1

1 POMORSKA BRYGADA LOGISTYCZNA

im. Króla Kazimierza Wielkiego

Roman Misiak Eugeniusz Orzechowski

Piotr Rogalski

POMOCNICZE MATERIAŁY dla

WYKŁADOWCÓW KSZTAŁCENIA OBYWATELSKIEGO

22

Historia powstania rakiety bojowej-

Początki lotnictwa wojskowego- Radar wojskowy/historia powstania/- Podróż historyczno-wojskowa Warszawa-Toruń-Bydgoszcz-Poznań

Roman Misi ak

Bydgoszcz 2012

2

Roman Misiak Eugeniusz Orzechowski Piotr Rogalski

POMOCNICZE MATERIAŁY dla WYKŁADOWCÓW KSZTAŁCENIA OBYWATELSKIEGO 22

Opracowane na podstawie zasobów zebranych w ramach podróży historyczno-wojskowych, dla kustoszy sal tradycji oraz kronikarzy jednostek i instytucji wojskowych, organizowanych przez Wojskowe Centrum Edukacji Obywatelskiej w 2010 i 2011 roku

Bydgoszcz 2012 3

„Z historii narodów możemy się nauczyć, że narody niczego nie nauczyły się z historii.”

Georg Wilhelm Hegel 4

Szanowni Czytelnicy! Z satysfakcją przyjęliśmy Państwa ocenę pierwszej części „Pomocniczych materiałów dla wykładowców kształcenia obywatelskiego”. Pozytywne opinie ze strony wykładowców oraz osób, które miały sposobność zapoznania się z tym opracowaniem, zachęciły autorów do kontynuowania pracy. W podobnej konwencji opracowana została druga część „Pomocniczych materiałów …” stanowiąca źródło wzbogacania wiedzy historycznej wykładowców kształcenia obywatelskiego z zasobów historycznych pozyskanych podczas podróży organizowanych przez Wojskowe Centrum Edukacji Obywatelskiej dla kustoszy sal tradycji oraz kronikarzy jednostek i instytucji wojskowych. Część drugą „Pomocniczych materiałów …” rozpoczynają interesujące teksty opisujące powstanie i rozwój najbardziej popularnych środków walki - rakiety bojowej, radaru wojskowego i samolotu wojskowego, które w XX wieku całkowicie zmieniły obraz walki zbrojnej. W tej części, materiał stanowi bardzo przystępnie napisane przypomnienie, bądź usystematyzowanie wiedzy, która nie powinna być obca, zarówno wykładowcom kształcenia obywatelskiego, ale również ogółowi żołnierzy. Kontynuowanie wysiłków na polu edukacji obywatelskiej przez dowództwo 1. Pomorskiej Brygady Logistycznej ma na celu systematyczne poprawianie kondycji szkoleniowej żołnierzy, nie tylko w zakresie wiedzy specjalistycznej, ale także w dziedzinie historyczno-społecznej. Ten zakres wiedzy jest ważnym czynnikiem rozwoju intelektualnego i pogłębiania przekonań oraz umacniania postaw patriotycznych. Ma to bardzo duże znaczenie w przypadku prowadzenia współczesnych operacji wojskowych i występowania innych zagrożeń wymagających żołnierskiego ryzyka i poświęcenia. Ten sposób poznawania i analizowania wydarzeń historycznych i miejsc, które się z nimi łączą, pozwala na poszerzenie horyzontów ogólnoludzkiego myślenia, użytecznego także w kontaktach z żołnierzami i obywatelami wspólnoty państw europejskich.

Wszystkim czytelnikom życzę miłej lektury.

Dariusz Pluta pułkownik

5

W czerwcu, wrześniu i w październiku 2010 roku odbywały się warsztaty dla kronikarzy i kustoszy sal tradycji jednostek i instytucji wojskowych, zorgani- zowane, podobnie jak wszystkie poprzednie, przez Wojskowe Centrum Kształ- cenia Obywatelskiego w Warszawie. Jako uczestnik tych warsztatów miałem przyjemność reprezentować Dowództwo 1. Brygady Logistycznej i sporządzić ten historyczno-wojskowy „raport”. Jednakże, na początek naszych rozważań przedstawiamy, nie relacje ze wspomnianych podróży, ale nie mniej ciekawe historie poszukiwań naukowych, czasem tylko desperackich, które dzięki ludziom odważnym, lub wręcz szalonym, o nieprzeciętnych umysłach, doprowadziły do wielkich odkryć i epokowego skoku technologicznego ludzkości w sferze militarnej. A oto one:

HISTORIA POWSTANIA RAKIETY BOJOWEJ

Wynalezienie i zastosowanie, w bardzo odległych już czasach, zaczątko- wej postaci broni rakietowej stało się istotnym momentem w rozwoju sztuki pro- wadzenia walki zbrojnej. Dzisiaj, rakiety zajmują trwałe miejsce w arsenałach wo- jennych i stanowią jeden z najgroźniejszych środków rażenia. Ogromna szyb- kość przemieszczania się, prostota budowy, a zarazem duża precyzja trafienia w zaprogramowany cel oraz możliwość przenoszenia ładunków bojowych o du- żej sile rażenia stanowią najważniejsze walory rakiety bojowej. Dzięki tym zale- tom stała się jednym z najbardziej skutecznych narzędzi walki, zyskując uznanie nie tylko w oczach wojskowych, ale i polityków.

Wydaje się, że termin rakieta pochodzi od arab. rahat, co oznacza pocisk poruszający się na zasadzie odrzutu. Jednakże, niektórzy autorzy wyprowadzają ten termin od włoskiego rocchetta, jak nazywano żerdź stabilizującą lot rakiety- dzidy, wystrzeliwanej z tzw. wyrzutni rynnowych. W obliczu wielu faktów z dziejów wojskowości należałoby jednak opowiedzieć się za poglądem o arab- skojęzycznym pochodzeniu tego słowa. Można przytoczyć przykład już z 674 roku, gdy syryjski architekt i alchemik Kallinikus wynalazł tzw. „ogień grecki”, który pomógł w odparciu armii kalifa Damaszku oblegającej Konstantynopol. Dzięki tej „tajnej” broni, a ściśle mówiąc - miotaczom ognia /zawierającym, m.in. siarkę i saletrę potasową/, Cesarstwo Bizantyjskie doszczętnie zniszczyło islam- ską flotę. Miotacze ognia udoskonalili Chińczycy. Jak wiele innych, niecodzien- nych wynalazków, również pierwsze postaci rakiet-fajerwerków powstały w sta- rożytnym państwie chińskim, gdzie od III wieku p.n.e. znany był już najstarszy materiał wybuchowy - czarny proch, a więc proporcjonalna mieszanina saletry, węgla i siarki/, używany do wyrobu ogni sztucznych. Do celów wojennych Chiń- czycy nie wykorzystywali prochu, praktycznie aż do XIV wieku. Nowy rodzaj bro- ni, zagrażającej szczególnie broniącym się w zamkniętych warowniach, pojawił się wśród plemion mongolskich /w 1232 r. oddziały mongolskie użyły strzał ogni- 6 stych podczas oblegania chińskiego miasta Kaifung-fu/ oraz na obszarze dzisiej- szej Azji Mniejszej i na Półwyspie Indyjskim /1249 r./. Broni „rakietowej", która nie tylko zadawała spore straty, lecz także bardzo mocno oddziaływała na psychikę przeciwnika, użyli Tatarzy (ordy Batu-chana) w bitwie pod Legnicą w 1241 roku przeciwko wojskom śląskim i wielkopolskim dowodzonym przez Henryka Pobożnego (o czym wspomina Jan Długosz w swoich „Dziejach Polski”). Strzały „rzucające ogień i dymy trujące” doposażone w „napęd rakietowy”, czyli kawałek wydrążonego, bambusowego kija wypełnio- nego czarnym prochem, po dotarciu do celu raziły, wywoływały pożary i siały zamęt. Europa, pomimo, że była pod wrażeniem chińskiego wynalazku nie od razu mogła go zaadoptować. Na przeszkodzie stanął problem prochu, który na starym kontynencie pojawił się dopiero o całe 100 lat później /na tym polu zasłu- żył się XIV.wieczny alchemik, mnich Berthold Schwarz z Moguncji/. Zresztą, cywilizacja europejska poszła w kierunku rozwoju lufowej broni palnej, miedzy innymi rusznic i dział, a później, także odtylcowej broni gwintowanej, stąd aż do końca XVIII w. w armiach europejskich broń rakietowa praktycznie nie była sto- sowana. Co prawda, historia odnotowała kilkanaście przypadków użycia rakiet zapalających w średniowiecznej Europie, ale mając na względzie sztukę wojenną w sensie całościowym, miało to znaczenie marginalne. Przypuszczalnie, na gruncie europejskim, pierwszy projekt rakiety wielo- stopniowej pozostawił po sobie artylerzysta z Siedmiogrodu Conrad Haas /1529 r./. Jednak, dopiero na przełomie wieków XVIII i XIX (w okresie wojen napoleoń- skich), za zasługą angielskiego artylerzysty i inżyniera, pułkownika Williama Congreve /1772-1828/, broń rakietowa pojawiła się w jego rodzinnym kraju. W 1804 roku utworzony został brytyjski korpus rakietników. Za przykładem Anglii, także armie innych krajów europejskich powołały oddziały rakietowe, między in- nymi - Francja, Włochy, Rosja, Prusy, Austria i, nieco później, armia Królestwa Polskiego. Prawdziwy renesans broni rakietowej na terenie Europy nastąpił w XIX w., już po wynalezieniu /przez Niemca Franza Josepha Juliusa Wilbranda w 1863 r./ trotylu oraz prochów nitroglicerynowych i nitrocelulozowych /w 1888 r. - bali- styt, szwedzki chemik i przemysłowiec Alfred Bernhard Nobel /1833-1896/. Wczesne początki nowożytnej techniki rakietowej łączy się z nazwiskiem wiejskiego nauczyciela arytmetyki i geometrii z Kaługi, Konstantina Edward(owicza) Ciołkowskiego /1857-1935, ojciec był polskim zesłańcem, lecz sam Ciołkowski uważał się za Rosjanina/. Ten niezwykle utalentowany samouk /pomimo, że w latach młodzieńczych utracił słuch/, żyjący z dala od większych ośrodków naukowych, potrafił swoimi przemyśleniami i „empirią” przekroczyć mało znane wówczas progi wiedzy zdumiewając tym niejeden tęgi umysł. W 1833 r. napisał pierwszą swoją pracę na temat mechaniki ruchu w przestrzeni pozbawionej pola grawitacyjnego, a w 1897 r. zbudował eksperymentalny tunel aerodynamiczny. W następnej pracy zatytułowanej: "Badanie przestrzeni świata przyrządami odrzutowymi" Ciołkowski sformułował matematyczną teorię ruchu rakiety. Przedstawił również ogólną ideę oraz niektóre techniczne opisy wielo- stopniowej, wodorotlenowej rakiety, miedzy innymi podał, w tej pracy, dwa spo- 7 soby sterowania lotem rakiety: pierwszy - poprzez umieszczenie, w dyszy wylo- towej silnika rakietowego, grafitowych płaszczyzn sterujących; drugi - poprzez odchylanie całej dyszy silnika rakietowego. Co prawda, jego prace nie zmierzały wprost do stworzenia rakiety o charakterze wojskowym, umożliwiającej przeno- szenie ładunku bojowego, a ograniczały się do rozważań z zakresu aerodynamiki i teorii ruchu rakiety w przestrzeni kosmicznej. Zasadniczy przełom w rozwoju ra- kiet bojowych dokonał się już po I. wojnie światowej, w związku z gwałtownym wzro- stem znaczenia lotnictwa wojskowego, któ- re mogło atakować nie tylko na polu walki, ale również poza strefą działań bojowych. Jednocześnie, wśród wielu koncepcji pro- wadzenia działań wojennych zyskujących znaczenie, duży rozgłos zyskała teoria włoskiego generała Giulia Douheta /1869- 1930/ o decydującej roli lotnictwa w przy- szłej wojnie. Chociaż w rzeczywistości, lot- nictwo nigdy dotąd samodzielnie nie zade- cydowało o końcowym zwycięstwie w dzia- łaniach wojennych, to jednak odegrało nie- bagatelną rolę w najważniejszych opera- cjach II wojny światowej i zdołało zadać przeciwnikowi bardzo bolesne ciosy. Zapi- sało się też /mrocznie/ w dywanowych ata- Konstantin Edward(owicz) Ciołkowski kach na skupiska ludności cywilnej /1857-1935/. Fot. int/ernet/. /Drezno/. Liczba samolotów biorących udział w ostatniej wojnie światowej po obu stronach sięgnęła setek tysięcy, a ich możliwości bojowe, w stosunku do jej po- czątkowej fazy, nieporównywalnie wzrosły. To wszystko, na zasadzie przeciwak- cji, wymusiło konieczność doskonalenia systemów obrony powietrznej oraz kon- struowanie coraz efektywniejszych środków walki, wśród których rakiety znalazły się na jednym z pierwszych miejsc. Ponadto, pojawienie się broni jądrowej /termojądrowej/ postawiło ludzkość w zupełnie nowych zależnościach, gdyż do- tychczasowe doświadczenia i strategie prowadzenia wojny musiały ulec grun- townej przebudowie. W historii rozwoju rakiety i jej bojowego wykorzystania, szczególnie wyra- ziście zapisały się niemieckie rakiety V-1 i V-2 zastosowane w atakowaniu Wysp Brytyjskich, zaś w zmaganiach sił lądowych słynne, radzieckie „Katiusze”. Zanim jednak do tego doszło, uczeni i ludzie, których pasją było zdobywa- nie przestworzy przez dłuższy czas zmagali się z przeciwnościami, jakie napoty- kali na drodze do zbudowania rakiety, która później została użyta także w walce zbrojnej. Spróbujmy więc, prześledzić historię badań i niebezpiecznych doświad- czeń z rakietami, a także początki ich bojowego wykorzystania.

8

Wydaje się, że na polu teorii i praktyki w dziedzinie rozwoju ra- kiet wojskowych najważniejszy krok wykonali uczeni i wojskowi n i e m i e c c y, a wkrótce potem niemiecki przemysł zbrojeniowy i oczywiście, armia. Należałoby wspomnieć, że nowa dziedzina ba- dań naukowych pociągała na tyle mocno, że już u początku XX wieku badaniami rakietowymi zajmowało się więcej, niż 25. uczonych europej- skich i amerykańskich. Palmę pierw- szeństwa oddać należy jednak Her- mannowi Juliusowi Oberthowi /1894-1989/. H. J. Oberth urodził się w Rumunii i przez dłuższy czas posia- w swoim gabinecie, w bazie Peenemünde. Fotokopia. dał obywatelstwo tego kraju. Tam też ukończył gimnazjum, by w roku 1912 rozpocząć studia medyczne w Monachium. Później, zmienił zainteresowania i studiował fizykę oraz astronomię na znanych niemieckich uniwersytetach w Ge- tyndze, Heidelbergu i w Monachium. Jednakże, marzenia o podróżowaniu rakietą zawładnęły nim już we wczesnej młodości. Duże wrażenie zrobiła na nim lektura książki J. Verne'a "Wokół Księżyca". W wieku 15 lat opracował /na poziomie na- ukowym!/ model rakiety na paliwo stałe. Jego uwagę zwracała przede wszystkim sprawa /płynnego/ paliwa rakietowego, którą słusznie łączył z potrzebą nadania gazom bardzo dużej prędkości wylotowej z dyszy silnika. Mając zaledwie 23 lata próbował zainteresować niemieckie ministerstwo wojny konstrukcją dalekosięż- nej rakiety bojowej „na spirytus etylowy i ciekłe powietrze", ale wówczas nie spo- tkało się to z aprobatą niemieckich oficjeli. Wreszcie, w 1923 roku, w Monachium wydał swoją pierwszą pracę „Rakiety w przestrzeni kosmicznej", która stała się niezwykle ważnym opisem zasad dynamiki rakietowej. Kilka lat później, swoje spostrzeżenia i kalkulacje rozwinął w pracy „Drogi realizacji lotu kosmicznego". W tym czasie eksperymentował również z lekkimi modelami rakiet, między inny- mi dla potrzeb berlińskiej wytwórni filmowej. W 1938 r., będąc już obywatelem Niemiec, na polecenie Sztabu General- nego rozpoczął prace nad konstruowaniem rakiet wojskowych. Od roku 1941 do 1943 uczestniczył w badaniach nad budową i bojowym wykorzystaniem rakiet w bazie w Peenemünde. Później, jego działalność nie była już tak prekursorska, a zwłaszcza nie tak praktyczna, na czym przecież bardzo zależało władzom nie- mieckim. Po zajęciu Niemiec przez wojska alianckie, na krótki czas, dostał się do niewoli. Po wojnie nadal zajmował się techniką rakietową, ale od 1948r., już w Stanach Zjednoczonych. W historii rozwoju rakiet dużą rolę odegrał znany niemiecki konstruktor samochodów Fritz von Opel /1899-1971/, przechodząc szybko i zdecydowanie „od abstrakcji do konkretu". Swoje eksperymenty rakietowe rozpoczął od 9 wykorzystania do tego celu ... sa- mochodów, stosując w nich coraz silniejszy napęd rakietowy. 11 kwietnia 1929 roku, po- jazd wyposażony w 24 rakiety i skrzydła o ujemnym kącie natar- cia, przekroczył, na torze pod Berli- nem, 230 km/godz. Do tych, jak się można domyślać, bardzo niebez- piecznych doświadczeń przyciągnął również inżyniera-pirotechnika F. W. Sandera oraz byłego oficera austriackiego lotnictwa Maxa Valie- ra /1895-1930/. I oto, w dniu 16 czerwca 1929 roku na szybowisku Wasserkuppe w Nadrenii, miała miejsce pierwsza, choć nie do koń- Plan bazy rakietowej Peenemünde. Fot. int. ca udana, próba wykorzystaniem zaimprowi- zowanej konstrukcji, która powstała w wyniku przystosowania, do tego celu, szybowca. Lot, ni to samolotu, ni to rakiety, wykonał niemiecki pilot Fritz Stamer /1897-1969/. Niektórzy znawcy problemu uznają te próby, jako pierw- sze loty człowieka na urządzeniu o napędzie rakietowym. 30 września 1929 roku, F. Opel wykonał osobiście próbę we Frankfurcie n. Menem. Tym razem, start rakietowego moto- szybowca RAK-1 odbył się z katapulty. Aparat wzbił się na kilkanaście metrów w górę i prze- leciał, w locie poziomym, w niecałą minutę ok. 2000 m. Urządzenie nie zdołało wylądować i oczywiście uległo zniszczeniu, a Opel o mało życiem nie przypłacił swego karkołomnego wy- czynu. Po wielu dalszych, równie nieudanych, a nawet nieco zwariowanych eksperymentach, Opel w rozmowie z Oberthem, nie usłyszał nic, Niemiecka rakieta dalekiego zasięgu co by mogło go zdopingować do dalszych wy- A-4b, niezastosowana w warunkach bojowych. Fotokopia. siłków. Doświadczenia z rakietami o napędzie prochowym nie pozostawiały złudzeń, że po- szukiwania w tym kierunku nie zakończą się sukcesem. 10

Uparcie swoje próby kontynuował nadal M. Valier, ale już z rakietami zasila- nymi ciekłą mieszanką paliwową. Pomagali mu w tym dwaj inni entuzjaści - Klaus Rie- del /1907-1944/ i Rudolf Nebel /1894- 1978/. Wspólnie skonstruowali, pierwszy w świecie, silnik rakietowy z zastosowaniem rozpylaczy paliwa i utleniacza. Jako paliwa użyli - spirytusu, a jako utleniacza - ciekły tlen. Podczas jednej z kolejnych już prób, 17 maja 1930 roku nastąpiło rozerwanie komory spalania. Valier, trafiony odłam- kiem w pierś, zmarł w wyniku krwotoku. Niewykluczone, że swoją śmiercią otworzył listę ofiar, jakie człowiek poniósł na drodze do opanowania techniki rakietowej. Pomimo tego przykrego wydarzenia, Riedel i Nebel kontynuowali swoje bada- Gen. Walter R. Dornberger nia, ale już pod patronatem wojska, na Szef Peenemünde-Zachód. Fotokopia. pierwszym w świecie poligonie rakietowym w Kummersdorf West /laboratorium znajdowało się w Gottow, gdzie prowadzono badania nad uranem z myślą o … bombie atomowej!/, niedaleko Berlina. Nie przerywali również prac nad rakietą na paliwo stałe, a do współpracy włączyli, wielce utalen- towanego, wówczas 18.letniego studenta poli- techniki w Zurüchu, Wernhera von Brauna /przy okazji, warto wspomnieć, że W. von Braun urodził się 23 marca 1912 roku w Wy- rzysku k. Piły; po I. wojnie światowej, gdy Wyrzysk znalazł się w granicach II RP, rodzi- na Braunów przeniosła się na Śląsk1; Wern- her, od młodzieńczych lat rozwijał swoje „ko- smiczne” zainteresowania; zaczął od przeczy- tania, mocno jeszcze - w tamtym czasie - fanta- stycznej, książki: „Rakieta w przestrzeni mię- dzyplanetarnej” i od penetrowania kosmosu za pomocą teleskopu, który dostał od swojej matki; mając 20 lat omal nie zginał podczas „dziewiczej” próby z niemieckim silnikiem ra- kietowym na paliwo ciekłe; na koniec został dyrektorem Centrum Lotów Kosmicznych i głównym autorem lotu Apollo 11 na księżyc, a V-2, w kolorach maskujących, na tzw. w 1971 roku zastępcą dyrektora NASA; zmarł stole startowym. na chorobę nowotworową 17 czerwca 1977 roku, w USA/.

1 Wojciech Mąka, Baron od gwiazd /w/ Gazeta Pomorska z 21 grudnia 2007 roku, s. 11. 11

Jednocześnie, niemieckie Ministerstwo Sił Zbrojnych zdecydowało, że nadzór nad dalszym rozwojem techniki rakietowej przejmie pułkownik artylerii dr inż. Karl Emil Becker /1879-1940/, który - jak pokazała przyszłość - swoje za- danie potraktował bardzo poważnie i szybko doszedł do wniosku, że rakiety mo- gą stać się bardzo ważnym środkiem walki. Było to tym ważniejsze, że ograni- czenia narzucone Niemcom w Traktacie Wersalskim nie uwzględniały czegoś takiego, jak broń rakietowa! Jednocześnie, szczęście uśmiechnęło się do Wernhera, ponieważ stary Braun miał dobrego znajomego w osobie barona Heinricha Gu- stava Magnusa /1802-1870/, profesora uniwersytetu berlińskiego, co rzecz ja- sna znacznie przyspieszyło karierę naukową syna. Już wkrótce, znalazł się on na wydziale fizyki berlińskiej uczelni i jednocześnie został zatrudniony w grupie ro- boczej naukowców Urzędu Uzbrojenia Armii, gdzie zlecono mu prowadzenie do- świadczeń z ciekłopaliwowymi silnikami rakietowymi. Należałoby podkreślić, że naukowcy niemieccy, cieszyli się w tym czasie dużym uznaniem w świecie. W Niemczech żył i pracował wówczas prof. Albert Einstein /1879-1955/. Pułkownik Becker powierzył całokształt prac nad rakietami dla wojska ówcze- snemu kapitanowi inżynierowi Walterowi Robertowi Dornbergerowi /1895- 1980/, który nie krył, jakiemu celowi miały służyć prowadzone prace naukowe: „Należy pracować nad rakietą przeznaczoną wyłącznie dla celów wojskowych, jej głowica powinna zawierać co najmniej tysiąc kilogramów materiału wybuchowe- go, powinna mieć dwieście do trzystu kilometrów zasięgu i być zdolna złamać opór każdego mocarstwa, przeciw któremu zostanie użyta. Jeśli potrzebni ludzie nie zechcą konstruować takich rakiet - należy ich nakłonić do tego. Ręczę, że skutek perswazji będzie natychmiastowy i rzecz jasna, pozytywny.”2 Prace grupy roboczej zostały utajnione, a z bibliotek i księgarń wycofano wszelkie podręczniki i książki na temat rakiet. Był to już czas, gdy Niemcy dysponowali silnikiem rakie- towym na paliwo ciekłe, skonstruowanym przez inżyniera Arthura Rudolpha L. Pietscha /1906-1996/. W 1933 roku, W. von Braun, mając zaledwie 21 lat, zbudował pierwszą, użytkową rakietę na paliwo ciekłe, której nadano symbol A-1 /-1/. Rakie- ta o długości ok. 1,40 m, średnicy ok. 30 cm i wadze /ogólnej, z paliwem/ 150 kg, posiadała siłę ciągu 290 kG. W niedługim czasie powstały kolejne, coraz dosko- nalsze jej wersje. Jeszcze w tym samym, 1933 roku, W. von Braun, przedstawił pracę doktorską (o charakterze tajnym!), pt.: „Konstrukcyjne, teoretyczne i eksperymentalne przyczynki do problemu rakiety na ciekły napęd". Z jej treścią została zapoznana również rada naukowa uczelni, niemniej nikt z uczonych nie zakwestionował zawartych w niej tez, ani też nikt nie sprzeciwił się tej, niezwykłej nominacji doktorskiej. Należałoby dodać, że obok W. von Brauna, rozwojem rakiet w Niemczech zajmowało się jeszcze wiele innych osób. Nie zawsze kończyło się to szczęśli- wie. Tak było na przykład z dr. inż. Carlem Georgem Wahmke /†01.01.1934/, który zginął, podobnie jak Valier, w wyniku niespodziewanej eksplozji silnika ra- kietowego. Pomimo tych niepowodzeń należy zauważyć, że w 1935 r., podczas

2 Cytat za: Mirosław Pankowski, V-2 na Księżycu /w/ Express Bydgoski /Historia/ z 1995 roku.

12 wojny domowej w Hiszpanii, użyta została po raz pierwszy niemiecka rakieta na paliwo stałe. Tymczasem, W. von Braun borykał się z licznymi przeszkodami o charakterze nau- kowym i technicznym, jakie napotykał przy konstruowaniu nowego modelu rakiety A-3. Było to już stosunkowo duże „cygaro" o długości 7,62 m, średnicy 0,75 m i ciężarze startowym 750 kg. Rakieta przez 45 sek. utrzymywała siłę ciągu 1500 kG, posiadała max. zasięg nieco ponad 17 km oraz pułap - 12 km. Na miejsce prób wyznaczono północ- ną część wyspy Uznam, w pobliżu rybackiej wioski Peenemünde3. W sierpniu 1936 r. roz- poczęła się w tym miejscu budowa Ośrodka Badań Wojskowych /Heeres Vernsuchsan- stalt Peenemünde/. Zanim rozpoczęto budo- wę ośrodka rakietowego wysiedlono w inne miejsce 400 mieszkańców Peenemünde. Do budowy 25.hektarowej bazy wykorzystywano około 20 tysięcy więźniów obozów koncen- tracyjnych, robotników przymusowych, a na- Półbalistyczna, jednostopniowa niemiecka wet jeńców wojennych, a wśród nich kilka ty- rakieta V-2 (Aggregat-4/A-4) w chwilę sięcy Polaków. Pracowali tam również Ro- po starcie, Peenemunde, 1943 r. sjanie, Francuzi i Holendrzy. W 1937 roku, do pomocy Braunowi przydzielono, aż kilkuset nowych współpracowników-członków Niemieckiego Towarzystwa Rakietowego, założonego w 1927 r./ między innymi bardzo już doświadczonych, K. Riedela i A. Pietcha oraz innych, a wśród nich: Hansa Hutera, Kurta Heinischa, Paula Schmidta, Roberta Lussera, Heinza Bunse, Helmuta Zoike, Eberharda Reesa, Helmuta Waltera, Walthera Tiela, Artura Rudolpha, Moritza Pohlmanna, Heinza Bun- se, Rudolfa Hermanna, Hermanna Kurzwega, Ludwiga Rotha, Kurta De- busa, Ernesta Stuhlinera, Fritza Gajewskiego, Carla Wanera, Heodora Bu- chholda, Gotholda Viewega i innych. Na współpracę z Braunem nie wyraził zgody, wymieniany już wcześniej, weteran na rakietowym szlaku, R. Nebel.

3 Peenemünde /Pianoujście lub Kujawice/ w północno-zachodniej części wyspy Uznam /niem. Usedom/ zostało wybrane na miejsce poligonu doświadczalnego dla broni rakietowej, gdy istniejący wcześniej ośrodek rakietowy w Kummersdorf k. Berlina, stał się za ciasny pod względem powierzchni. Peenemün- de, położone na wybrzeżu Bałtyku spełniało wymagania pod względem zapewnienia tajemnicy i dawało możliwość lotów próbnych na odległość do 350 km. Baza Peenemünde podzielona była na dwie części: Peenemünde-Wschód tzn. poligon Wehrmachtu /Entwicklungswerk - Zakłady Doświadczalne/, prowadzące badania nad rakietami pionowego startu tzn. V-2 /szefem był gen. W. R. Dornberger oraz Peenemünde-Zachód - poligon Luftwaffe zajmującego się konstruowaniem i doświadczeniami z bombą latającą V-1. Dzisiaj wiadomo również, że w Peenemünde Niemcy osiągnęli sukcesy w zakresie telewizji przemysłowej i radaru. 13

Jednakże, jeszcze na rok przed rozpoczęciem wojny, pomimo bardzo intensyw- nej pracy całego zespołu specjalistów, A-3 nie spełniała oczekiwanych założeń, gdyż jej zasięg wyniósł zaledwie 18 km. W tej sytuacji, W. von Braun przystąpił równolegle do konstruowania i prób z następnymi modelami rakiet, tj. A-4 i A-5. Model A-5 stanowił doświadczalną bazę dla A-4, jednostopniowego rakietowego pocisku balistycznego o ogromnych walorach bojowych. Rakieta posiadała bar- dzo pokaźne rozmiary i imponujące parametry: długość - 14,3 m, średnicę - 1,66 m, ciężar startowy - ok. 12 700 kG (w tym, waga paliwa - alkohol etylowy i ciekły tlen - 8760 kg), ciąg - 25400 kG, odległość strzelania - 260-320 km, pułap - 80-90 km, czas pracy silnika - 60-65 sek., prędkość max. - 5724 km/godz. Sterowanie lotem rakiety odbywało się za pomocą grafitowej płaszczyzny (sterującej), umieszczonej w strumieniu gazów, w dyszy wylotowej silnika. W gęstych warstwach at- mosfery uruchamiane były stery pomocnicze, powietrzne. Start pionowy następował z wyrzutni, tzw. stołu startowego połączone- go na stałe z wózkiem transportowym (trans- porterem kołowym). Wyrzutnie były również montowane na platformach kolejowych. Po nabraniu wysokości, na krzywej lotu kończyło się paliwo i rakieta rozpoczynała opadanie. Istotne, że żaden odgłos nie zwiastował zbli- żania się jej do celu. Wybuch ładunku nastę- pował w momencie spracowania zapalnika uderzeniowego. Rakieta była pierwszą w świecie, tak doskonałą, realizacją dotychczasowych wizji w dziedzinie techniki rakietowej. W 1941 ro- ku, ten prawdziwy cud techniki był gotowy do użycia, a 13 czerwca 1942 roku miała miej- sce udana próba w locie. Wkrótce też, roz- poczęła się seryjna produkcja rakiety Niemiecka, dwustopniowa rakieta /03 października 1942 roku odbyła się próba balistyczna A-9/A-10 (stopień pierwszy - 4 dolny człon rakiety, stopień drugi - końcowa/. W. von Braun triumfował. górny człon rakiety). W lipcu 1943 roku, w wieku 30 lat, otrzymał tytuł profesora. A-4, nazywany potocznie /cudowną bronią/ lub Viktoriawaffe /broń zwycięstwa/ doczekał się później nowszej wersji A-4b. Jednakże, rakiety nie można było natychmiast zastosować w skali operacyjnej, ze względu na pojawiające się ciągle istotne usterki techniczne. Anglicy, zdając sobie doskonale sprawę z wielkiej groźby, jaką przedstawiała dla nich nowa, nie- zwykła broń przeprowadzili totalny nalot RAF na bazę doświadczalną w Pee- nemünde, niszcząc ją do tego stopnia, że dalsze jej funkcjonowanie, w tym miej-

4 Niestety, trzeba dopowiedzieć, że w 1940 roku Wernher v. Braun został przyjęty do Wafen-SS /i otrzymał stopień Untersturmführera tzn. podporucznika; dwa lata później był już Sturmbannführerem - majorem/. 14 scu, stało się niemożliwe5. Niebawem, przeniesiono ją do miejscowości Pustko- wo-Blizna, niedaleko Mielca, zaś centrum montażu rakiet, w góry Harzu, do potęż- nej, podziemnej fabryki „Mittelbau-Dora”, nie- daleko Nordhausen6. Jednakże, wiele części rakiety produkowano także w innych nach Niemiec, a nawet na terenach podbi- tych. Od wiosny 1944 roku, poligon A-4 znajdował się w rejonie miejscowości Sar- naki nad Bugiem. Zaskakująca i bardzo sku- teczna akcja Anglików wyraźnie opóźniła niemieckie przygotowania do bojowego wyko- rzystania rakiety. Zginęło wielu doświadczo- nych specjalistów, zniszczeniu uległa znaczna część dokumentacji, która ze względu na ochronę tajemnicy wykonana była w pojedyn- czych egzemplarzach. Do połowy 1944 roku trwały gorącz- kowe wysiłki niemieckich uczonych i przemy- słu wojennego nad rozwinięciem produkcji większych ilości A-4. Tutaj warto zauważyć, że Niemcy gorączkowo poszukiwali wspar- V-1 na stanowisku startowym cia naukowego swoich wysiłków w celu jak najszybszego zakończenia prac konstrukcyj- nych nad V-2. Próbowali nawet nakłonić do współpracy wybitnego polskiego ma- tematyka dr. Stefana Banacha /1892-1945/, profesora Politechniki Lwowskiej, współtwórcy, znanej w ówczesnym świecie, polskiej szkoły matematycznej. Oczywiście, to się nie udało się, ponieważ profesor Banach nie ugiął się pod brutalnymi naciskami i nie przyłożył ręki do udziału w konstruowaniu broni, która miała siać strach, zniszczenie i śmierć.

5 Ale w końcu, to Polacy, wręcz błyskawicznie, przejęli rakietę V-2 /zanim Niemcy zdołali odnaleźć miej- sce jej upadku, chociaż stawali na głowie, by ją odszukać/, wystrzelonej 20 maja 1944 roku, z poligonu Heidelager-Blizna, którą następnie w wielkiej konspiracji przetransportowano do Warszawy, gdzie została przebadana i opisana przez profesorów Politechniki Warszawskiej - Janusza Groszkowskiego i Marka Struszyńskiego. 26 lipca 1944 roku, z konspiracyjnego lotniska „Motyl” pod Tarnowem, rakieta została przetransportowana specjalnym samolotem brytyjskim do Londynu - tzw. akcja „Most III”/ i tam poddana bardziej szczegółowym badaniom, co z pewnością pomogło opracować strategię walki z tym, niezwykle agresywnym rodzajem broni, siejącym postrach zwłaszcza wśród ludności cywilnej wielkich miast Europy Zachodniej. 6 Do budowy fabryki, a właściwie całego systemu konstruowania broni rakietowej V-2, Niemcy użyli kilka- dziesiąt tysięcy więźniów obozów koncentracyjnych, z których wiele tysięcy zmarło z powodu wyczerpa- nia niewolniczą pracą i fatalnych warunków egzystencji.

15

Gdy wreszcie, wszystkie trudności zo- stały pokonane i rakieta była gotowa do ope- racyjnego użycia, wojenne położenie Nie- miec było już bardzo niekorzystne. W końcu, przemianowano ją na Vergeltungswaffe Zwei (drugi pocisk odwetowy) czyli znany po- wszechnie V-2 i zdecydowano się użyć do atakowania Londynu. Na miejsce startu rakiety dostarczano drogą kolejową lub samochoda- mi, a następnie dźwigiem ustawiano na sta- nowisku startowym. Warto zauważyć, że Wymiary rakiety V-2 dostosowano do prze- szkód terenowych na trasach przejazdu transportów rakiet, tzn. do wielkości tuneli kolejowych i mostów. Transport drogowy na większe odległości odbywał się przy pomocy tzw. vidalwagenów, a na bliższe tzw. lawet Meillera. Do obserwacji startów rakiet uży- wano tzw. kinoteodolitów. Aby łatwiej można było ukryć rakiety na ziemi, a w powietrzu ła- twiej obserwować malowano je w kolory pla- Jeszcze jeden, udany start V-2 miaste /czarno-białe lub zgniłozielone i białe. Pierwsza rakieta, odpalona z rejonu Hagi, z odległości około 320 km, spa- dła w Cheswick /Stanley Road 13/, w zachodnim Londynie 08 września 1944 ro- ku o godz. 18.43. Zginęło 7 osób, a 17 zostało rannych. Zaraz potem, następna rakieta rąbnęła w Parndon Wood, w hrabstwie Essex. Właściwie, Brytyjczycy po- zostawali bezsilni wobec rakiet V-2. Ledwie skończył się horror londyńczyków związany z atakami V-1, rozpoczęła się gehenna ataków rakiet balistycznych da- lekiego zasięgu V-2. W przypadku V-2, niewydolnym okazał się radarowy system obronny Home Chain. Niewiele rakiet udawało się w ogóle wykryć, ponieważ V-2 startowały z ruchomych wyrzutni i szybowały w górnych warstwach atmosfery. Na gwałt przystąpiono do modernizacji radarów, które teraz miały wykrywać cele z dużo większą precyzją. W Belgii rozwinięta została specjalna jednostka RAF z zadaniem prowadzenia nasłuchu radiowego i obserwacji wzrokowo-słuchowej w celu rozpoznawania startów V-2. Jednak, najważniejsza uwaga miała być po- święcona klasycznej obronie przeciwlotniczej, która miała stosować zapory og- niowe na prawdopodobnych kierunkach ataków rakietowych. Była to dość prosta koncepcja gen. Fredericka Alfreda Pile /1884-1976/, który dowodził, że rakieta musi wpaść w strefę rażenia odłamkami pocisków artyleryjskich, o ile prawidłowo zostanie obliczone położenie rakiety, aby ogień artyleryjski był skuteczny. Pro- blemy zaczęły się przy obliczeniu efektywności niszczenia rakiety, która nie mo- gła być wysoka. Optymiści wskazywali na stosunek wysiłku do efektu 1:50, ale pesymiści nawet na 1:1000 /przy wielkości zapory 1 km²/. Jedną z form obrony były również bombardowania wszystkich transportów, które szły w kierunku Hagi. Dla stolicy W. Brytanii i okolic zaczęły się koszmarne dni i noce. Była to bowiem straszliwa broń. Rakieta uderzała z prędkością ok. 1000 m/sek., niszcząc wokoło 16 wszystko swoją siłą kinetyczną i eksplozją, prawie tonowego ładunku wybucho- wego. W początkowej fazie lotu rakieta była zdalnie sterowana, co zapewniało dużo większą precyzję rażenia. Właściwie, nie było przed nią żadnej skutecznej obrony.7 Ostatni, skuteczny atak na Londyn nastąpił 27 marca 1945 roku, gdy rakie- ta uderzyła w budynek w dzielnicy Londynu - Stepney, zabijając około 130 osób. Przez ponad pół roku (od października 1944 do marca 1945) niemieckie V-2 ata- kowały, obok Londynu, także miasta na kontynencie - Antwerpię, Brukselę, Paryż i Liège. Londyn, odetchnął dopiero po 27 marca 1945 roku, ponieważ linia frontu przesunęła się na odległość większą, niż wynosił zasięg rakiety. Niewielką liczbę rakiet V-2 Niemcy użyli także na froncie wschodnim. Z wystrzelonych przez Niemców 3165 rakiet V-2, 1115 spadło na Londyn i okolice, a 2050 na obszary, wymienionych powyżej, metropolii europejskich8. Anglicy mieli jeszcze jeden powód do niepokoju, ponieważ informacje wy- wiadowcze aliantów donosiły, że Niemcy szykują również, niespotykanej wielko- ści, działa V-3, którymi zamierzali ostrzeliwać Londyn. Gdy, w 1944 roku w pię- ciu sztolniach Mimoyecques /rejon Pas-de-Calais/ zamontowane zostały pierw- sze działa kalibru 150 mm, sytuacja była na tyle groźna, że Anglicy podjęli decy- zje o zbombardowaniu celu przy pomocy samolotów-bomb. Pomimo podejmo- wanych amerykańsko-brytyjskich prób wysiłki w celu zniszczenia dział nie przy- niosły pożądanego skutku, ale i Niemcom nie udało się zrobić z V-3 jakiegokol- wiek praktycznego użytku. To zadziwiające, że w beznadziejnej sytuacji (wojskowej i politycznej pań- stwa niemieckiego), niezwykła determinacja wykonawców tego, wyjątkowo trud- nego, przedsięwzięcia pozwoliły na przygotowanie półbalistycznej rakiety bojo- wej. Wprowadzony został również radiolokacyjny system kierowania lotem rakie- ty i udoskonalono mechanizm wyłączania silnika w decydującej fazie lotu. Do momentu wyłączenia się silnika V-2 rakieta osiągała wysokość 40 km i maksy- malną prędkość 1560 m/sek. Następnie, rakieta zwiększała wysokość do 85-90 km (tak więc, była poza zasięgiem wszelkich, ówczesnych środków przeciwlotni- czych), przy czym prędkość malała do 1300 m/sek. W początkowej fazie lotu ra- kieta była zdalnie sterowana, co zapewniało odpowiednio większą precyzję raże- nia. W momencie uderzenia w cel, prędkość rakiety wynosiła od 800 do 1000 m/sek. Blisko tonowy ładunek (waga głowicy bojowej z zapalnikiem uderzenio- wym - 975 kg) i siła kinetyczna niszczyły wszystko wokoło. Ta niesamowita pręd- kość i gwałtowny sposób ataku rakiety były dla Anglików porażającą zagadką i dramatycznym zaskoczeniem. W ostatnich miesiącach wojny konstruktorzy niemieccy zdążyli zwiększyć za- sięg rakiety, stosując doskonalsze skrzydła stabilizujące jej lot. Próby powiodły się i powstała duża, zupełnie już nowoczesna rakieta pod nową nazwą A-9

7 Głowica rakiety wypełniona 1000 kg ładunkiem wybuchowym, zasilana była – jak wspomniano w tekście /s. 11-12/ - dwuskładnikowym paliwem /4000 kg alkoholu etylowego i reszta, 4760 kg - ciekły tlen/, wtłaczanym do komory spalania przy pomocy pompy turbinowej; 8 W Londynie i okolicach zginęło ok. 2700 osób i ok. 6000 zostało rannych; ok. 1300 rakiet V-2 wystrzelo- no na Antwerpię; 65 - na Brukselę; 98 - na Liège;15 - na Paryż; 5 - na Luksemburg;11 - na most Rema- gen na Renie. 17

/„Amerika-Rakete”/. Zamierzenia niemieckich konstruktorów szły jednak znacznie dalej, gdyż przewidywano, że w dalszej fazie rozwoju, A-9 zostanie wykorzysta- na, jako drugi stopień rakiety międzykontynentalnej, wstępnie oznaczonej kodem A-9/A-10, z przeznaczeniem do wykonania szaleńczego ataku odwetowego na Stany Zjednoczone. W styczniu 1945 roku rakieta była gotowa, ale do ataku na Nowy Jork nie doszło, chociaż podjęta została tajna akcja pk. Elstera, w celu umieszczenia mocnego nadajnika radiowego na najwyższym piętrze Empire Sta- te Building na Manhattanie. Za pomocą aparatury radiowej planowano kierować lotem rakiety. Agentów niemieckich, którzy usiłowali to umieścić aparaturę ujęła FBI, a amerykańskie władze wojskowe bliżej zaczęły się interesować, nie tyle samą bronią, ile jej konstruktorami.9 Nie wspomniano dotąd o V-1 /Vergeltungswaffe Ein, pierwszy pocisk odwe- towy/ samolocie-pocisku /skrzydlatym/ z napędem pulsacyjnym, zwanym również „latającą bombą” /„flying bomb”, Fieseler Fi 103 Reichenberg oraz Fzg 76 Flug- zeugwerke/, sterowanym za pomocą autopilota. Dokładnie nie wiadomo, kto odegrał najważniejszą rolę w skonstruowaniu V-1. W tym przypadku, pojawiało się nawet kilka nazwisk wymienianych przy okazji historii powstania V-2, miano- wicie R. Lusser, także H. Oberth, i również Heinz Bunse. Na dodatek, już po wojnie, także Paul Schmidt z ekipy W. von Brauna, dopisał się do tej listy. A jeszcze inne źródła wspominają nazwisko francuskiego kolaboranta, George’a Claude’a /1870-1960/. Samolot-pocisk, lecąc wydawał bardzo głośne, charakterystyczne dźwięki, podobne do tych, jakie można było usłyszeć, gdy ciężki, konny pojazd poruszał się po bruku, stąd przylgnęła do niego, nieco zabawna ale i odstręczająca nazwa - Doodle Bug /terkocząca pluskwa/ lub buzz-bomb /bzycząca bomba/10. V-1 zao- patrzony był w skrzydła, usterzenie i zamontowany nad kadłubem silnik pulsacyj- ny Argus As 014 /Argus-Schmidt Rohr/. Dość prosta konstrukcja samego silnika składała się z długiej rury, zakończonej w przedniej części zasłoną z blaszek, na przemian blokujących lub przepuszczających strumień powietrza do komory spa- lania. Do komory wtryskiwane było paliwo, a wytworzone w procesie spalania gazy wydostawały się przez rurę wylotową. Kadłub samolotu-pocisku składał się z sześciu przedziałów: głowicowego, bojowego, paliwowego, zbiorników ze sprę- żonym powietrzem, aparatury kierującej i sterowni. W przedziale bojowym /w przedniej części samolotu-pocisku/ znajdował się ładunek wybuchowy wraz z systemem zapalników. Napęd pocisku nie posiadał sprężarki i aby strumień

9 Mirosław Pankowski, V-2 … op. cit., s. 11. 10 Stanisław Jaremczak, W walce z bronią „V”, cykl artykułów /w/ Polska Zbrojna/1995 r., cz. I /Kobieta na Księżycu/ - Polacy nazwali latające bomby - „szybotłukami”, ponieważ wszystkie szyby w obrębie kilkuset metrów, od miejsca uderzenia V-1, wypadały z okien; czasem także, w zależności od inwencji autorów nazw - nazywano je … „wariatami”, bądź „czarownicami” itp.; start rakiety odbywał się w pozycji piono- wej, na wysokości 9000 m, automatycznie pochylała się na 45° i szybowała /przy wyłączonym silniku/ do celu z ogromną prędkością /ok. 5700 km/h/, co w tym czasie, absolutnie, wykluczało jej zniszczenie w powietrzu. Ostatnia bomba V-1, wystrzelona z naziemnych instalacji z wybrzeża francuskiego, dolecia- ła na terytorium Anglii 1 września 1944 roku. Chociaż, jeszcze w marcu 1945 roku V-1 startowały w kie- runku Wysp Brytyjskich. Trudno jednak przyjąć za precyzyjne dane, z których dowiadujemy się, że wy- rzutnie lądowe V-1 wystrzeliły łącznie 20 880 pocisków (z ogólnej liczby 30 tys. wyprodukowanych), z czego do celów dotarło 18 435.

18 powietrza na wlocie do silnika nabrał potrzebnej prędkości był wystrzeliwany za pomocą katapulty z przygotowanych do tego celu wyrzutni. Zasięg V-1 /dane przybliżone, nieco zróżnicowane w zależności od wersji pocisku/ wynosił ok. 240 km, prędkość 540-650 km/godz., długość 7,8-8,3 m, rozpiętość skrzydeł 5,4-5,7 m, pułap praktyczny /dolny/górny/ 600-1000 m, pułap max do 3000 m, ciężar ła- dunku bojowego 800-1000 kg. Kierunek lotu pocisku nadawany był przez urzą- dzenia wyrzutni i w ten sposób tor lotu był niejako z góry zaprogramowany. Nie- wielka ilość pocisków zaopatrzona była w nadajniki radiowe umożliwiające śle- dzenie lotu. Natomiast, wysokość lotu była zadawana poprzez zmianę kąta wy- chylenia steru wysokości /za pomocą małego silniczka/. W ten sposób, w końcowej fazie lotu pocisk mógł być, w razie konieczności, sprowadzany do ziemi. Niestety, prace przy rakiecie nastręczały ogromnie dużo problemów tech- nicznych, których nie udawało się szybko rozwikłać. Niektóre z rakiet spadały na ziemię niedługo po zejściu z wyrzutni, inne zmieniały kurs. 24 grudnia 1942 roku na poligonie Peenemünde odpalony został prototyp pocisku. Sporym mankamen- tem pocisku była duża awaryjność pocisku /ok. 2000 uległo uszkodzeniu, w chwilę po starcie/ i niewystarczająca celność. Pewną ciekawostką jest fakt, że popularna w tym czasie kobieta, uznawa- na za osobistego pilota kanclerza III Rzeszy, kapitan Hanna Reitsch /1912- 1979/, zdecydowała się wykonać lot specjalnie przygotowaną dla niej rakietą V-1 /wyposażoną w kabinę pilota/, co pozwoliło wyeliminować niektóre usterki zwią- zane z brakiem sterowności pocisku. Jednakże, aż do końca wojny nie udało się usunąć wszystkich wad technicznych. Rankiem, 12 czerwca 1944 roku, a więc już w trakcie trwania alianckiej operacji pk. Overlord, wystartowała pierwsza z ogólnej liczby 9300 wystrzelonych rakiet V-1. Można przypuszczać, że każdego dnia więcej niż setka V-1 startowała w kierunku Wielkiej Brytanii z wyrzutni szy- nowych rozmieszczonych wzdłuż linii brzegowej Kanału La Manche. Zmasowany atak miał miejsce 15 czerwca 1944 roku, gdyż w kierunku Londynu i Southamp- ton wystrzelono, aż 244 latające bomby. W późniejszym okresie pociski odpala- no również z powietrza /ok. 1600/, używając do tego celu samoloty bombowe „Heinkel He-111”. Anglicy, wykorzystując swoją praktyczną inteligencję, błyskawicznie przy- stąpili do organizacji, możliwie najbardziej skutecznego systemu obronnego przed tym, zupełnie zaskakującym, rodzajem ataków na ich, dotąd nietykalne, terytorium, na ich stolicę i mieszkańców. Całe południowo-wschodnie wybrzeże zostało naszpikowane artylerią przeciwlotniczą /rozmieszczono około 1600 cięż- kich i lekkich dział przeciwlotniczych oraz wieloma zaporami balonowymi/. Usta- lono systemy dyżurowania samolotów myśliwskich. Piloci ćwiczyli wytrącanie po- cisków-rakiet z torów ataku i niszczenia z broni pokładowej z zastosowaniem za- palników zbliżeniowych /duże zasługi, w zwalczaniu V-1, ponieśli również lotnicy polskich dywizjonów walczących w obronie Anglii - około 10 % z ogólnej liczby strąceń/. Na usługi systemu także wprzęgnięto nowe, amerykańskie radary typu CSR 584. Gorzej było z zabezpieczeniem, przed V-1, granic od wschodu, skąd następował atak pocisków-rakiet odpalanych z niemieckich samolotów znad Mo- rza Północnego. Wszystkie te zabiegi organizacyjno-obronne, także wywiadow- cze, spowodowały, że - o ile - rakiety V-2 były nie do zatrzymania, to latające 19 bomby V-1, dość często napotykały na przeszkody obronne trudne do przełama- nia. Skuteczność zwalczania V-1 stale rosła i w sierpniu 1944 roku wynosiła po- nad 60% ogólnej liczby pocisków wystrzelonych w kierunku Wysp Brytyjskich. Należy wspomnieć, że prowadzone były również prace nad dostosowa- niem wersji bezzałogowej V-1 do użycia w charakterze rakiety pilotowanej. Cho- ciaż, niemieccy decydenci unikali skojarzeń z japońskim sposobem walki pilotów- samobójców /kamikaze/, sam pomysł i proponowane metody bojowego wykorzy- stania rakiety praktycznie zmierzały do tego samego skutku. Trwające przygoto- wania, z udziałem wielu ochotników /z inicjatywy Otto Skorzenego 1908-1975, powołano specjalny oddział Selbstopfer-Piloten, pilotów samobójców, którzy in- tensywnie przygotowywali się do swojej ostatniej misji - „lotu śmierci”/, przedłuży- ły się i zdesperowani zwolennicy wojny „do końca”, musieli ustąpić wobec faktu zakończenia działań bojowych. Przygotowane, dla pilotów-samobójców, latające bomby Fi 103 Re-3, na szczęście nie zostały użyte na polu walki.

Załogowa wersja niemieckiego pocisku rakietowego V-1 (repr. T. Burakowski, A. Sala, Rakiety i pociski kierowane, Cz. I, s. 290) Ogółem, w strefę obrony stolicy Wielkiej Brytanii wdarło się ok. 7500 rakiet /łącznie, V-2 i V-1/ powodując ogromne straty 6200 zabitych i 18 000 rannych, nie licząc strat materialnych /niektóre dane liczbowe brzmią jeszcze bardziej przygnębiająco - ok. 8400 zabitych i ponad 22700 rannych/. Równolegle do prowadzonych poszukiwań, dotyczących rakiety ofen- sywnej, prowadzone były w Peenemünde doświadczenia z niekierowanymi i kie- rowanymi przeciwlotniczymi pociskami rakietowymi. Pojawiło się kilka ekspery- mentalnych pocisków przeciwlotniczych z silnikami odrzutowymi, wśród których najlepsze parametry uzyskiwał Taifun F /na paliwo ciekłe/. Produkcję fabryczną tego pocisku rozpoczęto w 1944 roku. Pocisk, o wadze 50 kg, długości 1,88 m, średnicy 10 cm, przy prędkości 1200 m/sek, osiągał pułap 11 km. Dużo wyżej należałoby ocenić wyniki niemieckich naukowców przy budo- wie kierowanych przeciwlotniczych pocisków rakietowych. W latach 1943-1945 powstało kilkanaście rodzajów pocisków tego typu, wśród których na przybliżenie zasługuje Hs-117 Schmetterling. Próby, z tym pociskiem, trwały niemal do chwili kapitulacji Niemiec. Nie udało się jednak uruchomić produkcji seryjnej, pomimo 20

że wykonano ok. 60 prób w locie. Zaprojektowany został do startu z pochyłej wy- rzutni przy pomocy dwóch rakietowych silników startowych, na stały materiał pędny. Silnik marszowy /na paliwo ciekłe/ znajdował się w korpusie rakiety i rozpoczynał pracę po 4 sek. od startu. System kierowania rakiety oparty był na wzrokowym śledzeniu jej lotu za pomocą przyrządów optycznych i samoczynnej korekcie toru lotu sygnałami radiowymi. Naprowadzanie rakiety wykonywało dwóch operatorów: operator śledzenia optycznego i operator naprowadzania ręcznego. Hs-117 Schmetterling ważył, w momencie startu, 460 kg i był cienkim „cygarem" o długości 3,75 m i średnicy „cygara” 35 cm /rozpiętość skrzydeł - 1,98 m/. Pocisk osiągał, przy prędkości maksymalnej ok. 850 km/godz., pułap od 9 do 15 km! Już w 1945 roku wyprodukowano 140 rakiet tego typu, ale do końca dzia- łań wojennych nie udało się wprowadzić ich na uzbrojenie wojsk. Innym, także niedokończonym /w sensie bojowego zastosowania/ rakieto- wym pociskiem przeciwlotniczym był C-2 E2, w prostej linii pochodna rakietowego pocisku balistycznego z serii A-4. Zaprojektowany do startu z wy- rzutni pionowej przy pomocy silnika głównego, na paliwo ciekłe. Długość rakiety wyno- siła 7,92 m; średnica 81 cm; głowica o wadze 300 kg; prędkość max, aż 3040 km/godz. /silnik na paliwo ciekłe/; pułap 17,7 km, a za- sięg 50 km. Kierowanie lotem rakiety odbywało się za po- mocą radia. Pierwsze próby miały miejsce w lutym 1944 roku. Do marca 1945 roku Wernher von Braun twórca programu kosmicznego Apollo, wykonano 50 próbnych star- budowniczy rakiet kosmicznych z serii Saturn /20 lipca 1969 tów rakiet, z których 12 za- roku rakieta Saturn 5 wyniosła w przestrzeń kosmiczną statek Apollo 11, który wylądował na Księżycu. kończyło się trafieniem w za- Fot. Wojciech Mąka, Baron od gwiazd /w/ Gazeta Pomorska planowane cele. Niemcy za- z 21 grudnia 2007 r., s. 11 mierzali wykorzystać pociski Wasserfall do obrony przeciwlotniczej najważniejszych obszarów przemysłowo- zbrojeniowych i większych miast. W docelowej wersji rakiety planowano zasto- sować głowice samonaprowadzającą na cel. Wasserfall C-2 E2 miał być naj- większą rakietą przeciwlotniczą. Do końca wojny usiłowano przygotować 300 rakiet. Jak już zaznaczyłem, nie doszło jednak do całkowitego ukończenia prac i zastosowania rakiety w działaniach wojennych. Ale, kilka lat później Amerykanie wykorzystali efekty prac nad Wsserfall do zbudowania rakiety Nike. Niemcy wypróbowali także kilka wersji pocisku rakietowego typu Enzian /od E-1 do E-5/, który posiadał, aż 4 silniki startowe i był też stosunkowo dużych rozmiarów; długość - odpowiednio - od 5,77 m /E-1/ do ok. 9,0 m /E-5/ oraz średnicę od 0,9 do 2,0 m! /E-5/. Start odbywał się z wyrzutni pochyłej, zamonto- wanej na łożu działa przeciwlotniczego, które przystosowano do nowego prze- znaczenia. Niestety, próby z pociskiem Enzian zakończyły się niepomyślnie. 21

Najdoskonalszą niemiecką rakietą przeciwlotniczą, która weszła na uzbro- jenie w lutym 1945 roku był Rheintochter, w wersjach R-1, R-2 i R-3 (próby z rakietami odbywały się między innymi na poligonie doświadczalnym w Łebie). Start rakiety odbywał się, podobnie jak E-1 z ruchomej wyrzutni zainstalowanej na łożu armaty przeciwlotniczej 88 mm. Należy sądzić, że prace nad wersją R-1 zakończyły się pomyślnie. Rakieta o ciężarze startowym 1750 kG, posiadała znaczne wymiary - długość 6,25 m, średnicę 51 cm i przy prędkości 1100 km/godz osiągała pułap 8 km. Optyczny system śledzenia i radiowy system kie- rowania uzupełniane były informacją ze stacji radiolokacyjnych, które podawały współrzędne celu. Dane niemieckie wskazują, że R-1 została użyta w końcowej fazie wojny do walki z amerykańskimi bombowcami, i to z całkiem dobrym skut- kiem. Jak wynika z tych danych, z 82 wy- strzelonych rakiet R-1, 51 trafiło w cel. Niem- cy, w swoich źródłach, podali również, że na 88 startów rakiety R-3, aż 83 rakiety osią- gnęły swój cel. Zakładając, że przedstawione dane nie są całkiem ścisłe, to i tak sam fakt skonstruowania rakiety przeciwlotniczej o tak doskonałych parametrach należałoby uznać za godny wielkiego podziwu. Przecież, to miało miejsce ponad sześćdziesiąt lat temu! Obok, tych bardzo nowoczesnych rozwiązań, ciągle jednak eksperymentowa- nych, armia niemiecka dysponowała kilkoma typami przeciwlotniczych pocisków rakieto- wych, praktycznie stosowanych w latach 1943-1945. Jednym z pierwszych był pocisk rakietowy RZ-65 /wyrzutnia 8.mio pocisko- wa/. Innym, R-4/M /wyrzutnia wielopocisko- wa/, podobnie jak zmodyfikowany pocisk na- ziemny dostosowany do zwalczania celów powietrznych WGr-21 /Wurfgranate kal. 21 Niewielki pomnik, z 1995 roku, symboli- cm, inaczej R-100M, wyrzutnia skrzynkowa/, zujący rakietę V-2 „wrytą” w ziemię /makieta, projekt Marka Ambroziewicza/, ale zastosowany w walce dopiero na początku ustawiony w miejscowości Sarnaki przy- 1944 roku. Najczęściej stosowane urządzenie pomina o wkładzie Polaków w rozpra- do odpalania rakiet, Nebelwerfer 41, umożli- cowanie niemieckiej broni „V”. Fot. int. Maciej Kulesza, Ślady rakiet V-2 w Bo- wiało wystrzeliwanie 6 rakiet z wyrzutni ruro- rach Tucholskich. wych, montowanych na, zaadoptowanej do tego celu, lawecie artyleryjskiej. Z czasem, wyprodukowano jeszcze większe ra- kiety tego rodzaju, mianowicie 150 mm /WGr-41, 15 cm Nebelwerfer 41 Spreng i WGr-41 Kh Nebel; długość - 1,05 m. średnica - 0,15 m, prędkość - 340 m/sek., zasięg - 6,9 km/ i 210 mm /WGr-42, 21 cm Nebelwerfer 42 Spreng; długość - 1,26 m, średnica - 0,21 m, zasięg - ok. 9 km/, które Niemcy używali, między in- nymi, w powstaniu warszawskim. Ze względu na ryk wydawany przez lecące rakiety powstańcy nazywali je „krowami”. Odpalane z 5.cio prowadnicowych wy- rzutni, montowanych na lawetach dział p/panc. 37 mm, wywoływały ogromne 22 spustoszenie. U schyłku wojny Amerykanie natknęli się na wyrzutnie, wywieźli je do siebie i próbowali zmodernizować, ale nic konkretnego z tego nie wyszło. W tym miejscu, należy również podkreślić, że niemiecka myśl w dziedzinie techniki wojskowej, a rakietowej szczególnie, zdecydowanie dominowała nad osiągnięciami innych krajów. W przybliżeniu można ocenić, że znajdowała się w tym miejscu, dokąd przemysłowo rozwinięte kraje europejskie dotarły dopiero w późnych latach pięćdziesiątych. Na zakończenie tego podrozdziału, przypomnijmy znaczenie wkładu pol- skiego podziemia w odkrywaniu tajemnic niemieckich zbrojeń rakietowych. Pierwsze meldunki z Polski, na ten temat, dotarły do Brytyjczyków na początku 1943 roku, gdy agenci Komendy Głównej AK zdołali przeniknąć i zakamuflować się w bazie, rozpoznać jej przeznaczenie i w jakimś stopniu, także produkty.11 Komenda Główna AK przekazała do Londynu również zdobyte szkice samej ba- zy Peenemünde12. Na ile przyczyniły się one do zainteresowania się Brytyjczy-

11 Należy dopowiedzieć, że niemieckie eksperymenty z bronią rakietową zostały rozpoznane dużo wcze- śniej, o czym świadczy, do dzisiaj niewyjaśniony, fakt tzw. „Raportu z Oslo”. Już w 1939 roku do brytyj- skiego attaché w Oslo kontradm. Hectora Boyesa dotarł anonimowy list z 1939 roku, którego wynikało, że Niemcy pracują nad skonstruowaniem dużych rakiet do przenoszenia bomb w bazie w Peenemünde. Przekazane później bardziej szczegółowe informacje na temat osiągnięć niemieckich w zbrojeniach, nie wzbudziły jednak wystarczającego zainteresowania Brytyjczyków, chociaż te bezcenne informacje mieli podane „na tacy”. Co prawda, wysłane zostały samoloty rozpoznawcze nad wskazany rejon, ale na zdjęciach lotniczych nie udało się znaleźć nic godnego uwagi. Co ciekawe, do dzisiaj nie- znany jest autor „Raportu z Oslo”, chociaż przekazane przez niego informacje, potwierdziły się w całej pełni i miały kapitalne znaczenie. 12 Według danych pozostawionych w tajnych archiwach niemieckich przejętych przez Amerykanów. Wal- ther Gerlach odegrał decydującą rolę w skonstruowaniu tzw. latających talerzy osiągających prędkości do 5000 km/h oraz laserów/maserów (skr. z j. ang. MASER - Microwave Amplification by Stimulated Emission of Radiation - rodzaj urządzenia emitujący promieniowanie o częstotliwości mniejszej, niż pod- czerwone), wykorzystując eksperyment Gerlacha-Sterna związany z powstawaniem ogromnych energii w przypadku poruszenia spinu elektronu /prędkość obrotu elektronu wokół własnej osi, nie wobec innych cząsteczek układu/.Trzeba dodać, że pierwszy naloty na Peenemünde miała miejsce w 18 lipca 1944 roku przez lotnictwo bombowe USA /379 bombowców B-17/. 13 Raport inż. Antoniego Kocjana ps. „Korona" przekazany został do sztabu Naczelnego Wodza w Londynie. Z głębi Niemiec przewożono części rakiet V-2 do magazynów w Bliźnie, a w Pustkowie mon- towano rakiety. Rakiety wystrzeliwane z poligonu w Bliźnie-Pustkowiu spadały w okolicach miejscowości - Rejowiec, Siedlce, Częstochowa, Sokołów Podlaski i Sarnaki. Wywiad Armii Krajowej naliczył około 120 kilkuminutowych lotów rakiet, które wybuchały, rozpadając się na wiele części. Niemcy na ogół starannie zbierali rozproszone fragmenty, ale nie udawało im się odnajdować wszystkich, które wpadały w ręce miejscowej ludności współpracującej z AK lub przejmowali je bezpośrednio partyzanci. Przede wszystkim jednak, AK na różne sposoby zbierało informacje o poligonie i rakietach. W ten sposób udało się zdobyć także szkic rakiety z opisem poszczególnych elementów składowych z nazwami producentów. Od tego był tylko krok od zidentyfikowania, przez Anglików, miejscowości, gdzie odbywała się produkcja tych ele- mentów i zbombardowania tych miejscowości i zakładów. Niebagatelny wkład w walkę z bronią V-1 wnieśli polscy piloci dywizjonów broniących Wysp Bry- tyjskich. Niszczenie V-1 przez samoloty myśliwskie nastręczało wiele trudności i wymagało od pilotów wiele odwagi i sprytu. Najczęściej atakowano V-1 ogniem broni pokładowej od strony dyszy wylotowej, z przewyższenia. Sami piloci musieli nabrać doświadczenia i „znaleźć” optymalną odległość od celu, z której atak był najskuteczniejszy i bezpieczny dla atakującej maszyny. Zdarzały się bowiem przypadki, że podejście na zbyt bliską odległość do V-1 kończyło się tragicznie dla pilota, lub doprowadzało do uszkodzenia samolotu. Piloci wypracowali również własną taktykę walki ze skrzydlatym pociskiem. Podla- tywali pod pocisk i skrzydłem samolotu wybijali go z zaplanowanego toru lotu /pomimo, że było to wbrew obowiązującej ich instrukcji/. Pocisk, „gubiąc” marszrutę uderzał zwykle w ziemię i eksplodował jeszcze na terenie „neutralnym”. „Lotniczy” wkład w obronę W. Brytanii, a głównie Londynu był tej samej wagi, co artylerii przeciwlotniczej (lotnictwo – 1847 zestrzeleń; artyleria p/lot – 1878; balony zaporowe – 232; dane za: Andrzej Przedpełski, Polscy lotnicy w walce z wunderwaffe /w/ Przegląd Wojsk Lotniczych i Wojsk 23

ków niemiecką Wunderwaffe, trudno powiedzieć. W każdym razie, w nocy z 17 na 18 sierpnia 1943 roku miał miejsce nalot 597 ciężkich bombowców Royal Air Force /tzw. Operacja Hydra, 40 bombowców zostało zestrzelonych/, zrzucając na Peenemünde ponad 1700 ton bomb. W ataku zginęło ponad 800 osób, głównie pracujących tam jeńców wojennych, ale Niemcy też ponieśli dotkliwą stratę, po- nieważ zginął w nalocie ekspert od napędu rakietowego prof. Walter Thiel oraz szef projektu inż. Walther Gerlach /1889-1979/.13 Trzeba nam wiedzieć, że An- glicy zbombardowali bazę konstrukcyjną V-2, a baza V-1 pozostała nienaruszona (!).

Państwem, w którym technika rakietowa zdobyła sobie silną pozycję, chociaż w warunkach zupełnie różnych, od tych jakie istniały wówczas w Niemczech, były S t a n y Z j e d n o c z o n e. Przysłowiowym zaczynem był człowiek uchodzący za dziwaka, ale wielki entuzjasta i niezwykle zdolny kon- struktor Robert Hutchings Goddard /1882-1945/. Goddard urodził się w mia- steczku Worcester w stanie Massachussetts, gdzie ukończył z wyróżnieniem gimnazjum i szkołę wyższą. Nauki fizyczne studiował na Uniwersytecie Clarka. Od młodości interesowały go różne, dziwne zagadki „nie z tej ziemi", miedzy in- nymi eksperymentował z fajerwerkami. Dosadnie mówiąc „głowę nosił na wyso- kości gwiazd" i one go najbardziej absorbowały. Pisywał również rozmaite opo- wiadania fantastyczne i obmyśliwał silniki rakietowe i paliwa. Po ukończeniu stu- diów i obronie pracy doktorskiej z dziedziny fizyki, przez kilka lat (trochę po omacku) poszukiwał rozwiązania silnika rakietowego na paliwo stałe (prochowe). Po dłuższej, kilkuletniej przerwie spowodowanej chorobą, w 1915 roku Goddard rozpoczął praktyczne kroki w zakresie wypróbowania prochowego silnika rakie- towego. Uzyskał nawet na ten cel wsparcie finansowe ze strony instytutów nau- kowych i pomoc asystencką. Wreszcie, w 1918 roku po kilku latach niemal sa- motnych wysiłków, postępami prac zainteresowała się prasa i ... wojsko. W 1919 roku, Goddard opublikował swoją, pierwszą ważną pracę naukową pt.: "A met- hod of reaching extreme altitudes" /„Metoda osiągania największych wysokości”/. Już w następnym roku, gdy dość niespodziewanie „kieszeń” Goddarda została zasilona 25 000 tysiącami dolarów, młody konstruktor zainteresował się budową rakietowego silnika ciekłopaliwowego. Jednakże, wysiłki Goddarda w tym kie- runku nie przynosiły pozytywnych rezultatów. Wiele prób było zupełnie nieuda- nych. Żadna z rakiet, zbudowanych tzw. „własnym przemysłem", nie oderwała się od ziemi. Największym problemem, który nie udawało się mu rozwiązać, była konieczność płynnego podawania do silnika składników paliwa oraz proces schładzania konstrukcji. Pomimo niepowodzeń próby trwały nieprzerwanie, a Goddard i jego współpracownicy wykazywali iście benedyktyńską cierpliwość. Tak było, aż 16 marca 1926 roku, gdy nastąpił pierwszy w świecie start niewiel-

Obrony Powietrznej Kraju Nr 7-8/1988, s. 73). W przedstawionym bilansie, swój udział mieli także polscy lotnicy, dysponujący szybkimi „Mustangami” /dywizjony - 306, 315, 316/ i „Mosquito” /dywizjon 307/, któ- rzy zniszczyli ogółem 190 pocisków V-1. 13 Nie jest to już żadną historyczną sensacją, że Walther Gerlach już w 1943 roku z powodzeniem praco- wał nad konstruowaniem laserów i latających talerzy; wykorzystując spin elektronu /tzw. eksperyment Gerlacha-Sterna/ latające spodki Gerlacha krążyły z niewyobrażalną prędkością ok.5000 km/h!

24 kiej rakiety ciekłopaliwowej, która wzniosła się zaledwie na wysokość 12,5 m (!). W tej fazie lotu nastąpiło przepalenie dyszy silnikowej i gwałtowny wybuch. W 1929 roku, kolejna wersja rakiety /7-metrowej długości/ osiągnęła już wyso- kość ok. 300 m, ale i tym razem, wybuch przerwał jej lot. W 1930 roku, po uzyskaniu znaczniejszej pomocy finansowej, za pośred- nictwem pułkownika Charlesa Lindberga /1902-1974/, Goddard wraz z nielicz- ną grupą mechaników zorganizował specjalny poligon rakietowy w stanie Nowy Meksyk. Zaczęły pojawiać się pierwsze, bardziej liczące się sukcesy. Pod koniec 1930 roku, jedna z testowanych rakiet podniosła się na wysokość ok. 600 m i osiągnęła prędkość 222 m/sek. Przez kilka następnych lat Stany Zjednoczone odczuwały głęboki kryzys gospodarczy i Goddardowi brakowało pieniędzy na kolejne próby startowe. Do- piero w 1934 r. nieco uchyliły się drzwi sejfów i konstruktor otrzymał dotacje z koncernu Guggenheima. Trzeba dodać, że w tym czasie badania nad rakietami podjął GALCIT /Guggenheim Aeronauticae Laboratory of the California Institute of Technology - Laboratorium Aeronautyczne im. Guggenheima przy Kalifornij- skim Instytucie Technologicznym/. Na czele Instytutu stanął aerodynamik Teo- dor von Karman /1881-1963/. W instytucie trwały doświadczalne starty coraz nowszych konstrukcji, ale i te zdynamizowane wysiłki nie przynosiły pozytywnych efektów. Aż, do 1938 roku Goddard prowadził swoje badania przy braku szersze- go zainteresowania, zarówno czynników państwowych jak i wojskowych. Jak już powyżej zostało wspomniane, w tym samym czasie, Niemcy byli już daleko w przedzie. Także Rosjanie, o czym będzie mowa później, uruchamiają cały swój potencjał naukowy dla uzyskania sukcesu. Tymczasem, Goddard nie rezygnował i niestrudzenie testował następne rakiety, ale wielki sukces nie nadchodził. Na początku 1945 roku, amerykańska armia, po zajęciu części rdzennych terytoriów Niemiec, przejęła kilkadziesiąt rakiet V-2. W ręce Amerykanów trafiło 14 ton dokumentacji rakietowej, która znajdowała się w zakładach w Bleicherode oraz około stu niezmontowanych V-2. W pierwszych dniach maja 1945 roku w Tyrolu, w ręce dowództwa 44. Dywizji Piechoty Morskiej USA odda- ła się do niewoli grupa ok. 150 niemieckich specjalistów z ośrodka rakietowego w Nordhausen /w Górach Harzu/, na czele z W. von Braunem, jego zastępcą z Peenemünde dr. Hansem Grüne i Walterem Dornbergerem /1895-1980/. Na tym nie koniec. W lipcu 1945 roku, w amerykańskim obozie Dustbin, w środko- wych Niemczech, znalazło się ponad 300 niemieckich konstruktorów tajnej broni, a także fizyków i chemików zajmujących się badaniami nad bronią jądrową14. Podobnie jak W. V. Braun i jego towarzysze, również i ta grupa, a pośród niej: Otto Hahn /1879-1968/, który w 1938 roku, jako pierwszy na świecie, rozbił jądro

14 Amerykanie skrupulatnie sprawdzali wszystkie możliwości pozyskania niemieckich specjalistów, sprzęt i materiały potrzebne do produkcji broni atomowej, m.in. wywieźli wszystkie znalezione zapasy ciężkiej wody i uranu oraz 1100 ton belgijskiej rudy uranowej. Natomiast, zbombardowali zakłady produkcji uranu znajdujące sie w Oranienburgu /miejscowość znalazła się w radzieckiej strefie okupacyjnej/,aby w unie- możliwić Rosjanom produkcję bomby atomowej/. To nie bardzo się powiodło, ponieważ również Rosjanie zdobyli dokumenty niemieckie na temat tajnej broni Hitlera wraz z ośrodkiem atomowym w m. Rüdiger koło Wałbrzycha oraz wywieźli 130 ton tlenku uranu, akcelerator z Dahlem oraz 30 ton materiałów roz- czepianych z Rheinsburgu. W łapach NKWD znaleźli się również niemieccy naukowcy - laureat nagrody Nobla Gustaw Hertz i specjalista od badań nad uranem - Manfred von Ardenne. 25 atomu/, także laureat nagrody Nobla Werner Heisenberg /1901-1976/ oraz Wal- ther Gerlach, który przez ostatnie półtora roku kierował hitlerowskim programem atomowym, w większości, została zwerbowana na potrzeby armii amerykańskiej. 18 września 1945 roku, 118.tu współpracowników W. von Brauna, w głębokiej tajemnicy, zostało przetransportowanych specjalnym samolotem do USA15. Ame- rykanie obiecują Braunowi sprowadzenie jego rodziców z radzieckiej strefy oku- pacyjnej. Tak zaczął się drugi, „amerykański” etap kariery W. von Brauna, który w krótkim czasie stworzył za Oceanem /w bazie w El Paso/ najsilniejszy, obok rosyjskiego, ośrodek badawczy przestrzeni kosmicznej. Najpierw, pod kierun- kiem W. v. Baruna powstał pocisk balistyczny średniego zasięgu Redstone. 21 września 1956 roku najnowsza rakieta Brauna osiągnęła wysokość 1100 km. Następnie, w 1958 roku zbudowano rakietę Jupiter C, która wyniosła na orbitę okołoziemską pierwszego, amerykańskiego sztucznego satelitę - Explorer. Wkrótce, Wernher von Braun został dyrektorem centrum lotów kosmicznych Agencji NASA. Plonem pracy zespołu, którym kierował, była rakieta Saturn 5, która wyniosła na Księżyc kolejne statki z astronautami misji „Apollo". 10 sierpnia 1945 roku w Baltimore zmarł, w wieku 63 lat, prof. Robert H. Goddard. Pomimo niezaprzeczalnych osiągnięć nie udało mu się zbudować ra- kiety, której parametry zadowoliłyby zleceniodawców i samego konstruktora. Ostatecznie okazało się, że efekty samotnego zmagania się z rozlicznymi mean- drami nauk ścisłych, zdecydowanie ustępowały osiągnięciom dużych zespołów naukowców niemieckich. Należy również przypuszczać, że Goddarda gubiła wrodzona cecha skrytości, przejawiająca się w ukrywaniu wyników swoich prac przed otoczeniem, nawet przed utworzonym w 1930 roku Amerykańskim Towa- rzystwem Rakietowym /ARS - American Rocket Society/. Konstruktor, z własnej woli, nie był członkiem towarzystwa i nie publikował na łamach biuletynu ARS. Można zaryzykować stwierdzenie, że było to także ze szkodą dla rezultatów amerykańskich badań nad rakietami, choćby tylko z tego powodu, że wiceprezes towarzystwa G. E. Pendray w 1931 roku miał możliwość osobistego udziału w próbach z rakietami niemieckimi na poligonie w Reinckendorf /i kontaktu z Ne- blem i Riedlem/. Właśnie w ten sposób, korzystając z doświadczeń niemieckich, Pendray i inny naukowiec ARS, H. F. Pierce, zaprojektowali własną rakietę na paliwo ciekłe ARS. Z rakietami typu ARS prowadzone były liczne próby, ale w gruncie rzeczy, nieudane. Do badań nad rakietami, które trwały aż do chwili wybuchu wojny na Dale- kim Wschodzie w 1941 roku, włączali się także inni naukowcy - James Wild, Al- fred Africano, Nathan Carvera i Robert C. Truax. Pracami Carvera intereso- wało się dowództwo US Navy, upatrując w stałopaliwowych silnikach rakietowych możliwość wspomagania startu wodnopłatowców. Można byłoby wymienić jeszcze kilka innych nazwisk Amerykanów, którzy próbowali swoich sił w poszukiwaniu skutecznych rozwiązań w dziedzinie rakiet. Wybijał się zwłaszcza Frank Malina /z pochodzenia Czech/, który skupił nawet wokół swojej osoby grupkę ludzi „zaangażowanych w sprawę" i w 1942 roku utworzył w Pasadenie /Kalifornia/ pierwsze amerykańskie przedsiębiorstwo,

15 Operacja służb specjalnych Stanów Zjednoczonych „Paperclip” /„Spinacz”/.

26

Aerojet General Corporation /Generalną Spółkę Powietrznego Napędu Odrzuto- wego/, zalążek istniejącego do dziś Jet Propulsion Laboratory /Laboratorium Na- pędu Odrzutowego/. Konkludując, amerykański wkład w rozwój techniki rakietowej u początków jej rozwoju należy stwierdzić, że do końca II wojny światowej Amerykanie nie wy- szli poza próg badań laboratoryjnych i prób poligonowych. Nie mogli pokonać przeszkód technologicznych, w taki sposób, aby samodzielnie przejść od etapu doświadczeń do praktycznego zastosowania w walce zbrojnej rakiet o odpo- wiednio dużym zasięgu i mocy.

Sprawą budowy i wykorzystania rakiety bojowej, w sposób syste- mowy, zajmował się Z w i ą z e k R a d z i e c k i, szczególnie zaś rozwojem artyleryjskiej broni rakietowej. Zaczęło się od pierwszych kroków w tej dzie- dzinie, które Rosjanie zawdzięczają, jak już wcześniej wspomniano, K. E. Cioł- kowskiemu. Ale obok niego znaleźli się również inni. Najbardziej znane nazwi- ska z początkowego okresu rozwoju broni rakietowej w ZSRR to W. A. Artimie- jew i N. J. Tichomirow, którzy szybko doszli do skonstruowania pocisku moź- dzierzowego napędzanego prochem piroksylinowym /piroksylina - bawełna strzelnicza/. Najbardziej znaną postacią w tej dziedzinie był młody inżynier, ab- solwent Moskiewskiej Wyższej Szkoły Technicznej z 1930 roku, Siergiej Paw- łowicz Korolew /1907-1966/. Mając zaledwie 25 lat został szefem Moskiewskiej Grupy Badania Ruchu Odrzutowego /GIRD/. Właśnie, w tym insty- tucie skonstruowane zostały pierwsze radzieckie rakiety ciekłopaliwowe. W pracach nad ich powstaniem brał rów- nież udział, uznany już wtedy autorytet w tej dziedzinie, Friedrich Arturowicz Can- der /1887-1933/. W 1933 roku, Rosjanie Radziecka, szynowa wyrzutnia rakietowych pocisków BM-13 „Katiusze”, 1941 r. powołali do życia Rakietowy Instytut Naukowo-Badawczy / RNII/, w którym Korolew odpowiadał za budowę rakiet uskrzydlonych. Pod jego kierunkiem powstały liczne wersje tych rakiet - 201, 212, 216, 217. Rakieta typu 212 miała długość 3 m i ciężar 210 kg /w tym 30 kg paliwa ciekłego/. Pierwszy, udany start rakiety, zamontowanej na metalowej prowadnicy, nastąpił 29 stycznia 1939 roku. Rakieta uzyskała zasięg 3 km, przy wysokości lotu 1000 m. Późniejsze, powojenne prace Korolewa sięgają już przestrzeni kosmicznej i wykraczają poza obszar zainteresowania niniejszego opracowania. 27

Radziecka, dwurzędowa, 16.to prowadnicowa wyrzutnia pocisków rakietowych BM-13-16 kal. 132 mm. Bardzo duże znaczenie dla rozwoju techniki rakietowej, w pierwszym okre- sie istnienia Rosji Sowieckiej, miały prace absolwenta Uniwersytetu Leningradz- kiego, konstruktora silników rakietowych Walentina P. Głuszko /1908-1988/. W 1929 roku, W. P. Głuszko rozpoczął prace w Laboratorium Gazodynamicz- nym /GDL/ w ówczesnym Leningradzie /w 1931 r. Laboratorium włączono w skład GIRD/, gdzie trwały już przedsięwzięcia związane z budową naziemnych rakiet stałopaliwowych, popularnych „Katiusz". Pod kierunkiem W. P. Głuszko opracowano i zbudowano kilkadziesiąt prototypów silników rakietowych serii ORM /Opytnyj Rakietnyj Motor/. W jednym z kolejnych rozwiązań zastosowano stopniowe dozowanie paliwa do rozpylaczy, co umożliwiało łagodny rozruch sil- nika. Technologię „łagodnego rozruchu" polegającą na zalutowywaniu rozpylaczy łatwotopliwym stopem Wooda stosowano, w późniejszym okresie, w rakietach niemieckich V-2. Od 1933 roku pierwszeństwo w dziedzinie techniki rakietowej obejmuje RNII, który w tym czasie wchłonął również GDL wraz z głównym konstruktorem Instytutu Korolewem i jego zespołem. Głównym szefem powiększonego RNII został mianowany Głuszko. Postęp w pracach nad ciekłopaliwowym silnikiem rakietowym nie był jed- nak imponujący. Co prawda, silnik ORM-65 (zastosowany w rakietach uskrzydlo- nych) charakteryzował się niezłymi parametrami, jednakże aż do wybuchu wojny światowej Rosjanie nie uzyskali w tym zakresie istotniejszego powodzenia. W dziedzinie artylerii rakietowej, naziemnej, sukcesem zakończyło się skonstruowanie wyrzutni pocisków rakietowych stałopaliwowych (prochowych) typu BM 13-16 /Bajewaja Maszina; kaliber 132 mm/, znakomicie spisujących się w walce, montowanych na ruchomych, wieloprowadnicowych wyrzutniach artyle- ryjskich /16 pocisków rakietowych/. 28

Wymienić należy trzy rodzaje rakiet - M-8, M-13 /82 i 132 mm/ i M-31. Po- cisk rakietowy M-8 był pochodną produkcji rakiet lotniczych, miał długość 0,57 m, średnicę 82 mm, ciężar 8 kg, prędkość 315 m/sek, rozpryskową głowicę burzącą i zasięg do 5900 m. M-13 sto- sowany był w masowych ude- rzeniach. Pociski /odpalane z kabiny kierowcy/ mogły star- tować co 0,5 sek., średnica pocisku - 132 mm, ciężar - 42,5 kg, głowica odłamkowo- burząca, zasięg ok. 8500 m/. Rakiety były stosowane prze- de wszystkim do celów o dużej powierzchni, ze względu na stosunkowo duży rozrzut. Rakiety zostały wypró- Radziecka BM 13-16, Muzeum Wojskowe bowane 28 czerwca 1941 roku, w Kołobrzegu. Fot. rjm, 2011 r. a jej bojowe użycie nastąpiło 15 lipca 1941 roku, na froncie niemieckim w rejonie Orszy. Dowódcą doświadczalnej baterii „Katiusz" był kapitan J. A. Florow. W 1941 r., Rosjanie posiadali już 16.cie dywizjonów artylerii rakietowej typu BM 13-16. W następnych latach pojawiały się nowsze modele „Katiusz". W ich skon- struowaniu dużą rolę odegrali pracownicy GDL /później RNII/, inżynierowie i arty- lerzyści: G. E. Langemark, N. J. Tichomirow, W. G. Bies- sonow, J. A. Pobiedono- scew, M. P. Gorszkow, M. S. Kisienko, W. Łuzin, D. A. Szitow, W. I. Dudakow i A. G. Kostikowa, a zwłaszcza wy- mienieni już powyżej, Arti- miejew i Tichomirow. Bojowym pierwowzo- rem radzieckiej rakiety lotni- czej montowanej na samolo- tach I-4 był pocisk rakietowy RS-82 /Rakietnyj Snarjad kal. 82 mm/. W dniach 29-30 Radziecka wyrzutnia rakietowa 240 mm BM -24. sierpnia 1939 roku zastoso- Muzeum Wojskowe w Kołobrzegu. Fot. rjm, 2011 r. wano go w walce z samolo- tami japońskimi, w rejonie rzeki Chałchyn Goł w Mongolii. Według radzieckich danych ich samoloty w 14 walkach powietrznych zestrzeliły łącznie 13 japońskich maszyn, w tym 10 myśliwskich. Innym rodzajem pocisków stosowanych do walki z samolotami były niekie- rowane jednopociskowe wyrzutnie RS-132 (ciężar całkowity - 23,1 kg, średnica - 29

132 mm, waga 23,1 kg, prędkość - 1100 km/godz., zasięg - 2 km, stosowany również jako pocisk naziemny). Jego cięższą wersją (waga - 42 kg) był lotniczy pocisk R-132 A. W gronie konstruktorów rakiet był również Michaił Kławdijewicz Tichonrawow /1900-1974/. Ale jego konstrukcje chociaż stanowiły pewne osią- gnięcie, nie zadowalały, ani ich twórcy, ani ówczesnych decydentów radzieckie- go państwa. Po drugiej wojnie światowej, Rosjanie oparli swoje badania nad nowymi rakietami na niemieckiej myśli technicznej /w 1945 r. przejęli ośrodek w Pee- nemünde oraz podobnie jak Amerykanie, liczną kadrę niemieckich specjalistów z zakładów w Nordhausen/. Pod ścisłym nadzorem Rosjan powrócono do badań nad rakietami Hs-117 i Wasserfall. W 1950 roku zarzucony został program Hs- 117, natomiast badania z rakietą Wasserfall przyniosły efekt w postaci modelu rakiety R-101E. Gdy była zdolna do zniszczenia celów powietrznych na wysoko- ści 12000-14000 m, amerykańskie superbombowce B-47 i B-52, osiągały już większy pułap i również z tego programu trzeba było zrezygnować. Ale pierwszy etap doświadczeń Rosjanie mieli już za sobą. Wkrótce, pojawiła się nowa rakieta przeciwlotnicza SA-1 Guild R-113. W 1952 roku sformowany został pierwszy pododdział rakietowy. W drodze do zdobycia przewagi nad resztą świata ponosili również klęski. Przykładem jest tragedia, która miała miejsce 24 października 1960 roku na po- ligonie wojskowym w Kazachstanie, niedaleko kosmodromu Bajkonur16. W przeddzień planowanego startu, 23 października, trwały ostatnie przygotowa- nia do pierwszego startu rakiety bojowej R-16, której udana próba wystrzelenia miała być jedną z ważnych form uczczenia kolejnej rocznicy socjalistycznej rewo- lucji. Prace przedstartowe miały się ku końcowi, gdy pojawiła się usterka w elektrycznym układzie sterowania silnika, co postanowiono naprawić poprzez lutowanie złącza elektrycznego. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że zbiorniki były wypełnione paliwem rakietowym. Pomimo ryzyka, jakie to- warzyszyło naprawianiu usterki, udało się to zrobić bez większych problemów, a jednak te zaczęły się następnego dnia /24 października/ rano, gdy zauważono drobny wyciek paliwa. Konstruktorzy i balistycy, za zgodą głównodowodzącego wojsk rakietowych ZSRR marszałka Mitrofana Iwanowicza Niedielina /1902- 1960/, podjęli decyzję o kontynuowaniu czynności startowych. O godz. 18.45 rozpoczęto ostatnią fazę przygotowań. Padła komenda na przestawienie pro- gramatora rozdzielacza elektrycznego w położenie wyjściowe i wtedy nastąpił niespodziewany rozruch silnika marszowego drugiego stopnia rakiety. Gorące spaliny wydobywające się z uruchomionego silnika spowodowały natychmiasto- we zapalenie się zbiorników paliwowych pierwszego stopnia rakiety i ogromny wybuch. Ogień niszczył wszystko w promieniu wielu dziesiątek metrów. O ucieczce ludzi, znajdujących się na górnych pomostach obsługowych i w bez- pośredniej bliskości rakiety, nie mogło być mowy. Wszystko i wszyscy płonęli wpadając w piekielną otchłań. Temperatura w centrum pożaru dochodziła do 3000°C. Wielu, przebywających nieco dalej od rakiety, próbowało się ratować, ale najczęściej wpadali w pułapkę świeżo położonego i błyskawicznie rozpusz- czającego się asfaltu lub zatrzymywało się na kolczastym drucie ogrodzenia,

16 Marek Jarosiński, 160 ofiar wybuchu rakiety R-16 /w/ Wiraże Nr 12/2006, s. 20-22. 30 otaczającego stanowisko startowe R-16. Rannych zwożono do miejscowego szpitala, najczęściej w ciężkim stanie. Po ugaszeniu pożaru policzono straty - 160 zabitych, dziesiątki rannych. Specjalna komisja przysłana z Moskwy, pod przewodnictwem Leonida Breżniewa, badała przyczyny katastrofy, chociaż było to już tylko podsumowanie tragicznej serii błędów wynikających z pośpiechu, któ- ry - jak mogłoby się wydawać - nigdy nie powinien towarzyszyć tego rodzaju przedsięwzięciom. Pogrzeb ofiar, w pobliskim osiedlu wojskowym, odbył się szybko i bez rozgłosu. Na szczęście, w katastrofie cudem ocalał główny kon- struktor radzieckich rakiet bojowych - Michaił Jangiel, ale zginęli jego zastępcy - L. A. Bierlin i W. A. Koncejow, także marszałek M. I. Niedielin.

W rozwój rakiet bojowych znaczący wkład wnieśli również A n g l i c y. Jak wspomniano, podpatrywali działanie broni opartej na zjawisku napędu rakietowego, zastosowanej przez Hindusów w walkach podczas oblężenia Ser- ingapotam/Singapuru /w 1792 r. i w 1799 r./. Hinduscy powstańcy zastosowali stożkowe groty wystrzeliwane za pomocą niewielkich rakiet wykonanych w kształcie cylindra z papieru o wymiarach 3x30 cm. W locie rakiety stabilizowane były długimi, 3.metrowymi, żer- dziami. Anglicy szybko pojęli, że jest to cenny „wynalazek", który może być wykorzystany do zadawania przeciwnikowi znaczących strat fizycznych i psychologicznych. Dostoso- waniem hinduskich rakiet na grunt angielskiej armii zajął się, wspominany już wcze- śniej, pułkownik William Brytyjska wyrzutnia rakietowych pocisków Pillar Box-2’’. Congreve /1772-1828/, uczestnik walk w Indiach. W 1804 roku, Congreve założył wytwórnię rakiet prochowych, a już dwa lata później okręty angielskiej marynarki wojennej ostrzelały nimi Kopenhagę wywołu- jąc ogólny pożar miasta, potem przyszła kolej na Gdańsk (1813r.), który także mocno ucierpiał od pożarów. Anglicy użyli rakiet Congreve w bitwie narodów pod Lipskiem /1813 r./ i w bitwie pod Waterloo /1815 r./. Rakiety pułkownika Con- greve, podobnie jak ich hinduskie pierwowzory, również posiadały żerdź stabili- zującą, a niektóre jej, doskonalsze wersje miały zasięg nawet do 3 km. 31

Po okresie dużego zainteresowania użyciem rakiet, w Anglii, podobnie jak i w innych państwach europejskich, broń rakietowa /ze względu na systematyczne udoskonalanie artylerii lufowej, gwintowanej/ na długi czas została zepchnięta na pobocza sztuki prowadzenia walki. Do- piero nowa sytuacja polityczno- wojskowa i skok techniczny, jaki doko- nał się w rezultacie doświadczeń I. wojny światowej, spowodowały, że "Wyspiarze" po 1936 roku z większym zainteresowaniem zaczęli spoglądać na rozwój broni rakietowej. Zagrożenie niemieckim uderzeniem na Wyspy Bry- tyjskie zdecydowanie przyspieszyło te wysiłki. Swoją uwagę skupili głównie na konstruowaniu przeciwlotniczych poci- sków rakietowych. Początkowo, opra- cowano niekierowane pociski rakietowe na stały materiał napędowy, Pilar Box 2" /Skrzynka Pocztowa 2", dwucalowe, tj. o średnicy ok. 58 mm i długości 95 cm, zaopatrzone w zapalniki zbliżenio- we/. Odpalane z 20.prowadnicowej, sprzężonej wyrzutni osiągały pułap 600 m i służyły do tworzenia zapory ogniowej Brytyjska wyrzutnia rakietowych pocisków przeciwko niemieckim samolotom nurku- przeciwlotniczych typu „Z”, /1942 r., zastoso- jącym. Wykorzystywane były przez woj- wana przeciwko V-1 w obronie Londynu ska przeciwlotnicze, a także przez Royal i Cardiff w 1944 r./. Navy. Kolejnym modelem przeciwlotniczej broni rakietowejPocisk rakietowy były typu wyrzutnie „Z”. dwu- kanałowych, niekierowanych pocisków rakietowych trzy calowych z 1940 roku - UP 3” /średnica - 76,2 mm; długość rakiety - 1,22 m; głowica odłamkowa o masie 13,7 kg; ogólny ciężar rakiety - 49,5 kg; ciężar materiału wybuchowego - 4,25 kg; zasięg - 6,2 km/, napędzane silnikiem na stały materiał pędny. W 1941 roku utworzono pułk przeciwlotniczej artylerii rakietowej przeznaczony do obrony Car- diff. W 1942 roku, Anglia dysponowała setką tego typu baterii /w składzie jednej baterii znajdowało się 64 wyrzutnie/. Od 1944 roku wprowadzono na uzbrojenie unowocześnione, przeciwlotni- cze 3-calowe pociski rakietowe o długości 1,8 m, które stratowały z obrotowych, dwuprowadnicowych wyrzutni, przy maksymalnym kącie podniesienia 80 stopni osiągały pułap 6-8 km. Podobnie, jak poprzednie modele, również i te pociski posiadały odłamkową głowicę bojową zawierającą 4,3 kg materiału wybuchowe- go i zapalnik zbliżeniowy uruchamiany w odległości ok. 50 m od celu. Wspólnie z klasyczną artylerią przeciwlotniczą i lotnictwem dość skutecznie broniły Londy- nu przed atakami V-1, ale ze względu na małą celność tych pocisków stosowane je w charakterze zapór ogniowych. Na krótko przed atakiem wystrzeliwano duże ilości rakiet /nawet do kilkuset/ z podwieszonymi linami stalowymi. Opadając 32 wolno na spadochronach tworzyły zaporę, która czyhała na nurkujące bombow- ce.

W rozwoju wojskowej techniki rakietowej była obecna również F r a n- c j a. Najbardziej znanymi przedstawicielami w tej dziedzinie byli: inżynier Ro- bert Esnault-Pelterie /1881-1957/ konstruktor i lotnik oraz Louis Damblance /1889-1969/, specjalista od małych rakiet prochowych /w j. francuskim słowo ra- kieta brzmi - fusée/. Z tego okresu pochodzi informacja, że Francuzi wystrzelili 20-kilogramową rakietę prochową, która podobno doleciała na odległość 3200 m. Należy także podkreślić, że podczas I. wojny światowej rakiety prochowe były stosowane przez francuskie lotnictwo. R. Esnault-Pelterie zajmował się przede wszystkim teorią rakiet balistycznych /napędzanych mieszankami ciekłymi/. Jego myśl kon- strukcyjna zaowocowała, między innymi budową silnika rakietowego na paliwo ciekłe /1937 r., pracującego przez 60 sek./ o sile ciągu ok. 100 kG. Należy przy- jąć, że parametry silnika Pelterie były bardzo zbliżone do tych, jakie w tym cza- sie osiągały rakiety wypróbowywane w Niemczech, ZSRR czy w Stanach Zjed- noczonych. Na intensywne badania Pelterie nie mógł sobie pozwolić, ponieważ brakowało pieniędzy. W tym czasie, jak wszędzie na świecie, pierwszeństwo miały znane, praktycznie już wypróbowane i stosowane, dziedziny techniki woj- skowej, jak lotnictwo i broń pancerna. Najbardziej spektakularnym osiągnięciem Francuzów było zbudowanie w 1940 roku bomby lotniczej kierowanej falami ra- diowymi. Za przykładem Francuzów poszli Niemcy /bomba Fritz-X/ i Amerykanie /bomby Azon I i Azon II oraz późniejsza ich wersja Razon/. Tymczasem jednak, L. Damblance skupił się na konstruowaniu rakiet oświetlających dla potrzeb wojska. Jego rakiety były już technicznie dopracowa- ne i produkowane na skalę przemysłową. W końcowej fazie II wojny światowej Francuzi połapali się również, chociaż stosunkowo późno, że można pokusić się o pójście w ślady Amerykanów, Rosjan i Anglików i spróbować pozyskać, dla swoich przyszłych potrzeb, niemieckich specjalistów od broni rakietowej, tych którzy jeszcze nie zdołali wpaść w ręce sojuszników17. Pomysł rzucony przez dyrektora paryskiego laboratorium fizycz- nego prof. Henri Moreau nie pozostał wśród kół wojskowych bez echa i w rezul- tacie pomysłodawca został mianowany doradcą naukowym przy dowództwie sił powietrznych oraz dyrektorem Ośrodka Badań Pocisków Odrzutowych. Jedno- cześnie, z jego inicjatywy utworzono Laboratorium Badań Balistycznych i Aero- dynamicznych w Vernon w Normandii. Należy pamiętać, że Francuzi mieli rów- nież niemałą bazę do prowadzenia tego rodzaju badań, ponieważ w październiku 1944 roku V-2 atakowały Paryż, pozostawiając ślady ataku i szczątki rakiet. Po- nadto, na obszarze wybrzeża znajdowały się pozostałości po ok. 200 wyrzut- niach, z których startowały rakiety w kierunku Anglii. „Polowanie” na niemieckich specjalistów rakietowych i lotniczych bardzo się opłacało i wkrótce utworzono z ich udziałem, w Saint-Louis, Laboratorium Badań ds. Uzbrojenia. Wśród zwer-

17 Henryk Kawka, Od V-1 do Héliosa (Niemieckie korzenie francuskich rakiet) /w/ Polska Zbrojna Nr 1/253 z 1996 r. 33 bowanych, niemieckich naukowców /1946-1947/ znaleźli się, między innymi: Fritz Pauly, Helmut von Zborowski, Wilhelm Seilbold, Heinrich Hertel, Rolf Engel, Helmut Wiess, Heinz Bringer i inni. Dla przykładu, H. von Zborowski pracował w Wojskowych Zakładach Lotniczych w Chatillon, a H. Bringer wraz z zespołem budował silnik rakietowy typu Viking, który później został zamonto- wany w rakiecie „Ariane”. Dzięki wkładowi niemieckich uczonych Francja mogła dołączyć do państw, które miały własne osiągnięcia w konstruowaniu rakiet bali- stycznych i w rozwoju techniki lotniczej.

W okresie międzywojennym, także we W ł o s z e c h zajmowano się konstruowaniem rakiet wojskowych. Postacią numer jeden, w tym względzie, był gen. Gaetano Arturo Crocco /1877-1968/. Początek zainteresowania bronią rakietową łączył się z wykładem generała G. A. Crocco wygłoszonym w 1927 roku do oficerów włoskiego sztabu generalnego. Wykład, na tyle pobudził wyob- raźnię szefa sztabu włoskich sił zbrojnych generała Pietro Badoglio /1871- 1956/, że ten zainicjował konkretne badania. W pierwszym rzędzie Crocco i jego niewielka grupa, (w której znalazł się również syn generała, Luigi) zajmowała się stosunkowo małymi rakietami na paliwo stałe. Ale już w 1929 roku wypróbowano, w laboratorium Uniwersytetu Rzymskiego, silnik rakietowy na paliwo ciekłe. Mó- zgiem całego przedsięwzięcia był 25.letni doktor chemii Corrado Laudi, który jednak niespodziewanie zmarł. Niektórzy z jego otoczenia twierdzili, że przyczyn tak nagłego zgonu należało się doszukiwać w niebezpiecznych oparach cztero- tlenku azotu, używanego do schładzania komór spalania silnika. W kolejnych latach Crocco - junior prowadził eksperymenty z silnikami ra- kietowymi napędzanymi jed- noskładnikowym paliwem cie- kłym. Pomimo uporczywego poszukiwania dobrych roz- wiązań, prowadzone do- świadczenia nie zakończyły się powodzeniem. Tak też, Włochy nie odegrały w rozwo- ju techniki rakietowej istotniej- szego znaczenia, godzi się Strona tytułowa dzieła K. Siemienowicza „Wielkiej sztuki artyle- jednak wspomnieć, że Włosi rii, część pierwsza” w j. angielskim z 1729 roku /Sala Tradycji Akademii Obrony Narodowej, Fot. rjm, 2011 r./. już w XIII wieku zapoznali się z techniką chińskich strzał og- niowych, którymi atakowano pirackie okręty podchodzące do wybrzeży Morza Śródziemnego. W 1420 roku wykładowca z Padwy, Johannes de Fontana w "Księdze na- rzędzi wojennych” /1420/ dał opis ówcześnie stosowanych „rakiet", z którego wy- nikało, że były to mocne tuby papierowe wypełnione ubitym prochem i przewią- 34 zane sznurem. Z przodu tuby znajdował się dziób stożkowy, wypełniony materia- łem zapalającym, z tyłu zaś otwór przez który wyrzucane były gazy prochowe nadające rakiecie ruch do przodu. W czasie lotu zawartość tuby wypalała się, a w pobliżu celu ogień przedostawał się do kołpaka i powodował eksplozję. Ra- kieta przywiązywana była do żerdzi stabilizującej.

Wspomnijmy również o rodzimych doświadczeniach w dziedzinie konstruowania rakiet bojowych. Polskie tradycje związane z techniką rakieto- wą sięgają XVII wieku, co jest zasługą gen. art. Kazimierza Siemienowicza /ok. 1600-1651/. Jego publikacja „Artis Magnae Artilleriae Pars Prima" /„Wielkiej sztuki artylerii, część pierwsza”/, wydana w Amsterdamie w 1650 r. w języku ła- cińskim, i przetłumaczona na kilka języków, między innymi francuski /1651 r./, niemiecki 1676 r., angielski i holenderski /1729 r./, zawierała w III części „De ro- chetis" /„O rakietach”/ opis budowy rakiet wielostopniowych i uważana była przez kilkadziesiąt lat za najlepszy podręcznik artylerii. W polskim przekładzie praca ukazała się w 1963 roku, już jako źródło historyczne. Siemienowicz w swoich pro- jektach rakiet, stosowaną dotąd żerdź, zastąpił brzechwami zamocowanymi wzdłuż korpusu rakiety /to nic innego jak tylko późniejsze stabilizatory typu "delta"/, a nawet przewidywał konstruowanie wie- logłowicowych pocisków rakietowych, co wówczas musiało brzmieć bardzo, bardzo futurystycznie. W ten sposób, rakieta w jego koncepcjach przybrała zupełnie współczesny kształt. Mogła płynniej star- tować i wykonywać daleki i stosunkowo stabilny lot. Rozwiązania techniczne za- stosowane przez Siemienowicza stawiają go w rzędzie prekursorów nowożytnej techniki rakietowej. Był gruntownie wy- Gen. Józef Bem /1794-1850/. Obraz olejny - kształconym artylerzystą, studiował rów- Sala Tradycji Akademii Obrony Narodowej, nież sztukę wojenną w Europie Zachod- Fot. rjm, 2011 r. niej. Najdłużej przebywał w Holandii. Po powrocie do kraju zajmował się moder- nizacją polskiej artylerii. Prawdopodobnie brał udział w wyprawie smoleńskiej /1633-1634/ oraz w bitwie z Tatarami pod Ochmatowem /1644 r./. W latach 1646-1649 był komendantem cekhauzu warszawskiego, a od 1648 roku ober- ster-lejtenantem artylerii koronnej. Popełniwszy, prawdopodobnie, nadużycie fi- nansowe, został zwolniony ze służby i wyjechał do Holandii /1649 r./. Wśród wojskowych, którzy dostrzegali możliwość praktycznego wykorzy- stania rakiet na polu walki był wybitny artylerzysta, bohater kilku wojen gen. art. 35

Zachariasz Józef Bem /1794-1850/18. W 1820 roku wydał w j. francuskim swoje opracowanie pt.: „Doświadczenia nad rakietami zapalającymi typu Congreve, ze- brane do roku 1819 w Królewskiej Polskiej Artylerii i przekazane Cesarskiej Wy- sokości Wielkiemu Księciu Konstantemu, Naczelnemu Wodzowi wszystkich, Kró- lewskich Polskich Wojsk przez Józefa Bema". W tym samym roku książka zosta- ła przetłumaczona na j. niemiecki, a w 1853 roku również na język polski. Do- dajmy, że w armii Królestwa Polskiego, w latach 1822-1823 utworzony został Polski Korpus Rakietników, który posiadał na wyposażeniu przewoźne wyrzutnie rakiet /łoża rakietnicze/, konstrukcji kapitana artylerii Józefa Kosińskiego /wcześniej, Kosiński zbudował prostą, stacjonarną wyrzutnię, typu „kozioł"/. Korpusem Rakietników, który stacjonował w Warce, dowodził generał artylerii Piotr Bontemps. W skład korpusu wchodziła półbateria konna pod dowództwem kapitana 1 kl. Józefa Jaszowskiego i półkompania piesza rakietników, dowo- dzona przez kapitana 2 kl. Karola Skalskiego. W styczniu 1831 roku przefor- mowano półbaterię konną w 3.baterię lekkiej artylerii konnej. Wkrótce, nastąpiło również zwiększenie półkompanii pieszej do wielkości kompanii. W nowej struk- turze znajdowało się jednak tylko 8 kozłów do wyrzucania rakiet. Rakietnicy, z dobrej strony pokazali się w kampanii 1831 roku w obronie Warszawy, pod

18 Urodził się 14 marca 1794 roku w Tarnowie, potem jego rodzina przeniosła się do Krakowa. W 1809 roku, 15.letni Bem zaciągnął się do artylerii i został kanonierem w armii ks. Józefa Poniatowskiego i zaraz potem wstąpił do Elementarnej Szkoły Artylerii i Inżynierii w Warszawie. Następnie, kontynuował naukę w Wyższej Szkole Wojskowej, którą ukończył w 1811 roku i 11 kwietnia tego roku został mianowa- ny porucznikiem klasy II w pułku artylerii konnej w Gdańsku, a rok później porucznikiem klasy I. Uczestni- czył w wojnie Napoleona z Rosją i za obronę Gdańska otrzymał Krzyż Legii Honorowej. W 1817 roku został oficerem w armii Królestwa Polskiego i adiutantem gen. art. Piotra Bontempsa. Wykładał w Zi- mowej Szkole Artylerii zasady fortyfikacji i taktykę i uczestniczył w badaniach na rakietami. Rok 1819 nie był dla niego szczęśliwy, ponieważ został skazany na rok więzienia za działalność niepodległościową i spiskową, m.in. był członkiem tajnych organizacji - Wolnomularstwa Narodowego i Towarzystwa Patrio- tycznego. Został również zdegradowany i otrzymał zakaz powrotu do służby czynnej. Wykonanie kary uchylono, na interwencję samego Wielkiego Księcia Konstantego, ale nie na długo to pomogło, bo w 1826 roku Bem dostał dymisję z armii. W cywilu dawał sobie nieźle radę, ponieważ zajął się projekto- waniem różnych budowli, m.in. lokum dla zbiorów Ossolińskich, pomieszczeń klasztoru ss Karmelitanek Trzewiczkowskich. Później, Bem przebywał, najpierw we Francji, potem w Prusach na studiach technicz- nych. Po wybuchu powstania listopadowego Bem zgłasza się do służby w powstańczych szeregach. 13 marca 1831 roku otrzymał stopień majora i dowodzenie 4. lekkokonną baterią artylerii. 10 kwietnia 1831 roku, w bitwie pod Iganiami Bem dał pokaz swoich umiejętności artylerzysty, dwukrotnie przepro- wadzając atak artyleryjski, z ruchem armat do przodu, za co został mianowany do stopnia podpułkowni- ka. 21 maja, Bem jeszcze raz pokazał swoją klasę gdy, w bardzo trudnym położeniu wojsk powstań- czych, skutecznie szarżował swoją 4. baterią armat na szeregi Rosjan. Podobnie było 26 maja pod Ostro- łęką, za co Wódz Naczelny mianował go pułkownikiem. 01 lipca 1831 roku Bem został odznaczony Zło- tym Krzyżem Virtuti Militari i 13 lipca został dowódcą polskiej artylerii. W końcu otrzymał propozycję prze- jęcia przywództwa powstania, z której nie skorzystał. Po upadku powstania został internowany w Pru- sach, po czym wyemigrował do Francji, gdzie związał się z konserwatywnym obozem księcia Adama Czartoryskiego. W 1848 roku powrócił do kraju. 5 października 1848 roku zgodził się na propozycję służby w powstańczej armii węgierskiej. Najpierw, walczył w obronie Wiednia, potem - mianowany na wodza naczelnego Siedmiogrodu - opanował prowincję i zorganizował wyprawy na Mołdawię i Bukowinę, co przyniosło mu tytuł marszałka polnego i stanowisko głównodowodzącego. W 1849 roku, w sytuacji gdy Rosja przystępuje do wojny, powstanie węgierskie upada, a Bem emigruje do Turcji, gdzie chcąc wstąpić do armii sułtana przyjął islam i zmienił nazwisko na Murad Pasza /Yusuf Paşa/. Wraz z nim przeszło wte- dy na islam około 6 tysięcy Polaków. Pod naciskiem Rosji i Austrii władze tureckie internowały Bema, najpierw w Kütahyi, a potem w Aleppo, co miało zapobiec jego politycznej aktywności. W ostatnim frag- mencie życia, z dużym powodzeniem organizował obronę Aleppo przed atakami arabskich nomadów, co przyniosło mu sławę i tytuł feldmarszałka armii tureckiej . Zmarł w 1850 roku na malarię azjatycką. Jego prochy sprowadzono do kraju w 1929 roku i złożono w rodzinnym mauzoleum w Tarnowie. 36

Wawrem. Historia podaje również, że kompania rakietników odznaczyła się dużą skutecznością w bitwie pod Olszynką Grochowską 25 lutego 1831 roku. Dobrze wymierzona salwa rakiet kongrewskich, wywołując zamieszanie i straty w ugrupowaniu rosyjskiej kawalerii, wyhamowała impet ataku na polskie oddziały wycofujące się w kierunku Warszawy, wyczerpane i znacznie ustępujące pod względem liczebności. Jednakże, pod wpływem niekorzystnego rozwoju sytuacji wojskowej, już w pierwszych dniach sierpnia 1831 roku kompania rakietników została rozwiąza- na. Zresztą, najbliższe dziesiątki lat pokazały, że ówczesna broń rakietowa nie mogła dorównać, ani siłą ognia, ani celnością coraz bardziej skutecznej artylerii polowej, dysponującej działami o gwintowanych lufach. W czasach nam bardziej współczesnych, już po II wojnie światowej, w określonych warunkach geopolitycznych, wojskowa technika rakietowa mogła do nas trafić tylko ze Związku Radzieckiego. I tak też było. W 1972 roku, w puł- kach artylerii przeciwlotniczej wojsk lądowych, pojawiły się pierwsze przeciwlot- nicze zestawy rakietowe /PZR/ typu KUB, później w 1979 roku, bardziej nowo- czesne, kilkakrotnie modernizowane zestawy typu OSA. Do pododdziałów Wojsk Obrony Powietrznej Kraju, pierwsze PZR średnie- go zasięgu typu SA-75 Dźwina dotarły już w 1960 r., a od 1963 roku na uzbroje- nie wprowadzono nowsze rakiety, również średniego zasięgu, typu S-75 Woł- chow. Na początek, systemem obrony rakietowej objęto: Warszawę, Śląsk, Po- znań i Trójmiasto /1964 r./. W 1967 r. obronę rakietową otrzymał zespół portów Szczecin-Świnoujście. W 1970 roku wojska rakietowe OPK wzbogaciły się o ze- stawy rakietowe do zwalczania celów lecących na małych wysokościach, typu S-125 M Newa.

Dzisiaj, w warunkach wielowymiarowego pola walki, gdy sięga się także do przestrzeni kosmicznej, rakiety /pociski rakietowe/ należą do naj- bardziej docenianych środków walki i znajdują się na wyposażeniu niemal wszystkich, liczących się w świecie, armii. Mogą pokonywać ogromne odległości, precyzyjnie atakować cele punkto- we i powierzchniowe, obezwładniać siłę żywą, niszczyć w powietrzu i na ziemi środki napadu przeciwnika, niszczyć umocnienia obronne, lotniska, porty, centra przemysłowe, wyprzedzać uderzenia przeciwnika, wykonywać ataki odwetowe i w konsekwencji paraliżować przygotowany przez niego plan prowadzenia woj- ny. Wyposażone w głowice jądrowe stanowią istotny czynnik odstraszania i powstrzymywania się od pokusy wykonania pierwszego uderzenia. Dodać jeszcze należy, że źle by się stało, gdyby także przestrzeń ko- smiczna stała się kiedykolwiek obszarem starcia zbrojnego. Wtedy, jak twierdzą specjaliści, będą potrzebne inne, jeszcze doskonalsze środki walki, a więc broń ery kosmiczno-powietrznej. Klasyczne ładunki bojowe zostałyby zastąpione wiązkami energii elektromagnetycznej /laserowej/, a także emiterami energii po- chodnych, służących do paraliżowania układów elektronicznych uzbrojenia, urządzeń łączności i sieci komputerowych. Nic się nie zmieniło od czasów Carla von Clausewitza, który stwierdził: „Przemoc /ciągle/ uzbraja się w wynalazki sztuki i nauki, aby stawić czoło ... przemocy”. 37

Warto również wiedzieć, co proponował współczesnemu światu Jan Paweł II: „Trzeba czasem odważyć się pójść także w tym kierunku, w którym do- tąd jeszcze nikt nie poszedł (...) czasy nasze domagają się od nas, aby nie zamykać się w sztywnych granicach, gdy chodzi o dobro człowieka (...) problemy powinny być rozpatrywane w świetle prawdy, sprawiedliwości, przy wyrzeczeniu się ciasnych egoizmów i ucieczki do siły”.

Zbiornik paliwowy rakiety V2. Eksponat Muzeum Wojsk Lądowych w Bydgoszczy. Fot. rjm, 2012.

38

POCZĄTKI LOTNICTWA WOJSKOWEGO

Wydaje się, że nic tak bardzo nie fascynowało ludzi, jak przemożna chęć zrozumienia i opanowania reguł rządzących sztuką szybowania i latania. Jed- nakże, człowiek zazdroszcząc naturze ptaków musiał, w tym celu, posłużyć się techniką. Śmiało można powiedzieć, że swoje pragnienia próbował realizować, jak się zwykło w takich przypadkach mówić, od niepamiętnych czasów. Egzem- plifikacją tego są, prawie nieśmiertelne postaci - mityczny rzeźbiarz Dedal i jego syn Ikar z homerowskiego poematu. Chociaż, do lotu zmusiła ich bardzo konkretna przyczyna odzyskania wolno- ści, i nie należało o tym za- pominać, młodzieniec nie oparł się pokusie, poszybował zbyt wysoko i przypłacił to życiem. Dzisiaj już wiemy, że rzeczywista droga człowieka do opanowania przestworzy była jeszcze bardziej drama- Konstrukcja latająca/Szybowiec Otto Lilienthala tyczna. Przez całe wieki, nie- którzy filozofowie, a także i przeciętni śmiertelnicy chodzili ciągle „z głową zadar- tą w górę”. Nie będzie większego błędu, jeśli stwierdzimy, że prawdziwe latanie zaczęło się od balonów, w czym szczególnie pomogły badania naukowe wło- skiego fizyka, Ewangelisty Torricellego /1608-1647/ i Niemca, Ottona Gueric- ke /1620-1686/, którzy w swoich pracach przedstawiali dowody na możliwość zastosowania prawa Archimedesa, także w odniesieniu do atmosfery. W II. po- łowie XVII wieku Niemiec, jezuita Caspar Scott /1608-1666/ i Włoch, także jezui- ta, Francesco Lana /1631-1687/, profesor fizyki z Ferrary, przedstawili, nieza- leżnie od siebie, pomysł zbudowania balonu o blaszanej powłoce, z którego po- wietrze byłoby bezustannie wypompowywane. Wkrótce, pojawiły się pierwsze balony wypełnione rozgrzanym, a więc „lżejszym” powietrzem. W dniu 04 czerw- ca 1783 roku, w Annonay /Francja/ podniósł się taki właśnie, jeszcze bezzałogo- wy, balon na uwięzi, skonstruowany przez braci Josepha Michela /1740-1810/ i Jacques’a Etienne /1745-1799/ Montgolfier. Wykonany został z tafty (płótna podbitego papierem) i jedwabiu. Powietrze podgrzano najzwyklej- szym ogniskiem rozpalonym na ... brytfance. 39

21 listopada tego sa- mego roku, miała miejsce lot- na próba wolnego balonu z ludźmi w koszu. Francuz, Pilâtre de Rozier Jean Francoise /1754-1784/ we- spół pasażerem, majorem Francoise Laurentem odbyli 26. minutowy lot nad Bałty- kiem. W następnym roku, ba- lon wyniósł w powietrze, aż siedem osób, zaś francuski Utrzymany w ścisłej tajemnicy samolot braci Wright fizyk Charles Jacques Alek- na poligonie w Avours, 1903 rok. sandre Cesar /1746-1823/ za- stosował do napełniania balo- nu, zamiast rozgrzanego powietrza, znany już wówczas, wodór19. W pierwszych dniach stycznia 1785 roku, Pilâtre de Rozier’a J. F. zaskoczyła wiadomość, że inny jego rodak, Jean Pierre Francoise Blanchard /1753-1809/, wspólnie z kaninem, lekarzem z Bostonu, Johnem Jeffriesem /1744-1819/ przelecieli balo- nem nad Kanałem La Manche. z północy na południe, z Dover na wybrzeże francu- skie. Lądowanie nastąpiło w lesie Gufnes, 30 km od Calaise. Mocno urażona ambicja de Rozier’a, który także szykował się do „skoku” przez Kanał /oczekiwał w Boulogne na dobry wiatr/ spowodowała, że pilot nie- zupełnie przygotowany, zdecydował się odbyć lot do Anglii. Statek powietrzny, skonstruowany specjalnie do tego celu, składał się z dwóch balonów - jeden z nich wypełniono wodorem, a drugi ogrza- nym powietrzem. Niestety, w chwilę po starcie balony stanęły w płomieniach. Nie było szans na ratunek i P. de Rozier oraz jego pomocnik, fizyk Romain Louis Pierre- Wilbur Wright /1867-1912/. Ange /1760-1785/, spadli z koszem na zie- mię, ponosząc śmierć20. Ten tragiczny wypadek nie mógł zatrzymać rozwoju ba- loniarstwa, które i dzisiaj zajmuje liczącą się pozycję w panoramie aeronautyki.

19 Pierwszy zetknął się z wodorem w 1661 roku angielski chemik Robert Boyle, który rozcieńczonym kwasem solnym zadziałał na opiłki żelazne; w wyniku reakcji wydzielała się łatwopalna substancja /po zmieszaniu się z powietrzem i w kontakcie z ogniem wybuchała z dużą siłą". Faktycznie jednak odkrycie wodoru datuje się na 1766 rok, gdy inny, angielski fizyk Henry Cavendish stwierdził, że substancja wy- dzielająca się podczas rozpuszczania metali w rozcieńczonych kwasach, w kontakcie z powietrzem i ogniem, gwałtownie wybucha. Po wielu latach dalszych eksperymentów, w 1787 roku Francuz Antoine Lavoisier uznał ten gaz za pierwiastek i nadał mu nazwę - hydrogenium. 40

Można stwierdzić, że z balonami poszło dość gład- ko i niemal od początku prawidłowo zostały uchwycone parametry konstrukcyjne i pod- stawowe kwestie lotu. Znacz- nie bardziej skomplikowana droga wiodła do zbudowania samej sylwetki samolotu i wykreowania jego koniecz- nych cech lotnych. Pierwsze konstrukcje samolotowe opar-

Orville Wright /1871-1948/. te zostały na fizycznych wła- ściwościach szybowania. Za- częło się od niewielkich modeli szybowców, zresztą niewiele przypominających swoim kształtem dzisiejszy samolot. W początkach XVIII wieku, najgłośniej było o takich właśnie modelach projektowanych George Cayley’a /1773-1857/, boga- tego szlachcica z Brompton. Nieco później, przyszła kolej na konstrukcje już bar- dziej zbliżone do klasycznych kształtów samolotów. Autorem samolotu-olbrzyma (rozpiętość jego skrzydeł wynosiła 45 m!) był założyciel Towarzystwa Żeglugi Powietrzno-Parowej w Anglii, William Henson /1812-1888/. Jednakże, jego mo- del, napędzany parowym „sil- niczkiem”, nie chciał latać. Więcej szczęścia miał John Stringfellow /1799-1883/, który doprowadził wysiłki Hensona do pomyślnego końca. W 1848 roku latał sa- molot-model jego pomysłu /rozpiętość skrzydeł - 3 m/, napędzany także niedużym silniczkiem parowym z dwo- ma śmigłami. Bardzo źle było jednak ze sterownością i statecznością modelu. Nad tą 25 lipca 1909 roku L. Blèriot dokonał sprawą miało sobie łamać historycznego przelotu z Calais do Dover. głowę jeszcze wielu następ- nych zapaleńców latania w przestwor zach. Francuz, Alphonse Pènaud /1850- 1880/, który budował modele napędzane ... skręcaną gumą. Tak bardzo pragnął skonstruować sterowny, latający samolot, że z powodu braku na ten cel funduszy - jak wieść niosła - mając trzydzieści lat „strzelił sobie w łeb”. Do końca XIX wieku powstało bardzo dużo, mniej lub bardziej udziwnionych latających aparatów, ale niezrozumienie zależności występujących pomiędzy rozkładem wektorów siły nośnej, ciągiem i profilem płatów nośnych, nie pozwala-

20 15 czerwca 1785 roku. 41

ło odpowiednio skonstruować skrzydeł i sterów statku powietrznego i stanęło na drodze dalszego postępu. W tych, bardzo już odległych dla nas czasach, przez karty historii rozwoju lotnictwa przewinęło się wiele nazwisk, między innymi: Rosjanina, Aleksandra Teodorowicza Możajskiego /1825-1890/, Anglika, twórcy „maxima” - powszechnie znanego karabinu maszyno- wego, Hirama Stevensa Ma- xima /1840-1916/ i jeszcze innego wyspiarza, Horatio F. Phillipsa (1845-1924). Wszyscy oni mieli swoje wła- sne, „autorskie” konstrukcje, ale ich wysiłek nie został za- kończony sukcesem na miarę oczekiwań i apetytów. Aż oto, w Niemczech pojawił się mężny i bardzo uparty lotnik, Otto Lilienthal /1848-1896/. Otto interesował się lataniem Samolot Blèriot XI typu La Manche. już od najmłodszych lat. Wspólnie ze swoim bratem Gustawem, budowali szybowce, oczywiście takie, jakie podpowiadała im wówczas ich młodzieńcza wyobraźnia. W 1890 roku, O. Lilienthal przystąpił do intensywnych prób lotów szybowcowych. Słusznie sądził, że przed rozpoczęciem lotów na samolotach, należało rozwiązać problem stateczno- ści i sterowności21. Start do lotu szybowcowego odbywał się z wysokiej hałdy, na wysy- pisku Lichterfelde, niedaleko miasteczka Rhinow /Bran- denburgia/. O. Lilienthal pod- wieszony pod szybowiec, ba- lansując ciałem, wykonywał loty ślizgowe, nawet na odle- głość 300 m. Pierwszy udany Włoski samolot z okresu wojny trypolitańskiej 1912-1913. lot, na szybowcu własnej kon- strukcji z nieruchomymi skrzydłami, wykonał w 1981 roku. W latach 1891-1896 wykonał prawie dwa tysiące takich lotów. Ale, 09 sierpnia 1896 roku doszło do katastrofy. Nagłym i silnym podmuchem wiatru szybowiec został wytrącony ze stateczności i, z kilkunastu metrów, runął na ziemię. Ciężko ranny Lilienthal, z urazami głowy i połamanym kręgosłupem, zmarł następnego dnia.

21 Otto Lilienthal opublikował także książkę pt.: „Lot ptaka jako podstawa sztuki latania”. Chociaż tytuł wydaje się być bardzo prozaiczny, to w książce zostały zawarte podstawowe zasady aerodynamiki i teorii lotu. 42

W ślady O. Lilienthala poszedł amerykański inżynier Oktave Chanuce /1832-1910/, który w tym celu, zbudował dość prymitywny, lecz w miarę statecz- ny aparat ślizgowy. Do Ameryki sprowadził także, jeden z szybowców Lilienthala, z którym zapoznali się, przyszli twórcy maszyn latających, bracia Wilbur /1867- 1912/ i Orville /1871-1948/ Wright. Przełomowe wydarzenie w dziejach lotnictwa przyniósł rok 1903. 17 grudnia, na wzgórzu, o wdzięcznej na- zwie Kitty Hawk k. Daytonu /Północna Karolina/, miał miejsce pierwszy, pełnopa- rametrowy, choć bardzo krótki lot motorowego Flyer’a skon- struowanego przez braci Wright. Lot trwał zaledwie 12 sekund, a samolot przeleciał

Samolot konstrukcji Louisa Blèriota 1909 roku. w tym czasie 25 yardów /yard – 0,91 m/. Tego samego dnia, Flyer wykonał jeszcze trzy loty, z których najdłuższy trwał 59 sekund, a pokonana odległość wyniosła ok. 260 m. Bracia Wright zbudowali swój pierw- szy samolot w oparciu o, oblataną przez nich, konstrukcję szybowca Chanute’a. Flyer był dwupłatowcem w układzie kaczka, z podwoziem płozowym. Został wy- posażony w silnik o mocy 12 KM i o wadze 77 kg. Start odbywał się za pomocą katapulty. Był to pierwsza konstrukcja lotnicza, w pełni posłuszna człowiekowi. Chociaż, dla zachowania historycznej sumienności, trzeba podać, że nieznacznie wcześniej, ale też w 1903 roku, Amerykanin Samuel Pierpont Langley /1834- 1906/ zbudował samolot motorowy, lecz dwie próby lotne, wykonywane przez przyjaciela konstruktora, Manley’a, zakończyły się kapotażem. Co ciekawsze, że jedenaście lat później, ten sam samolot, pilotowany przez Gleena Hammonda Curtissa /1878-1930/, odbył udany lot. „Praktyka” w powietrzu wykazała, że nie wystarczyło zbudować dobry samolot, ale trzeba było jeszcze umieć nim latać, a to w tamtych czasach najlepiej opanowali bracia Wright. Pięć lat później, w 1908 roku, W. Wilbur przeleciał, w dwie godziny i 43 minuty, odległość 124 kilometrów. W Europie, pierwszy liczący się sukces odniósł, w 1906 roku, Francuz Al- berto Santos Daumont /1873-1932/, który dokonał króciutkiego przelotu na sa- molocie własnej konstrukcji. 25 lipca 1909 roku, francuski lotnik, dziś powiedzia- łoby się, że profesjonalista - Ludwik Blèriot /1872-1936/ przeleciał w 33 minuty Kanał La Manche /58 km/. Start, pokrytego pergaminem Blèriota-XI, nastąpił w Les Barraques /k. Sangatte/, a lądowanie w Dover. Był to bardzo śmiały wy- czyn. Lotnika okrzyknięto bohaterem narodowym, i nawet poważne kłopoty z lą- dowaniem, podczas którego Blèriot połamał podwozie i śmigło, nie miały więk- szego znaczenia. Pokonanie kanału La Manche i coraz bardziej interesujące możliwości prze- strzennoczasowe, jakie cechowały samolot, nie mogły ujść uwadze czynników 43 wojskowych. Początkowo, w samolotach upatrywano tylko szczególnie pożyteczny środek rozpoznania /z powietrza/ i szybkiego

transportu, na przykład - sanitarnego. Już w 1910 roku, Włosi uznali lotnictwo za nowy rodzaj broni. Właśnie, Włochom na- leżałoby przypisać fakt przeniesienia wojny w przestrzeń powietrzną. Podczas wojny z Turcją /1911-1912/ Włosi, oprócz balonów i sterowców zorganizowali pod Trypolisem grupę pięciu samolotów /2 samoloty Blèriot- XI, 1 samolot Etrich TAUBE, 1 - Farman i 1 - Nieuport „Monoplane”/ do zadań obser- wacyjnych. 22 października 1911 roku w Trypolitanii /dzisiejszej Libii/ dzieje lotnic- twa wojskowego mogły odnotować, po raz pierwszy, udział samolotów w działaniach wojennych. Włoski pilot, dowódca grupy z Trypolisu kpt. Carlo Maria Piazza, jako pierwszy pilot wojskowy, wykonał lot obser- wacyjny na samolocie Blèriot-XI nad Benghazi Sam Louis Blèriot w kabinie samolotu /w prowincji Cyrenajka/. Należy odnotować własnej konstrukcji /Blèriot XI także pierwsze bombardowanie lotnicze, które z 1910 roku/. wykonał 01 listopada 1911 roku pilot z włoskiej grupy w Trypolisie por. Gulio Gavotti z samolotu Etrich TAUBE. W działaniach w Trypolitanii, strona włoska użyła, aż 22 samoloty, a włoscy piloci atakowali Turków i Arabów zrzucając rę- kami niewielkie bomby z pokładów swoich samolotów. Podobno, Włosi zaanga- żowali w tej wojnie 25.ciu lotników, a jednym z nich był, znany już wtedy pilot - Austriak Joseph Sablatnig /1886-1946/. Na początku 1909 roku, powstała pierwsza szkoła lotnicza w Pau, na połu- dniu Francji. Jej założycielem był Wilbur Wright, który szkolił przyszłych lotników francuskich. Natomiast, jego brat Orville, w tym samym czasie zajmował się przygotowywaniem lotników niemieckich. Niebawem, historia „ferro et igni” miała realnie zweryfikować lotnicze umiejętności uczniów i wojskową przydatność ma- szyn. Pod koniec 1909 roku, szkołę lotniczą, również w Pau, otworzył L. Blèriot. Równolegle, powstała szkoła lotnicza w Remis, założona przez Henri Farmana /1874-1958/, pilota i konstruktora, także twórcę zakładów lotniczych. U schyłku 1910 roku, na świeceni było już około 500 pilotów z licencją i 30 najróżniejszych typów samolotów. Plagą lotnictwa, tamtych czasów, były wypadki i katastrofy. Jak podają statystyki, co piąty absolwent szkoły lotniczej ginął w katastrofie. Ów- czesne towarzystwa ubezpieczeniowe nie chciały podejmować ryzyka w odnie- sieniu do - w ich przekonaniu - potencjalnych kandydatów „na nieboszczyków”. Światową, czarną listę śmiertelnych katastrof otworzył Francuz, pilot Eugène Le- febvre /1878-1909/. Jego Wright rozbił się w listopadzie 1909 roku w Juvissy. Wcześniej, 17 września 1908 roku, zginął podczas lotu z O. Wright’em, pierwszy pasażer - por. Thomas Etholen Selfridge /1882-1908, w Fort Myers - Połu- 44 dniowa Floryda/. Tym samym, ustawił się, w tej smutnej „lotniczej” kolejce do nieba, jako drugi, za O. Lilienthalem. Do końca października 1911 roku, wyda- rzyło się 100 śmiertelnych wypadków lotniczych. Z tej liczby, 35 przypadło na Francuzów, dalej byli Niemcy, Amerykanie i Anglicy. 01 maja 1911 roku, podczas przymusowego lądowania, niedaleko lotniska w Żytomierzu, zginął /wraz ze swo- im bratem Stanisławem/ pierwszy polski lotnik Bronisław Matyjewicz- Maciejewicz /1882-1911/.22

A r m i a a m e r y k a ń s k a, znalazła się w posiadaniu samolotów, bodaj najwcześniej, już w 1907 roku. Na podstawie umowy z towarzystwem „Wright”, za 25 000 dolarów odkupiony został, od braci Wright, pierwszy aero- plan. Jeszcze w tym samym roku, rozpoczęto tworzenie pierwsze jednostki lotni- czej przy Korpusie Łączności. W połowie 1910 roku, wspomniany powyżej, G.H. Curtiss zorganizował pokazy wykorzystania samolotu do rzucania (ręcznie) nie- wielkich bomb na makiety okrętów. Inny lotnik, Eugène Burton Ely /1886-1911/, na samolocie konstrukcji Curtiss’a, wykonał start i lądowanie na pokładzie krą- żownika „Pensylwania”. Niedługo potem, pojawił się w USA jeden z pierwszych na świecie wodnopłatowców, skonstruowany również przez Curtiss’a. Udany start i wodowanie, przy burcie „Pensylwanii” skłoniły dowództwo US NAVY do podpisania z konstruktorem umowy na dostawę pierwszej partii hydroplanów. W 1912 roku, na samolotach Wright typu B zainstalowano /doświadczalnie/ lekkie karabiny maszynowe „Lewisa”. Dwa lata później, samolot wojskowy Cur- tiss JN-4 został użyty podczas ekspedycji wojskowej w Meksyku. W sierpniu 1916 roku, lotnictwo Korpusu Łączności przekształcono w Od- dział Lotniczy Armii Amerykańskiej /OLAA/ w składzie siedmiu dywizjonów, po 12 samolotów. Szybkie zmiany nastąpiły po 02 kwietnia 1917 roku, tj. po przy- stąpieniu USA do wojny. OLAA liczył w tym czasie około 1200 żołnierzy i 227 samolotów. W drugiej połowie 1917 roku, specjalna misja pod kierownictwem pułkownika R.C. Bollinga, kolejno przebywając w Anglii, we Francji i we Wło- szech, badała zagadnienia skuteczności wykorzystania lotnictwa w działaniach bojowych. Utworzona, pod koniec wojny Amerykańska Służba Lotnicza /American Air Service/ liczyła na terenie Europy około 58 000 żołnierzy, w tej liczbie blisko 7000 oficerów, 6000 samolotów, z czego połowę stanowiły myśliw- ce. Duże dostawy samolotów i sprzętu lotniczego z USA kierowane były także dla wojsk sprzymierzonych. Lotnicy amerykańscy zestrzelili w I. wojnie światowej 781 samolotów przeciwnika, tracąc 237 pilotów.

F r a n c j a, za przyczyną kilku bogatych ludzi, zafascynowanych lata- niem, stała się w Europie niekwestionowaną kolebka lotnictwa. Wymienić, w tym miejscu, należy, hr. Henry’ego Deutsch de la Meurthe’a i braci André i Edouardo Michalin. We francuskiej literaturze przedmiotu można niekiedy spo-

22 Bronisław Matyjewicz-Maciejewicz oficer w służbie rosyjskiej, instruktor pilotażu w szkole lotniczej w Sewastopolu /w lipcu 1910 roku, jako jeden z pierwszych Polaków ukończył kurs pilotażu we Francji uzyskując dyplom Pilota Aeroklubu Francuskiego nr 152. W tym samym roku osiągnął rekord wysokości lotu /w lotnictwie rosyjskim/ - 1200 m, na samolocie Blèriot X-2bis. 45 tkać stwierdzenie, że pierwszym człowiekiem, który dokonał, jeszcze w 1890 ro- ku, udanej próby lotu był Clement Ader /1841-1925/. Oczywiście, nie musimy się z tym zgadzać. Trzeba jednak wiedzieć, że C. Ader zbudował, na zamówienie francuskiego ministerstwa wojny, samolot silnikowy, a jego wersja Avion III zo- stała komisyjnie wypróbowana 14 października 1897 roku. Ale próba zakończyła się fiaskiem gdyż, jak się wydaje, Ader nie posiadał wystarczających umiejętno- ści pilotowania. Z pewnością jednak, ta prekursorska działalność C. Adera stała się rzeczywistym początkiem późniejszych osiągnięć francuskiego lotnictwa. Niebawem, we Francji pojawiła się liczna grupa naprawdę wspaniałych lotników i konstruktorów. Pierwszy, liczący się krok zrobił Alberto Santos Daumont /1873-1932/, z pochodzenia Brazylijczyk, który zaczął od sterowców, ale już 13 września 1906 roku na samolocie własnej konstrukcji Antoinette oderwał się, na krótką chwilę, od ziemi. Po dwóch miesiącach, kroniki lotnicze odnotowały, usta- nowiony przez niego, nowy rekord, tj. lot na wysokości 5 metrów i na odległość 220 m. Obok Dumont’a, wielkie zasługi należą się także: znakomitemu konstruk- torowi i lotnikowi Gabrielowi Voisin’owi /1880-1973/ i jego bratu, uczniowi braci Wright, Charles’owi Voisin’owi /1882-1912/ oraz dyktatorowi ówczesnej mody lotniczej Robertowi C. A. Esnaultowi Pleterie’mu /1881-1957/, a także Huber- towi Lathamowi /1883-1912/ i wreszcie, L. Blèriot’owi. W 1910 roku, Francuzi, wbrew temu, co mówiło się wtedy u ich wschodnie- go sąsiada o nieprzydatności samolotów do prowadzenia wojny, na serio zasto- sowali je do obserwowania ruchów wojsk i wykonywania zdjęć lotniczych pod- czas manewrów przeprowadzonych w Picardii, w północnej Francji. Samoloty były pilotowane, między innymi, przez Louisa C. Bergueta /1880-1955/ i H. La- thama. Jesienią następnego roku odbyły się, po raz pierwszy, francuskie ćwiczenia lotnicze z udziałem, aż 28 lotników. Podczas ćwiczeń dwóch z nich poniosło śmierć, ale nic już nie było w stanie powstrzymać biegu wydarzeń, zaś francuska szkoła latania zyskiwała coraz większe uznanie w Europie. W Ministerstwie Woj- ny utworzono XII. Departament - Service de l’Aéronautique, a przy istniejącej już od wielu lat kompanii balonów, sformowano dziesięć sekcji lotniczych tworzących trzy grupy lotnicze /Wersal, Reims i Lyon/. Na czas manewrów, sekcje lotnicze formowały najmniejsze jednostki taktyczne - eskadry. Ustawa z 29 marca 1912 roku, w sprawie powołania lotnictwa wojskowego, przewidywała utworzenie etatu personelu lotniczego: oficerów – pilotów 234, obserwatorów 210, mechaników 42; podoficerów - 110; kaprali saperów 1600; szeregowych nie specjalistów 500 oraz utworzenie floty powietrznej w liczbie 344 samolotów. W 1913 roku nastąpił dalszy postęp w organizacji francuskiej służby lotni- czej, mianowicie utworzono dwa piony Service de Fabrication d’ l’Aéronautique /S.F.A./ i Service Technique d’Aviation /S.T.A./, które poprzez inspektorów pod- legały szefowi XII Departamentu Ministerstwa Wojny. W Vincennes /region Île- de-France/, powstało także specjalistyczne laboratorium naukowe dla potrzeb lotnictwa. Wojna światowa spowodowała nagłe przyspieszenie rozwoju francuskiego lotnictwa wojskowego. Obok prowadzenia rozpoznania powietrznego (taktyczne- go i operacyjnego) samoloty zaczęto wykorzystywać do bombardowania (bliskie- 46 go i dalekiego) i zapewnienia panowania w powietrzu. Francuzi, jako pierwsi, zamontowali, na samolocie wojskowym, karabin maszynowy /k.m./kaem/. Na skrzydle Nieuporta 9 Bébé umocowano k.m. z magazynkiem na 10.sekundową serię /47 nabojów/. Do Francuzów należy też pierwsza zwycięska walka po- wietrzna z użyciem pokładowej broni strzeleckiej. 05 października 1914 roku, w okolicach Jouchery-sur-Vesle /Francja/ sierżant Joseph Frantz wespół z me- chanikiem Louisem Quennault zestrzelili, przy pomocy kaemu Hotchkiss /zamocowanego na skrzydle Voisin)/ samolot niemiecki, dwupłat Etrich TAUBE. Walki powietrzne rozgorzały na dobre od momentu, gdy udało się zsynchro- nizować obroty śmigła z ogniem kaemów. Umożliwiło to strzelanie „przez śmigło” i celowanie „całym samolotem”. Ten znaczący postęp techniczny i taktyczny lot- nictwo wojskowe zawdzięczało Holendrowi, zamieszkałemu na stałe w Niem- czech, Anthonemu Hermanowi Gerhardowi Fokkerowi /1890-1939/. W mo- mencie wybuchu wojny, francuskie lotnictwo wojskowe liczyło 23. eskadry fron- towe /po sześć samolotów/, ale łącznie nieco więcej - 156 samolotów. Trudno nie wspomnieć istotnym wkładzie w rozwój lotnictwa /wojskowego/ we Francji Rolanda Garrosa /1888-1918/, wspaniałego pilota- oblatywacza, który zdobył sławę nieustraszo- nego myśliwca słynnej eskadry MS-23 /Morane-Saulnier/. Uczynił ważny krok na rzecz stworzenia „Escadrillees de Chasse” /„eskadr polujących”/, przystosowując śmigło swojego Morane-Saulnier’a L do strzelania z kaemu, nieruchomo zamontowanego na ka- dłubie samolotu. W przełomowym okresie bitwy pod Ver- dun /luty 1916/, lotnictwo francuskie zostało zaskoczone użyciem przez niemiecką Luftwa- ffe /Niemców/ dużej ilości samolotów myśliw- skich. W odpowiedzi, dowództwo francuskie poleciło ppłk. pil. de Rose „oczyścić niebo nad Verdun”. De Rose, w krótkim czasie, utworzył w Bar-le-Duc z sześćdziesięciu dobo- rowych pilotów XII dyon myśliwski /osiem René Fonck, as myśliwski francuskiego eskadr/, przywracając zachwianą równowagę lotnictwa w okresie I wojny światowej sił w powietrzu. Należy przyznać, że francuskie /75 zwycięstw/. lotnictwo wojskowe, jako pierwsze, wprowadzi- ło zasady zespołowej walki powietrznej, lecz liczące się sukcesy bojowe na tym polu, należały do strategów i pilotów niemieckich. Piloci francuscy wylansowali pojęcie asa myśliwskiego /lotniczego/. Zostało to oficjalnie przyjęte we francu- skim obyczaju i prawie wojskowym, a tym zaszczytnym tytułem mógł się po- szczycić ten pilot, który odnotował „na swoim koncie” co najmniej pięć niekwe- stionowanych zestrzeleń /zaliczano również zniszczenie balonu obserwacyjne- go/. 47

W końcowej fazie wojny, Lotnictwo Wojskowe Francji składało się z 258 eskadr zaangażowanych w bezpośredniej walce /łącznie 4.398 samolotów/. Moż- liwości produkcyjne francuskiego przemysłu lotniczego sięgały ponad 23. 000 samolotów. Sformowano nawet, division aerienne /dywizję powietrzną/. Za naj- lepszy samolot francuski w latach I. wojny światowej uchodził SPAD-13c1, kon- strukcji inż. Louisa Bécherau. Do grona najsłynniejszych asów lotniczych lotnictwa francuskiego zaliczeni zostali: René Fonck /75 zestrzeleń/, Georges Guynemer /53 zestrzelenia, zgi- nął w walce powietrznej/, Charles Nungesser /43/, Georges Madon /41/, Adol- phe Pigoud /7/, R. Garros /5/.

W N i e m c z e c h, od samego początku, żywe zainteresowanie aeropla- nami wykazywał wielki potentat przemysłowy Krupp /Gustaw/ von Bohlen und Halbach /1870-1950/, roztaczając pieczę nad pierwszymi lotnikami i ich „zwario- wanymi”, nie zawsze latającymi maszynami. Ale również niemieccy wojskowi dość szybko docenili perspektywy i szanse, jakie stwarzało ewentualne przysto- sowanie samolotu dla potrzeb prowadzenia działań bojowych. Już w 1910 roku, w Döberitz /Prusy/ utworzono centrum szkolenia oficerów lotnictwa wojskowego. Rok później, kurs ukończyło pierwszych dwudziestu pilotów. Jesienią tego roku, samoloty wzięły udział w cesarskich manewrach przeprowadzonych niedaleko Poznania. Sterowce, doskonalsze od francuskich, tym razem jeszcze zaprezen- towały się korzystniej, co zaważyło, że opinie niemieckich strategów, odsunęły, kwestię bojowego wykorzystania samolotów, na dalszy plan. 03 lipca 1913 roku utwo- rzono ILUK /Inspection des Militär-Luft und Kraftfahrwe- sens - Inspekcję Aeronautyki i Samolotów Wojskowych/. Istniały już wtedy cztery pru- skie baony lotnicze /po trzy kompanie i sześć samolotów w każdej z nich/ i baon ba- warski /dwie kompanie/. Na- dal jednak, nie brakowało zdecydowanych przeciwników wprowadzenia samolotów na grunt niemieckiej myśli woj- skowej, a słynne Zeppeliny jeszcze przez dłuższy czas za- Jedna z pierwszych, niemieckich konstrukcji lotniczych, chowywały mocną pozycję w samolot rozpoznawczy Rumpler R IV TAUBE z 1913 roku. umysłach wielu strategów wojskowych. Niemniej, zapadła decyzja, że w ciągu dwóch lat zostanie zorganizowany system patrolowania przez samoloty obszaru powietrznego wzdłuż wschodnich i zachodnich granic państwa. W tym celu przy- stąpiono do budowy dużych hangarów i warsztatów lotniczych. Wojna zastała lotnictwo niemieckie już w całkiem dobrej kondycji. W skład Luftfahrtu wchodziło 44 eskadry, razem 232 samoloty bojowe. Na linii frontu znalazły się Fookery 48 w wersji EI, EII i EIII z zamontowanymi kaemami. Na uwagę zasługuje konse- kwencja, z jaką niemieccy konstruktorzy dążyli do, jak najlepszego wykorzystania samolotów w walce o panowanie w powietrzu. Pomagał im w tym bardzo wydat- nie A. Fokker i współpracujący z nim zespół inżynierski Heinricha Lubbe. Fok- kery pilotowane przez zasłużonych lotników, między innymi, Maxa Immelmana i Oswalda Boelcke /1891-1916/, spisywały się bardzo dobrze, w przeciwieństwie do francuskich MS i angielskich BE-2c, które dość często spadały na ziemię. W listopadzie 1914 roku, zorganizowany został B.A.O. /Brieftaubenabteilung Ostende - Oddział Gołębi Pocztowych „Ostende”/ składający się z sześciu eskadr po sześć samolotów przeznaczonych do rajdów bombowych na Londyn i niektóre miejscowości na kontynencie, między innymi, Dunkierkę. W celu ujed- nolicenia systemu kierowania całością lotnictwa, 11 marca 1915 roku utworzone zostało stanowisko Schef des Feldflugwesens /szefa lotnictwa/ podporządkowa- ne kwatermistrzowi Wojskowej Kwatery Głównej. Dekret cesarski z 08 paździer- nika 1916 roku zmienił jednak sytuację i w miejsce szefa lotnictwa wprowadzono stanowisko Kommandierender General der Luftstreitkräfte /dowódcy Aeronautki i Obrony Przeciwlotniczej/, przełożonego sił lotniczych bazujących w kraju i lot- nictwa frontowego. Wzrosła pozycja oficerów sztabów – doradców dowódców armii ds. lotnictwa, którzy stali się dowódcami lotnictwa armijnego. Lotnictwo zo- stało przywiązane do struktury terenowej, obowiązującej ogólnowojskowe grupy operacyjne. Długotrwała wojna pozycyjna i wynikający z tego faktu bardzo ogólny podział lotnictwa niemieckiego, na lotnictwo bojowe i lotnictwo współdziałania, spowodował przyjęcie zasady, że to ostatnie, w przypadku luzowania wojsk na- ziemnych, pozostawało na miejscu. Pozwalało to na zachowanie ciągłości ob- serwowania zmiana na polu walki i perfekcyjne wykorzystanie, przez lotników, znajomości terenu. Coraz wyraźniej rysujące się potrzeby obrony powietrznej własnego teryto- rium stawały się jednym z najistotniejszych przyczynków tworzenia się kolejnego, po rozpoznawczym i bombowym, rodzaju lotnictwa - l. myśliwskiego. Istniejący, już od pierwszego roku wojny, Polowy Oddział Lotniczy /Feldflieger Abt. 62/ wkrótce został przekształcony w KEK /Kampfeinsitzer Komando - Jednostki Lot- nictwa Myśłiwskiego/ w Habsheim, co oznaczało, że powstały pierwsze eskadry myśliwskie. Fokkery czuły się w powietrzu dość swobodnie, dopóki Anglicy nie wprowadzili do działań myśliwca – dwupłata, firmy Airco, D.H.2 „Pusher” /pchacza, tj. samolot ze śmigłem pchającym/, który wyszedł spod ręki konstrukto- ra Geoffrey’a de Havillanda /1882-1965/. Był to brzydki, ale bardzo zwinny sa- molot, który doskonale sprawdzał się w walce powietrznej. W 1916 roku, Niemcy dopracowali się także, kilku niezłych samolotów my- śliwskich. Na czoło wysunął się Albatros D II, uzbrojony w synchroniczny kaem LMG 08/15 Spandau , kal. 7,92 mm. Albatrosy grupowano w Jagdstaffel (eska- dra myśliwska, w skr. JASTA), po 12 samolotów w każdej. W 1917 roku zaczęły powstawać całe dywizjony myśliwskie, złożone z 30-40 samolotów, a później nawet trzy- lub cztero-dywizjonowe pułki myśliwców. W !917 roku, ostatecznie ujednolicona została struktura lotnictwa znajdują- cego się w podporządkowaniu grup operacyjnych (2-3 dywizje piechoty). Na cze- le stał Gruppenführer der Flieger, któremu podlegały: jedna eskadra rozpoznaw- 49 cza, 2-3 eskadry dywizyjne, jedna eskadra myśliwska oraz, przy każdej dywizji, po jednej eskadrze obronnej (w późniejszym czasie zostały przeformowane w eskadry obronne). W ostatnim roku wojny, Niemcy posiadali na froncie, bagatela (!) ok. 2700 samolo- tów, zorganizowanych w 370 eskadrach. /172 eskadry rozpo- znawcze, 91 myśliwskich i 67 bombowych/. Roczna produkcja /średnio za okres wojny/ okaza- ła się też imponująca - 14. 123 maszyny. Nowsze wersje Alba- trosów, III i V, w opinii ówcze- snych lotników, nieco mniej udane, stanowiły 2/3 całości Samolot „Czerwonego Barona” Manfreda von Richthofe- niemieckiego sprzętu lotnicze- na - Fokker Dr.I /Fot. int. rekonstrukcja samolotu go. Produkowano je, między w skali 1x1/ innymi, w Ostdeutsche Albatros Werke, w dzisiejszej Pile. Naje- fektywniejszą, wojenną kon- strukcją lotniczą był, manewro- wy myśliwiec, Fokker D VII. W końcowej fazie wojny, Niemcy poczynili ogromne Po- tępy w technice lotniczej. Po- wstały pierwsze konstrukcje dźwigarowe /wolnonośne/, nie tylko drewniane, ale i metalowe. W okresie I. wojny światowej Cesarskie Niemcy wyprodukowały ok. 45000 samolotów różnych typów. Wielu niemieckich pilotów myśliwskich zdobyło sobie zasłużoną sławę, szczególnie zaś: rotmistrz Manfred von Richthofen /1895-1918, wcześniej był kawalerzystą/, zwany „Czerwonym Diabłem” /80 zestrzeleń/, który sam został zestrzelony /nad przełęczą Morlancourt, w Dolinie Sommy, w ostatnim roku woj- ny w walce, jaka wywiązała się pomiędzy jego „Czerwoną Eskadrą” a pilotami RAF. Manfred von Richthofen ruszył w pościg za Sopwith’em F.1 „Camel” ka- nadyjskiego pilota /podobno lotniczego żółtodzioba, któremu w dodatku zacięły się karabiny maszynowe i zwiewał do swoich/ Wilfridem May’em, gdy nagle znalazł się w ogniu broni pokładowej kpt. Arthura Browna23. Wielokrotnymi

23 Należy się jednak uzupełnienie do tej informacji, bowiem sekcja zwłok wskazywała, że śmiertelny po- cisk został wstrzelony od dołu /przeszywając wątrobę, serce i płuca lotnika/, a więc prawdopodobnie po- chodził z ostrzału przeciwlotniczego. Współczesne wnioski dowodzą, że mógł być to pocisk z przeciwlot- niczego karabinu maszynowego żołnierzy z 53. australijskiej baterii polowej /ściślej sierż. Snowy Evans’a, chociaż nie można wykluczyć, że mógł to być inny żołnierz/. Anglicy ciągle przypisują strącenie Richthofena - kpt. A. Brown’wi. Na czerwono pomalowany, trójpłatowy myśliwiec Richthofena Fokker DR. I. o numerze bocznym 425/17 spadł na pole w pobliży drogi Corbie-Bray. Wydaje się jednak, że już nigdy, tak do końca, nie da się wyjaśnić tej sprawy. Jedno jest pewne, 21 kwietnia 1918 roku zginął 26. letni, do tamtej chwili, niezwyciężony, najsłynniejszy pilot z czasów I. wojny światowej - Manfred von 50 zwycięzcami byli także: Ernest Udet /60/, Rudolf Berthold, popularny „Szczę- ściarz” /44/, Oswald Blöecke /40/, Joseph Jacobs /35/.

W dziedzinie rozwoju techniki lotniczej, A n g l i a nigdy nie pozosta- wała w tyle. Brytyjskie tradycje lotnicze rozpoczął, wspomniany już wcześniej, konstruktor H. Phillips i jego „nie latający” aparat - nazwany przez historyków, trochę żartobliwie - żaluzją, ze względu na bliskie podobieństwo konstrukcji „skrzydeł” do okiennych żaluzji. W tym okresie, miał swój lotniczy debiut H. Maxim, ale też nie bardzo uda- ny. W 1910 roku, Moore Barbizon, za przelot po kręgu o długości mili, zapisał się, jako pierwszy, na liście zdobywców specjalnej nagrody „Daily Mail”. Tworzenie lotnictwa wojskowego zaczęło się, podobnie jak w innych krajach, od szkolenia oficerów w pilotażu i od udziału pojedynczych samolotów w manewrach wojskowych. 01 marca 1911 roku, w Farnborough zorganizowany został pierwszy pododdział lotniczy /Air Battalion/, w ramach istniejącego już wcześniej baonu balonowego. Do końca tego roku, zgromadzono dziesięć samo- lotów, głównie produkcji francuskiej. 12 maja 1911 roku odbyły się, pierwsze w tym kraju, ćwiczenia samolotów wojskowych, w których uczestniczyło 14.tu lotników, a wśród nich Blériot i W. Wright. Samoloty wykonywały zadania ob- serwacyjne, przekazywały meldunki z powietrza oraz zrzucały niewielkie pociski artyleryjskie, przystosowane do funkcji bombardowania. W 1912 roku, podkomitet techniczny Komitetu Obrony Imperium opracował plan organizacji aeronautyki. Utworzony został Królewski Korpus Lotniczy (Royal Flying Corps/ w składzie dwóch skrzydeł: Military Wing /Skrzydło Wojsk Lądo- wych; siedem eskadr po 12.cie samolotów oraz kompania balonowa) i Royal Na- val Wing /Skrzydło Królewskiej Marynarki Wojennej; kilka stacji lotnictwa mor- skiego i szkoła pilotów lotnictwa morskiego/ oraz tzw. siły rezerwy R.F.C. W tym samym czasie, powstała również Centralna Szkoła Lotnicza i Wojskowe Zakłady Lotnicze /Army Aircraft Factory/. Na początku 1913 roku, R.F.C. przemianowany został na Royal Air Force /RAF, Królewskie Siły Powietrzne/, które posiadały: w Farnborough - 1. dyon ba- lonowy i 4. dyon lotniczy oraz park lotniczy; w Salisbury Plain - 2. i 3. dyony lotni- cze; w Upavon - Centralną Szkołę Lotniczą /CSL/. Razem 36 samolotów w dywi- zjonach lotniczych, 25-30 samolotów w CSL i około 100 pilotów. Nieco później sformowano dyon lotnictwa lądowego, a przy Ministerstwie Wojny powstały dwa departamenty sił powietrznych, ze wspólną Air Committee /Komisją Powietrzną/. Na miesiąc przed wojną, 23 czerwca 1914 roku, zmieniono jednolitą Dotą orga- nizację lotnictwa wojskowego, przydzielając, zgodnie z przeznaczeniem, Military Wing do Wojsk Lądowych, a Naval Wing /jako Naval Air Service/, do Marynarki

Richthofen /Norbert Bączyk, Śmierć Czerwonego Barona” /w/ Polska Zbrojna Nr 32 z 6 sierpnia 2006 roku s. 34-35/.,

51

Wojennej. Podstawę siły angielskiego lotnictwa stanowiło Skrzydło Lądowe, które w przeddzień wojny składało się z siedmiu squadrons /eskadr/ po trzy flights /klucze/, w każdym po cztery samoloty. W dziedzinie sprzętu, jedną z najnowocześniejszych, uniwersalnych, angiel- skich konstrukcji lotniczych był Royal Aircraft Faktory F.E.2b /Farman Experi- mental/ G. Havillanda z 1913 roku, produkowany w zakładach w Farnborough, w hrabstwie Hampshire. Samoloty zostały wyposażone w karabiny maszynowe „Maxim”. Pierwszorzędne znaczenie Anglicy przywiązywali do rozwoju konstruk- cji myśliwców. Przykładem jest Bristol 1 „Scout” /„Zwiadowca”/ z 1914 roku, kon- struktorów - Franka Barnwella i Harry’ego Busteeda. „Scout” posiadał, seryjnie montowane, karabiny maszynowe. Pilot myśliwski Lanoe Hawker, w dniu 25 lipca 1915 roku na Bristolu „Scout C”, zestrzelił trzy niemieckie samoloty rozpoznawcze, za co otrzymał najwyższe od- znaczenie - Victory Cross /Krzyż Zwycięstwa/. Wysoką ocenę uzyskiwały także inne, podobne konstrukcje z rodzi- ny „Bristol”, a mianowicie Bristol M1 i Bristol F2B /dwumiejscowy, pilot i strze- lec/. Prawdopodobnie, tylko angielski tradycjonalizm i wro- Angielski Sopwith F.1 „Camel” /„Wielbłąd”/ dzona powściągliwość stanęły na przeszkodzie w uzyskaniu, przez te samoloty, znaczniejszych sukcesów w walkach powietrznych. Na marginesie, warto zauważyć, że samoloty Bristol F.2B /Fighter/, po wojnie zakupiła w znacznych ilościach, Polska. Dobrze spisywał się myśliwiec Royal Navy, Air Service Sopwith „Pup” /„Szczeniak”/. Jego konstruktorem był Thomas Sopwith. „Pupek” skutecznie wypełniały swoją rolę w Home Defence /w obronie kraju/. Były to niewielkie, bar- dzo zwrotne samoloty, uzbrojone w zsynchronizowane kaemy Vickers kal. 7,7 mm. Dużą karierę zrobiły również, myśliwce Sopwith „Triplane” /„Trójkąt”/ oraz jeszcze większą - Sopwith F.1 „Camel” /„Wielbłąd”/, chyba najsłynniejsze i naj- lepsze samoloty myśliwskie podczas I. wojny światowej. Właśnie, na „Camels” piloci francuscy uzyskali najwięcej zestrzeleń. Pod koniec wojny, na froncie znaj- dowało się ponad 800 „Camels” /po jej zakończeniu kilka z tych maszyn trafiło do Polski/. W lipcu 1917 roku, Anglicy stworzyli spójny system obrony przeciwlotniczej obszaru kraju. Najważniejszym elementem systemu był LADA /London Air De- fence Area - Rejon Obrony Powietrznej Londynu/. LADA składał się z pasa zapo- ry artyleryjskiej, znajdującego się 32 km na wsch. od Londynu oraz stref działa- nia lotnictwa myśliwskiego w głębi rejonu. Całość systemu spięta była siecią po- 52 sterunków obserwacyjno-meldunkowych. Jak z tego widać, Brytyjczycy pokładali dużą nadzieję w lotnictwie. Tymczasem, cała sprawa wyglądała raczej źle. Lloyd George, w celu kompleksowego zbadania możliwości lotnictwa w wykonywaniu zadań obronnych oraz w przeprowadzaniu bombardowań strategicznych, powo- łał specjalna komisję pod przewodnictwem generała Johna C. Smutsa /1870- 1950/. Komisja zaleciła połączenie lotnictwa lądowego i morskiego oraz utworze- nie odrębnego ministerstwa lotnictwa. Połączenie obu rodzajów lotnictwa nastą- piło w październiku 1917 roku., a w dniu 02 stycznia 1918 roku powołano do ży- cia Air Ministry /Ministerstwo Lotnictwa/ i Air Council /Radę Lotnictwa/, na czele z ministrem i przewodniczącym Rady, lordem Haroldem Sidney’em Rotherme- rem /1868-1940/. Lotnictwo frontowe zgrupowane zostało w The Independent Air Force /Niezależnych Siłach Powietrznych/, którymi dowodził generał Hugh Trenchard, hołdujący poglądowi, że samolot jest, przede wszystkim, zaczepnym rodzajem uzbrojenia, ponieważ „niebo jest za obszerne, aby go obronić”. U schyłku wojny, Anglicy posiadali blisko 200 eskadr, ogólną liczbą 1.632 samolotów. Lotnicy angielscy stoczyli na froncie Zachodnim, od VI 1916 r. do XI 1918 r. 6.704 walki powietrzne. Straty własne wynosiły 1.484 samoloty (straty brytyjskie na wszystkich frontach - 2.236 samolotów). W ogóle, w okresie wojny Anglicy zużyli 39.592 samoloty, w tym 18.279 maszyn szkolnych. W dyspozycji posiadali ogółem 675 lotnisk! Wśród całej plejady asów brytyjskiego lotnictwa największy rozgłos zdobyli: Edward Mannock /73 zestrzelenia/, w kolejności dwaj Kanadyjczycy - William Bishop /72/ i Raymond Collishow /60/, Donald R. Mac Laren /54/, William G. Barker /53/, Albert Ball /44/ i inni.

R o s j a, pomimo że nie posiadała rozwiniętego przemysłu i najnow- szych technologii, na rozwój lotnictwa nie żałowała pieniędzy. Natomiast, miała wielu zapaleńców gotowych na wszystko, choćby wspomnieć o Konstan- tym E. Ciołkowskim, Mikołaju Żukowskim /1833-1895/ czy o, wspomnianym już wcześniej, Aleksandrze T. Możajskim. Ten ostatni, przy wsparciu Minister- stwa Spraw Wojskowych, w 1882 roku zbudował prawdziwy samolot wyposażo- ny w skrzydła, stery i oryginalny silnik parowy. Są i tacy, którzy twierdzą, że Mo- żajski oderwał się na tym wehikule od ziemi i nawet latał na poligonie w Krasnym Siole. Trudno jednak dać temu wiarę. Jedno jest pewne, że Możajski poszedł ze swoimi pomysłami we właściwym kierunku. Rosja szkoliła swoich oficerów- pilotów, bądź we Francji, bądź też w utworzonej w 1910 roku, własnej szkole lot- niczej w Gatczynie k. Petersburga. Jeśli chodzi o wyposażenie w sprzęt, to Car- ska Rosja zakupiła kilkanaście samolotów wojskowych we Francji typu Nieuport 10/11/17/21 i Nieuport 23 oraz Voisin LA oraz samoloty angielskie typu Sopwith 1½. W 1912 roku istniało już pięć kompanii lotnictwa. Władze carskie przewidy- wały wyposażenie każdego korpusu wojsk lądowych i każdej twierdzy obronnej w jedną eskadrę lotniczą. W 1913 roku utworzono Dowództwo Floty Powietrznej /Uprawlenije Wozdusznawo Fłota/ podporządkowane Naczelnemu Kierownictwu Wojskowo-Technicznemu dla lotnictwa lądowego oraz Uprawlenije Morskoj Awiacji, dla lotnictwa morskiego. Rosjanie, jako pierwsi na świecie /konstruktor 53

Igor Sikorski/, rozpoczęli budowanie samolotów-olbrzymów, przystosowanych do transportu kilkutonowych ciężarów i ludzi. Prościej mówiąc, były to ciężkie bombowce dalekiego zasięgu, o nazwie Russkij Witeź, a nieco później - w now- szej wersji - Ilja Muromiec z 1913 roku, /cztery silniki typu Argus o mocy 400 KM, prędkość - 95 km/godz., udźwig - 1200 kg, załoga - 8 osób/. Za rok, w grudniu 1914 roku, pierwsze Ilja Muromiec, sformowane w specjalistyczną jednostkę in- żynieryjną, rozpoczęły chrzest bojowy w starciu na froncie wschodnim z Niem- cami i Austro-Węgrami. Również, w tym samym roku 1913, inny entuzjasta Dy- mitr Pawłowicz Grigorowicz zbudował kilka wodnosamolotów dla Carskiej Ma- rynarki Wojennej. W efekcie tych wysiłków, w przeddzień I. wojny światowej

„Olbrzym” Carskich Sił Powietrznych „Russkij Witeź”. Fot. Int.

Carskie Siły Powietrzne były, obok lotnictwa francuskiego, bardzo dobrze wypo- sażone i przygotowane do działań wojennych. W literaturze przedmiotu najczę- ściej można spotkać, że rosyjskie siły powietrzne w tym czasie liczyły około 240 samolotów różnych rodzajów. Wzorem ówczesnych poglądów na rolę i zasady działania lotnictwa wojskowego, w pierwszym okresie wojny poszczególne kom- panie samolotów były przydzielone do jednostek liniowych. Podstawowym zada- niem lotników miało być prowadzenie rozpoznania z powietrza i naprowadzanie własnej artylerii na cele naziemne przeciwnika. W okresie I. wojny światowej Carska Rosja wyprodukowała ok. 5000 samolotów. Na wspomnienie zasługują wojskowi piloci rosyjscy, pierwsi bohaterowie walk powietrznych: płk Aleksander Aleksandrowicz Kazakow /1889-1919/ - 20 zwycięstw, por. Wasyl Janczenko /1894-1959/ - 16 zwycięstw i kpt. Paweł Ar- giejew - 15 zwycięstw.

Swój niemały wkład w rozwój światowego lotnictwa wnieśli również polscy konstruktorzy i piloci. Powstanie i rozwój lotnictwa wojskowego przy- padł na okres, gdy Polska znajdowała się pod rozbiorami i nie miała własnej ar- mii. Niemniej, również i w takim, bardzo dramatycznym położeniu, Polacy wal- cząc w armiach zaborców potrafili wybijać się ponad przeciętność i wielu z nich znalazło się w czołówce tych, co opanowywali przestworza. Już w 1910 roku, pojawiły się na listach absolwentów francuskich szkół pilotów w Pau i Reims pol- skie nazwiska: Jerzy Jankowski /w 1911 roku, jako pierwszy z Polaków osiągnął wysokość na samolocie Blériot XI - 500 m/, Henryk Segno /1882-1964/, Adam 54

Haber-Włyński /1883-1921, zginął śmiercią lotnika/, Włodzimierz Mazurkiewicz /1875-1927/, Bronisław Matyjewicz-Maciejewicz /1882-1911, jako pierwszy z Polaków uzyskał tytuł i uprawnienia pilota Aeroklubu Francuskiego – Brevet de pilote – aviateur nr 152, zginął śmiercią lotnika/ i Grzegorz Piotrowski /1910- 1935/ i jedna z najbardziej popularnych postaci - Michał Scipio del Campo /1887-1964/. Ale faktyczne początki polskiego lotnictwa należałoby łączyć z ini- cjatywą grupy naukowców i studentów późniejszej Politechniki Lwowskiej /wcześniej, Szkoły Politechnicznej/. Zaczęło się od założenia spółki Awiata, której celem miało być organizowanie dla ludności lotów aeroplanami nad Lwowem itd. Co prawda, spółka Awiata nie odegrała większej roli na tym polu, Jednakże, nie- jako równolegle, na gruncie lwowskiego środowiska politechnicznego, utworzony został Związek Awiatyczny Słuchaczów Politechniki Lwowskiej, który miał już bardzo konkretną formułę zmierzającą do rozpoczęcia polskiej „drogi w prze- stworza”. Pod koniec 1910 roku, pojawiła się pierwsza, sprawdzona w locie, pol- ska konstrukcja lotnicza, której twórcami byli: lwowiak - Czesław Zbierański /1885-1982/ i Stanisław Cywiński /1884-1939/ z Radomia24. Pierwszą próbę samolotu w locie, która omal nie zakończyła się tragicznie /od iskrownika nastąpił zapłon benzyny i w konsekwencji spłonęła część poszycia samolotu/, przepro- wadził sam konstruktor Cz. Zbierański. Kolejną, ale już udaną próbę, przepro- wadził 25 września 1911 roku, w Warszawie, na Polach Mokotowskich M. Scipio del Campo /w 1911 roku powstało Warszawskie Towarzystwo Lotnicze i zakłady lotnicze „Awiata”, a przy nich szkoła pilotów, z którą łączą się nazwiska Henryka Segno – 1882-1964 i M. Scipio del Campo/. Żywot samolotu nie był jednak zbyt długi. W 1914 roku spłonął w magazynach wystawowych krakowskich Olean- drów. W tym czasie, pojawiły się nazwiska profesorów Politechniki Lwowskiej - prof. inż. Edwina Hauswalda /1868-1942/, prof. inż. Maksymiliana Tytus Hu- bera /1872-1950/, prof. inż. Zygmunta Sochackiego /1877-1954/ i inż. Włady- sława Kohmana-Floriańskiego /1880-1952/, które wkrótce wpisały się na karty lotniczych osiągnięć polskiej szkoły lotnictwa. W tym samym, 1910 roku, zespół pod kierownictwem inż. Jana Webera, z udziałem prof. Z. Sochackiego i kilku studentów Politechniki Lwowskiej rozpoczął budowę samolotu dwupłatowego z silnikiem poznańskiej firmy Körting o mocy 40 KM i 12.metrowej rozpiętości skrzydeł. Konstrukcja została szczęśliwie ukończona i w następnym roku odbyła się próba w powietrzu, ale fatalnie zakończona zniszczeniem maszyny. Jednakże, wkrótce powstały kolejne konstrukcje, m.in. inż. J. Webera i inż. Edmunda Libańskiego /1862-1828/ oraz bardzo energicznych konstruktorów - braci Władysława i Tadeusza Kohman-Floriańskich, którzy zbudowali własny samolot. Niestety, zanim konstrukcja została całkowicie ukończona, rozpoczęły się działania wojenne i maszyna została skonfiskowana przez Austriaków. Ofen- sywa rosyjska tak zaskoczyła Austriaków, że nie zdążyli jej zabrać ze sobą. Ro- sjanie, po przejęciu samolotu i dokończeniu prac montażowych, używali go do

24 Samolot Zbierańskiego był jednomiejscowym dwupłatem z rur stalowych /kratownicę z rur wykonywał Cywiński/ i z drewnianym ożebrowaniem skrzydeł i sterów, pokrytych płótnem. Budowę samolotu, wraz z montażem silnika benzynowego, zakończono w 1911 roku. 55 lotów zwiadowczych. Wiadomo jednak, że maszyna uległa zniszczeniu w wyniku, bliżej niewyjaśnionego, wypadku lotniczego. Wśród pierwszych pilotów byli także ci, którzy ukończyli rosyjskie szkoły lot- nicze w Gatczynie i w Sewastopolu, m.in.: Gustaw Juliusz Ksawery Macewicz /1878-1933, późniejszy, pierwszy Inspektor i Szef Departamentu Żeglugi Po- wietrznej Ministerstwa Spraw Wojskowych w latach 1919-1923/, Aleksander Se- rednicki /1886-1926/, Antoni Mroczkowski /1896-1977, as lotnictwa rosyjskie- go, prawdopodobnie 5, bądź nawet 9 zwycięstw w walkach powietrznych na froncie rosyjsko-niemieckim/, płk Zygmunt Studziński. Zaskoczeniem może być informacja, że pierwsze loty polarne /w poszukiwaniu zaginionych członków wy- prawy rosyjskich polarników pod kierunkiem Gieorgija Siedowa/, już w 1914 ro- ku, wykonał Polak w służbie carskiej por. pil. Jan Nagórski /1888-1976/ na sa- molocie Farman-Maurice M.F.11. Należałoby przypomnieć także polskich lotni- ków pochodzących z armii austriackiej /m.in. ppłk. pil. Stanisława Jasińskiego /1891-1932, organizatora 1. eskadry bojowej w Krakowie/, ppłk. obs. Włady- sława Torunia /1889-1924/. Nie można nie przypomnieć także Czesława Tań- skiego /1862-1894/, Mieczysława Garsztki /ur. 1896, asa myśliwskiego z okre- su I wojny światowej, zginął w katastrofie lotniczej w 1919 roku/ i znanego pilota- konstruktora inż. Adolfa Warchałowskiego /1889-1952/, który - jako jeden z pierwszych - nie tylko zdobył licencję pilota w szkole francuskiej, ale również zajął się modernizowaniem i budowaniem konstrukcji lotniczych, osiągając liczą- ce się rekordy na terenie Austro-Węgier. Na szczególną uwagę zasługuje Lu- domił Rayski /1892-1977/, który ostrogi pilota wojskowego zdobywał … w Tur- cji25, zaś Włodzimierz Mazurkiewicz /1875-1927/ był instruktorem lotnictwa w … Chinach. Por. pil. Stefan Pawlikowski /1896-1943, walczył we 96. Eskadrze Myśliwskiej samolotów SPAD na froncie francusko-niemieckim /inny, polski pilot tej eskadry - podchorąży Jan Raszewski zginął/. Po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku, państwo polskie posiadało tylko dwa rodzaje sił zbrojnych – wojska lądowe, których najważniejszym członem była piechota, i marynarkę wojenną. W tym czasie, polskie władze wojskowe nie po- siadały żadnych możliwości, by zacząć budować lotnictwo wojskowe w oparciu o rodzime zasoby i mogły liczyć tylko na przejęcie lotnisk i samolotów użytkowa- nych wcześniej przez lotnictwo austro-węgierskie i niemieckie, zmuszone do opuszczenia terytorium niepodległej Polski. Pomimo, że Niemcy i Austriacy więk- szość swojego lotnictwa przerzucili wcześniej na front zachodni, to pewne ilości samolotów i wyposażenia lotniczego znajdowało się jeszcze na ziemiach pol- skich. Wykorzystując taką sytuację, udało się opanować i zabezpieczyć bazy lot- nictwa na Rakowicach w Krakowie /komendant lotniska - kpt. pil. Roman Antoni Florer /1888-1973/, powstały tam dwie eskadry: I Eskadra Bojowa Lotnicza i III

25 W Turcji, Ludomił Rayski najpierw zetknął się z oddziałami samochodowymi, a dopiero potem rozpo- czął służbę w tureckim lotnictwie, gdzie nawet zdobył niemałe uznanie tamtejszych dowódców. Powrócił do kraju i latał w jednostkach myśliwskich i bombowych, a nawet wysoko awansował, aż do stanowiska dowódcy polskiego lotnictwa. Nie zyskał jednak uznania w oczach Naczelnego Wodza gen. Władysława Sikorskiego i nie mógł zasiąść za sterami bojowych samolotów. W okresie II wojny światowej, jako pilot RAF, wykonywał loty transportowe, dostarczając samoloty do baz lotniczych w Afryce Płn. i na Dalekim Wschodzie. Po katastrofie gibraltarskiej Rayski wrócił do lotnictwa polskiego. W ramach wsparcia lotni- czego wykonywał loty na korzyść 2. Korpusu Polskiego oraz wykonywał zrzuty z powietrza w czasie po- wstania warszawskiego. 56

Eskadra Bojowa Lotnicza/; we Lwowie /lotnisko Lewandówka, II Eskadra Bojowa Lotnicza, por. pil. Stefan Bastyr, 1890-1920/; także w Lublinie przejęto pięć samolotów Fornier Lloyd C I wraz z zapleczem technicznym. Na tej bazie po- wstał tzw. Oddział Lotniczy w Lublinie, przemianowany na 2 Eskadrę Lotniczą. W ręce polskich lotników przeszła również baza lotnicza na Mokotowie /Warszawa/. Zdobyte zostało również lotnisko w Hureczku pod Przemyślem /dowódca grupy lotniczej przemyślanin por. pil. Wiktor Robotycki/, skąd pod ogniem Ukraińców zdołano ostatecznie ewakuować do Krakowa sześć z dwuna- stu samolotów/. Ale najważniejszym wydarzeniem było zdobycie i przejęcie nie- mieckiego sprzętu lotniczego zgromadzonego na lotnisku w Ławicy pod Pozna- niem. Brawurowa akcja oddziału zbrojnego powstańców wielkopolskich /pod do- wództwem ppłk. Andrzeja Kopy, 1879-1956/ zapobiegła wywiezieniu, bądź zniszczeniu sprzętu i położyła kres niemieckim bombardowaniom Poznania. Na lotnisku zabezpieczono łącznie kilkaset samolotów w różnym stanie technicznym /najczęściej zdemontowanych samolotów szkolnych i wywiadowczych/, w tym około 50.ciu maszyn gotowych do natychmiastowego wykorzystania. Co więcej, polscy lotnicy wykonali natychmiast lot odwetowy na lotnisko we Frankfurcie n/Odrą. Trzeba podkreślić, że był to pierwszy nalot bombowy wykonany przez polskich lotników na nieprzyjacielskie terytorium. Polskie władze przejęły również niemieckie lotniska w Bydgoszczy, w Toruniu i w Grudziądzu, chociaż Niemcy zdołali z tych baz wywieźć samoloty i zniszczyć zaplecze lotnicze. Niemniej, jako Polacy, mieliśmy już liczące się tradycje lotnicze, w tym także niewielką liczbę pilotów i obserwatorów /ok. 110/, którzy dotąd służyli w obcych armiach, m.in. we Francji oraz w armiach zaborczych /Rosji, Niemiec i Austro-Węgier/. Wspomnieć należałoby, że impulsem do utworzenia pierwszej, polskiej eskadry bojowej była sytuacja na froncie polsko-ukraińskim. Podczas walk o Lwów przejęte zostały, częściowo zniszczone, austriackie samoloty Hansa-Brandenburg. Niektóre z nich udało się doprowadzić do stanu używalności. 5 listopada 1918 roku, na kilka dni przed odzyskaniem niepodległości, wzbił się w powietrze samolot pilotowany przez dowódcę eskadry kpt. pil. Stefana Bastyra z obserwatorem por. Janu- szem de Beaurain /1893-1959, absolwent austriackiej Oficerskiej Szkoły Lotni- czej i Wyższej Szkoły Lotniczej w Paryżu, dosłużył się stopnia generała brygady/. Początkowo, grupy lotnicze i eskadry lotnicze wchodziły w skład wojsk lą- dowych i używana była nazwa - lotnictwo Wojska Polskiego. W tym czasie, Pol- ska dysponowała różnymi typami samolotów, mianowicie: niemieckimi - Albatros D.III, Albatros C.III, Albatros C.X, Albatros C.XII; Fokker D. VII, Fokker E.V (D.VIII), LVG C i DFW C.V; francuskimi - Berguet XIV, Salmsnom 2A2 i SPAD VII, SPAD XIII; angielskimi - Bistol F2B Fighter, Sopwith Dolphin i DH-9; włoskimi - Ansaldo A-1 Balilla, Ansaldo SVA-9 i austro-węgierskimi - Oeffag D.III i Lloyd C.V. Pierwszym i niezwykle energicznym dowódcą lotnictwa był ppłk Hipolit Łossowski /1888-1925/, który w krótkim czasie zorganizował dwie eskadry we Lwowie oraz po jednej w Krakowie i w Warszawie. W tym okresie, polskie lotnic- two przeżywało ogromne trudności ze sprawnością sprzętu oraz ze szkoleniem pilotów i mechaników. Dochodziło do wielu katastrof lotniczych, głównie w trakcie szkolenia. Pomimo tych trudności prawie cała flota powietrzna była zmuszona 57 podjąć walkę na froncie ukraińskim. 15 listopada 1918 roku narodził się symbol polskiego lotnictwa - biało-czerwona szachownica. Właśnie tym dniu, z oblężo- nego Lwowa wystartował do Warszawy samolot por. pil. Stefana Stanisława Steca /1888-1921/ z namalowaną na nim szachownicą, która tak się spodobała ppłk. H. Łossowskiemu, że już 1 grudnia tego samego roku stała się symbolem całego polskiego lotnictwa wojskowego. Do tej pory, lotnicy samoistnie malowali różnorodne znaki rozpoznawcze, np. znak rodła, biało-czerwone wstęgi, pasy, rycerskie tarcze itp. Biało-czerwona szachownica była już wcześniej znakiem rozpoznawczym por. S, Steca, jeszcze wtedy, gdy latał w austriackim lotnictwie. Na pewno, nie można pominąć wydarzenia lotniczego, z tamtego okresu, zasłu- gującego na miano historycznego, bowiem 24 lutego 1919 roku miał miejsce pierwszy zwycięski pojedynek pilotów polskiego lotnictwa. Podchorąży Stani- sław Pietruski /1893-1971/, lecąc z rodowitym Czechem sierż. pil. Józefem Cegaskiem, zestrzelili ukraińskiego myśliwca Nieuport. We wrześniu 1919 roku, Inspektorem Wojsk Lotniczych został mianowany ówczesny dowódca lotnictwa wielkopolskiego, wspomniany już powyżej, gen. Gustaw J. K. Macewicz. Jeszcze w 1919 roku, połączone zostało lotnictwo wojskowe wszystkich, ist- niejących wówczas polskich sił zbrojnych, tzn. sił lotniczych organizowanych przy jednostkach wojsk lądowych w kraju, lotnictwa wojskowego powstania wielkopol- skiego oraz siedmiu eskadr lotniczych Błękitnej Armii Hallera /jednej myśliwskiej i sześciu obserwacyjnych, łącznie ok. 100 samolotów, najczęściej z francuskimi pilotami pod dowództwem płk. Sergiusza Abżółtowskiego, 1890-1939/. Ponad- to, na warszawskim lotnisku w Mokotowie umieszczono Francuską Szkołę Pilo- tów. Zrealizowany został także zakup 45 samolotów typu Bristol F.2B /Fighter/ we Francji. Ujednolicone zostały struktury i składy etatowe grup lotniczych i eskadr lotniczych. W 1920 roku grupy lotnicze przeorganizowano w dywizjony lotnicze, pozostawiając numery grup lotniczych, zaś eskadrom bojowym nadano nowe numery i nowe nazwy. Prawdziwy chrzest bojowy przeszli polscy lotnicy w wojnie polsko-rosyjskiej. Na kartach historii z tego okresu pojawia się nazwisko ppor. pil. Zbigniewa Babińskiego /1896-1940, zginął w Katyniu/, który wypra- cował taktykę atakowania z powietrza bolszewickiej kawalerii od tyłu. Lecąc na bardzo małej wysokości ostrzeliwał konnicę z karabinu maszynowego, a nawet atakował pojedynczych „bojców” uderzając ich podwoziem swojego samolotu. W 1921 roku nastąpiła jeszcze jedna zmiana, bowiem przemianowano dy- wizjony lotnicze w pułki lotnicze, pozostawiając w ich składzie eskadry bojowe. Nowe konstrukcje lotnicze, na obcych licencjach, pojawiły się w latach 1921- 1924 w wytwórniach prywatnych, m.in. „Plage i Laśkiewicz” w Lublinie, „Samolot” w Poznaniu oraz „Podlaska Wytwórnia Samolotów” w Białej Podlaskiej. Wresz- cie, wojskowe lotnictwo mogło liczyć na swój czas, gdy państwo zajęło się pro- dukcją samolotów, tworząc Państwowe Zakłady Lotnicze PZL. W kolejnych latach, polscy piloci wspaniale zapisali się na kartach historii rozwoju światowego lotnictwa. Na szczególne podkreślenie zasługuje sukces polskich pilotów w Międzynarodowych Zawodach Samolotów Turystycznych Challenge. 28 sierpnia 1932 roku, załoga - pilot Franciszek Żwirko /1895-1932/ i mechanik Stanisław Wigura /1901-1932/ na samolocie sportowym RWD-6, po 58 kilku dniach rywalizacji z załogami innych państw, zwyciężyła w zawodach, po- konując faworyzowany zespół niemiecki. Dzień 28 sierpnia obchodzony jest po dziś dzień, jako Święto Lotnictwa. W dziedzinie lotnictwa wojskowego, nie było już tak dobrze, ponieważ, po pierwsze – nasza doktryna wojenna, przez długi czas, nie przewidywała dla lot- nictwa innej roli, jak tylko prowadzenie rozpoznania powietrznego i funkcję środ- ka łącznikowego i, pod drugie – mieliśmy poważne zapóźnienia w rozwoju go- spodarki, szczególnie przemysłu maszynowego, w stosunku do innych państw europejskich, których dzieje nie były tak dramatyczne, a straty w gospodarce, tak ogromne. Dało to o sobie znać we wrześniu 1939 roku, gdy przyszło bronić pol- skiego nieba przed atakami Luftwaffe. Wtedy to okazało się, że lotnictwo woj- skowe, to przede wszystkim agresywne ataki lotnicze /bombowe/, wykonywane bez pardon, nie tylko na polu walki, jako wsparcie piechoty i niszczące obiekty wojskowe, ale także atakujące miasta i wsie, maszerujące kolumny wojsk i, co było czymś nie bardzo zaskakującym, także kolumny przemieszczających się bezbronnych cywilów. Lotnictwo pokazało swoje, nieznane dotąd oblicze, bardzo groźne i, w swojej potędze, bezkompromisowe. Polskie jednostki lotnicze dysponowały niewielką liczbą, około 400 samolo- tów i to w większości już przestarzałych. Trzeba pamiętać, że latach trzydzie- stych dwudziestego wieku lotnictwo było najbardziej dynamicznie rozwijającym się rodzajem broni, wszędzie ale w Polsce zrozumiano to zbyt późno. Znaczna część samolotów została zniszczona na lotniskach, gdyż nie zdołano wyprowa- dzić je na lotniska zapasowe. We wrześniu 1939 roku, polskim lotnikom pozosta- ło głównie … bohaterstwo. Właściwie, wszystkie polskie samoloty zostały znisz- czone, w tym około 1/3 w działaniach powietrznych, pozostałe zniszczyła obrona przeciwlotnicza – niemiecka i … własna lub uległy wypadkom /a około 140 samo- lotów różnych typów ewakuowano do Rumunii; w 1941 roku, samoloty bombowe PZL P-37 Łoś i PZL P-23 Karaś brały udział w ataku na ZSRR!. Z grubsza moż- na ocenić, że straty niemieckie były podobne. Zniszczono około 250 niemieckich maszyn i tyleż samo zostało uszkodzonych. Rozwój lotnictwa powojennego miał kilka bogatych rozdziałów, ale to już hi- storia na inną okazję.

59

POCZĄTKI RADARU WOJSKOWEGO

Jednym z najbardziej doniosłych osiągnięć minionego wieku, w dziedzinie techniki wojskowej, było wynalezienie radaru oraz skonstruowanie urządzeń ra- darowych pozwalających na wykrywanie i określanie parametrów lotu statków powietrznych. Warto przypomnieć, że wcześniej posługiwano się specjalną apa- raturą podsłuchową, którą stanowiły, dużych rozmiarów, blaszane tuby, skupiają- ce dźwięk /echo/. Tuby podsłuchowe umożliwiały „wyśledzenie” samolotów w odległości kilkunastu kilometrów. Gwałtowny rozwój lotnictwa wojskowego, co szczególnie dało o sobie znać na polach bitew I. wojny światowej, dopingował do wynalezienia urządzenia, któ- re umożliwiałoby penetrowanie przestrzeni powietrznej, wykrywanie samolotów obcych państw, określanie ich położenia i trasy lotu. Posiadanie tych danych po- zwalałoby uprzedzać własne siły obronne i ludność cywilną o zbliżającym się za- grożeniu z powietrza. Konkretnym impulsem, który przyczynił się do przyspieszenia rozwoju ra- darów była rosnąca rola lotnictwa w strategii prowadzenia wojny, a szczególnie dalsze udoskonalenie walorów bojowych samolotów, zwiększenia ich szybkości, udźwigu bomb i uzbrojenia pokładowego. Badania nad stworzeniem radaru, który miałby praktyczne zastosowanie wojskowe, prowadzone były w kilku krajach równocześnie, w bardzo ścisłej ta- jemnicy. Faktycznie, o istnieniu i tak szerokim zastosowaniu radaru w działaniach wojennych wiadomo było szerzej dopiero po zakończeniu II. wojny światowej. Najskuteczniejsze okazały się w tym względzie wysiłki uczonych angielskich, którzy dążyli do rozwiązania tego problemu, już od wczesnych lat trzydziestych. Podobne badania były prowadzone w Stanach Zjednoczonych i w Niemczech, a także w nieco bardziej ograniczonym zakresie, w Związku Radzieckim.

Wszystko zaczęło się jednak w 1887 r., gdy niemiecki fizyk Heinrich Ru- dolf Hertz /1857-1894/ w warunkach laboratoryjnych zaobserwował zjawisko odbicia fal radiowych od powierzchni przedmiotów znajdujących się w ich zasię- gu. Wystarczyło już tylko ustalić czas, jaki upływa pomiędzy czasem emisji im- pulsu a jego powrotem, przy znanej, stałej prędkości rozchodzenia się fal, co po- zwoliło obliczyć odległość do danej przeszkody. Tak właśnie postąpił inny, nie- miecki badacz, inżynier Christian Hülsmeyer /1881-1957/, który w ten sposób opracował metodę: „jak stwierdzić obecność oddalonych metalowych przedmio- tów za pomocą fal elektrycznych”, a wynaleziony przez siebie, do tego celu apa- rat, nazwał z fantazją telemobiloskopem /1904/. Niestety, urządzenie nie znalazło praktycznego zastosowania ponieważ zasięg wykrywania obiektów wyniósł zale- dwie 3 km. Historia odnotowała również fakt, że Rosjanin Borys Rozyng /1869- 1933/26 opracował prototyp wskaźnika do zobrazowania sygnału elektrycznego /1907/. Dziesięć lat później, chorwacki fizyk prowadzący badania w USA Nico- laus Tesla /1856-1943/, znany z budowy transformatora wysokich częstotliwości

26 W literaturze spotkać można również inną, zachodnioeuropejską pisownię tego nazwiska - Boris Rosing. 60

/1891/, przedstawił możliwość wykorzystania fal radiowych do wykrywania łodzi podwodnych. Kolejne lata przyniosły opracowanie najważniejszych, teoretycznych za- sad radioechowego wykrywania obiektów powietrznych. Podstawowym proble- mem na drodze do zbudowania pierwszych urządzeń radarowych było wytwo- rzenie krótkich, przerywanych sygnałów elektromagnetycznych o dużej mocy. Ustalono bowiem, że odbiór echa następował w przerwie pomiędzy kolejnymi impulsami, a duża moc zapewniała jego zarejestrowanie przez odbiornik. Dodat- kową trudnością, którą trzeba było pokonać była konieczność mierzenia bardzo krótkich odcinków czasowych pomiędzy sygnałem a powrotem echa. Na przy- kład, sygnał wysłany w kierunku Księżyca (co miało miejsce po raz pierwszy w 1946 r.) powraca po około 2,5. sek., a odbity od obiektu powietrznego oddalo- nego od źródła emisji o 1 kilometr, rejestrowany jest w odbiorniku już po około 7.mikrosekundach!

Jak już zostało powyżej zasygnalizowane, urządzenia radarowe, dla obrony swojego terytorium, najwcześniej zastosowali Anglicy. Dramatyczna sytuacja spowodowana nękającymi atakami sił niemieckich z powietrza wymusiła konieczność przy-spieszenia prac nad skonstruowaniem i wykorzystaniem rada- ru. Zresztą, Anglicy mieli już niemiłe doświadczenia z okresu I. wojny światowej, gdy niemieckie bombowce i sterowce Zeppelina zrzucały bomby na Londyn. Wśród brytyjskich wojskowych i naukowców zrodziła się nawet teza, że dla Anglii skończyła się era bezpiecznego nieba, tzn., że „pod względem wojskowym An- glia przestała być wyspą”27 Wkrótce, w brytyjskim ministerstwie lotnictwa utwo- rzony został Komitet Naukowy Nadzoru Obrony Powietrznej /CSSAD - Comittee for the Scientific Survey of Air Defense/, gdzie analizowano wszelkie propozycje, co do nowych sposobów powstrzymania ewentualnego przeciwnika powietrzne- go. Dużo uwagi poświęcano opracowaniu skutecznej broni przeciwlotniczej, na przykład tzw. „promieniom śmierci” /falom radiowym/, które - jak błędnie sądzono - dałoby się wykorzystać w tym celu. Anglikom bardzo zależało na posiadaniu wszelkich środków, które posłużyłyby do skutecznej obrony przed nalotami. Należy zaznaczyć, że zbudowanie urządzeń radarowych dla potrzeb woj- ska, ze względu na zasięg i różnorodność badań i prac konstrukcyjnych, nie mo- gło być dziełem pojedynczych osób, lecz było rezultatem działalności dużych ze- społów naukowców i specjalistów inżynierów. Prace nad budową radaru zakamu- flowano pod hasłem „radionamierzanie” /RDF - Radio Direction Finding - odnaj- dywanie kierunku fal radiowych/. Początkowo, największą nadzieję wiązano z możliwością wykorzystania radaru do wczesnego wykrywania wrogich samolo- tów /później chodziło także o rakiety V-1 i V-2/ zbliżających się do Wysp Brytyj- skich, uprzedzenia o ataku i uruchamiania, odpowiednio wcześnie, całego sys- temu obrony przeciwlotniczej. Następnym, jeszcze ważniejszym celem, jaki sta- nął przed zespołami konstruktorów było zastosowanie go do kierowania walką własnego lotnictwa, na rubieżach położonych z dala od swojego terytorium. Jak ważną sprawą dla Anglików było posiadanie radaru, dość powiedzieć, że

27 Bączyk Norbert, Łowcy cieni /w/ Polska Zbrojna nr 8 z 19.02.2006 r., s. 34-35. 61 w początkowym okresie nad jego zbudowaniem i opracowaniem i możliwością wykorzystania w celach wojskowych pracowało, prawie 0,5 % całej ludności An- glii. Angielski radar bierze swój początek w pracach szkockiego fizyka Roberta Alexandra Watsona Watta /1892-1973/, który w 1935 roku przedstawił Komite- towi Nadzoru Naukowego Obrony Przeciwlotniczej obszerny memoriał pt.: „Detec- tion of Aircraft by Radio Methods” /„Wykrywanie i określanie położenia samolotów metodami radiowymi”/, w którym przedstawił szczegółową konstrukcję radaru i ogólną koncepcję systemu osłony radarowej Wielkiej Brytanii. Wcześniej, uczony ten zbudował aparat, za pomocą którego odkrył nadlatujący samolot z odległości 50. km. Radar Watsona spotkał się z pozytywną opinią CSSAD i jeszcze w tym samym roku zbudowano pierwsze egzemplarze ostrzegawczych stacji radarowych, typu CH /Chain Home - w wolnym tłumaczeniu - system obrony kraju/, które ustawiono na wschodnim wybrzeżu. Eksperymentalna sieć składała się z pięciu stacji radarowych pracujących na falach o długości 25 m i pozwalała na wykrywanie samolotów z odległości 90. km. W niespełna dwa lata później, wybrzeży Anglii od wschodu i południowego zachodu, chroniła już sieć dwu- dziestu ostrzegawczych stacji radarowych CH, stanowiąca pierwszy na świecie system rada- rowy osłony powietrznej państwa. Radary typu CH były urządzeniami stosunkowo prostej kon- strukcji, pracującymi na fali o długości 10-13 m. Umożliwiały wykrywanie obiektów powietrznych już na bardzo dużych odległościach, nawet powyżej 300 km. Niezwykle duży zasięg uzy-

Alexander Robert Watson Watt. skano, przede wszystkim, przez zastosowanie Fotokopia wysokich drewnianych wież, na których monto- wano, znacznych rozmiarów, nieruchome anteny drutowe, podobne, jakie stoso- wano w ówczesnych radiostacjach. Wysokość wież sięgała, łącznie z antenami nadawczymi - 115 m /z antenami odbiorczymi - 80 m/. Stosowano różne wybiegi, aby upozorować ich właściwe przeznaczenie. Oczywiście, tak wysokich kon- strukcji nie można było, w żaden sposób, ukryć przed niepożądanym okiem. Ten problem nie miał już jednak takiego znaczenia wobec faktu, że te niezwykłe urządzenia znakomicie poprawiały bezpieczeństwo państwa i jego mieszkańców. W następnym etapie ich rozwoju znaleziono również sposoby, aczkolwiek jeszcze niedoskonałe, na ustalanie wysokości i azymutu wykrytego obiektu /echo po odbiciu od wykrytego obiektu było rejestrowane przez cztery anteny odbiorcze radaru, a porównywanie wykresu amplitud umożliwiało określenie, w przybliżeniu, wysokości i azymutu/. 62

W 1937 roku opracowano model radaru CHL /Chain Home Low - „niski” system ochrony kraju/, który mógł, przy zastosowaniu krótkiej 1,5 metrowej fali, wykrywać niskie lecące obiekty i zdecydowanie zmniejszyć tzw. stożek martwy, obszar, w którym radar jest „ślepy”. Nowy radar posiadał wspólną, obrotową antenę umożliwiającą jedno- cześnie nadawanie i odbiór sygnałów. Urządzenie miało na tyle niewielkie roz- miary, że mogło być umieszczane na pokładach samolotów. Dalsze prace nad rozwojem urzą- dzeń radarowych poszły w kierunku skracania długości stosowanych w urządzeniach fal, co było związane z potrzebą uściślania informacji radiolo- kacyjnej.

W 1938 roku zbudowany został Pierwszy, brytyjski radar ostrzegawczy typu CH, pięcioradarowy podsystem osłony rada- 1935 roku. Fotokopia. rowej ujścia Tamizy. Niemal równole- gle, bo już w roku 1939 radar wykorzystywała również Royal Navy. Można skonstatować, trochę przekornie, że angielskie osiągnięcia w bu- dowie i zastosowaniu radaru sprawiedliwie oceniła historia wywodząc jego na- zwę od skrótu angielskich słów: R/adio A/ids for D/efence A/nd R/econaissance, co w wolnym tłumaczeniu oznacza - radiowe urządzenia do obrony i rozpozna- nia. Jednakże, Amerykanie F. R. Fruth i S. M. Tucker, przyjęli nieco inną nazwę, która bliżej wyrażała istotę radaru, a mianowicie: R/adio D/etection A/nd R/anging - w wolnym tłumaczeniu - wykrywanie i określanie zasięgu za pomocą fal radiowych. Ostatecznie, przyjęła się nazwa R/adio D/irection A/nd R/ange, co można przetłumaczyć, jako - określanie kierunku i zasięgu przy pomocy fal ra- diowych, bądź R/adio A/ngle D/irection A/nd R/ange - radiowo-kątowe określanie kierunku i zasięgu. W przededniu II wojny światowej, W. Brytania dysponowała siecią rada- rów, pracujących na fali o dł. 12. m, służących do ostrzegania oraz siecią rada- rów pracujących na fali o dł. 1,5 m służących do wykrywania samolotów nisko lecących. Należy podkreślić, że ten podwójny parasol radarowy pozwalał na sku- teczne wykrywanie samolotów nieprzyjacielskich, lecących na wysokościach średnich, na odległości co najmniej 150. km. 63

W okresie „Bitwy o Anglię”, właśnie radar odegrał jedną z kluczowych ról, dzięki czemu obrońcy otrzymywali dokładną in- formacją o nadlatujących samolotach wro- ga i rakietach typu V, zanim te dolatywały do strefy Kanału La Manche. Lotnictwo bry- tyjskie nie było zmuszone do prowadzenia poszukiwania przeciwnika powietrznego po omacku, lecz było naprowadzane na kon- kretne cele. Nie było również potrzeby utrzymywania w ciągłej gotowości wszyst- kich samolotów, dlatego wysiłek obronny koncentrowano na kierunkach zagrożenia, w miarę dokładnie rozpoznawanych za po- mocą sieci radarów. Do wykrywania obcych samolotów i naprowadzania własnego lotnictwa wyko- rzystywano możliwości radarów typu /GCI - Ground Controlled Interception - system naprowadzania kierowanego z ziemi/. Ra- Radar ostrzegawczy USA typu SCR-270 /1938-1939/. Fotokopia. dary GCI mogły być stosowane, jako urzą- dzenia stacjonarne oraz przewoźne. Najczęściej użytkowanym przez Anglików, mobilnym radarem ostrzegaw- czym, było urządzenie LW /Light Warning/ pozwalające na wykrywanie obiektów powietrznych na odległości 80-120 km, w zależności od wysokości ich lotu i sku- tecznej powierzchni odbicia fal elektromagnetycznych od obiektu. Anglicy uzyskali również pełne powodzenie w skonstruowaniu i bojowym zastosowaniu radarów samolotowych. W tej kwestii współpracowali z Naval Re- search Laboratory /NRL - Laboratorium Badawcze Marynarki Wojennej/ w Sta- nach Zjednoczonych. Pierwsze radary pokładowe, oznaczone skrótem AI /Aircraft Interception - przechwytywanie samolotów/, zostały zainstalowane już w 1939 roku. Amerykanie nazywali je Night Fighter Radar (radar nocnych my- śliwców/. Urządzenia pracowały na fali o długości - 1,5 m i pozwalały na wykry- wanie samolotów z odległości nie większej niż 5 km. Wzajemne uzupełnianie się parametrów radarów naziemnych i samolotowych umożliwiało prowadzenie walki powietrznej w nocy lub przy braku widoczności. Radary GCI wykrywały obce sa- moloty i doprowadziły brytyjskie myśliwce na niezbędną odległość od celu. Dalej, lotnicy RAF samodzielnie poszukiwali przeciwnika za pomocą radaru AI. We współpracy z Amerykanami, Brytyjczykom udało się także wykorzystać zalety radaru w celownikach dział przeciwlotniczych, których pociski oddały ogromną przysługę w zwalczaniu „latających” bomb V-1 i rakiet V-2 atakujących stolicę kraju. Radar morski, o bardzo krótkiej trzy-centymetrowej fali, stał się również standardowym wyposażeniem okrętów Royal Navy. Można zaryzykować stwier- dzenie, że zdecydowanie przyczynił się do rozstrzygnięcia na korzyść Anglików losów wojny na morzu. Pozwalał wykrywać okręty podwodne na głębokości pe- 64 ryskopowej. Anglicy stale pracowali nad do- skonaleniem możliwości użytkowych radaru. To ich zasługą była budowa pierwszego ma- gnetronu - generacyjnej lampy mikrofalowej, bardzo wysokiej częstotliwości, dzięki której możliwe jest rejestrowanie nawet bardzo słabych sygnałów. Warto wspomnieć, że tym wynalazkiem Anglicy podzieli się z Amery- kanami.

Podobnie, jak Anglicy przejęli pal- mę pierwszeństwa w skonstruowaniu i wykorzystaniu radaru naziemnego, tak Amerykanie uzyskali największe po- wodzenie w budowie radaru morskiego. Mieli jednak także, niezaprzeczalnie duże, osiągnięcia na polu rozwoju radaru naziem- nego. Pierwsze prace w dziedzinie radaru amerykańskiego prowadził, specjalnie powo- łany w tym celu instytut zatrudniający, aż Angielski radar ostrzegawczy typu CHL 4000 ludzi! W 1934 r. zbudowano prototyp /1940-1941/. Na bliższym planie, z lewej impulsowej stacji radarowej, pracującej na strony zdjęcia - antena zabudowana na drewnianej wieży; z prawej strony fali o długości około 10 m, jednakże zasięg zdjęcia, u dołu - antena zabudowana tego urządzenia był bardzo mały. Początek na dachu budynku. Fotokopia. badań nad wykorzystaniem walorów fal radiowych, na gruncie amerykańskim dali M. A. Tuve i G. Breit /1899-1981/, którzy w 1925 roku zmierzyli, za pomocą energii impulsowej, wysokość jonosfery. Za ojca amerykańskiego radaru impul- sowego uznaje się dr. Roberta Morrisa Page’a /1903-1992/ ze stanu Minneso- ta. R. M. Page, początkowo studiował na wydziale teologicznym Hamling Univer- sity w St. Paulo, ale wkrótce zajął się fizyką radiową. Pracy naukowej Page’a patronowała Marynarka Wojenna Stanów Zjednoczonych /NRL - Navy Royal La- boratory/, stąd też działalność uczonego i jego asystenta z laboratorium radio- wego Lotnictwa Marynarki Wojennej L. C. Younga, poszły w kierunku zastoso- wania radaru na morzu. W pracach nad zbudowaniem urządzenia radarowego dużą rolę odegrali także inni uczeni z NRL: Albert H. Taylor i Leo A. Hyland. W 1922 roku, Taylor z Youngiem spostrzegli, że za pomocą fal radiowych można wykrywać statki znajdujące się na morzu. Hyland odkrył, nieco przypad- kowo, „wykrywające” właściwości sygnałów radiowych nadajników krótkofalo- wych. Powróćmy jednak do lat trzydziestych ub. wieku. Otóż, stale modernizo- wany prototyp radaru z 1934 roku pozwolił uzyskać, dwa lata później, całkiem przyzwoity zasięg wykrywalności, do 40 km. W 1938 roku, Amerykanie stworzyli okrętowy radar ostrzegawczy XAF /wersja eksploatacyjna – CXAM/. 65

Problematyką radaru naziemnego zajmowało się także laboratorium wojsk łączności. W 1936 roku skonstruowano tam prototyp radaru naziemnego, pozwa- lającego wykrywać samoloty w odległości 7 km. W 1937 roku zwiększono zasięg do 40, a wkrótce do 50 km. Prace nad rada- rem, któremu nadano symbol SCR-270, przyniosły niebawem jeszcze lepsze owoce, porównywalne z tym, co uzyski- wano już w przypadku radaru morskiego, XAF. W obu rodzajach radarów udało się zlikwidować podwójne anteny. To osią- gnięcie należałoby zapisać na konto, samodzielnie pracującego konstruktora nadajników, R. C. Guthrie. Radar SCR- 270 (przewoźny) i jego wersja stacjonar- na, SCR-271, pracowały na fali o długości 2,7 m, a ich zasięg dochodził

Amerykański radar ostrzegawczy SCR-271 /model stacjonarny radaru SCR-270/, stosowa- ny, w dużych ilościach, podczas II. wojny światowej. Fotokopia.

do 190 km. Do wybuchu wojny z Japonią, Amerykanie wyprodukowali ponad 100 ra- darów obu typów. W 1941 roku, wprowa- dzone zostały wskaźniki typu „P”, obserwa- cji okrężnej, dające możliwość odczytywa- nia dwóch współrzędnych, odległości i azymutu. Dużym sukcesem było wyposażenie samolotów w tzw. radary wtórne (odzewo- we), których współdziałanie z radarami na- ziemnymi (pierwotnymi) umożliwiło rozpo- znawanie przynależności samolotu, w ko- dzie - „swój” lub „obcy”. W 1943 roku zbudowane zostały jeszcze doskonalsze urządzenia radarowe, Prototyp radaru metrowego, Poligon Wan- mogące wykrywać obiekty na bardzo ni- gerooge, 1936 roku. Fotokopia. skich, nawet kilkudziesięciometrowych wy- sokościach, typu AN/TPS-3.

66

Prace zmierzające do zbudowania radaru rozpoczęli dość wcześnie również Niemcy, chociaż doktryna militarna zakładająca prowadzenie wojny za- czepnej, a więc prowadzonej na terytorium przeciwnika, nieco opóźniała postęp w tej dziedzinie. Należy bowiem przypomnieć, że w początkowej fazie rozwoju, radar był pomyślany jako urządzenie wykrywające samoloty, ale w ramach obro- ny przeciwlotniczej. Niemniej, w 1934 roku grupa specjalistów firmy GEMA przedstawiła dowódcy lotnictwa pierwsze owoce swoich wysiłków nad stworze- niem radaru. Nie wywołało to większego zainteresowania H. Göringa, który uznał to, co nazwano już radarem, za „defensywny” rodzaj techniki wojennej, a niemieckim wojskowym, spod znaku czarnego krzyża, nie o to przecież chodzi- ło. Rodowód niemieckiego radaru zapo- czątkował, pomijając wcześniej wymienio- nych - H. Hertza i CH. Hülsmeyera, tak- że Rudolf Kühnbold. Jak pamiętamy, Hülsmeyer, zajmując się fizyką fal radio- wych, odkrył ich ważną zaletę wykrywania metalowych przedmiotów. Idąc tym, przetar- tym już szlakiem, Kühnbold skonstruował, w 1933 roku, urządzenie radarowe pracują- ce na fali o długości 13 cm. W tym samym, 1933 roku, Niemcy zrobili duży krok do przodu, konstruując ra- dar do pracy na morzu. Nie była to jednak zbyt udana konstrukcja, ze względu na bar- dzo mały, zaledwie 3 km zasięg. Pierwszym prototypem naziemnego radaru ostrzegawczego było urządzenie na- zwane Kurfürst, pracujące na fali o długości 0,5 m. Zasięg urządzenia wynosił około 15 km. W 1938 roku powstał radar typu Niemiecki radar artyleryjski Würzburg-Riese, przystosowany do naprowadzania samolotów. Freya, który od razu „wystrzelił” zasięgiem Fotokopia. około 100 km. Badania, okryte tajemnicą, kierownictwem D. Diehe, na wyspie Wan- gerooge, na Morzu Północnym. W niedługim czasie uzyskano zasięg Freya, w granicach 200 km. Było to, wcale nie mało. prowadzone były pod Radar pro- dukowano seryjnie w wersji przewoźnej, z osobnymi antenami /nadawania i od- bioru/ oraz w wersji stacjonarnej, z anteną pojedynczą. Ruszyła również produk- cja, od razu w dużych ilościach, radaru wtórnego, typu Erstlin. W 1940 roku radar Freya został uzupełniony urządzeniem radarowym Farhstal, do określenia wysokości celu. Po pewnym czasie opracowano kolejne prototypy radarów, między innymi z zastosowaniem wskaźnika obserwacji okrężnej oraz z anteną obrotową. Możliwym stało się również naprowadzanie własnych samolotów za pomocą nowego urządzenia radarowego Würzburg- Riese, o zasięgu do 70 km. 67

Na początku lat 40.tych pojawiło się w Niemczech kilka typów radarów, a mianowicie: Elefant, Mammut, Was- sermann, Jagdschloss, Jagdhaus, Bu- len, Chojenwilland i inne. Wszystkie wymienione typy wykorzystywały fale radiowe o długości od 2,4 do 7,5 m, a ich zasięg dochodził do 300 km. Pod koniec wojny radar był już stałym urzą- dzeniem w wyposażeniu niemieckich samolotów i okrętów, a nawet przepro- wadzane były próby współdziałania ra- daru Mannheim z przeciwlotniczym po- ciskiem rakietowym Rheingold Hs-117 Schmetterling. W niemieckiej marynarce, po- czątkowo stosowany był radar z aku- stycznym odbiorem sygnałów - Seket, ale już podczas wojny, Kriegsmarine posługiwała się niezłym radarem okrę- towym, typu Hohentwiel. Trzeba jednak stwierdzić, że Niemcy, uważani za urodzonych per- fekcjonistów, w przypadku konstruowania Niemiecki radar ostrzegawczy typu Frea, firmy radarów, nieco sobie odpuścili, co miało GEMA /1936-1939/. Fotokopia. dla nich ujemne skutki na początku woj- ny.

68

U schyłku lat 30.tych odnotowano żywe zainteresowanie techniką radarową, także w ZSRR. Prekursorem był P. K. Oszczepkow, który zapropo- nował wykorzystanie fal radiowych do wykrywania samolotów oraz przedstawił pomysł stworzenia naziemnego radaru obserwacji okrężnej. Dłuższy czas pomy- sły Oszczepkowa nie znaj- dowały szans urzeczywistnie- nia ze względu na oczywiste wówczas przeszkody tech- niczne, inaczej mówiąc - stan badań, nawet nie zaczątkowy. Godnym uwagi stał się dopiero prototyp pierwszego rosyjskiego aparatu radaro- wego, który powstał w 1935 roku, pod kierunkiem J. K. Korwina, w Leningradzkim Instytucie Elektrofizycznym /LEFI/. W urządzeniu zasto- sowano fale decymetrowe. Po Radziecki radar impulsowy Redut, wersja z 1939 roku. dwuletnich doświadczeniach, Fotokopia. w 1937 roku uzyskano jednak bardzo niewielki zasięg - 11 km. Próby nad stworzeniem radaru pro- wadził także inny zespół uczonych LEFI, A. A. Czernyszew i B. K. Szembel, uzy- skując lepsze efekty, które na pewnym etapie prac zainteresowały dowództwo Obrony Przeciwlotniczej ZSRR. Był to pro- totyp radaru ostrzegawczego o nazwie Rapid, pracujący na fali o długości 4,8 m. W tym samym czasie podjęte zosta- ły próby, w specjalnie w tym celu utworzo- nym, biurze konstrukcyjnym Oszczepko- wa, nad kompilacją różnych urządzeń ra- darowych tworzących tzw. Elektrowizor. Wszystkie te wysiłki okazały się ma- ło skuteczne. W tej sytuacji, Rosjanie zna- leźli, nieco „siłowe” wyjście tworząc, na północno-zachodnich i zachodnich odcin- kach swojej granicy, system radiowego wykrywania samolotów, zwany RUS-1. Był to zestaw nadajników i odbiorników (oraz Radziecki, impulsowy radar ostrzegawczy urządzeń rejestrujących), ustawianych na Redut /RUS-2/, wersja z 1940 roku. Fotokopia. przemian, wzdłuż granicy, co 35 km. Urządzenie RUS-1 zastosowano w osłonie Leningradu podczas wojny z Finlandią. Dopiero, w 1937 roku w Leningradzkim Fizyko-Technicznym Instytucie (LFTI), zespół pod kierunkiem I. B. Kobzarewa 69 opracował prototyp radaru, którego zasięg początkowo wynosił 7 km. Ale już w 1938 roku uzyskano wykrywalność - 50 km, na wysokości 1500 m. Pod koniec 1939 roku nowy prototyp, nazwany Redut (kryptonim RUS-2), z dwoma ante- nami, nadawczą i odbiorczą, montowany na pojeździe kołowym, posiadał już zasięg 95 km. Antena pojedyncza pojawiła się już niebawem, w kolejnym prototypie o nazwie Pegmatit (kryptonim RUS-2a), skonstruo- wanym przez A. B. Ślepuszkina i W. W. Tuchomirowa. Pegmatit, stosowano pod- czas wojny w dużych ilościach. Wkrótce, pojawiła się nawet nowa wersja tego rada- ru, P-2M /1942 r./. Rosjanie, u schyłku woj- ny wprowadzili do eksploatacji jeszcze nowszy model, o symbolu P-3 Biriuza /1944 r./, który umożliwiał dokładniejsze określa- nie współrzędnych celu, także określenie wysokości. Zasięg radaru /wersji przewoź- nej nadano nazwę - P-3A/, dla obiektu

Urządzenie nadawcze radzieckiego systemu wykrywania radiowego RUS-1, zastosowane w praktyce w 1939 roku. Fotokopia. znajdującego się na wysokości 8 km, wyno- sił około 120 km.

O wiele skromniejsze osiągnięcia w tej dziedzinie posiadali Francuzi, cho- ciaż w połowie lat 30.tych prowadzili już do- świadczenia z swoimi prototypami urządzeń radarowych /pierwsze informacje o technice radarowej otrzymali od Angli- ków/. W 1936 roku wykonana została próba z naziemnym radarem ostrzegawczym, ustawionym u wejścia do portu w Le Havre. Zasięg tego, pierwszego, francuskiego urządzenia radarowego wynosił zaledwie 4 km. Radar ostrzegawczy typu P-3 /ZSRR/ Po wybuchu wojny polsko-niemieckiej konstrukcji z 1944 roku. Fotokopia. w 1939 roku, we Francji przystąpiono do instalowania pojedynczych urządzeń radarowych w newralgicznych rejonach przygranicznych, a szczególnie wzdłuż linii brzegowej nad Kanałem La Manche. 70

W końcu lat 30-tych, techniką radarową dysponowali również Japończycy, rozwijając ją na dobre podczas trwania działań wojennych. Jak można zauważyć, na podstawie tego, krótkiego spojrzenia wstecz, ra- dar - jeden z przełomowych osiągnięć techniki wojennej XX wieku, od samego początku zajął bardzo ważne miejsce w metodologii prowadzenia walki zbrojnej. Znany powszechnie błąd w odczytaniu informacji radarowej, jaki miał miejsce przed atakiem samolotów japońskich na Pearl Harbour /uznano, że były to samo- loty własne, powracające do baz po wykonaniu zadania/ stał się srogą lekcją od- nośnie znaczenia radaru w prowadzeniu działań bojowych.

Na zakończenie warto powtórzyć słowa R. W. Hallowsa, naczelnego in- struktora kontroli ognia brytyjskiej, przeciwlotniczej grupy szkolnej, autora bardzo cennej w owym czasie /1948 r./ publikacji o radarach: „Nasi myśliwcy, tak nie- liczni w czasie bitwy o Anglię, rozbili niemiecką potęgę lotniczą. To nie mogłoby być nigdy osiągnięte bez ostrzeżeń, a następnie stopniowo dawanych informacji przez radar. Nie posiadaliśmy wystarczającej ilości, ani pilotów, ani maszyn, by móc utrzymywać bez przerwy patrole w powietrzu dookoła wschodnich i połu- dniowo-wschodnich wybrzeży. Zawdzięczając radarowi mogliśmy przetrzymywać pilotów i samoloty na ziemi do chwili, gdy nadchodził moment właściwej akcji. Maszyny mogły być przejrzane i naprawione, a piloci mogli się trochę przespać. Z chwilą nadejścia ostrzeżenia mogli nasi myśliwcy być nakierowani z różnych lotnisk tam, gdzie w danej chwili byli najbardziej potrzebni”.

71

PODRÓŻ HISTORYCZNO-WOJSKOWA WARSZAWA-TORUŃ-BYDGOSZCZ-POZNAŃ

15 czerwca 2010 roku warsztaty rozpoczęły się od spotkania oko- licznościowego z dyrektorem Wojskowego Centrum Edukacji Obywatel- skiej Panem Radomirem Korsakiem, który – jak zawsze przy takich okazjach - omówił zadania WCEO i cele zorganizowanych warsztatów, które zgromadziły kilkadziesiąt osób z poszczególnych rodzajów wojsk: Wojsk Lądowych Sił Po- wietrznych i Marynarki Wojennej. Dyrektorowi towarzyszyła bardzo miła i kompe- tentna osoba Pani Jolanta Wojtaś-Zapora – kierownik Wydziału Organizacji Pracy Kulturalno-Oświatowej WCEO, zajmująca się organizacją i przebiegiem warsztatów zgodnie z przygotowanym programem. Uwagę słuchających zwróciła informacja dot. koncepcji rozwoju muzeal- nictwa wojskowego, którą przedstawił Pan płk Arnold Józefiak – Zastępca Sze- fa Oddziału Nadzoru i Analiz DWiPO MON oraz uzupełnienie przedstawione przez Pana Dariusza Matla- ka – Zastępcę dyrektora Mu- zeum Wojska. W każdym ra- zie, mieliśmy możliwość po- znania ogólnego projektu no- wego ulokowania Muzeum Wojska Polskiego w Cytadeli Warszawskiej /15 sal wysta- wowych, ok. 60 ha/, a dość szczegółowo poznać projekt Muzeum Katyńskiego /o pow. 1000 m²/ usytuowanego w dwupoziomowej kaponie- rze. Należy dopowiedzieć, że obecnie Muzeum Wojska Pol- skiego dzierżawi budynki od Brama straceń Cytadeli Warszawskiej wiele widziała i wiele Muzeum Narodowego /przy Al. by mogła powiedzieć. Fot. rjm, 2011 r. Jerozolimskich 3/, tymczasem nowe muzeum będzie czymś w rodzaju parku wojskowo-rekreacyjnego, dostęp- nego dla społeczeństwa w dużo szerszym zakresie, niż jest to możliwe dzisiaj. Nowe Muzeum Katyńskie, /którego projekt przedstawił uczestnikom warsz- tatów szef Zespołu Projektantów ds. Muzeum Katyńskiego Pan Krzysztof Lang/ będzie miało charakter muzeum narracyjnego i będzie obejmowało sześć stref wystawienniczych, które rozpocznie ekspozycja pod ogólnym tytułem – „Sarko- fagi” przedstawiająca trzy, pokryte miedzianą blachą, wagony, typowe dla tam- tych, dramatycznych wydarzeń, którymi wywożeni byli polscy oficerowie do miejsc masowych mordów w Kozielsku, Katyniu, Ostaszkowie, Starobielsku, Miednoje, Charkowie, Bykowni itd. Na blachach będą widoczne zarysy sylwetek, przypominające ofiary katyńskich mordów. Następnie, oglądający przejdą długim 72 korytarzem, gdzie na multimedialnych ekranach będą pojawiać się sylwetki po- mordowanych oficerów, aż trafią do strefy „Odkrywanie”, gdzie zgromadzone zostaną skrzynie z dokumentami i pamiątkami katyńskimi znalezionymi w dołach śmierci, zadające kłam tym, którzy przez długie lata usiłowali ukrywać to, co stało się w Katyniu z polskimi oficerami. Dalsza część ekspozycji to „Aleja Nieo- becnych” obrazująca, w sym- boliczny sposób, tych których zabrakło /Wielkich Nieobec- nych/, ponieważ zginęli w miej- scach masowych mordów. Da- lej, oglądający będą mogli zoba- czyć „Prawdę o Katyniu” czyli zgromadzone tam fotogramy, filmy i dokumenty z „niemieckiej” ekshumacji ciał. Będzie to jedna z najbardziej „dokumentalnych” części Muzeum Katyńskiego. Wreszcie, tzw. „Zmarzli- na” tzn. przypominająca wiecz- Carskie armaty warszawskiej cytadeli groźnie skierowane nie zmarzniętą ziemię oraz ga- na miasto. Fot. rjm, 2011 r. bloty i urny, w których pokazane będą przedmioty osobiste znalezione przy pomordowanych. Na koniec, „Ściana Pamięci”, która znajdzie się w działobitni Cytadeli War- szawskiej, gdzie wyeksponowane będą płyty z blachy, na których wyryte będą wszystkie, znane już nazwiska osób za- mordowanych w ramach tzw. zbrodni ka- tyńskiej. Teren wokół kaponiery będzie miał również symboliczną wymowę: część pn. „Warta” to „katyński” las grabowy, w któ- rym poszczególne, przystrzyżone drzewa mogą być rozpoznawane, jako maszerują- cy, polscy oficerowie na swojej, ostatniej drodze do dołów śmierci i „Blizna”, czyli głęboka zapadlina ziemna wyrażająca bo- lesną ranę „katyńską” na ciele polskiego narodu. Otwarcie Muzeum Katyńskiego w Cytadeli Warszawskiej planowane było w 2012 roku, ale już wiadomo, że jest to Surowość celi więziennej w Cytadeli termin nierealny. Prawdopodobnie, będzie- Warszawskiej jeszcze dzisiaj budzi trwogę. my musieli jeszcze poczekać kilka lat, aby Fot. rjm, 2011 r. zobaczyć to niezwykłe muzeum, w którym wszystkie następne pokolenia będą mogły uczyć się prawdy o katyńskiej zbrodni. 73

Po kilku interesujących wykładach w sali konferencyjnej WCEO, zajęcia przeniosły się do Cytadeli Warszawskiej, a ściślej do, znajdującego się tam, bar- dzo atrakcyjnego, urządzonego i wyposażonego z elegancją, Klubu Wojsk Lą- dowych. Nasze zainteresowanie wzbudziła, pokazana w reprezentacyjnej sali wystawowej Klubu, galeria rysunków Ireneusza Betlowicza. Może nie byłoby o czym wspominać, gdyby nie fakt, że wystawa nosiła nazwę „Malowane ustami” i rzeczywiście, artysta – rysownik, malarz i poeta /pozbawiony rąk i nóg/ wykonał swoje prace ustami. Obecnie, Cytadela jest obiektem zamkniętym /aktualnie, XVIII.wieczne budynki zajmują sztaby, ponieważ mieści się tam Dowództwo Wojsk Lądowych i tylko niewielki fragment z 70.hektarowej powierzchni/ jest dostępny dla tych osób, które mogą otrzymać przepustkę pozwala- jącą na przebywanie w Cytadeli. Budynki koszarowe służą również dzisiaj za obiekty sztabowe. Najbardziej charaktery- styczne budowle, to konwikt O.O. Pijarów z XVII w. i charakterystyczna budowla kaponiery /dwupiętrowej fortecy dla artyle- rii i piechoty, otoczona fosa z wodą/ oraz Pawilon X /wcześniej był to magazyn mundurowy/ i Brama Straceń /umiej- scowiona już na zewnątrz Cytadeli/. We- wnątrz cytadeli znalazła się część ulicy Fawory, barokowy budynek zwany „pała- cem” przy Alei Gwardii /w latach 70.tych XX Cela Józefa Piłsudskiego w. dobudowano piętro, aby był widoczny w Cytadeli Warszawskiej. Fot. rjm, 2011 r. zza murów cytadeli/ i stary kościółek pw. Zdjęcia z Krzyża, /który Ro- sjanie przerobili na magazyn, później na prochownię/. W oczy rzuca się również niewielka kaplica, która do lat 90.tych XX w. pełniła rolę go- łębnika dla gołębi poczto- wych. Cytadela to rodzaj „ka- ry” /i sposób na upokorzenie Warszawy i warszawiaków/ za powstanie listopadowe, którą wymierzył niepokornym Polakom sam car Mikołaj I. Egzekutorem tej „kary” był Właśnie, takie kibitki wywoziły na Sybir tysiące Polaków. namiestnik Królestwa Polskie- Fot. rjm, 2011 r.

74 go feldmarszałek Iwan Paskiewicz, który nadzorował budowę 32.hektarowej twierdzy w kształcie zbliżonym do pięcioboku, którego jeden z „boków” zawisł na skarpie wiślanej. Ustawiona, w twierdzy, artyleria dalekosiężna mogła mieć pod kontrolą całą starą Warszawę i w razie konieczności rozprawić się z miastem i z ludnością. Budowę rozpoczęto w 1832 roku, a już dwa lata później była gotowa, w swoim głównym wymiarze /tzn. bastiony, kaponiery, kojce, sucha fosa i Mur Carnota/. Twierdzę ciągle modernizowano, jeszcze prawie przez 40 lat. Stała załoga liczyła około 5000 żołnierzy. W groźnym, dla okupanta, momencie tj. w okresie powstania styczniowego Rosjanie zgromadzili w cytadeli 16 000 żoł- nierzy i ponad 500 dział, które mogły zniszczyć Stare Miasto i inne zamieszkałe kwartały Warszawy. Najbardziej cierpkim był fakt, że na pokrycie kosztów budowy i moderniza- cji cytadeli Moskale zaciągali pożyczki /bezzwrotne!/ z warszawskiej kasy miej- skiej i Banku Polskiego, co potęgowało upokorzenie oraz skutecznie rujnowało gospodarkę i finanse Królestwa Kongresowego. Twierdza, w swojej, długiej histo- rii nie odegrała żadnej roli obronnej. Za czasów carskich pełniła rolę „żandarma” strzegącego „rosyjskich” porządków w Warszawie i wśród ludności polskiej na prowincji. Nie jest to stwierdzenie gołosłowne, ponieważ w cytadeli ulokowano komisję śledczą ds. przestępstw politycznych w Królestwie Polskim i znajdowało się tu wiele kazamatów, które w szczytowym okresie rozbudowy Cytadeli mogły pomieścić blisko 30.000 skazańców!.

Z cytadeli udaliśmy się do Do- wództwa Garnizonu Warszawa, a ściślej – jak na kustoszy sal tradycji przystało – rozpoczęliśmy podróż od obejrzenia Sali Tradycji Garnizonu Warszawa, noszącej imię gen. broni Henryka Minkiewicza /1880-1940/28, jednego z 29.ciu generałów WP, zamordowanych przez reżim sowiecki. Właśnie, już na pierwszy rzut oka można było zauważyć, że projektant i wykonawcy oglądanej sali tradycji przypisywali duże znaczenie do wydarzeń, które odcisnęły silne piętno na współczesnej historii pań- stwa polskiego, a mianowicie – zbrodni ka- tyńskiej /m.in. wyeksponowana została, w obecnie dostępnym wymiarze, lista ka- tyńska/ i tragedia smoleńska /w katastrofie samolotu prezydenckiego w dniu 10 kwiet- Kompozycja wejściowa do Sali Tradycji nia 2010 roku zginął również †gen. dyw. Dowództwa Garnizonu Warszawa. Kazimierz Gilarski /1955-2010/. Fot. rjm, 2011 r.

28 Gen. dyw. w st. spocz. Henryk Minkiewicz-Odrowąż, ur. 19.01.1880 r. w Suwałkach, jeniec obozu w Kozielsku, został zamordowany w lesie katyńskim w 1940 r. 75

Sala była wykonana w tradycyjnym stylu, ale z bardzo ciekawymi elementami podkreślającymi związek dzisiejszego Garnizonu Warszawa z okresem mię- dzywojennym, m.in. można było zoba- czyć makietę dawnego Placu Saskiego, wyeksponowaną w witrynie okiennej od strony Placu Marszałka Józefa Piłsud- skiego. Uwagę oglądających zwracał tzw. kącik lwowski, gdzie wyeksponowane zostały fotogramy obrazujące architekturę i codzienne życie starego Lwowa. Po- dobnie, bardzo starannie dobrane zostały zdjęcia z najważniejszych wizyt głów państw i innych uroczystości np. wizyt Jana Pawła II w Warszawie. Ekspozycja zawierała wiele akcentów patriotycznych, m.in. biżuterię patriotyczną z okresu po- wstań narodowych i liczne pamiątki Kącik pamięci poświęcony generałowi z bardzo długiego okresu istnienia Garni- K. Gilarskiemu. Fot. rjm, 2011 r. zonu Warszawa /od czasów regimentów pieszych i konnych I. Rzeczypospolitej, aż po czasy nam współczesne/. Ciekawostką, wartą obejrzenia, był pierścień bi- skupi podarowany Dowództwu Garnizonu Warszawa przez Biskupa Polowego Wojska Polskiego gen. dyw. Sławoja Leszka Głódzia. Wśród bardzo licznych eksponatów zainteresowanie budzi kolekcja czapek woj- skowych, które tutaj trafiły, w formie upominków przeka- zywanych przez delegacje zagraniczne odwiedzające to ciekawe, emanujące historią, miejsce. Może Sala Tradycji stołecznego garnizonu nie błyszczy refleksami świateł, nie ma tam dioram i bardzo modnych, multimedialnych urządzeń elektronicznych, ale jednak ma w sobie coś, co ab- Spora kolekcja czapek, kepi, beretów, czako, kapeluszy wojskowych itp. przydaje kolorytu wojskowej tradycji. sorbuje intelekt zwiedzających, Fot. rjm, 2011 r. zwłaszcza osób rozkochanych w naszej historii. Fot. rjm, 2011 r.

76

Zgoła inne wrażenie, bardziej do- stosowane do nowych trendów w tej dzie- dzinie /kompozycji obrazu, światła i dźwięku/, sprawiała Sala Tradycji Woj- skowej Akademii Technicznej /WAT/, któ- rą nasza grupa odwiedziła w następnej kolejności. Zwiedzających wita napis, umieszczony na drzwiach wejściowych - „Omnia pro Patria”.29 Już na pierwszy rzut oka można było dostrzec inżynierską rękę w urządzeniu i wyposażeniu pomieszczeń wystawowych. Kilka elementów mogło się spodobać, na przykład bardzo precyzyjnie podświetlone /oświetlenie diodowe30 wmontowane zostało w podłodze/ rucho- me gabloty wystawiennicze /na niewiel- kich kółkach umieszczonych pod najniż- szą półką, które pozwalały na przestawia- nie gablot według potrzeby wykorzystania pomieszczeń sali tradycji w danym mo- mencie. Podobnie, interesującym rozwią- Drzwi wejściowe do Sali Tradycji WAT. zaniem była „łamana” półściana działowa, Fot. rjm, 2011 r. która pozwalała na odpowiednią zmianę kubatury pomieszczeń stosownie do ich aktualnego /tzn. celowego/ przeznaczenia. Warto zaznaczyć, że w tych, nowo- cześnie urządzonych, bardzo rozjaśnionych, przestrzeniach watowskiej Sali Tra- dycji bardzo korzystnie prezentowały się mundury historyczne /starannie ułożone na manekinach/ ustawione we wnękach ściennych m.in. piechura Księstwa War- szawskiego, żołnierza polskiego z 1939 roku, czy mundury współczesnych for- macji Wojska Polskiego. Podobny entourage zastosowano w przypadku ekspo- nowania patrona uczelni gen. Jarosława Dąbrowskiego /1836-1871/.

29 łac. „Omnia pro Patria” – „Wszystko dla Ojczyzny” 30 Oświetlenie diodowe nie wpływa ujemnie na eksponaty, szczególnie na dewastuje eksponatów z mate- riałów sukiennych itd. Nie należy stosować oświetlenia halogenowego, a na pewno do podświetlania gablot nie powinno się używać świetlówek. 77

Należałoby jednak podkreślić, że w 2010 roku Sala Tradycji WAT, pomimo że prezento- wała się bardzo estetycznie i praktycznie /i wydaje się, że niemałe były koszty jej wyko- nania/, nie dorównywała naj- nowszym tendencjom, które preferowały rozwiązania mul- timedialne, pozwalające na dogodne, bardzo interesujące ukazywanie najważniejszych /odpowiednio dobranych/ wy- darzeń historycznych za po-

Fragment wystawy w Muzeum Ziemi Sochaczewskiej. mocą dominującego sposobu, Fot. rjm, 2011 r. jakim jest obraz i dźwięk.

Jeszcze tego samego dnia, 15 czerwca 2010 roku, udaliśmy się do So- chaczewa, gdzie na koneserów historii polskich sił zbrojnych w okresie ostatniej wojny światowej czekała prawdziwa nie- spodzianka. Do tej pory, mało kto z nas przypuszczał, że w Sochaczewie znajduje się, tak atrakcyjne, regionalne, muzeum /Muzeum Ziemi Sochaczewskiej i Pola Bitwy nad Bzurą/. Właśnie ta, największa bitwa wojsk polskich stoczona z Wehr- machtem w wojnie obronnej 1939 roku, zaintrygowała miłośników Ziemi Socha- czewskiej. Lata poszukiwań i gromadze- nia uzbrojenia, wyposażenia żołnierskiego i sprzętu wojennego, które zalegało przez długi czas pole walki nad Bzurą oraz licz- ne pamiątki przekazane przez darczyń- ców pozwoliły na powstanie bogatych za- sobów sochaczewskiego muzeum. Mu- Muzeum Ziemi Sochaczewskiej specjalizuje zeum w Sochaczewie, jako wynik sponta- się w prezentowaniu uzbrojenia, umunduro- nicznej działalności ludzi rozmiłowanych w wania i dokumentacji z okresu II. wojny historii oręża polskiego, zostało utworzone światowej. Fot. rjm, 2011 r. w 1973 roku i istniało kilka lat zanim otrzymało status palcówki państwowej /stałe wystawy noszą tytuły: „Pole bitwy 1939-1945” i „Gdy bój nad Bzurą wrzał”/. Cho- ciaż mieści się w niewielkim budynku /dawnym, XIX.wiecznym, sochaczewskim ratuszu/, potrafiło zgromadzić bardzo wiele cennych eksponatów, głównie broń lekką /strzelecką indywidualną i maszynową, mundury i oporządzenie żołnier- skie, amunicję strzelecką, zdjęcia, dokumenty i pamiątki osobiste żołnierzy. 78

Wśród tych zbiorów, przede wszystkim wymienić

należałoby: rzadki okaz uzbrojenia - bardzo interesu- jący pod względem konstruk- cyjnym - karabin przeciwpan- cerny „Ur” wz. 35; niewielki, moździerz piechoty kal. 81 mm wz. 31; ciężki karabin maszynowy „Maxim” na pod- stawie saneczkowej z. 08; granatnik piechoty wz. 36 dar FON; dokumenty osobiste dowódcy II batalionu piechoty 18. Pułku Piechoty majora Karabin przeciwpancerny Ur wz. 35 znaleziony na polu Bitwy nad Bzurą. Feliksa Kozubowskiego, który we wrześniu 1939 roku zginął, walcząc w obronie Sochaczewa31; płat sztandaru 59. Pułku Piechoty Wielkopolskiej, który został ukryty w ziemi /podczas bitwy nad Bzurą/ i odnale- ziony dopiero w 1984 roku; oraz pamiątki po dowódcach września 1939 roku /dowódca Wielkopolskiej Brygady Kawalerii gen. bryg. Roman Abraham, ps. Roman Wydera 1881-1976 i dowódca Samodzielnej Grupy Operacyjnej gen. bryg. Stanisław Grzmoty Skotnicki, ps. Grzmot 1894-1939/. Kontynuacją pro- blematyki ostatniej wojny światowej są eksponaty muzealne obrazujące okres okupacji w Polsce tzn. liczne egzemplarze broni i amunicji, mundury, odznacze- nia i dokumenty, przypominające działalność konspiracyjną i bojową oddziałów AK /obwodu AK „Skowronek” i Zgrupowania AK „Kampinos”/ i cichociemnych32 oraz opis udziału mieszkańców Sochaczewa i okolic w walce z okupantem i w różnych formacjach wojskowych na frontach II. wojny światowej.

31 W obronie Sochaczewa wsławił się II batalion 18 PP, który poniósł ogromne straty /80 % stanu osobo- wego/; 15 września zginął dowódca batalionu mjr F. Kozubowski. Warto wspomnieć, że Sochaczewskie Muzeum posiada grupę rekonstrukcyjną, która przybrała imię II/18 PP. 32 Wydaje się, że i dzisiaj nie bardzo wiadomo skąd wywodzi się nazwa tej szczególnej grupy żołnierzy- skoczków spadochronowych przeznaczonych do zadań specjalnych, głównie do zrzutów na tereny oku- powanej Polski w celu zasilania instruktorami struktur Armii Krajowej i przygotowywania powstania po- wszechnego. Pierwszy kurs spadochronowy polskich żołnierzy miał miejsce jesienią 1940 roku w Anglii /Ringway k. Manchesteru/, chociaż już wcześniej, jeszcze we Francji, inicjatywę w tym zakresie wykazy- wali dwaj oficerowie - kpt. Jan Górski i kpt. Maciej Kalenkiewicz. Generalnie, szkoleniem cichociem- nych zajął się Oddział VI Sztabu Naczelnego Wodza i od tego czasu szkolenie cichociemnych odbywało się w Wyższej Szkole Wojennej i Szkole Oficerów Wywiadowczych w Londynie. Program szkolenia był zróżnicowany i kandydatów przygotowywano w kilku specjalnościach, m. in. w zakresie dywersji, kontr- wywiadu, radiotelegrafii, fałszowania dokumentów, szkolenie minerskie, strzeleckie itd. Szkolenie fizycz- ne odbywało się w specjalnym ośrodku w Largo House, nazywanym potocznie Monkey Grove /Małpi Gaj/. Z 606 cichociemnych, którzy ukończyli kurs, do Polski zrzucono 316. Odlatywali z bazy londyńskiej, a od 1944 roku z bazy w Brindisi. Byli świetnymi żołnierzami i instruktorami. Ich losy wojenne i powojenne to osobny rozdział historii. Dość powiedzieć, że zginęło 112: 9 w trakcie lotu do kraju, 84 zginęło w walce /w tym, 18 w powstaniu warszawskim/, 10 zażyło truciznę po aresztowaniu przez Niemców, a 9 skazano na karę śmierci, już w Polsce, po 1945 roku. 79

Muzeum posiada również dziedziniec plenerowy z eksponatami uzbrojenia z okresu Wojska Polskiego, m.in. Mig-21R /pozostałość po 32. pułku rozpozna- nia taktycznego ówczesnych Wojsk Lotniczych, czołg T-34 z armatą 85 mm itd. Muzeum prowadzi także badania archeologiczne, których polem są eksponaty z epoki kamienia /paleolitu i mezolitu/, m.in. narzędzia kamienne, fragment kła mamuta, żuchwa nosorożca włochatego, róg tura itp. Cenniejszym jest fakt gro- madzenia przez sochaczewskie muzeum dokumentacji poległych i zmarłych, od ran, żołnierzy walczących nad Bzurą w 1939 roku. W dniu naszych odwiedzin w sochaczewskim muzeum natrafiliśmy również na wystawę okolicznościową, nawiązująca do ubiegłorocznej, 600.tnej rocznicy bitwy pod Grunwaldem. Wystawa przypominała przemarz wojsk Jagiełły przez Mazowsze i przeprawę pod Czerwieńskiem. Warto zauważyć, że wojska Jagiełły /kolumna wojsk długa na 14 km/ przeszły do Czerwieńska, gdzie złożono most przeprawowy z bali drzew i statków, wojska w największym porządku przeszły przez Wisłę w ciągu jednego dnia!. Jak to wszystko zorganizował i przeprowadził Jagiełło, trudno sobie wyobrazić. A jednak to zrobił. Oto, jak o tym napisał Jan Długosz: „We czwartek po święcie Ś. Jana Chrzciciela, od południa, ruszył Wła- dysław król Polski z całą siłą zgromadzonych wojsk do Wolborza. /…/ W niedzie- lę uroczystą ŚŚ Apostołów Piotra i Pawła pomknął król Władysław obozem do Kozłowa, wsi należącej do biskupa Poznańskiego, nad rzeką Bzurą położonej. /…/ W poniedziałek, nazajutrz po święcie ŚŚ Piotra i Pawła, ruszywszy król Wła- dysław ze wsi Kozłowa, zdążył nad Wisłę powyżej klasztoru Czerwieńska, do przybrzoża, gdzie już most sporządzony pod Kozienicami na łyżwach ustawiono, i w tym samym dniu przeprawił się król przez rzekę po tym moście, prowadząc za sobą wszystko wojsko w ściśnionych szykach, wraz z działami, taborami, żywno- ścią i innemi pociągi. Już bowiem w to miejsce ściągnęły były nie tylko wszystkie siły zbrojne królestwa Polskiego, ale i dwaj książęta Mazowieccy, Janusz i Zie- mowit, ze swojemi wojskami, i zaciężne cudzoziemskie poczty. Przeprawiwszy się przez Wisłę, po moście na statkach zbudowanym, Władysław król Polski roz- łożył swój obóz po drugiej stronie rzeki. Tegoż samego dnia nadciągnął i wielki książę Alexander ze swoim ludem i wodzem tatarskim, mającym tylko trzystu Ta- tarów w swoim zastępie. /…/ Przez trzy dnie potem zatrzymał się król Władysław z książęciem Alexandrem na tem stanowisku, dopóki nie podciągnęły chorągwie wszystkich ziem Królestwa Polskiego i nie przeprawiły się przez rzekę Wisłę. Po- stawił zaś król Władysław przy moście wybrany zastęp rycerstwa, i wyznaczył zbrojnych towarzyszy, którzyby na przeprawie przez most przestrzegali natłoku i nieporządku.; a krańce mostowe opatrzył grubemi z drzewa uporami, które ko- byleniami zowią, aby się nikt do brzegów nie przybliżał. Wchodziło więc wojsko na most i porządnymi szyki, wraz z pociągami, końmi i czeladzią obozowa /…/.” Wystawa to rodzaj dioramy33 przedstawiającej rycerzy i fragmenty rekonstrukcji przeprawy, repliki ówczesnej broni i wyposażenia rycerzy wojsk biorących udział w bitwie pod Grunwaldem. Można także obejrzeć reprinty średniowiecznych ry-

33 Diorama jest plastycznym trójwymiarowym przedstawieniem wydarzeń historycznych, scen przyrodni- czych, modeli urbanistycznych i konkretnych postaci świata nauki, kultury itp., najczęściej w naturalnych wymiarach. Jest bardzo interesującym zobrazowaniem wydarzeń, łatwo przyswajalnym w epoce edukacji obrazkowej, zwłaszcza w muzeach, parkach typu „animals” itd. 80 cin, miniatur i rysunków nawiązujących do bitwy pod Grunwaldem. Diorama po- budziła wyobraźnie zwiedzających poprzez plastyczne, barwne „opisanie” frag- mentu przeprawy pod Czerwieńskiem. Po południu czekała nas droga autokarem do miasta Kopernika – Torunia, gdzie zostaliśmy zakwaterowani w Centrum Szkolenia Artylerii i Uzbrojenia. Następny dzień warsztatów 17 czerwca 2011 /czwartek/ rozpoczęliśmy od zajęć teoretycznych /wykładu połączonego z dyskusją/, przeprowadzonych przez kustosza Sali Tradycji CSAiU ppłk. dr. Mirosława Giętkowskiego na temat: „Sposobów i zasad prezentacji broni palnej, amunicji artyleryjskiej oraz innych środków bojowych w salach tradycji”. Podstawą do dyskusji były dokumenty normujące dekowanie broni /pozbawianie jej cech użyteczności/, tj. Ustawa o broni i amunicji z 21 maja 1999 r. /Dz.U. nr 53 z 1999 r., poz. 549, art. 5/; Roz- porządzenie Ministra Spraw wewnętrznych i Administracji z dnia 23 kwietnia 2004 r. w sprawie pozbawiania broni palnej cech użytecznych, /Dz.U. nr 94 z 2004 r., poz. 924/. Według informacji przekazanych podczas powyższego wy- kładu uprawnienia na wykonywanie czynności polegających na pozbawianiu bro- ni palnej cech używalności posiadają następujące instytucje: Instytut Mechaniki Precyzyjnej, Wojskowy Instytut Techniczny Uzbrojenia i Wojskowy Instytut Tech- niki Inżynieryjnej oraz Centralne Laboratorium Kryminalistyki Komendy Głównej Policji /wszystkie cztery instytucje znajdują się w Warszawie/. Warto wiedzieć, że zakup broni palnej w /sklepie/firmie specjalistycznej musi być zgłoszona Policji w ciągu 7 dni. Zasady przechowywania broni palnej w salach tradycji określają zapisy znajdujące się w Decyzji Ministra Obrony Na- rodowej Nr 445/MON z dnia 31 grudnia 2009 r. zmieniające decyzję w spr. zasad funkcjonowania sal tradycji w jednostkach wojskowych. W przypadku /eksponowania/ przechowywania broni palnej w sali tradycji, pomieszczenie musi być zabezpieczone przed włamaniem /kradzieżą/ podobnie, jak zabezpiecza się magazyn broni /tzn. powinny być odpowiednie zamknięcia/blokady/ i system alarmowy. W kontekście tych przepisów, aby uniknąć problemów prawno- organizacyjnych, należałoby raczej unikać eksponowania broni w salach tradycji jednostek i instytucji wojskowych. Po wykładzie zwiedziliśmy doskonale urządzone Muzeum Artylerii i Salę Tradycji Centrum Szkolenia Artylerii i Uzbrojenia. Ekspozycje i funkcjonowanie obu obiektów znajdują się pod patronatem Stowarzyszenia Miłośników Artylerii i Militariów w Toruniu. Oglądając wystawy mieliśmy okazję wysłuchać opisów i wyjaśnień udzielanych przez chor. sztab. Piotra Ochocimskiego. W obszer- nych pomieszczeniach muzeum i w sali tradycji można było zobaczyć wszystko, czym dysponowała dawna, polska artyleria i co było używane przez polską arty- lerię w okresie ostatniej wojny światowej i w latach nam współczesnych. Jeszcze tego samego dnia, ruszyliśmy do toruńskiego Fortu XIII – Warowni Karola Kniaziewicza34. Prowadził nas, mój kolega z lat służby wojsko-

34 Fort (łac.: fortis - silny, mocny, trwały) - budowla obronna /urządzenie obronne/, fragment większej instalacji obronnej /twierdzy/; fortyfikacja przystosowana do samodzielnej obrony i egzystencji wojennej, posiadająca przygotowaną do obrony załogę i uzbrojenie /artylerię forteczną, broń maszynową i indywi- dualną/, system ognia i zapór fortyfikacyjnych. 81 wej /jeszcze w Wojskach Lotniczych i Obrony Powietrznej/ mjr Marian Rochniń- ski, znakomity znawca historii wojskowości i zawodowy przewodnik po Toruniu i Ziemi Toruńskiej. Tuż za rogatkami Torunia w kierunku północnym, przewodnik wskazał nam na, widoczny z jadącego autokaru, las Barbarka /nazwa pochodzi od leśniczówki nazwanej „św. Barbara”/, gdzie okupanci niemieccy, wspomagani przez Niemców pomorskich i volksduetschów z toruńskiego Selbstschutzu, już na początku okupacji /tj. od października do grudnia 1939 roku/ rozstrzelali około 600 Polaków. Często jedyną ich winą było to, że uznano ich za „fanatyków” polskości, co było wystarczającym powodem do wydania wyroku i egzekucji w lesie Barbarka. Nie udało się całkowicie ukryć zbrodni, ponieważ znaleźli się świadkowie i w 1945 odkopano mogiły, ale odnaleziono tylko około 87 zwłok35. Udało się ustalić, że Niemcy, już pod koniec wojny, wykopali zwłoki i spalili, za- cierając w ten sposób ślady toruńskiej zbrodni. Warto dopisać, że w 1944 roku w okolicach Torunia Niemcy zorganizowali kilka podobozów /m.in. największe to Górsk, Chorab i Bocień/, gdzie zwieziono kilka tysięcy Żydówek do pracy przy wykonywaniu umocnień /schronów, rowów przeciwczołgowych i okopów dla piechoty/ w związku ze zbliżającym się frontem. Przetrzymywane w okrutnych warunkach, umierały bądź przy pracy, bądź ginęły w wyniku aktów mordów popełnianych m.in. przez wachmanów litewskich, łotew- skich i ukraińskich /szacuje się, że wymordowano około 2500 kobiet żydowskich/. My pojechaliśmy do 1. Bazy Materiałowej, na terenie której znajduje się, niestety niedo- stępny do zwiedzania, Fort XIII im. Karola Kniaziewicza /numeracja i nazwy fortów pochodzą z okresu później- szego; w czasach pruskich fort nosił numer VI i nazwę Winrich von Kniprode/. W 1872 roku /24.06./, Sztab Generalny armii pru- Brama główna do Fortu XIII – Warowni im. Karola Kniaziewicza. skiej zdecydował o budowie Fot. rjm, 2011 r.

35 Zwłoki ekshumowano i pochowane zostały ponownie w Toruniu, na Cmentarzu Komunalnym nr 2 im. Ofiar II Wojny Światowej położony przy ulicach - Grudziądzkiej i Wielki Rów. Cmentarz został założony w 1891 roku. Znajduje się tam m.in. zbiorowa mogiła Żydówek z obozu pracy "Baukomando Weischel" z Chorabia, zamordowanych przez strażników obozowych 18 stycznia 1945 roku. W tym dniu, Niemcy, po selekcji więźniarek, pozostałe kobiety zebrali w namiocie i ostrzelali z broni maszynowej. Egzekucję przeżyło 22 kobiety! 152 osoby, które zginęły pochowano w rowie przeciwczołgowym. W 1950 roku ciała ofiar tamtej egzekucji ekshumowano i złożono w zbiorowej mogile na toruńskim cmentarzu. Trzeba rów- nież dodać, że toruńska dzielnica Glinki była miejscem śmierci tysięcy jeńców radzieckich /14276/ ze Stalagu XXC, w którym panowały fatalne warunki egzystencji /głód, choroby, przeciążenie niewolniczą pracą itd. Podobnie, w tym miejscu /Stalag XXA/ zmarło 481 jeńców amerykańskich, brytyjskich, wło- skich, holenderskich i innych narodowości/, chociaż były tam dużo znośniejsze warunki, niż w Stalagu XXC.

82 systemu fortów i umocnień wokół Torunia, co nadało temu miastu status twier- dzy. Decyzja nie była trudna, bo twierdzę budowano za francuskie reparacje w złocie /po wojnie francusko-pruskiej 1870-1871/, wykorzystując do tego celu tysiące francuskich jeńców. Toruń znajdował się na pograniczu dwóch wrogich sobie mocarstw Prus i Rosji i dowództwo pruskie przewidywało dla budowanej twierdzy ważne znaczenie obronne /twierdza I. kategorii/. Budowę fortów obron- nych rozpoczęto w 1877 roku /I etap zakończono w 1884 roku/. Przez 36 lat trwania budowy twierdzy zbudowano blisko dwieście różnych elementów umoc- nień /betonowych ziemno-ceglanych i ziemnych/ w konfiguracji okrężnej o obwo- dzie około 22 km. Główną rolę spełniały baterie dział /z gwintowanymi lufami/ ustawione początkowo w ośmiu fortach artyleryjskich /w tej liczbie, odwiedzany przez nas Fort XIII/. Po 1888 roku wybudowano jeszcze sześć fortów /do 1893 roku/, otaczając w ten sposób szczelnie całe miasto./ Tuż przed I. wojną świato- wą zmodernizowano i wzmocniono forty przez dodanie kolejnych baterii artyleryj- skich i pancernych. Najbardziej nowocześnie wyposażonym fortem stał się, wy- budowany, jako ostatni, Fort I /im. Jana Sobieskiego, jedyny na froncie wschod- nim fort pancerny; drugi taki fort znajdował się we Francji/. Toruńska twierdza, to także system dróg dookrężnych i rokadowych prowadzących do fortów, które bu- dowano równocześnie z systemem umocnień. Powstała również wewnętrzna sieć telefoniczna i telegraficzna oraz lotnisko i baza dla sterowców. Twierdza po- siadała zespoły koszarowe, kompleksy magazynowe, zaplecze aprowizacyjno- komunalne itd. Wraz z rozbudową twierdzy, rozwijało się również miasto. Po- wstały nowe drogi, elektrownia, rozwinęła się sieć kanalizacyjna i wodociągowa, uruchomiono także linie tramwajowe i wybudowano kilka ważnych obiektów ko- munalnych, m.in. urzekający ogromnymi oknami i bogatymi zdobieniami neore- nesansowy Dwór Artusa. W latach 1880-1885, po południowej stronie mia- sta, został zbudowany Fort XIII, jako główny fort artyle- ryjski, jeden z ostatnich tego typu obiektów fortyfikacyjnych wybudowanych przez cesar- skie Niemcy. W tym czasie zbudowano również sześć, innych fortów obronnych – tj. forty II, V, VII, IX, XI i XV. Spośród nich, właśnie Fort XIII zachował się w najlep- szym stanie. Fort zbudowano z cegły, betonu i ziemi i miał Warownia Kniaziewicza robi wrażenie „nie do zdobycia”. kształt pięciokąta. Posiadał Fot. rjm, 2011 r. piętnaście odkrytych stanowisk artyleryjskich, bez obstalunku betonowego. Dopiero, w następnych latach /pomiędzy 1890 a 1900 rokiem/ postawiono na narożnikach fortu dwie betonowe baterie pancerne z czterema kopułami dla dział kal. 150 mm. W 1911 roku, fort 83 został zamaskowany roślinnością i otoczony drutem kolczastym. W następnym roku, fort otrzymał instalację elektryczną. Przed I. wojną światową fort był wielo- krotnie modernizowany, m.in. powiększono warstwę ziemi na nasypach i wzmocniono sklepiania warstwą betonu o grubości ok. 1 metra, co zwiększyło odporność konstrukcji fortu na uderzenia pocisków, nawet do kal. 150 mm. Po- szerzono także, bardzo znacznie, mury fortu, aż o 1,5 m i zamurowano całkowi- cie lub w ⅔ okna koszar fortu. W trakcie I. wojny światowej toruńska twierdza nie była obiektem ataku i forty przetrwały w stanie nienaruszonym. Dopiero upływający czas, dzień po dniu, dokonywał dzieła znisz- czenia tej, wielkiej budowli obronnej. Gdy w 1918 roku armia niemiecka wycofywała się z toruńskiej twierdzy, wywiozła wyposażenie fortu, a działa forteczne zostały celowo uszkodzone.

Główna brama do Fortu IV w Toruniu. Fot. rjm, 2011 r. Po odzyskaniu niepod- ległości przez Polskę, i prze- jęciu toruńskiej twierdzy przez polską armię, w Forcie XIII internowano „białych żołnierzy” gen. Wrangla. W następnych latach, w forcie kwaterowały oddziały piechoty i artylerii Wojska Polskiego, ćwiczące na toruńskim poligonie. W latach 1922-1924 fort został odremontowany, m.in. na powrót wybito, zamurowane wcześniej, okna i naprawiono uszkodzoną instalację elektryczną. Wojna obron- na, we wrześniu 1939 roku, nie spowodowała większych strat w Forcie XIII, pomimo że znajdowało się tam stanowi- sko dowodzenia Armii Pomo- rze, które najpierw było bom- bardowane przez niemieckie lotnictwo, a potem ostrzeliwa- ne przez artylerię. W okresie wojny, Niem- cy wykorzystywali fort na obóz dla jeńców polskich, a potem brytyjskich. Dzisiaj, Fort XIII jest jednym z dawnych obiektów militarnych, którego konstrukcja Toruński Fort XIII również dzisiaj sprawia wrażenie budowlana pozostała właściwie bardzo solidnej budowli obronnej. Fot. rjm, 2011 r. 84 w niezmienionym stanie. Ocenić należy, że świadome dekomponowanie, a ra- czej dewastacja fortu przez Niemców /w 1918 roku/, którzy zdemontowali wiele elementów uzbrojenia i urządzeń z wyposażenia mechanicznego, nie spowodo- wała deklasacji obiektu. Również, pewne remonty i zmiany funkcji niektórych pomieszczeń, za czasów użytkowania fortu przez Wojsko Polskie, nie zmieniły zbyt mocno wnętrza fortu. Zachowały się żelazne bramy, kraty, drzwi, urządzenia systemu wentylacyjnego itp. W okresie I. wojny światowej klasyczne twierdze pierścieniowe i forty obronne odeszły w historyczną przeszłość. Nowe rodzaje broni, zwłaszcza lotnictwo, artyleria wielkiego kalibru i broń pancerna zneutrali- zowały rolę twierdzy i fortów obronnych. W drodze do Bydgosz- czy, zatrzymaliśmy się w m. Pigża, gdzie Grupa Rekonstrukcji Historycz- nej Toruńskiego 63. Pułku Piechoty przedstawiła in- scenizację „Potyczki Wrześniowe” /1939/. Dy- namiczny pokaz obrony ruchowej i kontrataku pol- skiej piechoty na pojawia- jące się na polu walki od- działy Wehrmachtu zrobił duże wrażenie na ogląda- Piechota polska oczekiwała już w pełnej gotowości na niemiecki atak. Fot. rjm, 2011 r. jących. Piękna pogoda zgromadziła, w tej niewiel- kiej, podtoruńskiej miejsco- wości, liczną publiczność, ale najwięcej dzieci i młodzieży szkolnej. „Bojo- we” zaangażowanie „akto- rów” wrześniowej potyczki było imponujące. Dynamika zmieniającej się akcji, groź- ne odgłosy walki zbrojnej, wybuchy i strzały oraz umundurowanie i uzbroje- nie z 1939 roku, stwarzały doskonałą okazję uczestni- kom inscenizacji do auten- tycznego przeżywania tego Polski oddział wspierał samochód pancerny historycznego wydarzenia wz. 34, który skutecznie powstrzymywał niemieckie ataki sprzed siedemdziesięciu ogniem swojego działka 37 mm. Fot. rjm, 2011 r. dwóch lat. Po pokazie można było z bliska obejrzeć sprzęt wojskowy uczestni- 85 czący potyczce, porozmawiać z wykonawcami i zrobić pamiątkowe zdjęcie z „prawdziwą historią” w tle.

Przejazd do Pomorskiego Muzeum Wojskowego /PMW/ w Bydgoszczy36, gdzie obejrzeliśmy stałą ekspozycję mu- zeum oraz wystawę okolicznościową związaną z 65. rocznicą walk na Wale Pomorskim, wykorzystany został na kom- puterowe prezentacje sal tradycji jedno- stek wojskowych. Największe wrażenie wywołała bardzo udana diorama obrazu- jąca fragment ataku polskich żołnierzy na niemiecki bunkier. Jednocześnie wysłu- chaliśmy komentarza historycznego na ten temat wygłoszonego przez †prof. Stanisława Krasuckiego. Zwiedzanie stałej wystawy PMW pobudziło żywy dyskurs oglądających, których interesowały zasady obsługi

Ciężka armata polowa 155 mm /krótka/. Fot. rjm, 2012 r. i oddawania ognia przy pomocy XVIII.wiecznych rodzajów strzeleckiej bro- ni palnej. Kustosz przypomniał, dość skomplikowane, czynności piechura wy- posażonego, na przykład, w muszkiet ła- dowany od strony wylotu lufy /rodzaj broni odprzodowej czyli ładowanej od przodu lufy, używanej od XIII w. aż do połowy XIX w. - broń strzelecka i działa/. W naszych czasach, jedynie moździerze i pojedyncze rodzaje granatników ładowane są od przodu. Górę wzięła, łatwiejsza w obsłu- dze broń odtylcowa strzelecka i artyleryj- ska. Broń odprzodowa była skomplikowa- na, a jej obsługa pochłaniała zbyt dużo czasu. Rakieta operacyjno-taktyczna ziemia-ziemia 8K-14 /R-300/. Fot. rjm, 2012 r.

36 Muzeum wojskowe w Bydgoszczy, zorganizowane w Szkole Podchorążych dla Podoficerów istnieje od 1928 roku. Jego tradycje kontynuowało Muzeum Tradycji Pomorskiego Okręgu Wojskowego. W 2003 roku przemianowano i przekształcono placówkę w Pomorskie Muzeum Wojskowe /PMW/. W 2010 roku, nastąpiła reorganizacja muzealnictwa wojskowego i w miejsce PMW utworzono Muzeum Wojsk Lądo- wych. 86

Najpierw, należało nasypać z prochownicy odpowiednią ilość prochu do lu- fy karabinu /później zastosowano papierowe patrony z prochem/, następnie umieścić w lufie przybitkę oraz ołowianą kulę lub pocisk i uszczelnić lufę poprzez wetknięcie tzw. flejtucha i ubić /pobić/ to wszystko pobojczykiem /stemplem/. W kolejności, strzelec podsypywał proch na panewkę zamka kapiszonowego /bądź nakładał kapiszon na kominek zamka/. Strzał następował poprzez zapale- nie prochu na panewce lub zbicie kapiszonu /czyli dzisiejszej spłonki/, co wywo- ływało zapłon ładunku znajdującego się w lufie i wystrzał kuli. Należałoby powie- dzieć, że istniejące, od 2010 roku, Muzeum Wojsk Lądowych /MWL/, które prze- jęło zasoby muzealne i zasady funkcjonowania po PMW, prezentuje bardzo cie- kawe egzemplarze różnych rodzajów uzbrojenia lekkiego i ciężkiego /wystawa zewnętrzna/, broni osobistej, umundurowania, wyposażenia osobistego żołnierzy oraz bogatą kolekcję odznaczeń wojskowych i liczne sztandary wojskowe itd., głównie z okresu II. wojny światowej, z wczesnego okresu powojennego oraz niektóre rodzaje broni i przedmioty wyposażenia żołnierzy dzisiejszych Sił Zbroj- nych. Bardzo interesującym fragmentem wystawy były eksponaty z czasów po- wstań narodowych - insurekcji kościuszkowskiej, powstania listopadowego, styczniowego i powstania wielkopolskiego. Cała panorama eksponatów opisywa- ła rzeczywistość wojenną Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, Armii Polskiej w ZSRR, Armii Krajowej i innych ugrupowań partyzanckich działających w okre- sie okupacji. Sporo miejsca poświęcone zostało Garnizonowi Bydgoszcz w okre- sie międzywojennym /m.in. można było obejrzeć wycinek wystawy poświęcony bydgoskiemu kryptologowi Marianowi Rejewskiemu37/ i w latach wojny oraz ru- chowi oporu na Kujawach i Pomorzu.

37 Marian Rejewski /1905-1980/ - najbardziej znany matematyk i kryptolog, któremu przypisuje się roz- kodowanie, w okresie międzywojnia i wojny, supertajnego szyfru niemieckiej maszyny szyfrującej Enig- ma. Na tej podstawie skonstruowana została maszyna rozkodowująca. Ten wybitny matematyk urodził się 16 sierpnia 1905 roku w Bydgoszczy. Jak napisano we wniosku o odznaczenie: „w czerwcu 1923 roku ukończył gimnazjum klasyczne w Bydgoszczy i uzyskał świadectwo dojrzałości. W latach 1923-1929 stu- diował filozofię na Uniwersytecie w Poznaniu, gdzie uzyskał tytuł magistra filozofii w zakresie matematyki. Od 1930 r. do maja 1934 r. zaangażowany w charakterze młodszego asystenta przy katedrze matematyki uniwersytetu poznańskiego. Od 1 czerwca 1934 r. zakontraktowany w charakterze urzędnika w Oddziale II Szt. Gł.” I dalej: „Inteligentny i wybitnie zdolny pracownik w dziedzinie kryptologii. Wytrwałością i umie- jętnością w pracy oraz zamiłowaniem do tejże, przyczynił się w wielkiej mierze do osiągnięcia rezultatów, które oddały Sztabowi Głównemu cenne usługi w dziedzinie bezpieczeństwa wojska. Jako siła nieprze- ciętna i zaufana zasługuje w zupełności na odznaczenie /chodziło o „Srebrny Krzyż Zasługi” za zasługi na polu bezpieczeństwa wojska./. W uzupełnieniu powyższej notki należy dodać, że od 1930 roku Rejewski pracował w filii Biura Szyfrów Sztabu Głównego w Poznaniu i jednocześnie wykładał matematykę w Instytucie Matematycznym Uniwersytetu Poznańskiego, a od 1932 roku zatrudniony został, wraz z innymi specjalistami od kryptolo- gii, w Oddziale II Sztabu Głównego w Warszawie. Oficjalnie już zespół kryptologów Rejewskiego został zainstalowany w prawym skrzydle pałacu Saskiego /w 1937 roku placówka kryptologów została przenie- siona do specjalnie w tym celu wybudowanego ośrodka w Pyrach, w Lesie Kabackim pod Warszawą/. Praktycznie, kryptolodzy byli odizolowani od pozostałych pracowników Sztabu Głównego w pomieszcze- niu zwanym potocznie „black chamber” – czarnym gabinetem. W tym czasie Rejewski, wspólnie z Jerzym Różyckim i Henrykiem Zygalskim, doprowadził do ogromnego postępu w rozszyfrowywaniu supertajnego kodu niemieckiej Enigmy. Było to możliwe dzięki wprzęgnięciu, do rozkodowania niemieckiej maszyny szyfrującej reguł równań wyższej matematyki, tzw. równań permutacyjnych. Zasadniczy przełom nastąpił w 1938 roku, gdy Rejewskiemu dostarczono niektóre dokumenty /instrukcje obsługi, dwie nieaktualne tabele kluczy/ i zdjęcie wojskowej maszyny, zdobyte przez wywiad francuski, konkretnie agenta Asche. Co prawda, nie były to informacje„ wystarczające do odkrycia istoty szyfrowania i rozkodowywania, nie- mniej Rejewski doprowadził do skonstruowania urządzeń pomocniczych /cyklometru i bomby kryptogra- 87

Duża część prezentacji została poświęcona Wojsku Polskiemu w latach 1945- 2010, w jego kolejnych odsło- nach rozwoju. Pokazane zo- stało umundurowanie, broń osobista i podstawowe wypo- sażenie indywidualne żołnie- rzy piechoty, saperów, czołgi- stów, łącznościowców itd. oraz żołnierzy wykonujących zadania w misjach pokojo- wych i stabilizacyjnych. Malarstwo batalistyczne i portretowe, znajdujące się w przestrzeni muzeum ukazuje Jeszcze jeden „Rudy” - Czołg T-34, ale o numerze sceny z niektórych wydarzeń bocznym „138”. Fot. rjm, 2012 r. z ostatniej wojny oraz sylwetki wielkich dowódców, m.in. Józefa Piłsudskiego, Władysława Andersa, Władysława Sikorskiego, Józefa Hallera, Edwarda Śmigłego-Rydza, Stanisława Taczaka, Józefa Dowbor-Muśnickiego i innych. Na muzealnym dziedzińcu ustawiono pół setki eksponatów, w tym francu- ską armatę polową 155 mm z 1861 roku /wyprodukowaną przez zakłady zbroje- niowe w Liege/ z okresu wojny francusko-pruskiej 1870-1871, zespół czołgów i transporterów opancerzonych z lat osiemdziesiątych XX.wieku /m.in. czołgi - T-55, T-76, transportery - SKOT, BRT-60, BRDM-2, BRT-152, wielozadaniowy transporter-ciągnik MTS-306, ale także starsze typy uzbrojenia – zasłużony czołg T-34 z armatą 85 mm, szynowa wyrzutnia pocisków rakietowych B-13 /słynna ficznej/, które pozwoliły na odtwarzanie niektórych kluczy depesz. Najważniejszą zagadką Enigmy był systemy wewnętrznych połączeń wirników kodujących. W końcu jednak, udało się Rejewskiemu rozpra- cować system połączeń wewnętrznych jednego z wirników /właśnie z pomocą równań permutacyjnych/. W rozpracowaniu połączeń drugiego wirnika pomogły dane zawarte w kluczu szyfrowym dostarczonym przez wywiad francuski. Wtedy, łatwiej poszło Polakom w odgadnięciu połączeń wewnętrznych trzeciego wirnika /we wrześniu 1938 roku Niemcy dodali do zestawu dwa dodatkowe wirniki, co zmieniło sytuację, ale polscy kryptolodzy zdołali wykorzystać opóźnienie we wprowadzeniu czwartego i piątego wirnika przez wywiad polityczny SD i na zasadzie porównania tekstów, ustalili system połączeń wewnętrznych wirników w nowym modelu Enigmy/. Pomimo, że istniała praktycznie nieograniczona ilość kombinacji kodowych, polscy kryptolodzy mogli już odczytywać tajne, niemieckie depesze kodowane przez Enigmę. Należy podkreślić, że Niemcy stale dokonywali udoskonaleń maszyny i trzeba było nadążać za tymi zmianami. W kolejności, polskim kryptologom z Rejewskim na czele, udało się skonstruować „polską” Enigmę i dostosować ją do rozkodowywania informacji przesyłanych we wszystkich poziomach dowo- dzenia niemieckich sił zbrojnych. W 1939 roku polskie Enigmy przekazano sojusznikom - Francuzom i Anglikom. We wrześniu 1939 roku, po agresji Niemców na Polskę, Biuro Szyfrów Sztabu Głównego, rów- nież Rejewski, ewakuowało się do Rumunii, a stamtąd do Francji. Podczas wojny, wspólnie z H. Zygal- skim, pracowali nad niemieckimi i włoskimi szyframi. Po zakończeniu wojny Rejewski powrócił do rodzin- nej Bydgoszczy. W 1969 roku przeniósł się do Warszawy, gdzie zmarł 13 lutego 1980 roku. Dzisiaj, moż- na śmiało powiedzieć, że praca i sukcesy polskich kryptologów okresu międzywojennego i czasu wojny pomogły aliantom podejmować trafniejsze decyzje militarne i tym samym prowadzić skuteczniejsze dzia- łania wojenne. .

88

Katiusza/. Podobnie, znaleźć tam można wysłużone armaty przeciwlotnicze i przeciwpancerne, moździerze, a nawet rakietę SCUD /zdolną do przenoszenia

głowic jądrowych/ oraz przeciwlotnicze zestawy rakietowe WOŁCHOW i KUB.

Wyrzutnia rakiet ziemia-powietrze „SM-90” Słynna ławeczka Mariana Rejewskiego, z rakietą dwuczłonową „W-755”. ustawiona przy ul. Gdańskiej w Bydgoszczy Fot. rjm, 2012 r. z okazji 100. rocznicy urodzin polskiego kryptologa w 2005 roku. Fot. rjm, 2012 r.

Tablica poświęcona Janowi Pawłowi II w XV rocznicę pierw- szego spotkania papieża z żołnierzami Wojska Polskiego w Zegrzu Pomorskim w 1991 roku. Fot. rjm, 2012 r. 89

Po zajęciach w bydgoskim muzeum wojskowym, pięknym słonecznym połu- dniem, udaliśmy się w dalszą drogę do stolicy Wielkopolski - Poznania38. Na początek, zajechaliśmy na poznańską Cytadelę /dawna twierdza pruska Posen Festung/, czyli do Fortu Winiary, najważniejszego i ostatecznego elemen- tu obronnego niemieckiej twierdzy Poznań w 1945 roku. Twierdza Poznań była rezultatem decyzji władz pruskich po Kongresie Wiedeńskim o budowie linii umocnień zabezpieczających od wschodu terytorium Prus. Twierdza była roz- wiązaniem obronnym po raz pierwszy zastosowanym w architekturze fortecznej, nazwanym „systemem nowopruskim”39 Poznań, duży ośrodek miejski, tylko swojemu położeniu na granicy prusko- rosyjskiej zawdzięczał rolę twierdzy. Miał być także zbrojną zaporą w przypadku próby rewolty ze strony powstańców polskich. Plany budowy twierdzy powstawa- ły stopniowo od 1817 roku. Jego autorami byli: gen. Carl Wilhelm Georg von Grolman (1777-1843), mjr Johann Leopold Ludwig von Brese (1787-1878) i, jako główny wykonawca - pruski gen. piech. Gustav Johann Georg von Rauch /1774-1841/. Plan zakładał budowę fortyfikacji /cytadeli/ na Wzgórzu Winiarskim oraz umocnień na Ostrowie Tumskim, na prawym i na lewym brzegu Warty. Ponad- to, umocnienia zostały rozbudowane w środkowej części miasta, a wokół, twier- dzę otaczały zewnętrzne fortyfikacje40. Faktycznie, budowę fortu rozpoczęli Prusacy dopiero w 1828 roku, od prze- niesienia, nieco dalej w kierunku na północ /obecnie dzielnica Poznania – Winia- ry/, dwóch, osadniczych wsi Winiary41 i likwidacji folwarku Bonin, aby w tym miej-

38 Czy nazwę - Poznań należy wywodzić od „poznania” /się/ legendarnych Lecha, Czecha i Rusa, czy też od „poznania” religii chrześcijańskiej za czasów Mieszka I i jego żony Dąbrówki, /aczkolwiek pierwszym chrześcijaninem, który zawitał do Polski, był ochrzczony już wcześniej w Niemczech św. Wojciech, uro- dzony w Libicach /Czechy/. Na bierzmowaniu przyjął imię Adalbert pod wpływem swojego opiekuna ar- cybiskupa Magdeburga i pod tym imieniem znany jest dzisiaj w Zachodniej Europie. Po dziewięciu latach pobytu u boku swojego mentora, w 981 roku przyjął święcenia kapłańskie i dwa lata później został bisku- pem diecezji praskiej. Po ośmiu latach wyjechał do Rzymu i zrzekł się godności biskupa Pragi, dokąd na krótko powrócił w 992 roku. Burzliwe czasy walki z pogaństwem i wstecznictwem oraz konflikty z czeskimi wielmożami i księciem Bolesławem II z Przemyślidów doprowadziły do kolejnych, dramatycznych wyda- rzeń, w wyniku których Adalbert znalazł się na dworze cesarza Ottona III. Korzystając z poparcia papie- ża Grzegorza V, nie chcąc wrócić do Pragi, wyjechał na misję do Polski, gdzie miał chrystianizować Pru- sów i Wieletów. Brak znajomości języka Prusów i nieprzychylny stosunek tubylców do misyjnej działalno- ści Adalberta i jego misjonarzy powodowały napięcia. 23 kwietnia 997 roku św. Wojciech zginął z rąk Prusów, a jego głowę wbito napal. Dzięki staraniom strony polskiej, ciało późniejszego Świętego wykupił Bolesław Chrobry złotem ważącym tyle ile ważyło ciało Wojciecha /wcześniej, głowę św. Wojciecha udało się potajemnie wykraść i przywieźć do Gniezna/. W 1000 roku Otton III pielgrzymował do Gniezna /Zjazd Gnieźnieński/ i podczas tej wizyty powołano arcybiskupstwo gnieźnieńskie, którego metropolitą został przyrodni brat św. Wojciecha – Radzim Gaudenty. 39 Patrz materiał internetowy: „Twierdza poligonalna – Fort Winiary”, tekst - Jarosław Bączyk, Zarys hi- storii Cytadeli (Fortu Winiary), Wielkopolskie Muzeum Walk Niepodległościowych. 40 Pod względem zajmowanego obszaru Cytadela Poznańska /ok. 100 ha/ była trzykrotnie większa od Cytadeli Warszawskiej /35 ha/. 41 Obie wsie założone zostały w XIII w. na wzgórzu o nazwie Winiary, gdzie powstały winnice; po okresie rozkwitu w XV i XVI w., w XVIII wieku nastąpił upadek wsi w okresie wojny północnej /1700-1721/; warto przypomnieć - Polska praktycznie nie uczestniczyła w wojnie /chociaż od dawna zabiegała o Inflanty/, ale najcięższe walki toczyły się na ziemiach polskich; terytorium Polski zostało zniszczone i złupione, ponow- nie przemaszerowały przez Polskę wojska szwedzkie Karola XII /a nieskuteczna, nie wyrażająca intere- sów Polski, polityka Sasa - króla Augusta II Mocnego doprowadziła do konfliktów ze szlachtą, obawiają- 90 scu, na podpoznańskim wzgórzu, wybudować fort obronny - Winiary.42 Już w po- łowie 1834 roku, w forcie rozlokowany został 2. batalion 18. Pułku Piechoty /chociaż fort nie został jeszcze ukończony, ale król pruski Fryderyk Wilhelm III uznał, że twierdza jest zdolna do samodzielnej obrony i nadał jej rangę II klasy/, a w końcu tego roku kolejna formacja pruska – 6. Pułk Piechoty. Obiekty odda- wane dla wojska natychmiast obsadzano załogami i wyposażano w uzbrojenie. W końcu 1834 roku zakończone zostały prace przy budowie redity koszarowej /Kernwerk – centralna część fortu/. Trzykondygnacyjne, podpiwniczone budynki koszarowe zabezpieczały dwie wieże obserwacyjne z płaszczyznami dla dział. Dostęp do koszar utrudniały dwa mosty – jeden dla artylerii, drugi dla piechoty. Od południowej strony koszar wybudowane zostały śluzy: Śluza Wielka /na War- cie/ i Śluza Mała /na rz. Wierzbak/, które – w razie konieczności - można było wykorzystać do zalania przedpola twierdzy i zablokowania podejść. Przy śluzach wybudowano forty: św. Wojciecha /Fort Hake/ przy Wielkiej i przy Małej – Przy- czółek Mostowy /Fort Roon/. Cztery lata później, w 1838 roku ukończone zostały kolejne etapy rozbudowy Fortu Winiary – umocnienia: rawelin III, a w następnym roku - rawelin IV. W tym samym czasie, wokół Wzgórza Św. Wojciecha i cmentarza farnego po- wstał Nadszaniec Magazynowy /nazwa związana była z istniejącymi tam maga- zynami/ oraz na Przepadku zbudowano ziemną Lunetę Ceglaną /nazwa pocho- dziła od pobliskiej cegielni/. Całość Cytadeli otoczona została wałem głównym i suchą fosą o głębokości do 7 m i szerokości od 6 do 32 m. W ten sposób, ukończony został I etap budowy Cytadeli. Od 1839 roku, w lewobrzeżnej części miasta, rozpoczęła się budowa sześciu bastionów /najpierw III, potem V, wreszcie IV, VI i II, a na końcu I/. Bastiony po- łączono główną drogą /ukrytą za kurtyną tzn. za wałem ziemnym/, a poszczegól- ne elementy fortyfikacyjne drogami wewnętrznymi. Obok bastionów koszary były bronione /od północy/ także przez cztery raweliny i cztery samodzielne reduty. Kształt finalny poznańskiej twierdzy powstał w 1842 roku, ale dalsza budowa i rozbudowa umocnień trwała, aż do 1860 roku. Dookoła fortecy prowadziła tzw. kryta droga na stoku bojowym. Powstały również blokhauzy /silne, trwałe budow- le ze strzelnicami okiennymi i kaponierami/, przystosowane do prowadzenia ognia krzyżowego /flankowego/ oraz pojedyncza kaponiera, wybudowana na Grobli /Grobla była wówczas wyspą/, przygotowana do samodzielnej obrony oraz cą się utraty przywilejów i protestującą przeciwko pobytowi w kraju wojsk saskich, użytych do działań o Inflanty, chociaż Sejm nie wydał zgody na wojnę poprzez liberum veto/; Inflanty zdobyła Rosja, a nie Polska; ponadto, car Piotr I Wielki uzyskał możliwość ingerencji w wewnętrzne sprawy Polski, w związku z podjętymi mediacjami pomiędzy Augustem II a zawiązaną przez polską szlachtę konfederacją w Tar- nogrodzie na Lubelszczyźnie/; tzw. Sejm Niemy /wojska rosyjskie otoczyły salę obrad sejmu, a marszałek nie dopuścił do dyskusji nad traktatem pacyfikacyjnym przygotowanym przez Rosję/ zaaprobował posta- nowienia skierowane przeciwko absolutnemu panowaniu saskiemu w Polsce, ale przyzwalał na „patro- nowanie Rosji nad wewnętrznymi sprawami Polski, co było pierwszą oznaką dramatu przyszłych rozbio- rów/. Wracając do kwestii upadku obu wsi Winiary, trzeba powiedzieć, że po wojnie północnej, do Winiar sprowadzeni zostali Bambrzy tzn. Polacy pochodzenia niemieckiego z okolic Bambergu we Frankonii; ze względu na pochodzenie i język nazywano ich bambrami /oblicza się, że do poznańskiego przybyło około 900 osadników niemieckich/; później nazwa „bamber” przyległa do wszystkich mieszkańców wsi /zwłaszcza tych zasobnych, posiadających bogate, wydajne gospodarstwa/. 42 Na budowę cytadeli Prusacy uruchomili w pobliskich miejscowościach, aż 18 cegielni, m.in. z Radoje- wa, Promnic, Żabikowa, Wildy, Rataj, Przepadku itd. 91 osiem bram wjazdowych prowadzących w najważniejszych kierunkach i furta na Grobli prowadząca do promu na Warcie. W ten sposób, powstała silna twierdza poligonalna43, wciąż jeszcze rozbudowywana i dostosowywana do zmieniających się prawideł sztuki prowadzenia wojny. Ostatecznie, prace przy budowie i rozbudowie twierdzy zostały zakończone w 1864 roku. W latach 1865-1910 prowadzone były dalsze dzieła /również przy udziale jeńców wojennych, głównie Francuzów, ale także Duńczyków i Austria- ków/ związane z modernizacją twierdzy, wynikające z unowocześnienia uzbroje- nia artyleryjskiego /działa gwintowane i amunicja o wydłużonej łusce/ oraz postę- pu urbanizacyjno-komunikacyjnego w mieście, m.in. pojawienie się tramwaju i połączeń kolejowych, co wymusiło zasadnicze zmiany w strukturze fortyfikacji i obniżenia ogólnej użyteczności twierdzy. W tej sytuacji, fortyfikacje typu poligo- nalnego, do których należała Posen Festung przestawały mieć racje bytu. Stąd, w 1902 roku Prusacy zadecydowali o likwidacji umocnień na lewym brzegu war- ty, tzw. rdzenia poligonalnego i od tego czasu miasto zaczęło powracać do swo- jej, właściwej funkcji. Po 1918 roku, Poznań znalazł się w granicach II Rzeczypo- spolitej i utrzymywanie umocnień nie miało już sensu. Historia wojen w Europie odpowiada nam na pytanie, czy twierdza Poznań /i jej potężna tarcza - Cytadela/ odegrała kiedykolwiek znaczącą rolę w działa- niach wojennych. Otóż, okazuje się, że poza walkami o jej zdobycie w 1945 roku przez Rosjan, Posen Festung nie stanął na drodze żadnej armii. W 1918 roku powstańcy zajęli Cytadelę bez wystrzału. Stała się miejscem formowania 1. Pułku Strzelców Wielkopolskich oraz I i II batalionu telegraficzne- go. Warto podkreślić, że powstańcom udało się zająć radiostację i dzięki temu nawiązać i utrzymywać łączność z władzami w Warszawie. W okresie między- wojnia w Cytadeli stacjonowało kilka jednostek tyłowych, ale także lokalna roz- głośnia Polskiego Radia i stacja pelengacyjno-nasłuchowa, pracująca na korzyść polskiego radiowywiadu, na kierunku - Niemcy. Na placu przed koszarami stało popiersie Marszałka Józefa Piłsudskiego. Ukryte, w 1939 roku, przed Niemca- mi zaginęło gdzieś i dotąd nie zostało odnalezione. We wrześniu 1939 roku, Niemcy bez walki wkroczyli do Poznania /10.IX./ W Cytadeli początkowo umieścili jeńców wojennych – oczywiście, najpierw żoł- nierzy polskich, później Anglików i Rosjan. Utworzyli tam również magazyny z zaopatrzeniem wojennym i strzelnicę doświadczalną /broni dużych kalibrów/ zakładów H. Cegielskiego, przejętych przez Niemców. Niestety, walki o miasto prowadzone przez Armię Radziecką w 1945 roku /pomimo, że dwie brygady sowieckich „Shermanów”44 ominęły Poznań/ spowo- dowały duże straty w zabudowie, zwłaszcza Starego Miasta /ok. 75% budynków/.

43 Twierdza poligonalna cechowała się odejściem od sztywnych reguł geometrycznych regulujących usy- tuowanie elementów fortyfikacji i pozwalała na dowolne ich rozplanowanie i dopasowanie do struktury terenu. Fortyfikacje i umocnienia /trwałe i ziemne/ mogły być ukształtowane w rozmaite formy przestrzen- ne. Na przedpolu twierdzy mogły być budowane rozmaite elementy obronne /forty/ oddzielone od rdzenia twierdzy poligonalnej. /Istota definicji została zapożyczona ze strony internetowej Mariusz Wojciechowski, Słupsk; www.mars.slupsk.pl/fort/. 44 Rosjanie otrzymali, w ramach dostaw wojennych ze Stanów Zjednoczonych, około 3600 „Shermanów M4A2” z armatą 75 mm lub 76 mm. Dostawy, drogą morską, rozpoczęły się w 1942 roku i trwały do 1945 roku /należy dodać, że duża liczba Shermanów zatonęła podczas ataków niemieckich na konwoje alianckie/. „Shermany” brały udział w działaniach bojowych, także w Polsce. 92

Przez 30 dni miasta bronił kilkudziesięciotysięczny garnizon niemiecki. Dość po- wiedzieć, że w zaciętych walkach w mieście, Niemcy stracili około 200 czołgów. Rosjanie kilkuset żołnierzy. W atakach na Cytadelę zginęło też wielu poznania- ków. W samej Cytadeli przez pięć dni, do 23 lutego 1945 roku, opór stawiało około 3 tys. Niemców /chociaż większość z nich rannych/ i dysponujących zale- dwie jednym czołgiem typu „Tygrys” oraz 6.cioma działami. Cytadela, za wyjąt- kiem niedużych uszkodzeń redity koszarowej, ostała się niemal w całości. Po 1945 roku, zapadła decyzja o pozyskaniu cegły z fortyfikacji Cytadeli na odbudowę Warszawy i Poznania. Dzisiaj, Cytadela jest uroczym, zielonym par- kiem, pięknym miejscem wypoczynku poznaniaków i wszystkich, którzy tam za- witają. Warto odwiedzić to miejsce, choćby po to, by zwiedzić istniejące tam Mu- zeum Uzbrojenia i Muzeum Armii „Poznań”. Interesują- cym fragmentem parku jest kompozycja rzeźb znanej ar- tystki Magdaleny Abakano- wicz „Nierozpoznani”. Na koniec, należałoby wspomnieć o zespole cmen- tarzy wojskowych znajdują- cych się na Wzgórzu Winiar- skim. Te cmentarze, mogłyby opowiedzieć o wielu, wielu wojennych wydarzeniach mi- Fragment Cmentarza Wspólnoty Brytyjskiej nionego wieku. na poznańskiej Cytadeli. Cmentarz Wspólnoty Bry- tyjskiej z 1920 roku, jeden z trzech cmentarzy brytyjskich w Polsce, /poza Po- znaniem – cmentarze brytyjskie znajdują się także w Krakowie i w Malborku/ pie- lęgnowany jest bardzo starannie. Utrzymanie cmentarza finansują sami Brytyj- czycy /podobnie, ze swoimi cmentarzami, czynią to Holendrzy/. Nad nekropolią króluje Krzyż Ofiarności /nazywany także Krzyżem Poświęcenia/. Spoczywa tam 427 żołnierzy brytyjskich, w tym 48 z 50 jeńców rozstrzelanych z tzw. Wielkiej Ucieczki.45

45 Pod nazwą „Wielka Ucieczka” kryje się bohaterski wyczyn lotników brytyjskich, którzy w nocy z 24 na 25 marca 1944 uciekli, wykopanym wcześniej tunelem „Harry” o długości 110 m, z obozu jenieckiego Stalag Luft III Sagan /dzisiejszy Żagań/. 76 lotników brytyjskich, wśród których znajdowała się 6.cioosobowa grupa polskich pilotów RAF, na czele z por. Włodzimierzem Kolanowskim, /który był jednym z głównych organizatorów „Wielkiej Ucieczki”/, wydostała się z obozu tunelem. 73 uciekinierów Niemcy wkrótce schwytali /ucieczka powiodła się tylko dwóm Norwegom i jednemu Holendrowi/, a na osobisty rozkaz A. Hitlera, ponad połowę /50/ jeńców podstępnie rozstrzelano /także wspomnianego por. Włodzimierza Kolanowskiego, jednego z bohaterskich organizatorów tej, wielkiej, ale równie tragicznej ucieczki/. Na prośbę jeńców Stalagu Luft III, urny z prochami lotników Niemcy zgodzili się umieścić w pomniku, wybudowanym przez samych jeńców, na terenie obozu. W 1948 roku urny zostały przenie- sione na Cmentarz Wspólnoty Brytyjskiej na Poznańskiej Cytadeli. W 2011 roku powstał film o charakte- rze dokumentalnym, w reżyserii Andrzeja Słodkowskiego /Piotr Zarzycki, Ucieczka po polsku /w/ Polska Zbrojna Nr 2 z 08 stycznia 2012 roku, s. 81/. 93

Cmentarz Garnizonowy /Stary, z lat trzydziestych XIX w./. Na tym cmentarzu, obok grobów znajdujących się tu od bardzo dawna, żołnierzy polskich armii Na- poleona, znajdują się również mogiły powstańców /powstania styczniowego i powstania wielkopolskiego/, także mogiły żołnierzy państw Ententy - jeńców z okresu I. wojny światowej46, żołnierzy polskich z czasów wojny polsko- rosyjskiej 1920 roku i żołnierzy z okresu międzywojennego. Na stelach nagrob- nych spotyka się tam również liczne nazwiska rosyjskie i niemieckie. Niestety, Cmentarz Starogarnizonowy został mocno zniszczony /pozostały tylko niewielkie fragmenty/ podczas walk o Cytadelę w 1945 roku. W jego miejsce, utworzony został Cmentarz Bohaterów Armii Radzieckiej /5829 pole- głych/, z okazałym pomni- kiem, z czerwoną gwiazdą na szczycie, wykonaną ze ślicz- nego, rubinowego szkła47. W sąsiedztwie cmenta- rza Bohaterów Brytyjskich i cmentarza Bohaterów Armii Czerwonej znajduje się Cmentarz Bohaterów Pol- skich, z 1945 roku. Cmentarz stał się miejscem pochówku wielu tysięcy obywateli pol- skich pomordowanych w okre- Cmentarz Bohaterów Polskich na poznańskiej Cytadeli. sie ostatniej wojny światowej. Znaleźć tam można mogiły zbiorowe: rozstrzelanych w Forcie V Waldersee w Poznaniu-Naramowicach /76/; prochy /spalonych żywcem/ więźniów z obozu karno-śledczego w Żabikowie48 /około 80/; grób zbiorowy żołnierzy i lotników /pomnik „lotniczy”, gdzie pochowano 39.ciu żołnierzy i lotników z 3. Pułku Lotni- czego w Ławicy, poległych we wrześniu 1939 roku podczas bombardowania lot- niska49/; groby żołnierzy jednostek Wojska Polskiego z lat 1944-1945; groby pol- skich obywateli, którzy w lutym 1945 roku walczyli, razem z żołnierzami radziec- kimi, o poznańską Cytadelę /83 Cytadelowców50/; mogiły zbiorowe ofiar poznań-

46 Prochy jeńców francuskich z wojny 1870-1871 zostały ekshumowane i przewiezione do Francji /ok. 600 osób/. 47 W okresie przemian ustrojowych w latach 90.tych XX w. gwiazda została zdjęta z pomnika decyzją władz miasta Poznania, i … gdzieś zaginęła z depozytu. 48 Obóz karno-śledczy w Żabikowie /obecnie m. Luboń/ założony w 1943 roku na potrzeby Gestapo, w którym przetrzymywano więźniów politycznych i karnych /łącznie ponad 21 tys. w okresie półtora roku funkcjonowania obozu/, kilku narodowości, ale najwięcej więzionych w tym obozie, to Polacy /ponad 18 tys./, m.in. żołnierze AK, harcerze Szarych Szeregów, ale również członkowie lewicowych ugrupowań zbrojnych itd. W Żabikowie przetrzymywano także dezerterów z armii niemieckiej, więźniów pochodzenia żydowskiego, Rosjan, Węgrów, Słowaków i mniejsze grupy więźniów innych narodowości. W obozie stra- ciło życie około 550 osób, najwięcej Polaków 339. /Informacje o obozie Żabikowo zaczerpnięto ze strony internetowej Wojewódzkiego Komitetu Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa – Miejsca Pamięci Narodo- wej w Wielkopolsce/. 49 Lotnisko w Ławicy miało w okresie międzywojennym charakter cywilno-wojskowy. 50 Apsyda bądź absyda – to zabudowa prezbiterium kościoła, najczęściej jednak obejmująca również nawy; otwarta do wnętrza kościoła, może być półkolista, elipsoidalna, lub dwu i wieloboczna. 94 skiego czerwca 1956 roku /13/; mogiły zbiorowe ofiar okresu stalinowskiego z poznańskich więzień i inne. Po opuszczeniu Wzgórza Winiary i Cytadeli udaliśmy się do Ostrowa Tum- skiego, najstarszej części Poznania, położonej na wyspie, pomiędzy korytami Warty i Cybiny. Wyspowe położenie tego miejsca spowodowało, że w X wieku zbudowany został tam piastowski gród książęcy z dwukondygnacyjnym palatium i kaplicą. Gród stał się najlepiej bronionym, w tym czasie, ośrodkiem władzy książęcej Mieszka I /ok. 930-992/. Podobnie, ważną rolę odgrywali poznańscy biskupi, utrzymując przez długi czas niezależność od Gniezna. W 968 roku, Mieszko I załatwił z papieżem Janem XIII /zm. 972/ ustanowienie biskupstwa misyjnego. Kaplica z pierwszym baptysterium była miejscem chrztu zbiorowego /wapienna misa chrzcielna o średnicy około 5 m/ i domem modlitwy żony Miesz- ka I – Dąbrówki /Dobrawa, Doubravka 930-977, księżniczka czeska z rodu Przemyślidów, córka Bolesława I Okrutnego51/ i jej czeskiego otoczenia. Wschodnią część grodu zamieszkiwali dworzanie księcia i rezydował tam pierw- szy, polski biskup Jordan. Na tym miejscu, dwa lata po przyjęciu chrztu przez Mieszka I, w 968 roku powstała kamienna katedra preromańska p.w. św. Piotra. Zapewne była to duża, trójnawowa świątynia, zamknięta półkolistą apsydą52 z dwudzielną emporą53 podpartą filarem lub filarami, bądź kolumnami. Kościół zdobił także zespół wież. Współczesne badania archeologiczne ustaliły, że kate- dra posiadała atrium54, w którym znalezione zostały fragmenty misy chrzcielnej oraz krypty grobowe. Wg archeologów były to krypty księcia Mieszka I i jego sy- na króla Bolesława Chrobrego, dzisiaj pieczołowicie odrestaurowane. Prero- mańska katedra uległa zniszczeniu w I poł. XI w. i, na jej miejscu, w XIII w. wy- budowana została nowa, granitowa katedra romańska na obrysie starej, ale już dużo ciekawsza pod względem architektonicznym, z kamiennymi zdobieniami. Od XIII w. Ostrów Tumski stopniowo tracił na znaczeniu, ponieważ Poznań, jako miasto zaczął mocno rozwijać się na lewym brzegu Warty, co było z niekorzyścią dla siedziby biskupstwa i diecezji /dopiero w XVIII w. diecezja została włączona w granice miasta/. Kontynuacją poznańskiej katedry była świątynia gotycka po- chodząca z XIV wieku. Tym razem, była to już piękna budowla z okazałym pre- zbiterium z ambitem55 /poprowadzonym za ołtarzem głównym/, kaplicami oraz z wewnętrzną galerią /emporą/. Niewątpliwie, musiała być to najważniejsza świą- tynia, ponieważ w 1341 roku w katedrze ślub wziął sam Kazimierz Wielki z Ade- lajdą Heską, córką Henryka II /chociaż Król Kazimierz w swej, nowej żonie nie gustował, co było powodem, że szukał „płochych” rozrywek z innymi kobietami/.

49 W pięciodniowych atakach na Cytadelę wzięło udział około 1000 obywateli polskich /głównie poznania- ków/, zmobilizowanych do prac inżynieryjnych, sanitarnych, jako łączników itp. 51 Zasługą Dąbrówki, obok innych dzieł jej życia, było ufundowanie Kościoła NMP w Poznaniu. Kościół o wymiarach 80 x100 m, wybudowany przy Palatium Mieszka I, powstał w latach 1430-1444. 51 Empora /kościelna antresola/, gdzie najczęściej znajdują się organy i występuje chór; obok tego prze- znaczenia galeria wewnętrzna /trybuna/, kryta lub odkryta, miała za zadanie powiększenia powierzchni użytkowej kościoła lub służyła określonym grupom środowiskowym wiernych. 53 Przedsionek kościoła, najczęściej kwadratowy i otoczony kolumnadą. 53 Przejście wokół ołtarza głównego /tzn. za ołtarzem/, które powstaje w wyniku przedłużenia naw bocz- nych wokół prezbiterium, zwykle odgrodzone od ołtarza ścianą lub ażurową barierką.

95

W 1622 roku pożar, jedna z plag tamtych czasów, prawie doszczętnie zniszczył poznańską katedrę /zostały tylko mury i przepalone sklepienie/. Półtora wieku później, w 1772 roku, kolejny pożar wymusił przebudowę katedry, pod okiem niemieckiego architekta Efraima Schroegera /vel E. Schrögera, 1727-1783/, w stylu neoklasycystycznym. Poznańska Katedra, jakby nie miała szczęścia, bo ciężkie walki Rosjan z Niemcami broniącymi Poznania w 1945 roku, spowodowały jeszcze jeden po- żar. Odbudowa Kościoła, po tych wojennych zniszczeniach /ocalały jedynie ro- mańskie kaplice wokół nawy głównej i prezbiterium/ poszła w kierunku odrestau- rowania gotyckiego stylu katedry. Jednakże, fasada frontowa kościoła odbudo- wana została w XVIII.wiecznej konwencji późnobarokowej z dominującymi dwo- ma wieżami na skrzydłach frontonu, których hełmy, podobnie jak cały dach ko- ścioła, pokryte zostały miedzianą blachą. Ta, reprezentacyjna część bryły kościo- ła posiada również fragmenty murów z czasów „romańskich”, ale w oczy rzuca się duże okno w ścianie szczytowej, z okazałą, gotycką rozetą z witrażem zapro- jektowanym przez najwybitniejszego, polskiego kolorystę prof. Wacława Taran- czewskiego /1903-1987/, wykonanym /w 1966 roku/ przez Zygmunta Kośmic- kiego, przedstawiający symboliczne przekazanie kluczy św. Piotrowi /coś na wzór fresku Pietro Perugino z Kaplicy Sykstyńskiej/. Wzrok zwiedzających ka- tedrę nie może pominąć ciekawie zdobionego ceramiką artystyczną ostrołuko- wego portalu /z XV w./ z drzwiami z brązu /z 1979 r./ i z, umieszczonymi na nich, płaskorzeźbami z lat 80.tych XX w. /po zewnętrznej i wewnętrznej stronie drzwi/, przedstawiającymi sceny z życia apostołów Piotra i Pawła. Nad wejściem do ka- tedry znajduje się napis: Prima sedes episcoparum Poloniae.56 Bryła kościoła, rozświetlona od wewnątrz dużymi, gotyckimi oknami, od za- chodu posiada kolejne dwie, barokowe wieże. Nawa główna wraz z prezbiterium, o długości 72 m i szerokości 36 m oraz nawy boczne z kaplicami i ambitem, za- myka sklepienie gwieździste. Prezbiterium zdobią wysokie, gotyckie okna z wi- trażami oraz panorama arkad z galeryjką /triforium/57 umieszczona wzdłuż ścian. Centralną częścią prezbiterium jest ołtarz główny, szafowy, katedry pochodzący z przełomu XIV i XV wieku, który wcześniej znajdował się w kościele farnym w Górze Śląskiej. Późnogotycki ołtarz główny z 1512 r. przeniesiono z Góry na Dolnym Śląsku. Jest to ołtarz szafiasty, poliptyk, z dwoma parami ruchomych skrzydeł. W części środkowej ustawione są figury Matki Boskiej z Dzieciątkiem, św. Barbary i św. Katarzyny. W czterech kwaterach skrzydeł zewnętrznych umieszczone są rzeźby 12.tu świętych niewiast. Nad ołtarzem znajduje się póź- nobarokowy krucyfiks oraz barokowe figury Matki Boskiej i św. Jana. Późnogo- tyckie stalle z początku XVI w. sprowadzono ze Zgorzelca, późnobarokowa am- bona i takaż chrzcielnica z 1720 r. pochodzą z dawnego kościoła ewangelickiego w Miliczu. a filarze za tronem arcybiskupim wisi cenny gobelin flamandzki z I poł. XVII w Prawdopodobnie jest dziełem artystów wrocławskich z przełomu XIV/XV

54 łac. >Pierwsza siedziba biskupów Polski< 55 W architekturze kościelnej galeryjka trójdzielnych arkad wraz z przestrzenią pomiędzy linią okien i linią arkad, usytuowana zwykle w strefie nawy głównej, prezbiterium i transeptu /tzn. nawy poprzecznej/. Rząd arkadek bywał także pozbawiony galeryjki i prześwietlony oknami w murze zewnętrznym; tzw. ślepe trifo- rium zwykle nie posiada galeryjki i okien. 96 wieku. Główna część poliptyku58 przedstawia Matkę Boską z dzieciątkiem Jezus oraz św. Katarzynę i św. Barbarę. W podwójnych skrzydłach poliptyku znajduje się dwanaście figur kobiecych. Po zamknięciu poliptyku boczne skrzydła opisują wydarzenia Męki Pańskiej. Poniżej części głównej ołtarza znajduje się predella59 z Ostatnią Wieczerzę. Nawę główną i nawy boczne otacza dwanaście kaplic, wśród których prawdziwą perłą jest Złota Kaplica /z połowy XIX w./, wspaniałe mauzoleum pierwszych władców Polski, urządzona w bogatym, bizantyjskim sty- lu. Bardzo piękna mozaika, naśladująca dzieło Wielkiego Tycjana /właściwie Tiziano Vecelli vel Vecellio 1488/90-1576/, widniejąca w ołtarzu Złotej Kaplicy przedstawia moment Wniebowzięcia NMP. I wreszcie, sarkofagi z doczesnymi szczątkami Mieszka I /922-945/992/ i Bolesława Chrobrego /967-1025/. Mo- numentalnym elementem wystroju kaplicy jest spiżowa rzeźba dłuta Chrystiana Daniela Raucha /1777-1857/ z 1841 roku, przedstawiająca obu pierwszych władców Polski, której istnienie zawdzięczamy ówczesnemu mecenasowi sztuki i kultury wielkopolskiej - hr. Edwardowi Bernardowi Raczyńskiemu /1786- 1845/. Później, nastąpiła jeszcze jedna przebudowa, dokonana przez Chrystia- na Piotra Aignera /1756-1841/, który upiększył Złota Kaplicę m.in. wykonał mo- zaikową posadzkę. Niezwykłego piękna wnętrza katedry dopełnia olejne malar- stwo ołtarzowe /wrażenie na oglądających robi, przyciągający wzrok, obraz pn.: „Wjazd św. Marcina do Amiens”; św. Marcin z Tours oddaje połowę swojego płaszcza legionisty biedakowi, bo jak stwierdził: „druga połowa należy do Skarbu Państwa”/, barokowa ambona i chrzcielnica /pochodzą z dawnego kościoła ewangelickiego w Miliczu/ oraz gotyckie stalle w prezbiterium. W 2000 roku - Ro- ku Jubileuszowym całej społeczności chrześcijańskiej na świecie, w posadzce nawy głównej katedry umieszczona została brązowa płyta przypominająca osobę i dzieło pierwszego biskupa chrześcijańskiej Polski - Jordana /wg kronikarza Thietmara - biskup misyjny, od 968 roku w Polsce, zm. prawdopodobnie w 982/984 r./. Konsekracja poznańskiej katedry miała miejsce w 1956 roku. W 1983 roku, Bazylikę Mniejszą /katedra otrzymała ten tytuł w 1962 roku, z na- dania papieża Jana XXIII/ odwiedził Jan Paweł II. Zamiast podsumowania, tego króciutkiego tekstu o początkach i wielowiekowej historii Archikatedry Poznań- skiej, przytoczmy mniej znany przyczynek – dla jednych - to tylko legenda - dla drugich - fundamentalny fakt-cud, który legł u podstaw ludzkiego działania na polu wiary. Otóż, w ostatnim roku XIV w., w święto Wniebowzięcia NMP - 15 sierpnia, pewna kobieta, pod namową kilku poznańskich Żydów, nie spożyła Hostii, przyjętej wcześniej w klasztorze Braci Dominikanów, lecz im sprzedała”. Żydzi postanowili przekonać się, czy Hostia jest naprawdę Ciałem Chrystusa, dopuszczając się profanacji Hostii, m.in. kłując ją nożami. Bardzo się przestra- szyli, gdy z opłatka wypłynęła krew. Chcąc zataić ślady bluźnierczej zbrodni, wy- nieśli Hostię, w tym, dramatycznym stanie, poza miasto, na łąki w pobliżu Warty. Jak podaje przekaz, Hostia została odnaleziona przez pasterza /inne przekazy

56 Poliptyk – ołtarz szafkowy z częścią główną /na środku ołtarza/ i podwójnymi, zamykanymi, bądź otwie- ranymi /w zależności od roku liturgicznego/, skrzydłami po obu stronach części głównej. 57 Predella (wł.); gradus (łac.) – nastawa ołtarzowa tzn. skrzynia ustawiana na podstawowej części ołtarza - mensie /kamiennej płycie z wnęką na relikwie świętych/. Predella, wytwór z okresu gotyku, zwykle boga- to zdobiona freskami lub ornamentami. Pośrodku predelli umieszcza się tabernakulum.

97 powiadają, że Hostii było dużo więcej i wirowały nad łąką/, a miejsce jej znale- zienia uznano za uświęcone. Zaczęli spotykać się, na tym miejscu, wierni na modlitwę. Wkrótce, wybudowano drewnianą kaplicę. Cała sprawa dotarła do kró- la Władysława Jagiełły, który rozkazał wybudować tam kościół i klasztor /dokument fundacyjny z 1406 r./, ulubionego przez swoją żonę Jadwigę, zakonu O.O. Karmelitów Trzewiczkowych. Jak wspomina o tym wydarzeniu Jan Dłu- gosz, Jagiełło /po śmierci córeczki Elżbiety Bonifacji, zaraz po urodzeniu - 15 czerwca 1399 r., i wkrótce również żony - Królowej Jadwigi, dziedzicznej kró- lowej Polski – 17 lipca 1399 r./, szczególnie ukochał ten poznański Kościół /p.w. Bożego Ciała/ i bardzo często odwiedzał go i długo modlił się, zwłaszcza przed wyprawami na wojnę i po powrocie. Tak było po bitwie pod Grunwaldem, gdy Jagiełło przyszedł pieszo z Pobiedzisk /około 20 km/ i spędził na modlitwie, aż trzy dni. Przekazał zakonowi karmelitańskiemu wiele wo- jennych zdobyczy, w tym monstrancję, w której prze- chowywana była cudowna Hostia z nadwarciańskich łąk. Jagiełło bardzo przeżywał wszystko, co wiązało się z jego religijnym zaangażo- waniem i potrzebą „dobrych relacji” z Bogiem. Był mło- dym, bardzo typowym „śre- dniowiecznym” katolikiem i usiłował wymagać od Boga, by odpłacał mu za jego gorli- XVI. wieczny tryptyk przedstawiający „Chrystusa - Zbawiciela wość tylko pomyślnością. Świata” – dzieło szczególnie przyciągające wzrok każdego Nie podobało mu się, że spoty- odwiedzającego poznańskie Muzeum Archidiecezjalne. kały go liczne przykrości Fot. rjm, 2011 r. i niepowodzenia. W 1419 roku, tuż po wizycie Jagiełły w poznańskim kościele Bożego Ciała, w drodze powrot- nej, piorun uderzył w królewski orszak, siejąc śmierć i spustoszenie. Jagiełło nie mógł zrozumieć, dlaczego spotkało go to nieszczęście, skoro był w swojej, ulu- bionej, poznańskiej świątyni i oddał Bogu należny hołd. Ciągle myślał głową za- bobonnika. Będąc w poznańskiej świątyni, najpierw kazał zapalić „Panu Bogu świeczkę”, ale nie zapomniał również o drugiej stronie i … na wszelki wypadek, polecił również zapalić „diabłu ogarek”, dodając: „Służ Bogu, ale i diabła nie gniewaj”. Z upływem czasu, poznański Kościół Bożego Ciała zasłynął, jako miej- sce cudów i zarazem niezliczonych pielgrzymek wiernych. W 1419 roku, tuż po wizycie Jagiełły w poznańskim kościele Bożego Ciała, w drodze powrotnej, pio- run uderzył w królewski orszak, siejąc śmierć i spustoszenie. Jagiełło nie mógł zrozumieć, dlaczego spotkało go to nieszczęście, skoro był w swojej, ulubionej, poznańskiej świątyni i oddał Bogu należny hołd. Ciągle myślał głową zabobonni- ka. Będąc w poznańskiej świątyni, najpierw kazał zapalić „Panu Bogu świeczkę”, ale nie zapomniał również o drugiej stronie i … na wszelki wypadek, polecił rów- 98 nież zapalić „diabłu ogarek”, dodając: „Służ Bogu, ale i diabła nie gniewaj”. Z upływem czasu, poznański Kościół Bożego Ciała zasłynął, jako miejsce cudów i zarazem niezliczonych pielgrzymek wiernych. Tak było do momentu, gdy zaczął bardzo rozszerzać się, wśród polskiego ludu, kult Maryjny i Częstochowa coraz bardziej stawała się stolicą polskiego ka- tolicyzmu. Poznański Kościół Bożego Cia- ła zaczął tracić na znaczeniu, zwłaszcza, gdy karmelitom zaczęto zarzucać różne nieprawidłowości i popadali w konflikty z hierarchią kościelną. Oliwy do ognia do- lała reformacja. W Poznaniu było coraz więcej zwolenników luteranizmu. W okresie najazdów szwedzkich kościół został ograbiony i zniszczone zo- stało sklepienie nad nawą główną /1657/. Tymczasem, jednak w 1702 roku karmeli- ci, wykupili kamienicę, w której 300 lat wcześniej doszło do profanacji Hostii /przy ul. Żydowskiej/ i stworzyli w niej Ko- ściół Najświętszej Krwi Pana Jezusa. Nie doprowadziło to jednak do zahamowania spadku zainteresowania poznańskim sank- Muzeum Archidiecezjalne w Poznaniu. tuarium. W 1797 roku miał miejsce kolejny XVI.wieczna Pieta Christi z kościoła w Jeże- pożar świątyni, a w 1823 roku władze pru- wie - „Bóg pokazuje światu ukrzyżowanego Chrystusa”. Fot. rjm, 2011 r. skie zlikwidowały karmelitański zakon i ko- ściół, ponieważ wymarli ostatni karmelici. Po zamknięciu Kościół, z roku na rok, ulegał niszczeniu i dewastacji. Dopiero w 1899 roku, pokarmelitański kościół zo- staje przeznaczony na świątynię parafialną parafii Bożego Ciała dla dzielnic Po- znania - Rybaki i Wildy/. W okresie międzywojennym parafia się umacnia, ale w czasie wojny kościół zamieniony zostaje na magazyn i podczas bombardowa- nia uszkodzeniu ulega sklepienie oraz nieznacznie wnętrze kościoła. Odbudowa kościoła po wojnie idzie z oporami. Dopiero w latach 90.tych i później prowadzo- ne były prace remontowe i restauracyjne. Jeszcze do dzisiaj, ciągle odnawiane jest wnętrze kościoła i elementy wyposażenia. Obecnie, władze diecezjalne, w Święto Bożego Ciała, powracają do dawnej tradycji procesji z Kościoła Bożego Ciała do Archikatedry Poznańskiej.

99

Prosto z katedry udaliśmy się do Muzeum Archidiecezjalnego, uznawanego za jedną z najciekawszych, tego typu, placówek w Polsce60. Trzeba przyznać, że nikt z nas, kto tutaj nie był wcześniej, nie był zawiedziony tym, co mógł zobaczyć w salach wystawowych i co mógł podziwiać, szczególnie zaś przepiękne dzieła dawnego malarstwa i rzeźb sakralnych. Największe wrażenie na zwiedzających robią stare, często już uszkodzone przez czas i okoliczności, rzeźby Jezusa i Maryji, np. lipowa rzeźba gotycka z XVI wieku - „Matka Boża tronem dla Bożej Mądrości” /prezentacja frontalna, mały Jezus trzymany na Matczynych kola- nach/, czy też pieta - „Matka Boża Bolejąca”, bądź - „Matka Boża Liryczna” /z zarzuconym na głowę niebieskim maforium61, którym zwykle ociera łzy po stracie Syna/; wzruszająca XIV.wieczna pieta z kościoła w Jeżewie /odkryta w 1950 roku i sprowadzona do Muzeum Archidiecezjalnego/. Obok przepięknych rzeźb i obrazów, w skarbcu muzeum można zobaczyć biskupie pektorały, pier- ścienie, monstrancje /np. wyobrażająca „Arkę Przymierza”/, cyboria62, relikwia- rze, kielichy /np. kielich bpa. poznańskiego Wojciecha Tolibowskiego, 1607- 1663 - kosztował równowartość 30.tu pensji nauczycielskich. Najbardziej intrygu- jącym eksponatem w Muzeum Archidiecezjalnym jest miecz Malchusa63.

58 Początki muzeum datują się na koniec XIX wieku. Założycielem był arcybp. gnieźnieńsko-poznański Florian Stablewski /1841-1906/, początkowo zbiory przyszłego muzeum umiejscowione było w klaszto- rze Sióstr Karmelitanek na Zagórzu, dziś już nie istniejącym, rozebranym przez Niemców podczas oku- pacji. Była to prywatna kolekcja Arcybiskupa Stablewskiego, który zamierzając stworzyć muzeum polecił również proboszczom diecezji przekazywanie do zbiorów przyszłego muzeum, znajdujących się w probo- stwach, bardziej wartościowych przedmiotów o charakterze zabytkowym /obrazów, rzeźb itp./. W później- szym czasie, dla wzbogacania zbiorów, sam zakupił także wiele dzieł sztuki za granicą. Wszystkie te zabiegi stały się podwaliną utworzenia wspaniałego muzeum o charakterze religijnym. W 1925 roku mu- zeum zostało podporządkowane powołanego w tym samym roku, Archiwum Archidiecezjalnego. Przez wiele, wiele lat zbiory muzeum nie były udostępniane publiczności. Dopiero w latach 1924-1929 odbyła się pierwsza oficjalna wystawa zgromadzonych zbiorów muzealnych. W 1925 roku, zapadła bardzo ko- rzystana decyzja, ponieważ zgromadzone zbiory zostały przeniesione do budynku dawnej Akademii Lu- brańskiego /dawnej akademii poznańskiego bp Jana Lubrańskiego, 1456-1520/, gdzie znalazły dogod- niejsze warunki przechowywania, ponieważ klasztor stał się już za ciasny. W 1936 roku otwarta została, w tym miejscu, ekspozycja dostępna dla publiczności. W okresie okupacji, część dzieł sztuki przejęli i wywieźli Niemcy, pozostała część była wystawiona w dawnym, niemieckim Keiser Friedrich Museum z 1902 roku /Muzeum Cesarza Fryderyka III; obecnie, Muzeum Narodowe w Poznaniu/ a, wiele zaginęła w wichrach wojny. Po wojnie, wiele cennych zabytków zostało odnalezionych i szczęśliwie odzyskanych. W 1964 roku, muzeum zostało oddzielone od archiwum archidiecezjalnego, a zbiory muzealne mogły być swobodnie wykorzystane dla celów ekspozycyjnych. Co prawda, Muzeum Archidiecezjalne cały czas istniało, ale zbiory nie były udostępniane publicznie. W ostatnich latach, zdecydowano się poświęcić dużo więcej uwagi sprawie badań archeologicznych na terenie, na którym położona jest Akademia Lubrańskie- go, a który jest bardzo interesujący w kontekście pradziejów Polski. Przygotowania do otwarcia ekspozy- cji trwały bardzo długo, niemniej w 2007 roku otwarło wspaniałą, stałą wystawę z bardzo cennymi obiek- tami muzealnymi, których obejrzenie pozostawia głębokie wrażenia i przemyślenia. 59 Maforium łac. maforion gr. - wierzchnia szata /długi welon kobiecy od głowy do stóp/; maforium Matki Bożej był jednym z najbardziej okazałych elementów tradycji Świętej Rodziny, kolor niebieski w średnio- wieczu był kolorem miłości; wg przekazu religijnego został zabrany z Jerozolimy do kościoła poświęco- nego Matce Bożej w Blachernai w Konstantynopolu /wybudowanego przez cesarzową św. Pulcherię /Aelia Pulcheria, 399-453/ ok. 450 roku; Kościół spłonął w 1434 roku. 60 Cyborium - w kościele katolickim: ozdobna puszka lub wielki kielich dla przechowywania komunikan- tów. 61Specyficzny miecz, którym wg przekazu biblijnego, w chwili pojmania Chrystusa w Ogrodzie Oliwnym, św. Piotr odciął prawe ucho Malchusowi – słudze arcykapłana; Jezus podniósł odcięte ucho z ziemi i przyłożył je z powrotem w to samo miejsce, co uzdrowiło Malchusa i przywróciło mu słuch; jednoo- strzowy miecz Malchusa, znany w starożytności jako machaira; pojawił się w uzbrojeniu europejskiego 100

Według Jana Długosza /1415-1480/, miecz typu „malchus”, znajdujący się w Muzeum Archidiecezjalnym w Poznaniu, przywędrował z Indii i jest orygina- łem!64. Badania prowadzone, dotychczas dostępnymi metodami, nie potwierdzają informacji J. Długosza, który - co prawda - zawsze starał się trzymać źródeł hi- storycznych, ale oczywiście, korzystał też z przekazów ustnych, legend i ludo- wych opowieści. Tymczasem, miecz Malchusa należy do najciekawszych eks- ponatów, nie tylko poznańskiego Muzeum Archidiecezjalnego, i warto go zoba- czyć. Podobnie, zaciekawiają tablice epitafijne65 i portrety trumienne, niektóre o charakterystycznych kształtach sześciokąta. Uwagę zwracają także liczne wo- ta66, szczególnie cenne te, darowane przez znane osoby lub rody, oraz salon rodziny Heleny i Wiesława Cichowiczów z bogatą kolekcją sreber użytkowych i mebli, a także obrazy znanych malarzy, m.in. Leona Wyczółkowskiego i Teo- dora Axentowicza i inne, cenne pamiątki - portrety rodzinne, szkło artystyczne, porcelana, stroje i różne bibeloty z okresu międzywojennego, ofiarowane mu- zeum przez poznańską rodzinę Stanisławę i Stanisława Szułdrzyńskich, Ro- mana Brandstaettera i Eugeniusza Iwanoyko. Jednym słowem, trzeba zwie- dzić to muzeum, jedno z miejsc, gdzie kultura chrześcijańska sięga samych szczytów piękna i wytworności. Nie można być w Poznaniu i nie odwiedzić Muzeum Broni Pancernej, mieszczącego się w Ośrodku Szkolenia Podoficerów im. Hetmana Polnego Ko- ronnego Stefana Czarnieckiego. Zgromadzone tam historyczne pojazdy wojsko- we /czołgi, działa pancerne/ i inne eksponaty „na kołach” przyciągają oglądają- cych, nie tylko płci męskiej, ale również panie w różnym wieku, a zwłaszcza mło- dzież. Dzisiaj, poznańskie Muzeum Broni Pancernej zaliczane jest do najpełniej wyposażonych placówek tego typu w Polsce. Pierwsze kroki na rzecz powstania muzeum „pancernego” miały miejsce w la- tach 60.tych XX w., jeszcze wtedy, gdy w Poznaniu pełną parą szkolono podcho- rążych dla „pancernej pięści” Wojsk Lądowych. Dzięki ludziom przewidującym i rozumiejącym edukacyjno-patriotyczne znaczenie historii dla przyszłych poko- leń, w dawnym budynku Cyklu Eksploatacji i Remontu sprzętu ówczesnej Wyż- szej Szkoły Oficerskiej Wojsk Pancernych zgromadzone zostały liczne eksponaty broni pancernej gąsienicowej i kołowej, głównie produkcji byłego Związku Ra- dzieckiego. Większość eksponatów „pamięta” II. wojnę światową. rycerstwa wczesnośredniowiecznego w okresie wypraw krzyżowych. Posiadał, charakterystyczną, roz- szerzającą się, ku sztychowi, głownię i rękojeść z jelcem. 62 Jest to raczej konfabulacja, ponieważ poznański „malchus” pochodzi prawdopodobnie z XIII w., a więc nie jest tym mieczem, który rzekomo papież Jan XIII w. miał podarować biskupowi Jordanowi, przed jego przyjazdem do Polski; 63 Epitaphius łac. - mowa pogrzebowa /Kazimierz Kumaniecki, Słownik łacińsko-polski, PWN, W-wa, s. 186/; epitafium - ozdobna tablica z kamienia, metalu lub drewna ku czci zmarłego z poświęconym mu napisem, umieszczana zwykle na ścianach lub filarach kościoła, często wmurowana Słownik języka pol- skiego pod red. Mieczysława Szymczaka, PWN W-wa 1978, t.1, s.550; odnosi się to także do mowy po- grzebowej, ale także jest to utwór rymowany, poświęcony osobie zmarłej, bądź napis nagrobkowy; forma sławienia, w ten sposób zmarłych, pochodzi z V w. i pojawiła się w starożytnej Grecji, rozpowszechniła się także w Cesarstwie Rzymskim i w Europie Zachodniej; epitafia przyjęły się również w Polsce i przy- brały bardzo bogate formy; sławiąc dokonania osoby zmarłej, ale mogą mieć również cechy satyryczne. 64 Wotum łac. – przyrzeczona ofiara albo dar, obietnica, życzenie, ślub /Kazimierz Kumaniecki, Słownik łacińsko-polski, PWN, W-wa, s. 544/; symboliczny przedmiot ofiarowany w jakiejś intencji w kościele /kaplicy/ zawieszany przy ołtarzu lub obrazie. 101

Do najcenniejszych eksponatów należą - czołgi średnie: T-34/76 i T-34/85, T-54; T-55a; T-72, lekki czołg rozpoznawczy T-70; czołgi ciężkie – JS-3 i JS-2; średnie działa samobieżne SU-70, SU-76M, SU-85M, SU-100, ASU-85, ISU-122, ISU-152; armaty - 45 mm ppanc. wz. 1942, 57 mm działo ciągnione /ZiS-2/, 76 mm armata wz. 1952 /ZiS-3/, 122 mm armata wz. 1938, działo bezodrzutowe B-10; transportery - typu SKOT, BTR 152, BTR 60PB, TOPAS; pojazdy rozpo- znawcze - FUG i BRDM-2; wagon szturmowy pociągu pancernego z okresu Powstania Wielkopolskiego, prawdopodobnie Nr 11 „Poznańczyk” oraz bardzo cenny nabytek – niemieckie działo samobieżne Sturmgeschutz/StuG IV /z 2.Pz.Jg.Abt. „Branden- burg”/, wydobyte z rzeki Rgi- lewki w Grzegorzewie, gdzie zatopione było w przyrzecz- nym błocie i mule /z przekazu wiadomo, że załoga działa i żołnierze desantu uciekli, za wyjątkiem ładowniczego, któ- rego Rosjanie rozstrzelali/; samochody pancerne Volvo 760 GLE i Peugeot 604 TI. W 2006 roku muzeum wzbogaciło się o prototyp czołgu „Wilk” PT-91M z po- znańskiego CSWL. W 2008 Prawdziwy rarytas poznańskiego Muzeum Broni Pancernej - roku przybyły jeszcze dwa niemieckie działo samobieżne Sturmgeschutz/StuG IV ważne eksponaty – działa sa- /z 2.Pz.Jg.Abt. „Brandenburg”/, wydobyte z rzeki Rgilewki w Grzegorzewie. Fot. rjm, 2011 r. mobieżne 2S1 „Goździk” oraz 2S7 „Pion”. Z błota w Staro- rzeczu Warty wydobyto także niemiecki, gąsienicowy ciągnik artyleryjski Sonder- kraftfahrzeug 6/Sd.Kfz6 z 1940 roku. Kontrowersje wzbudził wydobyty z ziemi pod kierownictwem mjr. Tomasza Ogrodniczuka niemiecki ciągnik artyleryjski Sd.Kfz.6 z 1940 roku. W hali wystawowej muzeum, obok sprawnych egzempla- rzy czołgów i dział samobieżnych znajdują się także przekroje i wiele elementów dodatkowych /zapasowych/ pojazdów pancernych, m.in. można obejrzeć słynny czołg „Rudy” /T-34/85/MT z serialu „Czterej pancerni i pies”, ze specjalnie odkry- tym /wyciętym fragmentem korpusu/ wnętrzem, ze względu na konieczność na- kręcenia licznych scen tego, dzisiaj jeszcze, popularnego serialu dla młodzieży i … dla dorosłych67. Kolekcję wozów pola walki zamyka Wóz Pogotowia Tech- nicznego WPT-34/. Ostatnio, do poznańskiej Muzeum Broni Pancernej trafiły dwa niecodzienne eksponaty – czołg Sherman Firefly i 25.cio funtowa haubicoarmata. Oba ekspo- naty trafiły do Poznania z Królewskiego Muzeum Armii i Historii Wojskowości w Brukseli. Zarówno Sherman, jak i haubicoarmata, które w brukselskim mu- zeum stały na zewnątrz, mocno zostały nadwerężone i wymagają gruntownego

65 Więcej informacji dot. 1. Brygady Pancernej w „Pomocniczych materiałach dla wykładowców … cz. I, s…7-9. 102 remontu. Trafiły w znakomite ręce zapaleńców z Poznania, pod nadzorem szefa firmy od lat wykonującej remonty i naprawy sprzętu muzealnego, także jakimś cudem ratowanego z wody i błota, Pana Artura Zysa. W roku 2014, zgodnie z przeznaczeniem, oba obiekty zostaną przekazane do Gdańska, gdzie - jak się zakłada - do tego czasu ma powstać Muzeum II Wojny Światowej. Opuszczając po- znańskie Muzeum Broni Pancernej, należałoby złoty- mi zgłoskami napisać na jego „murach”, że kustoszem tego muzeum - niezwykle żywego tworu historii broni pancernej, Jeden z dwóch Ził 111D znajdujących się jeszcze dzisiaj jest niezmordowany w swoim w Polsce. zapale i pomysłach Pan mjr T. Ogrodniczuk. Gdy nasza grupa kustoszy gościła w Poznaniu Pan mjr T. Ogrodniuczuk, z niezwykłą pa- sją, prezentował swoje „pancerne” skarby. „Życiorysy” poszczególnych obiektów muzealnych zna „na wyrywki” i potrafi porywać słuchaczy swoją profesjonalną wiedzą i emocjonalnym opisem historycznym. Prawdziwą rewelacją muzeum poznańskich „pancerniaków” są … „luksuso- we” samochody osobowe z czasów „komuny”, zachowane w doskonałym stanie: limuzyna rządowa Ził 111D cabrio z 1965 roku, ZSRR68, którą defilował, wśród owacji zgromadzonej publiczności, Edward Gierek ze swoją asystą oraz „pan- cerne” Volvo 760 z 1985 roku69 generała Wojciecha Jaruzelskiego. Pan mjr T. Ogrodniczuk70 sam poprowadził „Ziła-a”, którym „płeć nadobna”, reprezentująca naszą grupę kustoszy, przy aplauzie „gapiów” zrobiła rundkę „ho- norową” wokół placu alarmowego CSWL. Sam pozwoliłem sobie zasiąść za kie- rownicą tego, wyjątkowego „krążownika szos” i zrobić pamiątkową fotkę do pry- watnej kroniki. Przecież, to kiedyś będzie unikat! Z wielu, powtarzających się ostatnio komunikatów prasowych oraz /jeszcze częściej/ blogów internetowych wynika, że trwa ostra dyskusja, a właściwie spór o prawo poznańskiego Muzeum Broni Pancernej do eksploracji pól bitewnych i obszarów Wielkopolski w poszukiwaniu i wydobywaniu sprzętu wojskowego

66 Podstawowe dane techniczne /wg www Muzeum Broni Pancernej w Poznaniu/: silnik typu V8 o mocy 220 KM; Vmax - 170 km/h; zużycie paliwa 30 l/100 km!; automatyczna, dwustopniowa skrzynia biegów oraz udogodnienia komfortu jazdy zbliżone do warunków standardowych w pojazdach XXI w. 67Podstawowe dane techniczne /wg www Muzeum Broni Pancernej w Poznaniu/: radziecka przeróbka Packarda; silnik typu V8 o pojemności 6 l i mocy 200 KM; Vmax - 170 km/h; automatyczna, dwustopnio- wa skrzynia biegów; podobno, wyprodukowano tylko 11 szt. w wersji cabrio, do dzisiaj pozostało już tylko 2 szt. 68 Mjr Tomasz Ogrodniuczuk za swoją działalność na rzecz utrwalania historii broni pancernej i utwo- rzenie Muzeum Broni Pancernej w Poznaniu został laureatem Buzdyganów 2009 /Polska Zbrojna Nr 13 z 28 marca 2010 roku, s. 26/. 103 i broni. Konkurencja, w tej kwestii, niezbyt uczciwa, szuka szans dla siebie. Szkoda, że w sposób mało elegancki. Tymczasem, „zapaleńcy z CSWL” radzą sobie doskonale, nie tylko w powiększaniu zasobów muzealnych, także drogą eksploracji, ale również w trosce o utrzymanie posiadanych obiektów muzeal- nych we właściwym stanie technicznym /wystawowym/. Ostatnim akcentem podróży wojskowych kustoszów: Warszawa - Toruń - Bydgoszcz – Poznań było Wielkopolskie Muzeum Wojskowe, znajdujące się tak- że w stolicy Wielkopolski. Bardzo ciekawa kolekcja militariów i prezentowana w sposób profesjonalny, w sympatycznie urządzonych salach wystawowych. Za- interesowanie i dyskusję wzbudziła bardzo bogata wystawa odznaczeń wojsko- wych. Była okazja do porozmawiania o Krzyżu Żelaznym, który pojawił się już w armii pruskiej w 1813 roku, w okresie wojen napoleońskich, jako odznaczenie wojskowe, ustanowione przez króla Fryderyka Wilhelma III /1770-1840/ i przy- znawane za zasługi bojowe na polu walki. Poprzedzały go odznaczenia szla- checkie tzn. nadawane wyłącznie osobom z tytułami, m.in. „Pour le Mérite” /„Za Zasługi”, najwyższy pruski i niemiecki order wojskowy ustanowiony przez króla Fryderyka Wielkiego w 1740 roku, ale charakteru ściśle wojskowego nabrał do- piero za czasów Fryderyka Wilhelma III w 1810 roku; jako order przetrwał aż do 1998 roku; warto wiedzieć, że orderem „Pour le Mérite” został odznaczony słyn- ny, niemiecki as lotnictwa z czasów I. wojny światowej Max Immelmann /1890- 1916, odznaczony także Krzyżem Żelaznym I i II klasy/71, a także … Herman Göring /1893-1945/. Powróćmy jednak do Krzyża Żelaznego, który przez długie lata był, de facto, najważniejszym, niemieckim odznaczeniem wojskowym. W momencie ustano- wienia, w 1813 roku, nie awers, lecz rewers krzyża stał się ważniejszą „stroną medalu”, ponieważ tam umieszczone zostały symbole: liście dębu, królewskie inicjały „FW” /Friedrich Wilhelm”, wytłoczony rok „1813” i – na górnym ramieniu - „królewska korona”. Z tego powodu order noszono rewersem skierowanym do zewnątrz. Ustanowiono dwie klasy orderu /I i II/ oraz Krzyż Wielki /z przeznacze- niem na szyję/. W 1813 roku, order /Krzyż Żelazny II klasy/, po raz pierwszy, na- dano, pruskiemu generałowi, dowódcy 9. Brygady Piechoty III Korpusu Karlowi Augustowi Ferdinandowi von Brocke /1776-1830, urodził się w dzisiejszym Stargardzie Szczecińskim/ za wykazaną waleczność w bitwie pod Lüneburgiem /21 kwietnia 1813 rok/. W XIX wieku dokonano kilku zmian w wizerunku i zasadach nadawania Krzy- ża Żelaznego. W 1817 roku wprowadzono Gwiazdę Krzyża Żelaznego. Pierwszą gwiazdę nadano Gebhardowi Leberechtowi von Blücherowi /1742-1819, zm. w Krobielowicach k. Wrocławia/ wielkiemu dowódcy armii pruskiej, zwycięscy m.in. spod Waterloo. Odznaczenie, z okresu wojen napoleońskich, nadawano

69 „Pour le Mérite” otrzymał 12 stycznia 1916 roku /po 8 zwycięstwach powietrznych/. 1 sierpnia 1915 roku M. Immelmann /Der Adler von Lille – Orzeł z Lille/, lecąc myśliwcem Fokker E.I, ostrzelał i zmusił do lądowania brytyjską załogę bombowca B.E.2 i sam wziął do niewoli obu angielskich pilotów, za co otrzy- mał Krzyż Żelazny I klasy. Było to pierwsze, powietrzne zwycięstwo Maxa Immelmana. Łącznie odniósł 17 zwycięstw w walkach powietrznych. Uznaje się, że był twórcą jednego z manewrów bojowych, stoso- wanych w walkach powietrznych, zwany zwrotem Immelmana, polegający na gwałtownej zmianie kierun- ku lotu na przeciwny, z jednoczesnym nabraniem wysokości. 104 jeszcze przez kolejne 20 lat, aż do 1839 roku, chociaż liczbę nadawanych krzyży ograniczono ze względów oszczędnościowych. Order powrócił do łask w czasie wojny francusko-pruskiej 1870 roku, ale zmieniono datę na dolnym ramieniu z „1813” na „1870” oraz litery /w środku/ z „FW” na „W” /Wilhelm/. W 1895 roku, nastąpiła zmiana wyglądu orderu, który odtąd mógł być noszony na wstążce orderowej ze srebrnym okuciem i liśćmi dę- bu oraz liczbą „25”. Podczas I. wojny światowej ponownie powrócono do nadawania orderu z tym, że kolejny raz zmieniono datę z „1870” na „1914” i ustalono nową zasadę noszenia orderu na wstążce orderowej na kurtce munduru, zamiast ciężkiego i niewygodnego do noszenia orderu II klasy. W związku z tym, order II klasy, któ- ry wymagał specjalnego zamocowania na mundurze, noszono jedynie do mun- duru galowego. I. wojna światowa była szczególną sposobnością do nadawania orderu. Także wielu polskich żołnierzy-legionistów zostało odznaczonych Krzy- żem Żelaznym. W tym okresie nadano bardzo dużą liczbę orderów, ale Krzyż Wielki - tylko pięciokrotnie, m.in. cesarzowi Wilhelmowi II Hohenzollernowi /1859-1941/, a Gwiazdę Krzyża Żelaznego otrzymał marszałek Paul von Hin- denburg /1847-1934/. W 1939 roku, Krzyż Żelazny znowu stał się najważniejszym odznaczeniem bojowym i pożądanym obiektem żołnierskiej profesji. Niestety, miejsce dawnych liter /„FW” a później „W”/, w środku rewersu, zajęła swastyka. Weterani z I. wojny światowej, którym nadano już Krzyż Żelazny, mogli być odznaczeni tzw. okuciem ponownego nadania /mocowanym na wstążce Krzyża II klasy oraz na orderze – w przypadku Krzyża I klasy/ w postaci orła III Rzeszy z listwą, na której wytło- czona została data - „1939”. Obok Krzyża Żelaznego, ustanowiony został jeszcze jeden order bojowy - Krzyż Rycerski /1939/. W kolejnych latach wojny rozbudowane zostały wersje tego odznaczenia, a mianowicie: Krzyż Rycerski Krzyża Żelaznego z Liśćmi Dę- bu /1940/; następnie, Krzyż Rycerski Krzyża Żelaznego z Liśćmi Dębu i Miecza- mi /1941/, w kolejności - Krzyż Rycerski Krzyża Żelaznego z Liśćmi Dębu i Mie- czami i Brylantami i wreszcie, czwartą klasę orderu – Krzyż Rycerski Krzyża Że- laznego ze Złotymi Liśćmi Dębu, Mieczami i Brylantami /1944/. Dzisiejsza Bundeswehra również przejęła tradycję Krzyża Żelaznego, ale w formie odpowiednio dostosowanej do obecnych uwarunkowań polityczno- militarnych.

Oczywiście, nie jest koniec podróży, które dane mi było odbyć, dzięki szczę- śliwemu zbiegowi okoliczności, życzliwości wielu ludzi i ogromnej aktywności na tym polu, pracowników Wojskowego Centrum Edukacji Obywatelskiej. Czy uda się jeszcze coś o nich napisać, to dopiero pokaże przyszły czas. Tymczasem, notatki z tych podróży i liczne fotografie, trzeba odłożyć na przysłowiową „półkę”.

105

Na koniec, już dla odprężenia, rzut oka w nieco odległą już, międzywojenną, historię bydgoskich artylerzystów, dzięki kilku fotografiom z kolekcji ks. Dariusza Kozłowskiego, z cyklu: „Żołnierskie drogi”.

Otóż, fotografie przedstawiają dziadka D. Kozłowskiego - szeregowego Jó- zefa Kozłowskiego, żołnierza 15. Wielkopolskiego Pułku Artylerii Lekkiej, sta- cjonującego w 1939 roku w bydgoskich koszarach przy ul. Gdańskiej /na po- szczególnych fotografiach nietrudno rozpo- znać młodziutkiego artylerzystę, ponieważ był … niewielkiego wzrostu/. Dla poszerze- nia wiedzy o 15. pal, dodajmy jeszcze kilka informacji, zaczerpniętych z artykułu Pana Wiktora Gontarczyka z Warszawy /patrz Intrernet/. Dowództwo pułku i pierwsze ba- terie artylerii, a później pierwsze dywizjony artylerii, utworzone zostały na przełomie lat 1918/1919 w Poznaniu. Jednostka otrzyma- ła nazwę 1 Pułk Artylerii Lekkiej Wielkopol- skiej /pierwszym dowódcą został ppłk art. Anatol Kędzierski/. Zatem, Wielkopolska była kolebką pułku, skąd poszczególne pododdziały wyruszały na wojnę. Wkrótce, pułk zmienił nazwę na 1 Pułk Artylerii Polo- wej Wielkopolskiej /1919/. W następnym roku /1920/, jeszcze raz zmienił nazwę na 15 Wielkopolski Pułk Artylerii Polowej. W trakcie przejmowania Pomorza przez Wojsko Polskie, pułk zatrzymał się /2 grud- nia 1920 roku/ w bydgoskich koszarach przy ul. Artyleryjskiej i w koszarach im. Bar- tosza Głowackiego przy ul. Powstańców Warszawy. Wreszcie, od 1932 roku /1 stycznia/ jednostka otrzy- mała nazwę 15 Wielkopol- ski Pułk Artylerii Lekkiej /15 pal; w skład pułku wchodzi- ło dowództwo oraz trzy dy- wizjony po trzy baterie arty- lerii; 19 czerwca 1938 roku, podczas uroczystości w To- runiu, marszałek Edward Śmigły-Rydz wręczył puł- kowi sztandar ufundowany przez społeczeństwo Bydgoszczy/. Jak pokazało życie, Bydgoszcz stała się dla tego pułku, podobnie jak dla 62. Wielkopolskiego Pułku Piechoty, 16. Pułku Uła- 106 nów Wielkopolskich i 11. Dywizjonu Artylerii Konnej, stałym miejscem stacjono- wania, aż do września 1939 roku.

107

BILIOGRAFIA:

1. Burakowski Tadeusz, Sala Aleksander, Pociski i przeciwpociski; Wyd. MON, Warszawa 1964; 2. Burakowski Tadeusz, Sala Aleksander, Rakiety bojowe 1900-1970; Wyd. MON, Warszawa 1973; 3. Dichter Wilhelm, Odoliński Roman, Krzesiewicz Zbigniew, Mieczysław Dene- rowicz, Brzeźny Lech, Rakiety i pociski kierowane cz. II; Wyd. MON, Warsza- wa 1960; 4. Korcz Przemysław, Cieszyńskie Orły /w/ Kalendarz Cieszyński „2010”, patrz - materiał internetowy; 5. Krzyżan Marian, Peenemünde - 45 lat po wojnie /w/ Lotnictwo, nr 3/1991, s. 27 i 32; 6. Kto mu dał śmigła? /w/ Wiraże Nr 8 z 16-30 kwietnia 2006 r., s, 4-5, (Maciej Woźniak); 7. Majerski Stanisław, Początki lotnictwa polskiego we Lwowie /Semper Fidelis 4-5/2004, patrz - materiał internetowy/; 8. Marczyk Wiesław, Powstanie obrony przeciwlotniczej i jej rozwój w okresie I. wojny światowej /w/ Przegląd WL i OPK, nr 11/1988, s. 75-77; 9. Materiały do studiowania historii wojska i sztuki wojennej /Siły zbrojne i sztuka wojenna w latach 1900-1921/, MON Warszawa 1971; 10.Middlebrook Martin, Nalot na Peenemünde. Wyd. MON, Warszawa 1987; 11. Nawrocki Mirosław, Geneza teorii powietrznych uderzeń strategicznych /w/ Przegląd WLOP nr 1/2004, s. 26-31; 12. Notatki uczestnika podróży historyczno-wojskowych organizowanych przez WCEO; 13. Odrzutowce Jakowlewa cz. I /w/ Wiraże Nr 3 z 1-15 lutego 2006 r., s. 30-31, (Piotr Butowski); 14. Odrzutowce Jakowlewa cz. II /w/ Wiraże Nr 4 z 16-28 lutego 2006 r., s. 30-31, (Piotr Butowski); 15. Przedpełski Andrzej, Polscy lotnicy w walce z wunderwaffe /w/ Przegląd Wojsk Lotniczych i Wojsk Obrony Powietrznej Kraju Nr 7-8/1988, s. 73). 16. Przegląd Historyczno-Wojskowy, Numer specjalny 5 /1905-2005 w stulecie urodzin Mariana Rejewskiego/, s. 5-25, 37-68, 71-160, 205-222; 17. Ryś Marek, Fieseler Fi 103 Reinchenburg, pilotowane warianty V-1 /w/ Nowa Technika Wojskowa Nr 9/2004, s. 75-78; 18. Skworzec Piotr, Rozwój taktyki wojsk rakietowych oraz ich uzbrojenia a ewolucja środków napadu powietrznego /w/ Przegląd WLOP, nr 12/2003, s. 23-30; 19. Zalewski Krzysztof, Projekt Afrodyta /w/ Nowa Technika Wojskowa Nr 5/2003, s. 62-64;

108

URZĄD MARSZAŁKA WOJEWÓDZTWA KUJAWSKO-POMORSKIEGO w TORUNIU

JJ

Adres: Plac Teatralny 2, 87-100 Toruń NIP: 956-19-45-671 REGON: 871121290

Telefony:  Punkt Informacyjno-Podawczy: tel. 056 62-18-600 tel. 056 62-18-610 fax. 056 62-18-723

Obsługa klientów:

 Godziny urzędowania: Poniedziałek: 7:30-15:30 Wtorek 7.30-17:00 Środa: 7:30-15:30 Czwartek: 7:30-15:30 Piątek: 7:30-14:00

 Godziny otwarcia Punktu Informacyjno-Podawczego: Poniedziałek: 7:30-15:30 Wtorek 7.30-17:00 Środa: 7:30-15:30 Czwartek: 7:30-15:30 Piątek: 7:30-14:00

109

02 kwietnia 2012 roku Marszałek Województwa Kujawsko-Pomorskiego Pan Piotr CAŁBECKI został uhonorowany złotym „Medalem za Zasługi dla Związku Oficerów Rezerwy Rzeczypospolitej Polskiej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego”.