Muz., 2015(56): 190-195 Rocznik, eISSN 2391-4815

data przyjęcia – 07.2015 data akceptacji – 07.2015 DOI: 10.5604/04641086.1165188 WSPOMNIENIE O PROFESORZE ZDZISŁAWIE ŻYGULSKIM JUN.

IN MEMORY OF PROFESSOR ZDZISŁAW ŻYGULSKI JR.

Janusz Wałek Muzeum Książąt Czartoryskich w Krakowie

Abstract: Janusz Wałek commemorates Prof. Zdzisław ations such as preparing an exhibition, examining historical Żygulski Jr., with whom he worked for many years in the monuments, sharing his knowledge with colleagues, giving in Cracow. The professor is portrayed lectures and travelling to historical places in the world. This in this memory against the background of Puławy and the recollection emphasises his scientific achievement, including Temple of the Sibyl, the oldest Polish museum, which was his establishment of the exact date of Lady with Ermine by Le- founded in 1801 by née Fleming; and of onardo da Vinci by analysing the costume. It also highlights the Princes , where the Professor was the Professor’s diverse values such as his personal charm, Head of Military Department for many years. sensitivity, deep knowledge of humanities and kindness. The Professor Zdzisław Żygulski Jr. was a prominent scientist and author’s long-term association with Professor allowed him art historian, an expert in weapons, Oriental culture and art, to make several personal recollections, and to portray him at as well as a costume designer. He is recalled in various situ- different moments of his life, from adulthood to late old age.

Keywords: Zdzisław Żygulski jun., in memoriam, Czartoryski Museum in Cracow.

Pamięć o ludziach, szczególnie o zmarłych, składa się głego wieku, po długim okresie zamknięcia tej budowli z pewnych opinii, utrwalonych w naszym umyśle na pod- z powodu gruntownego remontu. Na pogodną, z rados- stawie kontaktów z nimi i wspólnych doświadczeń, oraz nym uśmiechem twarz Profesora pada od góry, z umiesz- z wielu migawkowych jakby wideoklipów, niosących w so- czonego u szczytu kopuły oculusa wiązka ostrego majo- bie obraz i dźwięk, dzięki którym ci zapamiętani ludzie wego światła, ujmując postać mówcy w osobliwą aureolę. mogą nam się w pamięci ponownie ukazać, często w cha- Światło zadecydowało o koncepcji pierwszego polskiego rakterystycznych dla nich pozach, gestach i spojrzeniach. muzeum narodowego – pisał kiedyś Profesor, informując, Kiedy otwieram w pamięci obszar związany ze Zdzisławem że w ów oculus wstawiono szkło ametystowe, aby uzyskać Żygulskim jun., którego będę tutaj nazywał Profesorem, nierealne, mistyczne światło1. W tym mistycznym puław- zawsze widzę Go stojącego pośrodku Świątyni Sybilli w Pu- skim świetle, spotęgowanym w swej mistyczności przez ławach, w tłumie ludzi, i słyszę jego dźwięczny, donośny niedawne odejście Profesora, widzę Go z wielką wyrazi- głos: Świątynia Sybilli znowu żyje – słowa, którymi otwie- stością, jak wyciąga rękę przed siebie, niczym rzymski se- rał wystawę urządzoną w tym miejscu, w latach 80. ubie- nator, i mówi: Świątynia Sybilli znowu żyje. - - - - - 190 MUZEALNICTWO 56 in memoriam

Jako młody jeszcze bardzo człowiek przebadał grun- townie wszystkie materiały związane z Puławami i napisał pionierską pracę poświęconą tamtejszemu muzeum, jed- nemu z najstarszych w Europie, założonemu w roku 1801 przez Izabelę z Flemingów Księżną Czartoryską. Tę książkę Profesora zatytułowaną Dzieje Zbiorów Puławskich. Świą- tynia Sybilli i Dom Gotycki2, niepozorną, w kartonowej, mdłej oprawie, z czarno-białymi ilustracjami, studiowa- łem pilnie zaraz po rozpoczęciu pracy w Muzeum Czarto- ryskich, w lutym 1968 roku. Kiedy dzisiaj biorę ją do ręki, pożółkłą, o postrzępionych brzegach, w mojej pamięci otwiera się taki obrazek: idąc kiedyś muzealnym korytarzem, z tą książką w ręku, wpa- dam na Profesora, któremu co prawda zostałem już wcześ- niej przedstawiony ale nie miałem jeszcze dotąd z nim żadnych bezpośrednich kontaktów. Mówię dzień dobry i widząc, że zatrzymuje się przy mnie, trzymając w ręku srebrną tackę ze szklanką gorącej herbaty, bąkam coś o tej książce, że uczę się z niej oprowadzać po muzeum, a on, uśmiechając się, mówi mniej więcej tak: no i niech pan oprowadzając ludzi szeroko rozpowiada, że muzeum to stworzyła jedna wspaniała kobieta, czy pan wie, że kiedy budowano puławską świątynię sama stała z murarzami na rusztowaniu, z kielnią w ręku. Nie wiedziałem wtedy, że będę w tym muzeum, tak zawsze drogim Profesorowi, pracował wspólnie z nim przez czterdzieści kilka lat, że przez lat kilkanaście będę sąsiadował z Profesorem przez ścianę. Mimo, że była dość gruba, ustawicznie dobiegał odgłos maszyny do pisania, właściwie kiedy tego odgłosu nie było słychać można było mieć pewność, że Profesora nie ma. Bywało, że wpadał do muzeum na chwilę, pomiędzy wykładami na Akademii Sztuk Pięknych, i natychmiast zaczynał znowu pisanie, by urwać je w dowolnym miejscu, spiesząc na następny ławy hetmańskie, obrazy Leonarda da Vinci, Rembrandta wykład lub spotkanie. Maszyna, niewielka „Olivetti”, stała i Matejki, trofea tureckie spod Wiednia i polskie karabele, na stoliczku, obok monumentalnego biurka, zarzuconego perfekcyjnie przeanalizowany obraz Bitwa pod Orszą i le- mnóstwem papierów i książek, przesłaniających rozłożone genda księcia Józefa Poniatowskiego, wyobrażenia Raju pod szybą, na zielonym blacie biurka, dziesiątki barwnych w sztuce Islamu i opisy Hagii Sophii przez polską szlachtę widokówek z atrakcyjnych miejscowości: Sevilli, Grenady, stanowiły, między innymi, przedmiot poszukiwań i badań Stambułu, Palermo i Wenecji, pomiędzy którymi przewi- Profesora. jały się także pocztówki z reprodukcjami najpiękniejszych Jest to fascynująca lektura, nie tylko zresztą ze wzglę- kobiecych aktów Velazqueza, Goi czy Modiglianiego. du na bogactwo tematów ale także z powodu pięknej Bywało, że pod nieobecność Profesora, za pozwoleniem polszczyzny, którą Profesor operował, bogatej, barwnej, jego asystentki, pani Olgi Morawskiej, siadałem przy tym dalekiej od suchego i sztywnego języka wielu naukowych biurku zdziwiony, że nie sposób było wsunąć pod nie nóg opracowań. Naukowe teksty Profesora mają wybitny wa- i trzeba było siedzieć bokiem, dość niewygodnie. Spoglą- lor literacki, naznaczone są często swoistą poetyckością. dając na lśniącą „Olivetti” z nałożoną na wałek kartką za- Pozwolę sobie przytoczyć tutaj mały fragment relacji Pro- czernionego do połowy papieru, wręcz dopraszającą się fesora z Jego pobytu w Stambule, w roku 1955, gdy przy- by natychmiast zasiąść do dalszego pisania, szeptałem gotowywał tam do otwarcia Muzeum Mickiewicza. Opis Czekaj, czekaj cierpliwie, mała, Profesor zaraz przyjdzie dotyczy pierwszego wejścia Profesora do Hagii Sophii, jed- i znów będziecie obydwoje w swoim żywiole – i cieszyło nej z najbardziej atrakcyjnych budowli świata: Sam więc mnie, gdy po chwili, wróciwszy do swojego pokoju, znów wszedłem do ogromnej kamiennej świątyni i nie wydała słyszałem zza ściany charakterystyczny stukot. mi się nieogarniona. W doskonałym porządku stały ko- Ta niezwykła pracowitość Profesora zaowocowała wie- lumny i filary, wznosiły się ściany. Trwała cisza, lecz nagle loma ważnymi naukowymi publikacjami z zakresu historii usłyszałem łopot skrzydeł. Spojrzałem w górę; nie były to sztuki, polskiej i obcej, kultury i sztuki Orientu, dawnego cherubiny, wysoko, u szczytu kopuły leciały gołębie. Kopu- uzbrojenia, rzemiosła artystycznego i muzeologii. Wy- ła, jak czasza ze złota, wypełniona była światłem, które starczy wziąć do ręki wydaną w roku1999, w niewiel- wlewało się do jej wnętrza z wieńca okien. Przestrzeń na- kim nakładzie, antologię tekstów Profesora pt. Światła bierała nierealnego wymiaru4. Stambułu3, by przekonać się, jak szeroki był zakres jego Podobnie, jak pisał, mówił. Był niezrównanym orato- zainteresowań. Renesansowe włoskie tarcze i zbroje, bu- rem, którego wykładów słuchało się zawsze z ogromną - - - - - www.muzealnictworocznik.com MUZEALNICTWO 56 191 satysfakcją. Wykłady Profesora przyczyniły się w znacznym zebranych na pożegnalnej herbatce wrócił do problemu stopniu do wielkiego powodzenia serii spotkań „Na tro- datowania obrazu Leonarda twierdząc, że jest to niemoż- pach Europy”, zorganizowanych w krakowskim Muzeum liwe, by został namalowany tak późno, dopiero około 1490 Narodowym przez panią Annę Krawczyk, z okazji wcho- roku. Spotkało się to z wyrażającym absolutną pewność dzenia Polski do Unii Europejskiej, za które muzeum na- stwierdzeniem Profesora, że moda nie kłamie i skoro ta- grodzone zostało w roku 2003 ministerialną Sybillą. kiej mody wcześniej w Mediolanie nie znano, to skąd mo- Profesor opowiadał, z właściwą Mu swadą i błyskot- głaby się ona znaleźć na obrazie Leonarda. Portret Cecylii liwością, o Starożytnej Grecji i średniowiecznej Malcie, Gallerani nie mógł powstać wcześniej niż około 1490 roku, w jednym z wykładów w niezwykle atrakcyjny sposób za- jestem tego absolutnie pewny – tym stanowczym stwier- rysował charakterystyczne cechy polskich sarmatów, tak dzeniem zamknął Profesor dyskusję. pozytywne, jak negatywne, ubolewając, że wiele z tych Czytałem akurat wtedy jakąś książkę o Einsteinie, gdzie ostatnich utrwaliło się u Polaków na dobre i przetrwało opisywano podobną pewność uczonego w obliczu moż- do naszych dni. liwości doświadczalnego sprawdzenia jego teoretycz- Profesor należał do, prawie wymarłego już dzisiaj nie- nych ustaleń. Dawała taką okazję konfiguracja pewnych stety, gatunku humanistów obejmujących swoim umysłem ciał niebieskich dostrzegalna tylko gdzieś w południowej całe bogactwo kulturowego dorobku ludzkości, od Egiptu Afryce dokąd udali się, by to sprawdzić naocznie, uczeni po czasy najnowsze, gotowego w każdej chwili podjąć roz- i dziennikarze, podczas gdy Einstein, nie mający żadnych mowę na temat Homera, Szekspira, Rembrandta i Picassa, wątpliwości co do swego odkrycia, popijał sobie spokojnie zdolnego zacytować w oryginale wiersz grecki lub łaciń- kawę w Zurychu. ski, rzucającego na poczekaniu szczegółowymi danymi od- Mijały lata a pod Damą z gronostajem ciągle utrzymy- nośnie nazw miejscowości, nazwisk ludzi i dat wydarzeń wała się data – ok.1483–1484, nie było też absolutnej historycznych. Wybitny znawca dawnej broni i uzbroje- pewności, czy jest to portret Cecylii Gallerani jako, że gdy- nia, w latach 1975–1981 prezydent Międzynarodowego by przyjąć, na podstawie analizy kostiumologicznej Profe- Stowarzyszenia Muzeów Broni i Historii Wojskowości, sora, że obraz powstał około 1490 r., to Cecylia miała mieć pasjonował się także pięknymi dawnymi tkaninami i był wtedy około 26 lat, a więc znacznie więcej niż młodziutka znakomitym kostiumologiem. Opracowując w muzeum dziewczyna na krakowskim obrazie. Sprawę rozstrzygnę- różne obrazy, przeważnie portrety, często zwracaliśmy się ło ostatecznie, na rzecz Profesora, odkrycie w roku 1991, do Profesora z prośbą o poradę odnośnie rodzaju ubio- przez Janice Shell i Grazioso Sironiego, błędu w archiwa- ru sportretowanego, akcesoriów mody i typu uczesania. liach dotyczących Cecylii Gallerani, które pozwoliło uznać, Profesor zawsze zwracał uwagę na wielkie znaczenie takiej że około roku 1490 miała ona około 16 lat, a więc mniej kostiumologicznej analizy dzieła sztuki, często pozwalają- więcej tyle ile ma dziewczyna sportretowana przez Leo- cej na właściwe ustalenie tożsamości modela, a także daty narda. Odkrycie to potwierdziło w pełni hipotezę Profeso- powstania obrazu lub rzeźby. ra wysuniętą dokładnie 22 lata wcześniej. Z podziwem czytaliśmy jego pracę Lisowczyk Rem- Profesor był jednak nie tylko wybitnym naukowcem, brandta. Studium ubioru i uzbrojenia5, stanowiącą nie- snującym ważkie teoretyczne rozważania na temat sztuki zwykle ważny głos w toczącej się wówczas dyskusji wokół lecz także wybitnym muzealnikiem i muzeologiem, świet- słynnego Polskiego jeźdźca z kolekcji Fricka w Nowym Jor- nie znającym, z własnego doświadczenia, funkcjonowanie ku, któremu wybitny rembrandtolog Juliusz Held odma- muzealnej instytucji. Terenem Jego wieloletniej praktyki wiał jakichkolwiek cech polskich, dopatrując się w jeźdźcu było oczywiście Muzeum Czartoryskich, do którego trafił alegorycznego rycerza chrześcijańskiego. w okresie powojennym, kiedy muzeum to, przed wojną W roku 1969 Profesor opublikował w „Biuletynie Hi- prywatne, zostało wcielone do krakowskiego Muzeum Na- storii Sztuki” studium na temat ubioru i uczesania Damy rodowego pod nazwą Zbiory Czartoryskich. Urządzona tam z gronostajem Leonarda da Vinci6, dowodząc, że są one pod koniec lat 50. ekspozycja nie miała wiele wspólnego charakterystyczne dla mody hiszpańskiej, alla spagnuo- z ekspozycją przedwojenną. PRL-owska polityka kultural- la, zaprowadzonej na dworze w Mediolanie, gdzie obraz na zmierzała bowiem do zatarcia prawdziwego charakteru powstał około roku 1490. Wiązało się to z propozycją tego muzeum, zarówno jego niegdysiejszej książęcości, jak przesunięcia daty powstania obrazu o kilka lat do przo- narodowo-patriotycznego oblicza, co przejawiło się mię- du, z ok.1483–1484 na około 1490. Przyjęta z wielkim za- dzy innymi w usunięciu zabytkowego sprzętu muzealnego interesowaniem praca nie spotkała się jednak w kwestii i podziale zabytków przeważnie według materiałów, bądź datowania z pozytywnym przyjęciem. Analiza stylistyczna użytkowania (szkła, srebra, tkaniny, paramenty kościelne, obrazu, wiążąca go dotąd raczej z wcześniejszym okresem militaria etc.) oraz eksponowaniu ich w „nowoczesnych”, twórczości artysty, przypadającym na pierwsze lata po czyli tandetnych metalowych gablotach, pomalowanych la- przybyciu z Florencji do Mediolanu, o wiele silniej prze- kierem na tępy, popielaty bądź brązowy kolor. Kiedy w po- mawiała do badaczy, zarówno polskich, jak obcych, i pod czątkach lat 70. otworzyły się możliwości przywrócenia Damą z gronostajem w Galerii Obrazów Muzeum Czarto- starych, XIX-wiecznych dębowych gablot i urządzenia eks- ryskich nadal widoczna była dotychczasowa data namalo- pozycji oddającej w pełni ducha dawnego muzeum, Marek wania obrazu. Rostworowski, ówczesny kierownik Zbiorów Czartoryskich, Wkrótce po ukazaniu się artykułu o kostiumie Damy zainspirował wszystkich pracowników do intensywnych Leonarda Profesor wyjechał na Maltę, gdzie jako ekspert działań w tym kierunku. UNESCO miał prowadzić prace inwentaryzacyjne w zbro- To były niezapomniane chwile kiedy plądrowaliśmy ta- jowni joannitów w La Valetcie. Już nie pomnę, kto z gości jemniczy magazyn, zwany „Ciekawościami”, mroczny, za------192 MUZEALNICTWO 56 in memoriam

budowany szeregiem szaf, w których zgromadzono praw- im z największą uwagą, sprawdzającego osobiście ich stan dziwe perełki sztuki i romantyczne pamiątki historyczne. zachowania. To wyciąga z pochwy srebrzystą głownię ka- Popołudniami z Markiem Rostworowskim i Heleną Mał- rabeli, to muska palcami jedwabną nić tureckiego kałkana, kiewiczówną, opiekującą się rzemiosłem artystycznym, to znów skupia uwagę na perłach lub koralach zdobiących przymierzaliśmy to wszystko do ustawionych już w salach perskie siodło. Następstwem tych oględzin były polecenia starych gablot, a Profesor, wraz z Panią Olgą Morawską, odpowiednich działań odczyszczających lub zabezpiecza- rozkładał w salach swoje militaria. jących. Ta stała troska o muzealia, bezpośredni, bardzo W owym czasie historyk sztuki i kustosz, bezpośredni bliski, wręcz czuły kontakt z muzealnym obiektem, były opiekun muzealiów, miał szczęście brać osobiście udział bardzo charakterystyczne dla Profesora. Żałować należy, w tym, co w każdym muzeum jest najważniejsze, czyli że obecnie ta bliskość muzealnika z dziełem znacznie się w budowaniu ekspozycji. Szkoda, że obecnie, kiedy często rozluźniła, że dzieła sztuki często przeglądają już tylko kon- oddaje on już tylko przygotowany przez siebie scenariusz serwatorzy, specjaliści osobni od metalu, drewna, szkła, w ręce tzw. aranżera, jest tej wielkiej przygody budowania tkanin etc., a niektórym muzealnikom wystarczają, do do- muzealnego spektaklu pozbawiony. konywanych przez nich naukowych opracowań obiektów, Pamiętam Profesora urządzającego Zbrojownię, układa- już tylko ich fotografie. jącego tam, na obitych czerwonym aksamitem ścianach Czym jest bezpośrednie, pierwsze zetknięcie się z dzie- i tablicach, dekoracyjne panoplia ze starej broni, promieni- łem wielkiej sztuki, jakim znaczącym może ono być prze- stą niczym słońce rozetę z szabel, rozkładającego na drew- życiem i doświadczeniem, przekonałem się podczas wspól- nianych koziołkach siodła i wieszającego w solidnych, rzeź- nej z Profesorem podróży do Grecji. Wspaniała to była bionych gablotach renesansowe tarcze. Towarzyszyły tym wyprawa, zorganizowana przez krakowski oddział Stowa- działaniom barwne opowieści Profesora, adresowane nie rzyszenia Historyków Sztuki, wiodąca przez Wenecję i Bał- tylko do historyków sztuki, ale także do woźnych muze- kany, po części wyniszczone przez niedawną wojnę. Wielo- alnych, przybliżające nam te wszystkie rzeczy, lokujące je krotnie miałem wtedy okazję stanąć po raz pierwszy przed w wyraźnych parametrach czasowych i osobowych. Trzy- znanymi mi dobrze, ale tylko z reprodukcji, dziełami – sta- mając oburącz przed sobą włoską tarczę ze sceną z Iliady, nąć i patrzeć na nie, wchłaniać je w siebie w zupełnym przedstawiającą walkę Greków z Trojanami o ciało Patro- milczeniu, jak powiadał Profesor, który już dobrze znał te klosa, Profesor cytował obszerny fragment z dzieła Home- wszystkie dzieła z autopsji. Dopiero teraz mogę je foto- ra, w ulubionym przez siebie tłumaczeniu tego poematu grafować, na chłodno i z dystansu – mówił – panu radzę na język polski przez Stanisława Mleczkę. Wyjaśnił nam jedynie być przez chwilę przy nich. I tak byłem, przez dłuż- także, że ta renesansowa, mediolańska tarcza, przywie- szą chwilę, sam na sam z Woźnicą Delfickim. Pamiętam jak ziona do Puław przez napoleońskiego generała Michała Profesor zbliżył się do rzeźby i stanął, milcząc, obok mnie. Sokolnickiego, uchodziła pierwotnie za oryginalną tarczę Spodziewałem się , że coś powie ale nie wypowiedział ani Juliusza Cezara. słowa i dopiero kiedy odszedłem od Aurigi uruchomił swój Wiele podobnych opowieści snuł Profesor przy urzą- aparat fotograficzny, czym oczywiście zmusił pilnujących dzaniu Sali Namiotowej, gdzie znalazł się namiot turecki do natychmiastowej interwencji. zdobyty pod Wiedniem, zbroje karacenowe i husarskie, Dopiero później odnalazłem w jednym z tekstów Pro- tureckie kałkany, siodła i czapraki, całe bajeczne bogactwo fesora złotą wskazówkę odnośnie pierwszego kontaktu Orientu, który tak drogi był Jego sercu. Zapamiętałem z wielkim dziełem sztuki Prawo pierwszego wrażenia opowieść Profesora o polskim poselstwie do Stambułu działa w spotkaniu z żywym człowiekiem i w zetknięciu Jana Tracha Gnińskiego, stanowiącą komentarz do po- z wielką sztuką. Wtedy to pragnie się samotności i zapo- kazywanych w tej sali kilku francuskich miniatur. Dowie- mnienia o książkach, o fotografiach, o uczonych opiniach. dzieliśmy się wtedy dlaczego nasi dyplomaci trzymani byli Nic nie zastąpi takiej chwili cichej, osobistej i zachwyconej. pod ręce przez pokojowców sułtana, przymuszających ich Wszystkie następne spotkania są już inne, a to pierwsze niekiedy do złożenia przed sułtanem głębokiego pokłonu. pozostaje w pamięci najdłużej7. Z kolei portrecik niejakiego Kulczyckiego dał Profesorowi Zmagazynowane w mojej pamięci wideoklipy przedsta- okazję do zaprezentowania nam dziwnego osobnika, krą- wiają jednak Profesora nie tylko jako naukowca i muze- żącego pod Wiedniem pomiędzy cesarskim a sułtańskim alnika, ale często także po prostu jako miłego, niezwykle obozem, który po bitwie otrzymał przywilej otwarcia sympatycznego człowieka. Profesor ukazuje mi się na w Wiedniu jednej z pierwszych w Europie kawiarni. Dzięki przykład, jak robi zakupy na Kleparzu, starym krakowskim tym wszystkim opowieściom obrazy, dywany, siodła i broń targowisku znajdującym się o parę kroków od Muzeum nabierały życia, zapadały głęboko w pamięć, stawały się Czartoryskich. Widzę go, jak przebiera w stosie złocistych nam wszystkim bliskie. gruszek, wyciąga i unosi ku górze poszczególne owoce, Szczególną okazję do bliskiego kontaktu z muzealnymi bada je okiem uważnie, zupełnie jakby badał jakiś arty- obiektami dawały coroczne prace porządkowe, przepro- styczny przedmiot, po czym wsuwa wybrane gruszki do wadzane w muzeum każdej wiosny. Otwierano wtedy płóciennej torby. Cały czas rozmawia przy tym z przekup- gabloty i wykładano z nich, na przenośne składane sto- ką, z którą, jak się wydaje, od dawna dobrze się znają, ły, dziesiątki naczyń, puzderek, figurek, zegarów i mili- opowiada jej jakiś dowcip, z którego ta zaśmiewa się „całą tariów, z czego tworzyła się na tych stołach jakby nowa gębą”. Kolory i zapachy Kleparza – bardzo je lubił. Przy- zupełnie ekspozycja, mająca w sobie coś ze starych malar- nosił też stamtąd często kwiaty, przeważnie pojedyncze, skich martwych natur. Widzę Profesora wydobywającego które przyciągnęły Jego uwagę oryginalnym kształtem, z tego zbiorowiska rozmaite obiekty, przyglądającego się bądź egzotyczną barwą, a także wiejską kiełbasę, której - - - - - www.muzealnictworocznik.com MUZEALNICTWO 56 193 intensywna woń unosiła się w muzealnym korytarzu przez kaniu zasobnym przede wszystkim w książki i papiery, ale dobre kilka godzin. wypełnionym też obrazami i rycinami nieżyjącej już od Przy na ogół dość skromnym ubiorze, jaki nosił na co dawna żony Profesora, Ewy, Jana Lebensteina i bardzo dzień, objawiał czasem Profesor pewną skłonność do de- przez Profesora lubianego malarza Jacka Sroki (nie zwró- likatnej ekstrawagancji. Na przykład pojawiał się na jakimś ciłem uwagi, czy wisiała tam wciąż jeszcze piękna stara spotkaniu w bardzo intensywnie czerwonej lub zielonej ko- japońska maska, kupiona niegdyś przez Profesora na tar- szuli, albo zakładał zamiast krawata staromodną muszkę, gu staroci w Tokio) rozmawialiśmy oczywiście o Muzeum ciemnogranatową, lub z deseniem w gwiazdki. Na palcu no- Czartoryskich. Profesor bardzo ubolewał nad tym, że jego sił okazały sygnet z bladobłękitnym oczkiem, a w pewnym ukochane muzeum, któremu poświęcił najpiękniejsze lata okresie chodził po Krakowie z zielonym parasolem, jakby swojego życia, od pięciu lat pozostaje zamknięte i nic nie zapożyczonym ze znanego obrazu Goi. Zawsze posługiwał zapowiada ponownego jego otwarcia. Wszystkiemu winni się zielonym atramentem, co później bywało przez niektó- są ludzie – mówił – wszystko zależy od ich dobrej woli, ale rych nieudolnie i bez wdzięku naśladowane. widocznie nikt tej dobrej woli nie ma. Mimo upływu lat i pewnych fizycznych zmian, które wiek Pochylony nisko nad stołem wydał mi się naraz jakby stopniowo nanosił na oblicze Profesora, wciąż był pełen pomniejszony, zdrobniały, niczym teatralna lalka, spowi- nieznikającego młodzieńczego uroku, emanującego z po- ty w czerwień grubego swetra, ograniczony właściwie do godnego zazwyczaj spojrzenia i delikatnego uśmiechu. Cią- samej tylko twarzy, objawiającej wciąż jednak intensywne gle migają mi przed oczami wideoklipy pamięci ukazujące wewnętrzne życie. Profesora w trakcie pamiętnej podróży do Grecji, jak biega Kiedy w kilkanaście tygodni później pochylałem się nad z aparatem fotograficznym, osiemdziesięciolatek, po My- Jego cmentarną urną, otworzył się nagle w mojej wyobraź- kenach, Delfach, Olimpii i ateńskim Akropolu, jak wspina ni jeszcze jeden wideoklip, ukazujący Go jak stoi pośrodku się, z Teresą Grzybkowską, na strome Meteory, jak wymusza efektownie przeszklonego dziedzińca odnowionego Pałacu na organizatorach wycieczki dodatkową jazdę do Werginy, Czartoryskich, w otoczeniu wielu uśmiechniętych ludzi, by zstąpić tam do wnętrza kurhanu, w którym złożono na członków rodziny Czartoryskich, przedstawicieli Minister- wieczny spoczynek ciało Filipa II Macedońskiego. stwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, reprezentantów Po raz ostatni spotkałem się z Profesorem, w towarzy- krakowskiego Muzeum Narodowego, i spowity w mistycz- stwie Teresy Grzybkowskiej i Doroty Dec, w przedostatni ną aureolę, jak wówczas w Puławach, wznosi ku górze rękę dzień 2014 r., niedługo przed Jego odejściem. W miesz- i oznajmia: Muzeum Książąt Czartoryskich znowu żyje. - - - - - 194 MUZEALNICTWO 56 in memoriam

Streszczenie: Zmarłego niedawno prof. Zdzisława Żygul- urządza ekspozycję, robi przeglądy zabytków, dzieli się skiego jun. wspomina współpracujący z Nim przez wiele lat swą wiedzą z kolegami, wygłasza wykłady, podróżuje do w Muzeum Czartoryskich w Krakowie Janusz Wałek. Pro- zabytkowych miejsc na świecie, etc. We wspomnieniu pod- fesor pojawia się w tym wspomnieniu na tle Puław i zało- kreślona jest waga naukowych odkryć Profesora, m.in. od- żonego tam w roku 1801 przez Izabelę z Flemingów Czar- nośnie ustalenia – na podstawie analizy kostiumologicznej toryską najstarszego polskiego muzeum – Świątyni Sybilli, – właściwej daty powstania Damy z gronostajem Leonarda a także na tle Muzeum Książąt Czartoryskich w Krakowie, da Vinci. Wspomnienie podkreśla różne walory Profesora, w którym Profesor przez wiele lat sprawował funkcję kie- jego urok osobisty, wrażliwość, głęboką humanistyczną rownika działu militariów. wiedzę, życzliwość. Długoletni kontakt piszącego te słowa Profesor Zdzisław Żygulski jun. – wybitny naukowiec, z Profesorem pozwolił na kilka osobistych wspomnień oraz historyk sztuki, znawca broni, kultury i sztuki Orientu oraz na ukazanie Go w różnych momentach życia, od wieku doj- kostiumolog wspominany jest w różnych sytuacjach: gdy rzałego po późną starość.

Słowa kluczowe: Zdzisław Żygulski jun., wspomnienie, Muzeum Ksiażąt Czartoryskich w Krakowie.

Przypisy 1 Z. Żygulski jun., Światło Świątyni Sybilli, w: Na tropach Europy 2004. W poszukiwaniu światła, Kraków 2004, s.17. 2 Z. Żygulski jun., Dzieje Zbiorów Puławskich. Świątynia Sybilli i Dom Gotycki, Kraków 1962. 3 Z. Żygulski jun., Światła Stambułu, Warszawa 1999. 4 Z. Żygulski jun., Światła Stambułu…. 5 Z. Żygulski jun., Lisowczyk Rembrandta. Studium ubioru i uzbrojenia, w: „Biuletyn Historii Sztuki” 1964, nr 2, s.83-111, przedruk, w: Światła Stambułu…, s. 95-120. 6 Z. Żygulski jun., Ze studiów nad „Damą z gronostajem”. Styl ubioru i węzły Leonarda, w: „Biuletyn Historii Sztuki” 1969, nr 1, s. 3-36, przedruk, w: Światła Stambułu…, s.137-165. 7 Z. Żygulski jun., Światła Stambułu…, s. 14.

Janusz Wałek Historyk sztuki, 1968–2015 pracownik Muzeum Narodowego w Krakowie, związany z Muzeum Czartoryskich; wieloletni kierownik Działu Malarstwa i Rzeźby Europejskiej; wykładowca historii sztuki m.in. w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Krakowie i w Akademii Sztuk Sztuk Pięknych w Krakowie; współpracownik Marka Rostworowskiego przy wielu wysta- wach, m.in. „Romantyzm i romantyczność w sztuce polskiej XIX i XX wieku”(1975), „Polaków portret własny” (1979), „Żydzi – polscy” (1987), autor wystaw m.in. „Matejko-Rzeczywistość-Wizja” (1993), „Stanisława Wyspiańskiego Teatr Ogromny” (2007); autor wielu publikacji z zakresu historii sztuki; laureat nagrody głównej Konkursu Poetyckiego im. Jacka Bierezina w Łodzi (1997).

- - - - - www.muzealnictworocznik.com MUZEALNICTWO 56 195