MAJ 2014

Gazeta internetowa poświęcona muzyce improwizowanej ISSN 2084-3143 ISSN

Rozmowy: Piotr Damasiewicz Krzysztof Dys Sebastian Zawadzki Dionizy Piątkowski

Wojciech Karolak Nie mam nic do powiedzenia

Wojciech Karolak, fot. Kuba Majerczyk < Od Redakcji redaktor naczelny Roch Siciński [email protected]

„Im więcej mamy czasu na wykonanie jakiejś pracy, tym więcej czasu nam ona zabiera”. Dla wielu taka obserwacja jest oczywista. Większość z nas zacytowaną prawdę zna z autopsji. Choć podobnie jest i w moim przypadku (jak każdy szanu- jący się młody człowiek jestem skrytym leniem!) to dziękuję Bogu, że JazzPRESS nie jest tygodnikiem. Czemu? Kolejne miesiące pędzą jak coltrane’owskie solo w „Giant Steps”! Planowanie okładek, najbliższych wywiadów, typowanie albumów do rub- ryki Top Note, czy przydzielanie akredytacji na nieskończoną ilość koncertów i fe- stiwali wygląda trochę jak pakowanie walizki przez Wojtka Karolaka. Ostatecznie jednak bagaż się domyka, a my z uśmiechami na twarzach zachęcamy Cię do jego rozpakowania i wybrania ulubionej jazzowej garderoby na bieżący miesiąc.

Tym razem właśnie Karolak zarzucił nas najdłuższą rozmową, jaka na Jazz- PRESSowych łamach ukazała się w ciągu ostatnich trzydziestu pięciu numerów… Gazeta internetowa czasem jest z gumy i w przeciwieństwie do prasy drukowanej z radością pozwalamy sobie na jej bezwstydne rozciąganie. Majową przyczynę rozciągania serdecznie polecam wszystkim fanom naszego narodowego organi- sty, muzyki jazzowej, a także całej reszcie, która zajrzała tutaj przez przypadek.

Pojęcie czasu, a właściwie jego pozornego kurczenia się czy przyspieszania od- grywa istotną rolę nie tylko każdego miesiąca, ale uświadamia jak szybko nadcią- gają różnego rodzaju rocznice. Zaledwie chwilę temu bydgoskiemu klubowi Mózg stuknęło dwadzieścia lat! Nie pozwoliliśmy, by przy tej okazji słów kilku (i fanta- stycznych fotografii) mogło zabraknąć w naszej skromnej gazetce. Cieszymy się tym bardziej, że tekst popełniono z nietypowej perspektywy, bo z samego epicen- trum yassowego zamieszania. Zapewne upływ czasu inaczej odczuwają starzy wyjadacze, inaczej muzycy będący w najbardziej płodnym okresie swojej twórczości, inaczej artyści debiu- tujący na rynku, a jeszcze inaczej organizatorzy drepczący tuż za sceną na chwilę przed początkiem koncertu. W bieżącym wydaniu znajdziecie wywiady z osoba- mi pasującymi do wszystkich wymienionych kategorii.

Nie zabrakło relacji z koncertów i festiwali. Jak zawsze recenzujemy płyty i pi- szemy felietony. Co nie zmienia faktu, że pewnie najpierw rzucisz okiem na kon- kursy. I słusznie! Jest sporo czasu, by zapoznać się z resztą materiału. Chociaż… czas to pojęcie względne – względem każdego z nas. Dla mnie na przykład to już czas by wysłać tekst do składu, bo za kilka godzin premiera majowego wydania. Miłej lektury!

> SPIS TREŚCI

3 – Od Redakcji

4 – SPIS TREŚCI

6 – Wydarzenia

10 – Płyty 10 Pod naszym patronatem 12 Top Note Piotr Damasiewicz Quartet – Mnemotaksja 15 KONKURSY 16 RadioJAZZ.FM poleca 18 Recenzje Olbrzym i Kurdupel – Work Pulsarus – Bee Itch Alan Broadbent & NDR Big Band – America The Beautiful – Psychomagia Daktari – Lost Tawns Krzysztof Ścierański – Night Lake Maria Sadowska – Jazz na ulicach Dominik Bukowski – Simple Words Stefan Glass – La Primera Monika Lidke – If I was to describe you Takuya Kuroda – Rising Son

42 – Przewodnik koncertowy 42 Portugalsko-polski eksperyment 46 XX-lecie Festiwalu „Starzy i Młodzi, czyli Jazz w Krakowie” 55 Jazz nad Odrą część I 60 Jazz nad Odrą część II 62 Beautiful Dreamer’s Trio Billa Frisella w Studiu Koncertowym Polskiego Radia 64 Mikołaj Trzaska Brama Wolności 66 Directions in Music – Dexter Gordon 67 Jazziniec Jazz Festival 2014 70 XX-lecie Mózgu!

< JazzPRESS, maj 2014 5

81 – Rozmowy 81 Wojciech Karolak Nie mam nic do powiedzenia 102 Piotr Damasiewicz Muzyka jest głodna zmian 110 Krzysztof Dys Bez formy też można 115 Sebastian Zawadzki Pomysł… i cała reszta 120 Dionizy Piątkowski Backstage

126 – Słowo na jazzowo 126 Jazzowy Notes Projekty specjalne 128 Lewym uchem 130 World Feeling Mali w kryzysie gra dalej

134 – BLUESOWY ZAUŁEK 134 GRUFF, CZYLI PRZYTUŁA & KRUK VS. KUDŁA

136 – Kanon Jazzu

138 – Redakcja

Możesz nas wesprzeć nr konta: 05 1020 1169 0000 8002 0138 6994 wpłata tytułem: Darowizna na działalność Dofinansowano ze środków statutową Fundacji Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

> 6| Wydarzenia

Podczas jubileuszowej XX edycji gali rozda- nia nagród polskiego przemysłu fonograficz- nego, czyli Fryderyków przyznano 20 statue- W ramach 50. edycji festiwalu Jazz nad Odrą tek w 16 kategoriach (łącznie walczyło o nie przyznano kolejne Grand Prix Konkursu na 1110 artystów, albumów i singli). Jak co roku Indywidualność Jazzową. Ta legendarna już przyznano także trzy Złote Fryderyki za ca- nagroda powędrowała do muzyków z zespołu łokształt dokonań artystycznych. W stylisty- NSI Quartet (formacja może dorzucić to tro- ce dla nas najistotniejszej Złotego Fryderyka feum do pozostałych wyróżnień – 36 Jazz Ju- otrzymał nieodżałowany Jarosław Śmietana. niors, V Azoty Tarnów International Jazz Con- Jazzowym Artystą Roku został laureat Gram- test, czy 39 Klucz Do Kariery w ramach Gorzów my Włodek Pawlik, natomiast w pozostałych Jazz Celebration). II nagrodę otrzymał zespół dwóch kategoriach – Debiut Roku oraz Album Dima Bondarev Quintet. Tym razem nagrodę Roku – triumfował Dominik Wania oraz pro- specjalną ufundowaną przez Stowarzyszenie ducenci jego debiutanckiego albumu Ravel Autorów ZAiKS (podróż do Los Angeles na – wytwórnia For Tune. Pozostałe Złote Fryde- zaproszenie Darka Oleszkiewicza) otrzymał ryki otrzymali śp. Marek Jackowski (Muzyka kontrabasista Jakub Dworak. Rozrywkowa) oraz Konstanty Andrzej Kulka (Muzyka Poważna). W dniach 28 i 29 kwietnia w Warszawie inter- netowy portal PopUpMusic.pl obchodził swo- Wania zgarnia (prawie) wszystko! Główny je dziesięciolecie. Na portalu do tej pory uka- bohater kwietniowego wydania miesięcznika zało się ponad 550 wywiadów i artykułów, 2100 JazzPRESS – Dominik Wania został także lau- recenzji, 600 fotorelacji z koncertów i festiwa- reatem Gwarancji Kultury przyznawanych co li, będących efektem niezliczonych spotkań roku w „urodziny” stacji TVP Kultura. W ka- z muzyką. Z tej okazji odbył się mini-festiwal, tegorii „Jazz, rock i inne” pianista wyróżnił na którym fani dobrej muzyki i portalu mogli środowisko jazzowe, a jury swój wybór argu- usłyszeć m.in. Alameda Trio, Petera Evansa, mentowało m.in. „otwartością stylistyczną czy Raphael Rogińskiego. Gratulujemy okrą- i szerokimi horyzontami jazzowymi artysty”. głej rocznicy!

< JazzPRESS, maj 2014 |7

Po raz osiemnasty ogłoszono zwycięzców na- grody JJA Awards przyznawanej przez ame- rykańskie stowarzyszenie dziennikarzy mu- zycznych – The Jazz Journalists Association. Wszystkich nagrodzonych znajdziecie na naszej stronie internetowej, tutaj nadmie- nimy tylko, iż za całokształt twórczości na- Centrum Kultury Agora zaprasza do zgłasza- grodzony został Herbie Hancock, muzykiem nia się na konkurs Kreacje Przegląd/Zderze- roku okrzyknięto Wayne’a Shortera, a nową nia w ramach Art Of Improvisation Creative nadzieją Cecile McLorin Salvant. Nagrody dla Festival, który odbędzie się 20-22 czerwca 2014. Dziennikarzy i Mediów (za całokształt, Maga- Konkurs jest skierowany do młodych artystów zyn Jazzowy Roku, Blog Roku, Zdjęcie Roku...) /18-35 lat/, zarówno amatorów jak i profesjo- zostaną ogłoszone podczas Gali JJA Jazz Awar- nalistów – solistów i zespoły, którzy prezentu- ds, która odbędzie się 11 czerwca 2014 r. w Blue ją szeroko rozumianą sztukę improwizowaną: Note Jazz Club w Nowym Jorku. Tak więc na- muzykę, taniec, działania teatralne czy inne dal trzymamy kciuki za naszą koleżankę re- sztuki performatywne. Termin wysyłania dakcyjną Barbarę Adamek-Czartoryjską, któ- zgłoszeń to 26 maja. Nagrodami w konkursie rej zdjęcie zostało nominowane w kategorii będą 1500zł, zaproszenie na występ w nurcie Zdjęcie Roku! głównym kolejnej edycji Art Of Improvisa- tion, sesja w profesjonalnym studiu nagrań CK Agora. Więcej informacji o konkursie znaj- dziecie na naszej stronie internetowej.

> 8| Wydarzenia

Po raz 44. (10-12 lipca) w puławskim „Domu Na przełomie kwietnia i maja w ramach Za- Chemika” odbędą się Międzynarodowe War- kopiańskiej Wiosny Jazzowej odbyła się Gala sztaty Jazzowe. Zgłoszenia przyjmowane są do Jazz Top, a więc nagrodzenie zwycięzców 30 czerwca. Przez 3 dni uczestnicy będą mogli plebiscytu czytelników miesięcznika Jazz Fo- spotykać się z polskimi i zagranicznymi ar- rum. Jak co roku o wyborze najpopularniej- tystami jazzowymi, by pod ich okiem szkolić szych artystów ubiegłego roku decydowali się w grze m.in. na fortepianie, gitarze, trąb- Czytelnicy pisma. ce, saksofonie czy perkusji. Odbędą się także warsztaty wokalne, warsztaty z historii jazzu oraz teorii improwizacji. Więcej informacji znajdziesz tutaj »

W centrum targowym Bremen po raz kolej- W maju po raz drugi odbędzie się ogólnopol- ny (w dniach 24-27 kwietnia) odbyły się Targi skie spotkanie przedstawicieli środowiska Jazzahead! Impreza, jak co roku oprócz części muzycznego: kompozytorów, artystów wyko- targowej i festiwalowej była okazją do spot- nawców, muzykologów i teoretyków muzyki, kań branży muzycznej związanej z jazzem. dziennikarzy i krytyków, przedstawicieli in- W tym roku krajem partnerskim targów zo- stytucji muzycznych i organizacji pozarządo- stała – Dania. Wśród wystawców na targach wych, a także studentów i melomanów w ra- jest coraz więcej polskich organizatorów mach Konwencji Muzyki Polskiej. Konwencja i muzyków! W tym roku Bremen odwiedzili odbędzie się w dniach 12–14 maja w Biblio- Bednarska, IMP Foundation, Instytut Adama tece Narodowej w Warszawie. Uczestnictwo Mickiewicza, Jazz Forum, Jazzarium, Festi- w Konwencji jest bezpłatne. W konwencji wal JAZZTOPAD, Klub Żak / Jazz Jantar Festi- weźmie udział ok. 500 osób. Konwencja zaj- val, Marcin Wasilewski Trio, Wytwórnia For mie się całokształtem spraw polskiej muzyki Tune, Pink Freud & Wojtek Mazolewski Quin- zarówno w jej głębokości historycznej do sze- tet i Filharmonia Witolda Lutosławskiego. rokiego spektrum współczesności: od muzyki poważnej, poprzez jazz, alternatywę, muzykę tradycyjną do muzyki popularnej.

< JazzPRESS, maj 2014 |9

28 kwietnia o godzinie 20.00 w warszawskim (dawniej jazzowym) klubie Tygmont odbyło się spotkanie połączone z koncertem wspomi- nające zmarłą na początku tego roku Izumi 17/05/2014, Warszawa Uchida – producentkę, menedżerkę – osobę Klub Kultury Saska Kępa zaprasza wyjątkową, także dla naszej redakcji. Cieszy- na „Koncerty Plakatów w Noc Muze- my się, że tak wiele osób zapełniło klub by po- ów”: wystawę plakatów Agnieszki wspominać Izumi. Było to kolejne (po Stanach Sobczyńskiej do cyklu spotkań Zjednoczonych i Japonii) pożegnanie tej nietu- i koncertów Cały ten jazz! oraz se- zinkowej postaci. Dziękujemy za obecność. rię minikoncertów. Dokładnie co pół godziny z solowym recitalem pojawi się jeden ze sportretowanych Arty- stów, jednak konkretne nazwiska i godziny ich występu będą niespo- dzianką…

> 10| Nowości płytowe Pod naszym patronatem

New Bone – Follow me Sroczyński/Pospieszalski – Bareness

Kwintet New Bone po raz pierwszy w swojej ka- Tomasz Sroczyński (skrzypce) w duecie z Mar- rierze zdecydował się na przygotowanie projektu kiem Pospieszalskim (saksofon/klarnet) wzmoc- zawierającego w całości kompozycje innych ar- nili coraz obszerniejszy katalog wytwórni Re- tystów. Materiał obejmuje utwory dwóch wybit- quiem Records. Krążek Bareness przedstawia nych polskich kompozytorów – Henryka Warsa materiał zarejestrowany w XV wiecznym kościele. i Bronisława Kapera we współczesnych, jazzo- Na pozór mamy do czynienia z duetem, jednak wych aranżacjach. Aranżacje rozdzielono między akustyka wnętrza, użycie elektroniki oraz silna trzech charakterystycznych i znaczących piani- ingerencja w postprodukcji płyty daje efekt inten- stów polskiego jazzu. Część materiału przygoto- sywnej muzycznej siatki dźwięków. Obaj muzycy wali Andrzej Jagodziński oraz Joachim Mencel nie są anonimowi fanom muzyki improwizowanej, natomiast pozostałe aranże zostały rękach Do- a tak nietypowe zestawienie i podejście do efek- minika Wanii, który poza rozpisaniem kompozycji tu końcowego powinno tylko wzmożyć czujność włączył się do zespołu. Nowy zawodnik w składzie poszukiwaczy albumów nietuzinkowych, odważ- New Bone oraz zaangażowanie Jagodzińskiego nych i „innych” niż pozostałe. Tym samym Requi- i Mencla dało płycie świeże i zróżnicowane podej- em Records po raz kolejny pokazuje nam swoją ście do twórczości Warsa i Kapera. intrygującą linię i odwagę wydawniczą.

< JazzPRESS, maj 2014 |11

Od września JassPRESS jest dostępny na takich urządzeniach jak iPhone i iPad w bardzo przyjaznej formie! Mamy nadzieję, że ułatwi Wam to lekturę naszego miesięcznika! By przetestować jak czyta się nasz magazyn na Waszych urządzeniach, kliknijcie tutaj » Piszemy dla Was i dzięki Wam

> 12 NOTE TOP < |

najciekawsza miesięcznika płyta według Recenzje JazzPRESS

T OOP NNO TTE

T P O E ku chęci eksplorowania polskiego rynku. Kwartet był, a jakby go jakby go ku chęci eksplorowania polskiego rynku.Kwartet był,a czy bra- kwartet jazzowy. Niewiedza niewynikałaz zaniedbania, prowadzi wyjątkowy że istniejektośtakijak PiotrDamasiewicz i no materiałnapłytę Mnemotaksja,niemiałemzielonego pojęcia, roku,kiedyzarejestrowa- ręcepięćlattemu. W 2009 trafić w nasze Na rynkuwłaśnieukazałsięalbum,który równiedobrze mógłby PAUZA. razie – pu, bądźnakoncert. Tekst jednakpowstać musi, w takim Zasadniczo natymmógłbymskończyć i odesłać Czytelnikadoskle- z Mnemotaksji pochłaniabezreszty. muzyka nieznosikonkurencji. Albodźwięki,albotekst.Materiał Ciężko słuchaćtegomateriałujednocześnie piszącrecenzje,bota – Piotr Damasiewicz Quartet Mnemotaksja

nie kompozytor większości utwo- jednocześ- wskroś inaczej. Lideri wprowadzić chaos.Tutaj jestna myślanej koncepcji możeprzecież muzycznym kolorem, cobezprze- chy wyjątkowe, dysponuje innym nichposiadace- siewicz –każdyz Dama- bowski, Gerard Lebik i Piotr Wojciech Romanowski, MaciejGar być jużniepowinnidlanikogo. znać ichna nowo, bo anonimowi muzyków poraz kolejny, czy teżpo- Nadarza się okazja bypoznać tych jej terminprzydatności dospożycia. nym opóźnieniem,niemijajednak razie przesyłka trafia donasz pew każdym formacją RGG). W płytę z roku wypuszczał narynekczwartą 2009 poza Garbowskim, któryw zykami lokalnymi (chyba jednak lider opowiada – byli wówczas mu- spoza Wrocławiai Katowic. Jaksam nie było–przynajmniej dlafanów nieść sięw wybranemiejsce. wyobraźni prze- i we własnej zwalają namzamknąćoczy ilustracyjność muzykipo- Niecodzienna akustyka oraz - - buje nas,aleniewyczerpuje. szego doostatniegodźwięku,absor mosfera, tocoś,courzeka odpierw przewodnia”, a może specyficzna at- nudy. Delikatnaosnowa –„myśl początku dokońca nieoznacza też nakreślonym od Płyta z pomysłem sie przewinęły sięprzez redakcję. ostatnimcza- produkcji, którew wyróżnia Dzięki czemu towłaśniespójność rów podszedłdosprawy rzetelnie. skim śródmieściu. Usiąść w jednej skim śródmieściu.Usiąść w jednej skupienia kościele nawrocław powietrzu wiszącego w wilgotnym zimnym, alepełnym W surowym, Mnemotaksja zostałanagrana. możemy znaleźćsiętamgdzie ne miejsce.Bydaleko nieszukać - wyobraźni przenieść sięw wybra własnej we nam zamknąćoczy i stracyjność muzyki pozwalają Niecodzienna akustykaoraz ilu- } Mnemotaksje od innych JazzPRESS, maj 2014 JazzPRESS, [email protected] - - - Roch Siciński Roch | > 13 TOPNOTE 14 < |

Recenzje mi w zbanalizowanym świecie. zastanowić nad rzeczami ważki- i krążek pozwala nam sięzatrzymać tanego sloganu, torzeczywiście ten muzyce. Choćużyjęwyświech- w zanurzyć się ostatnichławek i z bezduszna. ci charakteru, nie jest bezbłędnie tym fragmentom muzyka nietra- fragmentów. To niezarzut –dzięki brak doszlifowania wybranych docieraw których donaszychuszu Zdarzają siędrobnepotknięcia, OO NNprzebrane morze fantastycznych se- skach komputerów znajdujesięnie- W szufl natwardych dy- adach i TT

TT Zapraszamy dowspółpracy! –relację,recenzjęlubpoprostu skontaktujsięznami. Na [email protected] wyślijpróbnytekst PPdołącz doredakcjimagazynu JazzPRESS! Jeśli kochaszjazzilubiszpisać–bądźodwrotnie OO EE

nawet najmniejszegopojęcia. niemielibyśmy o tym w niewiedzy pogrążeni żąco niekompletne, a my płyty ichdyskografi e zostałyby ra- fenomenalnych muzyków. Beztej kretnego momentukarieryczterech motaksja jestrejestracją bardzokon- dzienne cieszy. Muzyka z płyty Mne- ny materiałwyciągniętynaświatło sytuacjikażdyzakurzo- doks. W tej małoktowidzitupara- diowych i przebojów komercyjnych stacjira- identyczny hit hula między listami set pięćdziesiątyczwarty (niemal) nitych płyt,jednaktysiąc osiem- staniewchłonąć wyśmie- jest w właśnie tampozostanie.Ryneknie sji nagraniowych. Większośćz nich JazzPRESS, maj 2014 |15 konkursy!

ak co miesiąc zachęcamy do wzięcia Judziału w konkursach! W maju przy- gotowaliśmy kilka świetnych albumów… i nie zawahamy się rozesłać ich po kra- ju! Mamy dla Ciebie egzemplarze de- biutanckiej płyty Kuby Płużka, album Trio Włodzimierza Na- hornego, krążek fantastycz- nego kwartetu Tomka Licaka i Radka Wośko, a także nowe wydawnictwo Moniki Lidke oraz składankę wydaną z oka- zji 75-lecia oficynyBlue Note!

…wystarczy wysłac maila na adres [email protected] w tytule na- pisz, o która płytę walczysz (bądź który koncert wybierasz). Zgodnie z tradycją żeby szczęście odegrało wieksza role, zwyciezcami zostana te osoby, które jako siódme w kolejnosci zgłosza sie po dana nagrode. Powodzenia!

> 16| RadioJAZZ.FM poleca

Joahim Kuhn – Joachim Kuhn Birthday Kuba Płużek – First Album Edition & Europeana

70 urodziny Joachima Kuhna stały się dla wytwór- W formule jazzowego kwartetu z saksofonem ni ACT Music okazją do celebracji. W krótkim cza- powiedziano już wszystko. Możliwe są oczywiście sie ukazały się aż dwa albumy – nagranie koncer- różnego rodzaju eksperymenty, których rynkowa towe z Moskwy w duecie z Alexiejem Kruglovem wartość leży w wyróżnieniu się z tłumu setek uka- i podwójny album Joachim Kuhn Birthday Edi- zujących się każdego miesiąca płyt. Te ekspery- tion:. Na edycję urodzinową składają się dwa krąż- mentalne produkcje czasem potrafią cieszyć uszy ki. Pierwszy zawiera niepublikowane koncertowe części słuchaczy, ale równie szybko jak zdoby- nagrania tria z 1987 i 1995 roku. Drugi to reedycja wają rzesze zwolenników, starzeją się i pozostają nagrań z 1994 roku. Siedemdziesięcioletni jubilat chwilową sensacją. Debiut płytowy Kuby Płużka to postać na europejskiej scenie jazzowej legen- to zupełnie inna liga. Młody, pianista nie ekspery- darna, która grała ze wszystkimi, współprowadzą- mentuje. First Album to świetnie skomponowana cy z bratem – klarnecistą Rolfem Kuhnem jeden przez lidera i zagrana przez cały zespół płyta. To z pierwszych nowoczesnych jazzowych zespo- kompozycje pełne energii, ale przede wszystkim łów w NRD. W karierze Joachima Kuhna ważne pewności pomysłu i celu. Taka pewność u debiu- miejsce zajmuje polska scena jazzowa, bowiem tanta to cecha właściwa geniuszom. Jeśli ktoś wy- jeśli mnie pamięć archiwalnych nagrań nie myli – daje tak dojrzały debiut, strach pomyśleć, jak bę- debiutem nagraniowym Joachima Kuhna w 1965 dzie brzmiał Tenth Album. Obawiam się, że może roku był album Zbigniewa Namysłowskiego – Live zmieść z powierzchni ziemi wiele amerykańskich At Kosmos, Berlin. (…) jazzowych kwartetów z najwyższej półki. (…)

< JazzPRESS, maj 2014 |17

Tingvall Trio – Vagen Adam Bałdych & Yaron Herman – The New Tradition

Album Vagen to kolejna nowość, która czekała Bałem się o tę płytę. Poprzedni autorski projekt prawie dwa lata na swoją chwilę w moim odtwa- Adama Bałdycha – Imaginary Room był eksplo- rzaczu. Niepozorna wersja promocyjna opako- zją jego talentu, moje obawy wynikały z faktu, że wana jedynie w najprostszą z możliwych koper- przez chwilę zdawało się, że kariera Adama po- tę dotarła do mnie… z pewnością dawno temu. płynie w stronę orkiestrowych wystawnych pro- Wreszcie jednak nastąpił właściwy dzień. Właś- dukcji, które z pomocą wytwórni ACT! dają się nie dlatego mogę podzielić się z Wami radością zrealizować, a także w stronę muzyki współczes- związaną niezwykłym odkryciem trójki utalen- nej, oddalając się od klasycznego jazzowe idiomu towanych muzyków. Od wielu lat słysząc dobrze muzyki improwizowanej. Z napisaniem tego teks- napisaną, chwytliwą melodię, mam wrażenie, że tu musiałem czekać dobrych 10 tygodni, bowiem gdzieś już ją słyszałem, albo, że jest do czegoś po- album The New Tradition dotarł do mnie właśnie dobna. Być może usłyszałem już wszystkie piękne dobre 10 tygodni temu. Dlaczego wtedy o tej pły- melodie, co w zasadzie od czasu do czasu trochę cie nie napisałem? Natychmiast spędziłem z nią mnie martwi. Wszystkie nowe kompozycje już zachwycające trzy wieczory, jednak postanowi- coś mi przypominają… W sumie jednak w niczym łem zwyczajnie Was nie denerwować. Płyty ciągle to nie powinno przeszkadzać, bo ładna melodia nie ma w sklepach, szczęśliwcy mogli kupić ją na to ładna melodia i tyle. A Martin Tingvall ma nie- kilku koncertach, a oficjalna premiera przewidzia- zwykły talent do pisania prostych, pięknych me- na jest na koniec maja. (…) lodii. (…) Rafał Garszczyński Pełne recenzje płyt tygodnia znajdziesz na stronie www.jazzpress.pl/plyta-tygodnia > 18| Recenzje

Olbrzym i Kurdupel – Work

Rafał Zbrzeski [email protected]

Marcin Bożek, to na naszym krajo- wym improwizatorskim podwórku artyści, na których warto zwrócić uwagę w pierwszej kolejności.

Obaj panowie wykazują się zarów- no opanowaniem instrumentów i świetną muzyczną intuicją, ale też wielością pomysłów i otwartoś- cią w kreowaniu i penetrowaniu muzycznych przestrzeni. Każdy z tej dwójki nie tylko ma wiele do zaoferowania od siebie, ale też do- Work to zapis występu duetu Ol- skonale potrafi słuchać partnera, co brzym i Kurdupel w krakowskim podczas improwizacji ułatwia im klubie Alchemia dokonany w lu- osiągnięcie porozumienia i prowa- tym ubiegłego roku, a wydany dzenie znakomitych wielowarstwo- w tym roku przez oficynę Kilogram wych dialogów. Najnowszy album Records. W przypadku płyt nagry- Olbrzyma i Kurdupla to właściwie wanych przez duety czy artystów płyta-spotkanie dwóch starych zna- solo zawsze gdzieś w mojej głowie jomych, którzy wciąż mają sobie czai się obawa, że materiał będzie wiele do opowiedzenia, ale są też zbyt monotonny, że tak niewielki ciekawi opowieści drugiej strony. skład nie da rady wydobyć ze swo- I snują tę historię wspólnie, dopo- ich instrumentów dawki muzycz- wiadając, rozwijając wątki i uzupeł- nej energii potrzebnej, by przykuć niając je. Czasem rzewnie, a czasem moją uwagę na dłużej niż kilka z ogromną dynamiką narracji. Nie chwil. W przypadku trzeciego albu- zanudzają, nie powodują uczucia mu nagranego wspólnie przez To- zmęczenia, a to nie wszystkim arty- masza Gadeckiego i Marcina Bożka stom improwizującym przychodzi wątpliwości te okazują się zupełnie z łatwością. Gadecki i Bożek w mu- bezpodstawne. Zarówno grający na zycznym daniu, które zaserwowali saksofonie Gadecki, jak i basista – w Alchemii, doskonale dobrali pro-

< JazzPRESS, maj 2014 |19

porcje, nie tylko unikając monoto- nii, ale i chaosu, o który równie ła- two w tego typu graniu.

Muzyka improwizowana to prze- de wszystkim stwarzanie nastroju chwili, gra napięciami, wywoły- wanie w słuchaczu serii ulotnych wrażeń. To muzyczne „tu i teraz”, które traci nieco swój wdzięk pod- czas wielokrotnego odtwarzania. Piszę o tym, bo słuchając płyty Work, czuję zazdrość wobec wszyst- kich, którzy byli świadkami tego występu. Jeżeli ta muzyka robi na mnie ogromne wrażenie podczas odsłuchu w domowym zaciszu, to jak dużym przeżyciem musiało być uczestnictwo w akcie jej tworzenia? Po wysłuchaniu tego trwającego około pięćdziesięciu minut mate- riału czuję się nasycony muzyczną strawą z najlepszej kuchni. Pano- 22.05 – Łódź – Przechowalnia godzina 21:00 wie serwujący tę potrawę wiedzieli 23.05 – Wałbrzych – A Propos godzina 20:00 jak uniknąć przejedzenia i pozosta- 24.05 – Sandomierz – Lapidarium godzina 20:00 wić u słuchacza uczucie przyjemnej 25.05 – Piotrków Trybunalski – Muzeum godzina 19:00 sytości. U mnie spowodowali dodat- kowo apetyt na więcej. W ramach trasy, w łódzkim studio Soyuz zarejestro- wany zostanie materiał na płytę, której premiera cze- ka nas w przyszłym roku. Polecamy!

> 20| Recenzje

Pulsarus – Bee Itch

Rafał Zbrzeski [email protected]

Co słyszę, kiedy włączam Bee Itch? Tak zatytułowana jest najnowsza płyta grupy – w uszy rzuca mi się przeróbka piosenki „Imagine” Joh- na Lennona. Pomysł na aranżację wydaje mi się zaczerpnięty z wersji piosenki nagranej kilka dobrych lat temu przez grupę A Perfect Circle. Na szczęście z biegiem utworu ze- spół pozwala sobie na saksofono- wo-fletowe wycieczki i przykre wra- żenie powstałe na początku nieco słabnie. Nie jest tak źle jak obawia- Z twórczością zespołu Pulsarus ze- łem się po pierwszych akordach. tknąłem się po raz pierwszy kilka Nie jest też niestety porywająco. Po lat temu, przy okazji ich debiutan- siedmioosobowym składzie spo- ckiego albumu zatytułowanego dziewałem się generowania więk- Digital Freejazz. Nie był to album szej muzycznej przestrzeni, tymcza- wybitny, ale znalazło się tam kilka sem zespół poprzestaje na upartym ciekawych pomysłów, więc uzna- powtarzaniu jednego motywu. łem młodą przecież grupę za roz- W końcówce utworu robi się nieco wojową, której twórczość można ciekawiej za sprawą bardzo dobre- śledzić z zainteresowaniem. Jak to go solo saksofonu. jednak ze śledzeniem niektórych wykonawców bywa, Pulsarus znik- Z upływem czasu sytuacja nie ule- nął z mojego horyzontu na kilka lat ga poprawie. Odnoszę wrażenie, że – tym większa była moja ciekawość kolejne utwory tkwią w miejscu, kiedy przypomniałem sobie o tej nie rozwijają się, brak im napięcia. grupie, znajdując ich nowe wydaw- Są po prostu zlepkami motywów nictwo w katalogu mojej ulubionej następujących jeden po drugim bez ostatnimi czasy polskiej wytwórni – większej, spajającej całość koncep- Domu Wydawniczego For Tune. cji. Wydaje mi się, że zabrakło ko- goś, kto nadałby muzyce Pulsarusa

< JazzPRESS, maj 2014 |21

określony kierunek, trudno bowiem zadaje pytanie o to jak owa defini- oprzeć się odczuciu, że zespół nie do cja powinna wyglądać. Jeżeli muzy- końca wie, gdzie zmierza w swoich cy rzeczywiście poszukują czegoś, co improwizacjach i przez to kręci się miałoby okazać się przełomem, to w kółko. Jedynym plusem jest to, że wciąż są dopiero na początku dłu- całość urozmaicona jest od czasu do giej i żmudnej drogi. czasu ciekawymi partiami poszcze- gólnych instrumentów. Strycharski pisze, że szuka tego, co intryguje i wciąga. Mnie propozy- W notce dołączonej do płyty lider cja zespołu nie wciągnęła – po wy- zespołu Dominik Strycharski pi- słuchaniu prawie godzinnego ma- sze, że albumy Out To Lunch, Free teriału dominuje we mnie uczucie Jazz, Interstellar Space zostały już zmęczenia. Album Bee Itch pozwa- nagrane, a oni starają się wykonać la jednak mieć nadzieję, że muzycy następny krok. Wymienione pozy- znajdą to, czego postanowili szukać. cje to dzieła przełomowe i wizjo- Muzyka na nim zawarta jest powta- nerskie. Niestety, pomimo starań rzalna do tego stopnia, że aż nużąca, muzyków Bee Itch, z całą pewnością lecz zdarzają się momenty intry- takim nie jest. Celem Pulsarusa jest gujące. Słychać, że Pulsarus wie, co zdefiniowanie tego czym jest „mo- chce przekazać, wie – skąd chce czer- dern jazz”, ale muzyka, którą pro- pać, ale nie odnalazł jeszcze swojego ponuje zespół niczego na nowo nie oryginalnego muzycznego „Ja”. definiuje. W najlepszym wypadku

Gramy dla Was i dzięki Wam Basel Lech fot. www.radiojazz.fm

> 22| Recenzje

Alan Broadbent & NDR Big Band – America The Beautiful

Kacper Pałczyński [email protected]

nie zdobył Grammy za popełnione przez siebie partytury, a także pia- nista, który współpracował m.in. z Charliem Hadenem i Natalie Cole.

America The Beautiful to płyta, któ- rej w zasadzie gospodarzem jest jed- nak właśnie Broadbent. Jego gościn- ny udział nie ograniczył się bowiem do zagrania przygotowanego przez orkiestrę materiału. To on samo- dzielnie ten materiał skomponował (tylko w przypadku jednego utworu Podejrzewam, że niemiecki NDR Big „współskomponował”) i zaaranżo- Band to orkiestra, która większości wał. Jest to więc jego autorska mu- spośród naszych czytelników jest zyka, którą można w największym już raczej znana. Przede wszystkim skrócie określić jako współczesny już nie raz występowała na koncer- big-bandowy mainstream. tach w Polsce, a ponadto w jej sta- łym składzie zasiada polski piani- Kompozytor-aranżer nie stosuje sta – Władysław „Adzik” Sendecki. tutaj żadnych radykalnych, awan- Tym razem jednak go nie usłyszy- gardowych środków wyrazu, za- my, ponieważ ustąpił on miejsca za miast tego z wielką wprawą korzy- klawiaturą Alanowi Broadbent’owi. sta ze spuścizny swoich wielkich Nie jest bowiem niczym nowym, że poprzedników w tym fachu i tego do nagrania płyty z NDR Big Ban- wszystkiego, na co pozwala bardzo dem zaproszono gościa. O ile jed- sprawna jazzowa orkiestra, a taką nak sam big band jest u nas znany, niewątpliwie jest niemiecki NDR o tyle wątpię, aby równie szeroko Big Band. Dzięki temu otrzymuje- rozpoznawany był w Polsce Alan my album pełen zróżnicowanych Broadbent. Warto więc odnotować, nastrojów, barw i rytmów. Ciekawe że jest to aranżer, który dwukrot- i po prostu piękne tematy, dyna-

< JazzPRESS, maj 2014 |23

Koncerty w Pałacu Szustra WARSZAWSKIE TOWARZYSTWO MUZYCZNE IM. STANISŁAWA MONIUSZKI – ROK ZAŁOŻENIA 1871 micznie rozwijające się aranże, zna- komite solówki, mocne – miejscami wręcz majestatyczne – brzmienie. 14/05/2014 Czego można chcieć więcej? środa, 19:30

NDR Big Band ma przy tym tę zaletę, WOJCIECH że jest zespołem świetnie zgranym KAROLAK/ i brzmiącym bardzo spójnie. Nic się tutaj nie rozłazi, wszyscy gra- GRZEGORZ ją razem. W graniu sekcyjnym nie ma poszczególnych instrumentów GRZYB – jest tylko sekcja, która brzmi tak precyzyjnie, jak gdyby był to jeden 28/05/2014 instrument. To naprawdę robi wra- środa, 19:30 żenie, tym bardziej, że cały materiał muzyczny zagrany jest bardzo swo- MARCIN bodnie i stylowo. OLAK Wydaje mi się, że nie ma jazzowego TRIO melomana, który nie uwielbiałby big-bandowego grania. Na Ameri- ca The Beautiful jest ono na bardzo wysokim poziomie. Raz dynamicz- Bilety do nabycia w sekretariacie ne i ostre, raz nastrojowe i delikat- Warszawskiego Towarzystwa ne. Przede wszystkim jednak przez Muzycznego cały czas trwania płyty dające mnó- ul. Morskie Oko 2, Warszawa stwo przyjemności ze słuchania. tel. 22 849 68 56,22 849 56 51/52 w godz. 10.00–15.00 oraz na godzinę przed rozpoczęciem koncertu

Projekt współfinansuje m.st.Warszawa www.wtm.org.pl

> 24| Recenzje

John Zorn – Psychomagia

Urszula Orczyk [email protected]

John Zorn również dogmatów w twórczości nie uznaje. Wyobraźnia, oryginalność, mistycyzm, ła- manie ustalonych zasad to walory, które sam – jak przyznaje w swoich wypowiedziach – ceni, toteż nic dziwnego, że zafascynowały go kontrowersyjne po- stacie Bruna i Jodorowsky’ego.

Synkretyzm już dawno stał się charakterystycznym wyznacznikiem muzycznych poszukiwań guru no- wojorskich nonkonformistów jazzu. Nie inaczej jest w przypadku płyty Psychomagia. Zorn, jak wytrawny alchemik, umiejętnie dobiera i łączy różne gatunki Tytuł jednej z ostatnich płyt syg- i stylistyki w sensowną i interesującą układankę nowanych nazwiskiem Johna Zor- dziewięciu muzycznych opowieści. na, a wydanej w lutym tego roku, brzmi Psychomagia. Nieprzypad- Ewidentna zaleta tej płyty to jej zaskakująca spój- kowo. Otóż inspiracją dla tego nie- ność (to niewątpliwa zasługa Billa Laswella, który zwykle płodnego kompozytora byli zmiksował cały materiał), mimo gatunkowej nie- XVI-wieczny filozof Giordano Bru- jednorodności. Odnajdziemy tu bowiem jazz rock, no i współczesny artysta Alejan- heavy rock, noise, przywołujące intensywne i potęż- dro Jodorowsky. Najważniejszym ne brzmienia tematów z Moonchild, PainKiller czy dziełem tego ostatniego jest psy- Naked City, a z drugiej strony subtelne melodie po- chomagia, przedstawiająca system krewne klimatom z „The Dreamers”. terapeutyczny posługujący się siłą wyobraźni. Jest to magia pozbawio- W rozpoczynającej album „Metapsychomagii” sły- na przesądów (Jodorowsky inspi- szymy motywy rodem ze spaghetti westernów. Z tła rował się m.in. medytacją, snami, umiejętnie kontrolowanego noise’u wyłania się do- alchemią) odrzucająca wszelkie minująca progresywna partia gitary, w sugestywny dogmaty, wychodząc z założenia, że sposób zdając się opowiadać historię o samotnym tylko my sami możemy pisać swoje mścicielu z filmu drogi. Zmiany tempa, miejscami życie. kakofoniczny, lecz nieirytujący noise, a nawet ślady melodii klezmerskich budują ciekawy kompozycyj-

< JazzPRESS, maj 2014 |25

nie utwór, nie pozwalając słucha- gradacyjnie (tytuł zobowiązuje) osiąga swój climax czowi na nudę. Wrażenie wizual- w progresywnie brzmiącym solo gitarowym; można ności muzyki zawartej na tej płycie tu również zauważyć elementy psychodelii. „Four zostaje już do końca. Najwyraźniej Rivers” – kolejny złożony rytmicznie utwór, w któ- bogate doświadczenie kompozytora rym progresywny początek stopniowo transformu- jako autora muzyki filmowej od- je w noise’owo-metalowe fusion. „Nameless God” ciska swój ślad. „Secred Emblems”, – subtelny, melodyjny temat z dialogiem dwóch następny na liście, jest melodyjnym gitar i szczególnie wyróżniającą się linią basu. A w przyjemnym kawałkiem o lekko zamykającym album „Anima Mundi” znów powra- folkowym zabarwieniu. Natomiast ca łagodna kaskada oniryczno-kontemplacyjnych „Circe” mogłoby z powodzeniem dźwięków w klimacie „The Dreamers”. znaleźć się w repertuarze jakie- goś bandu spod znaku ciężkiego Ten udany efekt gatunkowej syntezy uzyskał kwar- brzmienia. Ta heavy rockowa kom- tet znakomitych instrumentalistów, znany już pozycja z domieszką noise’u w gi- z płyty Abraxas (Zornowska seria Book of Angels), tarowych improwizacjach, świet- w składzie – gitara, – gita- nymi bębnami i mocną linią basu ra, Shanir Ezra Blumenkranz – gitara basowa, Ken- wywiera wrażenie. „Squaring the ny Grohowski – perkusja. Gitary Bajakiana i Maoza Circle” to kolejny ciekawy i wielo- doskonale uzupełniają się, nadając kształt kolejnym wątkowy utwór – zgiełkliwy krótki muzycznym opowieściom, natomiast sekcja Blu- wstęp, melodyjna partia gitary i wy- menkranz-Grohowski tworzy do nich równie wyra- raźne nawiązanie do muzyki fusion ziste tło. w zróżnicowanych podziałach ryt- micznych. W najkrótszym na pły- Zwolennicy nie tylko twórczości Johna Zorna, ale cie „Celestrial Mechanism” słychać także fani muzycznego eklektyzmu, ciekawi wyni- jazzrockowe inklinacje, ponownie ków międzygatunkowych romansów i niemający noise’owe gitary i… znów subtelne w sobie sprzeciwu wobec około jazzowych ekspery- elementy odwołań do melodii kle- mentów powinni sięgnąć po to wydawnictwo. Jest to zmerskich. Drugi najdłuższy nu- bez wątpienia zasługująca na uwagę udana i nietu- mer na płycie –„Evocation of the zinkowa płyta. Triumphant Beast”, rozwijajając się

> 26| Recenzje

Daktari – Lost Tawns

Piotr Wojdat [email protected]

O Daktari dużo mówi się w kontek- ście muzyki żydowskiej. Z jednej strony – to uzasadniony zabieg. Po pierwsze dlatego, że już pierwsza płyta zespołu This Is The Last Songs I Wrote About Jews, vol. 1 tytułem wskazuje takie, a nie inne inspira- cje. Do tego dochodzą koncerty na Festiwalu Nowa Muzyka Żydowska – co też robi swoje. Jednak takie po- traktowanie kwintetu prowadzone- go przez trębacza, Olgierda Dokal- „Nikt nie może wyjaśnić moich skiego, nie oddaje (i tu wracamy do obrazów. Ja sam nie mogę ich wy- cytatu z Pablo Picasso) sensu, jaki jaśnić. Wydobywanie sensu z ku- próbujemy wydobyć z muzyki Dak- bistycznego obrazu jest całkowicie tari. Być może zresztą, jako się rze- niesłuszne” – tak o swoim malar- kło, wydobywanego zupełnie nie- stwie zwykł mawiać jeden z najory- słusznie. ginalniejszych twórców XX wieku. Pablo Picasso, autor „Mandoliny Można się jednak pokusić o stwier- i gitary” czy „Guernicy”, tą i podob- dzenie, że pierwsza płyta odsłaniała nymi wypowiedziami celnie pod- przed słuchaczem wyraźne ramy sumował naturalną chęć człowieka i nie sprawiała większych proble- do ścisłego klasyfikowania sztuki mów z określeniem jej zalet i wad i jej szufladkowania. Przydziela- (a było ich trochę). Drugie wydaw- nie łatek, mówienie o tym „co poe- nictwo (spontanicznie nagrane ta miał na myśli”, przychodzi nam i wydane I Travel Within My Dreams zbyt łatwo. Tymczasem w przypad- With A German Passport) ukazało już ku muzyki improwizowanej, której jednak Daktari w zupełnie innym za największy walor należy uznać świetle. Muzycy zapomnieli o przy- właśnie jej nieokreśloność, jest po- zwyczajeniach, swoich mocnych dobnie jak ze wspominanym kubi- i słabszych stronach. Inspiracje nie zmem. przesłoniły chęci wyrażenia siebie

< JazzPRESS, maj 2014 |27

za pomocą kolektywnej improwi- Zmiennością nastrojów urzeka z kolei przestrzenne zacji. Słowem – twórcze uniesienie „Fear The Dear”, które idealnie współgra z frapującą było czymś na tyle naturalnym, że okładką Lost Tawns. na płycie udało się uchwycić praw- dziwe emocje. Efekt był zatem uni- Niekiedy jednak można odnieść wrażenie, że zespół kalny. wraca do przyzwyczajeń z debiutu, co akurat nie może dziwić i nie musi być zarzutem – płyta była Lost Tawns próbuje. Z dużym po- nagrywana przecież w drugiej połowie 2011 roku wodzeniem próbuje nas wciągnąć i długo czekała na swoją premierę. W efekcie, gdzieś w świat dźwięków niepowtarzal- tam gitara zabrzmi a’la Sonic Youth, perkusista nada nych. Zdaniem niżej podpisanego post rockowy rytm, a sekcja dęta wyraźniej zaakcen- Daktari udaje się przeciągnąć słu- tuje bardziej przewidywalny motyw. Nie zmienia chacza na swoją stronę, np. w ot- to jednak faktu, że płyty słucha się z zainteresowa- wierającym, leniwie rozwijają- niem i uwagą. W końcu Daktari zdają się być na fali cym się „Swamp Thing Appetizer”. wznoszącej. Warto trzymać za nich kciuki.

JazzPRESS swingująco ćwierka na Twi erze Nie przegap - obserwuj! @JazzpressPL

> 28| Recenzje

Krzysztof Ścierański – Night Lake

Wojciech Sobczak-Wojeński [email protected]

gendarnej „Laborki”, nie mniej feno- menalnych Air Condition i String Connection, uznanego muzyka se- syjnego i wirtuoza, który niewąt- pliwie odmienił mało melodyjne oblicze gitary basowej. Pretekstem do odważnego wyznania, któremu skądinąd trudno dać wiarę w 100 procentach, było wydanie nowej płyty Ścierańskiego Night Lakes. Nagranie tego krążka stanowi po- niekąd spełnienie marzeń artysty o graniu na gitarze elektrycznej, co „Bo ja tak naprawdę nie lubię basu” z resztą z powodzeniem uskutecz- – te, wypowiedziane nieco ściszo- niał brat muzyka – Paweł, jak rów- nym głosem, ni to żartem, ni to nież sentymentalną podróż dźwię- z lekkim poczuciem wstydu, słowa kową do czasów i miejsc, które go padły niegdyś na spotkaniu z cyklu ukształtowały. Już od pierwszych „Cały ten jazz!” w Klubie Kultury Sa- taktów słychać, kto jest kompozyto- ska Kępa (wieczory z twórcami od- rem wszystkich dwunastu kompo- bywają się pod patronatem medial- zycji. Krzysztof Ścierański, bo o nim nym niniejszego pisma). Inicjująca mowa, nie porzuca bynajmniej ani tę recenzję fraza pewnie nie wzbu- typowego sobie stylu ani tak „nielu- dziłaby niczyjego zdziwienia, gdyby bianego” basu. nie to, że wypowiedział ją uznany – choć sam, z wrodzonej skromności, Pierwszy utwór, „Petit Fleur”, z goś- nie chełpi się tym tytułem – za naj- cinnym udziałem Regiego Wootena lepszego gitarzystę basowego w Pol- na wokalu, to spokojne, kołyszące sce – Krzysztof Ścierański. wprowadzenie do albumu. Kompo- zycja obfituje w typowe dla Ścierań- Nie lada konsternację wywołały skiego rozwiązania harmoniczne, słowa, które padły z ust człowieka smooth-jazzowe brzmienie sak- będącego basową siłą napędową le- sofonu oraz, na tym etapie, jeszcze

< JazzPRESS, maj 2014 |29

z lekka nieśmiałą gitarę elektrycz- Salt”, nazwana tak na cześć feralnego napoju zaser- ną. Takiego współgrania basu i sak- wowanego Ścierańskiemu przez saksofonistę – Mi- sofonu nie było na krążkach artysty chała Kobojka. Muzyk w tej konkretnie kompozycji bodaj od „Independent” sprzed 10 uracza nas nutami spod znaku Gato Barbieriego. lat, a sam Ścierański we wkładce do Na coreowskobrzmiących klawiszach solo wygrywa płyty wyznaje, iż jest to jeden z jego tutaj Witold Janiak, a za „gorący rytm” odpowiada ulubionych utworów. Benbeneq, czyli Przemysław Kuczyński. Lider, swo- imi patentami w solówce, nie daje zaś zapomnieć „W niebiesiech” to cover utworu, wieloletnim fanom, że sam popełnił niegdyś coś na który Krzysztof nagrał ongiś z ze- kształt „polskiej La Fiesty” – kompozycję „Message społem Trebunie-Tutki. W opozy- from Spain”. cji do ówczesnej, nieco siermiężnej, ludowej wersji utworu, ta pozosta- Przedostatnia na płycie „Evora” to, jak łatwo się do- je romantyczną balladą, w której myślić, melodia dedykowana słynnej diwie z Wysp smaczki stanowią basowe flażole- Zielonego Przylądka – Cesarii Evorze. I w tym utwo- ty i znów… to znajome już współ- rze muzycy doskonale odnaleźli się w tropikalnym brzmienie saksofonu i basu. Gitary klimacie i uraczyli słuchacza krótkimi, acz bardzo elektrycznej akurat brak. Rozpoczy- koherentnymi partiami solowymi. Jest to także mo- na ona zaś tytułowy utwór – „Night ment płyty, w którym wreszcie słychać Krzysztofa, Lakes” i od razu budzi skojarzenia przesuwającego całą dłonią po strunach basu. Każ- z zagrywkami Terje Rypdala. Na- dy, kto miał szansę być na jego koncercie bądź zna strojowe plamy dźwiękowe budują jego repertuar, wie o jaki efekt chodzi (nowicjuszom atmosferyczne tło do ciepłobrzmią- proponuję posłuchać wstępu do utworu „Touching cej partii bezprogowego basu. Nie You” z płyty No Radio). wnikając, czy inspiracją dla Ście- rańskiego były jeziora Norwegii, czy „Obsession”, będące „próbą połączenia trzech świa- rodzime Mazury, jedno jest pewne tów stylistycznych w jednej kompozycji”, zaczyna się – zaiste piękne muszą być te jeziora od brzmień arabskich, przypominających kompozy- wieczorową porą. cję Ścierańskiego „Piasek pustyni” (z płyty Directions z 2008 r.), i iście garbarkowych fraz saksofonu. Te Latynoskie klimaty rodem z „kra- elementy przeplatają się w tej niemal 8-minutowej jów, w których kawa rośnie” przybli- kompozycji z funkowymi pochodami basu i solo- ża kolejna kompozycja „Coffe and wymi popisami poszczególnych muzyków. Akor-

> 30| Recenzje

dowe progresje zachęcają wręcz do No właśnie – już nie tylko basistą… ostrzejszego grania, czego w tym numerze niestety trochę brakuje. Krzysztof Ścierański to prawdziwy ewenement, osoba niezwykle zasłu- „Menel Blues” to Krzysztof Ście- żona na polu muzyki improwizowa- rański solo. Na basie, bez żadnych nej i rozrywkowej w Polsce. Mimo efektów (pomijając oczywiście że jego dorobek tylko potwierdza overdubbing). Krótko, na temat tytuły nadawane mu przez jazzfa- i sympatycznie. Bluesowa harmo- nów i media branżowe, Ścierański nia przedostaje się ukradkiem do wciąż wydaje się działać poza mu- kolejnego utworu, jakim jest „Blue zycznym establishmentem, z dala Jam”. Jest to zarejestrowany mate- od świateł reflektorów. Być może riał z jam session muzyków. W tym wynika to z jego skromności lub sa- utworze możemy wysłyszeć chy- mowystarczalności. Być może jego ba najwięcej gitary elektrycznej, co muzyka jest zbyt piękna, by trafić znakomicie kontrastuje z łagod- w gusta fanów bardziej frywolne- nym saksofonem, który dopiero go jazzu? Może technologia, której w ostatniej minucie jamu pokazuje był pionierem, nie robi dziś już tak swój blaszany pazur. piorunującego wrażenia? Osobiście uważam, że żaden z tych punktów Ostatni utwór – „Ołów”, zarejestro- nie ma szansy się obronić. wany podczas koncertu jubileu- szowego Krzysztofa Ścierańskiego Ładne melodie to lek na dzisiejsze, w 2004 r., czekał dekadę, by pojawić często jazgotliwe eksperymenty, się na regularnym LP. Prócz feno- a przy okazji przypomnienie, że har- menalnego lidera na basie, grają monia to istotny element muzyki. tu Marek Napiórkowski na gitarze Co z zamiłowaniem do old-schoo- elektrycznej, Michał Dąbrówka na lowych brzmień? To tak, jakby robić perkusji, Bernard Maseli na instru- wyrzuty Patowi Metheny’emu za mencie malletKAT, Zbigniew Jaku- syntezator gitarowy imitujący trąb- bek na klawiszach, a pełny emocji kę! Ścierański osiągnął tyle, że może wokal to zasługa Grażyny Łobaszew- pozwolić sobie na takie muzyczne skiej. Sam Krzysztof Ścierański fantazje, a jak się okazuje, nawet na określił niegdyś legendarną woka- grę na gitarze elektrycznej. Ostatnia listkę „najczarniejszą z białych ko- płyta – Night Lakes – to dowód na to, biet” i trudno po wysłuchaniu tego że można spełniać swoje marzenia, utworu nie zgodzić się z basistą. nie wyrzekając się samego siebie, czego sobie i Państwu życzę.

< JazzPRESS, maj 2014 |31

Maria Sadowska – Jazz na ulicach

Wojciech Sobczak-Wojeński [email protected]

Trzecia, jazzowa, płyta Marii Sa- dowskiej po Tribute to Komeda (2006 r.) i Kaczmarski i Jazz (2010 r.), to barwna (niczym wspomniana okładka) podróż po muzycznych światach artystki, których jest nie- mal tak wiele jak zawodowych spe- cjalizacji. Sadowska jest bowiem scenarzystką, reżyserem, projek- tantką mody, ostatnio jurorką po- pularnego, telewizyjnego show, ale „(…) są tu obrazy, na które patrząc, przede wszystkim muzykiem, który słyszę muzykę” – opisywał drezdeń- jazzowe geny zawdzięcza rodzicom skie galerie Fryderyk Chopin w jed- – Krzysztofowi Sadowskiemu i Li- nym ze swoich listów. Trzymając liannie Urbańskiej. Na płycie Jazz w ręku okładkę najnowszego krąż- na ulicach, ogólnie rzecz ujmując, ka sygnowanego nazwiskiem Marii usłyszymy ambitny pop, funk, nie- Sadowskiej, można zauważyć nader nachalną elektronikę oraz jazzowe pstrą grafikę, przypominającą action impulsy. painting Jacksona Pollocka. Jakich zatem treści można się spodziewać Utwór rozpoczynający wydawni- po płycie Jazz na ulicach? Tytuł al- ctwo – „Baba” – opowiada historię bumu nasuwa skojarzenia z ulicz- bliżej nieokreślonej „dziewczyny na ną, wyzwoloną energią, brudem, zakręcie”. Na motoryczny, wpada- bezkompromisowością, prawdziwą, jący w ucho numer, którego intro oddolną muzyką improwizowaną. przywodzi na myśl jazzowe doko- Można ową nazwę interpretować nania Ala Jarreau (vide: „Accentua- również jako próbę wyjścia jazzu do te the positive” z 2004 r.), składa się szerokiej publiczności, na ulice bądź dwuznaczna, lekko feminizująca inaczej – pod strzechy. Która inter- warstwa tekstowa, chwytliwy refren pretacja jest najtrafniejsza? Udzie- i ludowo brzmiący mostek – elemen- lenie odpowiedzi na to pytanie po- ty sprawiające, że piosenka stanowi zostawiam słuchaczom. idealny początek przygody z płytą.

> 32| Recenzje

W tytułowej kompozycji udziela się gościnnie Ur- albumu piosenka, inteligentna sa- szula Dudziak, która wraz z dźwiękiem wibrafonu tyra na wszechobecne media spo- śpiewa unisono temat utworu. Melodia przewodnia łecznościowe, przez które zanikają nasuwa skojarzenia z bardziej przystępnymi doko- prawdziwe, ludzkie przyjemności, naniami norweskiej supergrupy Jaga Jazzist, jednak o czym w utworze. Ciekawa puenta to, co różni utwór Sadowskiej od tychże, to latynoska i niezwykle subtelne vibrato w gło- pulsacja, solowe partie scatu obu wokalistek i na- sie wokalistki to niewątpliwie naj- prawdę zaraźliwe skandowanie – „Jazz na ulicach”. mocniejsze punkty tego numeru. Zdecydowanie materiał na hit. Płyta kończy się rodzinnie, gdyż Posmak funku i soulu przynosi trzecia, tym razem utwór „Kto dogoni wiatr” napisał autorstwa całego zespołu, anglojęzyczna kompozy- ojciec Marii Sadowskiej, a wykony- cja „Life is a beat”, w której udzielają się podopieczne wała go jej matka na początku lat 70. Sadowskiej z programu Voice of Poland – Małgo- Krzysztof Sadowski zasiada do orga- rzata Janek i Beata Orbik. Kolejny utwór, „Anyway”, nów Hammonda, a jego córka ura- to spowolnienie tempa i nurkowanie w chillouto- cza nas rasowo soulowym wykona- wo-jazzowej wodzie. Tutaj napięcie budują elektro- niem wspomnianej kompozycji. Co niczne plamy dźwiękowe, rytmicznie powtarzane, ciekawe, jej głos nieco przypomina obsesyjnie zdublowane frazy tekstu, wokalizy solist- mi tutaj głos Grega Lake’a z utwo- ki i jazzowe progresje. ru King Crimson pt. „Cat Food”. Ale znów, skojarzenie to działa raczej Kolejne kompozycje – „Game 4 The Angels”, „Front na korzyść wykonania Sadowskiej. Line” i „Raise Your Hands” – to propozycje nu-jazzowe (zawierające elementy chilloutu oraz drum&bassu). Jazz nie jedno ma oblicze, co z po- To piosenkowe trio, mimo pierwszorzędnej produk- wodzeniem udaje się dowieść Sa- cji i wykonania, postrzegam jako najmniej porywa- dowskiej. Niewątpliwie, dzięki jące. Najprawdopodobniej mój osąd opiera się na zgrabnym kompozycjom i niena- osobistej preferencji grania bardziej „analogowego”. gannej produkcji, udało się artyst- Jestem skądinąd przekonany, że ta część albumu ma ce stworzyć propozycję wyjątkowo największą szansę zaskarbić sobie względy współ- rozrywkową, nieszczególnie anga- czesnej, nieosłuchanej w jazzie publiki. żującą, ale przy tym ambitną. Mate- riał prezentowany na płycie równie Bardzo ciekawą propozycją zdaje się być numer „Lu- świetnie wypada w wersji koncerto- dzie”, z mocnym tekstem i prawdziwie soulowym wej, o czym miałem okazję przeko- podbiciem. Barwa głosu Sadowskiej przypomina nać się na koncercie premierowym w refrenie wspaniałą Ewę Bem (czego bynajmniej w Teatrze Syrena. nie można traktować jako zarzut!), co również do- daje ciekawego kolorytu całości. Kompozycja „Kli- „Jazz na ulicach” to współcześnie kam” to spokojna, najbardziej akustyczna z całego brzmiąca fuzja wielu gatunków, któ-

< JazzPRESS, maj 2014 |33 ra może, a nawet powinna, zainte- resować młodszą część publiki, jak również osoby zaczynające przygodę z jazzem. Dla jazzowych purystów będzie to płyta przyjemna choćby ze względu na różnorodne, mu- zyczne smaczki. Ci ostatni, znając doskonale postać Marii Sadowskiej i jej artystyczne dokonania, nie będą zdziwieni stosunkowo niską zawar- tością jazzu w jazzie, ale niewąt- pliwie docenią jej wysiłek na polu popularyzacji ambitniejszej muzy- ki. Muzyki innej niż ta, oferowana przez dzisiejszy show-business.

Jak Pat Metheny, wraz z jego Gru- pą, „przemyca” ambitne harmo- nicznie i strukturalnie utwory pod postacią ładnie brzmiących kawał- ków (przez co rozpoczęcie przygody z jazzem staje się dla wielu propo- zycją znacznie bardziej kuszącą), tak Maria Sadowska wychodzi z jazzem na ulice, czyli tam, gdzie króluje mix obecnej muzyki. Mówi przy tym współczesnym językiem i zaprasza niezorientowanych do 8 maja w Auli Copernicanum w ramach zapoznania się z ciekawym zjawi- Europejskiej Akademii Jazzu w Bydgoszczy skiem, jakim jest jazz. A wszystko to odbędzie się koncert kwartetu w formie czystej rozrywki – tak jak Jana Ptaszyna Wróblewskiego. to bywało u początków gatunku. Przed występem Ptaszyn poprowadzi Być może, kiedy już jazz Sadowskiej warsztaty, na które bezpłatnie moż- trafi na ulice, pojawi się w przy- na zapisać się pod adresem mailowym szłości pretekst do stworzenia no- [email protected] wych, przyjaznych jazzowi miejsc. Zachęcamy do udziału! Kto wie…

> 34| Recenzje

Dominik Bukowski – Simple Words

Robert Ratajczak [email protected] www.longplay.blox.pl

wymienić choćby: Janusza Muniaka, Leszka Możdżera, Piotra Wojtasika, Macieja Sikałę, Zbigniewa Namy- słowskiego czy „Ptaszyna” Wróblew- skiego. To właśnie Bukowski w du- żej mierze odpowiedzialny jest za brzmienie ostatnich płyt Krystyny Stańko (Usłysz mnie, Secretly i Kropla słowa). Płyta Bukowskiego Projektor znalazła się w pierwszej dziesiątce najlepszych płyt 2005 roku w podsu- Aktywność fonograficzna Dominika Bukowskiego mowaniu JazzTop, a album Vice Ver- w pierwszym kwartale tego roku, to swego rodzaju sa otrzymał nominację do Fryderyka. fenomen. W lutym ukazała się wyśmienita płyta Fugu reaktywowanej formacji Orange Trane Aco- Simple Words to wyjątkowy pro- ustic Trio, oraz debiutancka płyta Kwintetu Szymo- jekt tworzony tym razem wraz na Łukowskiego (Szymon Łukowski Quintet), w mar- z indonezyjskim pianistą Sri Ha- cu natomiast poza doskonałym albumem Kwintetu nuragą, Piotrem Lemańczykiem Marcina Wądołowskiego (Blue Night Session), na- przy kontrabasie i perkusistą Prze- grania z udziałem Dominika wypełniły większość mysławem Jaroszem. Płyta, której programu kolejnej płyty z serii Swingujące 3-miasto. repertuar wypełniły kompozycje Najważniejszym jednak albumem dla wibrafonisty leadera projektu to rzadki przykład jest kolejna autorska płyta, która swą premierę mia- tak zgrabnego zestawienia z sobą ła ...także w marcu. brzmienia fortepianu i wibrafonu. Wydawać by się mogło, iż tak cha- Dominik Bukowski jest absolwentem Katowickiej rakterystyczny instrument, jakim Akademii Muzycznej (wydz. Jazzu i Muzyki Rozryw- jest wibrafon, całkowicie zdominu- kowej), a od roku 2003 stale „okupuje podium” w do- je brzmienie zespołu. Tymczasem rocznych podsumowaniach miesięcznika Jazz Fo- już od pierwszych minut płyty roz- rum w kategorii: Wibrafonista Roku. Mimo młodego poczętej utworem: „Hudoq” mamy wieku poszczycić się może współpracą z czołówką do czynienia z doskonale dialo- wybitnych instrumentalistów, pośród których warto gującym zespołem, którego każdy

< JazzPRESS, maj 2014 |35 z członków, na zasadzie pełnej de- sów Indonezyjczyka. Wirtuozeria pianisty jednak mokracji, bezkonfliktowo kreuje ani przez moment nie robi wrażenia nadmiernie indywidualne partie. wyeksponowanej w nagraniach. W każdej z urze- kających kilkuminutowych miniatur muzycznych Młody pianista z Indonezji – Sri Ha- wypełniających płytę zachowano idealne proporcje. nuraga okazuje się wyjątkowym wirtuozem doskonale radzącym so- Ukłonem w stronę elektrycznego brzmienia jest bie zarówno przy klawiaturze forte- „Race Of Neurons”, gdzie wykorzystano brzmienie pianu, jak i przy elektrycznym pia- elektrycznego piano z „galopadą” kontrabasu w tle. no Korga. Skład, w którym znalazł „Wyścig neuronów” to także okazja do zasłuchania się fortepian i wibrafon, okazuje się w perkusyjne solo Przemka Jarosza, należącego się w tym przypadku świetną kon- do grona tych instrumentalistów, w którego grze figuracją, w której Aga (pseudonim trudno doszukać się, nawet najbardziej krytycznym pianisty) i Dominik znajdują się za- dziennikarzom muzycznym, jakichkolwiek niedo- wsze we właściwym miejscu dosko- skonałości. Perfekcja i wyjątkowy warsztat! nale wzajemnie się uzupełniając, a niejednokrotnie dialogując z sobą. Do najpiękniejszych minut Simple Words należy niewątpliwie impresyjny „October” – świetnie bu- Czołowy polski kontrabasista Piotr dująca nastrój kompozycja emanująca ogromem Lemańczyk niejednokrotnie pod- barw i ilustracyjnością, prowokującą słuchacza do czas utworów kreuje, w charakte- uruchomienia wyobraźni i przywołania rozmai- rystycznym dla siebie, wyrazistym tych obrazów. Powracający, progresywny motyw, (czy niemal: agresywnym) stylu po- kapitalne żonglowanie klimatem, a świetna partia rywające linie basu. kontrabasu niepowtarzalnego Piotra Lemańczyka dopełnia całości. Melodyka każdej spośród dziesięciu kompozycji Bukowskiego ujmuje Pośród, na ogół charakteryzujących się wykwintną przyswajalnością, wolną jednak od melodyką, premierowych kompozycji Bukowskie- banału czy wtórności. Duże wraże- go, znalazło się też miejsce na odrobinę szaleństwa nie robi kompozycja tytułowa, po- w trakcie naszpikowanego elektroniką utworu „Toxic przedzona krótkim intro utrzyma- Message”, w dużej części opartego na swobodnie budo- nym w balladowej konwencji. To wanych improwizacjach, zahaczających niemal o free. pokaz wykwintnej wirtuozerii przy- śpiewującego podczas gry Hanuragi, Można być pewnym, iż najnowszy album Domini- doskonale wpasowanej w brzmienie ka Bukowskiego okaże się wielkim wydarzeniem na perfekcyjnie brzmiącego zespołu. rynku jazzowym, a wracać do niego będziemy wie- lokrotnie również po latach, a nie tylko przy okazji Wibrafon kilkakrotnie stanowi za- zestawienia najlepszych albumów roku, w którym ledwie akompaniament dla popi- ja tę płytę umieszczam już dziś.

> 36| Recenzje

Stefan Glass – La Primera

Robert Ratajczak [email protected] www.longplay.blox.pl

trycznym, Stefan Glass odkrył dla siebie w 1994 roku gitarę akustyczną. Od tej pory z powodzeniem kon- certuje solo oraz w duetach, mając do dziś na koncie ponad 1500 koncertów zarówno w małych klubach jak i dużych salach koncertowych i amfiteatrach (jak choćby wielki koncert w Carros Village w Ni- cei). Po wielu muzycznych podróżach najbliższą jego sercu okazała się muzyka Ameryki Łacińskiej, a jego styl gry oraz zmysł kompozytorski przesiąkł tym du- chem bez reszty. W roku 2012 w słynnym studio The Hit Factory w Miami na Florydzie, wraz z doskonały- Uwielbiam takie płyty! Świetny po- mi instrumentalistami zrealizował własny projekt łudniowy klimat kreowany dźwię- oparty na własnych kompozycjach. Do współpracy kami gitary, doskonałe mistrzow- pozyskał takich m.in. instrumentalistów jak ośmio- skie partie fortepianu i niezwykle krotnie nominowany do Grammy hawański mistrz bogate perkusjonalia. Rytmy fla- fortepianu – Gonzalo Rubalcaba, czy światowej klasy menco, bossa nova, muzyczny duch perkusista Horacio el Negro Hernandez. Kuby i duża szczypta latin jazzu jaką przyprawiona jest La Primera, Powstałe wówczas nagrania, jakie poznajemy na sprawiają iż nie potrafię oderwać wydanej w 2014 roku płycie La Primera dosłownie się od tej płyty. Ale po kolei… porażają energią, duchem, maestrią, kunsztem wy- konawczym... Od początku płyty zostajemy niemal Urodzony w Niemczech Stefan Glass bezwiednie porwani przez klimat albumu. wychował się w środowisku zdomi- nowanym przez muzykę. Jego ojciec Po otwierającym płytę „That’s Why I’m Here” swoi- grał na skrzypcach, a matka i brat ste ukojenie przynosi przepiękna ballada „In Other to pianiści. Sam poza gitarą, świet- Words”. To sposobność zasłuchania się poza kun- nie radzi sobie przy perkusji oraz sztownymi partiami gitary lidera, również w grę za klawiaturą fortepianu, jednak wyśmienitego Gonzalo Rubalcaby. Pianista od lat to właśnie gitarze oddał swe serce współpracuje z wieloma wybitnymi gitarzystami, i poświęcił się jej bezgranicznie. Po że wymienię tu choćby Pata Martino, Tony’ego Mar- latach grania na instrumencie elek- tineza i Ala Di Meolę (m.in. świetny album Pursuit

< JazzPRESS, maj 2014 |37

Of Radical Rapsody). Mam nadzieję, uroku kameralne nagrania, jak: „Fantasia De Pri- iż Stefan Glass dołączył do grona mavera” i poprzedzony długim gitarowym intro współpracowników pianisty nie „Another Day In Love” (tu do głosu ponownie docho- tylko przy okazji tego albumu. dzi świetny kontrabas Jose Armando Goli).

Pośród wyśmienicie zrealizowa- W jedynym utworze na płycie słyszymy młodego nych nagrań znajdziemy też wielki niemieckiego basistę Markusa Viewega. To bar- ukłon Glassa w stronę Gershwina. dzo rozbudowany strukturalnie temat „Stumbling Dawno już nie słyszałem tak świet- Man”, pełen zawirowań rytmicznych i oscylujący nej i przekonującej wersji „Sum- wokół estetyki mogącej kojarzyć się z ostatnimi do- mertime”. Tysiące rozmaitych in- konaniami Paco De Lucii. terpretacji, niezliczone wersje tego nieśmiertelnego standardu i wyda- Tajemniczo i intrygująco brzmi „Do You Remem- wać by się mogło, iż wszystko już po- ber” ozdobiony wyjątkowo bogatymi ornamentami, wiedziano (czytaj: zagrano) w tym obecnych w każdym nagraniu na La Primera perku- temacie. Tymczasem Stefan Glass sjonaliów (Giovanni Hidalgo i Roland Peil). Z kolei na swej płycie udowadnia, iż nadal „Bailar Con El Diablo” to soczyste flamenco eksplo- jest sens w sięganiu po „Summerti- dujące wyjątkową energią. me” i inne standardy. Warunkiem jest jednak nie odwoływanie się do To płyta jaką bez skrupułów umieścić można w prze- sprawdzonych patentów, lecz zdol- gródce z wybitnymi gitarowymi albumami pośród ność odkrycia w kompozycji czegoś najlepszych dokonań samego Ala Di Meoli czy Paco do tej pory nieznanego i dodanie De Lucii. Jak to się stało iż 48-letni dziś gitarzysta tym samym swego własnego głosu nie zyskał jak dotąd należnej mu renomy w świe- do kanonu najwspanialszych wyko- cie muzyki, a La Primera jest tak naprawdę pierw- nań gershwinowskiego klasyka. To szą jego autorską płytą? Od dawna już uważam, iż niestety udaje się nielicznym. Poza prestiż i popularność – to jedno, a faktyczne wartości mistrzowskimi dźwiękami Glassa muzyczne – to drugie. Często wręcz te dwa bieguny i Rubalcaby, czarującymi w tej inter- rozchodzą się w zupełnie rozbieżnych kierunkach, pretacji, na uwagę zasługują świetne sprawiając iż coraz mniejszym zaufaniem darzymy solówki kontrabasu Jose Armando wielkie nazwiska i coraz podejrzliwiej traktujemy Goli i wyśmienita praca perkusisty nowe projekty światowej sławy muzyków. Przypa- Horacio el Negro Hernandeza. dek La Primera – genialnej płyty mało dotychczas znanego na świecie gitarzysty, przekonuje o słusz- Poza rozbudowanymi instrumen- ności takiego postrzegania dzisiejszego rynku mu- talnie utworami na La Primera zycznego. znajdziemy też pełne wyjątkowego

> 38| Recenzje

Monika Lidke – If I was to describe you

Sławek Orwat [email protected]

Obok znanych z debiutanckiej pły- ty: gitarzysty Kristiana Borringa, kontrabasistów Tima Fairhalla i Marka Rose oraz perkusisty Chri- sa Nickollsa, na nowym albumie gościnnie pojawiły się takie znako- mitości jak: Basia Trzetrzelewska – vocal, Janek Gwizdała – bas, Adam Spiers – wiolonczela, Genevieve Wilkins – wibrafon, Paul Reynolds – mandolina, Jerzy Bielski, Shez Raja – bas oraz doskonale znany naszym czytelnikom Maciek Pysz – gitara akustyczna, którego debiutancki al- „Najważniejszy występ jest zawsze bum Insight nie tak dawno miałem przede mną” zwierzyła się czytel- okazję recenzować. nikom JazzPRESS-u Monika Lidke ponad rok temu. Należy do tych 10 na 14 zawartych na nowej płycie wokalistek, których muzyczną piosenek to utwory nigdy dotych- wrażliwość najpełniej można do- czas niepublikowane. Cztery z kom- strzec podczas koncertów. Po raz pozycji Moniki Lidke, jakie można pierwszy miałem okazję oglądać usłyszeć na If I was to describe you występ Moniki Lidke 13-go lutego pochodzą z jej debiutanckiego al- 2010 w Luton. Wystąpiła wówczas bumu Waking Up To Beauty. Są to z towarzyszeniem gitary Jurka Biel- „Oceany łez”, „Rozpalona kołyska”, skiego, a ja miałem okazję to wyda- „Higher Self” i „Bread On Toast”. rzenie współorganizować. Kompo- Piosenki Moniki są pełne emocji. zycje Moniki osadzone są pomiędzy Często można w nich odnaleźć ra- jazzem, a muzyką songwriterską. dość wymieszaną ze łzami, poszu- W opinii jej fanów, klimatyczne, kiwanie ciepła, zachwyt nad życiem nieduże sale koncertowe są tymi i codzienne ludzkie sprawy. Łzy miejscami, w których jej piosenki w piosenkach Moniki Lidke nie tyl- smakują najbardziej. ko posiadają siłę oczyszczającą, ale

< JazzPRESS, maj 2014 |39

– co jest niezwykle rzadko spotykane nych przeze mnie płyt, zwłaszcza, w tekstach piosenek – przedstawio- iż otwierająca album niezwykle „ra- ne są w sposób, który nie powoduje diowa” kompozycja „They Say” poja- u słuchacza lęków czy stanów de- wiła się w Internecie już w listopa- presyjnych, a wręcz przeciwnie, każe dzie 2010. Po znakomitym debiucie z pokorą spojrzeć na to, co niesie los z roku 2008, jakim była płyta Wake oraz uświadamiając nas, że także te Up To Beauty, fani artystki otrzymu- momenty, których nadejścia sobie ją kolejny krążek dopiero po sześciu nie życzymy, mogą być darem niosą- latach od premiery poprzedniego. cym katharsis i każącym spojrzeć na Warto było tak długo czekać. To jed- wiele spraw od nowa. W swoich pio- na z tych płyt, które same odtwa- senkach za pomocą dźwięków i słów rzają się w myślach i nieustannie Monika maluje plastyczne krajobra- powracają w zgiełku dnia dokład- zy i zabiera słuchacza w ekscytują- nie dopasowaną do nastroju chwili cą podróż do świata jazzu i ukrytej piosenką. To co jest największą siłą w nim energii. W jej piosenkach jest twórczości Moniki Lidke, to kojące, afirmacja życia i smutek, które po- działanie jej muzyki i tekstów na co- trafią istnieć jednocześnie i nie wy- dzienne rozdrażnienia i niepokoje, kluczać się nawzajem. jakie poprzez natłok wciskających się zewsząd w nasz umysł złych wie- Album zamyka wzruszająca „Ko- ści serwuje współczesny świat. Co- łysanka dla Janka”, którą aby zro- dzienna gonitwa za zapewnieniem zumieć w pełni, należałoby chyba niezbędnych środków do życia – osobiście poznać Monikę i jej rodzi- jaka dotyka dziś każdego z nas – nie nę. Towarzyszący wokalistce w tej tylko z poezją i wzruszeniami nie urokliwej balladzie jedyny instru- ma nic wspólnego, ale dodatkowo mentalista i zarazem jej małżonek zagraża naszej wrażliwości, nie po- Shez Raja, to bez wątpienia głęboko zwalając choć na chwilę zatrzymać przemyślany zabieg aranżacyjny się, aby móc obcować ze sztuką. Dla- oraz szczególny rodzaj świadectwa tego właśnie takie płyty jak If I was rodzicielskiej miłości i więzi, jaka to describe you są światu niezbędne łączy tę trójkę kochających się ludzi. do przywrócenia prawidłowej har- monii życia i osiągnięcia duchowej To jedna z najdłużej wyczekiwa- równowagi.

> 40| Przewodnik koncertowy

Takuya Kuroda – Rising Son

Andrzej Patlewicz [email protected]

łen uczucia, w nowoczesny i łatwy sposób łączy przepaść pomiędzy jazzem, a soulem – pomiędzy histo- rią, a przyszłością. Kuroda nie tylko dyryguje sekcją dętą zespołu Jose Ja- mesa jest także liderem i producen- tem płyt. Uważni słuchacze mogą pamiętać go z nowojorskiego zespo- łu grającego afrobeat – Akoya Afro- beat Ensemble. Zanim Kuroda przy- był do USA w 2003, mieszkał w Kobe w Japonii i występował w szkolnym jazz-bandzie idąc śladami starsze- Świetnie zapowiadający się japoń- go brata, puzonisty. Podczas pobytu ski trębacz Takuya Kuroda udanie w Japonii przez 12 lat grał w zespo- zadebiutował albumem Rising Son łach jazzowych, od młodzieżowego w Blue Note Records prowadzonej składu po uniwersytecki big band. przez Dona Wasa, który jak słychać Jak wspomina, na poważnie wszedł nieco odświeżył i przewietrzył sta- w świat jazzu grając w małych ze- reńką, zasłużoną dla jazzu wytwór- społach na lokalnej scenie jazzowej. nię. Debiut może być tym znaczący „Big bandy grają po prostu najwięk- dla jazzowej sceny, że młody Japoń- sze hity z list przebojów, nie ma tam czyk jest protegowanym słynnego miejsca na improwizację. W ma- wokalisty Jose Jamesa. Kontakty łych zespołach często mógł zastę- artystyczne Kurody z Jamesem to pować doświadczonych muzyków. jednak nie tylko rynkowe referen- Z chwilą przybycia trębacza do USA cje. Liczący dziś trzydzieści lat Ja- rozpoczął pierwsze formalne studia pończyk w ostatnim okresie nie jazzu w Berklee College of Music. tylko pełnił kluczową rolą w sekcji Młody japoński trębacz ma wszel- „blachy” zespołu Jamesa. Ciepło jego kie szanse zostać jednym z głów- brzmienia i sposób prowadzenia nych przedstawicieli średniego narracji inspirowały go przez lata. pokolenia nowoczesnej sceny jazzo- Jego sposób komponowania jest pe- wej XXI wieku. Nowy album Rising

< JazzPRESS, maj 2014 |41

Son to zapowiedź pojawienia się nowej gwiazdy. W swoich inspira- cjach odwołuje się do ikon jazzowej sceny z lat 50-tych i 60-tych, wylicza- jąc jednym tchem tak wspaniałych i tak różnych twórców jak Clifford Brown, Miles Davis czy Freddie Hubbard. Na debiutanckiej płycie znalazło się 6 autorskich kompo- zycji trębacza. Otwiera ją tytułowy „Rising Son”, po którym pojawia się z lekko bluesową kadencją „Afro Blue”, naszpikowany elektroniką „Piri Piri”, okraszony afrykańskimi motywami „Mala”. Zarówno w tych jak i pozostałych utworach („Some- time, Somewhere, Somehow” i za- mykającym trochę w stylu Davisa „Call”) słychać wyraźnie, że tradycja jest tylko elementem pewnej ukła- danki. Takuya Kuroda w swojej mu- zyce spogląda uważnie na współ- czesny amerykański jazz z całą jego stylistyczną, ocierającą się o popu- larniejsze gatunki muzyczne spuś- cizną. Poza własnymi autorskimi utworami na płycie znalazły się też Tym razem (15 maja) w Śląskim Jazz Clubie w ramach dwie udane kompozycje Roya Ayer- cyklu „Czwartek Jazzowy z Gwiazdą” sa „Everybody Loves the Sunshine” zaprezentuje się kwartet Mariusza Bogdanowicza. i „Green & Gold”. Mimo iż brzmią Zespół zaprezentuje materiał z najnowszej płyty, nowocześnie jak u Ayersa to znacz- która ukazała się pod koniec 2013 roku pod tytułem nie zostały pogłębione trąbkowe Syntonia frazy, które nakreślają i wyróżniają młodego trębacza spośród innych. To ważny album prawdopodobnie kolejna po Akinmusire gwiazda Blue Note. Polecam!

> 42| Przewodnik koncertowy fot. Piotr Gruchała

Portugalsko-polski eksperyment

Piotr Wickowski [email protected]

Red Trio obserwuję od początku im pierwszym krążku niezwykle ich fonograficznego istnienia. Już dopracowaną wizję muzyki, opar- pierwszy krążek opatrzony tylko tą na bardzo spójnej współpracy, samą nazwą zespołu wart był uwa- charakteryzującą się hipnotycznie gi i zasłużył, aby zaliczyć go do naj- zapętlonymi figurami zakotwi- ciekawszych płyt wydanych w 2010 czonymi w niebanalnej rytmice. roku. Podobnie było z kolejnymi al- Mimo dość radykalnej i bezkom- bumami, ukazującymi się co roku, promisowej free jazzowej formy przez kolejne trzy lata. Red Trio zaprezentowało muzykę bardzo stonowaną i oszczędną pod Jak na debiutantów, portugalscy względem środków wyrazu. Od po- muzycy: Rodrigo Pinheiro (forte- czątku raczej wyróżniał ją umiar pian), Hernani Faustino (kontra- i oszczędność niż młodzieńcze nie- bas) i Gabriel Ferrandini (perkusja, okiełznanie, czy niekontrolowana instr. perk.) zaprezentowali na swo- szaleńczość. Co nie oznaczało bra-

< JazzPRESS, maj 2014 |43

Gerard Lebik Hernani Faustino ku energii i unikania wyrazistych li miałbym wskazać cechy charakterystyczne Red środków wyrazu. Za każdym razem Tria, którymi od początku odróżniali się na korzyść jednak, kiedy akcja kreowana przez spośród masy mniej lub bardziej poszukujących trio wchodziła w rejony mocnej zespołów, wskazałbym na niezwykłą umiejętność intensywności, była solidnie osa- operowania pauzami, grę ciszą i mistrzowskie sto- dzona w większej całości, wynika- sowanie kontrastów. To od początku tej formacji ich jąc ze starannie budowanej nar- znak rozpoznawczy, nie zatracili tej umiejętności do racji, zmierzając do fascynujących dziś. rozwiązań w dalszych częściach utworu. Tak dopracowanej i świe- O dziwo, na kolejnych albumach Red Trio nie spuś- żej muzyki mogli Portugalczykom ciło z tonu, choć nie było już tym samym triem, sta- pozazdrościć inni debiutanci, jak wało się bowiem kwartetami. Druga płyta – Empire i stare wygi, wyeksploatowane – powstała we współpracy z brytyjskim saksofonistą w ciągłych podróżach i tysiącach Johnem Butcherem a trzecia – Stem – z amerykań- najróżniejszych incydentalnych ko- skim trębaczem Natem Wooletem. Mimo zmian laboracji. Mimo najwyższych umie- składów, muzyka nadal brzmiała tak samo spójnie jętności nie wszyscy i nie często jak na albumie debiutanckim, w przypadku każdego wchodzą na taki stopień telepatycz- z tych kwartetowych krążków można było odnieść nego porozumienia, tak misternie wrażenie, jakby był nagrany przez skład mający za budując swoje kompozycje. Jeże- sobą wieloletnią wspólną pracę. Co najważniejsze

> 44| Przewodnik koncertowy ewidentnie kontynuowana była droga zapoczątko- z dużo większą ostrożnością pod- wana na płycie debiutanckiej, muzyka Red Trio zy- chodzić do materii wykreowanej skała po prostu nowe odcienia, nowe barwy, dzięki przez Portugalczyków, długo dźwię- udziałowi nowych osobowości i zmianach w instru- ki jego trąbki, tłumione przez niego mentarium. na różne sposoby, przesuwały się obok zasadniczego nurtu, skupiały Aż w ubiegłym roku przyszedł czas na Rebento – naj- uwagę ale nie do końca współist- nowsze dzieło stanowiące syntezę dotychczasowych niały z kreowanym przebiegiem dokonań, powrót do formuły trzyosobowego składu: utworu. Przebiegiem schodzącym fortepian+kontrabas+perkusja. Suma doświadczeń wówczas do wspomnianych wcześ- i jednocześnie wskazanie, że ten organizm najle- niej oszczędnych, umiarkowanych, piej funkcjonuje właśnie jako taki trójgłowy smok. wyciszonych wymiarów. Pod koniec Doskonalsza wersja płyty debiutanckiej o jeszcze koncertu, sprawiającego wrażenie bardziej hipnotyzującym wyrazie, z jeszcze bardziej jednej spójnej improwizacji, Dama- intuicyjnym feelingiem i fascynująco rozbudowa- siewicz pokazał jednak pazur, jego nymi utworami. „blacha” wydała drapieżny głos, wpisując się w powracającą, budzą- Czy w takim razie poszerzanie tak doskonałego, cą się po raz kolejny, pętlę fortepia- trzyosobowego składu aż do kwintetu może się po- nowo-basowo-perkusyjną. wieść? Odpowiedzi na takie pytanie szukałem na jednym z trzech kwietniowych polskich koncertów Polscy muzycy potwierdzili więc to Red Trio, z gościnnym udziałem Piotra Damasiewi- co już wiedzieliśmy z płyt – w wyda- cza (trąbka) i Gerarda Lebika (saksofon tenorowy), niu kwartetowym i międzynarodo- w warszawskim Klubie Kultury Saska Kępa. wym Red Trio sprawdza się dosko- nale. Oczywiście z Damasiewiczem Rozpoczęli pełnym składem atakując licznie zgro- lub Lebikiem byłyby to inne kwar- madzonych słuchaczy nową muzyką graną z dużą tety, wymagałyby jeszcze mozolnego intensywnością. Od razu stało się oczywistym, że zgrania i wypracowania nowych im- charakter sztuki Red Trio nie uległ zachwianiu, bo prowizacji, najlepiej w studiu nagra- ulec nie mógł a dwaj przedstawiciele sekcji dętej niowym. W takim przypadku, nie- podjęli energiczne starania, aby wpasować się w tę uniknione porównania z brytyjskim formułę. Błyskawicznie udało się to Gerardowi Le- saksofonistą i amerykańskim tręba- bikowi, który od początku wydawał się czuć w swo- czem, którzy nagrywali z Red Trio, im żywiole – wprawiona błyskawicznie w wysokie nie musiałyby wcale wypaść nieko- obroty portugalska machina poniosła saksofonistę rzystnie dla polskich muzyków. Co rozwijającego z kamiennym wyrazem twarzy coraz jednak z formułą kwintetową? Moż- bardziej żarliwe solo. A nie był to jedyny moment, na mieć wątpliwości. Nie rozwiał ich ze znaczącym udziałem Lebika, wart zapamięta- warszawski koncert – dwugłos sekcji nia z tego wieczoru. Piotr Damasiewicz zdawał się dętej na tle doskonale współdzia-

< JazzPRESS, maj 2014 |45 fot. Piotr Gruchała Hernani Faustino, Gabriel Ferrandini

łającego tria momentami brzmiał Warto jeszcze odnotować, że punkt kulminacyjny obco, trochę jak w big bandzie zre- występu należał do napędzającego zawsze od cen- dukowanym na przypadkowym ja- trum Red Trio perkusisty Gabriela Ferrandini’ego. To mie do rozmiarów kwintetu. Kiedy za jego sprawą portugalskie trio w każdym ze swo- w ruch szły jednocześnie wszystkie ich utworów jest niebanalnym rytmicznym wyda- instrumenty momentami ekspery- rzeniem. Do niego też należało najdłuższe i najbo- ment trzeszczał w szwach. Właśnie gatsze solo podczas warszawskiego koncertu. – eksperyment – bo czy nie w takich kategoriach powinniśmy traktować I jeszcze jedno: występ został przyjęty z dużym skład rozszerzony do kwintetu tylko aplauzem przez publiczność w dużej części składa- na trzy koncerty w Polsce. Może na jącą się ze bywalców miejsca, w którego repertuarze wyniki tego eksperymentu przyjdzie gatunek muzyki reprezentowany przez Red Trio nie jeszcze poczekać, może wszystko wy- pojawia się często. Z kuluarowych rozmów wiem krystalizowałoby się w dłuższej tra- też, że pozytywnie a nawet entuzjastycznie odebrały sie. Niewykluczone też, że muzycy ten koncert osoby przyznające się do całkowitej nie- Red Tria sami zastawili na siebie pu- znajomości tematu. Czyż nie dowodzi to dobitnie, że łapkę, osiągając tak wysoki, intuicyj- muzyka, którą niesłusznie i nazbyt często określa ny stopień współpracy nie są gotowi się mianem „trudnej” wcale do takich nie należy? i w gruncie rzeczy nie dążą do ta- kiej ewolucji, nie potrzebują takich zmian w składzie.

> 46| Przewodnik koncertowy Hiromi Uehara, fot. Marta Ignatowicz-Sołtys Marta fot. Uehara, Hiromi

XX-lecie Festiwalu „Starzy i Młodzi, czyli Jazz w Krakowie”

Maria Zimny [email protected]

Festiwal „Starzy i Młodzi, czyli Jazz Festiwal otworzył koncert chary- w Krakowie” to jedno z ciekawszych zmatycznej japońskiej pianistki wydarzeń jazzowych w Polsce. Głów- Hiromi Uehara, która zachwyciła nym celem festiwalu jest prezen- publiczność, kiedy tylko pojawi- tacja projektów muzycznych, które ła się na scenie. Niewielka filigra- reprezentują różne nurty i stylisty- nowa osóbka w trampkach, z bu- ki we współczesnej muzyce impro- rzą włosów upiętą z boku głowy, wizowanej. Tegoroczna edycja była z uśmiechem od ucha do ucha wy- wyjątkowa ze względu na jubileusz glądała jak dziewczynka, która sto- 20-lecia. Koncertowy program był jąc na scenie, znalazła się w swoim bardzo urozmaicony i reprezento- żywiole. Kiedy zasiadła do fortepia- wał bardzo wysoki poziom. nu, tryskała od niej niespotykana

< JazzPRESS, maj 2014 |47 Hiromi Uehara, fot. Marta Ignatowicz-Sołtys Marta fot. Uehara, Hiromi Ignatowicz-Sołtys Marta fot. Adam Bałdych Yaron Herman

wręcz radość, a na twarzy rysowa- świata, sprawiła, że ten mały wyci- ła się pasja i ekscytacja. Gdy zaczę- nek rzeczywistości, jakim była sala ła grać, jasne było, że siedzi przed koncertowa, przepadł w bezczasie, nami dojrzała artystka, która gra zanurzył się w kosmicznym bezkre- tak, że aż zapiera dech w piersiach. sie. Dryfowaliśmy tak, zwiedzając Była to gra na najwyższym pozio- różne miejsca, oglądając przedmio- mie wirtuozerii, jednak bez pato- ty i krajobrazy, poznając osoby, któ- su, wręcz przeciwnie, co rusz Hiro- re Hiromi malowała dźwiękami. mi zawadiacko „puszczała oko” do Jak wspominała w przerwach ar- publiczności, wplatając w swoją grę tystka, inspiruje ją wszystko, widok jakiś niuans lub drobny muzycz- zachodu słońca na Manhattanie, ny żarcik. Pomimo bardzo żywego korek uliczny na Brooklynie, obraz kontaktu z obecnymi na sali oso- bez tytułu, który zobaczyła w jed- bami, pianistka wyglądała na nie- nej z galerii. Barwnymi dźwięka- obecną duchem, jakby pochłonęła mi namalowała „Old castle, by the ją inna rzeczywistość utkana z kłę- river, in the middle of a forest” czy biących się w jej głowie brzmień. Na opowiedziała historię pewnego ha- chwilę zaprosiła wszystkich do tego zardzisty w „Viva! Vegas”. Siła wyra-

> 48| Przewodnik koncertowy

zu i obrazowość tego co grała była sekundy wszyscy zamierali z zapar- ogromna. Kiedy po emocjonalnych tym tchem, wsłuchując się w ciszę wybuchach wracała na chwilę na i wybrzmiewającą w niej muzykę. ziemię, zawadiacko spoglądała na Piękne były to momenty, a oscy- publiczność, wplatając w swoją grę lowanie pomiędzy skrajnościami a to Kanon Pachelbela, a to motyw w wydaniu tych muzyków wydawa- z „Hit the road Jack!”. Jej inwencja ło się czymś zupełnie naturalnym. twórcza i wyobraźnia doprawdy nie Sceniczna ekspresja obydwu była znają granic, a niesamowita tech- niezwykła. Yaron Herman w ek- niczna biegłość dają całkowitą wol- statycznych uniesieniach śpiewał, ność w muzycznej materii. wtórując przekładanym na dźwięki myślom. Adam Bałdych w momen- Po koncercie chyba nikt nie miał tach, kiedy muzyka osiągała swo- wątpliwości, że Hiromi to artystka je apogeum, przypominał gwiaz- kompletna. Niesamowita pianistka, dę rocka ze skrzypcami w dłoni. ciekawa kompozytorka, zaskakują- Obydwaj muzycy często odrywali ca, skromna, do tego z ogromnym się od ziemi i przepadali w szalo- poczuciem humoru. Zadała sobie nych wręcz improwizacjach. Tylko nawet trud, żeby powiedzieć po pol- na chwilę zwalniali i wyciszali się. sku coś więcej niż „dzień dobry”, Spod palców pianisty ulatywały gdyż wiele z opisów swoich utwo- wtedy perliste, głębokie i nieskazi- rów także przygotowała w naszym telnie czyste dźwięki, zaś skrzypek języku. delikatnie muskał smyczkiem stru- ny, skupiając się na szmerach i sze- W zupełnie inną, ale tak samo pa- lestach. W każdej z wykonywanych sjonującą podróż zabrali publicz- kompozycji artyści zatracali się bez ność Yaron Herman i Adam Bał- reszty. Podczas koncertu czuło się, dych. Muzycy przedpremierowo że prezentowana przez nich muzy- zagrali materiał z albumu The New ka jest autentyczna i bardzo szcze- Tradition. Kolejny wieczór, który ra. Było w niej trochę melancholii obfitował w silne wrażenia i emo- i liryzmu, ale tez sporo radości i cie- cje, nieustanne balansowanie na pła. Artyści swobodnie poruszali się granicy, do której doprowadzane pomiędzy epokami i stylami, łącząc były dźwięki. Chwilami rozpędzo- odległe od siebie muzyczne prze- ne i szalone improwizacje artystów strzenie, nadając im swój osobisty budowały napięcie wprost nie do rys i unikalne brzmienie. Niezapo- zniesienia, po czym następowało mniany koncert. wyciszenie, w którym na ułamek

< JazzPRESS, maj 2014 |49

Rafał Zbrzeski [email protected]

Trio Medeski, Martin and Wood dzoną w sali widowiskowej Cen- bez wątpienia zasłużył już na status trum Sztuki i Techniki Japońskiej grupy kultowej. Nie miałem okazji Manggha i bez zbędnego przedłu- do tej pory zmierzyć się z ich twór- żania rozpoczęli. czością na żywo, a zawsze z sympa- tią i dużym zainteresowaniem pod- Od pierwszych dźwięków wiedzia- chodziłem do studyjnych nagrań łem już, że to – co zespół zaprezen- tych panów. Z tym większą radością tuje tego wieczoru – nie będzie po przyjąłem wiadomość o ich wystę- prostu powtórką muzyki tria, na- pie w ramach tegorocznej, jubile- granej wspólnie z Johnem Scofiel- uszowej 20 edycji festiwalu „Starzy dem. Nels Cline to zupełnie inny i młodzi, czyli jazz w Krakowie”. muzyczny świat – znacznie bliżej Amerykańscy mistrzowie groove- mu stylistycznie do muzyki spod -jazzu mieli zaprezentować się kra- znaku no wave niż do wysmako- kowskiej publiczności z udziałem wanego, czasem przekombinowa- gościa – przyznaję ze wstydem, że nego scofieldowskiego jazzu. Gitara zupełnie mi nieznanego – gitarzy- w rękach Cline’a to nie tylko instru- sty Nelsa Cline’a. Koncert zarazem ment solowy i harmoniczny, ale też kończył trasę promującą najnow- narzędzie do wydobywania przeróż- sze wydawnictwo płytowe tejże nych przesterowanych brzmień za czwórki zatytułowane Woodstock pomocą niezbyt konwencjonalnych Sessions Vol. 2. metod.

Poprzedzeni krótką zapowiedzą, Na początku publiczność otrzyma- obejmującą specyfikację instru- ła solidną dawkę sprzężeń, w tle mentów używanych przez Johna których rozbrzmiewały dzwonecz- Medeskiego, muzycy pojawili się ki i klawisze – mikstura kosmicz- na scenie kilka minut po godzinie nych dźwięków. Po chwili jednak dwudziestej. Uśmiechnięci i wylu- ta dźwiękowa dżungla przekształ- zowani wkroczyli zza kulis – Wood ciła się w groove’owy beat sekcji – i Cline z gitarami nonszalancko świetne wrażenie od początku kon- przewieszonymi przez ramiona. certu robił Chris Wood, zajmując środkową część sceny i podrygując John Medeski krótkim gestem do rytmu ze swoją gitarą basową, przywitał publiczność zgroma- którą w trakcie koncertu zamie-

> 50| Przewodnik koncertowy fot. Marta Ignatowicz-Sołtys Marta fot. Chris Wood Bill Martin niał na kontrabas. Bill Martin za perkusją nie po- rykańskie trio to prawdziwy tygiel przestawał na tradycyjnych metodach gry – w uży- różnorodnych brzmień i inspiracji, ciu znalazły się między innymi grzechotki, gwizdki momentami bardzo rockowa moto- i różnego rodzaju przeszkadzajki (w tym pokrywka ryka utworów miesza się z afrykań- od czajnika), a publiczność mogła dwukrotnie po- sko brzmiącymi odlotami i jazzo- dziwiać popis perkusisty w grze na tamburynie. wymi zapożyczeniami. Analogowe brzmienie klawiszy uzupełnia się Niewielkim mankamentem na początku występu z jaskrawymi dźwiękami przeste- było zbyt duże natężenie basu, który nieco przykrył rowanej gitary. Co ogromnie ważne, inne instrumenty. Dźwiękowcy jednak bardzo szyb- Amerykanie potrafią jednak unik- ko uporali się z drobnymi niedociągnięciami i dal- nąć w tym wszystkim bałaganu sza część koncertu nagłośniona była bez zarzutu. i wiedzą, kiedy wrzucić na luz, aby nie zmęczyć słuchaczy. Świetnie Medeski, Martin and Wood zagrali tego wieczoru wyczuwają momenty potrzebne na muzykę nieco inną niż się spodziewałam – bez wąt- chwilę oddechu. pienia wyraźne piętno odcisnął na brzmieniu gość formacji. Muzyka, którą obecnie prezentuje ame- Lata doświadczenia, niebanalne

< JazzPRESS, maj 2014 |51

na bardzo licznie w sali widowiskowej Kijów Centrum. Artystka niewątpliwie należy do najbardziej rozpoznawalnych wokalistek poruszających się w stylisty- ce okołojazzowej. Celowo używam sfor- mułowania „okołojazzowej”, gdyż od lat głowię się nad tym czy muzyka, którą proponują śpiewaczki pokroju Cassan- dry, to jeszcze jazz czy tylko pop prze- brany w jazzową szatkę.

To, co usłyszeliśmy podczas koncertu, nie rozwiało moich wątpliwości. Z jed- nej strony to muzyka mocno osadzona w bluesowo-jazzowej tradycji, z drugiej tak wygładzona i przewidywalna, że nie można oprzeć się wrażeniu, że wszystko to było już tysiąckrotnie grane, a propo- nowana formuła jest wyczerpana do

fot. Marta Ignatowicz-Sołtys Marta fot. cna. Na usta ciśnie się refleksja rodem John Medeski z filmu Rejs o melodiach, które już raz słyszeliśmy. podejście do muzyki, ciągłe poszu- kiwanie nowych doznań, nieszab- Muzycy wyszli na scenę z lekkim opóźnieniem. lonowy gość na scenie – to wszystko Skład towarzyszący gwieździe wieczoru tworzyli: pozwoliło cieszyć się publiczności Gregoire Maret grający na harmonijce ustnej, Bran- zgromadzonej tego wieczoru w kra- don Ross na gitarach, Lonnie Plaxico na kontraba- kowskiej Mangghdze wspaniałym, sie, perkusista John Davis i pianista John Cowherd, dynamicznym koncertem. Ukoro- Kwintet czarnoskórych instrumentalistów rozpo- nowaniem występu było brawuro- czął grę, gdy część publiczności zaczynała nerwowo we wykonanie na bis utworu Jimie- zerkać na zegarki. Po kilkunastu taktach na scenę go Hendrixa „Foxy Lady”. wkroczyła Cassandra. W prostej sukience, po chwi- li pozbyła się obuwia (to tłumaczyło perski dywan W niedzielny wieczór, podobnie jak rozwinięty na scenie – podobno było to specjalnie na w sobotę, krakowska publiczność życzenie artystki). została uraczona przez organizato- rów koncertem gościa zza oceanu. Muzycy, którzy grają z Cassandrą Wilson, to profe- Cassandra Wilson – to jej występ sjonaliści największego światowego formatu – to obejrzała publiczność zgromadzo- było widać i słychać. Bardzo dobrzy w tym co robią,

> 52| Przewodnik koncertowy fot. Marta Ignatowicz-Sołtys Marta fot. Dominik Wania Dawid Fortuna ale nic ponad to, żadnej bożej iskry, żadnego nawet Występ współczesnej jazzowej diwy minimalnego szaleństwa, chwilowego zaskoczenia. pozostawił (chyba nie tylko u mnie) Wszystko wystudiowane, wyreżyserowane, do bólu uczucie niedosytu i lekkiego rozcza- przewidywalne. Przez cały występ miałem wraże- rowania. nie, że grają tylko tyle dźwięków za ile im zapłacono i ani jednego więcej. Brakowało zdecydowanie na Poniedziałkowy wieczór – festiwal scenie jakiejś chemii pomiędzy muzykami, a może zbliża się ku końcowi, ale przed zwykłej radości z grania, no bo na zdrowy rozum, nami jeszcze jeden koncert gwiaz- ile można grać te same nudne nic nie wnoszące dy. Tak, właśnie gwiazdy, bo Do- aranżacje? minik Wania nie musi albo wręcz nie powinien być już opisywany Niestety nie tylko na scenie czegoś zabrakło. Nie było jako „nadzieja polskiego jazzu”. też tego wieczoru dobrego kontaktu muzyków, a prze- Ten, wciąż jeszcze młody, pianista de wszystkim Cassandry z publicznością. Wiem, że dla jest w pełni uformowanym arty- gwiazdy tego formatu takie koncerty to rutyna, ale czy stą, świadomym swojej sztuki, tego publiczność powinna to odczuwać? co chce przekazać w dźwiękach, które z ogromną ekspresją i nie-

< JazzPRESS, maj 2014 |53

nia „Noctuelles”, Dawid Fortuna mo- mentami zdawał się grać z zamiarem rozniesienia perkusji na strzępy, Max Mucha również nie oszczędzał sił. Po chwili przyszła pora na bardziej reflek- syjne, zanurzone w zupełnie innych emocjach dźwięki, które wydobył spod swoich palców Dominik Wania. Pomi- mo, że repertuar został napisany przez klasycznego kompozytora, to nie wie- dząc o tym, można by było sądzić, że są to utwory ze swojej natury jazzowe. Do- wodzi to plastyczności muzycznej ma- terii pomimo gatunkowych ram i po- działów.

Podziały te trio Dominika Wani prze- kraczało tego wieczoru wielokrotnie, wykazując się olbrzymią wyobraźnią,

fot. Marta Ignatowicz-Sołtys Marta fot. odwagą a momentami wykonawczą Max Mucha brawurą. Na bis artyści wykonali żar- tobliwą interpretację standardu Duke’a samowitymi emocjami wydobywa Ellingtona. Żart polegał na pozbawieniu utworu z instrumentu. funkcji harmonicznych typowych dla jazzu i osa- dzeniu go w tonacji durowej. Koncert tria, w którym oprócz Do- minika Wani występują Max Mu- Owacja na stojąco, którą publiczność zgotowała wy- cha na kontrabasie i zasiadający za konawcom, jest chyba najlepszym podsumowaniem perkusją Dawid Fortuna, to pierw- ostatniego festiwalowego koncertu. sza w Krakowie prezentacja mate- riału z debiutanckiej płyty Wani zatytułowanej Ravel.

Repertuar tego wieczoru w czę- ści zasadniczej ograniczył się więc do wariacji na temat kompozy- cji Maurice’a Ravela zawartych na płycie. Trio rozpoczęło od nie- zwykle ekspresyjnego wykona-

> 54| Przewodnik koncertowy

fot. Lech Basel < JazzPRESS, maj 2014 |55

Jazz nad Odrą część I

Lech Basel [email protected]

­Wyjątkowy Jazz nad Odrą walu nostalgii, powrotów do prze- szłości. Wystawa fotografii An- Moim zadaniem podczas ostatniego drzeja Wasylewskiego, jego filmy Jazzu nad Odrą poza przygotowanie o początkach jazzu w Polsce i kilku relacji zdjęciowej było opisanie wy- „Jazzach nad Odrą”, koncert Hanny branych dni festiwalu, pozwolę so- Banaszak, laureatów pierwszego bie jednak na ogólny rys ze względu JnO z 1964 , czyli Jazz Band Ball Or- na pewne odczucia, które w cza- chestra, jazzowe spotkanie z Adzi- sie tegorocznej edycji się we mnie kiem Sendeckim i Andrzejem skrystalizowały. Bardzo chciałem, Olejniczakiem, wspaniała podróż aby 50. Jazz nad Odrą był festiwa- do źródeł jazzu, jaką zafundował lem wyjątkowym. Miał do tego peł- nam Houston Preston ze swoim ne prawo. Jak mało który festiwal zespołem, niezwykle nostalgiczny w Polsce. projekt Kuby Stankiewicza i Darka Oleszkiewicza, rekonstrukcja kul- Czy taki był? towego koncertu Franka Sinatry, Deana Martina i Sammy’go Davisa Przede wszystkim był wyjątkowo dokonana przez artystów wrocław- długi. Dziesięć dni (i nocy) wypeł- skiego Capitolu... i wyjątkowo dużo nionych po brzegi jazzem w prze- wspomnień w konferansjerce Woj- różnych postaciach było dawką ciecha Siwka, świadka wszystkich trudną bardzo do ogarnięcia, rów- edycji festiwalu i wieloletniego ar- nież i z tego powodu, że zagorzały chitekta ich programów. fanatyk jazzu musiał być przygo- towany na wydatek rzędu 1400 pln, Wyjątkowo liczna była też repre- jeśli chciał zaliczyć wszystkie kon- zentacja ojczyzny jazzu. Wystąpiło certy po najniższych kosztach. Nie 9 zespołów z Ameryki oraz w róż- wiem czy ktoś taki się znalazł. Na nych formacjach mieszanych 6 dodatek wymagało to niezwykłej solistów. Gwiazdy nie zawiodły, kondycji oraz było nie do pogodze- a moim cichym bohaterem został nia z obowiązkiem pracy. Billy Childs, który zaprezentował porcję niezwykle esencjonalnego Wyjątkowo dużo było w tym festi- jazzu. Dla szerokiego grona mi-

> 56| Przewodnik koncertowy fot. Lech Basel Lech fot. Leszek Możdżer Zohar Fresco

łośników gatunku niezapomniany będzie z całą muzykami, z którymi nagrał płytę pewnością koncert zespołu Kenny’ego Garretta, uhonorowaną nagrodą Grammy. a zwłaszcza jego wyjątkowe, ponad 40 minutowe zakończenie, wykonane na scenie razem z grupą Wyjątkowo nieliczna była w tym roztańczonych fanów. Mimo, że ten numer nie jest roku reprezentacja Europy, prak- całkiem nowy to i tym razem udało się saksofoni- tycznie było to kilku solistów grają- ście porwać rozentuzjazmowaną publiczność. Szko- cych w mieszanych zespołach oraz da, że nie było to zakończenie całego festiwalu... Jon kilku młodzieńców występujących Fadis wywołał we mnie dość mieszane uczucia. Z w konkursie. Brakowało mi szcze- jednej strony wykrzesał z festiwalowego Big Ban- gólnie muzyków ze Skandynawii du amerykańskie nieomal brzmienie i elastyczność (jeden Danielsson wiosny nie czyni). niespotykaną zbyt często w tak dużych formacjach, a z drugiej strony nie do końca przypadł mi do gu- A Polacy? stu jego na poły kabaretowy, przydługawy show, którym wypełniał przerwy pomiędzy fantastycznie Zaprezentowali się wyjątkowo ko- granymi numerami z repertuaru Dizzy’ego Gille- rzystnie. I to zarówno uczestnicy spie. Aktualnie najpopularniejszy wokalista jazzo- konkursu, jak i uczestnicy kon- wy Gregory „Grzesiu” Porter oczarował nie tylko certów głównego nurtu: High De- żeńską (większą) połowę publiczności. Zaimpono- finition, Baron, RGG, Wania, Na- wał mi również i tym, że wystąpił z tymi samymi piórkowski, Bogdanowicz, Fortuna,

< JazzPRESS, maj 2014 |57

Oleszkiewicz i Stankiewicz, Stańko, Bałdych i wielu in- nych. Szkoda tylko, że orga- nizatorzy tak dziwnie wywa- żyli proporcje czasowe i na dodatek tych najbardziej godnych pokazania mło- dych wilków polskiego jazzu pochowali w klubach, unie- możliwiając nam wysłucha- nie ich, a im wysłuchanie największych sław z USA. To kolejna konsekwencja prze- sadnej długości tego festi- walu – pokrywające się ter- miny koncertów głównego nurtu oraz tych klubowych. Lars Danielsson A skoro mowa o konkursie to zno- wu pojawia się słowo wyjątkowy. Dworak będzie gościem Darka Oleszkiewicza. Nasz Taki był bowiem poziom uczestni- wspaniały Ambasador JnO w USA zaprosił młodego ków konkursu na Indywidualność basistę do udziału w zajęciach prowadzonych przez Jazzową. Wyraźnie to podkreślił siebie w LA, do wspólnego grania w jego kilku for- przy odczytywaniu werdyktu Jury macjach, do prób i grania na jamach, na spotkanie jego przewodniczący, Darek Olesz- z Ch. Hadenem. Ta nagroda będzie miała niewątpli- kiewicz. Do owej wyjątkowości nie- wie wyjątkowy wpływ na rozwój talentu Dworaka. spodziewanie dostroił się Prezydent Miasta Wrocławia, Rafał Dutkie- Niestety na tym jednak nie kończy się wyjątkowość wicz, podwajając i tak już najwyższą tego festiwalu. Piszę niestety, bowiem zmuszony je- w kraju nagrodę główną do kwoty stem wrzucić kilka brzydkich kamyków do Odry wy- 50 tysięcy złotych. Podwoił również pełnionej jazzem. Pierwszy to wyjątkowe, nawet jak pozostałe nagrody pieniężne, pod- na jazz, opóźnienia koncertów, dochodzące nawet do kreślając jeszcze bardziej wyjąt- 2,5 godziny. Opóźnienia graniczące z brakiem szacun- kowość tego wydarzenia. W mojej, ku zarówno dla muzyków zmuszanych o późnych po- i nie tylko mojej, ocenie najbardziej rach do grania do pustawych krzeseł, jak i dla słucha- wyjątkowa jest jednak nagroda czy, którzy płacili wcale niemałe kwoty za bilety. Ci ufundowana przez ZAiKS: to 5 tysię- ostatni zmuszani byli często do rezygnacji z udziału cy złotych przeznaczonych na bilet w koncercie zapowiadanym na godz. 23.00, a nieroz- lotniczy do Los Angeles, gdzie Jakub poczętym jeszcze o 1 po północy. Nie było trzęsienia

> 58| Przewodnik koncertowy fot. Lech Basel Lech fot. Gregory Porter ziemi, powodzi ani katastrofalnych opadów śniegu. Była całkowita wina po stronie organizatorów. Wy- jątkowo kompromitująca była i w tym roku najbar- dziej kontrowersyjna „żelazna” pozycja od lat, czyli Gala Polskiego Jazzu. O ile broniła się jej pierwsza część, w której występowali laureaci pierwszego Jazzu nad Odrą, czyli Jazz Band Ball Orchestra oraz Laboratorium, Kwintet Zbigniewa Namysłowskiego i zespół Pink Freud, to druga... w takiej postaci nie po- P.S. winna się zdaniem wielu fanów jazzu nigdy więcej powtórzyć. Aż mi się nie chce pisać dlaczego, bowiem W żaden oficjalny sposób Miasto boli mnie przekonanie o niereformowalności owej Wrocław nie uhonorowało twór- gali. O ile udział większości jej uczestników nie bu- ców poprzednich czterdziestu dził żadnych wątpliwości, to finałowe San Francisco i dziewięciu festiwali, nie mówiąc i kuplety pary konferansjerów bardziej przypomina- już o osobie jego wieloletniego szefa ły ściernisko niż Nowy Jork, a na taki poziom wpro- programowego. A okazja ku temu wadzili nas wcześniej amerykańscy jazzmani. Tak. była wyjątkowa. Zabrakło... No Najwyższy czas na rezygnację z takiej formuły gali. właśnie. Czego i komu zabrakło? Bo mi zabrakło słów, gdy zobaczyłem Na koniec gorzka refleksja: na 50. Jazzie nad Odrą organizatorów Bielskiej Zadymki wyjątkowo nie było ani jednego jam session... Dla Jazzowej wręczających mu pamiąt- wielu fanów tego gatunku jam session jest esencją kową statuetkę z grafiką Rafała Ol- jazzu... bińskiego. Nie mam siły i odwagi nazwać po imieniu tę żenującą sy- Quo vadis Jazzie nad Odrą? tuację… Nie lubię przeklinać.

< JazzPRESS, maj 2014 |59 fot. Lech Basel Lech fot. Tomasz Stańko fot. Lech Basel Lech fot. Terence Blanchard

> 60| Przewodnik koncertowy fot. Lech Basel Lech fot. bardziej niż zaprezentowany przez zespół Petera Cincottiego w skła- dzie: lider – fortepian i wokal, Geo- rge Orlando – gitara, Timothy An- drew Hibbert – perkusja, Michael Olatuja – bas, nieco smoothowy ma- teriał i momentami przewidywalny w swej formule koncert kwartetu Kenny’ego Garreta w składzie: li- der – alt, Vernell Brown – forte- pian, Corcolan Hort – bas, McLenty Jazz nad Odrą część II Hunter – perkusja („Happy people” – ileż razy można...?). Intrygującym zwieńczeniem dnia był bez wątpie- Mateusz Magierowski nia zaprezentowany na scenie festi- [email protected] walowego klubu projekt czołowego polskiego trębacza Macieja Fortu- ny, który wraz ze swoim kwartetem To, co zapadło mi szczególnie w pamięć podczas (Krzysztof Dys – fortepian, Jakub siódmego dnia 50. Jazzu nad Odrą, to występ kwinte- Mielcarek – kontrabas, Przemysław tu młodego, ale wybitnego już trębacza – Ambrose’a Jarosz – perkusja) wykonał własne Akinmusire’a, który prócz lidera współtworzyli odczytania utworów, które określić saksofonista Walter Smith III, pianista Sam Har- można mianem „polskich standar- ris, kontrabasista Harish Raghavan i zasiadający za dów jazzowych”. zestawem perkusyjnym Justin Brown. 100% jazzu w jazzie – tak zapowiadali ten koncert sami orga- Dzień ósmy rozpoczęło trio japoń- nizatorzy i doprawdy trudno o bardziej lapidarną skiej pianistki Hiromi (Anthony syntezę tego, co dane było usłyszeć zgromadzonej Jackson – bas, Simon Phillips – per- w Imparcie publiczności. Zaprezentowane podczas kusja) wyzwalającej co prawda koncertu kompozycje operującego nierzadko w wy- spore zasoby groove’owej energii, sokich dźwiękowych rejestrach lidera – zarówno te momentami nużącej jednak har- z najnowszej płyty Imagined Savior is Far Easier to Pa- moniczną monotonią. Pozytywnym int jak i z poprzedzającego ją krążka When the Heart zaskoczeniem wieczoru był z kolei Emerges Glistening – przyrównać można do rysowa- koncert bandu Marka Napiórkow- nych zdecydowaną kreską świetnej sekcji rytmicznej skiego. W utworach przygotowa- szkiców, które nieoczywistymi barwami improwizo- nych w ramach łączącego jazz i kla- wanych dźwięków wypełniali Akinmusire i Smith. sykę płytowego projektu Up! w rolę Pasjonujący muzyczny spektakl w wykonaniu Amb- solistów prócz gitarzysty wcielili rose Akinmusire Quintet pochłonął mnie bez mała się saksofoniści Adam Pierończyk

< JazzPRESS, maj 2014 |61 i Henryk Miśkiewicz. Autorem dzo tradycyjnie laureaci pierwszego festiwalowego pełnych rozmachu aranżacji na konkursu z 1964 r. – Jazz Band Ball. Polskie fusion jazzowy mały skład i orkiestrę był reprezentowali muzycy Laboratorium, zaś najlep- zasiadający również za klawiaturą szy tego wieczora wśród formacji występujących Krzysztof Herdzin. Do „klasycznie podczas pierwszej części Gali Kwintet Zbigniewa jazzowych” klimatów na powrót Namysłowskiego (świetny Sławek Jaskułke!) za- przeniósł słuchaczy nawiązujący prezentował nowe, akustyczne odczytanie materia- swą muzyką do najlepszych tradycji łu z legendarnego krążka Kujaviak Goes Funky. Za- post-bopu kwartet Billy’ego Child- gadką pozostaje dla mnie, dlaczego jako, chcąc nie sa, wspomaganego na deskach kon- chcąc, reprezentanci młodego pokolenia polskich certowej sceny przez alcistę Steve’a jazzmanów wystąpili muzycy formacji Pink Freud Wilsona, kontrabasistę Hansa Gla- grającej obecnie muzykę nie tylko momentami od wishniga i szczególnie ekspresyj- szeroko rozumianego jazzu odbiegającą. nego perkusistę Ariego Hoeniga. Innego oblicza współczesnego ame- Gala Solistów, którym na scenie towarzyszył festi- rykańskiego jazzu najwytrwalsi walowy Big Band pod kierownictwem Zbigniewa (koncert rozpoczął się po godzinie Czwojdy, dostarczyła mi niejakich rozczarowań. pierwszej w nocy) słuchacze do- Oparty o jazzowe standardy, konwencjonalny i nie- świadczyć mogli podczas występu co przydługi program pomimo obecności nietuzin- kubańskiego pianisty Aruana Or- kowych postaci nie tylko polskiego jazzu (Tomasz tiza, któremu w pełnym swobod- Stańko, Darek Oleszkiewicz) zdecydowanie mnie nie rozlewających się dźwiękowych nie porwał. Najmocniejszym jego punktem był wy- chmur i zapętlonych harmonii dia- stęp najmłodszych solistów – duetu Adam Bałdych- logu kroku dotrzymywali Rez Ab- -Yaron Herman, którzy dali słuchaczom próbkę basi (gitara), Gerald Cleaver (perku- tego, co będzie można usłyszeć na ich najnowszej sja) i Josh Ginsburg (kontrabas). płycie The New Tradition.

Sobota była podczas 50. Jazzu nad Odrą bodaj najważniejszym festi- walowym dniem, kiedy to cała ple- jada uznanych – przede wszystkim polskich – jazzmanów miała za- prezentować się słuchaczom pod- czas dwóch galowych koncertów. Podczas pierwszego z nich – „Gali Zespołów” słuchacze mieli okazję wysłuchać czterech formacji repre- zentujących różne jazzowe (i około- jazzowe) stylistyki. Rozpoczęli bar-

> fot. Lech Basel Lech fot. 62| Przewodnik koncertowy fot. Marta Ignatowicz-Sołtys Marta fot. Eyvind Kang Beautiful Dreamer’s Trio Billa Frisella w Studiu Koncertowym Polskiego Radia

Mateusz Magierowski [email protected]

Jako nieukrywający sympatii do Witolda Lutosławskiego popłynęła osoby i twórczości Billa Frisella słu- esencja frisellowego jazzu, otwar- chacz nadzieje na jego ponowną tego na szerokie spectrum muzycz- wizytę w Polsce zacząłem żywić już nych inspiracji przetwarzanych na w listopadzie 2012 r., kiedy to z mu- niezwykle różnorodną, ale jedno- zyczno-filmowym projektem „Great cześnie spójną opowieść. Flood” zagościł wraz z wchodzącymi w skład jego kwartetu Ronem Mile- Koncert Pięknych Marzycieli – for- sem, Kennym Wollesenem i Tonym macji tworzonej przez Frisella, Scherrem na festiwalu Jazztopad. Eyvinda Kanga (altówka) i Rudy’ego I choć wybitny gitarzysta nie przy- Roystona (perkusja) był podróżą wiózł na warszawski koncert całe- w synkretyczny (ale nigdy po prostu go swego kwintetu, z którym zare- patchworkowy!) świat, w którym jestrował swą ostatnią płytę Big Sur, mieszczą się jednocześnie: jazzo- a jedynie stanowiące jego 3/5 trio wa tradycja (rewelacyjna aranża- Beautiful Dreamers, ze sceny Studia cja „I Loves You Porgy” Gershwina), Koncertowego Polskiego Radia im. freejazzowe wariacje, rockowe riffy,

< JazzPRESS, maj 2014 |63 fot. Marta Ignatowicz-Sołtys Marta fot. kawał starego, dobrego bluesa, fol- kowe melodie i na dokładkę hołd dla twórczości Lennona („Strawber- ries Field Forever”). I choć podsta- wowym stylistycznym spoiwem tej muzyki było łatwo rozpoznawalne, nasycone charakterystycznym po- głosem brzmienie frisellowej gita- ry, Royston i Kang mieli w marzy- cielskiej narracji również wiele do powiedzenia. Dość wspomnieć, że w pierwszej części koncertu Frisell pełnił rolę wycofanego nieco akom- paniatora, podczas gdy pełnię swych solowych umiejętności (m.in. w re- pertuarze z wspomnianego Big Sur) prezentował Kang. Jednoznaczną pieczęć na zespołowej narracji lider Bill Frisell, Rudy Royston postawił za to w drugiej, nieco bar- dziej bluesowej odsłonie występu tria. Występu... no cóż, wstrzymam się w tym momencie z kolejnymi superlatywami i - by nie być posą- dzonym o totalną frisellomanię – oddam na chwilę głos autorce pięk- nych zdjęć ilustrujących niniejszą relację Marcie Ignatowicz-Sołtys, która koncert skwitowała następu- jącymi słowy: „To był najlepszy film, jaki ostatnio widziałam”. Cóż, od ko- góż jeśli nie od Pięknych Marzycieli wymagać można muzyki tak inten- sywnie stymulującej wyobraźnię?

> 64| Przewodnik koncertowy Mikołaj Trzaska

Mikołaj Trzaska Paweł Szpura Brama Wolności

Lech Basel [email protected]

Jazz od zawsze był dla mnie muzyką mi specjalnie nie odpowiadał. Uży- wolności. Zarówno w dawnych cza- wam czasu przeszłego, bowiem ku sach tzw. komuny jak i teraz, w cza- mojemu ogromnemu zaskoczeniu sach tzw. demokracji. I tak jak jazz słucham „frytek” coraz to więcej ma wiele twarzy, tak i owa wolność i coraz większą sprawia mi to satys- z nim związana zawsze miała nie- fakcję. jedno oblicze. Najważniejsze to to, które pozwalało na wolny wybór Poniedziałkowy koncert formacji odpowiadającego mi stylu, którego FREEGATE we wrocławskim Cen- słuchałem najchętniej. Paradok- trum Reanimacji Kultury był też salnie styl free, będący sam w sobie ilustracją jeszcze jednej formy sło- esencją wolności w muzyce, nigdy wa wolność w muzyce. To wolność

< JazzPRESS, maj 2014 |65

energii, że muzycy postanowili pograć ze sobą dłużej i „jak już na- uczymy się grać to wydamy płytę”, jak to dowcipnie określił Trzaska. A ich muzyka? Jest niesamowicie prawdziwa, spójna i wciągająca. Głośna i niezwykle energetycz- na, zaskakująca brzmieniowo, rytmicznie i stylistycznie. Grana bardzo zespołowo, a jednocześ- nie dająca szerokie pole do popi- sów indywidualnych. Trudna do wytrzymania, dla tych, którzy nie akceptują free, wspaniała dla jej fanów.

Publiczność zaskoczyła gospoda- rzy koncertu i zjawiła się w licz- bie przekraczającej pierwotną po-

fot. Marcin Wilkowski Marcin fot. jemność salki. Nie wiem ilu ludzi Łukasz Rychlicki przyciągnęło hasło Pod Mocnym doboru muzyków pochodzących Aniołem, ilu sama nazwa zespołu, a ilu nazwisko z przeróżnych światów stylistycz- Trzaski. Większego znaczenia to nie ma, gdyż kon- nych. W jednej formacji grają bo- cert przyjęty został entuzjastycznie i przez krótką wiem Mikołaj Trzaska, free jazzo- chwilę w surowym, prostym wnętrzu salki koncer- wy saksofonista, Paweł Szpura, towej zrobiło się nagle całkiem „rurowo”. transowy perkusista oraz Łukasz Rychlicki, którego styl gry na gita- Wszystko zagrało w tym wydarzeniu: niezwykły rze jest nieomal niemożliwy do zde- kunszt muzyków, wyselekcjonowana publiczność, finiowania bowiem porusza się na a nawet niezbyt dobre akustycznie pomieszczenie granicy wszelkich norm i improwi- współgrające jednak swoją surowością i prostotą zacji. Zapytany o to jak doszło do po- z prezentowaną formą muzyki. wstania tego zespołu, Mikołaj Trza- ska powiedział, że ludzie, którzy A że na sali siedzieli również muzycy przygotowują- powinni się spotkać, któregoś dnia cy się do środowego „Melting Pot Made in Wrocław” spotkać się muszą. Co przyniosło to to after party na dziedzińcu przerodziło się w przy- spotkanie? W pierwszym rzędzie jacielskie spotkanie dobrych znajomych. dźwiękową ścieżkę filmu Pod Moc- nym Aniołem. Tyle wyzwoliło ono To był bardzo udany wieczór!

> 66| Przewodnik koncertowy

Directions in Music – Dexter Gordon

Maria Zimny [email protected]

Drugi krakowski koncert cyklu „Di- prowadził słuchaczy przez kolej- rections in Music” pomimo tego, że ne kompozycje, nie pozwalając się w roli głównej znów wystąpił sakso- zagubić. Grał czystym i mocnym fon (za pierwszym razem był to sak- tonem, zdecydowanie wybrzmie- sofon altowy Macieja Obary), wpro- wającym na tle zespołu. Saksofon wadził publiczność w zupełnie inny w rękach Piotra Barona brzmiał klimat. Poświęcony był on muzyce melodyjnie, wprowadzał nastrój Dextera Gordona – amerykańskie- optymizmu i błogości. Doskonale go saksofonisty tenorowego. Tego wspierał i towarzyszył mu w tym wieczoru, w rolę mistrza jazzowych Paweł Kaczmarczyk. Pianista nie ballad i pięknego brzmienia wcielił ograniczał się tylko do akompanio- się Piotr Baron. Paweł Kaczmar- wania, ale gdy milknął na chwilę czyk przed koncertem podkreślił, saksofon, przechwytywał uwagę że dla niego gra u jego boku jest za- publiczności i porywał improwi- szczytem i ogromną przyjemnością. zacjami. Dźwięki fortepianu koiły Oprócz nich, na scenie pojawili się zmysły, uspokajały i cieszyły. Do- także kontrabasista Maciej Adam- skonale wybrzmiewały na tle sekcji czak oraz perkusista Łukasz Żyta. rytmicznej, która w kontekście ca- łego koncertu, spisała się na medal. Przez następne dwie godziny czas Panowie grali bardzo zespołowo, płynął zdecydowanie wolniej, wręcz świetnie się ze sobą czuli i dobrze leniwie wyznaczając kolejne minu- się rozumieli, co było słychać w ich ty. Nastrojowe ballady, melodyjne grze. Podczas występu rozbrzmia- frazy wypełniły klub i otuliły pub- ło tak doskonale znane wszystkim liczność swoim ciepłym brzmie- i wywołujące uśmiech na twarzach niem. Kolejne osoby zamykały „Cheese Cake”. Usłyszeliśmy też oczy i kołysały się w rytm muzyki. żywe i wpadające w ucho „For Re- Piotr Baron z wyczuciem i dużym gulars Only” oraz „Setting the Pace”, smakiem grał kolejne kompozy- przy którym ciężko było usiedzieć cje. W jego skupieniu, wsłuchaniu, na miejscu. Bardzo przyjemny kon- sposobie gry i postawie była pew- cert, może nie był porywającym, ale na powaga. Ze stoickim spokojem na pewno został zagrany z klasą.

< JazzPRESS, maj 2014 |67

Jazziniec Jazz Festival 2014

Andrzej Patlewicz [email protected]

Po raz szesnasty odbywał się w uro- Juraja Bartosa, młodej wokalistki kliwym miasteczku Trutnov w Re- z soulowo – jazzowym feelingiem publice Czeskiej liczącej zaledwie 40 Marty Klouckovej oraz tria au- tysięcy mieszkańców Międzynaro- stralijskiego gitarzysty bluesowego dowy Festiwal Jazzowy – doskonale Gwyna Ashtona. Miłym zaskocze- znany pod nazwą Jazziniec. Nazwa niem był czwartkowy koncert (27 festiwalu już na dobre utrwaliła marca) tria Roberta Balzara, który się w świadomości czeskich i to nie zaprezentował kompozycje, jakie tylko czeskich jazzfanów. Organiza- znalazły się na jego najnowszym torem tegorocznego festiwalu jest albumie Discover Who We Are. Naj- Alternativa pro Kulturu, którego większe wrażenie wywarł jednak szefem jest wielki pasjonat jazzu sobotni finałowy koncert, na który Tomas Katschner, który podczas fe- złożyły się występy czterech zespo- stiwalu pełnił rolę nie tylko gospo- łów w międzynarodowej obsadzie. darza, ale i konferansjera wszyst- Jako pierwszy na scenie pojawił się kich koncertów. Tingvall Trio, który ma już na swo- im koncie 6 albumów. Lider Martin Jazziniec jest rozciągnięty w czasie, Tingvall porównywany jest do nie- a spektakularne koncerty z udzia- odżałowanego Esbjorna Svenssona. łem wielkich gwiazd jazzu rozpo- W podobny sposób wyraża swoje częły się już znacznie wcześniej emocje poprzez grę na fortepianie. (pod koniec lutego), kiedy to wraz Jest też mu bliska stylistyka zarów- ze swoim kwartetem wystąpił zna- no Keitha Jarretta jak i McCoy Ty- komity hinduski perkusjonista, nera. Znakomicie brzmiący jazz wirtuoz tabli Trilok Gurtu. Podczas momentami nawet dynamiczny to marcowych koncertów jazzfani byli również zasługa pozostałych mu- świadkami interesującego projek- zyków: kontrabasisty pochodzące- tu izraelskiego saksofonisty Shauli go z Kuby Omara Rodrigueza Calvo Einava i słowackiej młodej jazzo- oraz perkusisty Jurgena Spiegla. Ich wej grupy Jazz & More, solowego jazz można określić jako przepięk- występu amerykańskiego gitarzy- ną muzykę umysłu i muzyki ciała sty Tony Ackermana, czesko-sło- – bo nogi i ciało przy tak rozkoły- wackiego Swing Septetu z udziałem sanym jazzie samo wprawiało się

> 68| Przewodnik koncertowy fot. Patrik Marek Patrik fot. w ruch. Znaczną część programu jaki przygotował jak: Jiri Stivin, Jiri (George) Mraz, Jan Tingvall Trio to nagrania już doskonale znane z ich Hammer czy Miroslav Vitous wpi- koncertowego albumu In Concert zarejestrowanego sali się grubymi zgłoskami do En- podczas europejskich koncertów w 2012 roku. Po tak cyklopedii Światowego Jazzu. Tym brawurowych popisach szwedzkiego pianisty kolej- razem występ kwartetu Rosta Fras nym punktem programu był wspólny koncert cze- Q z udziałem włoskiego pianisty skiego gitarzysty Rudy Linka i amerykańskiej woka- Antonio Farao był bodaj najjaśniej- listki Christiny Prindle. Linka to absolwent Berklee szym punktem tego jazzowego fe- College of Music w Bostonie i w jego grze słychać in- stiwalu. Saksofonista Rosta Farkas spiracje muzyką Johna Scofielda, Jima Halla i Johna stojący na czele tego kwartetu gra- Abercrombiego. Jego pozycja w świecie gitary jazzo- jąc w stylistyce Kennyego Garretta wej jest już znacząca, o czym świadczy choćby naj- i Jamesa Cartera znakomicie prze- nowszy album Re: Connect nagrany w Nowym Jorku dzierał się ze swoim tenorem przez z Kennym Wollesem, Larrym Grenadierem i Jonat- zagęszczoną fakturę kontrabasu, hanem Batiste. Rudy Linka tym razem zaprosił do perkusji i fortepianu, na którym współpracy ciemnoskórą wokalistkę Christinę Prin- grał nie byle kto, bo wspomniany dle. W ich repertuarze znalazły się w dużej części Farao. Jego pianistyka i wirtuoze- znane utwory pochodzące z popowej stylistyki m.in. ria została dostrzeżona już wiele lat „Bring Me A Water” osadzone w jazzowej konwen- wcześniej. Współpracował i nagry- cji plus śpiewane przez wokalistkę spiritualsy, któ- wał z Jackiem De Johnettem, Irą re były bodaj jej najmocniejszą stroną. Współpraca Colemanem, Bobem Bergiem jak czeskich muzyków jazzowych z muzykami z innych również z Miroslavem Vitousem, krajów okazuje się pod każdym względem twórcza Danielem Humair czy trębaczem i odtwórcza. Na przestrzeni lat czescy muzycy tacy Franco Ambrosettim. Rosta Farkas

< JazzPRESS, maj 2014 |69

okazał się równorzędnym partne- pominał maga, który wyszukując pałeczkami na rem Antonio Farao. Obaj prowadzi- balofonie najbardziej delikatne dźwięki mieszał je li znakomity dialog „call & respon- z innymi „muzycznymi potrawami” przygotowywa- ce” dając upust w swoich autorskich nymi przez pozostałych muzyków. Ali Keita mający kompozycjach. Bezbłędnie wywią- na swoim koncie współpracę z wieloma afrykań- zywała się sekcja rytmiczna trzyma- skimi gwiazdami World Music m.in. Habitem Koi- jąca timing i niepohamowaną ener- te i Toumani Diabate z Mali miał okazję na popisy gię – kontrabasista Tomas Baros swoich autorskich kompozycji, które można znaleźć i grający na perkusji Peter Solarik. na jego albumach: Farafinko i Akwaba Inisene. W nieco innej konwencji zaprezen- towało się Trio Ivoire (Hans Lude- Mieszankę ich muzyki można porównać z tym jak- mann – fortepian, instrumenty kla- byśmy do jednego tygla wtłoczyli jazz Jana Garbarka, wiszowe, laptop, Chrystian Thorne Joe Zawinula, Omara Sosy, Triloka Gurtu i Pharoah – perkusja oraz Ali Keita – xylofon). Sandersa o afrykańskich elementach już nie wspo- Zmysłowy jazz połączony z muzy- minając. Po uderzającej porcji „afro-electronic-jazz” ką afrykańską – tak można najkró- przyszedł czas na rozstrzygniecie Międzynarodowe- cej określić ich wspólny koncert. go Konkursu Fotograficznego –Jazz World Photo, Precyzyjne pod każdym względem który zainicjowali znani czescy fotograficy jazzowi: podejście do muzycznej materii Ivan Prokop, Patrick Marek, Jiri Turek, Dan Barta polegało w dużej mierze na wyko- i mieszkający od wielu lat w Kanadzie Jiri Kucera. Do rzystaniu polifonicznych struktur konkursu zgłosiło się 135 autorów z różnych krajów harmonicznych granych przez pia- (Argentyny, Korei, Gruzji, Maroka, Rosji, Polski, Sło- nistę, a także w niektórych utwo- wacji, Czech a nawet z Antarktydy) z czego komisja rach wykorzystywanej nadmiernie wybrała 30 najlepszych prac, które można było zo- przez Hansa Ludemanna elektroni- baczyć na wystawie w galerii Urzędu Miasta w Trut- ki. Zarówno pianista Ludemann jak novie. Pierwsze miejsce zdobyło zdjęcie z ekspresyj- perkusista Thorne (studiowal jazz ną grą Sonnyego Rollinsa z występu na festiwalu w Kolonii w Niemczech) grają jazz w Marciac autorstwa Didiera Jallaisa z Francji, Dru- osadzony w jazzowej awangardzie ga nagroda przypadła niemieckiemu fotografikowi z szeroko zakrojonymi improwiza- związanemu z wieloma jazzowymi czasopismami cjami. Temu wszystkiemu dodawał (m.in. z Jazzlive) Rainerowi Rygalykowi, trzecią na- smaku i nastroju Afrykańczyk Ali grodę odebrał czeski fotografik Miroslav Novotny. Keita – pochodzący ze znanej ro- dziny griotów si Keita. Jego magicz- Wszystkie koncerty odbywały się w przepięknym, na gra na xylofonie nadawała dość nowoczesnym kompleksie kulturalnym UFFO skomplikowanym kompozycjom w Trutnovie zaledwie o 40 km od polskiej granicy. dodatkowej przestrzeni. Muzyk Tylko pozazdrościć tak wspaniałego obiektu kultu- ubrany w afrykańskie szaty przy- ralnego i tak fantastycznego festiwalu.

> 70| Przewodnik koncertowy

XX-lecie Mózgu!

Jerzy Mazzoll

Historia tego miejsca pisana jest li- stą nieobecnych, gdyż ci, co przyby- li…- byli tam od zawsze, chciałoby się rzec!

Nie było na dwudziestoleciu at- mosfery sielanki i hipisowskiego zlotu, była praca, kreacja i dyscypli- na. Było to święto i spotkanie ludzi różnych, odmiennych, od lat wal- czących o indywidualność swojej twórczej wypowiedzi, ludzi zmaga- jących się ze swoją historią, z histo- rią swojego kraju, z historią sztuki, z naszym rynkiem, a raczej jego brakiem w sferze muzycznej, którą reprezentują (wolnej improwiza- cji, nowej elektroniki i awangardy). Pojawili się herosi, upadłe anioły, mistrzowie i uczniowie, epigoni, twórcy na wskroś oryginalni, na- śladowcy, synowie z ojcami, matki, bracia, wrogowie i dawni przyjacie- le – brak było kochanków! Upadek i powstanie, spotkanie i zmaganie –wyraz artystycznej jedności ku no- wej muzyce.

Rocznicowy koncert miał miejsce 29.03.14r. w Teatrze Polskim w Byd- goszczy. Niemal dokładnie 20 lat wcześniej tj. 21 marca 1994 roku po- wstał klub „Mózg: Fabryka Rzeźb Gadających Ze Sobą”. Od początku

< JazzPRESS, maj 2014 |71 było wiadomo, że pojawia się on Arhythmic Perfection znów z Kazikiem… W jeden w miejscu, które jest czarną dziurą długi wieczór gromadzi się cała plejada rezydentów, na muzycznej mapie Polski, jak się miłośników, oponentów i współtwórców tego wiel- później okazało – jego zasięg i pe- kiego dzieła. Razem i obok siebie na scenie w sali netracja nowych zjawisk w sztuce koncertowej klubu Mózg! sięgała daleko poza granice naszego kraju. A teraz „dwudziestka”, wiek dojrzały, pełen wolnych wyborów i wizji przyszłości. Świetny scenariusz zre- Pierwszy koncert odbył się w dniu alizowany przez ojca i syna, a także tych, którzy przy- otwarcia. Klasyczni muzycy zagra- byli i przeżyli. li w klubowo-kawiarnianej sali arię Carmen Bizeta – był to koncept W sportowej relacji ten dynamiczny wieczór pre- twórców Mózgu godny słynnej wy- zentował się mniej więcej tak… twórni Winter & Winter. O godzinie 20:15 na scenę wyszedł Bach w wykona- Pierwszy koncert i nagranie muzyki niu Antka Majewskiego, potem dołączył Mazzoll na improwizowanej odbyły się tydzień klarnecie basowym i dalej mistrz ceremonii o abo- później. Pod nazwą „Achtung Mi- rygeńskim anturażu, czyli Sławek Janicki zaczął nen Gruppe” wystąpiło późniejsze potrącać dwie puste struny kontrabasu E i A czyniąc Mazzoll & Arhythmic Perfection. z tego dramatyczne spektrum ballady-walczyka „Kocham Was” – był to owego wieczoru jeden z nie- Urodziny klubu – te pierwsze – wielu cytatów i bezpośrednich nawiązań do histo- uczcił i jego kwartet gita- rii klubu. Utwór powstał i był grany po raz pierw- rowy koncertem transmitowanym szy na koncercie jaki odbył się dwadzieścia lat temu przez TVP2 co dziś jest przecież nie w Mózgu, a także na pogrzebie Jacka Majewskiego… do pomyślenia… tyle cytatów i nawiązań.

Kolejne rocznice pisane były nie- Dalej była już moc kreacji twórczości, nowej, niekon- obecnością lub odchodzeniem nie- wencjonalnej, radykalnej na wskroś indywidualnej. których: od muzyki, od ideałów, od Dołącza do stawki Jakub Janicki na perkusji, a fron- środowiska, od zmysłów i od życia talny atak na saksofonie altowym przeprowadza je- wreszcie. Stawiały kolejne cezury dyny w swoim stylu i jak zawsze niezwykle pięknie na mapie historii muzyki improwi- brzmiący na tym instrumencie Mikołaj Trzaska. zowanej, sztuki niezależnej, a także Chwilę później na scenę wchodzi Steve Buchanan rozkwitającego i znikającego yassu. (też na alcie) podnosząc i tak już wysoko podnie- sioną poprzeczkę. Miażdżący duet z Qbą Janickim, „Osiemnastka” Mózgu, wiek doj- stanął na wysokości zadania. Panowie pozostawiają rzewania, przybywają wszyscy. Jak publiczność zszokowaną i rozedrganą. za dawnych lat otwiera Mazzoll &

> 72| Przewodnik koncertowy

Owacja!

(o którą nikt nie prosił – tak będzie wielokrotnie tego wieczora) Nie było przerw pomiędzy utworami, a ko- lejni artyści pojawiali się na scenie na moment nim poprzedzający za- kończyli swoje dźwięki lub perfor- mance. Pojawia się Wojtek Zamiara – performer, który w mistrzowski sposób wygasza emocje i wycisza publiczność. Przecież prócz tego, że jest jedną z najważniejszych postaci polskiej sztuki performance i wy- kładowcą ASP w Gdańsku, był całe lata barmanem w Mózgu. Tak zna ludzi, których ma przed sobą jak to tylko barman może znać – wszyscy pokornieją! Ciszę przecina świst wirtuozerskiego fletuPawlickie - go oraz ścianka rosnącego dźwię- ku rozpostarta przez Kubę Ziołka i Twixa. Gdy do niezwykłego fleci- sty dołącza z kolei Maćkowiak na organach i Jacek Buhl na bębnach – zespół wydaje się grać dobrze znany sobie program, mimo że on właś- nie powstaje, tu i z tej okazji! Robi się klimatycznie i tajemniczo… Na deski Teatru Polskiego wchodzi ko- bieta z saksofonem. To dawno nie- widziana w Polsce Asia Charchan, współtwórczyni kilku post-yasso- wych składów, na bazie Glabulatora (czyli duetu Tomek Glazik – bary- ton i Jacek Buhl – perkusja) tworzy siatkę wirtuozersko-intelektualne- go dzieła mogącego zaspokoić naj- bardziej wyrafinowanych odbior-

< JazzPRESS, maj 2014 |73 ców jazzowej awangardy. Teraz na ła występujących tego dnia! Muzyczny komentarz tych wyżynach zasiadają: Tomasz – mistrzowie, uczniowie, gwiazdy, wyrobnicy, głos Gwińciński, kompozytor, wirtuoz z czarnej dziury, swoisty Bass Summit, najniższe instrumentu i idei z Piotrem Kali- dźwięki tego wieczora w jednym. Zaczęło się od due- skim – aktorem, wokalistą, magiem tu Mazzoll-Piernik dołącza stale z nimi współpracu- i klarnecistą. To koledzy jeszcze jący Janicki na kontrabasie i jeszcze dwa wspaniałe z czasów grupy Henryk Brodaty – instrumenty i dwóch wspaniałych muzyków – Olo uraczą publiczność mistycznymi Walicki i Wojtek Mazolewski. Jest najniżej jak być dialogami ze swojego nowopowsta- może, jest pięknie. Drży powietrze. jącego filmu pt.: Scherlock Holmes i ludzie jutra. I tu znienacka poja- Nagle z tyłu uderza wielka fala! Wszyscy saksofoni- wia się jedyny stary skład tego wie- ści czający się tego wieczora za kulisami i występu- czora – urocza perełka. Przez scenę jący w różnych wariacjach nawet nie zbliżają się do przetacza się migając feriami barw mikrofonów. Wychodzą na scenę i uderzają z pasją i indywidualności swoich członków tak wielką, że wbijającą słuchaczy w fotele. Zapeł- Łoskot – w oryginalnym składzie! niają środek, alt, tenor, w górze króluje flet i przedę- Po nich zrównoważony tym razem cia sopranu – całość ogarnia klawisz Asi Dudy i po- Pleszyński kreator nowych instru- pycha do przodu perkusja Qby Janickiego. Po tym mentów i prowokator znany z wy- uniesieniu do nieba, ci ostatni zostają w duecie – by stępów i oprawy graficznej koncer- w nowym wymiarze i dialogu skomentować to wy- tów Something Like Elvis. darzenie. Do nich dołącza i swoja saksofonową pasję i kunszt pokazuje Marek Pospieszalski. Tak na sce- Na jego tle pojawia się głos (bez nie pojawia się niemal cały Tir Vius Wagon z legen- przesady i bez żadnych przenośni) darnym gitarzystą Kur Piotrem Pawlakiem. Świetny nie z tej ziemi – to niezapomnia- mariaż nowoczesności i radykalizmu w wykonaniu na, zawsze poszerzająca znacze- wszystkich. Serpentyny zawiłych harmonii snuje na nie śpiewu i człowieczeństwa Olga skrzypcach Tomasz Sroczyński. Szwajgier. Tantryczno-obsesyjny akompaniament tworzy jej Mazzoll. Maćkowiak wyciszył wszystko swoją piękną solową Chwilę później najsmutniejszy poe- gitarą i wraz z rezydentem i emisariuszem mózgo- ta świata Grzegorz Woźniak zaka- wych idei na całą Europę i nie tylko – Jonem Dobie ził swą metafizyką połowę widzów, stworzyli następnie gitarowy raj lub piekło – jak kto gdyż druga pochłonięta była przy- woli, ale moc i wszechstronność tego co wyciągnę- gotowaniami do występu mistrza li ze swoich instrumentów była ogromna! Krzysz- tuby Zdzisława Piernika… i co? tof Grusse swoim występem ze stoickim spoko- jem skomentował całość tekstem. No i pojawia się Znowu poezja. Mistrz poleciał Her- przedostatnia z „Małych Orkiestr Młodzieżowych” bertem – dając nieoczekiwany ko- i nie tylko – dwie perkusje dają puls, Olo Walicki mentarz do historii, która połączy- na basie, młode lwy i lwica na saksofonach i zasłu-

> 74| Przewodnik koncertowy

żony dla Kultu (tylko czyjego?), jak zawsze skromny i adekwatny oraz na swoim miejscu, zawsze w punkt – Janusz Zdunek na trąbce. Po tym niemal evansowskim impro-aranżu na spory band – gdzie sam Vince Mendoza ukradłby parę wyrafino- wanych fraz – całość wychładza- ją Jędrzejczak i Zieliński, a z nimi znów Ziołek, który gdy pozostanie na scenie w duecie z Tomkiem Po- powskim rozpęta ostatnią i mimo niedużego składu najpotężniejszą niemal burzę tego wieczoru – god- ną finału, ekstatyczną codę! Bom- bardowana i potężnie wybuchająca perkusja obudziła wszystkich, któ- rym ten dwuipółgodzinny rytuał zaczynał dawać się we znaki. Na nią okalająca nosowo-melodyczna gita- ra (to nie pomyłka, bo w wykonaniu Kuby jest to możliwe) wzniosła nas w rejony nieinfantylnej nadziei i uroku śmiałych eskapad w miej- sca niedostępne i zakazane!

Dalej już była tylko cisza. Skalpelem pocięta z archiwów muzyka i obra- zy, które zatrzymały się na tych któ- rzy odeszli i wciąż z nami pozosta- li. Twarze Jacka, Tomka, Andrzeja i Majewy, to dla nich i przed nimi przez trzy minuty i czterdzieści cztery sekundy na scenie pojawili się wszyscy twórcy tego spektaklu by gotować się do kolejnego utworu. Wykonania kompozycji, która tym razem nie nastąpiła…

< JazzPRESS, maj 2014 |75

Po sportowej relacji czas również na twoim zdaniem się stało? słowo od Sławka Janickiego. Spy- tałem go, twardego, nieraz oschłe- S.J.: Sądzę, że przedstawienie w Teatrze Polskim poka- go, konkretnego i niezwykle konse- zało, że większość z nas jest w dobrej formie i tworzy kwentnego twórcę i kreatora życia dojrzałą sztukę. Na scenie pokazała się spora grupa kulturalnego o przeszłość, festiwal, silnych osobowości. To ważne, bo jeśli przyjmiemy, wydawnictwo i inne aktywności byd- że coś tych wszystkich ludzi łączy (nawet tego nie goskiego klubu. nazywając) to znaczy, że stanowimy dość poważ- ną siłę. Mimo, że na scenie nie pojawili się wszyscy Jerzy Mazzoll: Kogo zaprosiłeś na „uprawnieni”. Jest jeszcze przynajmniej dziesięć po- dwudziestą rocznicę powstania staci, które być powinny, a nie mogły i jest to bardzo Mózgu? mocna dziesiątka.

Sławek Janicki.: Zaprosiłem arty- J.M.: A kogo zabrakło ci wśród publiczności? stów, którzy mieli największe zna- czenie w kształtowaniu Mózgu oraz S.J.: Publiczność oglądam na zdjęciach, gdyż ani razu postacie młodego pokolenia, które na nią nie wyszedłem. Chcąc pilnować, aby całość w ostatnich latach wnoszą wiele do przedstawienia przebiegła należycie, cały czas spę- tego środowiska. dziłem za kulisami i na scenie. Wiem, że był kom- plet. Wiem, że nie było ani prezydentów ani nawet J.M.: Jak oceniasz ten koncert? przedstawicieli Biura Kultury, co jest nie bez znacze- nia w różnych aspektach działalności Mózgu. Jest SJ.J.: Mam ocenę dogłębną, gdyż od to zadziwiające! Jak możliwe, że osoby zarządzające 3 tygodni montuję materiał wideo Bydgoszczą, mimo iż wciąż deklarują swoje poparcie z tego wieczoru. To było interesu- dla naszych działań, mimo tego, że podobno zrozu- jące przedstawienie z krótkimi ele- mieli (po 20 latach!), że Mózg jest artystyczną wizy- mentami nudy. Większość składów, tówką miasta, wciąż nie są w stanie wykonać nawet które się wytworzyły grało bardzo gestu i pojawić się na uroczystościach… Nie wspo- ciekawie, występy performerów minając o innych możliwych formach docenienia też były utrzymane na przyzwoi- naszej pracy. Ponoć Prezydent kazał dać mi dyplom. tym poziomie. Idea tworzenia no- Nie przyjąłem. wych składów była jak najbardziej słuszna, przyniosła wiele świeżości. J.M.: Pojawiło się mnóstwo młodzieży, tak na scenie, Być może stała się przyczynkiem jak i przed nią… do kontynuowania niektórych no- wych konstelacji. S.J.: To często bardzo naturalne i konieczne nawet. Obecność młodych ludzi, którzy w tym klubie bądź J.M.: Krótko i na temat – prawdę po- się urodzili (niemal dosłownie Qba Janicki, Antek wiedziałeś, ale sięgając głębiej – co Majewski), bądź stali się prawdziwymi artystami.

> 76| Przewodnik koncertowy

Ludzi, którzy w Mózgu mogli po raz pierwszy prawdziwie się wyrazić. Młodzi artyści są strasznie ważni z wielu przyczyn.

J.M.: Kogo musiałeś prosić by wy- stąpił, a kto sam się prosił – jaki był klucz do skompletowania składu tego koncertu?

S.J.: Wszyscy zaproszeni wystąpili (mam taką nadzieję) z przyjemnoś- cią. Oprócz tych, którzy pojawili się na scenie zaproszenia otrzymali: Renata Suchodolska, Kazik Staszew- ski, Fred Frith, Joey Baron, Peter Brötzmann, Evan Parker i Ryszard Tymański. Renata nie miała moż- liwości dojechać z Sardynii, Fred, Joey, Peter i Evan mieli już niestety zabukowane koncerty. Staszewski wybrał narty, a Tymański mówi o zepsutym samochodzie. Szczerze uważam, że dwóch ostatnich po prostu nie miało ochoty pojawić się na uroczystościach i każdy z nich miał inne, powiedziałbym – towa- rzyskie powody.

J.M.: Pamiętam jak „negocjowali- śmy” czy to będzie „jass” czy „muzy- ka z Mózgu” – przyjechałem wtedy z Niemiec gdzie pisali mnie Yeshe Mazzoll i zasugerowałem nazwę „yass”. Jak myślisz, co dłużej prze- trwało?

S.J.: Pojęcia nie mam skąd, ale mia- łem przeświadczenie już wtedy, że

< JazzPRESS, maj 2014 |77 dobrze będzie dla wszystkich i sta- wcale nowe nie jest. To my byliśmy nowi i wywoła- nowić będziemy większą moc, jeśli liśmy jakąś nową w danym momencie sytuację, ale skupimy się wokół Mózgu i oficjal- muzyka wcale nie była nowa. Takie podejście zna- nie deklarować będziemy, że to jest ne było od lat, a że zakładało tworzenie w otwartych nasza baza, gdzie można przyjść formach, bez żadnych ograniczeń, dawało gwaran- i nas zawsze zobaczyć. Nie wiem te- cję powstania nowych i świeżych dźwięków. Swoją raz kto był za, a kto przeciw, wiem drogą miałem zawsze wrażenie, że pisownię przez że Jacek Majewski wcale nie popie- „y” zasugerowałem ja, ale nie zamierzam się o to rał takiej propozycji. Jak się histo- spierać. ria potoczyła dalej wszyscy wiemy, można zresztą dowiedzieć się sporo J.M.: Pewne osoby „odchodziły” inne odeszły i wró- z książki Reraka. Muzyka z Móz- ciły (jak Asia Charchan), pewne już nie wrócą. Jak gu trwa nadal i obejmuje znacznie to odbierasz? szersze rejony niż tzw. „yass”. Znak „MZM” stał się marką, która po- S.J.: W sztuce najważniejsza jest wolność, a zatem jawia się obok zespołów z całego wolna droga. Inaczej być nie może. świata, które identyfikują się z ide- ami Mózgu – czystą improwizacją, Czuję odrobinę smutku, ale historia się przecież eksperymentem, tworzeniem z po- jeszcze nie skończyła. trzeby tworzenia. J.M.: Jeśli wymigałeś się z poprzedniego pytania – to „Yass” okazał się dość szybko bez- zapytam raz jeszcze. Jak odbierasz to, że śmierć od- wartościowym, nic nie znaczącym biera ci przyjaciół? hasłem, gdyż nigdy nie określiliśmy co to właściwie jest, a główny zespół S.J.: Tak się składa, że sporo bliskich mi ludzi odeszło. yassowy – Miłość – nagrał swoją Zaczęło się zaraz po otwarciu Mózgu, kiedy dwóch płytę i okazało się, że grają najzwy- moich kolegów ze szkoły odebrało sobie życie. „Hen- klejszy jazz. ryk Brodaty” tak nazywał się pierwszy zespół, w któ- rym z nimi grałem. Pamiętam, że byłem na nich J.M.: A może trzeba było nazwać potwornie wkurwiony. Jak wielkim samolubem to nową muzyką improwizowaną trzeba być, żeby się zabić? Kolejne samobójstwa spo- i tyle? wodowały, że zacząłem dostrzegać też inne powody, które pchają ludzi do śmierci. Mam na myśli przede S.J.: Pisanie, że coś jest nowe jest wszystkim autentyczną chorobę psychiczną. bardzo ryzykowne. Tylko młodzież (którą co prawda wtedy byliśmy) Potem Jacek Majewski, gościu, który był najzdrow- ryzykuje takie stwierdzenia robiąc szy z nas wszystkich… Duże niezrozumienie przy- to z niewiedzy. Myślę, że mieliśmy czyn, ale one może nawet były tylko nikt nie potrafił na tyle szczęścia by wiedzieć, że to ich dostrzec… Po którymś razie, kiedy coraz więcej

> 78| Przewodnik koncertowy

postaci znika, w tym także ojciec, za- S.J.: Nigdy. Umrzeć może chyba je- czynam się przyzwyczajać i widzieć dynie zdolność do jej słyszenia w tym sens. Nie będę się wymądrzał i grania. To znaczy ta zdolność może jaki. Jak ktoś musi umrzeć to niech zostać zagłuszona przez wiele róż- umiera, w końcu i tak trzeba, czy nych czynników. teraz czy za chwilę. Twoja choroba była na tyle wcześnie, że miałem J.M.: W Mózgu grała światowa czo- jeszcze inne podejście do śmierci. Po łówka improwizatorów... Co chciał- pierwsze bałem się chodzić do szpi- byś jeszcze zrobić? tala i ani razu cię nie odwiedziłem. Nie wiem czy było to dla ciebie waż- S.J.: Nie było kilku wielkich – z po- ne – inni chodzili, a ja nie. Po pro- wodów finansowych: Anthony stu wtedy bałem się tam iść, a teraz Braxton, John Lurie, Ornette Co- bym się nie bał. Niemniej widywa- leman, Tony Oxley… Może jeszcze liśmy się w tym czasie często, gdyż o kimś zapomniałem, ale z radością uciekałeś co chwilę ze szpitala na można powiedzieć, że z tych naj- piwo do Mózgu i na pogadanie. większych to prawie wszyscy, któ- rzy w czasach Mózgu żyją lub żyli, Po drugie ani razu nie myślałem, to nas odwiedzili. No jeszcze, zapo- że możesz umrzeć. Pomimo tego, że wiadany od samego początku Tom któryś z lekarzy, z którym się skon- Waits, choć nie jest improwizato- taktowałem, powiedział mi, że jeśli rem w pełnym tego słowa znacze- się będziesz dobrze prowadził i nie niu. będziesz grał, to masz szanse prze- żyć dwa lata. Spotykałem cię i nie J.M.: Co jest teraz dla ciebie najważ- miałem poczucia, że gadam z goś- niejsze? ciem, który za chwile będzie mar- twy. Oczywiście mogłem się mylić, S.J.: Najważniejszy dla mnie jest ale po latach kiedy Jaca (Majewski spokój, czyli umiejętność układania – przyp. red.) był chory, dawało się w taki sposób rzeczywistości abym wyczuć zupełnie inną energię. Kie- wszystko mógł robić bez stresu. Sta- dy spotkałem go na dwa miesiące ram się nie dopuszczać do swojej przed śmiercią, gdy namówiłem go głowy spraw nieistotnych, staram na wizytę u pewnego, odnoszącego skupiać się wyłącznie na sprawach, sukcesy energoterapeuty – czułem, które uważam za ważne. że to jedna z ostatnich rozmów. Fotografie Krzysztof Szymanowski J.M.: Kiedy twoim zdaniem umiera muzyka?

< JazzPRESS, maj 2014 |79

> 80| Rozmowy fot. Kuba Majerczyk Kuba fot.

< JazzPRESS, maj 2014 |81

Wojciech Karolak – legenda polskiego jazzu – odwiedził moje skromne pro- gi na okoliczność spokojnej rozmowy, połączonej z możliwością jarania. Cu- downy opowiadacz anegdot, otwarty, szczery sam ze sobą i z resztą świata – czasem siarczyście szczery. Nie kryje swoich słabości ani zalet, diabelnie in- teligentny, mający doskonałe poczucie humoru. Rozbrajająco skromny. Pełen uroku. Większości z tych określeń by nie potwierdził, a wręcz im zaprzeczył.

Nie mam nic do powiedzenia

Ola Nowosad [email protected]

O.N.: Czy hołubisz jakieś przedmio- W.K.: Ja nie sądzę, żebyś mogła być ty z przeszłości? zazdrosna. Masz dobry charakter… Winyle są w większości sprowadzo- W.K.: Ja nie mam nic ze swojej ne przez Ebay, kiedy już zaistniał przeszłości. Wszystko przepadło. komputer. Trochę zostało z tych A może ktoś to po prostu wrzucił do dawnych czasów, kiedy się jeszcze śmietnika? Nic nie wiadomo. Moja kupowało w siedemdziesiątych la- historia, mierzona rzeczami, które tach. Kilka starych udało mi się od- pozostały, zaczyna się w roku 1976, kupić. W ogóle wszystko, co miało kiedy to z Marysią stowarzyszyli- miejsce przed 1975 rokiem, traktuję śmy się. jak prehistorię, a wszystko od 1976 to jest teraźniejszość, więc dla mnie to O.N.: To co nazbierałeś od tego 1976? w ogóle nie są antyki.

W.K.: Straszna ilość śmieci, już sam O.N.: Jak według Ciebie wygląda do- nawet nie wiem co… brze spakowana walizka?

O.N.: A coś, co by wzbudziło moją W.K.: To na pewno nie jest moja zazdrość? walizka. Dobrze spakowana waliz-

> 82| Rozmowy ka wygląda tak, że w filmie, facet wrzuca do waliz- przeziębić, kiedy będzie za zimno. ki rzeczy poskładane w kostkę. Na ogół widać jakiś Nieumiejętność powzięcia decyzji, krawat, jakąś koszulę biznesową i właściwie nic którą marynarkę wziąć do koncer- więcej, bo oni chyba niczego więcej nie potrzebują. towania, powoduje że biorę ich tyle, Walizka spakowana według tej formuły w ogóle nie żeby mieć wybór. Oczywiście, po- przystaje do życia. tem mogę w ogóle z tego nie skorzy- stać, ale gdybym wiedział, że tego Moje walizki są zazwyczaj przepakowane, ponie- nie mam, to by była tragedia. waż ja nie umiem podróżować. To się bierze z mo- jej nienawiści do podróży. No może nie nienawiści, Znasz Fistaszki? Tam był taki chło- ale alergii. Ja mam alergię na podróże, na hotele, na piec, który nosił ze sobą niebieski przenoszenie się z miejsca na miejsce. Nie cierpię kocyk bezpieczeństwa. I kiedy on nie tego. Może dlatego, że lubię być w domu. Jak chla- miał ze sobą tego kocyka, to z nim łem, to lubiłem być w domu, żeby mieć blisko te się działo to, co ze mną, gdybym nie knajpy, do których chadzałem. Przychodziłem do miał tego komputera i wszystkich domu się wyspać. Spałem w dzień, wstawałem wie- tych rzeczy potrzebnych – skręt ki- czorem i ruszałem do knajp, co z podróżami nie szek, drżenie rąk, atak serca. Albo ma nic wspólnego. W związku z tym, że lubię być wszystko naraz. w domu, jak wyjeżdżam, zabieram ze sobą wszystkie rzeczy, których używam w domu, które powodują że Dalej, ja jak zjem, to natychmiast ten dom jest domem. W tej chwili najważniejszym zasypiam. Nie cierpię chodzić do przedmiotem jest komputer. Ponieważ robię różne knajpy jeść, gdy jestem poza do- rzeczy na tym komputerze, to również dużo dysków mem. Jeśli pójdę do knajpy i zjem zewnętrznych wożę. jakieś danie, to mi się od razu chce spać. Więc to że muszę wstać i udać Dla mnie komputer jest oazą spokoju, kiedy sobie się gdzieś do hotelu… to jest cierpie- siedzę, najchętniej taki zarośnięty, w zakątku, gdzie nie. Także ja zjadam bezpośrednio nikt mnie nie widzi i ja nikogo nie widzę, nikt mi przed położeniem się do łóżka. Żeby nie przeszkadza i jestem sam z tym komputerem. to uczynić, muszę zabrać ze sobą Jeszcze ewentualnie kontakt głosowy z Marysią, od odpowiednie ilości żywności. A po- czasu do czasu, żeby sobie coś powiedzieć nawzajem. nieważ jestem totalnym barbarzyń- cą kulinarnym, odżywiam się przy Czyli jak wyjeżdżam, to staram się to sobie zapew- pomocy rzeczy nadzwyczaj niewy- nić w hotelu, co już jest jakąś namiastką domu. Po- szukanych. Są to wszelkiego typu nieważ jestem wzrokowcem, to mój komputer musi konserwy, takie w blaszanych pu- mieć duży monitor, a to warunkuje rozmiar tego dełeczkach, dawniej otwieranych komputera. Poza tym, skąd ja mogę wiedzieć, jaka kluczykiem, a teraz przeważnie będzie pogoda? Trzeba wziąć ze sobą takie rzeczy, zawleczką. Wszystko jedno, co jest żeby się nie spocić, kiedy będzie gorąco, ani się nie w środku, jakaś mielonka, mogą

< JazzPRESS, maj 2014 |83 być rybki. Nawet jeśli są popsute, to wyglądają moje podróże, więc nie ma się co dziwić, ja nie poczuję. Może mi się ewentu- że ja tego nie lubię. alnie wydać podejrzane, że wieczko jest trochę wypukłe, ale i tak to zjem, O.N.: W Twoim przypadku to niezwykle obciążają- bo mi to nie zaszkodzi. Oczywiście, ce przedsięwzięcie. do tego musi być osobna torba, bo jeśli jadę na cztery dni, to wiadomo, W.K.: Fizycznie i psychicznie… I trochę upokarzające. że się z hotelu nie ruszę – muszę po- Ale żeby to upokorzenie było jak najmniejsze, to od- jechać na to granie, ale potem czas bijam to sobie intymnością. Wywieszam wszystkie jest mój przez dwanaście godzin. dostępne karteczki „Nie przeszkadzać”, zamykam się To wszystko muszę mieć ze sobą, te na wszystkie możliwe spusty... I wtedy okazuje się że, wszystkie konserwy, rybki, ale też kurwa, nie wolno palić! A w domu palić trzeba! Bo serki, pieczywko i napoje! A napoje nasze mieszkanie, gdyby się przestało w nim palić, ważą. Red Bulle ważą, Tigery ważą, to zapytałoby „Co się stało?!” Cola Zero waży, poza tym – herba- ta! Przecież nie wstanę bez herbaty O.N.: I co się wtedy dzieje, jak się okaże, że nie wolno potrójnej, więc muszę mieć czajnik! palić – odsuwasz te wszystkie zasuwki, wychodzisz? Więc biorę ze sobą połowę domu. Ostatnimi czasy – coraz częściej – W.K.: No nie! Przecież wiadomo, że papierosa pali się nie ma już porządnego gierkow- przy wszystkich czynnościach, to nie jest tak, że coś skiego hotelu, gdzie się wchodzi robię, coś robię... a potem sobie wyjdę na papieroska! do windy i jedzie na 12 piętro, pro- To nie to! Palimy, pracując, palimy, oglądając telewi- sto z windy się wjeżdża do pokoju zję, co poniektórzy z nas palili, jedząc! Henio Ma- z tymi komputerami, konserwami jewski był człowiekiem tak namiętnie palącym, że i Red Bullami. Tylko zdarza się, że kiedyś przyłapałem go, jak jadł jednocześnie flaczki ktoś chce wyjątkowo uhonorować i popalał papieroska. Słodkie! seniora polskiego jazzu i go umie- ści w jakimś pięknym hotelu na O.N.: Cudne! starym mieście, zapominając, że to nie jest senior amerykański, które- W.K.: Więc tak się sprawy mają z tym paleniem. Poza mu trzeba pokazać, że mamy anty- tym, co ja mam... wychodzić w gaciach?! W gaciach ki w Polsce. Ale chcą mi pokazać, że i w ciapach?! Toż to trzeba by się ubrać, a tu człowiek są antyki! I w tych hotelach nie ma włos ma zmierzwiony, wszystko na wierzchu, łącz- windy! Jeszcze w recepcji ktoś spy- nie z brzuchem, który się powiększa z wiekiem. I co, ta „Czy trzeba pomóc z walizeczka- ja mam wychodzić sobie popalić, jeszcze może tak mi?”, a ja mówię „Nie, nie, ja sobie z godnością, kiedy nie wiadomo, czy ja mam te gacie sam, tego...”. Bo mi aż wstyd, że ktoś czy ich nie mam... Bez sensu. Są najróżniejsze sposo- to weźmie do ręki i powie „A cóż żeś by. Najgorszym jest otwieranie okna w zimie, bo ja Pan tam nakładł?”. I w ten sposób się wtedy natychmiast przeziębiam. Choć ma to swo-

> 84| Rozmowy je dobre strony, bo jak się przeziębię, to potem z tego się zrobi zapalenie oskrzeli, a potem nierzadko zapale- nie płuc. A jak się na to nie umrze,

to można się cieszyć również z tego, Majerczyk Kuba fot. że nie trzeba wyjeżdżać.

O.N.: I można leżeć!

W.K.: I można leżeć i jarać!

O.N.: Dobrze, bo tu mamy robić po- ważny wywiad do poważnej gazety.

W.K.: Ale to o muzyce mamy ten wy- wiad robić?

O.N.: Nie...

W.K.: Nie? Oj to dobrze… Bo ja się tak martwiłem, że będziesz mnie pytała o muzykę, a ja nie mam nic do po- wiedzenia.

O.N.: W pewnym momencie zadam to pytanie dla porządku i wtedy po- wiesz, że nie masz nic do powiedzenia, ale ogólnie prywatnego, w której rzeczywiście o muzyce już wszystko zostało powiedziane. Powie- zaczynają się liczyć pewne niu- działeś, że dzielisz życie na prehistorię, przed 1975 anse odczuciowe. Byłem wolnym i teraźniejszość – od 1976. Jak było wtedy a jak jest człowiekiem już dawniej, a teraz teraz? nie jestem. To nie ma nic wspólne- go z polityką. To są rozmaite zbiegi W.K.: Trudno powiedzieć, bo nie mam obiektywne- okoliczności. Muzycy, w szczegól- go sądu na ten temat. Chociaż w zasadzie nie mu- ności tacy starsi, jak ja, narzekają, szę, skoro pytasz, co ja odczuwałem. Nie chcę, żeby że kiedyś z jazzem było fajniej, a te- to zabrzmiało jak narzekanie, że teraz jest gorzej, raz jest chujowo, bo system znisz- bo nie jest. Jest dużo lepiej. Progres cywilizacyjny czył. Co jest, oczywiście, prawdą, bo jest po prostu zajebisty i tego nie można negować. wolny rynek na pewno nie sprzyja Natomiast pozostaje cała sfera życia, tak zwanego, kulturze. Ale bądźmy sprawiedliwi.

< JazzPRESS, maj 2014 |85

Gdybym ja miał taką straszną pasję w ideologię. Dodatkowo, podpadli mi jeszcze, kiedy grania, to bym mniej myślał o kom- przyjechałem w 1966 roku do Szwecji – przedtem puterach i o tym, co muszę zabrać. zawsze marzyłem, żeby pojechać do Szwecji, bo mu- Bardziej bym się skoncentrował na zycy, którzy stamtąd przyjeżdżali, to byli po prostu tym, po co ja tam w ogóle jadę. Po to, europejscy Amerykanie. Wyglądali i grali jak Ame- żeby grać. I cieszyłbym się, że gram. rykanie. Ja sobie wymyśliłem, że Szwecja to druga Ameryka i wymarzyłem, że tam pojadę. Przyjecha- Tu się zebrała cała masa czynników. łem tam prosto ze świata jazzowego. Jakież było Po pierwsze, muzyka się zmieniła. moje zaskoczenie, kiedy zostałem zaproszony na Poumierali ci najwięksi, te lokomo- party, ubrałem się elegancko, wąziutki kołnierzyk tywy jazzu, które pchały wszystko ze spineczką, wąziutki krawacik, wąziutkie klapecz- do przodu. Siłą rzeczy ludzie prze- ki w marynarce – amerykańskie, bo przecież ja to stali się tym interesować, bo muzy- wszystko sprowadziłem. Wchodzę tam – zadymione ka stała się trochę bardziej nijaka. pomieszczenie, ciemno jak cholera, ktoś leży na pod- W momencie, kiedy ja się zacząłem łodze. Przestraszyłem się, że się coś stało. Okazało tą muzyką interesować i grać – czyli się, że to była komuna hippisowska. Ta osoba, która na początku lat 60. – w zasadzie nie leżała na podłodze, to była mamuśka hipiska, która było popu. Pop był zjawiskiem mar- karmiła dzieciątko. Wszedłem jak do stodoły pełnej ginalnym. A ten, który był, opierał brudasów, z którymi nie mam nic wspólnego, jakiś się na jazzie. Ja sobie wymyśliłem inny gatunek zoologiczny. Uciekłem stamtąd z krzy- taką teorię, która pewnie jest bar- kiem. Nie było takiej drugiej epoki XX wieku, której dzo głupia. Ale człowiek czasem po- bym tak nienawidził jak epoki hippisów. trzebuje wymyślić sobie coś, nawet najgłupszego, i potem, żeby zacyto- O.N.: Nie było tam elegancji, a ja wiem, jak ją cenisz. wać ulubione powiedzenie pana Zi- mińskiego ze Szkła kontaktowego: W.K.: Nie tylko elegancji nie było. To był ogólny beł- „I tego się trzymajmy”. Twierdzę, że kot, ze wszystkimi pozorami tego, za czym bym gło- to wszystko wymyślili hippisi, któ- sował – dobroć, uczciwość, żeby nie być skurwysy- rzy na Woodstocku mieli po 18 lat nem, żeby wszyscy byli braćmi, żeby sobie nie robić i słuchali muzyki, której, za wyjąt- krzywdy. Ja to popieram. Natomiast jeśli widzisz lu- kiem Hendrixa, Sly and The Family dzi, którzy głoszą to, co popierasz, a wszystko inne Stone i Janis Joplin, zawsze bardzo robią dokładnie tak, jak tego nienawidzisz, to cię to nie lubiłem. Zniszczyli big ban- wkurwia. Jako że mi podpadli, to już potem miałem dy, Franka Sinatrę i cały cudowny na nich oko, i zaczęła się obsesyjka. A potem, jak zo- establishment kultury. Zniszczy- baczyłem, jak się zaczyna psuć amerykańska muzy- li Śniadanie u Tiffany’ego. Już się ka, jak zanika cudowny gatunek amerykańskiej mu- nie liczyła elegancja, estetyka, czy- zyki popowej, reprezentowany między innymi przez li coś co bardzo kochałem. A mi- Earth Wind and Fire. Albo Freddie Hubbard nagry- łość o takim natężeniu zmienia się wający funkowe płyty z orkiestrami – plujący potem

> 86| Rozmowy na nie, ale płyty były hitami. Całe black disco, Mel ma dwa końce – coś zyskujemy i coś Brooks – cudowny, kochany idiota i jego „The Hitler tracimy. Rap” – piękna sprawa. Przełom siedemdziesiątych i osiemdziesiątych lat przyniósł wspaniały rozwój Mamy dostęp do wszystkiego. Ot- muzyczny i raptem zaczął się jakiś koszmar. Jakby wieramy Youtube i oglądamy kon- wylądowały ufoludki i zrobiły zamach na wszystkie certy, o których nam się nie śniło, że wytwórnie płytowe, media, i wprowadziły swoich mogą być sfilmowane! Fantastyczna specjalistów, którzy nie mieli pojęcia, co robią. I z sprawa. Jednocześnie, jeśli chcesz się taką zerową znajomością rzeczy, spierdolili muzykę czegoś dowiedzieć, zorientować się w latach dziewięćdziesiątych. Nawet dziś, oglądając ogólnie w jakiejś sprawie i zaczynasz reklamę Armaniego czy Gucci, można się założyć, szukać – zabija cię nadmiar infor- że muzyka do tego będzie szczytem tego, co uważasz macji. Czasy są ciężkie, jest strasznie za największe muzyczne gówno. Zostało ono nobi- dużo ludzi, coraz trudniej jest zrobić litowane do rangi czegoś niesłychanie wyrafino- karierę. Wszyscy mają wbite do gło- wanego. To jak żart z żartu. Bo kiedy sztuka jest na wy ze trzeba się mocno reklamować. odpowiednim poziomie, można sobie robić dowcipy Stajesz się obiektem agresji tego sa- o tym, jak by to zrobił ktoś, kto nie ma o niej poję- mochwalstwa. Nie masz prawa wie- cia. Myśmy robili takie żarty z kolegami, Andrzejem dzieć, co naprawdę jest dobre, bo Dąbrowskim czy z Michałem Urbaniakiem – brali- wszyscy się reklamują jako dobrzy. śmy jakiś przebój Bacharacha i graliśmy tak, jakby Do niedawna jeszcze miałem bez- to zharmonizował ktoś, kto zna tylko dwa akordy błędną metodę znajdowania tego, i ryczeliśmy ze śmiechu. A to jest w tej chwili normą. co musi być dobre. Jako szanujący się rasista, widząc poczciwą, czar- O.N.: Czujesz że taki stan rzeczy Cię ogranicza? ną gębę, wiedziałem, że ta muzyka musi być dobra. Ale niestety, czar- W.K.: Porównując to, co było w tym pierwszym okre- ne gęby nauczyły się robić chujową sie, z tym, co jest teraz, czuję się jak „homohiberna- muzykę, którą wymyśliły białe gęby tus”, który budzi się i czuje się całkowicie wyobcowa- od biznesu. W tej chwili czarna gęba ny. Choć, jak na wyobcowanego, muszę przyznać, że nie jest żadną gwarancją. spotykam się z niewiarygodną wręcz serdecznością i przyjacielskim stosunkiem do – jak to mówią teraz O.N.: Odejdźmy na chwilę od tema- politycy – mojej osoby. Jest teraz w muzyce wiele rze- tu samochwalstwa i pofantazjujmy. czy, które mi się nie podobają. Troszeczkę mi odje- Mam taką fantazję, że mogę podró- chał ten jazz. Kiedyś był żywy i prawdziwy, z pierw- żować w czasie. Mam możliwość szej ręki. Kiedy kupowało się ostatnią płytę Monka, wejść na dowolny koncert, jaki od- Ellingtona czy Davisa, to było fascynujące. Teraz tego był się w przeszłości. Na jaki kon- nie ma. Możesz kupić dziesięć tysięcy płyt i nie tra- cert Ty byś poszedł i dlaczego byłby fisz na płytę, która cię poruszy, bo akurat nie masz to koncert Duke’a Ellingtona? szczęścia. Rewolucja technologiczna, jak wszystko,

< JazzPRESS, maj 2014 |87

W.K.: O! To ja bym poszedł na kon- i ten kretyn, Kuryl, wyjaśnił, o co chodzi człowie- cert londyński z okazji jego urodzin. kowi, który zapowiadał koncerty. Ten opowiedział, Wild Bill Davis jako gość na Ham- dlaczego utwór się nazywa „Nyamaland”. Przyszedł mondzie, jest z tego podwójny long oficjalny protest z ambasady Bułgarii i Kurylowi play. Duke Ellington to jest jedyny wstrzymano paszport. Ponieważ było zaproszenie do big band z moich ukochanych, któ- Francji, do Juan-Les Pins na festiwal, no to Kuryl nie. rego nigdy nie widziałem na żywo. Uzgodniliśmy, że pojedziemy z Ptaszynem, Julkiem Basie’go miałem szczęście słyszeć Sendeckim i Andrzejem Dąbrowskim jako kwartet. na żywo trzy razy, Thada Jonesa Nie była to żadna antykurylowa rewolucja, bo bar- i Mela Lewisa, właściwie większość, dzo go kochaliśmy. Największą radością nie było ale Duke’a, niestety, nie udało się. to, że mieliśmy grać, tylko że Davis będzie! Kwintet Davisa! Z Shorterem, z Hancockiem, Tony’m Wil- Jest jeszcze jeden koncert – akurat liamsem, Ronem Carterem. Jest płyta z tego i słyn- nie big bandu – byłem o krok od zo- na zapowiedź! Ciągle były jakieś jaja z paszportami. baczenia go. W 1963 roku mieliśmy Dali je nam w ostatniej chwili. Pamiętam, że biegnę jechać z kwintetem Kurylewicza tam i dosłownie mijam się z Davisem. Ja wszedłem na festiwal. Ale okazało się, że Ku- na koncert, a on wyszedł. No więc, na tym koncercie rylewiczowi zatrzymano paszport chciałbym być, bo on mi się w jakimś sensie należy. za granie jednego utworu podczas tournée w NRD w kwintecie. Kuryl O.N.: A na Armstronga byś nie poszedł? Ja bym po- skomponował takiego bluesa na szła na wczesnego Armstronga. pięć czwartych i zatytułował go „Ny- amaland”, co w języku Kurylewicza W.K.: Ja nie na tego najbardziej wczesnego, bo ten ar- znaczyło Bułgaria. Byliśmy w Buł- chaiczny mnie nigdy tak nie kręcił. Poszedłbym na garii i tam wyrzucili nas z klubu, All Stars Armstronga z drugiej połowy lat pięćdzie- po dwóch tygodniach grania. Nasz siątych. Ten zespół, który jest na płycie z Newport amerykański styl życia polegał na z 1956 roku. Nigdy też nie miałem okazji usłyszeć na tym, że upijaliśmy się codziennie żywo Otisa Reddinga. Jimi Hendrix! Niestety też na i rozrabialiśmy. Kurylewicz odlał żywo się nie udało. się do jednej sadzawki, poświęconej słynnemu Bułgarowi, notabene ko- O.N.: Czy jest książka, po przeczytaniu której stwier- munistycznemu, ale jednak słynne- dziłeś, że nic już nie będzie takie samo? Książka któ- mu. Kurylewicz miał nienajlepsze ra zmieniła twój sposób patrzenia na świat, ludzi? wspomnienia z Bułgarii i nazwał ją „Nyamalandem”. Dlaczego „Nyama- W.K.: Bardzo dużo czytałem w dzieciństwie. Na- land”? Ponieważ jak się wchodziło uczyłem się czytać, kiedy miałem cztery lata. Ojciec do sklepu i o coś prosiło, to padała mnie chyba nauczył. Czytałem wszystkim dzieciom odpowiedź, że„nyama”, co znaczy, na podwórku. Mając trzynaście, czternaście lat, roz- że nie ma. I teraz graliśmy w NRD czytywałem się w rzeczach, które nie należały do

> 88| Rozmowy kanonu literatury chłopięcej. Może dlatego, że nie Nie spotkałem jednak książki, któ- znosiłem opisów przyrody. Szalenie mnie pociągały ra zmieniłaby moje życie. To się sztuki teatralne – dialog. Zakochałem się w czytaniu dokonuje w sposób ewolucyjny. To sztuk Moliera, Gogola. Potem był Gałczyński, Mro- nie jest jakiś jeden moment, przy- żek – jego wspaniałe opowiadania. Czytając Gogola, najmniej u mnie. To jest suma pew- od razu się sięga po jego opowiadania, mało popu- nych obserwacji, zadanie do odro- larne. Niektóre wcale nie są śmieszne, a inne wręcz bienia. Trzeba być czujnym, żeby straszne. Bo oprócz tego, żeby było śmiesznie, to lu- nie zrobić z tego jakiegoś większe- bię się też bać. Zatem tematyka duchów, zamków, go problemu. U większości ludzi, rycerzy, gotyku zawsze mnie bardzo kręciła. Do tej a u mnie szczególności, występuje pory bardzo to lubię. typowy, szalenie prymitywny syn- drom gloryfikowania wszystkiego, Pochodzę z rodziny plastyków, więc uwielbiałem sie- co miało miejsce wtedy, kiedy się dzieć w pokoju u ojca, mając w zasięgu ręki książki miało 20 lat i najpiękniej pachniały z historii sztuki, architektury, malarstwa. Wciągało bzy. Wtedy wszystko było najlepsze mnie to nieprawdopodobnie. Jeśli chodzi o literatu- – to jest gówno prawda, bo wtedy rę, to moje czytanie skończyło się wtedy, kiedy zaczę- żeśmy się najlepiej czuli i byliśmy ło się popijanie i jazz. Od tego momentu czytałem królami życia. Staram się opanowy- bardzo mało. Teraz, jeśli cokolwiek czytam, to mam wać swoje uniesienia, które płyną kłopot, bo kiedy sięgam po książkę, to chciałbym ją z takiego sposobu odczuwania. To przeczytać za jednym zamachem. Przerwy dekon- przeszkadza w życiu. Człowiek po- centrują mnie kompletnie. Więc z moim czytaniem winien się nauczyć dostrzegać w ży- jest teraz fatalnie. ciu, które go otacza, jakieś elementy pozytywne. Nie powinien narzekać, Jest oczywiście książka, którą nazwę swoją biblią – bo w ten sposób szkodzi się sobie „W oparach absurdu”. Była audycja w Programie i otoczeniu. To jest bardzo samo- Trzecim Polskiego Radia, ze dwadzieścia lat temu, krytyczne, bo zdaję sobie sprawę, że mieliśmy z Marysią czytać fragmenty swojej ulubio- ja to właśnie robię. Chciałbym się nej literatury. To było na żywo. Marysia przeczytała bardzo tego pozbyć. Moja Marysia swoje, ja miałem zaznaczone swoje dwa fragmenty, jest wspaniała, bo ona nic z tego nie między innymi o wychowywaniu dzieci. Kurwa, jak ma. Dla niej wspomnienia nie mają ja się ugotowałem… Jak ja się posmarkałem... Jak ja żadnego znaczenia. Więcej, ona się pochichrałem. Był skandal, bo nie byłem w sta- wspomnień nienawidzi i ja wiem, nie tego tekstu przeczytać. Mam w tej chwili dwa że to nie jest żadna kokieteria. To egzemplarze, jeden taki, jak miałem kiedyś, a dru- jest tak samo, jak ona jeździ na róż- gi mam w nowszym wydaniu. „Chrześcijanin kupi ne spotkania i pyskuje, że o roz- spodnie” – w innej części książki „Żyd kupi spodnie”. maitych sprawach, zawsze wybija Koniec świata! Ja kapituluję i płaczę ze śmiechu. się skandalistyczny wątek dwóch aborcji i o tym, że nigdy nie chcia-

< JazzPRESS, maj 2014 |89

ła mieć dzieci. Myśmy się pod tym co było do tej pory, i zaczynają grać swój shit. To tak, względem fantastycznie dobrali, jakby ktoś przyszedł do ciebie do domu i zaczął prze- bo ja zawsze marzyłem o tym, żeby, stawiać ci meble. Takich ludzi natychmiast usunął- broń Boże, nie mieć dzieci. Jednak bym z estrady, czym zaraz bym się naraził na obmo- kobiety jej nie wierzą. Myślą, że to wę jako człowiek nietolerancyjny. Kiedyś chodziłem jest zgorzkniała starsza pani, która na jamy, ale porzuciłem to, bo takie praktyki są dla całe życie marzyła o dziecku i nie mnie nie do przyjęcia. może go mieć. Ludziom się nie mie- ści w głowach, że można nie chcieć W życiu najbardziej mnie wkurza, jeśli ktoś coś mieć dzieci! W każdym razie ona robi ze złymi intencjami. Wybaczę ludziom prawie do przeszłości w ogóle nie wraca, wszystko, jeżeli wiem, że to się stało przypadkiem. nic nie pamięta i nie chce pamię- Natomiast, jeśli zauważę, że ktoś ma złe intencje, to tać, choć nic strasznego jej się nie ten ktoś mi bardzo podpada i ja go bardzo nie lubię. przydarzyło. I w to ludzie też jej nie wierzą. Myślą, że coś ukrywa. A ja O.N.: A co robisz, jeśli kogoś nie lubisz? poznałem ją tak dobrze, że wiem, że tak jest. W.K.: Unikam go.

O.N.: Co trzeba zrobić, żeby Cię O.N.: Nie napyszczysz mu? wkurzyć? W.K.: Nie. Ja nie lubię nieprzyjemnych sytuacji. Ja nie W.K.: Przede wszystkim, wkurza jestem asertywny, nigdy nie uważałem tego za cnotę. mnie chamstwo, ale to nic oryginal- Uważam, że ludzie asertywni stają się antypatyczni nego. Marysię najbardziej wkurza właśnie przez asertywność. Nie wyobrażam sobie, że głupota, a ja głupotę ludziom wy- można być jednocześnie asertywnym i sympatycz- baczam, toż to nie ich wina. To tak, nym. No, chyba że ma się w sobie tyle wdzięku, jak jakby ktoś ode mnie wymagał, że- Kurylewicz, który był największym egocentrykiem, bym ja zapamiętał jakąś liczbę. jakiego znałem, a mimo to go uwielbiałem. Nie ma jednego dnia w moim życiu, żebym o nim nie pomy- W sytuacjach muzycznych, nato- ślał, mimo że już tak dawno go nie widziałem. miast, najbardziej wkurza mnie grupa ludzi, która nadmiernie, nie- O.N.: Zaprzyjaźniasz się łatwo z ludźmi? właściwie i po chamsku wykorzy- stuje to, że jam session jest insty- W.K.: Przyjaźń jest wtedy, kiedy możesz komuś wy- tucją demokratyczną. To są ludzie, znać najskrytszą tajemnicę. To jest to najwyższe kry- którzy przychodzą i zupełnie nie terium, choć oprócz tego muszą być spełnione jesz- interesuje ich to, co było grane, jaki cze inne. Jeśli nie masz z kimś porozumienia, bo ten jest kontekst tego wszystkiego, ro- ktoś jest dla ciebie zbyt inteligentny albo za mało bią switch i rozpierdalają wszystko, inteligentny, to nigdy nie osiągniesz z nim takiego

> 90| Rozmowy porozumienia i nigdy go tak nie polubisz, że powie- wygodnictwa sterowanego przez tę rzyłabyś mu największy sekret. To się reguluje au- moją naturę, mam tak pełen glory- tomatycznie. Nie znoszę życia z ludźmi w jakimś fikacji stosunek do alkoholu. Prze- niepotrzebnym konflikcie. Mam instynkt unikania cież nie piję od ponad dwudziestu konfliktów, co można pomylić z oportunizmem. lat, a nigdy nie powiedziałem złe- Dlatego, że w sytuacjach, kiedy ludzie zaczynają wy- go słowa o alkoholu ani o ludziach woływać jakieś awantury, ja się wycofuję i to może pijących. To jest wspaniałe. A dla- wyglądać jak oportunizm, choć nim nie jest, bo cza- czego tak uważam? Bo mój mózg, sem dostaję furii. który usuwa rzeczy nieważne i nie- potrzebne, natychmiast zepchnął O.N.: Jak wygląda Twój napad furii? wszystkie przykre wspomnienia dotyczące picia. Przecież na pewno W.K.: Krzyczę potwornie, zachowuję się okropnie, była masa sytuacji, tak przypusz- zaczynam głupio gadać. Nie potrafię mówić rzeczo- czam, bo ich nie pamiętam, bardzo wo. Dlatego mając bardzo sprecyzowany światopo- nieprzyjemnych i słabych, w któ- gląd, nie mógłbym być politykiem, bo ilekroć rzecz rych się wygłupiłem, a ja ich nie pa- by była na tapecie, ja bym się bardzo denerwował miętam. Mój mózg zajmuje się tyl- i zaczynałbym mówić w taki sposób, w jaki nie wol- ko tym, co jest fajne. Gdyby nie to, że no mówić, żeby kogoś przekonać czy po prostu wyar- żyję w wiecznym strachu… tykułować swoją rację w sposób zrozumiały. Ja bym od razu krzyczał i od razu rzucał chujami. O.N.: Przed czym?

O.N.: Taki jesteś raptus? W.K.: Nie chcę tego mówić, bo je- stem strasznie przesądny. Mój prze- W.K.: Tak, ja jestem cholerykiem. Wybucham. Nie sąd polega na tym, że boję się, że jak kłócę się z ludźmi, bo uważam że ludzie się kłócą coś zwerbalizuję, to to się wydarzy. o głupstwa, rzeczy kompletnie nieważne. To nie jest Ja się tego straszliwie boję, bo to jest tak, że się poświęcam, że się nie będę o głupstwa kłó- rzecz nieunikniona. cił. Ja się po prostu nie interesuję! Żeby mnie czymś zainteresować, to musi być coś bardzo ważnego. Ja O.N.: A co trzeba zrobić, żeby Cię nie zapamiętuję szczegółów, numerów, kto gdzie zainteresować? Jesteś wśród ludzi, mieszka, kto ma ile dzieci i z kim. Ja nie zapamiętuję widzisz kogoś, kto się do Ciebie gar- tysiąca rzeczy, czy Franek gra z Józkiem, czy wręcz nie, podchodzi i chciałby zaistnieć przeciwnie. JA TEGO NIE PAMIĘTAM, BO TO SĄ DU- w Twoim życiu. Jakie cechy musia- PERELE! Co mnie to obchodzi, do nagłej cholery! To łaby mieć ta osoba, żebyś dał się nią nie to, że ja nie chcę, nie robię tego z wyrachowania. zainteresować? Mój mózg jest tak skonstruowany, że pozbywa się rzeczy, które są nieważne. Do dupy z takimi rzecza- W.K.: Musiałbym bardzo często mi! Prawdopodobnie na tej samej zasadzie, takiego z tym kimś przebywać od tego mo-

< JazzPRESS, maj 2014 |91 mentu, mieć stały kontakt. Tak się szym piętrze Sali Kongresowej, Andrzej Trzaskowski zaprzyjaźniłem z Jarkiem Śmieta- stojący w kolejce po kawę, Willis Canover, z którym ną. To bardzo długo trwało. To nie się spotykaliśmy zawsze w Hotelu Europejskim. było tak, że miałem rezerwę. To było śmieszne, bo na początku miałem Z Jarkiem zżyliśmy się, spędzaliśmy razem dużo cza- o nim zupełnie inne pojecie. Nie po- su, wiele o sobie wiedzieliśmy. Z nikim nie miałem wiem kto, ale zbudowano we mnie takiego porozumienia, jak z nim. To było porozu- przekonanie, że to jest facet władczy, mienie bez słów. Mieliśmy kod wspólnego poczu- który musi być szefem. Kiedyś usied- cia humoru. To była ogromna przyjemność czasem liśmy przy stole z masą przyjaciół, sobie z nim pofikać. Wiedziałem, że mogę w każ- jeszcze piwko się lało. Jarek zapro- dej chwili powiedzieć coś, co doprowadzi go do sta- ponował, żebyśmy razem coś zrobili nu całkowitej euforii ze śmiechu, to była cudowna – prawie żeśmy się wtedy nie znali – świadomość. Na przykład, że ktoś ma krótkie nogi – i ja mu na to: „no tak, ale ty musisz nibynóżki – on by się zataczał ze śmiechu. Tylko on, być zawsze szefem, musisz rządzić.”, nikt inny. Powiedziałem mu kiedyś coś, czego nie a on powiedział „JA?!”. Zareagował, powiedziałem nikomu innemu. Żeby dojść do tego, jakbym go ugodził. Mnie to trochę trzeba trafić na kogoś, kto pod każdym względem zastanowiło. Jak już padła konkret- będzie partnerem intelektualnym, jednocześnie na propozycja, przystałem na nią. trzeba się bardzo zżyć. To są duże wymagania. Ale Powoli poznawałem tego człowieka. przyjaźń, o której mówię, to jest coś wykraczającego Muszę się z kimś bardzo zżyć. poza to, że się kogoś bardzo lubi.

O.N.: Kiedy się poznaliście, nie byli- O.N.: Zostałeś bez przyjaciela. ście już młodzikami? W.K.: Jestem osierocony… ale mam cudowną żonę. Z W.K.: Nie znałem Jarka na samym nią pod wieloma względami nigdy nie osiągnę poro- początku, w okresie Ekstra Ballu. zumienia. Pewnych tematów w ogóle lepiej nie po- Przyjechałem po moim siedmiolet- ruszać, bo się natychmiast potwornie kłócimy. nim pobycie w Szwecji i w Szwaj- carii, to był koniec 1974 roku. Sie- O.N.: To wspaniale, jesteście różnorodni.. działem wtedy w Warszawie. Nigdy w życiu nie słuchałem zespołów W.K.: Jesteśmy do tego stopnia różnorodni, że gdyby grających na festiwalach. Sam gra- zrobić katalog rzeczy, które są dla mnie ważne w ży- łem swój koncert, a przedtem i po- ciu, to to będą rzeczy, na które ona jest kompletnie tem chlałem wódkę. Na tym polega- niewrażliwa. O których wie trochę, głównie dlatego, ły festiwale. Ktoś mnie pytał o Jazz że o tym czasem mówię. Po pierwsze, ona w ogóle Jamboree, odpowiedziałem, że dla nie słyszy muzyki – no, słyszy, jak muzyka gra i jak mnie to była przede wszystkim im- nie gra. Zna jeden utwór – „Człowiek którego ko- preza towarzyska. Barek na pierw- cham” Gershwina. Bo to jej się kojarzy z czasami, do

> 92| Rozmowy których i ja mam sentyment – jak przyszedłem do na Manhattanie. Ale nie mieszkam, Programu Trzeciego Polskiego Radia i spotkałem lu- no trudno. dzi, którzy robili ITR i zakochałem się w Jurku Do- browolskim. A on z kolei uwielbiał Armstronga. To O.N.: A Marysia była by szczęśliwa był też typowy odruch inteligenta rocznik 35, który na Manhattanie? w roku 1956 był przekonany, że uwielbia jazz. A jazz to wiadomo – Armstrong. Czy nawet „Amstrong”, jak W.K.: Gdyby tam miała pracę, to wszyscy mówili. „Mam płytę Amstronga”. To jest jej byłaby bardzo szczęśliwa. Oboje je- pojęcie o muzyce. steśmy mieszczuchami. Nie wyob- rażamy sobie mieszkania na wsi. Są jeszcze sprawy, na które jestem szalenie wrażliwy, Jest w tym jedna rzecz, która jest czyli piękno jakiegoś miejsca. Na przykład Wenecji. pociągająca – ale przypuszczam, że Nie mam jej co opowiadać, jak piękna jest Wenecja, na odległość: spokój, jaki występu- bo jakby była w Wenecji, to by się tylko rozglądała, je w takim domku na odludziu. Ale gdzie się można napić kawy i zapalić papierosa. I to jednak jak przyjdzie zima, trzeba by była jedyna przydatność bycia w Wenecji. Kiedy odśnieżać, pająki włażą, błoto. Ok- jej opowiadam o Red Onion Saloon, to ona mówi „To ropne. Odpada. jakaś wiocha, tak?”. Kiedyś rozmowa zeszła na temat Alaski i lodowców i znalazłem na Youtube filmiki O.N.: Niedawno ukazała się książ- opadających lodowców, żeby jej pokazać. Cały dum- ka, na okładce której jesteście ra- ny, że co jak co, ale to na pewno zrobi na niej wraże- zem z Marysią. Wiadomo że jesteś nie. Puściłem, daję głośniej, te lodowce się zapadają legendą polskiego jazzu, najlep- z hukiem. Ona tak patrzy „Ee tam...”. „Co, nie bierze szym organistą, czarnym Polakiem cię to?”. Ona na to: „Przecież ja tam nie chodzę!”. I to itp., ale miałeś też niemały epizod nie był żart! w telewizji, dzięki czemu zako- rzeniłeś się w świadomości ludzi, O.N.: To dość powszechne zjawisko. Zanudzanie bli- którzy nie są fanami jazzu. Miałeś skich tym, co nas zachwyciło na Youtube.. jakieś profity z tej popularności? Albo dokuczała ci? W.K.: Ale jak się jest cwaniakiem, to można wykorzy- stać pewne słabości partnera, którego się kocha. I ja W.K.: Raz jakiś pan w Supersamie mam sposób na Marysię. Kiedy widzę, że jest w złym zaczepił mnie, jeszcze starszy ode nastroju i zaczyna być upierdliwa, mendzić i czepiać mnie, i powiedział mi, że jestem się mnie, to ja natychmiast znajduję jakikolwiek osobą publiczną i muszę uważać. film ze zwierzątkami. Ona siada i od razu jest: „O jaki Przeraziłem się wtedy, że muszę piękny, jak go łapką…”. Wracając do pięknych miejsc, uważać, żeby nie pić w tym progra- to mnie na przykład Nowy Jork doprowadza do stanu mie, ale on, dzięki Bogu, nic o tym takiej euforii, że to jest jakaś kurewska niesprawied- nie powiedział. Powiedział o czymś liwość, że ja tam nie żyję. Ja powinienem mieszkać innym, co było zupełnie nieistotne,

< JazzPRESS, maj 2014 |93 do tego stopnia, że nie pamiętam, nym. To jest kwestia, która dla mnie nie istnieje. co to było. Ale pamiętam, że taka rozmowa się odbyła i to był jedyny O.N.: Jesteś też znany ze swojego lenistwa, którego – pierwszy i ostatni – sygnał jakiejś nie ukrywasz przed światem. tam rozpoznawalności, który nie zrobił na mnie żadnego wrażenia. W.K.: Nie ukrywam.

Nigdy zresztą nie zależało mi na O.N.: Nie miałeś nigdy do siebie pretensji: „Wojtku żadnej karierze. Muzykiem zosta- Karolaku, jesteś leniem. Pomyśl, co by było, gdybyś łem z przypadku, bo nie mogłem nie był leniem...” zostać plastykiem jako daltoni- sta. Poszedłem do szkoły muzycz- W.K.: Mam pretensję tylko wtedy, kiedy pomyślę nej nieprzygotowany kompletnie o pieniądzach, które powinienem przynosić do i trochę wbrew swojej woli. To domu, a których od pewnego czasu nie przynoszę. i wychowanie w domu, w którym W żadnym przypadku nie pojmuję swojej działal- ludzie uprawiający autoreklamę ności jako misji. Ja jestem żyjątkiem. Życie żyjątka spotkaliby się natychmiast z ostra- składa się z tego, że czasem sobie zje orzeszka, cza- cyzmem. Moje uprawianie muzyki sem się wyśpi, czasem zrobi siusiu, czasem zagra, polega tylko i wyłącznie na tym, że wyda jakieś pieniążki. W ten sposób pojmuję swoje mi to sprawia przyjemność. Nigdy funkcjonowanie. nie miałem ambicji, żeby coś stwo- rzyć. Komponuję jakieś rzeczy od O.N.: Większość muzyków wręcz epatuje swoją pra- czasu do czasu, nagrywam na pły- cą, twórczością… tę, oddaję i zapomniane. Ja tego nie gram i nikogo tym nie męczę. Jeśli W.K.: Mnie jest ich żal. Ja nimi pogardzam. Czy nie ktoś do mnie przychodzi i przyno- odczuwałaś nigdy czegoś takiego, że patrzysz na ko- si mi swoją kompozycję, to mam goś, czy nawet na jakieś zwierzątko, które rozpaczli- ochotę go zajebać. Tak nie cierpię wie próbuje coś zrobić, i, kurwa, mu nie wychodzi. uczyć się nut, potem jakieś próby I być może mu wyjdzie, ale jeszcze nie teraz. Co się itd. Większość rzeczy, które robi wtedy odczuwa? część moich kolegów, to są rzeczy, które są trochę motywowane zro- O.N.: Współczucie… bieniem jakiejś kariery. A ja tej mo- tywacji nie mam. W tej chwili jest W.K.: Oczywiście, patrząc na zwierzęta nigdy nie to zrozumiałe, bo jak ktoś nie zrobi będę odczuwał pogardy, ale patrząc na ludzi, którym kariery, to się jego życie finansowo pulsuje żyła, żeby coś zrobić, to ja wtedy nimi gardzę, nie układa. Nigdy mi nie zależało, po prostu. Brzydkie jest to uczucie, wybacz mi Panie żeby być rozpoznawalnym, ani na Boże! tym, żeby nie być rozpoznawal-

> 94| Rozmowy

O.N.: Ustaliliśmy, że nie targa tobą niepokój twór- A to wszystko przez niepicie. Bo jak czy, inaczej – raczej targa tobą chęć powrócenia człowiek się napije, to wtedy wszyst- do domu, do komputera, gdzie herbaty można ko jest piękne! Bo wtedy najważniej- naparzyć… sza jest ta wódka, która w tobie bu- zuje, bo cała reszta to jest dodatek. W.K.: Odkąd nie piję, jestem jak pies. Wszystkie moje Wtedy człowiek traci wrażliwość na psy, jak się chodziło gdzieś z wizytą (to dlatego, że hałas, przestaje być ważne, co kto do psy nie piją), to najpierw wszystko obwąchają, a po- ciebie mówi, ważne jest, że jesteśmy tem kładą się pod drzwiami i czekają poczciwie, aż razem, kochamy się i „Stary! Mordo wreszcie pójdziemy do domu. Ja najpierw wszystko ty moja”. I na tym polega głębia tych obejrzę, bo tak wypada, a potem czekam grzecznie, cudownych rozmów po pijaku, na aż wrócimy do domu. Dlatego nie chodzę po klubach. których spędziłem całe życie.

O.N.: Ale czasem wychodzisz? O.N.: Czy zdarza ci się blefować w stosunkach międzyludzkich, do W.K.: Na ogół wymyślam sobie powody, żeby nie których jesteś zmuszony? pójść, nie dla siebie, tylko dla zapraszaczy: „Chole- ra jasna! No tak bym chętnie wpadł, ale...”. Zaprasza W.K.: Nie. Nie mam w sobie tego ro- mnie ktoś na jakieś jam session, i co, wchodzę tam dzaju sprytu i inteligencji, która by i jest, kurwa, taki hałas, że można zwariować. Ktoś to umożliwiała. Nie mam w sobie mi zaczyna krzyczeć do ucha, co prawdopodobnie nic z przywódcy, potencjalnego sze- mnie w ogóle nie interesuje, ale jeszcze w dodatku fa, z wymyślacza jakichś układanek. nie mogę tego usłyszeć, a muszę mu odpowiedzieć Nie mógłbym być szachistą ani po- na temat, więc proszę żeby jeszcze raz mi krzyczał kerzystą. Mój brak sprytu graniczy do ucha, wtedy ja mu odkrzykuję. Krzycząc, powin- z patologią. no się krzyczeć słowa bardzo konkretne, a na ogół sprawa, którą on do mnie ma, jest bardzo niekon- O.N.: Nie jesteś też typem marionet- kretna, więc trudno odkrzyknąć coś przekonywu- ki, której sznurki można dowolnie jącego. To jest tak potwornie męczące! Wszystko się szarpać. Gdzie jesteś między tymi odbywa na stojąco, czego nie cierpię! A w dodatku, dwoma typami? najczęściej tak ktoś pierdoli na tej estradzie, że moż- na oszaleć. Ja mam opinię człowieka sympatyczne- W.K.: Nie stawiałbym tak sprawy. go, który nie opierdoli nikogo, każdy sobie chętnie W jakimś sensie jestem typem sa- ze mną rozmawia. Ale to na jedno wychodzi, bo na- motnika dlatego, że nie chcę ni- wet jakby nikt nie chciał ze mną rozmawiać i ludzie kim rządzić i nie dopuszczam do uciekaliby ode mnie, to i tak musiałbym stać w tym tego, żeby ktoś rządził mną. Dlatego hałasie, co jest bezsensowną, koszmarną stratą cen- żyłem w takim konflikcie z mat- nego czasu. ką i dlatego tak dobrze mi się żyje z Marysią.

< JazzPRESS, maj 2014 |95

O.N.: Może trochę stąd jest to wyob- że bez żadnego wysiłku z mojej strony wszystko bę- cowanie, o którym wspomniałeś. dzie coraz lepiej. Będą coraz wspanialsze wyjazdy: Może to nie jest ograniczenie pły- Paryż, Riwiera, granie w Blue Note – rewelacja! Było nące z zewnątrz. Jeśli nie chcesz być coraz lepiej grane i coraz bardziej to się podobało. rządzącym ani rządzonym, to jesteś Coraz lepiej wyglądały moje stosunki z tymi ludź- poza układem? mi – środowisko rozkwitało. Miałem wrażenie, że bez żadnego wysiłku unoszę się na fali, która niesie W.K.: Owszem, nie tylko w ostat- mnie na wyżyny szczęśliwości. To wszystko uległo nich czasach, ale to mi zawsze tro- załamaniu przez przekleństwo mojego życia, jakim chę przeszkadzało. Zawsze miałem są organy. Gdybym się nie zakochał w tym instru- świadomość tego, że w wielu przy- mencie, to fala dalej by mnie niosła. Imperatyw, padkach, pod pewnymi względami żeby kupić tego hammonda był tak wielki, że przez przewyższam tych, którzy są szefa- to wyjechałem na początku 1966 roku do Szwecji. mi firmy, w której jestem zatrud- I wtedy się wszystko załamało. Mój pobyt za gra- niony. Coś chciałbym zrobić ina- nicą potrwał prawie sześć lat, w czasie których nie czej i zdaję sobie sprawę z tego, że robiłem niczego ciekawego, bo najpierw grałem nie mam tej możliwości. Albo jest w knajpie, potem grań jazzowych prawie nie było, to układ, w którym ta możliwość więc grałem w zespole rockowym. Po moim powro- jest i ja to robię, ale to nie ma żad- cie do Polski po tej fali nie było śladu. Zobaczyłem nego znaczenia, bo nie jestem kimś zupełnie inny krajobraz muzyczny. Wszyscy grali eksponującym się w tym układzie. free, wszystko się skończyło i mnie już przestało Skoro to nie ma żadnego znacze- stawać do tego wszystkiego, szczerze mówiąc. Po- nia, to jest kwestia, po jaki chuj to nieważ chlałem, to miałem dużo energii, to zała- robić? To są pewne drobne przy- pałem się na to, co można było robić. Wymyśliłem krości, które powinny być wliczo- sobie jakiś kompromis i bujałem się z tym przez ne w koszt tego, żeby mieć komfort pewien czas. Miałem szczęście, bo, oprócz robienia życia według tej mojej zasady, że swoich rzeczy, grałem ze Zbyszkiem Namysłow- ma być przyjemnie i nic poza tym. skim w jego kwartecie. To był rozsądny kompro- To jest chyba taka sprawa. „Ułoży- mis pomiędzy tym jazzem, który ja bardzo lubiłem, łeś sobie, chłopie, nie do przyjęcia a jazzem autorskim Zbyszka – jeden z niewielu plan!”. Nie musiałem o tym myśleć przypadków, kiedy gram jazz autorski – nie swój, w momencie, kiedy podejmowa- ale gram to z takim przekonaniem, jakby był mój. łem tę decyzję, ona zresztą się sama To, co Zbyszek wymyślał w tym okresie, to był dla podjęła. Czasy były tak sprzyjające mnie czad! Miałem ogromną frajdę z grania tego. takim typom psychologicznym jak Ale to już nie była ta fala wznosząca od roku 1960 mój, jak również dla niedouczo- do 1965. Sam początek tej fali był szalenie istotny – nych muzyków. To wszystko szyb- ustawił moje życie i mój stosunek do tego, co robię ko poszło, pierwsze pięć lat mojego w ten sposób. życia jako muzyka wyglądało tak,

> 96| Rozmowy

O.N.: Przewinęło się kilka nazwisk ludzi, z którymi Znów się będzie można bawić! grałeś, niektórych już nie ma, mówisz o nich z wiel- Podniósł deskę, wąs nasrożył, ką serdecznością. Opowiedz o nich. I na bidet ją położył. Potem dumnie podniósł głowę, W.K.: Muszę opowiedzieć o kilku. Andrzej Kuryle- I powiedział: O! Gotowe! wicz. To jest dla mnie wielka postać. Jak mówiłem, Tańczą dzieci czaczu czaczu, nie ma dnia, w którym bym o nim nie pomyślał. Naj- Już się można bawić w sraczu! pierw mnie podbił swoją elegancją. Był niebywałym elegantem, ja podobno do niego szybko dołączyłem I wierszyk o Guciu Dylągu, moim – to nie jest moja opinia, to opinia Zośki Komedowej. ukochanym, który miał zawsze taki Poza tym muzyka. To był człowiek o fenomenalnym duży nos i brzuszek mocno zaryso- poczuciu tego, czym jest bebop, i naturalnych umie- wany: jętnościach grania bebopu nawet na instrumentach, których nie był wybitnym wirtuozem. No i jego nie- Któż z nas nie widział nigdy Gucia, bywały lwowski wdzięk, poczucie humoru. To był Co gra na basie pełnym dziur, człowiek, który wymyślał tak śmieszne rzeczy. Na Rymuje z gumą się do żucia wszystko miał komentarz taki, że człowiek padał na Nos ma jak tapir, brzuch jak fuj! mordę ze śmiechu. Jego wierszyki, na przykład: na- grywamy muzykę do teatru dla dzieci, autorem mu- I to było bez przerwy. To był geniusz! zyki był pan Bachan, tam był walczyk zatytułowany Tego się nie da opowiedzieć. „A co za bałwan”. Zagraliśmy i coś nas jakoś odrzuci- ło. No i Kuryl już ma wierszyk na tę melodię: Płacze biedny Gucio, Ktoś mu jajka uciął. Ach, co za bałwan, ten Pan Bachan! A to proszę Pani Tego się w ogóle nie da grać. Hot Club Melomani! Przez niego jam moralnie złachan, A chuj mu w dupę kurwa mać! Kiedyś w Piwnicy Pod Baranami było party. Ktoś wymyślił taką grę, To się działo bez przerwy. Przy tej samej sesji była żeby każdy przyłożył książkę do kolejna melodia, której się nie dało zagrać, więc wy- rozporka i coś powiedział na jej te- myślił, że zagramy to na czaczę. I już jest wierszyk: mat. I Kuryl już przykłada książkę do rozporka i nic nie mówi. Wszy- Tańczą dzieci czaczu czaczu, scy patrzą na tą książkę, a tam „Rze- Aż zleciała deska w sraczu. czy małe”. Poza tym był potwornym Woda się spuściła sama, egocentrykiem. Jego kompletnie Płacze tata, płacze mama. nie interesowało to, co robią inni. Ciotka też, a tylko wuj Jednocześnie, pierwszą płytę, jaką Mówi: głupstwo, to jest chuj! nagrałem – nagrałem tylko dzię- Deskę da się w mig naprawić, ki niemu. Będąc – w jakimś sen-

< JazzPRESS, maj 2014 |97 sie – praktykantem w jego zespole, czarnych czuprynach. W tamtym czasie wszyscy skorzystałem z jego wielkoduszno- artyści i intelektualiści byli bardzo zaprzyjaźnieni ści. Dostał placet na nagranie płyty z jazzmanami, nas wtedy noszono na rękach, czuli- w Polskich Nagraniach, ale zamiast śmy się jak elita elit. W każdym razie – one wpadają, jednego longplaya postanowił wy- nieprzytomne oczy wbite w nas, i mówią: „Jak to?! puścić trzy czterdziestki piątki – EP. To wy nie idziecie na koncert?!”. Trzaskowski się pa- Jedna była w kwartecie – naszym trzy i mówi: „Na jaki koncert?”. Trzeba powiedzieć, z Kurylem, druga – Wanda Warska, że jak się upił, to oczka mu się tak zwężały i usteczka a trzecia to była płyta mojego tria. robiły od ucha do ucha. „No jak to?! Na Gilberta Be- Przy całym swoim egocentryzmie caud!”. A Trzaskowski na to: „Piosenkarz francuski pomyślał, żeby mi pomóc. Jednak Gilbert Becaud interesuje mnie analogicznie do jego poczucie humoru i wdzięk, jaki innego francuskiego piosenkarza Rene Glaneau”. miał, sprawiały, że wybaczało mu Rene Glaneau to był taki pan, który się nazywał Ro- się jego totalny egocentryzm. Nie man Środa, który specjalizował się w śpiewaniu pio- należało oczekiwać, że się nad tobą senek francuskich pod takim pseudonimem. Taki roztkliwi, ale rozbawić umiał za- był Trzaskowski. Mniej się da opowiadać o Trza- wsze i pomógł, jeżeli mógł. skowskim, to jest postać, którą trzeba było znać. Jed- no można powiedzieć z rzeczy wymiernych. Wtedy O.N.: A Andrzej Trzaskowski? polski jazz stał na trzech pianistach: Komeda, Trza- skowski, Kurylewicz. Ja potem dołączyłem trochę do W.K.: To była dziwna postać. To był tego jako czwarty. Komeda to wielka legenda – słusz- człowiek o temperamencie zgod- nie i zasłużenie. O pianistyce Kuryla w ogóle się już nym z kierunkiem studiów. Trza- nie mówi, on funkcjonuje w świadomości głównie skowski skończył muzykologię jako kompozytor muzyki filmowej. Mało kto pamię- na Uniwersytecie Jagiellońskim. ta, że to był jazzman, z tym, że jego gra na fortepianie Miał bardzo analityczne podejście była dosyć dziwna, bo on grał jazz tradycyjny w taki do muzyki. Był bardzo ciekawym dziwny, ortodoksyjny sposób. Nie potrafił grać jazzu człowiekiem, bo był pełen ciepła, nowoczesnego na fortepianie, potrafił doskonale to ale i szalonym sarkastą. Nie rzu- grać na trąbce albo na puzonie. Andrzej Trzaskow- cał anegdotami na lewo i prawo, ski grał tylko na fortepianie i grał z nich absolutnie jak Kuryl. Kiedyś siedzimy sobie najlepiej. Komeda jako pianista i Kurylewicz jako u niego w domu w Warszawie i pi- pianista mogliby się do końca uczyć na Trzaskow- jemy koniaczek. Nagle otwierają się skim. Wtedy to było nośne, ale dziś mało kto zna to drzwi i wpadają siostry Wal. Wy- nazwisko. Jego życie potoczyło się bardzo niecieka- jaśnię – Bożena i Alicja Wal, jedna wie. Kiedy ja wyjeżdżałem z Polski, on jeszcze miał została żoną Romana Bratnego, tę pozycję wśród jazzmanów, niekwestionowanie druga była scenografką, bardzo najlepszą. Kiedy przyjechałem, to Trzaskowski już barwne postaci Warszawy lat 60., prawie nie grał. Został dyrektorem orkiestry radio- bardzo ładne dziewczyny o kruczo- wej i to był koniec Trzaskowskiego jako artysty, bo

> 98| Rozmowy on nigdy nie miał serca do big bandów, mówił „big skiego. Kiedyś ktoś wiózł Przybieł- band to ulepszona orkiestra strażacka”. I raptem on kę samochodem i pyta: „Andrzej, zostaje kierownikiem big bandu. Legenda Komedy w którą stronę skręcić, w prawo przykryła Trzaskowskiego. Jeśli ktoś chciałby po- czy w lewo?!”. A Przybiełka na to: słuchać Trzaskowskiego-pianisty, to polecam płytę, „Nie wiem, jedź!”. Jeszcze a propos niedawno wznowioną, z lat 60., ze Stanem Getzem. Monka, ktoś zadał mu bardzo kon- W latach 60. to był jedyny pianista, który grał tę kretne, specjalistyczne, niegłupie muzykę w sposób uporządkowany i bardzo jazzo- pytanie dotyczące muzyki, takie, na wy. Komeda był amatorem. Bałaganiarzem-amato- które tylko muzyk umiałby odpo- rem. Z kolei Kurylewicz grał wyłącznie jazz trady- wiedzieć. I Monk na to odpowiada: cyjny, a to się właściwie nie liczyło. Jest cudowna „Music.. is music”. opowieść o rozmowie Trzaskowskiego z Monkiem w czasie festiwalu w Newport. Funkcję gospodarza O.N.: A Gucio? pełnił tam Willis Canover. W pewnym momencie Canover pyta Trzaskowskiego, czy chce porozma- W.K.: Gucio mógł być basistą świa- wiać z Monkiem, bo akurat jest w tej garderobie. towym. Na przełomie lat 60. i 70. Trzaskowski miał obiekcje, ale w końcu Canover najbardziej popularnym zespołem wepchnął go do tej garderoby, uprzedziwszy Monka, jazzowym był kwartet Phil Woodsa. że będzie pianista Trzaskowski. I oto Trzaskowski W pewnym momencie ten kwartet stanął i wygłasza przemówienie: „Strasznie mi przy- zatrudnił Gucia do grania na basie. kro, że panu przeszkadzam, ale robię to tylko dlate- Przed Guciem otworzyła się droga go, że zostałem zachęcony przez naszego wielkiego do Ameryki, ale Gucio nie wytrzy- przyjaciela, Willisa Canovera, który był tak miły…” mał trudów życia w podróży i na itd. „Chciałem tylko powiedzieć kilka słów, żeby pan walizkach. Nie chciał kłaść swojego wiedział, że w tym dalekim kraju, w Polsce, pańska życia na ołtarzyku jazzu. Poza tym, muzyka jest niebywale popularna, pan jest dla nas w tym kwartecie był perkusista, wielką postacią… Dla wszystkich polskich muzyków o ile wiem – nie był najsympatycz- jazzowych. Uczymy się grać, słuchając pana muzy- niejszym i najłatwiejszym człowie- ki, pańskie kompozycje są u nas szalenie popularne kiem – i to pewnie się przyłożyło do i my chcielibyśmy wyrazić swoją ogromną wdzięcz- tej decyzji. Gucio się z tego wycofał. ność za to wszystko, co pan robi, ponieważ dla nas Wrócił do Szwecji, potem przeniósł to ma tak wielkie znaczenie, że nie jesteśmy w sta- się do Bazylei ze swoją żoną, która nie tego przecenić… i strasznie panu dziękuję, że pan zmarła dwa lata temu. I tam teraz był tak miły, że pan mi pozwolił powiedzieć te parę sam jest. To jest człowiek odpowie- słów, skromnych… Jeszcze raz, strasznie panu dzię- dzialny właściwie za to, że jestem kujemy…”. Monk tak siedzi, patrzy na niego i mówi jazzmanem. On mi to wszystko po- wreszcie: „Yeah.” (śmiech…). Można sobie wyobrazić kazał, zaprowadził tam, gdzie trze- tego Monka, jak siedział i słuchał tego Trzaskow- ba, nauczył pewnych rzeczy. Był skiego. Musiał być podobny do Andrzeja Przybiel- moim pierwszym basistą. Myśmy

< JazzPRESS, maj 2014 |99 się też szalenie kolegowali jeszcze by było w moim guście. Ja już się boję włączać na przed tym jazzem. Gucio, Andrzej Youtube filmy z kościołów amerykańskich, gdzie Dąbrowski i ja chodziliśmy do tego się śpiewa gospel. To na mnie tak działa, że ja zaczy- samego liceum muzycznego, tyle nam płakać. Łzy mi się leją z oczu. To mnie w taki że oni o rok wyżej. Gucio ma natu- sposób demoluje, tak silnie ingeruje w moją duszę, rę taką samą jak ja. Ma skłonność że nie jestem w stanie tego opanować. Wstydzę się do dzielenia włosa na czworo. Zero tego, przed nikim się do tego nie przyznaję. Staram agresji, zero ambicji podbijania się ukryć, kiedy to się zdarza, choć czasem trudno. świata. To człowiek szalenie wyci- Przestałem sobie to puszczać, bo to mnie dobija swo- szony, ale bardzo kontaktowy. Jeśli ją wspaniałością. chodzi o duszę, to jesteśmy jak bra- cia bliźniacy. Tylko on jest dużo lep- O.N.: Porozmawiajmy o rzeczy ważnej, zwłaszcza szym muzykiem ode mnie. To jest w twoim przypadku. Jesteś jednym z najbardziej potęga. Muzyk światowy. Gdyby po- eleganckich muzyków w ogóle. jechał z Phil Woodsem do Stanów, dziś należałby do kanonu świato- W.K.: Kiedyś byłem rzeczywiście elegancki, ale to wych basistów. bardzo dawne dzieje. To się skończyło razem z tą falą, o której rozmawialiśmy. Kiedy wróciłem ze Szwecji, O Jarku nie mamy co rozmawiać… już nie bardzo miałem się w co ubrać, bo panowała bo wszystko wiemy. moda hippisowska. Zasrana.

O.N.: Czy po tylu latach w muzyce, O.N.: A co nosiłeś w Szwecji? koło muzyki, utrzymałeś jeszcze bałwochwalczy stosunek do jakie- W.K.: W Szwecji też było do dupy, bo musiałem no- goś muzyka? sić to, co było w sklepach, a w sklepach były rzeczy hippisowskie. Paradoksem jest to, że wtedy ważyłem W.K.: Tak, ja mam bałwochwalczy dwadzieścia pięć kilo mniej niż teraz, a Szwedzi są stosunek do czarnych Ameryka- dość sporych rozmiarów. Nie mogłem kupić nigdzie nów. Do Davisa, do Otisa Reddinga, koszuli, bo wszystkie największe rozmiary były do Jamesa Browna, do Ellingtona, na mnie za małe. Moda była taka, że guziczki mu- Paula Gonsalvesa, Monka, Mingu- siały być tak napięte, że koszula niemal pękała na sa, Basiego. Mógłbym wymieniać człowieku. Te straszliwe szerokie klapy, straszliwe długo… Bałwochwalczy absolutnie. dzwony, których nie cierpiałem. A najgorsze w tej Gdyby wierzyć w reinkarnację, to ja modzie były dla mnie buciory! Najważniejszym ele- kiedyś musiałem tam być. Pozosta- mentem stroju kobiety i mężczyzny są buty. Buty de- ję zimny na większość rzeczy, które cydują o elegancji. I wtedy wymyślono, że buty mają słyszę. Mnie się nawet nie chce słu- być paskudne, po prostu! Do tej pory te buty nazywa chać, kto, co nowego nagrał, zwłasz- się po angielsku chunky – co wcale nie jest komple- cza, że trudno coś trafić dobrego, co mentem.

> 100| Rozmowy

O.N.: Ale po powrocie mogłeś być sobą? Hippisow- się samo gra i jest dobrze. Jest jedna skie ubrania mogły pójść do szafy. rzecz, której nie umiem i nie lubię robić, jeżeli gram w duecie i po- W.K.: Na początku nie poszły, bo nie było ich czym tem ten ktoś kończy, i ja mam za- zastąpić. Gdybym po siedmiu latach wrócił do Kra- grać solo, to jestem skończony. Nie kowa, który opuściłem, to bym sobie wyjął z szafy cierpię instrumentu solowego, bez to, co nosiłem wcześniej. Ale ja się zagnieździłem akompaniamentu, musi być inter- u Marysi Czubaszek w jej mieszkanku i miałem akcja, jakiś duet. Jak zostaje sam, to to, co miałem na sobie. A dopiero co grałem z Mi- jestem w pozycji fatalnej. Stoję nad chałem Urbaniakiem w Niemczech, a tam grało się skałą i czekam, aż przyjdą i mnie w miejscach dla hippisów. Michał kazał mi wtedy zepchną. I tak też było. Zacząłem zapuścić długie włosy, co było koszmarne. I oczy- grać solo, a graliśmy dla najlepszej wiście byłem ubrany tak jak wszyscy. Nic innego publiczności, dla jakiej kiedykol- w sklepach nie było. Na dodatek musiałem grać free. wiek grałem, i gdzieś po minucie Ja free na hammondzie, ty sobie wyobrażasz?! Kie- rozległy się krzyki: „Scheise!”. I ja dy byłem już w Polsce i przestałem pić, to była moja uważam, że mieli absolutną rację, pierwsza abstynencja, zaprzyjaźniłem się z Tom- bo to było scheise! kiem Stańką, który poczuł misję wspierania mnie w niepiciu. Patrzyłem na niego z nadzieją, że on mi W każdym razie, w okresie tej mody podrzuci jakiś specyfik, który wypełni mi pustkę byłem nieszczęśliwy strasznie. Któ- po alkoholu. Zrobił wszystko, co się dało. Okazało regoś dnia uznałem, że ja pierdolę się, że to na mnie w ogóle nie działa, a jak już po- to wszystko! Idę do fryzjera! Marysia działało, to odwrotnie niż powinno. W każdym ra- nie widziała mnie nigdy wcześniej zie, w czasie naszego zbliżenia ze Stańką, on mówi: i podejrzewała, że wszędzie mam „Pojedziemy na festiwal do Norymbergii, zagramy”, dziewczynę, że jestem zakochany ja na to mówię: „Bomba!”. A on: „Ale zagramy duet”. w swoich puklach i gdzie ja tam się Ja mówię, że nie, bo ja nie chcę, nie umiem, gdzie ostrzygę. I ja się ostrzygłem na kró- duet trąbka i hammond! Skoro trąbka śpiewa, to ciutko, tak jak zawsze, miałem jed- coś innego powinno uderzać, a hammond też śpie- ną marynarkę, która się nadawała, wa. On mówi: „Zagramy, będzie czad!”. Mówię mu, dostałem ją na ciuchach jeszcze, że to się nie uda, nie ma takiej możliwości. Ja nie ubrałem się tak jak kiedyś i poszed- chciałem grać free na organach, nienawidziłem łem na Jazz Jamboree. Zobaczyli tego, nie mam na ten temat wyobraźni! Ten model mnie muzycy i nasz road manager tak ma i jest szczęśliwy, że tak ma. Pojechaliśmy z Nowego Jorku, Darby Sherman, na ten festiwal i wszystko było w porządku, dopó- roadie Thada Jonesa, Mela Lewisa ki Tomek grał na trąbce, ja mu akompaniowałem. i nasz z Michałem, i mówi: „Pro- To było fajne, mam wyobraźnię fakturalną i bar- fessor! You’re professor! Professor wową, wiem, co zagrać, jak ktoś gra. Nic nie muszę Wojtek, fuck you!”. planować, broń Boże, mieć nic przygotowanego, to

< JazzPRESS, maj 2014 |101

O.N.: Jest coś, co cię poruszyło wpływu. Ja jej na to, że „Właśnie to mnie złości, że w ostatnim okresie? nie mam wpływu!”. I ja mam rację, i ona ma rację. Z tego, że ja mam rację, nie wynika nic. Argumen- W.K.: Jestem fatalny w odpowia- tem obronnym mojego stosunku do sprawy jest to, daniu na pytania tego typu. Ale je- że jestem osobowością, która musi się co jakiś czas stem ostatnio na takim etapie, że pozłościć, bo jest to jej potrzebne dla komfortu psy- moja dezaprobata dla szeroko po- chicznego. Jak nie porzuca kurwami co jakiś czas, to jętej współczesności zaczyna być jest ciężko chora. Natomiast argumenty rozumowe, trochę w złym guście. W uświado- wyższego rzędu, przemawiają za podejściem Mary- mieniu sobie tego jest ogromna za- si. Stoicki spokój. Pomału zaczynam przesiąkać tym, sługa Marysi, jej postawy, że to jest żeby mieć do tego jakiś dystans. Nie wiem, czy to jest po prostu niemądre. Jednym z roz- kwestia przemyśleń, czy starczego zobojętnienia. maitych powodów do konfliktów Nie chciałbym być takim człowiekiem, którego nic między mną a Marysią było to, że ja nie interesuje, bo takie życie jest do dupy. Mam na- wybuchałem ze złości na coś, a ona dzieję, że to pierwsze, a nie to drugie, a jeśli to drugie, mówiła mi, że na to nie ma sen- to nie dojdzie do jakiejś przesady i nie rozszerzy się su się złościć, jeśli nie mamy na to na wszystkie sfery życia. fot. Kuba Majerczyk Kuba fot.

> 102| Rozmowy fot. Potr Gruchała Muzyka jest głodna zmian

Roch Siciński roch.siciń[email protected]

Roch Siciński.: Ostatni raz udzie- Piotr Damasiewicz: Ciężka sprawa, liłeś wywiadu dla JazzPRESSu bo jedno z drugim się mocno łączy. w styczniu 2013 roku. Chyba nikt Dobrze byłoby spytać kogoś inne- nie ukrywa, że właśnie rok 2013 go (śmiech…). Tak się rozpędziłem, należał do ciebie; Fryderyk, nagro- że nie mogę się zatrzymać. Mówię da Wrocławskiego Muzyka Roku, zupełnie poważnie, zeszły rok dał prowadzenie Melting Pot, udział mi dużego kopa. W porównaniu w fantastycznym programie Take do reszty mojego grania, to właśnie Five Europe i koncerty na najwięk- rok 2013 był w jakimś sensie przeło- szych festiwalach w Europie oraz mowy. Okazuje się, że machina na- Azji, a przede wszystkim premiery pędza machinę. Jeśli jeden rok jest płyt… Ciekaw jestem, jak wpłynął bardzo aktywny, to mocno wpływa ten czas na ciebie, zarówno jako na rok kolejny itd. Odnoszę wraże- muzyka jak i człowieka? nie, że mogłem tamten rok wyko-

< JazzPRESS, maj 2014 |103 rzystać jeszcze lepiej pod pewnymi w ciągu niespełna 3 lat. Kiedyś czekało się na płytę względami, ale i tak udało się sporo. kilka lat, tak jest w przypadku Mnemotaksji, grali- Dlatego teraz chcę to ciągnąć dalej śmy materiał, szukaliśmy okazji do wydania… Teraz w podobny sposób, będąc jednak faktycznie materiału nagromadziło się dużo, i uwa- bogatszy o doświadczenia i wiedzę, żam, że te albumy trzeba wydawać. Przecież właśnie chcę jeszcze lepiej wykorzystywać płyty są wentylem bezpieczeństwa. Nie można cały niektóre sytuacje. czas tworzyć, gromadzić, zastanawiać się czy to jest lepsze od tego, czy odwrotnie… Zawsze jeśli już de- R.S.: Czyli wcale nie zwalniasz… cydujemy się coś wydać to to musi mieć jakiś sens, być szczere i być ważnym w życiu muzyka. Jednak P.D.: Nagromadziło się wiele wyda- prawda jest również taka, że cała dyskografia nie rzeń, dzięki czemu ten rok zaczy- jest równa. Niektóre krążki bywają bardziej indywi- na wyglądać na równie mocny. Je- dualne, osobiste, inne powstałe bardziej kolektyw- stem w biegu. Nawet teraz jestem nie, gdzie wartością jest również spotkanie różnych w podróży, a nasza rozmowa, to osobowości, różnych idei, jedne mają szersze grono krótki przystanek między koncer- słuchaczy, inne mniejsze. Warto wydawać je wszyst- tami. Nagrody nagrodami, ale żeby kie, iść do przodu, pod warunkiem, że daliśmy z sie- naprawdę funkcjonować, kompo- bie wszystko w danym momencie. Nawet dla higie- nować, nagrywać materiał, trzeba ny pracy warto zrzucać artystyczny balast w takiej ciągle pracować i przeć do przodu, postaci i nie oglądać się na pewne sprawy. Wówczas jeździć, rozmawiać – to jest jedy- ze spokojną głową można iść dalej. na droga. Nie można odpoczywać, szczególnie teraz, kiedy jest się jesz- R.S.: Przyczynkiem do naszej rozmowy jest właśnie cze stosunkowo młodym. Jeśli ktoś premiera twojego albumu, ale każdy czas jest dobry w mojej sytuacji myśli o odpoczyn- do rozmowy z tobą. W kwietniu zagrałeś małą tra- ku, lub o tym, że ma już kilka na- sę z wielkimi muzykami z Portugalii, właśnie wró- gród i jest ok, to jest chyba jego kres. ciłeś z Lublina, z koncertu grupy kierowanej przez Ciągle wydaje mi się, że wiele prze- Satoko Fujii, jutro start projektu Melting Pot Made de mną, bo zdaję sobie sprawę, że in Wrocław, za kilka dni będziesz grał z muzykami mimo wszystko ciągle są to świeże z zespołu The Thing w warszawskim klubie Par- sytuacje, wymagające intensywnej don, To Tu… no dzieje się. pielęgnacji. Projekty, zespoły, na- grania... Wszystko to jest punktem P.D.: Tak, doskonały czas za mną. Były jeszcze kon- wyjściowym do dalszej egzystencji certy solo i trochę więcej kwietniowych akcji. Prze- na rynku, i w ogóle procesu twór- de mną Melting Pot – ważna międzynarodowa czego. Ostatnio patrząc na stosunek inicjatywa będąca na celowniku wielu osób two- czasu do ilości płyt jakie wydałem rzących muzyczną rzeczywistość w Europie. Później można powiedzieć, że jest tego spo- jeszcze jadę na węgierski festiwal z zespołem Spi- ro jak na autorskie projekty. Aż pięc nifex. Dzieje się dosłownie z dnia na dzień. Zawsze

> 104| Rozmowy chciałem tak grać. Robiąc to spełniam moje marze- P.D.: Zmiany na pewno są ciekawsze nia, ale marzeniom trzeba również umieć sprostać. niż stagnacja. Muzyka jest głodna Zawsze trzeba być w pełnej gotowości, w dobrej zmian. Podróży, przestrzeni, roz- formie, utrzymywać pułap, na który się weszło. To mów, zapachów, ludzi, nowej ener- nie są przygotowania do olimpiady, to jest trzyma- gii, no wiesz o czym mówię... Dlatego nie formy przez niekończący się sezon. Naprawdę teraz koncerty z różnymi składami, trzeba dawać z siebie wszystko. To tak jakbyś two- później próby i przygotowania do rzył cały łańcuch złożony z wielu czynników i jeśli trasy z projektem Mnemotaksja. tylko jedno oczko z tego łańcucha wypada, to mu- Płyta dopiero wchodzi na rynek, sisz zaliczyć twarde lądowanie. Łatwiej mi jest zmo- więc to kolejna niewiadoma w ży- bilizować się i dosięgać górnej granicy własnych ciu, kolejne zmierzenie się z czymś umiejętności, kiedy staje na dobrych scenach, gram nowym. z niebagatelnymi artystami dzień po dniu. Nic nie odciąga uwagi, ciągle jestem w wirze działań. Nie R.S.: Niewiadoma? Przecież znasz ma co ukrywać, że pewne życiowe sprawy mogą ten album na pamięć – nagraliście przez to kuleć. Ciągle jesteś na zewnątrz, daleko od materiał pięć lat temu. pewnych rzeczy, które cię stabilizują jako obywate- la, czasem daleko od domu. P.D.: Niewiadomą jest to jak zarea- guje słuchacz? Jak branża, dzien- R.S.: Udaje ci się to łączyć? nikarze? Każda płyta jest kolejną wielką niewiadomą. W momencie P.D.: Próbuję. Są telefony, jest internet, ale to nigdy gdy decydujesz się na premierę, nie jest to samo. Na razie jestem w biegu i zobaczy- ty jako artysta już ją dobrze znasz. my jak długo ma to potrwać. Z jednej strony – chcia- Jednak ciągle jesteś w stanie nie- łoby się tak całe życie, a z drugiej może w pewnym pewności. Ciekawy proces i kolejne momencie zapali się takie światełko mówiące „stop”. wyzwanie. Nie ma co ściemniać, Póki co nie chcę się zatrzymywać, bo jak wspomnia- zmierzenie się z krytyką i odbiorem łem – wiem jak dużo mam jeszcze do zrobienia. Pew- przez publiczność jest dla muzyka nie można bardziej skoncentrować się na jednym wyzwaniem, wystawieniem się na projekcie w danym czasie, a resztę zostawić i się nią publiczny osąd. nie przejmować, ale nie wiem czy jestem tego typu człowiekiem. Kiedy pogram trochę w kwartecie, już R.S.: Śledzisz recenzje, komentarze, bym chciał pograć w duecie, a później w większym czytasz i przejmujesz się? składzie. Dla higieny pracy, dla inspiracji, dla zmia- ny. Sama zmiana jest czymś pięknym. Ja chyba je- P.D.: Nie da się uciec od konfrontacji stem człowiekiem zmian w pewnym sensie. z sygnałami drugiej strony. Muzykę gramy publicznie, do ludzi. Zacho- R.S.: Zmiana nie zawsze oznacza postęp. dzą reakcje, odbywają się rozmowy, a recenzje… poruszamy się po Fa-

< JazzPRESS, maj 2014 |105

P.D.: Pisanie ma sens. Uważam, że powinno się robić wszystko co ma związek ze sztuką. Pisanie o niej, tak jak robienie jej zdjęć, robienie o niej filmu czy zwykłe opowia- danie… Każdy kto chce być zaan- gażowany w sztukę mobilizuje się w większy sposób chociażby uczestnicząc w tym tyglu przez czynną obserwację, wchodząc w interakcję ze sztuką w sposób bardziej określony. Zajmowanie się muzyką przez np. dziennikar- stwo powinno mobilizować do jej głębszej analizy. Sam wiesz do- skonale, że gdy ktoś konstruuje krytykę również mierzy się z wy- zwaniem, tak jak artysta czytają- cy jego słowa. Jest to trudne, ale dziennikarz powinien wymagać tak samo wiele od siebie co muzyk. Na pozór jesteśmy po dwóch stro- nach, ale jedziemy trochę na tym samym wózku. Prędzej czy później fot. Potr Gruchała dobra muzyka się obroni, nawet jeśli ktoś ją skrytykuje – wówczas cebooku, otacza nas internet, więc dziennikarz będzie miał problem sam ze sobą i swo- kiedy trafiamy na link – czytamy. To im tekstem(śmiech…). A skoro dobra sztuka zawsze się naturalne. obroni, to analogicznie dobra krytyka, dobre teksty, czy zdjęcia w ostatecznym rozrachunku muszą się R.S.: Kilka tygodni temu rozmawia- obronić. Reguły są podobne, choć to temat powraca- łem z Charlesem Gaylem na temat jący co jakiś czas. Walka sił i argumentów; ci którzy pisania o muzyce, relacji z koncer- nie są muzykami piszą o muzyce, muzycy chcą się tów czy recenzji płyt. Powiedział, wymądrzać i mówić o sztuce w sposób literacki itd. że bardzo mały procent tekstów ma Staramy się zrozumieć jedni drugich poprzez słowa, sens. Jak powiedział – jest umiar- ale i inne sposoby komunikacji. Potem i tak praw- kowanym wrogiem tego typu ak- dziwy kunszt wygrywa – czy to słowa, czy malarstwa, tywności. Jak rozumiem, ty takiego czy dźwięków. Po latach upewniamy się tylko, kto był zdania nie podzielasz? najbliżej sensu.

> 106| Rozmowy

R.S.: Pamiętam jak wróciłeś z wykładów o marke- po prostu Piotr Damasiewicz Quar- tingu, o biznesie fonograficznym w ramach zeszło- tet Z premierą wiąże się mała trasa rocznej edycji Take Five Europe. Nie byłeś wielkim koncertowa. Twój kwartet będzie zwolennikiem tego, o czym wykładali. Z jednej stro- grał w kościołach? ny wiesz, że muzyka potrzebuje rozgłosu, z drugiej mówisz, że i tak się obroni i cenisz sobie koncerty P.D.: Będziemy grali głównie w koś- w miejscach nietypowych, gdzie publiczność nawet ciołach i miejscach, które mają nie zawsze wie na co przychodzi. podobną akustykę. Płyta Mnemo- taksja była nagrana w małym koś- P.D.: To że sztuka sama się obroni to jest pewnik. Jed- ciele na wrocławskim śródmieściu. nak musisz też przetrwać jako ty, czyli artysta, mu- Około siedmiu lat temu spotka- zyk, człowiek. Natomiast zawsze można sobie trochę liśmy się tam z chłopakami, żeby pomóc, przyspieszyć proces środkami doraźnymi. pomuzykować. Zauważyliśmy, że Trzeba jednak pamiętać, że to nie robi z ciebie lep- niecodzienna akustyka nas pobu- szego muzyka. Rozpoznawalność, kasa i inne aspek- dza do innego grania. W nietypo- ty często psują. Jednak potrzebujemy ich by funk- wej atmosferze miejsca sakralnego cjonować. Trzeba być ostrożnym, i trzymać balast, zrobiliśmy dwie, czy trzy sesje im- nie zapominać o tym skąd i dokąd podążamy. Co do prowizowane. Po tym co wydarzyło miejsc i rodzaju publiczności to powiem szczerze, że się w ramach tego naszego muzy- często o tym myślę. Entuzjazm ze strony widowni, kowania zacząłem inaczej myśleć jej szczere chęci poznania czegoś, to też jest ważne. o muzyce. Wpadłem na pomysł Na przykład małe miejscowości mają to do siebie, że by napisać materiał inspirowany tam się mniej dzieje, przez co ludzie są może bardziej właśnie tą przestrzenią. Właściwie czyści, wolni od chaosu informacyjnego itd. Tym sa- to szybko poszło i w 2009 roku na- mym mają więcej chęci, by w coś wniknąć, wejść. graliśmy materiał. Zrobiłem z tego Może czasem z braku laku… Nie chciałbym przece- kilkadziesiąt egzemplarzy płyty niać i powiedzieć, że ludzie w ogóle niewyedukowa- demo, które rozdałem po znajo- ni muzycznie lepiej coś postrzegają. To jest bardziej mych i rodzinie. złożone, wpływa na to wiele czynników. Ważna jest nie tylko publiczność, ale i miejsce. Przy takiej muzy- R.S.: Dobrze, ale co dalej? ce istotne jest by nic nie zakłócało przekazu. Ważna jest forma, atmosfera by można było się skupić na P.D.: Nic. Pograliśmy trochę jako wartości muzycznej w stu procentach. Sposób w jaki kwartet. To był czas, w którym nie podajesz swoją muzykę jest strasznie istotny. byliśmy rozwinięci logistycznie, czy promocyjnie. W ogóle nie było nas R.S.: Mieliśmy rozmawiać o nowej płycie, a czasu na rynku. Byliśmy lokalnymi mu- coraz mniej. Nie uciekając od miejsc odpowiednich zykami. Po trzech latach zdecydo- do prezentowania muzyki… Za chwilę w sklepach wałem, że muszę rozwiązać zespół, ukaże się krążek Mnemotaksja zespołu nazwanego bo nie mieliśmy pomysłu na to by

< JazzPRESS, maj 2014 |107

z Mnemotaksji ma siłę. Sposób po- dania dźwięków – to o czym rozma- wialiśmy przed chwilą.

R.S.: A jak tobie słucha się tego ma- teriału? Od rejestracji minęło kilka ładnych lat, podczas których prze- mierzałeś różne muzyczne ścieżki.

P.D.: Dobrze. Ten materiał jest dla mnie strasznie ważny. Mogę wska- zać pewne mankamenty techniczne, formalne, które nie do końca mi się podobają z punktu widzenia profe- sjonalisty. Jednak byłem młodym gościem, który naprawdę chciał coś wyrazić i starał się być konsekwen- tny, a także lojalny względem tego czego się nauczył. Staraliśmy się (śmiech…) Zaczynam zdawać sobie sprawę jak to jest z muzyką, którą się pisało i tworzyło. Zauważyłem, że je- śli naprawdę doszedłeś do jakiegoś punktu, a potem zmieniłeś tor, by zo- fot. Potr Gruchała baczyć inne rejony to tamto miejsce taką muzykę prezentować. Ona nadal jest gdzieś w tobie. Mimo, że poszedłeś w innym była nagrana w kościele, tam po- kierunku, to jednak gdzieś byłeś, przez chwilę zdąży- wstała. To była pierwsza i najważ- łeś rozejrzeć się po tym miejscu, poznać je i może na- niejsza przyczyna. A my staraliśmy wet zrozumieć. Ono jest ważne. Gdyby nie było tego się grać w klubach i na festiwalach, miejsca, nie byłoby kolejnego etapu. Wówczas był to co nie zawsze się udawało. Przenie- mój priorytetowy zespół, a materiał został dogłębnie sienie niuansów z kościoła do klu- przemyślany. To jest tak naprawdę moja pierwsza au- bu… to karkołomne zadanie. Mate- torska płyta (patrząc chronologicznie), na której zosta- riałem zainteresowało się For Tune, wiłem kawał serca i dużą część siebie. więc i my do niego wróciliśmy. Zde- cydowałem się również na powrót R.S.: No tak, w zeszłym roku dostałeś Fryderyka za z tą muzyką do przestrzeni sakral- debiut jazzowy, a patrząc chronologicznie, to teraz nych. I to jest wyjście! W takiej aku- na rynek wychodzi twoja pierwsza autorska płyta. styce, w takiej atmosferze materiał

> 108| Rozmowy

P.D.: Chronologicznie tak. Czyli mam swój drugi Ma naturę melodyka i gra przestrze- debiut (śmiech…) choć w postaci płyty, która nie jest nią, a także bardzo jest świadomy spektakularna. brzmienia, co w tym projekcie było niezbędne. Z kolei Maciej Garbow- R.S.: Co przez to rozumiesz? ski ma za sobą edukację klasyczną i dzięki temu podchodzi często do P.D.: Założeniem oficjalnie pierwszej mojej płyty muzyki orkiestrowo, fakturalnie, (Hadrony) było stworzenie materiału równie osobi- świetnie gra smyczkiem, momental- stego, jednak chcąc nie chcąc w pewnym sensie spek- nie odnalazł się w tej niecodziennej takularnego, patrząc na formę i użyte środki. Kwin- atmosferze. Miałem duże szczęście tet smyczkowy-orkiestra, do tego video art, wszystko nagrać to właśnie z nimi. w dużej sali filharmonii itd. Kolejne wydawnictw to pełne ekspresji i dynamizmu nagranie Alaman ze- R.S.: Pod względem muzycznym społu Power Of The Horns, czy mocno kolektywne to również spojrzenie w waszą i free jazzowe ImproGraphic, Tutaj nie chodziło o tę przeszłość, bo graliście bardziej… spektakularność. Użyłem innej formy, innego zamy- jazzowo. słu. Mieliśmy dość ciekawy czas. I Gerard Lebik, i ja przechodziliśmy fazę przejściową. Każdy miał jakieś P.D.: Są to przede wszystkim kom- problemy, ja miałem sporo przeszkód, żeby w ogóle pozycje, w których występują jazzo- funkcjonować jako muzyk. Poszukiwałem wartości we zabiegi od strony formalnej, Jest w życiu. Ten materiał jest bardziej intymny, kame- walkingowe granie Maćka i bardzo ralny, pełen niuansów, jest pewną przeciwwagą do szeroko napisane groove’y, w któ- Power Of The Horns, czy formacji ImproGraphic. rych Wojtek swinguje. Są tematy Więcej zastanowienia, myśli, czasem jest to melan- i kolejno improwizacje. Jest tutaj na cholijne, czasem pełne wewnętrznego napięcia. To pewno więcej odnośników tonal- było chwilę przed Hadronami, które też mają pewien nych aniżeli w mojej poprzedniej rodzaj przekazu nostalgicznego, wręcz dramatyczne- płycie ImproGraphic, niektóre kom- go. Przechodziliśmy przez jakieś problemy, których pozycje zbudowane są na modiach, nie rozumieliśmy i muzyka w dużej mierze wyrażała niektóre na współczesnych skalach, nasze pytania i zastanowienia. Dodatkowo jestem pe- inne nawiązują do klasycznej har- wien, że skład na tej płycie jest trafiony w dziesiątkę. moniki np. dur moll gdzie użyłem Umiejętności każdego muzyka są tutaj dopasowane folii barokowej jako punktu wyjścia idealnie. Praca bębnów w tych warunkach akustycz- do improwizacji, ale są i momenty nych jest dokładnie taka, jakiej oczekiwałem. Wojtek free, głównie tam, kiedy kolektyw- Romanowski ma bardzo wysublimowane brzmienie, nie improwizujemy. potrafi grać niezwykle delikatnie, a jednocześnie nie tracić dynamiki, ekspresji i siły, grając ten swój ge- R.S.: Zmuszony jestem spytać cię nialny jak dla mnie swing, Gerard Lebik jest nieoce- o nazwę albumu, co oznacza mne- niony w swoim podejściu do muzyki na tym krążku. motaksja?

< JazzPRESS, maj 2014 |109 fot. Potr Gruchała

P.D.: „Mnemo” czyli pamięć i „taksje” sji. To tak jakby się na chwilę cofnąć do momentu, czyli naturalne umiejętności zwie- kiedy się rodziliśmy, jako istoty zupełnie niewinne, rząt w odnajdywaniu warunków kruche i bezbronne. Dla mnie miało to ścisłe połą- sprzyjających życiu poprzez użycie czenie z wiarą. Zdałem sobie sprawę, że taką taksją bodźców. Jest to ogólnie rzecz biorąc jest nasze sumienie. To była osobista podróż za Bo- powrót do miejsca, w którym zwie- giem, do momentu, kiedy zostaliśmy stworzeni jako rzę czuje się bezpiecznie, do warun- czyste istoty, w harmonii ze wszechświatem. ków w których może przetrwać. Czy to ptaki lecące do ciepłych krajów, R.S.: Zrobiło się poważnie. Wydaje mi się, że w po- czy węgorze płynące kanałami do ważny sposób należy również podejść do tego albu- morza. Używają instynktu. Mne- mu z perspektywy słuchacza. Na koniec możesz do- motaksje porównałem do poten- łączyć do tego krążka ulotkę ze „sposobem użycia”? cjalnych umiejętności człowieka. Mówię potencjalnych, bo nie każdy P.D.: Na pewno nie należy tej płyty słuchać w miejscu, z nich chce skorzystać, lub po nie w którym jest dużo bodźców, jakie mogą zakłócić od- sięga, czyli takiej jak ja to rozumiem biór, wtedy album jest po prostu niekompletny. Łatwo naszej „pamięci absolutnej” nadanej można pominąć niuanse. A jeśli ktoś podchodzi do nam przez Stwórcę. Niekiedy gdzieś słuchania muzyki w sposób wysmakowany, znajduje błądzimy i gubimy drogę. Wtedy na to wolny czas i miejsce, to Mnemotaksja doskonale należałoby wrócić do niej, użyć tak- do tego podejścia pasuje. Udanego odbioru!

> 110| Rozmowy

Dotychczas dla większości fanów fot. Radosław Berent muzyki jazzowej Krzysztof Dys ko- jarzony był głównie z kwartetem So- undcheck. W ostatnich miesiącach jego aktywność wzrosła, a pianista swój niepowtarzalny wkład zamieś- cił na co najmniej dwóch wybitnych albumach ostatnich miesięcy. Jego udział w kwartecie Wacława Zimpla na doskonałym krążku Stone Fog czy współtworzenie duetu Fortu- na/Dys udokumentowanego fan- tastycznym nagraniem TROPY nie może zostać bez naszego odzewu. Pianista pokazując swoją elastycz- ność i ogromną wyobraźnie mu- zyczną zgodził się na rozmowę pub- likowaną na łamach naszego pisma. Bez formy też można

Konrad Michalak [email protected]

Konrad Michalak: Udało nam się K.D.: Tak, kojarzę teraz. Mam dwój- zacząć tę rozmowę niebanalnie. kę dzieci – siedmioletnią Helenę Wie Pan o tym? i młodszego, dwuletniego Herbiego.

Krzysztof Dys: Tak…? K.M.: Herbiego?

K.M.: Zadzwonił Pan do mnie przy- K.D.: Tak, Herbert – Herbie, jak Her- padkiem ze swojej kieszeni krót- bie Hancock. ko po naszej rozmowie w związ- ku z prośbą o wywiad i o ile mnie K.M.: Rozumiem, że częściowo jego słuch nie myli jest Pan szczęśliwym kariera została już zaplanowana? ojcem, bo słyszałem jak bawił się Pan z dzieckiem...

< JazzPRESS, maj 2014 |111

K.D.: Nie będę ukrywał, że inspiro- żeby na dwóch instrumentach zagrać tyle dobrej wałem się jednym z moich wielkich muzyki. Czy może mi Pan powiedzieć jaka część na- idoli. granego materiału była improwizowana, a ile z tego zostało wcześniej napisane i przećwiczone? K.M.: Mówi Pan, że nadając imię swojemu dziecku inspirował się K.D.: Spotkaliśmy się z Maciejem kilka miesięcy Pan pianistą, którego Pan ceni, lubi wcześniej. Każdy przyniósł pakiet nut i stworzyli- i szanuje. W związku z tym nasuwa śmy muzyczną koncepcję na duet: fortepian-trąb- mi się jedno pytanie: Czy założenie ka. Równocześnie nagranie tej płyty mogę nazwać rodziny i stabilizacja w życiu muzy- muzycznym wybrykiem. Znaleźliśmy się na drodze ka, z Pańskiej perspektywy, sprzyja kosmicznego streamu. Myślę, że został uchwycony rozwojowi twórczemu czy nie? jakiś rodzaj osobliwości.

K.D.: Myślę, że na pewno, bo przede K.M.: Pan wykładowcą Wydziału Jazzu Akademii wszystkim jestem człowiekiem, do- Muzycznej w Poznaniu. Ludzie, którzy zajmują się piero później muzykiem. Rodzina edukacją muzyczną mówią, że potrzebne jest nowe i pasja uzupełniają się wzajemnie. otwarcie, świeże podejście do edukacji, bo świat mu- Nie lubię zbyt dużo siedzieć przy zyki poszedł do przodu, a system jest o krok za nim. fortepianie i tak samo nie lubię za długo siedzieć w domu. W zasadzie K.D.: System jest stały. to uciekam od jednego do drugiego (śmiech…). Rodzina na pewno moty- K.M.: Dlatego właśnie pytam czy Pańskim zdaniem wuje, ale nie polecam nikomu za- w dziedzinie fortepianu jazzowego coś się zmienia, kładania rodziny z braku pomysłu jeśli chodzi o młodych twórców, studentów jazzu? na swoją karierę, szukając kataliza- tora w postaci dziecka. K.D.: Jest w tej chwili zdecydowanie większy dostęp do materiałów muzycznych. Jest tego tak dużo, że ja K.M.: Panu się tego udało uniknąć, na miejscu studentów miałbym problem z selekcją jak rozumiem. To duży sukces. Wra- materiału. Oczywiście jest to mniejszy problem niż cając natomiast do kwestii czysto w moich czasach, bo choć studia kończyłem niedaw- muzycznych przyznam szczerze, że no, to muszę przyznać, że miałem niewielki wybór nie znałem wcześniej Pańskich na- – mogłem tylko przewijać kasetę VHS z nagraniem grań dlatego, że trudno jest obser- koncertu, na którym grał Marcin Wasilewski i spisy- wować cały rynek muzyczny bardzo wać jego solówkę żeby czegoś się nauczyć. Dziś wcho- wnikliwie. Niemniej jednak byłem dzimy do sieci, ściągamy transkrypcję muzyki twórcy pod wrażeniem Pańskiej odwagi, światowej klasy i ćwiczymy. Widzę, że w środowisku którą słychać na płycie akustycz- poznańskim jest coraz więcej młodych, odważnie nego duetu z Maciejem Fortuną. Jak grających ludzi. W Polsce jest coraz więcej warszta- to mówią muzycy, trzeba mieć jaja tów jazzowych, środowisko akademickie się posze-

> 112| Rozmowy fot. Rela Juraszyńska Rela fot. rza, powstają nowe wydziały i zakłady jazzu. Myślę, Musimy stworzyć sobie warunki do że jazz się rozwija, ludzie chcą go grać. Natomiast tego żeby popełniać błędy. Żeby po- jeśli chodzi o system edukacji, o którym mówiliśmy pełniać ich jak najwięcej, bo wtedy – jest on stały i potrzebny, aczkolwiek jest to nauka je weryfikujemy. Oczywiście później od podstaw; czym jest krzyżyk, bemol i tak dalej. Kij konieczna jest konfrontacja z syste- ma jednak dwa końce i według mnie możemy się też mem, odniesienie się do niego: albo uczyć od zupełnie innej strony, od chaosu. go neguję, albo biorę go do siebie, czyli akceptuję. Myślę, że nie można K.M.: Co Pan ma na myśli? zapominać o tym, że przede wszyst- kim my – muzycy, artyści – musimy K.D.: Podam tu przykład dziecka, które się rodzi, się czuć wolni. To, jaką formę sobie nic nie rozumie, mija rok czy dwa lata i ono zaczy- narzucimy w tej wolności, to jest in- na jakieś tam słowa składać. Dziecko nie uczy się dywidualna sprawa. Nie mówię tu skomplikowanej gramatyki, po prostu zaczyna mó- o braku formy. Forma jest ważna. wić. Dziecko nie uczy się słów tylko uczy się melodii języka. Ona idzie do góry, na dół lub stoi, ma inną K.M.: Czy Pańskim zdaniem zmie- barwę, natężenie, niesie ze sobą różne emocje. Tak rzanie przez chaos i muzyczne samo jest z muzyką. Żeby muzyka poszła do przo- uświadamianie się przy wykorzy- du, nie możemy bazować na jednym systemie. W tej staniu elektroniki to jest właściwy chwili jest takie modne słowo: innowacja. Wyda- kierunek rozwoju? Mam na myśli je mi się, że w muzyce też powinien zostać położo- rozwój oparty o rozumienie dźwię- ny nacisk właśnie na innowację. Coś nowego może ku jako sekwencji cyfrowej a nie powstać tylko dzięki osobie, która nie zna systemu. jako zapisu nutowego.

< JazzPRESS, maj 2014 |113

K.D.: Porzucenie formy jest OK. Nie K.D.: Nie nagrałem jeszcze takiej płyty, ale mam to trzeba zakładać, że brak formy jest w planach. Nie jest to natomiast sztywno sprecy- rzeczą niedobrą, ale coś musi zastą- zowane terminami. Kusi mnie bardzo żeby nagrać pić jej miejsce – np. brzmienie. Są standardy w klasycznym trio jazzowym. style muzyczne, które mają bliżej nieokreśloną formę, na przykład K.M.: Trąbka Macieja Fortuny, jako instrument ambient czy minimal. Dlaczego nie ze swojej natury, jest dość bliska głosowi ludzkiemu. łączyć tych styli z muzyką improwi- Czy zastanawiał się Pan nad zagraniem koncertów zowaną? Nie widzę przeszkód. w duecie z wybranym wokalistą lub wokalistką?

K.M.: W tym kontekście muszę K.D.: Nigdy nie myślałem o współpracy z wokalistą Pana zapytać czy nie kusi Pana żeby jazzowym. nagrać solową płytę? K.M.: Widać Pana w różnych składach. A czy nadal K.D.: Od jakiegoś czasu myślę o tym, gra Pan w swoim pierwszym zespole, w którym ob- ale wracając do muzyki elektronicz- jawił się Pan szerszej publiczności – mam na myśli nej to w dzisiejszych czasach rzadko Soundcheck? kiedy coś nas zaskakuje muzycznie. Jest tyle fuzji stylów, można zasta- K.D.: Z zespołem Soundcheck gram od dawna. Przeży- nowić się czy muzyka nie powinna łem z nim wspaniały czas, a to, że w tej chwili mniej pójść jeszcze krok dalej, oddziaływu- gramy, nie zmienia faktu, że jesteśmy razem i jest to jąc już nie tylko na zmysł słuchu, ale nasze laboratorium. Jak się spotykamy, to testujemy iść w kierunku syntezy zmysłów, po- nowe pomysły muzyczne. W tej chwili nagraliśmy łączenie słuchu, wzroku, węchu nowy materiał na płytę.

K.M.: Widzi się Pan w tym? K.M.: A wie Pan, że Pańska płyta ma recenzję na portalu allaboutjazz.com? To chyba znak, że w sen- K.D.: W praktyce nie mam takiej za- sie muzycznym już dawno udało nam się porzucić jawki by wejść w rolę wizjonera. Wy- kompleks mniejszych braci ze wschodu. starczy mi fortepian i w tej chwili je- stem blisko akustycznej formuły. K.D.: Bardzo się z tego ucieszyłem, gdy Maciek pod- rzucił mi link do recenzji. Bardzo miło było przeczy- K.M.: Pytałem wcześniej o solową tać przychylne słowa na nasz temat. Jak tylko prze- płytę, bo w trakcie słuchania albu- łoży się to na liczbę koncertów, to będę się cieszyć mu Tropy przychodził mi na myśl jeszcze bardziej. fortepian preparowany i inne ekspe- rymentalne zjawiska muzyczne. Od- K.M.: I na podniesienie stawek? Słyszał Pan, że Bud- niosłem wrażenie, że chętnie skręca ka Suflera kończy karierę? Pan w rewiry muzyki współczesnej.

> 114| Rozmowy

K.D.: Nie, nie słyszałem... dziennikarze znajdowali w sobie tyle samo odwagi w pisaniu o mu- K.M.: Mówili, że to ostatnia trasa, koniec kariery, zyce, co twórcy w jej konstruowa- bo zbyt słabo sprzedają się ich płyty, że internet ich niu. ograbia. Przewrotnie zapytam: Jaki w tym kontek- ście jest Pański stosunek do muzyki w internecie? K.M.: Na koniec mam do Pana py- tanie ściśle muzyczne – warszta- K.D.: Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. towe. Czy dostrzega Pan w modal Ja się nie dziwię Budce Suflera, że tak mówią. Są ze- jazzie inspiracje do improwizacji? społem, który dochodzi do szerokiej publiczności. Czy miał Pan swoją drogę rozwo- Jeśli chodzi jednak o młodych twórców rozpoczy- ju w wędrówce przez poszczególne nających karierę, jeżeli ktoś nie kupi ich płyty tylko gatunki muzyczne – modal, bebop, ściągnie ją z sieci, to oni będą zadowoleni z tego, że hardbop i tak dalej. Czy jest to dla ktoś ma intencję żeby posłuchać ich muzyki. Czas to Pana raczej płynne? będzie weryfikował. K.D.: Jeśli chodzi o warsztat to z wy- K.M.: Wie Pan, że album duetu Fortuna/Dys dostęp- kształcenia jestem muzykiem kla- ny jest na Spotify? sycznym. Inspiracją dla mnie była muzyka twórców klasycznych. K.D.: Na Spotify? OK... Szczególnie rosyjscy kompozytorzy: Rachmaninow, Skriabin, Prokofiew, K.M.: Pomimo tego, że Pańska twórczość dystrybu- ale lubię też Bacha, Schönberga… owana jest w sieci nie narzeka Pan chyba na brak trudno wymieniać, cała masa abso- pracy? lutnie genialnych kompozytorów! Nigdy nie porzucę muzyki klasycz- K.D.: Nie, nie mogę narzekać, bo cały czas mam coś nej z jednego względu, po prostu nie w głowie, mam coś do zrobienia. Oprócz tych skła- dzielę muzyki. Nie jest ważne żeby dów, w których gram, występuję jeszcze z Leną Pięk- przejść przez cały system gatunków niewską, mam studentów na uczelni. Muszę się muzycznych, o których mówiliśmy przygotowywać do zajęć. Mogę powiedzieć, że słowo wcześniej. Ważne żeby zacząć od praca jest dla mnie często zamienne ze słowem pa- jakiegoś punktu w historii muzyki. sja. Nie wiem czy można powiedzieć o tym co robię Mniej istotne, co to będzie za punkt. „praca”. Nie narzekam. Wychodząc na scenę, powinniśmy znaleźć wspólny mianownik z mu- K.M.: Czy ma Pan jakieś przesłanie do dziennikarzy zykami i z publicznością, tak aby muzycznych? Sugestie, uwagi, spostrzeżenia? w tym systemie zaistniała swego ro- dzaju harmonia poza podziałami. K.D.: No tak, jedyne przesłanie jakie mam to: niech Czy to będzie bebop czy hardbop, to was będzie więcej, piszcie więcej. Chciałbym, żeby jest mniej istotne.

< JazzPRESS, maj 2014 |115 fot. Jan Bebel

Sebastian Zawadzki to jeden z najzdolniejszych pianistów młodego poko- lenia polskich jazzmanów, zdobywca indywidualnej i zespołowej nagrody podczas European Jazz Contest 2013. Jeśli nie jest Wam jeszcze znany, to powinniście to jak najszybciej zmienić. Na rynku ukazuje się jego pierwsza solowa płyta zatytułowana Luminescence, która jest doskonałym powodem by z muzyką Zawadzkiego zaprzyjaźnić się na dobre…

Pomysł… i cała reszta

Mateusz Magierowski [email protected]

Mateusz Magierowski: Płyta solo- Sebastian Zawadzki: Solowa płyta wa to przedsięwzięcie podejmo- była od dawna wyzwaniem, które- wane zazwyczaj przez muzyków mu chciałem sprostać, ale wyma- posiadających imponujący bagaż gało ono nie tylko pracy, pomysłu doświadczeń. Skąd pomysł na taką i odwagi, ale również wsparcia i za- formę wypowiedzi u młodego znaj- ufania, jakiego udzielił mi Jarek dującego się właściwie na początku Polit, za co mu jestem ogromnie swojej drogi jazzmana? wdzięczny. Zalążkiem tego pomy- słu były moje inspiracje solowy-

> 116| Rozmowy mi nagraniami jazzowymi i recitalami klasycznymi. Kiedy zorientowałem się, że mam wystarczający ma- teriał, by zarejestrować go na płycie, zacząłem poważ- nie myśleć o jego wydaniu. Bardzo pomocny okazał się wtedy Maciej Nowotny twór- ca Polish-Jazz.blogspot.com, który zarekomendował moją muzykę w oficynie For Tune – wydawcy Luminescence. Kompozycje na niej są róż- norodne. Niektóre posiadają bardziej rozbudowaną formę, jak np. „Provisorium” gdzie już w samym temacie mamy wiele zmian metrum, a lewa ręka prowadzi kontrapunkt w odniesieniu do prawej. Tytułowe „Luminescen- mnie zwłaszcza płyty Duńczyka: ce” składa się z kolei z wielu warstw dynamicznych, solowa zawierająca interpretacje przeplatających się na przestrzeni całego utworu. utworów Radiohead, oraz mate- Inne kompozycje są prostsze formalnie, jak np. „Fa- riał zaaranżowany na instrumen- rewell Florence” czy „Divertimento”, gdzie używam ty smyczkowe, perkusję oraz for- prostych form do improwizacji. Jest też utwór w peł- tepian. Słucham również dużo ni wyimprowizowany – „Free movement”. muzyki orkiestrowej – lubię anali- zować kompozycje Czajkowskiego, M.M.: Wspomniałeś o inspiracjach, których w kon- Debussy’ego, Prokofieva czy Stra- tekście twojego najnowszego krążka było napraw- wińskiego. Inspiracje czerpię rów- dę sporo. nież z gry pianistów klasycznych – Glenna Goulda, Vladimira Horo- S.Z.: Jest ich wiele i nie da się ich sprowadzić jedy- witza czy Krystiana Zimmermana. nie do jazzu. W przypadku Luminescence inspi- racjami były solowe oraz zespołowe dokonania Mówiąc o ludziach, którzy mnie Tigrana Hamasyana. Bardzo cenię również En- muzycznie zainspirowali, nie rico Pieranunziego, Vijay Iyera oraz skandynaw- mogę nie wspomnieć swoich na- skich pianistów jazzowych, takich jak Bobo Sten- uczycieli. Jest wśród nich prof. Mi- son czy Jacob Anderskov. Ostatnio zaintrygowały chał Czaposki, z którym miałem

< JazzPRESS, maj 2014 |117

zajęcia z fortepianu jeszcze w szko- grywałem muzykę do filmów Chce się żyć Macieja le muzycznej w Toruniu. Wówczas Pieprzycy i Powstania Warszawskiego (autorem po- myślałem jeszcze, że muzyk jazzo- mysłu na fabułę jest Jan Komasa), wchodzącego do wy nie powinien się zajmować kin 9 maja. Komponując muzykę do obrazów filmo- niczym innym poza jazzem. Było wych zainteresowałem się komputerowymi moż- to dość dziecinne rozumowanie, liwościami tworzenia muzyki, realizacją dźwięku z którego na szczęście już wyro- oraz orkiestracją. W toku tej pracy zmieniało się słem – w dużej mierze dzięki prof. moje nastawienie do tworzenia muzyki w ogóle, do Czaposkiemu. W tym miejscu po- której podchodzę teraz bardziej analitycznie. winien też pojawić się mój nauczy- ciel fortepianu w Odense, Erick M.M.: Twoja muzyczna aktywność to jednak przede von Spreckelsen, który w szczegól- wszystkim projekty jazzowe – wśród nich formacja ności imponował mi aranżacjami Jazzpocalypse, z którą odniosłeś ostatnio spory suk- big-bandowymi i kompozycjami ces podczas European Jazz Contest. klasycznymi, ale także ogólnym osłuchaniem. Teraz, gdy miesz- S.Z.: Decyzja o wyjeździe na ten konkurs była bardzo kam w Krakowie, moim autoryte- spontaniczna. Janosch Pangritz (perkusista zespo- fot. Jan Bebel tem muzycznym jest posiadający łu) zgłosił nas właściwie w ostatniej chwili. Udało wspaniałe umiejętności technicz- nam się dostać do pierwszego etapu konkursu, więc ne Dominik Wania, wykładający w marcu 2012 pojechaliśmy do Sieny. Udało nam się na Akademii Muzycznej. Jestem go przejść i we wrześniu zostaliśmy zaproszeni do pod wielkim wrażeniem jego pro- Włoch ponownie, tym razem do Rzymu. W finale jektów – szczególnie poświęcone- pokonaliśmy cztery inne zespoły z różnych zakąt- go muzyce Ravela. W tym roku na ków Europy, wygrywając pierwszą nagrodę, a mnie Akademii mam również zajęcia przyznano indywidualne wyróżnienie, z którym z fortepianu klasycznego z prof. wiązał się darmowy udział w warsztatach Siena Jazz Romaną Podsadecką. Granie kla- Workshops 2013. sycznego repertuaru dało mi świa- domość co tak naprawdę można M.M.: Podczas warsztatów w Sienie miałeś okazję uzyskać na instrumencie. Klasycz- grać m.in. z Larrym Grenadierem, którego krótkie li- ny repertuar fortepianowy jest ner notes można przeczytać na okładce Luminescence. bardzo inspirujący i jednocześnie często dużo bardziej złożony niż S.Z.: Zanim miałem okazję zagrać razem z Larrym jazzowe formy. musiałem najpierw – jak pozostali uczestnicy – wy- stąpić z krótkim solowym recitalem przed nauczy- Wiele zyskałem również dzięki cielami, na podstawie którego każdego z nas przy- współpracy z Bartkiem Chajde- dzielano do konkretnego opiekuna. Mnie się udało ckim, kompozytorem muzyki fil- dostać do zespołu prowadzonego przez Grenadiera mowej z Krakowa, z którym na- – niesamowitego muzyka i bardzo towarzyskiego

> 118| Rozmowy człowieka. Podczas warsztatów przyjęto dość cieka- mach programu European Jazz we i jak sądzę wartościowe dla jego uczestników roz- Master w Kopenhadze. Podczas wiązanie: jeśli nauczyciel był np. basistą, do zespołu studiów będę miał okazję spędzić złożonego z uczestników nie dobierano żadnego in- dwa semestry w jednej z uczelni nego muzyka grającego na kontrabasie – nasz zespół partnerskich. Jestem zdecydowa- przez całe warsztaty grał więc z Larrym Grenadie- ny na Berlin i Paryż. Pozostaje mi rem na kontrabasie. Po koncercie finałowym, pod- wziąć się do pracy i mieć nadzieję, czas którego zagraliśmy m.in. jedną z moich kompo- że studia pomogą mi rozwinąć się zycji, wspomniałem mu, że nagrałem solową płytę. jako muzyk i kompozytor. Po jakimś czasie wysłałem nagrania, a on napisał mi te miłe słowa, które można zobaczyć na płycie. M.M.: W Danii studiowałeś już wcześniej, teraz kończysz kolej- M.M.: Największe sukcesy odnosiłeś ostatnio z Jazz- ny etap swojej muzycznej eduka- pocalypse, ale współtworzysz również kwartet Tone cji w Krakowie. Czego nauczyła Raw i trio z Radkiem Wośko i Mariuszem Praśniew- cię polska, a czego duńska szkoła skim. Która z formacji jest dla ciebie muzycznym jazzu? priorytetem w najbliższym czasie? S.Z.: Obydwie uczelnie mają swo- S.Z.: Najważniejsze będzie dla mnie lipcowa sesja je plusy i minusy. W Danii panuje nagraniowa płyty Jazzpocalypse, która zostanie wy- duża swoboda, można się skupić dana we włoskiej wytwórni Jazz Collection – sesja na realizowaniu własnych pro- to nagroda za wygraną w European Jazz Contest. jektów. Na północnoeuropejskich W lipcu szykuje się w związku z tym nagraniem uczelniach studenci mają świet- mała trasa koncertowa po Włoszech. Z Tone Raw ne warunki: w pełni wyposażone po marcowej trasie przymierzamy się powoli do klasy z fortepianami, przyjazną nowych nagrań i koncertów. Są też plany wydania atmosferę, dostęp do studia na- drugiej płyty, ale po wspólnej dyskusji doszliśmy do grań. W Krakowie pod względem wniosku, że chcemy jeszcze trochę z tym poczekać, wyposażenia sal i warunków jest póki nie będziemy się czuli gotowi na nowe nagra- gorzej, ale za to niektóre elemen- nia. Oprócz pracy z tymi dwoma formacjami i triem ty wypadają tu lepiej, jak poziom gram obecnie również w zespole krakowskiego In- niektórych zajęć czy umiejętności strumental Choice kontrabasisty Pawła Wszołka, studentów – szczególnie w zakresie z którym dość regularnie koncertujemy i nagrywa- fortepianu klasycznego czy jazzo- my. wego. W Polsce już od wczesnego dzieciństwa muzycy są postawieni M.M.: Sporo tego. A przecież ciążą na tobie również wobec wysokich wymagań w szko- studenckie obowiązki... łach muzycznych. W skandynaw- skim systemie edukacji muzycz- S.Z.: Od sierpnia będę mieszkał i studiował w ra- nej nie wywołuje się takiej presji

< JazzPRESS, maj 2014 |119 na uczniach jak w Polsce – ma to swoje dobre i złe strony. Do Danii warto wyjechać, kiedy ma się już wypracowany warsztat techniczny. „Polska szkoła” skupia się bardziej na technicznym aspekcie, graniu standardów jazzowych – egzami- ny polegają właśnie na odegraniu standardów z listy. W Danii na egzaminie oczekuje się własnych kompozycji, autorskiego pomysłu na tworzoną muzykę – nie musi to być nawet jazz. To bardzo krea- tywne, skłaniające do poszukiwań podejście. Pomysł na własną, orygi- nalną muzykę jest przecież w pro- cesie twórczym rzeczą kluczową dla każdego artysty.

M.M.: Wierzę, że tych pomysłów ci nie zabraknie i tego też ci życzę.

S.Z.: Dziękuję! fot. Jan Bebel

> 120| Rozmowy BACKSTAGE

Dionizy Piątkowski Backstage

Dionizy Piątkowski – dziennikarz i krytyk muzyczny, promotor jazzu oraz organizator koncertów i festi- wali. Pomysłodawca i dyrektor cy- klu koncertów Era Jazzu. Człowiek, który sprowadził do Polski niemal wszystkie największe gwiazdy jazzo- wej sceny. Przez całe swoje życie związany z muzyką i żyjący z muzy- ki, choć studiował etnografię. Mógł zostać menedżerem największych gwiazd, wybrał drogę dziennikarza i promotora. fot. Piotr Gruchała Jestem one-man show

Maria Zimny [email protected]

Maria Zimny: Jak się teraz czujesz, jakichś nowych pomysłów. To nie patrząc wstecz na cały swój doro- jest niedosyt, to jest jakaś ambicja, bek i karierę? która mnie gna do przodu. Przez te blisko 40 lat żyłem z muzyki, pozna- Dionizy Piątkowski: Nie patrzę na łem wspaniałych ludzi, zwiedziłem życie przez pryzmat kariery, jakie- cały świat, to są piękne i cenne do- goś tam sukcesu. Jestem spełniony świadczenia. Kocham to, co robię, – jako człowiek czynu muszę cały choć może za bardzo z sercem w to czas coś robić, takie jazzowe ADHD. wszystko wchodzę, za bardzo się an- Mógłbym już teraz – a stuknęła mi gażuję... Ja jestem one-man show, właśnie 60-tka – powiedzieć koniec, o wszystkim myślę, wszystko chcę już nic nie robię, odpoczywam, ale sam sprawdzić. Dla moich współ- nie chcę, czuję potrzebę działania, pracowników, kolegów może to być

< BACKSTAGE JazzPRESS, maj 2014 |121 uciążliwe. Przepraszam za „upierdli- granicy, w których – między innymi – znajdowały wego Poznańczyka”. Moja żona po- się także płyty. Pamiętam, że były tam bossa novy wtarza, że jak nie mam zawalonego Getza, ballady Coltrane’a i ja tego słuchałem. Ta mu- dnia od rana do wieczora, to jestem zyka kompletnie mi pasowała, akceptowałem ją. okropny. Tak mam chyba skonstru- Moi koledzy słuchali Led Zeppelin, ja też, ale wola- owany charakter, zawsze mam ja- łem jazz. Dzięki tym płytom nauczyłem się i jazzu, kieś zajęcie, jakąś pracę. Mam prze- i języka. Tak już w życiu młodego człowieka jest, że cież wolny zawód, mógłbym sobie w odpowiednim czasie musi do niego trafić określo- zrobić cztery dni wolnego, ale nie. ny rodzaj muzyki. W moim przypadku tak właśnie Mój kalendarz jest zapełniany bar- się stało – zostałem zainfekowany jazzem. dzo skrupulatnie i z fantazją. M.Z.: Co było dalej? M.Z.: To wspaniałe, niewielu jest ludzi, którzy mogą powiedzieć, że D.P.: Zacząłem pisać do szwedzkiego Orchestra Jour- czują się w życiu spełnieni. nal, to jest najstarsze pismo jazzowe. Najpierw pisa- łem teksty w języku polskim, potem po angielsku, D.P.: Tak, czuję się szczęśliwy, udało gdy już opanowałem go na książkach i płytach. Do mi się połączyć pasję z pracą. Nigdy dzisiaj z pamięci mogę „recytować” tzw. cover notes w życiu nie sądziłem, że będę orga- i listę tytułów na stronie A i B jazzowego long-playa. nizatorem koncertów, wydawało mi Kiedy rozpocząłem studia z etnografii, pisałem już się, że mam w sobie naturę dzienni- regularnie do trzech magazynów muzycznych i do- karza, artysty. Byłem wielokrotnie stawałem za to wynagrodzenie. Ogromne, bo w mar- namawiany by zostać menedżerem kach, dolarach, które tutaj czyniły ze mnie jazzowego znanych muzyków, od Al Di Meoli krezusa. Byłem jednym z tych, którzy nie wyjeżdża- po Tomka Stańkę. Nie godziłem się, jąc z kraju, bardzo dobrze zarabiali. Tak mnie to roz- bo wiedziałem, że nie nadaję się do puściło, że na drugim roku studiów wyjechałem na takiej pracy, nie czułem tego. Chcia- trzy miesiące do Szwecji, gdzie pracowałem w radiu, łem bawić się jazzem, a nie być pra- cały czas szlifując język. Wróciłem do kraju, przywo- cownikiem jazzu. żąc – miast modnego wtedy garbusa – profesjonalny gramofon i walizy płyt. Rozpocząłem współpracę M.Z.: Jak to wszystko się u ciebie za- z radiem, zacząłem sporo pisać o jazzie w prasie kra- częło? W jaki sposób doszedłeś do jowej: od Jazzu po Razem, Nurt oraz ITD. Oczywiście miejsca, w którym teraz jesteś? kończyłem w tym czasie etnografię ze specjalizacją folklor muzyczny. Wmówiłem sobie, że jazz jest D.P.: Zaczęło się to bardzo dawno w jakimś sensie folklorem; napisałem nawet pracę temu. Już jako 14, może 15-latek słu- magisterską na ten temat. chałem bardzo dużo różnej muzyki. Na przełomie lat 60. i 70. znajomi ro- dziców przysyłali nam paczki z za-

> BACKSTAGE122| Rozmowy

M.Z.: Nie miałeś z tego tytułu problemów na stu- leciałem dalej, w kolejną podróż. diach? W tamtych czasach takie podróże to była nobilitacja, jakiś szczególny D.P.: Nie, etnografia nie była bardzo wymagającym kie- uśmiech losu! Znałem angielski, runkiem, zajęcia mieliśmy po kilka godzin, dwa, trzy dobrze poruszałem się po świecie, razy w tygodniu. Dzięki temu mogłem zajmować się udawałem więc światowca, będąc za muzyką. To był jeden z najlepszych okresów w moim granicą to ja dzwoniłem do kolegów życiu, bardzo wesoły i rozrywkowy; poznałem wtedy w radio, prasie i zdawałem relację bardzo dużo wspaniałych osób. Objechałem całą pol- z koncertów, festiwali, tych wszyst- ską estradę i poznałem ją od zaplecza, gdyż jako dzien- kich MIDEM i muzycznych gal. nikarz Nurtu czy radia jeździłem na festiwale jazzowe w całej Polsce. To wiązało się nie tylko z pracą, ale z no- Kiedy miałem 26 lat, odbyłem kolej- wymi znajomościami i przepyszną zabawą. ny ważny wyjazd do USA. Ten pobyt zakończyłem na słynnym Berkeley Potem w 1979 roku wyjechałem do Stanów na za- University kursem Jazz and Black proszenie amerykańskiego pianisty Jacka Reilly’ego, Music. Wtedy w Stanach miałem któremu zorganizowałem kilka koncertów. Wtedy spędzić ponad sześć miesięcy, ale już byłem mocno jazzowym facetem: ze znajomoś- narodziny córki Leny wyzwoliły ciami w branży, mirem, że tak powiem, „znanego” we mnie takie emocje, że wróciłem krytyka jazzowego. W Stanach spędziłem sześć mie- po pięciu miesiącach. sięcy, mieszkając u różnych muzyków, u właścicieli klubów, generalnie u ważnych ludzi jazzu i estrady. Był jeszcze jeden taki istotny mo- Poznałem wtedy Amerykę od podszewki, odsyłany ment. W 1985 roku dostałem stypen- od znajomych do znajomych przejechałem całe Sta- dium przyznawane przez United ny. To było bardzo ważne doświadczenie i wielka, States Information Agency. W la- także muzyczna przygoda. Zauroczyłem się wtedy tach 80. agencja ta miała taki pro- i wyleczyłem z Ameryki. Bywam w Stanach bardzo gram kulturalny, w ramach które- często, ale mimo mojej oczywistej „kulturowej ame- go przyznawała stypendia osobom rykanizacji” to nie jest moje miejsce na ziemi. promującym kulturę amerykańską w państwach Bloku. Zakwalifikowa- M.Z.: A po studiach? łem się na nie jako krytyk jazzowy i miałem spędzić 30 dni, jeżdżąc po D.P.: Dużo jeździłem zawodowo i jeszcze więcej pry- Stanach. Oni zorganizowali mi spot- watnie, turystycznie. Jako jeden z nielicznych posia- kania, z kim tylko chciałem, czyli na dałem paszport, który najczęściej miałem w domu. przykład z szefami czy wiceszefami To dzisiaj brzmi zabawnie, ale wtedy, w końcu lat sie- wytwórni, wydawnictw, z kim so- demdziesiątych, paszport po powrocie, w ciągu sied- bie wymarzyłem. Wtedy nawiąza- miu dni należało zwrócić. Ja nie zwracałem, bo zaraz łem kontakty z naprawdę Możnymi

< JazzPRESS, maj 2014 |123

Jazzu. Wiele tych przyjaźni pielęg- nuję do dziś. To dzięki tej wyprawie do USA (napisałem o tym nawet książkę Nie tylko muzyka) potwornie wzbogaciła się moja płytoteka.

M.Z.: Jaką masz kolekcję płyt?

D.P.: Ogromną! Myślę, że płyt CD, tak na oko będzie jakieś 70 tysięcy. Z tego ok. 50 tysięcy to płyty jazzo- we, oprócz nich mam dużo muzyki etnicznej. Zdecydowanie mniej po- siadam winyli, około dwóch, może trzech tysięcy. Do tego ogromna bi- blioteka wydawnictw muzycznych. Posiadanie tak dużej kolekcji, z któ- rą właściwie nie wiadomo co zrobić, to problem. Nie mam już ulubio- nych płyt, bo jest ich zbyt dużo; słu-

cham każdego krążka jak radia i od- fot. Piotr Gruchała kładam. A półka to taka zamknięta, muzyczna Wieża Babel. rze takiego rozpędu, że stanie się ważnym elemen- tem naszej jazzowej kultury. Miałem już doświad- M.Z.: Wracając do twojej drogi za- czenie w organizowaniu imprez, gdyż wcześniej wodowej i… Ery Jazzu. Kiedy zdecy- zajmowałem się przez trzy edycje festiwalem jazzo- dowałeś się zająć organizowaniem wym w Poznaniu (Poznań Jazz Fair). Organizowałem koncertów? wiele koncertów gwiazd: od B.B. Kinga i Gypsy Kings po Dave’a Brubecka i Stephane Grappelly’ego. Obser- D.P.: Przez bardzo długi czas byłem, wowałem też festiwal w Nicei, który odróżniał się i nadal jestem, dziennikarzem mu- od innych tym, że trwał osiem miesięcy, co dawało zycznym. Jest to dziedzina, w któ- pewną ciągłość i wrażenie, że jazz jest over and over. rej cały czas się realizuję. Do tego Postanowiłem więc podobny cykl koncertów zorga- w pewnym momencie doszła Era nizować w Poznaniu. To był dobry czas, mieliśmy ra- Jazzu, która przez ostatnie 15 lat dio jazzowe, powstawał klub Blue Note. Oprócz mo- mnie mocno absorbuje. Kiedy za- czynałem, w 1998 roku, zupełnie nie przypuszczałem, że impreza nabie-

> BACKSTAGE124| Rozmowy

ich wcześniejszych doświadczeń, ważnym powodem artystyczny był najwyższy, zwłaszcza dla powstania Ery Jazzu były moje koneksje z muzy- jeśli przywoziłem muzyków, którzy kami. To był mój pomysł, że dzięki kolegom i znajo- na naszej scenie nie istnieli. Oczywi- mościom będę robił ciekawą i fajną imprezę. Udało ście, od czasu do czasu sprowadzałem się, pierwsze koncerty i... pełne sale ludzi. gwiazdę i w tym momencie mogę powiedzieć, że pokazałem już chyba M.Z.: I naprawdę, po pierwszych sukcesach nie za- wszystkie największe nazwiska: od cząłeś o Erze Jazzu myśleć długofalowo? Diany Krall i Herbiego Hancocka po Angelique Kidjo i Cassandrę Wilson. D.P.: Nie, nie myślałem, że to tak długo potrwa. Co Czasami było też tak, że podczas swo- więcej, wydawało mi się, że każdy kolejny sezon ich podróży gdzieś kogoś usłyszałem, będzie tym ostatnim. Było to o tyle prawdopodob- spodobał mi się i zapraszałem takie- ne także z tego względu, że Era Jazzu nie była źród- go muzyka do Polski. łem mojego utrzymania, zatem mogłem ją w każdej chwili przerwać. Muszę jednak przyznać, że po oko- M.Z.: Co było kluczem do sukcesu ło czterech latach impreza ta zaczęła mi zajmować tego przedsięwzięcia? mnóstwo czasu zawodowego. Z czasem stała się też swego rodzaju osnową, wokół której robiłem czy ro- D.P.: Oprócz wypracowania mar- bię także inne rzeczy. ki i wiodącego sponsora także to, że ja nie przeginam z trudną mu- M.Z.: Skoro zaczęło się to trochę przypadkiem, to zyką. Jeśli prezentowałem trudną w którym momencie stwierdziłeś, że chcesz ten po- muzykę, to była ona zawsze wytłu- mysł kontynuować? maczalna, np. chicagowskie AACM były trudne, ale starałem się stwo- D.P.: Wiesz co, kiedy zaczyna się z tego układać sensow- rzyć taki obrazek koncertowy, że to ny biznes, bo tak trzeba to nazwać, i widzisz, że zorga- było przyjmowane entuzjastycznie. nizowanie koncertu, wypromowanie go, sprzedaż bi- Zawsze na przykład starałem się letów i w końcu pokazania fajnej muzyki kończy się dopasować miejsce do danego kon- plusem, to zaczynasz o tym myśleć coraz poważniej. certu. Kolejna rzecz, to szacunek Udało mi się szybko wylansować markę imprezy też do artystów. Nie wyobrażam sobie dzięki prestiżowemu sponsorowi, którego miałem na przykład takiej sytuacji, że jako przez lata. Jeden wiodący partner przez te 15 lat, to był promotor, który organizuje koncert, ewenement w naszym kraju. Już po kilku latach Era nie jestem na nim obecny. Poza tym Jazzu stała się rozpoznawalną marką i nieważne, jaki wszystkich artystów traktuję na koncert organizowałem, czy była to gwiazda, czy mu- równi. Nie ma takiej sytuacji, że zycy zupełnie nieznani, efekt był zawsze ten sam. Lu- muzycy zagraniczni są lepiej trak- dzie przychodzili na Erę, bo wiedzieli, że będzie dobry towani niż ci polscy. To wykluczone. koncert. Zawsze bowiem starałem się, żeby poziom W końcu w Erze Jazzu zawsze wszy-

< JazzPRESS, maj 2014 |125

scy dostawali wynagrodzenie, nie M.Z.: Co dalej z Erą Jazzu, masz jakiś plan? zdarzyło się nigdy tak, że kiedy kon- cert nie wypalił, to rozkładałem D.P.: Mam trochę pomysłów, chciałbym na przy- bezradnie ręce przed współpracow- kład bardziej zająć się promocją młodych muzyków nikami. Nie, to ja ponosiłem odpo- jazzowych, nie tylko polskich, myślę o tym bardziej wiedzialność, nie osoby, które dla globalnie. Próbuję zainteresować tym pomysłem in- mnie pracowały. Poza tym to jest nych. Szukam prestiżowego i wiarygodnego partne- tak, że musisz trafić na dobry czas ra, który marce Era Jazzu nada nowego blasku. i dobre miejsce, ja miałem to szczęś- cie, że trafiłem. Gdybym zaczynał to M.Z.: Co w takim razie sądzisz o polskiej, młodej wszystko 10 lat później, to inaczej by scenie jazzowej? się to potoczyło. D.P.: Cały polski młody jazz idzie w kierunku awan- M.Z.: Czy istnieje jeszcze jakiś spo- gardy i jest to bardzo budujące. Z drugiej jednak sób, żeby robić dzisiaj taki event strony jest to kierunek, który nie przysporzy im licz- łańcuchowy jak twój? nej publiczności. Owszem, jest grupa ludzi niezwy- kle entuzjastycznie nastawiona do takich działań, D.P.: Myślę, że to się w Polsce już ale nie jest ona wielka. Jest u nas sporo świetnych skończyło. Istnieje u nas ponad 100 nazwisk, ale co dalej z nimi, z ich pomysłem na ży- festiwali jazzowych, ale zwróć uwa- cie? Mamy wybitnych muzyków, którzy są doskona- gę na plakaty i loga jakie na nich się le wykształceni i bardzo cieszy to, że nie wchodzą pojawiają, kto je finansuje? Nie ma w coś takiego jak smooth jazz czy przysłowiowe gra- tam logotypów dużych firm. Teraz nie „do kotleta” żeby przeżyć... bronią się te imprezy, które mają do- tacje samorządowe czy rządowe. Era M.Z.: Na zakończenie powiedz, co jest dla ciebie naj- Jazzu nigdy nie otrzymała wsparcia większym sukcesem zawodowym? MKiDN – ani złotówki samorządo- wej. Nie chcę jednak powiedzieć, że D.P.: Dla mnie takim największym sukcesem jest to, czarno widzę sytuację jazzu w Polsce. że spotkałem wspaniałych ludzi. Z wieloma z nich Często patrzy się i idealizuje Ame- nawiązałem bliskie, czasami przyjacielskie relacje. rykę w tej kwestii, a tam muzyka Dzięki pracy poznałem ludzi, z którymi inaczej nie w wielu przypadkach stała się pro- miałbym kontaktu, poznałem wspaniałych muzy- duktem. Dla przykładu weźmy no- ków jazzowych, spędzałem z nimi czas, pijąc kawę wojorski Blue Note, który ma piękny czy jedząc obiad. Wiele wspaniałych i trwałych re- repertuar, występują świetni artyści, lacji z tego powstało i jest to cudowne. Przyjaźnię się tylko że grają i śpiewają „do kotleta”. z wielkimi jazzu i estrady! U nas muzyka ciągle jest wielką sztu- ką, którą odcinamy od prozy życia.

> 126| Jazzowy Notes

Projekty specjalne

Dionizy Piątkowski [email protected]

Jestem w niezwykle komforto- tacje. To jest luksus pracy z wybra- wej sytuacji, bo każdego tygodnia nym artystą, który decydując się na otrzymuję kilkanaście propozycji jedyny recital w Warszawie, przed- zrealizowania ciekawego koncer- kłada trudy podróży nad tuzinkowe tu w Polsce, ale zdrowy rozsądek oferty europejskich agencji. Jeśli do i pragmatyzm powodują, że więk- tego dodam, że wiele z zaprasza- szość tych ofert jest odrzucana lub nych gwiazd pojawiło się w Polsce przekładana na odległe terminy. po raz pierwszy, to moja satysfakcja I nie ma to najmniejszego związku i zawodowa próżność zostają zaspo- z zawartością artystyczną oferty, kojone w dwójnasób. ale przede wszystkim ze sztampą, z jaką agencje koncertowe podcho- To właśnie takim koncepcjom za- dzą do realizowanych i „sprzedawa- wdzięczam niezapomniane kon- nych” tras koncertowych. Unikam certy najprzedniejszych wokalistek zatem typowych propozycji, czyli jazzu – Abbey Lincoln, Dianny Ree- włączania koncertu z europejskiej ves, Nnenah Freelon, wspaniałych trasy w rytm Ery Jazzu, ale skupiam saksofonistów Steve’a Lacy’ego, Gato się głównie na wyszukiwaniu ta- Barbieriego, genialnych kwartetów kich pomysłów, które pojawiają się Kronos oraz Oregon. Każdy z tych poza głównym music-biznesowym koncertów był jedyny i niepowta- rozdaniem i których pozyskanie na rzalny. Wydarzył się raz i nigdy jedyny koncert w Polsce jest sporym więcej. Najważniejszym impulsem wyzwaniem. Wiem wtedy, że ranga mojej pracy jest takie skonstruo- przygotowywanego koncertu jest wanie programu, by można zrea- szczególna; oto pojawi się artysta, lizować jakiś karkołomny pomysł który zdecydował się na długi prze- i namówić do udziału w nim wiel- lot z Nowego Jorku, by po krótkim ką gwiazdę. Te wszystkie „idee fix” odpoczynku, licznych próbach poja- są początkowo niemożliwe do zrea- wić się ze swoją muzyką dla jedynej, lizowania; potem gdy pierwsze lody przez siebie wybranej publiczności. zostają przełamane, gdy rodzi się Nie dziwi zatem fakt, iż tradycją zarys koncepcji artystycznej i gdy mojej Ery Jazzu są właśnie takie zapraszany muzyk jest już „zara- – jedyne i niepowtarzalne prezen- żony” projektem następują długie

< JazzPRESS, maj 2014 |127

(czasem kilkuletnie) przygotowa- wam tutaj określenie „stworzenie nia. Oczywiście wiele z tych pro- orkiestry”, bowiem wybitny jazzowy jektów w tzw. międzyczasie się bu- pianista nie potrzebował typowej rzy, brak reakcji i decyzji ze strony symfonicznej orkiestry, ale wielki managementów, brak entuzjazmu (54 muzyków!) skład wzbogacony muzyków czy wręcz – najbardziej przede wszystkim o jazzowych soli- prozaiczna sprawa – brak możli- stów. Zdziwieni musieli być słucha- wości finansowych na realizację ta- cze koncertów Herbiego Hancocka kich niepowtarzalnych projektów. i naszej Polish Symphony Orchestra, w której zasiadali… znani polscy Z niezwykłą serdecznością wspomi- jazzmani: Henryk Miśkiewicz, Zbi- nam wspólny projekt zrealizowany gniew Jaremko, Wojtek Majewski... z popularnym gitarzystą Al Di Meo- lą, którego zaprosiłem do zespo- Najtrudniejszym okazał się pro- łu Amadeus Chamber Orchestra, jekt „Penderecki JAZZ” zrealizowa- słynnej orkiestry kameralnej Ag- ny wspólnie z międzynarodowym nieszki Duczmal. Sam pomysł był kwintetem jazzowym Marcina karkołomny – wybitna dyrygentka i Bartka Olesiów. Trudność pomy- zgodziła się na udział gitarzysty- słu polegała przede wszystkim na -jazzmana pod warunkiem, że za- takim artystycznym skonstruo- gra on także repertuar klasyczny. waniu programu, by trudne kom- Początkowo nie stanowiło to prob- pozycje Krzysztofa Pendereckiego lemu, ale po pierwszej wspólnej można było poddać zgrabnej styli- próbie okazało się, że Al Di Meola styce jazzu. Nieocenionym okazał nie bardzo radzi sobie z Vivaldim, się sam prof. Penderecki, który nie Pachellbelem i stylistyką kameral- szczędził wspaniałych sugestii oraz ną. Dopiero dobroduszność p. Ag- precyzyjnie dobierał swoje Sona- nieszki spowodowała, że Aldi zagrał ty, by wpleść je zgrabnie w jazzową klasykę z jazzową wirtuozerią. synorystykę. Współpraca ta oka- zał się dla mnie wielkim dozna- Dużo prościej było zrealizować pro- niem i najwspanialszym, zawodo- jekt Herbiego Hancocka, który za- wym doświadczeniem; spotkaniem proponował stworzenie orkiestry z najwybitniejszym kompozytorem symfonicznej specjalnie dla pro- i najwspanialszym artystą. Raz jesz- gramu „Gershwin’s World”. Uży- cze dziękuję Panie Profesorze!

> 128| Słowo na jazzowo

Lewym Uchem

Konrad Michalak [email protected]

Powtarzając za Aleksandrem Fre- prasowych o karierze, która swoje drą: Niech się dzieje wola nieba, z nią początki miała m.in. w szwajcar- się zawsze zgadzać trzeba, przesta- skim kurorcie na rautach i balach. łem stresować się kryzysem poli- Powstaje zatem pytanie: „Czy po- tycznym na wschodzie, trudną sy- trzebujemy bez ustanku tkwić w za- tuacją gospodarczą w kraju oraz kleszczeniu pomiędzy ciśnieniem kiepską atmosferą do uprawiania na międzynarodowy sukces, a prak- kultury w chwili, gdy pokój na świe- tyką estradową i realiami finan- cie jest zagrożony. sowymi instytucji kultury, czy też możemy wyzwolić się z tych ograni- W sukurs przyszedł mi jeden z czo- czeń?”. Kluczowym dla rozwiązania łowych polskich tygodników opinii, tej kwestii byłoby ustalenie czy mo- w którym ukazał się niedawno arty- żemy pokonać własnymi metoda- kuł autorstwa red. M. Kołodziejczy- mi siłę dystrybucji, jaką dysponują ka dotyczący pozytywnych zmian duże domy produkcji muzycznej. na naszym rynku wydawniczym Moim zdaniem odpowiedź na to py- w dziale jazz. Okazuje się, że nie tanie brzmi: TAK. Aby tego dokonać jest tak źle. Mali wydawcy zyskują należy wykorzystać uproszczone na sile i stają się poważną konku- myślenie strategiczne i zastanowić rencją dla gigantycznych wytwórni, się nad tym, jak efektywnie promo- które mniej lub bardziej dyskretnie wać jazzową muzykę graną na żywo przejmowały pod swoje skrzydła i jak korzystać z potencjału tkwią- rynek muzyki jazzowej, nierzadko cego w promocji polegającej na gra- promując uśrednione płyty smo- niu własnego materiału w klubach othjazzowe. czy instytucjach kultury.

Niewątpliwy wpływ na ożywienie Jeden z czołowych twórców w pol- tej części rynku muzycznego miała skim filmie powiedział kiedyś, że aby nagroda Grammy dla Włodka Paw- przetrwać, trzeba wyznaczyć grani- lika, o której wszystkie media w Pol- ce między komercją a niezależnoś- sce rozpisywały się na potęgę. Jest to cią artystyczną. Z tego powodu on dość zabawne, zwłaszcza w kontek- sam zajmuje się współtworzeniem ście jego niedawnych wypowiedzi filmów reklamowych, co zajmuje

< JazzPRESS, maj 2014 |129

mu połowę roku. W drugiej reżyse- człeka w swojej duszy, zrozumie, ruje autorskie filmy, które pomimo że nie wszyscy mają moc bycia dru- trudnej tematyki cieszą się zainte- gim Śmietaną/Scofieldem/Milesem resowaniem dość szerokiego grona czy Namysłowskim. Takie sygnały publiczności. Może muzycy powin- o zmianach na rynku wydawni- ni zastanowić się czy nie warto by- czym, mogą być silną motywacją dla łoby pomyśleć o graniu koncertów twórców i komunikatem: można, we wszystkich dostępnych instytu- da się, warto ryzykować i próbować. cjach kultury innych niż kluby lub Jest dla nas szansa na wydobycie się duże centra kultury mające swoje z niebytu. Jeden z moich znajomych siedziby w miastach wojewódzkich. z pasją powtarza: gram w chyba sied- Nie jest wszakże złamaniem ety- miu bandach, płyty wydają się same ki zawodowej granie standardów w różnym terminie, trasy koncertowe np. w Pcimiu Dolnym na koncercie są, bo być muszą, tylko tam się zara- plenerowym organizowanym przy bia sensowne pieniądze. Materiał mu- okazji zakończenia lata. Tylko czy zyczny zasadniczo jakościowo między godność twórcy na to pozwala? Lata sobą się nie różni, jest równie dobry. epoki słusznie minionej przyzwy- Na szczęście mam ten przywilej i nie czaiły wielu artystów do pewnego muszę się brać za rzeczy komercyjne, rodzaju lenistwa umysłowego, któ- które są przeważnie dość słabej jako- re wytwarza poniższy schemat lo- ści. Chciałbym pozbyć się tego cięża- giczny: jazz muzyką trudną – nie ma ru przymusu myślenia o trasach, żeby odbiorcy – coraz mniej ludzi kupuje móc się skupić wyłącznie na pracy płyty – Internet nas okrada = trage- nad kolejnymi płytami. To jest moje dia i masakra, lepiej zająć się edu- marzenie, ale nie wiem na ile ono jest kacją muzyczną w szkołach, a płyty możliwe do zrealizowania, nie jestem i „joby” klecić na boku i od święta. dobry w kalkulacji kasy i organizo- Jest to ze wszech miar bezpieczniej- waniu. Zasłuchałem się w ten jego sze dla życia i zdrowia, sprzyja także przydługi monolog i nagle mnie założeniu rodziny. Niestety taka po- olśniło – „A może brak mu dobre- stawa nie służy kreatywności. Żeby go managera?”. Zostawiłem go z tą była jasność – nie twierdzę, że każdy sugestią, sam jestem ciekaw czy coś musi grać komercję, a potem prze- z tej interakcji wyniknie. W progu bijać się w środowisku przez kluby, jego domu podrzuciłem wspomnia- imprezy zamknięte, festiwale, kon- ną przeze mnie na początku tekstu kursy. To jest szalenie ciężka droga, gazetę, może przeczyta artykuł i za- każdy kto ma odrobinę ludzkiego inspiruje się?

> 130| World Feeling

Mali w kryzysie gra dalej

Łukasz Nitwiński [email protected]

Niedawne zamachy, przewroty i wciąż trwająca interwencja zbrojna w Mali sprawiła, że głos artystów został zagrożony. Legendarny Desert Festival za- wieszono, a muzycy emigrowali lub przenieśli się na spokojniejsze połu- dnie kraju. Szczęśliwie, zaistniały w 2012 r. konflikt zdaje się zmierzać ku końcowi. Międzynarodowe oddziały przeistaczają się w patrole prewen- cyjne, a ataki ustają. Być może jest to początek powrotu do dawnego Mali, które było synonimem przyjaznego kraju. Kraju, który w Afryce od paru dekad posiadał największy muzyczny potencjał; źródło, z którego czerpał cały kontynent.

Poniżej znajduje się czteropłytowy przegląd wybranych malijskich albu- mów. Dwóch klasycznych pozycji, które ukształtowały malijski krajobraz muzyczny oraz dwóch nowych wydawnictw, które ten krajobraz barwnie wypełniają.

Albumy klasyczne

Belle Epoque Vol 2: Mansa Rail Ban

Kiedy słuchamy wczesnych nagrań Rail Band z lat 1970 – 1983 najbardziej ude- rzająca jest konsekwencja, z jaką zespół stał na skrzyżowaniu afrykańskich kultur. Być może wynika to początków działalno- ści, jeszcze z przed ery studyjnej, kiedy to Rail Band występował przed różnorodną klientelą wielu narodów; na ceremoniach rodzinnych, uroczystościach państwo- wych i „eventach”, jak byśmy dzisiaj po- wiedzieli. Wśród wpływów, które w tym wczesnym okresie inspirowały zespół ko- World Feeling World

< JazzPRESS, maj 2014 |131

lejarzy ze stacji Bamoko, najważniejsze Rail Band to jedna z najpiękniejszych historii muzycznych, są brzmienia tropikalne i latino, z calypso jaką opowiedziała nam zachodnia Afryka. Wielkie arty- i mambo na czele. W niektórych kom- styczne osobowości zaczynały tu swoją działalność i z cza- pozycjach („Finza”) na pierwszym planie sem zespół stał się instytucją, która niezmiennie pielęgnuje utrzymują się z rytmy Afrobeatu. W ko- i współtworzy muzyczną tradycję. Belle Epoque to album, lejnych odsłonach do głosu dochodzi zło- który mówi wieloma językami, dzięki czemu trafia do ta era muzyki z Etiopii („Diula”) i kongijska wszystkich. Kompilacja ukazała się w 2008 roku nakładem szkoła gitarowa z genialnym Djelimadym Sternsa. Poszczególne utwory dostępne są na albumach Tounkarą (DR Kongo). z latach 70-tych i 80-tych. Pozycja obowiązkowa.

New Ancient Strings – Toumani Diabaté & Ballaké Sissoko

Delikatny sound kory to jedna z naj- większych przyjemności życia. Najwięk- szym instrumentalistą tej afrykańskiej liry pozostaje Toumani Diabaté. W 1999 r. malijski mistrz postanowił spotkać się ze wschodzącą gwiazdą Ballaké Sisso- ko i nagrać album, który wyniesie korę na wyżyny. Obaj muzycy wywodzą się malijskich rodzin griotów, od pokoleń żyjących dla muzyki. W 1970 roku ojco- wie muzyków, Sidiki Diabaté i Djelimady Sissoko nagrali album Ancient Strings. Nowa wersja albumu miała być chołdem dla ich muzycznego dzieła i nowym roz- działem dla malijskiej tradycji dynamiczną i pełną pasji formę. Ale dominującym nastro- jem jest muzyczna rozmowa dwóch przyjaciół. Serdeczne Na albumie znalazły się wyłącznie afry- frazy, śmiałe zaproszenia i grzecznościowe ukłony. Wza- kańskie evergreeny. Kontekst jego po- jemny szacunek. Atrakcyjność brzmienia kory stwarza wstania, wybitna wirtuozeria twórców zagrożenie zachwycenia się banałem, zwłaszcza, że wielu i złożoność kompozycji sprawia, że New muzyków dostrzegło w niej szansę na zmianę swojego ży- Ancient Strings odkrywa się wielokrot- ciowego statusu. Album ten, jest najlepszym drogowska- nie, niemalże bez końca. Dwie flirtujące zem, bezcennym punktem odniesienia. Wydany został ze sobą kory potrafią nadać swej relacji przez wytwórnię Hannibal w 1999 r.

> 132| World Feeling

Nowe wydawnictwa

Kanou Mamani Keita

Była chórzystka z zespołu Salifa Keity znana była do tej pory z albumu Elec- tro Bamako z 2001 r., który w udany sposób balansował pomiędzy jazzem, reggae, elektroniką i rytmami z tradycji Malinke. Najnowszy album jest bardziej rootsowy, spójny i miękko zaaranżowa- ny, w czym swój udział miał francuski producent Marc-Antoine Moreau. Naj- ważniejszym instrumentalistą na albu- mie okazuje się gitarowy weteran Djeli Moussa Kouyaté znany z Rail Band. Jego hipnotyzujące partie nadają brzmieniu idealną porcję przyjemnego falowania. Jego kontrapunktem jest mistrz ngo- nii Mariba Koita. W stylistyce słyszalny jest również wpływ etniczno-rockowych harmonii pokroju Tamikrest.

Najważniejszy pozostaje głos Mamani. Jest ciepły i głęboki, ale nie za ciążki, dzięki czemu każdy utwór prezentuje się lekko. W niektórych fragmentach („Do- unia”) album zbliża się do popowych schematów, ale w żaden sposób nie jest to jego ujmą. Dobry pop jest jak dobra filmowa komedia – niezwykle trudny w sprawnej realizacji, ale gdy się uda to służy na długie lata. Mali w ostatniej de- kadzie wysłało w świat wiele dobrych ar- tystek i Mamani Ketia z całą pewnością zasługuje na miejsce wśród nich, choć do miana wybitnej jeszcze trochę jej brakuje. Album ukazał się w marcu 2014 World Feeling World roku nakładem World Village. < JazzPRESS, maj 2014 |133

Mon Pays Vieux Farka Touré

Po trzech dobrych albumach solowych i udanej współpracy z izraelskim produ- centem Idanem Raichelem, Touré wyrobił sobie wystarczającą opinię, by nie wspo- minać przy każdej recenzji jego słynnego ojca. Choć z drugiej strony, jest to nie do uniknięcia, jeśli na najnowszym albumie słyszymy tak fantastyczny cover „Sa- fare” Ali Farki (z legendarnego albumu Niafunke). Jego nowa wersja brzmi jak pełnokrwiste rozwinięcie oryginalnego utworu, zagrany jest z szacunkiem i dys- kretną kreacją. Ten utwór, to jednak jed- no z niewielu bezpośrednich odniesień do przeszłość. Touré z każdym kolejnym albumem prezentował rozwój, który za- prowadził go do kręgu najciekawszych malijskich gitarzystów i artystów.

Na werbalną zawartość albumu najwięk- szy wpływ miały wojenne wydarzenie, któ- re dotknęły Mali i samego Touré w ostat- nich miesiącach przed wejściem do studia. Nie chcąc konfrontować się z północną is- lamską rewolucją, której przywódcy zaka- zali muzyki, Touré wraz z rodziną przeniósł się do Bamako. W energetycznych, nieco rockowych utworach, „Yer Gando” i „Kele Magni” możemy usłyszeć komentarz do aktualnej sytuacji w Mali. Album łagodzo- ny jest instrumentalnymi balladami, na których akustyczna gitara lidera nawiązuję piękny dialog z korą Sidikiego Diabaté. Al- bum ukazał się w październiku 2013 roku nakładem Six Degrees Records. > 134| BLUESOWY ZAUŁEK

GRUFF, CZYLI PRZYTUŁA & KRUK VS. KUDŁA

Aya Lidia Al-Azab [email protected]

Duet Przytuła & Kruk powstał w 2010 r., a polska publiczność w tym sa- mym roku wyróżniła ich nagrodą „Odkrycie roku” w ankiecie Blues Top, kwartalnika Twój Blues. Był to świeży powiew na polskiej scenie bluesowej. Młodość i dystans nada- ją lekkości ich muzyce. Do nagrania swojego debiutanckiego albumu zaprosili grono znajomych muzy- ków, co jeszcze podwyższyło poziom ich płyty.

Gruff to efekt poszerzenia duetu przełamany jest energiczną per- o perkusistę Macieja Kudłę. Byłam kusją, dzięki czemu już na począt- zwolenniczką ich propozycji blue- ku można docenić zmianę składu. sa: prostego, akustycznego, jednym Wstrzyknięto w ten akustyczny słowem – korzennego. Poszerzenie duet mocniejsze brzmienie. o perkusistę nieco zaburzyło mi ten obraz, lecz po przesłuchaniu zapi- su koncertów, jakim jest ich debiu- tancki album Live, muszę przyznać, że sekcja rytmiczna pozytywnie wzmocniła ich brzmienie, a nawet jest swego rodzaju katalizatorem.

Płyta składa się z 9 utworów. Pierw- szy jest zapisem koncertu z cze- skich Teplic, a kolejne – z występu we wrocławskim klubie Formaty.

Album rozpoczyna cover klasy- ki „Preaching Blues”. Slide Kruka BLUESOWY ZAUŁEK

< JazzPRESS, maj 2014 |135

Jedną z lepszych aranżacji jest wer- sja „Come on in My Kitchen”. Deli- katna gitara Kruka i nieprzyzwoicie improwizujący Przytuła nadają su- rowości, która powinna być nieod- zowną częścią korzennego bluesa.

Każdy następny utwór udowadnia opanowany do perfekcji fach w rę- kach gitarzysty Tomka Kruka, który w zespole pełni również rolę kom- pozytora. Na płycie, oprócz coverów, są również jego autorskie kompo- zycje: „The Morning”, „Leave This Time” i „Greyhound”, który znamy z debiutanckiego albumu Przytuła & Kruk.

Można dwojako oceniać muzykę, a nawet sam sposób bycia na sce- nie tych młodych artystów – można uznać ich za prawdziwych blues- manów bawiących się formą, im- prowizujących i tworzących blu- esową sztukę w trakcie koncertu Już 7 maja w słynnym klubie Pardon, To Tu za- lub za młodych chłopaków z bez- grają Williams / Zimpel / Greene / Kugel czyli sprzecznie dobrym warsztatem, po- zespół SWITCHBACK „projekt muzyków roz- błażliwie traktujących słuchacza. poznawalnych poprzez szerokie spektrum mu- Bez znaczenia, z którą koncepcją się zycznych tradycji i stylistyk, na których zbu- mniej lub bardziej zgadzamy, to wy- dowany jest ich język, i które stanowią punkt wołują oni w nas konkretne emo- wyjścia do stworzenia osobistej wypowiedzi” cje. Czyli zadanie wykonane!

> 136|Kanon Jazzu

Oscar Peterson Trio – Canadiana Suite Abdullah Ibrahim (Dollar Brand) – African Piano

Trio Oscara Petersona z Rayem Browne mi Edem African Piano to mój ulubiony album Abdullaha Thigpenem to jedna z najlepszych jazzowych Ibrahima. Do dziś pamiętam kiedy usłyszałem go trójek świata. Canadiana Suite została nagrana po raz pierwszy. Ten album wraz z kilkoma innymi w 1964 roku. Na wielu albumach z tego okresu dorzucił mi jako prezent jeden ze sprzedawców pojawiały się pojedyncze kompozycje pianisty, tu używanych płyt na wiedeńskiej giełdzie dla ko- jednak mamy do czynienia z większą formą su- lekcjonerów. Uważał, że nie ma wielkiej wartości ity napisaną specjalnie z myślą o tym nagraniu, kolekcjonerskiej ani muzycznej. Do dziś nie wiem przemyślaną i wypróbowaną z zespołem. Stwo- też, jak powstały dźwięki, które słyszę na tej pły- rzenie Suity Kanadyjskiej zajęło Oscarowi Peter- cie. Czy to fortepian był jakoś spreparowany, czy sonowi ponad rok, a pomysłem było opisanie ka- został specyficznie nagrany? Faktem jest, że mo- nadyjskich krajobrazów jazzowym językiem. Czy mentami mam wrażenie, że gra dwu pianistów, to się udało – nie wiem, nie byłem bowiem nigdy a fortepian stojący w Jazz-hus Montmartre w Ko- w Kanadzie. Faktem jest jednak, że do dziś ten al- penhadze był raczej rozstrojony niż zabytkowy. bum można dziś kupić od ręki w niemal każdym Podobno najnowsza reedycja wydana przez ECM kanadyjskim sklepie z płytami – tam ma pozycję w postaci płyty analogowej brzmi wyśmienicie. To ważnego dokumentu historycznego i żywego do- album warty każdej wydanej na niego sumy pie- wodu na to, że Oscar Peterson był największym niędzy, a nowa edycja będzie już trzecią w mojej muzykiem, jakiego Kanada miała.(…) kolekcji.(…)

< JazzPRESS, maj 2014 |137

Stephane Grappelly – Improvisations / Stan Getz & Chet Baker – The Stockholm Piano A Gogo Concert

Pod nieco mylącym tytułem Improvisations fran- Dla Stana Getza cykl europejskich koncertów cuski oddział Universalu wznowił w 2003 roku ze Stanem Getzem był kolejnym tourne, dla Che- dwie płyty Stephane Grappelly’ego z lat pięćdzie- ta Bakera – kolejną próbą powrotu do świata tych, siątych. Oba albumy łączy czas nagrania i osoba którzy potrafią codziennie na trzeźwo i bez in- perkusisty – Baptiste Mac Kac Reillesa. Wszystko nych środków pobudzających zagrać dobry kon- inne te płyty w zasadzie dzieli. Album Improvisa- cert. Cały cykl zakończył się dość niefortunnie, tions to płyta jakich wiele nagrał w swojej długiej bowiem właśnie niestabilność formy Cheta Bake- muzycznej karierze jeden z najlepszych skrzyp- ra spowodowała, że Stan Getz odwołał sporo kon- ków świata. Takie melodie, jak „Cheek To Cheek”, certów, wyrzucając targanego nałogami trębacza „’S Wonderful”, czy „Body And Soul” są wymarzo- z zespołu. Zanim jednak tak się stało, koncerty nym materiałem dla skrzypcowych improwizacji w Sztokholmie zostały nagrane. Dzięki tej decy- lidera. Druga połowa płyty, to – zgodnie z tytułem zji szwedzkich realizatorów możemy się dziś cie- pierwotnie wydanego w formie zbioru 45-obro- szyć ponad 3 godzinami niezrównanych koncer- towych singli – Piano A Gogo, gra na fortepianie. towych wykonań szeregu znanych z najlepszych Skrzypiec tu nie usłyszycie. Usłyszycie za to, że lat be-bopu utworów. Tradycyjnie w przypadku nawet jeśli opanowanie instrumentu dalekie jest nagrań Cheta Bakera muszę wspomnieć, że nigdy od technicznej wirtuozerii, muzykalność mistrza nie byłem i dalej nie jestem fanem jego prób wo- sprawia, że w efekcie dostajemy wyśmienitą por- kalnych. Zdecydowanie wolę kiedy gra na trąbce, cję fortepianowych improwizacji.(…) z wiekiem zresztą głos ulegał destrukcji.(…)

Rafał Garszczyński Pełne recenzje z cyklu Kanon Jazzu znajdziesz na stronie www.jazzpress.pl/kanon-jazzu

> Kontakt z redakcją: [email protected] Wydawca ul. Morskie Oko 2, 02-511 Warszawa Fundacja Popularyzacji Muzyki Jazzowej www.jazzpress.pl EuroJAZZ ISSN 2084-3143 Redakcja redaktor naczelny: Roch Siciński – [email protected] Piotr Wojdat – [email protected] Maria Zimny – [email protected] Kacper Pałczyński – [email protected] Jerzy Szczerbakow – [email protected] Robert Ratajczak – [email protected] Aleksandra Nowosad – [email protected] Mateusz Magierowski – [email protected] Łukasz Nitwiński – [email protected] Rafał Garszczyński – [email protected] Fotograficy: Aya Lidia Al-Azab – [email protected] Piotr Gruchała Maciej Nowotny – [email protected] Marta Ignatowicz-Sołtys Ryszard Skrzypiec – [email protected] Kuba Majerczyk Piotr Fagasiewicz Lech Basel Karolina Śmietana Marcin Wilkowski Dorota Olearczyk Barbara Adamek Czartoryjska Konrad Michalak Bogdan Augustyniak Dominik Borek Krzysztof Wierzbowski Andrzej Patlewicz Monika S. Jakubowska Krzysztof Komorek Julian Olearczyk Sławomir Orwat Korekta Dionizy Piątkowski Eliza Galon Marta Ignatowicz-Sołtys Ewa Weydmann Radek Wośko Skład i opracowanie graficzne Tomasz Furmanek Beata Wydrzyńska – [email protected] Lech Basel Marketing i reklama Małgorzata Smółka Agnieszka Holwek – [email protected] Rafał Zbrzeski

Wszystkie materiały w numerze objęte są licencją Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomer- cyjne-Bez utworów zależnych 3.0 Polska, to znaczy, że wolno je kopiować i rozpowszechniać, jednak należy oznaczyć w sposób określony przez Twórcę lub Licencjodawcę, nie wolno używać do celów komercyjnych i nie wolno zmieniać, przekształcać ani tworzyć nowych dzieł na podstawie tego utworu. Z tekstem licencji można zapoznać się na stronie » WRZESIEŃ 2013 LISTOPAD 2013 GRUDZIEŃ 2013 Gazeta internetowa poświęcona Gazeta internetowa poświęcona Gazeta internetowa poświęcona muzyce improwizowanej

muzyce improwizowanej 2084-3143 ISSN muzyce improwizowanej 2084-3143 ISSN ISSN 2084-3143 ISSN

Rozmowy: Aga Zaryan Jorgos Skolias Grażyna Auguścik Theo Bleckmann Rozmawiają z nami: Tony Malaby Rozmowy: Maciej Obara Daniel Radtke John McLaughlin Mariusz Bogdanowicz Piotr Lemańczyk Marcin Olak Adam Bałdych Wojciech Myrczek Kazimierz Dominik Strycharski Maciej Fortuna Jonkisz Witold Zińczuk Nauczyłem się nie psuć koncertów Niech przemówią i mieć wielką pokorę do muzyki bębny Mikołaj Trzaska Prawda jest najważniejsza

Maciej Fortuna, fot. Kuba Majerczyk Kazimerz Jonkisz, fot. Kuba Majerczyk Mikołaj Trzaska, fot. Kuba Majerczyk

KWIECIEŃ 2014

Gazeta internetowa poświęcona muzyce improwizowanej ISSN 2084-3143 ISSN

Rozmowy: Kuba Płużek Hernani Faustino Ambrose Akinmusire Dr Sylvanus Kwashie Kuwor Tomasz Tłuczkiewicz

Dominik Wania Nigdy nie byłem jazzowym ortodoksem

Dominik Wania, fot. Kuba Majerczyk