Show Publication Content!
Total Page:16
File Type:pdf, Size:1020Kb
PAMIĘTNIKI SEWERYNA BUKARA z rękopismu po raz pierwszy ogłoszone. DREZNO. DRUKIEM I NAKŁADEM J. I. KRASZEWSKIEGO. 1871. 1000174150 0 (JAtCS V łubłjn Tych kilkanaście lat pamiętni ej szych młodośći mojej, Wspomnienia starego człowieka w upominku dla synów przekazuję. Jours heureux, teins lointain, mais jamais oublié. Où tout ce dont le charme intéresse à la vie. Egayait mes destins ignorés de l'envie. (Marie Joseph Chenier.)., Zaczęto d. 28. Czerwca 1845 r. Od lat kilku już ciągłe od was, kochani syno wie, żądania odbierając, abym napisał pamiętniki moje, zawsze wymawiałem się od tego, z pobudek następu jących. Naprzód, iż, podług mnie, ten tylko powinien zajmować się tego rodzaju opisami, kto, czyli sam bez pośrednio, czy też wpływając do czynności znakomi tych w kraju ludzi, dał się zaszczytnie poznać i do konywał rzeczy wartych pamięci. Powtóre : iż doszedł szy już późnego wieku, nie dałem sobie nigdy pracy notowania okoliczności i spraw, których świadkiem by łem, lub do których wpływałem. Trudno więc przy chodzi pozbierać w myśli kilkadziesiąt-letnie fakta. Lecz tłumaczenia moje nie zdołały zaspokoić was, i mocno upieracie się i naglicie na mnie o te niesz częśliwe pamiętniki. — To mi właśnie przypomniało, com wyczytał w opisie jakiegoś podróżującego: że w Chinach ludzie, którzy szukają wsparcia pieniężnego, mają zawsze w kieszeni instrumencik dęty — rodzaj piszczałek, który wrzaskliwy i przerażający głos wy- VIII daje. Postrzegłszy więc w swojéj drodze człowieka, którego powierzchowność obiecuje im zyskowną dona- tywę, zbliżają się do niego, idą za nim krok w krok i dmą w swój instrumencik tak silnie i tak długo, że rad nie rad, dla spokojności swojéj, obdarzyć ich musi. Pomimo tego jednak, oświadczyłem ci, kochany synu, w czasie ostatnich nawiedzin twoich, że ani myślę nic takiego pisać, coby formę pamiętników miało i że jedno, co dogadzając żądaniom waszym i kilku osób, przez usta wasze domagających się, uczynić mogę, jest, że w sposobie objaśnień odpowiem na zapytania, jakie będzie się zdawało zrobić mi, jeżeli to się komu na co przyda. Napisałeś mi więc kilka punktów, na które tu odpowiadam. I. Dom rodziców moich. W dziecinnym prawie wieku, bo tylko rozpoczą łem dziesiąty rok życia, ojciec mój, wyjednawszy so bie u króla Stanisława Augusta umieszczenie dwóch synów w szkole rycerskiej, v roku 1783 odwiózł mnie i brata mego starszego Józefa do Warszawy. Tak młodo więc opuszczając dom rodzicielski na' lat kilka, mało mogę szczegółów zająć pamięcią. Wszakże ile przypominam sobie, dom rodziców moich był jednym z tych, w których gościnność największa panowała—- przymiot właściwy wszystkim prawie rodzinom pol skim. — Osobiste znaczenie ojca, dar szczególny obojga rodziców w przyjmowaniu gości i ugaszczaniu ich, sprawiały ciągły napływ onych. Dziwić się nieraz musiałem rozmyślając później, gdzie i jak się to wszystko mieściło w szczupłym domu, jaki rodzice moi zastali kupiwszy Januszpol; gdyż nowe mieszka nie. urządzone do wygodnego przyjęcia gości, dopiero w lat kilka , po wyjeździe moim do Warszawy, sta- J. I. Krasgewskiego, Bibljoteka. V. 1 2 nęło. Słyszałem tylko : iż kiedy ojciec, bawiąc w War szawie dla interesów, napisał raz z tego miejsca do mojej matki, z zawiadomieniem, aby się przygotowała na przyjęcie gości z Korony, jako to: marszałka w. litewskiego Gurowskiego z żoną, Ksawerego Działyń- skiego z żoną, i jeszcze kilku osób, którzy oświadczyli się z chęcią zjechania na dzień święta mojej matki (na św. Konstancją), musiala aż kazać wyjąć ścianę jednę wewnętrzną, aby zrobić salę do zastawienia stołu na kilkadziesiąt osób. Mimo to wszystko jednak bawiono się ochoczo i huczno przez dni kilka. Bo też w owych czasach, nie tyle wyrafinowane były ma niery i zabawy. Kuchnia wyborna, wina takież, ka pela jak wówczas zwano, a dziś orkiestra, przy uprzej mości gospodarstwa, wystarczały dla uprzyjemnienia pobytu gościom. Miał ńiój ojciec komisarza; bo oprócz klucza Ja- nuszpolskiego, trzymając jeszcze wsie przez posessją w Smielańszczyźnie, i mając pod Żytomierzem wioskę Krosznę, a sam ciągle usługą publiczną zajęty będąc, potrzebował mieć człowieka, któryby wszędzie objeżdżał i rozporządzał. Był marszałek dworu, koniuszy a ra zem berejter i weterynarz, gdyż stado było piękne i dość liczne. * Była orkiestra ze dwunastu ludzi złożona oprócz kapelmajstra, którą, po zajęciu kraju przez wojska rosyjskie w 1792, mój ojciec rozpuścił. Ułanów dwunastu ze szlachty; ci wszyscy byli uzbro- *uZob. przyp. 1. 3 jeńi w karabinki i pałasze i umundurowani. Tych oj ciec mój 1792 r. rozpuścił, a całą broń i moderunek wojskowy odesłał do obozu, w marszu wtedy będą cego, do mnie, i ja w imieniu ojca, na potrzebę kraju ofiarowałem to, który jak wiadomo, bez zapasów byt. Oprócz tego, był kapelan, metrowie, etc. — Jedném słowem, zarywało to na dom magnacki au petit pied ; jak la Contemporaine, w pamiętnikach swoich, opisu jąc pobyt Napoleona na wyspie Elbie, powiedziała: c'é'tuit un royaume .à petit format. Po domie Stemp- kowskiego wojewody kijowskiego, można powiedzieć że najhuczniejszy był w okolicach mil kilku na okrąg, dom rodziców moich. Ponieważ wtenczas wszędzie tu w kraju Unja była, więc w uroczyste święta, zawsze cały dom nasz, słuchał mszy św., już nie w kaplicy, lecz w cerkwi, a kapela na chórze przygrywała śpie wakom. Prócz przyjeżdżających i coraz odmieniających się figur jak w cieniach chińskich, były jeszcze osoby ciągle bawiące w Januszpolu, jako to: Duklan Ochocki, czło wiek bardzo miły w towarzystwie, dla dowcipu swego i wesołego humoru; lubiony od ojca mego, niekiedy nawet obligowany był do zajęcia się interesem jakim, i towarzyszył ojcu mojemu w podróżach do Lublina i Warszawy. Później nawet więcej jeszcze zbliżony był do domu naszego przez związki małżeńskie, gdyż ojciec jego, cześnik mozyrski, obywatel szanowny i arcy- poczciwy dziedzic wsi Sidaczówki, o mil dwie od Ja- nuszpola leżącej, owdowiawszy śmiercią żony, z domu 1* 4 Suszczewiczôwnéj, i już w podeszłym wieku będący, ożenił się z siostrą ojca mego, starą panną, która przy moich rodzicach kilkanaście lat mieszkając, po mocą była matce mojej w zarządzie domowym. W prawdzie nieraczył Bóg okazać cudu na niej, jak na Sarze żoł nie Abrahama, jednak lat kilka z sobą przeżyli. Po tem ksiądz Mikoszewski, kanonik katedralny żytomier ski, człowiek, można powiedzieć, uniwersalny. Oprócz doskonałej wymowy kaznodziejskiej, pełen nauk i ta lentów, którego pendzla obrazy.ma T...* u siebie — jegoż pendzla dwa czyli trzy obrazy znajdują się w Bejzymówce, u Adrjanowéj Bukarowćj. Ksiądz Mi koszewski robił mappę Januszpolszczyzny, a przytćm miał kilku młodzieży obywatelskiej, którym lekcje różne dawał — jako to : Henryka Hańskiego (brata Wacława), Dachowskiego, Gnatowskiego, Antoniego Mikoszewskiego synowca swego, i mego brała młod szego Adrjana. Był to rodzaj pensjonatu, na któ rego pomieszczenie oddano dom stary po zamieszka niu nowego. Było jeszcze więcćj podobnych osób, ciągle prawie mieszkających w Januszpolu. Był więc dom januszpolski, jak widno z tego opisu zawsze za pełniony. Szkoda, że Piotr stary przeniósł się do wieczności w roku przeszłym; bo on, tak jak Szehe- rezada w tysiącu nocy, lubił opowiadać o domie i za bawach januszpolskich ; a od dzieciństwa przy dworze rodziców moich będący, wiedział wiele szczegółów, * Jeden z dwóch synów autora. które mnie, przez lat siedm bawienia w Warszawie, niemogły być wiadome. Co do stosunków sąsiedzkich, rzecz się tak ma: —■ Ojciec mój nabywszy Januszpolszczyznę od księżnej Lubomirskiéj (chorążyny * koronnej, jak mi się zdaje) czy też od księcia Ponińskiogo podskarbiego koronnego, z prawem odzyskiwania awulsów, to jest gruntów oder wanych przez nadużycia i niebaczność rządzców — co się dawało doświadczać szczególnićj w dobrach pa nów, którzy w Wielkiej Polsce, lub w innych częściach kraju, bądź też za granicą przemieszkując, rządców trzymali w ukraińskich dobrach, jak te prowincje po spolicie mianowano. — Ojciec mój więc, sprowadził księdza kanonika Mikoszewskiego i zaczął od ustano wienia linji graniczćj, oddzielającćj Januszpolszczyznę do dóbr obywateli dawniej tu zamieszkałych. Tacy byli: Giżycki chorący żytomierski, Moczulski podsędek ziemski żytomierski, Karwicki kasztelan (dziad Kazi mierza) i inni. Ztąd więc wypadły niesnaski, niepo rozumienia się, i niebyło przyjaznych stosunków. Cho rążego Giżyckiego niechęć, powiększała się jeszcze, gdy mój ojciec, sądząc sprawę jego z possesorem jego o expulsją, skazał Giżykiego na siedzenie wieży ; a lubo Giżycki apellował od dekretu do trybunału lubelskiego, lecz i ten zatwierdził dekret mego ojca. Giżycki był to człowiek ambitny i zawzięty, co się odzywało niekiedy i w synach jego. Mój ojciec za- Czy nie marszałkowej ? 6 chowując dobre sąsiedztwo, a z roztrząśnienia sprawy uważając złą stronę Giżyckiego, ociągał się z wyro kiem, a tymczasem zgłosił się do Giżyckiego, aby go skłonić do układu ze szlachcicem, który na kilkuset złotych byłby przestał; a nawet gdy się wzbraniał Giżycki, mój ojciec ze swojej kieszeni chciał szlachcica satysfakcjonować; lecz obrażona duma Giżyckiego nie- dozwalała mu podpisać żadnego ugodnego układu, a zatem dekret musiał wziąć swój skutek. Wszakże później Giżycki bywał w Januszpolu, a synowie jego osobliwie najstarszy miecznik kijowski i najmłodszy generał, w dobrej komitywie zawsze z nami byli. Z Gi życkiem! trzymali zawsze Burzyńscy: skarbnik dzie dzic Borkowiec i stolnik, dziedzic Troszczy. Lecz po ukończeniu odgraniczenia, gdy się przekonali o pra wości mego ojca a może też ulegając przewadze jego, którą miał