproszone kluby z Kato­ poza zasięgiem była tylko najtrudniejsza z dróg wic, Gliwic, Częstochowy i Warszawy, specjalne pod Krakowem, Montokwas 212 (V1.5). zaproszenie zostało skierowane do Komisji Ochro­ ny Gór PZA. Akcją kierowała Joanna Wiglusz, Krótki okres pobytu „piskarzy" pozwolił jednak pomagali jej Wojciech Masłowski i Zbigniew Pła­ na poczynienie kilku spostrzeżeń, które powinny tek. Naszym celem było uprzątnięcie wszelkiego okazać się pożyteczne dla naszych skałbłazów, ma­ rodzaju śmieci zalegających doliny Będkowską i jących wielkie aspiracje, choć mniejsze osiągnięcia. Kobylańską. W tej drugiej dużo pracy wymagało Tak więc dolna asekuracja jest jedyną formą to­ oczyszczenie okolicy tzw. źródełka oraz dolnej lerowaną przez Czechów. Efektem są doskonałe części dolinki, gdzie się najczęściej biwakuje. walory psychiczne zawodników — loty, nawet bar­ Wynikiem sprzątania było ok. 90 (!) worków peł­ dzo długie, traktują oni jako rzecz normalną. Pre­ nych śmieci, które zostały złożone u wylotu Do­ zentują wyśmienitą wspinaczkę techniczną, przy liny Kobylańskiej, skąd wywieziono je na wysy­ czym technika góruje nad wykorzystaniem „siły pisko MPO. Akcja Izakończyła ]się pod Żabim Ko­ maksymalnej". Tak poważne u nas zjawisko nad­ niem, gdzie przy ognisku na utrudzonych i zmar­ miernego „bularstwa" tam traktowane jest humorys­ zniętych „zbieraczy" czekała gorąca herbata i tycznie. Magnezja, wbrew powszechnym opiniom, pieczona kiełbasa. Mimo bardzo zimnej i wietrz­ cieszy się powodzeniem, a zaikaz jej używania bywa nej pogody zainteresowanie akcją było duże, a omijany przez noszenie w woreczku z gazy sprosz­ jej uczestnicy pracowali z prawdziwym poświę­ kowanej kalafonii i opukiwanie nim chwytów, co ceniem. zapewnia większą dyskrecję, jeśli w danej okolicy „proszki" nie są tolerowane. Organizatorzy serdecznie dziękują wszystkim, Potężne zaplecze logistyczne w postaci piwa którzy wzięli udział w pracach i wyrażają nadzie­ beczkowego (!), butelkowego i w puszkach umoż­ ję, że akcja ta nie tylko przyczyni się do (zwięk­ szenia naszej dbałości o czystość skałek, ale tak­ liwia odnowę biologiczną lub szybkie zapomnienie że do zachowania ich przepięknego krajobrazu dla o niepowodzeniu. Zasada „jak pijeś tak leześ" jest nas i dla przyszłych pokoleń wspinaczy. podobno w Adrspachu i nad Łabą empirycznie sprawdzalna *. Piotr Korczak Joanna Wiglusz

* Może stwierdzenie to zachęci nasz opieszały NOWE KARABINKI handel do ustawienia kilku kiosków z piwem w Produkowane już przez różne firmy, na rynku bardziej uczęszczanych rejonach Dolinek. Przyda­ popularne stają się karabinki z wgiętym językiem. łoby się też takie zaplecze w Tatrach, np. pod Mają one widoczne zalety: obszerny otwór ułatwia Zamarłą Turnią czy Mnichem. (Red). przekładanie liny, mniejsze jest niebezpieczeń­ stwo obciążenia poprzecznego. Ale mają też słaby punkt, już potwierdzony nieszczęśliwym wypad­ kiem: przy pewnym układzie szarpnięta pirzy BOULDERING NA WĘGRZECH upadku lina może się sama wymknąć z karabin­ Od 3 lat Węgrzy organizują zawody we wspina­ ka, zwłaszcza jeśli zablokuje on się w uchu haka. niu skalnym. Zwycięstwa w nich odnosili: 1983 — Dlatego karabinki te należy wpinać zatrzaskiem Janos Singer (Węgry), 1984 — Michael Wolf do góry, a najlepiej używać ich w połączeniu z (Austria) i 1985 — Tomaś Cada (CSRS). W dniach pętlą ekspressową. 25—27 kwietnia 1986 r. zorganizowano IV. z kolei Pit Schubert turniej — tak jak i poprzednie, w Hamot w Górach Bukowych, .gdzie nad szosą wznoszą .się 40-metrowej wysokości wapienne ściany Kisfal i Nagyfal. Skała jest tu lita, a wspinanie ładne CZESI W NASZYCH DOLINKACH — głównie po krawędkach. Większość dróg za­ opatrzona jest V7 stałe haki i mity, trudności się­ W dniach 13 i 14 kwietnia 1986 bawiła w Skał­ gają •—IX (UIAA), a na drogach hakowych —• A4. kach Podkrakowskich grupa wspinaczy z Czech, W imprezie tej wzięła udział grupa. KW Nowy wśród których czołowymi osobistościami byli To­ Sącz i iPZA w składzie: Szymon Goneiarek, Jerzy maś Cada i Petr Cermak, należący do ścisłej Gurba, Włodzimierz Knot, Sebastian Kostkiewicz, czołówki wspinaczy piaskowcowych Europy (drogi Tomasz Sowiński, Kazimierz Śmieszko i Władysław do stopnia Xb włącznie). Czesi zaprezentowali Janowski. Gospodarze wybrali 7 dróg o trudno­ świetny poziom, a największe wrażenie robią dwa ściach VI+ do IX—, za których przejście można było zdobyć 200 punktów. Na przejście każdej przejścia on sight „Abazego" (VI.3+), dokonane drogi (z górną asekuracją) ustalony był limit bez większego wysiłku kolejno przez Cadę i Cer- czasu 10 minut, przy czym liczba prób była »'.:>wol- maka. Kilka innych osiągnięć budzi nie mniejsze na, ale za każde odpadnięcie traciło się 1 punkt. uznanie, zważywszy, iż w odróżnieniu od lokal­ Oto pierwsza piątka: Alan Moravek (CSRS) — nych skałołazów Czesi wspinali się bez rozpozna­ 165 punktów; Laszlo Bence

40 www.pza.org.pl premiery (po 2 drogi, jedna Wspólnie) należą do kuracją Janusz Krajewski filar Biedermana i Pan­ Kazimierza Śmieszki i Władysława Janowskiego. fila ma Sokoliku Małym (V1.2, drugie przejście), Najtrudniejszą drogą w tym sezonie, która po. raz zaś Kazimierz Śmieszko, pokonał w tym samym pierwszy została pokonana klasycznie z dolną ase­ stylu Rysę Osady ma Krzywej Turni (V1.2). Z do­ kuracją, jest okap na zachodniej ścianie Sukiennic konań solowych wyróżnia się przejście Filarka R (VI.2+), przebyty przez Krajewskiego bez wcześ­ ma Sokoliku Dużym (VI), zrobione przez Krajew­ niejszej znajomości, jednakże z lotami. Także po skiego. raz pierwszy klasycznie z dolną asekuracją, choć Wiadomości sportowe chciałbym zakończyć wcale przy uprzedniej znajomości, przeszedł Krajewski nie odkrywczym spostrzeżeniem: nadal rosną ster­ ładną „Jedynkę" (V1.2), wiodącą płytowymi ska­ ty śmieci w Sokolich Górach, brudno jest także w łami południowo-zachodniego kantu Sokolika Małe­ okolicach Skalnego Mostu, Pieca i Fajki. Po raz go. Droga „Serduszko" na Babie (VI.2) też otrzy­ kolejny przypomnijmy więc, że śmieci należy pa­ mała .prowadzenie (Krajewski). Kazimierz Śmieszko lić, zaś słoiki, puszki, butelki znosić w odpowied­ przeszedł jako trzeci klasycznie z dolną asekuracją nie miejsce. I oczywiście każdy odpowiada za swo­ „Hokeja" na ścianie Sukiennic (V1.3). Od pierw­ je! szej przymiarki przeszedł klasycznie z dolną ase­ Władysław Janowski Różne góry, różne lata

WARSZAWIACY W DOLOMITACH — Joanna Bojarowska i Małgorzata Morawska, 27 VII. Latem 1985 r. działał w Dolomitach obóz KW Punta Emma, droga Stegera, V-(- — Jaroszewicz Warszawa w składzie: Joanna Bojarowska, Jerzy i Jaroszewicz, 1 VIII, I polskie przejście. Brennejzen, Paweł Bujakiewicz, Iwona Filipowska, Torre Winkler, droga Stegera, VI+ •— Jarosze­ Ryszard Gos, Eugenia Herzyk, Paweł Herzyk, Zbig­ wicz i Jaroszewicz, 2 VIII, I polskie przejście. niew Jaroszewicz (kierownik), Teresa Jaroszewicz, Catinaccio, droga Vinatzera, VI 3XA0 — ci sa­ Jacek Jezierski, Krzysztof Modzelewski, Małgorza­ mi, 5 VIII, I polskie przejście. ta Morawska, Robert Nejman, Piotr Panufnik i Paweł Herzyk Robert Waśkiewicz. Wspinaliśmy się w kilku gru­ pach, dokonując szeregu pierwszych polskich przejść, a także czysto klasycznych powtórzeń dróg 2000 METRÓW ZIMY uważanych za bardzo trudne. Na wyróżnienie zas­ ługuje kilka ładnych przejść kobiecych. Przy dro­ Wschodnia ściana Watzmanna w Berchtesgadener gach trudniejszych podaję w nawiasach styl przejś­ Alpen (RFN), opadająca z wierzchołka południowe­ cia. go (2712 m) do doliny na poziomie Kbnigssee (604 m) jest jedną z ciekawszych w zimie ścian euro­ Tre Cime di Lavaredo pejskich. Średnie nachylenie wynosi ok. 50°, wy­ sokość skał ok. 1800 m, a długość klasycznej dro­ Cima Grandę, droga Comiciego, VII — Modze­ gi „Kederbachera" — 3000 m. Zdecydowaliśmy się lewski i Nejman, 19 VII 1985 (AF, 2 loty) ; 20 VII 1 na przejście tej właśnie drogi za namową Franza Bujakiewicz i Panufnik (RK , 2 loty); 24 VII He­ Raspa, znawcy ściany i autora przewodnika „Watz- rzyk i Herzyk (RP). mann-Ostwand". Cima Ovest, droga Cassina, VIII — Herzyk i He­ Wspinaczkę rozpoczęliśmy 15 lutego 1936 w dob­ rzyk, 22 VII (VII/RP, VIII-/A0); Modzelewski i rej pogodzie, „na wszelki wypadek" wyposażeni Nejman (VII/RP, VIII-/AF, 5 lotów); Bujakiewicz na 4 dni. Ze względu na duże ilości kopnego śnie­ i Panufnik (VII/RP, Vrn-/AF, 3 loty). gu, pierwszego dnia osiągnęliśmy zaledwie wybitny Cima Piccolissima, droga Cassina, VII- — Herzyk występ na trzecim zachodzie (1880 m). Drugiego i Herzyk, 15 VII (RP); Modzelewski i Nejman dnia nastąpiło nieoczekiwane załamanie pogody, z (RP). groźnym w tej ścianie ociepleniem, opadem śnie­ Cima Piccola, droga Eggera, VI+ — Herzyk i gu i brakiem widoczności. Po dłuższym zastano­ Herzyk. 15 VII; Bujakiewicz i Panufnik; Modze­ wieniu podjęliśmy wspinaczkę i o zmierzchu do­ lewski i Nejman (wszyscy RP). tarliśmy do „puszki" biwakowej na wysokości 2380 m, na poziomie górnego pułapu chmur. W nocy Marmolata przyszedł ostry mróz i następnego dnia o godz. 15 stanęliśmy na szczycie w silnym wietrze. Wcho­ Marmolata di Penia, droga Neusiidpfeiler. VI+ dziliśmy niemal 3 dni, a zejście do doliny Wim- — Modzelewski i Nejman, 5 VIII (RP), I pol­ bachu (z długimi zjazdami z czekanem) zajęło nam skie przejście. tylko 3 godziny. Marmolata di Rocca, droga Gogny, VII- — Mo­ Ściana nie kryje problemów technicznych: w le­ dzelewski i Nejman, 29 VYI (RP), I polskie przejś¬ cie trudności nie przekraczają IV stopnia. Pro­ cie; Bujakiewicz i P. Herzyk, 1 VIII (RK, 1 lot). blemy zaczynają się w razie załamań pogody, któ­ Droga Yinatzera z wariantem końcowym Messnera, re stanowią specjalność Watzmanna. W ramach VI+ — Bujakiewicz i Panufnik, 25 VII (RP), I pol­ przygotowań do wspinaczki, 27 października 1985 skie przejście klasyczne. przeszliśmy południową ścianę Dachsteinu w Au­ Marmolata :d'Ombrettai, via deirideale, VII — Mo­ strii drogą braci Steinerów, w warunkach częścio­ dzelewski 1 Nejman, 3 VIII (RP), I polskie przej­ wo zimowych. ście klasyczne. Droga Conforto, VI — Herzyk i Herzyk, 29 VII. Droga „Don Kichote", VI — Bu­ Stanisław Głazek i Jacek Tafel jakiewicz i Panufnik, 27 VII. Droga „Schwalben- schwanz", VI — Modzelewski i Nejman, 26 VII, I polskie przejście. Droga „Hatschi-Bratschi", VI CHAMOMlX - ZIMA 1986 — Herzyk i Herzyk, 4 VIII, I polskie przejście z poprowadzeniem własnego 3-wyciągowego wariantu W okresie od 6 do 22 marca 1936 w masywie prostującego w środkowej części drogi. Mont Blanc przebywały trzy osoby z KW Wroc­ , Piz Serauta, droga „Ezlo Polo", VII — Modze­ ław: .Ewa Gorzkowska, Marianna Stolarek i Woj­ lewski i Nejman, 1 VIII (RP), I polskie przejście. ciech Gala. Mimo krótkiego pobytu i mocno nie­ pewnej pogody dokonano kilku interesujących Ciuetta i Catinaccio wspinaczek: W dniach 8 i 9 marca centralny filar północ­ Cima Su Alto, droga Rattiego, VI — Z. Jarosze­ no-wschodni Les Courtes przebyły Barbara Bajsa- wicz i Wiśniewski, 22 VII. rowicz (z obozu centralnego PZA) i Marianna Torre Venezia, droga Andricha, v+ — Teresa Stolarek — było to być może pierwsze przejście Jaroszewicz i Małgorzata Morawska, 24 VII. Dro­ zimowe dokonane przez zespół kobiecy. W tydzień ga Tissiego, VI- Joanna Bojarowska i Małgorzata później, 16 marca, Barbara Bajsarowiez i Ewa Morawska, 29.VII. Droga Rattiego i Panzeriego, VI Gorzkowska przeszły w 4 godziny Kuluar Jaegera www.pza.org.pl 41 na Mont Blanc du Tacul. W dniu 18 marca drogę Gabarrou-Michaud na Petites Jorasses przeszli w 9 godzin Patrie Gabarrou (Francja), Wojciech Ga­ la i Dominiąue Marąuls (Francja). Było to pierw­ sze przejście zimowe. Wspinaczki nasze spotkały się z uznaniem miej­ scowej prasy, a przejścia na Petites Jorasses i Les Courtes stanowią mocne, jeśli nie najmocniejsze akcenty działalności licznych tej zimy w Alpach wspinaczy polskich. Pierwsze z nich „AlpiRando" odnotowała w swych „Telegrammes" (5/1986 s. 18). Wojciech Gala

PÓŁNOCNA ŚCIANA WICHRENU W drugiej połowie marca 1986 r. Klub Alpejski „Szarotka", działający przy Zarządzie Oddziału PTTK w Lodzi, zorganizował kilkudniowy obóz narciarsko-turystyczny w górach Bułgarii. W cza­ sie 5-dniowego pobytu w Pirynie w schronisku „Banderica" udało nam się przejść kilka dróg — na Kutełę (2908 m), Wichren (2915 m) i Muratów Wryeh (2669 m), głównie żebrami, ponieważ w górach panowały kiepskie warunki śniegowe (nie­ bezpieczeństwo lawin). Pogoda też zresztą nie była najlepsza. 18 marca Marek Grochowski, Leszek Niesłuchowski, Waldemar Ruta i Andrzej Skłod- kowski przeszli 400-metrową północną ścianę Wich- renu drogą „kuluarem" (6) — w towarzystwie dwóch bułgarskich alpinistek. W Pirynie spotkaliśmy kilku znanych bułgar­ skich wspinaczy, z których jeden, Nasko Łambow, jest specjalistą od północnej ściany Wichrenu. Na 7. Droga zw. Funjata — z różnymi wariantami. podstawie uzyskanych od niego informacji opra­ Tym właśnie szlakiem w r. 1943 pokonano ścianę cowałem przegląd dróg wspinaczkowych na tej po raz pierwszy. W zależności od wariantu, kate­ ścianie: goria 3A~ lub 3B. 8. Prawą częścią ściany, kategoria 3A. 1. Droga kategorii 5A, poprowadzona ok. 1980 r. 2. Droga „wprost żlebem", kategoria 4B. Wszystkie drogi na północnej ścianie mają, oczy­ 3. Droga „Narodnaja Armia", kategoria 4B. wiście, liczne przejścia zimowe, w tym także zro­ 4. Direttissima z zimy 1984 r., kategoria 5A. bione przez Polaków. 5. Droga kominem, kategoria 4B. 6. Droga kuluarem, kategoria 3A. Andrzej Skłodowski

Wyprawy w góry egzotyczne

SKANDAL NA CHO OYU ręce. Następnego dnia całą trójką wrócili do bazy, kończąc piękne sportowo wejście. W RFN Saleki wziął od Niemców materiał fo­ Zmorą kronikarzy himalajskich są wejścia do­ tograficzny i filmowy, po czym oświadczył im, że konywane bez zezwoleń i ukrywane przed świa­ wszystko zepsuło się przy wywoływaniu. Toteż du­ tem. Na jaw wychodzą one przypadkiem, a nie­ że było zdumienie Klingla i Hertkorna, kiedy kiedy przy skandalach takich, jak opisany w nu­ podczas prelekcji Salekiego zobaczyli swoje przezro­ merze 2/1986 miesięcznika „Bergwelt". cza, prezentowane jako jego własne z r. 1979! Za­ W wykazach wejść na Cho Oyu (8201 m) fi­ częły się one również ukazywać w różnych publi­ gurował od r. 1979 zamieszkały w RFN Ormianin, kacjach, m.in. w książce „Allein zum Cho Oyu" Misza Saleki (Mischa Saleki), który wierzchołek (Samotnie na Cho Oyu), dczywiście podpisywane miał osiągnąć 10 października, drogą od zachodu. nazwiskiem „Misza Saleki". Część materiału obu­ Wejście to budziło wątpliwości, alpinista nie przed­ rzeni Niemcy 'odebrali mu siłą, a całą sprawę stawił bowiem żadnych dowodów, które by je skierowali na drogę sądową. Rozprawy ciągną się mogły potwierdzić. W 4 lata później poznał on w już długo i końca przewodu nie v/idać, dzięki nie­ Namche Bazar dwóch młodych Niemców, którym mu jednak nielegalna wyprawa została ujawniona, zaproponował wspólne wejście na Cho Oyu i a przy okazji padło nowe światło na dwuznaczną nakręcenie fabularyzowanego filmu. Bazę założo­ sylwetkę Salekiego i jego rzekome wejście z r. 1979, no 10 i 11 października 1983 r„ ale mroźna i wietrz­ które z kroniki Cho Oyu trzeba ostatecznie wy­ na pogoda hamowała postęp. Kręcąc sceny do fil­ kreślić. A z artykułu Klingla w „Bergwelt" warto mu rozbito obóz I (6800 m) na grani północno-za­ wynotować słuszną myśl: „Założeniem każdej chodniej. W dniu 12 listopada trójka wyruszyła z wyprawy winno być, aby wszyscy dobrze się zna­ bazy w stronę szczytu. Następnego dnia stanął li. Idź tylko z partnerem, z którym się już wcześ­ obóz II (7100 m), skąd 14 listopada Misza Saleki, niej wspinałeś. Nie zapomnij o tym!" Rudi Klingi i Norbert Hertkorn podjęli atak szczy­ Józef Nyka towy. Nie udał on się, gdyż — jak wspomina Klingi — „Misza Saleki nie dorastał ani fizycznie, ani psychicznie do wymogów, jakie stawia ośmioty- MOUNT LOGAN ZIMĄ sięcznik". W dniu 15 listopada Niemcy ponowili atak we dwóch (Saleki został w obozie II) i przy Potężny Mount Logain (6020 m) w sercu Saint 40 stopniach mrozu osiągnęli wierzchołek Cho Oyu, Elias Mountains jest najwyższym szczytem Kana­ nie zrobili jednak wszystkich zaplanowanych do dy i drugim co do wysokości w Ameryce Północ­ filmu ujęć. Po dniu odpoczynku, 17 listopada nej. Na jego wierzchołek jako pierwsza weszła 23 Klingi raz jeszcze wszedł na szczyt, gdzie fotogra­ lipca 1925 r. wyprawa amerykańska, którą kierował fował i filmował przez 21/2 godziny, odmrażając Albert MacCarthy. Obecnie co sezon na szczycie 42 www.pza.org.pl staje kuku, a czasem nawet kilkanaście wypraw, oni tylko pięć minut. Liczba zdobywczyń Evere¬ głównie normalna drogą iprzez King Trench. W stu wzrosła tym samym do 6 —i oprócz Kanadyjki dniu 16 marca 1986 r. Mount Logan otrzyma! były na nim Junko Tabei z Japonii (1975), Phanthog pierwsze wejście zimowe, którego dokonali w cią­ z Chin (1975), Wanda Rutkiewicz (1978), Hannelore gu 28 Sini wspinacze z Amcłiorage — Todd Fran­ Schmatz iz RFN (1979) oraz Hinduska Bachendri kiewicz, Steve KoslOiW, John Baumann, Willie Hers- Pal (1984). man, George Rooney i Vem Tejas. Warunki były W grudniu 1984 r. Sharon Wood przeszła jako bardzo ciężkie: tylko 1/4 dni nadawała się ido pro­ druga kobieta słynną południową ścianę Aconca­ wadzenia akcji, Wichury niszczyły obozy, a ter­ gua (6960 ni) —i na (miesiąc (przed trzecią z kolei mometr stał w granicach —29 do •—46°C. Szczyt panią, Wandą Rutkiewicz (por. s. 19). należy do Kluane National Park, a jego wysokość nie jest pewna (według pomiarów Waltera A. Wooda 5957 m). Wejście to dowodzi, jak duże pole PATAGONIA: WIELKIE DROGI do działania: ma jeszcze w Ameryce Północnej alpinizm zimowy. W grudniu 1984 r. zespół polski przebył lewą część północnej ściany Fitz Roy (T. 1/85, s. 29). Po­ został problem jej głównego spiętrzania z ogrom­ DWA SEZONY POD ANNAPURNĄ nym zacięciem pośrodku. Drogę tą formacją poprowadziła grupa włoskich Instruktorów szkół górskich w ciągu 8 .dni w styczfnlu 1986 r. (szejzyt W dniu 16 maja 1986 r. (prasa bułgarska podała j wiadomość, otrzymaną z Katmandu, że kierowana 17 stycznia). 46 wyciągowa droga pokonuje 1900 m przez Bojana Atainasowa wyprawa dała za wy­ wysokości. Ok. 30 wyciągów sklasyfikowano jako graną i wraca do kraju. Celem isltoiej 18-osobowej V—VI, a na 25 m osiągnięto stopień VIII. Haków- ekipy bułgarskiej było pierwsze przejście zimowe ki było bardzo mało. „Chodzi o wyczyn pierw­ południowej ściany Annapurny polskim filarem. szego rzędu, z którego CAI jest szczególjnie dum­ Bazę założono 12 grudnia 1985, następnie zaś obo­ ny" — pisze „Do. Scarpone" z 1 czerwca 1986. zy I (5300 m), II (6100 im)„. Ha (6500 £n) i III (6850 Podobnej klalsy drogę wytyczyli w minionym se­ m). Do ok. 20 grudnia warunki były dobre, póź­ zonie Jugosławianie, przebywając 1100-metrową niej stały się bardzo ciężkie. Trwały próby założe­ dziewiczą ścianę wschodnią Cerro Torre (długie nia obozu IV. W połowie lutego (koniec oficjalnej odcinki VII—VIII+, hakowe do Al). Po 35 dniach „zimy") władze iW Katmandu przedłużyły Bułga­ akcji (w tym 21 sdni niepogody) 16 stycznia! 1986 rom sezon do końca miesiąca. Osiągnęli oni wy­ szczyt osiągnęło 6 iludzil, wśród niich słynny Fran- sokość 7300 m i ok. 25 lutego przerwali działalność 6ek Knez, a także filmowiete Matjaż Fistravec, z powodu złych warunków. „Alpinizm bułgarski którego film „Peklenska gora Cerro Torre" otrzy­ nie (stanął dotąd wobec drogi o takich trudno­ mał w maju w Trento Premio Mario Bello. Trzej ściach", oświadczył Bojan Atainąsow. inni Jugosłowianie wytyczyli nową 500-metrową dirogę na Fitz Roy. Na schyłku sezonu znany Wyjednawszy nowe zezwolenie ma sezon przed- wspinacz austriacki, Thomas Bubendorffer prze­ monsunowy, alpiniści wszczęli 8 kwietnia dalsze szedł filar amerykański Fitz Roy —Ą solo i w ataki. Liny poręczowe trzeba było rozpiąć od no­ 7 godzin! (jn) wa, a obozy — zrekonstruować. W dniu 24 kwiet­ nia dotarto do 7500 m, afte niepogoda zfmusiła ze­ spół do odwrotu. Część ekipy wróciła do kraju, USA -, ZSRR 9 maja 1986 część próbowała jeszcze walczyć, jednak bez re­ zultatu. Jako powód niepowodzenia podano „skraj­ Po zeszłorocznym radziecko-amerykańskim wej­ nie ciężkie warunki z wzrastającym zagrożeniem ściu na Pik Pobledy (7439 m) w Tien-szainie, które ze strony lawin i obrywów kamieni". Wyprawa przyniosło dwóm Amerykanom — jako pierwszym spędziła w Nepalu pół roku, a 3 1/2 miesiąca dzia­ cudzoziemcom — tytuły „śnieżnych panter" (zob. łała w ścianie, (in) „Gościniec" 5/1986), na wiosnę 1986 r. zaplanowa­ no wspólne wejście na najwyższy szczyt Ameryki Północnej, Mount MeKinley (6193 m). W skład SZÓSTA DAMA EVERESTU 10-osobO'Wej ekipy radzieckiej, kierowanej przez W. Epowa, weszli czterej uczestnicy wyprawy na W dniu 20 imają 1986 r. najwyższy szczyt świata Everest — N. Czerny, J. Gołodow, W. Puczków został zdobyty przez następną panią. Weszła na i L. TBOszezinienko. Akcję górską rozpoczęto 9 niego od strony (zachodniej (trudną granią zachod­ maja — w rocznicę wspólnego zwycięstwa nad nią?) członkini 16-osobowej wyprawy kanadyjskiej, faszyzmem. Szczyt osiągnęło 10 osób Ow tym 1 Sharon Wood w towarzystwie Dwayne Congdona Amerykanin) w ładnym szybkim ataku (5 dni z Alberty. Z powodu zimna na szczycie zabawili wraz z zejściem). prawy organizacyjne

ŚWIATOWE FORUM ALPINIZMU ceprezesów dużą przewagę uzys­ mentem nieodzownym w jego roz­ kał dr Jaromir Wolf z Pragi, któ­ woju. Najbardziej konkretny ry w historii Unii jest pierwszym wkład merytoryczny w prace W dniach 10—12 października wiceprezesem z Czechosłowacji. UIAA wnoszą jej komisje robo­ 1985 r. odbyło się w Wenecji ko­ Drugim (do spraw Azji) wice­ cze w liczbie ok. 10 —< zebrania lejne Walne Zgromadzenie UIAA, prezesem został gen. Quamar Rady i Walnego Zgromadzenia poprzedzone posiedzeniami Rady Ali Mirza z Pakistanu. Do UIAA zdominowane są przez sprawy oraz kilku komisji roboczych. przyjęto 4 nowe organizacje, ale wewnątrzorganizacyjne. Pracom i obradom przewodniczył tylko 1 nowy kraj — Chińską Józef Nyka prezes Unii, dr Carlo Sganzini ze Republikę Ludową. Szwajcarii. Polski Związek Alpi­ Wiosenne posiedzenie Rady LOTNIE W GÓRACH nizmu reprezentował — w za­ UIAA odbyło się w dniach 21 i stępstwie Prezesa — niżej podpi­ 22 marca 1986 w Wiedniu — rów­ Przy KW Kraków od kilku lat sany. , Rada UIAA (poprzednio nolegle obradowały komisje Och­ działa Sekcja Lotniarstwa Wyso­ Komitet Wykonawczy) zajmowała rony Przyrody Gór oraz Alpiniz­ kogórskiego, która ostatnio otrzy­ się przygotowaniem obrad Walne­ mu. mała od PZA uprawnienia „sekcji go Zgromadzenia. Przedyskutowa­ Oceniając całość działalności wiodącej" w tej dyscyplinie w no sprawozdania komisji robo­ UIAA obserwuje się duże ożywie­ Polsce. Na zebraniu Zarządu PZA

czych, wyłoniono kandydatury na nie — ;w porównaniu z latami w dniu 2 kwietnia 1986 r. powo­ wiceprezesów, rozpatrzono wnios­ dawniejszymi — jej agend, a tak­ łano do życia zespół roboczy do ki o przyjęcie 4 organizacji do że dążność obecnego prezesa do spraw lotniarstwa górskiego, w UIAA. Walne Zgromadzenie ce­ ukonkretnienia programu, by Unia składzie Andrzej Heinrich (prze­ chowała nadspodziewanie wysoka była nie tylko przybudówką dzi­ wodniczący) , Jacek Kibiński, •frekwencja. W głosowaniu na wi­ siejszego alpinizmu, ale instru­ Wiesław Burzyński i Wojciech www.pza.org.pl 43 Kurtyka. Zadaniem zespołu będzie nych Kotłach i Kotle Małego Sta­ Przy stole obrad w ENSA za­ koordynowanie działań w zakre­ wu), Stanisław Handl (w Górach siedli przedstawiciele 9 krajów, sie lotniarstwa wysokogórskiego, Stołowych), Czesław Kubat (W wśród nich Anders Bolinder tj. wykorzystywania lotni i lotni Saskiej Szwajcarii), Zbigniew Czy­ (Szwajcaria), Adams H. Carter z napędem jako środka pomocni­ żewski (w Verdon, Kaukazie, (USA), Carłes Cappellas i Josep czego w działalności alpinistycz­ Pamirze). Organ prasowy SKW Paytubi (Hiszpania), Luciano nej (przykład z Alp — zob. s. 34) stanowi kolumna „Alpinizm" w Ghigo (Włochy), Tomo Cesen (Ju­ a także jej uzupełnienia. miesięczniku „Karkonosze", (wj.) gosławia) , Hans-Dieter Greul (RFN), Marc Jansson (Belgia), Speleoklub Dąbrowa Górnicza Annie Bertholet i Simone Ni­ BETLEJEMKA 1985-86 wydał 4 numery wewnętrznego cole (Francja). Alpinizm polski biuletynu Informacyjnego oraz 3 reprezentowali Zbigniew Kowa­ Minionej zimy odbyły się w COS zeszyty szkoleniowe dla kursów lewski (jako delegat PZA) i Józef dwa trzytygodniowe turnusy szko­ jaskiniowych I i III stopnia. Nyka. leniowe z udziałem 18 instrukto­ Pierwsze dwa biuletyny ukazały rów. Przeszkoleniem zimowym się bez tytułu i numeracji, pozo­ Tematem pierwszej sesji był po­ objęto 46 osób, z czego 43 zali­ stałe (3 i 4/1985) z tytułem „BIS". dział geograflczno-alpinistyczny czyły część praktyczną, 29 zdało Wszystkie zeszyty zawierają inte­ Andów (Cairles Capellaś) i Ka­ egzaminy teoretyczne, a 28 ukoń­ resujące materiały, a eredagował rakorum (Anders Bolinder). Dru­ czyło kuirs, uzyskując pozytywną je głównie Dariusz Piętak. Klub ga sesja poświęcona była kompu­ ocenę z części praktycznej i zda­ prowadzi ożywioną działalność ja­ teryzacji obiegu informacji gór­ jąc egzamin z części teoretycznej. skiniową i taternicką — w kraju skiej. Przedstawiono doświadcze­ Zajęcia programowe zostały wzbo­ i za granicą (w r. 1985 w Cze­ nia centrów czynnych już w Pa­ gacone cyklem prelekcji wygłoszo­ chosłowacji, Bułgarii i we Wło­ ryżu, Londynie i Lublanie, zade­ nych przez Mirosława Dąsała (Fitz szech) . monstrowano też na aprzęcie Roy), Bogdana Jankowskiego ENSA działanie systemu „Herak­ (Lhotse zimą), Eugeniusza Chro­ les", pracującego za pośrednic­ baka (Cho Oyu zimą), Michała Stołeczny Klub Taltrzański. W twem telefonu. Okazało się, że Jagiełłę (literatura alpinistyczna; serii wiosennych Imprez prelek- wszystkie ośrodki gromadzą tę stosunki GOPR ze środowiskiem cyjno-sipotkaniowych, SKT odwie­ samą informację, a przydatność taternickim), Macieja Popkę (czło­ dzili m.in. prof. Bolesław Chwaś- komputerów jest, jak na razie, wiek i góry w czasach najdaw­ ciński, Ryszard Czajkowski, Anna ograniczona: na Etawiane pyta­ niejszych). W zastępstwie chorego Czerwińska, Józef Nyka, Zbigniew nia najpełniej odpowiadał... Zbig­ Piotra Malinowskiego, pracą COS Skoczylas i Andrzej Zawada. Im­ niew Kowalewski. Punkt wyjścia kierował Wojciech Jedliński, któ­ prezy były udane i z przyjemnoś­ trzeciej sesji stanowił referat Jó­ ry w sprawozdaniu szczególnie cią informujemy o wznowieniu zefa Nyki pt. „Światowe czaso­ wysoko ocenia działalność zespo­ tej działalności — tak potrzebnej pisma alpinistyczne jako źródła łu Instruktorskiego. środowisku warszawskiemu — w informacji górskiej", zakończony październiku tor. Spotkania odby­ projektem apelu do redakcji, za­ wają się w środy o godz. 19 w wierającego postulaty — treścio­ Domu Kultury za Żelazną Bra­ we i formalne — z punktu widze­ Z ŻYCIA KLUBÓW mą, ul. Grzybowska 32. nia przekazu wiadomości. Sudecki KW zrzesza obecnie 120 członków, w tym 9 zwyczajnych Pożyteczne spotkanie prowadziła i 1 honorowego (Jerzy Kolankow- NARADA DOKUMENTALISTÓW Annie Bertholet z redakcji „La skl). Od grudnia 1984 r. prezesem Montagne", UIAA reprezentował jest Władysław Janowski, wicepre­ Szybki i wielokierunkowy roz­ dr Philippe Mayor. Delegatami z zesami są Stanisław Kandl i Jan wój alpinizmu sprawia, że coraz Polski opiekował się z właściwą Mikita. Od r. 1983 Klub posiada większej wagi nabiera problem sobie gościnnością Tadeusz Wow- własny lokal (58—500 Jelenia Gó­ przekazu informacji wspinaczko­ komowicz, za CO' mu serdecznie ra, ul. 15 Grudnia 36 p. 45). wej i wyprawowej. W dniach dziękujemy. Widok na Dru z Aktywność sportową przejawia 2—4 maja 1986 r. odbyła się w okna jego „szaletu" w Les Praz grupa kilkunastu osób — w r. Chamonix III z kolei konferencja był i dla nais jedną z głównych 1985 wyróżnili się Kazimierz dokumentalistów górskich, zorga­ atrakcji pobytu. Śmieszko (w Sokolich Górach i nizowana przez Komisję Wypraw Tatrach), Wojciech Lach (w Śnież­ UIAA oraz Club Alpin Franęais. Józef Nyka

Andrzej Napoleon Bieluń urodził się 8 kwietnia 1946 r. w Gdyni. Z Tatrami zetknął się dopiero w r. 1974. Był jednym z założycieli Speleoklubu Morskiego PTTK i przez wszystkie lata człon­ kiem jego zarządu. Być może dlatego, że urok wspinaczki poznał z pewnym opóźnieniem, zrodzo­ nej pasji oddał się pełnią serca. Początkowo upra­ wiał równolegle taternictwo jaskiniowe, później poświęcił się całkowicie wspinaczce. Dopiero jed­ ANDRZEJ BIELUŃ nak w górach wysokich wykazał pełnię swoich możliwości. Zaczął od wejścia na Pik Lenina w r. 1978. Następnego lata była wyprawa na Raka­ poshi (7788 m) i pierwsze przejścia grani północno¬ -zachodniej. Kolejny sezon przyniósł nowy suk­ ces — wejścia na dziewicze siedmiotysięczniki Di- staghil Sar wschodni (7700 m) i Yazghil Dome (7440 m). Oba zdobyte zostały w stylu alpejskim Fot. i w bardzo krótkim czasie 10 dni od założenia Tadeusz Piotrowski bazy. Ale potem przyszło pasmo niepowodzeń. Latem 1981 r. w ataku monsunu załamała się próba przej­ Andrzeja poznałem wiosną 1979 roku, w toku ścia w stylu alpejskim wschodniej grani Dunagłri, przygotowań do wyprawy na Rakaposhi, Bliżej za­ zaś latem 1982 pięćsetmetrowy upadek wyelimino­ przyjaźniliśmy się dopiero w górach. Połączył nas wał go z rozgrywki o południowo-wschodni filar sukces i podobne przeżywanie gór, które fascy­ Nanga Parbat. Feralny rok 1983 rozpoczął się od nowały nas obydwu jednakowo. przegranej na południowej grani Himalchuli www.pza.org.pl (7983 m) — niesprzyjająca pogoda i tu okazała wiek Everestu", 1957). Prezydent Indii powiedział się silniejsza od woli zwycięstwa. Sytuacja po­ w swym posłaniu kondolencyjnym, że duch Ten- wtórzyła się na Nunle (7135 !m): huraganowy, lo­ zinga, jego odwaga i jego zamiłowanie do przy­ dowaty wiatr znów przekreślił nadzieje na sukces. gody będą inspiracją dla nas wszystkich, a szcze­ Z tym większą więc determinacją ruszył na ko­ gólnie dla młodego pokolenia." lejną, trzecią w tym samym roku wyprawę. Zi­ Józef Nyka mowym wejściem na Api (7132 m) chciał przerwać serię niepowodzeń. I znów za przeciwnika miał złowieszczy zimowy wiatr. "W wigilię Bożego Na­ rodzenia wyruszył na swoją ostatnią wspinaczkę. Przed sobą miał jasno wytknięty cel: szczyt Api. Szedł przez podszczytowe pola wyprostowany, wpatrzony w wyzłocony zachodzącym słońcem wierzchołek. Malejąca coraz bardziej na śniegu sylwetka... W tę tragiczną noc Andrzej wspiął się na swój RAFAŁ CHOŁDA ostatni w życiu szczyt. Na zawsze pozostał w gó­ rach, które tak bardzo ukochał. „Przekrój" z 8 kwietnia 1984 r. zamieścił wybór jego listów z wy­ prawy. W jednym z ostatnich napisał: „...Każda pasja jest egoizmem, który nie liczy się z ni­ czyją troską. Moja wymaga od swoich wyznaw­ ców niekiedy ceny najwyższej, bo ceny życia." W dniu 25 października 1985 r„ w przeddzień Tadeusz Piotrowski planowanego ataku szczytowego na Lhotse, w cza­ sie powrotu do obozu VI spadł w przepaść Rafał Chołda, ponosząc śmierć na miejscu. Miał 28 lat, ukończył wydział metalurgii Politechniki Śląskiej, był członkiem KW w Katowicach. Taternictwo i alpinizm stanowiły cały jego świat. W r. 1979 ukończył kurs na Hali Gąsienicowej. Już w na­ stępnym sezonie był autorem jednego z ciekaw­ szych osiągnięć lata — nowego wariantu na filarze Kazalnic}'. Z sezonu na sezon doskonalił swe umiejętności, rosła lista przebytych dróg. Zimo­ we przejścia filara Ganku, drogi Łapińskiego na Galerii Gankowej, Gryczyńskiego na ścianie Kot­ ła Kazalnicy — to tylko niektóre z jego górskich przygód w Tatrach. W Dolomitach — Comici na Cima Grandę, w Alpach — directe americaine na Dru i filar Gervasuttiego na Mont Blanc du Tacul. W r. 1983 był już taternikiem zwyczajnym, kierował obozami w Alpach i Tatrach. Latem tego roku zdobył wierzchołek Tirdez Mir (7706 m — T. 1/84 s. 17). Marzył o wspinaniu w wielkich ścianach. Po południowej Lhotse miał nastąpić wyjazd w góry Patagonii — na Cerro Torre i W dniu 9 maja 1986 r. słynny „tygrys śniegów" Cerro Fitz Roy. zmarł w Dardżilingu w wyniku przewlekłego bron- chitu. „Jestem człowiekiem szczęśliwym — mawiał Śmierć Rafała była dla nas dotkliwym ciosem. o sobie. — Miałem marzenie a ono stało się rze­ Zawsze wesoły, pełen humoru, tylko o górach czywistością." Urodził się u stóp Makalu, zapew­ mówił poważnie, góry były bowiem tym, co wy­ ne w r. 1914, choć daty tej nie był pewien. Rów­ brał w życiu. Wielbiciel jazzu i Jimiego Moririsona, nież forma jego nazwiska budziła wątpliwości. posiadający dużą wiedzę muzyczną i historyczno¬ ,,Tenzing jest pisownią błędną — stwierdzał Pierre -literacką, był dla wielu z nas niepowtarzalnym Vittoz w r. 1956 — ale ozy można zmienić brzmie­ wzorem. Pozostanie na zawsze w naszej pamięci. nie nazwiska, które stało się już tak sławne?" W r. 1932 Tenżing uciekł z domu do Dardżilingu, Artur Hajzer skąd szły wówczas wyprawy w Himalaje. W la­ tach 1935, 1936, 1938, 1947, 1952 (8550 m na grani po­ łudniowej) 1 1952 jesienią szturmował Everest ja­ ko tragarz bądź sirdar, by wreszcie 29 maja 1953 r. stanąć ria nim wraz z Edmundem Hillarym jako pierwszy w ogóle zespół. „Trochę poniżej szczytu Hillary i ja przystanęliśmy i spojrzeliśmy w górę. Potem ruszyliśmy... Szliśmy powoli, spo­ kojnie. A potem byliśmy już tam. Hillary pierw­ szy postawił stopę na wierzchołku, ja stanąłem za nim." Działał też w innych górach — celami były szczyty w Kaszmirze, Pendżabie, Sikkimie, Tybecie, v/śród nich Nanga Parbat (1950) i Kang- PIOTR KAŁMUS chendzonga (1951). W r. 1951 z francuską wyprawą dokonał II wejścia na Nanda Devi East (7434) m) — polską drogą z r. 1939. Powiedział później, że nie Everest, lecz właśnie Nanda Devi East była najtrudniejszą wspinaczką jego życia. W s\ 1954 ukończył kurs instruktorski w Szwajcarii i pod­ jął pracę w nowo powstałym Instytucie Himalaiz­ mu w Dardżili.ng — jako szef wyszkolenia gór­ skiego. Pracował tam do r. 1976, później organi­ zował-i prowadził trekkingi. Długie lata przewodził Urodził się 1 maja 1955 r. w Krakowie, tu też Związkowi Szerpów-Alpinistów, działając na rzecz ukończył studia na Wydziale Mechanicznym Po­ zachowania kultury i surowego stylu życia Szer­ litechniki Krakowskiej. Z górami zetknął się po­ pów. Dużo podróżował po świecie, złożył wizytę przez Studenckie Koło Przewodników Górskich w Papieżowi, w r. 1963 uczestniczył w wejściu na Krakowie. W 1973 roku ukończył kurs skałkowy Elbrus w Kaukazie. Otrzymał liczne odznaczenia i szkołę taternictwa. Od tego czasu prowadził dzia­ — brytyjski Krzyż Jerzego, Gwiazdę Nepalu, Złoty łalność górską latem i zimą w Tatrach Polskich i Medal za Wybitne Osiągnięcia Sportowe ZSRR. na Słowacji, stopniowo poznawał góry świata: W r. 1955 ukazała się w Londynie jego autobio­ Riłę i Pirin w roku 1974, Alpy Bawarskie w 1976, grafia spisana przez Jamesa R. Ullmana, tłuma­ Bergeli w 1977, Alpy Francuskie w 1978, Pamir (z czona na wiele języków, w tym na polski („Czło­ wejściem na Pik Lenina) w 1979, Kaukaz Zachodni www.pza.org.pl 45 w 1980, Dolomity w 1984... Niejedno z jego wejść kowego, uczestniczył w pracach Komisji Sprzęto­ znaleźć można w kronikach sezonów „Taternika". wej PZA. Był jednym z założycieli KW w Ja­ Od r. 1976 jako instruktor szkolił zarówno w KW strzębiu Zdroju i jego wiceprezesem. Kraków jak i w COS PZA, brał również udział w Wiosną 1985 r. wyjechał do Pakistanu jako czło­ organizacji szkolenia taternickiego dla turystów nek wyprawy KW Kraków, mającej za cel zdo­ kwalifikowanych w Komisji Turystyki Górskiej bycie południowo-wschodniego filara Nanga Par­ PTTK i współpracował z Komisją Szkolenia PZA. bat. Podczas ataku szczytowego, 10 lipca 1985 r., Od 1977 r. był członkiem Grupy Beskidzkiej GOPR, zginął porwany przez lawinę. Pozostał na zawsze gdzie działał nie tylko jako ratownik i instruktor u stóp Góry, którą tak bardzo pragnął zdobyć. narciarstwa, lecz również na polu organizacyjnym, Nam pozostało wspomnienie uśmiechu znad strun m.in. biorąc udział w pracach nad przygotowaniem gitary przy wspólnym ognisku... Pamiętasz?... tekstów Ustawy o kulturze fizycznej. Interesował się sprawami bezpieczeństwa i sprzętu wspinacz­ Przyjaciele

Kochane zdrowie

przejście klasyczne) umożliwiło mu pokonanie kluczowego odcinka. Historia Hugha jest inspira­ cją nie tylko dla niepełnosprawnych. Pokazuje ona, że siłą woli i przez wykorzystanie rezerw du­ chowych i fizycznych tkwiących w organizmie można pokonać każdą przeszkodę.

8000 M - STREFA ŚMIERCI Tragedia Andrzeja Czoka, jednego z najbardziej uzdolnionych i doświadczonych himalaistów świa­ ta, jest ostrzeżeniem dla wszystkich szturmują­ cych wysokie góry, płynie z niej bowiem wnio­ sek, iż inawet długa praktyka ośmiotysięczna nie zabezpiecza przed zabójczym atakiem choroby górskiej. Podobny przykład stanowi śmierć na sto­ kach tejże Kangchendzongi wybitnego himalaisty amerykańskiego, Chrisa Chandlera, który równo rok wcześniej zmarł w wyniku ostrego obrzęku płuc na wysokości 7500 m (w nocy z 15 na 16 stycznia 1985 r.). Nierzadkie są też przypadki za­ chorowań wśród bardzo doświadczonych wspina­ czy wysokościowych, uratowanych dzięki szybkiej pomocy, bądź też łagodniejszym formom choroby. Tak np. wiosną 1983 r. na zachodniej grani Eve¬ restu na wysokości 8000 m zapadł na chorobę gór­ ską John Roskelley, którego ściągnął i zniósł w dół jego partner, Kim Momb. „Gdyby nie jego szybka decyzja, Roskelley straciłby niechybnie ży­ cie" — napisano w sprawozdaniu. W grudniu ze­ szłego roku z drogi na Cho Oyu atak choroby górskiej cofnął Rogera Marshalla, również wyso­ kościowca z niemałą praktyką. Zima jest nota bene okresem bardziej niebezpiecznym niż inne sezony, gdyż — jak stwierdzono — ciśnienie atmo­ sferyczne jest wówczas dodatkowo obniżone (z minimum w styczniu). Przy obrzękach płuc lub mózgu choroba postę­ puje bardzo szybko — zarówno Chandler jak i Czok zmarli w ok. 24 godziny od wystąpienia pierwszych objawów. O życiu decyduje więc szybkość akcji ratunkowej, z której podjęciem nie wolno zwlekać ani chwili. Oto jeszcze jedno zda­ Fot. Tony Herr rzenie z Kangchendzongi: Jesienią zeszłego roku silny zespół amerykański (m.ln. Kim Momb i John Roskelley) wspinał się północną ścianą. Przy CONSUMED BY CLIMBING drugim ataku szczytowym, w obozie III (7400 m) Gregg Gronu zbudził się w nocy z bólem głowy, W amerykańskim dwumiesięczniku „Climbing" dreszczami i innymi objawami obrzęku płuc. (kwiecień 1986) ukazał się artykuł poświęcony syl­ Równo z brzaskiem, jego partner, Laurie Skres- wetce Hugha Herra !— pięć lat temu jednego z let, zacząć śpieszną ewakuację, w czym z obozu najlepszych i najbardziej obiecujących wspinaczy II przyszli mu 'z pomocą Momb i Roskelley. Pod Ameryki. Mając 13 lat chodził on na drogi 5.11, koniec dnia wszyscy byli w bazie, gdzie Gronu a w wieku lat 15 prowadził w trudnościach 5.12 po paru dniach wyzdrowiał. „Jest to dobry przy­ (UIAA IX). Niestety, w marcu 1982 r. odmroził kład zapobieżenia tragedii przez szybką i zdecy­ się ciężko w White Mountamis i w wyniku ampu­ dowaną akcję, prowadzoną przez świetny zespół tacji stracił obie nogi. Lekarze powątpiewali, czy wspinaczy" — czytamy w komentarzach praso­ w ogóle dobrze opanuje chodzenie. Ale Hugh, wych. Decydujące znaczenie może mieć wyposaże­ kiedyś „totally consumed by climbing", nie dał nie górnych obozów w butle z tlenem. Uwzględ­ za wygraną. Obdarzony silną wolą i uzbrojony niając uwagi Andrzeja Machnika na ten temat w protezy, zaczął intensywny trening górski i (s. 14) stwierdzić trzeba, iż pilnym zadaniem dla dziś znów robi drogi klasy 5.12, w tym także Komisji Bezpieczeństwa UIAA winno być wszczę­ pierwsze przejścia. Wypracował sobie nawet pew­ cie prac nad nowym konceptem transportu tlenu ne techniczne przewagi nad konkurentami. W pro­ lekarskiego — może w lżejszych ładunkach lub tezach zmienia stopy w zależności od formacji (co już zasygnalizowano) w postaci osobnych przeważających na ścianie, może nawet zmieniać składników, w razie potrzeby łączonych na miej­ swój wzrost — w granicach metra! (— co na dro­ scu. dze „Stage Fright" na Cathedral Ledge (pierwsze Józef Nj/fsa 46 www.pza.org.pl Notatnik

200 LAT ALPINIZMU

W notatce pod tym tytułem, zamieszczonej w „Spacerkiem po skale" („Gościniec" 4/1986), przy­ pomnieliśmy okoliczności pierwszego wejścia na Mont Blanc w dniu 8 sierpnia 1786, uznanego za moment narodzin sportu wysokogórskiego. Alpy Francuskie przygotowują się z rozmachem do obchodów 200-leeia tego wydarzenia. Przewidziane są wystawy i konkursy, poczta wypuściła już oko­ licznościowy znaczek, nakręcono kilka filmów. „La Montagne" i włoska „Alp" wydały specjalne nume­ ry, nakładem wydawnictwa Glenat ukazało się dzieło „Le Mont Blanc dans la girayure ancienne". Uroczystą oprawę otrzymają w Chamionix Święto Przewodników (15 sierpnia) oraz Międzynarodowy Zlot Alpinistek z 35 krajów (7—20 lipca), połączo­ ny z przeglądem zespołów ludowych. Główne uroczystości odbędą się 8 sierpnia, a ich „gwoź­ dziem" będzie prowadzone przez Rogera Frison- -Roehe'a widowisko „światło i dźwięk", będące odtworzeniem historycznej wyprawy dra Pacearda i Bałmata. Gospodarze spodziewają się przyjazdu na tę imprezę 100 000 gości! Osobne uroczystości odbędą się w Courmayeur, choć "Włosi swoją „noir- male" otworzyli dopiero 1 sierpnia 1890 r. (uczest­ nikiem pionierskiego wejścia był fes. Achille Ratti, późniejszy papież Pius XI). Koordynacją imprez jubileuszowych zajmuje się francusko-włosko- -szwajcarski komitet organizacyjny. Kiedy w maju bawiliśmy w Chamonix żyło ono przygotowania­ mi, których widomym znakiem był przechodzący PAJĄKI LODOWE renowację, opleciony rusztowaniem pomnik Bał­ mata i De Saussure'a. Wspinaczka na lodospadach staje się w krajach alpejskich coraz to popularniejsza, a tereny do Józef Nyka jej uprawiania odkrywane są nawet na obszarach lasów. Od 3 do 7 lutego Oesterreichiseher Alpen- verein urządził w swym centrum szkoleniowym w Wysokich Taurach międzynarodowe spotkanie lo- DOKĄD ZMIERZA ALPINIZM? dołazów. w którym udział wzięli m.in. Douglas Scott, Michel Piola, Robert Schauer, Daniel H. Jubileusz stulecia Club Alpin Suisse w kantonie Anker oraz Pierre-Alain Steiner. Wspólnym wspi­ Ticino (Tessin) uczczono dwudniową konferencją naczkom towarzyszyły dyskusje, eksperymenty gwiazd alpinizmu ostatniego półwiecza — tym ra­ techniczne i projekcje filmowe. Uczestnicy stwier­ zem bez udziału Reinholda Messnera. W najwięk­ dzili, iż pod względem techniki nie ma istotnych szej sali miasta Lugano 21 marca 1986 wystąpił z różnic między poszczególnymi ośrodkami europej­ prelekcją Bonington, po czym wyświetlono kilka skimi, jedynie Szkoci i Anglicy stosują odmienne filmów pokazujących wyczyny Profita. Następnego metody i — reguły, jak np. tę, że przeloty wolno dnia odbyła się transmitowana na żywo przez ra­ zakładać tylko z „wolnej stopy", bez wieszania dio i tv dyskusja trzech generacji, zatytułowana się w przyrządach. Ustalono, że stanowiska nale­ „Dokąd zmierza alpinizm?" Pod sprawną batutą ży tworzyć z 2 śrub osadzonych co najmniej Sylvii Buscaini dyskutowali Christophe Profit, Pa­ 50 cm jedna nad drugą i połączonych pętlą. Śruby trick Edlinger i Jerzy Kukuczka jako przedstawi­ z uchami przyspawanymi winno się wkręcać ciele „młodych" (roczniki 1948—61). Chris Bonington, uchem do góry. Podczas oclepleń niebezpieczne Kurt Diemberger, Allen Steck i Renć Desmaison jest atakowanie partii pionowych, które mogą jako pokolenie średnie (roczniki 1926—34) wreszcie oderwać się od podłoża i runąć wraz z wspina­ Raymond Lambert i Riccardo Cassin w roli sta­ czem. Zastanawiano się nad skalą trudności, za rej gwardii (roczniki 1909—14). Żywa 4-godzinna podstawę biorąc skalę szkocką: dysputa nie przyniosła jednoznacznej odpowiedzi na pytanie postawione w tytule, wykazała jednak I — stok lodowo-śnieżny 45°. dowodnie, jak wielka przepaść — sportowa i ideo­ II — jak wyżej + 5 m 60°. logiczna — dzieli obie starsze generacje od „mło­ III — 45 im 60° + 10 m 70° -j- 2 m 90°. dych". W centrum uwagi znajdował się Jerzy Ku­ IV — 45 m 70° + 15 m 80° -f- 5 m 90°. kuczka — „II polacco chś pue superare Messner" V —i 45 m 80° + 20—30 m 90°. (Polak, który może pokonać Messnera), jak głosił VI — 45 m 90". duży tytuł gazety „Corriere". Na zdjęciu: Kukucz­ ka, Bonington i Diemberger — „tre grandi spec- Systematyczne szkolenie w technice lodospadowej ialisti delPHimalaya" („Alp" 6/1986). zapoczątkował w r.. 1984 Club Alpin Suisse, obec­ nie idą tw jego ślady i inne towarzystwa. Z Ru- doltshiitte na wspinaczki chodzono nad jezioro, gdzie drogi mają przeszło 200 m wysokości i trud­ ności do V—VI stopnia w skali szkockiej (jak np. Die Glaserne Madonna, 220 m 70—90°). (jn)

SPROSTOWANIE W fazie podpisywania do druku poprzedniego numeru (2/85) na s. 8Ł przy artykule Andrzeja Ci­ szewskiego „Nowe jaskinie w Austrii" znalazł się omyłkowo podpis Anny Teresy Pietraszek. Prze­ praszamy Autora, a także Anię — jak to aseku­ racji nie wolno wypuścić z ręki do samego końcą drogi! W tymże numerze autorem dolnego zdję­ cia na s. 72 jest Marian Jargiło. www.pza.org.pl 47 TATERNIK NR 1 1(260) 1986

SUMMARY ORGAN POLSKIEGO ZWIĄZKU ALPINIZMU POŚWIĘCONY SPRAWOM TATERNICTWA, ALPINIZMU I SPELEOLOGII Editorial: Polish Scenę 1986 (J. Nyka) 1 Polish Alpinism in the Light of the New Law Redaktor: Józef Nyka, ul. Klaudyny 12 m. 79, Regulation (W, Lachiewicz) 2 01-684 Warszawa. Tel. 330-775. Trento Film Festival (W. Swieżyński) ... 6 Eight on the Gangapurna (W. Masłowski) . 8 Adres Redakcji: Himalchuli North — Second or First Ascent? Młodzieżowa Agencja Wydawnicza - (W. Panejko) io ul. Stanów Zjednoczonych 53 New Route on Cho Oyu, 1986 (A. Osika) . 11 04-028 Warszawa First Winter Ascent of the Kangchenjunga p. 227 (II piętro); (A. Machnik) 12 Tel. 13-20-40 do 49 w. 318 lub 297 To the Summit (K. Wielicki) ..... 14 tei. bezpośredni 13-02-43. Andrzej Czok 1948—1986 (A. Bilczewski, J. Nyka) 15 Winter 1985—86 in the Himalaya and the Pamir Adres Polskiego Związku Alpinizmu: (J. Nyka) 17 Aconcagua South Face — Third Female Ascent 00-010 Warszawa, ul. Sienkiewicza 12 p. 444 (W. Rutkiewicz) 19 Tei. 26-69-56 New Route on Huascaran — Polish-Czecłi Expedition (E. Szczęśniak, E. Pankieioicz) 20,21 Winter Climbs in the Caucasus, 1986 (J. Wolf) 23 CENA NUMERU ZŁ 80 Stanisław Motyka 1906—1941 (R.W. Schramm) 24 Polish Winter Climbs in the Tatras (Z.J. Wir­ PRENUMERATA: ski, K. Łoziński) 28, 30 Style or Difficulty? (H. Sigrist) .... 33 Instytucje t zakłady pracy zlokalizowane w mias­ New 1000 Meter Cave in Austria (J. Woćko) 35 tach wojewódzkich bądź tych, w których znajdują Whafs New in the Tatras? — 37; New Routes się oddziały RSW „Prasa-Książka-Ruch", zamawia­ in the Tatras — 38; Free Climbing — 39; Climbs ją prenumeratę w tych oddziałach. Instytucje i in other Mountains — 41; Bxpeditions — 42; Or- zakłady pracy mieszczące się w miejscowościach, ganization — 43; In Memoriam — 44; Medicine gdzie nie ma oddziałów RSW „Prasa-Książka- — 46; Alpine Notices — 47; Reviews — backcoyer; Ruch", opłacają prenumeratę w urzędach poczto­ Eąuipment — backcover. wych i u doręczycieli.

Prenumeratorzy indywidualni zamieszkali w mias­ tach — siedzibach oddziałów RSW „Prasa-Książka- INHALT Ruch", opłacają prenumeratę w urzędach poczto­ wych (przy użyciu „blankietu wpłaty") na rachu­ Polnisches Bergsteigen 1986 (J. Nyka) . . .1 nek bankowy: Centrali Kolportażu Prasy i Wy­ dawnictw w Warszawie ul. Towarowa 28, nr konta Bergsteigen Und die neue Rechtsordnung (IV. NBP XV Oddział w Warszawie nr 1153-201045-139-11. Lachiewicz) ; 2 Prenumeratorzy indywidualni zamieszkali na wsi Bergfiłmfestival in Trient (W. Swieżyński) . 6 1 w miejscowościach, gdzie nie ma oddziałów RSW „Prasa-Książka-Ruch", opłacają prenumeratę w Acht Mann auf Gangapurna (W. Masłowski) 8 urzędach pocztowych bądź u doręczycieli. Himalchuli North — Erst- oder Zweitbes- teigung? (W. Panejko) 10 Prenumeratę ze zleceniem wysyłki za granicę Neue Route am Cho Oyu (A. Osika) . . 11 przyjmuje RSW „Prasa-Książka-Ruch", Centrala Kangchendzonga erstmals im Winter (A. Mach­ Kolportażu Prasy i Wydawnictw, ul. Towarowa 28, nik, K. Wielicki) 12, 14 00-958 Warszawa, konto NBP XV Oddział w War­ szawie nr 1153-201045-139-11. Prenumerata ze zlece­ Andrzej Czok 1948—1986 (A. Bilczewski, J. Nyka) 15 niem wysyłki za granicę pocztą zwykłą jest droż­ Winter 1985—86 im Himalaya und im Pamir sza od prenumeraty krajowej o 50% dla zlecenio­ (J. Nyka) 17 dawców indywidualnych 1 o 100% dla instytucji Aconcagua-Siidwand — eine Damenbegehung 1 zakładów pracy. (W. Rutkiewicz) 19 Neue Route am Huascaran — Polnisch-Tsche- chische Damenexpedition (E. Szczęśniak, E. Panejko-Pankiewiez) 20, 21 Kaukasus im Winter 1986 (J. Wołf) .... 23 Stanisław Motyka 1906—1941. Einer der eriolg- reichsten Tatrabergsteiger. (R.W. Schramm) 24 Die polnische Wintersaison in der Tatra (J.Z. WYDAWCA: Wirski, K. Łoziński) 28, 30 RSW „Prasa-Książka-Ruch" Młodzieżowa Agencja Wy­ Stiel oder Schwierigkelt? (H. Sigrist) . . 33 dawnicza, 04-028 Warszawa, ul. Stanów Zjednoczonych 53. 1000 m in oder Meanderhóhle (J. Woćko) .: 35 Telefony: Dyrektor 10-41-22, Dział Produkcji Prasowej Neues aus der Tatra — 37; Neue Routen in der 10-66-21. Biuro Reklam i Ogłoszeń, 00-679 Warszawa, Tatra — 38; Das Sportklettern — 39; Klettereien ul. Wilcza 62. Telefon 28-07-32. und Bergfahrten — 41; Expeditionen — 42; Aus dem Organisationsleben — 43; Nekrologe — 44; Liebe Gesundheit — 46; Verschiedenes — 47; Buch- Druk: PZG RSW „Prasa-Książka-Ruch", 00-375 Warszawa, besprechungen und Bergausriistung — auf dem ul. Smolna 10//12. Zam. 307. P-70. Umschlag. 43 www.pza.org.pl ecenzje

Witold H. Paryski: Tatry Wyso­ kie. Przewodnik taternicki. Część XXIV, Czerwona Turnia — Prze­ łęcz pod Kopą. Wydawnictwo „Sport i Turystyka", Warszawa 1984, S. 278. Pierwszy tom „Tatr Wysokich" ukazał się w r. 1951 — ostatni, 24 z kolei, otrzymaliśmy do rąk w początku r. 1985. W sumie 35 TATR V lat działań wydawniczych i ok. 40 lat pracy autorskiej, nie licząc wcześniejszych przygotowań i gro­ madzenia źródeł. Tak wielkie rozciągnięcie pracy w czasie spra­ WYSOKIE wiło, że przewodnik jest tym peł­ niejszy, im bardziej zbliża się ku wschodnim rubieżom Tatr. W la­ tach 1951—54, kiedy ukazywały się tomiki obejmujące część polska, na ścianach była zaledwie 1/4 obecnego stanu dróg (no. na Ka­ tropologiczną mieszkańca Andów, W teksty w różnych fazach wiele zalnicy 2 przy ok. 20 dzisiaj). choroby, medycynę ludową, alko­ pracy włożyli Janusz Kurczab i Również szczegółowość opisów te­ holizm oraz problemy medyczne Andrzej Zawada. Mimo starań zes­ renu była mniejsza, a autor po­ związane z migracją w doliny. połu redakcyjnego i wydawnictwa, wściągliwiej korzystał z przywi­ Książkę ilustrują fotogramy wy­ książka ukazała się obarczona nie­ leju nadawania nazw różnym jego konane przez autora podczas po­ dostatkami, z których najpoważ­ częściom. Wszystkie razem tomy bytów naukowych w krajach an­ niejszym jest brak indeksu. Zdję­ obejmują 4500 stron druku i za­ dyjskich. Z przedmowy wydawcy, cia czarno-białe wypadły dobrze, wierają opisy 3941 dróg wspinacz­ Luisa Oporto Ordoneza wynika, że natomiast poziom kolorowych jest kowych oraz 375 dróg dojazdo­ jest to książka pasjonująca nie żenujący, nie udały się też dru­ wych i dojściowych, ilustrowane tylko czytelnika zainteresowanego karni mapki i rysunki Jerzego zaś są ok. !800 planikami, mapka­ kulturą andyjską, lecz również Wali. Najważniejsze jednak, że mi, szkicami ścian i schematami specjalistów różnych dziedzin. Re­ książka w ogóle ujrzała światło dróg. prezentuje ona nową dyscyplinę dzienne i że mogliśmy wstawić — medycynę antropologiczną. na półki tak potrzeby zarys his­ Cała ta ogromna: robota zosta­ Warto zwrócić uwagę, że „An­ torii polskiego alpinizmu za lata ła wykonana przez jednego czło­ dy i medycyna", to pierwsza 1818—1980. I za to należą się Wy­ wieka — niezrównanego znawcę książka polskiego autora wydana dawnictwu „Wiedza Powszechna" topografii Tatr, ale i obdarzonego w Boliwii, najbardziej indiańskim słowa gorącego podziękowania. geniuszem interpretatora zdjęć, kraju Ameryki Południowej. Do planów i opisów, któremu bez Polski dotarło jedynie 15 egzem­ Józef Nyka większych błędów udaje się dopa­ plarzy autorskich. Po jednym o¬ sować mgliste relacje taternickie trzymały Biblioteka Jagiellońska, do realnej rzeźby ścian. Całą se­ Główna Biblioteka Lekarska w rię wydało jedno i to samo wy­ Warszawie, Biblioteka Główna AM The American Alpine Journal, dawnictwo, a wydrukował je je­ 1986. Tom 60 (28). Organ Ame­ den zakład — Drukarnia Narodo­ w Krakowie oraz krakowska Cen­ rican Alpine Club. Redaktor: H. wa w Krakowie. Jeśli dodamy, że tralna Biblioteka Górska. Czy mo­ Adams Carter. S. 350; 85 ilustra­ okładki do wszystkich tomów za­ żemy liczyć na polskie wydanie cji. projektowała ta sama graficzka, tej książki? Józef Nyka W początku lata ukazał sie ko­ otrzymamy przykład ciągłości edy­ lejny tom — 60 już — oczekiwa­ torskiej zgoła niezwykły, jak na nego przez alpinistów amerykań­ nasze niestabilne czasy. Pisałem skiego rocznika. Otwierają go dwa już na innym miejscu, że „Tatra­ Kazimierz Saysse-Tobiczyk z sprawozdania polskie: Wojciecha mi Wysokimi" Witold H. Paryski zespołem: V/ górach wysokich — Kurtyki z zachodniej ściany Ga- wystawił pomnik nie tylko sobie, kompendium polskich wypraw wy­ sherbruma IV oraz Andrzeja Za­ ale i całej swojej taternickiej sokogórskich. Wydawnictwo „Wie­ wady z zimowego wejścia ńa Cho generacji, z której ducha i sto­ dza Powszechna", Warszawa 1985 ; Oyu. Trzeba przyznać, że osiąg­ sunku do Tatr dzieło to wyro­ s. 227 + 370 ilustracji na wkład­ nięcia sportowe obu tych wypraw sło. Nas nie byłoby stać na pracę kach. Cena zł 820. kwalifikują artykuły do zamiesz­ w tej skali. czenia ich na początku tomu. Na Mają książki swoje losy, ta zaś stu stronach omówionych jest Józef Nyka miała koleje szczególnie złożone. wiele jeszcze wybitnych sukcesów Jej koncepcja ulegała zmianom, górskich, głównie dokonywanych wycofywali się autorzy, główny na obszarze Ameryki. Do naj­ Zdzisław Ryn: Los Andes y la twórca, dr Kazimierz Saysse-Tobi­ ciekawszych należy artykuł Ro­ Medicina. Instituto Boliviano de czyk, odumarł ją, gdy była pli­ berta Batesa o pierwszym wejściu Cultura; Instituto Nacional de kiem różnie zaawansowanych ma­ na TJlugh Muztagh (6987 m), któ­ Antropologia, Centro de Informa- szynopisów. Pół roku wcześniej rego wysokość okazała się znacz­ ción y Documentación. La Paz zmarła red. Deoniza Tomaszew- nie niższa, niż dotąd podawano 1981; s. 122. ska-Zarembina, opiekunka i pro­ (7724 ni). Kolejne 200 stron, to tektorka z ramienia Wydawnict­ krótkie standardowe relacje z gór „Andy i medycyna" — pod ta­ wa zarówno tej pozycji, jak i całego świata z roku 1985, lecz z kim tytułem Boliwijski Instytut wcześniej całej serii „W skałach i włączeniem ostatniej zimy (m.in. Kultury z Instytutem Antropologii lodach świata". Rozdziały trzeba polskiej Kangchendzongi). Ta w La Paz (Boliwia) wydały książ­ było porządkować i dopisywać no­ część AAJ stanowi od lat ważne kę krakowskiego psychiatry i al­ we, gdyż życie górskie nie stało źródło wiedzy dla kronikarzy wy­ pinisty, doc. Zdzisława Ryna. Jest sokogórskich. Rocznik jest bez w miejscu. Przed śmiercią dr To- wątpienia najlepszą periodyczną to studium antropologiczne, oma­ biczyk przekazał całe swoje zbio­ publikacją górską dotyczącą gór wiające jednak w sposób inter­ ry Muzeum Tatrzańskiemu, szatę świata, a jego wysoki poziom jest dyscyplinarny stałych mieszkań­ ilustracyjną książki trzeba było wyłączną zasługą Adamsa Carte­ ców Andów — Indian Keczua i Aj- więc improwizować: 90"/o zdjęć ra, nota bene członka honorowe­ mara. W ośmiu rozdziałach au­ czarnobiałych dobrali z własnych go PZA. tor omawia kolejno: sanktuaria archiwów Zbigniew Kowalewski andyjskie, chorobę górską zwaną (Himalaje i Karakorum) oraz ni­ w Andach soroche, sylwetkę an- żej podpisany (pozostałe tematy). Zbigniew Kowalewski

www.pza.org.pl CENA ZŁ 80 PL ISSN 0137-8155

„BEZALIN" TATERNIKOM Na zebraniu w dniu 3 czerwca 1935 r. Za:v;jd PZA obejrzał pierwsze egzemplarze nowej liny, której produkcję rozpoczął ..Bczalin". Jest to li­ na do asekuracji dynamicznej, 48-splotowa o prze­ kroju 8,5 mm, z koszulką w nowoczesnych dese­ niach czerwonym i niebieskim. Deklarowana przez fabrykę wytrzymałość żyły wynosi 1800 kg. 85-me- trowy odcinek waży 4,7 kg. Użyte włókno (pro­ dukcji krajowej) ma zapewniać mniejsze nasiąka­ nie liny wodą (po namoczeniu i obcieknlęciu od­ cinek waży ok. 7 kg). Kilka lin przechodzi aktual­ nie praktyczne próby w Tatrach — w dalszej perspektywie przewidywane jest uzyskanie atestu UIAA. Liny będą na razie rozprowadzane za po­ średnictwem PZA — przewidywana cena szt'.xki (85—100 m): ok. 18 000 zł (bez narzutu handlo­ wego). „Bezalin" planuje zakup 3 nowoczesnych maszyn, w przygotowaniu są też liny innych t»- pów (m.in. asekuracyjna, speleologiczna), a także różnego rodzaju taśmy. Jak wynikło z moich roz­ mów z dyrektorem fabryki, p. Bogdanem Gilem, oraz konstruktorem, p. Józefem Zemczakiem, w przeciągu roku problem ogólnie dostępnej polskiej liny wspinaczkowej powinien zostać pozytywnie rozwiązany.

Janusz Bednarek UWAGA, JADĘ!

Angielski miesięcznik „Climber" zamieścił w nu­ merze 5/1986 artykuł omawiający różne rodzaje przyrządów do zjazdu. Za najpraktyczniejszą me­ todą bez specjalnego wyposażenia uważa autor — Noel Williams — półwyblinkę (,.węzeł włoski") z karabinkiem, jak nam się wydaje, niezbyt jednak ,,przyjazną" dła liny. Z przyrządów najpopular­ niejsze pozostają ósemki — niemal każdy produ­ cent wyposażenia oferuje tu własne modele. Drob­ ną lecz istotną ionowaicję wprowadził Camp — jest nią małe uszko z boku, które pozwala uwią­ zać ósemkę na sznurku, chroniąc ją od zgubie­ nia, co zdarza się często przy seriach zjazdów. Autor z uznaniem wypowiada się o ósemce Sa- lewy (Alpinbremse), stanowiącej dość znaczną mo­ dyfikację w porównaniu z modelem oryginalnym. Pracuje o>na w połączeniu z karabinkiem i eli­ minuje 'usterki ósemki klasycznej, jest przy tym mała lekka i — tania (3 funty). Można jej też używać do asekurowania partnera (tu jednak nie wydaje się lepsza od ósemki tradycyjnej — Red.). Wartą odnotowania nowość stanowi dość skompli­ kowany przyrząd ,,AUp" firmy Troll (nazwa od nazwdsika konstruktora, Dave Allporta), z pomocą pokrętła pozwalający precyzyjnie regulować szyb­ kość zjazdu, co może być ważne w ratownictwie, przy pracach filmowych, a także przy obróbce dróg skałkowych. ,,Allp" działa tylko na linie pojedynczej 10—15 mm, której zapewnia maksi­ mum żywotności, jest jednak dość duży i drogi (20 funtów). Z wielką ostrożnością należy stoso­ wać do zjazdów wszelkie płytki i ,,guziki" prze­ znaczone do asekuracji, jak np. płytka Stichta. Przy dłuższym lub nieco szybszym zjeździe pro­ wadzą o:ne do wywiązywania się niebezpiecznych temperatur, ,a wiadomo, że np. nylon topi się już przy 250° C.

Mimo wprowadzenia szeregu przemyślnych udo­ godnień, zjazd na linie nadal wiąże się z wyso­ kim ryzykiem. Autor radzi pamiętać o kilku mo­ mentach — gdyby ich przestrzegano dawniej, pi­ sze, wiele istnień' ludzkich zostałoby ocalonych:

•fr Wyszukaj pewne i dogodne stanowisko; TV sprawdź wszystkie zapięcia uprzęży; zakręć karabinek; upewnij się, że ani odzież, ani włosy nie wplątają się w linę. i? nie dopuść do tego, by zjazd wymknął się spod twojej kontroli. Zdjęcie przedstawia w górnym rzędzie 4 modele ósemek (DMM ,,Anka" i „Standard", Camp oraz Viking Large), zaś w polu środkowym — ósemkę z prawidłowym przelotem liny i przykładem, co może się stać (np. przy forsowaniu przewieszki), gdy lina zostanie przełożona odwrotnie. W lewym dolnym rogu ósemka Salewy (Alpinbremse), w prawym — „guzik" DMM. (jn) www.pza.org.pl